Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 33

MAX HORKHEIMER

THEODOR W ADORNO

DIALEKTYKA
OŚWIECENIA

Przełożyła
Ma/gorgata Łukasiewicz

Przekład przejrzał i p o s ł o w i e m opatrzył


Marek J. Siemek
Przemysł kulturalny
O ś w i e c e n i e jako m a s o w e o s z u s t w o

C o d z i e n n o ś ć zadaje kłam s o c j o l o g i c z n e m u p o g l ą d o w i , że utrata


oparcia w obiektywnej religii, rozpad ostatnich pozostałości
przedkapitalistycznych, techniczne i społeczne z r ó ż n i c o w a n i e oraz
specjalizacja s p o w o d o w a ł y chaos w sferze kultury. P o d w z g l ę d e m
jednolitości kultura bije dziś na g ł o w ę w s z y s t k o . F i l m , radio,
czasopisma s t a n o w i ą zwarty system. W każdej dziedzinie z osobna
i w e w s z y s t k i c h razem panuje j e d n o m y ś l n o ś ć . N a w e t estetyczne
manifestacje rozbieżności politycznych głoszą na r ó w n i p o c h w a ł ę
s t a l o w e g o rytmu. J e ś l i chodzi o w y s t r ó j administracyjnych i w y ­
s t a w o w y c h p r z y b y t k ó w przemysłu, kraje autorytarne zaledwie
różnią się o d innych. Strzelające wszędzie w g ó r ę m o n u m e n t a l n e
b u d o w l e reprezentują zmysł p l a n o w a n i a p o n a d p a ń s t w o w y c h kon­
cernów - przedmiot ataków p o z o s t a w i o n y c h na p a s t w ę losu
p r z e d s i ę b i o r c ó w , k t ó r y c h p o m n i k a m i są posępne d o m y mieszkal­
ne i f i r m o w e s m u t n y c h miast. Starsze z a b u d o w a n i a otaczające
betonowe centra robią już dziś wrażenie slumsów, a nowe
b u n g a l o w y na peryferiach - p o d o b n i e jak nietrwałe konstrukcje
m i ę d z y n a r o d o w y c h t a r g ó w - głoszą c h w a ł ę technicznego postępu
i p r o w o k u j ą , by p o k r ó t k o t r w a ł y m u ż y t k o w a n i u w y r z u c i ć je jak
puszkę p o k o n s e r w i e . Urbanistyczne projekty, przewidujące, że
w higienicznych m a ł y c h mieszkankach i n d y w i d u u m ma się per-
p e t u o w a ć jako p o n i e k ą d byt samodzielny, tym g r u n t o w n i e j pod­
p o r z ą d k o w u j ą je stronie stronie p r z e c i w n e j , totalnej w ł a d z y kapi­
tału. Praca i r o z r y w k i w z y w a j ą m i e s z k a ń c ó w d o centrum, jako
producentów i konsumentów, a zarazem k o m ó r k i mieszkalne
krystalizują się w d o s k o n a l e z o r g a n i z o w a n e k o m p l e k s y . Uderzają­
ca jedność m a k r o - i m i k r o k o s m o s u prezentuje ludziom model ich
kultury: fałszywą jedność t e g o , co o g ó l n e , i t e g o , c o s z c z e g ó ł o w e .
Wszelka kultura m a s o w a p o d rządami m o n o p o l u jest identyczna,
a jej szkielet, f a b r y k o w a n e przez m o n o p o l rusztowanie pojęć,
Przemysł kulturalny

zaczyna się z a r y s o w y w a ć . W ł a d c y nie są nawet specjalnie zaintere­


sowani osłanianiem tej konstrukcji, im brutalniej ona sama
się d o siebie przyznaje, tym w i ę k s z a jej potęga. F i l m i radio
nie muszą się już p o d a w a ć za sztukę. P r a w d a , że są jedynie
interesem, służy im j a k o ideologia, mająca u p r a w o m o c n i a ć kicz,
który rozmyślnie produkują. Same nazywają się przemysłem,
a p u b l i k o w a n e informacje o d o c h o d a c h d y r e k t o r ó w naczelnych
nie pozostawiają żadnych wątpliwości co do społecznej nie­
zbędności ich p r o d u k t ó w .
Z a i n t e r e s o w a n i chętnie podają technologiczną w y k ł a d n i ę prze­
m y s ł u kulturalnego. M i a n o w i c i e fakt, że w przemyśle t y m uczest­
niczą miliony, w y m u s z a procesy reprodukcji, które z kolei p o w o ­
dują siłą rzeczy, że w niezliczonych miejscach identyczne potrzeby
zaspokajane są s t a n d a r d o w y m i p r o d u k t a m i . Techniczna opozycja
między nielicznymi o ś r o d k a m i w y t w a r z a n i a a r o z p r o s z o n ą recep­
cją narzuca konieczność organizacji i p l a n o w a n i a ze strony dys­
ponentów. Standardy w y w o d z ą się pierwotnie z p o t r z e b kon­
sumentów: dlatego też są a k c e p t o w a n e bez sprzeciwu. Otóż
w rzeczywistości jest to zamknięte k o ł o manipulacji i z w r o t n y c h
potrzeb, coraz silniej przerośnięte tkanką jednolitego systemu.
Milczeniem pomija się, że w ł a ś c i w y grunt, na k t ó r y m technika
zyskuje władzę nad społeczeństwem, stanowi władza e k o n o m i c z ­
nych p o t e n t a t ó w nad społeczeństwem. Dzisiaj racjonalność tech­
niczna to racjonalność s a m e g o panowania. Wyznacza ona p r z y m u ­
s o w y charakter w y o b c o w a n e g o społeczeństwa. S a m o c h o d y , b o m ­
by i film utrzymują całość tak d ł u g o , aż ich niwelujący element
ujawni s w ą siłę w n i e s p r a w i e d l i w o ś c i , której służył. N a razie
technika przemysłu kulturalnego d o p r o w a d z i ł a jedynie d o stan­
daryzacji i produkcji seryjnej oraz p o ś w i ę c i ł a to, czym l o g i k a dzieła
różni się o d l o g i k i systemu społecznego. N i e w y n i k a to jednak
z praw rozwoju techniki jako takiej, a t y l k o z jej funkcji
w dzisiejszej g o s p o d a r c e . P o t r z e b y , które m o g ł y b y się ewentualnie
w y m y k a ć centralnej kontroli, są tłumione już przez kontrolę
indywidualnej ś w i a d o m o ś c i . Przejście o d telefonu d o radia jasno
rozdzieliło role. T e l e f o n pozwalał jeszcze liberalnie każdemu
uczestnikowi g r a ć rolę p o d m i o t u . R a d i o czyni demokratycznie
140 Dialektyka oświecenia

w s z y s t k i c h na r ó w n i słuchaczami, aby autorytarnie podporządko­


w a ć ich jednolitym p r o g r a m o m stacji. N i e rozwinęła się żadna
aparatura repliki, a p r y w a t n e emisje u t r z y m y w a n e są w p o d l e g ł o ś ­
ci. Ograniczają się d o apokryficznej dziedziny „ a m a t o r ó w " , któ­
r y m w d o d a t k u narzuca się o d g ó r n i e organizację. K a ż d a spontani­
czna inicjatywa publiczności w ramach oficjalnego radia p o d l e g a
fachowej selekcji oraz sterowana jest i a b s o r b o w a n a przez ł o w c ó w
talentów, konkursy przed mikrofonem i wszelkiego rodzaju
centralnie p r o t e g o w a n e imprezy. Talenty należą d o przemysłu,
zanim jeszcze tenże zacznie je prezentować: w p r z e c i w n y m razie nie
p o d p o r z ą d k o w y w a ł y b y m u się tak s k w a p l i w i e . N a s t a w i e n i e publi­
czności, które r z e k o m o i faktycznie sprzyja s y s t e m o w i przemysłu
kulturalnego, jest częścią systemu, a nie j e g o u s p r a w i e d l i w i e n i e m .
G d y jakaś gałąź sztuki poczyna sobie w e d l e tej samej recepty, co
inna gałąź, odległa z a r ó w n o p o d w z g l ę d e m m e d i u m , jak t w o r z y ­
w a , g d y dramatyczne zawęźlenie radiowej „ m y d l a n e j o p e r y " staje
się p e d a g o g i c z n y m p r z y k ł a d e m przezwyciężania technicznych tru­
dności, z k t ó r y m i radzi sobie z a r ó w n o jam, jak i w y ż y n y jazzu, albo
g d y śmiała „ a d a p t a c j a " frazy B e e t h o v e n a o d b y w a się w e d l e tej
samej metody, co f i l m o w a „ a d a p t a c j a " p o w i e ś c i T o ł s t o j a - p o w o ­
ł y w a n i e się na spontaniczne życzenia publiczności jest wątłą
w y m ó w k ą . Bliższe rzeczywistości jest już wyjaśnienie powołujące
się na ciężar w ł a s n y aparatu technicznego i p e r s o n a l n e g o , który
jednak traktować należy p o d każdym w z g l ę d e m jako część mecha­
nizmu ekonomicznej selekcji. D o c h o d z i u m o w a , a przynajmniej
w s p ó l n a decyzja w ł a d z w y k o n a w c z y c h , by nie p r o d u k o w a ć ani nie
dopuszczać nic, c o nie pasuje d o ich tabel, d o ich w y o b r a ż e n i a
o konsumentach, a przede w s z y s t k i m d o nich samych.
Jeżeli o b i e k t y w n a tendencja społeczna w tej epoce ucieleśnia się
w s u b i e k t y w n y c h m r o c z n y c h zamiarach d y r e k t o r ó w generalnych,
to przede w s z y s t k i m w najpotężniejszych sektorach przemysłu:
w przemyśle s t a l o w y m , n a f t o w y m , e l e k t r y c z n y m , chemicznym.
M o n o p o l e kulturalne są w p o r ó w n a n i u z nimi słabe i zależne.
M u s z ą s k w a p l i w i e d o g a d z a ć p r a w d z i w y m potentatom, aby ich
sfera w społeczeństwie m a s o w y m , której s w o i s t y typ t o w a r u i tak
wciąż jeszcze zbyt wiele ma w s p ó l n e g o z n i e f r a s o b l i w y m liberaliz-
Przemysł kulturalny
141
m e m i ż y d o w s k i m i intelektualistami, nie została dotknięta serią
czystek. Z a l e ż n o ś ć najpotężniejszego t o w a r z y s t w a r a d i o w e g o o d
przemysłu elektrycznego, zależność filmu o d b a n k ó w charakterys­
tyczna jest dla całej sfery, której poszczególne branże z kolei
splecione są między sobą. Wszystko jest tak powiązane, że
koncentracja ducha osiąga rozmiary, które pozwalają jej pomijać
linie demarkacyjne firm i technik. B e z w z g l ę d n a jedność p r z e m y s ł u
kulturalnego z a p o w i a d a rychłą jedność polityki. E m f a t y c z n e roz­
różnienia - na p r z y k ł a d między filmami A i B albo między
historyjkami p u b l i k o w a n y m i w m a g a z y n a c h o różnych katego­
riach cen - nie tyle w y n i k a j ą z rzeczy samej, ile służą klasyfikacji,
organizacji i przyciąganiu k o n s u m e n t ó w . D l a k a ż d e g o coś p r z e w i ­
dziano, aby nikt nie m ó g ł się w y m k n ą ć , różnice zaznacza się
w y r a ź n i e i propaguje. Dostarczanie publiczności pewnej hierarchii
seryjnych jakości służy t y m pełniejszej kwantyfikacji. Każdy
p o w i n i e n z a c h o w y w a ć się niejako spontanicznie zgodnie ze s w y m
z g ó r y w y z n a c z o n y m przez w s k a ź n i k i level i sięgać p o tę kategorię
masowego produktu, która fabrykowana jest dla j e g o typu.
K o n s u m e n c i , jako statystyczny materiał na mapie p l a c ó w e k bada­
w c z y c h - nie różniących się już niczym o d p l a c ó w e k p r o p a g a n d y
- podzieleni są na g r u p y d o c h o d ó w , na pola c z e r w o n e , zielone
i niebieskie.
Schematyzm procedury ujawnia się o tyle, że mechanicznie
w y r ó ż n i o n e p r o d u k t y okazują się zawsze tym s a m y m . Ż e różnica
między serią Chryslera a serią G e n e r a l M o t o r s jest złudzeniem,
o tym w i e już każde d z i e c k o , które się tą różnicą entuzjazmuje. T o ,
co z n a w c y omawiają j a k o w a d y i zalety, służy jedynie utrwaleniu
p o z o r ó w konkurencji i m o ż l i w o ś c i w y b o r u . T a k samo rzecz się ma
z produkcjami Warner Brothers i Metro G o l d w y n Mayer. Stop­
n i o w o zanikają też różnice między d r o ż s z y m i i tańszymi asor­
tymentami kolekcji w z o r c o w e j danej firmy: w p r z y p a d k u s a m o ­
c h o d ó w różnice te sprowadzają się d o liczby c y l i n d r ó w , p o j e m n o ­
ści silnika, n o w o ś c i g a d g e t ó w , w p r z y p a d k u filmów - d o liczby
g w i a z d , nakładu ś r o d k ó w technicznych, pracy i w y p o s a ż e n i a , oraz
w y k o r z y s t a n i a n a j n o w s z y c h formułek p s y c h o l o g i c z n y c h . J e d n o l i ­
tość k r y t e r i ó w p o l e g a na d o z o w a n i u conspicuous production, wy-
142 Dialektyka oświecenia

stawianej na p o k a z inwestycji. B u d ż e t o w e w y r ó ż n i k i przemysłu


kulturalnego nie mają zgoła nic w s p ó l n e g o z m e r y t o r y c z n y m i ,
z sensem p r o d u k t ó w . T a k ż e techniczne media d o p r o w a d z a się
gwałtem do uniformizacji. Telewizja zdąża do syntezy radia
i filmu, które utrzymuje się, d o p ó k i zainteresowani nie dogadają
się ostatecznie między sobą, a których nieograniczone m o ż l i w o ś c i
zapowiadają jednak tak radykalne zubożenie materiałów estetycz­
nych, że p r z e j ś c i o w o m a s k o w a n a tożsamość w s z y s t k i c h p r o d u k ­
t ó w przemysłu kulturalnego jutro może już jawnie t r i u m f o w a ć
- szydercze spełnienie W a g n e r o w s k i c h marzeń o c a ł o ś c i o w y m
dziele sztuki. Z g o d n o ś ć s ł o w a , obrazu i m u z y k i udaje się o tyle
doskonalej niż w Tristanie, że elementy z m y s ł o w e , które w sumie
g ł a d k o p r o t o k o ł u j ą p o w i e r z c h n i ę społecznej rzeczywistości, zasad­
niczo p r o d u k o w a n e są w tym s a m y m procesie technicznym
i wyrażają j e g o jedność j a k o s w o j ą w ł a ś c i w ą treść. Proces pracy
integruje wszystkie elementy produkcji, o d zezującego ku f i l m o w i
k o n c e p t u p o w i e ś c i aż p o szczegóły efektów d ź w i ę k o w y c h . J e s t to
triumf i n w e s t o w a n e g o kapitału. W sercach w y w ł a s z c z o n y c h kan­
d y d a t ó w do zatrudnienia w y p i s a ć o g n i s t y m i literami w s z e c h m o c
kapitału, ich pana i w ł a d c y - taki jest sens w s z y s t k i c h f i l m ó w ,
niezależnie o d w y b r a n e g o akurat przez k i e r o w n i c t w o produkcji
plot.

