Professional Documents
Culture Documents
Droga Inwestora. Chciwość I Strach Na Rynkach Finansowych Zalewski Zaleśkiewicz
Droga Inwestora. Chciwość I Strach Na Rynkach Finansowych Zalewski Zaleśkiewicz
finansowych
Psychologia stała się modna. Jeśli czegoś na rynkach nie daje się
wytłumaczyć w sposób prosty, uznajemy, że chodzi o zjawisko mające
podłoże psychologiczne. Tak w skrócie można określić to, co się dzieje
na rynkach finansowych w ostatnich latach, szczególnie w
specyficznej sytuacji nazywanej czasami największym kryzysem od lat
dwudziestych, czyli gwałtownej bessy rozpoczętej w 2007 roku, która
w chwili oddawania tej książki do druku (sierpień 2011), po okresie
znaczących wzrostów, wydaje się rozpoczynać swój drugi,
niepokojący impuls.
Bankructwa wielkich firm, niepewność co do stanów gospodarek
wielu krajów, pytania o sens istnienia euro jako wspólnej waluty,
masowe wyprzedaże akcji na światowych giełdach to tylko nieliczne
czynniki, które spowodowały, że wielu inwestorów, analityków,
zarządzających i doradców inwestycyjnych uświadomiło sobie, że
ludzie nie są jednak racjonalni i logiczni. Naturalnie każdy z nas (w
większości przypadków) lubi o sobie myśleć, jako o istocie logicznej i
racjonalnej, a dla wielu to niemalże synonim bycia człowiekiem.
Jednak decyzje podejmowane przez nas w życiu codziennym niemal
na każdym kroku udowadniają, że tak nie jest.
Metoda, którą wykorzystuję do analizy rynków, to obserwowanie
wykresów (czyli tak zwana analiza techniczna) oraz obserwowanie
otoczenia rynku, tego co mówią, piszą i komentują analitycy czy
dziennikarze finansowi. Czyli analiza ludzkich emocji. A ponieważ
emocje te, mimo że pod wieloma względami nieracjonalne, są
powtarzalne, można próbować na tej podstawie określić, co może
wydarzyć się na rynku. Nie w kategoriach stuprocentowo pewnych
prognoz, ale większego prawdopodobieństwa realizacji takiego bądź
innego scenariusza. Takie prawdopodobieństwo to podstawa do
podjęcia odpowiedniego działania.
Zanim wypracowałem własne podejście i metodę, minęło kilka
lat. Jednak początki mojej kariery jako spekulanta nie różnią się od
wielu historii, które później słyszałem od moich znajomych, klientów
czy uczestników szkoleń. Najpierw fascynacja perspektywami
szybkich, dużych zysków. Później wiara w ponadprzeciętne zdolności
- trwa hossa, więc zyski przychodzą łatwo. A ponieważ nie zdajemy
sobie sprawy wówczas z roli przypadku, wydaje nam się, że
zawdzięczamy je naszym nadzwyczajnym zdolnościom.
Wkrótce przychodzą pierwsze straty. Im są większe i częściej się
pojawiają, tym bardziej zaczynamy się bać. W tym momencie wszelka
logika i racjonalność ustępują przed emocjami - przed strachem.
Boimy się kolejnych błędów, pogłębiających się strat, perspektywy
utraty całego majątku (jeśli gramy na rynkach instrumentów
pochodnych, czyli wykorzystujemy dźwignię finansową). Szukamy
nowych metod, przeskakujemy z jednej na drugą i...
O tym właśnie ma być książka, którą czytacie. O drodze
inwestora, spekulanta, gracza czy po prostu uczestnika rynków
finansowych. O jego wyborach i emocjach.
Wybraliśmy wspólnie formułę rozmowy o zachowaniach ludzi
działających na giełdzie - uznaliśmy, że będzie ona sprzyjać
wykorzystaniu naszych wspólnych doświadczeń. Spróbujemy
prześledzić ścieżkę wielu z nas. Ścieżkę, która rozpoczyna się chęcią
zarobienia pieniędzy, a później okazuje się często drogą przez mękę.
Próbujemy prześledzić działania typowego inwestora w
kontekście rynku akcji. Rynku, na którym uczestnicy są uzależnieni od
tego, czy mamy do czynienia z hossą, czy z bessą. Dlatego
poszczególne etapy, a równocześnie tytuły rozdziałów nałożyliśmy na
wykres indeksu WIG20. Ten cykl przeżyć jest bardzo podobny na
rynkach instrumentów pochodnych - kontraktów terminowych, opcji,
rynku fbrex, choć trudno go pokazać wówczas na jednym wykresie.
Ale warto pamiętać, że na rynkach oferujących dźwignię finansową
jego amplituda jest znacznie silniejsza. Szansa szybkiego wzbogacenia
się otwiera w ludziach pokłady chciwości. A kiedy przychodzą
gwałtowne straty, strach przed podjęciem decyzji bywa paraliżujący.
Być może dla wielu czytelników dysproporcja między częścią, w
której omawiamy etap zarabiania pieniędzy (Część I. Chciwość), a tą,
w której opowiadamy o ich traceniu (Część II. Strach), będzie trudna
do zaakceptowania. Jednak z naszych doświadczeń wynika, że
najdłużej pamięta się właśnie emocje negatywne - a one pojawiają się
wtedy, gdy tracimy pieniądze. Dlatego poświęcamy im tyle miejsca.
Zapraszamy do wspólnej analizy stanów emocjonalnych
inwestora, a więc również - w większej lub mniejszej mierze - naszych
własnych.
Grzegorz Zalewski
CZĘŚĆ I - CHCIWOŚĆ
Grzegorz Zalewski:
Rozpocznijmy naszą rozmowę od zdania, które wybrałem na motto jej
pierwszej części. Dotyczy ono pewności siebie i problematycznej roli,
jaką odgrywa ona w spekulacji na giełdzie. Wielu z nas, gdy decyduje
się zainwestować pierwsze pieniądze - kupić akcje, zacząć spekulację
instrumentami pochodnymi czy nawet kupić jednostki uczestnictwa w
funduszach inwestycyjnych - robi to z chęci zysku. Czasem pierwszą
transakcję poprzedza długi namysł nad tym, czy faktycznie jest to
dobra decyzja, czasami działamy pod wpływem impulsu. Niemniej,
mamy jakiś rodzaj pewności, że osiągniemy sukces. Co o tym
myślisz? Co sprawia, że odważamy się na ryzykowne działania i
mamy pewność, że osiągniemy zamierzony cel - często niesłychanie
optymistyczny?
Tomasz Zaleśkiewicz:
Pewność siebie pojawia się już w bardzo wczesnej fazie zdobywania
doświadczenia na giełdzie i później, z pewnymi wahaniami,
towarzyszy inwestorom przez cały czas ich zaangażowania na rynku.
Jednak zanim pojawi się pewność w działaniu, owo działanie musi być
czymś motywowane. Zgadzam się, że jednym z najbardziej typowych
motywów wejścia na rynek jest chęć szybkiego zarobienia dużych
pieniędzy. Czasami nazywamy to chciwością. Tutaj w grę wchodzi
wiele czynników. Po pierwsze, obserwujemy innych ludzi, którzy na
giełdzie zarabiają krocie, a my ciągle ciułamy kilka procent na
rachunku bankowym. Po drugie, do zainwestowania zachęcają nas
reklamy, które obiecują ponadprzeciętne stopy zwrotu i rysują przed
nami bajeczną przyszłość. W końcu, może być też tak, że ktoś o
giełdzie poczytał i doszedł do wniosku, że to nie może być zbyt
skomplikowane. Ponieważ debiut inwestora na giełdzie zazwyczaj
przypada na okres hossy, gdy rzeczywiście można szybko zarobić,
sprzyja to budowaniu poczucia pewności siebie.
