Wybudzona ze snu otworzyłam obolałe oczy i rozejrzałam się
po ślicznej komnacie w celu znalezienia przyczyny mojej nagłej pobudki. Pomieszczenie wyglądało naprawdę niesamowicie. Zasłony, które osłaniały olbrzymie, dwuskrzydłowe okno ze złotymi zdobieniami, ściany oraz pościel były barwy malachitowej, natomiast rama i wezgłowie łoża, ogromny żyrandol oraz różne dodatki czy meble miały kolor złoty. Uwielbiałam tutaj przebywać. Me błękitne oczy dostrzegły dziewczynę stojącą nad łóżkiem, na którym spoczywałam. Była to moja droga koleżanka, rówieśniczka, córka Dymanta. — Nauzykao, czy ty nadal śpisz? Przecież za niespełna tydzień ma się odbyć twój ślub. Na podłodze i na fotelu leżą twoje szaty, każda z nich brudna i nieświeża. Już nawet nie wspomnę o peplosach i prześcieradłach. Nadszedł czas najwyższy na pranie! — oznajmiła kobieta, poprawiając swoje kruczoczarne włosy, po czym wyszła z pokoju. Mimo że w głębi duszy nadal spałam, ta informacja doszła do mnie niezwykle szybko. Uświadomiłam sobie, że do wesela pozostało niewiele czasu. Zmęczenie prędko minęło i zamieniło się w radość. Podekscytowana podeszłam do okiennicy, odsłoniłam zasłony i poczułam poranne promienie słoneczne muskające moją bladą twarz. Ubrałam się pospiesznie w długą suknię, uczesałam złociste włosy w dwa warkocze związane białą wstążką i zeszłam po schodach na dół do komnaty głównej, gdzie zwykle o tej porze znajdowali się moi rodzice. Poinformowałam ich o swoim zadaniu i udałam się na dziedziniec. Tam wyprowadzili dla mnie wóz zaprzęgnięty dwoma mułami, gdzie już siedziały moje dwórki. Położyłam starannie na pokładzie odzież, a obok kosz pełen jedzenia i przysmaków oraz naczynie z miękką oliwą, aby po kąpieli móc się namaścić. W końcu dotarłyśmy na miejsce. Krystalicznie czysta rzeka była otoczona niewielkim lasem. Wokół niej znajdowały się liczne skały oraz głazy. Weszłam wraz z dziewczynami do wody i urządziłyśmy konkurs, kto najszybciej umyje największą ilość szat. Praca przebiegała nam sprawnie i przyjemnie, w miłej atmosferze. Nadeszła pora powrotu do królestwa. Dwójka dziewcząt zaprzęgła muły, natomiast pozostałe składały ubrania. Wykorzystując chwilę wolnego, postanowiły pograć w piłkę, na co się zgodziłam. Niestety chybiłam. Rzucona przeze mnie piłka trafiła do rzeki, zamiast w ręce dwórki. W tej chwili coś zaczęło wychodzić z wody. Służące przestraszyły się i zaczęły krzyczeć. Nagle ujrzałam nagiego mężczyznę, zakrywającego się liściastą gałęzią. Dziewczyny uznały, że wygląda strasznie i uciekły. Ja natomiast stałam naprzeciwko jego i niewzruszona patrzyłam mu się głęboko w oczy. Nie bałam się go. — Błagam, o pani, zlituj się nade mną. Proszę, daj mi jakiś łachman, abym mógł się przyodziać i pokaż mi gród, nikogo tutaj nie znam, nie mam pojęcia, gdzie jestem. Nie rozumiem, dlaczego bogowie mnie tu zesłali, obawiam się, co szykują dla mnie w zanadrzu. Proszę, okaż mi litość, pani — rzekł mężczyzna, rzucając się na sine kolana. — Spokojnie, nie zabraknie ci u nas niczego, zasługujesz na równe, co i my. Jesteś w kraju Feaków, a ja jestem córką Alkinoosa. Moje imię to Nauzykaa. Dziewczęta, wracajcie! Biedak zabłądził i trzeba się nim zająć. Pamiętajcie, że każdy gość naszej krainy przychodzi od Dzeusa. Nakarmcie go, napoicie oraz obmyjcie! — odpowiedziałam. — O niebiosa, dziękuję, pani wielkoduszna! Ja nazywam się Odyseusz — powiedział ze szczerym uśmiechem na twarzy. Nie potrafiłabym zostawić tego mężczyzny bez wsparcia i pomocy. Od dziecka uczono mnie gościnności. Było mi go niezwykle żal. Obiecałam sobie, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby poczuł się przynajmniej odrobinę lepiej. Kiedy dwórki pielęgnowały żebraka, ja udałam się na spacer w celu znalezienia różnych roślin oraz ziół, które mogłyby wpłynąć pozytywnie na jego samopoczucie i zaopatrzenie wszystkich ran. Po pewnym czasie wróciłam i szybkim krokiem podeszłam do służek. Jednak mój wzrok przykuło co innego. W oddali nad brzegiem morza siedział Odyseusz. Promieniał swoją urodą. Czułam się, jakby mnie zaczarował. Wyglądał zupełnie inaczej niż wcześniej. Nie mogłam się na niego napatrzeć. Te włosy, szerokie i umięśnione barki, budowa ciała, czarujące oczy, nieskazitelna cera. Był idealny. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będzie mi dane poznać taką osobę. Nie myliłam się, nawet wyglądał, jakby zesłał go Dzeus. Jego piękno było tak wyjątkowe, że pragnęłam, aby ta chwila trwała wiecznie. Właśnie tak... Chciałabym go móc widywać codziennie: kiedy wstaję rano i kładę się spać. Kiedy jestem szczęśliwa i kiedy jest mi przykro. Pragnęłam oglądać z nim porankiem wschody słońca z okna w mojej komnacie oraz podziwiać zachody leżąc na łące lub na dziedzińcu. Czułam, że jest mi przeznaczony, że jest moją bratnią duszą. — Dziewczyny, coś wam powiem, ale ani słowa nikomu. To nie zwykły przypadek, że Odys do nas przybył. To znak od bogów. Może spodoba mu się tutaj i zamieszka u nas w zamku, a następnie weźmiemy ślub. Mam przeczucie, że pisane nam jest, aby zostać mężem i żoną. Zanieście mu więcej jedzenia, niech będzie pewny, że jest tutaj mile widziany — oznajmiłam. Nigdy w życiu nie zakochałam się w kimś tak bardzo, jak w Odyseuszu.