Aaa 85

You might also like

Download as docx, pdf, or txt
Download as docx, pdf, or txt
You are on page 1of 2

Oświadczenie

Ja Marcin Marcinkiewicz legitymujący się dowodem osobistym o nr. CGP 563386 oświadczam, że z powodu iż mieszkam w
Łodzi nie jestem w stanie stawić się na wywiad w sprawie mojego brata Artura Marcinkiewicza.

W poniższym oświadczeniu chciałbym przedstawić fakty które mogą pomóc w ocenie stanu zdrowia mojego brata.

W marcu 2018 Artur Marcinkiewicz trafił do szpitala psychiatrycznego w Ząbkach. Trafił tam z powodu różnych urojeń
(ciągle powtarzał, że „Oni” Nas podsłuchują i jak chciał przekazać mi jakąś informacje to pisał ją na kartce). Obawiał się
również, że ci go podsłuchują w końcu przyjdą go zabić. Mówił również, że skrzywdził wiele ludzi zarażając ich chorobą HIV
choć nie jest jej nosicielem (systematycznie wykonywał badania które przynosiły negatywny wynik, ale on uważał, że jego
choroba jest wyjątkowa, niewykrywalna i może nią zarazić również przez dotyk, oraz „prątkowanie” co uważał za
rozprzestrzenianie się małych zaraźliwych cząsteczek z jego ciała”. Kazał mi kupić silne środki dezynfekujące, takie które
używa się podczas operacji, oraz przy odkażaniu narzędzi chirurgicznych, zrobiłem to, jednakże nawet one nie czyściły one
wystarczająco dobrze. Do mycia rąk, oraz domu używał wybielacza.

Gdy korzystał z telefonu bądź używał pilota robił to w rękawiczkach lub w torebkach foliowych ponieważ bał się, że je
zakazi.

Porzucił prace, przestał normalnie funkcjonować, zaczął się izolować od ludzi. Boi się wychodzić do sklepu. W panice zaczął
wszystko dokładnie czyścić bo bał się, że zostawił swój naskórek bądź spermę. Nie były to jednorazowe sytuacje, tylko
kompulsywne szorowanie konkretnych partii domu. Doszło do tego, że z domu znikały rzeczy (takie jak szczoteczki do
zębów bądź ubrania i inne rzeczy). Artur mówił wtedy, że przeprasza ale nie może ich oddać.

Podczas jednej z rozmów z nim spytałem „Czy długo zamierza tak funkcjonować bez pracy odizolowany od ludzi’ A on
wtedy na to rzekł „ Gdyby nie Bóg to już by dawno odebrał sobie życie. Jestem wybrańcem Boga”.

Po dwutygodniowym pobycie w szpitalu, Artur wrócił do domu lecz mówił, że to była zła decyzja bo w szpitalu miał chociaż
z kim porozmawiać. Nie uważał, że był już gotowy na ponowne funkcjonowanie w społeczeństwie i powinien pozostać przy
leczeniu hospitalizacyjnym. Znowu siedział w domu, powracały lęki i urojenia, lecz cioci (Elżbieta Kozłowska) udało się go
wyciągnąć z domu i przyprowadzić do siebie na obiad, gdzie po raz pierwszy od długiego czasu miał styczność z ludźmi. Od
tamtego momentu zaczęło się wszystko poprawiać. Wychodził do ludzi i sprawiał wrażenie zdrowego człowieka. Prawie
całe wakacje spędził nad morzem i nie bojąc się, że zaraża.

Przyszła jesień i zaczął się powrót do izolacji w domu. Na początku wierzyliśmy w jego obietnice, że od października pójdzie
do pracy potem robił się z tego listopad, grudzień i tak dalej…

W grudniu 2018 roku poznałem dziewczynę z Łodzi i po dwóch miesiącach naszej znajomości stan zdrowia psychicznego
Artura drastycznie się pogorszył. Za każdym razem gdy jechałem ją odwiedzić był widocznie zdenerwowany i zakazywał mi
stosunku seksualnego z uwagi na to, że mogę ją zarazić. Miał problemy ze snem, można powiedzieć, że prawie wcale nie
spał. Pewnego dnia moja dziewczyna o 4 otrzymała telefon. Okazało się, że Artur jest w Łodzi i chce się z Nią pilnie spotkać.
Opowiedziałem jej wtedy po krótce w jakim celu mój brat mógł do Niej przyjechać, przedstawiłem jego stan zdrowia, aby
wiedziała jak zareagować. Weronika (moja dziewczyna) obawiając się co mogło się stać podała mu swój adres. Artur
podjechał do niej taksówką w rękawiczkach, w oczach miał obłęd. Nie pozwolił się dotknąć, zaczął jej opowiadać o tym jak
bardzo zniszczył jej życie, bo ją zaraził. Ona próbowała go przekonać, że jeżeli przez cały ten czas jego badania wychodziły
negatywne to nie ma możliwości żeby był nosicielem wirusa HIV. On jednak nie ustępował, chciał ją zabrać prosto do
szpitala gdzie mieli jej podać „leki na HIV”. Powtarzał, że „jeszcze nie jest dla Niej za późno”. Weronika się nie zgodziła i
Artur wrócił do domu. Tego dnia zrealizował jeszcze około 6 telefonów próbując ją namówić na podjęcie leczenia. Potem
Artur przyznał się iż od dawna wiedział, że choroba psychiczna nawróciła jednak skutecznie to przed Nami ukrywał. Po tym
incydencie postanowiliśmy podjąć jakieś działania, przeprowadziliśmy z Nim rozmowę na temat jego stanu zdrowia i
konieczności leczenia jednakże on się nie zgodził. Groził, że zażyje większą dawkę swoich leków psychoaktywnych. Nie
wiedząc co robić zadzwoniliśmy na pogotowie prosząc o pomoc w transporcie Artura do szpitala, bądź ocenie jego stanu
zdrowia, jednakże zgłoszenie zostało odrzucone ze względu na to iż w tamtym momencie brat nie był agresywny.