K o n s u m e n t w s w y m czasie w o l n y m ma się k i e r o w a ć jednością


p r o d u k c j i . T o , c z e g o k a n t o w s k i schematyzm o c z e k i w a ł jeszcze ód
podmiotów, m i a n o w i c i e a p r i o r y c z n e g o odnoszenia zmysłowej
r ó ż n o r o d n o ś c i d o fundamentalnych pojęć - zostaje p o d m i o t o w i
odebrane przez przemysł. S c h e m a t y z m to g ł ó w n a usługa, jaką
p r z e m y s ł świadczy na rzecz klientów. W duszy ma j a k o b y działać
tajemny mechanizm, który preparuje bezpośrednie dane tak, że
pasują one d o systemu C z y s t e g o R o z u m u . D z i ś tajemnica ta została
rozszyfrowana. Jeżeli p l a n o w a n i e mechanizmu, przez tych, którzy
dostarczają danych, czyli przez przemysł kulturalny, narzucane jest
temuż p r z e m y s ł o w i siłą b e z w ł a d u społeczeństwa, irracjonalnego
m i m o całej racjonalizacji, to jednak g d y o w a fatalna tendencja
przechodzi przez agentury interesu, zmienia się w przebiegły
m s
pr%e J ł kulturalny 143

zamysł s a m e g o interesu. K o n s u m e n c i nie mają już d o k l a s y f i k o w a ­


nia nic, co nie b y ł o b y z g ó r y ujęte w schematyzmie produkcji.
Sztuka dla ludu, sztuka nie znająca marzeń, jest spełnieniem o w e g o
marzycielskiego idealizmu, który zdaniem idealizmu k r y t y c z n e g o
p o s u w a ł się za daleko. W s z y s t k o w y w o d z i się ze ś w i a d o m o ś c i ,
u Malebranche'a i B e r k e l e y a ze ś w i a d o m o ś c i B o g a , w sztuce
m a s o w e j ze ś w i a d o m o ś c i k i e r o w n i c t w a ziemskiej p r o d u k c j i . N i e
t y l k o typy szlagierów, g w i a z d , oper m y d l a n y c h utrzymuje się
cyklicznie jako sztywne niezmienniki, ale z nich w y w o d z i się też
swoistą treść g r y , p o z o r n ą zmienność. S z c z e g ó ł y ulegają funk-
cjonalizacji. S z y b k i e następstwo i n t e r w a ł ó w , które s p r a w d z i ł o się
jako wpadające w uszy w k t ó r y m ś z p r z e b o j ó w , przejściowa
kompromitacja bohatera, którą tenże umie znieść j a k o good sport,
potężne lanie, jakie u k o c h a n a przyjmuje z silnej ręki m ę s k i e g o
g w i a z d o r a , jego brutalna szorstkość w o b e c rozpieszczonej dziedzi­
czki są jak w s z y s t k i e szczegóły g o t o w y m i kliszami, które m o ż n a
d o w o l n i e zastosować to tu, to tam, o k r e ś l o n y m i w pełni przez
funkcję, jaka przypada im w schemacie. M o t y w y te żyją o tyle, o ile
tworząc schemat zarazem g o potwierdzają. W i a d o m o , jak s k o ń c z y
się film, kto zostanie n a g r o d z o n y , ukarany, zapomniany, a w d o ­
menie lekkiej m u z y k i p r z y g o t o w a n e ucho p o p i e r w s z y c h taktach
szlagieru odgaduje ciąg dalszy, i jest szczęśliwe, g d y okaże się, że
^ d g a d ł o trafnie. Przeciętna liczba s ł ó w w short story jest nienarusza-
I Iną n o r m ą . N a w e t g a g i , efekty i d o w c i p y są w y k a l k u l o w a n e tak jak
o g ó l n a konstrukcja. P o d l e g a j ą p o s z c z e g ó l n y m f a c h o w c o m i ich
skąpa rozmaitość daje się zasadniczo r o z d y s p o n o w a ć w biurze.
P r z e m y s ł kulturalny rozwinął się p o d znakiem dominacji efektu,
konkretnego rozwiązania, technicznego szczegółu nad dziełem,
które kiedyś b y ł o n o ś n i k i e m idei i w r a z z nią u l e g ł o likwidacji.
S z c z e g ó ł , emancypując się, zrobił się krnąbrny i od romantyzmu
p o ekspresjonizm b u n t o w a ł się p r z e c i w k o organizacji. H a r m o n i j n e
działanie s z c z e g ó ł ó w zatarło w m u z y c e ś w i a d o m o ś ć całościowej
f o r m y , partykularny k o l o r zatarł w malarstwie k o m p o z y c j ę , psy­
c h o l o g i c z n a dobitność zatarła architekturę powieści. Przemysł
kulturalny przez s w o j ą totalność kładzie temu kres. P o n i e w a ż nie
zna niczego prócz e f e k t ó w , łamie ich nieposłuszeństwo i p o d -
144 Dialektyka oświecenia

p o r z ą d k o w u j e je formułce, zastępującej dzieło. N i s z c z y na r ó w n i


całość i części. C a ł o ś ć narzuca się s z c z e g ó ł o m nieubłaganie i bez
z w i ą z k u , poniekąd jak kariera człowieka sukcesu, której w s z y s t k o
ma służyć jako ilustracja i d o w ó d r z e c z o w y , g d y w rzeczywistości
ona sama jest t y l k o sumą o w y c h idiotycznych w y d a r z e ń . T a k
z w a n a idea naczelna jest katalogiem r e j e s t r o w y m i ustanawia
porządek - a nie w e w n ę t r z n e powiązanie. Całość i szczegół,
niesprzeczne wzajemnie i wzajemnie nie powiązane, noszą te same
rysy. I c h z g ó r y z a g w a r a n t o w a n a harmonia jest szyderstwem
z osiąganej harmonii w i e l k i c h dzieł sztuki burżuazyjnej. W N i e m ­
czech nad najpogodniejszymi filmami demokracji rozciągała się już
cmentarna cisza dyktatury.
C a ł y m światem zawiaduje filtr przemysłu kulturalnego. D a w n e
doświadczenie w i d z a k i n o w e g o , który ulicę miasta postrzega jako
ciąg dalszy d o p i e r o co obejrzanego filmu, p o n i e w a ż film chce ściśle
o d t w a r z a ć świat p o t o c z n e g o doświadczenia, stało się w y t y c z n ą
p r o d u k c j i . J e j technika dubluje przedmioty empiryczne, a im
bardziej spójnie i g ł a d k o to czyni, tym łatwiej dziś o złudzenie, że
świat zewnętrzny jest p r o s t y m przedłużeniem t e g o , który zna się
z filmu. O d k ą d ostatecznie zatriumfował film d ź w i ę k o w y , mecha­
niczne powielanie służy już wyłącznie temu z a m i a r o w i . Ż y c i e nie
p o w i n n o się w zasadzie niczym różnić o d filmu. F i l m d ź w i ę k o w y ,
d a l e k o przelicytowujący teatr iluzji, nie p o z o s t a w i a już w i d z o w i
ż a d n e g o pola, gdzie j e g o w y o b r a ź n i a i myśli m o g ł y b y - w ramach
dzieła, choć poza k o n t r o l ą j e g o danych - s w o b o d n i e się toczyć
i rozbiegać, nie tracąc wątku: a tym s a m y m szkoli bezbronnych
o d b i o r c ó w , aby utożsamiali g o bezpośrednio z rzeczywistością.
Z u b o ż e n i a w y o b r a ź n i i spontaniczności dzisiejszych konsumen­
tów kultury nie trzeba wcale s p r o w a d z a ć do mechanizmów
p s y c h o l o g i c z n y c h . J u ż same p r o d u k t y , z g o d n i e ze s w y m obiek­
t y w n y m charakterem, przede w s z y s t k i m najbardziej znamienny
s p o ś r ó d nich, film d ź w i ę k o w y , paraliżują o w e zdolności. Są tak
z r o b i o n e , że a d e k w a t n y o d b i ó r w y m a g a w p r a w d z i e refleksu, daru
obserwacji, w p r a w y , ale zarazem jeżeli w i d z nie chce przegapić
przemykających m u przed o c z y m a f a k t ó w , to w s z e l k a a k t y w n o ś ć
m y ś l o w a jest m u w p r o s t zakazana. N a p i ę c i e u w a g i jest przy tym
Przemysł kulturalny M5

tak g ł ę b o k o w p o j o n e , że w p o s z c z e g ó l n y c h p r z y p a d k a c h wcale nie


trzeba g o aktualizować, i tak tłumi w y o b r a ź n i ę . K t o tak jest
pochłonięty przez k o s m o s filmu, gesty, obraz i s ł o w o , że nie jest
w stanie dodać doń t e g o , co dopiero uczyniłoby g o k o s m o s e m , nie
musi koniecznie w czasie spektaklu z a j m o w a ć się p o s z c z e g ó l n y m i
funkcjami machiny. N a p o d s t a w i e innych f i l m ó w i p r o d u k t ó w
kultury, które k o n s u m e n t musi znać, w y m a g a n e funkcje u w a g i
zostały już tak p r z y s w o j o n e , że teraz działają automatycznie.
Władza społeczeństwa p r z e m y s ł o w e g o działa w ludziach raz na
zawsze. P r o d u k t y kulturalne m o g ą liczyć na to, że nawet roztarg­
nienie o d b i o r c y nie przeszkodzi w ż w a w y m ich k o n s u m o w a n i u .
A l e każdy p r o d u k t jest m o d e l e m kolosalnej machiny e k o n o m i c z ­
nej, która bez reszty zaprząta w s z y s t k i c h , przy pracy i w czasie
p o d o b n e g o do niej w y p o c z y n k u . W k a ż d y m d o w o l n y m filmie,
w każdej audycji radiowej daje się odnaleźć to, co jako skutek
przypisać można nie p o s z c z e g ó l n e m u m e c h a n i z m o w i działającemu
w społeczeństwie, ale w s z y s t k i m im w s p ó l n i e . K a ż d a p o s z c z e g ó l n a
manifestacja przemysłu kulturalnego nieuchronnie reprodukuje
ludzi j a k o to, czym stali się za s p r a w ą całego przemysłu kultural­
n e g o . N a d tym, by reprodukcja prosta ducha nie przeszła w re­
p r o d u k c j ę rozszerzoną, czuwają w s z y s c y agenci, o d producer\ po
stowarzyszenia kobiece.
L a m e n t y h i s t o r y k ó w sztuki i a d w o k a t ó w kultury, że o t o na
Z a c h o d z i e zamierają siły kształtujące styl, są przerażająco bez­
zasadne. S t e r e o t y p o w e przekładanie w s z y s t k i e g o , nawet t e g o , c o
nie zostało jeszcze p o m y ś l a n e , na schemat mechanicznej r e p r o d u -
k o w a l n o ś c i przewyższa r y g o r y i znaczenie w s z e l k i e g o p r a w d z i w e ­
g o stylu, które to pojęcie w oczach przyjaciół kultury uświęca
przedkapitalistyczną przeszłość j a k o organiczną. Ż a d e n Palestrina
nie tępiłby n i e p r z y g o t o w a n e g o i nierozwiązanego d y s o n a n s u tak
purystycznie, jak czyni to aranżator j a z z o w y z k a ż d y m z w r o t e m ,
który nie przystaje ściśle d o ż a r g o n u . J e ś l i przerabia na jazz
M o z a r t a , to nie t y l k o zmienia g o tam, g d z i e M o z a r t b y ł b y za
trudny lub za p o w a ż n y , ale r ó w n i e ż tam, gdzie M o z a r t inaczej, ba
- prościej harmonizuje melodię, niż to jest dziś w zwyczaju. Ż a d e n
średniowieczny b u d o w n i c z y nie p r z y g l ą d a ł b y się tematom witraży
146 ! • x Dialektyka oświecenia

