Download as docx, pdf, or txt
Download as docx, pdf, or txt
You are on page 1of 4

Polska wcale nie była spichlerzem Europy!

https://ciekawostkihistoryczne.pl/2016/07/27/polska-wcale-nie-byla-spichlerzem-europy/

Bez bałtyckiego handlu zbożem nigdy nie usłyszelibyśmy o Rembrandcie czy Vermeerze. Ale
rozpowszechnione przeświadczenie o tym, że polskie czarnoziemy żywiły całą
Europę, dowodzi tylko jednego – szlacheckiej megalomanii!
Rok 1566 na niewielkim skrawku ziemi, wciśniętym między Francję, Rzeszę i Morze
Północne został zapamiętany jako het hongerjaar – rok głodu. Niderlandy, bo o nich mowa,
będą wytrychem niezbędnym do rozwiązania zagadki Rzeczypospolitej jako spichlerza
nowożytnej Europy.
Mała epoka lodowcowa
Na początku lat 60. XVI wieku rozpoczyna się w Europie okres tak zwanej małej epoki
lodowcowej. Średnie temperatury na półkuli północnej spadły o 1°C. Szczególnie mocno
skutki oziębienia klimatu odczuli mieszkańcy Niderlandów. Ponieważ ze względu na krę
wcześniej niż do tej pory ustawał ruch statków na rzekach, a temperatury spadały do
syberyjskich poziomów, zapasy żywności i drewna na opał szybko zaczęły się kończyć.
W efekcie wiele osób zmarło z powodu głodu, chorób i zimna. Mieszkańcom Krajów
Nizinnych nie pomagały w przetrwaniu tego okresu nowe podatki nakładane przez Filipa II i
działająca inkwizycja.
Rosnące napięcie znalazło ujście w rewolcie obrazoburczej, a później w powstaniu przeciwko
hiszpańskiemu panowaniu. Przekształciło się ono w trwającą osiemdziesiąt lat wojnę i
doprowadziło do pojawienia się na mapie politycznej Europy nowego państwa – Republiki
Siedmiu Zjednoczonych Prowincji, pars pro toto zwanych Holandią.
Sytuacja ta, której momentem kulminacyjnym był rok 1566, obnażyła, jak bardzo Prowincje
uzależnione były od rozwijanego intensywnie od końca XV wieku handlu bałtyckiego, dzięki
któremu do Niderlandów sprowadzano zboże i drewno.
Moedernegotie – matka holenderskiego handlu
Owszem, głównym towarem sprowadzanym znad Bałtyku na pokładach holenderskich
statków było zboże. W latach 60. XVI wieku w niderlandzkich portach wyładowano 40 000
łasztów (1 łaszt = 2 tony) tylko gdańskiego zboża. Dalszych 32 000 łasztów pochodziło z
pozostałych bałtyckich portów.
Blisko połowa zboża zostawała w Niderlandach i służyła do wyżywienia ludności
największych miast Holandii, Brabancji i Flandrii, co wystarczało na pokrycie około 25

1
procent zapotrzebowania kraju. Resztę Holendrzy z zyskiem eksportowali dalej, do Portugalii,
Hiszpanii i krajów Lewantu.
W roku 1636 import do najważniejszego portu Republiki, czyli do Amsterdamu, wyniósł
łącznie 30 milionów guldenów. Handel bałtycki, ograniczony do Gdańska, Elbląga i miast
inflanckich stanowił 12,5 milionów guldenów, czyli ponad 40 procent. Holendrzy świadomi
byli jego wagi nie tylko dla ekonomii kraju, ale także jego przetrwania. Wiedzieli też o tym
ich wrogowie – Hiszpanie.
W 1587 roku Benito Nuñez przebywający w Polsce agent Filipa II pisał w liście
adresowanym do królewskiego namiestnika Niderlandów Aleksandra Farnese, że gdyby
odciąć zbuntowane Prowincje od dostaw zboża i drewna z Gdańska, szybko złożyłyby broń.
Za każdym razem, gdy wojny między Szwecją i Rzecząpospolitą naruszały dostawy, w
negocjacjach pokojowych brały udział holenderskie misje dyplomatyczne. Handel bałtycki
był dla Republiki do tego stopnia ważny, że Johan de Witt określił go mianem moedernegotie
– handlu macierzystego, który tak jak matka karmi swoje dzieci. Dzięki niemu rozwinął się
Amsterdam, a cały kraj przeżył okres Złotego Wieku. Bez bałtyckiego handlu zbożem nigdy
nie usłyszelibyśmy o Rembrandcie czy Vermeerze.
Spichlerz Europy czyli samozachwyt polskiego szlachcica
Z danymi statystycznymi ciężko jest dyskutować. Na początku XVII wieku konsumpcja
roczna zboża w Europie wynosiła około 240 milionów kwintali (1 kwintal = 100
kilogramów). W tym samym czasie z Gdańska eksportowano nie więcej niż 1,4 miliona
kwintali, zatem zaledwie znikomy procent tego co przejadał Stary Kontynent.
Za to przeświadczona o niezwykłej randze polskiego zboża była szlachta sprzedająca
nadwyżki produkcji rolnej w Gdańsku. Szlachcic-megaloman wierzył, że bez jego folwarku i
produkowanego w nim ziarna cały świat nie będzie umiał się objeść: Boć Holendrowie i
drudzy nas potrzebują, a nie my ich, i oni do nas jeździć muszą po chleb.
Łukasz Opaliński twierdził, że spławianym Wisłą zbożem żywi się i utrzymuje znaczna część
Europy. Ten polski zawrót głowy potwierdzali sami autorzy zamieszania: […] ci ze wschodu
i z Polski tak bogaci, tak zuchwali i pyszni się stali […], że obecnie jeżdżą w powozach
zaprzężonych w czwórkę koni, podczas gdy niegdyś zwykli byli chodzić na piechotę, pisał
Joost Nykerke.
Gdańsk-Chłańsk
Wreszcie nie można pominąć faktu, że tylko niektóre ziemie Rzeczypospolitej brały udziału
w handlu zbożem. Znaczna jej część znajdowała się poza jego strefą, co determinowały
warunki geograficzne – brak spławnych rzek i zacofanie jak w przypadku Polesia, czy

