Lucas Rosa - London Mister 01 - Poskromienie Pana Walkera

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 355

Plik jest zabezpieczony znakiem wodnym

===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
Tytuł oryginału
Taming Mr. Walker
Copyright © 2022 by Rosa Lucas
All rights reserved
Copyright © for Polish edition
Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne
Oświęcim 2023
Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:
Katarzyna Zapotoczna
Korekta:
Wiktoria Kulak
Edyta Giersz
Katarzyna Olchowy
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8362-088-6


===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
Spis treści

ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2
ROZDZIAŁ 3
ROZDZIAŁ 4
ROZDZIAŁ 5
ROZDZIAŁ 6
ROZDZIAŁ 7
ROZDZIAŁ 8
ROZDZIAŁ 9
ROZDZIAŁ 10
ROZDZIAŁ 11
ROZDZIAŁ 12
ROZDZIAŁ 13
ROZDZIAŁ 14
ROZDZIAŁ 15
ROZDZIAŁ 16
ROZDZIAŁ 17
ROZDZIAŁ 18
ROZDZIAŁ 19
ROZDZIAŁ 20
ROZDZIAŁ 21
ROZDZIAŁ 22
ROZDZIAŁ 23
ROZDZIAŁ 24
ROZDZIAŁ 25
ROZDZIAŁ 26
ROZDZIAŁ 27
ROZDZIAŁ 28
ROZDZIAŁ 29
ROZDZIAŁ 30
ROZDZIAŁ 31
ROZDZIAŁ 32
ROZDZIAŁ 33
ROZDZIAŁ 34
ROZDZIAŁ 35
ROZDZIAŁ 36
ROZDZIAŁ 37
EPILOG
Przypisy
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 1

CHARLIE
Stevie: Gdzie ty, do cholery, jesteś? Mike wkracza na wojenną
ścieżkę.
Stevie: Nawiasem mówiąc, przygotuj się, bo jesteś dzisiaj
na celowniku.

Dzięki, Stevie.
Wrzucam telefon z powrotem do torby i wpadam przez szklane
drzwi Dunley Tech, przesiąknięty zapachem londyńskiego metra.
Jackie, nasza kochana recepcjonistka, podnosi wzrok znad
telefonu. Wpatrywała się właśnie w Instagram influencerki, którą
próbuje naśladować w tym tygodniu. Wpakowała na twarz tyle
pudru, że wygląda jakby przegrała starcie z paczką mąki.
– Dzień dobry. – Kiwam kurtuazyjnie głową.
– Wow. – Skupia na mnie całą swoją uwagę. – Wyglądasz
naprawdę…
Podnoszę brwi, czekając.
– Marnie. – Wykrzywia twarz. – Piłaś wczoraj wieczorem?
– Dzięki, Jackie – odpowiadam, szukając swojej przepustki
w torbie. – To było prawie tak miłe, jak wtedy, gdy zapytałaś mnie,
czy umyłam włosy odżywką. Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć, to
byłam na nogach do trzeciej nad ranem, próbując rozwiązać awarię
serwera.
– Fascynujące. – Wraca do przeglądania Instagramu. – Zaczęli bez
ciebie – mówi, wpatrując się w telefon. – Mike jest wściekły. Mówi,
że wolałby, żebyś była chora albo martwa, skoro nie dotarłaś
do pracy na czas.
Cholera.
Spoglądam na zegarek. Jest już dziesiąta dwadzieścia.
Mike Chambers jest naszym szefem działu informatycznego
i obejmuje to stanowisko od początku istnienia firmy, czyli od
dekady. Absolutny dinozaur w miejscu pracy. Nienawidzi zmian
i wszelkich pomysłów, które nie pochodzą od niego. Tłusty, spięty
i rozpaczliwie potrzebujący uwagi i docenienia. Jesteśmy
przekonani, że jest pięćdziesięcioletnim prawiczkiem.
Zbieram się w sobie i powoli otwieram drzwi do sali
konferencyjnej. To miejsce naszego cotygodniowego zebrania
zarządu, na którym siedzimy i oglądamy bujającego się z boku
na bok Mike’a, z pokazem slajdów w tle. Przez godzinę gdera i tupie
nogami, podczas gdy my cierpliwie czekamy, aż ten pokaz celowego
skupienia na sobie uwagi dobiegnie końca.
Wszyscy strategicznie wybrali, że będą siedzieć z dala od Mike’a.
Podchodzę do jedynego wolnego miejsca, czyli tuż obok niego.
– Przepraszam, Mike, od rana jestem trochę w niedoczasie.
Pochyla się i oddycha bezpośrednio w moją twarz. Jeśli zbliży się
jeszcze trochę, zabraknie mi tchu i zwymiotuję.
– Zauważyłem. Rozmawiamy o tym, dlaczego biuro w Indiach było
wyłączone minionej nocy przez dwie i pół godziny. Trzydziestu
pracowników nie było w stanie wykonać swojej pracy. Nie napisano
ani jednej linijki kodu! – mówi wzburzony.
– Rozumiem twoją frustrację, Mike… – zaczynam.
– To oznacza, że znaleźliśmy się w totalnie gównianej sytuacji,
Charlie. – Uderza pięścią w stół, sprawiając, że wszyscy w pokoju
mają grymas na twarzach. – Czy możesz wyjaśnić, co się stało? Czy
możesz wyjaśnić zarządowi, dlaczego nasza najważniejsza wersja
oprogramowania nie zostanie wydana na czas? – Przykłada mi palec
do czoła, gdy pochyla się nad stołem. – Czy możesz wyjaśnić, co,
kurwa, poszło nie tak?
Biorę gwałtowny wdech i powstrzymuję się od wyrzucenia w jego
stronę wiązanki przekleństw.
– Znowu pojawił się problem z siecią. Kiedy udało mi się go
zlokalizować, zauważyłam, że nastąpiło przeciążenie. Naprawili to
najszybciej, jak się dało.
– Najszybciej? – szydzi. – Nie bądź śmieszna. Kto tu zawinił?
POTRZEBUJĘ ODPOWIEDZI.
Ę
Przy każdym słowie uderza palcem w stół. Lubi używać palców dla
wywołania efektu; podejrzewamy, że przeczytał o tym w jednej
z książek: Management for Dummies lub Control your Workforce.
– Zgodnie z umową rozwiązanie tego typu problemu może zająć
do dwudziestu czterech godzin. Takie są nasze umowy dotyczące
gwarantowanego poziomu świadczenia usług IT.
Mrugnął ze złością.
– Jak zamierzasz się upewnić, że to się nie powtórzy?
– Nie mogę mieć takiej pewności – odpowiadam przez zaciśnięte
zęby. – Jeśli nie pozwolisz mi przenieść nas do chmury, nigdy nie
będziemy mieli takiej pewności, jakiej oczekujesz.
– Gówno prawda! – krzyczy. – Nie stworzymy cholernej chmury,
Charlie!
Otwieram usta i znów je zamykam. Narysowałam Mike’owi
podstawowe schematy, ale on nie załapał.
– Nie będziemy tworzyć chmury – mówię powoli. – Amazon już to
zrobił.
Mike jest szefem działu IT, ale nie rozumie technologii
informatycznych. Uważa, że oprogramowanie i sprzęt firmy powinny
działać po naciśnięciu dużego zielonego przycisku GO. Nie może
zrozumieć, dlaczego czasami ten przycisk przestaje działać i z tego
powodu wpada w szał.
Naprawdę bardzo się wścieka.
Jeśli w systemie operacyjnym znaleziono błąd − była to moja wina.
Jeśli payroll software1 zawierało błędy w swojej najnowszej wersji –
znowu moja wina. W jego drukarce skończył się papier – moja wina;
jego kolega wysyłał mu e-mail z załączonym wirusem – moja wina;
firmowe oprogramowanie blokujące jego strony porno to oczywiście
również moja wina. To ostatnie było właściwie moją winą. Nikt z nas
nie brał Mike’a na poważnie, ale musieliśmy pogodzić się z tą farsą.
Po pięciu latach poświęceń i ciężkiej pracy osiągnęłam
spektakularny sukces na niższym szczeblu zarządzania.
Przesuwam oczami po zebranych przy stole w poszukiwaniu
wsparcia. Dana wzrusza ramionami. Tim subtelnie dłubie w nosie,
udając, że usuwa puch z policzka. Wszyscy inni gapią się w swoje
telefony lub za okno.
Zerkam na Steviego. Pokazuje mi gest obciągania, wpychając język
do policzka.
Odpierdol się – mówię do niego bezdźwięcznie. Mam świetne
wsparcie wśród znajomych w tym biurze, cudownie.
– Możemy porozmawiać o przejęciu, Mike? – wtrąca się Tim,
przerywając nasz impas.
Wszyscy się prostują, zainteresowani.
Mike przenosi ciężar ciała na inną stronę i wciąga powietrze, jakby
Tim powiedział jakieś niegrzeczne słowo.
– Nadal nie chcą nam powiedzieć, kto kupuje firmę? – kontynuuje
Tim. – Słyszałem, że to jeden z gigantów technologicznych.
Mike rozgląda się po pomieszczeniu. Jest zdenerwowany.
– Spodziewam się, że nie odczujemy żadnych zmian.
Czyli mówiąc wprost: nie ma absolutnie żadnego pieprzonego
pojęcia, co się wydarzy.
– Czy nasze wynagrodzenia się nie zmienią?
– Czy miejsce pracy i stanowiska będą takie same?
– Czy nadal będziemy mieć swoją zniżkę na kawę w Costa Coffee?
– Czy będą zwolnienia?
Zwolnienia. Cholera.
Przez ostatnie tygodnie nie zwracałam uwagi na temat przejęcia
firmy. Będę musiała dowiedzieć się od Steviego, co wie.
Mike podnosi rękę, żeby nas uciszyć.
– Jeśli chodzi o nas, to nic się nie zmieni. To zwykły biznes, który
nas nie dotyczy.
Słychać kilka szmerów.
– Komunikaty zostaną wdrożone za dzień lub dwa – mówi
stanowczo.
Komunikaty − nienawidzę tego słowa. Komunikacja, wizja,
strategia, wizja strategiczna: wszystkie słowa, które sprawiły, że
Mike oblizuje wargi. Będzie komunikacja, będą rozmowy – tak mówi,
kiedy sam nie ma pojęcia, co się dzieje.
Naszą lawinę pytań przerywa pukanie do drzwi.
– Przepraszam, Mike. – Jackie uśmiecha się z udawaną słodyczą. –
Mam ważną wiadomość dla Charlie. – Wygląda oszałamiająco, ale to
dlatego, że postrzega recepcję jako salon piękności.
Mike kiwa na nią, żeby kontynuowała.
– Dzwoni twoja siostra. Mówi, że to nagły wypadek.
O Boże. Mój żołądek się zwija.
To nie wróży nic dobrego.
Ktoś nie żyje.
Tata nie żyje.
Z Irlandii nadeszła wiadomość, że miał atak serca albo w końcu
przedawkował alkohol?
Nie, mama nie żyje. Ktoś się z nią zderzył, gdy jechała za wolno.
Oboje nie żyją.
– W porządku. – Mike macha ręką, żeby mnie odprawić.
Trzęsąc się, wstaję. Bądź silna, Charlie. Musisz być silna dla Callie.
Chociaż… dlaczego Callie dowiaduje się o tym przede mną?
Z pewnością to starsze rodzeństwo powinno przekazywać złe wieści.
Dlaczego Tristan nie dzwoni? Czy coś jest nie tak z Tristanem?
Idę za Jackie do recepcji, wyciągając swój telefon. Zerkając
na wyświetlacz, orientuję się, że mam dziesięć nieodebranych
połączeń od Callie. Cholera!
– Czy powiedziała, o kogo chodzi? Czy to coś z tatą?– pytam
wysokim tonem.
Recepcjonistka wzrusza ramionami.
– Do moich obowiązków nie należy pytanie o sprawy prywatne.
Suka.
Chwytam telefon.
– Callie? – jąkam się. – O co chodzi?
– Charlie! – przekrzykuje chyba hałas ruchu ulicznego.
Mam rację: mama miała wypadek samochodowy.
– Tak?! – krzyczę. – Co jest? Co się dzieje?
– Dzięki Bogu. – Wydycha głęboko. – Jestem w takiej trudnej
sytuacji. Jestem właśnie przed Selfridges z setką toreb i nie mogę się
ruszyć! Będziesz musiała tu przyjść i pomóc mi zanieść je
do pociągu.
– Co? – syczę obniżonym tonem, żeby Jackie nie słyszała. –
Wyciągnęłaś mnie ze spotkania zarządu, bo masz za dużo toreb
z zakupami do zaniesienia do domu? To jest ta nagła sytuacja?
– Tak! – wykrzyknęła. – Utknęłam, a mama mówi, że muszę być
w domu za godzinę! Dopiero gdy poszłam do działu z butami
i kupiłam trzy pary, zdałam sobie sprawę, że nie mogę wszystkiego
unieść! Musiałam zadzwonić po ochroniarza, a on pomógł mi dojść
do drzwi z torbami, ale narzekał, że to nie jest w jego zakresie
obowiązków…
– Callie – wcięłam się, wściekła. – Czy zdajesz sobie sprawę, że
pracuję? Nie możesz nazwać jednej ze swoich eskapad zakupowych
„nagłym wypadkiem” i żądać, bym opuściła spotkanie z takiego
powodu! Jest dziesiąta trzydzieści w poniedziałek rano. Dlaczego,
do cholery, nie jesteś w szkole?
– Luzuj majty, przecież nie masz tak ważnej pracy jak Tristan. –
Ziewnęła. – A więc, za ile będziesz?
– Lepiej módl się, żebym tu nie zeszła, Callie. Bo jeśli to zrobię,
jedna ze szpilek, które właśnie kupiłaś, znajdzie się głęboko w twojej
dupie. A teraz spierdalaj!
Rozłączam się.
Niewiarygodne.
Jackie kaszle za moimi plecami.
Odwróciłam się, by spojrzeć jej w oczy.
– To brzmi jak niezły dramat – mruknęła. – Biedna ta twoja
siostra.
Rzucam jej jadowite spojrzenie.
– Do twoich obowiązków z pewnością nie należy podsłuchiwanie
prywatnych rozmów – syczę ze złością.
– A do twoich nie należy prowadzenie ich w trakcie pracy –
odparowuje.
– Wracaj do swojego hasztagowania, Jackie.
Przewraca oczami.
– Wątpię, żebyś chociaż wiedziała, co to znaczy.
– A żebyś wiedziała: wiem. – Chwytam kartkę papieru z jej biurka
i bazgrzę na niej wściekle. – Czy zapomniałaś, że jestem szefową
działu wsparcia informatycznego?
Kładę papier na jej klawiaturze.
– Otaguj to, Jackie.
#PIERDOLSIĘ
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 2

CHARLIE
– Halo? – wołam z korytarza, zrzucając z siebie trampki. Jest siódma
trzydzieści w poniedziałek wieczorem, a ja już czekam na weekend.
Cat, Julie, Suze i ja od pięciu lat dzielimy mieszkanie w Kentish
Town w północnym Londynie. Wolałybyśmy, żeby myszy nie
wprowadziły się w tym samym czasie co my, ale wiecie, co mówią
o Londynie – nigdy nie jesteś dalej niż metr od szczura.
Cat uczy sztuki w szkole w Highgate. Powiedziała, że tamtejsze
dzieci mają własnych kierowców, a szkoła jest tak elegancka, że
nawet lekarze nie mogą sobie pozwolić na wysłanie tam swoich
dzieci.
Julie jest prawnikiem w firmie wydawniczej na Liverpool Street
i kwitnie dzięki swojej socjopatycznej osobowości. Zmusiliśmy ją
kiedyś do zrobienia testu i powiedzmy, że po zobaczeniu wyników
zrozumieliśmy, że nigdy jej nie skrzywdzimy.
Nikt tak naprawdę nie rozumie pracy Suze − czy to coś związanego
z logistyką?
To mieszkanie Julie, o czym nigdy nie pozwala nam zapomnieć.
Jest to nawet wplecione w jej wiadomości na czacie: Czym się
zajmujesz? Jestem prawnikiem i właścicielem mieszkania.
Nigdy nie byłyśmy w stanie zrozumieć, jak to się stało, że dzięki
swojej pensji mogła zostać właścicielką czteropokojowego
mieszkania w północnym Londynie, nawet jeśli jest ono przestarzałe
i pełne myszy. Na zakup takiej chaty potrzebna jest niezła fortuna.
Kiedy pierwszy raz spotkałyśmy Julie, olśniła nas. Siadajcie,
dziewczyny, witajcie w nowym domu. Cat, nie martw się o zmywanie
naczyń, kochana, ja to zrobię. Oczywiście nie ma znaczenia, że rozlałaś
herbatę na dywan, Charlie, pozwól, że ci to wyjaśnię.
Okres miesiąca miodowego trwał pięć dni. Potem zdarzało się
rzucanie talerzami, codzienne sesje wrzasku i walenie w ścianę,
kiedy Cat brała prysznic dłużej niż sześć minut.
Nadal tu mieszkamy, bo za bardzo się boimy, żeby poinformować
Julię o naszej wyprowadzce. Z tego samego powodu nigdy nie
zostawił jej żaden facet.
Suze leży na kanapie i ogląda program kulinarny.
– Hej – mówię, rzucając się na fotel. – Myślałam, że miałaś być
dziś na jodze.
– Byłam, ale nie chciałam się przeciążać – wyjaśnia, jednocześnie
delektując się scone2 pokrytym clotted cream3. – Jutro wybieram się
na spinning, więc nie chciałam dzisiaj się przeciążać, ćwicząc jogę. –
Macha scone w powietrzu. – A to jest pieczywo keto, więc mi nie
zaszkodzi.
– Ale nie poszłaś na pilates wczoraj wieczorem, ponieważ miałaś
dzisiaj ćwiczyć jogę. – Marszczę brwi, zdezorientowana.
Macha ręką, zbywając moje spostrzeżenie.
– Jakim cudem włóczenie się w legginsach i próba znalezienia
swojego wewnętrznego piękna może dobrze mi zrobić? Nie
słyszałaś? Jutro idę na spinning! To sześćset kalorii spalonych
w godzinę! Potrzebuję do tego energii.
Rzucam jej puste spojrzenie.
– Jasne.
– Hej, Charlie. – Cat wychodzi z sypialni, emanując blaskiem po
seksie, a Stevie idzie za nią. Zaczęli się spotykać, odkąd Cat pojawiła
się na moim ostatnim wyjściu na drinka z ekipą z pracy. I szło im
naprawdę nieźle. Mają gadżety i urządzenia, które wymagają
instrukcji obsługi. W temacie seksu ona stała się dużo odważniejsza.
– To trochę za wcześnie, prawda? – Unoszę brwi.
Wzrusza ramionami.
– To jedyny czas, jaki mamy dla siebie.
– Z Suze w mieszkaniu?
– Jeśli mielibyśmy dostosowywać swój harmonogram pod Suze, to
musielibyśmy żyć w celibacie – odpowiada Stevie.
To prawda. Suze rezerwuje wiele czasu na zajęcia na siłowni, ale
nigdy nie opuszcza mieszkania.
Cat patrzy na mnie.
– Wyglądasz na zestresowaną.
Nalewam sobie duży kieliszek wina z butelki, którą napoczęła
Suze.
– Nie, nie jestem zestresowana. – Wzdycham. – Obecnie jestem
swoją najbardziej wyluzowaną wersją. Nigdy w życiu nie byłam aż
tak wyluzowana.
– A więc, czy myślałaś już o swoich urodzinach? – pyta
podekscytowana Cat.
– Mówiłam ci, że ten temat nie podlega dyskusji.
Suze patrzy na mnie.
– Dwadzieścia dziewięć… Prawie trzydzieści… Przerażające. To
już niezły rozpęd w kierunku czterdziestki.
– Tak, Suze. – Posyłam jej zirytowane spojrzenie. – Jestem bardzo
świadoma faktu, że się starzeję. Czy możesz przestać wysyłać mi e-
mailem to zdjęcie, na którym widnieje tona kotów siedzących pod
drzwiami, które wykrzykują, że mam prawie czterdzieści lat i nadal
nie mam męża?
– Ale to zabawne. Przynajmniej w tym roku masz lepsze życie
miłosne niż w zeszłym. – Przechyla głowę, przyglądając mi się
uważnie. – Chociaż nigdy nie słyszałam, żebyś uprawiała seks.
– Suze – mówię, zgrzytając zębami. – Przestań interesować się
rutyną, która zdarza się w mojej sypialni.
– Musisz robić coś regularnie, aby stało się to rutyną – rzuca.
Biorę głęboki wdech, w duchu przyznając, że moja współlokatorka
ma rację.
– Trudno jest wygospodarować czas na seks. Pracuję od rana
do wieczora – warczę defensywnie. – Po pewnym czasie bzykanie
schodzi na dalszy plan, prawda, Cat?
Cat marszczy brwi.
– Nie w moim przypadku. To znaczy: wy dwie jesteście jeszcze
w okresie tego cudownego zauroczenia; minęło jakieś osiem
miesięcy, czy się nie mylę?
Cała trójka przygląda mi się z kanapy.
– Charlie, jak często ty i Ben uprawiacie seks? – pyta Cat.
To pytanie mnie szokuje.
– Och, okej, wiesz, tak często, jak tylko możemy… – odpowiadam,
próbując przypomnieć sobie ostatni raz.
– Raz w tygodniu.
– To zależy. Ostatnio byłam zmęczona po pracy i w ogóle się nie
kochaliśmy.
Wpatruje się we mnie.
– Okej, więc kiedy był wasz ostatni raz?
Przełykam ślinę.
– Może cztery tygodnie temu?
– Cztery tygodnie. – Stevie, śmiejąc się, potrząsa głową. – On
zdecydowanie dostaje to gdzie indziej.
– Z pewnością nie – odpowiadam znowu defensywnie. Nawet
jeśliby tak było, to nikt nie może zmuszać do tego drugiej osoby, gdy
jest zmęczona.
Co ja mówię?
– Nie miałam ostatnio ochoty – przyznaję.
– Cholerne marnotrawstwo penisa! – prycha Suze. – Ben jest
cholernie wspaniały. Jeśli ty go nie chcesz, to ja chcę!
– Nie chcesz go? – piszczy Cat. – Charlie, musisz uprawiać seks ze
swoim chłopakiem. Taka jest różnica między chłopakiem
a przyjacielem.
– Wiem o tym! – zawodzę, osuwając się na krzesło. – Po prostu
już nie chcę. Chciałabym. Kiedyś byłam dobra w udawaniu, że mi się
to podoba, i robiłam to przynajmniej raz w tygodniu. Może dwa razy,
jeśli byłam wystarczająco pijana, ale ostatnio po prostu nie byłam
w stanie. – Pociągam duży łyk wina.
– Ale dlaczego tego nie lubisz? – pyta Cat.
Zastanawiam się przez chwilę.
– Rozpraszam się i nudzę. Czuję, jakby to był mój obowiązek, jak
odkurzanie.
– Jesteś rozproszona? – powtarza zrozpaczona Cat. – Odkurzanie?
– Czy nigdy nie myślisz o czymś innym, kiedy uprawiasz seks? –
pytam.
– Nie bardzo. Prawie zawsze myślę o tym, co aktualnie się dzieje.
– Uśmiecha się do Steviego, a ja się krzywię. – A więc, co cię
rozprasza?
Staram się przypomnieć sobie, co mnie rozprasza.
– Ostatnim razem, gdy uprawialiśmy seks, biuro w Seattle miało
otwartą sprawę, której nie mogłam rozwiązać, więc…
– Rozproszyłaś się przez pracę? – wtrąca się Stevie, śmiejąc się
do rozpuku. – Co za biedny facet. Musi się czuć tak, jakby uprawiał
seks z kłodą.
Mrużę oczy.
– Charlie – waha się Cat – czy tak zawsze wyglądał twój seks? Czy
tylko seks z Benem?
– Co masz na myśli? – rzucam lekceważąco. – Kocham Bena,
przecież to oczywiste, więc to nie ma z nim nic wspólnego. To we
mnie jest jakiś problem.
– Tak, ale jeśli się nad tym głębiej zastanowić, kochasz również
Barneya.
Nie mogę uwierzyć, że właśnie porównała mojego chłopaka
do mojego starego psa.
– Cat, to najgorsze porównanie, jakie kiedykolwiek słyszałam.
Wiem, że ty i Stevie jesteście żądni przygód w sypialni, ale…
– Dlaczego… dlaczego tak myślisz? – warknęła obronnie.
Nigdy nie powiedziałam jej o tym, że kiedy weszłam, by pożyczyć
fioletowy top, znalazłam w jej pokoju pejcz.
– Wydajesz się być osobą żądną nowych doświadczeń.
– Nie powiedziałabym tego! – odpowiada zbyt szybko.
– Ben przychodzi dziś wieczorem. – Myśląc o tym, biorę kolejny
duży łyk wina. Jeśli się wkurzę, to może będę w nastroju.
– Może po prostu powinnaś pomyśleć o jakimś urozmaiceniu –
zastanawia się na głos Cat. – Zgadzam się z tym, co powiedziałaś, że
pary nie mogą ciągle robić tych samych nudnych rzeczy i oczekiwać,
że będą zadowolone.
– Ale co mogę zrobić, by było lepiej?
– Dlaczego nie spróbujesz z nim sprośnie porozmawiać?
Słucham? Nigdy wcześniej nie rozmawiałam z Benem wulgarnie;
wysiliłam się tylko na kilka „och” i „ach” – tak na wszelki wypadek…
Sięgam po telefon. Google będzie wiedziało, co zrobić.

***

Rozlega się pukanie do drzwi wejściowych, otwiera je Cat.


Obmyśliłyśmy przebiegły plan uwodzenia. Leżę na łóżku, ubrana
w puszysty różowy komplet bielizny, który kupiłam na wyprzedaży
w Ann Summers.
Słyszę, jak Ben podchodzi do drzwi sypialni i puka w nie, a ja
w tym czasie poprawiam mój stanik tak, żeby wystawały z niego
sutki.
– Charlie?
– Wejdź – odpowiadam zalotnie.
Wchodząc, opada na łóżko, lądując głową w poduszkach.
– Co za dzień! Jestem wykończony – mamrocze.
Świetnie, nie zauważył. Mam na sobie najseksowniejszy strój typu:
chodź-i-mnie-przeleć − teraz czuję, że jestem seksowna.
– Hej. – Odwraca się, patrzy na mnie i zaczyna się śmiać. –
Dlaczego jesteś tak ubrana?
Wpatruję się w niego zbulwersowana. Czy muszę zaznaczać, że go
uwodzę?
Okej, wytrzymam. To musi na razie wystarczyć, bo w tej chwili nie
stać mnie na wprowadzanie żadnych zabawek erotycznych
do sypialni.
– Dawno nie byliśmy razem w ten sposób, Ben. – Wypinam piersi
i uśmiecham się do niego znacząco.
– Wiem. – Obdarza mnie mrocznym spojrzeniem. – Miałaś bardzo
dziwny okres, który trwał przez dwa tygodnie, pamiętasz?
Okej, wykorzystałam małe kłamstwo, że mam miesiączkę. Ale czy
na pewno wszystkie dziewczyny robią to, gdy czują się zmęczone? Po
dość obfitym obiedzie czułam się wtedy tak pełna. Naprawdę nie
można było zmieścić w moim żołądku nic więcej.
– Ten okres już się skończył. – Szarpię za jego koszulę i próbuję ją
zerwać tak seksownie, jak to tylko możliwe, ale jego głowa utknęła
i mężczyzna musi mi pomóc.
Nie rozumiem faktu, że Ben jest atrakcyjnym facetem − wiem to,
bo widzę, jak inne kobiety patrzą na niego na ulicy. Tylko że ja już
straciłam tę iskrę, żeby na niego lecieć w ten sposób. Straciłam to
uczucie podniecenia w dole brzucha, które sprawia, że wstrzymujesz
się, by puszczać przy tej drugiej osobie bąki. Zaczęłam puszczać bąki
w ciągu kilku miesięcy spotykania się z Benem…
– Okej – mruczy, a jego nastrój nagle się poprawia. Zdziera swoje
ubrania w pośpiechu. Biedny facet, chyba naprawdę go wygłodziłam
tym brakiem seksu.
Wdrapuje się na łóżko, a ja wspinam się na górę, gotowa na rodeo.
Jego kutas nie jest jeszcze dla mnie gotowy, więc biorę go w swoje
ręce. Uśmiechając się zalotnie i powabnie, zaczynam go głaskać.
Wydaje z siebie jęk aprobaty.
Tak, ta laska wciąż ma w sobie to coś.
Nie mogę jednak przestać myśleć o rachunku za kartę kredytową.
Muszę zapłacić jutro, a ciągle o tym zapominam. Może powinnam
go opłacić natychmiast po seksie? Tak, właśnie tak zrobię. Kiedy
skończymy, zapłacę dwieście funtów, które jestem winna Barclays.
Nie powinnam była dopuścić do tego, aby ta kwota wzrosła
do takiego stopnia.
Te cholerne dżinsy, które kupiłam, nawet na mnie nie pasują
i mam trzydzieści dni na ich zwrot, a to musi być jaki dzień,
dwudziesty szósty? Będę musiała to zrobić jutro w porze lunchu, ale
Mike zwołał na jutro to cholerne spotkanie w sprawie przejęcia
firmy. Kto nas kupuje? Stevie ma rację. Może powinnam zwracać
większą uwagę na to, co mówi Mike. Dlaczego nie mogą nam po
prostu powiedzieć, po co ta cała tajemnica?
– Charlie! – Ben wpatruje się we mnie, wykrzykując moje imię.
Skupiam się ponownie na tym, co mnie otacza.
– Tak?
– Czuję się jak dojna krowa. – Jego głos jest napięty. – Jesteś tylko
mleczarką spieszącą się do wykonania następnego zadania.
Uśmiecham się sugestywnie.
– Cóż, to fantazja, której jeszcze nigdy nie przerabialiśmy…
Nie śmieje się.
Patrzę w dół.
Jest wiotki.
Ups.
Odpycha moją rękę od siebie i siada na łóżku.
– To nie działa, Charlie.
– Nie martw się, znowu go podniesiemy – kokietuję, głaszcząc
plecy Bena.
– Nie mówię o moim kutasie – warczy. – Mam na myśli nas.
Obecnie twój popęd seksualny dorównuje libido pudełka
kartonowego.
– Rozmawiałeś ze Steviem o naszym życiu seksualnym? – syczę
z oburzeniem.
– O naszym nieistniejącym życiu seksualnym. – Wstaje po swoją
koszulkę. – Zostawmy to na wieczór, twoje myśli są najwyraźniej
w innym miejscu.
– Ben – jęczę mu do ucha. – Przepraszam. Następnym razem, tak?
Zrobisz mi nawet motorówkę4, tak, jak lubisz… Chociaż to okropnie
łaskocze.
Ben przytakuje, podciąga kołdrę i odwraca się, by leżeć twarzą
do ściany.
Przynajmniej mogę teraz zapłacić za moją kartę kredytową.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 3

CHARLIE
– Dzięki, że jesteś moją randką, Cat.
Przeglądamy się w lustrze.
Mam na sobie czarny top z zabójczym wycięciem na plecach.
Dobrałam do tego obcisłe czarne dżinsy, które opinają mi tyłek. Na
twarzy mam mocny makijaż: czerwone usta i smokey eyes; moje
ciemnobrązowe włosy opadają kaskadami na plecy.
Wyglądam dobrze i zdaję sobie z tego sprawę.
To największy wysiłek, jaki włożyłam, odkąd Ben i ja zaczęliśmy
się spotykać, a jego nawet tutaj nie ma, więc nie zobaczy moich
starań. Nie mogłam zaprosić go na randkę po incydencie
z mleczarką. Potrzebowaliśmy trochę czasu, żeby ochłonąć.
– Jak femme fatale. – Stevie staje za nami, po czym zaczyna
gwizdać. – Dobrze się pani prezentuje, panno Kane.
– Dzięki – odpowiadam niechętnie. Stevie nie należy do osób,
które prawią komplementy, więc czuję się niezręcznie.
– Żal mi jednak tego biedaka, który będzie cię dziś zagadywał –
kontynuuje. – Zwłaszcza kiedy dowie się, jak beznadziejna jesteś
w ręcznych robótkach.
Oto i prawdziwy Stevie.
Odwracam głowę i spoglądam na niego.
– Nie jestem w tym beznadziejna! I przestaniesz rozmawiać
z Benem? Nawet nie jesteście przyjaciółmi. Powinieneś być moim
przyjacielem, a nie jego – dąsam się.
– Stevie! – Cat wzdycha. – Nie bądź taki szorstki dla Charlie. Ben
powinien dać jej jakieś instrukcje czy coś, a nie od razu lecieć ze
wszystkim do ciebie. Jak ona ma być w tym lepsza dzięki
obgadywaniu?
– Czy możemy przestać?! – syczę. – To nie jest powód naszych
problemów.
Uśmiechając się, kiwają głowami.
– Moje robótki ręczne są tak dobre, że mogłabym być
profesjonalną prostytutką! – krzyczę im w twarz. Jak oni mogli.
Grzebię w torbie w poszukiwaniu telefonu. Tristan wysłał mi SMS-
a z adresem imprezy. Bez wątpienia będzie to jeden z najbardziej
pretensjonalnych londyńskich barów.
Jest sobotni wieczór i właśnie wybieram się na czterdzieste
urodziny mojego starszego brata Tristana. Czasami zastanawiałam
się, czy został podmieniony przy urodzeniu, wyrwany od swoich
prawdziwych rodziców, którzy są politykami, członkami rodziny
królewskiej lub laureatami Nagrody Nobla, i oddany klanowi Kane.
To by wyjaśniało, w jaki sposób został nie tylko jednym
z najpotężniejszych prawników w Londynie, ale także partnerem
zarządzającym prestiżową kancelarią w mieście. Mając mniej lat niż
ja obecnie, był już całkiem nadziany. Głośne międzynarodowe
sprawy wyniosły go do statusu pomniejszego celebryty i kogoś, kto
się liczy.
Ma kamienicę w ekskluzywnym W8, jednej z dzielnic
z najdroższymi kodami pocztowymi w Wielkiej Brytanii, domy
wakacyjne w czterech innych krajach i, jeśli plotki są prawdziwe,
nową kobietę każdej nocy w tygodniu. Najwyraźniej
reprezentowanie klientów przed Międzynarodowym Trybunałem
Karnym jest całkiem podniecające.
Fakt, którego nie musiałam znać.
Powodem, dla którego włożyłam tyle wysiłku w dzisiejszy wieczór,
nie jest to, że Tristan kończy czterdzieści lat. Ani to, że mój żołądek
robi salta.
Nie, powodem jest najlepszy przyjaciel Tristana, Danny Walker,
finansowy potentat technologii finansowych, multimilioner, który
sam się wszystkiego dorobił − i przy okazji mój największy wróg.
Jest prawą ręką Tristana. Poznali się na uniwersytecie, obaj byli
wtedy bez grosza i pragnęli sukcesu. Razem dorobili się fortuny.
Oboje dorastali w nieciekawych środowiskach i między innymi
dlatego mieli ze sobą tak wiele wspólnego. To czyniło ich tym
bardziej podniecającymi dla kobiet. Mieli w sobie szorstkość
mężczyzn z osiedli komunalnych. Julie uważa, że wyglądali jak
nieprzyzwoity seks.
Grupa Nexus, najszybciej rozwijająca się firma informatyczna
w Europie, z dominującą obecnością w Azji i Stanach.
Planowanie zasobów przedsiębiorstwa, księgowość, sprzedaż,
łańcuch dostaw, zarządzanie treścią – nie było to najseksowniejsze
oprogramowanie, ale z posiadającym większość udziałów Dannym
Walkerem stało się przynoszącą wielkie zyski firmą, czyniąc
z właścicieli potężnych przedsiębiorców − a to było seksowne.
Jego agresja w biznesie przyniosła mu stałe miejsce na pierwszych
stronach gazet i przydomki takie jak: „Brudny Danny” i „Danny
Niszczyciel”. Moim ulubionym określeniem, krążącym po mediach
społecznościowych, jest „Palant Walker”.
Spotkania towarzyskie z Dannym Walkerem napawają mnie
lękiem. To sięga czasów, kiedy miałam dwadzieścia lat i upiłam się
do nieprzytomności na jednej z domówek organizowanych przez
Tristana. Tristan naiwnie pozwolił Cat i mnie wziąć w niej udział,
więc zaczęłyśmy w pociągu pić cydr, żeby wprowadzić się w nastrój.
Tamtej nocy błędnie dokonałam krytycznego osądu. Źle
odczytałam próbę rozmowy Danny’ego Walkera jako flirt.
Kiedy zapytał mnie, co planuję robić po studiach, moim
naturalnym odruchem było wdrapanie się na jego kolano, owinięcie
nóg wokół jego talii i przelecenie go na sucho.
Moje wspomnienia z tej nocy są mgliste, ale pamiętam, że mnie
odrzucił. To zdarzenie odcisnęło we mnie piętno i tkwi tam do teraz.
Pamiętam, że warknął na mnie, żebym się od niego odczepiła,
jakby uważał mnie za jedną z wielu, głupią studentkę college’u.
Niewiele się pomylił.
Następnego ranka obudziłam się, zwisając z kanapy w mieszkaniu
Tristana, a Tristan krzyczał na mnie. Danny’ego nie było nigdzie
w zasięgu wzroku.
Myślenie, że Danny Walker kiedykolwiek będzie mną
zainteresowany, było najbardziej naiwnym błędem, jaki
kiedykolwiek popełniłam.
Mogę winić jedynie alkohol i to, że po raz pierwszy próbowałam
ostryg. Wepchnęłam te paskudy w siebie, nie zdając sobie sprawy, że
czyniły mnie tak napaloną jak bonobo w dżungli. Tak naprawdę to
wina Tristana − w końcu to on kupił ostrygi.
Danny od tamtej pory nawet się do mnie nie uśmiechał, ale to
dobrze, bo osiem lat później nadal nie mogę na niego patrzeć bez
oblania się rumieńcem.
Do dziś z trudem nadążam za tym, co mówi. Kiedy omawia
z Tristanem IPO i inne akronimy oraz używa żargonu, muszę
udawać, że nie szukam ich w sieci. IPO znaczy Initial Public
Offering5, tak dla przypomnienia.
Mój wkład w rozmowę ogranicza się do kiwania głową, jakbym
była gołębiem.
– A więc, gdzie to jest? – Cat zerka przez moje ramię. –
Kensington? To na pewno darmowy bar, prawda?
– Oczywiście. – Przewracam oczami. – Tristan przecież zawsze
oszczędza.
– Weźmy chociaż jeden trunek na drogę, abym miała odwagę
wytrzymać z tymi wszystkim ważniakami w garniakach.
– Okej, tylko jedną butelkę – ostrzegam. – Wiesz, że masz słabą
głowę. Nie będę cię później niańczyć całą noc.
Po jednym kieliszku wina zaczyna mieć ochotę na opróżnienie
całej butelki.
A ja po butelce wina staję się bardziej wyrafinowana, szczuplejsza
też, myślę, gdy mijam lustro w drodze do wyjścia.
Dziesięć minut później jesteśmy w taksówce i zdaję sobie sprawę,
że opróżnienie butelki wina było dużym błędem.
Wielkim.
Ogromnym.
Cat jest okropną pasażerką na trzeźwo, a co dopiero po wypiciu
litra taniego wina ze sklepu na rogu.
Taksówkarz spotykał już takich ludzi jak Cat. „ZWYMIOTUJ, A CIĘ
POZWĘ” − informuje zastraszający napis z tyłu fotela kierowcy.
W ciągu kilku minut Cat odwraca się do mnie, wybałuszając oczy.
Widzę, że szybko przełyka ślinę. Potem cichy strumień wymiocin
rozpryskuje się na moje stopy.
Z przerażeniem wbijam wzrok między moimi stopami a tabliczką
z napisem. Trochę znalazło się na jej siedzeniu, więc nie możemy
poprosić kierowcy, żeby się zatrzymał, bo może to zobaczyć i nas
pozwać. Byłabym współwinna. Na szczęście jeszcze niczego nie
zauważył.
– Zrób to po cichu – szepczę.
Z całym szacunkiem dla niej, ale trzeba przyznać, że mimo silnych
torsji wymiotuje naprawdę cicho. Kałuża żółtego płynu gromadzi się
na podłodze wokół naszych butów, a ja modlę się, żeby kierowca się
nie odwrócił.
Bełkoczę dalej, prowadząc ze sobą monolog, który nie wymaga
odpowiedzi od Cat, żeby odwrócić uwagę taksówkarza od
niepokojących odgłosów.
Gdy jedziemy wokół Hyde Parku, wymioty na szczęście ustępują.
Zatrzymujemy się przed bardzo wystawnym barem. Zauważam
kilku przyjaciół Tristana, którzy gromadzą się na zewnątrz.
– Skończyłaś? – obruszam się, odwracając w jej stronę.
Jej usta drgają, ale nie odpowiada. Otwiera agresywnie drzwi
taksówki, omijając przejeżdżający samochód.
– Cholera jasna, Cat! – syczę, wyskakując z taksówki.
– Tak mi przykro, proszę pana! – mówię do kierowcy, wrzucając
kilka dwudziestofuntowych banknotów przez okno, aby pokryć
czyszczenie.
Cat biegnie, by spotkać się ze mną na chodniku, po czym otwiera
usta i wydaje najobrzydliwsze, najgłośniejsze i najbardziej
obrzydliwe beknięcie, jakie kiedykolwiek słyszałam.
Przykładam dłonie do ust w szoku.
Przyjaciele Tristana przestają gwałtownie rozmawiać i kręcą
głowami.
– Jezu, Cat – prycham na nią. – Ty to umiesz zrobić wejście.
– Przepraszam – zawodzi, otwierając oczy szeroko. – To by nie
zostało w środku.
– Skończyłaś już? – rzucam ze złością.
Dziewczyna potulnie kiwa głową.
– To już ostatni raz.
– Nigdy więcej – mruczę, żałując, że wybrałam ją na moją
towarzyszkę.
Skupia wzrok na barze, ignorując przyjaciół Tristana, którzy wciąż
patrzą na nas, i powoli gwiżdże.
– W takim razie szampan.
Bar jest bardzo prestiżowy. Dwie piękne hostessy stoją przy
drzwiach z notatnikami. Ich jedynym celem w życiu jest to, aby
sprawić, że poczuję się niegodna, by wejść do środka. Czterech
krzepkich bramkarzy otacza je, patrząc na nas podejrzliwie.
Wygląda to jak jeden z prywatnych klubów członkowskich
Tristana. Musiał wynająć na ten wieczór cały bar.
Największy bramkarz wystawia rękę, by zablokować nam przejście,
gdy wchodzimy po schodach.
– Przepraszam, mamy tu określony typ klienteli. Takich, którzy
nie bekają przy drzwiach.
– To jest impreza mojego brata – ripostuję, starając się wyglądać
dostojnie. – Mam na imię Charlie, a mój brat zapłacił małą fortunę
za ten lokal, więc wpuść nas.
Jedna z lasek z notatnikiem wertuje listę, po czym spogląda na nas
z rozczarowaniem.
– Jest okej – warczy. – Ale uważaj na tę tam. – Macha
z obrzydzeniem palcem na Cat.
Ona się dąsa.
– Właściwie to jestem nauczycielką w bardzo prestiżowej szkole
w Highgate – mówi moja towarzyszka.
– Proszę pani, nie obchodzi mnie, czy jest pani nauczycielką,
nawet w Pałacu Buckingham. – Bramkarz kręci głową. – Spotkałem
budowlańców z lepszymi manierami niż pani.
Nie mogłam się z tym kłócić.
– Po prostu chodź. – Wciągam ją na ostatni stopień,
a notatnikowa laska #2 niechętnie prowadzi nas przez aksamitne
zasłony do przystani najbogatszych i najwspanialszych osobistości
w Londynie.

***
Imprezy Tristana są uwiecznione seksem. Ta nie jest wyjątkiem. To
menażeria pięknych ludzi ociekających w designerskie etykiety,
popijających dekadenckie koktajle i dyskutujących o tym, jak bardzo
są bogaci i jakie odnoszą sukcesy.
To prawda, co mówią: pieniądze przyciągają piękno. Trudno
powiedzieć, kto jest naturalnie ładny, a kto przerobiony. Chodzi mi
o to, jakie są szanse, że spośród stu kobiet każda ma duże piersi
i pełne pulchne usta?
Z dopasowanymi garniturami i ekstrawaganckimi dodatkami
mężczyźni są równie wystawnymi istotami, próbującymi udowodnić,
że to oni mają największego fiuta dzięki swoim zegarkom, spinkom
do mankietów i wszystkiemu innemu, co poinformuje innych
imprezowiczów o ich wartości netto.
Alkoholu to tutaj nie brakuje. W drzwiach podano nam Bellini.
Każdy stół jest zaopatrzony w butelki szampana Moët i wódki
Belvedere. Lepiej, jeśli będę miała oko na Cat.
Te przyjęcia byłyby tak zabawne, gdyby nie dwie zaproszone osoby
– jedna to Danny Walker, a druga to moja irlandzka matka. Będąc
wzorowym synem, Tristan zaprasza matkę na każde przyjęcie
urodzinowe. Jest to w równym stopniu słodkie, jak i godne
pożałowania. Nie chce, żeby czuła się pominięta.
To był jego problem od czasu, gdy tata nas zhańbił, by wrócić
do Republiki Irlandii w ramiona innej kobiety, zostawiając nas
z masą długów. Po raz pierwszy w życiu mama musiała wymyślić, jak
spłacić hipotekę i rachunki. Była kobietą wzgardzoną; do dziś nie
możemy w jej obecności rozmawiać o tym cudzołożniku.
Mamy z nim sporadyczny kontakt: okazjonalna kartka
urodzinowa, telefon po pijaku na święta lub, w przypadku Tristana,
prośba o pożyczkę pieniężną, która nigdy nie zostanie zwrócona.
Zerkam na róg baru i widzę idealną sytuację, w której można
kogoś upokorzyć. Tristan, Danny, ich przyjaciel Jack Knight oraz
atrakcyjna kobieta, która wygląda jakby się tu przypałętała
przypadkiem, rozmawiają z mamą.
Mama jest ubrana jak na wesele w latach dziewięćdziesiątych.
Wielka napuszona fryzura, ogromne poduszki. Mówi z prędkością
stu mil na godzinę.
Danny słucha, nie zwracając uwagi na krążące kobiety, które
usilnie starają się, żeby zostać zauważone.
Dupek.
Gorący jak diabli, wspaniały facet, ale nadal dupek.
Przy wzroście sześć stóp i cztery cale jest wyższy i szerszy
w barkach niż ktokolwiek inny w pokoju, nawet Tristan, który
zajmuje drugie miejsce w tej kategorii. Grube bicepsy ma złożone
na swojej szerokiej klatce piersiowej, biała koszula napina się pod
naporem mięśni, a grube nogi są rozłożone w męskiej pozie. Jest
masywnym Adonisem, przeciwieństwem tego, jak powinien
wyglądać potentat technologiczny. Gęste, czarne włosy, ostra,
kwadratowa linia szczęki, rzymski nos, w który mam ochotę
przywalić, i pełne, soczyste usta.
Jaką miałam szansę?
Cała uroda zmarnowana na takiego humorzastego, wstrętnego
kutasa.
Cat najwyraźniej usycha obok mnie.
– Poziom testosteronu w tym kącie jest wyraźnie przekroczony.
Jak mamy funkcjonować jako kobiety na tym kiełbasianym
przyjęciu? Ja na pewno byłabym farszem w kanapce Tristan-Danny-
Jack.
– Czy możesz nie uwzględniać mojego brata w swoich chorych
fantazjach, proszę? – Zwężam oczy, patrząc na nią.
– Musisz przyznać, że oni są tak cholernie męscy – zachwyca się.
– Męscy mężczyźni. Nie tylko ładne twarze, wszystko w nich ocieka
kasą. Jak to się dzieje, że nie mamy takiego szczęścia?
Przewracam oczami.
– To raczej nie jest kwestia szczęścia, Cat – kwituję.
– Przypuszczam, że wybrałam powołanie ponad kasę – rozmyśla
na głos, jakby była męczennicą. Patrzy w dół, na swój telefon,
i zaczyna pisać, mówiąc przy tym na głos: – Danny Walker, prezes
i założyciel giganta technologicznego The Nexus Group, szacowana
wartość netto: 700 milionów funtów. W ostatnich latach Danny stał
się znany ze swoich agresywnych przejęć, próbując zmonopolizować
brytyjski przemysł technologiczny.
Szturcham ją w żebra.
– Możesz przestać prześladować go w sieci? Znajomi Tristana
kręcą się wokół nas! – syczę ze złością.
– Robi się ciekawiej – dodaje, ignorując moją uwagę. – Sprawa
sądowa między Dannym Walkerem a poprzednim pracownikiem,
Samem Lyndenem, wreszcie się zakończyła. Potwierdzono, że Sam
Lynden otrzymał znaczną wypłatę finansową po oskarżeniu pana
Walkera o fizyczną napaść.
Kręcę głową, nie chcąc tego słuchać.
– Ten to ma temperament – mówi i prawie mdleje z zachwytu. –
Niebezpieczny. – Klika na zdjęcia. – Wow, był z wieloma gorącymi
kobietami.
Wyrywam z jej rąk telefon.
– Charlie! Tutaj! – Wciągam gwałtownie powietrze, słysząc ten
głos. Mama nas zauważyła i gorączkowo do nas macha.
Tristan patrzy na mnie, przywołując nas do siebie, a ja macham
lekko.
Spoglądam na Danny’ego, który nagle przerywa rozmowę
z Jackiem.
O Boże, te oczy.
Mój żołądek robi salto. Brązowe, przenikliwe oczy wpatrują się we
mnie, ogarniając całą sylwetkę, zanim wylądują z powrotem
na twarzy.
Jego brwi łączą się w głębokiej bruździe, jakby mój widok go nie
satysfakcjonował. Gdzie on nabył tę niedorzeczną umiejętność
sprawiania, że czuję się, jakbym była… nieodpowiednia?
– Charlie! – krzyczy mama, machając dziko rękami. Kilka osób
odwraca się, by dziwnie na nią spojrzeć.
– Tak?! – odpowiadam. Co ta kobieta robi? Widzę ją wyraźnie,
a jednak wywołuje ogromne zamieszanie.
– Zróbmy to – mruczę do Cat, która nie potrzebuje zaproszenia,
by przejść na drugą stronę. – Chodź.
– Cześć wszystkim. – Błyskam wymuszonym uśmiechem
do zebranych tu osób, gdy pochylam się, by pocałować Tristana. –
Wszystkiego najlepszego, staruszku.
Przyciąga mnie i przytula.
– Cześć, mamo – mówię.
Kobieta pochyla się, by pocałować powietrze przy moich obu
policzkach − to jej zwyczaj na przeróżnych imprezach.
Jack, najbardziej charyzmatyczny z przyjaciół Tristana, przyciąga
mnie do siebie.
– Oszałamiająca Charlie, jak zawsze miło cię widzieć.
Tristan beszta go, gdy Jack posyła mi uśmiech, który mógłby
stopić moje spodnie.
– Zachowuj się, Jack. Siostra. Poza granicami.
Zerkam z ukosa na Danny’ego i zauważam, że obserwuje mnie
nieufnie. Jakbym miała jakąś chorobę zakaźną. Uderzają we mnie
retrospekcje.
Wspinam się na jego kolano i owijam wokół niego nogi.
– Danny – wykrztuszam.
– Charlie – odpowiada swoim niskim szkockim akcentem.
Sztywnieje, gdy zastanawia się, czy powinien mnie przytulić.
Ten głos. Dlaczego sprawia, że myślę o seksie? Na dźwięk mojego
imienia, które wymawia, włosy na karku stają mi dęba.
Nienawidzę tego, jak on na mnie wpływa. Muszę mieć jakieś
zaburzenie. Zaburzenie Bycia Pociąganą Przez Dupków − interesują
mnie tylko mężczyźni, którzy mnie ignorują.
Ocieram się o jego uda.
Przestań!
Wyrwałam się z tego.
– Wszyscy poznaliście już Cat. – Kiedy się odwracam, widzę, że
moja towarzyszka się uśmiecha jak idiotka i robi tę durną minę,
którą przybiera zawsze, gdy jest zdenerwowana.
– Hejka – mówi wysokim tonem.
Tristan odchrząkuje i patrzy znacząco na Danny’ego, który
przeczesuje włosy palcami, jakby był wzburzony.
– Charlie, Cat, to jest Jen. – Tristan kładzie rękę na plecach
blondynki.
Ma proste długie blond włosy i jest bardzo chuda, z piłkami
plażowymi przyklejonymi do jej klatki piersiowej. Właśnie taki typ,
jaki lubi mój brat.
– Cześć, Jen. – Posyłam jej uśmiech.
– Cześć, Charlie, Cat. – Jen pochyla się do pocałunku. – Wspaniale
jest w końcu poznać młodszą siostrę!
Sztywnieję. Nie jestem jej młodszą siostrą. Wygląda na co najwyżej
pięć lat starszą ode mnie, dlatego nie powinna do mnie mówić
w sposób, jakby chciała zostać moją ulubioną macochą.
– Jen jest prawniczką zajmującą się prawami człowieka – ogłasza
mama, wyraźnie będąc pod wrażeniem nowej wybranki Tristana.
– Nie lubię o tym za dużo mówić, ale tak, jestem najmłodszą
prawniczką od praw człowieka w Londynie. – Jen przemyka
wzrokiem po grupie. Zadowolona ze szmerów aprobaty, postanawia
kontynuować: – A ty, czym się zajmujesz, Charlie?
– Wsparcie IT. – Moje usta wykrzywiają się w fałszywym
uśmiechu. Wiem, że pyta tylko dlatego, że nigdy nic nie będzie tak
dobre, jak usłyszenie, że pracuje jako najmłodszy cholerny prawnik
od praw człowieka w Londynie.
– To wspaniale. – Kładzie dłoń na piersi, jakbym właśnie ujawniła,
że jestem kardiologiem. – Wyłącz to i włącz ponownie!
– Do usług.
Żałosne.
– Ludzie ze wsparcia informatycznego w naszej firmie są
beznadziejni – dodaje niepotrzebnie. – Jestem jednak pewna, że ty
jesteś od nich o wiele lepsza. – Wpatruje się we mnie, jakby przez
sekundę w to nie wierzyła.
– I dobrze myślisz. – Rzucam jej mordercze spojrzenie.
– Och. – Kładzie dobrze wypielęgnowaną dłoń na bicepsie
Danny’ego. – Danny mógłby załatwić ci pracę w Nexusie! Jestem
pewna, że mógłby znaleźć ci jakąś dobrą pracę.
– Nie, w porządku, nie szukam zatrudnienia – odpowiadam
szybko, podczas gdy Danny sztywnieje. Nie ma na tym świecie
czegoś, co zmusiłoby mnie do błagania tego paskudnego,
bezwzględnego, wszechstronnego drania o pracę.
Pomijając oczywisty wstyd związany z tym, co się między nami
wydarzyło, inną rażącą kwestią jest to, że on nigdy mnie nie
zatrudni. Nie jestem „kalibrem Nexusa”.
Muszę jak najszybciej zmienić temat.
– Cat jest nauczycielką sztuki w Highgate. Skoro już przeglądamy
nasze CV.
– To prawda – wcina Cat się, patrząc na Tristana intensywnie. –
Mój zawód jest raczej powołaniem niż karierą.
– Jakie to urocze. Mieszkam w Highgate – mówi Jen. – Mam tam
małą posiadłość. Kupiłam ją kilka lat temu. Ogród jest niewielki, ale
znajduje się tam mały domek letni, którego mogę używać jako biura,
a z balkonu jest ładny widok na wrzosowiska.
Obserwuję, jak mówi o tym, co z pewnością jest domem wartym
wiele milionów funtów, jak o malutkim uroczym domeczku.
– To brzmi… bardzo osobliwie.
– Charlie i Cat prowadzą życie typowych singielek w Kentish
Town. – Oczy Tristana mrużą się w rozbawieniu. – Imprezowiczki.
Chociaż rzadko już przychodzisz na moje imprezy, chyba że cię
zmuszę.
To dlatego, że próbowałam przelecieć jego gorącego najlepszego
kumpla.
– Kentish Town? – Jen patrzy na mnie, jakbym właśnie została
zwolniona z więzienia o maksymalnym poziomie bezpieczeństwa. –
Zgaduję, że ceny nieruchomości są tam niższe, ponieważ to dopiero
rozwijająca się dzielnica.
– Wynajmujemy – cedzę w odpowiedzi.
Ona ma kredyt hipoteczny, a co ja mam? Myszy.
– Charlie wie, że jej pomogę, kiedy będzie chciała coś kupić –
rzuca Tristan, usprawiedliwiając swoje zachowanie na wypadek,
gdyby pomyśleli, że jest skąpym dupkiem, a jego biedna siostra żyje
bez grosza przy duszy.
– Nie – mówię z przerażeniem, nie chcąc być typem osoby, której
potrzebna jest pomoc charytatywna. – Kupię coś sama, za pieniądze,
które zarobię.
Tristan zawsze próbuje dać mi pieniądze…
– Jak długo spotykasz się z Tristanem? – pytam grzecznie Jen,
zmieniając temat. Nie lubię tej dziewczyny, więc mam nadzieję, że
to nie jest jakaś głębsza relacja. To nie w stylu Tristana. Liczę, że
będę musiała bawić się w te uprzejmości co najwyżej przez trzy
miesiące.
– Och, nie spotykam się z Tristanem! – Śmieje się. – Mój
mężczyzna to ten szczęśliwiec. – Wbija palec w żebra Danny’ego.
Mężczyzna przestępuje z nogi na nogę, z rękami wciśniętymi
głęboko w kieszenie spodni. Przez całą rozmowę milczał.
Mój żołądek ściska się i wymuszam uśmiech na twarzy.
Nie, Charlie, ja się nie bawię w związki. Nie jestem zainteresowany –
mówi, spychając mnie ze swoich kolan − przywołuję to w myślach.
A więc to jest typ Danny’ego.
Przeciwieństwo mnie. Blondynka, odnosząca duże sukcesy,
nieokrzesana, kobieca.
– Gdzie jest Ben? – pyta Tristan.
– Charlie i Ben mają pewne problemy. Ona wkrótce może być
samotna − ogłasza mama. – Znowu.
– Mamo! – Patrzę na nią z przerażeniem, gdy mężczyźni
mamroczą przeprosiny.
– Och, biedactwo – mruczy Jen, jednocześnie pocierając ramię
Danny’ego. – Chłopcy, czy macie jakichś miłych przyjaciół dla
Charlie?
– Nie – odpowiada bardzo szybko Danny.
Rzucam mu szybkie spojrzenie i napotykam jego oczy,
dostrzegając w nich mrok. A więc teraz też nie jestem wystarczająco
dobra dla żadnego z jego przyjaciół?
– Charlie miała przed Benem mnóstwo mężczyzn – wcina się Cat
bezradnie. – Ona nie ma problemu z poderwaniem kogoś. –
Uśmiecha się do mnie w sposób mówiący: „Nie ma za co”.
Tristan pluje swoją whiskey.
Głęboki rumieniec wypływa na moje policzki, rozprzestrzeniając
się po ciele, aż moje uszy robią się czerwone.
– Charlie ma się spotykać z którymś z naszych paskudnych
przyjaciół? Po moim trupie. – Tristan śmieje się, ale wszyscy
słyszymy w jego głosie stalowość. – Do niczego takiego nie dojdzie.
Będą trzymać swoje cholerne ręce przy sobie. Zauważyłem, że kilka
osób już ci się dzisiaj przyglądało.
– Cóż, ja lubię Bena – wtrąca smutno mama. – Czas, żebyś
przestała miotać się od chłopaka do chłopaka.
Przewracam oczami.
– Więc umów się z nim.
Wszyscy się śmieją. Jupi. Życie miłosne Charlie jest przezabawne.
– A jak tam praca, siostrzyczko? – Tristan mnie szturcha. –
Dostałaś tę podwyżkę, o której marzyłaś?
Jako że wszyscy uważnie wyczekują mojej odpowiedzi, kusi mnie,
aby skłamać.
– Nie – odpowiadam z głębokim westchnieniem. – Mój szef to
kutas.
– Naprawdę ciężko pracowałaś na tym stanowisku – przyznaje
Cat, drugi raz mnie wspierając. – Pamiętasz, że w poprzedniej
robocie robiłaś sobie drzemki w toaletach i cały czas uciekałaś
na chorobowe? W tej pracy tego nie robisz.
– To było lata temu – warczę. Po dzisiejszym wieczorze składam
wniosek do Guinness World Records dla Cat jako najgorszej
partnerki w historii. – Nudziłam się w tamtej pracy.
– Nie martw się, Charlie. – Jen kładzie dłoń nad moją. – Jeśli
kiedykolwiek będziesz potrzebowała jakiejś porady dotyczącej
kariery, chętnie pomogę.
– Dzięki, Jen – mruczę. – Wygląda na to, że mogę zwrócić się
do ciebie w sprawie jakiejkolwiek porady życiowej.
Podnoszę wzrok i widzę Danny’ego wpatrującego się we mnie ze
zmarszczonym czołem.
– O, to ta dziewczyna, która beka jak budowlaniec! – słyszę za
sobą głośne stwierdzenie.
Na litość boską.
Jen otwiera usta.
– Wybaczcie nam – chwytam ramię Cat, pani „bekający
budowlaniec”, i rzucam im mój najbardziej olśniewający uśmiech. –
Idziemy do baru.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 4

CHARLIE
Przez godzinę trzymam mamę i Danny’ego na dystans, ukrywając się
wraz z Cat wśród grupy bankierów inwestycyjnych. Ku uciesze
naszych nowych znajomych próbujemy najbardziej egzotycznych
koktajli w barze.
Jest tam koktajl bacon-me-angry z wódką i tłuszczem z bekonu,
koktajl butternut-old-fashioned z przyprawionym i posłodzonym
kabaczkiem wlanym do bourbona, a także zwykły, paskudny bloody-
tampon z whiskey, tequilą, wódką i sokiem żurawinowym − dla
dodania szczypty fałszywej menstruacji.
Żadne z tych połączeń nie powinno stać się drinkiem, ale właśnie
dlatego cena za te wymyślne trunki jest dwukrotnie wyższa niż za
przeciętne alkohole i, do diabła, wszystko idzie na rachunek
Tristana. Dziewczyna musi wiedzieć, kiedy zachować godność,
a kiedy się obłowić, a ja na pewno nie będę płacić dwudziestu dwóch
funtów za butternut squash bourbon, zwłaszcza gdy kręci się tu moja
matka.
Tristan miał rację: ma wielu zboczonych przyjaciół. To nie moja
bajka, ale idealnie podbudowują moją pewność siebie, która
strasznie upadła po pasywno-agresywnym zachowaniu Jen.
– Będziesz śpiewać, Charlie – ogłasza mama, podchodząc do mnie
od tyłu. – Przepraszam, panowie.
Odwracam się, by zobaczyć, jak przepycha się łokciami między
bankierami. Jest czerwona od zbyt wielu sherry. Teraz moja własna
matka przerywa mi podryw i niszczy szansę na udany wieczór.
Tristan kroczy za nią, jego oczy są przepełnione złośliwymi
ognikami.
– Co? Nie! – Moje usta się otwierają. – To nie jest czas ani miejsce
na muzykę country. To Kensington, na litość boską.
– To tradycja, siostrzyczko. – Tristan szczerzy się. – Upewniłem
się, że jest tu gitara.
– Tristan! – zawodzę. – Dlaczego mi to robisz? Kurwa, to nie
miejsce na coś takiego.
– Język, Charlie! – rzuca ze złością mama. – Skończ z tym
nonsensem. Masz piękny głos. To jedyny powód, dla którego
przychodzę na te imprezy.
Mrużę oczy.
– Przychodzisz tu dla darmowej sherry, mamo. Tristan, proszę. –
Patrząc na niego błagalnie, zaciskam ręce w modlitwie. – Jeśli
chociaż odrobinkę mnie kochasz, to uchronisz mnie od tego
nieszczęścia.
Wzrusza ramionami, jakby decyzja nie należała do niego. Jakby nie
miał z tym nic wspólnego poza dostarczeniem instrumentu, dzięki
któremu to się ma stać.
Uderzam go w klatkę piersiową.
– Hej! – Pociera miejsce, w które oberwał. – W zasadzie podoba
mi się twój śpiew. Poza tym nie mógłbym znieść zrzędzenia mamy,
które na pewno by nastąpiło, gdybym pozwolił ci nie zaśpiewać.
Łatwo mu mówić. Reszta gości może nie docenić tej przerwy.
Ponadto mój występ może doprowadzić do tego, że na jego
czterdziestych pierwszych urodzinach już nikt się nie pojawi.
Zerkam na tę ekskluzywną scenę i wzdrygam się − jest
przeznaczona dla soulu, jazzu lub burleski, a nie dla irlandzkich
wygłupów w stylu trele-morele.
– Śpiewanie na pogrzebie cioci Mo to co innego. Śpiewanie
irlandzkich coverów w ekskluzywnym klubie dla ważnych osób… nie
bardzo! – jęczę, patrząc w sufit. – O mój Boże, dlaczego to mi się
przydarza?
Unosi brew.
– Przestań dramatyzować. W każdym razie zespół czeka na ciebie.
– Charlie? – woła mama.
– Co? – Odwracam się, by na nią spojrzeć. – Poddałam się,
cholerna wymuszaczko. Zaśpiewam jedną piosenkę.
Zaciska usta w cienką linię.
– Może mogłabyś założyć stanik przed wyjściem na scenę? – pyta
mama.
Grrr. Warczę głośno i wybiegam, wpadając prosto na Danny’ego
Walkera.
Na jego twarzy pojawia się błysk rozbawienia, gdy się odsuwa.
– Powodzenia – mówi swoim niskim, szorstkim głosem. Głosem,
który sprawia, że zapominam, jak się oddycha.
Chrząkam i ruszam w stronę sceny.

***

Dziesięć minut i dwa krwawe koktajle później czekam z boku sceny.


Patrzę w dół na swoje piersi. Może samonośny stanik typu push-up
z bardzo głębokim dekoltem nie był dobrym pomysłem? Jestem
w tym miejscu dobrze wyposażona. Wkładki mają sprawić, że przy
przyciemnionym oświetleniu i seksownych abażurach będę wyglądać
zmysłowo, a nie naga pod scenicznym reflektorem, jak na jakimś sex
show.
Jest już za późno, żebym dokładniej obejrzała swoją bieliznę.
Zespół zaprasza mnie na scenę i przedstawia przez mikrofon.
Kiedy tam wchodzę, z moich policzków rozprzestrzenia się głęboki
rumieniec, który sięga moich uszu. Wejście jest zawsze najgorszą
częścią występu.
Główny wokalista z sympatycznym uśmiechem wręcza mi gitarę
elektryczną. To trudne przejście, od seksownego jazzu do starego
irlandzkiego country.
– Dzięki za umożliwienie nam przerwy. – Szczerzy się. – Cała
scena należy do ciebie.
Nieźle wygląda.
Gdy zakładam pasek od gitary na szyję, sceniczne nerwy dudnią
mi w żołądku. Odkąd skończyłam osiem lat, mama zabierała mnie na
każde stypy i wesela, żebym śpiewała tam tradycyjne irlandzkie
przeboje. Byłam śpiewającą sensacją w Kane. Publicznością
zazwyczaj były stare irlandzkie kobiety, które stukają nogami
w podziękowaniu. Nie są to cholerni maklerzy i prawnicy
z Kensington, dla których pomysłem na zrelaksowanie się jest
weekend w Monako z lejącym się cały czas szampanem na pokładzie
ekskluzywnego jachtu. To jest trudniejszy tłum do zadowolenia.
Publiczność staje się niespokojna z powodu braku jazzu.
Odchrząkuję.
– Przepraszam – mówię do mikrofonu swoim ochrypłym
scenicznym głosem. – Moja matka zmusza mnie do tego. Ponieważ
mój brat płaci za wszystkie wasze drinki, oczekuję, że będziecie dla
mnie mili. Obiecuję, że zmuszę was do wysłuchania tylko jednej
piosenki. Ale proszę, nie wiwatujcie, bo wtedy moja matka każe mi
to zrobić jeszcze raz.
Przez tłum przetacza się śmiech i wiwaty.
– Ponadto jestem przyzwyczajona do występowania na
pogrzebach, więc moją główną publicznością są żałobnicy i zmarli.
Pojawia się jeszcze więcej śmiechu. To jest to, śmieszna
dziewczyno. Teraz ci współczują i nie będą na ciebie gwizdać, abyś
zeszła ze sceny. Albo informacja „brat płacący za drinki” już to
załatwiła.
Zaczynam grać, starając się przekazać irlandzkie rockowe
wibracje. Wybrałam wesoły irlandzki i zaadaptowany na gitarę
elektryczną. Jest dość funkowy, jakby stare tradycje spotykały się
z nowym rockiem.
Piosenka ma szybkie tempo, a tłum kołysze się w odpowiedzi.
Pierwsza linijka jest kluczowa. Sukces mojego występu zależy od
tego pierwszego wersu. Jeśli nie zrobię tego jak Sinéad O’Connor, to
będzie klapa. Biorę wdech, a potem zaczynam śpiewać.
Tłum odpowiada okrzykami i gwizdami.
Udało mi się.
Luksusowy klub Kensington zmienia się w irlandzki pub. Kogo ja
oszukuję? W końcu każdy daje się ponieść takiej muzyce, niezależnie
od tego, jak wielkim jest sztywniakiem.
Kilka osób z Chelsea próbuje zatańczyć riverdance z przodu
parkietu. Publiczność wydaje okrzyki radości, a ja śpiewam głośniej,
wściekle grając na gitarze. Wykonywanie muzyki irlandzkiej jest jak
trening. Po chwili czuję, jak pot spływa mi po plecach i klatce
piersiowej.
Kiedy śpiewam, po prostu się w tym zatracam. A gdy widzę, że
publiczność dobrze reaguje na mój występ, mogę jechać na fali
adrenaliny i zawładnąć sceną.
Piosenka jest długa, trwa około sześciu minut. Tradycyjne
irlandzkie piosenki zawsze są takie. Pod koniec jestem wyczerpana,
a moje czarne dżinsy kleją mi się do ciała.
– Dzięki! – Macham do publiczności, żeby pokazać, że
skończyłam.
Spod sceny wydobywają się oklaski i okrzyki.
– Jeszcze jeden utwór! – wybrzmiewa głos z tłumu.
Uśmiecham się i kręcę głową.
– Więcej! – Okrzyki stają się coraz głośniejsze i rozbrzmiewają
w całym pomieszczeniu.
Z boku sceny główny wokalista podnosi zachęcająco brwi.
– Jeszcze jeden? – pyta ruchem warg.
Spoglądam w dół na tłum.
Danny Walker wpatruje się we mnie bez uśmiechu. Przez ostatnią
dekadę przyzwyczaiłam się do jego sztywnej postawy
i niezgłębionego spojrzenia.
Jaki problem ma ten dupek?
– Okej, ale naprawdę ostatni – mówię do mikrofonu.
Następny utwór, który wykonuję, nie jest coverem; to autorski
kawałek. Zbyt dużym stresem byłoby przyznać się do tego przed
tłumem. Pozwolę im myśleć, że to kolejny cover. Rozbrzmiewa
kolejna irlandzka nuta, ale bardziej klimatyczna, gwałtowna,
namiętna. Kiedy to pisałam, miałam obsesję na punkcie Amy
Winehouse.
Tworzenie piosenek to tylko hobby. Myślę, że niektóre z moich
dzieł są całkiem fajne, ale oczywiście jestem stronnicza, podobnie
jak moi przyjaciele i rodzina. Nawet Julie jest dla mnie łaskawa, jeśli
chodzi o moje własne dzieła.
Nigdy nie otrzymałam pozytywnej informacji zwrotnej, więc
rzeczywistość jest taka, że prawdopodobnie brzmię jak banshee
i ludzie będą patrzeć na mnie ze współczuciem.
Zapewniłam sobie nawet kilka przywilejów i nawiązałam trochę
kontaktów z występów. Może było to spowodowane współczuciem
i litością, jednak – przyjmę wszystko. Miło poudawać, że ma się
fanów.
Mama uważa, że moje piosenki są zbyt seksowne na pogrzeby,
więc nigdy ich nie śpiewam.
Z zamkniętymi oczami zaczynam grać i śpiewać. Nie chcę patrzeć,
bo byłoby to dla mnie obraźliwe, gdyby ludzie wyszli podczas jednej
z moich piosenek. Jestem obdarzona naprawdę niezłą skalą głosu,
którą mogę zademonstrować w tej piosence. Śpiewam ostatnią
zwrotkę głęboko i ochryple, po czym otwieram oczy, by spojrzeć na
publiczność.
Pierwszą parą oczu, na których się zatrzymuję, są te należące do
Danny’ego Walkera. Podczas gdy tłum porusza się w rytm muzyki,
on stoi sztywno. Jego ręce spoczywają w kieszeniach spodni, jakby to
była najbardziej niekomfortowa sytuacja, w jakiej kiedykolwiek się
znalazł. Jego mroczne spojrzenie sprawia, że mylę się w ostatniej
linijce i przeklinam go bezgłośnie za kontrolowanie moich strun
głosowych.
Tłum wiwatuje w uznaniu i słyszę, jak ktoś wykrzykuje moje imię.
To prawdopodobnie mama.
Moje oczy uważnie rozglądają się po pomieszczeniu.
Usta Cat są otwarte, a ręce ma splecione na piersi. Jest moją
największą fanką i doskonale o tym wiem.
Tristan promienieje na mój widok, a mama wygląda na
zadowoloną, nawet mimo tego, że nie mam na sobie odpowiedniego
stanika.
W moich spoconych dżinsach schodzę ze sceny, machając do
publiczności.
– Rewelacja. – Pan Główny Wokalista mruga do mnie, gdy podaję
mu gitarę.
Odpowiadam mrugnięciem, chcąc podtrzymać ten flirt.
Przynajmniej ktoś docenia mój śpiew. Danny Walker i jego sztywna,
kwadratowa linia szczęki mogą iść do diabła.
Gdy przechodzę przez tłum, jestem poklepywana po plecach
niczym jakaś wschodząca gwiazda.
– To było niesamowite, Charlie! – Cat wyrywa się do przodu, by
mnie przytulić. – To brzmiało jakby riverdance połączył się
z soulem.
– Wow! – Od tyłu obejmują mnie silne ramiona i już po chwili
zostaję podniesiona z podłogi; przechylam głowę i widzę Jacka
Knighta, który szczerzy się do mnie. – Charlie, co ty nam robisz?
Złamałaś wszystkim serca!
Przewracam oczami, ale z radością przyjmuję komplement. Cat ma
rację, ten mężczyzna jest przyjemny dla oka. Może nie zabierać
swoich rąk z mojej talii.
– Bardzo dobrze – mówi Jen, a jej usta układają się w cienką linię.
Jakby zaznaczając swoje terytorium, jedną rękę trzyma owiniętą
wokół talii Danny’ego, a drugą położyła na jego klatce piersiowej.
Nie dziwię się jej, bo widzę, jak patrzą na niego inne kobiety. –
Zakładam, że wykonujesz tylko covery?
Suka.
– Ta druga była jedną z jej własnych piosenek – odpowiada niski,
męski głos, zanim sama zdążę to zrobić, a ja spoglądam zaskoczona
na tego faceta. Skąd Danny Walker o tym wie?
– Hm, tak, właściwie to jedna z moich.
Pijany blondyn popycha mnie od tyłu.
– Dolly Parton! Zaśpiewaj coś Dolly!
– Nie śpiewam piosenek Dolly. – Prycham na niego, tworząc
dystans między nami.
– Dolly! – ryczy ponownie. – Daj spokój, masz do tego
odpowiednie donice.
Moje usta otwierają się w szoku.
– Cofnij się – warczy Tristan za moimi plecami. – Kim, do cholery,
jest ten facet? – mruczy do Danny’ego.
6
– Chodź, Dolly bird – kontynuuje facet, błędnie odczytując gniew
Tristana.
Ludzie gapią się na nas.
– To nie jest American Country, to Irish Country, ty kretynie –
odgryzam się. – A teraz odwal się... ty kochający Dolly kutasie. – To
była najlepsza obelga, jaką byłam w stanie wymyślić.
Tristan wkracza do akcji.
– Jeśli jeszcze raz odezwiesz się do mojej siostry w ten sposób,
skopię ci dupę. Nie wiem, kim jesteś, ale wypierdalaj stąd, zanim
zrobię coś, czego będę żałował.
Uśmiecham się. Czasami posiadanie groźnego starszego brata jest
przydatne.

