Professional Documents
Culture Documents
Lucas Rosa - London Mister 01 - Poskromienie Pana Walkera
Lucas Rosa - London Mister 01 - Poskromienie Pana Walkera
Lucas Rosa - London Mister 01 - Poskromienie Pana Walkera
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
Tytuł oryginału
Taming Mr. Walker
Copyright © 2022 by Rosa Lucas
All rights reserved
Copyright © for Polish edition
Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne
Oświęcim 2023
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Redakcja:
Katarzyna Zapotoczna
Korekta:
Wiktoria Kulak
Edyta Giersz
Katarzyna Olchowy
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2
ROZDZIAŁ 3
ROZDZIAŁ 4
ROZDZIAŁ 5
ROZDZIAŁ 6
ROZDZIAŁ 7
ROZDZIAŁ 8
ROZDZIAŁ 9
ROZDZIAŁ 10
ROZDZIAŁ 11
ROZDZIAŁ 12
ROZDZIAŁ 13
ROZDZIAŁ 14
ROZDZIAŁ 15
ROZDZIAŁ 16
ROZDZIAŁ 17
ROZDZIAŁ 18
ROZDZIAŁ 19
ROZDZIAŁ 20
ROZDZIAŁ 21
ROZDZIAŁ 22
ROZDZIAŁ 23
ROZDZIAŁ 24
ROZDZIAŁ 25
ROZDZIAŁ 26
ROZDZIAŁ 27
ROZDZIAŁ 28
ROZDZIAŁ 29
ROZDZIAŁ 30
ROZDZIAŁ 31
ROZDZIAŁ 32
ROZDZIAŁ 33
ROZDZIAŁ 34
ROZDZIAŁ 35
ROZDZIAŁ 36
ROZDZIAŁ 37
EPILOG
Przypisy
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 1
CHARLIE
Stevie: Gdzie ty, do cholery, jesteś? Mike wkracza na wojenną
ścieżkę.
Stevie: Nawiasem mówiąc, przygotuj się, bo jesteś dzisiaj
na celowniku.
Dzięki, Stevie.
Wrzucam telefon z powrotem do torby i wpadam przez szklane
drzwi Dunley Tech, przesiąknięty zapachem londyńskiego metra.
Jackie, nasza kochana recepcjonistka, podnosi wzrok znad
telefonu. Wpatrywała się właśnie w Instagram influencerki, którą
próbuje naśladować w tym tygodniu. Wpakowała na twarz tyle
pudru, że wygląda jakby przegrała starcie z paczką mąki.
– Dzień dobry. – Kiwam kurtuazyjnie głową.
– Wow. – Skupia na mnie całą swoją uwagę. – Wyglądasz
naprawdę…
Podnoszę brwi, czekając.
– Marnie. – Wykrzywia twarz. – Piłaś wczoraj wieczorem?
– Dzięki, Jackie – odpowiadam, szukając swojej przepustki
w torbie. – To było prawie tak miłe, jak wtedy, gdy zapytałaś mnie,
czy umyłam włosy odżywką. Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć, to
byłam na nogach do trzeciej nad ranem, próbując rozwiązać awarię
serwera.
– Fascynujące. – Wraca do przeglądania Instagramu. – Zaczęli bez
ciebie – mówi, wpatrując się w telefon. – Mike jest wściekły. Mówi,
że wolałby, żebyś była chora albo martwa, skoro nie dotarłaś
do pracy na czas.
Cholera.
Spoglądam na zegarek. Jest już dziesiąta dwadzieścia.
Mike Chambers jest naszym szefem działu informatycznego
i obejmuje to stanowisko od początku istnienia firmy, czyli od
dekady. Absolutny dinozaur w miejscu pracy. Nienawidzi zmian
i wszelkich pomysłów, które nie pochodzą od niego. Tłusty, spięty
i rozpaczliwie potrzebujący uwagi i docenienia. Jesteśmy
przekonani, że jest pięćdziesięcioletnim prawiczkiem.
Zbieram się w sobie i powoli otwieram drzwi do sali
konferencyjnej. To miejsce naszego cotygodniowego zebrania
zarządu, na którym siedzimy i oglądamy bujającego się z boku
na bok Mike’a, z pokazem slajdów w tle. Przez godzinę gdera i tupie
nogami, podczas gdy my cierpliwie czekamy, aż ten pokaz celowego
skupienia na sobie uwagi dobiegnie końca.
Wszyscy strategicznie wybrali, że będą siedzieć z dala od Mike’a.
Podchodzę do jedynego wolnego miejsca, czyli tuż obok niego.
– Przepraszam, Mike, od rana jestem trochę w niedoczasie.
Pochyla się i oddycha bezpośrednio w moją twarz. Jeśli zbliży się
jeszcze trochę, zabraknie mi tchu i zwymiotuję.
– Zauważyłem. Rozmawiamy o tym, dlaczego biuro w Indiach było
wyłączone minionej nocy przez dwie i pół godziny. Trzydziestu
pracowników nie było w stanie wykonać swojej pracy. Nie napisano
ani jednej linijki kodu! – mówi wzburzony.
– Rozumiem twoją frustrację, Mike… – zaczynam.
– To oznacza, że znaleźliśmy się w totalnie gównianej sytuacji,
Charlie. – Uderza pięścią w stół, sprawiając, że wszyscy w pokoju
mają grymas na twarzach. – Czy możesz wyjaśnić, co się stało? Czy
możesz wyjaśnić zarządowi, dlaczego nasza najważniejsza wersja
oprogramowania nie zostanie wydana na czas? – Przykłada mi palec
do czoła, gdy pochyla się nad stołem. – Czy możesz wyjaśnić, co,
kurwa, poszło nie tak?
Biorę gwałtowny wdech i powstrzymuję się od wyrzucenia w jego
stronę wiązanki przekleństw.
– Znowu pojawił się problem z siecią. Kiedy udało mi się go
zlokalizować, zauważyłam, że nastąpiło przeciążenie. Naprawili to
najszybciej, jak się dało.
– Najszybciej? – szydzi. – Nie bądź śmieszna. Kto tu zawinił?
POTRZEBUJĘ ODPOWIEDZI.
Ę
Przy każdym słowie uderza palcem w stół. Lubi używać palców dla
wywołania efektu; podejrzewamy, że przeczytał o tym w jednej
z książek: Management for Dummies lub Control your Workforce.
– Zgodnie z umową rozwiązanie tego typu problemu może zająć
do dwudziestu czterech godzin. Takie są nasze umowy dotyczące
gwarantowanego poziomu świadczenia usług IT.
Mrugnął ze złością.
– Jak zamierzasz się upewnić, że to się nie powtórzy?
– Nie mogę mieć takiej pewności – odpowiadam przez zaciśnięte
zęby. – Jeśli nie pozwolisz mi przenieść nas do chmury, nigdy nie
będziemy mieli takiej pewności, jakiej oczekujesz.
– Gówno prawda! – krzyczy. – Nie stworzymy cholernej chmury,
Charlie!
Otwieram usta i znów je zamykam. Narysowałam Mike’owi
podstawowe schematy, ale on nie załapał.
– Nie będziemy tworzyć chmury – mówię powoli. – Amazon już to
zrobił.
Mike jest szefem działu IT, ale nie rozumie technologii
informatycznych. Uważa, że oprogramowanie i sprzęt firmy powinny
działać po naciśnięciu dużego zielonego przycisku GO. Nie może
zrozumieć, dlaczego czasami ten przycisk przestaje działać i z tego
powodu wpada w szał.
Naprawdę bardzo się wścieka.
Jeśli w systemie operacyjnym znaleziono błąd − była to moja wina.
Jeśli payroll software1 zawierało błędy w swojej najnowszej wersji –
znowu moja wina. W jego drukarce skończył się papier – moja wina;
jego kolega wysyłał mu e-mail z załączonym wirusem – moja wina;
firmowe oprogramowanie blokujące jego strony porno to oczywiście
również moja wina. To ostatnie było właściwie moją winą. Nikt z nas
nie brał Mike’a na poważnie, ale musieliśmy pogodzić się z tą farsą.
Po pięciu latach poświęceń i ciężkiej pracy osiągnęłam
spektakularny sukces na niższym szczeblu zarządzania.
Przesuwam oczami po zebranych przy stole w poszukiwaniu
wsparcia. Dana wzrusza ramionami. Tim subtelnie dłubie w nosie,
udając, że usuwa puch z policzka. Wszyscy inni gapią się w swoje
telefony lub za okno.
Zerkam na Steviego. Pokazuje mi gest obciągania, wpychając język
do policzka.
Odpierdol się – mówię do niego bezdźwięcznie. Mam świetne
wsparcie wśród znajomych w tym biurze, cudownie.
– Możemy porozmawiać o przejęciu, Mike? – wtrąca się Tim,
przerywając nasz impas.
Wszyscy się prostują, zainteresowani.
Mike przenosi ciężar ciała na inną stronę i wciąga powietrze, jakby
Tim powiedział jakieś niegrzeczne słowo.
– Nadal nie chcą nam powiedzieć, kto kupuje firmę? – kontynuuje
Tim. – Słyszałem, że to jeden z gigantów technologicznych.
Mike rozgląda się po pomieszczeniu. Jest zdenerwowany.
– Spodziewam się, że nie odczujemy żadnych zmian.
Czyli mówiąc wprost: nie ma absolutnie żadnego pieprzonego
pojęcia, co się wydarzy.
– Czy nasze wynagrodzenia się nie zmienią?
– Czy miejsce pracy i stanowiska będą takie same?
– Czy nadal będziemy mieć swoją zniżkę na kawę w Costa Coffee?
– Czy będą zwolnienia?
Zwolnienia. Cholera.
Przez ostatnie tygodnie nie zwracałam uwagi na temat przejęcia
firmy. Będę musiała dowiedzieć się od Steviego, co wie.
Mike podnosi rękę, żeby nas uciszyć.
– Jeśli chodzi o nas, to nic się nie zmieni. To zwykły biznes, który
nas nie dotyczy.
Słychać kilka szmerów.
– Komunikaty zostaną wdrożone za dzień lub dwa – mówi
stanowczo.
Komunikaty − nienawidzę tego słowa. Komunikacja, wizja,
strategia, wizja strategiczna: wszystkie słowa, które sprawiły, że
Mike oblizuje wargi. Będzie komunikacja, będą rozmowy – tak mówi,
kiedy sam nie ma pojęcia, co się dzieje.
Naszą lawinę pytań przerywa pukanie do drzwi.
– Przepraszam, Mike. – Jackie uśmiecha się z udawaną słodyczą. –
Mam ważną wiadomość dla Charlie. – Wygląda oszałamiająco, ale to
dlatego, że postrzega recepcję jako salon piękności.
Mike kiwa na nią, żeby kontynuowała.
– Dzwoni twoja siostra. Mówi, że to nagły wypadek.
O Boże. Mój żołądek się zwija.
To nie wróży nic dobrego.
Ktoś nie żyje.
Tata nie żyje.
Z Irlandii nadeszła wiadomość, że miał atak serca albo w końcu
przedawkował alkohol?
Nie, mama nie żyje. Ktoś się z nią zderzył, gdy jechała za wolno.
Oboje nie żyją.
– W porządku. – Mike macha ręką, żeby mnie odprawić.
Trzęsąc się, wstaję. Bądź silna, Charlie. Musisz być silna dla Callie.
Chociaż… dlaczego Callie dowiaduje się o tym przede mną?
Z pewnością to starsze rodzeństwo powinno przekazywać złe wieści.
Dlaczego Tristan nie dzwoni? Czy coś jest nie tak z Tristanem?
Idę za Jackie do recepcji, wyciągając swój telefon. Zerkając
na wyświetlacz, orientuję się, że mam dziesięć nieodebranych
połączeń od Callie. Cholera!
– Czy powiedziała, o kogo chodzi? Czy to coś z tatą?– pytam
wysokim tonem.
Recepcjonistka wzrusza ramionami.
– Do moich obowiązków nie należy pytanie o sprawy prywatne.
Suka.
Chwytam telefon.
– Callie? – jąkam się. – O co chodzi?
– Charlie! – przekrzykuje chyba hałas ruchu ulicznego.
Mam rację: mama miała wypadek samochodowy.
– Tak?! – krzyczę. – Co jest? Co się dzieje?
– Dzięki Bogu. – Wydycha głęboko. – Jestem w takiej trudnej
sytuacji. Jestem właśnie przed Selfridges z setką toreb i nie mogę się
ruszyć! Będziesz musiała tu przyjść i pomóc mi zanieść je
do pociągu.
– Co? – syczę obniżonym tonem, żeby Jackie nie słyszała. –
Wyciągnęłaś mnie ze spotkania zarządu, bo masz za dużo toreb
z zakupami do zaniesienia do domu? To jest ta nagła sytuacja?
– Tak! – wykrzyknęła. – Utknęłam, a mama mówi, że muszę być
w domu za godzinę! Dopiero gdy poszłam do działu z butami
i kupiłam trzy pary, zdałam sobie sprawę, że nie mogę wszystkiego
unieść! Musiałam zadzwonić po ochroniarza, a on pomógł mi dojść
do drzwi z torbami, ale narzekał, że to nie jest w jego zakresie
obowiązków…
– Callie – wcięłam się, wściekła. – Czy zdajesz sobie sprawę, że
pracuję? Nie możesz nazwać jednej ze swoich eskapad zakupowych
„nagłym wypadkiem” i żądać, bym opuściła spotkanie z takiego
powodu! Jest dziesiąta trzydzieści w poniedziałek rano. Dlaczego,
do cholery, nie jesteś w szkole?
– Luzuj majty, przecież nie masz tak ważnej pracy jak Tristan. –
Ziewnęła. – A więc, za ile będziesz?
– Lepiej módl się, żebym tu nie zeszła, Callie. Bo jeśli to zrobię,
jedna ze szpilek, które właśnie kupiłaś, znajdzie się głęboko w twojej
dupie. A teraz spierdalaj!
Rozłączam się.
Niewiarygodne.
Jackie kaszle za moimi plecami.
Odwróciłam się, by spojrzeć jej w oczy.
– To brzmi jak niezły dramat – mruknęła. – Biedna ta twoja
siostra.
Rzucam jej jadowite spojrzenie.
– Do twoich obowiązków z pewnością nie należy podsłuchiwanie
prywatnych rozmów – syczę ze złością.
– A do twoich nie należy prowadzenie ich w trakcie pracy –
odparowuje.
– Wracaj do swojego hasztagowania, Jackie.
Przewraca oczami.
– Wątpię, żebyś chociaż wiedziała, co to znaczy.
– A żebyś wiedziała: wiem. – Chwytam kartkę papieru z jej biurka
i bazgrzę na niej wściekle. – Czy zapomniałaś, że jestem szefową
działu wsparcia informatycznego?
Kładę papier na jej klawiaturze.
– Otaguj to, Jackie.
#PIERDOLSIĘ
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 2
CHARLIE
– Halo? – wołam z korytarza, zrzucając z siebie trampki. Jest siódma
trzydzieści w poniedziałek wieczorem, a ja już czekam na weekend.
Cat, Julie, Suze i ja od pięciu lat dzielimy mieszkanie w Kentish
Town w północnym Londynie. Wolałybyśmy, żeby myszy nie
wprowadziły się w tym samym czasie co my, ale wiecie, co mówią
o Londynie – nigdy nie jesteś dalej niż metr od szczura.
Cat uczy sztuki w szkole w Highgate. Powiedziała, że tamtejsze
dzieci mają własnych kierowców, a szkoła jest tak elegancka, że
nawet lekarze nie mogą sobie pozwolić na wysłanie tam swoich
dzieci.
Julie jest prawnikiem w firmie wydawniczej na Liverpool Street
i kwitnie dzięki swojej socjopatycznej osobowości. Zmusiliśmy ją
kiedyś do zrobienia testu i powiedzmy, że po zobaczeniu wyników
zrozumieliśmy, że nigdy jej nie skrzywdzimy.
Nikt tak naprawdę nie rozumie pracy Suze − czy to coś związanego
z logistyką?
To mieszkanie Julie, o czym nigdy nie pozwala nam zapomnieć.
Jest to nawet wplecione w jej wiadomości na czacie: Czym się
zajmujesz? Jestem prawnikiem i właścicielem mieszkania.
Nigdy nie byłyśmy w stanie zrozumieć, jak to się stało, że dzięki
swojej pensji mogła zostać właścicielką czteropokojowego
mieszkania w północnym Londynie, nawet jeśli jest ono przestarzałe
i pełne myszy. Na zakup takiej chaty potrzebna jest niezła fortuna.
Kiedy pierwszy raz spotkałyśmy Julie, olśniła nas. Siadajcie,
dziewczyny, witajcie w nowym domu. Cat, nie martw się o zmywanie
naczyń, kochana, ja to zrobię. Oczywiście nie ma znaczenia, że rozlałaś
herbatę na dywan, Charlie, pozwól, że ci to wyjaśnię.
Okres miesiąca miodowego trwał pięć dni. Potem zdarzało się
rzucanie talerzami, codzienne sesje wrzasku i walenie w ścianę,
kiedy Cat brała prysznic dłużej niż sześć minut.
Nadal tu mieszkamy, bo za bardzo się boimy, żeby poinformować
Julię o naszej wyprowadzce. Z tego samego powodu nigdy nie
zostawił jej żaden facet.
Suze leży na kanapie i ogląda program kulinarny.
– Hej – mówię, rzucając się na fotel. – Myślałam, że miałaś być
dziś na jodze.
– Byłam, ale nie chciałam się przeciążać – wyjaśnia, jednocześnie
delektując się scone2 pokrytym clotted cream3. – Jutro wybieram się
na spinning, więc nie chciałam dzisiaj się przeciążać, ćwicząc jogę. –
Macha scone w powietrzu. – A to jest pieczywo keto, więc mi nie
zaszkodzi.
– Ale nie poszłaś na pilates wczoraj wieczorem, ponieważ miałaś
dzisiaj ćwiczyć jogę. – Marszczę brwi, zdezorientowana.
Macha ręką, zbywając moje spostrzeżenie.
– Jakim cudem włóczenie się w legginsach i próba znalezienia
swojego wewnętrznego piękna może dobrze mi zrobić? Nie
słyszałaś? Jutro idę na spinning! To sześćset kalorii spalonych
w godzinę! Potrzebuję do tego energii.
Rzucam jej puste spojrzenie.
– Jasne.
– Hej, Charlie. – Cat wychodzi z sypialni, emanując blaskiem po
seksie, a Stevie idzie za nią. Zaczęli się spotykać, odkąd Cat pojawiła
się na moim ostatnim wyjściu na drinka z ekipą z pracy. I szło im
naprawdę nieźle. Mają gadżety i urządzenia, które wymagają
instrukcji obsługi. W temacie seksu ona stała się dużo odważniejsza.
– To trochę za wcześnie, prawda? – Unoszę brwi.
Wzrusza ramionami.
– To jedyny czas, jaki mamy dla siebie.
– Z Suze w mieszkaniu?
– Jeśli mielibyśmy dostosowywać swój harmonogram pod Suze, to
musielibyśmy żyć w celibacie – odpowiada Stevie.
To prawda. Suze rezerwuje wiele czasu na zajęcia na siłowni, ale
nigdy nie opuszcza mieszkania.
Cat patrzy na mnie.
– Wyglądasz na zestresowaną.
Nalewam sobie duży kieliszek wina z butelki, którą napoczęła
Suze.
– Nie, nie jestem zestresowana. – Wzdycham. – Obecnie jestem
swoją najbardziej wyluzowaną wersją. Nigdy w życiu nie byłam aż
tak wyluzowana.
– A więc, czy myślałaś już o swoich urodzinach? – pyta
podekscytowana Cat.
– Mówiłam ci, że ten temat nie podlega dyskusji.
Suze patrzy na mnie.
– Dwadzieścia dziewięć… Prawie trzydzieści… Przerażające. To
już niezły rozpęd w kierunku czterdziestki.
– Tak, Suze. – Posyłam jej zirytowane spojrzenie. – Jestem bardzo
świadoma faktu, że się starzeję. Czy możesz przestać wysyłać mi e-
mailem to zdjęcie, na którym widnieje tona kotów siedzących pod
drzwiami, które wykrzykują, że mam prawie czterdzieści lat i nadal
nie mam męża?
– Ale to zabawne. Przynajmniej w tym roku masz lepsze życie
miłosne niż w zeszłym. – Przechyla głowę, przyglądając mi się
uważnie. – Chociaż nigdy nie słyszałam, żebyś uprawiała seks.
– Suze – mówię, zgrzytając zębami. – Przestań interesować się
rutyną, która zdarza się w mojej sypialni.
– Musisz robić coś regularnie, aby stało się to rutyną – rzuca.
Biorę głęboki wdech, w duchu przyznając, że moja współlokatorka
ma rację.
– Trudno jest wygospodarować czas na seks. Pracuję od rana
do wieczora – warczę defensywnie. – Po pewnym czasie bzykanie
schodzi na dalszy plan, prawda, Cat?
Cat marszczy brwi.
– Nie w moim przypadku. To znaczy: wy dwie jesteście jeszcze
w okresie tego cudownego zauroczenia; minęło jakieś osiem
miesięcy, czy się nie mylę?
Cała trójka przygląda mi się z kanapy.
– Charlie, jak często ty i Ben uprawiacie seks? – pyta Cat.
To pytanie mnie szokuje.
– Och, okej, wiesz, tak często, jak tylko możemy… – odpowiadam,
próbując przypomnieć sobie ostatni raz.
– Raz w tygodniu.
– To zależy. Ostatnio byłam zmęczona po pracy i w ogóle się nie
kochaliśmy.
Wpatruje się we mnie.
– Okej, więc kiedy był wasz ostatni raz?
Przełykam ślinę.
– Może cztery tygodnie temu?
– Cztery tygodnie. – Stevie, śmiejąc się, potrząsa głową. – On
zdecydowanie dostaje to gdzie indziej.
– Z pewnością nie – odpowiadam znowu defensywnie. Nawet
jeśliby tak było, to nikt nie może zmuszać do tego drugiej osoby, gdy
jest zmęczona.
Co ja mówię?
– Nie miałam ostatnio ochoty – przyznaję.
– Cholerne marnotrawstwo penisa! – prycha Suze. – Ben jest
cholernie wspaniały. Jeśli ty go nie chcesz, to ja chcę!
– Nie chcesz go? – piszczy Cat. – Charlie, musisz uprawiać seks ze
swoim chłopakiem. Taka jest różnica między chłopakiem
a przyjacielem.
– Wiem o tym! – zawodzę, osuwając się na krzesło. – Po prostu
już nie chcę. Chciałabym. Kiedyś byłam dobra w udawaniu, że mi się
to podoba, i robiłam to przynajmniej raz w tygodniu. Może dwa razy,
jeśli byłam wystarczająco pijana, ale ostatnio po prostu nie byłam
w stanie. – Pociągam duży łyk wina.
– Ale dlaczego tego nie lubisz? – pyta Cat.
Zastanawiam się przez chwilę.
– Rozpraszam się i nudzę. Czuję, jakby to był mój obowiązek, jak
odkurzanie.
– Jesteś rozproszona? – powtarza zrozpaczona Cat. – Odkurzanie?
– Czy nigdy nie myślisz o czymś innym, kiedy uprawiasz seks? –
pytam.
– Nie bardzo. Prawie zawsze myślę o tym, co aktualnie się dzieje.
– Uśmiecha się do Steviego, a ja się krzywię. – A więc, co cię
rozprasza?
Staram się przypomnieć sobie, co mnie rozprasza.
– Ostatnim razem, gdy uprawialiśmy seks, biuro w Seattle miało
otwartą sprawę, której nie mogłam rozwiązać, więc…
– Rozproszyłaś się przez pracę? – wtrąca się Stevie, śmiejąc się
do rozpuku. – Co za biedny facet. Musi się czuć tak, jakby uprawiał
seks z kłodą.
Mrużę oczy.
– Charlie – waha się Cat – czy tak zawsze wyglądał twój seks? Czy
tylko seks z Benem?
– Co masz na myśli? – rzucam lekceważąco. – Kocham Bena,
przecież to oczywiste, więc to nie ma z nim nic wspólnego. To we
mnie jest jakiś problem.
– Tak, ale jeśli się nad tym głębiej zastanowić, kochasz również
Barneya.
Nie mogę uwierzyć, że właśnie porównała mojego chłopaka
do mojego starego psa.
– Cat, to najgorsze porównanie, jakie kiedykolwiek słyszałam.
Wiem, że ty i Stevie jesteście żądni przygód w sypialni, ale…
– Dlaczego… dlaczego tak myślisz? – warknęła obronnie.
Nigdy nie powiedziałam jej o tym, że kiedy weszłam, by pożyczyć
fioletowy top, znalazłam w jej pokoju pejcz.
– Wydajesz się być osobą żądną nowych doświadczeń.
– Nie powiedziałabym tego! – odpowiada zbyt szybko.
– Ben przychodzi dziś wieczorem. – Myśląc o tym, biorę kolejny
duży łyk wina. Jeśli się wkurzę, to może będę w nastroju.
– Może po prostu powinnaś pomyśleć o jakimś urozmaiceniu –
zastanawia się na głos Cat. – Zgadzam się z tym, co powiedziałaś, że
pary nie mogą ciągle robić tych samych nudnych rzeczy i oczekiwać,
że będą zadowolone.
– Ale co mogę zrobić, by było lepiej?
– Dlaczego nie spróbujesz z nim sprośnie porozmawiać?
Słucham? Nigdy wcześniej nie rozmawiałam z Benem wulgarnie;
wysiliłam się tylko na kilka „och” i „ach” – tak na wszelki wypadek…
Sięgam po telefon. Google będzie wiedziało, co zrobić.
***
CHARLIE
– Dzięki, że jesteś moją randką, Cat.
Przeglądamy się w lustrze.
Mam na sobie czarny top z zabójczym wycięciem na plecach.
Dobrałam do tego obcisłe czarne dżinsy, które opinają mi tyłek. Na
twarzy mam mocny makijaż: czerwone usta i smokey eyes; moje
ciemnobrązowe włosy opadają kaskadami na plecy.
Wyglądam dobrze i zdaję sobie z tego sprawę.
To największy wysiłek, jaki włożyłam, odkąd Ben i ja zaczęliśmy
się spotykać, a jego nawet tutaj nie ma, więc nie zobaczy moich
starań. Nie mogłam zaprosić go na randkę po incydencie
z mleczarką. Potrzebowaliśmy trochę czasu, żeby ochłonąć.
– Jak femme fatale. – Stevie staje za nami, po czym zaczyna
gwizdać. – Dobrze się pani prezentuje, panno Kane.
– Dzięki – odpowiadam niechętnie. Stevie nie należy do osób,
które prawią komplementy, więc czuję się niezręcznie.
– Żal mi jednak tego biedaka, który będzie cię dziś zagadywał –
kontynuuje. – Zwłaszcza kiedy dowie się, jak beznadziejna jesteś
w ręcznych robótkach.
Oto i prawdziwy Stevie.
Odwracam głowę i spoglądam na niego.
– Nie jestem w tym beznadziejna! I przestaniesz rozmawiać
z Benem? Nawet nie jesteście przyjaciółmi. Powinieneś być moim
przyjacielem, a nie jego – dąsam się.
– Stevie! – Cat wzdycha. – Nie bądź taki szorstki dla Charlie. Ben
powinien dać jej jakieś instrukcje czy coś, a nie od razu lecieć ze
wszystkim do ciebie. Jak ona ma być w tym lepsza dzięki
obgadywaniu?
– Czy możemy przestać?! – syczę. – To nie jest powód naszych
problemów.
Uśmiechając się, kiwają głowami.
– Moje robótki ręczne są tak dobre, że mogłabym być
profesjonalną prostytutką! – krzyczę im w twarz. Jak oni mogli.
Grzebię w torbie w poszukiwaniu telefonu. Tristan wysłał mi SMS-
a z adresem imprezy. Bez wątpienia będzie to jeden z najbardziej
pretensjonalnych londyńskich barów.
Jest sobotni wieczór i właśnie wybieram się na czterdzieste
urodziny mojego starszego brata Tristana. Czasami zastanawiałam
się, czy został podmieniony przy urodzeniu, wyrwany od swoich
prawdziwych rodziców, którzy są politykami, członkami rodziny
królewskiej lub laureatami Nagrody Nobla, i oddany klanowi Kane.
To by wyjaśniało, w jaki sposób został nie tylko jednym
z najpotężniejszych prawników w Londynie, ale także partnerem
zarządzającym prestiżową kancelarią w mieście. Mając mniej lat niż
ja obecnie, był już całkiem nadziany. Głośne międzynarodowe
sprawy wyniosły go do statusu pomniejszego celebryty i kogoś, kto
się liczy.
Ma kamienicę w ekskluzywnym W8, jednej z dzielnic
z najdroższymi kodami pocztowymi w Wielkiej Brytanii, domy
wakacyjne w czterech innych krajach i, jeśli plotki są prawdziwe,
nową kobietę każdej nocy w tygodniu. Najwyraźniej
reprezentowanie klientów przed Międzynarodowym Trybunałem
Karnym jest całkiem podniecające.
Fakt, którego nie musiałam znać.
Powodem, dla którego włożyłam tyle wysiłku w dzisiejszy wieczór,
nie jest to, że Tristan kończy czterdzieści lat. Ani to, że mój żołądek
robi salta.
Nie, powodem jest najlepszy przyjaciel Tristana, Danny Walker,
finansowy potentat technologii finansowych, multimilioner, który
sam się wszystkiego dorobił − i przy okazji mój największy wróg.
Jest prawą ręką Tristana. Poznali się na uniwersytecie, obaj byli
wtedy bez grosza i pragnęli sukcesu. Razem dorobili się fortuny.
Oboje dorastali w nieciekawych środowiskach i między innymi
dlatego mieli ze sobą tak wiele wspólnego. To czyniło ich tym
bardziej podniecającymi dla kobiet. Mieli w sobie szorstkość
mężczyzn z osiedli komunalnych. Julie uważa, że wyglądali jak
nieprzyzwoity seks.
Grupa Nexus, najszybciej rozwijająca się firma informatyczna
w Europie, z dominującą obecnością w Azji i Stanach.
Planowanie zasobów przedsiębiorstwa, księgowość, sprzedaż,
łańcuch dostaw, zarządzanie treścią – nie było to najseksowniejsze
oprogramowanie, ale z posiadającym większość udziałów Dannym
Walkerem stało się przynoszącą wielkie zyski firmą, czyniąc
z właścicieli potężnych przedsiębiorców − a to było seksowne.
Jego agresja w biznesie przyniosła mu stałe miejsce na pierwszych
stronach gazet i przydomki takie jak: „Brudny Danny” i „Danny
Niszczyciel”. Moim ulubionym określeniem, krążącym po mediach
społecznościowych, jest „Palant Walker”.
Spotkania towarzyskie z Dannym Walkerem napawają mnie
lękiem. To sięga czasów, kiedy miałam dwadzieścia lat i upiłam się
do nieprzytomności na jednej z domówek organizowanych przez
Tristana. Tristan naiwnie pozwolił Cat i mnie wziąć w niej udział,
więc zaczęłyśmy w pociągu pić cydr, żeby wprowadzić się w nastrój.
Tamtej nocy błędnie dokonałam krytycznego osądu. Źle
odczytałam próbę rozmowy Danny’ego Walkera jako flirt.
Kiedy zapytał mnie, co planuję robić po studiach, moim
naturalnym odruchem było wdrapanie się na jego kolano, owinięcie
nóg wokół jego talii i przelecenie go na sucho.
Moje wspomnienia z tej nocy są mgliste, ale pamiętam, że mnie
odrzucił. To zdarzenie odcisnęło we mnie piętno i tkwi tam do teraz.
Pamiętam, że warknął na mnie, żebym się od niego odczepiła,
jakby uważał mnie za jedną z wielu, głupią studentkę college’u.
Niewiele się pomylił.
Następnego ranka obudziłam się, zwisając z kanapy w mieszkaniu
Tristana, a Tristan krzyczał na mnie. Danny’ego nie było nigdzie
w zasięgu wzroku.
Myślenie, że Danny Walker kiedykolwiek będzie mną
zainteresowany, było najbardziej naiwnym błędem, jaki
kiedykolwiek popełniłam.
Mogę winić jedynie alkohol i to, że po raz pierwszy próbowałam
ostryg. Wepchnęłam te paskudy w siebie, nie zdając sobie sprawy, że
czyniły mnie tak napaloną jak bonobo w dżungli. Tak naprawdę to
wina Tristana − w końcu to on kupił ostrygi.
Danny od tamtej pory nawet się do mnie nie uśmiechał, ale to
dobrze, bo osiem lat później nadal nie mogę na niego patrzeć bez
oblania się rumieńcem.
Do dziś z trudem nadążam za tym, co mówi. Kiedy omawia
z Tristanem IPO i inne akronimy oraz używa żargonu, muszę
udawać, że nie szukam ich w sieci. IPO znaczy Initial Public
Offering5, tak dla przypomnienia.
Mój wkład w rozmowę ogranicza się do kiwania głową, jakbym
była gołębiem.
– A więc, gdzie to jest? – Cat zerka przez moje ramię. –
Kensington? To na pewno darmowy bar, prawda?
– Oczywiście. – Przewracam oczami. – Tristan przecież zawsze
oszczędza.
– Weźmy chociaż jeden trunek na drogę, abym miała odwagę
wytrzymać z tymi wszystkim ważniakami w garniakach.
– Okej, tylko jedną butelkę – ostrzegam. – Wiesz, że masz słabą
głowę. Nie będę cię później niańczyć całą noc.
Po jednym kieliszku wina zaczyna mieć ochotę na opróżnienie
całej butelki.
A ja po butelce wina staję się bardziej wyrafinowana, szczuplejsza
też, myślę, gdy mijam lustro w drodze do wyjścia.
Dziesięć minut później jesteśmy w taksówce i zdaję sobie sprawę,
że opróżnienie butelki wina było dużym błędem.
Wielkim.
Ogromnym.
Cat jest okropną pasażerką na trzeźwo, a co dopiero po wypiciu
litra taniego wina ze sklepu na rogu.
Taksówkarz spotykał już takich ludzi jak Cat. „ZWYMIOTUJ, A CIĘ
POZWĘ” − informuje zastraszający napis z tyłu fotela kierowcy.
W ciągu kilku minut Cat odwraca się do mnie, wybałuszając oczy.
Widzę, że szybko przełyka ślinę. Potem cichy strumień wymiocin
rozpryskuje się na moje stopy.
Z przerażeniem wbijam wzrok między moimi stopami a tabliczką
z napisem. Trochę znalazło się na jej siedzeniu, więc nie możemy
poprosić kierowcy, żeby się zatrzymał, bo może to zobaczyć i nas
pozwać. Byłabym współwinna. Na szczęście jeszcze niczego nie
zauważył.
– Zrób to po cichu – szepczę.
Z całym szacunkiem dla niej, ale trzeba przyznać, że mimo silnych
torsji wymiotuje naprawdę cicho. Kałuża żółtego płynu gromadzi się
na podłodze wokół naszych butów, a ja modlę się, żeby kierowca się
nie odwrócił.
Bełkoczę dalej, prowadząc ze sobą monolog, który nie wymaga
odpowiedzi od Cat, żeby odwrócić uwagę taksówkarza od
niepokojących odgłosów.
Gdy jedziemy wokół Hyde Parku, wymioty na szczęście ustępują.
Zatrzymujemy się przed bardzo wystawnym barem. Zauważam
kilku przyjaciół Tristana, którzy gromadzą się na zewnątrz.
– Skończyłaś? – obruszam się, odwracając w jej stronę.
Jej usta drgają, ale nie odpowiada. Otwiera agresywnie drzwi
taksówki, omijając przejeżdżający samochód.
– Cholera jasna, Cat! – syczę, wyskakując z taksówki.
– Tak mi przykro, proszę pana! – mówię do kierowcy, wrzucając
kilka dwudziestofuntowych banknotów przez okno, aby pokryć
czyszczenie.
Cat biegnie, by spotkać się ze mną na chodniku, po czym otwiera
usta i wydaje najobrzydliwsze, najgłośniejsze i najbardziej
obrzydliwe beknięcie, jakie kiedykolwiek słyszałam.
Przykładam dłonie do ust w szoku.
Przyjaciele Tristana przestają gwałtownie rozmawiać i kręcą
głowami.
– Jezu, Cat – prycham na nią. – Ty to umiesz zrobić wejście.
– Przepraszam – zawodzi, otwierając oczy szeroko. – To by nie
zostało w środku.
– Skończyłaś już? – rzucam ze złością.
Dziewczyna potulnie kiwa głową.
– To już ostatni raz.
– Nigdy więcej – mruczę, żałując, że wybrałam ją na moją
towarzyszkę.
Skupia wzrok na barze, ignorując przyjaciół Tristana, którzy wciąż
patrzą na nas, i powoli gwiżdże.
– W takim razie szampan.
Bar jest bardzo prestiżowy. Dwie piękne hostessy stoją przy
drzwiach z notatnikami. Ich jedynym celem w życiu jest to, aby
sprawić, że poczuję się niegodna, by wejść do środka. Czterech
krzepkich bramkarzy otacza je, patrząc na nas podejrzliwie.
Wygląda to jak jeden z prywatnych klubów członkowskich
Tristana. Musiał wynająć na ten wieczór cały bar.
Największy bramkarz wystawia rękę, by zablokować nam przejście,
gdy wchodzimy po schodach.
– Przepraszam, mamy tu określony typ klienteli. Takich, którzy
nie bekają przy drzwiach.
– To jest impreza mojego brata – ripostuję, starając się wyglądać
dostojnie. – Mam na imię Charlie, a mój brat zapłacił małą fortunę
za ten lokal, więc wpuść nas.
Jedna z lasek z notatnikiem wertuje listę, po czym spogląda na nas
z rozczarowaniem.
– Jest okej – warczy. – Ale uważaj na tę tam. – Macha
z obrzydzeniem palcem na Cat.
Ona się dąsa.
– Właściwie to jestem nauczycielką w bardzo prestiżowej szkole
w Highgate – mówi moja towarzyszka.
– Proszę pani, nie obchodzi mnie, czy jest pani nauczycielką,
nawet w Pałacu Buckingham. – Bramkarz kręci głową. – Spotkałem
budowlańców z lepszymi manierami niż pani.
Nie mogłam się z tym kłócić.
– Po prostu chodź. – Wciągam ją na ostatni stopień,
a notatnikowa laska #2 niechętnie prowadzi nas przez aksamitne
zasłony do przystani najbogatszych i najwspanialszych osobistości
w Londynie.
***
Imprezy Tristana są uwiecznione seksem. Ta nie jest wyjątkiem. To
menażeria pięknych ludzi ociekających w designerskie etykiety,
popijających dekadenckie koktajle i dyskutujących o tym, jak bardzo
są bogaci i jakie odnoszą sukcesy.
To prawda, co mówią: pieniądze przyciągają piękno. Trudno
powiedzieć, kto jest naturalnie ładny, a kto przerobiony. Chodzi mi
o to, jakie są szanse, że spośród stu kobiet każda ma duże piersi
i pełne pulchne usta?
Z dopasowanymi garniturami i ekstrawaganckimi dodatkami
mężczyźni są równie wystawnymi istotami, próbującymi udowodnić,
że to oni mają największego fiuta dzięki swoim zegarkom, spinkom
do mankietów i wszystkiemu innemu, co poinformuje innych
imprezowiczów o ich wartości netto.
Alkoholu to tutaj nie brakuje. W drzwiach podano nam Bellini.
Każdy stół jest zaopatrzony w butelki szampana Moët i wódki
Belvedere. Lepiej, jeśli będę miała oko na Cat.
Te przyjęcia byłyby tak zabawne, gdyby nie dwie zaproszone osoby
– jedna to Danny Walker, a druga to moja irlandzka matka. Będąc
wzorowym synem, Tristan zaprasza matkę na każde przyjęcie
urodzinowe. Jest to w równym stopniu słodkie, jak i godne
pożałowania. Nie chce, żeby czuła się pominięta.
To był jego problem od czasu, gdy tata nas zhańbił, by wrócić
do Republiki Irlandii w ramiona innej kobiety, zostawiając nas
z masą długów. Po raz pierwszy w życiu mama musiała wymyślić, jak
spłacić hipotekę i rachunki. Była kobietą wzgardzoną; do dziś nie
możemy w jej obecności rozmawiać o tym cudzołożniku.
Mamy z nim sporadyczny kontakt: okazjonalna kartka
urodzinowa, telefon po pijaku na święta lub, w przypadku Tristana,
prośba o pożyczkę pieniężną, która nigdy nie zostanie zwrócona.
Zerkam na róg baru i widzę idealną sytuację, w której można
kogoś upokorzyć. Tristan, Danny, ich przyjaciel Jack Knight oraz
atrakcyjna kobieta, która wygląda jakby się tu przypałętała
przypadkiem, rozmawiają z mamą.
Mama jest ubrana jak na wesele w latach dziewięćdziesiątych.
Wielka napuszona fryzura, ogromne poduszki. Mówi z prędkością
stu mil na godzinę.
Danny słucha, nie zwracając uwagi na krążące kobiety, które
usilnie starają się, żeby zostać zauważone.
Dupek.
Gorący jak diabli, wspaniały facet, ale nadal dupek.
Przy wzroście sześć stóp i cztery cale jest wyższy i szerszy
w barkach niż ktokolwiek inny w pokoju, nawet Tristan, który
zajmuje drugie miejsce w tej kategorii. Grube bicepsy ma złożone
na swojej szerokiej klatce piersiowej, biała koszula napina się pod
naporem mięśni, a grube nogi są rozłożone w męskiej pozie. Jest
masywnym Adonisem, przeciwieństwem tego, jak powinien
wyglądać potentat technologiczny. Gęste, czarne włosy, ostra,
kwadratowa linia szczęki, rzymski nos, w który mam ochotę
przywalić, i pełne, soczyste usta.
Jaką miałam szansę?
Cała uroda zmarnowana na takiego humorzastego, wstrętnego
kutasa.
Cat najwyraźniej usycha obok mnie.
– Poziom testosteronu w tym kącie jest wyraźnie przekroczony.
Jak mamy funkcjonować jako kobiety na tym kiełbasianym
przyjęciu? Ja na pewno byłabym farszem w kanapce Tristan-Danny-
Jack.
– Czy możesz nie uwzględniać mojego brata w swoich chorych
fantazjach, proszę? – Zwężam oczy, patrząc na nią.
– Musisz przyznać, że oni są tak cholernie męscy – zachwyca się.
– Męscy mężczyźni. Nie tylko ładne twarze, wszystko w nich ocieka
kasą. Jak to się dzieje, że nie mamy takiego szczęścia?
Przewracam oczami.
– To raczej nie jest kwestia szczęścia, Cat – kwituję.
– Przypuszczam, że wybrałam powołanie ponad kasę – rozmyśla
na głos, jakby była męczennicą. Patrzy w dół, na swój telefon,
i zaczyna pisać, mówiąc przy tym na głos: – Danny Walker, prezes
i założyciel giganta technologicznego The Nexus Group, szacowana
wartość netto: 700 milionów funtów. W ostatnich latach Danny stał
się znany ze swoich agresywnych przejęć, próbując zmonopolizować
brytyjski przemysł technologiczny.
Szturcham ją w żebra.
– Możesz przestać prześladować go w sieci? Znajomi Tristana
kręcą się wokół nas! – syczę ze złością.
– Robi się ciekawiej – dodaje, ignorując moją uwagę. – Sprawa
sądowa między Dannym Walkerem a poprzednim pracownikiem,
Samem Lyndenem, wreszcie się zakończyła. Potwierdzono, że Sam
Lynden otrzymał znaczną wypłatę finansową po oskarżeniu pana
Walkera o fizyczną napaść.
Kręcę głową, nie chcąc tego słuchać.
– Ten to ma temperament – mówi i prawie mdleje z zachwytu. –
Niebezpieczny. – Klika na zdjęcia. – Wow, był z wieloma gorącymi
kobietami.
Wyrywam z jej rąk telefon.
– Charlie! Tutaj! – Wciągam gwałtownie powietrze, słysząc ten
głos. Mama nas zauważyła i gorączkowo do nas macha.
Tristan patrzy na mnie, przywołując nas do siebie, a ja macham
lekko.
Spoglądam na Danny’ego, który nagle przerywa rozmowę
z Jackiem.
O Boże, te oczy.
Mój żołądek robi salto. Brązowe, przenikliwe oczy wpatrują się we
mnie, ogarniając całą sylwetkę, zanim wylądują z powrotem
na twarzy.
Jego brwi łączą się w głębokiej bruździe, jakby mój widok go nie
satysfakcjonował. Gdzie on nabył tę niedorzeczną umiejętność
sprawiania, że czuję się, jakbym była… nieodpowiednia?
– Charlie! – krzyczy mama, machając dziko rękami. Kilka osób
odwraca się, by dziwnie na nią spojrzeć.
– Tak?! – odpowiadam. Co ta kobieta robi? Widzę ją wyraźnie,
a jednak wywołuje ogromne zamieszanie.
– Zróbmy to – mruczę do Cat, która nie potrzebuje zaproszenia,
by przejść na drugą stronę. – Chodź.
– Cześć wszystkim. – Błyskam wymuszonym uśmiechem
do zebranych tu osób, gdy pochylam się, by pocałować Tristana. –
Wszystkiego najlepszego, staruszku.
Przyciąga mnie i przytula.
– Cześć, mamo – mówię.
Kobieta pochyla się, by pocałować powietrze przy moich obu
policzkach − to jej zwyczaj na przeróżnych imprezach.
Jack, najbardziej charyzmatyczny z przyjaciół Tristana, przyciąga
mnie do siebie.
– Oszałamiająca Charlie, jak zawsze miło cię widzieć.
Tristan beszta go, gdy Jack posyła mi uśmiech, który mógłby
stopić moje spodnie.
– Zachowuj się, Jack. Siostra. Poza granicami.
Zerkam z ukosa na Danny’ego i zauważam, że obserwuje mnie
nieufnie. Jakbym miała jakąś chorobę zakaźną. Uderzają we mnie
retrospekcje.
Wspinam się na jego kolano i owijam wokół niego nogi.
– Danny – wykrztuszam.
– Charlie – odpowiada swoim niskim szkockim akcentem.
Sztywnieje, gdy zastanawia się, czy powinien mnie przytulić.
Ten głos. Dlaczego sprawia, że myślę o seksie? Na dźwięk mojego
imienia, które wymawia, włosy na karku stają mi dęba.
Nienawidzę tego, jak on na mnie wpływa. Muszę mieć jakieś
zaburzenie. Zaburzenie Bycia Pociąganą Przez Dupków − interesują
mnie tylko mężczyźni, którzy mnie ignorują.
Ocieram się o jego uda.
Przestań!
Wyrwałam się z tego.
– Wszyscy poznaliście już Cat. – Kiedy się odwracam, widzę, że
moja towarzyszka się uśmiecha jak idiotka i robi tę durną minę,
którą przybiera zawsze, gdy jest zdenerwowana.
– Hejka – mówi wysokim tonem.
Tristan odchrząkuje i patrzy znacząco na Danny’ego, który
przeczesuje włosy palcami, jakby był wzburzony.
– Charlie, Cat, to jest Jen. – Tristan kładzie rękę na plecach
blondynki.
Ma proste długie blond włosy i jest bardzo chuda, z piłkami
plażowymi przyklejonymi do jej klatki piersiowej. Właśnie taki typ,
jaki lubi mój brat.
– Cześć, Jen. – Posyłam jej uśmiech.
– Cześć, Charlie, Cat. – Jen pochyla się do pocałunku. – Wspaniale
jest w końcu poznać młodszą siostrę!
Sztywnieję. Nie jestem jej młodszą siostrą. Wygląda na co najwyżej
pięć lat starszą ode mnie, dlatego nie powinna do mnie mówić
w sposób, jakby chciała zostać moją ulubioną macochą.
– Jen jest prawniczką zajmującą się prawami człowieka – ogłasza
mama, wyraźnie będąc pod wrażeniem nowej wybranki Tristana.
– Nie lubię o tym za dużo mówić, ale tak, jestem najmłodszą
prawniczką od praw człowieka w Londynie. – Jen przemyka
wzrokiem po grupie. Zadowolona ze szmerów aprobaty, postanawia
kontynuować: – A ty, czym się zajmujesz, Charlie?
– Wsparcie IT. – Moje usta wykrzywiają się w fałszywym
uśmiechu. Wiem, że pyta tylko dlatego, że nigdy nic nie będzie tak
dobre, jak usłyszenie, że pracuje jako najmłodszy cholerny prawnik
od praw człowieka w Londynie.
– To wspaniale. – Kładzie dłoń na piersi, jakbym właśnie ujawniła,
że jestem kardiologiem. – Wyłącz to i włącz ponownie!
– Do usług.
Żałosne.
– Ludzie ze wsparcia informatycznego w naszej firmie są
beznadziejni – dodaje niepotrzebnie. – Jestem jednak pewna, że ty
jesteś od nich o wiele lepsza. – Wpatruje się we mnie, jakby przez
sekundę w to nie wierzyła.
– I dobrze myślisz. – Rzucam jej mordercze spojrzenie.
– Och. – Kładzie dobrze wypielęgnowaną dłoń na bicepsie
Danny’ego. – Danny mógłby załatwić ci pracę w Nexusie! Jestem
pewna, że mógłby znaleźć ci jakąś dobrą pracę.
– Nie, w porządku, nie szukam zatrudnienia – odpowiadam
szybko, podczas gdy Danny sztywnieje. Nie ma na tym świecie
czegoś, co zmusiłoby mnie do błagania tego paskudnego,
bezwzględnego, wszechstronnego drania o pracę.
Pomijając oczywisty wstyd związany z tym, co się między nami
wydarzyło, inną rażącą kwestią jest to, że on nigdy mnie nie
zatrudni. Nie jestem „kalibrem Nexusa”.
Muszę jak najszybciej zmienić temat.
– Cat jest nauczycielką sztuki w Highgate. Skoro już przeglądamy
nasze CV.
– To prawda – wcina Cat się, patrząc na Tristana intensywnie. –
Mój zawód jest raczej powołaniem niż karierą.
– Jakie to urocze. Mieszkam w Highgate – mówi Jen. – Mam tam
małą posiadłość. Kupiłam ją kilka lat temu. Ogród jest niewielki, ale
znajduje się tam mały domek letni, którego mogę używać jako biura,
a z balkonu jest ładny widok na wrzosowiska.
Obserwuję, jak mówi o tym, co z pewnością jest domem wartym
wiele milionów funtów, jak o malutkim uroczym domeczku.
– To brzmi… bardzo osobliwie.
– Charlie i Cat prowadzą życie typowych singielek w Kentish
Town. – Oczy Tristana mrużą się w rozbawieniu. – Imprezowiczki.
Chociaż rzadko już przychodzisz na moje imprezy, chyba że cię
zmuszę.
To dlatego, że próbowałam przelecieć jego gorącego najlepszego
kumpla.
– Kentish Town? – Jen patrzy na mnie, jakbym właśnie została
zwolniona z więzienia o maksymalnym poziomie bezpieczeństwa. –
Zgaduję, że ceny nieruchomości są tam niższe, ponieważ to dopiero
rozwijająca się dzielnica.
– Wynajmujemy – cedzę w odpowiedzi.
Ona ma kredyt hipoteczny, a co ja mam? Myszy.
– Charlie wie, że jej pomogę, kiedy będzie chciała coś kupić –
rzuca Tristan, usprawiedliwiając swoje zachowanie na wypadek,
gdyby pomyśleli, że jest skąpym dupkiem, a jego biedna siostra żyje
bez grosza przy duszy.
