Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 262

NAUKA FIZYKI

P O D R Ę C Z N IK PR Z E Z N A C Z O N Y DO UŻYTKU

U C ZN IÓ W K L A S W Y Ż S Z Y C H SZKÓŁ Ś R E D N IC H

P H Z HZ

DKA WŁADYSŁAWA NATANSONA


i

D*A KONSTANTEGO ZAKRZEWSKIEGO,


PRO FESO R Ó W U N IW E R S Y T E T U JA G IE L L O Ń S K IE G O

TOM II

NAKŁAD G E B E T H N E R A I WOLFFA
W A R S Z A W A - K R \ K Ó W - LU B LI N — ŁÓDŹ - POZNAŃ - W IL N O - ZA K O PA N E
NAUKA FIZYKI
TOM II
NAKŁAD G E B E T H N E R A I WOLFFA

W A RSZA W A — KRAKÓW — LU BLIN — ŁÓDŹ — POZNAŃ — W ILNO — ZAKOPA NE

D R U K A R N I a ' u N 1W K H S Y T K T 1! J A G I E L L O Ń S K I ! ® » P O D ZA R Z Ą D KM J . F I L I P O W S K I E G O
S P I S R Z E C Z Y T O M U Ii-go.

ROZDZIAŁ P I ERWS ZY.

O sta n a c h sk u p ie n ia m aterji.
§§ S tr.
1. Wrażenia zm ysłow e. Pojęcie materji. Pojęcie z j a w i s k a ' ............................ 1
2. Ciała stałe i płyn ne ^ ......................................... * r ..................................................3
3. Ściśliw ość ciał; ciecze i g a z y / .................................................................................5
4. C i ś n i e n i e - ..........................................................................................................................6
5. Ciśnienia w ew nętrzne i zew nętrzne, normalne i styczne. Ciągnienia . . 9
6. O zachowaniu się w ob ec sił zew nętrznych ciał stałych ipłynnych . . 12
7. Twierdzenie zasadnicze hydrostatyki i a e r o s t a t y k i ........................................ . 1 3
8. O ruchliwości ciał ciekłych ............................................................................15
9. Sp rężystość doskonała i niedoskonała; plastyczność, w ytrzym ałość . . 16

R O Z D Z I A Ł DRUGI.

O c ie p ln e j r ó w n o w a d z e c ia ł m a ter ja ln y c h .

10. Zjawiska cieplne. Temperaturą,JTermometr ..........................................................20


11. Dwa twierdzenia o rów now adze c i e p l n e j ........................................................ 21
12. Zasada termometrji, przyjęta przez G a l i l e u s z a .......................................23
13. Termometr r t ę c io w y ....................................................................................................... 25
14. O stałej i pow szechn ej skali t e m p e r a t u r ........................................................ 26
15. O reakcjach . " . T T T 1 T ....................................................................... 27
16. Rów nowaga w od y i lodu. Zero C e l s j u s z a ........................................................... 28
17. Związek pom iędzy stałym a ciekłym stanem m a t e r j i ..........................................29
18. Woda ciekła i para w odna; punkt wrzenia .......................................................... 30
19. Tym czasowa skala t e r m o m e t r y c z n a .................................................................... 32
20. O r o z t w o r a c h ...................................................................................................................34
21. O dyfuzji ciał rozpuszczonych' \ ............................................................................... 35
22. O dyfuzji gazów . . . . _ : ] .........................................................................................37
23. Ciało jednolite, jednorodne, i z o t r o p o w e .............................................................. 39
24. O różnicy pom iędzy cieczą a gazem .......................................................... . 40
25. O budow ie materjj.;_ h yp otezy atom istyczne i m o l e k u l a r n e .............................42
V!

KOZDZIAŁ TRZECI .

O r ó w n o w a d z e c ia ł s ta ły c h s p r ę ż y s t y c h .

. 26. O wydłużaniu d r u t ó w .......................................................................................................... 46


127. Prawo H o o k e ’a. M oduł Y o u n g ą , * - ' . . . ..................................................47
28. Poprzeczne kurczenie się przy w y c i ą g a n i u ...........................................................48
29. O ściśliw ości ciał stałych i ciekłych...... ........................................................................50
30. O sztyw n ości ciał s t a ł y c h .............................................................................................. 51
31. O g i ę c i u .................................................................................................................................53
32. O uderzaniu się ciał s p r ę ż y s t y c h .................................................................................. 56

ROZDZIAŁ CZWARTY.

O r ó w n o w a d z e c ia ł p ły n n y c h .

33. O kreślenie hydrostatyki i aerostatyki . - ................................................................60


_34. Zasada P a s c a l a ^ , .................................................................... , ..................................... 61
35. W pływ ciężkości na ciśnienie w p ł y n i e .................................................................. 64
36. Prawa ciśnienia w płynie ciężkim ..............................................................................65
_37. O powierzchni sw obodnej ciał c i e k ł y c h .................................................................. 68
38. Twierdzenie o naczyniach połączonych j y ' .................................................................. 69
39. O manometrach ^ ................................................................................................................. 70
40 Siły, wyw ierane przez ciecz na ograniczające ją ściany .V . . •. . . 71
41. Siła, w yw ierana przez ciecz na dno naczynia . . . . ( ............................... 73
42. Równowaga dw óch cieczy w naczyniach p o ł ą c z o n y c h ..................................... 74
43. Ciężar powietrza J . . . . . : ' ............................................ 75
44. Horror Vacui. T o r r i c e l l i . Barometr rtęciow y * / .................................................76
45. Ciśnienie powietrza zależy od wzniesienia ............................................................ 80
46. Twierdzenie A r c h i m e d e s a , ....................................................................................82
47. O b a l o n a c h ......................................................... ,...................................................................87
48. O rów now adze ciał p ły w a j ą c y c h ....................................................................................88
49. O sposobach w yznaczania ciężarów w ł a ś c i w y c h .................................................90
50. O ściśliw ości ciał c i e k ł y c h ................................................................................................93
51. Ściśliw ość gazów . Prawo B o y l e ’a ........................................................................ 95
52. G azy doskonałe i n i e d o s k o n a ł e .................................................................................... 98
53 Założenia kinetycznej teorji g a zów ( ..............................................................................99
54. O pompach pneum atycznych i ............................................................................... 101

R O Z D Z I A Ł PI ĄTY.

O z ja w isk a c h fa lis ty c h .

55. O rozchodzeniu się lal w materjalnych ośrodkach .............................................104


56. Odbijanie się fal; falepodłużne, poprzeczne .............................................. 107
57. O nakładaniu się f a l ..............................................................................................108
58. Interferencja f a l ................................................................................................................... 110
VII

§§ s tr.
59. O sposobie pow stawania i posuwania się f a l ....................................................111
60. O odbijaniu się f a l ..............................................................................................................118
61. Fala pojedyncza czyli pu ls; ciąg f a l ..................................................................... 116
62. Zjawiska perjodyczne; okres, faza, d łu gość f a l i .............................................. 118
63. Fale harmoniczne p r o s t e ...................................................................................................120
64. Interferencja dw óch zgodnie skierow anych ciągów f a l .................................... 124
65. Interferencja dwóch przeciwnie skierow anych ciągów f a l ........................... 126
66. O wytwarzaniu się fali s t o j ą c e j ................................................................................ 128
67. O falach kołow ych, kulistych i płaskich. P r o m i e n i e ........................................130
68. Uginanie się f a l ................................................................................................................... 133
69. Zasada H u y g e n s a ........................................................................................................ 137
70. Prawa odbijania się f a l .................................................................................................. 141
71. Prawa załamywania się f a l ............................................................................................ 144

R O Z D Z I A Ł SZÓSTY.
5/1
Z a sa d y a k u sty k i.

72. Źródła g ło su ; rozchodzenie się g ł o s u ...................................................................... I4S


73. O falach gło so w y ch ■ / ................................................................................................... 149
74. Prędkość rozchodzenia się głosu w p o w i e t r z u .................................................... 150
75. O dbijanie się g łosu .....................................................................................................153
76. Interferencja głosu .................................... ......................................................... ‘ . 154
77. O falach gło so w y ch s t o j ą c y c h O ................................................................................ 155
78. O dźw iękach . - ' i ..............................................................................................................157
79. Natężenie dźwięku ..........................................................................................................158
80. W ysok ość d źw ięk u ^ ............................................................................................159
81. Skala m u z y c z n a .....................................................................................................................161
82. Twierdzenie D o p p l e r a ................................................................................................... 163
83. O badaniu drgań tow arzyszących dźw iękom ...................................................... 164
84. O drganiu strun ............................................................................................................. 168
85. O drganiu p r ę t ó w ............................................................................................................. 172
86. O drganiach w łasnych czyli s w o b o d n y c h ...............................................................174
87. O drganiach w y m u s z o n y c h ............................................................................................ 175
88. Zjawiska rezonancji , ......................................................................................................... 177
• Z*'--

ROZDZIAŁ SI ÓDMY.

R o z s z e r z a ln o ś ć c ie p ln a m aterji.

89. Rozszerzalność linjowa, pow ierzchowna is z e ś c i e n n a ............................................ 180


i, 90. Rozszerzalność linjowa ciał s t a ł y c h .............................................................................181
i 91. Rozszerzalność sześcienna ciał s t a ł y c h ..................................................................... 184
92. O sposobach mierzenia rozszerzalności ciał s t a ł y c h ........................................... 185
93. Przykłady i z a s t o s o w a n i a ..............................................................................................186
94. Rozszerzalność ciał c i e k ł y c h ........................................................................................188
VIII

,-§§ Str-
95. R ozszerzalność cieplna w o d y ...............................................................................191
96. Cieplna rozszerzalność i rozprężliw ość g a z ó w ............................................ 192
97. Badanie rozszerzalności i rozprężliwości g a z ó w ...................................... 194
98. Prawo G a y - L u s s a c a ............................. 197
99. Równanie zasadnicze gazów d o s k o n a ły c łą jl. . . . . . .. . . . . 199
100. Skala termometru g a z o w e g o i ...............................................201
101. O unoszeniu c i e p ł a ................................................................................................204
lp 2 . O przew odzeniu c i e p ł a .......................................................................................... 206

R O Z D Z I A Ł ÓS MY.
1/ j ,
O c ie p ln e j en ergji..

103. Skutki i działania c i e p ł a .................................................................................... 209


104. Związek pom iędzy cieplnem i a m echanicznem i zjawiskami . . . . 210
i 105. Zasada zachowania e n e rg ji..-.................................................................................211
J
' 106. Przeobrażanie się pracy w cieplną e n e r g j ę ................................................. 213
107. Ilość ciepła. Zasady kalorymetrji ^ ...................................................................216
108. Pierw sze postępow anie k alorym etryczne: m etoda mieszanin . . . . 218
V 109. O mierzeniu ciepła w ł a ś c i w e g o .........................................................................221
110. Ciepło topienia s i ę ................................................................................................ 223
111 .Ciepło p a r o w a n ia ...................................................................................................... 225
112. Rozwój pojęć o istocie ciepła. Pierwsza zasada termodynamiki . . 228
113. Druga zasada te r m o d y n a m ik i 7 . . 7 .............................232

R O Z D Z I A Ł DZI EWI ĄTY.

Z m iany sta n u sk u p ie n ia .

114. Podczas zamarzania lub topienia się temperatura pozostaje niezmienna 237
115. O zmianach objętości, tow arzyszących zamarzaniu lub topieniu się . 238
116. W pływ ciśnienia na topienie się i zamarzanie . ........................................ 239
117. Pary nasycone. Ciśnienie nasycenia, . .............................................................241
118. Zależność ciśnienia nasycenia od te m p e r a tu r y ........................................... 243
119. Zależność temperatury rów now agi od c i ś n i e n i a .....................................245
120. Punkt wrzenia n o r m a l n y ....................................................................................245
121. Wrzenie pod ciśnieniem m niejszem niż a tm o s fe r y c z n e ..........................246
122 Wrzenie pod ciśnieniem w iększem niż a t m o s f e r y c z n e ..........................247
123. Rosa i inne opady atm osferyczne. H y g r o m e t r y ................................... . 247
124. O skraplaniu g a z ó w ......................................................................................................... 250
125. C iągłość ciek łego i g a zo w eg o stanu m a t e r j i ............................. . . . 253
ROZDZIAŁ PIERWSZY.

O stanach skupienia materji.

§ 1. Wrażenia zmysłowe. Pojęcie materji. Pojęcie zjawiska.


Do zna je my n ieust anni e wrażeń zmysł owych. Rozgl ądając się
do ko ł a, widzimy rozmaite zarysy i kształty, d os tr ze g am y różne
barwy i blaski. Dotykając, natrafiamy na coś, co wydaje się
go rące, letnie lub zimne; na coś, co bywa ostre, twarde i sztywne
albo też gładkie, miękkie i podat ne; na coś, co ciągnie,
uciska lub gniecie, co us tępuj e łatwo lub wcale nie u st ępuj e
przed naszym mi ęś ni owym wysiłkiem. D oz n aj em y jeszcze innych
wrażeń zmysłowych. Słyszymy rozmaite stukania i szmery, r oz ­
maite glosy, tony i dźwięki; odcz uwamy r ó ż n o r od n e z apach y
i smaki, d ozna je my mn ós t wa wrażeń ni ej asnych i ni eok re śl o­
nych, które nie maj ą nazw stałych i p ows zechni e przyjętych.
Niezmi erną m n o g o ś ć i rozmai tość wrażeń usiłujemy porząd­
kow ać w umyśl e od wc z es n eg o d z i e c i ń s t w a : świ adomi e lub
nieświ adomi e p r ó b uj e my je o pa no wa ć z a p o mo c ą właściwej nam
władzy pamiętania, p orównywani a, wni oskowani a i uogólniania.
J eżeli dopięliśmy celu, chociażby w o gr ani czon ym zakresie, cz u­
jemy, że w ob e c g m at wa ni n y wydarzeń i zjawisk nie j es teś my
całkowicie bezbronni , że p os iedl iś my nad niemi p ewn ą wyż­
szość, pewną potęgę. P r z e ko ny wa my się, że zaczynamy wrażenia
nasze rozumieć , że możemy je przewidywać.
Niektóre z po mi ęd zy naszych wrażeń powt arzaj ą się nieraz,
napozór zupełni e niezmiennie. Kałamarz, stół, okno, ścianę m o ­
żemy dost rzegać wiele razy, zawsze w orszaku j ed nakowych,
trwałych własności. G dy wy ci ągn ie my dłoń, czujemy zawsze
chłód szyby lub płyty kami ennej, szorstkie dotknięcie szczotki,
opór, który przeciwstawia piec albo ś ci an a; ilekolwiek razy wy ­
s u ni em y ręce, dozna je my tych wrażeń albo p od o b n y c h . Każda
nasza czynność wywiadowcza kończy się takiem określonem
N . Z., F i z y k a . II. 1
2 O stanach skupienia materji Rozdz. F

wrażeniem; zatem w umyśle pojawia się wni osek: istnieje szyba,


istnieje szc zot ka; piec albo ściana istnieje. W myśli naszej p o ­
wstaje wy obr ażen ie ciała materjalnego, które j est nieprzerwa-
nem źródłem d o zn awan yc h wrażeń, rzeczywistem siedliskiem
dos trze gan ych zjawisk. Istotną i ost at eczną treść, ws p ól n ą wszyst­
kim tym wyob ra żeni om, naz ywamy materją. Do utworzenia t e g o
nadzwyczajnie o g ó l n e g o pojęcia d o c h od z im y przez proces ab­
strakcji , odrywaj ąc myśl od o dr ę bn oś ci i różnic pr zedmi otów
i rzeczy, wywyższając ją pon ad rozmaitość i zmienność, jaką.
śród ciał dost rzegamy.

W yobrażenie ciała m aterjalnego jest zatem tylko obrazem , jest tylko intel-
lektualnym utw orem , jednakże niezm iernie użytecznym , m oże naw et n iezb ę­
dnym w procesach rozumowania. Jak pow iedzieliśm y, w niosek, iż ciała materjalne
istnieją, jest tylko pew nem streszczeniem w ielokrotnie powracających, trw ałych
wrażeń zm ysłow ych . A le przejście od wrażeń do w niosku jest tak bezpośrednie
i łatw e, jest tak codzienne i tak nieuchronne, że nie zdajem y sobie z te g o
sprawy, iż przejścia tego w ciąż dokonyw am y.
Kto chce w ejrzeć w ten przedm iot, m oże nau czyć się w iele, obserwując
zachowanie się m ałych dzieci, w czasie, w którym zaczynają dostrzegać i m y­
śleć. Zdarza się nieraz, że dziecko próbuje poch w ycić rączką sm u gę słon e­
czn ego św iatła lub jasną św ietlną plam ę na stole lub ścianie; że ogląda się za
cieniem , który widziało przed chwilą i który znikł nagle. Już zatem w pierw-
szem sw ojein zaraniu m yśl dziecka usiłuje streszczać napływ ające wrażenia
w postaci pew n ych w niosków i sąd ów ; te, jeszcze nieuśw iadam iane przypusz­
czenia i sądy byw ają nieraz trafne, niekiedy zaś m ylne. Sposób m yślenia d ziec­
ka, nieraz zbyt prosty, pow ierzchow ny i niedostosow an y do faktów , przecież:
niczein istotn em nie różni się od przeciętnego a naw et od naukow ego sposobu
m yślenia. U m ysł dziecka znajduje się u początku drogi, po której poruszam y
się, spostrzegając, badając i tłum acząc zjawiska natury. W ystrzegajm y się złu­
dzenia, jakobyśm y już byli dotarli do kresu tej drogi.

Nie wszystkie wyobrażeni a, do których prowa dzą nas wra­


żenia zmysłowe, maj ą cechy trwałości. Wóz stoi przed d o m em ;
po chwili widzimy g o w odl egł ości kilkunastu kroków od domu.
W drugi em dostrzeżeniu wrażenia nasze są po części te s ame,
po części o d m i en ne aniżeli te, które odebr al iśmy w pierwszem.
Gd y b y ktoś chciał utrzymywać, że pierwszy wóz zapadł się
w nicość, inny zaś, identyczny, zjawił się w nowem, w o dmi en-
n em od pi erwszego miejscu, n i e p o d o b n a był ob y dowieść, że
takie twierdzenie jest mylne-, ale o no był oby przypuszczeniem
zbytecznem. Uznaj emy bez namy sł u za prawdę, że wóz nie d o ­
znał zmi any sam w sobie, że jest tym s amy m wozem, który za u­
ważyliśmy przed c h w i l ą ; mówimy, że p o s u n ą ł się po d rod ze,
Ciała stałe i płynne 3

że zmienił miejsce, że się poruszył. Kierujemy się zatem oczy­


wiście za sadą , w e d ł ug której przypuszczenie naj pros ts ze i n a j ­
dog od ni ej sze , jeżeli nie sprzeciwia się i nnym doświ adczeni om,
na z ywa my przypuszczeni em prawdziwem.
Widzieliśmy, jak tworzy się w umyśle pojęcie ruchu; widzie­
liśmy, że, jeżeli ciałom mat erjalnym m a my przypisywać ciągłe
i ni eprzerwane istnienie, musi my uzupełni ć pojęcie ciała poj ę­
ciem ruchu. We ź my i nny przykład. Wyr ob io n y z metalu p r z e d ­
miot, który wyj mu jemy z gotującej się wody, wyda je się bar dzo
g o rą c y; po pewny m czasie sprawi a wrażenie l et ni ego lub c hł o ­
d n e g o przedmiotu. Bez wahani a twierdzimy, że w tym razie
cało s am o w sobie pozost aj e niezmienne, że zmi eni a się tylko
«stan cieplny» t ego ciała. G dy widzimy, że pręcik trzcinowy,
przed chwilą prosty, j est teraz wygięty, że rurkę kauc zuk ową
można wyciągać, że sprężynę stalową m oż na rozkręcać i s k r ę ­
cać, powi adamy, że to s amo ciało, s am o w sobi e ni ezmienne,
może przybierać różny kształt, r óżną postać. Śnieg, umi es zczony
w ciepłym pokoju, n i eb awem topi się i zamienia się w ci ecz;
cukier, obl an y wodą, rozpuszcza s ię, s t a j e . s i ę niewidzialny, ale
nie przestaje być słodki. Sztaba stalowa albo żelazna, p o d d a n a
w pewien s p o só b działaniu prądu elektrycznego, nabiera m a g n e ­
tycznych wł as no śc i; kawałek szkła albo laku, potarty flanelą lub
futrem, staje się naelektryzowany. Wi do cz ni e zatem to s am o
ciało może za jmować rozmaite położenia i miejsca, m o że przy­
bierać różne postaci i kształty, może okazywać rozmaite nabyte
cechy i własności, może znajdować się w r ó ż no rod ny ch u st ro ­
jach i s tanach; zmi anę miejsca, postaci, własności, zmi anę b u ­
dowy, ustroju lub st anu naz ywamy zjawiskiem fizycznem . U t w o ­
rzywszy pojęcie zjawiska, rozszerzamy i niejako po pra wi amy
przy j e g o p o mo c y pierwotne, zbyt proste pojęcie okreś lonego,
trwałego, całkiem n i ez mi e n n e g o ciała mat erjalnego.

§ 2. Ciała stałe i płynne.

Cegłę, kami eń, bryłę węgla, kryształ cukru lub soli, szklane
lub porc el an owe naczynie, narzędzie, wy rob ion e z żelaza lub
stali, takie i tym p o d o b n e ciała naz ywamy pot oczni e ciałami
stałemi. Oczywista przyczyna tej nazwy leży we własnej, o k r e ­
ślonej i ni ezmi ennej postaci, którą okazują te ciała. Woda, oliwa,
1*
4 O stanach skupienia materji Rozdz. /

powietrze objawiają w tym względzie o d m i en n e własności. Wo d a


nie posiada właściwej sobi e p o s t a c i ; nalana do miski lub do
butelki, układa się w e d łu g postaci tych naczyń ; z p rz echyl onego
zbiornika woda wylewa s i ę , płynie naprzykład po stole, s pada
kroplami na podł ogę. Powietrze nie posiada również określonej
postaci; przeciwnie, wciska się do k a ż d eg o p ró ż ne go naczynia
i zapełnia je całkowicie. Powiadamy, że woda i powietrze z m i e ­
niają post ać z wszelką ł at woś ci ą; takie ciała naz ywamy p o s p o ­
licie płynami.
W y p a da nam przyjrzeć się baczniej tym faktom. Cegł a lub
kamień, g dy leżą na stole, woda lub oliwa, które znajduj ą się
w butelce, p ozos taj ą pod wpływem siły c i ę ż k o ś c i ; ta siła wy­
starcza widocznie, ażeby zmienić post ać oliwy lub wody, nie
wystarcza natomiast, ażeby zmienić postać kamienia lub cegły.
Zobaczmy, jak za chowuj ą się ciała stałe pod wpł ywem sil z n a ­
czniejszych niż ciężkość. Stal, mosiądz, żelazo,- szkło oraz
kauczuk naz ywamy ciałami s t a ł e m i ; wiemy jednakże, źe s p r ę­
żynę stalową mo żemy skręcić w ręku z łat woś ci ą, że moż em y
zgiąć s nadni e żelazny nóż, pręcik mo si ężn y lub szklaną pałeczkę,
że wyc ią gamy bez trudu rurkę albo t aśmę kauczukową. A zatem
ciała stałe nie maj ą bynaj mni ej ni ezmiennej postaci; mus imy
utworzyć inne pojęcie ciała stałego, z go dn iej s ze z faktami.
Ażeby wyrażać się krótko, wp r o w a d źm y p ew ną nazwę d o ­
g o d ną : każdą zmi anę postaci lub objętości ciała mat er jalnego
nazwiemy j eg o odkształceniem. W y k on a j m y kilka prost ych d o ­
świadczeń. U mo c u j m y g órn y koni ec rury kauczukowej, na d ol ­
nym zaś końcu zawieśmy kulę żelazną lub ołowianą. P od dzia­
łaniem przy ło żo nego ciężaru rura wydłuża s i ę ; to odkształcanie
się j edn ak wkrótce ustaje, kula nie obni ża się dal ej ; siła s p r ę ­
żystości, wzbudzona w kauczuku, przeciwdziała wpływowi siły
ciężkości. W p o śr odk u drewnianej deseczki, podpartej na b rz e ­
gach, umi eś ćmy przedmi ot bar dzo ci ężki ; deseczka ugina się,
ale jej odkształcanie się ni ebawem dochodzi do k r e su ; w o d ­
kształconej deseczce zjawia się siła sprężystości, która sprzeci­
wia się dalszej zmianie postaci. Wi dzi my zatem, że w wielu
ciałach stałych nawet d ro bn a zmiana postaci budzi siły wewnętrzne,
które nie pozwalają na dalsze do ko n ywa n ie się zmian. Ciało
stałe sprężyste opiera się czynnie usiłowaniu wywołania w niem
coraz większych zmian postaci. W wodzie, w oliwie, w al­
kohol u lub w rtęci nie s p o s t rz e ga my niczego p o d o b n eg o . Ciało
Ściśliwość .ciał; ciecze i gazy 5

płynne poddaje się biernie każdej próbie wywołania w niem


zmiany postaci ; naj mni ej sza siła wystarcza, aż eb y zmienić postać
ciata pł yn neg o. Widzimy to ni eus tanni e w zjawiskach ruchu ciał
pł ynnych. Wo da płynie w rzece, wino wylewa się z beczki, pod
wpływem wł as n eg o ci ężaru; na powierzchni morza wicher p i ę ­
trzy i pędzi olbrzymie b a ł w a n y ; z rury wodociągowej woda try­
ska pod wpł ywem s t os un kowo ni ezn aczne go ciśnienia. W tych
wszystkich razach siły są słabe, a zmi any postaci olbrzymie. Nie-
tylko d ro bn a ale nawet ni ezmierna zmi ana postaci nie wywołuje
w płynach sprężystej reakcji; dlatego, pod wpływem siły stałej,
chociażby nawet słabej, post ać płynu zmienia się coraz dalej
i dalej, jak to widzimy w zjawiskach płynięcia.

£ 3. Ściśliwość ciał; ciecze i gazy.

Mówiliśmy dotychczas o postaci ciał mat erjalnych; dzieliliśmy


ciała na stale i płynne zależnie od ich zachowania się wobec
zmi any lub usiłowania zmiany postaci. Jakże z a ch ow uj ą się
ciała, gdy s taramy się zmienić ich objętość ? Ażeby odp owi edz ie ć
na to pytanie, wy ob ra źmy sobi e doświ adczeni e fikcyjne. P rz y­
puśćmy, że walec ABCD (rys. 1) jest
wykona ny z materjału do skonal e sztyw­
n e go (tom I, § 85); w tym walcu
porusza się bez tarcia tłok TT, r ó w ­
nież d o sk on al e sztywny i przylegający
szczelnie do ścian walca. Wyo br aźmy
sobie blok odlany z żelaza, z miedzi
lub cynku, który wypełniałby wnętrze
walca d okł adni e aż do tłoka7T. Um ie sz ­
czamy ten blok w walcu ABCD
i wywi eramy o g r om n y nacisk na tłok, Rys. 1.
obciążając go naprzykład bar dzo z n a ­
cznie; blok metalowy ścisnąłby się tak nieznacznie, że był oby
t rudno dostrzec, tern bardziej zaś zmierzyć obni żeni e się tłoka.
Wyni k doświadczenia byłby mniej więcej ten sam, . gd yb y śm y
próbowali ści snąć j ednolity walec, odl any ze szkła al bo z soli
k ami enn ej ; g dy b y ś m y nawet wypełnili wnętrze walca ABCD
gliną lub zwilżonym piaskiem, ściśnięcie był oby niedostrzegalne.
6 O stanach skupienia materji Rozdz. I

Powiadamy, że ciała stałe t ru dn o zmieniają objętość, że są mało


ściśliwe.
P r zyp uś ć my teraz, źe wnętrze walca ABCD, aż do tłoka, j est
całkowicie wype łn io ne w o d ą , rtęcią al bo ol iwą; nawet przy
o g r o m n e m obciążeniu tłoka obj ęt oś ć tych ciał zmi en ił aby się
bar dzo nieznacznie. J akkolwiek woda, oliwa i rtęć zmi eni aj ą p o ­
stać dziwnie łatwo, j ed na k ob jęt oś ć zmieniają oporni e i trudno;
zmiana objętości, która d ok on ywa się w nich pod wpływem sił
bardzo wielkich, jest niewiele znaczniejsza aniżeli zmi ana o b j ę ­
tości ciał stałych. Ściśliwość wody, oliwy i rtęci j est zatem mała,
niewiele większa aniżeli ściśliwość ciał stałych. Płyny, których
ściśliwość je s t mała, nazywam y zw ykle cieczami. Woda, rtęć,
oliwa, benzyna, nafta, rozmaite alkohole, etery, oleje i kwasy są
cieczami w zwykłych wa r unk ac h, w których mi ewamy z niemi
pospol ici e do czynienia.
W y ob r aź my s obi e nareszcie, źe wnętrze walca ABCD jest
wy pe łni one powi et rzem; niewielkim wysiłkiem m o g l ib y śm y wów­
czas we pchn ąć tłok T T wg łąb walca. Powi et rze jest zatem ni e­
p or ówna ni e łatwiej ściśliwe niż woda. Płyny , których ściśliwość
je s t znaczna, nazywam y pospolicie gazami. Powietrze, wodór,
tlen, azot, bezwodni k węglowy, chlor, acetylen, gaz oświetlający —
oto przykłady ciał, które (w zwykłych warunkach naszych d o ­
strzeżeń) są lotne czyli są gazowemi ciałami.
D ośw iadczenie, które w yobraziliśm y sobie w p ow yższym w yw od zie, służyło
tylko do objaśnienia rozmaitej ściśliw ości cieczy i gazów; w opisanej, zbyt pro­
stej formie byłob y ono oczyw iście niew ykonalne. Ze znanej ściśliw ości p ew n ego
płynu m ożem y obliczyć, jak zm ieniłaby się jego objętość, g d yb yśm y wypełnili
nim w nętrze walca i gd yb yśm y um ieścili na tłoku ciało ciężk ie o w iadom ym
ciężarze. Przypuśćm y naprzykład, że w nętrze walca jest w yp ełn ion e wodą-,
przypuśćm y, ze pole pop rzecznego przecięcia walca a zatem i powierzchnia
tłoka w ynosi 100 cm 2 i że w y so k o ść słupa w od y pod tłokiem w ynosi 10 cm.
Jeżeli położym y 1000 k g na tłoku, o b jętość w o d y zm niejszy się mniej w ięcej
o 0 5 cm ’, zatem w przybliżeniu o jednę dw utysięczną c zęść objętości pierw o­
tnej ; tłok obniży się o jednę dw udziestą c zę ść milimetra. P rzypuśćm y teraz, że
tenże sam w alec jest w ypełniony atm osferycznem p o w ietrze m i że p ołożyliśm y
znowu 1000 k g na tło k u ; pow ietrze ściśnie się tak znacznie, że jego objętość
w yn iesie mniej aniżeli jednę dziesiątą c zęść objętości pierwotnej.

§ 4. Ciśnienie.
W y ob r a ź m y sobie słup, w kształcie pr os t op ad ł oś ci a nu ,, w y ­
m u ro wa n y z cegieł (rys. 2). We ź my na uwagę przecięcie, n. p.
Ciśnienie 7

ABC, t ego słupa z p ew ną pozi omą płaszczyzną; to przecięcie


rozdziela slup na dwie części, na część g ó r n ą , p o ł o ż o n ą p ona d
płaszczyzną i na część dolną, zna jduj ącą się pod nią. Wiemy,
ż e g ó r n a część słupa ciąży na
dolnej i gni eci e ją. p i o n o wo na
dół, swoim c i ę ż a r e m ; wiemy
również (tom I, §§ 34 i 36), że
na to działanie dolna część słupa
o d p o w i a d a równern przeci wdzia­
łaniem, s ki erowan em p i on owo
d o góry. Ob ied wi e te siły są
wywierane przez przecięcie ABC
słupa. Na tym przykładzie wi­
dzimy, że siły bywa ją nieraz w y ­
wierane na powierzchnię ciał
materjalnych. W p o d o b n y c h pr z y­
padk ach t worzymy w fizyce pojęcie, zwane ciśnieniem-, d o c h o ­
dzimy do niego, dzieląc wartość siły, wywieranej na p ewn ą p o ­
wierzchnię, przez pole tej powierzchni. Średniem ciśnieniem p,
działającem na rozległości powierzchni S, nazywamy s t os unek
siły P, wywieranej na tę powierzchnię, do jej pola 5 :
P
P =

W yo br a źm y sobie powi er zch ni ę (lub płaszczyznę) ABCD


(rys. 3); bierzmy w niej na uwagę różne wycinki S lt S 2, S 3 itd.;

zmi erzywszy siły Pu P , , P 3 i t. d., które działają na te wycinki,


utwórzmy st osunki P J S u P2/S 2, P J S 3 i t. d. czyli ś rednie ciśnie­
8 O stanach skupienia materji Rozdz. /

nia p lt p 2, Pi i t. d. Może zdarzyć się, źe te ś rednie ciśnienia


w y p a dn ą r ówne s ob i e:

2. Pi = P i = Pa = ............ ;
siły są wówczas p rop or cj on al ne do pól:

q _ PA - *1 -

Si ~ Si ~ Si .......... ’

p o w i a d a m y w tym razie, że na rozległości powierzchni lub pł asz­


czyzny ABCD działa jednostajne ciśnienie. Jeżeli równani a (2)
i (3) nie są s peł ni one, t worzymy dla każ de go pun kt u powierzchni
l ub płaszczyzny pojęcie dzi ałającego w nim miejscowego ciśnie­
nia. P rzypuś ćmy naprzykład, że w punkci e M (rys. 3) ma my
znaleźć ciśnienie miejscowe. Dokoł a p unk tu M wykra wamy małe
pole S \ t worzymy s t os unek P /S siły P, działającej na 5, do
pola S) zmni ej szamy wreszcie pole 5 coraz bardziej, bacząc,
ażeby punkt M pozostawał wciąż w j ego obrębie. Siła P zmi e­
nia się wraz z S \ ale s t o s u n ek P /S może wówczas zmieniać się
dowolnie lub nie zmi eniać się wcale. W o g ó l e mówiąc, g d y S
maleje, P /S dąży do pewnej gra ni cy ; wartość tej granicy nazy­
wa my ciśnieniem miejscowem, c zy nnem w punkcie M (por. tom
I, §§ 14 i 21).
W i a d o m o , że każda siła j est wektorem, maj ącym nietylko
p ew ną wartość l iczbową , lecz zawsze pewien k i er un ek (tom I,
§ 35); nat omi as t pole nie jest k i er un ko wą wielkością. W n os i m y
stąd zatem, że ciśnienie j est zawsze wektorem, ski erowanym jak
sprawiająca je siła.
Określiliśmy już pojęcie c i ś n i e n i a ; g d y chcemy je mierzyć,
m us imy wybrać jednostkę ciśnienia. Wi emy, że pojęcie ciśnienia
wynika z pojęć siły i p o l a ; za j ed n os t kę ciśnienia najwłaściwiej
j est zatem wybrać ciśnienie, s prawi ane przez j edn os tkę siły na
j e dn o st k ę pola. J e d n o s t k ą siły w fizyce jest 1 gr c m / s e k 2 czyli
dyna (tom 1, § 47); j e d no s t ką pola jest 1 c m 2; j e d no s t ką ciśnie­
nia powi nn a być zatem dyna na centymetr kwadratowy czyli
1 gr/cm s e k 2. Ponieważ ta j ed no s tk a jest s t os un ko wo nieznaczna,
p o s ł u gu j em y się nieraz miljon razy większą j e d n o s t k ą czyli t. zw.
megadyną na centymetr kwadratowy. W układzie ciężarowym
(tom I,‘ § 47) j e d n o s t k ą siły j est ciężar gr a ma (1 Gr) lub ciężar
kil ograma (1 Kg); ciężarową j e d n o s t k ą ciśnienia może być za-
Ciśnienia i ciągnienia 9

tem np. 1 G r / c m 2 albo 1 K g / c m2 albo 1 K g / m 2 i t. d.; i nżyni e­


rowie i technicy p o s ł ug uj ą się chętnie j edn os tką 1 K g / m 2.
Inną rozpow szechnioną jednostką ciśnienia jest t. zw . a tm osfera; jej p och o­
dzenie i wartość poznam y w późniejszym rozdziale i§ 44). Atm osfera n o r­
m alna w yn osi 1013260 dyn na cm :, jest w ięc przybliżenie o jednę setną część
w iększa od m egadyny na cm 2.

§ 5. Ciśnienia wewnętrzne i zewnętrzne, normalne i styczne.


Ciągnienia.
Każda siła jest wywierana na jakieś ciało przez i nne ciało.
W bryle materjalnej AB (rys. 4) w yob ra źmy sobie we wn ęt rzn ą
powierzchnię S, która dzieli bryłę na część d ol ną A i g ó r n ą B.
Jeżeli na rozległości po­
wierzchni ć> działa ciśnienie
p, s ki erowane od B do A,
p owi ada my wówczas, że ci­
śnienie jUjest wywierane przez
g ó rn ą część B na dolną A\
takie ciśnienie nazywamy w e­
wnętrzne/n. Przeciwne i rów­
nie wielkie ciśnienie, wywie­
rane przez "A na B, jest r ów­
nież wewnęt rznem w bryle
ciśnieniem. Przypuśćmy,' że
pewien o środe k O wywiera
ciśnienie n na zawartość bryły Rys. 4.
AB przez jej zewnętrzną p o ­
wierzchnię n jest dla bryły AB zewnęt rznem ciśnieniem.
Bryła wówczas wywiera na oś rod ek O przeciwne i równie z n a ­
czne ciśnienie, które dla t ego ośrodka jest znowu zewnęt rznem
ciśnieniem.
Jak powiedzieliśmy w artykule poprzedni m, każ d em u ci śni e­
niu *przypisujemy pewien kierunek. W przykładzie słupa (§ 4)
kierunek ciśnienia, czyn nego na rozległości płaszczyzny ABC
(rys. 2), jest pro st opadł y do tej płaszczyzny; takie ciśnienie,
ski erowane p r os t opadl e do płaszczyzny albo do el ementu p o ­
wierzchni, do kt óreg o jest przyłożone, naz ywamy ciśnieniem nor-
malnem. Ciało ciężkie ciśnie normal ni e przez p o zi o mą płaszczy­
znę, jeżeli j eg o ciężar rozpościera się na taką płaszczyznę; a l b o ­
10 O stanach skupienia materji Rozdz. 1

wiem siła ciężkości działa pionowo. Ciało ciężkie może j ednakż e


wywierać również ukośne ciśnienie na p ew ną płaszczyznę albo
p owi er zchn ię; w taki s p o só b działa naprzykład ciało ciężkie,

rB -

umi es zczone na równi pochyłej (por. tom I, §§ 61


i 62); p o d o b n i e mus zą zachowywać się cegły, które
wc ho dzą w skład t. zw. sklepienia (rys. 5). W y o ­
braźmy sobie, że do ściany pi onowej AB (rys. 6)
p rzyklej ono deseczkę D ; deska ta D, ciążąc p i o ­
nowo ku dołowi, wywiera na ści anę AB ciśnienie,
s ki erowane r ównol egle do powierzchni ściany. T a ­
Rys. 6. kie ciśnienie, ski erowan e równ ol egle do płaszczy­
zny, na którą działa albo do el eme ntu powierzchni,
na który j est wywierane, n azywa się stycznem ciśnieniem.

W yobraźm y sobie ceg łę M N , która w ystaw ałaby z muru (rys. 7); w takiej
c e g le c zęść M niepodparta sprawia oczyw iście styczn e ciśnienie na wm urowaną
c zęść N, podobnie jak deska D na ścianę AB
(rys. 6). P rzypuśćm y, że gruba księga leży na
stole. Jeżeli w ykręcim y górną okładkę księgi w jej
w łasnej (poziom ej) płaszczyźnie, kartki pod nią
M N leżące w ezm ą pew ien udział w tym ruchu, tern
słabszy, im są dalsze od górnej okładki. W ido­
cznie w tym razie każda karta doznała p ew n ego
sty czn eg o ciśnienia.

Niechaj pozi oma płaszczyzna 5 o d ­


dziela ciało A p od nią leżące (rys. 8) od
Rys. 7.
p o ł o ż o n e g o nad nią ciała B. Do p ł as z­
czyzny S p o p r o wa d źm y w myśli linję prostą do niej p ros t o­
pa dł ą M N, s ki erowaną do góry. M o że m y powiedzieć, że ciśnie­
nie, kt órego B doznaje od A, jest normal ne, u ko śne lub styczne,
s t o s o w n i e do tego, czy j ego kierunek tworzy z p r os t op ad łą yVf/V
Ciśnienia i ciągnienia 11

kąt równy zeru, mniejszy od kąta p ro s t e g o lub też r ówny k ą ­


towi prostemu.
M oże zdarzyć się, że siły, wywierane przez ciało A na ciało
B, nie kierują się wgłąb ciała B,
lecz idą przeciwnie wgłąb ciała
A. Mó wi my wówczas, źe ciało
A ciągnie ciało B. że je pociąga
ku sobie. W y ob r a ź m y sobie na-
przykład s znur AB, który wisi
p ionowo, w yp rę żo ny działaniem
ciężaru ciała P (rys. 9). W e źm y
na u wa g ę którekolwiek p rz eci ę­
cie p o zi ome 5 w sznurze, które
dzieli go na część d ol ną A S
i g ó rn ą BS. Część dolna A S Rys.8.
ciągnie g ó r n ą B S w kierunku
p i o no wy m ku doł owi ; część g ór na BS, we d łu g trzeciej zasady
dynamiki, o d p o wi a da na to działanie r ówne m przeciwdziałaniem,
s ki erowanem p i ono wo ku górze. O b a d w a te działania sprawiają
■ciągnienie, nie zaś ciśnienie. Jeżeli ciało A działa _____ ______
na ciało B przez powierzchnię 5 w s p o só b , ob- jB
j a ś n i o n y na powyższym przykładzie, tworzymy
s t os unek całkowitej wywieranej siły do pola p o ­
wierzchni 5 i wart ość t ego s tos unk u nazywamy
średniem ciągnieniem, cz ynnem na powierzchni
ć>. Ci ągni eni e różni się od ciśnienia tylko kie­
runki em wz gl ęd em ciała, na które jest wy wi e­
ra n e; zatem wszystko, co powiedzieliśmy o ci-
-śnieniu, m o że my zastosować również i do p o j ę ­
cia ciągnienia. O d r óż n ia my więc ci ągnienie j e ­
dnostajne od n i e j e d no s t aj n eg o ; jeżeli ciągnienie
j est niej ednost aj ne, tworzymy pojęcie ciągnienia
miejscowego. P o d o b n i e jak ciśnienie, ciągnienie
może być wewnętrzne al bo zewnętrzne, może
być normalne, ukośne lub styczne. Ciągnienie,
sprawi ane naprzyklad przez ciało A (rys. 8) na Ry s . 9 .
ciało B, j est normal ne, ukoś ne lub styczne, s t o­
s owni e do tego, czy j eg o ki erunek tworzy z p r o st o p ad ł ą M N kąt
r ó w n y dwó m prost ym, większy od kąta p ro s t e g o lub r ówny p r o ­
s t e m u . J ednos tki ci ągnienia są identyczne z j e dn os t ka mi ci śni eni a
12 O stanach skupienia materji Rozdz. I

§ 6. O zachowaniu się wobec sił zewnętrznych ciał stałych


i płynnych.

Wy ob r aź my sobie, że w kleszczach imadła (czyli śrubsztaka)


umieściliśmy kawałek żelaza albo mos iądzu, wycięty w kształcie
p ro s to p ad ł oś ci a nu ; zaciskając imadło, nie d os tr ze g am y odkszt ał ­
cenia w żelazie ani w mosiądzu. G d y b y ś m y użyli kauc zuk owe go
p ro st opadł oś ci an u, spost rzegli byśmy, że on ściska się w kie­
runku wy wi eran eg o ciśnienia, rozdyma się zaś w kierunkach p o ­
przecznych; odkształcenie budzi w kauczuku opór sprężysty i g d y
ten o pó r d or ówna zewn ęt rz nemu działaniu, postać ciała prze­
staje dalej się zmieniać. P rzyp uś ćmy na chwilę, że p o d o b n e m u
działaniu usiłujemy p o d d a ć wodę, alkohol, oliwę lub naftę. P r ó b a
ściśnięcia ciała p ł y nn eg o między kleszczami imadła pozost ał aby
oczywiście zgoła b ez s kut eczna ; takie ciało prz epł ynęł oby p o m i ę ­
dzy kleszczami, ich ciśnienie wygni ot ł oby płyn we wszystkich
poprzecznych kierunkach. To (w myśli wykonane) doś wi ad czeni e
obj aśni a różnicę, jaka istnieje w zachowaniu się ciał stałych
a pł ynnych wo be c ciśnień albo ciągnień zewnętrznych. Ciało
stałe może znosi ć ciśnienia albo ci ągnienia, które działają ni e­
j ed n ak ow o w rozmaitych kierunkach; pod wpływem takich sił
ciało stałe może pozost awać w równowadze. Ciała płynne zacho­
wują się i nacz ej ; pod wpływem takich ciśnień ciało pł ynne nie
pozost aj e w równowadze i zaczyna płynąć. Wy ob r aź my sobie
naprzykład cegłę tkwiącą w fun d ame n ta ch b u d y n ku albo kamień',
na kt órym s pocz ywaj ą wielkie pokł ady ziemi; w kierunku p i o ­
nowym cegła lub kami eń wyt rzymuj e z p ewnośc ią o g r o m n e
ciśnienie, w ki erunkach p ozi omych wywi erane na nie są wówczas
ciśnienia s to s un k owo nieznaczne. W ciele stałem, pod wpływem
takiego układu sił, b ud zą się siły wewnęt rzne sprężyste, które
są również ni ej ed na kowe w rozmaitych kierunkach; w ciele plyn-
nem p o d o b n e siły nie pojawiają się, ciało pł ynne w s p oc z yn ku
nie może znosić takiego układu sił.
Ażeby to jeszcze objaśnić, co powiedzieliśmy, uważaj my p rzy­
kład następujący. P rzy pu ść my , że p o d pi er a my się kijem lub-
l as k ą; wywieramy wówczas pewne ciśnienie na p o dł o g ę lub zie­
mi ę; lecz tego ciśnienia nie odcz uwał yb y ciała, które otaczałyby
laskę, dot ykaj ąc tylko jej pobocznicy. Ot o cz my laskę rurą szczel­
nie do niej -przystającą ale gł adką, w której laska przesuwa się
§7 Twierdzenie hydrostatyki 13

bez tarcia; wewnętrzna powi erzchni a tej rury, chociaż dotyka


laski, nie doznaje n as zego ciśnienia, które laska przekazuje cał­
kowicie ziemi. Za st ąp my teraz laskę czyli k ol umn ę stalą przez
kol umnę cieczy, napełni jmy rurę wodą albo oliwą i uciskajmy
ciecz z a po m o c ą tłoka, p oru sz a ją ce g o się w rurze (§ 3). Nietylko
dno, lecz cała boczna wewnętrzna powi erzchni a rury doznaje
wówczas ciśnienia, które wywieramy na t ł o k ; ciekła kol umna
roznosi to ciśnienie, rozpows zechni a je we wszystkich warstwach
i uj ednost aj ni a je tak, że on o działa we wszystkich kierunkach.
W § 2-im mówiliśmy już o tern. że ciała stałe z ach owu ją się
inaczej niż ciała pł ynn e wobec sił zewnęt rznych, usiłujących
zmienić ich postać. Zauważyl iśmy teraz tę s am ą róż nic ę, w y r a ­
ziliśmy ją j ed n a k w s pos ób dokładniejszy.

§ 7. Twierdzenie zasadnicze hydrostatyki i aerostatyki.


P r ó b u j ą c pochwycić warstwę w od y między kleszcze imadła,
widzieliśmy, że ciecz wymyka się mi ędzy n i e m i ; ażeby ścisnąć
wod ę, m us imy otoczyć ją ze wszystkich stron, m usi my ująć ją
ze ws ząd ni eu st ępu jąc emi ścianami. G d y -to nastąpiło, woda sta­
wia o pó r; chociaż p od d a j e się biernie zmi an o m postaci, woda
uporczywie sprzeciwia się próbie zmi any jej objętości (§ 3).
W y ob r a źm y sobie p i ono wą płaszczyżnę YZ , p o pr o w a d z o n ą
w łonie pewnej masy cieczy (rys. 10). Przypuśćmy, że ciecz,
zna jduj ąca się po lewej stronie p ł as z­
czyzny, wywiera ciśnienie n o r ­
malne p n a ' ciecz, z n a jd uj ą cą się
po stronie prawej. Takie ciśnienie
usiłuje ścisnąć ciecz po prawej 2
stronie płaszczyzny; on o zmierza
do zmni ej szenia objętości cieczy.
Mas a cieczy, zna jduj ąca się po p r a ­
wej stronie płaszczyzny, sprzeciwia
się, w ydo by wa ze siebie siły, które
opi eraj ą się ściskaniu ; d lat ego rów­
nowaga cieczy je s t możliwa pod
działaniem normalnego ciśnienia. Rys. 10.
P rz yp u ść my teraz, że ciecz, leżąca
po lewej stronie płaszczyzny Y Z ,. wywiera ciśnienie styczne n
na ciecz, zna jduj ącą się po stronie prawej. Ci śni enie styczne nie
14 O stanach skupienia materji Rozdz. /

dąży do wywołania zmi any objętości ; ono usiłuje zmienić p o ­


stać masy, na którą j est wywierane. Owóż ciecze zmieni aj ą p o ­
stać z naj wi ększą ł at wo ści ą; ciecze nie zna jduj ą w sobie sił,
które m o g ł yb y trwale sprzeciwiać się stycznym ci ś ni en i om ; pod
działaniem ciśnień stycznych ciecz nie może pozostaw ać w rów­
nowadze.
Mówiliśmy d ot ychczas o zachowaniu się cieczy wobec ciśnień
normal ny ch i s t y c z n y c h ; zachowanie się gazów w tym wzglę­
dzie nie różni się istotnie od zachowania się cieczy. Ga zy są
wprawdzi e łatwiej ściśliwe niż ci ecze; lecz ta różnica jest o k o ­
licznością p o d rz ę dn ą w naszym wywodzie. Co powiedzieliśmy,
stosuje się zarówno do cieczy jak i do gazów, zatem w o g ó l e
do płynów. Nor ma lne ciśnienia wywołują w płynach o pór s p r ę ­
żysty, dlatego m o g ą być zr ówno waż one; styczne nie znajduj ą
o p or u i nie m o g ą zostać zr ównoważ one. Płyn tylko w ówczas
może być w równowadze, gdy w każdym jego punkcie (czy
w głębi płynu, czy na zewnętrznej powierzchni) na dowolnie
pomyślane przecięcie działa tylko normalne ciśnienie. W tern
twierdzeniu zawiera się fun d ame n ta ln e prawo nauki o r ó w n o w a ­
dze ciał ciekłych (t. zw.- hydrostatyki) oraz nauki o r ó w no w ad ze
gazów (t. zw. aerostatyki).

U k ośn e ciśnienie p (rys, 11) można rozłożyć, w ed łu g zasady rów noległo-


boku sił (tom 1, § 45), na dwa sk ład ow e ciśnienia: na normalne p x i styczn e
p T ; dlatego w p ow yższym w y w od zie m ów iliśm y tylko o normalnych i sty cz­
nych ciśnieniach, nie wspom inając o dzia­
łających ukośnie
A żeb y w ytłum aczyć zachow anie się
cieczy w ob ec ciśnień normalnych i sty c z ­
nych, zw róćm y się do hyp otezy, którą b ę­
dziem y posługiw ali się niejednokrotnie w dal­
szych rozdziałach tej książki (por. tom I,
§ 100). W yobraźm y sobie, że ciecze sk ła­
dają się z osob nych cząstek czyli m oleku ł ;
że m olekuły te m ogą wpraw dzie przesuw ać
się koło siebie z ła tw o ścią , ale zbliżają się
ku sob ie niechętnie i trudno, jak g d y b y
przezw yciężały w ów czas jakiś opór. M oże-
Rys- 11- my pow ziąć niejakie w yobrażenie o w łasn o­
ściach tak zb ud ow an ego ośrodka, obserw u­
jąc zachow anie się m iałkiego w ęgla albo bardzo drobno tłuczon ego k am ien ia;
takie ciała w ysypują się z w ozu d osyć podobnie jak woda w ylew a się z kadzi.
Lotne i ruchom e piaski «obsypują się» łatw o, utrudniając w w ysokim stopniu
ziem ne roboty; przy biciu szyb ów kopalnianych wypada też nieraz sztuczn ie
O ruchliwości cial ciekłych 15

zestalać takie sypkie pokłady, zamrażając je m ianowicie na czas roboty albo też
w tłaczając w nie rodzaj cem en tow ego spoidła. Spróbujm y do naczynia n asypać
sporo śrutu bardzo drobnego, którego ziarnka doskonale naoliw iliśm y; taki śrut
naśladuje pod w ielu w zględam i zachow anie się cieczy.

§ 8. O ruchliwości cial ciekłych.

W y k on a j my nas tępuj ące proste doświadczenie. Duży lejek


szklany (rys. 12) jest z a opat rzony w d ługą i wą sk ą rurę o d p ł y ­
wową. Nalejmy wody do lejka, aż do pociągniętej na j ego ś ci a­
nie kreski. P o d wpływem wł as n eg o ciężaru
woda wypływa przez rurkę; przyciąganie ziemi
wyciąga mas ę w o d n ą , która w lejku miała
p os tać stożka, w długi i cienki walec, o d p o ­
wiadający we wnęt rzn emu kształtowi rurki. P o ­
d ob n ie za chowuj ą się i nne ci ec z e; wszystkie
ciecze płyną (§ 2). nawet pod działaniem sił
s ł a b yc h; ale rozmaite ciecze płyną z bardzo
rozmaitą szybkością. Jeżeli lejek na pe łni my
a lkohol em, benzyną, eterem, ciecze te spłyną
prędzej niż woda; oliwa, gliceryna, miód, s y ­
rop, roztwór g u m y arabskiej sączą się oporni e
i bar dzo powoli. Powi adamy, źe alkohol, b e n ­
zyna, eter są bardziej ruchliwe niż w o d a ; że
oliwa, gliceryna, miód, syrop, roztwór g u m y
są mniej ruchliwe czyli bardziej zawiesiste
niż woda.
Istnieją gatunki sm oły tak zaw iesiste, że można je
urabiać w kostki; pewna ilość takiej sm oły, wtłoczona
pod znacznein ciśnieniem do lejka (rys. 12), zacznie
wpraw dzie natychm iast przeciskać się ku dołow i przez rurkę , ale naw et przez
krótką i dość szeroką rurkę przepełznie dopiero po upływ ie kilku lub m oże
kilkunastu lat. Podparta u końców , pałeczka laku w ygina się p od działaniem
w łasn ego ciężaru, zw łaszcza w porze letnich upałów; m oglib yśm y zatem pow ie­
dzieć, źe lak jest cieczą nader zaw iesistą.

Ws trz ąś ni jmy na gl e p e w n ą ilość wody, nal aną do s zeroki ego


pł aski ego naczynia ; przyglądaj my się u sp ak aj an iu się wody.
Przez pewien czas dost rzegamy, że powi er zchni a w o dy koł ysze
się i faluj e; n iebawem j e d n a k ruch ten ustaje, powierzchnia
wody ukł ada się płasko i poziomo. R ozwa żmy to zjawisko nie­
16 O stanach skupienia materji Rozdz. /

co dokładniej. Po dcza s zaburzenia powierzchnia wody nie była


p o zi o mą pł as zczyzną; ch oć b y przez chwilę el eme nty powierzchni
musiały przybierać położenia pochyłe, jak to wyobraża rys. 13.
Siła ciężkości działa zawsze na dół
p i ono wo ; zatem na ciecz, l eżącą pod
s amą p o w ie r zc hn i ą, działały p od cz as
ruchu siły,-do tej powierzchni ukośne.
P od wpł ywem takich sił ciecz nie
może być w r ównowadze ; r ó w no w a ga
może do pi ero wówczas nastąpić, g dy
powi erzchni a jest p oł ożona p r o s t o p a ­
dle do kierunku sił dzi ał ających;
w niniejszym przypadku wówczas, g d y ta powierzchnia j est p o ­
z io mą płaszczyzną. Z twierdzenia § 7-go wynika zatem, że
w polu ciężkości każda ciecz musi ukł adać się na powierzchni
płasko i p o z i o m o ; ten wniosek, który doś wi adczeni e potwierdza,
j est nas tęp st we m zas adn icze go prawa hydrostatyki.
Wi dzi my z p owyż sz eg o przykładu, że podczas zaburzeń cie­
cze m o g ą doznawać działania ciśnień ukośnych i stycznych.
Wi emy, że rozmaite ciecze n i ej edn ak owo ocho czo p od d a j ą się
takiemu działaniu ; ciecze ruchliwe ul egaj ą mu łatwo i szybko,
ciecze zawiesiste — opornie, leniwie, marudnie. Jednakże, p r ę ­
dzej czy później, wszystkie ciecze są p os łu s zn e wpływowi sił
przyłożonych. Sama sobie pozostawiona, każda ciecz ciężka
układa się na s wo bo d ne j powierzchni pł asko i poziomo. Od s t o ­
pnia ruchliwości cieczy zależy długot rwał ość zaburzenia, czyli
d ł u g oś ć przeciągu czasu, który upływa, zanim ciecz uspokoi się;
ale ostateczny s p o s ó b układania się cieczy w sp ocz ynk u nie jest
zależny od jej ruchliwości mniejszej iub większej. Prawa h y d r o ­
statyki są zatem identyczne dla cieczy ruchliwych i dla zawie­
sistych. Zjawiska równowagi są we wszystkich cieczach j e d n a ­
kowe; zjawiska ruchu są w- ni ch bardzo rozmaite.

§ 9. Sprężystość doskonała i niedoskonała ; plastyczność,


wytrzymałość.

W §§ 2-im i 6-ym mówiliśmy o zachowaniu się ciał stałych


wo be c sił, które usiłują je odkształcić. P o w r ac a my j eszcze d o
t e g o przedmiotu.
§ 9 Sprężystość, plastyczność , w ytrzym ałość 17

W y ob r a ź m y sobie, że cienki i długi drut stalowy A B jest


utwierdzony w g ó r n y m końcu swoim A, na do lny m zaś B jest
o b ci ą ż on y działaniem ciężkiego ciała C (rys. 14). Drut wydłuża
się pod wpływem ci ągnienia; wydł użenie drut u m o ż e m y odcz y­
tać na ni eruc homej skali 5, przy p om oc y n on ju sza N, p oł ącz o­
n e g o z drutem w s p o s ó b ni ezmi enny. P r z y pu ś ćm y, źe drut AB
ma post ać walca p ros teg o i źe średnica j e g o p o pr z ecz nego prze­
cięcia wynosi 1 m m ; p rz ypu śćmy , że dł ugo ść
o dc i n k a A N wynosiła 2 m czyli 2000 mm w po- A
czątku doświ adczeni a, g d y drut był p o d d a n y
działaniu tylko ciężaru szalki D pustej. Kładziemy
teraz 10 Kg na szalkę D ; przypuśćmy, iż d o s tr ze ­
g a m y obni żeni e się p unk tu N, wynos zą ce 1 2 mm.
Dop ók i obci ążeni e 10 Kg leży na szalce D,
część A N drutu za chowuj e zmi en ion ą swą d ł u ­
go ść 2001 2 m m ; po mi ęd zy siłą ciężkości a s p r ę ­
żys toś ci ą drutu nast ąpi ła równowaga. G d y b y ś m y
pozostawili na szalce D obci ążeni e C przez czas
kilku godzin, po upływie t e go czasu (jeżeli t e m ­
peratura drutu nie zmieniła s ię, zob. rozdz. II
i VII) znaleźlibyśmy d ł ug oś ć drutu tę samą. Z d e j ­
muj emy teraz obci ążeni e C z szalki D\ dł ugoś ć
odci nka A N po wra ca do poprzedni ej wartości
2000 mm i nie zmienia się nadal. Zachowani e
się drutu, które tutaj poznali śmy, nazywa się
doskonale sprężystem. P owi adam y, że drut s t a ­
lowy, który p o d da wa li śm y działaniu obci ążeni a
10 Kg, zachowywał się jak ciało d os konal e s p r ę­
żyste.
Zami as t stalowego, użyj my teraz do doświad- Rys. 14 .
cz eń drutu, w y r ob i on e go z mi ed zi ; przypuśćmy,
źe j e g o średnica i d ł ugo ść są te s ame jak ś rednica i d ł ugo ść
drut u s tal owego w d oś wi adczeni u pop rz ed ni em. Na szalce D
umi es zczamy zno wu ciało C, ważące 10 K g ; d o s tr ze g am y wy­
dłużenie przeszło 2 mm, zatem większe niż w drucie stalowym.
J e d n a k ż e to wydł użenie nie jest s ta łe ; jeżeli ciężar ciała C przez
pewien czas wywiera na drut to s am o ciągnienie, mi edzi any drut
poddaje się, mianowicie wydłuża się coraz bardziej, chociaż
zawsze bar dzo powoli. P o w i ad am y wówczas, że przekroczyliśmy
g ranice •doskonalej sprężystości mi edzi ; mówimy, że w tern do-
HzylCW. 2
18 O stanach skupienia materji Rozdz. I

świadczeniu okazała się jej niedoskonała sprężystość. Ni ek iedy


wyrażamy się jeszcze inaczej; p o wi ad a my , że mi edź w nas zem
doświadczeniu zaczyna zdradzać ślady podatności czyli plastycz­
ności. Zd ej mu j em y teraz obci ążeni e z s z a l k i ; wówczas znaczna
część wydłużenia znika natychmiast, ale nie j e go całość; dł u­
goś ć drutu nie powraca dokł adni e do początkowej wartości. P o ­
wiadamy, że w tern doświadczeniu miedź doznała trwałego w y ­
dłużenia, które pozost aj e j ako pami ąt ka po o db y t e m odk szt ał ­
ceniu.
Przy pu ść my , że t akiemu s am em u ciągnieniu p o d d a j e m y taki
sam drut, wyrobi ony z ołowiu. Począ tk owe wydł użenie j est j e s z ­
cze większe niż w miedzi, może wy nos ić napr zykł ad do kilku­
nastu milimetrów; wydłużenie to rośnie z czasem znacznie b a r ­
dziej niż w miedzi. Granice doskonał ej sprężyst ości w ołowiu
są znacznie ciaśniejsze niż w miedzi; po ich przekroczeniu ołów
j est wyraźnie plastyczny. Jeżeli odkszt ał cani e trwa dalej, wkrót ce
wydarza się nowe z jawis ko: drut oł owi any nie wytrzymuje c i ą ­
gnienia, rozrywa się. Przekroczyliśmy tutaj granice nietylko d o ­
skonałej sprężystości, ale i w ytrzym ałości ołowiu. Mniej więcej
p od o b n i e z achowuj ą się cyna i cynk, ale plastyczność nie o b j a ­
wia się w nich tak łatwo i tak do bi tnie jak w ołowiu.
Zjawiska ni edos konał ej s prężystości s po t yk am y nietylko w ó w ­
czas, gdy wy ci ągamy ciała stałe, lecz również, gd y je g n i e m y
i odgi namy, gdy je s krę camy i roz kręc amy, g dy wogól e o dks zt ał ­
camy je w spo sób , zmi eniający ich postać. O d n a j d u j e m y je w e
wszystkich ciałach stałych, lecz w r ozmai tym stopniu. W żelazie
naprzykład i w stali obj awy n ie dos konał ej sprężyst ości za le dwi e
są d os t rz e ga ln e; n at omi as t w szkle za uważ yć je łatwo. S kręcana
i rozkręcana nić szklana zdradza wyraźnie pam ięć odkształcenia
i okazuje po ni em p ewne zm ęczenie ; nić kwarcowa w tych s a ­
mych wa run kach z ach owuj e się d os k on al e sprężyście. W k a u ­
czuku granice doskonał ej sprężystości są niebywale szerokie,
lecz po ich przekroczeniu ma my z nów do czynienia z zawiłemi
zjawiskami po dd aw an i a s i ę, oci ągani a się i zmęczenia po o d ­
kształceniu.
Niektóre ciała stałe są wytrzymałe tylko w ciasnych g r a n i ­
ca c h; g dy je wyciągamy, urywają i rozrywają się ł a t w o ; g dy j e
ugi namy, przełamują s i ę ; przekręcają się, gd y je s kręcamy; p ę ­
k a ją , kruszą i łupią się albo się z g n ia ta ją , g d y je uciskamy.
O takich ciałach m ó wi my ,' ż e są łamliwe, kruche, lupliwe, w o g ó l e
§ 9 Sprężystość, plastyczność , w ytrzym ałość 19

zaś mato wytrzymałe. Do tej klasy ciał należy naprzykł ad kreda,


cukier, szkło, porcelana, sól kuch en na. P o n i e w a ż ciała mał o w y ­
trzymałe nie zn os zą działania sił nawet słabych, nie m a m y więc
zazwyczaj możności z a po zn an ia się z ich d o s k o n a ł ą lub n i e d o ­
sk on ał ą sprężystością.
Metale n a o gó ł są wyt rzymał e; stal, żelazo, platyna, mo si ąd z
są s to su nk o wo n ad er wytrzymałe. Zdarza się nieraz, że wo be c
działających nań ciśnień lub ci ągni eń metal j est jeszcze wytrzy­
mały, ale zaczyna zarazem być nieco plastyczny; wówczas te
ciśnienia albo ciągnienia, nie nar us zaj ąc j ednolitości ciała, wy­
starczają do t. zw. «obrabiania» metalu czyli do na da wa ni a mu
pożądanej postaci. Zależnie od s p o s o b u obrabiania, mówi my
0 takim metalu, że j est kowalny, walcowny , ciągliwy i t. p.
Walcuj ąc naprzykład blaszkę złota p omi ędzy s t o s o w n e m i walcami
lub ostrożnie rozklepując ją młotkiem, zręczny r ob ot ni k potrafi
zwiększyć wielokrotnie powi erzchni ę blaszki a zmni ej szyć n a d ­
zwyczajnie jej grubość. Przeci ągaj ąc drut s re br ny przez stalową
płytę, z a o p at rz on ą w otwory s tos ownej średnicy, moż em y drut
ten wyciągać w nici zadziwiająco ni kłego przecięcia. Taki e o d ­
kształcenia o dby wa ją się j e d n a k dop iero pod wp ływe m s t o s u n ­
kowo znacznych ciśnień lub ciągnień. W ie my przecież, że m o ­
nety i klejnoty, wyr ob io ne ze złota (lub przeważnie ze złota),
że naczynia, p os ąg i i narzędzia, w y k o na n e z b ro nz u i innych
metali (lub s t opó w metali), pod działaniem miernych ciśnień
lub ci ągni eń nie zmieniają kształtu, nawet po upływie kilku ty­
sięcy lat. Ale po d działaniem olbrzymich ciśnień metale ci ekną
1 p ł y n ą i za cho wuj ą się nieinaczej niż woda i oliwa p o d dzia­
łaniem ciśnień s ł a b y c h ; t ego dowi odł y b a da n ia różnych u cz o­
nych, j a k T r e s c a , T a m m a n n i inni.
Podręczniki odróżniają zazw yczaj t. zw . s ła ły od t. zw . ciekłego stanu sk u­
pienia materji. Z przytoczonych faktów w nosim y, że pom iędzy tem i stanam i
niema ostrej i niew ątpliw ej granicy. C iecze są już plastyczne pod działaniem
najsłabszych, m oże znikających ciśnień ¡c ią g n ie ń ; ciała stałe zaczynają b y ć pla­
styczn e dopiero pod w p ływ em ciśn ień lub ciągnień ogrom nych. Różnica taka'
jest tylko ilościow a. N aw et i ciecze, skoro nie są doskonale ruchliwe, nie są
bezw zględ n ie p lastyczn e; i one, choć tylko przelotnie i przem ijająco, są ponie­
kąd w ob ec działań zew n ętrznych oporne. Ostra, stanow cza granica istnieje ra­
czej m iędzy ciekłym a kry sta lic zn y m stanem skupienia materji; stanem , któ­
rym zajmuje się k r y s ta lo g r a f ja . O dkryto jednakże przed niedawnym czasem
d a ła ciekłe, m ające niektóre w łasn ości kryształów , t. zw . k r y s z ta ły ciekłe.

i*
ROZDZIAŁ DRUGI.

O cieplnej równowadze ciał materjalnych.

§ 10. Zjawiska cieplne. Temperatura. Termometr.

Dotykając ś ni egu ręką lub zanurzając ją w wodzie, czujemy,


że ś ni eg jest zimny, że woda j est chł odna, letnia albo ci epła;
w zimie zewnęt rzne powietrze wydaje nam się mroźne, w lecie
mówimy, że jest gorąco, że p an u j ą upały. Takie wrażenia o b e j ­
mu j em y w nauce o g ó l ną nazwą wrażeń cieplnych. G d y d o z n a ­
j emy wrażeń cieplnych, wy p ro w ad za my z nich wniosek, że o t a ­
czające nas ciała z na jdu ją się w p ewny ch stanach cieplnych,
że w tych ciałach od b ywa ją się pewne cieplne zja w isk a ; takie
stany i takie zjawiska wy ob ra żamy sobie również w wa run kach ,
w których nie m o ż e m y bez poś redni ch wrażeń cieplnych d o z n a ­
wać. Widząc, że nad pł omieniem l ampy topi się wosk, że na
kuchni got uj e się woda, że żelazo w kuźni rozpal a się do bia­
łości, p o wi ad a my ogólnie, że wszystkie pł omienie są bar dzo g o ­
rące. Zbliżając się do ognia, czujemy, że on gr z ej e; g dy pod
działaniem promi eni słonecznych dozn aj emy p o d o b n e g o wr a że ­
nia, do myś l am y się, że sł ońce musi być ciałem niezmiernie roz-
żarzonem.
Mogl iśmy już zauważyć w powyższych przykładach, że w ra ­
żenia cieplne bywają st opn io wane, że niejako uk ładaj ą się w s ze­
reg. Wod a może być lodowata, zimna, chłodna, letnia, ciepła
lub g o r ą c a ; p o d o b n i e jak do m albo komin może być niski, ś r e ­
dnio wysoki lub bar dzo wysoki. G dy bu downi cz y sporządza
plan albo opis b ud yn ku , mierzy j eg o rozmiary zupełni e d o kł a­
dnie. P o d o bn i e st aramy się p os t ępowa ć w nauce. W fizyce b a ­
d amy ilościowo cieplne zjawiska; us tanawia my w tym celu p o ­
jęcie, które ma być miarą c iepl ne go st anu ciał materjalnych ;
taką miarę nazywamy temperaturą.
Równowaga cieplna 21

Bezpoś redni e nasze cieplne wrażenia z różnych p o w o d ó w nie


wystarczają do mi erzeni a t em per at ur ciał materjalnych. Przede-
wszystkiem są mało subt el ne; fizyka rozporządza znaczni e czul-
szemi s p o s o b a m i mierzenia t e mp er a tu r aniżeli te, które p o l e g a ­
łyby na b ez po śr edn ic h wskazani ach n as z e g o zmysłu cieplnego.
Nasze wrażenia cieplne są o gr a ni cz on e do szc zup łego zakresu;
wykraczając poza p ew ne granice, przeradzaj ą się w ból, zjawi ­
sko niemal nieilościowe, ost rzegaj ące nas tylko, że organizmowi
grozi ni ebezpi eczeńst wo. Zal eżne wreszcie od niezmiernie zawi­
ł eg o splotu wa runków, które wytwarzają n aszą wrażliwość, wra­
żenia cieplne nie m o g ą być prawi dłowe i proste, mus zą być ni e­
raz z awod ne i złudne.
Z tom u I-go tej książki jest nam wiadom o, że wrażenia w ysiłku , ciężaru,
oporu, ciśnienia, ciągnienia i inne podobne wrażenia nie stanowią i nie m ogą
stanow ić pod staw y, na której dyn a m ik a jest zbudow ana; bezpośrednie nasze
cieplne wrażenia z podobnych pow odów nie m ogą b yć obrane za fundam ent
nauki o cieplnych zjawiskach. G d yb yśm y chcieli m ierzyć cieplny stan ciał za
pośrednictwem cieplnych wrażeń, które te ciała na nas spraw iają, p ostęp ow ali­
byśm y jak ktoś, kto kinetyczną energję uderzającego g o kija próbow ałby m ie­
rzyć wrażeniem doznanego bólu.

D oc h od zi my do wniosku, że tylko obcy ludzkiemu o r g a n i ­


zmowi przyrząd materjaluy może pos łużyć do p o mi ar ów t e m p e ­
ratury dok ładn ych, o bj ekt ywnych i ni enazbyt ograniczonych.
Każdy taki przyrząd, służący do mierzenia ci ep lne go st anu ciał.
będziemy o dt ąd nazywali termometrem. Temperaturą p e w n e g o
ma ter ja lne go ciała będz ie my nazywali ilościową miarę j e g o stanu
cieplnego, ws kaz aną przez pewien umówi ony, dokł adni e o k r e ­
ślony t ermometr. Ażeby zatem pojęcie t emper at ur y było w z u ­
pełności określone, wi nni śmy umówi ć się przedewszystki em, we­
dług jakich zasad ma być z b u d o w a n y termomet r, na którym
odczytuj emy temperatury. Mu s imy pozna ć w tym celu pewn e
twierdzenia, na których zasadza się cała termometrja.

§ 11. Dwa twierdzenia o równowadze cieplnej.


Do s t r z e g a m y codziennie, że ciała go rą c e m o g ą og rz ewać inne,
chłodniejsze, przyczem s am e s t y g n ą ; że ciała zi mn e m o g ą ozi ę­
biać cieplejsze, przyczem o gr zewaj ą się same. G d y zatem w p r o ­
wadzamy w zetknięcie dwa ciała, których t emper at ur y były p i e r ­
wotnie ni ej ednakowe, wyższa t emper at ur a obniża się z bi egi em
22 O cieplnej równowadze materji Rozdz. II

czasu, niższa po dn os i się ; t emper at ury ciał dążą wówczas do


wyrównani a się. Lecz gdy t emper at ury dwóch ciał, znajduj ących
się z s obą w zetknięciu, zrównał y się, przestają one wówczas
się zmieniać ; mówi my w tym razie, że uwa żane dwa ciała z n a j ­
dują się w cieplnej równowadze ze sobą. Dwa ciała znajdują
się ze sobą w cieplnej równowadze wówczas i tylko wówczas,
gdy ich temperatury są jednakowe. Twi er dzeni e to stosuje się
nietylko do równowagi cieplnej dwóch różnych ciał, lecz rów­
nież i do równo wagi cieplnej rozmaitych części t ego s a m e g o
ciała; każde ciało jest w r ówno wadze cieplnej wówczas i tylko
wówczas, gdy temper at ura jest w niem jednostajna, czyli j e d n a ­
kowa we wszystkich częściach i cząstkach ciała, we wszystkich
j ego miejscach i punktach.
Przypuśćmy, że mamy dwa ciała A i B, które moż em y w p r o ­
wadzić we wzajemne zetknięcie. Na zasadzie twierdzeń, które
przed chwilą poznaliśmy, m o że my rozstrzygnąć, czy temper at ura
ciała A jest wyższa niż t emper at ur a ciała B, czy niższa od niej,
czy wreszcie obiedwie t emper at ur y są j ednakowe. Twor zymy
pojęcie różnicy temperatur ciał A i B, powi edz my [AB\. Jeżeli
temperatury ciał A i B po zetknięciu pozost aj ą ni ezmi enne, p o ­
wiadamy, że różnica [,45] j est równa zeru ; jeżeli po zetknięciu
t emper at ura ciała A obniża się, t emper at ura zaś ciała 5 p odn os i
się, mówimy, że różnica [AB\ jest d o d a t n i a ; w przeciwnym
p rz ypadku wnosi my, że różnica ta jest ujemna. Na zasadzie d o ­
tychczasowych spost rzeżeń i twierdzeń nie m o że my jeszcze u t wo ­
rzyć pojęcia t em pe r at ur y ciała A samej przez s i ę , ani t e m p e r a ­
tury ciała 5 samej przez się ; m o że my mówić dot ychczas tylko
o różnicy ich temperatur.
Wy ob ra źm y sobie teraz, że, oprócz ciał A i 5 , ma my trzecie
ciało C, które mo że my w pr ow ad za ć w zetknięcie b ądź z ciałem
A, bądź z 5 . Kawałek mo si ądzu j est w cieplnej równ ow ad ze
z pewną ilością wody; przenos ząc g o do benzyny, p rz e ko n yw a­
my s ię, że z b e n z yn ą znajduj e się równi eż w cieplnej r ó w n o ­
wadze. Czy woda i b en zyn a b ę d ą wówczas we wzajemnej ci epl ­
nej równo wa dz e ? Doś wi adc zen ie rozstrzyga to pyt ani e twier­
dząco. Jeżeli zarówno ciało A ja k ciało B {każde zosobna)
je s t w równowadze cieplnej z ciałem C, wówczas A i B pozo­
stają w cieplnej równowadze nawzajem ze sobą. Ciało C służy
tutaj za p oś re dnie ogni wo, niejako za narzędzie, p om a g a j ą c e do
p or ówn ani a między s o b ą t em per at ur ciał A i 5 . G d y b y ś m y użyli
Zasada termomeirji Galileusza 23

i n n e g o ciała D za takie narzędzie, t wierdzenie o r ówn ow ad ze


cieplnej ciał A i B p o zos t ał oby bez zmi an y prawdziwe.
W yobraźm y sob ie rozum owanie następujące. O znaczm y tem peratury ciał
A, B i C przez Ta, T b i To. M amy T a — Tc oraz 7B = Tc ; lecz, w ed łu g
znanego aksjom atu rachunku, dw ie w ielk ości, zosobna rów ne trzeciej, są sobie
rów ne; w nosim y zatem , że: T \ = T b. W takiem rozum owaniu popełnilibyśm y
błąd zw any p etitio principii. Na zasadzie twierdzenia o rów now adze cieplnej
dw óch ciał m ożem y utw orzyć tylko pojęcia różnic temperatury : [B C \, [CA] i [AB]\
ale pojęć T a, Tb, Ta na tej zasadzie określić jeszc z e nie m ożem y. G dy d ośw iad ­
czalnie stw ierdzim y, że znikanie różnic [CA] i [ B C ) pociąga zaw sze za sobą
znikanie różnicy [AB], w ów czas dopiero w olno nam utw orzyć pojęcie tem pera­
tur T a, T b, T g sam ych przez się ; w ów czas dopiero w iadom o, że np. ciało A
ma tylko jednę, określoną tem peraturę w określonych warunkach ; że np. w z g lę ­
d em ciała B nie okazuje innej tem peratury aniżeli w zględ em ciała C. Tw ierdze­
nie fizyki nie wynika tu zatem bynajm niej z aksjom atu rachunku ; o słuszn ości
te g o twierdzenia przekonyw a nas tylko dośw iadczenie.

Na powyższych założeni ach i określeniach z a sa dz a my się


codzień w termometrji. T e r m o m e t r wskazuje oczywiście zawsze
własną swą t emper at ur ę ; g dy mówimy, że u mi es zczony np.
w wodzie t er momet r wskazuj e zarazem t emp er at ur ę wody, z a s a ­
d z a my się implicite na pierwszem twierdzeniu ni ni ej szego a r ty­
kułu, na twierdzeniu o ró wn owad ze cieplnej dwóch ciał będących
ze s ob ą w zetknięciu. D lat eg o p o zo st awi amy t er mo me tr przez
niejaki czas w wódzie, zanim czytamy j e g o ws k az a ni e; czekamy
właśnie, aż t emper at ur y wody i t er mom et ru wyró wn aj ą się z sobą.
P r z y pu ś ćm y, że za nu rz on y w wodzie, w powietrzu, w oliwie t e r ­
m o m e t r wskazuje t emp er at urę tę s a m ą ; mówiąc, że wymi eni on e
ciała maj ą j e d n a ko w ą t emper at urę, p o s ł u gu j em y się p o m o c ą d r u ­
g i e g o p owyż sz e go twierdzenia, twierdzenia o r ówn ow ad ze ci epl ­
nej trzech ciał, które trzema s p o s o ba mi m o że my wprowadzi ć ze
s o b ą w zetknięcie. W każdem orzeczeniu t e r mo me tr yc z ne m za­
k ł adamy prawdzi woś ć twierdzeń, wyłożonych w artykule ni ni ej ­
szym.

§ 12. Zasada termometrji, przyjęta przez Galileusza.

W p r o w a d z a m y t er mo met r w zetknięcie z ciałem, kt óreg o stan


ci epl ny zmierzyć zamierzamy; t er mo met r powinien oczywiście być
t a k z b udo wa ny, ażeby m oż na było prz eko nać się łatwo, czy j eg o
t emp er at ur a po dn os i się wówczas, czy też o p a d a lub pozos taj e
ni ezmi enna. Taki t er momet r zbudował , w końcu XVI-go stulecia,
24 O cieplnej równowadze tnaterji R ozdz. //

ten sam wielki badacz, o którym ni ej edn okr ot ni e w s po mi n al i śmy


w wykładzie dynamiki, G a l i l e u s z . Wi edzi ano o tern j uż
w starożytności, źe powietrze o grz e wa ne rozszerza s ię; że zatem
m ożn a zauważyć zmi any t emper at ury pewnej ilości powietrza,
obserwując zmi any j ego objętości. Na tern spost rzeżeni u za sa dz a
się urządzenie t ermomet ru G a l i l e u s z a ; za substancję termo-
metryczną, jak wyrażamy się dzisiaj, G a l i l e u s z wybrał p o ­
wietrze. W kilkadziesiąt lat później, jak się zdaje r ówno cz eś ni e
we Wł os ze ch i we Francji, zaczęto b u d o w a ć t ermomet ry, k t ó ­
rych s ub st ancj ą bywały ciecze, zwykle al kohol lub rtęć; t ym
s p o s o b e m wytworzył się s top ni owo ów przyrząd, dzisiaj tak r oz ­
powszechni ony, termometr rtęciowy.
Zab arwi ony m dla wyrazistości a lkohol em n a p e łn i a my s p o r y
b al on szklany, zakończony szyjką d ł u gą i wą sk ą (rys. 15); taki
przyrząd j est t e rmomet re m, działającym
na zasadzie rozszerzalności. P r z y p u ś ć ­
my, że bal on, zanu rzo ny w wodzie c hł o ­
dnej, przybrał jej t e m p e r a t u r ę ; p owi er z ­
chnia a lkohol u ust anowi ła się wówc z as
w rurce w p ew n ym poziomie. P r z e n o ­
simy balon do wody gorą cej ; g d y ciała
te d oj dą do cieplnej równowagi, p o ­
wierzchnia alkohol u w rurce stoi wyżej
aniżeli stała p op rz e dn i o. O b j ę t o ś ć al ko­
holu zwiększyła się z a t e m; ale ten p o ­
zor ny przyrost objętości jest oczywiście
tylko różnicą p om ię dz y rzeczywistem
rozszerzeniem a lk ohol u a rozszerzeniem
szk lan eg o naczynia czyli p owi ęks zeni em
się j eg o poj emności. Do przedmi otu t ego powróci my w p ó źn i e j ­
szym (siódmym) rozdziale.
Gdy zanurzamy balon do gorącej w od y, przyglądajm y się uw ażnie p o ­
wierzchni alkoholu w rurce przyrządu. D ostrzegam y, że w pierw szej chwili p o ­
wierzchnia ta nieco się obniża, niebawem jednak zatrzym uje się i zaczyna sz y b k a
iść w górę. W ytłum aczenie tego zjawiska jest proste. Balon, który przede-
w szystkiem jest w ystaw iony na działanie gorącej w od y, rozszerza s i ę , zanim
jeszcze alkohol począł się ogrzew ać; gd y pojem ność balonu się zw ięk sza, po­
wierzchnia alkoholu musi opadać. Skoro alkohol zaczyna rozszerzać s i ę , w yn a­
gradza z nadw yżką początkow y przyrost pojem ności balonu.
Na przykładzie termometru G a l i l e u s z a stw ierdzam y tę samą dążn ość
um ysłu ludzkiego, którą m ożem y zauw ażyć w innych dziedzinach n au k ow ego
Termometr rtęciowy 25-

badania: w pomiarach ścisłych staramy się zaw sze p olegać na wrażeniach


w zro k o w ych , od w szelkich zaś innych, niejasnych i nieuchw ytn ych albo w ręcz
kłam liw ych wrażeń zm y sło w y ch chcem y b yć niezależni. N ie posłu gujem y się
naprzykład niemal n igd y w pomiarach wrażeniam i zapachu lub smaku; staramy
się w yrugow ać niedokładne i niepew ne cieplne wrażenia, a naw et stosu n k ow o
su bteln e wrażenia słu ch ow e. Taką ukrytą pobudką kierowali się, zapew ne n ie­
św iadom ie, G a l i l e u s z i jego następcy, g d y starali się oprzeć bu dow ę term o­
metru na cieplnej rozszerzalności ciał m aterjalnych. W dokładnem poznaw aniu
zjawisk natury ufamy p rzed ew szystkiem w skazów kom wzroku.

§ 13. Termometr rtęciowy.

G d y t emp er at ur a p o dn o si s i ę, przyrost obj ęt ości cieczy z a ­


wartej w t ermomet rze (rys. 15) musi zmieścić się w szyjce przy­
rządu. O z n ac z my przez V obj ęt oś ć kuli bal onu czyli t. zw. na­
czynia t e r m o m e t r u ; przez 5 rozumi ejmy pole p op rz e cz n eg o p r z e ­
cięcia rurki, przez h przemi eszczeni e powi er zchni al kohol u w tej
rurce. P on ie waż przyrost objętości Sh jest wp ros t p r o p o r cj o na ln y
do V, zatem h j est wpr os t prop or cj on al na do V, odwrot ni e p r o ­
porcjonal na do S. M a m y zatem dwa s p o s o b y po wi ęks zeni a c z u ­
łości t e r m o m e t r u : m o że my uczynić o b j ę t o ś ć ! / możliwie naj ­
większą albo też pole ć>
możliwie naj mni ej szem.
Pierwszy s p os ó b p o c i ą ­
gał by za s ob ą znaczne
niedogodności; termo­
metr, maj ący s pore n a ­
czynie, był by n i e p o r ę c z ­
ny i gruby, nie mi el ib y­
ś my z ni ego nieraz ż a­
d n e g o pożytku. Dl at eg o
do b ud o wy t er mo met rów
p o s ł u g u j e m y się raczej
t. z w. włoskowatem i (albo
kapilarnemi) rurkami,
których przecięcia maj ą pola n i e w i e l k i e ; uży waj ąc
takiej furki, mo że my zmniejszyć rozmiary naczyńkaT
Rys. 16. nie poświęcając czułości przyrządu.

Rys. 16 w yobraża czu ły typ termom etru rtęciow ego. A żeb y naczyńko w y ­
pełnić rtęcią, postępujem y m etod ą, którą wyjaśnia rys. 17. Nalana do m a łeg o
lejka L, rtęć nie przepływ a do naczyńka ~N pod w p ływ em c ię ż k o ś c i; ażeb y ją
■26 O cieplnej równowadze materji Rozdz. II

zm usić do przepłynięcia, ogrzew am y ostrożnie pow ietrze w n a czy ń k u ; pow ietrze


to rozszerza się i uchodzi w postaci banieczek, które przeciskają się przez rtęć;
g d y przestajem y ogrzew ać, pozostałe pow ietrze kurczy się , ciśnienie zew n ętrz­
nego pow ietrza wciska w ów czas nieco rtęci do naczyńka. Gdy ogrzew am y p o ­
wtórnie, uchodzi reszta pow ietrza wraz z parą gotującej się rtęci. Po ostudzeniu
naczyńko i rurka napełniają się rtęcią; zatapiamy w ów czas rurkę w płom ieniu
dm uchaw ki. W e wnętrzu tak p rzygotow anego term om etru znajduje się tylko
rtęć, która po Ostudzeniu w ypełnia szczeln ie naczyńko i małą c z ę ść rurki; nad
ciekłą rtęcią znajduje się tylko znikoma ilość rozrzedzonej pary rtęciow ej.

§ 14. O stałej i powszechnej skali temperatur.

Przyrząd, który opisaliśmy w artykułach p opr z ed ni ch, n a z y ­


wali śmy termometrem ; atoli, et ymol ogiczni e rzecz biorąc, nie
po wi nni śmy byli n ada wać mu tej nazwy. Nasz przyrząd w isto­
cie wskazuje temperat ury, ale nie pozwala ich m ierzyć ; we d łu g
zasad p o p r a w ne go słownictwa powi nni byliśmy nazywać go
termoskopem. Lecz nawet j ako t ermoskop, ten przyrząd j est nie­
d o s k on ał y ; wskazuj e wprawdzi e temper at ury, ale nie pozwala
ich odtwarzać. W y ob r a ź m y sobie, że pewien t ermomet r rtęciowy
T zanurzyliśmy w wodzie W; sł upek rtęci, po ustaleniu się r ó w ­
nowagi cieplnej, sięga do pewnej kreski a. Jeżeli, wp ro wadzi w­
szy t ermomet r T w zetknięcie z j aki emkol wi ekbądź ciałem C,
widzimy, że powierzchnia rtęci zatrzymuje się zn ó w przy kresce
a , mo że my twierdzić, że ciało C ma tę samą t emp er at ur ę ( p o ­
wiedzmy t emper at ur ę a), którą miała woda W. G d y b y j ed na k
t er momet r T został stłuczony lub za g ub io ny , nie mi el ibyśmy
możno ści p o n o w n e g o wytworzenia t emper at ury a \ wraz z p rz y ­
r z ądem zag inę ło by samo pojęcie. T e r m o m e t r T jest unikatem ;
g d y b y ś m y nie pogłębili zasad t ermometrji, każdy t er mo met r
byłby uni kat em czyli j e d y n y m istniejącym okazem, p o d o b n i e
j ak wzorzec pierwotny metra lub kilograma. Ale m o że m y s p o ­
rządzać ścisłe k opj e wzorców dł ugości i masy, kopij zaś t e r m o ­
met ró w nie m o że my sporządzać lub chy ba z ni emałą trudnością.
Streszczamy się ostatecznie we wniosku, że (w dot ychczaso-
went naszem p oj mo wani u) t ermo met r miałby o g ra n i c z o ną d o n i o ­
s łość i wart ość; m us imy widocznie szukać w termomet rj i nowej
z a s a dy ; mus imy w niej szukać t em per at ur stałych, niezmi ennych
i tak określonych, ażeby je każdy mógł dowolnie odtwarzać.
Takie t emper at ury naz ywamy stalemi punktam i termometrycz-
nemi. Będąc w pos iadani u takich p un kt ów stałych, z a sa dz a my
O reakcjach 27

na nich skalę termometryczną czyli układ ciągły temperat ur,


układ ni ezmi en ny i p ows ze ch ny , układ ni ezal eżny od użyt ego
t er mo met r u a więc odtwarzalny. G ł ó w n ą myśl takiej skali w s k a ­
zał N e w t o n w r. 1701-ym. Ażeby zrozumieć z as adę tej skali,
m us imy o dej ść chwilowo od d o t y c h c z as o we g o n as zeg o p r z e d ­
miotu ; m u si my przenieść się do n o w e g o zakresu zjawisk i s p o ­
strzeżeń.

§ 15 O reakcjach.

Śród ciał, które nas o t a c z a j ą , d o s t r z e ga my ni ezliczone r o ­


dzaje i gat unki materji. Ni ekt óre z p o m ię dz y tych o dm ia n m o g ą
przeobrażać się w inne. Z l odu m o ż e m y otrzymać wo dę ciekłą;
wo d ę ciekłą m o ż e m y przemi eni ć w parę w o d n ą ; z w od y naod-
wrót m o że my uzyskać lód, parę w o d n ą m o że m y zmusi ć do
przekształcenia się w ciekłą wodę. M o że m y zmi eszać tlen z a z o­
t em lub wodę z a l k o h o l e m ; z mieszania, które t worzą się w ó w ­
czas, m o ż e m y w yo s ob n ić składniki. M oż e my rozpuścić cukier
w wodzie lub j od w al kohol u ; o t rzym uj em y roztwory, z których
umi emy w yd ob yć ciało r oz pu szcz on e albo też rozpuszczalnik.
Z tlenu m o że m y sporządzi ć ozon, z o zon u m o że my powróci ć do
tlenu. Węgiel, sód albo siarkę m o ż e m y połączyć z t lenem ; m o ­
że my sprawić, ażeby ut worzone zw ią zki r oz padł y się i oddały
nam n ap o wr ót swoje składniki. W r ó ż n o r od ny ch zatem i niezli­
czonych zjawiskach j ed n e gat unki i rodzaj e materji przeradzaj ą
się w i nne ; takie zjawiska n az ywa my ogó lni e reakcjami. W a t m o ­
sferze naszej planety, w głębi o c e a nó w i mórz, w łonie z i e m ­
skich pokł adów, w org an iz ma ch roślin, zwierząt i ludzi, w na ­
szych mieszkaniach, warsztatach i fabrykach m n og i e, różne
i ważne reakcje od b ywa ją się nieustannie.
Reakcje materji są p o d d a n e p ew n ym p ra wo m zasadni czym ;
z n a m y już j edn o, zwane zasadą zachowania masy (§ 38 t omu
I-go). W e d ł u g t eg o prawa, jak wiemy, s um a m as wszystkich
ciał, uczestniczących w j akiejkolwiek reakcji, pozos taj e n i e ­
zmienna. Inne prawa reakcyj po zn amy w niniejszym t omie tej
książki.
P odług w ielu podręczników , w ypada odróżniać fiz y c z n e od chem icznych
reakcyj. Istotnie, prawa reakcyj materji m usim y studjow ać w dw óch siostrza­
nych naukach, w fizyce i w chem ji. Topienie się lodu nazyw am y pospolicie
fizyczną, palenie się siarki nazyw am y chem iczną reakcją. A le ten podział jest
28 O cieplnej równowadze materji Rozdz. //

nam tylko z praktycznych w zględ ów potrzebny; co do istoty rzeczy jest do­


w olny, pow ierzchow ny i sztuczn y. Istnieje m nóstw o reakcyj, o których nie m o­
żna zasadnie p ow iedzieć, czy pow inny zaliczać się do fizyczn ych , czy do ch e­
m icznych reakcyj. Pytanie tak postaw ione jest próżne. W nieograniczonej roz­
maitości sw oich objaw ów przyroda nie troszczy się o ludzkie podziały. Praw­
dziw e, głęb okie prawa tak zw anych fizyczn ych i tak zw anych chem icznych
reakcyj są identyczne.

§ 16. Równowaga wody i lodu. Zero Celsjusza.