***

DANNY
Weź się w garść, człowieku.
Wypijam resztę zawartości szklanki, jakby to była tania szkocka,
a nie jeden z najstarszych na świecie single malts. Moje palce
ściskają szklankę tak mocno, że mógłbym ją zgnieść. Zachowywałem
ten trunek na specjalną okazję, ale dzisiejszy wieczór tego wymagał.
Potrzebowałem czegoś, co pozwoli mi się odstresować.
Dwa razy zrobiłem sobie dobrze po ciemku, w moim biurze.
Śmieszne. To nie jest moje typowe zakończenie jednej z imprez
Tristana.
Zastanawiam się, co ona teraz robi. Czy poszła z kimś do domu?
Było wystarczająco dużo bogatych kutasów próbujących się do niej
dobrać. Czy uprawia teraz seks z którymś z nich? Wokalista jazzowy
miał u niej duże szanse.
Mój kutas pulsował od momentu, gdy zauważyłem, że nie miała
na sobie stanika. Jej nagie plecy, subtelny zarys piersi
w prześwitującej bluzce… No i co miałem z tym zrobić?
Moje oczy zamykają się, gdy ponownie widzę w myślach, jak jej
piersi nabrzmiewają podczas śpiewania. Jej dżinsy były tak ciasno
opięte na tyłku, że mogłaby to być jej druga skóra. Te usta, kurwa, te
pełne, seksowne usta, na które mogę się gapić tylko wtedy, gdy
śpiewa. Wyobrażam sobie te usta owinięte wokół mojego kutasa,
ssące mnie. Mój drążek drga na myśl o niej klęczącej przede mną,
z oczami wpatrzonymi we mnie, gdy uderzam w tył jej gardła.
Na scenie była tak pociągająca i opanowana, że prawie doszedłem
w spodniach. Musiałem się ciągle poprawiać jak jakiś obleśny
zboczeniec.
Jak na tak zaborczego brata, nie wiem dlaczego Tristan zachęca ją,
by występowała na scenie na tych imprezach. Jestem pewien, że nie
tylko ja miałem ręce głęboko w kieszeniach spodni. Zauroczyła
wszystkich. Wszyscy ślinili się jak idioci.
To jest typ dziewczyny, która może sprawić, że mężczyzna padnie
na kolana i będzie błagał, by móc ją poczuć.
Byłem tylko kolejnym facetem na widowni, który pożądał młodszą
od siebie dziewczynę. A teraz jestem pieprzonym banałem. To jest
to, co spotyka człowieka po czterdziestce.
Gdyby Tristan dowiedział się o tym wszystkim, pobiłby mnie do
nieprzytomności.
To jest coś takiego jak swędzące miejsce, którego za nic w świecie
nie mogę podrapać. Tristan ostrzegał mnie wystarczająco wiele razy,
żeby wiedzieć, że przyjaźń się skończy, jeśli będę się interesował
jego młodszą siostrą. Nic dziwnego, skoro zna mnie tak dobrze.
Znudziłaby mi się po kilku nocach namiętności, a do tego straciłbym
najlepszego przyjaciela, jakiego kiedykolwiek miałem.
Nie mogę zrozumieć, dlaczego tak bardzo wdarła się w moje myśli.
Tak, jest piękna, ale nie brakuje mi pięknych kobiet w otoczeniu.
Może dlatego, że patrzy na mnie z takim jadem, że nie ma
wątpliwości, jak bardzo mną gardzi.
Może dlatego, że jest jedną z tych kobiet w mieście, których nie
mogę dotknąć.
Jej matka nagrywała ją dziś wieczorem.
Muszę dostać w swoje ręce to nagranie. Zastanawiam się, jak je
wyciągnę od Tristana, żeby nie wyglądało to podejrzanie.
Uśmiecham się na myśl o poproszeniu pani Kane o nagranie
z występu jej córki, żebym mógł dodać je do mojego fap folderu.
Mięśnie moich ramion napinają się − powinienem już teraz
opracować jakiś plan. Wiem już, że nie zgodzi się, by pode mną
pracować. Zaoferuję jej obrzydliwą sumę, której nie będzie chciała
odrzucić, i zgodzi się…
Obawiam się, że to będzie coś, czego natychmiast pożałuję.
Śmieję się na głos. Czyżbym na starość wypadał z gry?
W przygotowaniu jest fuzja warta dwadzieścia milionów funtów,
a moim zmartwieniem numer jeden jest to, że młodsza siostra
mojego najlepszego przyjaciela, którą chciałbym przelecieć, mogłaby
być moim pracownikiem?
Jutro z samego rana zadzwonię do Tristana i wyjaśnię to, co muszę
zrobić. Jest biznesmenem, zrozumie moje uzasadnienie.
Miejmy nadzieję, że nie wyczuje mojej ściemy.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 5

CHARLIE
W biurze panuje gwar, o wiele większy niż zazwyczaj.
Jest poniedziałek rano. Wszyscy powinni wyglądać
na przygnębionych i zmęczonych. Nikt nie powinien być wesoły.
A już na pewno pracownicy nie powinni wymieniać ze sobą
uprzejmości, jakby żyli w jakimś równoległym wszechświecie.
Jackie siedzi na recepcji w wieczorowym makijażu typu smokey
eyes, ubrana tak, jakby miała zaraz ruszyć prosto na wybieg. Wygląda
na to, że dzisiaj nasze biuro odwiedzi jakiś naprawdę bogaty klient.
Jackie jest zbyt rozkojarzona, żeby chociaż zarejestrować fakt, że
przechodzę obok.
Wchodzę do rozległego biura na czwartym piętrze.
Co za niesprawiedliwość. Ludzie powinni jeść śniadania,
przeglądać media społecznościowe i głośno rozmawiać
o weekendzie. Robić wszystko oprócz wykonywania prawdziwej
pracy. Dziś rano na żadnym z komputerów nie dostrzegam choćby
jednej otwartej strony w mediach społecznościowych. Przechodzę
obok każdego biurka i wszędzie dostrzegam to samo: pracę –
zupełnie jakby ktoś wymienił mi pracowników. Moi koledzy zostali
zastąpieni grzecznymi klonami − wykonującymi czynności
zawodowe i rozmawiającymi szeptem.
Przerażające.
W drodze do swojego biurka mijam Mike’a. Wokół jego miejsca
pracy panuje chaos, wszędzie ma porozrzucane raporty z tego
kwartału, nawet na podłodze. Nigdy wcześniej ich nie czytał, mimo
że wysyłaliśmy je grzecznie i zrobiliśmy sumiennie. Jak on w ogóle
sam poradził sobie ze znalezieniem tego wszystkiego?
– Stevie! – Chwytam go za ramię. – Co się, do cholery, dzieje?
Patrzy na mnie jak na kretynkę pozbawioną mózgu.
– Wykupili nas. Dziś do biura wkraczają nowi pracownicy, czyli
nowy CEO i jego zarząd. Przygotuj się na krwawą jatkę – ostrzega.
– Aha. – W zeszłym tygodniu nie zwracałam uwagi na postępy
dotyczące wykupienia firmy, więc nie mam pojęcia, kim będą ci nowi
kolesie w garniaczkach, którzy dzisiaj tu wkroczą. – Ale powiedzieli,
że niewiele się zmieni, będziemy tylko mieli firmę macierzystą. Mike
określił ich mianem „przyjaznych pasywnych właścicieli”. Zostawią
nas w spokoju, prawda? Dlaczego wszyscy wyglądają na tak
spiętych? – dopytuję.
Stevie przewraca oczami.
– Zawsze tak mówią. Nexus nas wykupił. Oni nie zostawiają firm
w spokoju. Kupują firmę, redukują etaty, a najlepszych pracowników
zgarniają do siebie.
– Co? – Zastygam w miejscu. – Nexus?
Nie. Stevie się myli. Nastąpiła pomyłka.
Krew odpływa mi z twarzy w dół ciała i gromadzi się wokół kostek.
Nie ma mowy, żeby Danny Walker kupił naszą firmę.
– Gówno prawda – wyrzucam z siebie.
– To nie są żadne bzdury – odpowiada Stevie. – Sama się
przekonasz, kiedy przyjdą. Weź ze sobą CV, bo ten facet z CEO
Nexusa unicestwi połowę firmy. On wybiera tylko najlepszych,
a reszta z nas będzie od jutra siedziała na dupie w urzędzie pracy.
Nagle w pokoju zabrakło tlenu.
– To nie ma sensu. Oni nie działają w sektorze ubezpieczeń. –
Zwalam się na krzesło, energicznie gestykulując rękami.
– Zmienili zdanie, teraz zajmują się również tym. – Wzrusza
ramionami, opierając się o bok mojego biurka. – Przejęli wszystkie
inne rynki. To była tylko kwestia czasu.
Wciągam gwałtownie powietrze i czuję, jakbym zaraz miała się
udusić.
– Okej, ale czy na pewno zostawią nas w spokoju? – pytam
z nadzieją.
– Mało prawdopodobne. Z tego, co czytałem, Danny Walker jest
bezwzględny. Mój kolega pracuje w ETech. Nexus kupił ją w zeszłym
roku. Pięćdziesiąt procent zespołu wyleciało. Ludzie, którzy się
utrzymali, pracują teraz po dziesięć godzin dziennie. Powiedział, że
to prawdziwe piekło.
– Czy my jesteśmy do odstrzału? – piszczę. – Awansowałam
dopiero rok temu.
Łapie mnie za rękę, zirytowany.
– Przestań tak bębnić palcami po stole; wyglądasz jak siedem
nieszczęść, które zaraz zejdzie na zawał.
– Przepraszam – szepczę. – To naprawdę zła wiadomość.
– Nie wiem, dlaczego tak się martwisz. – Wskazuje na siebie. – JA
mam przejebane. Odkąd się tu dostałem, pracuję po trzy godziny
dziennie. Mogę oszukać Mike’a, ale ci faceci wywęszą moje obijanie
się z odległości mili. – Krzywi się. – Czekaj, czy twój brat
przypadkiem nie kumpluje się z głównym właścicielem, Walkerem?
– Tak. – Wzdycham.
– A więc… wszystko w porządku? Z pewnością nie pozbędzie się
siostry swojego przyjaciela.
– Niestety, to tak nie działa. – Osuwam się na krześle. – Przez
ostatnie osiem lat ze wstydu ledwo mogę przebywać w tym samym
pomieszczeniu co Danny Walker. Ma mnie za desperatkę, którą woli
ignorować. A po sobotnim wieczorze myśli, że jestem beznadziejną
pracownicą, która nie zasługuje na podwyżkę, a zamiast pracować,
śpi w toalecie. – Robię gwałtowny wdech. – Zatem: nie. Nie jestem
na dobrej pozycji.
– Okej. – Wpatruje się we mnie. – Nic z tego nie zrozumiałem.
Będziesz musiała wyjaśnić mi to bardziej szczegółowo.
Czy ośmielę się powiedzieć Steviemu? On wie o każdym innym
aspekcie mojego życia. Towarzyszył mi nawet w aptece, gdy poszłam
po leki na pleśniawki; był moim moralnym wsparciem. Przynajmniej
poznałabym perspektywę faceta.
Mike uderza pięścią w filar na środku pokoju, nie mam więc szansy
na rozwinięcie tematu.
– Główna sala konferencyjna, za piętnaście minut! – ryczy,
przestępując z nogi na nogę. Wygląda na jeszcze bardziej
zdenerwowanego niż ja. Musi się bać, że zapytają go, co oznacza
skrót IT, i dowiedzą się o tym, że nie ma pojęcia.
– Koniec jest bliski – oznajmia złowieszczo Stevie.
Próbuję przełknąć olbrzymią gulę w gardle.
– Muszę wziąć się za napisanie kilku e-maili. – Odwraca się, by
ruszyć do swojego biurka, ale w połowie drogi zerka na mnie
i wskazuje palcem. – Ale wrócę później, żeby usłyszeć tę historię.
Ludzie już snują się po sali konferencyjnej, mimo że został nam
jeszcze kwadrans. Do czasu zakończenia tego spotkania nikt nie
będzie produktywny.
Mrużę oczy i dostrzegam zarys postaci za szybą.
Oto i on.
Danny Walker opiera się o podium sali konferencyjnej,
rozmawiając z kilkoma innymi facetami w garniturach.
Na jego widok cierpnie mi skóra.
Ciemnoniebieski garnitur szyty na miarę idealnie pasuje do jego
atletycznej sylwetki. Spod białej koszuli wystaje odrobina ciemnych
włosów na klatce piersiowej, a kilkudniowy zarost nadaje
mężczyźnie szorstkości. Wygląda rewelacyjnie.
Smukły, arogancki drań, przechwalający się, jakby był
właścicielem tego miejsca. Bo ten skurwiel naprawdę jest teraz
właścicielem.
Nie wiem, czy mnie to kręci, czy przyprawia o traumę.
Prawdopodobnie jedno i drugie.
A więc to jest wersja CEO Danny’ego Walkera. Jestem
przyzwyczajona do widywania go podczas różnych imprez
towarzyskich, nieformalnie. Może dlatego jestem jeszcze bardziej
zdenerwowana niż zwykle, kiedy jest w pokoju, chociaż nie
sądziłam, że to możliwe.
Czuję się tak głupio. Dlaczego, do cholery, nie wspomniał o tym
w sobotę wieczorem?
Czy jestem dla niego tak nieistotna, że nie potrafił zdobyć się
na zwykłą uprzejmość i powiedzieć: „A tak przy okazji, Charlie,
kojarzysz tę firmę, w której pracujesz od pięciu lat i jeszcze nie
dostałaś podwyżki? Cóż, teraz jest moja”.
Serce mi wali na myśl o wejściu do sali posiedzeń zarządu. Może
uda mi się wymknąć, a Stevie powie mi, co się tam działo.
Nie, będę musiała kiedyś zmierzyć się z Dannym Walkerem. Poza
tym, dlaczego obchodzi mnie, co ten człowiek o mnie myśli?
Kiedy te intensywnie brązowe oczy przykuwają moje spojrzenie,
oddech zamiera mi w piersi. Chowam się za monitorem. To bardzo
dojrzałe. Czy tak będzie teraz wyglądało moje codzienne zachowanie
w pracy? Chowanie się za monitorem?
– Czas wziąć udział w ostatecznym starciu! – woła do mnie Stevie,
wstając ze swojego miejsca.
Kiwam głową i ustawiam się w szeregu z nim, gdy wchodzimy
do sali konferencyjnej z resztą zespołu.
Siadam na krześle przy drzwiach i ciągnę Steviego za sobą.
Potrzebuję fizycznego i moralnego wsparcia, jeśli się załamię.
Napięcie wisi w powietrzu, jakby było wpompowywane przez
otwory wentylacyjne. Około pięćdziesiąt osób wciska się do sali
konferencyjnej przeznaczonej dla maksymalnie trzydziestu osób.
Biura w Seattle i Indiach są podłączone, spotkania odbywają się za
pomocą wideokonferencji.
Ludzie ustawiają się przy ścianach, bo brakuje miejsc siedzących.
Moje kolana odbijają się w górę i w dół, gdy wierzgam się z boku
na bok na swoim miejscu. Mam klaustrofobię. Muszę opuścić to
pomieszczenie. Powoli przejmuje nade mną kontrolę zachowanie:
„Walcz lub uciekaj”. Ale co mogę zrobić? Nie mogę uderzyć go
w twarz. Nie mogę też wybiec z pokoju, bo zrobię scenę.
Ktoś zamyka drzwi.
Danny Walker z podwiniętymi rękawami opiera się o podium.
Wygląda na przeciwieństwo mnie – zrelaksowany, pewny siebie
i oddychający z łatwością. To dla niego tylko kolejny dzień w biurze,
kolejne przejęcie. Miesza kawę, trzymając kubek w dłoni,
i z łatwością śmieje się z czegoś z innym facetem.
Nie ma wątpliwości, kto rządzi w tym miejscu.
Spogląda w górę, a jego oczy lustrują grupę w poszukiwaniu
czegoś lub kogoś.
Jeszcze bardziej zapadam się w fotelu. Kontakt wzrokowy z tak
bliskiej odległości wywoła atak paniki.
Pokój wypełnia tępa gadanina, gdy Danny rozmawia z drugim
facetem, nie spiesząc się, by się z nami przywitać.
W końcu odchrząkuje, a gwar cichnie.
Nie musi krzyczeć ani walić pięściami jak Mike. Danny Walker jest
dominujący w swojej istocie. Cat miała rację: męski mężczyzna.
Zapada cisza, gdy wszyscy czekają na jego pierwsze słowo. Słyszę
głośne bicie mojego serca w uszach i zastanawiam się, czy ktoś
jeszcze może wyłapać ten dźwięk.
– Cześć. – Niski gardłowy głos sprawia, że wszyscy się prostują. –
Jestem Danny Walker, założyciel i prezes The Nexus Group.
Jakbyśmy potrzebowali tego wstępu.
Słyszę, jak komuś eksplodują jajniki.
– Wiem, że słyszeliście już wiadomość o naszym partnerstwie
między Dunley Tech a Nexusem. – Uśmiecha się, błyskając
idealnymi białymi zębami.
– To raczej nie jest partnerstwo – mruczy pod nosem Stevie.
– Jestem bardzo podekscytowany naszym nowym, wspólnym
przedsięwzięciem – kontynuuje Danny, powoli spacerując po
pomieszczeniu. – W Nexusie obserwowaliśmy wasz rozwój od
jakiegoś czasu i w waszym oprogramowaniu dostrzegam duży
potencjał.
Skrzywiłam się, zapadając się jeszcze bardziej w swoim fotelu.
Obserwował moją firmę i nic mi nie powiedział. Czy szepnął choć
słówko Tristanowi? Czy rozmawiali o tym, jak zareaguję? Czy jestem
ostatnią osobą, która do tej pory nic nie wiedziała?
Pracuję tu od pięciu lat. Znam słabe strony naszych produktów
i mam pomysły, jak poprawić ich jakość. Bycie w dziale wsparcia
informatycznego przypomina codzienne słowne uderzanie w twarz.
Wszystko jest twoją winą, nawet jeśli tak nie jest. Nikt nigdy nie
dzwoni do tego działu, żeby powiedzieć: „Dobra robota”. Jako lider
zespołu przyjmuję pełne werbalne policzkowanie, gdy przychodzi
szczególnie paskudny telefon.
Czy moja opinia jest tak nieistotna dla Danny’ego Walkera, że
ledwie uznał ją za wartą szybkiej reakcji: „Hej Charlie, znasz dobrze
firmę, bo pracujesz tam pięć lat. Możesz mi trochę o niej
opowiedzieć?”.
Głęboki baryton przerywa moją wewnętrzną tyradę.
– Potrzebuje po prostu trochę więcej zapału, więcej innowacji, aby
przenieść ją na następny poziom i naprawdę zdominować sektor
ubezpieczeń. Nexus jest firmą, która tego dokona. – Każde słowo
wypowiadane jest z pewnością siebie człowieka, który nie ma
wątpliwości co do swoich możliwości.
Z ręką opartą na brzuchu biorę powolne, głębokie oddechy.
Siedzący obok Stevie rzuca mi rozbawione spojrzenie.
To jest żałosne. Obecność Danny’ego Walkera zmienia mnie
w rozpalone tornado.
Wygląda na to, że nie jestem jedyna. Gdy rozglądam się po pokoju,
widzę, że wszystkie dziewczyny w biurze wpatrują się w niego, jakby
chciały mieć z nim dzieci. Wszystkie przeczesują włosy, dotykają ust,
uśmiechają się, ponownie krzyżują nogi i podejmują inne
desperackie próby zwrócenia jego uwagi na swoje ciała.
W pierwszym rzędzie Jackie pochyla się do przodu, aby zaoferować
widok z lotu ptaka na swoje piersi.
Moje serce runęło w dół.
Wycofuję się. Nie mogę słuchać jego słów. Siedząc tu, jako jedna
z wielu, zdaję sobie sprawę, jak bardzo jesteśmy od siebie oddaleni
i jak bardzo byłam śmieszna, próbując obciągnąć temu facetowi.
Jestem zaskoczona, że nie wezwał policji.
– Zamierzam poznać was wszystkich, to, co robicie i co
reprezentuje ta firma – kontynuuje swoim suchym szkockim głosem.
– Firma działała na pewnym poziomie, dobrym, ale nie wzorowym.
Będę osobiście nadzorował płynne przejście Dunley Tech, więc
w ciągu najbliższych kilku miesięcy będziecie mogli bardzo często
spotkać mnie w tym biurze.
CO?
Nie, nie, nie. Nigdy nie przeżyję regularnego kontaktu z Dannym
Walkerem.
Zatrzymuje się na środku pokoju.
– W międzyczasie nie ma się czym martwić, po prostu zajmijcie się
swoją codzienną pracą, jak zwykle. Jeszcze dzisiaj zespół wyśle
informacje, których potrzebujecie, aby zrozumieć wszelkie zmiany,
jakie zajdą w ciągu najbliższych kilku miesięcy, podczas gdy
staniecie się pracownikami Nexusa.
Stevie strzela ręką w górę. Co jest, do cholery?! Mam ochotę się
zakamuflować.
Danny mruży oczy, żeby zobaczyć, kto trzyma podniesioną rękę.
– Tak? – Kiwa głową, żeby Stevie zadał swoje pytanie.
Przechyla głowę, aby zobaczyć mnie przez ramię faceta, za którym
się chowam. Nasze oczy spotykają się na bolesną chwilę, zanim
w końcu zwraca swoją uwagę na Steviego.
– Jak widzisz zmianę wielkości zespołu, gdy połączymy się
z Nexusem? – pyta Stevie.
W całym pomieszczeniu wszyscy biorą gwałtowny wdech.
Pytanie za milion dolarów.
Czy zachowamy nasze miejsca pracy?
– Niektóre z działów będą wymagały restrukturyzacji – odpowiada
Danny, przechodząc od razu do rzeczy. Kładzie stopę na jednym ze
stopni podium i opiera łokieć na kolanie. Nawet w garniturze
wygląda bardziej jak żołnierz sił specjalnych niż prezes firmy
technologicznej. – Może to oznaczać zmiany stanowisk, a nawet
zwolnienia. Mogę cię zapewnić, że jeśli tak się stanie, zostaniesz
uczciwie wynagrodzony za swój czas pracy w Dunley. Zaczniemy od
zaoferowania dobrowolnych zwolnień.
Cała grupa sztywnieje.
Niektórzy z nas stracą pracę.
Szmery rozbrzmiewają w całym pomieszczeniu
i na wideokonferencji. Osoby pracujące zdalnie wyglądają na jeszcze
bardziej przerażone niż my.
– Zastanówcie się głęboko nad tym, co chcecie robić – kontynuuje,
niewzruszony napięciem w pokoju. – Nexus to wysoce
satysfakcjonujące, ale konkurencyjne środowisko. Rekrutujemy
wyłącznie osoby największego formatu. Jeśli nie jesteś gotów włożyć
w to sto procent siebie, to nie jest zajęcie dla ciebie. Zawiesimy
również umowę najmu tego budynku i przeniesiemy firmę
do głównej siedziby Nexusa. To wciąż będzie London Bridge, więc
czas dojazdu do pracy pozostanie taki sam. Chociaż mam nadzieję,
że nowe biura wydadzą wam się nieco bardziej – przerwał, szukając
odpowiedniego słowa – interesujące.
To niedopowiedzenie. Biuro Dunley Tech to zakład pogrzebowy
w porównaniu do eleganckiej, luksusowej siedziby Nexusa.
Tristan raz mnie oprowadził. Znajduje się tam salon na dachu
z widokiem na Tamizę, siłownia z jacuzzi, wiele restauracji
i kawiarni oraz studio jogi. Cała siedziba została zaprojektowana tak,
aby pracownicy w czasie pracy nie opuszczali budynku i nie marzyli
o odejściu z firmy. Jeśli uda ci się przejść przez wyczerpujący proces
rekrutacji, jesteś tam zatrudniony dożywotnio.
Przez pokój przepływa fala podniecenia. Jeśli się uda, opuścimy
nasze przygnębiające, nudne biuro.
– To na razie wszystko. – Kiwa głową, informując tym, że nasz
czas się skończył.
Większość z nas wychodzi z sali konferencyjnej, podczas gdy
niektórzy pozostają w bezruchu. Bierni dzielą się na dwie kategorie:
kokietki, które pragną czasu antenowego, aby ćwiczyć swoją sztukę
uwodzenia, i lizusy, którzy chcą się wyróżniać przed nowym szefem.
Jestem w swojej własnej kategorii, głupiec, który na sucho garbi
szefa bez jego zgody.
Mike stoi obok podium, wypinając klatkę piersiową i udając, że
puszcza pawia.
– W razie pytań, dajcie mi znać! – krzyczy.
Wszyscy go ignorują.
Danny Walker przenosi wzrok na Steviego i mnie i lekko unosi
brwi w geście uznania.
W odpowiedzi kiwam głową i pospiesznie znikam w drzwiach,
torując sobie drogę przez wąskie przejście.
– A więc? – Stevie szturcha mnie, gdy wracamy do naszych biurek.
– Podziel się ze mną tą historią.
– Dobra. – Opadam na krzesło obrotowe. – Osiem lat temu byłam
na imprezie u Tristana. Danny zawsze uczestniczy w imprezach
mojego brata, więc oczywiście tam był. Nigdy nie rozmawiał ze mną
długo podczas takich przyjęć; byłam tylko głupią młodszą siostrą
jego przyjaciela, która uczyła się w college’u, a on był dyrektorem
generalnym prowadzącym własną wielką firmę. On mówił o akcjach,
a ja robiłam zdjęcia.
– I? – Stevie pokazuje gestem, żebym się pospieszyła i przeszła
do najważniejszego wątku opowieści.
– Upiłam się na tej imprezie. W tamtych czasach to nie było nic
nowego. Cat i ja przyniosłyśmy ten spirytus z mocną wkładką
do domu Tristana. Powiedzmy, że dało mi to złudzenie, że jestem
kimś ważnym, wielkim. Źle odczytałam sygnały Danny’ego Walkera:
wdrapałam się na jego kolana i zaczęłam go obmacywać. Ale on
mnie odepchnął.
– Że co?! – Stevie ryczy. – To jest genialne. Właśnie ulepszyłaś mi
dzień. W zasadzie nieprzyzwoicie zaatakowałaś nowego dyrektora
generalnego.
– Cieszę się, że ktoś jest z tego zadowolony – dukam, krzyżując
ramiona. – Byłam tak zażenowana, że od tamtej pory prawie z nim
nie rozmawiałam. To sytuacja patowa. Albo zostaję i chowam się
przed nim ze wstydu, albo odchodzę i próbuję zacząć od nowa gdzie
indziej. Nie mogłam patrzeć na niego w tym biurze przez następne
kilka miesięcy.
Stevie spogląda na Danny’ego, który wciąż jest w sali
konferencyjnej − ma napięty wyraz twarzy, gdy rozmawia z Mikiem.
Mike w podekscytowaniu wymachuje ramionami.
– To było osiem lat temu. – Stevie wzrusza ramionami. – Od tego
czasu miał tyle kobiet ujeżdżających jego kutasa, że musiał o tym
zapomnieć.
Kręcę głową.
– On mnie nie lubi. Nigdy ze mną nie rozmawia. Gdy mnie widzi,
tylko chrząka i marszczy brwi. Myśli, że jestem głupią młodszą
siostrą Tristana – kontynuuję, logując się do laptopa. Jak,
do cholery, mam się teraz skupić na pracy?
– Cholera. – Stevie patrzy na zegarek i podskakuje. – Słuchaj,
jedyne, co zrobiłaś, to złapałaś kutasa szefa swojego szefa. Mogło
być gorzej.
– Niby co mogłoby być gorsze? – mruczę, zakładając okulary.
– To mógł być kutas Mike’a. – Macha lekceważąco i wraca
pospiesznie do swojego biurka.
Oddycham głośno i z roztargnieniem sprawdzam nasze otwarte
zgłoszenia do pomocy technicznej. Nie mogę się skupić, gdy to nade
mną wisi. Muszę wziąć sprawy w swoje ręce. W przeglądarce
otwieram główną stronę z ofertami pracy w Londynie i klikam
„powrót”. Zobaczmy, co to miasto ma do zaoferowania.
Ktoś za mną odchrząkuje.
Odchylając głowę, wpatruję się w jego męską, ostrą twarz. Stoi
zbyt blisko, górując nade mną. Tak blisko, że czuję jego zapach.
– Charlie. – Skupia na mnie swoje obojętne spojrzenie.
– Pan Walker – odpowiadam, czując, że zaschło mi w gardle.
Na jego twarzy maluje się irytacja.
– Nie ma potrzeby, byś mnie tak nazywała. Wystarczy Danny.
– Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wszystkim w sobotę? –
pytam, a mój głos słabnie. – Wiedziałeś, że tu pracuję.
– Tak, wiedziałem. – Jego usta zaciskają się w wąską linię. – Nie
mogłem tego ogłosić przed dzisiejszym dniem. Kwestie prawne.
Wyczuwam, że nie mówi mi prawdy.
Kieruje mroczne spojrzenie za moje ramię, a potem z powrotem
na mnie.
– Wygląda na to, że jesteś zajęta.
Cholera.
Oferty pracy.
Przygryzam wargę.
– Przeglądam to na wszelki wypadek, gdybyś nie potrzebował już
informatyka do działu wsparcia. – Przełykam twardą bryłę w gardle,
czując, jak płoną mi policzki.
Waha się, ale nie wyprowadza mnie z błędu. Już ma się odezwać,
gdy podchodzi blondynka i zachęca go, by poszedł za nią. Cheryl,
chyba tak ma na imię.
– Przepraszam, Charlie.
– Och! – woła Stevie, gdy Danny Walker jest jeszcze w zasięgu
jego głosu. – To napięcie można by ciąć nożem.
Danny to słyszy, bo nim ruszy dalej, lekko przechyla głowę
w kierunku Steviego.
– Zachowuj się – warczę do kolegi.

***
Jest poniedziałek wieczorem, przenieśliśmy naszą czwartkową
kolację na dzisiaj. Zostało to wywołane po mojej dzisiejszej
paskudnej małej niespodziance.
Dziewczyny rozmawiają o sytuacji z myszami w mieszkaniu,
podczas gdy ja piszę na moim służbowym telefonie.
Julie mnie obserwuje.
– Co to za dramat tym razem? Ktoś zgubił kabel? – ironizuje.
Gapię się na nią.
– Chodzi o biuro w Seattle. Stracili łączność z londyńskim
serwerem, na którym znajduje się aplikacja do fakturowania.
Przewraca oczami.
– Proszę, przestań mówić. Przynudzasz – mamrocze.
Cat poklepuje mnie po dłoni.
– Musisz przestać o tym myśleć, Charl. To może poczekać do jutra.
Zawsze będzie jakiś problem, który musisz rozwiązać. – Uśmiecha
się współczująco. – Powinnaś tylko spróbować się zrelaksować i nie
myśleć o tym poza godzinami pracy.
Obdarzam ją napiętym uśmiechem.
– W Londynie jest to poza godzinami pracy. Ale w Seattle jest czas
poranny. Potem, za kolejne kilka godzin, obudzi się Singapur,
a następnie Indie.
– Nie możesz być cały czas na dyżurze – mówi Cat.
– Poza tym – wzdycham, biorąc łyk wina – Danny Walker ma już
zakodowane w głowie, że jestem bezużyteczna w swojej pracy. Nie
chcę mu dawać kolejnego powodu do potwierdzenia tej tezy.
Mój telefon brzęczy, gdy wiadomości przychodzą często i szybko.
Wpisuję moją odpowiedź do zespołu wsparcia w Seattle i naciskam
„wyślij”.
– Rajuśku. – Oczy Julie rozszerzają się. – Jesteś dziwakiem.
Potrafisz pisać bez patrzenia na ekran.
Uśmiecham się.
– Nie musisz pisać w pracy, Julie? Czy może po prostu
do wszystkiego wykorzystujesz swoich asystentów? – pytam, śmiejąc
się do niej.
– Oczywiście – odpowiada śmiertelnie poważnie. – Ja mówię, oni
piszą.
– Dlaczego masz tyle problemów, Charlie? – pyta Cat.
– Mike uważa, że mamy wielką dźwignię dla firmy, którą
pociągamy w górę i w dół, żeby dostać się do sieci. – Rysuję
cudzysłów w powietrzu. – On nie pozwala mi przenieść nas
do chmury.
Cat przytakuje, jej oczy lekko się szklą.
– Chmura.
Narysowałam Cat takie same diagramy, jakie narysowałam
Mike’owi. Nawet jej wiedza przewyższa teraz jego. Kiwa
współczująco głową, a ja decyduję, że czas zmienić temat.
Czasami chciałabym, żeby moje przyjaciółki rozumiały, jaka ciąży
na mnie presja. Podczas gdy Cat i Julie spotykają się na ćwiczenia
Legs, Bums and Tums dwa razy w tygodniu, ja jestem na okrągło
zajęta pracą, próbując wspierać unikalne systemy. O każdej porze
dnia mogę powiedzieć, która jest godzina w każdej strefie czasowej.
Cat często żartuje o moim „pilnowaniu zegara”. Wszystkie aplikacje
muszą być uruchomione i dostępne dwadzieścia cztery godziny
na dobę.
– Dlaczego się starasz? – pyta Julie. – Danny Walker tak bardzo
tobą gardzi, że wygląda na to, że i tak stamtąd wylecisz.
– Może czas ruszyć dalej, Charlie? – pyta Cat.
Ma rację. Dlaczego się tym przejmuję?
Burczy mi głośno w brzuchu, a Julie patrzy na mnie
z obrzydzeniem.
– Opanuj się, kobieto, dobrze?
– Nie zjadłam dziś lunchu – narzekam. – Gdzie jest Suze?
Suze miała się z nami spotkać trzydzieści minut temu, a kelnerka
robi się nerwowa, bo mamy stolik tylko na kolejne czterdzieści pięć.
Jeśli będziemy musiały iść gdzieś indziej po jedzenie, zamierzam
udusić naszą koleżankę. To bardzo do niej niepodobne, żeby spóźnić
się na kolację.
– Musiała wpaść pod autobus. – Julie patrzy na zegarek
z niedowierzaniem. – Niewiarygodne.
– Hej, dziewczyny. – Suze pędzi pomiędzy stolikami. Jest
zdenerwowana, w dłoni trzyma plik ulotek, które powiewają przez
to, że biegnie. – Zgadnijcie, gdzie byłam?
Czekamy na odpowiedź.
– Tutaj! – Kładzie przed nami ulotki z modelką zen wyginającą się
do tyłu na macie.
– Bikram Yoga – czyta na głos Cat. – To ta joga, którą uprawia się
w trzydziestu stopniach?
– Tak właściwie to w czterdziestu – poprawia ją Suze. – To jest
niesamowite! Różnica, jaką to przynosi, ta zmiana… Szczerze
mówiąc, dziewczyny, ja wiem, że to jest coś dla mnie.
– Czy właśnie z niej wyszłaś? – pytam.
Patrzymy na nią ze zdziwieniem. Suze zapisała się na więcej
programów fitness, niż jestem w stanie zapamiętać, ale rzadko udaje
jej się rozpocząć zajęcia i nigdy nie myśli o ukończeniu całego kursu.
– Mhm. – Kiwa głową. – Kupiłam dwudziestodniowy karnet
wstępu. Pomyślałam, że będę ostrożna. Nie chciałam jeszcze
kupować rocznego karnetu, ale liczę, że będę chodzić przynajmniej
trzy razy w tygodniu.
– Nie dajmy się zbytnio ponieść – rzucam. Przerabiałyśmy to już
wcześniej, kiedy Suze próbowała uzyskać zwrot pieniędzy za jej strój
do kickboxingu zen-do. – A więc… podobała ci się ta joga?
Suze śmieje się.
– Och, dziś wieczorem była tylko rozmowa wstępna i wypełnienie
formularza rejestracyjnego. Tak naprawdę nie brałam udziału
w zajęciach! – Wzrusza lekceważąco ramionami. – Ale wiem, że to
sport dla mnie. Próbowałam już wcześniej jogi i podobało mi się to.
Jedyne, co mi nie pasowało, to rozciąganie i opadanie. Jednak
w czterdziestostopniowym upale łatwiej się zginać.
– Ale na serio wyglądasz na… – Cat próbuje wyszukać słowo
ładniejsze niż „spoconą” – zarumienioną?
Suze kiwa entuzjastycznie głową.
– Nawet w recepcji było gorąco jak w piekarniku! Prawdopodobnie
straciłam na wadze, siedząc tylko w recepcji – mówi z dumą.
– Czterdzieści stopni to dość gorąco. – Marszczę czoło. – Suze, nie
sądzę, żeby te zajęcia miały być relaksujące. Jeśli samo siedzenie
w recepcji sprawiło, że się spociłaś. Bóg wie, jak to jest
w prawdziwym studiu jogi.
– Nie sądzę, żebym kiedykolwiek stała w czterdziestostopniowym
upale, a tym bardziej ćwiczyła w nim – zastanawia się Cat.
– Cóż, teraz obie macie szansę – mówi radośnie Suze. – Ponieważ
zapisałam was na zajęcia razem ze mną – obwieszcza, stając teraz
twarzą w twarz z Cat i mną.
Moje usta otwierają się z zaskoczenia.
– Nie, nie, nie, nie robimy tego ponownie – protestuję.
Mocno potrząsam głową, gotowa do walki.
– A co z naszą umową „próbujmy wszystkiego”? – obrusza się,
a w jej tonie pobrzmiewa złość.
– Bikram Yoga brzmi jak coś koszmarnego. To ostatnie miejsce,
w którym chcę być. Już płacę, żeby stać i pocić się na rurze. Nie
muszę mieć kolejnego karnetu. I jestem zbyt zajęta pracą – dodaję
szybko jako moją klauzulę wyjścia.
– Mam już członkostwo w siłowni, Suze – zauważa Cat. –
I wystarczająco trudno jest z tego korzystać. I przez to, że chodzę
tam tak rzadko, wychodzi na to, że płacę średnio około dwudziestu
funtów za zajęcia.
– Ach, dajcie spokój, dziewczyny – marudzi. – Wszyscy o tym
mówią! To jest niesamowite. Pozbędziecie się z ciał całego cellulitu.
– Naprawdę? – dąsam się. – NASA miałaby większe szanse
na wypełnienie kraterów na księżycu za pomocą poligripu. – Nie
mogę nawet spojrzeć na tartę z kozim serem, bo ten od razu wpada
do mojego organizmu i dziwnym trafem zostaje na stałe w moim
tyłku.
– Charlie. – Cat patrzy na mnie z namysłem. – Właściwie ona ma
rację. Jenny z działu matematyki ma teraz lepsze nogi niż nasza
nauczycielka gimnastyki. Od miesięcy opowiadała o Bikram Jodze.
I kilka innych osób, które znam, szalało na ten temat. – Unosi brwi.
– Nie chcesz wyglądać jak najlepiej, gdy Danny Walker włóczy się po
biurze?
– Przypuszczam, że skoro straciłam wszelką godność, powinnam
spróbować wyglądać chociaż trochę przyzwoicie – odpowiadam,
jednocześnie zgrzytając zębami.
– Daj spokój – mówi Suze. – To jest w London Bridge, dosłownie
za rogiem, nieopodal twojego biura! Proszę, proszę, proszę.
– Dobra – rzucam, wiedząc, że łatwiej jest się poddać i pójść
na jedyne i niepowtarzalne zajęcia, na które pójdzie Suze. – Raz
mogę się wybrać.
– Tak! – Suze klaszcze w dłonie. – A teraz świętujmy.
Wzywam kelnerkę.
– Proszę sałatkę Cezar. – Julie zamyka swoje menu,
niezainteresowana. Byłaby równie podekscytowana, zamawiając
trociny. To, że zamówiła sałatkę, nie oznacza, że ją zje.
Kelnerka patrzy na Suze, która nie otworzyła swojego menu.
– A ja poproszę burgera ze stekiem, z niebieskim serem i krążkami
cebulowymi jako dodatkiem, z dipem z majonezu i chilli oraz porcją
frytkowych łódeczek z guacamole.
– Jezu. – Twarz Julie wykrzywia się w obrzydzeniu. – Czy znasz
menu na pamięć?
– Mam dobrą pamięć – odpowiada obronnie. – I wolno mi od
czasu do czasu nieco zaszaleć. W Bikramie to ze mnie wyparuje!
Mój telefon znów brzęczy, domagając się uwagi.
– Zamierzam rozbić tę cholerną rzecz – mruczy Julie, a inni jej
przytakują.
Patrzę na ekran.
Danny: Charlie, spotkaj się ze mną w moim biurze. Ósma rano.
Danny Walker

Cholera.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 6

CHARLIE
Zeszłej nocy nie zmrużyłam oka, martwiąc się tym spotkaniem.
Dlaczego musiał być taki tajemniczy? Czy nie mógł mi dać jakiejś
wskazówki, o co chodzi?
Ma tupet. Wysłał do mnie wiadomość o dwudziestej pierwszej
poprzedniego wieczoru i oczekuje, że będę cały czas pod telefonem,
żeby sprawdzać e-maile. Moja godzina rozpoczęcia pracy to dopiero
ósma trzydzieści. Nie mam obowiązku spotykać się z tym gnojkiem
wcześniej.
Nawet e-maile są pozbawione manier, jakby każde słowo było dla
niego zbyt dużym wysiłkiem. Zautomatyzowana usługa wysyłania
wiadomości byłaby bardziej charyzmatyczna.
Oczywiście, nie miałam odwagi tego powiedzieć.
Jest siódma pięćdziesiąt pięć, a ja od dziesięciu minut chodzę
w kółko przed jego biurem. Tym biurem, które przejął na potrzeby
fuzji.
Mam na sobie moją najbardziej profesjonalnie wyglądającą szarą
spódnicę i białą bluzkę − wyprasowane po raz pierwszy, odkąd je
kupiłam.
Biorę głęboki wdech, wygładzam włosy i pukam do drzwi.
Nic. Czy on mnie usłyszał? Przecież wiem, że tam jest. Czy każe mi
tu tkwić w nieskończoność?
Pukam ponownie.
– Wejdź. – Po jakiejś minucie dobiega mnie gardłowy głos.
Chciałabym, żeby nie miał tego głębokiego szkockiego głosu,
który powoduje u mnie podwójne bicie serca.
Wchodząc do biura, zamykam drzwi i staję niezręcznie na środku
pokoju, ustawiając ciężar ciała między stopami. Nie chcę podchodzić
zbyt blisko, na wypadek gdyby wyczuł mój strach.
Siedzi za biurkiem, wpatrując się w swojego laptopa i marszcząc
przy tym brwi. Nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem.
– Usiądź.
Nagle jestem irracjonalnie zdenerwowana. Zajmuję miejsce
naprzeciwko niego, obciągając moją szarą spódnicę do kolan, kiedy
ta podwija się do góry. Podczas gdy on nadal marszczy brwi,
wpatrując się w laptopa, ja ukradkiem rzucam na niego okiem. Ten
drań nawet o ósmej rano wygląda rewelacyjnie.
Coś na ekranie powoduje, że jego gruby rzymski nos zaczyna
drżeć. Ten facet zawsze wydaje się wściekły. Zastanawiam się, czy
komukolwiek udaje się zobaczyć jego łagodniejszą stronę.
Ćwiczyłam scenariusz w kółko w łóżku. Miałam wejść
zdecydowanym krokiem, opanowana, spojrzeć mu prosto w oczy
i upewnić się, że wie, iż jestem pewną siebie, silną kobietą, na którą
nie ma najmniejszego wpływu jego obecność.
Zamiast tego siedzę tutaj, zirytowana, patrząc, jak mnie ignoruje.
Dla zabicia czasu szukam wyimaginowanych pyłków na spódnicy i je
strącam. Ta cisza mnie zabija. Może to taktyka zastraszania prezesa.
A może jest po prostu dupkiem.
– Cześć. – Mój głos wybrzmiewa głośniej, niż się spodziewałam. –
Czego chcesz?
W końcu na mnie patrzy, jest zaskoczony.
– Dzień dobry, Charlie. – Pochyla się na swoim krześle, układając
swoje duże ramiona na piersi. Rękawy jego koszuli są podwinięte
do łokci, ukazując jego umięśnione przedramiona.
Odwracam wzrok od tych rozpraszających gołych przedramion.
– Mam nadzieję, że inaczej witasz klientów.
– Jestem w dziale wsparcia, nie sprzedaży – odpowiadam bez
ogródek. – Rozmawiam z klientami tylko wtedy, gdy są już
zirytowani. W każdym razie, nigdy nie wydawałeś się jednym z tych,
którzy są nastawieni na uprzejmości. Bynajmniej nie przy mnie.
– Jak słyszeliście na wczorajszym zebraniu, będziemy musieli
usprawnić niektóre działy siedziby w naszej macierzystej firmie,
Nexusie.
Usprawnienie − piękne określenie na wyrzucanie pracowników.
– To po prostu nie jest ekonomiczne, aby utrzymać obecną
strukturę zespołu – kontynuuje, skanując moją twarz. – Zapewniłem
ci doskonałą pozycję w innej firmie technologicznej z takim samym
pakietem. I, oczywiście, twoja odprawa będzie bardzo hojna.
Większa niż jakakolwiek inna, więc radziłbym ci zachować to dla
siebie.
Wpatruję się w niego zdumiona. On mnie, kurwa, zwalnia?
– Zwalniasz mnie? – mamroczę z niedowierzaniem.
– Nie – odpowiada, jego oczy są nieprzeniknione. – Oferuję ci
bardzo hojną odprawę i nową pracę w innym miejscu. To jest
specjalne traktowanie, biorąc pod uwagę okoliczności.
Mrugam do niego, zdezorientowana.
– Jak to się stało, że tak sprawnie podjąłeś tę decyzję?
– Przez wzgląd na moją relację z Tristanem chciałem ci szybko
zapewnić coś nowego i dać godziwe wynagrodzenie… – urywa,
szukając w mojej twarzy czegoś na kształt zrozumienia.
Chodzi o to, że jestem siostrą Tristana? Czuję, że temperatura
w pomieszczeniu wzrosła o kilka stopni. Jak on śmie.
– Specjalne traktowanie?! – wybucham, wpatrując się w niego. –
Myślisz, że możesz mnie zwolnić i zdecydować, gdzie będę
pracować?
Jego oczy błyskają gniewem. Chyba nikt nie odzywa się
do Danny’ego Walkera w taki sposób.
Odsuwa swoje krzesło i przesuwa się na przód biurka, górując
nade mną.
– Dobrze zrobisz, traktując mnie z pewnym szacunkiem, Charlie.
Nikt nie mówi do mnie w ten sposób – warczy, jego ręce mocno
chwytają biurko. – Jeśli jeszcze to do ciebie nie dotarło: jestem
właścicielem tej firmy. Decyduję, kto zostaje, a kto odchodzi.
Biorę gwałtowny wdech.
– To nie może być legalne! Pracuję tu od pięciu lat, a ty zwalniasz
mnie po drugim dniu…
– Nie jesteś zwolniona – przerywa mój kolejny wybuch. – To
bardzo hojna oferta zmiany pracy. Mogę cię zapewnić, że nasi
prawnicy bardzo dobrze się z tym czują. – Wypuszcza gwałtownie
oddech. – Nie mogę tu zagrać inaczej. W przyszłości nie będziemy
potrzebować obu zespołów wsparcia. Będą czterdziestoprocentowe
zwolnienia, minimum. Powodem redukcji etatów jest brak
zapotrzebowania na taką liczbę pracowników na tym stanowisku.
Moje oczy zwężają się.
– Nawet nie spojrzałeś na moje referencje ani na to, co zrobiłam
dla tej firmy – podsumowałam.
– A co z tym, czego nie zrobiłaś? – odpowiada, jego głos jest
napięty. – Nieustannie zdarzają się awarie. Rozwój raczkuje. Twój
dział nie jest w pełni efektywny.
– Wiem o tym! – rzucam ze złością. Nie mogę uwierzyć, że Tristan
przyjaźni się z tym dupkiem. Nie mogę uwierzyć, że kiedykolwiek
uznałam go za atrakcyjnego. – Nie śpię całe noce, próbując
rozwiązać awarie – wyznaję. – Gdyby Mike nie zawetował
proponowanego przeze mnie rozwiązania w chmurze, nie
mielibyśmy żadnych awarii i opóźnień. Zamiast tego wszystko, co
mogę zrobić, to zakryć niedoskonałości i błędy.
– I po prostu zrezygnowałaś z prób? – warczy.
– Tak – mówię tym samym tonem co on. – Po sześciu miesiącach
prób. Czy poznałeś Mike’a?
– To defetystyczne podejście – ripostuje.
– Wygląda na to, że łatwo mnie pokonać przez nadętych mężczyzn
w garniturach, którzy mnie nie słuchają – wypalam.
Jego źrenice się rozszerzają.
– Ostrożnie, Charlie.
Spotykam się z jego nieugiętym spojrzeniem, nie cofając wzroku.
– Posłuchaj mnie – mówi, kładąc nacisk na każde słowo. – Możesz
przyjąć moją hojną ofertę teraz albo możesz spróbować przekonać
mój zespół HR do tego, byś zachowała posadę.
– Czy mam wybór? – pytam, starając się zachować stabilność
głosu.
Jego warga wykrzywia się w niezadowoleniu, gdy studiuje mnie,
jakbym była upartym dzieckiem, które nie chce zjeść swojej
owsianki.
– W tej chwili tak. Położyłem nieformalne porozumienie na stole,
aby zapewnić cię, że otrzymałaś jakieś zabezpieczenie. Masz około
dziesięciu dni na zastanowienie się nad tym. Po tym czasie to mój
zespół zdecyduje, kogo zatrzymać. Będziemy musieli redukować
liczbę pracowników o 40 procent. Nie będę mógł zaoferować ci
później tak dobrego pakietu, jeśli teraz nie skorzystasz z tej oferty.
– I myślisz, że powinnam się poddać, chociaż wiem, ile zrobiłam
dla tej firmy? – odpowiadam ostrym tonem. – Nie jestem tylko
głupią młodszą siostrą Tristana. W ciągu ostatniego roku zrobiłam
dla tej firmy bardzo dużo. W tym kwartale zaoszczędziłam dla nas
dwadzieścia procent na kosztach wsparcia.
Jego kwadratowa szczęka zaciska się.
– Nie mówię, że nie potrafisz wpłynąć na oszczędzanie pieniędzy
dla firmy, jednakże muszę ci uświadomić, że skład zespołu Nexus
jest wyjątkowy. Daję ci szansę odejścia, więc nie musisz się starać.
Tristan to wie i rozumie.
– Czekaj, co? – Podrywam się z mojego siedzenia, aby stanąć
z nim twarzą w twarz, a przynajmniej na wysokość klatki piersiowej,
ponieważ jest co najmniej o stopę wyższy ode mnie. Będę musiała
kupić wyższe obcasy do biura.
– Tristan wie?! – wrzeszczę. – Powiedziałeś Tristanowi, zanim
porozmawiałeś ze mną?
Patrzę na niego z niedowierzaniem. Ten facet jest absolutnym
gadem.
Przygryza wargę i przez ulotną sekundę wygląda na winnego.
– Nie musiałem powiedzieć ci osobiście, ale chciałem ze względu
na naszą historię i… – robi pauzę – relację.
– Jakie to urocze z twojej strony – wymamrotałam. – Prawdziwy
anioł z ciebie.
– Mniej negatywnego nastawienia, Charlie – warknął, zgrzytając
zębami. Jest teraz naprawdę wkurzony.
– Dla ciebie jestem Charlotte – rzucam, krzyżując ręce na piersi.
Muszę schować pięści, bo inaczej mogłabym uderzyć jego głupią,
przystojną, arogancką twarz.
– Po prostu przeczytaj dokumenty, które ci wysłałem. Całość jest
już w twojej skrzynce odbiorczej. Będziesz zadowolona. Mnóstwo
ludzi chciałoby być na twoim miejscu. Nowa firma ma bardzo…
– Nie masz prawa mi dyktować, gdzie mam pracować –
przerywam.
Nie zamierzam słuchać tego faceta ani sekundy dłużej.
Wybiegam przez drzwi, trzaskając nimi tak mocno, że każdy, kto
jest już w biurze, odwraca się, żeby na mnie spojrzeć.
Chwilę później, gdy jestem w połowie korytarza, drzwi się
otwierają i słyszę zbliżające się do mnie gniewne kroki.
Ktoś mocno chwyta moje ramię, a ja odwracam się w miejscu.
– To ostatni raz, kiedy trzaskasz przy mnie drzwiami, Charlie –
warknął, patrząc na mnie z góry. Jest tak blisko, że czuję jego oddech
na moim policzku przy każdym gniewnym słowie.
Wpatruję się w niego wyzywająco, po czym gwałtownie wyrywam
z jego uścisku. Wszyscy w biurze obserwują ten pojedynek.
Nie mogę liczyć na to, że mam szansę na dalszą pracę tutaj.
Odwracając głowę i ruszam dalej, mając nadzieję, że widział tylko
gniew, a nie ból w moich oczach.

***

Tristan: Wszystko w porządku, siostrzyczko?

Spoglądam na swój telefon.


Wspaniale.
Tristan już wie. To znaczy, że mama i Callie prawdopodobnie
również wiedzą. Czuję się tak, jakbym znowu miała osiemnaście lat
i wszyscy znali moje sprawy. Mama pewnie opowiada o tym ojcu
Murphy’emu podczas spowiedzi.
Nie odpisuję na wiadomość.
Tristan: To brzmi jak fantastyczna okazja. Danny oferuje ci
genialny pakiet. Jeśli chcesz, to możesz zrobić sobie trochę wolnego
i w dodatku otrzymać niezłą kasę.

Kropki wskazują, że nadal coś pisze.


Odpisuję w końcu, próbując zamknąć listę pytań. Nie chcę jeszcze
rozmawiać o tym z Tristanem. To zbyt świeża sprawa.
Charlie: Wszystko okej. Buziaki
Wpatruję się w telefon, wzdychając ciężko. Wiem, że on ma rację.
Czytałam warunki porozumienia i oferta jest naprawdę przyzwoita.
Lepsza niż jakikolwiek pakiet zwolnień, o którym kiedykolwiek
słyszałam.
Jednak nie sprawiło to, że Danny Walker stał się mniejszym
dupkiem.
Zaczęłam pracę w firmie od razu po studiach i przez pięć lat
utorowałam sobie drogę do przeciętnego stanowiska kierowniczego,
pracując długo i znosząc gówniane zachowanie Mike’a.
Prawda jest taka, że pomimo wszystkich moich narzekań lubię tu
pracować. Mam tu przyjaciół. To moja strefa komfortu. Ludzie w tej
pracy mnie szanują. Dopiero co awansowałam, a teraz będę musiała
gdzie indziej budować swoją pozycję od nowa. Teraz wszystkie
dodatkowe godziny nic nie znaczą. Jeśli przeniosę się do większej
firmy, nigdy nie dadzą mi takiej samej odpowiedzialności z moim
poziomem doświadczenia. To będzie natychmiastowa degradacja.
Jasne, to nie jest najlepsza możliwa firma. Nie mamy restauracji
ani siłowni, jak biuro Julii, a biura są raczej skąpo wyposażone, ale to
mój świat.
Teraz, w ciągu jednego dnia od przejęcia firmy, Danny Walker
niszczy to wszystko, wchodząc i wymachując swoim kutasem
i informując mnie, że muszę się spakować.
Cała ta sprawa pozostawia mi niesmak w ustach.
Danny zakłada, że jestem kiepska w swojej pracy i że nie jestem
wystarczająco poważna lub inteligentna, aby spełnić jego standardy.
Nie tak jak Jen.
Wiem, że to dlatego nigdy nie zaproponował mi pracy w Nexusie.
Kiedy szukałam zatrudnienia kilka lat temu, był gotów załatwić mi
rozmowę kwalifikacyjną w każdej innej firmie, ale nigdy w jego.
Nigdy w Nexus. Nawet gdy widziałam, że szuka kogoś do swojej
firmy.
Jestem tylko nieistotnym i gorszym pionkiem w jego grze
o przejęcia, którego musi usunąć, aby uratować relację z Tristanem.
A potem sugeruje, że powinnam być mu wdzięczna za to, że
załatwił mi kolejną pracę, na którą nawet się nie zgodziłam? Nie
jestem osobą potrzebującą pomocy charytatywnej.
Prawdę mówiąc, bardziej mnie to boli niż złości. Po dziesięciu
latach nadal uważa mnie za głupią dziewczynkę.
Nigdy nawet nie dał mi szansy udowodnić, że znaczę coś więcej.
– Jesteś tematem rozmów w biurze – ogłasza Stevie, przesuwając
swoje krzesło w moją stronę. – Są dwa obozy: ludzie, którzy uważają,
że jesteś odważna, rozmawiając w ten sposób z Dannym Walkerem,
i ludzie, którzy uważają, że jesteś idiotką.
– Świetnie – prycham. – Wszyscy wiedzą o naszej małej dramie.
– Słuchaj, jeśli tak bardzo cię to dobija, to po prostu zapytaj go
wprost, jaki ma problem – sugeruje. – Zachowaj spokój, nie leć
na żywioł.
Ma rację. Muszę to spokojnie i racjonalnie rozegrać. Udowodnić
Danny’emu Walkerowi, że jestem dojrzałą kobietą.
Moja szczęka zaciska się z determinacją, gdy otwieram e-maila
i zaczynam pisać:
Drogi Panie Walker,
Jak pan śmie…

Kasuję wpis.

Drogi Panie Walker,


Chciałabym zrozumieć uzasadnienie mojej oferty zwolnienia. Czy
może Pan szczegółowo wyjaśnić, dlaczego zostałam umieszczona
na liście pracowników do usunięcia z zespołu?
Serdecznie pozdrawiam,
Charlotte Kane

Proszę, wystarczy. Zanim zdążyłam się rozmyślić, nacisnęłam


„wyślij”.
Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.

Charlie,
Proszę się umówić na spotkanie z działem kadr, aby omówić wszelkie
nierozstrzygnięte kwestie. Zapewniam, że zespół przeprowadzi Cię przez
wszystko i zapewni Ci wsparcie w trakcie tego procesu.
Najpierw zapoznaj się z dokumentami. To niezwykle hojna oferta.
Z wyrazami szacunku,
Danny Walker

Prycham, a kilka osób obok mnie zerka w moją stronę.


Atmosfera w biurze przypomina dom pogrzebowy. Patrzymy
na siebie z podejrzliwością, zwłaszcza teraz, kiedy zdajemy sobie
sprawę, że konkurujemy ze sobą. Ludzie wchodzą i wychodzą ze
spotkań z zespołem HR Nexusa jak z poradni. To może być
najwyższy poziom produktywności, jakiego nasza firma
kiedykolwiek doświadczyła, ponieważ wszyscy walczymy o miejsca
pracy.
Naciskam „odpowiedz” i walę z całych sił w klawiaturę.

Szanowny Panie Walker,


Ponieważ podjął Pan decyzję o usunięciu mnie z pracy i osobiście
powiadomił mnie Pan o tej decyzji, chciałabym, aby wyjaśnił Pan,
dlaczego zostałam wybrana.
Czy:
A) to dlatego, że uważa mnie Pan za osobę niekompetentną, mimo
braku dowodów i z powodu własnych uprzedzeń na mój temat;
B) czy dlatego, że osiem lat temu popełniłam głupi błąd, którego
gorzko żałuję?
Który argument zdecydował o moim losie?
Z poważaniem,
Charlotte Kane

Ostro wciągam powietrze. Nigdy wcześniej nie poruszyłam tematu


tego incydentu. To zawsze było tabu.
Czekam.
I czekam.
Brak odpowiedzi. Niezbyt fajnie.
Czterdzieści pięć minut później pojawia się e-mail.

Charlie,
To opcja C: Nowy model operacyjny firmy wymaga usprawnienia,
a my nie potrzebujemy dwóch działów IT.
Złożyłem Ci osobistą ofertę. Decyzja o jej przyjęciu lub odrzuceniu
należy do Ciebie, jednak jeśli sama nie zdecydujesz, zostaniesz poddana
takiemu samemu procesowi selekcji jak reszta Twoich kolegów, a w jego
ramach ocenimy, czy to stanowisko nadal istnieje w nowej strukturze.
Jeśli chodzi o tamtą kwestię, to jestem rozczarowany, że masz
do siebie żal, mimo że minęło już osiem lat.
Proszę, prześpij się z tym. Z czasem zrozumiesz, że to najlepsze
rozwiązanie.
Z wyrazami szacunku,
Danny Walker

Przeczytałam to jeszcze raz, mrugając z niedowierzaniem. Potem


jeszcze raz, wolniej. Jest rozczarowany, że mam do siebie żal? Co to,
do cholery, znaczy?
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 7

CHARLIE
– Zgodnie z prawem, może to zrobić – potwierdza Julie, przeglądając
dokument, który wydrukowałam. – Proponuje ci dobrowolne
zwolnienie.
Przegląda dokument, szukając czegoś.
– Nie rozumiem. To trochę dziwne, że prezes Nexus Group
angażuje się w takie drobiazgi. Ma setki pracowników. Czy nie ma
ważniejszych spraw na głowie?
– Jestem żałosną młodszą siostrą jego najlepszego przyjaciela.
Stanowię problem – mruczę, wyładowując złość na mojej
garderobie. Szukam stroju na kolację z Benem, a siła, z jaką szarpię
wieszaki, prawdopodobnie spowoduje, że w końcu złamię drążek. –
Nie jestem odpowiednim zasobem dla jego firmy i musi się mnie po
cichu pozbyć, więc będę jedynie grzeczną dziewczynką
na przyjęciach Tristana.
– Na to wygląda. – Julie wzrusza ramionami.
Rzucam jej zirytowane spojrzenie.
– Nie chciałam, żebyś się ze mną zgadzała.
– Więc nie zadawaj pytań.
– To co mam zrobić?
Milknie na chwilę.
– Jeszcze nic nie rób. Masz dziesięć dni, żeby to przemyśleć.
Wyładuj swoją złość szalonym seksem. Wtedy będziesz myśleć
trzeźwo. W międzyczasie pozwól mu się zastanawiać i trochę
namęczyć – sugeruje.
Ben i ja idziemy dziś na kolację z kilkoma jego przyjaciółmi. To
świetna okazja, żeby wyjść z mojego seksualnego zastoju i przestać
ślęczeć nad Dannym Walkerem.
Jedną z zalet posiadania szalenie bogatego brata jest to, że ma się
bonusy, takie jak dostęp do ekskluzywnych restauracji i prywatnych
klubów. Zwykle z tego nie korzystam, bo nie lubię marnować czasu
na strojenie się, by zabłysnąć w takim miejscu, ale nadszedł czas, by
Ben zobaczył we mnie seksowną kocicę, którą jestem. To jest ten
czas, w którym można coś zmienić.
Zostaliśmy umieszczeni na liście gości Tristana do nowej
restauracji sushi w Shard, co oznacza, że dostaniemy pięćdziesiąt
procent zniżki na rachunek. Zapłaciłby za wszystko bez mrugnięcia
okiem, ale wolałabym nie czuć się jak ktoś, kto potrzebuje czyjejś
łaski.
Niezawodny Ben staje w drzwiach punktualnie o dziewiętnastej
i gdy mnie widzi, wytrzeszcza oczy.
– Wow. – Jego usta są otwarte. – Zapomniałem, że umiesz się tak
wystroić.
Chcę go zbesztać, a potem się waham. Kiedy ostatni raz
wystroiłam się dla Bena?
Za każdym razem, gdy pojawia się wzmianka o restauracji,
wskakuję w moje elastyczne spodnie, które rozciągają się
na brzuchu. Priorytetem zawsze było jedzenie, a nie seks.
– Poczekaj, aż zobaczysz, co mam na sobie pod spodem. –
Mrugam do niego i chwytam swój płaszcz.

***

Jesteśmy oprowadzani po restauracji przez piękną istotę, a ja po


cichu dziękuję sobie za znalezienie wewnętrznej siły, by się
przebrać. Kelnerki nigdy nie są tylko kelnerkami w tych barach − to
modelki z przebiegłą umiejętnością sprawiania, że czujesz się
atrakcyjny jak kamień.
Restauracja jest typowo w stylu Tristana: podniebny taras
z widokiem na Tamizę − dzięki oknom rozciągającym się od podłogi
aż do sufitu, a w tle przygrywa zespół jazzowy, oczywiście na żywo.
Najwspanialsi mieszkańcy Londynu zebrali się w czerwonych
aksamitnych kabinach. To wspaniała scena. Trzeba być bogatym,
pięknym lub być oligarchą, żeby się załapać, lub − w naszym
przypadku − wystarczy zostać darmozjadami bogatych.
Przy stole siedzą: Mikey, jego dziewczyna Sarah, John, Bernice
i para, której nigdy nie poznałam. Wyglądają na zadowolonych.
Najwyraźniej zdobyłam punkty za załatwienie nam stolika, kiedy
zdobycie go jest tak niebywale trudne.
Ben obejmuje mnie ramieniem i promienieje.
– Tony, Andrea, poznajcie tę pannę.
Moje ramiona sztywnieją. Zalewają mnie panika, strach,
klaustrofobia i mdłości. Kiedy stałam się panną zamiast Charlie?
– Cześć – odpowiadam drżącym głosem, zajmując miejsce obok
Sary.
Mężczyźni są zgromadzeni po jednej stronie stołu, a dziewczyny
po drugiej. Taktyczny ruch Mikey’a i Johna, bez wątpienia.
– Właśnie rozmawialiśmy o tym, jakie są piękne – mówi Sarah,
wskazując na białe kwiaty na środku stołu. – Byłyby idealne
na moich dwóch bocznych stołach w namiocie.
Przygotowuję się na długą noc.
Sarah mówi o swoim ślubie. Najwyraźniej jest w gorączce
przygotowań, mimo że do tego wydarzenia pozostał jeszcze ponad
rok.
Uśmiecham się, udając zainteresowanie tematem.
– Przepiękne. – Bernice tryska radością. – Zmieszane z liliami,
prawda?
John dostawał sugestie od Bernice, że ona również byłaby
wspaniałą panną młodą.
– Oczywiście – odpowiada Sarah z uśmiechem. – Wiesz,
znalezienie odpowiedniej kwiaciarni ślubnej to absolutny koszmar.
Odbyłam już pięć rozmów wstępnych i nadal nie znalazłam
zadowalającej kwiaciarni. Pięć! Ciągle mam te powracające sny, że
przybywam do namiotu, a kwiaty znajdują się na niewłaściwym stole
i są przechylone.
Szczerze mówiąc, jeśli masz zamiar mieć koszmar o kwiatach
ślubnych, to przynajmniej wyobraź sobie zabójcze chwasty duszące
pana młodego.
– Masz takie szczęście – mówi głośno Bernice, rzucając spojrzenie
na swojego chłopaka. – Zanim John się oświadczy, ja będę emerytką.
– Masz dopiero dwadzieścia osiem lat – zaznaczam. – Przed tobą
dużo czasu.
Śmieją się między sobą.
– Charlie, ty się nigdy nie zmienisz. Jesteś takim wolnym duchem.
– A co z tobą, Andreo, jak długo chodzisz z Tonym? –
Podekscytowana Sarah pochyla się w stronę Andrei, mając nadzieję
na dodatkowego gościa na swoim wieczorze panieńskim.
– Sześć miesięcy – odpowiada nieśmiało. – Zdaję sobie sprawę, że
to jeszcze wczesny etap związku.
– Sześć miesięcy! Mikey i ja zamieszkaliśmy razem po sześciu
miesiącach. Po prostu wiedzieliśmy, że to jest to.
Bernice przytakuje, zgadzając się z przedmówczynią.
– Chociaż ja musiałam czekać prawie rok, aby John zrobił kolejny
krok.
– Myślę, że my nie będziemy się spieszyć – mówi Andrea szybko,
zanim wproszą się na jej i Tony’ego domówkę.
– Ben i ja nie mamy w planach zamieszkać razem w najbliższym
czasie – mówię im bez ogródek.
Bernice macha na mnie lekceważąco ręką.
– Wkrótce zmienisz zdanie. Po prostu daj sobie czas.
Rozmowa przechodzi do dyskusji na temat niebieskich butów
Andrei i tego, że były świetną okazją, ale nieuchronnie wraca
do ślubów.
– …czasami nie doceniają tego, ile pracy wkłada się w ślub. Czy
oni myślą, że bukiety same się układają?
– …krzesła zostaną owinięte w białe płótno ze złotą obwódką i nie
będzie widać żadnych nóg.
– …kelnerki nie mogą być zbyt ładne.
– …czy byłam niemiła, kiedy powiedziałam Shelley, żeby schudła
i została druhną?
– …ale druhny nie mogą przyćmić wyglądu panny młodej, więc
ona nie może zbytnio schudnąć.
– …Myślę, że ksiądz trochę ją polubił.
Mówią tak przez półtorej godziny, podczas gdy ja po cichu upijam
się w samotności, przytakując i mrucząc w odpowiednich
momentach. Na drugim końcu stołu Andrea robi to samo. Mam
wrażenie, że po dzisiejszym wieczorze Tony zostanie rzucony.
Wymiguję się, żeby pójść do łazienki. Jeśli dobrze wyczuję
moment, zanim wrócę, przejdą do innego tematu, może jedzenia.
Wracam z łazienki, wpatrując się w telefon, kiedy moja twarz
zderza się ze ścianą ciepłych, twardych mięśni.
– Przepraszam! – zaczynam, ale zatrzymuję się gwałtownie, gdy
spotykam znajome zimne spojrzenie.
– Charlie. – Jego oczy zjeżdżają w dół, do moich kostek,
a następnie podążają ścieżką w górę moich nagich nóg, a następnie
talii i piersi, zanim skupią się z powrotem na mojej twarzy. Wpatruje
się w moje oczy, marszcząc czoło.
– Danny – wykrztuszam z trudem, ignorując motylki w brzuchu,
które zaczynają wściekle latać, gdy wypowiada moje imię.
Mężczyzna odchrząkuje.
– Nie spodziewałem się, że cię tu zobaczę.
– Mam tak samo – odpowiadam. – Dlaczego tu jesteś? – Gapię się
na niego. – Specjalnie zapytałam Tristana, czy wybiera się tu dziś
wieczorem.
– Nie jestem tu z Tristanem.
Odwracam głowę, i widzę długonogą Jen, która nas obserwuje.
Kobieta posyła mi fałszywy uśmiech.
– Przepraszam – mówię, mrużąc oczy w jego kierunku. – Muszę
wrócić do mojego stolika. Chyba że chcesz, abym zmieniła stolik
na jakiś bardziej oddalony od ciebie? Albo restaurację, jeśli jestem
zbyt dużym utrudnieniem?
Wpatrujemy się w siebie, napięcie płynie między nami jak
w przewodzie elektrycznym.
Jestem na siebie cholernie wkurzona za to, że chciałabym mieć
w sobie twardego kutasa tego palanta.
Odrywam spojrzenie od mężczyzny i mijam go.
– Czekaj. – Jego ręka ląduje na moim przedramieniu, a ja czuję, że
sztywnieję pod jego dotykiem. – Czy możemy zacząć zachowywać
się jak dorośli? Cały ten melodramat przyprawia mnie o ból głowy.
Patrzę na niego beznamiętnie.
– Może wtedy, kiedy zaczniesz traktować mnie jak dorosłą? Nie
powiedziałeś mi, że planujesz kupić moją firmę i pozbyć się mnie. Na
przyjęciu rozmawialiśmy nawet o Dunleyu! Jakie to żenujące. A więc
wybacz, ale czuję się trochę zbita z tropu i pominięta. Miałeś to
zaplanowane od dłuższego czasu, prawda? – wyrzucam ze złością.
Jego milczenie jest dla mnie wystarczającą odpowiedzią.
Po mojej lewej stronie słychać dźwięk robienia zdjęcia i oboje
odwracamy się − widzimy, jak jedna z dziewczyn robi zdjęcie,
z pewnością na Instagram.
– Nie zaczynaj tego, kurwa, w środku restauracji, Charlie –
warknął, jego ręka zacisnęła się wokół mojej.
– To ty nie zaczynaj, kurwa. – Szarpię ramię, odsuwając się od
niego. – Nie musisz się martwić, że zawstydzę cię tutaj, Danny.
W biurze lub na imprezach Tristana. Było o wiele przyjemniej, kiedy
wzajemnie się ignorowaliśmy.
Maszeruję w stronę stołu, nie oglądając się za siebie.
– Co on tu robi? – pyta Ben, gdy wracam na miejsce.
– Przyszedł coś zjeść. Dokładnie tak, jak my – rzucam ze złością
i natychmiast tego żałuję. – Przepraszam.
Brwi Bena marszczą się.
– Nie podoba mi się sposób, w jaki na ciebie patrzy.
– Jakby chciał mnie zabić? – mamroczę.
– Nie. – Krzywi się. – Jakby chciał cię zjeść.
Jego grymas pogłębia się, gdy spogląda ponad moim ramieniem.
– On cię teraz obserwuje.
Dam Danny’emu Walkerowi niezłe przedstawienie.
– Zignoruj go. – Pochylam się do Bena i wsuwam nogi między jego
nogi. Następnie owijam ręce wokół jego szyi i przyciągam go
do siebie, co może skutkować najdłuższym i najbardziej namiętnym
pocałunkiem w naszym związku.
Uśmiechając się, Ben odsuwa się ode mnie po chwili.
– Załatwmy szybko rachunek. – Daje znak kelnerce.
Kobieta podchodzi z uśmiechem na ustach.
– To twój szczęśliwy wieczór. Rachunek został już zapłacony przez
dżentelmena siedzącego przy stoliku, w rogu. Powiedział, że to
gałązka oliwna dla Charlie? – Unosi brwi w nadziei, że zrozumiemy,
co to znaczy.
Pozostali wyglądają na równie zdezorientowanych i zadowolonych
jak my.
Kiedy odwracam się w kierunku Danny’ego Walkera, ten podnosi
swój kieliszek z kurtuazyjnym skinieniem głowy.
Zdumiona, spoglądam na niego.
– Czy to… Danny Walker? – Bernice wzdycha. – Danny Walker
zapłacił za naszą kolację?
– Kutas – mówi Ben i się krzywi.
Kelnerka jest zaskoczona.
– TEN Danny Walker?
Następuje lawina pytań o to, dlaczego Danny Walker stawia nam
kolację za sześćset funtów.
– Skąd go znasz?
– Czym sobie na to zasłużyliśmy?
– Czy nie zamierzamy mu podziękować?
– Nie – odpowiadam, jednocześnie zgrzytając zębami, gdy
powstrzymuję Andreę od pobiegnięcia do niego.
Jeśli ten arogancki dupek myśli, że może mnie przekupić
pieniędzmi, to czeka go niemiłe rozczarowanie.
– Przepraszam panią? – Odwracam się twarzą do kelnerki. – Ile
wynosi jego rachunek za kolację do tej pory? Zamierzam się
odwdzięczyć za przysługę.
– Około trzystu funtów, mniej więcej. – Patrzy na mnie pustym
wzrokiem. – Chcesz zapłacić za jego kolację?
To będzie droga noc.
– Proszę obciążyć moją kartę. – Przyklejam uśmiech na twarz
i wręczam jej kartę. – Czy możesz przekazać temu panu wiadomość,
proszę?
– Oczywiście. – Rozpromienia się, zachwycona, że ma pretekst,
aby ponownie z nim porozmawiać. Tacy mężczyźni zawsze
przyciągają kobiety.
– Powiedz mu, że w przeciwieństwie do jego innych kobiet nie
dam się kupić.
***

– Czy dobrze bawiłaś się dzisiaj wieczorem, kochanie? – Ben szepcze


mi do ucha, gdy przytulamy się do siebie na łóżku.
Uśmiecham się do niego pieszczotliwie i kłamię.
– Najlepiej.
– Przepraszam, że dziewczyny pochłonęło weselne szaleństwo.
Mam nadzieję, że nie było to dla ciebie zbyt nudne.
– Było naprawdę fajnie. – Przebiegam czule dłonią po jego
męskiej linii szczęki, a on całuje mnie delikatnie w nos.
Ben naprawdę jest wspaniałym facetem. Jest przyjemny dla oka,
dobry dla mnie i dobry dla starszych pań przechodzących przez
ulicę. Facet jest świetny, a ja na niego nie zasługuję.
– Jesteś szczęśliwa, Charlie? – pyta miękko, a jego oczy są pełne
strachu i nadziei.
– Tak, Ben, oczywiście. – Przyciągam go blisko i przytulamy się
na pocieszenie. Dlaczego czuję się taka winna?
Ben szybko zasypia, zadowolony z mojej odpowiedzi. Patrzę, jak
śpi, zastanawiając się, dlaczego jest we mnie tyle niepokoju.
W końcu zasypiam o czwartej nad ranem i śni mi się ślub: idę
do ołtarza i wszyscy się do mnie uśmiechają, ale coś jest nie tak, a ja
nie potrafię określić, co to jest. Czy mój stanik jest za ciasny? Czy
moja opalenizna jest zbyt pomarańczowa? Ben czeka na końcu
przejścia.
– To panna młoda! – krzyczą ludzie. – To prawdziwa dama.
Siadam gwałtownie, zlana potem.
Spoglądam w dół, na piękną sylwetkę Bena pod kocem, i ogarnia
mnie panika.
Dama nosi wałki, duże staniki podtrzymujące, kaszmirowe swetry
z perłami i zawsze ma chusteczki w kieszeniach. Moja matka jest
damą. Ja zdecydowanie nią nie jestem.

***

DANNY
– Spóźniłeś się – mamroczę, patrząc, jak oszałamiająca hostessa
zdejmuje płaszcz Tristana.
– A kiedy ja jestem na czas? – mruczy, wręczając jej dwudziestkę.
Kobieta mruczy do niego zalotnie, a ja przewracam oczami.
Tristan wszędzie, gdzie się pojawi − w barach, biurach,
na siłowniach, w kościołach… − ma wokół siebie wianuszek kobiet.
Miał nawet czelność podrywać pielęgniarkę, kiedy miałem operację
barku.
Kiwa głową w stronę trzech pustych szklanek.
– Widzę, że zacząłeś bez nas.
– Długi tydzień – mruknąłem, popijając trzecią szkocką.
Krótko kiwam głową kelnerce, prosząc o to samo.
W przeciwieństwie do Tristana nie jestem czarujący.
– Oto i on. Nasz rycerz. – Kiwa głową w stronę drzwi klubu, gdzie
właśnie wchodzi Jack. – Zawsze mogę na nim polegać, wiedząc, że
będzie później niż ja.
– Słyszałem to – odpowiada Jack, błyskając uśmiechem
do hostessy. Kobieta ma tak wysokie obcasy, że mierzy co najmniej
sześć stóp i jest prawie równego wzrostu z Jackiem. Mężczyzna
wygląda na zakłopotanego. Siada. – Zrobiłem szybki postój
u nauczycielki jogi Sary.
– Ty zbereźny kundlu. – Tristan śmieje się głośno. – Mam
nadzieję, że umyłeś ręce.
7
– Poproszę Pale Ale . – Jack uśmiecha się do kelnerki i mruga
do nas. – Lepiej umyj mi też usta.
– Jezu, Jack. – Potrząsam głową. – To nawet nie jest jeszcze pora
kolacji.
– Co się z tobą dzieje, Walker? – pyta, gdy rozluźnia swój krawat.
– Wydawałeś się przez telefon naprawdę spięty.
– Czy to przez Jen? – Tristan unosi brwi, wbijając we mnie
zatroskane spojrzenie.
Patrzę na niego. Sekundę zajmuje mi domyślenie się, o kim mówi.
– Nie. – Prawie wybucham śmiechem. Jen w ogóle nie stanowi
problemu.
– W takim razie chodzi o fuzję? – podpowiada, patrząc na mnie
w zakłopotaniu. − Nigdy wcześniej nie widziałem cię tak
zdenerwowanego.
Zgrzytam zębami. Dlaczego jestem taki spięty?
W zeszłym tygodniu straciłem możliwość sprzedaży wartą dziesięć
milionów, a to mnie nie ruszało. Co, do cholery, jest ze mną nie tak?
– To nie chodzi o Charlie, prawda?
Rzucam mu spojrzenie. Dlaczego wspomina o swojej siostrze?
Trzeci dzień mijam ją w biurze i jestem tak spięty, że wybucham
na wszystkich. Uważają mnie za potwora, tak jak ona.
– Stary, nie musisz się martwić o to, jak reaguję. Rozumiem to –
mówi, gdy nie odpowiadam.
– Nie przyjęła tego dobrze, Tristanie. – Wzdycham, zastanawiając
się, dlaczego się zgadzam na tę rozmowę. – Czy rozmawiała z tobą?
– Nie, nie bardzo. – Kręci głową. – Nie odzywa się, dlatego wiem,
że jest zdenerwowana.
Przestaje mówić, rozproszony przez kelnerkę stawiającą na stole
naszą tacę z napojami.
– Zrobiłeś to, co musiałeś zrobić. – Tristan wzrusza ramionami. –
Ona dojdzie do siebie. Jest po prostu dumna, czuje się urażona. To
pierwsza firma, w której pracowała, i była w niej od dawna, więc jest
emocjonalnie związana.
– Przystanie na twoją ofertę, gdy zda sobie sprawę, dla jakiego
kutasa pracujesz. – Jack się śmieje. – Czy ona nie czyta gazet?
Tristan się uśmiecha.
– Za Danny’go Niszczyciela.
Podnoszą swoje kieliszki w toaście, a ja przewracam oczami.
– „Walker niszczy kolejnego konkurenta w swojej pogoni za
dominacją”. To był nagłówek w zeszłym tygodniu. – Tristan wybucha
śmiechem.
– Nie zaczynaj – grymaszę. Z każdym przejęciem moja reputacja
staje się coraz gorsza. Jestem chłopcem z plakatu złotej branży
technologicznej. – I skończ z tym pieprzonym przezwiskiem –
dodaję. – To sprawia, że brzmię jak komiksowy złoczyńca, którym
jestem według Charlie. Ona jest wściekła. Żaden pracownik nigdy
nie odezwał się do mnie w ten sposób.
– To jest Charlie, osoba porywcza. – Tristan ponownie się śmieje.
Porywcza? Raczej określiłbym ją jako cholernie trudną. Wyrzuca
z siebie bez zastanowienia to, co leży jej na sercu. Czy ona nie wie,
jak powinna się zachować w miejscu pracy?
– Widziałem ją w restauracji wczoraj wieczorem. – Moja szczęka
się zaciska. – Nie powiedziałeś, że tam będzie. Prawie urwała mi
jaja, gdy mnie zobaczyła.
– Moje jaja może ruszać w każdej chwili. – Jack gwiżdże cicho. –
Przepraszam, Tristanie, ale dziewczyna robi się gorętsza za każdym
razem, gdy ją widzę.
– Ostrożnie, rycerzyku – warczy.
Tristan najchętniej wysłałby swoje obie siostry do klasztoru
w górach, gdyby mógł. Odkąd tata Tristana uciekł i zostawił syna
z trzema kobietami Kane, mój przyjaciel wziął na siebie rolę ojca, co
wiązało się z weryfikacją chłopaków. W chwili, gdy którykolwiek
z nas odważyłby się chociażby pomyśleć o zbliżeniu się do Charlie,
automatycznie straciłby jaja w imadle.
– W ramach oferty pokojowej zapłaciłem za kolację jej oraz jej
przyjaciół – wyjaśniam. – I to przyniosło odwrotny skutek –
kontynuuję przez zaciśnięte zęby. – Odwdzięczyła się tym samym.
Kiedy poszedłem zapłacić rachunek, dowiedziałem się, że ona już go
zapłaciła. Powiedziała coś o tym, że próbuję ją przekupić.
Tristan odrzuca głowę do tyłu i wybucha śmiechem.
– Po prostu nie możesz wygrać z Charlie. Co zrobiłeś, że aż tak ją
wkurzyłeś?
Wiercę się w moim fotelu, kiedy przypominam sobie spojrzenie,
które posłała mi po tym, jak jej piersi zderzyły się z moją klatką
piersiową. To było tak, jakbym był najgorszym człowiekiem
na świecie. Nie mogę się dogadać z tą kobietą. Płacę za jej kolację
z przyjaciółmi, a ona nadal się wścieka?
Jego brwi się unoszą.
– Chcesz, żebym z nią porozmawiał?
– Nie – odpowiadam zbyt szybko. Im mniej Tristan będzie się
angażował w tę sytuację, tym lepiej.
Wiem, że byłem dość ostry, gdy wyszedłem z propozycją dotyczącą
jej zwolnienia. Myślałem, że jeśli przedstawię jej ofertę w cztery
oczy, to lepiej to przyjmie, ale niestety: było to zbyt osobiste. Ona
wie dokładnie, jak mnie przycisnąć, a ja wyszedłem z tej sytuacji jak
dupek.
Miała rację. Mike był bezużyteczny i to nie była jej wina.
Pomyślałem, że będzie zadowolona z hojnej wypłaty. Kazałem jej
nowej firmie wpisać do kontraktu datę rozpoczęcia pracy, żeby
mogła wziąć trochę wolnego i podróżować. Dlaczego nie jest
zadowolona?
Oczywiście Tristan też to wie, dlatego zachowywał się tak
rozsądnie.
– Chłopie, wiem, że zostanę zlinczowany za powiedzenie tego –
mówi Jack – ale jako pełnokrwisty mężczyzna, myślę, że powinieneś
trzymać Charlie z dala od szamba swojego kręgu przyjaciół. Połowa
ziomków z branży próbowała swoich szans na tej imprezie.
Moje oczy się rozszerzają. Zostaw to, Jack.
– Nie odważyliby się, kurwa – warknął Tristan, patrząc na Jacka
zmrużonymi oczami. – To dotyczy również ciebie, rycerzu. Wybij
sobie z głowy wszelakie wyobrażenia o mojej siostrze.
Jack śmieje się.
– Nie odważyłbym się zaryzykować. Lubię mieć swoje jaja
przyczepione do ciała. To tylko ostrzeżenie, Kane. – Wzrusza
ramionami. – Ona wygląda dobrze. Każdy kutas na tej imprezie stał
na baczność. Jeśli upierasz się przy zapraszaniu jej na te same
spotkania, na które zapraszasz swoich nikczemnych, lubieżnych
kumpli, to cóż, możesz winić tylko siebie.
– Kurwa, rycerzu. – Tristan patrzy na niego groźnie.
Muszę zmienić temat, zanim zostanę zdemaskowany jako
nikczemny, lubieżny kolega.
– Wyraziłeś swoją opinię, Jack – mówię. – Nie rób z tego jakiejś
spiny.
– Wydaje mi się, że to ty jesteś spięty, bo kelnerka patrzy na mnie,
a nie na ciebie. – Tristan szczerzy się.
– Mogę to wkrótce zmienić – odpowiadam, podnosząc
sugestywnie mój kieliszek w jej stronę. Kobieta posyła mi zalotny
uśmiech.
– Jest cała twoja. – Tristan uśmiecha się do mnie. – Więc ty i Jen
nie jesteście ze sobą na wyłączność?
Potrząsam głową.
– Nie. Wyraziłem się bardzo jasno: nie jestem zainteresowany
zażyłą relacją.
Jack odchyla głowę do tyłu i się śmieje.
– Masz czterdzieści jeden lat, Walker. I masz piękną młodą
prawniczkę zajmującą się prawami człowieka, która chce uprawiać
z tobą seks każdej nocy, mimo że masz charyzmę karalucha, a ty
nadal nie chcesz się zaangażować? To czego dokładnie chcesz? –
pyta.
– Rozmaitości. – Zgrzytam zębami.
– Ma odpowiednie nastawienie – mówi sucho Tristan. – Bez
zobowiązań, bez szans na pieprzoną sukę, byłą żonę, z którą trzeba
się użerać.
– Dobra, dobra. – Podnoszę swój kieliszek, myśląc o moim
własnym katastrofalnym rozwodzie. – Jakie są najnowsze
informacje?
Małżeństwo z Geminą było najdroższym finansowo i emocjonalnie
błędem Tristana. Minęło jedenaście lat, a on wciąż za to płaci. Jeśli
chodzi o rozwody, to ten jego był tak okropny, jak to tylko możliwe.
Jego była żona to postać niesamowicie toksyczna, która pozwalała
mu myśleć, że Daniel jest jego synem, podczas gdy ona bzykała się
za jego plecami. Spędził cztery lata, wierząc, że to on jest ojcem
Daniela, aby ostatecznie się dowiedzieć, że to jakiś facet, którego
poznała w nocnym klubie w Monako.
Teraz Daniel ma sześć lat, a Tristan nadal traktuje go jak syna,
jednak ma niewiele praw. Nie ma żadnego dokumentu prawnego, co
oznacza, że Gemina może żądać niebotycznych kwot alimentów dla
siebie i dziecka, aby mieć za co kupować ukochane diamenty.
Brwi Tristana układają się w głęboką zmarszczkę.
Nie wiem, dlaczego o tym wspomniałem. Boli mnie, gdy widzę, jak
bardzo stresuje go ta sytuacja − to jak wisząca nad nim nieustannie
ciemna chmura. Musi się z tym uporać.
Wiem, że nie śpi w nocy, martwiąc się, że już nigdy nie zobaczy
Daniela, że ona po prostu ucieknie z jakimś facetem.
– Żąda, żebym jej kupił domek letniskowy we Francji – odpowiada
beznamiętnie. – Mówi, że musi być blisko swojej siostry.
– Kupiłeś jej już dwa domy – denerwuję się. – Ile ona ich
potrzebuje?
– Jeśli nie chce domu, to żąda łodzi, samochodu lub pieprzonej
wyspy – mówi Jack. – Jak załatwimy tę sukę raz na zawsze?
– Nie, Jack, nie możemy jej załatwić. – Tristan przewraca oczami.
– Po prostu muszę nadal płacić, jeśli chcę widzieć się z moim synem.
– Jego twarz pochmurnieje. – Nie mogę stracić Daniela.
– Nie stracisz – mówię szybko. – Mamy wystarczająco dużo
gotówki, aby nadal jej płacić, dopóki nie znajdziemy lepszego
rozwiązania. Na przykład zabójstwa.
– Dobrze, że wybrałem bogatego ojca chrzestnego. – Śmieje się,
gdy przywołuję do nas gorącą kelnerkę.
Kobieta podchodzi.
– A teraz przepraszam was na moment. – Wypijam resztę mojej
szkockiej. – Cześć. – Uśmiecham się do niej. – Jak masz na imię?
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 8

CHARLIE
Ben wita mnie pocałunkiem i podaje mi kieliszek wina.
– Cześć, kochanie, wszystko jest już prawie gotowe. – Wyciera
ręce o swój fartuch, a następnie mnie przytula. – Zrobiłem ci świnki
pod kołderką8. Wiem, że je lubisz.
Lubię. Prawdę mówiąc, to mam przypuszczenia, że te pyszności
ostatecznie skłoniły mnie do przyjścia tutaj.
Wprowadza mnie do salonu, gdzie znajduje się stół zastawiony
ładnymi serwetkami i sosami.
Opadam na sofę, żołądek skręca mi się w oczekiwaniu. Ben jest
doskonałym kucharzem. To jeden z powodów, dla których dobrze
nam się współpracuje.
– Voila! – Wyłania się z kuchni, niosąc dwa gigantyczne talerze
apetycznego i ciężkostrawnego jedzenia. Czyli czeka mnie jeszcze
jedna noc leżenia na plecach i jęczenia z niewłaściwych powodów.
– To wygląda pysznie. – Uśmiecham się radośnie na widok uczty.
Ben pochyla się, aby mnie pocałować. Gdy jego język wkrada się
do moich ust, zamykam oczy i staram się skupić na tej chwili.
Mój język reaguje, ale w moim myślach panuje chaos. Wyobrażam
sobie, że te usta należą do kogoś innego. Że to usta obleśnego,
aroganckiego Szkota. Jestem okropna. Niech cię diabli, Charlie, skup
się!
Kiedy przestajemy się całować, patrzę na Bena i po raz pierwszy
widzę wyraźnie nasz związek.
Czuję ucisk w klatce piersiowej. Nie mogę dłużej tego robić. Nie
mogę dłużej się do tego zmuszać. Nie zrozumcie mnie źle, to facet
jeden na milion. Jest jednym z najcieplejszych, najmilszych
chłopaków, jakich kiedykolwiek miałam.
Ale nie jest dla mnie. Chcę się trząść z obawy, że można kogoś tak
niesamowicie pragnąć, że moje serce przyspieszy, gdy go zobaczę.
Chcę czuć strach, który sprawi, że moje gardło się zaciśnie, więc
zapomnę, jak oddychać, kiedy będzie do mnie mówił.
Julie mówi, że to jest typowe dla mnie. Pozostaję w związkach
o wiele dłużej, niż powinnam, bo czuję się źle z tym, że je kończę.
– Ben – zaczynam cichym głosem.
– Tak, kochanie. – Uśmiecha się do mnie, jednocześnie pałaszując
tłuczone ziemniaki.
Do diabła, nie ma sensu marnować tak pysznego jedzenia,
zwłaszcza moich ukochanych świnek pod kołderką. Spróbuję wrócić
do tematu zaraz po obiedzie.
– To jest pyszne.
Wsuwam jedzenie do ust, jakbym nie jadła niczego od co najmniej
miesiąca.
Po kolacji rozsiadamy się na kanapie, by obejrzeć film. Ben kupił
mój ulubiony deser: budyń toffi z bitą śmietaną.
Mój żołądek bulgocze w proteście, gdy wpycha się do niego więcej
jedzenia, niż jest w stanie przyjąć.
Ben wtula się we mnie, nie przejmując się hałasem.
Siedzę wyprostowana. Nie mogę już dłużej zwlekać.
Zrób to, zrób to, zrób to.
– Ben, musimy porozmawiać – mówię niespokojnie, biorąc
jednocześnie duży łyk wina.
Mężczyzna odkłada swój talerz.
– Cholera, to całkiem poważny wstęp to rozmowy. Dlaczego mam
nadzieję, że chcesz po prostu porozmawiać o fabule filmu?
Uśmiecham się smutno.
– Nie, tu nie chodzi o film. Chodzi o nas. Po prostu nie sądzę…
– Co? – Wpatruje się we mnie pusto.
– Że to nadal działa. – Chwytam ustami powietrze. – Myślę, że
byłoby nam lepiej jako przyjaciołom.
Już. Powiedziałam to.
– Co? – Pociera swoją twarz. – Nie rozumiem. Dlaczego?
– Przepraszam – szepczę, wpatrując się w dywan. – Nadal cię
kocham, ale to jest bardziej siostrzane lub matczyne uczucie… jeśli
rozumiesz, co mam na myśli.
Jęczy cicho, gdy wkłada głowę w swoje ręce. Nie mogę tego znieść.
Chciałabym teraz wycofać moje bolesne słowa.
– Nie chcę cię skrzywdzić. Możemy nadal być przyjaciółmi,
oczywiście, ale…
Tak, prawdopodobnie możemy być dobrymi przyjaciółmi! Nie
uprawiamy seksu, więc i tak jesteśmy teraz bardziej jak przyjaciele.
On nadal może dla mnie gotować, jeśli chce. Pozwolę mu nawet
zrobić świnki pod kołderką.
– W związku nieustannie trzeba się starać, Charlie – odpowiada
stłumionym głosem. – Nie można po prostu magicznie utrzymać
iskry, kiedy się o to nie dba.
– Wiem. Powinnam była częściej golić nogi. Przestałam się starać.
To moja wina. – Patrzę z rozpaczą, jak jego twarz wykrzywia się od
wstrzymywania łez.
– Osiem miesięcy, Charlie. Czy to nic nie znaczyło?
– Oczywiście, że znaczyło! Ale czasami związki po prostu
zaczynają się rozpadać – mówię, pocierając jego ramię.
On potrząsa głową.
– Zupełnie się na to nie zanosiło.
Czyżby? Jeśli mam być szczera, ten związek zakończył się kilka
miesięcy temu. Po prostu żadne z nas nie powiedziało o tym
otwarcie.
Siada i milczy przez chwilę.
– Czy jest ktoś inny? – pyta w końcu.
– Nie!
– Czy to Stevie?
– Nie – odpowiadam, zupełnie zaskoczona. – Wiesz, że Stevie jest
tylko moim kolegą. Poza tym spotyka się z Cat, na litość boską!
– Czy to ma związek z moją mamą? Wiem, że jest specyficzna,
Charlie, ale ona chce tylko…
– Nie! – Przerywam ostro. Chociaż jego mama zachowywała się
jak… – Nie wiem, co jeszcze mogę powiedzieć – dodaję łagodnie. –
Przykro mi, Ben. – Skupiam się na dywanie. – Masz rację. Jestem
okropną dziewczyną. Przedkładam pracę ponad nas. Zawsze jestem
zmęczona. Nie mogę przestać puszczać bąków. A ty jesteś
niesamowity…
– Nie mów mi, że jestem miłym facetem – przerywa szorstko. – Po
prostu daj już spokój.
– Wezmę taksówkę i pojadę do domu – stwierdzam.
Ben kiwa głową, strużka łez ścieka mu po brodzie.
Coś mnie jednak dręczy. Myśl o powrocie do pokoju pełnego
swetrów i bielizny Bena. Zanim wyjdę, muszę postawić kropkę nad
„i” i dopilnować, aż zakończę to definitywnie.
– Ben – zaczynam. – Zwrócę ci twoje swetry i bieliznę.
Wpatruje się w podłogę, nie odpowiadając.
– Mogę oddzielić czyste od brudnych, jeśli chcesz – dodaję, chcąc
pomóc.
– Na litość boską, Charlie, jakby mnie w tej chwili w ogóle
obchodziły moje spodnie!
– Naprawdę mi przykro, Ben.
Odpowiada z napiętym uśmiechem.
– Wiem. To nie twoja wina.
– Naprawdę? – pytam z nadzieją.
– Co chcesz, bym powiedział? Że rozumiem i nie powinnaś się
obwiniać? – Wyciera łzy, w jego oczach dostrzegam determinację. –
Dobrze, nie czuj się winna. Idź do domu.
– Czuję się winna – zaprzeczam. – Ale nie możemy ciągle w tym
tkwić z poczucia winy. To nie jest dobry fundament dla związku.
On przytakuje i delikatnie dotyka mojego policzka.
– Po prostu potrzebuję trochę czasu – stwierdza w końcu.
Kręcę się po mieszkaniu, zbierając w pośpiechu swoje rzeczy. Moje
puszyste kapcie, elastyczne spodnie, różowy termofor. Wszystkie
dowody na to, że wpadliśmy w rutynę.
Jutro pójdę na miasto i kupię jakieś wyuzdane pończochy
samonośne i koronkowe majtki. Mam dwadzieścia osiem lat. Kiedy
zaczęłam się zachowywać, jakbym miała siedemdziesiąt osiem? Czas
odzyskać życie seksualne.