GZ: Ludzie w różnych momentach decydują się na tę ryzykowną
działalność, jaką jest spekulacja czy inwestowanie na giełdzie - jedni
robią to wcześniej, inni później. Ale mam wrażenie, że w większości
przypadków tej decyzji towarzyszy coś w rodzaju wyłączenia
logicznego myślenia. Wiadomo przecież, że nie ma nic za darmo, a
łatwe pieniądze nie istnieją. Tymczasem początkujący inwestorzy
przychodzą na giełdę z nadzieją na szybkie, duże zyski. Co gorsza,
większość z nich sądzi, że można je osiągnąć bez żadnej wiedzy i
przygotowania.
TZ: To nie jest tak, że giełda jest jedynym miejscem, gdzie dochodzi
do łamania reguł racjonalnego myślenia. Ludzie myślą nieracjonalnie,
gdy analizują działania polityków, prognozują wyniki sportowe,
kupują produkty w supermarkecie itd. Trzeba by się raczej zastanowić
nad specyfiką irracjonalności towarzyszącej inwestowaniu. Po
pierwsze, grze na giełdzie towarzyszą silne emocje - pozytywne i
negatywne. Wprawdzie emocje same w sobie nie są złe, o czym
jeszcze będziemy rozmawiać, ale w inwestowaniu zazwyczaj
przeszkadzają. Po drugie, towarzyszy jej silna motywacja zdobycia
pieniędzy. Przy czym często chodzi nie tylko o zysk, lecz także o
pokonanie innych, czyli pokonanie rynku. Mieszanka chęci zysku i
instynktu konkurencji bywa zabójcza. Ale to nie jest tak, że logiczne
myślenie się zupełnie wyłącza. Ono po prostu zostaje zdominowane
przez myślenie nielogiczne i emocjonalną ocenę rzeczywistości.
GZ: On nawet być może widzi te minusy, ale wydaje mu się, że jego
nie będą dotyczyły. Tymczasem często jest tak, że kupuje akcje spółki
właśnie po silnym wzroście (zwykle nie zastanawiając się nad lego
przyczyną), a następnego dnia stwierdza, że jego spółka znalazła się w
zestawieniu największych spadków. Co ciekawe, początkujący
iraderzy wcale się tym nie zniechęcają. Widząc, że inne akcje rosną,
uznają, że po prostu mieli pecha.
GZ: Tyle że trening „na sucho" szybko się nudzi. A po drugie ci,
którzy mają do zainwestowania większe sumy, mają poczucie, że te
pieniądze „marnują się" na rachunku. Każdego dnia męczą się, widząc,
że coś wzrosło kilkanaście procent - są wtedy przekonani, że tracą
najważniejsze okazje w życiu.
TZ: Jasne, trening jest nużący - i nie tylko wtedy, gdy chodzi o
inwestowanie. Podobnie jest w sporcie czy w muzyce. A jednak jestem
przekonany, że w starym przysłowiu, które głosi, że trening czyni
mistrza, jest dużo prawdy. Żeby jednak nie zatrenować się na śmierć,
warto po jakimś czasie wejść na rynek z prawdziwą gotówka. Ale tu
powinna obowiązywać zasada: „Nigdy nie zaczynaj inwestowania z
całością kapitału". Należy jej przestrzegać nawet wtedy - a może
przede wszystkim wtedy - gdy mamy poczucie, że odkryliśmy jakąś
spółkę, która będzie dla nas znosiła złote jaja. Według mnie, tej
zasadzie powinna towarzyszyć jeszcze jedna: „Nie wolno angażować
na rynku nowych pieniędzy, dopóki się nie poniesie pierwszej straty".
GZ: Jaki sens ma taka zasada?
TZ: Ludzie nie wierzą w to, że będą tracić pieniądze. Może się to
wydawać dziwne, że biorą się za zupełnie nową aktywność i są od razu
nastawieni na sukces, ale na rynku giełdowym to jest dość częste.
Doświadczenie pierwszej straty może powiedzieć im coś o tym, jak ją
odbierają, jak na nią reagują. Inaczej mówiąc, poznają gorzki smak
negatywnych emocji. Poza tym większość nowych inwestorów
pojawia się na giełdzie w czasie hossy, kiedy wydaje się, że zarabiać
jest łatwo. Żeby uchronić się przed zgubnymi skutkami takiego
złudzenia, warto poczekać na moment, w którym rzeczywistość
postawi je pod znakiem zapytania. Na moment, w którym przekonamy
się, że to nie jest takie proste. A przekonujemy się o tym, gdy stracimy
pieniądze.
ZASADA DOSTĘPNOŚCI
Zgodnie z zasadą dostępności, nie wszystkie informacje w
takim samym stopniu wpływają na oceny i decyzje. Niektóre
informacje są łatwiej dostępne w pamięci lub w źródłach
zewnętrznych (na przykad w mediach) - zwykle dotyczy to
informacji wyrazistych, konkretnych, powiązanych z
emocjami. Nie oznacza to jednak, że dane cechujące się
większą dostępnością są też ważniejsze z perspektywy
rozwiązywanego problemu. Gdy informacja determinuje
ocenę tylko dlatego, że jest wyrazista, wtedy może dojść do
popełnienia błędu poznawczego.
Typowym przykładem działania efektu dostępności jest
przecenianie przez ludzi ryzyka związanego z
podróżowaniem samolotem (w porównaniu z
podróżowaniem samochodem). Informacje o wypadkach
lotniczych są zazwyczaj przedstawiane w bardzo obrazowy i
przemawiający do wyobraźni sposób. Natomiast o
wypadkach drogowych media informują, posługując się
zazwyczaj danymi statystycznymi (na przykład „Podczas
weekendu zginęło w Polsce 30 osób"). Ta różnica powoduje,
że ludzie łatwiej przypominają sobie fakty związane z tymi
pierwszymi. Poza tym, doniesienia o wypadkach lotniczych
częściej trafiają na pierwsze strony gazet. Badania
psychologiczne ujawniły również, że gdy ludzie wpłacają
pieniądze na cele charytatywne (na przykład ratowanie
chorych dzieci), są gotowi ofiarować więcej na rzecz
konkretnego dziecka (zwłaszcza gdy jest ono pokazane na
zdjęciu) niż na rzecz całej grupy dzieci, gdy komunikat jest
sformułowany w sposób „statystyczny" (na przykład „Twoja
wpłata uratuje 100 dzieci w Afryce"). Taka nieracjonalna
decyzja wynika z tego, że wyobrażalność (dostępność
poznawcza) pierwszego komunikatu jest wyższa niż
komunikatu drugiego.
Na giełdzie zasada dostępności może zadziałać w związku z
różnymi charakterystycznymi wydarzeniami. W 1994 roku szczyt
hossy przypadł na 8 marca - Dzień Kobiet. To wystarczyło, by
przez kilka kolejnych lat na przełomie kwietnia i marca
inwestorzy oraz dziennikarze powtarzali - zwłaszcza gdy ceny
akcji rosły - że trzeba uważać, bo możliwy jest szczyt. Gdyby to
była inna, mniej charakterystyczna data, prawdopodobnie nie
zwrócono by na nią uwagi.
TZ: To prawda - tak właśnie się dzieje. Może decyzja zależy od tego,
na ile dogłębna była analiza spółki? Podam prosty przykład. Pewien
inwestor powiedział mi kiedyś, że inwestuje fundamentalnie w spółki
mięsne, ponieważ, jak świat światem, ludzie zawsze kupowali mięso i
będą kupować je nadal. To nie jest analiza - to raczej wiedza potoczna,
skrót myślowy albo wręcz „ludowa mądrość". Jeśli cała analiza opiera
się na takim przekonaniu, łatwo z niej zrezygnować, gdy na
horyzoncie pojawia się inna okazja albo zwątpić w nią, gdy
zaczynamy obawiać się, że z jakichś powodów kurs nie zajdzie tak
daleko, jak się spodziewaliśmy. Więc być może realizujemy mały
zysk, ponieważ nasza analiza tak naprawdę nie daje podstaw, by mieć
nadzieję na duży. Czyli - jaka analiza, taki zysk. Gdybyśmy na samym
początku wytyczyli sobie jasną strategię, zawierającą krótko- i
długoterminowe cele oraz zbiór reguł postępowania w określonych
warunkach rynkowych, wtedy znacznie prościej byłoby się oprzeć
chwilowym pokusom.