J ak o prosty przykład materjalnej reakcji m o że my przytoczyć


zjawisko topienia się wraz z prz eci wne m mu zjawiskiem zam ar­
zania albo krzepnięcia.
Umi eśćmy w naczyniu pewną ilość ś ni egu lub p o t ł u c z o n e g o
lodu i dol ej my nieco wody; włóżmy t er mo met r rtęciowy do m i e ­
szaniny i mieszajmy ją ł agodni e. Powi er z ch ni a rtęci w t e r m o ­
metrze stoi wówczas ni ezmi enni e w pewnej wysokości. T e m p e ­
raturę, którą ma lód topi ący się lub w o d a marznąca na wol nem
powietrzu, przyjęto nazywać zerem C elsjusza ; t em pe r at u rę tę
wskazuje zatem termomet r, u mi es zc zo ny we ws p om ni an ej mi e­
szaninie. S p ró b u j m y do mi eszaniny d od aw ać albo o d e j m o w a ć
od niej l o d u ; s p ró b uj my jej d o d a w ać lub uj mować wody. D o ­
póki zarówno woda jak lód są o b e c n e w mieszaninie, t er mo me tr
wskazuje w niej niezmi enni e zero C e l s j u s z a . S p ró b u j m y w s t a ­
wić mi eszaninę do ciepłej w o d y ; lód w mi eszanini e zaczyna
zaraz się topić, ale s łupek rtęci t e rm om et ru wskazuj e n i e r u c h o m o
zero, p o dn o s i się zaś dopi ero wówczas, gdy lód w mi eszanini e
stopił się całkowicie. Mi es za ninę l odu i wo dy ws tawmy do ką­
pieli oziębiającej (którą przyrządzamy ze ś ni eg u i soli k u c h e n ­
nej); woda w mieszanini e za czyna zamarzać, ale s łupek rtęci
t ermomet ru wskazuje wciąż zero, o p a d a zaś dopi ero wówczas,
gdy woda w mieszaninie całkowicie zamarzła. A zatem lód mo że
mieć t emper at urę niższą niż zero C e l s j u s z a ; ale mi es zanina
lodu z wodą (w otwartem naczyniu, na wol nem powietrzu) nie
może mieć niższej t emperatury; g dy p r ó b uj e m y oziębić ją niżej
zera, cała zamarza. Ciekła wo da może mieć t emp er at urę wyższą
niż zero C e l s j u s z a ; ale mieszanina wody z l odem (w ot war ­
tem naczyniu, na wol nem powietrzu) nie może mieć wyższej
t e m pe r a t ur y ; gdy p r ó b u j e m y ogrzać j ą wyżej zera, topi się cała.
Zero C e l s j u s z a jest j ed y n ą t e m pe r at u rą , którą (w wa ru nk ach
n as zego doświadczenia) m o g ą mieć zarazem : woda i lód.
Stan stały i ciekły 29

Lód w mi eszanini e, naz wi jmy fd ź ą stałą; wo dę w niej n a ­


zwij my fa z ą ciekłą ; te nazwy, w p r o w ad zo ne do nauki przez
a m e r y k a ń s k i e g o fizyka J. W. G i b b s a , są użyteczne. P o w ia da my ,
ż e ów związek wo do ru i tlenu, który w chemji na z ywa my wodą,
wys tępuj e w b ada nej mi eszanini e w dwóęb fazach, w fazie sta­
łej i ciekłej; mi es zaninę tę zatem nazwiemy dwufazotoym ukła­
dem. Poniżej zera C e l s j u s z a możliwa j est w tym układzie
tylko prz emi an a fazy ciekłej w s ta łą ; przeciwna reakcja jest
niemożliwa. Powyżej zera C e l s j u s z a możliwa jest w nim tylko
przemiana fazy stałej w ciekłą; przeciwna reakcja jest n i e m o ­
żliwa. W temper at urze zera C e l s j u s z a obi edwi e przeciwne
reakcje są j e d n a k o w o m o żl i we ; dl at ego właśnie w tej t e m p e r a ­
t urze nie o db ywa się żadna. Woda i lód są w równowadze ze
sobą w temperaturze zera Celsjusza; lód w ob e c w ody sam przez
się nie topi się, woda wo b ec lodu sama przez się nie zamarza
w tej temper at urze. W tych wszystkich t wierdzeniach p rz y p u s z ­
czamy, że układ, złożony z wody i z lodu. z n a jd u je się w o t w a r ­
łem naczyniu, na wól nem powietrzu.
W układzie, zł ożonym z w ody i z lodu, t emper at ur a zera
C e l s j u s z a ma zatem p ew ne wyj ąt kowe w ła s n o ś c i ; zazwyczaj
mówi my, że t emper at ura ta jest punktem topliwości l odu a z a r a­
ze m punktem zamarzania wody. Z na my wiele ciał, które topi ą
się jak lód i mar zn ą jak w o d a ; przytaczamy j ako przykłady:
stearynę, parafinę, wosk, siarkę, dwusiarczek węgla, alkohol et y­
lowy, rtęć, cynę, cynk, ołów, mi edź i żelazo. Każde z tych ciał
może wys tępo wa ć w postaci fazy stałej i c i e k ł e j ; dla każ de go
istnieje t emper at ura, w której obie fazy są w r ów n o w a d z e ze
s obą. Ale t emper at ur y r ówno wagi są bar dzo r oz ma ite ; leżą one
ni sko dla alkoholu, dwusiarczku węgla i rtęci, n iewys oko dla
parafiny, st earyny i wosku, bar dzo wys ok o dla cyny, cynku,
ołowiu, dla żelaza i miedzi.

§ 17. Zw iązek pom iędzy stałym a ciekłym stanem materji.


W p op rzedzającym rozdziale mówiliśmy o o d m i e n n e m z a c h o ­
wywa ni u się ciał stałych i ciekłych wob ec zewnęt rznych ciśnień
i ciągnień. Nie p o s ł u g u j ą c się, w owym rozdziale, p o m o c ą p o ­
jęcia t emper at ury, musi el iśmy roztrząsać w ni m z o s o b n a z a c h o ­
wanie się ciał stałych, z os o b n a z a ch owa ni e ciał ciekłych, jak
g d y b y to były obce sobie, ni czem niezwiązane kat eg or je ciał.
30 O cieplnej równowadze materjl R ozdz. II

Wi emy obecnie, że niema ciał bez wzgl ędni e stałych ani b e z ­


względnie ciekłych. To s a m o chemi czne i n d yw i du u m, zależnie
od temper at ury, wyst ępuj e w roli ciała st ał ego al bo ciekłego.
Gd y ciało jest stałe, z na jd uj e my się poniżej j e g o p u nk t u t opl i­
woś ci ; ale m o że m y być blisko t ego p un kt u lub od n i e go d a ­
leko. G dy ciało j est ciekłe, z n a j d u j e m y się powyżej j ego punkt u
z a m a r z a n i a ; ale m o że my być blisko t eg o p u nkt u lub od n i eg o
daleko. W pierwszym razie sprężyst ość ciała stałego zmienia się
wyraźnie w pobliżu st anu ci ekł ego ; w d rug im ruchliwość i p ł y n ­
ność ciała ciekłego zmienia się wyraźnie w pobliżu stanu stałego.
Wy ob r aź my sobie naprzykład, że nad miedzią, nad cynki em,
nad ołowiem, nad cyną wykon ywa my , w coraz wyższych t e m p e ­
raturach, doświadczenia, op is ane w § 9-ym. Prze kon al i byśmy się
wówczas, że, w miarę p o d n o s z e n i a się t emper at ury, s prę ży st oś ć
wy mi eni onych metali słabnie i zaciera się coraz bardziej; że g r a ­
nice ich do skonał ej s prężystości cofają się i zacieśniają się
s zy bko ; że coraz mniej wątpliwa staje się ich p od at n oś ć czyli
plastyczność. Gdy od pu nkt u t opliwości p o ś u w a m y się ku coraz
niższym t emper at urom, w szkle, w żywicach i w wos ku w ł a s n o ­
ści sprężyste wykształcają się powoli, p rz eci ągl e; jeszcze zn a­
cznie poniżej t ego punk tu takie ciała są miękkie, pl ast yczne
i niejako pół pł ynne. W lodzie, w metalach, w krystalicznych
solach przejście jest znaczni e ostrzejsze; w tych ciałach zjawi­
ska topienia się i krzepnięcia są dobitne, m o że my je o bs e r w o - ‘
wać o wiele dogo dn iej .

§ 18. Woda ciekła i para w odna; pu n kt wrzenia.


P onad płomieniem u mi eś ćmy otwarte naczynie, w kt órem
znajduj e się woda. Do ln e warstwy wo d y og rz ewaj ą się pierwsze;
z powodów, które z rozumi emy ni ebawem, warstwy te wyp ływa ją
ku górze, inne chł odni ej sze zst ępuj ą w ich miejsce; wo da z a ­
tem krąży w naczyniu i zwolna o grzewa się cała. O d dna, gdzi e
najpierw się t worz ą, odrywaj ą się banieczki pary; b i e g n ą c ku
górze, zanikają z początku w warstwach wyższych, lecz wkrótce
przenikają i przez nie i u c h od z ą p o n ad powierzchnię. W chło-
d n em powietrzu bańki pary skraplają s ię, tworząc lekką mgłę,
która wznosi się ku górze. Coraz liczniej i coraz żwawiej o d r y ­
wają się od dna i od ś ci anek bańki pary w o d n e j ; p o b u d z a n e
przez nie do drgań, naczynie zaczyna dzwonić i grać. P ę kaj ąc ,
Punkt wrzenia 31

bryzgając, bańki coraz mocniej s z u m i ą ; pod ich wpł ywe m wo da


kotłuje i przewraca się, wreszcie got uj e się, kipi albo wre.
P rzed wys tawieniem wody na działanie pł omienia u m i e ś ć m y
w niej t er momet r rtęciowy (rys. 18). W miarę ogrz ewan ia się;
wody s łup ek rtęci wydłuża się coraz
bardziej. G dy wo da zaczyna wrzeć,
koni ec s łupka zatrzymuje się w p e w ­
nym pozi omi e ; j akkolwiek energicznie
ogrz ewal iby śmy dalej, sł upek nie p o ­
suwa się poza ów poziom. Powiadamy,
że t er mo me tr wskazuje wówczas tem ­
peraturę albo punkt wrzenia wody
w otwartem naczyniu. Ponieważ woda
zawiera zwykle ob ce (rozpuszczone)
przymieszki, które wywierają wpływ
na punkt wrzenia, umi eszczamy zatem
naczynko t er mo me tr u nad powierzchnią
wody (rys. 18); t er momet r wskazuj e
wówczas t emp er at urę pary w s ąs ied z­
twie got uj ącej się wody, ta zaś t e m ­
peratura nie zależy od jakości i ilo­
ści ciał r oz puszcz onych, które woda może zawierać.
G d y b y ś m y powtarzali o p i s an e doświadczenie, w y k o n y w a j ą c
je zawsze dokładnie, doszl ibyśmy do wni osku, że p u nk t wrzenia
wody w ot wartem naczyni u nie j est ściśle stały, że wa ha się
w p ew nym niezbyt szerokim zakresie. Zjawisko to wyj aś ni my
w j e d n y m z późni ej szych rozdziałów. W o d a w tern d o świ ad c ze ­
niu zna jd uj e się pod wpł ywem at mosfer ycznego ciśnienia, które,,
j ak zobaczymy, ni ezawsze bywa j e d n a k o w e ; p u n k t wrzenia z a ­
leży od ciśnienia, w ywi er an eg o na wodę.
P r ze konal iśmy s ię, że w p ew ny ch warunkach w o d a m o ż e
przechodzić ze s tanu ciekłego w gazowy, lub przeciwnie ze st anu
ga z owe go w ciekły; w pierwszym razie mówimy, że wo da p a ­
ruje albo ulatnia się, w drugi m razie powi adamy, że para kon-
densuje się czyli się skrapla. Związek wo d or u i tlenu, który
chemi cy nazywaj ą w odą, poznali śmy zatem w trzech stanach
s kupi eni a: w stanie stałym, ciekłym i gazowym. P o s u w a j ą c się
w p o j m ow an i u zasad naszej nauki, będz ie my rozumieli coraz
jaśniej, jak łączą się ze s o b ą te trzy st any materji oraz czy
istnieją, lub ja kie istnieją mi ędzy niemi granice.
32 O cieplnej równowadze materji Rozdz. II

Jeżeli w oda ciekła jest w zetknięciu z parą w o d n ą , pow iadam y, że układ


jest d w u fa zo w y, że zawiera f a z ę ciekłą i f a z ę g a z o w ą (§ 16). Ulatnianie się
■cieczy, skraplanie się pary, są to reakcje materji, w istocie rzeczy podobne do
topienia się ciała stałego, do zamarzania ciała ciek łego. Z obaczym y w później­
sz y m rozdziale, że zasadnicze prawa reakcyj są w obu razach w łaściw ie te same.

Z na my wiele ciał, które m o g ą ulatniać się jak ciekła woda


a lbo skraplać się jak para wodna. J a k o przykłady przytaczamy
kwas octowy, anilinę, fenol, kwas siarkowy, rtęć ; p unk ty wrze­
nia tych ciał leżą wyżej aniżeli p un kt wrzenia wody. Alkohol
etylowy, eter etylowy, benzol, dwusiarczek węgla mają punkt y
wrzenia niższe aniżeli pu nk t wrzenia wody.

§ 19. Tymczasowa skala termometryczna.

Tymcz as ową skalę t er mo me tr yc z ną m o ż e m y sporządzi ć w s p o ­


s ó b następujący. Do mi es zaniny czystego ś ni eg u (lub p ot ł uczo­
n e go lodu) i wo d y z a n u r za my t er momet r rtęciowy; poziom,
w którym zatrzymuje się koni ec słupka, z a zn ac zamy k re sk ą zero-
temperaturę, kt órą wskazuje wówczas termomet r, naz ywamy 0° C
(§ 16). Umi es zc zamy na s t ę p ni e t er momet r w parze wodnej, p o ­
nad gotującą się wodą, w przyrządzie, który opi sal iśmy w § 18;
jeżeli ciśnienie at mosferyczne p od cz a s doświadczenia wynosi
j e dn ę atmosferę (zob. rozdz. IV-ty), t emper at urę, o dc z yt an ą w ta­
kich warunkach, naz ywamy t em pe r at u rą stu stopni C e l s j u s z a
(100° C); jeżeli ciśnienie at mosfer yczne nie jest równ e jednej
at mos fer ze, pr owa d zi my kreskę sto nieco wyżej lub nieco niżej
aniżeli wówczas wskazuje t ermomet r, w e d łu g zasad, które o b j a ­
ś n i m y w późniejszym (IX-ym) rozdziale. P omi ę dz y po zi omami
kresek zero i sto, które po prowadzi li śmy na rurce termomet ru,
zawiera się w jej wnętrzu pewna objętość ; ozna cza my ją dla
zwięzłości przez z>100. Dzielimy ob ję to ść v i00 na sto równych
części; każda taka część będzie o d po w i a d a ł a j e d n e m u stopniowi
skali t ermometrycznej. M am y teraz skalę t e r m o me t r yc z ną ; o p a ­
t rzony nią t ermo met r pozwala odczytać t emp er at urę prostem
spojrzeniem. W y o br a ź my sobie', naprzykład, że t er mo met r jest
z anu rzon y w wodzie i że koni ec s łupka stoi wówczas na kresce
10 albo 12 albo 15; powi adamy, że t emper at ura w od y w y n o s i
10» C, 12» C albo 15» C.
Przypuśćm y na c h w ilę, że w n ętrze rurki term om etrycznej jest dokładnie
w alcem prostym , którego poprzeczne przecięcie jest w każdem m iejscu jedna-
Skala termometrycztia 33

kow e. A żeb y otrzym ać stopnie skali term om etrycznej, w ystarcza w ów czas p o­


dzielić o d leg ło ść kresek <0» i «100» na sto rów nych części. W nętrza rurek
term om etrycznych zbliżają się rzadko dostatecznie dokładnie do postaci walca
prostego; w ypada zatem zazw yczaj k a lib ro w a ć rurkę t. j. w ym ierzać na niej
odstęp y, odpow iadające równym objętościom w ew n ętrzn ego kanału.

Sporządziwszy skalę pomi ędzy 0 ° C a 100° C, przedł użamy


ją w obie strony; dzielimy mi anowi ci e wnętrze rurki, poniżej
0 ° C i powyżej 100° C, na części, z których każda ma obj ęt oś ć
0-01 t/, 0 0 , taką s a m ą , jaka p o m ię dz y 0 ° C a 10 0 °C o d p o wi a da
j e d n e m u stopniowi. Tym s p o s o b e m wyz nacz amy na skali: — 1°C,
— 2»C i t. d. oraz 101°C, 102°C i t. d.
Z as t an ów m y się nad n as tęp uj ącem pytaniem. M a m y dwa
t ermometry, t er mo met r A i t ermomet r 5 ; każdy z nich opat rz on y
j est skalą, którą s p or z ą d z o n o op is an y m s p o so b em . Przypuś ćmy,
że rtęć i szkło w obu t ermomet ra ch są j e d n a ko w e i m aj ą roz­
szerzalność d okł adni e tę s a m ą ; ale postać i objętość naczyniek
i rurek są zgoła od mi en ne. W t emp er at urze 0 ° C i w t e m p e r a ­
turze 100° C t er mo met r y A i B zgadzaj ą się niewątpliwie ze
s o b ą ; czy j e d n a k z ga dzaj ą się również np. w 18° C lub w 72° C ?
Innemi słowy: czy postać i obj ęt oś ć naczyńka lub rurki nie w y ­
wiera wpływu na wskazania t e r m o m e t r u ? O z n a cz m y przez
aj, objętość, która zawiera s ię, w t emper at urze t° C. pomi ędzy
kreskami 0 i t, w we wnęt rzn ym kanale rurki t ermomet ru. Z o k r e ­
ślenia odczytanej na t ermomet rze t emper at ury t wynika, że ma my

1. t : 100 = v, : z/,00
O d czego zależą rozszerzenia v, i v 100 ? j edyni e tylko od o b j ę ­
tości (powi edzmy V0), którą zajmuj e rtęć t ermomet ru, w 0°C,
w naczyńku i w części rurki, sięgającej do kreski zero. Jeżeli
zm ie ni my pos tać naczyńka i rurki ale obj ęt ość V0 nie zmieni się,
rozszerzenia v t i zą00 nie zmienią się wcale. Jeżeli zmi eni my V0.
o b ad w a rozszerzenia v t i v l00 zmienią się w tym s a m y m s t o ­
sunku, iloraz ich zatem v, : v m zachowa p o p rz e dn i ą swą w a r :
tość. Wi dzi my zatem z proporcj i (1), że t er mom et ry A i B we
wszystkich t emper at urach z ga d za ją się ze sobą.
Skala term om etryczna, którą zbudow aliśm y opisanym sp osob em , jest oparta
na p o zo r n e j rozszerzalności rtęci, ogrzew anej w szklanem naczyniu; skala ta
zatem zależy nietylko od rozszerzalności rtęci, lecz rów nież od rozszerzalności
szkła termometru. Czysta rtęć ciekła, pod określonem ciśnieniem , ma zaw sze
tę samą rozszerzalność m iędzy danemi dwiem a temperaturam i; ale rozszerzal­
n ość szkła byw a nieraz nieco odm ienna w dw óch różnych gatunkach szkła, na-
N „ Z., F i z y k a , II. 3
34 O cieplnej równowadze tnaterji Rozdz. I f

w e t w dw óch różnych egzem plarzach term om etrów, w yrobionych ze szkła jedna­


k ow ego gatunku. Co w ięcej, rozszerzalność danego szklanego przyrządu nie-
zaw sze jest jednakowa ; zmienia się ona z w iekiem termometru, w św ie ż o w y ­
kończonym zw yk le dość szybk o, w oddawna sporządzonym zm ienia się pow oli.
N auczono się jednakże obecnie wyrabiać gatunki szkła, w których rozm aitość
i zm ienność cieplnych w łasności jest niemal zupełnie zniesiona.
Jeżeli posiadam y termometr rtęciow y, którego rozszerzalność nie zm ienia
się z czasem , m ożem y porównać g o z pew nym term om etrem norm alnym , um iesz­
czając obadwa w stosow nej kąpieli przez czas dostateczn y. Term ometr rtę­
ciow y słu ży w ów czas tylko za te r m o sk o p ; pokazuje on tylko, źe przybrał na-
powrót pew ną tem peraturę, tę sa m ą , którą miał kiedyś poprzednio. W tej roli
term ometr rtęciow y jest bardzo dogodnem i użytecznem narzędziem ; lecz po­
niew aż, posługując się nim w taki sposób, w istocie zaniechaliśm y już je g o
skali, m usim y w ięc w ów czas zasadzać pom iary term om etryczne na innej skali,
na skali norm alnego termometru. W późniejszym rozdziale zob aczym y, w jaki
sposób ustanowiono w fizyce skalę norm alnego term ometru.
Dopóki ttie mierzymy temperatur, lecz je tylko rozpoznajem y czyli utożsa­
miamy term oskopow o, dopóty ich zw yk le sym bole (rrp. 25°C lub — 5° C) są
tylko dow olnem i znakami, podobnie jak litery alfabetu lub porządkow e num ery
dom ów m iejskich w ulicy. S ym b ole te nie mają w ięc w ów czas w łasn ości aryt­
m etycznych lub algebraicznych w ie lk o śc i; niedorzeczne byłob y naprzykład p y ­
tanie, ile w ynosi suma 12°C -j- 13°C albo iloczyn 15° C X 3-

§ 20. O roztworach.
Mamy 100 gr wody w szklance, w temper at urze 20° C. W s y ­
pu jemy do wody kilka g r a mó w soli ku ch e nn ej NaCl. Powst aj e
roztwór, napo zór jednolity, w którym n i e p o d o b n a odróżnić wzro­
kiem cząstek soli; ale o be c n o ś ć ich zdradza się w s maku. G d y ­
by śmy wrzucili do wod y 10. 20, nawet 30 gr soli, cala ta ilość
rozpuściłaby się w 2 0 ° C w 100 gr w o d y ; lecz g d y b y ś m y usiło­
wali rozpuścić 50 gr, próba nie p owi odł ab y się; 100 gr w ody
w 2 0 ° C rozpuszcza najwyżej 35'8 gr NaCl. Roztwór, zawierający
35’8 gr NaCl na 100 gr wody, w 20° C, j es t nasycony.
Mo że my sprawdzić ten wniosek w s p o s ób n as tęp uj ący .
W wyższej temperat urze woda może rozpuści ć więcej soli niż
w pokojowej; 100 gr wody w 60°C rozpuszcza do 37 0 gr NaCl,
w 70° C rozpuszcza do 37'5 gr NaCl. W s t ygn ąc ym roztworze
cala ilość soli nie mo że pozost ać r oz p us zc z on a; skoro roztwór
powróci do t emp er at ury 20° C, n ad mi ar soli wydziela się w p o ­
staci kryształków, w roztworze zostaje, jak wyżej, 35-8 gr NaCl
na 100 gr wody.
W yo br a źm y sobi e układ dwufazowy nas tępuj ący: pierwsza
faza składa się z soli stałej NaCl; d r u g ą stanowi ciekły roztwór
O dyfuzji ciał rozpuszczonych 35

tej soli w wodzie. Sól k u c he n n a wys tępuj e w tym układzie


w dwó ch stanach: w fazie stałej jest czystą solą ni erozpuszczoną,
w fazie ciekłej jest rozpuszczona w wodzie. Dwie reakcje są
możliwe w układzie: sól m o ż e r ozpus zczać się w roztworze lub
przeciwnie może wydzielać się z roztworu. O d t emp er at ur y i od
zawartości soli w roztworze (czyli od j e go stężenia) zależy, czy
o db ywa się pierwsza, druga czy ż a dn a reakcja. Jeżeli w danej
t emper at urze roztwór jest nienasycony, możliwa jest tylko pierw­
sza r e akcj a; jeżeli roztwór jest przesycony, możliwa j est tylko
d r u g a ; jeżeli roztwór w danej t emper at urze jest nasycony, nie
o db ywa się ż a d n a; obie fazy m o g ą trwać dowol ni e długo, bez
zmiany, w zetknięciu ze s o b ą, lub innemi słowy są w równo­
wadze.
Prawa reakcyj, które m o g ą o d b y wa ć się po mi ęd zy solą a jej
roztworem, s ą , jak widzimy, p o d o b n e do znanych nam praw
parowania i skraplania s ię, topienia się i zamarzania. Każdy
z trzech nas tępu ją cych układów: (1) lód + woda ciekła (II) woda
ciekła -j- para wo dn a (III) sól -j- roztwór jej w wodzie — jest
dwufazowy; w każ dym możliwe są dwie przeciwne reakcje.
W każdym istnieje t emper at ura, w której fazy są w ró wno wadze
ze sobą. Prawa zjawisk we wszystkich tych p r z yp ad k ac h są b a r ­
dzo p od ob ne. M oż e my wyrazić to p od o b i eń s t w o w s p o s ó b o b r a ­
zowy, mówi ąc naprzykł ad, źe ciekła wo d a rozpuszcza się w próżni
i że taki roztwór j es t parą wodną.

§ 21. O dyfuzji ciał rozpuszczonych.


■ Rozpuszczaj ąc się w wodzie, niektóre sole (np. n a d m a n g a -
nj an potasu, d wuc hr omi an potasu, siarczan miedzi) d aj ą roztwór
mo cn o z abarwi ony i gęstszy niż woda. P r z y go t u j my p e w n ą ilość
t ak iego roztworu i wiejmy ją do wysoki ego, cyli ndry czn eg o
s zkl anego naczynia (rys. 19); d od a j m y nas tępni e czystej w o d y
w s p os ó b bar dzo ostrożny, naprzykład p o s ł u g u j ą c się lejkiem,
z aopat rzonym w rurkę o dp ływową d ł u g ą i cienką (rys. 19). P o ­
nad d ol ną k o l u mn ą za ba rwi o ne g o roztworu, nie mi eszając się
z nią, woda czysta ukł ada się, tworząc drugą, g ór ną , b e z b a r w n ą
k o l u m n ę ; dos tr ze g am y z początku wyraźną pł aską granicę p o ­
między r oz tworem a wodą. P o z o s t a w m y naczynie w sp ocz ynk u,
chr oniąc je od wstrząśnień, od zm ia n t emper at ury i wszelkich
wo gó le zaburzeń. Po niejakim czasie zauważymy, że granica
3*
36 O cieplnej równowadze materji Rozdz. II

między roztworem a wodą, z początku ostra, zaczyna się z a c i e ­


rać; roztwór powoli blednie 11 szczytu, woda zaś tam, gdzie jest
w zetknięciu z roztworem, poczyna lekko się barwić, zdradzając
o b e c n o ś ć malej ilości soli. Cząsteczki soli prz eni kaj ą zatem
z dolnej ko lumny do g órne j; cząsteczki wody
muszą j e d n o cz e ś ni e przenikać z k o l u mn y g ó r ­
nej do dolnej. O b a d w a zjawiska, razem wzięte,
nazywamy dyfuzją. Jeżeli tuż o b ok siebie
w roztworze z na jdu ją się warstwy o większem
i o mni ej szem stężeniu, cząsteczki ciała r oz ­
p us zc z on eg o dy fu ndu ją zawsze z pierwszych
do drugich; cząsteczki roz pus zcz al nika d y f u n ­
dują wówczas w kierunku przeciwnym. G d y
rozpuszczalnik, jak w powyż sz ym przypadku,
jest cieczą, dyfuzja jest nadzwyczaj p owo ln em
zjawiskiem.
Dla przykładu przypuśćm y, że warstwa stężon ego
Rys. 19. roztworu soli, rozlana u spodu naczynia, ma 20 cm w y ­
sokości i że nad nią znajduje się równie w ysoka war­
stw a w ody czystej; naw et i po upływ ie pól roku zabarwienie cieczy byłob y
w idocznie jeszcze niejednostajne. P rzypuśćm y, że w y so k o ść każdej warstw y
w ynosi po 40 cm , jest w ięc d w a razy w iększa niż przed chwilą założyliśm y;
będziem y musieli czekać c zte ry razy dłużej, zanim zaw artość soli w całym słu ­
pie cieczy wyrówna się w tym sam ym stopniu przybliżenia jak w poprzednim
przypadku.
Jeżeli dyfuudujące w roztworze ciało jest bezbarw ne, nie m ożem y śledzić
postępu dyfuzji bezpośrednio w zrok iem ; uciekam y się w ów czas do pośredniego
sposobu. Za przykładem L o r d a K e l v i n a um ieszczam y w cieczy kilkanaście
m aleńkich, wew nątrz pustych, szklanych perełek, które toną w w od zie, pływ ają
zaś po pow ierzchni stężo n eg o roztworu. Perełki zatrzymują się z początku na
granicy zetknięcia roztworu i wody; w miarę postępu dyfuzji rozm ieszczają się
w łonie cieczy rozmaicie, albow iem (jak zobaczym y w czw artym rozdziale) każda
perełka musi zatrzym ać się w warstw ie takiej gęstości, jaka samej perełce
w przecięciu przypada. Dla popraw ności dośw iadczenia potrzeba, ażeb y woda
i roztwór przez w ygotow anie były uw olnione od rozp uszczon ego w nich z w y ­
kle powietrza.
Oddawna b yło wiadom o, że rtęć m oże dyfundow ać przez (stały) cynk
i przez ołów . W roku 1896 w ykazał R o b e r t s - A u s t e n, że naw et złoto, pla­
tyna i srebro m ogą dyfuzyjnie przenikać przez c y n ę , przez ołów i bizmut.
W temperaturach pokojow ych ten proces jest nadzw yczaj p o w o ln y ; w w yższych
temperaturach staje się ży w y i żw aw y. Takie fakty pow inny poruszyć naszą
u w a g ę ; m usim y z nich w yprow adzić w n iosek , że owa martwota, którą z w y ­
kliśm y przypisyw ać bryle ołow iu lub złota, jest tylko pozorem . M aleńkie cząstki
O dyfuzji gazów 37

ciał m uszą b yć w idocznie ruchliwe, naw et w stałym stanie skupienia, tern bar­
dziej w ciekłym lub lotnym .
Jak w idzieliśm y w § 20-ym , sól kuchenna, rozpuszczając się w w odzie,
tworzy z nią praw dziw y r o z tw ó r ; podobnie zach ow uje się m nóstw o innych
ciał. Od praw dziw ych roztw orów wypada odróżniać em ulsje, za w ie sin y oraz
t. zw . k o lloidaln e ro z tw o ry . Emulsja pow staje, g d y pewna ciecz jest rozpro­
szona w innej cieczy w postaci maleńkich kropelek; m ożem y ją w w ielu razach
otrzym ać przez proste wstrząsanie. Różne żelatyny, gum y i kleje, dalej kauczuk,
cem ent, galaretow aty kw as krzem ow y — oto przykłady k o llo id ó w . Tworzą one
z wodą pozorne roztwory, które zajmują niejako pośrednie m iejsce m iędzy praw-
dziwem i roztworami a emulsjami i zawiesinam i. K olloidy w łaściw ie nie są w w o ­
dzie rozp uszczalne; ale rozdrabniają się w niej na cząstki nadzw yczaj m ałe,
które nie osadzają się sam e. R ozproszone w ośrodku cząstki kolloidu nie są
bezpośrednio widzialne dla wzroku nieuzbrojonego, chociaż ich ob ecność zdra­
dzić m ożem y optycznem i sposobam i, o których w spom nim y w późniejszym roz­
dziale; ale nie są one również chem icznem i molekularni ',§ 25); od takich m o­
lekuł są zazw yczaj o w iele w ięk sze. D latego kolloidy dyfundują naogół znacznie
pow olniej niż ciała istotnie rozpuszczone w ośrodku. K o llo id a ln ym stan em m a-
terji m ożem y w ogóle nazw ać w szelki stan rozproszenia, w którym rozmiary
zaw ieszon ych okruszyn są w iększe od m olekularnych, m niejsze od m akrosko­
pow ych rozmiarów.
Ż yw e istoty są zbudow ane przew ażnie z kolloid ów ; nauka o w łasnościach
kolloidów ma w ięc pierw szorzędną don iosłość dla bioiogji i um iejętności lekar­
skich. Dla fizyka nadzw yczaj interesujące są kolloidalne pseudo-roztw ory metali.
Powstająca w łuku elektrycznym para m etalu, zagęszczając się w w od zie, tw o ­
rzy (jak odkrył B r e d i g ) roztwór kolloidalny; w taki sp osób otrzym ujem y na-
przykład pięknie czerw ony pseudo-roztw ór złota w w odzie.
K ażdy ośrodek, który nie rozpuszcza danej substancji ale sprzyja jej roz­
proszeniu, m oże w ytw orzyć jej roztwór kolloidalny. Sól kuchenna rozpuszcza
się w w od zie, ale naprzykład w benzolu zachow uje się jak kolloid. O środek
przytem niekoniecznie musi b yć cieczą; tak zw ane szkło rubinow e jest stałym
roztworem kolloidalnym złota; szafir, am etyst i opal są podobnie stałem i roz­
tworami kolioidalnem i M głę m ożem y p oczytyw ać za roztwór kolloidalny ga-.
z o w y ; w zw yk łej m gle cząstki w od y tw orzą się dokoła stałych m aleńkich zia­
renek, np. organicznych p yłk ów lub cząstek w ęgla, unoszących się w pow ietrzu.

§ 22. O dyfuzji gazów.

Wiemy, że woda wysycha z ot wartego naczyni a; jeszcze


szybcej wys ycha al kohol lub eter. W każdej sekundzie, dzięki
ulatnianiu się cieczy, tworzy się p ewna ilość pary, która dyfun-
duje w powietrze, pocz em nowa ilość pary powst aj e przez d al ­
sze p a r o w a n i e ; dl at ego przewiew powietrza przyśpiesza w y s y ­
chanie. Wiemy, że niektóre gazy maj ą za pa ch mocny, swoisty;
napr zykł ad amo nj ak , siarkowodór, g az oświetlający.' Jeżeli otwo-
38 O cieplnej równowadze materji Rozdz. II

rżymy w pokoj u zbiornik, wypełni ony j e d n y m z tych gazów,


ucz uje my po chwili zapach nawet w pewnej odl egł ości od zbior­
n i k a ; ale przebi eg dyfuzji jest powolny, jeżeli drzwi i okna
w pokoj u są za mkni ęte i t emp er at ur a jest w nim jednost aj na.
Widzimy zatem, że, jeżeli dwa gazy zna jdu ją się w zetknięciu
ze s o b ą , każdy dyfunduje w drugi m gazie, p o d o b n i e jak sól
albo cukier dyfunduj e w wodzie.

W dośw iadczeniu następującem przyglądam y się bezpośrednio w zajem nej


dyfuzji dw óch gazów . Na dnie sporego szklanego balonu, w yp ełn ion ego z w y ­
kłem pow ietrzem , składam y trzy lub cztery krople ciekłego bromu. Gęsta,
ciem no - pomarańczowa para bromu rozpościera się i przewala się ociężale
u spodu n aczyn ia; do leżących nad nią warstw pow ietrza dyfunduje ona bardzo
pow oli.

Cyl indryczne naczynie szklane, oznaczone literą A na rys.


20-ym, napełni amy gazem gęst szym niż powietrze, naprzykład
bezwodni kiem węglowym, chlorem, parą b romu, czterotlenkiem
azot u; w tym celu wpus zc zamy powoli gaz rurką na dn o n a ­
czynia A, gdzie on rozlewa s i ę ,
s to pn i owo us uwaj ąc powietrze. G d y
naczynie A jest nape łn ione , z a m y ­
k am y je płytką P ; p o n ad tą płytką
ustawiamy, d n em do góry, drugi
walec szklany B, który ma to samo
jak A p opr zecz ne przecięcie; walec
ten B zawiera powietrze. Pozi omo
przesuwaj ąc płytkę P, tak, ażeby
otwór O znalazł się pomi ędzy A i B,
us tanawi amy połączenie między
walcami. Gęst ość gazu, z n a j d u j ą ­
c ego się w A, j est większa niż g ę ­
stość powietrza w B; gazy m o g ą
zatem mieszać się ze s obą tylko
przez w z aj em n ą dy fuz ję , która też
d ok on ywa się, ale bardzo powoli. G dy dolny gaz jest barwny,
jak np. chlor lub czterotlenek azotu, ś ledzimy p r zeb ieg dyfuzji
b ez poś red ni o wzrokiem. Bezwodnik w ęg lo wy j est b ez barwn y;
o po st ępach jego dyfuzji mo że my p rzekonać się p oś re dnie mi
s pos oba mi , polegaj ącemi na chemi cznych własnościach t ego
gazu.
Określenia pojęć 39

D o dolnego naczynia A w prow adźm y pew ną ilość chlorowodoru HC1, który


rozlew a się u spodu n a c z y n ia ; ponad chlorow odorem pozostaw iam y w arstw ę
pow ietrza. Górne naczynie B w ypełniam y am onjakiem N H 3. Chlorowodór dy-
iunduje do powietrza od dołu ; gd y m iędzy A i B ustanowiono połączenie,
amonjak dyfunduje do powietrza od góry. Chlorowodór i amonjak spotykają się
zatem i w chodzą ze sobą w reakcję; salin jak, który tw orzy się w ów czas, w y ­
dziela się w postaci białawej chmurki, zdradzając dyfuzję obu gazów w po­
wietrzu.

§ 23. Ciało jednolite, jednorodne, izotropowe.


M oże my teraz pod ać określenia niektórych wyrazów i pojęć,
któremi w dalszym ciągu będz ie my się często posługiwali. D o ­
kł adni e określone pojęcia, oraz d o g o d n e i u st al one ich nazwy
d o p o m a g a j ą niezmiernie zwięzłości i jasności wykł adu a nawet
ścisłości r oz umow ań i wniosków.
Ciało mat erjalne może być jednolite lub niejednolite. N a z y ­
w a my ciało jednolitem. jeżeli wszystkie j ego własności są d o ­
kładnie j ed n a k o w e w j ego wszystkich częściach, we wszystkich
j e g o el eme nta ch przest rzennych (tom I, § 100). Zwykłe a tm o s f e ­
ry czne powietrze w p okoj u jest j ednol ite; mi eszanina ś ni egu
z wodą ciekłą jest niejednolita. Roztwór cukru w wodzie jest
j ednol ity; układ, w którym, obok takiego roztworu, zna jduj e się
p a r a wo d na albo cukier stały, nierozpuszczony, jest niejednolity.
O dp ow ied ź na pytanie, czy pew ien układ jest jednolity, m oże w yp aść roz­
m aicie, zależnie od stopnia subtelności sp osob ów n aszego badania. W ymurowana
ściana w ydaje się zdaleka jednolita; zbliska rozpoznajem y łatw o jej niejednoli­
to ść . Ziemia jest jednolita dla przedsiębiorcy robót ziem n ych ; ale dla robaczka,
który ją drąży, jest niejednolita. W astronomji poczytujem y nieraz kulę ziem ską
za bryłę jednolitą; w g eofizyce i w geologji badam y sz czeg ó ło w o jej niejedno­
litość. Roztwór kolloidalny jest jednolity m akroskopow o, lecz niejednolity mikro­
sk op ow o (lub lepiej p ow iedzm y u ltra m ik ro sk o p o w o ; wyraz ten zrozum iem y
•w optycznym naszym rozdziale). Wedłut: hyp otez m olekularnych, w szelka jedno-
itość materji jest prostcm złudzeniem .

G dy pojęcie ciała j edn o li te g o jest znane, m o że my pod ać


określenie pojęcia fazy, którem p o s ł u gu j em y się, po czynaj ąc od
§ 16-go. Fazą nazywamy k aż dą przestrzennie o d gr a n i c z on ą część
m at er ja ln eg o układu, która sama w sobi e j est jednolita. Tylko
jed no fa zo wy układ może więc być jednolity
Wyo br a źm y sobi e układ, złożony z pary wodne j, z ciekłej
w od y i z l o d u ; jest to układ niejednolity ale jednorodny, gdyż
wszyst ki e j e g o fazy są ut worzone z t ego s a m e g o c h e mi c z ne go
40 O cieplnej równowadze materji Rozdz. I i

indywiduum. Powietrze jest jednol ite ale n i e j e d n o r o d n e ; j e s t


ono mi es zaniną r ó ż n o ro dn yc h c he mi cznych substancyj. M i es za ­
niny, stopy, emulsje, zawiesiny, prawdzi we i kolloidalne roztwory
są oczywiście n i ej ed no ro dn e.
Jeżeli ciało we wszystkich ki erun ka ch z ach owu je się j e d n a ­
kowo, naz ywamy je izotropowemu w przeciwnym razie n az ywamy
je anizotropowem. W rozmaitych k ierunkach ciało a ni z o t r o p o w e
może naprzyklad być rozmaicie sprężyste, rozmaicie prz ewo d zi ć
ciepło lub prąd elektryczny, zach owywa ć się różnie wob ec fal
świetlnych lub elekt ro ma gnet yczny ch . Ciecze i gazy są zwykle
izotropowemi ciałami; ciała krystalicznej b u d o w y są a n i zo t ro ­
powe. Metale są tylko zgr ubs za i zo tr op owe ; b a da n ie mi kr os ko ­
powe zdradza ich anizotropję. Ciała włókniste, jak drewno, p a ­
pier, tkaniny, są oczywiście anizotropowe.
W yobraźm y sobie, 'że z badanego ciała w ycięto pew ną cząstk ę w kształcie-
kuli. Jeżeli ta kula, jakkolw iek ją w ykręcam y, nie zdradza różnic w sw ych
fizycznych własnościach, w ów czas ciało, z którego ona pochodzi, jest izotro­
pow e. Nikt w ów czas nie m oże poznać z zachowania się kuli, jak była położona
w ciele, z którego została w ycięta.

§ 24. O różnicy pom iędzy cieczą a gazem.

Na czem pol ega istotna różnica p omi ędzy s tanem ciekłym


a stanem g az owy m ? Mówi się zwykle, że ciecz, jak wiadomo,,
może zajmować część naczynia, w którem jest zawarta. Wo d a
lub alkohol może naprzykład wypełniać j edn ę trzecią część p o ­
j emn oś ci butelki; spoczywa wówczas, w postaci warstwy, u s po d u
naczyni a; po na d warstwą cieczy znajduj e się zwykle mi eszanina
powietrza i pary, tworzącej się przez ulatnianie się cieczy. O d
tej mieszaniny gazowej ciecz bywa zwykle o ddzi el ona t.zw. po­
wierzchnią swobodną, która często (ale bynaj mni ej niezawsze)
jest pozioma i płaska. Taki jest obraz, który dos trze gamy, gdy
w naczyniu zawiera się ciecz. Jeżeli w naczyniu zawiera się gaz,
nie tworzy się nigdzie powierzchnia s w o b o d n a ; gaz umie d o ­
trzeć do wszystkich zakątków naczynia, zapełnia wszystkie j e g o
przedziały i części. Można zatem powiedzieć (tak uczą nas różne
książki), że ciecz w danej t emper at urze ma o kr eś loną ob jęt oś ć
ale nie ma określonej po st aci ; że gaz nie ma ani określonej
objętości, ani określonej postaci. Czy te twierdzenia są t r af ne?
Rozważmy od początku całe za gadni eni e.
Ciecz a gaz 41

W polu siły ciężkości ciecz, której gęs toś ć j est większa, g r o ­


madzi się w dolnej części naczynia, para zaś i powietrze p o z o ­
stają w górnej. Przypuśćmy, że w p ew n em naczyni u z n a jd u je
się j edn ocz eś ni e bez wod ni k węglowy i powietrze. W e d ł u g § 2 2 -g o
bez wo dn ik może za jmować d ol ną część naczynia, powietrze zaś
g ó r n ą ; mimo to zwykłego bezwo dn ika w ę g l o w e g o nie na z ywa my
cieczą; w t emp er at urze po ko jo wej n a z y w a m y g o pos pol ici e g a ­
zem. Rozmieszczenie dwóch gazów, o kt órem mówi my, jest
wprawdzi e nietrwałe; bezwodni k dąży do rozejścia się w p o w i e ­
trzu przez dyfuzję. Ale woda ciekła dąży również do rozejścia się
w p owi et rz u: naj przód przez parowani e, nas tępn ie przez dyfuzję
wyt worzonej pary. Istota różnicy p omi ędzy cieczą a gaz em nie leży
więc w fakcie, że ciecz nie wypełnia całego naczynia a gaz je
w y p e ł n i a ; istota tej różnicy leży zgoła gdzieindziej. Ciecz, m o ­
g ąc parować, wytwarza układ dw ufazow y, g az jest jednofazo­
wym u k ł a d e m ; dwufazowego układu nie powi nn iś my zestawiać
ani p or ówny wać z j ed n o f a z o w y m ; takie po ró wn a ni e jest z g ór y
skazane. P rz yp uś ć my, że pewna ciecz zajmuje całą o bj ęt o ść
walca, wy ob r a ż o n e g o na rys. 1-ym (§ 3), pod tłokiem, że j ą
wypełnia doszczętnie. W y ob r a ź m y sobi e gaz, zawarty w drugi m
p o d o b n y m walcu pod tłokiem. Taka ciecz i taki gaz są j e d n o -
fazowemi u kł ad ami ; m o że my je p or ówn yw ać ze sobą. Do jakich
wni osków prowadzi to p o r ó w n a n i e ? P r a w a za ch owy wa ni a się
cieczy i gazu są zupełnie p o d ob ne . Jeżeli na d a n ą mas ę cieczy,,
w danej t emperaturze, wywi eramy o kr eś lon e ciśnienie, mas a ta
pos iad a o kre śloną objętość. Jeżeli na d a ną masę gazu, w danej
temperat urze, wywi eramy określone ciśnienie, mas a ta z a jm u j e
o kr eś lo ną objętość. Niema tu żadnej istotnej różnicy, prócz
chyba tej, którą wskazaliśmy w § 3-im, mianowicie : ściśliwość
cieczy bywa zwykle mała, ściśliwość g az ów bywa zwykle duża.
Za c z y na m y teraz dos trze gać o d p o wi e dź na p os tawi one p y t a ­
nie. P ewne ciała pł ynne wys tępuj ą w jednej fazie, są więc j e d n o -
lite; inne m o g ą wy st ęp owa ć w dwóch fazach i wówc zas są n ie ­
jednolite. Tlen, azot, wodór, hel, w zwykłych wa runkach, w k t ó ­
rych przyrządzamy i b a d a m y te ciata, o bj awi aj ą się w jednej
fazie gazowej. Wo da z a cho wu je się i n a c z e j ; w t emper at ur ac h
łatwo nam d o s tę pn yc h woda może ukazywać się w dwóch p ł y n ­
nych fazach, w fazie ciekłej i w fazie gazowej. Alkohol etylowy
i m n ós t wo innych s ubs tancyj za ch owu je się podobni e.
Czyżby istniały dwie różne i o dr ę bn e klasy pł ynó w w przy-
44 O cieplnej równowadze materji Rozdz. //

Dochodzim y do tego sam ego w niosku, zasadzając się na prawach dynamiki.


Z dolnego naczynia A (rys. 20) bezw odn ik w ę g lo w y dyfunduje do górnego B,
chociaż do tego ruchu nie skłania g o żadna siła, podpadająca pod zm ysły, cho­
ciaż siła ciężkości sprzeciw ia się temu ruchowi. Zjawisko dyfuzji przeczyłoby
zatem pierw szej i drugiej zasadzie N e w t o n a , g d y b y śm y nie przypuszczali, ż e
w łonie k ażdego gazu, chociażby napozór sp oczyw ającego, odbyw ają się ruchy
molekularne, ukryte przed naszym wzrokiem , ruchy, których jedynie skutki
objawiają się w idom ie.

P on ie waż wzajemna dyfuzja gazów o db y wa się powoli (§ 22),


m o ż n a b y może sądzić, że ruchy cząsteczek gaz owy ch są ocię­
żałe. Lecz wniosek ten nie byiby słuszny. Jeżeli cząsteczki są
maleńkie, ich liczba w każ dym centymetrze s ześciennym, w ga ­
zie zwykłej gęstości, musi być olbrzymia ; b i e gn ą c e we wszyst ­
kich kierunkach cząsteczki m us zą więc s pot ykać się między s o b ą
n ader często, wówczas zaś muszą się załamywać lub od wra cać
kierunki ich b i e g u ; ch ociażby zatem cząsteczki gazów poruszał y
się bardzo prędko, m o g ą p os u wa ć się napr zód bar dzo powoli.
Ażeby zrozumi eć własności gazów, mus imy istotnie wyt worzyć
s obi e taki obraz ruc hu składających je cząsteczek.
Mol ekuł y pary wodnej, chlorowodoru, a m on j ak u lub b e z ­
wodni ka w ę g l o w e g o nie m o g ą być ostat ecznemi cząstkami, z u ­
pełnie prost emi czyli niezłożonemi. J ak z chemji wi adomo, c zą­
steczka pary wodnej musi składać się z j eszcze mniejszych czą­
stek wo d or u i tlenu, zwanych ch emi czn emi a t o m a m i . Czą­
steczki amo nj ak u, b ezwodni ka w ę gl ow ego , ch lo rowod oru , s i ar ko­
wodoru, etylenu są p o d o b n i e układami, do których w c h o d z ą
at omy różnych pierwiastków chemicznych. Cząsteczki wo do ru ,
tlenu, azotu są również złożone, każda zawiera dwa at omy o d p o ­
wi edn iego pierwiastka.
W końcu XIX-go stulecia i w o b e c n e m XX-em d o k o n a n a
w fizyce odkryć, które p o zo s t a n ą dł ug o pami ęt ne. R ö n t g e n ,
Z e e m a n , J. J. T h o m s o n , B e c q u e r e l , P i o t r C u r i e
i p. M a r j a z e S k ł o d o w s k i c h C u r i e , E. R u t h e r f o r d
i inni uczeni otworzyli przed nas zym wzrokiem du ch ow ym nowy
świat zjawisk. Będzi emy mogli przedstawić te wielkie z d o b y c z e
dopi ero w późni ej szych rozdziałach w y k ł a d u ; lecz już tu w s p o ­
mi namy, że dzięki nim n au ka przenika już dzisiaj do wnętrza
ch e mi c zn eg o atomu. Wi emy obecnie, że at om chemi czny j e s t
zwykle zawiłym układem, który zawiera, prócz d od at n io naelektry-
zo wanego , maleńki ego, m a s y w n e g o j ądra, nadt o p ewn ą liczbą
uj emni e n ał ad owan ych elektronów, cząstek znacznie mniej m a ­
s y w n yc h aniżeli atomy.
Już przed dw udziestu kilku wiekam i nauczał w A bderze D e m o k r y t , że
materja tylko pozornie jest jednolita i ciągła, że istnieją a to m y, czyli jej osta­
teczne, niepodzielne gruzełki; w L u k r e c j u s z a poem acie D e Rerum N atura
znajduje się w ykład tej nauki, t. zw . a tom istyki. Podobnym byp otezom hołd o­
w ało później w iele um ysłów ; lecz dopiero w X lX -em stuleciu przybrały one
kształt jasny i ścisły, kształt m atem atycznej te o r ji; dopiero w ów czas przyniosły
o n e nauce istotny pożytek. Zapom ocą h y p o tezy atom istycznej J o h n D a l t o n
w r. 1808-ym w ytłum aczył prawa tworzenia się zw iązków chem iczn ych ; teorje
chem iczne polegają odtąd przeważnie (choć nie w yłącznie) na atom istycznych
zasadach. O koło połow y X IX -go stulecia C l a u s i u s , C l e r k - M a x w e l 1,
B o l t z m a n n i inni uczeni stw orzyli t. zw . k in etyczn ą teo rję m a terji czyli
naukę, która wyjaśnia w łasności ciał materjalnych, zakładając, że one składają
się z cząstek, poddanych prawom dynam iki. Teorja ta tłum aczyła pierwotnie,
w sp osób bardzo jasny i ścisły, cieplne i dynam iczne w łasn ości materji w sta­
nie g a z o w y m ; stop niow o rozszerzono jej zakres, stosując ją do uporządkowania
i do zrozum ienia różnych innych dziedzin zjawisk fizycznych. U zupełniona
(dzięki pracom L o r e n t z a , J. J. T h o m s o n a i innych badaczy) przez h ypo-
te zę elektron ów , teorja atóinistyczna umocniła się i rozw inęła się nadzw yczaj­
nie ; w obecnej chwili panuje ona nad rozwojem całych w ielk ich odłam ów na­
sz e j nauki.
ROZDZIAŁ TRZECI.

O równow adze ciał stałych sprężystych.

§ 26. O wydłużaniu drutów.


Widzieliśmy w § 9-ym, że st al owy drut j est sprężysty. Ażeby
drut wydłużyć, mus imy p o d d a ć go działaniu siły ze wn ęt rz ne j;
uwol ni ony od t ego działania, drut powraca do pierwotnej dł u­
gości. Takie o bj awy naz ywamy zjaw iskam i sprężystości.
O bcując codziennie z ciałami stałem i, jesteśm y osw ojeni z ich w łasn ościam i;
dlatego zjawiska sp rężystości nie budzą w nas zw yk le zaciekawienia. A jednak
te zjawiska nie są proste ani sam e przez się zrozum iałe. S p rężystość ciał sta­
łych jest faktem zaw iłym i dziw nym , który św iad czy o grze nieznanych nam
sił, ukrytych w e wnętrzu materji. Z apoznaw szy się z p ra w a m i sprężystości,
m ożem y spodziew ać s ię , iż d ow iem y się c ze g o ś o sp osob ie działania tych sił.

,Na drut stalowy A B (rys. 14), ut wi erdzony w końcu A,


działa ciężar ciała C; oznaczając ten ciężar przez P , powi adamy,
że w końcu B działa siła P. Jeżeli S jest polem p o pr z ecz nego
przecięcia drutu (który u wa ż am y za walec prosty), s t os un ek P /S
wyraża ciągnienie, czy nn e w końcu B \ oznaczmy to ciągnienie
przez p. Jakie odkształcenie o d po wi ad a działaniu, kt ór eg o miarą
jest wartość p ? P rzyp uś ćmy, że pierwotna d ł ug oś ć nieobciążo-
n e go drut u wynosi £ ; długość, którą drut przybiera pod wp ły ­
wem obciążenia, P, niechaj wynosi £ -j- / ; wydłużenie drutu wy ­
nosi więc ł. Czy wydł użenie ł j est należytą miarą w yw oł a ne go
odk szt ał cen ia? W yo b ra źm y sobie kilka drutów, wy robi onyc h
z j ednakowej stali; przyp uś ćmy, że pola 5 ich przecięć są jedna^
kowe, że dł ugości drut ów są n at omi as t różne, wynoszą np. L ,
£ £ , £ £ i t. d. P o d d a j e m y druty działaniu j ed n a k o w e g o o bci ąże­
nia P, zatem działaniu j e d n a k o w e g o ciągnienia p. Wy dł użeni a
drutów s ą : l, \ ł i t. d.; innemi słowy, wydłużenia są p r o ­
porcjonal ne do pierwotnych długości. Wydł uże ni e ł zależy zatem
Hrawo nootie a 4/

od okazu drutu, od egzempl arza w y b r a ne go do d oś wi adc zeń ;


wydł użenie to samo przez się nie jest miarą d o k o n a n e g o o d ­
kształcenia. Na to mi as t s to s un ek wydłużenia l do pierwotnej dł u­
gości L nie zależy od wyboru d ru t u; ten s t os unek jest więc
właściwą miarą d o k o n a n e g o odkształcenia. S t o s u n e k ten //L
o zna cza my przez e; nazywamy go jedtiostkowem wydłużeniem.

§ 27. Prawo Hooke'a. Moduł Younga.


Do doświ adczeń wybi er amy pewien drut stalowy, o długości
L, o polu 5 p o p r z ec z ne go przeci ęci a;p o d d a j e m y g o działaniu
coraz większych obciążeń, p ocz ynaj ąc od bar dzo małych (rys. 14);
wys trz egamy się j edn ak że obci ąż eń zbyt znacznych, po d których
wpł ywem stan drutu przekroczyłby granice doskonał ej s p rę ż y­
stości ( § 9 ) ; w tych granicach ch ce my w naszych d o ś w i ad c ze ­
niach pozostać. Pewne ciągni enie p wywołało w drucie j e d no s t ­
kowe wydłużenie e. Do um ie sz c zo ne go na szalce obci ążeni a d o ­
dając dalsze, dodat kowe, powi ększamy ci ągnienie p, p rz yp uś ćmy
np. do 12/7 ; j e d no s tk o we wy dł uże nie wzrośnie wówczas do
\:2e. Ciągnienie i jednostkow e w ydłużenie zmieniają się w tym
samym stosunku, są proporcjonałne do siebie. Twi er dzeni e to
zawiera się jako szczególny p r zy pad ek w t. zw. prawie Hooke’a,
prawie, s tanowi ącem f un d a me n t teorji sprężystości.
L
W r. 1676-ym R o b e r t H o o k e podał anagramat ceiiin osssttvu , w którym,
jak sam później objaśnił, zawierała się zw ięzła formuła: u t tensio sic v is ; ten
sz c ze g ó ł charakteryzuje ów czesn e zw yczaje uczonych. W dzisiejszym języku
pow iadam y: ciągnienie jest proporcjonalne do odkształcenia. W przypadku, o k tó­
rym m ówim y, miarą odkształcenia od b yw ającego się w drucie jest w ydłużenie
jednostkow e.

Oznaczmy przez E spółczynnik propor cj onal noś ci , czyli wiel­


kość stałą, niezależną od e ani od p, j ednakż e zależną od n a ­
tury substancji, z której drut jest wyrobiony. W e d ł u g prawa
H o o k e ’a mamy

1. p — Ee
lub, zami ast p i e wstawiając ich wartości :

W teorji sprężystości nazywamy stałą E modułem Younga. Po-


48 Ciała stałe sprężyste Rozdz. III

nieważ j ed n os t ko we wydłużenie e jest liczbą czystą, przeto m o ­


du ł Y o u n g a jest wielkością t eg o s a m e g o rodzaju jak ciągnienie
a lb o ciśnienie) i wyraża się w tycli samych jednost kach.
Przytaczam y wartości m odułu Y o u n g a dla niektórych jsub stan cyj; wartości
te, które odpowiadają temperaturom pokojow ym , są przybliżone i średnie, albo­
w iem w łasności sp rężyste ciał stałych zależą w znacznej m ierze od sposobu
przyrządzenia i od stanu tych ciał, a także od obecności obcych przym ieszek.
Za jednostkę w ybieram y w tablicy 109 d yn /cm 2; jednostka ta nie różni się zna­
czn ie od jednostki 1 K g/m m 2, którą technicy posługują się często.

Stal: 21000 Jedw ab: około . 650


M iedź: 11000 S zk ło: od 5000 do 8000
Srebro: 7300 D rew no: od 30 do 1000
O łó w : 1700 K au czu k : od 0 05 do 0-80

Znając wartość m odułu Y o u n g a dla substancji, z której w yrobiony jest


drut, m ożem y z równania (2) ob liczyć w yd łu żenie, które nastąpi pod działaniem
dan ego obciążenia. P rzypuśćm y naprzykład, że na drucie stalow ym , którego
poprzeczne przecięcie ma pole 1 m m 2, zaw iesiliśm y ciało, w ażące 21 K g ; w y ­
dłużenie drutu w yn iesie około jednej tysiącznej części pierwotnej długości. W y­
dłu żenie jednostkow e 0'001 byłob y uważane w technice za bardzo znaczne, za
w yjątk ow e; dozw olone w w ie lk ic h konstrukcjach stalow ych w ydłużenia jednost­
k o w e w yn oszą rzadko w ięcej aniżeli 0'0005.
Sztaby, pręty i taśm y, a także sprężyny, zachow ują się podobnie jak druty
i nici pod w p ływ em w yciągania; prawo H o o k e ’a stosuje się przybliżenie w tych
w szystk ich przypadkach.

§ 28. Poprzeczne kurczenie się przy wyciąganiu.


Sądząc z dot ychcz as owy ch wyników, m og l ib y śm y mniemać,
że prawa wydłużania się drut ów i nici są bardzo proste. W y k o ­
n aj my teraz doświadczenie, które może nas zachwiać w tern
przypuszczeniu. Wyb ier amy ci enką taśmę, w y ro bi o ną z kauczuku;
dla kauczuku moduł Y o u n g a jest mały, t aśma wydłuża się
znaczni e p od dzi ałaniem s ł a b e g o ciężaru. Mierząc poprzeczne
wymiary ciała przed obci ążeni em i po obciążeniu, p rz e ko ny wa my
się, że taśma, wyciągaj ąc się w ki erunku długości, zarazem kur­
czy się w każ dym p op rz ecz ny m kierunku. S tos une k p o pr z ecz nego
j e d n o s t k o w e g o skurczenia do p o d ł u ż n e g o j e d n o s t k o w e g o w y d ł u ­
żenia nazywa się stosunkiem Poissona; s t os un ek ten wynosi
w kauczuku około w stali, w mos iądzu i miedzi wynos i około
w szkle około ■£, w korku zbliża się do z e r a ; gd y wyciągamy
podł użni e laseczkę k o rk o wą , nie kurczy się ona prawie wcale
poprzecznie. Widzimy zatem, że wydł użanie się drutów, nici,
Ś 28 Kurczenie się przy wyciąganiu 49

prętów, sztab albo tasiein pod dzi ał aniem p od ł użneg o ciągnienia


j e s t w istocie zawiłem zj awis ki em; odkształcenie, które d o k o ­
n ywa się wówczas, p oc ią ga za s ob ą zarazem zmianę postaci
i zmianę objętości. W kauczuku zmi ana objętości j est bar dzo
mała, w korku przeciwnie j est znaczna.

W yobraźm y sobie w alec prosty, którego d łu gość w yn osi L \ promień p o ­


przeczn ego przecięcia walca niechaj nazyw a się R. Pole 5 pop rzecznego prze­
cięcia w yn osi tu/?1; ob jętość V walca w yn osi SL. Zmieniamy d łu gość L o bar­
d z o małą w ielk ość /; promień R zmienia się o bardzo małą (ujemną) w ielk ość
r. O bliczm y zm ianę s pola 5 oraz zmianę v objętości otrzym ujem y przy­
bliżenie

1. s = 2 n R r\ v = 5 / -j- sL

Dla kauczuku stosunek P o j s s o n a w yn osi {-; zatem dla tej substancji /

r
R 2L

Wstawiając (2) do równań (1), otrzym ujem y v = o; w kauczuku zmiana obję­


tości jest bardzo mała, w przybliżeniu równa się zeru. W korku m am y przy­
bliżenie r = o, a zatem s = o ; zmiana v jest w ów czas m ożliw ie największa.

Z ad a n ia .
1. Działaniem ci'żaru 11 K g , 12 K g , 13 K g w yciągam y drut stalow y,
•o średnicy 1'3 mm, o długości 120 cm. O bliczyć w ydłużenia.
2. Drut m iedziany ma tę samą średnicę i d łu gość tę samą jak stalow y
drut, o którym mowa w 1-em zadaniu; w yciągam y g o działaniem tych sam ych
ciężarów . W jakim stosunku pozostają w ydłużenia tych drutów ?
3. Drut m osiężny, którego poprzeczne przecięcie posiada pole 1 m m 1, oka-
.zuje jednostkow e w yd łu żenie 0 0 0 0 5 pod w p ływ em w yciągającego ciężaru
4 -6 K g; ob liczyć moduł Y o u n g a mosiądzu.
4. W yciąganiu, pod działaniem tego sam ego ciężaru, poddane są druty,
w yrobione z tego sam ego m aterjału; zarówno długości jak średnice drutów
mają się do siebie jak 1 : 2 : 3. W jakim stosunku pozostają w yd łu żenia?
5. Na drucie, który w yciągam y działaniem zaw ieszon ego ciężaru, um ocow a­
liśm y trzy nonjusze (por. rys. 14) w od ległości \L , \L , L (gdzie L d łu gość
drutu) od górnego utw ierdzonego końca. Jakie w ydłużenia zauw ażyliśm y na
skali ?
6. U sw obod nego, dolnego końca cienkiej nici kauczukow ej, której górny
koniec jest nieruchom y, zaw iesiliśm y ciało ciężkie P ; pod niósłszy to ciało, po­
zwalam y mu nagle sp aść ku dołow i. Zakładając, że nić nie urwała się, zapytu­
je m y : czy najw iększe osiągnięte w yd łu żenie będzie w tym razie to sam o jak
w ów czas, g d y ciało P wisi spokojnie i tylko sw ym ciężarem działa na nić.
7. W przypadku, który .przypuściliśm y w zadaniu 6-em , jakie drgania od b y­
wać będzie ciało P ? W odpow iedzi na to pytanie należy w ziąć za punkt w y j­
ęcia prawo H o o k e ’a.

N ., Z., F iz y k a , II. 4
50 Ciała stałe sprężyste Rozdz. III

8. Działając na drut ciągnieniem p , w ytw arzam y w nim jednostkow e w y­


dłużenie e. U dow odnić, że obliczona na jednostkę objętości ciała p ra c a odk ształ­
cenia w ynosi }-p e albo {-¿fi1.
9. Dany jest w alec prosty, który w yciągam y w sp osób opisany w artykule
niniejszym ; dla substancji w alca stosunek P o i s s o n a w ynosi 0 2 5 . O bliczyć
zmianę v objętości walca w zależności od promienia R poprzecznego przecięcia
i od w ydłużenia l.

§ 29. O ściśliwości ciał stałych i ciekłych.


Czy możliwe j est odkszt ał ceni e, w którem zmieniałaby się
tylko objętość, postać zaś ciała pozos tawał aby n i e zm i en n a? Po­
s łu gu jemy się znowu przyrządem, który z na my z § 3-go: walec
ABCD (rys. 21) wype łni amy wodą lub i nną cieczą, na którą
wywieramy ciśnienie przy po-
q mocy tłoka 7 T ; w cieczy z a n u ­
rzamy kul ę, wy robi oną z miedzi,,
z ołowiu, ze szkła; j ak wiemy,
kula do zna je wówczas normal­
nego ciśnienia na całej swej p o ­
wierzchni (§ 7). P rz e ko n am y się
w rozdziale nas tępn ym, że to*
ciśnienie j est (niemal dokładnie)
jednostajne czyli j ed na ko w e we
B wszystkich p unkt ach powierzchni
kuli. P o d działaniem takiego,
n o rm a l n e g o i j ed no s t a j n e g o ciś­
nienia kula ściska się we wszystkich ki erunkach j e d n ak ow o czyli
j e d no s ta jn i e; po zo st aj e więc kulą, o mniejszej objętości- ale tej
samej jak przedt em postaci. ‘Oz na cz my przez V obj ęt oś ć kuli
przed zanurzeniem do cieczy i przy pu śćmy , że po wywarciu na
powierzchni n or ma ln e go i j e d n o s t a j n e g o ciśnienia p, kula p rzy­
brała obj ęt ość V— v ; wówczas v jest ściśnięciem kuli, s to s un ek
zaś v/V, który oznaczamy przez 6, jest jednostkow em ściśnięciem
a więc właściwą miarą d o k o n a n e g o odkształcenia. W myśl prawa
H o o k e’a mamy

1. p = kd

gdzie k jest s półczynnikiem propor cj onal noś ci , czyli wielkością


stałą, niezależną od 0, lecz zależną od natury substancji, z k t ó ­
rej składa się k ul a; tę stałą k naz ywamy modułem ściśliwości
§30 Sztyw ność 51

uważanej substancji. Im trudniej ściśliwa j e st s ubstancja, tern


wi ęks zego pot rze ba ciśnienia p, ażeby w niej wywołać da ne
je dn os t ko we ściśnięcie 6; tem przeto większy wówczas jest m o ­
duł k. P on ie waż 6 jest liczbą czystą, zatem m o d u ł ściśliwości k
j est wielkością t e g o s a m e g o rodzaju j ak ciśnienie i wyraża się
w tych samych j edn os tk ac h.
Przytaczam y przybliżone i średnie wartości m odułu k dla niektórych sub-
stan cyj; wartości te stosują się do temperatur niezbyt różnych od pokojow ych.
Jak w § 27-ym , za jednostkę wybrano w tablicy 108 d yn /cm 2.

Stal: 16000 Woda (15° C): 200


M iedź: 12000 Rtęć (15° C ): 2500
O łów : 760 Szkło: od 3600 do 7500

Z am ieściliśm y dw ie ciecze w tablicy, jakkolwiek m ów iliśm y tutaj dotychczas


o ściśliw ości ciał stałych. Istotnie, poniew aż ciecze m ogą znosić ciśnienia nor­
malne i jednostajne (§ 7), przeto m ożem y m ów ić o ich ściśliw ości podobnie, jak
m ów iliśm y o ściśliw ości ciał stałych. W idzimy, że ołów jest trudniej ściśliw y
niż w oda, łatwiej ściśliw y niż rtęć; różnice nie są znaczne. D o ściśliw ości ciał
ciekłych pow rócim y jeszcze w n a stęp u /ą cy m rozdziale.

Z a d a n ia .
1. Na sześcian ołow iany, którego każda krawędź ma 10 cm dłu gości, w y ­
wieram y ciśnienie jednostajne 1 norm alne; jak znaczne ono być pow inno, ażeb y
objętość ciała zm niejszyła się o 1 cm 3?
2. Na litr w od y w 15° C w yw ieram y ciśnienie jednostajne i norm alne, w y ­
n oszące 6 atm osfer; jak zm ieni się objętość w o d y ? Spraw dzić twierdzenia o ści­
śliw ości w od y, podane w zak oń czen iu § 3-go.
3. Pod działaniem ciśnien ia jednostajnego i norm alnego 1200 atmosfer do­
konało się w pew nej bryle jed n ostk ow e ściśnięcie 0 01. Jaka jest w artość m o­
dułu k ściśliw ości substancji, z które składa się bryła?

§ 30. O sztywności cial stałych.

G d y ści skamy kulę działaniem n o r m a l n e g o i j e d n o s t a j n e g o


ciśnienia, jej obj ęt ość zmniejsza się ale post ać p ozost aj e n i e ­
zmienna. W e ź m y teraz na u wa g ę i nne odkszt ał ceni e, w którem
(wprost przeciwnie) p os tać ciała zmi eni a się ale obj ęt oś ć p o z o ­
staje ni ezmienna. W y o b r a ź m y s ob i e cienki drut stalowy a lbo
mos iężny lub też nić szklaną albo kwarcową. Drut ten albo nić
ab (rys. 22) utwi erdzamy w g ó r n y m k oń cu a, dol ny zaś koniec
b łączymy z p rę te m AB, p ro st op ad łym do osi a b ; na pręt A B
działamy parą sił F, F (tom I, § 97). Pod działaniem pr zyłoż o­
nej pary sił pręt AB wykręca się dokoła osi ab, w płaszczyźnie
52 Ciała stale sprężyste Rozdz. III

własnej, prost opadł ej do ab. Przypuśćmy, źe AB wykręca się


o kąt # ; zatem najniższa warstwa drut u lub nici wykręca się
o kąt &. Ta warstwa usiłuje poci ągn ąć za s obą warstwę s ą­
siednią, tuż nad nią l eżą cą; ta działa p o d o b ­
nie na n a s t ę p n ą i t. d.; w taki s p o s ó b w c a ­
łym drucie lub w nici d ok on y wa się wy k rę ­
cenie. T o wykręceni e ma największą wartość
& w dol ny m pozi omi e b; zmni ej sza się, g dy
p o s u w a m y się do góry i w g ó rn y m poziomie
a znika. Takie odkształcenie naz ywamy skrę­
ceniem.
Trwałe, nieprzemijające skręceni e jest m o ­
żliwe tylko w ciele stałem. Gdy, p odcz as s k r ę­
cania, warstwa drutu lub nici usiłuje p o c i ą ­
g n ą ć za s obą najbliższą, g ó r n ą sąsiadkę,
działa na nią widocznie stycznemi siłami;
n or mal ne siły nie skłoniłyby warstwy do
B obrot u około osi ab-, owóż tylko ciała stałe,
j ak wiemy, są z do l n e do wywierania i do
znoszeni a st ycznych ciśnień lub ci ągni eń (§ 7).
Sztyw nem lub lęgiem na z ywa my ciało stałe,
R ys. 22. które opiera się mo cn o s k r ę c a n i u ; ciała wiot­
kie sprzeciwiają się słabo t emu od ks zt ał c e­
niu. Stal jest nadzwyczaj sztywna ; kwarc i szkło są s t o s u n ­
k owo dość s z t y w n e ; kauczuk jest wiotki, galarety są bardzo
wiotkie. Płyny, jak wiemy, nie mają wcale trwałej sztywności.
Przez L oznaczmy dł ugoś ć ab nici lub d r u t u ; za miarę s k rę ­
cenia p rz yj mu jem y s t os un ek &/L, który oznaczamy przez d>.
Przez M roz umi ejmy m o m e n t pary sił F, F, która wytwarza
skręcenie. W e d ł u g prawa H o o k e ’a m a m y wówczas

1. M = Ad)

gdzi e spółczynnik p ro por cj onal noś ci A zależy o d własności s u b ­


stancji drutu (lub nici) oraz od j e g o (lub jej) p opr zecz ny ch wy ­
miarów, lecz nie zależy od M ani od ¿5.
Do dośw iadczeń nad skręcaniem drutów lub nici m ożem y p osłu giw ać się
przyrządem , przedstawionym na rys. 23-im . Drut ab, nieruchomo pochw ycon y
w a, dźwiga na sobie kółko poziom e A B ; naokoło teg o kółka ow inięte są
■sznurki, przerzucone przez bloczki r, r; na końce tych sznurków działają cię­
żary ciał p , p . Na dolną warstw ę drutu działam y zatem istotnie (jak zakłada-
O gięciu 53

liśray w yżej) parą sił p , p . Kąt skręcenia dolnej warstw y odczytujem y na kole
K dzięki obrotow i w skazów ki, przym ocow anej u dołu drutu. W innych m iej­
scach c, ci znajdują się dalsze w skazów ki, których obrót potw ierdza, że kąt
skręcenia każdej w arstw y jest wprost pro­
porcjonalny do jej o d ległości od punktu
uchw ycenia a, jak to przypuszczaliśm y
w poprzedniem rozum owaniu. Do opisanych
tu dośw iadczeń nadają się doskonale druty
stalow e bardzo cienkie, używ ane do budow y
pianin i fortepianów.
Z teorji sp rężystości w ynika, że spół-
czynnik A, znajdujący się w równaniu (1),
jest wprost proporcjonalny do czwartej po­
tęgi średnicy drutu. Zapom ocą przyrządu,
o którym była mowa, przekonyw am y się ,
że to (z teorji w yprow adzone) twierdzenie
zgadza się z dośw iadczeniem .

Z adan ia.
1. Badanie zjaw isk skręcania walców
prostych dokoła ich osi jest w ażnem za­
gadnieniem technicznem ; osi w machinach
są poddane działaniu znacznych sił skręca­
jących. D laczego w artykule niniejszym m ó­
w iliśm y tylko o skręcaniu cienkich drutów
lub nici? d laczego nie próbujem y w y k o n y ­
w ać opisanych dośw iadczeń nad grubemi R)'s - ®3.
prętami ? C zy przy tych dośw iadczeniach
korzystniej jest p osłu giw ać się długiem i czy krótkiemi nićm i ?
2. Trzy druty, jednakow ej długości, są w yrobione z tego sam ego m aterjału;
ich średnice mają się do siebie jak 1 : 2 : 3 . Skręcam y druty w sp osób , przed­
staw iony w artykule niniejszym . Jeżeli kąty skręcenia, m ierzone u sw obodnych
końców drutów, mają b y ć jednakow e, w jakim stosunku do siebie pow inny
p ozostaw ać m om enty przyłożonych par sił?

§ 31. O gięciu.

W yo br a źm y s obi e bel eczkę d r e w n i a n ą , opartą w p unkt ach


A i B (rys. 24) i przypuśćmy, że w środku C po d da li ś my ją
działaniu ciężaru ciała P. Beleczka wy gi na się wówczas, środek
C obni ża się. Ażeby łatwiej dos trze gać i mierzyć (zwykle n i e ­
znaczne) obni żani e się ś rodka C, łączymy C z osią O w s pos ób
wi doczny z r y s u n k u ; na osi O jest o s ad z on a wskazówka S,
b i e g ną c a przed tarczą T\ p os uwa ni e się p u nk t u C ku dołowi
z d r a dz a się wówczas wyraźnie ob rot em wskazówki. O z n ac z my
54 Ciała stałe sprężyste Rozdz. III

przez h p i ono we obni żeni e się p unkt u C, wywoł ane przez cię­
żar P; przez R rozumi ejmy stałą ni ezal eżną od h. W myśl prawa
H o o k e ’a śro de k C obniża się wprost p ro por cj onal ni e do dzi a­
ł aj ącego ciężaru P ; m a m y zatem

1. P = Rh
gdzie s półczynnik pro po rcj onal no ści R zależy od długości belki,
od postaci i od rozmi arów jej p o p r z ec z ne go przecięcia, od n a ­
tury i od st anu substancji belki, ale nie zależy od P ani od h.

Rys. 24.

W yobraźm y sobie kilka d eseczek A, B, C, D i t. d., w yrobionych z tego


sam ego rodzaju d rew n a; przypuśćm y, że ich przecięcia poprzeczne są prosto­
kątami. W yginam y w szystk ie deseczk i działaniem tego sam ego ciężaru, który
przyłożony jest zaw sze w środku i skierow any rów nolegle do w ysok ości de­
seczki (rys. 24). O znaczm y przez a d łu g o ść, przez b w y so k o ść , przez c szero­
kość którejkolwiek deseczki. Z teorji sp rężystości wynika, że spółczynnik R
d eseczk i jest proporcjonalny do utw orzonego dla niej ilorazu b^c/a3, zresztą zaś
zależy tylko od m odułu Y o u n g a substancji d eseczk i. Zapom ocą przedstaw io­
n ego na rys. 24-ym przyrządu m ożem y spraw dzić przytoczone teoretyczne tw ier­
dzenie. M ierzym y obniżenie h w trzech przypadkach:
(I) D ługości a d eseczek są rozmaite, w ysok ości ich b i szerokości c są
je d n a k o w e ; stw ierdzam y, że obniżenie h jest w prost proporcjonalne do a \
(II) W ysokości b d eseczek są rozmaite, szerokości ich c i dłu gości a są
je d n a k o w e ; stw ierdzam y, że obniżenie h jest odw rotnie proporcjonalne do b !.
(Ili) Szerokości c d eseczek są rozmaite, długości ich a i w ysok ości b są
O gięciu 55

jednakow e; dośw iadczenie w ykazuje, że obniżenie /; jest odwrotnie proporcjo­


nalne do c.
W eźm y na uw agę inny przypadek. Tę samą deseczk ę, o prostokątnem po-
przecznem przecięciu, um ieszczam y (1) w położeniu 1-em (rys. 25), w którem
krótszy bok b, prostokąta jest skierow any pionow o (II) w położeniu Il-em (rys.
25), w którem dłu ższy bok ó , prostokąta jest skierow any pionow o. Zatem

2 c, = c, = bi.
Jeżeli w obu położeniach działam y na d eseczk ę tym samym ciężarem P, przy­
łożon ym w środku długości i skierow anym jak bt i blt w ów czas z p rzytoczo­
n ego twierdzenia wynika, źe obniżenia w położeniach I-em i Il-em pozostają
w stosunku

3. /z, : h 2 = c ,1 : V = V : c ,1 z

W ynik dośw iadczenia zgadza się z tem oczekiw aniem .


P ow szechn ie znane są żelazne albo stalow e sz y n y (rys. 26), d źw ig a ry
i tra w ersy, któremi technika posługuje się dzisiaj codziennie do budow y torów

R ys. 25.

kolejow ych , m ostów i m nóstwa innych konstrukcyj. Takie dźw igary i sz y n y są


to belki przybliżenie prostokątnego przecięcia, zaopatrzone w poprzeczniki
ochronne (t. zw . fla n s z e ) ; um ieszczane byw ają oczyw iście zaw sze w położeniu
Il-em rys. 25-go (ó2 c,). Pod działaniem sił poprzecznych dźwigary i szy n y ugi­
nają się znacznie mniej aniżeli takie sam e belki pozbaw ione poprzeczników . P o ­
dobnie zachowują się ru ry , uginają się one caeteris p a rib u s mniej niż w alce
pełne tej samej m asy. M oże dlatego źdźbła, łodygi, kości i różne inne
c z ę śc i sk ład ow e organizm ów zwierząt i roślin są rurkowate.
Z a d a n ia .
1. Mamy trzy beleczki, o prostokątnem przecięciu, w yrobione z tego sa­
m e g o materjału; w yginam y je działaniem tego sam ego ciężaru, przyłożonego
w środku każdej belki, jak w yżej objaśniliśm y. W jakim stosunku pozostają
obniżenia środka, g d y (1) długości (2) w ysok ości (3) szerokości belek mają się
d o siebie jak 1 : 2 : 3, p ozostałe zaś dwa rozmiary, w każdym z trzech po­
w y ż sz y c h przypadków, są jednakow e ?
56 Ciała stałe sprężyste Rozdz. I li

2. Mamy belkę prostopadłościenną, w ięc o prostokątnem przecięciu ; um iesz­


czam y j ą , jak objaśnia rys. 24 i w yginam y w środku. D w ie ściany p od łużne
pionow e są p rostok ątam i; jeden z tych prostokątów dzielim y prostem i piono-
wem i linjami na szereg kw adratów . Jaką postać, po odkształceniu belki, przy­
bierze każdy kw adrat? co stąd w n ieść m ożem y o naturze odk ształcenia?
3. Belka jest podparta w A i B, w yginam y ją w środku C działaniem cię­
żaru P (rys. 24). C zy podstaw ki A, B doznają działania sił i jakich ? U w ażajm y
część CB, belki; g d y b y śm y utwierdzili C, koniec zaś B b y ł sw obodny, jaką
siłą pow inniśm y działać na B, ażeb y w yw ołać odk ształcenie, którego w opisa-
nem dośw iadczeniu doznaje część C B ?

§ 32. O uderzania się ciał sprężystych.

W y o br a ź m y sobie dwa wa gony, o mas ac h tn i M, które b i e ­


g n ą po torze kol ej owym A B (rys. 27). Przypuś ćmy, że o b a d w a
w a g o n y bi eg ną w tym s a my m kierunku, od A ku B \ wa g o n ni
z prędkością w, wa g on M z p rę d ko śc ią U. Przypuśćmy, że pręd.-

R ys. 27.

kość u jest większa niż U ; wa gon ni d o bi eg ni e więc w a g o n u


M i uderzy go z tyłu. Wyo br a źm y sobie, że w a g o n y są z a o p a ­
trzone w t. zw. bufory , tarcze ochr onn e, o s ad z o n e na silnych
sprężynach. W pierwszej chwili s pot kani a przedni e tarcze w a ­
go nu m uderzają o t ylne tarcze w a g o n u M ; ob iedwi e pary s p r ę ­
żyn zostają m o cn o ściśnięte. Jaki jest prz ebi eg s p o t k a n i a ?
Z począt ku wagon m traci, wa g o n M zyskuje na prędkości.
Na dcho dzi środkowa chwila spot kani a, ta, w której sprę żyny
zostały najbardziej ściśnięte i przybrały d ł ug oś ć naj mni ej szą;
w tej chwili w a g o n y b i eg n ą zgodnie, z j ed n ak ow ą prędkością,
jak g d y b y były spięte ze sobą. S pr ęż yn y zaczynają się wreszcie
r o z p r ę ż a ć ; wówczas uciskają wstecz w a g o n m i j eszcze bardziej
ruch jego hamują, p o p y c h a j ą zaś napr zód w a g o n M i b i eg j e g o
jeszcze przyśpieszają. P r zy pu ść my, że, skoro s prężyny r oz pr ę­
żyły się w zupełności, wówczas w a g o n ni ma prę d ko ś ć v, w a ­
g on M p rę dk oś ć V w kierunku AB. Źe prę dk o ść V b ędzie więk-
O uderzaniu się ciał 57

sza niż v, że wa g on 714 oddal i się od m, wiemy o tern z 'do­


świadczenia. Czy m o że my przewidzieć ścisie wariości k ońcowych
prędkości v oraz V?
Z a n i e d b a j m y wszelkie opory, straty energji i tarcia, naprzy-
klad: opór, który powietrze przeciwstawia ruchowi w a g o n ó w ;
tarcie osi kół w łożyskach oraz powierzchni kół o szyny; w y ­
dani e gł os u przy uderzeniu i z niem związany wydatek energji.
P r zy pu ś ćmy , że sprężyny bufor ów są doskonałe ; innemi słowy
załóżmy, że, rozprężając s ię, zwracają n ap ow ró t całą energję,
którą p ochł on ęł y podczas kurczenia się. W tych założeniach
i przybliżeniach m o że my obliczyć p rz ebi eg spotkania.
P r z y p o m n i j m y s obi e z rozdziału It-go t omu I-szego z a s a d ę
ruchu środka masy, o której krótko w ó w c z es n ym § 44-ym
ws pomni el iś my. W y o b r a ź m y sobie środ ek mas y układu, z ł o ż o ­
n e g o z w a g o n ó w m oraz 714; jest to punkt idealny, p r z y p u ś ć m y
C (rys. 27), p o ło żony gdzi eś mi ędzy ni a M. Wiemy, że C p o ­
rusza się ruc hem bezwładnym, z p rę dk oś ci ą n i ez m i e n n ą , którą
ozna cza my przez c. Zani m w a g o n y uderzyły się, musi el iśmy mieć,
w e d ł u g za sady r uc h u środka masy:
1.
P o d o ko na ni u się uderzenia, g dy wa gon y rozeszły s i ę, m u si my
mieć p od o bn i e
2. m v -j- M V — (m -f- 714) c
gdzi e c j est zawsze ta sama. Co więcej, wid ocz ną jest rzeczą,
że ową wspólną prędkością, którą wa g on y miały przez m g ni en i e
oka w środkowej chwili spotkania, była właśnie prę dko ść c ;
al bowi em i po dc z as s pot kani a, nawet w chwili n aj si lniej szego
oddzi ał ywani a sprężyn na s iebi e, ,ś rode k C poruszał się z tą s a m ą
jak przedt em, jak pot em, z ni ezakł óconą swoją prędkością.
Uwa ż aj my teraz pierw szy okres spotkania, który trwa od j e g o
począt ku aż do chwili środkowej. Ile kinetycznej energji straciły
w a g o n y w tym pierwszym okresie s p o t k a n i a ? Ilość ta wynosi
3. £ m«2 + i M U 2 * * | (m + M ) c2
albo, we dł ug r ównani a (1), wynosi

4.

Tyle kinetycznej energji straciły w a go n y w pierwszym okresie;


tyleż pot encj alnej uzyskały wówczas ściśnięte sprężyny. Z a p a s
58 Ciała stałe sprężyste Rozdz. III

potencjalnej energji, który wytworzył się w s prężynach podczas


pi erwszego okresu, zamienia się napowrót , w drugim okresie
spotkania, w kinetyczną energj ę wa gonów. W a g o n y w drugi m
okresie odzys kuj ą na po wr ót ilość
5. \ m v2 + \ M V 2 — £ (m -j- M) c2
kinetycznej energji, która to ilość, we d łu g równani a (2), wynosi

6. £ -1 ^ L - (V -v y
2 m -j- M v '
P o n i e w a ż s prężyny są dos ko nał e, ilości (4) i (6) są równe sobie;
zatem
7. u— U = V—v,
co streszcza w sobi e zasadnicze prawo uważanego zjawiska.
Z równań (1), (2) i (7) w yp ro wadza my
8. (ot - M) v = (ot — Al) u -j- 2M U
9. (ot 4 - Ai) V = 2 mu — (ot — Al) U
Równani a (8) i (9) -wyznaczają prędkości v i V, jeżeli masy
ot oraz Af a także począt kowe prędkości u i U są z n a n e ; r ó w ­
nani a te rozwiązują więc zadanie, które postawiliśmy sobie.
Jeżeli ot = Al, ot rzymuj emy v — U oraż V — u \ wago ny ,
których masy są równe, wymieniają wzajemnie swoje prędkości.
Jeżeli napr zykł ad U = 0, wówczas v — 0 \ wagon, który stał
n ier uc homo na torze, zabiera całą prę dkoś ć n a d b i e g a j ą c e m u w a ­
g on owi ; ów nadbi egaj ący, uderzywszy, zatrzymuje się. Taki ego
zjawiska bywa my nieraz świadkami, przyglądaj ąc się ruchowi
w a g o n ó w na stacji kolei żelaznej.
Jeżeli przeciwnie ot jest niezmiernie mała w s to s un k u do Al,
wówczas z (9) ot rzymuj emy V — U\ mas a olbrzymia M nie o d ­
czuwa znikająco s ł a b e g o impulsu, kt órego jej d ro bn a m udzi e­
liła. Z (8) widzimy, że wówczas U j est ś rednią ar ytmetyczną
prę dkoś ci u oraz v ; o ile więc u była większa aniżeli U przed
s pot kani em, o tyleż v jest ocW7 mniejsza po spotkaniu. G d y ­
b yś my przypuścili, że olbrzymia masa Al spoczywa, g dy b y ś m y
zatem założyli U = 0, otrzymalibyśmy: u — — v; co znaczyłoby,
że d ro bn a m as a ot ods kak uj e od olbrzymiej M, której poruszyć
nie może, z r ówną ale wprost przeciwnie ski erowaną prędkością.
T a k ods kocz yłby naprzykład od kuli ziemskiej meteoryt, z a op a­
t rzony w d os k o n ał ą sprężynę.
O uderzaniu się ciał 59

Wszystko, co tu powiedzieliśmy o kolejowych wa gonach,


z a o p at r zo n yc h w sprę ży no we bufory, wszystko to m o że my p o ­
wtórzyć, bez zmi any istotnej, o d owol nych ciałach sprężystych,
naprzykład o kulach, w yr obi onyc h ze szkła, ze stali, z kauczuku
lub kości s łon io wej ; o kulach, którym po zwal amy s potykać się
lub uderzać o siebie. Zami as t sprężys toś ci buforów, jak w k ol e­
j owych wa go nach , m a my wówczas sprężyst ość własną całego
ciała, całej kuli, napr zykł ad stalowej, rozlaną w całej jej masie.
Pr awa d os k o n ał e g o spot kani a p ozos taj ą te same.

Z adan ie.
Prędkości v i V są dane przez równania (8) i (9) niniejszego artykułu;
przypuśćm y, że tw orzym y z nich następujące w yrażen ia:

mv + M V oraz m v 1 -f- MV*

C zy można a p r io r i p ow iedzieć, bez w ykonyw ania rachunku, jaka jest wartość


p ierw szego i drugiego wyrażenia ? Spraw dzić równania (8) i (9) przez w yracho­
w anie przytoczonych tutaj wyrażeń.
ROZDZIAŁ CZWARTY.

O równow adze ciał płynnych.

§ 33. Określenie hydrostatyki i aerostatyki.

P o d o b n i e jak w pierwszym rozdziale, płynem będ z ie my teraz


nazywali ciało, które tylko wó wc z as może być w r ównowadze ,
gdy w każ dem j e go miejscu (w głębi czy na powierzchni) działa
j edyni e normalne ciśnienie (§ 7). W e d ł u g t eg o określenia, woda
jest pł yn em i powietrze jest p ł y ne m; ani w o d y ani powietrza
nie m o że m y z ach owa ć w równowadze, działając na nie stycz-
nemi ciśnieniami. Do pł ynó w zaliczamy zatem z a ró wn o ciecze
jak gazy.
W rozdziale ni ni ej szym p r a gn ie my krótko wyłożyć prawa
równowagi ciał płynnych. Na ukę o r ó wn o wa dz e cieczy naz ywamy
zwykle hydrostatyką czyli dosłownie: na uk ą o r ówn ow adze wody;
n a u k ę o r ó w no w ad ze g az ów naz ywamy aerostatyką czyli d o ­
słownie : n au ką o r ó wn ow a dz e powietrza. Wyr azy woda i p o ­
wietrze są oczywiście niewłaściwie użyte w tych n az wac h; owe
(na powi er zchni ziemi najbardziej rozpowszechni one) s u b s t an cj e
są tutaj wzięte za t ypy kategoryj, do których należą: wo da j est
wzięta za typ cieczy, powietrze zaś za typ gazu.
P o c z ą t e k hydrost at yce, o ile wi ad omo , dal A r c h i m e d e s ,
kt órego dzieło Ilsęl ó%ovpśv(i)v (O ciałach pływających) z a ch o ­
wało się częściowo w przekładzie łacińskim. Rzymianie nie umieli
wytwarzać ciśnień w wodzie inaczej niż za p oś re dn ic tw em ci ężko­
ś ci ; dl at ego dla r ozprowadzani a wód musieli wznosić olbrzymie
bud owl e, które nam się dzisiaj n ai wne w y d a j ą ; nie dokonali oni
niemal ż a d n e g o p o s tę pu ani w t e o r e t y c z n y c h n aukach hydro­
statyce i hydrodynamice ani w praktycznej hydraulice. I w tej
dziedzinie (jak w tylu innych) myśl ludzka budzi się n ag l e
Zasada Pascala

i wspani ale za czasów Od ro d ze ni a; m n o ż ą się luźne z początku


i n iepowi ązane spost rzeżeni a i odkrycia, aż wreszcie w XVII-em
stuleciu rozpoczyna się b u d o w ą dzisiejszej nauki o równowadze
płynów. Nauka o ruchu pł ynów (hydrodynamika, aerodynami ka)
rozwijała się znacznie p o w o l n i e j ; nauka ta jeszcze i dzisiaj nie
j es t wykończona.

§ 34. Zasada Pascala.