– Nie – mówię z przerażeniem, nie chcąc być typem osoby, której
potrzebna jest pomoc charytatywna. – Kupię coś sama, za pieniądze,
które zarobię.
Tristan zawsze próbuje dać mi pieniądze…
– Jak długo spotykasz się z Tristanem? – pytam grzecznie Jen,
zmieniając temat. Nie lubię tej dziewczyny, więc mam nadzieję, że
to nie jest jakaś głębsza relacja. To nie w stylu Tristana. Liczę, że
będę musiała bawić się w te uprzejmości co najwyżej przez trzy
miesiące.
– Och, nie spotykam się z Tristanem! – Śmieje się. – Mój
mężczyzna to ten szczęśliwiec. – Wbija palec w żebra Danny’ego.
Mężczyzna przestępuje z nogi na nogę, z rękami wciśniętymi
głęboko w kieszenie spodni. Przez całą rozmowę milczał.
Mój żołądek ściska się i wymuszam uśmiech na twarzy.
Nie, Charlie, ja się nie bawię w związki. Nie jestem zainteresowany –
mówi, spychając mnie ze swoich kolan − przywołuję to w myślach.
A więc to jest typ Danny’ego.
Przeciwieństwo mnie. Blondynka, odnosząca duże sukcesy,
nieokrzesana, kobieca.
– Gdzie jest Ben? – pyta Tristan.
– Charlie i Ben mają pewne problemy. Ona wkrótce może być
samotna − ogłasza mama. – Znowu.
– Mamo! – Patrzę na nią z przerażeniem, gdy mężczyźni
mamroczą przeprosiny.
– Och, biedactwo – mruczy Jen, jednocześnie pocierając ramię
Danny’ego. – Chłopcy, czy macie jakichś miłych przyjaciół dla
Charlie?
– Nie – odpowiada bardzo szybko Danny.
Rzucam mu szybkie spojrzenie i napotykam jego oczy,
dostrzegając w nich mrok. A więc teraz też nie jestem wystarczająco
dobra dla żadnego z jego przyjaciół?
– Charlie miała przed Benem mnóstwo mężczyzn – wcina się Cat
bezradnie. – Ona nie ma problemu z poderwaniem kogoś. –
Uśmiecha się do mnie w sposób mówiący: „Nie ma za co”.
Tristan pluje swoją whiskey.
Głęboki rumieniec wypływa na moje policzki, rozprzestrzeniając
się po ciele, aż moje uszy robią się czerwone.
– Charlie ma się spotykać z którymś z naszych paskudnych
przyjaciół? Po moim trupie. – Tristan śmieje się, ale wszyscy
słyszymy w jego głosie stalowość. – Do niczego takiego nie dojdzie.
Będą trzymać swoje cholerne ręce przy sobie. Zauważyłem, że kilka
osób już ci się dzisiaj przyglądało.
– Cóż, ja lubię Bena – wtrąca smutno mama. – Czas, żebyś
przestała miotać się od chłopaka do chłopaka.
Przewracam oczami.
– Więc umów się z nim.
Wszyscy się śmieją. Jupi. Życie miłosne Charlie jest przezabawne.
– A jak tam praca, siostrzyczko? – Tristan mnie szturcha. –
Dostałaś tę podwyżkę, o której marzyłaś?
Jako że wszyscy uważnie wyczekują mojej odpowiedzi, kusi mnie,
aby skłamać.
– Nie – odpowiadam z głębokim westchnieniem. – Mój szef to
kutas.
– Naprawdę ciężko pracowałaś na tym stanowisku – przyznaje
Cat, drugi raz mnie wspierając. – Pamiętasz, że w poprzedniej
robocie robiłaś sobie drzemki w toaletach i cały czas uciekałaś
na chorobowe? W tej pracy tego nie robisz.
– To było lata temu – warczę. Po dzisiejszym wieczorze składam
wniosek do Guinness World Records dla Cat jako najgorszej
partnerki w historii. – Nudziłam się w tamtej pracy.
– Nie martw się, Charlie. – Jen kładzie dłoń nad moją. – Jeśli
kiedykolwiek będziesz potrzebowała jakiejś porady dotyczącej
kariery, chętnie pomogę.
– Dzięki, Jen – mruczę. – Wygląda na to, że mogę zwrócić się
do ciebie w sprawie jakiejkolwiek porady życiowej.
Podnoszę wzrok i widzę Danny’ego wpatrującego się we mnie ze
zmarszczonym czołem.
– O, to ta dziewczyna, która beka jak budowlaniec! – słyszę za
sobą głośne stwierdzenie.
Na litość boską.
Jen otwiera usta.
– Wybaczcie nam – chwytam ramię Cat, pani „bekający
budowlaniec”, i rzucam im mój najbardziej olśniewający uśmiech. –
Idziemy do baru.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 4
CHARLIE
Przez godzinę trzymam mamę i Danny’ego na dystans, ukrywając się
wraz z Cat wśród grupy bankierów inwestycyjnych. Ku uciesze
naszych nowych znajomych próbujemy najbardziej egzotycznych
koktajli w barze.
Jest tam koktajl bacon-me-angry z wódką i tłuszczem z bekonu,
koktajl butternut-old-fashioned z przyprawionym i posłodzonym
kabaczkiem wlanym do bourbona, a także zwykły, paskudny bloody-
tampon z whiskey, tequilą, wódką i sokiem żurawinowym − dla
dodania szczypty fałszywej menstruacji.
Żadne z tych połączeń nie powinno stać się drinkiem, ale właśnie
dlatego cena za te wymyślne trunki jest dwukrotnie wyższa niż za
przeciętne alkohole i, do diabła, wszystko idzie na rachunek
Tristana. Dziewczyna musi wiedzieć, kiedy zachować godność,
a kiedy się obłowić, a ja na pewno nie będę płacić dwudziestu dwóch
funtów za butternut squash bourbon, zwłaszcza gdy kręci się tu moja
matka.
Tristan miał rację: ma wielu zboczonych przyjaciół. To nie moja
bajka, ale idealnie podbudowują moją pewność siebie, która
strasznie upadła po pasywno-agresywnym zachowaniu Jen.
– Będziesz śpiewać, Charlie – ogłasza mama, podchodząc do mnie
od tyłu. – Przepraszam, panowie.
Odwracam się, by zobaczyć, jak przepycha się łokciami między
bankierami. Jest czerwona od zbyt wielu sherry. Teraz moja własna
matka przerywa mi podryw i niszczy szansę na udany wieczór.
Tristan kroczy za nią, jego oczy są przepełnione złośliwymi
ognikami.
– Co? Nie! – Moje usta się otwierają. – To nie jest czas ani miejsce
na muzykę country. To Kensington, na litość boską.
– To tradycja, siostrzyczko. – Tristan szczerzy się. – Upewniłem
się, że jest tu gitara.
– Tristan! – zawodzę. – Dlaczego mi to robisz? Kurwa, to nie
miejsce na coś takiego.
– Język, Charlie! – rzuca ze złością mama. – Skończ z tym
nonsensem. Masz piękny głos. To jedyny powód, dla którego
przychodzę na te imprezy.
Mrużę oczy.
– Przychodzisz tu dla darmowej sherry, mamo. Tristan, proszę. –
Patrząc na niego błagalnie, zaciskam ręce w modlitwie. – Jeśli
chociaż odrobinkę mnie kochasz, to uchronisz mnie od tego
nieszczęścia.
Wzrusza ramionami, jakby decyzja nie należała do niego. Jakby nie
miał z tym nic wspólnego poza dostarczeniem instrumentu, dzięki
któremu to się ma stać.
Uderzam go w klatkę piersiową.
– Hej! – Pociera miejsce, w które oberwał. – W zasadzie podoba
mi się twój śpiew. Poza tym nie mógłbym znieść zrzędzenia mamy,
które na pewno by nastąpiło, gdybym pozwolił ci nie zaśpiewać.
Łatwo mu mówić. Reszta gości może nie docenić tej przerwy.
Ponadto mój występ może doprowadzić do tego, że na jego
czterdziestych pierwszych urodzinach już nikt się nie pojawi.
Zerkam na tę ekskluzywną scenę i wzdrygam się − jest
przeznaczona dla soulu, jazzu lub burleski, a nie dla irlandzkich
wygłupów w stylu trele-morele.
– Śpiewanie na pogrzebie cioci Mo to co innego. Śpiewanie
irlandzkich coverów w ekskluzywnym klubie dla ważnych osób… nie
bardzo! – jęczę, patrząc w sufit. – O mój Boże, dlaczego to mi się
przydarza?
Unosi brew.
– Przestań dramatyzować. W każdym razie zespół czeka na ciebie.
– Charlie? – woła mama.
– Co? – Odwracam się, by na nią spojrzeć. – Poddałam się,
cholerna wymuszaczko. Zaśpiewam jedną piosenkę.
Zaciska usta w cienką linię.
– Może mogłabyś założyć stanik przed wyjściem na scenę? – pyta
mama.
Grrr. Warczę głośno i wybiegam, wpadając prosto na Danny’ego
Walkera.
Na jego twarzy pojawia się błysk rozbawienia, gdy się odsuwa.
– Powodzenia – mówi swoim niskim, szorstkim głosem. Głosem,
który sprawia, że zapominam, jak się oddycha.
Chrząkam i ruszam w stronę sceny.
***
***
DANNY
Weź się w garść, człowieku.
Wypijam resztę zawartości szklanki, jakby to była tania szkocka,
a nie jeden z najstarszych na świecie single malts. Moje palce
ściskają szklankę tak mocno, że mógłbym ją zgnieść. Zachowywałem
ten trunek na specjalną okazję, ale dzisiejszy wieczór tego wymagał.
Potrzebowałem czegoś, co pozwoli mi się odstresować.
Dwa razy zrobiłem sobie dobrze po ciemku, w moim biurze.
Śmieszne. To nie jest moje typowe zakończenie jednej z imprez
Tristana.
Zastanawiam się, co ona teraz robi. Czy poszła z kimś do domu?
Było wystarczająco dużo bogatych kutasów próbujących się do niej
dobrać. Czy uprawia teraz seks z którymś z nich? Wokalista jazzowy
miał u niej duże szanse.
Mój kutas pulsował od momentu, gdy zauważyłem, że nie miała
na sobie stanika. Jej nagie plecy, subtelny zarys piersi
w prześwitującej bluzce… No i co miałem z tym zrobić?
Moje oczy zamykają się, gdy ponownie widzę w myślach, jak jej
piersi nabrzmiewają podczas śpiewania. Jej dżinsy były tak ciasno
opięte na tyłku, że mogłaby to być jej druga skóra. Te usta, kurwa, te
pełne, seksowne usta, na które mogę się gapić tylko wtedy, gdy
śpiewa. Wyobrażam sobie te usta owinięte wokół mojego kutasa,
ssące mnie. Mój drążek drga na myśl o niej klęczącej przede mną,
z oczami wpatrzonymi we mnie, gdy uderzam w tył jej gardła.
Na scenie była tak pociągająca i opanowana, że prawie doszedłem
w spodniach. Musiałem się ciągle poprawiać jak jakiś obleśny
zboczeniec.
Jak na tak zaborczego brata, nie wiem dlaczego Tristan zachęca ją,
by występowała na scenie na tych imprezach. Jestem pewien, że nie
tylko ja miałem ręce głęboko w kieszeniach spodni. Zauroczyła
wszystkich. Wszyscy ślinili się jak idioci.
To jest typ dziewczyny, która może sprawić, że mężczyzna padnie
na kolana i będzie błagał, by móc ją poczuć.
Byłem tylko kolejnym facetem na widowni, który pożądał młodszą
od siebie dziewczynę. A teraz jestem pieprzonym banałem. To jest
to, co spotyka człowieka po czterdziestce.
Gdyby Tristan dowiedział się o tym wszystkim, pobiłby mnie do
nieprzytomności.
To jest coś takiego jak swędzące miejsce, którego za nic w świecie
nie mogę podrapać. Tristan ostrzegał mnie wystarczająco wiele razy,
żeby wiedzieć, że przyjaźń się skończy, jeśli będę się interesował
jego młodszą siostrą. Nic dziwnego, skoro zna mnie tak dobrze.
Znudziłaby mi się po kilku nocach namiętności, a do tego straciłbym
najlepszego przyjaciela, jakiego kiedykolwiek miałem.
Nie mogę zrozumieć, dlaczego tak bardzo wdarła się w moje myśli.
Tak, jest piękna, ale nie brakuje mi pięknych kobiet w otoczeniu.
Może dlatego, że patrzy na mnie z takim jadem, że nie ma
wątpliwości, jak bardzo mną gardzi.
Może dlatego, że jest jedną z tych kobiet w mieście, których nie
mogę dotknąć.
Jej matka nagrywała ją dziś wieczorem.
Muszę dostać w swoje ręce to nagranie. Zastanawiam się, jak je
wyciągnę od Tristana, żeby nie wyglądało to podejrzanie.
Uśmiecham się na myśl o poproszeniu pani Kane o nagranie
z występu jej córki, żebym mógł dodać je do mojego fap folderu.
Mięśnie moich ramion napinają się − powinienem już teraz
opracować jakiś plan. Wiem już, że nie zgodzi się, by pode mną
pracować. Zaoferuję jej obrzydliwą sumę, której nie będzie chciała
odrzucić, i zgodzi się…
Obawiam się, że to będzie coś, czego natychmiast pożałuję.
Śmieję się na głos. Czyżbym na starość wypadał z gry?
W przygotowaniu jest fuzja warta dwadzieścia milionów funtów,
a moim zmartwieniem numer jeden jest to, że młodsza siostra
mojego najlepszego przyjaciela, którą chciałbym przelecieć, mogłaby
być moim pracownikiem?
Jutro z samego rana zadzwonię do Tristana i wyjaśnię to, co muszę
zrobić. Jest biznesmenem, zrozumie moje uzasadnienie.
Miejmy nadzieję, że nie wyczuje mojej ściemy.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 5
CHARLIE
W biurze panuje gwar, o wiele większy niż zazwyczaj.
Jest poniedziałek rano. Wszyscy powinni wyglądać
na przygnębionych i zmęczonych. Nikt nie powinien być wesoły.
A już na pewno pracownicy nie powinni wymieniać ze sobą
uprzejmości, jakby żyli w jakimś równoległym wszechświecie.
Jackie siedzi na recepcji w wieczorowym makijażu typu smokey
eyes, ubrana tak, jakby miała zaraz ruszyć prosto na wybieg. Wygląda
na to, że dzisiaj nasze biuro odwiedzi jakiś naprawdę bogaty klient.
Jackie jest zbyt rozkojarzona, żeby chociaż zarejestrować fakt, że
przechodzę obok.
Wchodzę do rozległego biura na czwartym piętrze.
Co za niesprawiedliwość. Ludzie powinni jeść śniadania,
przeglądać media społecznościowe i głośno rozmawiać
o weekendzie. Robić wszystko oprócz wykonywania prawdziwej
pracy. Dziś rano na żadnym z komputerów nie dostrzegam choćby
jednej otwartej strony w mediach społecznościowych. Przechodzę
obok każdego biurka i wszędzie dostrzegam to samo: pracę –
zupełnie jakby ktoś wymienił mi pracowników. Moi koledzy zostali
zastąpieni grzecznymi klonami − wykonującymi czynności
zawodowe i rozmawiającymi szeptem.
Przerażające.
W drodze do swojego biurka mijam Mike’a. Wokół jego miejsca
pracy panuje chaos, wszędzie ma porozrzucane raporty z tego
kwartału, nawet na podłodze. Nigdy wcześniej ich nie czytał, mimo
że wysyłaliśmy je grzecznie i zrobiliśmy sumiennie. Jak on w ogóle
sam poradził sobie ze znalezieniem tego wszystkiego?
– Stevie! – Chwytam go za ramię. – Co się, do cholery, dzieje?
Patrzy na mnie jak na kretynkę pozbawioną mózgu.
– Wykupili nas. Dziś do biura wkraczają nowi pracownicy, czyli
nowy CEO i jego zarząd. Przygotuj się na krwawą jatkę – ostrzega.
– Aha. – W zeszłym tygodniu nie zwracałam uwagi na postępy
dotyczące wykupienia firmy, więc nie mam pojęcia, kim będą ci nowi
kolesie w garniaczkach, którzy dzisiaj tu wkroczą. – Ale powiedzieli,
że niewiele się zmieni, będziemy tylko mieli firmę macierzystą. Mike
określił ich mianem „przyjaznych pasywnych właścicieli”. Zostawią
nas w spokoju, prawda? Dlaczego wszyscy wyglądają na tak
spiętych? – dopytuję.
Stevie przewraca oczami.
– Zawsze tak mówią. Nexus nas wykupił. Oni nie zostawiają firm
w spokoju. Kupują firmę, redukują etaty, a najlepszych pracowników
zgarniają do siebie.
– Co? – Zastygam w miejscu. – Nexus?
Nie. Stevie się myli. Nastąpiła pomyłka.
Krew odpływa mi z twarzy w dół ciała i gromadzi się wokół kostek.
Nie ma mowy, żeby Danny Walker kupił naszą firmę.
– Gówno prawda – wyrzucam z siebie.
– To nie są żadne bzdury – odpowiada Stevie. – Sama się
przekonasz, kiedy przyjdą. Weź ze sobą CV, bo ten facet z CEO
Nexusa unicestwi połowę firmy. On wybiera tylko najlepszych,
a reszta z nas będzie od jutra siedziała na dupie w urzędzie pracy.
Nagle w pokoju zabrakło tlenu.
– To nie ma sensu. Oni nie działają w sektorze ubezpieczeń. –
Zwalam się na krzesło, energicznie gestykulując rękami.
– Zmienili zdanie, teraz zajmują się również tym. – Wzrusza
ramionami, opierając się o bok mojego biurka. – Przejęli wszystkie
inne rynki. To była tylko kwestia czasu.
Wciągam gwałtownie powietrze i czuję, jakbym zaraz miała się
udusić.
– Okej, ale czy na pewno zostawią nas w spokoju? – pytam
z nadzieją.
– Mało prawdopodobne. Z tego, co czytałem, Danny Walker jest
bezwzględny. Mój kolega pracuje w ETech. Nexus kupił ją w zeszłym
roku. Pięćdziesiąt procent zespołu wyleciało. Ludzie, którzy się
utrzymali, pracują teraz po dziesięć godzin dziennie. Powiedział, że
to prawdziwe piekło.
– Czy my jesteśmy do odstrzału? – piszczę. – Awansowałam
dopiero rok temu.
Łapie mnie za rękę, zirytowany.
– Przestań tak bębnić palcami po stole; wyglądasz jak siedem
nieszczęść, które zaraz zejdzie na zawał.
– Przepraszam – szepczę. – To naprawdę zła wiadomość.
– Nie wiem, dlaczego tak się martwisz. – Wskazuje na siebie. – JA
mam przejebane. Odkąd się tu dostałem, pracuję po trzy godziny
dziennie. Mogę oszukać Mike’a, ale ci faceci wywęszą moje obijanie
się z odległości mili. – Krzywi się. – Czekaj, czy twój brat
przypadkiem nie kumpluje się z głównym właścicielem, Walkerem?
– Tak. – Wzdycham.
– A więc… wszystko w porządku? Z pewnością nie pozbędzie się
siostry swojego przyjaciela.
– Niestety, to tak nie działa. – Osuwam się na krześle. – Przez
ostatnie osiem lat ze wstydu ledwo mogę przebywać w tym samym
pomieszczeniu co Danny Walker. Ma mnie za desperatkę, którą woli
ignorować. A po sobotnim wieczorze myśli, że jestem beznadziejną
pracownicą, która nie zasługuje na podwyżkę, a zamiast pracować,
śpi w toalecie. – Robię gwałtowny wdech. – Zatem: nie. Nie jestem
na dobrej pozycji.
– Okej. – Wpatruje się we mnie. – Nic z tego nie zrozumiałem.
Będziesz musiała wyjaśnić mi to bardziej szczegółowo.
Czy ośmielę się powiedzieć Steviemu? On wie o każdym innym
aspekcie mojego życia. Towarzyszył mi nawet w aptece, gdy poszłam
po leki na pleśniawki; był moim moralnym wsparciem. Przynajmniej
poznałabym perspektywę faceta.
Mike uderza pięścią w filar na środku pokoju, nie mam więc szansy
na rozwinięcie tematu.
– Główna sala konferencyjna, za piętnaście minut! – ryczy,
przestępując z nogi na nogę. Wygląda na jeszcze bardziej
zdenerwowanego niż ja. Musi się bać, że zapytają go, co oznacza
skrót IT, i dowiedzą się o tym, że nie ma pojęcia.
– Koniec jest bliski – oznajmia złowieszczo Stevie.
Próbuję przełknąć olbrzymią gulę w gardle.
– Muszę wziąć się za napisanie kilku e-maili. – Odwraca się, by
ruszyć do swojego biurka, ale w połowie drogi zerka na mnie
i wskazuje palcem. – Ale wrócę później, żeby usłyszeć tę historię.
Ludzie już snują się po sali konferencyjnej, mimo że został nam
jeszcze kwadrans. Do czasu zakończenia tego spotkania nikt nie
będzie produktywny.
Mrużę oczy i dostrzegam zarys postaci za szybą.
Oto i on.
Danny Walker opiera się o podium sali konferencyjnej,
rozmawiając z kilkoma innymi facetami w garniturach.
Na jego widok cierpnie mi skóra.
Ciemnoniebieski garnitur szyty na miarę idealnie pasuje do jego
atletycznej sylwetki. Spod białej koszuli wystaje odrobina ciemnych
włosów na klatce piersiowej, a kilkudniowy zarost nadaje
mężczyźnie szorstkości. Wygląda rewelacyjnie.
Smukły, arogancki drań, przechwalający się, jakby był
właścicielem tego miejsca. Bo ten skurwiel naprawdę jest teraz
właścicielem.
Nie wiem, czy mnie to kręci, czy przyprawia o traumę.
Prawdopodobnie jedno i drugie.
A więc to jest wersja CEO Danny’ego Walkera. Jestem
przyzwyczajona do widywania go podczas różnych imprez
towarzyskich, nieformalnie. Może dlatego jestem jeszcze bardziej
zdenerwowana niż zwykle, kiedy jest w pokoju, chociaż nie
sądziłam, że to możliwe.
Czuję się tak głupio. Dlaczego, do cholery, nie wspomniał o tym
w sobotę wieczorem?
Czy jestem dla niego tak nieistotna, że nie potrafił zdobyć się
na zwykłą uprzejmość i powiedzieć: „A tak przy okazji, Charlie,
kojarzysz tę firmę, w której pracujesz od pięciu lat i jeszcze nie
dostałaś podwyżki? Cóż, teraz jest moja”.
Serce mi wali na myśl o wejściu do sali posiedzeń zarządu. Może
uda mi się wymknąć, a Stevie powie mi, co się tam działo.
Nie, będę musiała kiedyś zmierzyć się z Dannym Walkerem. Poza
tym, dlaczego obchodzi mnie, co ten człowiek o mnie myśli?
Kiedy te intensywnie brązowe oczy przykuwają moje spojrzenie,
oddech zamiera mi w piersi. Chowam się za monitorem. To bardzo
dojrzałe. Czy tak będzie teraz wyglądało moje codzienne zachowanie
w pracy? Chowanie się za monitorem?
– Czas wziąć udział w ostatecznym starciu! – woła do mnie Stevie,
wstając ze swojego miejsca.
Kiwam głową i ustawiam się w szeregu z nim, gdy wchodzimy
do sali konferencyjnej z resztą zespołu.
Siadam na krześle przy drzwiach i ciągnę Steviego za sobą.
Potrzebuję fizycznego i moralnego wsparcia, jeśli się załamię.
Napięcie wisi w powietrzu, jakby było wpompowywane przez
otwory wentylacyjne. Około pięćdziesiąt osób wciska się do sali
konferencyjnej przeznaczonej dla maksymalnie trzydziestu osób.
Biura w Seattle i Indiach są podłączone, spotkania odbywają się za
pomocą wideokonferencji.
Ludzie ustawiają się przy ścianach, bo brakuje miejsc siedzących.
Moje kolana odbijają się w górę i w dół, gdy wierzgam się z boku
na bok na swoim miejscu. Mam klaustrofobię. Muszę opuścić to
pomieszczenie. Powoli przejmuje nade mną kontrolę zachowanie:
„Walcz lub uciekaj”. Ale co mogę zrobić? Nie mogę uderzyć go
w twarz. Nie mogę też wybiec z pokoju, bo zrobię scenę.
Ktoś zamyka drzwi.
Danny Walker z podwiniętymi rękawami opiera się o podium.
Wygląda na przeciwieństwo mnie – zrelaksowany, pewny siebie
i oddychający z łatwością. To dla niego tylko kolejny dzień w biurze,
kolejne przejęcie. Miesza kawę, trzymając kubek w dłoni,
i z łatwością śmieje się z czegoś z innym facetem.
Nie ma wątpliwości, kto rządzi w tym miejscu.
Spogląda w górę, a jego oczy lustrują grupę w poszukiwaniu
czegoś lub kogoś.
Jeszcze bardziej zapadam się w fotelu. Kontakt wzrokowy z tak
bliskiej odległości wywoła atak paniki.
Pokój wypełnia tępa gadanina, gdy Danny rozmawia z drugim
facetem, nie spiesząc się, by się z nami przywitać.
W końcu odchrząkuje, a gwar cichnie.
Nie musi krzyczeć ani walić pięściami jak Mike. Danny Walker jest
dominujący w swojej istocie. Cat miała rację: męski mężczyzna.
Zapada cisza, gdy wszyscy czekają na jego pierwsze słowo. Słyszę
głośne bicie mojego serca w uszach i zastanawiam się, czy ktoś
jeszcze może wyłapać ten dźwięk.
– Cześć. – Niski gardłowy głos sprawia, że wszyscy się prostują. –
Jestem Danny Walker, założyciel i prezes The Nexus Group.
Jakbyśmy potrzebowali tego wstępu.
Słyszę, jak komuś eksplodują jajniki.
– Wiem, że słyszeliście już wiadomość o naszym partnerstwie
między Dunley Tech a Nexusem. – Uśmiecha się, błyskając
idealnymi białymi zębami.
– To raczej nie jest partnerstwo – mruczy pod nosem Stevie.
– Jestem bardzo podekscytowany naszym nowym, wspólnym
przedsięwzięciem – kontynuuje Danny, powoli spacerując po
pomieszczeniu. – W Nexusie obserwowaliśmy wasz rozwój od
jakiegoś czasu i w waszym oprogramowaniu dostrzegam duży
potencjał.
Skrzywiłam się, zapadając się jeszcze bardziej w swoim fotelu.
Obserwował moją firmę i nic mi nie powiedział. Czy szepnął choć
słówko Tristanowi? Czy rozmawiali o tym, jak zareaguję? Czy jestem
ostatnią osobą, która do tej pory nic nie wiedziała?
Pracuję tu od pięciu lat. Znam słabe strony naszych produktów
i mam pomysły, jak poprawić ich jakość. Bycie w dziale wsparcia
informatycznego przypomina codzienne słowne uderzanie w twarz.
Wszystko jest twoją winą, nawet jeśli tak nie jest. Nikt nigdy nie
dzwoni do tego działu, żeby powiedzieć: „Dobra robota”. Jako lider
zespołu przyjmuję pełne werbalne policzkowanie, gdy przychodzi
szczególnie paskudny telefon.
Czy moja opinia jest tak nieistotna dla Danny’ego Walkera, że
ledwie uznał ją za wartą szybkiej reakcji: „Hej Charlie, znasz dobrze
firmę, bo pracujesz tam pięć lat. Możesz mi trochę o niej
opowiedzieć?”.
Głęboki baryton przerywa moją wewnętrzną tyradę.
– Potrzebuje po prostu trochę więcej zapału, więcej innowacji, aby
przenieść ją na następny poziom i naprawdę zdominować sektor
ubezpieczeń. Nexus jest firmą, która tego dokona. – Każde słowo
wypowiadane jest z pewnością siebie człowieka, który nie ma
wątpliwości co do swoich możliwości.
Z ręką opartą na brzuchu biorę powolne, głębokie oddechy.
Siedzący obok Stevie rzuca mi rozbawione spojrzenie.
To jest żałosne. Obecność Danny’ego Walkera zmienia mnie
w rozpalone tornado.
Wygląda na to, że nie jestem jedyna. Gdy rozglądam się po pokoju,
widzę, że wszystkie dziewczyny w biurze wpatrują się w niego, jakby
chciały mieć z nim dzieci. Wszystkie przeczesują włosy, dotykają ust,
uśmiechają się, ponownie krzyżują nogi i podejmują inne
desperackie próby zwrócenia jego uwagi na swoje ciała.
W pierwszym rzędzie Jackie pochyla się do przodu, aby zaoferować
widok z lotu ptaka na swoje piersi.
Moje serce runęło w dół.
Wycofuję się. Nie mogę słuchać jego słów. Siedząc tu, jako jedna
z wielu, zdaję sobie sprawę, jak bardzo jesteśmy od siebie oddaleni
i jak bardzo byłam śmieszna, próbując obciągnąć temu facetowi.
Jestem zaskoczona, że nie wezwał policji.
– Zamierzam poznać was wszystkich, to, co robicie i co
reprezentuje ta firma – kontynuuje swoim suchym szkockim głosem.
– Firma działała na pewnym poziomie, dobrym, ale nie wzorowym.
Będę osobiście nadzorował płynne przejście Dunley Tech, więc
w ciągu najbliższych kilku miesięcy będziecie mogli bardzo często
spotkać mnie w tym biurze.
CO?
Nie, nie, nie. Nigdy nie przeżyję regularnego kontaktu z Dannym
Walkerem.
Zatrzymuje się na środku pokoju.
– W międzyczasie nie ma się czym martwić, po prostu zajmijcie się
swoją codzienną pracą, jak zwykle. Jeszcze dzisiaj zespół wyśle
informacje, których potrzebujecie, aby zrozumieć wszelkie zmiany,
jakie zajdą w ciągu najbliższych kilku miesięcy, podczas gdy
staniecie się pracownikami Nexusa.
Stevie strzela ręką w górę. Co jest, do cholery?! Mam ochotę się
zakamuflować.
Danny mruży oczy, żeby zobaczyć, kto trzyma podniesioną rękę.
– Tak? – Kiwa głową, żeby Stevie zadał swoje pytanie.
Przechyla głowę, aby zobaczyć mnie przez ramię faceta, za którym
się chowam. Nasze oczy spotykają się na bolesną chwilę, zanim
w końcu zwraca swoją uwagę na Steviego.
– Jak widzisz zmianę wielkości zespołu, gdy połączymy się
z Nexusem? – pyta Stevie.
W całym pomieszczeniu wszyscy biorą gwałtowny wdech.
Pytanie za milion dolarów.
Czy zachowamy nasze miejsca pracy?
– Niektóre z działów będą wymagały restrukturyzacji – odpowiada
Danny, przechodząc od razu do rzeczy. Kładzie stopę na jednym ze
stopni podium i opiera łokieć na kolanie. Nawet w garniturze
wygląda bardziej jak żołnierz sił specjalnych niż prezes firmy
technologicznej. – Może to oznaczać zmiany stanowisk, a nawet
zwolnienia. Mogę cię zapewnić, że jeśli tak się stanie, zostaniesz
uczciwie wynagrodzony za swój czas pracy w Dunley. Zaczniemy od
zaoferowania dobrowolnych zwolnień.
Cała grupa sztywnieje.
Niektórzy z nas stracą pracę.
Szmery rozbrzmiewają w całym pomieszczeniu
i na wideokonferencji. Osoby pracujące zdalnie wyglądają na jeszcze
bardziej przerażone niż my.
– Zastanówcie się głęboko nad tym, co chcecie robić – kontynuuje,
niewzruszony napięciem w pokoju. – Nexus to wysoce
satysfakcjonujące, ale konkurencyjne środowisko. Rekrutujemy
wyłącznie osoby największego formatu. Jeśli nie jesteś gotów włożyć
w to sto procent siebie, to nie jest zajęcie dla ciebie. Zawiesimy
również umowę najmu tego budynku i przeniesiemy firmę
do głównej siedziby Nexusa. To wciąż będzie London Bridge, więc
czas dojazdu do pracy pozostanie taki sam. Chociaż mam nadzieję,
że nowe biura wydadzą wam się nieco bardziej – przerwał, szukając
odpowiedniego słowa – interesujące.
To niedopowiedzenie. Biuro Dunley Tech to zakład pogrzebowy
w porównaniu do eleganckiej, luksusowej siedziby Nexusa.
Tristan raz mnie oprowadził. Znajduje się tam salon na dachu
z widokiem na Tamizę, siłownia z jacuzzi, wiele restauracji
i kawiarni oraz studio jogi. Cała siedziba została zaprojektowana tak,
aby pracownicy w czasie pracy nie opuszczali budynku i nie marzyli
o odejściu z firmy. Jeśli uda ci się przejść przez wyczerpujący proces
rekrutacji, jesteś tam zatrudniony dożywotnio.
Przez pokój przepływa fala podniecenia. Jeśli się uda, opuścimy
nasze przygnębiające, nudne biuro.
– To na razie wszystko. – Kiwa głową, informując tym, że nasz
czas się skończył.
Większość z nas wychodzi z sali konferencyjnej, podczas gdy
niektórzy pozostają w bezruchu. Bierni dzielą się na dwie kategorie:
kokietki, które pragną czasu antenowego, aby ćwiczyć swoją sztukę
uwodzenia, i lizusy, którzy chcą się wyróżniać przed nowym szefem.
Jestem w swojej własnej kategorii, głupiec, który na sucho garbi
szefa bez jego zgody.
Mike stoi obok podium, wypinając klatkę piersiową i udając, że
puszcza pawia.
– W razie pytań, dajcie mi znać! – krzyczy.
Wszyscy go ignorują.
Danny Walker przenosi wzrok na Steviego i mnie i lekko unosi
brwi w geście uznania.
W odpowiedzi kiwam głową i pospiesznie znikam w drzwiach,
torując sobie drogę przez wąskie przejście.
– A więc? – Stevie szturcha mnie, gdy wracamy do naszych biurek.
– Podziel się ze mną tą historią.
– Dobra. – Opadam na krzesło obrotowe. – Osiem lat temu byłam
na imprezie u Tristana. Danny zawsze uczestniczy w imprezach
mojego brata, więc oczywiście tam był. Nigdy nie rozmawiał ze mną
długo podczas takich przyjęć; byłam tylko głupią młodszą siostrą
jego przyjaciela, która uczyła się w college’u, a on był dyrektorem
generalnym prowadzącym własną wielką firmę. On mówił o akcjach,
a ja robiłam zdjęcia.
– I? – Stevie pokazuje gestem, żebym się pospieszyła i przeszła
do najważniejszego wątku opowieści.
– Upiłam się na tej imprezie. W tamtych czasach to nie było nic
nowego. Cat i ja przyniosłyśmy ten spirytus z mocną wkładką
do domu Tristana. Powiedzmy, że dało mi to złudzenie, że jestem
kimś ważnym, wielkim. Źle odczytałam sygnały Danny’ego Walkera:
wdrapałam się na jego kolana i zaczęłam go obmacywać. Ale on
mnie odepchnął.
– Że co?! – Stevie ryczy. – To jest genialne. Właśnie ulepszyłaś mi
dzień. W zasadzie nieprzyzwoicie zaatakowałaś nowego dyrektora
generalnego.
– Cieszę się, że ktoś jest z tego zadowolony – dukam, krzyżując
ramiona. – Byłam tak zażenowana, że od tamtej pory prawie z nim
nie rozmawiałam. To sytuacja patowa. Albo zostaję i chowam się
przed nim ze wstydu, albo odchodzę i próbuję zacząć od nowa gdzie
indziej. Nie mogłam patrzeć na niego w tym biurze przez następne
kilka miesięcy.
Stevie spogląda na Danny’ego, który wciąż jest w sali
konferencyjnej − ma napięty wyraz twarzy, gdy rozmawia z Mikiem.
Mike w podekscytowaniu wymachuje ramionami.
– To było osiem lat temu. – Stevie wzrusza ramionami. – Od tego
czasu miał tyle kobiet ujeżdżających jego kutasa, że musiał o tym
zapomnieć.
Kręcę głową.
– On mnie nie lubi. Nigdy ze mną nie rozmawia. Gdy mnie widzi,
tylko chrząka i marszczy brwi. Myśli, że jestem głupią młodszą
siostrą Tristana – kontynuuję, logując się do laptopa. Jak,
do cholery, mam się teraz skupić na pracy?
– Cholera. – Stevie patrzy na zegarek i podskakuje. – Słuchaj,
jedyne, co zrobiłaś, to złapałaś kutasa szefa swojego szefa. Mogło
być gorzej.
– Niby co mogłoby być gorsze? – mruczę, zakładając okulary.
– To mógł być kutas Mike’a. – Macha lekceważąco i wraca
pospiesznie do swojego biurka.
Oddycham głośno i z roztargnieniem sprawdzam nasze otwarte
zgłoszenia do pomocy technicznej. Nie mogę się skupić, gdy to nade
mną wisi. Muszę wziąć sprawy w swoje ręce. W przeglądarce
otwieram główną stronę z ofertami pracy w Londynie i klikam
„powrót”. Zobaczmy, co to miasto ma do zaoferowania.
Ktoś za mną odchrząkuje.
Odchylając głowę, wpatruję się w jego męską, ostrą twarz. Stoi
zbyt blisko, górując nade mną. Tak blisko, że czuję jego zapach.
– Charlie. – Skupia na mnie swoje obojętne spojrzenie.
– Pan Walker – odpowiadam, czując, że zaschło mi w gardle.
Na jego twarzy maluje się irytacja.
– Nie ma potrzeby, byś mnie tak nazywała. Wystarczy Danny.
– Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wszystkim w sobotę? –
pytam, a mój głos słabnie. – Wiedziałeś, że tu pracuję.
– Tak, wiedziałem. – Jego usta zaciskają się w wąską linię. – Nie
mogłem tego ogłosić przed dzisiejszym dniem. Kwestie prawne.
Wyczuwam, że nie mówi mi prawdy.
Kieruje mroczne spojrzenie za moje ramię, a potem z powrotem
na mnie.
– Wygląda na to, że jesteś zajęta.
Cholera.
Oferty pracy.
Przygryzam wargę.
– Przeglądam to na wszelki wypadek, gdybyś nie potrzebował już
informatyka do działu wsparcia. – Przełykam twardą bryłę w gardle,
czując, jak płoną mi policzki.
Waha się, ale nie wyprowadza mnie z błędu. Już ma się odezwać,
gdy podchodzi blondynka i zachęca go, by poszedł za nią. Cheryl,
chyba tak ma na imię.
– Przepraszam, Charlie.
– Och! – woła Stevie, gdy Danny Walker jest jeszcze w zasięgu
jego głosu. – To napięcie można by ciąć nożem.
Danny to słyszy, bo nim ruszy dalej, lekko przechyla głowę
w kierunku Steviego.
– Zachowuj się – warczę do kolegi.
***
Jest poniedziałek wieczorem, przenieśliśmy naszą czwartkową
kolację na dzisiaj. Zostało to wywołane po mojej dzisiejszej
paskudnej małej niespodziance.
Dziewczyny rozmawiają o sytuacji z myszami w mieszkaniu,
podczas gdy ja piszę na moim służbowym telefonie.
Julie mnie obserwuje.
– Co to za dramat tym razem? Ktoś zgubił kabel? – ironizuje.
Gapię się na nią.
– Chodzi o biuro w Seattle. Stracili łączność z londyńskim
serwerem, na którym znajduje się aplikacja do fakturowania.
Przewraca oczami.
– Proszę, przestań mówić. Przynudzasz – mamrocze.
Cat poklepuje mnie po dłoni.
– Musisz przestać o tym myśleć, Charl. To może poczekać do jutra.
Zawsze będzie jakiś problem, który musisz rozwiązać. – Uśmiecha
się współczująco. – Powinnaś tylko spróbować się zrelaksować i nie
myśleć o tym poza godzinami pracy.
Obdarzam ją napiętym uśmiechem.
– W Londynie jest to poza godzinami pracy. Ale w Seattle jest czas
poranny. Potem, za kolejne kilka godzin, obudzi się Singapur,
a następnie Indie.
– Nie możesz być cały czas na dyżurze – mówi Cat.
– Poza tym – wzdycham, biorąc łyk wina – Danny Walker ma już
zakodowane w głowie, że jestem bezużyteczna w swojej pracy. Nie
chcę mu dawać kolejnego powodu do potwierdzenia tej tezy.
Mój telefon brzęczy, gdy wiadomości przychodzą często i szybko.
Wpisuję moją odpowiedź do zespołu wsparcia w Seattle i naciskam
„wyślij”.
– Rajuśku. – Oczy Julie rozszerzają się. – Jesteś dziwakiem.
Potrafisz pisać bez patrzenia na ekran.
Uśmiecham się.
– Nie musisz pisać w pracy, Julie? Czy może po prostu
do wszystkiego wykorzystujesz swoich asystentów? – pytam, śmiejąc
się do niej.
– Oczywiście – odpowiada śmiertelnie poważnie. – Ja mówię, oni
piszą.
– Dlaczego masz tyle problemów, Charlie? – pyta Cat.
– Mike uważa, że mamy wielką dźwignię dla firmy, którą
pociągamy w górę i w dół, żeby dostać się do sieci. – Rysuję
cudzysłów w powietrzu. – On nie pozwala mi przenieść nas
do chmury.
Cat przytakuje, jej oczy lekko się szklą.
– Chmura.
Narysowałam Cat takie same diagramy, jakie narysowałam
Mike’owi. Nawet jej wiedza przewyższa teraz jego. Kiwa
współczująco głową, a ja decyduję, że czas zmienić temat.
Czasami chciałabym, żeby moje przyjaciółki rozumiały, jaka ciąży
na mnie presja. Podczas gdy Cat i Julie spotykają się na ćwiczenia
Legs, Bums and Tums dwa razy w tygodniu, ja jestem na okrągło
zajęta pracą, próbując wspierać unikalne systemy. O każdej porze
dnia mogę powiedzieć, która jest godzina w każdej strefie czasowej.
Cat często żartuje o moim „pilnowaniu zegara”. Wszystkie aplikacje
muszą być uruchomione i dostępne dwadzieścia cztery godziny
na dobę.
– Dlaczego się starasz? – pyta Julie. – Danny Walker tak bardzo
tobą gardzi, że wygląda na to, że i tak stamtąd wylecisz.
– Może czas ruszyć dalej, Charlie? – pyta Cat.
Ma rację. Dlaczego się tym przejmuję?
Burczy mi głośno w brzuchu, a Julie patrzy na mnie
z obrzydzeniem.
– Opanuj się, kobieto, dobrze?
– Nie zjadłam dziś lunchu – narzekam. – Gdzie jest Suze?
Suze miała się z nami spotkać trzydzieści minut temu, a kelnerka
robi się nerwowa, bo mamy stolik tylko na kolejne czterdzieści pięć.
Jeśli będziemy musiały iść gdzieś indziej po jedzenie, zamierzam
udusić naszą koleżankę. To bardzo do niej niepodobne, żeby spóźnić
się na kolację.
– Musiała wpaść pod autobus. – Julie patrzy na zegarek
z niedowierzaniem. – Niewiarygodne.
– Hej, dziewczyny. – Suze pędzi pomiędzy stolikami. Jest
zdenerwowana, w dłoni trzyma plik ulotek, które powiewają przez
to, że biegnie. – Zgadnijcie, gdzie byłam?
Czekamy na odpowiedź.
– Tutaj! – Kładzie przed nami ulotki z modelką zen wyginającą się
do tyłu na macie.
– Bikram Yoga – czyta na głos Cat. – To ta joga, którą uprawia się
w trzydziestu stopniach?
– Tak właściwie to w czterdziestu – poprawia ją Suze. – To jest
niesamowite! Różnica, jaką to przynosi, ta zmiana… Szczerze
mówiąc, dziewczyny, ja wiem, że to jest coś dla mnie.
– Czy właśnie z niej wyszłaś? – pytam.
Patrzymy na nią ze zdziwieniem. Suze zapisała się na więcej
programów fitness, niż jestem w stanie zapamiętać, ale rzadko udaje
jej się rozpocząć zajęcia i nigdy nie myśli o ukończeniu całego kursu.
– Mhm. – Kiwa głową. – Kupiłam dwudziestodniowy karnet
wstępu. Pomyślałam, że będę ostrożna. Nie chciałam jeszcze
kupować rocznego karnetu, ale liczę, że będę chodzić przynajmniej
trzy razy w tygodniu.
– Nie dajmy się zbytnio ponieść – rzucam. Przerabiałyśmy to już
wcześniej, kiedy Suze próbowała uzyskać zwrot pieniędzy za jej strój
do kickboxingu zen-do. – A więc… podobała ci się ta joga?
Suze śmieje się.
– Och, dziś wieczorem była tylko rozmowa wstępna i wypełnienie
formularza rejestracyjnego. Tak naprawdę nie brałam udziału
w zajęciach! – Wzrusza lekceważąco ramionami. – Ale wiem, że to
sport dla mnie. Próbowałam już wcześniej jogi i podobało mi się to.
Jedyne, co mi nie pasowało, to rozciąganie i opadanie. Jednak
w czterdziestostopniowym upale łatwiej się zginać.
– Ale na serio wyglądasz na… – Cat próbuje wyszukać słowo
ładniejsze niż „spoconą” – zarumienioną?
Suze kiwa entuzjastycznie głową.
– Nawet w recepcji było gorąco jak w piekarniku! Prawdopodobnie
straciłam na wadze, siedząc tylko w recepcji – mówi z dumą.
– Czterdzieści stopni to dość gorąco. – Marszczę czoło. – Suze, nie
sądzę, żeby te zajęcia miały być relaksujące. Jeśli samo siedzenie
w recepcji sprawiło, że się spociłaś. Bóg wie, jak to jest
w prawdziwym studiu jogi.
– Nie sądzę, żebym kiedykolwiek stała w czterdziestostopniowym
upale, a tym bardziej ćwiczyła w nim – zastanawia się Cat.
– Cóż, teraz obie macie szansę – mówi radośnie Suze. – Ponieważ
zapisałam was na zajęcia razem ze mną – obwieszcza, stając teraz
twarzą w twarz z Cat i mną.
Moje usta otwierają się z zaskoczenia.
– Nie, nie, nie, nie robimy tego ponownie – protestuję.
Mocno potrząsam głową, gotowa do walki.
– A co z naszą umową „próbujmy wszystkiego”? – obrusza się,
a w jej tonie pobrzmiewa złość.
– Bikram Yoga brzmi jak coś koszmarnego. To ostatnie miejsce,
w którym chcę być. Już płacę, żeby stać i pocić się na rurze. Nie
muszę mieć kolejnego karnetu. I jestem zbyt zajęta pracą – dodaję
szybko jako moją klauzulę wyjścia.
– Mam już członkostwo w siłowni, Suze – zauważa Cat. –
I wystarczająco trudno jest z tego korzystać. I przez to, że chodzę
tam tak rzadko, wychodzi na to, że płacę średnio około dwudziestu
funtów za zajęcia.
– Ach, dajcie spokój, dziewczyny – marudzi. – Wszyscy o tym
mówią! To jest niesamowite. Pozbędziecie się z ciał całego cellulitu.
– Naprawdę? – dąsam się. – NASA miałaby większe szanse
na wypełnienie kraterów na księżycu za pomocą poligripu. – Nie
mogę nawet spojrzeć na tartę z kozim serem, bo ten od razu wpada
do mojego organizmu i dziwnym trafem zostaje na stałe w moim
tyłku.
– Charlie. – Cat patrzy na mnie z namysłem. – Właściwie ona ma
rację. Jenny z działu matematyki ma teraz lepsze nogi niż nasza
nauczycielka gimnastyki. Od miesięcy opowiadała o Bikram Jodze.
I kilka innych osób, które znam, szalało na ten temat. – Unosi brwi.
– Nie chcesz wyglądać jak najlepiej, gdy Danny Walker włóczy się po
biurze?
– Przypuszczam, że skoro straciłam wszelką godność, powinnam
spróbować wyglądać chociaż trochę przyzwoicie – odpowiadam,
jednocześnie zgrzytając zębami.
– Daj spokój – mówi Suze. – To jest w London Bridge, dosłownie
za rogiem, nieopodal twojego biura! Proszę, proszę, proszę.
– Dobra – rzucam, wiedząc, że łatwiej jest się poddać i pójść
na jedyne i niepowtarzalne zajęcia, na które pójdzie Suze. – Raz
mogę się wybrać.
– Tak! – Suze klaszcze w dłonie. – A teraz świętujmy.
Wzywam kelnerkę.
– Proszę sałatkę Cezar. – Julie zamyka swoje menu,
niezainteresowana. Byłaby równie podekscytowana, zamawiając
trociny. To, że zamówiła sałatkę, nie oznacza, że ją zje.
Kelnerka patrzy na Suze, która nie otworzyła swojego menu.
– A ja poproszę burgera ze stekiem, z niebieskim serem i krążkami
cebulowymi jako dodatkiem, z dipem z majonezu i chilli oraz porcją
frytkowych łódeczek z guacamole.
– Jezu. – Twarz Julie wykrzywia się w obrzydzeniu. – Czy znasz
menu na pamięć?
– Mam dobrą pamięć – odpowiada obronnie. – I wolno mi od
czasu do czasu nieco zaszaleć. W Bikramie to ze mnie wyparuje!
Mój telefon znów brzęczy, domagając się uwagi.
– Zamierzam rozbić tę cholerną rzecz – mruczy Julie, a inni jej
przytakują.
Patrzę na ekran.
Danny: Charlie, spotkaj się ze mną w moim biurze. Ósma rano.
Danny Walker
Cholera.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 6
CHARLIE
Zeszłej nocy nie zmrużyłam oka, martwiąc się tym spotkaniem.
Dlaczego musiał być taki tajemniczy? Czy nie mógł mi dać jakiejś
wskazówki, o co chodzi?
Ma tupet. Wysłał do mnie wiadomość o dwudziestej pierwszej
poprzedniego wieczoru i oczekuje, że będę cały czas pod telefonem,
żeby sprawdzać e-maile. Moja godzina rozpoczęcia pracy to dopiero
ósma trzydzieści. Nie mam obowiązku spotykać się z tym gnojkiem
wcześniej.
Nawet e-maile są pozbawione manier, jakby każde słowo było dla
niego zbyt dużym wysiłkiem. Zautomatyzowana usługa wysyłania
wiadomości byłaby bardziej charyzmatyczna.
Oczywiście, nie miałam odwagi tego powiedzieć.
Jest siódma pięćdziesiąt pięć, a ja od dziesięciu minut chodzę
w kółko przed jego biurem. Tym biurem, które przejął na potrzeby
fuzji.
Mam na sobie moją najbardziej profesjonalnie wyglądającą szarą
spódnicę i białą bluzkę − wyprasowane po raz pierwszy, odkąd je
kupiłam.
Biorę głęboki wdech, wygładzam włosy i pukam do drzwi.
Nic. Czy on mnie usłyszał? Przecież wiem, że tam jest. Czy każe mi
tu tkwić w nieskończoność?
Pukam ponownie.
– Wejdź. – Po jakiejś minucie dobiega mnie gardłowy głos.
Chciałabym, żeby nie miał tego głębokiego szkockiego głosu,
który powoduje u mnie podwójne bicie serca.
Wchodząc do biura, zamykam drzwi i staję niezręcznie na środku
pokoju, ustawiając ciężar ciała między stopami. Nie chcę podchodzić
zbyt blisko, na wypadek gdyby wyczuł mój strach.
Siedzi za biurkiem, wpatrując się w swojego laptopa i marszcząc
przy tym brwi. Nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem.
– Usiądź.