EKSCYTACJA
GZ: Czyli?
TZ: W grę może wchodzić obawa przed żalem, który jest bardzo
nieprzyjemnym uczuciem. Kiedy już zarobiłem 20 procent, zaczynam
myśleć, jak się będę czuć, gdy te pieniądze stracę. Bo nie tylko
odczuwamy emocje, ale również je przewidujemy. Wycofuję się z
pozycji, ponieważ obawiam się, że gdy kurs spadnie, będę żałował
pieniędzy, które przeszły mi koło nosa. Więc z jednej strony, owszem,
ekscytacja - robię sobie małą przyjemność. A z drugiej strony lęk - bo
ta mała przyjemność dodatkowo chroni mnie przed dużą przykrością. I
to wystarczy, aby ta wielka przyjemność jakoś niepostrzeżenie
zniknęła z horyzontu. O długoterminowych planach przypominamy
sobie ewentualnie dopiero wtedy, gdy widzimy, że akcje, które
sprzedaliśmy, kosztują o połowę więcej, niż za nie dostaliśmy. Ale
wtedy pocieszenie, że nasza początkowa analiza była słuszna, już nie
działa.
TZ: To prawda. Skoro mózg tak silnie napędza nas do tego, aby dążyć
do poszukiwania przyjemności (fizjologicznej, estetycznej lub innej),
zapewne ma to jakieś walory adaptacyjne. Innymi słowy, muszą za
tym stać miliony lat ewolucji naszego umysłu. Przyjemność z samego
oczekiwania na zysk ma charakter motywujący. Gdyby sama
perspektywa zarobienia pieniędzy nie sprawiała nam przyjemności, to
pewnie nigdy nie podjęlibyśmy większego ryzyka. Zadowalalibyśmy
się tym, co mamy. Wątpię, abyśmy stworzyli wtedy coś takiego, jak
rynek kontraktów terminowych. Mamy tu zatem do czynienia ze
swego rodzaju optymizmem, który nas napędza i skłania do działania.
I teraz ciekawe jest to, jak owe optymistyczne oczekiwania są
konfrontowane z rzeczywistością.
GZ: No właśnie. Trwa hossa, jesteśmy na rynku już kilka tygodni,
może nawet kilka miesięcy. Generalnie zarabiamy, choć zdarzają się
sporadyczne drobne porażki. Nasz stan można by określić jako
zadowolenie, podniecenie czy nawet na kolejnym etapie - euforię.
TZ: Otóż to. Twój przykład znakomicie ilustruje to, o czym przed
chwilą wspomniałem. Jeśli chcemy osiągnąć bardziej ambitny cel,
musimy podjąć wyższe ryzyko. Być może wcześniej w ogóle tego nie
braliśmy pod uwagę. Być może wchodząc na rynek, wcale nie
wyobrażaliśmy sobie, że będziemy bardzo ryzykować. Ba, mogliśmy
nawet zapewniać samych siebie, że będziemy inwestować rozsądnie i
ostrożnie, angażując na giełdzie sumę, której ewentualną stratę
jesteśmy w stanie zaakceptować. Nasza psychika jest jednak bardzo
zmienna. W pewnych sytuacjach zmienia się sposób spostrzegania
rzeczywistości, zmieniają się cele, preferencje i oczekiwania. A
spekulacja na giełdzie - zwłaszcza wtedy, gdy przynosi pierwsze
„łatwe" zyski - jest właśnie taką sytuacją. Choć wcześniej nie
planowaliśmy angażowania się w ryzykowne transakcje, to nowe cele,
które nagle zaczynają się wydawać bardziej realne niż przed kilkoma
miesiącami, mogą nas skłonić do rewizji własnych kryteriów
bezpieczeństwa i zdrowego rozsądku.
Odwołam się do badań psychologicznych, z których wynika, że w
warunkach silnego pobudzenia (np. wywołanego przez ekscytację)
działamy inaczej, niż byśmy się tego spodziewali, gdy „na chłodno"
analizowaliśmy sytuację. Podczas kłótni, gdy jesteśmy silnie
pobudzeni, mówimy rzeczy, których w innych warunkach byśmy nie
powiedzieli i nawet trudno było by nam sobie to wcześniej wyobrazić.
Podobnie jest na rynku. Co innego przewidywać „na zimno", a co
innego działać „na gorąco".
TZ: Trochę tak. Zawodnik wchodzi na ring, udaje mu się zadać kilka
trafnych ciosów, więc nie ma już wątpliwości, że wygra walkę jedną
ręką. Tymczasem, po dwóch minutach leży znokautowany na deskach.
Sprytni i doświadczeni bokserzy pozwalają się nawet przez chwilę
obijać, by uśpić czujność przeciwnika i dać mu poczucie przewagi.
GZ: Prędzej czy później nadchodzi moment, gdy straty pojawiają się
częściej niż zyski. Być może kończy się hossa na rynku akcji, być
może przestaje działać nasza metoda gry na rynkach terminowych.
Jednak my wciąż znajdujemy się w fazie samozadowolenia. Nadal
marzymy o dziesiątkach albo setkach procent zysku. Przecież do tej
pory wszystko wskazywało na to, że udaje nam się realizować te
plany. Wciąż pamiętamy miłe poczucie euforii i wszechmocy, a
tymczasem rzeczywistość zaczyna nieprzyjemnie zgrzytać... Wrócę do
twojego przykładu o inwestorze, który kupował spółki mięsne.
Wyobraźmy sobie, że mamy akcje takiej spółki i zaczynamy na nich
tracić więcej, niż zdarzało się to wcześniej. Więc powtarzamy sobie, że
przecież ludzie zawsze będą jedli mięso - bo zawsze jedli je do tej
pory. Ze człowiek może sobie odmówić plazmowego telewizora, może
nie kupić dziecku nowej edycji „Wiedźmina", ale ostatnią rzeczą, z
jakiej zrezygnuje, będzie kawałek mięsa na talerzu. A zatem nasza
spółka będzie zawsze zarabiać. Ale rzeczywistość jest nieubłagana -
jej akcje są coraz tańsze. Nadal pamiętamy początkowe pasmo
sukcesów, więc odczuwamy tylko lekki niepokój. Przecież już
wcześniej zdarzało się nam okresowo tracić pieniądze, ale ostatecznie
wszystko kończyło się dobrze. Zastanówmy się, co w takiej sytuacji
dzieje się z inwestorem?
TZ: Gdy przyjemność nagle wygasa i pojawiają się nerwy, reakcja
inwestora będzie w dużym stopniu zależała od tego, jak silne poczucie
pewności siebie udało mu się dotychczas zbudować. Im słabsze, tym
lepiej. Przy bardzo wysokiej pewności siebie straty mogą zostać
zignorowane, a to by było zabójcze. Reakcje na pierwsze
niepowodzenia mogą być bardzo różne - od totalnej paniki do
całkowitej bezczynności.
GZ: Zwykle to nie dzieje się od razu. Ten proces może przecież
potrwać. Rzadko jest tak, że hossa kończy się nagle, choć oczywiście
może się zdarzyć, że ktoś zainwestuje w papiery, których kurs ulega
gwałtownemu załamaniu. Mówię o czasie trwania tego procesu, bo
zastanawiam się, jak łatwo i jak szybko rynek można złamać
człowieka, który jeszcze niedawno był niesłychanie pewny siebie.
TZ: Tak jak hossa nie zmienia się nagle w bessę, tak też pewność
siebie nie ustępuje miejsca panice z dnia na dzień. Na to potrzeba
czasu. Zwłaszcza jeśli wcześniej udało nam się szybko zarobić. Do
tego dochodzą różnice między inwestorami. Nie wszyscy mają równie
wysoką i stabilną samoocenę. Im słabsza samoocena, tym szybciej
załamie się wiara we własne siły. Ważny jest w końcu aspekt
społeczny. Inwestor obserwuje, co się dzieje wokół niego. Stara się
dowiedzieć, czy inni tracą tyle samo. Kiedy stwierdza, że tak, to
wystarcza, by stłumić narastający niepokój. Przynajmniej na jakiś
czas.