***
Jest piątek rano, więc powinnam być w dobrym nastroju.
Byłabym, gdybym nie stała w deszczu przed studiem Bikram Jogi
o szóstej piętnaście rano. Jestem zdyszana po pokonaniu całego
Londynu na rowerze, żeby zdążyć na czas.
Suze wybrała leniwą opcję, czyli metro. Kiedy mnie widzi, robi
głęboki wydech.
Patrzę na swój telefon.
– Gdzie jest Cat?
– Nie dała rady. Jest zawalona pracą – odpowiada koleżanka.
– Cat? – pytam z niedowierzaniem. – Czy zdajesz sobie sprawę, że
Cat spędziła w poniedziałek trzy godziny, zmieniając układ szuflady
z majtkami i układając bieliznę według kolorów, bo „tak świetnie się
ze wszystkim wyrabia”? Co za mała suka! Jeśli ja muszę przez to
przechodzić, to ona, do cholery, też powinna.
– Masz rację! – Suze jest oburzona. – Jedyne, o co ją poprosiłam,
to o pozostanie na jednych zajęciach przez dziewięćdziesiąt minut.
Nie proszę przecież o zbyt wiele.
– Chodź. – Otwieram drzwi do recepcji i uderza mnie zapach potu.
– Miejmy to już za sobą.
Po zarejestrowaniu się idziemy do studia i zaglądamy przez szybę,
czekając na zakończenie trwających właśnie zajęć. Gdy rozglądam
się po sali, zaczynam się zastanawiać, czy Suze i ja źle
zrozumiałyśmy dress code. Są tam dziewczyny w stanikach i szortach
tak małych, że jestem pewna, iż można zobaczyć ich intymne części
ciała, gdy się pochylą. Na ciele Kate Moss jest więcej tłuszczyku niż
w tym studio.
Gdy drzwi do studia się otwierają, wita mnie fala gorąca.
Suze wpatruje się we mnie szeroko otwartymi oczami, a na jej
brwiach tworzą się kropelki potu.
Z wahaniem wchodzimy do studia i znajdujemy miejsce, by stanąć
jak najbliżej drzwi.
Około dwudziestu osób leży już na plecach na matach do jogi
z dłońmi skierowanymi do sufitu, robiąc długie, głębokie oddechy.
Do sali wchodzi jeszcze co najmniej dziesięć osób.
Co jest, do cholery? Jak my się tu wszyscy zmieścimy?
Otwieram usta, ale nie dociera do nich tlen. Ciężko jest oddychać
w tym upale.
Moje stopy zaczynają się gotować na ziemi, a ja przeskakuję z nogi
na nogę.
To nie jest przyjemny upał, jak wyciskanie soków na Sardynii albo
stanie na plaży w Jordanii.
Tu jest o wiele goręcej. Panują ekstremalne warunki klimatyczne.
Pomieszczenie nie nadaje się do tego, aby przebywali tu ludzie.
Z całych sił staram się nie wybiec za drzwi.
– Czy oni, kurwa, są poważni? – Suze syczy na mnie, stając się
z sekundy na sekundę coraz bardziej zdenerwowana. – To nie jest
w porządku! To nieludzkie!
Zazwyczaj ignoruję dramatyczne opowiastki Suze z zajęć
sportowych, ale tym razem nie mogę się kłócić. Jestem pewna, że
nawet na pustyni nie panuje taki upał.
Drzwi się zamykają, a ja czuję, jak moje serce przyspiesza, gdy
ogarniają mnie fale paniki. Nie ma mowy, żebym mogła wytrzymać
w tym pokoju dziewięćdziesiąt minut. Ale między mną a drzwiami
jest tak wiele osób.
Obok mnie Suze jęczy cicho.
Zamykam oczy i mówię sobie, że nie umrę w wyniku
samozapłonu.
– Dzień dobry, panie. Witamy w Bikram Yoga. – Niska pani
z wschodnioeuropejskim akcentem posyła nam uśmiech, rozglądając
się po sali. – To będzie intensywna sesja. Możecie doświadczyć
dyskomfortu, paniki, mdłości i uczucia, że chcecie wybiec z sali. To
wymagające zajęcia. Stali bywalcy są już zaznajomieni z wielkimi
korzyściami, jakie oferuje ten sport. Dla nowych, którzy dopiero
zaczynają, proszę o wytrwałość. Nie przeciążajcie się przez kilka
pierwszych sesji.
Suze kiwa gorączkowo głową − albo w zgodzie, albo w ramach
ataku paniki.
Instruktorka chodzi tam i z powrotem po sali.
– Tego ranka waszym głównym celem jest pozostanie w sali przez
całe dziewięćdziesiąt minut. Jeśli to się uda, będzie oznaczało, że
poradziliście sobie rewelacyjnie.
– Zostań w pokoju – powtarzam sobie cicho. – Po prostu zostań
w pokoju.
Nigdy nie byłam osobą, która lubi działać zgodnie z tym, co jej
nakazano. Jeśli ktoś mi powie, że toalety są nieczynne, natychmiast
muszę skorzystać. Jeśli ktoś powie mi, że mam być cicho, dostanę
paraliżu gardła i będę się dusić od kaszlu. Pani od Bikramu mówi, że
muszę przebywać w tym saharyjskim upale przez dziewięćdziesiąt
minut? Mój mózg nakazuje mi wyjść z piekła.
– Mamy kilka nowych osób, które pierwszy raz są na naszych
zajęciach. Gdzie jest Melissa?
Gibka dziewczyna w obcisłym kombinezonie macha ręką.
– A Charlotte i Suzanne?
– Och, to my! – chrypię, podnosząc rękę. Mój głos brzmi dziwnie:
jest suchy i się łamie.
– Okej, dziewczyny, podchodźcie do tego spokojnie. Jeśli
poczujecie mdłości, po prostu przerwijcie ćwiczenia, usiądźcie
na macie i oddychajcie przez nos – instruuje.
Splata ręce razem.
– Dobrze, zacznijmy pierwszą figurę! – Jej ręce rozciągają się nad
głową. – Wysoko, do sufitu. Podążaj wzrokiem za sufitem do tylnej
ściany.
– Ile jest tych figur? – Rzucam Suze rozpaczliwe spojrzenie.
Ona ledwo może mi odpowiedzieć.
– Dwie, mam nadzieję.
Obserwujemy, jak instruktorka i większość uczestniczek rozciągają
się i wyginają w upale. Nieśmiało podążam za nimi, starając się
pracować jak najmniej. Kropelki potu spływają w dół moich ramion
i przesiąkają przez moje szorty i bieliznę. Na moich stopach również
zebrały się krople potu.
– Kroczcie dalej, panie. To jest ostatnia figura rozgrzewająca. –
Instruktorka pochyla się w prawo, a inne kobiety posłusznie
podążają za nią. – Dobra robota! To koniec rozgrzewki.
– Rozgrzewka. – Drapię się po ręce, bo spływający pot łaskocze
moje ramię. – Możesz w to uwierzyć?
Odwracam się do Suze i patrzę z otwartymi ustami, jak podnosi
swój mokry ręcznik i pędzi w stronę drzwi, stąpając po morzu
spoconych ciał.
Ignorując nawoływanie instruktorki, gwałtownie otwiera drzwi,
wpuszczając podmuch cudownego chłodnego powietrza, a następnie
znika.
Instruktorka patrzy zdumiona.
– Okej. – Śmieje się. – Mam nadzieję, że reszta z was będzie
próbowała zostać dłużej niż na rozgrzewce. Bikram nie jest dla
każdego, jak widzimy.
Śmiechy rozbrzmiewają w całym pomieszczeniu, a dziewczyna
obok mnie rzuca mi spojrzenie z ukosa.
Wyginam się do pozycji żaby i mam nadzieję, że Suze zemdlała
z gorąca, bo jeśli nie, to znokautuję ją, gdy tylko stąd wyjdę.
– Po prostu ciesz się urokiem tej pozy. Rozluźnij plecy w piękny
łuk, którego pragnie twoje ciało.
Prycham, gdy pot cieknie mi stróżką zza uszu i spływa wokół nosa.
– Niech twoje oczy podążają za linią na suficie, oddychaj powoli.
Uśmiechaj się. Przytrzymaj to. Przytrzymaj to. – Jej głos cichnie. –
I zrelaksuj się.
Opadam bezwładnie na podłogę, oblewając potem dziewczynę
obok mnie.
– Teraz zejdź w dół, do pozycji ropuchy. I uwolnij się. Daj się
porwać oddechowi, który wypełnia twoje płuca…
Pot spływa obficie w dół między moimi piersiami jak pękająca
tama. Ślizgam się w moim własnym, cholernym pocie.
Słyszę trzask drzwi i czuję uderzenia rozpaczy.
Ale przede wszystkim jestem wściekła na instruktorkę, która
wydziwia jak szalona, ćwicząc techniki oddychania w trakcie porodu,
i która nie pozwala mi wyjść z sali.
Jestem też wściekła na Suze za to, że poddaje się we wszystkim,
czego kiedykolwiek próbowała, bo jest pozbawiona zapału.
I w końcu zła na siebie za to, że mam mniej elastyczne pośladki
niż ta emerytka, która pręży się przede mną.
Głos instruktorki wwierca się w mój mózg.
– Zablokuj kolana. Sięgnij w dół, umieść palce pod stopami, pchnij
i zablokuj kolana. Łokcie proste, czoło do podłogi. ZABLOKUJ
KOLANA. – Przechodzi obok mnie, wypychając moje kolana
na zewnątrz.
– Nie wygnę ich już bardziej – warczę na nią, a ona uśmiecha się
pogodnie.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 9

CHARLIE
W ramach przeprosin dostaję od Suze wiadomość z trzema
pocałunkami i informacją, że czeka w pobliskim Starbucksie. Kiedy
zimne powietrze na zewnątrz uderza we mnie, stwierdzam, że nigdy
nie czułam się tak szczęśliwa, że mieszkam w kraju z gównianą
pogodą.
Wchodzę do kawiarni i widzę Suze cieszącą się latte grande
z kremem na wierzchu i dużym ciastem marchewkowym.
– Tak mi przykro, Charlie. – Miałam intuicję, że czuje się winna. –
Jesteś na mnie zła? Nie mogłam oddychać. Myślałam, że mam atak
serca. Odniosłam wrażenie, że ściany się kurczą. Po prostu musiałam
się stamtąd wydostać. Tonęłam we własnym pocie.
– No komu ty to mówisz. – Rzucam jej spojrzenie pełne złości. –
Ty spędziłaś tam całe dziesięć minut. Ja musiałam znieść
dziewięćdziesiąt minut z potem wchodzącym w szczeliny ciała,
w których potu być nie powinno. Nie tylko mojego potu, dla jasności.
Suze krzywi się, gdy pochylam się nad stołem.
– Nie miałabym nic przeciwko temu, żeby poczekać, aż weźmiesz
prysznic. Wyglądasz na całkowicie przemoczoną. Twoje włosy…
Widząc moją minę, nie kończy wypowiedzi. Wiem, jak wyglądają
moje włosy. Jak mokry mop przyklejony do czoła.
– Kolejka pod prysznic była zbyt długa – odpowiadam, zgrzytając
zębami. – Teraz będę musiała iść w takim stanie do pracy i tam
wziąć prysznic.
– Och. – Nerwowo zagryza wargę. – Czy później na zajęciach
zrobiło się lepiej?
– Nie. To było przerażające. Najchętniej wbiłabym sobie chilli
w oczy.
– A więc ci się nie podobało?
Mrużę oczy.
– Nie. A czy tobie podobało się w Starbucksie? – pytam ze złością.
– Ach, daj spokój, Charlie – szepcze. – Przepraszam. Gdybym
fizycznie była w stanie tam zostać, to bym to zrobiła. Byłam jak
wielka ciepła gąbka. I zjadłam omlet, zanim wyszłam. Moje biedne
jelita drżały.
– Nie zrobisz żadnych postępów, jeśli będziesz wytrzymywała
tylko przez dziesięć minut – rzucam i natychmiast żałuję swoich
ostrych słów. – Może następnym razem spróbuj najpierw bez ciepła
– proponuję bardziej miękko.
– Mhm. – Kiwa głową. – Chcesz trochę muffina?
Kręcę głową.
– Muszę wziąć prysznic, zanim obsługa Starbucksa mnie wyrzuci.

***

Wślizguję się do biura o siódmej czterdzieści pięć, a ochroniarze


patrzą na mnie z ukosa.
Na szczęście o tej porze niewiele osób będzie obecnych, poza
hardcorowymi programistami, którzy w ogóle nie śpią.
Prysznice znajdują się na niższym piętrze, co oznacza, że jest
mało prawdopodobne, że zostanę zauważona.
Moje szorty i koszulka są do mnie dopasowane, jakbym brała
udział w miss mokrego podkoszulka. Spodenki są niebywale krótkie.
Wulgarnie krótkie. Z pewnością nie powinny być noszone poza
siłownią. Wyglądam jak prostytutka, która pływała w rzece.
Grzebię w torbie, kopiąc między ubraniami roboczymi a laptopem.
Cholera! Nie mam ręcznika. Jak, do cholery, o tym zapomniałam?
Teraz muszę wejść na czwarte piętro i wziąć zapasowy.
Ukradkiem wchodzę do windy przy recepcji na niższym parterze.
Jak na razie jest dobrze. Nie ma jeszcze żadnej żywej duszy poza
ochroniarzami.
Moje odbicie w lustrze w windzie mnie przeraża. Jest gorzej, niż
myślałam. Jestem przemoczona. Moje szorty i koszulka przylegają
do każdej kości i krągłości ciała. Widać dokładny zarys stanika
i majtek.
Winda się otwiera, a ja biegnę do swojego biurka, zginając kolana,
żeby pozostać nisko.
Kilku programistów siedzi ze słuchawkami w uszach, oczy mają
wlepione w ekrany. Nie zwracają na mnie uwagi. Trzeba by
huraganu, żeby odwrócić uwagę programisty.
Docieram do biurka i chowam się, żeby otworzyć szufladę. Tak!
Niebieski ręcznik wciąż tu jest, od kiedy przyniosłam go w zeszłym
roku.
Za mną rozlega się powolny gwizd. Podskakuję i uderzam głową
w biurko. Podnoszę oczy i zauważam Dylana Andersona
uśmiechającego się do mnie. Gdy ocenia mój strój lub jego brak, jego
spojrzenie robi się lubieżne. Nazywamy go Dirty Dylan za jego
podejście do każdej przedstawicielki płci pięknej.
– No i jak tu się nie cieszyć, że przyszedłem tak wcześnie rano?
Dla takiego widoku było warto – kwituje.
Krzyżuję ręce na piersi, gdy jego oczy przesuwają się z piersi
na pierś.
– Odwal się, Dylan.
– Daj spokój, Kane, nie chodzi się tak po biurze, nie oczekując
odrobiny uwagi – rzuca, nadal się na mnie gapiąc.
– Nie zabiegam o twoją cholerną uwagę – warczę. – Gdybym
mogła łyżką wydłubać ci te obleśne oczka, zrobiłabym to. Idź i wsuń
się z powrotem pod kamień, spod którego wypełzłeś. Przyszłam tu
tylko po ręcznik.
Pochyla się i kładzie rękę na moim lepkim ramieniu.
– Jeśli potrzebujesz ręki, która wyszoruje twoje plecy…
O cholera…
Odsuwa się, wytrzeszczając oczy. Odwracam się, żeby zobaczyć, co
go rozproszyło. W naszą stronę maszeruje Danny Walker, a jego oczy
płoną furią.
Przypominam sobie, jak Tristan powiedział, że Danny spędził
kilka lat w wojsku, kiedy był młodszy, i teraz widzę, że to prawda.
Podchodzi jak czołg, gotowy do walki ze swoimi wrogami. Jego
intensywne spojrzenie spotyka się z moim.
– Panie Walker – jąka się Dylan, wycofując się.
DANNY
Dziesięć minut wcześniej

– Jak powstrzymać to przed wyciekiem do prasy? – pytam,


wyłączając tryb głośnomówiący w telefonie.
Po drugiej stronie aparatu jest cisza, mój rozmówca waha się przez
chwilę.
– Wykonałem wszystkie możliwe telefony, bracie, ale oni chcą
puścić ten artykuł. Jest zbyt gorący, żeby go nie wykorzystać.
Przebiegam włosy palcami i z obrzydzeniem ponownie skanuję
artykuł. W ciągu ostatnich kilku lat prowadzono wiele kampanii
oszczerstw wobec mnie, ale akurat ten artykuł jest bardziej niż
skandaliczny.
Sam Lynden. Kutas, który wystąpił przeciwko mnie
o rekompensatę finansową za to, że go popchnąłem, kiedy groził
swojej dziewczynie, a mojej pracownicy.
To nie było nic więcej ponad zwyczajne odepchnięcie. Oczywiście,
ona go poparła, opuściła firmę i oboje odeszli w siną dal z dużą
ilością gotówki.
Teraz wracają po więcej. Artykuł mówi o tym, jak podrywałem jego
dziewczynę i próbowałem zmusić ją do spania ze mną, a następnie
jak zaatakowałem tego chłopaka, gdy się ze mną skonfrontował.
To stek kłamstw, ale społeczeństwo nie będzie kwestionować
dowodów. Ponieważ pasuje to do mojego bezwzględnego wizerunku
obskurnego biznesmena, dla większości już jestem winny.
– Danny? – zagaja Karl. W tle słychać syreny i mogę wnioskować,
że jest w drodze do domu z baru. – Jesteś tam jeszcze?
– Tak.
– To trafi jutro do gazet – mówi stanowczo. – Musimy
przeprowadzić kontrolę szkód. Prawnicy są gotowi na to, aby
uderzyć pismem o zniesławienie.
Patrzę na moje szklanki ze szkocką w szafce z napojami. Nie,
muszę poczekać co najmniej do południa.
– Dobrze. – Robię głęboki wydech, nieuważnie słuchając, jak
wyjaśnia plan.
Zerkam przez sięgające od podłogi do sufitu szklane ściany biura.
Wszystko we mnie krzyczy − historia już pojawiła się w prasie.
Co do…?
– Muszę iść, Karl. – Rozłączam się.
Mam nadzieję, że ona stroi sobie jakieś żarty. Jest pochylona nad
biurkiem w krótkich szortach i koszulce, dając jakiemuś facetowi
pełny widok na jej tył. Koszulka przylega do niej, odsłaniając
krągłości jej piersi. Widać wyraźnie zarys jej sutków.
Pomimo wściekłości mój kutas podryguje bez opamiętania.
Ale moja firma, moje biuro, to nie jest klub ze striptizem. W co
ona się bawi? Zakłada skąpe szorty, żeby wszyscy mogli się
podniecać jej widokiem? Czy tego właśnie chce: oczu tego gościa
pełzających po jej skórze, jej krągłościach? Czy ona celowo próbuje
mnie poderwać? Czy próbuje mnie, kurwa, uwieść? Kretyn przy jej
biurku przesuwa ręką w górę i w dół jej ramienia.
Otwieram szklane drzwi, waląc nimi o ścianę. Moje pięści
zaciskają się w dwa twarde głazy, gdy idę jak torpeda przez główny
korytarz na czwartym piętrze.
– Ty, kurwa, wracaj do swojego biurka – rzucam do faceta, kiedy
wciąż jestem co najmniej czternaście stóp od nich. Ucieka jak szczur,
którym jest.
Moje ciśnienie krwi jest poza skalą.
Jej oczy stają się duże, gdy szturmuję w jej stronę, zatrzymując się
tylko cale od jej twarzy.
– W co ty pogrywasz?
Pot ścieka po jej całym ciele, wpływa w szczelinę między jej
piersiami, spływa po czole, w dół jej nóg, jest tam, między nogami.
Staram się nie stwardnieć. Skup się, Walker.
Moje oczy skupiają się ponownie na jej twarzy.
– Co? – Z przerażonym wyrazem twarzy robi krok do tyłu.
– Flirtować możesz w swoim wolnym czasie, a nie w czasie pracy –
warczę na nią. – Czy uważasz, że to jest odpowiedni strój do pracy?
Ona wpatruje się we mnie tak, jakbym był szalony.
Potem pęka.
– Jak śmiesz mówić do mnie w ten sposób?! – krzyczy, dźgając
mnie palcem w klatkę piersiową. – Przykro mi, że moje spocone
ciało przynosi taką obrazę dla biura. Widzisz, zapomniałam
przynieść mój zakonny habit na Bikram Yogę. Przepraszam, że
zapomniałam ręcznika i poddałam biednego Dylana męce oglądania
mojej wilgotnej skóry. Przepraszam, że sprawiło mu to taki kłopot,
że poczuł potrzebę zaoferowania mi pomocnej dłoni pod
prysznicem. Tak mi przykro.
Jej jadeitowo zielone oczy migoczą wściekłością.
– W moim biurze nie możesz chodzić ubrana jak striptizerka! –
prycham, z trudem kontrolując swój oddech.
Ona mruga.
– Nazywasz mnie striptizerką?! – Jej ręce drgają po bokach, a ja
zastanawiam się, czy zamierza mnie spoliczkować.
– Mówię, że jesteś ubrana jak jedna z nich.
Wpatrujemy się w siebie ze złością, żadne z nas się nie wycofuje.
Macha rękami, przesadnie gestykulując. Kilku programistów ze
spuszczonymi głowami wali w klawisze na klawiaturach. Żaden
z nich nie patrzy w górę, pomimo zamieszania.
To są odpowiedni pracownicy.
– Nikogo tu nie ma! Przecież nie będę siedziała spocona przez cały
dzień. Chciałam jedynie wziąć ręcznik i pobiec pod prysznic.
W zasadzie już bym to zrobiła, gdybyś mi nie przeszkodził. Jaki masz
problem? – Mruży oczy. – Myślisz, że możesz dyktować mi, gdzie
pracuję, a teraz jak się ubieram? Jackie każdego dnia zakłada krótkie
spódniczki do biura!
Jaki jest mój problem?
Mój problem polega na tym, że nie mam nad sobą kontroli. W co ja
się bawię? Jesteśmy firmą technologiczną, nie biblioteką. Pozwalam
moim pracownikom nosić to, co tylko zechcą. Wielu programistów
nosi dżinsy z dziurami i postrzępione koszulki.
Dlaczego obchodzi mnie, co ona zakłada?
Wpatruje się we mnie, domagając się odpowiedzi.
Muszę się opanować. Mam sześć stóp i cztery cale wzrostu i ganię
dziewczynę o ponad dekadę młodszą ode mnie i co najmniej o głowę
niższą. Gdyby dział HR zobaczył mnie teraz, wezwałby prawników.
Ponownie.
Odchrząkuję.
– Słuchaj, możesz nosić, co chcesz, ale nie możesz paradować,
mając na sobie niewiele więcej niż bikini.
Na jej twarzy pojawia się wyraz bólu. Zraniłem ją.
– Przepraszam – mówi, jej usta układają się w wąską linię. – Idę
wziąć zimny prysznic.
Obraca się gwałtownie, dając mi widok na jej wspaniały tyłek
i umięśnione nogi.
Ja też będę potrzebował zimnego prysznica. I warsztatów
z panowania nad złością.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 10

CHARLIE
– Co powiedział? – pyta Stevie zbyt głośno. Zaciekawieni Dana i Tim
pochylają się, aby lepiej nas słyszeć.
– Cicho, nie mów tak głośno!
– Pozwól mi to tylko poukładać sobie w głowie. Danny Walker
informuje cię, że nie będziesz tu już pracować, ale załatwił ci pracę
gdzie indziej, mając na uwadze, że możesz nawet nie chcieć tam
pracować i nie przejść przez rozmowę kwalifikacyjną, więc Bóg jeden
wie, jak to zrobił, a potem strofuje cię za to, co masz na sobie? –
wyrzuca z siebie słowa tak szybko, że ledwo za nim nadążam.
– Nie zapominaj, że nazwał mnie striptizerką. – Krzywię się, moje
kolano podskakuje. Po porannym epizodzie czuję wewnętrzny
niepokój.
– Nie rozumiem tego. – Marszczy brwi. – To musi być sprawa
osobista. Jackie siedzi tam w spódniczce tak krótkiej, że widzę
wszystko, co ma pod spodem.
– Dokładnie. – Przewracam oczami. – Oczywiście, tu chodzi o coś
osobistego.
– To brzmi jak sprawa o zniesławienie. Czy wolno mu robić takie
rzeczy?
Wpatrujemy się w główną salę konferencyjną, gdzie ten dupek
odbywa spotkanie z wyższym kierownictwem Dunleya.
Danny mówi, a pozostali kiwają głowami jak gołębie.
Żałosne.
Czy ktoś kiedykolwiek kwestionuje słowa tego faceta?
– Myślisz, że jest sens mierzyć się z jednym z najpotężniejszych
ludzi w tej branży? – Stevie wzrusza ramionami. – On chyba jest
przyzwyczajony do tego, że ludzie biorą kasę i zwiewają. Niezależnie
od tego, jak ich traktuje.
– Prawie go spoliczkowałam. – Chichoczę, przypominając sobie
jego wściekłą twarz.
– Cholera, Charlie, panuj nad sobą. Próbujesz zostać zwolniona?
Zwolniona… czy zerżnięta? – dodaje sarkastycznie, a ja uderzam go
w ramię. Przysuwa krzesło bliżej. – Sprawdźmy umowę o pracę.
Zobacz, czy jest tam jakaś wzmianka o ubiorze.
Przytakuję.
– Powinnam mieć umowę z czasów, gdy zaczynałam pracę, gdzieś
w e-mailu.
Stevie zagląda mi przez ramię, gdy filtruję wiadomości
z pierwszego roku pracy.
Jest. Klikam, aby otworzyć dokument, a następnie przeglądamy
go. Bingo! Dowód na to, że Danny Walker przekroczył granice, a ja
nie naruszyłam żadnych zasad firmy.

Kodeks ubioru. W godzinach od 8:30 do 17:00 pracownicy


zobowiązani są do przestrzegania zasad ubioru półformalnego. Ubrania
z hasłami lub grafikami zawierającymi wulgaryzmy są niedozwolone.
Niezależnie od tego żaden pracownik nie może być dyskryminowany ze
względu na ubiór.

– Tu jest dokładnie określone, że dotyczy to tylko godzin między


8:30 a 17 − zauważa Stevie. – I nie ma tu żadnej wzmianki
o szortach. – Patrzy na mnie. – Co zamierzasz zrobić?
Uśmiecham się. Udław się tym, wstrętny kutasie.

DANNY
– Słuchaj – warczę – już to przerabialiśmy. Chcę, aby każdy
pracownik został oceniony i podsumowany w ciągu najbliższych
dwóch tygodni.
– Danny – błaga przez telefon Cheryl, moja szefowa HR. – To za
mało czasu.
– To nie podlega dyskusji. Chcę szybko zakończyć ten projekt.
– Okej, ale czy mogę zapytać, skąd taki pośpiech? – podpytuje
łagodnym tonem. – Nigdy wcześniej nie spieszyłeś się podczas
przejęcia innej firmy. – Cheryl znalazłaby się na grząskim gruncie,
gdyby nie pracowała dla mnie przez dekadę. Nie jestem człowiekiem,
który lubi być wypytywany.
Wzdycham. Nie wiem, co jej odpowiedzieć. Czy mogę jej
przekazać, że mój kutas ze mną nie współpracuje i muszę to szybko
zakończyć, ponieważ nieustannie mam erekcję?
Kończę przesłuchanie:
– Potrzebuję, aby odprawy zostały przygotowane w ciągu
dziesięciu dni. Rozumiesz?
– Doskonale, proszę pana – odpowiada napiętym tonem.
Rozłączam się z wściekłością i natychmiast tego żałuję. To nie jest
wina Cheryl.
Postępuję właściwie, nawet jeśli Charlie tego nie dostrzega.
Co wolałby Tristan? To, że daję jego młodszej siostrze bardzo
hojną odprawę i nową pracę gdzie indziej, czy też chciałby, abym
pieprzył ją do nieprzytomności? Tak by się stało, gdybyśmy
codziennie byli w tym samym biurze. Skończyłoby się to łzami,
prawdopodobnie jej łzami. Po prostu nie mogę mieć jej w firmie.
Pomimo mojej reputacji nigdy nie pieprzyłem się z pracownicą.
Połączenie działów IT firmy Dunley Tech z centralnym działem
Nexusa ma sens. Tristan jest człowiekiem biznesu. Wybaczy mi to
pierwsze, ale jestem pewien, że drugiej opcji by nie wybaczył.
Ona też z czasem mi odpuści.
Zastanawiam się, jak długo będzie chodzić nadąsana. Dzisiaj rano
wyglądała, jakby chciała mnie zamordować.
Mój kutas drga na wspomnienie Charlie stojącej przede mną
w wyzywającej pozie, z rękami na biodrach; jej klatka piersiowa
poruszała się gniewnie w górę i w dół.
Ma szczęście, że mnie nie spoliczkowała. Nie byłbym w stanie
zapanować nad chęcią przerzucenia jej przez ramię, zaniesienia
do mojego biura, ściągnięcia tych mokrych szortów i wyruchania jej.
Na nieszczęście dla nas obojga, jej wściekłość jeszcze bardziej mnie
podnieca.
Kręcę kostką lodu wokół szklanki ze szkocką.
Muszę pozbyć się tego napięcia przed ceremonią wręczenia nagród
o dziewiętnastej. Prawdopodobnie nie przyjmą mnie zbyt łaskawie,
jeśli będę wręczał nagrody z namiotem w spodniach.
Zerkam na zegarek. Dwadzieścia minut do przyjazdu samochodu.
Wezmę sprawy w swoje ręce. Dosłownie.
Śmieję się głośno do siebie, opuszczając rolety. Nigdy wcześniej
nie masturbowałem się w biurze. Nie miałem takiej potrzeby.
Żadna kobieta nigdy mnie tak nie zdenerwowała, że nie mogłem
po prostu zignorować pożądania i kontynuować pracy.
Zamykam drzwi i rozpinam suwak spodni, aby uwolnić twardego
kutasa. Kurwa, jestem taki gotowy. Co za strata. To jest to, do czego
się uciekam. Zamiast skupiać się na przejęciu wartym miliony,
pieprzę się w gównianym, prowizorycznym biurze. Owijam pięść
wokół mojego biednego bolącego penisa i zaczynam go głaskać.
Potrzebuję czegoś, co pozwoli mi szybko skończyć.
Wideo.
Ostatecznie nie miałem odwagi zapytać Tristana. Nie znalazłem
żadnego wiarygodnego argumentu, który pozwoliłby mi poprosić go
o to, aby przesłał mi nagranie, na którym jego siostra śpiewa.
Wiedział, kiedy ściemniam, i przejrzałby mnie na wylot.
Dlatego, jak prawdziwy prześladowca, uzyskałem dostęp
do nagrań z baru z tamtej nocy, powołując się na kradzież zegarka.
Wiedzieli, że to zegarek za dziesięć kawałków. Oddali nagranie bez
żadnych zbędnych pytań.
Trzymając fiuta w jednej ręce, drugą niecierpliwie przeglądam
telefon.
Bingo.
W końcu zauważam tę piękną twarz. Mógłbym patrzeć w te
zielone oczy bez końca. Ściszam dźwięk i wpatruję się w miękkie
usta o soczystych wargach. Czego bym nie zrobił, żeby przygryźć tę
wargę. Wyobrażam sobie, jak moje ręce przesuwają się po jej ciele,
obejmując te piersi, moje usta gryzą i ssą te wspaniałe sutki.
Rozsuwam jej nogi, sięgając ręką do ciepłej kobiecości i wsuwając
w nią palce. Wyobrażam sobie pieprzenie jej palcami, aż jej nogi
będą miękkie jak z waty. Słyszę jej jęk, gdy krzyczy moje imię. Moje
imię.
Tak. Jestem blisko. Mocno pompuję penisa, obserwując, jak
puchnie w moich dłoniach, osiągając punkt kulminacyjny.
Klamka drzwi porusza się od zewnątrz.
Co jest, kurwa? Czemu ona się obraca? Zamknąłem przecież. Tyle
że zamek jednak nie był zablokowany.
Wizja 2D na moim telefonie zmienia się w wersję 3D, gdy kobieta
wpada przez drzwi, machając mi papierem przed twarzą.
Zatrzymuje się nagle, papiery spadają na podłogę, a jej oczy
zjeżdżają w dół.
– Nie umiesz pukać? – warczę, oddychając ciężko.
Nie odpowiada. Zamiast tego po prostu tam stoi i patrzy na mnie,
kiedy ja wciąż mam rękę na moim fiucie.
Ma otwarte usta. Jej zarumienione policzki i rozszerzone źrenice
mówią mi, że podoba jej się to, co widzi. Ona tego chce.
Wydobywa się z niej cichy jęk, który popycha mnie do krawędzi.
Jest już za późno. Jestem za daleko. Nie mogę zatrzymać tego
rozpędzonego pociągu. Osiągam orgazm, jęcząc, gdy moje soki
tryskają.
Jej wzrok wędruje w górę i wbija się w moje oczy, jest zszokowana.
– To prywatny gabinet – warczę, wycierając nasienie chusteczką.
– Nie możesz tak po prostu wejść, kiedy tylko masz na to ochotę. Nie
widziałaś, że te pieprzone żaluzje są zasłonięte? Czy uważasz, że
masz jakieś specjalne przywileje? – besztam ją.
Otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale szybko je zamyka.
Jestem wściekły. Nie mogę tylko zdecydować, na kogo z nas
bardziej. Na nią − za to, że wtargnęła do mojego biura bez
zaproszenia, czy na siebie − za to, że nie mogłem się powstrzymać
przed wybuchnięciem na jej oczach.
Schyla się, żeby pozbierać papiery, które upuściła, i uświadamiam
sobie, jak bardzo jest zdenerwowana.
– Przepraszam – mówię łagodniej, kiedy przesuwa papiery
na podłodze. Poprawiam się i ubieram. – Nie miałaś być świadkiem
czegoś takiego.
– Chciałam porozmawiać o mojej umowie o pracę – jąka się,
patrząc w podłogę. – Wrócę, kiedy będziesz miał wolne ręce.
Śmieję się pomimo kompromitującej mnie sytuacji. Przyznaję,
dziewczyna jest bezczelna.
Drzwi się zatrzaskują.
Zamieram na chwilę. Samochód pewnie już czeka na zewnątrz,
aby zabrać mnie na ceremonię wręczenia nagród. Czy naprawdę
właśnie doszedłem na oczach pracownicy? Przed młodszą siostrą
Tristana?
Oddycham gwałtownie. Byłem już w opałach, gdy HR musiał
interweniować i wniesiono przeciwko mnie oskarżenie
o zniesławienie, ale to jest coś zupełnie innego.
Śmieję się gwałtownie.
To może być najbardziej popieprzona i niebezpieczna sytuacja
w mojej karierze, a jednocześnie… najbardziej podniecająca.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 11

CHARLIE
– Musimy odwrócić twoją uwagę, Charl. To będzie dla ciebie dobre. –
Cat patrzy na mnie zachęcająco. – Może spotkasz tu jakiegoś
porządnego faceta.
Odkąd zamknęłam drzwi do biura Danny’ego, nie mogę dojść
do siebie. Jestem rozemocjonowana.
Znajdujemy się w barze na Leicester Square w centrum Londynu
i czekamy na rozpoczęcie rundy szybkich randek. Technicznie rzecz
biorąc, Suze, Julie i ja umawiamy się na szybkie randki, ale Cat
i Stevie przyłączyli się, by obserwować rytuały godowe z daleka.
Ostatnią godzinę spędziliśmy, analizując scenę, której byłam
świadkiem w biurze Danny’ego Walkera.
– Jesteś pewna? – pytali nieustannie.
– Tak, umiem rozpoznać kutasa – potwierdziłam.
Podchodzą do mojej opowieści sceptycznie. Rozumiem ich. To
przecież niewiarygodne. Nawet ja zaczynam myśleć, że to sobie
wyobraziłam. Pracowałam w tej firmie przez pięć lat i najczęstszą
plotką było to, że Jackie bzykała stażystę na kserokopiarce.
W ciągu tego tygodnia Danny Walker wtargnął do środka,
przekupił mnie, żebym odeszła, powiedział, że przypominam mu
striptizerkę, a potem przypadkowo masturbował się przede mną.
Zmieniamy rozmowę pod naciskiem Steviego, który ma dość
gadania o imponującym kutasie Danny’ego Walkera.
Cholera, ten penis mógłby być gwiazdą serialu telewizyjnego.
– A ten Szwed? Suze szturcha mnie. – Skup się, Charlie. Przestań
myśleć o Dannym Walkerze.
Potrząsam głową.
– Nic z tego. Przestał się odzywać – wyznaję.
Stevie chichocze.
– Co zrobiłaś tym razem?
– Nie jestem pewna. – Biorę łyk wina, namyślając się przez chwilę.
– Zapytał mnie, co chcę robić na naszej randce, i wysłałam mu link
do zajęć z taksydermii we wschodnim Londynie. Od tamtej pory nie
otrzymałam od niego wiadomości.
Nastąpiła cisza.
– Do zajęć z taksydermii? – powtarza powoli Cat.
– To jest to coś, co zrobił ten facet w Psychozie? – wtrąca się
Stevie.
Przytakuję.
– Tak. Taksydermia to wypychanie zwierząt.
– Och. Co byś chciała wypychać?
Wzruszam ramionami.
– Mysz. Zauważyłam to na Timeout. Sądziłam, że pomyśli, że
jestem żądna przygód. Pamiętasz nasz pakt „spróbuj wszystkiego
raz”?
Cat marszczy brwi.
– Nigdy mi nie mówiłaś, że interesujesz się wypychaniem zwierząt
– dodaje po chwili.
– Powiedziałaś o tym temu Szwedowi? – Stevie kręci głową.
Przybieram defensywny ton.
– Jeśli nie mogę być szczera, nie ma sensu tego kontynuować. Jeśli
nie jest na to wystarczająco męski…
– Chyba jednak najlepiej czasem zachować w sobie tajemniczość,
Charlie – wtrąca się Stevie. – Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że jeszcze
nie poznałaś tego faceta. Przy okazji poznania kolejnego gościa po
prostu powiedz, że tak, chętnie wyjdziesz na drinka. Trzymaj się
scenariusza. Lepiej nie wspominać nic o swoich nietypowych hobby.
Prycham.
– Więc jedna mała martwa mysz odstrasza facetów?
Patrzy na mnie jak na kretynkę.
– Większość facetów nie lubi kobiet, które analizują różne rzeczy.
Bo wtedy myślą, że istnieje możliwość, że kobieta dostanie szału
i pewnego dnia w furii odetnie penisa.
Przerywam mu.
– Może to jednak nie chodziło o wypychanie zwierząt – dodaję po
chwili.
– Jest coś jeszcze? – piszczy Julie.
Cała czwórka patrzy na mnie niepewnie.
– Słodki Jezu, nie powiedziałaś mu o hemoroidach, prawda?
Odwzajemniam jej spojrzenie.
– NIE! W każdym razie każdy ma hemoroidy chociaż raz w życiu!
Cat zwraca się do Steviego.
– Ja nie mam, tylko Charlie.
Mężczyzna śmieje się, kiwając głową, po czym odwraca się
do mnie.
– Twoje techniki podrywu są okropne.
– Gdyby cię poznał, zdałby sobie sprawę, jaka jesteś wspaniała. –
Cat pociera moje ramię. – Ale Stevie ma rację: kiedy komunikujesz
się z facetem przez SMS-y, może powinnaś po prostu zaproponować
pójście na obiad czy coś. Nie pozwól gościowi zobaczyć, jaka
naprawdę jesteś.
Suze kiwa głową, zgadzając się z nimi.
– Na żywo radzisz sobie lepiej.
Wzdycham.
– Tak by było, gdyby ludzie wodzili za mną wzrokiem i mieli
ochotę na spotkanie ze mną. Przysięgam: w dzisiejszych czasach
randek internetowych wszyscy są nastawieni na jednorazowe
spotkanie. Snują plany, a potem ich nie realizują. Tak wielu facetów
na Tinderze kontaktowało się ze mną i rozmawialiśmy przez kilka
dni, a potem… bum! Nic!
Stevie patrzy na nas porozumiewawczo.
– To dlatego, że mężczyźni używają czynnika
prawdopodobieństwa. Mówią „tak” nie tylko tym, których lubią;
mówią „tak” wszystkim. Jeśli ich wskaźnik sukcesu wynosi
dwadzieścia procent, muszą powiedzieć „tak” czterem kobietom.
– To obrzydliwe – mówię oburzona. – I nie umiesz liczyć.
– Może nie jesteś wystarczająco seksowna? – pyta Suze. –
Rozważałaś przesyłanie nagich zdjęć? Mogłabyś dla niepoznaki robić
foty, na których nie widać twarzy.
Zakrztusiłam się winem.
– Nie robię nagich selfie, Suze.
Cat kręci głową.
– Nie rozumiem. Co się stało z dawnymi czasami, z poznawaniem
kogoś w pubie? Teraz ludzie wolą przeglądać zdjęcia, niż rozmawiać
z kimś na żywo – dodaje ze smutkiem.
– Żyjemy w wirtualnym świecie i mam tego dość. – Wzdycham. –
Czy byłoby równie romantycznie, gdyby Richard Gere znalazł Julię
Roberts w aplikacji porno?
Cat zaczyna chichotać.
– Albo Ryan Gosling znalazłby Rachel McAdams przez Snapchata?
– dorzuca, nadal się śmiejąc.
– To już zbyt wiele! – Kręcę głową. – Facet, z którym
rozmawiałam przez Tindera, zapytał mnie, czy chcę, byśmy zostali
przyjaciółmi na Snapchacie, a nawet się nie spotkaliśmy. Zadałam
mu pytanie, dlaczego chce, bym dodała go tam do znajomych,
i wiecie, co powiedział? Chce tego, ponieważ możemy przesyłać
sobie nawzajem zdjęcia. Ale co dobrego wniosą do naszej relacji
zdjęcia? Nie mogę przecież rozmawiać z obrazkiem.
– Mówiąc o aplikacjach i hobby, jutro umieścimy twoje piosenki
na OpenMic – mówi stanowczo Cat. – Rozmawialiśmy o tym zbyt
długo, Charlie. I to jest coś, co mogłabyś powiedzieć na randce,
zamiast rzucać temat wypychania zwierząt.
Przewracam oczami.
– Spoko.
Od roku rozmawialiśmy o umieszczeniu moich piosenek
na OpenMic. To nowa aplikacja, w której ludzie mogą oceniać twoją
muzykę. Oceny mnie przerażają. Nie chcę być oceniana i osądzana.
Moja grupa docelowa, przyjaciele mojej matki, nie korzysta
z OpenMic. Ale muszę w końcu się na to zgodzić, by Cat dała mi
spokój.
Może moglibyśmy umieścić piosenki, a ja dzień później ukradkiem
je zdejmę.

***
Pół godziny później Suze, Julie i ja siedzimy przy barze, czekając
na rozpoczęcie pierwszej rundy szybkich randek. Kobiety siedzą
na przydzielonych miejscach, a mężczyźni kolejno zmieniają
stanowiska. Dostaliśmy karty wyników, na których zapisujemy
nazwiska facetów; jest tu miejsce na komentarze. Wszyscy musimy
nosić plakietki z imionami.
To takie nieskomplikowane.
Pierwszy facet siada naprzeciwko mnie. Jest niski, ubrany
w garnitur i nosi okulary. Nie w moim typie, ale chętnie
porozmawiam przez dwie minuty.
– Cześć. – Uśmiecham się.
Wpatruje się w moją plakietkę z nazwiskiem, zamiast napotkać
moje spojrzenie.
– Przepraszam, nie mogę tego przeczytać. Czy mogłabyś
przesunąć rękę? – pyta.
Czy ten koleś mówi serio?
– Zamiast tego możesz zapytać, jak mam na imię – sugeruję.
Próbuje zajrzeć przez moje ramię, którego celowo nie przesuwam.
Patrzę, jak zapisuje „Charlie” bardzo wyraźnym charakterem
pisma.
– Charlie. – Siada prosto, poprawiając okulary na nosie, jakby
przeprowadzał inspekcję. – Jak zarabiasz na życie?
Już jestem znudzona, a nie minęła nawet minuta.
– Pracuję w IT – odpowiadam beznamiętnie.
Kiwa głową z aprobatą i pisze „IT” w sekcji komentarzy obok
mojego imienia. Najwyraźniej udało mi się zagrzać na dłużej miejsce
na jego liście.
– Świetnie, a jaki jest twój ulubiony kolor?
Gapię się na niego.
– Dlaczego o to pytasz? Co chcesz zrobić z tymi informacjami? –
Nie mam ulubionego koloru, wszystko zależy od nastroju.
– Przejdźmy dalej. Ulubione zwierzę?
Słodki Jezu, przeprowadza ze mną wywiad niczym jakiś
czterolatek.
– Moje ulubione zwierzę? Zależy o co konkretnie pytasz? Do
jedzenia? Hodowania? Jeżdżenia? Wypychania?
Patrzy na mnie, czekając.
– Chcesz ostatecznej odpowiedzi? Spoko. Szczur.
Mruży oczy.
Telefon zaczyna piszczeć.
– Czy to dzwoni dzwonek? – pytam z udawanym żalem. – Czas
minął, jak sądzę.
– Nie, to telefon – odpowiada ze śmiertelną powagą. – Lubisz
podróżować?
Spoglądam gniewnie na Julie, która zmusiła mnie do udziału
w tym czymś.
– Dwadzieścia pięć pieprzonych funtów – mówię bezgłośnie, kiedy
Jules na mnie spogląda. – Tak, lubię podróżować. − Wracam do mojej
randki.
Potrzebuję, żeby ten dzwonek w końcu zadzwonił.
– Gdzie byłaś?
– W ciągu całego życia?
Kiwnął głową.
– Chcesz, żebym wymieniła wszystkie kraje, które odwiedziłam? –
dopytuję.
Czeka.
– Dobrze, ale może zmniejszę zakres do tego roku, okej? Indie
i Seattle.
Naszą ożywioną rozmowę przerywa dzwonek sygnalizujący, że
przechodzimy do następnej randki.
Spoglądam na faceta, który opuszcza Suze, by do mnie dołączyć.
Wygląda na około osiemnaście lat.
Jezu Chryste.
Muszę przebrnąć przez spotkania z dwudziestoma mężczyznami.
To będzie długa noc.

***

Pomimo najlepszych starań szybkie randki nie pomogły nam


w znalezieniu mężczyzn naszych marzeń, więc o dwudziestej trzeciej
wracamy do domu z niczym.
Nie miałoby dla mnie znaczenia, gdyby w dzisiejszych randkach
brała udział hollywoodzka gwiazda filmowa; widok Danny’ego
Walkera w całej jego dzikiej, nagiej okazałości zrujnował doszczętnie
moje przyszłe życie miłosne. Każdy kolejny kutas nie będzie mógł
się z nim mierzyć.
Mój umysł wciąż nie może się otrząsnąć z tego, co dzisiaj się
wydarzyło.
Czkam głośno. Jestem pijana po tym, jak uciekłam się do rundy
shotów, aby przejść przez ostatnie pięć szybkich randek.
Skręcamy za róg, w stronę naszego mieszkania, i nagle zatrzymuję
się na chodniku, przez co Cat wpada na mnie od tyłu.
– Jezu, Charlie, uważaj.
Po drugiej stronie ulicy stoi zaparkowany czarny aston martin. Na
naszej ulicy jest niesamowicie widoczny.
Moje serce przyspiesza. Rozpoznaję tablicę rejestracyjną auta,
które często widywałam pod domem Tristana.
On jest tutaj.
Dlaczego jest na mojej ulicy? Czy wie, że tu mieszkam? W ciągu
jednego dnia łamie tak wiele zasad; to mokry sen dla magazynów
plotkarskich. To również mój mokry sen.
Na szczęście mam na sobie czarną sukienkę.
Wchodzę po schodach do mieszkania, a cała czwórka gawędzi
wokół mnie, nieświadoma tego, co dzieje się w moim sercu. Nie
mogę się skupić na tym, o czym rozmawiają.
– Cat – mruczę, nie poruszając ustami. – Wyciągnij klucze TERAZ.
– W porządku, postaraj się zatrzymać majtki na tyłku, wyluzuj –
prycha, grzebiąc w torebce.
Wpatruję się uparcie w drzwi mieszkania i ignoruję samochód. Nie
mam odwagi spojrzeć na kierowcę − kolana mogłyby się pode mną
ugiąć. To jest mój teren. Tego faceta nie powinno tu być. Poradzę
sobie z nim w eleganckich barach lub gdy przemawia na scenie
podczas imprez, ale nie tutaj, koło mojego mieszkania.
Kiedy jesteśmy już na korytarzu, zatrzaskuję drzwi, opierając się
o nie.
Co teraz? Świadomość, że dzieli nas kilka metrów, wywołuje we
mnie atak paniki. Co on tu, do cholery, robi?
Czy jest tutaj, aby wydać mi nakaz sądowy, abym nie mogła mówić
o tym, co widziałam? Lub osobiście dostarczyć świadectwo pracy?
Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, ale jestem prawie pewna, że to
jego wina. Okej, wtargnęłam do jego biura bez pytania, ale nie
spodziewałam się tam widoku nagiego kutasa. To firma
technologiczna, a nie bar ze striptizem…
Czy masturbacja w biurze jest w ogóle legalna? Niezależnie od
tego, czy jest się właścicielem firmy? Nie mam czasu na konsultację
z prawnikiem rezydentem, Julie.
On wie, że tu jestem. Nie jestem przygotowana na spotkanie z nim.
Wszystko, co powiedziałam wcześniej, było po prostu gadką laski,
która uważa się za ważną, było gadaniem od rzeczy.
Oczywiście, już po chwili dobiega mnie dźwięk dzwonka. Ktoś tu
nie marnuje czasu.

***

Zamieram, dotykając drzwi.


– Zamówiłaś jedzenie na wynos? – Cat wchodzi do holu i patrzy
na mnie pytająco. – Nie otworzysz drzwi, opierając się o nie, wiesz?
– Cat. – Zaczynam nierównomiernie oddychać. – To Danny
Walker.
Zatrzymuje się w pół kroku.
– Tutaj? – pyta zaskoczona.
Obie otwieramy szeroko oczy, gdy słyszymy kolejne uporczywe
brzęczenie.
– Skąd wiesz, że to on?
– Samochód stał na zewnątrz – odpowiadam, starając się uspokoić
oddech.
– Och. – Otwiera usta w szoku. – Wpuścisz go?
– Nie wiem. – Przełykam ślinę, patrząc na koleżankę. – W głowie
mi się kręci od szotów. Nie mogę jasno myśleć.
Dzwonek znowu dzwoni.
Julie wybiega na korytarz.
– Kto, do diabła, tak się dobija?
Cat patrzy na nią znacząco.
– Danny Walker.
– On jest… tutaj? – Julia piszczy.
Kiwam głową, przygryzając wargę.
– Ciekawe. – Uśmiecha się. – Cholera, dziewczyno, trzymasz go za
jaja! Wykorzystaj to!
– Nie wiem, jak mam to rozumieć – syczę w odpowiedzi.
– To oznacza, że masz przejąć kontrolę, Charlie – mówi Julie
z niedowierzaniem, rozpinając guzik mojej czarnej sukienki. – To
twoje terytorium. Uwiedź go.
Zanim mogę ją powstrzymać, Julie pochyla się nade mną i naciska
przycisk otwierający drzwi.
– I zdejmij te masywne majty, na litość boską! – wybucha. –
Zobaczy, że nie masz odciętej linii majtek. Brak bielizny działa za
każdym razem.
Słyszę, jak frontowe drzwi domu otwierają się i zatrzaskują,
a potem dobiega mnie dźwięk ciężkich kroków, informujący, że ktoś
wchodzi po schodach.
Rozlega się głośne pukanie do drzwi naszego mieszkania.
Cat biegnie korytarzem, uśmiechając się, a Julie mówi bezgłośnie
„zdejmuj”. Z braku przemyślanej strategii ściągam bieliznę
i chowam ją za kaloryferem.
Po drugiej stronie drzwi słychać, jak mężczyzna odchrząkuje
z nutą zniecierpliwienia.
Ukradkiem wycofuję się kilka kroków w głąb korytarza, aby
udawać, że nie chowałam się za drzwiami, po czym celowo idę
głośno z powrotem w ich kierunku. Próbując uspokoić oddech,
przesuwam zasuwkę i otwieram, napotykając jego wzrok.
– Danny? – mówię, mój głos jest zbyt wysoki.
Ma na sobie swój szyty na miarę niebieski garnitur, bez marynarki
– ten sam, który miał w pracy. Biała koszula jest podwinięta
do łokci, ukazując jego wspaniałe, opalone ramiona, pokryte
ciemnymi włosami.
Jego oczy przesuwają się po moim ciele z góry do dołu
i z powrotem, a cyniczny uśmiech dociera do nich, gdy ponownie
skupia spojrzenie na mojej twarzy.
Czuję dogłębnie ten przeszywający wzrok.
– Ładna sukienka. Pasuje ci – komplementuje.
– Co tu… dlaczego tu jesteś? – Stojąc w drzwiach, przenoszę
ciężar ciała z nogi na nogę.
Wygląda na zaskoczonego.
– Jestem tutaj, aby przeprosić – oznajmia spokojnie.
Żadna szybka randka nie sprawiła, że drżę tak, jak ten męski głos
ze szkockim akcentem.
Jego brwi unoszą się.
– Czy mogę wejść? – pyta po chwili.
– Chyba. – Otwieram szerzej drzwi, a on idzie za mną korytarzem.
Stevie i dziewczyny siedzą jak sparaliżowani na sofie, jawnie nas
podsłuchując. Równie dobrze mogliby mieć w dłoniach popcorn.
– Pan Walker – mamrocze Stevie z oczami wielkimi jak spodki.
Wita ich krótkim skinieniem głowy, po czym odwraca się do mnie.
– Czy możemy pójść w jakieś prywatne miejsce?
– Mamy tylko jeden pokój dzienny. Może więc pójdziemy do mojej
sypialni?
Na jego twarzy pojawia się wahanie, ale ostatecznie kiwa głową,
akceptując propozycję.
– Okej – rzucam, wizualizując w myślach stan mojej sypialni. –
Tędy.
Idzie za mną, zapach jego wody kolońskiej wypełnia korytarz.
Cholera, pachnie tak apetycznie.
Otwieram drzwi do sypialni. Jest gorzej, niż sobie wyobrażałam.
– Nie spodziewałam się gości.
Wzdrygam się, gdy jego oczy skanują pokój. Na podłodze leżą
ubrania i bielizna wymieszane z butami i książkami. Jakbym
bojkotowała szafy.
– Usiądź. – Gestem wskazuję mój stojący w kącie różowy fotel.
Podnosi z niego kilka sztuk obszernej bielizny, trzymając ją
w dłoniach.
– Co chciałabyś, żebym z tym zrobił?
Gówno. Moje majtki miesiąca. Nikt na świecie nie powinien być
narażony na taki widok, oprócz mnie.
– Wezmę to – mówię, zabierając je od niego i wkładając pod
poduszkę.
Wciska się w mój filigranowy fotel, zupełnie tu nie pasując; jego
grube nogi rozchylają się na zewnątrz.
Jest za duży, zbyt męski, zbyt przytłaczający jak na mój pokój.
Dociera do mnie, że to pierwszy sensowny kawał faceta, jaki
kiedykolwiek tu gościł.
Przysiadam na brzegu łóżka, twarzą do Danny’ego, zbyt świadoma
faktu, że jestem bez majtek. Jeśli będę za bardzo poruszać nogami,
zobaczy wszystko.
– Zrobić ci drinka? – pytam, starając się brzmieć swobodnie.
– Nie, dziękuję. Po tym muszę wrócić do pracy. Dziś wieczorem
nie mogę już pić. – Uśmiecha się uprzejmie, odchylając się
na krześle.
Po czym?
Obserwuję go, nie wiedząc, co mam ze sobą zrobić, po czym
przerywam ciszę.
– Byłeś gdzieś dzisiaj?
Jego koszula wygląda na pogniecioną, a z ust dolatuje mnie słaby
zapach szkockiej.
– Wygłosiłem przemówienie otwierające podczas ceremonii
wręczenia nagród dla start-upów – wyjaśnia od niechcenia. –
W Canary Wharf.
Oczywiście, że tak.
Prezentacja na ceremonii wręczenia nagród to dla niego po prostu
kolejna noc. Nie różni się niczym od filmów czy jedzenia na wynos.
– Znalazłeś tam jakieś firmy, które chciałbyś przejąć?
– Kilka – odpowiada śmiertelnie poważnie, mój sarkastyczny ton
poszedł na marne. Danny przygląda mi się z nutą podejrzliwości. –
Gdzie byłaś dziś wieczorem?
– Na imprezie w stylu szybkich randek dla osób między
osiemnastką a trzydziestką – przyznaję.
– Między osiemnastką a trzydziestką – powtarza powoli. Coś
błyska w jego oczach, może irytacja? To uczucie zniknęło, zanim
zdążyłam je rozszyfrować. – A co z tym Benem?
– Nie jesteśmy już razem. – W moim brzuchu szaleje stado motyli.
– Jestem singielką – dodaję dla jasności.
– Rozumiem. – Patrzy na mnie z nieodgadnionym wyrazem
twarzy. – Spotkałaś kogoś, kto zwrócił twoją uwagę… na tych
szybkich randkach?
– Nie. Nikt mnie nie zainteresował. – Nie tak jak ty, sądząc po
rosnącej wilgoci między moimi nogami, kiedy ocieram moje nagie
ciało o łóżko. – Wolę starszych mężczyzn – oznajmiam z odwagą
napędzaną tequilą. – Zwłaszcza szorstkich, surowych,
apodyktycznych. Chciałabym kogoś, kto będzie umiał mnie
okiełznać.
Złap aluzję, koleś.
Jego źrenice się rozszerzają.
– Lepiej ci będzie z kimś w twoim wieku.
Ściskam mocno nogi, żeby ukryć podniecenie.
Trudno mi to sobie wyobrazić. Napięcie seksualne w tym pokoju
można kroić nożem. Jest tak samo podekscytowany jak ja.
Z jego kieszeni wydobywa się dźwięk i oboje odwracamy od siebie
wzrok, gdy zmaga się z wyjęciem telefonu.
– Przepraszam. – Wycisza telefon. – Dzisiaj wieczorem mam
ważną rozmowę ze Stanami.
– Odbierz, jeśli chcesz – proponuję, ale macha lekceważąco.
– W porządku. Niedługo wyjdę i zajmę się tym.
Jeśli to przelotna wizyta, to dlaczego tu przyszedł?
– Rozumiem. – Zaczyna mi świtać. – Przyszedłeś tutaj w sprawie
dzisiejszego dnia, żeby mnie uciszyć. Aby upewnić się, że nie zgłoszę
cię do działu kadr.
Marszczy czoło, unosząc brew.
– Nie martwię się o to. Weszłaś do biura prezesa bez zapowiedzi. –
Uśmieszek błąka się na jego ustach. – Właściwie to mógłbym ci dać
upomnienie.
– W takim razie jesteś tu, aby powstrzymać mnie przed
powiedzeniem Tristanowi – mówię opryskliwie.
– Oczywiście, byłoby lepiej, gdyby się nie dowiedział, ale nie, to
nie jest powód, dla którego tu przyjechałem.
Moje oczy śledzą linię jego szczęki, gdy przejeżdża dłonią po
swoim kilkudniowym zaroście.
– Jestem tutaj, aby przeprosić. Nie powinienem był stawiać cię
w takiej sytuacji. Moje działania były niewybaczalne. Chcę tylko,
żebyś wiedziała, że to nie jest coś, co robię w biurze. To był
jednorazowy przypadek – oznajmia. Jego pięści zaciskają się wokół
boków fotela. – Nie chciałem, żebyś weszła w trakcie tego. – Jego
głos jest napięty. – Zamknąłem drzwi. A raczej wydawało mi się, że
to zrobiłem.
– Nie powinnam była wchodzić bez pukania – przyznaję, krzyżując
i ściskając nogi; nie mogę usiedzieć w miejscu. Nie, kiedy jest
w moim pokoju.
– Na moją obronę: mogłaś natychmiast zamknąć drzwi. – Jego
usta lekko drgają. – Jeśli powiesz Tristanowi, będziesz musiała mu
wytłumaczyć, dlaczego zostałaś do końca.
– Chciałam zobaczyć, na którym momencie filmu skończysz –
odpowiadam.
Przeklina pod nosem.
– Nie sądziłem, że to widzisz.
Po raz pierwszy, odkąd go znam, widzę rumieniec na jego
policzkach. Nie jest pan teraz taki pewny siebie, prawda, panie Walker?
– Chodziło o mnie, prawda? – pytam wprost.
Jego oczy ciemnieją i stają się prawie czarne, gdy spogląda między
moje.
– Wiesz, że tak – odpowiada, patrząc mi teraz w oczy.
Przełykam ślinę.
– Jak zdobyłeś ten film?
Milczy przez długą chwilę.
– Zgubiłem zegarek i poprosiłem bar o nagranie. Tak się złożyło,
że byłaś na nim.
Spoglądam na drogi zegarek, znajdujący się bezpiecznie na jego
nadgarstku, i unoszę brew.
Teraz jestem pewna, że sobie tego nie wyobrażam. Chemia między
nami zaraz eksploduje i on czuje to tak samo jak ja. Ten facet chce
mnie tak bardzo, jak ja jego.
– Dlaczego oglądałeś wideo ze mną w roli głównej? – szepczę,
znając przecież odpowiedź. – Tak, byłam na tym nagraniu,
a z pewnością nie jestem kimś, kto kradnie zegarki.
Jego kwadratowa szczęka się zaciska.
– Myślę, że wiesz dlaczego, Charlie. Czy muszę na to odpowiadać?
– dopytuje.
Wiję się, ocierając się odsłoniętą łechtaczką o łóżko. Nienoszenie
bielizny sprawiło, że moja kobiecość dostała impuls, że dziś
wieczorem będę pieprzona przez Danny’ego, a jestem tak gotowa,
tak spuchnięta z potrzeby seksu, że mogłabym dojść, ocierając się
o łóżko.
Jeszcze mnie nawet nie dotknął.
Nasze spojrzenia się spotykają i wiem, że ma te same erotyczne
myśli co ja. Chce mnie tu pieprzyć tak mocno, jak tylko potrafi.
– Powiedz to – szepczę.
Patrzy na mnie spod przymkniętych powiek, w pokoju jest tak
cicho, że słyszę jego ciężki oddech.
Lekko rozchylam uda. Wystarczy dać mu zachętę, podstawowy
odruch instynktu. Nigdy wcześniej nie byłam tak bezpośrednia,
nawet z byłymi chłopakami.
Jego oczy zjeżdżają w dół, a z gardła wydobywa się udręczony jęk.
– Przestań, Charlie. Jesteś pijana.
– Z czym mam przestać? – Wydymam niewinnie usta, zauważając
z zachwytem, jak w jego spodniach powstaje coraz większe
wybrzuszenie.
Przerzucam nogi przez krawędź łóżka.
– W co ty, kurwa, grasz? – szepcze ochryple, wiercąc się
na siedzeniu. – To nie skończy się dobrze.
– Odpowiedz mi – żądam, otwierając szeroko oczy. – Dlaczego
oglądałeś ten film? – wymawiam powoli, akcentując każde słowo.
Patrzy na mnie groźnie, zaciskając kłykcie na krześle.
Spoglądam na jego duże, napięte dłonie, i myślę o tym, co
mogłyby zrobić między moimi nogami.
– Ponieważ wyobrażałem sobie, jak pochylam się nad moim
biurkiem, zanurzony głęboko w tobie, dając ci najlepszy orgazm, jaki
kiedykolwiek miałaś w życiu.
Przestaję oddychać. Te słowa porażają mnie prądem elektrycznym,
uderzając prosto w moją łechtaczkę.
Chcę, żeby wbił się teraz głęboko we mnie. Potrzebuję go, żeby
pieprzył mnie tak mocno, aż będę błagać, by przestał. Potrzebuję go,
żeby doprowadził mnie do orgazmu, aż dojdę tak głośno, że usłyszy
mnie cała ulica.
Ekran telefonu rozjaśnia się na jego kolanie, gdy nadchodzi
kolejne połączenie.
– Załóż bieliznę, Charlie – nakazuje, a jego oczy niemal błagają. –
Zanim zrobię coś, czego będę żałować.
Uśmiecham się do niego.
– To moja sypialnia. Nie sądzę, żeby twoja władza rozciągała się aż
tutaj. – Puszczam mu oczko.
– Nie prowokuj mnie – warczy, zaciskając usta w wąską linię. Jego
usta mówią jedno, ale masywny namiot w jego spodniach mówi co
innego.
Wstaję z łóżka i robię krok w jego stronę. Zanim tracę odwagę,
chwytam go za rękę, otwierając zaciśniętą dłoń.
– To niesprawiedliwe: pozbawiać mnie najlepszego orgazmu
w życiu – mówię cicho, przesuwając jego dłoń po mojej gołej nodze.
– Przestań, Charlie. – Zamiera, gdy jego dłoń zbliża się
do wewnętrznej strony mojego uda. – To się nie dzieje.
Ignoruję go.
– Mówię poważnie: przestań – powtarza napiętym głosem,
usiłując zabrać rękę.
Jego ciało sprzeciwia się, ale rozszerza nogi, abym mogła stanąć
między nimi.
Podnoszę sukienkę, żeby owijała się wokół mojego brzucha,
i podchodzę do niego na tyle, na ile jestem w stanie. Teraz widzi
wszystko. Jestem różowa, spuchnięta i wilgotna.
– Jesteś cholernie mokra – jęczy, przesuwając językiem po zębach.
– Byłam mokra, odkąd zobaczyłam dzisiaj mojego szefa
w kompromitującej sytuacji – szepczę, gdy zahipnotyzowany
wpatruje się w moją szparkę. – Od tamtej pory o tym fantazjuję.
Namiot w jego spodniach napina materiał, a on wzdryga się,
zamykając oczy, próbując się opanować.
– Będziesz moją zgubą – mówi bardziej do siebie niż do mnie.
Kiedy ponownie je otwiera, patrzy na mnie z tak wielkim
pożądaniem, że wyrywa mi się jęk.
– Otwórz szeroko cipkę – warczy. – Daj mi zobaczyć.
Jestem tak napalona, że wykonuję jego polecenie bez sprzeciwu,
rozciągając palcami swoją szparkę.
– O tak – jęczy, nie mogąc oderwać wzroku. – To najpiękniejszy
widok, jaki kiedykolwiek widziałem.
Mięśnie mojej cipki zaciskają się, gdy wyobrażam sobie, jak
owijam się wokół jego grubego penisa i pochłaniam go.
– Charlie – szepcze mrocznie, nie spuszczając ze mnie wzroku. –
Jesteś na mnie gotowa.
Jestem na niego tak gotowa, że to krępujące. Nigdy nie byłam tak
napalona, tak zdesperowana dla mężczyzny. Nic innego się nie liczy,
jak tylko moja potrzeba bycia dla niego tu i teraz. Nie pozostawiam
mu żadnych wątpliwości, czego pragnę – i on to odwzajemnia.
Jego telefon znów brzęczy na jego kolanie.
– Odwal się, Karl – mamrocze, zrzucając aparat na podłogę.
Jedną ręką podtrzymuję sukienkę, a drugą niepewnie przesuwam
po swojej szparce.
– Nigdy wcześniej nie robiłam tego przy kimś – szepczę w chwili
niepewności.
– Kurwa. – Jego szczęka zaciska się mocno, gdy próbuje stłumić
niezaprzeczalne pożądanie, które wywołuje w nim chaos. – To
najseksowniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałem.
Wsuwam i wysuwam palce z wilgoci, wydając z siebie cichy jęk,
gdy wyobrażam sobie, jak jego palce mnie badają i pieprzą.
– Dobra dziewczynka. Zrób to dla mnie – warczy. – Włóż palce
głębiej w cipkę.
Pcham głębiej, a mój oddech staje się urywany i szybszy;
odchylam głowę do tyłu.
– Nie. Patrz na mnie – warczy. – Musisz na mnie patrzeć, kiedy
będziesz dochodzić.
Skupiam wzrok z powrotem na nim, gdy ponownie wbijam dwa
palce w moje opuchnięte ciało, jęcząc głośno.
Patrzy na mnie, jakby właśnie otrzymał dar jasnowidzenia.
Rozszerzam uda, wkładam głębiej palce. Pokój wypełnia dźwięk,
kiedy moje palce ślizgają się po wilgoci. To doznanie pochłania nas
oboje.
Moje palce znajdują spuchniętą łechtaczkę i masuję najbardziej
wrażliwe miejsce w taki sposób, aby mógł zobaczyć, jak bardzo jest
różowa i podniecona. Jak bardzo dla niego rośnie. Jego wzrok
pozostaje utkwiony w mojej dziurce.
– Danny – błagam. – Chcę cię zobaczyć. Chcę zobaczyć, jak bardzo
jesteś podniecony.
Wciąga powietrze i zamyka oczy.
– Jeśli wyjmę mojego fiuta, włożę go w ciebie. – Groźba w jego
głosie przyprawia mnie o dreszcze. – Nie będę w stanie się
powstrzymać.
Moje nogi się trzęsą, gdy coraz szybciej zataczam kręgi
na łechtaczce, jęczę gwałtownie i szybko.
– Chcę cię poczuć – mówię bez tchu. – Jestem tak blisko.
Wypuszcza ciężko powietrze i porusza się na siedzeniu; jego penis
błaga, by wypuścić go ze spodni od garnituru.
– Chcę tego – szepcze, kładąc dłoń na swoim twardym kutasie. –
Tak cholernie bardzo.
Wyraz surowego, zwierzęcego pożądania w jego oczach
doprowadza mnie do szału.
– Pieprz mnie, Danny, proszę – wołam, będąc na skraju. – Chcę
cię w sobie.
Jego oczy zaciskają się w wąskie szparki, gdy walczy o kontrolę.
Jego telefon wielokrotnie brzęczy na podłodze.
Zaczynam krzyczeć, gdy moje podniecenie wymyka się spod
kontroli i upadam na Danny’ego. Zamykam oczy, oddychając ciężko.
Słyszę, jak − zakopany pod moimi włosami − próbuje uspokoić
chrapliwy oddech.
– Właśnie mnie zniszczyłaś – warczy spode mnie. – Nigdy się
z tego, kurwa, nie otrząsnę.
Prostuję się, szczerząc się po orgazmie.
– Charlie. – Wzdycha, przeczesując włosy palcami, podczas gdy
telefon wciąż nie przestaje dzwonić. – Muszę to odebrać.
Podnosi telefon, wstaje i delikatnie mnie odpycha.
Słyszę w słuchawce wściekły głos.
– Co jest, kurwa, człowieku?! – wrzeszczy Karl. – Gdzie jesteś?
Miałeś być dostępny dziesięć minut temu. Próbujesz spieprzyć tę
cholerną umowę na pięć milionów funtów?
Oczy Danny’ego spotykają się z moimi. Widzę grymas na jego
twarzy.
– Spokojnie, Karl, będę za pięć minut. Idę już do samochodu.
– Prowadzisz tę konferencję w swoim pieprzonym samochodzie,
Danny? – Nigdy wcześniej nie słyszałam Karla tak wściekłego
i na pewno nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby krzyczał
na Danny’ego. – Dlaczego nie jesteś w swoim biurze w domu?
Rozdanie nagród skończyło się dwie godziny temu! Gdzie, do diabła,
jesteś? Wiesz, jak nieprofesjonalnie to wygląda?
– Daj mi chwilę, Karl. – Wyłącza mikrofon, jego wyraz twarzy jest
pełen bólu i zdenerwowania, kiedy wpatruje się w moje oczy. Jego
głos zmienia się na miękki: – Naprawdę muszę iść, Charlie.
– W porządku. – Uśmiecham się. – Ale na wypadek, gdybyś
zapomniał…
Biorę jego dłoń i przesuwam nią wzdłuż mojego otworu, wciąż
mokrego od podniecenia.
Jęczy, a potem jego ręce chwytają mnie za włosy i przyciągają
moje wargi do jego, atakując je wściekle ustami. Otwieram szeroko
usta w odpowiedzi, mój język spotyka z jego z takim samym głodem.
Czuję jego twardą męskość na swoim brzuchu, a on wsuwa palec
głęboko w moje wnętrze, sprawiając, że jęczę w jego usta.
– Wygląda na to, że złamałeś obietnicę, że nie będziesz mnie
dotykać – jęczę cicho.
Uwalnia mokry palec spomiędzy moich nóg.
– Wygląda na to, że tak.
Potem przechodzi przez drzwi, zostawiając mnie mokrą
z podniecenia, a wściekły Karl beszta go przez telefon.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 12

DANNY
Nie kłamałem, kiedy powiedziałem jej, że mnie zrujnowała. Prawie
spieprzyłem umowę za pięć milionów funtów, żeby móc posiedzieć
w małym dziewczęcym pokoiku, obserwując, jak laska, która jest dla
mnie za młoda i całkowicie niedostępna, robi sobie dobrze.
Zachowałem się jak jakiś napalony uczniak.
Karl wciąż jest na mnie wściekły, chociaż jakimś cudem udało mi
się uratować umowę. Był zbyt wściekły, by wyciągnąć ode mnie
szczegóły, dlaczego byłem nieosiągalny.
Nie potrafiłem tego wytłumaczyć sobie, a co dopiero Karlowi.
Biorę łyk kawy. Prowadziłem telekonferencję do drugiej w nocy,
a potem przez trzydzieści minut Karl mnie opierdalał. Mówił mi, jaki
byłem lekkomyślny, ponieważ pracowaliśmy nad tą umową od
miesięcy.
Ale mimo wszystko – to było warte każdej minuty.
Obserwowanie, jak się przede mną otwiera, jak dochodzi, było
najbardziej podniecającym przeżyciem w moim życiu.
Ten cholerny prostak Mike drze się, kiedy wchodzę do sali
konferencyjnej. Wypycha klatkę piersiową, aby pokazać mi, że on
tutaj rządzi.
W porównaniu do któregokolwiek z biur Nexusa to miejsce jest
jakimś żartem. Sale konferencyjne są wypełnione jakąś staroświecką
technologią, która marnuje połowę spotkania na próby ustanowienia
łącza wideo, i pełno tam plastikowych krzeseł, które wyglądają,
jakby odkupiono je ze szkoły.
Z przyjemnością zobaczę miny pracowników, kiedy w przyszłym
tygodniu przeniesiemy ich do centrali Nexusa. Chociaż połowa
z nich nie będzie mogła się tym cieszyć zbyt długo.
Rozglądam się po pokoju i wszystkie oczy skierowane są na mnie,
z jednym wyjątkiem.
Ona wpatruje się uważnie w Mike’a, jakby był najciekawszym
mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziała. Jestem prawie zazdrosny.
Na jej twarz wkrada się rumieniec.
Ciężko wydycham powietrze, gdy siadam. Moje oczy opadają na jej
długie, umięśnione nogi. Musi mieć około pięć stóp i siedem cali,
jest niska w porównaniu do mnie. Przy wzroście sześć stóp i cztery
cale wszyscy przy mnie wydają się niscy.
Dokładnie jej się przyglądam, starając się utrwalić ten obraz
w głowie. Od przylegających do ud, obcisłych dżinsów do miejsca,
w którym jej długie, brązowe włosy kręcą się wokół krzywizny piersi.
Kurewsko nieziemska.
Mike odchrząkuje.
– Szefie, właśnie podsumowywaliśmy to, co poszło dobrze w tym
kwartale.
– Dlaczego? – pytam lodowato.
– Dlaczego? – powtarza mniej pewnie.
– To ma być spotkanie kryzysowe – warczę, pochylając się
do przodu na krześle. – Nie jest to spotkanie, na którym klepiecie się
po plecach, mówiąc, jak świetną robotę wykonaliście. Mówiąc
wprost: te produkty zawodzą.
Wszyscy w pomieszczeniu głośno wciągają powietrze.
– Proszę pana – jąka się Mike – wbrew naszym statystykom
jesteśmy…
– Twoje statystyki nie są zadowalające – wtrącam. – Od teraz
masz się porównywać ze statystykami Nexusa. A przy nich
wypadacie bardzo słabo.
– Panie Walker – odzywa się ponownie. – Otrzymaliśmy
pozytywne opinie od wszystkich naszych głównych klientów za
pośrednictwem wysłanego przez nas kwestionariusza.
Przejeżdżam językiem po zębach. Nie mam cierpliwości do tego
śmiecia. Po spędzeniu połowy nocy na telefonach do Stanów
i rozmyślaniu o pewnej brunetce, która nie pozwalała mi zasnąć,
jestem cholernie zmęczony.
– Brak nowych klientów od trzech lat. Brak wzrostu bieżącego
wykorzystania przez obecnych klientów. Ciągłe przestoje
w działaniu. Duża liczba telefonów do pomocy technicznej. Złe
recenzje w prasie – wyliczam przez zaciśnięte zęby. Czy muszę
wykonywać za nich pracę? – W tym miejscu może i się wyróżniasz
na tle innych. Ale czy jest tu ktoś, kto naprawdę podjął jakąś
inicjatywę?
Teraz żaden z pracowników nie spojrzał mi w oczy.
Mike odchrząkuje tak bardzo, że mam wrażenie, że się krztusi.
– Czy ktokolwiek próbował rozwiązać któryś z problemów, zamiast
chować głowę w piasek?
Cisza jak makiem zasiał.
Jedynym dźwiękiem jest mój wściekły stukot palcami o laptop, gdy
staram się nie uderzyć w ścianę.
Dlaczego ja się, kurwa, tym przejmuję? Powinienem zwolnić ich
wszystkich na miejscu. Większość z nich patrzy w podłogę.
Rozglądam się po pokoju, domagając się, by nawiązali ze mną
kontakt wzrokowy.
Moje oczy znów kierują się na Charlie. Jej policzki się czerwienią,
gdy podnosi wzrok, po czym się odwraca.
Wpatrując się w Mike’a, wypuszczam ciężki oddech. To jego wina,
pogrzebał wszelką nadzieję na innowacje w tym zespole.
– Oprogramowanie ma dziesięć lat i nie ma na to logicznego
wyjaśnienia, nie ma też strategicznego myślenia. Przez lata panuje
tu pomieszanie różnych dodatków, myśli, ale nie ma żadnej wspólnej
wizji czy założenia – dobiega silny głos z drugiej strony pokoju.
Moje oczy wracają do Charlie, jestem zaskoczony.
Jej knykcie chwytają bok siedzenia.
– Utrzymanie jest drogie i nie możemy wystarczająco szybko
wprowadzać nowych funkcji. Nie prowadzimy żadnych badań
użytkowników na temat tego, czego naprawdę chcą nasi klienci. Nie
mamy żadnych nowych klientów od trzech lat, ponieważ dodaliśmy
tak wiele hacków. To przekombinowany system – kontynuuje. –
Ludzie się tego boją.
– Nonsens – warczy Mike. – Charlie, naprawdę nie sądzę, żeby to
była pomoc…
– Daj jej dokończyć – przerwałem mu, unosząc brwi, i dając
kobiecie znak, żeby kontynuowała.
– Brak wzrostu obecnego zaangażowania klientów wynika z tego,
że nie dodajemy funkcji, których potrzebują. – Robi krótką przerwę.
– Ciągłe przerwy w działaniu są spowodowane tym, że mamy
niestabilną platformę hostingową.
Moją uwagę przykuwają jej usta, ale łapię się na tym, że słucham
tego, co mówi.
– Oczywiście, częste telefony do działu wsparcia wynikają
z naszych ciągłych przestojów. – Znów przerywa na chwilę, by
zaczerpnąć oddech. – Mam kilka sugestii dotyczących szybkich
korzyści, które moglibyśmy dodać, co skróciłoby czas rozwoju, ale
ostatecznie to oprogramowanie jest zbudowane na starzejącej się
technologii. Jeśli chcemy pozyskać nowych klientów i zatrzymać
obecnych, musimy przeprojektować je w całości, a nie tylko
częściowo, jak to robimy obecnie.
Unoszę brew.
– Dobrze, Charlie. Chciałbym, aby moi projektanci wysłuchali
twoich pomysłów.
Widzę, jak przenika przez nią cień irytacji i nie mogę zrozumieć
dlaczego. Czy jest wkurzona moim zaskoczeniem?
– Całkowicie się z tobą zgadzam – odpowiadam stanowczo. –
Musimy zainwestować w przeprojektowanie tego produktu w całości.
Pamiętaj, że masz teraz wsparcie globalnej firmy technologicznej.
Chcę usłyszeć pomysły, jak to osiągnąć.
Zaciskam zęby i czekam.
W końcu zaczynają mówić, więc wiem, że nie są marionetkami.
Pomysły zaczynają z nich wypływać, najpierw niepewnie, potem
coraz odważniej.
Moja uwaga wraca do długonogiej brunetki.
Jest zwrócona twarzą do mnie, ale patrzy na wszystkich oprócz
mnie. Czy jest zawstydzona? Czy tego żałuje?
Było oczywiste, że piła. Na co dzień nie jest tak otwarta seksualna,
tak bezpośrednia. Z drugiej strony po raz pierwszy od lat byłem
na tyle blisko niej, by się o tym przekonać.
Jej piersi w białej koszuli unoszą się i opuszczają, wywołując
podniecenie w moim kroczu. Wierci się na krześle i zakłada nogę
na nogę, przywołując wspaniałe wspomnienie.
Ta dziewczyna jest rewelacyjna, co do tego nie ma wątpliwości.
Karl i Jack sami to powiedzieli, chociaż jakoś nie są tak poruszeni jak
ja. Wystarczy jedno spojrzenie tych zielonych oczu, ukrytych pod
ciemnymi rzęsami, i przestaję logicznie myśleć.
Oglądanie jej zabawy ze sobą było najgorętszym pieprzonym
doświadczeniem w moim życiu. To błaganie, żebym ją posiadł,
żebym ją wziął. Ta różowa, spuchnięta, piękna cipka. Wszystko
mogło być moje. Ta świadomość, że jestem jedynym mężczyzną,
przed którym kiedykolwiek to robiła.
I jedynym mężczyzną, przed jakimkolwiek, będzie to kiedykolwiek
robić, dodaje w mojej głowie cichy głos, który pojawił się znikąd.
Moje oczy błądzą po jej ciele. Widzę, że ona to wyczuwa;
przygryza dolną wargę, wyraźnie zaniepokojona uwagą.
Powinienem motywować tę grupę, ale zamiast tego chcę rozkazać
im wszystkim stąd wyjść, żebym mógł podrzeć jej dżinsy na strzępy
i przelecieć ją tutaj, na biurku. Wziąć ją jak pieprzone zwierzę. By
poczuć, jaka jest ciasna.
Czucie jej mokrego ciała sprawiło, że byłem twardszy niż
kiedykolwiek wcześniej. Nie wytrzymałbym długo za pierwszym
razem − nie, jeśli jest taka mokra.
Obserwuję jej usta z drugiego końca pokoju, te pełne różowe usta,
które podsuwają mi od razu pewną wizję. Chcę je poczuć wokół
mojego fiuta, chcę, by wyssała mnie do sucha. By pochłaniała moją
długość, gdy wchodzę w nią raz za razem.
Ona mnie pragnie. Wiem to teraz na pewno.
Kładę laptopa na mojej erekcji i bezgłośnie rozkazuję, żeby
na mnie spojrzała.
W końcu nasze oczy się spotykają, a jej usta lekko się rozchylają,
na twarzy zaś pojawia się wspaniały rumieniec, gdy pieprzę ją
wzrokiem. Uśmiecham się delikatnie, gdy wymieniamy się naszym
sekretem.
Wpatruje się w mój laptop. Ona dokładnie wie, o czym myślę. Że
odtwarzam w głowie obraz jej palców zaspokajających jej
spuchniętą, różową cipkę.
Jest najbardziej zniewalającą kobietą, jaką kiedykolwiek
widziałem.
– Panie Walker? – Odrywam od niej wzrok i skupiam się
na Mike’u.
– Powtórz, Mike – proszę zirytowany, zmuszając się
do wyobrażenia sobie nagiego Mike’a w celu uspokojenia mojej
erekcji.
– Jaki jest nasz plan działania? – jąka się.
Jaki jest mój plan działania? Na czym skończyliśmy?
Karl narzeka do Jacka i Tristana na moje zachowanie, a oni zadają
pytania.
Musiała być naprawdę niezła, zażartował w SMS-ie Tristan
dzisiejszego ranka.
Tristan.
Dla niego byłaby to ostateczna zdrada. Jestem ojcem chrzestnym
Daniela, na litość boską. Jego syn nosi moje imię.
Ona mu nie powie. Może mi się upiecze. Nie ma żadnych szans, że
będzie chciała, żeby Tristan dowiedział się o wydarzeniach zeszłej
nocy.
Poza tym nie spałem z nią… jeszcze. Ostatnia noc była wyłącznie
jej zasługą.
Ale co się stanie, jeśli dział HR powie jej, że nie wykonała
polecenia i nie odeszła? Jest taka zadziorna i nieprzewidywalna.
Dlaczego się ośmieszam? Ona ma mnie w garści. Metaforycznie
chwyciła mnie za kutasa, prowadząc mnie tam, gdzie chce.

CHARLIE
O. Mój. Boże.
Z tej ścieżki nie ma powrotu. Żadnego zbawienia.
Dożywocie byłoby lepszym rozwiązaniem niż praca pod okiem
faceta, któremu rzuciłam się na szyję, błagając, żeby mnie wziął,
tylko po to, by mnie odrzucił.
Przełamałam się.
Zaoferowałam się na talerzu.
Kto tak, do cholery, robi?
Czy zostało mi jeszcze trochę szacunku do siebie? Po dwudziestu
ośmiu latach życia jako świętoszka teraz zmieniłam się
w zdesperowaną, napaloną ekshibicjonistkę.
Oczywiście, że miał erekcję. Przecież jest facetem. Kiedy
alkoholowa mgiełka opuściła mój umysł, rzeczywistość i fakty z tego
wieczoru zaczęły wychodzić na jaw. Próbował to powstrzymać.
Znajdź kogoś w swoim wieku. Jesteś pijana.
Jak bardzo byłam pijana? Za każdym razem, gdy przypominam
sobie, co się wydarzyło minionej nocy, wygląda to nieco inaczej.
Kiedy w końcu zasnęłam o piątej rano, ogarnął mnie taki strach,
że obudziłam się z płaczem.
Nie skontaktował się ze mną. A potem musiałam siedzieć z nim
na tym spotkaniu… mój żołądek cały czas był związany w supeł
do tego stopnia, że w pewnym momencie pomyślałam, że mogę być
chora.
Wyglądał na bardzo zmęczonego i zirytowanego przez całe
spotkanie. Dlaczego, do diabła, myślałam, że uda mi się uwieść
kapryśnego dyrektora generalnego, który myśli, że w jego nowej
firmie wszyscy pracownicy razem wzięci mają inteligencję komara?
Trzęsą mi się ręce, gdy poprawiam okulary i próbuję skupić się
na ekranie. Po zbesztaniu przez Danny’ego Walkera wszyscy
w biurze są milczący i ponurzy. Zostały jeszcze cztery godziny
i dwadzieścia trzy minuty do czasu, aż będę mogła wziąć swój
płaszcz i wybiec z budynku.
Mike głośno ssie wargę, szczerząc przy tym zęby i drażniąc mój
układ nerwowy. Robi to za każdym razem, gdy jest zdenerwowany.
– Na litość boską.
Odwracam głowę, żeby zobaczyć, na co tym razem narzeka, i widzę
zbliżającego się do nas z napiętą miną Danny’ego Walkera.
Ciemne cienie otaczają jego oczy, a jego włosy układają się
w niesforny bałagan na czubku głowy, ale wciąż jest porażająco
przystojny.
Rzuca papiery na biurku Mike’a i patrząc na to, co ten robi, Danny
również zaczyna się szczerzyć.
Nie mogę sobie z tym poradzić. Kurczę się na krześle, zakrywając
twarz dłonią.
– Cały dzień, Mike?! – Danny krzyczy na mężczyznę, a ja widzę
Walkera kątem oka. – Oprogramowanie nie działało przez cały
dzień?
Moje serce przyspiesza. Cholerna awaria. Mike nic o tym nie wie.
Podnoszę się, jakby ktoś podpalił mi zapałkę w dupie.
– Chwileczkę, Charlie – rzuca Mike, niwecząc moją ucieczkę.
Odwracam się do nich obu, a mój żołądek burczy z niepokoju.
– Tak, Mike? – pytam cicho.
– Odpowiedzialnością Charlie jest upewnienie się, że nie
doświadczymy żadnych przestojów. – Uśmiecha się triumfalnie. –
Charlie, proszę, wyjaśnij, w jaki sposób doszło do tego błędu.
Patrzę na niego z odrazą. Wrzucił mnie właśnie pod rozpędzony
autobus.
Moje oczy przeskakują z Mike’a na Danny’ego i odkrywam, że ten
drugi obserwuje mnie ostrożnie.
– Zmiany konfiguracji nie zostały prawidłowo zastosowane
na niektórych serwerach – mówię słabo. – Pracuję nad raportem
wyjaśniającym pierwotną przyczynę i nad tym, jak zapewnić, że to
się nie powtórzy.
Patrzymy z Dannym na siebie, czuję się niesamowicie
zażenowana.
Danny przesuwa dłonią po szczęce.
– To było dwa dni temu, a ty jeszcze nie sporządziłaś raportu?
Cała moja twarz płonie, gdy ze wstydu spuszczam głowę.
– Od tego czasu musieliśmy rozwiązać inne krytyczne problemy.
Nie miałam czasu.
– Upewnię się, że Charlie zrozumie swój błąd, Danny – szydzi
Mike, a moje oczy unoszą się i piorunuję go wzrokiem. – To się
więcej nie powtórzy.
– Dla ciebie jestem panem Walkerem – warczy Danny, zaciskając
szczękę. – Nie obwiniaj personelu. Jesteś szefem IT, zgadza się?
Twarz Mike’a pochmurnieje.
– Tak, ale…
– Mam dość słuchania wymówek. Wykonuj swoją pracę i bierz za
nią odpowiedzialność. – Danny wypuszcza oddech i bez słowa
skupia się na mnie. Przez przerażającą chwilę wydaje mi się, że
zamierza mnie zganić za to, co zrobiłam zeszłej nocy. Czy ktoś mi
powie, jak zrozumieć tego człowieka?
Walczę ze łzami.
– Charlie, chcę ten raport, zanim dzisiaj wyjdziesz – mówi
beznamiętnie, stukając kłykciami w blat mojego biurka, gdy zaczyna
odchodzić.
– Tak, proszę pana – odpowiadam szeptem.
Na chwilę zwalnia kroku, a ja widzę, jak coś ciemnego błyska
na jego twarzy.
Cztery godziny i dziesięć minut, zanim będę mogła ukryć się przed
światem.
Nigdy nie czułam się tak niekompetentna, jako kobieta, jako
pracownik i jako osoba.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 13

DANNY
Danny: Mam nadzieję, że masz mój płaszcz.
– Danny? Słyszałeś, co powiedziałam? – Jen pochyla się nad
stołem, żeby uścisnąć mi dłoń.
– Chwileczkę – mówię, wpatrując się w telefon. Widzę, że pisze.

Charlie: Zakładam, że rozmawiam z Dannym. Tak, jest tutaj.

Kropki oznajmiające, że znowu coś pisze, pojawiają się ponownie.

Charlie: Chcesz, żebym dała go Tristanowi?

Siadam prosto i zaczynam analizować. Do diabła, nie. W co ona


gra? Czy ona mi grozi?

Danny: Absolutnie nie. Odbiorę wieczorem.

Mogłem jej napisać, żeby zabrała go do pracy. Albo żeby oddała go


na cele charytatywne. Mam sto innych płaszczy.

