Download as docx, pdf, or txt
Download as docx, pdf, or txt
You are on page 1of 6

Germanie kontra Słowianie.

Bitwa pod
Tannenbergiem
Ale Historia 23.06.2014
Beata Maciejewska

Paul von Hindenburg (trzeci od lewej w pierwszym rzędzie) i jego sztab na zdjęciu
zrobionym w sierpniu 1914 r. Drugi od lewej obok Hindenburga to gen. Erich Ludendorff, a
czwarty od prawej podpułkownik Max Hoffmann w sztabie Hindenburga odpowiadał za
wywiad i to jego ludzie zdobyli kluczowe informacje dotyczące położenia sił rosyjskich. (Fot.
BE&W)
Pierwsza wielka bitwa na froncie wschodnim - trzydniowe starcie pod Tannenbergiem -
okryła sławą generała Paula von Hindenburga. Niemiecka propaganda wykorzystała to
zwycięstwo, głosząc, że jest germańskim triumfem nad Słowiańszczyzną i rewanżem za
porażkę Krzyżaków pod Grunwaldem 15 lipca 1410 r.

Gdy wybuchła wojna, Hindenburg był emerytowanym generałem. Od trzech lat mieszkał w
Hanowerze, bywał na koncertach, w teatrach, muzeach, wybrał się też z żoną do Włoch, żeby
napawać się pięknem tamtejszych zabytków. Liczył sobie 67 lat, cieszył się spokojem jesieni
życia, który 22 sierpnia 1914 r. o godzinie 15.30 zakłócił telegram z kwatery głównej cesarza
Wilhelma II. Pytanie brzmiało: "Czy jest pan gotowy wrócić natychmiast do służby
czynnej?".

Duet doskonały
Hindenburg nie wiedział jeszcze, że ma zastąpić dalekiego krewnego swojej żony, gen.
Maximiliana von Prittwitza, dowódcę 8. Armii stacjonującej w Prusach Wschodnich.
Rosyjska inwazja zaczęła się tam w połowie sierpnia, kiedy 1. Armia rosyjska gen. Pawła
Rennenkampfa uderzyła od północy (od strony Litwy), a od południa (z Królestwa Polskiego)
- 2. Armia dowodzona przez gen. Aleksandra Samsonowa. Operację koordynował sztab
Frontu Północnego dowodzony przez gen. Jakowa Żylińskiego.

Pierwsze starcie pod Gumbinnen (Gąbinem) z Rennenkampfem skończyło się remisem ze


wskazaniem na Rosjan, bo Niemcy wycofali się z pola bitwy. Kiedy Prittwitz się dowiedział,
że Samsonow wkracza do Prus Wschodnich, lekko spanikował, a następnie poprosił o zgodę
na odwrót aż za Wisłę oraz przysłanie posiłków. Wywodzący się z niemieckiej rodziny
osiadłej pod Rewlem (dzisiejszym Tallinnem) Rennenkampf upajał się sukcesem, w
cerkwiach odprawiano dziękczynne modły, a rosyjskie gazety odtrąbiły zwycięstwo.

Ale oddanie Prus Wschodnich i Prus Zachodnich, kolebki pruskiej państwowości, nie mówiąc
już o majątkach tamtejszych junkrów stanowiących podporę monarchii i rdzeń korpusu
oficerskiego, nie wchodziło w grę. Gen. Helmuth von Moltke (młodszy), szef niemieckiego
sztabu generalnego, uznał, że Hindenburg naprawi to, co Prittwitz popsuł. Do pomocy na
szefa sztabu przydzielił mu o 18 lat młodszego gen. Ericha Ludendorffa, odznaczonego już za
zwycięskie walki o belgijskie Liege błyskotliwego sztabowca, ale też oficera niezbyt jeszcze
doświadczonego w dowodzeniu frontowym. Ludendorff uchodził za człowieka odważnego,
ale też porywczego i niecierpliwego.

Z opanowania słynął natomiast Hindenburg, uczestnik m.in. zwycięskich bitew pod Sadową
(w 1866 r. z Austriakami) i Sedanem (w 1870 r. z Francuzami). Ojciec przyszłego
feldmarszałka był oficerem zawodowym, a Paul wstąpił do szkoły kadetów jako
jedenastolatek. Z czasem zasłynął m.in. z tego, że potrafił usnąć na zawołanie i w każdych
okolicznościach, także na polu bitwy. Jak się miało okazać, Hindenburg i Ludendorff
stworzyli doskonały duet.