i rzeźb kościelnych z taką podejrzliwością jak hierarchia studia


bada ten czy ó w temat Balzaca albo V i c t o r a H u g o , nim udzieli
s w e g o imprimatur i dopuści rzecz d o o b i e g u . K a p i t u ł a deliberująca,
jakie miejsce przyznać ma diabelskim g ę b o m i m ę k o m p o t ę p i o n y c h
w ordo najwyższej miłości, nie poświęcała temu zagadnieniu tyle
troskliwej u w a g i , co k i e r o w n i c y produkcji, g d y mają d o litanii
filmu w p r o w a d z i ć tortury znoszone przez g ł ó w n e g o bohatera albo
podciągniętą spódnicę leading lady. S f o r m u ł o w a n y eąplicite lub
funkcjonujący implicite egzoteryczny i ezoteryczny katalog t e g o , co
zakazane i co t o l e r o w a n e , sięga tak daleko, że nie t y l k o dokładnie
zakreśla pole s w o b o d n e g o m a n w e r u , ale w k r a c z a na nie i rządzi
nim. W s z y s t k o aż p o ostatnie szczegóły modeluje się w e d ł u g tego
katalogu. P r z e m y s ł kulturalny, p o d o b n i e jak j e g o p r z e c i w i e ń s t w o ,
sztuka a w a n g a r d o w a , w drodze z a k a z ó w ustala p o z y t y w n i e swój
własny język, ze składnią i słownikiem. Stały p r z y m u s wy­
najdywania n o w y c h e f e k t ó w , które w s z a k trzymają się starego
schematu, pomnaża jedynie, jako d o d a t k o w a reguła, władzę
utartego zwyczaju, której poszczególne efekty chciałyby się w y ­
mknąć. W s z y s t k o , co się p o j a w i a , ma tak wyrazisty stempel, że
w rezultacie nie m o ż e p o j a w i ć się nic, c o z g ó r y nie nosiłoby
znamion ż a r g o n u , nie m o g ł o b y się na p i e r w s z y rzut o k a w y l e g i t y ­
m o w a ć aprobatą. M a t a d o r a m i zaś, p r o d u k u j ą c y m i i reprodukują­
c y m i , są ci, którzy tak lekko, swobodnie i radośnie mówią
ż a r g o n e m , jak g d y b y był to język - choć przecież język o d d a w n a
został przez ż a r g o n z m u s z o n y d o milczenia. N a tym p o l e g a ideał
naturalności w tej branży. Ideał ten narzuca się tym bardziej
zniewalająco, im bardziej doskonała technika zmniejsza napięcie
między t w o r e m a codzienną egzystencją. P a r a d o k s przebranej za
naturę rutyny daje się rozpoznać we wszystkich produktach
p r z e m y s ł u kulturalnego, a często jest w r ę c z namacalnie u c h w y t n y .
J a z z m a n , który ma zagrać u t w ó r m u z y k i p o w a ż n e j , najprostszy
menuet B e e t h o v e n a , m i m o w o l n i e synkopuje i t y l k o z uśmiechem
w y ż s z o ś c i g o d z i się przystąpić d o podziału na takty. T a k a natura,
s k o m p l i k o w a n a przez wciąż obecne i przelicytowujące się rosz­
czenia specyficznego m e d i u m , w y z n a c z a n o w y styl, mianowicie
„ s y s t e m nie-kultury, k t ó r e m u zresztą m o ż n a b y przyznać p e w n ą
Przemysł kulturalny l
47

»jedność stylu«, o tyle m i a n o w i c i e , o ile ma sens m ó w i ć o s t y l o w y m


l
barbarzyństwie" .
P o w s z e c h n a m o c obowiązująca tej stylizacji z a p e w n e przekracza
już oficjalne przepisy i zakazy; szlagierowi daruje się raczej, że nie
trzyma się 3 2 t a k t ó w albo zakresu n o n y , niż że w n o s i c h o ć b y
najbardziej ukryty szczegół melodii lub harmonii, który nie pasuje
do i d i o m u . Wszystkie w y k r o c z e n i a przeciw o b y c z a j o m rzemiosła,
jakich dopuszcza się O r s o n Welles, będą m u w y b a c z o n e , p o n i e w a ż
jako w l i c z o n e w rachunek w y b r y k i t y m s k w a p l i w i e j wzmacniają
w a g ę systemu. Presja technicznie u w a r u n k o w a n e g o i d i o m u , k t ó r y
g w i a z d y i dyrektorzy muszą p r o d u k o w a ć j a k o naturę, aby n a r ó d
g o sobie p r z y s w o i ł , o d n o s i się d o n i u a n s ó w tak subtelnych, że
dorównujących subtelnością niemal ś r o d k o m awangardowego
dzieła, choć te ostatnie, w przeciwieństwie d o tych p i e r w s z y c h ,
służą p r a w d z i e . R z a d k a zdolność s k r u p u l a t n e g o przestrzegania
z o b o w i ą z a ń , narzucanych przez i d i o m naturalności w e w s z y s t k i c h
dziedzinach przemysłu kulturalnego, staje się miernikiem umiejęt­
ności. C o i jak m ó w i ą — to p o w i n n o p o d l e g a ć kontroli języka
p o t o c z n e g o , tak jak w l o g i c z n y m p o z y t y w i z m i e . Ekspęrtgrjii są
p r o d u c e n c i . I d i o m w y m a g a zdumiewających sił p r o d u k t y w n y c h ,
pochłania je i t r w o n i . D i a b o l i c z n i e prześcignął k o n s e r w a t y w n e
w sferze kultury rozróżnienie stylu autentycznego i sztucznego.
S z t u c z n y m można by n a z w a ć ewentualnie styl narzucony z ze­
wnątrz rozbieżnym i m p u l s o m p r z e d s t a w i a n e g o kształtu. W prze­
myśle kulturalnym zaś materiał aż p o najdrobniejsze szczegóły
w y w o d z i się z tej samej aparatury, co ż a r g o n , w który materiał ten
przechodzi. S p o r y , jakie specjaliści o d sztuki toczą ze s p o n s o r a m i
i cenzorami o jakieś nazbyt już n i e w i a r y g o d n e k ł a m s t w o , świadczą
nie tyle o napięciach wewnątrzestetycznych, ile o rozbieżności
interesów. R e n o m a specjalisty, gdzie niekiedy znajduje jeszcze
p r z y t u l i s k o resztka merytorycznej autonomii, ściera się z p o l i t y k ą
interesów kościoła albo koncernu, który p r o d u k u j e t o w a r kul­
turalny. A l e dzieło jest z g o d n i e ze s w ą istotą u r z e c z o w i o n e j a k o
przeznaczone d o zbytu, zanim jeszcze dojdzie d o sporu między
1
F. Nietzsche: Un^ęttgemafie Betrachtungen. W: Werke (Gro8oktavaus-
gabe). T. 1 . Lepizig 1 9 1 7 , s. 1 8 7 .
148 Dialektyka oświecenia

instancjami. Święta Bernadetta * jaśniała już w polu widzenia s w e g o


poety jako reklama dla wszystkich zainteresowanych konsorcjów,
zanim jeszcze nabył do niej p r a w a Z a n u c k . T y l e w y n i k ł o z impulsów
przedstawianej postaci. D l a t e g o styl przemysłu kulturalnego, który
nie musi się już mierzyć z żadnym o p o r e m materii, jest zarazem
negacją stylu. Pojednanie tego, co ogólne, z j : y m , co szczegółowe,
reguły i specyficznych roszczeń przedmiotu, w którego trakcie
kształtuje się styl, sprowadza się d o zera, g d y ż nie dochodzi w ogóle
do napięcia między biegunami: skrajności, które się stykają, przeszły
w stan mętnej identyczności, to, co ogólne, może zastąpić to, co
szczególne, i odwrotnie.
A jednak ta karykatura stylu ma p e w n ą p r z e w a g ę nad minionym
stylem autentycznym. Pojęcie autentycznego stylu staje się w prze­
myśle kulturalnym przejrzyste jako estetyczny ekwiwalent panowa­
nia. Wyobrażenie stylu jako czysto estetycznej p r a w i d ł o w o ś c i jest
wstecznym fantazmatem romantyzmu. W jedności stylu nie tylko
chrześcijańskiego średniowiecza, ale także renesansu, wyraża się za
każdym razem odmienna struktura społecznej przemocy, a nie
mroczne doświadczenie podległych panowaniu, doświadczenie,
w k t ó r y m zawiera się to, co ogólne. Wielkimi artystami nie byli
nigdy ci, którzy najdoskonalej i najgładziej ucieleśniali styl, ale ci,
którzy styl w p r o w a d z a l i d o s w e g o dzieła jako zaporę p r z e c i w k o
chaotycznej ekspresji cierpienia, jako p r a w d ę negatywną. W stylu
dzieł ekspresja zyskiwała siłę, bez której istnienie rozpływa się
- niewysłuchane. N a w e t te dzieła, które z o w i e się klasycznymi, jak
muzyka Mozarta, zawierają o b i e k t y w n e tendencje, zmierzające
w inną stronę niż styl, który ucieleśniały. A ż d o Schónberga i Picassa
wielcy artyści zachowali nieufność w o b e c stylu i w sprawach
rozstrzygających trzymali się mniej stylu, a bardziej logiki rzeczy.
N i e p r a w d a stylu, to, c o ekspresjoniści i dadaiści traktowali polemi­
cznie, triumfuje dziś w piosenkarskim żargonie Croonera **, w aku-
ratnym wdzięku filmowej g w i a z d y , ba - w m i s t r z o w s k o strzelonej
przez fotografa chałupie robotnika rolnego. W każdym dziele sztuki

* Powieść Franza Werfla Pieśń o Bernadecie ( 1 9 4 1 ) stała się w Ameryce


bestsellerem (pr%yp. tłum.).
** Popularny wykonawca sentymentalnych szlagierów (pr%yp. tłum.).
Przemysł kulturalny 149

jego styl jest obietnicą. T o , co wyrażane, za pośrednictwem stylu


przechodzi w panujące formy ogólności, w język muzyczny, malarski,
werbalny, i w ten sposób ma pojednać się z ideą prawdziwej
ogólności. Dzieło sztuki obiecuje, że przez przedstawienie postaci
w formach społecznej tradycji ustanowi p r a w d ę - jest to obietnica
tyleż konieczna, co złudna. Z a k ł a d a realne formy istnienia jako
absolutne, utrzymując, że w ich estetycznych derywatach antycypuje
spełnienie. W tej mierze roszczenie sztuki zawsze jest ideologią. A l e
sztuka znajduje wyraz dla cierpienia jedynie w ten sposób, że ściera się
z utrwaloną w stylu tradycją. Ó w moment w dziele sztuki, dzięki
któremu wykracza o n o poza rzeczywistość, nie da się naprawdę
o d e r w a ć od stylu; m o m e n t ten jednak nie polega na osiągniętej
harmonii, na problematycznej jedności formy i treści, strony
wewnętrznej i zewnętrznej, jednostki i społeczeństwa, ale na tym, c o
ukazuje rozdarcie, na nieuchronnej klęsce namiętnych dążeń do
tożsamości. Zamiast narażać się na tę klęskę - która w przypadku
w i e l k i e g o dzieła sztuki oznaczała zawsze negację stylu - słabe dzieło
trzymało się podobieństwa do innych, surogatu tożsamości. Przemysł
kulturalny zaś ostatecznie ustanawia absolut imitacji. Będąc stylem
i niczym więcej, ujawnia tajemnicę stylu: posłuszeństwo wobec
hierarchii społecznej. Estetyczne barbarzyństwo dopełnia dzisiaj
g r o ź b y , zawisłej nad tworami ducha, odkąd je powiązano i zneutrali­
z o w a n o jako kulturę. M ó w i e n i e o kulturze zawsze godziło w kulturę.
Wspólny mianownik kultury oznacza wirtualnie ujęcie, skatalogowa­
nie, klasyfikację - w s z y s t k o , co zagarnia kulturę do królestwa
administracji. T a k i e m u pojęciu kultury o d p o w i a d a w całej pełni
dopiero uprzemysłowiona, konsekwentna subsumpcja. Podporząd­
kowanie wszystkich gałęzi duchowej produkcji jednemu celowi
- zamknięcia ludzkich z m y s ł ó w o d chwili wyjścia z fabryki wieczorem
do chwili stawienia się p o d zegarem kontrolnym następnego ranka
pieczęciami procesu pracy, który w ciągu dnia sami ci ludzie muszą
p o d t r z y m y w a ć - szyderczo czyni zadość pojęciu jednolitej kultury,
T
które filozofowie osobow ości przeciwstawiali umasowieniu.