Na p e w n ą mas ę płynu, za p o m o c ą tłoka A A (rys. 28), wy­
wi er amy n o rm al n e zewnęt rzne ci śni eni e; przypuś ćmy, że ta masa
zna jd uj e się wówczas w mechanicznej i cieplnej równowadze.
Jeżeli na tłok A A , kt órego pole
j est S, działamy siłą P, ciśnienie
p , które wywieramy, wynosi P/S.
W jaki s p o s ó b przenosi się to ciś­
nienie p, w jaki s p o s ób ono p r z e ­
nika wgł ąb p ł y n u ? W y o b r a ź m y s o ­
bie, źe uwa żana m as a pł ynna z o ­
stała wyjęta z p od działania ci ężko­
ści, z pod działania ciążenia. Takie
założenie nie j est s peł ni one na p o ­
wierzchni ziemi i nigdzie, nawet
w próżni ni eb ies ki ego przestworza,
nie b ył ob y ściśle s p e ł n i o n e ; i tam również cząstki płynu cią­
żył yby wzaj emni e ku sobie. M o że m y j e d n a k z pocz ąt ku o d w r ó ­
cić uwagę od działania ciężkości oraz ciążenia; to działanie u z u­
pełnia tylko r ó w n ow a gę ciśnień, kt órą przedewszystki em chcemy
zr o zu mi eć ; poj_ąwszy prawo tej równowagi , uwzgl ęd ni my później
z łatwością wpływ zakłócenia, które do niej działanie ciężkości
d o d at k o w o wprowadza.
Tłok A A (rys. 28) wywiera ciśnienie n or mal ne p na naj bl iż­
szą warstwę pł yn u i do zn aj e od niej nawzajem równie znacz­
n ego, przeciwnie ski erowanego, n or ma l n e g o ciśnienia p. Jeżeli
p ły n zn ajduj e się w mechanicznej i cieplnej równowadze, zakła­
d a m y z P a s c a l e m (1651), że to samo normalne ciśnienie p
działa wówczas w całej masie płynu. W y ob r a ź m y sobi e w łonie
pł ynu dowol ne przecięcia aa, bb, cc i t. d. Gdziekolwiek w y o b r a ­
zi my sobi e takie przecięcie, jakkol wi ek w d an e m miejscu n ac h y ­
limy je lub wykręcimy, warstwy płynu, gra nic ząc e wzdłuż prze-
62 O równowadze ciał płynnych Rozdz. IV

d ę c i a ze sobą, wywierają na siebie wzaj emni e ciśnienia p r ówne


sobie, s ki erowane przeciwnie, n o r m a l n e ; o dl egł oś ć d an e g o p r z e­
cięcia od tłoka A A , post ać warstw płynu, leżących między prze­
cięciem a tłokiem, nie ma wpływu na ciśnienie, które w uwa-
ża nem miejscu musi dla równowagi panować. Jeżeli wyobra zi my
sobie przecięcie na zewnętrznej powierzchni płynu, t wierdzenie
nie przestaje o b o wi ą z yw ać ; st osuje się on o w tym razie do o bu
równych, ski erowanych przeciwnie i n ormal nych ciśnień p, kt óre
powi er zchowna warstwa płynu
oraz sąsi edni a warstwa o g r a n i ­
czającego płyn ciała wywierają
wzajemnie na siebie.
Naczynie, w kt órem zawiera
się płyn, z a op at rz my teraz w d a l ­
sze tłoki BB, CC i t. d. (rys. 29).
Jeżeli na AA wywi eramy ciśnie­
nie p i pł yn j est w równ ow ad ze ,
wówczas, w e d ł u g za sa dy P a s ­
c a l a , każdy dalszy tłok musi
dozna wać t ego s a m e g o ci śni eni a
p. Połączmy ze s o b ą tłoki BB,
CC i t. d.; innemi słowy, z bu du j my tłok M M (rys. 30), k tó re go
pole j est d owol ni e większe (lub mniejsze) niż pole S A tłoka
AA. Ozn acz my przez PA siłę, którą wywieramy na tłok AA ,
przez P,v siłę, którą tłok M M wywiera nazewnątrz. P on ie wa ż
ciśnienie, wywi erane przez płyn na
tłok M M , j est równe ciśnieniu p, wy­
wi er anemu przez tłok AA na pł yn,
zatem
1. P>t — pSa] Pj = pSj
skąd wynika, że
2. PM : PA = S M : S A
Z siły mniejszej m o że m y więc wy ­
tworzyć siłę większą i nawet d o wo l ni e
wielką; masa płynna za chowuj e się jak i dealna dźwignia (tom I,
§§ 90 i 91), która d a n ą siłę pozwala zastąpić lub z r ówno waż yć
przez inną, dowol ni e od niej większą lub mniejszą. M o że m y
zatem roz mna żać ciśni eni a; mo że my powoł ywać do życia takie
ciśnienia lub siły, których przedtem nie było. Siła nię j es t
Zasada Pascala 63

wcale czemś trwałem, ni ezmi enne m, co niezależnie od nas działa


w n at u rz e ; siła nie zachowywa s ię, m o że my dowol ni e j ą s twa­
rzać, m o że my j ą unicestwiać.
Pracy nie m o że my dowol ni e p o m n a ż a ć ; energji nie moż em y
wytwarzać i nie moż em y jej niszczyć. Przypuśćmy, że przyrząd,
wy ob ra ż on y na rys. 30-ym, jest wypełni ony jaki mkolwiekbądź
pł ynem, np. wod ą albo powietrzem; ten płyn znajduj e się p od ciś­
nieniem j ed n os t aj n em i no rmal ne m p, w równowadze. Przypuśćmy,
że tłok AA p o s un ął się wgł ąb naczynia o d ługoś ć lA, tłok zaś
M M wysunął się zeń j e dn o cz e śn i e o dł ugoś ć lM. Jeżeli ciśnienie
p i t emper at ura płynu nie doznały zmiany, ob jęt oś ć płynu, jak
zobaczymy niebawem, musi p ozost ać ta s ama ; m a m y więc
3. SMIn == SAlA
Poró wnaj my pracę WMy której tłok M M może dostarczyć, z pracą
W j, w yko ny wa ną przez tłok A A . M am y
4- WM= p S i , l M; WA = p S AlA
Z równań (3) i (4) wyprowadzamy, iż WM— WA.

Rys. 31.

Rys. 30 wraz z równaniem (2) wyjaśnia zasadę działania t. zw . p r a s y h y­


d rau liczn ej; o) budow ie tego przyrządu m ożem y pow ziąć w yobrażenie z rys.
31-go, w którym CC jest kołn ierzem , w yrobionym ze skóry i mającym w p r z e-
64 O równowadze cial płynnych Rozdz. 1 V

cięciu kształt n i m ieszcząc się w stosow nem wydrążeniu pierściennem , kołnierz


obejm uje tłok prasy dokoła, jak w idzim y z rysunku. G dy działam y rękojeścią
R , w tłaczam y w od ę pod tłok prasy, do \V\ w oda pod ciśnieniem dostaje się
w ów czas do CC, rozpycha kołnierz od dołu i sprawia, że on coraz lepiej
uszczelnia. Dopiero g d y B r a m a h w ynalazł to urządzenie (1796), prasa hydrau­
liczna, szczelna naw et przy ogrom nych ciśnieniach, stała się w praktyce możliwa.
Na tym przykładzie w idzim y, że praktyczne zastosow anie oderw anych tw ierdzeń
nauki m oże b yć nieraz zależn e od pokonania napozór drobnych i podrzędnych
trudności.
Działanie prasy hydraulicznej jest uderzającym dow odem praw dziw ości za­
sad y P a s c a l a . Innego przykładu w tej m ierze dostarcza urządzenie hydrau­
licznych liftó w (w ydźw igów ), które byw ają ustanawiane w w ysokich budynkach.

Z a d a n ia .
1. W iększy tłok prasy hydraulicznej ma w yw ierać siłę 2500 K g; na m niej­
sz y tłok, jak na rys. 31-ym , działa krótsze ramię dźw igni, na której dwa razy
d łu ższe ramię działa siła 2 Kg. Jaki pow inien być stosun ek średnic w ięk szego
i m niejszego tłoka ?
2. G dy m niejszy tłok prasy, opisanej w zadaniu 1-em, posunie się na dół
o 12-5 cm, o ile w ysunie się ku górze tłok w ię k sz y ? Jaka praca zostanie
w ów czas w ykonana, jaka zostanie uzyskana na prasie ?

§ 35. Wpływ ciężkości na ciśnienie w płynie.

Płyny w ró wn owad ze nietylko prze n o sz ą , ale r o z no s z ą we


wszystkie st rony zewnęt rzne ciśnienie, r oz pro wadz aj ą je i wy­
wierają j edn os taj ni e we wszystkich k ie ru n ka c h; taka, jak widzie­
liśmy, j est zasadni cza wł as noś ć k a ż d eg o płynu w równowadze.
Ponie waż po mi nęl iś my wpływ siły ciężkości w artykule p o p rz e ­
dni m, u zupełni amy więc ob ec ni e w tym względzie n as ze wywody.
W y o br a ź m y sobie masę płynu, p o d d a n ą działaniu siły ci ężko­
ści. Położona w głębi płynu warstwa dźwiga na sobi e warstwy
nad nią leżące a więc jest przyciśnięta ciężarem tych warstw;
w głębi każ de go płynu pa nu j e zatem ciśnienie, po ch od zące
z działania ciężkości, nawet i wówczas, g d y t ego płynu wcale
zzewnątrz nie uciskamy. Siła ciężkości działa na dół p i o n o w o ;
za te m wynikające z jej działania ciśnienie j est s ki erowane p i o ­
n owo ku dołowi. Ale warstwa, doznająca t ego ciśnienia, nietylko
przenosi je dalej ku dołowi lecz również roznosi we wszystkie
st rony, r ozprowadza i wywiera j e d n a k o w o we wszystkich k i er un ­
kach. Ciśnienie, wyni kaj ące z działania ciężkości, działa zatem
nietylko p i ono wo ku dołowi, j ak w ciałach stałych; działa o n o
j e d no s t aj n i e we wszystkich kierunkach.
Ciśnienie w płynie ciężkim 65

W yobraźm y sobie rurkę R R (rys. 32), z obu koń ców o tw a r tą ; jej brzeg
d oln y jest oszlifow an y; do tego brzegu przykładam y denko aa, które utrzym u­
jem y w tern położeniu przy pom ocy nitki n. Wpro­
w adzam y rurkę dolnym końcem do w od y, zważając,
by górny 1<oniec nie b ył z a n u rzo n y ; m ożem y w ów ­
c za s w yp u ścić nić z ręki, płytka aa nie odpada, ci­
śn ienie w o d y przyciska ją od dołu. P ochylajm y do­
w olnie rurkę R R ; płytka aa jest przyciskana w każ-
d em położen iu .
Opisane w § 59-ym tomu I-go dośw iadczenie
T o r r i c e l l i ’e g o św iad czy rów nież o tern, że pa­
nujące w kolum nie cie cz y ciśnienie działa nietylko
w kierunku pionow ym ku dołow i, lecz także w kie­
runkach poziom ych.

§ 36. Prawa ciśnienia w płynie ciężkim.

Jeżeli rozmi ary pewnej mas y płynnej są małe w s tos unk u


d o rozmiarów kuli ziemskiej, moż em y wówczas tak rozumować,
j ak g d yb y ta mas a z na jd ował a się w jednorodnem polu ci ężko­
ści (tom I, § 65). P r z e k o n y w a m y się w tern założeniu, że w yn i ­
kające z ciężaru pł ynu ci śni eni e ul ega prawom bar dzo prostym.
We ź my na u wagę mas ę płynu j ed no li te go (§ 23), zna jdu ją cą
s i ę w mechani cznej i cieplnej r ównowadze . Gdziekolwiek we
wnętrzu płynu w y o br a źm y sobi e s łupek aabb (rys. 33) w kszt ał ­
cie walca p ros t ego , kt órego oś AB leży p o zi o m o; aa i bb są
poprzeczne (równe sobie, pionowe) przecięcia. P o d działaniem
jakich sił pozost aj e s ł u p e k ? Wyl iczamy je po kolei: (1) siły,
wywierane na aa i bb przez płyn ot aczaj ący; działają one w kie­
r unkach po zi o my ch AB i BA (2) siły, wywi erane na pobo cz nic ę
walca aabb przez płyn o t a c z a j ą c y ; siły te są s ki erowane ws zę­
d zi e p ro st opadl e do osi AB (3) ciężar słupka aabb) ten ciężar
j e s t s ki erowany pionowo ku dołowi, zatem pros top ad le do osi
AB. Pod działaniem wszystkich tych sił sł upek jest w r ó w n o ­
wadze i nie porus za się . w ż adn ym kierunku. Zwr óćmy u wagę
n a kierunek p o z i o m y ; zapytaj my, d l acz eg o s łupek nie pos uwa
się wzdłuż AB lub BA ? Siły, wy mi eni on e pod (2) i (3), nie
s kł ani aj ą słupka do takich przemieszczeń ani mu w nich prz e­
s zk a dz aj ą; wzdłuż AB lub BA działają tylko siły, wymi eni one
p o d (1), które zatem m us zą równoważyć się wzajemnie ze sobą;
innemi słowy, wywi erane na aa i bb siły są ró wne sobie. Po-
N „ Z ., F iz y k a , II. 5
66 O równowadze ciał płynnych Rozdz. I V

nieważ pola przecięć aa i bb są j ed na ko we , zatem p an uj ąc e


w aa i bb ciśnienia są równe sobie, j akkol wi ek wznoszące się
p o n a d temi przecięciami s lupy cieczy nie są wcale j ednakowe.
Do ch od zi my zatem do wni osku n a s t ę p u j ą c e g o : gdy jednolity
płyn ciężki znajduje się w mechanicznej i cieplnej równowadze,
wówczas we w szystkich jego punktach, leżących w tej samej
poziomej płaszczyźnie, panuje to samo ciśnienie.
W e źm y teraz na uwagę sł upek ccdd (rys. 33), który jest wal ­
cem prost ym, s tojącym w płynie p i o n o w o ; cc i dd są p o ­
przeczne (równe sobie, pozi ome) przecięcia. Rozwa żmy z n ó w

R ys. 33.

wszystkie siły, które działają na s łupek ccdd; za p yt aj my , dl a­


czego p od działaniem tych sił s łu pek nie p o s u wa się do g ór y
wzdłuż CD lub na dół wzdłuż D C ? Siły, które ot aczaj ący płyn
wywiera na pobocznicę walca ccdd , nie p o b u d z a j ą walca do
przemieszczeń p i ono wy ch ani nie wst rzymuj ą go od n i c h ; na
r ówn ow agę słupka w kierunku pi on owym s kł ad aj ą się trzy siły:
(1) ciężar sł upka (2) i (3) siły, wywi erane przez otaczaj ący pł yn
na przecięcia cc i dd; innemi słowy, suma, zł ożona z ciężaru
sł upka i z siły, działającej na dd, musi być ró wna sile, przyło­
żonej do cc. Ażeby wyrazić to twierdzenie w postaci r ó wn a ni a,
Ciśnienie w płynie ciężkim 67

oznaczmy przez 5 pole przecięcia cc lub dd\ przez h roz u mi e jm y


wys okoś ć słupka ccdd, czyli p i on o wą odl egł oś ć dd od cc\ przez
g oznaczmy przyśpieszenie ciężkości (tom I, § 46), przez D w r e s z ­
cie r ozumi ejmy ś re dni ą gęs toś ć płynu, wy pe łni aj ącego objętość
walca ccdd (tom I, § 103). Ob j ęt o ść walca ccdd wynosi hS, masa
zawart ego w nim płynu jest hSD, ciężar t eg o płynu wynosi
ghSD. Jeżeli więc p c i p d są ciśnienia, p an u ją c e w p o z i o m a c h
cc i dd , powi adamy:
1. pe — pd-\- ghD
Gdy jednolity płyn ciężki znajduje się w mechanicznej i cieplnej
równowadze, w pionowym jego słupie ciśnienie rośnie ku do­
łowi. Ażeby otrzymać różnicę ciśnień, panujących w dwóch róż­
nych poziomach, dzielimy ciężar płynu, zawartego w walcu pro­
stym pionowym pom iędzy tem i poziom ami , przez pole przecięć,
odpowiadających uważanym poziomom.
Zakł adaj ąc h — 0 w równaniu (1), ot rzymuj emy p e = p d; w r ó w ­
n ani u (1) wyp owi edzi ane j est zatem nietylko o b e c n e (drugie),
lecz równi eż i p op rz ed ni e (pierwsze) twierdzenie ni ni ej szego a r ­
tykułu. I naodwrót , jeśli w równani u (1) prz ypu ści my p c — p d,
ot rzymamy h — 0; m o że my więc powiedzieć, odwracaj ąc twier­
dzenie pierwsze: gdy jednolity płyn ciężki znajduje się w m e­
chanicznej i cieplnej równowadze , w szystkie jego punkty, w któ­
rych panuje to samo ciśnienie, leżą w tej sam ej poziom ej pła sz­
czyźnie. F o r mu ł ę (1), która streszcza w s obi e prawa ciśnienia
w jednol itym płynie ciężkim, zna jd uj ący m się w zupełnej r ó wn o ­
wadze, naz ywamy zasadniczem równaniem hydrostatycznem.
Iloczyn gD przyśpieszenia ciężkości przez ś re dnią g ęs t oś ć
ciała nazwaliśmy «średnim ciężarem właściwym» (tom I, § 103);
oznaczyliśmy ów iloczyn przez A. P o s łu g u j ą c się pojęciem A,
prz epi suj emy równani e (1) w postaci
2. P' = p d-\-hA.
Przypuśćmy, że p o n a d po zi omem przecięciem 5 wznosi się
pi onowy słup cieczy; wys oko ść słupa oznaczamy przez h, ś r e dn ią
g ęs toś ć cieczy przez D, jej średni ciężar właściwy przez A. Na
zasadzie ró wna ń (1) i (2) p owi ada my: ciśnienie, wywi erane n a
dn o 5 przez w s p o m n i a n y słup cieczy, wynosi ghD lub hA.
W yo br a ź m y sobie, że pr zyś pies zeni e g wyraziliśmy w c m / s e k 2,
że wys oko ść h jest dana w cin, że za j ed n os t kę gęstości D wy b r a ­
liśmy g r / c m 3. Iloczyn ghD w równa ni u (1) w y p a d a wówczas
68 O równowadze cial płynnych Rozdz. IV

wyrażony w g r /c m s e k 2 czyli w d yn ac h na k wa drat owy ce nt yme tr


(§ 4). Jeżeli o dwo łu jem y się do wzoru (2), d o g o dn i ej s zy nam
będzie ciężarowy układ j ed n os t ek (tom I, § 47); wyrażając średni
ciężar właściwy A w G r / c m 3, o trzymuj emy iloczyn hA w G r / c m 2
czyli w j ednej ze zwykłych j ed no s te k ciśnienia ci ężarowego
układu (§ 4).
Jak o tem pow iem y w artykułach późniejszych, g ę sto ść płynu, znajdującego
się w m echanicznej i cieplnej rów now adze, pod ciśnieniem normalnem i jedno-
stajnem p , jest zależna od wartości p tego ciśnienia. P oniew aż w pionow ym
słupie płyn u, np. ccdd (rys. 33), ciśnienie rośnie w kierunku ku dołow i, przeto
p r a w d z iw a czyli m iejscow a g ę sto ść (tom I, § 103) nie m oże b yć jednakowa
w różnych poziom ach; ale różnice te byw ają zw ykle tak drobne, że m ożem y
p osp olicie je zaniedbyw ać.

Z adan ie.
Kładąc g = 981 cm /sek 2, o b liczyć w dynach na cm 2 oraz w G r/cm 2 c i­
śnienie, w yw ierane na poziom e dno przez p ion ow y slup w od y, w temperaturze
4 S C, jeżeli w y so k o ść słupa w yn osi 15, 25, 35 cm; obliczyć je w Tonnach na m 2,
jeżeli w y so k o ść słupa w yn osi 2, 3, 4 m.

§ 37. O powierzchni swobodnej cial ciekłych.


Przypuś ćmy, źe p ewn a ilość cieczy zajmuj e dolną część ot war­
t ego, doś ć rozległ ego naczynia; że napr zykł ad woda jest s z e ro ko
rozlana w beczce lub misce. O d mi eszaniny powietrza i pary,
która z na jd uj e się nad nią, ciecz jest odd zi el ona powierzchnią
swobodną (§ 24); tę powierzchnię naz ywamy także niekiedy
zwierciadłem cieczy. S w o b o d n a powierzchnia cieczy, znajdującej
się w ró wn ow ad ze w takich wa runkach, bywa zazwyczaj, jak
wiemy, płaska i pozioma. Twi erdzenie trzecie § 36-go wyjaśnia
fakt ten natychmiast. Ponieważ we wszystkich punkt ach s w o b o ­
dnej powi er zchni działa to s am o ciśnienie at mosfer ycznego p o ­
wietrza (o k tórem wkrótce szczegółowiej powiemy), zatem, we dł ug
p o w o ł a n e g o twierdzenia, powierzchnia ta musi być istotnie p o ­
zi o mą płaszczyzną.
Oz nacz my przez p 0 ciśnienie at mosfer ycznego powietrza, dzia­
łające na s w o b o d n ą powierzchnię cieczy. Ciśnienie p , p an uj ąc e
w g łębokoś ci h p o d powierzchnią, wynosi wówczas, w e d łu g wzoru
(1) § 36 -g o
1. p = p 0 + ghD
gdzi e litery g i D mają znane z § 36-go znaczenie. Ciśnienie
p 0 jest dla cieczy ze wnęt rz nem ciśnieniem; ciecz je przenosi
Naczynia połączone 69

i roznosi we wszystkich kierunkach; w łonie cieczy, pod w p ł y ­


wem pola ciężkości, wytwarza się nadt o wewnęt rzne ciśnienie
ghD, które dołącza się do p 0.
Twierdzenia p ow y ższe tylko w ów czas są słuszne, g d y (jak zastrzegliśm y)
sw obodna pow ierzchnia cieczy jest dostatecznie rozległa; nie m ożem y ich sto ­
sow ać naprzykład do pow ierzchni cieczy, zawartej w wąziutkiej (w łoskow atej)
rurce; takie pow ierzchnie zazw yczaj nie byw ają płaskie. Zjawiska w ło sk o w a to -
ści, których już dotknęliśm y przelotnie w § 24-ym , są objawami now ych tu dla
nas w łasn ości materji; w ich w ykład nie w chod zim y w tej książce.

§ 38. Twierdzenie o naczyniach połączonych.

Doszl iśmy do wniosku, że s w o b o d n a powi er zchni a cieczy,


pozostającej w zupełnej równowadze, w dostatecznie rozległem
naczyniu, w niezbyt małej odległości od ścian, jest pozi omą pł as z­
czyzną. Do sko nał em napr zykł ad zwierciadłem, słuźącem do
odbi jani a fal świetlnych, j est czysta powierzchnia rtęci, rozlanej
w płaskiej miseczce. P o s łu g uj ą c się takiem zwierciadłem, fizyk,
s ei s mo l og albo a s tr on o m jest upewniony, że ono j est płaskie
oraz poziome.
W n i os e k taki ob owi ąz uje nietylko wówczas, g dy zbiornik
zawierający ciecz ma post ać prostą, o nieprzerwanej wewnętrznej
spój ni i łączności, jak
pospolite n as ze wiadra,
dzbany, konwi e i kieli­
chy; pozostaje on i w ó w ­
czas prawdziwy, gd y
zbiornik j est dowolnie
rozgałęziony (rys. 34). N a ­
czynia naz ywamy w hy-
drostatyce połączonemi,
g d y ciecz może dowolnie
po mi ęd zy niemi przepł y­
wać. Jeżełi zatem ciecz
jednołita znajduje się
w równowadze w otwartych naczyniach połączonych , je j sw o ­
bodne powierzchnie teżą w tym samym poziomie. Twierdzenie
to w starych książkach bywało tak wyp owi ad an e: woda odnaj­
duje zaw sze sw ój poziom ; s p ra wdzam y je łatwo przy p om oc y
przyrządu, w y o b r a ż o n e g o na rys. 34-ym.
70 O równowadze cial płynnych Rozdz. lV

Twierdzenie o naczyniach połączon ych ma m nóstw o zastosow ań praktycz­


nych; różne przedm ioty codzienn ego użytku, (naprzykład zw yk łe czajniki i im-
bryki) działają na jego zasadzie. P olegam y na prawdziwości tego twierdzenia,
g d y o poziom ie w o d y w kotle sądzim y z w ysok ości w od nego słupka w połą­
czon ej z kotłem zew nętrznej rurce w skaźnikow ej. D aw niejsze w odociągi i w o ­
dotryski byw ały zasilane w odą z w ysok o położonych zbiorników, obecnie jednak
zaniechano takich urządzeń; ciśnienie w od y w sieci w odociągow ej wytwarzają
dziś pom py tłoczące, poruszane zw yk le przez m aszyny parowe. Zasada naczyń
połączonych tłum aczy również działanie t. zw . a rte zy jsk ic h studni, przebitych
aż do spotkania pochyłej w arstw y w od y podziem nie płynącej; wyjaśnia ona też
(do p ew n ego stopnia), dlaczego zw yk łe nasze studnie nie w yczerpują się rychło.
Kto zna sp osób działania .i lu z w w odnym spław nym kanale lub w doku por­
tow ym , kto przyglądał się jakim kolwiek w odnym robotom , nie wątpi o tern, że
w oda zaw sze «odnajduje sw ój poziom ». P odczas klęski pow odzi, w naszym
kraju niestety zbyt często, m iew am y sp osob n ość przekonywania się o prawdzi­
w ości tego h yd rostatycznego tw ierdzenia; tym czasem Holandja, której spora
czę ść terytorjum leży p o n iż e j poziom u p rzylegającego morza, od wielu lat w al­
c zy zw ycięsk o z je g o skutkami.

§ 39. O manometrach.
Manometrem nazywamy przyrząd, służący d o mierzenia r ó ­
żnicy dwóch ciśnień, naprzykład różnicy p omi ędzy ci śni eni em p
p e w n e g o gazu, zawart ego w zbiorniku
G (rys. 35) a ciśnieniem a tmos fer ycz­
nego powietrza. Łączymy zbiornik G,
j ak pokazuje rysunek, z rurą AB, zgiętą
w kształcie litery U; w tej rurze z a ­
wiera się rtęć, nafta lub i nna niełatwo
lotna ciecz, i rzypuśćmy, źe po uł oże­
niu się do równowagi ciecz przybiera
w rurze poł ożeni e, wskazane na rys.
35-ym; a, i b2 są jej powierzchnie
s wobodne. P o p r o w a d ź m y przez a, i b2
płaszczyzny pozi ome albi i a2b2. W p o ­
ziomie ax p an uj e ciśnienie p ; zatem
to s am o ciśnienie p pa nu j e również
w bv Ciśnienie p anu jąc e w bx m o ­
żemy jeszcze inaczej wyrazić. O z n a c z ­
my przez g przyśpieszenie ciężkości, przez D g ęs to ść cieczy
manom.etrycznej, przez h odl egł ość płaszczyzny a2b2 od p łaszczy­
zny a1b1 (czyli, jak mówi się zwykle, p io n ow ą od legł oś ć powierzchni
s wo b od n yc h b., i ax)\ roz umi ej my przez p0 ciśnienie at mosferycz­
Siły, wywierane na ściany 71

n e g o powietrza, które działa na ¿¡¡, al bowi em koni ec B jest


otwarty. W e d ł u g § 37-go, ciśnienie w pozi omi e bx w y n o s i p0-\-ghD .
O tr z y m u j e m y zatem
1. p —p0 = g h D
i to równani e służy do obliczenia różnicy p — p 0. Jeżeli p0 zna my
s k ądi nąd, mo że my tym s p o s o b e m zmierzyć wartość p.
Przypuśćmy, że t emper at ura cieczy ma nomet ryc znej pozostaje
ni ezmienna; gęst ość D (w granicach ciśnień, które zwykle m a ­
n o met re m mierzymy) j est niemal niezależna od h; zatem, w d a ­
nej mi ej scowości na powierzchni ziemi, iloczyn gD po prawej
stronie r ównani a (1) j est stały i różnica p — p 0 j es t wprost p r o ­
p or cj ona lna do h. Dl at eg o bar dzo często mówi się (przez s k ró ­
cenie), że ciśnienia są wyrażone np. «w centymetrach, w metrach
lub w milimetrach rtęci»; to znaczy, że p od an i e samej tylko w y ­
sok oś ci h, odczytanej na man om et rz e rtęciowym, wystarcza do
znalezienia wartości różnicy p — p0. P o d a n ą w takiej postaci w a r ­
t ość p — po wyrażamy łatwo w dynach na c m 2 lub też w G r / c m ł,
na zasadzie równani a (1), jeżeli z na my wartość g w miejscu s p o ­
strzeżeń oraz g ęs t o ś ć rtęci man omet rycznej .
P rzypuśćm y naprzykład, że rtęć manometru ma temperaturę 0° C; pod ci,
śnieniem atm osferycznem D w yn osi w ów czas 13'595 gr/cm 3. Kładąc jeszcze
¿- = 981 cm /sek 2 oraz h = 1 cm, otrzym ujem y z (1):
2. p — p 0 = 13336-7 d yn /cm ’ = 1S'595 G r/cm 2.
Na rys. 35-ym i w rozum owaniu p ow yższem przypuszczaliśm y dla określoności,
że ciśnienie p jest w ięk sze niż atm osferyczne; jeżeli ono jest m niejsze niż atm o­
sferyczne, ciecz m anom etryczna stoi w yżej w lew em niż w prawem ramieniu
rury AB\ iloczyn g h D odejm ujem y w ów czas] od p 0, ażeby ob liczyć p . Takie
było pierw otnie zadanie manometrów; jak w skazuje nazwa, pochodząca od /ra^óę-
rzadki, m anom etry b yły początkow o przeznaczone do mierzenia zm niejszonego
ciśnienia gazów rozrzedzonych; dziś nadajem y tej nazw ie obszerniejsze znaczenie.

§ 40. Siły, wywierane przez ciecz na ograniczające ją ściany

W yo br a ź m y sobie ciecz zawartą w z b i o r n i k u ; wywiera ona


ciśnienie na ograniczaj ące ją ściany. P r zy pu ś ćmy naprzykład, że
AB (rys. 36) jest powi erzchni ą grobli, wstrzymującej n a p ó r wod y
w stawie lub jeziorze. Niechaj ab wyobraża płaski el eme nt l e­
żący na powierzchni AB; przypuśćmy, że rozmiary t ego el eme ntu
są nadzwyczaj małe w s tos unku do g ł ęb oko ści h j eg o za nur ze ­
nia p o d zwierciadłem Z Z wod y w zbiorniku. Ciecz w r ó w n o ­
72 O równowadze ciał płynnych Rozdz. IV

wadze wywiera na element ab ciśnienie, skierowane n or mal ni e


do ab i w yn os zą ce p0 -\-ghD ; znaczenie użytych tu liter j est
nam zn a ne z § 36-go. Rozumi ej my przez a pol e el em ent u ab;

Rys. 36.

siłę n, działającą no rmal ni e na ten element, moż em y wówczas


wyrazić jak nast ępuj e:
1. n = (p0 -\-g h D )a
Ciecz działa na ścianę AB, w miejscu ab, siłą n \ ściana o d p o ­
wiada r ówni e.znaczną i przeciwnie s ki erowaną siłą ę, która działa
na ciecz. Całkowita siła, wywi erana na ścianę AB, jest w y p a d ­
kową bar dzo wielu sił, wyrażających się p od o bn i e jak (1), przy-
czem h ma rozmaite wartości, zależne od położenia u ważanych
po kolei e lem en tó w powierzchni.
W przypadku, który tu rozważaliśmy, ciecz zn ajduj e się
wyżej niż ściana, doznająca ucisku; roz umowan ie nie zmienia się
i wni os ek pozostaje prawdziwy, g dy
ciecz leży niżej niż ściana. W yo b ra źm y
sobi e naprzykł ad naczynie ABC (rys.
37), w kt órem zna jd uj e się ciecz w r ów­
n owa dze; w miejscu ab wewnętrznej
powierzchni ści any naczynia siła n,
wywi erana przez ciecz na ścianę, jest
zn owu d ana przez wyrażeni e (1). Od
p op r z e d n i e g o prz yp ad ku o b e c n y różni
się tylko w tym względzie, źe tutaj
ciecz wywiera na ścianę, w miejscu ab,
silę Ti s ki erowaną ukośni e p od górę,
ściana zaś o dp o wi ad a siłą q idącą
ukośnie ku do ło wi ; w p opr z ed ni m przypadku zarówno ti jak q
były s ki erowane przeciwnie.
Siła, wywierana na dno 73

§ 41. Silą, wywierana przez ciecz na dno naczynia.


P rzy pu ść my , źe dno naczynia jest płaskie i leży pozi omo;
oznaczmy przez 5 pole t eg o dna. Załóżmy, że w n aczyni u z a ­
wiera się pewna ilość cieczy w równowadze; g ęs toś ć tej cieczy
ozna cza my przez D. P o d o b n i e j ak dno, s w o b o d n a powierzchnia
cieczy j est p oz iom ą płaszczyzną; zatem p i on o wa o dl eg ło ść tych
płaszczyzn jest wszędzie j edn ak owa; niechaj nazywa się h. Jeżeli,
jak dawniej, przez p a r oz umi emy ciśnienie atmosferyczne, przez
g zaś przyśpieszenie ciężkości, powi adamy, że ciecz wywiera na
dno siłę P
1. P = ( p 0+ g h D )S
W formule (1) tylko h oraz .S zależą od kształtu n ac zyni a;
p 0,g i D n i e są wcale .
od t eg o kształtu za- j \ / I I
leżne. Jeżeli więc ¡^ 5: 4 1 ^p lf ]
d n a trzech naczyń Wjf J. ! fri-j |
Ą 5,C(rys.38)m ają jTr^r ^ jĘ L J z jr r f
to s amo pole 5 i je- |rę t i : Ycl j r A z j T -'-'!'
żeli wysokość cie- : ą . : - B ~'i
czy h jest w nich : : \ ‘j j •_j
j ednakowa, siła P, ^ P
wywierana na dno, Rys. 38.
musi być we wszyst­
kich trzech naczyniach identycznie ta sama. Twierdzenie to od
krył P a s c a l .
Twierdzenie P a s c a l a sprawdza- .. —
m y łatw o przy pom ocy następującego ...---- .1 V; j ,Ę
przyrządu. Dnem poprzednich trzech jjt : ij!
naczyń A, B, C jest pow ierzchnia WA V B Ę C
zetknięcia w od y i rtęci w lew em ra- K- \ f |
mieniu manometru KLM N; siłę, w y- V
wieraną przez w od ę na to dno, mie- .. fi \ jji J1
rżym y podniesieniem sw obodnej po- - jf -S fr N
wierzchni rtęci w prawem ramieniu. f; nj
W skazów ka t pozwala ustanawiać r-4^4 r*
zw ierciadło w od y zaw sze w tym sa- j [f—
m ym poziom ie; pierścień rr służy do w N i i l i ...................................... l i r
sprawdzania, czy pow ierzchnia rtęci / _ j||f
w prawem ramieniu w znosi się zaw sze mj;; L M rT|
jednakow o w ysok o. ^---y ----------------- ------—-— —— —
A żeb y w zupełności zrozum ieć
tw ierdzenie P a s c a l a , pow róćm y do Rys. 39.
74 O równowadze cial płynnych Rozdz. IV

trzech naczyń A, B, C, przedstaw ionych na rys. 38-ym . Ciężar cieczy, zawartej


w którem kolwiek naczyniu, w ynosi g V D , jeżeli V jest objętością tej cieczy.
Tylko w naczyniu A objętość V jest równa iloczynow i /zć>; w naczyniu B o b ­
jętość V jest w iększa, w naczyniu C jest mniejsza aniżeli hS, jak to widzim y
odrazu z rys. 38-go. Zatem tylko w naczyniu A ciężar g V D cieczy jest równy
sile gh D S , którą ciecz pod w pływ em ciężkości w yw iera na dno, pod ług for­
m uły (1); w naczyniu B ciężar gV D jest w iększy, w naczyniu C jest m niejszy,
aniżeli siła gh D S . Taki w niosek, z twierdzenia P a s c a l a bezpośrednio w ynika­
jący, m oże w pierw szej chwili w yd ać się niezrozum iały. A żeb y rozproszyć
w szelką niejasność, w yobraźm y sob ie, że naczynia A, B, C postaw iliśm y na sto le .
Oprócz w łasn ego ciężaru, każde naczynie, skoro napełnione jest cieczą, wywiera
na stół siłę Q następującą:
2. <?=/> 0s + g r a
W przypadku naczynia A mamy w ięc P = Q. W naczyniu B o g ó ł ścian b o cz­
nych, pochyłych, doznaje od cieczy sił, których w ypadkow a w yn osi Q —P
i jest skierowana pionow o ku dołow i; w naczyniu C o g ó ł ścian b ocznych d o ­
znaje od cieczy sił, których w ypadkow a w yn osi P — Q i jest skierowana p io­
now o do góry. Siła, w yw ierana przez ciecz na o gół ścian bocznycłi, udziela się
stołow i przez obw ód dna. W naczyniu B siła Q —P dodaje się do P; wynik
jest Q. W naczyniu C siła P — Q odejm uje się od P, w ynik zatem znow u w y ­
nosi Q. G dyby ściany boczne odstaw ały nieco gdziek olw iek od dna, pozosta­
wiając na obw odzie maleńką szczelinę, nacisk cieczy w B dążyłby do przy­
m knięcia szczeliny, w naczyniu C przeciw nie dop om ógłb y jej rozszerzeniu.

§ 42. Równowaga dwóch cieczy w naczyniach połączonych.


Wy obr aźi ny sobi e dwa naczynia połączone, naprzykład aacc
i aadd (rys. 40) i przypuśćmy, że aacc jest wyp eł ni one wodą,
aadd zaś rtęcią; p r zek on ywamy się, że ciecze
te ukł adaj ą się do równowagi w s po sób , w s k a ­
zany na rysunku. Przez powierzchnię ze tkni ę­
cia aa wody i rtęci p op ro wa d źm y pozi omą
płaszczyznę AB. Poniżej p ozi omu AB znajduj e
się rtęć jednol ita; zatem w aa i w bb panuj e
to samo ciśnienie. Obl i czmy wartość t ego ci­
śnienia. J ak dawniej, rozumi ejmy przez p 0 ci­
śnienie at mosferyczne oraz przez g p r z y śp ie ­
szenie ciężkości; przez hy i h2 oznaczmy w y ­
sokości równoważących się s łupów cieczy, m ia ­
nowicie wysokość ac słupa wody oraz wysokość
Rys. 40. bd sł upa rtęci; wreszcie przez D y i D 2 oz na c z­
m y gęstości wody i rtęci. W poziomie A B ciśnienie wynosi:
1. w aa: p0 -\-g h yD y\ w bb: p 0 -\-g h 2D2
Ciężar powietrza 75

P on ie waż te wartości są sobi e równe, przeto


2. h1D 1 — h2D2 lub Aj : A2 = D2: D x
Wys okoś ci s ł upó w cieczy, równoważą cych się ze s obą w n a c z y ­
niach p oł ączonych, są odwrotnie pro po rcj onal ne do gęstości cieczy.
Do opisanego tu dośw iadczenia m ożem y użyć np. w od y i oliw y lub w od y
i nafty; polegając na twierdzeniu (2), m ożem y znaleźć tym, sposobem stosunek
gęstości oliw y lub nafty do gęstości w ody; ale taką m etodę m ożem y zastosow ać
tylko do cieczy, które nie m ieszają się z w odą.
Poziom w ód Morza M artwego leży o 396 ni niżej niż poziom Morza Śród­
ziem nego; g ę sto ść w od y Morza M artwego, jak wiadom o bardzo słon ej, w ynosi
1'25 gr/cm 3; g ę sto ść w o d y Morza Śródziem nego jest 1'025 gr/cm s. Przypuśćm y
na chw ilę, że obadwa morza łączą się podziem nie kanałem , leżącym o /z,
pod zwierciadłem w ód Morza Martwego, o /z, pod zwierciadłem Morza Śród­
ziem n ego. M amy
3. /z2- / z , = 395 m ;/z ,: /z2 = 1’0 2 5 :1 '250
skąd: h„ = 2200 m; /z, = 1804 m. P rzy to czy liśm y ten rachunek tylk o dla ¡Ilu­
stracji twierdzenia (2); rozum ie się samo przez się, źe istnienie w spom nian ego
kanału jest zgoła niepraw dopodobne.

§ 43. Ciężar powietrza.


Z na my już prawa działania ciśnienia, s p ra wi anego w płynach
prz ez siłę ciężkości. Czy wol no te prawa s tos ować do o tacz aj ą­
c e g o ziemię powietrza? Czy powietrze jest ciężkie?
Ażeby od po wi ed zi eć na to pytanie, G a l i ­
l e u s z do s p or e go szk lane go naczynia wtłacza
t yl e powietrza, że «można niem by łoby napełnić
dwa lub trzy p o d o b n e balony»; umi eszczone
na wadze, to naczynie okazuje się cięższe niż
wówczas, gdy było otwarte. O t t o v o n G u e -
r i c k e w r. 1650 wykonywa doświadczenie o d ­
w r ot n e: bal on szlany A (rys. 41), zaopat rzony
w kurek K, możemy połączyć w miejscu aa z w y ­
lotem p o m p y pneu mat yc znej (§ 54). W y c i ą g n ą w ­
szy powietrze, z a my ka my balon, zawieszamy go
na wadze i r ówno waży my ; g dy ot worzymy b a ­
lon, powietrze wpa da świszcząc do wnętrza; ramię
wagi, u kt órego balon A wisi, przechyla się ku Rys. 41.
dołowi, j ak g d y b y w tym balonie przybyło ciężaru.
W i a d o m o j es t dzisiaj, że s ześ ci enny ce ntyme tr s u c he g o, czy­
s t ego powietrza, zn a jd u ją c eg o się w t emper at urze 0° C i pod
ci śni eni em at mosferycznem no rmal ne m, po si ada m a s ę 0 001293 gr.
76 O równowadze ciał płynnych Rozdz. IV

W temperaturze 15° C ciężar litra pow ietrza w yn osi 1-225 Gr; do p ow tórze­
nia dośw iadczenia G u e r i c k e ’g o wystarcza w ięc zw ykła w aga, jeżeli balon ma
objętość kilku litrów. Czy jednak to dośw iadczenie istotnie dow odzi, że po­
w ietrze jest ciężk ie? Dopiero w § 46-ym usuniem y w szelką w tym w zględ zie
w ątpliw ość.

§ 44. Horror Vacui. Torricełti. Barometr rtęciowy.


W ś redniowiecznych szkołach uczono, że ni ema próżni w p rzy­
rodzie i że być jej nie mo że; we d łu g schol ast ycznej filozofji
N atura horret Vacuum, przyroda próżni nie znosi i zawsze t emu
potrafi przeszkodzić, by ona gdzi ekol wi ek powstała.
J ak wiemy z t omu I-go tej książki, G a l i l e u s z zdruzgotał,
j e d n o po drugiem, twierdzenia scholastycznej dynamiki. Wgl ę-
dem nauki o Horror Vacui zachował się inaczej; na po z ór ją przyj­
mując, z ukrytą ironją t łumaczy w Discorsi. jak m oż na zmierzyć
o p ó r próżni, Resistenza deł Vacuo. G a l i l e u s z przytacza s p o ­
strzeżenie, kt óreg o mu udzielił p ewien dozorca ro b ót s t ud zi en­
nych: chociażby tłok p o m p y przylegał jaknajszczelniej do ścian,
nie poci ąga on w od y «ani o włos wyżej niż 18 łokci». Ci śni e­
nie słupa wody, m aj ą c e g o 18 łokci (czyli 1033 cm) wysokości,
taka jest, we dł ug G a l i l e u s z a , ścisła, ilościowa miara «wstrętu
przyrody do próżni». P oz or ni e przyjmuj ąc z as adę t eg o wstrętu,
G a l i l e u s z w rzeczy samej ją obal a; istotnie, w e d łu g tej nauki,
próżni nie m ożn a wytworzyć ż a dn ym s p o so b em , al bowi em «opór
próżni» jest ni eskończony.
U w a g a florenckiego studniarza była trafna; najlepsza p o m p a
nie może p od ni eś ć wo dy p o n a d p ew n ą wysokość. Sp ró b uj my
p rzekonać się o tern. P os łu gu j ąc się wodą, mus iel ibyś my b a d a ć
wznoszeni e się tej cieczy w rurze wysokości przeszło 10-metro-
wej; lecz istnieją przecież ciecze gęst sze niż woda. W t e m p e r a ­
turach po koj owych rtęć jest około 13‘6 razy gęstsza niż w o da ;
m o ż e m y p rzekonać się łatwo, że ssące działanie p o m py tłokowe
nie może po d ni eś ć rtęci p o n ad wy sok oś ć mniej więcej 76 cm;
iloraz 1033 przez 13-6 wynosi istotnie około 76. P omy s ł t ak iego
doświadczenia nas uwał się czytelnikowi di al ogów G a l i l e u s z a ;
w prostszej j eszcze postaci wykonał je w r. 1643 mł ody wó wc z as
uczony Ev. T o r r i c e l l i , z którym, we wspólnej pracy, ostatnie
trzy mi esi ące życia spędził G a l i l e u s z . W yo b ra źm y sobi e rurę
A B (rys. 42), za mkni ętą w A, otwartą w B\ d ł ug o ść tej rury
niechaj wynosi około metra. Na pe łni am y rurę rtęcią s u ch ą i c z y ­
Barometr rtęciowy 77

stą, poczem, zamk ną ws zy otwór B palcem, zanurzamy g o pod


poziom rtęci M N w otwartem płaskiem naczyniu. Rtęć op ad a
wówczas w rurze A B ; wysokość słupa CD, wznoszącego się p o ­
nad p oz io me m M N , wynosi około 76 cm. Część AD rury jest
próżna; jeżeli d oś wi adc zen ie w yk o n a n o starannie, powietrza w AD
niema; znajduj e się tam mała ilość pary rtęciowej, której o be c no ś ć
m oż em y zaniedbać.

A
a n

Rys. 42.

Przyr ząd T o r r i c e l l i ’ego nazywamy dziś barometrem rtę­


ciowym-, j ego teorja jest prosta. Oz na cz my przez ¿( przyś pi es zeni e
ciężkości w miejscu spostrzeżeń, przez D gęs toś ć rtęci, przez h
wys okoś ć sł upa rtęci, wznies ionego w rurze bar ome tru p o n ad
p ozi omem rtęci w otwartem naczyniu. Ciśnienie rtęci wewnątrz
rury, w pozi omi e M N, wynosi gh.D we dł ug §§ 36 i 37-go; ci­
śnienie at mosfer ycznego powietrza na powi erzchni ę M N wynosi
zatem również ghD. Jeżeli t emp er at ur a rtęci jest stała, iloczyn
gD , w danej miejscowości, pozost aj e ni ezmi enny (por. § 39);
ciśnienie at mosferyczne jest wówczas p rop or cj onal ne do w y s o ­
78 O równowadze ciat płynnych Rozdz. IV

kości h ; dl at ego wyrażamy je często «w centymetrach lub mili­


metrach rtęci>. P r zy p uś ć my A = 76 cm oraz dalej ¿ - = 9 8 1 c m / s e k 2;
wreszcie D = 13*595 g r / c m 3 (w 0° C); o t rzymu jemy

1. ghD — 1013590 d y n / c m 2 = 1033-22 G r / c m 2


O d p o w i a d a j ą c e wysokości A = 76 cm ciśnienie at mosferyczne
nazywa się normalnem\ wynosi ono, jak widzimy, przeszło 1 Kg / cm 2.
W e d ł u g zawartej w 1901 r. umo wy mi ęd zy na ro do wej , atmosferą
normalną nazywa się ciśnienie, wywi erane na pod st awę przez
słup rtęci {D — 13-5952 g r / c m 3) o wysokości 76 cm, w t e m p e r a ­
turze 0 ° C i w miejscu, gdzie g — 9 8 0 66 5 c m / s e k 2; atmosfera
n or mal na wynosi więc 1013260 d y n / c m 2.
Barometry rtęciow e miewają roz­
maitą budow ę; opiszem y tu tylko pokrótce
t. zw . le w a ro w y barometr, którego za­
sadę wyjaśnia rys 43. W naczyniu M N
przyrządu T o r r i c e 11 i’ego m ożem y w y ­
dzielić w m yśli kanalik abc z całkow itej
m asy rtęci w tern naczyniu zawartej;
oczyw istą jest rzeczą, że równowaga
słupa barom etrycznego nie zmieni się,
jeżeli odrzucim y rtęć pozostałą, znajdu­
jącą się poza kanałem abc. Tym sp o so ­
bem tw orzy się lew arow y barometr (rys.
44); dla ułatwienia odczytań, jego w y ż ­
sze ramię jest nieco w y g ię te, tak iż gór­
na powierzchnia rtęci przypada pionow o
nad dolną.
Barometr V i d i ’ego, zw any ane-
roideni, nie zawiera w cale cieczy. N a j­
w ażniejszą częścią aneroidtr jest płaskie
m etalow e n a czy ń k o N (rys. 4ó), którego
Rys. 43. górne denko, bardzo cienkie, jest falisto Rys. 44.
zm arszczone, skutkiem czego w ygina
i w ydym a się łatw o pod działaniem ¡[ciśnień stosunkow o nieznacznych. Przed
zam knięciem naczyńka N w y cią g n ięto z n iego powietrze; ażeb y ciśnienie z e ­
wnętrzne (atm osferyczne) nie w gn iotło denka, połączono je w m iejscu M z silną
sp rężyną P, która je utrzym uje w ^ p ołożeniu mniej w ięcej pierw otnem . G dy ci­
śnienie atm osferyczne wzrasta, denko zaklęsa ku dołow i, środek jego M obniża
się; g d y to ciśnienie m aleje, denko w ydym a się ku górze, środek jego M pod­
nosi się. Ruchy te naogół są drobne, ale układ sp rężyn i dźw igni, których grę
objaśnia rys. 45, pow iększa te ruchy i przenosi je na w skazów kę W] ta w sk a­
zów ka waha się przed skalą k ołow ą, której podziałki ustanow iono, porów ny-
wając stan aneroidu ze wskazaniam i rtęciow ego barometru.
Barometr rtęciowy 79

Rys. 45

Z adan ia.
We w szystk ich zadaniach przypuszczam y, że ciśnienie powietrza jest równe
normalnemu atm osferycznem u ciśnieniu.
1. Jakiego ciśnienia doznaje nurek na dnie jeziora, którego g łę b o k o ść w y ­
nosi 15 m? G dyby jezioro w yp ełniło się w odą morską, czy ciśnienie u dna zm ie­
niłoby się?
2. D enko aa rury R R (rys. 32) leży o 3 m pod pow ierzchnią w od y; śre­
dnica rury w yn osi 6 cm; grubość denka zaniedbujem y. O bliczyć siłę, która przy­
ciska denko do rury. P rzenosim y przyrząd do rtęci; jak zmieni się siła ? Prze­
nosim y dośw iadczenie na księżyc; jak zmieni się siła?
3. Do naczynia nalew am y rtęci do w ysok ości 55 cm; ponad rtęć nalew am y
alkoholu, którego warstwa ma 65 cm w ysokości; znaleźć ciśnienie na dnie.
4. W ścianie okrętu pojaw ił się otwór okrągły, o średnicy 5 mm, zanurzony
o 14 m pod pow ierzchnią w od y. Jaką siłą trzeba przyciskać do ściany d eseczk ę,
ażeby napór w od y pow strzym ać?
5. Na dachu budynku znajduje się zbiornik, z którego woda płynie rurą
ku dołowi; gdzie w tej rurze woda jest pod ciśnieniem 2 atmosfer?
6. G dy gaz w zbiorniku G (rys. 35) wyw iera ciśnienie 2'5 atm., jak stoją
w ów czas pow ierzchnie rtęci w manom etrze A B f O bliczyć w dynach na cm 1
ciśnienie gazu w G, g d y powierzchnia a t stoi o 30 cm w yżej niż b t. Ciśnienie
gazu w G w ynosi 101 cm rtęci; jak stać będzie gliceryna w połączonym z G
manometrze; g ę sto ść tej cieczy jest 1-26 gr/cm 3.
7. W rurze kształtu U (rys. 40), o poprzecznem przecięciu w szęd zie jedna-
kow em , znajduje się woda; do lew eg o ramienia dolew am y oliw y, g ę sto śc i-0 '8
gr/cm 3. Ile trzeba dolać oliw y, ażeb y woda w prawem ramieniu podniosła się
o 1 cm?
8. Sala ma 8 m długości, 7 m szerokości, 4-5 m w ysokości; ile w 15° C
w aży zawarte w tej sali pow ietrze?
9. Barometr rtęciow y w 0° C w skazuje ciśnienie 747 mm. O bliczyć ciśnie­
nie pow ietrza w dynach na cin1 i w G r/cm 3. Jak m usiałby stać przy takiem
ciśnieniu barometr glicerynow y?
80 O równowadze cial płynnych Rozdz. IV

10. R tęć w barom etrze obniżyła się podczas burzy o 15 mm; jak byłaby
zach ow ała się gliceryna, oliw a lub nafta?
11. M ierząc w ysok ość słupa cieczy, m ożem y popełnić błąd najw iększy 0-2 m m ;
jaki stąd w yniknie błąd w obliczeniu atm osferycznego ciśnienia, g d y p osłu gu ­
jem y się rtęciow ym lub gliceryn ow ym barometrem?
12. W dnie lub w bocznej ściance otw artego naczynia M N barometru rtę­
c io w eg o (rys. 42) uczyniliśm y maleńki otw ór; co stanie s ię ? jaką postać przy­
bierze cieniutka kauczukowa błonka, którą otwór zam ykam y? O dp ow ied zieć na te
sam e pytania w przypadku, g d y otw ór zrobiliśm y w rurce barom etrycznej, po­
niżej pow ierzchni rtęci, w zniesionej w tej rurce.
13. Chcąc w ykonać dośw iadczenie T o r r i c e l f P e g o , użyliśm y przez pom yłkę
rury zbyt krótkiej, mającej tylko 70 cm długości. Jakiemu ciśnieniu poddana
jest rtęć w różnych poziom ach, w naczyniu M N oraz w rurce?
14. Barometr rtęciow y w Krakowie w skazuje ciśnienie 76 cni; g d y b y to
sam o atm osferyczne ciśnienie i ta sama temperatura panow ały w W arszawie, w e
L w ow ie, w Poznaniu i w Wilnie, jakie dostrzegalibyśm y w ysok ości barom etryczne
w tych m iejscow ościach? por. § 65 tomu I-go.

§ 45. Ciśnienie powietrza zależy od wzniesienia.

Dowiedziawszy się o doś wi ad czeni ac h T o r r i c e l l i ’ego, P a s ­


c a l postanowi! przekonać się, czy «wysokość rtęci wzniesionej
w rurze jest j e d n a ko w a u p o d n ó ż a i u szczytu góry, mającej
500 lub 600 sążni wysokości. Jeżeli okaże się* dodaj e, «że w t e m
d rug iem miejscu wys okoś ć, jest mniejsza niż w pierwszem, wy ­
p ad ni e stąd wnosić, że tylko ciężar i ciśnienie powietrza, nie
zaś obawa próżni, jest pr zyczyną p odn ies i en ia rtęci w rurze p r z y ­
r z ą d u ^ P r ób a taka została przedsięwzięta na-górze P u y - d e - D ô m e
we Francji (1648). W miejscowości, leżącej u stóp góry, w y s o ­
koś ć słupa b a r o me t r yc zn e go wynosiła 712 mm; w innej, w z n i e ­
sionej o 975 m po na d pierwszą, s pos trze żono tylko 627 mm.
Zawiadom iony o tym w yniku, który zgadzał się z jego oczekiw aniem , P a s ­
c a l w ykonał podobne dośw iadczenie w m niejszej skali, na w ieży kościelnej;
u m ieściw szy barometr rtęciow y o 48 m ponad pow ierzchnią ziem i, dostrzegł
obniżenie się słupa o 5 mm. Jeżeli utniemy zm ierzyć dokładnie w y so k o ść rtę­
cio w eg o barometru, m ożem y p ow tórzyć to dośw iadczenie w jakim bądź kitko-
piętrow ym budynku; g d y w znosim y się o 10'5 m, niedaleko od pow ierzchni
ziem i, przekonyw am y się, że ciśnienie pow ietrza m aleje m niej w ięcej o 1 mm
rtęci. C zuły aneroid nadaje się jeszcze lepiej do takiego dośw iadczenia.

Dlaczego do st rz e ga my coraz mniejsze w powietrzu ciśnienia,


g d y wznosi my się w niem ku gó rz e ? Powietrze jest pł ynem
ciężkim (§ 43); g d y b y zatem założenia § 36-go były s peł ni on e
w atmosferze ziemskiej, prawa, znalezi one w tym artykule, p o -
§ 45 Ciśnienie powietrza 81

w i n n y b y st osować się do jej równowagi. Założenia § 36-go nie


s ą j edn ak że s peł ni on e w atmosferze ziemi. Powietrze nie jest
pł yn em ściśle jednol itym i nie znajduj e się by naj mni ej w m e ­
chanicznej i cieplnej równowadze; pole ciężkości, w którem ono
¡przebywa, nie jest j e dn or od n e. W powietrzu istnieją zawsze r ó ­
żnice temperat ury, r odzą się w niem ni eust anni e prądy i wiry;
z tych i z innych p o w o d ó w wynikają zaburzenia; prawa § 36-go
nie st osują się w atmosferze.
W iem y z § 43-go, że g ę sto ść pow ietrza w 0° C, pod ciśnieniem 1 atm.,
•wynosi 0-001293 g r/cm 3; tę (t. zw . n orm alną) gę sto ść pow ietrza oznaczam y
przez d0. W yobraźmy sobie atm osferę fik cyjn ą , której g ę sto ść w ynosiłaby d 0
w każdej w ysokości; nazwijm y ją atmosferą je d n o litą . Powtarzam y, że atm o­
sfera jednolita jest dziełem wyobraźni; rzeczyw ista atmosfera ziemska bynajm nięj
¡nie jest jednolita. Gdyby atmosfera jednolita istniała i gd y b y sprawiała na po­
wierzchni ziemi ciśnienie atm osferyczne normalne, m usiałaby m ieć pewną w y ­
so k o ść H. A żeb y H znaleźć, przypuśćm y, że pole ciężkości jest jednorodne.
Rozumiejąc przez D g ę sto ść rtęci w 0° C, przez h w y so k o ść normalną słupa
■barometrycznego, mamy
1. gH d0 = ghD
Kładąc
2. h = 76 cm ; D = 1 3 5 9 5 g r/cm 3 ; da — 0-C01293 gr/cm 3
znajdujem y zatem
3. H — 7991 m

W ynik ten sani przez się w ystarczałby do wykazania (gdybyśm y m ogli żyw ić
jakąkolw iek w tym w zględ zie w ątpliw ość), że atmosfera ziem ska jest zgoła n ie ­
jednolita. Mount E verest, najw yższa góra na ziem i, ma przeszło 8 km w y so k o ­
ści; niektóre chmury (t. zw . lo d o w e ) unoszą się średnio na w ysokości 9 km;
T i s s a n d i e r , G l a i s h e r , B e r s o n i inni wznosili się do w ysokości, dochod zą­
cy ch 15 km; atmosfera naszej planety sięga znacznie w y żej aniżeli 7991 m.
Przypuśćm y, że w znosim y się w powietrzu o a i że słup rtęciow ego ba­
rom etru obniża się w ów czas o b. Gdyby atmosfera była jednolita, m iędzy a i b
zach odziłby zw iązek
4. a : b = D : rf, = H : h

należałoby zatem w znieść się o 10"5 m (jak pow iedzieliśm y), ażeby dostrzec o b ­
niżen ie słupa barometru o 1 mm. W pobliżu pow ierzchni ziem i, jak w iem y,
w niosek ten sprawdza się ; g d y od tej pow ierzchni oddalim y się znacznie, ci­
śn ien ie zm niejsza się pow olniej niż w ynikałoby z formuły (4;.
Na powierzchni ziemi ciąży potężny ocean powietrza; w yobraźm y sob ie, że
.zastąpiliśmy g o przez ocean rtęci lub przez ocean w od y. Jeżeli ocean rtęci ma
sprawiać na pow ierzchni ziem i obecne, normalne atm osferyczne ciśnienie, mu­
siałby b yć płytki; jego głęb ok ość w yn osiłab y 76 cm ; ocean w odny (w tern sa ­
mem założeniu) m iałby 1033 cm głęb ok ości. W yobraźmy sob ie, że oziębiliśm y
atm osferę ziem ską do —200° C; pow ietrze skropliłoby się w ów czas, jak zoba-
N .. Z ., F iz y k a , 11- O
82 O równowadze ciał płynnych Rozdz. IV

czym y w późniejszym rozdziale i utw orzyłoby w arstw ę cieczy o głębokości


1 0 7 m; u szczytu tej w arstw y pływ ałb y tlen ciekły, który zajm ow ałby około
piątej części objętości w arstw y.
Uw ażając ziem ię naszą za kulę, pow iadam y, że jej całkowita powierzchnia
w ynosi 16 X 10'8 /3*14 czyli 5-093 X 1 0 1B cm ’. P oniew aż ciśnienie atm osferyczne
normalne jest = 1033*22 Gr/cm1, zatem całk ow ity ciężar oceanu pow ietrza po-
w inienby w yn osić 5'26 X 10!1 Gr; masa te g o oceanu pow innaby w yn osić ty leż
gram ów, nieco mniej niż m iljonową część m asy naszej planety (tom I, § 66).
W istocie jednak masa atm osfery ziem skiej e st, mniej w ięcej o jednę szóstą
część, w iększa niż wartość przed chwilą podana.

Z adan ia.

1. O bserw ujem y stan barometru gliceryn ow ego i naftow ego w pobliżu po­
wierzchni ziem i. O ile opada słu p gliceryny, g d y w znosim y się o 20 m pion ow o
do góry? o ile w znieśliśm y się, jeśli słup nafty opadł o 25 mm?
2. P rzypuśćm y, że atmosfera ziem ska składa się z b ezw od n ik a w ę g lo w e g o
i ż e panuje w niej, przy pow ierzchni ziem i, obecne normalne atm osferyczne ci­
śnienie. G ęstość bezw odnika w ę g lo w e g o w 0° C, pod ciśnieniem 1 atm., jest
0-001965 gr/cm 3. Jaka byłaby w ów czas w y so k o ść H atmosfery jednolitej? W zno­
sząc się o 1, 2 lub 3 m do’ góry, w pobliżu powierzchni ziemi i obserw ując
stan rtęciow ego barometru, co dostrzegalibyśm y?

§ 46. Twierdzenie Archimedesa.


O A r c h i m e d e s i e opowi adają, że sł ynne swe h y d r o s t a ­
tyczne twierdzenie o d ga d ł w kąpieli, rozmyślając nad parciem, k t ó ­
r ego od wody doznawał o j eg o własne ciało. Czy o po wi ad ani e
to jest czy nie jest prawdzi we (ludzie zawsze lubili ważniejsze
wydarzeni a przystrajać bajeczkami), wskazuje ono prosty s p o s ó b
przekonani a się o tern, że t. zw. parcie hydrostatyczne rzeczy­
wiście istnieje. Wiemy, że z a nu rzon e w wodzie ręce i nogi w y ­
dają się niezwykle lekkie i ruchliwe. J akże ma my fakt ten r o ­
zumi eć?
P rzypuśćmy, że ciało M stale, ciężkie, j est całkowicie za­
n urzone w płynie ciężkim A (rys. 46); przypuśćmy, że ciało
i płyn zna jd uj ą się w mechanicznej i cieplnej równowadze. Ja ki e
siły działają na ci ał o? (I) działa na nie własny ciała ciężar, który
oznaczmy przez P; siła ta jest przyłożona do ś rodka ciężkości C
ciała M (tom I, § 100) i kieruje się pi o no wo ku dołowi (2) na
powi erzchni ę całkowicie za nur zo n eg o ciała M działają n adt o ci ­
śnienia, wywierane przez otaczający płyn A\ pr z ypu ść my naprzy-
kład, że w różnych pun kt ach tej p ow i er z c h n i ' d z i a ł a j ą ciśnienia
Pi, Pi Zapyt uj emy, czy, razem wzięte, ciśnienia te p u p t ,..~
§46 Twierdzenie Archimedesa 83

wytwarzają jakąś jednę wy p a d k o w ą Q ? Jeżeli ją wytwarzają, jaka


j est jej wa rt oś ć? jaki k i e r u n e k ? do kt órego punkt u ciała jest
przyłożona? Z dawał oby się, że niełatwo o dp owi edzieć na te p y ­
tania; t ymczas em A r c h i m e d e s rozstrzyga je w s p o s ób wy-

Rys. 46.

two rny i prosty. W y o b r a ź m y sobie, powiada, że u sunęl iśmy ciało


M i że całą j e g o obj ęt ość V zajął płyn A. Ciśnienia p u
b ę d ą wówczas wywi erane na masę płynu A, w p r o w ad zo n ą do
objętości Vj w ich wartościach, ki erunkach i miejscach p rz yło­
żenia nie zmieni się nic, al bowi em otaczający płyn A pozostał
ten sam. Uwa ż aj my teraz masę pł ynną, którą wprowadzi li śmy do
objętości V ; pozostaje ona pod działaniem (1) włas ne go ciężaru,
p r z yp u ść my R, prz yłoż onego do środka ciężkości O tej mas y
i s ki er owan eg o p i on o wo ku dołowi (2) wy mi eni onych przed
chwilą ciśnień p u p iy.-.- sprawi anych przez płyn otaczający. Lecz
g d y b y całą obj ęt oś ć V wypełniała p ew n a masa t ego s a m eg o
płynu A, który zna jdu je się wszędzie dokoła, po zos tawał aby ona
z p ew no śc i ą w r ównowadze ; zatem ogół ciśnień p I} p 2, — musi
równoważy ć się z siłą R-, innemi słowy, ten o gół ciśnień wyt wa­
rza p e w n ą wy p a d k o w ą Q, ró wn ą sile R, przyłożoną do środka
ciężkości O (masy płynnej, wypełniającej obj ęt ość V) i s ki ero­
wa n ą p i on owo do góry. P owróćmy teraz do pi erwo tn eg o zało­
żenia, iż obj ęt ość V zajmuje nie płyn A, lecz ob ce ciało M, z a­
nurzone w tym płynie. Widzimy, że ciało M p ozos taj e p od dzia­
84 O równowadze cial płynnych Rozdz. IV

łaniem dwóch sił P i Q; obiedwie są umi ej scowi one w prostych


pionowych, ale kierunki ich działania są przeciwne, punk ty zaś
przyłożenia są n i e j e d n a k o w e : P działa ku dołowi i jest prz yło­
żona do ś rodka ciężkości ciała M, Q działa ku górze i jest przy
ł ożona do ś rodka ciężkości O masy płynu A, która wypełniałaby
obj ęt oś ć V. Z rozdz. V-go t omu I go wiemy, że p od wpływem
takich dwóch sił ciało M nie p o zos t ał oby w równowadze; r ó w ­
n o w a g a jest tylko wówczas możliwa, g dy pun kt y C i O znajduj ą
się na tej samej prostej pi onowej. P rzy pu ść my zatem, że ciało
M wykręciło się w ł onie płynu, tak iż punkt y C i O znalazły
się na tej samej prostej pionowej. Możliwe są wówczas trzy
przypadki: moż em y mieć P > Q albo P — Q albo wreszcie P < Q .
W pierwszym p r z yp adk u ciało M, za nurzon e w płynie A, z na j ­
d uj e się p od działaniem siły P —Q, umi ej scowi onej w prostej
p ionowej CO i skierowanej ku dołowi; w e d łu g twierdzenia V a ­
r i g n o n a (tom 1, § 86) możemy dowol ni e przesuwać tę siłę
w prostej CO. W dr ug im p rz ypadk u siły P i ' Q znoszą się w z a ­
j e m n i e ; ciało M zachowuj e się tak, jak g d y b y ani siła P, ani
siła Q nie działała na nie. W trzecim przypadku ciało M z n a j ­
du je się p od wpł ywem siły Q — P, umi ej scowi onej w prostej p i o ­
nowej CO i skierowanej ku g ó r z e ; we d łu g p owo ł an e go twier­
dzenia m o że my dowol ni e przesuwać tę siłę w prostej CO. Siłę
Q naz ywamy parciem, hydrostatycznem.
Streszczamy się w twierdzeniu nast ępuj ącem. Przypu ść my ,
że ciało stałe i ciężkie M j est całkowicie za nurzone w płynie
ciężkim A i że ciało i płyn są w zupełnej równowadze. Na
ciało M działa wówczas w y pa d ko wa dwóch sil: (1) ciężaru P
ciała, pr zyłożonego do j e g o środka ciężkości C i s ki er owaneg o
p i ono wo ku dołowi (2) parcia h yd ro s ta ty cz n eg o Q, p rz yłożonego
do środka ciężkości O masy płynu A, która z ajmowa łaby o b j ę ­
t o ść ciała M i s ki er owan ego p i ono wo ku g ór ze; to parcie Q
równa się ciężarowi przed chwilą wymi eni onej mas y płynu A,
która zajmował aby obj ęt oś ć ciała M. Ś r odek C i środek O p rzy­
padają na tej samej prostej p ionowej ; wyp a dk owa sił P i Q jest
więc równa bezwzgl ędnej wartości różnicy P — Q i (jeżeli od zera
j e s t różna) kieruje się w s tronę siły przeważającej.

W yobraźmy sobie kulę K zanurzoną w w odzie W (rys. 47); przypuśćm y,


ź e ab jest poziom em przecięciem tej kuli, przechodzącem przez jej środek O.
Koło ab dzieli pow ierzchnię kuli K na półkulę dolną acb i górną adb. C iśnie­
nia,1 w yw ierane przez w od ę W na dolną półkulę acb, kierują się mniej lub w ię-
Twierdzenie Archimedesa 85

cej ku górze i w środku 0 kuli dają w ypadkow ą C, zw róconą pionow o ku


górze. Ciśnienia, spraw iane przez w od ę na górną półkulę adb kierują się mniej
lub w ięcej ku dołow i i w środku
O kuli tworzą w ypadkow ą D , rn _ n_____ __
zw róconą pionow o ku dołow i. ....... -...........- ^ j
W ypadkow e C i D mają wprost
przeciw ne kierunki i są przy­
łożon e do tego sam ego punktu
O; zatem odejm ują się od sie ­ zW Wr:
bie. A le dolna półkula jest g łę ­
biej zanurzona niż górna; za­
tem C jest w iększa niż D.
Różnica C —D jest w łaśnie par­
ciem hydrostatycznem Q, któ­
rego kula doznaje od w ody. Rys. 47.
Przypuśćm y, że mn wyobraża
sw obodną pow ierzchnię w o d y ; na tę pow ierzchnię działa ciśnienie atm osferyczne
p 0. Powierzchnię kuli K oznaczm y przez 5. Z “§ § 36-go i 40-go wynika, że
siła C = .Vp05 + ciężar słupa macbn w ody
2. siła D = ip 0S - \- ciężar słupa madbn w ody
Odejm ując, otrzym ujem y
Q = C - D — ciężarowi kuli acbd w ody,
co w uważanym przypadku wyraża twierdzenie A r c h i m e d e s a .

Następujące dośw iadczenie służy z w y ­


kle do objaśnienia tego twierdzenia Pod
szalką B wagi (rys. 48) zam ieszczam y na­
czyńko N oraz w alec p ełn y M, który m ie­
ści się dokładnie w naczyńku N i w ypełnia
całkow icie jego pojem ność. U m ieszczając
stosow ną tarę na przeciw ległej szalce wagi,
rów now ażym y w pow ietrzu ciała N i M.
G dy teraz w aiec M zanurza się w w odzie,
w idzim y, że szalka B idzie do góry; przy­
wracam y rów now agę, g d y napełnim y na­
czyń ko N w od ą, jak pokazano na rysunku.
Ciało M , zanurzone w płynie A, d o ­
znaje od niego siły Q, skierowanej pio­
now o ku górze. O dw ołując się do trzeciej
zasady dynam iki (tom I, § § 34, 36 i 37),
w yprow adzam y stąd w niosek, że płyn A
musi jednocześn ie doznaw ać, od zanurzo­
nego ciała M, siły również Q, skierow anej
pionowo ku dołow i. Przekonajm y się, czy Rys. 48.
ten w niosek jest praw dziw y. Na szalce B
wagi (rys 49) rów now ażym y naczynie L, zaw ierające pew ną ilość w od y. Zanu­
rzamy teraz do w o d y w alec M, zaw ieszon y na osobnym postum encie T i nie
86 O równowadze ciał płynnych Rozdz. IV

dotykający szalki ani w agi; dostrzegam y, że szalka B porusza się ku dołow i.


Odbierając naczyniu L tyle w od y, ile m ieści się w naczyńku N (którego pojem ­
ność, jak w yżej, jest równa objętości w alca M), przywracam y rów now agę. D o­
św iadczenie niniejsze jest niejako odw róceniem , a zarazem uzupełnieniem po­
przedzającego.

Rys. 49. Rys. 50.

P o d o b n i e jak ciecze, gazy wywierają parcie hydros tat yczne na


z a nur zo ne w nich ciała; twierdzenie A r c h i m e d e s a st osuje się
w obu przypadkach. Na małej wadze zawi eszamy dwie kule,
pustą i d użą A, peł ną i małą B (rys. 50). Kulę B p o s u w a m y po
beleczce wagi, tak iż kule ró wn o wa żą się ze s o b ą w powietrzu.
Umi eszczamy teraz przyrząd pod d zwon em p o m p y pneumat yc znej
i wyciągamy powietrze z p o d d zw o n u ; kula A wówczas p rz e ­
waża. Kula A jest oczywiście cięższa niż kula B i równoważył a
się z nią w powietrzu tylko dlatego, iż, j ako rozleglejsza, d o ­
znaje od powietrza znaczni ej szego h ydr os tat ycz nego parcia.
W ykonyw ane w powietrzu ważenia dają zatem w yniki, które (bez pew nych
poprawek) nie są ściśle praw dziw e; objętość w ażonego przedm iotu byw a zw ykle
nierówna objętości ciężarków (odw ażników ). A żeby otrzym ać wynik poprawny,
pow inniśm y uw zględniać parcie, którego od pow ietrza doznają zarówno przed­
m ioty w ażone jak odważniki.

Z a d a n ia .
1. Na szalce w agi um ieszczam y obok sieb ie: naczynie, zawierające w odę
i kaw ałek mosiądzu; ciała te rów now ażym y tarą na p rzeciw ległej szalce. Jeżeli
przeniesiem y m osiądz do wnętrza w od y, czy naruszym y przez to rów now agę?
W ytłum aczyć, d laczego równow aga trwa nieprzerwanie.
O balonach 87

2. Sześcian korkow y jest przyklejony do sześcianu ołow ianego; zanurzone


w w odzie, nie mają one tonąć ani w yp ływ ać ku pow ierzchni. Znając g ę sto ść
ołow iu ( 1 1 4 gr/cm 3) oraz g ę sto ść korka (0'2-ł gr/cm 3), ob liczyć, w jakim sto ­
sunku pow inny pozostaw ać krawędzi uw ażanych sześcianów .
3. Sporządzona z korka kula, o promieniu r, zanurzona w w od zie, jest
przytwierdzona zapom ocą sznura do dna zbiornika. Znaleźć w artość siły, która
w ypręża ten sznur. G dybyśm y przecięli sznur, jakie byłoby p rzyśpieszen ie kuli
w pierw szej chw ili jej ruchu ku górze?
Ł Przy pom ocy odw ażników m osiężnych zw ażyliśm y w pow ietrzu pewną
ilo ść żelaza; w iem y, że odw ażniki są ścisłe w próżni. O bliczyć prawdziwą war­
to ść stosunku m asy żelaza do m asy odw ażników . G ęstość żelaza w ynosi
7 ‘5 gr/cm 3, g ę sto ść m osiądzu 8 -4 gr/cm 3.
5. W ażym y w pow ietrzu kauczukow ą p ow łok ę balonika tak zgniecioną, że
jej ob jętość jest bardzo m a ła ; następnie w yp ełniam y balonik atm osferycznem
pow ietrzem i w ażym y w pow ietrzu powtórnie. C zy znajdziem y różnicę ciężaru?
6. Na dno jeziora chcem y opuścić żelazny dzw on, kształtu półkuli; zanu­
rzam y g o brzegiem (równikiem ) na dół, tak iż pow ietrze nie uchodzi. O zna­
czam y przez r w ew nętrzny promień dzw onu, przez x grubość jego ścian, przez
s ciężar w łaściw y żelaza. Jeżeli dzw on ma tonąć, jaki warunek pow inien sp eł­
niać stosunek x /r 2

§ 47. O balonach.
Twi erdzeni e A r c h i m e d e s a znalazło pi ękne za stosowani e
w wynalazku b al o nó w; upł ynęł o j ed na k dwadzieścia stuleci, z a ­
n i m z auważ ono możliwość takiego zastosowania. W r. 1783-im,
w A nn o na y we Francji, bracia M o n t g o l f i e r wypuścili pierwszy
balon, n ape łn iony dy me m i gorą cem powietrzem; wkrótce pot em
C h a r l e s w Paryżu z b ud ow a ł balon znaczni e u leps zony, który
napełnił wodorem. Najważni ej szą s kł adową częścią b a l o n u jest
z b ior ni k gazu (zwykle gazu oświetlającego); powł oka t ego zb io r­
nika, o ile p o d o b n a najlżejsza, powi nn a skutecznie przeszkadzać
wzaj emnej dyfuzji gazu i ze wnęt rz neg o powietrza (§ 22). Kulisty
lub p od łu żny zbiornik j est otoczony siatką, która dźwiga łódź
balonu. Ozn acz my przez P łączny ciężar; gazu, wypełni aj ącego
zbiornik, dalej powłoki, siatki i lodzi; przez Q r ozumi ejmy cię­
żar takiej ilości powietrza, jaka z ajmowa łaby całą o b j ę t o ś ć b a ­
lonu. Ażeby balon wznosił się ku górze, siła Q musi być wi ęk ­
sza niż P; różnicę Q —P naz ywamy zwykle silą wznoszenia się
balonu.
W 0° Ć, pod ciśnieniem atm osferycznem normalnem, 1 m 3 powietrza w aży,
jak wiadom o, 1/293 Kg; w tych sam ych warunkach 1 m 3 wodoru w aży 0 ‘0'J Kg,
1 m 3 gazu ośw ietlającego w aży od 0'4 do 0 8 Kg, zależnie od sp osob u przy­
rządzenia i składu gazu. Pomijając zatem ciężar pow łoki, siatki i łodzi, otrzy­
88 O równowadze ciał płynnych Rozdz. IV

m ujem y następującą górną granicę siły w znoszenia się, oczyw iście nieosiągalną;
dla balonu, w yp ełnion ego wodorem : 1'2 K g na każdy m 3 objętości; dla balonu,
w yp ełnion ego gazem ośw ietlającym : od 0'5 do 0'9 Kg na każdy m 3 objętości.
P rzypuśćm y, że w dolnych warstw ach atm osfery balon w znosi się ku górze;
warunek Q > P jest w ięc spełniony. Gdy balon przenika do warstw w y ższy ch ,
gdzie pow ietrze jest rzadsze, Q zm niejsza się, balon zaczyna opadać. Przy­
puśćm y,1 że aeronauta w yrzucił balast; P zm niejszyła się, siła w znoszenia s ię
wzrosła natychm iast. Skutkiem postępu dyfuzji, część ilości gazu zaw artego
w zbiorniku uszła nazewnątrz, pewna zaś ilość powietrza przeniknęła nawewnątrz;
ciężar P zw ięk szył się, siła w znoszenia się balonu zmalała.

Z adan ia.

1. Ciężar balonu (wraz z łodzią) w ynosi 55 K g; objętość balonu w ynosi


120 m s; w yp ełnion o g o gazem o g ęsto ści trzy razy m niejszej niż g ę sto ść po­
wietrza. O bliczyć siłę w znoszenia się balonu.
2. Napełniony w odorem balon kulisty trzym am y na uw ięzi przy p om ocy
sznurka. Średnica balonu w ynosi 60 cm; średnica sznurka jest 2 mm; ciężar p o ­
włoki i sznurka zaniedbujem y. O bliczyć czynne w sznurku ciągnienie. A żeb y
w ytw orzyć w sznurku to sam o ciągnienie, jaką m usielibyśm y na nim zaw iesić
kulę żelazną?
3. Już w XVU-em stuleciu pisał X. L a n a , że cienkościenne m iedziane n a ­
czynie w znosiłoby się w atm osferze do g ó r y , g d y b y śm y z niego w yciągnęli po­
wietrze. O bliczm y grubość ścianek m iedzianego balonu, o zew n ętrznej średnicy
np. 30 m, który, będąc w ew nątrz pusty, nie opadałby ani nie w zn osiłb y się
w atm osferze ku górze. G ęstość miedzi w yn osi £'9 gr/cm 3. P ow łoka miedziana
m usiałaby b yć tak cienka, że nie w ytrzym ałaby zew n ętrznego (atm osferycznego)
ciśnienia; pom ysł b ył zatem niew ykonalny.

§ 48. O równowadze ciał pływających.


Nieraz spo st rze gamy, że ciała stałe pływają po powierzchni
cieczy. Kłoda dre wn iana albo tafla lodu pływa po wodzie; k a ­
wałek korka pływa po nafcie lub alkoholu; bryłka żelaza pływa
po rtęci; czółna, statki i okręty, nawet i takie, które są s p o r z ą ­
dzone z żelaza i stali, u n o s zą się po powierzchni rzek, jezior
i mórz zupełnie swobodni e.
Wy ob r aź my s obi e ciało M (rys. 51), np. kadł ub okrętu, k tó ­
rego część jest za nu rzo na pod powierzchnię pp cieczy; p r z y ­
puśćmy, że w tern poł ożeni u ciało zna jdu je się w równowadze.
Twi erdzenie A r c h i m e d e s a wyjaśnia istotę tej równowagi .
Parcie hydrost at yczne Q, kt órego ciało M doznaje od cieczy,
jest równe ciężarowi ilości cieczy, której miejsce zajmuj e z anu ­
rzona część ciała M\ siła ta Q j est przyłożona do środka cięż-
Ciała pływające 89.

kości O wymienionej ilości cieczy i kieruje się p i ono wo ku g ó ­


rze. Ciężar P ciała M jest przyłożony do środka ciężkości C te­

goż ciała i kieruje się pi onowo ku dołowi. Do równowagi ciała


M potrzeba zatem i wystarcza: (1) ażeby siła Qbyła równa ci ę­
żarowi P (2) ażeby obadwa środki O i Cleżały na tej samej
prostej pionowej.
Słu szn ość pierw szego w niosku spraw dzam y
łatw o. Do naczynia N, zaopatrzonego w boczną
od p ływ ow ą rurkę r (rys. 52i, nalewam y wody; gdy
woda przestała odp ływ ać, w prow adzam y do niej
łagodnie drewnianą kulę K • W ycieśnioną w odę M
zbieram y w naczyniu n, które zrów now ażyliśm y
poprzednio na w adze. P rzekonyw am y się, że ciężar
w od y zebranej w n równa się ciężarowi kuli K-
W yobraźmy sobie, że ładunek okrętu M Rys. 52.
(rys. 61) został pow iększony; równowaga będzie tylko
w ów czas m ożliwa, g d y parcie Q w zrośnie o tyle, o ile zw ięk szył się ciężar P ;
innemi sło w y , g d y okręt zanurzy się głęb iej. Nadmierne zanurzenie byłob y o c z y ­
w iście n ieb ezp ieczn e; na zew nętrznej powierzchni m orskiego okrętu widzim y
zw yk le linję barwną graniczną (t. zw . P lim so ll M ark w e flocie angielskiej i,
której pod zw ierciadłem wód zanurzyć nie w olno. W yobraźm y sobie przeciw nie,
że ciężar P z jakiegokolw iek pow odu się zm niejszył, że w ciągu podróży sp a­
lono naprzykład zapas w ęgla lub nafty, który w zięto pierwotnie; okręt w ów czas
coraz m niej się zanurza.
W yobraźm y sobie jeszcze raz okręt M (rys. 51); g d y przytoczone warunki
spełniają się, okręt jest w rów now adze. W iem y jednakże, że rów now aga ciała
m oże b y ć rozm aitego rodzaju; byw a ona bezpieczna i tr w a ła , lecz niekiedy
m oże b yć nietrwała czyli chw iejna albo też ob o jętn a (tom I, § 101); dla b e z ­
pieczeństw a okrętu jego równowaga powinna oczyw iście być trwała. Dla przy­
kładu przypuśćm y, że (pod naporem ■ fal lub pod działaniem wiatru} okręt M
przechylił się, jak pokazuje rys. 53; do trwałości rów now agi potrzeba, ażeby
w now em , od poprzedniego nieco odm iennem położeniu okrętu pojaw iały się
w nim siły, które d ążyłyby do w yprostowania g o napowrót. P rzypuśćm y, że C
(rys. 53) jest środkiem ciężkości okrętu, że O jest środkiem ciężk ości masy
90 O równowadze ciał płynnych Rozdz. IV
*
w odnej, którą okręt w sw em obecnem , now em położeniu w ycieśnia. Ciężar C P
okrętu działa w C pionow o na dół; parcie O Q działa w O pionow o do góry.

Rys. 53.

Jeżeli rzeczy mają się tak, jak przyjęto na rysunkach 51 i 53, w idzim y w ów ­
czas, że okręt przechylony znajduje się pod działaniem pary sił CP, OQ, która
dąży do przywrócenia mu pierw otnego, pion ow ego położenia (por. tom I, § § 88,
89 i 97); w tym przypadku rów now aga okrętu jest trwała.

Z adan ia.
1. W ażąca 2 - ł Kg kłoda drewniana pływ a po w odzie, zanurzając dw ie trze­
cie sw ej objętości. O bliczyć g ę sto ść drewna i objętość kłody.
2. Góra lodow a pływ a po morzu. Biorąc 0'92 gr/cm 3 za g ę sto ść lodu, oraz
1-025 gr/cm 3 za g ę sto ść w od y m orskiej, znaleźć stosunek zanurzonej do nieza-
nurzonej części objętości góry.
3. W naczyniu znajduje się rtęć, ponad nią rozlana jest w oda. Kula szklana
(pełna) tonie w w odzie, w rtęci w yp ływ a do góry. Za g ę sto ść w od y, szkła
i rtęci kładąc 1 g r/cm 3, 2 ‘8 g r/cm 3 oraz 13 6 gr/cm 3, w ykazać, że kula, zatrzy­
mując się na granicy zetknięcia cieczy ze sobą, zanurzy sz e ść siódm ych objętości
w w odzie, jednę siódm ą w rtęci.
4. W pływ ając z morza do słod k ow od n ego jeziora lub rzeki, parowiec op u ­
ścił się cały o 5 cm ku dołowi; g d y, płynąc w górę rzeki, spalił 50 ton w ęgla,
podniósł się znow u o 2-5 cm. P rzypuszczając, że g ęsto ści w od y morskiej i rzecz­
nej mają się do siebie jak 1-025 do 1‘000, d ow ieść, że w w odzie morskiej
parowiec m usiał zanurzać 4000 m 3,

§ 49. O sposobach wyznaczania ciężarów właściwych.

Oz na cz my ciężar ciała przez P, j e g o obj ęt ość przez V\ śre­


dnim ciężarem właściwym ciała na z ywa my s t os unek
1. A — P /V ; zatem 2. P=VA
(por. tom I, § 103). Przy pu ść my , że ciężar P p o d a n o w Gr, o b ­
j ę to ś ć V w c m 3; ciężar właściwy A jest wówczas wyrażony
Ciężary właściwe 91

w G r / c m s. Ciało, kt órego 1 c m a ważyłby 1 Gr, mi ał oby ciężar


właściwy 1 G r / c m 3; niemal d okł adni e takiem ciałem j est woda
w temperat urze 4° C, pod ci śni eni em 1 atm. (tom I, § 40).
Jedna tysięczna c zę ść litra takiej w od y w aży ściśle 1 Gr; ale 1 cm 3 nie jest
ściśle lecz tylko bardzo przybliżenie rów ny jednej tysięczn ej części litra; nad­
zw yczaj drobną różnicę, która m iędzy temi jednostkami zachodzi, będziem y tu
zaniedbywali.

W a ż ym y ciało M (stałe) w powietrzu; za niedbuj ąc parcie h y ­


drostatyczne, kt órego ciało dozna je od powietrza (§ 46), pocz y­
t uj emy znaleziony ciężar P za prawdziwy. Zanur zamy ciało M
w cieczy C i ważymy je p onowni e; pozorny ciężar ciała w y ­
nosi wówczas R. Jeżeli Q jest parciem hydrost at ycznem, kt órego
M doznaje od cieczy C, ma my
3. R = P -Q więc 4. Q = P —R

Oz nacz aj ąc przez V obj ęt oś ć ciała M, przez 5 ciężar właściwy


cieczy C, mamy we d łu g § 46-go oraz p owyż sz e go wzoru (2);

5. Q=Vs

Z równa ń (1), (4) i (5) ot rzy muj emy

a6. i =
A Ps
P -R
Z n a j ą c ciężar właściwy s i wyznaczywszy P o r a ź / ? , z na jd uj e my A.
Za ciecz C, w której za nurza my ciało M, wybierzmy wodę ; j e ­
żeli t emp er at ura j est niezbyt różna od 4° C, wartość s jest bliska
1 G r / c m 3; wówczas, przybliżenie
P Gr
P —R cm3

P rzyp uś ćmy , że ma my znaleźć ciężar właściwy pewnej cie­


czy C. W yb i e r a m y ciało stałe M, które nie rozpuszcza się w w o ­
dzie ani w cieczy C i nie doznaje od nich ch emi c zne go działania.
Niechaj P oznacza ciężar ciała M zważo ne go w powietrzu;
ciężar t ego ż ciała całkowicie z a n u r z o n e g o w wodzie niechaj wy ­
nosi P 0; ciężar t e g oż ciała całkowicie z a n u r z on e go w cieczy C
niech wynosi R. Ciało M doznaje parcia Qa od wody, Q od cie­
czy C; ma my

8. Q0 = P — Ro ; Q = P —R
92 O równowadze ciał płynnych Rozdz. I V

Oz nacz aj ąc przez s„ i s ciężar właściwy wody i cieczy C, przez


V obj ęt oś ć ciała M, ot rzymuj emy
9. Q0 — Vs0 ; Q — Vs
z (8). zaś i z (9) wy pr ow ad za my
10 s = _P~R_
s0 P-Ro
Mo że my założyć s0 — 1 G r / c m s w równani u (10), jako wart ość
przybliżoną.
Ciężar w łaściw y rozm aitych cieczy, z któremi codziennie m iew am y do c z y ­
nienia, różni się niezbyt znacznie od ciężaru w łaściw ego w ody. C. wł. mleka,
naprzykład, w ynosi zw ykle około 1"03 G r/cm ’; c. w ł. wina około 0'99 G r/cm ’ ;
c. wł. w od y morskiej około 1-02 Gr/cm3; c. w ł. mieszanin alkoholu
ety lo w eg o z w odą zm ienia się, zależnie od składu, od 0'79 do 1 0 0
G r/cm ’. Ciężar w łaściw y podobnych cieczy w yznaczam y szybk o i łatw o,
chociaż niezbyt dokładnie, zapom ocą areom etru (rys. 64). W yobraźm y
sobie rurkę szklaną, z obu końców zam kniętą, która rozszerza się
u dołu i przechodzi w reszcie w kulkę, zawierającą nieco rtęci. Przez
P oznaczm y ciężar areometru; ciężar ten jest tak dobrany, że areo-
metr nie tonie w w odzie ani w badanej cieczy C, lecz pływ a w nich,
zanurzając się oczyw iście niejednakow o. O znaczm y przez s0 • -s ciężar
w łaściw y w od y i cieczy C; przez V0 i V rozum iejm y ob jętość, którą
areometr zanurza w w odzie i w cieczy C. W edług § 48-go mamy
w ów czas
11. P — V0s 0 oraz P = Vs
zatem
12. So.s= V:V0
Rys. 54. Na szy jce areometru znajduje się skala, na której bezpośrednio o d czy ­
tujem y ciężar w łaściw y cieczy, do której areometr został w prow adzony.

Z a d a n ia .
1. W yrobiona z glinu sztaba w aży w próżni x Gr; g d y zanurzym y ją w w o ­
dzie, jaki m ieć będzie ciężar pozorny? G ęstość glinu = 2 58 gr/cm ’ .
2. Ciało w aży w próżni 24 Gr, w w od zie 20 Gr; d o w ieść, że zanurzone
w alkoholu (gęstości 0 79 gr/cm ’) będzie w ażyło pozornie 2 0 ‘8-i Gr.
3. Dwa ciała, g ę sto śc i d i i d 2, rów now ażą się na w ad ze w próżni; co na­
stąpi, g d y zanurzym y te ciała w jakiejkolwiekbądź cieczy?
4. Ciało M w aży w próżni 35 Gr, w cieczy ,f::3 0 Gr, w cieczy F: 25 Gr.
Ile będzie w ażyło pozornie w m ieszaninie, zawierającej równe objętości cie cz y
E i F I G ęstość tej cieczy jest średnią arytm etyczną g ęsto ści cieczy E i F.
5. Ciało w aży w próżni P, w w od zie R ; jaki b ędzie pozorny ciężar ciała
w ażonego w pow ietrzu?
6. Sześcian m osiężny w aży w próżni 8'5 Kg, w w od zie 7-5 K g; w nafcie
w aży 7 ‘7 Kg. O bliczyć g ę sto ść m osiądzu i nafty oraz d łu g o ść krawędzi sześcianu.
7. W edług podania, złotnik w Syrakuzie otrzym ał od króla H i e r o n a złoto,
Ściśliwość cieczy 93

z którego miał sporządzić koronę. P ow ziąw szy podejrzenie, 2e złotnik przy­


w ła sz c zy ł sobie pew ną ilość złota (gęstości 19 g r/cm 3) i zastąpił ją srebrem
(11 gr/cm 3), król zw rócił się do A r c h i m e d e s a z prośbą o radę. A r c h i m e -
d e s w aży koronę w powietrzu i w wodzie; przekonywa się, że średnia g ęsto ść
korony w ynosi 16 gr/cm 3; oznajmia w ów czas k rólow i, że z każdych 128 Wago­
w ych części korony 33 części są srebrne. Jak rozu m ow ał A r c h i m e d e s ?

§ 50. O ściśliwości cial ciekłych.


P e wn a masa cieczy zajmuje o bj ęt oś ć V w t emp er at ur ze T ,
p o d ciśnieniem 1 atmosfery; bez zmi any temperat ury poddaj emy
t ę ciecz działaniu zna cz ne g o ( nor malnego i j e d n os t aj n eg o) ci­
śni eni a p\ przybierze ona wówczas obj ęt oś ć mniejszą, np. V— v
{§ 29). P o w i ad am y , że v j est ściśnięciem, kt órego ciecz doznała;
s t os u ne k z>/V, który oznaczamy przez 6, naz ywamy jednostkowem
ściśnięciem. Zakł adamy, że
1. p z= kd ;

wart ość k t. zw. modułu ściśliwości jest miarą ciśnienia, kt órego


użyć należy, ażeby wywołać w cieczy pewne określone j e d n o s t ­
kowe ściśnięcie.
P osp olicie znane nam ciecze w pokojow ych temperaturach są tak trudno
ściśliw e, że aż do drugiej połow y X V Ill-go stulecia nie wiedziano z pew nością,
c z y są w ogóle ściśliw e. Dokładne pom iary w tym przedm iocie są trudne; d o ­
piero w n ow szych czasach uzyskaliśm y rozległe 1 ścisłe w iadom ości o zacho­
waniu się cieczy pod działaniem znacznych ciśnień. H tnieje przecież fakt n ie­
w ątp liw y i znany oddawna, który sam przez się jest dostatecznym dow odem ,
że w od a w pew nej mierze musi być ściśliw a. G łos m oże przez w odę przebie­
gać. Jak zobaczym y niebaw em , rozchodzenie się głosu w materjalnym ośrodku
polega na udzielaniu się z m iejsca do miejsca drobnych zagęszczeń i rozrze-
dzeń; w nieściśliw ej cieczy g ło s nie m ógłby rozbiegać się w cale.