Oddanie Prus Wschodnich i Prus Zachodnich, kolebki pruskiej państwowości, nie wchodziło
w grę

23 sierpnia przyjechali pociągiem specjalnym do kwatery głównej 8. Armii w Malborku,


gdzie raczej chłodno zostali przywitani przez podwładnych Prittwitza, ale Hindenburga
niewiele to obeszło. Wieczorem zdążył jeszcze pospacerować nad brzegiem Nogatu i obejrzeć
zamek krzyżacki, a następnego dnia rano zarządził wymarsz do boju. Pierwszym celem miało
być spotkanie z 2. Armią Samsonowa.

Informacja ważniejsza od siły


Hindenburg sporo ryzykował. Niemiecki plan zakładał, że gros sił rzuci się na Francję i wojna
na froncie zachodnim zostanie rozstrzygnięta w ciągu sześciu tygodni. Potem miała przyjść
kolej na rozprawę z Rosją. W Prusach Wschodnich stacjonowało zaledwie 200 tys. żołnierzy,
a siły rosyjskie były dwukrotnie liczniejsze (we wspomnieniach Hindenburg twierdził nawet,
że liczyły 800 tys. ludzi). Ponadto Rosjanie dysponowali głównie formacjami pierwszego
rzutu, podczas gdy połowę sił niemieckich stanowiły często gorzej wyekwipowane oddziały
zapasowe i forteczne.

Ale Niemcy mieli doskonałe rozeznanie w zamiarach armii rosyjskiej i umieli to wykorzystać.
Kluczowych informacji dostarczał nie tylko tradycyjny wywiad czy rozpoznanie
kawaleryjskie, ale też zwiad lotniczy i przechwytywane rosyjskie radiogramy. Łączność była
piętą achillesową armii carskiej, brakowało jej szyfrantów, oficerowie gubili kody i dużą
część meldunków nadawano przez radio otwartym tekstem. Rosjanie wiedzieli, że to
ryzykowna zabawa, ale uznali, że lepiej nadać meldunek nieszyfrowany, licząc, że Niemcy go
nie przechwycą, niż wysłać w eter wiadomość zaszyfrowaną, której adresat prawdopodobnie
nie przeczyta. Przeliczyli się.

W sztabie Hindenburga za wywiad, planowanie i sprawy operacyjne odpowiadał 45-letni


podpułkownik Max Hoffmann, znakomity specjalista od spraw rosyjskich. Perfekcyjnie znał
rosyjski, odbył liczne podróże po carskim imperium, a w czasie wojny rosyjsko-japońskiej w
latach 1904-05 pełnił funkcję attaché wojskowego w Tokio. Naprawdę dobrze znał rosyjską
armię.

25 sierpnia podwładni Hoffmanna przejęli depeszę zawierającą informacje o kierunkach


marszu korpusów armii Rennenkampfa oraz rozkaz Samsonowa wyznaczający cele, jakie
tego dnia miały osiągnąć jego jednostki. Wiedząc to wszystko, Hoffmann czym prędzej
wsiadł do samochodu, dogonił auto wiozące Hindenburga oraz Ludendorffa i przekazał im
odpis depeszy. Niemieccy dowódcy wiedzieli wszystko o położeniu Rosjan, natomiast
Samsonow i Rennenkampf poruszali się jak we mgle. Wieczorem Hindenburg zdecydował, że
nie ma żadnego "odwrotu", żadnego "jeżeli", "ale", "ewentualnie". Armia Samsonowa miała
zostać okrążona, a następnie zniszczona i pod żadnym pozorem nie można dopuścić do jej
połączenia z siłami Rennenkampfa.

Hindenburg był spokojny, w przeciwieństwie do von Moltkego, który w związku z szybszym


zdobyciem twierdz belgijskich postanowił przerzucić na front wschodni dwa korpusy i
dywizję kawalerii, osłabiając siły na zachodzie. Ludendorff zdziwił się, przeczytawszy 25
sierpnia depeszę szefa sztabu generalnego, i tłumaczył, że to posunięcie nie ma sensu, bo
posiłki nie zdążą wejść do walki, a 8. Armia poradzi sobie sama.