Charlie: Dzisiaj wieczorem jestem zajęta.

Patrzę na ekran. Wzbiera we mnie zazdrość. Co będzie robiła? Czy


jest umówiona z jakimś facetem?

Danny: Zajęta przez całą noc?

Pisze, potem przestaje, a potem znowu pisze. Ostatecznie nie


odpisuje.
Danny: Będziesz w domu o dwudziestej drugiej?

– Danny? − Jen mówi głośniej, dąsając się na mnie.


Telefon sygnalizuje, że nadeszła wiadomość, a ja oddycham
ciężko, zadowolony z odpowiedzi.
Odpisuję na SMS-a.
– Przepraszam – odpowiadam z zakłopotaniem. – Jestem
rozproszony. Muszę wpaść do biura dziś wieczorem po kolacji.
Załatwię ci samochód, który odwiezie cię do domu.
Jej oczy się rozszerzają.
– Ale później wrócisz do mnie, prawda?
Wzdycham. Co ja do diabła robię?
– Jasne.

CHARLIE
Otwieram drzwi od prysznica i wchodzę do zaparowanej łazienki.
Długi prysznic nie zmył ze mnie poczucia wstydu. Wiążę mokre
włosy w kok i wycieram parę z lustra. Widzę siebie, nagą, o bladej
twarzy.
Wycieram się i wkładam szorty i sweter. Nie podejmuję wysiłku, by
dobrze wyglądać. Ostatnią rzeczą, którą chcę, jest to, by założył, że
ponownie próbuję go uwieść. Ten statek już odpłynął.
Mój telefon piszczy.
Danny: Jestem na dole.

Miejmy to już za sobą.


– Powodzenia – mówi Cat z kanapy, kiedy przechodzę obok,
chwytając jego płaszcz.
Nie dzwoni domofonem. Chyba nie chce się zbliżać do mieszkania.
Otwieram drzwi i schodzę po schodach na parter.
Biorę głęboki wdech i otwieram frontowe drzwi.
Spogląda na swój telefon, krzywiąc się nieco.
– Cześć – witam się miękko, kiedy nasze spojrzenia się spotykają.
Jego wyraz twarzy nieco łagodnieje.
– Charlie.
– Mam twój płaszcz – mówię szybko, podając mu odzienie.
Bierze go, a przez twarz przemyka mu delikatny grymas.
– Posłuchaj, Danny – zaczynam swoją wcześniej przygotowaną
przemowę. – Muszę przeprosić za to, jak się wczoraj zachowałam. To
było całkowicie niewłaściwe i bardzo żałuję, że postawiłam cię
w takiej sytuacji. Zaczęłam szukać innego zatrudnienia. Złożyłam
nawet podanie o pracę na Kajmanach.
– Kajmany? – Jego usta drgają, gdy patrzy na mnie z góry. – Czy to
nie jest trochę ekstremalne?
– Nie, nie jest – warczę. – Chciałabym również błagać, abyś
łaskawie zapomniał o moim zachowaniu. To było zupełnie nie
w moim stylu i czuję się upokorzona.
Dopóki nie wypowiedziałam tych słów na głos, nie zdawałam
sobie sprawy, jak bardzo jest to prawdziwe. Łzy napływają mi do
oczu.
– A więc zdarza się to tylko po tequili? – Mruży oczy
z rozbawienia. – Dzisiaj nic nie piłaś, zgadza się?
Nie uważam tego za zabawne. Nie igraj ze mną, dokuczliwy draniu.
– Nie śmiej się ze mnie – szepczę ze złością, patrząc w podłogę.
Pojedyncza łza spływa po moim policzku, więc szybko ją wycieram,
wdzięczna, że nie mam makijażu.
– O Jezu, Charlie. – Obejmuje mnie ramionami, przyciskając
głowę do swojej klatki piersiowej. – Ostatnią rzeczą, jakiej chcę, jest
denerwowanie cię.
– Po prostu wstydzę się, że rzuciłam się na ciebie. – Pociągam
nosem przy jego klatce piersiowej, czując jego rozgrzany oddech na
moim ciele. – A teraz muszę cię widywać w biurze, zdając sobie
sprawę, że uważasz mnie za idiotkę, która nie potrafi nawet napisać
raportu.
Wypuszcza długie westchnienie.
– Byłem dzisiaj rozdrażniony. Nie spałem zbyt wiele. Może byłem
trochę… ostry w stosunku do ciebie.
– Wszystko w porządku – rzucam. – Miałeś prawo być zły.
Kładzie rękę pod moim podbródkiem i podnosi mi głowę.
– Charlie, nie mogę traktować cię inaczej w pracy. – Jego brwi
ściągają się, gdy patrzy na mnie z góry. – Ale nie musisz się
wstydzić. Jestem tak samo winny.
Zaciskam powieki.
– Odrzuciłeś mnie.
Danny prycha.
– Masz na myśli to, że użyłem każdej najmniejszej cząstki siły
woli, żeby cię nie przelecieć.
Jego dłonie zaciskają się zaborczo na moich plecach.
Kiedy otwieram powieki, widzę, jak w jego ciemnych oczach toczy
się walka.
– Nie masz pojęcia, jak bardzo mi się podobasz, prawda? –
szepcze ochryple. – Jeśli jeszcze nie zauważyłaś, to pociąg seksualny
między nami doprowadza mnie do szału.
Na moje usta wypływa uśmiech.
– Naprawdę?
– Naprawdę – odpowiada sucho. – Byłem dziś bliski przelecenia
cię w sali konferencyjnej.
Moje źrenice się rozszerzają.
– Cholera, żałuję, że nie nałożyłam makijażu i nie uczesałam
włosów.
– Tak, to sprawia, że czuję się jeszcze bardziej winny. – Śmieje się
cierpko. – Ponieważ bez makijażu wyglądasz na jakieś dwadzieścia
lat.
Zmniejszam odległość między nami, przyciskając swoje ciało do
jego i odchylając twarz do góry. Rozchylam przy tym lekko usta.
Pocałuj mnie, cholerny głupcze.
Wewnętrzna bitwa w jego głowie wciąż się toczy – widzę to po
jego mimice, lecz wiem, co wygra tę batalię.
Moje dłonie zaciskają się wokół jego talii, tak że jego twarda
erekcja mocno przylega do dolnej części mojego brzucha. Muszę
stanąć na palcach, bo nie mam na sobie butów i jestem od niego
dużo niższa.
Wypuszcza z siebie powolny, udręczony jęk, po czym przyciska
swoje usta do moich, zmuszając mnie do rozchylenia warg.
Tak. To jest dokładnie to, czego pragnęłam.
Płaszcz spada na ziemię, a Danny chwyta moją głowę w obie
dłonie, trzymając mnie w uścisku.
Moje ręce błądzą po całym jego ciele, po włosach, jędrnych
mięśniach, udach, brzuchu twardym jak skała. Nie mogę wszystkiego
dotykać tak szybko, jak bym chciała.
Sięgam w dół i owijam dłoń wokół męskości, aż z jego piersi
wydobywa się niski, gardłowy jęk.
– Nie powinienem tego robić – mówi ochryple, przerywając nasz
pocałunek.
Moja ręka prowokująco owija się wokół jego penisa.
– Ciągle to powtarzasz – prycham. – Ale powiedziałeś też, że
możesz dać mi najlepszy orgazm w moim życiu. Udowodnij to, do
cholery.
Rechocze, a jego źrenice rozszerzają się tak mocno, że prawie nie
widać tęczówek.
Bez ostrzeżenia bierze mnie w ramiona i owija moje nogi wokół
swoich bioder, tak że siedzę okrakiem na jego kroczu.
Krzyknęłam z zaskoczenia, gdy zaczął wchodzić po schodach.
– Postaw mnie! Spadniemy!
Ignorując mój protest, kontynuuje marsz, aż docieramy do
najwyższego stopnia.
– Otwórz drzwi – żąda szorstko, oddychając z trudem.
– Byłoby łatwiej, gdybyś mnie postawił. – Chichoczę, wyciągając
klucze z kieszeni.
Po kilku próbach udaje mi się otworzyć drzwi, a on otwiera je
szerzej stopą, idąc korytarzem do mojej sypialni i niosąc mnie,
jakbym ważyła tyle, co piórko.
Rzuca mnie na łóżko i wspina się na górę, rozsuwając kolanem
moje nogi. Z tą samą agresją chwyta rąbek moich szortów oraz
bielizny i ściąga je jednocześnie, tak że jestem naga od pasa w dół;
moja rozgrzana, spuchnięta cipka jest odsłonięta.
Dysząc, podnoszę naprzemiennie nogi, a on zrzuca moją bieliznę
na podłogę.
Kurwa. Ciepło rozlewa się w moim żołądku z oczekiwaniem, że to
się wreszcie stanie.
Ocieram się o jego kolano, tworząc wilgotną plamę na jego
spodniach od garnituru.
– Rozszerz nogi, żebym mógł na ciebie spojrzeć. – Jego głos jest
gruby i gardłowy.
Opieram stopy na jego kolanach tak szeroko, jak tylko potrafię,
a on unosi się nade mną.
Rozchylam usta i jęczę cicho, gdy jego palce badają moją mokrą
szczelinę.
– Kurwa, do diabła – jęczy, gdy jego palce się ześlizgują. – Jesteś
tak ciasna, że bym cię rozerwał.
Zaciskam się wokół niego.
– Charlie – syczy, a jego oczy stają się wielkie jak spodki.
Jego usta łączą się z moimi, a ja owijam ręce wokół jego szyi,
trzymając się go, jakby od tego zależało moje życie.
Jęczę w jego usta, gdy okrąża moje wejście, drażniąc się ze mną.
Ocieram się o jego palce niecierpliwie, chcąc, żeby znalazły się
w środku. Potrzebuję, żeby jego palce były głęboko we mnie.
Wyginam plecy w górę, nabijając się na niego.
– Proszę, Danny – dyszę, patrząc na jego męską sylwetkę.
Odrywa się od moich ust i spogląda na mnie z góry.
– Tak, powiedz moje imię, kochanie.
Drzwi sypialni skrzypią lekko, gdy Cat lub Julie idą korytarzem.
Oboje na chwilę podnosimy wzrok.
– Danny! – krzyczę głośniej, chwytając dłońmi jego włosy.
Używając jednej ręki, aby utrzymać swój ciężar nade mną, drugą
rozkłada mi nogi, tak że leżę rozciągnięta na łóżku. Potem,
obserwując moją twarz, jego palec wskazujący i środkowy wchodzą
we mnie głęboko, na przemian wsuwając się do mojego mokrego
wnętrza i wychodząc z niego.
Krzyczę, gdy jego silne palce pieprzą mnie raz po raz, a z każdą
penetracją moje wnętrze staje się coraz bardziej mokre.
Moje ręce opadają nad głowę na łóżko. Jestem zupełnie
obezwładniona tym doznaniem. Potrzebuję, by sprawił, że mocno
dojdę. Jęczę głośno, gdy moja cipka zaciska się wokół jego palców.
Co się, do cholery, dzieje? Nigdy nie byłam głośna z Benem ani
innymi facetami. Teraz zawodzę jak banshee.
– Ale jesteś ciasna – jęczy; czuję jego gorący oddech na mojej
twarzy. – Wiesz, jakie to cudowne, kochanie?
Wpatruję się w jego piękną twarz, usta ma otwarte, wszelkie
resztki opanowania zniknęły. We wszystkich jego przemówieniach
i rozmowach nigdy nie widziałam go bardziej skupionego niż teraz,
nigdy nie widziałam takiej determinacji na jego twarzy.
Łapie moje spojrzenie i ponownie przyciska swoje usta do moich,
a jego szorstki zarost ociera mi się o twarz.
Mój oddech drży, gdy Danny wsuwa we mnie trzeci palec,
przyspieszając rytm.
Potem podnosi się na kolana, a drugą ręką kieruje się do mojej
pulsującej łechtaczki, która pragnie jego uwagi.
– O Boże – jęczę, wciskając głowę w poduszkę, gdy on pieści mój
pączek.
Dźwięk mojej wilgoci odbija się echem w sypialni wraz z jego
uderzeniami, sprawiając, że Danny wydaje z siebie niski warkot.
Jestem niesamowicie mokra.
– Od dawna chciałem to usłyszeć – wyznaje mężczyzna.
– Jesteśmy tacy głośni. Ktoś nas usłyszy – mamroczę stłumionym
tonem.
– Niech usłyszą. – Pieści mnie tak wściekle, że na jego czole
pojawiają się krople potu.
Chcę dojść, więc chwytam jego bicepsy, by wepchnąć jego palce
głębiej w siebie.
– Dojdź dla mnie, kochanie – szepcze, gdy moje ciało drży i kurczy
się pod jego dotykiem.
– Danny! – krzyczę. – Dłużej nie wytrzymam. – Mój głos jest tak
wysoki, że ledwo go rozpoznaję. Czuję, że jestem tak blisko
wybuchu, że to aż boli. – To za dużo.
Delikatnie całuje mnie w czoło.
– W porządku, kochanie, dojdź dla mnie. Muszę widzieć, jak
dochodzisz. – Brzmi niemal błagalnie. Jego oczy wbiły się we mnie,
spojrzenie ma twarde i zdeterminowane. – Wykrzycz moje imię.
Nasze oddechy przyspieszają, gdy czuję, jak kulminacja
przyjemności stopniowo staje się dostrzegalna. Moje nogi drżą, gdy
dochodzę mocniej niż kiedykolwiek wcześniej, krzycząc głośno jego
imię – już nie dbając o to, czy cała cholerna ulica może to usłyszeć –
i uwalniam soki w jego zachłanne ręce.
– Tak. – Opada na mnie, a na jego twarzy pojawia się chłopięcy
uśmiech.
Moje nogi obejmują jego talię, a rozpalona, mokra kobiecość
ociera się o jego brzuch.
Wpatruję się w sufit, oszołomiona, kiedy próbuję uspokoić oddech.
Nie uprawialiśmy seksu, a on właśnie dał mi najlepszy orgazm
w życiu swoimi palcami. Jestem tak popieprzona.
Nie ma możliwości, aby zawrócić z tego miejsca. Palce żadnego
innego mężczyzny nie mogą konkurować z umiejętnościami
Danny’ego.
Podnosi głowę z miejsca, w którym była zatopiona w moich
włosach, gładzi mnie po policzku, a ja czuję moje soki na jego
dłoniach.
Wpatrujemy się w siebie przez chwilę, która wydaje się
wiecznością, a ja zastanawiam się, co do diabła właśnie się stało.
– Dotrzymałeś obietnicy. – Uśmiecham się delikatnie, gdy
obrysowuje palcami moją dolną wargę. Moje usta są spuchnięte
i zmęczone.
– Co ty ze mną robisz, Charlie? – Marszczy brwi, gdy jego oczy
skanują moją twarz. – Nie potrafię zachować kontroli, kiedy jesteś
w pobliżu.
Moje dłonie śledzą jego ostrą, kwadratową szczękę.
– Czy zawsze musisz wszystko kontrolować?
Na jego ustach pojawia się uśmieszek.
– Tak – odpowiada szczerze.
Otwieram usta, żeby odpowiedzieć coś zabawnego, ale zamiast
tego wydobywa się z nich nerwowy chichot. Coś w jego tonie
powiedziało mi, że naprawdę tak myśli.
– A teraz przepraszam. – Uśmiecha się krzywo. – Od godziny nie
mogę się doczekać, by o coś zapytać. Gdzie tutaj jest toaleta?
– Obok drzwi po lewej – odpowiadam, kładąc się z zadowoleniem
na łóżku.
– Okej. – Schodzi z łóżka i mruga do mnie wymownie. – Dopiero
zaczynam z tobą.
Gdy dochodzi do drzwi, zatrzymuje się i odwraca do mnie.
– Z tego nie ma odwrotu, Charlie. Otworzyłem śluzę, której nie
będę w stanie zamknąć – informuje.
– Wiem – szepczę, leżąc na łóżku.
Jego oczy wędrują po moim ciele, nagim od pasa w dół. Danny
posyła mi tak uroczy chłopięcy uśmiech, jakiego nie widziałam
u niego aż do dzisiejszej nocy.
Kiedy wychodzi, leżę z powrotem w ciszy, będąc w transie po
orgazmie. Palce Danny’ego Walkera były we mnie. To było o wiele
lepsze niż moje fantazje, a fantazjowałam o tym DUŻO.
Wyciągam ręce na łóżku i uderzam w coś twardego. Jego telefon.
Na ekranie miga komunikat. Ciekawe, czy to wiadomość od Tristana.
Gdyby tylko wiedział…
To od Jen. Siadam, nagle czujna.
Przeczytałam wiadomość, potem przeczytałam jeszcze raz…
i jeszcze raz.

Jen: Dzięki za cudowną kolację dziś wieczorem. Wpadnij, gdy


skończysz pracę. Będę czekać x
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 14

CHARLIE
Podskakuję nerwowo na łóżku.
Nie, nie, nie, co ja zrobiłam?
Danny był z Jen, zanim tu przyszedł, a teraz do niej wraca? Co to
było: szybka wizyta na ręczne robótki?
Nagle czuję się głupio… i nieczysto. To nie tak, że spodziewałam
się, że po naszej krótkiej zabawie dzisiejszego wieczoru będziemy ze
sobą na wyłączność, ale z pewnością skakanie między dwiema
kobietami tego samego dnia jest niezgodne z zasadami, prawda?
To zwyczajne oszustwo.
Jednak nawet nie mogę go winić. Po raz kolejny rzuciłam się na
niego. Oczywiście nie zamierzał mnie powstrzymywać.
Jego słowa odbijają się echem w mojej głowie. Dawał mi sygnały,
ale je zignorowałam.
Nie bez powodu Tristan ostrzegał mnie, żebym trzymała się od ciebie
z daleka. Zna mnie zbyt dobrze.
Moje oczy wypełniają się łzami. Muszę się pozbierać, zanim
Danny tu wróci. Słyszę spłukiwanie toalety i łapię moje szorty,
niezdarnie próbując wciągnąć je na nogi.
Nie chcę prowadzić tej rozmowy. Co miałabym powiedzieć? To nie
tak, że nie wiedziałam, że spotyka się z Jen. Nigdy mnie nie okłamał.
Zanim zdąży wejść, otwieram drzwi sypialni.
– Hej. – Zakłada kosmyk włosów za moje ucho i posyła mi
uśmiech.
– Słuchaj, musisz wyjść – odpowiadam pospiesznie. –
Popełniliśmy błąd.
Zatrzymuje się w drzwiach, oszołomiony.
– Co się stało, kiedy byłem w łazience?
Wychodzę na korytarz, omijając go, ale łapie mnie za ramię.
– Charlie? – Jego czoło ściąga się w głęboką zmarszczkę. – Nie
rozumiem.
Oczywiście, że nie, jest zawodowcem w niezobowiązujących
romansach. Próba wyjaśnienia, dlaczego tak diametralnie zmieniłam
nagle zdanie, wymagałaby przyznania się do uczuć, które wzbierały
we mnie przez dekadę. Ale nie mogę tego zrobić. Nie pozwolę, by
Danny Walker widział, jak płaczę.
Wyrywam ramię z jego uścisku i idę korytarzem.
– Zapomnijmy, że to się stało, Danny.
Słyszę jego kroki, idzie za mną do salonu.
Julie, Cat i Stevie zastygają w połowie zdania.
– Czy możemy o tym porozmawiać na osobności? – żąda,
wpatrując się we mnie i ignorując innych. – Co, do diabła, sprawia,
że wysyłasz tak sprzeczne sygnały?
Spuszczam wzrok.
– Miałam chwilę zapomnienia, ale to nie był dobry pomysł. Czy
możemy to tak zostawić?
– Mogłabyś powiedzieć mi to prosto w oczy, a nie w kierunku sofy?
– żąda.
– Czy możesz po prostu iść? – Spoglądam na niego błagalnie. Jeśli
nie pójdzie, załamię się przed nim.
Danny obserwuje mnie z głębokim grymasem na twarzy, gdy
w pokoju robi się niezręcznie cicho.
Julie i Cat siedzą prosto na kanapie, wstrzymując oddech, jakby
miało być tak, że jeśli pozostaną w bezruchu, zapomnimy, że tam są.
Nawet Stevie siedzi nieśmiało w rogu sofy. Wymieniają między sobą
spojrzenia.
– Czy chodzi o raport o awarii? – pyta Danny spokojnym tonem. –
Chcesz, żebym cię potraktował łagodnie?
– Że co? – Czy on naprawdę myśli, że jestem taka dziecinna?
Patrzę na niego z niedowierzaniem. – Nie. – Moje usta zaciskają się
w cienką linię.
Po nieznośnie długiej chwili robi głęboki wydech.
– W porządku. Cokolwiek chcesz – mówi w końcu.
Pozostała trójka patrzy na mnie oszołomiona, gdy idzie
korytarzem do mojej sypialni.
– Co, do cholery…! – wrzeszczy Cat, przerywając w połowie
zdania, kiedy Danny pojawia się ponownie z marynarką
przewieszoną przez ramię i z telefonem w dłoni.
– Jeśli rozgryziesz, o co ci chodzi, możesz mnie oświecić – mruczy,
a jego ciemne oczy próbują nawiązać kontakt z moimi. – To lepsze
niż ta popieprzona sytuacja, w której nic nie wiem.
Bawiąc się sznurkiem w szortach, zmuszam się do uśmiechu.
– Pa, Danny, przepraszam za dzisiejszy wieczór.
– Nie przepraszaj – odpowiada przez zaciśnięte zęby.
Skupiam się na podłokietniku.
Wyjdź. Po prostu wyjdź.
Wszyscy w pokoju zamarli. Julie i Cat wpatrują się w telewizor,
mimo że dźwięk jest wyłączony. Stevie zapada się w sofę, próbując
ukryć się przed szefem szefa swojego szefa.
Danny stoi przede mną ze skrzyżowanymi rękami i żąda, abym na
niego spojrzała.
– Czy ty tak na poważnie, Charlie? – pyta w końcu napiętym
tonem. – Co się właśnie, kurwa, stało?
– Pomyłka – mówię zachrypniętym głosem.
– Bzdura – warczy Danny, uderzając dłonią w ścianę i sprawiając,
że nasza czwórka podskakuje.
Wydycha gniewnie.
– Charlie? – woła, otwierając drzwi. – Skontaktuj się ze mną,
kiedy dorośniesz.

***

– Dojedźmy tego skurwiela.


– Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł, Julie. – Osuwam się na
sofę. – Chcę tylko zapomnieć o całej tej sytuacji.
Oblizuje usta z niezadowoleniem.
– Zdajesz sobie sprawę, że ten cholerny dupek ją teraz pieprzy?
– Nie – jęczę, nie mogąc oddychać.
Podchodzi do mnie.
– Pozwalasz mu, by traktował cię jak dziwkę. Czy nie powiedział
ci, że wyglądasz jak striptizerka? – przypomina mi.
– Ona ma rację – wtrąca się Cat. – Próbuje pozbyć się ciebie
z firmy, a potem robi z ciebie idiotkę, wpadając na szybki numerek.
– Szczerze mówiąc, dziś wieczorem wyciągnęłam z tego więcej niż
on – zauważam potulnie.
Cat jęczy.
– Wiemy, słyszeliśmy.
– Przepraszam. – Moje policzki przybierają czerwony odcień.
– Nonsens – warczy Julie. – Gdyby miał szansę, toby cię
przeleciał, ale widziałaś wiadomość. Czy chcesz być panienką na
telefon, na godzinę? Tego właśnie chcesz?
– Nie – odpowiadam cichym głosem, wbijając stopę w dywan.
Stevie kręci głową.
– Szczerze mówiąc, Charlie, nie da się tego inaczej nazwać.
Wygląda na to, że byłaś jedynie celem do zaliczenia. Trzeba
podziwiać faceta za jego wytrzymałość. W jego wieku obrócić dwie
panienki jednego wieczoru… – Kiwa głową z aprobatą.
– Dzięki, Stevie. – Szturcham go mocno w żebra. – Miło widzieć,
że tak bardzo podziwiasz swojego nowego szefa.
Jestem naprawdę głupia. Czego się spodziewałam? Że pokażę mu
trochę ciała, a on będzie mój na zawsze? Znam jego reputację. Od
Tristana, z mediów. Z moich własnych obserwacji. Widziałam go na
imprezach. Dlaczego więc zignorowałam fakty, na litość boską?
– A co, jeśli powie kierownictwu? – pyta Stevie. – Lepiej, żebym
nie był w to zamieszany; jestem wspólnikiem.
Moje oczy się rozszerzają.
– On by tego nie zrobił.
– Och, proszę cię – szydzi Julie. – On chce zaliczać na boku. Teraz,
gdy się na to zgodziłaś, ujawni wszystko, co będzie potrzebne, aby
ochronić swój tyłek. To zawsze kobiety są zhańbione. Będziesz
znana jako dziewczyna, która spała z szefem, a on będzie ogierem.
Naprawdę?
Cichy głos w mojej głowie przypomina mi o jego reputacji.
– Możesz już nigdy nie znaleźć pracy w tym mieście!– dodaje
dramatycznie Cat.
Rzucam w nią poduszką.
Patrząc naprzemiennie na całą trójkę, otwieram i zamykam usta.
– Co możemy zrobić? Wiecie, tylko po to, żeby go przestraszyć
i pokazać mu, że nie jestem popychadłem? – pytam.
Julie przybiera tryb zadaniowy.
– Oskarż go o obnażanie się przed tobą. Przyłapałaś go na
masturbacji w miejscu publicznym. Szara strefa polega na tym, że
wtargnęłaś do jego biura, więc możemy mieć trudności
z argumentacją, że było to publiczne. Ponadto musimy udowodnić
zamiar spowodowania szkody przez ten czyn.
Krzywię się.
– Nie nazwałbym tego „powodowaniem szkody”.
– No tak. – mówi. – Zostałaś, żeby obejrzeć przedstawienie, co
osłabia naszą potencjalną szansę na wygraną.
– Poza tym zaprosiłaś go do swojej sypialni i pokazałaś mu… wiele
– zauważa Cat.
– Nieistotne – warczy Julie. – Jego akt obnażenia sprawił, że stała
się bezbronna, a on ją uwiódł. Słuchaj – mówi niecierpliwie – kiedy
będę w pracy, wyślę ci dość amunicji, żeby udowodnić, że nie jesteś
delikatna. Pomyśl o tym jak o walce o siebie.
Przytakuję. Przeczytam to dla rozrywki. Wątpię, że coś z tego
wykorzystam.
Stevie, jęcząc, kręci głową.
– Trzymaj mnie od tego, do diabła, z daleka. Niektórzy z nas chcą
zachować pracę. Nadal płacą mi za osiem godzin dziennie, nawet
jeśli jestem bezużyteczny i pracuję tylko trzy – zauważa.
– O co temu kolesiowi chodzi? – Cat patrzy na mnie
z zaciekawieniem. – On jest zawsze taki kapryśny. Na przyjęciu miał
permanentny grymas na twarzy.
– Czuję się trochę źle, dzieląc się tym z wami – zaczynam,
pocierając brzeg kieliszka do wina. – To dość smutna historia.
Dorastał w zaniedbanej posiadłości komunalnej w Glasgow. Jego
ojciec był prawdziwym łajdakiem. Znikał na kilka dni, a kiedy wracał
do domu, był tak naćpany, że bił mamę Danny’ego. Pewnego dnia,
gdy Danny miał około piętnastu lat, wrócił do domu i zastał swoją
mamę leżącą w kuchni w kałuży krwi. Jego tata zastrzelił ją, a potem
siebie.
Wpatrują się we mnie jak sparaliżowani.
Stevie wydycha powietrze.
– Chryste, nic dziwnego, że jest taki… mroczny.
– Jego nastoletnie życie było nieźle popieprzone – kontynuuję. –
Zamieszkał z babcią lub kimś innym w odległej wiosce w Szkocji.
Potem wyjechał na uniwersytet do Anglii i poznał Tristana. Zbliżyli
się do siebie i zaczął spędzać weekendy w naszym domu. Kiedy nasza
mama dowiedziała się o jego przeżyciach, zrobiło się jej go żal i była
szczęśliwa, że może mu jakoś pomóc, chociażby dla niego gotować.
Był u nas praktycznie zawsze, przez cały czas, gdy dorastałam. Stał
się w pewien sposób członkiem naszej rodziny. Tristan uczynił go
nawet ojcem chrzestnym swojego dziecka.
– A ty jesteś matką chrzestną – dorzuca Cat.
– Perwersyjne. – Julie uśmiecha się. – A więc znasz go, odkąd
skończyłaś dziesięć lat, tak? Boję się wyobrazić sobie, jakie szalone
sny miałaś jako nastolatka, kiedy on przebywał w twoim domu.
– Nie powiedziałabym, że go znam – odpowiadam, ignorując jej
ostatnie zdanie. – Znam jego historię tylko z podsłuchiwania i od
Tristana, który opowiadał mi łagodniejsze fragmenty. Nigdy nie
wolno mi było wprost zapytać Danny’ego.
– Ale kiedyś o nim fantazjowałaś, prawda? – pyta Julie.
– Oczywiście. – Przewracam oczami. – To było wielkie
zauroczenie.
Wzdrygam się na pewne wspomnienie.
– Kiedy miałam trzynaście lat, przyprowadził dziewczynę do
naszego domu na kolację. Wpadłam jak burza do swojego pokoju
i dostałam ataku szału. Słyszeli to wszyscy, którzy siedzieli w salonie
przy stole. Danny musiał przyjść do mnie i powiedzieć, że nadal
jestem jego ulubioną dziewczyną. Wspominając tamto zdarzenie,
muszę przyznać, że mieliśmy lepsze relacje, kiedy miałam trzynaście
lat – dodaję cierpko. – Po tym, jak zrobiłam z siebie totalną
kretynkę, oddalił się ode mnie. Większość jego rozmów ze mną
w ciągu ostatnich lat, to chrząknięcia lub monosylaby – wyjawiam.
Julia kręci głową.
– Lubisz tego faceta od prawie dwudziestu lat. Powinnaś już dać
sobie spokój z tym pierwszym zauroczeniem – sugeruje koleżanka.
– To dlatego twoje obecne życie miłosne na tym cierpi – dodaje
Cat. – Porównujesz wszystkich do niego.
Biorę duży łyk wina.
– Nie potrafię zachowywać się racjonalnie, kiedy on jest
w pobliżu. Staję się roztrzęsioną emocjonalnie wariatką.
Mój telefon piszczy na sofie.

Danny: Nie igraj ze mną, Charlie.

Przeczytałam to na głos.
– Czy to groźba?! – wrzeszczy Cat. – Co to niby ma oznaczać?
Zapisuję jego kontakt w telefonie − nie, żebym potrzebowała tego,
ale aby wiedzieć, że to on. Nikt inny nie jest tak bezpośredni.
Żadnego Cześć. Żadnego Tak przy okazji, tu Danny. Żadnych
buziaczków na końcu.
– Spójrzcie na to. – Pokazuję im mój telefon, aby mogli zobaczyć
zdjęcie kontaktu. Danny siedzi w kokpicie samolotu w słuchawkach
pilota. Na jego twarzy pojawia się cień uśmiechu.
Cat chwyta telefon, jęcząc cicho.
– Czy ty żartujesz? Powiedz mi, że to jakiś fotomontaż, zanim
moje jajniki eksplodują w wyniku samozapłonu. Powiedz mi, że nie
jest prawdziwym pilotem. Czy ten facet może być jeszcze bardziej
seksowny?
– Mokry sen każdej kobiety. – Wykrzywiam twarz w grymasie. –
Ma licencję na małe samoloty. Myślę, że ma nawet samolot
w Szkocji.
– Wyślij mi to zdjęcie, zanim pójdę dziś spać.
Spoglądam na Cat.
– Nie pomagasz. – Przewracam oczami. – Więc? Co mam
odpowiedzieć?
– Nic – odpowiada Julie, wyrywając telefon z rąk Cat. – Nic, do
cholery. Jeśli odpowiesz, będzie wiedział, że ma nad tobą władzę. Po
prostu to zostaw. Nie zapominaj, że jest teraz z Jen i pisze do ciebie.
Co za dupek.
Moje serce znowu pękło. Nie potrzebowałam przypomnienia o tym
bolesnym fakcie. Jedno wiem na pewno: Danny Walker nigdy nie
będzie w pełni mój.
– Zapomnij o ponętnym Dannym Walkerze. – Cat wyciąga laptopa
spod stolika do kawy. – Co z tego, że jest pilotem CEO-zilionerem,
z ciałem jak Szatan? Ty, pani, będziesz supergwiazdą.
Promienieje, gdy odwraca ekran w moją stronę. Ma uruchomiony
OpenMic.
– Nie jestem co do tego przekonana, Cat. Przygryzam dolną wargę.
– Czy nie mam wystarczająco dużo upokorzeń w tym tygodniu?
– Tylko jedna piosenka, tak aby sprawdzić, czy to ma sens – błaga.
– Coś, co Danny Walker będzie mógł dodać do swojego folderu
z filmikami do masturbacji – podpuszcza mnie.
– Dobrze. – Wzdycham. – Ale to nie jest powód, dla którego się na
to zgadzam.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 15

CHARLIE
Jest środowy poranek, a ja wpatruję się w e-mail od Julie, zamiast
zająć się obowiązkami w pracy, których mam aż nadto. Danny
Walker ignorował mnie przez cały tydzień, zachowując się tak,
jakbym nie istniała. Najwyraźniej Jen zajęła się nim wystarczająco,
więc mnie nie potrzebował.
Nie otrzymałam żadnych wiadomości po tym, jak nie
odpowiedziałam na tę o treści: „nie igraj ze mną”.
Za kogo on się uważa, na litość boską? Za Ala Capone? Kto tak
mówi?
Nienawidzę tego, że ma na mnie tak wielki wpływ, że pochłania
większość moich myśli. Ale nie umiem nic z tym zrobić.
Wszyscy inni w biurze w dowód uznania otrzymują skinienie
głowy, a nawet cień uśmiechu. A ja? Pewnego razu, kiedy
przechodziliśmy obok siebie, wsiadając i wysiadając z windy,
traktował mnie, jakbym była duchem. Zaczynam myśleć, że ten facet
jest socjopatą.
Julie miała rację. Nie mogę mu ufać.
Wpadam w paranoję za każdym razem, gdy słyszę, jak ktoś szepcze
w biurze, i przysięgam, że Michelle, jego asystentka, śmieje się ze
mnie, kiedy ją mijam.
Nie pomaga fakt, że wszyscy inni pracownicy są tak samo żałośni
jak ja. Robią wszystko, by chociaż na chwilę zaistnieć w jego oczach,
jakby był jakimś bogiem. Spódnice Jackie są teraz tak ciasne, że wieki
zajmuje jej dotarcie gdziekolwiek.
Nawet mężczyźni z nim flirtują.
Co gorsza, Mike bredził każdemu, kto chciał słuchać, o jego
„wieczornym męskim wyjściu”. Szef zaprasza kierownictwo
na spotkanie w eleganckim nowym barze w hotelu obok biura i za
wszystko płaci. Wyobrażam sobie, jak się śmieją, gdy Danny
opowiada historie o swoich piątkowych zabawach w łóżku.
Część mojego umysłu wie, że on, Danny, jest ponad to.
Ponownie przeglądam e-mail i wzdrygam się. Julie nie przebiera
w słowach.

Piszę do Pana, aby wyrazić swoje zaniepokojenie eksponowaniem


nagości w miejscu pracy i nieprzestrzeganiem kodeksu postępowania
własnej firmy…
…mój problem dotyczący niewłaściwego postępowania dotyczy
bezpośrednio Pana, jako dyrektora generalnego…
…Pana nieprzyzwoity akt seksualny wywołał u mnie niepokój
w miejscu pracy. Proszę mnie poinformować, w jaki sposób zamierza
Pan naprawić sytuację.

Chichoczę, wyobrażając sobie minę Danny’ego, gdy wiadomość


pojawi się w jego skrzynce odbiorczej.
Nie, nie wysyłam tego.

Pamiętaj, że nie przyjmę przekupstwa ani zapłaty za milczenie


dotyczące Pana wybryków seksualnych.

Szybko zamykam e-mail. Danny Walker dostałby szału, gdyby się


o tym dowiedział.
Kiedy wyjmuję telefon, gotowa napisać do Julie, by ją ostrzec, żeby
się uspokoiła, widzę pięć nieodebranych połączeń od mamy.
Świetnie. Jeśli nie oddzwonię, będzie się do mnie dobijać przez cały
dzień.
Oddzwaniam.
– Nie chcę sobie wyobrażać, co by się stało, gdyby ktoś umarł,
Charlie. Zorganizowalibyśmy pogrzeb, zanim odebrałabyś telefon. –
Ani „cześć”, ani nawet „jak się masz?”. To typowe u mojej mamy.
– Czy ktoś umarł?
– Oczywiście, że nie! – oznajmia podniesionym tonem.
– W takim razie, czy jest jakaś potrzeba dzwonić do mnie tyle razy,
skoro wiesz, że pracuję? – odpowiadam. Nie mam dziś do tego
cierpliwości.
– Gdybyś odebrała za pierwszym razem, nie musiałabym dzwonić
pozostałe cztery razy – dodaje wyblakłym, południowoirlandzkim
zaśpiewem. – Charlie, nie czuję się dobrze – kontynuuje, mówiąc
bardzo szybko.
Ta informacja nie sprawia, że jestem zaniepokojona.
– Co się stało? – pytam spokojnie.
– Janey Davidson mnie stresuje. – Biedna Janey. Odkąd mama
przeprowadziła się do nowego domu, który Tristan kupił jej w St
Albans, nie mogła przyzwyczaić się do mieszkania w nowoczesnej
dzielnicy i do jej mieszkańców.
– Co tym razem zrobiła?
– Co ona zrobiła?! – Mama skrzeczy tak głośno, że się wzdrygam.
– Powiem ci, co zrobiła. Zajęła się pilatesem w swoim ogrodzie przed
domem! Krąży dumnie w staniku, ze swoim grubym tyłkiem i tymi
wielkimi podskakującymi dzbankami, próbując zrobić szpagat. Tuż
przede mną! Nie mogę nawet cieszyć się własnym ogrodem bez
oglądania jej prawie w negliżu. To kompletna hańba na ulicy!
– Masz na myśli pilates? – pytam z niedowierzaniem.
– No tak, czy nie to właśnie powiedziałam? Zaniża cholerną
wartość nieruchomości na ulicy. Mówię ci, w Cork by to nie przeszło.
Nie to, co w tym kraju…
Słyszę to zdanie prawie każdego dnia, w supermarketach, parkach,
na dworcach autobusowych, w domach, samolotach, u dentystów,
w każdej otwartej przestrzeni, jaką możesz sobie wyobrazić. W Cork
by to nie przeszło.
– Pilates to normalny sposób na utrzymanie formy – wyjaśniam. –
Janey ma pełne prawo robić to w swoim ogrodzie.
Bierze głęboki wdech.
– Te pokazy ze striptizem nie są normą w jej wieku! To
niemoralne. Kto zajmuje się tego typu sprawami, jakaś rada miasta?
– Nie zwołuj rady, mamo – ostrzegam. – Zbesztają cię za
marnowanie ich czasu. Ponownie. Po prostu to zignoruj…
– Betty, wynoś się!! – ryczy przez telefon. – Charlie, muszę iść;
króliki uciekły i szaleją.
Gapię się w sufit. Dlaczego Tristan nie odbiera tych pełnych
zawodzenia telefonów?
– Ale zanim pójdę, mam dla ciebie jeszcze wiadomość.
– Tak? – Mam ochotę zatkać sobie uszy. Czuję, że nie spodoba mi
się to, co ma do powiedzenia.
– Przyjadę do ciebie w tę sobotę przed kolacją Tristana z okazji
czterdziestki.
– Właśnie świętowaliśmy czterdzieste urodziny Tristana. Ilu on
przyjęć potrzebuje?
– Nie bądź dziecinna, Charlie – karci mnie. – To jest spotkanie dla
rodziny i przyjaciół. Ledwo udało mu się z nami porozmawiać
ostatnio. Spodziewaj się mnie o dziesiątej rano.
Rozłącza się, zanim mam szansę zaprotestować.
Rodzina i przyjaciele. A więc teraz nie tylko spędzę dni w pracy,
znosząc chłód Danny’ego Walkera, ale także będę musiała przetrwać
w sobotni wieczór.
Wszystko jest ze sobą za bardzo powiązane. Muszę przeprowadzić
się do innego miasta i zmienić akt urodzenia.
Mój telefon znowu wibruje. Tym razem dzwoni Cat.
– Właśnie sprawdziłam Marka na Facebooku – oznajmia bez tchu.
– Musisz to zobaczyć.
Mark jest mężczyzną z internetu. Wychodzę z nim na randkę
dzisiaj wieczorem, aby próbować skończyć z obsesją na punkcie
Danny’ego Walkera.
– O Boże – jęczę. – Co to ma znaczyć? Czy on jest żonaty? Ma
dziewczynę? Selfie na siłowni? Rurki? Satanista?
– Nie, nic takiego!
– Czy jest jakimś zbirem? – pytam. – Nie mam nic przeciwko, jeśli
to lekki bad boy.
– Nie, słuchaj, to nie o to chodzi – mówi podekscytowana. –
Charlie, on jest wspaniały. Mam na myśli: zabójczo wspaniały. Tak
wspaniały, że obejrzałabyś się za nim na ulicy, a w majtkach
zrobiłoby ci się mokro.
– Naprawdę? – pytam podejrzliwie.
– Słuchaj, dzieciaki zaczynają szaleć. Muszę już kończyć –
oznajmia.
– Zadzwoniłaś do mnie w trakcie prowadzenia zajęć? – pytam
zaskoczona.
– Taki jest wspaniały. Musiałaś o tym usłyszeć. Przesyłam link
do jego profilu. Powinnam poważnie przygotować się na tę randkę
i nie mówię o zwykłym goleniu nóg. Muszę lecieć, serio.
Powiększam zdjęcie do profilu, do którego link mi przesłała. Wow.
Ten facet naprawdę jest gorący.
W mojej skrzynce odbiorczej miga e-mail od Suze.
– Cat powiedziała mi, że jest totalnie GK. To prawda?
Uśmiecham się do siebie. Tak, ten koleś zdecydowanie znajduje się
w kategorii gorących kutasów.
Może dziś wieczorem upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu.
Przed naszą randką będę musiała wcześniej wyjść z pracy, pobiec
do sklepu, a potem do domu.
Jeśli Danny Walker myśli, że będę siedziała i tęskniła za nim, to się
zdziwi.

***

Samodzielnie wykonuję wszystkie możliwe zabiegi upiększające,


które jestem w stanie zrobić do umówionej godziny.
Włosy z mojego ciała są wyrywane, wybielane, woskowane
i wyskubywane pęsetą. Skóra jest tonizowana, oczyszczona,
nawilżona, złuszczona i wygładzona.
Jestem gładziutka jak Sfinks i pachnę jak oddział The Body Shop.
Mam na sobie dopasowaną sukienkę w kolorze nude, na którą
wydałam fortunę, a która daje złudzenie nagości. To krzyczący seks.
Obwiodłam usta konturówką, aby optycznie powiększyć moje
pełne usta, a na powieki nałożyłam cienie, które sprawiły, że moje
oczy są przyciemnione i roziskrzone.
Sukienka zakrzywia się wokół moich piersi w odpowiednich
miejscach. To mój najlepszy ubiór w stylu „chodź, pieprz mnie”.
– Jeśli uda ci się umówić na drugą randkę, Charlie, będę pod
wrażeniem – mówi Julie, gdy dziewczyny oglądają moją „naturalną”
opaleniznę.
– Ma sześć stóp i trzy cale wzrostu. Musisz założyć wysokie obcasy
– dodaje Cat.
Obracam się.
– Tak napisał, ale mógł kłamać na swoim profilu.
– Przyjrzałam się jego zdjęciom profilowym na Facebooku
i Instagramie. Wygląda na to, że naprawdę ma taki wzrost – mówi
Cat, oglądając mój nowy stanik, który podnosi mi piersi prawie
do podbródka.
– Czy to nie jest już jakaś forma stalkingu? – pytam.
Dziewczyny przewracają oczami.
– Bzdura – mówi Julie – nigdy nie idziesz na randkę bez
uprzedniego sprawdzenia wszystkich kont w mediach
społecznościowych.
– Nie brzmi to dobrze. Czego jeszcze się o nim dowiedziałaś? –
dopytuję.
– Niewiele. – Cat wzrusza ramionami. – Jest właścicielem fermy
lisów.
– Co? – rzucam zaskoczona. To jest gorsze, niż myślałam. –
Dlaczego miałby hodować lisy? – pytam piskliwym tonem.
– Żartuję – chichocze. – Dlaczego jesteś taka niespokojna?
– Czekam, by znaleźć haczyk – wyjaśniam.
– Nie bądź tak negatywnie nastawiona – upomina Julie. – Nie
musi być haczyka.
– Zawsze jest jakiś haczyk – mamroczę pod nosem.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 16

CHARLIE
Wchodzę do hotelu Regency i czuję się niesamowicie pewna siebie –
a to nie towarzyszyło mi od tygodni.
To najnowsza londyńska miejscówka dla ważniaków, modelek
i influencerów, ociekająca dekadencją i przesiąknięta ciemnym
oświetleniem, które może sprawić, że każdy będzie wyglądał
seksownie.
Tak się składa, że to miejsce na dzisiejsze wieczorne wyjście
wybrał również zespół zarządzający, ponieważ jest dogodnie
położone – znajduje się na ulicy sąsiadującej z naszym biurem.
Hostessa uśmiecha się do mnie.
– Na jakie nazwisko ma pani rezerwację?
Odwzajemniam uśmiech.
– Rezerwacja na Marka, stolik dla dwojga.
Zerka na listę, po czym kiwa głową.
– Tędy. Pan Mark już tu jest.
Dzięki Bogu. Idę za kobietą. Przynajmniej Danny Walker nie
przyłapie mnie tak wystrojonej i siedzącej samotnie.
Przechodzę przez bar, stukając obcasami, i jestem z siebie
zadowolona, gdy niektórzy mężczyźni wodzą za mną spojrzeniem.
Nie śmiem rozglądać się po barze, na wypadek gdyby Danny i jego
męska ekipa już tu byli. Nie powinnam wiedzieć, że są obecni.
Prowadzi mnie do oświetlonego świecami stolika, przy którym
siedzi ciemnowłosy, umięśniony facet. Gdy go zauważam,
gwałtownie wciągam powietrze.
Jego zdjęcie nie było żadnym fotomontażem. On jest wspaniały.
Jego oczy rozszerzają się, gdy mierzy mnie spojrzeniem z góry
do dołu.
– Cześć – mówi promiennie, gdy się podnosi, by mnie przytulić.
– Cześć – odpowiadam niewyraźnie, bo zaschło mi w ustach.
Kiedy podchodzi, żeby odsunąć moje krzesło, góruje nade mną,
udowadniając, że nie kłamał również co do swojego wzrostu.
– Dzięki. – Uśmiecham się nieśmiało, siadając.
W naszej kabinie znajduje się przycisk o nazwie „Poproś
o szampana”. Nie będę zdziwiona, jeśli go użyję.
– Czy zawsze wyglądasz tak niesamowicie? – Uśmiecha się. – Nie
mogłem uwierzyć w swoje szczęście, kiedy dziewczyna, na którą
patrzyli wszyscy faceci, podeszła do mojego stolika.
Śmieję się i przewracam oczami.
– Czy zawsze wiesz, co powiedzieć?
– Mówię poważnie. – Pochyla się do mnie tak, że nasze ramiona
się stykają. – Czy czujesz teraz ciepło z tyłu głowy? Wpatruje się
w ciebie co najmniej czterdzieści par oczu.
Nie wiem, czy omdleć, czy zwymiotować. Facet naprawdę jest
niezły. Czy to jego sprawdzona metoda na to, aby kobiety zrzucały
majtki? Jeśli tak, to nie mam nic przeciwko.
Decyduję się na omdlenie.
– Zapewniam cię, że wiesz, jak sprawić, by dziewczyna poczuła się
wyjątkowo. Czy słyszę australijski akcent? – Nie mogę przestać się
uśmiechać na widok jego pięknej twarzy. Jest mniej więcej tego
samego wzrostu i budowy co Danny i tak samo przystojny, z jedną
oczywistą różnicą: jego twarz jest pełna pozytywnych emocji, jest
przyjazna. To przeciwieństwo zimnego, twardego mężczyzny,
którego widzę, kiedy leżę i nie mogę zasnąć.
– Zgadza się. – Uśmiecha się. – Przyjechałem tutaj na studia
medyczne, a potem postanowiłem nie wracać.
– Rozumiem. Pracujesz w Guy’s Hospital, nieopodal? – Silę się
na swój najbardziej olśniewający uśmiech. – Czym się konkretnie
zajmujesz?
– Jestem kardiologiem.
Właśnie nieźle u mnie zapunktowałeś!
Kontynuuje:
– Kilka razy w tygodniu prowadzę zajęcia z kickboxingu, ale to
bardziej dla zabawy.
Świetnie ci idzie!
– Naprawienie ludzkich serc musi być dość wymagającym
zajęciem – mówię, próbując ukryć chęć omdlenia.
Muszę dać z siebie więcej, być rewelacyjna.
– A ty, Charlie?
– Branża IT. Pracuję w dziale wsparcia, w firmie za rogiem –
odpowiadam ochrypłym głosem. Czy ja właśnie próbowałam
sprawić, by to brzmiało seksownie?
– Cholera, gdybym wiedział, że kobiety z działu pomocy
technicznej są tak gorące, to już dawno zepsułbym laptopa –
wyznaje.
Śmieję się z jego żartu zbyt głośno, przerzucając włosy za
ramiona.
To działa. Widzę, że zaczyna reagować i odwzajemniać mój flirt.
Patrzy na moje usta, gdy mówię, i od czasu do czasu delikatnie
trąca moje ramiona i kolana. Może to działa. Dział IT jest seksowny.
Podoba mi się ten facet.
Cholera. Czy naprawdę to przemyślałam?
Jak mam się skoncentrować na Marku, wiedząc, że Danny Walker
jest kilka stóp dalej?
Dociera do mnie, że nie chcę zepsuć randki z Markiem. W ciągu
tych dwudziestu minut, które spędziliśmy razem, mogę stwierdzić,
że to naprawdę idealny mężczyzna.
Szampana przybywa jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Ten przycisk jest niesamowity.
Słyszę Mike’a, zanim jestem w stanie go dostrzec.
Relaksująca atmosfera panująca w barze zostaje przerwana przez
jego wstrętne ryczenie. Zawsze mówi za głośno, nawet gdy stoi obok
ciebie.
Pojawili się. Nie mam odwagi się rozejrzeć, żeby sprawdzić, czy on
jest z nimi.
Najwyraźniej najpierw byli gdzie indziej, ponieważ Mike bełkocze,
jakby miał nieźle w czubie.
– Charlie? – Mark patrzy na mnie z uniesionymi brwiami.
Ponownie skupiam wzrok na swoim towarzyszu.
– Przepraszam. Możesz powtórzyć? – pytam.
– Auć! – Śmieje się głośno. – Szybko straciłem koncentrację mojej
dziewczyny.
Moja dziewczyna − to brzmi o wiele bardziej seksownie niż
panienka.
Zaczynam do niego mówić, ale Mark jest rozproszony przez coś
innego, patrzy ponad moim ramieniem. Czy on zerka na inną
kobietę?
– A teraz kto stracił koncentrację? – mówię urywanym tonem.
– Przepraszam. – Pogłaskał mnie uspokajająco po ramieniu. – Po
prostu patrzy na nas grupa mężczyzn. Jeden wygląda, jakby chciał
mnie zabić. – Zaczyna się śmiać, skupiając się na tym, co dzieje się
po drugiej stronie pomieszczenia. – Jezu, czy zawsze masz taką
publikę? Dobrze, że mogę się bronić.
– Naprawdę? – Udaję głupią, podczas gdy serce wali mi mocno
w piersi.
– Chyba rozpoznaję tego faceta. − Ponownie spogląda mi przez
ramię. – Facet od firm technologicznych, Walker!
Ogarnia mnie panika.
– Danny Walker – dukam przez zaciśnięte zęby. –
W rzeczywistości jest moim szefem. Cóż, szefem mojego szefa.
Nasza siedziba jest niedaleko stąd. Prawdopodobnie mnie zauważyli.
Unosi brew.
– Pracujesz dla The Nexus Group? Musisz być świetnym
informatykiem.
Kręcę głową.
– Nie, pracuję dla małej firmy, którą właśnie wykupili. Ignoruj ich
– dodaję szybko. Muszę odwrócić jego uwagę od tamtej strony
pomieszczenia. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuję, jest pijany Mike,
który do nas podchodzi.
Mark uśmiecha się i przesuwa palcem po moim policzku.
– Jedyna osoba, której chcę poświęcić uwagę, jest tutaj.
Ten gest wywołuje we mnie wiele emocji, przez co tracę
koordynację ruchów, rozlewając szampana na sukienkę.
– Ach! – Chłód przenika przez jedwabną tkaninę stanika.
Mark zrywa się i bierze serwetki ze stolika obok nas.
– Wytarłbym cię, ale to chyba zbyt śmiały krok jak na pierwszą
randkę – mówi.
– Trochę. – Uśmiecham się, biorąc od niego serwetki. Wycieram
rosnącą plamę na klatce piersiowej. – Tylko pogarszam sprawę. –
Wzdycham. – Przepraszam, Marku. Wyjdę na chwilkę, by to ogarnąć.
Kiedy rozglądam się, żeby zobaczyć, gdzie są toalety, napotykam
lodowate spojrzenie Danny’ego Walkera. Nawet z tej odległości
widzę furię w jego oczach. Jego szklanka ze szkocką zatrzymuje się
w powietrzu. Siedzi w najodleglejszym kącie, a mimo to jego
spojrzenie wysysa ze mnie tlen.
Skręca mi się żołądek. Jak on to robi, że czuję się tak nieswojo?
Siedzę z przystojnym facetem, który otwarcie się mną interesuje,
a ten sadystyczny kretyn po drugiej stronie pomieszczenia sprawia,
że żołądek ściska mi się z nerwów.
Wytrącona z równowagi, kiwam głową na znak przywitania,
a następnie odwracam wzrok.
– Wiesz, gdzie są toalety? – Odwracam się do Marka.
Wskazuje na ścianę za mną, po drugiej stronie baru.
– Tam, widzisz tę szczelinę w ścianie?
– Niezbyt. – Marszczę brwi, zmieszana. – Tam nie ma drzwi. –
Jedyne, co widzę, to ciemnoniebieskie ściany, żadnych drzwi ani
szyldu mówiącego o tym, że w tym miejscu znajduje się łazienka.
– Jest tam, zapewniam cię. – Śmieje się. – To jest po prostu
bardzo subtelny wystrój; nie ma uchwytu. Wystarczy pchnąć drzwi.
– Dlaczego ukrywają toalety? – narzekam.
Do diabła z tymi barami, które próbują zakamuflować łazienki,
ponieważ chodzenie do toalety nie jest seksowne.
– Okej, wierzę ci – mówię, niezbyt przekonana. – Zaraz wracam.
Wstaję i przechodzę przez bar tak swobodnie, jak to możliwe,
przyciskając torebkę do moich przesiąkniętych szampanem cycków.
– Charlie!! – ryczy Mike, kiedy mnie dostrzega, a jego nos
i policzki świecą się na czerwono, co jest zapewne spowodowane
upojeniem alkoholowym.
Przy stole zauważam dziesięć osób, głównie mężczyzn,
z butelkami szampana w ilości, która wystarczyłaby, aby upoić
wszystkich gości znajdujących się w tym barze.
Witam się z Mikiem skinieniem głowy i macham szybko reszcie
zespołu.
Karl Walker, brat Danny’ego, posyła mi olśniewający uśmiech
i zaprasza do ich stolika. Spotkaliśmy się na kilku imprezach
Tristana. Nie zdawałam sobie sprawy, że jest w mieście. Prowadzi
nowojorski oddział Nexusa i jest fizyczną kopią Danny’ego.
Wyglądają naprawdę podobnie, ale na tym kończą się podobieństwa
między nimi. Karl jest całkowitym przeciwieństwem Danny’ego,
mężczyzną czarującym i charyzmatycznym. Nie aroganckim,
zimnym kutasem.
Kiwam mu głową w stronę stołu, przy którym czeka Mark,
i uprzejmie kręcę głową, próbując ruszyć do przodu na nogach
trzęsących się jak galareta.
Karl nie przyjmuje odmowy. Rusza w moją stronę, zatrzymując
mnie.
– Charlie. – Karl całuje mnie w oba policzki. – Tak dobrze znów
cię widzieć. Nie wywiniesz się tak łatwo.
Nie mogę uwierzyć, że tego mężczyznę urodziła ta sama kobieta co
Danny’ego.
Ignorując moje protesty, ciągnie mnie za sobą, trzymając dłoń
w dole moich pleców.
Przy ich stoliku jest głośno, to najbardziej hałaśliwy kąt w barze –
wszyscy rozmawiają między sobą i wymieniają się alkoholem, który
nieustannie jest dolewany do pustych kieliszków.
Kilku z obecnych mężczyzn krzyczy moje imię
z podekscytowaniem, jakbym zstąpiła z nieba lub dokonała jakiegoś
cudu. Daleko mi do ich poziomu pijaństwa.
– Idziesz do klubu ze striptizem, Charlie? – Mike podskakuje
podekscytowany jak małe dziecko, które właśnie dostało nową
zabawkę.
– Nie dzisiaj, Mike. – Krzywię się. – Wolałabym wsadzić sobie
pałeczki do nosa.
Moje spojrzenie pada na Danny’ego, który opiera się o stół,
trzymając w ręce alkohol. Rękawy jego koszuli są podwinięte, a trzy
górne guziki poluzowane, odsłaniając opaloną klatkę piersiową.
Wpatrując się we mnie zimnymi oczami, bierze duży łyk piwa.
– Wyglądasz rewelacyjnie, Charlie – mówi Karl, nieświadomy
rosnącego napięcia.
Uśmiecham się do niego. Zawsze lubiłam Karla. Był duszą każdej
imprezy. Gdybym miała trochę zdrowego rozsądku, pożądałabym
właśnie jego.
– Idę do łazienki, by usunąć plamy po szampanie. – Śmieję się,
przykładając podbródek do piersi. – Nie bez powodu jestem
nazywana Niezdarną Charlie.
Karl kiwa głową w stronę stołu.
– Kim jest ten szczęściarz?
– Ach. – Spoglądam na miejsce, gdzie siedzi Mark, który wygląda
na trochę znudzonego. – Właściwie to randka w ciemno. – Rumienię
się. – Jest doktorem.
Jego brwi się unoszą.
– Myślałem, że spotykasz się z kimś na poważnie. A Shane?
– Ben – poprawiam go, zakładając niesforny kosmyk włosów za
ucho. – Zerwaliśmy.
– Skąd znasz tego faceta? – głęboki głos przerywa naszą rozmowę.
Nie twój pieprzony interes, kolego.
– To randka z internetu – mówię po chwili milczenia.
Patrzy na mnie bez mrugnięcia.
– Czy Tristan wie o twojej randce w ciemno? Wiesz, jakie miałby
uwagi dotyczące twojego bezpieczeństwa.
– Wezmę pod uwagę te obawy – odpowiadam przez zaciśnięte
zęby. – Dziękuję za rozmowę – dodałam na odchodnym.
– Miło było cię zobaczyć, Charlie. – Karl uśmiecha się do mnie
zalotnie.
Idę w stronę toalet i stoję zdezorientowana. Przed chwilą
widziałam, jak ktoś pchnął ścianę i drzwi się otworzyły. Nie ma tu
nic oprócz niebieskiej ściany.
Czy powinnam powiedzieć coś w stylu „sezamie, otwórz się”?
Napieram na ścianę. Nic się nie dzieje. Przesuwam się wzdłuż niej
i naciskam mocniej. Nadal nic. Dotykam ściany, a ludzie wokół mnie
zaczynają się gapić. To staje się krępujące. Wyglądam, jakbym
próbowała tę ścianę zburzyć.
Kelnerka zatrzymuje się, a po chwili pyta:
– Czy mogę jakoś pomóc?
– Próbuję znaleźć toaletę – odpowiadam.
Wskazuje fragment ściany niżej.
Popycham ścianę niżej, a ta w końcu się porusza. To jak próba
wejścia do pieprzonej Narnii przez szafę.
– Czy to damska czy męska?
Przewraca oczami, jakbym była kretynką.
– Jest koedukacyjna.
W łazience wszystko jest tak samo zagmatwane, jak na zewnątrz;
przyćmione oświetlenie i lustra sprawiają, że pójście do toalety jest
seksownym, ale stresującym przeżyciem.
Otoczenie bardziej przypomina burdel niż łazienkę.
Spójrz, jak ty wyglądasz – gardzę swoim odbiciem w lustrze. Plama
sprawia, że moje piersi wyglądają nieprzyzwoicie, jakbym startowała
w konkursie na miss mokrego podkoszulka.
Drzwi otwierają się z hukiem i uderzają o ścianę.
Odwracam się i widzę Danny’ego Walkera, jego mina przypomina
byka szykującego się do szarży.
Moje oczy się rozszerzają.
– Co ty, do cholery, robisz? – pytam, nie kryjąc złości.
– Ja? – warczy. – Co TY, do cholery, robisz? – odpowiada pytaniem
na pytanie.
– Że co? – jąkam się, cofając o krok.
Zatrzaskuje drzwi, a ja podskakuję, upuszczając konturówkę
do zlewu.
– Próbujesz mnie, cholera, wkurwić? Afiszując się z jakimś
kutasem na moich oczach? – Podchodzi, naruszając moją przestrzeń
osobistą. – Mówiłem ci, żebyś nie grała ze mną w gierki, Charlie,
bawiąc się mną jak zwierzakiem.
Moje usta się otwierają.
– Co? Jaki z ciebie arogancki dupek – cedzę.
Nawet jeśli ma rację.
Prostuję ramiona, podchodząc do niego.
Obserwując, jak nieregularnie oddycha, uświadamiam sobie, że
jest pijany.
– Moja randka to nie twój interes.
Gromy pojawiające się w jego oczach informują mnie, że nie
podoba mu się ta odpowiedź.
Odwracam się, żeby wyjąć konturówkę ze zlewu, ale on łapie mnie
za ramię i przyciska do ściany, a jego gorący oddech owiewa mi
twarz.
Czuję, jak jego twarda męskość uderza we mnie, jakby poraził
mnie prąd, przez co wzdycham.
Zanim mogę się powstrzymać, rozszerzam nogi i wypycham biodra
w jego stronę, tak że jego twardy kutas znajduje się między moimi
nogami.
Mój umysł słabo protestuje przeciwko tym działaniom, nie
nadążając za zdradzieckim ciałem. Cała siła woli wyskakuje przez
okno łazienki. Tak bardzo go potrzebuję.
Ocieram się o jego erekcję.
Wypuszcza z siebie niski, gardłowy jęk i łapie mnie za tyłek,
przyciskając mnie do siebie tak mocno, że jestem pewna, iż zostawi
na moim ciele siniaki.
– Spieprzysz mi randkę – jąkam się.
– Zamierzam cię, kurwa, wypieprzyć – warczy, gdy bierze mnie
w ramiona i prowadzi nas oboje do najbliższej kabiny.
W środku zatrzaskuje drzwi i przygważdża mnie nogami do ściany.
Wpycha swój język do moich ust, a ja ochoczo odpowiadam na tę
pieszczotę. Owijam lewą nogę wokół jego bioder, aby być bliżej jego
twardego penisa. Potrzebuję, by nasze ciała były jak najbliżej siebie,
skóra przy skórze…
Ten mężczyzna. On będzie moim końcem. Kiedy stałam się jedną
z dziewczyn, które pieprzą się w toalecie?
Jego ręce brutalnie odsuwają moje majtki na bok, następnie
wsuwa palec głęboko we mnie. Krzyczę z zaskoczenia, a potem
między moimi nogami zaczyna krążyć ciepło. Krzyczę, gdy zaczyna
posuwać mnie palcami.
– Masz pojęcie, co mi robisz? – Oddycha tuż przy moich ustach. –
Ta wilgoć jest dla mnie.
Jęczę w jego usta, chwytając się jego bicepsa, aby powstrzymać się
przed zsunięciem się po ścianie, ponieważ moje nogi nie są w stanie
utrzymać mnie w pozycji pionowej.
– Tylko ja, Danny. Nie podzielam poligamii – szepczę, gdy moja
dłoń przesuwa się w dół, by znaleźć się na jego twardej męskości. –
Jeśli mnie chcesz, to na wyłączność.
Posyła mi arogancki uśmieszek.
– Chcesz mnie tylko dla siebie, Charlie?
Walczę z pragnieniem, by pozwolić mu doprowadzić mnie
do orgazmu właśnie tutaj, w kabinie. Zamiast tego rozpinam suwak
jego spodni i uwalniam jego męskość z bokserek. Muszę mieć
kontrolę, chociaż raz.
Syczy w odpowiedzi, gdy jego kutas uderza o mój brzuch. Tak
bardzo jest gotowy. Tak napalony. Taki wielki…
Przez chwilę patrzę na jego męskość z podziwem.
– Podoba ci się to, co widzisz? – szepcze z mrocznym uśmiechem.
Zamiast mu odpowiedzieć, opuszczam dłoń i przeciągam nią po
jego penisie z góry do dołu.
Wypuszcza z siebie jęk przyjemności, a ja mocniej zaciskam dłoń
wokół jego długiej męskości i głaszczę intensywnie penisa. Jest tak
nabrzmiały, że zaraz eksploduje, a ja ledwo zaczęłam.
– Kurwa – mamrocze Danny przez zaciśnięte zęby, chwytając się
ścian, żeby móc ustać w pionie. – Długo nie wytrzymam.
Zaczynam przesuwać dłonią szybciej, zaciskając palce jeszcze
mocniej, a moje podniecenie pogłębia się, gdy patrzę, jaką mam nad
nim kontrolę.
Opiera przedramiona na ścianie po obu stronach mojej głowy
i zamyka oczy, przyciskając czoło do mojego.
– Kontynuuj – szepcze.
– Nadal próbujesz mnie wylać z pracy? – dyszę.
– Jeszcze trochę, a oddam ci tę cholerną firmę. – Bierze nierówny
wdech. – Jestem blisko.
Głaszczę, obserwując, jak jego twarz wykrzywia się
z przyjemności. Widzę, jak mężczyzna przygryza język. Zaczyna
drżeć i wydaje z siebie jęk, który odbija się echem w toaletach.
Nie zastanawiając się, celuję jego kutasem w jego szyte na miarę
markowe spodnie i czuję, jak ciepły płyn tryska w moje ręce i na całe
jego spodnie. Eksploduje, gęsto i szybko. Puszczam go i wycieram
dłoń o jego koszulę, rozsmarowując na niej wytrysk.
– Teraz muszę wrócić na randkę, panie Walker – szepczę mu
do ucha.
Odpycham go od siebie, a on, zaskoczony, pada na przeciwległą
ścianę toalety.
– Charlie – warczy, odzyskując równowagę.
Puszczam mu oczko, a następnie otwieram drzwi i zostawiam go
w bieliźnie, ze spermą na spodniach i rozdziawionymi ze zdziwienia
ustami.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 17

CHARLIE
– Tak mi przykro. Usuwanie plamy zajęło wieki. – Znów siadam przy
stole, patrząc wszędzie, tylko nie na Marka. Nie potrafię kłamać.
Będzie w stanie odkryć, że dotykałam penisa innego mężczyzny, gdy
tylko spojrzy mi w twarz.
Uśmiecha się i znacząco patrzy na moją klatkę piersiową.
– Plama nadal tam jest.
Ups.
Wydaje się nie zauważać mojego niespokojnego zachowania,
a może po prostu myśli, że jestem zdenerwowana z powodu
pierwszej randki, bo pochyla się, łapie moje zdradzieckie ręce
i składa na nich pocałunek − biedny, niczego niepodejrzewający
facet, nieświadomy, gdzie one znajdowały się przed chwilą.
– Nie martw się, nadal jesteś tu najseksowniejszą kobietą, z plamą
czy bez plamy.
– Aha – dukam.
– Masz ochotę na okropnie drogiego drinka? – pyta, delikatnie
zataczając kółka na moich zdzirowatych dłoniach. Zmuszam się
do uśmiechu.
– Jasne. – Zerkam ukradkiem na drugą stronę baru, gdy Mark
wstaje. Danny Walker na szczęście nie wrócił z toalety,
prawdopodobnie nadal próbuje usunąć plamy.
Karl łapie moje spojrzenie i uśmiecha się pytająco. On wie.
Muszę mieć skierowaną w moją głowę strzałkę ze słowem
„lafirynda”.
Nie mogę tu być, kiedy Danny pojawi się ponownie.
– Czekaj, Mark – wołam za mężczyzną, a on się odwraca. –
Chodźmy w jakieś przyjemniejsze miejsce.
***

Dwie godziny później jestem pijana. I nie mam na myśli tego


lekkiego stanu, gdy chichocze się jak pijana dziewczynka. Mam
na myśli totalne zalanie w trupa. Wszystko wokół mnie wiruje i traci
ostrość. Wydaje mi się, że przez ostatnią godzinę prowadzę
z Markiem niezwykle inteligentną rozmowę. Nie jestem pewna, czy
on ma takie samo zdanie na ten temat.
Pyta, czy mam ochotę udać się do niego na drinka przed snem.
– W sumie to czemu nie? – Mrużę oczy. Ale ze mnie dziwka. Nie
mogę zająć się dwoma penisami w ciągu jednej nocy. Wypiję tylko
drinka przed snem, a potem złapię taksówkę i wrócę do domu.
Naprawdę kręci mi się w głowie.
Wygląda na zachwyconego.
– Zamówię taksówkę.
Pół godziny później, gdy trochę wytrzeźwiałam, taksówka
zatrzymuje się przed domem Marka, kilka przecznic od stacji Notting
Hill.
– Cały dom jest twój? – pytam oszołomiona, spoglądając
na ogromny wiktoriański budynek w zabudowie bliźniaczej.
– Tak – odpowiada od niechcenia.
Przez chwilę myślę, że żartuje. Ten dom jest wielkości domu
Tristana, a mój brat jest multimilionerem.
– Charlie, wchodzisz?
Nagle uświadamiam sobie, że z rozdziawionymi ustami stoję
na ścieżce, a Mark czeka przy otwartych drzwiach wejściowych.
Wewnątrz domu jest jeszcze bardziej elegancko niż na zewnątrz.
Najwyraźniej każdy szczegół został profesjonalnie zaprojektowany,
od zaworów grzejnikowych po elementy w stylu art deco, rozrzucone
niedbale po korytarzu.
W holu znajduje się oszałamiająca kolekcja dzieł sztuki, która
wydaje się rozszerzać na każdy inny pokój.
Czym sobie na to zasłużyłam? To znaczy, wyglądam w porządku,
ale ten facet jest naprawdę poza moją ligą. Mógł wybrać jakąś
modelkę lub influencerkę w tym eleganckim hotelowym barze.
Gdybym zebrała wszystkich facetów, z którymi byłam w swoim
życiu, i zsumowała ich wygląd, bogactwo i umysły, ten gość byłby
nadal bardziej inteligentny, przystojny i bogaty. Oczywiście nie
licząc Danny’ego Walkera.
Rozsiadam się wygodnie na kanapie w stylu kinowym, która ma
więcej funkcji niż moja kuchnia z wbudowaną lodówką i głośnikami.
Naciska przycisk, a ja krzyczę, gdy sofa odchyla się
o dziewięćdziesiąt stopni. Okej, więc szybko przechodzimy
do następnej bazy.
Zapełnia mój kieliszek winem po brzegi, zanim mam szansę
odmówić. Nie jestem pewna, czy to taki świetny pomysł. Czuję
mdłości po wypiciu tej mieszanki: drink z bananem, drink z wódką
i wanilią, a teraz jeszcze to wino…
– Charlie. – Odstawia moją szklankę i pochyla się nade mną. – Czy
mogę cię pocałować?
Śmieję się nerwowo.
– Nie mam nic przeciwko. – Jeden pocałunek nie zaszkodzi.
Przecież jestem singielką, prawda? Danny Walker nie stara się tego
zmienić, stworzyć ze mną związku.
A teraz… To jest to. Naprawdę muszę wykorzystać cały swój
wdzięk. Ten facet jest przyzwyczajony do modelek z wielką gracją,
a nie do pijanych panienek z działu IT.
Jego język wkrada się do moich ust, a ja ostrożnie muskam go
swoim. Ach, ale głęboko wkrada mi się do gardła! Ten facet ma
naprawdę długi język. Trochę za długi… zaczyna mielić mi
w żołądku. O nie, to nie zwiastuje nic dobrego. Absolutnie nic
dobrego. Czuję, jak wino faluje w żołądku.
Mark próbuje wejść na mnie na rozkładanej sofie, a ja czkam
wprost w jego usta.
– Przepraszam. – Zakrywam usta dłonią, gdy jego brwi lekko się
marszczą. – Myślę, że będę musiała cię na chwilę przeprosić.
Z trudem wstaję z sofy.
– Oczywiście, jeśli chcesz… – patrzy na mnie sugestywnie – się
odświeżyć.
Kiwam głową, czując mdłości już prawie w ustach i wybiegam
z pokoju korytarzem do jego superluksusowej łazienki.
Ledwo drzwi się zamykają, a fala wymiotów – głównie wina –
tryska jak pociski uderzające w każdą dostępną powierzchnię.
Uderzenie w toaletę. Uderzenie w bidet. Uderzenie w wannę
z białego marmuru. To tak, jakby ktoś odpalił zraszacze
wymiocinowe z sufitu.
Wiśnie z burbonowych koktajli, limonka z Long Island, grzyby
z pizzy − mój żołądek opróżnia się w całości w luksusowej łazience
Marka. O Boże, to jest wszędzie. Żółto-czerwone tsunami uderzyło
w łazienkę. W moich włosach, nawet na blacie! Ach! Na zasłonie
prysznicowej! I macie pod prysznic! Gorączkowo chwytam ręczniki,
ale nawet one wyglądają, jakby były kupione w Harrodsie.
Opuszczam zasłonę prysznica i zatrzymuję się w przerażeniu.
Plamy tylko wtarły się głębiej we wzór. Ten facet mnie udusi, kiedy
zobaczy swoją łazienkę, albo, co gorsza, każe mi zapłacić za szkody.
Co ja mam zrobić? To sytuacja bez wyjścia.
Nie mogę do niego wrócić. Nie mogę się przyznać
do zanieczyszczenia całej jego łazienki wymiocinami. Jest tylko
jeden logiczny plan działania.
Otwieram drzwi łazienki najciszej, jak potrafię, i skradam się
korytarzem. Drzwi wejściowe znajdują się zaledwie kilka stóp dalej.
Krok po kroku, starając się nie oddychać, idę się w kierunku drzwi.
Powoli przekręcam drewnianą zasuwkę i wypełzam w noc.
Wielkie drzwi zatrzaskują się za mną. Dysząc, biegnę ulicą, dopóki
nie jestem pewna, że jestem na tyle daleko, że nie będzie w stanie
mnie znaleźć.
Dysząc, upadam na ziemię, by złapać oddech.
Nie mogę w to uwierzyć. Popełniłam błąd i uciekłam przed
konsekwencjami.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 18

DANNY
– Jak tam twój kac? – Karl otwiera drzwi i z uśmiechem wsuwa przez
nie głowę. – Wyglądasz kiepsko.
Gapię się na niego ze śmiertelną powagą. Czy nikt tutaj nie umie
pukać?
Spałem trzy godziny. Powinienem priorytetowo potraktować nasze
plany na przyszły rok, aby móc przedstawić wszystko zespołowi, ale
czuję się, jakby moja czaszka została roztrzaskana na milion
kawałków.
Ostatnia noc była głupotą. Nigdy nie piję tak dużo, żeby
następnego dnia nie móc się skupić. Zawsze się wymykam, zanim
impreza przerodzi się w rozpustę w jakimś klubie ze striptizem.
Zeszłego razu cała powściągliwość wyleciała przez okno. Wygląda
na to, że ostatnio robię dużo głupich rzeczy.
Czy tak wygląda kryzys wieku średniego?
Karl ignoruje moje wściekłe spojrzenie i wchodzi do pokoju. Jak
na mój gust, jest zbyt wesoły, biorąc pod uwagę wczorajszy wieczór
i ilość alkoholu, jaką w siebie wlaliśmy. Cóż, facet jest pięć lat
młodszy ode mnie, więc kac nie uderza go tak mocno.
Zerkam na kawę w jego dłoni. Lepiej, żeby ten napój był dla mnie.
– Dlaczego jesteś taki szczęśliwy? – warczę.
– Miałem rację. Potrzebujesz wspomagania. – Stawia espresso
i napój energetyczny na biurku przede mną.
– Dzięki – mamroczę. – Jestem tak cholernie odwodniony, że moje
jaja skurczyły się i zmieniły w suszone śliwki.
– Co zrobiłeś z moim rozsądnym bratem prezesem? – Śmieje się.
– To nie w twoim stylu bratać się z personelem.
– Pokazuję im swoją rozrywkową stronę – odpowiadam
beznamiętnie.
Opiera się o ścianę, a na usta wypływa mu uśmiech.
– Czy pokazałeś tej modelce swoją rozrywkową stronę?
Mówi o brunetce z Brazylii, która władała pięcioma językami
i w każdym z nich powiedziała mi, co chce ze mną zrobić. Po prostu
mój typ.
– Nie – odpowiadam zgodnie z prawdą. – Wróciłem do domu sam.
– Przegapiłeś taką okazję. – Kręci głową. – Ten facet, Mike, to
wariat. Nie sądzę, żeby często wychodził. Gdzie on się ostatecznie
podział? Wiem, że próbował wejść do innego baru po zamknięciu
klubu ze striptizem. Gdzieś we wschodnim Londynie.
– Skończył w rynsztoku, ale mało mnie to obchodzi. – Prycham. –
Mike to kutas.
Z przyjemnością zamawiał i polewał wszystkim niezliczone ilości
szampana za tysiąc funtów, oczywiście na koszt firmy. Powinienem
odjąć to z jego pieprzonej pensji.
– Wkrótce go nie będzie. – Karl wzrusza ramionami. – Miło było
zobaczyć młodszą siostrę Tristana, Charlie. – Przygląda mi się
uważnie. – Czy zanim wykupiliśmy tę firmę, wiedziałeś, że ona
w niej pracuje?
– Oczywiście, że tak – odpowiadam. – Robię wszystko, żeby nie
została na lodzie. W tej chwili po prostu odrzuca ofertę. Przejdzie
jej.
Przechyla głowę, następnie wykrzywia usta w uśmiechu.
– Czy część swojej złości wylała na ciebie ostatniej nocy?
Zatrzasnąłem laptopa, decydując się poświęcić mu całą uwagę.
– Co masz na myśli?
Z ożywieniem podnosi ręce.
– Wiedziałem! Napięcie seksualne między wami można kroić
nożem. A więc? – Jego głos staje się wyższy. – Czy między wami coś
się dzieje? Zakładam, że z tego powodu warczysz na cały swój
personel i odrzucasz modelki.
– Doszło między nami do kilku – milknę na chwilę, szukając
odpowiedniego słowa – incydentów.
– Incydentów?
Wzdycham ciężko.
– Pewnego razu wtargnęła do mojego biura, kiedy, hm, robiłem
sobie dobrze – wyznaję.
Karl marszczy brwi w zakłopotaniu, po czym jego oczy się
rozszerzają.
– Przyłapała cię na waleniu konia? – Odrzuca głowę do tyłu,
śmiejąc się z niedowierzaniem. – Rany, stary, mam nadzieję, że nie
mówisz poważnie.
– Śmiertelnie. – Krzywię się. – Myślałem, że drzwi są zamknięte.
A moi pracownicy zwykle nie mają śmiałości wtargnąć do mojego
biura bez zaproszenia.
Moja klatka piersiowa się napina.
– To jeszcze nie jest najgorsze. – Biorę głęboki wdech, po czym
wyznaję: – Oglądałem wtedy nagranie, na którym była ona.
Patrzy na mnie, nawet nie mrugając.
– Cholera, Danny. To najstraszniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek
słyszałem. Czy czeka nas proces sądowy? – pyta niepewnie.
Opadam na skórzany fotel z oparciem.
– Pozwól, że ja się będę tym martwił.
Jego usta wykrzywiają się w uśmiechu.
– Zaproponowała, że ci pomoże? – ironizuje.
Patrzę na niego spod przymrużonych powiek.
– Nie. Ale nie wyszła – dodaję – stała tam… i patrzyła.
Szczęka mu opada.
– Kontynuowałeś? – pyta niepewnie.
Na mojej twarzy pojawia się grymas.
– Byłem już na takim etapie, że nie dałem rady przestać – wyznaję
szczerze.
– Chryste, człowieku. – Zaczyna się histerycznie śmiać, a ja
czekam, aż ten napad radości się skończy. Tak, bardzo zabawne. –
I mówią, że to ja jestem tym bardziej lekkomyślnym bratem. To
najbardziej banalny scenariusz filmu porno, jaki kiedykolwiek
powstał. Wielki zły szef uwodzi młodszą pracownicę. Pieprzyłeś ją
w tym biurze? – pyta wprost.
– Nie. Ale doszedłem na jej oczach. – Prycham bez radości. – Nie
mogłem tego powstrzymać, nie kontrolowałem się już. Osoba, którą
wyobrażałem sobie, jak gładzi mi penisa, wpada do pokoju w trakcie
mojej zabawy. Nie miałem szans.
– Czy podobało jej się przedstawienie? – Karl się śmieje.
– Wygląda na to, że tak, bo poszedłem tej nocy do jej mieszkania,
aby ją przeprosić. Ostatecznie to doprowadziło do zupełnego zwrotu
akcji i posunęliśmy się za daleko… – Nie chcę zdradzać szczegółów.
– Spałeś z nią? – Uśmiecha się. – Wiedziałem. Wczoraj byłem
w stanie wyczuć to pożądanie między wami z odległości kilku mil.
– Nie – mówię szybko. – Jest zmienna jak cholera. Nienawidzi
mnie. Po chwili mnie pragnie. I zaraz znów mnie nienawidzi. Jest jak
chorągiewka. Spędziliśmy miły moment w jej mieszkaniu, a potem
coś się w niej zmieniło i mnie wyrzuciła. To wszystko jest, kurwa, nie
do zniesienia.
Uderza się w czoło.
– Musicie się ze sobą przespać i dać upust temu wszystkiemu –
poleca.
– Nie mogę tak po prostu się z nią pieprzyć. – Marszczę brwi. –
Mam zbyt wiele do stracenia. Już mogłem zawalić relację z moim
najlepszym przyjacielem. Człowieku, gdyby się dowiedział…
Wzdrygam się na myśl o utracie najlepszego kumpla, z którym
przyjaźnię się od dwudziestu lat.
Karl kiwa głową.
– Tristan zupełnie by zwariował. To jego jedyna zasada:
trzymajcie się, kurwa, z daleka od mojej siostry.
– Dochodzi do tego jeszcze fakt, że jest moją pracownicą. A nie
zamierzam zanurzać swojej stalówki w firmowym atramencie –
rzucam, przyznając w myślach, że to trafne porównanie.
– Ale jest, cholera, gorąca. Jestem po prostu niezadowolony, że
tobie pierwszemu udało się nawiązać z nią bliższą relację. Ja nie
przyjaźnię się z Tristanem. Z przyjemnością ją przelecę – mówi,
a mnie krew zalewa.
Mrużę oczy.
– Nawet nie patrz w jej stronę.
Posyła mi diabelski uśmiech.
– Cholera, tym razem naprawdę nieźle wpadłeś. Co się stało
zeszłej nocy? – dopytuje. – Bardzo długo cię nie było.
Pochylam się i kładę łokcie na biurku.
– To był powód mojego kosztownego rachunku za pranie
chemiczne w oddalonej o trzy mile pralni.
Jego brwi wystrzeliwują w górę.
– W łazience? Chryste, Danny, każdy z zespołu mógł was
przyłapać – rzuca, patrząc na mnie karcąco.
Nie odpowiadam, bo wiem, że ma racę.
– Czy to czysto fizyczna fascynacja? – Patrzy na mnie uważnie. –
Chcesz z nią być w związku?
Przeczesuję włosy palcami, zirytowany tym przesłuchaniem.
– To tylko fizyczna fascynacja. Jest za młoda i zbyt porywcza. Nie
pasujemy do siebie.
– Więc trzymaj fiuta w spodniach. – Przewraca oczami. – Istnieje
milion pięknych dwudziestopięciolatek, które chętnie się tobą
zajmą.
– Ma dwadzieścia osiem – poprawiam go.
– Słuchaj, ona jest piękna, przebojowa i seksowna jak cholera.
Rozumiem. Znasz ją od lat, a ona jest poza zasięgiem. Chcesz tego,
czego nie możesz mieć. Ale po prostu nie rób bałaganu. Nie możesz
przespać się z Charlie, a potem po prostu ją olać – mówi.
– Cholernie dobrze o tym wiem – warczę. – Próbowałem
poskromić fiuta, odkąd usiadła na mnie okrakiem po pijanemu, kiedy
była na uniwersytecie. Teraz muszę patrzeć, jak seksownie porusza
się po biurze, drocząc się ze mną.
– Przynajmniej w kwaterze głównej Nexusa będziecie znajdować
się na innych piętrach, a nie tak blisko siebie – kwituje.
– Mam nadzieję, że do tego czasu odzyska zdrowy rozsądek
i przyjmie moją ofertę z tytułu dobrowolnego zwolnienia. – Patrzę
przez okno. – On będzie wiedział, Karl. Tristan już zaczyna zadawać
pytania o to, co mnie gryzie.
Kiwnął głową.
– To zmierza do katastrofy, bracie. Zrezygnuj, zanim złamiesz jej
serce i poważnie spieprzysz sprawę.
Mam przechlapane.
CHARLIE
Mówią, że kac pogarsza się wraz z wiekiem. Ludzie po czterdziestce
mówią o tym, a ty się śmiejesz. To nigdy nie będzie dotyczyło mnie,
myślisz.
Ale potem okazuje się, że twój kac jest sto razy gorszy, niż
u wszystkich czterdziestolatków, którzy o tym mówili.
Dlaczego musieli mieć rację?
Budzę się i nie czuję stóp. To tak, jakby ktoś na nich siedział
na dole łóżka. Spuszczam wzrok i próbuję nimi poruszyć, po czym
uświadamiam sobie, że wciąż mam na sobie buty z poprzedniej nocy.
Poruszam stopami i czuję, że miliony szpilek i igieł kłują mnie, gdy
nogi wracają do świata żywych.
Mój mózg się rozpuścił, a w jego miejsce włożono kamień, który
jest za duży dla mojej głowy.
Dzięki Bogu, że wzięłam na dzisiaj wolne, bo inaczej musiałabym
załatwić L4 i wszyscy wiedzieliby, że to ma związek z kacem.
Mocno zamknęłam oczy, ale walenie w mojej głowie trwa nadal.
Otwierając je, wciąż czuję ból.
Moje szare komórki krzyczą, pragnąc wody, ale jestem zbyt słaba,
by unieść ciało i sięgnąć po szklankę.
Pijane wspomnienia zalewają mój mózg jak kiepski horror. Nie
pojawiają się w odpowiedniej kolejności i nie mogę złożyć
wszystkich scen razem.
Hotel. Gorący lekarz. Pizza. Danny Walker. Klub nocny. Złe
samopoczucie i ucieczka.
Czy naprawdę zwymiotowałam w czyjejś łazience, a potem
uciekłam? Czy to wandalizm? Czy Mark może wezwać policję?
Jestem na etapie paranoi spowodowanej kacem. Mam mdłości, ból
głowy i jestem głodna − muszę to ogarnąć.
Podnoszę głowę, żeby spojrzeć w lustro. W kąciku ust mam
zaschniętą ślinę. Tusz do rzęs jest nadal na jednym oku, ale nie
na drugim. Wyglądam jak przygnębiony klaun.
W mieszkaniu panuje cisza. Nie ma nikogo, kto mógłby mnie
wysłuchać. Suze dzisiaj nie pracuje, więc gdzie jest? Postanawiam
do niej napisać i widzę mnóstwo wiadomości oraz nieodebranych
połączeń. To nie jest to, co chcę zobaczyć na etapie paranoi.
Dwa nieodebrane połączenia od Danny’ego Walkera, jedno
o dwudziestej trzeciej. I kolejne, bliżej północy. Dwie wiadomości od
niego.

Danny: Gdzie jesteś?


Danny: Przestań się wydurniać. Mam nadzieję, że jesteś w domu.
Jedna jest od Tristana.

Tristan: Charlie, wszystko w porządku? Danny powiedział, że


widział cię wczoraj pijaną, z obcym facetem!

Ten drań mnie wydał. A ostatnie, czego potrzebuję, to Tristan


suszący mi głowę na temat tego, jak powinnam się zachowywać.

Charlie: Nic mi nie jest, Tristanie. To była tylko randka, przestań


się martwić!

