Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 10

Ks. prof.

Piotr
MAZURKIEWICZ: Między
ojczyzną a synczyzną
Ks. prof. Piotr MAZURKIEWICZ
Profesor nauk społecznych, nauczyciel akademicki
Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w
Warszawie, sekretarz generalny Komisji Konferencji
Episkopatów Unii Europejskiej COMECE w latach 2008–
2012.

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Czym byłaby Warszawa bez pamięci o powstaniu, bez


niezakazanych piosenek, bez Zamku Królewskiego,
gdzie uchwalono pierwszą w Europie nowożytną
konstytucję? Czym byłaby Polska, gdybyśmy
zapomnieli o królowej Jadwidze, unii lubelskiej,
konfederacji warszawskiej, o stanowiącym początek
praktyki tolerancji w Europie Sejmie Czterech Ziem, o
Katyniu i Auschwitz? – pisze ks. prof. Piotr
MAZURKIEWICZ

Z racji zawodowych odwiedziłem wiele krajów na świecie i


bywałem w wielu miejscach ważnych religijnie i
politycznie. Przez pięć lat mieszkałem za granicą.
Spotkałem tam wiele dobrych i życzliwych osób. Z
wieloma łączyły mnie nie tylko wspólne cele, ale także
rodzaj współmyślenia, a czasem nawet przyjaźni. Jednak
gdziekolwiek przebywałem, zawsze towarzyszyło mi
poczucie mieszkania w cudzym domu. Nawet jeśli dom
był przestronny i dobrze urządzony, nie byłem w nim u
siebie. Poczucie bycia u siebie w moim życiu wiąże się
zawsze z Polską, a w szczególności z pewnymi
konkretnymi miejscami, w których spędziłem dzieciństwo,
młodość, czas wakacji.

Urodziłem się w Warszawie i jako dziecko miałem


poczucie, że znam tu każdą ulicę. Mama prowadziła nas
(mnie i moje rodzeństwo) skrótami, przez podwórka
śródmiejskich kamienic, które wówczas były jeszcze
przechodnie. Pokazywała elektrownię na Powiślu, gdzie
pracował mój pradziadek. Bramę na Tamce, w której
ukrywali się przed niemieckimi snajperami w czasie
powstania warszawskiego. Miała wtedy 12 lat. Śpiewała
powstańcze piosenki, które stawały się częścią mojego
życia. Opowiadała o wysiedleniu w trakcie powstania i o
pragnieniu, aby wrócić do Warszawy, co stało się faktem
dopiero dziesięć lat po wojnie. Warszawa to IV Liceum
Ogólnokształcące im. Adama Mickiewicza, Politechnika
Warszawska i Wyższe Metropolitalne Seminarium
Duchowne na Krakowskim Przedmieściu. To strajki
studenckie jesienią 1981 r. i stan wojenny. To zdjęcie
powalonego na ziemię Chrystusa z Krakowskiego
Przedmieścia, ale wskazującego palcem niebo, czy inne,
przedstawiające wojskowego skota przed kinem
„Moskwa” na tle banneru reklamującego film Czas
apokalipsy. Kościół św. Anny, gdzie odkrywałem
powołanie kapłańskie, kazania kard. Stefana
Wyszyńskiego w katedrze, grób księdza Popiełuszki.

Warszawa to plac Piłsudskiego, gdzie wsłuchiwałem się w


słowa kazania Jana Pawła II i gdzie w stanie wojennym
Polacy codziennie układali wielki krzyż z kwiatów w
miejscu, gdzie stał papieski ołtarz. Kwiaty co noc były
wywożone przez ubeków. Moja mama, jak wielu innych
mieszkańców stolicy, zdążając do pracy, codziennie
zanosiła tam świeże kwiaty. To Krakowskie Przedmieście,
gdzie uczestniczyłem w procesjach Bożego Ciała, ale
także w antykomunistycznych demonstracjach. To
cmentarz Bródnowski, gdzie znajdują się groby moich
przodków, i Powązki, które odwiedzaliśmy rodzinnie z
powodów patriotycznych. Na mojej sentymentalnej mapie
Polski szczególne miejsce zajmują także Jasna Góra i
Kraków. Jasna Góra to wspomnienie pieszych pielgrzymek
studenckich. Kraków to jedyne miejsce poza Warszawą,
gdzie jak mi się wydaje, mógłbym zamieszkać na stałe.
Od najmłodszego dzieciństwa raz lub dwa razy w roku
bywam w Tatrach, najpierw latem, a od czasów
studenckich także zimą. Lubię spędzać czas także nad
jeziorami. Pojezierze Brodnickie czy Suwalszczyzna, skąd
już blisko do Wilna.