Nagle jestem irracjonalnie zdenerwowana. Zajmuję miejsce
naprzeciwko niego, obciągając moją szarą spódnicę do kolan, kiedy
ta podwija się do góry. Podczas gdy on nadal marszczy brwi,
wpatrując się w laptopa, ja ukradkiem rzucam na niego okiem. Ten
drań nawet o ósmej rano wygląda rewelacyjnie.
Coś na ekranie powoduje, że jego gruby rzymski nos zaczyna
drżeć. Ten facet zawsze wydaje się wściekły. Zastanawiam się, czy
komukolwiek udaje się zobaczyć jego łagodniejszą stronę.
Ćwiczyłam scenariusz w kółko w łóżku. Miałam wejść
zdecydowanym krokiem, opanowana, spojrzeć mu prosto w oczy
i upewnić się, że wie, iż jestem pewną siebie, silną kobietą, na którą
nie ma najmniejszego wpływu jego obecność.
Zamiast tego siedzę tutaj, zirytowana, patrząc, jak mnie ignoruje.
Dla zabicia czasu szukam wyimaginowanych pyłków na spódnicy i je
strącam. Ta cisza mnie zabija. Może to taktyka zastraszania prezesa.
A może jest po prostu dupkiem.
– Cześć. – Mój głos wybrzmiewa głośniej, niż się spodziewałam. –
Czego chcesz?
W końcu na mnie patrzy, jest zaskoczony.
– Dzień dobry, Charlie. – Pochyla się na swoim krześle, układając
swoje duże ramiona na piersi. Rękawy jego koszuli są podwinięte
do łokci, ukazując jego umięśnione przedramiona.
Odwracam wzrok od tych rozpraszających gołych przedramion.
– Mam nadzieję, że inaczej witasz klientów.
– Jestem w dziale wsparcia, nie sprzedaży – odpowiadam bez
ogródek. – Rozmawiam z klientami tylko wtedy, gdy są już
zirytowani. W każdym razie, nigdy nie wydawałeś się jednym z tych,
którzy są nastawieni na uprzejmości. Bynajmniej nie przy mnie.
– Jak słyszeliście na wczorajszym zebraniu, będziemy musieli
usprawnić niektóre działy siedziby w naszej macierzystej firmie,
Nexusie.
Usprawnienie − piękne określenie na wyrzucanie pracowników.
– To po prostu nie jest ekonomiczne, aby utrzymać obecną
strukturę zespołu – kontynuuje, skanując moją twarz. – Zapewniłem
ci doskonałą pozycję w innej firmie technologicznej z takim samym
pakietem. I, oczywiście, twoja odprawa będzie bardzo hojna.
Większa niż jakakolwiek inna, więc radziłbym ci zachować to dla
siebie.
Wpatruję się w niego zdumiona. On mnie, kurwa, zwalnia?
– Zwalniasz mnie? – mamroczę z niedowierzaniem.
– Nie – odpowiada, jego oczy są nieprzeniknione. – Oferuję ci
bardzo hojną odprawę i nową pracę w innym miejscu. To jest
specjalne traktowanie, biorąc pod uwagę okoliczności.
Mrugam do niego, zdezorientowana.
– Jak to się stało, że tak sprawnie podjąłeś tę decyzję?
– Przez wzgląd na moją relację z Tristanem chciałem ci szybko
zapewnić coś nowego i dać godziwe wynagrodzenie… – urywa,
szukając w mojej twarzy czegoś na kształt zrozumienia.
Chodzi o to, że jestem siostrą Tristana? Czuję, że temperatura
w pomieszczeniu wzrosła o kilka stopni. Jak on śmie.
– Specjalne traktowanie?! – wybucham, wpatrując się w niego. –
Myślisz, że możesz mnie zwolnić i zdecydować, gdzie będę
pracować?
Jego oczy błyskają gniewem. Chyba nikt nie odzywa się
do Danny’ego Walkera w taki sposób.
Odsuwa swoje krzesło i przesuwa się na przód biurka, górując
nade mną.
– Dobrze zrobisz, traktując mnie z pewnym szacunkiem, Charlie.
Nikt nie mówi do mnie w ten sposób – warczy, jego ręce mocno
chwytają biurko. – Jeśli jeszcze to do ciebie nie dotarło: jestem
właścicielem tej firmy. Decyduję, kto zostaje, a kto odchodzi.
Biorę gwałtowny wdech.
– To nie może być legalne! Pracuję tu od pięciu lat, a ty zwalniasz
mnie po drugim dniu…
– Nie jesteś zwolniona – przerywa mój kolejny wybuch. – To
bardzo hojna oferta zmiany pracy. Mogę cię zapewnić, że nasi
prawnicy bardzo dobrze się z tym czują. – Wypuszcza gwałtownie
oddech. – Nie mogę tu zagrać inaczej. W przyszłości nie będziemy
potrzebować obu zespołów wsparcia. Będą czterdziestoprocentowe
zwolnienia, minimum. Powodem redukcji etatów jest brak
zapotrzebowania na taką liczbę pracowników na tym stanowisku.
Moje oczy zwężają się.
– Nawet nie spojrzałeś na moje referencje ani na to, co zrobiłam
dla tej firmy – podsumowałam.
– A co z tym, czego nie zrobiłaś? – odpowiada, jego głos jest
napięty. – Nieustannie zdarzają się awarie. Rozwój raczkuje. Twój
dział nie jest w pełni efektywny.
– Wiem o tym! – rzucam ze złością. Nie mogę uwierzyć, że Tristan
przyjaźni się z tym dupkiem. Nie mogę uwierzyć, że kiedykolwiek
uznałam go za atrakcyjnego. – Nie śpię całe noce, próbując
rozwiązać awarie – wyznaję. – Gdyby Mike nie zawetował
proponowanego przeze mnie rozwiązania w chmurze, nie
mielibyśmy żadnych awarii i opóźnień. Zamiast tego wszystko, co
mogę zrobić, to zakryć niedoskonałości i błędy.
– I po prostu zrezygnowałaś z prób? – warczy.
– Tak – mówię tym samym tonem co on. – Po sześciu miesiącach
prób. Czy poznałeś Mike’a?
– To defetystyczne podejście – ripostuje.
– Wygląda na to, że łatwo mnie pokonać przez nadętych mężczyzn
w garniturach, którzy mnie nie słuchają – wypalam.
Jego źrenice się rozszerzają.
– Ostrożnie, Charlie.
Spotykam się z jego nieugiętym spojrzeniem, nie cofając wzroku.
– Posłuchaj mnie – mówi, kładąc nacisk na każde słowo. – Możesz
przyjąć moją hojną ofertę teraz albo możesz spróbować przekonać
mój zespół HR do tego, byś zachowała posadę.
– Czy mam wybór? – pytam, starając się zachować stabilność
głosu.
Jego warga wykrzywia się w niezadowoleniu, gdy studiuje mnie,
jakbym była upartym dzieckiem, które nie chce zjeść swojej
owsianki.
– W tej chwili tak. Położyłem nieformalne porozumienie na stole,
aby zapewnić cię, że otrzymałaś jakieś zabezpieczenie. Masz około
dziesięciu dni na zastanowienie się nad tym. Po tym czasie to mój
zespół zdecyduje, kogo zatrzymać. Będziemy musieli redukować
liczbę pracowników o 40 procent. Nie będę mógł zaoferować ci
później tak dobrego pakietu, jeśli teraz nie skorzystasz z tej oferty.
– I myślisz, że powinnam się poddać, chociaż wiem, ile zrobiłam
dla tej firmy? – odpowiadam ostrym tonem. – Nie jestem tylko
głupią młodszą siostrą Tristana. W ciągu ostatniego roku zrobiłam
dla tej firmy bardzo dużo. W tym kwartale zaoszczędziłam dla nas
dwadzieścia procent na kosztach wsparcia.
Jego kwadratowa szczęka zaciska się.
– Nie mówię, że nie potrafisz wpłynąć na oszczędzanie pieniędzy
dla firmy, jednakże muszę ci uświadomić, że skład zespołu Nexus
jest wyjątkowy. Daję ci szansę odejścia, więc nie musisz się starać.
Tristan to wie i rozumie.
– Czekaj, co? – Podrywam się z mojego siedzenia, aby stanąć
z nim twarzą w twarz, a przynajmniej na wysokość klatki piersiowej,
ponieważ jest co najmniej o stopę wyższy ode mnie. Będę musiała
kupić wyższe obcasy do biura.
– Tristan wie?! – wrzeszczę. – Powiedziałeś Tristanowi, zanim
porozmawiałeś ze mną?
Patrzę na niego z niedowierzaniem. Ten facet jest absolutnym
gadem.
Przygryza wargę i przez ulotną sekundę wygląda na winnego.
– Nie musiałem powiedzieć ci osobiście, ale chciałem ze względu
na naszą historię i… – robi pauzę – relację.
– Jakie to urocze z twojej strony – wymamrotałam. – Prawdziwy
anioł z ciebie.
– Mniej negatywnego nastawienia, Charlie – warknął, zgrzytając
zębami. Jest teraz naprawdę wkurzony.
– Dla ciebie jestem Charlotte – rzucam, krzyżując ręce na piersi.
Muszę schować pięści, bo inaczej mogłabym uderzyć jego głupią,
przystojną, arogancką twarz.
– Po prostu przeczytaj dokumenty, które ci wysłałem. Całość jest
już w twojej skrzynce odbiorczej. Będziesz zadowolona. Mnóstwo
ludzi chciałoby być na twoim miejscu. Nowa firma ma bardzo…
– Nie masz prawa mi dyktować, gdzie mam pracować –
przerywam.
Nie zamierzam słuchać tego faceta ani sekundy dłużej.
Wybiegam przez drzwi, trzaskając nimi tak mocno, że każdy, kto
jest już w biurze, odwraca się, żeby na mnie spojrzeć.
Chwilę później, gdy jestem w połowie korytarza, drzwi się
otwierają i słyszę zbliżające się do mnie gniewne kroki.
Ktoś mocno chwyta moje ramię, a ja odwracam się w miejscu.
– To ostatni raz, kiedy trzaskasz przy mnie drzwiami, Charlie –
warknął, patrząc na mnie z góry. Jest tak blisko, że czuję jego oddech
na moim policzku przy każdym gniewnym słowie.
Wpatruję się w niego wyzywająco, po czym gwałtownie wyrywam
z jego uścisku. Wszyscy w biurze obserwują ten pojedynek.
Nie mogę liczyć na to, że mam szansę na dalszą pracę tutaj.
Odwracając głowę i ruszam dalej, mając nadzieję, że widział tylko
gniew, a nie ból w moich oczach.
***
Kasuję wpis.
Charlie,
Proszę się umówić na spotkanie z działem kadr, aby omówić wszelkie
nierozstrzygnięte kwestie. Zapewniam, że zespół przeprowadzi Cię przez
wszystko i zapewni Ci wsparcie w trakcie tego procesu.
Najpierw zapoznaj się z dokumentami. To niezwykle hojna oferta.
Z wyrazami szacunku,
Danny Walker
Charlie,
To opcja C: Nowy model operacyjny firmy wymaga usprawnienia,
a my nie potrzebujemy dwóch działów IT.
Złożyłem Ci osobistą ofertę. Decyzja o jej przyjęciu lub odrzuceniu
należy do Ciebie, jednak jeśli sama nie zdecydujesz, zostaniesz poddana
takiemu samemu procesowi selekcji jak reszta Twoich kolegów, a w jego
ramach ocenimy, czy to stanowisko nadal istnieje w nowej strukturze.
Jeśli chodzi o tamtą kwestię, to jestem rozczarowany, że masz
do siebie żal, mimo że minęło już osiem lat.
Proszę, prześpij się z tym. Z czasem zrozumiesz, że to najlepsze
rozwiązanie.
Z wyrazami szacunku,
Danny Walker
CHARLIE
– Zgodnie z prawem, może to zrobić – potwierdza Julie, przeglądając
dokument, który wydrukowałam. – Proponuje ci dobrowolne
zwolnienie.
Przegląda dokument, szukając czegoś.
– Nie rozumiem. To trochę dziwne, że prezes Nexus Group
angażuje się w takie drobiazgi. Ma setki pracowników. Czy nie ma
ważniejszych spraw na głowie?
– Jestem żałosną młodszą siostrą jego najlepszego przyjaciela.
Stanowię problem – mruczę, wyładowując złość na mojej
garderobie. Szukam stroju na kolację z Benem, a siła, z jaką szarpię
wieszaki, prawdopodobnie spowoduje, że w końcu złamię drążek. –
Nie jestem odpowiednim zasobem dla jego firmy i musi się mnie po
cichu pozbyć, więc będę jedynie grzeczną dziewczynką
na przyjęciach Tristana.
– Na to wygląda. – Julie wzrusza ramionami.
Rzucam jej zirytowane spojrzenie.
– Nie chciałam, żebyś się ze mną zgadzała.
– Więc nie zadawaj pytań.
– To co mam zrobić?
Milknie na chwilę.
– Jeszcze nic nie rób. Masz dziesięć dni, żeby to przemyśleć.
Wyładuj swoją złość szalonym seksem. Wtedy będziesz myśleć
trzeźwo. W międzyczasie pozwól mu się zastanawiać i trochę
namęczyć – sugeruje.
Ben i ja idziemy dziś na kolację z kilkoma jego przyjaciółmi. To
świetna okazja, żeby wyjść z mojego seksualnego zastoju i przestać
ślęczeć nad Dannym Walkerem.
Jedną z zalet posiadania szalenie bogatego brata jest to, że ma się
bonusy, takie jak dostęp do ekskluzywnych restauracji i prywatnych
klubów. Zwykle z tego nie korzystam, bo nie lubię marnować czasu
na strojenie się, by zabłysnąć w takim miejscu, ale nadszedł czas, by
Ben zobaczył we mnie seksowną kocicę, którą jestem. To jest ten
czas, w którym można coś zmienić.
Zostaliśmy umieszczeni na liście gości Tristana do nowej
restauracji sushi w Shard, co oznacza, że dostaniemy pięćdziesiąt
procent zniżki na rachunek. Zapłaciłby za wszystko bez mrugnięcia
okiem, ale wolałabym nie czuć się jak ktoś, kto potrzebuje czyjejś
łaski.
Niezawodny Ben staje w drzwiach punktualnie o dziewiętnastej
i gdy mnie widzi, wytrzeszcza oczy.
– Wow. – Jego usta są otwarte. – Zapomniałem, że umiesz się tak
wystroić.
Chcę go zbesztać, a potem się waham. Kiedy ostatni raz
wystroiłam się dla Bena?
Za każdym razem, gdy pojawia się wzmianka o restauracji,
wskakuję w moje elastyczne spodnie, które rozciągają się
na brzuchu. Priorytetem zawsze było jedzenie, a nie seks.
– Poczekaj, aż zobaczysz, co mam na sobie pod spodem. –
Mrugam do niego i chwytam swój płaszcz.
***
***
DANNY
– Spóźniłeś się – mamroczę, patrząc, jak oszałamiająca hostessa
zdejmuje płaszcz Tristana.
– A kiedy ja jestem na czas? – mruczy, wręczając jej dwudziestkę.
Kobieta mruczy do niego zalotnie, a ja przewracam oczami.
Tristan wszędzie, gdzie się pojawi − w barach, biurach,
na siłowniach, w kościołach… − ma wokół siebie wianuszek kobiet.
Miał nawet czelność podrywać pielęgniarkę, kiedy miałem operację
barku.
Kiwa głową w stronę trzech pustych szklanek.
– Widzę, że zacząłeś bez nas.
– Długi tydzień – mruknąłem, popijając trzecią szkocką.
Krótko kiwam głową kelnerce, prosząc o to samo.
W przeciwieństwie do Tristana nie jestem czarujący.
– Oto i on. Nasz rycerz. – Kiwa głową w stronę drzwi klubu, gdzie
właśnie wchodzi Jack. – Zawsze mogę na nim polegać, wiedząc, że
będzie później niż ja.
– Słyszałem to – odpowiada Jack, błyskając uśmiechem
do hostessy. Kobieta ma tak wysokie obcasy, że mierzy co najmniej
sześć stóp i jest prawie równego wzrostu z Jackiem. Mężczyzna
wygląda na zakłopotanego. Siada. – Zrobiłem szybki postój
u nauczycielki jogi Sary.
– Ty zbereźny kundlu. – Tristan śmieje się głośno. – Mam
nadzieję, że umyłeś ręce.
7
– Poproszę Pale Ale . – Jack uśmiecha się do kelnerki i mruga
do nas. – Lepiej umyj mi też usta.
– Jezu, Jack. – Potrząsam głową. – To nawet nie jest jeszcze pora
kolacji.
– Co się z tobą dzieje, Walker? – pyta, gdy rozluźnia swój krawat.
– Wydawałeś się przez telefon naprawdę spięty.
– Czy to przez Jen? – Tristan unosi brwi, wbijając we mnie
zatroskane spojrzenie.
Patrzę na niego. Sekundę zajmuje mi domyślenie się, o kim mówi.
– Nie. – Prawie wybucham śmiechem. Jen w ogóle nie stanowi
problemu.
– W takim razie chodzi o fuzję? – podpowiada, patrząc na mnie
w zakłopotaniu. − Nigdy wcześniej nie widziałem cię tak
zdenerwowanego.
Zgrzytam zębami. Dlaczego jestem taki spięty?
W zeszłym tygodniu straciłem możliwość sprzedaży wartą dziesięć
milionów, a to mnie nie ruszało. Co, do cholery, jest ze mną nie tak?
– To nie chodzi o Charlie, prawda?
Rzucam mu spojrzenie. Dlaczego wspomina o swojej siostrze?
Trzeci dzień mijam ją w biurze i jestem tak spięty, że wybucham
na wszystkich. Uważają mnie za potwora, tak jak ona.
– Stary, nie musisz się martwić o to, jak reaguję. Rozumiem to –
mówi, gdy nie odpowiadam.
– Nie przyjęła tego dobrze, Tristanie. – Wzdycham, zastanawiając
się, dlaczego się zgadzam na tę rozmowę. – Czy rozmawiała z tobą?
– Nie, nie bardzo. – Kręci głową. – Nie odzywa się, dlatego wiem,
że jest zdenerwowana.
Przestaje mówić, rozproszony przez kelnerkę stawiającą na stole
naszą tacę z napojami.
– Zrobiłeś to, co musiałeś zrobić. – Tristan wzrusza ramionami. –
Ona dojdzie do siebie. Jest po prostu dumna, czuje się urażona. To
pierwsza firma, w której pracowała, i była w niej od dawna, więc jest
emocjonalnie związana.
– Przystanie na twoją ofertę, gdy zda sobie sprawę, dla jakiego
kutasa pracujesz. – Jack się śmieje. – Czy ona nie czyta gazet?
Tristan się uśmiecha.
– Za Danny’go Niszczyciela.
Podnoszą swoje kieliszki w toaście, a ja przewracam oczami.
– „Walker niszczy kolejnego konkurenta w swojej pogoni za
dominacją”. To był nagłówek w zeszłym tygodniu. – Tristan wybucha
śmiechem.
– Nie zaczynaj – grymaszę. Z każdym przejęciem moja reputacja
staje się coraz gorsza. Jestem chłopcem z plakatu złotej branży
technologicznej. – I skończ z tym pieprzonym przezwiskiem –
dodaję. – To sprawia, że brzmię jak komiksowy złoczyńca, którym
jestem według Charlie. Ona jest wściekła. Żaden pracownik nigdy
nie odezwał się do mnie w ten sposób.
– To jest Charlie, osoba porywcza. – Tristan ponownie się śmieje.
Porywcza? Raczej określiłbym ją jako cholernie trudną. Wyrzuca
z siebie bez zastanowienia to, co leży jej na sercu. Czy ona nie wie,
jak powinna się zachować w miejscu pracy?
– Widziałem ją w restauracji wczoraj wieczorem. – Moja szczęka
się zaciska. – Nie powiedziałeś, że tam będzie. Prawie urwała mi
jaja, gdy mnie zobaczyła.
– Moje jaja może ruszać w każdej chwili. – Jack gwiżdże cicho. –
Przepraszam, Tristanie, ale dziewczyna robi się gorętsza za każdym
razem, gdy ją widzę.
– Ostrożnie, rycerzyku – warczy.
Tristan najchętniej wysłałby swoje obie siostry do klasztoru
w górach, gdyby mógł. Odkąd tata Tristana uciekł i zostawił syna
z trzema kobietami Kane, mój przyjaciel wziął na siebie rolę ojca, co
wiązało się z weryfikacją chłopaków. W chwili, gdy którykolwiek
z nas odważyłby się chociażby pomyśleć o zbliżeniu się do Charlie,
automatycznie straciłby jaja w imadle.
– W ramach oferty pokojowej zapłaciłem za kolację jej oraz jej
przyjaciół – wyjaśniam. – I to przyniosło odwrotny skutek –
kontynuuję przez zaciśnięte zęby. – Odwdzięczyła się tym samym.
Kiedy poszedłem zapłacić rachunek, dowiedziałem się, że ona już go
zapłaciła. Powiedziała coś o tym, że próbuję ją przekupić.
Tristan odrzuca głowę do tyłu i wybucha śmiechem.
– Po prostu nie możesz wygrać z Charlie. Co zrobiłeś, że aż tak ją
wkurzyłeś?
Wiercę się w moim fotelu, kiedy przypominam sobie spojrzenie,
które posłała mi po tym, jak jej piersi zderzyły się z moją klatką
piersiową. To było tak, jakbym był najgorszym człowiekiem
na świecie. Nie mogę się dogadać z tą kobietą. Płacę za jej kolację
z przyjaciółmi, a ona nadal się wścieka?
Jego brwi się unoszą.
– Chcesz, żebym z nią porozmawiał?
– Nie – odpowiadam zbyt szybko. Im mniej Tristan będzie się
angażował w tę sytuację, tym lepiej.
Wiem, że byłem dość ostry, gdy wyszedłem z propozycją dotyczącą
jej zwolnienia. Myślałem, że jeśli przedstawię jej ofertę w cztery
oczy, to lepiej to przyjmie, ale niestety: było to zbyt osobiste. Ona
wie dokładnie, jak mnie przycisnąć, a ja wyszedłem z tej sytuacji jak
dupek.
Miała rację. Mike był bezużyteczny i to nie była jej wina.
Pomyślałem, że będzie zadowolona z hojnej wypłaty. Kazałem jej
nowej firmie wpisać do kontraktu datę rozpoczęcia pracy, żeby
mogła wziąć trochę wolnego i podróżować. Dlaczego nie jest
zadowolona?
Oczywiście Tristan też to wie, dlatego zachowywał się tak
rozsądnie.
– Chłopie, wiem, że zostanę zlinczowany za powiedzenie tego –
mówi Jack – ale jako pełnokrwisty mężczyzna, myślę, że powinieneś
trzymać Charlie z dala od szamba swojego kręgu przyjaciół. Połowa
ziomków z branży próbowała swoich szans na tej imprezie.
Moje oczy się rozszerzają. Zostaw to, Jack.
– Nie odważyliby się, kurwa – warknął Tristan, patrząc na Jacka
zmrużonymi oczami. – To dotyczy również ciebie, rycerzu. Wybij
sobie z głowy wszelakie wyobrażenia o mojej siostrze.
Jack śmieje się.
– Nie odważyłbym się zaryzykować. Lubię mieć swoje jaja
przyczepione do ciała. To tylko ostrzeżenie, Kane. – Wzrusza
ramionami. – Ona wygląda dobrze. Każdy kutas na tej imprezie stał
na baczność. Jeśli upierasz się przy zapraszaniu jej na te same
spotkania, na które zapraszasz swoich nikczemnych, lubieżnych
kumpli, to cóż, możesz winić tylko siebie.
– Kurwa, rycerzu. – Tristan patrzy na niego groźnie.
Muszę zmienić temat, zanim zostanę zdemaskowany jako
nikczemny, lubieżny kolega.
– Wyraziłeś swoją opinię, Jack – mówię. – Nie rób z tego jakiejś
spiny.
– Wydaje mi się, że to ty jesteś spięty, bo kelnerka patrzy na mnie,
a nie na ciebie. – Tristan szczerzy się.
– Mogę to wkrótce zmienić – odpowiadam, podnosząc
sugestywnie mój kieliszek w jej stronę. Kobieta posyła mi zalotny
uśmiech.
– Jest cała twoja. – Tristan uśmiecha się do mnie. – Więc ty i Jen
nie jesteście ze sobą na wyłączność?
Potrząsam głową.
– Nie. Wyraziłem się bardzo jasno: nie jestem zainteresowany
zażyłą relacją.
Jack odchyla głowę do tyłu i się śmieje.
– Masz czterdzieści jeden lat, Walker. I masz piękną młodą
prawniczkę zajmującą się prawami człowieka, która chce uprawiać
z tobą seks każdej nocy, mimo że masz charyzmę karalucha, a ty
nadal nie chcesz się zaangażować? To czego dokładnie chcesz? –
pyta.
– Rozmaitości. – Zgrzytam zębami.
– Ma odpowiednie nastawienie – mówi sucho Tristan. – Bez
zobowiązań, bez szans na pieprzoną sukę, byłą żonę, z którą trzeba
się użerać.
– Dobra, dobra. – Podnoszę swój kieliszek, myśląc o moim
własnym katastrofalnym rozwodzie. – Jakie są najnowsze
informacje?
Małżeństwo z Geminą było najdroższym finansowo i emocjonalnie
błędem Tristana. Minęło jedenaście lat, a on wciąż za to płaci. Jeśli
chodzi o rozwody, to ten jego był tak okropny, jak to tylko możliwe.
Jego była żona to postać niesamowicie toksyczna, która pozwalała
mu myśleć, że Daniel jest jego synem, podczas gdy ona bzykała się
za jego plecami. Spędził cztery lata, wierząc, że to on jest ojcem
Daniela, aby ostatecznie się dowiedzieć, że to jakiś facet, którego
poznała w nocnym klubie w Monako.
Teraz Daniel ma sześć lat, a Tristan nadal traktuje go jak syna,
jednak ma niewiele praw. Nie ma żadnego dokumentu prawnego, co
oznacza, że Gemina może żądać niebotycznych kwot alimentów dla
siebie i dziecka, aby mieć za co kupować ukochane diamenty.
Brwi Tristana układają się w głęboką zmarszczkę.
Nie wiem, dlaczego o tym wspomniałem. Boli mnie, gdy widzę, jak
bardzo stresuje go ta sytuacja − to jak wisząca nad nim nieustannie
ciemna chmura. Musi się z tym uporać.
Wiem, że nie śpi w nocy, martwiąc się, że już nigdy nie zobaczy
Daniela, że ona po prostu ucieknie z jakimś facetem.
– Żąda, żebym jej kupił domek letniskowy we Francji – odpowiada
beznamiętnie. – Mówi, że musi być blisko swojej siostry.
– Kupiłeś jej już dwa domy – denerwuję się. – Ile ona ich
potrzebuje?
– Jeśli nie chce domu, to żąda łodzi, samochodu lub pieprzonej
wyspy – mówi Jack. – Jak załatwimy tę sukę raz na zawsze?
– Nie, Jack, nie możemy jej załatwić. – Tristan przewraca oczami.
– Po prostu muszę nadal płacić, jeśli chcę widzieć się z moim synem.
– Jego twarz pochmurnieje. – Nie mogę stracić Daniela.
– Nie stracisz – mówię szybko. – Mamy wystarczająco dużo
gotówki, aby nadal jej płacić, dopóki nie znajdziemy lepszego
rozwiązania. Na przykład zabójstwa.
– Dobrze, że wybrałem bogatego ojca chrzestnego. – Śmieje się,
gdy przywołuję do nas gorącą kelnerkę.
Kobieta podchodzi.
– A teraz przepraszam was na moment. – Wypijam resztę mojej
szkockiej. – Cześć. – Uśmiecham się do niej. – Jak masz na imię?
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 8
CHARLIE
Ben wita mnie pocałunkiem i podaje mi kieliszek wina.
– Cześć, kochanie, wszystko jest już prawie gotowe. – Wyciera
ręce o swój fartuch, a następnie mnie przytula. – Zrobiłem ci świnki
pod kołderką8. Wiem, że je lubisz.
Lubię. Prawdę mówiąc, to mam przypuszczenia, że te pyszności
ostatecznie skłoniły mnie do przyjścia tutaj.
Wprowadza mnie do salonu, gdzie znajduje się stół zastawiony
ładnymi serwetkami i sosami.
Opadam na sofę, żołądek skręca mi się w oczekiwaniu. Ben jest
doskonałym kucharzem. To jeden z powodów, dla których dobrze
nam się współpracuje.
– Voila! – Wyłania się z kuchni, niosąc dwa gigantyczne talerze
apetycznego i ciężkostrawnego jedzenia. Czyli czeka mnie jeszcze
jedna noc leżenia na plecach i jęczenia z niewłaściwych powodów.
– To wygląda pysznie. – Uśmiecham się radośnie na widok uczty.
Ben pochyla się, aby mnie pocałować. Gdy jego język wkrada się
do moich ust, zamykam oczy i staram się skupić na tej chwili.
Mój język reaguje, ale w moim myślach panuje chaos. Wyobrażam
sobie, że te usta należą do kogoś innego. Że to usta obleśnego,
aroganckiego Szkota. Jestem okropna. Niech cię diabli, Charlie, skup
się!
Kiedy przestajemy się całować, patrzę na Bena i po raz pierwszy
widzę wyraźnie nasz związek.
Czuję ucisk w klatce piersiowej. Nie mogę dłużej tego robić. Nie
mogę dłużej się do tego zmuszać. Nie zrozumcie mnie źle, to facet
jeden na milion. Jest jednym z najcieplejszych, najmilszych
chłopaków, jakich kiedykolwiek miałam.
Ale nie jest dla mnie. Chcę się trząść z obawy, że można kogoś tak
niesamowicie pragnąć, że moje serce przyspieszy, gdy go zobaczę.
Chcę czuć strach, który sprawi, że moje gardło się zaciśnie, więc
zapomnę, jak oddychać, kiedy będzie do mnie mówił.
Julie mówi, że to jest typowe dla mnie. Pozostaję w związkach
o wiele dłużej, niż powinnam, bo czuję się źle z tym, że je kończę.
– Ben – zaczynam cichym głosem.
– Tak, kochanie. – Uśmiecha się do mnie, jednocześnie pałaszując
tłuczone ziemniaki.
Do diabła, nie ma sensu marnować tak pysznego jedzenia,
zwłaszcza moich ukochanych świnek pod kołderką. Spróbuję wrócić
do tematu zaraz po obiedzie.
– To jest pyszne.
Wsuwam jedzenie do ust, jakbym nie jadła niczego od co najmniej
miesiąca.
Po kolacji rozsiadamy się na kanapie, by obejrzeć film. Ben kupił
mój ulubiony deser: budyń toffi z bitą śmietaną.
Mój żołądek bulgocze w proteście, gdy wpycha się do niego więcej
jedzenia, niż jest w stanie przyjąć.
Ben wtula się we mnie, nie przejmując się hałasem.
Siedzę wyprostowana. Nie mogę już dłużej zwlekać.
Zrób to, zrób to, zrób to.
– Ben, musimy porozmawiać – mówię niespokojnie, biorąc
jednocześnie duży łyk wina.
Mężczyzna odkłada swój talerz.
– Cholera, to całkiem poważny wstęp to rozmowy. Dlaczego mam
nadzieję, że chcesz po prostu porozmawiać o fabule filmu?
Uśmiecham się smutno.
– Nie, tu nie chodzi o film. Chodzi o nas. Po prostu nie sądzę…
– Co? – Wpatruje się we mnie pusto.
– Że to nadal działa. – Chwytam ustami powietrze. – Myślę, że
byłoby nam lepiej jako przyjaciołom.
Już. Powiedziałam to.
– Co? – Pociera swoją twarz. – Nie rozumiem. Dlaczego?
– Przepraszam – szepczę, wpatrując się w dywan. – Nadal cię
kocham, ale to jest bardziej siostrzane lub matczyne uczucie… jeśli
rozumiesz, co mam na myśli.
Jęczy cicho, gdy wkłada głowę w swoje ręce. Nie mogę tego znieść.
Chciałabym teraz wycofać moje bolesne słowa.
– Nie chcę cię skrzywdzić. Możemy nadal być przyjaciółmi,
oczywiście, ale…
Tak, prawdopodobnie możemy być dobrymi przyjaciółmi! Nie
uprawiamy seksu, więc i tak jesteśmy teraz bardziej jak przyjaciele.
On nadal może dla mnie gotować, jeśli chce. Pozwolę mu nawet
zrobić świnki pod kołderką.
– W związku nieustannie trzeba się starać, Charlie – odpowiada
stłumionym głosem. – Nie można po prostu magicznie utrzymać
iskry, kiedy się o to nie dba.
– Wiem. Powinnam była częściej golić nogi. Przestałam się starać.
To moja wina. – Patrzę z rozpaczą, jak jego twarz wykrzywia się od
wstrzymywania łez.
– Osiem miesięcy, Charlie. Czy to nic nie znaczyło?
– Oczywiście, że znaczyło! Ale czasami związki po prostu
zaczynają się rozpadać – mówię, pocierając jego ramię.
On potrząsa głową.
– Zupełnie się na to nie zanosiło.
Czyżby? Jeśli mam być szczera, ten związek zakończył się kilka
miesięcy temu. Po prostu żadne z nas nie powiedziało o tym
otwarcie.
Siada i milczy przez chwilę.
– Czy jest ktoś inny? – pyta w końcu.
– Nie!
– Czy to Stevie?
– Nie – odpowiadam, zupełnie zaskoczona. – Wiesz, że Stevie jest
tylko moim kolegą. Poza tym spotyka się z Cat, na litość boską!
– Czy to ma związek z moją mamą? Wiem, że jest specyficzna,
Charlie, ale ona chce tylko…
– Nie! – Przerywam ostro. Chociaż jego mama zachowywała się
jak… – Nie wiem, co jeszcze mogę powiedzieć – dodaję łagodnie. –
Przykro mi, Ben. – Skupiam się na dywanie. – Masz rację. Jestem
okropną dziewczyną. Przedkładam pracę ponad nas. Zawsze jestem
zmęczona. Nie mogę przestać puszczać bąków. A ty jesteś
niesamowity…
– Nie mów mi, że jestem miłym facetem – przerywa szorstko. – Po
prostu daj już spokój.
– Wezmę taksówkę i pojadę do domu – stwierdzam.
Ben kiwa głową, strużka łez ścieka mu po brodzie.
Coś mnie jednak dręczy. Myśl o powrocie do pokoju pełnego
swetrów i bielizny Bena. Zanim wyjdę, muszę postawić kropkę nad
„i” i dopilnować, aż zakończę to definitywnie.
– Ben – zaczynam. – Zwrócę ci twoje swetry i bieliznę.
Wpatruje się w podłogę, nie odpowiadając.
– Mogę oddzielić czyste od brudnych, jeśli chcesz – dodaję, chcąc
pomóc.
– Na litość boską, Charlie, jakby mnie w tej chwili w ogóle
obchodziły moje spodnie!
– Naprawdę mi przykro, Ben.
Odpowiada z napiętym uśmiechem.
– Wiem. To nie twoja wina.
– Naprawdę? – pytam z nadzieją.
– Co chcesz, bym powiedział? Że rozumiem i nie powinnaś się
obwiniać? – Wyciera łzy, w jego oczach dostrzegam determinację. –
Dobrze, nie czuj się winna. Idź do domu.
– Czuję się winna – zaprzeczam. – Ale nie możemy ciągle w tym
tkwić z poczucia winy. To nie jest dobry fundament dla związku.
On przytakuje i delikatnie dotyka mojego policzka.
– Po prostu potrzebuję trochę czasu – stwierdza w końcu.
Kręcę się po mieszkaniu, zbierając w pośpiechu swoje rzeczy. Moje
puszyste kapcie, elastyczne spodnie, różowy termofor. Wszystkie
dowody na to, że wpadliśmy w rutynę.
Jutro pójdę na miasto i kupię jakieś wyuzdane pończochy
samonośne i koronkowe majtki. Mam dwadzieścia osiem lat. Kiedy
zaczęłam się zachowywać, jakbym miała siedemdziesiąt osiem? Czas
odzyskać życie seksualne.
***
Jest piątek rano, więc powinnam być w dobrym nastroju.
Byłabym, gdybym nie stała w deszczu przed studiem Bikram Jogi
o szóstej piętnaście rano. Jestem zdyszana po pokonaniu całego
Londynu na rowerze, żeby zdążyć na czas.
Suze wybrała leniwą opcję, czyli metro. Kiedy mnie widzi, robi
głęboki wydech.
Patrzę na swój telefon.
– Gdzie jest Cat?
– Nie dała rady. Jest zawalona pracą – odpowiada koleżanka.
– Cat? – pytam z niedowierzaniem. – Czy zdajesz sobie sprawę, że
Cat spędziła w poniedziałek trzy godziny, zmieniając układ szuflady
z majtkami i układając bieliznę według kolorów, bo „tak świetnie się
ze wszystkim wyrabia”? Co za mała suka! Jeśli ja muszę przez to
przechodzić, to ona, do cholery, też powinna.
– Masz rację! – Suze jest oburzona. – Jedyne, o co ją poprosiłam,
to o pozostanie na jednych zajęciach przez dziewięćdziesiąt minut.
Nie proszę przecież o zbyt wiele.
– Chodź. – Otwieram drzwi do recepcji i uderza mnie zapach potu.
– Miejmy to już za sobą.
Po zarejestrowaniu się idziemy do studia i zaglądamy przez szybę,
czekając na zakończenie trwających właśnie zajęć. Gdy rozglądam
się po sali, zaczynam się zastanawiać, czy Suze i ja źle
zrozumiałyśmy dress code. Są tam dziewczyny w stanikach i szortach
tak małych, że jestem pewna, iż można zobaczyć ich intymne części
ciała, gdy się pochylą. Na ciele Kate Moss jest więcej tłuszczyku niż
w tym studio.
Gdy drzwi do studia się otwierają, wita mnie fala gorąca.
Suze wpatruje się we mnie szeroko otwartymi oczami, a na jej
brwiach tworzą się kropelki potu.
Z wahaniem wchodzimy do studia i znajdujemy miejsce, by stanąć
jak najbliżej drzwi.
Około dwudziestu osób leży już na plecach na matach do jogi
z dłońmi skierowanymi do sufitu, robiąc długie, głębokie oddechy.
Do sali wchodzi jeszcze co najmniej dziesięć osób.
Co jest, do cholery? Jak my się tu wszyscy zmieścimy?
Otwieram usta, ale nie dociera do nich tlen. Ciężko jest oddychać
w tym upale.
Moje stopy zaczynają się gotować na ziemi, a ja przeskakuję z nogi
na nogę.
To nie jest przyjemny upał, jak wyciskanie soków na Sardynii albo
stanie na plaży w Jordanii.
Tu jest o wiele goręcej. Panują ekstremalne warunki klimatyczne.
Pomieszczenie nie nadaje się do tego, aby przebywali tu ludzie.
Z całych sił staram się nie wybiec za drzwi.
– Czy oni, kurwa, są poważni? – Suze syczy na mnie, stając się
z sekundy na sekundę coraz bardziej zdenerwowana. – To nie jest
w porządku! To nieludzkie!
Zazwyczaj ignoruję dramatyczne opowiastki Suze z zajęć
sportowych, ale tym razem nie mogę się kłócić. Jestem pewna, że
nawet na pustyni nie panuje taki upał.
Drzwi się zamykają, a ja czuję, jak moje serce przyspiesza, gdy
ogarniają mnie fale paniki. Nie ma mowy, żebym mogła wytrzymać
w tym pokoju dziewięćdziesiąt minut. Ale między mną a drzwiami
jest tak wiele osób.
Obok mnie Suze jęczy cicho.
Zamykam oczy i mówię sobie, że nie umrę w wyniku
samozapłonu.
– Dzień dobry, panie. Witamy w Bikram Yoga. – Niska pani
z wschodnioeuropejskim akcentem posyła nam uśmiech, rozglądając
się po sali. – To będzie intensywna sesja. Możecie doświadczyć
dyskomfortu, paniki, mdłości i uczucia, że chcecie wybiec z sali. To
wymagające zajęcia. Stali bywalcy są już zaznajomieni z wielkimi
korzyściami, jakie oferuje ten sport. Dla nowych, którzy dopiero
zaczynają, proszę o wytrwałość. Nie przeciążajcie się przez kilka
pierwszych sesji.
Suze kiwa gorączkowo głową − albo w zgodzie, albo w ramach
ataku paniki.
Instruktorka chodzi tam i z powrotem po sali.
– Tego ranka waszym głównym celem jest pozostanie w sali przez
całe dziewięćdziesiąt minut. Jeśli to się uda, będzie oznaczało, że
poradziliście sobie rewelacyjnie.
– Zostań w pokoju – powtarzam sobie cicho. – Po prostu zostań
w pokoju.
Nigdy nie byłam osobą, która lubi działać zgodnie z tym, co jej
nakazano. Jeśli ktoś mi powie, że toalety są nieczynne, natychmiast
muszę skorzystać. Jeśli ktoś powie mi, że mam być cicho, dostanę
paraliżu gardła i będę się dusić od kaszlu. Pani od Bikramu mówi, że
muszę przebywać w tym saharyjskim upale przez dziewięćdziesiąt
minut? Mój mózg nakazuje mi wyjść z piekła.
– Mamy kilka nowych osób, które pierwszy raz są na naszych
zajęciach. Gdzie jest Melissa?
Gibka dziewczyna w obcisłym kombinezonie macha ręką.
– A Charlotte i Suzanne?
– Och, to my! – chrypię, podnosząc rękę. Mój głos brzmi dziwnie:
jest suchy i się łamie.
– Okej, dziewczyny, podchodźcie do tego spokojnie. Jeśli
poczujecie mdłości, po prostu przerwijcie ćwiczenia, usiądźcie
na macie i oddychajcie przez nos – instruuje.
Splata ręce razem.
– Dobrze, zacznijmy pierwszą figurę! – Jej ręce rozciągają się nad
głową. – Wysoko, do sufitu. Podążaj wzrokiem za sufitem do tylnej
ściany.
– Ile jest tych figur? – Rzucam Suze rozpaczliwe spojrzenie.
Ona ledwo może mi odpowiedzieć.
– Dwie, mam nadzieję.
Obserwujemy, jak instruktorka i większość uczestniczek rozciągają
się i wyginają w upale. Nieśmiało podążam za nimi, starając się
pracować jak najmniej. Kropelki potu spływają w dół moich ramion
i przesiąkają przez moje szorty i bieliznę. Na moich stopach również
zebrały się krople potu.
– Kroczcie dalej, panie. To jest ostatnia figura rozgrzewająca. –
Instruktorka pochyla się w prawo, a inne kobiety posłusznie
podążają za nią. – Dobra robota! To koniec rozgrzewki.
– Rozgrzewka. – Drapię się po ręce, bo spływający pot łaskocze
moje ramię. – Możesz w to uwierzyć?
Odwracam się do Suze i patrzę z otwartymi ustami, jak podnosi
swój mokry ręcznik i pędzi w stronę drzwi, stąpając po morzu
spoconych ciał.
Ignorując nawoływanie instruktorki, gwałtownie otwiera drzwi,
wpuszczając podmuch cudownego chłodnego powietrza, a następnie
znika.
Instruktorka patrzy zdumiona.
– Okej. – Śmieje się. – Mam nadzieję, że reszta z was będzie
próbowała zostać dłużej niż na rozgrzewce. Bikram nie jest dla
każdego, jak widzimy.
Śmiechy rozbrzmiewają w całym pomieszczeniu, a dziewczyna
obok mnie rzuca mi spojrzenie z ukosa.
Wyginam się do pozycji żaby i mam nadzieję, że Suze zemdlała
z gorąca, bo jeśli nie, to znokautuję ją, gdy tylko stąd wyjdę.
– Po prostu ciesz się urokiem tej pozy. Rozluźnij plecy w piękny
łuk, którego pragnie twoje ciało.
Prycham, gdy pot cieknie mi stróżką zza uszu i spływa wokół nosa.
– Niech twoje oczy podążają za linią na suficie, oddychaj powoli.
Uśmiechaj się. Przytrzymaj to. Przytrzymaj to. – Jej głos cichnie. –
I zrelaksuj się.
Opadam bezwładnie na podłogę, oblewając potem dziewczynę
obok mnie.
– Teraz zejdź w dół, do pozycji ropuchy. I uwolnij się. Daj się
porwać oddechowi, który wypełnia twoje płuca…
Pot spływa obficie w dół między moimi piersiami jak pękająca
tama. Ślizgam się w moim własnym, cholernym pocie.
Słyszę trzask drzwi i czuję uderzenia rozpaczy.
Ale przede wszystkim jestem wściekła na instruktorkę, która
wydziwia jak szalona, ćwicząc techniki oddychania w trakcie porodu,
i która nie pozwala mi wyjść z sali.
Jestem też wściekła na Suze za to, że poddaje się we wszystkim,
czego kiedykolwiek próbowała, bo jest pozbawiona zapału.
I w końcu zła na siebie za to, że mam mniej elastyczne pośladki
niż ta emerytka, która pręży się przede mną.
Głos instruktorki wwierca się w mój mózg.
– Zablokuj kolana. Sięgnij w dół, umieść palce pod stopami, pchnij
i zablokuj kolana. Łokcie proste, czoło do podłogi. ZABLOKUJ
KOLANA. – Przechodzi obok mnie, wypychając moje kolana
na zewnątrz.
– Nie wygnę ich już bardziej – warczę na nią, a ona uśmiecha się
pogodnie.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 9
CHARLIE
W ramach przeprosin dostaję od Suze wiadomość z trzema
pocałunkami i informacją, że czeka w pobliskim Starbucksie. Kiedy
zimne powietrze na zewnątrz uderza we mnie, stwierdzam, że nigdy
nie czułam się tak szczęśliwa, że mieszkam w kraju z gównianą
pogodą.
Wchodzę do kawiarni i widzę Suze cieszącą się latte grande
z kremem na wierzchu i dużym ciastem marchewkowym.
– Tak mi przykro, Charlie. – Miałam intuicję, że czuje się winna. –
Jesteś na mnie zła? Nie mogłam oddychać. Myślałam, że mam atak
serca. Odniosłam wrażenie, że ściany się kurczą. Po prostu musiałam
się stamtąd wydostać. Tonęłam we własnym pocie.
– No komu ty to mówisz. – Rzucam jej spojrzenie pełne złości. –
Ty spędziłaś tam całe dziesięć minut. Ja musiałam znieść
dziewięćdziesiąt minut z potem wchodzącym w szczeliny ciała,
w których potu być nie powinno. Nie tylko mojego potu, dla jasności.
Suze krzywi się, gdy pochylam się nad stołem.
– Nie miałabym nic przeciwko temu, żeby poczekać, aż weźmiesz
prysznic. Wyglądasz na całkowicie przemoczoną. Twoje włosy…
Widząc moją minę, nie kończy wypowiedzi. Wiem, jak wyglądają
moje włosy. Jak mokry mop przyklejony do czoła.
– Kolejka pod prysznic była zbyt długa – odpowiadam, zgrzytając
zębami. – Teraz będę musiała iść w takim stanie do pracy i tam
wziąć prysznic.
– Och. – Nerwowo zagryza wargę. – Czy później na zajęciach
zrobiło się lepiej?
– Nie. To było przerażające. Najchętniej wbiłabym sobie chilli
w oczy.
– A więc ci się nie podobało?
Mrużę oczy.
– Nie. A czy tobie podobało się w Starbucksie? – pytam ze złością.
– Ach, daj spokój, Charlie – szepcze. – Przepraszam. Gdybym
fizycznie była w stanie tam zostać, to bym to zrobiła. Byłam jak
wielka ciepła gąbka. I zjadłam omlet, zanim wyszłam. Moje biedne
jelita drżały.
– Nie zrobisz żadnych postępów, jeśli będziesz wytrzymywała
tylko przez dziesięć minut – rzucam i natychmiast żałuję swoich
ostrych słów. – Może następnym razem spróbuj najpierw bez ciepła
– proponuję bardziej miękko.
– Mhm. – Kiwa głową. – Chcesz trochę muffina?
Kręcę głową.
– Muszę wziąć prysznic, zanim obsługa Starbucksa mnie wyrzuci.
***
CHARLIE
– Co powiedział? – pyta Stevie zbyt głośno. Zaciekawieni Dana i Tim
pochylają się, aby lepiej nas słyszeć.
– Cicho, nie mów tak głośno!
– Pozwól mi to tylko poukładać sobie w głowie. Danny Walker
informuje cię, że nie będziesz tu już pracować, ale załatwił ci pracę
gdzie indziej, mając na uwadze, że możesz nawet nie chcieć tam
pracować i nie przejść przez rozmowę kwalifikacyjną, więc Bóg jeden
wie, jak to zrobił, a potem strofuje cię za to, co masz na sobie? –
wyrzuca z siebie słowa tak szybko, że ledwo za nim nadążam.
– Nie zapominaj, że nazwał mnie striptizerką. – Krzywię się, moje
kolano podskakuje. Po porannym epizodzie czuję wewnętrzny
niepokój.
– Nie rozumiem tego. – Marszczy brwi. – To musi być sprawa
osobista. Jackie siedzi tam w spódniczce tak krótkiej, że widzę
wszystko, co ma pod spodem.
– Dokładnie. – Przewracam oczami. – Oczywiście, tu chodzi o coś
osobistego.
– To brzmi jak sprawa o zniesławienie. Czy wolno mu robić takie
rzeczy?
Wpatrujemy się w główną salę konferencyjną, gdzie ten dupek
odbywa spotkanie z wyższym kierownictwem Dunleya.
Danny mówi, a pozostali kiwają głowami jak gołębie.
Żałosne.
Czy ktoś kiedykolwiek kwestionuje słowa tego faceta?
– Myślisz, że jest sens mierzyć się z jednym z najpotężniejszych
ludzi w tej branży? – Stevie wzrusza ramionami. – On chyba jest
przyzwyczajony do tego, że ludzie biorą kasę i zwiewają. Niezależnie
od tego, jak ich traktuje.
– Prawie go spoliczkowałam. – Chichoczę, przypominając sobie
jego wściekłą twarz.
– Cholera, Charlie, panuj nad sobą. Próbujesz zostać zwolniona?
Zwolniona… czy zerżnięta? – dodaje sarkastycznie, a ja uderzam go
w ramię. Przysuwa krzesło bliżej. – Sprawdźmy umowę o pracę.
Zobacz, czy jest tam jakaś wzmianka o ubiorze.
Przytakuję.
– Powinnam mieć umowę z czasów, gdy zaczynałam pracę, gdzieś
w e-mailu.
Stevie zagląda mi przez ramię, gdy filtruję wiadomości
z pierwszego roku pracy.
Jest. Klikam, aby otworzyć dokument, a następnie przeglądamy
go. Bingo! Dowód na to, że Danny Walker przekroczył granice, a ja
nie naruszyłam żadnych zasad firmy.
DANNY
– Słuchaj – warczę – już to przerabialiśmy. Chcę, aby każdy
pracownik został oceniony i podsumowany w ciągu najbliższych
dwóch tygodni.
– Danny – błaga przez telefon Cheryl, moja szefowa HR. – To za
mało czasu.
– To nie podlega dyskusji. Chcę szybko zakończyć ten projekt.
– Okej, ale czy mogę zapytać, skąd taki pośpiech? – podpytuje
łagodnym tonem. – Nigdy wcześniej nie spieszyłeś się podczas
przejęcia innej firmy. – Cheryl znalazłaby się na grząskim gruncie,
gdyby nie pracowała dla mnie przez dekadę. Nie jestem człowiekiem,
który lubi być wypytywany.