Przemysł kulturalny, najbardziej niezłomny ze wszystkich stylów,


okazuje się tedy celem dążeń liberalizmu, tego samego liberalizmu,
150 Dialektyka oświecenia

k t ó r e m u zarzuca się brak stylu. Z e sfery liberalnej, z o s w o j o n e g o


naturalizmu tak jak z operetki i rewii w y w o d z ą się kategorie i treści
przemysłu kulturalnego, a p o n a d t o n o w o c z e s n e koncerny kultury
stanowią to miejsce w e k o n o m i i , gdzie w r a z z odpowiednimi
typami p r z e d s i ę b i o r c ó w żyje jeszcze jakaś cząstka skądinąd właśnie
l i k w i d o w a n e j sfery cyrkulacji. Ostatecznie temu czy o w e m u może
się tam jeszcze poszczęścić, jeśli tylko nie upiera się zanadto przy
s w o i m i można się z nim d o g a d a ć . C o k o l w i e k s t a w i a o p ó r , może
przeżyć wyłącznie p o d warunkiem, że stanie się elelrlerrtem
systemu. R a z zarejestrowane przez przemysł kulturalny Jsfco coś
o d r ę b n e g o , należy d o tegoż przemysłu, tak s a m o jak reformatorzy
rolni należą d o kapitalizmu. Oburzenie, będące słuszną reakcją na
rzeczywistość, staje się znakiem f i r m o w y m t e g o , kto m o ż e zasilić
przemysł n o w ą ideą. Ż y c i e publiczne w dzisiejszym społeczeństwie
nie dopuszcza d o pojawienia się w y r a ź n y c h oskarżeń, w których
nie dałoby się dosłuchać t o n ó w zapowiadających, że oskarżyciel
g o t ó w jest się pojednać. I m bardziej n i e w y m i e r n a jest przepaść
między chórem a c z o ł ó w k ą , tym niezawodniej w c z o ł ó w c e znajdzie
się miejsce dla k a ż d e g o , kto umiejętnie zwracając na siebie u w a g ę
obwieszcza swoją w y ż s z o ś ć . T y m s a m y m w przemyśle kultural­
n y m żyje nadal liberalna tendencja pozostawiania s w o b o d y działa­
nia dzielnym j e d n o s t k o m . Dzisiaj przemysł kulturalny o t w a r t y jest
dla o w y c h f a c h o w c ó w za s p r a w ą skądinąd w znacznej mierze
u r e g u l o w a n e g o r y n k u , k t ó r e g o w o l n o ś ć już za c z a s ó w świetności
była - w dziedzinie sztuki, jak i w każdej innej - dla głupich
w o l n o ś c i ą g ł o d o w a n i a . N i e d a r m o system p r z e m y s ł u kulturalnego
w y w o d z i się z liberalnych krajów u p r z e m y s ł o w i o n y c h , i w tych
krajach też triumf o d n o s z ą wszystlae^c1iaraT:terystyczne media,
zwłaszcza k i n o , radio, jazz i m a g a z y n y . Ź r ó d ł e m ich postępu są
o g ó l n e p r a w a kapitału. G a u m o n t i Pathe, Ullstein i H u g e n b e r g
przy odrobinie szczęścia zdołali przyłączyć się d o międzynarodo­
w e g o p o c h o d u ; g o s p o d a r c z a zależność kontynentu o d U S A po
wojnie i inflacji zrobiła tu swoje. Wiara, że barbarzyństwo
przemysłu kulturalnego jest skutkiem cultural lag, faktu, że amery­
kańska ś w i a d o m o ś ć pozostaje w tyle za techniką, jest całkowicie
złudna. Z a c o f a n a w stosunku d o tendencji m o n o p o l u kulturalnego
Przemysł kulturalny

byłą przedfaszystowska E u r o p a . A l e właśnie temu zacofaniu duch


zawdzięcza resztki swej samodzielności, a j e g o ostatni nosiciele
s w ą c h o ć b y nawet b a r d z o p r z y g a s z o n ą egzystencję. W N i e m c z e c h
paradoksalnie zadziałała niedostateczna penetracja życia przez
d e m o k r a t y c z n ą kontrolę. Wiele dziedzin znalazło sięjpoza zasię­
giem mechanizmów r y n k o w y c h , tak r o z b u c h a n y c h w krajach
zachodnich. N i e m i e c k i system o ś w i a t y w r a z z uniwersytetami,
artystycznie miarodajne teatry, wielkie orkiestry, muzea - w s z y s t ­
k o to znajdowało się p o d opieką. Polityczne siły, p a ń s t w o i g m i n y ,
k t ó r y m instytucje te p r z y p a d ł y j a k o spadek p o absolutyzmie,
zapewniały im cząstkę tej niezawisłości o d d e k l a r o w a n y c h na
r y n k u s t o s u n k ó w p a n o w a n i a , którą w k o ń c u aż p o w i e k dziewięt­
nasty pozostawiali im książęta i p a n o w i e feudalni. W ten s p o s ó b
w z m o c n i o n y został k r ę g o s ł u p późnej sztuki — stała się o d p o r n a na
w e r d y k t y podaży i p o p y t u , o d p o r n a nawet bardziej niż faktyczna
o p i e k a stwarzała p o temu w a r u n k i . D a n i n a , spłacana j a k o ś c i o m nie
dającym się z w a l o r y z o w a ć i nie będącym jeszcze w o b i e g u , na
r y n k u przemieniała się w siłę n a b y w c z ą : p r z y z w o i c i w y d a w c y
literaccy i muzyczni m o g l i o p i e k o w a ć się autorami, którzy nie
przynosili nic poza szacunkiem z n a w c ó w . D o p i e r o p r z y m u s , p o d
ostatecznym zagrożeniem nakazujący w charakterze estetycznego
eksperta w c h o d z i ć w system interesu, stał się dla artysty w ę d z i d ­
łem. K i e d y ś jak K a n t i H u m e kreślili się „ n a j p o w o l n i e j s z y m i
s ł u g a m i " , a zarazem wstrząsali p o d s t a w a m i tronu i ołtarza. D z i ś są
z szefami rządów p o imieniu i w k a ż d y m a r t y s t y c z n y m o d r u c h u
podporządkowują się o s ą d o w i s w y c h n i e w y k s z t a ł c o n y c h p r y n -
c y p a ł ó w . Analiza, sporządzona sto lat temu przez T o c q u e v i l l e ' a ,
potwierdziła się w całości. Przy p r y w a t n y m m o n o p o l u kultury
tyrania „ p o z o s t a w i a ciało w s p o k o j u , zmierza prostą d r o g ą d o
zawładnięcia duszą. Władca nie m ó w i już: »Będziesz myślał tak jak
ja a l b o umrzesz«. P o w i a d a : »Jesteś w o l n y , możesz myśleć inaczej,
t w o j e życie i twoje d o b r a należą d o ciebie, ale odtąd będziesz w ś r ó d
2
nas o b c y « . T o , co się nie d o s t o s o w u j e , p o r a ż o n e zostaje e k o n o m i ­
czną bezsilnością, znajdującą przedłużenie w d u c h o w e j bezsilności
2
A . de Tocqueville: O demokracji w Ameryce. Przeł. M. Król. Warszawa
1 9 7 6 , s. 1 9 5 .
Diałektyka oświecenia

c h o d z ą c e g o w ł a s n y m i d r o g a m i oryginała. W y k l u c z o n e m u z ma­
chiny przemysłu ł a t w o jest przypiąć etykietkę nieudolności. Dziś
w produkcji materialnej mechanizm podaży i p o p y t u rozpada
się, ale w sferze n a d b u d o w y działa j a k o kontrola na rzecz
panujących. K o n s u m e n t a m i są robotnicy i urzędnicy, farmerzy
i drobnomieszczanie. Tkwią ciałem i duszą w gorsecie kapi­
talistycznej produkcji, i bez o p o r u p o d p o r z ą d k o w u j ą się w s z y ­
stkiemu, co się im oferuje. A że p o d d a n i traktowali m o r a l n o ś ć ,
która przychodziła do nich od panujących, zawsze bardziej
serio niż ci ostatni, to dziś o s z u k i w a n e masy ulegają mitowi
sukcesu znacznie bardziej niż ci, którzy sukces odnieśli. M a s y
mają pragnienia. N i e z a w o d n i e obstają przy i d e o l o g i i , za której
pomocą się ich zniewala. N i e d o b r a miłość ludu d o k r z y w d ,
jakie m u się wyrządza, d a l e k o w y p r z e d z a spryt instancji. Prze­
w y ż s z a r y g o r y z m H a y s Office * - tak jak w w i e l k i c h czasach
lud zagrzewał daleko silniejsze s k i e r o w a n e p r z e c i w k o sobie in­
stancje, terror t r y b u n a ł ó w . O p o w i a d a się za M i c k e y e m R o o -
n e y e m * * p r z e c i w k o tragicznej G a r b o i za K a c z o r e m D o n a l d e m
przeciwko Betty B o o p . Przemysł dostosowuje się d o votum,
które sam s p r o w o k o w a ł . C o dla firmy, która nie może w pełni
w y z y s k a ć kontraktu z przygasającą g w i a z d ą , oznacza faux frais,
w skali całego systemu stanowi koszty c a ł k o w i c i e u p r a w n i o n e .
S y s t e m sprytnie sankcjonuje żądania tandety i t y m s a m y m in­
auguruje harmonię totalną. Z n a w s t w o i z n a j o m o ś ć rzeczy skazane
są na banicję jako z u c h w a l s t w o ze strony k o g o ś , kto chce
w y n o s i ć się nad innych, g d y w s z a k kultura tak demokratycznie
w s z y s t k i c h obdarza s w y m p r z y w i l e j e m . W obliczu i d e o l o g i c z n e g o
rozejmu konformizm odbiorców - na równi z bezwstydem
p r o d u k c j i , którą o d b i o r c y utrzymują w r u c h u - ma z a p e w n i o n e

* Właś. J o e Yule, jeden z najpopularniejszych ówcześnie aktorów, grał


m. in. główną rolę w cyklu komedii filmowych o rodzinie Hardy (pr%yp.
tłum.).
** William Hays ( 1 8 7 9 - 1 9 5 4 ) , polityk amerykański w latach 1 9 2 2 - 1 9 4 3
prezes Nation Picture Producers & Distributors of America, inicjator
kodeksu zasad, jakimi ma kierować się produkcja filmowa, aby unikać
skandali obyczajowych (pr%yp. tłum.).
Przemysł kulturalny M3

czyste sumienie. K o n f o r m i z m ten zadowala się r e p r o d u k o w a n i e m


stale t e g o s a m e g o .
Z a s a d a wciąż t e g o s a m e g o reguluje też stosunek d o przeszłości.
Tym, co n o w e w fazie kultury m a s o w e j w stosunku d o fazy
późnoliberalnej, jest w y k l u c z e n i e n o w o ś c i . M a s z y n a obraca się
w tym s a m y m miejscu. S k o r o określa k o n s u m p c j ę , to w y k l u c z a
rzeczy nie s p r a w d z o n e jako r y z y k o w n e . F i l m o w c y podejrzliwie
patrzą na każdy m a n u s k r y p t , który nie opiera się uspokajająco na
jakimś bestsellerze. D l a t e g o właśnie wciąż m ó w i się o idea, novelty
i surprise, o tym, co b y ł o b y zarazem s w o j s k i e i n i e b y w a ł e . Służy
temu t e m p o i d y n a m i k a . N i c nie może pozostać tak jak b y ł o ,
w s z y s t k o musi się nieustannie p o s u w a ć , b y ć w ruchu. A l b o w i e m
tylko uniwersalne z w y c i ę s t w o rytmu mechanicznej produkcji
i reprodukcji obiecuje, że nic się nie zmieni, że nie p o j a w i się coś,
co nie pasuje. D o d a t k i d o w y p r ó b o w a n e g o inwentarza kultury są
zbyt s p e k u l a t y w n e . Skostniałe typy form, takie jak skecz, n o w e l a ,
film p r o b l e m o w y , szlagier - to n o r m a t y w n i e s t o s o w a n y , o k t r o -
j o w a n y p o d g r o ź b ą kary przekrój smaku e p o k i późnoliberalnej.
Potentaci agentur kulturalnych, którzy harmonizują ze sobą jak
menedżer z menedżerem, niezależnie o d t e g o , czy w y w o d z ą się
z branży konfekcyjnej czy z college'u, d a w n o już poddali ducha
sanacji i racjonalizacji. T a k jak g d y b y jakaś w s z e c h o b e c n a instancja
d o k o n a ł a przeglądu materiału i sporządziła miarodajny katalog
d ó b r kulturalnych, zwięźle prezentujący dostępne w sprzedaży
serie. Idee w y p i s a n e są na niebie kultury, w k t ó r y m już u Platona
b y ł y policzone, ba - były s a m y m i liczbami, u c h w a l o n e raz na
z a w s z e , niepomnażalne i niezmienne.
R o z r y w k a , w s z y s t k i e elementy przemysłu kulturalnego, istniały
już na d ł u g o przed nim s a m y m . T e r a z c h w y t a się je: od~gÓTy~
i w y n o s i na p o z i o m o d p o w i a d a j ą c y w y m o g o m e p o k i . P r z e m y s ł
kulturalny może się szczycić, że energicznie uporał się z przedtem
niekiedy nieporadną transpozycją sztuki w sferę konsumpcji,
w y d ź w i g n ą ł ją d o rangi zasady, oczyścił r o z r y w k ę z natrętnych
n a i w n o ś c i i ulepszył s p o s ó b w y t w a r z a n i a t o w a r ó w . W miarę jak
stawał się się coraz bardziej totalny, coraz bezwzględniej k a ż d e g o
outsidera doprowadzał do bankructwa albo zapędzał d o syn-
154 Dialektjka oświecenia

d y k a t u , tym bardziej robił się zarazem w y k w i n t n y i w z n i o s ł y , aż