W czerwcu 2019 po długich namowach udaliśmy się ponownie na jednorazową wizytę do lekarza w Drewnicy. Wtedy pani
doktor przepisała mu nowy lek bo poprzedni (Sulspirid) nie był skuteczny. Według Artu pomagał mu on, jednak nie mógł on
po nim funkcjonować, dlatego zaprzestał brania leków bez konsultacji tego z lekarzem.

Tego dnia przed wyjazdem do lekarza Artur nie dawał mi się złapać za rękę bo ponownie twierdził, że zaraża HIVem. Po
każdorazowym kontakcie kazał mi dezynfekować ręce. Podczas rozmowy z Panią doktor udawał, że wszystko jest w
porządku, przyznał co prawda, że ma problemy psychiczne, ale nie są one tak poważne. Mogłem złapać go za rękę nie
reagując na to w sposób w taki robił to godzinę wcześniej.
Po tej wizycie miał przepisany nowy lek który miał wystarczyć do wizyty kontrolnej w lipcu. Podczas tej wizyty miał
powiedzieć pani doktor jak się czuje po nowych tabletkach. Artur nie stawił się na umówionej wizycie i stopniowo
zmniejszał dawki zażywanych leków. Argumentował swoją decyzję faktem, że „jemu i tak już nic nie pomoże, ponieważ Bóg
tak chciał.

Moim zdaniem gdyby kontynuował leczenie z pomocą nowych leków, oraz psychoterapii, przyniosło by ono pozytywny
skutek. Pod koniec lipca Artur przyszedł do mnie z prośbą o pożyczenie pieniędzy. Za te pieniądze poszliśmy na zakupy i
zaopatrzyliśmy go w nowe ubrania w celu lepszego samopoczucia. Kupiliśmy również odzieć na ewentualną rozmowę
rekrutacyjną.Ta pożyczka miała go zmusić do podjęcia pracy (myśl, że musi mi oddać pieniądze) lecz niestety nic takiego się
nie stało.

Na przełomie września i października każdy dzień Artura posiłki Artura wyglądały tak: kostki lodu polane syropem
malinowym, suchy chleb, suchy ryż, oraz ewentualnie jedzenie które udało mu się zabrać Nam.

W listopadzie w święto niepodległości doszło do szarpaniny między mną a Arturem. Wyniknęła ona z faktu iż znalazłem
telefon który Artur ukradł wcześniej Naszemu bratu Adamowi. Artur gdy się o tym dowiedział wpadł w szał, zaczął mnie
szarpać, rzucił we mnie szklanym przedmiotem, prawie trafiając w moją głowę. Krzyczał, że „Nas wszystkich wymorduje i
popełni samobójstwo”. W ataku agresji rozbił tarasową barierkę, komodę, oraz zdemolował mój pokój. Uciekając z domu
zadzwoniliśmy na policję i pogotowie prosząc o pomoc. Gdy ratownicy medyczni dojechali na miejsce czekaliśmy jeszcze na
patrol policji. Artur nie wyraził zgody na dobrowolny transport do szpitala ale kiedy dowiedział się, że w momencie gdy na
miejsce przyjedzie policja i zostanie ubezwłasnowolniony to poddał się dobrowolnemu transportowi do szpitala.

Podsumowując, uważam iż mój brat jest chory, co było wielokrotnie potwierdzone diagnozą lekarzy, oraz wymaga
hospitalizacji. Zagraża on zdrowiu swojemu, oraz naszemu. Jeżeli nie popełni próby samobójczej obawiam się iż umrze z
głodu. Nie jest on zdolny do pracy, oraz normalnego funkcjonowanie, nie chce się podjąć leczenia samodzielnie dlatego też
proszę o zatrzymanie go w szpitalu.

Łódź 17.11.2019
Miejscowość i data Czytelny podpis

You might also like