Wzdycham. Nie wiem, co jej odpowiedzieć. Czy mogę jej
przekazać, że mój kutas ze mną nie współpracuje i muszę to szybko
zakończyć, ponieważ nieustannie mam erekcję?
Kończę przesłuchanie:
– Potrzebuję, aby odprawy zostały przygotowane w ciągu
dziesięciu dni. Rozumiesz?
– Doskonale, proszę pana – odpowiada napiętym tonem.
Rozłączam się z wściekłością i natychmiast tego żałuję. To nie jest
wina Cheryl.
Postępuję właściwie, nawet jeśli Charlie tego nie dostrzega.
Co wolałby Tristan? To, że daję jego młodszej siostrze bardzo
hojną odprawę i nową pracę gdzie indziej, czy też chciałby, abym
pieprzył ją do nieprzytomności? Tak by się stało, gdybyśmy
codziennie byli w tym samym biurze. Skończyłoby się to łzami,
prawdopodobnie jej łzami. Po prostu nie mogę mieć jej w firmie.
Pomimo mojej reputacji nigdy nie pieprzyłem się z pracownicą.
Połączenie działów IT firmy Dunley Tech z centralnym działem
Nexusa ma sens. Tristan jest człowiekiem biznesu. Wybaczy mi to
pierwsze, ale jestem pewien, że drugiej opcji by nie wybaczył.
Ona też z czasem mi odpuści.
Zastanawiam się, jak długo będzie chodzić nadąsana. Dzisiaj rano
wyglądała, jakby chciała mnie zamordować.
Mój kutas drga na wspomnienie Charlie stojącej przede mną
w wyzywającej pozie, z rękami na biodrach; jej klatka piersiowa
poruszała się gniewnie w górę i w dół.
Ma szczęście, że mnie nie spoliczkowała. Nie byłbym w stanie
zapanować nad chęcią przerzucenia jej przez ramię, zaniesienia
do mojego biura, ściągnięcia tych mokrych szortów i wyruchania jej.
Na nieszczęście dla nas obojga, jej wściekłość jeszcze bardziej mnie
podnieca.
Kręcę kostką lodu wokół szklanki ze szkocką.
Muszę pozbyć się tego napięcia przed ceremonią wręczenia nagród
o dziewiętnastej. Prawdopodobnie nie przyjmą mnie zbyt łaskawie,
jeśli będę wręczał nagrody z namiotem w spodniach.
Zerkam na zegarek. Dwadzieścia minut do przyjazdu samochodu.
Wezmę sprawy w swoje ręce. Dosłownie.
Śmieję się głośno do siebie, opuszczając rolety. Nigdy wcześniej
nie masturbowałem się w biurze. Nie miałem takiej potrzeby.
Żadna kobieta nigdy mnie tak nie zdenerwowała, że nie mogłem
po prostu zignorować pożądania i kontynuować pracy.
Zamykam drzwi i rozpinam suwak spodni, aby uwolnić twardego
kutasa. Kurwa, jestem taki gotowy. Co za strata. To jest to, do czego
się uciekam. Zamiast skupiać się na przejęciu wartym miliony,
pieprzę się w gównianym, prowizorycznym biurze. Owijam pięść
wokół mojego biednego bolącego penisa i zaczynam go głaskać.
Potrzebuję czegoś, co pozwoli mi szybko skończyć.
Wideo.
Ostatecznie nie miałem odwagi zapytać Tristana. Nie znalazłem
żadnego wiarygodnego argumentu, który pozwoliłby mi poprosić go
o to, aby przesłał mi nagranie, na którym jego siostra śpiewa.
Wiedział, kiedy ściemniam, i przejrzałby mnie na wylot.
Dlatego, jak prawdziwy prześladowca, uzyskałem dostęp
do nagrań z baru z tamtej nocy, powołując się na kradzież zegarka.
Wiedzieli, że to zegarek za dziesięć kawałków. Oddali nagranie bez
żadnych zbędnych pytań.
Trzymając fiuta w jednej ręce, drugą niecierpliwie przeglądam
telefon.
Bingo.
W końcu zauważam tę piękną twarz. Mógłbym patrzeć w te
zielone oczy bez końca. Ściszam dźwięk i wpatruję się w miękkie
usta o soczystych wargach. Czego bym nie zrobił, żeby przygryźć tę
wargę. Wyobrażam sobie, jak moje ręce przesuwają się po jej ciele,
obejmując te piersi, moje usta gryzą i ssą te wspaniałe sutki.
Rozsuwam jej nogi, sięgając ręką do ciepłej kobiecości i wsuwając
w nią palce. Wyobrażam sobie pieprzenie jej palcami, aż jej nogi
będą miękkie jak z waty. Słyszę jej jęk, gdy krzyczy moje imię. Moje
imię.
Tak. Jestem blisko. Mocno pompuję penisa, obserwując, jak
puchnie w moich dłoniach, osiągając punkt kulminacyjny.
Klamka drzwi porusza się od zewnątrz.
Co jest, kurwa? Czemu ona się obraca? Zamknąłem przecież. Tyle
że zamek jednak nie był zablokowany.
Wizja 2D na moim telefonie zmienia się w wersję 3D, gdy kobieta
wpada przez drzwi, machając mi papierem przed twarzą.
Zatrzymuje się nagle, papiery spadają na podłogę, a jej oczy
zjeżdżają w dół.
– Nie umiesz pukać? – warczę, oddychając ciężko.
Nie odpowiada. Zamiast tego po prostu tam stoi i patrzy na mnie,
kiedy ja wciąż mam rękę na moim fiucie.
Ma otwarte usta. Jej zarumienione policzki i rozszerzone źrenice
mówią mi, że podoba jej się to, co widzi. Ona tego chce.
Wydobywa się z niej cichy jęk, który popycha mnie do krawędzi.
Jest już za późno. Jestem za daleko. Nie mogę zatrzymać tego
rozpędzonego pociągu. Osiągam orgazm, jęcząc, gdy moje soki
tryskają.
Jej wzrok wędruje w górę i wbija się w moje oczy, jest zszokowana.
– To prywatny gabinet – warczę, wycierając nasienie chusteczką.
– Nie możesz tak po prostu wejść, kiedy tylko masz na to ochotę. Nie
widziałaś, że te pieprzone żaluzje są zasłonięte? Czy uważasz, że
masz jakieś specjalne przywileje? – besztam ją.
Otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale szybko je zamyka.
Jestem wściekły. Nie mogę tylko zdecydować, na kogo z nas
bardziej. Na nią − za to, że wtargnęła do mojego biura bez
zaproszenia, czy na siebie − za to, że nie mogłem się powstrzymać
przed wybuchnięciem na jej oczach.
Schyla się, żeby pozbierać papiery, które upuściła, i uświadamiam
sobie, jak bardzo jest zdenerwowana.
– Przepraszam – mówię łagodniej, kiedy przesuwa papiery
na podłodze. Poprawiam się i ubieram. – Nie miałaś być świadkiem
czegoś takiego.
– Chciałam porozmawiać o mojej umowie o pracę – jąka się,
patrząc w podłogę. – Wrócę, kiedy będziesz miał wolne ręce.
Śmieję się pomimo kompromitującej mnie sytuacji. Przyznaję,
dziewczyna jest bezczelna.
Drzwi się zatrzaskują.
Zamieram na chwilę. Samochód pewnie już czeka na zewnątrz,
aby zabrać mnie na ceremonię wręczenia nagród. Czy naprawdę
właśnie doszedłem na oczach pracownicy? Przed młodszą siostrą
Tristana?
Oddycham gwałtownie. Byłem już w opałach, gdy HR musiał
interweniować i wniesiono przeciwko mnie oskarżenie
o zniesławienie, ale to jest coś zupełnie innego.
Śmieję się gwałtownie.
To może być najbardziej popieprzona i niebezpieczna sytuacja
w mojej karierze, a jednocześnie… najbardziej podniecająca.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 11
CHARLIE
– Musimy odwrócić twoją uwagę, Charl. To będzie dla ciebie dobre. –
Cat patrzy na mnie zachęcająco. – Może spotkasz tu jakiegoś
porządnego faceta.
Odkąd zamknęłam drzwi do biura Danny’ego, nie mogę dojść
do siebie. Jestem rozemocjonowana.
Znajdujemy się w barze na Leicester Square w centrum Londynu
i czekamy na rozpoczęcie rundy szybkich randek. Technicznie rzecz
biorąc, Suze, Julie i ja umawiamy się na szybkie randki, ale Cat
i Stevie przyłączyli się, by obserwować rytuały godowe z daleka.
Ostatnią godzinę spędziliśmy, analizując scenę, której byłam
świadkiem w biurze Danny’ego Walkera.
– Jesteś pewna? – pytali nieustannie.
– Tak, umiem rozpoznać kutasa – potwierdziłam.
Podchodzą do mojej opowieści sceptycznie. Rozumiem ich. To
przecież niewiarygodne. Nawet ja zaczynam myśleć, że to sobie
wyobraziłam. Pracowałam w tej firmie przez pięć lat i najczęstszą
plotką było to, że Jackie bzykała stażystę na kserokopiarce.
W ciągu tego tygodnia Danny Walker wtargnął do środka,
przekupił mnie, żebym odeszła, powiedział, że przypominam mu
striptizerkę, a potem przypadkowo masturbował się przede mną.
Zmieniamy rozmowę pod naciskiem Steviego, który ma dość
gadania o imponującym kutasie Danny’ego Walkera.
Cholera, ten penis mógłby być gwiazdą serialu telewizyjnego.
– A ten Szwed? Suze szturcha mnie. – Skup się, Charlie. Przestań
myśleć o Dannym Walkerze.
Potrząsam głową.
– Nic z tego. Przestał się odzywać – wyznaję.
Stevie chichocze.
– Co zrobiłaś tym razem?
– Nie jestem pewna. – Biorę łyk wina, namyślając się przez chwilę.
– Zapytał mnie, co chcę robić na naszej randce, i wysłałam mu link
do zajęć z taksydermii we wschodnim Londynie. Od tamtej pory nie
otrzymałam od niego wiadomości.
Nastąpiła cisza.
– Do zajęć z taksydermii? – powtarza powoli Cat.
– To jest to coś, co zrobił ten facet w Psychozie? – wtrąca się
Stevie.
Przytakuję.
– Tak. Taksydermia to wypychanie zwierząt.
– Och. Co byś chciała wypychać?
Wzruszam ramionami.
– Mysz. Zauważyłam to na Timeout. Sądziłam, że pomyśli, że
jestem żądna przygód. Pamiętasz nasz pakt „spróbuj wszystkiego
raz”?
Cat marszczy brwi.
– Nigdy mi nie mówiłaś, że interesujesz się wypychaniem zwierząt
– dodaje po chwili.
– Powiedziałaś o tym temu Szwedowi? – Stevie kręci głową.
Przybieram defensywny ton.
– Jeśli nie mogę być szczera, nie ma sensu tego kontynuować. Jeśli
nie jest na to wystarczająco męski…
– Chyba jednak najlepiej czasem zachować w sobie tajemniczość,
Charlie – wtrąca się Stevie. – Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że jeszcze
nie poznałaś tego faceta. Przy okazji poznania kolejnego gościa po
prostu powiedz, że tak, chętnie wyjdziesz na drinka. Trzymaj się
scenariusza. Lepiej nie wspominać nic o swoich nietypowych hobby.
Prycham.
– Więc jedna mała martwa mysz odstrasza facetów?
Patrzy na mnie jak na kretynkę.
– Większość facetów nie lubi kobiet, które analizują różne rzeczy.
Bo wtedy myślą, że istnieje możliwość, że kobieta dostanie szału
i pewnego dnia w furii odetnie penisa.
Przerywam mu.
– Może to jednak nie chodziło o wypychanie zwierząt – dodaję po
chwili.
– Jest coś jeszcze? – piszczy Julie.
Cała czwórka patrzy na mnie niepewnie.
– Słodki Jezu, nie powiedziałaś mu o hemoroidach, prawda?
Odwzajemniam jej spojrzenie.
– NIE! W każdym razie każdy ma hemoroidy chociaż raz w życiu!
Cat zwraca się do Steviego.
– Ja nie mam, tylko Charlie.
Mężczyzna śmieje się, kiwając głową, po czym odwraca się
do mnie.
– Twoje techniki podrywu są okropne.
– Gdyby cię poznał, zdałby sobie sprawę, jaka jesteś wspaniała. –
Cat pociera moje ramię. – Ale Stevie ma rację: kiedy komunikujesz
się z facetem przez SMS-y, może powinnaś po prostu zaproponować
pójście na obiad czy coś. Nie pozwól gościowi zobaczyć, jaka
naprawdę jesteś.
Suze kiwa głową, zgadzając się z nimi.
– Na żywo radzisz sobie lepiej.
Wzdycham.
– Tak by było, gdyby ludzie wodzili za mną wzrokiem i mieli
ochotę na spotkanie ze mną. Przysięgam: w dzisiejszych czasach
randek internetowych wszyscy są nastawieni na jednorazowe
spotkanie. Snują plany, a potem ich nie realizują. Tak wielu facetów
na Tinderze kontaktowało się ze mną i rozmawialiśmy przez kilka
dni, a potem… bum! Nic!
Stevie patrzy na nas porozumiewawczo.
– To dlatego, że mężczyźni używają czynnika
prawdopodobieństwa. Mówią „tak” nie tylko tym, których lubią;
mówią „tak” wszystkim. Jeśli ich wskaźnik sukcesu wynosi
dwadzieścia procent, muszą powiedzieć „tak” czterem kobietom.
– To obrzydliwe – mówię oburzona. – I nie umiesz liczyć.
– Może nie jesteś wystarczająco seksowna? – pyta Suze. –
Rozważałaś przesyłanie nagich zdjęć? Mogłabyś dla niepoznaki robić
foty, na których nie widać twarzy.
Zakrztusiłam się winem.
– Nie robię nagich selfie, Suze.
Cat kręci głową.
– Nie rozumiem. Co się stało z dawnymi czasami, z poznawaniem
kogoś w pubie? Teraz ludzie wolą przeglądać zdjęcia, niż rozmawiać
z kimś na żywo – dodaje ze smutkiem.
– Żyjemy w wirtualnym świecie i mam tego dość. – Wzdycham. –
Czy byłoby równie romantycznie, gdyby Richard Gere znalazł Julię
Roberts w aplikacji porno?
Cat zaczyna chichotać.
– Albo Ryan Gosling znalazłby Rachel McAdams przez Snapchata?
– dorzuca, nadal się śmiejąc.
– To już zbyt wiele! – Kręcę głową. – Facet, z którym
rozmawiałam przez Tindera, zapytał mnie, czy chcę, byśmy zostali
przyjaciółmi na Snapchacie, a nawet się nie spotkaliśmy. Zadałam
mu pytanie, dlaczego chce, bym dodała go tam do znajomych,
i wiecie, co powiedział? Chce tego, ponieważ możemy przesyłać
sobie nawzajem zdjęcia. Ale co dobrego wniosą do naszej relacji
zdjęcia? Nie mogę przecież rozmawiać z obrazkiem.
– Mówiąc o aplikacjach i hobby, jutro umieścimy twoje piosenki
na OpenMic – mówi stanowczo Cat. – Rozmawialiśmy o tym zbyt
długo, Charlie. I to jest coś, co mogłabyś powiedzieć na randce,
zamiast rzucać temat wypychania zwierząt.
Przewracam oczami.
– Spoko.
Od roku rozmawialiśmy o umieszczeniu moich piosenek
na OpenMic. To nowa aplikacja, w której ludzie mogą oceniać twoją
muzykę. Oceny mnie przerażają. Nie chcę być oceniana i osądzana.
Moja grupa docelowa, przyjaciele mojej matki, nie korzysta
z OpenMic. Ale muszę w końcu się na to zgodzić, by Cat dała mi
spokój.
Może moglibyśmy umieścić piosenki, a ja dzień później ukradkiem
je zdejmę.
***
Pół godziny później Suze, Julie i ja siedzimy przy barze, czekając
na rozpoczęcie pierwszej rundy szybkich randek. Kobiety siedzą
na przydzielonych miejscach, a mężczyźni kolejno zmieniają
stanowiska. Dostaliśmy karty wyników, na których zapisujemy
nazwiska facetów; jest tu miejsce na komentarze. Wszyscy musimy
nosić plakietki z imionami.
To takie nieskomplikowane.
Pierwszy facet siada naprzeciwko mnie. Jest niski, ubrany
w garnitur i nosi okulary. Nie w moim typie, ale chętnie
porozmawiam przez dwie minuty.
– Cześć. – Uśmiecham się.
Wpatruje się w moją plakietkę z nazwiskiem, zamiast napotkać
moje spojrzenie.
– Przepraszam, nie mogę tego przeczytać. Czy mogłabyś
przesunąć rękę? – pyta.
Czy ten koleś mówi serio?
– Zamiast tego możesz zapytać, jak mam na imię – sugeruję.
Próbuje zajrzeć przez moje ramię, którego celowo nie przesuwam.
Patrzę, jak zapisuje „Charlie” bardzo wyraźnym charakterem
pisma.
– Charlie. – Siada prosto, poprawiając okulary na nosie, jakby
przeprowadzał inspekcję. – Jak zarabiasz na życie?
Już jestem znudzona, a nie minęła nawet minuta.
– Pracuję w IT – odpowiadam beznamiętnie.
Kiwa głową z aprobatą i pisze „IT” w sekcji komentarzy obok
mojego imienia. Najwyraźniej udało mi się zagrzać na dłużej miejsce
na jego liście.
– Świetnie, a jaki jest twój ulubiony kolor?
Gapię się na niego.
– Dlaczego o to pytasz? Co chcesz zrobić z tymi informacjami? –
Nie mam ulubionego koloru, wszystko zależy od nastroju.
– Przejdźmy dalej. Ulubione zwierzę?
Słodki Jezu, przeprowadza ze mną wywiad niczym jakiś
czterolatek.
– Moje ulubione zwierzę? Zależy o co konkretnie pytasz? Do
jedzenia? Hodowania? Jeżdżenia? Wypychania?
Patrzy na mnie, czekając.
– Chcesz ostatecznej odpowiedzi? Spoko. Szczur.
Mruży oczy.
Telefon zaczyna piszczeć.
– Czy to dzwoni dzwonek? – pytam z udawanym żalem. – Czas
minął, jak sądzę.
– Nie, to telefon – odpowiada ze śmiertelną powagą. – Lubisz
podróżować?
Spoglądam gniewnie na Julie, która zmusiła mnie do udziału
w tym czymś.
– Dwadzieścia pięć pieprzonych funtów – mówię bezgłośnie, kiedy
Jules na mnie spogląda. – Tak, lubię podróżować. − Wracam do mojej
randki.
Potrzebuję, żeby ten dzwonek w końcu zadzwonił.
– Gdzie byłaś?
– W ciągu całego życia?
Kiwnął głową.
– Chcesz, żebym wymieniła wszystkie kraje, które odwiedziłam? –
dopytuję.
Czeka.
– Dobrze, ale może zmniejszę zakres do tego roku, okej? Indie
i Seattle.
Naszą ożywioną rozmowę przerywa dzwonek sygnalizujący, że
przechodzimy do następnej randki.
Spoglądam na faceta, który opuszcza Suze, by do mnie dołączyć.
Wygląda na około osiemnaście lat.
Jezu Chryste.
Muszę przebrnąć przez spotkania z dwudziestoma mężczyznami.
To będzie długa noc.
***
***
DANNY
Nie kłamałem, kiedy powiedziałem jej, że mnie zrujnowała. Prawie
spieprzyłem umowę za pięć milionów funtów, żeby móc posiedzieć
w małym dziewczęcym pokoiku, obserwując, jak laska, która jest dla
mnie za młoda i całkowicie niedostępna, robi sobie dobrze.
Zachowałem się jak jakiś napalony uczniak.
Karl wciąż jest na mnie wściekły, chociaż jakimś cudem udało mi
się uratować umowę. Był zbyt wściekły, by wyciągnąć ode mnie
szczegóły, dlaczego byłem nieosiągalny.
Nie potrafiłem tego wytłumaczyć sobie, a co dopiero Karlowi.
Biorę łyk kawy. Prowadziłem telekonferencję do drugiej w nocy,
a potem przez trzydzieści minut Karl mnie opierdalał. Mówił mi, jaki
byłem lekkomyślny, ponieważ pracowaliśmy nad tą umową od
miesięcy.
Ale mimo wszystko – to było warte każdej minuty.
Obserwowanie, jak się przede mną otwiera, jak dochodzi, było
najbardziej podniecającym przeżyciem w moim życiu.
Ten cholerny prostak Mike drze się, kiedy wchodzę do sali
konferencyjnej. Wypycha klatkę piersiową, aby pokazać mi, że on
tutaj rządzi.
W porównaniu do któregokolwiek z biur Nexusa to miejsce jest
jakimś żartem. Sale konferencyjne są wypełnione jakąś staroświecką
technologią, która marnuje połowę spotkania na próby ustanowienia
łącza wideo, i pełno tam plastikowych krzeseł, które wyglądają,
jakby odkupiono je ze szkoły.
Z przyjemnością zobaczę miny pracowników, kiedy w przyszłym
tygodniu przeniesiemy ich do centrali Nexusa. Chociaż połowa
z nich nie będzie mogła się tym cieszyć zbyt długo.
Rozglądam się po pokoju i wszystkie oczy skierowane są na mnie,
z jednym wyjątkiem.
Ona wpatruje się uważnie w Mike’a, jakby był najciekawszym
mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziała. Jestem prawie zazdrosny.
Na jej twarz wkrada się rumieniec.
Ciężko wydycham powietrze, gdy siadam. Moje oczy opadają na jej
długie, umięśnione nogi. Musi mieć około pięć stóp i siedem cali,
jest niska w porównaniu do mnie. Przy wzroście sześć stóp i cztery
cale wszyscy przy mnie wydają się niscy.
Dokładnie jej się przyglądam, starając się utrwalić ten obraz
w głowie. Od przylegających do ud, obcisłych dżinsów do miejsca,
w którym jej długie, brązowe włosy kręcą się wokół krzywizny piersi.
Kurewsko nieziemska.
Mike odchrząkuje.
– Szefie, właśnie podsumowywaliśmy to, co poszło dobrze w tym
kwartale.
– Dlaczego? – pytam lodowato.
– Dlaczego? – powtarza mniej pewnie.
– To ma być spotkanie kryzysowe – warczę, pochylając się
do przodu na krześle. – Nie jest to spotkanie, na którym klepiecie się
po plecach, mówiąc, jak świetną robotę wykonaliście. Mówiąc
wprost: te produkty zawodzą.
Wszyscy w pomieszczeniu głośno wciągają powietrze.
– Proszę pana – jąka się Mike – wbrew naszym statystykom
jesteśmy…
– Twoje statystyki nie są zadowalające – wtrącam. – Od teraz
masz się porównywać ze statystykami Nexusa. A przy nich
wypadacie bardzo słabo.
– Panie Walker – odzywa się ponownie. – Otrzymaliśmy
pozytywne opinie od wszystkich naszych głównych klientów za
pośrednictwem wysłanego przez nas kwestionariusza.
Przejeżdżam językiem po zębach. Nie mam cierpliwości do tego
śmiecia. Po spędzeniu połowy nocy na telefonach do Stanów
i rozmyślaniu o pewnej brunetce, która nie pozwalała mi zasnąć,
jestem cholernie zmęczony.
– Brak nowych klientów od trzech lat. Brak wzrostu bieżącego
wykorzystania przez obecnych klientów. Ciągłe przestoje
w działaniu. Duża liczba telefonów do pomocy technicznej. Złe
recenzje w prasie – wyliczam przez zaciśnięte zęby. Czy muszę
wykonywać za nich pracę? – W tym miejscu może i się wyróżniasz
na tle innych. Ale czy jest tu ktoś, kto naprawdę podjął jakąś
inicjatywę?
Teraz żaden z pracowników nie spojrzał mi w oczy.
Mike odchrząkuje tak bardzo, że mam wrażenie, że się krztusi.
– Czy ktokolwiek próbował rozwiązać któryś z problemów, zamiast
chować głowę w piasek?
Cisza jak makiem zasiał.
Jedynym dźwiękiem jest mój wściekły stukot palcami o laptop, gdy
staram się nie uderzyć w ścianę.
Dlaczego ja się, kurwa, tym przejmuję? Powinienem zwolnić ich
wszystkich na miejscu. Większość z nich patrzy w podłogę.
Rozglądam się po pokoju, domagając się, by nawiązali ze mną
kontakt wzrokowy.
Moje oczy znów kierują się na Charlie. Jej policzki się czerwienią,
gdy podnosi wzrok, po czym się odwraca.
Wpatrując się w Mike’a, wypuszczam ciężki oddech. To jego wina,
pogrzebał wszelką nadzieję na innowacje w tym zespole.
– Oprogramowanie ma dziesięć lat i nie ma na to logicznego
wyjaśnienia, nie ma też strategicznego myślenia. Przez lata panuje
tu pomieszanie różnych dodatków, myśli, ale nie ma żadnej wspólnej
wizji czy założenia – dobiega silny głos z drugiej strony pokoju.
Moje oczy wracają do Charlie, jestem zaskoczony.
Jej knykcie chwytają bok siedzenia.
– Utrzymanie jest drogie i nie możemy wystarczająco szybko
wprowadzać nowych funkcji. Nie prowadzimy żadnych badań
użytkowników na temat tego, czego naprawdę chcą nasi klienci. Nie
mamy żadnych nowych klientów od trzech lat, ponieważ dodaliśmy
tak wiele hacków. To przekombinowany system – kontynuuje. –
Ludzie się tego boją.
– Nonsens – warczy Mike. – Charlie, naprawdę nie sądzę, żeby to
była pomoc…
– Daj jej dokończyć – przerwałem mu, unosząc brwi, i dając
kobiecie znak, żeby kontynuowała.
– Brak wzrostu obecnego zaangażowania klientów wynika z tego,
że nie dodajemy funkcji, których potrzebują. – Robi krótką przerwę.
– Ciągłe przerwy w działaniu są spowodowane tym, że mamy
niestabilną platformę hostingową.
Moją uwagę przykuwają jej usta, ale łapię się na tym, że słucham
tego, co mówi.
– Oczywiście, częste telefony do działu wsparcia wynikają
z naszych ciągłych przestojów. – Znów przerywa na chwilę, by
zaczerpnąć oddech. – Mam kilka sugestii dotyczących szybkich
korzyści, które moglibyśmy dodać, co skróciłoby czas rozwoju, ale
ostatecznie to oprogramowanie jest zbudowane na starzejącej się
technologii. Jeśli chcemy pozyskać nowych klientów i zatrzymać
obecnych, musimy przeprojektować je w całości, a nie tylko
częściowo, jak to robimy obecnie.
Unoszę brew.
– Dobrze, Charlie. Chciałbym, aby moi projektanci wysłuchali
twoich pomysłów.
Widzę, jak przenika przez nią cień irytacji i nie mogę zrozumieć
dlaczego. Czy jest wkurzona moim zaskoczeniem?
– Całkowicie się z tobą zgadzam – odpowiadam stanowczo. –
Musimy zainwestować w przeprojektowanie tego produktu w całości.
Pamiętaj, że masz teraz wsparcie globalnej firmy technologicznej.
Chcę usłyszeć pomysły, jak to osiągnąć.
Zaciskam zęby i czekam.
W końcu zaczynają mówić, więc wiem, że nie są marionetkami.
Pomysły zaczynają z nich wypływać, najpierw niepewnie, potem
coraz odważniej.
Moja uwaga wraca do długonogiej brunetki.
Jest zwrócona twarzą do mnie, ale patrzy na wszystkich oprócz
mnie. Czy jest zawstydzona? Czy tego żałuje?
Było oczywiste, że piła. Na co dzień nie jest tak otwarta seksualna,
tak bezpośrednia. Z drugiej strony po raz pierwszy od lat byłem
na tyle blisko niej, by się o tym przekonać.
Jej piersi w białej koszuli unoszą się i opuszczają, wywołując
podniecenie w moim kroczu. Wierci się na krześle i zakłada nogę
na nogę, przywołując wspaniałe wspomnienie.
Ta dziewczyna jest rewelacyjna, co do tego nie ma wątpliwości.
Karl i Jack sami to powiedzieli, chociaż jakoś nie są tak poruszeni jak
ja. Wystarczy jedno spojrzenie tych zielonych oczu, ukrytych pod
ciemnymi rzęsami, i przestaję logicznie myśleć.
Oglądanie jej zabawy ze sobą było najgorętszym pieprzonym
doświadczeniem w moim życiu. To błaganie, żebym ją posiadł,
żebym ją wziął. Ta różowa, spuchnięta, piękna cipka. Wszystko
mogło być moje. Ta świadomość, że jestem jedynym mężczyzną,
przed którym kiedykolwiek to robiła.
I jedynym mężczyzną, przed jakimkolwiek, będzie to kiedykolwiek
robić, dodaje w mojej głowie cichy głos, który pojawił się znikąd.
Moje oczy błądzą po jej ciele. Widzę, że ona to wyczuwa;
przygryza dolną wargę, wyraźnie zaniepokojona uwagą.
Powinienem motywować tę grupę, ale zamiast tego chcę rozkazać
im wszystkim stąd wyjść, żebym mógł podrzeć jej dżinsy na strzępy
i przelecieć ją tutaj, na biurku. Wziąć ją jak pieprzone zwierzę. By
poczuć, jaka jest ciasna.
Czucie jej mokrego ciała sprawiło, że byłem twardszy niż
kiedykolwiek wcześniej. Nie wytrzymałbym długo za pierwszym
razem − nie, jeśli jest taka mokra.
Obserwuję jej usta z drugiego końca pokoju, te pełne różowe usta,
które podsuwają mi od razu pewną wizję. Chcę je poczuć wokół
mojego fiuta, chcę, by wyssała mnie do sucha. By pochłaniała moją
długość, gdy wchodzę w nią raz za razem.
Ona mnie pragnie. Wiem to teraz na pewno.
Kładę laptopa na mojej erekcji i bezgłośnie rozkazuję, żeby
na mnie spojrzała.
W końcu nasze oczy się spotykają, a jej usta lekko się rozchylają,
na twarzy zaś pojawia się wspaniały rumieniec, gdy pieprzę ją
wzrokiem. Uśmiecham się delikatnie, gdy wymieniamy się naszym
sekretem.
Wpatruje się w mój laptop. Ona dokładnie wie, o czym myślę. Że
odtwarzam w głowie obraz jej palców zaspokajających jej
spuchniętą, różową cipkę.
Jest najbardziej zniewalającą kobietą, jaką kiedykolwiek
widziałem.
– Panie Walker? – Odrywam od niej wzrok i skupiam się
na Mike’u.
– Powtórz, Mike – proszę zirytowany, zmuszając się
do wyobrażenia sobie nagiego Mike’a w celu uspokojenia mojej
erekcji.
– Jaki jest nasz plan działania? – jąka się.
Jaki jest mój plan działania? Na czym skończyliśmy?
Karl narzeka do Jacka i Tristana na moje zachowanie, a oni zadają
pytania.
Musiała być naprawdę niezła, zażartował w SMS-ie Tristan
dzisiejszego ranka.
Tristan.
Dla niego byłaby to ostateczna zdrada. Jestem ojcem chrzestnym
Daniela, na litość boską. Jego syn nosi moje imię.
Ona mu nie powie. Może mi się upiecze. Nie ma żadnych szans, że
będzie chciała, żeby Tristan dowiedział się o wydarzeniach zeszłej
nocy.
Poza tym nie spałem z nią… jeszcze. Ostatnia noc była wyłącznie
jej zasługą.
Ale co się stanie, jeśli dział HR powie jej, że nie wykonała
polecenia i nie odeszła? Jest taka zadziorna i nieprzewidywalna.
Dlaczego się ośmieszam? Ona ma mnie w garści. Metaforycznie
chwyciła mnie za kutasa, prowadząc mnie tam, gdzie chce.
CHARLIE
O. Mój. Boże.
Z tej ścieżki nie ma powrotu. Żadnego zbawienia.
Dożywocie byłoby lepszym rozwiązaniem niż praca pod okiem
faceta, któremu rzuciłam się na szyję, błagając, żeby mnie wziął,
tylko po to, by mnie odrzucił.
Przełamałam się.
Zaoferowałam się na talerzu.
Kto tak, do cholery, robi?
Czy zostało mi jeszcze trochę szacunku do siebie? Po dwudziestu
ośmiu latach życia jako świętoszka teraz zmieniłam się
w zdesperowaną, napaloną ekshibicjonistkę.
Oczywiście, że miał erekcję. Przecież jest facetem. Kiedy
alkoholowa mgiełka opuściła mój umysł, rzeczywistość i fakty z tego
wieczoru zaczęły wychodzić na jaw. Próbował to powstrzymać.
Znajdź kogoś w swoim wieku. Jesteś pijana.
Jak bardzo byłam pijana? Za każdym razem, gdy przypominam
sobie, co się wydarzyło minionej nocy, wygląda to nieco inaczej.
Kiedy w końcu zasnęłam o piątej rano, ogarnął mnie taki strach,
że obudziłam się z płaczem.
Nie skontaktował się ze mną. A potem musiałam siedzieć z nim
na tym spotkaniu… mój żołądek cały czas był związany w supeł
do tego stopnia, że w pewnym momencie pomyślałam, że mogę być
chora.
Wyglądał na bardzo zmęczonego i zirytowanego przez całe
spotkanie. Dlaczego, do diabła, myślałam, że uda mi się uwieść
kapryśnego dyrektora generalnego, który myśli, że w jego nowej
firmie wszyscy pracownicy razem wzięci mają inteligencję komara?
Trzęsą mi się ręce, gdy poprawiam okulary i próbuję skupić się
na ekranie. Po zbesztaniu przez Danny’ego Walkera wszyscy
w biurze są milczący i ponurzy. Zostały jeszcze cztery godziny
i dwadzieścia trzy minuty do czasu, aż będę mogła wziąć swój
płaszcz i wybiec z budynku.
Mike głośno ssie wargę, szczerząc przy tym zęby i drażniąc mój
układ nerwowy. Robi to za każdym razem, gdy jest zdenerwowany.
– Na litość boską.
Odwracam głowę, żeby zobaczyć, na co tym razem narzeka, i widzę
zbliżającego się do nas z napiętą miną Danny’ego Walkera.
Ciemne cienie otaczają jego oczy, a jego włosy układają się
w niesforny bałagan na czubku głowy, ale wciąż jest porażająco
przystojny.
Rzuca papiery na biurku Mike’a i patrząc na to, co ten robi, Danny
również zaczyna się szczerzyć.
Nie mogę sobie z tym poradzić. Kurczę się na krześle, zakrywając
twarz dłonią.
– Cały dzień, Mike?! – Danny krzyczy na mężczyznę, a ja widzę
Walkera kątem oka. – Oprogramowanie nie działało przez cały
dzień?
Moje serce przyspiesza. Cholerna awaria. Mike nic o tym nie wie.
Podnoszę się, jakby ktoś podpalił mi zapałkę w dupie.
– Chwileczkę, Charlie – rzuca Mike, niwecząc moją ucieczkę.
Odwracam się do nich obu, a mój żołądek burczy z niepokoju.
– Tak, Mike? – pytam cicho.
– Odpowiedzialnością Charlie jest upewnienie się, że nie
doświadczymy żadnych przestojów. – Uśmiecha się triumfalnie. –
Charlie, proszę, wyjaśnij, w jaki sposób doszło do tego błędu.
Patrzę na niego z odrazą. Wrzucił mnie właśnie pod rozpędzony
autobus.
Moje oczy przeskakują z Mike’a na Danny’ego i odkrywam, że ten
drugi obserwuje mnie ostrożnie.
– Zmiany konfiguracji nie zostały prawidłowo zastosowane
na niektórych serwerach – mówię słabo. – Pracuję nad raportem
wyjaśniającym pierwotną przyczynę i nad tym, jak zapewnić, że to
się nie powtórzy.
Patrzymy z Dannym na siebie, czuję się niesamowicie
zażenowana.
Danny przesuwa dłonią po szczęce.
– To było dwa dni temu, a ty jeszcze nie sporządziłaś raportu?
Cała moja twarz płonie, gdy ze wstydu spuszczam głowę.
– Od tego czasu musieliśmy rozwiązać inne krytyczne problemy.
Nie miałam czasu.
– Upewnię się, że Charlie zrozumie swój błąd, Danny – szydzi
Mike, a moje oczy unoszą się i piorunuję go wzrokiem. – To się
więcej nie powtórzy.
– Dla ciebie jestem panem Walkerem – warczy Danny, zaciskając
szczękę. – Nie obwiniaj personelu. Jesteś szefem IT, zgadza się?
Twarz Mike’a pochmurnieje.
– Tak, ale…
– Mam dość słuchania wymówek. Wykonuj swoją pracę i bierz za
nią odpowiedzialność. – Danny wypuszcza oddech i bez słowa
skupia się na mnie. Przez przerażającą chwilę wydaje mi się, że
zamierza mnie zganić za to, co zrobiłam zeszłej nocy. Czy ktoś mi
powie, jak zrozumieć tego człowieka?
Walczę ze łzami.
– Charlie, chcę ten raport, zanim dzisiaj wyjdziesz – mówi
beznamiętnie, stukając kłykciami w blat mojego biurka, gdy zaczyna
odchodzić.
– Tak, proszę pana – odpowiadam szeptem.
Na chwilę zwalnia kroku, a ja widzę, jak coś ciemnego błyska
na jego twarzy.
Cztery godziny i dziesięć minut, zanim będę mogła ukryć się przed
światem.
Nigdy nie czułam się tak niekompetentna, jako kobieta, jako
pracownik i jako osoba.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 13
DANNY
Danny: Mam nadzieję, że masz mój płaszcz.
– Danny? Słyszałeś, co powiedziałam? – Jen pochyla się nad
stołem, żeby uścisnąć mi dłoń.
– Chwileczkę – mówię, wpatrując się w telefon. Widzę, że pisze.
CHARLIE
Otwieram drzwi od prysznica i wchodzę do zaparowanej łazienki.
Długi prysznic nie zmył ze mnie poczucia wstydu. Wiążę mokre
włosy w kok i wycieram parę z lustra. Widzę siebie, nagą, o bladej
twarzy.
Wycieram się i wkładam szorty i sweter. Nie podejmuję wysiłku, by
dobrze wyglądać. Ostatnią rzeczą, którą chcę, jest to, by założył, że
ponownie próbuję go uwieść. Ten statek już odpłynął.
Mój telefon piszczy.
Danny: Jestem na dole.
CHARLIE
Podskakuję nerwowo na łóżku.
Nie, nie, nie, co ja zrobiłam?
Danny był z Jen, zanim tu przyszedł, a teraz do niej wraca? Co to
było: szybka wizyta na ręczne robótki?
Nagle czuję się głupio… i nieczysto. To nie tak, że spodziewałam
się, że po naszej krótkiej zabawie dzisiejszego wieczoru będziemy ze
sobą na wyłączność, ale z pewnością skakanie między dwiema
kobietami tego samego dnia jest niezgodne z zasadami, prawda?
To zwyczajne oszustwo.
Jednak nawet nie mogę go winić. Po raz kolejny rzuciłam się na
niego. Oczywiście nie zamierzał mnie powstrzymywać.
Jego słowa odbijają się echem w mojej głowie. Dawał mi sygnały,
ale je zignorowałam.
Nie bez powodu Tristan ostrzegał mnie, żebym trzymała się od ciebie
z daleka. Zna mnie zbyt dobrze.
Moje oczy wypełniają się łzami. Muszę się pozbierać, zanim
Danny tu wróci. Słyszę spłukiwanie toalety i łapię moje szorty,
niezdarnie próbując wciągnąć je na nogi.
Nie chcę prowadzić tej rozmowy. Co miałabym powiedzieć? To nie
tak, że nie wiedziałam, że spotyka się z Jen. Nigdy mnie nie okłamał.
Zanim zdąży wejść, otwieram drzwi sypialni.
– Hej. – Zakłada kosmyk włosów za moje ucho i posyła mi
uśmiech.
– Słuchaj, musisz wyjść – odpowiadam pospiesznie. –
Popełniliśmy błąd.
Zatrzymuje się w drzwiach, oszołomiony.
– Co się stało, kiedy byłem w łazience?
Wychodzę na korytarz, omijając go, ale łapie mnie za ramię.
– Charlie? – Jego czoło ściąga się w głęboką zmarszczkę. – Nie
rozumiem.
Oczywiście, że nie, jest zawodowcem w niezobowiązujących
romansach. Próba wyjaśnienia, dlaczego tak diametralnie zmieniłam
nagle zdanie, wymagałaby przyznania się do uczuć, które wzbierały
we mnie przez dekadę. Ale nie mogę tego zrobić. Nie pozwolę, by
Danny Walker widział, jak płaczę.
Wyrywam ramię z jego uścisku i idę korytarzem.
– Zapomnijmy, że to się stało, Danny.
Słyszę jego kroki, idzie za mną do salonu.
Julie, Cat i Stevie zastygają w połowie zdania.
– Czy możemy o tym porozmawiać na osobności? – żąda,
wpatrując się we mnie i ignorując innych. – Co, do diabła, sprawia,
że wysyłasz tak sprzeczne sygnały?
Spuszczam wzrok.
– Miałam chwilę zapomnienia, ale to nie był dobry pomysł. Czy
możemy to tak zostawić?
– Mogłabyś powiedzieć mi to prosto w oczy, a nie w kierunku sofy?
– żąda.
– Czy możesz po prostu iść? – Spoglądam na niego błagalnie. Jeśli
nie pójdzie, załamię się przed nim.
Danny obserwuje mnie z głębokim grymasem na twarzy, gdy
w pokoju robi się niezręcznie cicho.
Julie i Cat siedzą prosto na kanapie, wstrzymując oddech, jakby
miało być tak, że jeśli pozostaną w bezruchu, zapomnimy, że tam są.
Nawet Stevie siedzi nieśmiało w rogu sofy. Wymieniają między sobą
spojrzenia.
– Czy chodzi o raport o awarii? – pyta Danny spokojnym tonem. –
Chcesz, żebym cię potraktował łagodnie?
– Że co? – Czy on naprawdę myśli, że jestem taka dziecinna?
Patrzę na niego z niedowierzaniem. – Nie. – Moje usta zaciskają się
w cienką linię.
Po nieznośnie długiej chwili robi głęboki wydech.
– W porządku. Cokolwiek chcesz – mówi w końcu.
Pozostała trójka patrzy na mnie oszołomiona, gdy idzie
korytarzem do mojej sypialni.
– Co, do cholery…! – wrzeszczy Cat, przerywając w połowie
zdania, kiedy Danny pojawia się ponownie z marynarką
przewieszoną przez ramię i z telefonem w dłoni.
– Jeśli rozgryziesz, o co ci chodzi, możesz mnie oświecić – mruczy,
a jego ciemne oczy próbują nawiązać kontakt z moimi. – To lepsze
niż ta popieprzona sytuacja, w której nic nie wiem.
Bawiąc się sznurkiem w szortach, zmuszam się do uśmiechu.
– Pa, Danny, przepraszam za dzisiejszy wieczór.
– Nie przepraszaj – odpowiada przez zaciśnięte zęby.
Skupiam się na podłokietniku.
Wyjdź. Po prostu wyjdź.
Wszyscy w pokoju zamarli. Julie i Cat wpatrują się w telewizor,
mimo że dźwięk jest wyłączony. Stevie zapada się w sofę, próbując
ukryć się przed szefem szefa swojego szefa.
Danny stoi przede mną ze skrzyżowanymi rękami i żąda, abym na
niego spojrzała.
– Czy ty tak na poważnie, Charlie? – pyta w końcu napiętym
tonem. – Co się właśnie, kurwa, stało?
– Pomyłka – mówię zachrypniętym głosem.
– Bzdura – warczy Danny, uderzając dłonią w ścianę i sprawiając,
że nasza czwórka podskakuje.
Wydycha gniewnie.
– Charlie? – woła, otwierając drzwi. – Skontaktuj się ze mną,
kiedy dorośniesz.
***
Przeczytałam to na głos.
– Czy to groźba?! – wrzeszczy Cat. – Co to niby ma oznaczać?
Zapisuję jego kontakt w telefonie − nie, żebym potrzebowała tego,
ale aby wiedzieć, że to on. Nikt inny nie jest tak bezpośredni.
Żadnego Cześć. Żadnego Tak przy okazji, tu Danny. Żadnych
buziaczków na końcu.
– Spójrzcie na to. – Pokazuję im mój telefon, aby mogli zobaczyć
zdjęcie kontaktu. Danny siedzi w kokpicie samolotu w słuchawkach
pilota. Na jego twarzy pojawia się cień uśmiechu.
Cat chwyta telefon, jęcząc cicho.
– Czy ty żartujesz? Powiedz mi, że to jakiś fotomontaż, zanim
moje jajniki eksplodują w wyniku samozapłonu. Powiedz mi, że nie
jest prawdziwym pilotem. Czy ten facet może być jeszcze bardziej
seksowny?
– Mokry sen każdej kobiety. – Wykrzywiam twarz w grymasie. –
Ma licencję na małe samoloty. Myślę, że ma nawet samolot
w Szkocji.
– Wyślij mi to zdjęcie, zanim pójdę dziś spać.
Spoglądam na Cat.
– Nie pomagasz. – Przewracam oczami. – Więc? Co mam
odpowiedzieć?
– Nic – odpowiada Julie, wyrywając telefon z rąk Cat. – Nic, do
cholery. Jeśli odpowiesz, będzie wiedział, że ma nad tobą władzę. Po
prostu to zostaw. Nie zapominaj, że jest teraz z Jen i pisze do ciebie.
Co za dupek.
Moje serce znowu pękło. Nie potrzebowałam przypomnienia o tym
bolesnym fakcie. Jedno wiem na pewno: Danny Walker nigdy nie
będzie w pełni mój.
– Zapomnij o ponętnym Dannym Walkerze. – Cat wyciąga laptopa
spod stolika do kawy. – Co z tego, że jest pilotem CEO-zilionerem,
z ciałem jak Szatan? Ty, pani, będziesz supergwiazdą.
Promienieje, gdy odwraca ekran w moją stronę. Ma uruchomiony
OpenMic.
– Nie jestem co do tego przekonana, Cat. Przygryzam dolną wargę.
– Czy nie mam wystarczająco dużo upokorzeń w tym tygodniu?
– Tylko jedna piosenka, tak aby sprawdzić, czy to ma sens – błaga.
– Coś, co Danny Walker będzie mógł dodać do swojego folderu
z filmikami do masturbacji – podpuszcza mnie.
– Dobrze. – Wzdycham. – Ale to nie jest powód, dla którego się na
to zgadzam.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 15
CHARLIE
Jest środowy poranek, a ja wpatruję się w e-mail od Julie, zamiast
zająć się obowiązkami w pracy, których mam aż nadto. Danny
Walker ignorował mnie przez cały tydzień, zachowując się tak,
jakbym nie istniała. Najwyraźniej Jen zajęła się nim wystarczająco,
więc mnie nie potrzebował.
Nie otrzymałam żadnych wiadomości po tym, jak nie
odpowiedziałam na tę o treści: „nie igraj ze mną”.
Za kogo on się uważa, na litość boską? Za Ala Capone? Kto tak
mówi?
Nienawidzę tego, że ma na mnie tak wielki wpływ, że pochłania
większość moich myśli. Ale nie umiem nic z tym zrobić.
Wszyscy inni w biurze w dowód uznania otrzymują skinienie
głowy, a nawet cień uśmiechu. A ja? Pewnego razu, kiedy
przechodziliśmy obok siebie, wsiadając i wysiadając z windy,
traktował mnie, jakbym była duchem. Zaczynam myśleć, że ten facet
jest socjopatą.
Julie miała rację. Nie mogę mu ufać.
Wpadam w paranoję za każdym razem, gdy słyszę, jak ktoś szepcze
w biurze, i przysięgam, że Michelle, jego asystentka, śmieje się ze
mnie, kiedy ją mijam.
Nie pomaga fakt, że wszyscy inni pracownicy są tak samo żałośni
jak ja. Robią wszystko, by chociaż na chwilę zaistnieć w jego oczach,
jakby był jakimś bogiem. Spódnice Jackie są teraz tak ciasne, że wieki
zajmuje jej dotarcie gdziekolwiek.
Nawet mężczyźni z nim flirtują.
Co gorsza, Mike bredził każdemu, kto chciał słuchać, o jego
„wieczornym męskim wyjściu”. Szef zaprasza kierownictwo
na spotkanie w eleganckim nowym barze w hotelu obok biura i za
wszystko płaci. Wyobrażam sobie, jak się śmieją, gdy Danny
opowiada historie o swoich piątkowych zabawach w łóżku.
Część mojego umysłu wie, że on, Danny, jest ponad to.
Ponownie przeglądam e-mail i wzdrygam się. Julie nie przebiera
w słowach.
***
CHARLIE
Wchodzę do hotelu Regency i czuję się niesamowicie pewna siebie –
a to nie towarzyszyło mi od tygodni.
To najnowsza londyńska miejscówka dla ważniaków, modelek
i influencerów, ociekająca dekadencją i przesiąknięta ciemnym
oświetleniem, które może sprawić, że każdy będzie wyglądał
seksownie.
Tak się składa, że to miejsce na dzisiejsze wieczorne wyjście
wybrał również zespół zarządzający, ponieważ jest dogodnie
położone – znajduje się na ulicy sąsiadującej z naszym biurem.
Hostessa uśmiecha się do mnie.
– Na jakie nazwisko ma pani rezerwację?
Odwzajemniam uśmiech.
– Rezerwacja na Marka, stolik dla dwojga.
Zerka na listę, po czym kiwa głową.
– Tędy. Pan Mark już tu jest.
Dzięki Bogu. Idę za kobietą. Przynajmniej Danny Walker nie
przyłapie mnie tak wystrojonej i siedzącej samotnie.
Przechodzę przez bar, stukając obcasami, i jestem z siebie
zadowolona, gdy niektórzy mężczyźni wodzą za mną spojrzeniem.
Nie śmiem rozglądać się po barze, na wypadek gdyby Danny i jego
męska ekipa już tu byli. Nie powinnam wiedzieć, że są obecni.
Prowadzi mnie do oświetlonego świecami stolika, przy którym
siedzi ciemnowłosy, umięśniony facet. Gdy go zauważam,
gwałtownie wciągam powietrze.
Jego zdjęcie nie było żadnym fotomontażem. On jest wspaniały.
Jego oczy rozszerzają się, gdy mierzy mnie spojrzeniem z góry
do dołu.
– Cześć – mówi promiennie, gdy się podnosi, by mnie przytulić.
– Cześć – odpowiadam niewyraźnie, bo zaschło mi w ustach.
Kiedy podchodzi, żeby odsunąć moje krzesło, góruje nade mną,
udowadniając, że nie kłamał również co do swojego wzrostu.
– Dzięki. – Uśmiecham się nieśmiało, siadając.
W naszej kabinie znajduje się przycisk o nazwie „Poproś
o szampana”. Nie będę zdziwiona, jeśli go użyję.
– Czy zawsze wyglądasz tak niesamowicie? – Uśmiecha się. – Nie
mogłem uwierzyć w swoje szczęście, kiedy dziewczyna, na którą
patrzyli wszyscy faceci, podeszła do mojego stolika.
Śmieję się i przewracam oczami.
– Czy zawsze wiesz, co powiedzieć?
– Mówię poważnie. – Pochyla się do mnie tak, że nasze ramiona
się stykają. – Czy czujesz teraz ciepło z tyłu głowy? Wpatruje się
w ciebie co najmniej czterdzieści par oczu.