Co ja powiem carowi?
Walki zaczęły się następnego dnia i sprowadzały się do wielu odrębnych starć. Pole bitwy
rozciągało się między Lidzbarkiem Warmińskim a Biskupcem, zaś rozstrzygnięcie nastąpiło
właściwie już 28 sierpnia, kiedy wojska Samsonowa zostały okrążone, a maszerujący na
Królewiec Rennenkampf nie zorientował się, w jak tragicznym położeniu znalazła się 2.
Armia. Znalazł za to czas, by wydać rozporządzenie nakazujące miejscowym Niemkom
odpłatne pranie bielizny i mundurów swoich żołnierzy.

Następnego dnia pierścień okrążenia zamknął się między (z grubsza biorąc) Nidzicą,
Wielbarkiem a Jedwabnem. Upokorzony Samsonow zarządził odwrót na Janów i Chorzele, a
potem próbował w towarzystwie kilku wyższych oficerów dotrzeć z Orłowa do Janowa. Szli
lasem, noc była bezksiężycowa, Samsonow, powtarzający co chwila słowa: "Co ja powiem
carowi?", gdzieś pod Wielbarkiem odłączył się nagle od grupy. Zanim ktokolwiek się
zorientował, że dowódca zniknął, padł pojedynczy strzał.

Oficerowie zaczęli szukać dowódcy, ale w ciemnościach nie zdołali go odnaleźć, poszli więc
dalej i przed świtem przekroczyli granicę niemiecko-rosyjską. Ciało Samsonowa znalazł
leśnik, ale nie miał pojęcia kto zacz (Samsonow zerwał dystynkcje z munduru), i pochował
generała koło leśniczówki Karolinenhof (Karolinka). Jedynymi przedmiotami mogącymi
umożliwić zidentyfikowanie zwłok były złoty zegarek i medalion z podobizną kobiety, który
leśnik zabrał sobie na pamiątkę. Obrazek przedstawiał żonę Samsonowa, która jako
pielęgniarka Czerwonego Krzyża zaczęła szukać męża w niemieckich obozach jenieckich i w
końcu jesienią 1915 r. odnalazła jego grób - ciało zachowało się w dobrym stanie. Niemcy
pomogli w transporcie - trumnę przewieziono na stację w Przeździęku Wielkim w asyście
wojskowej, a potem przez neutralne Danię i Szwecję dotarła do Rosji.

Rozmiary klęski okazały się straszliwe: 90-120 tys. rosyjskich żołnierzy (w tym 13
generałów) dostało się do niewoli. Zginęło lub zostało rannych dalsze 30-40 tys. Straty
niemieckie wyniosły według różnych szacunków od 13 do 20 tys. zabitych.

Za Grunwald i Krzyżaków
W niedzielę 30 sierpnia Hindenburg napisał list do żony: Prosiłem Jego Wysokość, żeby
trzydniową bitwę, trwającą od środy do piątku, nazwać bitwą pod Tannenbergiem [Niemcy
bitwę pod Grunwaldem także nazywają bitwą pod Tannenbergiem]. (...) W 1410 r. Polacy i
Litwini zniszczyli armię zakonną. Po 504 latach przyszedł czas rewanżu.

Podpułkownik Hoffmann twierdził, że to on pierwszy zaproponował nazwę II bitwa pod


Tannenbergiem, a Ludendorff chciał wpisać do rozkazu obwieszczającego zwycięstwo wieś
Frögenau (Frygnowo). Wtedy Hoffmann przypomniał, że niedaleko jest Tannenberg, a bitwa
zmazałaby przy okazji piętno klęski sprzed pięciuset lat.

Tak w ciągu kilku tygodni narodził się niemiecki mit zwycięstwa nad Słowiańszczyzną w II
bitwie pod Tannenbergiem. Nikomu nie przeszkadzało, że zarówno w armii carskiej, jak i
niemieckiej walczyli Polacy, liczyło się to, że Słowianie musieli uznać wyższość Niemców.