o t o kończy na syntezie B e e t h o v e n a i C a s i n o de Paris. O d n o s i
p o d w ó j n e z w y c i ę s t w o : to, co na zewnątrz tłumi jako p r a w d ę ,
w e w n ą t r z może d o w o l n i e r e p r o d u k o w a ć jako k ł a m s t w o . „ L e k k a "
sztuka jako taka, r o z r y w k a , nie jest formą s c h y ł k o w ą . K t o zarzuca
jej zdradę ideału czystej ekspresji, ten ulega złudzeniom co do
społeczeństwa. C z y s t o ś ć sztuki burżuazyjnej, która hipostazowała
się j a k o k r ó l e s t w o w o l n o ś c i w przeciwieństwie d o materialnej
p r a k t y k i , była o d początku o k u p i o n a w y k l u c z e n i e m klasy niższej
— sprawie tej klasy, p r a w d z i w e j o g ó l n o ś c i , sztuka może b y ć wierna
t y l k o p o d w a r u n k i e m , że w o l n a jest o d c e l ó w o g ó l n o ś c i fałszy-
y w e j . P o w a ż n a sztuka uchylała się przed tymi, k t ó r y m niedola
i b y t o w e konieczności p o w a g ę zmieniają w s z y d e r s t w o i którzy
muszą się cieszyć, jeśli m o g ą d o w o l n i e spędzać czas, kiedy nie
sterczą przy kole n a p ę d o w y m . L e k k a sztuka t o w a r z y s z y ł a sztuce
autonomicznej jak cień. J e s t ona s p o ł e c z n y m nieczystym sumie­
niem sztuki p o w a ż n e j . O k o l i c z n o ś ć , że sztuka p o w a ż n a w s k u t e k
społecznych u w a r u n k o w a ń musiała rozmijać się z p r a w d ą , nadaje
sztuce lekkiej p o z o r y rzeczowej słuszności. P r a w d ą jest samo
rozszczepienie: w y r a ż a o n o przynajmniej n e g a t y w n o ś ć kultury, na
którą składają się obie sfery. N a j g o r s z y m s p o s o b e m pojednania
sprzeczności jest wchłanianie sztuki lekkiej przez p o w a ż n ą lub
o d w r o t n i e . T e g o zaś próbuje właśnie d o k o n y w a ć przemysł kul­
turalny. E k s c e n t r y c z n o ś ć c y r k u , p a n t o m i m y i burdelu w stosunku
d o społeczeństwa jest dlań czymś r ó w n i e p r z y k r y m jak ekscen­
tryczność S c h ó n b e r g a i K a r l a K r a u s a . D l a t e g o jazzman B e n n y
G o o d m a n musi w y s t ę p o w a ć z budapeszteńskim kwartetem smycz­
k o w y m , i przestrzegać r y t m u pedantyczniej niż j a k i k o l w i e k klar­
necista orkiestry filharmonicznej, podczas g d y budapeszteńczycy
p r z y g r y w a j ą g ł a d k o wertykalnie i s ł o d k o jak G u y L o m b a r d o *.
Charakterystyczny jest tu nie brutalny brak kultury, głupota
i nieokrzesanie. P r z e m y s ł kulturalny z l i k w i d o w a ł d a w n e partactwo
przez w ł a s n ą perfekcję, przez zakaz i u d o m o w i e n i e dyletantyzmu,
choć bezustannie popełnia ciężkie błędy, bez k t ó r y c h nie można

* Dyrygent, popularny zwłaszcza dzięki corocznym transmitowanym


przez radio koncertom noworocznym (pr%yp. tłum.).
i
Przemysł kulturalny 155

sobie w o g ó l e w y o b r a z i ć w y s o k i e g o poziomu. N o w o ś c i ą jest


natomiast, że sprzeczne elementy kultury, sztuka i r o z r y w k a ,
podporządkowane c e l o w i , sprowadzone zostają d o jednej fał­
szywej formuły: totalności przemysłu kulturalnego. P o l e g a ona na
p o w t a r z a n i u . Charakterystyczne innowacje polegają wyłącznie na
ulepszaniu m a s o w e j reprodukcji - i nie jest to cecha zewnętrzna
w o B e C Sfs"temii7 Z a i n t e r e s o w a n i e niezliczonych k o n s u m e n t ó w nie
bez p o w o d u z w r a c a się ku technice, nie ku s z t y w n o p o w t a r z a n y m ,
w y j a ł o w i o n y m i na w p ó ł już zarzuconym treściom. Społeczna
p o t ę g a , d o której m o d l ą się w i d z o w i e , potwierdza się skuteczniej
w w y m u s z o n e j przez technikę wszechobecności stereotypu niż
w nieświeżych i d e o l o g i a c h , których rzecznikami mają b y ć efeme­
ryczne treści.
M i m o to przemysł kulturalny pozostaje przedsięwzięciem roz­
r y w k o w y m . D y s p o n u j e konsumentami za p o ś r e d n i c t w e m rozry­
w k i ; nie w trybie dyktatu, ale przez immanentnie zawartą w zasa­
dzie r o z r y w k i w r o g o ś ć w stosunku do w s z y s t k i e g o , co jest czymś
więcej niż r o z r y w k ą . P o n i e w a ż w p r o w a d z e n i e w s z y s t k i c h tenden­
cji przemysłu kulturalnego w k r w i o b i e g publiczności d o c h o d z i d o
s k u t k u za s p r a w ą c a ł e g o procesu społecznego, to o k o l i c z n o ś ć , że
w tej branży trwają nadal mechanizmy rynku, d o d a t k o w o jeszcze
tendencje te umacnia. P o p y t nie został jeszcze zastąpiony przez
czyste p o s ł u s z e ń s t w o . W i e l k a reorganizacja filmu na k r ó t k o przed
p i e r w s z ą w o j n ą ś w i a t o w ą , stworzenie materialnych przesłanek
j e g o ekspansji p o l e g a ł o właśnie na ś w i a d o m y m d o s t o s o w a n i u się
d o rejestrowanych przez o b r o t y k a s o w e p o t r z e b publiczności,
k t ó r y c h w pionierskim okresie kina w o g ó l e nie chciano brać p o d
u w a g ę . K a p i t a n o w i e filmu, którzy co p r a w d a przymierzają w s z y s t ­
k o d o w ł a s n e g o p r z y k ł a d u , d o mniej lub bardziej f e n o m e n a l n y c h
p r z e b o j ó w , a przezornie n i g d y d o p r z y k ł a d u o d w r o t n e g o , do
p r a w d y , i dzisiaj tak w i d z ą sytuację. Ich i d e o l o g i ą jest interes.
O tyle słusznie, że w ł a d z a przemysłu kulturalnego p o l e g a na j e g o
jedności z p r o d u k o w a n y m i potrzebami, a nie na p r o s t y m przeci­
w i e ń s t w i e d o potrzeb, c h o ć b y o n o samo b y ł o zarazem przeciwień­
s t w e m w s z e c h w ł a d z y i bezsilności. R o z r y w k a to przedłużenie
pracy w p ó ź n y m kapitalizmie. P o s z u k u j e jej ten, kto chce się
IJ6 Dialektyka oświeceniu

w y m k n ą ć z m e c h a n i z o w a n e m u p r o c e s o w i pracy, aby na n o w o móc


mu sprostać. Z a r a z e m jednak mechanizacja ma taką władzę nad
c z ł o w i e k i e m korzystającym z w o l n e g o czasu i j e g o szczęściem,
określa tak dogłębnie w y t w a r z a n i e a r t y k u ł ó w r o z r y w k o w y c h , że
człowiek ten może zetknąć się jedynie z w t ó r n y m i obrazami
s a m e g o procesu pracy. R z e k o m a treść to jedynie zblakły plan
p i e r w s z y ; co się utrwala, to przede w s z y s t k i m zautomatyzowane
następstwo u n o r m o w a n y c h czynności. P r o c e s o w i pracy w fabryce
i biurze można w y m k n ą ć się tylko przez d o s t o s o w a n i e się d o niego
w czasie w o l n y m . N a to cierpi nieuleczalnie każda rozrywka.
Przyjemność zastyga w nudę, g d y ż , aby pozostać przyjemnością,
nie m o ż e z n ó w k o s z t o w a ć żadnego w y s i ł k u , toteż porusza się po
w y d e p t a n y c h szlakach skojarzeń. Widz p o w i n i e n o b y w a ć się bez
w ł a s n y c h myśli: p r o d u k t szkicuje z g ó r y każdą reakcję, nie przez
kontekst m e r y t o r y c z n y - ten b o w i e m rozpada się, jeżeli w y m a g a
myślenia - ale przez sygnały. Unika się skrupulatnie wszelkich
z w i ą z k ó w l o g i c z n y c h , które zakładają d u c h o w y oddech. Dalszy
bieg w y d a r z e ń p o w i n i e n w y n i k a ć w miarę m o ż n o ś c i z bezpośred­
nio poprzedzającej sytuacji, a nie z idei całości. N i e ma akcji, która
oparłaby się staraniom w s p ó ł p r a c o w n i k ó w , dążących d o w y d o b y ­
cia z poszczególnej sceny w s z y s t k i e g o , co da się z niej w y d o b y ć .
;
W reszcie nawet sam schemat wydaje się niebezpieczny, gdyż
ustanawia pewien - c h o ć b y i nader nędzny - kontekst sensu tam,
gdzie a p r o b o w a n y jest wyłącznie brak sensu. Często podstępnie
p o z b a w i a się akcję dalszego ciągu, do k t ó r e g o zmierzałyby charak­
tery i sytuacje w e d ł u g starego schematu. Zamiast tego jako
następny k r o k dobiera się pozornie najefektowniejszy pomysł.
W akcję wdziera się tępo w y k o m b i n o w a n a niespodzianka. Ten­
dencja p r o d u k t u , by o d w o ł y w a ć się fatalnie d o czystego nonsensu,
w k t ó r y m p r a w o w i t y udział miała sztuka l u d o w a , żart i klowniada
aż p o Chaplina i braci M a r x , uderza najbardziej w mniej kul­
t y w o w a n y c h gatunkach. Podczas g d y filmy z G r e e r G a r s o n i Bette
D a v i s , przedstawiające poszczególny przypadek społeczno-psy-
c h o l o g i c z n y , m o g ą jeszcze p r e t e n d o w a ć d o jednolitej akcji, to
w s p o m n i a n a tendencja zwycięża c a ł k o w i e w tekstach novelty song*,
* P i o s e n k i ze w s t a w k a m i komicznymi (pr%yp- tłum.).
Przemysł kulturalny 57

w filmie k r y m i n a l n y m i w komiksach. S a m a myśl, na równi


z obiektami k o m i z m u i g r o z y , zostaje z m a s a k r o w a n a i p o ć w i a r ­
towana. Novelty songs żyły zawsze szyderstwem z sensu, który jako
p r z o d k o w i e i p o t o m s t w o psychoanalizy r e d u k o w a ł y d o m o n o t o n i i
s y m b o l i k i seksualnej. W dzisiejszych filmach k r y m i n a l n y c h i przy­
g o d o w y c h w i d z o w i nie p o z w a l a się już śledzić procesu u ś w i a d o ­
mienia. M u s i nawet w nieironicznych p r o d u k t a c h tego gatunku
z a d o w a l a ć się g r o z ą niekoniecznie p o w i ą z a n y c h ze sobą sytuacji.
F i l m y t r i c k o w e były kiedyś eksponentami fantazji p r z e c i w k o
racjonalizmowi. P o z w a l a ł y zwierzętom i przedmiotom, zelek­
t r y z o w a n y m przez środki techniki f i l m o w e j , zaznać s p r a w i e d l i w o ­
ści - użyczały n i e m y m s t w o r z e n i o m d r u g i e g o życia. D z i ś p o t w i e r ­
dzają już tylko z w y c i ę s t w o rozumu t e c h n o l o g i c z n e g o nad p r a w d ą .
Przed niewielu laty miały zwartą akcję, która d o p i e r o w ostatnich
minutach r o z w i ą z y w a ł a się w zamęcie gonitwy. Ich metoda
p r z y p o m i n a ł a d a w n y obyczaj slapstickowej komedii. P o t e m relacje
c z a s o w e przesunęły się. J u ż w p i e r w s z y c h sekwencjach p o d a n y
zostaje m o t y w akcji, aby w t o k u r o z w o j u rozpętać nad nim furie
zniszczenia: p o ś r ó d w r z a w y publiczności g ł ó w n y bohater ponie­
wiera się w charakterze lumpa. W ten s p o s ó b ilość z o r g a n i z o w a n e j
T
Tóżryw ki przechodzi w jakość z o r g a n i z o w a n e g o okrucieństwa.
S a m o z w a ń c z y cenzorzy przemysłu f i l m o w e g o , j e g o p o w i n o w a c i
z w y b o r u , czuwają nad d ł u g o ś c i ą sekwencji n i e g o d z i w o ś c i , roz­
ciągniętej jak p o l o w a n i e z n a g o n k ą . R o z b a w i e n i e eliminuje wszel­
ką r o z k o s z , jaką m ó g ł b y sprawiać w i d o k uścisku, i p r z e s u w a
zaspokojenie na dzień pogromu. O ile filmy t r i c k o w e poza
pzyzwyczajeniem z m y s ł ó w do n o w e g o tempa w o g ó l e jeszcze coś
m o g ą osiągnąć, wbijają w m ó z g i starą p r a w d ę , że nieustające cięgi,
łamanie w s z e l k i e g o i n d y w i d u a l n e g o o p o r u , jest w a r u n k i e m życia
w tym społeczeństwie. K a c z o r D o n a l d z k o m i k s ó w i nieszczęśnicy
w rzeczywistości dostają baty, aby w i d z o w i e p r z y w y k l i d o r a z ó w ,
które spadają na nich s a m y c h .
Frajda, jaką sprawia p r z e m o c w y m i e r z o n a w przedstawione
postaci, przechodzi w p r z e m o c w o b e c widza, r o z r y w k a przechodzi
w w y s i ł e k . Z m ę c z o n e o k o nie może pominąć n i c z e g o , co eksperci
w y k o n c y p o w a l i jako efekt stymulujący, w o b e c s p r y t n e g o p r o d u k -
158 Dialektyka oświecenia