W y o b r a ź m y sobi e przyrząd następujący. Balon szklany C


(rys. 55) jest za opat rzony w cienką rurkę, której otwór nurza się
w rtęci, rozlanej u dołu wyt rzymał ego zbiornika Z Z ; pozostała
część wnętrza zbiornika jest wypełniona wo d ą W W , którą przez
kanał K p o d d a j e m y działaniu zn ac zn e go ciśnienia. Balon C jest
wype łni on y cieczą, której ściśliwość ma być z ba dana; ciecz ta
s i ęg a powierzchni rtęci w rurce balonu. Ciśnienie, wywierane na
w o d ę WW, działa w niej jed no st aj ni e (§ 34); wywiera się o no
zatem również i na rtęć i usiłuje ją wcisnąć do rurki bal onu;
ciecz C zostaje ściśnięta i powi erzchni a rtęci p odn os i się w rurce
nieco ku górze. Z przemieszczenia powierzchni rtęci m o ż n a wyl i­
94 O równowadze cial płynnych Rozdz. IV

czyć, znając p o j e m n o ś ć rurki i balonu, jakie j e dn os tko we ści­


śnięcie zostało wywoł ane w cieczy przez p ewn e (wiadome) c i ­
śnienie. Na zasadzie, którą tu og ól ni kowo objaśniliśmy, polega
urządzenie piezometrów czyli przy­
rządów, służących do badania ś c i ­
śliwości ciał ciekłych.
N ietylko ciała ciekłe, ale i ciała stałe
są rów nież ściśliw e. Gdy zatem w ew nątrz
zbiornika Z Z zw iększa się ciśnienie, każdy
K elem ent pow łoki szklanej balonu C kurczy
się nieco; pojem ność balonu m usi w ów czas
się zm niejszyć. A żeby nie zach ow ać w tym
w zględ zie jakiejbądź w ątpliw ości, w yobraź­
m y sobie dw ie budow le; budowla M składa
się z pew nej liczby cegiełek m, budow la N
z tej sam ej liczby cegiełek n ; jeżel i każda
cegiełka m jest nieco mniejsza niż każda n
lecz ma zresztą kształt do jej kształtu zu­
pełnie podobny, objętość i pojem ność bu­
dow li M m usi b y ć nieco m niejsza niż o b ­
jętość i pojem ność N , w tym sam ym s t o ­
sunku, jak ob jętość cegiełki. W nosim y zatem ,
że zmiana objętości cieczy, którą dostrze­
gam y w piezom etrze, wynika z dw óch źró­
deł: z rzeczyw istego ściśnięcia się cieczy
Rys. 55.
oraz ze skurczenia się szklanego balonu.
W yobraźm y sobie banię szklaną; kulistą;' z iw r ę tr z r a pow ierzchnia jej po­
w łoki jest/4/4, w ewnętrzna BB (rys.(56).-Na obielpow ierzchnie, AA i BB, w yw ieram y
to,” samo znaczne ciśnienie p . Zmiana pojem no­
ści "bani równa się) ściśnięciu, którego pod ci­
śnieniem p doznałaby kula szklana p ełn a
o zew nętrznej pow ierzchni B B ; istotnie, pod
działaniem ciśnienia p pow łoka A A B B ściska
się j: jednakowo, bez w zględu na to, czy w e ­
wnętrzna kula (pełna) jest czy nie jest obecna.
Pam iętając o równaniu (1), w n osim y zatem , że
ściśnięcia cieczy oraz zaw ierającego ją balonu
mają się do siebie odwrotnie niż wartości riiodu-
Rys. 56. łów k cieczy i szkła. Przypuśćm y naprzykład,
że] badamy ściśliw ość w od y zawartej w szkla­
nym balonie; praw dziw e ściśnięcie w o d y b ę d z ie ] od 18 do 37 5 razy w iększe
niż skurczenie się balonu (por. § 29).
Przytaczam y wartości modułu ściśliw ości k dla niektórych cieczy; jak
w § 29-ym , za jednostkę wybrano w tablicy 10® dyn /cm 5. Podane wartości s to ­
sują się do temperatur pokojow ych.
Ściśliwość gazów 95

Eter ety lo w y . 60 ¡ W o d a ..............................200


Alkohol etylow y 100 Gl i c er yna. . . . 450
Oliwa . . . . 180 (Rtęć . . . 2500

P ow ięk szen ie o jednę atm osferę działającego na w od ę ciśnienia zm niejsza ob


jętość k ażdego litra w o d y o 0 05 em a.

§ 5 1 . Ściśliwość gazów. Prawo Boyle’a.

Gazy są łatwiej ściśliwe niż ciecze. W yo b ra źm y s o b i e ’,litr


w o d y i litr atmosfer ycznego powietrza, o bad wa w temper at urze
pokoj owej , p o d ciśnieniem jednej atmosfery. Zwiększamy ci śni e­
nie o j ed n ę jeszcze atmosferę; wywi eramy więc na wodę i na
powietrze ciśnienie dwóch atmosfer. Obj ęt ość wo dy zmniejszy
się o 0 05 c m 3 (§ 50); obj ęt oś ć powietrza zmniejszy się o 500 c m 5
t. j. 104 razy bardziej. W doświ adczeni ach nad ściśliwością g a ­
zów m o że my zatem posł ugi wać się ciśnieniami s to su nk o wo nie-
znacznemi; wywołują o ne w gazach skutki łatwo p o dp a d a j ą c e
pod zmysły.
Badani a nad ściśliwością gazów
rozpoczął R o b e r t B o y l e w XVII-em
stuleciu; przyrząd B o y 1 e ’a może p o ­
służyć i dzisiaj (z d rob ne mi zmi anami )
do pierwszego z ap oznani a się z p r a ­
wami ściśliwości ciał lotnych. Wyob- A
raźmy sobi e rurę szklaną A (rys. 57),
z obu k o ńc ów zwężoną i otwartą;
dol ny koni ec tej rury łączy się ze
zbiornikiem B za pośrednictwem gru-
boś ci enne j kauczukowej rury K\ górny
koniec jest z aopat rzony w szczelny k u ­
rek k. Rura A j est skalibrowana ; wie­
my, jaka obj ęt oś ć zawiera się w niej
mi ędzy kurki em k a każdą kreską n a ­
ciętej na rurze skali. Rura K, część
rury A oraz część zbiornika B jest wy ­
peł ni ona rtęcią s uchą i czystą.
P r z yp uś ć my z począt ku, że kurek k j est otwarty; w rurze A
zna jdu je się wówczas powietrze pod atmosferycznem ciśnieniem.
Przekręcając kurek k o 90°, za myk amy w A p e w n ą ilość p o wi e ­
trza; przypuśćmy, że ona zajmował a wówczas obj ęt oś ć V„. O d ­
96 O równowadze ciał płynnych Rozdz. IV

czytujemy ciśnienie at mosferyczne na barometrze; przypuśćmy,


ż e ono wynosi p0. Na termomet rz e o dczytuj emy jeszcze t e m p e ­
raturę T powietrza. Z a mk nę li ś my zatem w A, p om ię dz y kurkiem
a rtęcią, p ewn ą ilość powietrza, której o bj ęt oś ć jest V0, ciśnienie
p 0, t emperat ura T. P o d n o s i m y teraz zbiornik B do góry; gdy rtęć
uspokoi ła się, s po st rze gamy, że ob jęt oś ć zamkniętej w A ilości
powietrza zmniejszyła się, ale jej ciśnienie j edno cz e śni e się w z m o ­
gło. Dla uproszczenia przypuś ćmy, że t emp er at ura powietrza nie
zmieniła się i j est T, j ak poprzedni o. Oznaczmy przez V o b ec ną
o bj ęt oś ć uwięzionej w A ilości powietrza, przez p j e g o ciśnienie;
nasz przyrząd jest m an o m e t r e m rtęciowym (§ 39), możemy więc
zmierzyć ciśnienie p bez trudności. P o w i a d a m y ostatecznie: ta
sama ilość powietrza, która, za jmuj ąc ob jęt oś ć V0 w temperat urze
T, wywierała ciśnienie p0, wywiera teraz ciśnienie p, g dy w tej
samej temper at urze T zajmuje obj ęt oś ć V.
W yk on a ws zy o pi s ane pomiary, p rz ek on ywamy się, że s t o s u ­
nek p!Po wypa da zawsze r ówny odwrot ności s to s un k u V/V0\ do
■tego s a m e g o wyniku zost al ibyśmy dopro wa dzen i, g d y b y ś m y o b n i ­
żali zbiornik B, g d y b y ś m y zatem powiększali obj ęt ość zamkni ętej
w A ilości powietrza. M a m y zawsze

1. —= zatem 2. p V — p 0V0
p0 V
Ciśnienie stałej ilości powietrza, której temperatura nie zmienia
się, je s t odwrotnie proporcjonalne do zajm owanej przez g a z ob­
jętości. Wa ż ne to t wierdzenie nazywamy w fizyce prawem Boylća\
stosuje się o no nietylko do powietrza, lecz również i do innych
gazów, jak wodór, hel, ar gon, tlen, azot, etylen, tlenek i d w u ­
tlenek węgla i t. p.; z a mk ną ws zy w rurze A pewn ą ilość k t ór e­
gokol wi ek z tych gazów i powt ar zaj ąc powyższe, pomiary, prze­
kon al ib yś my się, że prawom (1) i (2) staje się zados yć
Przez wielu autorów prawo B o y l e ’a byw a nazyw ane «prawem M a r i o t
t e ’a»; ale nazwa ta nie jest uzasadniona. W r. 1676 M a r i o t t e pow tórzył
tw ierdzenia i w nioski, które B o y l e był og ło sił o 14 lat w cześn iej; w poznaniu
własności gazów M a r i o t t e nie posunął się dalej niż B o y l e .

Przy pu ść my , że M jest mas ą stałej ilości gazu, która w ni e­


zmiennej temper at urze T zajmuj e obj ęt oś ć V0 pod ci śni eni em p0,
obj ęt oś ć zaś V pod ciśni eni em p. Gę st o śc ią ciała, jak w i ad om o ,
na z ywa my s to s un ek j ego masy do objętości, którą wypełnia. Pod
c iś ni en iem p0 gaz ma przeto g ęs toś ć M/V0, pod ci śni eni em p m a
§ 51 Ściśliwość gazów 97

gę st o ść MjV\ oznaczmy pierwszą przez D 0, d r u g ą przez D. Z r ó w ­


nani a (2) ot rzymu jemy

P _ Po
3.
D D0
m oż em y więc wypowi ed zi eć prawo B o y l e ’a w postaci n a s t ę p u ­
j ące go twierdzenia, w którem zastrzeżenie niezmiennej ilości
g az u już nie j est po tr ze b ne : ciśnienie gaza, którego temperatura
pozostaje niezmienna, je s t wprost proporcjonalne do jego gęstości.

Z a dan ia.
1. Pewna ilość wodoru zajm ow ała w 0° C o b jęto ść 144 cm* pod ciśnieniem
atm osferycznem 770 mm. W kilka dni później ta sama ilo ść gazu w tej samej
temperaturze w ypełnia 1 5 4 .cm 5; jak zm ieniło się w tym czasie ciśnienie atm o­
sferyczne?
2. Litr powietrza w 0 °C , pod ciśnieniem 1 atm., w aży 1-293 Gr. Ile w aży
metr sześcien n y pow ietrza atm osferycznego w 0 °C , g d y słup barometru m a ,w y -
so k o ść 735 mm?
3. P o d .ciśn ie n ie m 1 atm., g ę sto ść bezw odn ik a w ęglo w eg o jest 22 razy
w iększa niż g ę sto ść w odoru; jaki jest stosunek g ęsto ści pod ciśnieniem 2-ch
atm osfer?
4. N aczynie M zupełnie opróżnione łączym y ze zbiornikiem N , w którym
gaz znajduje się pod ciśnieniem ] 1'2 atm. O bjętość M jest 5 razy w iększa niż
o b jęto ść Ar. Jakie ciśnien ie zapanuje ostateczn ie w obu zbiornikach?
5. Przeznaczony do pod w od nych robót dzw on sp uszczon o o 25 m pod po­
wierzchnię w od y. G dyby nie w tłaczano do dzw onu n ow ych ilości pow ietrza,
jaką część jego pojem ności w yp ełniłaby woda ? C złow iek w ytrzym uje (zresztą
tylko przez czas krótki) ciśnienie najw yżej 6 atm. w powietrzu; do jakiej zatem
g łęb o k o ści m ożem y sp uścić dzw on bez obaw y nieszczęścia? Jeżeli w od a nie ma
w ciskać się do wnętrza dzw onu, którego zanurzenie jest h, w jakim stosunku
m usim y p o w ięk szy ć g ę sto ść pow ietrza w tym d zw o n ie? •
6. Do rury barometru nalano tylko tyle rtęci, że ponad jej powierzchnią
pozostało w rurze 15 cm 5 pow ietrza. Nie zważając na ob ecn ość tej ilości p o ­
wietrza, w ykonano dośw iadczenie T o r r i c e ł l i ’ego; w y so k o ść słupa rtęci w z n ie ­
sion ego w rurze w yn ośi w ów czas 300 mm, pow ietrze zaś nad słupem zajmuje
25 cm 5. D ow ieść, że podczas dośw iadczenia ciśnienie atm osferyczne w ynosi 750 mm.
7. Bańka gazu znajduje się w cieczy o g ęstości D ; tuż przy sw obodnej
pow ierzchni, gd zie panuje ciśnienie atm osferyczne /?„, bańka ma ob jętość v„.
Jaką m iałaby objętość, gd y b y znajdow ała się w głęb ok ości h pod pow ierzchnią
i jakiego parcia hydrostatycznego doznaw ałaby tam od cieczy?
8. Na w adze, um ieszczonej pod dzw onem pom py pneum atycznej, znajdują
się dw ie kule (rys. 50;; ciężary kul w próżni są P i p , ich prom ienie są R i r.
W yciągam y z pod dzw onu pow ietrze do chwili, w której kule zrów now ażą się
z e sobą. O bliczyć ciśnienie, które panuje w tej chwili pod dzw onem .
N ., Z ,, F iz y k a , II. 7
98 O równowadze cial płynnych Rozdz. I V

§ 52. Gazy doskonałe i niedoskonałe.


Podej rzewano już w XVIII-em stuleciu, że prawo B o y l e ’a
j est tylko przybliżenie prawdziwe. Dopi er o j e d n a k z na komi ty b a ­
dacz francuski W i k t o r R e g n a u l t (z kt óreg o nazwiskiem s p o t ­
kamy się nieraz w tej książce) ud owo dn ił w r. 1847-ym, że g a z y
nie s tos ują się do prawa B o y l e ’a dok ładn ie; że od st ęp uj ą o d
niego nawet bardzo znacznie, g d y ich g ęs t o ś ć j est duża lub t e m ­
peratura bardzo niska. Ut worzono wówczas w fizyce pojęcie gazu
fikcyjnego, z wa ne go doskonałym, który czyniłby ściśle z a d o s y ć
prawu B o y l e ’a w każdej gęst ości i w każdej t emper at urze;
w późni ej szym (Vll-ym) rozdziale p o z n a m y dal sze własności,
które przypisuje się zwykle gazowi do sk on ał emu. Utwo rz ywszy
pojęcie t aki ego ciała, m u si my oczywiście powiedzieć, że rzeczy­
wiste gazy, które nie spełniają prawa B o y 1 e ’a zupełnie dokładnie,
są niedoskonałe.
Badani a R e g n a u l t a odznaczały się wys ok ą precyzją, al e
granice ciśnień, któremi posł ugi wał się, nie były obszerne. Z n a ­
cznie dalej po sun ęl i się późniejsi b ad a cz e : C a i l l e t e t i A m a -
g a t we Francji, K a m e r l i n g h O n n e s w Hol andj i o r a z ' p o l -
" scy uczeni, Z y g m u n t W r ó b l e w s k i i A u g u s t W i t k o w s k i ,
profesorowie Uni wersyt et u J agi el l ońs ki ego w Krakowie. Dzięki
żm ud ne j pracy w ym ien ion ych i innych fizyków zn amy dziś ś c i ­
śliwość wielu gazów w rozmaitych t emp er a tu ra c h i pod ró żn emi ,
nawet bar dzo wysokiemi ciśnieniami.
Iloraz p V /p 0Vt oznaczm y przez x ; jeżeli wartości p , p 0, V i F0 tyczą s ię
stałej ilości gazu w tem peraturze niezm iennej, x w ed łu g prawa B o y l e ’a p o ­
winna b y ć zaw sze równa jednóści. D ośw iadczenie daje następujące w y n ik i:
Wodór (0° C) P ow ietrze (0° C) Tlen (0° C)
= 1 atm. x = 1*000 x = 1-000 jc = 1-000
25 1‘016 0-987 0977
50 1-031 0-975 0957
100 1-069 0-968 0-927
500 1-356 . 1-340 1-156
1000 1-720 1-992 1-735
A ż do kilkudziesięciu atm osfer prawo B o y l e ’a sprawdza się przybliżenie, prze­
staje jednak obow iązyw ać pod w yższem i ciśnieniami.

Z a d a n ia .
1. O bjętości V, zajm ow ane przez stałą ilość gazu doskon ałego w niezm ien­
nej temperaturze T, odcinajm y na osi odciętych prostokątnego układu osi spół-
rzędnych; na osi rzędnych odcinajm y ciśnienia p , odpow iadające objętościom V .
§53 Kinetyczna teorja gazów 99

Jaką postać ma krzywa (zwana izoterm ą gazu doskonałego), która wyraża za­
chodzący m ięd zy p i V związek?
2. Pew ien gaz nie stosuje się do prawa B o y l e ’a; spełnia on rączej zależ­
ność następującą: dla niezm iennej ilości gazu w stałej temperaturze:
p ( V — b ) = p 0(Va - b)
gdzie b jest pew ną stałą. P rzypuśćm y, że poddajem y ten gaz ogrom nym ciśnie­
niom, coraz bardziej rosnącym ; jak zachow yw ałyby się objętości V ? jaką p o ­
stać m iałyby izoterm y?

§ 53. Zatoźenia kinetycznej teorji gazów.


•«Tor, który zatacza cząsteczka powietrza, j est równie o k r e ­
ślony jak orbita planety; niema p omi ędzy niemi innej różnicy
prócz tej, jaka z niezupełności naszej wiedzy wynika». W tych
pięknych słowach L a p l a c e ’a wypowi edzi ane jest zasadni cze z a ­
łożenie kinetycznej teorji materji , nauki, o której już w s p o m n i e ­
l iśmy w § 25-ym. Przypuszczamy w tej teorji, że ciała p o d p a ­
daj ące pod zmysły są zbiorowiskami nadzwyczajnie licznych
cząsteczek; że są to olbrzymie nagr oma dzeni a, że są to tłumy
ni eprzejrzane o dd zi el ny ch, o drę b ny ch , nadzwyczajnie m a l e ń ­
kich okruszyn materji. Przypuszczamy, że owe cząsteczki (czyli
molekuły) maj ą p ew ne masy, poruszają się z pewn emi p r ę d k o ­
ściami, wywierają p ewne siły i ulegają wpływowi pewnych sił;
zakładamy, że p rz ebi eg tych ruchów i działania tych sił stosują
się do praw zwykłej dynamiki. Gazy, jak wiemy, są bardzo r oz ­
rzedzoną postacią materji; zatem molekuły gazów mus zą ni ewąt ­
pliwie wywierać wzaj emni e na siebie bardzo słabe n a og ół d z i a­
łania; lecz jeśli tak jest, t edy z prawa bezwł ad no ści wynika, że
cząsteczki g az ó w b i eg n ą zwykle prostolinjowo, z prędkości ami
stałemi, we wszystkich możliwych kierunkach. Tylko podczas
wy j ąt kowe go zbliżenia się ku sobie (które naz ywamy spotkaniem)
cząsteczki wywierają na siebie wpływy znaczne lecz krótkotrwale,
które je skłaniają do nagł ych zmian kierunków, do ostrych z a ­
ła ma ń ich torów; skoro spot kani e minęło i cząsteczki oddaliły się
od siebie, działania te nikną, cząsteczki poruszaj ą się z nów przez
prostą bezwładność. Od st ęp, który cząsteczka przebywa pomi ędzy
d wo ma kolejnemi spotkaniami, nazywa się jej drogą swobodną ;
jest to wielkość dla gazu charakterystyczna, od której różne j eg o
własności zależą.
Bi egnąc ni eust anni e we wszystkie strony, cząsteczki mus zą
trafiać ściany naczynia, w którem gaz się zawiera; mus zą o te
T
100 O równowadze cial płynnych Rozdz. IV

ściany uderzać i dzielić się z niemi własną ki net yczną energją,


st osowni e do praw § 32-go. W y o b r a ź m y sobie, źe w ścianie
pewnej sali z na jduj ą się wielkie drzwi lub podwoj e, które, o b r a ­
cają się na zawiasach bez tarcia; g d y b y oddział żołnierzy, u m i es z­
czonych w tej sali, strzelał do drzwi nieustannie, mus iel ibyś my
chyba zzewnątrz podpi era ć je mocno, wywierać na nie znaczne
ciśnienie, g d y b y ś m y nie chcieli pozwolić, ażeby roztworzyły się
pod g ra d em uderzeń. Im częstsze są strzały, im większa masa
albo pr ęd ko ść biegu pocisków, tern większe b y łob y ciśnienie,
które mu si el ibyś my wywierać. Bardzo p o d o b n i e dzieje się w n a ­
czyniu, które jest wyp eł ni on e naprzykład w odo re m gazowym.
Im więcej cząsteczek wodoru p rzypada na centymetr sześci enny
(innemi słowy, im większa jest g ęs to ść gazu), tern częściej cz ą­
steczki uderzają o ściany, tern większe na nie sprawiają ciśnie­
nie. A zatem, jak t ego w y ma ga prawo B o y l e ’a, ciśnienie gazu
musi być wp ros t p rop or c jo na ln e do j eg o gęstości. Lecz skutki
uderzeń zależą również od prę dko ści ą cząsteczek, prędkości te
zaś wz ma ga ją się, g d y t emper at ura się podnosi ; dl at ego o cz y­
wistą jest rzeczą, że prawo B o y l e ’a j edyni e wówczas może o b o ­
wiązywać, g d y t e m p er a tu ra gazu pozost aj e ni ezmienna. Jeżeli
ciśnienie jest bardzo duże, gę st o ść gazu staje się znaczna; c z ą ­
steczki wywierają stale na siebie działania i wpływy, które z mi e ­
niają prz eb ieg ich ruchu; prawo B o y l e ’a przestaje s tos ować się
wówczas.
D opóki zatem gaz jest bardzo rozrzedzony, w jego zachowaniu objawiają
się tylko prawa kinem atyki i dynamiki, którym ruch cząsteczek gazu zaw sze
podlega. Prawa kinem atyki i dynamiki są ogólne, są niezależne od szczególn ej
(chem icznej) natury molekuł; dlatego też prawo B o y l e ’a stosuje się jednakow o
(dopóki gęstości są małe) do ciał, bardzo niepodobnych do siebie pod w zględ em
chem icznych w łasności: zarówno do t. zw . pierw iastków jak do zw iązk ów a na­
w et i do m ieszanin; w szakże pow ietrze, jak wiadom o, jest mieszaniną siedmiu
lub ośm iu ciał lotnych. G dy gęstości są duże i prawo B o y l e ’a przestało o b o ­
w iązyw ać, w zachow aniu się gazów zaczynają zdradzać się ich indyw idualne
w łasności; różnice, które je dzielą, w ystęp ują w ów czas na jaw wyraźnie.
W yobraźm y sobie (o ile to podobna uczynić) plątaninę gorączkow ą, b e z ­
ładną ruchów molekularnych, które odbyw ają się nieustannie w ciele ciekłem
lub gazow em , Miotania się p ojedyn czych cząsteczek nie dostrzegam y, podobnie
jak, znajdując się na lądzie, zdała od brzegu m orskiego, nie rozróżniam y śród
toni osob nych fal w odnych i nieprzerwanej ich chw iejby. Lecz jeśli na powierzchni
morza unosi się łódź, jej kołysan ie jest nam dow odem o w eg o w ieczn ego roz­
ruchu, w którym odm ęty m orskie w ciąż pozostają. Jak łód ź w ob ec fal, podobnie
zachow ują się duże okruchy stałe lub płynne, pływ ające w ośrodku gazow ym
lub ciekłym , w ob ec m olekuł tego ośrodka. Taka gruba cząstka obca, zanurzona
§54 O pompach pneumatycznych 101

w ośrodku, nie byw a nigdy w sp o c z y n k u ; biegnie zgoła bezładnie, naprzód lub


w stecz, na prawo albo na lew o, pod górę i na dół; d y g o c e przytem , drży, pod­
skakuje albo kręci się cała. R uchem B ro w n a nazyw am y takie zjaw isko, od na­
zw iska angielskiego uczonego, który odkrył je w r. 1827-ym . Dopiero w roku
1905 wykazali jednocześnie A. E i n s t e i n i M. S m o l u c h o w s k i (zmarły w r.
1917-ym znakom ity uczony, profesor U n iw ersytetu Jagiellońskiego w Krakowie),
źe można z ruchu B r o w n a skorzystać w celu n ow ego potw ierdzenia zasad ki­
netycznej teorji materji oraz lep szego poznania praw zjawisk m olekularnych.
D alsze prace nad tym przedm iotem , zw łaszcza przez P e r r i n a przedsięw zięte
badania, potw ierdziły słuszn ość ow ych przewidywań.
K inetyczna teorja materji jest dzisiaj obszerną i piękną nauką, doprow adzoną
do w ysok iego stopnia doskonałości. Znamy zw łaszcza mechanizm ruchu m olekuł
g a z o w y c h ; znam y ich prędkości, ich m asy, ich lic z b ę ; obliczono często ść sp o t­
kań cząsteczek oraz d łu gość sw obodnych dróg, które odbyw ają m ięd zy sp o t­
kaniami; obliczono ob jętość cząsteczek oraz ich rozmiary linjow e. K inetycznie
w ytłum aczono nietylko prawa ciśnienia i dyfuzji, ale również m nóstw o innych
m echanicznych, cieplnych, elektrycznych i optycznych przemian i zjawisk, które
w gazach odbyw ać się m ogą.

§ 54. O pompach pneumatycznych.


Pompą albo maszyną pneumatyczną nazywamy przyrząd,
przeznaczony do usuwani a powietrza (lub i nn eg o gazu) z p e w n e g o
zbiornika; poni eważ ten cel ściśle nie może być osiągnięty,
p o m p y pn eu ma ty c zn e służą raczej do rozrzedzania g azów w z a ­
mkni ęt ych szczelnie naczyniach.
Na jpr os ts zym i naj st arszym t ypem maszyn pn eumat ycznych
j est walec, w którym porusza się tlok przylegający do ścian (§3);
g d y p o d n o s i m y tłok, powi nna pod nim tworzyć się próżnia. Na
takiej zasadzie p ol ega urządzenie owych dawnych, t. zw. tłoko­
wych mas zyn pn eum at yc z ny ch (jednotłokowych lub dwutłoko-
wych), które często spo ty kamy w gab in et ach przyrządów fizycz­
nych. Przyp uś ćmy, że tłok przylega szczelnie do ścian walca i do
j e g o dna; m u s i my zaopatrzyć ten walec w rurę, którą dop ływa
p o m p o w a n e powietrze, a także w wentyle lub kurki, które p o ­
zwalają wydalać to napł ywające powietrze i powtarzać w i el o ­
krotnie ruch tłoka. Tym s p o s o b e m tworzą się w p o m pi e t. zw.
bierne al bo szkodliw e przedziały, kt órych tlok w ż a d n e m swem
poł ożeni u nie zapełnia, które tylko p oś re dn io m o ż e m y opróżniać.
Jeżeli j ed n a k do pierwszej mas zyny d o d a m y d ru g ą, która wy ­
ci ąga powietrze z przedziałów szkodliwych pierwszej (lub nawet
do drugiej g d y d od a m y trzecią, jak to czynią niekiedy obecnie),
m o ż e m y wówczas znacznie ulepszyć działalność przyrządu.
102 O równowadze ciał płynnych Rozdz. IV

P ie rwowz orem t. zw. p om p rtęciowych jest rtęciowy ba r o­


metr. W yo b ra źm y sobie, że w p ew nym zbi orni ku Z moż em y w y ­
twarzać d o wo l ną liczbę razy próżnię T o r r i c e 11 i’ego (§ 44);
z każ d eg o p o ł ąc z on eg o ze zbiornikiem Z naczynia N powietrze
będzie napływało do próżni; będz ie my więc mogli rozrzedzać
powietrze w naczyniu N d o g o d n i e i szybko. Oc zywi st ą naprzy-
kład jest rzeczą, że przyrząd prz ed st awi ony na rys. 57-ym wy­
m a g a tylko d r o b ny c h uzupełnień, ażeby stać się p o d o b n ą « pomp ą
rtęciową». P o m p y rtęciowe upowszechni ły się w ostatniej ćwierci
XIX-go stulecia i w wielu o d m i an ac h służyły do b ad a ń n a u k o ­
wych oraz do celów technicznych.
Od kilkunastu lat wchodzą coraz bardziej w użycie p o m p y
rotacyjne ; myśl przewodni a ich urządzenia nie różni się zazwy­
czaj istotnie od zasady p o m p tłokowych albo rtęciowych; lecz
konstrukcyjnie nader n i ed o g o d n y ruch pros tol injowy tłoka s t a ­
ł e go albo ciekłego jest w nich z a mi eni on y na ruch obrotowy.
O piszem y tutaj pokrótce jednę postać pom py rotacyjnej, t. zw . k a p slo w ą
pom pę G a e d e g o . Rys. 58 przedstawia po lew ej stronie pom pę P w jej ze-

Rys. 58

wnętrznej postaci; po prawej stronie rysunku widzim y poruszający pom pę m o­


tor elektryczny E. Rys. 59 w yobraża przecięcie pom py płaszczyzną pionow ą,
rów noległą do płaszczyzny koła K\ rys. 60 okazuje przecięcie pom py p łaszczyzną
pionow ą, prostopadłą do p łaszczyzn y koła K-
N ajw ażn iejszą częścią pom py jest nieruchom y w alec stalow y B, w którego
w ew nętrznem wydrążeniu kręci się w alec pełny A. O ś obrotu O walca A nie
§ 54 O pompach pneumatycznych 103

zgadza się z geom etryczną osią walca B, tak iż A porusza s i ę "ekscentrycznie


w zględ em B. W walcu A um ieszczone są dw ie zastaw y Z, Z, które m ogą p o ­
ruszać się w kierunku promieni tego walca; zastaw y te przyciska silna sprężyna
■do ścian walca B. W alec B posiada dwa uzupełnienia: rurę C, przez którą na

Rys. 59. Rys. 60.

p ływ a w yciągane pow ietrze oraz komorę D , która przez E łą czy się ze zbior­
nikiem F i z rurą od p ływ ow ą G. Przypuśćm y, źe walec A kręci się dokoła
sw e j osi w kierunku, w skazanym na rys. 59-ym . Lewa zastawa Z obsuw a się
na dół; ta zatem c zęść m objętości, która znajduje się pom iędzy A, B i górną
pow ierzchnią zastaw y, pow iększa się, pompa ciągnie pow ietrze przez C; c zę ść n
przeciw nie zm niejsza się, pow ietrze w niej zgęszcza się i podczas d alszego ru­
chu walca A oraz prawej zastaw y Z uchodzi do D , następnie przez E do F
i do G. N aczynie F słu ży za zbiornik oliw y, którą porywa nieustannie obrót
o si O i rozprowadza po powierzchniach O oraz A.

Z adanie.
Przez U oznaczam y objętość naczynia, z którego w yciągam y pow ietrze za-
pom ocą tłokow ej lub rtęciow ej pom p y; przez V rozum iem y objętość walca
' pom py tłokow ej albo zbiornika, w yp ełnian ego przez rtęć w pom pie rtęciow ej.
P rzypu śćm y, ż e bierne (szkodliw e) przedziały nie istnieją. Jeżeli rozpoczęliśm y
pom pow anie od ciśnienia p 0, ile w ynosi ono po n ruchach stałego tłoka lub ko­
lum ny rtęci? W yrazić to ciśnienie p„ przez p 0, przez U /V i przez n.
ROZDZIAŁ PIĄTY.

O zjawiskach falistych.

§ 55. O rozchodzeniu się fa l w materjalnych ośrodkach.

Rzućmy ka my k do st awu; przyglądaj ąc się zjawisku, które


n a powierzchni w o dy o db ywa się wówczas, m o że m y nauczyć się
wiele. W u d e r zo n em mi ej scu tworzy się mała zaklęsłość, przy
niej dokoła mała wyniosłość; zaklęsłość i wyniosłość szerzą się
n at yc hm ia st po powierzchni wody, fałdując ją kołowemi zmarszcz­
kami, które b i eg n ą coraz dalej i dalej; p owi ada my, źe po p o ­
wierzchni wod y rozchodzą się fa le kołowe. Umi eś ćmy d rob ne
wskaźniki, np. drewi enka albo koreczki, na powierzchni wody.
G d y za burze nie przebiega, każdy wskaźnik kołysze się, wz nosz ąc
się nieco do góry i znów opadając; nie oddal a się j ed na k (lub
tylko bardzo nieznacznie) od źródła wstrząśnienia ani się ku
n iemu istotnie nie zbliża. G d y zatem fala przebiega, woda chwieje
się ale nie płynie wraz z falą; wraz z falą rozchodzi się tylko
pewien ruch wody, który udziela się z miejsca do miejsca z p ew ną
prędkością.
Rurę kauczukową, którejj dł ugość wynosi około 4 m, p rzy­
twi erdz amy j ed ny m końcem u sufitu sali; w yp rę ż am y ją lekko
działaniem s t o s o w n eg o obciążenia; wreszcie, chwyciwszy dol ny
ko ni ec ręką, p or us zam y go nagl e w ki erunku poprz ecz nym do
dł ugości rury; albo też uder zamy rurę prętem poprzecznie, na gl e
i m oc no , w pobl iżu koń ca d ol nego. P o rurze po su wa się w ó w ­
czas małe wygięcie, które b iegni e aż do g ó r n e g o jej końca. Wi ­
dzimy, że i w tern doświ adczeni u pewne za burze nie rozchodzi
się w oś rod ku ; pewien rodzaj odkształcenia i ruchu nawiedza p o
kolei rozmaite el eme nt y rury, udzielając się z miejsca do miej­
sca ze zna czn ą prędkością.
O rozchodzeniu się fa l 105

W y o b r a źm y sobie bar dzo d łu gą metalową sprężynę (rys. 61),


zawi es zoną na niciach, w s p o s ó b wi doczny z r ys unku; takie z a ­
wieszenie naz ywamy podwójnem. Sprężyna jest zaop at rzo na na

Rys. 61.

ko ńc a ch w małe i lekkie tarcze czyli płytki o ch ro nn e; uj ąw­


szy j ed nę z tych płytek, o dp yc ha my ją nagle od siebie w kie­
ru nku długości sprężyny albo też p oci ąg am y ją ku sobie, r ów­
nież w pod łużn ym ki erunku; w pierwszym razie ściśnięcie, w d r u ­
gim rozciągnięcie po dró żu je w sprężynie aż do przeciwległego
jej końca. P o ci ągamy ostrzem noża po skrętach sprężyny; j e d no
za drugiem, ściśnięcie i rozci ągni ęcie m k n ą po sprężynie, o g a r ­
niając po kolei coraz dalsze jej części.
M ożem y w yp ełnić piaskiem rurę kauczukową, na której chcem y dostrzegać
rozchodzenie się poprzecznych w y g ię ć; jak to zrozum iem y niebaw em , prędkość
biegu zaburzeń będzie w ów czas m niejsza i w ykcnanie dośw iadczenia łatw iejsze.
Z podobnych pow odów sprężyna, przedstawiona na rys. 61-ym , nie powinna
b yć zbyt krótka ani za mało masywna. Do sporządzenia sprężyny można u żyć
drutu m iedzianego, średnicy 2 m m ; nawijam y g o na rurę, której zew nętrzna
średnica w ynosi około 9 cm. Sprężyna pow inna m ieć około 3 m długości; na
każdy metr pow inno przypadać około 30 skrętów . Celem ułatwienia spostrzeżeń
m ożem y do niektórych skrętów przylepić leciutkie skrawki papieru. O biegu
fali w sprężynie można także upew nić się w sp osób następujący. Do jed n ego
końca sprężyny zbliżam y lekkie, puste, drewniane pudełko; zręcznie uderzając
m łotkiem drugi koniec, w ytw arzam y w sprężynie falę ściśnięcia; p o ch w ili s ły ­
szy m y stuknięcie o ścianę pudełka.
O d o p is an ych do świ adczeń nad s prę żyną łatwe jest przejście
do s ły nn eg o eks peryment u, który wykonał po raz pierwszy M a -
r i o t t e . Zawieszamy w szeregu 7 lub 8 kul równych, sprężystych,
wy tocz onych naprzyklad z kości słoniowej lub wydętych ze szkła;
106 O zjawisrtach falistych Rozdz. V

każda kula wisi na zawieszeniu podwój-


nem (rys. 62). Odchyliwszy pierwszą k u ­
lę, p ozwal amy jej upaś ć i uderzyć n a ­
s t ę p n ą ; u der zona kula o dbi era n a d b i e ­
gającej całą jej prędkość, uderza t rz e­
cią, trzecia p o d o b n i e działa na czwartą
i t. d. (por. § 32). Odks zt ałceni a kul
d o ko n yw a ją się tak szybko, źe nie
m o ż e m y ich dostrzec; widzimy tylko
s kut ek os tateczny: ostatnia kula w s ze ­
r e gu o ds k ak u je równie wysoko, jak o d ­
chyliliśmy p ierw sz ą. Ni ep od o bn a wątpić
o tem, że w do świ adc zeni u niniejszem
fala ściśnięcia przebi ega przez rząd
Rys. 62.
kul; wszystko, co wi emy o uderzaniu
się ciał sprężystych (§ 32), prowadzi nas do t ego twierdzenia.
W § 30-ym była mowa o skręca­
niu drut ów lub nici sprężystych. T a ­
kiemu skręcaniu p o d d a j e m y drut s ta­
lowy AB (rys 63), kt órego gó rn y koniec
jest utwierdzony w przęśle dr e wn ia ne m
R R wytrzymałem, dol ny zaś koniec
dźwiga ciało ciężkie C ; ciężar t ego
ciała wypręża drut. Na drucie AB u m o ­
cowano s ze reg poprz ecz ny ch beleczek
d rewni anych DD, które o b ł a d ow a no
do da tk owe mi oł owi anemi masami mm.
W y kr ę ca my naj ni ższą beleczkę DD
w jej płaszczyźnie t. j. poziomo, p r o ­
s topadl e do dł ugości drutu AB\ w tym
celu, jak w § 30-ym, działamy parą sił
na k oń ce beleczki; części drutu AB,
przylegającej do najniższej beleczki,
udzieliliśmy zatem p e w n e g o skręcenia.
Skręcenie pod ąż a w drucie do góry,
udzielając się kol ej no coraz wyższym
j eg o warstwom, co zdr adza się o b r o ­
tem coraz wyższych beleczek. Każda
Rys 63 beleczka w pewnej chwili zaczyna w y ­
kręcać się około osi drutu we własnej
Odbijanie się fa l 107

(poziomej) płaszczyźni e; im wyżej j est położona, tern później


r oz po czyn a ten obrót. Z abu rzen ie faliste pos uwa się zatem
w drucie z p ewną prędkością.
Jeżeli beleczki nie są doskonale połączon e z drutem, jeżeli m ogą obsuw ać
s ię po nim, p ow yższe (przez L o r d a K e l v i n a wskazane) dośw iadczenie nie
udaje się. Im d łu ższy jest drut, im znaczniejsze są m asy dodatkow e mm, tern
dogod niej dostrzegać m ożem y b ieg zaburzenia. Najlepiej jest użyć drutu stalo­
w e g o fortepianow ego, o średnicy 0 7 mm poprzecznego przecięcia. Dla ułatw ie­
nia dostrzeżeń zabarwiamy m asy mm (np. na biało); w ów czas uwaga widza
zwraca się na nie.

§ 56. Odbijanie się fal; fa le podłużne, poprzeczne.


Do powyższych doświ adczeń pos ługi wal iś my się rurą k a u ­
czukową, na której o bs er wowal iś my p o s uw an i e się wygięcia;
n as tępni e sprężyną, w której biegło ściśnięcie lub rozciągnięcie;
nareszcie drutem stalowym, w którym posuwał o się skręcenie.
Ale rura lub sznur, s pr ęży na i drut mają d ł ug oś ć ogra ni czon ą,
m us zą mieć krańce lub końce. D o c h od zą c do takiego końca,
zaburzenie spot yka i nny o środe k, naprzykład stalą ścianę sztywną
l ub może powietrze. Wy da rza się wówczas nowe zjawisko, z któ-
rem z a po zn am y się w artykułach nast ęp ny ch. Fala odbija się ;
kierunek, w kt órym biegła dotychczas, zmienia się na przeciwny;
dala powraca do miejsc, w których zaczęła się.
W y o br a źm y sobie dł ugą rurę szklaną albo m e ­
Z talową A Z (rys. 64), z obu k ońców otwartą a więc
5C w y pe łni on ą powietrzem. Koniec A rury łączymy
z kauc zu ko wym balonikiem O; zdławiona w dłoni
lecz wnet uwolniona, gruszka G powraca n at ych ­
miast do pierwotnej postaci; wtłacza ona wówczas
nagl e do rury pewną ilość powietrza. Wyt wor zone
tym s p o s o b e m u dcłu rury zgęszczenie bi egni e w niej
B
bar dzo prędko. Ażeby móc dostrzec
nadejście zgęszczenia, umieszczamy B
w B krótki wylot (rys. 64 i 65), k o ń ­
czący się cieniutkim otworkiem; n a ­
przeciw otworka ustawiamy ma- :
leńki płomyczek gazowy p (o wy so ­
kości 15 mm), wrażliwy na lekkie
w sąsiedztwie podmuchy . Gdy z g ę s z ­
czenie przebiega w rurze w oko-
Rys. 64. licy B , z ot worka wypływa słaby Rys. 65.
108 O zjawiskach falistych Rozdz. V

prąd powietrza, który wystarcza, aby p ł om yk z a dygo ta ł wyraźnie.


J e d n a k ż e prędkoś ć roz ch od ze ni a się zgęszczeni a powi et rza w r u ­
rze A Z j est bar dzo z n a c z n a ; g d y b y ś m y wzdłuż rury A Z u m i e ­
ścili dwa wyloty oraz dwa płomyki (B i C, rys. 64), nie z do ł a ­
libyśmy dostrzec, bez p o m o c y o s o b n y c h urządzeń, że pł om yk B
zachwiał się wcześniej niż C.
Jeżeli rozporządzam y długim układem rur, o łącznej dłu gości kilkudziesięciu
m etrów, m ożem y w ów czas pokazać, w sposób bardzo zajm ujący, b ieg fal z g ę s z ­
czenia lub rozrzedzenia w pow ietrzu. Ó w długi ciąg rur (żelaznych lub o ło ­
w ianych, o średnicy około 15 mm) układam y w łagod n e zakręty, unikając z a ­
łamań. P rzeciw ległe końce przew odu, zaopatrzone w boczne w y lo ty (jak na rys.
64-ym ), um ieszczam y naprzeciw siebie na stole; przed temi w ylotam i znajdują
się gazow e płom yki (rys. 65). Przez A i przez Z oznaczm y w spom niane dwa
krańce przew odu. K oniec Z zam ykam y korkiem kauczukow ym ; uciskam y nagle
gruszkę G, połączon ą z końcem A, poczem ją zaraz zw alniam y. Płom yk A d o ­
znaje w ów czas natychm iast znanego przelotnego kurczu; w krótce potem d o ­
znaje g o płom yk Z ; po krótkiej chwili znow u A miga i d yga, w n et znow u Z
i tak dalej naprzemian: raz A, raz Z. Jak sobie w ytłu m aczyć zachow anie się
płom yków ? jakie zjaw isko odbyw a się tutaj? Najprzód zgęszczen ie, w ytw orzone
przez zdław ien ie gruszki, przebiegło przez przew ód; za niem przem knęło roz­
rzedzenie, które pow stało, g d y gruszka od zysk ała postać pierwotną. O badwa
zaburzenia, zg ęszczen ie i rozrzedzenie, odbijają się bez zm iany od zam kniętego
końca Z ; ale płom yki są w rażliw e tylko na nadbiegające zg ę szc ze n ia , rozrze-
dzeń nie sygnalizują. Jeżeli układ rur ma około 70 m d łu gości, nagłe kurcze
płom yków obserw ujem y w ygodnie; powtarzają się one do d ziesięciu razy, w od­
stępach czasu rów nych, z uderzającą praw idłow ością.
G d y fala prz ebi ega sprężynę lub k ol u mn ę powietrza, ruch
cząstek, które fala porusza, o d by wa się w kierunku dł ugości k o ­
l umn y albo sprężyny; zatem w ki erunku r oz cho dz en ia się fali
lub we wpro st przeciwnym kierunku. T a ką falę n az ywamy p o ­
dłużną. Inaczej maj ą się rzeczy w rurze kauczukowej, po której
p o dą ż a fala wygięcia; przemi eszczeni a cząstek w tym razie o d ­
b ywają się pr os t op ad l e do d ł ug oś ci rury, więc p ro s to p ad l e d o
kierunku r ozchodzenia się fali; t aką falę n az ywamy poprzeczną.
Fal a skręceń, która w doświ adczeni u K e l v i n a po su wa się
w drucie, jest ściśle poprz ecz na (§ 30); ta, która pędzi przez
rząd kul per kusyjnej m ac hi n y M a r i o t t e ’a (rys. 62), j es t prz e­
ważni e podł użna; fala po powi er zchni wo d y b i e gn ą c a składa się
z p o p r z ec z ne go i z p o d ł u ż n e g o zaburzenia.

§ 57. O nakładaniu się fal.


Rzuca my dwa naraz kamyki do wody, sp ok oj ni e w stawie
stojącej. Z każ dego z miejsc ud er zo ny ch wyb iega zaburzenie;
O nakładaniu się fa l 109

każde staje się źr ódłem osobnej fali kołowej. G d y j edna fala


spot yka się z drugą, krzyżuje się z nią wówczas, przenika ją
nawskr óś i bi egni e dalej tak samo, j ak g d yb y jej nie była prze­
cięła. Dwie fale wod ne nie przeszkadzają, ale i nie p o m a g a j ą
s obi e wz a j e m ni e ; przyglądaj ąc się uważnie, p rz e k o n y w am y się
o tern. Takie krzyżowanie i niezależne p os uwa ni e się fal d o ­
s trzegamy naprzykład, gd y krople deszczu trafiają zwierciadło
wód w jeziorze lub rzece.
Stojąc u przodu p łyn ącego po jeziorze okrętu, widzim y, że ostry dziób
statku ciągnie za sobą dw ie sm ugi garbate, zw yk le połam ane na schod ki, które

Rys. 66.

nakształt klina zbiegają się przed prującą toń krawędzią (rys. 66). Rzucam y ka­
mień do w od y w pobliżu okrętu; w ytw orzona now a fala wspina się na grzbiety
i przebiega po nich podobnie jak po gładkiej, niezam ąconej powierzchni.

W y o b r a ź m y sobie, że w o d powi edn im oś rodku rozchodzi się


j e d n o z falistych za burze ń, które rozważaliśmy wyżej. Takie z a ­
burzeni a bywają zwykle nieznaczne. Oś rod ek, nawiedzony przez
falę, za chowuj e niemal te same własności, jakie miał przed przej ­
ściem fali; m o ż e m y przypisywać mu naprzykład tę s amą g ęs toś ć
i ciężkość, tę s am ą ściśliwość lub szt ywność i wo gól e tę s am ą
sprężystość, m o ż e m y przypisywać mu to s amo napięcie, jakie
okazywał w stanie ni ezaburzonym. G d y zatem przez o śr ode k
prz ebi ega j ed n a fala, wówczas druga fala (poc hodząc a z i nnego
źródła) rozwija i rozprzestrzenia się w nim niemal dokł adni e tak
s am o j ak tworzyłaby się i bi egł aby w spo cz ywaj ąc ym ośrodku.
P owi adamy, że takie dwie fale superponują się czyli nakł adaj ą
się na siebie.
110 O zjawiskach falistych Rozdz. V

§ 58. Interferencja fal.


Co wydarza się w miejscach ośrodka, w których dwie super-
p on uj ące się fale s pot ykaj ą się ze s o b ą ? Cząstka ośrodka, p o r u ­
s zona przez pierwszą falę w jaki mkolwiek kierunku, d oz na je od
drugiej fali d r u g i e g o wychylenia, takiego, j ak i eg o doznałaby,
wy chodząc z położenia równowagi. Wy ob ra źm y sobi e wychylenia
cząstki z poł ożeni a równowagi , wywoł ane z o s o b n a przez pierw­
szą i przez d r ug ą falę; w yp a dk o wa tych przemi eszczeń (tom I,
§ 23) j est przemi eszczeni em rzeczy wistem cząstki w ostatecznem
zaburzeniu. Jeżeli kierunki skł adowych przemieszczeń są z go d n e ,
fale wzmacni aj ą się w miejscu s p o t k a n i a ; jeżeli te kierunki są
przeciwne, fale w uważanem miejscu os łabiają się wzajemnie.
Jeżeli dwa przeciwne przemieszczenia są sobie równe, znoszą
się, wyp a dk owe przemieszczenie j est zerem, fale zo bo jęt ni aj ą się
nawzajem w miejscu spotkania. O p i s an e tu za chowa nie się dwóch
s pot ykaj ących się fal n az ywamy ich interferencją.
P rzypuśćm y, że w m iejscach A i B na pow ierzchni cieczy w ytw arzam y
jednocześnie dwa jednakow e układy fal kołow ych (rys. 67). P ierw szy grzbiet.

Rys. 67.

idący z m iejsca B, spotykając się z siódm ym , który z A w yruszył, tw orzy p o ­


dwójną w y p u k łość; drugi biegnący od B dodaje się podobnie do szó steg o , dą­
żącego z A-, pierw szy w ysłan y przez A łączy się tak samo z siódm ym w y tw o ­
rzonym w B i t. d. W m iejscach, w skazanych przez grubsze na rysunku linje,
pow stać pow inny na pow ierzchni cieczy w yp uk łości najw iększe. Takie dwa
układy fal m ożem y w istocie w ytw orzyć sp osob em następującym . W otwartem
płaskiem naczyniu znajduje się rtęć; do jej pow ierzchni zbliżam y w idełki stro-
O posuwaniu się fa l 111

jow e tak położone, iż płaszczyzna drgań ramion w idełek jest rów noległa do
pow ierzchni rtęci. G dy w prow adzam y w drganie w idełki, leciutkie ostrza, przy­
tw ierdzone do koń ców ich ramion, wichrzą i burzą spokojną przedtem i gład k ą

Rys. 68.

pow ierzchnię. Rys. 68 przedstawia błyskaw iczne zdjęcie p ow ięk szon ego obrazu
tak w yw o łan ego zjawiska. Obraz ten, jak w idzim y, zgadza się z p ow yższem i
oczekiwaniam i.
W yobraźm y sobie strunę albo sznur napięty, który nakształt w ideł rozdziela
się w m iejscu C na dw ie gałęzi A C i B C (rys. 69). Końce A i B szarpnijm y

jednocześn ie i jednakow e mocno, naprzykład do góry; w części CD d ostrzeg a m y


falę, w której w ychylenia cząstek są dwa razy w ięk sze niż w falach, b iegną­
cych przez A C i BC. P ostąpm y teraz inaczej. Koniec A szarpnijm y do góry,,
jednocześnie zaś koniec B szarpnijm y równie mocno ku d ołow i; w c zęści C D
sznura nie dostrzegam y w ów czas w cale zaburzenia.

§ 59. O sposobie powstawania i posuwania się fal.


Uderzywszy młotkiem krańcową płytkę p s prę żyny (rys. 70),
w ywoł uj emy nagł e ściśnięcie kilku pierwszych jej skrętów. Dzia­
112 O zjawiskach falistych Rozdz. V

łanie uder zeni a jest krótkie, przelotne; skoro minęło, płytka znaj ­
duj e się tylko pod wpływem s prężys tych sił, o b u d z o n y c h w s k r ę­
tach przez nagł e ściśnięcie. Rozp rę żaj ąc się, skręty o d p y ch a ją
płytkę ku pi erwot ne mu jej p o ł o ­
żeniu, w ki erunku a; ale r o z p r ę ­
żają się one nietylko wstecz,
w k ier unk u a, lecz również i n a ­
Rys. 70. przód, w kierunku b t. j. w kie­
runku, w którym działało p o ­
czątkowe ciśnienie. Pierwsze skręty, które przed innemi doznały
ściśnięcia, nacis kaj ą więc skręty sąsiednie, p o d o b n i e jak s ame
przez młotek naciśnięte zostały. Ściśnięcie udziela się coraz da l­
s zym skrętom sprężyny, w kierunku uder zeni a p os tęp uj e fala.
Bieg zgęszczenia lub b i eg rozrzedzenia w k ol um ni e powietrza
(§ 56) o bj aś ni am y po dobni e. Podzi el my w myśli taką k ol umn ę
na warstwy aabb, bbcc i t. d. (rys. 71). P o d wpł ywem przebie-

cx a 1 b b* cc'
— s UH"

pp' %

Rys. 71.

gającej fali przecięcie aa po suwa się do a'a'\ warstwa a'a'bb


j est wówczas ściśnięta i o dp yc ha a'a' ku aa oraz bb ku b'b'.
Zaczyna teraz działać ściśliwość warstwy b'b'cc\ ta s a m a gra p o ­
wtarza się coraz dalej. P o d o b n i e t łu ma c zym y p o s uw an i e się fali
w mach in ie per kus yjnej M a r i o t t e ’a lub w m o d el u K e l v i n a
(§ 55).
W wyprężonej rurze lub strunie, j ak wiemy, może biec fala
wygięcia (§ 55); w urządzeniu, które opisaliśmy, s t ru nę wypręża
u j e d n e g o koń ca ciężar z a wi es zon ego ciała, u d r u g i e g o końca
wypręża ją reakcyj ne oddziaływanie ciała stałego, do kt órego
st runa j est przytwierdzona. W n ieodks zt ałconym el emenci e s truny
istnieje zatem napięcie, które składa się z sił s obi e przeciwnych,
umi ej scowi onych w kierunku dł ugości el em en tu i dążących do
wydł użenia t ego elementu. Dla uproszczenia wy ob ra ź my sobie,
że sznur, rura lub s truna zawiera tylko j ed e n sze reg cząstek, jak
a, b, c na rys. 72-im. W el emencie n i eod ks zt ał con ym cząstka b
dozn aj e o d a i o d c sił, ws kazanych przez strzałki na rys. 72 (1).
G d y el eme nt abc został wygięty, cz ąs tka b dozna je sił, które o b ­
1
\0 odbijania się fa l 113

j aś n ia rys. 72 (2); łatwo zrozumieć, że wypadkowa tych sił skł a­


nia cząstkę b do powrotu ku pi erwotnemu jej poł ożeni u na p r o ­
s tej ac. Do rozchodzenia się fali po rurze lub strunie przyczynia
■się .więc jej napięcie, nie zaś zwyczajna
sprężystość, która objawia się naprzykład
przy wyciąganiu. W innych p r zyp ad kac h
za burze ń falistych objawia się przeciwnie
sprężystość r oz nos zącego te zaburzenia *
ośrodka. Przebiegowi fali w kol umnie
powietrza spółdziała ściśliwość powietrza;
p os uwa ni e się fali w model u K e l v i n a
wynika ze sztywności st al owego drutu.
G d y po powierzchni w ody m kn ą z a b u ­
rzenia faliste, siłą czynną jest ciężar czą- @a
st ek wody, chwilowo wzniesionych p on a d g y S. 72.
ot oczeni e; skąd, jak wi adomo, wynikają
r óż n ic e ciśnień, panujących w cieczy w tym s amym poziomie.

§ 60. O odbijania się fal.


W artykule poprz edn im roztrząsaliśmy przebi eg fali zgęszcze-
mia w kol umnie powietrza; p od o bn i e byl ibyśmy mogli objaśnić
prz ebi eg w njej fali rozrzedzenia. Rozumowaliśmy, jak g d yb y
d ł ugo ść k ol umny była ni eograni czona, co oczywiście jest ni e­
możliwe. Za s t a n ó w my się zatem, co dzieje się, gd y k ol umn a
k oń cz y się na przecięciu ,qq (rys. 71). Poza przecięciem qq r oz­
ci ąga się pewien materjalny ośrodek; przypuśćmy z początku, że
jest to ni ezmi enn y i nieru chomy o ś r o d e k ; innemi słowy p r z y ­
puś ćmy, że k ol umn a powietrza jest zamknięta ścianą doskonale
sztyw ną, do której fala nie może przeniknąć. Uważaj my ostatnią
p o d ści aną warstwę ppqq powietrza. Przyp uś ćmy, że n a d bi e ga
fala zgęszczenia pierwotna, którą nazwiemy padającą ; cząstki
z na jdu ją c e się w pp pos uwaj ą się wówczas do p'p', warstwa
p'p'qq zostaje ściśnięta, ale rozprężyć może się tylko wstecz, ku
pp, al bowi em d o sko nal e sztywna ściana stawia opór ni ezwyci ę­
żony. Ściśnięcie cofa się zatem; przez kolumnę powietrza bi egni e
n a po wr ót nowa fala, odbita. O dw oł u je my się teraz do trzeciej
za sady dynamiki. Ściśnięta warstwa powietrza p'p'qq wywiera
p ew ną siłę na ścianę; na to działanie ściana o d po wi ad a równem
przeciwdziałaniem, które j est właściwem źródłem fali odbitej;
'M., Z., F izyka, II. S
114 O zjawiskach falistych Rozdz. V

począt kowe przemieszczenia cząstek z położenia równ owagi oraz


ich począt kowe prędkości mus zą więc być s kierowane p rz eci wni e
w fali odbitej niż w padającej. W s t o su nk u do ma sy cząstek
powietrza m o że my uważać mas ę ściany za ni eskończeni e wielką;
p od o b n i e jak w § 32-im, wyprowadza my stąd wniosek, że p o ­
czątkowe prędkości cząstek w fali odbitej mają nietylko prz e­
ciwny kierunek niż w padającej, ale nadto tę s am ą wartość b e z ­
względną. P o d o b n i e rozumowalibyśmy, g d yb y fala padająca była
falą rozrzedzenia. P o w i ad am y ostatecznie: gd y rura jest na końcu
zamknięta ści aną dos ko nal e sztywną, pada ją ca fala zgęszczenia
wytwarza odbi tą falę zgęszczenia; padająca fala rozrzedzenia wy­
wołuje odbi tą falę rozrzedzenia. Początkowe przemieszczenia
i prędkości cząstek maj ą w ob u razach przeciwny kierunek w fali
odbitej niż w fali padającej, ale wartość tę samą.
. Prze cho dzi my teraz do p rz eci wnego przypadku. P rz ypu ść my ,
że Tura aappqq jest otwarta; uważajmy qq (rys. 71) za idealną,
p om yś l aną płaszczyznę. Atmosfera n ieograni czona nie stawia ni e­
mal ż a d n e g o o po ru ściśniętej warstwie p'p'qq\ cząstki powietrza,
które znajdował y się w przecięciu qq, p o s u n ą się pod wpływem
fali nietylko do q'q' (długość qq' uważamy za równą dł ugości
p p j, lecz dalej, po wi edz my do q"q". Warst wa p'p'q'q' dozna
więc rozrzedzenia , gdy d ob ie gn i e do niej padająca fala z g ę s z cz e ­
nia. To rozrzedzenie przebi egni e k ol u mn ę powietrza napowrót,
udzielając się wstecz od warstwy do warstwy. Gd y zatem rura
jest na końcu otwarta, padająca fala zgęszczeni a wytwarza o d ­
bitą falę rozrzedzeni a; pada ją ca fala rozrzedzenia wywołałaby
p o do b ni e odbi tą falę zgęszczenia. P oczątkowe przemieszczenia
i prędkości cząstek maj ą w obu razach ten sam ki erunek w fali
odbitej, jaki mają w fali padającej, oraz wartość tę samą.

W yobraźm y sobie, że pociąg kolejow y, złożon y z kilkunastu w agonów , jest:


ustaw iony na torze. D o pociągu podjeżdża, cofając się, lokom otyw a, która ma
b yć na jego czele w przęgnięta; d otk nąw szy p ierw szego na przedzie w agonu,
lokom otyw a uderza g o zlekka; to uderzenie udziela się dalszym w agonom i ści­
ska po kolei sprężyny buforów w szystkich w agonów , aż do przednich sprężyn
ostatniego w szeregu wagonu. Nie spotykając oporu, ostatni w agon cofa s ię ,
w ów czas zaś w yciąga sp rężyny sw ych przednich buforów; te sprężyny działają
na przedostatni w agon i pociągają g o w stecz; tern samem w yciągnięte zostają
przednie sp rężyny przedostatniego w agonu i t. d. P rzez pociąg przebiegła fala
zgęszczenia i na jego sw obodnym końcu w ytw orzyła odbitą falę rozrzedzenia.
P rzypuśćm y przeciw nie, że ostatni w agon pociągu dotyka nieruchomej, utw ier­
dzonej w ziemi zapory, w rodzaju tych, które w idujem y nieraz na końcu «śle­
O odbijaniu się fa l 115

pych* torów stacyjnych; oczyw istą jest rzeczą, Ze padająca fala zgęszczen ia
w yw oła w tym razie odbitą falę zgęszczenia.
W yrobiona z drutu długa sprężyna (rys. 61) pozwala śledzić dogodnie prze­
bieg fali padającej oraz fali odbitej. P rzypuśćm y, że jeden koniec sp rężyny jest
przytw ierdzony do przegrody niezm iennej i nieruchomej; g d y w ów czas przeciw ­
leg ły jej koniec uderzam y m łotkiem , w idzim y, iż padająca fala ściśnięcia w y ­
twarza w sprężynie odbitą falę ściśn ięcia ; padająca fala rozciągnięcia w y w o ła ­
łaby w ów czas odbitą falę rozciągnięcia. P rzypuśćm y przeciw nie, że jeden koniec
sprężyny jest zupełnie sw o b o d n y ; przeciw legły jej koniec uderzając m łotkiem ,
przekonyw am y się, że padająca fala ściśnięcia wytwarza odbitą falę rozciągnię­
cia ; padająca fala rozciągnięcia w yw ołałaby w ów czas odbitą falę ściśnięcia
A nalogiczne dośw iadczenie, w ykonane w długim układzie rur pełnych p o ­
wietrza (§ 56), jest bardzo pouczające. Otwieram y koniec Z przewodu; gruszkę
G nagle ściskam y, ale pozostaw iam y ją trwale ściśniętą. P łom yk A m igoce w ó w ­
czas w odstępach czasu d w a ra z y d łu ższyc h aniżeli w poprzedniem dośw iad­
czeniu, opisancm w § 56-ym . Jak mamy ten fakt w ytłum aczyć? Z końca A b ie­
gnie pierw sza fala (padająca), fala zgęszczenia; na otwartym końcu Z wytw arza
ona drugą falę (odbitą), falę rozrzedzenia; d ob iegłszy zam kniętego końca A, ow a
druga fala w yw ołu je tam trzecią falę (znowu odbitą), falę rozrzedzenia; trzecia,
docierając do Z, daje tam początek czwartej fali, fali zgęszczen ia; powracając,
czwarta fala rodzi w A falę piątą, falę zgęszczenia i t. d. Pamiętając o tern, że
płom yk A zawiadamia o przebiegających zgęszczeniach, że jednak w ob ec roz-
rzedzeń zachow uje się biernie, rozurfiiemy przyczynę przerw dwa razy dłu ż­
szych , które obecnie zachodzą m iędzy sygnałam i płom yka A. Płom yk Z znaj­
duje się bardzo , blisko otworu Z ; z p o w y ższeg o rozumowania wynika zatem ,
że podczas całego dośw iadczenia płom yk Z pow inien pozostaw ać zaw sze sp o­
kojny; oczekiw anie to sprawdza się rzeczyw iście.

Fal e poprz ecz ne odbi jaj ą się p o do bn i e jak fale podłużne.


P o wr ac a my do doświadczeń, które wykonywal iśmy nad wyprę-
s
1

£
I

R ys. 73.

ż on ą rurą lub struną albo nad sznurem rozpiętym (§ 55). Przy­


puśćmy, że j ed e n koni ec Q rury, s truny lub sznura jest p rzy­
t wierdzony do ściany dos ko nal e sztywnej i nieruchomej S S (rys-
73); u przeci wl egł ego ko ńca P wyt warzamy falę wygięcia, na-
8*
116 O zjawiskach falistych Rozdz. V

przykład ku górze (rys. 7 3 , 1). Początkowe przemi eszczeni a cząstek


są zatem s ki erowane do góry w fali padającej. P rz e ko ny wa my
się wówczas, że od ko ńca Q biegnie n ap owr ót fala odbita, w kt ó­
rej wygięcia, a zatem i począt kowe przemieszczenia cząstek są
s kierowane ku dołowi (rys. 73, 11). Jeżeli, przeciwnie, w fali p a ­
dającej początkowe przemieszczenia cząstek są s kierowane ku
dołowi, wówczas w odbitej są s kierowane ku górze. Powi adamy:
g d y kon iec Q jest połączony ze ścianą 5 5 ni ez mi enn ą, p oc z ąt ­
kowe przemieszczenia cząstek w fali odbitej są s ki erowane prz e­
ciwnie niż w padającej : odwoł uj ąc się do trzeciej za sady d y n a ­
miki, wyj aś ni amy łatwo taki wynik doświadczeń.
U końca Q rury, struny lub sznura przywiążmy teraz nić QR
ci enką i (o ile p od o b n a ) jaknaj mni ej dla napięcia p o d a t n ą (rys.
74), koniec zaś R nici przytwierdźmy do ści any 5 5 d os kon al e

Q
u !E
Q
Rys. 74.

sztywnej i n i er uc ho mej ; urzeczywistniamy tym s p o s o b e m drugi


przy padek odbicia, poprzedzającemu przeciwny. Jeżeli w fali p a ­
dającej wygięcia są s ki erowane ku górze (rys. 74, I), są one
s kierowane również ku górze w fali odbitej (rys. 74, II). Jeżeli
w fali padającej wygięcia są s ki erowane ku dołowi, są one ski e­
rowa ne również ku dołowi w fali odbitej. W o b e c n y m p rz ypadk u
począt kowe przemieszczenia cząstek mają j e d n a k o w y k ierune k
w fali padającej i w fali odbitej.

§ 61. Fala pojedyncza czyli puls; ciąg fal.


Za jmowa li śmy się d ot ychczas p rz ebi egi em, przez rozmaite
materjalne ośrodki, pojedynczej fa li czyli zaburzenia, które p o ­
wstaje dzięki nag łemu , j ed no ra z owe mu wstrząśnieniu; taką p o ­
j edy ncz ą falę na z ywa my pulsem. Puls wytwarza się naprzykład,
Puls-, ciąg fa l 117

gd y rzucamy kamyk do wody, g dy s prę żynę raz uder zamy m ł o t ­


kiem, gdy wyp rę żo ną rurę lub strunę nagle szarpiemy, g dy do
przewodu rur, wypełni onych powietrzem, wtłaczamy nagl e nową
ilość powietrza.
P r zyp uś ć my, że p e w n e m u mat er jalnemu oś rodkowi udzi el amy
kilku, kilkunastu lub kilkudziesięciu nagłych wstrząśnień w ciągu
s ekundy; każde wstrząśnie nie daje począt ek pulsowi, każdy zaś
puls b iegni e w ośrodku, nawiedzając coraz, dalsze j e go części
czyli elementy przestrzenne. Wy ob ra źm y sobie naprzyklad, że
p opycha my, potem zaś poci ąga my j e d nę z ko ńcowych pły tek
s prężyny (§ 55), zawsze w ki erunku jej dł ugości ; przy pu śćmy ,

B
Rys. 75.

że ruch ten powt ar zamy wielokrotnie. Puls y ściśnięcia i pulsy


rozciągnięcia b i eg n ą w pewnych odl egł ości ach od siebie, przez
całą sprężynę, aż do przeciwległego jej końca. Wyo br aźmy sobie,
że w y p r ę żo ną rurę lub strunę uder zamy poprzecznie, liaprzemian
do góry i na dół; tworzące się pulsy m k n ą po rurze lub strunie,
której postać chwilową, niejako poch wy co ną na mom ent al ne j
fotografji, przedstawia rys. 75. Ciągiem fa l nazywamy s ze reg p o ­
j e dync z yc h fal czyli pulsów, śpieszących za s o b ą przez mate-
rjalny oś rode k.
Z w r ó ćm y u wagę na pewien el eme nt M struny, po której
bi egni e ci ąg fal (rys. 75). P rzyp uś ćmy , że w chwili ¿ = 0 w y ­
tworzyliśmy puls pierwszy w el emencie A struny. W chwili t — 0
el eme nt M był w s poczynku; pozost aj e w nim, dopóki puls
pierwszy, poczęt y w A, nie dob iegn ie do M ; gd y d obi egni e,
w M o db ywa się ruch krótkotrwały, rodzaj drgnienia, który jest
wi er nem powt órz eni em ruchu, o d by t e g o przez A w począt ku z j a ­
wiska. Lecz ów ruch elementu M jest późniejszy aniżeli ruch
el eme nt u A, j est mianowicie późniejszy o okres czasu, kt órego
fali po trze ba do przebycia drogi AM. Po krótkim czasie puls
p ob ie gł dalej po strunie, el ement M uspokoił się i trwa w s p o ­
czynku, dopó ki nie d obi egni e puls drugi, który go wstrząśnie
przelotnie, p o d o b n i e jak pierwszy. Gd y puls drugi przeminął,
e leme nt M czeka na trzeci; i tak dalej, do ostatniego.
118 O zjawiskach falistych Rozdz. V

§ 62. Zjaw iska perjodyczne ; okres, fa za , długość fali.


Przypuśćmy, że elementowi A struny udzi el amy kilkudziesięciu
lub kilkuset wstrząśnień w ciągu s ekundy. Każde wstrząśnienie
jest krótkotrwałem, szybko przemijającem zj awiski em; ud er zo ny
el eme nt przybiera po kolei prędkości, byst ro ro sn ąc e od zera
do znacznych wartości i s p ada ją ce wnet zn owu do zera. Mo że my
powiedzieć, że każde wstrząśnienie ma pewien przebieg ; p rę d ko ś ć
el em en tu zmienia się we d łu g p e w n e g o prawa p od cz as wstrzą-
śnienia. Kolejne wstrząśnienia, które nawiedzaj ą element, b ę d ą
wo gó le re/epodobne do siebie; ale może także się zdarzyć, że
każde n as t ęp ne jest ścisłem odt worzeni em pop rz ed za ją ceg o.
Wst rząśni eni a m o g ą być rozsiane bezładnie, bez śladu porządku;
ale może również się zdarzyć, że p rz ypadaj ą w stałych o d s t ę ­
pach czasu, zawsze jednakowych.
We ź my na u wa gę ów przy padek szczególny, który, j ak p o ­
wiedzieliśmy, jest tylko j ed n y m z p om ię dz y wielu możliwych;
j e g ó znaczenie w fizyce jest wyjątkowe. Przypuśćmy, że kolejne
wstrząśnienia maj ą p r zebi eg j ed na ko wy i że powtarzają się
w równych o ds t ęp ac h czasu. Włączając do każ de go wstrząśnienia
nas tępuj ącą po niem pauzę, p owi ad amy : po pewn ym o ds tępi e
czasu, który naz ywamy okresem, cale zjawisko powtarza się we
wszystkich swych szczegółach. Taki e zjawiska naz ywamy okre-
sowem i albo perjodycznemi. Kolejne nas tępst wo czterech pór
roku j est oczywiście n a o gó ł (lub przybliżenie) p er jo d yc z ne m z ja ­
wiskiem, kt órego okres trwa rok. P owrót dnia oraz nocy jest
z gr ubs za pe rjodyc znem zjawiskiem, k t ór eg o okre sem jest doba.
Wspaniał ym przykładem ruchu przybliżenie p er jo d y c z n e g o jest
zjawisko przypływów i od pł ywó w mors ki ch; na wielu wybrzeżach
(np. u kresów eur opej skich O c e a n u Atlantyckiego) przypływy i o d ­
pływy nas tępu ją w o ds tępach mniej więcej sześciu godzi n naprze-
mian po sobie, okres zjawiska wynosi zatem przybliżenie pól doby.
Ściśle per jodyc znem zjawiskiem jest wa hani e się i deal ne go wa had ła
w próżni zupełnej (tom 1, §§ 63 i 64); jeszcze ważniejszym p r z y ­
padki em t aki ego zjawiska jest ruch harmoni czny prosty, który
rozważaliśmy w §§ 30 i 31-ym t om u l-go. W ni niejszym i w n a ­
s t ępn ym rozdziale p o z n a m y r óżne inne przykłady okres owych
r uc hó w i zjawisk.
Oznacz my przez T okres wstrząśnienia, p o w r a c aj ą c eg o pe-
rjodycznie w el emenci e A struny. M oże my powiedzieć, że o ds tęp
Zjaw iska perjodycztie 119

c z as u T oddziela początek 1-go wstrząśnięcia od począt ku 2-go,


początek 2-go od początku 3 -g o i t. d.; albo też ś r o d e k 1-go
od środka 2-go wstrząśnienia, śro de k 2 -go od środka 3-go i t. d.;
albo również koniec 1-go od końca 2-go wstrząśnienia, koniec
'2 go od końca 3-go i t. d. Fazą (lub fazą liczbową) nazywamy
uł amek wstrząśnienia, który w danej chwili właśnie jest do konany;
liczymy go od początkowej chwili k a ż d e g o wstrząśnienia. F aza
napr zykł ad jest zerem w chwili początkowej, w chwili środkowej
wstrząśnienia wynosi w końcowej równa się j edności. O k r e ­
s em p er j od yc znego zjawiska jest oczywiście odst ęp czasu, o d ­
dzielający od siebie chwile kolejne, w których zjawisko jest
w tej samej fazie. Ka żdego pierwszego dnia lipca ruch ziemi
dok oł a słońca j est przybliżenie w tej samej fazie; o ds tęp takich
kol ej nych chwil nazywamy rokiem. G dy ko ńce ramion widełek
s troj owych zna jdu ją się w najmniejszej albo w największej o d ­
ległości od siebie, drganie widełek jest w tej samej fazie; o d ­
stęp dwóch takich kolejnych chwil jest okresem d rgania widełek.
El ement A struny jest źródłem fali; porusza się on okresowo,
j e go okres wynosi T. Przypuśćmy, że c jest prędkością, z jaką
-fala posuwa się po s truni e; od legł oś ć Z, o którą fala o dbi ega
o d A w czasie j e d n e g o okresu, wynosi
1. Z = cT.
P rzypuś ćmy, że w odległości l od el ementu A znajduj e się e l e­
m en t M struny (rys. 76); w takim razie M zaczyna poruszać się

A M N P Q R

Rys. 76.

•o czas T później aniżeli A; dalszy ruch el ementu M jest kopją


ruchu el eme ntu A, we wszystkich fazach o okres T czasu s p ó ź ­
nioną. P r zyp uś ć my, że w nowym odstępie l od el eme ntu M
wzdłuż struny zn ajduj e się el ement N; N zaczyna poruszać się
•o czas 2 T później niż A, dalszy ruch el ementu N jest k opj ą r u ­
chu el eme nt u A, s p óźni on ą we wszystkich fazach o czas 27’.
P o d o b n e twierdzenia st osują się do e lem en tów P, Q i t. d.. le­
żących wzdłuż struny w o ds tępach l od siebie:

2. A M = M N = N P = PQ = = 2
120 O zjawiskach falistych Rozdz. V

P o d o b n i e jak w miejscu A ruch powtarza się w czasie, w o d ­


s tępach T czasu, p od o b n i e powraca on i odtwarza się wzdłuż
struny, w ods tępach X długości. Taki od st ęp X naz ywamy dłu­
gością fali. O d st ęp dwó ch chwil, w których, w d an e m miejscu
struny, ruch jest w tej samej fazie, nazywa się, jak już wiemy,
okresem T. Odl egł oś ć wzdłuż s truny dwóch miejsc, w których,
w danej chwili, ruch j est w tej samej fazie, jest dł ugości ą fali
Mo że my teraz powiedzieć, że bi eg fali w strunie pol ega na
p os uwa ni u się po niej którejkolwiekbądź fa z y ruchu wy wo ł an eg o
w źródle A zaburzenia. Ażeby o dn aj dy wa ć tę s amą fazę w c o­
raz dalszych mi ejscach struny i zarazem w coraz późni ej szych
chwilach, wypada przenosić się w myśli wzdłuż struny z pr ę d­
kością c; dlatego p rędkoś ć c nazywamy, dokładniej niż przedtem,
prędkością posuwania się fa z y w uwa żane m falislem zjawisku.
Dla określoności m ów iliśm y tutaj o strunie, w której biegnie ciąg fal okre­
sow ych poprzecznych. Aie pojęcia fal okresow ych, okresów , dłu gości fali oraz;
prędkości fazy są ogólne i m ogą być utw orzone w każdym przypadku rytmicz­
nych zaburzeń. M ożem y w ytw arzać perjodyczne wstrząśnienia na pow ierzchni
w od y w korycie lub staw ie, w długiej sprężynie, w szeregu kul sp rężystych ,
w kolum nie pow ietrza, w drucie stalow ym skręcanym ; w każdym ośrodku b ie ­
gn ie w ów czas fala okresow a, mająca pewną d łu gość fali ź i pew ien okres T ;
poznam y w krótce przykłady takich zjawisk.
Po pow ierzchni m órz, jak wiadom o, toczą się bez przerwy fale małe i w ie l­
kie, a niekiedy naw et olbrzym ie, w zniecan e zazw yczaj przez w icher; po otwar-
tem morzu fale te biegną często w dość stałych odstępach; lecz skoro dopadną
w ód płytkich w pobliżu w yb rzeży, ścigają się i przeskakują w zajem nie, prze­
walają, piętrzą i bryzgają do góry. W czasie trzęsień ziemi w ytw arzają się nie­
raz na morzu potężne fale sam otne, zw ane z japońska tsunam i, których dłu­
g o ść dochodzi setek kilom etrów;' takie fale z ogrom ną prędkością przebiegają
oceany, niekiedy okrążają całą kulę ziem ską. W stałych pokładach skorupy
ziem skiej trzęsienia ziemi w yw ołu ją zaw iłe fa le seism iczne, których różne fazy
biegną z rozmaitą, ale zaw sze bardzo znaczną prędkością. N aw et i na niebie
tm ożem y zauw ażyć niekiedy objaw y w ydarzeń falistych; chmury byw ają nieraz
poszarpane na strzępy, nakształt wałów' i row ów dziw nie regularnie koło sie­
bie leżące; m arszczy je wiatr, którego podm uchy bywają zw yk le faliste.
N iedościgniony przykład zaburzeń falistych mam y nieustannie przed sobą
w zjawiskach św iatła i prom ieniow ania; odsłaniają nam on e now e, zgoła nieo­
czekiw an e w idoki urządzenia natury. Tym zjawiskom pośw ięcim y osob ny roz­
dział w następnym tom ie książki niniejszej.

§ 63. Fale harmoniczne proste


Dla o bj aś ni eni a wy wo d ów § 62-go przypuśćmy, że el ement
A struny, który jest źródłem fali, o db ywa ruch ha rmoni czny p r o ­
Fale harmoniczne proste 121

sty, zna ny z §§ 30 i 31 -go t omu 1-go. Ruch el eme nt u A r oz p o­


czyna się w chwili początkowej t = 0. Uwa żaj my chwile, p ó ź ­
niejsze od początkowej o o ds tępy czasu następujące:
1. \T , | T, $T, iT , \T , \T i t. d.
Jaki e kształty przybiera struna w tych różnych chwilach? W o d ­
powiedzi na to pytanie zna jd uj emy krzywe, p o d a n e na rys. 77-ym.

R ys. 77.

W chwili ¿ = 0 el ement A, wyc hod ząc z położenia równowagi ,


rozpoczyna ruch do góry; w chwili t — \T.\ os ią gn ąw sz y p o ł o ­
żenie A' n aj wi ęks zego wzniesienia, zaczyna wracać ku poł ożeni u
równowagi . Fala, kt óra w chwili t = 0 wybiegła z A, p o s u wa
się po strunie; w chwili t — ^ T dociera do el em en tu B, który
zatem w chwili t = -}T rozpoczyna ruch do góry; ruch el ementu
B jest spóźni on y ó \ fazy wzgl ęd em ruchu el eme nt u A. Dł u ­
g oś ć AB jest to droga, którą fala przebyła w czasie \T \ wyn os i
ona \X. W chwili t — £ T el ement A, dążąc ku dołowi, p rz ebi eg a
przez położenie r ów n o w a g i ; el ement B o si ąga w tej chwili p o ­
łożenie B' naj wi ększego wzniesieni a; jeżeli wreszcie AC — %/L,
tedy w tejże chwili el ement C r oz poczy na ruch swój do g ór y .
Ruch el ementu C jest spó źn io ny o £ fazy wz gl ęd em r uc h u el e­
ment u A\ w czasie \ T fala przebiegła o dl egł oś ć AC t. j. o d by ł a
d r og ę \X. Przypuszczając, że AD — \X, że A E = X i t. d., z n a j ­
d uj em y p od o b n i e położenia el eme nt ów A, B, C i D w chwili
122 O zjawiskach •falistych Rozdz. V

t = %T, poł ożeni a e l em en tó w A, B, C, D i E w chwili t — T


i t. d. We wszystkich swych fazach ruch el ementu E jest s p ó ­
źni ony o czas T w z gl ęd em ruchu el eme nt u A\ el ement E jest
zatem zawsze w tej samej fazie ruchu, w jakiej j est A ; d l a ­
t e g o odl egł ość A E j est dł ug oś ci ą fali l. P o d o b n e twierdzenie
stosuje się do pary el eme nt ów B i F, do pary C i G i t. d.
Cząstki struny, jak widzimy, p orus zaj ą się do góry i na dół,
po ru sz aj ą się zatem poprzecznie , g d y fala p rz eb ieg a; po strunie,
podłużnie, po suwa się zaburzenie; kształt struny przemieszcza
się w kierunku po dł użny m, od lewej ręki ku prawej. Krzywa
A B 'C D "E F 'G ... (rys. 77) nazywa się sinusoidą-, powi adamy:
w każdej ćwierci okresu T s inusoida po suwa się niejako na prawo
o dł ugość, ró wn ą ćwierci dł ugości fali 2, przyczem od lewej
s trony przybywa brakująca część krzywej. Wsz ystko o dby wa się
tak, j ak g d y b y poza począt ki em A była p r z y g o t o w a n a nieogra-
niczenie dł uga sinusoida, która wkracza na widowni ę w chwili
7 = 0 i przesuwa się odtąd przed nami, od ręki lewej ku p r a ­
wej, z prędkości ą 2/7" czyli c.
Pun kty A, C, E, G s i nus oidy naz ywamy w ęzłam i fali;
pun kt y B', F ', ___ naz ywamy grzbietami, p unkt y D " , — n az y­
wa my dolinami. P unk ty A, E , — są wstępującemi, punkt y C, G,....
są zstępującemi węzłami fali. Grzbiet od na s t ę p uj ą c e g o grzbietu,
dolinę od następującej doliny, ws tępuj ący węzeł od nas tę pu j ąc eg o
w s t ę pu j ąc e go węzła, zstępujący węzeł od n as t ę p u j ą c e g o zs tępu­
j ąc e go węzła oddziela zawsze odległość, równa dł ugości fali.

O znaczm y przez x w ychylenie pew nej cząstki struny z położenia rów no­
w agi czyli jej od leg ło ść od A B C D E F G — ; w ychylenia, skierow ane ku górze,
uw ażajm y za dodatnie; w ychylenia, skierow ane ku dołow i, uważajm y za ujemne.
P rzez a rozum iejm y a m plitu dę drgań cząstki, czyli najw iększą m ożliwą wartość
b ezw zględn ą w ychylenia x . W eźmy na uw agę ruch cząstki A; w tym ruchu:

.gdy: ć= 0 = |T = ¡T = ]T = T i t. d.,
m am y: x = 0 = a = 0 = —a = 0 i t. d.

W szystk ie te wartości w ychylenia x w ypadają z wzoru

t
1. x — a sin 2.-e

który, podobnie jak w zór (2) § 31-go tomu I-go, wyraża oczyw iście ruch har­
m oniczny prosty cząstki. Istotnie, rzucając ruch k ołow y jednostajny punktu M
(rys. 35, § 30 tomu I-go) na ów czesn ą średnicę CD, otrzym ujem y ruch rzutu
p o tej średnicy, dany przez pow yższą formułę (I).
Fale harmoniczne proste 123

W yobraźmy sobie dow olną cząstkę P struny; odlegtość tej cząstki od źró­
dła A fali oznaczm y przez z. Fala przebyw a od leg ło ść 2 w czasie

zatem drganie cząstki P w e w szystkich sw ych fazach opaźnia się o r w zględ em


drgania cząstki A. Z równań obecnych (1) i (2) oraz ze związku (1) artykułu
poprzedzającego wynika zatem , że w ychylenie x cząstki P w chwili t w ynosi

t T
3 x — a sin 2rr ■■ ■— a sin 2 n

Form uła (3) pozwala znaleźć kształt struny w dow olnej chwili t ; w tym celu
uw ażam y w artość t za niezm ienną czyli zadaną, natomiast z oraz x uw ażam y
za zmienne; krzywa, która w tern założeniu wyraża zależn ość ¡w ychylenia x od
bieżącej w zdłuż struny długości z, jest sinusoidą, o której przed chw ilą m ów i­
liśm y. N iniejsze rozum owanie tłum aczy nazw ę tej krzywej.
W m iejscu A, gdzie z — 0, za fazę drgania w chwili t m ożem y zaw sze przy­
jąć stosunek t\T . K ą to w ą f a z ą drgan ia w miejscu A w chwili t nazyw am y
kąt 2?rt/T . Kąt

4.

w ystęp u jący w formule (3), jest kątow ą fazą drgania w m iejscu P , w chwili t.
D odajm y dow olną w artość fr do czasu ł; do z dodajm y jednocześnie c&. P o su ­
w am y się w ów czas w zdłuż struny z miejsca P do n ow ego Q, gd zie PQ = c&\
posuw am y się zarazem w czasie o przem ieszczam y się zatem z prędkością c.
Lecz w m iejscu Q i w chwili t- \- & znajdujem y, w ed łu g wzoru (4), tę samą
fazę kątow ą, jaką m ieliśm y w m iejscu P w chwili t; prędkość c jest w ięc rze­
czy w iście szybk ością posuwania się pew nej danej fazy po strunie, jak to już
pow iedzieliśm y.

Rozważaliśmy tutaj prawa b iegu fal, które tworzą się dzięki


n as t ęp o w a n i u po kolei po sobi e nieskończenie wielu ruchów
har mo ni czn ych p r o s t y c h ; takie fale nazywamy harmonicznemi
prostem i falam i. Drgani a i fale har moni czne proste grają w fi­
zyce rolę niezmiernie doniosłą. Słynny francuski uczony F o u ­
r i e r (1768— 1830) udowodnił, że, składając n ieograni czenie wiele
takich drg ań rozmai tych okresów, m oż na otrzymać w szelkie
określone i ciągłe p er jo dy czn e zaburzenie.
Rozchodzenie się fal harm onicznych prostych m ożem y objaśnić zapom ocą
dośw iadczenia, opisanego w § ń-ym tomu I-go. G dy płytka ów czesn a P prze­
suwa się ruchem prostolinjowym jednostajnym przed ostrzem drgaiących w id e ­
łe k strojow ych, otrzym ujem y krzywą, przedstawioną na rys. 6-ym tomu 1 -g o ;
krzywa ta jest sinusoidą. Zamiast płytki P , m ożem y zb liżyć do ostrza w idełek
pobocznicę walca prostego, kręcącego się jednostajnie około sw ej osi.
Struna w yprężona, której koniec odbyw a ruch harmoniczny prosty, przy­
biera kształt sinusoidy; ale fala biegnie w strunie bardzo szybk o, dociera wkrótce
124 O zjawiskach falistych Rozdz. V

do przeciw ległego jej końca, lam odbija się, powraca, znów się odbija i t. d.;
jak zobaczym y niebaw em , ruch skutkiem tych odbić przedstawia się w od­
m iennej postaci t§ 65). A żeb y takich zawikłań uniknąć, kładziem y wyprężoną

Rys. 78.

strunę na pow ierzchni d łu giego stołu (rys. 78); sw ob od n y koniec struny poru­
szam y w płaszczyźnie poziom ej. Dzięki tarciu, fale biegnące po strunie rychło-
zamierają; ich amplitudy są coraz m niejsze, fale nie przenikają do przeciw le­
g łe g o końca struny, odbicia zatem nie dochodzą do skutku.

§ 64. Interferencja dwóch zgodnie skierowanych ciągów fal.


Przypuś ćmy, że po tej samej strunie bi eg ną naraz, w tym
s amym ki erunku i z tą s am ą prędkością, dwa ni eo gra ni czo ne
ciągi fal jednakowych, har moni cznych prostych, poprzecznych.
Biegnąc jed no cz eś ni e w tej samej strunie, takie dwa ciągi wst rzą­
sają te same materjalne cząstki; mi mo to, dla jasności, b ęd zi emy
każdy ciąg fal rysowali osobno. Bi egnąc w tej samej strunie
i s pot ykaj ąc się ze sobą, fale nakł ada ją się, interferują (§§ 57
i 58); b ęd zi emy je tu zatem nazywali zgodnie skierowanemi
składowemi falam i.
P rz y p u ś ć m y po pierwsze, że w p ewn ych pun kt ach struny
s po tyk aj ą się ze s obą węzły wst ępuj ące A u E u — pierwszej
fali składowej z wst ępuj ącemi węzłami Au E2, — drugiej oraz
zst ępuj ące Cu Gu pierwszej ze zst ępuj ącemi C2, G2, . . . . d r u ­
giej (rys. 79); grzbiety B x, FJ pierwszej fali nakł adaj ą się
wówczas na grzbiety 5 2, F 2, __ drugiej, doliny Dx pierwszej
n akł ada ją się na doliny D2, __ drugiej. P ows taj e fala w ypad­
kowa A 3B s CaD, E s Ez G3 (rys. 79), zł ożona z uważany ch s k ł ad o ­
wych; jej d ł u go ś ć fali j es t taka sama jak w każdej fali s kł ad o ­
wej, jej ampl itudy BBS, DD S, FF3 są dwa razy większe niż
ampl itudy B B X i BB2, D D i i DD2. FFX i FF2 — fal składowych-
Na kła daj ąc się, fale skł adowe wzmacniają się wówczas. P rz y­
p u ś ćm y po wtóre, że w p e w n yc h miejscach s truny spot ykaj ą się
ze s o b ą węzły ws tępuj ące A x, El t pierwszej fali składowej
Dwie fa le zgodnie skierowane 125

ze zst ępuj ącemi węzłami A.,, Ei t drugiej oraz z st ępu ją ce Cit


O, pierwszej z wst ępuj ącemi C2, O j , — drugiej (rys, 80);
grzbiet y Bu Z7, ....... pierwszej fali nakł adaj ą się wówczas na do-

Gs

Rys. 79.

liny B2, F2, ___ drugiej, doliny D l, ___ pierwszej fali nakł ada ją
się na grzbiety D 2, . . . . drugiej. W tym przypadku fale s kł adowe
z n o s z ą się i z oboj ęt ni aj ą wzajemnie; wynikiem superpozycj i j est

Ab Ba C3 03 E3 F3 G3
Rys. 80.

s tan równowagi , wy ob ra żo ny przez prostą A SBSCSD3ESF ,G 3


(rys. 80). W pi erwszym przypadku s po tykaj ące się p un kt y z a ­
bu rz eń są zawsze w tej samej fazie; np. A x i A , Bx i B2 i t.'d.
(rys. 79). W drugi m p rz yp ad ku s pot ykaj ące się punkt y są w fa­
zach, różniących się o pół ok re s u od siebie; mówi się także, źe
on e są w fazach przeciwnych, np. A i A t, B { i # 2 i t. d. (rys. 80).
W nioski p o w y ższe m ożem y objaśnić przy pom ocy przyrządu, który opisa­
liśm y w § 58-ym . Końce A i B rozw idlającego się sznura (rys. 69) w praw iam y
jednocześn ie w jednakow y ruch harm oniczny prosty poprzeczny. Jeżeli różnica
126 O zjawiskach falistych Rozdz. V

dłu gości A C i B C czyli t. zw . różn ica d ró g w ytw orzonych fal składow ych
w ynosi

1. bądź 0, bądź ± X, bądź ± 2/?, bądź ± 3X i t. d.,

dostrzegam y w części C D fale o amplitudach podw ójnych. Jeżeli różnica dróg


fal sk ład ow ych w ynosi

2. bądź ± ¡X, bądź ± IX, bądź ± ':.X i t. d.,


część CD sznura pozostaje w sp oczynk u.

§ 65. Interferencja dwóch przeciwnie skierowanych ciągów fa l.