GZ: Masz może jakieś sugestie, w jaki sposób to zrobić? Jak nauczyć
się życia w świecie realnym, a nie w świecie złudzeń?
TZ: To nie jest tak, że z góry zakładasz porażkę. Chodzi o to, aby
przygotować plan nie tylko na wypadek sukcesu, lecz również na
wypadek porażki. Każdy porządnie przygotowany biznesplan zawiera
nie tylko opis mocnych stron i szans rynkowych, lecz także przegląd
słabości i zagrożeń (tzw. analiza SWOT: Strrnglbs, Weaknesses, Opportunities,
Threats, mocne strony, słabe strony, szanse, zagrożenia). Problem w tym,
że zazwyczaj nastawiamy się tylko na to, że będziemy zarabiać, a to
jest już nierealistyczny optymizm. Trzeba zatem specjalnego wysiłku,
aby nakłonić się do myślenia o ewentualnej porażce. Zamiast być
skrajnym optymistą lub skrajnym pesymistą, lepiej być realistą.
KSIĘGOWANIE UMYSŁOWE
Jest to zestaw operacji umysłowych, za pomocą których kodujemy
i kontrolujemy źródła zdobywania pieniędzy i cele, na które je
wydajemy. Według klasycznej teorii ekonomicznej, ludziom jest
wszystko jedno, skąd pochodzą gromadzone przez nich pieniądze,
a ich zachowania finansowe nie powinny zależeć od tego, na co te
pieniądze są później przeznaczane. Zgodnie z tą teorią, złotówka
zarobiona w firmie jest tym samym, co złotówka wygrana w lotka.
Badania psychologiczne pokazują jednak, że nie jest to prawda.
Na przykład, gdy pieniądze są zarobione bez wysiłku,
uznajemy je za pieniądze, które „spadły z nieba" i skłonni
jesteśmy posługiwać się nimi mniej ostrożnie, na przykład
inwestując je w bardziej ryzykowne instrumenty finansowe
lub wydając bez zastanowienia. Im więcej pracy kosztuje nas
zgromadzenie kapitału, tym rozsądniej staramy się nim
dysponować.
Podobnie rzecz ma się z przypisywaniem pieniądzom
celów, na które one będą wydane. Jeśli oszczędzamy
pieniądze na przyszłą edukację naszych dzieci, to bardzo
niechętnie zużyjemy je na zaspokojenie bieżących potrzeb
lub zachcianek - na przykład na zakup nowego telewizora.
GZ: No dobrze, ale o ile wkładanie koszuli, mycie zębów czy nawet
włączenie terminala z notowaniami ma sens jako czynność
automatyczna, to przecież nasze decyzje inwestycyjne są tak złożone,
że nie ma tu miejsca na „automat".
Cena ropy naftowej 1,5 roku temu wynosiła blisko 150 dolarów za
baryłkę. Czy w najbliższym czasie ma szansę na powrót do tych
poziomów? TAK/NIE
Podaj, jaka twoim zdaniem będzie cena ropy naftowej za pół
roku...
TZ: Bo każdy chce wierzyć, że jest racjonalny. Ale nie zawsze tak
jest. A może raczej - racjonalni bywamy, a nieracjonalni po prostu
jesteśmy. Obrona przed przyznawaniem się do wykorzystywania heu-
rystyk jest typowa przede wszystkim dla doświadczonych graczy i
zawodowców - analityków, doradców inwestycyjnych itd. Bo
heurystyki wydają się nieprofesjonalne. Ale od nich nie uciekniemy -
są częścią naszego umysłu.
GZ: No tak, nie po to jest się ekspertem, by podlegać jakimś tam nie-
racjonalnościom. Wróćmy do sytuacji naszego gracza, który nie może
podjąć decyzji o zakończeniu stratnej inwestycji. Wygląda na to, że
poza emocjami działa tu właśnie efekt kotwiczenia - rodzaj
poznawczego automatyzmu. Przecież cena, jaką zapłaciliśmy za akcje,
na przykład 56 złotych, musiała mocno utkwić nam w pamięci. Co z
tego, że w tej chwili kosztują 40? My pamiętamy cenę 56. Bywa
jeszcze gorzej - jeśli na biurku mamy raport analityków znanego biura
maklerskiego, którzy całkiem niedawno wyceniali te akcje na 65
złotych.
TZ: To dobry przykład heurystyki kotwiczenia. Wartość zakupu jest
dla nas taką kotwicą, względem której szacujemy obecną cenę. Co
ciekawe, wcale nie musimy być tego świadomi. Właściwie prawie
nigdy nie wiemy, że nasze oceny pozostają pod wpływem jakiejś
wartości kotwiczącej. W głowie będą nam się pojawiały różne
wytłumaczenia tego, że nie powinniśmy sprzedawać po cenie 40
złotych, a prawda jest taka, że powstrzymuje nas kotwica.
Automatyzm wstrzymuje nas przed podjęciem decyzji o sprzedaży.
Gdy pozycja idzie przeciw nam, szukamy wielu sposobów, aby uniknąć
podjęcia decyzji - bądź przez jej odwlekanie, bądź odwracania uwagi
od wydarzeń, które nam nie pasują. Słyszymy to, co chcemy, a zwykle
są to powody ku temu, by pozostać ze złą pozycją.
Wllliam Gallacher
TZ: Nie wszystko, co nam się wydaje nieracjonalne, musi takie być.
Wiele pozornie nierozsądnych zachowań ma swój głębszy sens.
Mówiłem, że szukanie zaprzeczeń jest wskazane z perspektywy
dążenia do obiektywizmu, ale wywołuje negatywne emocje. A
negatywne emocje są dla nas niekorzystne, na przykład powodują
spadek optymizmu i w końcu różne problemy somatyczne
(zdrowotne). Mówiąc najprościej - jest ważniejsze, żebyś był zdrowy,
niż abyś był obiektywny i formułował poprawne sądy. Oczywiście, to
nie jest tak, że ewolucja „intencjonalnie" wyposażyła nas w
mechanizmy nieracjonalnego myślenia - to byłoby absurdalne.
Nieracjonalność jest skutkiem tego, że proste, a nawet prymitywne
mechanizmy reagowania emocjonalnego wykształciły się w procesie
ewolucyjnym wcześniej, niż te, które odpowiadają za logiczne
rozumowanie. W związku z tym, działają szybciej i zazwyczaj
przeważają nad chłodną analizą powodując efekt „fałszywych
alarmów".
TZ: Ale zauważ, że dzięki temu przez dwa dni posiadacze akcji tej
spółki mieli względny spokój (w sensie emocjonalnym). Dla naszego
emocjonalnego mózgu ważne jest „tu i teraz", a nie to, co się może
stać w przyszłości - nawet jeśli rozumując racjonalnie, trudno
zachować optymizm.
GZ: No dobrze. Ale podam trochę inny przykład, który trudniej chyba
wytłumaczyć względnym spokojem. Jest to jeden z głównych
grzechów ludzi korzystających z analizy technicznej, czyli
zajmujących się analizowaniem wykresów. Na wykresach poszukuje
się podobnych kształtów, czyli formacji, i zależności, związanych z
tymi kształtami. Na przykład po formacji flagi ceny często kontynuują
wcześniejszy trend.
Niestety, nie dzieje się tak zawsze. Analitycy mają tendencję do
ignorowania sytuacji, w której formacja się nie potwierdziła - mówią
wówczas, że to była nietypowa sytuacja, albo że sama formacja była
wątpliwa. Za to wybierają te sytuacje, gdy potwierdziły się ich
oczekiwania i przedstawiają to jako argument świadczący o
skuteczności ich metody.
TZ: Albo - szukaj słabych stron, bo mocne i tak ujawnią się same.