tu nie w o l n o wyjść na durnia, trzeba nadążać i samemu z d o b y w a ć


się na b r a w u r o w e t e m p o , jakie demonstruje i propaguje oferta.
W rezultacie staje się problematyczne, czy przemysł kulturalny
jeszcze w o g ó l e spełnia funkcję r o z r y w k i , c z y m tak się szczyci.
G d y b y zamknąć w i ę k s z o ś ć radiostacji i kin, k o n s u m e n c i może
wcale nie odczuliby braku. K r o k z ulicy d o kina i tak nie p r o w a d z i
już w marzenia, a z chwilą, g d y instytucje przez fakt s w e g o
istnienia nie zobowiązują d o korzystania z nich, nie ma też tak
silnego dążenia do t e g o , by z nich korzystać. Z a m k n i ę c i e radio­
stacji i kin nie b y ł o b y bynajmniej aktem reakcyjnego luddyzmu.
Z a w o d u doznaliby nie tyle entuzjaści, co ci, na których i tak
w s z y s t k o się źle odbija, ci, co pozostali w tyle. G o s p o d y n i
d o m o w e j m r o k kina m i m o f i l m ó w , które mają ją silniej zinteg­
r o w a ć , zapewnia azyl, gdzie przez parę g o d z i n może sobie siedzieć
n i e k o n t r o l o w a n a , jak kiedyś, kiedy b y ł y jeszcze mieszkania i faj-
ranty, w y g l ą d a ł a przez o k n o . W k l i m a t y z o w a n y c h lokalach bez­
r o b o t n i wielkich miast znajdują latem chłód, a zimą ciepło. Poza
t y m nawet w e d l e k r y t e r i ó w dzisiejszego stanu rzeczy rozbuchana
aparatura przyjemności nie czyni l u d z k i e g o życia bardziej g o d n y m
c z ł o w i e k a . Idea „ w y c z e r p a n i a " danych m o ż l i w o ś c i technicznych,
p e ł n e g o w y k o r z y s t a n i a ś r o d k ó w m a s o w e j k o n s u m p c j i estetycznej
w y w o d z i się z t e g o s a m e g o systemu e k o n o m i c z n e g o , który nie
k w a p i się z w y k o r z y s t a n i e m danych m u ś r o d k ó w w ó w c z a s , g d y
chodzi o likwidację g ł o d u .
P r z e m y s ł kulturalny nieustannie oszukuje konsumentów na
t y m , co nieustannie im obiecuje. Weksel na przyjemność, w y ­
stawiany przez akcję i dekoracje, jest bez końca p r o l o n g o w a n y :
p o d s t ę p n a obietnica, d o której w ł a ś c i w i e ogranicza się w i d o w i s k o ,
oznacza, że nie d o c h o d z i d o rzeczy samej, że g o ś ć ma się z a d o w o l i ć
lekturą jadłospisu. Pożądaniu, w y w o ł a n e m u przez w s z y s t k i e świet­
ne n a z w i s k a i obrazy, serwuje się ostatecznie jedynie p o c h w a ł ę
szarego dnia p o w s z e d n i e g o - t e g o , o d c z e g o pożądanie chciało
uciec. Dzieła sztuki także nie p o l e g a ł y na s e k s u a l n y m ekshibi­
cjonizmie. A l e p o n i e w a ż przedstawiały o d m o w ę jako coś n e g a t y w ­
n e g o , tym s a m y m niejako o d w o ł y w a ł y u p o k o r z e n i e p o p ę d u i przez
zapośredniczenie ocalały to, co zostało o d m ó w i o n e . Na tym
przemysł kulturalny

zasadza się tajemnica estetycznej sublimacji: przedstawiać speł­


nienie jako zakłócone. P r z e m y s ł kulturalny nie sublimuje, lecz
tłumi. E k s p o n u j ą c wciąż na n o w o przedmiot pożądania, biust
w o b c i s ł y m sweterku i nagi tors w y s p o r t o w a n e g o bohatera, drażni
tylko n i e w y s u b l i m o w a n ą chętkę, która p r z y w y k ł s z y d o z a w o d ó w
od d a w n a już została porażona m a s o c h i z m e m . N i e zdarza się
erotyczna sytuacja, która obok aluzji i podniet nie niosłaby
informacji, że d o niczego i n i g d y nie m o ż e dojść. H a y s Office
p o t w i e r d z a t y l k o rytuał, i tak u s t a n o w i o n y już przez p r z e m y s ł
kulturalny: rytuał Tantala. Dzieła sztuki są ascetyczne i b e z w s t y d ­
ne, p r z e m y s ł Kulturalny jest pornograficzny i pruderyjny. R e d u k u -
j e ^ m i ł o s T do" romance. A w formie z r e d u k o w a n e j wiele m o ż n a
strawić, nawet libertynizm jako p o k u p n ą specjalność zakładu,
w o g r a n i c z o n y c h d a w k a c h i ze znakiem f a b r y c z n y m „daring".
Seryjna produkcja seksu automatycznie p r o w a d z i d o w y p a r c i a
seksu. G w i a z d a filmowa, w której należy się zakochać, jest już
z tytułu swej w s z e c h o b e c n o ś c i s w o j ą w ł a s n ą kopią. K a ż d y tenor
brzmi z czasem jak płyta Carusa, a buzie dziewcząt z T e k s a s u
z natury już p o d o b n e są d o uznanych modeli, w e d ł u g k t ó r y c h
zostały dobrane w H o l l y w o o d . Mechaniczna reprodukcja piękna,
której zresztą reakcyjne m r z o n k i o kulturze ze s w y m m e t o d y c z ­
n y m kultem i n d y w i d u a l n o ś c i doskonale służą, nie p o z o s t a w i a
miejsca na idolatrię n i e ś w i a d o m ą , z którą związane b y ł o p i ę k n o .
N a d p i ę k n e m triumfuje h u m o r , złośliwa radość z k a ż d e g o u d a n e g o
z a w o d u . Publiczność śmieje się z t e g o , że nie ma się z c z e g o śmiać,
^ m i e c h , z a r ó w n o śmiech pojednania, jak śmiech-grozy, p o j a w i a się
w ó w c z a s , g d y ustępuje strach. J e s t znakiem w y z w o l e n i a , czy to o d
niebezpieczeństwa fizycznego, czy to z p u ł a p k i logicznej. Ś m i e c h
pojednania rozbrzmiewa jak echo chwili, g d y udało się ujść
groźnej potędze, n i e d o b r y śmiech p o k o n u j e strach, g o d z ą c w in­
stancje, które strach wzbudzają. Śmiech jest echem w ł a d z y jako
czegoś n i e u n i k n i o n e g o . Fun to kąpiel w żelazistej w o d z i e . Prze­
mysł r o z r y w k o w y aplikuje ją nieustannie. Ś m i e c h staje się tu
instrumentem o s z u k i w a n i a na szczęściu. C h w i l e szczęścia nie znają
śmiechu, t y l k o operetki, a p o t e m filmy przedstawiają seks z g r o m ­
kim śmiechem. Baudelaire tymczasem jest r ó w n i e p o z b a w i o n y
ióo Dialektyka oświecenia

humoru jak Hölderlin. W f a ł s z y w y m społeczeństwie śmiech


poraża szczęście jak c h o r o b a i wciąga je w n i e g o d n ą totalność
społeczną. Śmiech z czegoś jest zawsze w y ś m i e w a n i e m się, a życie,
które w e d ł u g B e r g s o n a w ten s p o s ó b przełamuje o k o w y , jest
n a p r a w d ę inwazją barbarzyństwa, s a m o u t w i e r d z e n i e m się, które
przy towarzyskiej okazji nie w a h a się ś w i ę t o w a ć s w y c h w y z w o l i n
o d s k r u p u ł ó w . K o l e k t y w ś m i e s z k ó w to parodia ludzkości. Są
m o n a d a m i , z których każda — kosztem każdej innej i mając za sobą
w i ę k s z o ś ć - g o t o w a jest na w s z y s t k o i stąd czerpie uciechę. Ich
harmonia jest karykaturą solidarności. D i a b e l s t w o fałszywego
śmiechu polega właśnie na tym, że siłą rzeczy parodiuje nawet to,
co najlepsze, pojednanie. T y m c z a s e m rozkosz jest s u r o w a : ressevera
verumgaudium. I d e o l o g i a klasztorów, z g o d n i e z którą nie asceza, ale
akt seksualny świadczy o rezygnacji z osiągalnej b ł o g o ś c i , znajduje
n e g a t y w n e potwierdzenie w p o w a d z e k o c h a n k a , który w pełni
ś w i a d o m i e uzależnia s w o j e życie od umykającej chwili. Przemysł
kulturalny w s t a w i a j o w i a l n ą porażkę w miejsce bólu, który obecny
jest z a r ó w n o w upojeniu, jak w ascezie. N a c z e l n a reguła p o w i a d a ,
że l u d z i o m w ż a d n y m razie nie w o l n o dostąpić spełnienia, i tym
właśnie ze śmiechem p o w i n n i się cieszyć. K a ż d y w y k w i t przemysłu
kulturalnego jest dla o d b i o r c y kolejnym jednoznacznym doświad­
czeniem i demonstracją p e r m a n e n t n e g o z a w o d u , jaki narzuca
cywilizacja. C o k o l w i e k oferuje się o d b i o r c y , zarazem zostaje mu
odebrane. D o k o n u j e się to za s p r a w ą g o r l i w e j a k t y w n o ś c i erotycz­
nej. W s z y s t k o obraca się w o k ó ł s p ó ł k o w a n i a , właśnie dlatego, że
nie może do niego dojść. Na przykład nielegalny stosunek
w filmie, jeżeli w i n n y c h nie spotyka kara, o b ł o ż o n y jest tabu
s u r o w s z y m niż m o ż l i w o ś ć , by przyszły zięć milionera działał
w ruchu r o b o t n i c z y m . W przeciwieństwie d o ery liberalnej kultura
u p r z e m y s ł o w i o n a m o ż e sobie tak samo jak kultura l u d o w a po­
z w o l i ć na gest oburzenia w o b e c kapitalizmu; nie może natomiast
w y r z e c się g r o ź b y kastracji. Należy to d o jej istoty. K u l t u r a ta
m o ż e przetrwać z o r g a n i z o w a n e rozluźnienie o b y c z a j ó w w stosun­
ku d o nosicieli u n i f o r m ó w - w p r o d u k o w a n y c h dla nich filmach
i ostatecznie także w rzeczywistości. D z i ś rozstrzygający jest już
nie purytanizm, choć ten ostatni nadal d o c h o d z i d o g ł o s u w or-
Przemysł kulturalny 161

ganizacjach k o b i e c y c h , ale zawarta w systemie konieczność, by nie


p o p u ś c i ć k o n s u m e n t o w i , nie p o z w o l i ć , by c h o ć b y przez chwilę
p o m y ś l e ć m ó g ł o o p o r z e . Z g o d n i e z zasadą k o n s u m e n t o w i wpaja
się przekonanie, że p r z e m y s ł kulturalny m o ż e z a s p o k o i ć w s z y s t k i e
potrzeby, ale z drugiej strony potrzeby te mają b y ć z g ó r y tak
ułożone, by sam k o n s u m e n t widział siebie wyłącznie j a k o w i e c z ­
n e g o konsumenta, j a k o obiekt przemysłu kulturalnego. N i e t y l k o
w m a w i a m u się, że o s z u s t w o jest zaspokojeniem, ale p o n a d t o - że
tak czy inaczej musi pogodzić się ze w s z y s t k i m i nakazami.
C a e c ź k a o d p o w s z e d n i o ś c i , którą obiecuje p r z e m y s ł kulturalny ze
w s z y s t k i m i s w y m i gałęziami, to coś t a k i e g o jak obrazek przed­
stawiający u p r o w a d z e n i e córki w j e d n y m z a m e r y k a ń s k i c h pism
satyrycznych: w m r o k u sam ojciec podtrzymuje drabinę. P r z e m y s ł
kulturalny oferuje w charakterze raju tę samą powszedniość.
Escape p o d o b n i e jak elopement z założenia p r o w a d z i ć mają z p o ­
w r o t e m d o p u n k t u wyjścia. D o b r a z a b a w a sprzyja rezygnacji, b o
p o m a g a jej zapomnieć o sobie.
R o z r y w k a , w y z b y t a w s z e l k i c h w i ę z ó w , b y ł a b y nie t y l k o przeci­
w i e ń s t w e m sztuki, ale także skrajnością, która się ze sztuką styka.
A b s u r d a l n y h u m o r M a r k a T w a i n a , jakim a m e r y k a ń s k i p r z e m y s ł
kulturalny niekiedy kokietuje, m ó g ł b y stanowić p e w n ą korektę
sztuki. I m poważniej traktuje ona sprzeciw w o b e c istni^nia^ tym
>
bardziej upocToSnia się d o p o w a g i istnienia, będącej jej p r z e c i w i e ń -
i t w e m : fm więcej p r a c y p o ś w i ę c a na to, by rozwijać się w e d ł u g
^wj^nej^^ady^ t y m więcej pracy w y m a g a z kolei o d
rozumienia, choć w z a m y ś l e miała właśnie uciążliwość pracy
n e g o w a c . W n i e k t ó r y c h filmach r e w i o w y c h , a przede w s z y s t k i m
w grotesce i w funnies* c h w i l a m i przebłyskuje m o ż l i w o ś ć samej tej
negacji. A l e m o ż l i w o ś ć ta ma pozostać niezrealizowana. Czysta,
k o n s e k w e n t n a r o z r y w k a , luźne o d d a w a n i e się b a r w n y m skojarze­
n i o m i radosnemu n o n s e n s o w i , zostaje skażona r o z r y w k ą p o k u p -
ną: zakłóca ją surogat s p ó j n e g o sensu, który przemysł kulturalny
z u p o r e m przydaje s w o i m p r o d u k t o m , a zarazem z p r z y m r u ż e n i e m
oczu sens ten maltretuje i nadużywa go jako pretekstu do