Przypuś ćmy, że po tej samej strunie b i e g n ą naraz, w prz e­


ciwnych ki erunkach ale z prę dk oś ci ą tą samą, dwa n i e og ra n i ­
czone ciągi fal j ed nako wy ch , har moni cznych prostych, p op rz ecz­
nych. Bi egnąc j edn oc z eś ni e w tej s amej strunie, fale nakł adaj ą
się, interferują; będziemy je teraz nazywali przeciwnie skierowa-
nemi składow ani falam i. Przypuś ćmy, źe pierwsza fala skł adowa
posuwa się na prawo, druga zaś na lewo (rys. 81). W y ob r a ź m y
sobie, że w chwili ź = 0 s pot ykaj ą się ze s o b ą (w pu nk tach A,
£ , . . . struny) węzły ws tępuj ące fali pierwszej A B 1CDJ EFl G ___
z węzłami zstępującemi fali drugiej AB.2CD.2EF2G . .. . (rys. 81,
¿ = 0); oraz (w p un kt ac h C, G ............ struny) węzły zs tępuj ące fali
pierwszej z ws tępuj ącemi węzłami drugiej. Grzbi et y Blt Ft,
pierwszej fali nakł ada ją się wówczas na doliny 5», — dru­
giej; doliny D , pierwszej fali nakładają się na grzbiety D ,
drugiej. W chwili t — 0 dwie uważane fale skł ad owe zn os zą się,
jak widzimy, wzajemnie; wynikiem ich superpozycji w tej chwili
jest stan równowagi, wy ob ra ż on y na rys. 81 ( ź = 0 ) przez p ros tą
ACEG. Za chwilę będzie j e d n a k inaczej. Przypuśćmy, że j e s t e ­
śmy w chwili t = ^T; od początkowej chwili ć = 0 upł ynęł o
ćwierć okresu. W czasie ĄT pierwsza fala skł adowa przesunęła
się na prawo o ćwierć dł ugości fali; d r ug a fala w tym czasie
przesunęł a się o tę s am ą odl egł ość na lewo; n a da j ą c te p r z e ­
mieszczenia si nus oidom, przedst awi onym pod t = 0 na rys. 81-ym,
ot rzymuj emy r ys une k nas tępny — Ws tępuj ące węzły pi er w­
szej fali składowej s pot ykaj ą się wówczas z ws tęp uj ąc emi w ę ­
złami drugiej, zst ępuj ące węzły pierwszej fali ze zst ępuj ącemi
drugiej, grzbiety pierwszej fali n akł ada ją się na grzbiety drugiej,
doliny pierwszej fali na doliny drugiej; fale A1BCl D Ei FG1...
oraz A t BC2DE.2FG2 są identyczne w chwili t = \T . Pows taj e’
§ 65 Dwie fa le przeciwnie skierowane 127

więc fala wy pa dko wa A 3BC3DE3FG3, w której dł ug oś ć fali jest ta


s ama jak w falach składowych, ale ampl itudy są dwa razy większe
(rys. 81, t — \T ). Przypuś ćmy, że j es teś my w chwilach t — %T,t — %T,
od początkowej chwili t = 0 upłynęło zatem pół o kr e su ,

t»o

Rys. 81.

trzy ćwierci okresu, cały okres. Rozumuj ąc p od o bn i e, jak t a


przed chwilą czyniliśmy, ot rzymuj emy dalsze kolejne stadja rys.
81-go.
Zwr óćmy uwagę na punkt y B, D, F . — struny; widzimy n a ­
tychmiast, że one we wszystkich fazach zjawiska są w r ó w n o ­
wadze; w tych mi ej scach struny panu je ni eprz erwan y s po cz yn ek.
Takie punkt y struny naz ywamy jej trwalemi albo stojącemi w ę­
złami]i nie p os uwaj ą się one, istotnie, ani na prawo ani na lewo.
Ale grzbiety i doliny C3, E3, G3, — fali wypadkowej , które n a ­
zywamy strzałkami, nie p os uwaj ą się również po strunie. W s z y ­
128 O zjawiskach falistych Rozdz. V

stkie grzbiety fali wypadkowej pojawiają się j ed nocześ ni e, wszy­


stkie j edn oc z eś ni e znikają i u st ęp u ją miejsca dolinom; wszystkie
doliny fali wypadkowej wytwarzają się j ednocześni e, wszystkie
j e dn oc z eś ni e giną i przeobrażaj ą się w grzbiety; cała ta chwiejba
o db ywa się naraz, wspólnie i zgodni e, we wszystkich strzałkach
wzdłuż struny. Drga ni e struny j est więc unieruchomione, jest
u mi ej scowi one pomi ędzy trwałemi węzłami. Tak ą wyp a dk ową
falę n az ywamy stojącą. W każdej z po mi ęd zy fal skł adowych
c oś po suwa się n apr zód; p os tępuj e mianowicie kształt struny.
W każdej z fal skł adowych pewna określona cząstka przebywa
d a n ą fazę drgania wcześniej lub później aniżeli cząstki sąsiednie,
ni gd y jednocześni e. W fali wypadkowej , którą tu otrzymaliśmy,
cząstki struny leżące między d woma węzłami są zawsze w tej
samej fazie d r g a ń ; lecz ampl itudy tych drgań są perjodyczni e
z m i en ne wzdłuż struny, zmieniają się mianowicie od zera do p o ­
dwójnej wartości ampl itudy fal składowych. Fal e s kł adowe w o b e ­
cnym p r z yp ad k u są więc postępujące/ni falami; o wypadkowej
fali zaś p owi ada my, że jest falą stojącą.

§ 66. O w ytwarzaniu się fa li stojącej.


P ow ró ćm y j eszcze raz do doświadczeń, które opi sywal iśmy
w § 60-ym. Przyp uś ćmy, że wyprę żona struna jest przytwier-

s
R ys. 82.

dzona na k oń cu swym Q do ściany d o sko nal e sztywnej i n i e ­


ruchomej S S ; na przeciwległym końcu P wyt warzamy d rgania
har moni czne proste poprzeczne (rys. 73). Ku ścianie 5 5 zbliża
się zatem fala p adająca N t P i Q (rys. 82), po st ęp uj ąc a na prawo.
Dla zr ozumienia zjawiska w yo br aźm y sobie, że po przeciwnej
stronie ściany 5 5 zna jdu je się w p og o to wi u fala odbita A¡t PtQ;
Fale stojące 129

j e s t to fala pos tęp uj ąc a na lewo, ma tę s amą d ł u go ś ć fali jak


p a d a j ą c a i po su wa się z tą s am ą prędkością. Fala odbita rV2P 2Q
czeka nadejścia fali padającej N lPiQ', w chwili, w której z s t ę ­
pu j ąc y węzeł Q fali padającej d ob iega ściany 5 5 , węzeł ws t ę­
pu jący Q fali odbitej d o p a d a tejże samej 5 5 ; Cząstka Q struny
pozost ani e w s pocz ynku, nietylko w chwili spot kani a się węzł ów
z e sobą, ale również we wszystkich chwilach nast ępnych. Istotnie,
w chwili spot kani a cząstka Q znajdzie się w tych s amych w a ­
r u n k a c h , w jakich była cząstka D rys. 81-go w chwili t = \ T .
P o upływie ćwierci okresu do ściany 5 5 dob ieg ni e grzbiet fali
padającej z jednej strony, z drugiej zaś j edn ocz eś ni e dolina fali
odbitej (rys. 81, t — 17\'. Wszystko potoczy się dalej koleją,
kt órą poznali śmy w § 65-ym; cząstka Q pozost ani e wciąż n i e ­
ruchoma, w strunie zaś wytworzy się fa la stojąca, której o s t a­
t n i m węzłem będzie Q.
A żeb y w y w ołać zjaw isko, które tu rozważaliśm y, m ożem y postąpić, jak na­
stęp u je. Działaniem stosow n ego obciążenia R (rys. 83) w yprężam y strunę PQ ;

koniec P struny pobudzam y poprzecznie za pom ocą drgających w idełek stro-


jow ych(/C , których płaszczyzna drgań jest prostopadła do podłużnej osi struny-
W ydaje się w ów czas, że struna niejako
rozszerza się w sm ugę błyszczącą, p o ­
dzieloną na peWną liczbę łukow atych o d ­
cinków (rys. 84). O brazy szyb k o po
s o b ie następujących postaci struny, oscyl-
lujących pom iędzy a j b ^ d , i
(rys. 84), zlew ają się w oku, budząc wrażenie łańcucha ciągłych, łuk ow ato roz­
dętych pasem ek. Struna jednak drga prawidłowo, sposobem tu opisanym , tylko
w ów czas, g d y jej napięcie ma jednę z pom iędzy wartości, które do takiego
drgania są nieodzow ne (zob. § 84). Jeżeli przypadkow o nie trafimy na jednę
z tych wartości napięcia, struna drży tylko i d ygoce bezładnie; zm niejszając lub
zw ięk szając obciążenie R, spraw iam y, że podział na odcinki staje się ostry
4 w ytw arzanie się fali stojącej jest dobrze w idoczne. Do dośw iadczenia teg o ,
W ., Z „ F i z y k a , U . 9
130 O zjawiskach falistych Rozdz.

które M e l d e obm yślił, używ a się zw yk le cienkiego, d łu giego sznurka, w y ro ­


bionego z białego jedw abiu. T y n d a l i p osłu żył się cienkim platynow ym dru­
cikiem, który rozgrzew ał do czerw oności, przepuszczając przezeń prąd e le k tr y ­
czn y; nieruchom e w ę zły św iecą w ów czas jasno, strzałki zaś, drgając żyw o, sty ­
gną w powietrzu i pozostają niemal ciem ne i niew idoczn e.

§ 67. O falach kołowych , kulistych i płaskich. Promienie.


Odwo ływa li śmy się już nieraz w rozdziale niniejszym do p r z y ­
kładu zaburzeń falistych, b ieg nąc ych po powierzchni wody. P o ­
s ługuj ąc się pojęciami, któremi r oz po rzą dzamy obecnie, m o że my
powiedzieć, że p os uwa ni e się takiej
fali pol eg a na rozchodzeniu się p o p o ­
wierzchni w ody pew nej fa z y drgań c z ą ­
stek ośrodka. W y o b r a ź m y sobie, źe ze
źródła O (rys. 85) w chwili t — 0 w y ­
bi ega z p r ędk oś ci ą c faza drgania,
którą o zna cza my przez / ; w chwili t
f a z a / z n a j d z i e się w odległości OR = ct
od źródła O. Lecz skoro faza / r oz­
pościera się po powierzchni w ody z tą
s a mą prędkości ą c we wszystkich m o ­
żliwych kierunkach, przeto w chwili
t znajduj e się ona nietylko w miejscu R u lecz również w /?,;
R s, R t i t. d., gdzie:
1. O Rl = O Ri = ORi = O Ri = ... = cl.
Innemi słowy, w chwili t faza / zajmuj e o bwó d koła R jR 2R 3R.ly
kt órego promi eń wynosi ct. Po wi ad amy , że krzywe, wzdłuż k t ó ­
rych faza jest wszędzie ta sama, czyli t. zw. obwody fa li , mają
w tym razie kształt kół; taką więc falę n az ywa my kołową. P r o ­
mienie O Ru OR2 i t. d. o b w o d ó w fali kołowej, j e dn os t aj n ie
z czasem rosnące, naz ywamy promieniami fa li kołowej.
Wy ob raźmy sobi e oś ro de k izotropowy, rozciągający się j e d n o ­
licie we wszystkich kierunkach. P r z y pu ś ćm y jtonownie, że ze
źródła O, w chwili t — 0, wybi ega z prę dkoś ci ą c faza drgania,
którą oznaczamy przez / . Oczywi st ą j est rzeczą, że po upływie
czasu t faza / , dążąc we wszystkich możliwych w przestrzeni
kierunkach, zajmie powi er zchni ę kulistą , której promi eń wynosi
ct. Powi ad amy , że powierzchnie, na których faza jest wszędzie
ta sama, czyli t. zw. powierzchnie fa li , maj ą w tym razie kształt
§ 67 Typy fa l; promienie 131

kulisty; taką więc falę n az y wa my kulistą. Pro mi eni e powierzchni


fali kulistej, j edn os taj ni e z czasem rosnące, naz ywamy promie­
niam i fa li kulistej.
Jak zobaczym y w rozdziale następnym , wrażeniom naszym słuchow ym to ­
w arzyszy bieg w otaczającem powietrzu fal zgęszczenia naprzemian i rozrze-

Rys. 86.

dzenia, które byw ają często kuliste lub przynajmniej przybliżenie kuliste. B ez­
pośredniej obserw acji fale g ło so w e , biegnące w pow ietrzu, są d osyć trudno do­
stęp n e; sp ółczesn e dośw iadczalne m etod y pozwalają je przecież utrwalać na
obrazach fotograficznych. R ysunek 86 przedstawia mom entalne zdjęcia fali g ło ­
sow ej kulistej, w zbudzonej przez krótki trzask iskry elektrycznej; zdjęcia te
wykonali pp. F o l e y i S o u d e r w Am eryce, posługując się (jako źródłem św ia­
tła) tern sam em znów w yładow aniem elektrycznem , które w znieca w powietrzu
falę głosow ą. Porów nywając ze sobą kolejne zdjęcia, podane na naszym ry­
sunku, spostrzegam y, jak rozpościera i szerzy się fala kulista, jak z biegiem
czasu pęcznieje, zagarniając coraz w iększe zakresy przestrzeni.

W y ob r a ź m y sobie powierzchnię kulistą, której promi eń zwięk­


szamy coraz bardziej i bardziej. Weźmy na uwagę wycinek p o ­
wierzchni, o gr a ni czon y przez pewien obwó d niezmienny, na-
przykład przez kółko, nar ys owane na powierzchni kuli. Itn dłuższy
9*
132 O zjawiskach falistych Rozdz. V

jest promi eń powierzchni kulistej, tern bliższy el ementu pł asz­


czyzny jest wzięty na uwa gę wycinek. [Najlepszego w tej mierze
przykładu dostarcza nam kula, na której wszyscy mieszkamy.
S wo b o d n a powi erzchni a wo dy w stawie stojącej nie różni się
ocenialnie od płaszczyzny; ona j est przecież wycinkiem powierzchni
kulistej; aż eb y to pojąć, doś ć sobie wyobrazić ów staw p r z e n i e ­
siony na pełny ocean, dość przypuścić, że otoczony jest zewsząd
woda mi oceanu]. Jeżeli zatem pr om ie ń powierzchni fali kulistej
jest nadzwyczaj długi w po ró wn a ni u do l injowych rozmiarów
p e w n e g o na niej wycinka, wówczas, w o br ę bi e t eg o wycinka,
m o że m y poczytywać falę za płaską. Powierzchnie fali płaskiej
są płaszczyznami; każdą taką płaszczyznę n az ywamy czołem fali.
We wszystkich p unk ta ch czoła faza d rga ń ma tę s am ą wartość;
za pro mi eń fali m o że my
uważać każ dą prostą, p o ­
p r o w a d z o n ą p ro s t o p a d l e d o
czoła w kierunku, w którym
p o s u wa się fala. W różnych
p r z y p a d k a c h zaburzeń, któ-
remi z aj mo wa li śmy się w ni­
niejszym rozdziale, miel i­
ś my już do czynienia z fa­
lami plaskiemi. Fal e b i e g n ą ­
ce w długiej sprężynie, w ko-
umni e powietrza, w s k r ę c a ­
nym drucie stalowym, w w y ­
prężonej rurze lub strunie
są, n a o gó ł do s yć do kł adni e,
falami płaskiemi.
M o że m y posł użyć się na-
s tępuj ąc em ur ządzeniem, a-
żeby uzmysłowić b i e g fal
płaskich. Na le wamy nieco
Rys. 87. w o d y do płytkiego p r os t o ­
k ą tn eg o koryta, kt órego
d ne m jest szyba szklana (rys. 87). W stałych ods tęp ac h czasu
dot ykamy powierzchni wody brzegi em płaskiej deseczki, którą
trzymamy równ ol e gl e do węższej ś ci any poprz ecz nej AB. Na
powierzchni wody p ows taj ą fale płaskie, r ównol egłe do brz egu
deseczki, które, d o b i eg aj ą c przeciwległej ściany CD, odbi jaj ą się
Uginanie się fa l 133

od niej. Fal e odbi te wraz z pada ją cemi wytwarzają układ fal p ł a ­


skich stojących. Silne źródło światła, umi es zc zone pod d nem
koryta, oświetla zmarszczki, wywoł ane na powierzchni wody; c i e ­
nie tych zmarszczek d o s tr ze g am y d o go dn ie na szklanej szybie,
pochyl onej , jak pokazuje rysunek, do b iegu promieni świetlnych.
Streszczając, co powiedzieliśmy, m o ż e m y krótko tak się w y ­
razić: p romi eń fali wyznacza kierunek, w którym p o s u wa się b e z ­
po śre dn io doń przylegający e leme nt powierzchni, albo płaszczyzny,
albo o bw o d u fali; dl at ego mówi my niekiedy o biega promieni ,
jakkolwiek rzeczywistem zjawiskiem, które wówczas m a my na
myśli, jest przecież bi eg fal, a nie b ieg promieni. Mówi my na-
przykład, źe p ewn e źródło wysyła promi eni e; że one w jed n o li­
tym izotropowym ośrodku dążą naprzód bez zmiany klerunku\
p owi ada my, innemi słowy, że w jednolitym i zot ropowym o śr od ku
b i eg promi eni j est zawsze prostolinjowy. Na powierzchni zetknię­
cia dwóch różnych (jednolitych izotropowych) o ś ro d kó w k i er u­
nek promieni zmienia się; mówimy, źe promi eni e na takiej g r a ­
nicy odbijają się lub załamują się, we dł ug praw bar dzo prostych,
które w najbliższych artykułach ni ebawem poznamy. Wy raża my
się n i ej ed no kr ot ni e w taki s p o s ó b w różnych działach fizyki,
zwłaszcza w optyce, w której pojęcie promieni bywa nieraz uży­
teczne. Korzystając j ed nakż e z usług, które nam poj ęci e p r o ­
mieni wyświadcza, p owi nn iś my o tern zawsze pamiętać, że on o
jest tylko pomo cn icz em narzędziem rozumowania, źe jest g e o ­
met ryczną fikcją, której dosł owni e nie o d p o wi a da nic rzeczy­
wistego.

§ 68. Uginanie się fal.


Do zr ozumienia praw rozmaitych (ale nie wszystkich) zjawisk
falistych Wystarcza, jak powiedzieliśmy, rozważanie biegu promieni ;
nie m a my wówczas pot rzeby roztrząsania fa l, które tym p r om i e­
niom daj ą początek. P o w i ad am y w takich pr zypadkach, że a n a ­
lizujemy zjawisko z geometrycznego p u n k t u widzenia. Mo żn a
ba da ć napr zykł ad r o z ch od ze ni e się światła ze st anowi ska optyki
g eo met ryczn ej ; rozchodzenie się głosu, w niektórych p rz yp ad kac h,
m o żn a b y ł ob y rozbierać ze s tanowiska g eo m e t r y c z n e j akustyki.
Zobac zymy, że takie p o st ęp ow a ni e pozwala ni eki edy w prost y
s p o s ó b o s iąg nąć cel zamierzony. Istnieją j ed na kż e liczne i ważne
przypadki, w których m et o da ge om et r yc zna nie był aby u z a sa ­
dniona; w tych zatem przyp ad kac h nie p o wi n na być s tosowana.
134 O zjawiskach falistych Rozdz. V

Wy ob ra źm y sobie płytkie pros tok ąt ne koryto ABCD ; na rys.


88-ym widzimy je w p ozi omem przecięciu. J ak w § 67-ym, na
powierzchni wo dy rozlanej w korycie wyt warzamy fale płaskie,
naprzykład w pobliżu ściany AB. Czoła fal b i eg n ą w k ierunkach
ii, jj, kk i t. d., pros top ad łych do ściany AB. Niechaj pp, qq
i t. d. b ę d ą kol ej nemi grzbietami fal; o dl eg łoś ć qq od pp jest

Rys. 88

dł ugoś ci ą fali X. Fal e b iegn ą s wo bod ni e w przedziale A B M N


lecz na swej drodze spot ykaj ą ścianę n ie ru c ho mą M N, która
stanowi dla nich ni eprz ebyt ą za porę; w tej ścianie znajduj e się
otwór ab, przez który fale m o g ą dalej podążać. Jaki jest dalszy
b i eg fal w przedziale M NCD ! Ażeby od po wi ed zi eć na to p y t a ­
nie, s p r ó b u j m y pos łużyć się m e t o d ą geomet ryczną; ufamy w niej
pojęciu promieni, które pozost aj ą p ros tol injowe tak daleko, d o ­
kąd si ęga o śr od e k j ednolity izotropowy. Z b rz eg ów a i b otworu
rys uj emy pro mi en ie ac i bd, r ówno le gł e do ii, jj, kk i p o w i a ­
damy: zaburzenie dociera do cząstek powierzchni, zawartych
w o brębie abcd, który ograniczyl iśmy promi eni ami ac i bd. P r o ­
mi eń j j trafia w otwór, przebi ega więc bez przeszkody; p r o m i e ­
nie ii, kk n ap ot ykaj ą ścianę, nie m o g ą zatem dalej przeniknąć.
P o s łu g u j ą c się nazwami, które k aż demu są zrozumiałe, mówimy:
przez ot wór ab bi egni e snop równol egłych promieni abcd-, poza
tym s n o p e m w przedziale M N C D zalega cień, rzucany przez
ni eprzezroczystą dla fal ścianę M N .
Taka jest o d p o wi e dź na p os tawi one pytanie, wynikająca z g e o ­
metrycznej konstrukcji promieni; czy ona jest z g o d n a z faktami'?
G d y o d wo ł am y się do doświadczenia, nauczy nas ono, że p r z e­
bi eg w przedziale M NCD koryta zga dza się bardzo przybliżenie
Uginanie się fa l 135

z w ym ag a ni am i geomet rji promieni tylko w pewnym, szczególnym


przypadku-, g d y mianowicie szerokość ab otworu (którą oznaczmy
dla skrócenia przez e) jest bardzo znaczna w po ró wna ni u do
dł ug oś ci fal Z. W y o b r a ź m y sobie, że szerokość e jest 100, 200
lub 500 razy większa niż l; wówczas s ch ema t zjawiska, p o d a n y
na rys. 88-ym, zgadza się dos tatecznie z rzeczywistością spo-

Rys. 89.

strzeżeń. Lecz jeżeli wymi eni ony warunek nie jest speł ni ony,
p rz ebi eg fal w przedziale M N C D jest zgoła odmi enny. Ażeby
nie zachować żadnej wątpliwości w tym względzie, przeni eśmy
się w myśli do wprost przeciwnego (niż poprzedni ) przypadku;
przy pu śćmy , że s zerokość e otworu ab jest 100, 200 albo 500
razy mniejsza niż d ł ug oś ć fal ź. P r z e b ie g fal w przedziale M NCD
koryta j es t wówczas taki, jak wyobraża go rys. 89-ty, s c h e m a ­
tyczny, p od o b n i e jak po przedni 88-my. Wyb iega jąc z ot woru ab,
fale, jak widzimy, uciekają we wszystkich możliwych kierunkach,
nietylko w tych, które st anowi ą proste przedł użeni e ki erunków
padających na otwór promieni. Gdy dost rzegamy p o d o b n e zj a­
wiska, p owi ada my, że fa le uginają się; ale ugi naj ą się one wł a­
ściwie tylko od kierunków, wytkniętych przez zbyt upros zczoną
t eorję promieni; uchylają się j edyni e od wy ma ga ń , które im n a ­
rzuca roz umowan ie zbyt ciasne, mylnie uogól ni one.
W yobraźm y sobie, że po powierzchni morza rozbiegaj;! się fale; d łu gość v
fali w zaburzeniu niechaj w yn osi, przypuśćm y, kilkadziesiąt centym etrów . D uży
okręt morski pow strzym uje takie fale i rzuca cień, w którego obrębie pow ierzch­
nia w od y pozostaje niezakłóconą. Natom iast mała, pływ ająca po morzu beczułka
nie m oże w ów czas cienia w ytw orzyć; falowanie okrąża taką, stosun kow o drobną
zaporę i dociera do w szystk ich punktów powierzchni, poza nią leżących. Okręt
zatem za sła n ia , beczułka nie zasłania od fal; tłum aczym y sobie fakt ten z łat­
w ością, na m ocy pow yższych naszych w yw odów .
136 O zjawiskach falistych Rozdz. V

Z nam y w szy scy prom ien ie św ietln e oraz cienie, które rzucają ośw ietlon e
a nieprzezroczyste przedm ioty. W elem entarnej nauce fizyki uczyliśm y się, ż e
(w jednolitym izotropow ym ośrodku) prom ien ie św ia tła p rz e b ie g a ją p r o s to li-
n jo w o . Istotnie, g d y naprzeciw św iecącego punktu 5 (rys. 90) znajduje się
nieprzezroczysta zasłona Z Z , zaopatrzona w otw ór ab, w ów czas na pob liskiej

tablicy T T dostrzegam y plam ę św ietlną AB, której obw ód jest geom etryczn ie
podobny do obw odu ab\ plama ta jest przecięciem p łaszczyzn y tablicy T l z e
stożkiem albo wiązką 5 / 1 5 prostych. P rzypuśćm y, że zaufaliśm y zasadzie pro-
stolinjow ego przebiegu promieni oraz opartej na niej geom etrycznej kon­
strukcji; m oglib yśm y w ów czas przypuszczać, że plama św ietlna A B będzie term
mniejsza, im m niejszy jest otwór ab w zasłonie Z Z \ zm niejszając coraz bar­
dziej rozmiary tego otworu, m oglibyśm y przypuszczać, że uda nam się, b y ć
m oże, je d e n czyli osob ny promień św iatła w yd zielić z w iązki SA B . Tym o c z e ­
kiwaniom dośw iadczenie dobitnie zadaje kłam. Gdy zm niejszam y rozmiary otw oru
ab (nie zmieniając zresztą położen ia, źródła S, zasłony Z Z , ani tablicy TT)r
plama św ietlna A B tylko z początku m aleje; g d y w ciąż dalej zm niejszam y te
rozmiary, nadchodzi stadjum, w którem plama nie zm niejsza się, ale przeciw nie
się zw iększa (rys. 91). Brzegi plamy przestają w ów czas b y ć ostre, plama roz­
lew a się, aż w reszcie i do najdalszych punktów tablicy T T dociera pewna ilo ść
św iatła, jak g d y b y sam otw ór ab b ył punktem św iecącym . W idzimy zatem , ż e
jeden, odosobniony, promień św iatła jest czem ś zgoła nieistniejącem i niem ożli-
wem ; promień taki jest tylko utworem ludzkiej w yobraźni. W idzim y także, ż e
prawo prostolinjow ego przebiegu promieni św ietln ych w ypow iadam y zw yk le bez
niezbędnych zastrzeżeń; to prawo jest w ażne tylko w szczególn ych przypadkach
a ściśle rzecz biorąc, jest zaw sze tylko przybliżenie prawdziwe.
D otk nęliśm y tutaj pobieżnie dziedziny zjawisk, które w op tyce nazyw ają
się d yfra k cją czyli uginaniem się światła; rzuca się w ó czy podobieństw o tych
zjaw isk do uginania się fal, które poznaliśm y w artykule niniejszym . Pomimo-
Zasada Haygensa 137

woli zatem nasuwa się dom ysł, że b ieg światła w przestrzeni musi w istocie
p olegać na rozchodzeniu się jakichciś fal; że św iatło jest także zjaw iskiem fa-
listem . W następnym tom ie tej książki przekonam y się, że założenie, które w y ­
pow iedzieliśm y w p ow yższych słow ach, jest podstaw ą undulacyJnej te o rji św ia ­
tła, jednego z najpiękniejszych dzieł, jakie stw orzyła m yśl ludzka.
Uginania się fal św ietlnych nie dostrzegam y inaczej, jak tylko w stosow nie
ułożonych i w ykonanych dośw iadczeniach. W prost przeciwnie m usim y w yrazić
się o falach głosow ych ; prostolinjow e rozchodzenie się fal akustycznych, ich
bieg bez ugięcia, jest w yjątkow em i rządkiem zjaw iskiem , nieznanem z codzien­
nych spostrzeżeń. W iem y istotnie, że głos z łatw ością okrąża przeszkody, które
m ogłyb y zatrzym yw ać go w biegu; w elem entarnej akustyce nieznane są cienie.
A le i to także tw ierdzenie jest słuszn e tylko w pew nych przypadkach i jest
tylko przybliżenie praw dziw e. Ciała zasłaniają od fal g ło so w y ch , jeżeli są d o ­
statecznie rozległe. M ożem y przekonać się o tern. posługując się bardzo ostrem i
czyli w yso k iem i dźwiękam i, które w ydaje naprzykład mała gw izdaw ka ;t. zw .
wabik) albo drobna piszczałka. W o d ległości około metra od źródła głosu
um ieszczam y przyrząd, służący do w ykryw ania fal; naprzykład telefon, albo
słuchaw kę (którą łączy z uchem rura kauczukowa), albo płom yk, wrażliw y na
fale głosow e; płom yk taki otrzym ujem y, zapalając gaz ośw ietlający, który w y ­
pływ a z bardzo drobnego otworu, pod znacznem ciśnieniem . Pom iędzy źródłem
a badaw czym (w yw iadow czym ) przyrządem um ieszczam y krążek szklany, śred­
nicy kilkudziesięciu centym etrów . Przekonyw am y się w ów czas b ez trudu, że
krążek w samej rzeczy rzuca cień aku styczn y, że p rom ien ie g ło so w e przebie­
gają prostolinjow o. Fale g ło so w e uginają się zatem , podobnie jak inne rodzaje
falowan, w ed łu g praw, w zasadzie tych sam ych. Tak odkryw am y w nauce p o­
dobieństw o zjawisk albo ich jedność, gdzie pow ierzchowna obserwacja nie d o­
strzega żadnej spójni i zgod y lub dopatruje się pozornej sp rzeczności.

§ 69. Zasada Haygensa.


Pr zy pu ść my , że po powierzchni w o dy bi eg ną fale kołowe.
Wstrząśnienie, które w źródle O (rys. 92) w chwili ¿ = 0 w y ­
t worzone zostało, w chwili późniejszej i znajduj e się na o b w o ­
dzie koła Ai1/W2Af3/Vf.(. Cząstka źli, j est w ruchu w chwili t, staje
się zatem źródłem nowych fal; p o do b ni e jak źródło O, cząstka
zWx budzi w swem otoczeniu fale kołowe, fale wt órne albo p o ­
chodne. W tej samej chwili t cząstka zkfs również jest w ruchu
i budzi także fale kołowe poch od ne ; to s am o powi emy o cz ąs t­
kach Afs, zW4 i t. d. Jak widzimy, fal p o c h o d n y c h szerzy się
mnóst wo; en ergj a pierwotnej rozdziela się na wszystkie p ochodne ,
które zatem są słabsze aniżeli pierwotna.
Fale, uciekające od p un kt ów M lt M 2, — p o c h o d z ą od fali
pierwotnej, która w źródle O miała począt ek; dl at ego te fale n a ­
zywaliśmy dotychczas pochodnemi falami. Ale p o ch o dz ą c o d fali
pierwotnej, s kładają się one na falę dalszą, późniejszą; z t ego
38 O zjawiskach falistych Rozclz. V

w z g lę d u m o że my je również nazywać składowemi falami. Istotnie,


z aburze nie , w O wytworzone, nie działa j uż bez p oś re dn i o w chwili t\
w tej chwili wywiera o no wpływ tylko p o śr e d n i ; wszystko, co
st ani e się w jeszcze późniejszej chwili t', zależy wyłącznie od
ruchu, o db y w a j ą c e g o się w chwili t. F al owani e w chwili -t' jest

w y p a d k o w y m wynikiem wszystkich fal, które wybi egł y z M lt M t ,


i t. d. w chwili t\ tworzy się przez ich s uper pozycj ę i interferencję.
Oz na cz my przez c prę dkoś ć -posuwani a się fal po powierzchni
wody. Powi ad amy, iż o b w ó d fali wypa dk owej w chwili f w y ­
nika z przecinania się ze s o b ą n i e s ko ńc z on eg o mnós twa kół,
których środki leżą w M u M 2, ___ i których p romi eni e wynoszą
c { t— 1)\ j est więc (jak w geomet rji mówimy) krzywą owijającą
wszystkich tych kół. Naprzykł ad na rys. 92-im o bwó d fali wy ­
padkowej w chwili d j est kołem —
Mówiliśmy d ot ych cz as o r oz chodze niu się fal koł owych po
powierzchni wody; moż em y roz umow ać p od o bn i e w przypadku,
g d y w przestrzeni b i eg n ą j aki ekolwiekbądź fale, płaskie albo ku-
69 Zasada Huygensa 139

listę. Doc ho dzi my zawsze do nas tę pu j ąc eg o twierdzenia, które


zawdzi ęczamy wielkiemu h ol ender skie mu u cz on emu C h r y s t j a -
n o w i H u y g e n s o w i (1629 — 1695): powierzchnia fa li je s t
w każdej chwili owijającą powierzchni fa l (poch od ny ch albo skł a­
dowych), które w chwili wcześniejszej wybiegły z punktów, na­
wiedzonych przez falę.

P rzypus zczali śmy w powyższym wywodzie, źe fale toczą się


po nieograni czonej powi er zchni , albo pędzą bez przeszkód
w niezmierzonej, s wob od ne j przestrzeni. Załóżmy teraz, że w biegu
swym fale uderzają o zapory albo przegrody, około których
albo p om ię dz y kt óremi muszą podążać. Dla przykładu p owróć my
jeszcze raz d o przypadku, którym zajmowaliśmy się w artykule
po przedni m. P rzyp uś ćmy , że z niezmiernie od le gł eg o źródła p rzy­
b ie ga fala plaska; na swej drodze zna jd uj e ona ścianę nieprze-
nikliwą 5 5 (rys. 93), r ównol egłą do płaskich czół fali; w tej
ścianie wycięty jest otwór AZ. P o mi ę dz y punkt ami A i Z
mieszczą się rozmaite punkt y ośrodka, np. B, C, D i t. d.;
p unk ty te zostają ws trząśnięte przpz falę w tej samej chwili t,
w której A i Z zostały trafione. Z p unk tów A. B , — Z wybi e­
140 O zjawiskach falistych Rozciz. V

g a j ą zatem w chwili t fale p o c h o d n e (albo składowe) kuliste;


w późniejszej chwili t' każda z tych fal rozpości erać się będzie
na powierzchni kulistej o promi eni u c{f — t). Z b u d u j m y owi ja­
j ącą wszystkich tych kulistych po wi er z ch ni ; jeżeli
1. AA' = Z Z ' = c(t'— t),
owijającą będzie płaszczyzna A Z '\ ta płaszczyzna j est zatem
płaszczyzną fali w chwili t'. J eżeli
2. A A " = Z Z " = c { t" — t),
płaszczyzną fali w chwili t ' j es t płaszczyzna A "Z " i t. d. U w a ­
żajmy punkt y ośrodka, l eżące w obrębie walca prost ego, kt órego
p o ds t aw ą jest AZ\ p unk ty te zos taną p or us z on e przez falę; z a ­
burzenie obej mi e dziedzinę A A ! A '....Z 'Z Z " __ Geo me tr yczn a
konstrukcja, oparta na z ałoż eni u p ros t ol i ąj owe go prz ebi egu p r o ­
mieni, wskazuje tę s am ą dziedzinę j ako o p a n o w a n ą przez falę;
ale za sada H u y g e n s a oświetla sprawę inaczej i bardziej
wszechstronnie. Z as ada ta pozwala oczekiwać, że, oprócz płaskich
czół A'Z', A " Z " , — , po wi nny biec poza ś ci aną powi erzchni e fal
A 'P \ A"P", oraz Z'Q', Z "Q ",....; to właśnie jest ugięte w z a ­
kres g eo m et r y c z n e g o cienia falowanie. Ale i w o brębie walca
A A 'A " ... Z Z 'Z " ... fale b i eg n ą inaczej, niż bi egł yby, g d y b y z a ­
sł ona 5 5 nie była obecna. Ażeby prz ek on ać się o tern, weźmy
na u wa g ę np. pun kt A'. G d y b y p r z e g r o d a 5 5 nie była obecna,
pun kt A' pozo st awał by pod wpł ywem skł adowych fal, n a d b i e g a ­
j ących z A, B, C ... ale również z P ',P " i t. d. Jeżeli ściana 5 5
istnieje, zasłania ona, od padającej fali pierwotnej, pun kt y P \P " ...,
l eżące na jej o dwr óc o ne j od tej fali powierzchni; p unk ty te nie
przyczyniają się wówczas do zaburzenia, które w A' się wytwarza.
W teorji zjawisk falistych zasada H u y g e n s a ma pierw szorzędną donio­
słość; ale w uproszczonej postaci, w której podał ją ten uczony, nie daje od­
pow iedzi na w ażne pytania. A żeb y nasze tw ierdzenie w yjaśnić przykładem ,
zw róćm y uw agę na rys. 92. Fale sk ład ow e, w ychod zące z M u M 3, M 3, . . . . są
zgrom adzone najgęściej w bezpośredniem sąsiedztw ie ow ijającej N tN 3N 3; ale
i w innych punktach, położonych pom iędzy M M a N N , fale sk ład ow e plączą
i krzyżują się w chwili t', niema jednak tam w ow ej chwili fali w ypadkow ej.
Inny przykład: g d yb yśm y polegali na uproszczonej postaci zasady, pow innibyśm y
oczekiw ać, że w ytw orzy się nietylko fala AW naprzód dążąca, lecz również
i LL (rys. 92), cofająca się w stecz. Niedostatki i niedom ówienia pierw otnej p o ­
staci zasady H u y g e n s a poprawili A u g u s t y n F r e s n e l (1 7 8 8 — 1827) oraz
G u s t a w K i r c h h o f f (1824— 1887); ale przedm iot ten wykracza znacznie poza
zakres niniejszego w ykładu. Powracając jeszcze raz do zjawiska, które w y o ­
Prawa odbijania się fa l 141

braża rys. 93, zadow olnijm y się uw agą, że fale składow e, idące od A , B, C,...
dobiegają np. do A' w fazach niejed nakow ych ; jasną zatem jest rzeczą, że nie­
które z pom iędzy tych fal m ogą się wzm acniać, że inne m ogą osłabiać się w za­
jemnie. W edług wzoru (3) § 63-go faza zaburzenia zależy od stosunku prze­
bytej drogi z do dłu gości ź; przebieg zjawiska poza otworem A Z musi zatem
zależeć od stosunku rozm iarów tego otworu do długości fali, tudzież od konfi­
guracji układu, zło żo n eg o ze źródła fal, z przegrody i z odbierającej fale tablicy.
Jeżeli rozmiary otworu są znacznie w iększe od długości fali, zjawiska uginania
są zaw sze podrzędne; geom etryczna konstrukcja prostych promieni w ów czas
jest uprawniona. Jeżeli rozmiary otworu są znacznie m niejsze od długości fali,
zaburzenie rozprasza się poza ścianą w e w szystkich kierunkach, jak o tern m ó­
w iliśm y w artykule poprzednim.

§ 70. Prawa odbijania się fal.

W yo br a źm y sobi e dwa ośrodki, g órn y i dolny, oddzi el one


o d siebie p ozi omą płaszczyzną 5 5 (rys. 94). G ó rn y oś ro de k jest

Rys. 94.

jednol ity i izot ropowy, od granicy 5 5 ciągnie się do n i es k oń ­


czoności; fale bez przeszkody b i eg n ą w tym g ór nym ośrodku,
nat omi as t do do l ne go zgoł a nie przenikają. Z niezmiernie o d l e ­
g ł eg o źródła, przez gó rny ośrodek, bi egni e ku granicy 5 5 snop
OAfDM* fal płaskich; dla skrócenia naz ywamy je padającemi
falami. G d y by dol ny o śr od ek nie różnił się niczem od gó rne go,
g d y b y zatem granica 5 5 nie istniała, s nop fal pada ją cych biegłby
wdał bez pr zes zk od y i zmiany; płaszczyzną fali w tym snopi e
142 O zjawiskach falistych Rozdz. V

był aby A lM l w chwili tu A2M 2 w chwili t2 i t. d. Ale fale nie


przenikają do d o ln e g o ośrodka, nie m o g ą zatem przekraczać
granicy 5 5 Każdy punkt tej granicy, skoro zostanie wstrząśnięty
przez falę, staje się źr ódłem fali p ocho dn ej , która będzie z kolei
s kł adową fali wy padkowej późniejszej. P un kt Ax zostaje wst rzą­
śnięty w chwili A. punkt M 2 w chwili t2. Wys ł ana w chwili A
przez A x fala skł adowa rozpościera się w chwili t2 po powierzchni
kuli o promi eni u A xN-> = 4 i A,: wysłana w chwili t2 przez M ,
fala s kł adowa w tejże chwili t2 zamyka się jeszcze cala w p u n k ­
cie M 2. P omi ę dz y A X a M 2 leżą rozmaite punkt y graniczne B, C
i t. d. W rozmaitych, po mi ędzy tx a t2 przypadaj ących chwilach
punkty B, C , — wysyłają fale składowe, które w chwili t2 o b e j ­
muj ą powierzchnie kuliste różnych promieni, o dł ugoś ci zawar­
tej mi ędzy A XN 2 a zerem; owijającą wszystkich tych powierzchni
kulistych jest płaszczyzna M 2N 2, która zatem w chwili t2 j es t
płaszczyzną fali wypadkowej odbitej. Zupeł ni e p o d o b n i e z n a j d u ­
jemy płaszczyzny fali wypadkowej odbitej w chwilach dalszych
t3, tt i t. d. Widzimy, że snop OA1OM2 płaskich fa l padających
w ytw arza przez odbicie snop A XR M 2R fa l płaskich odbitych,
które biegną, ja k gdyby ich źródłem był p u n kt Q, niezmiernie
daleko w dolnym ośrodku leżący i ja k gdyby granicy 5 5 wcale
nie było. P romi eni ami s no p u OAxOM2 są j eg o tworzące, np.
OAu OM2 promi eni ami s no pu A XR M 2R są j e g o tworzące, np.
A XR ,M 2R \ pierwsze p r o mi e ni e naz ywamy zwykle padającemi ,
drugie nazywamy odbitemi promieniami. P o pr o w a d ź m y p ro st ą
A XZ, p ros t opadł ą do granicznej płaszczyzny 5 5 ; kąt OAxZ n a ­
zywamy kątem padania, kąt R A xZ naz ywamy kątem odbicia.
Z oczywistej równości trójkątów pros tokąt nych A 1M2M l i M 2A XN 2
wynika, źe kąty O A , Z i R A XZ są sobie równe. Promień odbity
leży w płaszczyźnie, przechodzącej przez promień padający i przez
prostą, prostopadłą do granicy zetknięcia ośrodków w miejscu
odbicia; kąt odbicia jest równy kątow i padania.
Z zasady H u y g e n s a w yprow adziliśm y pow szechn ie znaną, geom etryczną
postać prawa odbijania się fal-, w yp ow ied zieliśm y ją jako prawo odbijania się
prom ieni, a naw et jako prawo odbijania się jednego, p ojedyn czego prom ienia.
W idzieliśm y jednak w artykułach poprzednich, że promienie są jedynie narzę­
dziem rozum owania; są fikcją, w niektórych przypadkach dogod ną, w innych
niebezpieczną i b yć m oże szkod liw ą, jak o tem uczą zjaw iska dyfrakcji. D o ­
słow n ie pojęte, prawo odbicia promienia jest nietylko fikcyjne lecz niepraw dziw e,
albowiem je d n e g o promienia odosobnić nie można.
U czyń m y tu jeszcze następującą uw agę. Padające w snopie O A ,O M 2 fale
§ 70 Prawa odbijania się fa l 143

są płaskie aż do czoła A iM l \ odbite w snopie A ,R M ,R fale są płaskie p oczy­


nając od czoła /Vi2/V„; zaburzenia, zaw artego pom iędzy A xM t a M 2N V nie m o­
żem y uznać za falę płaską.

Rys. 95.

W yobraźmy sobie, że źródło O, z którego rozchodzą się fale, znajduje się


w dow olnej skończonej odległości od płaszczyzny granicznej 5 5 ; do tego przy­
padku m ożem y zastosow ać sp osób rozumowania, ze w szech miar podobny do
p ow yższego. Bierzem y na uw agę stożek O A ,41, fal p a d a ją c y c h kulistych (rys.
95); roztrząsamy bieg fal sk ład ow ych, które zostaną w ysłan e przez punkty gra­
niczne A ,, B, C ,...M 2. skoro tylko fala padająca dotknie tych punktów . P rze­
konyw am y się, że owijającą powierzchni kulistych, do których docierają w spom ­
niane fale składow e, jest w pew nej chwili powierzchnia kulista M 2N„, która
zatem w uważanej chwili jest pow ierzchnią fali w yp adk ow ej odbitej. Prowa­
dzim y prostą O PQ , prostopadłą do p łaszczyzny 5 5 ; odcinam y na niej P Q = PO',
otrzym ujem y punkt Q, który nazywa się obrazem źródła O, pow stającym przez
odbicie od granicy 5 5 . Przypuśćm y, że stożki OA„M2 oraz Q N tM 2 są w zajem nie
sym etryczne w zględ em p łaszczyzny 5 5 ; przekonyw am y się, że fale odbite ku­
liste, zawarte w stożku QN„M„, zachow ują się tak, jak gd y b y ich źródłem był
obraz Q rzeczyw istego źródła O fal i jak gd y b y granicy 5 5 w cale nie było.
Uderzającą ¡Ilustracją zasady H u y g e n s a , oraz w ynikających z niej praw
rozchodzenia i odbijania się fal, są obrazy, otrzym ane przez pp. F o l e y i S o u -
144 O zjawiskach falistych Rozdz. V

d e r , które przytaczamy na rys. 96-ym . Są to zdjęcia mom entalne fal głosow ych
(§ 67), b ą d ź przepuszczonych przez otw ory w ścianach, bądź też odbitych od
ścian, czyli zwierciadeł. Na rys. 96 (a) ściana odbijająca jest pełna i płaska;

Rys. 96.

obiedw ie fale, padająca i odbita, są kuliste; widzim y, jak sprawdza się prawo
odbicia. Na rys. 96 (b) zw ierciadło jest paraboliczne; fala padająca kulista w y ­
twarza falę płaską odbitą. Na rys. 96 (c) i (d) ściana jest zaopatrzona w drobne
szczeliny; w idzim y w ykształcanie się fali przepuszczonej i fali odbitej.

§ 71. Prawa załamywania się fal.

W y ob r a ź m y sobie jeszcze raz dwa ośrodki, g órn y i dolny,


od d zi el o ne od siebie płaszczyzną p ozi omą 5 5 (rys. 97). O b a d w a
oś ro dk i są jednolite i i zotropowe i od granicy 5 5 rozciągają się
d o n i es ko ńcz ono ści ; w o bu ośro dka ch fale m o g ą bez przes zkody
we wszystkich ki erunkach p od ąż a ć; ale prędkości, z jakiemi
w nich bi eg ną, są różne. Przypuśćmy, źe fale p o su wa ją się
z p rę d ko ś ci ą c w g ó rn ym oś rodku, w dol nym zaś szerzą się
z prędkości ą C. Prze ko namy się nieraz w dalszym ci ągu wy-
§ 71 Prawa załamywania f a l 145

kładu, że takie różnice prędkości r ozchodzenia się fal r zeczy­


wiście istnieją.
Z niezmiernie odl eg ł eg o źródła, przez g ó rn y ośrodek, bi e­
gn ie ku granicy S S s n o p OAyOM., fal pł as ki ch; dla skróceni a

Rys. 97.

na z ywa my je padającemi falami. Gd y b y dolny oś rode k nie r ó ­


żnił się niczem od g ór ne g o, snop fal padających b ie gł b y wdał
bez przeszkody i zmiany; płaszczyzną fali w tym s no p ie b ył ab y
AyMy w chwili tx, A 2M 2 w chwili 4 i t. d.; mi el ibyś my oczy­
wiście
AyA2 ' C(t2 --- ty).
Ale o śr od ek dolny różni się od górnego. Każdy p u n k t d o l n e g o
ośrodka, skoro zostanie p or us zon y przez falę, wysyła falę p o ­
c ho dn ą , która będzie z kolei skł ad ową fali wy padkowej p ó ź n i e j ­
szej ; te fale p o c h o d n e albo składowe, szerząc się w do ln ym
ośrodku, p os t ęp uj ą napr zód z prędkości ą C. P u n k t A x zostaje
po ru sz ony w chwili tu pun kt M . w chwili tt . Wys ł ana w chwili
N „ Z. F izyka. II. 10
146 O zjawiskach falistych R ozdz. V

4 przez A t fala składowa rozpościera się w chwili 4 po po ­


wierzchni kuli o promieniu
2. Ą i V 2 = C ( 4 — tj).
P o n i e wa ż c jest różna od C, zatem A XA 2 jest różna od
rys. 97 o d p o wi a da założeniu
3. c > C ; A yA 2> /ł,yV2
Wys ł ana w chwili 4 przez M s fala skł ad owa w tejże chwili 4
zawiera' się jeszcze cała w punkci e M 2. P o mi ę dz y A x a M 2 leżą
p u nk ty B, C i t. d. W rozmaitych, po mi ęd zy tx a 4 p r z y p a d a ­
jących chwilach punk ty B, C i t. d. wysyłają fale składowe,
które w chwili 4 zapełniają powierzchnie kuliste rozmaitych p r o ­
mieni. o dł ugości zawartej mi ędzy A xN t a ze re m; owijającą
wszystkich tych powierzchni kulistych jest płaszczyzna M 2N 2,
która zatem w chwili 4 j es t płaszczyzną fali, dążącej wgłąb d o l ­
n e g o ośrodka, czyli, jak mówimy, fa li załamanej. Zupeł ni e p o ­
d ob ni e z na jd uj emy płaszczyzny fali wypadkowej załamanej w pó-
źniejsżych chwilach 4 , 4 i t- d. Widzimy, że snop OAxOM. pła­
skich fa l padających w ytw arza przez załamanie snop A, RM.,_R
fa l płaskich załamanych, które biegną w innym kierunku aniżeli
fa le padające.
Z p u nk t u A x p o pr ow a dź my wgł ąb g ó r n e g o ośro dk a prost ą
A xz, p r os t opadł ą do 5 5 oraz prostą A XZ, pr os t op ad ł ą do tejże 5 5 ,
wgł ąb do l ne go ośrodka. Oz nacz my przez i ką t OAxz, który n a ­
z yw am y kątem padania ; oznaczmy przez r kąt R A XZ, który n a ­
zywamy kątem załamania. Mamy
4. i — OAxz — A XM 2A2 ; r — R A XZ — A XM 2N 2\
dl at ego też ma my
5. A xA 2 = A XM 2 sin i ; À XN 2 = A xM 2 sin r.
. Z ró wn ań (1), (2) oraz (5) w yp ro wadza my równani e
6. sin i : sin r = c : C,
które związuje ze s ob ą dwa zmi enne kąty i, r\ albowiem s t o ­
s un ek ich wstaw, j ako równy wielkości stałej c/C, j est stały.
Stały s t os unek sin i'/ si n r naz ywamy spółczyunikiem załam ania
fa l w ich przenikaniu z g ó r n e g o do d o ln e g o ośrodka.
T wierdzenie (6) jest słynnem prawem załam ywania się fal, które w r. 1637
o g ło sił wielki m yśliciel francuski R e n é d u P e r r o n D e s c a r t e s , z łacińska
zw any K a r t e z j u s z e m (1596— 1650); nieco w cześn iej odkrył je b ył holend er­
Prawa załamywania fa l 147

ski uczony W i l l e b r o r d S n e l l z Lejdy. R ozum ow anie p ow yższe, które z a ­


w dzięczam y H u y g e n s o w i , w yk azu je, że prawo S n e l l a i K a r t e z j u s z a
jest prostem następstw em pięknej i płodnej zasady § 69-go.

Pro mi eni ami s n o p u OA1OM2 są j ego tworzące, np. OAu OM2;


promi eni ami s n o p u A tR M 2R śą j e g o tworzące, np. A & M 2R ;
pierwsze p romi eni e naz ywamy padającemi, drugi e nazywamy
załam anem i promieniami. P o s ł u g u j ą c się t emi nazwami, p o w t a ­
rzamy prawo z a ła mani a w postaci następującej: promień zała­
many leży w płaszczyźnie, przechodzącej przez promień pada­
ją cy i przez prostą, prostopadłą do granicy zetknięcia ośrodków
w miejsca załamania; stosunek w staw y kąta padania do w staw y
kąta załamania równa się stosunkowi prędkości rozchodzenia
się fa l w górnym i w dolnym ośrodku.
O p ow yższej geom etrycznej postaci prawa załam ania m usim y pow tórzyć
uwagi, które w yp ow ied zieliśm y w artykule poprzednim o podobnem w ysłow ieniu
prawa odbicia. P ojęcie jednego, odosobn ion ego promienia jest tylko abstrakcją;
g d y b y śm y usiłowali go urzeczyw istnić, napotkalibyśm y now e zjawiska, zgoła
odm ienne od p ow yżej w yłożon ego załam ywania się fal na granicy dw óch ró­
żnych ośrodków .
W uzupełnieniu p o w y ższe g o w yw od u czynim y jeszcze następującą uw agę.
Na granicy zetknięcia dw óch różnych ośrodków fale padające nietylko załamują
się ale i odbijają się również, w ed łu g praw § 7 0 -g o ; energja fal padających
rozdziela się na energję fal załam anych, płynącą do doln ego ośrodka i na ener-
gję odbitych fal, cofającą się napowrót w głąb ośrodka górnego. O odbijaniu
się fal nie w spom inaliśm y w poprzedzającem rozumowaniu, ażeb y ono nie stało
się niepotrzebnie zaw iłe.
R O ZDZ I AŁ SZÓSTY.

Zasady akustyki.

§ 72. Źródła głosu; rozchodzenie się głosu.


Spostrzeżeni a codz ie nne prowa dzą nas do tworzenia pojęć,
ni eodzownych w myśleniu; iecz te pojęcia bywają nieraz chwiejne
i mgliste, wówczas zaś nazwy, które im nadajemy, są zwykle
niejasne, nieścisłe. Nasza mowa p ot oczn a jest pełna wyrażeń,
których używamy w rozmaitych znaczeniach. Naprzykład przez
wyraz głos rozumi emy b ą d ź wrażenie zm ysłowe , kt órego dzięki
u s ł ug om zmysłu sł uchu doznawać możemy, bą dź też dziejące się
poza nami zaburzenie, które j est źródłem owe go wrażenia. B a ­
d ani em naszych wrażeń zajmuje się p s y ch c lo gj a wraz z fizjo-
logją; nauce zaś fizyki prz ypada w udziale p oz na n ie przebiegu
zjawisk gł osowych w świecie zewnęt rznym i sprowadzeni e t ego
prz ebi egu do praw, rządzących wogól e wydarzeniami natury.
Dział fizyki, p oś wi ęcony temu zadaniu, naz ywamy akustyką.
Zaburzenia, wywołujące w nas wrażenia głosowe, są zawsze
sprawi ane przez pewne ciała drgające ; przekonywamy się o tern
codziennie. Słyszymy głos, gd y ciała wp ro wadza my w drgania
j akimkolwiek s p o s o b e m ; g d y naprzykład młoteczkiem trącamy
b rzeg kieliszka, dzwonka lub widełek strojowych, gd y smyczkiem
przeci ągamy po strunie napiętej lub po obwodzie płyty (met a­
lowej lub szklanej) uchwyconej w pośrodku. G d y dźwięczy,
struna wydaje się grubsza; podrzuca wówczas papi erowe koniki,
które umieściliśmy na niej. Jeżeli wydaje głos, płyta żywo p o ­
rusza piasek, którym ją posypaliśmy. Dop ók i dzwoni, kieliszek
lub dzwonek wprawia perjodycznie w ruch wahadeł ko, kt órego
może dosięgać.
Ruch drg aj ąceg o ciała tylko wówczas wytwarza w nas wr a­
żenia głosowe, gd y p om ię dz y tern ciałem a naszym nar ządem
sł uchowym rozciąga się, jeśli tak wol no powiedzieć, pom ost ma-
O falach głosowych 149

terjalny t. j. mat er jalny o ś ro d e k albo s zereg oś rodków, który


roznosi zaburzenie i donosi je do nas. Taki m oś ro dk iem bywa
zazwyczaj at mosferyczne powietrze; ale każde inne ciało gazowe,
każde ciało stałe lub ciekłe może również być materjalnym
o środki em rozchodzenia się głosu.
Następujące dośw iadczenie w ykonał po raz pierw szy O t t o v. G u e r i c k e ,
Pod dzw onem pom py pneum atycznej zaw ieszam y na nici dzw onek nieprzerw a­
nie d z w o n ią c y ; w miarę rozrzedzania powietrza słyszym y g ło s coraz słabiej
a w reszcie przestajem y g o sły sz e ć , chociaż w idzim y ruch dzw onka. Ody w p u­
ścim y do dzw onu bezw odnik w ęg lo w y lub inny gaz, od pow ietrza odm ienny,
sły szy m y znów g ło s zupełnie wyraźnie.
Zanurzyw szy się w w od zie, sły sz y m y wybornie g ło sy , p ow stające w samej
wodzie; biegnący w pow ietrzu g ło s odbija się po części od pow ierzchni w od y,
dlatego cudza rozm owa w ydaje nam się w ów czas przyciszona. Przez mury bu ­
dynków , w których istnieje ogrzew anie centralne, przebiegają rury żelazne, roz­
noszące parę lub w od ę gorącą; stuknięcie o rury, np. w piwnicy, rozlega się
głośno, naw et na w yższem któreinbądź piętrze. Cichy chód zegarka, u m ieszczo­
nego na końcu długiej belki drewnianej, odróżniam y w yraźnie, p rzyłożyw szy
ucho do drugiego jej końca. Daleki tętent konia lub łoskot pęd zącego pociągu
sły szy m y z łatw ością, jeśli uchem dotykam y ziem i.
W próżni g ło s nie rozchodzi się wcale; w pustem przestw orzu zalega cisza
zupełna Próżne lub niemal próżne otchłanie przestrzenne, dzielące nas od k się­
życa i planet, od słońca i gw iazd, odgradzają nas od tych św iatów zaporą nie­
przebytą dla głosu .

§ 73. O falach głosowych.


W y o br a źm y sobie dzwon, który drga, ot oczon y powietrzem.
P od cz a s d rg a ń dzwon napr zeml an pęcznieje i kurczy się, z e­
wnętrzna powierzchnia j eg o p obo cz ni cy pos uwa się napr zemi an
nap rzód i wstecz. G dy p os u wa się naprzód, uciska najbliższą
warstwę powietrza, która, stłoczona, działa p od o b n i e na warstwę
nast ępną. Ściana b ocz na d zwonu p oczyna t y mcza sem się cofać,
rozrzedza więc przylegającą warstwę powietrza, która wywiera to
s amo działanie na warstwę następną. O d d zwonu bi egni e p as mo
kol ej nych zagęszczeń oraz rozrzedzeń, które udzielają się coraz
dalszym warstwom powietrza. Z p oprz edza ją cego rozdziału znamy
falę podłużną, która wytwarza się wówczas w powietrzu (§ 56);
łatwo zatem n as uwa nam się przypuszczenie, że r oz chodze nie
się głosu polega na bi egu fal po d łu żn yc h przez materjalne
ośrodki. Na będ zi emy ni ebawem pewności, źe to przypuszczeni e
jest uzasadnione. Z ob ac zym y, że głos prz ebi ega ośrodki dokł adni e
tak samo, jak fala po dł u żn a; że może się naprzykład załamywać,
150 Zasady akustyki Rozdz. VI

odbijać, interferować, u g i n a ć ; co najważniejsza, że p o d ąż a n a ­


przód z tą s am ą prędkością, jaką w o ś r o dk u ma fala podłużna.
Towarzys zące naszym gł osowym wrażeniom zaburzenie zewnętrzne
je s t zatem falą p o d ł u ż n ą ; z t ego p o wo d u n az ywa my je często
fa lą głosową.
Fal e bi eg ną w materjalnym o śr odku dzięki o ddzi ał ywani om
sprężystym, które bud zą się w nim pod wpł ywe m odkształceń;
m oż em y powiedzieć, że wynikają ze sprężystych własności lub
zdolności ośrodka. O ś r o d e k sprężysty ma dwie g ł ówn e z d o l n o ­
ści : ściśliwość i sztyw ność (§§ 29 i 30). J a k widzieliśmy na
przykładzie fali skręceń, bi egnącej w m o d el u K e l v i n a (§ 55),
fale poprzeczne wynikają wyłącznie ze sztywności ośrodka; p o ­
nieważ tylko ciała stałe są o b d a r zo ne sztywnością, zatem fale
poprz ecz ne m o g ą się tworzyć i szerzyć tylko w stałych ośrodkach.
Fal e podłużne, przeciwnie, m o g ą się wykształcać i biec zarówno
w ciałach stałych jak pł ynnych. Fala po dł użn a, która rozchodzi
się w stałym ośrodku, wynika j ed no cz e śni e z j e go sztywności
i ściśliwości; j es t więc zjawiskiem zawilszem niż fala poprzeczna,
p o do b ni e jak wydł użanie drutu j est zjawiskiem zawilszem aniżeli
skręcanie (§ 28). Płyny nie maj ą sztywności; jeżeli zatem fala
podł użna roznosi się w płynie, wyni ka wyłącznie ze ściśliwości
płynu; fale gł os owe bi egną naprzykład w powietrzu lub w w o ­
dzie j edyni e dzięki ściśliwości tych płynów; maj ąc to na uwadze,
m o że my zrozumieć, dl aczego prędkoś ć po su wani a się fali g ł o ­
sowej w p łynnym oś rodk u zależy b ez po ś re dn i o od m odu łu k
j e g o ściśliwości (§§ 29 i 50).
Prawo tej zależności odkrył N e w t o n . Oz na cz my przez D
gęst ość płynu, w którym rozchodzi się fala p odł u żn a; przez c
rozumi ejmy t. zw. prędkość fali, czyli dokładniej, jak w § 62-inr.
prę dko ść posuwani a się fa z y w tej fali. W drugiej księdze nie­
śmi ert el nego dzieła Principia N e w t o n a z na jdu je my twierdzenie,
które, przy p omo cy powyższych oznaczeń, wyraża się wzorem
1. c*D=±k
To proste i ważne twierdzenie wyznacza prę dko ść fali podł użnej ,
biegnącej w pł ynnym ośrodku.

§ 74. Prędkość rozchodzenia się głosu w powietrzu.


Fulgorem quoque cerninius ante quam tonitrum accipimus,
powi ada L u k r e c j u s z ; dos trze gamy wcześniej błyskawicę a n i ­
Prędkość glosa w powietrza 151

żeli słyszymy grzmot. Prędkość rozchodzenia się światła jest z a ­


tem bez po ró wn an i a większa niż p rędkoś ć rozchodzenia się głosu.
Na zasadzie t ego założenia pol ega prosta m et o da mierzenia
prędkości głosu w powietrzu. Przypuśćmy, że, znajduj ąc się
w odległości l od wylotu armaty, mi erzymy ods tęp t czasu, który
upływa po mi ędzy dost rzeżeni em błysku wystrzału a usłyszeniem
t owar zys zą cego mu huku. Za ni e dbu ją c czas bardzo krótki, k t ó ­
rego potrzebuje światło, ażeby przebyć odl egł ość l, powi adamy,
że prędkość roznoszeni a się głosu w powietrzu jest równa st o­
s unk owi lit.
Jeżeli naprzykład w od ległości L = 1656-5 m dostrzegam y, że odstęp czasu
t był = 5 sek, powiadamy: w warunkach dośw iadczenia prędkość głosu w po­
wietrzu w ynosiła 331-3 m /sek. Z obaczym y w późniejszym rozdziale, że do prze­
bycia odległości 1656-5 m św iatłu potrzeba około 5 -5 m iljonowych części se ­
kundy; błąd, pochodzący z zaniedbania tego czasu, jest bardzo nieznaczny.
Pomiary prędkości g łosu w pow ietrzu b yły czynione w iele razy, poczynając
od połow y X V ll-go stulecia, g d y po raz pierw szy usiłow ał ich dokonać O. M e r -
s e n n e . Dzięki now oczesnym badaniom znam y dzisiaj prędkość rozchodzenia się
g łosu w powietrzu dokładnie; w iem y, jak ona zależy od tem peratury i od ci-
śnierfia powietrza. W yniki tych badań m ożem y streścić krótko jak następuje.
(I) Prędkość c rozchodzenia się g ło su w suchem pow ietrzu, w temperaturze
0»C , pod norinalnem ciśnieniem 1 atm osfery, w yn osi 331-3 m /sek.
(II) Gdy temperatura pow ietrza pozostaje niezm ienna, prędkość c zależy nie­
znacznie od ciśnienia; w ed łu g pomiarów A. W i t k o w s k i e g o , prędkość ta, na­
przykład w 0° C, jest w powietrzu następująca:
ciśn.: 1 20 40 60 atm.
c= 331-3 330-9 332'9 337-3 m /sek
(III) Gdy ciśnienie pow ietrza pozostaje niezm ienne, temperatura zaś podnosi
się, prędkość c w zrasta; w idzim y to naprzykład z wartości następujących, które
odpow iadają ciśnieniu 1 atm osfery:
temp.: — 20° C 0» C +20» C +100» C
c= 318-9 331-3 343-2 386 5 m /sek

N e w t o n przypuszczał, że zgęszczenia i rozrzedzenia, które tow arzyszą


przebiegow i fali głosow ej w pow ietrzu, stosują się do prawa B o y l e ' a ; założe­
nie, które, jak w iem y z § 51-go, m oże b yć tylko w takim razie praw dziw e, je­
żeli podczas przejścia fali pow ietrze zachow uje temperaturę stałą. A żeb y spraw­
d zić h yp otezę N e w t o n a , zobaczm y, jakie z niej wynikają następstw a. Znajdźmy
przedew szystkiem moduł k ściśliw ości gazu, stosującego się do prawa B o y l e ’a.
W eźm y na uw agę niezm ienną ilość gazu, która w pew nej stałej temperaturze
zajmuje objętość V0 pod ciśnieniem p„ oraz objętość V pod ciśnieniem p . Przy­
puśćm y, że V0 jest w iększa niż V a zatem p 0 m niejsze niż p. Z prawa B o y ­
l e ’a (§ 51) łatw o w yprow adzam y
152 Zasady akustyki Rozdz. VI

Stosunek (V0 — V) / V„ w niniejszym przypadku jest jednostkow ein ściśnięciem ,


które w § § 29 i 50 oznaczaliśm y przez 6. P orów naw szy zatem obecne równa­
nie (1) z przytoczonem w pow yższych artykułach prawem H o o k e ’a (wobec
ogrom nych p zaniedbyw aliśm y w ów czas p 0), widzim y, że moduł k gazu jest
równy ciśnieniu p . P oniew aż p nie jest stałą lecz zm ienną w ielkością, zatem
pow iadam y: gaz, stosujący się do prawa B o y l e ’a, tylko w pierwszetn przybli­
żeniu, g d y jednostkow e ściśnięcia są bardzo małe, m oże czyn ić zadosyć prawu
H o o k e ’a.
K ładziem y teraz k = p w równaniu (1) § 73-go; w ów czas

2. c2D = p

G dy pow ietrze znajduje się w 0 5 C, pod ciśnieniem jednej atmosfery, mamy


w ed łu g § § 43 i 44-go:

3. D — 0-001293 gr/cm 3 ; p = 1013590 d yn /cm 5.

Wstawiając te wartości do formuły (2), znajdujem y

4. c = 279-98 m /sek,

znacznie m niej aniżeli w ynosi w pow ietrzu, w 0° C, pod ciśnieniem atm osfe-
rycznem normalnem, rzeczyw ista prędkość c rozchodzenia się głosu. N e w t o n
nie umiał w yjaśnić sprzeczności, która, jak w idzim y, zachodzi m iędzy formułą
(2) a dośw iadczeniem ; w ytłum aczył ją dopiero La p l a c e w r. 1816-ym . Warstwa
powietrza ogrzew a się, g d y podczas przejścia fali głosow ej zostaje ściśnięta;
oziębia się, gd y się rozpręża; te zm iany gęstości odb yw ają się tak szybk o i na­
gle, że pow stające różnice, temperatury nie m ogą nigdy całkow icie zaniknąć.
Prawo B o y l e ’a nie stosuje się zatem do rozrzedzeń i zgęszczeń , tow arzyszą­
cych rozchodzeniu się głosu w pow ietrzu. Formuła (1) § 73-go jest ogólna i śc i­
sła; ale N e w t o n w staw iał do niej m ylnie w artość p zam iast m odułu A. Popra­
w iw szy rachunek, La p l a c e został doprow adzony do innego wzoru, który z g a ­
dza się dokładnie z wynikam i sp ostrzeżeń oraz tłum aczy, dlaczego prędkość
głosu w powietrzu zależy od temperatury i od ciśnienia, w ed łu g praw w yżej
streszczonych.
_ W yobraźm y sobie, że fala głosow a biegnie w p o ­
w ietrzu, w kierunku, który na rys. 98-ym w skazuje
strzałka; zbudujm y p łaszczyznę AB prostopadłą do
tego kierunku; w płaszczyźn ie A B w ytnijm y pole 5 .
P rzypuśćm y, że warstwa, przylegająca z lew ej strony
do A B , doznaje ściśnięcia; przypuśćm y, iż jej cząstki
biegną z prędkością c w kierunku strzałki. Przez
pole 5 przesuw a się w ów czas w czasie t objętość
S et; jeżeli w jednostce objętości gazu zawiera się N
cząstek, tedy iloczyn N S ct jest liczbą cząstek, które
w czasie t przebiegają przez pole S z lew ej strony
ą p łaszczyzn y na prawą. Każda cząstka przenosi wraz
z sobą ilość ruchu mc; stosując zatem twierdzenie (1)
Rys. 98. § 75-go tomu I-go, otrzym ujem y

5. N S c t. mc — p S . t ,
Odbijanie się głosu 153

gdzie p jest panującem w gazie ciśnieniem . O znaczając przez O g ę sto ść g a z u ,


mamy Nm = O; z (5) zatem wynika
6. c*D — p
co zgadza się z poprzednią formułą (2j, albowiem obecna c jest o c zy w iście
prędkością rozchodzenia się fali w powietrzu. O dy warstwa powietrza zostaje
ściśnięta, jej temperatura podnosi się; prędkość ruchu cząstek staje się w iększa;
ponieważ nie liczyliśm y się z tą okolicznością, zostaliśm y doprow adzeni do wzoru
N ew tona.

§ 75. Odbijanie się głosu.


P rzypuśćmy, że ośrodek, w którym rozbiega się fala, g r a n i ­
czy z innym ośrodkiem. W i a do m o nam, że fala odbija s ię , d o ­
bi egaj ąc takiej granicy czyli powierzchni zetknięcia dwócli r ó ­
żnych ośrodków. Roznosząca się naprzykład w at mo sfer yczn em
powietrzu fala g ło sowa odbi ja się od ścian budynk ów, od p o ­
wierzchni wody lub skały, o które uderza; jeżeli bi eg ni e w p r ę ­
cie szklanym albo stalowym, możemy z równą słusznością p o ­
wiedzieć. że u koń ca pręta odbija się od powietrza.
Echem albo odgłosem nazyw am y odbijanie się, zw ykle od ścian stałych ,
głosu rozlegającego się w p ow ietrzu ; zjaw isko to spostrzegam y często w d oli­
nach, otoczonych nagiem i skałam i, niekiedy także w dużych salach lub w nętrzach
budynków przestronnych i pustych.
N asze wrażenia słuchow e zanikają stosun kow o pow oli; naw et g ło s n a g ły ,
urwany, który w istocie trwa bardzo krótko, rozciąga się w uchu i (jak m ó­
wim y) p rzeb rzm iew a przez czas, w yn oszący około 0'1 sekundy. P rzypu śćm y,
że w miejscu O (rys. 99) pow staje nagle gło s
krótkotrwały, np. ostre stuknięcie; przypuśćm y, że S
bardzo blisko m iejsca O znajduje się ucho. Naj­
krótszą o d ległość miejsca O od ściany odbijającej
5 5 oznaczm y przez / Czas 2l/c (gdzie c jest
prędkością g łosu w pow ietrzu) musi b y ć d łu ż s z y
niż 0 1 sekundy, ażeb yśm y m ogli odróżnić g ło s
odbity czyli pow racający od głosu padającego O ----------------- ¿ -- .................
czyli pierw otnego; kładąc za c około 340 m /sek,
w nosim y zatem , że, w od ległości od ściany, mniej­
szej niż 17 m, obadwa g ło sy , wracający i pier­
w otny, muszą zm ieszać i spłynąć się w uchu.
P rzypuśćm y, że w ym aw iam y krótką zg ło sk ę czyli
syllabę-, taki akt trwa conajmniej 0 1 sekundy. g
Jeżeli ściana odbijająca znajduje się od nas w op-
ległości m niejszej aniżeli 3-1 m, nie m ożem y od- .R ys- 99.
różnić odbitej od w ym ów ionej syllaby.
Pr awa odbijania się fal, wył ożone w § 70-ym, st osują się d o
zjawisk odbijania się głosu. Ażeby na przykładzie okazać słu­
154 Zasady akustyki Rozdz. VI

sz no ś ć t ego twierdzenia, ustawiamy dwa bardzo duże, metalowe,


wklęsłe, kuliste lub paraboliczne zwierciadła w dość znacznej,
kilkumetrowej odl egł ości od siebie (rys. 100); umieściwszy ucho

Rys. 100.

iub słuchawkę w o g n i s k u F j e d n e g o zwierciadła, słyszymy w y ­


borni e chód zegarka, z na j du ją cego się w o gn i sk u F drugiego;
natomiast nic nie słyszymy w innych punktach, równi e od z e ­
g ar ka odległych. Kształt skl epi eń lub ścian wytwarza skutki p o ­
d o b n e w ni ej ed n ym budynku.
G łos odbija się dobrze nietylko od równej i gładkiej pow ierzchni w ody
tub skały; odbija się rów nież od porowatej pow ierzchni ziem i, odbija się naw et
od sztachet palisady,- od brzegu leśnej gęstw in y. W yw od y § § 68, 69 i 70-go
pozwalają zrozum ieć, dlaczego n ieciągłość przegród podobnych nie wyw iera
w p ływ u na b ieg odbijającej się od nich fali głosow ej.

§ 76. Interferencja głosu.

Wy ob raźmy s obi e dwie rury A i B, zgięte w kształcie litery


U (rys. 101); w rami ona a, a jednej rury wc h od zą szczelnie r a ­
m io na b, b drugiej, ale m o g ą w nich się przesuwać; p o d o b n e
urządzenie spot ykamy w lunetach, m i kr os kop ach i niektórych
dętych inst rument ach muzycznych, t. zw. t romb on ac h. W p o ­
śro dk u układu rur wy cho dzą z nich wyloty, krótkie kol anka p o ­
przeczne cC, dD. Zależnie od ustawienia rury A wz glę dem rury
B, dł ug oś ć cAd lewego prz ewod u może być ró wn a dł ugości cBd
p ra weg o albo też może być od niej większa lub mniejsza. P rz y­
p uśćmy, że tuż koło otworu C brzmi źródło głosu. Fale, idące
przez kolanko Cc, dzielą się w miejscu c na dwa ciągi fal; j e ­
d en kieruje się wzdłuż przewodu cAd, drugi p o dąż a d r og ą cBd\
s p o t y k aj ą się o ne w miejscu d i b i e g n ą c o dt ąd wspólnie, inter-
§ 77 Fale głosowe stojące 155

ferują ze sobą. O z n a cz m y przez X d ł ug oś ć fali głosowej, która


wędruje przez przyrząd. Jeżeli różnica d r ó g cAd i cBd wynosi
1. 0, §X, *X, U i t. d„

Rys. 101.

jeżeli j est wo gó le równa parzystej wi elokrotności poł owy dł u­


gości fali, interferujące • ze s obą dwa ciągi wzmacniają się w z a ­
jemnie; jeżeli różnica d ró g cĄd i cBd wynosi
'2^> -§-/ i t. d.
czyli j est nieparzystą wielokrotnością poł owy długości fali, n a ­
kładające się ciągi osł abi aj ą lub nawet znoszą się wzajemnie.
Wy su wa jąc zatem lub ws uwa ją c rurę A o d ł ug oś ć $X, wywołu-
emy napr zemi an wz ma gan ie się lub zmni ej szanie się natężenia
głosu około ujścia D. Prze mi esz cze ni a rury A względem rury B
mierzymy najłatwiej, zważając poł ożeni e poprzecznicy pp wzglę­
dem skali 5 5.

§ 77. O falach głosowych stojących.


Ni emi eckiemu fizykowi K u n d t o w i zawdzięczamy d o g o d n ą
met odę sp os trze gan ia i b a da n ia fal gł osowych stojących. W y o b ­

raźmy sobi e rurę szklaną AB (rys. 102), za mkni ętą u końca B


przez tłok przesuwalny; w tej rurze chc e my wytwarzać fale gło-
156 Zasady akustyki Rozdz. VI

sowe stojące. Wpr owa dz a my do rury AB g rub y pręt szklany CD,


który u ni eruchomil iś my w środ ku O; objąwszy pręt kawałkiem
z wil żone go sukna, j e dn oc z eś n ie przyci skamy dość m o cn o i p o ­
ci ąg amy podłużnie. Pręt CD drga i wytwarza fale, które słyszymy
j ako dźwięk przenikliwy i ostry; fale te b i eg n ą w rurze AB, p o ­
s uwają się w niej aż do
\ ::K tłoka, odbijają się i p o ­
wracają napowrót; w ta-
Rys 103 kich warunkach, jak wie­
my (§ 66), tworzy się
w rurze fala stojąca. U s po du rury rozsypano nieco miałkiego
proszku (wyżarzonej krzemionki albo nasienia Lycopodium)\ d r g a ­
nie powietrza w strzałkach fali stojącej zmiata ów proszek ku
miejscom, w których tworzą się węzły; powstają wówczas t. zw.
fig ury pyłkowe K u n d t a , zwykle dość prawidłowe, w których
łatwo po znajemy miejsca strzałek i węzłów (rys. 103). J ak wia­
d o m o z § 65-go, wzajemna o dl egł oś ć d wóc h s ąsi edni ch węzłów
musi wynosić {2 w tern doświadczeniu, jeżeli przez l rozumi emy
dł ug oś ć fal, bi egnących w rurze AB.

Z a d a n ia .
1. Po upływ ie 2 5 sekund od chwili w ystrzału sły szy m y echo, które po­
wstaje skutkiem odbicia głosu od ściany doliny; w jakiej od ległości znajdujem y
się od tej ściany? Czy zmiana temperatury pow ietrza w pływ a na d łu g o ść od­
stępu czasu, po którym echo do nas powraca?
2. Powierzchnia w od y w studni znajduje się o 10 m pod pow ierzchnią ziemi.
P o jakim czasie t, wpadnie do w od y kamień, który w p uszczam y do studni? Po
jakim czasie Ł, usłyszym y piuśnięcie? Zauw ażyliśm y, że czas t , w ynosi P457 sek;
o ile m etrów pod ziemią znajduje się zwierciadło w ody?
3. U sły sza w szy w ystrzał armatni, zw iastujący południe, nastaw iłem natych­
miast w skazów ki zegara stosow n ie do tego sygn ału . Jaki błąd popełniłem , jeśli
armata znajduje się w o d ległości 1700 m odem nie?
4. W edług pudanych w § § 73 i 74 równań, stosunki k jD oraz p!D w y o b ­
rażają kwadraty prędkości. Spraw dzić, że, jeżeli m oduł k i ciśnienie p są w y ­
rażone w e w łaściw ych jednostkach, w ym aganiu temu staje się istotnie zadosyć.
5. O bliczyć N ew ton ow sk ą prędkość rozchodzenia się g ło su w w odorze,
w 0° C, pod ciśnieniem 1 atm osfery, przypuszczając, że g ę sto ść wodoru w e
w spom nianych warunkach w ynosi 0 09 gr/litr. i
6. Znamy okres drgania pręta CD, który wprawiamy w drganie w do­
św iadczeniu K u n d t a (rys. 102); czy m ożem y obliczyć prędkość rozchodzenia
się głosu w powietrzu, w ypełniającem rurę ,4 5 ? Po drugiej stronie pręta CD
dodajem y drugą rurę EF, którą w yp ełniam y gazem G; w obu rurach A B i E F
w ytw arzam y figury p y łk o w e ; czy m ożem y obliczyć stosunek prędkości rozcho­
dzenia się głosu w pow ietrzu i w g a z ie ¿??
O dźwiękach 157

§ 78. O dźwiękach.
Niezmiernie rozmaite są głosy, które słyszymy dokoła c o ­
dziennie. Słyszymy naprzykład pukanie, stukanie, trzeszczenie,
bębni eni e, dzwonienie, wołanie. Słyszymy, że cyka zegarek, że
szyby brzęczą, że drzwi skrzypią, że syczy para w kociołku;
słyszymy, że wóz dudni po moście albo turkoce po bruku. Sły­
szymy, że chrzęści ś ni eg pod czyjemiś stopami, że zgrzyta klucz
w zamku, że szczękają ł ańcuchy, że wicher świszczę, gwiżdże
i jęczy w kominie. Słyszymy, że liście cicho szeleszczą, że szumi
wo do spad, że morze huczy, gdy jest wzburzone. Słyszymy trze­
pot skrzydeł albo łoskot pędzącego pociągu; słyszymy szmery
i szepty albo gromk ie oklaski, okrzyki. Słyszymy głos ludzki:
głęboki, bar wny i b og at y albo też chrapliwy, gł uchy lub piskliwy.
Z niewyczerpanej takiej r óż norodnoś ci gł osów wy bi er amy tu
do rozbioru li tylko dźwięki czyli głosy j ednos taj ne, ciągłe, ni e­
zmienne, z których naprzykład nasza mowa się składa a także
śpiew albo brzmi enie i ns tr ument ów muzycznych. Czu jemy to
wszyscy, że takie dźwięki różnią się niewątpliwie od gł os ów
bezładnych, dowol ni e zmiennych i powikłanych albo też p r z y ­
p adk ow o ze s ob ą się plączących; wnos imy zatem, że zaburzenia
zewnętrzne, które dają dźwiękom początek, muszą czemś o d z n a ­
czać się od wszelkich innych akust ycznych zaburzeń. Twierdzimy,
że tylko perjodyczne zaburzenia zewnętrzne w ytw arzają w ra­
żenia dźwięków w naszej świadomości. O tej prawdzie, bardzo
ważnei w akustyce, mo że my przekonać się przy p o m o c y p r o ­
stych doświ adczeń; naj pro st sze wykonał już H o o k e wr. 1681-ym.
W y o b r a ź m y sobi e koło zębate, kt órego zęby są j ed na ko we i r oz ­
mieszczone w r ównyc h o d s t ę p a c h ; o s ad źmy to koło na wirow-
nicy (tom I, § 67) i gd y obraca się jednost aj ni e, przyłóżmy do
o b w o d u kartkę szt ywne go kartonu. Regul arni e powtarzające się
wstrząśnienia koła i kartki udzielają się powietrzu i wytwarzają
w niem ialę głosową, przybliżenie p er jo ayczn ą; d ozna je my w ó w ­
czas wrażenia dźwięku, zazwyczaj copr awda nieczystego i n i e ­
dos konał ego. Znacznie lepiej do za mi erzone go ceiu n ada ie się
syrena C a g n i a r d a d e L a t o u r a l b o S e e b e c k a . W y ob r a ź m y
sobie krążek K (rys. 104), w którym, w równych od st ępac h, w y ­
cięto j edn ako we otwory. G dy krążek obraca się szybko około
swej osi, otwory p rzebi egaj ą kol ej no przed wylotem rury R,
z której żywo wypływa s trumień powietrza, p ę d z o n e g o przez
158 Zasady akustyki Rozdz. VI

miech lub p o m p ę tłoczącą; w l eżących po przeciwnej stronie


krążka warstwach powietrza wy t wa rzamy tym s p o s o b e m perjo-
dyczne wstrząśnienia, które b u d z ą w nas wrażenie dźwięku.
Do wytwarzania dźwię­
ków p o s łu gu j em y się z a ­
zwyczaj ciałami spręży-
stemi w kształcie drutów,
prętów, rur, płyt, d e s e ­
czek, kielichów i czasz
albo też strunami, b ł o na ­
mi, ko lu mnami powietrza
i t. p.; takie ciała s t a n o ­
Rys. 10 i. wią, jak wiadomo, istotne
części składowe naprzy-
klad fortepianu i skrzypiec, o rg a n ó w i fletu, piszczałek i harfy,
dzwonów i trąb, telefonu i b ę b n a a także krtani ludzkiej, g a r ­
dzieli i ust. Ciało sprężyste albo napięte, odkszt ał cone przez siły
zewnętrzne, może odb ywa ć ruchy okresowe czyli drgania, które
nieraz wprawdzi e bywa ją n ie po ró wn an i e zawilsze niż prosty ruch
harmoniczny, zna n y nam z §§ 30 i 3 1 -go t omu I-go, ale w isto­
cie nie są od ni ego za sadn iczo o d m i e n n e ; dlatego drgania ciał
sprężystych m o że my zawsze s prowadzi ć do pewnych zes połów
ru ch ów prostych harmoni cznych (por. § 63).

§ 79. Natężenie dźwięku.


Przypuś ćmy, że słyszymy pewien d źwięk; pierwszą wł aś ci ­
wością, którą łatwo w nim odróżniamy, jest j e g o natężenie.
O pewnych dźwiękach mówimy, że są mocne, gł ośne, donośne;
inne nazywamy -słabemi lub cichemi dźwiękami. W y o br a ź my s o ­
bie, że d źwi ęk, który słyszymy, jest wyd awa ny przez pewne
ciało C drgające. Jeżeli s p o só b drgań ciała C a zatem i c h a ­
rakter dźwięku pozostaje ni ezmi enny i jeżeli nie zmieniają się
również inne okoliczności zjawiska (np. odl egł ość uc ha od ciała
C, jakość i stan ośrodka, r oz nos zącego falę głosową), wówczas,
jak wiemy z pospol itych doświ adczeń, natężenie dźwięku zmienia
się proporcj onal ni e do energji ruchu ciała C; na strunie, na
dzwonku, na każ dem wog ól e źródle dźwięków s p ra wdzam y to
twierdzenie z łatwością. Kinetyczna en ergj a d rg a ją c eg o ciała
udziela się powietrzu lub i n n e m u ośrodkowi, który don os i nam
Wysokość dźwięku 159

falowanie; objektywną więc czyli fizyczną miarą natężenia dźwięku


jest kinetyczna energj a ruchu ośro dk a w miejscu, w którem z na j ­
duje się nasz narząd słuchowy.
Przypom nijm y sobie prawa ruchu harm onicznego prostego; w yłożyliśm y je
w § § 30 i 31-ym tomu I-go; zachow am y tu oznaczenia ó w c ze sn eg o w yw odu.
U w ażajm y cząstkę, o m asie m, która w yk onyw a ruch harmoniczny prosty. Kine­
tyczna energja takiej cząstki w chwili t w yn osi, w ed łu g wzoru (3) p ow ołan ego
§ 31-go:
1. \m v'! = UnS)’1a - sin’ <31

N a jw ięk sza m ożliwa wartość tej kinetycznej energji w ynosi


2. ;

ta wartość jest osiągana w chwilach ł = \-T , J-T i t. d., a zatem zaw sze w ó w ­
czas, gd y punkt m na rys. 38-ym tomu I-go przebiega przez środek O. Średnią
wartość kinetycznej energji cząstki m otrzym ujem y, tw orząc przeciętną arytm e­
tyczną wartości (2) oraz zera; ta średnia zatem w ynosi
3. lináj'a-
Jeżeli w jednostce objętości ośrodka znajduje się N cząstek m, odbyw ających
podobne drgania, średnia ich kinetyczna energja w ynosi
4. \D o j'a -

gdzie D = N m jest g ęstością ośrodka. Średnia kinetyczna energja pow ietrza,


roznoszącego fale g ło so w e, jest w ięc proporcjonalna do gęstości i do kwadratu
amplitud odbyw ających się drgań. P rzekonyw am y się istotnie (naprzykład pod­
czas w ypraw y górskiej lub w podróży balonem , a także w dośw iadczeniu G u e -
r i c k e g o , § 72), że natężenie dźw ięku słabnie caeteris p a rib u s w rozrzedzonem
powietrzu. N atężenie dźw ięku jest znacznie słabsze w w odorze niż w b e z w o ­
dniku w ęglow ym ; podczas ostrych m rozów jest wyraźnie silniejsze aniżeli byw a
zwyczajnie.

§ 80. Wysokość dźwięku.


Dr ug ą własnością, którą w dźwięku odró żni amy natychmiast,
jest j eg o wysokość. Zdaj emy sobie z t ego sprawę, że naprzykład
głos dziecka jest wysoki, głos zaś d oro s łe go mężczyzny n o r ­
malnie j est niski; że z dwóch strun j e dnako wych i j e d n a k o w o
napiętych ta wydaje dźwięk wyższy, która j est krótsza.
G a l i l e u s z i O. M e r s e n n e niemal j edn ocz eś ni e odkryli,
około r. 1636-go, że wysokość dźwięku zależy wyłącznie od p rzy­
padającej na s ek un d ę liczby drgań, które wywoł uj ą w nas w r a ­
żenie głosowe; odkrycie tej prawdy utorowało d rog ę do ilościo­
wego bada ni a dźwięków. Przy p om oc y syreny i koła z ę b at e go
m oż em y wykonać kilka doświadczeń, które pozwalają wni knąć
w treść przy to czon ego twierdzenia. Zwiększając lub zmniejszając
160 Zasady akustyki Rozdz. VI

s zyb koś ć obrot u koła albo syreny, prz ekonywamy się przede-
wszystkiem, że wytwarzany dźwięk staje się w pierwszym razie
wyższy, w drugi m zaś niższy. P o ró wn y wa my nast ępni e ze s ob ą
dźwięki, pochodz ące od syreny i od koła zębatego. Przypuśćmy,
źe liczba zębów koła jest równa liczbie otworów krążka syreny;
na tej samej wirownicy umi eś ćmy koło i krążek i obra caj my je
jednocześni e. Słyszymy dwa dźwięki bardzo różne, zgoła od sie­
bie o d m i e n n e ; a j ed n ak czujemy, że ich wysokość jest j e d n a ­
kowa. A zatem, jak powiedzieliśmy, wrażenie wysokości dźwięku
zależy wyłącznie od liczby drgań, odbywa ją cych się w ciągu s e ­
kundy, w fali, która działa na nasz organ słuchowy, nie zależy
zaś od natury źródła, z kt órego fala pochodzi; tę przeto liczbę
d r g a ń w sekundzie przyjmuj emy w akustyce za o bj ekt ywną miarę
wysokości dźwięku.
Prędkość kątow ą <5 jednostajnego krążenia po kole, dającego w rzucie na
jednę ze średnic ruch harm oniczny prosty, nazyw aliśm y w § 30-ym tomu I-go
częstością tego ruchu. Jeżeli T jest okresem ruchu, mamy
1. aiT = 2jt
w zatem jest liczbą drgań, w ydarzających się w czasie sekund. O dw rotność
n okresu, dana przez związek
2. nT= 1
jest liczbą drgań, przypadających w sekundzie (§ 10 tomu I-go); n zatem b y ­
ła b y miarą w ysok ości dźw ięku, który pow staw ałby z jednego ruchu harmonicz­
n ego prostego.
Przypuśćm y, że koło zęb ate ma j zęb ów lub że krążek syreny posiada j
otw orów ; przypuśćm y, że kolo lub krążek w yk onyw a N obrotów w ciągu s e ­
kundy. Iloczyn j N jest w ów czas liczbą w strząśnięć, udzielanych powietrzu
w ciągu sekundy, przeto
3. n = jN
Syreny byw ają zw yk le zaopatrywane w m echanizm y, które wskazują liczbę N
obrotów , odbyw anych w ciągu sekundy.
S ły szy m y dźwięk tylko w ów czas, g d y liczba n drgań na sekundę nie jest
ani zbyt mała ani zbyt wielka w fali, w yw ołującej nasze wrażenie; g d y zatem
n leży pom iędzy pewną dolną granicą « , a pew ną górną^granicą G dy liczba
n jest w iększa niż n v nic nie słyszym y; atoli ta granica n , jest nader rozmaita
dla rozmaitych osób . Zdarza się, że jedna osoba sły sz y wyraźnie pew ien w y ­
soki dźw ięk, np. sykanie polnych koników , g d y jednocześn ie dla innej osob y
w tern miejscu zalega m ilczenie. Pomijając podobne indyw idualne różnice, m o­
żem y uważać liczbę średnią 16000 drgań na sekundę za przybliżoną górną gra­
nicę /!,, w której sąsiedztw ie normalne ucho ludzkie przestaje sły sz e ć. Jest to
niska granica, św iadcząca o niedoskonałości naszego zm ysłu słuchu; fizycy umieją
odkryw ać fale biegnące w powietrzu, w których liczba n jest w iele w yższa niż
przytoczona n r Dolna granica zdaje się leż eć w pobliżu 20 drgań na sę-
Skala muzyczna 161

kundę; poniżej tej granicy zaczynam y zw yk le odróżniać osobne, nie łączące się
z e sobą uderzenia.
Znacznie ciaśniejszy jest zakres d źw ięk ów , któremi posługujem y się w mu­
z y ce . W n ajw yższych dźw iękach m uzyczn ych , w ydaw anych naprzykład przez
wielkie fortepiany i flety, liczba n dochodzi do 4000 drgań na seku nd ę; w naj­
niższych, które otrzym ujem y z organów i kontrabasu, zbliża się ona do granicy
Jak dalece dokładnie m ożem y oceniać w ysok ość dźw ięków zapom ocą słu ­
chu? Przypuśćm y po pierw sze, że sły sz y m y dźw ięki, następujące kolejno p o
sobie ; m ożem y w ów czas orzec z pew nością, że ich w ysokości są różne, gd y
lic z b y ' /z są conajmniej o pół drgania na -sekundę od siebie odm ienne. P rzy­
puśćm y po w tóre, że sły sz y m y jed n o cześn ie dwa dźw ięki, których w ysokości
różnią się od siebie bardzo nieznacznie; interferując w uchu, takie dw a dźwięki
w yw ołują chw iejbę natężenia w yp ad k ow ego dźw ięku, którą nazyw am y dudnię-
niem\ dzięki temu zjawisku m ożem y w yk ryw ać niezm iernie m ałe różnice w y ­
sok ości dw óch dźw ięków sp ółczesnych.

§ 81. Skala muzyczna.