Polska to mój dom, ale dom odziedziczony po


przodkach. Zdarzyło się, że jednego dnia miałem
spotkanie w Izbie Gmin w Londynie, a drugiego w
Parlamencie Europejskim. Siedząc w poczekalni przed
gabinetem Przewodniczącego Parlamentu, myślałem o
kontraście między tymi dwoma budynkami. Pierwszy
jest świadectwem historii. Drugi, wprawdzie bardziej
funkcjonalny, ale nie tylko pozbawiony historii, lecz
również pozbawiony możliwości posiadania historii w
przyszłości. Za pięćdziesiąt lat nie będzie po nim
nawet śladu. Nie chodzi tu o niepewność w odniesieniu
do przyszłości UE, ale o fakt, że wszystkie jej budynki
sprawiają wrażenie tymczasowych, zbudowanych na
dwa, trzy pokolenia.

Uczestnicząc w spotkaniach na wyższych piętrach w


siedzibie Komisji Europejskiej, niekiedy obserwowałem
przez okno maszyny burzące stare budynki Komisji, aby w
ich miejsce można było postawić nowe. Tutaj według mnie
ukrywa się różnica między ojczyzną i gombrowiczowską
synczyzną. Między tym, co daje poczucie zakorzenienia i
ciągłości, a tym, co ma ambicję być pozbawionym
przeszłości nieustannym początkiem. Synczyzna pędzi do
przodu, uciekając przez historią. W duchu emancypacji
pragnie wyzwolić się od wszelkich więzów i zobowiązań. Z
racji kompleksu niższości stara się upodobnić do innych,
których ceni bardziej niż siebie. Dążąc do rozpłynięcia się
w tłumie ludzi nowoczesnych, lekceważy dokonania
ojców, a niekiedy także świadomie niszczy pamięć o nich,
gdyż – jak wszyscy ludzie – nie byli doskonali. Nie
spełniali dzisiejszych standardów liberalnej demokracji,
dlatego ich pomniki powinny zniknąć z naszych miast, a
ich nazwiska ze szkolnych podręczników.

Cancel culture, kultura unieważniania, w pewnych


drastycznych wypadkach może być zasadna. Wiemy to
dobrze, mając przed oczyma komunistycznych oprawców,
których do niedawna upamiętniał np. warszawski trójkąt
trzech komunistów: Hibnera, Kniewskiego i Rutkowskiego.
Jednak przyjęta jako opcja powszechna jest kulturą
wykorzeniania, pozbawiania tożsamości i „wytwarzania”
ludzi „bez właściwości”. Czym byłaby Warszawa bez
pamięci o powstaniu, bez niezakazanych piosenek, bez
pamięci o bohaterstwie, o powojennej odbudowie, bez
Zamku Królewskiego, gdzie uchwalono pierwszą w
Europie nowożytną konstytucję. Czym byłaby Polska,
gdybyśmy zapomnieli o królowej Jadwidze, unii lubelskiej,
konfederacji warszawskiej, o stanowiącym początek
praktyki tolerancji w Europie Sejmie Czterech Ziem, o
Katyniu i Auschwitz?
Historia ma znaczenie. Wiedział o tym kard. Wyszyński,
gdy decydował, by pierwsza papieska Msza św. w
Warszawie była celebrowana na ówczesnym pl.
Zwycięstwa. Pamiętał z dzieciństwa, że na tym właśnie
miejscu stała cerkiew Aleksandra Newskiego, dominująca
nad ówczesną architekturą Warszawy, tak jak do dziś
góruje nad nią pałac Józefa Stalina. Był to symbol nie tyle
prawosławia, ile zależności od Rosji. Po odzyskaniu
niepodległości Polacy rozebrali tę cerkiew oraz stojący
obok niej pomnik. „Wychowany jestem” – mówił kard.
Wyszyński – „w szkołach warszawskich. Znam Warszawę
sprzed I wojny światowej. W Warszawie uczyłem się,
miałem kolegów. Dokładnie w tym miejscu, gdzie stał
Ojciec Święty, była absyda olbrzymiej cerkwi carskiej,
postawionej na rozkaz cara jako ostateczne pognębienie
Polski i Kościoła. Car powiedział na Zamku: »Polacy,
porzućcie wszelką nadzieję«. Dlatego chciałem, żeby
Ojciec św. był na Zamku, a nie w Belwederze. (…) Nie,
Polacy nie porzucą nadziei. Dla mnie w czasie tej Mszy św.
było to ogromne przeżycie, wstrząs ogromny, bo
siedziałem na tym miejscu, gdzie stała cerkiew, i
patrzyłem na Papieża, który odprawiał Mszę św. tam,
gdzie była główna kopuła cerkwi i obrzędy tej potęgi
carskiej; i wszystko to znikło, i Papież odprawia Mszę
łacińską, katolicką, właśnie tutaj. To było zwycięstwo, ale
oczywiście narodowo-religijne, świadczące o związku:
Kościół i Naród i wzajemnej jakiejś, choć nierównej
konieczności tych dwóch instytucji dla ratowania sytuacji.
I ta Warszawa, Ojcze Święty, która tak oklaskiwała, która
właściwie akcentowała każde słowo wypowiedziane przez
Ojca Świętego, też to dobrze zrozumiała”. Choć kard.
Wyszyński nie doczekał odzyskania niepodległości przez
Polskę, symbolicznie odniósł zwycięstwo.