Nie odpisuję Danny’emu. Moje miejsce pobytu nie jest jego


zmartwieniem. Może się tego dowiedzieć od Tristana, jeśli tak
bardzo tego pragnie.
Z mojego żołądka wydobywa się niepokojące bulgotanie. O-oł.
Jelita skręcają się w bolesne supełki, jakby ktoś wyciskał wodę ze
ścierki do naczyń.
Wyskakuję z łóżka i biegnę do toalety, bo liczy się każda sekunda.

***

Sześć godzin później Suze, Stevie i ja siedzimy w lokalnej kawiarni,


przeżywając na nowo chwile wstydu. Stevie wcześniej wyszedł
z pracy.
Właśnie skończyliśmy zajęcia z taksydermii. Nie żartowałam,
kiedy powiedziałam Szwedowi, że zamierzam to zrobić. Suze
zapisała nas kilka miesięcy temu w ramach naszego paktu „spróbuj
wszystkiego”.
Z perspektywy czasu nie wybrałabym się na taką popijawkę zeszłej
nocy, gdybym zdawała sobie sprawę, że wypchanie małej myszy jest
w rzeczywistości bardzo pracochłonnym, czterogodzinnym
procesem.
Chociaż nie jestem szczególnie wrażliwa, wydrapywanie gałek
ocznych myszy może zebrać żniwo, jeśli spędziło się poranek
na opróżnianiu żołądka.
– Nie zrozum mnie źle, ale to naprawdę złe – mówi Suze, siorbiąc
swój podwójny koktajl Snickers.
– Może i tak by cię przeleciał, gdybyś jakoś się trzymała – dodaje
Stevie, żując z otwartymi ustami. – Trudno nas zniechęcić, potrzeba
czegoś więcej niż trochę moczu, gówna, wymiocin, smarków…
Marszczę nos.
– Świetnie. To już coś. Nie wydaje mi się, żebym była w nastroju
po mojej małej eksplozji.
– Po prostu bym cię nie pocałował. – Wzrusza ramionami. – Ale
wszystko inne jest w porządku.
– Typowy facet! – parska Suze. – No typowy facet. Nie obchodzi
ich, że cię nie pocałują. Nie obchodzi ich nawet, jak wygląda twoja
twarz. W rzeczywistości możesz być bez głowy, jeśli tylko masz
dostępną pochwę.
– A twoja jest zawsze dostępna, prawda, Suze? – droczy się, a ona
rzuca w niego serwetką.
– Więc co się stało dzisiaj w pracy, Stevie? – pytam, od niechcenia
zmieniając temat.
Przewraca oczami.
– Masz na myśli to, co się dzieje z Dannym Walkerem. Nie ma
sensu być subtelną.
– Zatem?
– Może nie jesteś jedyną osobą, która żałuje zeszłej nocy.
Wyglądał dzisiaj rano dosyć marnie. Większość kadry zarządzającej
chodziła dziś po biurze jak zombie – mówi, wkładając fasolę do ust.
– Słyszałem, że Mike rzygał dziś rano w toalecie.
– Ja zacznę ponownie rzygać, jeśli będziesz jadł z otwartymi
ustami – warczę.
– Jeśli chcesz, żebym był twoim szpiegiem – kontynuuje
z otwartymi ustami – musisz być dla mnie miła.
– Nie potrzebuję szpiega. – Wzdycham, przesuwając widelcem
jedzenie po talerzu. – Ten facet mnie prześladuje. Ciągle widuję go
w pracy. Nawet na moich randkach. W moich pieprzonych snach.
A jutro wieczorem zobaczę go w domu mojego brata. Ponownie.
– Po prostu trzymaj się z dala od jego penisa – doradza Suze. –
Poza tym twoja matka będzie w domu.
Łatwiej powiedzieć, niż zrobić.
Stevie przygryza wargi.
– No powiedz to. – Krzywię się.
– Najwyraźniej zeszłej nocy zwrócił na siebie uwagę wielu kobiet.
Reszta zespołu była zazdrosna. Przytuliła się do niego jakaś całkiem
znana brazylijska modelka i być może zabrał ją do domu. Taka jest
plotka.
Mój kac cofa się o trzy stopnie, a ja z trudem powstrzymuję chęć
ponownego wymiotowania.
W jednej chwili jestem podekscytowana, że to może być początek
czegoś nowego – zwłaszcza wtedy, gdy te zaskakujące oczy wpatrują
się we mnie, jakbym była najważniejszą kobietą na tej planecie.
W następnej chwili słyszę, że interesuje się kimś innym.
To koniec. Nigdy więcej żadnych dwuznacznych sytuacji, żadnych
fantazji, a już na pewno żadnej przyszłości. Czas ruszyć dalej.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 19

CHARLIE
Jest dziesiąta, sobota rano, właśnie czekam przed stacją metra
Kentish Town. To będzie długi dzień.
Słyszę je, zanim jestem w stanie dostrzec.
– W prawo! Idź po cholernej prawej stronie, kobieto! – woła
Callie.
Słyszę tupanie mamy.
– Jeśli chcą mnie wyprzedzić, mogą o to poprosić – burczy
niezadowolona.
Ich dwie głowy pojawiają się na szczycie ruchomych schodów.
Mama jest już prawie na skraju wytrzymałości, a Callie ma
szkarłatną (czy to barwnik spożywczy?) czuprynę.
Callie uśmiecha się, kiedy mnie widzi, ale mama wygląda
na niezadowoloną, a ja cicho jęczę, gdy dostrzegam saszetkę
biodrową zapiętą ciasno wokół jej brzucha. Jedną ręką ściska ją
mocno − w obawie, że niebezpieczni londyńczycy ukradną jej
drobne.
Przy barierkach mama robi naprawdę niezłą scenę: staje twarzą
do ściany i otwiera swoją saszetkę, żeby wyjąć pieniądze i kupić
bilet. Uśmiecha się triumfalnie, po czym czeka, aż bilet zostanie
wydrukowany, następnie bierze go do ręki. Patrzę, jak umieszcza
bilet w niewłaściwej szczelinie bramki. Barierki po jej lewej stronie
otwierają się z hukiem, aby ktoś przez nie przeszedł. Mama marszczy
brwi na widok barierek, przed którymi stoi, i próbuje je otworzyć.
– Te nie działają.
– Idź do drugich. – Wściekle kiwam na otwartą bramę, czekając, aż
ktoś przejdzie, podczas gdy Callie chichocze za mną.
– Druga bramka! – woła. – Ta, którą otworzyłaś swoim biletem.
Ta, która jest otwarta. INNA.
Wskazuję na barierki, do których włożyła swój bilet, jakbym robiła
niedorzeczny występ pantomimy.
– Powinnaś przejść przez TE. − Wskazuje palcem na właściwe
bramki.
Mamrocze coś pod nosem, ale w końcu przechodzi do właściwej
barierki biletowej.
– Cóż, to irytujące. Dlaczego wszystkie nie otwierają się po
włożeniu biletu? Wtedy można by przejść przez każdą – narzeka.
Patrzę na nią z irytacją.
– Co? – Jakaś część mnie zaczyna żałować, że wyjaśniłam, jak
wydostać się przez barierki, bo przez to mama i Callie tam nie
utknęły.
– Powinnaś była zobaczyć, jak próbowała otworzyć drzwi toalety
w pociągu − jęczy Callie. – A potem usłyszeć jej krzyki, kiedy pociąg
ruszył!
Mama nie ma obycia z nowoczesnym transportem. Zaczęła
odwiedzać Londyn dopiero po przeprowadzce Tristana, który zwykle
przysyła po nią kierowcę. Tym razem zdecydowała się pójść
na łatwiznę i pojechać gorszym transportem.
Po gehennie barierowej mama oznajmia, że chce wrócić do mnie
na herbatę przed zwiedzaniem. Wiem, o co jej chodzi. Nie może
wytrzymać z powodu wścibstwa i chce pobuszować w moim
mieszkaniu, żeby zobaczyć, czy jest czyste.
Ruszamy spacerkiem z powrotem przez Kentish Town
do mieszkania.
– Cześć! – krzyczę niepewnie po przekroczeniu progu mieszkania.
Brak odpowiedzi, super! – Cat jest w łóżku, więc musisz być cicho.
– O tej godzinie? – Usta mamy zaciskają się w cienką linię. – A ja
liczyłam na wycieczkę po sypialniach.
– Może usiądziesz, a ja zrobię filiżankę dobrej herbaty?
Zostawiam je w części dziennej mieszkania, gdzie mogą wyrządzić
minimalne szkody i gdzie z pewnością nie znajdą oznak
nadużywania narkotyków lub uprawiania seksu. Na szczęście
pamiętałam, żeby schować książkę Julie „101 Niesamowitych Gier
Seksualnych”.
Mama patrzy z obrzydzeniem na naszą sofę i unosi się nad nią,
jakby bała się złapać pchły.
Wracam dumnie z trzema filiżankami herbaty i dzbankiem
z mlekiem.
Zanim niechętnie przyjmuje herbatę, wącha napój.
– Przywiozłam listy, które przyszły do ciebie na adres domowy. –
Grzebie w swojej torbie; chusteczki materiałowe i papierowe fruwają
wszędzie, po dłuższej chwili wręcza mi stos zmiętych listów. Wciąż
dostaję korespondencję do domu mamy, ponieważ Julie unika
podatku.
Gapię się na nią.
– Wszystkie są otwarte?
– Tak. – Wzrusza ramionami, jakby nie popełniła żadnego
przestępstwa. – Masz strasznie duże obciążenie na tej karcie
kredytowej.
– Nie powinnaś była otwierać mojej poczty! – rzucam ze złością.
– Ktoś musi mieć oko na twoje finanse, ponieważ najwyraźniej nie
zajmujesz się tym dobrze – dodaje z oburzeniem.
Uch. Jest w domu od pięciu minut, a krew w moich żyłach już
wrze.
– Callie, co robisz? – pytam.
Wije się na kanapie, jakby miała pchły. Może rzeczywiście je ma?
– Twoja sofa jest niewygodna – narzeka, sięgając ręką pod
poduszkę. – Czekaj, znalazłam coś.
Jej prawa ręka pojawia się ponownie z dwoma przedmiotami.
– Co to jest?
Serce wpada mi do pęcherza i miażdży go, gdy ona wymachuje
testem na obecność chlamydii, który medyk wymusił na Julie, kiedy
dostała pigułkę „dzień po”. Zabiję Cat za jej głupią kryjówkę.
Kazałam jej ukryć wszelkie przedmioty, które mogłyby podważyć
moją reputację.
Co gorsza, w drugiej ręce Callie jest pocztówka, którą Cat kupiła
w Amsterdamie, z dwoma kutasami wchodzącymi do ust − jednym
czarnym, drugim białym, z hasłem „żadnego rasizmu”.
Usta Callie się otwierają.
Wyrywam jej obie rzeczy, zanim zdąży pomachać nimi mamie
przed twarzą.
Na szczęście mama jest zbyt pochłonięta śladami po pizzy
na dywanie, żeby to zauważyć. Przygląda się natomiast rzeczom
stojącym w pomieszczeniu.
– Co to jest?
– To tylko urządzenie odchudzające Suze. – Idę tak swobodnie, jak
to tylko możliwe, do pokoju Cat i rzucam tam oba przedmioty. Słyszę
stłumione „hej”, kiedy zatrzaskuję drzwi. Co jeszcze czai się w tym
salonie, żeby mnie zniszczyć?
– Co się z tobą dzieje, Callie? − Próbuję jeszcze raz zmienić temat.
Wzrusza ramionami.
Twarz mamy robi się biała.
– Powiem ci, co się dzieje z tą młodą panną. Została zawieszona
w St Mary’s.
– Zawieszona? – To dopiero wiadomość. Spoglądam na Callie,
która szybko przegląda magazyn, który znalazła na stoliku
kawowym. Jest na ostatnim roku i ma tylko sześć miesięcy do końca
szkoły, więc musi się zachowywać dobrze.
– Ta młoda panienka zhańbiła rodzinę. – Mama zakrywa usta
i rozgląda się na wypadek, gdyby któryś z moich sąsiadów był
w stanie nas podsłuchiwać.
– Próbowała przywołać Ciemną Stronę – mówi już szeptem.
– Co zrobiła? – pytam zdezorientowana.
Callie podnosi wzrok znad magazynu, znudzona, i wzdycha.
– Tablica Ouija. Zostałam przyłapana na używaniu tablicy Ouija –
wyznaje.
Mama kręci głową.
– Zakonnice są wściekłe. Odprawiają specjalną mszę, aby oczyścić
szkołę i naprawić szkody, które wyrządziła Callie! – krzyczy mama,
na moment chyba zapominając o swoich wcześniejszych obawach
dotyczących podsłuchiwania.
– Dlaczego to zrobiłaś, Callie? – zwracam się do niej. – Czy ty
w ogóle wierzysz w tabliczkę Ouija?
Śmieje się.
– Niezbyt. Ale głupia Bernice O’Hagan wierzy, więc chcieliśmy jej
udowodnić, że to wszystko jest totalną ściemą. Potem weszła siostra
Tessa, zobaczyła nas i dostała szału. – Ziewa. – Poza tym, to i tak
mój ostatni rok.
– Mimo tego okropnie się zachowałaś, Callie – besztam ją tak, jak
powinna posłuszna starsza siostra. – Zawieszenie w szkole nie
zapewni ci bardzo dobrej pracy, prawda?
Patrzy na mnie ze śmiertelną powagą.
– Jeśli tobie udało się znaleźć zatrudnienie, to każdemu się to uda,
nawet jeśli będzie wymagało miliona prób.
– Odwal się – odgryzam się. Jestem trochę przewrażliwiona
na punkcie liczby rozmów kwalifikacyjnych, które musiałam znieść.
– I tak mogę żyć z kieszonkowego Tristana. – Przewraca oczami,
jakbym była głupia.
– Tristan daje ci kieszonkowe? – Patrzę na nią zniesmaczona. – To
dzięki temu możesz sobie pozwolić na zakupy w centrum Londynu!
– Dosyć kłótni, na litość boską! – rzuca mama, odstawiając
filiżankę. – Mam dość tej okropnej herbaty. – Zobaczmy twoją
sypialnię.
– Dobrze. – Odstawiam napój i prowadzę je do sypialni, w której
na szczęście łóżko jest na wpół pościelone, a bielizna schowana.
– Przydałoby się trochę Shake n’Vaca 9. – Wącha powietrze,
podczas gdy Callie robi mi makijaż. – I ten dywan. Kiedy ostatnio był
odkurzany? Czy on powinien mieć taki kolor? – Pochyla się, by
przyjrzeć się dokładniej. – Widać, że brud zalega na nim od tygodni.
Co to jest? – Bierze Sminta10, który kiedyś przetoczył się pod łóżko,
a obecnie są do niego poprzyklejane włosy i nitki od dywanu. –
Brałaś narkotyki!
Gapię się na nią oszołomiona.
– To Smint.
– Ach, Smint! – krzyczy, mrużąc oczy. – Nie używaj wobec mnie
narkotykowego żargonu, młoda damo. Czy to jedna z tych pigułek,
które zażywa się na imprezach?
Callie śmieje się za nią, przez co mama macha ręką w jej stronę.
– To miętówka – powtarzam powoli.
– Miętówka, tak? A czy pozwolisz mi ją polizać? – pyta
podejrzliwie.
Patrzę na Sminta, do którego jest poprzyklejana cała masa
różnokolorowych włosów, prawdopodobnie niektórych moich,
niektórych Bena, a może nawet tego, kto mieszkał w tym mieszkaniu
wcześniej. Spoglądam na to znacząco.
– Nie polecałabym – stwierdzam zgodnie z prawdą.
– No jestem pewna, że nie. – Liże Sminta, czekając, aż ją
powstrzymam, zanim będzie potrzebowała płukania żołądka. Jej
twarz zmienia się od złości przez zdziwienie do obrzydzenia, gdy
w końcu zaczyna rozumieć, że mówiłam prawdę. Zaczyna wyciągać
włosy z ust.
– Och, to naprawdę miętówka.
– Widzisz? – Przewracam oczami. – Czy możemy już skończyć to
zwiedzanie? – pytam.

Godzinę później siedzimy w autokarze objeżdżającym Trafalgar


Square. Pomyślałam, że to najlepszy sposób, by przez jakiś czas zająć
dziewczyny.
O szesnastej jestem wyczerpana i gotowa do objęcia programem
ochrony świadków, aby móc ukryć się przed rodziną. Big Ben nie był
wystarczająco duży, St Paul’s nie był wystarczająco święty,
a Shakespeare’s Globe to fałszywka.
Nie jestem gotowa na to przyjęcie u Tristana. Dlaczego świadomie
zgadzam się na przebywanie w tym samym pokoju co moja matka,
moja siostra, która wyjawia wszystkie moje sekrety, mój szef, który
chce się mnie pozbyć, i zarazem facet, któremu zrobiłam dobrze
w toalecie i który przypadkowo został moim nowym przełożonym?

***

Sześć godzin narzekania mamy to dla mnie za dużo. Nie wiem, jak
przeżyłam, będąc tak długo w jej łonie.
Postawiłam na swobodny ubiór: dżinsy, trampki i sweter
opadający na jedno ramię. Taki typ ubioru bardzo często powoduje,
że muszę pokazywać dokumenty, więc muszę wyglądać w nim
młodziej.
Tristan wysłał samochód, który ma nas zawieźć do jego domu, co
oznaczało, że nie musiałam męczyć się z mamą w środkach
transportu publicznego.
Otwiera drzwi swojej kamienicy w Holland Park i uśmiecha się
do nas promiennie.
– Moje trzy ulubione kobiety.
Jeśli mówi się, że plotki są prawdziwe, to nie jest to prawdą.
Przed nami zabytkowy budynek drugiej klasy, z trzema piętrami,
dużymi wykuszami i całą przeszkloną ścianą, gdzie okna sięgają od
podłogi do sufitu, a widok rozciąga się na ogród krajobrazowy.
Mokry sen każdego londyńczyka.
Julie i ja śledziłyśmy go w YourMove i został wystawiony
na sprzedaż za dwadzieścia milionów, chociaż nigdy nie
zapytałabym Tristana, za ile go kupił.
W domu Kane’ów nie rozmawiamy o pieniądzach.
Za każdym razem, gdy tu przyjeżdżam, czeka na mnie jakaś
innowacja. Nowe jacuzzi, podgrzewane podłogi, dźwięk
przestrzenny. Ostatnim razem przerobił jedną z sypialni na salę
kinową.
– Proszę wejść, drogie panie – mówi, biorąc nasze płaszcze. –
Goście już są.
Głęboki szkocki głos dociera do moich uszu z kuchni.
Przechodzimy, żeby dołączyć do imprezy. W pomieszczeniu
znajdują się Jack, partnerka Tristana z kancelarii − Rebecca, i jej mąż
Giles, którzy siedzą na stołkach barowych wokół marmurowej wyspy.
Danny jest oparty o lodówkę, podczas gdy Karl próbuje zrobić
koktajle w barze Tristana. Kuchnia Tristana jest wielkości mojej, Cat
i Suze sypialni razem wziętych.
Zasycha mi w gardle, gdy zauważam Danny’ego. Ma na sobie
dżinsy i niebieski sweter z kaszmiru, który dopasowuje się do jego
ciała we wszystkich właściwych miejscach. Chcę rzucić się w jego
ramiona i owinąć je wokół siebie.
Jego oczy odnajdują moje, a potem bezczelnie opadają na mój
brzuch. Jego ręce zaciskają się na blacie. To subtelne, ale widzę tę
reakcję. Podoba mu się to, co widzi.
Jego twarz dzisiaj wieczorem jest bardziej przyjazna. Może
przebywanie wśród przyjaciół, w środowisku domowym, czyni go
mniej wrogo nastawionym.
Mimo swoich zagrywek i dziecinnych przekomarzanek emanuje
nawet niezaprzeczalną aurą dominacji.
Wszyscy tutaj obecni mają późną trzydziestkę, początek
czterdziestki, a Danny jest najstarszy. Jack jest młodszy, ma jakieś
trzydzieści pięć lat. Podczas gdy niektórzy po prostu próbują
przetrwać tydzień, oni sprawiają, że sukces wydaje się taki łatwy.
Rebecca ma na sobie wspaniały dopasowany garnitur i szpilki
z odkrytymi palcami. Teraz czuję, że wyglądam dziecinnie w moich
podartych dżinsach i butach do biegania.
Czy Tristan nie dostrzega, jak zmienia się dynamika spotkania,
gdy mieszają się ze sobą przyjaciele i rodzina? Te dwa światy nie
pasują do siebie.
Tristan degraduje Jacka z funkcji kogoś od robienia koktajli
i samodzielnie przygotowuje drinki, gdy wszyscy nas witają. Oprócz
mszy jedynym wkładem w życie towarzyskie mamy są imprezy
Tristana. Ona jest w swoim żywiole, gdy mężczyźni mówią, jak
młodo wygląda, a Rebecca komplementuje jej skręcone loki, mocno
przylegające do głowy.
– Sherry dla mamy, mała lampka słabego wina dla Callie, Old
Fashioned dla Charlie. – Tristan podaje nam drinki, a ja jestem pod
wrażeniem. Natalia, jego sprzątaczka czy też pomoc domowa, zwykle
robi wszystko za niego. Pewnie dał jej wolny wieczór.
– Co dzisiaj porabiałyście? – pyta nas uprzejmie Rebecca.
– Zaczęłyśmy od rozejrzenia się po mieszkaniu Charlie –
odpowiada mama, zadowolona, że znalazła się w centrum uwagi.
– To była bardziej inspekcja niż wycieczka – burczę, wskakując
na stołek barowy. – Kto zagląda pod czyjeś łóżko, na litość boską?
– Tristan, czy możesz wysłać swoją sprzątaczkę do Charlie? –
odzywa się mama.
– Mamo! – warczę z oburzeniem, a moje policzki płoną.
Odwracam się do Tristana, uśmiechając się złośliwie.
– Na szczęście w moim mieszkaniu nie jest wystarczająco
schludnie, żeby miały ochotę spędzić tam noc – mówię triumfalnie.
Oficjalnie przekazałam Tristanowi odpowiedzialność za mamę
i Callie. Nie był to dla nich trudny wybór: kanapa w mieszkaniu Julie
lub jedno skrzydło w rezydencji Tristana.
Mój brat otwiera lodówkę i wyjmuje porcję maleńkich kanapek.
Przyglądam się podejrzliwie żółtej, galaretowatej substancji.
– Co to jest?
– Galaretka ze złocistego buraka i czarnego bzu – wyjaśnia, jakby
to było oczywiste.
Nie daj się zwieść; to nie są kanapki kupione w sklepie. Zostały
one zaprojektowane specjalnie pod gust Tristana przez ekskluzywną
firmę cateringową.
Mama papla o każdym szczególe z naszego dnia, wyjaśniając
rzeczy, których dowiedziała się o Big Ben, Houses of Parliament
i łabędziach z St James’ Park, jakby ci ludzie nie mieszkali
w Londynie.
Grzecznie słuchają i we właściwych momentach historii wyrażają
swoją aprobatę lub dezaprobatę.
Callie i ja trzymamy się z dala, czując ulgę, że mama jest
w centrum uwagi. Moje oczy kierują się na Danny’ego i jakby mógł to
wyczuć, przenosi swoją uwagę z mamy na mnie, unosząc brwi.
Czuję, jak moje policzki płoną i odwracam wzrok.
– Musicie spróbować tych bułeczek z homarem – woła Rebecca,
podając nam talerz.
Mama kręci głową, patrząc na Tristana.
– Kiedy znajdziesz jakąś miłą kobietę, która będzie dla ciebie
gotować, Tristanie? – pyta, nie przejmując się tym, że nie wypada
zadawać takich pytań na forum.
– Mam już dwie. – Uśmiecha się rozbawiony. – Moja kochana
mama i moja urocza kucharka Natalia.
– Nie – reaguje zirytowana. – To powinien być ktoś, komu nie
musisz płacić. Żona. Inaczej nigdy się od tego nie uwolnię.
– Byłaś już od tego wolna – mruczy ponuro. – Nie wyszło,
pamiętasz?
Nie, nie. Gdyby Bóg stworzył nową osobę z połączenia seryjnego
mordercy i dziewczyny z Egzorcysty, byłaby to Gemina, była żona
Tristana.
– Czy to nie jest trochę seksistowskie? – zwracam uwagę,
nabijając kawałek homara i wpychając go sobie do ust. – A co, jeśli
tajemnicza nowa żona Tristana będzie okropną kucharką?
– Nie mogłaby być gorsza od ciebie. – Mama kręci głową, a Tristan
podchodzi i mnie przytula. – Twoje gotowanie odstrasza wszystkich.
– To prawda – wtrąca Callie. – Gdyby Charlie urządzała przyjęcie
i sama gotowała, wszyscy wychodziliby z niego w trumnach.
– Jakie to niegrzeczne – mamroczę, poprawiając włosy z ptasiego
gniazda, które Tristan stworzył, czochrając mnie. Szczerze mówiąc,
nie mam pięciu lat; można by pomyśleć, że zda sobie sprawę, że nie
powinien bawić się ze mną w dziecinne gierki.
– Kiedy znajdziesz sobie żonę? – Oczy Jacka błyszczą
z rozbawienia na widok Tristana.
– Nie zaczynaj tego przy mamie – jęczy Tristan, rzucając mu
ostrzegawcze spojrzenie. – Już nigdy nie da mi spokoju.
– Trudno uwierzyć, że najprzystojniejszy mężczyzna w Londynie
wciąż jest singlem. – Rebecca uśmiecha się. – I ty też, Jack. –
Szturcha go w żebra.
11
– Zrób hat-tricka – mówi Tristan – Włącz w to też Walkera.
Moje usta otwierają się ze zdziwienia i zamykam je, zanim
ktokolwiek to zauważy.
Danny Walker jest teraz singlem? Atmosfera staje się gęsta, gdy
wszyscy przyglądamy mu się z zainteresowaniem.
– Nie, Danny! – Mama zakrywa usta dłonią, jakby to była
najgorsza wiadomość, jaką kiedykolwiek usłyszała. – A co z piękną
Jen? Chyba nie pozwoliłeś jej odejść? Proszę, powiedz, że nie.
Do dzieła, mamo. Już się wczuwasz, świetna z ciebie skrzydłowa.
Danny odchrząkuje.
– Przykro mi, że muszę panią rozczarować, pani Kane – mówi
Walker.
– Kiedy to się stało? – pytam cicho.
Jego oczy spotykają się z moimi.
– W zeszły piątek wieczorem – odpowiada chłodno.
Kąciki jego ust wyginają się w lekkim uśmiechu, gdy mój umysł
pracuje, a między nami w końcu pojawia się zrozumienie. Już wiem.
Zerwał z Jen w noc, kiedy się całowaliśmy. Mam tak wiele pytań.
Czy on zerwał z nią przeze mnie? To było przed czy po tym, jak się
całowaliśmy? Czy myliłam się co do niego?
– Och – szepczę. – Przykro mi.
– Niepotrzebnie – mówi ponuro.
– Jakiej kobiety szukasz, Danny? – pyta zaciekawiona Rebecca.
Odwraca się do niej.
– Kiedy taką znajdę, dam ci znać.
Śmieją się, chociaż nie jest to szczególnie zabawne.
Ja się nie śmieję. Zrozumiałam, co chciał powiedzieć. To nie ty.
Jestem tylko laską do zabawy w toalecie, a nie kandydatką
do poważnej relacji. Nie widzi we mnie potencjalnej dziewczyny albo
żony.
– Chcesz się ożenić, Danny? – pyta mama. – Za takim miłym
mężczyzną jak ty z pewnością ogląda się wiele kobiet.
– Ostrożnie, pani Kane. – Karl śmieje się. – Ma do pani słabość.
– Jak mógłbym nie mieć? – Danny posyła jej uśmiech. – Jest pani
dla mnie jak druga mama.
Marszczę brwi. Te słowa sprawiają, że nasze igraszki brzmią trochę
dziwnie. Nie wspominając już o sprytnej taktyce unikania pytań.
– Wiem! – Rebecca wstaje. – To idealny moment. Jedna z naszych
prawniczek błagała mnie o randkę z Dannym Walkerem. Nie mogła
uwierzyć w swoje szczęście, kiedy powiedziałam, że cię znam! Ma
sześć stóp wzrostu, jest piękna i niezwykle bystra. Mara. Trzydzieści
pięć lat, po prostu idealny wiek dla ciebie, Danny. Mam was umówić?
– Patrzy na niego podekscytowana.
Mój oddech staje się nierówny i ogarnia mnie fala zazdrości.
Nie. Nie rób tego przy mnie.
Tristan wciąga ostro powietrze.
– Nic mi o tym nie wiadomo, Becks. Jest jedną z naszych
najlepszych prawniczek, a mnie zawsze denerwuje łączenie
przyjemności Danny’ego z moimi sprawami firmowymi. Nie chcę,
żeby skończyło się to łzami.
– Oni są dla siebie idealni, Tristanie – beszta go Rebecca. – Nie
stój temu na drodze.
– Mara jest bardzo seksowna – zgadza się Tristan, podając
Danny’emu szkocką. – Zakochasz się w niej, gdy tylko ją zobaczysz.
To ideał kobiety.
Wpatruję się jak sparaliżowana w moją galaretowatą miksturę
z homarem. Upokarzająca nie jest wystarczającym słowem, by opisać
tę sytuację.
Danny bierze szkocką i podnosi ją do ust, zatrzymując się
na chwilę.
– Jasne – odpowiada.
– Fantastycznie! – piszczy Rebecca, wyciągając telefon. – Zaraz
do niej napiszę.
Niech cię diabli, Rebecco.
Odłożyłam ogon homara. Nie mam już apetytu.
Mam swoją odpowiedź: nie rozstał się z Jen przeze mnie. Co za
absolutny drań. Jak on mógł to zrobić w mojej obecności? Teraz
muszę siedzieć do końca kolacji w agonii.
– Co za szczęściara – rozpływa się mama. – Rebecco, musisz też
pomóc naszemu Tristanowi.
– Dobra, teraz, kiedy już znaleźliśmy żonę dla Danny’ego, czas
na obiad. – Tristan gestykuluje, żebyśmy wyszli z kuchni.
Zmuszam się do uśmiechu i wstaję ze stołka. Karl staje obok mnie.
– Hej, wspaniała dziewczyno. – Owija swoje ramię wokół mojej
talii. – Wszystko w porządku?
– Oczywiście – kłamię.
Jego twarz mówi, że wie, o co chodzi. On wie wszystko.
Oczywiście, że wie. Danny i Karl są blisko. Ale wstyd. Musi teraz
myśleć, że jestem żałosna.
– Dobrze cię widzieć, Karl. – Tym razem nie kłamię. Zajmujemy
miejsca przy stole i cieszę się, że on siedzi obok mnie. Tristan
zasiada u szczytu stołu i miejsca się zapełniają, pozostawiając
naprzeciwko mnie jedno wolne, które zajmuje Danny.
Dostawcy nie tylko przygotowali jedzenie, ale także wcześniej
nakryli do stołu. Cztery komplety sztućców spoczywają
na kamiennych płytach, każdy z gości ma trzy rodzaje szklanek:
jedna do wody, druga do wina, a trzecia − można się tylko domyślać,
do czego. Na środku znajduje się misterna dekoracja z róż i innych
kwiatów, których nazwy nie znam.
Serwetki zostały wykonane z materiału, który lepiej pasowałby
do designerskiej sukienki. Występuje na nich monochromatyczny
motyw, który wiem, że nie jest wybrany przypadkowo; zapłacił dużo
pieniędzy, żeby wyglądało to zwyczajnie, prawdopodobnie dla dobra
mamy.
Tristan wyciąga przystawkę z dziczyzny. Wygląda podejrzanie
znajomo, zupełnie jak jedzenie w eleganckiej restauracji, w której
Danny zapłacił za nasz posiłek.
Wykrzykujemy równocześnie „Och” i „Ach”.
– Najpierw toast. – Tristan stoi u szczytu stołu i promienieje. –
Moim niesamowitym przyjaciołom i mojej rodzinie, którzy wspierali
mnie przez ostatnie czterdzieści lat.
– Nie mam nawet dwudziestu lat! – krzyczy Callie.
– Za następne czterdzieści! – krzyczy Jack, unosząc szklankę.
– Za niesamowitych przyjaciół! – Danny podnosi swój kieliszek.
Wszyscy pijemy.
– Dostałeś jakieś ładne prezenty, Tristanie? – Rebecca uśmiecha
się.
Mój brat mruga do niej porozumiewawczo.
– Oczywiście, weekend we Florencji, od ciebie.
– Nie zapomnij o swoim sześciomiesięcznym członkostwie
w Stringfellows, to ode mnie. – Jack uśmiecha się szeroko, gdy usta
mojej mamy układają się w wąską linię.
Tristan patrzy sucho na Jacka, gdy ten zajmuje swoje miejsce.
– Dzięki, Jack. I oczywiście prezent od Charlie. – Podnosi szklankę
w moją stronę.
Rebecca odwraca się do mnie.
– Co mu dałaś, Charlie?
– A co można dać bratu, który ma wszystko? – Śmieję się. –
Kupiłam mu zabawny krawat, ponieważ nie stać mnie na jakieś
rzeczy ze sklepów, w których regularnie robi zakupy, i wodę po
goleniu, którą na pewno wyleje do zlewu, kiedy wyjdziemy.
– Och, daj spokój – wtrąca podekscytowany Tristan. – Charlie
pomija to, co najlepsze.
Rozgląda się po stole, budując napięcie.
– Napisała mi piękną piosenkę, zatytułowaną Brat.
Na moich policzkach pojawia się rumieniec, gdy znajduję się
w centrum uwagi.
– Jak słodko! – Rebecca tryska energią, składając razem ręce. –
Musimy to usłyszeć.
– A więc udało ci się znaleźć coś dla brata, który ma wszystko –
rozmyśla Karl. – To całkiem niezły prezent.
– To głupie – mamroczę, bawiąc się nożem. – To była jedyna
z niewielu rzeczy, jaka przyszła mi do głowy, i uznałam, że będzie
dla niego wyjątkowa. Stworzenie tej piosenki poszło mi naprawdę
szybko.
– A po kolacji będziemy mogli to usłyszeć – dodaje Tristan.
– Nie – jęczę. – W takim razie tak się upiję, że raczej nie pozwolisz
mi jej wykonać.
– Absolutnie nie. – Wskazuje palcem w moją stronę. – Wystarczy,
że martwiłem się w środę, kiedy mi nie odpisałaś na wiadomość.
Musisz powiedzieć, co się działo, Charlie. – Zwymyśla mnie, jakby
karcił bezsilne dziecko. – Pozwól, że dla bezpieczeństwa zainstaluję
urządzenie śledzące w twoim telefonie.
– Nie zgadzam się! – protestuję i wzdycham.
Mama nadstawia uszu, nagle zainteresowana tematem.
– Co się stało w środę?
Callie chichocze.
– Charlie upiła się, następnie poszła do domu jakiegoś kolesia
i zwymiotowała na całą łazienkę.
– Co zrobiła?! – grzmi mama, kiedy rzucam Callie nienawistne
spojrzenie.
Kątem oka widzę, jak Danny sztywnieje.
– Ignoruj ją. – Nadal wpatruję się w Callie. – Słuchaj, przestań
podsłuchiwać moje rozmowy.
Odwracam się do Tristana.
– Tristan, nie jestem dzieckiem, które musisz chronić, i nie, nie
zainstalujesz mi aplikacji śledzącej w telefonie – podkreślam.
Jego brwi łączą się.
– Nie podoba mi się to, że chodzisz na randki w ciemno. To
wystawia cię na niebezpieczeństwo – stwierdza troskliwie.
– Przynajmniej, gdy wieczorem wychodzisz z pracy, Danny może
się tobą zaopiekować. Możesz być blisko niego. – W oczach Karla
tańczą iskierki rozbawienia.
Krztuszę się winem.
– Dobrze, że w środę wieczorem był poza domem i się tobą
opiekował.
Wycieram wino z brody, podczas gdy Karl odchyla się na krześle,
próbując ukryć uśmieszek.
W co on, do cholery, gra?
– Tak. – Tristan kiwa głową z aprobatą. – Upewnij się, że wrócisz
do domu z Dannym, Charlie. Ludzie z Nexusa piją za dużo,
a ostatnio w Londynie dochodzi do wielu przypadkowych ataków.
Danny przykłada szklankę do ust, a jego granitowy wyraz twarzy
skupia się na Karlu. Mija chwila, zanim bierze duży łyk.
– Danny?
Pieprzyć jedzenie z gwiazdkami Michelin. To nie jest warte tortur.
Spogląda to na Tristana, to na mnie.
– Oczywiście, Tristanie – odpowiada, a jego wzrok spoczywa
na mnie, a nie na Tristanie. – Zaopiekuję się nią.
Nie ma szans, że dam radę przebrnąć na tej imprezie przez trzy
dania.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 20

CHARLIE
Jesteśmy pijani i podczas deseru głośno ze sobą rozmawiamy. Przy
stole toczą się cztery różne rozmowy, które czasem się mieszają.
Nawet Danny jest zrelaksowany i roześmiany.
Kilka razy pod stołem jego nogi ocierają się o moje i zastanawiam
się, czy to przypadek.
Tristan zlecił komuś innemu obsłużenie ludzi, a dokładniej
zapłacił mu za to. Zakres jego pracy polegał na wpuszczeniu
cateringu i pokazaniu tym ludziom, gdzie jest kuchnia.
Kolacja składała się ze skomplikowanego dania, wołowiny
wellington12 z dodatkami, oraz jeszcze bardziej pracochłonnej
pieczonej Alaski13, na którą mama kręciła nosem. Byłam w stanie
wyczytać z jej twarzy, że oba posiłki były zbyt fantazyjne.
Jestem tak pełna, że muszę subtelnie rozpiąć górny guzik moich
dżinsów tak, żeby nikt tego nie zauważył.
– Kurwa mać! – krzyczy Rebecca, patrząc na coś pod stołem.
Wszyscy nagle przestają mówić.
– Kochanie? – Giles wkracza do akcji, stając obok swojej żony.
– Tristanie, masz tu mysz! – wrzeszczy, zrywając się ze stołu
i odsuwając krzesło tak, że upada na podłogę.
Callie wskakuje na swoje krzesło. Mama przewraca całą butelkę
wina, rozlewając ją po stole. Karl zrywa się z siedzenia i odskakuje
dwa duże kroki do tyłu. Wygląda na niespodziewanie wstrząśniętego,
jak na mężczyznę o wzroście około sześciu stóp. Giles próbuje
pocieszyć Rebeccę, która zawodzi jak banshee, a Tristan i Danny
zerkają pod stół. Jack siada wygodnie, śmiejąc się do rozpuku.
To chaos.
– Widzę ją! – wrzeszczy Danny spod stołu. – Kurwa, ugryzła mnie!
To wystarczy, by ponownie zdenerwować Rebeccę. Rebecca, Callie
i mama utworzyły coś w rodzaju demonicznego chóru, stojąc
na krzesłach i płacząc.
Zaglądam pod spód i dostrzegam winowajcę.
– W porządku! – krzyczę. – To moja mysz.
Danny wychodzi spod stołu, trzymając mysz z moich zajęć
z taksydermii.
– Co to, do diabła, jest? – Jego szczęka rozluźnia się, gdy
przygląda się mojemu stworzeniu, ubranemu w malutką kamizelkę.
Z jego palca cieknie strużka krwi. – Ten cholerny miecz, który
trzyma, ukłuł mnie. I dlaczego nosi kapelusz?
– Co masz na myśli mówiąc: twoja mysz? – pyta Rebecca,
wyraźnie się trzęsąc. – Czy to zwierzę domowe?
– Wypychałam ją na zajęciach – wyjaśniam, gdy wszyscy
zdezorientowani patrzą to na mysz, to na mnie.
Oczy Rebekki się rozszerzają.
– I przyniosłaś to tutaj?! – wrzeszczy. – Na kolację?
Wzdrygam się lekko.
– Zapomniałam, że jest w mojej torbie – mamroczę, gdy wszyscy
pochylają się, żeby obejrzeć mysz.
Odbieram winowajcę od Danny’ego, wraz z kapeluszem i mieczem,
i wrzucam mysz z powrotem do torby.
Mężczyzna przygryza dolną wargę, próbując się nie roześmiać.
– Musiała mi wypaść – dodaję.
– Boję się myszy. – Rebecca patrzy na mnie, jakbym właśnie
powiedziała, że popełniono masowe ludobójstwo. – Czy możesz
wystawić to coś na zewnątrz?
– Ona nie żyje, Becks. – Danny się śmieje. – Nic ci nie zrobi.
Chyba że dźgniesz się tym małym mieczem.
Mężczyźni ryczą, podczas gdy mama próbuje naprawić szkody,
które wyrządziła czerwonym winem. Jack wyje ze śmiechu, a łzy
spływają mu po twarzy.
– Przepraszam. – Przełykam ślinę, przyciągając torbę blisko
siebie. – Po prostu wystawię torbę na zewnątrz i wezmę ją ze sobą,
gdy wyjdę. – Myślę, że zrobił to Jack. Chociaż nie zauważyłam, żeby
ten mały kutas kręcił się przy mnie.
– Jesteś bardzo ekscentryczna. – Callie przewraca oczami. – Nic
dziwnego, że nie masz chłopaka.
– To wy zrobiłyście zamieszanie z powodu zdechłej myszy –
mamroczę. – Królowe dramatu.
Rebecca rzuca mi mordercze spojrzenie.
– Myślę, że to urocze. – Tristan się śmieje, kiedy wynoszę mysz
z jadalni.
– Częścią mojej umowy ze współlokatorkami jest spróbowanie
wszystkiego – wyjaśniam, wchodząc ponownie do pokoju. Kiedy
mówię to na głos dwóm prezesom i dwóm światowej klasy
prawnikom, czuję się trochę dziecinnie.
Rebecca patrzy podejrzliwie na moją torbę.
– To dobre motto. – W oczach Danny’ego pojawia się cień
humoru. Napięcie w jego szczęce rozluźnia się może po raz pierwszy
od urodzenia. Przysięgam, że wyszedł z wnętrza matki ze szczęką,
która mogłaby ciąć stal.
Tristan klaszcze w dłonie.
– Kryzys zażegnany. Czy wszyscy są wystarczająco najedzeni?
Ponieważ jesteśmy gotowi wprowadzić rozrywkę po deserze.
Żołądek mi się ściska, gdy Tristan uśmiecha się do mnie
sugestywnie.
– Nie, Tristanie – jęczę, składając ręce. – Nie jestem rozrywką. Nie
jestem cholernym klaunem. Nawet jeśli mam ze sobą zwierzęta. To
nie cyrk.
Wiem, co ukrywa.
Wstaje i wychodzi na korytarz, po czym wychyla głowę zza drzwi,
a jego oczy błyszczą, gdy na mnie patrzy.
– Nie – powtarzam stanowczo, kiedy wyciąga gitarę zza drzwi.
Wszyscy wiwatują i krzyczą, gdy gapię się na instrument.
– Wypiłam za dużo wina, żeby zrobić to wystarczająco ładnie. –
Wzdycham. – A mój żołądek jest zbyt pełny, by oprzeć o niego gitarę.
– Proszę, siostrzyczko – namawia mnie. – To moje urodziny.
– Trzy dni temu skończyłeś czterdzieści lat – warczę, wyciągając
rękę po gitarę. Wiem, że nie przestanie nalegać, dopóki nie
wykonam tej cholernej piosenki.
Mężczyźni krzyczą z uznaniem, jakby byli na koncercie,
i uświadamiam sobie, jak bardzo są pijani.
Biorę wdech i uderzam w kilka pierwszych strun.
To delikatna, stonowana piosenka, a ja śpiewam ją niskim,
ochrypłym głosem, bo taki do niej pasuje. Spuszczam wzrok
na gitarę, skupiając się na strunach. Tak jest łatwiej. Mogę zatracić
się w muzyce i zapomnieć, że oni tu są. Wstydzę się występować, gdy
ludzie są tak blisko, nawet jeśli słyszeli mnie wiele razy.
Napisałam tę piosenkę jako podziękowanie dla Tristana za to, że
kiedy tata odszedł, on się nami zajął, i za to, że zawsze nas chronił.
Kiedy podnoszę wzrok, dostrzegam, że oczy mojego brata są
wypełnione łzami, a usta drżą, gdy próbuje powstrzymać łzy. Mama
wygląda, jakby też miała się rozkleić.
Weźcie się w garść, ludzie.
Częściowo przemawia przez nich alkohol, ale wiem, że trafiłam
w czuły punkt.
– Pięknie, Charlie – zachwyca się Rebecca, kiedy kończę, a przy
stole rozlegają się oklaski.
– Myślałam, że to przyjęcie, a nie pogrzeb – mruczy Callie, a ja
spoglądam na nią z furią w oczach.
– Tristanie, czy ty naprawdę płaczesz? – Jack śmieje się,
obserwując, jak mój brat pociąga nosem.
– Nie płakał nawet, kiedy przegrał sprawę Hamiltona. – Danny
uśmiecha się. – Teraz beczy jak dziecko.
– Odwal się – warczy, przecierając lekko oczy.
Rebecca głaszcze go po kolanie.
– Zignoruj ich, Tristanie. – Zwraca swoją uwagę z powrotem
na mnie. – Masz niesamowity talent. To jest coś wyjątkowego.
– Tylko hobby. – Wzruszam ramionami, skubiąc dziurę
w dżinsach.
– Cóż, jestem zaszczycony. – Tristan promienieje, okrążając stół,
by móc mnie objąć. – Za moją piękną, utalentowaną, młodszą siostrę
Charlie. – Unosi kieliszek, jednym ramieniem obejmując moje
ramiona.
Przewracam oczami.
– Jedynym facetem, o którym kiedykolwiek napisałam piosenkę,
jest mój brat. Ale ja jestem żałosna.
– Cóż, w takim razie jest wielkim szczęściarzem – mówi Danny
głosem przepełnionym emocjami.
Spoglądam na niego i dostrzegam, że na jego twarzy pojawia się
coś w rodzaju dumy.

***

Słyszę irytujący brzęk, który wymusza moją uwagę. Wierzgam


nogami w łóżku, ignorując go. Jednak hałas nie ustaje.
Co, do cholery? Otwieram oczy, zdezorientowana. Czy Cat wróciła
do domu i puszcza jakąś muzykę? To nie może być mój alarm; jest
zbyt ciemno, jak na poranek.
Zmuszam się do położenia się na łóżku i rozglądam się
w poszukiwaniu źródła dźwięku. Mój telefon świeci się na nocnym
stoliku.
Kto dzwoni w środku nocy?!
Zegar przy łóżku wskazuje, że jest dziesięć minut po północy.
Musiałam zapaść w głęboki sen, gdy tylko położyłam się
na poduszce. Śpiączka po jedzeniu od Tristana.
Chwytam za telefon, przeklinając skurwiela po drugiej stronie.
Ten ktoś się nie poddaje.
Ostre zielone światło kłuje mnie w oczy, a imię rozmówcy miga
na ekranie. Moje serce gwałtownie przyspiesza w ciągu kilku sekund.
– Cześć – szepczę, przykładając telefon do ucha. Jestem teraz
całkiem rozbudzona.
Następuje długa chwila milczenia
– Muszę cię zobaczyć. – Jego głos zabiera oddech z moich płuc.
– Widziałeś mnie na przyjęciu.
– To nie wystarczy – odpowiada głębokim głosem. – Słuchaj, nie
wiem, co się dzieje, ale wiem, że nie chcę dalej bawić się z tobą
w kotka i myszkę.
Słucham.
– Przyszedłem… posunęliśmy się za daleko… ale było miło, potem
coś ci się odmieniło i mnie wyrzuciłaś. Niecały tydzień później
umawiasz się z jakimś facetem. Nie wiem, co się między nami dzieje.
– No łatwo ci mówić – odpowiadam z oburzeniem. – Takie rzeczy
wygaduje gość, który zabawia się po Londynie.
– Zabawia się? Poważnie, Charlie? – Wypuszcza długie
westchnienie. – Moja reputacja mnie wyprzedza, nie wierz we
wszystko, co słyszysz.
– Och, naprawdę? – Biorę głęboki wdech. – W takim razie, kiedy
ostatnio z kimś spałeś?
– To było z Jen. Tej nocy, kiedy widziałaś mnie w restauracji –
odpowiada.
– To było kilka tygodni temu – kalkuluję z niedowierzaniem. –
Oczekujesz, że w to uwierzę? A co z dziewczyną, z którą widziano cię
w środę?
– Ta dziewczyna ze środy… – Jego głos cichnie. – Zakładam, że
mówisz o Brazylijce, której wpadłem w oko w klubie. Wygląda na to,
że pracownicy lubią plotkować.
– Tak. Dokładnie ją mam na myśli – mamroczę beznamiętnie. –
I tak, mówiono o tobie w biurze.
– Nic między nami nie zaszło – odpowiada spokojnym tonem. –
Dużo kobiet mnie podrywa. To coś normalnego. To nie znaczy, że
zawsze idę z nimi na całość.
Następuje milczenie.
– Czy mogę posłać samochód, który cię do mnie przywiezie? –
pyta.
Zastanawiam się, czy słyszy bicie mojego serca przez telefon.
– Charlie – powtarza ochrypłym głosem. – Słyszałaś mnie?
– Tak – wykrztuszam.
– Tak, słyszałaś mnie, czy tak, mogę wysłać samochód? – upewnia
się.
– Tak w obu przypadkach.
– Dobra dziewczynka – warczy, wywołując falę ciepła między
moimi nogami. – Och, Charlie…
– Tak?
– Tym razem zaproszenie nie obejmuje twojego małego
przyjaciela w kamizelce. – Śmieje się. – Samochód będzie
na zewnątrz za piętnaście minut.
Rozłącza się, a ja padam na łóżko.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 21

CHARLIE
Patrzę podejrzliwie na kierowcę w lusterku wstecznym. Przywitał
mnie, kiedy tylko wyszłam z mieszkania, jakby wiedział, jak
wyglądam i kim jestem. Znając Danny’ego Walkera, facet widział
wcześniej moją dokumentację dentystyczną, medyczną i finansową.
Poza uprzejmym powitaniem, kiedy otworzył mi drzwi
i zaproponował przekąski, podróżowaliśmy w milczeniu przez
czterdzieści pięć minut. Mnóstwo czasu, bym dostała ataku paniki.
Czy on jest na każde zawołanie Danny’ego przez dwadzieścia
cztery godziny na dobę? Czy to jego praca: odbieranie i podrzucanie
przypadkowych kobiet do domu Walkera? Zastanawiam się, ile
kobiet podróżowało już tym samochodem we wczesnych godzinach
porannych…
Danny mieszka w Richmond, po drugiej stronie Londynu.
W tempie bardzo powolnego podróżowania przez Londyn w sobotnią
noc, zanim tam dotrzemy, będzie już ranek.
Gdy jedziemy w kierunku Richmond, ulice stają się szersze
i bardziej zielone, a przy chodnikach rosną drzewa. Wyboje
sprawiają, że czuję się, jakbym jechała wiejską drogą, a nie
eleganckim londyńskim przedmieściem.
– Przepraszam za dziury. Droga jest prywatna. To własność
mieszkańców. – Uśmiecha się do mnie w lusterku. – Celowo jej nie
naprawiają, aby samochody nie jeździły po niej na skróty.
Wjeżdżamy w prywatną ślepą uliczkę, a kierowca zatrzymuje się
przed bardzo pokaźnym domem.
– To tutaj.
Spoglądam przez okno na budynek podobny wielkością
do Somerset House.
– Nigdy wcześniej tu nie byłaś? – Otwiera przede mną drzwi
i przygląda mi się z rozbawieniem.
Kręcę głową.
– To budynek wpisany na listę zabytków klasy drugiej – wyjaśnia,
gdy wysiadam z samochodu.
To gigantyczna, wolnostojąca, trzypiętrowa wiktoriańska
rezydencja. Nie, nawet lepiej. To pałac.
Naliczyłam trzy okna po obu stronach wspaniałego wystającego
ganku z żłobionymi kolumnami, sześć dużych okien na drugim
piętrze i coś w rodzaju tarasu na dachu. W nieskazitelnie zadbanym
ogrodzie przed domem jest nawet mały staw. Na podjeździe stoją
dwa samochody: Aston Martin i Range Rover. To przeciwieństwo
tego, czego się spodziewałam, budynek wygląda przytulnie, jak dom
rodzinny.
Czy on z kimś mieszka? Nigdy o to nie pytałam. Zdaję sobie
sprawę, że niewiele wiem o jego prywatnym życiu w Londynie. Może
budynek celowo stoi w odległym miejscu, aby być idealną kryjówką
dla głośnych orgii właściciela?
Kiedy stoję bezradnie na trawniku, Danny otwiera drzwi
z uśmiechem na twarzy.
– Charlie. – Ten głęboki, seksowny głos uderza we mnie i dreszcz
przebiega mi po kręgosłupie. Dzieje się tak za każdym razem. Chcę
wrócić do bezpiecznego auta.
Przebrał się w koszulkę z dziurami, poplamione dżinsy i nie ma
na sobie skarpetek. Koszulka zwisa na jego idealnie wyrzeźbionej
klatce piersiowej.
Nigdy nie wyglądał tak przystojnie.
– Cześć – mówię niezręcznie.
Unosi brwi, dając mi znak, bym przeszła przez drzwi.
– Zamierzasz wejść do środka? – pyta.
– Spodziewałam się, że przywita mnie lokaj.
– Ja jestem twoim lokajem – zadrwił, co zabrzmiało
nieprzyjemnie.
– Chwileczkę. – Przechodzi obok, ściskając mnie w talii, i kieruje
się w stronę swojego kierowcy.
Mamrocze coś, czego nie słyszę, a ja stoję sztywno na ganku.
Zerknięcie na korytarz sprawia, że jestem jeszcze bardziej
zdenerwowana. Nic dziwnego − wnętrze jest tak samo bogate jak
wygląd zewnętrzny domu.
Korytarz ma ogromne sufity, marmurowe podłogi i dzieła sztuki
strategicznie rozmieszczone na ścianach. Wszystko ze sobą
współgra. Mieszanka stylu wiejskiego z miejskim. To zdecydowanie
dzieło profesjonalnego projektanta wnętrz. Poza tym nie ma tu ani
odrobiny kurzu.
Wyraźny kontrast między naszymi mieszkaniami jasno
sygnalizuje, jak daleko od siebie są nasze światy. Przypomina mi,
kim on jest, a kim ja nie jestem.
Nie mogę uwierzyć, że wpuściłam go do mojego mieszkania
w Kentish Town, wyposażonego w meble ze sklepu charytatywnego
i świeczniki z butelek po winie. Pewnie pomyślał, że mieszkam
w syfie, że to dno. Mamy myszy, do kurwy nędzy.
Dlaczego, u licha, chce mnie widzieć tutaj? Mógł umówić się
z jakąś modelką. Długonogą, chudą, z odpowiednimi krągłościami,
blondynką, szatynką albo rudą…
Ja nie jestem osobą, z którą porozmawia o wystroju wnętrz, o tym,
jaki samochód wyścigowy kupić, ani o tym, jak trudne jest życie
prezesa.
– Możesz wejść, serio – szepcze mi do ucha swoim głębokim
szkockim akcentem, a ja podskakuję.
Założę się, że Jen i inne jego kobiety nie stoją w drzwiach jak
trzęsące się wraki.
– O cholerka, ale tu przyjemnie ciepło – mamroczę, zdejmując
trampki, zdając sobie sprawę, że są pokryte brudem.
Wzrusza ramionami.
– W większości pokoi jest ogrzewanie podłogowe. Ale najlepszą
rzeczą są dwa prawdziwe kominki. Nic nie przebije zapachu
prawdziwego płonącego drewna. Oprowadzę cię.
Staje za mną i delikatnie zdejmuje ze mnie kurtkę, a jego dłoń
dotyka mojego nagiego ramienia.
– Denerwujesz się? – Unosi brwi, przyglądając mi się uważnie.
Zagryzam wargi, gdy odgarnia kosmyk włosów z mojej twarzy.
Stojąc boso, muszę unieść wysoko głowę, aby na niego spojrzeć.
– Trochę – przyznaję.
– To chyba pierwszy raz – kpi. – Nigdy nie widziałem cię
zdenerwowanej. – Jego dłoń wędruje pod mój podbródek i odciąga
mój wzrok od podłogi. – Jeśli to pomoże, ja też się denerwuję
w twojej obecności.
– Wątpię – odpowiadam bez tchu. – Dlaczego miałbyś się przy
mnie denerwować?
– Żartujesz? – Uśmiecha się. – Jesteś cholernie przerażająca.
Jedno spojrzenie w moim kierunku i nie mogę racjonalnie myśleć.
Walczę z całych sił, by powstrzymać głupkowaty uśmiech, który
powoli wypływa na moje usta. Serce zaczyna mi walić z nadmiaru
emocji.
– Chodź, przyniosę ci kieliszek wina. – Puszcza mnie i rusza
korytarzem. Idę za nim do kuchni, czy też pokoju śniadaniowego,
z pięknymi, odsłoniętymi, ceglanymi ścianami i urządzeniami
bardziej nowoczesnymi, niż te znajdujące się w siedzibie NASA.
Założę się, że tylko jego sprzątaczka wie, jak używać połowy z nich.
– Zdekantowałem butelkę Pinot Noir. Brzmi dobrze? – pyta,
schylając się po kieliszek z szafki, dzięki czemu mam widok na jego
wspaniały tyłek.
– Jasne – odpowiadam z udawaną pewnością siebie, wzdrygając
się na wspomnienie zadanego mu u mnie pytania, czy ma ochotę
na drinka.
Gdyby wiedział, jakie badziewie pije moja współlokatorka o tej
porze w sobotni poranek, nie pytałby mnie, czy odpowiada mi
zdekantowane wino.
Podaje mi kieliszek.
– Mieszkasz tu sam? – pytam. Nie wyobrażam sobie mieszkać
samemu w tak dużym budynku. Jak dotąd, w moim
dwudziestoośmioletnim życiu, nie doświadczyłam jeszcze
mieszkania w pojedynkę.
– Na zdrowie. – Podnosi swój kieliszek do mojego i skupia uwagę
z powrotem na mnie. – Tak, mieszkam tu tylko ja.
Moje oczy się rozszerzają.
– Ile tu jest sypialni? – pytam piskliwie.
– Pięć sypialni, dwa salony – odpowiada z rozbawieniem. –
Pewnie się spodziewałaś, że będę mieszkać w jakimś szklanym
pudełku pośrodku nieba w centrum Londynu.
– Z basenem i drążkiem dla striptizerek. – Uśmiecham się. – Nie
wyobrażałam sobie, że będzie to przedmieście. Nie czujesz się tu
samotny? – pytam. Następnie przewracam oczami. – Spodziewam
się, że masz dużo towarzystwa.
Rzuca mi ostrzegawcze spojrzenie.
– Mieszkam sam, odkąd rozpadło się moje małżeństwo. Już ponad
dekadę. – Wzrusza ramionami. – Przywykłem do tego. Karl czasami
zatrzymuje się tutaj, gdy jest w mieście.
Moje brwi unoszą się. Czy Karl tu jest?
– Dzisiaj jesteśmy tylko my. – Uśmiecha się sugestywnie, a przeze
mnie przepływa prąd podniecenia.
Dziś jest mój, cały mój.
– Chodź, oprowadzę cię – oznajmia.
Bierze mnie za rękę i prowadzi od pokoju do pokoju, wyjaśniając
specyfikę i historię każdego z pomieszczeń. Budynek jest urządzony
minimalistycznie, ale klasycznie i stylowo, jak dom pokazowy.
Sprzątaczka musi przychodzić codziennie, co widać po panującej
wszędzie czystości.
– Nie mogę uwierzyć, że wpuściłam cię do mojego mieszkania –
mruczę, podążając za nim. – Do mojej obskurnej sypialni. Jakie to
żenujące.
Zatrzymuje się u podnóża wielkich schodów, unosząc brew
z rozbawieniem.
– Byłem zachwycony, widząc wnętrze twojej sypialni. Nie byłem
tam ze względu na wystrój.
Kiwa głową, bym weszła po schodach.
– Tak się składa, że podoba mi się twoja sypialnia. Jest kreatywna.
Odzwierciedla twoją osobowość – dodaje.
– Ojej, dzięki – odparłam sarkastycznie. – To pokój na poddaszu,
z oknem połaciowym i meblami pochodzącymi z lokalnych sklepów
charytatywnych. Co to mówi o mojej osobowości?
Wchodzę po schodach, czując się skrępowana. Może to dlatego, że
on idzie za mną i ma rewelacyjny widok na mój tyłek. Albo chodzi
o fakt, że jest jeden kluczowy pokój, którego jeszcze nie widziałam.
– Jak długo tu mieszkasz? – mamroczę, gdy docieramy na szczyt
schodów.
– Pięć lat, mniej więcej – mówi, prowadząc mnie na górę.
– Założę się, że nie mieszkałeś w pokoju na poddaszu, gdy byłeś
w moim wieku.
– Nie. Mieszkałem w obskurnym apartamencie na poddaszu
w Kensington. Dokładnie tak, jak sobie wyobrażałaś. – Jego głębokie
brązowe oczy skupiły się na moich. – Tristan kupiłby ci mieszkanie
w mgnieniu oka, Charlie. Pozwól mu na to. Możesz mieszkać gdzieś
bez myszy, na litość boską.
– Takie masz o mnie zdanie? – Gorycz wypełnia moje usta.
Gdybym miała funta za każdym razem, gdy ktoś tak do mnie mówi,
byłabym tak bogata jak Tristan. – Jestem bezużyteczna bez
pieniędzy Tristana?
Zatrzymuje się nagle i odwraca się do mnie.
– Czy kiedykolwiek sprawiałem wrażenie, przez które mogłaś
poczuć, że jesteś bezużyteczna? Wręcz przeciwnie… – Danny
pochyla się bliżej, a ja czuję ciepło jego oddechu na moim czole. –
Myślę, że jesteś rewelacyjna.
Jego oczy przesuwają się w dół, na moje rozchylone usta, wygląda
teraz niczym lew polujący na swój kolejny posiłek. Moja skóra mrowi
w oczekiwaniu, gdy podnoszę się na palcach, by zbliżyć się do jego
twarzy. Wystarczy tej słownej gry wstępnej. Pragnę, by mnie zniszczył,
rozerwał na strzępy.
– Muszę dokończyć oprowadzanie cię – mówi cicho.
Otwiera drzwi, odsłaniając ogromną, rustykalną sypialnię w stylu
wiejskim, z wysokimi sufitami i antycznym żyrandolem wiszącym
na środku.
Sapię i robię kółka wokół pokoju.
Szczęka mi opada, gdy wychodzę na balkon z rewelacyjnym
widokiem na Tamizę.
– To twój widok po przebudzeniu – mówię bardziej do siebie niż
do niego. – Jest bardziej przytulnie, niż się spodziewałam – mruczę,
przesuwając lekko drżącą dłonią po jego dębowych meblach. – I tak
schludnie. Czy ty tu w ogóle śpisz?
Rozpoznaję ramę łóżka King Size jako Chesterfield. Mam ochotę
na nie wskoczyć, ale zostało wykonane z taką precyzją, że nie chcę
zniszczyć tego dzieła sztuki.
Zastanawiam się, ile kobiet spało w tym łóżku. Odsuwam tę myśl
i zamiast tego wędruję do enklawy sypialni.
– Masz garderobę? – Patrzę na niego z niedowierzaniem,
przesuwając dłonią po rzędach drogich garniturów. Jest człowiekiem
lubiącym porządek. Wszystkie krawaty są starannie złożone
i dopasowane kolorystycznie. Buty są ustawione w rzędzie, parami. –
Twoja garderoba jest tego samego rozmiaru co moja sypialnia. Masz
osobistego stylistę i projektanta wnętrz?
Oparł się o drzwi, delektując się moją reakcją.
– Mam krawca, do którego chodzę – odpowiada od niechcenia.
– To dlatego twoje garnitury są dopasowane do ciebie jak
u Batmana. A łazienka? – Otwieram drugie drzwi obok garderoby,
a on powoli podąża za mną.
Wolnostojąca, biała, luksusowa wanna stoi w centrum, tak czysta,
że wygląda, jakby nigdy nie była używana, a z boku znajduje się
prysznic z wystarczającą ilością miejsca, aby zorganizować orgię.
Ile kobiet miał w wannie? Pod podwójnym prysznicem? Może
nawet nie jedną na raz.
Pomieszczenie pachnie nim, ale żaden z kosmetyków czy
przyborów toaletowych nie znajduje się na widoku. Gdzie jest cały
jego bałagan? Nawet dozowniki mydła wtapiają się w wystrój jak
dzieła sztuki.
– Ogrzewanie podłogowe. – Kładę stopy na ciepłej podłodze.
Na jednej ze ścian, od podłogi do sufitu, znajduje się luksusowe
lustro z oświetleniem.
Danny pojawia się w lustrze za mną, jego ciemne oczy wpatrują się
w moje, a ja przypominam sobie, żeby oddychać.
– Podoba ci się to, co widzisz? – szepcze za mną, sprawiając, że
włoski na mojej szyi stają na baczność. Nie mogę się doczekać, by
mieć tego mężczyznę głęboko w sobie.
– Tak – szepczę.
W lustrze jego oczy bezwstydnie obserwują moje usta.
– Zobacz, jak zapierasz mi dech w piersi – mówi niskim głosem,
a jego oddech łaskocze mnie w ucho.
Zastygam w bezruchu, przełykając nerwowo gulę w gardle.
Jego dłonie zaborczo zaciskają się wokół moich bioder.
– Doprowadzasz mnie do szaleństwa. – Jego głos jest mroczny
i ochrypły, niemal gniewny.
Oświetlenie lustra rzuca cienie na jego szczękę, sprawiając, że
wygląda równie pięknie, co drapieżnie. Ten mężczyzna znacznie
różni się od wszystkich, z którymi byłam wcześniej.
Mój oddech przyspiesza, gdy odsuwa włosy z mojego ramienia
i zaczyna całować moją szyję, najpierw delikatnie, a potem
gwałtownie i agresywnie.
Jest tak wysoki, że musi się schylić, by dosięgnąć moich ramion.
Jego dotyk wypala ślad na mojej szyi, a ja wiję się niespokojnie,
jęcząc.
Czuję, jak jego kutas rośnie i napiera na dół moich pleców.
Prowokująco ocieram się o jego kutasa, a mężczyzna wydaje z siebie
niski jęk.
Jego dłonie wędrują po mojej klatce piersiowej, odnajdując przez
sweter twardniejące sutki.
– Ręce do góry – mruczy w moją szyję, a ja unoszę obie ręce
w powietrze, gdy on ściąga mi sweter. Zahacza o zegarek i rozrywa
pasek. – Kupię ci nowy.
Mam na sobie top na ramiączkach i czarny, koronkowy stanik.
Obserwując mnie w lustrze, opuszcza top na ramiączkach do mojego
brzucha i ściąga mi stanik. Jego oczy łakomie wpatrują się
w lustrzane odbicie moich cycków, a jego twarz rozjaśnia seksowny
uśmiech.
Dłonie mężczyzny obejmują piersi, głaszcząc i ściskając twarde jak
skała sutki, a następnie wędrują w dół mojego ciała. Od tyłu rozpina
guziki moich dżinsów. Chwytając spodnie w dłonie, zsuwa je w dół,
pociągając za sobą również majtki. Podnoszę nogi i zdejmuję
spodnie, tak że stoję przed nim zupełnie naga.
Jest zaskoczony, gdy patrzy na moje ciało, jakby nigdy nie widział
rozebranej kobiety. Na jego twarzy jest tyle głodu, że aż mnie to
przeraża.
Czy ktoś kiedykolwiek patrzył na mnie w ten sposób?
– To nie wydaje się w porządku – mruczę, nerwowo się śmiejąc. –
Jestem naga i wystawiona na pokaz, a ty jesteś w pełni ubrany.
– To sprawiedliwe. Tak długo czekałem, by to zobaczyć. Zobaczyć
ciebie – oznajmia głosem przesyconym emocjami.
Jego dłonie wędrują w dół, docierając między moje uda,
i rozchylają moje nogi. Dobrze, że się wydepilowałam. Wzdrygam
się, gdy palcami zjeżdża tam i rozchyla moje wargi, odsłaniając
wszystko. Wydobywa się z niego jakiś dziki, zwierzęcy dźwięk.
– Nie powinieneś był czekać tak długo – jęczę, gdy wsuwa palec
w moje mokre wargi i zaczyna je dotykać.
Zaciska szczękę.
– Oboje wiemy, że mi nie wolno. Złożyłem obietnicę.
Krzyczę, gdy znajduje moją łechtaczkę.
– Tak… jak dobrze… nie przestawaj – jęczę przez nierówny
oddech.
Przyciska mnie do siebie, a ja opieram głowę na jego klatkę
piersiową. W lustrze jest o głowę nade mną. Oddycha ciężko, a jego
szczęka jest rozluźniona, gdy patrzy na moje lustrzane odbicie.
– Nie mogę być przy tobie i trzymać dystansu.
Jęczy na dźwięk mojego rosnącego podniecenia.
– Patrz w lustro, kochanie. Za każdym razem, gdy będziesz się ze
sobą bawić, chcę, żebyś wyobrażała sobie, że to ten moment. Że to ja
cię doprowadzam na szczyt – mówi.
Nie ujawniam, że już to robię.
Patrzę na jego dłonie, gdy głaszcze mnie szybciej i głębiej. Pociera
palcami łechtaczkę, a ja czuję ciepło i dreszcze, przepływające
jednocześnie w górę i w dół ciała. Znów opieram głowę o jego klatkę
piersiową, jęcząc, gdy przyjemność rozchodzi się po całym ciele.
Moje dłonie zaciskają się wokół jego ramienia przytrzymującego
mnie przy nim.
– Grzeczna dziewczynka. – Jego oczy płoną żądzą.
Mam wrażenie, że zaraz upadnę, bo nogi odmawiają mi
posłuszeństwa. Przytrzymuje mnie w pozycji pionowej jedną ręką,
podczas gdy palcami nieustannie stymuluje moją łechtaczkę.
− Ach! – krzyczę. – Proszę, Danny!
Orgazm uderza we mnie, powodując, że tracę kontrolę nad swoim
ciałem i czuję słabość w nogach, jednak on łapie mnie drugą ręką.
Krzyczę tak głośno, że echo roznosi się po łazience.
Nie dając mi czasu na uspokojenie oddechu, odwraca mnie twarzą
do siebie, podciągając mnie w ramionach tak, że moje piersi są
na wysokości jego twarzy. Krzyczę, gdy wciąga jeden z moich sutków
do ust i mocno ssie. Następnie wynosi mnie z łazienki, z powrotem
do sypialni, i rzuca na łóżko.
Podskakuję, a materac formuje się wokół mnie. Mogłabym nie
budzić się ze snu, leżąc na nim, przez tydzień.
Przesuwa się na mnie, biorąc każdą pierś po kolei, ssąc mocno
i agresywnie. Chwytam w garść jego włosy i ciągnę, gdy ściska
zębami mój sutek. Mieszanka bólu i przyjemności.
Moja kobiecość pragnie być dotykana. Owijam nogi wokół jego
wciąż w pełni ubranego ciała i jęczę. Jego twardy członek ociera się
agresywnie o pulsujący pączek między moimi udami, a na twarzy
mężczyzny maluje się zniecierpliwienie.
Chwytam dół jego koszulki i ciągnę. Potrzebuję więcej. Potrzebuję
go całego. Uwalnia moje sutki z ust i siada, pozwalając mi zdjąć
z siebie koszulkę.
Jego szeroka klatka piersiowa jest taka, jak sobie wyobrażałam. Jak
on utrzymuje te mięśnie? Klatka piersiowa pokryta jest ciemnymi
włosami i wyblakłymi bliznami. Na jego ramieniu znajduje się
czarno-biały tatuaż z mitycznymi nordyckimi motywami,
a na wewnętrznej stronie przeciwległego przedramienia widnieje
plemienny tatuaż z napisem. Głaszczę jego klatkę piersiową,
zapisując w pamięci, że zapytam o nie później.
– To też muszę zdjąć – dyszę, ocierając się nagą cipką o jego
zakryte nogi. Grzebię przy guzikach jego dżinsów, a on spieszy mi
z pomocą, szybko je rozpinając.
Ściąga spodnie razem z bokserkami, a jego masywny, twardy kutas
wyskakuje na wolność. Stoi twardy i gruby, zaledwie kilka cali od
mojego brzucha. Nigdy nie będę w stanie go w siebie włożyć.
Uśmiecha się, obserwując mój szok.
– Przestraszona?
Gapię się na niego.
– To z pewnością się we mnie nie zmieści – mówię śmiertelnie
poważnie.
Śmieje się, pochylając się, by złączyć nasze usta.
– Nie martw się, zaczniemy delikatnie.
Jego głowa przesuwa się w dół, a on rozchyla moje uda,
pozostawiając mnie odsłoniętą i bezbronną.
– Czekaj, Danny – jąkam się, próbując zacisnąć nogi wokół jego
głowy. – Nigdy wcześniej nie pozwoliłam na to mężczyźnie.
Zrobienie mu dobrze w toalecie było anomalią. Tak naprawdę
jestem trochę pruderyjna. Subtelny seks to moja mocna strona.
Spojrzał w górę ze zdziwieniem.
– Nigdy wcześniej mężczyzna nie zrobił ci przyjemności ustami? –
pyta.
Kręcę głową, zawstydzona moim brakiem doświadczenia
seksualnego.
– Prawdopodobnie jesteś przyzwyczajony do kobiet huśtających
się do góry nogami na żyrandolu.
Jego usta drgnęły.
– Dlaczego nie, kochanie?
– Zawsze obawiałam się, że… im się to nie spodoba – wyjaśniam,
rumieniąc się. – Nie spodobałby im się mój smak, to znaczy… –
Urywam.
Jego szczęka się rozluźnia.
– Kurwa, z pewnością nie mówisz poważnie, prawda? Całą noc
fantazjowałem o tym, by cię posmakować. – Jęczy, jego głos jest
niski z podniecenia. – Za każdym razem, gdy cię widzę, wyobrażam
sobie, jak by to było zrobić to z tobą.
Ja pierdolę.
Sposób, w jaki ten mężczyzna do mnie mówi… Chłopaki nigdy nie
mówią tak sprośnie, tak otwarcie. Czuję się jak bogini.
Przesuwa się w górę i ujmuje moją twarz w dłonie.
– Masz pojęcie, jak bardzo cię pragnę?
Jąkam się, a z moich ust wydobywa się niespójny jęk. Moje usta
nie są połączone z mózgiem.
– Ufasz mi, kochanie? – jego głos łagodnieje.
Kiwam głową, a on delikatnie rozchyla moje nogi. Jego usta
przyciskają się do moich i całuje mnie, jakby był głodny. To mokry
i pełen pożądania pocałunek. Dwoje ludzi nie powstrzymujących się,
pożerających się nawzajem. Zamykam oczy i chwytam go za włosy.
Jego palce wędrują w dół i głaszczą moje mokre wejście. Wsuwa we
mnie dwa palce i delikatnie masuje. Napieram na niego, by wepchnął
palce głębiej, gdy moje podniecenie zaczyna narastać.
Wysuwa ze mnie palce i wpycha do ust, ssąc je powoli.
– Najlepsze danie dnia. – Uśmiecha się mrocznie, gdy jego głowa
opada na moje uda. Unosi moją nogę nad swoje ramię i czuję, jak
delikatnie rozszerza moje wargi palcami.
Biorę głęboki wdech, gdy jego język zanurza się głęboko w moim
wnętrzu bez żadnego ostrzeżenia. Opieram się chęci złączenia nóg,
gdy mnie pożera, liżąc i ssąc bezlitośnie moją łechtaczkę. Moja cipka
zaciska się wokół jego języka, gdy wchodzi we mnie raz za razem
i nie wiem, czy to wytrzymam.
Wyginam plecy w łuk i wydaję z siebie krzyk, ciągnąc mężczyznę
mocno za włosy.
Więc to dlatego mieszka w ustronnym miejscu.
Gdy ssie mocno mój nabrzmiały pączek z wprawą mężczyzny,
który robił to wiele razy wcześniej, kolejny wstrząsający orgazm
wybucha we mnie, gdy drżę wokół jego języka. Dźwięk mojej wilgoci
uderzającej o jego język wypełnia pomieszczenie, a on chrząka
z uznaniem.
– Tak − warczy do mnie. – Dojdź dla mnie, Charlie.
Straciłam całą nieśmiałość, wszystkie zahamowania. Liczy się
tylko to, że nie przestaje mnie ssać. Pochłonięta bezprecedensowym
pożądaniem, zaciskam jego głowę w imadle, gdy intensyfikuje
ssanie.
Nie mogę już dłużej wytrzymać. Nabieram powietrza, gdy moje
ciało przejmuje kontrolę, podniecenie przeszywa moje nabrzmiałe
ciało, a nogi drżą, gdy się poddaję.
Och. Mój. BOŻE.
Dlaczego czekałam tak długo, by pozwolić mężczyźnie to zrobić?
Chociaż wątpię, by język jakiegokolwiek innego faceta mógł mi dać
taką przyjemność.
Uspokaja oddech i ponownie zbliża się do moich ust, całując mnie
mocno. Czuję smak siebie na jego wargach.
– Czy wiesz, jak podniecająca jest świadomość, że jestem jedyną
osobą, która kiedykolwiek cię posmakowała? Jęczy w moje usta. –
Mógłbym dojść na samą myśl o tym.
Przyciska swoje ciało do mojego i czuję każdy mięsień, każdą
krzywiznę jego idealnej sylwetki.
Prawdę mówiąc, nigdy nie miałam wielokrotnego orgazmu w ciągu
jednej nocy.
Przy Benie nauczyłam się udawać. Teraz, tutaj, z Dannym
Walkerem, próbuję się opanować. Wszystko w nim przypomina mi
seks. To, jak na mnie patrzy, co do mnie mówi, jak oddycha.
Podnieciło mnie nawet to, że zaproponował mi wino.
Jego twarda męskość naciska na wnętrze mojego uda, a on całuje
mnie, opierając swój ciężar na bicepsach.
Owijam nogi wokół jego bioder i wpycham się w jego twardego jak
skała kutasa, tak że staje się śliski od moich soków, sprawiając, że
drżę z obietnicy tego, co ma nadejść. Jesteśmy teraz skóra przy
skórze, niecierpliwie ocierając się o siebie.
Nie mogę się nasycić tym mężczyzną, jestem niesamowicie
spragniona.
Moja ręka sięga w dół, by owinąć się wokół podstawy jego kutasa.
Chcę, nie, muszę posmakować go tak, jak on posmakował mnie.
Odpycham go od siebie, zmuszając do podniesienia się z łóżka, po
czym padam przed nim na kolana.
– Twoja kolej – mruczę.
Patrzymy na siebie, gdy biorę jego męskość w dłonie i przesuwam
ustami po główce jego trzonu. Wydaje z siebie jęk, a ja biorę go
głębiej do ust, cal po calu.
Oddycha płycej, aż w końcu wbija się w moje usta z ciężkim
westchnieniem. Przełykam chęć zakrztuszenia się, gdy chwyta mnie
za włosy i wpycha się tak głęboko, że uderza w tył mojego gardła.
Jego oczy skupiają się na mnie, gdy wilgotne odgłosy mojego ssania
wypełniają sypialnię, wraz z jego nierównym oddechem.
– Charlie – warczy. – Kurwa, jakie to przyjemne uczucie.
Boli mnie szczęka, ale opieram się odruchowi wymiotnemu i biorę
go mocno, raz za razem.
– Nie – mówi zduszonym głosem, ciągnąc mnie delikatnie za
włosy. Ignoruję jego błagania i pcham dalej.
– Charlie – szepcze, odsuwając się tak, że wyrywa się z moich ust.
– Jestem już za blisko.
Jego członek lśni na linii moich oczu, pokryty wilgocią. Spoglądam
na niego pytająco.
– Chcę dojść w tobie. – Jego głos jest ciemny i chrapliwy. –
Bierzesz tabletki antykoncepcyjne?
Kiwam głową.
– Dobrze. Wypełnię cię spermą.
Święty Boże, ten człowiek mówi naprawdę sprośne rzeczy.
Uśmiecham się do niego.
– Wiesz, z taką gadką byłbyś dobrą gwiazdą porno – rzucam.
Podnosi mnie na nogi i rzuca na łóżko, wspinając się na mnie.
Moje nogi zaciskają się wokół niego, wbijam pięty w jego pośladki.
– Chcę cię w sobie. Teraz – żądam, wbijając paznokcie w jego
plecy.
Patrzymy sobie w oczy, gdy głaszcze penisem moją mokrą
szczelinę. Moja łechtaczka drży, gdy mnie drażni, a ja wyginam
plecy, by być bliżej jego krocza.
– Proszę, Danny.
Spoglądam na niego, jakbym była wygłodzona, a on uśmiecha się
do mnie, z oczami przepełnionymi podnieceniem, po czym wpycha
główkę penisa w moją kobiecość, najpierw delikatnie, a potem wbija
się we mnie swoją erekcją. Jęczę, gdy moja kobiecość reaguje na jego
rozmiar. Przeklina i łagodzi nacisk, pchając delikatnie i rozciągając
mnie, aż wyraźnie się rozluźniam.
– Wszystko w porządku, kochanie? – szepcze.
Kiwam głową, niezdolna do mówienia, przyciskając kolana do jego
bioder.
Wbija się we mnie w odpowiednim miejscu, a ja jęczę mocno
w jego usta, czując kolejny orgazm wzbierający w moim wnętrzu. To
zbyt szybko.
– Marzyłem o byciu w tobie od dłuższego czasu. – Ciepło zalewa
jego oczy, gdy się we mnie wpatruje. – Aby mój kutas wypełnił twoją
ciasną cipkę.
Odwracam głowę do tyłu, jęcząc.
– Wiesz, jakie to przyjemne uczucie? – Przyciskam jego pośladki
do siebie, by wszedł głębiej.
– Chcesz głębiej? – szepcze chrapliwie.
– Tak! – wykrzykuję.
Pompuje mocniej. Dopóki nie wchodzi we mnie po samą nasadę
i nie może wejść już głębiej.
– To kurewsko przyjemne – jęczę.
Z jego gardła wydobywa się warknięcie, gdy moje mięśnie
zaciskają się mocno wokół niego.
– Cholera – jęczy, a pot lśni na jego czole. – Szybko dojdę, jeśli nie
przestaniesz tego robić.
Mocno chwytam go za włosy, gdy całe moje ciało drży pod
naporem jego wielokrotnych pchnięć, aż nie mogę dłużej
wytrzymać. Kolejny orgazm przeszywa mnie jeszcze mocniej niż
poprzedni.
Jego kutas pulsuje wściekle w odwecie, a ja czuję każdy ruch, gdy
dochodzi głęboko we mnie, a jego ciepły płyn wystrzeliwuje we mnie
szybko i wściekle.
Opadamy z powrotem na łóżko, oboje dysząc, a nasza skóra lepi
się od potu i podniecenia. Wtapiam się w pościel, szczęśliwa,
wyczerpana, nieprzytomna.
Leniwie przesuwa dłonią po moim mokrym od potu ciele, a ja
odwracam głowę, by spojrzeć mu w oczy. Jego ciemne oczy wpatrują
się w moje i coś między nami przeskakuje. Jakaś nić porozumienia,
uznania.
To nie był tylko dobry seks. To był najlepszy seks w moim życiu.
A sposób, w jaki na mnie teraz patrzy, utwierdza mnie w tym
przekonaniu. Zgadza się ze mną w stu procentach.
– Przestań się tak na mnie gapić. – Uśmiecham się.
Posyła mi uśmiech, przesuwając palcem po moim policzku i szyi.
Światła Tamizy rzucają cienie na jego męską szczękę, a ja
z podziwem przyglądam się jego rysom. Bez wątpienia jestem teraz
najszczęśliwszą dziewczyną w Londynie.
– Sprawiasz, że moje serce przestaje bić – szepcze. – Nie jestem
pewien, czy ono to wytrzyma.
Jego duże udo przesuwa się na mnie, przygniatając mnie, jakby
zapomniał, o ile jest cięższy ode mnie.
– Chodź. – Podnosi się z poduszki. – Zanim zaśniemy w tym
bałaganie. Doprowadzę cię znowu do porządku.
– Nie jestem pewna, czy dam radę dojść pod prysznic. –
Chichoczę.
Nie wiem, co się między nami dzieje, ale jedno jest pewne: nie
będę w stanie się z tego wycofać.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 22

CHARLIE
Budzę się w łóżku tak wygodnym, że wydaje mi się, że unoszę się
w powietrzu. Wpatruję się w sufit, uśmiechając się, jakbym
postradała zmysły. Masywne ramię spoczywa na moim brzuchu,
a udo jest owinięte wokół biodra. Coś ostrego wbija się w moje plecy.
Jestem zamknięta w idealnej klatce.
Jest ciężki, ale nie mogę zrobić nic, by go podnieść. Mój pęcherz
pęka, ale nie ruszam się z miejsca. Umrę w tej pozycji, a oni będą
musieli odpowiednio wyprofilować mi trumnę.
Spoglądam przez ramię i widzę, że śpi spokojnie, z twarzą wtuloną
w moją szyję, jego szeroka klatka piersiowa miarowo unosi się
i opada.
Spędziłam noc w domu Danny’ego Walkera. W łóżku Danny’ego
Walkera. Używając Danny’ego Walkera jako koca. Dwudziestoletnia
„ja” wykonuje w głowie mały taniec zwycięstwa.
W jakiś sposób ta pozycja wydaje się bardziej intymna niż
niekończący się seks poprzedniej nocy. Nie zasnęliśmy aż
do czwartej nad ranem. Moje wnętrza ud wciąż są obolałe od
rozsuwania ich i mam wrażenie, jakby moje miejsca intymne
sponiewierał młot pneumatyczny, i to dwudziestokrotnie.
Czuję ciepło jego skóry tuż przy moim ciele i wiem, że pod kołdrą
jest całkowicie nagi. Czuję jego oddech na karku i słyszę ostry
świszczący dźwięk, przypominający odgłos duszonej gęsi. Z trudem
tłumię chichot, by go nie obudzić. Lekko się porusza, a ja zamykam
oczy i udaję, że nadal śpię.
Jego uda zaciskają się wokół mojej talii, a kutas twardnieje
na moim biodrze. Budzi się w pełni, z ogromnym chrapnięciem,
jakby ktoś ścisnął jego drogi oddechowe, a ja nadal udaję, że śpię.
Jego usta muskają moją szyję, składając delikatne pocałunki
na ramionach. Mam na sobie jego koszulkę, która sięga mi do pasa,
a jego erekcja wbija się w nagą skórę.
Zalewa mnie ulga, że nie krzyczy, gdy zauważa mnie w swoim
łóżku.
– Wiem, że nie śpisz – szepcze mi do ucha, gdy jego dłonie
wędrują w dół mojego brzucha, aż docierają do krocza; wpycha dwa
palce w moją wrażliwą szparkę, jakby był jej właścicielem. Boże, jakie
to przyjemne uczucie.
Biorę gwałtowny wdech i otwieram oczy.
– Dzień dobry.
Jego twarz znajduje się kilka cali od mojej i mam nadzieję, że mój
tusz do rzęs nie rozmazał się tak, że mam oczy pandy. Nie mogę się
ukryć w przyćmionym świetle nocy ani pod pretekstem alkoholu.
Jesteś mój − mówi zdeterminowany głos w mojej głowie, gdy
wpatruję się w tę przystojną twarz. Nie zamierzam z ciebie
zrezygnować.
– Dzień dobry – odpowiada ochrypłym tonem. – Dobrze spałaś? –
pyta cicho, gdy moja kobiecość zaczyna pulsować przez to, co mi
robi.
– Najlepsze łóżko, w jakim kiedykolwiek spałam – mówię,
wyginając się pod jego dotykiem. – Chociaż w sumie to spaliśmy
tylko cztery godziny.
Mój oddech staje się ciężki, gdy jego palce drażnią moją
nabrzmiałą łechtaczkę. To żenujące: dojdę za szybko, jeśli nie
przestanie tego robić. Będzie myślał, że jest bogiem, jeśli wystarczy,
że podnieci mnie przez kilka sekund, a ja stracę kontrolę. Odwracam
się do niego, ocierając się cipką o jego krocze, a on jęczy.
– Poczekaj – warczy. – Chcę w ciebie wejść.
Kładzie się na mnie i rozchyla moje nogi kolanami, wbijając swoją
erekcję w moją łechtaczkę.
– Rozłóż nogi.
– Poczekaj, Danny – oddycham, zaciskając ramiona wokół jego
talii. – Jestem delikatna. Potraktuj mnie łagodnie.
– Cokolwiek zechcesz, kochanie. Będę miły i delikatny.
– Potrafisz nieźle pieprzyć jak na starego faceta. – Chichoczę.
– Bezczelna suka. Mam czterdzieści lat, a nie siedemdziesiąt –
mruczy. – Stracę cierpliwość, jeśli nadal będziesz tak mówić.
Jego usta muskają moje, a język delikatnie przesuwa się po moich
wargach, gdy bierze swój członek i przesuwa nim w górę i w dół
mojej szparki.
– Powoli, pamiętaj – jęczę w jego usta, gdy wsuwa we mnie swój
czubek.
Wzdrygam się i wbijam dłonie w jego plecy. Nigdy nie byłam tak
wrażliwa po seksie.
– Zrelaksuj się – szepcze cicho, gdy wsuwa się i wysuwa, aż czuje,
że moje mięśnie się rozluźniają.
Nasz pocałunek się pogłębia, a potem wchodzi we mnie cały;
owijam nogi wokół jego talii i wciskam pięty w jego pośladki.
Do moich płytkich jęków dołączają jego głębokie pomruki
i odgłosy uderzania ciała o ciało. Każda część mnie tego pragnie.
– Nie wytrzymam – warczy i wiem, że ja też nie wytrzymam. – Nie
jestem w stanie robić tego powoli.
Przeklinając, wbija się w najgłębsze miejsce w moim wnętrzu raz
za razem. Jego brwi łączą się, a usta rozluźniają w tym cudownym
wyrazie, który mówi mi, że jest tak bliski orgazmu.
– Kurwa… to jest zbyt przyjemne… Nie mogę dłużej wytrzymać.
Widząc go tak podnieconego – dzięki mnie – tylko przyspieszam
mój własny punkt kulminacyjny i zaciskam nogi mocno wokół niego,
gdy pędzimy w kierunku osiągnięcia spełnienia.
Wbija członek ostatni raz, po czym dochodzi we mnie gwałtownie,
a ja czuję każdą kroplę jego spermy z taką siłą, że przez moje ciało
przechodzi dreszcz intensywnej przyjemności.
– To żenujące – mówi. – To naprawdę był szybki numerek.
Nasze spojrzenia się spotykają, a on pochyla się, by pocałować
mnie w czubek nosa.
– Jesteś rewelacyjna, Charlotte Kane.
Jesteś niezapomniany, Danny Walkerze, co równie ważne.