W Rosji Tannenberg wywołał szok i antyniemiecką fobię. Władze zakazały mówienia po


niemiecku w miejscach publicznych, niemiecka nazwa Petersburg została zmieniona na
swojsko brzmiący Piotrogród, a nadbałtyckiego Niemca Rennenkampfa wielu zaczęło
oskarżać o zdradę. Opowiadano sobie, że klęskę sprowadziła niemiecka siatka szpiegowska,
do której należeli Żydzi, a także żona Mikołaja II carowa Aleksandra Fiodorowna (Niemka
pochodząca z Hesji). Pocieszano się tylko tym, że niemieckich wojsk, które Moltke wysłał
Hindenburgowi, zabrakło na zachodzie w decydującym momencie I bitwy nad Marną.
Zwycięstwo pod Tannenbergiem przyczyniło się do fiaska planowanego na Zachodzie
blitzkriegu, a Rosjanie uważali, że poświęcili się dla sojuszników, wiążąc siły niemieckie. Ale
te tłumaczenia nie wystarczały do podtrzymania wiary w zwycięstwo, skoro mimo wielkiej
przewagi armia rosyjska została pobita. Po roku 1917 Tannenberg zaczął być przez rosyjskich
pisarzy i publicystów przywoływany jako symbol upadku caratu, z góry zresztą skazanego na
zagładę. Aleksander Sołżenicyn w powieści "Sierpień czternastego" uznał bitwę za pierwszy
krok prowadzący Rosję do przegranej w całej wojnie. Przegranej, która wepchnęła kraj w
otchłań komunizmu.

W Niemczech natomiast zapanowała euforia, a Hindenburg uznany został za wybawcę


niemieckiego Wschodu i nie zmieniła tego nawet klęska Niemiec w listopadzie 1918 r.
Feldmarszałek traktowany był niemal jak półbóg - mężczyźni nosili wąsy a la Hindenburg,
zwodowany 1 sierpnia 1915 r. ciężki krążownik otrzymał nazwę "Hindenburg" (wówczas
nieczęsto patronami okrętów stawali się żyjący bohaterowie). Hindenburgiem stało się
pruskie wówczas Zabrze, a w 1945 r. dowództwo Armii Czerwonej odznaczało swoich
żołnierzy orderami za "dobywanie goroda Gindenburg".

Hindenburg ukochany
Max Hoffmann opowiadał na lewo i prawo, że to on był głównym architektem zwycięstwa, a
jego złośliwości chętnie powtarzano. Pokazując przybyłym do sztabu armii gościom łóżko,
oznajmił: "Oto miejsce, gdzie feldmarszałek spał przed bitwą, po bitwie i w czasie bitwy".
Twierdził też, że od kiedy usłyszał o zwycięstwie Hindenburga pod Tannenbergiem, przestał
wierzyć, że kiedykolwiek istnieli Hannibal i Cezar.

Hoffmann z pewnością przyczynił się do zwycięstwa, ale Hindenburga nie mógł przyćmić.
Friedrich Ebert, pierwszy prezydent Republiki Weimarskiej, przepowiadał mu "dozgonną
wdzięczność narodu niemieckiego". I rzeczywiście naród to potwierdził, wybierając
sędziwego feldmarszałka na prezydenta w 1925 i w 1932 r.

Rósł także Ludendorff, choć dla niego końcem kariery był faktycznie 1918 r. W wyborach
prezydenckich nie był w stanie nawiązać walki ze swoim przełożonym, dostał tylko niespełna
1 proc. głosów.

Pomnik jak zamek


Już w 1919 r. Związek Weteranów Prowincji Prus Wschodnich zaproponował budowę
pomnika upamiętniającego zwycięstwo pod Tannenbergiem. Miał stanąć na sztucznie
usypanym wzgórzu nieopodal Olsztynka, ok. 13 km od miejsca bitwy pod Grunwaldem. W
10. rocznicę zwycięstwa w asyście 60 tys. weteranów Hindenburg wmurował kamień
węgielny, a pomnik odsłonił w 1927 r., w dniu swych 80. urodzin. będąc już prezydentem.