Nie wiem, czy omdleć, czy zwymiotować. Facet naprawdę jest
niezły. Czy to jego sprawdzona metoda na to, aby kobiety zrzucały
majtki? Jeśli tak, to nie mam nic przeciwko.
Decyduję się na omdlenie.
– Zapewniam cię, że wiesz, jak sprawić, by dziewczyna poczuła się
wyjątkowo. Czy słyszę australijski akcent? – Nie mogę przestać się
uśmiechać na widok jego pięknej twarzy. Jest mniej więcej tego
samego wzrostu i budowy co Danny i tak samo przystojny, z jedną
oczywistą różnicą: jego twarz jest pełna pozytywnych emocji, jest
przyjazna. To przeciwieństwo zimnego, twardego mężczyzny,
którego widzę, kiedy leżę i nie mogę zasnąć.
– Zgadza się. – Uśmiecha się. – Przyjechałem tutaj na studia
medyczne, a potem postanowiłem nie wracać.
– Rozumiem. Pracujesz w Guy’s Hospital, nieopodal? – Silę się
na swój najbardziej olśniewający uśmiech. – Czym się konkretnie
zajmujesz?
– Jestem kardiologiem.
Właśnie nieźle u mnie zapunktowałeś!
Kontynuuje:
– Kilka razy w tygodniu prowadzę zajęcia z kickboxingu, ale to
bardziej dla zabawy.
Świetnie ci idzie!
– Naprawienie ludzkich serc musi być dość wymagającym
zajęciem – mówię, próbując ukryć chęć omdlenia.
Muszę dać z siebie więcej, być rewelacyjna.
– A ty, Charlie?
– Branża IT. Pracuję w dziale wsparcia, w firmie za rogiem –
odpowiadam ochrypłym głosem. Czy ja właśnie próbowałam
sprawić, by to brzmiało seksownie?
– Cholera, gdybym wiedział, że kobiety z działu pomocy
technicznej są tak gorące, to już dawno zepsułbym laptopa –
wyznaje.
Śmieję się z jego żartu zbyt głośno, przerzucając włosy za
ramiona.
To działa. Widzę, że zaczyna reagować i odwzajemniać mój flirt.
Patrzy na moje usta, gdy mówię, i od czasu do czasu delikatnie
trąca moje ramiona i kolana. Może to działa. Dział IT jest seksowny.
Podoba mi się ten facet.
Cholera. Czy naprawdę to przemyślałam?
Jak mam się skoncentrować na Marku, wiedząc, że Danny Walker
jest kilka stóp dalej?
Dociera do mnie, że nie chcę zepsuć randki z Markiem. W ciągu
tych dwudziestu minut, które spędziliśmy razem, mogę stwierdzić,
że to naprawdę idealny mężczyzna.
Szampana przybywa jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Ten przycisk jest niesamowity.
Słyszę Mike’a, zanim jestem w stanie go dostrzec.
Relaksująca atmosfera panująca w barze zostaje przerwana przez
jego wstrętne ryczenie. Zawsze mówi za głośno, nawet gdy stoi obok
ciebie.
Pojawili się. Nie mam odwagi się rozejrzeć, żeby sprawdzić, czy on
jest z nimi.
Najwyraźniej najpierw byli gdzie indziej, ponieważ Mike bełkocze,
jakby miał nieźle w czubie.
– Charlie? – Mark patrzy na mnie z uniesionymi brwiami.
Ponownie skupiam wzrok na swoim towarzyszu.
– Przepraszam. Możesz powtórzyć? – pytam.
– Auć! – Śmieje się głośno. – Szybko straciłem koncentrację mojej
dziewczyny.
Moja dziewczyna − to brzmi o wiele bardziej seksownie niż
panienka.
Zaczynam do niego mówić, ale Mark jest rozproszony przez coś
innego, patrzy ponad moim ramieniem. Czy on zerka na inną
kobietę?
– A teraz kto stracił koncentrację? – mówię urywanym tonem.
– Przepraszam. – Pogłaskał mnie uspokajająco po ramieniu. – Po
prostu patrzy na nas grupa mężczyzn. Jeden wygląda, jakby chciał
mnie zabić. – Zaczyna się śmiać, skupiając się na tym, co dzieje się
po drugiej stronie pomieszczenia. – Jezu, czy zawsze masz taką
publikę? Dobrze, że mogę się bronić.
– Naprawdę? – Udaję głupią, podczas gdy serce wali mi mocno
w piersi.
– Chyba rozpoznaję tego faceta. − Ponownie spogląda mi przez
ramię. – Facet od firm technologicznych, Walker!
Ogarnia mnie panika.
– Danny Walker – dukam przez zaciśnięte zęby. –
W rzeczywistości jest moim szefem. Cóż, szefem mojego szefa.
Nasza siedziba jest niedaleko stąd. Prawdopodobnie mnie zauważyli.
Unosi brew.
– Pracujesz dla The Nexus Group? Musisz być świetnym
informatykiem.
Kręcę głową.
– Nie, pracuję dla małej firmy, którą właśnie wykupili. Ignoruj ich
– dodaję szybko. Muszę odwrócić jego uwagę od tamtej strony
pomieszczenia. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuję, jest pijany Mike,
który do nas podchodzi.
Mark uśmiecha się i przesuwa palcem po moim policzku.
– Jedyna osoba, której chcę poświęcić uwagę, jest tutaj.
Ten gest wywołuje we mnie wiele emocji, przez co tracę
koordynację ruchów, rozlewając szampana na sukienkę.
– Ach! – Chłód przenika przez jedwabną tkaninę stanika.
Mark zrywa się i bierze serwetki ze stolika obok nas.
– Wytarłbym cię, ale to chyba zbyt śmiały krok jak na pierwszą
randkę – mówi.
– Trochę. – Uśmiecham się, biorąc od niego serwetki. Wycieram
rosnącą plamę na klatce piersiowej. – Tylko pogarszam sprawę. –
Wzdycham. – Przepraszam, Marku. Wyjdę na chwilkę, by to ogarnąć.
Kiedy rozglądam się, żeby zobaczyć, gdzie są toalety, napotykam
lodowate spojrzenie Danny’ego Walkera. Nawet z tej odległości
widzę furię w jego oczach. Jego szklanka ze szkocką zatrzymuje się
w powietrzu. Siedzi w najodleglejszym kącie, a mimo to jego
spojrzenie wysysa ze mnie tlen.
Skręca mi się żołądek. Jak on to robi, że czuję się tak nieswojo?
Siedzę z przystojnym facetem, który otwarcie się mną interesuje,
a ten sadystyczny kretyn po drugiej stronie pomieszczenia sprawia,
że żołądek ściska mi się z nerwów.
Wytrącona z równowagi, kiwam głową na znak przywitania,
a następnie odwracam wzrok.
– Wiesz, gdzie są toalety? – Odwracam się do Marka.
Wskazuje na ścianę za mną, po drugiej stronie baru.
– Tam, widzisz tę szczelinę w ścianie?
– Niezbyt. – Marszczę brwi, zmieszana. – Tam nie ma drzwi. –
Jedyne, co widzę, to ciemnoniebieskie ściany, żadnych drzwi ani
szyldu mówiącego o tym, że w tym miejscu znajduje się łazienka.
– Jest tam, zapewniam cię. – Śmieje się. – To jest po prostu
bardzo subtelny wystrój; nie ma uchwytu. Wystarczy pchnąć drzwi.
– Dlaczego ukrywają toalety? – narzekam.
Do diabła z tymi barami, które próbują zakamuflować łazienki,
ponieważ chodzenie do toalety nie jest seksowne.
– Okej, wierzę ci – mówię, niezbyt przekonana. – Zaraz wracam.
Wstaję i przechodzę przez bar tak swobodnie, jak to możliwe,
przyciskając torebkę do moich przesiąkniętych szampanem cycków.
– Charlie!! – ryczy Mike, kiedy mnie dostrzega, a jego nos
i policzki świecą się na czerwono, co jest zapewne spowodowane
upojeniem alkoholowym.
Przy stole zauważam dziesięć osób, głównie mężczyzn,
z butelkami szampana w ilości, która wystarczyłaby, aby upoić
wszystkich gości znajdujących się w tym barze.
Witam się z Mikiem skinieniem głowy i macham szybko reszcie
zespołu.
Karl Walker, brat Danny’ego, posyła mi olśniewający uśmiech
i zaprasza do ich stolika. Spotkaliśmy się na kilku imprezach
Tristana. Nie zdawałam sobie sprawy, że jest w mieście. Prowadzi
nowojorski oddział Nexusa i jest fizyczną kopią Danny’ego.
Wyglądają naprawdę podobnie, ale na tym kończą się podobieństwa
między nimi. Karl jest całkowitym przeciwieństwem Danny’ego,
mężczyzną czarującym i charyzmatycznym. Nie aroganckim,
zimnym kutasem.
Kiwam mu głową w stronę stołu, przy którym czeka Mark,
i uprzejmie kręcę głową, próbując ruszyć do przodu na nogach
trzęsących się jak galareta.
Karl nie przyjmuje odmowy. Rusza w moją stronę, zatrzymując
mnie.
– Charlie. – Karl całuje mnie w oba policzki. – Tak dobrze znów
cię widzieć. Nie wywiniesz się tak łatwo.
Nie mogę uwierzyć, że tego mężczyznę urodziła ta sama kobieta co
Danny’ego.
Ignorując moje protesty, ciągnie mnie za sobą, trzymając dłoń
w dole moich pleców.
Przy ich stoliku jest głośno, to najbardziej hałaśliwy kąt w barze –
wszyscy rozmawiają między sobą i wymieniają się alkoholem, który
nieustannie jest dolewany do pustych kieliszków.
Kilku z obecnych mężczyzn krzyczy moje imię
z podekscytowaniem, jakbym zstąpiła z nieba lub dokonała jakiegoś
cudu. Daleko mi do ich poziomu pijaństwa.
– Idziesz do klubu ze striptizem, Charlie? – Mike podskakuje
podekscytowany jak małe dziecko, które właśnie dostało nową
zabawkę.
– Nie dzisiaj, Mike. – Krzywię się. – Wolałabym wsadzić sobie
pałeczki do nosa.
Moje spojrzenie pada na Danny’ego, który opiera się o stół,
trzymając w ręce alkohol. Rękawy jego koszuli są podwinięte, a trzy
górne guziki poluzowane, odsłaniając opaloną klatkę piersiową.
Wpatrując się we mnie zimnymi oczami, bierze duży łyk piwa.
– Wyglądasz rewelacyjnie, Charlie – mówi Karl, nieświadomy
rosnącego napięcia.
Uśmiecham się do niego. Zawsze lubiłam Karla. Był duszą każdej
imprezy. Gdybym miała trochę zdrowego rozsądku, pożądałabym
właśnie jego.
– Idę do łazienki, by usunąć plamy po szampanie. – Śmieję się,
przykładając podbródek do piersi. – Nie bez powodu jestem
nazywana Niezdarną Charlie.
Karl kiwa głową w stronę stołu.
– Kim jest ten szczęściarz?
– Ach. – Spoglądam na miejsce, gdzie siedzi Mark, który wygląda
na trochę znudzonego. – Właściwie to randka w ciemno. – Rumienię
się. – Jest doktorem.
Jego brwi się unoszą.
– Myślałem, że spotykasz się z kimś na poważnie. A Shane?
– Ben – poprawiam go, zakładając niesforny kosmyk włosów za
ucho. – Zerwaliśmy.
– Skąd znasz tego faceta? – głęboki głos przerywa naszą rozmowę.
Nie twój pieprzony interes, kolego.
– To randka z internetu – mówię po chwili milczenia.
Patrzy na mnie bez mrugnięcia.
– Czy Tristan wie o twojej randce w ciemno? Wiesz, jakie miałby
uwagi dotyczące twojego bezpieczeństwa.
– Wezmę pod uwagę te obawy – odpowiadam przez zaciśnięte
zęby. – Dziękuję za rozmowę – dodałam na odchodnym.
– Miło było cię zobaczyć, Charlie. – Karl uśmiecha się do mnie
zalotnie.
Idę w stronę toalet i stoję zdezorientowana. Przed chwilą
widziałam, jak ktoś pchnął ścianę i drzwi się otworzyły. Nie ma tu
nic oprócz niebieskiej ściany.
Czy powinnam powiedzieć coś w stylu „sezamie, otwórz się”?
Napieram na ścianę. Nic się nie dzieje. Przesuwam się wzdłuż niej
i naciskam mocniej. Nadal nic. Dotykam ściany, a ludzie wokół mnie
zaczynają się gapić. To staje się krępujące. Wyglądam, jakbym
próbowała tę ścianę zburzyć.
Kelnerka zatrzymuje się, a po chwili pyta:
– Czy mogę jakoś pomóc?
– Próbuję znaleźć toaletę – odpowiadam.
Wskazuje fragment ściany niżej.
Popycham ścianę niżej, a ta w końcu się porusza. To jak próba
wejścia do pieprzonej Narnii przez szafę.
– Czy to damska czy męska?
Przewraca oczami, jakbym była kretynką.
– Jest koedukacyjna.
W łazience wszystko jest tak samo zagmatwane, jak na zewnątrz;
przyćmione oświetlenie i lustra sprawiają, że pójście do toalety jest
seksownym, ale stresującym przeżyciem.
Otoczenie bardziej przypomina burdel niż łazienkę.
Spójrz, jak ty wyglądasz – gardzę swoim odbiciem w lustrze. Plama
sprawia, że moje piersi wyglądają nieprzyzwoicie, jakbym startowała
w konkursie na miss mokrego podkoszulka.
Drzwi otwierają się z hukiem i uderzają o ścianę.
Odwracam się i widzę Danny’ego Walkera, jego mina przypomina
byka szykującego się do szarży.
Moje oczy się rozszerzają.
– Co ty, do cholery, robisz? – pytam, nie kryjąc złości.
– Ja? – warczy. – Co TY, do cholery, robisz? – odpowiada pytaniem
na pytanie.
– Że co? – jąkam się, cofając o krok.
Zatrzaskuje drzwi, a ja podskakuję, upuszczając konturówkę
do zlewu.
– Próbujesz mnie, cholera, wkurwić? Afiszując się z jakimś
kutasem na moich oczach? – Podchodzi, naruszając moją przestrzeń
osobistą. – Mówiłem ci, żebyś nie grała ze mną w gierki, Charlie,
bawiąc się mną jak zwierzakiem.
Moje usta się otwierają.
– Co? Jaki z ciebie arogancki dupek – cedzę.
Nawet jeśli ma rację.
Prostuję ramiona, podchodząc do niego.
Obserwując, jak nieregularnie oddycha, uświadamiam sobie, że
jest pijany.
– Moja randka to nie twój interes.
Gromy pojawiające się w jego oczach informują mnie, że nie
podoba mu się ta odpowiedź.
Odwracam się, żeby wyjąć konturówkę ze zlewu, ale on łapie mnie
za ramię i przyciska do ściany, a jego gorący oddech owiewa mi
twarz.
Czuję, jak jego twarda męskość uderza we mnie, jakby poraził
mnie prąd, przez co wzdycham.
Zanim mogę się powstrzymać, rozszerzam nogi i wypycham biodra
w jego stronę, tak że jego twardy kutas znajduje się między moimi
nogami.
Mój umysł słabo protestuje przeciwko tym działaniom, nie
nadążając za zdradzieckim ciałem. Cała siła woli wyskakuje przez
okno łazienki. Tak bardzo go potrzebuję.
Ocieram się o jego erekcję.
Wypuszcza z siebie niski, gardłowy jęk i łapie mnie za tyłek,
przyciskając mnie do siebie tak mocno, że jestem pewna, iż zostawi
na moim ciele siniaki.
– Spieprzysz mi randkę – jąkam się.
– Zamierzam cię, kurwa, wypieprzyć – warczy, gdy bierze mnie
w ramiona i prowadzi nas oboje do najbliższej kabiny.
W środku zatrzaskuje drzwi i przygważdża mnie nogami do ściany.
Wpycha swój język do moich ust, a ja ochoczo odpowiadam na tę
pieszczotę. Owijam lewą nogę wokół jego bioder, aby być bliżej jego
twardego penisa. Potrzebuję, by nasze ciała były jak najbliżej siebie,
skóra przy skórze…
Ten mężczyzna. On będzie moim końcem. Kiedy stałam się jedną
z dziewczyn, które pieprzą się w toalecie?
Jego ręce brutalnie odsuwają moje majtki na bok, następnie
wsuwa palec głęboko we mnie. Krzyczę z zaskoczenia, a potem
między moimi nogami zaczyna krążyć ciepło. Krzyczę, gdy zaczyna
posuwać mnie palcami.
– Masz pojęcie, co mi robisz? – Oddycha tuż przy moich ustach. –
Ta wilgoć jest dla mnie.
Jęczę w jego usta, chwytając się jego bicepsa, aby powstrzymać się
przed zsunięciem się po ścianie, ponieważ moje nogi nie są w stanie
utrzymać mnie w pozycji pionowej.
– Tylko ja, Danny. Nie podzielam poligamii – szepczę, gdy moja
dłoń przesuwa się w dół, by znaleźć się na jego twardej męskości. –
Jeśli mnie chcesz, to na wyłączność.
Posyła mi arogancki uśmieszek.
– Chcesz mnie tylko dla siebie, Charlie?
Walczę z pragnieniem, by pozwolić mu doprowadzić mnie
do orgazmu właśnie tutaj, w kabinie. Zamiast tego rozpinam suwak
jego spodni i uwalniam jego męskość z bokserek. Muszę mieć
kontrolę, chociaż raz.
Syczy w odpowiedzi, gdy jego kutas uderza o mój brzuch. Tak
bardzo jest gotowy. Tak napalony. Taki wielki…
Przez chwilę patrzę na jego męskość z podziwem.
– Podoba ci się to, co widzisz? – szepcze z mrocznym uśmiechem.
Zamiast mu odpowiedzieć, opuszczam dłoń i przeciągam nią po
jego penisie z góry do dołu.
Wypuszcza z siebie jęk przyjemności, a ja mocniej zaciskam dłoń
wokół jego długiej męskości i głaszczę intensywnie penisa. Jest tak
nabrzmiały, że zaraz eksploduje, a ja ledwo zaczęłam.
– Kurwa – mamrocze Danny przez zaciśnięte zęby, chwytając się
ścian, żeby móc ustać w pionie. – Długo nie wytrzymam.
Zaczynam przesuwać dłonią szybciej, zaciskając palce jeszcze
mocniej, a moje podniecenie pogłębia się, gdy patrzę, jaką mam nad
nim kontrolę.
Opiera przedramiona na ścianie po obu stronach mojej głowy
i zamyka oczy, przyciskając czoło do mojego.
– Kontynuuj – szepcze.
– Nadal próbujesz mnie wylać z pracy? – dyszę.
– Jeszcze trochę, a oddam ci tę cholerną firmę. – Bierze nierówny
wdech. – Jestem blisko.
Głaszczę, obserwując, jak jego twarz wykrzywia się
z przyjemności. Widzę, jak mężczyzna przygryza język. Zaczyna
drżeć i wydaje z siebie jęk, który odbija się echem w toaletach.
Nie zastanawiając się, celuję jego kutasem w jego szyte na miarę
markowe spodnie i czuję, jak ciepły płyn tryska w moje ręce i na całe
jego spodnie. Eksploduje, gęsto i szybko. Puszczam go i wycieram
dłoń o jego koszulę, rozsmarowując na niej wytrysk.
– Teraz muszę wrócić na randkę, panie Walker – szepczę mu
do ucha.
Odpycham go od siebie, a on, zaskoczony, pada na przeciwległą
ścianę toalety.
– Charlie – warczy, odzyskując równowagę.
Puszczam mu oczko, a następnie otwieram drzwi i zostawiam go
w bieliźnie, ze spermą na spodniach i rozdziawionymi ze zdziwienia
ustami.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 17
CHARLIE
– Tak mi przykro. Usuwanie plamy zajęło wieki. – Znów siadam przy
stole, patrząc wszędzie, tylko nie na Marka. Nie potrafię kłamać.
Będzie w stanie odkryć, że dotykałam penisa innego mężczyzny, gdy
tylko spojrzy mi w twarz.
Uśmiecha się i znacząco patrzy na moją klatkę piersiową.
– Plama nadal tam jest.
Ups.
Wydaje się nie zauważać mojego niespokojnego zachowania,
a może po prostu myśli, że jestem zdenerwowana z powodu
pierwszej randki, bo pochyla się, łapie moje zdradzieckie ręce
i składa na nich pocałunek − biedny, niczego niepodejrzewający
facet, nieświadomy, gdzie one znajdowały się przed chwilą.
– Nie martw się, nadal jesteś tu najseksowniejszą kobietą, z plamą
czy bez plamy.
– Aha – dukam.
– Masz ochotę na okropnie drogiego drinka? – pyta, delikatnie
zataczając kółka na moich zdzirowatych dłoniach. Zmuszam się
do uśmiechu.
– Jasne. – Zerkam ukradkiem na drugą stronę baru, gdy Mark
wstaje. Danny Walker na szczęście nie wrócił z toalety,
prawdopodobnie nadal próbuje usunąć plamy.
Karl łapie moje spojrzenie i uśmiecha się pytająco. On wie.
Muszę mieć skierowaną w moją głowę strzałkę ze słowem
„lafirynda”.
Nie mogę tu być, kiedy Danny pojawi się ponownie.
– Czekaj, Mark – wołam za mężczyzną, a on się odwraca. –
Chodźmy w jakieś przyjemniejsze miejsce.
***
DANNY
– Jak tam twój kac? – Karl otwiera drzwi i z uśmiechem wsuwa przez
nie głowę. – Wyglądasz kiepsko.
Gapię się na niego ze śmiertelną powagą. Czy nikt tutaj nie umie
pukać?
Spałem trzy godziny. Powinienem priorytetowo potraktować nasze
plany na przyszły rok, aby móc przedstawić wszystko zespołowi, ale
czuję się, jakby moja czaszka została roztrzaskana na milion
kawałków.
Ostatnia noc była głupotą. Nigdy nie piję tak dużo, żeby
następnego dnia nie móc się skupić. Zawsze się wymykam, zanim
impreza przerodzi się w rozpustę w jakimś klubie ze striptizem.
Zeszłego razu cała powściągliwość wyleciała przez okno. Wygląda
na to, że ostatnio robię dużo głupich rzeczy.
Czy tak wygląda kryzys wieku średniego?
Karl ignoruje moje wściekłe spojrzenie i wchodzi do pokoju. Jak
na mój gust, jest zbyt wesoły, biorąc pod uwagę wczorajszy wieczór
i ilość alkoholu, jaką w siebie wlaliśmy. Cóż, facet jest pięć lat
młodszy ode mnie, więc kac nie uderza go tak mocno.
Zerkam na kawę w jego dłoni. Lepiej, żeby ten napój był dla mnie.
– Dlaczego jesteś taki szczęśliwy? – warczę.
– Miałem rację. Potrzebujesz wspomagania. – Stawia espresso
i napój energetyczny na biurku przede mną.
– Dzięki – mamroczę. – Jestem tak cholernie odwodniony, że moje
jaja skurczyły się i zmieniły w suszone śliwki.
– Co zrobiłeś z moim rozsądnym bratem prezesem? – Śmieje się.
– To nie w twoim stylu bratać się z personelem.
– Pokazuję im swoją rozrywkową stronę – odpowiadam
beznamiętnie.
Opiera się o ścianę, a na usta wypływa mu uśmiech.
– Czy pokazałeś tej modelce swoją rozrywkową stronę?
Mówi o brunetce z Brazylii, która władała pięcioma językami
i w każdym z nich powiedziała mi, co chce ze mną zrobić. Po prostu
mój typ.
– Nie – odpowiadam zgodnie z prawdą. – Wróciłem do domu sam.
– Przegapiłeś taką okazję. – Kręci głową. – Ten facet, Mike, to
wariat. Nie sądzę, żeby często wychodził. Gdzie on się ostatecznie
podział? Wiem, że próbował wejść do innego baru po zamknięciu
klubu ze striptizem. Gdzieś we wschodnim Londynie.
– Skończył w rynsztoku, ale mało mnie to obchodzi. – Prycham. –
Mike to kutas.
Z przyjemnością zamawiał i polewał wszystkim niezliczone ilości
szampana za tysiąc funtów, oczywiście na koszt firmy. Powinienem
odjąć to z jego pieprzonej pensji.
– Wkrótce go nie będzie. – Karl wzrusza ramionami. – Miło było
zobaczyć młodszą siostrę Tristana, Charlie. – Przygląda mi się
uważnie. – Czy zanim wykupiliśmy tę firmę, wiedziałeś, że ona
w niej pracuje?
– Oczywiście, że tak – odpowiadam. – Robię wszystko, żeby nie
została na lodzie. W tej chwili po prostu odrzuca ofertę. Przejdzie
jej.
Przechyla głowę, następnie wykrzywia usta w uśmiechu.
– Czy część swojej złości wylała na ciebie ostatniej nocy?
Zatrzasnąłem laptopa, decydując się poświęcić mu całą uwagę.
– Co masz na myśli?
Z ożywieniem podnosi ręce.
– Wiedziałem! Napięcie seksualne między wami można kroić
nożem. A więc? – Jego głos staje się wyższy. – Czy między wami coś
się dzieje? Zakładam, że z tego powodu warczysz na cały swój
personel i odrzucasz modelki.
– Doszło między nami do kilku – milknę na chwilę, szukając
odpowiedniego słowa – incydentów.
– Incydentów?
Wzdycham ciężko.
– Pewnego razu wtargnęła do mojego biura, kiedy, hm, robiłem
sobie dobrze – wyznaję.
Karl marszczy brwi w zakłopotaniu, po czym jego oczy się
rozszerzają.
– Przyłapała cię na waleniu konia? – Odrzuca głowę do tyłu,
śmiejąc się z niedowierzaniem. – Rany, stary, mam nadzieję, że nie
mówisz poważnie.
– Śmiertelnie. – Krzywię się. – Myślałem, że drzwi są zamknięte.
A moi pracownicy zwykle nie mają śmiałości wtargnąć do mojego
biura bez zaproszenia.
Moja klatka piersiowa się napina.
– To jeszcze nie jest najgorsze. – Biorę głęboki wdech, po czym
wyznaję: – Oglądałem wtedy nagranie, na którym była ona.
Patrzy na mnie, nawet nie mrugając.
– Cholera, Danny. To najstraszniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek
słyszałem. Czy czeka nas proces sądowy? – pyta niepewnie.
Opadam na skórzany fotel z oparciem.
– Pozwól, że ja się będę tym martwił.
Jego usta wykrzywiają się w uśmiechu.
– Zaproponowała, że ci pomoże? – ironizuje.
Patrzę na niego spod przymrużonych powiek.
– Nie. Ale nie wyszła – dodaję – stała tam… i patrzyła.
Szczęka mu opada.
– Kontynuowałeś? – pyta niepewnie.
Na mojej twarzy pojawia się grymas.
– Byłem już na takim etapie, że nie dałem rady przestać – wyznaję
szczerze.
– Chryste, człowieku. – Zaczyna się histerycznie śmiać, a ja
czekam, aż ten napad radości się skończy. Tak, bardzo zabawne. –
I mówią, że to ja jestem tym bardziej lekkomyślnym bratem. To
najbardziej banalny scenariusz filmu porno, jaki kiedykolwiek
powstał. Wielki zły szef uwodzi młodszą pracownicę. Pieprzyłeś ją
w tym biurze? – pyta wprost.
– Nie. Ale doszedłem na jej oczach. – Prycham bez radości. – Nie
mogłem tego powstrzymać, nie kontrolowałem się już. Osoba, którą
wyobrażałem sobie, jak gładzi mi penisa, wpada do pokoju w trakcie
mojej zabawy. Nie miałem szans.
– Czy podobało jej się przedstawienie? – Karl się śmieje.
– Wygląda na to, że tak, bo poszedłem tej nocy do jej mieszkania,
aby ją przeprosić. Ostatecznie to doprowadziło do zupełnego zwrotu
akcji i posunęliśmy się za daleko… – Nie chcę zdradzać szczegółów.
– Spałeś z nią? – Uśmiecha się. – Wiedziałem. Wczoraj byłem
w stanie wyczuć to pożądanie między wami z odległości kilku mil.
– Nie – mówię szybko. – Jest zmienna jak cholera. Nienawidzi
mnie. Po chwili mnie pragnie. I zaraz znów mnie nienawidzi. Jest jak
chorągiewka. Spędziliśmy miły moment w jej mieszkaniu, a potem
coś się w niej zmieniło i mnie wyrzuciła. To wszystko jest, kurwa, nie
do zniesienia.
Uderza się w czoło.
– Musicie się ze sobą przespać i dać upust temu wszystkiemu –
poleca.
– Nie mogę tak po prostu się z nią pieprzyć. – Marszczę brwi. –
Mam zbyt wiele do stracenia. Już mogłem zawalić relację z moim
najlepszym przyjacielem. Człowieku, gdyby się dowiedział…
Wzdrygam się na myśl o utracie najlepszego kumpla, z którym
przyjaźnię się od dwudziestu lat.
Karl kiwa głową.
– Tristan zupełnie by zwariował. To jego jedyna zasada:
trzymajcie się, kurwa, z daleka od mojej siostry.
– Dochodzi do tego jeszcze fakt, że jest moją pracownicą. A nie
zamierzam zanurzać swojej stalówki w firmowym atramencie –
rzucam, przyznając w myślach, że to trafne porównanie.
– Ale jest, cholera, gorąca. Jestem po prostu niezadowolony, że
tobie pierwszemu udało się nawiązać z nią bliższą relację. Ja nie
przyjaźnię się z Tristanem. Z przyjemnością ją przelecę – mówi,
a mnie krew zalewa.
Mrużę oczy.
– Nawet nie patrz w jej stronę.
Posyła mi diabelski uśmiech.
– Cholera, tym razem naprawdę nieźle wpadłeś. Co się stało
zeszłej nocy? – dopytuje. – Bardzo długo cię nie było.
Pochylam się i kładę łokcie na biurku.
– To był powód mojego kosztownego rachunku za pranie
chemiczne w oddalonej o trzy mile pralni.
Jego brwi wystrzeliwują w górę.
– W łazience? Chryste, Danny, każdy z zespołu mógł was
przyłapać – rzuca, patrząc na mnie karcąco.
Nie odpowiadam, bo wiem, że ma racę.
– Czy to czysto fizyczna fascynacja? – Patrzy na mnie uważnie. –
Chcesz z nią być w związku?
Przeczesuję włosy palcami, zirytowany tym przesłuchaniem.
– To tylko fizyczna fascynacja. Jest za młoda i zbyt porywcza. Nie
pasujemy do siebie.
– Więc trzymaj fiuta w spodniach. – Przewraca oczami. – Istnieje
milion pięknych dwudziestopięciolatek, które chętnie się tobą
zajmą.
– Ma dwadzieścia osiem – poprawiam go.
– Słuchaj, ona jest piękna, przebojowa i seksowna jak cholera.
Rozumiem. Znasz ją od lat, a ona jest poza zasięgiem. Chcesz tego,
czego nie możesz mieć. Ale po prostu nie rób bałaganu. Nie możesz
przespać się z Charlie, a potem po prostu ją olać – mówi.
– Cholernie dobrze o tym wiem – warczę. – Próbowałem
poskromić fiuta, odkąd usiadła na mnie okrakiem po pijanemu, kiedy
była na uniwersytecie. Teraz muszę patrzeć, jak seksownie porusza
się po biurze, drocząc się ze mną.
– Przynajmniej w kwaterze głównej Nexusa będziecie znajdować
się na innych piętrach, a nie tak blisko siebie – kwituje.
– Mam nadzieję, że do tego czasu odzyska zdrowy rozsądek
i przyjmie moją ofertę z tytułu dobrowolnego zwolnienia. – Patrzę
przez okno. – On będzie wiedział, Karl. Tristan już zaczyna zadawać
pytania o to, co mnie gryzie.
Kiwnął głową.
– To zmierza do katastrofy, bracie. Zrezygnuj, zanim złamiesz jej
serce i poważnie spieprzysz sprawę.
Mam przechlapane.
CHARLIE
Mówią, że kac pogarsza się wraz z wiekiem. Ludzie po czterdziestce
mówią o tym, a ty się śmiejesz. To nigdy nie będzie dotyczyło mnie,
myślisz.
Ale potem okazuje się, że twój kac jest sto razy gorszy, niż
u wszystkich czterdziestolatków, którzy o tym mówili.
Dlaczego musieli mieć rację?
Budzę się i nie czuję stóp. To tak, jakby ktoś na nich siedział
na dole łóżka. Spuszczam wzrok i próbuję nimi poruszyć, po czym
uświadamiam sobie, że wciąż mam na sobie buty z poprzedniej nocy.
Poruszam stopami i czuję, że miliony szpilek i igieł kłują mnie, gdy
nogi wracają do świata żywych.
Mój mózg się rozpuścił, a w jego miejsce włożono kamień, który
jest za duży dla mojej głowy.
Dzięki Bogu, że wzięłam na dzisiaj wolne, bo inaczej musiałabym
załatwić L4 i wszyscy wiedzieliby, że to ma związek z kacem.
Mocno zamknęłam oczy, ale walenie w mojej głowie trwa nadal.
Otwierając je, wciąż czuję ból.
Moje szare komórki krzyczą, pragnąc wody, ale jestem zbyt słaba,
by unieść ciało i sięgnąć po szklankę.
Pijane wspomnienia zalewają mój mózg jak kiepski horror. Nie
pojawiają się w odpowiedniej kolejności i nie mogę złożyć
wszystkich scen razem.
Hotel. Gorący lekarz. Pizza. Danny Walker. Klub nocny. Złe
samopoczucie i ucieczka.
Czy naprawdę zwymiotowałam w czyjejś łazience, a potem
uciekłam? Czy to wandalizm? Czy Mark może wezwać policję?
Jestem na etapie paranoi spowodowanej kacem. Mam mdłości, ból
głowy i jestem głodna − muszę to ogarnąć.
Podnoszę głowę, żeby spojrzeć w lustro. W kąciku ust mam
zaschniętą ślinę. Tusz do rzęs jest nadal na jednym oku, ale nie
na drugim. Wyglądam jak przygnębiony klaun.
W mieszkaniu panuje cisza. Nie ma nikogo, kto mógłby mnie
wysłuchać. Suze dzisiaj nie pracuje, więc gdzie jest? Postanawiam
do niej napisać i widzę mnóstwo wiadomości oraz nieodebranych
połączeń. To nie jest to, co chcę zobaczyć na etapie paranoi.
Dwa nieodebrane połączenia od Danny’ego Walkera, jedno
o dwudziestej trzeciej. I kolejne, bliżej północy. Dwie wiadomości od
niego.
***
CHARLIE
Jest dziesiąta, sobota rano, właśnie czekam przed stacją metra
Kentish Town. To będzie długi dzień.
Słyszę je, zanim jestem w stanie dostrzec.
– W prawo! Idź po cholernej prawej stronie, kobieto! – woła
Callie.
Słyszę tupanie mamy.
– Jeśli chcą mnie wyprzedzić, mogą o to poprosić – burczy
niezadowolona.
Ich dwie głowy pojawiają się na szczycie ruchomych schodów.
Mama jest już prawie na skraju wytrzymałości, a Callie ma
szkarłatną (czy to barwnik spożywczy?) czuprynę.
Callie uśmiecha się, kiedy mnie widzi, ale mama wygląda
na niezadowoloną, a ja cicho jęczę, gdy dostrzegam saszetkę
biodrową zapiętą ciasno wokół jej brzucha. Jedną ręką ściska ją
mocno − w obawie, że niebezpieczni londyńczycy ukradną jej
drobne.
Przy barierkach mama robi naprawdę niezłą scenę: staje twarzą
do ściany i otwiera swoją saszetkę, żeby wyjąć pieniądze i kupić
bilet. Uśmiecha się triumfalnie, po czym czeka, aż bilet zostanie
wydrukowany, następnie bierze go do ręki. Patrzę, jak umieszcza
bilet w niewłaściwej szczelinie bramki. Barierki po jej lewej stronie
otwierają się z hukiem, aby ktoś przez nie przeszedł. Mama marszczy
brwi na widok barierek, przed którymi stoi, i próbuje je otworzyć.
– Te nie działają.
– Idź do drugich. – Wściekle kiwam na otwartą bramę, czekając, aż
ktoś przejdzie, podczas gdy Callie chichocze za mną.
– Druga bramka! – woła. – Ta, którą otworzyłaś swoim biletem.
Ta, która jest otwarta. INNA.
Wskazuję na barierki, do których włożyła swój bilet, jakbym robiła
niedorzeczny występ pantomimy.
– Powinnaś przejść przez TE. − Wskazuje palcem na właściwe
bramki.
Mamrocze coś pod nosem, ale w końcu przechodzi do właściwej
barierki biletowej.
– Cóż, to irytujące. Dlaczego wszystkie nie otwierają się po
włożeniu biletu? Wtedy można by przejść przez każdą – narzeka.
Patrzę na nią z irytacją.
– Co? – Jakaś część mnie zaczyna żałować, że wyjaśniłam, jak
wydostać się przez barierki, bo przez to mama i Callie tam nie
utknęły.
– Powinnaś była zobaczyć, jak próbowała otworzyć drzwi toalety
w pociągu − jęczy Callie. – A potem usłyszeć jej krzyki, kiedy pociąg
ruszył!
Mama nie ma obycia z nowoczesnym transportem. Zaczęła
odwiedzać Londyn dopiero po przeprowadzce Tristana, który zwykle
przysyła po nią kierowcę. Tym razem zdecydowała się pójść
na łatwiznę i pojechać gorszym transportem.
Po gehennie barierowej mama oznajmia, że chce wrócić do mnie
na herbatę przed zwiedzaniem. Wiem, o co jej chodzi. Nie może
wytrzymać z powodu wścibstwa i chce pobuszować w moim
mieszkaniu, żeby zobaczyć, czy jest czyste.
Ruszamy spacerkiem z powrotem przez Kentish Town
do mieszkania.
– Cześć! – krzyczę niepewnie po przekroczeniu progu mieszkania.
Brak odpowiedzi, super! – Cat jest w łóżku, więc musisz być cicho.
– O tej godzinie? – Usta mamy zaciskają się w cienką linię. – A ja
liczyłam na wycieczkę po sypialniach.
– Może usiądziesz, a ja zrobię filiżankę dobrej herbaty?
Zostawiam je w części dziennej mieszkania, gdzie mogą wyrządzić
minimalne szkody i gdzie z pewnością nie znajdą oznak
nadużywania narkotyków lub uprawiania seksu. Na szczęście
pamiętałam, żeby schować książkę Julie „101 Niesamowitych Gier
Seksualnych”.
Mama patrzy z obrzydzeniem na naszą sofę i unosi się nad nią,
jakby bała się złapać pchły.
Wracam dumnie z trzema filiżankami herbaty i dzbankiem
z mlekiem.
Zanim niechętnie przyjmuje herbatę, wącha napój.
– Przywiozłam listy, które przyszły do ciebie na adres domowy. –
Grzebie w swojej torbie; chusteczki materiałowe i papierowe fruwają
wszędzie, po dłuższej chwili wręcza mi stos zmiętych listów. Wciąż
dostaję korespondencję do domu mamy, ponieważ Julie unika
podatku.
Gapię się na nią.
– Wszystkie są otwarte?
– Tak. – Wzrusza ramionami, jakby nie popełniła żadnego
przestępstwa. – Masz strasznie duże obciążenie na tej karcie
kredytowej.
– Nie powinnaś była otwierać mojej poczty! – rzucam ze złością.
– Ktoś musi mieć oko na twoje finanse, ponieważ najwyraźniej nie
zajmujesz się tym dobrze – dodaje z oburzeniem.
Uch. Jest w domu od pięciu minut, a krew w moich żyłach już
wrze.
– Callie, co robisz? – pytam.
Wije się na kanapie, jakby miała pchły. Może rzeczywiście je ma?
– Twoja sofa jest niewygodna – narzeka, sięgając ręką pod
poduszkę. – Czekaj, znalazłam coś.
Jej prawa ręka pojawia się ponownie z dwoma przedmiotami.
– Co to jest?
Serce wpada mi do pęcherza i miażdży go, gdy ona wymachuje
testem na obecność chlamydii, który medyk wymusił na Julie, kiedy
dostała pigułkę „dzień po”. Zabiję Cat za jej głupią kryjówkę.
Kazałam jej ukryć wszelkie przedmioty, które mogłyby podważyć
moją reputację.
Co gorsza, w drugiej ręce Callie jest pocztówka, którą Cat kupiła
w Amsterdamie, z dwoma kutasami wchodzącymi do ust − jednym
czarnym, drugim białym, z hasłem „żadnego rasizmu”.
Usta Callie się otwierają.
Wyrywam jej obie rzeczy, zanim zdąży pomachać nimi mamie
przed twarzą.
Na szczęście mama jest zbyt pochłonięta śladami po pizzy
na dywanie, żeby to zauważyć. Przygląda się natomiast rzeczom
stojącym w pomieszczeniu.
– Co to jest?
– To tylko urządzenie odchudzające Suze. – Idę tak swobodnie, jak
to tylko możliwe, do pokoju Cat i rzucam tam oba przedmioty. Słyszę
stłumione „hej”, kiedy zatrzaskuję drzwi. Co jeszcze czai się w tym
salonie, żeby mnie zniszczyć?
– Co się z tobą dzieje, Callie? − Próbuję jeszcze raz zmienić temat.
Wzrusza ramionami.
Twarz mamy robi się biała.
– Powiem ci, co się dzieje z tą młodą panną. Została zawieszona
w St Mary’s.
– Zawieszona? – To dopiero wiadomość. Spoglądam na Callie,
która szybko przegląda magazyn, który znalazła na stoliku
kawowym. Jest na ostatnim roku i ma tylko sześć miesięcy do końca
szkoły, więc musi się zachowywać dobrze.
– Ta młoda panienka zhańbiła rodzinę. – Mama zakrywa usta
i rozgląda się na wypadek, gdyby któryś z moich sąsiadów był
w stanie nas podsłuchiwać.
– Próbowała przywołać Ciemną Stronę – mówi już szeptem.
– Co zrobiła? – pytam zdezorientowana.
Callie podnosi wzrok znad magazynu, znudzona, i wzdycha.
– Tablica Ouija. Zostałam przyłapana na używaniu tablicy Ouija –
wyznaje.
Mama kręci głową.
– Zakonnice są wściekłe. Odprawiają specjalną mszę, aby oczyścić
szkołę i naprawić szkody, które wyrządziła Callie! – krzyczy mama,
na moment chyba zapominając o swoich wcześniejszych obawach
dotyczących podsłuchiwania.
– Dlaczego to zrobiłaś, Callie? – zwracam się do niej. – Czy ty
w ogóle wierzysz w tabliczkę Ouija?
Śmieje się.
– Niezbyt. Ale głupia Bernice O’Hagan wierzy, więc chcieliśmy jej
udowodnić, że to wszystko jest totalną ściemą. Potem weszła siostra
Tessa, zobaczyła nas i dostała szału. – Ziewa. – Poza tym, to i tak
mój ostatni rok.
– Mimo tego okropnie się zachowałaś, Callie – besztam ją tak, jak
powinna posłuszna starsza siostra. – Zawieszenie w szkole nie
zapewni ci bardzo dobrej pracy, prawda?
Patrzy na mnie ze śmiertelną powagą.
– Jeśli tobie udało się znaleźć zatrudnienie, to każdemu się to uda,
nawet jeśli będzie wymagało miliona prób.
– Odwal się – odgryzam się. Jestem trochę przewrażliwiona
na punkcie liczby rozmów kwalifikacyjnych, które musiałam znieść.
– I tak mogę żyć z kieszonkowego Tristana. – Przewraca oczami,
jakbym była głupia.
– Tristan daje ci kieszonkowe? – Patrzę na nią zniesmaczona. – To
dzięki temu możesz sobie pozwolić na zakupy w centrum Londynu!
– Dosyć kłótni, na litość boską! – rzuca mama, odstawiając
filiżankę. – Mam dość tej okropnej herbaty. – Zobaczmy twoją
sypialnię.
– Dobrze. – Odstawiam napój i prowadzę je do sypialni, w której
na szczęście łóżko jest na wpół pościelone, a bielizna schowana.
– Przydałoby się trochę Shake n’Vaca 9. – Wącha powietrze,
podczas gdy Callie robi mi makijaż. – I ten dywan. Kiedy ostatnio był
odkurzany? Czy on powinien mieć taki kolor? – Pochyla się, by
przyjrzeć się dokładniej. – Widać, że brud zalega na nim od tygodni.
Co to jest? – Bierze Sminta10, który kiedyś przetoczył się pod łóżko,
a obecnie są do niego poprzyklejane włosy i nitki od dywanu. –
Brałaś narkotyki!
Gapię się na nią oszołomiona.
– To Smint.
– Ach, Smint! – krzyczy, mrużąc oczy. – Nie używaj wobec mnie
narkotykowego żargonu, młoda damo. Czy to jedna z tych pigułek,
które zażywa się na imprezach?
Callie śmieje się za nią, przez co mama macha ręką w jej stronę.
– To miętówka – powtarzam powoli.
– Miętówka, tak? A czy pozwolisz mi ją polizać? – pyta
podejrzliwie.
Patrzę na Sminta, do którego jest poprzyklejana cała masa
różnokolorowych włosów, prawdopodobnie niektórych moich,
niektórych Bena, a może nawet tego, kto mieszkał w tym mieszkaniu
wcześniej. Spoglądam na to znacząco.
– Nie polecałabym – stwierdzam zgodnie z prawdą.
– No jestem pewna, że nie. – Liże Sminta, czekając, aż ją
powstrzymam, zanim będzie potrzebowała płukania żołądka. Jej
twarz zmienia się od złości przez zdziwienie do obrzydzenia, gdy
w końcu zaczyna rozumieć, że mówiłam prawdę. Zaczyna wyciągać
włosy z ust.
– Och, to naprawdę miętówka.
– Widzisz? – Przewracam oczami. – Czy możemy już skończyć to
zwiedzanie? – pytam.
***
Sześć godzin narzekania mamy to dla mnie za dużo. Nie wiem, jak
przeżyłam, będąc tak długo w jej łonie.
Postawiłam na swobodny ubiór: dżinsy, trampki i sweter
opadający na jedno ramię. Taki typ ubioru bardzo często powoduje,
że muszę pokazywać dokumenty, więc muszę wyglądać w nim
młodziej.
Tristan wysłał samochód, który ma nas zawieźć do jego domu, co
oznaczało, że nie musiałam męczyć się z mamą w środkach
transportu publicznego.
Otwiera drzwi swojej kamienicy w Holland Park i uśmiecha się
do nas promiennie.
– Moje trzy ulubione kobiety.
Jeśli mówi się, że plotki są prawdziwe, to nie jest to prawdą.
Przed nami zabytkowy budynek drugiej klasy, z trzema piętrami,
dużymi wykuszami i całą przeszkloną ścianą, gdzie okna sięgają od
podłogi do sufitu, a widok rozciąga się na ogród krajobrazowy.
Mokry sen każdego londyńczyka.
Julie i ja śledziłyśmy go w YourMove i został wystawiony
na sprzedaż za dwadzieścia milionów, chociaż nigdy nie
zapytałabym Tristana, za ile go kupił.
W domu Kane’ów nie rozmawiamy o pieniądzach.
Za każdym razem, gdy tu przyjeżdżam, czeka na mnie jakaś
innowacja. Nowe jacuzzi, podgrzewane podłogi, dźwięk
przestrzenny. Ostatnim razem przerobił jedną z sypialni na salę
kinową.
– Proszę wejść, drogie panie – mówi, biorąc nasze płaszcze. –
Goście już są.
Głęboki szkocki głos dociera do moich uszu z kuchni.
Przechodzimy, żeby dołączyć do imprezy. W pomieszczeniu
znajdują się Jack, partnerka Tristana z kancelarii − Rebecca, i jej mąż
Giles, którzy siedzą na stołkach barowych wokół marmurowej wyspy.
Danny jest oparty o lodówkę, podczas gdy Karl próbuje zrobić
koktajle w barze Tristana. Kuchnia Tristana jest wielkości mojej, Cat
i Suze sypialni razem wziętych.
Zasycha mi w gardle, gdy zauważam Danny’ego. Ma na sobie
dżinsy i niebieski sweter z kaszmiru, który dopasowuje się do jego
ciała we wszystkich właściwych miejscach. Chcę rzucić się w jego
ramiona i owinąć je wokół siebie.
Jego oczy odnajdują moje, a potem bezczelnie opadają na mój
brzuch. Jego ręce zaciskają się na blacie. To subtelne, ale widzę tę
reakcję. Podoba mu się to, co widzi.
Jego twarz dzisiaj wieczorem jest bardziej przyjazna. Może
przebywanie wśród przyjaciół, w środowisku domowym, czyni go
mniej wrogo nastawionym.
Mimo swoich zagrywek i dziecinnych przekomarzanek emanuje
nawet niezaprzeczalną aurą dominacji.
Wszyscy tutaj obecni mają późną trzydziestkę, początek
czterdziestki, a Danny jest najstarszy. Jack jest młodszy, ma jakieś
trzydzieści pięć lat. Podczas gdy niektórzy po prostu próbują
przetrwać tydzień, oni sprawiają, że sukces wydaje się taki łatwy.
Rebecca ma na sobie wspaniały dopasowany garnitur i szpilki
z odkrytymi palcami. Teraz czuję, że wyglądam dziecinnie w moich
podartych dżinsach i butach do biegania.
Czy Tristan nie dostrzega, jak zmienia się dynamika spotkania,
gdy mieszają się ze sobą przyjaciele i rodzina? Te dwa światy nie
pasują do siebie.
Tristan degraduje Jacka z funkcji kogoś od robienia koktajli
i samodzielnie przygotowuje drinki, gdy wszyscy nas witają. Oprócz
mszy jedynym wkładem w życie towarzyskie mamy są imprezy
Tristana. Ona jest w swoim żywiole, gdy mężczyźni mówią, jak
młodo wygląda, a Rebecca komplementuje jej skręcone loki, mocno
przylegające do głowy.
– Sherry dla mamy, mała lampka słabego wina dla Callie, Old
Fashioned dla Charlie. – Tristan podaje nam drinki, a ja jestem pod
wrażeniem. Natalia, jego sprzątaczka czy też pomoc domowa, zwykle
robi wszystko za niego. Pewnie dał jej wolny wieczór.
– Co dzisiaj porabiałyście? – pyta nas uprzejmie Rebecca.
– Zaczęłyśmy od rozejrzenia się po mieszkaniu Charlie –
odpowiada mama, zadowolona, że znalazła się w centrum uwagi.
– To była bardziej inspekcja niż wycieczka – burczę, wskakując
na stołek barowy. – Kto zagląda pod czyjeś łóżko, na litość boską?
– Tristan, czy możesz wysłać swoją sprzątaczkę do Charlie? –
odzywa się mama.
– Mamo! – warczę z oburzeniem, a moje policzki płoną.
Odwracam się do Tristana, uśmiechając się złośliwie.
– Na szczęście w moim mieszkaniu nie jest wystarczająco
schludnie, żeby miały ochotę spędzić tam noc – mówię triumfalnie.
Oficjalnie przekazałam Tristanowi odpowiedzialność za mamę
i Callie. Nie był to dla nich trudny wybór: kanapa w mieszkaniu Julie
lub jedno skrzydło w rezydencji Tristana.
Mój brat otwiera lodówkę i wyjmuje porcję maleńkich kanapek.
Przyglądam się podejrzliwie żółtej, galaretowatej substancji.
– Co to jest?
– Galaretka ze złocistego buraka i czarnego bzu – wyjaśnia, jakby
to było oczywiste.