TZ: Bez wątpienia. Tak jak w każdej innej dziedzinie życia niezbędne
są porażki. Jak głosi ludowa mądrość, najszybciej uczymy się na
błędach. To zresztą mechanizm typowy nie tylko dla ludzi dorosłych,
ale także dla dzieci, a nawet zwierząt. Jest nieunikniony i ma wysoką
wartość adaptacyjną - pozwala nam przetrwać.
TZ: Sytuacja jest bez wyjścia tylko wtedy, gdy straty mnie
emocjonalnie zaskakują. Nie oczekiwałem, że je poniosę i nie
przewidywałem uczuć, które te straty wywołają. Jak już się wcześniej
zgodziliśmy, sprawę może w znacznym stopniu rozwiązać
wcześniejsze przygotowanie się do tracenia pieniędzy. Jeżeli mój plan
zakłada, że w określonym momencie pozbywam się taniejących
papierów, to po prostu to zrobię, zamiast się dręczyć i na bieżąco
szukać rozwiązań. To taki emocjonalny stop-loss. (Stop loss - rodzaj zlecenia
umożliwiający określenie poziomu, na którym pozycja zostaje automatycznie zamknięta,
dzięki czemu strata nie może przekroczyć wyznaczonego na wstępie poziomu. Tę samą logikę
postępowania można uczynić elementem systemu lub strategii inwestycyjnej, niezależnie od
tego, czy stosuje się ten typ zleceń, czy nie.)
GZ: To jest jedna strona medalu, ale mi chodzi raczej o szukanie na siłę
codziennego potwierdzania wartości własnej oraz własnej metody.
Wiesz - przedsiębiorca planuje, inwestuje, sprzedaje i za jakiś czas
widzi efekty. Rzadko nagle i z zaskoczenia. Nauczyciel, może za kilka
lat usłyszy słowo „dziękuje" od swojego ucznia, lekarz czeka na efekty
skomplikowanego leczenia czasami bardzo długo i też do końca nie
może być pewien tych efektów. Tymczasem na rynku mógł nam się
zdarzyć okres niezłych i szybkich zysków i traktujemy to jako
prognostyk naszych przyszłych działań. W czasie hossy z 1993 roku
można było usłyszeć, że sesja bez 10 procent zysku (tyle wynosił
wówczas maksymalny limit zmian ceny) to sesja stracona.
Motywacyjnie to dla mnie potworna pułapka. Bo w momencie, gdy
zamiast oczekiwanych plus 10 procent mamy kilka dni z rzędu po
minus 10 to...
GZ: I jest niełatwe. Każdego dnia przekonują się o tym tysiące ludzi.
To, o czym mówisz - czyli próba przetestowania własnej metody - to
już daleki etap rozwoju. Samo takie podejście też nie zawsze daje
wyniki, bo wielu graczy szuka metody, która będzie zarabiała zawsze -
więc wpadają w kolejną ślepą uliczkę. Zatrzymajmy się jeszcze przy
samoocenie. Na prowadzonych przez nas warsztatach dla inwestorów
poprosiłem uczestników, by przypomnieli sobie swoją najgorszą
transakcję. Mój cel był dość jednoznaczny - wywołać pewne reakcje
fizjologiczne. To pierwsza część pytania do ciebie - dlaczego
przypominając sobie o przykrych zdarzeniach, zaczynamy je
powtórnie odczuwać, nawet jeśli minęło od tamtej pory sporo czasu? I
druga część pytania - poprosiłem ich również, by wymienili objawy,
które towarzyszyły tamtej sytuacji. Pamiętasz, co było na pierwszym
miejscu w każdym przypadku?
GZ: Jasne, tylko to zapamiętywanie było dla nas dobre, gdy żyliśmy
na sawannie i przechowywanie nieprzyjemnych doznań miało nas
uchronić przed ponownym spotkaniem drapieżnika. A na rynku?
„Przecież to tylko pieniądze". A poza tym, my nie chcemy bać się
giełdy, bo zamierzamy na niej zarabiać. Ja sam na myśl o jednej z
niedawnych wpadek (związanych nie z rynkiem tylko z łamaniem
własnych zasad) od razu mam „rzut gorąca". O proszę, nawet teraz.
TZ: I jako psycholog wcale nie mam zamiaru cię z tego stanu
wydobywać...
GZ: Dziękuję...
GZ: No dobrze. To idźmy dalej. Jeśli nie mogę spać, a przez większość
dnia nie mogę przestać myśleć o rynku i potencjalnych stratach, to
może jeszcze jest strach. Ale kiedy zaczynam myśleć, że może już nie
potrafię zarabiać, a w związku z tym boję się otworzyć nową pozycję,
to czy to nie jest już lęk?
TZ: Tak, wtedy można już mówić o lęku. Jedną z właściwości lęku jest
to, że stanowi nieproporcjonalnie silną odpowiedź na to, co się dzieje
w otoczeniu. Myślę, że w sytuacji, którą opisujesz, mamy do czynienia
z taką właśnie nadmiernie silną reakcją. Jeszcze nic konkretnego się
właściwie nie wydarzyło, ale odczuwamy intensywne obawy
obejmujące swoim zasięgiem coraz szersze obszary naszej działalności
i naszego życia. Trudno je wtedy uznać za coś racjonalnego.
TZ: Nie dziwię się, że ogromna strata jest źródłem wściekłości, żalu
czy frustracji. Ale te odczucia powinny dotyczyć tego, co już się
wydarzyło. Nie jest dobrze, gdy nadmiernie wpływają na przyszłe
decyzje. Oczywiście, emocje pojawiają się po to, aby nas czegoś
nauczyć. Ich siła powinna być jednak proporcjonalna. Mówiąc
bardziej praktycznie - gdy podejmujemy na rynku decyzje,
powinniśmy starać się określić, w jakim stopniu ich kierunek może
być zdeterminowany przez emocje wywołane przeszłymi wyborami.
GZ: Niby masz rację. Ale z drugiej strony wiemy dobrze, że inwestorzy
mają skłonność do oskarżania innych za swoje porażki. Przecież
wiesz, że często to „oni" są odpowiedzialni, za nasze straty. Analitycy,
wielcy międzynarodowi spekulanci, prezes banku centralnego, rząd i
co tam można jeszcze wymyślić.
GZ: Zrozumieć, ale i pokonać? Tak jak ktoś, kto boi się wody, ale z
jakichś powodów powinien do niej wejść?
TZ: Mniej więcej. Jeśli wiem, dlaczego boję się wody, będzie mi
łatwiej pokonać reakcje lękowe. Gdy czuję, że moje umiejętności
pływackie są za słabe, trzeba po prostu potrenować na bezpiecznym
basenie. Oczywiście, wiedza o emocjach to nie to samo, co ich
pokonanie, ale zawsze już coś. To jeden z ważnych elementów
psychologii inwestowania - zrozumienie swoich reakcji, emocji,
decyzji. To pomaga w każdej sytuacji, także na giełdzie.
GZ: Ale ten strach przed wejściem na rynek ma również swoją dobrą
stronę. Po pierwsze człowiek jest zmuszony, żeby bardziej skupiać się
na własnej metodzie. Przestaje sobie pozwalać na ułańską fantazję.
Widzi, że nie jest jednak tak łatwo. A kiedy już przezwycięży strach,
zaczyna handlować minimalnymi ilościami. Porównując to do analogii
z wodą, to trochę tak, jakby zaczął od wchodzenia do dziecięcego
brodziku. Z drugiej jednak strony, jeśli lęk pozostaje, inwestor ma
skłonność do przedwczesnego zamykania otwartej z takim trudem
pozycji - nawet po niewielkim zysku.
TZ: Tak, w takiej sytuacji negatywne emocje stają się skrajnie silne,
czasami paraliżujące.