W yo br a źm y sobie, że krążek syreny (rys. 104) ma dwa sze­
regi otworów, które dla zwięzłości oznaczamy przez 1 i II; p rzy­
puśćmy, że s zereg I liczy 6 otworów, szereg zaś II skł ada się
z 12 otworów. W yk o na jm y dwa doświ adczeni a: przepuszczajmy
prąd powietrza naj prz ód przez szereg I, nast ępni e przez szereg II;
ob ra caj my krążek w obu razach z tą samą prędkości ą kątową,
tak iż liczba N obro tów krążka w sekundzie jest w obu razach
ta sama. P ows taj ą dwa dźwięki, I i II, których liczby drgań wy­
n o s z ą 6 N i 12W; bez względu na wartość N, liczba d ruga ma
się do pierwszej jak 2 : 1 . Dźwięk II jest wyższy niż I, ale jest
mu pokrewny, j est w czemś do ni ego p od o bn y, co słuchacz
wykszt ałcony muzycznie odczuwa natychmiast. P owi adamy, że
dźwięk II j est w yższą oktawą I-go, że dźwięk I jest niższą oktawą
II- go. Brzmiąc s półcześnie albo nast ępuj ąc po sobie, dwa takie
dźwięki ze spal aj ą się zgodnie, tworząc kojące wrażenie harmonji\
lecz g d y b y ich liczby drgań miały się do siebie np. jak 2 1 3 3
do 1000, słuchacz d ozna wał by wrażenia niepokoju, niezgody,
rozstroju, przykrości.
S tos un ek dwóch dźwięków, który tu opisaliśmy, jest p r z y ­
kładem, w którym zarysowywa się p ew n e prawo ludzkiej wrażli­
wości muzycznej. Liczba d rg a ń na s ek u n d ę j est w dźwięku d o ­
wolna; każda liczba n dodatnia, całkowita czy ułamkowa, o d p o ­
wiada p e w n e m u dźwiękowi; p omi ędzy kt óremikolwiek dwiema
danemi granicami (np. n = 84 i /i = 2100 na sek) leży zatem
-w istocie nieskończenie wiele dźwięków. Atoli w muzyce wszyst-
N ., Z., Fizyk*, II. 11
162 Zasady akustyki Rozdz. VI

kich n ar od ów i ludów, na wszystkich st opni ach jej rozwoju


i udoskonal eni a, dźwięki, b ądź po sobi e nas tępu ją ce w melodji,
bą dź też brzmiące spółcześnie w akordzie, nie są dowolne; ich
liczby drgań na s ek u nd ę pozostają do siebie w s tos unku dwóc h
liczb całkowitych nieznacznych, np. w s to sun ku 2:1 albo 4:3 i t. p.
Z mn ogoś ci dźwięków, która jest ni eskończona i ciągła, wyd zi e­
lamy więc w muzyce p ewną liczbę dźwięków o d o s o bn i on yc h;
nas tęps two tych dźwięków nazywamy skalą muzyczną. Wy s ok oś ć
dźwięku wskazujemy w muzyce, podaj ąc miejsce, które dźwięk
zajmuje w skali muzycznej.
Od dzieciństwa przyzwyczajamy się do t. zw. diatonicznej
skali muzycznej; rozpoczyna się ona od dźwięku zasadni czego,
który nazywamy toniką. Liczbę drgań dźwięku za sadn icze go
oznaczamy przez n0\ liczby drgań dźwięków n as tępn yc h oraz ich
rozmaite oznaczenia i nazwy przytaczamy w następującej tablicy:
Uo P l° i wo |« 0 l«o V5no 2 nt
C D E F G A B c
ut re mi fa sol la si ut
Gamą diatoniczną naz ywamy siedm pierwszych dźwięków; ós my
jest dźwiękiem zasadni czym nowej gamy, w yższej , która składa
się z dźwięków o liczbach drgań 2 n0, | 2 nu, |-2/r0 i t. d.;' poniżej
mamy p o do b ni e g a mę s ąsiednią niższą, która zaczyna się od
dźwięku o liczbie d rga ń | « 0, kończy się na dźwięku o liczbie
drgań \ n 0. Skala di at oni czna w e d łu g tych zasad rozciąga się
dalej w obu kierunkach.
S tos un ek liczb drgań dwóch dźwięków nazywamy w muzyce
ich interwalem-, interwalowi § względem zas adn icze go ut o d p o ­
wiada więc re i t. d.
D źwięki, przytoczone w pow yższej tablicy, noszą jeszc z e następujące, bar­
dzo daw ne nazw y: dźw ięk re nazywa się sekundą w ięk szą zasadniczego ut;
m i jest jego tercją w ięk szą , f a zw ie się k w a rtą , s o l — kw in tą, la nosi miano
sek sty w iększej, si — sep ty m y w ięk szej; ostatni ut, jak wiadomo, jest oktawą
pierw szego. Pom iędzy niektórem i z tych dźw ięków um ieszcza się jeszcze dźwięki
pośrednie, któremi sp ółczesna muzyka również posługuje się chętnie.
W edług zawartej w Wiedniu, w r. 1885-ym , um owy m iędzynarodow ej, w z o r ­
cem podstaw ow ym dźw ięk ów m uzycznych jest t. zw . n orm aln y ton la 3 (ozna­
czany niekiedy również przez a , lub a'), którego liczba drgań n w ynosi 435
na sekundę. Dostrojona do tego wzorca gama diatoniczna zaczyna się zatem od
u t, (n = 261 na sek) i koń czy na si, (n = 4 8 9 - 3 7 5 na sek). Ton normalny la ,
otrzym ujem y ze struny drugiej skrzypiec (licząc od najcieńszej), g d y struna ta
drga w e w łaściw ej sobie długości; do odtwarzania g o służą także k a m erto n y
(czyli w idełki strojowe) w zo rco w e, sporządzane w urzędach m etrologicznych.
Twierdzenie Dopplera 163

§ 82. Twierdzenie Dopplera.


Wyobr aźmy sobie doświ adczeni e następujące. Znaj duj emy
się na torze kolei żelaznej; stojąca w pewnej odległości od nas
ni eruc homa l okomotywa daje s ygnał gwi zdawką; po chwili, nie
przestając gwizdać, zaczyna zbliżać się ku nam. G d y l o kom o­
tywa jest w ruchu, dźwięk, który od niej dobi ega, wydaje nam
się w yższy aniżeli pierwotny. Gdy l ok omo ty wa oddal a się od
nas, doznajemy przeciwnego wrażenia, jakoby dźwięk był niższy
aniżeli pierwotny, który słyszeliśmy, gdy l okomotywa była w s p o ­
czynku. Roz pę dz o ny i trąbiący cyklista albo s a m o c h ó d pozwala
do ko nać podo bn ych dostrzeżeń; m o g ą one posłużyć za przykład
stosowania się p e w n e g o twierdzenia, które odkrył D o p p l e r
w r. 1842-im.
J ak powiedzieliśmy w § 80-ym, wysokość dźwięku, d o c h o ­
dzącego do naszej świadomości, zależy od liczby drgań, które
w ciągu s ekundy p o bud za ją nasz organ słuchowy. Gdy l o k o m o ­
tywa, która przysyła nieprzerwanie fale głosowe, zbliża się ku
nam, pośpiesza wówczas za temi falami i niejako je goni; dzięki
temu ruchowi ich źródła, fale g romad zą się gęściej, p ob ud za ją
częściej nasz słuch i sprawiają na nas wrażenie dźwięku w yż­
szego aniżeli pierwotny. P rzypuś ćmy przeciwnie, że lokomotywa,
przysyłając nam fale, oddala się od nas; ucieka ona wówczas
od fal, które wysłała; rozsiewa zatem te fale, rozprasza je rza­
dziej niż wówczas, gdy jest ni eruc homa; fale po b ud za ją nas r z a ­
dziej i wywołują w nas wrażenie dźwięku niższego.
Przypuśćm y, że nieruchoma lokom otyw a L w ysyła co 0 2 sek sygn ał n ie­
zm iernie krótkotrwały. Nieruchom y obserwator O jest um ieszczony w o d ległości
340 m od lokom otyw y. Przypuszczam y, że prędkość c głosu w powietrzu,
w 15° C, w ynosi 340 m /sek. Sygn ał 1 szy dojdzie obserwatora O w chwili
ł = 1 0 sek, licząc czas ł od chwili w y sła n ia ; sygn ał 2-gi dojdzie go w chwili
t — 1-2 sek, 3-ci w chwili t — 1 4 sek i t, d. Droga, odbyta przez każdy s y ­
gnał, jest jednakowa i w ynosi stale 310 m. Przypuśćm y teraz, że lokom otyw a
L posuwa się naprzód, w kierunku od i do O, z prędkością v w ynoszącą
17 m /sek. Sygna! 1-szy, w ysłan y w chwili ć = 0 , przebyw a drogę 340 m w c ią g u
1 sekundy i dobiega do O w chwili t = 1 00 sek. Sygn ał 2-gi, w ystany w chwili
/ == 0'2 sek, ma do przebycia drogę 336 6 m, jest więc w podróży przez 0 ‘99
sekundy i przybywa do O w c h w i l i , / = 1 19 sek. Sygnał 3 ci, w ysłan y w chwili
ł = 0-4 sek, ma do pokonania od leg ło ść 333-2 m, znajduje się w ięc w drodze
przez 0 -98 sek i pojawia się w O w chwili ¿ = 1 - 3 8 sek. P odobnie obliczam y
chw ile, w których dalsze sygn ały docierają do O. W idzimy teraz, co następuje:
g d y lokom otyw a L jest w spoczynku, w O przypada 5 (czyli 100/20) sygn ałów
11»
164 Zasady akustyki Rozdz. VI

na każdą seku nd ę; gd y lokom otyw a jest w ruchu, w O przypada 100/19 s y ­


gnałów na każdą sekundę, zatem w ięcej w stosunku 20:19.
Pow tórzm y rachunek, przechodząc od arytm etyczn ego do algebraicznego
sposobu rozumowania. Przypuśćm y, że « , jest liczbą sygn ałów , które w ciągu
sekundy dochodzą obserwatora O od lokom otyw y L nieruchom ej; przypuśćm y,
że n jest liczbą sygn ałów , kióre w ciągu sekundy dochodzą obserwatora od
zbliżającej się ku niemu z prędkością v lokom otyw y. Przekonyw am y się łatwo, że

1. n0 : n = (c - v j : c.

Z adan ia.
1. Przez Z rozum iem y d łu gość fali gło so w ej, przez n liczbę drgań na s e ­
kundę w tej fali; co wyraża iloczyn « ź ?
2. Krążek syreny, mający 20 otworów, w ykonyw a 29 obrotów w ciągu s e ­
kundy. O bliczyć liczbę drgań n oraz okres T w ytw arzanego d ź w ię k u ; obliczyć
d łu gość fali 2. fali głosow ej, biegnącej w ów czas w pow ietrzu w 0 °C ; w skali
m uzycznej normalnej odnaleźć dźwięk, do którego najbardziej zbliża się dźwięk
wytw arzany.
3. Podać liczbę drgań dźw ięków , które tworzą gam ę diatoniczną, dostro­
joną do tonu norm alnego oraz tych, które stanowią gam ę w yższą sąsiednią.
4. O bliczyć długość fali (w pow ietrzu, w 0°C ) dźw ięków , których liczby
drgań leżą u granic naszej wrażliwości słuchow ej.
5. Na lokom otyw ie znajduje się instrument m uzyczny. G dy lokom otyw a jest
nieruchoma, słyszym y dźwięk mi3\ g d y lokom otyw a zbliża się ku nam, słyszym y
/ a , . Przypuszczając, że dośw iadczenie odbywa się w 0 °C , udow odnić, że lo k o ­
m otywa zbliżała się ku nam z prędkością 20-7 m /sek.
6. Tor kolejow y przebiega dolinę; od ścian doliny odbija się echo sygn ałów
pędzącej lokom otyw y. Echo pochodzi niejako od obrazu lokom otyw y w zwier-
ciedle ściany, od której odbija się d źw ięk ; obraz porusza się w zględ em obser­
watora z tą samą prędkością jak lokom otyw a ale w kierunku przeciw nym . D o ­
w ieść, że pom iędzy dźw iękiem sygnału a dźw iękiem jego echa obserwator zau ­
w aży różnicę w ysok ości, w przybliżeniu dwa razy w iększą niż różnica n —n„,
którą dostrzega w zw ykłem zjawisku.

§ 83. O badaniu drgań towarzyszących dźwiękom.


W akustycznych bada ni ach staramy się poznawać s p o só b
drga ni a źródła, wyt warzaj ącego dźwięki oraz cząstek falującego
powietrza. S p o s ó b drgania źródła dźwięku wyraża t. zw. krzywa
falowa, którą o no samo, drgając, rysuje. Pros ty przykład takiej
krzywej po dal i śmy w § 5-ym t o mu I-go; drgające widełki s tro­
jowe, jak widzieliśmy, m o g ą ryć s inus oidę (por. § 63) w prz e­
suwającej się przed niemi warstewce sadzy.
Wy ob raźmy sobie naczyńko, przedzielone na dwie małe komory
sprężystą błoną M M (rys. 105). Do lewej komory, wypełnionej
O badaniu drgań 165

powietrzem, przenikają fale głosowe, jak objaśnia rys. 106, na


którym widzimy lejek L, zbierający te fale ; drgania powietrza
w lewej komorze p o bu d z a j ą błonę M M , która zaczyna drgać
również. Prawa k om or a n a ­
czyńka j est wypełni ona gazem
oświetlającym; gaz dopływa
' przez rurę G i pali się w P 410
cienkim płomykiem. P od w pł y ­
wem drg ań bł ony M M ciśnie­
nie gazu w prawej komorze
doznaje zmian perjodycznych,
które zdradzają się mi gotaniem płomyka. Ale te pods koki i spadki
n as t ęp u ją po sobie zazwyczaj tak szybko, że t rudno o d r ó ­
żniać je b e z p o śr ed n io wzrokiem; m o że my dos t rz e ga ć je o wiele

Rys. 106.

do godni ej , ogl ądaj ąc w obra caj ąc em się zwierciedle Z (rys. 106)


odbity obraz płomyka. P rz ypu ść my z początku, że w lewej k o ­
morze przyrządu pan uj e cisza; przepływ gazu przez prawą k o ­
morę jest wówczas j ed nos taj ny, d ługoś ć p łomyka j est stała, obraz
widoczny w zwierciedle Z j est wst ęgą świecącą, j e d n a k o w o w y ­
soką na całej swojej dł ugości (rys. 107, A) Jeżeli przed lejkiem
L dźwięczy krtań ludzka, struna lub inne źródło dźwięków, d r g a ­
nia płomyka dają uzę bione obrazy, których przykłady przyta-
166 Zasady akustyki Rozdz. VI

czarny na rys. 107 po d B i pod C. Opi s an y s p o só b badania


drgań nosi nazwę m et o d y manometrycznych płomyków K o n i g a .

Rys. 107.

W spom inamy tu krótko o innej jeszcze m etodzie, fotograficznej. W yobraźm y


sob ie pionowo stojącą nieprzezroczystą zasłonę Z Z (rys. 108), w której p o z o ­
staw iono pionową również szczelinę ss; przez tę szc ze lin ę , z poza zasłony, pada
sm uga św iatła na poziom o roz-
$ piętą strunę S S ; na przezroczy­
stym ekranie E E (um ieszczonym
dla czytelnika przed struną) sm u­
ga św ietlna daje w ięc jasną pręgę,
przerwaną w jednem m iejscu przez
cień c ośw ietlonego elem entu
struny. P rzypuśćm y, i e strunę S S
pobudzono do drgań; cień c od-
Rys. 108. byw a w ów czas w zdłuż pręgi ruch
perjodyczny; m ożem y rozciągnąć
ten ruch w linję krzywą falową, fotografując cień c na kliszy, przesuwającej się
szybko. Na rys. 109-ym przytaczam y niektóre z pom iędzy krzyw ych falowych,
które otrzymali tym sposobem pp. K r i g a r - M e n z e l i R a p s ; strunę S S w pro­
wadzali oni w drgania, bądź ciągnąc po niej sm yczkiem (rys. 109, A i By, bądź
też, ch w yciw szy strunę w jednym jej elem encie, szarpali ją nagle (rys. 109, C i D).
O badaniu drgań 167

F on ograf, w yn alezion y przez E d i s o n a w r. 1877-ym, jest udoskonaleniem


m etod y zapisywania drgań, o której w spom nieliśm y na w stęp ie artykułu; zada­
niem tego przyrządu jest utrwalanie, przechow yw anie i odtwarzanie dźw ięków .

Rys. 109.

N ajw ażniejszą częścią fonografu jest cieniutka płytka sprężysta nn (rjs. 110),
wykonana ze szkła albo z mi ki ; płytka ta przyjmuje fale g ło so w e i ma je na­
stępn ie napowrót oddaw ać. Płytka nn dźw iga na sobie małe ostrze p q , które
lekko dotyka pobocznicy walca W . po­
wierzchnia tej pobocznicy jest pokryta cienką
warstw ą m ieszaniny, złożonej z wosku i ste ­
aryny. Osią walca W jest śruba aa, krę­
cąca się w łożyskach U (rys. 111); g d y za­
tem przy pom ocy korby K i koła 5 obra­
cam y oś aa, walec W zarazem obraca się
i posuwa się naprzód. Przypuśćm y, że fale
g ło so w e , które w padły do lejka P P , pobu­
d ziły do drgań płytk ę nn) ostrze p q wy-
żłabia w ów czas szereg zagłębień w pla­
styczn ej warstw ie, pokrywającej pobocznicę
w alca; można pow iedzieć, że ryje w niej
rowek, głęb ok ości zmiennej, który obiega
w alec po linji śru b ow ej; przecięcie tego śladu
płaszczyzną, skierowaną w zdłuż jego osi, prostopadle do pobocznicy walca, da­
ło b y krzywą falową utrwalonego dźwięku. A żeby odtw orzyć dźw ięki, uchw ycon e
168 Zasady akustyki Rozdz. VI

przez przyrząd, colam y walec do położenia początkow ego i kręcim y g o z po­


przednią prędkością; wyrzeźbione na pobocznicy zagłębienia i w yn iosłości skła-

Rys. 111.

niają w ów czas ostrze p q a przez nie i płytkę nn do drgań, które byw ają z w y ­
kle dość wierną kopją pierwotnych; płytka staje się w ięc źródłem d źw ięk ów ,
przybliżenie podobnych do tych, które ją pierwotnie pobudziły do drgań.

§ 84. O drganiu strun.


Z namy wszyscy struny skrzypiec, wiolonczeli, fortepianu; gd y
poci ąga my je smyczkiem lub u der zamy młoteczkiem, jak drgają
wówczas te struny? Prawa drgania strun, w pewnej mierze znane
już G a l i l e u s z o w i i O j c u M e r s e n n e , w XVII-em stuleciu,
w zupełności wyj aśni one zostały dopi ero przez T a y l o r a , Be r -
n o u l l i c h , D ' A l e m b e r t a , L a g r a n g e ’a i innych uczonych,
w wieku XViH-ym, na drodze rachunku. J akże można badać z j a ­
wiska natury zapomocą ra chunku? Drgania strun rzeczywistych
są nadzwyczajnie zawile. Ale teoretycy nie zajmują się drganiami
strun rzeczywistych; wyobrażają sobie raczej struny uproszczone,
fikcyjne; tworzą sobi e niejako ideał strun Prawa drgań takich
strun doskonałych są proste i ust an owi en ie ich, dla myślicieli
XVIII go stulecia, nie przedstawiało nadzwyczajnych trudności-
Tr ud n oś ć leżała raczej w postawieniu niż w rozwiązaniu zadania.
Ażeby drganie struny zrozumieć, należało przedewszystkiem o d ­
Drgania strun 169'

różnić, co w niem jest istotne, co jest podrz ędn e i p o zb a wi o ne


znaczenia. Takie z ag ad ni en ie staje przed nami na wstępie każ deg o
n au k ow e go badania. Potr zeba wielkiej umysłowej odwagi, ażeby,
dostrzegłszy rdzeń właściwy zjawiska, wszystko inne odrzucić
i z uwagi opuścić; ale od t ego kroku zależy cały wynik badania
i w j e g o śmiałej trafności objawia się genjusz.
Bierzemy więc na uwagę strunę nadzwyczaj cienką i d o s k o ­
nale giętką, która leży na stole, jak ją ułożono, w dowol nych
zakrętach. Jeżeli struna jest dos ko nal e giętka, jak może drgać
poprzecznie ? Do drgań poprzecznych struna tylko wówczas jest
zdolna, gdy jest wyprężona czyli napięta. Wiemy, źe ws tępną
czynnością, która poprzedza grę na inst rumenci e strunnym, jest"
zawsze strojenie czyli nada wani e strunom właściwego napięcia.
Gdy wygięliśmy strunę napiętą, do przybrania nap owrót pier­
wotnej postaci skłania ją napięcie (§ 59); sprężystość struny nie
wchodzi tu w grę.
Przypuś ćmy, że struna jest un ier uc homi on a w dwóch swoich
końcach A i B. Oz nacz my przez L dł ugość A B struny. W y o b ­
raźmy sobie, że j akimkolwiek s p o s o b e m wprawiliśmy strunę
w drgania poprzeczne i przypuśćmy, że one wytworzyły w s trunie
układ fa l stojących (§ 65). W punktach A oraz B nie może być
ruchu; zatem te punk ty mus zą być zawsze w ęzłam i Z § 65 go
wiemy, że odl egł ość dwóch sąsiednich węzłów w układzie fal
stojących wynosi gdzie l jest dł ugości ą fali ciągów, które,
interferując ze sobą, tworzą uważany układ fal. Jeżeli zatem A
i B są węzłami sąsiedniemi, ma my wówczas

1. L=
Jeżeli A i B są węzłami, lecz nie sąsiedniemi, L zawiera p ew ną
całkowitą liczbę półfal. Ażeby wyrazić obadwa przypadki w tym
s amym wzorze, r ozumi ejmy przez i j edn ę z liczb całkowitych n a ­
stępuj ących

p rz yp uś ćmy następnie, że
3 L — \i X

Rozumiejąc przez T okres zaburzenia, przez c j ego prę dk oś ć p o ­


s uwania się po strunie, ma my l — cT\ zatem
4. T = 2 L / ic
170 Zasady akustyki Rozdz. VI

P r z yp a da ją ca na s ek u nd ę liczba d rga ń n jest odwrot nością okresu:


5. n = ic/2L
W e wzorach (3), (4) i (5) zawarte są prawa drgania struny, uni e­
r u c h o m i o n e j na obu końcach. Jeżeli i — l, powiadamy, źe struna
wy konywa drganie zasadnicze lub harmoniczne pierw sze ; dźwięk,
który o n a wówczas wydaje, naz ywamy jej tonem zasadniczym
a l b o harmonicznym pierwszym. Jeżeli i — 2, 3 i t. d., mówimy,
źe o dby wa ją się drgania har moni czne w yższe , mianowicie dru­
gie, trzecie i t. d.; dźwięki, które powst aj ą skutkiem tych drgań,
nazywamy tonami harmonicznemi wyższe/ni, mianowicie drugim,
trzecim i t. d.
Przypuśćm y, że strunie A B (rys. 1 1 2 ,1), unieruchomionej w A i B i napiętej,
nadaliśm y postać sinusoidalnej półfali i że następnie' pozostaw iliśm y ją
sam ej sobie sw obodnie. Każda cząstka struny odbyw a w ów czas ruch harmo­
niczny prosty m iędzy skrajnemi położeniam i, znajdującemu się na i /4s.,£;
poniew aż w tym ruchu okres nie
zależy od am plitudy (tom I, § 3 0 ),
przeto drgania w szystkich cząstek
są izochroniczne. Struna drga w e ­
d łu g praw § 63-go, przyczem
A — 2L, struna w ydaje zatem ton
zasadniczy.
Przypuśćm y, że strunę A B
IA
(rys. 112, II) unieruchom iliśm y w A
i B trwale, chw ilow o zaś w środku
C\ nadaw szy części A C postać s i­
nusoidalnej półłali A s,C , uw al­
niamy tę c zę ść i pozostaw iam y ją samej sobie. C zęść A C struny w ykonyw a
drgania; uwalniamy w ów czas punkt C. Zaczyna drgać i druga c zęść struny;
otrzym ujem y drganie harmoniczne drugie; prawa § 63-go stosują się, ale A = L\
C jest w ęzłem i pozostaje trwale w spoczynku. P odobnie otrzym ujem y drganie
harmoniczne trzecie, w którem A — \L (rys. 112, III) oraz dalsze drgania har­
m oniczne [i = 4, 5 i t. d.). W ykonyw anie takich dośw iadczeń, naprzykład na
skrzypcach lub na t. zw . m onochordzie, jest łatw e i pouczające; opisane w § 6 6 -y m
dośw iad czen ie M e l d e g o nadaje się także do tego celu w ybornie.
O znaczm y przez P t. zw . napięcie struny czyli w spólną w artość sił, dzia­
łających na końce któregokolw iek jej e le m en tu ; przez q rozum iejmy t. zw . lin jo w ą
g ę s to ś ć struny czyli stosunek m asy któregokolw iek elem entu do jego długości
(niezależny, jak przypuścim y, od wyboru elem entu). Prędkość c posuw ania się
fali po strunie czyni zadosyć równaniu następującem u, podobnem u do wzoru (1)
§ 7 3 -g o :
6. ciq = P
Ł ącząc ze sobą formuły (5> i (6), otrzym ujem y tw ierdzenie T a y l o r a :
i \ Ip
Drgania strun 171

Wzór ten streszcza w sobie prawa zjaw iska; odczytujem y z niego, jaki w p ływ
na w y so k o ść /'-go tonu wyw iera d łu gość L struny, jej napięcie P oraz g ę sto ść
linjowa q. W ykonanie prostych pomiarów, pozwalających spraw dzić słu szn ość
twierdzenia T a y l o r a , nie przedstawia trudności.

Strunę, nieruc ho mo ujętą na końcach, p o b u dz a m y do d rga ń


j akimkolwiek s p o s o b e m ; p o c i ąg a my ją naprzyklad smyczkiem;
albo, chwyciwszy strunę w p oś rodku, nad aj emy jej na chwilę
kształt łamany, poczem ją uwalniamy. Struna wydaje wówczas
zazwyczaj całą mnogość rozmaitych harmoni cznych tonów, do
których wydawani a jest z d o l n a ; d rganie struny jest zespołem
albo wynikiem niezmiernie wielu skł adowych d rga ń prostych,
drgań har moni cznych. Każde z pomi ędzy dr ga ń prostych h ar ­
moni cznych, odpo wi ad aj ące którejkolwiek wartości w szeregu (2),
może uczestniczyć w zespole, ale niekoniecznie uczestniczyć
w nim musi ; każde może o db ywa ć się energicznie i mocn o albo
ni eśmiało i słabo. Które z pomi ędzy t onów prostych h a r m o ­
nicznych s truny są o b e c n e w w yp a dk ow ym jej dźwięku oraz jak
znaczny biorą w nim udział, wszystko to zależy od s pos obu,
w jaki pobudzi li śmy lub p o b u d z a m y strunę do drgań. R o z u ­
mi emy teraz, że proste d rga ni a harmoniczne, o których przed
chwilą mówiliśmy, są do p e w n e g o st opni a tylko fikcyjne; są to
wydarzenia wprawdzi e możliwe, ale w całej czystości urzeczy­
wistniają się jedyni e w bar dzo szczególnych i wyjątkowych przy­
padkach.
Wi ad om o powszechni e, że dźwięki tej samej wysokości, ale
po ch o dz ą ce ze źródeł gł osu o dmi ennych, brzmią bardzo n i e p o ­
d o bn i e do siebie; każdy odróżni naprzyklad dźwięk skrzypiec od
dźwięku fortepianu, ch ociażby te dźwięki były zestrojone n a j d o ­
skonalej t. j. miały ściśle z go dn ą wysokość. Ażeby zrozumieć
ten fakt, wyobraźmy sobie, że p ewn a struna o db ywa drgania
dowolne, być może nadzwyczajnie zawiłe; jej dźwięk jest zatem
k ompl ek sem, zł ożonym z wielu t o nów har moni cznych s k ł a d o ­
wych. Przypuśćmy, iż, kierując się słuchem , chcemy znaleźć w y­
sokość dźwięku, który struna wydaje (§ 80). Doświ adczeni e p r z e ­
kon ywa nas o tern, że wysokość, stwierdzona przy p omo cy s ł u ­
chu, o dp o wi ad a liczbie d rg a ń na s e k u nd ę t on u zasadniczego ;
g d y zwracamy szczególną uwagę na wysokość w y p a d k o w e g o
dźwięku, s tajemy się widocznie wrażliwi przedewszystki em na
t on zasadniczy. Ta właściwość naszej uwagi tłumaczy nat ychmi ast ,
dl aczego dwa dźwięki wysokości z godne j lecz p o c h o d z e n i a r o z ­
172 Zasady akustyki Rozdz. VI

maitego maj ą zgoła o dm i en ny charakter: t ony zasadnicze tych


dźwięków mają liczbę drgań j ed na kow ą, ale rodzaj, d ob ó r i n a ­
tężenie t onów har moni cznych w yższych są w nich widocznie
n i e z go dn e i ni ejednakowe. Widzimy obecnie, że do scharakt e­
ryzowania p r os t eg o t onu h a r m on i cz ne go wystarczałaby liczba
drg ań na s ek un dę albo wysokość; lecz w dźwięku, który j est
niemal zawsze zawiłym s plotem t onów składowych, tak zwana
wysokość jest tylko pozorna, tyczy się bowiem tylko t onu z a ­
sadniczego, cechuj e tylko ton zasadniczy. Od liczby, od do boru
i s t os u nk o we go natężenia pozost ał ych t onów skł ado wyc h (t. j.
t onów harmonicznych wyższych) zależy właściwość dźwięków,
zwana jakością albo barwą ich brzmienia.

§ 85. O drganiu prętów.

Drgani a sprężyst ych prętów i d rga ni a strun wy prę żony ch o d ­


bywają się we dł ug praw n ap oz ór p o d o b n y c h ; dzieli je j e d n a k
ważna różnica. W pręcie drgającym czynna jest j eg o wł asna
sprężystość; w wyprężonej strunie, j ak wiemy, działa tylko n a ­
rzucone napięcie. Dl atego drgania do skonał ej struny m o g ą być
tylko poprzeczne, drgania zaś pręta bywają bądź poprzeczne,
bądź też podłużne.
Przypuśćmy, że u ni eruchomil iś my koni ec s talowego lub s z k l a ­
n eg o pręta; odchyl iwszy drugi (swobodny) koniec pręta i wy ­
zwalając go nagle, dostrzegamy, że pręt drga poprzecznie. O d ­
kształcenie, któremu p od d al i śm y pręt, jest gięciem (§ 31); w p o ­
przecznych drga nia ch pręta objawiają się zatem s prężys te j e go
własności, które wys tępuj ą przy gięciu. Do t ego t ypu zjawisk
zbliżają się drgania widełek strojowych.
W yobraźmy sobie, że w idełki stro­
b e b c
jow e, dźw ięcząc, wydają ton zasadni­
czy; drgania, które w ów czas w yk o-
w, nywają, m ożem y zrozum ieć ze sc h e ­
m atycznego rys. 113-go, A W miej-
: scach w , i w., tworzą się w ę zły ,
A B i w miejscach a, b, c tworzą się strzałki;
końce b i c ramion drgają zatem
wa w.
Wa przybliżenie poziom o, środek a drga
przybliżenie p io n o w o ; amplituda drgań
środka a jest jednak znacznie m n iej­
Rys. 113. sza niż am plitudy koń ców b i c. G dyb y
Drgania prętów 173

w idełki miały w ydaw ać w yższe tony harmoniczne, m usiałyby tw orzyć się na


nich, podczas drgań, w ęzły liczniejsze, jak to widzim y z rys. 113-go, B, w któ­
rym wyobrażono cztery w ęzły. Przy drganiach w ielow ęzłow ych pow staw ałyby
ostre łuki, do których ramiona w idełek naginają się z trudnością; dlatego zro­
zum iałą jest rzeczą, że widełki strojow e wydają dźw ięk, zazw yczaj bardzo zbli­
żon y do c zystego tonu zasadniczego.
O podł użnych drganiach prętów sprężystych ws pomni el iś my
już w § 77-ym; widzieliśmy, że można wzbudzić fale gł os owe
s tojące w kol umnie gazu, wywołując pod łu żn e d rgania sąs ied ni eg o
s zkl an ego pręta. W tern doświadczeniu p o d d a j e m y pręt takiemu
rodzajowi odkształceń, o jakich była mowa w § § 2 6 , 2 7 i 28-ym;
w podł użnych drga nia ch pręta zdradzają się więc te j eg o s p r ę ­
żyste własności, które wy ch odz ą najaw przy wyciąganiu.
P rzypuśćm y, że obadwa końce pręta są sw obodne. Jeżeli podczas drgań
tw orzy się jeden w ęzeł, w środku pręta, otrzym ujem y ton zasadniczy [i = 1);
g d y utw orzyły się dwa w ę zły (każdy w jednej czwartej d łu gości pręta, licząc
od najbliższego końca), otrzym ujem y drugi ton harmoniczny (; = 2). Rozumiejmy
przez L d łu gość pręta, przez c prędkość posuwania się w nim fali podłużnej,
przez n liczbę drgań w sekundzie tonu harm onicznego r-go; mamy znow u, jak
w § 8 4 -ym
1. n — ic/2L
O znaczm y przez E moduł Y o u n g a (§ 27), przez D g ę sto ść pręta; prędkość c
posuwania się w pręcie fali podłużnej czyni zadosyć równaniu

2. = E

analogicznem u do równania (1) § 7.3-go. W ciałach stałych sp rężystych prędkość


c jest znaczna; w stali naprzykład w ynosi 5300 m /se k , około 16 razy w ięcej
niż w atm osferycznem powietrzu. Taka w ysoka wartość prędkości c tłum aczy,
d laczeg o naw et zasadnicze tony prętów podłużnie drgających byw ają zw ykle
ostre i przenikliwe, nieraz nawet dla n aszego słuchu nieznośne.
Jeżeli drgania są m ocne, przem ieszczenia cząstek w strzałkach m ogą być
w ięk sze niż te, które wytwarzają się w wyciąganym pręcie pod w p ływ em ogrom ­
nych obciążeń; wydarza się nieraz, iż pręt szklany podłużnie drgający rozpada
się w strzałkach na warstewki, mniej w ięcej prostopadłe do osi.

Z a d a n ia .
1. W § 66-ym w idzieliśm y, że dla każdego rodzaju drgań struny w d o­
św iadczeniu M e l d e g o istnieje określona w artość napięcia, do takich drgań n ie­
odzow n a; w ytłum aczyć ten fakt.
2. Struna o dłu gości L, drgając poprzecznie, w ydaje ton normalny la,; jaki
ton wyda ta sama struna, tak sam o napięta, g d y skrócim y jej d łu gość do }/,?
jaką musiałaby m ieć d łu gość (zaw sze przy tern samem napięciu), ażeb y w yd a­
wała ton sol,? M ówiąc o tonach, które struna w ydaje, mamy tu zaw sze na m y­
śli ton zasadniczy.
174 Zasady akustyki Rozdz. VI

3. Tę samą strunę w yprężam y najprzód działaniem ciężaru 4 K g, następnie


działaniem ciężaru 9 Kg- Znaleźć interwał tonów (zasadniczych), które struna
w tych dw óch przypadkach wytw arza.
4. W yraziwszy w e w łaściw ych jednostkach w ielk ości P, q, i, L, w chod zące
do formuły (7) § 84-go, przekonać się, że n z tejże formuły wypadnie podana
w jednostce 1/sek, jak być oczy w iście pow inno.
5. Ton zasadniczy, który w ydaje struna, odpowiada liczbie drgań 640 na s e ­
kundę; drgająca c zę ść struny ma d łu gość 33 cm i m asę ! gr. D ow ieść, że na­
pięcie' struny w ynosi 6758400 dyn.
6. W drucie stalow ym , g ę sto śc i 7'5 gr/cm 3, prędkość posuwania się fali po­
dłużnej w ynosi 5300 m /sek; obliczyć m oduł Y o u n g a .
7. Pręt stalow y, którego g ę sto ść w ynosi 7'5 gr/crns, m odlił zaś Y o u n g a
ma wartość, podaną w § 27-ym , wprow adzam y w drgania podłużne; d łu gość
pręta równa się 132-5 cm . Znaleźć liczbę drgań kilku pierw szych tonów harm o­
nicznych, które pręt m oże w yd aw ać oraz d łu gość fali tych tonów , gd y biegną
w pow ietrzu, w 0 °C .
8. Pręt szklany C D , użyty w dośw iadczeniu K u n d t a (§ 77), ma 72 cm
długości. Przyjmując dla szkła D = 3 gr/cm 3, Z; = 7 5 X 1 0 10 d yn /cm 3, obliczyć
długość figur pyłkow ych, które utworzą się w powietrzu, w 0° C, pod ciśnie­
niem atmosferycznem.

§ 86. O drganiach własnych czyli swobodnych.

Prawami ruchu wahadł a zajmowal iśmy się w §§ 63 i 64-ym


t omu I-go; p rz ypo mn ij my sobie najważniejsze wnioski, które w y ­
nikają z ówczesnych wywodów. Jeżeli ampl ituda wahań jest mała,
ich okres T zależy j edyni e od dł ugości wahadł a i od p r z y śp ie ­
szenia ciężkości. G d y b y nie było p o d d a n e wpływowi zakłóceń
zewnętrznych, wahadło, wyp rowad zo ne z poł ożeni a równowagi ,
wahał oby się bez końca, zawsze w okresie T, o którym przed
chwilą wspomnieliśmy.
Bardzo małe wahania wahadł a są szczególnym pr zypadki em
ruchu h ar mon ic zn eg o pro st ego ; w tym ruchu o bowi ąz ują zasady
podobne. Okres T ruchu ha r mo n ic z ne go p ros t ego zależy od siły,
która poci ąga drgający punkt ku środkowi d r g a ń (§§ 30 i 31
tomu I-go); jeżeli, oprócz tej siły, ż a dn e inne nie działają na
punkt, ruch harmoni czny prosty trwa wiecznie, w okresie T zu
pełnie niezmiennym.
W drganiach wyprężonej s truny albo s prężys tego pręta s p e ł ­
nione są prawa p od o bn e, j akkolwiek są to układy ni eporównani e
zawilsze aniżeli wahadł o lub punkt, ożywiony ruc hem h a r m o ­
nicznym prostym. Ok re s małych drg ań s truny zależy od d ł u g o ­
Drgania wymuszone 175

ści i od napięcia struny tudzież od jej linjowej gęstości (§ 84}


ale nie zależy od s po sob u, jakim wzbudziliśmy drga ni a; g d y b y
nie ta niezależność, gra na skrzypcach lub wiolonczeli byłaby
niemożliwa. Okres niezbyt znacznych p odł użnych d rg a ń pręta-
zależy tylko od długości i gęstości p r ę ta oraz od j e g o mod uł u
Y o u n g a (§ 85); okres poprzecznych drga ń pręta zależy p o ­
dob ni e od i eg o rozmi arów i gęstości oraz od j e g o sprę żys ty ch
wł asności; dlatego ton kamer ton u jest ni ezmi enny i o k r e ­
ślony, dl at ego posi łkujemy się kamertonem, gdy stroimy i n s t r u ­
ment y muzyczne. G d y b y ś m y mogli uwolnić s trunę lub pręt od
wpływów niezachowawczych, jak o pory i tarcia, ciała te, w p r o ­
wadzone w drganie, następnie zaś s amy m sobie pozos tawione,
drgałyby nieograni czenie długo, zawsze we właściwych, nie
zmi en ny ch okresach.
Takie drgania nazywamy swobodne/ni albo własnemi d r g a ­
niami układów drgających. J ak widzimy, drgania swobodne, pod
działaniem nawet j ednorazowej pobudki, odby wa ją się, w układach
odosobnionych , w okresach, zależnych tylko od b udowy lub
urządzenia układu.

§ 87. O drganiach wymuszonych.


Bierzemy teraz na u wagę wprost przeciwny przypadek; przy
puszczamy, źe układ drgający pozost aj e pod wpływem pewnej
siły zewnętrznej , zatem nie j est o do s obn io ny . Przebieg drgań
zależy wówczas przedewszystkiem od s p o s ob u działania siły z e ­
wnętrznej. Jeżeli ta siła jest co do wartości i kierunku niezmienna,
nie wywiera wpływu na drgania; widzimy naprzykład, że siła
ciężkości nie przeszkadza i nie d o p o m a g a drg an io m strun, d z w o ­
nó w lub widełek strojowych, które dźwięczą przecież w polu tej
siły. Jeżeli przeciwnie siła zewnętrzna zmienia się o kre sowo
z czasem, wówczas wywiera ona wpływ ważny, niekiedy nawet
rozstrzygający, na drgania.
Jak w § 31-ym tomu I-go, przypuśćm y, że materjalny punkt m odbyw a
ruch harmoniczny prosty, um iejscow iony w prostej ± Ox; oprócz siły w ew n ętrz­
nej niechaj działa na punkt m, w kierunku Ox, siła zewnętrzna A cos lit. Stała
k jest w ów czas częstością okresow ej zm ienności siły zewnętrznej; okres tej
zm ienności w ynosi /k. Stała A jest am plitudą zmian siły zew nętrznej.
Przytaczam y niektóre przykłady przypadków, w których m oże być czynna
perjodycznie chwiejna siła zew nętrzna. Takiej siły m ogą dostarczać fale głosow e;
uderzając o powierzchnię naprzykład blaszki fonografu lub telefonu , b łon y pal
nika K ö n i g a lub b łon y ucha ludzkiego, fale sprawiają ciśnienie, zm ienne okre'
176 Zasady akustyki Rozdz. VI

sow o i wprowadzają blaszkę lub błonę w drgania, jak o tern wspom inaliśm y
już kilkakrotnie.
W idełki strojow e, jeżeli zostały raz pobudzone, odbyw ają drgania sw obodne;
.ale m ożem y perjodycznie w yw oływ ać w nich drgania, naprzykład zapom ocą
m ałego elektrom agnesu E
(rys. 114), um ieszczonego
pom iędzy ramionami w ide­
łek W W. Płynący przez
elektrom agnes prąd stały
nie okazuje na drganie w i­
dełek żadnego działania;
prąd przem ienny m oże w p ły­
w ać na ton dźw ięczących w id e łe k ; jak zobaczym y w artykule następnym , m oże
całk ow icie odm ienić ten ton.
Przez nić sw oją z w y k łe wahadło m oże w yw ierać okresow o zm ienną silę.
Powracając do rys. 64-go tomu
I-go, w idzim y, że napięcie M N
nici wahadła w ynosi m g cos 0
w oznaczeniach ów czesn ych ;
napięcie to zmienia się więc
okresow o. Wahadto rn, o dłu­
gości l, zaw ieszam y pod in-
nem wahadłem M, którego
dłu gość jest L (rys. 115);
podczas sw ych wahań w aha­
dło M musi w ów czas doznaw ać
działania siły obcej, zakłóca-
Rys. 115. jqcej, która zmienia się okre­
sow o.

Rozważmy, w jaki s p o s ó b o db ywa ją się drgania w układzie,


jeżeli działająca nań siła zewnętrzna zmienia się perjodycznie.
Z as ada niezależności ruchów d o p o m a g a nam w odpowi edzi na
to pytanie. W układzie o db ywa ją się wówczas dwa rodzaje drgań.
Do chodzą w nim do skutku, po pierwsze, drgania swobodne , te
same, które wynikają z gry sił wewnętrznych, bez udziału z e ­
wnętrznych zakłóceń. P od j e dno cz es ny m j ed n a k wpł ywem z e ­
wnętrznych i wewnęt rznych sił wytwarzają się po wtóre drgania,
niezależne od s wo b o d n y c h i n i e p o d o b n e do nich; nazwi emy je
w ym uszonem i drganiami. Częstość drgań wy mu szo ny ch jest i d en ­
tyczna z częstością zmian siły zewnętrznej; drgania w ymus zon e
idą zatem w takt siły obcej, odby wa ją się niejako pod jej k o ­
mendą, dlatego zasługuj ą na nazwę, którą im n adajemy. O d b y ­
wające się rzeczywiście w układzie drg an ia wynikają z d o d a w a ­
ni a się do siebie d rg a ń s w o bo d ny ch i w ym us zon yc h czyli są ich
Z jaw iska rezonancji 177

wypadkowemi. Wi emy jednak, iż w każdym układzie pracuj ą


wpływy niezachowawcze, rozmaite opory i tarcia; dzięki tym
działaniom drgania s wo b o d n e zazwyczaj zamierają ni ebawem
i giną, g d y t ymczasem drg ani a wymuszone, poni eważ są zasi­
l ane nieustannie przez wpływ siły zewnętrznej, nie u spakajaj ą
się. Dl atego drgania wymus zon e są ważniejsze niż s w o b o d n e ;
tylko one pozost aj ą na widowni wydarzeń, g dy gra sił i bi eg
drgań już są utrwalone. G d y drgania s w o b o d n e umilkły, wówczas,
p o d naciskiem siły zewnętrznej, odprawiają się już tylko drgania
w ymu szon e.

§ 88. Zjawiska rezonancji.


Częstość drgań s wo b od ny ch , jak wiadomo, j est istotną ce chą
■drgającego układu; b ud o wa układu, j eg o mec ha ni zm rozstrzyga
o tej częstości. Ale częstość drgań wy mus zonych nie jest wła­
sności ą układu, jest w ni m prz ypadk owa i obca, al bowi em równa
się częstości wahania się siły zewnętrznej. Między pierwszą c z ę ­
st ości ą a d rug ą ni ema więc związku. Częstość siły zewnętrznej
może być większa lub mniejsza niż częstość d rg a ń s wo bodnych;
może także się zdarzyć, że jest jej równa. Ó w wyjątkowy przy­
p ad e k za słu gu je na szczegól ną naszą uwagę.
We źmy p on own ie pod rozbiór d rga ni a wymuszone, które
układ o db ywa pod wpływem siły zewnętrznej; ażeby poznać te
■drgania, zapytuj emy o ich częstość i amplitudę. Częst ość drg ań
wymuszonych, równa częstości zmian siły zewnętrznej, jest dana
wyłącznie przez rytm jej chwiejności. Amplituda drgań, w y m u ­
sza nych przez siłę zewnętrzną, stosuje się przedewszystki em do
ampl itudy tej siły; ale zależy ona również od obu charakt er y­
stycznych częstości, od częstości drgań własnych i od częstości
wahania s ię. sił y zewnętrznej. Jeżeli zachodzi s zczególny p rz y ­
padek, o którym przed chwilą wspomni el iśmy, jeżeli siła z e ­
wnętrzna waha się w tym s amym prz ypadk owo rytmie, w k t ó ­
rym (jak świadczą drgania s wo bo dn e) układ sam przez się jest
s kł onny kołysać się, wówczas działanie siły zewnętrznej, nie
n apo ty ka ją c przeszkody, rozwija się w pełni; ampl ituda d rga ń
może wówczas zwiększać się z czasem, układ może drgać coraz
żywiej i żywiej; g d yb y nie sprzeciwiały się opory i tarcia, układ
m ó g łb y rozedrgać się po pr os tu bezmiernie. Ka żdemu z na n e są
p o d o b n e zjawiska, zwane rezonancją albo oddźwiękiem. Każdy
N ., Z., Fizyka, II. 12
178 Zasady akustyki Rozdz. VI

z nas widział, jak G a l i l e u s z , że «jeden człowiek, uderzeniami


wymi erzanemi w st os owny ch chwilach, może wprawić w znaczne
wa hani a dzwon kościelny olbrzymi».
Przykłady wydarzania się rezonancji są niemal codzienne. Na równej drodze
pow óz zaczyna niekiedy drgać niezwyczajnie; koń w strząsa g o w pew nym takcie,
który zgadza się w idocznie z taktem drgań w łasnych. W agon m oże na reso­
rach drgać niebezpiecznie, g d y uderzenia o końce szyn przypadają w pew nym
stałym odstępie, równym okresow i drgań w łasnych. Przejeżdżając przez m ost
w iszący, oddział konnicy pow inien zaw sze łamać sw ój praw idłow y ordynek; w y ­
darzyło się niejednokrotnie, że drgania w ym uszone, w yw ołan e w m oście, dopro­
w adziły go do katastrofy. Jeżeli okres fal morskich jest bliski okresu w łasn ych
oscyllacyj okrętu, zataczania są niebezpieczne, jak o tem dobrze w iedzą d o ­
św iadczeni marynarze. Górnemu wahadłu M , w yobrażonem u na rys. 115-ym , na­
dajm y m asę dużą w stosunku do m asy dolnego wahadła m \ d łu g o ści L i Z nici
w ahadeł uczyńm y sobie równe; przekonam y się, że w ahadło m m oże rozkołysać
się znacznie, chociaż M porusza się słabo. W spostrzeżeniu, które przytoczyli­
śm y przed chwilą za G a l i l e u s z e m , dzwon jest rodzajem zaw iłego wahadła;
okres tego wahadła zależy od sposobu zaw ieszenia a także od rozkładu w d z w o ­
nie m asy spiżow ej, ale w danym dzw onie, w pew ien sp osób zaw ieszon ym , jest
określony; g d y w odstępach czasu, równych temu okresow i, udzielam y układowi
im pulsów , w yw ołu jem y drgania coraz bardziej rosnące.
P rzytoczyliśm y tutaj przykłady rezonancji w m echanicznych zjawiskach;
równie dobrze znane są w szystk im akustyczne przypadki oddźw ięku. Rozmaite
sp rężyste p łyty lub krążki (np. t. zw . gongi), a naw et niekiedy pospolite nasze
kieliszki i dzw onki »odpowiadają* czyli odzyw ają się nagle, g d y w ich sąsiedztw ie
przebiega fala głosow a o dostatecznem natężeniu i o w łaściw ej częstości. Istnieje
pew ien gatunek św ierszcza (G rillu s ), trzym ający się m ieszkań ludzkich; ostry
ton, który w ydaje organ strydulacyjny te g o owadu, jest szczególn ie niemiły,,
poniew aż liczba drgań tego tonu różni się zw ykle nieznacznie od liczby drgań
w łasnych błony ucha ludzkiego. D obierając czę sto ść wahania się prądu, w zbu­
dzającego elektrom agnes E (rys. 1141, w taki, sp osób , ażeby ta często ść była
zgodna z częstością drgań w łasnych w idełek W, m ożem y wprawić w idełki w w y ­
bitne drgania rezonancyjne. W szystkie te zjawiska są przypadkami oddźw ięku;
ale najlepszego w tej mierze przykładu dostarcza zachow anie się pow szechnie
znanych p u delek drew nianych, na których byw ają rozpięte struny instrumen­
tów sm yczk ow ych: skrzypiec, w ioli, w iolonczeli, kontrabasu. Same przez się,
dźw ięki strun są słabe i ciche; bezpośrednim sprawcą dźw ięków , które p rzyp i­
sujem y instrumentom sm yczkow ym , jest drganie rezonancyjnych ich pudeł oraz
zawartych w nich w arstw atm osferycznego powietrza. Dzięki sw ej zawiłej bu­
dow ie, pudła rezonancyjne instrum entów , wraz z uw ięzionem w nich pow ietrzem ,
m ogą drgać w rozm aitych okresach, jak tego w ym aga ich przeznaczenie. Układ
i postać dzisiejszych rezonancyjnych pudełek znaleziono po wielu d ośw iadcze­
niach i próbach, kierując się głów n ie artystycznym instynktem ; za naszych cza­
sów nauka wykazała, dlaczego one nadają się tak dobrze do przeznaczonej
im roli.
Oz nacz my krótko przez F siłę zewnętrzną, przez M układ
drgający. Wyrażaliśmy się dotychczas w taki sposób, jak g d y b y
8 oo z jawisna rezonancjL

istniał tylko układ M, na który działa jakaś o der wana siła F.


W istocie układ M znajduj e się raczej wobec p e w n eg o i n ne go
układu, p owi edz my AA, który wywiera nań siłę F. Układ AA, dzia-
. łając na M, doznaje od M przeciwdziałania, z godni e z trzecią
z a sa dą dynamiki. G dy układ AA wytwarza w układzie M drgania
wymuszone, j ednocześ ni e M wywołuje takie drgania w układzie
N. Dzięki tym wz aj emny m działaniom energja z j e d n e g o układu
przepływa do d r u gi e go układu. P rz yp uś ć my na chwilę, że układ
M czerpie chciwie ene rg ję z układu AA; działanie układu AA sła­
bni e wówczas i może się zdarzyć, że strumień energj i odwróci
się: z układu M energj a zaczyna powracać n ap owr ót do AA. T a ­
kie zjawiska d o s tr ze g am y napr zykł ad na dwóch wahadłach j e d n a ­
kowej długości, które obo k siebie zawiesiliśmy na pozi omo r oz ­
piętej grubej kauczukowej rurze.
Już w XVIII-em stuleciu zauw ażył E l l i c o t t w Anglji, że dwa zegary, za­
opatrzone w wahadła jednakow ej długości, jeśli w iszą na tym samym pręcie,
uspakajają się n ap rzem ian : raz idzie jeden, to znow u drugi. Podobnie zacho­
wują się dw ie struny jednakow e, rozpięte na tern samem rezonancyjnem pudełku.
Ustaw iam y naprzeciw siebie dwa kam ertony: A, B; każdy jest um ieszczony
na rezonancyjnem pudełku. Przypuśćm y, że te kamertony są zestrojone d ok ład n ie;
ich tony zasadnicze mają ściśle tę samą w ysok ość. P ociągnąw szy sm yczkiem po
w idełkach A, po chwili dotykam y ich palcem, przez co tłum imy ich drganie:
sły szy m y w ów czas, że w idełki B dźw ięczą wyraźnie. W yzwalam y widełki A
i po chwili tłum im y drgania w idełek B \ sły sz y m y w ów czas ton, który wydają
widełki A. Chociażby kam ertony A i B znajdow ały się w odległości kilku m e­
trów od siebie, dośw iadczenie udaje się łatw o w zam kniętym pokoju; m ożem y
zazw yczaj bez trudności odw racać kilka razy z kolei kierunek płynięcia energji:
od A do B i znów od B do A.
R O Z D Z I A Ł SIÓDMY.

R ozszerzalność cieplna materji.

$ 89. Rozszerzalność linjowa, powierzchowna i sześcienna.

Wi emy z rozdziału d rug ieg o, że ciała materjalne rozszerzają


się, niemal wszystkie, gdy ich t emp er at ura się p o dn o s i i że
kurczą się wówczas napowrót, skoro t emper at ur a opada. T ak ą
własność ciał naz ywamy ich cieplną rozszerzalnością ; pokrót ce
za jmi emy się nią w niniejszym rozdziale.
Ust anowi li śmy już t ymczasowo p odzi ał ciał materjalnych na
stałe, ciekłe i gazowe. Podzi ał ten wprawdzie jest dość powi er z­
chowny, lecz może nam przecież d o po m óc do uchwyceni a ni e­
jaki ego p orządku w dziedzinie zjawisk, którym chc e my się przyj­
rzeć. Będziemy więc mówili z kolei o cieplnej rozszerzalności
ciał stałych, cieczy i gazów. Zobaczymy, że i w tej dziedzinie
s t a n y skupi eni a materji różnią się od siebie n ao gó ł dość z n a­
cznie; gazy rozszerzają się zazwyczaj o wiele więcej niż p o s p o ­
lite ciecze; ciecze rozszerzają się przeważnie znaczniej aniżeli
ciała stałe. Ale i te różnice, jak p rz e ko na my się o tern w p ó ­
źniejszym rozdziale, nie są bynaj mni ej istotne.
Objętość płynu (t. j. cieczy lub gazu), w stanie r ównowagi ,
zależy od ciśnienia wywi eranego na płyn oraz od temperatury.
Jeżeli ciśnienie jest stale, obj ęt ość płynu zależy tylko od t e m ­
peratury; szukając praw tej zależności, b a d a m y t. zw. sześcienną
rozszerzalność cieplną ciał płynnych. Postać p ł yn u zależy n a t o ­
miast nietylko od zewn ęt rz nego ciśnienia i od temper at ury, lecz
również od ub ocz nych okoliczności, naprzykład od kształtu n a ­
czynia, w którem płyn jest zawarty; dl at ego o zależności postaci
płynu od temperat ury n i e p o d o b n a j est mówić. Inaczej mają się
rzeczy w ciałach stałych, t. zw. sprężyst ych; w tych ciałach nie-
Rozszerzalność cial stałych 181

tylko obj ęt ość lecz również i postać zależy od działania ciśnień


lub ci ągni eń zewnętrznych a nadt o od temperatury. Jeżeli zze-
wnątrz wywierane są siły niezmienne, rozmiary linjowe oraz pole
zewnętrznej powierzchni ciała stałego zależą tylko od t em pe r a­
tury. Szukając praw tej zależności, b a d a m y t. zw. linjową a lbo
też powierzchowną rozszerzalność cieplną ciała s t a ł e g o ; sze­
ścienna rozszerzalność ciała, jak zobaczymy, wynika łatwo z li-
njowej.

§ 90. Rozszerzalność linjowa ciał stałych.


Mamy pręt A, jednolity, wy robi ony z ciała stałego i zot ropo­
wego; ogrzewamy go j ednos taj ni e do rozmaitych t emper at ur.
Mierzymy dł ugość l pręta w każdej temper at urze T; t emperatury
mi erzymy j ednocześ ni e t ermomet re m rtęciowym. Przyp uś ćmy,
że w t emper at urach 0° C, 1° C, 2° C i t. d. pręt A ma d ł ugo ść
l0, l2 i t. d.; w dowolnej temperat urze T ma dł ugoś ć l. Różnice
1- 4 4> li Iq ^ lo
wyrażają wydłużenia, których pręt doznaje, gdy t emper at ura od
0° C p odnos i się do 1° C, do 2° C i t. d., wreszcie do T. W y ­
niki takie przedstawiają się j as no w postaci geometrycznej lub,
j ak często mawiamy, graficznej. P o p r o wa dź m y w płaszczyźnie
osi OT i OL, wzajemnie prost opadł e do siebie (rys. 116) Na osi
odciętych OT o d kł adamy odcinki 0 7 ) , 0 7 2,..., które (w dowolnej
skali) wyobra żaj ą t emper at ury 1° C, 2 ° C , . . . ; odcinki OTu TfTt,
727s, . . . wyobrażaj ą wówczas zmiany temperatury o jeden st opień
skali termometrycznej.
W punktach 7), 7 « . . .
prowadzi my proste,
r ównol egłe do osi rz ę ­
dny ch OL\ o d mi er z a­
my na nich, w d owol ­
nej skali, odcinki T f,,
724,---, które mają wy- q
obrażać długości 4, 4 Ti Ta T, T
i t. d.; na osi OL od- Rys n g
mi erzamy jeszcze l0.
P unkty 4 , 4 , . . . . tworzą, jak przypuszczamy, krzywą ciągłą 4 4
która wyobraża geomet ryczni e rozszerzalność cieplną pręta A i p o ­
zwala ją objąć j ed ne m spojrzeniem. G d y b y naprzykład 4 / o ka ­
182 Rozszerzalność cieplna materjl Rozdz. VII

zała się linją prostą, powiedzielibyśmy, źe wydłużenia (1) są


propor cj onal ne do zmian temperatury. Doś wi adc zeni e nie daje
j e d n a k zazwyczaj takiego wyniku. Ot rz ymuj e my najczęściej linję
l0l zakrzywioną, wklęsłą ku górze (rys. 116); wydł użenia (1) r o ­
s ną zatem szybcej z p od n os ze n ie m się temperat ury niż g d yb y
były do zmian temperat ury proporcjonalne.
Zamiast pręta A, o grz ewamy do tych samych t emper at ur inny
pręt B, wyrobi ony z tej samej substancji, lecz w 0° C dwa razy
dłuższy niż A. Zamiast dł ugości t0, lx, /2, __ będziemy teraz
mieli 2 2/j, 2 /2, — ; pręt B zachowa się jak dwa tuż za s obą
po ło żo ne pręty A. Zami ast wydł użeń (1) ot rzy ma my więc dwa
razy wi ększe; g d y b y ś m y posłużyli się prętem C. wyrobi onym
z tej samej s ubstancji jak A oraz B i g d y by w 0° C d ługoś ć
pręta C była trzy razy większa niż d ł ugo ść pręta A w tejże t e m ­
peraturze, otrzymali byśmy wydłużenia trzy razy większe. U w a ­
żajmy teraz, zamiast prętów A, B, C i t. d., raczej substancję
czyli g a t u n e k materji, z kt órego one są wyrobione. Istotną miarą
cieplnej rozszerzalności s ubstancji między 0° C a t emp er at urą T
nie jest wydłużenie l — /0, które s po st rz e ga my w jej egzemplarzu
A ani wydłużenie 2 ( / —10), które o bs er wuj emy w B ani żadne
z pozostałych wydłużeń; one wszystkie zależą od i n dy wi d ua ln o ­
ści pręta. Jednostkowe nat omi ast wydłużenie , czyli s t os un ek
( /—/<,)//„, jest dla A, B, C , . . . . j ed nako we: o no zatem jest miarą
s zukaną. Podzi el my to j e d no s t ko we wydł użenie przez liczbę T\
o t rzyma my iloraz niezależny od wyb o ru j e d n o s t e k długości,
w których / i l0 są w y r a żo n e; iloraz ten x:

naz ywamy średnim spólczynnikiem linjowej rozszerzalności ciepl­


nej uważanej substancji po mi ęd zy t emper at urami 0° C i T.
Z równani a (2) otrzymujemy:

3. / = /0 ( 1 - ł - x 7 ’).

Oznaczając przez X wydłużenie j ed no st kowe, mamy


4. * = Z/T.

Wyobr ażając zależność wydłużenia j e d n o s t k o w e g o X od t e m p e ­


ratury 7 graficznie, ot rzy muj emy krzywą 0 2 , przedst awi oną na
rys. 117-ym. Średni s półczynnik rozszerzalności % pomi ędzy 0° C
Rozszerzalność ciał stałych 183

a T wyraża się, p o d ł u g r ównani a (4), jako s t os unek TA/OT czyli


j ako t ang TO l na rys. 117-ym. Biorąc na uwagę inny przedział
t emperatur, np. od 0° C do ^
7j, ot rzymali byśmy w tym
przedziale i nny średni spół-
czynnik xu który wyraża
s ię jako t an g TxOX^ na rys.
117-ym. Gd y t emperat ura
Tx jest niższa niż 7, w ó w ­
czas, jak widzimy, mamy
O ; lecz g d y b y /„/ na rys. R ys. 117.
116-ym, a zatem także O l
na rys. 117-ym, były linjami prostemi, mielibyśmy xl = x, spół-
czynnik x był by wówczas niezależny od t emper at ury czyli stały.
Dla o gr omnej większości ciał stałych linje lQl i O l są krzywe
a nie proste; ale rysując je nawet w największej skali, na jaką
pozwala d o kł adn oś ć pomiarów, przekonal ibyśmy się, że linje te są
n a o gó ł bar dzo słabo wygięte. Zadawal ni aj ąc się pierwszem p r z y ­
bliżeniem, m o że my zatem poczytywać spół czynni k x za stały, od
T niezależny; innemi słowy, możemy przypuszczać, że wzór (3)
stosuje się p omi ędzy 0° C a dowol ną t emper at urą 7, przyczem x
ma wartość zawsze tę samą.
Objaśniamy p o w y ższe uwagi następującym przykładem . W yobraźm y sobie
pręt, w yrobiony z czystej p latyn y; jego d łu gość l„ w 0° C w ynosi 1 metr. G dy
ogrzew am y ten pręt, okazuje on d łu gość następującą:
w 0»C . .. . 1-000000 m
w 50° C . .. . 1-000448 m
w 100° C . .. . 1-000902 m
w 200» C . . . . 1-001829 m
Średni spółczynnik rozszerzalności x w przedziale od 0° do 100° C, obliczony
w ed łu g p o w y ższe g o równania (2), wypada
x = 000000902
P osługując się tą średnią w artością, obliczam y przy pom ocy równania (3):
w 50° C ............................. 1 = 1-000451 m
w 200» C ............................./ = 1-001804 in

W artości te różnią się nieznacznie od w yżej przytoczonych obserw ow anych war­


tości.
W następującej tablicy podajem y średnie wartości sp ółczynnik ów linjowej
rozszerzalności niektórych substancyj pom iędzy 0° a 100» C. A żeb y zdać sobie
spraw ę ze znaczenia tych wartości, wyobraźm y sobie, że mam y kilka różnych
■okazów naprzykład m iedzi. Jeżeli m iedź w tych okazach jest czysta, są one
184 Rozszerzalność cieplna materji Rozdz. V lł

chem icznie id e n ty c zn e ; lecz, g d y je przyrządzano, posługiw ano się m oże różnemi


sposobam i m echanicznego postępowania, np. kuciem , klepaniem, w alcow aniem ,
w yciąganiem ; b yć m oże, iż topiono metal lub osadzano g o elektrolitycznie. Taka
rozmaita p rz e s z /o ś ć okazów pozostaw ia w nich ślady trwale; okazy m ogą m ieć
rozszerzalność nieco odmienną. To samo pow iedzielibyśm y o różnych okazach
żelaza, cynku lub innych metali. Podane zatem w tablicy w artości m ogą być
tylko średnie i przybliżone. Podobna uwaga stosuje się, w w yższym je sz c z e
stopniu, do substancyj, których skład byw a rozmaity, jak np. stal, m osiądz,
szk ło ; dla takich ciał podano granice, m iędzy któremi zawiera się z w y k le war­
tość spółczynnika x.
Stopiony kw arc: 0 '5 X 1 0 ~ M iedź: 16‘7 X 1 0 " 6
Szk ło: od 5 7 do 8 9 X 1 0 Mosiądz: od 18 3 do 1 9 '6 X 1 0 -8
Ż elazo: 12X 10- Srebro: 190X 10-
S ta l: od 10-6 do 1 2 - lX 1 0 - ° Cynk: 29 0 X 1 0 8
Drew no jest wybitnie anizotropow e: okazuje ono linjową rozszerzalność
o w iele w iększą w kierunku poprzecznym do w łókien aniżeli w kierunku p o ­
dłużnym

§ 91. Rozszerzalność sześcienna cial stałych.


Wyo br a źm y sobi e ciało stałe, kt ór eg o mas a jest niezmienna;
obj ęt ość ciała w temper at urze 0° C wynosi V0, w innej zaś (wyż­
szej) t emper at urze T wynosi V. Różnica V—V0 jest rozszerzeniem
ciała, towarzyszącem podn ies ieni u t emper at ur y od 0° C do T.
Rozszerzenie V— V0 j est p rop or cj on al ne do V0; zatem nie o n o
samo lecz jednostkow e rozszerzenie {V—V0) /V 0 jest właściwą
miarą sześciennej rozszerzalności cieplnej gat unku materji, z k t ó ­
r ego uważane ciało jest wyrobione. Twor ząc nas tępuj ący iloraz,
który oznaczamy przez a:

n az ywamy go średnim spólczynnikiem sześciennej rozszerzalno­


ści cieplnej badanej substancji p omi ędzy temperat urami 0 ° C i T;.
iloraz ten jest niezależny od wyboru j ed no s te k objętości, w k t ó ­
rych wyrażamy V i V0. Z równani a (1) otrzymujemy:

2. V = V 0(1 + aT).
We źmy na u wa gę sztabę pr os topadł oś ci enną, wyrobi oną z uwa­
żanej s ubstancji i p rzypuś ćmy, że w t emper at urze 0° C szt aba
ta miała d ł ugo ść a„, wys okoś ć b0, szerokość c0; mamy zatem

3. V0 — a0 b0 ct
Pomiary rozszerzalności 185

Ogr z ewa my teraz sztabę do t emperatury T. Jeżeli a, b, c o zna­


czają długość, wys okoś ć i szerokość sztaby w t emper at urze T
i jeżeli x jest ś rednim spółczynnikiem rozszerzalności linjowej
p omi ędzy 0° C a T, mamy
4. a = a0(1 -(- xT) ; b = b0 (1 -f- y.T) ; c = c0 (1 -j- xT)
oraz nadto
5. V = abc
Z równań (2), (3), (4) i (5) w ypr ow ad za my z łatwością
6. aT = 3 x T + ZxST* + x»T>
J ak w pop rz e dn i m artykule widzieliśmy, spółczynnik x j est zwy ­
kle tak mały, źe, dla niezbyt znacznych wartości liczby T, wol no
najczęściej za ni ed b ać wyrazy Zx2T 2 i x3T 3 wobec 3 xT. Otrzy­
m uj em y zatem w tem przybliżeniu
7. a = 3x
Znając spół czynni k rozszerzalności linjowej, możemy obliczyć
s półczynnik rozszerzalności sześciennej.
Po nie waż masa M ciała, które ogrzewamy,' pozost aj e nie­
zmienna, obj ęt oś ć zaś V rośnie, przeto średnia gęst ość D ciała
(tom I, § 103) zmniejsza się przy ogrzewaniu. Rozumiejąc przez
D 0 i D ś re dnią gę‘stość ciała w 0° C i w temperaturze T, m a my
8. M — V0D0 = VD
skąd, wobec równania (2), wy prowadza my

9- D = 71 -(- aT
r

§ 92. O sposobach mierzenia rozszerzalności ciał stałych.


W zbiorach szkolnych przyrządów, służących do obj aśni ani a
nauki fizyki, zna jdu je my nieraz aparat, przedst awi ony na rys.
118-ym. P ręt met al owy AB, przyciśnięty w pobliżu końca B
ś rubą S, rozszerza się, gdy go ogrz ewamy; dr ugi m swym k o ń ­
cem A działa on wówczas na zgiętą pod kątem prost ym dźwi­
gnię ab; d rob ne przesunięcie ramienia a sprawia oczywiście
znaczne przemi eszczeni e wskazówki b wzdłuż skali cc.
M oglibyśm y łatw o pow iększyć czu łość tego przyrządu; lecz jego w ady
leżą gd zieind ziej. Temperatura, do której ogrzew a się pręt A B , jest nieokre-
186 Rozszerzalność cieplna mat erji Rozdz. VII

ślona, zm ierzyć ją trudno; niema przytem pew ności, czy urządzenie miernicze
abcc podczas dośw iadczenia nie ogrzew a się również. Od takich zarzutów wolna
jest m etoda R a m s d e n a (1785), udoskonalona wjBiurze M iędzynarodow em Miar

Rys. 118.

i W ag w Sèvres, pod Paryżem; w skażem y tutaj ogóln ik ow o głów ną m yśl tego


postępowania. W yobraźmy sobie dwa nieruchom e stupy S, S (rys. 119), do k tó­
rych przytwierdzone są m ikroskopy M , M ; pod m ikroskopami, w kierunku pro­
stopadłym do p łaszczyzny rysunku, m ogą przesuw ać się po szynach dw ie sztaby,

R ys. 119.

um ieszczone w stosow nych kąpielach; kąpiele te mają zapew niać temperatury


wiadom e i stałe. Jedna sztaba znajduje się w 0 ° C; ta jest normalnym wzorcem
długości; zm ieniam y dow olnie temperaturę drugiej sztaby, której rozszerzalność
badamy. Na sztabach w yryte są poprzeczne cienkie kreski, które obserw ujem y
w polu widzenia m ikroskopów. Okulary m ikroskopów są poziom o przesuw alne
przy pom ocy śrub m ikrometrycznych; dzięki tem u urządzeniu m ożem y m ierzyć
dokładnie drobne poziom e przem ieszczenia w e w spom nianych okularach.

§ 93. Przykłady i zastosowania.


Nauka o cieplnej rozszerzalności ciał stałych ma wiele z a ­
s tosowań w życiu praktycznem; mus imy liczyć się z nią również
§ 93 Przykłady i zastosowania 187

codziennie w naukowych badaniach. P rze bie gni emy tutaj pokrótce


niektóre przykłady.
W yobraźmy sobie m ost stalow y o długości 500 m. Nieprzerw any pręt sta ­
low y, tej długości, w temp. 30° C b yłb y mniej w ięcej o 27 cm d łu ższy aniżeli
w temp. —20° C (§ 90); zakończeniom mostu m usim y zatem pozostaw ić pewną
sw obod ę przem ieszczeń, pragnąc, ażeb y on nie w ykrzyw iał się podczas upałów
i nie kurczył się niebezpiecznie w razie mrozu. P odobne uw agi stosują się do
rur gazow ych , w od ociągow ych i t. p. Obręcze] bywają naciągane «na gorąco»
na koła; rozchylone mury budynków w yprostow yw ano niekiedy, działając na nie
rozgrzanemi żelaznem i sztabami, które k u rczyły się,
stygn ąc. Przy jednakow em ogrzaniu m iedź, jak już
w iem y, rozszerza się znaczniej aniżeli żelazo; z tej ok o­
liczności technika często korzysta przy budow ie roz­
maitych fabrycznych urządzeń. R ozszerzalność szkła
różni się zw ykle niew iele od rozszerzalności platyny;
naczynie szklane, do którego wtopiono platynow y
drucik, nie przestaje zatem b y ć szczeln e (gdy stygnie)
w m iejscu zetknięcia platyny i szkła.
Przypuśćm y, że wahadło, w yrobione z m osiądzu,
ma w 0 °C d łu gość L; w tem p . 1 0 °C ma w ów czas
d łu g o ść 1-000191. O znaczm y przez 7 okres wa­
hań wahadła w 0 ° C ; w temp. 10° C okres wahadła,
w ed łu g § 6 3 -g o tomu I-go, w yn iesie l'0 0 0 0 9 5 r ; zegar
w tej temperaturze będzie w ięc szed ł powolniej; op ó­
źnienie w yn iesie przeszło 8 sek . w przeciągu doby t. j.
prawie m inutę po u p ływ ie tygodnia. Od podobnych
zakłóceń staramy się być wolni, budując t. zw . k o m ­
p en sa cyjn e w ahadła; rys. 120 objaśnia urządzenie
prostego typu takiego wahadła. Przypuśćm y, że te m ­
peratura otaczającego powietrza podnosi się ; dla ja ­
sności w yobraźm y sobie, że najprzód ogrzew a się
m osiężny pręt A B wraz z (m osiężną również] oprawą
C CD D \ d łu g o ść tych części przyrządu pow iększa się
w ów czas. P rzypu śćm y teraz, że ogrzew a się również
i rtęć w naczyńkach AW ; pow ierzchnie jej słupków
podnoszą się. M asę rtęci w naczyńkach oraz roz­
miary m osiężnych części przyrządu m ożem y tak do­
brać, że d łu gość sku teczn a , od której zależy okres
wahadła, pozostaje mimo ogrzania niezm ienna. Rys- 120.
Na p ow yższym przykładzie w idzim y, że przy ści­
sły c h pomiarach m usim y liczyć się z cieplną rozszerzalnością skal m ierniczych,
naczyń (stanowiących w zorce pojem ności) oraz w szelkich w ogóle ciał, któremi
posługujem y się w ów czas. Wynikającą stąd pew ną zaw iłość m ożem y nieraz zna­
cznie złagod zić dzięki odkryciu, którego w r. 1897 dokonał fizyk francuski
G u i l l a u m e . U czony ten spostrzegł, że s ta l n ik lo w a , zawierająca na 1 k g cał­
kow itej m asy 361 gr niklu, okazuje w yjątk ow o małą rozszerzalność w zakresie
-od 0° C do 200° C, m ianowicie 12 razy m niejszą niż rozszerzalność stali bez
188 Rozszerzalność cieplna m aterji Rozdz. VI!

niklu, l i razy m niejszą niż rozszerzalność czystego niklu. Z takiej zatem stali
niklow ej, którą G u i l l a u m e nazwał inw arem , można wyrabiać mało rozsze­
rzalne skale, wahadła i inne w zorce, które przy dokładnych pomiarach oddają
znaczne usługi.
Każdemu w iadom o, jak często pęka grubościenne szklane naczynie, g d y
ogrzew am y je nagle; chłodne w arstw y szkła nie m ogą nadążyć za rozszerzają-
cem i się gorącem i. To nam tłum aczy, d laczego kolby, retorty i probówki che
mików są cienkościenne. Od niejakiego czasu w chod zą w użycie naczynia, w y ­
rabiane z krzem ionki lub stop ion ego kwarcu, niekiedy z różnych borokrzem ia-
nów . R ozszerzalność naczyń kw arcow ych jest bardzo nieznaczna (por. § 90)
a w ytrzym ałość niezw ykła; mocno rozgrzane kw arcow e naczynie, zanurzone n a ­
g le w chłodnej w od zie, nie pęka.
R ozszerzające się lub kurczące się, skutkiem zmian temperatury, ciało stałe
m oże działać na otoczenie siłami oibrzym iem i; łatw o obm yśleć dośw iadczenia,
które wykazują p otęgę w ystępujących tu skutków . W iem y z rozdz. Ill-go, że
na sztabę żelazną musi działać ciągnienie ogrom ne, ażeby ją ocenialnie w y d łu ­
żyć; że na kulę m osiężną musi b y ć w yw arte ciśnienie olbrzym ie, jeżeli kula ma
nieco się ścisnąć. W idzimy zatem , że w kilogramie w ęgla lub nafty utajona jest
dynamiczna potęga,której przyciąganie ziemi ani nasze m ięśnie rozw inąć nie m ogą;
ogrzewając żelazo lub m osiądz w płomieniu w ęgla lub nafty, m ożem y je zm u­
sić do wywierania s ił nadzw yczajnych. A le p ra c a , która w ów czas zostaje w y ­
konana, byw a zw ykle stosunkow o niewielka, albowiem przem ieszczenia, jak
w iem y, są naogół m aleńkie.

Z ad a n ia .
1. Rura żelazna ma 3 m długości w 1 0 °C; jaką d łu g o ść przybierze, g d y
przepuszczać przez nią będziem y parę wodną o tem peraturze 100° C?
2. Z m ierzyw szy d łu gość pew nej skali mierniczej, znaleźliśmy: 99-98 cm
w temp. 10° C oraz 100-02 cm w temp. 40° C. Przypuszczając, że spółczynnik
linjowej rozszerzalności skali nie zależy od temperatury, obliczyć jego wartość x
a także d łu gość, którą skala przybrałaby w 0° C.
3. Płyta miedziana ma 10 cm długości i 10 cm szerokości w temp. 0° C;
obliczyć pole w 50° C pow ierzchni, które w 0° C w ynosiło 100 cm 2.
4. O bliczyć g ę sto ść m iedzi, żelaza i platyny w 100° C (por. § 103 t. 1-go).
6. Zegar, którego wahadło jest w yrobione z m osiądzu, idzie dokładn
w tem p. 20° C ; jak się zachowa, gdy temperatura obniży się do 0° C.

§ 94. Rozszerzalność cial ciekłych.


Sześ cienną rozszerzalność ciał ciekłych wyrażamy z a po m o c ą
takich samych pojęć, jakie posłużyły nam do ilościowego ujęcia
zjawisk sześciennej rozszerzalności ciał stałych. Wzory zatem (1)
i (2) § 91-go m o że my zastosować do ciał ciekłych, p od o b n i e
j ak w po woł anym artykule st osowal iśmy je do ciał stałych.
P owróćmy do doświadczenia, które opi sal iśmy w § 12-ym-
Rozszerzalność cial ciekłych 189

Sp ory balon szklany, zako ńczo ny dł ugą i cienką szyjką (rys. 121),
jest n apełni ony alkoholem, w temp. 0° C, aż do poziomu pp.
O gr z ew a my przyrząd do t emp er at ury T\ zarówno ścianki balonu
jak alkohol ogrzewają się wówczas i po p ewnym czasie p rzy­
bierają t emper at urę T. Dla wy g od y roz umowan ia dzielimy zj a­
wisko w myśli na dwa wydarzenia kolejne.
Przypuszczamy po pierwsze, źe o grzewa
się tylko powłoka balonu; j ego p o je m n o ś ć
zwiększa się wówczas, j ak wskazuje na rys.
121-ym ob wó d kropkowany. Na szyjce b a­
lonu wyryta jest pod zi ał ka ; przypuśćmy,
że kreska pp tej podziałki posunęł a się do
qq wskut ek ogrzania i rozszerzenia się b a ­
lonu. P oni eważ p o j e m n o ś ć bal onu zwiększa
się wskut ek t ego rozszerzenia, zatem p o ­
wierzchnia al kohol u opadłaby, np. do rr,
g d y b y ogrzała się tylko szklana powłoka,
al kohol zaś pozos tał w 0° C. Przypuszczamy
teraz po wtóre, że ogrzewa się również al ­
kohol; j eg o obj ęt ość rośnie, powierzchnia
cieczy pod no si się do ss. Rzeczyw iste R ys. 121.
rozszerzenie al koholu wynosi rrss; n at o ­
miast qqss będzie pozornem rozszerzeniem, które od czytamy
na podziałce przyrządu.
Balon, służący do pomiarów, o których mówiliśmy, nazywamy
■dylatometrem. Oz na cz my przez V8 po je mn oś ć dylatometru, wO°C,
zmi erzoną aż do kreski pp. Przez a r oz u m i e j m y średni spół-
czynnik sześciennej rozszerzalności b a d a n e g o ciała ciekłego m i ę ­
dzy 0° C a T; przez /? średni s półczynnik sześciennej roz sze­
rzalności naczynia d yl at omet rycznego p om ię dz y temi s amemi
t emperat urami . Wyo br aźmy sobie na chwilę, że we w n ę ­
trzu naczynia, zamiast cieczy, znajduj e się ciało, wyrobi one
z substancji naczynia i przylegające ściśle do j e g o ścian;
ciało to w 0° C mi ał oby objętość PJ,, w t emperaturze T miałoby
objętość V0(l+ p T ) . Odrzucaj ąc zalegające w balonie ciało fikcyjne,
wnosimy, źe p o j e m n o ś ć dylatometru, między 0° C a T, rośnie
w s tos unk u 1 do 1 + ¡ 3 1 Użyta do do świ adczeni a mas a cieczy
zajmuje w 0 ° C o b j ę t o ś ć V0, w temperat urze T zajmuje V*(l
T ę d rug ą obj ęt ość mierzymy w naczyniu, kt órego p o j e m n o ś ć
190 Rozszerzalność cieplna materji Rozdz. VII

wzrosła w s tos un ku 1 do 1 + pT; obj ęt ość cieczy wyda nam się


zatem napo zó r

1 = y '1+ aT . lub przybliżenie — V0 [1 -f- (a—P)T]


0 1 + pT
Kładąc y — a — p, wyrażamy więc pozor ną obj ęt oś ć V, za jmo wa ną
przez ciecz w temperaturze T, z a p o m o c ą wzoru
2. V = V 0(l + yT).
Wielkość y n az ywamy średnim spółczynnikiem pozornej cieplnej
rozszerzalności sześciennej ciała ciekłego, b a d a n e g o w p ew ne m
naczyniu. Jeżeli zna my p, wartość zaś y zmi er zy­
liśmy z a po m o c ą dylatometru, moż em y wówczas
obliczyć a. Częściej p o s tę pu j em y przeciwnie: s k ą d ­
inąd znając a, wy pr ow a dz a my raczej wartość p
z dylatomet rycznych spostrzeżeń. Czy moż em y
zmierzyć spółczynnik a metodą, z której wpływ
naczyń (zawierających ciecz) byłby wyr ugowany?
D u l o n g i P e t i t w r. 1816-ym wykonali takie
pomiary. W y o b r a ź m y sobi e dwie k o l u m ny cieczy
M N i PQ (rys. 122), które łączą się ze s o b ą
cienką ciekłą niteczką, zawartą we włoskowatej
Rys. 122. rurce MP. G d y by układ NM PQ miał temperat urę
jednost aj ną, np. 0° C, powierzchnie N i Q leżałyby
w tym s amy m poziomie (§ 38). P rzy pu ść my j ednak, że, p o z o s t a ­
wiając M N w 0° C, ut rzymuj emy k ol umnę PQ w wyższej t e m ­
p eraturze T.Gę st oś ć D cieczy w k ol umnie PQ będzie wówczas
mniejsza niż gęs toś ć D0 w kol umnie M N (§ 91); powierzchnia
Q będzie więc stała wyżej niż powierzchnia N (§ 42). O z n a c z a ­
jąc przez h i h0 wysokości powierzchni Q oraz N p o n a d osią
poziomej rurki MP, ma my p o d ł u g równań (2) § 42-go oraz (9)
§ 91-go:
h _ D0
3.
/¡o D
zmierzywszy h, h0 oraz T, m o że my zatem obliczyć a. Taka jest
zas ada metody, którą R e g n a u l t (1847) a nas tęp ni e inni uczeni
znacznie udoskonalili.
Przytaczam y niektóre wyniki tych badań. Liczby tablicy wyrażają średnie
spółczynniki (prawdziwej) sześcienn ej rozszerzalności pom iędzy 0° a 100° C, za
wyjątkiem wartości, podanej dla ołow iu ; ta wartość wyraża średni spółczynnik
m iędzy 325° a 357° C.
Rozszerzalność cieplna wody 191

Stopiony ołów : . 1’29 X 10-* N a f t a : .............................. 9 6 X 10~*


R t ę ć : ............................. 1-82 „ A lkohol etyl.: . . 1 1 0 ,
Gliceryna: . . 500 „ Eter etylow y: . . 16'2 ,
Spółczynniki te są znacznie w iększe niż potrojone spółczynnikl linjowej rozsze­
rzalności ciał stałych ( § § 9 1 i 90). Rtęć, jak widzim y, jest od 7 do 11 razy
bardziej rozszerzalna niż szk ło; jest to w iadom ość w ażna dla fizyków , którzy
mają nieustannie do czynienia z pozorną rozszerzalnością rtęci, zawartej w szkla­
nych naczyniach.
W yobraźm y sobie dylatometr szklany, którego naczynie jest 8 razy mniej
rozszerzalne niż rtęć; niechaj jego pojem ność w 0° C w yn osi V0. D o tego przy­
rządu w prow adzam y w 0° jednę ósm ą c zęść objętości K0 rtęci, siedm zaś ósm ych
alkoholu. Rozszerzanie się rtęci pokrywa zw iększanie się pojem ności naczynia;
obserw acje dylatom etryczne dadzą nam praw dziw e rozszerzanie się alkoholu.

§ 95. Rozszerzalność cieplna wody.


Rozszerzalność wody jest wyjątkowa. G dy o grz ewamy ją pod
stałem ciśnieniem atmosferycznem, poczynając od 0° aż d o 4 ° C ,
woda kurczy się; powyżej 4° C, przeciwnie, woda zachowuj e się
jak inne ciecze t. j. rozszerza się, gdy ją ogrzewamy. Obj ęt oś ć
danej masy wody przechodzi więc przez najmniejszość w t e m ­
peraturze 4° C, g dy o gr zewamy ją pod ciśnieniem atmosferycznem;
g ęs toś ć wody przechodzi wówczas w tej t emperaturze przez naj-
większość.
B liższą w iadom ość o rozsze- Obj
rzalności w od y m ożem y pow ziąć
z następującego graficznego przed­
staw ienia. Za jednostkę objętości
określonej m asy w od y w ybierzm y
o bjętość, zajmowaną przez tę m a­
sę w 4° C. W yobraźm y następnie
T jako odcięte, odpowiadające im
Ipod ciśnieniem 1 atm osfery) o b ­
jętości V jako rzędne. O trzym a­
m y krzyw ą, przedstawioną na rys.
123-im . N ajm niejszość objętości V
w 4° C jest tu natychm iast w i­
doczna.
W edług zgod n ych w yników
badań różnych uczonych, najwięk •
sza g ę sto ść w od y przypada w tem ­ Rys. 123.
peraturze 3-98° C ; w ysok ość tę
zaokrągla się zw yk le do 4° C. Prawdziwa g ę sto ść w od y w tej temperaturze,
pod ciśnieniem atm osferycznem normalnem, w ynosi 0-999 973 gr/cm ’ (por. § 40
tomu I-go).
192 Rozszerzalność cieplna materji Rozdz. V II

F izyk angielski H o p e w ykonał dośw iadczenie następujące. W ysoki słój


szklany, w yp ełnion y w odą, jest otoczony, w środkow ej sw ej części, galeryjką
G G (rys. 124), w której um ieszczam y m ieszaninę oziębiającą, złożoną ze śniegu
i soli kuchennej. Termometr 7„ jak widać z rysunku, w skazuje temperaturę
najniższych warstw w ody, termometr 7 2 w sk a ­
zuje temperaturę najw yższych. W arstwy, leżące
w bezpośredniem sąsiedztw ie m ieszaniny ozię­
biającej, stygn ą i gęstnieją a zatem muszą sp ły ­
w ać ku dołowi; rzeczyw iście, dolny termometr
7 , w skazuje coraz niższe temperatury, g d y
tym czasem górny 7 3 nie zdradza niemal ża­
dnego stygnięcia. Skoro jednak tem peratura,
w skazyw ana przez termometr 7 ,, dochodzi do
4° C, jego słupek przestaje odtąd się k u rc z y ć ;
w ów czas dopiero zaczyna obniżać się pow ierzch­
nia rtęci w górnym term om etrze 7 2 ale, obn i­
żając się, nie zatrzymuje się w 4° C; w 3° C,
Rys. 124. w 2° C i t. d. woda jest rzadsza niż w 4° C,
musi zatem w yp ływ ać ku górze. W głębokiem
jeziorze, podczas m rozów zim ow ych, odbyw ają s ię podobne zjawiska; w pobliżu
dna temperatura w od y nie spada poniżej 4° C, chociażby na pow ierzchni roz­
ciągała się gruba warstwa lodu; w arstw y najniższe w od y stygn ą w ów czas tylko
przez t. zw . p rzew o d n ictw o (§ 102), co, jak zobaczym y, jest pow olnem zja­
w iskiem .

Z ad a n ia .
1. O bliczyć g ę sto ść rtęci w 100° C, g ę sto ść gliceryn y w 90° C, g ę sto ść al­
koholu e ty lo w eg o w — 20° C, g ę sto ść eteru ety lo w eg o w — 30" C, przypuszcza­
jąc, że spółczynniki rozszerzalności tych cieczy, podane w § 94-ym , są nieza­
leżne od temperatury.
2. Naczynie szklane, całkow icie w yp ełnion e rtęcią, zawiera jej 1360 gr
w temp. 0 ° C ; ile rtęci w yp łyn ie z naczynia, gd y zanurzym y je do w od y w rą-
cej, której temperatura w yn osi 100° C?
3. W ysokość słupa w barometrze rtęciow ym w ynosi 7 7 2 ’5 mm; rtęć ma
w nim tem p. 25° C. Jaka byłab y w y so k o ść słupa, g d y b y rtęć miała tem pera­
turę ;0° C?
4. K olum ny rtęci w dośw iadczeniu D u l o n g a i P e t i t a mają w ysok ości:
900 oraz 916*4 m m ; pierwsza kolumna znajduje się w 0° C; obliczyć tem pera­
turę drugiej.
5. G ęstość w od y w ynosi 0 9957 g r /c m ’ w temp. 30° C oraz 0*9881 gr/cm ’
w temp. 50° C. O bliczyć o b jętość grama w od y w tych temperaturach tudzież
średni spółczynnik rozszerzalności sześcienn ej pom iędzy 4° a 30" C, pom iędzy
4° a 50° C.

§ 96. Cieplna rozszerzalność i rozprężliwość gazów.


Gaz, g dy og rz e wa my go, rozszerza się znacznie. Balon szklany
B, za opat rzo ny cienką szyjką C, jest wypełni ony at mosferycznem
§ 96 Rozszerzalność gazów 193

powietrzem; za nu rza my otwór rurki C (rys. 125) do wody z a b a r ­


wionej, balon zaś ogrzewamy. Powietrze wypływa wówczas z otworu
rurki i pęcherzykami uchodzi nazewnątrz. Skoro przestajemy
ogrzewać, wo da w rurce p odn os i się do góry; ponieważ gęst ość
za wart eg o w balonie powietrza zmalała, zatem j eg o ciśnienie po
os tygni ęci u musi być mniejsze. Przypuśćmy, źe og rz ewamy p o ­
wietrze, zamkni ęte pomi ędzy szkłem, wo d ą a korkiem w p r z y ­
rządzie, wy ob ra żon ym na rys. 126-ym; powietrze to wówczas nie
może rozszerzać się ani uchodzić, dlatego j ego ciśnienie rośnie;
w o d a w rurce R wznosi się do góry.
J uż z tych najprostszych do świ adczeń widzimy,
j a k blisko związane są ze s ob ą zmiany objętości
oraz zmiany ciśnienia, sprawi ane w g a ­
zach przez zmi any ich temperatury.
Wi emy istotnie z § 51-go, że objętość,
zajmowana przez ciało gazowe, zależy
w znacznej mierze od ciśnienia, k t ó ­
remu to ciało jest p odd an e. P r zy p u ś ć ­
my, że ch ce my przekonać się, jak r o ­
śnie objętość danej masy gazu, gdy
Rys. 125. j ego t emp er at ura się podnosi; p o w i n ­
niśmy upewnić się, że gaz, który ogrze­
wamy, pozostaje pod ciśnieniem n i e z m i e n n e m ; wówczas m ó ­
wimy, że gaz- rozszerza się pod ciśnieniem stałem. Przypuśćmy,
iż p r a gn ie my pozna ć prawo, we dług którego rośnie ciśnienie
danej masy gazu, gdy j e g o temperatura się podnosi; gaz, który
ogrzewamy, mus imy wówczas zamknąć w objętości niezmiennej;
g a z zatem rozpręża się wówczas w objętości stałej. G dy wi ado me
nam b ę d ą prawa, rządzące zachowaniem się g azów w dwó ch w y ­
mi eni onych .przypadkach szczególnych, potrafimy przewidzieć,
jakie b ędą skutki ogrzewani a gazów w przypadku og ól nym, g d y
z a r ów no ich ciśnienie jak obj ęt ość m o g ą się zmieniać.
Oz na cz my przez p ciśnienie, pod którem pewna masa M gazu,
w objętości V i w t emp er at ur ze T, pozostaje w równowadze. P o ­
wiadamy, źe obj ęt ość V zależy od ciśnienia p i od t em pe r at ur y
T, które od siebie nawzaj em nie zależą; innemi słowy mówimy,
źe obj ęt ość V jest funkcją dwóch zmi ennych niezależnych: p i T.
W yo br a źm y sobie stan począt kowy masy M, w którym ciśnienie
wynosi po, temperat ura jest T0, objętość zaś jest równa l/0. O d ­
by wa my trzy zjawiska nad gazem: (I) pod ciśnieniem p 0 stałem
N „ Z. , F iz y k a , ii. 13
194 Rozszerzalność cieplna materjl Rozdz. VII

ogrzewamy mas ę M do temperat ury T wyższej niż T 0; obj ęt ość


gazu staje się równa V, gdzie Vy>V0 (II) w t emper at urze stałej T
p o d d aj e m y masę M działaniu takiego (większego niż p 0) ciśnie­
nia p, ażeby masa ta przybrała napo wrót obj ęt ość V0 (III) w o b ­
jętości V0 stałej oziębiamy masę M gazu, przyczem j e go ciśnienie
mal ej e; gd y t emper at ura powróci do wysokości T0, ciśnienie
przybierze pi erwotną wartość p0. O db yws z y takie trzy zjawiska,
powracamy do stanu pierwotnego, w którym ciśnienie, t e m p e r a ­
tura i obj ęt oś ć gazu są: pQ, Ta i V0\ do ko nal i śmy zatem procesu
kołowego (§ 83 tomu I-go), z ł ożo ne go z trzech części:
(I) od p0< T0, V0 do p 0, T, V: og rz e wa my pod p 0 stałem
(II) od p0, T, V do p, T, V0: ściskamy w T stałej
(III) od p, T, V0 do p 0, To, V0: ozi ębi amy w V0 stałej.

Jaki jest wynik ogrzewani a gazu od T0 do T w pierwszem z j a ­


wisku? powiększenie się objętości; wybierzmy s t os un ek V/V0 za
miarę t ego wyniku. Wyobr aźmy sobie zjawisko, wprost przeciwne
trzeciemu, które był oby j eg o odwró cen iem d okł adnem; w takiem
zjawisku s t os unek pjp0 byłby miarą skut ków ogrzewania. Jeżeli
gaz jest doskonały, w s p om n ia ne dwa stosunki są równe sobie.
Istotnie, s koro w zjawisku drugi em t emper at ura nie zmienia się,
mamy zatem według prawa B o y l e ’a (§ 51):

1. p0V = pV0 skąd V/V0 = p/po


W dan ym zakresie temperatur, rozszerzalność gazu d os k o n ał e g o
pod ciśnieniem stałem jest równa j ego rozprężliwości w o b j ę ­
tości stałej.

§ 97. Badanie rozszerzalności i rozprężliwości gazów.