DANNY
Mam pełny widok na jej ciało w jasnym świetle łazienki i chłonę
każdą linię, każdą krzywiznę, jakbym właśnie otrzymał zdolność
widzenia.
Spogląda na mnie. Jej mokre włosy są przyklejone do czoła, a woda
spływa po pulchnych ustach. Spoglądam w dół, na jej zarumienioną,
niesamowicie wspaniałą twarz − i ten widok zapiera mi dech
w piersi.
Ona jest niewiarygodna.
Seks był czymś więcej, niż kiedykolwiek mogłem sobie wyobrazić.
Niezapomniane, oszałamiające przeżycie.
Woda tworzy wodospady na krzywiźnie jej piersi, a mój kutas
budzi się do życia. Najmniejsza rzecz doprowadza mnie
do szaleństwa.
– On zawsze wydaje się gotowy do działania. – Wpatruje się
szeroko otwartymi oczami w moją erekcję.
Uśmiecham się do niej, myjąc szczegółowo każdy cal jej ciała.
Przesuwam dłońmi po wewnętrznej stronie jej ud i okrążam jej
wejście, sprawiając, że jęczy cicho.
Czy kiedykolwiek będę miał dość tej kobiety? Samo patrzenie
na nią doprowadza mnie do szału.
Muszę być dla niej delikatny. Prosiła o to dziś rano. Po prostu nie
mogę się opanować.
Unosi brew, rozbawiona.
– Myślę, że jestem już naprawdę czysta – oznajmia.
Bierze mojego kutasa w swoją drobną dłoń, a ja jestem jak
zahipnotyzowany; ta dziewczyna poskromiła mnie i mojego penisa.
Z moich ust wydobywa się pomruk, gdy owija palce wokół mojego
trzonu i zaczyna przesuwać ręką w górę i dół.
Potem bez ostrzeżenia pada na kolana, wsuwając i wysuwając
mojego penisa ze swoich pięknych, miękkich ust, jakby była głodna.
– Kurwa… Charlie… tak kurewsko mi dobrze – jęczę. – Nie
przestawaj – błagam.
Rozszerza usta i bierze mnie jeszcze głębiej, a ja wplatam palce
w jej włosy, walcząc z pragnieniem, by nie wbić się w nią całkowicie.
Kierując wzrok w dół, patrzę, jak ssie mojego kutasa, i jestem pod
wrażeniem. Jej wielkie oczy wpatrują się we mnie z uwielbieniem,
a ja wiem, że nie mogę patrzeć na to długo, bo zaraz eksploduję.
– Zaraz dojdę, kochanie – ostrzegam ją, a moje oczy wędrują
do sufitu.
Ignorując mnie, ssie głębiej i szybciej, a ja wiem, że już po mnie.
Kiedy ponownie spoglądam w dół, ona wpatruje się we mnie
z zarumienionymi policzkami i oczami płonącymi z determinacji.
Jęczę głośno, mój kutas drga, gdy dochodzę w jej ustach. Połyka
wszystko, ani na moment nie przerywając kontaktu wzrokowego.
– Dziękuję, kochanie. – Oddycham ciężko, gdy podnoszę ją
do pozycji stojącej i biorę w ramiona.
– Nie ma za co.
Składam na jej ustach delikatny, długi pocałunek, po czym
odsuwam się, by spojrzeć w jej piękną twarz.
– Okej, teraz jestem głodna – mówi, uwalniając się z mojego
uścisku.
– Czego dama zapragnie, to dostanie – odpowiadam, otwierając
drzwi podwójnego prysznica.
Stojąc za nią, owijam ją ręcznikiem i ściskam mocno, jakby była
dla mnie prezentem.
Jej spojrzenie spotyka się z moim w łazienkowym lustrze.
– Nie mam ze sobą szczoteczki do zębów – mówi ze smutkiem.
– Mam kilka zapasowych. – Pochylam się i otwieram górną szafkę,
po czym wyjmuję to, czego potrzebuje.
Marszczy brwi, przyglądając mi się, po czym stwierdza:
– Po jednej dla każdej dziewczyny w tygodniu.
– Niezupełnie – odpowiadam beznamiętnie. – Jestem singlem,
Charlie. Czego się spodziewasz?
Odwracam ją do siebie.
– Chcę spędzić z tobą dzień – mówię, zanim zdążę się
powstrzymać.
Jej twarz się rozjaśnia.
– Najpierw zrobię ci śniadanie, a potem znowu cię zerżnę –
dodaję.

***
Trzydzieści minut później siedzi na moim barze śniadaniowym,
w moim swetrze − o pięć rozmiarów za dużym dla niej i ledwo
zakrywającym jej bieliznę − gdy jej stonowane, nagie nogi wychylają
się lekko zza mebla.
– Czy ty w ogóle umiesz gotować? – Patrzy na mnie podejrzliwie,
gdy dodaję olej na patelnię. – Tristan jest jak gigantyczne dziecko,
które czeka, aż inni go nakarmią. Założyłam, że jesteś taki sam.
Odwracam się do niej, oburzony.
– Źle założyłaś. Umiem gotować. Jeszcze jeden taki komentarz
i się o tym nie przekonasz – ostrzegam.
Sweter zwisa, odsłaniając jej nagie ramię. Jej nieuczesane,
ciemnobrązowe włosy opadają luźno falami na krągłe piersi, a zarys
sutka pokazuje, że nie ma na sobie stanika. Oblizuję wargi,
wyobrażając sobie te różowe sutki pod spodem. Być może będę
musiał poprosić ją o założenie stanika, jeśli nie chcę przypalić
boczku. Chcę, by nosiła ten strój do końca życia; do diabła, zmienię
nawet warunki zatrudnienia, by pozwolić jej chodzić po biurze
w moim swetrze.
Z poczuciem winy zauważam zaczerwienienie na jej szyi
w miejscu, gdzie mój zarost podrażnił jej skórę. Wczoraj wieczorem
byłem zbyt szorstki.
Próbuje spojrzeć przez moje ramię na zawartość patelni.
– Pod warunkiem, że nie jest to jakiś dziwny szkocki haggis lub
kaszanka.
– Pamiętasz, co mówiłem? – ostrzegam, zbliżając się do niej, by
ścisnąć ją w talii. – Mniej zbędnych komentarzy, bo będziesz głodna.
– Jesteś taki dojrzały. – Wydycha powietrze. – Spójrz na te
wszystkie gadżety. Masz sokowirówkę i blender. I maszynkę
do makaronu. Czy ty w ogóle wiesz, jak się robi makaron?
– Jeszcze nie – przyznaję, nalewając filiżankę kawy i podając jej
napój. – Kiedyś się dowiem.
– Nie wiem, po jaką cholerę ci to. – Wpatruje się w moje pazury
do szatkowania mięsa. – Wyglądają jak widelce seryjnego mordercy.
Śmieję się, obracając bekon.
– To po prostu rozdrabniacze do mięsa.
– Rozdrabniacze do mięsa. – Powtarza powoli. – Nie jestem
pewna, czy jestem tu bezpieczna.
Przewracam oczami i kładę dwa talerze z chlebem na zakwasie,
jajkami w koszulkach, bekonem i awokado.
– Czekaj. – Jej oczy rozjaśniają się, jakby była na tygodniowym
poście. – Wyjaśnijmy coś sobie. Potrafisz dać mi wielokrotny orgazm
i umiesz gotować?
– Cieszę się, że sprostałem twoim oczekiwaniom, a nawet je
przewyższyłem.
Nabrała ogromną łyżkę jedzenia.
– Być może nie jesteś ogrem, za jakiego cię uważałam.
– Jestem – odpowiadam, siadając naprzeciwko niej przy barze
śniadaniowym. – Nie daj się zwieść.
Wsuwa łyżkę do ust i zaczyna wypluwać jedzenie.
– Moje jedzenie zwykle wywołuje lepszą reakcję.
– O mój Boże, Danny. – Zachichotała. – Masz na szyi malinkę!
Odwracam się do lustra, by zobaczyć ciemnoczerwony ślad po
ugryzieniu na mojej szyi.
Kurwa. Pojawia się realna groźba kastracji przez Tristana.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 23

CHARLIE
Przejechaliśmy dziesięć mil autem Danny’ego, gdy na wyświetlaczu
w panelu samochodu pojawiło się imię Tristan, które teraz
uporczywie miga.
Jedziemy do kąpieliska w pobliżu Richmond, gdzie Danny pływa.
Biorąc pod uwagę to, że na zewnątrz jest piętnaście stopni, a ja nie
mam jego szkockiej skóry odpornej na warunki atmosferyczne,
jestem trochę zaniepokojona. Mimo to zgodziłam się, aby zachować
twarz, a nie zniszczyć iluzję bycia młodą, żądną przygód i beztroską
dziewczyną.
– Charlie. – Spogląda na mnie z siedzenia kierowcy. – Muszę
odebrać to połączenie.
– Będę cicho. – Przewracam oczami. – Twój niecny sekret jest
bezpieczny.
– Tristan – wita się, włączając głośnik.
– Stary – mówi Tristan. – Dostałeś formularz opieki? Musisz go
podpisać jako referencję.
– Zrobię to dziś wieczorem. Teraz jestem poza domem.
– Jasne, w każdym razie mam nadzieję, że nie będzie mogła mnie
dłużej oszukiwać – mówi mój brat.
Wzdrygam się, słysząc mroczniejszego, bardziej gniewnego
Tristana niż ten, do którego przywykłam. Danny rzuca mi
zakłopotane spojrzenie z ukosa.
– Ona nie może opuścić kraju z moim synem, Danny – dodaje
Tristan ze smutkiem.
Spoglądam zdumiona na Danny’ego, ale on mnie ignoruje.
Gemina próbuje opuścić Anglię? Dlaczego Tristan mi nie
powiedział? Powiedział Danny’emu, ale nie mnie, swojej własnej
siostrze?
– Ogarniemy to, Tristanie – mówi cicho Danny, zatrzymując
Astona Martina. – Ona nie zabierze Daniela. – Jego głos jest
przesycony pewnością, ale nie udaje mu się ukryć troski na twarzy.
– Posłuchaj – zaczyna Tristan. – Nie interesuj się Marą, dobrze?
Pracuje nad krytyczną sprawą i nie mogę pozwolić, by się
rozpraszała. Nie sprawiaj, żeby miała maślane oczy, jak wszystkie
inne kobiety w twoim otoczeniu.
Mara. Doskonała, cholerna Mara. Zapomniałam o niej. Jej imię
robi dziwne rzeczy z moim żołądkiem.
Danny wyraźnie wzdryga się obok mnie.
Maślane oczy – jak wszystkie inne głupkowate kretynki, takie jak
ja. Wzdrygam się w fotelu. Ile takich panienek ma?
Wiedziałaś o tym – karci mnie cichy głosik. Nie przywiązuj się
emocjonalnie.
– Słuchaj, muszę już kończyć – mówi pospiesznie Danny. – Mam
kilka spraw do załatwienia.
Z głośnika dobiega śmiech Tristana.
– Od kiedy sam załatwiasz swoje sprawy?
– Pa, Tristan. – Danny kończy połączenie.
Przyklejam do twarzy uśmiech. Mara może być idealną partią, ale
teraz jej tu nie ma. Ja jestem. Wejdę do tego jeziorka i pokażę
Danny’emu Walkerowi, jaką naprawdę jestem rozrywkową
dziewczyną.

***

Pływanie w jeziorku nie jest tak romantyczne i odprężające, jak się


wydaje. Jestem tu od dwudziestu minut i nie udało mi się wejść
do wody. Do tej pory dotarłam do kolan, a to wymagało dużo siły
woli i bólu. Teraz rozumiem, co Jack miał na myśli, kiedy wyjaśniał
Rose, że woda uderza w ciebie jak tysiąc noży.
Danny rozebrał się i wskoczył do wody, gdy tylko wyłączył zapłon,
jak jakiś szalony chłopiec łowiący ryby, i od tamtej pory próbuje
mnie namówić do tego samego.
– Charlie, po prostu wskakuj! – krzyczy z wody. – Tylko sobie
pogarszasz sprawę.
– Nie – syczę do niego.
Za mną słychać szyderstwa i parsknięcia śmiechem. Na domiar
złego jestem ofiarą bandy dziesięcioletnich chłopców.
– Co za mięczak! Ale paniusia! – krzyczy na mnie rudy.
Spoglądam na niego.
– Wypierdalaj, głąbie!
– Charlie. – Danny kręci głową, śmiejąc się. – On ma jakieś
dziesięć lat. Nie możesz tak do niego mówić. Tak czy owak,
zachowujesz się jak mięczak.
– Posłuchaj, Pamelo Anderson – odparłam. – Nie potrzebuję, aby
jakieś małe chujki się ze mnie naśmiewały. Jeśli będę chciała tu
wejść, to zrobię to po swojemu.
– Nie, nie zrobisz – śpiewa rudzielec, zbliżając się do mnie.
– Co ty wyprawiasz? – pytam ze złością, machając na niego
rękami. – Nie podchodź bliżej!
Wyczuwając mój strach, jego pewność siebie rośnie. Macha
do mnie, prowokując swoją nastoletnią armię.
– Dalej, chłopaki, bierzemy ją!
Ruszają na mnie jak gryzonie na martwego ptaka. Popychają mnie
i popychają.
– Odwalcie się, małe skurwysyny! – Moje krzyki są tłumione przez
wysokie chichoty i okrzyki:
– Bierzcie ją!
Ostatnim pchnięciem rudy posyła mnie do jeziora, a ja z impetem
wpadam do wody. Tysiąc noży natychmiast przeszywa każdy por
mojej skóry, od palców u stóp po uszy. Jack z Titanica miał rację.
Dostaję ataku serca.
Silne ramiona podciągają mnie do góry, a gdy wypływam
na powierzchnię, z moich ust wydobywa się krzyk tak mrożący krew
w żyłach, że nawet kaczki masowo uciekają.
Miotam się dziko w wodzie, przeklinając, i przysięgam, że
zapomniałam, jak się oddycha.
Gang śmieje się z brzegu jeziorka.
– Dupki! – krzyczę, pokazując im środkowy palec. – Kurwa,
zamorduję każdego z was!
– Spokojnie, Charlie! Oni się tylko bawią! – Danny owija moje
nogi wokół siebie tak, że utrzymuje mój ciężar. – Jeśli tak dalej
pójdzie, ściągniesz tu bandę wściekłych matek.
Odwracam się do niego, wypluwając wodę.
– Nie zaczynaj – warczę z taką zaciekłością, że aż się kuli.

***

Trudno jest być wściekłym na mężczyznę z tak cudownie


umięśnionym brzuchem i tak idealnie zarysowaną szczęką, która
mogłaby przeciąć szkło. Zwłaszcza że jest teraz nagi, wyciera się
ręcznikiem przede mną i mimo że był w lodowatej wodzie, wciąż jest
imponująco duży.
Jesteśmy w przebieralni na świeżym powietrzu. Po moim bliskim
śmierci doświadczeniu poszliśmy się ogarnąć. Przyznaję, że mogłam
trochę przesadzić, ale nadal jestem przemarznięta do szpiku kości.
– Wyglądasz nieprzyzwoicie w tych stringach – mruczy, wycierając
mnie ręcznikiem. – Ten niewielki trójkącik ledwo zakrywa najlepsze
fragmenty twojego ciała.
– Jest o dwa rozmiary za mały, pamiętasz? – Zrobiliśmy objazd
przez sklepy z ubraniami przed wyruszeniem na plażę, ale wybór był
ograniczony. Bikini nie było na mojej liście rzeczy, które zabrałam
do domu Danny’ego Walkera w sobotni wieczór.
– Dobrze, że nie było tu innych mężczyzn, którzy mogliby cię
zobaczyć – warknął. – Znokautowałbym każdego, kto by na ciebie
spojrzał.
– Z wyjątkiem tego brutalnego gangu – mruknęłam, odwracając
się, by odwiesić mokry stanik od bikini. – Moje kości zamieniły się
w lód pod wpływem szoku wywołanego atakiem.
– Możemy przywrócić ci ciepło. – Chwyta mnie od tyłu i przyciska
do ściany.
– Co ty, do cholery, wyprawiasz…
Zanim dokończyłam zdanie, odsunął na bok moje figi bikini
i wsunął palec głęboko w moją kobiecość.
– Poważnie? – sapię. – Tutaj?
Moje ciało mnie zdradza, a nogi rozchylają się, by dać mu większy
dostęp.
Dźwięk, jaki wydaję z siebie, gdy Danny masuje moją łechtaczkę,
roznosi się echem po kabinie i bez wątpienia dociera do uszu
każdego, kto jest w pobliżu. Serce mi wali. Czy ludzie się domyślą, co
tu się dzieje?
Kiedy stałam się taka odważna? Od kiedy kręci mnie seks
w miejscu publicznym?
– Jeśli tego nie zrobimy, wyjdę stąd z szalejącą erekcją – jęczy
zdecydowanie zbyt głośno. – To bikini sprawia, że jestem
niesamowicie podniecony.
– Mów ciszej – odpowiadam, na wpół chichocząc, na wpół go
upominając. – W innych kabinach są ludzie.
– Pewnie chcieliby robić to samo. – Przyciska swoją erekcję
do mnie, a pulsujące ciepło w moim wnętrzu rośnie.
Odciągając moje bikini, wchodzi we mnie od tyłu, mocno
i głęboko.
– Danny – jęczę z wrażenia.
Traci kontrolę i naprawdę mi się oddaje. Jego ciepło przeszywa
moją zimną skórę, potęgując uczucie tego, jak bardzo jest wielki.
Zaciskam zęby mocniej niż kiedykolwiek i przygryzam wargę,
starając się zachować ciszę.
Nie wiem, czy to z powodu zimna, bikini, czy faktu, że ktoś mógłby
nas usłyszeć, ale po niecałej minucie słyszę za sobą jego ciężki
oddech i wiem, że jest tak blisko, że zaraz dojdzie.
– Cholera, Charlie. – Wypuszcza z siebie urywany śmiech. – Nie
jestem pewien, czy będę w stanie go wyjąć.
– Twój problem. – Oddycham szybko, wbijając się w jego rytm. –
Ty go wkładasz. Ty wyciągasz.

***

Ostatnie dwie godziny spędziliśmy, pijąc gorącą czekoladę


w samochodzie z włączonym ogrzewaniem.
Nie jestem pewna, czy było to spowodowane szokiem wywołanym
zimną wodą, czy późniejszym seksem, ale weszłam w stan delirium,
w którym chichoczę z byle powodu.
– Tak właśnie Danny Niszczyciel, potentat technologiczny, spędza
niedzielę – myślę na głos, dmuchając na moją gorącą czekoladę. –
Kiedy nie bawi się swoimi maszynkami do mięsa, oczywiście.
– Urządzeniem do szatkowania mięsa – poprawia mnie,
przesuwając dłońmi po moich włosach. – Nie prowadzę przecież
rzeźni.
– Nie masz pojęcia, co te rzeczy robią, chłopcze. – Przewracam
oczami. – Wymyśliłeś to gówno.
– Dokładnie wiem, jak zmielić moje mięso, dziękuję bardzo, że we
mnie wierzysz. – Uśmiecha się. – Spędziłem przyjemne popołudnie
– mówi z leniwym, seksownym uśmiechem na ustach. – Pływanie
z tobą było… zabawne.
Wydaję z siebie prychnięcie.
– Raczej niebezpieczne. Prawie zginęłam z rąk tych rekinów.
– Całkiem niebezpieczne. – Kiwa głową. – Prawie straciłem fiuta
przez pochwę żmii. Kiedyś uwielbiałaś pływać. Pamiętasz, jak
Tristan i ja zabieraliśmy cię na basen, gdy byłaś dzieckiem?
– Niezbyt. – Wykrzywiam twarz, próbując sobie przypomnieć. –
Miałam jakieś siedem lat, prawda?
– A ja miałem dwadzieścia – wykrztusił.
Unoszę brew, patrząc w jego kierunku.
– Różnica wieku nie ma teraz znaczenia. Jestem dorosłą kobietą,
jeśli jeszcze tego nie zauważyłeś.
– Sprawiasz, że nie mogę zapomnieć.
Mój żołądek burczy głośno i przypomina nam o tym, że poranek
zmienił się w późne popołudnie.
– Chyba lepiej… odwiozę cię do domu – mruknął cicho,
spoglądając na zegar w samochodzie. – Mam trochę pracy
do ogarnięcia tego wieczoru.
– Jasne. – Wzruszam ramionami, udając obojętność.
Moja imprezowa noc w końcu dobiegła końca.
Zapada między nami cisza i widzę, jak jego mózg wiruje.
Odchrząkuje.
– Chyba że chcesz wrócić do mnie wieczorem, żebym mógł
pokazać ci moje urządzenie do szatkowania mięsa w akcji?
Ukrywam uśmiech.
– To brzmi jak coś, co muszę zobaczyć.

DANNY
Czuję intymność, której nie powinno tam być i która wysyła mi znaki
ostrzegawcze. Dlaczego zaprosiłem ją dziś ponownie? To miało się
skończyć dziś rano, kiedy starałem się wyrzucić ją z moich myśli.
Dlaczego bawię się z nią w relację chłopak-dziewczyna? Co ja,
kurwa, robię?
Patrzę na nią, jak wyciąga swoje długie nogi na sofie, a jej głowa
spoczywa na mojej piersi. Znowu jest w tym moim za dużym
swetrze, który chyba należy już do niej, rozłożona tak, jakby była
właścicielem tego cholernego miejsca. Jej gęste włosy są rozrzucone
po całej mojej klatce piersiowej i bicepsie.
Ma na sobie moje bokserki, podczas gdy jej bielizna się pierze, co
jest ogromnie podniecające – ta świadomość, że jej mała cipka
ociera się o mój materiał.
Nie ma pojęcia, jaka jest niszczycielsko atrakcyjna. Często
zastanawiam się, czy byłaby inną osobą, gdyby zdawała sobie z tego
sprawę. Robi to bez wysiłku: minimalny makijaż, niechlujne włosy,
postrzępione dżinsy. To jest to, co ją wyróżnia: chłopięcy,
niewymuszony styl, fakt, że nie przejmuje się tym, jak wygląda.
To bikini… nigdy nie widziałem czegoś tak seksownego
i sensacyjnego, mimo że miotała się po jeziorze jak szalona.
Po tym, jak uprawialiśmy seks w przebieralni, robiliśmy to jeszcze
raz. Czuję się kurewsko wykończony.
Oglądamy film od dwóch godzin i żadne z nas nie zwraca uwagi
na to, co się dzieje na ekranie. Śmiejemy się, przytulamy
i znajdujemy każdą okazję, by się dotknąć. Masuję jej cholerne stopy,
na litość boską.
Jest jedyną osobą, na której mogę się skupić, gdy jest w pokoju.
Dlatego muszę ją dobrowolnie zwolnić, zanim doprowadzę firmę
do ujemnego kapitału własnego. Nie wywiązywałem się ze swoich
obowiązków. Potrzeba było całej mojej siły woli, by oderwać od niej
wzrok na tyle długo, by wydrukować i podpisać formularz dla
Tristana. Dziś wieczorem mam napisać przemówienie na doroczne
wydarzenie technologiczne w Canary Wharf. Chyba znowu to
spieprzę.
Coś się zmieniło w ciągu dwudziestu czterech godzin. Wczoraj
o tej porze zachowywaliśmy się niezręcznie i ignorowaliśmy się
podczas kolacji. A teraz? Gapię się na nią jak zakochany nastolatek.
Pojawiają się napisy końcowe, a ona wstaje.
– Muszę obejrzeć to jeszcze raz. – Uśmiecha się. – Twój
niesamowity masaż stóp mnie rozproszył.
– Kto by pomyślał, że mam wiele talentów. Kucharz. Ratownik.
Teraz masażysta. Wszystko w jeden dzień.
– Żywe dildo – dodaje z półuśmiechem, pocierając stopą moje
krocze.
– To mój ulubiony sposób służenia ci. – Uśmiecham się,
przesuwając palcami po jej stopie.
– Wielowymiarowy mężczyzna – mówi cicho. Zaciska usta, patrzy
na mnie, a potem odwraca wzrok.
– Powiedz to, Charlie – mówię, czekając.
– Myślisz, że jestem głupia?
Wpatruję się w nią, zastanawiając się nad tą nagłą zmianą tematu.
– Dlaczego, u licha, o to pytasz? Skąd ci się to wzięło?
– Daj spokój, Danny. – Przewraca oczami. – Większość ludzi
w Nexusie studiowała na Cambridge, Oxfordzie, Harvardzie lub
innym genialnym uniwersytecie. Ja studiowałam w Warwick.
– Nie mam takiego wykształcenia. Tristan też nie – mówię,
unosząc brew.
– Ale odniosłeś wielki sukces. Wiem, że uważasz, że nie spełniam
standardów Nexusa. Nie wciskaj mi kitu.
– Skąd ci to przyszło do głowy? – pytam lekko zmieszany. –
Prawda jest taka: myślę, że potrzebujesz więcej doświadczenia. Ale
myślę też, że jesteś piękną, inteligentną i niesamowicie kreatywną
dziewczyną.
– Dziewczyną? – Skrzywiła się.
– Kobietą – poprawiam.
Wpatruje się we mnie speszona.
– Nie jestem długonogą blond prawniczką zajmującą się prawami
człowieka. Dlaczego miałbyś z takowej rezygnować?
– Chciałem swobodnej relacji, ona nie.
Odchrząknęła niezręcznie, unikając mojego spojrzenia.
– Rozumiem. Nie angażujesz się – mówi ze smutkiem.
Wydycham powietrze. Nie podoba mi się, dokąd zmierza ta
rozmowa.
– Hej. – Potrząsam jej kostką, zmuszając ją do spojrzenia na mnie.
– Nie wiemy, co to jest… cieszmy się tym, dobrze?
– Jasne. – Przełyka. – Rozumiem.
Patrzę na nią, nie wiedząc, co powiedzieć.
– Danny – zaczyna znowu. – Pamiętasz te wszystkie lata, to, co
było?
– Pamiętam – odpieram.
Na jej twarzy pojawił się grymas bólu.
– Dlaczego mnie odepchnąłeś?
– Miałaś dwadzieścia lat, Charlie. – Westchnąłem. – Ja miałem
trzydzieści trzy. Byłaś dla mnie za młoda. Byłaś pijana. Pomimo
mojej reputacji nie wykorzystuję młodych, pijanych dziewczyn. Bez
względu na to, jak zapierają dech w piersiach.
– A teraz? – szepcze.
Podchodzę i biorę ją w ramiona.
– Teraz mam naprawdę przejebane.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 24

CHARLIE
Kiedy się budzę, przesuwam dłonią po miejscu, w którym powinno
się znajdować jego ciało, ale czuję chłód. Mój telefon przypomina, że
jest szósta rano w poniedziałek, kurczę. Koniec fantazji. Teraz muszę
przebić się przez cały Londyn, aby przygotować się do pracy.
W sypialni panuje niesamowita cisza. Gdzie on jest?
Zdejmuję kołdrę i zrywam się z łóżka. Hmmm, ogrzewanie
podłogowe jest włączone. Nic dziwnego, że Danny budzi się tak
wcześnie.
Na najwyższym piętrze nie ma po nim śladu.
Schodzę po schodach w samej bieliźnie, a jego suchy, ochrypły
głos staje się coraz głośniejszy, gdy docieram do najniższego
stopnia. Podążam za tym głosem w kierunku kuchni.
– Napisz propozycję i wyślij mi ją dziś rano, Michael. – Jest
odwrócony do mnie plecami i ma założone słuchawki. – Umowa
musi zostać sfinalizowana jutro.
Jest szósta rano w poniedziałek, a on już przełączył się na tryb
pracy. Za to ja ledwo mogę zebrać siły, by umyć zęby.
Danny ma na sobie czarny garnitur opinający jego mięśnie, a gdy
się odwraca, widzę, że jest dokładnie ogolony, co podkreśla jego
ostrą jak brzytwa szczękę. Wystarczyło jedno spojrzenie na niego
w tym ubiorze i już nie mogę zebrać myśli.
Jedna z jego brwi wyraźnie podjeżdża do góry, gdy przygląda się
temu, jak skąpo jestem ubrana, sprawiając, że niepewnie krzyżuję
ręce na piersi. Krótko kiwa głową z uznaniem i mówi bezgłośnie:
pięć minut.
Musi chodzić o Stany, skoro zaczął działać tak wcześnie.
Stwierdzam, że w tej rozmowie bierze udział wiele osób – wnioskuję
po liczbie nazwisk, które Danny rzuca raz za razem, wydając
polecenia.
Prezes Danny jest seksowny jak cholera.
Omijam go w kuchni i biorę szklankę z szafki − tak cicho, jak tylko
mogę.
Kiedy jestem przy kranie, podskakuję lekko, gdy ręka mężczyzny
otacza moją talię od tyłu, przyciskając mnie do materiału jego
dopasowanego garnituru.
– Muszę kończyć. Zadzwonię do ciebie, do biura – rzuca
do telefonu.
– Dzień dobry, piękna. – Jego rozkazujący ton przechodzi
w łagodniejszy.
Mężczyzna odsuwa moje włosy i całuje mnie w szyję, sprawiając,
że drżę.
– Dzień dobry – mówię cicho, odwracając się do niego.
– To spektakularny widok z samego rana – mruczy mrocznie, jego
oczy biegną w górę i w dół mojego ciała. – Mam nadzieję, że cię nie
obudziłem. W dzbanku jest kawa.
– Nie. – Świadomie przestępuję z nogi na nogę. – Muszę wrócić
do siebie, żeby się przygotować do pracy.
– Zadzwonię po kierowcę.
Szybko kręcę głową. Nie chcę, żeby jego kierowca wiedział, że
spędziłam u niego cały weekend.
– Komunikacją publiczną dotrę szybciej. – Moje oczy się
rozszerzają. – Przez twoją koszulę prześwituje malinka.
Skrzywił się lekko, próbując podciągnąć kołnierzyk.
– Będę musiał dzisiaj zmagać się z masą plotek na ten temat. –
Uśmiecha się półgębkiem, gdy się wzdrygam. – To było warte
plotek. Nie martw się, nie będą w stanie zidentyfikować, że to ty
mnie oznaczyłaś.
– Naprawdę mi przykro. – Zachichotałam. – Dałam się ponieść
chwili.
Jego telefon znów brzęczy.
– Więc tak wygląda życie dyrektora generalnego? – Zerkam
na niego. – W takim razie cieszę się, że pracuję w dziale wsparcia
technicznego.
Rzuca mi przepraszające spojrzenie.
– W porządku. − Macham ręką. − Muszę się ubrać.
Piętnaście minut później jestem z powrotem w stroju z sobotniej
nocy. Nigdy nie miałam tak opóźnionego spaceru podszytego
wstydem. Danny siedzi na stołku barowym, rozmawiając głośno
przez telefon ze zmarszczonym czołem. Powinnam się wymknąć?
Pomachałam mu lekko od strony drzwi kuchennych.
Czekaj – mówi bezgłośnie.
– Potrzebuję pięciu minut – warknął do telefonu, po czym go
wyciszył.
– Chyba zobaczymy się w biurze – próbuję powiedzieć beztrosko.
– W biurze Nexusa. – Podchodzi do mnie z uśmiechem. –
Przenosicie się dzisiaj do naszej głównej siedziby, pamiętasz?
Cholera. Zapomniałam o tym. Chyba byłoby dobrze, gdybym była
tam przed czasem.
– Charlie. – Marszczy brwi, wpatrując się we mnie. – To wszystko
będzie naszym sekretem, dobrze?
Pokazuję mu swój najbardziej promienny uśmiech.
– Oczywiście.

***

Przechodzę przez lobby na parterze Nexusa, moje buty ślizgają się


na wyłożonej kafelkami podłodze. To miejsce jest klasą samą
w sobie.
Recepcjonistka wygląda jak wynajęta modelka. Podaję jej swoje
dane, a ona przegląda coś na ekranie komputera, po czym uśmiecha
się do mnie i wręcza mi przepustkę.
– Twój zespół pracuje na szóstym piętrze.
Dunley Tech miał dwa piętra w naszym poprzednim budynku.
Nexus ma piętnaście pięter, a najwyższy poziom to piętro
dyrektorów.
Gdy pracownicy Nexusa ustawiają się obok mnie w kolejce
do windy, zaczyna mi burczeć w brzuchu. Dlaczego nie włożyłam
więcej wysiłku w to, co mam na sobie? Przyglądam się sobie
w lustrzanych drzwiach windy. Mam na sobie stare dżinsy i trampki,
które zawsze noszę w poniedziałki. W Dunley popadliśmy
w samozadowolenie, bez zastanowienia wkładając do pracy dżinsy
i koszulki.
Tutaj, w moich zwyczajnych ubraniach, wyróżniam się i mam
wrażenie, jakbym była na świeczniku. Tutejsi pracownicy, chociaż
nie mają na sobie garniturów – nie wszyscy – to są ubrani elegancko.
Wysiadam na szóstym piętrze i spoglądam prosto na jeden
z najwyższych budynków w Europie, Shard. Co za tło do odbierania
telefonów od pomocy technicznej.
Wszystko jest błyszczące i ekskluzywne.
Ludzie układają osobiste rzeczy na swoich biurkach
w optymistycznym nastroju. W kuchni tłum grucha przy ekspresie
do kawy, podczas gdy podekscytowani Dan i Alex wypróbowują
w strefie relaksu fotele wypełnione fasolą.
– Tam jest twoje miejsce, Charlie. – Jackie wskazuje na rząd
biurek.
Nie wiem, dlaczego wszyscy czują się w tym miejscu aż tak
komfortowo. Stevie podchodzi do mnie.
– Połowa z nas wkrótce nie będzie miała pracy – wyznaje.
– Co to za rzecz, którą ustawia Jackie? – pytam zaciekawiona.
– Ustawia pieprzone oświetlenie. – Prycha. – Mówi, że światło
musi na nią padać pod odpowiednim kątem, aby dobrze wyglądała. –
Kręci głową. – Tutaj ma konkurencję – dodaje Stevie, patrząc jak
kobieta majstruje przy lampie. – Niektóre dziewczyny w tym biurze
są zajebiste. Nie wiem, jak faceci są w stanie skupić się tutaj
na wykonywaniu swoich obowiązków.
Ma konkurencję? Ja też, myślę, czując się całkowicie pominięta.
– Muszę ci coś powiedzieć o weekendzie – mówię ściszonym
głosem. – Ale nie tutaj. Pójdziemy na lunch.
– Byłaś na przyjęciu w sobotę wieczorem. Lepiej, żeby to była
jakaś pikantna historia, a nie coś, co zrobiła twoja matka.
Uśmiecham się do niego.
– Najpikantniejsza.
– To wymaga wczesnego lunchu.

***
– Nie postrzegaj tego jako coś więcej, niż to, czym jest
w rzeczywistości – oznajmia.
Jemy burrito wystarczająco daleko od biura, aby nikt nie mógł nas
tu przyłapać i czegoś usłyszeć.
– Nie postrzegam tak – mówię.
Stevie patrzy na mnie ze smutkiem.
– Czy powiedział, że chce się znowu z tobą spotkać? – pyta.
– Nie – przyznaję, przygryzając wargę. – Zapytał, czy możemy
zachować to w tajemnicy.
Powiedzenie tego na głos sprawia, że brzmi to naprawdę słabo.
– Hmm – zastanawia się. – Po prostu bądź ostrożna, masz tu
więcej do stracenia niż on.
Wzdrygam się.
– Wiem, wiem, on jest Casanovą, a ja jestem dziwką, która chce
się dostać na szczyt.
– Masz ten błysk w oku. Jakbyś ignorowała wszystkie znaki –
mówi troskliwie.
– Nie, nie ignoruję – kłamię. – Nie mam nic przeciwko
przypadkowemu romansowi.
– Słuchaj, po prostu poczekaj, aż to on się do ciebie odezwie,
dobrze? – mówi stanowczo. – Nie ganiaj za nim.
– Nie będę – obiecuję. – Poza tym przez cały weekend
wstrzymywałam bąki; potrzebuję przerwy, zanim mój żołądek
eksploduje.
– Czy można umrzeć przez zbyt długie wstrzymywanie własnych
bąków?
Cholera. Chyba się dowiem.
Po lunchu zaczynam się zajmować kolejką zirytowanych klientów
zgłaszających błędy w naszym oprogramowaniu. Przy każdym
telefonie wylewnie przepraszam za utrudnienia.
– Zobacz, jak szybko to się kręci.
Patrzę, a Stevie obraca się na swoim krześle.
– Przestań – mruczę, machając mu ręką. – W przeciwieństwie
do ciebie próbuję pracować.
– Testowałaś już te wszystkie dźwignie? – Wjeżdża swoim
krzesłem w moje.
– Uch! Jeśli to zrobię, to się odwalisz? – Odsuwam się od biurka
i rozsuwam nogi. Kręci się całkiem szybko. Wypróbowywanie
nowych dźwigni jest zabawniejsze, niż użeranie się z wściekłymi
klientami.
– Widzisz? – Stevie się śmieje. – Najlepsze krzesło na świecie.
Kręcimy się w kółko ze śmiechem, aż mam zawroty głowy. Kilka
osób patrzy na nas i przewraca oczami.
– Okej, jest fajnie – przyznaję. – Niedobrze mi.
– Cieszę się, że nowi pracownicy lubią swoją pracę – mówi
lodowaty kobiecy głos.
Przestaję się kręcić, zdezorientowana, i spoglądam w górę, by
zobaczyć Cheryl, szefową działu kadr Nexusa, Danny’ego i kilku
innych menedżerów stojących w przejściu.
Stevie wzdryga się gwałtownie obok mnie, uderzając w moje
krzesło.
Oczy Danny’ego spotykają się z moimi, po czym na jego twarzy
pojawia się grymas dezaprobaty. Jak długo przyglądał się naszym
głupim ekscesom na krześle?
Teraz wygląda zupełnie inaczej. Zniknął zrelaksowany Danny
Walker, który zeszłej nocy masował mi stopy. Jego spojrzenie jest
mroczne, gdy patrzy naprzemiennie to na mnie, to na Stevie’go.
– Może mogłabyś ponownie przedstawić kodeks postępowania
w firmie, Cheryl. – Jego głos przeszywa mnie na wskroś, rozpalając
ogień na moich policzkach.
Niepewnie wracam do biurka i chowam się za ekranem, gdy Stevie
rusza przez biuro.
Dojrzale, Charlie. Naprawdę dojrzale.
Przełykam gulę w gardle i skupiam się z powrotem na ekranie.
Pojawia się wiadomość i w momencie, gdy mam zamiar usunąć tego
e-maila, ponownie czytam tytuł z Nexus HR.
Otwarcie roli: Projektant.
Zapewne wszyscy słyszeliście, że niedawno przejęliśmy Dunley Tech.
Teraz szukamy najnowocześniejszego zespołu, który będzie kształtował
przyszłość tych produktów. Czy masz innowacyjny umysł, który może
napędzać przyszłe projekty? Jeśli tak, czytaj dalej...
Przewijam w dół, zaintrygowana. Po pięciu latach wysłuchiwania
narzekań, mam w głowie pełno pomysłów na kształtowanie tych
produktów.
Podniecenie wiruje mi w żołądku.
Prześlij propozycje biznesowe z trzema najlepszymi pomysłami, aby
złożyć wniosek.
Ośmielę się? Byłoby upokarzające, gdyby Danny się dowiedział, że
się zgłosiłam, ale nie musiałabym mu o tym mówić. Lista
kandydatów nigdy nie zostaje udostępniona dyrektorowi
generalnemu. To o wiele wyższe stanowisko niż moje obecne, więc
mam małe szanse.
Oczy mi się zaświeciły, gdy czytałam dalej. Dwa miesiące pracy
w biurze w Nowym Jorku! Przecież mogę aplikować − najwyżej mnie
odrzucą; nic złego się nie stanie, prawda?
Może uda mi się pokazać Danny’emu Walkerowi, że jestem kimś
więcej niż bufonem bujającym się na krześle, mówi w mojej głowie
głosik odpowiedzialny za nadzieję.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 25

CHARLIE
Stevie miał rację. Minęły sześćdziesiąt cztery godziny (tak, liczę je)
i ze strony Danny’ego nie zarejestrowałam żadnej próby kontaktu.
Ani jednej wiadomości tekstowej, a jest już środek tygodnia.
Najwyraźniej moje dziecinne zachowanie w biurze wbiło gwóźdź
do trumny.
Z każdym mijającym dniem staję się coraz bardziej niespokojna
i rozgorączkowana, analizując każdy najdrobniejszy szczegół
weekendu. Może seks nie był dla niego tak dobry, jak dla mnie? Czy
szukał tylko towarzystwa, panienki do zabawy na kilka dni? A może
jest już mną znudzony?
Torturuję się, nieustannie poświęcając część uwagi
na wpatrywanie się w telefon. Włączam go i wyłączam, sprawdzam
zasięg. Teraz jestem w gorszej sytuacji, niż gdyby miniony weekend
się nie wydarzył. Bo w końcu posmakowałam tego, jaki Danny jest
niesamowity. Dostałam przedsmak tego cudownego dania − które
już jest poza moim zasięgiem…
Dlaczego dopuściłam do tego, by cała ta sytuacja stała się w mojej
głowie czymś więcej? Uspokaja mnie fakt, że tego wieczoru spędzę
czas z moim siostrzeńcem Danielem. Daniel jest synem Tristana
z jego toksycznego małżeństwa z Geminą. Nigdy nie lubiłam tej
kobiety.
Zarówno Danny, jak i ja jesteśmy rodzicami chrzestnymi Daniela,
co sprawiło, że chrzest był niesamowicie niezręcznym wydarzeniem.
Każdego roku Danny kupuje obrzydliwie drogi prezent, przez co mój
wygląda żałośnie. Jestem jednak zabawną matką chrzestną.
Dziś wieczorem Tristan i Rebecca wychodzą na imprezę firmową,
więc opiekuję się dzieckiem. Nie wiem, jak on jest w stanie
prowadzić firmę prawniczą i bywać na tych wszystkich wydarzeniach
towarzyskich. Zawsze jest na jakiejś gali albo imprezie z drinkami.
Ten człowiek chyba nigdy nie śpi.
Przynajmniej będę mogła pracować nad moim biznesowym
uzasadnieniem wakatu, kiedy Daniel zaśnie. Jeśli moje odrzucone
serce pozwoli mi skupić się na czymkolwiek innym, niż pan
„przelecę-cię-w-weekend-a-potem-będę-udawał-że-nie-istniejesz”.
– Cześć, Natalio. – Całuję Brazylijkę w średnim wieku, stojącą
przy drzwiach. Natalia jest gosposią Tristana. W zasadzie robi tu za
drugą mamę; robi dla niego wszystko, od gotowania po pranie
bielizny. Facet nie ma poczucia wstydu.
– Charlie, kochanie. – Przytula mnie mocno, a ja wchodzę,
zdejmując buty. Dzięki Natalii mieszkanie Tristana jest zawsze
nieskazitelnie czyste.
– Wejdź. Są w części wypoczynkowej.
– Oni? – pytam, nagle zaniepokojona.
– Chłopcy, Rebecca i jej przyjaciółka – odpowiada kobieta.
Słyszę głośny śmiech Jacka, potem suchy, sarkastyczny, szkocki
głos oraz śmiech dziewczyn.
Kurwa.
Biorąc głęboki wdech, wchodzę do salonu.
– Charlie! – Daniel biegnie do mnie, a ja czuję przeogromną
radość z powodu jego bezwarunkowej miłości. Staram się uspokoić
przyspieszone bicie serca, klękając i obejmując go.
On tu jest.
Dlaczego Tristan nie podzielił się tymi istotnymi szczegółami?
– Jak się miewa mój ulubiony bratanek numer jeden?
– Twój jedyny bratanek – beszta Daniel. – Nie jestem głupi.
– Nie, jesteś najmądrzejszym chłopcem, jakiego znam. –
Potargałam mu włosy. – Zamierzasz pokonać mnie dziś w szachy?
Wsuwa okulary na nos.
– Zdecydowanie!
– Charlie. – Tristan podchodzi i mnie przytula. – Jesteś gwiazdą.
Uśmiecham się, dając mu buziaka i rozglądam się po pokoju. Jack
i Rebecca opierają się o kominek. Danny siedzi w fotelu z seksowną
rudowłosą kobietą w obcisłej sukience, która swobodnie zajęła
miejsce na podłokietniku, tuż obok mężczyzny. Jakby nie było innych
krzeseł, na których można usiąść. Macha nogami w celowym akcie
uwodzenia, dając mu doskonały widok na swoje długie, zgrabne
kończyny.
Dla porównania: ja mam na sobie dres, a moje włosy przypominają
ptasie gniazdo.
Podczas gdy Jack i Rebecca witają się ze mną, moje oczy spotykają
się z jego oczami.
– Charlie, to jest Mara – Tristan przedstawia mi wspaniałą
rudowłosą siedzącą zbyt blisko Danny’ego.
Mara. Moje oczy rozszerzają się, gdy zaczynam wszystko
rozumieć, i spoglądam na Danny’ego, a potem szybko odwracam
wzrok. Z triumfem zauważam, że mężczyzna wciąż ma na szyi
malinkę.
Nie udawaj, że nie jesteś na randce, kretynie, krzyczy do niego mój
wewnętrzny głos.
Nienawidzę tego, że wpływa na mnie tak bardzo, że to od niego
zależy mój humor, moje szczęście.
– Cześć Charlie. – Uśmiecha się do mnie. Gdyby tylko wiedziała. –
Tristan powiedział, że pracujesz w Nexusie.
– Miło cię poznać, Maro – udaje mi się wydukać, a serce mi wali. –
Tak, pracuję – potwierdzam.
– Czy Danny jest sympatycznym szefem? – Zachichotała, rzucając
mu zalotne spojrzenie. – Wyobraźnia mi podpowiada, że jest bardzo
wymagający.
Kobieto, nie wykorzystuj mnie do flirtowania.
– Jest bardzo sympatyczny – odpowiadam, a mój chłodny ton nie
pasuje do moich słów. – Pójdę na górę i przygotuję kąpiel dla
Daniela, Tristanie.
– Zostaniesz z nami na drinka, siostrzyczko? – Tristan potrząsa
butelką wina. – Nie widziałem cię od kilku tygodni. Nie odzywasz się
do mnie – beszta mnie.
– Przyszłam tu pograć w szachy w dresie – odpowiadam,
uśmiechając się półgębkiem. – Nigdy mnie nie uprzedzasz, że
będziesz miał towarzystwo.
Nie mogę sobie z tym poradzić. Nie mogę zostać w tym pokoju
i patrzeć, jak Danny Walker rzuca urok Casanovy na inną kobietę
na moich oczach.
– Tristan, idę na górę – mówię. – Życzę wszystkim miłego
wieczoru. Maro, miło cię poznać. Miłej randki z Dannym.
Pozostali się śmieją, a Mara wydaje z siebie wysoki chichot. Jest
zdenerwowana i podekscytowana.
Też tego doświadczyłam, panienko.
Danny spogląda na mnie, a ja się odwracam, zanim zdążą
zobaczyć łzy w moich oczach. Ledwo weszłam do łazienki, gdy
Danny wpada za mną i zamyka drzwi.
– Co to, kurwa, było? – syczy. Patrzę na niego.
– Co masz na myśli?
– Twoje złośliwe uwagi tam, na dole. – Podchodzi do mnie. – To
nie jest pieprzona randka.
Złość puchnie w moich wnętrznościach.
– Wiem, że to randka, dupku. Czy muszę się przebadać na choroby
weneryczne? Ile kobiet miałeś w tym tygodniu? – rzucam ze złością.
Napięcie w jego szczęce rośnie.
– Przyszedłem zobaczyć się z Tristanem i Jackiem. Nie
wiedziałem, że Rebecca przyprowadzi Marę. Nie wmawiaj mi czegoś,
czego, kurwa, nie zrobiłem, Charlie.
Jego ciemne oczy wpatrują się w moje, a ja walczę ze łzami. Nie
mogę płakać przy tym draniu.
– Czy każdej nocy w tygodniu masz inną kobietę? – pytam
płaczliwie. – Czy to twoja taktyka? Jestem taką naiwniaczką.
Dlaczego w ogóle się do ciebie zbliżyłam?
– Do kurwy nędzy. – Spogląda na mnie. – Nie potrzebuję tych
emocjonalnych jazd. Myślałem, że mieliśmy cudowny weekend,
a teraz znowu zachowujesz się jak wściekła sucz.
Uderzam go mocno w twarz. Stoi zamrożony, całkowicie
zaskoczony, zanim jego oczy zwężają się w cienkie szparki.
– Lepiej, żeby nie było śladu – rzuca ze złością. – Kiedy skończysz
z zachowywaniem się jak dzieciak, będziemy mogli porozmawiać.
Odwracam się wyzywająco.
– Miłej randki, Danny.
Gdy zatrzaskuje drzwi, pozwalam sobie na płacz.
***

Tristan wrócił do domu około północy, więc o wpół do pierwszej


byłam już w swoim łóżku. Nie zapytałam go, czy Danny wrócił
do domu sam. W ogóle nie pytałam Tristana o wiele rzeczy.
Twierdziłam, że jestem zmęczona i szybko uciekłam.
Bycie w łóżku jest bezcelowe, ponieważ zdaję sobie sprawę, że nie
zasnę, wiedząc, że jakaś inna dziewczyna może teraz leżeć w sypialni
Danny’ego.
Mój telefon brzęczy w ciemności i odbieram go, myśląc, że to
Tristan sprawdza, czy jestem w domu.
– Zanim coś powiesz: proszę, nie kłóć się ze mną – mówi znajomy
szkocki głos. – Jestem na zewnątrz.
Wszystkie moje mięśnie sztywnieją.
– Daj mi chwilę. – Spoglądam w dół na moje stare spodenki od
piżamy w kolorze szarym i przeklinam. Nie mam czasu, by poprawić
włosy czy przekrwione oczy.
Narzucając sweter, przemykam przez pogrążone w śnie
mieszkanie i schodzę po schodach.
Kiedy otwieram drzwi, on opiera się o samochód ze złożonymi
rękami i wyrazem zniecierpliwienia na twarzy. Jego oczy zatrzymują
się na chwilę na moich szortach, po czym wracają do mojej twarzy.
– Ładnie – mówi cicho, podchodząc do mnie.
– Trochę się martwię, że poprosisz mnie o zabawę w trójkącie –
mruknęłam, rozglądając się, czy Mara jest w samochodzie.
Marszczy brwi w rozbawieniu.
– Myślę, że druga dziewczyna czułaby się bardzo pominięta,
gdybyśmy zdecydowali się na trójkąt. − Przeczesuje włosy palcami. –
Słuchaj, nie mogę zostać.
– Nawet cię nie wpuściłam – odpowiadam, unosząc podbródek
w geście sprzeciwu.
– Ta walka między nami musi się skończyć, Charlie. Jednego dnia
jesteśmy kochankami, a następnego wrogami.
Otwieram usta, by coś powiedzieć, a potem je zamykam.
– Nie mogę obiecać ci zaangażowania. Ale nie spotykam się teraz
ani z Jen, ani z Marą, ani z żadną inną dziewczyną. Prawda jest taka,
że interesujesz mnie tylko ty. – Jego oczy płoną, gdy czeka na moją
reakcję.
Czy mogę zachować się swobodnie?
– Zależy mi na tobie… bardzo – mówi cicho. – Nie chcę też dzielić
się tobą z nikim innym. Ale musisz przestać się ze mną kłócić.
– Nie odzywałeś się – szepczę. – Myślałam, że mnie ignorujesz.
Wydał z siebie długie westchnienie.
– Te ostatnie dni były bardzo dynamiczne. To, że nie pisałem
do ciebie, nie znaczy, że o tobie nie myślałem.
Spuszczam wzrok na jego klatkę piersiową.
– Myślałam, że żałujesz tego, co się między nami wydarzyło.
– Żałuję? – Uśmiecha się, zmuszając mnie do ponownego
uniesienia twarzy. – To był najbardziej beztroski weekend, jaki
miałem od lat.
Jego palce przesuwają się po mojej dolnej wardze.
– Z całej siły staram się nie zerwać tych szarych szortów i nie
zerżnąć cię na progu.
– Nawet nie pocałowałeś Mary? – Mrużę oczy.
– Nie – mówi zaskoczony. – Prawdę mówiąc, irytowała mnie.
A teraz, czy dasz mi coś, czego mógłbym się trzymać podczas pobytu
w Nowym Jorku?
– Co ty…
Przerywa mi, gdy jego usta opadają na moje i całujemy się z taką
czułością, że moje kolana lekko się uginają. Obejmuje mnie
ramionami, przyciskając moje ciało do swojego.
Moje piersi ocierają się o jego dolną część klatki piersiowej, a ja
staję na palcach, desperacko chwytając go za kark.
Pragnę tego mężczyzny bardziej, niż kiedykolwiek pragnęłam
kogokolwiek.
Jego język wciska się między moje wargi, wpychając się głębiej
w moje usta, a ja otwieram się, by go wpuścić.
Wsuwam dłoń pod jego koszulę, chcąc dotknąć jego skóry, a on
przyciska mnie mocno do swojego krocza, jego członek twardnieje
z każdą sekundą.
– Kurwa. – Jego głos jest niski i ochrypły, gdy odrywa się od
pocałunku. – Mój kierowca nas obserwuje, czeka na ulicy. Muszę
wracać do pracy, aby wcześnie rano złapać lot do Nowego Jorku.
Powinienem iść.
– Okej – odpowiadam, oddychając nierówno.
– Śpij dobrze, ślicznotko. – Całuje mnie w czoło, a ja wpatruję się
w jego plecy, gdy idzie w stronę swojego samochodu.

***

– Możesz już wejść, Charlotte. – David z działu kadr Nexusa wychyla


głowę przez drzwi i zerka na mnie. Jestem na szczycie kolejki pięciu
nerwowo wyglądających kolegów z Dunley Tech. Statystycznie co
najmniej dwóch-trzech pracowników zostanie zwolnionych.
Wstaję i wchodzę do pokoju w mojej obcisłej, ołówkowej spódnicy.
Nie mam pojęcia, jak Jackie chodzi w takim czymś przez cały dzień.
Pomyślałam, że gdy pojawię się na spotkaniu zadbana i z włosami,
które nie wyglądają, jakbym dopiero co wstała z łóżka, może to
wesprzeć moją walkę o posadę.
David zajmuje miejsce za biurkiem i uśmiecha się, podnosząc
pióro gotowe do pisania.
Pomimo tego, że to spotkanie zostało nazwane niezobowiązującą
pogawędką w celu omówienia moich możliwości, policzki mi płoną,
gdy ta dwójka na mnie patrzy.
– Charlotte – zaczyna David.
– Możesz mnie nazywać Charlie.
Kiwa głową.
– Charlie. Jestem David, a to moja koleżanka, Samantha –
przedstawia rozmówców.
Samantha przerywa pisanie, by skinąć mi głową.
– Chcemy się upewnić, że czujesz się komfortowo z tymi trzema
propozycjami, które zostaną ci za jakiś czas przedstawione,
i wiedzieć, że rozumiesz, co one dla ciebie oznaczają – mówi
mężczyzna.
Kiwam głową, wycierając wilgotne dłonie o ołówkową spódnicę.
– Oczywiście pierwsza opcja jest prosta: twoja praca się nie
zmieni, będziesz dalej pracowała na tym samym stanowisku. To
zależy od tego, jak twoja praca pasuje do kierunku rozwoju firmy.
W przyszłości będziesz raportować do Janet Dixon, ponieważ Mike
nas opuszcza.
– Mike odchodzi? – Moje oczy się rozszerzają.
– Stanowisko Mike’a nie było już potrzebne – odpowiada
Samantha. Zapisuję w pamięci, by zapytać Steviego, co się stało.
– Druga możliwość to zwolnienie za porozumieniem stron lub –
mówi David, odchrząkując – wypowiedzenie umowy przez
pracodawcę.
– Chcemy jak najszybciej porozmawiać ze wszystkimi w tej
sprawie – mówi Samanta głosem, który mówi mi, że nie jest to dla
niej nic nowego. – Rozumiemy, jakie to może być trudne.
– Kiedy się dowiem? – pytam zduszonym głosem.
David uśmiecha się do mnie ze współczuciem.
– Wciąż oceniamy twój zespół. Myślę, że za około dwa tygodnie,
maksymalnie trzy.
– Trzecią propozycją jest podjęcie się nowej roli w firmie – mówi
Samanta w mechaniczny sposób, który komunikuje, że przechodzi
przez kolejne etapy. To już chyba jej trzydziesty raz w tym tygodniu.
– Najpierw ogłaszaliśmy oferty pracy wewnętrznie, a dopiero potem
wchodziliśmy na rynek. Muszę podkreślić, że to bardzo
konkurencyjny rynek.
Brawo, siostro, dzięki za wotum zaufania.
– Jest stanowisko, o które chciałabym się ubiegać.
– Tak? – David unosi brwi.
– Stanowisko projektanta – mówię cicho, a moje kolana drżą.
Samanta spogląda w dół na dokumenty i marszczy brwi.
– To dość poważne stanowisko. Twoje doświadczenie nie wydaje
się do niego pasować – mówi.
– Ale każdy może aplikować, prawda? Czy mogę przesłać
uzasadnienie biznesowe z moimi pomysłami? – pytam niepewnie.
– Tak. – Wzrusza ramionami w sposób, który mówi, że uważa, że
marnuję czas. – Termin upływa w następny poniedziałek.
Ostrzegam, że mamy już dwudziestu kandydatów bezpośrednio
z Nexusa.
Mrużę oczy, patrząc na nią wyzywająco. Pierdol się, kobieto. Pokażę
tobie i Danny’emu Walkerowi, że mogę to zrobić.
Mam pięć dni na napisanie najlepszego planu w historii.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 26

CHARLIE
Moje nogi trzęsą się od ilości kofeiny, która we mnie płynie. Zwykle
w soboty trzęsę się pod kołdrą, próbując przetrwać kaca.
Dzisiaj aż buzuję.
Pracowałam całą noc i dzisiejszy poranek nad uzasadnieniem
biznesowym, które mam przedstawić w poniedziałek, i jest dobrze.
Nie tylko dobrze, jest świetnie. Po pięciu latach wysłuchiwania skarg
z całego świata i różnych stref czasowych wiem, czego potrzebuje
ten produkt.
Byłam tak skupiona na zadaniu, że prawie nie myślałam
o Dannym. Wczoraj wieczorem wysłał mi wiadomość z pytaniem, co
u mnie. Żarty tekstowe nie są jego mocną stroną. Jego wiadomości
są rzeczowe i konkretne, jak czytanie wiadomości przez reportera
w telewizji. W przeciwieństwie do moich wiadomości z Cat, gdzie
wymieniamy się pięćdziesięcioma zrzutami ekranu dziennie, mimo
że mieszkamy razem i do tego siedzimy razem na kanapie.
Wściekle wpisuję ostatni punkt i piszczę. Skończyłam. Nie mogę
dać z siebie więcej. Jeśli im się to nie spodoba, zaakceptuję
zwolnienie i odejdę.
Wyłączam laptopa i wpadam do salonu.
– Skończyłaś swój projekt? – Cat nerwowo oblizuje wargi i wodzi
wzrokiem między Julie a mną.
– Tak, ukończyłam mój plan na biznes. – Uśmiecham się jak
wariatka i opadam na sofę. – Tak, skończyłam…
– Jest coś, co musisz zobaczyć – mówi ostro Julie, a mój entuzjazm
przygasa.
Patrzę na nią czujnie.
– O co chodzi?
Bierze głęboki wdech i przesuwa palcem po telefonie.
– Spójrz na to.
Biorę telefon i widzę zdjęcie Danny’ego. Już mam powiedzieć, że
nie rozumiem, kiedy czytam nagłówek: Danny Walker opuszcza
najgorętszą nową restaurację w Lower East Side z wystrzałową
przyjaciółką.
Serce mi wali.
Zdjęcie przedstawia go z tyłu samochodu z atrakcyjną blondynką.
Ona uśmiecha się do niego, a on wygląda na zrelaksowanego.
Otwieram usta. Obiecał.
– Może to tylko przyjaciółka – mówi Cat z nadzieją.
– Przyjaciółka – prycham. – Ilu facetów ma przyjaciółki, które
wyglądają jak supermodelki?
Spoglądam to na jedną, to na drugą, a ich twarze mówią wszystko
− i wybucham płaczem. Wielkie, grube, brzydkie łzy spływają mi po
twarzy. Wszędzie są smarki i płyny, zaczynam szlochać, a ból
wypływa z mojego wnętrza. Z mojej duszy.
Podskakują, by się nade mną pochylić, a ja szlocham w klatkę
piersiową Cat, gdy ona gładzi mnie po włosach.
– Byłam dla niego jedną z wielu – zawodzę.
– Za bardzo się przywiązałaś, Charlie – mówi cicho Cat. – Jest za
wcześnie, to się dopiero rozwija.
– Wiem – szlocham w urywanych oddechach. – Nie mogę sobie
z tym poradzić. Moje serce nie może tego ogarnąć.
– Oddychaj – mówi stanowczo Julie. – Poczekaj trzydzieści minut,
a potem napisz do niego. Bez emocji. Chłodno jak cholera.
Spoglądam w górę, przez zapłakane oczy.
– Nie możesz się poddać, Charlie – warknęła. – Musisz działać.
Zamiast stawać się emocjonalnym wrakiem za każdym razem, gdy
widzisz go z inną kobietą. – Potrząsa głową jak nauczycielka. – To
niestosowne.
– W porządku – prycham.
Zgodnie z danym jej słowem odczekałam trzydzieści minut. Teraz
biorę telefon, by napisać do mężczyzny. Oddycham teraz łatwiej,
chociaż ból nie ustąpił. Nie jest mój, nie jesteśmy razem i nie mam
do niego żadnych praw, więc muszę przestać zachowywać się jak
potrzebująca, super napalona suka.
Charlie: Cześć. Co porabiasz w Nowym Jorku?

Wpatruję się w telefon na sofie, jakby był radioaktywny. Rozlega


się głośny dźwięk odpowiedzi i cała nasza trójka podskakuje.

Danny: Odbywam nudne spotkania biznesowe. A ty?

Czytam na głos.
– Kłamca – syczy Julie. – Dowiedz się więcej.
Odpisuję, moje dłonie się pocą.

Charlie: Robiłeś wczoraj coś fajnego?

Dźwięk przychodzącej odpowiedzi pojawia się natychmiast.

Danny: Nie bardzo. Spotkania trwały do późna w nocy.

Znów czytam na głos, tym razem głośniej i ze złością.

– Drań! – krzyczę, odkładając telefon na sofę. – Myśli, że jestem


cholerną idiotką?
– Pewnie nie widział tego artykułu. – Cat marszczy brwi. – Nie
było trudno go znaleźć. Pojawił się na moim kanale, a on nie jest
jakimś wielkim celebrytą.
Chwytam za telefon, jestem wściekła. Nie mogę zachowywać się
jak Julie. Nie jestem bezstronna.

Charlie: Spotkanie biznesowe z blondynką na fiucie?

Piszę ze złością i klikam „wyślij”.


– Dojrzale – jęczy Julie, patrząc mi przez ramię. – Spieprzyłeś to
teraz, w wielkim stylu.
Mój telefon znów wibruje, ale tym razem widzę imię: Danny.
– Odbierz – syczy.
– Co to, kurwa, było? – Głęboki głos warczy w słuchawce, gdy
ustawiam na tryb głośnomówiący.
– Twoje spotkania biznesowe – wybucham. – Organizujesz
spotkania biznesowe na tyłach taksówek z pięknymi blondynkami?
Po kolacji?
Nastąpiła pauza.
– Właściwie to tak. Ale jak…
Urywa i wiem, że szuka informacji w internecie.
Przez telefon słychać długie westchnienie.
– Ona jest moim prawnikiem, Charlie. Jest częścią mojego zespołu
prawnego. Mam sytuację, którą muszę rozwiązać z dala od biura –
wyjaśnia spokojnie.
– Rozumiem, dlaczego chcesz to rozwiązać z dala od biura –
warczę. – Ile prawniczek pieprzysz? Czy masz listę z blond laskami
chętnymi do pracy? – Za jak wielką idiotkę ma mnie ten facet?
– Nie sypiam z nią.
– Naprawdę? Bo oboje wiemy, że lubisz sypiać z blond
prawniczkami.
Przykładam dwa palce do telefonu, by zasłonić głośnik.
Przeklinam.
– Zgaduję, że twoja rozmowa o niespotykaniu się z innymi
kobietami była wiążąca jedynie dla naszej strefy czasowej.
– Nie, oboje dobrze o tym wiemy. Skończyłem z ostatnią blond
prawniczką, kiedy między tobą a mną się coś zaczęło – wyjaśnia
spokojnie.
– O tak – odpowiadam, mój ton ocieka sarkazmem. – Bo
długonogie blond prawniczki nie są w twoim typie.
– Nie, wolę upierdliwe brunetki, które nigdy nie czeszą włosów,
zabierają myszy na kolacje i śpią w łóżkach tak niewygodnych
i małych, że muszę chodzić do fizjoterapeuty – dodaje. – Mówisz, że
to ja jestem tym humorzastym – kontynuuje – ale wysuwasz
pochopne wnioski i nie pytasz mnie o zdanie. A potem robisz sceny.
– Robię sceny? Nie jestem dzieckiem – warknęłam. – Przestań
mnie protekcjonalnie traktować.
– Więc przestań się tak zachowywać – mruknął. – Daję ci więcej
niż komukolwiek od lat. Narażam dla ciebie moją najbliższą
przyjaźń. Czego więcej ode mnie chcesz?
– Jak mam się czuć? – narzekam. – Nie okazujesz mi żadnych
emocji. Nigdy nie wysyłasz wiadomości z pocałunkami.
– Chcesz, żebym wysłał ci emotkę buziaka? – wzdycha
niecierpliwie. – To przez takie coś jesteś wkurzona?
– Ta laska z artykułu to naprawdę twoja prawniczka? – dopytuję.
– Tak, Charlie. Moja prawniczka, która jest szczęśliwą mężatką.
Następuje długa pauza.
– Przepraszam. – Robię długi wydech. Związanie się z kimś tak
odnoszącym sukcesy jak Danny sprawia, że jestem irracjonalnie
niepewna siebie. – Wszędzie przyciągasz tyle uwagi kobiet. To
podkopuje moje biedne ego, które i tak jest już nadszarpnięte,
ponieważ nie mogę zebrać tego gówna w całość. Jesteś milionerem,
potentatem technologicznym, a ja odbieram telefony od wściekłych
klientów, którzy nie mogą zresetować swoich haseł.
Zaśmiał się.
– Jeśli nie zresetujesz tych haseł, nie zarobię żadnych pieniędzy
od wściekłych klientów.
– Mówię poważnie, Danny – szepczę. Po raz pierwszy przyznałam
mu się do swojej niepewności.
– Nie musisz być niepewna, kochanie. – Jego głos łagodnieje. –
Tak się składa, że uważam się za wielkiego szczęściarza. Będziesz
dzisiaj w mieszkaniu między szesnastą a siedemnastą?
– Dlaczego pytasz? – mówię z zaciekawieniem.
– Dotrze do ciebie nowe łóżko. Nie zamierzam znowu leżeć na tej
stercie desek.
– Kupiłeś mi nowe łóżko?! – piszczę.
– Nie ekscytuj się – podnosi głos, bo w tle wybrzmiewa jakieś
ogłoszenie, jakby był na stacji kolejowej. – Nie jest tak duże jak
moje. Nie wcisnąłbym go wtedy do twojego mieszkania.
W tle słychać więcej hałasu.
– Gdzie jesteś? – pytam.
– Na Heathrow.
Wrócił? Jest w Wielkiej Brytanii?
– Dlaczego? Nie miałeś wracać do domu dopiero jutro?
– Zmieniłem lot – mówi. – Jest nowe łóżko, które muszę
wypróbować.
***

– Hej. Podnoszę podbródek, by napotkać jego spojrzenie.


Ma sińce pod oczami, a jego włosy i ubrania są w nieładzie. Mój
uśmiech się rozszerza. Wygląda jak gówno, a to dlatego, że przyleciał
do domu wcześniej − dla mnie.
– Zostałem zmuszony do lotu standardową klasą – mruczy. –
Pierwsza była zajęta. Lepiej więc zajmij się mną teraz.
– Biedactwo. – Przewracam oczami, nie kryjąc sarkazmu, gdy
wchodzimy po schodach do mojego mieszkania.
– Lepiej, kurwa, żeby to nowe łóżko już tu było. Albo odwrócę się
i wyjdę.
– Czy nie jestem warta leżenia na połamanych deskach? – dąsam
się.
– Straciłem całą noc snu – warczy. – Nie, Charlie, nawet ty nie
jesteś tego warta.
Uderzam go.
– Jest tutaj. Chodź rzucić okiem.
Wchodzimy do sypialni, gdzie Suze, Cat i Julie rozkładają się
na nowym łóżku.
Danny wydaje cichy jęk obok mnie.
– Drogie panie.
– To łóżko jest niesamowite. – Cat turla się po nim, a Danny
przeklina nieco głośniej.
– Szukałam tego mebla w Internecie. – Julie spogląda na niego. –
Te łóżka kosztują dwa tysiące.
– Dwa tysiące?! – krzyczę, odwracając się do niego. – Nie
zapłaciłeś dwóch tysięcy za nowe łóżko dla mnie, prawda?
– Myślałem, że faktycznie kupuję je dla ciebie. – Spojrzał na nie. –
Nie zdawałem sobie sprawy, że ono będzie dla wszystkich
mieszkających tu osób.
– Jeśli chcesz, możesz wyposażyć cały dom – powiedziała Julie
z ironią.
– Lepiej nie wpuszczaj więcej matki do sypialni, Charlie –
powiedziała Suze. – Ani Tristana. Będą na ciebie patrzeć jak
jastrzębie, zastanawiając się, dlaczego wydałaś tyle pieniędzy na ten
luksus.
– Cholera. – Danny wzdrygnął się. – Nie przemyślałem tego.
– Twój mały, brudny sekret będzie musiał kiedyś wyjść na jaw. –
Julie uśmiecha się, a ja spoglądam na nią.
– Czy wasza trójka może już wypieprzać? – mruczę, odpędzając je
od łóżka jak gęsi.

Dwie godziny później siedzimy w mojej ulubionej indyjskiej


restauracji za rogiem.
Uwielbiam to miejsce, ale zazwyczaj jestem w elastycznych
spodniach, gotowych na śpiączkę pokarmową, a nie w skórzanych
spodniach i kobiecym staniku.
Gdy tylko się dowiedzieliśmy, że Danny leci wcześniej do domu,
Julie zmusiła mnie do większego szaleństwa. Mam na sobie skórzany
strój, do którego zakupu Stevie zmusił Cat. Mówi, że jeszcze go nie
nosiła, a ja mam nadzieję, że nie kłamie, bo skóra wbija mi się tak
wysoko, że chyba może mnie przeciąć na pół.
14
– Dobre, prawda? – mówię, wsuwając więcej kormy do ust. –
Wiem, że to nie jest typowa ekskluzywna restauracja Mayfair, gdzie
jedzenie to mikroskopijne porcje w bezwstydnych cenach. To miejsce
jest ogólnodostępne, inkluzywne. Spodnie dresowe, piżamy,
wszystko jest dozwolone.
Śmieje się.
– Nie jestem księciem, Charlie. Chodzę do drogich restauracji,
jeśli jedzenie na to zasługuje, bez żadnego innego powodu.
Dorastałem w kraju, w którym jada się pizzę smażoną w głębokim
tłuszczu.
Przewracam oczami.
– Nie uwierzę w to nawet na sekundę. – Szuram plecami po
krześle, aby nieco odciągnąć materiał spodni. Ten materiał
naprawdę swędzi. Z perspektywy czasu mogłam założyć te gacie po
posiłku, przecież i tak nie planowałam rozebrać się w restauracji.
– Wszystko w porządku? – pyta, gdy krzyżuję i rozprostowuję
nogi, próbując poradzić sobie ze swędzeniem. Ugh.
– Świetnie – mruczę, opierając się pokusie wzięcia widelca
i podrapania się po wewnętrznej stronie uda, aż cała skóra się
rozpadnie. – Czy pizza smażona w głębokim tłuszczu jest naprawdę
spoko? – Marszczę nos.
– Pyszna. Moja mama była weganką, więc nie gościły u nas zbyt
często tego typu dania.
– Nigdy nie słyszałam, żebyś mówił o swoich rodzicach – mówię
cicho, sięgając po jego dłoń.
Wstrzymuje oddech.
– Kiedy przestajesz tworzyć nowe wspomnienia, mniej mówisz
o danej osobie – wyznaje z dozą nostalgii.
– Jaka ona była? – pytam niepewnie.
Jego twarz przybiera smutny wyraz, a ja momentalnie żałuję, że
wytrąciłam go z jego strefy komfortu.
– W porządku – mówię szybko. – Możemy zmienić temat.
Przez chwilę wpatruje się w okno, po czym odwraca się do mnie.
– Wy dwie macie wiele podobnych cech. – Zaśmiał się krótko
i smutno. – Co to o mnie mówi? Cóż, co mogę powiedzieć o mojej
mamie? Była kreatywna, zabawna, była duszą towarzystwa –
kontynuuje. – Uwielbiała śpiewać. Śpiewała w zespole, w pubach
w Glasgow. – Jego ton staje się mroczniejszy. – Dopóki ten kutas nie
zrobił tego, co zrobił.
– Twój tata – szepczę.
– Nie nazywam go tak – odpowiada szorstko, wpatrując się
w swoje piwo. – Polubiłaby ciebie.
– Cieszę się. – Uśmiecham się. – Myślisz, że to sprawiło, że jesteś
tak zdeterminowany, by odnieść sukces? Ten… wypadek? – dodaję
niepewnie, ostrożnie dobierając słowa.
– To nie był wypadek – mruknął mrocznie. – Odniosłem sukces,
ponieważ nie miałem innego wyboru, musiałem działać. Zostali mi
tylko babcia i Karl.
Kiwam głową.
– Dlatego Tristan tak wiele dla ciebie znaczy.
Znowu się śmieje.
– Tak, z jakiegoś powodu Tristan mnie polubił. Nie byłem taki jak
ty na uniwerku. Nie piłem. Byłem powściągliwy i ponury, trzymałem
się z dala od ludzi. Ale on i tak ze mną został. Więc tak… Martwię
się, jak zareaguje, gdy dowie się… o nas.
Zamyka oczy i powoli wypuszcza powietrze.
– Na palcach jednej ręki mógłbym policzyć, ile osób się o mnie
troszczy, a on jest jedną z nich – mówi zbolałym tonem.
– To nieprawda – wyznaję cicho. – Potrzebujesz jeszcze jednego
palca. Mnie też na tobie zależy.
Kiedy otwiera oczy, między nami pojawia się intymna,
niewypowiedziana emocja, której nigdy nie spodziewałam się ujrzeć
na twarzy Danny’ego Walkera.
Porusza się niespokojnie na swoim miejscu, a ja decyduję, że − jak
na jedną noc − wystarczająco go przycisnęłam.
– Jak tam jet lag? Skoro musiałaś lecieć z normalnymi ludźmi,
księżniczko? − Uśmiecha się, biorąc łyk piwa.
– W porządku, zasłużyłem na to. Prawda jest taka, że jestem
absolutnie wymęczony.
Cóż, tak też wygląda.
– Możemy wcześniej się położyć.
– To oficjalnie nasza pierwsza randka. – Uśmiecha się do mnie
krzywo. – Powinienem zwalić cię z nóg. Pokazać ci, że potrafię
dotrzymać kroku dwudziestolatce.
Jęcząc, wkłada dłoń do kieszeni. Wyjmuje telefon i widzę, jak imię
Tristana miga na ekranie.
– Myśli, że wciąż jestem w Nowym Jorku. – Marszczy brwi. – Ech,
to nie wyjdzie nam na dobre.
Mówi o ukrywaniu naszego małego, brudnego sekretu.
– Danny – zaczynam, starając się brzmieć beztrosko. – Dlaczego
tak się martwisz, że Tristan się o nas dowie? Wstydzisz się?
Jego czoło zmarszczyło się.
– Nie, Charlie, nie wstydzę się. Tylko Tristan kazał mi obiecać, że
nigdy się do ciebie nie zbliżę, zwłaszcza w taki sposób. Jest bardzo
opiekuńczy w stosunku do ciebie i Callie. Był świadkiem tego, jak
ojciec traktował twoją matkę. Wychodził na całe dnie i wracał, kiedy
chciał, a ona żyła ze świadomością, że był w tym czasie z inną
kobietą. Tristan słyszał, jak leżała w łóżku i płakała. Nie chce, żeby
ktokolwiek cię skrzywdził. Jesteś jego młodszą siostrą.
– Wiem o tym wszystkim doskonale – mówię sfrustrowana. –
Może i byłam młodsza, ale wciąż byłam tego świadkiem. To nie
powód, by mnie rozpieszczać i trzymać w złotej klatce. Jestem teraz
dorosłą kobietą. Nie wdając się w teorie Zygmunta Freuda, ale nie
jesteś moim ojcem! Tak jak ja nie jestem twoją matką. Źle traktujesz
kobiety?
Zaśmiał się cicho.
– Nie, zawsze byłem bardzo szczery w stosunku do kobiet. Rzadko
chcę wskakiwać w coś poważnego. Czasami to ignorują, a czasami są
zranione, gdy kończy się to źle.
Tak jak ja.
Wzdrygam się lekko, gdy do moich uszu docierają jego raniące
słowa. Jeśli to zauważa, postanawia tego nie skomentować.
– Tristan mnie zna. Wie, że byłem z wieloma kobietami. Nie chce
tego dla ciebie.
– A co z tym, czego ja chcę? – pytam. – Czy to nie ma znaczenia?
– Jesteś młodsza ode mnie, Charlie. Jesteś na innym etapie życia.
To, czego chcesz, zmieni się – wyjaśnia.
Patrzę na niego z niedowierzaniem.
– Nie traktuj mnie protekcjonalnie, Danny.
Bierze mnie za obie ręce.
– Nie kłóćmy się. Nie mogę ci powiedzieć, co się wydarzy. Mogę
tylko powiedzieć, że podejmuję teraz duże ryzyko, ale odejście
byłoby jeszcze gorsze. To wszystko, co mogę ci teraz dać. Czy to
wystarczy? – pyta z nadzieją.
Następuje chwila ciszy.
– Tak – mówię w końcu.
Spogląda na mnie z ulgą.
– A teraz, co będzie odpowiednie na deser? – pyta, otwierając
menu i przewracając na ostatnią stronę.
Cholera, miałam nadzieję, że wyjdziemy po daniu głównym,
żebym mogła zdjąć tę paskudną skórę. A widzę, że to jeszcze trochę
potrwa. Do kurwy nędzy, kto zamawia deser po zjedzeniu dwóch
15
chlebków naan, całej miski ryżu i dużej porcji Jalfrezi ?
Nie zniosę tego.
Używam łokcia, by subtelnie głaskać się tam i z powrotem między
nogami. Prawie… prawie… ooch, to nie wystarczy. Muszę zdjąć to
cholerne paskudztwo.
– Co ty robisz? – Ma szeroko otwarte oczy i patrzy, jak wbijam
łokieć jeszcze głębiej. – Czy ty właśnie próbowałaś podrapać się
łokciem po swojej dolnej części ciała?
Prycham.
– To skóra.
– Skóra?
– Mam na sobie obcisły skórzany stanik i spodnie. To miała być
niespodzianka.
Rzuca mi rozbawiony uśmieszek.
– Boże, daj mi siłę. Zakładasz jakąś seksowną skórę po tym, jak
przez osiem godzin siedziałem przygnieciony pomiędzy grubasem
i dzieckiem. Próbujesz mnie zamordować z wyczerpania? – Śmieje
się. – Wyglądasz, jakbyś miała pchły.
– Nie takie wrażenie chciałam zrobić – mamroczę.
Parsknął śmiechem i złapał mnie za rękę nad stołem.
– Zamówmy deser na wynos.

***

Będąc już na moim nowym, luksusowym łóżku, zdzieramy z siebie


ubrania jak niedźwiedzie próbujące wzajemnie się rozszarpać.
Minęło zaledwie kilka dni, ale zbyt długo nie widziałam go nagiego.
Dyszę ciężko, gdy ściąga mi sweter przez głowę, odsłaniając
skórzany stanik.
Próbuję zdjąć z niego spodnie, grzebiąc się z tym jak jakaś
amatorka. Nie ma dziś czasu ani ochoty na grę wstępną.
Popycham go na łóżko i wspinam się na niego, a moje nogi
obejmują jego biodra.
– Szkoda byłoby zmarnować takie wdzianko – mówi szorstko,
wsuwając palec do skórzanego stanika, by okrążyć sutek.
Unoszę się tuż nad nim, nie dotykając go, a on popycha skórzane
miseczki w dół, dzięki czemu moje piersi są wolne. Jego członek jest
już w pełnej gotowości, gruby i niecierpliwy.
– Przestań się ze mną droczyć – warczy. – Wejdź na mojego
kutasa.
Uśmiecham się do niego i sięgam między nogi, by rozpiąć zamek
błyskawiczny skórzanych spodni, odsłaniając krocze.
– Ciekawe zapięcie – syczy. – Bardzo praktyczne.
Jego dłonie zaciskają się wokół moich bioder, a on obniża mnie
tak, że jego główka ociera się o moją mokrą szczelinę.
Następnie wbija się we mnie, wypełniając mnie tak głęboko, że
krzyczę.
– Spokojnie – szepczę, kręcąc biodrami, aby rozciągnąć moją
kobiecość tak, abym mogła przyjąć go całego.
– Przepraszam – odpowiada szorstko. – Minął tydzień.
Zaczynam delikatnie poruszać się na nim, kręcąc biodrami,
docierając do miejsca, które wiem, że przyniesie mi przyjemność.
– Jesteś taki długi – jęczę, patrząc na niego z góry. – Czy wiesz,
jak dobrze mieć cię w sobie?
Pcham, zwiększając tempo, gdy zaczynam odczuwać coraz większą
przyjemność, a jego oddech staje się cięższy i głośniejszy.
– Zaraz dojdę. – Zamyka oczy, jęcząc. – Jeśli nie przestaniesz, nie
wytrzymam zbyt długo.
Nie chcę przestawać. Chcę udowodnić, że mogę sprawić, by
doszedł szybko i mocno. Kontynuuję to szaleństwo, nie przestanę
do czasu, aż dojdzie.
Mocno nadziewam się na jego penisa i rozszerzam nogi jeszcze
bardziej, tak że jest we mnie zanurzony po samą nasadę.
Wydaje z siebie zduszony warkot.
– Kurwa, dochodzę. Teraz. Teraz…
Czuję to, jakby był częścią mnie. Eksploduje we mnie, wypełniając
mnie swoim płynem, a ja patrzę, jak jego przystojna twarz
wykrzywia się w mieszaninie przyjemności i bólu.
– Czy to pomogło na jet lag? – pytam bez tchu, nadal mając go
w sobie.
Kiedy otwiera oczy, są one przepełnione czułością.
– Tak, Charlie, teraz będę miał najlepszy sen w moim życiu.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 27

DANNY
Patrzymy, jak piłka przelatuje obok ósmego dołka i znika w trawie.
– Walker, masz dzisiaj gównianą formę – woła Jack, śmiejąc się.
– Jestem zmęczony – mówię.
– Chyba chciałeś powiedzieć, że twój kutas jest zmęczony. –
Puszcza mi oczko.
Patrzę na niego ze znużeniem.
– Co to miało znaczyć?
– Jesteś w zbyt dobrym humorze. Uśmiechasz się do nas przez cały
dzień jak pieprzona uczennica, mimo że grasz w gównianą rundę
golfa i nawet Karl cię pokonuje, a on naprawdę jest beznadziejny
w golfa – kwituje. – Kto to jest?
Przewracam oczami.
– Jestem szczęśliwy, czyli od razu musi chodzić o jakąś kobietę? –
pytam, nie rozumiejąc ich, co prawda trafnej, logiki.
– Dokładnie – mówi Tristan, ustawiając piłkę w linii. – Nie było
cię przez cały tydzień. Musi być gorąca, skoro przegapiłeś naszą
środową randkę.
Jack udaje, że płacze.
– Byliśmy zdruzgotani, że olałeś nas dla kobiety, Walker – mówi,
siląc się na poważny ton.
Tristan uderza piłkę i patrzymy, jak rozbija się blisko ósmego
dołka, znacznie bliżej niż moja żałosna próba. Nie obchodzi mnie,
czy wygram dzisiejszą rundę golfa.
– Tak to się robi. – Uśmiecha się. – No więc?
– No więc co? – odpowiadam zirytowany.
– Więc kto to jest? Dlaczego nic nam nie mówisz na ten temat?
Sztywnieję, skupiając się na moim kiju golfowym. Jestem
na chwiejnym gruncie.
Zerkam w bok na Karla, który próbuje ukryć uśmieszek. Tylko on
wie wszystko.
Nic, kurwa, nie mów − rzucam mu niewypowiedziane słowa.
Odkąd wróciłem z Nowego Jorku dwa tygodnie temu, Charlie była
w moim łóżku każdej nocy.
W końcu wpadłem w rutynę, pozwalając nam obojgu zasnąć przed
północą, zamiast pieprzyć ją uporczywie do rana.
– Byłem na kilku randkach z kimś, kogo poznałem na imprezie
technologicznej. Wzruszam ramionami. – Nic wielkiego.
Cała trójka uśmiecha się do mnie.
Tristan unosi brwi.
– Musi być rewelacyjna, skoro odrzuciłeś Marę – mówi.
– Jest – odpowiadam niskim głosem, gdy Jack oddaje strzał. Piłka
ląduje tuż obok tej Tristana.
– Jaka ona jest? Podaj nam jakieś szczegóły, na litość boską. Ile ma
lat? – pyta Tristan.
– Dwadzieścia osiem.
– Tyle samo co Charlie – zastanawia się Tristan.
Kurwa, nie powinienem był tego ujawniać.
– To świetny wiek – mówi Jack. – Wszystko jest nadal ładne
i ciasne. Ta młodzieńcza zadziorność. Sutki skierowane na zewnątrz,
a nie w dół. Dlatego wyglądasz na wyczerpanego. – Uśmiecha się. –
Próbujesz nadążyć za dwudziestoośmiolatką w łóżku.
– Czy seks jest dobry? – pyta Tristan.
Wzdrygam się.
– Najlepszy – mówię przez zaciśnięte zęby.
– I to wszystko? – Jack patrzy na mnie z zaciekawieniem. – To
wszystko, co zamierzasz nam powiedzieć?
Krzyżuję ramiona.
– Nie sądziłem, że potrzebujesz, abym uczył cię, jak działa kutas,
rycerzyku.
Gwiżdże głośno.
– Ale wkurzony. Przysięgam, że z wiekiem stajesz się coraz
bardziej zrzędliwy.
– Daj spokój. – Karl się śmieje, zmieniając temat, za co jestem mu
wdzięczny. – Ruszajmy się. Nie mam całego dnia.
– Może pomożesz mi wymyślić, co kupić
dwudziestodziewięciolatce na urodziny – mówi Tristan, gdy
podnosimy torby golfowe. – Wkrótce są urodziny Charlie. Napisała
piosenkę na moje urodziny i jak, do cholery, mam z tym
konkurować?
Marszczę brwi. Zapomniałem, że to już niedługo.
Jack przewraca oczami.
– Z pewnością, jak zawsze, będziesz szastał pieniędzmi, a wtedy
ona się zirytuje i każe ci zwrócić ten obleśny prezent, który jej
kupiłeś.
– Kiedy dokładnie ma urodziny? – pytam, gdy idziemy do wózka.
– Za dwa tygodnie, w czwartek – odpowiada Tristan. – Jak zwykle
pójdzie na urodzinowe drinki z kilkoma przyjaciółmi. Zamierzam
wpaść.
– Może dotrzymam ci towarzystwa – mówię swobodnie, a Karl
marszczy brwi.
Tak, Karl, wiem, że jestem głupcem, który zostanie przyłapany.