GZ: Tyle że moim zdaniem na tego typu analizę jest już za późno. Po
prostu nie można doprowadzać do tego, żeby straty przekroczyły 30
procent - a tym bardziej 40. To trudne, ale warto nauczyć się, jak
najszybszego cięcia strat oraz planowania, kiedy wyjdziemy z
transakcji, o czym wielokrotnie mówiliśmy. Ale jeśli się tego nie
zrobiło, to jednak trzeba zmierzyć się z brutalną rzeczywistością. Nie
jestem pewien, czy takie proponowane przez ciebie analityczne
podejście jest w ogóle możliwe w stanie, do jakiego doprowadził się
inwestor. On ma dość. Więc analizowanie rynku w tym momencie
może mu się nie udać, zwłaszcza że zwątpił prawdopodobnie w swoje
metody. Co on ma ze sobą zrobić?
GZ: Część inwestorów na pewno się odsunie. Ci, którzy sprzedali akcje
być może na zawsze. Ale na razie, skoro doszliśmy do chwili, gdy
rynek ogarnia panika, chciałbym porozmawiać o innej grupie
- o inwestorach instytucjonalnych. W potocznej opinii gracze
instytucjonalni uchodzą za stabilną opokę rynku. I tak też często
przedstawiają ich media - jako profesjonalistów całkowicie wolnych
od emocji. Próbowaliśmy rozwiać ten przesąd, wykazując, że za
decyzjami w instytucjach również stoją zwykli ludzie. Tymczasem
kiedy dochodzi do panicznej wyprzedaży akcji, czytam niemal zawsze
komentarze - również autorstwa przedstawicieli funduszy i biur
maklerskich że za ową histerię odpowiedzialni są drobni indywidualni
gracze.
Tymczasem zarówno liczne badania, jak i moje własne obserwacje tej
branży w Polsce pokazują, że niestety również wielcy poddają się
panice. Co więcej, to właśnie ich siła doprowadza do gwałtownych
krachów i załamań - co zresztą wydaje się logiczne. A jednak owa
wiara, że przedstawiciele instytucji finansowych to racjonalni
nadludzie, pozostaje nienaruszona.
GZ: O tym, że inwestorzy, którzy tracą, rzadko mówią sobie „To tylko
pieniądze", rozmawialiśmy już wcześniej. Ale może jednak ta prosta
konstatacja mogłaby być jednym z pierwszych kroków pomagających
nam uporać się z przerażającą siłą negatywnych emocji podczas
narastających strat?
GZ: Na początku drogi ludzie tak właśnie myślą - cóż jest trudnego w
wybraniu spółki, która będzie rosnąć? Zwłaszcza jeśli raz już się to
udało. Ale każdy przechodzi wcześniej czy później własne kathar- sis.
Niestety, moim zdaniem ta perspektywa zamiast się poszerzać, z
każdym kolejnym straconym procentem jeszcze bardziej się zawęża.
Koncentrujemy się wyłącznie na bólu związanym z utratą kapitału.
Mówiliśmy wielokrotnie o planowaniu, teraz mówisz o uwzględnieniu
szerszej perspektywy. Co jeszcze może pomóc naszemu czytelnikowi
uporać się z tym największym z wrogów, którym często bywa on sam?
GZ: Ale poczekaj. Jeśli z każdego tysiąca złotych zostało mi, dajmy na
to, dwieście, to może uznanie, że teraz to już wszystko jedno, nie jest
aż tak irracjonalne? Może wręcz jest to rozwiązanie najsensowniejsze?
TZ: Pytanie tylko, czy jest jeszcze jakaś szansa na to, aby te stracone
osiemset złotych odzyskać? Jeśli nie, to może lepiej odebrać pozostałe
dwieście i zainwestować je inaczej?
TZ: Jak już mówiłem, wyjścia są tylko dwa. To dobra wiadomość. Zła
jest taka, że są wzajemnie sprzeczne - sprzedać lub trzymać. Jeśli
mamy poczucie, że jesteśmy całkowicie wypaleni i brakuje nam siły,
aby dalej borykać się z trudnościami, wtedy lepiej pozbyć się akcji,
nawet za cenę straty. Pamiętajmy o tym, że nasze samopoczucie też
jest ważne, gdyż wpływa na inne sfery naszego życia oraz - w jakimś
stopniu - także na stan naszego zdrowia.
TZ: Zgadzam się z tobą, że łatwiej jest udzielać rad, niż z nich
korzystać. To zresztą dotyczy nie tylko inwestowania. Zauważ na
przykład, jak chętnie ludzie pouczają się nawzajem w kwestii
wychowywania dzieci. Pouczać, to jednak nie to samo, co
rzeczywiście wychowywać. Czasem jednak taka podpowiedź z
zewnątrz bardzo się przydaje, gdyż ona nie jest obciążona
emocjonalnie. Jest w pewnym sensie wolna od zaangażowania, które
zniekształca nasze oceny. Dlatego wydaje mi się, że twoja rada, by
czasami pomyśleć: „To tylko pieniądze", jest bardzo cenna. Nawet
jeśli ponosimy porażkę, to świat się jeszcze na tym nie kończy. Warto
zdać sobie sprawę z tego, że podobnie jest w innych dziedzinach życia.
Choćby w sporcie - tam także ponosi się od czasu do czasu sromotne
porażki. Ostatecznymi zwycięzcami są jednak tylko ci, którzy
wyciągają z owych porażek wnioski i potrafią na nowo, w inny sposób
spojrzeć na rzeczywistość.
GZ: Nie mogę przy tej okazji nie zwrócić uwagi na jeszcze jedną
ważną rzecz. W branży inwestycyjnej karierę robiła (bo ostatnio trochę
wychodzi z mody) metoda „kup i trzymaj". Jej zwolennicy uwielbiali
pokazywać długoterminowe wykresy i wykazywać, że lepiej byłoby
trzymać latami jakąś inwestycję, niż próbować aktywnie działać na
rynku. Nie zdarzyło mi się, żeby któryś z nich odpowiedział mi
sensownie na banalne pytanie - „Jak przekonasz człowieka, który
stracił kilkadziesiąt procent, żeby wytrwał i nie sprzedał?". Zwłaszcza
jeśli na porażkę inwestycyjną nałoży się inny kryzys - na przykład
zwolnienie z pracy? Co jest o tyle prawdopodobne, że rynek jest
skorelowany z cyklami gospodarczymi, a więc na porażki
inwestycyjne nierzadko nakładają się innego rodzaju osobiste
problemy finansowe.
TZ: Powiedzmy tak - co się stało, to już się nie odstanie, ale pieniądze,
które nie zostały jeszcze stracone, można przecież uratować. Jeśli
naszą rozmowę czyta ktoś, kto nie doświadczył jeszcze goryczy
związanej z traceniem pieniędzy, powinien się czym prędzej na nią
przygotować. Straty pojawią się na pewno, tyle że trudno przewidzieć,
kiedy. Warto zatem zawczasu je sobie wyobrazić. Stąd nasz apel o
ćwiczenie metod radzenia sobie ze stresem i negatywnymi emocjami.
TZ: I całkowicie się z nim zgadzam. Jeśli mamy poczucie, że sami nie
radzimy już sobie z takim przedłużającym się i pogłębiającym stanem,
powinniśmy szukać pomocy u psychologa lub psychiatry. W Polsce
korzystanie z pomocy psychologa wciąż jest spostrzegane jako
ekstrawagancja, a to przecież bardzo normalna rzecz. W Ameryce
wielu inwestorów ma psychologa, z którym dzieli się swoimi
problemami emocjonalnymi. Warto jednak podkreślić, że mówimy tu o
sytuacji skrajnej, gdy strata dotyka już nie tylko naszego portfela, ale
również samooceny. Takich sytuacji trzeba się za wszelką cenę
wystrzegać - czyli szybko zamykać inwestycje, które zaczynają
generować straty.
TZ: Pewnie, że nie jest łatwe, ale im dłużej podejmuje się decyzje na
podstawie takich komentarzy, tym gorzej. Często proponuję
inwestorom pewne ćwiczenie. Polega ono na tym, aby w tym samym
momencie zebrać kilka komentarzy lub rekomendacji dotyczących
tych samych papierów. Można to łatwo zrobić, korzystając z Internetu.
Bardzo szybko się okaże, że opinie te są często wzajemnie sprzeczne.