Kard. Wyszyński wielokrotnie zajmował stanowisko wobec


kultury unieważniania propagowanej w tamtych czasach
przez komunistów. „Naród bez dziejów to naród
tragiczny”. „Pierwszy obowiązek, który spoczywa na nas
współczesnych i na młodym pokoleniu, to obowiązek
szacunku dla przeszłości historycznej. Zdaje się, że nie
mamy powodu uprawiać jakiejś »krucjaty« przeciwko
naszym dziejom narodowym i przeszłości narodu, bo
słusznie można powiedzieć, że chociaż mamy sobie
osobiście wiele do wyrzucenia i chociaż staramy się być
sprawiedliwi w ocenie naszego wysiłku rodzimego, to
jednak dziejów naszych ojczystych wstydzić się nie
możemy i nie mamy potrzeby!”.

Jako ludzie jesteśmy istotami zakorzenionymi, choć


zupełnie inaczej niż rośliny. Dzięki istnieniu ziemi
oswojonej nie jesteśmy zbiegami i tułaczami. John
Ronald R. Tolkien we Władcy Pierścieni pisze: „Rad
bym ocalić Shire, jeżeli zdołam… A przecież bywały dni,
kiedy wszyscy jego mieszkańcy wydawali mi się nie do
zniesienia głupi i tępi i myślałem, że przydałoby im się
trzęsienie ziemi albo najazd smoków. Dzisiaj tak już nie
myślę. Przeciwnie, mam uczucie, że dopóki ten kraj
będzie za mną leżał bezpieczny i spokojny, łatwiej
zniosę tułaczkę: ze świadomością, że istnieje gdzieś
pewny grunt, nawet jeśli ja na nim nie mogę oprzeć
stopy”. Gdzieś za plecami istnieje dom, do którego
wciąż można wrócić, i ziemia, na której stawiało się
swoje pierwsze kroki.

Niedawno oprowadzałem po Warszawie większą grupę


księży z zagranicy. Stojąc przed Zamkiem Królewskim,
opowiadałem o wydarzeniach z historii Polski.
Wspomniałem, że uroczystość Matki Bożej Królowej Polski
obchodzimy w dniu uchwalenia Konstytucji 3 maja. Ktoś z
księży przypomniał, że Matka Boża jest także Królową
Francji, inny, że także Portugalii. Żartobliwie
odpowiedziałem, że to prawda, ale my potraktowaliśmy to
na poważnie. Nagle wszyscy zamilkli. O tej wymianie zdań
jeden z księży wspomniał później podczas kazania w
Brukseli. Ile prawdy było w mojej odpowiedzi? Mogę
powiedzieć, że tak było aż do dziś, a chciałbym, aby było
tak również jutro.

Ks. Piotr Mazurkiewicz


Tekst ukazał się w nr 57 miesięcznika opinii „Wszystko co
Najważniejsze” [PRENUMERATA: SklepIdei.pl LINK >>>]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie


wyłącznie za zgodą wydawcy. 11 października 2023

Pierwszy raz na Wszystko Co


Najważniejsze?

Aby nie ominąć istotnych opinii, raz w tygodniu w


niedzielę rano wysyłamy bezpłatny newsletter.
Zapraszamy do zapisania się:

You might also like