Nie daj się zwieść; to nie są kanapki kupione w sklepie. Zostały
one zaprojektowane specjalnie pod gust Tristana przez ekskluzywną
firmę cateringową.
Mama papla o każdym szczególe z naszego dnia, wyjaśniając
rzeczy, których dowiedziała się o Big Ben, Houses of Parliament
i łabędziach z St James’ Park, jakby ci ludzie nie mieszkali
w Londynie.
Grzecznie słuchają i we właściwych momentach historii wyrażają
swoją aprobatę lub dezaprobatę.
Callie i ja trzymamy się z dala, czując ulgę, że mama jest
w centrum uwagi. Moje oczy kierują się na Danny’ego i jakby mógł to
wyczuć, przenosi swoją uwagę z mamy na mnie, unosząc brwi.
Czuję, jak moje policzki płoną i odwracam wzrok.
– Musicie spróbować tych bułeczek z homarem – woła Rebecca,
podając nam talerz.
Mama kręci głową, patrząc na Tristana.
– Kiedy znajdziesz jakąś miłą kobietę, która będzie dla ciebie
gotować, Tristanie? – pyta, nie przejmując się tym, że nie wypada
zadawać takich pytań na forum.
– Mam już dwie. – Uśmiecha się rozbawiony. – Moja kochana
mama i moja urocza kucharka Natalia.
– Nie – reaguje zirytowana. – To powinien być ktoś, komu nie
musisz płacić. Żona. Inaczej nigdy się od tego nie uwolnię.
– Byłaś już od tego wolna – mruczy ponuro. – Nie wyszło,
pamiętasz?
Nie, nie. Gdyby Bóg stworzył nową osobę z połączenia seryjnego
mordercy i dziewczyny z Egzorcysty, byłaby to Gemina, była żona
Tristana.
– Czy to nie jest trochę seksistowskie? – zwracam uwagę,
nabijając kawałek homara i wpychając go sobie do ust. – A co, jeśli
tajemnicza nowa żona Tristana będzie okropną kucharką?
– Nie mogłaby być gorsza od ciebie. – Mama kręci głową, a Tristan
podchodzi i mnie przytula. – Twoje gotowanie odstrasza wszystkich.
– To prawda – wtrąca Callie. – Gdyby Charlie urządzała przyjęcie
i sama gotowała, wszyscy wychodziliby z niego w trumnach.
– Jakie to niegrzeczne – mamroczę, poprawiając włosy z ptasiego
gniazda, które Tristan stworzył, czochrając mnie. Szczerze mówiąc,
nie mam pięciu lat; można by pomyśleć, że zda sobie sprawę, że nie
powinien bawić się ze mną w dziecinne gierki.
– Kiedy znajdziesz sobie żonę? – Oczy Jacka błyszczą
z rozbawienia na widok Tristana.
– Nie zaczynaj tego przy mamie – jęczy Tristan, rzucając mu
ostrzegawcze spojrzenie. – Już nigdy nie da mi spokoju.
– Trudno uwierzyć, że najprzystojniejszy mężczyzna w Londynie
wciąż jest singlem. – Rebecca uśmiecha się. – I ty też, Jack. –
Szturcha go w żebra.
11
– Zrób hat-tricka – mówi Tristan – Włącz w to też Walkera.
Moje usta otwierają się ze zdziwienia i zamykam je, zanim
ktokolwiek to zauważy.
Danny Walker jest teraz singlem? Atmosfera staje się gęsta, gdy
wszyscy przyglądamy mu się z zainteresowaniem.
– Nie, Danny! – Mama zakrywa usta dłonią, jakby to była
najgorsza wiadomość, jaką kiedykolwiek usłyszała. – A co z piękną
Jen? Chyba nie pozwoliłeś jej odejść? Proszę, powiedz, że nie.
Do dzieła, mamo. Już się wczuwasz, świetna z ciebie skrzydłowa.
Danny odchrząkuje.
– Przykro mi, że muszę panią rozczarować, pani Kane – mówi
Walker.
– Kiedy to się stało? – pytam cicho.
Jego oczy spotykają się z moimi.
– W zeszły piątek wieczorem – odpowiada chłodno.
Kąciki jego ust wyginają się w lekkim uśmiechu, gdy mój umysł
pracuje, a między nami w końcu pojawia się zrozumienie. Już wiem.
Zerwał z Jen w noc, kiedy się całowaliśmy. Mam tak wiele pytań.
Czy on zerwał z nią przeze mnie? To było przed czy po tym, jak się
całowaliśmy? Czy myliłam się co do niego?
– Och – szepczę. – Przykro mi.
– Niepotrzebnie – mówi ponuro.
– Jakiej kobiety szukasz, Danny? – pyta zaciekawiona Rebecca.
Odwraca się do niej.
– Kiedy taką znajdę, dam ci znać.
Śmieją się, chociaż nie jest to szczególnie zabawne.
Ja się nie śmieję. Zrozumiałam, co chciał powiedzieć. To nie ty.
Jestem tylko laską do zabawy w toalecie, a nie kandydatką
do poważnej relacji. Nie widzi we mnie potencjalnej dziewczyny albo
żony.
– Chcesz się ożenić, Danny? – pyta mama. – Za takim miłym
mężczyzną jak ty z pewnością ogląda się wiele kobiet.
– Ostrożnie, pani Kane. – Karl śmieje się. – Ma do pani słabość.
– Jak mógłbym nie mieć? – Danny posyła jej uśmiech. – Jest pani
dla mnie jak druga mama.
Marszczę brwi. Te słowa sprawiają, że nasze igraszki brzmią trochę
dziwnie. Nie wspominając już o sprytnej taktyce unikania pytań.
– Wiem! – Rebecca wstaje. – To idealny moment. Jedna z naszych
prawniczek błagała mnie o randkę z Dannym Walkerem. Nie mogła
uwierzyć w swoje szczęście, kiedy powiedziałam, że cię znam! Ma
sześć stóp wzrostu, jest piękna i niezwykle bystra. Mara. Trzydzieści
pięć lat, po prostu idealny wiek dla ciebie, Danny. Mam was umówić?
– Patrzy na niego podekscytowana.
Mój oddech staje się nierówny i ogarnia mnie fala zazdrości.
Nie. Nie rób tego przy mnie.
Tristan wciąga ostro powietrze.
– Nic mi o tym nie wiadomo, Becks. Jest jedną z naszych
najlepszych prawniczek, a mnie zawsze denerwuje łączenie
przyjemności Danny’ego z moimi sprawami firmowymi. Nie chcę,
żeby skończyło się to łzami.
– Oni są dla siebie idealni, Tristanie – beszta go Rebecca. – Nie
stój temu na drodze.
– Mara jest bardzo seksowna – zgadza się Tristan, podając
Danny’emu szkocką. – Zakochasz się w niej, gdy tylko ją zobaczysz.
To ideał kobiety.
Wpatruję się jak sparaliżowana w moją galaretowatą miksturę
z homarem. Upokarzająca nie jest wystarczającym słowem, by opisać
tę sytuację.
Danny bierze szkocką i podnosi ją do ust, zatrzymując się
na chwilę.
– Jasne – odpowiada.
– Fantastycznie! – piszczy Rebecca, wyciągając telefon. – Zaraz
do niej napiszę.
Niech cię diabli, Rebecco.
Odłożyłam ogon homara. Nie mam już apetytu.
Mam swoją odpowiedź: nie rozstał się z Jen przeze mnie. Co za
absolutny drań. Jak on mógł to zrobić w mojej obecności? Teraz
muszę siedzieć do końca kolacji w agonii.
– Co za szczęściara – rozpływa się mama. – Rebecco, musisz też
pomóc naszemu Tristanowi.
– Dobra, teraz, kiedy już znaleźliśmy żonę dla Danny’ego, czas
na obiad. – Tristan gestykuluje, żebyśmy wyszli z kuchni.
Zmuszam się do uśmiechu i wstaję ze stołka. Karl staje obok mnie.
– Hej, wspaniała dziewczyno. – Owija swoje ramię wokół mojej
talii. – Wszystko w porządku?
– Oczywiście – kłamię.
Jego twarz mówi, że wie, o co chodzi. On wie wszystko.
Oczywiście, że wie. Danny i Karl są blisko. Ale wstyd. Musi teraz
myśleć, że jestem żałosna.
– Dobrze cię widzieć, Karl. – Tym razem nie kłamię. Zajmujemy
miejsca przy stole i cieszę się, że on siedzi obok mnie. Tristan
zasiada u szczytu stołu i miejsca się zapełniają, pozostawiając
naprzeciwko mnie jedno wolne, które zajmuje Danny.
Dostawcy nie tylko przygotowali jedzenie, ale także wcześniej
nakryli do stołu. Cztery komplety sztućców spoczywają
na kamiennych płytach, każdy z gości ma trzy rodzaje szklanek:
jedna do wody, druga do wina, a trzecia − można się tylko domyślać,
do czego. Na środku znajduje się misterna dekoracja z róż i innych
kwiatów, których nazwy nie znam.
Serwetki zostały wykonane z materiału, który lepiej pasowałby
do designerskiej sukienki. Występuje na nich monochromatyczny
motyw, który wiem, że nie jest wybrany przypadkowo; zapłacił dużo
pieniędzy, żeby wyglądało to zwyczajnie, prawdopodobnie dla dobra
mamy.
Tristan wyciąga przystawkę z dziczyzny. Wygląda podejrzanie
znajomo, zupełnie jak jedzenie w eleganckiej restauracji, w której
Danny zapłacił za nasz posiłek.
Wykrzykujemy równocześnie „Och” i „Ach”.
– Najpierw toast. – Tristan stoi u szczytu stołu i promienieje. –
Moim niesamowitym przyjaciołom i mojej rodzinie, którzy wspierali
mnie przez ostatnie czterdzieści lat.
– Nie mam nawet dwudziestu lat! – krzyczy Callie.
– Za następne czterdzieści! – krzyczy Jack, unosząc szklankę.
– Za niesamowitych przyjaciół! – Danny podnosi swój kieliszek.
Wszyscy pijemy.
– Dostałeś jakieś ładne prezenty, Tristanie? – Rebecca uśmiecha
się.
Mój brat mruga do niej porozumiewawczo.
– Oczywiście, weekend we Florencji, od ciebie.
– Nie zapomnij o swoim sześciomiesięcznym członkostwie
w Stringfellows, to ode mnie. – Jack uśmiecha się szeroko, gdy usta
mojej mamy układają się w wąską linię.
Tristan patrzy sucho na Jacka, gdy ten zajmuje swoje miejsce.
– Dzięki, Jack. I oczywiście prezent od Charlie. – Podnosi szklankę
w moją stronę.
Rebecca odwraca się do mnie.
– Co mu dałaś, Charlie?
– A co można dać bratu, który ma wszystko? – Śmieję się. –
Kupiłam mu zabawny krawat, ponieważ nie stać mnie na jakieś
rzeczy ze sklepów, w których regularnie robi zakupy, i wodę po
goleniu, którą na pewno wyleje do zlewu, kiedy wyjdziemy.
– Och, daj spokój – wtrąca podekscytowany Tristan. – Charlie
pomija to, co najlepsze.
Rozgląda się po stole, budując napięcie.
– Napisała mi piękną piosenkę, zatytułowaną Brat.
Na moich policzkach pojawia się rumieniec, gdy znajduję się
w centrum uwagi.
– Jak słodko! – Rebecca tryska energią, składając razem ręce. –
Musimy to usłyszeć.
– A więc udało ci się znaleźć coś dla brata, który ma wszystko –
rozmyśla Karl. – To całkiem niezły prezent.
– To głupie – mamroczę, bawiąc się nożem. – To była jedyna
z niewielu rzeczy, jaka przyszła mi do głowy, i uznałam, że będzie
dla niego wyjątkowa. Stworzenie tej piosenki poszło mi naprawdę
szybko.
– A po kolacji będziemy mogli to usłyszeć – dodaje Tristan.
– Nie – jęczę. – W takim razie tak się upiję, że raczej nie pozwolisz
mi jej wykonać.
– Absolutnie nie. – Wskazuje palcem w moją stronę. – Wystarczy,
że martwiłem się w środę, kiedy mi nie odpisałaś na wiadomość.
Musisz powiedzieć, co się działo, Charlie. – Zwymyśla mnie, jakby
karcił bezsilne dziecko. – Pozwól, że dla bezpieczeństwa zainstaluję
urządzenie śledzące w twoim telefonie.
– Nie zgadzam się! – protestuję i wzdycham.
Mama nadstawia uszu, nagle zainteresowana tematem.
– Co się stało w środę?
Callie chichocze.
– Charlie upiła się, następnie poszła do domu jakiegoś kolesia
i zwymiotowała na całą łazienkę.
– Co zrobiła?! – grzmi mama, kiedy rzucam Callie nienawistne
spojrzenie.
Kątem oka widzę, jak Danny sztywnieje.
– Ignoruj ją. – Nadal wpatruję się w Callie. – Słuchaj, przestań
podsłuchiwać moje rozmowy.
Odwracam się do Tristana.
– Tristan, nie jestem dzieckiem, które musisz chronić, i nie, nie
zainstalujesz mi aplikacji śledzącej w telefonie – podkreślam.
Jego brwi łączą się.
– Nie podoba mi się to, że chodzisz na randki w ciemno. To
wystawia cię na niebezpieczeństwo – stwierdza troskliwie.
– Przynajmniej, gdy wieczorem wychodzisz z pracy, Danny może
się tobą zaopiekować. Możesz być blisko niego. – W oczach Karla
tańczą iskierki rozbawienia.
Krztuszę się winem.
– Dobrze, że w środę wieczorem był poza domem i się tobą
opiekował.
Wycieram wino z brody, podczas gdy Karl odchyla się na krześle,
próbując ukryć uśmieszek.
W co on, do cholery, gra?
– Tak. – Tristan kiwa głową z aprobatą. – Upewnij się, że wrócisz
do domu z Dannym, Charlie. Ludzie z Nexusa piją za dużo,
a ostatnio w Londynie dochodzi do wielu przypadkowych ataków.
Danny przykłada szklankę do ust, a jego granitowy wyraz twarzy
skupia się na Karlu. Mija chwila, zanim bierze duży łyk.
– Danny?
Pieprzyć jedzenie z gwiazdkami Michelin. To nie jest warte tortur.
Spogląda to na Tristana, to na mnie.
– Oczywiście, Tristanie – odpowiada, a jego wzrok spoczywa
na mnie, a nie na Tristanie. – Zaopiekuję się nią.
Nie ma szans, że dam radę przebrnąć na tej imprezie przez trzy
dania.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 20
CHARLIE
Jesteśmy pijani i podczas deseru głośno ze sobą rozmawiamy. Przy
stole toczą się cztery różne rozmowy, które czasem się mieszają.
Nawet Danny jest zrelaksowany i roześmiany.
Kilka razy pod stołem jego nogi ocierają się o moje i zastanawiam
się, czy to przypadek.
Tristan zlecił komuś innemu obsłużenie ludzi, a dokładniej
zapłacił mu za to. Zakres jego pracy polegał na wpuszczeniu
cateringu i pokazaniu tym ludziom, gdzie jest kuchnia.
Kolacja składała się ze skomplikowanego dania, wołowiny
wellington12 z dodatkami, oraz jeszcze bardziej pracochłonnej
pieczonej Alaski13, na którą mama kręciła nosem. Byłam w stanie
wyczytać z jej twarzy, że oba posiłki były zbyt fantazyjne.
Jestem tak pełna, że muszę subtelnie rozpiąć górny guzik moich
dżinsów tak, żeby nikt tego nie zauważył.
– Kurwa mać! – krzyczy Rebecca, patrząc na coś pod stołem.
Wszyscy nagle przestają mówić.
– Kochanie? – Giles wkracza do akcji, stając obok swojej żony.
– Tristanie, masz tu mysz! – wrzeszczy, zrywając się ze stołu
i odsuwając krzesło tak, że upada na podłogę.
Callie wskakuje na swoje krzesło. Mama przewraca całą butelkę
wina, rozlewając ją po stole. Karl zrywa się z siedzenia i odskakuje
dwa duże kroki do tyłu. Wygląda na niespodziewanie wstrząśniętego,
jak na mężczyznę o wzroście około sześciu stóp. Giles próbuje
pocieszyć Rebeccę, która zawodzi jak banshee, a Tristan i Danny
zerkają pod stół. Jack siada wygodnie, śmiejąc się do rozpuku.
To chaos.
– Widzę ją! – wrzeszczy Danny spod stołu. – Kurwa, ugryzła mnie!
To wystarczy, by ponownie zdenerwować Rebeccę. Rebecca, Callie
i mama utworzyły coś w rodzaju demonicznego chóru, stojąc
na krzesłach i płacząc.
Zaglądam pod spód i dostrzegam winowajcę.
– W porządku! – krzyczę. – To moja mysz.
Danny wychodzi spod stołu, trzymając mysz z moich zajęć
z taksydermii.
– Co to, do diabła, jest? – Jego szczęka rozluźnia się, gdy
przygląda się mojemu stworzeniu, ubranemu w malutką kamizelkę.
Z jego palca cieknie strużka krwi. – Ten cholerny miecz, który
trzyma, ukłuł mnie. I dlaczego nosi kapelusz?
– Co masz na myśli mówiąc: twoja mysz? – pyta Rebecca,
wyraźnie się trzęsąc. – Czy to zwierzę domowe?
– Wypychałam ją na zajęciach – wyjaśniam, gdy wszyscy
zdezorientowani patrzą to na mysz, to na mnie.
Oczy Rebekki się rozszerzają.
– I przyniosłaś to tutaj?! – wrzeszczy. – Na kolację?
Wzdrygam się lekko.
– Zapomniałam, że jest w mojej torbie – mamroczę, gdy wszyscy
pochylają się, żeby obejrzeć mysz.
Odbieram winowajcę od Danny’ego, wraz z kapeluszem i mieczem,
i wrzucam mysz z powrotem do torby.
Mężczyzna przygryza dolną wargę, próbując się nie roześmiać.
– Musiała mi wypaść – dodaję.
– Boję się myszy. – Rebecca patrzy na mnie, jakbym właśnie
powiedziała, że popełniono masowe ludobójstwo. – Czy możesz
wystawić to coś na zewnątrz?
– Ona nie żyje, Becks. – Danny się śmieje. – Nic ci nie zrobi.
Chyba że dźgniesz się tym małym mieczem.
Mężczyźni ryczą, podczas gdy mama próbuje naprawić szkody,
które wyrządziła czerwonym winem. Jack wyje ze śmiechu, a łzy
spływają mu po twarzy.
– Przepraszam. – Przełykam ślinę, przyciągając torbę blisko
siebie. – Po prostu wystawię torbę na zewnątrz i wezmę ją ze sobą,
gdy wyjdę. – Myślę, że zrobił to Jack. Chociaż nie zauważyłam, żeby
ten mały kutas kręcił się przy mnie.
– Jesteś bardzo ekscentryczna. – Callie przewraca oczami. – Nic
dziwnego, że nie masz chłopaka.
– To wy zrobiłyście zamieszanie z powodu zdechłej myszy –
mamroczę. – Królowe dramatu.
Rebecca rzuca mi mordercze spojrzenie.
– Myślę, że to urocze. – Tristan się śmieje, kiedy wynoszę mysz
z jadalni.
– Częścią mojej umowy ze współlokatorkami jest spróbowanie
wszystkiego – wyjaśniam, wchodząc ponownie do pokoju. Kiedy
mówię to na głos dwóm prezesom i dwóm światowej klasy
prawnikom, czuję się trochę dziecinnie.
Rebecca patrzy podejrzliwie na moją torbę.
– To dobre motto. – W oczach Danny’ego pojawia się cień
humoru. Napięcie w jego szczęce rozluźnia się może po raz pierwszy
od urodzenia. Przysięgam, że wyszedł z wnętrza matki ze szczęką,
która mogłaby ciąć stal.
Tristan klaszcze w dłonie.
– Kryzys zażegnany. Czy wszyscy są wystarczająco najedzeni?
Ponieważ jesteśmy gotowi wprowadzić rozrywkę po deserze.
Żołądek mi się ściska, gdy Tristan uśmiecha się do mnie
sugestywnie.
– Nie, Tristanie – jęczę, składając ręce. – Nie jestem rozrywką. Nie
jestem cholernym klaunem. Nawet jeśli mam ze sobą zwierzęta. To
nie cyrk.
Wiem, co ukrywa.
Wstaje i wychodzi na korytarz, po czym wychyla głowę zza drzwi,
a jego oczy błyszczą, gdy na mnie patrzy.
– Nie – powtarzam stanowczo, kiedy wyciąga gitarę zza drzwi.
Wszyscy wiwatują i krzyczą, gdy gapię się na instrument.
– Wypiłam za dużo wina, żeby zrobić to wystarczająco ładnie. –
Wzdycham. – A mój żołądek jest zbyt pełny, by oprzeć o niego gitarę.
– Proszę, siostrzyczko – namawia mnie. – To moje urodziny.
– Trzy dni temu skończyłeś czterdzieści lat – warczę, wyciągając
rękę po gitarę. Wiem, że nie przestanie nalegać, dopóki nie
wykonam tej cholernej piosenki.
Mężczyźni krzyczą z uznaniem, jakby byli na koncercie,
i uświadamiam sobie, jak bardzo są pijani.
Biorę wdech i uderzam w kilka pierwszych strun.
To delikatna, stonowana piosenka, a ja śpiewam ją niskim,
ochrypłym głosem, bo taki do niej pasuje. Spuszczam wzrok
na gitarę, skupiając się na strunach. Tak jest łatwiej. Mogę zatracić
się w muzyce i zapomnieć, że oni tu są. Wstydzę się występować, gdy
ludzie są tak blisko, nawet jeśli słyszeli mnie wiele razy.
Napisałam tę piosenkę jako podziękowanie dla Tristana za to, że
kiedy tata odszedł, on się nami zajął, i za to, że zawsze nas chronił.
Kiedy podnoszę wzrok, dostrzegam, że oczy mojego brata są
wypełnione łzami, a usta drżą, gdy próbuje powstrzymać łzy. Mama
wygląda, jakby też miała się rozkleić.
Weźcie się w garść, ludzie.
Częściowo przemawia przez nich alkohol, ale wiem, że trafiłam
w czuły punkt.
– Pięknie, Charlie – zachwyca się Rebecca, kiedy kończę, a przy
stole rozlegają się oklaski.
– Myślałam, że to przyjęcie, a nie pogrzeb – mruczy Callie, a ja
spoglądam na nią z furią w oczach.
– Tristanie, czy ty naprawdę płaczesz? – Jack śmieje się,
obserwując, jak mój brat pociąga nosem.
– Nie płakał nawet, kiedy przegrał sprawę Hamiltona. – Danny
uśmiecha się. – Teraz beczy jak dziecko.
– Odwal się – warczy, przecierając lekko oczy.
Rebecca głaszcze go po kolanie.
– Zignoruj ich, Tristanie. – Zwraca swoją uwagę z powrotem
na mnie. – Masz niesamowity talent. To jest coś wyjątkowego.
– Tylko hobby. – Wzruszam ramionami, skubiąc dziurę
w dżinsach.
– Cóż, jestem zaszczycony. – Tristan promienieje, okrążając stół,
by móc mnie objąć. – Za moją piękną, utalentowaną, młodszą siostrę
Charlie. – Unosi kieliszek, jednym ramieniem obejmując moje
ramiona.
Przewracam oczami.
– Jedynym facetem, o którym kiedykolwiek napisałam piosenkę,
jest mój brat. Ale ja jestem żałosna.
– Cóż, w takim razie jest wielkim szczęściarzem – mówi Danny
głosem przepełnionym emocjami.
Spoglądam na niego i dostrzegam, że na jego twarzy pojawia się
coś w rodzaju dumy.
***
CHARLIE
Patrzę podejrzliwie na kierowcę w lusterku wstecznym. Przywitał
mnie, kiedy tylko wyszłam z mieszkania, jakby wiedział, jak
wyglądam i kim jestem. Znając Danny’ego Walkera, facet widział
wcześniej moją dokumentację dentystyczną, medyczną i finansową.
Poza uprzejmym powitaniem, kiedy otworzył mi drzwi
i zaproponował przekąski, podróżowaliśmy w milczeniu przez
czterdzieści pięć minut. Mnóstwo czasu, bym dostała ataku paniki.
Czy on jest na każde zawołanie Danny’ego przez dwadzieścia
cztery godziny na dobę? Czy to jego praca: odbieranie i podrzucanie
przypadkowych kobiet do domu Walkera? Zastanawiam się, ile
kobiet podróżowało już tym samochodem we wczesnych godzinach
porannych…
Danny mieszka w Richmond, po drugiej stronie Londynu.
W tempie bardzo powolnego podróżowania przez Londyn w sobotnią
noc, zanim tam dotrzemy, będzie już ranek.
Gdy jedziemy w kierunku Richmond, ulice stają się szersze
i bardziej zielone, a przy chodnikach rosną drzewa. Wyboje
sprawiają, że czuję się, jakbym jechała wiejską drogą, a nie
eleganckim londyńskim przedmieściem.
– Przepraszam za dziury. Droga jest prywatna. To własność
mieszkańców. – Uśmiecha się do mnie w lusterku. – Celowo jej nie
naprawiają, aby samochody nie jeździły po niej na skróty.
Wjeżdżamy w prywatną ślepą uliczkę, a kierowca zatrzymuje się
przed bardzo pokaźnym domem.
– To tutaj.
Spoglądam przez okno na budynek podobny wielkością
do Somerset House.
– Nigdy wcześniej tu nie byłaś? – Otwiera przede mną drzwi
i przygląda mi się z rozbawieniem.
Kręcę głową.
– To budynek wpisany na listę zabytków klasy drugiej – wyjaśnia,
gdy wysiadam z samochodu.
To gigantyczna, wolnostojąca, trzypiętrowa wiktoriańska
rezydencja. Nie, nawet lepiej. To pałac.
Naliczyłam trzy okna po obu stronach wspaniałego wystającego
ganku z żłobionymi kolumnami, sześć dużych okien na drugim
piętrze i coś w rodzaju tarasu na dachu. W nieskazitelnie zadbanym
ogrodzie przed domem jest nawet mały staw. Na podjeździe stoją
dwa samochody: Aston Martin i Range Rover. To przeciwieństwo
tego, czego się spodziewałam, budynek wygląda przytulnie, jak dom
rodzinny.
Czy on z kimś mieszka? Nigdy o to nie pytałam. Zdaję sobie
sprawę, że niewiele wiem o jego prywatnym życiu w Londynie. Może
budynek celowo stoi w odległym miejscu, aby być idealną kryjówką
dla głośnych orgii właściciela?
Kiedy stoję bezradnie na trawniku, Danny otwiera drzwi
z uśmiechem na twarzy.
– Charlie. – Ten głęboki, seksowny głos uderza we mnie i dreszcz
przebiega mi po kręgosłupie. Dzieje się tak za każdym razem. Chcę
wrócić do bezpiecznego auta.
Przebrał się w koszulkę z dziurami, poplamione dżinsy i nie ma
na sobie skarpetek. Koszulka zwisa na jego idealnie wyrzeźbionej
klatce piersiowej.
Nigdy nie wyglądał tak przystojnie.
– Cześć – mówię niezręcznie.
Unosi brwi, dając mi znak, bym przeszła przez drzwi.
– Zamierzasz wejść do środka? – pyta.
– Spodziewałam się, że przywita mnie lokaj.
– Ja jestem twoim lokajem – zadrwił, co zabrzmiało
nieprzyjemnie.
– Chwileczkę. – Przechodzi obok, ściskając mnie w talii, i kieruje
się w stronę swojego kierowcy.
Mamrocze coś, czego nie słyszę, a ja stoję sztywno na ganku.
Zerknięcie na korytarz sprawia, że jestem jeszcze bardziej
zdenerwowana. Nic dziwnego − wnętrze jest tak samo bogate jak
wygląd zewnętrzny domu.
Korytarz ma ogromne sufity, marmurowe podłogi i dzieła sztuki
strategicznie rozmieszczone na ścianach. Wszystko ze sobą
współgra. Mieszanka stylu wiejskiego z miejskim. To zdecydowanie
dzieło profesjonalnego projektanta wnętrz. Poza tym nie ma tu ani
odrobiny kurzu.
Wyraźny kontrast między naszymi mieszkaniami jasno
sygnalizuje, jak daleko od siebie są nasze światy. Przypomina mi,
kim on jest, a kim ja nie jestem.
Nie mogę uwierzyć, że wpuściłam go do mojego mieszkania
w Kentish Town, wyposażonego w meble ze sklepu charytatywnego
i świeczniki z butelek po winie. Pewnie pomyślał, że mieszkam
w syfie, że to dno. Mamy myszy, do kurwy nędzy.
Dlaczego, u licha, chce mnie widzieć tutaj? Mógł umówić się
z jakąś modelką. Długonogą, chudą, z odpowiednimi krągłościami,
blondynką, szatynką albo rudą…
Ja nie jestem osobą, z którą porozmawia o wystroju wnętrz, o tym,
jaki samochód wyścigowy kupić, ani o tym, jak trudne jest życie
prezesa.
– Możesz wejść, serio – szepcze mi do ucha swoim głębokim
szkockim akcentem, a ja podskakuję.
Założę się, że Jen i inne jego kobiety nie stoją w drzwiach jak
trzęsące się wraki.
– O cholerka, ale tu przyjemnie ciepło – mamroczę, zdejmując
trampki, zdając sobie sprawę, że są pokryte brudem.
Wzrusza ramionami.
– W większości pokoi jest ogrzewanie podłogowe. Ale najlepszą
rzeczą są dwa prawdziwe kominki. Nic nie przebije zapachu
prawdziwego płonącego drewna. Oprowadzę cię.
Staje za mną i delikatnie zdejmuje ze mnie kurtkę, a jego dłoń
dotyka mojego nagiego ramienia.
– Denerwujesz się? – Unosi brwi, przyglądając mi się uważnie.
Zagryzam wargi, gdy odgarnia kosmyk włosów z mojej twarzy.
Stojąc boso, muszę unieść wysoko głowę, aby na niego spojrzeć.
– Trochę – przyznaję.
– To chyba pierwszy raz – kpi. – Nigdy nie widziałem cię
zdenerwowanej. – Jego dłoń wędruje pod mój podbródek i odciąga
mój wzrok od podłogi. – Jeśli to pomoże, ja też się denerwuję
w twojej obecności.
– Wątpię – odpowiadam bez tchu. – Dlaczego miałbyś się przy
mnie denerwować?
– Żartujesz? – Uśmiecha się. – Jesteś cholernie przerażająca.
Jedno spojrzenie w moim kierunku i nie mogę racjonalnie myśleć.
Walczę z całych sił, by powstrzymać głupkowaty uśmiech, który
powoli wypływa na moje usta. Serce zaczyna mi walić z nadmiaru
emocji.
– Chodź, przyniosę ci kieliszek wina. – Puszcza mnie i rusza
korytarzem. Idę za nim do kuchni, czy też pokoju śniadaniowego,
z pięknymi, odsłoniętymi, ceglanymi ścianami i urządzeniami
bardziej nowoczesnymi, niż te znajdujące się w siedzibie NASA.
Założę się, że tylko jego sprzątaczka wie, jak używać połowy z nich.
– Zdekantowałem butelkę Pinot Noir. Brzmi dobrze? – pyta,
schylając się po kieliszek z szafki, dzięki czemu mam widok na jego
wspaniały tyłek.
– Jasne – odpowiadam z udawaną pewnością siebie, wzdrygając
się na wspomnienie zadanego mu u mnie pytania, czy ma ochotę
na drinka.
Gdyby wiedział, jakie badziewie pije moja współlokatorka o tej
porze w sobotni poranek, nie pytałby mnie, czy odpowiada mi
zdekantowane wino.
Podaje mi kieliszek.
– Mieszkasz tu sam? – pytam. Nie wyobrażam sobie mieszkać
samemu w tak dużym budynku. Jak dotąd, w moim
dwudziestoośmioletnim życiu, nie doświadczyłam jeszcze
mieszkania w pojedynkę.
– Na zdrowie. – Podnosi swój kieliszek do mojego i skupia uwagę
z powrotem na mnie. – Tak, mieszkam tu tylko ja.
Moje oczy się rozszerzają.
– Ile tu jest sypialni? – pytam piskliwie.
– Pięć sypialni, dwa salony – odpowiada z rozbawieniem. –
Pewnie się spodziewałaś, że będę mieszkać w jakimś szklanym
pudełku pośrodku nieba w centrum Londynu.
– Z basenem i drążkiem dla striptizerek. – Uśmiecham się. – Nie
wyobrażałam sobie, że będzie to przedmieście. Nie czujesz się tu
samotny? – pytam. Następnie przewracam oczami. – Spodziewam
się, że masz dużo towarzystwa.
Rzuca mi ostrzegawcze spojrzenie.
– Mieszkam sam, odkąd rozpadło się moje małżeństwo. Już ponad
dekadę. – Wzrusza ramionami. – Przywykłem do tego. Karl czasami
zatrzymuje się tutaj, gdy jest w mieście.
Moje brwi unoszą się. Czy Karl tu jest?
– Dzisiaj jesteśmy tylko my. – Uśmiecha się sugestywnie, a przeze
mnie przepływa prąd podniecenia.
Dziś jest mój, cały mój.
– Chodź, oprowadzę cię – oznajmia.
Bierze mnie za rękę i prowadzi od pokoju do pokoju, wyjaśniając
specyfikę i historię każdego z pomieszczeń. Budynek jest urządzony
minimalistycznie, ale klasycznie i stylowo, jak dom pokazowy.
Sprzątaczka musi przychodzić codziennie, co widać po panującej
wszędzie czystości.
– Nie mogę uwierzyć, że wpuściłam cię do mojego mieszkania –
mruczę, podążając za nim. – Do mojej obskurnej sypialni. Jakie to
żenujące.
Zatrzymuje się u podnóża wielkich schodów, unosząc brew
z rozbawieniem.
– Byłem zachwycony, widząc wnętrze twojej sypialni. Nie byłem
tam ze względu na wystrój.
Kiwa głową, bym weszła po schodach.
– Tak się składa, że podoba mi się twoja sypialnia. Jest kreatywna.
Odzwierciedla twoją osobowość – dodaje.
– Ojej, dzięki – odparłam sarkastycznie. – To pokój na poddaszu,
z oknem połaciowym i meblami pochodzącymi z lokalnych sklepów
charytatywnych. Co to mówi o mojej osobowości?
Wchodzę po schodach, czując się skrępowana. Może to dlatego, że
on idzie za mną i ma rewelacyjny widok na mój tyłek. Albo chodzi
o fakt, że jest jeden kluczowy pokój, którego jeszcze nie widziałam.
– Jak długo tu mieszkasz? – mamroczę, gdy docieramy na szczyt
schodów.
– Pięć lat, mniej więcej – mówi, prowadząc mnie na górę.
– Założę się, że nie mieszkałeś w pokoju na poddaszu, gdy byłeś
w moim wieku.
– Nie. Mieszkałem w obskurnym apartamencie na poddaszu
w Kensington. Dokładnie tak, jak sobie wyobrażałaś. – Jego głębokie
brązowe oczy skupiły się na moich. – Tristan kupiłby ci mieszkanie
w mgnieniu oka, Charlie. Pozwól mu na to. Możesz mieszkać gdzieś
bez myszy, na litość boską.
– Takie masz o mnie zdanie? – Gorycz wypełnia moje usta.
Gdybym miała funta za każdym razem, gdy ktoś tak do mnie mówi,
byłabym tak bogata jak Tristan. – Jestem bezużyteczna bez
pieniędzy Tristana?
Zatrzymuje się nagle i odwraca się do mnie.
– Czy kiedykolwiek sprawiałem wrażenie, przez które mogłaś
poczuć, że jesteś bezużyteczna? Wręcz przeciwnie… – Danny
pochyla się bliżej, a ja czuję ciepło jego oddechu na moim czole. –
Myślę, że jesteś rewelacyjna.
Jego oczy przesuwają się w dół, na moje rozchylone usta, wygląda
teraz niczym lew polujący na swój kolejny posiłek. Moja skóra mrowi
w oczekiwaniu, gdy podnoszę się na palcach, by zbliżyć się do jego
twarzy. Wystarczy tej słownej gry wstępnej. Pragnę, by mnie zniszczył,
rozerwał na strzępy.
– Muszę dokończyć oprowadzanie cię – mówi cicho.
Otwiera drzwi, odsłaniając ogromną, rustykalną sypialnię w stylu
wiejskim, z wysokimi sufitami i antycznym żyrandolem wiszącym
na środku.
Sapię i robię kółka wokół pokoju.
Szczęka mi opada, gdy wychodzę na balkon z rewelacyjnym
widokiem na Tamizę.
– To twój widok po przebudzeniu – mówię bardziej do siebie niż
do niego. – Jest bardziej przytulnie, niż się spodziewałam – mruczę,
przesuwając lekko drżącą dłonią po jego dębowych meblach. – I tak
schludnie. Czy ty tu w ogóle śpisz?
Rozpoznaję ramę łóżka King Size jako Chesterfield. Mam ochotę
na nie wskoczyć, ale zostało wykonane z taką precyzją, że nie chcę
zniszczyć tego dzieła sztuki.
Zastanawiam się, ile kobiet spało w tym łóżku. Odsuwam tę myśl
i zamiast tego wędruję do enklawy sypialni.
– Masz garderobę? – Patrzę na niego z niedowierzaniem,
przesuwając dłonią po rzędach drogich garniturów. Jest człowiekiem
lubiącym porządek. Wszystkie krawaty są starannie złożone
i dopasowane kolorystycznie. Buty są ustawione w rzędzie, parami. –
Twoja garderoba jest tego samego rozmiaru co moja sypialnia. Masz
osobistego stylistę i projektanta wnętrz?
Oparł się o drzwi, delektując się moją reakcją.
– Mam krawca, do którego chodzę – odpowiada od niechcenia.
– To dlatego twoje garnitury są dopasowane do ciebie jak
u Batmana. A łazienka? – Otwieram drugie drzwi obok garderoby,
a on powoli podąża za mną.
Wolnostojąca, biała, luksusowa wanna stoi w centrum, tak czysta,
że wygląda, jakby nigdy nie była używana, a z boku znajduje się
prysznic z wystarczającą ilością miejsca, aby zorganizować orgię.
Ile kobiet miał w wannie? Pod podwójnym prysznicem? Może
nawet nie jedną na raz.
Pomieszczenie pachnie nim, ale żaden z kosmetyków czy
przyborów toaletowych nie znajduje się na widoku. Gdzie jest cały
jego bałagan? Nawet dozowniki mydła wtapiają się w wystrój jak
dzieła sztuki.
– Ogrzewanie podłogowe. – Kładę stopy na ciepłej podłodze.
Na jednej ze ścian, od podłogi do sufitu, znajduje się luksusowe
lustro z oświetleniem.
Danny pojawia się w lustrze za mną, jego ciemne oczy wpatrują się
w moje, a ja przypominam sobie, żeby oddychać.
– Podoba ci się to, co widzisz? – szepcze za mną, sprawiając, że
włoski na mojej szyi stają na baczność. Nie mogę się doczekać, by
mieć tego mężczyznę głęboko w sobie.
– Tak – szepczę.
W lustrze jego oczy bezwstydnie obserwują moje usta.
– Zobacz, jak zapierasz mi dech w piersi – mówi niskim głosem,
a jego oddech łaskocze mnie w ucho.
Zastygam w bezruchu, przełykając nerwowo gulę w gardle.
Jego dłonie zaborczo zaciskają się wokół moich bioder.
– Doprowadzasz mnie do szaleństwa. – Jego głos jest mroczny
i ochrypły, niemal gniewny.
Oświetlenie lustra rzuca cienie na jego szczękę, sprawiając, że
wygląda równie pięknie, co drapieżnie. Ten mężczyzna znacznie
różni się od wszystkich, z którymi byłam wcześniej.
Mój oddech przyspiesza, gdy odsuwa włosy z mojego ramienia
i zaczyna całować moją szyję, najpierw delikatnie, a potem
gwałtownie i agresywnie.
Jest tak wysoki, że musi się schylić, by dosięgnąć moich ramion.
Jego dotyk wypala ślad na mojej szyi, a ja wiję się niespokojnie,
jęcząc.
Czuję, jak jego kutas rośnie i napiera na dół moich pleców.
Prowokująco ocieram się o jego kutasa, a mężczyzna wydaje z siebie
niski jęk.
Jego dłonie wędrują po mojej klatce piersiowej, odnajdując przez
sweter twardniejące sutki.
– Ręce do góry – mruczy w moją szyję, a ja unoszę obie ręce
w powietrze, gdy on ściąga mi sweter. Zahacza o zegarek i rozrywa
pasek. – Kupię ci nowy.
Mam na sobie top na ramiączkach i czarny, koronkowy stanik.
Obserwując mnie w lustrze, opuszcza top na ramiączkach do mojego
brzucha i ściąga mi stanik. Jego oczy łakomie wpatrują się
w lustrzane odbicie moich cycków, a jego twarz rozjaśnia seksowny
uśmiech.
Dłonie mężczyzny obejmują piersi, głaszcząc i ściskając twarde jak
skała sutki, a następnie wędrują w dół mojego ciała. Od tyłu rozpina
guziki moich dżinsów. Chwytając spodnie w dłonie, zsuwa je w dół,
pociągając za sobą również majtki. Podnoszę nogi i zdejmuję
spodnie, tak że stoję przed nim zupełnie naga.
Jest zaskoczony, gdy patrzy na moje ciało, jakby nigdy nie widział
rozebranej kobiety. Na jego twarzy jest tyle głodu, że aż mnie to
przeraża.
Czy ktoś kiedykolwiek patrzył na mnie w ten sposób?
– To nie wydaje się w porządku – mruczę, nerwowo się śmiejąc. –
Jestem naga i wystawiona na pokaz, a ty jesteś w pełni ubrany.
– To sprawiedliwe. Tak długo czekałem, by to zobaczyć. Zobaczyć
ciebie – oznajmia głosem przesyconym emocjami.
Jego dłonie wędrują w dół, docierając między moje uda,
i rozchylają moje nogi. Dobrze, że się wydepilowałam. Wzdrygam
się, gdy palcami zjeżdża tam i rozchyla moje wargi, odsłaniając
wszystko. Wydobywa się z niego jakiś dziki, zwierzęcy dźwięk.
– Nie powinieneś był czekać tak długo – jęczę, gdy wsuwa palec
w moje mokre wargi i zaczyna je dotykać.
Zaciska szczękę.
– Oboje wiemy, że mi nie wolno. Złożyłem obietnicę.
Krzyczę, gdy znajduje moją łechtaczkę.
– Tak… jak dobrze… nie przestawaj – jęczę przez nierówny
oddech.
Przyciska mnie do siebie, a ja opieram głowę na jego klatkę
piersiową. W lustrze jest o głowę nade mną. Oddycha ciężko, a jego
szczęka jest rozluźniona, gdy patrzy na moje lustrzane odbicie.
– Nie mogę być przy tobie i trzymać dystansu.
Jęczy na dźwięk mojego rosnącego podniecenia.
– Patrz w lustro, kochanie. Za każdym razem, gdy będziesz się ze
sobą bawić, chcę, żebyś wyobrażała sobie, że to ten moment. Że to ja
cię doprowadzam na szczyt – mówi.
Nie ujawniam, że już to robię.
Patrzę na jego dłonie, gdy głaszcze mnie szybciej i głębiej. Pociera
palcami łechtaczkę, a ja czuję ciepło i dreszcze, przepływające
jednocześnie w górę i w dół ciała. Znów opieram głowę o jego klatkę
piersiową, jęcząc, gdy przyjemność rozchodzi się po całym ciele.
Moje dłonie zaciskają się wokół jego ramienia przytrzymującego
mnie przy nim.
– Grzeczna dziewczynka. – Jego oczy płoną żądzą.
Mam wrażenie, że zaraz upadnę, bo nogi odmawiają mi
posłuszeństwa. Przytrzymuje mnie w pozycji pionowej jedną ręką,
podczas gdy palcami nieustannie stymuluje moją łechtaczkę.
− Ach! – krzyczę. – Proszę, Danny!
Orgazm uderza we mnie, powodując, że tracę kontrolę nad swoim
ciałem i czuję słabość w nogach, jednak on łapie mnie drugą ręką.
Krzyczę tak głośno, że echo roznosi się po łazience.
Nie dając mi czasu na uspokojenie oddechu, odwraca mnie twarzą
do siebie, podciągając mnie w ramionach tak, że moje piersi są
na wysokości jego twarzy. Krzyczę, gdy wciąga jeden z moich sutków
do ust i mocno ssie. Następnie wynosi mnie z łazienki, z powrotem
do sypialni, i rzuca na łóżko.
Podskakuję, a materac formuje się wokół mnie. Mogłabym nie
budzić się ze snu, leżąc na nim, przez tydzień.
Przesuwa się na mnie, biorąc każdą pierś po kolei, ssąc mocno
i agresywnie. Chwytam w garść jego włosy i ciągnę, gdy ściska
zębami mój sutek. Mieszanka bólu i przyjemności.
Moja kobiecość pragnie być dotykana. Owijam nogi wokół jego
wciąż w pełni ubranego ciała i jęczę. Jego twardy członek ociera się
agresywnie o pulsujący pączek między moimi udami, a na twarzy
mężczyzny maluje się zniecierpliwienie.
Chwytam dół jego koszulki i ciągnę. Potrzebuję więcej. Potrzebuję
go całego. Uwalnia moje sutki z ust i siada, pozwalając mi zdjąć
z siebie koszulkę.
Jego szeroka klatka piersiowa jest taka, jak sobie wyobrażałam. Jak
on utrzymuje te mięśnie? Klatka piersiowa pokryta jest ciemnymi
włosami i wyblakłymi bliznami. Na jego ramieniu znajduje się
czarno-biały tatuaż z mitycznymi nordyckimi motywami,
a na wewnętrznej stronie przeciwległego przedramienia widnieje
plemienny tatuaż z napisem. Głaszczę jego klatkę piersiową,
zapisując w pamięci, że zapytam o nie później.
– To też muszę zdjąć – dyszę, ocierając się nagą cipką o jego
zakryte nogi. Grzebię przy guzikach jego dżinsów, a on spieszy mi
z pomocą, szybko je rozpinając.
Ściąga spodnie razem z bokserkami, a jego masywny, twardy kutas
wyskakuje na wolność. Stoi twardy i gruby, zaledwie kilka cali od
mojego brzucha. Nigdy nie będę w stanie go w siebie włożyć.
Uśmiecha się, obserwując mój szok.
– Przestraszona?
Gapię się na niego.
– To z pewnością się we mnie nie zmieści – mówię śmiertelnie
poważnie.
Śmieje się, pochylając się, by złączyć nasze usta.
– Nie martw się, zaczniemy delikatnie.
Jego głowa przesuwa się w dół, a on rozchyla moje uda,
pozostawiając mnie odsłoniętą i bezbronną.
– Czekaj, Danny – jąkam się, próbując zacisnąć nogi wokół jego
głowy. – Nigdy wcześniej nie pozwoliłam na to mężczyźnie.
Zrobienie mu dobrze w toalecie było anomalią. Tak naprawdę
jestem trochę pruderyjna. Subtelny seks to moja mocna strona.
Spojrzał w górę ze zdziwieniem.
– Nigdy wcześniej mężczyzna nie zrobił ci przyjemności ustami? –
pyta.
Kręcę głową, zawstydzona moim brakiem doświadczenia
seksualnego.
– Prawdopodobnie jesteś przyzwyczajony do kobiet huśtających
się do góry nogami na żyrandolu.
Jego usta drgnęły.
– Dlaczego nie, kochanie?
– Zawsze obawiałam się, że… im się to nie spodoba – wyjaśniam,
rumieniąc się. – Nie spodobałby im się mój smak, to znaczy… –
Urywam.
Jego szczęka się rozluźnia.
– Kurwa, z pewnością nie mówisz poważnie, prawda? Całą noc
fantazjowałem o tym, by cię posmakować. – Jęczy, jego głos jest
niski z podniecenia. – Za każdym razem, gdy cię widzę, wyobrażam
sobie, jak by to było zrobić to z tobą.
Ja pierdolę.
Sposób, w jaki ten mężczyzna do mnie mówi… Chłopaki nigdy nie
mówią tak sprośnie, tak otwarcie. Czuję się jak bogini.
Przesuwa się w górę i ujmuje moją twarz w dłonie.
– Masz pojęcie, jak bardzo cię pragnę?
Jąkam się, a z moich ust wydobywa się niespójny jęk. Moje usta
nie są połączone z mózgiem.
– Ufasz mi, kochanie? – jego głos łagodnieje.
Kiwam głową, a on delikatnie rozchyla moje nogi. Jego usta
przyciskają się do moich i całuje mnie, jakby był głodny. To mokry
i pełen pożądania pocałunek. Dwoje ludzi nie powstrzymujących się,
pożerających się nawzajem. Zamykam oczy i chwytam go za włosy.
Jego palce wędrują w dół i głaszczą moje mokre wejście. Wsuwa we
mnie dwa palce i delikatnie masuje. Napieram na niego, by wepchnął
palce głębiej, gdy moje podniecenie zaczyna narastać.
Wysuwa ze mnie palce i wpycha do ust, ssąc je powoli.
– Najlepsze danie dnia. – Uśmiecha się mrocznie, gdy jego głowa
opada na moje uda. Unosi moją nogę nad swoje ramię i czuję, jak
delikatnie rozszerza moje wargi palcami.
Biorę głęboki wdech, gdy jego język zanurza się głęboko w moim
wnętrzu bez żadnego ostrzeżenia. Opieram się chęci złączenia nóg,
gdy mnie pożera, liżąc i ssąc bezlitośnie moją łechtaczkę. Moja cipka
zaciska się wokół jego języka, gdy wchodzi we mnie raz za razem
i nie wiem, czy to wytrzymam.
Wyginam plecy w łuk i wydaję z siebie krzyk, ciągnąc mężczyznę
mocno za włosy.
Więc to dlatego mieszka w ustronnym miejscu.
Gdy ssie mocno mój nabrzmiały pączek z wprawą mężczyzny,
który robił to wiele razy wcześniej, kolejny wstrząsający orgazm
wybucha we mnie, gdy drżę wokół jego języka. Dźwięk mojej wilgoci
uderzającej o jego język wypełnia pomieszczenie, a on chrząka
z uznaniem.
– Tak − warczy do mnie. – Dojdź dla mnie, Charlie.
Straciłam całą nieśmiałość, wszystkie zahamowania. Liczy się
tylko to, że nie przestaje mnie ssać. Pochłonięta bezprecedensowym
pożądaniem, zaciskam jego głowę w imadle, gdy intensyfikuje
ssanie.
Nie mogę już dłużej wytrzymać. Nabieram powietrza, gdy moje
ciało przejmuje kontrolę, podniecenie przeszywa moje nabrzmiałe
ciało, a nogi drżą, gdy się poddaję.
Och. Mój. BOŻE.
Dlaczego czekałam tak długo, by pozwolić mężczyźnie to zrobić?
Chociaż wątpię, by język jakiegokolwiek innego faceta mógł mi dać
taką przyjemność.
Uspokaja oddech i ponownie zbliża się do moich ust, całując mnie
mocno. Czuję smak siebie na jego wargach.
– Czy wiesz, jak podniecająca jest świadomość, że jestem jedyną
osobą, która kiedykolwiek cię posmakowała? Jęczy w moje usta. –
Mógłbym dojść na samą myśl o tym.
Przyciska swoje ciało do mojego i czuję każdy mięsień, każdą
krzywiznę jego idealnej sylwetki.
Prawdę mówiąc, nigdy nie miałam wielokrotnego orgazmu w ciągu
jednej nocy.