Podczas gdy jeden analityk rekomenduje kupno, inny wyszukuje
argumenty nakłaniające do sprzedaży. Większość graczy tego nie
dostrzega, gdyż koncentrują się na wypowiedziach jednego,
ulubionego komentatora.
GZ: Albo na wspieraniu swojej wizji rynku...
TZ: Tak, tu znowu trzeba by przywołać problem błędu myślenia kon-
firmacyjnego, który w naszej rozmowie wielokrotnie się już przewijał.
Zresztą powszechnego nie tylko wśród inwestorów.
GZ: Czyli w całej serii komentarzy patrzymy tylko na te, które nam
pasują. Całą resztę uznajemy za bzdurną albo niemożliwą?
TZ: Albo na resztę w ogóle nie patrzymy. Jeśli jedna osoba ci mówi, że
jesteś inteligentny, a inna - że może twoja inteligencja ma pewne braki,
to której osoby będziesz słuchał? Z interpretowaniem opinii na temat
giełdy jest identycznie.
TZ: Poza tym jest tak, że złamanie jakiejś bariery jest zawsze
najtrudniejsze, gdy musimy to zrobić po raz pierwszy. Jeśli w
przeszłości nigdy się nie wycofywaliśmy z pozycji ze stratą, trudno
nam sobie wyobrazić, jakie emocje będą temu towarzyszyły. Człowiek
wykazuje skłonność do niedoceniania siły swoich reakcji afektywnych
- na przykład lęku przed zaakceptowaniem straty. Dlatego jeszcze raz
powtórzę, że warto korzystać z mechanizmu automatycznej sprzedaży
ze stratą, czyli zleceń stop-loss.
TZ: Mówiliśmy już o tym - giełda jest traktowana inaczej niż pozostałe
obszary życia ekonomicznego. Rządzi nią specyficzna psychologia.
Kiedy rynek spada o 10 procent, boimy się sprzedać - choć nie jest
jeszcze na to za późno. Kiedy spada o kolejne 20 lub 30 procent
sprzedajemy, bo boimy się trzymać. A kiedy rynek jest jeszcze niżej -
boimy się kupować. A przecież jest tak tanio.
GZ: Wiąże się z tym inny kłopot. Wiedzą o tym doradcy finansowi.
Zdają sobie sprawę z tego, że łatwo sprzedać udziały w funduszu,
pokazując, że jego cena dynamicznie wrosła, nawet kilkadziesiąt czy
kilkaset procent. I wiedzą, że szansa na zdobycie klienta jest
niewielka, jeśli będą pokazywać wykres spadający. Same fundusze
uruchamiają kampanie reklamowe nie wtedy, gdy można kupować
tanio, ale wtedy, kiedy rynek szaleje przy szczytach. Czyli nawet
ludzie z branży dają złe rady w sprawie tego, kiedy szukać okazji.
GZ: Jak najbardziej. Ale zanim nasi czytelnicy osiągną sukces, powinni
zdać sobie sprawę, że inwestowanie to nie jest łatwy kawałek chleba.
Jak każda praca, wymaga doświadczenia, zaangażowania i solidnego
warsztatu. Talent i intuicja, bardzo często kojarzone bezpośrednio ze
spekulacją giełdową, są wyłącznie dodatkiem. Bez rzemiosła i
systematyczności nawet trafna intuicja może okazać się bezużyteczna.
Jak im przeciwdziałać?
• Jeśli masz taką okazję, poproś o rady doświadczonego inwestora -
ale nie proś go nigdy o konkretne rekomendacje.
• Planuj swoje działania - wytycz sobie jasną strategię zawierającą
krótko- i długoterminowe cele oraz zbiór reguł postępowania w
określonych warunkach rynkowych.
• Ucz się stopniowo. Zaczynaj inwestowanie od małych sum.
• Trenuj umiejętności inwestowania w sytuacjach zaplanowanego,
stopniowo rosnącego poziomu trudności.
• Nigdy nie zaczynaj inwestowania z całością kapitału, graj tylko
częścią.
• Nie angażuj nowych środków finansowych tak długo, dopóki nie
poniesiesz pierwszej straty.
• Zdefiniuj kwotę, której stratę jesteś w stanie zaakceptować.
• Nie pożyczaj pieniędzy, by szybciej zarabiać.
• Podejmuj decyzje na podstawie wiedzy pochodzącej z
przypadkowych źródeł, nie ograniczaj się do stanowiska jednego
analityka.
• Przygotuj się do przeżywania silnych, zmiennych emocji -
skorzystaj z psychologicznego treningu kontrolowania emocji.
NLEPOKÓJ, LĘK, PRZYGNĘBIENIE, PANIKA
Jak je rozpoznać?
• Nieprzyjmowanie do wiadomości ponoszonych strat, przekonanie,
że wystarczy odpowiednio długo poczekać, żeby je odrobić: „Dopóki
nie zamknie się pozycji, strata widnieje jedynie na papierze".
• Trzymanie taniejących akcji w przekonaniu, że sytuacja kiedyś się
odwróci.
• Niepokój i paniczne wyprzedawanie akcji niezależnie od przyjętych
wcześniej założeń, na podstawie szczątkowych, niepełnych informacji.
• Liczenie straty w realnych pieniądzach lub rzeczach.
• Myślenie negatywne: „Już nic się na uda, wszystko przepadło,
jestem do niczego" itp.
• Kłopoty z zasypianiem, budzenie się w nocy.
• Reakcje somatyczne towarzyszące otwieraniu strony z notowaniami
- bóle w okolicy klatki piersiowej, trudności z oddychaniem, uczucie
spięcia, przyspieszona akcja serca lub pocenie się, przyspieszony
oddech, suchość w ustach, bóle brzucha, nudności, bóle głowy.
• Uczucie zmęczenia zaraz po przebudzeniu.
• Strach przed kolejnym niepowodzeniem.
• Uleganie złudzeniom, które pozwalają uniknąć przeżywania
negatywnych emocji:
- „Pieniądze, które spadły z nieba" - gotowość do podejmowania
większego ryzyka podczas gry łatwo zarobionymi pieniędzmi.
- Księgowanie umysłowe - uznawanie, że dopóki zmniejszają się
zyski, nie jest to realną stratą.
- Błąd kotwiczenia - podejmowanie decyzji, na przykład o cenie
sprzedaży akcji, w odniesieniu do kotwicy, jaką jest wartość ich
zakupu.
- Błąd konfirmacji - poszukiwanie i selektywne dostrzeganie
informacji potwierdzających słuszność wcześniej podjętych decyzji o
zakupie czy sprzedaży akcji, unikanie informacji zaprzeczających.
- Zwiększanie stawki w celu odrobienia strat.
Jak im przeciwdziałać?
• Planując inwestycję, analizuj szanse i zagrożenia jej powodzenia,
opracowuj rozwiązania dla sytuacji zagrożeń.
• Twórz scenariusze na wypadek, gdyby transakcja okazała się
nieudana i wyznacz maksymalną dopuszczalną stratę).
• Analizuj każdą sytuację inwestycyjną pod kątem możliwych strat,
analizuj własne decyzje, oceny, pomysły i towarzyszące im emocje -
prowadź własny dziennik inwestora.
• Zrozum naturę błędów oraz złudzeń, którym możesz ulegać (błędy
kotwiczenia, konfirmacji, atrybucji i wiele innych), naucz się
efektywnego reagowania (pomocne mogą być tematyczne treningi
psychologiczne).
• Ćwicz „na sucho" trudne sytuacje inwestycyjne (w tym porażki).
• Wzmacniaj swoją odporność psychiczną, rozwijaj umiejętności
radzenia sobie z wysokim poziomem emocji zarówno pozytywnych,
jak i negatywnych (pomocne mogą być psychologiczne treningi
wzmacniania odporności na stres, radzenia sobie z porażką,
przeciwdziałania wyuczonej bezradności, uczenia się własnych
emocji, ich rozpoznawania i przeciwdziałania im).
• W sytuacjach trudnych poszukaj wsparcia innych osób, dziel się
problemami, przedyskutuj je z rodziną, znajomymi.