Do badania cieplnej rozszerzalności gazów, pod ciśnieniem
stałem, służy przyrząd, wy ob ra żo ny na rys. 127-ym. Naczynie
szklane N jest wypełni one b a da n ym gazem G; za pośrednictwem
rurki R łączy się ono z lewem rami eniem rt ęciowego m a no m et ru
ACB (por. § 39); m an o me tr ten, jak widzimy z rysunku, składa
się z rur szklanych A i B, przesuwal nych wzdłuż skali S S i ł ą ­
czących się ze s ob ą wytrzymałą kauc zuk ową rurą C. W pierwszem
st adj um doświadczenia naczynie N (wraz z częścią rurki R) jest
ot oczone topiącym się śniegiem; gaz G ma wówczas t emp er at ur ę
0° C. Przypuśćmy, że powierzchnie rtęci w rami onach A i B m a ­
Rozszerzalność gazów 195

n om et r u stoją wówczas w tym samym poziomie; gaz G wywiera


zatem ciśnienie przybliżenie jednej atmosfery, które mo że my
zmierzyć, obserwuj ąc stan barometru. Prze chodzi my teraz do
drugiego st adj um doświadczenia.
Naczynie N (oraz część rurki R)
otaczamy parą wodną, mającą t e m ­
peraturę 100° C lub i nną bliską
100° C, którą obliczamy, znając p a­
nujące atmosferyczne ciśnienie (por.
§ 120). Ob n iż a my teraz ramię B
m an om et ru dopóty, aż powierzchnie
A i B rtęci znajdą się znowu w je- Wj
d n ym poziomie; pewna ilość gazu G
musi p r z e j ś ć w ó w c z a s z naczynia N
do l ewego ramienia A manomet ru,
po na d rtęć. Przed rozpoczęciem d o ­
świadczenia, w przygotowani u do
niego, zmierzyliśmy p o je m n o ś ć n a­
czynia /V i rurki R oraz p oj em noś ć
odci nków ramienia A, o d p o w i a d a ­
j ących kolejnym podzialkom skali
SS; zauważywszy miejsce, w którem
zatrzymała .się powierzchnia rtęci
w ramieniu A w drugi em stadjum
doświadczenia, zna my objętości V0
i t/, 0 0 , które zajmuje dana masa
gazu G, pod ciśnieniem wiadomem,
bliskiem 1 atmosfery, w t em pe r at u­
rach,0° i 100° C (lub bardzo bliskiej 100° C).
Podaliśmy tu tylko zasadę dośw iadczenia; przy dokładnych pomiarach po­
w inniśm y uw zględnić rozmaite szc ze g ó ły , które tu pom inęliśm y. N ależy liczyć
się naprzykład z cieplną rozszerzalnością naczynia N pom iędzy 0° a 100° C;
trzeba i o tern pamiętać, że w obu stadjach dośw iadczenia w ramieniu A ponad
rtęcią znajduje się pewria (zresztą nieznaczna) ilość gazu G, która ma tem p e­
raturę pokojową, nie ma zatem temperatury 0° lub 100° C, jak reszta gazu.
O innych drobniejszych źródłach błędów , które m ogą oddziałać na w ynik do­
św iadczenia, nie wspom inam y.
Przyrząd, który opisaliśmy, może również posłużyć do b a d a ­
nia cieplnej rozprężliwości gazów w objętości stałej. Wyob raźmy
s obi e doświadczenie następujące. Pierwsze st adj um o b e c n e g o
doświadczenia nie różni się od pierwszego st adj um poprzedza-
13*
196 Rozszerzalność cieplna materji Rozdz. VII

j ące go ; gaz G ma znowu temperat urę 0° C i wywiera ciśnienie


j ednej (lub przybliżenie jednej) atmosfery; przypuś ćmy, że p o ­
wierzchnia rtęci w ramieniu A znajduj e się naprzeciw podzialki
a skali 55 . P r ze cho dzi my do stadjum drugi ego; gaz G ma w niem
t emper at urę 100° C (lub bliską 100° C). Stosownie p o d no s zą c ra­
mię B, zmus za my gaz do przybrania w 100° C tej s amej o b j ę ­
tości, jaką zajmował w 0 ° C ; j es teś my upewnieni, że stało się
zadosyć temu warunkowi, g dy powierzchnia rtęci w rami eniu A
zatrzyma się znów naprzeciwko podziałki a; ażeby ułatwić d o ­
prowadzani e powierzchni rtęci w A do należytego poziomu,
umieszcza się zwykle wewnąt rz rury A małe, ku dołowi zakrzy­
wione ostrze szklane lub platynowe, kt órego rtęć w obu stadjach
doświ adczeni a ma zlekka dotykać. Zmierzywszy pio no wą o d l e ­
gł ość poziomów, w których stoją powi erzchni e A i B rtęci w dru-
giem st adj um doświadczenia, z n a m y ciśnienie p 100, które gaz G,
w wiadomej objętości V0, wywiera w 100° C; w pierwszem stadjum
znaleźliśmy ciśnienie p 0, które on w V0 wywierał w 0° C.
Przypuś ćmy, że wykonali śmy opi sane dwa doświadczenia;
w pierwszem znaleźliśmy V0 i V100, w drugi em p 0 i p l00. T w o ­
rzymy ilorazy
i o ^100 Vo , Pioo Po
P~ 100 V0 ’ y 100/7B
J ak w §§ 91 i 94-ym, iloraz ¡3 naz ywamy średnim spólczynni-
kiem (sześciennej) rozszerzalności cieplnej b a d a n e g o gazu p o ­
między t emper at urami 0° i 100° C; iloraz y naz ywamy średnim
spólczynnikiem rozprężliwości gazu pomi ędzy temi s amemi
dwiema t emperaturami. O b a d w a spółczynniki są liczbami nie-
zależnemi od wyb oru jednostek, w których objętości albo ci­
śnienia są wyrażone. Jeżeli gaz st osuje się do prawa B o y l e ’a,
ma my wówczas (3 — y> jak wi adomo z § 96-go.
Przytaczam y niektóre wartości średnich pom iędzy 0° a 100° C spółczynni-
ków rozszerzalności i rozprężliwości. W artości./? znaleziono, badając gaz pod
stałem ciśnieniem 1 atmosfery; wartości y otrzym ano, gd y p oczątk ow e ciśnienie
w ynosiło 1 atmosferę.
Wodór . . . . /? = 0003660 . . y = 0003663
Powietrze . . . 0-003670 . 0 003665
Bezw odnik w ęg lo w y 0003710 . . 0003688
Wyniki te podał W. R e g n a u l t w 18-12 r., potwierdzili je późniejsi badacze
W idzim y, że rów ność sprawdza się dobrze, zw łaszcza dla wodoru i dla
powietrza, które w uw ażanych temperaturach; i ciśnieniach zbliżają się do z a ­
chowania, przepisanego przez prawo B o y l e ’a,
Prawo Gay-Lussaca 197

§ 98. Prawo Gay-Lussaca.


C hc em y teraz pozna ć prawa, które łączą obj ęt ość gazu z j eg o
ciśnieniem i temperaturą; chc emy wypowi edzi eć te prawa w m o ­
żliwie najogólniejszej postaci. J ak z § 51-go wi adomo, pierwszy
krok, zmierzający do t ego celu, zawdzięczamy B o y l e ’o wi ;
prawo, przez t ego badacza odkryte, ustanawia zależność, która
zachodzi między obj ęt ości ą gazu a j eg o ciśnieniem w t e m p e r a ­
turze niezmiennej. Drugi krok uczynili C h a r l e s , J o h n D a l -
t o n oraz G a y - L u s s a c w koń cu XVIII-go i w początku XIX-go
stulecia; z ówczesnych, bar dzo jeszcze n ie dokł adnyc h s p o s t r z e ­
żeń wyprowadzili oni twierdzenia, które dziś przez skróceni e n a ­
zywamy zwykle prawem G a y - L u s s a c a . Wyo br a źm y sobie, że
wyk ony wa my d oś wi adczeni a następujące:
(I) Przypuśćmy, że w atmosferze pracowni panu je ciśnienie
normal ne jednej atmosfery. Naczynie N o p is an eg o w § 97 ym
przyrządu jest napełni one pow ietrzem ; w znany s p o só b mierzymy
wartość ilorazu (l/i00 - V0)/100l/o czyli średni spółczynnik rozsze­
rzalności powietrza, pomi ędzy 0° a 100° C, pod ciśnieniem s t a ­
łem 1 atmosfery; przypuśćmy, iż znaleźliśmy wartość 0(0,100)
tego spółczynnika. Mierzymy nast ępni e średni s półczynnik r o z ­
szerzalności powietrza pomi ędzy 0° C a punktem wrzenia a lk o­
holu etylowego, znowu pod ciśnieniem stałem 1 atmosfery;
ws p o m n i a n y p u nk t wrzenia leży w 78° C, we dł ug skali t e r m o ­
metru rtęciowego. Twor zymy iloraz: ¡yi6—V0)/78V0; przypuśćmy,
że j eg o wartość wynosi 0(0,78). Zami ast alkoholu etylowego w y ­
bi eramy toluol lub ani li nę; punkt y wrzenia tych substancyj, w e­
dł ug skali t ermomet ru rtęciowego, wynoszą 109° C i 184° C; t w o ­
rzymy zatem ilorazy
1. 0(0,109) = (Vio9— V0)/109 V0 ; 0(0,184) = (V18ł- V 0)/184 V0
Wyk on aws zy takie pomiary, przekonywamy się, że
2. 0(0,78) = 0(0,109) = 0(0,184) = 0(0,100)
Spółczynni k rozszerzalności powietrza, pod stałem ciśnieniem
1 atmosfery, jest niezależny od górnej granicy, do której r oz ­
ciąga się b a d a n y zakres temperatur, rozpoczynający się zawsze
od 0° C. M oż e my więc odtąd opuszczać przymiotnik «średni»
w nazwie, którą temu spółczynnikowi n adajemy.
(II) Opi sal iśmy szereg po mi aró w rozszerzalności powietrza
p o d stałem ciśnieniem 1 atmosfery. W y ko n yw a my drugi p o d o b n y
198 Rozszerzalność cieplna materji Rozdz. VII

szereg pomi arów pod stałem ciśni eni em 0-75 lub 0 50 atmosfery,
trzeci pod stałem ciśnieniem 1 2 5 lub 1-50 atmosfery. Ot rz y ma my
wartość s pół czynni ka rozszerzalności niezależną od górnej g r a ­
nicy b a d a n e g o zakresu temperat ur, tę samą, jaką znaleźliśmy pod
ciśnieniem 1 atmosfery. Spółczynni k rozszerzalności po wi et rz a ,b a­
d an e go pod p ew n em stałem ciśnieniem, nie zależy od wartości tego
ciśnienia; innemi słowy, nie zależy on od gęstości powietrza.
Na zasadzie prawa B o y l e ’a m ogliśm y oczekiw ać tego wyniku. Przy­
puśćm y istotnie, że uważana masa powietrza zajmuje objętości n astęp u jące:
pod ciśnieniem p : w 0 °C : V0 ; w tem p. T: V
p o d ciśn ien ie m /? ': w 0 ° C: V0' ; w temp. T: V'
W edług prawa B o y I e ’a marny w ów czas
3. p 'V '— p V oraz p'V 0’ — p V 0
skąd w ynika, iż
4. I/' : l/0' = V : K„
Jeżeli fi jest sp ółczynnikiem rozszerzalności pod ciśnieniem p , zatem
5- V = - V 0( l + /3 T ) .
Lecz z równań (4) i (5) w yprow adzam y
6. V' = V0' ( l + P T ) ,
zatem fi jest również spółczynnikiem rozszerzalności -pod ciśnieniem p ' . O becny
wynik (II) potwierdza przeto, źe pow ietrze, w zakresie uważanych ciśnień i tem ­
peratur, stosuje się do prawa B o y l e ’a.

(III) W y ko n yw a my szereg doświ adczeń nad rozprężliwością


powietrza, po do b ny ch do opi sanych przed chwilą doświadczeń,
które wykonali śmy nad j eg o rozszerzalnością. Wynik jest z u ­
pełnie podobny. Spółczynnik y rozprężliwości powietrza, b a d a ­
nego wstałej objętości V\ jest niezależny od górnej granicy
w y b r a ne go do doświadczeń zakresu t emperatur; jest również ni e­
zależny od wariości objętości V, za jmowanej przez powietrze
lub, innemi słowy, nie zależy od gęstości powietrza. Wartość
wreszcie spółczynnika rozprężliwości y wypada równa poprzedni o
znalezionej wartości s pół czynni ka rozszerzalności /?. Wszystkie
te wyniki nie są ni es pod zi ewane; potwierdzają one, jak wiemy,
że powietrze stosuje się do prawa B o y l e ’a w zakresie u wa ża­
nych ciśnień i temperatur.
(IV) Nad cieplną rozszerzalnością i rozprężliwością wodoru,
helu, tlenu, azotu, argonu, t lenku węgla i t. p. w yko ny wa my
szereg doświadczeń, p o d ob n yc h do opi sanych doświadczeń,
w których badali śmy rozszerzalność i rozprężliwość powietrza.
Wyniki są zupełnie p o do bn e. Spółczynniki (3 i y rozszerzalności
§ 99 Prawa gazów doskonałych 199

i rozprężliwości wy mi eni onych gazów okazują się znów ni eza­


leżne od wy b ra n eg o zakresu temper at ur oraz od g ęs t oś ci ; wa r ­
tości tych s pół czynni ków w ypa daj ą z nów równe sobie; wspól na
ich wartość okazuje się równa wartości, którą mają spólczyn-
niki /? i y powietrza.
Treść twierdzeń powyższych moż em y więc krótko wy p owi e­
dzieć w postaci nast ępuj ącej : wspólna wartość spółczynników
rozszerzalności i rozprężliwości, niezależna od zakresu tempe­
ratur ani od gęstości, je s t jednakow a dla rozmaitych gazów.
Twi er dzeni e to naz ywamy prawem Gay-Lussaca. Czy on o wy ­
raża zasadę ścisłą i d o k ł a d n ą ? Powi nniśmy poj mować je p o ­
dobn ie jak prawo B o y l e ’a (§ 52). Gazy nie stosują się b e z ­
względnie ani do pierwszego ani do d ru gi eg o; zbliżają się j e ­
d n a k do zachowania, p rz e pi s an eg o przez obadwa, gdy ich gę
s t o ść jest nieznaczna i t emper at ura nie j est zbyt niska. R o zs ze ­
rzamy więc o dt ąd pojęcie gazu doskonałego , jak to już z a p o ­
wiedzieliśmy w § 52-im. Przez wyrażenie «gaz doskonały» b ę ­
dziemy rozumieli ciało fikcyjne, które w każdej gęstości i w k a ż­
dej temper at urze czyniłoby ściśle zadosyć zarówno prawu B o y -
l e ’a jak prawu G a y - L u s s a c a . Gazy rzeczywiste nie są d o s k o ­
nałe; ale ich własności zbliżają się do własności gazów dosko
nałych, gdy gęst ość staje się coraz mniejsza a t emp er at ura jest
dost at eczni e wysoka. G dy gęs to ść gazu coraz bardziej maleje
a t emperat ura jest dostatecznie wysoka, spółczynniki rozszerzal­
ności i rozprężliwości wszystkich gazów dążą do pewnej wspólnej
czyli powszechnej wartości granicznej. Wart ość ta jest bar dzo
ważna w fizyce i wyz nacz on o ją starannie; wiemy dzisiaj, źe
o n a wynosi
0-0036618 czyli 1/27309;
b ę dz i e my ją odt ąd dla zwięzłości oznaczali przez literę a.

§ 99. Równanie zasadnicze gazów doskonałych.


Przypuśćmy, źe masę M gazu doskonałego moż em y p o d d a ­
wa ć działaniu rozmaitych ciśnień i temperatur. Pod ciśnieniem
p 0, w t emper at urze 0° C, masa M zajmuje obj ęt ość V0\ ten stan
m as y M, okre ślony przez wartości p Q, 0° C i V0, nazywamy po­
czątkowym-, u wa żamy go za stan zadany, niezmienny. O g r z e ­
wa my teraz masę /Vf pod stałem ciśnieniem p 0 do temperat ury
T\ masa ta przybiera wówczas obj ęt ość
200 Rozszerzalność cieplna materji Rozdz. VII

1. V' = V0(l + aT)


gdzie a oznacza uł amek 1/273-09. W temper at urze stałej T p o d ­
d aj emy masę M i nn em u ciśnieniu p\ masa przybiera obj ęt oś ć V ,
gdzie
2. PoV=PV
Z równań (1) i (2) wy pro wadza my

3. p V = PoV0 (1 + aT) = aP<y o ( l + r)

Stan począt kowy ( p 0, 0° C, j est ni ezmienny; stan k ońc ow y


(p, T, V) m o że my uważać, przeciwnie, za dowol ny i zmienny.
W tern rozumieniu iloczyn ap0V0 j est wi el koś ci ą stałą; r ów na n ie
(3) jest zatem związkiem, zachodzącym p omi ędzy dowol ni e zmien-
nemi trzema wielkościami p, V i T. W związku tym zawiera się
j edn ocz eś ni e prawo B o y l e ’a i prawo G a y - L u s s a c a ; p rzy­
puszczając, że T jest stała, p owr a ca my istotnie do pi erwszego
prawa; przypuszczając, że p jest stałe lub że V j est stała, p o w r a ­
camy do drugi ego. Równani e (3) naz ywamy z t ego p ow o d u za-
sadniczetn równaniem gazów doskonałych.
Równani u gazów doskonał ych mo że my nadać kształt bardziej
dogod ny . Wielkość l / a ma wartość 273‘09; p rz es uwamy zatem
o 2 7 3 0 9 st opni e Celsjusza ku dołowi zero skali t ermometru, na
którym odczytuj emy temperat ury; innemi słowy, w p r o w ad za my
nową skalę termometrycztią, której zero leży w —273'09° C;
rozległość stopni tej skali ma być taka sama, jak w d o t y c h ­
czasowej. Rozumiejąc przez 6 tak mi erz on ą t emperaturę, m a m y

4. 9 = - 4- T
a 1
P is ząc jeszcze R zamiast stałej apaV0, ot rzymuj emy ostatecznie,
za mi as t równania (3), r ówno ważne mu nast ępuj ące:
5. p V — R9
Tak ą post ać równani a gazów d os konał ych zawdzi ęczamy fran­
cuskiemu u cz onem u C l a p e y r o n o w i .
Posługując się skalą temperatur 6, liczonych od —273 09° C, upraszczamy
w ysłow ienie prawa G a y - L u s s a c a ; jak w idzim y zrów n an ia (5), zarówno obję­
tość V danej m asy gazu d oskon ałego (pod stałem ciśnieniem ) jak jej ciśnienie
p (w stałej objętości) są wprost proporcjonalne do 8. Ta okoliczność daje nie­
kiedy pow ód do w niosków zgoła nieuzasadnionych. C zytujem y nieraz, jakoby
z równania (5) miało w ynikać, iż gazy «wyw ierają ciśnienie równe zeru» albo
też «zajmują objętość równą zeru» w temperaturze — 273 09° C. W iem y, ż e
§ 100 Skala termometru gazowego 201

równanie (5) streszcza w sobie prawa, do których rzeczyw iste gazy stosują s ię
przybliżenie w gęstościach niezb yt znacznych i w temperaturach dostatecznie
w ysokich. P rzypuśćm y, że którykolw iek ze znanych nam gazów , np. azot, hel,
wodór i t. p., poddajem y w p ływ ow i temperatur coraz niższych, które (arytm e­
tycznie) zbliżają się do — 273-09° C. Takie dośw iadczenia często w ykonyw ano;
ok azyw ało się zaw sze, że badany gaz nawet w grubem przybliżeniu nie czy n i
w ów czas zadosyć równaniu (5). Skoro tak jest, w ięc w yprow adzanie z te g o ż
równania (B) w niosków o tern, jak zachow ałby się gaz w —273'09° C, jest o c z y ­
w istą niedorzecznością.

§ 100. Skala termometru gazowego.


W dot ychcz as owyc h wywoda ch, poświ ęconych nauc e o ci epl ­
nych zjawiskach, pos ługi wal iś my się skalą t ermomet ru r t ę c i o ­
we go, która zasadza się na rozszerzalności rtęci a po części
także i szkła. Wiemy, że ta skala nie jest zadawalniająca. G o d n y
zaufania t er mo me tr powinien być po równywal ny z każdym i nnym
t ermomet re m, z bu d ow a ny m na tej samej zas adzi e; powi ni en
również, rzecz oczywista, sam ze s ob ą zawsze pozost awać p o ­
równywal nym. Wi emy, że t ermomet r rtęciowy nie posiada tych
własności (§ 19). Starannie go sporządzając, z t ermomet ru rtę­
ci owego mo że my uczynić użyteczny term oskop ; ale za term o­
metr m o że my go uważać tylko w pot ocznym użytku, gdy do
kł adność po mi aró w nie jest wy ma ga na .
Mając te okoliczności na uwadze, spost rzegamy, że gazy s ą
st osowni ej szą s ub s ta nc ją t ermomet ryczną aniżeli rtęć. R o z s z e ­
rzalność wo do ru jest około 180 razy większa niż średnia s ze­
ś ci enna rozszerzalność szkła; rozszerzalność rtęci jest od niej
tylko 8 razy większa. Rozszerzalność naczynia, w którem zawiera
się gaz termomet ryczny, odgry wa więc rolę p od rz ę dn ą w dzi a­
łaniu t ermomet ru g az owe go ; wpływ tej rozszerzalności m o ż e m y
zresztą wyrugować niemal zupełnie przez właściwe urz ądze ni e
t ermomet ru lub przez wprowadze nie należytych poprawek.
P os ta na wi am y zatem opierać odtąd skalę t ermomet ryczną na
gazowym termometrze. Istnieją j ed n a k rozmaite ciała g a z ow e:
wodór, hel, azot, argon, tlen i wiele i nnych; które z pomi ędzy
nich wybierzemy za substancję t ermometryczną? G d y by istniał
gaz doskonały, nape łn io ny nim t ermomet r byłby narzędziem b e z ­
względnie ścisłem i p e w ne m; ale wiemy, że gazy d o s k o na ł e
tylko w ludzkiej wyobraźni istnieją; naczynia t erm om et r yc z ne go
przyrządu nie można fikcją napełnić. J e s t eś m y zmuszeni do wy ­
202 Rozszerzalność cieplna materji Rozdz. VII

boru, który powinien kierować się praktycznemi względami ; ze


s tanowi ska czystej teorji będzie on zawsze dowolny.
Przypuś ćmy, że wybi eramy wodór za termomet ryczną s u b ­
stancję; zasadzając się na j eg o cieplnych własnościach, możemy
zb ud o w a ć dwie skale t emperatur; j edn a polega na r oz szerzal no­
ści, druga na rozpręźliwości wodoru. P rzy pu ść my po pierwsze,
że ma my m as ę M wodoru, którą utrzymujemy pod stałem ci­
śn ien iem p0; masa ta w 0° C zajmuje objętość V0\ w 100° C, pod
tern s am em ciśnieniem p 0, zajmuje obj ęt oś ć Vioo- Two rzymy średni
spół czynni k rozszerzalności wo do ru ¡3 p omi ędzy 0° a 100° C:

1- P = (V100— V0)/\OOV0
Wyobr aźmy sobie, że ma my zmierzyć temper at urę ciała N. W p r o ­
wa d za my masę M wod oru w cieplne zetknięcie z ciałem N i gdy
doszło między niemi do równowagi, mierzymy obj ęt ość V, którą
przybrała masa M pod ciśnieniem p0. Ża p o mo cą równania

.. -100 ''
* - ~W , - 100 K - „ K
określamy nową wielkość , którą teraz nazywamy « t e m p e r a ­
turą wodoru» a zatem także t emp er at urą ciała IV. Ust anowi li śmy
t ym s p o s o b e m pierw szą termometryczną skalę wodorową , p o ­
legającą na rozszerzalności wo do ru pod stałem ciśnieniem. Zero
tej skali leży w 0° C, jej punkt 100 znajduj e się w 100° C ; d o ­
póki wodór pod ciśnieniem p0 stosuje się przybliżenie do prawa
G a y - L u s s a c a , st opnie tej skali, jak łatwo widzimy, różnią się
mało od st opni dawnej naszej skali, która z a s a t z a ł a się na r o z ­
szerzalności rtęci i szkła Przyrząd, przedst awi ony na rys 127-ym,
g d y został n apełni ony wod ore m niezbyt znacznej gęstości, może
być użyty jako t ermomet r wodorowy, działający na zasadzie r oz ­
szerzalności gazu, zgod ni e z pierwszą skalą wodorową; taki ter­
mo me tr jest narzędziem w ia r og od ne m i ścisłem w szerokim z a ­
kresie skali temperatur.
P o d o bn i e b ud u je my drugą termometryczną skalę wodorową,
p ol eg aj ącą na rozpręźliwości wodoru w stałej objętości. Przy­
puśćmy, że masa M wodoru w 0° C i w objętości V0 wywiera
ci śni eni e p0, w temperat urze zaś 100° C i w tej samej objętości
V„ wywiera ciśnienie p iW. Tworzymy średni s półczynnik rozprężli-
wości wodoru y p omi ędzy 0° a 100° C:
3. y = (p10Q—p0)/lOOp0
§ 100 Skala termometrii gazowego 203

Ażeby zmierzyć temperat urę ciała N, wprowadzamy mas ę M wo ­


d oru w cieplne zetknięcie z tern ciałem i g dy między obi ema
masami doszło do równowagi, mierzymy ciśnienie /?, które w o ­
dór wywiera w stałej objętości V0■ Za p omocą równania

4. d" — — i o o --PST-P*
yPo Pioo—Po
o kr eś la my no wą wielkość 5-", którą naz ywamy obecnie «t empe­
raturą wodoru» a zatem także t emper at urą ciała N. Ustanowili
ś m y tym s p o s o b em d ru gą skalę wodorową; jej zero leży w 0° C,
jej p u n k t 100 j est i dentyczny z t emper at urą 100° C; dopóki w o ­
dór, którym po sł ugu jemy się, czyni przybliżenie zadosyć prawu
G a y - L u s s a c a , st opnie tej skali różnią się nieznacznie od stopni
pierwszej a także od stopni skali rtęciowego t ermometru. N a ­
p eł ni ony wo do re m niedużej gęstości, przyrząd zna ny nam z rys.
127-go może być użyty jako wod oro wy termometr, f un k c jo n u ­
jący dzięki rozprężliwości gazu, zgo dn ie z drugą skalą wodorową;
taki t ermomet r j est równie dokł adny jak poprzedni, zasadzający
się na rozszerzalności wodoru, jest zaś praktycznie d o g o d n i e j ­
szy w użyciu.
Na zebraniach, odb ytych w latach 1887 i 18S9, Rada m iędzynarodowa Miar
i Wag zaleciła, jako normalną skalę term om etryczną, skalę wodorową drugą,
polegającą na rozprężliwości wodoru w objętości stałej; w ed łu g tych uchwał,
początkow e ciśnienie gazu w 0° C pow inno być równe ciśnieniu słupa rtęci
o w ysokości 100 cm. Ta skala, zwana zw yk le m ięd zyn a ro d o w ą , służy w ba­
daniach naukow ych za pod staw ę ścisłych term om etrycznych pomiarów.
Przytaczam y tu jeszcze, dla objaśnienia, wyniki otrzym ane przez fizyka an­
g ielsk ie g o C a l l e n d a r a . W yobraźmy sobie dwa w odorow e termometry; pierw­
sz y polega na rozszerzalności, drugi na rozprężliwości gazu. Jeżeli te term o­
m etry zgadzają się ze sobą w 0° i 100° C, największa różnica ich wskazań przy­
pada pom iędzy 40° a 60° C i w ynosi około 0 001 stopnia. Jeżeli pierw szy ter­
m om etr jest napełniony w odorem , drugi azotem i obadwa działają dzięki roz­
szerzalności gazów , najw iększa różnica ich wskazań, przypadając w tej samej
okolicy, w ynosi około 0 02 stopnia; różnica ta spada do.0'005 stopnia, g d y funk­
cjonow anie obydw u przyrządów zasadza się na rozprężliwości gazów .

Z adan ia.

1. Jaką ob jętość zajmuje 1 gram su ch ego, c zy steg o powietrza, pod ciśnie­


niem 1 atm osfery, w temperaturach 0°, 50°, 100° C?
2. G ęstość wodoru, znajdującego się w 0° C, pod ciśnieniem 1 atm osfery,
w ynosi 0'09 gr/litr; ile wodoru m ieści się w 2'5 litrach, w tem p. 95° C, pod ci­
śnieniem 1'2 atmosfery?
204 Rozszerzalność cieplna materji Rozdz. VII

3. Masa M azotu, w 25° C, pod ciśnieniem 1 atm osfery, zajm uje ob jętość
100 cm ’; jaką zajmie objętość, pod tern sam em ciśnieniem , w 50° C ? jaką zaj­
mie ob jętość w 110° C pod ciśnieniem 1 ‘3 atmosfery?
4. Pewna masa pow ietrza w ypełnia 30 litrów w 27° C pod ciśnieniem 1 atm.;
o ile zm niejszy się jej ob jętość, gdy, b ez zm iany ciśnienia, oziębim y ją do 7 ° C?
5. Przypuszczając, że objętość pew nej m asy helu pozostaje niezm ienna,
zapytujem y: w jakiej tem peraturze ciśnienie gazu jest dwa razy w ięk sze aniżeli
w 17° C?
6. W 0 °C naczynie szklane ma dokładnie pojem ność 3 litrów; ile gram ów
powietrza (pod ciśnieniem atm osferycznem normalnem) zawiera się w naczyniu
w temperaturze 100° C?
7. C ienkościenny balon szklany nie pow inien b y ć poddany działaniu w e ­
w n ętrzn ego ciśnienia, przen oszącego 5 atmosfer. D o ilu stopni m ożem y ogrze­
w ać w nim bezpiecznie m asę pow ietrza, które w 30° C w yw ierało ciśnienie
3-ch atmosfer?
8. Pow ietrze znajduje się pod ciśnieniem 720 m m ; w jakiej tem peraturze
litr tego powietrza będzie miał dokładnie m asę 1 grama?
9. Podnosim y tem peraturę pew n ej m asy wodoru z 13° do 299° C; jedno­
cześn ie podwajam y ciśnienie, pod którem ona zostaje. Jak zm ieni się ob jętość
wodoru?

§ 101. O unoszeniu ciepła.


Wiemy, że o bj ęt oś ć niemal każ deg o płynu powiększa się,
gd y g o ogrzewamy; poni eważ masa pł ynu pozostaje wówczas
niezmienna, zatem j ego gęs toś ć maleje. Przypuśćmy, że w dużej
masie płynu ogrzewa się tylko j ed na cząstka c; cząstka c staje
się wówczas rzadsza niż płyn otaczający; poni eważ może się ona
poruszać w płynie z łatwością, przeto wypływa do góry, p o d o ­
bni e jak kropl a oliwy, znalazłszy się w łonie mas y wodnej, m u ­
siałaby wypł ynąć do góry. Pł yną c ku górze, cząstka c zabiera ze
sobą czyli unosi cieplną energję, którą jest o b d ar z o n a ; w mi ej ­
sce gorącej cząstki c napływają chł odni ej sze d, e. / ; jeśli one
ogrzeją się, również p op łyną ku górze. Takie zjawiska nazywamy
konwekcją czyli unoszeniem ciepła; o d b yw a ją się one tylko w pł y­
nach; w ciałach stałych konwekcj a oczywiście jest niemożliwa.
W sporym balonie szklanym A (rys. 128) znajduje się woda; na dnie, w m iej­
scu ab, rozsypano nieco fragm entów koszenili; mało co g ę stsz e niż w od a, są
one łatw o wprawiane w ruch przez prądy w od y. O grzew am y ostrożnie w miej­
scu ab, małym płom ykiem ; jak w idzim y z ruchu fragm entów , w oda gorąca
podnosi się strugami do góry; stygn ąc w zetknięciu z górnemi warstwam i, opada
napowrót, odpływ ając ku bocznym ściankom . D ośw iadczenie to tłum aczy, dla­
czego konwekcja m oże bardzo istotnie przyśpieszać ogrzew anie się mas p ły n ­
nych; dwa sp osob y zagotow ania w od y, przedstaw ione na rys. 129-ym , są dobrą
¡Ilustracją tego don iosłego w p ływ u konw ekcji. Innym w tej mierze przykładem
§ 101 Unoszenie ciepła 205

jest następujący: w kartonow em pudełku można zagotow ać w o d ę ; ścianki nie


zapalają ani zw ęglają się w ów czas, poniew aż woda zabiera i szybk o unosi
cieplną energję, której płom ień dostarcza.

Rys. 128. Rys. 129.

D ziałalność t. zw . o g rze w a ń centralnych jest również przykładem zjawisk


unoszenia ciepła i ich zastosow aniem praktycznem. W yobraźmy sob ie, że w p od ­
ziem iu budynku znajduje się zbiornik w od y Z (rys. 130), rodzaj kotła, w k tó­
rym ona ogrzew a s ię , np. do
7Q° lub 80° C. M ożliwie w ysok o
(np na poddaszu) um ieszczono
inny zbiornik C, który z Z łączy
się dw iem a drogam i: przewodem
w prost pionow o do góry idącym
AB oraz drugim przewodem
K J H G F E D ; ten drugi przewód
okrąża budynek i zawiera o g rze-
walniki Ii, F i t. d. Ogrzana w Z
woda płynie do góry rurą AB,
napełnia C, lecz w ów czas musi
pow rócić do Z drogą DEFGHJK',
istotnie, kolumna cieczy A B jest
gorętsza niż K JIiG F E D a zatem
jest rzadsza. Woda gorąca krąży
zatem w sieci rur i ogrzewa bu­
dynek. Z rurek szklanych, z kolby
(zamiast Z) i z lejka (jako C) m o­
żem y łatw o zbudow ać m odel
ogrzew ania centralnego; zabar- Rys. 130.
w iw szy w odę w Z , śledzim y,'jej
krążenie w przyrządzie.
206 Rozszerzalność cieplna materji Rozdz. V I/

§ 102. O przewodzenia ciepła.


T empe rat ur y dwóch ciał, znajduj ących się ze s obą w ze tkni ę­
ciu, dążą do wyrównania się. jeżeli są ni ej edn ak owe (§ 11);
wyższa t emper at ura obni ża się z bi egi em czasu, niższa po dn os i
się. To samo zjawisko o db y wa się p omi ędzy dwoma przylega-
jącemi do siebie elementami t ego s a m e g o ciała, jeżeli ich t e m ­
peratury są ni ej ednakowe. P o wi ad am y wówczas, źe z elementu d o
elementu ciepło przepływa przez przewodnictwo-, zjawisko takie
nazywamy przewodzeniem ciepła. Prze wod zen ie ciepła o db y wa
się w s p o só b s to s un k owo naj prost szy w ciałach stałych, k t ó ­
rych elementy, g d y o d d aj ą lub p obi eraj ą cieplną energję, p o ­
zostają w spoczynku. Przewodzeni u ciepła w płynach towarzyszy
zwykle konwekcja (§ 101); ruch elementów, które między s ob ą
wymieniają energję, zakłóca wówczas no rmal ny b ieg przewo
dzenia.
Zjawiska przewodzenia ciepła sp os tr ze gamy najłatwiej w m e ­
talach; przewodnictwo cieplne tych ciał jest nam zna ne z c o­
dzi ennych doświadczeń. Gdy odwa r gorący mi es zamy s re brn ą
łyżeczką, czujemy niebawem, że metal ogrzewa się st opni owo
w całej swej długości. Rozgrzana do czerwoności na j edn ym
końcu sztaba żelazna parzy na przeciwległym. Inrie ciała stałe,
np. szkło, porcel ana lub drewno, przewodzą gorzej aniżeli m e ­
tale; korzystamy z tej okoliczności nieraz w życiu potocznem.
Miedzian;} płytkę ujm ujem y 'w ramę drewnianą, starając się o to, ażeby p o ­
wierzchnie m iedzi i drewna stanow iły jednę płaszczyznę. P okryw szy obadwa
ciała bibułką, przeciągam y je przez płom ień. W m iejscach, które pokryw ały
drewno, bibułka zw ęgla się; pozostaje natomiast nienaruszona w szęd zie, g d zie
była w zetknięciu z metalem.
Wszystkie ciała stale, nawet również ciecze i gazy, przewo­
dzą ciepło. W porze zimowej woda w jeziorze powleka się w a r ­
stwą lodu na swej po wi er zchn i; gdy mróz trwa długo, warstwa
lodu grubieje, ros nąc ku dołowi. W tym razie warstwa l odu musi
zatem przewodzić ciepło od dołu do góry, od niezamarzniętej
jeszcze wody ku mroźne mu powietrzu. Z bu d o wa n y z c e g i e ł i wapna
rnur przewodzi ciepło; w zimie, gdy t emper at ur a o g r z e w a n e g o
b ud yn k u j est wyższa niż temper at ura powietrza w ulicy, p rz e ­
wodzi odwewnątrz nazewnątrz; w lecie kierunek przewodzeni a
bywa nieraz przeciwny.
Wrażenie zimna, którego doznajem y, dotykając m osiężnej klamki lub że ­
laznej poręczy, wystarcza do wykazania, że m etale są stosunkow o dobremi
§ 102 Przewodzenie ciepła 207

przewodnikami ciepła; srebro, złoto i m iedź celują w tym w zględ zie. Z drutu
m iedzianego, m ającego około 2 mm średnicy, przyrządźmy cew k ę spiralną, która
obejm ow ałaby szczeln ie niewielki płom yk lampki alkoholowej; g d y płom ień ota­
czam y taką osłoną, para alkoholu stygn ie zbyt szybk o (dzięki przewodnictwu
miedzi), ażeby móc dalej się palić; płom ień w ięc gaśnie. Zimna siatka druciana
działa podobnie na płom ień palnika B u n s e n a ; przecina go ona i nie dop usz­
cza na stronę przeciwną (rys 131). Na tej zasadzie polega urządzenie t. zw .
<lampy bezpieczeństw a»
S i r H u m p h r y D a v y ’ego.
którą p osłu giw ali się d aw ­
niej górnicy; zbytnie roz­
grzanie siatki lub nadmierne
ciśnienie gazów po jednej
jej stronie m oże w yw ołać
przejście przez siatkę p ło­
mienia, tak iż b e zp ieczeń ­
stw o lampy D a v y ’ego nie
Rys. 131.
jest bynajmniej zupełne.
Wiemy z pospolitych dośw iadczeń, że piasek, popiół, trociny, że korek, róg,
kauczuk, ebonit, że siano, słom a, w ełna, baw ełna, wata, puch, pilśń, pierze,
futra i t. p. materjały przew odzą ciepło słabo, nieporównanie gorzej niż miedź
albo srebro. Niema jednakże ciał, które w cale nie przew odziłyby ciepła; zupełne
cieplne izolatory nie istnieją.

G d y chcemy z agotować wodę, umieszczamy płomień pod n a ­


czyniem; ogrz ewamy wodę od dołu. Cel em przyśpieszenia zja­
wiska i zaoszczędzenia wydatku energji, o dwoł uj emy się w ó w ­
czas do p om oc y konwekcji. Ale konwekcja ciepła, jak wiemy,
j est w istocie przewodzeniem, w którem, dzięki odbywającym
się przepływom, różnice t emper at ur spotykających się el ementów
płynu są zawsze duże i os tre; dl at ego konwekcja przyśpiesza
wyrównani e się t emper at ur w masie płynu. Ogrz ewa jmy wodę
w probówce od góry, jak w doświadczeniu, w y ob ra ź on em n a
rys. 129-ym; u szczytu, na powierzchni, woda got uj e się, t y m ­
czasem warstwy niżej leżące p ozost aj ą chłodne. U dna probówki
m o że my umieścić kilka kawałków lodu, przyciskając je małym
ołowianym krążkiem; woda wre i kipi u góry, lód zaś u dołu
nie topi się wcale. W no s i my zatem, że cieplne przewodni ct wo
wody jest nieznaczne.
Wy ob raźmy sobie, że p ró buj em y zbadać cieplne przewodni ct wo
at mos fer yczne go powietrza. Przypuśćmy, że warstwa powietrza
oddziela od siebie dwa ciała stałe P i Q; ciało P ma t e m p e r a ­
turę wyższą, Q niższą. W gazach, jak wiemy, unoszenie ciepła
o d b yw a się łatwo; mus imy zabezpieczyć się zatem od zakłóceń,.
208 Rozszerzalność cieplna materji Rozdz. VII

s pra wi anych przez konwekcję. Os i ą g a m y ten cel w pewnej m i e ­


rze, zamykając gaz w ciasnych ko morac h, w kt órych j ego k r ą ­
że ni e jest t r u d n e ; o s ią ga my nasz cel jeszcze skuteczniej, g dy
gaz rozrzedzamy, co (aż do pewnej granicy rozrzedzenia) nie wy­
wiera wpływu na przewodnictwo. Mu si my j ed n a k liczyć się tutaj
z i nnem jeszcze zjawiskiem, które mog l iś my pomijać milczeniem,
mówi ąc o przewodnictwie ciał stałych i ciekłych: ze zjawiskiem
promieniowania. Zjawiskami promi eni owania zajmi emy się w to
mie Ill-im tej książki; zobaczymy, że one, od mechani cznych
i od cieplnych o dm ie nn e, otwierają nowe w nauce widoki. P r z y ­
p o m i n a m y tu tylko fakty elementarne. Wi ado mo , że sł once r o z ­
syła we wszystkie s trony strumienie promienistej energji, które
m o g ą sprawiać rozmaite skutki: naprzykład cieplne, chemiczne,
elektryczne, optyczne, fizjologiczne i inne. Wi adomo, że opal ony
piec lub bl acha rozgrzana do czerwoności wysyła p o do b n i e pro­
mienistą energję; że każde ciało promieniuje w każdej t e m p e ­
raturze; to p ro mi en i owa n ie (jak z p rz ytoczonych przykładów wi­
dzimy) może przebi egać z a ró wn o próżnię ni ebieskich otchłani
j a k zwykle atmosferyczne powietrze. P o w r ó ć m y do zachowania
się zawartej p omi ędzy ciałami P i Q warstwy powietrza. Dzięki
przewodnictwu powietrza, pewna ilość cieplnej energji przepływa
o d P do Q w każdej seku nd zi e; lecz, niezależnie od p r z e w o ­
d zo ne g o, przepływa tu j eszcze drugi st rumi eń energji;- ciało P
promi eni uj e silniej niż Q, zatein Q w każdej s ek un dz ie zyskuje
p ewną ilość energji. O b e c n o ś ć powietrza sprawia przew odzenie ;
ale promi eni owania ona nie sprawia, raczej przeszkadza p r o m i e ­
niowaniu, zresztą nieznacznie. Jeżeli z p omi ędzy ciał P i Q usu
ni emy powietrze, przewodzenie ustaje, promi eni owa nie zaś trwa
niemal ni ez mi en ni e; przez p or ówn a ni e mo że my tym s p o s o b e m
ocenić przewodnictwo cieplne powietrza.
Ciała gazow e są naogót złem i przewodnikam i ciepła; najlepiej z pom iędzy
nich przewodzi hel oraz wodór, inne gazy słabo przew odzą. O chronne d zia ła ­
nie tkanin, z których wyrabiana b yw a nasza od zież, polega w pew nej m ierze
na słabem przew odnictw ie zalegającego w nich pow ietrza i na utrudnionej k on ­
wekcji; lecz w tern działaniu istotną rolę grają także hygroskopijne w łasn ości
materjałów, które w rozm aitym stopniu pochłaniają lub przepuszczają parę
wodną, wydzielaną przez organizm.
ROZDZIAŁ ÓSMY.

O cieplnej energji.

§ 103. Skutki i działania ciepła.

Skutki i działania ciepła objawiają się w całej przyrodzie, t o­


warzyszą wszystkim zajęciom i t ru do m człowieka. Płomi eń, c h o ­
ciaż może stać się szkodliwy lub zgubny, bywa przecież c o­
dziennie najpracowitszym, najpożyteczniejszym naszym p o mo cn i ­
kiem i sługą. Przy p o mo c y ciepła, kt órego ogień dostarcza,
przyrządzamy potrawy, op al amy mieszkania, przebywamy oce any
i lądy, wprawi amy w ruch niezliczone mechani zmy fabryczne;
bez węgla i i nn eg o paliwa n i ep o d o b n a wyobrazić sobie rę k o­
dzieł, przemysłu ani pracowni chemicznej, ani wogól e cywilizacji
społ eczeńst w spółczesnych. Dziełem ciepła, którem nas p r o m i e ­
niowanie słońca obdar za, są prądy atmosfery ziemskiej, jej wiry
i burze; za j eg o przyczyną p adają deszcze, przy j eg o udziale
wi os na budzi świat roślinny do życia; dzięki temu ciepłu nie g i ­
n i em y z pragnienia, z g ł o d u i zimna.
Wpł ywy i zjawiska tak ważne i tak r ó ż nor od ne zajmują od-
dawna umysł człowieka. Przez wieki pł omień był przedmi otem
z a b o b o n n e j czci i obawy. G d y później myśl ludzka, wyszedłszy
z niemowlęctwa, unosiła się mł odoci anym porywem fantazji, p ł o ­
mień lub może idealny pierwiastek pł omi en ny miał być j ed ny m
z żywiołów, z których, jak s ąd zon o, utworzony jest świat. P o ­
woli uczono się przyglądać się rzeczywistości i czytać w niej
prawdę. T r u d n o zdołano, z ni emałym wysiłkiem, odróżnić ciepło
od gazów, gazy od płomieni, pł omienie od duchów; świadczą
o tern ślady, które po zos tał y we wszystkich językach; świadczy
sam wyraz gaz, roz po ws ze c hn i on y w początku XVII-go stulecia
przez J a n a B a p t y s t ę v a n H e l m o n t z Brabantu a tak b l i -
-N., Z., Fizyka, II. 4 14
210 O cieplnej energji Rozdz. VIII

sko p okrewny niem. wyrazowi Geist, ang. Ghost. Jeszcze wXVIII-em


stuleciu sądzili poważni badacze, że ciepło można zw ażyć , ż e
je można zobaczyć\ niektórzy utrzymywali, że ono jest «poprostu,
zwykłem powietrzem». Jeszcze w XlX-em stuleciu, jak zobaczymy,,
uważano ciepło za płyn subtelny, za nieważką s ub st ancj ę i za­
stanawiano się nad pytaniem, czy ono może tworzyć związki-
chemiczne. Dopi ero po niezliczonych n iepowodzeni ach z r o z u­
mi ano nareszcie, że, usiłując rzutem wyobraźni o d g a d n ą ć naturę,
zbaczamy najczęściej na jał owe manowce. Do poznania praw
rzeczywistości prowadzi nas doświadczenie; rozumowani e toruj e
mu drogę, u og ól ni ani e wykańcza j ego wyniki i kieruje je ku
rozwiązalnym zadaniom.

§ 104. Zw iązek pomiędzy cieplnemi a mechanicznemi


zjawiskami.

Gdziekolwiek ruch ciał natrafia na tarcie lub opór, wszędzie


tam pojawia się ciepło. Pocierając metalowy guzik o stół albo
ławkę, czujemy, że guzik rozgrzewa się. Piłując drzewo, prz eko ­
ny wa my się wkrótce, że nasze narzędzie j est gorące. Osi w a g o ­
nó w rozgrzewałyby się podczas biegu pociągu bardzo n iebez­
piecznie, g d y b y temu nie z a p o b i e g a n o ; co kilka stacyj widzimy
istotnie, że smarowniczy odnawia zapas smaru, zawarty w z b i o r ­
niku, który otacza każde łożysko. J es zcze i dzisiaj, w krajach
pierwotnych, ludzie niecą ogi eń tarciem; tak p os tępu je Gaucho
na stepie, p o d o b n i e Es ki mo s lub dziki T a s ma ńc z yk ; nasze c y­
wilizowane zapałki są tylko u do s kon al eni em owe go s t a r o d a w ­
n eg o post ępowania.
W historji fizyki s łynne są spostrzeżenia, których d okonał
w r. 1798 hr. R u m f o r d nad ciepłem, tworzącem się przez tarcie
ciał stałych. M oż e my powtórzyć te spostrzeżenia, w skali zm ni ej ­
szonej, w doświadczeniu n ast ępuj ącem. Na wirownicy W (rys. 132,
por. § 67 t omu I-go) umieszczamy rurkę r miedzianą; n al ewamy
nieco alkoholu do rurki, zatykamy ją kbreczkiem i wprawi amy
w ruch obrotowy; gd y ujmiemy rurkę w kleszcze drewni ane T,
które mo żemy st osowni e zaciskać, zewnętrzna powi erzchni a rurki
do zn aj e tarcia podczas obrotu. Alkohol w rurce ogrzewa się
szybko i ni eb awem po czyna się gotować; tworząca się para wy ­
rzuca koreczek gwałtownie do góry. Jeżeli w rurce r, za mi as t
§ 105 Zasada zachowania energji 211

alkoholu, u mi eś ci my nieco lodu, p rz ekonamy się, że lód ten jest


wkrótce stopiony.
Ciepło wytwarza się również skutkiem uderzenia, zwłaszcza,
g d y ono jest m oc ne i nagłe. Roz gr z ewa my sztabę żelazną, bijąc

ją młotem; uderzając o tarczę, pocisk ogrzewa się wyraźnie.


W ciemności spos trze gamy , że koniom z pod p o dk ó w wyska­
kują iskry na kami en ny m bruku; cząstki kamienia, o dł u p a n e .
przez uderzenie, muszą rozżarzać się wówczas do białości.
P o d o b n e zjawiska obser wuj emy w ciałach ciekłych i lotnych.
Wst rząsaj my przez pewien czas naczynie, które zawiera wodę
albo rtęć; temper at ura cieczy podnosi się. Mar ynarzom wiadomo,
że woda morska ogrzewa się, gdy fale przelewają się i biją gwał ­
townie; u stóp w od o s p a d u woda bywa cieplejsza aniżeli u szczytu.
P rzyrządzani e masła, które pospolicie polega na biciu ś m i e ­
tany, po d no s i zawsze jej temperaturę. Kula armatnia rozgrzewa
się w b i eg u ; już A r y s t o t e l e s o tern wspomi na, że strzały
mkn ące w powietrzu stają się cieplejsze. Z p od o bn ej przyczyny
rozgrzewają się znacznie w atmosferze ziemskiej aerolity i m e ­
teoryty, które b ie gn ą prędzej niż armatnie pociski.

§ 105. Zasada zachowania energji.


Spostrzeżenia, które zgr omadziliśmy w artykule poprzedni m,
prowadzą b ez po ś re dn i o do wniosku, że pomi ędzy mechani cznemi
a cieplnemi zjawiskami istnieje bliski związek i spójnia. Taki
wni os ek jest dopi ero początkiem n au ko wego poznania; nauka
nie może na nim poprzestać. W nauce dąż ymy do wiedzy ści­
słej; w tym celu p o s ł u gu j em y się p omocą pojęć ilościowych. Z a ­
pyt uj emy zatem: we dług jakich praw ilościowych wj t war za się
ciepło w mechani cznych zjawiskach?
14»
212 O cieplnej energji Rozdz. VIII

Do rozwiązania t ego pytania j es teś my przygotowani przez


rozdział czwarty I-go tomu tej książki. W p owoł anym rozdziale
wyobrażal iśmy sobie mechani czne układy, w których nie objawia
się tarcie, w których ruch nie napot yka o po ró w i innych p o ­
d o b n y c h rozpraszających zakłóceń; takie układy nazywaliśmy z a ­
chowawczemu Widzieliśmy, że w układzie zachowawczym i o d o ­
s ob ni o ny m całkowita mechani czna energja, czyli suma kinetycznej
i potencjalnej energji, pozostaje zawsze niezmienna. Jeżeli układ
jest zachowawczy, ale nie jest o d os o bni on y, j ego całkowita m e ­
chaniczna energja może się zmieniać; rośnie ona o tyle, ile w y ­
nosi praca, zzewnątrz zaczerpnięta przez układ albo zmniejsza
się o tyle, ile wynosi praca, przez układ nazewnątrz oddana.
Lecz rzeczywiste układy w przyrodzie nie są zachowawcze. Ka ż­
d em u ruchowi w przyrodzie towarzyszą tarcia, opory, uderzenia,
zluźnienia i rozprzężenia b ud o wy oraz inne p o d o b n e pizeszkody,
które zużywają i niszczą me cha ni cz ną energj ę układu. W takich
razach układ traci me cha ni cz ną energję' a żaden inny jej nie
zyskuje; co dzieje się wówczas z mechani czną energją? czy ona
może ulegać zagładzie? czy j akakolwiek energj a może k iedykol ­
wiek być unicestwiona?
P omi ę dz y 1840 a 1845-ym rokiem J o u l e , M a y e r i H e l m -
h o l t z odpowiedzieli, jak wiemy, na te pytania, ustanawiając
t. zw. uogólnioną czyli powszechną zasadę zachowania energji.
En er gj a przeobraża się nieustannie w naturze, ale w niej nigdy
nie ginie. Op ró c z mechanicznej energji, której rozmaite objawy
poznaliśmy w dotychczasowych rozdziałach tej książki, istnieją
liczne inne kształty i rodzaje energji. Jeżeli w pewnym układzie
i w j eg o ot oczeniu okazuje się ni edobór mechanicznej energji,
ilość, która brakuje, musiała pojawić się w postaci cieplnej, c h e ­
micznej, elektrycznej, magnet ycznej , e lekt romagnet ycznej p r o ­
mienistej lub j akiejbądź innej energji. Każda postać energji może
w zasadzie, jeżeli warunki pozwolą, zamienić się na każdą inną
jej postać; taka zamiana, jeżeli dochodzi do skutku, o d by wa się
bez straty i zysku; ile energji ginie w pierwotnej postaci, tyle
pojawia się w ostatecznej. Te założenia st anowi ą treść p o w s z e c h ­
nej zasady zachowania energji (§ 84 t om u I-go); one łączą ilo­
ściowo i związują rozmaite zakresy zjaw isk fizycznych ; na tern
pol ega ich niezmierna doniosłość. Ponieważ rozciągają się one,
o ile wiadomo, do wszystkich dziedzin zjawisk natury, s tanowią
§ 106 Zamiana pracy na ciepło 213

więc j e d no z uogó ln ień najwyższych, do jakich umysł ludzki,


badając świat przemian, zdołał wznieść się dotychczas.

§ 106. Przeobrażanie się pracy w cieplną energję.


Wy ob ra źm y sobie układ n i ez a ch ow a wc z y; skutkiem uderzeń
lub tarcia ciepło pojawia się w nim podczas ruchu. Przypuśćmy,
iż układ jest o d os o bni ony ; energja nie może do ni ego przenikać
ani z niego odpływać. .Jeżeli siły czynne w układzie wykonały

w nim ilość pracy W i jeżeli wiadomo, że, prócz cieplnej, żadna


inna forma j eg o energji nie doznała zmiany, wówczas, p o d ł u g
§ 105-go, ta sama ilość W cieplnej energji powi nna pojawić się
w układzie. W e źm y na u wagę przypadek konkretny, w którym
możemy j asno . zrozumieć, jak powyższe twierdzenie w r zecz y­
wistości się sprawdza. Wy bi er am y w tym celu doświ adczeni e,
wy kon ane przez J o u l e ’a i opi sane przez t ego badacza w r. 1850;
p owt ar zamy ten opis w nieco uproszczonej postaci.
Naczynie miedzi ane B (rys. 133) jest n ap ełni one wodą; w tej
wodzie wywi ązuj emy ciepło przez tarcie. Wewnęt rzne urządzenie
naczynia B moż em y łatwo zrozumieć z rys. 134-go, na którym
widzimy j eg o poprzeczne pi onowe przecięcie. Dokoł a osi cc
(rys. 134) kręci się układ łopatek, jak np. aa na rysunku; nie
uderzając o n i e ru c ho m e przegródki bb, łopatki aa p rz ebi eg aj ą
koło nich bar dzo blisko. W wodzie, wypełniającej naczyni e B,
zanu rzo ny jest termomet r, op us zczony na rysunkach. Obni żając
się wzdłuż skal G, H (rys. 133) dwa ciała ciężkie E, F, za p o ­
214 O cieplnej energji Rozdz. VIII

ś re dn ic twem nici przerzuconych przez bloki C, D, obracają w a ­


lec A a wraz z nim oś cc oraz łopatki aa (rys. 134); łopatki,
bi egnąc dokoła, wprawiają wodę w ruch; skutkiem op oró w i t a r ­
cia, które ruch ten spotyka, kinetyczna ener-
gja wódy przeobraża się w cieplną energję.
Praca, wyk on ywa na nad ciałami E i F przez
siłę ciężkości, zamienia się taką d r og ą na
cieplną energję, którą pochłania przede-
wszystkiem woda, zawarta w naczyniu B\
w pewnej mierze (jak zobaczymy ni ebawem)
l^j— - a r - — ¿ 1 po chł ani ają ją również ścianki naczynia, oś,
— 1 ^ 4 = = = = ^ ; łopatki, t ermometr, otaczające powietrze i t.d.
Rys 134. Zamiana pracy ciężkości na ciepło, pojawiające
się w naczyniu B, jest w tern dośw iadczeniu prze-
ważającem , ale nie jedynem zjaw iskiem ; c zę ść pracy rozprasza się na uboczne
działania. Tarcie nici o bloki, tarcie osi o łożyska, opór pow ietrza sprawiają, że
część pracy poza obrębem naczynia B zamienia się na ciepło. Ciała E i P o p a ­
dają z pew ną prędkością, zatem część pracy ciężkości pojawia się w postaci
ich kinetycznej e n e r g ji; inna część zostaje wydana na w yd łu żenie nici, w m ie­
rze, na jaką ich sp rężystość zezwala; jeszcze inna część pracy przetwarza się
w energję drgań przyrządu, o których św iad czy rozlegający się podczas obrotu
g ło s. J o u 1 e zbadał każdą taką uboczną stratę energji i każdą troskliw ie u w zg lę­
dnił w ostatecznym rachunku.

Przy p o m o cy o p i s a n e g o przyrządu wy ko n ywa my szereg d o ­


ś wi adc zeń ; w ka ż de m doświ adczeni u mierzymy ilość pracy W .,
która zamienia się na p e w n ą ilość Q cieplnej energji. Dla u p ro s z ­
czenia przypuś ćmy, że ta ilość Q cieplnej energji jest p o c h ł a ­
ni ana wyłącznie przez masę m wo dy i służy jedynie do p o d n o ­
szenia jej t emperatury. W e d ł u g za sady zachowania energji ma my
przedewszystkiem
1. W= Q

Przez T0 oznaczmy początkową, przez T końcową t emp er at urę


wody; g dy masa ni t ego ciała pochłania ilość Q cieplnej e n e r ­
gji, j eg o t emper at ura po d no s i się o T — T0. Zestawiamy teraz
wartości m, Q oraz T — T0, znalezione w rozmaitych d o ś w i a d ­
czeniach. P o r ó w n a j m y ilości Q, potrzebne do wywołania p e w n eg o
d an e g o podni esi eni a T — T0 t emper at ury w różnych mas ach m
wody; p rz ekonywamy się, że ilość Q w tym razie jest ściśle p r o ­
porcjonalna do ma sy m\ wynik zrozumiały sam przez się, ener-
gj a Q rozlewa się j ed no st aj ni e na masę m wody. P o r ó wn y w a m y
§ 106 Zamiana pracy na ciepło 215

n as t ęp ni e ilości Q p ot rze bne do wywołania rozmaitych p o d n i e ­


sień T — T0 w pewnej danej masie m wody; spostrzegamy, że
ilość Q w tem założeniu jest przybliżenie prop or cj on al na do
różnicy temperat ur T —T0. Oznaczaj ąc zatem przez c spółczyn-
nik propor cj onal ności czyli niezależną od m, przybliżenie zaś
niezależną od T — Tn wielkość stałą, mamy

2. Q — m c ( T - T 0)
Stała c, jak pow iedzieliśm y, jest niezależna od m asy m\ natomiast zależy,
chociaż nieznacznie, od różnicy temperatur T —7j,. Energja, potrzebna do ogrza­
nia 3-ch gram ów w od y od 10° do 11° C, jest ściśle 3 razy większa niż energja,
potrzebna do ogrzania 1 grama w od y od tej samej początkow ej do tej samej
końcow ej temperatury; natomiast energja, potrzebna do ogrzania grama w ody
ód 10° do 13° C, nie jest ściśle, lecz tylko mniej w ięcej 3 razy w iększa niż
energja, potrzebna do ogrzania grama w ody od 10° do 1I ° C. Ogrzanie grama
w od y od 11* do 12° C wym aga widocznie nieco innej ilości energji niż ogrzanie
g o od 10° do 110 C; ogrzanie go od 12° do 13° C wym aga jeszcze innej ilości
energji. Fakty te nie m ogą nas dziw ić. W iemy z poprzedzających rozdziałów
(Ii-go oraz VII go), że stopnie skali term om etrycznej są to raczej zn a k i tem p e­
ratur aniżeli ich m iary, liczby, przez które je wyrażam y, w yprow adzają się
z rozszerzalności pew nych term om etrycznych substancyj (rtęci i szkła, wodoru,
azotu i t. p.) ale nie mają zw iązku z zawartością cieplną ogrzew anej m asy m w ody.

W równaniach (1) i (2) wys tępuj ą wielkości W, Q, m oraz


T — Ty, jakiejmi j ednost kami mamy się posługiwać, gdy mierzymy
te wielkości? Pracę W oraz ilość Q cieplnej energji mierzymy
ergami (§ 71 t omu I-go); iloczyn m c (T — T0) musi zatem r ó w ­
nież wyrażać się w ergach. Ponieważ masę m mierzymy gramami
(§ 40 tomu I-go), przeto iloczyn c (T — T0) wyraża się w je­
dnostkach: er g /g r am czyli c m 2/ s e k s. Oznaczaj ąc dla zwięzłości
przez «stop. C» st opień skali t ermometrycznej Celsjusza, p o wi a ­
d a m y ostatecznie, że stała c wyraża się w jed no st ce n a s t ę p u j ą ­
cej: erg/( gram X stop. C). W nauce o zjawiskach cieplnych z n a ­
j o m o ś ć wartości stałej c jest bardzo ważna; dla znalezienia tej
wartości przedsięwzięto wiele b ad a ń i prac. Jeżeli początkowa
t emper at ur a wody T0 wynosi 14-5° C, końcowa zaś 15-5° C, stała c
m a wartość n ast ępuj ącą:
erg
c = 4-18 X 107
gram X stop. C

W niniejszym rozdziale p o z n a m y niektóre z pomi ędzy met od


badania, które doprowadzi ły do p owyż sz eg o wyniku.
216 O cieplnej energji Rozdz. VIII

§ 107. Ilość ciepła. Zasady kalorymetrji.


W § 106-ym rozważaliśmy doświadczenie, w kt órem ilość Q
cieplnej energji, po chł ani ana przez mas ę m wody, wytwarza się
ze znanej ilości W pracy, użytej na ogrzani e tej masy; w tym
razie ilość Q jest a priori wiadoma, albowiem wyznacza ją z a­
sada zachowania energji. Pewnej masie w ody moż em y j ed n a k
udzielić ciepła rozmaitemi s pos obami ; m o ż e m y naprzykład, jak
to czynimy codziennie, wystawić ją p opros tu na działanie p ł o ­
mienia. Przypuśćmy, że kilogram w od y ogrzał się tym s p o s o b e m
od 14'5° do 15-5° C. Nie znamy wówczas a priori ilości Q ciepl­
nej energji, pochłoniętej przez w o d ę ; nie mo żemy za stos ować
równania (1) po p rz e dz a ją c eg o artykułu. Ale moż em y przypuścić,
że ó wczesne równani e (2), mianowicie:
1. Q = m c (T — T0)
nie przestaje o bowi ązywać. Zasadzaj ąc się na przytoczone
w § 1.06-ym wartości stałej c, wyliczamy pochł oni ęt ą ilość Q
cieplnej energji p o d ł u g zauważonej wartości podni esi eni a t e m ­
peratury; kł adzi emy napr zykł ad:
2. ni — 1000 gr; T — T0 = 1 stop. C; wówczas:
Q = 4-18 X 1010 ergów.
Polegaj ące na takich zasadach mierzenie ilości cieplnej ęner-
gji nie był oby j ed n ak łatwe ani d o go d ne ; nie był oby nawet d o ­
kładne, albowiem wyznaczenie wartości stałej c j est czynnoś ci ą
zawiłą i żmudną, której wynik nie może być wolny od drobnej
niepewności. J es t to prawdą n a u k o w ą doni osł ości niezmiernej,
że każda ilość cieplnej energji może powstać z pewnej o k r e ś l o ­
nej ilości pracy; ale w l aboral orj um lub w fabryce nie m a m y
p owod u odwoł ywać się do niej codzienni e; w takich razach p o ­
trzeba nam p os tęp owa ni a krótszego i praktyczniejszego.
Rozwój nauki o zjawiskach cieplnych rozpoczął się w XVlII-em
stuleciu, dzięki zwłaszcza pracom J ó z e f a B l a c k a w Gl as gowi e
(1728— 1799). J akkoiwiek nie znał zasady zachowania energji,
B l a c k utworzył pojęcie t. zw. ilości ciepła, bar dzo blisko zwią­
zane z pojęciem cieplnej energji. Ilością ciepła naz ywamy ilość
cieplnej energji, p ochł oni ęt ą przez pewn e ciało z otoczenia albo
też o d d a n ą przez ciało otoczeniu; jest to zatem zysk albo strata
zawartej w ciele cieplnej energji. Okre śl on a przez równa ni e (1)
§ 107 Zasady kalorymetrji 217

wielkość Q j est oczywiście ilością ciepła. Przyrządy, służące do


mierzenia ilości ciepła, nazywamy kalorymetrami; dział nauki,,
poświ ęcony rozważaniu zasad i met od takich pomiarów, n a z y ­
wa my kalory metrją.
W artykule poprzedni m porównywal iśmy ilości ciepła z ilo­
ściami pracy; mierzyliśmy je ergami, ponieważ j ednos tką pracy
jest erg. W kalorymetrji po st ępu jemy inaczej; p o r ó w n y w a m y
w niej j edne ilości ciepła z innemi ilościami ciepła. Za jednostkę
ilości ciepła wy bi er amy w kalorymetrji ilość ciepła, której m u ­
simy dostarczyć j e d n e m u gramowi wody (znajdującemu się pod
ciśnieniem jednej atmosfery), ażeby j e go temper at ura pod ni os ła
się od 14-5° C do 1 5’5 ° C ; tę j ed no st kę ilości ciepła na z ywa my
kalorją ; każdą i nną ilość ciepła mierzymy przez po równani e
z kalorją. Przypuszczając naprzykład, jak przed chwilą, że ki l o­
gram wody ogrzał się od 14'5° do 15-5° C, powiadamy, źe p o ­
chł onął on przytem 1000 kaloryj.
Powróćmy do równani a (1); stosując je do przypadku, p rz e ­
widzianego w określeniu kalorji, ot rzymuj emy
3. 1 kalorja = 1 gram X c X 1 stop. C;
zatem wartość c, wyrażona w kalorjach, jest dla wody nast ępuj ąca:
^ , 1 kalorja
1 gram X 1 stop. Ć
Wstawiając do równania (3) wartość stałej c. p o d a n ą w § 106-ym,
ot rzymuj emy
5. 1 kalorja = 4-18 X 107 ergów
Wi emy z § 71-go t omu I-go, źe w miejscu, gdzie p rz y śp ie s ze ­
nie ciężkości g wynosi 981 c m / s e k 2, k il ogramomet r równa się
9-81 X 107 ergom; w tern s am em przeto założeniu o wartości g
w y pr ow ad za my z (5):
6. 1000 kaloryj = 426 ki logramometrom.
Mówiliśmy o ogrzewaniu się wody w poprzedzającym i w n i ­
niejszym artykule; w kalorymetrji wóda jest wzorcem dla innych
substancyj. Wy ob raźmy sobie, że jakiekolw iekbądż ciało, k t ó ­
r e go masę ozn acza my przez m, ogrz ewamy od początkowej t e m ­
peratury 7 0 do końcowej t emper at ury 7. Przypuszczamy w ó w­
czas, że zasadnicze równanie (1) stosuje się znowu; j e d n a k ż e
wartość stałej c będzie wogól e o d m i en n a niż nią jest dla w o d y ;
218 O cieplnej energji Rozdz. VIII

będzie zależna od natury b a d a n e g o ciała. Przypuszczamy w dal­


szym ciągu, źe uogólniliśmy w taki s p o s ó b r ównani e (1); stałej
c, która się w niem wówczas znajduje, G a d o l i n w XVIII-em
stuleciu n ada ł nazwę ciepła właściwego i nazwa ta, chociaż
dziś przestarzała, jest dot ych cz as jeszcze w p ows ze ch nem użyciu.
Jeżeli c jest ciepłem właściwem uwa ża ne g o rodzaju substancji,
t edy przez pojemność cieplną masy ni tej s ubstancji r oz umi emy
zazwyczaj iloczyn mc.
Ciepło w łaściw e, jak zobaczym y niebawem , jest ważną cechą substancji
i charakteryzuje jej cieplne w łasności. M ożem y pow iedzieć, że ciepło w łaściw e
w od y pom iędzy 14*5° a 15 50 C w ynosi 1 kal/gr. stop. C; ciepło w łaściw e w ody
w innych temperaturach albo ciepło w łaściw e innych substancyj jest w iększe lub
m niejsze, ale wyraża się zaw sze w pow yższej jednostce. Podobnie jak dla w ody,
ciepło w łaściw e dow olnej substancji nie zależy od masy, ale m oże zależeć od
granic, w których zmienia się temperatura ciała, pochłaniającego cieplną energję.

§ 108. Pierwsze postępowanie kalorymetryczne:


metoda mieszanin.

Wy k o n a j m y doświ adczeni e następujące. Do szerokiej probówki


A (rys. 135) nal ewamy wody gorącej, której t emper at ura wynosi
np. 80° C; temper at urę tę wskazuje ter­
mo me tr T A. P ro b ó w k ę Ą wraz z t e r m o ­
metrem T a umi eszczamy w szklance B,
któęa zawiera wodę o t emper at urze p o ­
kojowej, przypuśćmy 16° C; temperaturę
tej wody wskazuje inny t er mo me tr 7„.
Zamieszawszy wodę w A i w B, od cz y ­
tujemy ob adw a t ermomet ry; powtarzamy
tę czynność w pewnych ods tępach czasu,
np. co trzy minuty. Prze kon ywamy się
tym s pos obe m, że temper at ura wody w A
opada, z początku szybko, później coraz
powoluiej; że temper at ura wody w B
mi p odnos i się w s p o só b mniej więcej p o ­
dobny. Po pewny m czasie t emper at ury
Rys. 135. wody w A i w B są jednakowe, obie-
dwie wyno szą 28° C. Zjawisko, które
dost rze gal i śmy tutaj, jest nam zn an e; jest to proces w y r ó w ny ­
wania się t emper at ur dwóch ciał, znajduj ących się w b ez poś re-
§108 Metoda mieszanin 219

d ni em lub, jak tutaj, w po średniem zetknięciu ze sobą; stan o s t a ­


t eczny jest cieplną r ówn owag ą tych ciał (§ 11).
Rozważmy to samo zjawisko z punkt u widzenia za sady z a ­
ch ow an i a energji. Wo da A traciła, woda B zyskiwała ci epl ną
ene rgj ę; w przejściu z A do B energj a cieplna nie przeobrażała
się w inne rodzaje energji; stąd wynika, we dług powoł anej z a ­
sady, że ilość ciepła QA, stracona przez wodę A, jest równa ilo­
ści ciepła Q„t pozyskanej przez wodę B. S pr ób u jm y obliczyć
wartości QA i Q„. Ważąc wodę A i wodę B, zn aj duj emy ich
masy; p rz ypu ść my naprzykład, że: mA= 60 gr; mB = 260 gr.
T emp er at ur a wody A o padł a z 80° do 28° C, temperat ura wody
B podni osł a się z 16° do 28° C. Ciepło właściwe wody w z a k re ­
sie od 80° do 28° C, oraz od 16° do 28° C, nie jest nam znane;
przypuś ćmy tytułem próby, że on o nie zależy od temperat ury
wcale; w takim razie w obu wymi eni onych zakresach t e m p e r a ­
tury ciepło właściwe wod y ma tę samą wartość, jaką ma p o ­
między 14'5° a 15-5° C czyli, we dł ug równani a (4) § 107-go, w y ­
nosi 1 kal/gr X stop. C. Stosując się do równania (1) § 107-go,
kładziemy wówczas
Iro1
1. Qa = 60 gr X 1 gr- x l t o p c X 52 St0p' C = 3120 kal'
lr o1
2. Q„ = 260 gr X 1 - X 12 stop. C = 3120 kal.
gr X stop. C v
Ot rzymal iśmy równe sobie wartości QA i QB, jak t ego wymag a
zas ada za ch owa ni a energji; potwierdza się więc przypuszczenie,
które przyjęliśmy, że ciepło właściwe wody, conajmniej w przy­
bliżeniu, jest stałe i nie zależy od t emperatury.
W eźm y na uw agę dow olną masę m dow olnej substancji, którą ogrzew am y
od początkow ej temperatury T0 do końcow ej T„. P rzypuśćm y, że przedział od
T0 do T„ zawiera n stopni Celsjusza; podzielm y ten przedział na podprzedziały,
z których każdy obejm uje stopień:

3. 7 ) - T0 = 1 stop. C ; r . - T , = 1 stop. C ; ........... T„ — T„-{ = 1 stop C.

Przez ct, c„, . c„ oznaczm y ciepło w łaściw e substancji w kolejnych podprze-


dzialach; przez Q ,, Q., Qn rozum iejmy ilości ciepła, które w nich masa m
pochłania. Łączna ilość ciepła Q, pobrana przez m asę w całym przedziale, w yn osi

4. Q = Q, + - f - ..................... + Qn
— tn { c, - j - c s - f - .................... - f f n } X l stop. C
O znaczając przez c średnią arytm etyczną wartości cu cit .. c„, mamy
5. c, -j- c„ -j- c„ = n c
-220 O cieplnej energji Rozdz. VIII

zatem
6. Q = m c X n stop. C

G dy posługujem y się równaniem (1) § 107-go, m ożem y w ięc zaw sze przez c
rozum ieć średnią w artość ciepła w łaściw ego danej substancji w zakresie te m ­
peratur od T0 do T.
Powracając do w yżej opisanego dośw iadczenia, pow iadam y teraz, że średnia
wartość ciepła w łaściw ego w od y pom iędzy 80° a 28° C musi b yć (conajmniej
przybliżenie) równa średniej wartości tegoż ciepła w łaściw ego pom iędzy 16°
a 28° C. W istocie te dw ie średnie nie są dokładnie sobie równe; m etoda na­
sz e g o doświadczenia nie jest tak ścisła, ażeby w niem m ogła w yjść na jaw
drobna różnica, która pom iędzy temi średniem i wartościami zachodzi. Przeno­
szenie się cieplnej energji z w od y A do w od y B jest g ló w n em zjawiskiem
w tern dośw iadczeniu, ale nie jest jedynem . Energja przepływająca z A do B
była zawarta nietylko w w odzie A, lecz również w ściankach probówki, w na­
czyńku i w rtęci termom etru Ty, nie udzieliła się też w yłączn ie w odzie B, lecz
także ściankom szklanki, naczyńku i rtęci termometru Tn. Woda A, następnie
i B, odstępują nieco cieplnej energji otaczającem u powietrzu; tracą ją także
przez prom ieniowanie. N aw et i po dłuższym czasie termometr TA w skazuje nieco
w yższą temperaturę aniżeli 7 fi; dokładnego wyrównania tych temperatur d o c z e ­
kać się niep od ob n a; zanim ono nastąpi, obiedw ie temperatury zaczynają powoli
opadać; nie dostrzegam y więc w łaściw ie tem p. 28° C, m usim y ją raczej o d gad ­
nąć. G dybyśm y nie mieszali, temperatury różnych warstw w od y (zarówno w A
jak w B) byłyb y niejednakow e; m ieszanie w prow adza obcą m asę, energiczne
mieszanie w prow adzałoby obcą energję. Te i inne uboczne zjawiska zakłócają za­
tem przebieg głó w n eg o zjawiska; przez stosow ne urządzenie dośw iadczenia m o­
żem y zm niejszyć ich w p ływ lub też uw zględnić g o w rachunku, wprowadzając
odpow iednie p o p r a w k i ; lecz nie m ożem y uw olnić się całkow icie od zjawisk
ubocznych. R zeczyw istość jest zaw sze niezmiernie zawiła; w każdem badaniu
usiłujem y tylko przybliżyć się do niej.

M oż e my teraz uprościć a zarazem ulepszyć s p o só b w y k o n a ­


nia powyż sz ego doświadczenia. Od rz ucaj ąc p r ob ówkę A, m i e ­
szamy w nac zyni u B b ez po ś re dn i o ze sobą; 60 gr wo dy m a j ą ­
cej 80° C z 260 gr wody mającej 16° C ; po zmieszaniu ot rzy­
m uj em y 320 gr wody, której t emper at ura wynosi 28° C. R o z u ­
mowani e nasze i wnioski nie zmi eni aj ą się w niczem. Przyrząd,
w którym d o ko na li ś my t aki ego doświadczenia, jest najprostszym
t ypem t. z w. wodnego kaloryrnetru. P o st ępo wani e nasze jest n a j ­
prostszym przykładem k al oryme tr yczne go post ępowania, które
nazywamy metodą mieszanin.
Przypuśćm y, że m ieszam y m asę rnt w od y o temp. 7", z masą m2 w o d y
o temp. Ta; otrzym ujem y m asę m, -(- w , w od y o tem p. T. Przypuśćm y, że T t
jest niższa, T„ w yższa; temp, T b ędzie pośrednia. Zaniedbując zm ienn ość ciepła
w łaściw ego c w od y pom iędzy Tt a piszem y
7. m ic {T — Tl) = m ,c (T i - T)
§ ¡09 Ciepło właściwe 221

skąd wypada natychm iast


8 T _ miTi + "hTt
mt -f- m.
P osługujem y się zw ykle naczyniem kalorym etrycznem m iedzianem , m osięż-
nem lub srebrnem, którego ściankom nadajem y grubość o ile można najmniej­
szą; um ieszczam y je (na m ałych korkow ych lub drewnianych podpórkach) w e ­
wnątrz drugiego, również m etalow ego naczynia, przyczem pom iędzy zew nętrzną
powierzchnią pierw szego a wew nętrzną drugiego pozostaje w szędzie warstwa
powietrza; obiedw ie te pow ierzchnie są w ypolerow ane i gładkie. Poznam y wkrótce
pow ody, które skłaniają fizyków do nadawania kalorymetrom takiej budow y.

§ 109. O mierzeniu ciepła właściwego.


Przypuśćmy, że chcemy zmierzyć ciepło właściwe miedzi;
s p ró bu j my posłużyć się w tym zamiarze met odą mieszanin. Mi e­
dzi nie m oż na wprawdzi e zmieszać z wodą, ale można ją w pr o­
wadzić w cieplne zetknięcie z wo d ą kalorymetru, co wystarcza
d o popra wn oś ci post ępowania. Wy ob raźmy sobie, że wybrany
okaz miedzi ma pos tać cienkiej blachy, którą w razie potrzeby
zwijamy spiralnie; woda może ją wówczas otoczyć zewsząd d o ­
kładnie. Ogr z ewa my miedź do pewnej t emperatury T 2; p r z en o ­
simy ją n as tępni e do wody kalorymetru, której temperaturę Ti
p opr zed ni o zmierzyliśmy. P o wyrównani u się temperatur, z na j ­
d uj em y ws pó ln ą t emper at urę T wody i miedzi. Oz nacz my przez-
m i masę wody kalorymetru, przez nu masę miedzi; przez cx r o ­
zumi ej my średnie ciepło właściwe wody pomi ędzy t emperaturami
T] i T, przez c, średnie ciepło właściwe miedzi p omi ędzy t e m ­
peraturami T i T 2. W uważanem zjawisku Tx jest oczywiście,
najniższą, T, najwyższą, T pewną pośrednią t emperaturą. S t o ­
suj ąc się do równania (1) § 107-go (por. § 108), obliczamy ilość
ciepła Qi p o br a n ą przez wodę oraz ilość ciepła Q2 o d d a n ą przez
miedź:
1. Qi = m 1c1(T—Ti) ; Q2 = /?z2c,(T2—T)
Zani edbując, jak poprzedni o, straty i zakłócenia uboczne, k ła ­
d zi em y znów
2. Qt = Q,
s kąd ot rzymujemy
3. c2 : cl — m1{T — T l)-.m 2{Ti — T),
mo że my zatem znaleźć wartość s tos unku c2 : ćv Zani edb uj ąc
z mi enn oś ć ciepła właściwego wody, mo żemy przyjąć za cx war-
222 O cieplnej energji Rozdz. V III

tość 1 kal/gr X stop. C, s tosującą się między 14'5° a 15'5°C


(§ 107); równani e (3) pozwala nam wówczas wyliczyć ct .
Przypuśćm y naprzykład: /«, = 1000 gr, m , — 500 gr; przypuśćm y, że 7 ,
w ynosiła 16° C, T , była 100“ C i że znaleźliśm y 19'73° C jako ostateczną tem ­
peraturę T. Z równania (3) w yprow adzam y dla m iedzi:
4 c___ 1000 X 3'73 kal _ Q.Qgg ^al
1 500 X 80-27 g r X sto p . Ć g r X sto p . Ć
W następującej tablicy podajem y wartości ciepła w łaściw ego niektórych su b -
stancyj, wyrażone w jednostce kal/gr X st°P- C; wartości te odpow iadają tem ­
peraturom pokojow ym .
O łów : 0031 Szkło: (0'19) Oliwa: 10-31)
Rtęć: 0-033 Cegła: (0-22) Nafta: (0-45)
M osiądz: 0094 Porcelana: (0-26) A nilina: 0-50
Nikiel: OHO D rew n o : (0-42) Eter etyl.: 0'54
Żelazo: 0 - liS W ełn a: (0-45) Alk. etyl.: 0-57
Liczby ujęte w nawias wyrażają wartości średnie, przybliżone., W oda, jak w i­
dzimy, ma w yjątkow o duże ciepło w łaściw e; każdy więc zbiornik w od y jest
zarazem zasobnym zbiornikiem cieplnej energji. O grzew ając nasze m ieszkania
w odą gorącą, korzystam y z tej szczególn ej w łaściw ości wody; tą sam ą okolicz­
nością tłum aczym y również w ażny w p ływ , w yw ierany przez oceany i morza na
klimat w ybrzeży.

Z a dan ia.
1. W temperaturze pokojow ej udzielam y po 5C00 kal każdej z mas nastę­
pujących: kilogram żelaza, mosiądzu, ołow iu, szkła, cegły. O bliczyć zmiany tem ­
peratury, które nastąpią w tych ciałach.
2. Jakich ilości ciepła potrzeba do ogrzania od 14-5“ do 15'5° C litra w od y,
litra rtęci, litra oliw y, litra nafty?
3. Naczynie kalorymetru jest w yrobione z niklu; jego masa w ynosi 180 gr;
zawiera ono 1200 gr wody; temperatura początkow a kalorymetru w ynosiła 14°C.
Do w od y kalorymetru wrzucamy kaw ałek ołow iu, którego masa była 250 gr,
temperatura zaś w ynosiła 100“ C. O bliczyć temperaturę ostateczną, którą układ
osiągnie w stanie cieplnej rów now agi; obliczyć ją m ianowicie (1) zaniedbując
pojem ność cieplną nik low ego naczynia (2) uw zględniając tę pojem ność. Ze zna­
lezionej w drugim rachunku ostatecznej temperatury obliczyć napowrót ciep ło
w łaściw e ołow iu, zaniedbując p ojem ność naczynia niklow ego; przekonać się tjm
sposobem , jaki błąd popełnilibyśm y, g d y b y śm y tę pojem ność opuścili w ra­
chunku.
i. Czy dla m ieszkańców budynku obojętna jest wartość ciepła w ła śc iw e g o
materjału budow lanego, z którego w ykonane są ściany?
5. Masa naczynia kalorymetru, w yrobionego z m iedzi, w yn osi 100 gr; na­
czynie to zawiera 500 gr wody; początkowa temperatura w o d y w ynosi 15“ C.
W lew am y 100 gr oliw y do m ałego m iedzianego naczyńka (które puste w aży
20 Gr); tak napełnione, um ieszczam y je w gotującej się w od zie, poczem prze­
nosim y je do kalorymetru. Po ustanow ieniu się rów now agi temperatura kalory­
metru w yn osi 2 0 4 5 “ C. O bliczyć ciepło w łaściw e oliw y.
i HO Ciepło topienia się 223

6. W płomieniu ogrzew aliśm y przez pewien czas kulę żelazną, w ażącą


200 Gr. R zuciwszy kulę do kalorymetru, zawierającego 100 gr m iedzi oraz
1000 gr w od y, o tem p. 15° C, dostrzegam y, po osiągnięciu rów now agi, tem p e­
raturę wspólną 2I'3"C . O bliczyć temperaturę, którą miała kula w chwili prze­
niesienia jej do kalorymetru.
7. Spalając się, gram drewna wydziela o k o ł o ' 5100 kał; gram oleju ro­
ślinnego lub zw ierzęcego tłuszczu 9500 kai, gram w ęgla około 8200 kal, gram
nafty wydziela około 11000 kai. W yobraźm y sobie, że potrafiliśmy udzielić każ­
dej z tych ilo śii ciepła, zosobna, pewnej ilości w ody, której masa jest 10 kg,,
początkowa zaś temperatura 14UC; jak zmieni się temperatura w o d y ? G d yb yśm y
m ogli zam ienić na pracę każdą z tych ilości ciepła (por. jednak § 113), ile
ergów otrzym alibyśm y w każdym przypadku? Ile kilogramów opuścić się musi
o metr ku dołow i, ażeby w ydać tyle energji, ile otrzym ujem y, spalając gram
w ęgla lub nafty?
8. Z kurka A płynie w oda, mająca 100°C; z kurka B płynie w oda, mająca
10° C; mamy przygotow ać kąpiel, zawierającą 36 litrów w ody o temp. 35° C.
Ile litrów w ody należy w yp uścić z A, ile z fi?
9. G ęstości dw óch ciał mają się do siebie jak 2 : 3 ; ich ciepła w łaściw e
mają się do siebie jak 4 : 3 . W jakim wzajem nym stosunku pozostają pojem no­
ści cieplne jednakowych objętości tych ciał?
10. Spadając z w ysokości 5 m (w próżni, bez początkowej prędkości', kula
miedziana, o masie 500 gr, wpada do kalorymetru w od nego, zaw ierającego 1 kg
w ody oraz 200 gr niklu; przypuszczam y, że kinetyczna energja kuli zamienia
się całkow icie w ów czas w cieplną energję. Do jakiej temperatury ogrzeje się
układ, jeżeli początkowa temperatura kalorymetru i kuli wynosiła 12° C ?

§ 110. Ciepło topienia się.


Pod ciśnieniem atmosferycznem lód topi się w t emperaturze
0° C, wytwarzając wodę ciekłą o tej samej temperat urze (§ 16);
czy wówczas pochłania z otoczenia pewn ą ilość ciepła czy też
ją może raczej wyzwala ? Czy kilogram l odu w 0° C i kilogram
wody ciekłej w 0° C zawierają j ed nako wą czy niej ednakową ilość
cieplnej en er gj i ? Jeżeli te ilości są niejednakowe, która jest
większa? Choć w i nnych słowach, te same pytania zadawał sobie
B l a c k w r. 1757 a odp owi ed ź umiał wysnuć z najprostszych
spostrzeżeń. W yo b ra źm y sobie, mówi B l a c k , masy śniegu, le
źące nieraz w zimie na równinach i wzgórzach; prz ypo mn ij my
sobie masy lodu, zakrzepłe na rzekach, jeziorach i morzach. G d y
nadchodzi wiosna, śni eg albo lód przybiera rychło t e m p er a tu rę
0° C ale topi się bardzo powoli; w grudni u lub styczniu, prz e­
ciwnie, woda w stawie lub w rzece marznie zazwyczaj d opi er o
po kilku lub kilkunastu dobach mrozu. Każdy kilogram lodu l ub
śni egu, zanim stopi się, musi widocznie p o chł on ąć znaczną ilość
224 O cieplnej energji Rozdz. VIII

ciepła, której otoczenie musi mu dostarczyć; g d yb y było inaczej,


k aż da odwilż s prawiałaby n at ychmi as t straszliwą p owód ź i k l ę ­
skę. I przeciwnie, każdy kilogram wody ciekłej musi widocznie
uwolnić i od da ć otoczeniu znaczną ilość ciepła, zanim zamarznie.
Nazwijmy więc ciepłem topienia się lodu, w 0° C, ilość ciepła,
którą z otoczenia pochłania j ednos tka masy lodu, topiąc się
w 0° C; tę s am ą ilość ciepła od daj e otoczeniu j ed n os t ka masy
wody ciekłej, zamarzając w 0° C.
Do ciep łego pokoju w nosim y dw ie jednakow e szklanki A i B \ w A znaj­
duje się 100 gr śniegu o temp. 0" C, w B mamy 100 gr w ody tej sam ej tem ­
peratury. U m ieszczam y szklanki tuż koło siebie, w jednakow ych warunkach;
dopływ ające do nich w jednakow ych czasach ilości ciepła inus‘zą być, conajmniej
przybliżenie, jednakow e. Po 5 minutach temperatura w od y B wynosi 2-5° C;
w- t y m czasie w A stopiła się mała ilość śniegu; na stopienie się 100 gr śniegu
w A m usim y czekać przez 2 god zin y i 4 0 minut. Przez czas pierw szych 5 mi­
nut szklanka B pobierała z otoczenia średnio po 50 kał na m inutę. Jeżeli szklanka
A pochłaniała cieplną energję z tą sam ą szybkością, otrzym ała ona 8000 kal
aż do stopienia się całych 100 gr śn iegu. Przybliżona w ięc wartość ciepła to­
pienia się śn iegu w yn osi 80 kal na gram.

Ażeby dokł adni e zmierzyć ciepło topienia się lodu lub śniegu,
p o s ł u g u j e m y się m et o dą mieszanin. Przyp uś ćmy , że kalorymetr
wo dn y zawiera mas ę mL wody oraz mz stałego ciała (miedzi,
niklu i t. p.), z kt órego j eg o naczynie j est wykonane; oznaczmy
przez 7 \ począt kową t emper at urę t ego kal orymetru; wrzucamy
doń mas ę m t ś ni egu, kt órego temper at ura jest 0 ° C ; po s topi e­
niu się ś ni egu i ust anowi eni u się równowagi , obs er wu j em y t e m ­
perat urę ws pó ln ą T. Oz na cz my przez L ciepło topienia się śni egu
w 0° C; przez ct i c3 r oz umi ej my średnie ciepło właściwe wody
1 substancji k al orymetr ycznego naczynia pomi ędzy t emperaturami
7 i Tj; przez c2 w yob ra źm y ś rednie ciepło właściwe wody p o ­
między t emper at urami 0° C i 7. W myśl znanych nam zasad
kł adzi emy
1. {mlcl + m3cz) ( 7 , — T ) = mtL -j- mlc1T\

wyra żeni e mlcl -f- m}cs przedstawia tu oczywiście p o j e m n o ś ć


ci epl ną kalorymetru. Zani edb uj ąc zależność ciepła właściwego
w ody od temperatury, piszemy:

2 c, = c2 = 1 kal/gr X stop. C

j a k w § 107-ym; znając zatem m,, i rn3, 7 , i 7 oraz cit w y ­


p r ow a d z a my z (1) wartość L, wyr ażo ną w j edn os tce : kal/gr.
§ III Ciepło parowania 225

P rzypuśćm y, że naczynie kalorymetru jest miedziane; przypuśćm y, że


m, = lOOt) gr; = 75 gr; m , = 100 gr

że temp. T, w ynosiła 15° C, temp. T zaś 8 'tó 0 C. Kładąc w (1)

4. c, = ci = 1 kal/gr X stop. C; c3 = 0 093 kal/gr X stop. C,

otrzym ujem y L = S0 kal/gr. W yraz mac3 jest niewielką poprawką, którą w pierw-
szem przybliżeniu m ożem y zaniedbać. •

Ciepło topienia się lodu w 0° C wynosi niemal dokładnie


S0 kal/gr.

§ 111. Ciepło parowania.


Pod ciśnieniem j ednej atmosfery wo da wre w temperaturze
100° C, zami eniając się w parę o tej samej t emperaturze (§18);
czy pochł ani a wówczas z otoczenia p ewną ilość ciepła? N a to
pytanie o d p o w i a d a m y t wierdząco na zasadzie codziennych s p o ­
s trzeżeń; wiemy istotnie, że ciecze, parując, oziębiają się same
lub oziębiają ciała, z któremi wówczas pozost aj ą w zetknięciu.
G dy pow ierzchnia n aszego ciała jest wilgotna, doznajem y wrażenia chłodu;
.ażeby zapobiec przeziębieniu się, utrudniamy parowanie. Kropla eteru, um iesz­
czona na dłoni, oziębia ją bardzo wyraźnie. W krajach podzw rotnikowych stu­
dzą w odę, w ystaw iając ją w nocy na otwartem pow ietrzu, rozlaną w płaskie
kam ienne naczynia; w Indjach um ieją tym sposobem przyrządzać lód. P od o­
bnemu celowi służą a lk a ra zy , naczynia z glin y niew ypalonej; drobne ilości w ody,
które przesączają się przez ich ścianki, parują i oziębiają w od ę pozostałą. U nas
podczas upałów, ow inąw szy karafkę w ody w wilgotną serw etę, dmucha się na
nią m ieszkiem . N alejm y nieco eteru do m ałego m iedzianego naczyńka, które
zw ilżyliśm y wodą od spodu; w silnym prądzie pow ietrza eter szybk o paruje
i oziębia naczyńko tak znacznie, że niebaw em marznie kropla w ody, która do
miego przylgnęła.
Prze jdź my do dokł adni ej szych s pos trze żeń; utwórzmy n a j ­
przód ścisłe, ilościowe pojęcie. Ciepłem parowania wody w l 0 0 ° C
n az y wa my ilość ciepła, którą pochłania z otoczenia j ednos tka
masy wody w 100° C, z ami eniając się w parę o tej samej t e m ­
peraturze; tę s am ą ilość ciepła odd aj e otoczeniu j e d n os t k a masy
pary wodnej, skraplając się w 100° C. Ażeby zmierzyć ciepło p a ­
rowania wody w 100° C, p os ług uj emy się przyrządem n a s t ę p u ­
jącym. W naczyniu (opuszczonem na rys. 136-ym) got uj e się
woda; tworząca się para wpływa rurą AB do naczyńka szkl a­
n e go CD, które zatrzymuje ostatnie ślady ciekłe wody skropl o­
nej, jeżeli z rury AB nie od pł ynęł y do zbiornika gotującej się
wody. Para płynie dalej rur ą DEFGH, skraplając się w wężow-
(N., Z., F izyk a, II.
15
226 O cieplnej etiergji Rozdz. V III

nicy ¿ ' F i pozost awia w G ut worzoną wodę ciekłą; cały ten przyrząd
DEFGH znajduj e się w kalorymetrze w o d n y m K K ■ Oz nacz my
przez mx mas ę wody, zawartej w kal orymetrze KK, przez
ms i m as ę kal orymetr ycznego naczynia i wężownicy, przez
Ti p ocząt kową t emper at ur ę kalorymetru. Przez m2 rozumi ejmy
masę pary wodnej, skroplonej w d oś wi ad czeni u; z n a j du j e my mz

z a p o mo c ą dwóch ważeń, j e d n e g o w y k o n a n e g o przed p r z e p u s z ­


czeniem pary, d ru gi eg o po niem. Po s kropl eni u się mas y m3
pary i po ustanowi eni u się równo wagi cieplnej obs er wu jemy
temper at urę os tat ec zną kalorymetru T. Oz nacz my przez R ciepło
parowani a wod y w 100° C; przez cx i c2 wyo bra źmy ś rednie c i e ­
pło właściwe wody p om ię dz y t emp er at ur ami Tt i T oraz T
i 1 0 0 ° C; przez cs i c4 r ozumi ejmy średnie ciepło właściwe, p o ­
między T 1 i T, substancyj, z których naczynie kal orymetru i wę-
żownica są wyrobione. W tych wszystkich oznaczeniach piszemy;

1. (/«! c1-j- mscs -j- tn^cj) ( T — T i ) = n ^R -j- mt c2;(l 00 - T)


Kładąc, jak dawniej
2. c, = c2 = 1 kal/gr X stop. C
oraz znając mly m 2, m3, T t i T oraz c, i cit wyp rowad za my
z (1) wartość R, wyra żoną w j ednostce: kal/gr.
Przypuśćm y naprzykład, że naczynie kalorymetru jest w ykonane z miedzi,
w ężow nica zaś ze szkła. P rzypuśćm y, źe
§ Ul Ciepło parowania 227

3. « , = 1000 gr; m2 = 20 gr; m3 — 200 gr; mt = 50 gr


i że temp. T, w ynosiła 15° C, tem p. T zaś ż 6 ’9° C. Kładąc w (1):
4. c3 = 0'093 kal/gr X stop. C; c, = 0 ’19 kal/gr X stop. C
oraz przyjmując założenie (2), otrzym ujem y R = 5 3 8 ’6 kal/gr.