Przy Benie nauczyłam się udawać. Teraz, tutaj, z Dannym
Walkerem, próbuję się opanować. Wszystko w nim przypomina mi
seks. To, jak na mnie patrzy, co do mnie mówi, jak oddycha.
Podnieciło mnie nawet to, że zaproponował mi wino.
Jego twarda męskość naciska na wnętrze mojego uda, a on całuje
mnie, opierając swój ciężar na bicepsach.
Owijam nogi wokół jego bioder i wpycham się w jego twardego jak
skała kutasa, tak że staje się śliski od moich soków, sprawiając, że
drżę z obietnicy tego, co ma nadejść. Jesteśmy teraz skóra przy
skórze, niecierpliwie ocierając się o siebie.
Nie mogę się nasycić tym mężczyzną, jestem niesamowicie
spragniona.
Moja ręka sięga w dół, by owinąć się wokół podstawy jego kutasa.
Chcę, nie, muszę posmakować go tak, jak on posmakował mnie.
Odpycham go od siebie, zmuszając do podniesienia się z łóżka, po
czym padam przed nim na kolana.
– Twoja kolej – mruczę.
Patrzymy na siebie, gdy biorę jego męskość w dłonie i przesuwam
ustami po główce jego trzonu. Wydaje z siebie jęk, a ja biorę go
głębiej do ust, cal po calu.
Oddycha płycej, aż w końcu wbija się w moje usta z ciężkim
westchnieniem. Przełykam chęć zakrztuszenia się, gdy chwyta mnie
za włosy i wpycha się tak głęboko, że uderza w tył mojego gardła.
Jego oczy skupiają się na mnie, gdy wilgotne odgłosy mojego ssania
wypełniają sypialnię, wraz z jego nierównym oddechem.
– Charlie – warczy. – Kurwa, jakie to przyjemne uczucie.
Boli mnie szczęka, ale opieram się odruchowi wymiotnemu i biorę
go mocno, raz za razem.
– Nie – mówi zduszonym głosem, ciągnąc mnie delikatnie za
włosy. Ignoruję jego błagania i pcham dalej.
– Charlie – szepcze, odsuwając się tak, że wyrywa się z moich ust.
– Jestem już za blisko.
Jego członek lśni na linii moich oczu, pokryty wilgocią. Spoglądam
na niego pytająco.
– Chcę dojść w tobie. – Jego głos jest ciemny i chrapliwy. –
Bierzesz tabletki antykoncepcyjne?
Kiwam głową.
– Dobrze. Wypełnię cię spermą.
Święty Boże, ten człowiek mówi naprawdę sprośne rzeczy.
Uśmiecham się do niego.
– Wiesz, z taką gadką byłbyś dobrą gwiazdą porno – rzucam.
Podnosi mnie na nogi i rzuca na łóżko, wspinając się na mnie.
Moje nogi zaciskają się wokół niego, wbijam pięty w jego pośladki.
– Chcę cię w sobie. Teraz – żądam, wbijając paznokcie w jego
plecy.
Patrzymy sobie w oczy, gdy głaszcze penisem moją mokrą
szczelinę. Moja łechtaczka drży, gdy mnie drażni, a ja wyginam
plecy, by być bliżej jego krocza.
– Proszę, Danny.
Spoglądam na niego, jakbym była wygłodzona, a on uśmiecha się
do mnie, z oczami przepełnionymi podnieceniem, po czym wpycha
główkę penisa w moją kobiecość, najpierw delikatnie, a potem wbija
się we mnie swoją erekcją. Jęczę, gdy moja kobiecość reaguje na jego
rozmiar. Przeklina i łagodzi nacisk, pchając delikatnie i rozciągając
mnie, aż wyraźnie się rozluźniam.
– Wszystko w porządku, kochanie? – szepcze.
Kiwam głową, niezdolna do mówienia, przyciskając kolana do jego
bioder.
Wbija się we mnie w odpowiednim miejscu, a ja jęczę mocno
w jego usta, czując kolejny orgazm wzbierający w moim wnętrzu. To
zbyt szybko.
– Marzyłem o byciu w tobie od dłuższego czasu. – Ciepło zalewa
jego oczy, gdy się we mnie wpatruje. – Aby mój kutas wypełnił twoją
ciasną cipkę.
Odwracam głowę do tyłu, jęcząc.
– Wiesz, jakie to przyjemne uczucie? – Przyciskam jego pośladki
do siebie, by wszedł głębiej.
– Chcesz głębiej? – szepcze chrapliwie.
– Tak! – wykrzykuję.
Pompuje mocniej. Dopóki nie wchodzi we mnie po samą nasadę
i nie może wejść już głębiej.
– To kurewsko przyjemne – jęczę.
Z jego gardła wydobywa się warknięcie, gdy moje mięśnie
zaciskają się mocno wokół niego.
– Cholera – jęczy, a pot lśni na jego czole. – Szybko dojdę, jeśli nie
przestaniesz tego robić.
Mocno chwytam go za włosy, gdy całe moje ciało drży pod
naporem jego wielokrotnych pchnięć, aż nie mogę dłużej
wytrzymać. Kolejny orgazm przeszywa mnie jeszcze mocniej niż
poprzedni.
Jego kutas pulsuje wściekle w odwecie, a ja czuję każdy ruch, gdy
dochodzi głęboko we mnie, a jego ciepły płyn wystrzeliwuje we mnie
szybko i wściekle.
Opadamy z powrotem na łóżko, oboje dysząc, a nasza skóra lepi
się od potu i podniecenia. Wtapiam się w pościel, szczęśliwa,
wyczerpana, nieprzytomna.
Leniwie przesuwa dłonią po moim mokrym od potu ciele, a ja
odwracam głowę, by spojrzeć mu w oczy. Jego ciemne oczy wpatrują
się w moje i coś między nami przeskakuje. Jakaś nić porozumienia,
uznania.
To nie był tylko dobry seks. To był najlepszy seks w moim życiu.
A sposób, w jaki na mnie teraz patrzy, utwierdza mnie w tym
przekonaniu. Zgadza się ze mną w stu procentach.
– Przestań się tak na mnie gapić. – Uśmiecham się.
Posyła mi uśmiech, przesuwając palcem po moim policzku i szyi.
Światła Tamizy rzucają cienie na jego męską szczękę, a ja
z podziwem przyglądam się jego rysom. Bez wątpienia jestem teraz
najszczęśliwszą dziewczyną w Londynie.
– Sprawiasz, że moje serce przestaje bić – szepcze. – Nie jestem
pewien, czy ono to wytrzyma.
Jego duże udo przesuwa się na mnie, przygniatając mnie, jakby
zapomniał, o ile jest cięższy ode mnie.
– Chodź. – Podnosi się z poduszki. – Zanim zaśniemy w tym
bałaganie. Doprowadzę cię znowu do porządku.
– Nie jestem pewna, czy dam radę dojść pod prysznic. –
Chichoczę.
Nie wiem, co się między nami dzieje, ale jedno jest pewne: nie
będę w stanie się z tego wycofać.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 22
CHARLIE
Budzę się w łóżku tak wygodnym, że wydaje mi się, że unoszę się
w powietrzu. Wpatruję się w sufit, uśmiechając się, jakbym
postradała zmysły. Masywne ramię spoczywa na moim brzuchu,
a udo jest owinięte wokół biodra. Coś ostrego wbija się w moje plecy.
Jestem zamknięta w idealnej klatce.
Jest ciężki, ale nie mogę zrobić nic, by go podnieść. Mój pęcherz
pęka, ale nie ruszam się z miejsca. Umrę w tej pozycji, a oni będą
musieli odpowiednio wyprofilować mi trumnę.
Spoglądam przez ramię i widzę, że śpi spokojnie, z twarzą wtuloną
w moją szyję, jego szeroka klatka piersiowa miarowo unosi się
i opada.
Spędziłam noc w domu Danny’ego Walkera. W łóżku Danny’ego
Walkera. Używając Danny’ego Walkera jako koca. Dwudziestoletnia
„ja” wykonuje w głowie mały taniec zwycięstwa.
W jakiś sposób ta pozycja wydaje się bardziej intymna niż
niekończący się seks poprzedniej nocy. Nie zasnęliśmy aż
do czwartej nad ranem. Moje wnętrza ud wciąż są obolałe od
rozsuwania ich i mam wrażenie, jakby moje miejsca intymne
sponiewierał młot pneumatyczny, i to dwudziestokrotnie.
Czuję ciepło jego skóry tuż przy moim ciele i wiem, że pod kołdrą
jest całkowicie nagi. Czuję jego oddech na karku i słyszę ostry
świszczący dźwięk, przypominający odgłos duszonej gęsi. Z trudem
tłumię chichot, by go nie obudzić. Lekko się porusza, a ja zamykam
oczy i udaję, że nadal śpię.
Jego uda zaciskają się wokół mojej talii, a kutas twardnieje
na moim biodrze. Budzi się w pełni, z ogromnym chrapnięciem,
jakby ktoś ścisnął jego drogi oddechowe, a ja nadal udaję, że śpię.
Jego usta muskają moją szyję, składając delikatne pocałunki
na ramionach. Mam na sobie jego koszulkę, która sięga mi do pasa,
a jego erekcja wbija się w nagą skórę.
Zalewa mnie ulga, że nie krzyczy, gdy zauważa mnie w swoim
łóżku.
– Wiem, że nie śpisz – szepcze mi do ucha, gdy jego dłonie
wędrują w dół mojego brzucha, aż docierają do krocza; wpycha dwa
palce w moją wrażliwą szparkę, jakby był jej właścicielem. Boże, jakie
to przyjemne uczucie.
Biorę gwałtowny wdech i otwieram oczy.
– Dzień dobry.
Jego twarz znajduje się kilka cali od mojej i mam nadzieję, że mój
tusz do rzęs nie rozmazał się tak, że mam oczy pandy. Nie mogę się
ukryć w przyćmionym świetle nocy ani pod pretekstem alkoholu.
Jesteś mój − mówi zdeterminowany głos w mojej głowie, gdy
wpatruję się w tę przystojną twarz. Nie zamierzam z ciebie
zrezygnować.
– Dzień dobry – odpowiada ochrypłym tonem. – Dobrze spałaś? –
pyta cicho, gdy moja kobiecość zaczyna pulsować przez to, co mi
robi.
– Najlepsze łóżko, w jakim kiedykolwiek spałam – mówię,
wyginając się pod jego dotykiem. – Chociaż w sumie to spaliśmy
tylko cztery godziny.
Mój oddech staje się ciężki, gdy jego palce drażnią moją
nabrzmiałą łechtaczkę. To żenujące: dojdę za szybko, jeśli nie
przestanie tego robić. Będzie myślał, że jest bogiem, jeśli wystarczy,
że podnieci mnie przez kilka sekund, a ja stracę kontrolę. Odwracam
się do niego, ocierając się cipką o jego krocze, a on jęczy.
– Poczekaj – warczy. – Chcę w ciebie wejść.
Kładzie się na mnie i rozchyla moje nogi kolanami, wbijając swoją
erekcję w moją łechtaczkę.
– Rozłóż nogi.
– Poczekaj, Danny – oddycham, zaciskając ramiona wokół jego
talii. – Jestem delikatna. Potraktuj mnie łagodnie.
– Cokolwiek zechcesz, kochanie. Będę miły i delikatny.
– Potrafisz nieźle pieprzyć jak na starego faceta. – Chichoczę.
– Bezczelna suka. Mam czterdzieści lat, a nie siedemdziesiąt –
mruczy. – Stracę cierpliwość, jeśli nadal będziesz tak mówić.
Jego usta muskają moje, a język delikatnie przesuwa się po moich
wargach, gdy bierze swój członek i przesuwa nim w górę i w dół
mojej szparki.
– Powoli, pamiętaj – jęczę w jego usta, gdy wsuwa we mnie swój
czubek.
Wzdrygam się i wbijam dłonie w jego plecy. Nigdy nie byłam tak
wrażliwa po seksie.
– Zrelaksuj się – szepcze cicho, gdy wsuwa się i wysuwa, aż czuje,
że moje mięśnie się rozluźniają.
Nasz pocałunek się pogłębia, a potem wchodzi we mnie cały;
owijam nogi wokół jego talii i wciskam pięty w jego pośladki.
Do moich płytkich jęków dołączają jego głębokie pomruki
i odgłosy uderzania ciała o ciało. Każda część mnie tego pragnie.
– Nie wytrzymam – warczy i wiem, że ja też nie wytrzymam. – Nie
jestem w stanie robić tego powoli.
Przeklinając, wbija się w najgłębsze miejsce w moim wnętrzu raz
za razem. Jego brwi łączą się, a usta rozluźniają w tym cudownym
wyrazie, który mówi mi, że jest tak bliski orgazmu.
– Kurwa… to jest zbyt przyjemne… Nie mogę dłużej wytrzymać.
Widząc go tak podnieconego – dzięki mnie – tylko przyspieszam
mój własny punkt kulminacyjny i zaciskam nogi mocno wokół niego,
gdy pędzimy w kierunku osiągnięcia spełnienia.
Wbija członek ostatni raz, po czym dochodzi we mnie gwałtownie,
a ja czuję każdą kroplę jego spermy z taką siłą, że przez moje ciało
przechodzi dreszcz intensywnej przyjemności.
– To żenujące – mówi. – To naprawdę był szybki numerek.
Nasze spojrzenia się spotykają, a on pochyla się, by pocałować
mnie w czubek nosa.
– Jesteś rewelacyjna, Charlotte Kane.
Jesteś niezapomniany, Danny Walkerze, co równie ważne.
DANNY
Mam pełny widok na jej ciało w jasnym świetle łazienki i chłonę
każdą linię, każdą krzywiznę, jakbym właśnie otrzymał zdolność
widzenia.
Spogląda na mnie. Jej mokre włosy są przyklejone do czoła, a woda
spływa po pulchnych ustach. Spoglądam w dół, na jej zarumienioną,
niesamowicie wspaniałą twarz − i ten widok zapiera mi dech
w piersi.
Ona jest niewiarygodna.
Seks był czymś więcej, niż kiedykolwiek mogłem sobie wyobrazić.
Niezapomniane, oszałamiające przeżycie.
Woda tworzy wodospady na krzywiźnie jej piersi, a mój kutas
budzi się do życia. Najmniejsza rzecz doprowadza mnie
do szaleństwa.
– On zawsze wydaje się gotowy do działania. – Wpatruje się
szeroko otwartymi oczami w moją erekcję.
Uśmiecham się do niej, myjąc szczegółowo każdy cal jej ciała.
Przesuwam dłońmi po wewnętrznej stronie jej ud i okrążam jej
wejście, sprawiając, że jęczy cicho.
Czy kiedykolwiek będę miał dość tej kobiety? Samo patrzenie
na nią doprowadza mnie do szału.
Muszę być dla niej delikatny. Prosiła o to dziś rano. Po prostu nie
mogę się opanować.
Unosi brew, rozbawiona.
– Myślę, że jestem już naprawdę czysta – oznajmia.
Bierze mojego kutasa w swoją drobną dłoń, a ja jestem jak
zahipnotyzowany; ta dziewczyna poskromiła mnie i mojego penisa.
Z moich ust wydobywa się pomruk, gdy owija palce wokół mojego
trzonu i zaczyna przesuwać ręką w górę i dół.
Potem bez ostrzeżenia pada na kolana, wsuwając i wysuwając
mojego penisa ze swoich pięknych, miękkich ust, jakby była głodna.
– Kurwa… Charlie… tak kurewsko mi dobrze – jęczę. – Nie
przestawaj – błagam.
Rozszerza usta i bierze mnie jeszcze głębiej, a ja wplatam palce
w jej włosy, walcząc z pragnieniem, by nie wbić się w nią całkowicie.
Kierując wzrok w dół, patrzę, jak ssie mojego kutasa, i jestem pod
wrażeniem. Jej wielkie oczy wpatrują się we mnie z uwielbieniem,
a ja wiem, że nie mogę patrzeć na to długo, bo zaraz eksploduję.
– Zaraz dojdę, kochanie – ostrzegam ją, a moje oczy wędrują
do sufitu.
Ignorując mnie, ssie głębiej i szybciej, a ja wiem, że już po mnie.
Kiedy ponownie spoglądam w dół, ona wpatruje się we mnie
z zarumienionymi policzkami i oczami płonącymi z determinacji.
Jęczę głośno, mój kutas drga, gdy dochodzę w jej ustach. Połyka
wszystko, ani na moment nie przerywając kontaktu wzrokowego.
– Dziękuję, kochanie. – Oddycham ciężko, gdy podnoszę ją
do pozycji stojącej i biorę w ramiona.
– Nie ma za co.
Składam na jej ustach delikatny, długi pocałunek, po czym
odsuwam się, by spojrzeć w jej piękną twarz.
– Okej, teraz jestem głodna – mówi, uwalniając się z mojego
uścisku.
– Czego dama zapragnie, to dostanie – odpowiadam, otwierając
drzwi podwójnego prysznica.
Stojąc za nią, owijam ją ręcznikiem i ściskam mocno, jakby była
dla mnie prezentem.
Jej spojrzenie spotyka się z moim w łazienkowym lustrze.
– Nie mam ze sobą szczoteczki do zębów – mówi ze smutkiem.
– Mam kilka zapasowych. – Pochylam się i otwieram górną szafkę,
po czym wyjmuję to, czego potrzebuje.
Marszczy brwi, przyglądając mi się, po czym stwierdza:
– Po jednej dla każdej dziewczyny w tygodniu.
– Niezupełnie – odpowiadam beznamiętnie. – Jestem singlem,
Charlie. Czego się spodziewasz?
Odwracam ją do siebie.
– Chcę spędzić z tobą dzień – mówię, zanim zdążę się
powstrzymać.
Jej twarz się rozjaśnia.
– Najpierw zrobię ci śniadanie, a potem znowu cię zerżnę –
dodaję.
***
Trzydzieści minut później siedzi na moim barze śniadaniowym,
w moim swetrze − o pięć rozmiarów za dużym dla niej i ledwo
zakrywającym jej bieliznę − gdy jej stonowane, nagie nogi wychylają
się lekko zza mebla.
– Czy ty w ogóle umiesz gotować? – Patrzy na mnie podejrzliwie,
gdy dodaję olej na patelnię. – Tristan jest jak gigantyczne dziecko,
które czeka, aż inni go nakarmią. Założyłam, że jesteś taki sam.
Odwracam się do niej, oburzony.
– Źle założyłaś. Umiem gotować. Jeszcze jeden taki komentarz
i się o tym nie przekonasz – ostrzegam.
Sweter zwisa, odsłaniając jej nagie ramię. Jej nieuczesane,
ciemnobrązowe włosy opadają luźno falami na krągłe piersi, a zarys
sutka pokazuje, że nie ma na sobie stanika. Oblizuję wargi,
wyobrażając sobie te różowe sutki pod spodem. Być może będę
musiał poprosić ją o założenie stanika, jeśli nie chcę przypalić
boczku. Chcę, by nosiła ten strój do końca życia; do diabła, zmienię
nawet warunki zatrudnienia, by pozwolić jej chodzić po biurze
w moim swetrze.
Z poczuciem winy zauważam zaczerwienienie na jej szyi
w miejscu, gdzie mój zarost podrażnił jej skórę. Wczoraj wieczorem
byłem zbyt szorstki.
Próbuje spojrzeć przez moje ramię na zawartość patelni.
– Pod warunkiem, że nie jest to jakiś dziwny szkocki haggis lub
kaszanka.
– Pamiętasz, co mówiłem? – ostrzegam, zbliżając się do niej, by
ścisnąć ją w talii. – Mniej zbędnych komentarzy, bo będziesz głodna.
– Jesteś taki dojrzały. – Wydycha powietrze. – Spójrz na te
wszystkie gadżety. Masz sokowirówkę i blender. I maszynkę
do makaronu. Czy ty w ogóle wiesz, jak się robi makaron?
– Jeszcze nie – przyznaję, nalewając filiżankę kawy i podając jej
napój. – Kiedyś się dowiem.
– Nie wiem, po jaką cholerę ci to. – Wpatruje się w moje pazury
do szatkowania mięsa. – Wyglądają jak widelce seryjnego mordercy.
Śmieję się, obracając bekon.
– To po prostu rozdrabniacze do mięsa.
– Rozdrabniacze do mięsa. – Powtarza powoli. – Nie jestem
pewna, czy jestem tu bezpieczna.
Przewracam oczami i kładę dwa talerze z chlebem na zakwasie,
jajkami w koszulkach, bekonem i awokado.
– Czekaj. – Jej oczy rozjaśniają się, jakby była na tygodniowym
poście. – Wyjaśnijmy coś sobie. Potrafisz dać mi wielokrotny orgazm
i umiesz gotować?
– Cieszę się, że sprostałem twoim oczekiwaniom, a nawet je
przewyższyłem.
Nabrała ogromną łyżkę jedzenia.
– Być może nie jesteś ogrem, za jakiego cię uważałam.
– Jestem – odpowiadam, siadając naprzeciwko niej przy barze
śniadaniowym. – Nie daj się zwieść.
Wsuwa łyżkę do ust i zaczyna wypluwać jedzenie.
– Moje jedzenie zwykle wywołuje lepszą reakcję.
– O mój Boże, Danny. – Zachichotała. – Masz na szyi malinkę!
Odwracam się do lustra, by zobaczyć ciemnoczerwony ślad po
ugryzieniu na mojej szyi.
Kurwa. Pojawia się realna groźba kastracji przez Tristana.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 23
CHARLIE
Przejechaliśmy dziesięć mil autem Danny’ego, gdy na wyświetlaczu
w panelu samochodu pojawiło się imię Tristan, które teraz
uporczywie miga.
Jedziemy do kąpieliska w pobliżu Richmond, gdzie Danny pływa.
Biorąc pod uwagę to, że na zewnątrz jest piętnaście stopni, a ja nie
mam jego szkockiej skóry odpornej na warunki atmosferyczne,
jestem trochę zaniepokojona. Mimo to zgodziłam się, aby zachować
twarz, a nie zniszczyć iluzję bycia młodą, żądną przygód i beztroską
dziewczyną.
– Charlie. – Spogląda na mnie z siedzenia kierowcy. – Muszę
odebrać to połączenie.
– Będę cicho. – Przewracam oczami. – Twój niecny sekret jest
bezpieczny.
– Tristan – wita się, włączając głośnik.
– Stary – mówi Tristan. – Dostałeś formularz opieki? Musisz go
podpisać jako referencję.
– Zrobię to dziś wieczorem. Teraz jestem poza domem.
– Jasne, w każdym razie mam nadzieję, że nie będzie mogła mnie
dłużej oszukiwać – mówi mój brat.
Wzdrygam się, słysząc mroczniejszego, bardziej gniewnego
Tristana niż ten, do którego przywykłam. Danny rzuca mi
zakłopotane spojrzenie z ukosa.
– Ona nie może opuścić kraju z moim synem, Danny – dodaje
Tristan ze smutkiem.
Spoglądam zdumiona na Danny’ego, ale on mnie ignoruje.
Gemina próbuje opuścić Anglię? Dlaczego Tristan mi nie
powiedział? Powiedział Danny’emu, ale nie mnie, swojej własnej
siostrze?
– Ogarniemy to, Tristanie – mówi cicho Danny, zatrzymując
Astona Martina. – Ona nie zabierze Daniela. – Jego głos jest
przesycony pewnością, ale nie udaje mu się ukryć troski na twarzy.
– Posłuchaj – zaczyna Tristan. – Nie interesuj się Marą, dobrze?
Pracuje nad krytyczną sprawą i nie mogę pozwolić, by się
rozpraszała. Nie sprawiaj, żeby miała maślane oczy, jak wszystkie
inne kobiety w twoim otoczeniu.
Mara. Doskonała, cholerna Mara. Zapomniałam o niej. Jej imię
robi dziwne rzeczy z moim żołądkiem.
Danny wyraźnie wzdryga się obok mnie.
Maślane oczy – jak wszystkie inne głupkowate kretynki, takie jak
ja. Wzdrygam się w fotelu. Ile takich panienek ma?
Wiedziałaś o tym – karci mnie cichy głosik. Nie przywiązuj się
emocjonalnie.
– Słuchaj, muszę już kończyć – mówi pospiesznie Danny. – Mam
kilka spraw do załatwienia.
Z głośnika dobiega śmiech Tristana.
– Od kiedy sam załatwiasz swoje sprawy?
– Pa, Tristan. – Danny kończy połączenie.
Przyklejam do twarzy uśmiech. Mara może być idealną partią, ale
teraz jej tu nie ma. Ja jestem. Wejdę do tego jeziorka i pokażę
Danny’emu Walkerowi, jaką naprawdę jestem rozrywkową
dziewczyną.
***
***
***
DANNY
Czuję intymność, której nie powinno tam być i która wysyła mi znaki
ostrzegawcze. Dlaczego zaprosiłem ją dziś ponownie? To miało się
skończyć dziś rano, kiedy starałem się wyrzucić ją z moich myśli.
Dlaczego bawię się z nią w relację chłopak-dziewczyna? Co ja,
kurwa, robię?
Patrzę na nią, jak wyciąga swoje długie nogi na sofie, a jej głowa
spoczywa na mojej piersi. Znowu jest w tym moim za dużym
swetrze, który chyba należy już do niej, rozłożona tak, jakby była
właścicielem tego cholernego miejsca. Jej gęste włosy są rozrzucone
po całej mojej klatce piersiowej i bicepsie.
Ma na sobie moje bokserki, podczas gdy jej bielizna się pierze, co
jest ogromnie podniecające – ta świadomość, że jej mała cipka
ociera się o mój materiał.
Nie ma pojęcia, jaka jest niszczycielsko atrakcyjna. Często
zastanawiam się, czy byłaby inną osobą, gdyby zdawała sobie z tego
sprawę. Robi to bez wysiłku: minimalny makijaż, niechlujne włosy,
postrzępione dżinsy. To jest to, co ją wyróżnia: chłopięcy,
niewymuszony styl, fakt, że nie przejmuje się tym, jak wygląda.
To bikini… nigdy nie widziałem czegoś tak seksownego
i sensacyjnego, mimo że miotała się po jeziorze jak szalona.
Po tym, jak uprawialiśmy seks w przebieralni, robiliśmy to jeszcze
raz. Czuję się kurewsko wykończony.
Oglądamy film od dwóch godzin i żadne z nas nie zwraca uwagi
na to, co się dzieje na ekranie. Śmiejemy się, przytulamy
i znajdujemy każdą okazję, by się dotknąć. Masuję jej cholerne stopy,
na litość boską.
Jest jedyną osobą, na której mogę się skupić, gdy jest w pokoju.
Dlatego muszę ją dobrowolnie zwolnić, zanim doprowadzę firmę
do ujemnego kapitału własnego. Nie wywiązywałem się ze swoich
obowiązków. Potrzeba było całej mojej siły woli, by oderwać od niej
wzrok na tyle długo, by wydrukować i podpisać formularz dla
Tristana. Dziś wieczorem mam napisać przemówienie na doroczne
wydarzenie technologiczne w Canary Wharf. Chyba znowu to
spieprzę.
Coś się zmieniło w ciągu dwudziestu czterech godzin. Wczoraj
o tej porze zachowywaliśmy się niezręcznie i ignorowaliśmy się
podczas kolacji. A teraz? Gapię się na nią jak zakochany nastolatek.
Pojawiają się napisy końcowe, a ona wstaje.
– Muszę obejrzeć to jeszcze raz. – Uśmiecha się. – Twój
niesamowity masaż stóp mnie rozproszył.
– Kto by pomyślał, że mam wiele talentów. Kucharz. Ratownik.
Teraz masażysta. Wszystko w jeden dzień.
– Żywe dildo – dodaje z półuśmiechem, pocierając stopą moje
krocze.
– To mój ulubiony sposób służenia ci. – Uśmiecham się,
przesuwając palcami po jej stopie.
– Wielowymiarowy mężczyzna – mówi cicho. Zaciska usta, patrzy
na mnie, a potem odwraca wzrok.
– Powiedz to, Charlie – mówię, czekając.
– Myślisz, że jestem głupia?
Wpatruję się w nią, zastanawiając się nad tą nagłą zmianą tematu.
– Dlaczego, u licha, o to pytasz? Skąd ci się to wzięło?
– Daj spokój, Danny. – Przewraca oczami. – Większość ludzi
w Nexusie studiowała na Cambridge, Oxfordzie, Harvardzie lub
innym genialnym uniwersytecie. Ja studiowałam w Warwick.
– Nie mam takiego wykształcenia. Tristan też nie – mówię,
unosząc brew.
– Ale odniosłeś wielki sukces. Wiem, że uważasz, że nie spełniam
standardów Nexusa. Nie wciskaj mi kitu.
– Skąd ci to przyszło do głowy? – pytam lekko zmieszany. –
Prawda jest taka: myślę, że potrzebujesz więcej doświadczenia. Ale
myślę też, że jesteś piękną, inteligentną i niesamowicie kreatywną
dziewczyną.
– Dziewczyną? – Skrzywiła się.
– Kobietą – poprawiam.
Wpatruje się we mnie speszona.
– Nie jestem długonogą blond prawniczką zajmującą się prawami
człowieka. Dlaczego miałbyś z takowej rezygnować?
– Chciałem swobodnej relacji, ona nie.
Odchrząknęła niezręcznie, unikając mojego spojrzenia.
– Rozumiem. Nie angażujesz się – mówi ze smutkiem.
Wydycham powietrze. Nie podoba mi się, dokąd zmierza ta
rozmowa.
– Hej. – Potrząsam jej kostką, zmuszając ją do spojrzenia na mnie.
– Nie wiemy, co to jest… cieszmy się tym, dobrze?
– Jasne. – Przełyka. – Rozumiem.
Patrzę na nią, nie wiedząc, co powiedzieć.
– Danny – zaczyna znowu. – Pamiętasz te wszystkie lata, to, co
było?
– Pamiętam – odpieram.
Na jej twarzy pojawił się grymas bólu.
– Dlaczego mnie odepchnąłeś?
– Miałaś dwadzieścia lat, Charlie. – Westchnąłem. – Ja miałem
trzydzieści trzy. Byłaś dla mnie za młoda. Byłaś pijana. Pomimo
mojej reputacji nie wykorzystuję młodych, pijanych dziewczyn. Bez
względu na to, jak zapierają dech w piersiach.
– A teraz? – szepcze.
Podchodzę i biorę ją w ramiona.
– Teraz mam naprawdę przejebane.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 24
CHARLIE
Kiedy się budzę, przesuwam dłonią po miejscu, w którym powinno
się znajdować jego ciało, ale czuję chłód. Mój telefon przypomina, że
jest szósta rano w poniedziałek, kurczę. Koniec fantazji. Teraz muszę
przebić się przez cały Londyn, aby przygotować się do pracy.
W sypialni panuje niesamowita cisza. Gdzie on jest?
Zdejmuję kołdrę i zrywam się z łóżka. Hmmm, ogrzewanie
podłogowe jest włączone. Nic dziwnego, że Danny budzi się tak
wcześnie.
Na najwyższym piętrze nie ma po nim śladu.
Schodzę po schodach w samej bieliźnie, a jego suchy, ochrypły
głos staje się coraz głośniejszy, gdy docieram do najniższego
stopnia. Podążam za tym głosem w kierunku kuchni.
– Napisz propozycję i wyślij mi ją dziś rano, Michael. – Jest
odwrócony do mnie plecami i ma założone słuchawki. – Umowa
musi zostać sfinalizowana jutro.
Jest szósta rano w poniedziałek, a on już przełączył się na tryb
pracy. Za to ja ledwo mogę zebrać siły, by umyć zęby.
Danny ma na sobie czarny garnitur opinający jego mięśnie, a gdy
się odwraca, widzę, że jest dokładnie ogolony, co podkreśla jego
ostrą jak brzytwa szczękę. Wystarczyło jedno spojrzenie na niego
w tym ubiorze i już nie mogę zebrać myśli.
Jedna z jego brwi wyraźnie podjeżdża do góry, gdy przygląda się
temu, jak skąpo jestem ubrana, sprawiając, że niepewnie krzyżuję
ręce na piersi. Krótko kiwa głową z uznaniem i mówi bezgłośnie:
pięć minut.
Musi chodzić o Stany, skoro zaczął działać tak wcześnie.
Stwierdzam, że w tej rozmowie bierze udział wiele osób – wnioskuję
po liczbie nazwisk, które Danny rzuca raz za razem, wydając
polecenia.
Prezes Danny jest seksowny jak cholera.
Omijam go w kuchni i biorę szklankę z szafki − tak cicho, jak tylko
mogę.
Kiedy jestem przy kranie, podskakuję lekko, gdy ręka mężczyzny
otacza moją talię od tyłu, przyciskając mnie do materiału jego
dopasowanego garnituru.
– Muszę kończyć. Zadzwonię do ciebie, do biura – rzuca
do telefonu.
– Dzień dobry, piękna. – Jego rozkazujący ton przechodzi
w łagodniejszy.
Mężczyzna odsuwa moje włosy i całuje mnie w szyję, sprawiając,
że drżę.
– Dzień dobry – mówię cicho, odwracając się do niego.
– To spektakularny widok z samego rana – mruczy mrocznie, jego
oczy biegną w górę i w dół mojego ciała. – Mam nadzieję, że cię nie
obudziłem. W dzbanku jest kawa.
– Nie. – Świadomie przestępuję z nogi na nogę. – Muszę wrócić
do siebie, żeby się przygotować do pracy.
– Zadzwonię po kierowcę.
Szybko kręcę głową. Nie chcę, żeby jego kierowca wiedział, że
spędziłam u niego cały weekend.
– Komunikacją publiczną dotrę szybciej. – Moje oczy się
rozszerzają. – Przez twoją koszulę prześwituje malinka.
Skrzywił się lekko, próbując podciągnąć kołnierzyk.
– Będę musiał dzisiaj zmagać się z masą plotek na ten temat. –
Uśmiecha się półgębkiem, gdy się wzdrygam. – To było warte
plotek. Nie martw się, nie będą w stanie zidentyfikować, że to ty
mnie oznaczyłaś.
– Naprawdę mi przykro. – Zachichotałam. – Dałam się ponieść
chwili.
Jego telefon znów brzęczy.
– Więc tak wygląda życie dyrektora generalnego? – Zerkam
na niego. – W takim razie cieszę się, że pracuję w dziale wsparcia
technicznego.
Rzuca mi przepraszające spojrzenie.
– W porządku. − Macham ręką. − Muszę się ubrać.
Piętnaście minut później jestem z powrotem w stroju z sobotniej
nocy. Nigdy nie miałam tak opóźnionego spaceru podszytego
wstydem. Danny siedzi na stołku barowym, rozmawiając głośno
przez telefon ze zmarszczonym czołem. Powinnam się wymknąć?
Pomachałam mu lekko od strony drzwi kuchennych.
Czekaj – mówi bezgłośnie.
– Potrzebuję pięciu minut – warknął do telefonu, po czym go
wyciszył.
– Chyba zobaczymy się w biurze – próbuję powiedzieć beztrosko.
– W biurze Nexusa. – Podchodzi do mnie z uśmiechem. –
Przenosicie się dzisiaj do naszej głównej siedziby, pamiętasz?
Cholera. Zapomniałam o tym. Chyba byłoby dobrze, gdybym była
tam przed czasem.
– Charlie. – Marszczy brwi, wpatrując się we mnie. – To wszystko
będzie naszym sekretem, dobrze?
Pokazuję mu swój najbardziej promienny uśmiech.
– Oczywiście.
***
***
– Nie postrzegaj tego jako coś więcej, niż to, czym jest
w rzeczywistości – oznajmia.
Jemy burrito wystarczająco daleko od biura, aby nikt nie mógł nas
tu przyłapać i czegoś usłyszeć.
– Nie postrzegam tak – mówię.
Stevie patrzy na mnie ze smutkiem.
– Czy powiedział, że chce się znowu z tobą spotkać? – pyta.
– Nie – przyznaję, przygryzając wargę. – Zapytał, czy możemy
zachować to w tajemnicy.
Powiedzenie tego na głos sprawia, że brzmi to naprawdę słabo.
– Hmm – zastanawia się. – Po prostu bądź ostrożna, masz tu
więcej do stracenia niż on.
Wzdrygam się.
– Wiem, wiem, on jest Casanovą, a ja jestem dziwką, która chce
się dostać na szczyt.
– Masz ten błysk w oku. Jakbyś ignorowała wszystkie znaki –
mówi troskliwie.
– Nie, nie ignoruję – kłamię. – Nie mam nic przeciwko
przypadkowemu romansowi.
– Słuchaj, po prostu poczekaj, aż to on się do ciebie odezwie,
dobrze? – mówi stanowczo. – Nie ganiaj za nim.
– Nie będę – obiecuję. – Poza tym przez cały weekend
wstrzymywałam bąki; potrzebuję przerwy, zanim mój żołądek
eksploduje.
– Czy można umrzeć przez zbyt długie wstrzymywanie własnych
bąków?
Cholera. Chyba się dowiem.
Po lunchu zaczynam się zajmować kolejką zirytowanych klientów
zgłaszających błędy w naszym oprogramowaniu. Przy każdym
telefonie wylewnie przepraszam za utrudnienia.
– Zobacz, jak szybko to się kręci.
Patrzę, a Stevie obraca się na swoim krześle.
– Przestań – mruczę, machając mu ręką. – W przeciwieństwie
do ciebie próbuję pracować.
– Testowałaś już te wszystkie dźwignie? – Wjeżdża swoim
krzesłem w moje.
– Uch! Jeśli to zrobię, to się odwalisz? – Odsuwam się od biurka
i rozsuwam nogi. Kręci się całkiem szybko. Wypróbowywanie
nowych dźwigni jest zabawniejsze, niż użeranie się z wściekłymi
klientami.
– Widzisz? – Stevie się śmieje. – Najlepsze krzesło na świecie.
Kręcimy się w kółko ze śmiechem, aż mam zawroty głowy. Kilka
osób patrzy na nas i przewraca oczami.
– Okej, jest fajnie – przyznaję. – Niedobrze mi.
– Cieszę się, że nowi pracownicy lubią swoją pracę – mówi
lodowaty kobiecy głos.
Przestaję się kręcić, zdezorientowana, i spoglądam w górę, by
zobaczyć Cheryl, szefową działu kadr Nexusa, Danny’ego i kilku
innych menedżerów stojących w przejściu.
Stevie wzdryga się gwałtownie obok mnie, uderzając w moje
krzesło.
Oczy Danny’ego spotykają się z moimi, po czym na jego twarzy
pojawia się grymas dezaprobaty. Jak długo przyglądał się naszym
głupim ekscesom na krześle?
Teraz wygląda zupełnie inaczej. Zniknął zrelaksowany Danny
Walker, który zeszłej nocy masował mi stopy. Jego spojrzenie jest
mroczne, gdy patrzy naprzemiennie to na mnie, to na Stevie’go.
– Może mogłabyś ponownie przedstawić kodeks postępowania
w firmie, Cheryl. – Jego głos przeszywa mnie na wskroś, rozpalając
ogień na moich policzkach.
Niepewnie wracam do biurka i chowam się za ekranem, gdy Stevie
rusza przez biuro.
Dojrzale, Charlie. Naprawdę dojrzale.
Przełykam gulę w gardle i skupiam się z powrotem na ekranie.
Pojawia się wiadomość i w momencie, gdy mam zamiar usunąć tego
e-maila, ponownie czytam tytuł z Nexus HR.
Otwarcie roli: Projektant.
Zapewne wszyscy słyszeliście, że niedawno przejęliśmy Dunley Tech.
Teraz szukamy najnowocześniejszego zespołu, który będzie kształtował
przyszłość tych produktów. Czy masz innowacyjny umysł, który może
napędzać przyszłe projekty? Jeśli tak, czytaj dalej...
Przewijam w dół, zaintrygowana. Po pięciu latach wysłuchiwania
narzekań, mam w głowie pełno pomysłów na kształtowanie tych
produktów.
Podniecenie wiruje mi w żołądku.
Prześlij propozycje biznesowe z trzema najlepszymi pomysłami, aby
złożyć wniosek.
Ośmielę się? Byłoby upokarzające, gdyby Danny się dowiedział, że
się zgłosiłam, ale nie musiałabym mu o tym mówić. Lista
kandydatów nigdy nie zostaje udostępniona dyrektorowi
generalnemu. To o wiele wyższe stanowisko niż moje obecne, więc
mam małe szanse.
Oczy mi się zaświeciły, gdy czytałam dalej. Dwa miesiące pracy
w biurze w Nowym Jorku! Przecież mogę aplikować − najwyżej mnie
odrzucą; nic złego się nie stanie, prawda?
Może uda mi się pokazać Danny’emu Walkerowi, że jestem kimś
więcej niż bufonem bujającym się na krześle, mówi w mojej głowie
głosik odpowiedzialny za nadzieję.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 25
CHARLIE
Stevie miał rację. Minęły sześćdziesiąt cztery godziny (tak, liczę je)
i ze strony Danny’ego nie zarejestrowałam żadnej próby kontaktu.
Ani jednej wiadomości tekstowej, a jest już środek tygodnia.
Najwyraźniej moje dziecinne zachowanie w biurze wbiło gwóźdź
do trumny.
Z każdym mijającym dniem staję się coraz bardziej niespokojna
i rozgorączkowana, analizując każdy najdrobniejszy szczegół
weekendu. Może seks nie był dla niego tak dobry, jak dla mnie? Czy
szukał tylko towarzystwa, panienki do zabawy na kilka dni? A może
jest już mną znudzony?
Torturuję się, nieustannie poświęcając część uwagi
na wpatrywanie się w telefon. Włączam go i wyłączam, sprawdzam
zasięg. Teraz jestem w gorszej sytuacji, niż gdyby miniony weekend
się nie wydarzył. Bo w końcu posmakowałam tego, jaki Danny jest
niesamowity. Dostałam przedsmak tego cudownego dania − które
już jest poza moim zasięgiem…
Dlaczego dopuściłam do tego, by cała ta sytuacja stała się w mojej
głowie czymś więcej? Uspokaja mnie fakt, że tego wieczoru spędzę
czas z moim siostrzeńcem Danielem. Daniel jest synem Tristana
z jego toksycznego małżeństwa z Geminą. Nigdy nie lubiłam tej
kobiety.
Zarówno Danny, jak i ja jesteśmy rodzicami chrzestnymi Daniela,
co sprawiło, że chrzest był niesamowicie niezręcznym wydarzeniem.
Każdego roku Danny kupuje obrzydliwie drogi prezent, przez co mój
wygląda żałośnie. Jestem jednak zabawną matką chrzestną.
Dziś wieczorem Tristan i Rebecca wychodzą na imprezę firmową,
więc opiekuję się dzieckiem. Nie wiem, jak on jest w stanie
prowadzić firmę prawniczą i bywać na tych wszystkich wydarzeniach
towarzyskich. Zawsze jest na jakiejś gali albo imprezie z drinkami.
Ten człowiek chyba nigdy nie śpi.
Przynajmniej będę mogła pracować nad moim biznesowym
uzasadnieniem wakatu, kiedy Daniel zaśnie. Jeśli moje odrzucone
serce pozwoli mi skupić się na czymkolwiek innym, niż pan
„przelecę-cię-w-weekend-a-potem-będę-udawał-że-nie-istniejesz”.
– Cześć, Natalio. – Całuję Brazylijkę w średnim wieku, stojącą
przy drzwiach. Natalia jest gosposią Tristana. W zasadzie robi tu za
drugą mamę; robi dla niego wszystko, od gotowania po pranie
bielizny. Facet nie ma poczucia wstydu.
– Charlie, kochanie. – Przytula mnie mocno, a ja wchodzę,
zdejmując buty. Dzięki Natalii mieszkanie Tristana jest zawsze
nieskazitelnie czyste.
– Wejdź. Są w części wypoczynkowej.
– Oni? – pytam, nagle zaniepokojona.
– Chłopcy, Rebecca i jej przyjaciółka – odpowiada kobieta.
Słyszę głośny śmiech Jacka, potem suchy, sarkastyczny, szkocki
głos oraz śmiech dziewczyn.
Kurwa.
Biorąc głęboki wdech, wchodzę do salonu.
– Charlie! – Daniel biegnie do mnie, a ja czuję przeogromną
radość z powodu jego bezwarunkowej miłości. Staram się uspokoić
przyspieszone bicie serca, klękając i obejmując go.
On tu jest.
Dlaczego Tristan nie podzielił się tymi istotnymi szczegółami?
– Jak się miewa mój ulubiony bratanek numer jeden?
– Twój jedyny bratanek – beszta Daniel. – Nie jestem głupi.
– Nie, jesteś najmądrzejszym chłopcem, jakiego znam. –
Potargałam mu włosy. – Zamierzasz pokonać mnie dziś w szachy?
Wsuwa okulary na nos.
– Zdecydowanie!
– Charlie. – Tristan podchodzi i mnie przytula. – Jesteś gwiazdą.
Uśmiecham się, dając mu buziaka i rozglądam się po pokoju. Jack
i Rebecca opierają się o kominek. Danny siedzi w fotelu z seksowną
rudowłosą kobietą w obcisłej sukience, która swobodnie zajęła
miejsce na podłokietniku, tuż obok mężczyzny. Jakby nie było innych
krzeseł, na których można usiąść. Macha nogami w celowym akcie
uwodzenia, dając mu doskonały widok na swoje długie, zgrabne
kończyny.
Dla porównania: ja mam na sobie dres, a moje włosy przypominają
ptasie gniazdo.
Podczas gdy Jack i Rebecca witają się ze mną, moje oczy spotykają
się z jego oczami.
– Charlie, to jest Mara – Tristan przedstawia mi wspaniałą
rudowłosą siedzącą zbyt blisko Danny’ego.
Mara. Moje oczy rozszerzają się, gdy zaczynam wszystko
rozumieć, i spoglądam na Danny’ego, a potem szybko odwracam
wzrok. Z triumfem zauważam, że mężczyzna wciąż ma na szyi
malinkę.
Nie udawaj, że nie jesteś na randce, kretynie, krzyczy do niego mój
wewnętrzny głos.
Nienawidzę tego, że wpływa na mnie tak bardzo, że to od niego
zależy mój humor, moje szczęście.
– Cześć Charlie. – Uśmiecha się do mnie. Gdyby tylko wiedziała. –
Tristan powiedział, że pracujesz w Nexusie.
– Miło cię poznać, Maro – udaje mi się wydukać, a serce mi wali. –
Tak, pracuję – potwierdzam.
– Czy Danny jest sympatycznym szefem? – Zachichotała, rzucając
mu zalotne spojrzenie. – Wyobraźnia mi podpowiada, że jest bardzo
wymagający.
Kobieto, nie wykorzystuj mnie do flirtowania.
– Jest bardzo sympatyczny – odpowiadam, a mój chłodny ton nie
pasuje do moich słów. – Pójdę na górę i przygotuję kąpiel dla
Daniela, Tristanie.
– Zostaniesz z nami na drinka, siostrzyczko? – Tristan potrząsa
butelką wina. – Nie widziałem cię od kilku tygodni. Nie odzywasz się
do mnie – beszta mnie.
– Przyszłam tu pograć w szachy w dresie – odpowiadam,
uśmiechając się półgębkiem. – Nigdy mnie nie uprzedzasz, że
będziesz miał towarzystwo.
Nie mogę sobie z tym poradzić. Nie mogę zostać w tym pokoju
i patrzeć, jak Danny Walker rzuca urok Casanovy na inną kobietę
na moich oczach.
– Tristan, idę na górę – mówię. – Życzę wszystkim miłego
wieczoru. Maro, miło cię poznać. Miłej randki z Dannym.
Pozostali się śmieją, a Mara wydaje z siebie wysoki chichot. Jest
zdenerwowana i podekscytowana.
Też tego doświadczyłam, panienko.
Danny spogląda na mnie, a ja się odwracam, zanim zdążą
zobaczyć łzy w moich oczach. Ledwo weszłam do łazienki, gdy
Danny wpada za mną i zamyka drzwi.
– Co to, kurwa, było? – syczy. Patrzę na niego.
– Co masz na myśli?
– Twoje złośliwe uwagi tam, na dole. – Podchodzi do mnie. – To
nie jest pieprzona randka.
Złość puchnie w moich wnętrznościach.
– Wiem, że to randka, dupku. Czy muszę się przebadać na choroby
weneryczne? Ile kobiet miałeś w tym tygodniu? – rzucam ze złością.
Napięcie w jego szczęce rośnie.
– Przyszedłem zobaczyć się z Tristanem i Jackiem. Nie
wiedziałem, że Rebecca przyprowadzi Marę. Nie wmawiaj mi czegoś,
czego, kurwa, nie zrobiłem, Charlie.
Jego ciemne oczy wpatrują się w moje, a ja walczę ze łzami. Nie
mogę płakać przy tym draniu.
– Czy każdej nocy w tygodniu masz inną kobietę? – pytam
płaczliwie. – Czy to twoja taktyka? Jestem taką naiwniaczką.
Dlaczego w ogóle się do ciebie zbliżyłam?
– Do kurwy nędzy. – Spogląda na mnie. – Nie potrzebuję tych
emocjonalnych jazd. Myślałem, że mieliśmy cudowny weekend,
a teraz znowu zachowujesz się jak wściekła sucz.
Uderzam go mocno w twarz. Stoi zamrożony, całkowicie
zaskoczony, zanim jego oczy zwężają się w cienkie szparki.
– Lepiej, żeby nie było śladu – rzuca ze złością. – Kiedy skończysz
z zachowywaniem się jak dzieciak, będziemy mogli porozmawiać.
Odwracam się wyzywająco.
– Miłej randki, Danny.
Gdy zatrzaskuje drzwi, pozwalam sobie na płacz.
***
***
CHARLIE
Moje nogi trzęsą się od ilości kofeiny, która we mnie płynie. Zwykle
w soboty trzęsę się pod kołdrą, próbując przetrwać kaca.
Dzisiaj aż buzuję.
Pracowałam całą noc i dzisiejszy poranek nad uzasadnieniem
biznesowym, które mam przedstawić w poniedziałek, i jest dobrze.
Nie tylko dobrze, jest świetnie. Po pięciu latach wysłuchiwania skarg
z całego świata i różnych stref czasowych wiem, czego potrzebuje
ten produkt.
Byłam tak skupiona na zadaniu, że prawie nie myślałam
o Dannym. Wczoraj wieczorem wysłał mi wiadomość z pytaniem, co
u mnie. Żarty tekstowe nie są jego mocną stroną. Jego wiadomości
są rzeczowe i konkretne, jak czytanie wiadomości przez reportera
w telewizji. W przeciwieństwie do moich wiadomości z Cat, gdzie
wymieniamy się pięćdziesięcioma zrzutami ekranu dziennie, mimo
że mieszkamy razem i do tego siedzimy razem na kanapie.
Wściekle wpisuję ostatni punkt i piszczę. Skończyłam. Nie mogę
dać z siebie więcej. Jeśli im się to nie spodoba, zaakceptuję
zwolnienie i odejdę.
Wyłączam laptopa i wpadam do salonu.
– Skończyłaś swój projekt? – Cat nerwowo oblizuje wargi i wodzi
wzrokiem między Julie a mną.
– Tak, ukończyłam mój plan na biznes. – Uśmiecham się jak
wariatka i opadam na sofę. – Tak, skończyłam…
– Jest coś, co musisz zobaczyć – mówi ostro Julie, a mój entuzjazm
przygasa.
Patrzę na nią czujnie.
– O co chodzi?
Bierze głęboki wdech i przesuwa palcem po telefonie.
– Spójrz na to.
Biorę telefon i widzę zdjęcie Danny’ego. Już mam powiedzieć, że
nie rozumiem, kiedy czytam nagłówek: Danny Walker opuszcza
najgorętszą nową restaurację w Lower East Side z wystrzałową
przyjaciółką.