• Uwolnij się od pozycji „emocjonalnie toksycznych", nawet za cenę
straty, by odciąć się od źródła negatywnych emocji.
• Nie podejmuj ważnych decyzji i działań, gdy jesteś mocno
zaniepokojony czy przygnębiony, poczekaj aż emocje opadną.
• Wykonuj regularnie treningi relaksacyjne i ćwiczenia fizyczne.
ZNIECHĘCENIE, NIEWIARA, DEPRESJA
Jak je rozpoznać?
• Bierność i apatia - spowodowana porażką niechęć do podejmowania
jakiejkolwiek aktywności związanej z inwestowaniem.
• Uczucie zmęczenia i braku siły do dalszego działania.
• Poczucie smutku i przygnębienia na myśl o poniesionej stracie.
• Spadek samooceny, utrata zaufania do własnej wiedzy i
umiejętności.
• Samooskaiżanie - przypisywanie sobie odpowiedzialności za
porażkę.
• Poczucie własnej nieskuteczności i bezradności:
• Brak wiary w przyszły sukces, w możliwość odrobienia strat.
• Brak pomysłów na dalsze działania.
• Chęć ucieczki, wycofania się z inwestowania, rezygnacji z
jakichkolwiek zysków.
• Gotowość poniesienia dowolnych strat w celu „uwolnienia się" od
tracących pozycji.
• Kłopoty z uwagą, pamięcią, koncentracją, sprawną analizą
informacji.
• Kłopoty ze snem.
• Brak apetytu lub nadmierne łaknienie (tzw. zajadanie problemów).
• Poczucie braku sensu życia - myśli samobójcze.
Jak im przeciwdziałać?
• Spróbuj zbudować dystans - odciąć się od poprzednich decyzji i
emocji.
• Pozwól sobie na popełnianie błędów i doświadczanie porażek - nie
ma ludzi nieomylnych.
• Wzmacniaj własną odporność, korzystając z treningów radzenia
sobie z negatywnymi emocjami.
• Koncentruj się na pozytywnych doświadczeniach, emocjach -
skorzystaj z treningu pozytywnego myślenia (koncentruj się na
przykład na strategii realizowania zysków, zamykania pozycji na
plusie i trzymaj się jej bez względu na to, co dzieje się na rynku).
• Ustal jasne, możliwe do osiągnięcia cele i konsekwentnie je realizuj.
• Zaniechaj na jakiś czas działań inwestycyjnych.
• Jeżeli stan przygnębienia nasila się i trwa dłużej (nie jest tylko
sytuacyjny) skonsultuj się z psychologiem.
• Stosuj zalecenia specjalisty - psychologa lub psychoterapeuty.
• Zapewnij sobie odpoczynek i aktywność sprawiające ci
przyjemność.
• Otaczaj się pozytywnymi sytuacjami oraz ludźmi, których lubisz -
unikaj sytuacji, informacji, osób stresujących, wzbudzających lęk,
niepokój, irytację.
• Unikaj nadmiernej stymulacji (intensywnego wysiłku, kosztownych
psychologicznie zmian itp.).
• Zadbaj o regularny tryb życia (właściwą ilość snu, odpoczynku,
zdrową dietę, aktywność fizyczną).
• Unikaj używek (alkoholu, nikotyny, kofeiny itp.).
UZALEŻNIENIE OD GRY
Jak je rozpoznać?
• Potrzeba ciągłego kontynuowania gry: „Szkoda czekać do początku
kolejnej sesji, wieczorem podziałam na rynku walutowym".
• Poirytowanie, gdy jakieś czynniki uniemożliwiają spekulację (na
przykład awaria łącza internetowego, telefony od bliskich
przeszkadzające w składaniu zleceń itp.).
• Poświęcanie dużej ilości czasu i energii grze kosztem innych
aktywności (snu, pracy, prowadzeniu relacji towarzyskich itp.).
• Odczuwanie przyjemności na myśl o zarobieniu pieniędzy: „Gdy
zarobię 30 tysięcy sprawię sobie frajdę".
• Wpadanie w euforię, gdy sesja zamyka się na plusie, oraz w silne
przygnębienie, gdy kończy się ona stratą.
• Poczucie bezsensu w sytuacji, gdy nie można poczuć adrenaliny
wyzwalanej przez spekulację.
• Utrata kontroli nad sobą - potrzeba zarabiania za wszelką cenę, by
sprawić sobie przyjemność, i zapominanie o negatywnych
konsekwencjach porażki (dużym zadłużeniu u znajomych, realnych
stratach itp.).
• Potrzeba poszukiwania silniejszych doznań - podejmowania
wyższego ryzyka, podnoszenia inwestowanej stawki w celu
zwiększenia potencjalnego zysku i przyjemności z wygranej.
• Potrzeba wiary, przekonywanie samego siebie, że wszystko znajduje
się pod kontrolą, mimo angażowania coraz większych środków i
podejmowania coraz wyższego ryzyka.
• Odczuwanie złości, zaprzeczanie w sytuacji gdy rodzina, znajomi
określają mnie „maniakiem" gry czy „nałogowcem".
Jak im przeciwdziałać?
• Zaprzestań działań inwestycyjnych, nie podejmuj żadnych
czynności związanych z rynkiem, nie podejmuj decyzji
inwestycyjnych w sytuacji emocjonalnej huśtawki.
• Nie unikaj konfrontacji z wiedzą o sobie samym - nawet jeśli nie jest
ona przyjemna.
• Żeby uwolnić się od uzależnienia, skorzystaj z porady specjalistów
(psychologów, psychoterapeutów) - sam możesz sobie nie poradzić.
• Traktuj poważnie zalecenia specjalisty.
Przedmowa
Część I - CHCIWOŚĆ
Optymizm
Ekscytacja
Podniecenie / Euforia
Część II - STRACH
Niepokój
Zaprzeczanie
Lęk / Strach
Rozpacz / Panika
Kapitulacja / Zniechęcenie
Depresja
Niewiara
Nadzieja / Optymizm
Podsumowanie
Dodatek
BARIERY EFEKTYWNOŚCI INWESTORA
Nierealistyczny optymizm i entuzjazm
Jak je rozpoznać?
Jak im przeciwdziałać?
Niecierpliwość i silna chęć zysku
Jak je rozpoznać?
NlEPOKÓJ, LĘK, PRZYGNĘBIENIE, PANIKA
Jak im przeciwdziałać?
Zniechęcenie, niewiara, depresja
Jak je rozpoznać?
Uzależnienie od gry
Jak je rozpoznać?
Jak im przeciwdziałać?
Table of Contents
Przedmowa
Część I - CHCIWOŚĆ
Optymizm
Ekscytacja
Podniecenie / Euforia
Część II - STRACH
Niepokój
Zaprzeczanie
Lęk / Strach
Rozpacz / Panika
Kapitulacja / Zniechęcenie
Depresja
Niewiara
Nadzieja / Optymizm
Podsumowanie
Dodatek
BARIERY EFEKTYWNOŚCI INWESTORA
Nierealistyczny optymizm i entuzjazm
Niecierpliwość i silna chęć zysku
NlEPOKÓJ, LĘK, PRZYGNĘBIENIE,
PANIKA
Zniechęcenie, niewiara, depresja
Uzależnienie od gry
Table of Contents
Przedmowa
Część I - CHCIWOŚĆ
Optymizm
Ekscytacja
Podniecenie / Euforia
Część II - STRACH
Niepokój
Zaprzeczanie
Lęk / Strach
Rozpacz / Panika
Kapitulacja / Zniechęcenie
Depresja
Niewiara
Nadzieja / Optymizm
Podsumowanie
Dodatek
BARIERY EFEKTYWNOŚCI INWESTORA
Nierealistyczny optymizm i entuzjazm
Niecierpliwość i silna chęć zysku
NlEPOKÓJ, LĘK, PRZYGNĘBIENIE, PANIKA
Zniechęcenie, niewiara, depresja
Uzależnienie od gry