* Strony rozrywkowe w gazetach, wypełnione dowcipami i komiksami


(pr^yp' tłum.).
IÓ2 Dialektyka oświecenia

pokazania g w i a z d y . F a b u ł y biograficzne i inne zszywają strzępki


b z d u r y w idiotyczną akcję. Słychać dźwięk nie dzwoneczków
u czapki błazna, ale kluczy kapitalistycznego r o z u m u , który nawet
w obrazie zamknąć chce rozkosz awansu. Każdy pocałunek
w filmie r e w i o w y m ma się przyczyniać d o kariery boksera albo
innych p r z e b o j o w c ó w , k t ó r y c h sukcesy właśnie się podziwia.
O s z u s t w o p o l e g a w i ę c nie na tym, że przemysł kulturalny ob­
sługuje r o z r y w k ę , ale na t y m , że przez solidne uwikłanie w ideo­
logiczne klisze samolikwidującej się kultury psuje całą frajdę.
E t y k a i smak piętnują n i e s k r ę p o w a n ą r o z r y w k ę jako „ n a i w n ą "
- n a i w n o ś ć uchodzi za grzech r ó w n i e p o w a ż n y jak intelektualizm
- i w d o d a t k u ograniczają jeszcze potencjał techniczny. Przemysł
kulturalny jest zepsuty nie jako w y s t ę p n a wieża Babel, lecz jako
katedra podniosłej przyjemności. N a w s z y s t k i c h jej piętrach, od
Hemingwaya po Emila L u d w i g a , od Mrs. M i n i v e r * po Lone'a
R a n g e r a **, o d T o s c a n i n i e g o p o G u y a L o m b a r d a duch, przejęty
w postaci g o t o w e j ze sztuki i nauki, skażony jest nieprawdą. Ślady
czegoś lepszego z a c h o w a ł y się w tych segmentach przemysłu
kulturalnego, które zbliżają g o d o c y r k u , w upartej a p o z b a w i o n e j
sensu biegłości jeźdźca, akrobaty i c l o w n a , w „ o b r o n i e i usprawie­
3
dliwieniu sztuki fizycznej p r z e c i w k o sztuce duchowej" . Ale
planujący rozum, który chce, by w s z y s t k o l e g i t y m o w a ł o się
znaczeniem i o d d z i a ł y w a n i e m , nieubłaganie tropi azyle bezdusz­
n e g o artyzmu, reprezentującego c z ł o w i e c z e ń s t w o w o b e c mechani­
z m ó w społecznych. R o z u m ten tępi radykalnie nonsens na nizinach
- p o d o b n i e jak tępi sens na w y ż y n a c h dzieł sztuki.
Fuzja kultury i r o z r y w k i dokonuje się dziś nie t y l k o jako
deprawacja kultury, ale r ó w n i e ż jako p r z y m u s o w a intelektualizacja
r o z r y w k i . P o l e g a ona c h o ć b y na tym, że obcuje się z r o z r y w k ą już
t y l k o w formie odbitej, ogląda się f i l m o w ą fotografię, słucha
r a d i o w e g o nagrania. W erze liberalnej ekspansji r o z r y w k a żyła

* Tytułowa postać radiowej powieści w odcinkach, później też


sfilmowanej (pr%yp. tłum.).
** Tytułowa postać radiowego serialu westernowego, później też
sfilmowanego (pr%yp. tłum.).
3
F. Wedekind: Gesammelte Werke. T. I X . Miinchen 1 9 2 1 , s. 4 2 6 .
Przemysł kulturalny 163

niezakłóconą wiarą w przyszłość: wiarą, że w s z y s t k o pozostanie


jak b y ł o , a zarazem będzie lepiej. Dziś wiara ta ulega raz jeszcze
u d u c h o w i e n i u ; staje się tak subtelna, że traci z oczu w s z e l k i cel
i stanowi już t y l k o złoty podkład, rzutowany j a k o tło dla
rzeczywistości. Składa się z a k c e n t ó w znaczenionych, jakimi
w widowisku - z zachowaniem ścisłej paraleli w o b e c życia
- opatrzeni są wspaniały facet, inżynier, dzielna d z i e w c z y n a ,
b e z w z g l ę d n o ś ć przedstawiana jako charakter, zainteresowania
sportowe, a wreszcie auta i papierosy, także wówczas, gdy
r o z r y w k a nie jest obliczona na reklamę bezpośrednich p r o d u c e n ­
t ó w , t y l k o systemu j a k o całości. Sama r o z r y w k a zalicza się d o
ideałów, zajmuje miejsce w y ż s z y c h d ó b r , które c a ł k o w i c i e zaciera
w oczach mas, g d y ż posługuje się nimi jeszcze bardziej stereo­
t y p o w o niż p r y w a t n i e opłacane slogany r e k l a m o w e . jŻycie w e ­
wnętrzne^ subiekty w n i e ograniczona postać p r a w d y , zawsz"e b y ł o
poofporządko^/ane zewnętrznym władcom bardziej, niż samo
| ^ z y p u szczało. P r z e m y s ł kulturalny przerabia je na j a w n e kłamst­
w o . zTaznacza się już t y l k o jako szarlataneria, którą w religijnych
bestsellerach, filmach p s y c h o l o g i c z n y c h i women serials * t o l e r o w a ć
można jako g o r z k o - s ł o d k ą d o m i e s z k ę , p o to, by w życiu t y m
pewniej panować nad własnymi odruchami człowieczeństwa.
W t y m p r z y p a d k u r o z r y w k a zapewnia oczyszczenie a f e k t ó w , c o
już A r y s t o t e l e s p r z y p i s y w a ł tragedii, a M o r t i m e r A d l e r aktualnie
przypisuje f i l m o w i . P r z e m y s ł kulturalny odsłania p r a w d ę o kathar-
sis - p o d o b n i e jak p r a w d ę o stylu.

I m silniejsza pozycja p r z e m y s ł u kulturalnego, tym bardziej


sumarycznie może o n t r a k t o w a ć potrzeby k o n s u m e n t ó w , p r o d u ­
k o w a ć je, sterować nimi, narzucać im d y s c y p l i n ę , łącznie z l i k w i d a ­
cją r o z r y w k i : postęp kulturalny nie zna tu granic. A l e o d n o ś n a
tendencja zawiera się immanentnie w samej zasadzie r o z r y w k i ,
zasadzie mieszczańskiego oświecenia. Potrzeba r o z r y w k i została
w y ł o n i o n a w znacznej mierze przez przemysł, który zalecał m a s o m
dzieło przez temat, o l e o d r u k przez w y o b r a ż o n e s m a k o ł y k i , i o d -

* Powieści w odcinkach, zamieszczane w czasopismach kobiecych


r
(P KyP- tłum.)
164 Dialektyka oświecenia

w r o t n i e : b u d y ń w p r o s z k u przez obrazek b u d y n i u - a z kolei


w samej r o z r y w c e zawsze p o b r z m i e w a coś z g o r l i w e j animacji, sales
talk, głos jarmarcznego zachwalacza. P i e r w o t n e p o w i n o w a c t w o
interesu i r o z r y w k i ujawnia się zaś w t y m , co stanowi w ł a ś c i w y
sens r o z r y w k i : w a p o l o g i i społeczeństwa. D o b r a zabawa oznacza
z g q d ę . R o z r y w k a jest m o ż l i w a t y l k o , g d y oddziela się szczelnie od
całości społecznego procesu, ogłupia i o d początku krnąbrnie
ignoruje roszczenie, jakie w y s u w a nieuchronnie każde dzieło,
nawet najlichsze: roszczenie, by w s w y m o g r a n i c z o n y m kształcie
odzwierciedlić całość. D o b r z e się b a w i ć znaczy zawsze: nie musieć
o tym myśleć, zapomnieć o cierpieniu, nawet jeżeli jest p o k a z y w a ­
ne. U podstaw dobrej z a b a w y leży bezsilność. J e s t to faktycznie
ucieczka, ale nie - jak sama twierdzi - ucieczka o d złej rzeczywisto­
ści, lecz ucieczka przed ostatnią myślą o o p o r z e , jaką rzeczywistość
jeszcze dopuszcza. W y z w o l e n i e , jakie obiecuje r o z r y w k a , jest
w y z w o l e n i e m o d myślenia jako od negacji. B e z w s t y d retorycznego
pytania ,,czego chcą l u d z i e " p o l e g a na tym, że p o w o ł u j e się o n o na
ludzi jako na myślące p o d m i o t y , choć specyficznym zadaniem
r o z r y w k i jest właśnie tychże samych ludzi o d z w y c z a i ć o d pod­
m i o t o w o ś c i . N a w e t tam, gdzie publiczności zdarza się w z d r a g a ć na
p r z e m y s ł r o z r y w k o w y , p r z e m y s ł ten już zdążył w y c h o w a ć ją do
konsekwentnego braku oporu. Mimo to coraz trudniej jest
utrzymać publiczność. Postęp ogłupiania nie m o ż e pozostawać
w tyle za jednoczesnym postępem inteligencji. W erze statystyki
masy są zbyt sprytne, aby i d e n t y f i k o w a ć się z milionerem na
ekranie, i zbyt tępe, by choć na w ł o s w y ł a m y w a ć się s p o d p r a w a
w i e l k i c h liczb. I d e o l o g i a s k r y w a się w rachunku prawdopodobień­
stwa. Szczęście spotkać może nie k a ż d e g o , ale t e g o , kto wyciągnie
los, albo lepiej - t e g o , kto jest do szczęścia p r e d e s t y n o w a n y przez
jakąś w y ż s z ą p o t ę g ę , przeważnie przez przemysł r o z r y w k o w y ,
przedstawiany j a k o instancja bezustannie poszukująca. Postaci,
w y t r o p i o n e przez ł o w c ó w talentów i następnie ustawione w świet­
le reflektorów to idealne t y p y n o w e g o zależnego stanu średniego.
Starłetka ma s y m b o l i z o w a ć urzędniczkę, ale tak, że w odróżnieniu j
o d rzeczywistej urzędniczki wydaje się o d początku przeznaczona i
d o noszenia w s p a n i a ł e g o w i e c z o r o w e g o płaszcza. W ten sposób |
i
1
przemysł kulturalny i6 5

nie t y l k o prezentuje o d b i o r c z y m m o ż l i w o ś ć , że ona sama m o g ł a b y


znaleźć się na ekranie, ale jeszcze dobitniej ukazuje dystans. T y l k o
jedna m o ż e w y c i ą g n ą ć w i e l k i los, t y l k o jeden jest w y b i t n y , i n a w e t
jeśli matematycznie w s z y s c y mają j e d n a k o w e szanse, to przecież
w p r z y p a d k u każdej jednostki szansa ta jest tak znikoma, że lepiej
od razu z r e z y g n o w a ć i cieszyć się szczęściem i n n e g o , którym
m o g ł o b y się b y ć , a k t ó r y m n i g d y się nie jest. J e ś l i p r z e m y s ł
kulturalny zaprasza jeszcze d o naiwnej identyfikacji, zostaje ona
natychmiast zdementowana. P o m y ł k i są w y k l u c z o n e . K i e d y ś w i d z
k i n o w y oglądał własne wesele w c u d z y m . T e r a z szczęśliwcy na
ekranie są egzemplarzami t e g o s a m e g o g a t u n k u , co każdy członek
publiczności, ale w r ó w n o ś c i tej założony jest nieprzezwyciężalny
rozdział ludzkich e l e m e n t ó w . C a ł k o w i t e p o d o b i e ń s t w o jest ab­
solutną różnicą. T o ż s a m o ś ć gatunku zakazuje tożsamości l o s ó w .
P r z e m y s ł kulturalny podstępnie d o p r o w a d z i ł d o realizacji c z ł o w i e ­
ka jakoTśtoty g a t u n k o w e j . K a ż d y jest jużjtylko tym, ze wzglęcTuna
co mozę^astąpić k a ż d e g o innego: jest f u n k c j o n a r ń y T ^ ^ g ż e m p -
larzem. O n sam, jako i n d y w i d u u m , jest czymś absolutnie zja-
s t ę p o w a l n y m , czystą nicością, i właśnie to zaczyna o d c z u w a ć , g d y
z czasem zatraca p o d o b i e ń s t w o ? W ten s p o s ó b zmianie ulega
w e w n ę t r z n y skład religii sukcesu, przy której skądinąd s u r o w o się
obstaje. Z a m i a s t d r o g i per aspera ad astra, która zakłada trudy
i w y s i ł e k , coraz ważniejsza staje się premia. I d e o l o g i a w i e l b i
element ślepoty w r u t y n o w y c h decyzjach co d o t e g o , jaki song
nadaje się na szlagier, która statystka na heroinę. F i l m y u w y d a t ­
niają przypadek. Z a s a d n i c z a identyczność postaci - z wyjątkiem
łajdaków - posunięta aż d o w y k l u c z a n i a fizjonomii, narzucających
rezerwę, a w i ę c na p r z y k ł a d jak G a r b o nie w y g l ą d a j ą c y c h na takie,
które zagadnąć m o ż n a per „hello sister", czyni poniekąd życie
lżejszym. W i d z ó w z a p e w n i a się oto, że wcale nie muszą b y ć inni a

niż są, że im^roWrTiez~ m o g ł o Dy się p o w i e ś ć , i nie stawia się im


wj/rnagań, k t ó r y m - jak sami wiedzą - nie m o g l i b y sprostać. A l e
zarazem daje im się znak, że żadne w y s i ł k i na nic się nie zdadzą,
p o n i e w a ż nawet mieszczańskie szczęście nie pozostaje już w żad­
nym związku z obliczalnymi efektami ich pracy. W i d z o w i e rozu­
mieją ten znak. W gruncie rzeczy w s z y s c y uznają p r z y p a d e k , za
Dialektyka oświecenia