Ciepło parowania wody w 100° C wynosi 538 6 kal/gr.


U w ażając za znane wartości: L ciepła topienia się lodu w 0° C oraz R
ciepła parowania w od y w 100° C, m ożem y utw orzyć dwa now e postępowania
kalorym etryczne, które nie wym agają użycia termometru, ilość ciepła, która m oże
stop ić m asę m lodu w 0° C, w ynosi mL; ilość ciepła, która m oże odparować
m asę m w od y w 100° C, w ynosi mR. Zasada obu postępow ań jest zatem bar­
dzo prosta; lecz rzeczyw iste zastosow anie tej zasady natrafia na liczne trudno­
ści, które dopiero w now szych czasach ( B u n s e n a kalorymetr lodow y 1870 r.
J o I y ’ e g o kalorymetr parowy 1886 r.) udało się przezw yciężyć.

Z adan ia.

1. C zy skropiony wodą lub alkoholem termometr wskazuje rzetelnie tem ­


peraturę, która panuje w otaczającein pow ietrzu?
2. Gdy para wodna skrapla się, wydziela się pewna ilość ciepła; czy fakt
ten nie zdarza się w pospolitych m eteorologicznych zjawiskach ?
3. Do wnętrza dużej bryły lodu, której temperatura w ynosi 0° C, w prow a­
dzam y kulę m osiężną, w ażącą 1 Kg i ogrzaną do 100° C. Ile gramów lodu sto ­
pim y tym sp osob em ?
4. Kilogram w od y, ogrzanej do 100° C, zaczyna zamieniać się w parę, dzięki
czem u po pew nym czasie temperatura obniżyła się do 99-460 C. Naczynie, z a w ie ­
rające w od ę i parę, jest zabezpieczone od strat cieplnych nazewnątrz. O bliczyć
ilość w od y, która odparowała.
5. Kilogram lodu, o temp. 0° C, oblew am y kilogramem gorącej wody; o tr zy ­
m ujem y dwa kilogram y w od y o temp. 0° C. Jaka była temperatura w od y g o ­
rącej?
6. Kilogram lodu, o temp. 0° C, ogrzew am y parą wodną o temp. 100° C;
otrzym ujem y w od ę ciekłą o tem p. 0° C. Zaniedbując straty cieplne, obliczyć,
ile m usiało skroplić się gram ów pary w odnej.
7. Ciepło parowania ciekłego amonjaku w 16° C w ynosi 297 kal/gr. W ie­
dząc, iż w przyrządzie C a r r e ’ g o odparowano 5 kg amonjaku w 16° C i że
ilości ciepła, pochłoniętych przy tern zjawisku, dostarczała woda o początkow ej
temperaturze 3° C, obliczyć, ile otrzymano lodu o temp. 0° C.
8. Na ziem i leży warstwa śniegu grubości 15 cm; g ę sto ść śniegu w yn osi
średnio 0 -2 gr/cm !; temperatura śniegu jest 0° C. Ile potrzeba kaloryj na metr
kw adratow y pola, ażeby stopić cały ten śn ieg ?
9. Blaszkę m etalow ą o masie ml i początkow ej temperaturze 7 \ w prow a­
dzam y do pary w odnej, o temp- 100° C; para ta nie zawiera ciekłych kropelek
w od y. G dy temperatura blaszki dochodzi do 100“ C, spostrzegam y, że osadziła
się na niej masa tn% w ody. O bliczyć ciepło w łaściw e m etalu, z którego w y r o ­
biona jest blaszka.
10. Z § 109-go w iem y, jakie ilości ciepła wytw arzają, spalając się, różne
op ałow e substancje. Przypuśćm y na chwilę (co jednak byw a dalekie od praw'-
15*
228 O cieplnej energji Rozdz. VIII

dy), że ilości ciepła, w ytw orzone w palniku lub w ognisku, potrafimy całk ow i­
cie zużyć na cel, do którego je przeznaczam y; ile w takim razie m oglibyśm y
stop ić lodu w 0° C, spalając 5 kg nafty? ile odparować w od y w 100° C, p o­
św ięcając 30 kg w ę g la ? W kotle zawiera się 1'5 m 3 w ody o temp. 10° C; ile
k g w ęgla trzeba byłob y spalić, ażeb y ogrzać tę w odę do 100° C i zam ienić ją
w parę o temp. 100° C, gd y b y ciepło ogniska nie rozpraszało się bezużyteczn ie ?
W rzeczyw istości, naw et w najkorzystniej zbudowanej installacji, spalam y około
2 razy w ięcej w ęgla, niż wypada z pow yższego rachunku; d laczego?
11. Zaniedbując w szelk ie straty energji, odp ow ied zieć na następujące p y ­
tania: (a) ilu ergów pracy potrzeba, ażeb y stop ić 1 gram lodu w 0° C (b) z ja­
kiej w ysokości m usiałby spaść 1 kg lodu (o temp. 0° C), ażeby wytw orzona
kinetyczna energja, zamieniona na ciepło, stopiła g o w 0° C.
12. W chłodnicy przyrządu destylacyjn ego 25 k g w ody ogrzało się od 10°
do 20° C. Otrzymana woda destylow ana, w ypływ ająca z w ężow nicy, miała temp.
20° C. Ile otrzym aliśm y w od y d estylow an ej? Zaniedbujem y pojem ność cieplną
naczynia i w ężow n icy przyrządu destylacyjnego a także straty cieplne tego
przyrządu.

§ 112. Rozwój pojęć o istocie ciepła. Pierwsza zasada


termodynamiki.

Czem jest ciepło? Co przenosi się z płomienia na lód i zmi e­


nia go w wodę? co, wpływając do wody, przeobraża ją w parę?
Za czasów N e w t o n a pytanie to leżało poza granicami w ł aś c i­
wej nauki; lecz wkrótce po nim up ows ze chni ło się przekonanie,
że ono jest rozstrzygnięte. W e d ł u g t. zw. materjalnej teorji, c i e ­
pło jest rodzaj em materji, jest p ew nym pł ynem s ub tel nym, ru c h­
liwym, wszystko przenikającym, t. zw. kalorykiem albo cieplikiem.
J e d n y m z t wórców tej nauki był mat emat yk E u l e r ; u p o w s z e c h ­
nił ją filozof W o l f f ; niemal wszyscy uczeni XVIII-go i p o cz ą t ­
ków XiX-go stulecia trzymali się t eg o pogl ądu. W e d ł u g jednych,
cieplik był «pierwiastkiem ognia», był o we mu flogistonow i p o ­
krewny, który pod ciosami L a v o i s i e r a miał u paś ć n iebawem
i zniknąć z nauki chemji. W e d ł u g innych, cieplik był identyczny
z eterem powszechnym, roznoszącym, p o d ł ug E u l e r a , impulsy
i pulsy i sprawiającym w ten s p o só b świetlne zjawiska. Po wielu
próbach, doświ adczeni ach i sporach z g o d z o n o się wreszcie, że
cieplik, wpływając do ciał, nie powiększa ich ciężaru; że j e s t
zatem «nieważki». Ponieważ jednak, przenikając do ciał, p o ­
większa ich objętość, zatem cieplik zajmuj e miejsce w przestrzeni,
jest «nieprzenikliwy», co, jak dł ugo uczyły podręczniki, j est kar
dyn al ną własnością materji. W o d a ciekła jest c hemi cznym związ­
S 112 Pierwsza zasada termodynamiki 229

kiem lodu z cieplikiem; para wodna jest związkiem wody ciekłej


z cieplikiem; łącząc się z ważką materją, cieplik «zataja się»;
dl at ego ciepło topienia się lub parowania jeszcze ni ed awno n a ­
zywano w fizyce ciepłem «utajoiiem». Lecz skoro cieplik może
wchodzić w związki chemi czne z materją, przeto sam przez się
musi być również materją.
Gdy teorja cieplika upadla, weszło w zwyczaj wyrażać się
0 niej lekceważąco; lecz sąd pogardliwy o tej teorji, dziś bardzo
łatwy, jest ni euzasadni ony. Badając rozwój nauki o cieple
w XVIII-em i XlX-em stuleciu, p owi nni śmy o tern pamiętać, że
z ajmowa no się wówczas przeważnie t. zw. czysto cieplnemi zj a­
wiskami, w których energja cieplna przepływa z ciała do ciała
lub z miejsca do miejsca, ale nie przeobraża się w inne postaci
1 kształty energji. Takiein czysto cieplnem, bardzo waźnem zj a­
wiskiem jest przewodzenie ciepła (§ 102); teorję tego zjawiska
stworzył F o u r i e r , kt órego Théorie Analytique de la Chaleur
(1822) jest arcydziełem, j ed ne m z najwspanialszych, m a t e m a ­
t yczn ego geni uszu Do zjawisk czysto cieplnych stosuje się z a ­
sada zachowania ilości ciepła; w o d os o bn i on y m układzie ilość
ciepła nie zmienia się vy czysto cieplnem zjawisku. Dopóki więc
mówi my o czysto cieplnych zjawiskach, możemy uważać ilość
ciepła za ilość czegoś trwałego , co, jeśli nam się p od ob a, m o ­
żemy nazwać cieplikiem. Ale czysto cieplne procesy są tylko
szczupłym działem zjawisk fizycznych; w mnóstwie wydarzeń
natury widzimy, iż energja cieplna wytwarza się z innych form
energji, napr zykł ad z mechanicznej lub też w mech ani czną ener-
gję się przeobraża. Tarcie jest przykładem zjawisk pierwszego
rodzaju; dl at ego też R u m f o r d i H u m p h r y D a v y , odwołując
się do tych zjawisk, zwalczali teorję cieplika, która ich istotnie
nie mogła wyjaśnić. Rozważając j ednak naturę ciepła i z a p us z ­
czając się co do niej w ogól ni kowe domysły, R u m f o r d i D a v y
nie zauważyli, źe przemiany pracy i ciepła od by wa ją się według
praw powsze ch ny ch i prostych.
W roku 1824 młody oficer francuski S a d i C a r n o t (1796 —
1832) ogłosił rozprawę p. t. Réflexions sur la puissance motrice
du few, w tej niewielkiej książeczce zawierały się ziarna, z kt ó­
rych, kilkadziesiąt lat później, wyrosła jedna z najrozleglejszych
teoryj zjawisk fizycznych, tak zwana termodynamika. Były to
czasy, gdy za jm owa no się usilnie na Zachodzie sprawą u d o s k o ­
nalenia maszyny parowej; jej potęga, która miała tak bar dzo
230 O cieplnej energji Rozdz. VIII

zaważyć w rozwoju cywilizacji XIX-go stulecia, zwracała na s i e­


bie p o ws z e c h ną uwagę. Ten ważny pos tęp w naszej umiejętności
korzystania z n a gr o ma d zo ny ch na ziemi z a so bó w energji u d e­
rzał również C a r n o t a ; ale j ego umysł patrzał bystrzej od i n ­
nych i poza ludzką korzyścią dostrzegł g ł ęb o ką p rawdę natury.
Przekonany, że praca nie może powst awać z niczego, że nie p o ­
jawia się ni gd y bez j ak iego ś równoważnika, C a r n o t szukał go
w procesach, st anowi ących o biegu m as zyn y parowej. Wi ad om o,
że istotną rolę w f unkcjonowani u mas zyny parowej gra para
w o d na ; tworzy się ona w kotle maszyny, pod wpł ywem wysokiej
temperat ury o g n is k a; e ks pa ndu ją c następnie, wykonywa ona
pracę, której nam mas zy na dostarcza; skropl ona wreszcie w k o n ­
dens ator ze (czyli chłodnicy), powraca do kotła, ażeby odby ć
znów ten sam cykl przemian i o dbywa ć go dalej bez przerwy.
W y ob r aź my sobie, że pewna ilość m wody, ulatniając się w kotle,
pochł onęł a ilość ciepła Q t ; przypuśćmy, że, e ks pa nd uj ąc , w y ­
konała ilość W pracy; że wreszcie o ddał a ilość ciepła Q2, s k r a ­
plając się w kondensator ze. C a r n o t rozumował, jak następuje.
Po odbyciu cyklu przemian w maszyni e parowej, ilość m wody
przybiera n ap owr ót ten s am stan skupienia, tę s a m ą g ęs toś ć
i t emper at urę, jakie miała w stanie początkowym; cykl przemi an
jest zjawiskiem kołowem (por. tom I, § 83). Stąd wnosi C a r ­
n o t , z go dn ie z kaloryczną teorją, że ilości ciepła, które masa m
p ochł onęł a i wydzieliła, są sobie równe:
1. Qi- Qi — o
Lecz ilość ciepła, którą tu naz ywamy lub Q2 we d łu g C a r ­
n o t a , przeniosła się p od cz a s cyklu z ciała ci eplejszego (mi ano ­
wicie z kotła) do ciała zi mni ej szego (do chłodnicy); to pr zeni e­
sienie się ciepła z wyższej do niższej t emper at ury wydaje się
C a r n o t o w i r ównoważni ki em pracy W uzyskanej p od cz as cyklu,
p o do b n i e jak równoważni ki em pracy, której mot or wo dn y d o ­
starcza, jest przepłynięcie wody z wyższego do niższego poziomu.
Wi emy dziś, że tak nie jest. Wiemy, że ilość ciepła Qx musi
być większa aniżeli Q2- al bowi em równ oważni ki em wytworzonej
pracy W jest zniknięcie ilości ciepła Qx— Q2:
2.
Zas ada za cho wa ni a energji uczy, że równanie (2) j est prawdziwe;
równani e (1) tem s am em jest błędne. Lecz mi mo błędu, w który
C a r n o t a wprowadzi ła teorja cieplika, p un k t wyjścia i b ieg j ego
I U C / O jG I * A , U O U , U , Li, U C l U t u u y IU M IL IK L ¿Ol

myśli jest p os t ęp em doniosłym: nasuwa nam nowy s p o s ób z a p a ­


trywania się na zjawiska fizyczne.
Przenieśmy się teraz w myśli do czasów, w których M a y e r
i J o u l e wys tępuj ą na widownię nauki. Wyo br a źm y sobie, że
j es t eś my w r. 1842-im; jaki jest stan wiedzy w dziale zjawisk
cieplnych? Kalorymetrja istnieje o ddawn a i zdaje sprawę zada-
walniająco z zakresu czysto cieplnych procesów; jej pods tawą
j es t pojęcie ilości ciepła, pochodzące jeszcze od B l a c k a ; do
mierzenia ilości ciepła służy kalorja, j ednost ka wprawdzi e d o ­
wolna i niejako przygodna, ale dos to sowan a do praktycznych
s p o s o b ó w obser wowani a cieplnych wydarzeń i dlatego dog od na.
W innej dziedzinie nauki, w dziedzinie dynamiki, prawa ruchu
brył mat erjalnych są dobrze znane; pojęcie pracy mechanicznej
jest ustanowione. Lecz pomi ędzy kalorymetrją a d y n am i k ą niema
połączenia lub przejścia; zjawiska cieplne i mechani czne wydają
się odmi en ne, niezwiązane niczem ze sobą. Zespol eni e w całość
owych dwóch dziedzin nie stoi wcale na porządku dzi ennym
nauki; zadowoleni, że m ogą op an ow ać czysto cieplne zjawiska,
fizycy zamykaj ą oczy na wszystko, co leży poza granicami tego
zakresu.
W tej właśnie chwili pojawia się R o b e r t J u l j u s z M a y e r ,
s k ro mn y lekarz w d r o bn e m miasteczku niemieckiem; wypowiada
o n myśl fundament al ną, że ilości ciepła oraz ilości pracy są
r ównoważne; ale zasadza to twierdzenie li tylko na ogólnikach?
na zdaniach d owo ln ych i pustych. Rozprawka M a y e r a prze-
brzmi ewa bez echa. Zupełnie i nną d rogą idzie spółcześnie J a ­
m e s P r e s c o t t J o u l e w Anglji. J o u l e nie rozmyśla nad ja-
ł o we m pytaniem, jak świat mógłby być ur ządzony; J o u l e chce
wiedzieć, jak je s t urządzony i widzi odrazu, że na to pytanie
odpo wi ed zie ć tnoże tylko doświadczenie. Ażeby rozstrzygnąć,
jaki istnieje związek p omi ędzy cieplnemi a mechanicznemi z ja ­
wiskami, J o u l e przedsiębierze szereg doświadczeń, po myś lany ch
jasno, wyko na nych ściśle; tym s p o s o b e m udawadnia, że pomiędzy
pracą w y da n ą a uzyskaną ilością ciepła zachodzi s tos unek stały
i powszechny.

W § 106-ym opisaliśm y najbardziej znaną z pom iędzy m etod dośw iadczal­


nych J o u t e ’a; przytaczam y tu jeszcze dla przykładu wyniki jed n ego szeregu
jego pom iarów (z r. 1850-go). Łączna masa ciał E, F (rys. 133) w ynosiła w je ­
dnej serji spostrzeżeń 2 0 1 3 4 4 gr; opu szczały się one dw adzieścia razy z rzędu
o 160 cm ku dołow i. W m iejscow ości Oak Field, gdzie J o u l e pracował, przy­
232 O cieplnej energji Rozdz. VIIf

śp ieszenie ciężkości w ynosiło 981-35 c m /sek 2. Z danych tych w yliczam y, ż e


praca W, wykonana przez siłę ciężkości, w ynosiła 8 2 0 7 X 1 0 10 ergów . P ojem ­
ność cieplna kalorymetru J o u l e ’a składała się z cieplnych pojem ności w o d y ,
miedzi i mosiądzu, które w chod ziły w skład przyrządu; w jedpostce kal/stop. C
te trzy pajem aości w yrażały się przez liczby 6041*2, przez 1 5 7 5 i 117-3;
razem 6316 0. Temperatura kalorymetru podnosiła się średnio o 0 3101 stop. C;
ilość ciepła Q, pochłonięta przez kalorymetr, w ynosiła w ięc 1 9 6 0 5 kaloryj-
Stosunek
3. 7 = * = ł^ g ^ e r g ó w = 41g6 1QI ergów
Q 1960*5 kaloryj kal.

w skazuje, ilu ergom równoważna jest jedna kalorja. Ten sam stosunek m ierzył
później ponow nie sam J o u l e ; mierzyli go również liczni dalsi badacze, p osłu ­
gując się bardzo rozmaitemi metodami pomiaru. W ym ieniam y tylko niektóre
z pom iędzy otrzym anych w yników ;
J o u l e (ponownie, 1878 r.) J = 4 177 X 1 0 ’ erg/kal
H. R o w l a n d (1879) 4 1 8 8 X 10’ „
C a l l e n d a r i B a r n e s (1900) 4 -1 8 4 X 1 0 ’ „
B a r n e s (1902) 4 * 1 8 2 X 10’ „
B o u s f i e l d o w i e (1912) 4179X10’ „
W artość 4-18 X 10’ erg/kal., którą przyjęliśm y w yżej (§ 106), jest prawdopo­
dobnie bliska prawdy.

Stos unek wydanej ilości pracy W do uzyskanej ilości ciepła


Q bywa nazywany mechanicznym albo dynamicznym równoważ­
nikiem ciepła ; lub krócej równoważnikiem J. Ściśle biorąc, p o ­
winniśmy powiedzieć, źe wartość J wyraża tylko s t os unek kalo-
rji do erga; wielkie nat omi ast odkrycie M a y e r a i J o u l e ’a
pol ega na zrozumieniu, że s t os unek W/Q jest zaw sze jednakow y.
Czy praca zamienia się na ciepło, czy przeciwnie cieplna ener-
gja przeobraża się w pracę, nie ma to wpływu na wartość s t o­
sunku W/Q-, nie zależy on również od ilości W i Q pracy i ci e­
pła, które przekształcone zostały, ani od natury ciał, które u c z e ­
stniczyły w przekształceniu, ani od j aki chkol wi ekbądź innych
okoliczności i wa runków zjawiska; stosunek W/Q je s t stalą p o ­
wszechną. Twierdzenie to na z ywa my pierwszą zasadą termody­
namiki.

§ 113. Druga zasada termodynamiki.

Ażeby zrozumieć działalność maszyny parowej, chociażby


w najogólniejszym zarysie, musi my powrócić d o s p o s o b u m y ­
ślenia C a r n o t a . Ciałem czynnem w cyklu przemian m as zyn y
parowej jest woda, w postaci bądź cieczy, bądź pary. Przyp uś ćmy ,
źe masa m wody, przechodząc w kotle w stan pary, pochł ani a
§113 Druga zasada termodynamiki 233

ilość ciepła Q, ; oznaczmy przez T x temperat urę wody w kotle,


zatem temperaturę, w której ilość ciepła Q, jest p ochł ani ana.
Ek s pa n d u j ą c w walcu parowym, masa m wykonywa ilość W
pracy; skraplając się w chłodnicy, odd aj e ilość ciepła Q.,. R o ­
zumi ej my przez 7 , temper at urę wody w chłodnicy, zatem t e m ­
peraturę, w której ilość ciepła Q., jest oddawana. O g ó ł tych
przemian, jak poprzedni o, nazywamy cyklem a lb o obiegiem ko­
łowym maszyny. T emp er at ur a Ti w każdej maszyni e j est z n a­
cznie w yższa niż t emper at ura 7 2 ; doś ć zastanowić się, ażeby
zrozumieć, że okoliczność ta nie jest prz ypadkowa ani p od rz ędn a.
Gd y b y Tx nie była wyższa niż Tit g d yb y obiedwie t e m pe r a t u r y
były j ed nako we, maszyna nie mo gł aby działać. P r zyp uś ć my na
chwilę, że T x i Tź są j ed na ko we ; nie byłoby wówczas p owod u
do odróżniani a kotła od chłodnicy, do rozłączania tych zb io r­
ników; m og l ib yś my z nich wówczas utworzyć jeden zbiornik
cieplny, wspólny. Czerpiąc ciepło z j e d n e g o tylko źródła, z j e­
d n e g o zbiornika, czy potrafilibyśmy zyskiwać pracę z mas zyny p a ­
rowej, zmusić ją do o dbywa nia perjodycznie powtarzających się c y ­
klów? G d y by maszyna za każdym obi egi em czerpała ilość ciepła Q
z p ew ne go zbiornika i wytwarzała zarazem ilość W pracy, takie
zjawisko nie sprzeciwiałoby się pierwszej zasadzie t e r m o d y n a ­
mi ki ; praca W powst awał aby kos zt em ginącej ilości Q ciepła.
Nasze przypuszczenie nie jest więc s przeczne z pierwszą z a sa dą
termo dy na mi ki ; mi mo to j ed nak p ogodzi ć się z niem nie m o ­
żemy; poczucie rzeczywistości ostrzega nas o tern, że ono jest
bł ędne. Perj odyczni e powtarzające się zjawiska kołowe nie o d ­
bywają się n i gd y przy udziale jednego tylko zbiornika. W s z a k
roz porzą dzamy na ziemi o gr om ne mi zasobami cieplnej energji;
naprzykład O cean Atlantycki j est niezmiernie obfitym cieplnym
zbiornikiem; nikt przecież nie próbuj e zb ud ować mas zyny p a r o ­
wej, która w cyklu swych przemian czerpałaby ciepło wyłącznie
z Oc ea nu Atlantyckiego. Do n ieprzerwanego działania każdej
cieplnej mas zyny konieczne są conajmniej dwa cieplne zbi or­
niki, o dwóch różnych t emper at urach 7 , i T 2. Jak wyrzekł
L o r d K e l v i n , za mi ana ciepła na pracę nie bywa n ig dy je d y ­
nym wynikiem zjawiska koł owego, które może się nieprzerwanie
powtarzać. G d y naprzykład, jak przypuszczal iśmy wyżej, dwa
zbiorniki biorą udział w przemianach ciała czynnego, j ed ny m
wynikiem obi egu ko łowego jest za mi ana ilości ciepła Q , — Q 2
na pracę W; drugim j eg o wynikiem, r ó v n i e istotnym, jest prz e­
2234 U cieplnej energji Rozdz. VIII

niesienie ilości ciepła Q 2 ze zbiornika o temperat urze Tx do


zbiornika o niższej t emper at urze T2.
W § 82-im tomu I-go w idzieliśm y, że w zachow aw czym m echanicznym
układzie przemiany energji odb yw ałyby się odwracalnie-, kinetyczna energja odw ra­
calnie przetwarzałaby się w potencjalną, potencjalna odw racalnie przechodziłaby
w kinetyczną. W iem y jednakże, iż ściśle zachow aw cze m echaniczne układy nie
istnieją; dlatego zjawiska m echaniczne w istocie nie są odwracalne; odw racalne
i nieodwracalne przem iany energji plączą się w nich, nieodłącznie ze sobą sprzężone.
M ożem y w yrazić się mniej w ięcej podobnie o zjawiskach cieplnych albo jed n o ­
c ześn ie m echanicznych i cieplnych. Takie zjawiska odb yw ałyby się odwracalnie,
g d y b y m ogły być W zupełności sw obod ne od ro zp ra sza ją c y c h zakłóceń: od
tarcia naprzykład i oporu lepkości płyn ów zaw iesistych (§ 8), od ociągania się
i zm ęczenia ciał niedoskonale sp rężystych (§ 9), od dyfuzji ciał rozpuszczonych
lub gazów (§§ 21 i 22), od przew odzenia i unoszenia ciepła (§§ 101 j 102), od
w szelkich w ogóle przemian, w których bądź sama przez się energja, bądź też
materja i połączona z nią razem energja miesza, rozlewa się, pierzcha,
ucieka i r o z p ra sza się; w których ze sztu czn ego porządku i ładu p o­
wraca do naturalnego chaosu i zagm atwania. W żadnem zjawisku natury nie
m ożem y całkow icie uniknąć udziału i w p ływ u rozpraszających, nieodwracalnych
p rocesów ; dlatego pojęcie zjawiska odw racalnego jest i w term odynam ice fik cją ,
do której rzeczyw iste zdarzenia zbliżają się mniej albo w ięcej.
Jak w yżej, przypuśćm y, że ciało czynne C doznało k oło w eg o zjawiska przy
spółudziale dw óch cieplnych zbiorników l i II, których temperatury są 2 \ i 3P,;
rJ \ ma być w yższa aniżeli 72,. Jeżeli ciało C w obiegu kołow ym pochłania ilość
ciepła Q , od zbiornika I, oddaje ilość ciepła Q., zbiornikowi II i w yk onyw a ilość
W pracy, w ów czas w yd a jn o ścią L obiegu nazyw am y stosunek WIQr Genjusz
C a r n o t a odgad ł dw ie w ielkie prawdy: w y d a jn o ść L j e s t w ó w c z a s n a jw ię k ­
s z a , g d y cały p rze b ie g k o ło w eg o zja w isk a j e s t o d w ra ca ln y; w y d a jn o ść L
j e s t ta sam a dla w szelkich m ożliw ych zja w is k k ołow ych odw racaln ych , o d ­
b yw a ją cych się z udziałem tych sam ych cieplnych zbiorn ików . G dy zatem
zjaw isk o kołow e jest odwracalne, jego w ydajność L zależy w yłą czn ie od t e m ­
peratur T, i 7 ’2, nie zależy zaś w cale od natury ciała czyn n ego, od urządzenia
m aszyny ani od innych okoliczności zjawiska. Istnieje ted y p o w szech n a w ła­
sn o ść cieplna ciał materjalnych, niezależna od ich stanu, budow y, rodzaju, od
ty lu cech rozm aitych, któremi od siebie się różnią; fakt napozór zastanawiający
i dziw ny, który jednak łatw o zrozum ieć, zw a ży w szy , że w k ołow em zjawisku
ciało czynne powraca do stanu pierw otnego, od którego cykl się rozpoczął;
dlatego szczególn e w łasn ości ciała czyn n ego nie mają w p ływ u na wynik osta­
teczn y obiegu.
P rzypuśćm y, że zbiornik 1 znajduje się w tem peraturze 100° C, zbiornik II
w temperaturze 0° C. Jeżeli chcem y w yzysk ać całą zdoln ość m echaniczną ta­
k ieg o układu, m usim y go zaprząc do poruszania m aszyny odwracalnej, lub o ile
podobna zbliżonej do odw racalnej; m usim y temu w miarę m ożności zapobiec,
a ż eb y w działalności m aszyny do przemian odw racalnych przyplątyw ały się nie­
odw racalne. W yobraźm y sobie naprzykład, że pozw oliliśm y, ażeby ciep ło b e z ­
p ośred n io, przez przew odnictw o, p łyn ęło ze zbiornika I do zbiornika II; jasną
9 Ud Druga zasada termodynamiki 235

jest rzeczą, że w ydajność m aszyny zm niejszy się w ów czas, że m oże spaść na­
w et do zera.
Odwracając tw ierdzenie C a r n o t a , L o r d K e l v i n w ybrał w ydajność L
m aszyny term odynam icznej odwracalnej, pracującej m iędzy temperaturami T l
i Tv za podstaw ę m ierzenia tych temperatur; tym sposobem wielki ten m yśli­
ciel ustanow ił t. zw . b ezw zg lę d n ą lub term odyn am iczn ą skalę tem p era tu r
(1848). K e l v i n pokazał, że skalę term odynam iczną można d ostosow ać (w p e­
w nym stopniu przybliżenia) do skal zw yk łych term om etrycznych,np. w odorow ych
<§ 100); temperatury, odczytyw ane np. na wodorow ym term om etrze, różnią się
w ów czas bardzo mało od temperatur, przypadających ciału czynnem u w edług
skali K e l v i n a. W skali term odynam icznej termometrja (i cała nauka o zjaw i­
skach cieplnych) uzyskała podstaw ę naukową, zależną nie od dow olnie w ybra­
nych w łasności ciał materjalnych, lecz od urządzenia natury.
G dy posłu gujem y się skalą term odynamiczną dla mierzenia temperatur T t
i T;,, mam y proste równanie:

Stąd w nosim y, że w ydajność L stałaby się dopiero w ów czas równa jed n o­


ści, g d y b y temperatura rl \ spadła do zera; takiej temperatury (czyli zera skali
K e l v i n a) nie m ożem y osiągnąć żadnym sp osob em . Dla każdej innej tem pera­
tury T„ w ydajność L jest mniejsza od jedności; g d y T2 dochodzi do T,, w y ­
dajn ość L obniża się do zera. Jasno tutaj widzim y, jak zasada C a r n o t a
uzupełnia treść pierw szej zasady term odynam iki; jak, nie znosząc jej słu szn o­
ści, ogranicza ją przecież i niejako zacieśnia.
Przypuśćm y, że w kotle m aszyny parowej woda gotuje się pod bardzo
znacznem ciśnieniem ; jak zobaczym y w następującym rozdziale, temperatura
w o d y m oże w ów czas b yć znacznie w yższa niż 100“ C ; przypuśćm y, że tem ­
peratura ta w ynosi 200° C. Chłodnica m aszyny niechaj pozostaje w temperatu­
rze 10° C. K ładziem y (por. § 99):

2. 7) =473; 7; = 283; zatem z (1): L = 0 4 0 2 .

G dyb y w ięc działalność m aszyny polegała na zjawiskach ściśle odw racal­


nych, m aszyna m ogłaby, przy p ow yższych temperaturach kotła i chłodnicy, z a ­
m ieniać na pracę za każdym obiegiem conajw yżej 0-402 Qv W istocie jednak
cykl przemian, odbyw ających się w rzeczyw istej m aszynie parowej, jest d aleki
od ideału odw racalności. Spalając się w powietrzu, kilogram w ęgla w ytw arza
około 8'2 m iljonów kaloryj; gd yb yśm y umieli zam ienić b ez straty na pracę całą
tę ilość ciepła, otrzym alibyśm y z niej 3493200 kilogramometrów (§ 107); w e­
d łu g pierw szej zatem zasady termodynamiki, kilogram w ęgla, spalając się, m oże
dostarczyć w najkorzystniejszym przypadku 3493200 kgm pracy. Zasada C a r ­
n o t a obniża to m a xim u m ; w p ow yższych założeniach o temperaturach 7 , i 7 2
sprowadza je do 1403200 kgm . W dzisiejszym stanie techniki jesteśm y jeszcze
bardzo dalecy od osiągnięcia tej d ru g iej idealnej granicy. W najbardziej udo­
skonalonej sp ólczesnej potężnej m aszynie parowej, pracującej przybliżenie w za­
łożon ych warunkach, kilogram spalonego w ęgla w ydaje najw yżej 280000 kgm;
a w ięc tylko 8% pracy, którą obiecuje pierw sza zasada termodynamiki lub 2O°/0
pracy, na jaką zezw ala druga.
236 O cieplnej energji Rozdz. VII/

W roku 1907 w yd obyto 272000 miljonów kg w ęgla z kopalni angielskich;


zużyte pod kotłam i m aszyn parowych, m ogły one w yzw olić około 76160 mi­
ljonów m iljonów kilogram om etrów pracy. A żeby zrozum ieć całą treść, która w p o -
przedzającem zdaniu jest zawarta, w yobraźm y sobie na chw ilę, że Anglja nie
ma w cale dzisiejszych sw ych m aszyn; przypuśćm y, że zatrudnia n iew oln ików ,
podobnie jak Babilon, Assyrja, Egipt, Grecja i Rzym starożytny, które przez
tyle w iek ów zm uszały do pracy tłum y helotów . Załóżm y, że od dorosłego,
zdrow ego niew olnika m ożem y uzyskać średnio 5 kgm pracy w ciągu sekundy;
gd y b y b ył czyn n y przez 10 godzin na dobę, w y k on yw ałb y średnio 130000 kgm
w przeciągu 24 godzin; licząc rocznie 300 dni pracy, pow iadam y, że niewolnik
uskutecznia średnio w ciągu roku 64 m iljony kgm . G dyby w ięc Anglja od nie­
w olników chciała otrzym ać tę sam ą pracę, jaką dziś z w ęgla za pośrednictwem
m aszyn pobiera, musiałaby utrzym yw ać 1410 m iljo n ó w sztuk ludzkich robo­
czych. W ym owniej aniżeli dłu gie opisy, ten rachunek objaśnia różnicę staro­
żytnej i now oczesnej naszej cyw ilizacji; w skazuje on także, jak potężny jest
przem ysł dzisiejszy, jak wielka jest moc tej nauki, która jest głów nem źródłem
ożyw czem postęp ów technicznych.
R O Z D Z I A Ł DZIEWIĄTY.

Zmiany stanu skupienia.

§ 114. Podczas zamarzania lub topienia się temperatura


pozostaje niezmienna.
Do ci enkoś ci ennej probówki A (rys. 137) nal ewamy wody
dest yl owanej , zanurzamy w niej czuły t ermomet r T i przy­
rząd ten umieszczamy w szklance
SC, zawierającej mieszaninę ś n i e ­
gu z solą kuchenną. Przypuśćmy,
źe początkowa temperat ura wody
w A wynosiła 15° C. Co pewien
czas, np. co minutę, odczytuj emy
stan t ermomet ru T; znalezione
tym s p o s o b em temperatury o d ­
kładamy na osi rzędnych pr os to ­
kąt nego układu osi, przedstawio­
neg o na rys. 138-ym; na osi o d ­
ciętych od kł adamy czasy. Otrzy­
mu j em y krzywą abcd (rys. 138),
która wskazuje, jak z biegiem
czasu zmienia się t emper at ura
układu, zawierającego się w A.
Z gałęzi ab krzywej wnosimy, że temperat ura ta op ad a z p o ­
czątku od 15° C do 0° C; następnie, jak widzimy z prostej bc,
t emper at ura wewnątrz A utrzymuje się na zerze C e l s j u s z a
przez czas dosyć długi; wreszcie, jak uczy gałąź cd, z nów się
obniża. Znaj duj ąc a się w BC mieszanina oziębiająca ma t e m p e ­
raturę kilkunastu stopni poniżej 0° C, oziębia zatem ni eprzerwa­
nie p r ob ówkę A i zawarte w niej ciało; dl at ego znaczenie g a ­
łęzi ab i cd jest j asne; lecz jak m a m y wytłumaczyć o d ci n ek
238 Zmiany sianu skupienia Rozdz. I X

prosty bc ? Gd y w p robówc e A woda przybiera t em pe r at u rę 0° C,


zaczyna za marzać; każ dy gram wody, który w 0° C zamarza,
wydziela 80 kaloryj (§ 110). G d y b y więc mi eszanina oziębiająca
nie odbierała ni eus tanni e probówc e A wyt warzaj ącego się w niej
ciepła, t emper at ura w A p o dn i os ł ab y się p o n ad 0° C, wo da w A
przestałaby krzepnąć. R ozu mi emy teraz znaczenie gałęzi bc; w tym
okresie zjawiska woda
o ddaj e mieszaninie ozię­
biającej tyle ciepła, ile
g o j edn oc z eś ni e pobi era
dzięki procesowi k r z ep ­
nięcia; d opóki cała i lość
wody, zawartej w pr ób ó w-
b c ce, nie przemieni się w l ód ,
t emper at ura w A p o zo ­
staje zatem ni ezmi enna.
Zupeł ni e podo bn ie, t e m ­
peratura t opi ące go s ię
czasy
t lodu pozost aj e ni ez mi en ­
na, dopóki on ca łkowi ­
Rys. 138.
cie nie przeobrazi się
w wodę.
Zama rzani e wody i t opienie się l odu wybral iśmy za przykład
w powyższym wywodzie; do i nnych układów, złożonych z fazy
stałej i ciekłej, st os ował yb y się analogi czne uwagi.

§ 115. O zmianach objętości, towarzyszących zamarzaniu


albo topienia się.
Z ki lograma wod y ot rzymuj emy kilogram l o d u ; z kilograma)
l odu ot rzymuj emy kilogram wody ciekłej; woda zamarza i lód
topi się bez straty i bez zysku masy. Ale z litra wod y nie ot rzy­
mu j em y litra lodu; z 1000 c m 3 w o dy ciekłej w 0° C ot rzymu­
j emy około 1090 c m 3 l odu tej samej temperat ury. Zat em woda
rozszerza się krzepnąc; lód kurczy się, s koro się topi.
W iem y otem z pospolitych sp ostrzeżeń, że lód jest mniej g ę sty w 0° C
niż w o d a ; w szak że kra nie tonie, lecz pływ a po rzece. Z dokładnych pom iarów
wynika, ż e :
g ę sto ść lodu w 0° C jest = 0 9176 gr/cm s
g ę sto ść w od y w 0° C jest = 0-9999 gr/cm ’
Cienkościenną rurkę szklaną A B (rys. 139) w yciągam y w e w łosk ow ate
§ U6 Wpływ ciśnienia 239

rureczki i napełniw szy ją w odą, zatapiam y z obu koń ców ; tak napełnione n a ­
czyń ko um ieszczam y w m ieszaninie oziębiającej. Po niejakim czasie sły szy m y
trzask, który znaczy, że naczyńko zostało zdruzgotane. Przy tern doświadczeniu,
odłamki szkła m ogą zostać wyrzucone gw ałtow nie do góry; należy
zabezp ieczyć się od nich. Rozumiemy teraz, czem u rury w od ociągow e
pękają nieraz podczas m rozów ; czemu niekiedy skałę lub drzew o roz­
sadza w zim ie marznąca w nich woda.
Podobnie jak woda, zachowuje się, krzepnąc, żelazo i bizmut
a także stop czyli a lj a t (złożony z ołow iu i bizmutu), z którego w y ­
rabiane byw ają czcionki drukarskie. Z tej własności wspom nianego
aljażu korzysta sztuka drukarska; rozszerzając się w chwili krzep­
nięcia, aljaż drukarski wypełnia dokładnie w szystkie zakątki formy
(matrycy); tylko dlatego czcionki mają ostre, wyraźnie odcinające się
zarysy. Różne inne substancje (np. siarka, w osk, parafina, stearyna)
kurczą się, krzepnąc, zachowują się zatem przeciwnie niż woda. Gdy
nieco parafiny stopionej, stygnąc, krzepnie powoli w otwartem naczy­
niu, tw orzy się na jej powierzchni dość znaczna zaklęsłość. Rys. 139'

§ 116. Wpływ ciśnienia na topienie się i zamarzanie.


Wyobr aźmy sobie, że w walcu ABCD (rys. 1, § 3) pod
tłokiem zna jd uj e się w 0° C mieszanina wody i lodu. Jeżeli
na tłok wywieramy ciśnienie jednej atmosfery, woda i lód
w 0° C są w równowadze ze s obą (§ 16). Wyobraźmy sobie, że
na tłok wywarliśmy znacznie większe ciśnienie, np. 40 a t m o ­
sfer; woda i lód nie b ę d ą wówczas w równowadze ze sobą, w y ­
darzy się zatem j edn a z dwóch możliwych reakcyj: nieco wody-
zamarznie albo też nieco lodu się stopi. P rzypuś ćmy na chwilę,
że nieco wody w mieszaninie zamarznie; wiemy, że o b j ę t o ś ć
mi eszaniny zwiększyłaby się wówczas; zatem, wywierając zna czne
ciśnienie na mieszaninę, d o po mo g li by ś my jej do rozszerzenia się.
Taki e przy pu szcz en ie nie jest p ra w d o p o d o b n e ; p r a w d o p o d o b n e
jest raczej przypuszczeni e przeciwne: działając na mieszaninę-
znacznem ciśnieniem, wywołamy jej ściśnięcie się, więc w y wo ­
łamy reakcję, która łączy się ze zmniejszeniem objętości; t o p i e ­
nie się lodu. W temperaturze 0° C, pod ciśnieniem większem-
niż atmosferyczne, niema równowagi pom iędzy lodem a w odą ;
lód w tych warunkach topi się. Gdy j e d n a k lód topi się, pewna
ilość ciepła zostaje pochł oni ęt a; jeżeli to ciepło nie napływa
z otoczenia, temperatura mieszaniny pocznie się obniżać i b ę ­
dzie się obniżała coraz bardziej, dopóki nie ustanowi się m i ę ­
dzy wo dą a l odem nowa równowaga, pod ciśnieniem większem-
niż atmosferyczne, w temper at urze niższej niż 0° C. Tempera ­
240 Zmiany statui skupienia Rozdz. I X

tura równowagi wody i lodu obniża się, gdy ciśnienie się


zw iększa.
W roku 181-9, gdy nikt jeszcze o tem nie w iedział, że temperatura to p ie ­
nia się lodu zależy od ciśnienia, J a m e s T h o m s o n odkrył tę zależn ość na
drodze rozumowania i przepow iedział dokładne jej prawo; brat Ja m e s a , W i l l i a m
późniejszy L o r d K e l v i n , stw ierdził niebawem dośw iadczalnie, że p rzew id y ­
wania te b yły słu szn e. W pobliżu 0° C temperatura topienia się lodu obniża się
o 0 0075° C, g d y ciśnienie rośnie o 1 atm osferę; pod ciśnieniem 40 atmosfer
lód topiłby się zatem nie w 0° C, lecz w — 0 3° C.
W yobraźmy sobie m ieszaninę, złożoną z parafiny stałej i ciekłej i przy­
puśćm y, że w yw ieram y na nią znaczne ciśnienie. Krzepnąc, parafina kurczy się;
w p ły w ciśnienia w tym razie będzie w ięc przeciw ny niż w przypadku rów no­
w agi m iędzy w odą a lodem . D ośw iadczenie potwierdza ten w niosek. Pod c i­
śnieniem atm osierycznem parafina topi się w 4 6 '3 °C ; pod ciśnieniem 100 atm.,
jak przekonał się B u n s e n , topi się w 49-9° C.
Z ależność temperatury topienia się lodu od ciśnienia tłum aczy zjawisko,
które F a r a d a y nazwał regelacją (zamarzaniem powrotnem). Przy ciśnijmy mocno
d o siebie dw ie bryły lodu; po zluźnieniu nacisku przekonyw am y się, że bryły
przym arzły do siebie. Pod w p ływ em ciśnienia bryły topią się na pow ierzchn
zetknięcia; ale utworzona w oda, która ma temperaturę niższą niż 0° C, zamarza
napowrót, skoro uwolni się z pod ciśnienia. Zjawisko regelacji m ożem y odnaleźć
w m nóstw ie spostrzeżeń codzienn ych . Dzieciom szkolnym w iadom o, że w czasie
ostrego mrozu urabianie t. zw. «śnieżek» idzie niesporo; ucisk dłoni nie w y ­
starcza do wywarcia na śn ieg nieodzow nego ciśnienia. Inny przykład nasuwa
ślizgaw ka. W m iejscu, w którem ostrze ły żw y dotyka powierzchni lodu, łyżw iarz
sw ym ciężarem wyw iera znaczne ciśn ien ie; w tem m iejscu topi się zatem cienka
warstewka lodu, co pozwala łyżw iarzow i »zachw ytyw ać« lodu t. j. zagłębiać się
nieco pod jego pow ierzchnię.
W górach grom adzą się nieraz olbrzym ie pokłady śn iegu , z których p o ­
wstają lodow ce. W yobraźm y sobie bardzo w ysoki słup śniegu i przypuśćm y,
że jego temperatura leży poniżej 0° C. Dolne w arstw y słupa są poddane dzia­
łaniu ogrom nego ciśnienia, które sprzyja topieniu się. Woda w ytw orzona ma
temperaturę niższą niż 0° C ; g d y, w yp łyn ąw szy, uwalnia się z pod ciśnienia,
marznie natychmiast. Zjawisko to powtarza się, g d y śn iegu od góry coraz więcej
przybyw a; kolumna śniegu przeobraża się w ów czas w lodow iec. W Alpach,
w Andach, w Himalayach spotykam y nieraz potw orne cielska takich lodow ców ,
które suną w głąb dolin z prędkością od kilku do kilkudziesięciu centym etrów
na dobę, niszcząc w szystk o po drodze i pozostaw iając tylko skały w ygładzone.
To pow olne^pełzanie lodow ców jest zaw iłem zjaw iskiem ; przyczynia się do
niego regelacja warstw dolnych, ale współdziała także plastyczność lodu i inne
w p ły w y uboczne.
A żeby okazać zjaw isko regelacji, wybieram y dużą bryłę lodu i wspieram y
ją brzegam i na dw óch stołach, tak iż tw orzy ona niejako m ost m iędzy niem i;
na bryłę kładziem y niezbyt gruby m iedziany drut, zgięty w kształcie f) i ob­
ciążony stosow nie na końcach. Po pew nym czasie przekonyw am y się, że drut
przechodzi nawskróś przez bryłę lodow ą; ale m iejsca, które drut przeciął, zra­
stają się zaraz napowrót ze sobą.
S 117 Pary nasycone 241

§ 117. Pary nasycone.' Ciśnienie nasycenia.


Zjawiska ulatniania się cieczy oraz skraplania się gazów
i par zas ługuj ą na uwagę nietylko dlatego, że grają ważną rolę
w nas zem życiu cod zie nn em; s tan owi ą o n e wy borny przykład
reakcyj możliwych w dwufa zowym układzie; zapoznawszy się
z niemi, p oc z yna my rozumieć cha rakt er praw, rządzących ś wi a­
t em materji.
Przypuśćmy, że w walcu ABCD (rys. 1, § 3) znajduj e się
pod tłokiem, w t e m p er a t u r ze T, układ złożony z wody ciekłej
i z pary wo dn e j; w t emper at urze T para nad wo d ą wywiera
p ew ne ciśnienie P. Uk ład jest w równowadze w tych warunkach;
w t emper at urze T i pod ciśnieniem P woda nie paruje, para
nie skrapla się. P r zy p uś ć my , że podni eśl iśmy tłok do góry; p o .
większyliśmy przez to objętość, którą para wyp eł ni a; ci śni eni e
par y zmniejsza się zatem. W temperaturze T i po d ciśnieniem
tnni ej szem niż P układ nie jest w równowadze; p ew na ilość
w o d y ulatnia się wówczas, przez co ilość pary po d tłokiem i ci­
e ni en i e jej wzrasta. Gdy ustanowi się napowrót ci śn ien ie P
wo d a przestaje parować; w temperaturze T i po d ciśnieniem P
układ j est w równowadze. Przypuśćmy, że po st ąpi liś my przeci w­
nie; p os uwaj ąc tłok ku dołowi, zmniejszyliśmy obj ęt oś ć, którą
wypełnia para. Ciśnienie pary wzrasta wówczas przelotnie p o n ad
wart ość P, pewna ilość pary skrapla się, dzięki czemu ci śni eni e
jej zmniejsza się; po ust anowi eni u się ciśnienia P, zapanuje
znów równowaga. Widzimy, że s tos unek ilości pary do ilości
wody ciekłej w układzie nie jest określony przez s amą t e m p e ­
raturę T\ zależy on również od objętości układu. Natomi as t ci­
śnienie pary, znajdującej się w równowadze z wodą ciekłą,
nie zależy od objętości; zależy ono wyłącznie od temperatury.
Parę, znajduj ącą się w równowadze z cieczą, z której się t w o ­
rzy, naz ywamy nasyconą ; ciśnienie P pary nasyconej n az y wa my
ciśnieniem nasycenia. Powi adamy zatem: w układzie , złożonym
z cieczy i pary, ciśnienie nasycenia je s t funkcją tylko tempe­
ratury.
Powyżs ze przedst awi eni e rzeczy uzupełniamy j eszcze n a ­
s tępuj ącą uwagą. Gd y woda ulatnia się, każda j ednos tka jej
m as y po chł ani a ilość ciepła R , którą nazywamy ciepłem paro­
wania (§ 111); masa m wo dy pochł ani a wówczas ilość ciepła
m R . Jeżeli taka ilość ciepła nie napł ywa z otoczenia, układ
W .. Z., F iz y k a . II. 16
242 Zmiany stanu skupienia Rozdz. I X

musi s am jej dostarczyć; temper at ura ukł adu obniża się w ó w­


czas i powraca do wysokości T dopi ero po nadejści u z otocze­
nia ilości ciepła, którą układ utracił. Jeżeli temper at ura wody
i pary ma pozos tawać stała, p o d n o s z e n i e tłoka do góry wymaga
zatem dopł ywu ciepła zzewnątrz; obni żani e tłoka ku dołowi,
w tem s am em założeniu, w y m ag a odpł ywu ciepła nazewnątrz.
W yrażenie p a ra n asycon a, oddawna przyjęte
w nauce, nie jest trafne; widoczną jest rzeczą, że nie
sama para, raczej zajęta przez nią c zęść przestrzeni
jest nasycona. N ie m ów im y, że cukier jest nasycony,
gd y w oda, znajdująca się w szklance nad cukrem,
nie m oże g o w ięcej rozpuścić l§ 20); pow iadam y, że
ro z tw ó r je st nasycony. W idzieliśm y już w rozdz. 11-im,
że pom iędzy dwom a przypadkami równow agi, o któ­
rych tu m owa, zachodzi podobieństw o istotne.
N ależy to dobrze zrozum ieć, że para n asycon a
od nienasyconej nie różni się żadną szczególn ą w ła ­
snością. N asycenie jest w równej mierze cechą pary
jak cieczy, z której para powstaje; stan nasycenia
jest rów now agą układu, składającego się z pary
i z cieczy.

Na st ępują ce doświ adczeni e służy do o b ­


j aśnienia twierdzenia, p o d a n e g o w artykule
niniejszym. Do naczynia M N , zawierają­
cego rtęć, wpr owadza my dwie rury b ar ome -
tryczne T o r r i c e l l i ’ e g o A \ B (rys. 140);
obie powierzchnie rtęci w rurach ustanawiaj ą
się w jednakowej wysokości p o n ad zwier­
ciadłem rtęci w otwarłem naczyniu. Zapo-
m o c ą małej zagiętej pipety w pr ow ad za my
do rury B nieco al kohol u etylowego; ciecz
ta wypływa nad rtęć i ulatnia się całkowi­
cie lub w części. Powierzchnia rtęci w B
stoi teraz niżej aniżeli w Ą\ jeżeli t e m p e ­
ratura p oko ju wynos i np. 15° C, slup rtęci
Rys. 140. w B jest o 33 mm niższy niż w A. Z a n u ­
rzając rurę B do szyjki naczynia M N, s p o ­
strzegam}', że ilość cieczy, skroplonej w B p on ad rtęcią, zwięk­
sza się'; wyciągaj ąc rurę B ku górze, s prawdzamy, że ilość ta
zmni ej sza się lub nawet, być może, całkiem zanika. Dopóki
j ed na k w B p o n ad rtęcią z na jdu je się c ho ć by ślad cieczy, różnica
wysokości s ł up ów w A i B pozos taj e niezmienna; ciśnienie n a ­
§ 118 Ciśn. nasycenia zależy od iemperatnry 243

sycenia pary nie zależy od zajmowanej przez nią objętości.


Op i s a n e tu d oś wi adczeni e wyko na ł po raz pierwszy J o h n D a l -
t o n w r. 1801-ym.
Jeżeli rozporządzam y dobrą p om p ą, m ożem y posłu żyć się następującym
prostym przyrządem. N aczynko A (rys. 141) zawiera badaną
ciecz; do mierzenia jej ciśnienia nasycenia służy manometr
rtęciow y CDE, w którego ramieniu bE ma być próżnia;
w części A B C a przyrządu powinna znajdow ać się tylko
para, która wytw arza się w A. Po dokładnetn w ypłókaniu,
w ysuszeniu i opróżnieniu przyrządu, w prow adzam y rtęć do
C D E przez D oraz ciecz badaną do A przez F, poczem
zatapiam y zakończenia D , E, F. Pionow o mierzona różnica
w ysok ości pow ierzchni rtęci a i b w manometrze daje war­
to ść szukanego ciśnienia nasycenia.

§ 118. Zależność ciśnienia nasycenia od


temperatury.
Już D a l t o n zadawał sobie pytanie, w jaki s p o ­
sób ciśnienie nasycenia rozmaitych substancyj
zależy od temperatury; było mu wiadomo, źe ci­
śnienie nasycenia zw iększa się zawsze, gdy temperatura się podnosi.
W dośw iadczeniu przedstaw ionem na rysunku 140 przekonaliśm y się na-
przykład, że w temp. 15° C ciśnienie nasycenia alkoholu etylow ego w ynosi 33
mm; jeżeliby temperatura w ynosiła 20° C, znaleźlibyśm y 44 mm. Zanurzając
naczyńko A przyrządu, w yobrażonego na rys. 141-ym , do stosow nych kąpieli,
m ożem y przekonać się o w iele dogodniej, jak zmienia się z temperaturą ciśnie­
nie nasycenia substancji um ieszczonej w A.
Zal eżność ciśnień nasyceni a rozmaitych substancyj od t e m ­
perat ury była przedmi otem mnós twa poszukiwań; d okł adnoś ci ą
i rozległością wyróżniają się zwłaszcza badania z na komi t ego
fizyka francuski ego W i k t o r a R e g n a u l t a . W następującej
tablicy p o da je my niektóre ciśnienia nasycenia dla kilku ważni ej ­
szych subst ancyj ; ciśnienia te P są' wyrażone w milimetrach rtęci.
T P
Woda Alkohol etylow y Eter etylow y Rtęć
0° C 4-57 12-6 184-9 00002
10° 914 23-8 291-8 0 0005
15° 12-67 330 — —

20° 17-36 44-0 442-4 00013


50° 92-0 221-0 1276-1 0-015
100° 760-0 1695 4859 0-270
200° 11647 22160 — 1 7 01 5
244 Zmiany stanu skupienia Rozdz. I X

Wartości T i P, p o d a n e dla jednej z p omi ędzy powyższych


subs tancyj , od łóżmy na osiach p r o s t o ką t ne go układu spółrzęd-
p nych: t emper at ury T
o d kł a da my na osi o d ­
ciętych OT, ciśnienia
P na osi rzędnych OP
(rys. 142). Miejscem
geomet ry czn em p u n k ­
c i ec z
tów (np. b, d i t. d.),
których spół rzędnemi
są o d po wi ad a ją c e s o ­
bie wartości 7 i P,
para i est krzywa AB, Unjo,
równowagi cieczy i
pary. P os ta ć tej krzy-
- p wej, dla każdej sub-
**• c stancji o d m i e n n a ,
Rys. 142. wskazuje, w jaki s p o ­
sób ciśnienie n a s y c e ­
nia zmienia się z t emperaturą. Wiemy, że ciśnienie nasycenia
jest funkcją tylko temperatury; pos tać krzywej AB uzmysławia
n am kształt tej funkcji, dla każdej subst ancj i zosobna.
P rzypuś ćmy, że Oc na rys. 142-im wyobraża t emp er at ur ę T,
cd zaś o dp owi ed ni e ciśnienie nasyceni a P. W temperat urze T
i pod ciśnieniem P układ jest w r ówn o w a d z e ; takiemu stanowi
o d p o w i a d a punkt d, który też leży na krzywej równowagi AB.
Przypuśćmy, że układ ma t emper at urę T, ale ciśnienie w nim
p an uj ąc e jest nieco większe niż P, jak to wy ob ra ża np. pu nkt e
rysunku; lub też prz ypu śćmy , przeciwnie, że układ zn ajduj e się
pod ciśni eni em P, ale t em pe r at u ra Jest w nim nieco niższa niż
7, j ak to wyobraża np. pu nkt / . W obu razach r ówno wa ga jest
niemożliwa; w o b u razach para skrapla się i cały układ przy­
biera post ać cieczy. M o że m y powiedzieć, że p u nk t y e i / r y s u n k u
leżą wzgl ędem krzywej AB po stronie cieczy. P rzy pu ść my , że
układ ma t emp er at urę T, ale ciśnienie w nim panuj ące jest nieco
mn iej sze niż P, jak to wyobraża np. punkt g-; lub też p r z y p u ś ć ­
my, przeciwnie, że układ zna jdu je się po d ciśnieniem P, ale
t emp er at ur a jest w nim nieco wyższa niż T, jak to wyobraża np.
pu nk t h. W obu razach ró wn o wa ga j es t niemożliwa; w ob u r a ­
zach ciecz ulatnia się i cały układ przybiera post ać pary. P o ­
§120 Punkt wrzenia 245

wiadamy, że punkty g i h leżą względem krzywej A B po stro­


nie pary.' Krzywa A B oddziela zatem od siebie dwie dziedziny
na naszym rysunku: dziedzinę cieczy i dziedzinę pary. W p u n k ­
tach pierwszej dzi edzi ny (e, f i t. p.) układ jest całkowicie ci e­
czą; w p unkt ach drugiej (g, h i t. p.) jest całkowicie parą. Tylko
w punkt ach, leżących na krzywej rozgraniczającej AB, układ może
być po części cieczą, po części parą.

§ 119. Zależność temperatury równowagi od ciśnienia.


Każdej t emper at urze na krzywej AB (rys. 142) od po wi ad a
p ewne (jedno) ciśnienie nasycenia P. Ale i naodwrót, każdemu
ciśnieniu nasyceni a o dpowi ada na tej krzywej pewna o k r e ­
ślona temperatura. Możemy zatem odwrócić twierdzenie § 117-go;
możemy powiedzieć: w układzie, złożonym z cieczy i pary, tem­
peratura równowagi je s t funkcją tylko ciśnienia. Z rys. 142-go
widzimy, źe t em pe r at u ra równowagi cieczy i pary po dn os i się,
gd y ciśnienie się wz ma g a; że temperat ura ta obniża się, g dy
ciśnienie staje się mniejsze.
Zjawiskiem w rzen ia zajmowaliśmy się w § 18-ym. W iemy, że, jeżeli z po­
nad cieczy usuw am y tworzącą się parę, w ów czas coraz now e ilości pary poja­
wiają się na powierzchni cieczy oraz w jej wnętrzu; pęcherzyki pary skłębiają
i kotłują ciecz całą, co pospolicie nazywa się wrzeniem. Jeżeli zatem ciecz wre
w temperaturze T i pod ciśnieniem P, m ożem y stąd w nosić, że w tej tem p e­
raturze i pod tern ciśnieniem ciecz i para są w przybliżeniu w rów now adze ze
sobą. Jednakże zjaw isko wrzenia jest d osyć zaw iłe; jego przebieg m oże z a le ­
żeć od okoliczności ubocznych, w które tu nie wchodzim y.
Gram w ody ciekłej w 100° C, pod ciśnieniem 1 atmosfery, zajmuje objętość
1 0 4 cm 5; gram pary w odnej, w tych sam ych warunkach, w ypełnia 1651 cm 5.
G dy zatem gram w od y ciekłej zamienia się, w 100° C, pod ciśnieniem 1 atm o­
sfery, w gram pary wodnej, reakcja ta jest połączona z bardzo znacznem zw ię k ­
szeniem się objętości. O koliczność ta tłum aczy, dlaczego temperatura rów no­
wagi w od y i pary podnosi się, gd y ciśnienie się zw ięk sza; powracając do sp o ­
sobu rozum owania, znanego z § 116-go, przekonyw am y się o tern istotnie. P a­
rowanie w od y należy, jak widzim y, do tej kategorji reakcyj, do której zalicza
się np. topienie się parafiny; do przeciw nej niż topienie się lodu. W niosek ten
stosuje się do w szystkich su b stan cyj; nie znam y przykładu jednorodnej substan­
cji, która w postaci pary zajm ow ałaby objętość m niejszą aniżeli w postaci cieczy.

§ 120. Punkt wrzenia normalny.


Normalnym punktem wrzenia nazywamy temperaturę, która,
na krzywej równowagi cieczy i pary {AB, rys. 142) uważanej
substancji, o dp owi ad a ciśnieniu nasycenia, r ówn emu jednej at ­
mosferze normalnej (§ 44).
246 Zmiany stanu, skupienia Rozdz. I X

Panujące w pow ietrzu ciśnienie, w pobliżu pow ierzchni ziem i, różni się z a ­
zw yczaj nieznacznie od ciśnienia 1 atm osfery; za normalny punkt wrzenia cieczy
uważa się w ięc zw yk le temperaturę, w której ona wre w otwartem naczyniu.
O ile przybliżone jest takie postępow anie, o tern, na przykładzie w od y, objaśnia
następująca tablica, w której ciśnienia nasycenia P są w yrażone w milimetrach
r tęc i:
p T P T
730 0 . . . . 98-88° C 755-0 . . . . 99-81° C
7350 . . . . 9907 7 6 0 0 . . . . 10000
7400 . . . • 99-26 765-0 . . . . 1 0 0 1 8
745-0 . . . . 99-44 7 7 0 0 . . . . 100-37
750-0 . . . . 99-63 775-0 . . . . 100-55
Sporządzając dokładny termometr rtęciow y, liczym y
się, jak już pow iedzieliśm y w § § 18 i 19-ym, z fak­
tami, które streszczają się w p ow yższej tablicy. Pa­
miętamy o nich podobnie w tcrmometrji gazow ej
(§ 97h
D łuższe ramię cci rurki szklanej abcd jest otwarte
(w d )\ krótsze ramię ab jest zam knięte (rys. 143). Całe
ramię ab i część ramienia cd w ypełniam y rtęcią, w pro­
w adzam y do ab kropię w od y i um ieszczam y rurkę
w naczyniu N N , w którem gotuje się w oda. W idzimy
w ów czas, że pow ierzchnie rtęci w ramionach ab i cd
stoją w tym samym poziom ie; w punkcie wrzenia
w oda wyw iera ciśnienie, równe atm osferycznem u. O d ­
wracając to postępow anie, m ożem y je zastosow ać do
wyznaczania punktów wrzenia cieczy, której tylko
małą ilością rozporządzam y. Punktem wrzenia cieczy,
której kroplę w prow adziliśm y ponad rtęć do ab, jest
(pod ciśnieniem atm osferycznem ) temperatura kąpieli
N N w chwili, w której pow ierzchnie rtęci w ab i cd
stoją w tym samym poziom ie.

§ 121. Wrzenie pod ciśnieniem mniejszem niż atmosferyczne.


P o d ciśnieniem, mniejszem niż at mosferyczne, woda wre p o ­
niżej 100° C. Wi emy o tern z po prz ed za ją c yc h artykułów; lecz
w st udj owani u praw zjawisk fizycznych p o wi n ni ś my każde twier­
dzenie umieć sprawdzić doświ adczeni em. P od kloszem p o m p y
pneumat ycznej umi es zczamy naczynie, zawierające wodę i t er­
momet r; p rz ekonywamy się, że, skoro ciśnienie pod kloszem
s padł o do kilkunastu mm rtęci, woda zaczyna go to wa ć się w t e m ­
peraturze pokojowej.
Rys. 14-4 objaśnia dośw iadczenie, które w prostszy sp osób prowadzi do tego
sam ego wyniku. W otwartem naczyniu N gotujem y w odę dość dłu go, poczem ,
zam knąw szy otwór O, odwracam y naczynie i skrapiamy je chłodną w odą od
J? I- t o K osa; nygromeiry

góry. Para w naczyniu skrapla się; woda, która pozostała w naczyniu, znajduje
się zatem pod matem ciśnieniem i zaczyna się w ów czas napowrót gotow ać. G oto­
wanie to przerywa się, gd y oblejem y naczynie gorącą
wodą.
Ciśnienie powietrza w w yższych warstwach at­
m osfery jest niniejsze, jak w iem y, aniżeli w pobliżu
powierzchni ziemi (§ 45); w balonie lub na szczycie
góry woda wre znacznie poniżej 100° C. Punkt w rze­
nia w od y obniża się przybliżenie o jeden stopień
C e l s j u s z a , gd y w znosim y się o 3 2 5 m. Herbata,
przyrządzona w znacznem wzniesieniu, jest słabym
odw arem ; co w ażn iejsza,gotow an ie w ody pod zm niej-
szonem ciśnieniem nie zaw sze wystarcza do zn isz­
czenia obecnych w niej bakteryj chorobotwórczych

§ 122. Wrzenie pod ciśnieniem większe/n


niż atmosferyczne.
Do wrzenia pod ciśnieniem, większem Rys. 144.
niż atmosferyczne, możemy zmusić wodę
prost ym spo sob em: zamykamy odpływ tworzącej się parze, która
s a m a sprawia wówczas p oż ądane ciśnienie. P rzyp uś ćmy naprzy-
kiad, że woda ma go tować się w 200° C; we dług § 1 18-go, pot rzeba
w takim razie, ażeby naczynie wytrzymywało bezpiecznie w e ­
wnętrzne ciśnienie przeszło 15 atmosfer.
W temperaturze 200° C woda znacznie bardziej rozpuszcza niż w 100° C ;
dlatego gotow anie pod w ysokiem ciśnieniem byw a nieraz użyteczne w przem y­
śle. Inne ważne zastosow anie w ysokich ciśnień pary znajdujemy w urządzeniu
m aszyn parowych, które, jak mawiamy, „pracują pod w ysokiem ciśnieniem “.
Para, poruszająca takie m aszyny, miewa temperatury, dochodzące do 200° C
lub naw et przechodzące tę temperaturę, byw a w ięc wytwarzana pod bardzo du-
żem ciśnieniem. O potędze sił, sprawiających takie ciśnienia, św iadczą eksplozje
kotłów , które jednak, w dzisiejszym stanie techniki, wydarzają się nadzw yczaj
rzadko.

§ 123. Rosa i inne opady atmosferyczne. Hygrometry.


Przypuśćmy, że noc była jasna i c h ł o d n a ; wychodząc zrana
do ogrodu, spostrzegamy, że trawa, kamienie i i nne przedmioty
s ą pokryte warstwą maleńkich wodnych kropelek, chociaż d e s z ­
czu bynajmniej nie było. Ów osad wilgotny, d obroczynny dla
roślin, dla człowieka niekiedy zdradliwy, nazywa się rosą. Z j a ­
wisko rosy mo że my łatwo sztucznie wywołać. Gdy wnieśliśmy
do pokoj u karafkę pełną śniegu, s pos trzegamy niebawem obfitą
rosę na jej zewnętrznej, powierzchni. Szyby okien w mieszkaniu
248 Zmiany stanu skupienia Rozdz. I X

nieraz zimą pokrywaj ą się r o s ą cd strony wewnętrznej; rosa ta


niekiedy zamarza w pi ękne liściaste l ub kwieciste zarysy.
Ażeby te zjawiska zrozumieć, p r z y p o m n i j m y sobie, że a t m o ­
sferyczne powietrze zawiera zawsze parę wodną. Na talerzyku
umieśćmy nieco krystalicznego chl orku wapnia lub pięciotlenku
fosforu; ciała te p ochł ani ają parę w o d n ą z powi et rza tak chci­
wie, że wkrótce wilgotnieją widocznie, po niejakim zaś czasie
rozpływają się całkowicie. Ilość pary zawartej w powietrzu,
zależnie od okoliczności, bywa rozmaita. Powietrze, które n a ­
pływa od o ce anu lub morza, b y w a wilgotne; w pustyni p o ­
wietrze jest suche. W atmosferze p o k o j u , w którym o dd ych aj ą
ludzie i palą się lampy, z n a j d u j e m y zazwyczaj s t os un ko wo wi el e
pary wodnej.
W y ob r aź my s obi e metr sześcienny wype łni ony powietrzem.
Największa ilość pary wo d n e j , jaką metr sześcienny powi et rza
może w sobi e zawierać, zależy od t em p e r a t u r y ; im wyższa j est
temperatura, tern ilość ta j es t większa. Że tak istotnie być musi,
m oż em y to łatwo zr ozu mi eć na za sadzi e § 118 go. W metrze
sześci ennym powietrza, w każdej temp er at urze , m o ż e conajwyżej
zawierać się ta ilość pary wodnej, która sprawia w nim c i ś n i e ­
nie, ró wne ciśnieniu nasyceni a wody w u wa ż an e j temperat urze^
wszelki nad mi ar pary, przekraczający tę ilość, mu si się skroplić-
G dy np. w 10° C w 1 m 3 powietrza zna jdu je się 9-3 gr pary
wodnej, para ta wywi era ciśnienie 9 ‘14 mm rtęci; zatem t m s
powietrza w 10° C m o że w sobie pomi eści ć conajwyżej 9 3 gr
pary wo dn e j. W 15° C ilość 1 2 7 gr pary wodnej w 1 m s p o ­
wietrza wywiera ci śnienie 12-67 mm rtęci; zatem 1 m 3 powietrza
w 15° C m o że w s o b i e ut rzy ma ć conajwyżej 12-7 gr pary w o d n e j .
P o j m u j e m y teraz, d l acz eg o i k i edy tworzy się rosa. P r z y ­
puśćmy, że t e m p e r a t u r a powietrza w p o k oj u wyno si 15° C i ż e
metr sześci enny t e g o powietrza zawiera 9 3 gr pary w o dn e j;
para ta oczywiście nie skrapla się. W n o s i m y do p ok oj u wype ł­
n ioną ś ni egi em karafkę. Sąsi aduj ąca z karafką warstwa p o w i e ­
trza oziębia się; jej t emp er at ur a o bn i ż a się coraz bardziej. D o ­
póki temper at ura t ego powietrza nie doszła do 10° C, ilość z a ­
wartej w niem par y leży poniżej najwyższej granicy, jaka w ni em
bez skroplenia może być o b e c n a ; para zatem nie skrapla się.
Skoro j ed n ak t emper at ura warstwy dojdzie do 10° C, stan n a s y ­
cenia zostaje osiągnięty; przy dalszem o p ad a ni u t em pe r at ur y
kropelki rosy pojawiają się na powierzchni n ac zj ni a. Dla danej
§ 123 Rosa; hygrometry 249

zawartości pary wodnej w powietrzu (9'3 gr na 1 m 3) t emper a­


tura 10° C jest punktem rosy czyli granicą temperatur, od któ­
rych zaczyna się wydzielanie się pary wodnej w postaci mal eń­
kich kropelek.
Temperatura powietrza, znajdującego się w zetknięciu z powierzchnią ka­
rafki, opadnie wkrótce do 0° C; w tej temperaturze w 1 cm 9 m oże zawierać się
con ajw ytej 4'9 X 10_ gr pary wodnej; z każdego zatem sześcien n ego cen ty­
metra powietrza przylegającego do karafki w ydziela się na niej 4'4 X 10~ 6 gr
w o d y w postaci rosy. W m iejsce skroplonej i w ydzielonej pary napływają z są­
siednich warstw powietrza now e ilości pary, które również się skroplą; poczem
pow tórzy się to samo zjawisko. Gram pary wodnej, skraplając się w 0° C, w y ­
dziela 5 3 8 6 kaloryj (§ 111); pochłaniając to ciepło, śn ieg topi się ; topi się
zresztą również dzięki zjawiskom przewodnictwa i promieniowania (§ 102). Gdy
śn ieg stopi się całkowicie, utworzona woda będzie się ogrzew ała; g d y osiągnie
temperaturę 10° C, rosa przestanie osadzać się na powierzchni naczynia.
W pow ietrzu miast i osad fabrycznych unoszą się bardzo drobne i liczne
cząstki pyłu, sadzy i t. p .; miljony nieraz pływają w centym etrze sześciennym
powietrza. Przypuśćm y, że pewną okolicę zalega duża masa powietrza, zaw ie­
rającego takie cząstki i nasyconego parą wodną. Jeżeli temperatura obniży się,
skraplająca się para osiada na zaw ieszonych w powietrzu okruchach; tym sp o­
sobem zw yk le tw orzy się m gła. Cząstki stanowiące m głę są bardzo drobne,
dlatego m ogą pływ ać długo w powietrzu (por. § 46 tomu I-go).
Hygrometrem nazywamy przyrząd, który pozwala wyznaczyć
p un k t rosy, odpowi adający ilości pary wodnej obecnej w p o ­
wietrzu. St os un ko wo prosty hygromet r obmyślił D a n i e l ; o p i ­
s zemy tu ul eps zon ą postać, którą temu przyrządowi nadal Re-
g n a u l t . Rurka szklana AD (rys. 145) jest zamknięta od dołu
przez s re b rn e naczyńko BC\ do ut wo­
rzonej tym s p o s o b e m probówki nal ewa­
my eteru et ylowego; ab na rysunku jest
s w o b o d n ą powierzchnią tej cieczy. Rurka —*F
FG sięga niemal do dna probówki; wy­
ci ągaj ąc powietrze u wylotu rurki DE,
aspirator (opuszczony na rysunku) ssie
je przez FG i przez k ol umnę eteru. Prąd
przep ływaj ąc ego powietrza skłania eter
do szyb ki eg o ulatniania się, co wy wo ­
łuje oziębianie się eteru, naczyńka oraz
przylegającej warstwy powietrza. Na g ł a d ­
kiej powierzchni srebra pojawiają się
w pewnej chwili pierwsze kropelki rosy;
odczytując t er mo met r w tejże chwili, z na jduj e my pu nk t rosy.
A żeb y uchronić przyrząd od wpływu oddechu, rosę na powierz­
250 Zmiany stanu skupienia Rozdz. I X

chni BC oraz wskazania t ermomet ru o bs er wu j em y z o d l eg ł o ­


ści, przy p o mo cy lunety.
Rozum owanie, które p osłu żyło nam do wytłum aczenia zjawiska rosy, było
oparte na twierdzeniach § 118-go. Czy jednak w olno stosow ać te twierdzenia
do przypadku, który tu rozw ażaliśm y? W walcu pod tłokiem (rys. 1), w rurze
T o r r i c e l l i ’e g o nad rtęcią (rys. 140) znajduje się tylko para i ciecz; para znajduje
się tam w próżni. Twierdzenia § 118-go stosują się niew ątpliw ie w tym przy­
padku. W zagadnieniu, którem zajm ow aliśm y się tutaj, układ jest bardziej za­
wiły.; para wodna znajduje się nie w próżni ale w p o w ie trzu . Już O a l t o n
przekonał się jednak, że ob ecność powietrza nie wyw iera niemal w p ływ u na ci­
śnienie nasycenia parującej w niem w od y; w danej tem peraturze ciśnienie to
jest prawie to samo w pow ietrzu i w próżni.

§ 124. O skraplaniu gazów.


Słuchaj ąc wykł ad ów nauki chemji, bywa my świ adkami o t r z y ­
mywania chloru, b ez wod ni ka wę glowego, tlenu, wod oru i t. d.;
p r zeko ny wamy się wówczas, że w zwykłych wa runkach w y k o n y ­
wania p o d o b n y c h doświ adczeń s ubs tan cj e te są gazami. J edn a kż e,
w zwykłych wa runkach takich doświ adczeń, t emper at ury bywają
mało różne od pokoj owy ch, ci śni eni a nie od dal aj ą się znaczni e
od atmosferycznego. W i nnych t emper at urac h, po d innemi ci­
śnieniami, czy owe gazy p ozos tał yby gazami? Już u początku
XVlIl-go stulecia A m o n t o n s
przepowiedział, że »powietrze z o ­
stanie kiedyś skropl one; może
nawet za mr ożone zostanie«. D o ­
piero w r. 1823-im p owi odł o się
F a r a d a y ' o w i uczynić pierwszy
krok na drodze, która, w s z e ś ć ­
dziesiąt lat później, doprowadziła
dwóch polskich badaczy w Kra­
kowie do urzeczywistnienia ś m i a ­
ł eg o proroctwa A m o n t o n s a .
Rys. 146 wyobraża prosty
Rys, 146. przyrząd, który pozwala p o w t ó ­
rzyć d oś wi adczeni e F a r a d a y’a.
G ru bo śc i en na , bar dzo wytrzymała rura szklana ABC, z o bu k o ń ­
ców, zamknięta, ma kształt litery V. W końcu A rura zawiera
ciała, które za ogrzaniem wytwarzają b ad a n y gaz ; przeciwległy
ko ni ec C jest zan urzon y w mieszaninie oziębiającej D. G d y
og rz e wa my A, gaz wydziela się i j eg o ciśnienie w rurce wzmaga
§ 124 Skraplanie gazów 251

się; w najzimniejszem miejscu C gaz zaczyna wreszcie się skra­


plać. Takim s p o s o b e m F a r a d a y skroplił chlor, cyjan, amonj ak,
bezwodni k węglowy i inne gazy. Okoł o połowy XIX-go wieku p o ­
zostało już tylko sześć gazów, których skroplić nie umi ano : tle­
nek węgla, tlenek azotu, metan, tlen, azot i wodór. W roku 1877
C a i l l e t e t we Francji, szybko i nagl e wypuszczając tlen z pod wy­
soki ego ciśnienia, dostrzegał w nim lekkie zamglenie, które p o ­
jawiało się na chwilę, ale na tychmi as t znikało. Ciekły tlen oraz
azot, a także ciekle powietrze, otrzymali po raz pierwszy,
w r. 1883-im, Z y g m u n t W r ó b l e w s k i i K a r o l O l s z e w s k i ,
profesorowie Uniwersytetu Jagi el lo ńs ki eg o w Krakowie. J ako
środ ki em oziębiającym uczeni ci posłużyli się ciekłym etylenem,
który wre w — 103° C pod ciśnieniem 1 atmosfery. Got uj ą
ciało pod malem ciśnieniem, W r ó b l e w s k i i O l s z e w s k i o b ­
niżyli temper at urę tak bardzo, źe p o d d a n e jej wpływowi p o wi e ­
trze już pod ciśnieniem kilkudziesięciu atmosfer zaczynało o b ­
ficie się skraplać. Got uj ąc znów tlen lub powietrze po d mal em
ciśnieniem, W r ó b l e w s k i i O l s z e w s k i zdołali otrzymać t e m p e ­
ratury d o c h o dz ą ce do — 2 0 0 ° C; wymi eni one gazy, oprócz wo­
doru, skraplały się a nawet zamarzały łatwo w tych temperaturach.

Schem atyczny rys. 147 daje niejakie wyobrażenie o jednym z pom iędzy przy­
rządów, które slu ż y iy O l s z e w s k i e m u do dośw iadczeń nad niskiemi tem p e­
raturami. W ytrzym ały w a­
lec stalow y A jest zbiorni­
kiem badanego gazu, np. tle­
nu. Zapom ocą rury a zbior­
nik A łączy się z naczy­
niem C, w którem gaz ma
być zam ieniony na ciecz.
Etylen, poprzednio skro­
plony w zbiorniku B, płynie
rurą b do w ężow n icy W,
która otoczona jest w D
mieszaniną eteru i zm rożo­
nego bezw odnika w ę g lo ­
w e g o ; stąd rurą c etylen
d op ływ a do naczynia E. N ie­
przerwanie czynne pom py
ssące w yciągają przez e
oraz d pary, tworzące się
w naczyniach E i D.
W roku 1895 H a m p-
s o n w Londynie i L i n d e
252 Zmiany stanu skupienia Rozdz. I X

w Monachjum wprow adzili w użycie now ą m etodę skraplania gazów , polegającą na


innych zasadach. Schem atyczny rysunek 148 objaśnia ogólnikow o przew odnią m yśl
tego postępow ania. Przypuśćm y z początku, że kurek K jest zam knięty. W yobraźm y
sobie, że pompa P ciągnie pow ietrze z rury a i w tłacza je do rury b \ z b pow ie­
trze przepływ a do chłodnicy cC, w której w ężow nica c otoczona jest śniegiem lub
lodem ; ogrzany działaniem pom py P gaz oziębia się tutaj do 0° C. Z w ężó w -
nicy c pow ietrze rurą d udaje się
do przyrządu RW , zw anego r e g e ­
n eratorem . Regenerator zawiera
w ężow nicę W, zakończoną u dołu
m ałym otw orem , który zapom ocą
śrubow ego w entyla 5 można od ­
m ykać lub przym ykać. Pompa P
w tłacza pow ietrze do rur b, c, d
pod bardzo znacznem ciśnieniem ;
jeżeli dolne ujście w ężow nicy W
jest zaledw ie otw arte, pow ietrze
ekspanduje w niem nagle, p rze­
chodząc z pod w ysokiego ciśnie­
nia do przybliżenie atm osferycz­
K i
nego. W skutek ekspansji część
gazu. która w y k o n y w a pracę,
oziębia się ; pozostała część gazu,
która pracę poch łan ia, o g r ze ­
wa s i ę ; poniew aż jednak oziębie­
Rys. 148.
nie z a z w y c z a j (lecz bynajmniej
niezaw sze) przeważa ponad ogrzaniem, przeto pow ietrze ostatecznie oziębia się.
Ze zbiornika Z pow ietrze oziębione powraca rurą / do regeneratora R ; o p ływ a­
jąc w nim w ężow nicę W dokoła, ochładza następujące ilości powietrza, w tła­
czane dalej przez pom pę P; poczem rurą ea powraca napowrót do pom py. Krą­
żenie pow ietrza, które tu opisaliśm y, powtarza się n ieustan nie; temperatura po­
wietrza w w ężow n icy W i w jej ujściu obniża się coraz bardziej, aż w reszcie
rozpoczyna się proces skraplania się. O twieram y w ów czas kurek K i w prow a­
dzam y przezeń do przyrządu now e ilości powietrza.
Tlen, azot, pow ietrze i różne inne gazy, w prow adzone do przyrządu H a m p-
s o n a i L i n d e g o w temperaturze bliskiej 0" C, oziębiają się ; wodór i hel,
przeciw nie, ogrzew ają się w tych warunkach. Wodór zaczyna oziębiać się w re­
generatorze dopiero w ów czas, g d y innym sposobem obn iżym y poprzednio jego
temperaturę poniżej — 80° C. W taki sposób udało się D e w a r ó w i w L ondy­
nie skroplić w odór po raz pierw szy w r. 1898. Skroplenie helu okazało się jesz­
cze znacznie trudniejsze; p ow iod ło się ono w r. 1908 prof. K a m e r l i n g h O n -
n e s o w i w Leydzie. W następującej tablicy przytaczam y normalne punkty w rze­
nia (pod ciśnieniem 1 atm osfery) najtrudniej skraplających się substancyj.

Tlen 0 J . . . . — 183“ C A zot N J . . . . — 196“ C


Argon A . . . . - 186“ C W odór H ! . . . — 253° C
Tlenek w ęgla CO . — 190“ C H el H e . . . . - 269° C

G azy skroplone wyrabiane byw ają dzisiaj fabrycznie. Faraday otrzym ał


§ 125 Stan krytyczny 253

kilka gramów ciekłego bezwodnika w ę g lo w eg o ; obecnie zakłady przem ysłow e


sporządzają rocznie miljony kilogram ów dla rozmaitych celów technicznych.
C iekłe pow ietrze, którego przed czterdziestu laty nie umiano jeszcze w ytw orzyć,
stało się dzisiaj potocznym przedmiotem handlowym .
Przy pom ocy skroplonego powietrza można w yk onać w iele zajm ujących do­
św iadczeń. Rtęć, zanurzona w ciekłem powietrzu, krzepnie natychm iast i twar­
dnieje tak, iż staje się trudno kow alna; alkohol m ocno gęstnieje lub naw et
w kryształkach zamarza; kauczuk staje się tak łam liw y i kruchy jak szkło na­
sz e zw yk łe; dzw onek, w yrobiony z ołow iu, dzw oni w tej temperaturze czysto
i dźw ięcznie. Barwy wielu ciał zmieniają się zu p ełn ie; pow szednie reakcje ch e ­
m iczne nie dochodzą do skutku; elektryczny opór metali maleje niezw ykle.
M agnetyczne w łasności ciekłego powietrza są bardzo w ybitne; pasem ko sk ro­
plone wisi nakształt ciekłego pomostu pom iędzy biegunami w zbu dzonego silnego
elektrom agnesu.

§ 125. Ciągłość ciekłego i gazowego stanu materji.

Z n an e nam z §§ 118 i 119-go prawa równowagi między cie­


kłą a g azową postacią tej samej substancji tłumaczą trudność,
kt órą przez długie lata nastręczało skroplenie niektórych ciał
lotnych. Ażeby gaz skroplił się pod ciśnieniem P, trzeba p o d ­
d ać g o wpływowi t emperatury niższej niż temper at ura T,
o d powi ad aj ąca ciśnieniu P na krzywej AB równowagi (rys. 142)
lub conajwyźej równej tej temperaturze. Im ciśnienie P jest
mniejsze, tern niższa jest granica temperatur, którą trzeba
os iągnąć , ażeby wywołać skroplenie. Ażeby gaz skroplił się
w temper at urze T, trzeba p o dd ać go działaniu ciśnienia więk­
szego niż ciśnienie P, odpowi adające t emperaturze 7 na krzy­
wej równowagi lub conajmniej r ówne go temu ciśnieniu. Im wyż­
sza jest t emperatura, tern wyższa jest granica ciśnień, którą
trzeba osiągnąć, ażeby wywołać skroplenie.
Wszystkie te twierdzenia wynikają z praw, p od an yc h w §§ 118
i 119-ym; otóż te prawa wypowi adaj ą prawdę, ale nie w y ­
powi ada ją całej prawdy. Równowadze cieczy i pary musi my
przyjrzeć się teraz z o d m i e n ne go niż dotychczas p un kt u widzenia.
We źm y na u wa gę wodę w t emperaturach bliskich 100° C.
Oz nacz my przez w obj ęt ość 1 gra ma wody ciekłej, przez W
obj ęt oś ć 1 gra ma pary wodnej, obiedwie w t emper at urze T
i pod odpo wi ad aj ącem tej temper at urze ciśnieniem nas yc eni a P;
zatem w warunkach, w których ró wno waga cieczy i pary jest
zapewni ona. Mamy wartości nas tęp uj ące:
254 Zmiany stanu skupienia Rozdz. I X

T p w W
00
c
O
o
355 mm H g 1-03 c m 3 3380
100° c 760 „ 1-04 „ 1651
c
to
1491 „ „ 1-06 „ 876
oo

140° c 2718 „ „ P08 „ 499

G d y t em pe r at u ra po d no s i się, o bj ęt oś ć w powoli wzrasta,


objętość W szybko maleje. Czy w pewnej wyższej t emp er at ur ze
obj ęt ość w, wciąż rosnąc, nie spot ka się z objętością W, która
coraz bardziej się zmn iej sza ? Co nas tąpi łoby wówczas? W miej­
scu s pot kani a ciecz i para był yby j ed na ko wo gęst e; różnica p o ­
mi ędzy cieczą a par ą znikłaby w tern miejscu; podział na dwie
fazy, ciekłą i l ot ną, był by tam niemożliwy. J ak już powi ed zi e­
liśmy w § 24-ym, A n d r e w s u do wo d n i ł w r. 1869-ym, że takie
miejsce spot kani a obj ęt ości w i W istnieje rzeczywiście dla każ­
dej substancji. Dla każdej s u bs t ancj i istnieje temperat ura, zwana
krytyczną, w której ciecz i para, zn aj du j ąc e się w ró wno wadze
ze sobą, mają gęstość jednakową. Każda sub st ancj a mo że zatem
rozdzielać się na dwie fazy, ciekłą i lotną, ty lko 'w temperatu­
rach niższych aniżeli krytyczna ; w t emperat urach wyższych niż
krytyczna tworzy zawsze j e d n ę fazę jednolitą. Krzywa r ó w n o ­
wagi AB rys. 142-go si ęga więc tylko do t emp er at ury kryt ycz­
nej i urywa się w tej t emper at urze. Powyżej t emper at ury kry­
tycznej nie może być dwóch faz; pojęcie ciśnienia nasycenia
traci tam wszelkie znaczenie. Powyżej t emper at ury krytycznej
skraplanie j es t niemożliwe; równi e słusznie można powiedzieć,
źe powyżej t em pe r at ur y krytycznej p ar owani e jest niemożliwe.
P o d a n e w §§ 118 i 119-ym pra wa i wynikające z nich wnioski
stosują się tylko poniżej t em pe r at ur y krytycznej.
Jak przed chwilą w idzieliśm y, objętości w i W w od y są jeszcze dalekie od
spotkania się ze sobą w tem peraturze 140° C ; w iem y dzisiaj istotnie, że tem ­
peratura krytyczna w ody przypada dopiero w 365° C. Bezw odnik w ę g lo w y C O 3
w temperaturach pokojow ych znajduje się znacznie bliżej sw ej tem peratury kry­
tycznej, jak to w idzim y z następującego zestaw ienia odpow iadających sobie dla
tej substancji wartości T, P, w oraz W:

r P w Vt
20» C 56 3 atm 1-31 cm 3 5 2 6 cm 3
30° C 70-7 „ 16 7 , 2-99 „
31° C /2*3 „ 1'87 ,, 2'55 „
31-35° C 72-9 * 2-15 „ 2-15 „
§ 125 Stan krytyczny 255

Temperatura krytyczna bezwodnika w ę g lo w eg o w yn osi w ięc 3 1 ’3 5 °C ; na przy­


kładzie tej substancji A n d r e w s dow iódł po raz pierw szy istnienia temperatury
krytycznej.
Przypuśćm y, że skroplono nieco bezw odnika w ęglo w eg o w rurce szklanej
grubościennej i w ytrzym ałej; w yp ęd ziw szy resztki powietrza z rurki, zatopiono
jej koniec. Um ieszczam y rurkę w kąpieli o temperaturze 10’ C; w idzim y w ó w ­
czas, że bezw odnik w ęglow y tw orzy dw ie odrębne fazy; faza dolna, ciekła, jest
oddzielona od górnej, gazow ej, wyraźną granicą, t. zw. m eniskiem. O grzew ając
ostrożnie do 31° C lub nieco jeszcze pow yżej, spostrzegam y, że m enisk zaciera
się stopniow o. Przez pewien czas, w miejscu poprzedniej granicy, ukazują się
m igotliw e smugi, św iadczące o m ieszaniu się faz ze sobą; w reszcie catą rurkę
w ypełnia jedna faza jednolita.
Przytaczam y temperatury krytyczne niektórych su b sta n c y j:

H el He . . . . — 268» C M eta n 'C H * . . . . - 82» C


Wodór H 5 . . . — 241° C Etylen C 2H 4 . - . -)-9 '5 " C
A zot N 2 . . . . — 145° C Chlor Cl2 146» C
Tlen 0 » . . . . — 119» C Woda H* O . . . - f 365» C

W § 24-ym zajmowaliśmy się zapytaniem, czy istnieje rzeczyw ista różnica


pom iędzy ciekłym a gazow ym stanem skupienia materji. Jak obecnie w idzim y,
istnieje w łaściw ie nieskończenie w iele rozmaitych stanów ciekłych i rozmaitych
stanów gazow ych, które przeradzają się w siebie wzajem nie, g d y temperatura
zmienia się. Szereg stanów ciekłych łączy się bez przeskoku z szeregiem sta­
nów gazow ych i stanowi z nim razem łańcuch nieprzerwany i ciągły. P rzyw ią­
zujem y wpraw dzie zazw yczaj cechy bardzo odm ienne do p ojęć cieczy i g a z u ;
ale czyn im y to tylko dlatego, iż pospolicie porównywam y ze sobą dwa nader
od ległe ogniw a ow ego nieskończonego łańcucha. Ciekły bezw odnik w ęg lo w y
różni się bardzo w ybitnie od gazow ego w temperaturze — 10» C lub 0» C; ale
w 31'34» C nie różni się niemal wcale od niego. Powiadamy w ięc krótko: sta n
ciekły o ra z sta n g a z o w y m aterji łączą się w sposób ciągły z e sobą. Na zro­
zum ieniu tej prawdy polega w ażne odkrycie, które zaw dzięczam y pracom A n -
d r e w s a i v a n d e r W a a l s a (1869— 1876).
BG P olitech niki Ś lą sk iej
nrinw.: 1 0 2 - 142467
0170000456525

Dyr.1 142487

You might also like