2
warunki polityczne i zagrożenie najazdami tatarskimi, co wykluczało Wołyń i Podole. Z kolei
inne regiony, jak Wielkopolska, produkowały zboże przede wszystkim na własne potrzeby.
Gdańsk przyciągał szlachtę jak magnes, z czego doskonale zdawali sobie sprawę Holendrzy,
znający gusta i przyzwyczajenia polskiego odbiorcy. Na statkach bowiem wywozili zboże i
drewno, ale na miejscu sprzedawali towary luksusowe – kosztowne tkaniny, południowe
owoce, wino, korzenie, porcelanę – dzięki czemu handel bałtycki nie tylko się im bilansował,
ale przynosił niebotyczne zyski.
Przed tymi pokusami Sebastian Klonowic przestrzegał polskiego szlachcica, który w porcie
nad Motławą kończył flis, czyli spław zboża Wisłą:
Bo tak idzie ten nieszczęsny porządek,
Iż szkuta właśnie jakoby żołądek
Poźrze folwarki, gdy pan żyje szumno,
I wszystko gumno.
Te zaś żołądki prowadzą do Gdańska
Poty cnych kmiotków, a raczej do Chłańska;
Ztamtąd ma pycha podżogę do zbytku
Miasto pożytku.
O skłonnościach przepuszczania majątku pisał w 1632 roku Jan Grodwagner:
Przestać nie chcemy na tej wczesności i darach Bożych, którymi byśmy się mogli słusznie w
życiu naszym kontentować, nie łapiąc skądinąd bardzo niepotrzebnych wymysłów,
którymi cudzoziemcy na nas pieniądze tylko wyłudzają i nas ubożąc sami się bogacą.
Zazdrościł im także tej pomysłowości i obrotności, do której nie była skora polska szlachta:
Zbywamy jej [wełny] do Angliej, Holandiej, Niderlandów tak wiele… Cóż tam z nią czynią?
Na sukno ją i insze niepospolite a przednie materie, także na obicia różne obracają i je znowu
do nas przywożą, a za nie gwałtowne od nas pieniądze wywożą.
Niemały kapitał zbijali na pośredniczeniu w tych transakcjach gdańscy kupcy.
Podobnie, w mocno ironicznym stylu o interesach prowadzonych przez polskich szlachciców
wypowiadał się Klonowic. W cytowanym Flisie stworzył piękny obraz Staszka – praszczura
Janusza biznesu, który pieniądze uzyskane ze sprzedaży z trudem dowiezionego do Gdańska
zboża, zamienił od razu na świecidełka:
Wnet będziesz u swych w sukmanie swej nowej
Karazyjowej1,
W szerokiej krajce pięknej, przekobiałej2,
Z nowym przysiekiem3, w magierce4 zuchwałej

3
Czupryna k’rzeczy, biała szarawara:
Kto idzie? Wara!
Tak się staw ojcu i macierzy starej,
Wesoło, szatno i szumno bez miary;
Oddaj rodzicom gościniec, nieboże,
Jaki być może.
A Zochnie daruj gdański pas puklasty5
Na odświętni kształt muchajer 6ceglasty;
Niechaj tabinu7, niechaj jadamaszku,
Cnotliwy Staszku.
Spichlerz Europy versus Złoty Wiek
Dobrobyt polskiej szlachty ugruntowany został na eksporcie zboża, którego odbiorcą był
holenderski kupiec. Także w zakresie konsumpcji towarów luksusowych „cnotliwy Staszek”
wydawał się być zależny od niderlandzkiego żeglarza, przybywającego regularnie do
gdańskiego portu.
Obrotni Holendrzy, dominując handel bałtycki, zapewnili sobie bogactwo i przetrwanie,
a Rzeczpospolita była raczej bankiem, dzięki któremu Republika Zjednoczonych Prowincji
przeżyła okres swego największego rozkwitu, niż spichlerzem Europy.

You might also like