CHARLIE
– No co za ludzie. – Spoglądam na ekran. – Spójrz na tego imbecyla.
– Twoje oprogramowanie nie działa na moim komputerze – czyta
Stevie na głos przez moje ramię. – To niejasne, ale o co chodzi?
– Problem w tym, że on nie jest naszym klientem. Nie ma nawet
zainstalowanego oprogramowania. Więc oczywiście, że ono nie
działa – wyjaśniam.
Stevie i Alex śmieją się za mną.
– Przy tym można się dobrze bawić.
– Te połączenia kosztują nas dwadzieścia pięć funtów, za każdym
razem. – Zaczynam pisać sarkastyczną odpowiedź, podczas gdy
oboje patrzą na mnie przez ramię, śmiejąc się głośno jak para
idiotów.
– Oho. – Alex gwałtownie przestaje się śmiać, wracając na swoje
miejsce. – Szef tu jest.
Podnoszę wzrok i widzę Danny’ego i Karla rozmawiających przy
windzie, otoczonych przez dyrektora finansowego Nexusa i szefa
działu HR. Góruje nad innymi, trudno go przeoczyć. Mmm,
apetycznie.
Danny ma rękawy podwinięte do łokci i ręce skrzyżowane
na piersiach.
Jak zawsze zapominam, jak się oddycha; spotykanie się z nim
w ciągu ostatnich kilku tygodni nie poskromiło drżenia w moim
żołądku, które pojawia się za każdym razem, gdy ten mężczyzna
wchodzi do pokoju.
Tutaj jest dyrektorem generalnym Dannym, a nie moim
kochankiem… Lub − ośmielę się stwierdzić – chłopakiem, chociaż
wiem, że nie powinnam w ogóle zaczynać tej rozmowy na temat
określenia naszej relacji.
Przechodzą korytarzem, a ja z rozbawieniem obserwuję, jak
pracownicy rząd po rzędzie prostują postawy, rozmowy ustają,
flirtowanie cichnie, a karty w przeglądarce z zakupami online się
zamykają.
Jego oczy ciskają gromy, gdy Damion, dyrektor finansowy, mówi
mu coś, idąc za nim krok w krok.
Kiedy jego oczy szukają moich, każdy włosek na moim ciele staje
na baczność. Odwzajemniam uśmiech, a jego wyraz twarzy
łagodnieje na ulotną sekundę, zanim zwraca swoją uwagę
na Damiona.
Rzadko rozmawiamy w biurze. On rezyduje na najwyższym
piętrze, podejmując decyzje warte miliony funtów, podczas gdy ja
jestem tutaj, prowadząc ludzi krok po kroku podczas wstrząsającego
doświadczenia resetowania hasła.
Z rozmarzeniem spoglądam za nim, gdy maszeruje przez biuro,
sprawiając, że ludzie odwracają głowy, by na niego spojrzeć. Jego
osoba przyciąga tak wiele uwagi.
Inni albo próbują uciec przed jego wzrokiem, albo kierują się
w jego stronę, by się z nim przywitać. Obracają się za tym
mężczyzną. Za moim mężczyzną.
Świadomość, że jestem jedyną osobą w biurze, która widziała te
szerokie ramiona pod wyrzeźbioną koszulą, sprawia, że drżę
z przyjemności. Inne dziewczyny mogą fantazjować i wiem, że to
robią – wywnioskowałam to z rozmów, jakie odbywają się w kuchni
– ale to ja mam go w łóżku, kiedy kładę się spać w nocy. To jest
zajebiste.
Karl przyłapuje mnie na gapieniu się i mruga. Szybko odwracam
wzrok z powrotem na ekran. Zastanawiam się, ile Danny mu mówi?
Przez ostatnie kilka tygodni płynęłam przez życie, naćpana
codziennymi orgazmami i narkotykiem, jakim jest Danny Walker.
Spędziłam z nim większość nocy, a w rzadkie noce, kiedy byliśmy
osobno, dzwonił do mnie, zanim zasnęłam.
Nie jest oficjalnie moim chłopakiem i nadal trzymamy to, co nas
łączy, w tajemnicy, ale wszystko się zmienia. Za każdym razem, gdy
przychodzę, ma w zapasie napój sojowy zamiast mleka, bo wie, że
takie wolę. Mam też tam swoje swetry i kilka strojów kąpielowych
na basen. Moje chusteczki do demakijażu są w jego łazience. Dał mi
półkę w łazience. To niepisana zasada, że prawa strona to moja
strona łóżka, ponieważ lubię patrzeć w kierunku drzwi.
Z zamyślenia wyrywa mnie stojąca przede mną Jackie.
– Halo? Jest tam kto? – Macha ręką nad moją twarzą.
– Tak, Jackie?
– Janet chce raport. Natychmiast.
– Już ci go wysłałam mailem – odparłam. – Sprawdź swoją
skrzynkę odbiorczą. – Patrzę na nią zdezorientowana. – Dlaczego
masz opaleniznę natryskową na całym ciele?
– Ponieważ – obniża głos i przysuwa się bliżej mnie –
na spotkaniach robiłam zapiski dla Danny’ego Walkera, a on się mną
na serio zainteresował. Zatem muszę wyglądać.
Przeszywa mnie ból.
– Naprawdę?
– Naprawdę – podkreśla. – Dzisiaj jest ta noc, kiedy jasno dam mu
do zrozumienia, że ja też jestem nim zainteresowana. Darmowe
drinki, pamiętasz?
Zgadza się, tego wieczoru w barze na najwyższym piętrze są
darmowe drinki.
Po raz kolejny, odkąd weszłam w relację z Dannym, jestem
sparaliżowana niepewnością. Jackie wygląda jak milion dolarów,
a ja? Wciąż zakładam trampki do pracy.
On nie jest mój. Minęły cztery tygodnie, a ja zakochałam się w nim
po uszy. Zabiega o niego każda kobieta w tym cholernym Londynie.
Czy dam sobie z tym radę? Co się stanie, gdy nie będę już kąskiem
miesiąca?
Godzinę później wciąż jestem zestresowana, odtwarzając
w myślach to, co powiedziała mi Jackie. On jest mną na serio
zainteresowany. Praca się piętrzy, ale jestem zbyt zdenerwowana, by
się skupić. To przekleństwo Danny’ego Walkera. Ten facet obecnie
wydaje się kontrolować wszystko, nawet moją produktywność.
Bezmyślnie loguję się do OpenMic. Zaglądam tu co jakiś czas od
kilku tygodni, a moja liczba wyświetleń nieustannie rośnie.
Wtedy to widzę.
Dwie gwiazdki.
Najgorsza piosenka w historii. Koty walczące w alejce byłyby
przyjemniejsze dla uszu.
Słowa wyskakują i dźgają mnie jak nóż. Nie, nie jestem stworzona
do odrzucenia czy znoszenia krytyki, ani przez Danny’ego Walkera,
ani przez jakiegoś przypadkowego nieznajomego w internecie.

***

Dlaczego im wyżej w budynku się znajdziesz, tym piętra stają się


bardziej luksusowe? Jesteśmy w barze na najwyższym piętrze,
podziwiając widok z każdej strony na panoramę Londynu. Na dachu
znajduje się nawet taras ogrodowy.
Nowicjusze z Dunley Tech są łatwi do zidentyfikowania. Gapimy
się, jakbyśmy właśnie wylądowali na Księżycu.
To darmowy bar, a ja stoję w grupie ze Steviem, Alexem, Jackie
i Aldusem, jednym z programistów Nexusa.
Prawdę mówiąc, programiści Nexusa mnie onieśmielają. Wszyscy
pochodzą z tej samej fabryki mózgów z IQ poza skalą, ale brakuje im
chipa, który pozwala im rozmawiać o czymkolwiek innym niż
informatyka.
Aldus mówi o kryptowalutach, a ja rozumiem zaledwie kilka słów
z każdego zdania.
– To w zasadzie najlepsze aktywo, które daje różnorodność
ekspozycji na kryptowaluty – wyjaśnia.
– Naprawdę? – Kiwam głową, udając, że wiem, o czym mówi.
Proszę, nie pytaj mnie o zdanie.
Winda otwiera się i wychodzi z niej Danny, Karl i reszta zarządu
z siedzibą w Londynie.
Rozmawia z kobietą, która wygląda znajomo. Gdzie ja ją już
widziałam?
Dopiero po chwili dociera do mnie, że to prawniczka z artykułu
w nowojorskich wiadomościach.
Nie wyglądają, jakby rozmawiali o interesach. Ona dotyka jego
ramienia, a on ze śmiechu odrzuca głowę do tyłu.
– Kim jest ta suka? – mruczy Jackie pod nosem, obserwując szefa
pogrążonego w rozmowie, zafascynowanego tym, co wyjaśnia jego
przyjaciółka.
– Uratuj mnie – syczy mi do ucha Stevie. – Zanim Aldus
zorientuje się, jaki jestem głupi. Bar. TERAZ.
– Ja też idę – warknęła Jackie.
Gdy zbliżamy się do baru, okazuje się, że Dylan jest tam z innymi
koderami. Na tacy obok nich leży dwadzieścia shotów, niektóre
kieliszki są już puste, niektóre rozlane, niektóre pełne.
– Charlie. – Zaprasza nas do kręgu, podczas gdy Rory podaje nam
shoty.
– Nie piję tego! – krzyczy Jackie. – Czy ktoś może mi przynieść
porządny koktajl?
– Wypiję go – wzdycham, biorąc lepki kieliszek. Będę go
potrzebować, jeśli mam być świadkiem, jak Danny przez całą noc jest
otoczony i nagabywany przez piękne kobiety. Poza tym, ból
związany z nieprzyjemnym komentarzem nieznajomego z internetu
jest wciąż zbyt świeży.
Dylan strategicznie ustawia się między Steviem a mną.
– No i takie podejście to ja rozumiem. – Kładzie dłoń na moich
plecach, jak zwykle zbyt poufale.
– Przestań być taki nachalny, Dylan – mruknęłam. – A twoja
cholerna ręka jest lepka od shota!
– Daj spokój, widziałem cię na Tinderze, Charlie. Dlaczego nie
chcesz się ze mną umówić?
– Nie, Dylan – prycham. – Nie ma mowy.
– A co z randką z lekarzem? – pyta Rory.
Zaciskam usta w cienką linię.
– To nie skończyło się zbyt dobrze. Nie jestem nawet pewna, czy
był lekarzem. Moja koleżanka Cat śledziła go w sieci.
– Czy to nie nazywa się „łowieniem bogaczy”? – pyta Rory.
– Nie. – Dylan się śmieje. – Wszyscy faceci to robią. Możemy być
tym, kim chce nas zobaczyć dziewczyna. – Spoglądam na niego. –
I właśnie dlatego nie zawsze dobrze to wychodzi.
– Jestem na elitarnej stronie dla singli – informuje Jackie. –
Musisz zostać zaproszony. Nie przyłapałbyś mnie na łowieniu rybek
w stawie.
– Jakim łowieniu? – mówi niski głos za mną.
Przesuwam się, aby zrobić miejsce dla Danny’ego, który stanął za
Dylanem i mną. Jego ramię ociera się o moje, powodując gęsią
skórkę.
– Cześć, panie Walker. – Jackie uśmiecha się do niego.
– Możesz mi mówić Danny. – Odwzajemnia uśmiech.
– Danny – powtarza swoim najbardziej uwodzicielskim tonem. –
Właśnie śmialiśmy się z tego, że Charlie dała się złapać. To wtedy,
gdy ktoś tworzy fałszywą tożsamość, aby cię zwabić.
Moje policzki płoną.
– Kłamał na temat swojej pracy. Nie powiedziałabym, że przyjął
odrębną tożsamość.
– Czy masz konto na jakimś portalu randkowym, Danny? – Jackie
pyta, flirtując i uśmiechając się do mnie. – Jestem częścią elitarnej
grupy singli.
– Nie. Spotykam się z kimś.
Rzucam mu spojrzenie, ale on grzecznie uśmiecha się do Jackie.
Mówi o mnie, prawda? Po raz pierwszy przyznał się do nas
publicznie.
Mina Jackie wyraża zdruzgotanie.
– Masz na myśli tamtą kobietę?
Zmarszczył brwi, przesuwając dłonią po zaroście na szczęce.
– Martinę? Nie, absolutnie nie, to moja prawniczka. Wyłącznie ze
sobą współpracujemy. Znam ją i jej męża od piętnastu lat –
wyjaśnia.
– Jaka jest polityka firmy dotycząca romansów w biurze? – Jackie
chichocze, patrząc na niego sugestywnie.
– Nie ma takiej polityki. O ile romans nie wpływa na relacje
w pracy. Traktujemy naszych pracowników jak dorosłych.
– To dobrze, bo Dylan i Charlie dopasowali się na Tinderze –
wtrąca Rory. – Nowy biurowy romans.
– Czyżby? – mówi Danny, przejeżdżając językiem po zębach.
– Nie dopasowaliśmy się! – dyszę ze złości. – Nie jestem nawet
aktywna w tej aplikacji.
– Byłaś aktywna trzy dni temu. – Dylan wyjmuje swój telefon. –
Tak jest napisane na twoim profilu. Odwraca telefon, by pokazać
grupie mój profil.
Wpatruję się w Danny’ego. Z nieuważnym spojrzeniem studiuje
telefon.
Moje policzki rozpalają się do czerwoności.
– Myślę, że zawstydzanie koleżanki z pracy jest niezgodne
z zasadami randkowania online – wyrzuciłam z siebie. – Nie
pasowaliśmy do siebie, Dylan.
Krzyżuję ramiona, głośno cmokając, gdy wszyscy
z zaciekawieniem kręcą się wokół jego telefonu.
Dylan przegląda każde zdjęcie po kolei, po czym gwałtownie
wciąga powietrze.
– Wyglądasz seksownie, Kane. Ładnie się ogarnęłaś. Dlaczego nie
zobaczymy cię w tych szpilkach i krótkiej czerwonej sukience
w pracy? – Przyłapuje się na tym, że prawdopodobnie przesadził
przed szefem. – Przepraszam, panie Walker.
– Odłóż to! – krzyczę.
Danny odsuwa się, unosząc brwi.
– Nie używam teraz tego typu aplikacji – mówię surowo,
zwracając się do grupy, ale patrząc na niego.
Kończy ostatnie piwo i stawia je na stoliku obok siebie.
– Przejrzyj swoje wiadomości – mówi niskim głosem, mijając mnie
i podchodząc do baru. – Chyba, że jesteś zbyt zajęta przesuwaniem
zdjęć w aplikacji.
Zdezorientowana sięgam do torby po telefon. Miga wiadomość.

Danny: Masz piątek i poniedziałek zatwierdzone jako urlop.


Powiedz o tym jutro Janet.

Nie rozumiem. Piszę wiadomość i klikam „wyślij”.

Charlie: ???

Słyszy sygnał i natychmiast wyjmuje telefon.


Cholera, to takie oczywiste, ale na szczęście inni są zbyt zajęci
śmianiem się z mojego profilu.
Mój telefon pika. Powinnam była go wyciszyć.
Patrzy na mnie niecierpliwie, gdy odwracam się, by porozmawiać
ze Steviem. Jestem zbyt wystraszona, by wyjąć komórkę. Po dwóch
minutach czytam wiadomość.

Danny: Zabieram cię do Szkocji w ten weekend. Niech to zostanie


między nami.

Nie ma szans, bym grała trudną do zdobycia lub udawała, że


muszę sprawdzić mój kalendarz towarzyski. Zanim zdążę się
powstrzymać, uśmiecham się tak szeroko, że dociera to do moich
uszu.
– Widzisz? – mówi Dylan. – Jest szczęśliwa, że do siebie pasujemy.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 28

CHARLIE
Po przybyciu na Gatwick dowiaduję się, że lecimy do Aberdeen.
Danny nie powiedział mi, dokąd dokładnie się udajemy ani co
będziemy robić. Szczerze mówiąc, wsiadłabym na pokład samolotu
nawet do piekła, gdyby mnie o to poprosił.
Zimne powietrze Aberdeen uderza w moją twarz i szyję jak igły,
gdy tylko drzwi samolotu się otwierają, a ja natychmiast żałuję tego,
że się nie przygotowałam.
Poza kilkoma swetrami i szalikami spakowałam się głównie
na seksowny weekend. Ale to zimno nie jest seksowne. Podczas
dwugodzinnego lotu lecieliśmy klasą „biznes”, co było stratą czasu,
ponieważ jedynymi różnicami, jakie mogłam dostrzec, były trzy cale
więcej miejsca na nogi i bezpłatna butelka wody.
– Mówiłem ci, żebyś ubrała się odpowiednio na siedem stopni –
zganił mnie, patrząc, jak drżę.
– To bardzo precyzyjne – mruczę. – Nie jestem meteorologiem.
Powinnam była ubrać się na arktyczne warunki, w których moje
kości zostaną zastąpione lodem.
Wyjmuje torbę ze schowka nad głową.
– Będzie znacznie gorzej.
– Jak bardzo gorzej? – Patrzę zdumiona, zbierając swoje rzeczy
z siedzenia samolotu.
– Czeka nas jeszcze jeden lot. – Uśmiecha się do mnie. – Krótki –
dodaje, widząc moją minę.
– Nie zostajemy w Szkocji? – dopytuję zdziwiona.
– Technicznie rzecz ujmując, tak, ale fizycznie udajemy się trochę
dalej, na północ. Na Wyspy Szetlandzkie – wyjaśnia.
Już prawie zdążyłam wstać, ale nagle zamieram. Czy on zabiera
mnie do domu?
– To tam zamieszkałeś ze swoją babcią, kiedy… – urywam.
– Kiedy ten brutal zabił moją mamę. Tak. Moja babcia wciąż tam
mieszka – wyznaje Danny.
Wciągam gwałtownie powietrze.
– Nie martw się, nasz pierwszy gorący weekend nie odbędzie się
z moją babcią podsłuchującą w pokoju obok. – Uśmiecha się. –
Zatrzymujemy się gdzie indziej.
– Twoja babcia nie będzie miała czego podsłuchiwać –
mruknęłam. – Jeśli myślisz, że zdejmiesz ze mnie choć cal ubrania
w tym zimnie, to czeka cię rozczarowanie. – Kiedy wysiadamy
z samolotu, owijam się szalikiem, ale to nic nie daje.

***

– Lecimy tym czymś? – Jesteśmy u podnóża schodów małego


prywatnego odrzutowca.
– To jeden z najlepszych obecnie produkowanych małych
samolotów – mówi, zachęcając mnie do wejścia po schodach. – To
samolot z podwójnym turbodoładowaniem, który może rozpędzić się
do dwustu osiemdziesięciu węzłów.
– Myślisz, że wiem, ile węzłów potrzebujemy? – Wchodzę
na pokład z gracją nosorożca w szpilkach. Wnętrze wygląda jak
latający luksusowy apartament miejski z białymi skórzanymi
fotelami i klimatycznym, seksownym oświetleniem. Naliczyłam
osiem miejsc, nie licząc kokpitu.
– Całość jest jedynie dla nas? – pytam, odwracając się do niego. –
Jesteśmy jedynymi pasażerami?
– Tak, to mój samolot.
Otwiera drzwi do kokpitu, gdzie miga milion świateł, przycisków,
dźwigni i ekranów. Zaglądam do środka. Pierwszy raz widzę kokpit
z bliska.
– Zajmij miejsce, drugi pilocie.
– Mogę usiąść obok pilota? Super! – Wchodzę do środka, a on
podąża za mną do niewielkiej przestrzeni. – Kiedy on przybędzie?
Danny sięga do góry, podnosi czapkę pilota z górnej półki
i zakłada ją.
– Och, głuptasie, zapomniałem munduru.
– Okej, bardzo perwersyjne, ale czy naprawdę zamierzamy bawić
się tutaj w przebieranki z personelem pokładowym? – pytam
zdezorientowana. – Nie dołączę do tego elitarnego towarzystwa. To
mały samolot, wszystko usłyszą.
– Podczas tego lotu nie będzie żadnego towarzystwa. Jestem dobry
w wielozadaniowości, ale nie mogę jednocześnie sprawiać ci
przyjemności i sterować samolotem.
Kącik jego ust podnosi się w wyrazie satysfakcji, gdy obserwuje,
jak mój mózg przestaje działać.
– Ty tym czymś latasz? – jąkam się, wpatrując się
w skomplikowaną deskę rozdzielczą. Lepiej, żeby żartował. – Jak
zamierzasz sam kontrolować te wszystkie migające światła?
– Nie wiesz, że mam licencję pilota?
– Czy ty… Czy … Czy jest z tobą inny pilot?
Z jego piersi wyrywa się śmiech.
– Dzięki za wotum zaufania.
– Ale czy zazwyczaj nie ma dwóch pilotów? – Mój głos wzrasta
o dwie oktawy.
– Tylko w przypadku lotów komercyjnych – mówi, wciąż się
śmiejąc, i jednocześnie pokazując kciuk w górę komuś na schodach.
– Spokojnie, Charlie. Latałem setki razy, może nawet ponad tysiąc.
Latam od ponad dekady.
– Ale… co, jeśli umrzesz? – dukam piskliwie. – A jeśli dostaniesz
ataku serca w powietrzu?
– Nie martw się, to potrafi latać samo. W razie czego ty możesz go
poprowadzić, prawda? Bardzo łatwo nim sterować.
– To nie jest śmieszne, Danny. – Mam ochotę mu przywalić. – Czy
masz coś w swojej dokumentacji medycznej, o czym powinnam
wiedzieć? Kiedy ostatnio sprawdzałeś swoje serce? Oczy?
– Żadnych przypadków chorób w rodzinie. Tylko mordercy.
Przechodzimy badania lekarskie, by zachować licencję. Jestem tak
wytrzymały jak Superman.
Jestem całkowicie nieprzekonana.
– A co, jeśli dojdzie do awarii silnika? – dopytuję.
– To tylko wielki komputer. Pracujesz w IT. Wyłączasz go
i włączasz ponownie. – Przygryza dolną wargę, starając się nie
roześmiać.
– Ha, cholernie śmieszne. Chyba będę wymiotować.
– Czysto, sir! – krzyczy facet ze schodów na zewnątrz.
Danny kiwa mu głową.
– Dziękuję.
Następnie przekręca masywną dźwignię drzwi samolotu i zamyka
je z hukiem.
Wydaję z siebie płaczliwy dźwięk.
– W porządku, kochanie. Wszystko będzie dobrze. Obiecuję.
Wchodzi do kokpitu, prowadząc mnie obiema rękami, po czym
sadza na jeden z foteli.
Kiedy pochyla się, by zapiąć mi pasy, mój oddech jest tak płytki, że
nie mogę mówić. Szarpie za nie mocno, aby upewnić się, że są
dobrze zapięte, a następnie całuje mnie lekko w usta.
Siedzę sztywno jak posąg, obserwując wykresy, migające światła
i inne gadżety robiące dziwne rzeczy.
– Czy to oznacza coś złego? – Wskazuję na migające czerwone
światełko po mojej stronie panelu, gdy Danny przesuwa przyciski
i przełączniki.
Danny macha do mnie lekceważąco ręką, a ja opieram się pokusie,
by go uderzyć.
– Kontrola bezpieczeństwa zakończona.
Spogląda na mnie, oczekując, że mnie uspokoił. Nie jestem
religijna, ale po cichu modlę się do Jezusa, Maryi, Józefa i Ducha
Świętego, gdy on zapina pasy.
– Taksówka na pas dwa-siedem w prawo przez alfa dwa, brawo –
rozlega się głos z głośnika. Rozmawia z kimś, słyszę niewyraźnie,
podczas gdy skomlę w kącie.
Potem ruszamy. Samolot powoli przesuwa się do przodu i dociera
do początku pasa startowego.
Przesuwa kolejne przyciski w górę i w dół, gdy głęboki głos
oznajmia:
– Piper dwa-zero, zezwolenie na start z pasa zero-jeden.
– Zezwolenie na start z pasa zero-jeden, Piper dwa-zero –
powtarza Danny spokojnym głosem.
Moje dłonie zaciskają się na siedzeniu, gdy przyspiesza na pasie
startowym, a ja czuję każde uderzenie, jakbym jechała na rowerze
przez tłum jeży, a nie siedziała w samolocie.
Z mojego gardła wydobywa się zduszony jęk, niczym uwięzionego
zwierzęcia, które powoli umiera. Danny nie słyszy tego przez ryk
silnika.
Przechylamy się w górę i lecimy tak stromo, że mam wrażenie, że
zaraz ześlizgniemy się z powrotem w dół.
Moja głowa odbija się od siedzenia i zamykam oczy. Sześćdziesiąt
minut, powiedział. Może poproszę, by pozbawił mnie przytomności
i obudził, gdy dotrę na miejsce. O ile tam dotrę.
– Wszystko w porządku?
Otwieram jedno oko, by na niego spojrzeć.
– W porządku, poza atakiem paniki – dukam.
Wtedy ryk ustaje, a my przechylamy się z powrotem do poziomu.
Patrzy na mnie zaniepokojony.
– Nie zdawałem sobie sprawy, że tak bardzo boisz się latać.
Przepraszam, Charlie – mówi zbolałym tonem.
– Nie boję się – mówię przez zaciśnięte zęby. – Jeśli jestem
w Boeingu Triple 7. W tym czuję się jak Mary Poppins na rowerze.
Jakbyśmy w każdej chwili mieli spaść z nieba.
Samolot się trzęsie, a ja wydaję z siebie głęboki krzyk, przez co on
się wzdryga.
– To tylko małe turbulencje. W mniejszych samolotach jest to
bardziej odczuwalne – tłumaczy.
– Jasne. – Powoli wypuszczam powietrze.
Wpatruję się w niego, gdy jednocześnie monitoruje ekrany,
sprawdza wskaźniki i słucha kontroli ruchu lotniczego. To
najseksowniejszy, a zarazem najbardziej przerażający widok w moim
życiu. Moje życie jest dosłownie w jego rękach.
Tak bardzo pragnę tego mężczyzny. Chcę, żeby był mój, tylko mój.
Jeśli dotrzemy na ziemię żywi, czeka go najlepszy seks w życiu.
Teraz, w powietrzu, jestem kurewsko wściekła, że nie skonsultował
się ze mną w sprawie tej zagrażającej życiu wyprawy.
Następuje kolejny wstrząs i samolot nieco opada, gdy
przelatujemy przez gęste chmury. Deszcz rozlewa się po szybach.
Nic nie widzę przez okno, więc musi lecieć na ślepo. Mięśnie w moim
brzuchu zaciskają się tak mocno, że chyba zwymiotuję.
– Torebka. Potrzebuję torebki. – Szamotam się, by podnieść
z podłogi torebkę, a potem wyjmuję z niej butelkę czerwonego wina.
Na szczęście jest zakręcana.
– To na uspokojenie – wyjaśniam, biorąc duży łyk z butelki. – Jak
ty masz na to wszystko czas? – Patrzę na niego ze zdziwieniem. Jest
tak wyluzowany, jakbyśmy jechali autostradą na tempomacie. –
Jesteś dyrektorem generalnym, kucharzem, pilotem, bogiem seksu.
Poważnie: superman?
Jego ostre spojrzenie ląduje na mnie, a on zaczyna się śmiać.
– Superman. Pozostańmy przy tym określeniu. Mam nad tobą co
najmniej dekadę przewagi, pamiętasz?
– Masz rację, ciągle zapominam, że umawiam się ze starszym od
siebie facetem – mówię, przykładając butelkę wina do ust. Butelka
szybko się opróżnia, a zostało mi jeszcze trzydzieści pięć minut.

Z piskiem zatrzymujemy się na asfalcie, a ja oddycham prawidłowo


po raz pierwszy od opuszczenia kontynentu.
– Nie tak szybko – mówi ostrym tonem, gdy próbuję odpiąć pas
bezpieczeństwa. – Bezpieczeństwo przede wszystkim, powiem ci,
kiedy możesz odpiąć pasy.
– Władczy. – Wpatruję się w niego, gdy wyhamowuje samolot, aż
do całkowitego zatrzymania, próbując określić, czy mój ton jest
seksowny, czy jednak brzmię na przerażoną.
Może trochę jedno i drugie.
– Ty – zaczynam, gdy pochyla się, by odpiąć mój pas – jesteś
najseksowniejszym pilotem. Nigdy tak bardzo cię nie nienawidziłam.
Zrzucam z siebie pasek i wstaję na chwiejnych nogach.
– Powiedziałem: nie tak szybko.
Jego ramię oplata moją talię, gdy wychodzę z kokpitu i czuję jego
ciepły oddech na policzku, gdy przyciska się do moich pleców.
– Musisz zarobić na swój bilet lotniczy.
– Tak, kapitanie? – szepczę, odchylając twarz do tyłu, by go
zobaczyć, a moje podniecenie rośnie z zera do stu w ciągu kilku
sekund.
– Stań twarzą do ściany i rozbierz się – instruuje.
Ściągam sweter, a następnie podkoszulek, aż zostaję w samym
staniku.
Słyszę, że ktoś jest na zewnątrz.
– Danny, tam są…
– Ignoruj ich – mówi szorstko, rozpinając mój stanik. Chrząka
z uznaniem i przesuwa dużą dłonią po mojej lewej piersi, po czym
szczypie sutek.
– Wszystko musi być zdjęte.
Rozpinam górny guzik dżinsów i zsuwam je z bioder. Słyszę za
sobą, jak rozpina swoje spodnie. Ściągam majtki i wysuwam z nich
każdą nogę. Kiedy mój tyłek wygina się do tyłu, Danny przyciska
mnie do siebie i czuję, jak jego erekcja mocno naciska na moje
pośladki. Jedną rękę oplata wokół mojej talii, a drugą ustawia przy
moim wejściu i wsuwa we mnie głęboko palec.
– Ręce na ścianę.
Wykonuję polecenie, a on prawą ręką popycha moje dłonie wyżej,
podczas gdy lewą wsuwa się i wysuwa ze mnie.
Jęczę, opierając się o ścianę, i podskakuję, gdy wbija się we mnie
głęboko.
– Rozsuń nogi.
Ludzie rozmawiają przyciszonymi głosami na zewnątrz samolotu.
Rozchylam nogi, a moje nagie piersi napierają na ścianę, gdy
pochyla się nade mną, wykonując okrężne ruchy na mojej
łechtaczce.
– Szerzej – rozkazuje, a ja robię, co mi każe.
– Lubisz, gdy ludzie mogą nas usłyszeć, prawda? – szepcze mi
do ucha. Jego dłonie szorstko okrążają mój tyłek, a potem śmiało
sięga tam jednym palcem, okrążając wejście.
Biorę gwałtowny wdech.
– Danny, ja nigdy…
– Wkrótce, kochanie, nie teraz – ucisza mnie, przesuwając dłoń
z powrotem na moje biodro. Bez ostrzeżenia wbija się we mnie
mocno i agresywnie, a ja krzyczę.
Jedną ręką przytrzymuje moje nadgarstki na ścianie nad głową,
więc nie mogę nimi poruszyć, a drugą przytrzymuje moje biodra przy
swojej erekcji, wbijając się we mnie i wychodząc ze mnie, chrząkając.
Dźwięk mojej skóry uderzającej o jego staje się coraz głośniejszy
i szybszy. Wzdrygam się lekko na myśl o ludziach na zewnątrz,
czekających aż otworzymy drzwi.
– Ale mi dobrze, Charlie. – Uderza szybciej, aż traci kontrolę
i spuszcza się we mnie, głośno warcząc. Czuję każdą kroplę, gdy
mnie wypełnia.
– Jesteś moja – szepcze mi do ucha, gdy się wysuwa. Wilgoć
spływa po wewnętrznej stronie mojego uda.
Opadam na ścianę, gdy rozlega się nieśmiałe pukanie do drzwi
samolotu.
– Panie Walker? – pyta stłumiony głos. – Czy jest pan gotowy
do opuszczenia pokładu?
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 29

DANNY
– Zatrzymamy się w tym hotelu, Danny?
Zaparkowaliśmy przed bramą mojej rezydencji. Ogarnia mnie
spokój, jak zawsze, gdy po jakimś czasie spoglądam na to należące
do mnie gotyckie piękno. Panoramiczny widok na morze był
powodem, dla którego zainwestowałem w to miejsce mnóstwo
pieniędzy.
Złożyłem ofertę dwadzieścia minut po wejściu do niego
i przebiłem drugiego chętnego o nieprzyzwoitą kwotę, aby
przypieczętować transakcję.
Oglądanie wzburzonego morza przy dźwiękach muzyki, na którą
składają się fale rozbijające się o skały, podczas gdy w tle buzuje
kominek? Bezcenne.
– To nie hotel – wyjaśniam, opuszczając szybę samochodu.
Podmuch lodowatego powietrza uderza w nas, a Charlie w reakcji
wrzeszczy. – To dom z dala od Londynu.
– To wszystko należy do ciebie? – Oddycha powoli, a w powietrzu
unoszą się obłoczki pary z jej ust. Nie mogę się doczekać, aż
wprowadzę ją do środka.
Kurwa, jaki jest kod? Zawsze o tym zapominam.
Wyciągam rękę przez okno i wciskam kod na klawiaturze.
Nie.
Próbuję ponownie.
Czarna podwójna brama z kutego żelaza otwiera się
automatycznie. Podjeżdżam samochodem pod wietrzne wzgórze
na drugim biegu, aż zatrzymujemy się przed Sumburgh Hall.
– Czy tylko my się tu zatrzymamy? – Odwraca się do mnie
z roziskrzonymi zielonymi oczami, a moje serce bije nieregularnie,
jak za każdym razem, gdy poświęca mi całą swoją uwagę. Czy ona nie
zauważa tego, jak na mnie działa?
– Danny? – ponagla Charlie.
– Poza duchami i gargulcami. – Uśmiecham się, gdy wysiadamy
z samochodu. Dwa gargulce po obu stronach drzwi wpatrują się
w nas.
– Zbudowany w 1867 roku – czyta treść tabliczki wiszącej
na ścianie. – To miejsce będzie roiło się od duchów.
Przyglądam się kluczom, szukając właściwego. Drewniane drzwi są
tak duże, że wyglądam przy nich mizernie. Pcham je mocno, aż
w końcu znajdujemy się w środku.
– Wow. – Obraca się w korytarzu o trzysta sześćdziesiąt stopni. –
To miejsce jest wspaniałe. – Jej głos odbija się echem w korytarzu. –
Ale z pewnością nawiedzone, Danny. Nie możesz spuścić mnie
z oczu, nawet gdy będę szła do toalety. Poza tym, tak dla jasności,
nie będziemy uprawiać seksu, ponieważ nie zdejmę żadnych ubrań,
dopóki nie wrócimy do Anglii. Tu też jest za zimno.
– Chodź. – Kładę rękę na jej plecach i prowadzę ją korytarzem,
nasze kroki odbijają się echem od kamiennej podłogi. – Właśnie
dlatego mam ogromny kominek. Mówiłem ci, że jest zimno –
besztam ją jak ojciec, prowadząc do salonu.
Waha się na progu, stojąc z otwartymi ustami.
– Danny, to miejsce jest jak z bajki.
Rozglądam się po rozległym rustykalnym pomieszczeniu
z katedralnym sufitem, starając się na nie spojrzeć jej oczami.
Naprawdę jest spektakularne.
– Czy te ściany są wykonane z kamienia? – pyta, przesuwając po
nich dłońmi.
– Tak, wszystkie oryginalne elementy zostały zachowane.
Patrzy na mnie uważnie, a jej zielone oczy płoną, rozpalając mnie
od środka.
– To jest piękne. Ta rezydencja… to życie. Już cię to nawet nie
przeraża, prawda?
– To tylko rzeczy, Charlie – odpowiadam po prostu. – Rzeczy,
które należy doceniać, cenić… ale których można się pozbyć.
Doświadczyłem w życiu prawdziwej straty. A te rzeczy? Nawet nie
warto się do nich przywiązywać, bo nie dadzą ci tego, co bliska
osoba.
Odpalam kominek gazowy − prawie tak wysoki, jak ja − i słyszę,
jak z rykiem budzi się do życia.
To była jedyna rzecz, z którą poszedłem na kompromis, zmieniając
jej oryginalną funkcję − grzebanie się z węglem i patykami każdej
nocy nie było moim marzeniem, biorąc pod uwagę relaksujące
wakacje.
Charlie siada ze skrzyżowanymi nogami tuż obok niego.
Kucam na kolanach, by rozpiąć torbę podróżną i poszperać w niej.
– Masz, weź to.
Oczy ma szeroko otwarte, gdy przygląda się kurtce termicznej,
którą jej wręczam.
– To dla mnie?
– Wątpię, czy się w nią wcisnę – odpowiadam.
– Kupiłeś to dla mnie? Jest nawet w moim rozmiarze! – piszczy,
nie kryjąc radości.
– Nie zapomnij o tym. – Owijam szalik termiczny wokół jej szyi
i zapinam czapkę na głowie. – Wyglądasz uroczo. – Uśmiecham się.
– Jest mi tak ciepło! – krzyczy, owijając ramiona wokół mojej szyi.
– Kiedy znalazłeś czas, żeby to kupić? Jak możesz być taki troskliwy?
To mnie podnieca.
– To dobrze. – Unoszę brew. – Ponieważ, jak tylko się rozgrzejesz,
zamierzam rozebrać cię do naga.

***

Niedawno skończyliśmy jeść kolację przy ognisku.


Teraz, siedząc ze szkocką w dłoni, obserwuję jej twarz pogrążoną
we śnie i ruchy klatki piersiowej, która unosi się i opada na moich
kolanach.
Czerwone wino w połączeniu z zimnym powietrzem doszczętnie
pozbawiło ją energii. Przesuwam palcem po jej ostrych kościach
policzkowych, uważając, by jej nie obudzić.
Jej powieki trzepoczą, wskazując, że śni.
Obserwowanie jej nigdy mi się nie znudzi. Jej oddech miękko
wypływa z pełnych ust. Jeśli będę musiał siedzieć tak całą noc,
zrobię to − tylko po to, by mogła spać tutaj, spokojna i chroniona
przeze mnie.
Muszę się przełamać i powiedzieć Tristanowi. Musi zrozumieć, że
to coś poważnego, że to nie jest jak inne romanse. Teraz wiem, że to
naprawdę coś innego.
Utrata Tristana byłaby czymś, z czego nie dałbym rady się
otrząsnąć. Nie mam wielu przyjaciół, nie takich, którym mogę
zaufać. Mogę ich policzyć na palcach jednej ręki: Tristan, Jack,
Martina i oczywiście Karl.
Ale jak miałbym zrezygnować teraz z Charlie? To nie wchodzi
w grę. Zdaję sobie z tego sprawę teraz, gdy śpi na moich kolanach,
a jej długie brązowe włosy opadają mi na spodnie. Nawet myśl o jej
utracie przeszywa mnie bólem.
Jej oczy otwierają się i posyła mi leniwy uśmiech.
– Hejka. Czy jesteś jednym z tych przerażających facetów, którzy
patrzą, jak kobieta śpi?
– Przyznaję się do winy – szepczę, przesuwając palcem po jej
dolnej wardze.
– Przepraszam za nazwanie twojego samolotu „chitty chitty bang
bang”16.
Zaśmiałem się.
– To dobrze, bo wiesz, że tym środkiem transportu wrócimy
do domu?
Jej oczy rozszerzyły się strachem.
– Cholera. Zapomniałam o tym. Czy jestem największą furiatką
i panikarą, z jaką kiedykolwiek leciałeś?
– Cóż – mówię cicho. – Zabrałem Jen do południowej Francji. To
był dość burzliwy lot.
Mina jej zrzedła, a ja od razu próbuję jakoś wybrnąć z tego faux
pas.
– Nikogo tu ze mną nie było.
Spogląda na mnie, śmiejąc się.
– Próbujesz mnie zabić, więc o niczym nie musisz mówić
Tristanowi – zmienia temat. – Nawiedzony dom na wzgórzu
z gargulcami z widokiem na morskie klify. Mały samolot podczas
burzy. Ten weekend to horror.
Unoszę brew.
– Jesteś pierwszą osobą, która nazwała małym samolot ważący
milion funtów. Prawdę mówiąc, nie bywam w tym miejscu zbyt
często. Przylatuję tu sam lub czasami z Karlem. Jestem dość skryty,
Charlie.
Podnosi się z moich kolan i staje naprzeciwko mnie, a na jej
policzki wkrada się piękny rumieniec.
– Naprawdę nigdy nie zabrałeś tu innej kobiety?
– Nie. – Marszczę brwi. – Tylko ciebie.
Bierze lekki wdech i dotyka dłonią mojego policzka.
– W takim razie dziękuję, że podzieliłeś się ze mną czymś tak
osobistym. Czy to znaczy – pyta cicho – że jestem twoją
dziewczyną?
Nie odrywam spojrzenia od jej oczu, nawet gdy zalewa mnie fala
emocji. Pieprzyć to. Po raz pierwszy od lat wiem, czego chcę.
Gdybym mógł zatrzymać ten moment na zawsze, zrobiłbym to.
Z tą dziewczyną.
Moją dziewczyną.
Zostawić Londyn, moją firmę, wszystko − i zacząć życie pustelnika
na tych klifach.
– Tak, Charlie. Z całą pewnością jesteś.
Opiera głowę na moim ramieniu, a ja wdycham głęboko zapach jej
włosów.
A więc to tak wygląda szczęście.

CHARLIE
Jak dotąd, jest to mój ulubiony dzień na tej planecie.
Obudziłam się przy zapachu porannej kawy, w pokoju z widokiem
na morze, a następnie spędziliśmy poranek wędrując przez mile
zapierającej dech w piersiach linii brzegowej. Pomimo brutalnego
wiatru, wielokrotnie uderzającego mnie w twarz, zaczynam
rozumieć, dlaczego Danny tak bardzo uwielbia to miejsce.
Przeszliśmy wiele mil, nie spotykając żywej duszy;
w rzeczywistości czujemy się, jakbyśmy byli na prywatnej wyspie.
Tylko my, owce i maskonury.
Danny w górach próbujący nie wdepnąć w owcze bobki kontra
Danny szefuńcio, negocjujący przejęcia? Niebo a ziemia. W tym
miejscu jego uśmiech sięga jego oczu, a głęboko osadzona
zmarszczka zmartwienia i stresu prawie zniknęła.
– Mówiłem ci, że mieszka tu moja babcia. – Ściska moją dłoń, gdy
wędrujemy brukowanymi uliczkami głównego miasta, oglądając
wystawy sklepów z używanymi rzeczami. – Idziemy do jej domu
na lunch.
– Co? – Zatrzymuję się, sparaliżowana nagłym uczuciem paniki.
Moje włosy są w nieładzie i mam na sobie tyle warstw ubrań, że
wyglądam jak zapakowana w folię bąbelkową.
– Nie mogę spotkać się z twoją babcią! – Macham szaleńczo
ramionami, aby podkreślić, że wyglądam jak dzikuska hodująca
owce. – No nie w takim stanie!
– Wyglądasz pięknie – mówi, ciągnąc mnie w dół kolejnej bocznej
uliczki. − To jest coś, co uwielbiam w Szetlandach: nie ma tu zbyt
dużego ruchu na ulicy − dodaje. – Ona jest z Szetlandów, Charlie.
Myślisz, że spodziewa się, że pojawisz się w designerskiej sukience?
– prycha.
– Przydałoby się, żebyś wcześniej mnie o tym powiadomił –
narzekam. – Mogłabym chociaż uczesać włosy.
Zatrzymuje się przed małym domkiem na rogu ulicy.
– Zdenerwowana? – Uśmiecha się, całując mnie w czoło.
– Przerażona – syczę, próbując rozpuścić włosy. – Co, jeśli mnie
znienawidzi?
Unosi brew.
– Dlaczego miałaby cię nienawidzić? Pokocha cię tak samo jak ja.
Wpatruję się uważnie w jego oczy.
– Tak bardzo, jak ty? – szepczę, obserwując go.
Uśmiecha się delikatnie, ale unika odpowiedzi.
– Chodź. Przygotuj się na przesłuchanie.
Puka do drzwi, a mój puls gwałtownie przyspiesza. Nie
planowałam na dzisiaj takich wydarzeń. Podczas lotu wypiłam
prawie całą butelkę czerwonego wina, aby uspokoić nerwy, więc nie
jestem dziś w nastroju, jeśli chodzi o rozmowy.
– Danny! – Drzwi otwierają się, a pani wyglądająca na artystkę,
prawdopodobnie w wieku około osiemdziesięciu lat, wychodzi, by
przytulić swojego przystojnego wnuka.
Jej ciało pokryte jest kolorowymi, wzorzystymi ubraniami,
niedopasowanymi do oryginalnej, masywnej biżuterii, zwisającej
z jej szyi i ramion. Mimo podeszłego wieku widać w kobiecie rysy
klasyczne dla Walkerów.
Spoglądam w dół, na własny strój, bardziej przypominający dzikie
życie w lesie, i po cichu przeklinam Danny’ego.
Jego duże bicepsy otaczają jej wątłe ciało. Zastanawiam się, czy to
jego babcia ze strony matki, czy też ojca. Na pewno ze strony matki,
prawda?
– Witaj, moja droga, miło cię poznać. – Ma mocny akcent. Muszę
skupić się na każdym słowie, żeby nadążyć.
– Charlie, to moja babcia, Edme.
Kobieta uśmiecha się do mnie ciepło, przytulając mnie;
wyczuwam od niej intensywny zapach sherry.
– Miło mi cię poznać, Edme − mówię. – Twój domek jest naprawdę
piękny.
Wprowadza nas do domku, równie osobliwego wewnątrz, jak
i na zewnątrz, z dala od luksusowych rzeczy, typowych dla
Danny’ego. Spodziewam się, że nigdy nie chciała się przeprowadzać,
nawet pomimo jego propozycji.
– Siadaj, siadaj! – mówi doniosłym tonem. – Właśnie zrobiłam dla
nas herbatę i lunch. Mam nadzieję, że jesteście głodni!
Mój żołądek burczy w odpowiedzi.
Spacerowaliśmy przez kilka godzin, a nie zauważyłam ani jednej
kawiarni. Zdałam sobie sprawę, że mieszkam w Londynie zbyt długo,
gdy zapytałam, gdzie dostanę białą kawę z napojem migdałowym,
a w odpowiedzi Danny spojrzał na mnie z dezaprobatą.
– Słuchaj, nie musisz tego jeść, jeśli nie chcesz – mruknął Danny,
idąc do kuchni.
– Dlaczego miałabym tego nie jeść? – Marszczę brwi.
– Zobaczysz. – Uśmiecha się.
– Potrzebujesz pomocy? – wołam w kierunku kuchni.
– Nie, kochanie. – Wchodzi przez drzwi, niosąc tacę z trzema
miskami.
– Danny mówił, że lubisz ryby – oświadcza, stawiając tacę
na stole.
Z przerażeniem spoglądam na zmasakrowane, wydrążone głowy
ryb, które wpatrują się we mnie szklistymi oczami.
– To się nazywa crappit heid – wyjaśnia mi, powstrzymując
uśmieszek.
– Niektórzy nazwaliby to rybnym haggis – dodaje z dumą Edme. –
Ubijamy rybę z owsem, łojem i cebulą. Następnie ponownie
zaszywamy głowę i gotujemy ją w wodzie morskiej. To bardzo
zdrowe.
Podnoszę miskę z parującymi rybimi głowami i przybieram
na twarz wyraz zadowolenia.
– Brzmi pysznie.
– W takim razie częstuj się. – Danny pochyla się, obserwując, jak
próbuję wbić widelec w rybią głowę. – Otwierasz od tej strony.
Wsuwa widelec i głowa się otwiera.
Nieśmiało nabieram małą próbkę jedzenia na widelec i biorę kęs.
Nie jest złe. Jeśli nie będę za dużo myśleć o tym, co to jest, poradzę
sobie.
Kiwam głową z ulgą, gdy się śmieje.
– Chcesz trochę sherry do herbaty, kochanie? – pyta kobieta.
– Jasne! – Zachichotałam, wyobrażając sobie, że Edme była swego
czasu całkiem rozrywkową dziewczyną. – Słyszałam kilka twoich
piosenek, kochanie. Są piękne. − Bierze moją filiżankę i dolewa mi
hojnie sherry.
Oczy otwierają mi się szeroko. Jak mogła usłyszeć moje piosenki?
Na pewno nie jest zarejestrowana na OpenMic, prawda?
– Danny podzielił się nimi ze mną lata temu – wyjaśnia, a jej oczy
błyszczą, gdy widzi moje zaskoczenie. – Mówił o siostrze Tristana,
która jest piosenkarką.
– To tylko hobby. – Rumienię się. – Nie jestem prawdziwą
piosenkarką. – Odwracam się do Danny’ego z niedowierzaniem. –
Nie sądziłam, że podoba ci się moja muzyka. Wydawałeś się taki
zdystansowany na wszystkich moich koncertach.
Marszczy brwi.
– Poważnie? To się nazywa instynkt samozachowawczy, Charlie.
Czy ty w ogóle nie potrafisz mnie rozgryźć?
– Już wtedy wiedziałam, że on się w tobie zadurzył. – W jej oczach
tańczy złośliwość, gdy patrzy na nas oboje. – Wiedziałam, że
pewnego dnia cię spotkam.
– Ostrożnie, babciu – skarcił ją delikatnie Danny. – Nie odstrasz
jej.
– Nie dam się odstraszyć – odpowiadam beznamiętnie. I po raz
pierwszy, patrząc na wszystkie moje romanse i związki, mówię
poważnie.
Spoglądam na niego, a on odwzajemnia moje spojrzenie; wtedy
między nami coś się zawiązuje − pewna nić porozumienia.
Jeśli Danny Walker chce, żebym przeprowadziła się na Szetlandy,
mieszkała na farmie w towarzystwie owiec i codziennie robiła mu
haggis − akceptuję to.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 30

DANNY
– Panie Walker, Charlotte Kane chce się z panem zobaczyć. To
nieplanowane spotkanie. Powiedziałam, żeby panu nie
przeszkadzać.
Niezadowolenie Michelle, mojej asystentki, jest słyszalne przez
interkom. Dlaczego ta dziewczyna oczekuje niezapowiedzianego
spotkania z dyrektorem generalnym?
Michelle ma rację. Za piętnaście minut mam spotkanie zarządu.
Ale moja ciekawość jest rozbudzona. Nigdy wcześniej Charlotte
nie była na tyle odważna, by przyjść do mojego biura bez
zaproszenia. W rzeczywistości, kiedy widzę ją w biurze, odwraca się
w przeciwnym kierunku, bojąc się, że ludzie wyczują bijące od nas
szaleńcze hormony, jeśli staniemy zbyt blisko.
No i, oczywiście, dzisiaj są jej urodziny.
– Wpuść ją – wydaję polecenie.
Na drugim końcu słychać wahanie.
– Ale spotkanie zarządu…
– Tak, wiem – odpowiadam ostro, zirytowany tym, że mi się
sprzeciwia.
– Tak jest.
Rozlega się ciche pukanie.
– Wejdź.
Otwiera drzwi, a ja przestaję pisać, odchylając się do tyłu
na krześle.
– A więc teraz pukasz?
Jej włosy są spięte w kok na czubku głowy, jednak pojedyncze
kosmyki wymykają się z każdej strony, a dodatkowo uroku dodają jej
okulary do czytania. Włożyła dopasowaną białą koszulę, którą trzeba
by przeprasować żelazkiem, oraz obcisłe dżinsy opinające jej długie
nogi.
Jest piękna. Bez przerwy czuję puls pożądania między nogami. Czy
się do tego przyzwyczaję? To staje się krępujące.
– Charlie? – ponaglam. – Chociaż bardzo chcę cię zobaczyć
i uwierz mi: wolałbym spędzić następną godzinę z tobą, a nie ze
starymi facetami w garniturach, to za dziesięć minut mam spotkanie
z dyrektorem.
– Hej – mówi, a mój wyraz twarzy łagodnieje. – Chciałam ci
podziękować za ładne kwiaty.
– Nie ma za co, piękna. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Jej usta rozchylają się i wygląda na niepewną siebie.
Mój domofon brzęczy i naciskam, aby się odezwać.
– Pan McMillon jest w recepcji. Mam go zaprowadzić do sali
konferencyjnej?
– Tak, proszę – potwierdzam Michelle, gdy Charlie podchodzi
do mojego biurka.
Odsuwam krzesło, myśląc, że mnie pocałuje. Zamiast tego opada
przede mną na kolana, rozchylając moje nogi. Mimowolnie
wypuszczam powietrze przez usta.
Co jest, kurwa?
Tutaj?
Teraz?
– Co ty, kurwa, robisz, Charlie?
Kładzie ręce na moich kolanach, patrząc na mnie z udawaną
niewinnością. Wie dokładnie, co robi.
Mój kutas mnie zdradza, a krew pospiesznie do niego napływa,
przewidując, co może się wydarzyć.
Rozpina mój rozporek, chwyta trzon mojego penisa w pięść i owija
usta wokół mojego kutasa.
Zamykam oczy, chwytając biurko.
Powinienem ją odepchnąć.
Nie mogę.
NIE MOGĘ.
Porusza ustami wokół mojego kutasa, jakby ssała cukierka.
– Kochanie – mówię zduszonym głosem, obserwując, jak wkłada
go głęboko.
Mój domofon brzęczy, a ja go wyciszam.
Jej jasnozielone oczy wpatrują się we mnie, chcąc mnie zadowolić
i posiąść.
Moje biodra wypinają się, by głębiej zanurzyć się w jej ustach,
a ona wykorzystuje to, by dotknąć dłońmi moich pośladków.
Kurwa, teraz już mnie ma.
Chwytam jej włosy mocniej, niż zamierzałem, ona krzyczy lekko,
a drganie wokół mojego kutasa tylko mnie podnieca.
Zagryzam mocno zęby na dolnej wardze, aby moja asystentka nie
usłyszała moich jęków. Nie wytrzymam.
– Jestem blisko – jęczę, mój oddech jest tak nierówny, że aż
zawstydzający.
Nabiera tempa, wsuwając i wysuwając mojego członka z ust,
jednocześnie wpatrując się we mnie tymi szczerymi oczami.
– Dochodzę… Dochodzę w twoich ustach.
Obiema dłońmi chwytam biurko, a ona ssie mocniej i szybciej.
Jęcząc głośno, tryskam w jej usta i patrzę, jak połyka każdą kroplę,
nie odrywając ode mnie wzroku, zanim wypuszcza mnie z ust.
– To było nieoczekiwane, ale niesamowite – wyjęczałem,
wkładając z powrotem bieliznę, chcąc, by mój kutas się uspokoił.
Wygląda na dumną z siebie i tak powinno być.
– Nie ma za co.
Podnoszę ją do pozycji stojącej i całuję delikatnie w szyję.
– Jutro – szepczę oszołomiony. – Wrócimy do tego jutro.
– Masz teraz spotkanie zarządu?
Oboje spoglądamy na namiot w moich spodniach, a ja przeklinam.
Tristan nie ma teraz znaczenia. HR i zarząd rozwalą mi jaja.
Jak to jest, że jestem właścicielem firmy i wciąż mogę mieć
kłopoty z działem HR?

CHARLIE
– Mam więc milczeć jak grób?
– Tak, Suze – powtarzam po raz dwudziesty. – Trzymaj gębę
na kłódkę. Tristan jeszcze nie wie.
– Jeśli będę milczeć, postawisz mi kolację?
Gapię się na nią.
– To moje urodziny, ale tak, jeśli tylko w ten sposób ułatwię sobie
życie. Trzymaj gębę na kłódkę, a napełnię ją jedzeniem.
– To niedorzeczne. – Julie prycha. – Minęły dwa tygodnie odkąd
wyjechałaś na swój pełen igraszek weekend. Będziesz musiała kiedyś
powiedzieć Tristanowi.
– Planujemy, ale nie dziś wieczorem – wyjaśniam. – W weekend
idziemy do jego domu na kolację i wtedy mu powiemy. Chcemy być
z nim sam na sam.
Pijemy koktajle w gustownym barze, położonym w piwnicy
w Soho. Jest wtorek, ale rozglądając się po zatłoczonym barze,
można by pomylić go z piątkiem. W Londynie każda noc przypomina
piątek.
– Idę się odświeżyć – mówię, wstając. Danny, Tristan i Jack zaraz
tu będą. – W drodze powrotnej pójdę do baru.
– Panie przodem.
Spoglądam na niezwykle atrakcyjną twarz, gdy ustawiam się
w kolejce do baru. Pełen zadowolenia uśmieszek na jego twarzy
mówi mi, że wie, że uważam go za przystojniaka.
– Dzięki – mówię speszona, składając zamówienie u barmana.
Gdybym nie była z Dannym, byłabym zachwycona obecnością tego
boskiego stworzenia.
– Jak ci na imię? – W jego głębokim, chrapliwym głosie słychać
lekki amerykański akcent.
– Charlie. – Uśmiecham się. – Skrót od Charlotte.
– Masz dzisiaj urodziny?
Zerkam na niego uważnie.
– Skąd o tym wiesz?
Kiwa głową w kierunku stołu, a ja spoglądam na Suze, Cat, Julie
i Steviego, którzy obserwują mnie jak jastrzębie.
– Przez prezenty na stole. Widziałem, jak je rozpakowujesz.
Odwracam się do niego, unosząc brew.
– Ktoś tu jest spostrzegawczy.
– Wpadłaś mi w oko, Charlie. – Wypowiada moje imię, jakby chciał
je wypróbować. Jest pewny siebie, muszę mu to przyznać.
– Potrzebujesz pomocy przy drinkach? – Zza pleców dobiega mnie
stalowy głos.
Odwracam się i widzę zirytowanego Danny’ego obserwującego
moją wymianę zdań z Seksownym Nieznajomym.
Pochyla się, aby dosięgnąć baru, strategicznie ustawiając się
między facetem a mną. Bierze dwa koktajle. Ja biorę pozostałe.
– Muszę wracać – mówię do Seksownego Nieznajomego napiętym
głosem, gdy odchodzimy.
To niezręczna sytuacja.
– Chciałbym cię gdzieś zabrać, Charlie – woła głośno za mną.
– Nie sądzę, kurwa – odparł Danny. – Kto to, kurwa, jest? –
wyrzuca z siebie, a jego oczy są mocno na mnie skupione.
– Po prostu jakiś facet, który zaczął ze mną rozmawiać w barze.
– Do kurwy nędzy.
– Tristan usłyszy – mówię głośnym szeptem. – Zachowuj się.
– Ty się zachowuj – warknął, gdy znaleźliśmy się już prawie
w zasięgu słuchu osób przy naszym stoliku.
– Cześć, Tristanie, Jacku – mówię głośno.
Odwracają się, by mnie powitać.
– Wszystkiego najlepszego, siostrzyczko. – Tristan przytula mnie,
a Jack całuje w policzek.
Kelnerki krążą wokół nas niczym rekiny. Wcześniej musieliśmy
czekać dziesięć minut, aby ktoś do nas podszedł, teraz poświęcają
nam więcej uwagi niż jakiemukolwiek innemu stolikowi w barze.
Typowe. Efekt Tristana, Danny’ego i Jacka.
Siadam na stołku barowym, a Danny zajmuje miejsce naprzeciwko
mnie, moszcząc się obok Cat.
– Dziękuję, że wpadliście. – Odwracam się do Tristana i Jacka.
– Przykro mi, że nie możemy zostać do końca – mówi Tristan. –
Nie mogę się wymigać z tej prawniczej kolacji. Ale musiałem dać ci
prezent.
– Chociaż pewnie nie chcesz, żeby trzech starych facetów
przeszkadzało ci w imprezie. – Jack unosi brew. – Kim jest ten
przystojniak przy barze? Czy to twój partner?
Spoglądam kątem oka na Danny’ego. Marszczy brwi, gdy analizuje
słowa Jacka.
– Nie! – mówię pospiesznie, gdy kelnerka przynosi trzy szkockie
dla mężczyzn.
Spogląda na Danny’ego, jej oczy rozszerzają się, gdy go
rozpoznaje, po czym jej spojrzenie rozjaśnia się, jakby wygrała
główną nagrodę.
– Oto twój drink. – Niepotrzebnie kładzie rękę na ramieniu
Danny’ego, przez co mam ochotę ją podrapać. – Panie Walker –
mruczy, rzucając mu seksowne spojrzenie, podczas gdy Jack
chichocze obok mnie, mamrocząc pod nosem „zawsze to samo”.
Zirytowana odwracam uwagę od zalotów kelnerki.
– Gdzie masz tę kolację biznesową?
Tristan podnosi szkocką do ust, wącha ją i odstawia.
– W Mayfair. To coroczna kolacja stowarzyszenia prawniczego.
Będę na niej przemawiał.
– Idziecie? – pytam Jacka i Danny’ego.
– Słuchać, jak Tristan przemawia? – Jack wybuchnął śmiechem. –
Boże, nie. Jestem umówiony z kobietą na kolację, a pracoholik
Walker dziś pracuje.
Spoglądam na Danny’ego, lekko rozczarowana. Chciałam, żeby
został na moich urodzinach i poszedł ze mną do łóżka. To był jedyny
prezent, jakiego chciałam. Ale jeśliby Danny został, gdy Tristan
i Jack wyszli, wyglądałoby to podejrzanie.
– Nie ma nic lepszego niż napisanie piosenki dla ciebie. – Tristan
uśmiecha się, wręczając mi kopertę.
– Nie umiesz śpiewać. – Przewracam oczami. – To byłby najgorszy
prezent w historii. – Tristanie, to naprawdę za wiele – besztam go,
przeglądając ulotkę. Wykupił weekend na południu Włoch dla mnie
i trzech innych osób.
Julie krzyczy obok mnie.
– Tak! Wakacje!
– Nonsens – kpi Tristan. – Dobra, naprawdę muszę już iść. Jestem
spóźniony.
Wypija resztę szkockiej i odstawia pustą szklankę, a Jack i Danny
idą w jego ślady.
– Panie i Stevie, to była przyjemność. Charlie, ciesz się czasem
swoich urodzin.
– Jasne, że będę się cieszyć. – Uśmiecham się, ukrywając
rozczarowanie, gdy Danny zakłada kurtkę i skórzane rękawiczki.
Odwraca się, gdy Tristan odchodzi od stołu.
– Zanim zapomnę. – Wręcza mi kopertę i nasze dłonie się stykają.
– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Charlie. To tylko kartka.
Otwórz ją, kiedy sobie pójdziemy.
Zdezorientowana wyczuwam w kopercie coś wypukłego.
W jego oczach widać rozdarcie, ale kiwa głową na pożegnanie
i wychodzi za Tristanem i Jackiem.
Rozrywam kopertę i zauważam coś błyszczącego.
– O mój Boże! – krzyczy Julie, gdy wszyscy wpatrujemy się
z otwartymi ustami w wykwintny diamentowy naszyjnik.
– Czy on jest prawdziwy? – piszczę.
– Oczywiście, że prawdziwy! – syczy. – I najwyraźniej
zmarnowany na ciebie. To od Tiffany’ego. Ten naszyjnik kosztuje
około pięciu tysięcy.
– To więcej niż sześciomiesięczny czynsz! – Krztuszę się. – Nie
mogę tego przyjąć.
– Wow – mówi Suze. – To coś między wami jest zdecydowanie
czymś więcej niż seks.
Przełykam grudę w gardle. Tak, to nie jest tylko seks. To zupełnie
inna liga, niż wszystko, czego kiedykolwiek doświadczyłam.
Jestem beznadziejnie, nieodwołalnie zakochana w tym
mężczyźnie, ale nie potrafię tego głośno przyznać. Pragnę go
z całego serca. Nigdy nie pragnęłam niczego bardziej i ta myśl mnie
przeraża, ponieważ tak głęboka miłość oznacza, że mam naprawdę
wiele do stracenia.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 31

CHARLIE
Tydzień później

– Charlie? – Ktoś głośno wypowiada moje imię, gdy wchodzę


do mieszkania po pracy w czwartek. Głos brzmi dziwnie, jakby ktoś
płakał.
Zdejmuję buty i szybko przechodzę przez korytarz do salonu. Julie
siedzi zgarbiona na sofie, z zarumienioną twarzą.
– Julie? – Rzucam torbę z laptopem i podbiegam do niej. – Co się
stało?
Z jej oczu płyną łzy.
– Charlie. – Znów zaczyna wyć. – Przepraszam… wypadek. – To
wszystko, co udaje mi się rozszyfrować z dźwięków, które wydaje.
Jestem przerażona. Nigdy nie widziałam Julie w takim stanie.
– Julie? – Delikatnie potrząsam jej dłonią, próbując przerwać jej
histerię.
Opuszcza głowę, wbijając wzrok w podłogę. Unika patrzenia
na mnie.
– Charlie, nasze e-maile. – Tłumi szloch.
– E-maile – powtarzam zdezorientowana. O czym ona mówi?
– Nasze e-maile o zemście na Dannym, kiedy między wami było
dziwnie.
Pamiętam.
– Tak? – Uderza mnie poczucie strachu.
– Były na moim służbowym serwerze i… ktoś z zespołu
medialnego je znalazł.
Robię się niespokojna.
– I?
– Jest taka historia… – jęczy. – Nie mogłam tego powstrzymać.
Błagałam ich. – Wydała z siebie głośne chrząknięcie. – Jestem taka
głupia, Charlie – szepcze przez łzy. – I tak mi przykro. Proszę,
wybacz mi.
– Historia? – pytam z sercem w gardle, gdy próbuję zrozumieć, co
chce mi przekazać. – Pokaż mi – dodaję, oddychając z trudem.
Kiwa głową, wycierając mokre policzki, po czym wyjmuje laptopa.
– Mogę zobaczyć wszystkie artykuły, zanim zostaną
opublikowane.
Odwraca laptopa do mnie i bierze gwałtowny wdech.
Uderza mnie nagłówek napisany dużą czcionką: Dyrektor
generalny Nexusa, Danny Walker, zamieszany w obskurny
biurowy skandal o podłożu seksualnym.
Z każdym słowem moja skóra swędzi, jakby przebiegały po niej
owady.
– Spotykał się z kimś innym? – szepczę.
– Co? Nie – mówi. – Chodzi o ciebie. Artykuł jest o tobie.
Szybko przebiegam wzrokiem przez tekst pod nagłówkiem.
Moje imię. Wszędzie. Jego imię. Nasze sekrety zostały wyjawione,
opisane czarno na białym, ale zniekształcone przez obskurny,
przesadzony obiektyw.

Danny Walker, lat 41, podobno zaoferował pracownicy Charlotte


Kane nieujawnioną sumę za wykonanie perwersyjnych,
bezpośrednich aktów seksualnych.
Danny Walker od dawna jest nękany zarzutami o kobiece...
...obnażanie się i składanie nieprzyzwoitych propozycji...
Krew odpływa mi z twarzy, a słowa tańczą przed oczami.
– Ale to nie dlatego zaproponował mi tak dużą odprawę – płaczę.
– To wszystko jest nieprawdziwe. Wszystko jest popieprzone.
Wpatruję się w ekran, już nie czytając artykułu.
To nie może się dziać naprawdę. Jestem zwykłym pracownikiem
działu wsparcia informatycznego w zapchanym myszami
mieszkaniu. Nie jestem kimś istotnym, by pisać o mnie
w wiadomościach.
Ale Danny Walker jest.
Przeszywa mnie rozdzierający ból. Nie ma odwrotu od tego
cyfrowego śladu, tego oszczerstwa. Stracę pracę. Nawet jeśli nie
zostanę zwolniona, będę musiała odejść. Czy ktokolwiek zatrudniłby
mnie po czymś takim?
Milion obrazów przelatuje mi przez głowę. Wściekła twarz
Tristana, Alexa, Jackie, wszystkich techników… wszyscy w pracy
śmiejący się i szepczący o biurowej szmacie, upokorzenie mamy
i wynikające z tego konsekwencje, kolejny wstyd dla rodziny, ale
obraz, który najbardziej wbija się w moją głowę i kłuje mnie, to
Danny… jego wściekłość, obrzydzenie, nienawiść Danny’ego
do mnie.
To ja mu to zrobiłam.
Artykuł przedstawia mnie w negatywnym świetle, a Danny?
Przedstawienie go oraz jego reputacja są na innym poziomie.
Wszystko to sensacja. Słowa sprawiają, że brzmię jak puszczalska
dziwka, a on jak przerażający Casanova żerujący na personelu.
– Charlie? Proszę, odezwij się do mnie.
– Czy to jest już dostępne? – szlocham.
– Nie – mówi. – Ale artykuł zostanie opublikowany w sobotę.
– Czy możemy to jakoś powstrzymać? Czy mogę z kimś
porozmawiać i powiedzieć, że to bzdura? – Spoglądam na nią. – To
nie może być, kurwa, legalne. To jest nieprawda.
– Później możesz spróbować złożyć pozew o zniesławienie – mówi
cichym głosem. – Ale nie możesz tego zatrzymać na czas. –
Przełknęła ślinę. – Nienawidzisz mnie? – szepcze.
Wydycham ciężko powietrze.
– Nie, Julie. Ale znam kogoś, kto mnie znienawidzi.
Kiwa głową.
– Zamierzasz go zaprosić? – Śmieje się bez radości. – On mnie
udusi.
– Nie. – Potrząsam głową. – Jest zawalony robotą. Muszę mu
powiedzieć teraz. Przez telefon.
Wpatruję się w urządzenie, biorąc głęboki wdech. Julie pyta mnie
o coś, ale ledwo ją słyszę przez dźwięk mojego pulsu w uszach. Biorę
telefon, idę korytarzem do sypialni i zamykam drzwi. Wciskam
przyciski drżącymi palcami i na ekranie pojawia się jego imię.
– Charlie. – Po głosie poznaję, że się uśmiecha.
– Danny – odpowiadam piskliwie, z trudem powstrzymując łzy.
– Charlie? – Jego ton staje się czujny. – Wszystko w porządku?
Muszę sprawić, by zrozumiał, że nie chciałam, by to się stało. Musi
mi wybaczyć. Nie mogę go stracić.
– Przepraszam – szepczę. – Ukaże się artykuł… jest okropny… jest
o nas.
– Skąd o tym wiesz? – pyta, jego głos jest ostrzejszy. –
W porządku, kochanie.
– Wcale nie. – Moje suche usta wypluwają słowa. – To moja wina.
To przez firmę, w której pracuje Julie. To z e-maili między Julie i mną
napisano… o nas.
Zapada cisza.
– Wyślij to do mnie – odpowiada ponuro.
Ponownie otwieram laptopa i drżącymi rękami przesyłam e-mail
od Julie na jego prywatną skrzynkę. Jest to załącznik przedstawiający
rzeczywisty wygląd artykułu.
– Masz go już? – szepczę.
– Jeszcze nie… Tak, przyszedł.
Wstrzymuję oddech, gdy słyszę, jak czyta i rzuca przy tym
przekleństwa. Dlaczego ze mną nie rozmawia?
– Tak mi przykro – szlocham. – Nie chciałam tego zrobić.
– Zostaw to. – Jego głos jest niski i zimny, przez co moje oczy
wypełniają się łzami.
– Mogę przyjść?
Mija dużo czasu, zanim odpowiada.
– To nie byłoby zbyt mądre – odpowiada monotonnym tonem. –
Muszę kończyć. Nie rozmawiaj o tym z nikim.
Telefon milknie, a cisza miażdży mnie jak imadło. Nie mogę
oddychać. Siedzę na łóżku bez ruchu, wpatrując się w ścianę.
To zostanie tam na zawsze. Moje imię, jego imię, nasz związek
skażony w internecie. To koniec. Zrujnowałam swoją reputację i nasz
związek. Zrujnowałam wszystko. Tristan będzie zdruzgotany i skłóci
się z Dannym, obwiniając go o to. Mama znów będzie chciała się
przeprowadzić. Druga hańba rodziny. Już nigdy nie będę mogła pójść
do pracy.
Do dwudziestej trzeciej nie ruszyłam się z łóżka. Wysłałam mu
wiadomość.

Charlie: Proszę, porozmawiaj ze mną. Przepraszam. Boję się.

Czekam. I czekam. I czekam.


O pierwszej w nocy mój telefon brzęczy.

Danny: Nie przychodź jutro do biura.

To wszystko. Zalewam się łzami i szlocham tak głośno, że Cat


wchodzi, kładzie się na łóżku i obejmuje mnie.

***

Mówią, że rano wszystko zawsze wygląda lepiej.


Kłamią. W moim przypadku ból jest gorszy. Całą noc turlałam się
po łóżku, czekając na SMS-a, który do tej pory nie nadszedł.
Dzień przeżywam w stanie zombie, nie jedząc, ledwo pijąc wodę
i włócząc się bez celu po domu. Nie ma sensu nawet się ubierać.
Kilka razy próbowałam dodzwonić się do niego, ale tylko po to, by
trafić na pocztę głosową. Nigdy nie odrzucał moich telefonów, raz
nawet wyszedł ze spotkania zarządu z całą radą dyrektorów, żeby ze
mną porozmawiać.
Cat nie chciała zostawiać mnie samej, bojąc się, że podetnę sobie
żyły, ale potrzebowałam teraz samotności. Zalogowałam się
o dziewiątej rano, by wysłać e-maila, że jestem chora. Okazało się,
że znalazłam wiadomość z informacją, że zaoferowano mi posadę
Solution Architect. Udało mi się załatwić sobie tę pracę. Będę częścią
zespołu przeprojektowującego produkty. Oznaczało to
przeprowadzkę do biura w Nowym Jorku na trzy miesiące i chcieli
wiedzieć, czy będę szukać własnego mieszkania, czy mieszkać w ich
mieszkaniu dla pracowników na Manhattanie.
To słodko-gorzkie zwycięstwo. W poniedziałek nie miałoby to
znaczenia; oferta byłaby nieważna. Nie miałam zamiaru wracać
do biura, gdy historia w mediach ujrzy światło dzienne.
Jest jeszcze jedna osoba, której muszę o tym zakomunikować −
i będzie to prawie tak trudne, jak powiedzenie tego Danny’emu.
Muszę powiadomić Tristana. Ogarnia mnie paraliżujący strach.

DANNY
– Ty pieprzony dupku.
Uderzam plecami o drzwi, gdy jego pięść trafia w moją szczękę.
Z mojego nosa wypływa strumień krwi.
– Moja siostra – warczy Tristan, a jego twarz wykrzywia gniew. Już
raz widziałem go tak wściekłego, gdy prawie stracił syna, ale nigdy
nie kierował swojej furii na mnie, nigdy z powodu czegoś, co
zrobiłem.
Cofam się, gdy wymierza mi kolejny cios.
– Mogłeś mieć każdą pieprzoną dziewczynę. A wolałeś przelecieć
moją siostrę?! – rzuca ze złością.
– To nie było zwykłe rżnięcie – szepczę chrapliwie. – Zależy mi
na niej.
– Dbasz o nią na tyle, by teraz ją obronić?
– Możesz wejść do środka, żebyśmy mogli porozmawiać? – pytam
niskim głosem, przytrzymując otwarte drzwi. Po podłodze ścieka
krew.
– Jeśli wejdę, rozwalę każdą cholerną rzecz w twoim domu. O co
chodziło: kręcił cię dreszczyk emocji, bo zainteresowałeś się kimś,
na kogo nie powinieneś był zwrócić uwagi?! – krzyczy, jego twarz
jest o cale od mojej. – Po prostu nie mogłeś utrzymać kutasa
w spodniach? Wyjaśnij mi, dlaczego bzykanie mojej siostry było
warte spieprzenia naszej przyjaźni.
– Mówiłem poważnie: zależy mi na niej.
– Gówno prawda – syczy, a jego twarz się wykrzywia. – Gdyby ci
na niej zależało, nie wykorzystywałbyś jej w biurze. Nie dopuściłbyś
do ujawnienia tej obskurnej historii.
– Poradzę sobie z tym, Tristanie. Przepraszam – mówię ochrypłym
głosem. – Przepraszam, że robiłem to za twoimi plecami. Nigdy
celowo nie skrzywdziłbym Charlie. Zabrałem ją na Szetlandy –
dodaję.
Wziął głęboki wdech.
– Dlaczego?
– Powiedziałem ci już. Ona coś dla mnie znaczy.
– Wyglądasz jak gówno. – Śmieje się bez humoru. – Mam
nadzieję, że ty również nie możesz spać przez tę sytuację.
– Nie śpię, odkąd dowiedziałem się o tej historii.
Wygląda na lekko uspokojonego.
Wpatruję się w mojego najbliższego przyjaciela, z którym łączy
mnie bliska więź od lat, a moje oczy błagają o przebaczenie.
– Czy możemy jakoś sobie z tym poradzić? – pytam, licząc, że da
się uratować naszą przyjaźń.
– Na razie trzymaj się ode mnie z daleka. I trzymaj się z dala od
Charlie.
– Jak ona się czuje? – pytam niepewnie.
Mruży oczy.
– A jak myślisz? Jest w pieprzonej rozsypce. Cały czas płacze.
Zamykam oczy i wypuszczam powietrze. Myśl o cierpieniu Charlie
mnie dobija.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 32

CHARLIE
Nadszedł ważny dzień.
Tępy niepokój na stałe zagościł w moim żołądku, w oczekiwaniu
na to, co się wydarzy. Jest sobotni poranek i mogę powiedzieć, że od
czwartku nie przespałam ani godziny.
Danny się nie odezwał. Zero kontaktu. Zupełnie nic. Nieważne, ile
razy sprawdzałam telefon i skrzynkę e-mailową na wypadek, gdyby
wysłał wiadomość na mój służbowy adres.
Prawie odgryzłam sobie palce. Moje paznokcie są zharatane
do zera. Nie brałam prysznica od dwóch dni i prawie nie spałam.
Jestem chodzącym zombie.
Jak mam się przygotować na melodramat, który się wydarzy? Czy
ostrzegać mamę i Callie? Czy powinnam zaprzeczać? Czy to prawda,
co mówią – o dzisiejszym dramacie już jutro nikt nie będzie
pamiętał? To z pewnością się sprawdzało w czasach druku; teraz,
w dobie internetu, ślad pozostaje z nami na całe życie. Jeśli ktoś
będzie szukał o mnie informacji, z pewnością dotrze do tego
artykułu.
Mój mózg zalewają najgorsze scenariusze. Czy zrobi się
nieprzyjemnie? Czy Danny jest tak zły, że pozwie mnie
o zniesławienie?
Chcę zobaczyć jego twarz, chcę żeby mnie przytulił i powiedział,
że wszystko będzie dobrze, że ta sytuacja nas umocniła.
Mijają minuty, zanim dział medialny Julie przesyła swoje nowe
historie. Cat i Suze siedzą po obu stronach mnie na kanapie.
Julie siedzi na laptopie i co dziesięć sekund naciska przycisk
odświeżania, czekając, aż strona opublikuje dzisiejsze artykuły.
Zamierza na bieżąco, za mnie sprawdzać, jak bardzo jest źle,
i zgodnie uznałyśmy, że najlepiej będzie, jeśli nie zobaczę
trollujących komentarzy natychmiast po ich opublikowaniu.
– Został opublikowany – oznajmia wysokim tonem, a ja zamykam
oczy i biorę głęboki wdech.
Cat i Suze chwytają mnie za rękę po obu stronach.
– Nie rozumiem – mówi Julie.
Otwieram oczy.
– Czego? – warknęłam. – Czego nie rozumiesz?
Jej brwi łączą się, gdy wpatruje się w ekran laptopa.
– To ty, ale to nie ty.
– Co masz na myśli? – Pochylam się i biorę od niej urządzenie.
– Twoje imię… Nie pojawia się w artykule.
Szybko czytam artykuł, który znam na pamięć. To ten sam artykuł,
który przebiegłam wzrokiem sto razy w ciągu minionych dwóch dni.
Próbuję znaleźć pozytywny wydźwięk. Ale coś jest nie tak.
Zapoznaję się z treścią jeszcze raz. I jeszcze raz.
– Przeczytajcie to – mówię do Cat i Suze. – Co się, do cholery,
dzieje?
Jego imię jest wszędzie. Ale ja? Stałam się bezimiennym
pracownikiem, anonimowym.
– O mój Boże. – Julie zakrywa usta dłonią. – Znalazł sposób, by
cię od tego uchronić.
– Nikt nie wie, że to chodzi o mnie? – Mrugam. – Jak on to zrobił?
– Ulga przepływa przeze mnie, jakby ktoś odkręcił kran.
Julie zamiera na chwilę.
– To nie ma sensu. Wmieszanie cię w to byłoby korzystniejsze dla
prasy. – Jej oczy rozszerzają się. – Musiał im zapłacić naprawdę dużo
pieniędzy, żeby nie podawali twojego nazwiska.
– Ochronił mnie? – pytam cichym głosem. – Ale dlaczego nie
powstrzymał ich całkiem przed opublikowaniem tej historii?
– Nie wiem. – Wzrusza ramionami. – Najwyraźniej użył siebie
jako narzędzia przetargowego. Puścił artykuł, ale bez ciebie w treści.
Jest prawie niemożliwe, aby zatrzymać historię, chyba że istnieje
zagrożenie życia. Wszystko, co możesz zrobić, to zająć się tym
później.
Opadam z powrotem na kanapę, gdy zalewają mnie dwa dni
rozdzierających serce emocji i zmęczenia.
Ta paskudna, skandaliczna historia wciąż jest dostępna dla
wszystkich i zawiera jego imię. Nigdy mi tego nie wybaczy. Już nigdy
mnie nie przytuli ani nie pocałuje.

Charlie: Danny, wiem, co dla mnie zrobiłeś. Proszę, porozmawiaj


ze mną.

Widzę, że odczytał wiadomość, więc czekam.


Nie otrzymuję odpowiedzi.

***

Znam kod do bramy, więc wpisuję go, zamiast dzwonić, żeby mnie
wpuścił. Odkąd zaczęliśmy się spotykać, dał mi kod, a ja po prostu
wchodziłam bez dzwonienia, kiedy go odwiedzałam.
Teraz nie jestem pewna, czy to właściwe. Jest niedzielne
popołudnie, całe dwadzieścia cztery godziny od ukazania się
artykułu, a on nie odpowiedział na żadną z moich wiadomości.
Ale nie chcę rozmawiać przez domofon. Co, jeśli mnie nie wpuści?
Chcę, żeby zobaczył moją twarz, żeby zobaczył, jak mi przykro i jak
bardzo jestem zdenerwowana. Chcę, aby zobaczył, jak bardzo jestem
załamana.
A więc jestem tutaj, przed jego drzwiami, chora ze strachu
i nerwów. Biorę głęboki wdech i uderzam w dużą kołatkę.
Spodziewam się suchego, ochrypłego szkockiego głosu, ale
znajomy kobiecy jazgot, który słyszę z korytarza, jest dziesięć razy
bardziej przerażający.
– Czy to danie na wynos, kochanie?
Krew mnie zalewa, gdy zdaję sobie sprawę, czyj głos słyszę.
Kroki zbliżają się do drzwi.
Wpadam w panikę i ruszam sprintem w dół po schodach, przez
podjazd i przez bramę, kamienie przelatują mi nad stopami.
Oddychając ciężko, chowam się za jednym z dużych filarów.
Wychylając się, patrzę, jak mój najgorszy koszmar staje
w drzwiach ubrany w koszulkę Danny’ego i szorty. Koszulkę, którą
kiedyś to mnie dał do założenia.
Rozgląda się zdezorientowana.
– Kto tam jest? – słyszę znajomy szkocki głos, Danny zbliża się
do drzwi.
Kładę dłoń na ustach, by stłumić krzyk.
– Nikt. – Kobieta wzrusza ramionami, odwracając się
z uśmiechem.
Drzwi się zamykają, a ja na chwilę zastygam w bezruchu, nie
mogąc zrozumieć tego, co się właśnie wydarzyło. Potem coś we mnie
pęka i upadam na ziemię.
Powietrze, które wstrzymywałam, uchodzi gwałtownie z moich
płuc. To koniec. Już nie damy sobie z tym rady, nie wrócimy do tego,
co było. To wszystko nic nie znaczyło. On poszedł dalej. Zaczynam
niekontrolowanie szlochać, siedząc na ulicy.
Danny Walker otworzył mnie i przeciął moje serce na pół.

***

Siedzę na kanapie, a Cat, Suze i Julie mnie obserwują. Ponieważ


byłam w takim stanie, Cat odebrała mnie z Richmond i odwiozła
do mieszkania.
– Jackie. – Zszokowane oczy Cat natrafiają na moje.
– Tak.
– Poważnie, Jackie? – powtarza oktawę wyżej. – Wiem, że jest
piękna, ale jest taka irytująca. Nie mogę uwierzyć, że on to zrobił.
Wzruszam ramionami, wycierając zapłakaną twarz. Moje policzki
są czerwone i obolałe od płaczu. Suze wpatruje się we mnie ze
swojego miejsca na podłodze.
– Tak mu na tobie zależało. I przecież tak bardzo przeszkadzało
mu umawianie się z ludźmi, którzy dla niego pracują, a teraz znowu
to robi? To nie ma sensu.
Wydałam z siebie bezgłośny śmiech.
– Jest dyrektorem generalnym. Może robić, co mu się podoba.
Widzi coś, co mu odpowiada, to bierze to. Wiedziałam. Widziałam
znaki. Jestem taka głupia.
Szlocham, a Cat obejmuje mnie ramieniem.
– Co dwa miesiące miał nową dziewczynę. Czego się
spodziewałam? Że będzie siedział i tęsknił za mną?
– To wszystko moja wina – szepcze Julie, wbijając wzrok
w podłogę. – Ta historia, twoje rozstanie. Wszystko spieprzyłam.
Pochylam się i biorę ją za rękę.
– Nie, Julie, to nieprawda. To nie ty sprawiłaś, że ruszył dalej
z Jackie. Jeżeli potrafi tak szybko o wszystkim zapomnieć, to nie było
tak, jak myślałam. Musisz wrócić do normalności. – Śmieję się
do niej przez łzy. – To, że jesteś dla mnie taka miła, przeraża mnie.
Powinnaś mi powiedzieć, żebym się ogarnęła i pogodziła z tym, co
się stało.
Uśmiecha się do mnie z ulgą.
– Co zrobisz? – pyta delikatnie Cat. – Odrzucisz ofertę pracy
w Nowym Jorku?
Milknę na chwilę.
– Myślę, że ją przyjmę. Czas spędzony poza domem dobrze mi
zrobi.
– Sama? – Jej oczy się rozszerzają. – Czy to jest dobry czas
na samotne podróże?
Patrzę na nią. Część mnie chce opuścić Nexus, aby nigdy więcej
nie widzieć Danny’ego Walkera. Ale część mnie chce tej pracy,
starałam się o nią. Jest moja. To, że mnie odrzucił, nie oznacza, że
powinnam zrezygnować ze wszystkiego innego.
– Myślę, że tak. – Kiwam głową stanowczo. – Moje imię nie
pojawiło się w artykule. W rzeczywistości mogłaby to być Jackie.
Ludzie by w to uwierzyli. To wydaje się właściwe… nowy początek.
Trzy miesiące na oczyszczenie głowy.
– Po prostu nie podoba mi się to, że będziesz tam sama. Martwię
się o ciebie. Jesteś taka… zrozpaczona. – Cat wpatruje się we mnie. –
Nigdy nie widziałam cię w takim stanie.
– Nic mi nie będzie. – Uśmiecham się smutno. – To dobrze mi
zrobi.
Kiwa głową, nieprzekonana.
– Kiedy wyjeżdżasz?
– Muszę porozmawiać z nimi o szczegółach; mówią, że mogę
przyjechać w przyszłym tygodniu. Będę zatrudniona w biurze
w Nowym Jorku i rozpocznę pracę w niepełnym wymiarze godzin
na stanowisku projektanta, podczas gdy przygotuję plan przejściowy
dla moich bieżących zadań. Zamierzają połączyć moją rolę
z zespołem Nexus, więc to im idealnie pasuje. – Zaśmiałam się bez
radości. – Okazuje się, że Danny miał rację. Zmniejszyliby moją rolę
i sprawili, że stałabym się zbędna. Może chciał mi wyświadczyć
przysługę.

Później, tej nocy, dochodzę do wniosku, że jest coś, co pilnie


muszę zrobić, jeśli chcę się uporać z targającymi mną emocjami.