k t ó r e g o s p r a w ą k o g o ś s p o t y k a szczęście, za o d w r o t n ą stronę
p l a n o w a n i a . Siły społeczne zaszły już w procesie racjonalizacji tak
d a l e k o , że każdy może zostać inżynierem albo menedżerem,
i właśnie dlatego jest s p r a w ą kompletnie irracjonalną, kogo
s p o ł e c z e ń s t w o o b d a r z y wykształceniem a l b o zaufaniem, by p o w i e ­
rzyć m u tę funkcję. P r z y p a d e k i p l a n o w a n i e stają się t y m samym,
p o n i e w a ż w o b e c r ó w n o ś c i ludzi szczęście i nieszczęście jednostki
aż p o elity traci wszelkie znaczenie e k o n o m i c z n e . S a m przypadek
jest z a p l a n o w a n y ; nie dlatego, że d o t y k a tę czy o w ą określoną
jednostkę, ale dlatego, że w i e r z y się w j e g o rządy. Służy j a k o alibi
dla planujących i w y w o ł u j e wrażenie, że tkanka transakcji i środ­
k ó w , w jaką zmieniło się życie, p o z o s t a w i a miejsce na spontaniczne
bezpośrednie stosunki między ludźmi. S w o b o d ę tę symbolizuje
w rozmaitych mediach przemysłu kulturalnego arbitralne w y d o b y -
w^nięJLosów p r z e c i ę t n y c h . Zamieszczane w m a g a z y n a c h szczegó­
ł o w e relacje o olśniewających w swej kategorii w y c i e c z k a c h ,
z o r g a n i z o w a n y c h przez dany m a g a z y n dla szczęściarza - najlepiej,
by była to stenotypistka, która w y g r a ł a k o n k u r s p r a w d o p o d o b n i e
ze w z g l ę d u na układy z l o k a l n y m i znakomitościami - odzwiercied­
lają bezsilność w s z y s t k i c h innych. W s z y s c y inni są m i a n o w i c i e do
t e g o stopnia t y l k o t w o r z y w e m , materiałem, że d y s p o n e n c i m o g ą
k a ż d e g o w y n i e ś ć d o nieba i z n o w u strącić na niziny: j e g o racje
i j e g o praca nie mają ż a d n e g o znaczenia. P r z e m y s ł interesuje się
ludźmi tylko jako klientami i najemnymi p r a c o w n i k a m i , i w istocie
s p r o w a d z i ł l u d z k o ś ć w całości, p o d o b n i e jak każdy z jej elemen­
t ó w , d o tej wyłącznej formuły. W zależności o d t e g o , który aspekt
jest akurat miarodajny, w ideologii będzie się p o d k r e ś l a ł o plano­
w o ś ć albo p r z y p a d e k , technikę albo życie, cywilizację albo naturę.
J a k o najemnym p r a c o w n i k o m p r z y p o m i n a im się o racjonalnej
organizacji i oczekuje się, że z d r o w y rozsądek każe im się do tej
organizacji d o p a s o w a ć . J a k o klientom demonstruje się im - na
przykładzie p r y w a t n y c h l o s ó w przedstawianych na ekranie lub
w prasie - s w o b o d ę w y b o r u , urok rzeczy nie z a p r o g r a m o w a n y c h .
W o b u p r z y p a d k a c h pozostają obiektami.
I m mniej p r z e m y s ł kulturalny m o ż e obiecać, im gorzej daje
sobie~radę'ż w s k a z y w a n i e m sensu życia, t y m bardziej pusta staje się
Przemyśl kulturalny i6 7

zjęcmiecz^o^cn upowszechnia. N a w e t
abstrakcyjne ideały h a r m o n i j n e g o i dobrego społeczeństwa są
w dobie uniwersalnej reklamy zbyt konkretne. Nauczono się
b o w i e m właśnie abstrakcje i d e n t y f i k o w a ć jako reklamy. J ę z y k ,
który p o w o ł u j e się wyłącznie na p r a w d ę , każe tym niecierpliwiej
w y g l ą d a ć i n t e r e s o w n e g o celu, d o k t ó r e g o w rzeczywistości dąży.
S ł o w o , które nie jest ś r o d k i e m , wydaje się b e z s e n s o w n e , w s z e l k i e
inne s ł o w o wydaje się fikcją, nieprawdą. Sądy wartościujące
p r z y j m o w a n e są albo jako reklama, albo jako czcza gadanina. A l e
ideologia, która w efekcie zmienia się w niezobowiązującą m g ł a w i ­
cę, ani nie staje się przez to bardziej przejrzysta, ani nie ulega
osłabieniu. Właśnie mglistość, niemal scjentyficzna niechęć do
s t a n o w c z e g o trwania przy c z y m ś , czego nie można z w e r y f i k o w a ć ,
funkcjonuje jako instrument p a n o w a n i a . Dobitnie i planowo
zwiastuje to, co jest. P r z e m y s ł kulturalny z g o d n i e ze s w ą tendencją
m ó g ł b y stać się z b i o r e m zdań p r o t o k o l a r n y c h , a tym samym
nieodpartym proroctwem istniejącego stanu rzeczy. U m i e po
m i s t r z o w s k u prześlizgiwać się między konkretną błędną informa­
cją a o b j a w i o n ą p r a w d ą , p o w t a r z a b o w i e m wiernie z j a w i s k o , na
tyle gęste, że poznanie zostaje z a b l o k o w a n e , a w s z e c h o b e c n e
zjawisko ustanowione jako ideał. I d e o l o g i a rozszczepia się na
fotografię d r ę t w e g o istnienia i g o ł e k ł a m s t w o tyczące j e g o sensu,
k ł a m s t w o , k t ó r e g o się nie w y p o w i a d a , lecz sugeruje i w b i j a d o
głowy. R z e c z y w i s t o ś ć jest cynicznie wciąż t y l k o powtarzana
- w ten sposób dowodzi się jej b o s k i e g o charakteru. Taki
fotologiczny d o w ó d nie jest w p r a w d z i e ścisły, ale za to o b e z w ł a d ­
niający. JCto w obliczu w ł a d z y m o n o p o l u ż y w i jeszcze w ą t p l i w o ś c i ,
jest g ł u p c e m . P r z e m y s ł kulturalny dławi wszelki protest s k i e r o w a ­
ny p r z e c i w k o niemu tak samo jak protest p r z e c i w k o r z e c z y w i s t o ­
ści, którą chce d u b l o w a ć . C z ł o w i e k ma do wyboru jedynie
w s p ó ł p r a c o w a ć albo usunąć się na b o k : p r o w i n c j u s z e , którzy
{przeciwko kinu i radiu sięgają p o wieczne p i ę k n o i amatorski teatr,
politycznie znajdują się już tam, gdzie kultura m a s o w a s w o i c h
o d b i o r c ó w dopiero chce zapędzić. K u l t u r a m a s o w a jest dostatecz­
nie zahartowana, by nawet d a w n e marzenia, ideał ojca na r ó w n i
z a b s o l u t n y m uczuciem w e d l e potrzeby w y s z y d z a ć lub skutecznie
i68 Dialektyka oświecenia

nimi m a n i p u l o w a ć . P r z e d m i o t e m n o w e j i d e o l o g i i jest świat jako


taki. I d e o l o g i a w y k o r z y s t u j e kult f a k t ó w , g d y ż ogranicza się do
t e g o , by za s p r a w ą m o ż l i w i e d o k ł a d n e g o przedstawienia awan­
s o w a ć marne istnienie do królestwa faktów. Wskutek takiej
transpozycji samo istnienie staje się s u r o g a t e m sensu i słuszności.
W s z y s t k o , c o k o l w i e k kamera reprodukuje, jest piękne. Z a w i e d z i o ­
n y m w i d o k o m na to, że samemu będzie się tą., b i u r o w a myszą,
której przypada w udziale p r e m i o w a p o d r ó ż , o d p o w i a d a j ą roz­
czarowujące w i d o k i dokładnie s f o t o g r a f o w a n y c h o k o l i c , przez
jakie p o d r ó ż wiedzie. N i e oferuje się W ł o c h , oferuje się p o z ó r , że
W ł o c h y istnieją. F i l m m o ż e p o z w o l i ć sobie na to, by P a r y ż ,
w k t ó r y m m ł o d a A m e r y k a n k a próbuje ukoić swoje tęsknoty,
przedstawić jako r o z p a c z l i w ą pustkę i t y m bezwzględniej do­
prowadzić panienkę do dziarskiego amerykańskiego chłopca,
k t ó r e g o poznać m o g ł a nie ruszając się z d o m u . O k o l i c z n o ś ć , że
rzeczy w o g ó l e toczą się dalej, że system n a w e t w swej ostatniej
fazie reprodukuje życie tych, na k t ó r y c h się wspiera, zamiast od
razu je z l i k w i d o w a ć - i ta okoliczność będzie poczytana za sens
i zasługę systemu. „ T y l k o tak d a l e j " staje się w o g ó l e usprawied­
liwieniem ś l e p e g o trwania systemu, a nawet usprawiedliwieniem
jego nieodwołalności. Z d r o w e jest to, c o się p o w t a r z a , cykl
p r z y r o d y i przemysłu. Z ilustrowanych magazynów wiecznie
szczerzą zęby te same babies, wiecznie ł o s k o c z e machina jazzu.
M i m o całego postępu techniki przedstawiania, reguł i specjalności,
m i m o g o r ą c z k o w y c h z a b i e g ó w chleb, k t ó r y m przemysł kulturalny
karmi ludzi, pozostaje kamieniem stereotypu. P r z e m y s ł kulturalny
o d w o ł u j e się d o ^ r a w j c j k l u , d o uzasadnion^gc^^ulmieriraT że
matkT m i m c T w s z y s t k o wciąż [eszćze rodzą dzieci, że k ó ł k a wciąż
jeszcze się. kręoi, W ten s p o s ó b jeszcze bardziej się uwydatnia
n i e o d w o ł a l n y charakter s t o s u n k ó w . Falujące łany zbóż na końcu
filmu Chaplina o Hitlerze dezawuują a n t y f a s z y s t o w s k ą p r z e m o w ę
o w o l n o ś c i . P r z y p o m i n a j ą rozwiane w i a t r e m jasne w ł o s y niemiec­
kiej d z i e w c z y n y sfotografowanej przez U F A na letnim obozie.
Społeczny m e c h a n i z m p a n o w a n i a ujmuje naturę J a k o zbawcze
antidotum w o b e c społeczeństwa - t y m s a m y m natura zostaje
wciągnięta w nieuleczalne społeczeństwo i sprzedana. Obrazowe
Przemysł kulturalny

zapewnienie, że d r z e w a są zielone, niejDp^jaJeiiejsJcię, a c h m u r y


grzecią^gają, sprawia, że d r z e w a , niebo i c h m u r y stają się k r y p t o -
g r a m a m i k o m i n ó w fabrycznych i stacji b e n z y n o w y c h . N a t o m i a s t
k ó ł k a i części maszyn muszą e k s p r e s y w n i e błyszczeć - zde­
g r a d o w a n e , b o traktuje się je jako substraty duszy drzew i c h m u r .
W ten s p o s ó b naturę i technikę mobilizuje się p r z e c i w k o stęchliź-
nie, f a ł s z y w y m w s p o m n i e n i o m o społeczeństwie liberalnym, kiedy
to j a k o b y p r z e w a l a n o się p o dusznych, w y m o s z c z o n y c h pluszem
p o k o j a c h , zamiast, jak to dziś jest w e zwyczaju, z a ż y w a ć aseksual-
n y c h kąpieli w o d k r y t y c h basenach, kiedy jeżdżono psującymi się
p r z e d p o t o p o w y m i m o d e l a m i Benza, zamiast z s z y b k o ś c i ą rakiety
przemieszczać się stąd, gdzie i tak się jest, tam, gdzie nie jest
inaczej. T r i u m f w i e l k i c h k o n c e r n ó w nad inicjatywą przedsiębior­
c ó w o p i e w a n y jest przez przemysł kulturalny j a k o wieczna inic­
jatywa p r z e d s i ę b i o r c ó w . Z w a l c z a się w r o g a , który jest już pobity
- m y ś l ą c y p o d m i o t . R e z u r e k c j a antymieszczańskiego Hansa Sonnen-
stossera * w N i e m c z e c h i p o w o d z e n i e , jakim cieszy się The Life with
Father**, świadczą o identycznej ewolucji.

W j e d n y m punkcie co p r a w d a ta w y j a ł o w i o n a ideologia nie


toleruje żartów: g d y zarzucać jej brak opiekuńczej troski. „ N i k o ­
mu nie w o l n o g ł o d o w a ć i marznąć; kto m i m o to głoduje i marznie,
idzie d o o b o z u koncentracyjnego" - dowcip z hitlerowskich
N i e m i e c m ó g ł b y w i d n i e ć j a k o m a k s y m a nad portalami w s z y s t k i c h
p r z y b y t k ó w przemysłu kulturalnego. Z n a i w n y m sprytem zakłada
stan charakterystyczny dla społeczeństwa n o w y c h c z a s ó w : umie
ono trafnie dobierać s w o i c h ludzi. Każdemu gwarantuje się
1
formalną w ^ n c i ^ ^ ^ N i k t nie m o ż e oficjalnie p o n o s i ć o d p o w i e d z i a ł
ności za to, co myśli. Z a to każdy już wcześnie ląduje w systemie
jkoltiołow, H u b ó w , zrzeszeń z a w o d o w y c h i innych układów,
stanowiących najczulszy instrument społecznej kontroli. K t o nie
chce się d o p r o w a d z i ć do ruiny, nie może w e d l e skali tego

* Hans Sonnenstóssers Hóllenfahrt - słuchowisko P. Apla, w 1 9 3 7 r. na


nowo wyreżyserowane przez Gustafa Griindgensa (pr^yp. tłum.).
** Popularny amerykański serial radiowy, według sztuki Clarence'a
Daya (pr%yp. tłum.).

You might also like