Tannenberg-Denkmal (pomnik Tannenbergu) przypominał średniowieczne zamczysko:


ośmiokątna budowla z 23-metrowymi granitowymi wieżami i otoczony murem dziedziniec.
W jego w środku znajdowały się krzyż i mogiła 20 nieznanych żołnierzy poległych w bitwie.
W wieżach zgromadzono pamiątki związane z bitwą i historią Prus: kopie sztandarów,
popiersia zwycięskich generałów, mozaiki i plansze o tematyce wojennej. Na polach
rozciągających się w kierunku Olsztynka posadzonych zostało 1500 dębów.
Melchior Wańkowicz, który oglądał Tannenberg-Denkmal i uznał go za odpychający,
przyznawał jednak: To, co z ducha danego narodu pochodzi, nigdy nie jest brzydkie. (...)
Pomnik bitwy pod Tannenbergiem wyrósł z samej głębi niemieckiego ducha. Przed
pomnikiem stoją liczne wycieczki młodzieży niemieckiej, karne, skupione, ze wzruszeniem
na twarzy. Przyjechali lub przyszli tu setki kilometrów, od winnic nadreńskich poczynając,
gdzie życie jest takie uśmiechnięte. Ale synowie tych krajów polegli w twardej walce. I
młodzież ich pielgrzymuje sycić się chwałą Ojczyzny, sycić się świadomością jej wielkości.

Mauzoleum i obóz jeniecki


Adolf Hitler przekształcił pomnik w mauzoleum zmarłego w 1934 r. Hindenburga, a w
przebudowanej na kryptę wieży nr 5 ustawiono sarkofagi z trumnami feldmarszałka i jego
żony Gertrudy. Mauzoleum stało się pomnikiem chwały Rzeszy, miejscem uroczystości
państwowych. Hitler nie przepuszczał żadnej okazji do identyfikowania się z Hindenburgiem
- symbolem stabilności i honoru, zwłaszcza w armii.

W 1939 r. w pobliżu monumentu powstało tymczasowe miasteczko dla weteranów I wojny


światowej, ale zamiast nich pojawili się tu najpierw polscy jeńcy wojenni, a potem kolejni:
radzieccy, francuscy, serbscy i włoscy. Tuż obok pomnika utworzono obóz Stalag I B,
miejsce śmierci ok. 50 tys. jeńców, głównie radzieckich. Przypomina o tym nieodległy
cmentarz w Sudwie.

Tuż przed wkroczeniem Armii Czerwonej do Prus Wschodnich Niemcy zabrali trumny ze
szczątkami Hindenburga i jego żony, a potem wysadzili dwie wieże. Do dziś są mieszkańcy
okolic, którzy opowiadają, jak w latach 40. i 50. bawili się w ruinach pomnika. Kamień ze
zburzonego monumentu posłużył m.in. do budowy schodów do gmachu Domu Partii w
Warszawie, Pałacu Kultury i Nauki, a także olsztyńskiego pomnika Wdzięczności Armii
Czerwonej, która w 1945 r. spaliła połowę miasta.

Gdy wojska sowieckie zbliżały się do granicy Niemiec, przerażeni mieszkańcy wschodnich
prowincji pocieszali się, że "ostatnim razem" wyrzucono przecież Rosjan z Prus Wschodnich,
więc może historia się powtórzy. Mit Tannenbergu rozbłysnął po raz ostatni. O Hindenburgu
nadal przypomina głaz narzutowy w lesie niedaleko wsi Jęcznik, do którego przytwierdzona
była kiedyś pamiątkowa tablica. W miejscu pochówku Samsonowa też stoi monument
wystawiony jeszcze w 1918 r. przez Hindenburga. Informuje, że generał, jego przeciwnik w
bitwie pod Tannenbergiem, poległ 30 sierpnia 1914 r. Tylko Tannenbergu już nie ma,
zamienił się w Stębark.

Korzystałam z książek: Dennis E. Showalier "Tannenberg 1914. Zderzenie imperiów";


Werner Maser "Hindenburg"; Piotr Szlanta "Tannenberg 1914"; Edmond Buat "Hindenburg i
Ludendorff jako stratedzy" (reprint z 1925 r.); Max Hoffmann "Wspomnienia. Wojna wśród
niewykorzystanych sposobności"

You might also like