Danny, chcę Cię przeprosić za zawstydzenie, jakie wywołałam tym


artykułem. Nie było to moim zamiarem. Mam szczerą nadzieję, że Ty
i mój brat odbudujecie swoją przyjaźń. Ostatnią rzeczą, jakiej bym
chciała, byłoby skłócenie Was. Popełniliśmy błąd, ale jestem pewna, że
zgodzisz się, że dla dobra Tristana musimy zachowywać się jak
cywilizowani ludzie i nauczyć się żyć ze sobą w zgodzie... może nawet
pewnego dnia będziemy przyjaciółmi. Podejmuję pracę w Nowym Jorku,
więc nie będziesz musiał mnie widywać.
Oboje chodźmy naprzód − tak będzie najlepiej. Mam nadzieję, że
nadal pozwolisz mi objąć to stanowisko, niezależnie od całego dramatu,
który spowodowałam. Nie będę już takim dzieciakiem, jak kiedyś. Kiedy
znów się spotkamy, będzie tak, jakby nic nigdy się nie wydarzyło.

Wysyłam wiadomość na jego osobisty adres e-mail, a nie


na telefon. W ten sposób nie będę wiedziała, kiedy to przeczyta.
Gotowe. Kładę się z powrotem na łóżku i wpatruję się tępo w sufit.
Kłamałam w tym liście. Nigdy nie będę w stanie się z tym uporać,
zrezygnować z niego. Z nas.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 33

CHARLIE
Miesiąc później

– Tak będą wyglądać podstawowe funkcje – wyjaśniam, z dumą


przesuwając palcami po tablicy. – Będziemy musieli przeprowadzić
wśród naszych obecnych klientów badania użytkowników, ale znam
kilku, którzy z pewnością chętnie się w to zaangażują. Otrzymamy
od nich szczere opinie, a następnie będziemy mogli dopracować
prototyp.
Spoglądam na Joe z wahaniem.
– Genialne – mówi, obdarzając mnie swoim pełnym, perlistym
uśmiechem. Jak to jest, że każdy Amerykanin w Nowym Jorku ma
hollywoodzki uśmiech? To przyprawia mnie o kompleksy.
Wstaje z fotela i przygląda się tablicy.
– Poważnie, Charlie, twoje pomysły są genialne. Konkretne wizje
produktu.
Spoglądam na niego. Joe jest całkiem wysoki, ma ciemne włosy
i jest przystojny. Spotkałam wielu takich w Nowym Jorku. To miasto
jest wylęgarnią mężczyzn o pięknych uśmiechach, kwadratowych
szczękach i dobrze umięśnionych ciałach. Miło na nich popatrzeć
przez ulotną sekundę, ale nie wpłynęli w żaden sposób na to, by
uleczyć moje rozdarte serce.
Pierwszy raz od tygodni uśmiecham się tak, że uśmiech ten
dosięga do moich oczu. Od nocy, kiedy znalazłam Julie płaczącą
na kanapie.
– Czy będziesz w stanie zrobić z nimi prototyp?
– Oczywiście. Popracujemy nad tym jutro i zaprezentujemy
Karlowi w czwartek wyniki?
– Jasne. – Uśmiecham się do niego radośnie. – Nadszedł czas, by
to uczcić. Hm, wino, prawda?
– Tak myślę. – Odwzajemnia uśmiech. – Pójdę po resztę, dobrze?
Kiwam głową, gdy sprzątam w pokoju i odkładam laptopa. Patrzę
na zegarek i widzę, że jest dziewiętnasta. W domu jest zatem prawie
północ − prawdopodobnie za późno, by oddzwonić do Tristana.
Przez ostatni tydzień nie dzwoniliśmy do siebie.
Jak co wieczór podchodzę do sięgających od ściany do sufitu okien
i wpatruję się w nie. To mój wieczorny rytuał. Nie ma znaczenia, jak
długo pracuję − zawsze mam czas, by zakończyć tym dzień. To
jedyny moment, kiedy czuję spokój.
Nasza siedziba mieści się na dwudziestym piętrze i nigdy nie
przyzwyczaję się do panoramy Manhattanu w ciemności, kolorowych
świateł wieżowców tańczących ze sobą. W oddali widzę kultowe
Rockefeller Center. Podobno za kilka tygodni będziemy mogli
zobaczyć postawioną tam choinkę. Możliwość pracy z takim
widokiem? To mi się nigdy nie znudzi.
– Charlie, jesteś gotowa? – Joe kładzie rękę na moim ramieniu
i wyrywa mnie z zamyślenia. – Jedziemy do Dead Rabbit.
Kiwam głową, zakładam płaszcz, a potem czapkę i szalik. Waham
się, jak zawsze, czując nutę zapachu, który był tam wcześniej.
Zapachu naszego weekendu przy ognisku na Szetlandach. W tym
mieście każdego dnia noszę szalik, nie tylko dlatego, że zimy
w Nowym Jorku są brutalne, ale dlatego, że w jakiś dziwny sposób
sprawiają, że czuję, jakbym była blisko niego.
– Co jemy? – pytam z wahaniem.
Wzrusza ramionami.
– Tak jak mówiłem, zjemy w Dead Rabbit.
Wydaję z siebie jęk.
– Wiem, że Nowy Jork to raj dla smakoszy, ale te porcje…
Zamieniam się w wygłodniałego potwora.

***

Gdy wchodzimy do lokalu, zauważam, że ruch w Dead Rabbit jest


ogromny. Dostrzegam co najmniej pięciu członków zespołu
w jednym z narożnych miejsc, podczas gdy kilku innych gra w rzutki.
Uwielbiam te bary w amerykańskim stylu, z ich oldschoolowymi
podłogami z trocin i kabinami barowymi w stylu epoki prohibicji.
Czasami w soboty przychodzę sama i spędzam godziny, pisząc teksty
piosenek i rozmawiając z barmanami. Tutaj, w Nowym Jorku,
barmaństwo i kelnerstwo są formami sztuki; barmani są doradcami,
a kelnerki czytają w myślach, dokładnie wiedząc, kiedy do ciebie
podejść, a kiedy dać ci przestrzeń.
Przeciskamy się przez tłum do stolika.
– Charlie, Joe. – Karl uśmiecha się do nas, przywołując nas
do siebie. – Co wam zamówić?
– Dwa Old Fashionedy, szefie – mówi Joe.
Rozgląda się po grupie.
– Dwa razy Old Fashioneds, dwa razy whiskey sour, G&T, już się
robi.
– Przyda ci się pomoc, Karl?! – krzyczę przez muzykę.
– Jasne. – Uśmiecha się, kładąc rękę na moich plecach, gdy
idziemy do baru.
– Jak się masz, Charlie? – Wygląda na szczerze zaniepokojonego.
– Podoba ci się Nowy Jork?
– Kocham to miasto. – I nie kłamię. Naprawdę kocham Nowy Jork.
Przeszłam każdą milę tej błyszczącej, betonowej dżungli i jej parków.
To pomaga odwrócić moją uwagę.
– Wygląda na to, że szokująco szybko zaaklimatyzowałaś się
w zespole projektowym. – Spogląda na mnie, a ja uśmiecham się,
słysząc ten komplement. – Przepraszam, że nie było mnie przy
tobie, aby upewnić się, że wszystko u ciebie w porządku w ciągu
ostatniego tygodnia.
Słyszałam, że był w Singapurze na konferencji technologicznej.
– Nie musisz się upewniać, że wszystko u mnie w porządku, Karl.
– Zmarszczyłam brwi. – Masz setki ludzi w biurze, którymi
powinieneś się opiekować.
Jego oczy odrywają się od moich i zaczyna coś mówić, ale się
powstrzymuje.
Uważa, że musi na mnie uważać po tym, co stało się z Dannym.
Odkąd wylądowałam w Nowym Jorku, obowiązywała
niewypowiedziana zasada. Nie rozmawiamy ze sobą o Dannym. Karl
zabrał mnie na lunch kilka razy podczas moich pierwszych tygodni.
Wcześniej spotykaliśmy się tylko na imprezach Tristana, więc nigdy
go dobrze nie poznałam. Nasza znajomość była tylko
powierzchowna, ale tutaj, w Nowym Jorku, mogłam spędzić z nim
trochę czasu. Rozmawialiśmy godzinami o nowych pomysłach
dotyczących produktów Dunley.
– Jakie masz plany na weekend? – pyta, wręczając barmanowi
swoją kartę.
– Właściwie to mam zamiar popracować w sobotę – przyznaję
z zakłopotaniem.
– Praca w weekend? – Unosi brew. – Czy nie pracujemy zbyt
ciężko?
– Nie. – Uśmiecham się. – Chcę tylko dokończyć kilka pomysłów
projektowych, aby Joe mógł zbudować prototypy.
Przechyla głowę na bok, przyglądając mi się uważnie.
– Naprawdę rozkwitasz w tej roli, Charlie. Widać, że dobrze się
odnajdujesz na tym stanowisku. Nigdy nie zdawałem sobie sprawy,
że masz tak kreatywną passę.
– Dzięki, Karl. – Rumienię się. – To wiele dla mnie znaczy.
– Nie spędź jednak całego weekendu, pracując, okej? – pyta,
wręczając mi drinki z whiskey.
– Nie będę – obiecuję. – W niedzielę Joe zabiera mnie do Muzeum
Brooklyńskiego.
Karl unosi brew.
– Joe?! Czy on nie mieszka w Brooklynie?
– Tak – odpowiadam z nutą irytacji. Co teraz insynuuje? –
Oprowadzał mnie po mieście.
– Wiesz, że jest tobą zainteresowany?
– Nic się między nami nie dzieje, Karl. – Marszczę brwi.
Zainteresowanie migocze w jego oczach, a potem znika.
– Cieszę się, że ktoś cię oprowadza. Znasz tu kogoś jeszcze?
– Nie. – Wzruszam ramionami.
I to mi odpowiada. Bo kiedy przestaję przemierzać ulice, chodzić
do muzeów, galerii sztuki, klubów komediowych i burgerowni,
zamykam drzwi do mojego pięknego mieszkania na poddaszu i mogę
się wypłakać w samotności.
– Umówmy się niedługo na lunch, dobrze?
– Chętnie. – Kiwam do niego głową, uśmiechając się lekko. Biorę
duży łyk mojego Old Fashioned. Pali w gardle, ale prawdopodobnie
pomoże mi szybciej zasnąć.
Ech. A więc tak się zostaje alkoholikiem…

***

Gdy wracam do mieszkania i zdejmuję buty, jest już północ. Zbyt


późno, bym zdążyła się wyspać, a jutro mam naprawdę wiele pracy.
Chociaż tęsknię za Cat i dziewczynami, uwielbiam mieszkać sama
w tym pięknym mieszkaniu z odsłoniętą cegłą i wysokimi belkami
stropowymi, na które nigdy nie byłoby mnie stać, gdyby Nexus nie
był jego właścicielem.
Włączam ogrzewanie, ubieram się w dres i siadam ze
skrzyżowanymi nogami na sofie, z laptopem opartym na nogach
i ziołową tabletką nasenną rozpuszczoną w gorącej wodzie.
Następnie przeglądam zdjęcia zrobione moim profesjonalnym
aparatem i pozwalam łzom wypłynąć. Wyglądaliśmy jak
najszczęśliwsza para na świecie, jakbyśmy do siebie pasowali.
Od czterech tygodni wykonuję ten rytuał. Fajne czasy, myślę
sarkastycznie.
W ciągu dnia jestem „prawdziwą szczęściarą” Charlie,
odkrywającą to, co najlepsze w Nowym Jorku, ale w nocy, samotnie,
w moim mieszkaniu, pozwalam sobie na przeżywanie cierpienia.
Odtwarzam każdą naszą interakcję w mikroskopijnych
szczegółach, a następnie torturuję się scenariuszami teraźniejszości.
Ile razy spał z Jackie? Czy to tylko seks, czy naprawdę ją lubi? Czy ją
kocha? Czy zamierza zabrać ją na Szetlandy? Ta myśl sprawia, że
serce mi zamiera.
Stevie opowiada mi o tym, co dzieje się w Londynie.
Poinformowano go, że może zachować pracę. Powiedział, że Jackie
jest na zwolnieniu lekarskim, a Danny chodzi ciągle w złym
humorze. Julie mówi, że pozwał jej firmę medialną za zniesławienie.
W pracy wszystko wróciło do normy − on jest dyrektorem
generalnym, a ja tylko pracownikiem. Otrzymuję wypłatę, dostaję e-
maile motywacyjne z całej firmy, a raz w miesiącu z bólem słucham
wideo na żywo, w którym uczestniczą wszyscy pracownicy.
Wyłączam moją kolekcję zdjęć i klikam na oprogramowanie
muzyczne.
Przez ostatnie kilka tygodni tworzyłam nowy materiał, znacznie
mroczniejszy niż moje zwykłe optymistyczne utwory, ponieważ
pisanie tekstów o bólu sprawia, że jestem w stanie przeżyć swoje
emocje, a sadystyczna strona mnie chce tarzać się w tej ciemności
tak długo, jak to możliwe.
Przesyłam je do OpenMic. Utwory zyskują na popularności,
a liczba wyświetleń rośnie z dnia na dzień. Zgaduję, że jest tam
wielu pogrążonych w bólu ludzi o złamanych sercach.
Wiadomość miga w mojej skrzynce odbiorczej.
Samantha Dalton, dyrektor kreatywny, DreamWorks Pictures.
Samantha chce porozmawiać o wykorzystaniu mojej muzyki…
Jasne, Samantho, jeśli to twoje prawdziwe imię.
Codziennie dostaję takie wiadomości. Samantha będzie
sprzedawać moje piosenki za jedyne pięć tysięcy, dzięki czemu
zarobię miliony!

***

Przechylam głowę na bok, studiując ekran.


– Są niesamowite, Joe.
Uśmiecha się.
– Wiem. Zarząd będzie zachwycony – mówi mężczyzna.
Wzdrygam się. Za tydzień przedstawimy zarządowi Nexusa naszą
ścieżkę rozwoju dla produktów. Istnieje możliwość, że Danny
weźmie udział w tym zebraniu, chociaż jego harmonogram nigdy nie
jest potwierdzony aż do kilku dni wcześniej, kiedy jego zespół
decyduje, które wydarzenia są dla niego najważniejsze. Ponieważ
zwykle harmonogram jest wypełniony po brzegi, nie będzie to tak
wysoko na jego liście priorytetów. Karl potwierdził już, że jego
obecność jest mało prawdopodobna.
Pracowaliśmy dzień i noc nad tą prezentacją, przez trzy tygodnie,
i jestem zdeterminowana, by tego nie spieprzyć. To zabawne, jak
złamane serce zmienia cię w pracoholika.
– Chwileczkę, Joe. – Imię Tristana miga na moim telefonie, a ja
przechodzę na bok biura, aby zachować prywatność.
Jest godzina dwudziesta druga czasu londyńskiego.
– Hej, siostrzyczko. – Jego ciepły głos wybrzmiewa w telefonie.
– Hej. – Uśmiecham się do siebie, ciesząc się, że słyszę głos
mojego starszego brata.
– Znowu mnie ignorujesz – karci mnie.
– Wiem, przepraszam. Byłam zawalona nowym projektem –
wyjaśniam. – W przyszłym tygodniu mamy prezentację dla zarządu,
a projektowanie zajęło nam tyle czasu – mówię podekscytowana.
– Cieszę się, że znów słyszę pasję w twoim głosie. Martwię się
o ciebie, Charlie. Odkąd jesteś w Nowym Jorku, stałaś się
zdystansowana.
– Przepraszam. – Przełknęłam grudę w gardle. – Po prostu
potrzebowałam trochę czasu… po tym wszystkim.
Nastąpiła długa pauza.
– Może powinnaś poszukać innej pracy? W mojej firmie jest kilka
stanowisk informatycznych, które musimy obsadzić. Praca dla
Danny’ego po tym, co się stało, nie jest dla ciebie dobra. To nie jest
normalne.
– W ogóle go nie widuję. Zatem jest w porządku. I naprawdę
uwielbiam swoją posadę. – Przerywam na chwilę. – Kiedy wrócę
do Londynu, poszukam innej firmy.
– Charlie, on będzie w Nowym Jorku w przyszłym tygodniu.
Kurwa.
Prezentacja. Liczyłam na to, że nie weźmie w niej udziału.
Wciągnęłam powietrze.
– Skąd wiesz? Znowu rozmawiacie?
– Nie. – Wzdycha. – Potrzebuję trochę od niego odpocząć,
potrzebuję czasu. Jack mi powiedział.
– Chciałabym, żebyś z nim porozmawiał, Tristanie. Wyrządziłam
już wystarczająco dużo szkód, abstrahując od niszczenia waszej
relacji.
– Nic z tego, co się wydarzyło, nie jest twoją winą – odparł. –
Danny jest starszy, mądrzejszy, jest dyrektorem generalnym,
na litość boską.
– Co jeszcze powiedział Jack? – Mój żołądek się skręca.
Wydaje z siebie długie westchnienie.
– Jack powiedział, że on jest w złym stanie – mówi ze smutkiem.
– Stres związany z artykułem? – dopytuję.
– Nie – mówi powoli. – To się na nim odbiło. Nie mówi Jackowi
zbyt wiele, ale myślimy, że ma to związek z tobą.
Zesztywniałam.
– Wątpię w to, Tristanie. Szybko się uporał z naszą relacją –
wyznaję.
– Skąd wiesz?
Nie chcę rozmawiać o tym z moim bratem.
– Przespał się z naszą recepcjonistką trzy dni po tym, jak to się
stało – wyduszam z siebie. – Z Jackie.
Krew odpływa mi z twarzy, gdy wypowiadam jej imię na głos.
Przeklina pod nosem.
– Pieprzony dupek, zarżnę go. Mimo to musiało mu na tobie
zależeć, skoro zapłacił pół miliona, żeby twoje imię nie znalazło się
w artykule.
– Co zrobił?! – pytam głośno.
– Zapłacił, żeby twoje nazwisko nie znalazło się w artykule –
powtarza Tristan. – Myślałem, że o tym wiesz. Zapłacił reporterowi
coś między pół miliona do miliona.
– Nie wiedziałam o tym – szepczę, a w głowie mi się kręci.
– Postąpił słusznie – dodaje niechętnie. – Muszę mu to przyznać.
– Myślę, że zrobił to dla ciebie – mówię cichym głosem. – Dla
waszej przyjaźni.
Parsknął.
– Błagam cię, Tristanie. – Kręcę głową, starając się zebrać myśli. –
Relacja między mną a Dannym jest zrujnowana. Ale jesteś mu
winien dwadzieścia lat lojalności. Pomyśl o tym, jak był przy tobie
przez cały ten dramat z Geminą. Artykuł nie był jego winą. To była
moja wina – kontynuuję. – Jestem dorosłą kobietą; każde z nas
wpakowało się w ten bałagan. Nie możesz go ciągle karać.
– Potrzebuję czasu. Zrobił to za moimi plecami.
– Popełnił jeden błąd.
– Co się wydarzyło między wami? – zapytał łagodnie. – Nigdy
wcześniej nie zabrał dziewczyny na Szetlandy.
Westchnęłam.
– Myślałam, że to coś wyjątkowego. Źle to odczytałam. Słuchaj,
muszę już kończyć – mówię, gdy na ekranie pojawia się kolejne
połączenie.
– Pa, siostrzyczko. Następnym razem odbierz.
Wciskam „połącz” z nieznanym numerem; nie jest to numer
kierunkowy Nowego Jorku ani Wielkiej Brytanii.
– Halo?
– Czy rozmawiam z Charlotte Kane? – słyszę amerykański akcent.
– Tak?
– Cześć, Charlotte, tu Samantha Dalton z DreamWorks Pictures.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 34

DANNY
– Pójdź po nich. – Laura, nasza szefowa do spraw produktu, kiwa
głową w stronę Tracey.
Siedzimy w sali konferencyjnej na dwudziestym piętrze, czekając,
aż Charlie i jeden z projektantów przedstawią swoje pomysły
na następną generację produktów Dunley.
Stukam palcami o biurko, a Karl unosi brwi, dając mi znać, żebym
przestał.
Stukam dalej.
Tracey wraca do pokoju w towarzystwie Charlie i faceta z białymi
zębami, podobnego do lalki Kena. Joel, przypominam sobie.
Całe moje ciało twardnieje w odpowiedzi na obecność siostry
Tristana. Ma na sobie obcisłą sukienkę, w kolorze królewskiego
błękitu, która podkreśla niebiesko-zielone oczy. Dobry Boże, ona
zapiera dech w piersiach. Składam ręce na piersi i staram się ukryć,
jak bardzo jestem zdenerwowany jej obecnością.
Gdy nam się przedstawiają, Charlie patrzy na wszystkich, tylko nie
na mnie.
– Panie Walker – zwraca się do mnie podekscytowany Ken. – To
zaszczyt, że zechciał pan wysłuchać naszej dzisiejszej prezentacji.
– Zawsze interesuję się nowymi funkcjami, które są prezentowane
– odpowiadam sucho, ignorując go i wpatrując się w Charlie.
Jest teraz odwrócona do mnie plecami, zajęta grzebaniem
w kablach między laptopem a ekranem. Widzę, jak drżą jej ręce,
i zdaję sobie sprawę, że jest zestresowana.
– Czy możemy poprosić kogoś o pomoc w tej konfiguracji? –
pytam zirytowany. – Mam tylko trzydzieści minut, zależy mi więc
na czasie.
Odwraca się, a jej oczy rozszerzają się z przerażenia, gdy Ken
zwraca na nią uwagę i pomaga jej. Pochyla się nad nią, by wziąć
kabel i kładzie rękę na jej plecach, mrucząc jej coś do ucha. Ona
obdarza go delikatnym uśmiechem, a we mnie wzbiera zazdrość.
Zbyt, kurwa, poufałe zachowanie, chłopcze. Zabieraj od niej swoje
chciwe łapska.
Wzdycham głęboko, na co Karl rzuca mi ostrzegawcze spojrzenie,
prosząc niemo, abym się zachowywał.
Charlie odchrząkuje i wygładza sukienkę długimi, nerwowymi
ruchami.
– Najpierw wyjaśnię nasze podejście do opracowania całego
planu. Przeprowadziliśmy badania użytkowników z dziesięcioma
naszymi obecnymi klientami i kilkoma większymi firmami, które nie
korzystają z oprogramowania. Przeanalizowaliśmy wyniki
zadowolenia klientów w ciągu ostatnich pięciu lat, ale także, co
ważne, opracowaliśmy wizję kierunku produktu, która powie nam,
jak ten projekt powinien się rozwinąć za pięć lat.
Karl pokazuje jej kciuk w górę, a ona odwzajemnia się pełnym
napięcia uśmiechem.
Przenoszę wzrok na Karla. Czy każdy mężczyzna w tym cholernym
pokoju jest pod jej urokiem?
Lekko się wzdryga, co z pewnością jest wywołane przez moje
niskie warknięcie, które mimowolnie wydobywa się z mojego gardła.
– To jest to, co proponujemy na pierwszy rok dla minimalnego
opłacalnego produktu – opowiada o wizualizacji z dumą w głosie.
Biorąc pod uwagę jej doświadczenie, jest to dla niej duża rola. Karl
powiedział, że pracowała wiele godzin, także w weekendy.
Wygląda na to, że się opłaciło; pomysły i strategia są zwięzłe,
osiągalne i innowacyjne.
– Dobrze – odpowiadam, gdy kończy, a jej spojrzenie po raz
pierwszy napotyka moje, wywołując rumieniec na jej policzkach.
Wygląda, jakby miała zaraz paść.
– Więc teraz… Oto… To są funkcje – plącze jej się język, gdy
przechodzi do następnego slajdu.
Pożeram ją wzrokiem, ale nie mogę oderwać od niej oczu. Jej twarz
pokrywa się szkarłatem, gdy zespół analizuje każdy szczegół jej
propozycji.
Są bezwzględni, muszę im to przyznać. Nawet gdy jest zszokowana
niektórymi szorstkimi komentarzami, stara się utrzymać swoją
pozycję; nie ma w tym doświadczenia, ale jest zdeterminowana.
Wyobrażam sobie ją na biurku w sali konferencyjnej, w sukience
opiętej wokół talii, z szeroko rozłożonymi nogami i miękkim,
różowym ciałem, mokrym i gotowym na mój język, błagającym, bym
ją wypełnił. Tęsknię za tymi jękami. Mój kutas drga w odpowiedzi.
Wyluzuj, koleś.
– Danny, jesteś bardzo milczący. Masz jakieś pytania? – Laura
unosi brew.
Waham się, wracając do prezentacji.
– Twoje pomysły są dobre i solidne. Ale twoja prezentacja wymaga
dopracowania. Była chaotyczna, szorstka i niedojrzała.
Charlie wzdrygnęła się, robiąc krok do tyłu.
– To jest obiecujące – dodaję, wyrównując ton. – Masz pozwolenie
na kontynuowanie. Laura poprowadzi cię przez kolejne kroki, aby
przejść do wersji alfa.
– Dziękuję, panie Walker. – Kiwnęła niezręcznie głową.
Więc teraz jestem panem Walkerem.
– To cały czas, jaki mógł wam poświęcić Walker – mówi Laura.
Odwraca się do mnie. – Danny, masz teraz rozmowę z senatorem
Williamsem.
Pieprzyć senatora Williamsa.
Patrzę, jak Charlie i Joel pakują swój sprzęt, i słyszę, jak chichocze
cicho, gdy on coś do niej mówi. Następnie Joel pochyla się i pociera
jej ramię.
Moje dłonie zaciskają się w pięści. Ten Joel cholernie mnie
wkurza. Jak blisko byli, pracując nad tym projektem?
Wychodzimy z pokoju na korytarz, Charlie i Ken skręcają w lewo,
podczas gdy ja skręcam w prawo z resztą zespołu, aby udać się
do windy.
Laura rozmawia ze mną o uruchomieniu przez NextGen jednego
z naszych produktów kryptograficznych, ale jestem zbyt
rozemocjonowany, by się skupić.
– Charlie. – Odwracam się i przywołuję ją do siebie.
Wszyscy zatrzymują się, czekając, aż się odezwę.
– W porządku. – Macham ręką, by ich rozproszyć. – Chciałbym
porozmawiać chwilę z Charlie.
Jej oczy rozszerzają się, ale kiwa głową i przystaje.
Podchodzę do niej, aż dzieli nas duży krok.
Ken pozostaje u jej boku jak pies. Za kogo ten facet się uważa?
– Sam na sam. – Spoglądam na niego.
– Jestem projektantem, proszę pana. Z przyjemnością odpowiem
na wszelkie pytania.
Facet ma jaja, muszę mu to przyznać.
Mrużę oczy.
– Nie słyszałeś mnie? – pytam ze złością.
– Słyszałem. – Wygląda na zdenerwowanego, ale niechętnie rusza
korytarzem.
Zwracam uwagę na zapierające dech w piersiach stworzenie, które
niszczy mój sen. Jej oczy niechętnie wpatrują się w moje.
– Danny – mówi, jej głos ledwo przekracza szept.
Mój kutas drży, gdy te wielkie zielone oczy wpatrują się we mnie.
Chcę wziąć ją w ramiona i nigdy nie puszczać. Skup się, Walker.
– Jak się masz? – pytam łagodnie. – Czy mieszkanie jest
w porządku?
– Jest piękne. – Jej twarz rozjaśnia się, gdy mówi, a ja opieram się
pokusie ujęcia jej policzków w dłonie. – Uwielbiam wysokie sufity
i odsłoniętą cegłę. Siłownia, szeroka ulica wysadzana drzewami,
pobliskie kawiarnie… jest niesamowicie.
– Cieszę się, że ci się podoba.
Zaczęła podszytą emocjami pogawędkę.
– Kiedy zapytano mnie, czy chcę mieszkanie służbowe, nawet
w najlepszych snach nie sądziłam, że będę mieszkać w takim
luksusie. Codziennie wracam do domu i wciąż nie mogę uwierzyć, że
drzwi otwiera mi portier. Czuję się jak w filmie. Nie mogę uwierzyć,
że pracownicy mogą tam mieszkać za darmo.
– Nie mogą – przyznaję, starając się powstrzymać wzrok przed
zejściem na dekolt jej sukienki. – Mieszkanie jest moje, a nie firmy.
Okręca włosy wokół palców, co rozpoznaję jako nerwowy tik.
– Ja… nie zdawałam sobie sprawy, że jest twoje – jąka się. – To ma
sens, teraz rozumiem, dlaczego jest takie ładne. Sprawiłam ci kłopot.
Nigdy bym się nie zgodziła, gdybym zdawała sobie z tego sprawę.
– To nie był dla mnie kłopot, Charlie. – Marszczę brwi,
przytrzymując jej spojrzenie. – Poza tym mieszkanie Karla jest
wystarczająco duże dla dziesięciu osób.
– Jak się miewa Jackie? – Słowa wypadają jej z ust.
Zerkam na nią dwa razy.
– Karl ci powiedział?
– Tak – mówi z nikłym uśmiechem.
– Oczywiście nie było to planowane, ale z błędów rodzą się dobre
rzeczy. Jesteśmy podekscytowani. To będzie pierwsze dziecko
Walkerów w rodzinie.
Odchyla się z taką siłą, że podchodzę do niej i chwytam ją za
nadgarstek.
– Wszystko w porządku?
– Jest w ciąży? – wykrztusiła.
– Tak. Myślałem, że o tym wiesz – dodaję.
Przygryza wargę i spogląda na podłogę.
– Myślałam, że to tylko seks.
– Generalnie to w taki sposób robi się dzieci. – Uśmiecham się
beznamiętnie.
– Muszę iść, Danny. – Wyrywa nadgarstek z mojego uścisku.
– Chwileczkę. – Podnoszę głos. – Umawiasz się z tym facetem
z zębami?
Na jej twarzy pojawia się uśmiech.
– Wszyscy faceci, z którymi się umawiam, mają zęby. Trzymam się
pewnych standardów.
– Wiesz, kogo mam na myśli – warczę. – Kena.
Cholera, to było nieprofesjonalne. Jest członkiem mojego
personelu, na litość boską.
– Masz na myśli Joela? – pyta zaskoczona. – Nie, oczywiście, że
nie spotykam się z nim.
Dobrze. Więc lepiej, żeby ten sukinsyn się wycofał, zanim
przeniosę go do innego działu.
– Ale się umawiam – dodaje, wpatrując się w moje stopy. – Jestem
naprawdę szczęśliwa. Może powinnam zostać w Nowym Jorku. Nic
nie trzyma mnie w Londynie.
Zaciskam szczękę.
– Chyba nie. Może więc powinnaś przenieść się do biura w Nowym
Jorku. Jestem pewien, że zespół mógłby to ułatwić.
Kiedy podnosi wzrok, wydaje mi się, że widzę łzy zbierające się
w jej oczach.
– Pa, Danny, uważaj na siebie.
Patrzę, jak odchodzi, i coś we mnie pęka na tysiąc kawałeczków.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 35

CHARLIE
Jeśli wcześniej myślałam, że cierpię, to oszukiwałam samą siebie.
Teraz tonę w bólu. Nigdy nie czułam się tak okropnie. To tak, jakby
moje serce zostało wyrwane z klatki piersiowej. Nawet obawa
o odejście taty blednie w porównaniu z tym.
Przez ostatnie siedem dni, odkąd dowiedziałam się o dziecku,
miałam powtarzający się koszmar, w którym jestem w Londynie,
a Jackie i Danny są tam ze swoim dzieckiem. Potem budziłam się
zlana zimnym potem i przez kilka sekund staram się uspokoić,
tłumacząc sobie, że to tylko sen. Jednak po chwili zderzałam się
z rzeczywistością i jasno docierało do mnie, że to wszystko jest
prawdą.
Czasami zaczyna się jak szczęśliwy sen. To ja jestem w ciąży z jego
dzieckiem, a potem dziecko zamienia się w obłoczek powietrza.
Czasami budzę się, szlochając. Ogromne, wstrząsające ciałem
szlochy, które przychodzą falami i są nie do powstrzymania.
W ciągu dnia nie jest lepiej. Nie pozwalam sobie na łzy, ale ciemna
chmura podąża za mną bez względu na to, co robię.
W pracy moje projekty rosną w siłę. Projekt przeszedł do fazy alfa,
a zespoły programistów są wybierane, aby rozpocząć pracę nad
nowym oprogramowaniem w ciągu najbliższych kilku tygodni. Jeśli
chcę, mogę na dobre przenieść się do Nowego Jorku. Powinnam być
szczęśliwa. Jednak uczucie przyjemności zostało ze mnie wyssane.
Teraz przechodzę przez kolejne etapy życia bez emocji.
Już nigdy nie będę mogła go pocałować. Ani dotknąć. Nigdy nie
będę mogła nazwać go moim. Nigdy nie będę mogła nosić jego
dziecka.
To powinnam być ja.
Pod mieszkanie podjeżdża żółta taksówka, z której wychodzi
wysoka blondynka z dwiema walizkami.
Uśmiecham się i schodzę po schodach.
– Julie! – piszczę radośnie.
Gwiżdże nisko.
– Ja pierdolę, dziewczyno, to ładny budynek!
– Oczywiście, w końcu należy do niego. – Przyciągam ją do siebie
i przytulam. – Tęskniłam za tobą.
– Och. – Skrzywiła się. – Musi mieć wyrzuty sumienia, skoro
pozwolił ci tu mieszkać. Możemy zrobić tu dewastację, gdy będziemy
opuszczać mieszkanie?
– Nie. – Przewracam oczami, wnosząc walizkę po schodach. Co
ona, do cholery, zabrała ze sobą? – Na razie nadal pracuję w jego
firmie, pamiętasz? Jak minął lot? – pytam, ruszając przez drzwi
obrotowe.
– Masz boya hotelowego? – mówi zbyt głośno, gdy wita mnie Tom,
nasz portier.
– Nie sądzę, aby „boy hotelowy” to było właściwe określenie. –
Marszczę brwi. – To chyba jest po prostu ktoś, kto załatwia różne
sprawy, mam rację?
– Nie wiem. – Wzrusza ramionami. – Myślałam, że boy hotelowy
to ktoś w stylu amerykańskiego kamerdynera.
– Tom nie jest lokajem, Julie. – Prycham, gdy wsiadamy do windy.
– To miejsce jest niesamowite. – Śmieję się. – Nawet nie widziałaś
jeszcze apartamentu.
– Ach, więc teraz mieszkasz w apartamencie. Co jest w nim
takiego, że nie nazywasz go mieszkaniem? – narzeka, gdy docieramy
na moje piętro. Przekręcam klucz i otwieram drzwi.
– Jasna cholera! – krzyczy, rzucając swój bagaż na środek podłogi
i biegając w kółko po otwartym pokoju. – Wynajęcie tego miejsca
kosztowałoby fortunę. Tysiące miesięcznie! – Biegnie tak szybko
w stronę okna, że boję się, że przez nie wyleci. – Ja pierdolę, ten
widok!
– Tak, jest niesamowity – zgadzam się. – Z wyjątkiem tego, że
teraz jest skażony, bo przypomina mi o nim.
Jej usta zaciskają się w cienką linię.
– Potrzebujemy wina – oznajmia. – Wino jest odpowiednim
lekarstwem.
– Uwierz mi, próbowałam tego. Grozi mi uzależnienie – mówię,
podnosząc butelkę czerwonego trunku ze stojaka na alkohol. –
Wszystko, co robię, to zatapianie się w pracy i zapijanie smutków.
Wszystko, czego używam w tym mieszkaniu, każdy nowoczesny
gadżet w kuchni, łóżko, wanna, wszystko przypomina mi o nim. –
Śmieję się bezbarwnie. – Myślę o tym, że Jackie będzie z niego
korzystać, kiedy cała trójka przyjedzie tu bawić się w szczęśliwą
rodzinkę. Mam wizję uroczej trzyosobowej rodzinki, siedzącej przy
kominku w dopasowanych świątecznych swetrach, z przyjemnym dla
ucha jazzem w tle. On lubi jazz. Potem wracają do swojej pięknej
rezydencji z widokiem na Tamizę, a od czasu do czasu spędzają
wakacje na Szetlandach.
– Nieźle zaplanowałaś ich życie. – Wpatruje się we mnie
zaniepokojona. – Charlie, musisz przestać się torturować.
Wręczam jej kieliszek czerwonego wina i nalewam sobie własną,
obfitą porcję.
– Dobrze, że tu jesteś. – Stawiam swój kieliszek obok jej.
– Cieszę się, że tu jestem – mówi. – Tak bardzo martwimy się
o ciebie w domu. Twoje wiadomości… cały czas wydajesz się
smutna.
Zmuszam się do małego uśmiechu i odwracam wzrok.
– Będzie łatwiej.
Bierze łyk.
– Dobre wino. Jaki on był? No wiesz, kiedy widziałaś go w zeszłym
tygodniu? – mówi niepewnie.
Milczę przez chwilę, starając się zebrać myśli.
– Wydawał się taki niewzruszony. Taki normalny. Trzymał się
swojego harmonogramu, aby nie spóźnić się na kolejne spotkanie
z jakimś senatorem. Tymczasem ja byłam żałosnym wrakiem. –
Walczę ze łzami. – Pragnęłam jego aprobaty, chciałam, żeby
powiedział, że moje pomysły są dobre. On po prostu tam siedział,
bez wyrazu. A potem od niechcenia powiedział mi, że będzie miał
dziecko. – Na wpół parsknęłam, na wpół się rozpłakałam. – Nawet
nie zauważył momentu, w którym rozerwał moje serce na milion
małych kawałeczków. Powiedział to tak, jakby to była najzwyklejsza
rzecz na świecie. – Wzdycham. – Jak: hej, zrobili mi niesmaczną kawę,
ale jakoś ją wypiję, bo lubię.
– Och, Charlie. – Odstawia wino i przyciąga mnie do siebie. –
Wiem, że to okropne. Ale nie opuszczaj Londynu z powodu tego
dupka.
– Przepraszam – szlocham, ocierając łzy z policzków. –
Odwiedzasz mnie w Nowym Jorku, a ja siedzę tu i beczę. Nie takich
wakacji chciałaś. Mam tak cholernie dość płaczu.
– Mam nadzieję, że nie spędzałaś każdej nocy
na rozpamiętywaniu Danny’ego Walkera.
– Oczywiście, że nie – skłamałam, odwracając wzrok. – Widziałam
dużo miejsc w Nowym Jorku. To miasto jest magiczne. Szczerze
mówiąc, Julie, jest tu niesamowicie.
– Ile czasu ci zostało?
– Tylko tydzień – informuję. – Jestem tu od siedmiu tygodni.
Potem będę musiała wrócić do rzeczywistości.
Nie chcę myśleć o powrocie do Londynu, do miasta, w którym są
Danny, Jackie oraz ich nienarodzone dziecko.
– Ubierzmy się i chodźmy coś zjeść, dobrze? – Rozpogadzam się.
Julie kiwa głową.
– Bardzo schudłaś. Musisz się lepiej odżywiać. Wyglądasz
fantastycznie, ale jesteś chuda. Jeśli nie zaczniesz jeść, będziesz
miała pryszcze zamiast cycków – stwierdza śmiertelnie poważnie.
Śmieję się krótko.
– Przez to, że ostatnio czuję koszmarną rozpacz, od jakiegoś czasu
nie mogę jeść. Na początku było lepiej. Ale odkąd znowu go
zobaczyłam… moje organy przestały funkcjonować, a jedzenie to
jedynie obowiązek.
– Dość smutku. – Uderza dłonią w stół. – Pokaż mi ten kontrakt,
który przysłało DreamWorks. Sto tysięcy funtów. Czy to na serio?
Uśmiecham się i otwieram laptopa.
– Mam nadzieję, że mój znajomy prawnik pomoże mi to rozgryźć.
To prawdopodobnie oszustwo, więc nie robię sobie nadziei.
– Czy on o tym wie?
– Danny? Oczywiście, że nie. – Wzruszam ramionami. – Nie
miałby jak się dowiedzieć. Nie rozmawiamy.
Marszczy brwi.
– Byłby pod wrażeniem.
– To nieistotne. – Potrząsnęłam głową. – Nie ma sensu próbować
mu zaimponować. Co dobrego by z tego wynikło? Dziecko jest… to
już nieodwracalne. – Wzdycham. – Proszę. – Odwracam laptopa
w jej stronę, a nerwy trzepoczą mi w żołądku. Chwila prawdy.
Zakłada okulary i zaczyna czytać.
– Musi być jakiś haczyk, mam rację? – pytam niepewnie,
obserwując ją. To brzmi zbyt dobrze, by mogło być prawdziwe.
DreamWorks chce kupić prawa do wykorzystania jednej z moich
piosenek w filmie.
Czyta dalej, a ja czekam z zapartym tchem. Ciszę przerywa
na wpół śmiech, na wpół krzyk.
– Nie ma haczyka. Charlie, to jest, kurwa, legalne!
Wpatrujemy się w siebie przez chwilę, po czym ciszę przerywa
histeria.
– Moja piosenka?! Moja piosenka!! – krzyczę, gdy tańczymy po
kuchni jak idiotki.
– Pieprzyć Walkera! – krzyczy Julie, rozchlapując wino po całej tej
drogiej podłodze. – Charlie, gdy ten film powstanie, będziesz
umawiała się z gwiazdami filmowymi.
Odwzajemniam uśmiech. Danny Walker może iść do diabła. Nie
potrzebuję go. Zawsze przynosił mi tylko ból.

***

Boże Narodzenie w Nowym Jorku jest magiczne. Do Świąt zostało


pięć dni i wiem, że będę wracać do domu przepełniona emocjami
i żalem.
Julie poleciała do domu dziś rano. Zrobiłyśmy już wszystko, od
zwiedzania zimowych wiosek, jazdy na łyżwach wokół Rockefellera,
oglądania przedstawień na Broadwayu, po siedzenie na seksownym
kolanie Świętego Mikołaja w nocnym klubie w Greenwich i mówienie
mu, żeby wybaczył nam, że byłyśmy w tym roku niegrzecznymi
dziewczynkami.
Mogłabym napisać bestsellerowy przewodnik o tym, co robić
w Nowym Jorku, jeśli jesteś turystą ze złamanym sercem. Większość
punktów wiązałaby się z alkoholem.
Dziś wieczorem odchodzę z nowojorskiego oddziału. Wracam
do Londynu na przerwę świąteczną, aby zastanowić się, czy chcę się
tu przenieść. Jestem, delikatnie mówiąc, rozdarta.
Robimy teraz prawdziwe postępy: rozpoczęły się prace rozwojowe
i sądzimy, że w ciągu sześciu miesięcy będziemy mieli pierwszą
wersję do testów beta z kilkoma wybranymi klientami. To
najbardziej ekscytujący projekt w moim życiu i po raz pierwszy czuję
się doceniona. Laura jest fantastyczną szefową; jest typem kobiety,
która wspiera cię i zachęca do odważnych pomysłów. Nie mogę
uwierzyć, że przez tyle lat tolerowałam pracę pod kierownictwem
Mike’a.
Od tamtej pory nie widziałam ani nie słyszałam Danny’ego,
z wyjątkiem połączeń konferencyjnych z całym personelem.
Ból powoli, ale zdecydowanie zanika; myślę, że powiedzenie „czas
leczy rany” jest prawdą. Znajduję coraz więcej rzeczy, które
odwracają moją uwagę i zastępują smutek szczęściem.
Byłam nawet na kilku randkach, ale jestem zbyt przestraszona, by
zrobić coś więcej, niż tylko delikatnie flirtować. Gdybym próbowała
uprawiać seks, chyba zaczęłabym szlochać. Jakikolwiek widok innego
kutasa sprawiłby, że moje ciało fizycznie by go odrzuciło. Niech szlag
trafi Danny’ego Walkera za zapewnienie mi najlepszych orgazmów
w moim życiu. Równie dobrze mogę od teraz żyć w celibacie.
The Dead Rabbit jest przepełniony. Wygląda na to, że każde biuro
w Nowym Jorku postanowiło urządzić tu dziś przyjęcie
bożonarodzeniowe. Jesteśmy stłoczeni jak pijane, spocone sardynki.
Są tu ludzie, których nie znam, przyjaciele przyjaciół i ci, którzy
chcieli załapać się na kilka darmowych drinków.
Piję shoty z Laurą, Joe i kilkoma deweloperami. Rozmiar shotów
jest o wiele większy w Nowym Jorku niż w Londynie, a ja wlewam je
do gardła tak szybko, jakby miały mi zastąpić tlen.
Dobrze, że zarezerwowałam sobie kilka dni urlopu. Wracam za
dwa dni, więc do tego czasu powinnam wyleczyć się z kaca.
– Zostaniesz z nami, Charlie?! – krzyczy Laura, starając się być
głośniejsza niż cały bar śpiewający Fairytale of New York The Pogues.
– Zdecydowanie to rozważam. – Uśmiecham się do niej.
– Dobrze. – Podaje mi zielony shot.
Wącham go i wykrzywiam twarz.
– Ponieważ tak dobrze tu pasujesz, zmierzasz w kierunku awansu,
bardzo bym chciała, abyś została w Nowym Jorku, ale nie chcę
wpływać na twoją decyzję.
– Jezu. – Karl pochyla się za mną, wąchając tacę z zielonymi
shotami.
– Karl! – Obejmuję go za szyję, trochę zbyt pijana.
– Spokojnie, dziewczyno. – Śmieje się. – Jeśli zwymiotujesz tym
zielonym czymś na moje buty, nie wpuszczę cię z powrotem
do kraju.
– Znaliście się wcześniej, prawda? – Laura patrzy na nas
z zaciekawieniem.
– Zgadza się! – krzyczę, by mnie słyszała. – To przyjaciel mojego
brata.
– Danny i Tristan, brat Charlie, są bliżej. Są bliskimi przyjaciółmi
od dwudziestu lat. – Głos Karla zamiera w nicości, gdy zdaje sobie
sprawę z tego, co mówi.
Czy nadal są bliskimi przyjaciółmi? Udało mi się to zepsuć.
Przełykam zielonego shota i drżę, gdy płyn uderza mi do żołądka.
Wzmianka o Dannym wciąż wywołuje u mnie fizyczną reakcję.
Przynajmniej tutaj mogę to zamaskować alkoholem.
– Co powiedziałaś zespołowi, Charlie? – Karl zwraca się do mnie,
gdy Joe zaczyna rozmowę z Laurą. Jest zbyt głośno, by rozmawiać
w grupie.
Przygryzam wargę.
– Podejmę decyzję w Boże Narodzenie. To bardzo trudne,
ponieważ mogę wykonywać tę pracę z Londynu lub Nowego Jorku.
Uwielbiam oba miasta. Nowy Jork byłby nowym początkiem.
Kiwa głową, a jego brwi się łączą.
– Więc to naprawdę koniec między tobą a Dannym? – Potrząsa
głową. – Myślałem, że jednak postanowicie o to zawalczyć.
Patrzę na niego z niedowierzaniem, analizując jego słowa.
– Poważnie?
– Dlaczego nie? – Wzrusza ramionami. – Wydawało się, że dobrze
wam razem. Danny był taki szczęśliwy razem z tobą. Mogliście jakoś
uporać się z tym artykułem. Zgaduję, że ty po prostu nie jesteś już
zainteresowana?
Moje oczy robią się wielkie jak spodki. Czy on mówi poważnie?
Naprawdę mnie o to pyta?
– Na pewno dałabym radę uporać się z tym artykułem prasowym.
Jednak nie dam rady uporać się z dzieckiem. – Przewracam oczami,
jakby był kretynem.
Rzuca mi pytające spojrzenie.
– Dlaczego dziecko miałoby coś zmienić?
– Naprawdę pytasz mnie, dlaczego posiadanie dziecka przez
Danny’ego miałoby coś zmienić? – Mój głos podnosi się o oktawę. –
Karl, próbujesz być zabawny?
Patrzy na mnie przez co najmniej minutę.
– Charlie, mówisz poważnie?
To najdziwniejsza rozmowa, jaką kiedykolwiek odbyłam. Czy to te
zielone napoje? Czy mają w sobie jakiś halucynogenny narkotyk?
Czy mój mózg źle odbiera tę rozmowę?
– Ja pierdolę. – Kładzie dłoń na ustach. – Nie żartujesz. Dlaczego
myślisz, że to dziecko Danny’ego?
– Co? Jak bardzo jesteś pijany? – Rzucam mu spojrzenie. – Danny
mi powiedział.
– Jesteś tego pewna? Jakich słów dokładnie użył? – dopytuje.
– Nie pamiętam – mruknęłam. – Dlaczego to ma znaczenie, co mi
powiedział? – Kręcę głową. – Zachowujesz się bardzo dziwnie, Karl.
Widziałam Jackie w jego domu. – Głupio mi się teraz przyznać,
na wypadek, gdyby planował powiedzieć Danny’emu.
– Kiedy? – Na jego czole pojawia się głęboka zmarszczka.
– Po artykule. Chciałam przeprosić osobiście, więc poszłam
do jego domu i zadzwoniłam do drzwi – mówię speszona. – Ale
wtedy… usłyszałam kobiecy głos i wyszłam za bramę. Jackie wyszła
w jego koszulce. Zniknęłam, gdy usłyszałam jego głos.
Karl stoi nieruchomo, wpatrując się we mnie jak w kosmitę.
– Kiedy usłyszałaś jego głos, Charlie, usłyszałaś mój głos.
Otwieram usta, by coś powiedzieć, ale mięśnie moich ust są
sparaliżowane. Czy on próbuje być zabawny?
– To ja będę miał dziecko. – Rzuca mi niedowierzające spojrzenie.
– To dlatego tak dużo przebywałem w Londynie przez ostatnie kilka
tygodni. Jackie i ja mieliśmy przygodę na jedną noc. Nie jestem
z tego dumny… ale zajmę się dzieckiem. Jest moje. Zabrałem ją
tamtej nocy do Danny’ego. Był na mnie cholernie wściekły.
Teraz wszystkie moje mięśnie są sparaliżowane. Dziecko jest
Karla? Danny nie jest z Jackie. Danny nie ma dziecka. Nie ruszył
dalej, tak jak myślałam… przynajmniej nie z Jackie.
Kręci mi się w głowie, gdy mój mózg próbuje przetworzyć te nowe
informacje.
O cholera.
– Przepraszam! – Wybiegam z baru, odpychając pijanych ludzi
i wychodzę na świeże powietrze w samą porę, by zielone wymiociny
uderzyły o chodnik.
Karl jest tuż za mną.
– Przepraszam – mówię, nieśmiało wycierając zieloną plamę
z brody.
Siadam na schodku obok otwartego, wyrzuconego kebaba.
Nieśmiało podąża za mną.
– Nic mi nie jest, Karl. Nie musisz siadać. Nie chcę, żebyś
zniszczył swoje ubranie. Potrzebuję tylko chwili.
– Trochę na to za późno. – Śmieje się, wskazując na swoje
poplamione wymiocinami buty.
– Och. – Wzdrygam się. – Przepraszam za to. – Zatrzymuję się,
próbując przyswoić wiadomości. – Powiedział, że jest
podekscytowany dzieckiem. – Wpatruję się pustym wzrokiem
w ulicę.
Próbuję przypomnieć sobie dokładnie naszą rozmowę. Jak mogłam
się tak pomylić?
– Jest. Oboje jesteśmy teraz w szoku i pogodziliśmy się z tym.
– On nie będzie ojcem.
– Nie – potwierdza.
– Przez cały ten czas myślałam, że ruszył dalej. – Zrobiłam pauzę.
– Już za późno, prawda? – pytam cichym głosem. – Podczas
prezentacji był taki zimny i obojętny. Nie obchodzi go, czy wrócę
do Londynu. Właściwie sam to powiedział.
– Nie jestem pewien, czy to prawda. – Karl robi pauzę, a ja
odwracam się do niego. – Po artykule w wiadomościach i reakcji
Tristana chciał dać ci czas i przestrzeń, abyś mogła zdecydować,
czego chcesz. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy nie jest już za późno.
Kiedy powiedziałaś mu, że spotykasz się z kimś i zostajesz w Nowym
Jorku… wydaje się, że zamknął już te drzwi.
– Charlie! – Joe wybiega z baru, a ludzie na niego krzyczą. –
Puszczają reklamę filmu na dużym ekranie. Grają twoją pieprzoną
piosenkę. Rusz tu swój tyłek!
– Co? – Karl patrzy na mnie zdezorientowany.
Moje usta wykrzywiają się w głupkowatym uśmiechu.
– DreamWorks kupiło prawa do jednej z moich piosenek
do swojego filmu.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 36

CHARLIE
Trzy loty, cztery whisky, dwójka płaczących dzieci, sześć posiłków
w czasie lotu, pięć filmów, ani minuty snu − i ląduję na lotnisku
w Sumburghu. Uderza mnie zimna, bolesna rzeczywistość mojej
odruchowej decyzji.
Wpatruję się w tablicę „Witamy na Szetlandach”.
Co ja robię?
To najgłupszy pomysł, na jaki kiedykolwiek wpadłam. To był tylko
krótki romans, a potem się skończył. A teraz podróżuję przez pół
świata jak oszalała stalkerka?
Pomyśli, że jestem wariatką. Kto pojawia się nieproszony dwa dni
przed Bożym Narodzeniem? Karl powiedział, że ta ścieżka jest już
zamknięta. Co miałam zrobić? Zapukać i powiedzieć, że Mikołaj ma
specjalną niespodziankę?
Spieprzyłam to i mogę winić tylko siebie i moją cholerną
niepewność. Tristan zawsze mi dokucza, że jestem zbyt porywcza.
Trzy loty dały mi dużo czasu do namysłu. Byłam zbyt pochłonięta
wierzeniem w Danny’ego jako potentata technologicznego i nie
słuchałam Danny’ego jako mężczyzny, Danny’ego jako chłopaka.
Dostałam nauczkę i być może drogo zapłaciłam za to sercem.
Cho-cho-cholera.
Jeśli to się nie uda, będę musiała spędzić święta sama
w wynajętym mieszkaniu, otoczona owcami, bez indyka, tylko z tym
dziwnym rybnym haggisem.
Mama, Tristan i Callie myślą, że jutro lecę z Nowego Jorku
do Londynu. Powinnam wymyślić coś w stylu, że pojechałam
na samotne święta na Bali, żeby odnaleźć siebie − aby nie mówić im
prawdy.
Może jeszcze nie jest za późno, żeby się wycofać? Wciąż jestem
na lotnisku, więc mogę zarezerwować pierwszy lot powrotny
do Londynu.
Chociaż właśnie gasną światła… Co się dzieje? Myślałam, że
lotnisk nigdy nie zamykają.
Nie dopracowałam ważnych szczegółów przed opuszczeniem
pokładu. Teraz stoję na opuszczonym lotnisku dwadzieścia mil od
głównego miasta, a w zasięgu wzroku nie ma ani jednego postoju
taksówek.
– Hej – witam się z mężczyzną myjącym podłogę. – Jak najszybciej
dostać się do miasta?
Kiwa głową w stronę wyjścia.
– Autobus numer sześć jedzie do Lerwick. Wysiądź na ostatnim
przystanku.
– Świetnie. – Wzdycham z ulgą. Nie będę musiała przejść
dwudziestu mil w arktycznych warunkach. – Kiedy jest następny?
Sprawdza duży zegar na ścianie.
– Masz szczęście, za około pięćdziesiąt minut.
Ten człowiek najwyraźniej nigdy nie korzystał z metra, jeśli
uważa, że pięćdziesiąt minut oczekiwania to „szczęście”.
– Jak długo trwa podróż?
– To tylko kilka przystanków. Około godziny.
– Dzięki.
Cholera.
Wszystko zapowiada się tak wolno, że w tym tempie Karl pokona
mnie w dotarciu do Lerwick, a on wylatuje z Nowego Jorku dopiero
jutro.
Wygląda na to, że będę musiała iść prosto do pubu, a tego nie
planowałam. Chciałam się najpierw odświeżyć. Jestem wyczerpana
i w nieładzie, co jest typowe dla długodystansowych lotów.
Nagromadzona ślina przykleja się do brody po wielogodzinnym
siedzeniu w stanie zombie, gdy siedzi się przechylonym
o czterdzieści pięć stopni. Pachnę też jak zombie.
Cho-cho-cholera.
Do czasu przyjazdu autobusu mija z pewnością więcej niż
pięćdziesiąt minut, jestem w nim jedyną pasażerką. Robię makijaż
w ciemności i nakładam warstwy dezodorantu, aby zamaskować
zapach potu.
Im bardziej zbliżam się do świateł Lerwick, tym gorzej się czuję.
Znając Danny’ego, nie tylko mnie odrzuci, ale także poczuje się
zobowiązany do opieki nade mną na Szetlandach, dopóki nie będzie
mógł odesłać mnie do Londynu. To wszystko, czego potrzebuję: jego
litości i troski.
Potem wyśle wiadomość do Tristana, który również się zaniepokoi
i bez wątpienia zorganizuje interwencję. Moja chwila szaleństwa
będzie powodem do wstydu przez następną dekadę, dopóki nie
zrobię czegoś jeszcze głupszego.
Brawo, Charlie.
– Ostatni przystanek. – Autobus zatrzymuje się kilka drzwi od
miejsca mojego upadku. – The Lounge.
To małomiasteczkowy bar z muzyką na żywo i wieczorami
otwartych mikrofonów, jeden z niewielu barów w mieście. Nikt tu
nie spodziewa się występu gościa z innej części świata.
Wyciągam z autobusu dwie walizki i futerał na gitarę i kręcę się
przed barem.
– Potrzebujesz pomocy? – Facet przy drzwiach wpatruje się
z powątpiewaniem w mój wygląd osoby bezdomnej.
– Czy to noc Open Mic?
– Tak – mówi, patrząc na walizki. – Czy należysz do zespołu?
– Nie. To tylko ja, przyjechałam z… Nowego Jorku. – Waham się. –
Jestem tu, żeby zrobić komuś niespodziankę.
Śmieje się ze mnie jak z wariatki.
– Jasna cholera! Dosłownie przed chwilą wyszłaś z samolotu?
Zaciskam zęby.
– Nie mogłam ryzykować, że nie dostanę miejsca. A więc? –
pytam. – Mogę dostać miejsce na liście?
– Aż z Nowego Jorku? Jasne! – Uśmiecha się. – Możesz wystąpić
po tym, jak Timmy skończy.
Timmy musi być tym, który wydaje okropny dźwięk dud.
– Czyli za jakieś pięć minut? – upewniam się.
Panika ogarnia moje serce.
– Nie mamy tu zbyt wielu chętnych na występ – wyjaśnia,
wpatrując się we mnie, jakbym była wyimaginowaną osobą. –
Głównie Timmy i zespół z Unst. – Robi pauzę. – Wszyscy będą
zszokowani, że jesteś aż z Nowego Jorku!
– Aha – szepczę. – Słuchaj, możesz przemycić mnie tyłem? Jeśli
wejdę frontowymi drzwiami, zrujnuje to niespodziankę.
Uśmiecha się.
– Chodź za mną.
Odwraca się nagle, przez co zderzam się z nim.
– Nie jesteś sławna, prawda? – dopytuje.
– Nie. – Rozglądam się po pokrytych farbą ścianach pubu. –
Dlaczego miałabym tu grać, gdybym była sławna?
Wlokę walizki i gitarę alejką do tylnego wejścia, uderzając gitarą
o ścianę, gdy próbuję manewrować całym moim bagażem.
– Poczekaj tutaj, Timmy skończy za dwie minuty.
Kiwam głową i zaglądam przez drzwi do baru.
On tu jest.
Próbuję oddychać, ale czuję, jakby ktoś ściskał mnie za gardło
i zatrzymywał przepływ powietrza. Chwytam się za gardło. Moje
usta są tak suche i zaciśnięte, że nie mogę mówić, a co dopiero
śpiewać.
Nie mogę tego zrobić.
Niedobrze mi.
Zaraz zemdleję.
Moje serce eksploduje.
Mam pełny atak paniki.
Ponownie zaglądam do środka. Nadchodzi szok jego życia; mam
tylko nadzieję, że nie będzie negatywny.
Wygląda jak obrazek spokoju, gdy opiera się o bar, siedząc
na stołku barowym. Edme siada obok niego. Ma tygodniowy zarost
i nosi wełniany sweter z dziurami. Mógłby uchodzić za seksownego
hodowcę owiec.
Po raz czterdziestotysięczny od wylądowania zastanawiam się, jak
mogłam być tak nierozsądna, by myśleć, że to dobry pomysł.
Śmieją się i piją razem szkocką.
Edme jest pokryta niedopasowaną biżuterią jak choinka i klaszcze
w dłonie w rytm dud.
– Dla kogo będzie ten utwór? – pyta barman, gdy Timmy
wymierza ostatni bolesny cios.
– Dla Danny’ego – wykrztuszam – i Edme.
Kiwa głową.
– A twoje imię?
– Charlie.
Czmycha na małą scenę, gdzie Timmy pakuje swoje dudy.
– Następnie, ludzie, mamy kogoś aż z Nowego Jorku! To bardzo
specjalna dedykacja dla Eddiego i Tammy.
Co? Nie, głupcze!
– Powitajmy Charlie!
Kiedy zaczyna klaskać, około dwudziestu osób w pubie przyłącza
się bez przekonania.
Biorę głęboki wdech i wychodzę na scenę.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 37

CHARLIE
Siedzi nieruchomo, jakby ktoś zamienił go w kamień, a wyraz jego
twarzy jest nieczytelny.
– Kochanie, to Charlie! − krzyczy Edme.
– Cześć Danny, cześć Edme – mówię drżącym głosem
do mikrofonu.
– Danny – syczę do barmana, a on wzrusza ramionami. – Nie
Tammy. Czy w ogóle jest takie imię, jak Tammy?
Kiedy owijam pasek gitary wokół ramion, moja głowa odchyla się
do tyłu. Moje włosy zaplątują się w pasek. Szarpię się z nim przez
bolesny czas i słyszę, jak ludzie robią się niespokojni.
Nie mogę znów spojrzeć w górę. Jeśli spojrzę mu w oczy i zobaczę
przerażenie, litość lub zażenowanie, nigdy nie będę w stanie
wykonać tej piosenki.
– Ja, ehm. – Mój głos się łamie, więc odchrząkuję. – Napisałam tę
piosenkę, aby wyjaśnić, co czuję w związku z niedawnym romansem.
W pubie rozlega się kilka szmerów. Nie przeszkadza mi to. Nie
można ich za to winić.
– Utwór nosi tytuł You’re gone – wyszeptałam.
Napisałam go w ciemności, w nowojorskim mieszkaniu, w ciągu
ostatnich kilku miesięcy.
Moja wersja pamiętnika.
Nikt nigdy jej nie słyszał.
Nigdy nie wykonywałam go poza mieszkaniem.
Nikt nigdy nie miał go usłyszeć.
Ani Open Mic. Ani Julie, Cat, Stevie, Suze.
A zwłaszcza Danny.
A jednak jestem tutaj.
Wyśpiewuję piosenkę o najgorszych chwilach mojego życia grupie
hodowców owiec, miłości mojego życia i jego ekscentrycznej babci.
Przechodzę przez pierwszą zwrotkę i jest to takie nietypowe, tak
surowe, że czuję się, jakbym stała przed nimi naga i płacząca.
Moje słodko-gorzkie słowa przepełnione emocjami i złamanym
sercem przebijają się przez bar. Mój głos jest głośny i gwałtowny,
domagający się wysłuchania.
Wszystkie oczy są skupione na mnie i moim bólu. Włącznie z jego
oczami.
Refren jest wysoki, nawet jak dla mnie, ale za każdym razem, gdy
do niego docieram, trzymam nutę tak długo, że w całym pubie
słychać westchnienia i okrzyki.
Z każdym wydechem, z każdą nutą, którą przytrzymuję, czuję
więcej bólu.
Wtedy kończę. Nie mam już powietrza w płucach. Nie mam nic
więcej do powiedzenia.
Ze stołków barowych rozlega się wysoki krzyk. Edme podskakuje
podekscytowana, próbując włożyć palce do ust, by zagwizdać.
– Wow. – Barman ma szeroko otwarte oczy. – Masz w sobie coś
z Amy Winehouse, prawda?
Nie czekam na jego reakcję. Po prostu nie mogę. Chwytam gitarę
i wychodzę z baru przez frontowe drzwi.
– Twój bagaż! – krzyczy za mną barman.
Zimne powietrze gryzie mnie w płuca, gdy wychodzę na ulicę.
– Gdzie ty, kurwa, idziesz? – pyta niskim, ochrypłym głosem. Jest
tuż za mną.
Odwracam się, by spotkać ciemne oczy, które od tygodni
nawiedzają moje koszmary i sny.
Stoimy zamrożeni, dwa kroki od siebie. Nie ufam sobie na tyle, by
się do niego zbliżyć.
– Przepraszam. – Słowa wyrywają mi się z ust. – To był głupi,
szalony pomysł. Pewnie wciąż jestem pijana po imprezie
pożegnalnej. Przepraszam, że cię zawstydziłam. Ja…
– Cicho. – Podchodzi do mnie, zmniejszając dystans między nami.
Jego ciało przysłania moje, a te zaskakujące brązowe oczy wpatrują
się we mnie, domagając się mojej pełnej uwagi.
Zapomniałam, jak bardzo mnie zdenerwował.
– Żadnych więcej gierek, Charlie. Wszystko między nami było
masą niedopowiedzeń, zazdrości i uporu. Myślałaś, że jestem ojcem
dziecka Jackie, do kurwy nędzy. Karl powiedział mi wczoraj.
Naprawdę takie masz o mnie zdanie?
Żołądek mi się ściska, gdy słyszę wyraźną wściekłość w jego tonie.
Jest nieźle wkurzony.
– Rozumiem twoją złość – szepczę, przyglądając się swoim
stopom. – Naprawdę rozumiem. Przepraszam, że założyłam, że
zapłodniłeś recepcjonistkę. Jestem okropna.
– Nie, nie rozumiesz – warczy, kładąc dłoń pod moim
podbródkiem. – Spójrz na mnie.
Jego oczy skupiają się na moich, a wyraz jego twarzy nieco
łagodnieje.
– Zacznijmy z czystą kartą. Kocham cię, Charlie. Nigdy wcześniej
nikogo tak nie kochałem. Chcę, żebyś była moją dziewczyną; chcę,
żebyś była moją ostatnią dziewczyną. Nigdy w życiu nie byłem
niczego tak pewien. Pragnę cię od dziesięciu lat. Mam czterdzieści
jeden lat. Pewnego dnia, w niedalekiej przyszłości, chcę, żebyśmy
zamieszkali razem. Chcę, żebyś kiedyś została moją żoną i matką
moich dzieci. – Wciąga powietrze. – I tak to wygląda. Nie oczekuję,
że będziesz chciała tych wszystkich rzeczy już teraz, ale mam
nadzieję, że skoro przejechałaś pół świata, to też czegoś chcesz.
Wszystkie moje karty są na stole. – Jego głos łamie się. – Masz moje
serce. Rób z nim, co chcesz.
Wpatruje się we mnie, czekając z lekko rozłożonymi ramionami.
Każdy neuron w mojej głowie uruchamia się natychmiast.
– Danny. – Staram się powstrzymać łzy i podnoszę się na palcach,
by go dotknąć. – Ja też cię kocham. Tak bardzo cię kocham.
Obejmuje mnie ramionami, a następnie przyciąga do swojego
ciepłego ciała. Arktyczne szetlandzkie warunki nagle zniknęły. Jego
usta opadają na moje i całuje mnie jak mężczyzna, który nie był
całowany od lat. Zdesperowany. Czuły. Spragniony. Całujemy się jak
dwoje ludzi, którzy mogą umrzeć, jeśli ich ciała się nie zetkną.
Cały ból, wszystkie wzloty i upadki były tego warte. Dla tego. Dla
tej chwili. Odsuwa się, by spojrzeć mi w oczy, uśmiechając się
delikatnie.
– Dobrze, to ułatwia życie nam obojgu.
Chowam głowę w jego klatce piersiowej, tam gdzie moje miejsce.
– Przepraszam, że śmierdzę – mamroczę w jego klatkę piersiową.
– Czy teraz mogę wziąć prysznic?

DANNY
Dzień Bożego Narodzenia

– Wiem, co, kurwa, robię, Danny. Przestań traktować mnie jak


imbecyla. – Oczy Tristana płoną, gdy blokuje mi drogę.
Złość we mnie kipi.
– Żartujesz? – szydzę. – Natalia robi dla ciebie wszystko, łącznie
z podcieraniem ci tyłka. Jeśli myślisz, że pozwolę ci zarządzać tą
operacją, to czeka cię niezłe rozczarowanie.
Popycha mnie lekko, gdy idzie otworzyć drzwiczki piekarnika.
Biorę gwałtowny wdech. Ten facet jest cholernie irytujący.
– Danielu, to się nazywa chęć zaimponowania kobiecie – mówi
sarkastyczny głos zza drzwi.
Zaciskam szczękę, gdy oboje odwracamy się, by na nią spojrzeć.
Zza kuchennych drzwi obserwują nas nerwowo cztery kobiety.
Świąteczne swetry i świecidełka owinięte wokół ich głów sprawiają,
że wyglądają śmiesznie.
Szokujące jest to, że zgodziły się w ostatniej chwili na zmianę
planów, aby dołączyć do Charlie i mnie na Boże Narodzenie
w Sumburgh Hall.
Charlie przytula młodego Daniela, jakby chroniła go przed dzikimi
bestiami. Spogląda na nią zdezorientowany.
– Kiedy dwa indyki walczą o indyka – wyjaśnia. – Jak
na załączonym obrazku.
Zwraca swoją uwagę z powrotem na nas, a jej szczęka się
rozluźnia.
– Wiesz, że wciąż się grilluje? Czy tak było przez cały czas?
Co?
Moje oczy wracają do piekarnika.
– Kurwa! – krzyczę, machając rękami w stronę sufitu, po czym
łapię się i rzucam przepraszające spojrzenie w stronę babci i pani
Kane. Nie do końca okrywam się chwałą.
Ich miny stopniowo robią się smutne.
– Bezużyteczne gąski – mruczy babcia. – Powinnam była coś zjeść,
zanim tu przyszłam.
Oczy Charlie przelatują między nami.
– Myślę, że obiad będzie za kilka godzin – mówi ponuro.
Za nią Callie wzdycha z dezaprobatą.
– Ruszać się! – Babcia szarżuje naprzód, a pani Kane depcze jej po
piętach. – Wynocha! Wynocha!
– Myślę, że powinieneś posłuchać – zastanawia się Charlie
na głos.
Spoglądam na Tristana, a on wydaje z siebie pełne porażki
westchnienie.
– W porządku. – Przewracam oczami, gdy zostajemy przepędzeni
na drugą stronę kuchni.
Charlie uśmiecha się, patrząc na nas naprzemiennie.
– Cieszę się, że ty i Tristan znaleźliście inną kwestię sporną, a nie
kłócicie się już o mnie.
– Mogłem sobie poradzić z tym cholernym indykiem – narzeka
Tristan, nalewając dwie szklanki szkockiej i podając mi jedną.
Przyjmuję zaproszenie do zgody i wznoszę w kierunku Tristana
swój kieliszek.
– Nigdy w życiu nie gotowałeś, Kane.
– Co nie znaczy, że nie potrafię – mruczy.
Miękkie ramiona owijają się wokół mojej talii, a ja uśmiecham się
do Charlie, przyciskając ją bliżej. Jestem po uszy zakochany w tej
kobiecie. Nie ma sensu tego ukrywać. Nie ma powodu, abyśmy nie
byli razem. Oczywiście musiałem jednak znieść pogadankę pełną
dezaprobaty od Cheryl, mojej szefowej działu HR, ale w końcu się
opamiętała.
– Wow. – Callie zachichotała. – Ale szałowo wygląda.
Odwracam się, i widzę mojego brata stojącego w drzwiach z ręką
na biodrze, podczas gdy kobiety mdleją na widok jego kiltu17.
Babcia głośno gwiżdże, a ja czuję żałosne ukłucie zazdrości, gdy
Charlie bezczelnie gapi się na Karla.
– Ostrożnie – warczę, szturchając ją w żebra. – To nie ten brat,
na którym chcesz się skupić.
Odwraca głowę, a jej jasnozielone oczy błyszczą, gdy na mnie
patrzy.
– Jeśli chcesz tej samej uwagi, wiesz, co robić. Załóż własny kilt.
– Proszę, nie – wtrąca Tristan, gdy mój telefon głośno brzęczy
w kieszeni spodni.
Marszczy czoło.
– Poważnie? Dzisiaj? W Dzień Bożego Narodzenia? – mówi
Charlie.
– Tylko jeden telefon służbowy, obiecuję – próbuję ją uspokoić,
wyrywając się z jej uścisku.
Jeśli załatwię tę sprawę, będę mógł się relaksować przez resztę
dnia. Za kilka dni firma wejdzie na giełdę, a rynek akcji nie czeka
na świątecznego indyka. Muszę się upewnić, że wszystko mamy
dopięte na ostatni guzik.
Szybko wystukuję wiadomość do Martiny, mojej głównej
prawniczki, informując ją, że zadzwonię za dwie minuty.
Odpowiada natychmiast, będąc tym samym typem pracoholika,
którym ja jestem.
– Martina? – mówię, wchodząc po dwa stopnie na raz.
– Danny. Musisz podpisać formularze dla ubezpieczycieli –
informuje. – Wysyłam ci je teraz mailem. – Robi pauzę. – A,
i wesołych świąt.
Uśmiecham się, gdy składa mi życzenia.
– Wesołych świąt, Martino. Wyślij je. Podpiszę od razu.
– Dzięki, szefie.
Rozłącza się, a ja otwieram laptopa.
Rozlega się ciche pukanie do drzwi.
Nie jestem w stanie ukryć głupkowatego uśmiechu, który maluje
się na mojej twarzy za każdym razem, gdy wchodzi do pokoju, mimo
że jestem zajęty.
– Kochanie, mam coś ważnego do zrobienia.
– Tak, masz – mówi.
Podchodzi do mnie i obejmuje mnie nogami, usuwając laptopa
z mojego zasięgu, zanim zdążę zaprotestować.
Spoglądam w dół na jej pełne, soczyste usta, a potem niżej, na te
wspaniałe piersi, które prezentują się przed moją twarzą. Dokładnie
wie, co robi, dokładnie wie, jak trafiać w moje czułe miejsca.
– Charlie…
– Tylko pięć minut. – Zetknęła swoje usta z moimi, a ja uległem,
rozszerzając wargi, by w pełni jej posmakować.
Moje dłonie wędrują po jej pośladkach, a potem do przodu,
znajdując rąbek jej miękkich spodni do jogi, a ona jęczy cicho, jakby
jej skóra była niesamowicie wrażliwa na mój dotyk. Pocałunek staje
się niecierpliwy, bardziej wymagający.
Już po mnie.
Mój kutas natychmiast staje na baczność.
Zagłębiam się w jej miękkie, wilgotne ciało, jęcząc z radości, jak
bardzo jest już mokra. Jej ciało drży pod moim dotykiem,
doprowadzając mnie do kurewskiego napalenia, ale wiem, że nie
mamy czasu − nie, kiedy wszyscy czekają na dole, nie, kiedy Martina
ma pilną sprawę do załatwienia.
Pieprzyć ich wszystkich, mogą poczekać. To nie może.
Sprawnie ściągam jej legginsy do jogi i miękką, koronkową
bieliznę, tak że jest naga od pasa w dół. Szybko ściągam własne
spodnie. Wydając z siebie krótkie jęki, popycha mnie na łóżko,
chwyta mojego penisa w dłoń i nadziewa się na mnie.
Oboje jęczymy w ekstazie, gdy wypełniam ją aż po sam koniec.
Nasze usta rozwierają się, gdy mnie dosiada, trzymając mocno za
moje nogi, dzięki czemu ma całkowitą kontrolę.
– Kocham cię – mówię urywanym głosem, gdy patrzy w dół z tak
wielkim uczuciem, które usuwa resztki oddechu z moich płuc.
Moje dłonie zaciskają się wokół jej bioder, a po jej twarzy widzę, że
z każdym pchnięciem ocieram się o jej łechtaczkę.
Kurwa, ona tak bardzo tego chce. To sprawia, że pragnę jej jeszcze
bardziej.
Krzyczę, gdy tryskam w nią wściekle po chwili, która wydaje się
wiecznością.
Odsuwając się, próbuję złapać oddech.
– Czy teraz pozwolisz mi dokończyć tę pilną pracę, od której
zależy sukces firmy? – pytam, odchylając głowę, by ją pocałować.
W jej oczach pojawia się złośliwy błysk.
– Tylko jeśli założysz kilt, jak prawdziwy Szkot.
– Nie ma szans – mówię stanowczo. – Moja babcia, twoja matka
i twoja młodsza siostra są na dole. Bielizna musi ZOSTAĆ.
– Przebyłam trzy loty, żeby być tu z tobą, Danny. – Dąsa się. –
Tyle jesteś mi winien. Ile ja jestem warta dla ciebie?
Ta kobieta będzie moją zgubą.
– W porządku. – Wydycham powietrze. – Żadnej bielizny.
Dusi mnie, ściskając z całej siły.
– To najlepsze święta w historii – mówi radośnie.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
EPILOG

CHARLIE
Osiem miesięcy później

Mój telefon miga gniewnie, gdy Laura rozmawia przez połączenie


wideo.
Stukam w telefon, wysyłając automatyczne powiadomienie:
przepraszam, nie mogę teraz rozmawiać.
Walker będzie wściekły.
Wbrew temu, co myśli, nie próbuję go zirytować, chociaż część
mnie podnieca ta zaciśnięta szczęka, drgające nozdrza, płonące oczy.
Jestem naprawdę zajęta. Za pięć dni mamy premierę produktów
NextGen, a zbyt ciężko nad tym pracowałam przez cały rok, by teraz
to zaprzepaścić.
Biorąc pod uwagę, że to jego firma, można by pomyśleć, że
zrozumie.
Zanim się obejrzałam, wiedziałam, że się zbliża. Nie dało się nie
zarejestrować zmiany atmosfery wokół. Całe piętro wydaje się
siedzieć na swoich miejscach idealnie prosto i udawać wzorowych
pracowników.
– Co on robi na tym piętrze? – mruczy ktoś za mną.
Zatrzymuje się obok mojego biurka i odchrząkuje. Unoszę brwi
i patrzę na niego. Ma na sobie charakterystyczny ciemnoniebieski
garnitur i białą koszulę, ale nie mam teraz czasu, by się rozczulać
nad jego wyglądem.
– Jestem w trakcie rozmowy służbowej – mówię, stwierdzając
oczywistość. Wiem, że jest dyrektorem generalnym, ale czy nie zdaje
sobie sprawy, że reszta z nas też ma pracę do wykonania?
Wydycha głośno powietrze, machając rękami nad moim biurkiem.
– Laura? – pyta z irytacją w głosie.
Kiwam głową.
– Powiedz jej, że oddzwonisz. Zostałaś wezwana.
– Wzywasz mnie na dywanik? – powtarzam głośno, patrząc
na niego z niedowierzaniem.
Co za tupet.
Gryzę się w język, aby powstrzymać się od wyładowania na nim
wściekłości w otwartym biurze.
– Danny jest obok twojego biurka, prawda? – Laura śmieje się
przez łącze wideo.
– Wybacz, Lauro. Tak. – Wzdrygam się. – Czy mogę…
– Tak, w porządku. – Machnęła lekceważąco ręką. – Dokończymy
to za godzinę.
Wstaję, ignorując wszystkie oczy wpatrujące się we mnie pod
każdym kątem.
– Zacznij iść – mruczę do siebie i ruszam korytarzem.
On podąża za mną.
– W co ty, do cholery, pogrywasz? – mamrotam, dla dobra
wszystkich przyklejając na twarzy sztuczny uśmiech. – Podchodzisz
do mojego biurka i wysuwasz żądania. To irracjonalne.
Nasz związek wciąż jest dopiero na początkowym etapie, głównie
dlatego, że chcę, aby tak pozostało. Poza ujawnieniem tego
zarządowi, i oczywiście Steviemu oraz zespołowi, dla wszystkich
innych w firmie jestem tylko zwyczajną projektantką, która może być
szczęśliwa jak prosię w deszcz.
A nie dziewczyną dyrektora generalnego.
Zatrzymujemy się przy windzie, a ja staję z dala od niego, celowo
tworząc dystans.
Wpatruje się we mnie, stojąc ze skrzyżowanymi ramionami.
– Nie musiałbym zachowywać się irracjonalnie, gdybyś pozwoliła
mi się zobaczyć.
– Przepraszam. – Wzdycham. – Chodzi tylko o start tego projektu.
Chcę się upewnić, że wszystko jest idealne.
Jego zirytowane spojrzenie przykuwa moją uwagę.
– Nie widziałem cię od trzech dni, a jutro wyjeżdżam do Nowego
Jorku – odpowiada z irytacją w głosie.
– Przepraszam, Danny, to po prostu pracowity okres. Nie
przesadzasz trochę?
Jego szczęka drga jak zawsze, gdy insynuuję, że jest królem dram.
– Nie, kurwa, nie przesadzam. Gdybyś się wprowadziła, nie
mielibyśmy tego problemu – warknął. – Widzielibyśmy się każdej
nocy.
– Mam teraz wystarczająco dużo gotówki, by kupić własne
mieszkanie – droczę się z nim. Wypłata z DreamWorks dała mi
niezły zastrzyk finansowy.
– Przestań, kurwa, się ze mną droczyć, Charlie – warczy. – Możesz
kupić mieszkanie i je wynająć. Bardzo chcę, abyś mieszkała ze mną.
Potrzebuję tego.
W ciągu ostatnich trzech miesięcy uporczywie namawiał mnie,
żebym się do niego wprowadziła. Trochę przesadził, bo zadbałam
o to, żeby widywać go co najmniej trzy razy w tygodniu.
Wkrótce chcę się do niego wprowadzić. Która dziewczyna nie
chciałaby mieszkać z Dannym Walkerem?
W tej chwili jedną nogą stoję w drzwiach pięknej posiadłości
Richmond na wzgórzu, a drugą w moim zainfekowanym myszami
mieszkaniu, miejscu, w którym spędziłam ostatnie kilka najlepszych
lat.
On ma rację. Muszę porzucić czasy dzielenia mieszkania
z przyjaciółmi. Bo teraz nie chodzi tylko o mnie.
Żołądek mi burczy.
– Jest coś, o czym muszę z tobą porozmawiać i naprawdę nie
chciałam tego robić tutaj, ale nie mogę przegapić późniejszej
imprezy zaręczynowej Steviego i Cat – szepczę do niego.
– O co chodzi? – Jego głos jest stalowy. – Chodźmy do biura.
Winda się otwiera i dwóch programistów wychodzi, przecinając
dziwną atmosferę.
Danny wyciąga rękę, pokazując, żebym weszła do windy jako
pierwsza i nasze spojrzenia spotykają się w lustrze, zanim
odwracamy się w stronę drzwi.
Winda zatrzymuje się na prawie każdym piętrze, od szóstego
do piętnastego, a ludzie wchodzą i wychodzą, przy czym wszyscy
witają się z Dannym.
W windzie rzuca mi spojrzenie z ukosa. Wie, kiedy jestem
zdenerwowana.
Ogarnia mnie panika. Nie ma, kurwa, pojęcia, co mnie czeka.
Idziemy w milczeniu korytarzem do jego biura, a potem on
zaprasza mnie do środka i zamyka drzwi.
Stoi nieruchomo, a jego ciemne oczy czujnie wpatrują się w moje.
Nie lubi niespodzianek. Ma bzika na punkcie kontroli.
– Co się dzieje, Charlie?
Przygryzam wargę i z wahaniem patrzę mu w oczy. Przerabiałam
tę scenę w głowie setki razy. Zamierzałam poczekać, aż wróci
z Nowego Jorku, żebym mogła powiedzieć mu to w domu, mając
przećwiczoną całą przemowę. Teraz będę musiała improwizować.
Zaczynam. Postanawiam zrobić to sprawnie i bez ogródek.
– Danny, jestem w ciąży.
Czekam z zapartym tchem, aż jego szczęka uderzy o podłogę.
– To nie żart? – pyta.
– Myślisz, że żartowałabym na taki temat? Oszalałeś? – Zagryzam
wargę. – Musiałam nie wziąć tabletki. Albo nie zadziałała, kiedy
byłam chora. Tak mi przykro.
Natychmiast wyraz jego twarzy łagodnieje, a usta układają się
w delikatny uśmiech.
– Dlaczego mówisz to w taki sposób, jakbyś myślała, że byłbym
zły? – pyta po chwili.
– Dzięki Bogu! – wykrzyknęłam. – Wiem, że tego nie
planowaliśmy, ale…
Przysuwa się do mnie, obejmując mnie i przechylając moją głowę
tak, że nasze oczy się spotykają.
– Cicho, kochanie – mruczy. – To najlepsza wiadomość w moim
życiu.
Łzy szczęścia spływają mi po twarzy i wpatruję się w jego zabawną
minę, przypominającą coś na kształt uśmiechu.
– Tak bardzo cię kocham, Charlotte Kane – szepcze, ujmując moją
mokrą twarz w dłonie. – Dziękuję za uczynienie mnie
najszczęśliwszym mężczyzną na świecie.
Jego usta pochłaniają moje, jakby zapomniał, że jest w biurze,
a może już go to nie obchodzi.
Podniecenie przepływa przeze mnie, gdy jego dłoń opada
opiekuńczo na mój brzuch.
– Jak długo?
– Tylko kilka tygodni. To wciąż bardzo wczesny etap ciąży –
informuję.
Kiwa głową.
– Wiesz, że to oznacza, że nalegam, abyście natychmiast się
wprowadzili.
– Wiem. – Zachichotałam, przyciskając głowę do jego klatki
piersiowej.
– Cholera. – Bierze głęboki wdech. – Pani Kane mnie zamorduje.
Za to, że zaciążyłem cię przed ślubem.
Kiedy podnoszę wzrok, wygląda na szczerze przestraszonego, tak
jak powinien.
Śmieję się.
– Nie zapomnij o Tristanie. I możesz powiedzieć szefowej działu
HR, że twoja pracownica jest w ciąży.
Przyciąga mnie bliżej.
– Myślę, że nadszedł czas na emeryturę na Szetlandach.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
1 Oprogramowanie zajmujące się usługami kadrowo-płacowymi (przyp. tłum.).
2 Brytyjskie ciasto przygotowane z mąki, masła, mleka i proszku do pieczenia (przyp. tłum.).
3 Gęsta śmietana wykonana z niepasteryzowanego mleka. Używana głównie na południu
Anglii. Stosuje się ją najczęściej do smarowania suchych ciast typu scone; często warstwę
śmietany pokrywa się dodatkowo warstwą truskawkowego dżemu (przyp. tłum.).
4 Zrobienie wibracji ustnej symulującej motorówkę między piersiami kobiety −
https://www.miejski.pl/slowo-Motorówka (przyp. red.).
5 Initial Public Offering (z ang.) – dokonywana po raz pierwszy oferta publiczna dotycząca
określonych papierów wartościowych (przy. red.).
6 Gra słów – nawiązanie do imienia Dolly Parton; dolly bird (z ang.) – słodka idiotka (przyp.
tłum).
7 Piwo, odpowiednik jasnego lagera (przyp. tłum).
8 Kiełbaska zawinięta w ciasto francuskie. Danie powszechnie podawane jako przystawka
w Stanach Zjednoczonych. W Anglii znane jako kiełbasa zawinięta w bekon (przyp.
tłum.).
9 Środek do czyszczenia (przyp. tłum.).
10 Smint – firma produkująca cukierki, najbardziej popularne są te o smaku mięty
pieprzowej (przyp. tłum.).
11 Hat-trick (z ang.) – potrójny sukces (przyp. red.).
12 Polędwica z grzybowym farszem pieczona w cieście (przyp. tłum.).
13 Deser składający się z warstwy biszkoptu, lodów i opalanej palnikiem bezy (przyp. tłum.).
14 Danie kuchni indyjskiej – rodzaj curry (sposób przyrządzania potraw w tej kuchni;
warzywa, ser, ryby, mięso lub inne składniki dania głównego w sosie) na bazie jogurtu
i przypraw, zarówno w wersji mięsnej, jak i wegetariańskiej (przyp. red.).
15 Jalfrezi to indyjskie curry, czyli kawałki mięsa w sosie pomidorowym, doprawione dużą
ilością aromatycznych przypraw (przyp. red.).
16 Nie ma to dokładnego przełożenia na język polski. Jest to specyficzny dźwięk wydawany
przez samochód – bohatera amerykańskiego filmu dla dzieci. Ten dźwięk nie ma żadnego
głębszego znaczenia, to coś w stylu naszego „auto robi brum brum”. Film, o który chodzi,
to Nasz cudowny samochodzik, zrealizowany na podstawie powieści Iana Fleminga
o tytule Chitty chitty bang bang. Autorka prawdopodobnie chciała określić samolot jako
„nasza cudowna maszyna”, czy też „nasz cudowny wehikuł” – by nawiązać
do wspomnianego filmu (przyp. tłum. i przyp. red.).
17 Kilt (z ang.) – spódniczka szkocka (przyp. red.).

===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==

You might also like