Serce mi wali.
Zdjęcie przedstawia go z tyłu samochodu z atrakcyjną blondynką.
Ona uśmiecha się do niego, a on wygląda na zrelaksowanego.
Otwieram usta. Obiecał.
– Może to tylko przyjaciółka – mówi Cat z nadzieją.
– Przyjaciółka – prycham. – Ilu facetów ma przyjaciółki, które
wyglądają jak supermodelki?
Spoglądam to na jedną, to na drugą, a ich twarze mówią wszystko
− i wybucham płaczem. Wielkie, grube, brzydkie łzy spływają mi po
twarzy. Wszędzie są smarki i płyny, zaczynam szlochać, a ból
wypływa z mojego wnętrza. Z mojej duszy.
Podskakują, by się nade mną pochylić, a ja szlocham w klatkę
piersiową Cat, gdy ona gładzi mnie po włosach.
– Byłam dla niego jedną z wielu – zawodzę.
– Za bardzo się przywiązałaś, Charlie – mówi cicho Cat. – Jest za
wcześnie, to się dopiero rozwija.
– Wiem – szlocham w urywanych oddechach. – Nie mogę sobie
z tym poradzić. Moje serce nie może tego ogarnąć.
– Oddychaj – mówi stanowczo Julie. – Poczekaj trzydzieści minut,
a potem napisz do niego. Bez emocji. Chłodno jak cholera.
Spoglądam w górę, przez zapłakane oczy.
– Nie możesz się poddać, Charlie – warknęła. – Musisz działać.
Zamiast stawać się emocjonalnym wrakiem za każdym razem, gdy
widzisz go z inną kobietą. – Potrząsa głową jak nauczycielka. – To
niestosowne.
– W porządku – prycham.
Zgodnie z danym jej słowem odczekałam trzydzieści minut. Teraz
biorę telefon, by napisać do mężczyzny. Oddycham teraz łatwiej,
chociaż ból nie ustąpił. Nie jest mój, nie jesteśmy razem i nie mam
do niego żadnych praw, więc muszę przestać zachowywać się jak
potrzebująca, super napalona suka.
Charlie: Cześć. Co porabiasz w Nowym Jorku?
Czytam na głos.
– Kłamca – syczy Julie. – Dowiedz się więcej.
Odpisuję, moje dłonie się pocą.
***
DANNY
Patrzymy, jak piłka przelatuje obok ósmego dołka i znika w trawie.
– Walker, masz dzisiaj gównianą formę – woła Jack, śmiejąc się.
– Jestem zmęczony – mówię.
– Chyba chciałeś powiedzieć, że twój kutas jest zmęczony. –
Puszcza mi oczko.
Patrzę na niego ze znużeniem.
– Co to miało znaczyć?
– Jesteś w zbyt dobrym humorze. Uśmiechasz się do nas przez cały
dzień jak pieprzona uczennica, mimo że grasz w gównianą rundę
golfa i nawet Karl cię pokonuje, a on naprawdę jest beznadziejny
w golfa – kwituje. – Kto to jest?
Przewracam oczami.
– Jestem szczęśliwy, czyli od razu musi chodzić o jakąś kobietę? –
pytam, nie rozumiejąc ich, co prawda trafnej, logiki.
– Dokładnie – mówi Tristan, ustawiając piłkę w linii. – Nie było
cię przez cały tydzień. Musi być gorąca, skoro przegapiłeś naszą
środową randkę.
Jack udaje, że płacze.
– Byliśmy zdruzgotani, że olałeś nas dla kobiety, Walker – mówi,
siląc się na poważny ton.
Tristan uderza piłkę i patrzymy, jak rozbija się blisko ósmego
dołka, znacznie bliżej niż moja żałosna próba. Nie obchodzi mnie,
czy wygram dzisiejszą rundę golfa.
– Tak to się robi. – Uśmiecha się. – No więc?
– No więc co? – odpowiadam zirytowany.
– Więc kto to jest? Dlaczego nic nam nie mówisz na ten temat?
Sztywnieję, skupiając się na moim kiju golfowym. Jestem
na chwiejnym gruncie.
Zerkam w bok na Karla, który próbuje ukryć uśmieszek. Tylko on
wie wszystko.
Nic, kurwa, nie mów − rzucam mu niewypowiedziane słowa.
Odkąd wróciłem z Nowego Jorku dwa tygodnie temu, Charlie była
w moim łóżku każdej nocy.
W końcu wpadłem w rutynę, pozwalając nam obojgu zasnąć przed
północą, zamiast pieprzyć ją uporczywie do rana.
– Byłem na kilku randkach z kimś, kogo poznałem na imprezie
technologicznej. Wzruszam ramionami. – Nic wielkiego.
Cała trójka uśmiecha się do mnie.
Tristan unosi brwi.
– Musi być rewelacyjna, skoro odrzuciłeś Marę – mówi.
– Jest – odpowiadam niskim głosem, gdy Jack oddaje strzał. Piłka
ląduje tuż obok tej Tristana.
– Jaka ona jest? Podaj nam jakieś szczegóły, na litość boską. Ile ma
lat? – pyta Tristan.
– Dwadzieścia osiem.
– Tyle samo co Charlie – zastanawia się Tristan.
Kurwa, nie powinienem był tego ujawniać.
– To świetny wiek – mówi Jack. – Wszystko jest nadal ładne
i ciasne. Ta młodzieńcza zadziorność. Sutki skierowane na zewnątrz,
a nie w dół. Dlatego wyglądasz na wyczerpanego. – Uśmiecha się. –
Próbujesz nadążyć za dwudziestoośmiolatką w łóżku.
– Czy seks jest dobry? – pyta Tristan.
Wzdrygam się.
– Najlepszy – mówię przez zaciśnięte zęby.
– I to wszystko? – Jack patrzy na mnie z zaciekawieniem. – To
wszystko, co zamierzasz nam powiedzieć?
Krzyżuję ramiona.
– Nie sądziłem, że potrzebujesz, abym uczył cię, jak działa kutas,
rycerzyku.
Gwiżdże głośno.
– Ale wkurzony. Przysięgam, że z wiekiem stajesz się coraz
bardziej zrzędliwy.
– Daj spokój. – Karl się śmieje, zmieniając temat, za co jestem mu
wdzięczny. – Ruszajmy się. Nie mam całego dnia.
– Może pomożesz mi wymyślić, co kupić
dwudziestodziewięciolatce na urodziny – mówi Tristan, gdy
podnosimy torby golfowe. – Wkrótce są urodziny Charlie. Napisała
piosenkę na moje urodziny i jak, do cholery, mam z tym
konkurować?
Marszczę brwi. Zapomniałem, że to już niedługo.
Jack przewraca oczami.
– Z pewnością, jak zawsze, będziesz szastał pieniędzmi, a wtedy
ona się zirytuje i każe ci zwrócić ten obleśny prezent, który jej
kupiłeś.
– Kiedy dokładnie ma urodziny? – pytam, gdy idziemy do wózka.
– Za dwa tygodnie, w czwartek – odpowiada Tristan. – Jak zwykle
pójdzie na urodzinowe drinki z kilkoma przyjaciółmi. Zamierzam
wpaść.
– Może dotrzymam ci towarzystwa – mówię swobodnie, a Karl
marszczy brwi.
Tak, Karl, wiem, że jestem głupcem, który zostanie przyłapany.
CHARLIE
– No co za ludzie. – Spoglądam na ekran. – Spójrz na tego imbecyla.
– Twoje oprogramowanie nie działa na moim komputerze – czyta
Stevie na głos przez moje ramię. – To niejasne, ale o co chodzi?
– Problem w tym, że on nie jest naszym klientem. Nie ma nawet
zainstalowanego oprogramowania. Więc oczywiście, że ono nie
działa – wyjaśniam.
Stevie i Alex śmieją się za mną.
– Przy tym można się dobrze bawić.
– Te połączenia kosztują nas dwadzieścia pięć funtów, za każdym
razem. – Zaczynam pisać sarkastyczną odpowiedź, podczas gdy
oboje patrzą na mnie przez ramię, śmiejąc się głośno jak para
idiotów.
– Oho. – Alex gwałtownie przestaje się śmiać, wracając na swoje
miejsce. – Szef tu jest.
Podnoszę wzrok i widzę Danny’ego i Karla rozmawiających przy
windzie, otoczonych przez dyrektora finansowego Nexusa i szefa
działu HR. Góruje nad innymi, trudno go przeoczyć. Mmm,
apetycznie.
Danny ma rękawy podwinięte do łokci i ręce skrzyżowane
na piersiach.
Jak zawsze zapominam, jak się oddycha; spotykanie się z nim
w ciągu ostatnich kilku tygodni nie poskromiło drżenia w moim
żołądku, które pojawia się za każdym razem, gdy ten mężczyzna
wchodzi do pokoju.
Tutaj jest dyrektorem generalnym Dannym, a nie moim
kochankiem… Lub − ośmielę się stwierdzić – chłopakiem, chociaż
wiem, że nie powinnam w ogóle zaczynać tej rozmowy na temat
określenia naszej relacji.
Przechodzą korytarzem, a ja z rozbawieniem obserwuję, jak
pracownicy rząd po rzędzie prostują postawy, rozmowy ustają,
flirtowanie cichnie, a karty w przeglądarce z zakupami online się
zamykają.
Jego oczy ciskają gromy, gdy Damion, dyrektor finansowy, mówi
mu coś, idąc za nim krok w krok.
Kiedy jego oczy szukają moich, każdy włosek na moim ciele staje
na baczność. Odwzajemniam uśmiech, a jego wyraz twarzy
łagodnieje na ulotną sekundę, zanim zwraca swoją uwagę
na Damiona.
Rzadko rozmawiamy w biurze. On rezyduje na najwyższym
piętrze, podejmując decyzje warte miliony funtów, podczas gdy ja
jestem tutaj, prowadząc ludzi krok po kroku podczas wstrząsającego
doświadczenia resetowania hasła.
Z rozmarzeniem spoglądam za nim, gdy maszeruje przez biuro,
sprawiając, że ludzie odwracają głowy, by na niego spojrzeć. Jego
osoba przyciąga tak wiele uwagi.
Inni albo próbują uciec przed jego wzrokiem, albo kierują się
w jego stronę, by się z nim przywitać. Obracają się za tym
mężczyzną. Za moim mężczyzną.
Świadomość, że jestem jedyną osobą w biurze, która widziała te
szerokie ramiona pod wyrzeźbioną koszulą, sprawia, że drżę
z przyjemności. Inne dziewczyny mogą fantazjować i wiem, że to
robią – wywnioskowałam to z rozmów, jakie odbywają się w kuchni
– ale to ja mam go w łóżku, kiedy kładę się spać w nocy. To jest
zajebiste.
Karl przyłapuje mnie na gapieniu się i mruga. Szybko odwracam
wzrok z powrotem na ekran. Zastanawiam się, ile Danny mu mówi?
Przez ostatnie kilka tygodni płynęłam przez życie, naćpana
codziennymi orgazmami i narkotykiem, jakim jest Danny Walker.
Spędziłam z nim większość nocy, a w rzadkie noce, kiedy byliśmy
osobno, dzwonił do mnie, zanim zasnęłam.
Nie jest oficjalnie moim chłopakiem i nadal trzymamy to, co nas
łączy, w tajemnicy, ale wszystko się zmienia. Za każdym razem, gdy
przychodzę, ma w zapasie napój sojowy zamiast mleka, bo wie, że
takie wolę. Mam też tam swoje swetry i kilka strojów kąpielowych
na basen. Moje chusteczki do demakijażu są w jego łazience. Dał mi
półkę w łazience. To niepisana zasada, że prawa strona to moja
strona łóżka, ponieważ lubię patrzeć w kierunku drzwi.
Z zamyślenia wyrywa mnie stojąca przede mną Jackie.
– Halo? Jest tam kto? – Macha ręką nad moją twarzą.
– Tak, Jackie?
– Janet chce raport. Natychmiast.
– Już ci go wysłałam mailem – odparłam. – Sprawdź swoją
skrzynkę odbiorczą. – Patrzę na nią zdezorientowana. – Dlaczego
masz opaleniznę natryskową na całym ciele?
– Ponieważ – obniża głos i przysuwa się bliżej mnie –
na spotkaniach robiłam zapiski dla Danny’ego Walkera, a on się mną
na serio zainteresował. Zatem muszę wyglądać.
Przeszywa mnie ból.
– Naprawdę?
– Naprawdę – podkreśla. – Dzisiaj jest ta noc, kiedy jasno dam mu
do zrozumienia, że ja też jestem nim zainteresowana. Darmowe
drinki, pamiętasz?
Zgadza się, tego wieczoru w barze na najwyższym piętrze są
darmowe drinki.
Po raz kolejny, odkąd weszłam w relację z Dannym, jestem
sparaliżowana niepewnością. Jackie wygląda jak milion dolarów,
a ja? Wciąż zakładam trampki do pracy.
On nie jest mój. Minęły cztery tygodnie, a ja zakochałam się w nim
po uszy. Zabiega o niego każda kobieta w tym cholernym Londynie.
Czy dam sobie z tym radę? Co się stanie, gdy nie będę już kąskiem
miesiąca?
Godzinę później wciąż jestem zestresowana, odtwarzając
w myślach to, co powiedziała mi Jackie. On jest mną na serio
zainteresowany. Praca się piętrzy, ale jestem zbyt zdenerwowana, by
się skupić. To przekleństwo Danny’ego Walkera. Ten facet obecnie
wydaje się kontrolować wszystko, nawet moją produktywność.
Bezmyślnie loguję się do OpenMic. Zaglądam tu co jakiś czas od
kilku tygodni, a moja liczba wyświetleń nieustannie rośnie.
Wtedy to widzę.
Dwie gwiazdki.
Najgorsza piosenka w historii. Koty walczące w alejce byłyby
przyjemniejsze dla uszu.
Słowa wyskakują i dźgają mnie jak nóż. Nie, nie jestem stworzona
do odrzucenia czy znoszenia krytyki, ani przez Danny’ego Walkera,
ani przez jakiegoś przypadkowego nieznajomego w internecie.
***
Charlie: ???
CHARLIE
Po przybyciu na Gatwick dowiaduję się, że lecimy do Aberdeen.
Danny nie powiedział mi, dokąd dokładnie się udajemy ani co
będziemy robić. Szczerze mówiąc, wsiadłabym na pokład samolotu
nawet do piekła, gdyby mnie o to poprosił.
Zimne powietrze Aberdeen uderza w moją twarz i szyję jak igły,
gdy tylko drzwi samolotu się otwierają, a ja natychmiast żałuję tego,
że się nie przygotowałam.
Poza kilkoma swetrami i szalikami spakowałam się głównie
na seksowny weekend. Ale to zimno nie jest seksowne. Podczas
dwugodzinnego lotu lecieliśmy klasą „biznes”, co było stratą czasu,
ponieważ jedynymi różnicami, jakie mogłam dostrzec, były trzy cale
więcej miejsca na nogi i bezpłatna butelka wody.
– Mówiłem ci, żebyś ubrała się odpowiednio na siedem stopni –
zganił mnie, patrząc, jak drżę.
– To bardzo precyzyjne – mruczę. – Nie jestem meteorologiem.
Powinnam była ubrać się na arktyczne warunki, w których moje
kości zostaną zastąpione lodem.
Wyjmuje torbę ze schowka nad głową.
– Będzie znacznie gorzej.
– Jak bardzo gorzej? – Patrzę zdumiona, zbierając swoje rzeczy
z siedzenia samolotu.
– Czeka nas jeszcze jeden lot. – Uśmiecha się do mnie. – Krótki –
dodaje, widząc moją minę.
– Nie zostajemy w Szkocji? – dopytuję zdziwiona.
– Technicznie rzecz ujmując, tak, ale fizycznie udajemy się trochę
dalej, na północ. Na Wyspy Szetlandzkie – wyjaśnia.
Już prawie zdążyłam wstać, ale nagle zamieram. Czy on zabiera
mnie do domu?
– To tam zamieszkałeś ze swoją babcią, kiedy… – urywam.
– Kiedy ten brutal zabił moją mamę. Tak. Moja babcia wciąż tam
mieszka – wyznaje Danny.
Wciągam gwałtownie powietrze.
– Nie martw się, nasz pierwszy gorący weekend nie odbędzie się
z moją babcią podsłuchującą w pokoju obok. – Uśmiecha się. –
Zatrzymujemy się gdzie indziej.
– Twoja babcia nie będzie miała czego podsłuchiwać –
mruknęłam. – Jeśli myślisz, że zdejmiesz ze mnie choć cal ubrania
w tym zimnie, to czeka cię rozczarowanie. – Kiedy wysiadamy
z samolotu, owijam się szalikiem, ale to nic nie daje.
***
DANNY
– Zatrzymamy się w tym hotelu, Danny?
Zaparkowaliśmy przed bramą mojej rezydencji. Ogarnia mnie
spokój, jak zawsze, gdy po jakimś czasie spoglądam na to należące
do mnie gotyckie piękno. Panoramiczny widok na morze był
powodem, dla którego zainwestowałem w to miejsce mnóstwo
pieniędzy.
Złożyłem ofertę dwadzieścia minut po wejściu do niego
i przebiłem drugiego chętnego o nieprzyzwoitą kwotę, aby
przypieczętować transakcję.
Oglądanie wzburzonego morza przy dźwiękach muzyki, na którą
składają się fale rozbijające się o skały, podczas gdy w tle buzuje
kominek? Bezcenne.
– To nie hotel – wyjaśniam, opuszczając szybę samochodu.
Podmuch lodowatego powietrza uderza w nas, a Charlie w reakcji
wrzeszczy. – To dom z dala od Londynu.
– To wszystko należy do ciebie? – Oddycha powoli, a w powietrzu
unoszą się obłoczki pary z jej ust. Nie mogę się doczekać, aż
wprowadzę ją do środka.
Kurwa, jaki jest kod? Zawsze o tym zapominam.
Wyciągam rękę przez okno i wciskam kod na klawiaturze.
Nie.
Próbuję ponownie.
Czarna podwójna brama z kutego żelaza otwiera się
automatycznie. Podjeżdżam samochodem pod wietrzne wzgórze
na drugim biegu, aż zatrzymujemy się przed Sumburgh Hall.
– Czy tylko my się tu zatrzymamy? – Odwraca się do mnie
z roziskrzonymi zielonymi oczami, a moje serce bije nieregularnie,
jak za każdym razem, gdy poświęca mi całą swoją uwagę. Czy ona nie
zauważa tego, jak na mnie działa?
– Danny? – ponagla Charlie.
– Poza duchami i gargulcami. – Uśmiecham się, gdy wysiadamy
z samochodu. Dwa gargulce po obu stronach drzwi wpatrują się
w nas.
– Zbudowany w 1867 roku – czyta treść tabliczki wiszącej
na ścianie. – To miejsce będzie roiło się od duchów.
Przyglądam się kluczom, szukając właściwego. Drewniane drzwi są
tak duże, że wyglądam przy nich mizernie. Pcham je mocno, aż
w końcu znajdujemy się w środku.
– Wow. – Obraca się w korytarzu o trzysta sześćdziesiąt stopni. –
To miejsce jest wspaniałe. – Jej głos odbija się echem w korytarzu. –
Ale z pewnością nawiedzone, Danny. Nie możesz spuścić mnie
z oczu, nawet gdy będę szła do toalety. Poza tym, tak dla jasności,
nie będziemy uprawiać seksu, ponieważ nie zdejmę żadnych ubrań,
dopóki nie wrócimy do Anglii. Tu też jest za zimno.
– Chodź. – Kładę rękę na jej plecach i prowadzę ją korytarzem,
nasze kroki odbijają się echem od kamiennej podłogi. – Właśnie
dlatego mam ogromny kominek. Mówiłem ci, że jest zimno –
besztam ją jak ojciec, prowadząc do salonu.
Waha się na progu, stojąc z otwartymi ustami.
– Danny, to miejsce jest jak z bajki.
Rozglądam się po rozległym rustykalnym pomieszczeniu
z katedralnym sufitem, starając się na nie spojrzeć jej oczami.
Naprawdę jest spektakularne.
– Czy te ściany są wykonane z kamienia? – pyta, przesuwając po
nich dłońmi.
– Tak, wszystkie oryginalne elementy zostały zachowane.
Patrzy na mnie uważnie, a jej zielone oczy płoną, rozpalając mnie
od środka.
– To jest piękne. Ta rezydencja… to życie. Już cię to nawet nie
przeraża, prawda?
– To tylko rzeczy, Charlie – odpowiadam po prostu. – Rzeczy,
które należy doceniać, cenić… ale których można się pozbyć.
Doświadczyłem w życiu prawdziwej straty. A te rzeczy? Nawet nie
warto się do nich przywiązywać, bo nie dadzą ci tego, co bliska
osoba.
Odpalam kominek gazowy − prawie tak wysoki, jak ja − i słyszę,
jak z rykiem budzi się do życia.
To była jedyna rzecz, z którą poszedłem na kompromis, zmieniając
jej oryginalną funkcję − grzebanie się z węglem i patykami każdej
nocy nie było moim marzeniem, biorąc pod uwagę relaksujące
wakacje.
Charlie siada ze skrzyżowanymi nogami tuż obok niego.
Kucam na kolanach, by rozpiąć torbę podróżną i poszperać w niej.
– Masz, weź to.
Oczy ma szeroko otwarte, gdy przygląda się kurtce termicznej,
którą jej wręczam.
– To dla mnie?
– Wątpię, czy się w nią wcisnę – odpowiadam.
– Kupiłeś to dla mnie? Jest nawet w moim rozmiarze! – piszczy,
nie kryjąc radości.
– Nie zapomnij o tym. – Owijam szalik termiczny wokół jej szyi
i zapinam czapkę na głowie. – Wyglądasz uroczo. – Uśmiecham się.
– Jest mi tak ciepło! – krzyczy, owijając ramiona wokół mojej szyi.
– Kiedy znalazłeś czas, żeby to kupić? Jak możesz być taki troskliwy?
To mnie podnieca.
– To dobrze. – Unoszę brew. – Ponieważ, jak tylko się rozgrzejesz,
zamierzam rozebrać cię do naga.
***
CHARLIE
Jak dotąd, jest to mój ulubiony dzień na tej planecie.
Obudziłam się przy zapachu porannej kawy, w pokoju z widokiem
na morze, a następnie spędziliśmy poranek wędrując przez mile
zapierającej dech w piersiach linii brzegowej. Pomimo brutalnego
wiatru, wielokrotnie uderzającego mnie w twarz, zaczynam
rozumieć, dlaczego Danny tak bardzo uwielbia to miejsce.
Przeszliśmy wiele mil, nie spotykając żywej duszy;
w rzeczywistości czujemy się, jakbyśmy byli na prywatnej wyspie.
Tylko my, owce i maskonury.
Danny w górach próbujący nie wdepnąć w owcze bobki kontra
Danny szefuńcio, negocjujący przejęcia? Niebo a ziemia. W tym
miejscu jego uśmiech sięga jego oczu, a głęboko osadzona
zmarszczka zmartwienia i stresu prawie zniknęła.
– Mówiłem ci, że mieszka tu moja babcia. – Ściska moją dłoń, gdy
wędrujemy brukowanymi uliczkami głównego miasta, oglądając
wystawy sklepów z używanymi rzeczami. – Idziemy do jej domu
na lunch.
– Co? – Zatrzymuję się, sparaliżowana nagłym uczuciem paniki.
Moje włosy są w nieładzie i mam na sobie tyle warstw ubrań, że
wyglądam jak zapakowana w folię bąbelkową.
– Nie mogę spotkać się z twoją babcią! – Macham szaleńczo
ramionami, aby podkreślić, że wyglądam jak dzikuska hodująca
owce. – No nie w takim stanie!
– Wyglądasz pięknie – mówi, ciągnąc mnie w dół kolejnej bocznej
uliczki. − To jest coś, co uwielbiam w Szetlandach: nie ma tu zbyt
dużego ruchu na ulicy − dodaje. – Ona jest z Szetlandów, Charlie.
Myślisz, że spodziewa się, że pojawisz się w designerskiej sukience?
– prycha.
– Przydałoby się, żebyś wcześniej mnie o tym powiadomił –
narzekam. – Mogłabym chociaż uczesać włosy.
Zatrzymuje się przed małym domkiem na rogu ulicy.
– Zdenerwowana? – Uśmiecha się, całując mnie w czoło.
– Przerażona – syczę, próbując rozpuścić włosy. – Co, jeśli mnie
znienawidzi?
Unosi brew.
– Dlaczego miałaby cię nienawidzić? Pokocha cię tak samo jak ja.
Wpatruję się uważnie w jego oczy.
– Tak bardzo, jak ty? – szepczę, obserwując go.
Uśmiecha się delikatnie, ale unika odpowiedzi.
– Chodź. Przygotuj się na przesłuchanie.
Puka do drzwi, a mój puls gwałtownie przyspiesza. Nie
planowałam na dzisiaj takich wydarzeń. Podczas lotu wypiłam
prawie całą butelkę czerwonego wina, aby uspokoić nerwy, więc nie
jestem dziś w nastroju, jeśli chodzi o rozmowy.
– Danny! – Drzwi otwierają się, a pani wyglądająca na artystkę,
prawdopodobnie w wieku około osiemdziesięciu lat, wychodzi, by
przytulić swojego przystojnego wnuka.
Jej ciało pokryte jest kolorowymi, wzorzystymi ubraniami,
niedopasowanymi do oryginalnej, masywnej biżuterii, zwisającej
z jej szyi i ramion. Mimo podeszłego wieku widać w kobiecie rysy
klasyczne dla Walkerów.
Spoglądam w dół, na własny strój, bardziej przypominający dzikie
życie w lesie, i po cichu przeklinam Danny’ego.
Jego duże bicepsy otaczają jej wątłe ciało. Zastanawiam się, czy to
jego babcia ze strony matki, czy też ojca. Na pewno ze strony matki,
prawda?
– Witaj, moja droga, miło cię poznać. – Ma mocny akcent. Muszę
skupić się na każdym słowie, żeby nadążyć.
– Charlie, to moja babcia, Edme.
Kobieta uśmiecha się do mnie ciepło, przytulając mnie;
wyczuwam od niej intensywny zapach sherry.
– Miło mi cię poznać, Edme − mówię. – Twój domek jest naprawdę
piękny.
Wprowadza nas do domku, równie osobliwego wewnątrz, jak
i na zewnątrz, z dala od luksusowych rzeczy, typowych dla
Danny’ego. Spodziewam się, że nigdy nie chciała się przeprowadzać,
nawet pomimo jego propozycji.
– Siadaj, siadaj! – mówi doniosłym tonem. – Właśnie zrobiłam dla
nas herbatę i lunch. Mam nadzieję, że jesteście głodni!
Mój żołądek burczy w odpowiedzi.
Spacerowaliśmy przez kilka godzin, a nie zauważyłam ani jednej
kawiarni. Zdałam sobie sprawę, że mieszkam w Londynie zbyt długo,
gdy zapytałam, gdzie dostanę białą kawę z napojem migdałowym,
a w odpowiedzi Danny spojrzał na mnie z dezaprobatą.
– Słuchaj, nie musisz tego jeść, jeśli nie chcesz – mruknął Danny,
idąc do kuchni.
– Dlaczego miałabym tego nie jeść? – Marszczę brwi.
– Zobaczysz. – Uśmiecha się.
– Potrzebujesz pomocy? – wołam w kierunku kuchni.
– Nie, kochanie. – Wchodzi przez drzwi, niosąc tacę z trzema
miskami.
– Danny mówił, że lubisz ryby – oświadcza, stawiając tacę
na stole.
Z przerażeniem spoglądam na zmasakrowane, wydrążone głowy
ryb, które wpatrują się we mnie szklistymi oczami.
– To się nazywa crappit heid – wyjaśnia mi, powstrzymując
uśmieszek.
– Niektórzy nazwaliby to rybnym haggis – dodaje z dumą Edme. –
Ubijamy rybę z owsem, łojem i cebulą. Następnie ponownie
zaszywamy głowę i gotujemy ją w wodzie morskiej. To bardzo
zdrowe.
Podnoszę miskę z parującymi rybimi głowami i przybieram
na twarz wyraz zadowolenia.
– Brzmi pysznie.
– W takim razie częstuj się. – Danny pochyla się, obserwując, jak
próbuję wbić widelec w rybią głowę. – Otwierasz od tej strony.
Wsuwa widelec i głowa się otwiera.
Nieśmiało nabieram małą próbkę jedzenia na widelec i biorę kęs.
Nie jest złe. Jeśli nie będę za dużo myśleć o tym, co to jest, poradzę
sobie.
Kiwam głową z ulgą, gdy się śmieje.
– Chcesz trochę sherry do herbaty, kochanie? – pyta kobieta.
– Jasne! – Zachichotałam, wyobrażając sobie, że Edme była swego
czasu całkiem rozrywkową dziewczyną. – Słyszałam kilka twoich
piosenek, kochanie. Są piękne. − Bierze moją filiżankę i dolewa mi
hojnie sherry.
Oczy otwierają mi się szeroko. Jak mogła usłyszeć moje piosenki?
Na pewno nie jest zarejestrowana na OpenMic, prawda?
– Danny podzielił się nimi ze mną lata temu – wyjaśnia, a jej oczy
błyszczą, gdy widzi moje zaskoczenie. – Mówił o siostrze Tristana,
która jest piosenkarką.
– To tylko hobby. – Rumienię się. – Nie jestem prawdziwą
piosenkarką. – Odwracam się do Danny’ego z niedowierzaniem. –
Nie sądziłam, że podoba ci się moja muzyka. Wydawałeś się taki
zdystansowany na wszystkich moich koncertach.
Marszczy brwi.
– Poważnie? To się nazywa instynkt samozachowawczy, Charlie.
Czy ty w ogóle nie potrafisz mnie rozgryźć?
– Już wtedy wiedziałam, że on się w tobie zadurzył. – W jej oczach
tańczy złośliwość, gdy patrzy na nas oboje. – Wiedziałam, że
pewnego dnia cię spotkam.
– Ostrożnie, babciu – skarcił ją delikatnie Danny. – Nie odstrasz
jej.
– Nie dam się odstraszyć – odpowiadam beznamiętnie. I po raz
pierwszy, patrząc na wszystkie moje romanse i związki, mówię
poważnie.
Spoglądam na niego, a on odwzajemnia moje spojrzenie; wtedy
między nami coś się zawiązuje − pewna nić porozumienia.
Jeśli Danny Walker chce, żebym przeprowadziła się na Szetlandy,
mieszkała na farmie w towarzystwie owiec i codziennie robiła mu
haggis − akceptuję to.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 30
DANNY
– Panie Walker, Charlotte Kane chce się z panem zobaczyć. To
nieplanowane spotkanie. Powiedziałam, żeby panu nie
przeszkadzać.
Niezadowolenie Michelle, mojej asystentki, jest słyszalne przez
interkom. Dlaczego ta dziewczyna oczekuje niezapowiedzianego
spotkania z dyrektorem generalnym?
Michelle ma rację. Za piętnaście minut mam spotkanie zarządu.
Ale moja ciekawość jest rozbudzona. Nigdy wcześniej Charlotte
nie była na tyle odważna, by przyjść do mojego biura bez
zaproszenia. W rzeczywistości, kiedy widzę ją w biurze, odwraca się
w przeciwnym kierunku, bojąc się, że ludzie wyczują bijące od nas
szaleńcze hormony, jeśli staniemy zbyt blisko.
No i, oczywiście, dzisiaj są jej urodziny.
– Wpuść ją – wydaję polecenie.
Na drugim końcu słychać wahanie.
– Ale spotkanie zarządu…
– Tak, wiem – odpowiadam ostro, zirytowany tym, że mi się
sprzeciwia.
– Tak jest.
Rozlega się ciche pukanie.
– Wejdź.
Otwiera drzwi, a ja przestaję pisać, odchylając się do tyłu
na krześle.
– A więc teraz pukasz?
Jej włosy są spięte w kok na czubku głowy, jednak pojedyncze
kosmyki wymykają się z każdej strony, a dodatkowo uroku dodają jej
okulary do czytania. Włożyła dopasowaną białą koszulę, którą trzeba
by przeprasować żelazkiem, oraz obcisłe dżinsy opinające jej długie
nogi.
Jest piękna. Bez przerwy czuję puls pożądania między nogami. Czy
się do tego przyzwyczaję? To staje się krępujące.
– Charlie? – ponaglam. – Chociaż bardzo chcę cię zobaczyć
i uwierz mi: wolałbym spędzić następną godzinę z tobą, a nie ze
starymi facetami w garniturach, to za dziesięć minut mam spotkanie
z dyrektorem.
– Hej – mówi, a mój wyraz twarzy łagodnieje. – Chciałam ci
podziękować za ładne kwiaty.
– Nie ma za co, piękna. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Jej usta rozchylają się i wygląda na niepewną siebie.
Mój domofon brzęczy i naciskam, aby się odezwać.
– Pan McMillon jest w recepcji. Mam go zaprowadzić do sali
konferencyjnej?
– Tak, proszę – potwierdzam Michelle, gdy Charlie podchodzi
do mojego biurka.
Odsuwam krzesło, myśląc, że mnie pocałuje. Zamiast tego opada
przede mną na kolana, rozchylając moje nogi. Mimowolnie
wypuszczam powietrze przez usta.
Co jest, kurwa?
Tutaj?
Teraz?
– Co ty, kurwa, robisz, Charlie?
Kładzie ręce na moich kolanach, patrząc na mnie z udawaną
niewinnością. Wie dokładnie, co robi.
Mój kutas mnie zdradza, a krew pospiesznie do niego napływa,
przewidując, co może się wydarzyć.
Rozpina mój rozporek, chwyta trzon mojego penisa w pięść i owija
usta wokół mojego kutasa.
Zamykam oczy, chwytając biurko.
Powinienem ją odepchnąć.
Nie mogę.
NIE MOGĘ.
Porusza ustami wokół mojego kutasa, jakby ssała cukierka.
– Kochanie – mówię zduszonym głosem, obserwując, jak wkłada
go głęboko.
Mój domofon brzęczy, a ja go wyciszam.
Jej jasnozielone oczy wpatrują się we mnie, chcąc mnie zadowolić
i posiąść.
Moje biodra wypinają się, by głębiej zanurzyć się w jej ustach,
a ona wykorzystuje to, by dotknąć dłońmi moich pośladków.
Kurwa, teraz już mnie ma.
Chwytam jej włosy mocniej, niż zamierzałem, ona krzyczy lekko,
a drganie wokół mojego kutasa tylko mnie podnieca.
Zagryzam mocno zęby na dolnej wardze, aby moja asystentka nie
usłyszała moich jęków. Nie wytrzymam.
– Jestem blisko – jęczę, mój oddech jest tak nierówny, że aż
zawstydzający.
Nabiera tempa, wsuwając i wysuwając mojego członka z ust,
jednocześnie wpatrując się we mnie tymi szczerymi oczami.
– Dochodzę… Dochodzę w twoich ustach.
Obiema dłońmi chwytam biurko, a ona ssie mocniej i szybciej.
Jęcząc głośno, tryskam w jej usta i patrzę, jak połyka każdą kroplę,
nie odrywając ode mnie wzroku, zanim wypuszcza mnie z ust.
– To było nieoczekiwane, ale niesamowite – wyjęczałem,
wkładając z powrotem bieliznę, chcąc, by mój kutas się uspokoił.
Wygląda na dumną z siebie i tak powinno być.
– Nie ma za co.
Podnoszę ją do pozycji stojącej i całuję delikatnie w szyję.
– Jutro – szepczę oszołomiony. – Wrócimy do tego jutro.
– Masz teraz spotkanie zarządu?
Oboje spoglądamy na namiot w moich spodniach, a ja przeklinam.
Tristan nie ma teraz znaczenia. HR i zarząd rozwalą mi jaja.
Jak to jest, że jestem właścicielem firmy i wciąż mogę mieć
kłopoty z działem HR?
CHARLIE
– Mam więc milczeć jak grób?
– Tak, Suze – powtarzam po raz dwudziesty. – Trzymaj gębę
na kłódkę. Tristan jeszcze nie wie.
– Jeśli będę milczeć, postawisz mi kolację?
Gapię się na nią.
– To moje urodziny, ale tak, jeśli tylko w ten sposób ułatwię sobie
życie. Trzymaj gębę na kłódkę, a napełnię ją jedzeniem.
– To niedorzeczne. – Julie prycha. – Minęły dwa tygodnie odkąd
wyjechałaś na swój pełen igraszek weekend. Będziesz musiała kiedyś
powiedzieć Tristanowi.
– Planujemy, ale nie dziś wieczorem – wyjaśniam. – W weekend
idziemy do jego domu na kolację i wtedy mu powiemy. Chcemy być
z nim sam na sam.
Pijemy koktajle w gustownym barze, położonym w piwnicy
w Soho. Jest wtorek, ale rozglądając się po zatłoczonym barze,
można by pomylić go z piątkiem. W Londynie każda noc przypomina
piątek.
– Idę się odświeżyć – mówię, wstając. Danny, Tristan i Jack zaraz
tu będą. – W drodze powrotnej pójdę do baru.
– Panie przodem.
Spoglądam na niezwykle atrakcyjną twarz, gdy ustawiam się
w kolejce do baru. Pełen zadowolenia uśmieszek na jego twarzy
mówi mi, że wie, że uważam go za przystojniaka.
– Dzięki – mówię speszona, składając zamówienie u barmana.
Gdybym nie była z Dannym, byłabym zachwycona obecnością tego
boskiego stworzenia.
– Jak ci na imię? – W jego głębokim, chrapliwym głosie słychać
lekki amerykański akcent.
– Charlie. – Uśmiecham się. – Skrót od Charlotte.
– Masz dzisiaj urodziny?
Zerkam na niego uważnie.
– Skąd o tym wiesz?
Kiwa głową w kierunku stołu, a ja spoglądam na Suze, Cat, Julie
i Steviego, którzy obserwują mnie jak jastrzębie.
– Przez prezenty na stole. Widziałem, jak je rozpakowujesz.
Odwracam się do niego, unosząc brew.
– Ktoś tu jest spostrzegawczy.
– Wpadłaś mi w oko, Charlie. – Wypowiada moje imię, jakby chciał
je wypróbować. Jest pewny siebie, muszę mu to przyznać.
– Potrzebujesz pomocy przy drinkach? – Zza pleców dobiega mnie
stalowy głos.
Odwracam się i widzę zirytowanego Danny’ego obserwującego
moją wymianę zdań z Seksownym Nieznajomym.
Pochyla się, aby dosięgnąć baru, strategicznie ustawiając się
między facetem a mną. Bierze dwa koktajle. Ja biorę pozostałe.
– Muszę wracać – mówię do Seksownego Nieznajomego napiętym
głosem, gdy odchodzimy.
To niezręczna sytuacja.
– Chciałbym cię gdzieś zabrać, Charlie – woła głośno za mną.
– Nie sądzę, kurwa – odparł Danny. – Kto to, kurwa, jest? –
wyrzuca z siebie, a jego oczy są mocno na mnie skupione.
– Po prostu jakiś facet, który zaczął ze mną rozmawiać w barze.
– Do kurwy nędzy.
– Tristan usłyszy – mówię głośnym szeptem. – Zachowuj się.
– Ty się zachowuj – warknął, gdy znaleźliśmy się już prawie
w zasięgu słuchu osób przy naszym stoliku.
– Cześć, Tristanie, Jacku – mówię głośno.
Odwracają się, by mnie powitać.
– Wszystkiego najlepszego, siostrzyczko. – Tristan przytula mnie,
a Jack całuje w policzek.
Kelnerki krążą wokół nas niczym rekiny. Wcześniej musieliśmy
czekać dziesięć minut, aby ktoś do nas podszedł, teraz poświęcają
nam więcej uwagi niż jakiemukolwiek innemu stolikowi w barze.
Typowe. Efekt Tristana, Danny’ego i Jacka.
Siadam na stołku barowym, a Danny zajmuje miejsce naprzeciwko
mnie, moszcząc się obok Cat.
– Dziękuję, że wpadliście. – Odwracam się do Tristana i Jacka.
– Przykro mi, że nie możemy zostać do końca – mówi Tristan. –
Nie mogę się wymigać z tej prawniczej kolacji. Ale musiałem dać ci
prezent.
– Chociaż pewnie nie chcesz, żeby trzech starych facetów
przeszkadzało ci w imprezie. – Jack unosi brew. – Kim jest ten
przystojniak przy barze? Czy to twój partner?
Spoglądam kątem oka na Danny’ego. Marszczy brwi, gdy analizuje
słowa Jacka.
– Nie! – mówię pospiesznie, gdy kelnerka przynosi trzy szkockie
dla mężczyzn.
Spogląda na Danny’ego, jej oczy rozszerzają się, gdy go
rozpoznaje, po czym jej spojrzenie rozjaśnia się, jakby wygrała
główną nagrodę.
– Oto twój drink. – Niepotrzebnie kładzie rękę na ramieniu
Danny’ego, przez co mam ochotę ją podrapać. – Panie Walker –
mruczy, rzucając mu seksowne spojrzenie, podczas gdy Jack
chichocze obok mnie, mamrocząc pod nosem „zawsze to samo”.
Zirytowana odwracam uwagę od zalotów kelnerki.
– Gdzie masz tę kolację biznesową?
Tristan podnosi szkocką do ust, wącha ją i odstawia.
– W Mayfair. To coroczna kolacja stowarzyszenia prawniczego.
Będę na niej przemawiał.
– Idziecie? – pytam Jacka i Danny’ego.
– Słuchać, jak Tristan przemawia? – Jack wybuchnął śmiechem. –
Boże, nie. Jestem umówiony z kobietą na kolację, a pracoholik
Walker dziś pracuje.
Spoglądam na Danny’ego, lekko rozczarowana. Chciałam, żeby
został na moich urodzinach i poszedł ze mną do łóżka. To był jedyny
prezent, jakiego chciałam. Ale jeśliby Danny został, gdy Tristan
i Jack wyszli, wyglądałoby to podejrzanie.
– Nie ma nic lepszego niż napisanie piosenki dla ciebie. – Tristan
uśmiecha się, wręczając mi kopertę.
– Nie umiesz śpiewać. – Przewracam oczami. – To byłby najgorszy
prezent w historii. – Tristanie, to naprawdę za wiele – besztam go,
przeglądając ulotkę. Wykupił weekend na południu Włoch dla mnie
i trzech innych osób.
Julie krzyczy obok mnie.
– Tak! Wakacje!
– Nonsens – kpi Tristan. – Dobra, naprawdę muszę już iść. Jestem
spóźniony.
Wypija resztę szkockiej i odstawia pustą szklankę, a Jack i Danny
idą w jego ślady.
– Panie i Stevie, to była przyjemność. Charlie, ciesz się czasem
swoich urodzin.
– Jasne, że będę się cieszyć. – Uśmiecham się, ukrywając
rozczarowanie, gdy Danny zakłada kurtkę i skórzane rękawiczki.
Odwraca się, gdy Tristan odchodzi od stołu.
– Zanim zapomnę. – Wręcza mi kopertę i nasze dłonie się stykają.
– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Charlie. To tylko kartka.
Otwórz ją, kiedy sobie pójdziemy.
Zdezorientowana wyczuwam w kopercie coś wypukłego.
W jego oczach widać rozdarcie, ale kiwa głową na pożegnanie
i wychodzi za Tristanem i Jackiem.
Rozrywam kopertę i zauważam coś błyszczącego.
– O mój Boże! – krzyczy Julie, gdy wszyscy wpatrujemy się
z otwartymi ustami w wykwintny diamentowy naszyjnik.
– Czy on jest prawdziwy? – piszczę.
– Oczywiście, że prawdziwy! – syczy. – I najwyraźniej
zmarnowany na ciebie. To od Tiffany’ego. Ten naszyjnik kosztuje
około pięciu tysięcy.
– To więcej niż sześciomiesięczny czynsz! – Krztuszę się. – Nie
mogę tego przyjąć.
– Wow – mówi Suze. – To coś między wami jest zdecydowanie
czymś więcej niż seks.
Przełykam grudę w gardle. Tak, to nie jest tylko seks. To zupełnie
inna liga, niż wszystko, czego kiedykolwiek doświadczyłam.
Jestem beznadziejnie, nieodwołalnie zakochana w tym
mężczyźnie, ale nie potrafię tego głośno przyznać. Pragnę go
z całego serca. Nigdy nie pragnęłam niczego bardziej i ta myśl mnie
przeraża, ponieważ tak głęboka miłość oznacza, że mam naprawdę
wiele do stracenia.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 31
CHARLIE
Tydzień później
***
DANNY
– Ty pieprzony dupku.
Uderzam plecami o drzwi, gdy jego pięść trafia w moją szczękę.
Z mojego nosa wypływa strumień krwi.
– Moja siostra – warczy Tristan, a jego twarz wykrzywia gniew. Już
raz widziałem go tak wściekłego, gdy prawie stracił syna, ale nigdy
nie kierował swojej furii na mnie, nigdy z powodu czegoś, co
zrobiłem.
Cofam się, gdy wymierza mi kolejny cios.
– Mogłeś mieć każdą pieprzoną dziewczynę. A wolałeś przelecieć
moją siostrę?! – rzuca ze złością.
– To nie było zwykłe rżnięcie – szepczę chrapliwie. – Zależy mi
na niej.
– Dbasz o nią na tyle, by teraz ją obronić?
– Możesz wejść do środka, żebyśmy mogli porozmawiać? – pytam
niskim głosem, przytrzymując otwarte drzwi. Po podłodze ścieka
krew.
– Jeśli wejdę, rozwalę każdą cholerną rzecz w twoim domu. O co
chodziło: kręcił cię dreszczyk emocji, bo zainteresowałeś się kimś,
na kogo nie powinieneś był zwrócić uwagi?! – krzyczy, jego twarz
jest o cale od mojej. – Po prostu nie mogłeś utrzymać kutasa
w spodniach? Wyjaśnij mi, dlaczego bzykanie mojej siostry było
warte spieprzenia naszej przyjaźni.
– Mówiłem poważnie: zależy mi na niej.
– Gówno prawda – syczy, a jego twarz się wykrzywia. – Gdyby ci
na niej zależało, nie wykorzystywałbyś jej w biurze. Nie dopuściłbyś
do ujawnienia tej obskurnej historii.
– Poradzę sobie z tym, Tristanie. Przepraszam – mówię ochrypłym
głosem. – Przepraszam, że robiłem to za twoimi plecami. Nigdy
celowo nie skrzywdziłbym Charlie. Zabrałem ją na Szetlandy –
dodaję.
Wziął głęboki wdech.
– Dlaczego?
– Powiedziałem ci już. Ona coś dla mnie znaczy.
– Wyglądasz jak gówno. – Śmieje się bez humoru. – Mam
nadzieję, że ty również nie możesz spać przez tę sytuację.
– Nie śpię, odkąd dowiedziałem się o tej historii.
Wygląda na lekko uspokojonego.
Wpatruję się w mojego najbliższego przyjaciela, z którym łączy
mnie bliska więź od lat, a moje oczy błagają o przebaczenie.
– Czy możemy jakoś sobie z tym poradzić? – pytam, licząc, że da
się uratować naszą przyjaźń.
– Na razie trzymaj się ode mnie z daleka. I trzymaj się z dala od
Charlie.
– Jak ona się czuje? – pytam niepewnie.
Mruży oczy.
– A jak myślisz? Jest w pieprzonej rozsypce. Cały czas płacze.
Zamykam oczy i wypuszczam powietrze. Myśl o cierpieniu Charlie
mnie dobija.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 32
CHARLIE
Nadszedł ważny dzień.
Tępy niepokój na stałe zagościł w moim żołądku, w oczekiwaniu
na to, co się wydarzy. Jest sobotni poranek i mogę powiedzieć, że od
czwartku nie przespałam ani godziny.
Danny się nie odezwał. Zero kontaktu. Zupełnie nic. Nieważne, ile
razy sprawdzałam telefon i skrzynkę e-mailową na wypadek, gdyby
wysłał wiadomość na mój służbowy adres.
Prawie odgryzłam sobie palce. Moje paznokcie są zharatane
do zera. Nie brałam prysznica od dwóch dni i prawie nie spałam.
Jestem chodzącym zombie.
Jak mam się przygotować na melodramat, który się wydarzy? Czy
ostrzegać mamę i Callie? Czy powinnam zaprzeczać? Czy to prawda,
co mówią – o dzisiejszym dramacie już jutro nikt nie będzie
pamiętał? To z pewnością się sprawdzało w czasach druku; teraz,
w dobie internetu, ślad pozostaje z nami na całe życie. Jeśli ktoś
będzie szukał o mnie informacji, z pewnością dotrze do tego
artykułu.
Mój mózg zalewają najgorsze scenariusze. Czy zrobi się
nieprzyjemnie? Czy Danny jest tak zły, że pozwie mnie
o zniesławienie?
Chcę zobaczyć jego twarz, chcę żeby mnie przytulił i powiedział,
że wszystko będzie dobrze, że ta sytuacja nas umocniła.
Mijają minuty, zanim dział medialny Julie przesyła swoje nowe
historie. Cat i Suze siedzą po obu stronach mnie na kanapie.
Julie siedzi na laptopie i co dziesięć sekund naciska przycisk
odświeżania, czekając, aż strona opublikuje dzisiejsze artykuły.
Zamierza na bieżąco, za mnie sprawdzać, jak bardzo jest źle,
i zgodnie uznałyśmy, że najlepiej będzie, jeśli nie zobaczę
trollujących komentarzy natychmiast po ich opublikowaniu.
– Został opublikowany – oznajmia wysokim tonem, a ja zamykam
oczy i biorę głęboki wdech.
Cat i Suze chwytają mnie za rękę po obu stronach.
– Nie rozumiem – mówi Julie.
Otwieram oczy.
– Czego? – warknęłam. – Czego nie rozumiesz?
Jej brwi łączą się, gdy wpatruje się w ekran laptopa.
– To ty, ale to nie ty.
– Co masz na myśli? – Pochylam się i biorę od niej urządzenie.
– Twoje imię… Nie pojawia się w artykule.
Szybko czytam artykuł, który znam na pamięć. To ten sam artykuł,
który przebiegłam wzrokiem sto razy w ciągu minionych dwóch dni.
Próbuję znaleźć pozytywny wydźwięk. Ale coś jest nie tak.
Zapoznaję się z treścią jeszcze raz. I jeszcze raz.
– Przeczytajcie to – mówię do Cat i Suze. – Co się, do cholery,
dzieje?
Jego imię jest wszędzie. Ale ja? Stałam się bezimiennym
pracownikiem, anonimowym.
– O mój Boże. – Julie zakrywa usta dłonią. – Znalazł sposób, by
cię od tego uchronić.
– Nikt nie wie, że to chodzi o mnie? – Mrugam. – Jak on to zrobił?
– Ulga przepływa przeze mnie, jakby ktoś odkręcił kran.
Julie zamiera na chwilę.
– To nie ma sensu. Wmieszanie cię w to byłoby korzystniejsze dla
prasy. – Jej oczy rozszerzają się. – Musiał im zapłacić naprawdę dużo
pieniędzy, żeby nie podawali twojego nazwiska.
– Ochronił mnie? – pytam cichym głosem. – Ale dlaczego nie
powstrzymał ich całkiem przed opublikowaniem tej historii?
– Nie wiem. – Wzrusza ramionami. – Najwyraźniej użył siebie
jako narzędzia przetargowego. Puścił artykuł, ale bez ciebie w treści.
Jest prawie niemożliwe, aby zatrzymać historię, chyba że istnieje
zagrożenie życia. Wszystko, co możesz zrobić, to zająć się tym
później.
Opadam z powrotem na kanapę, gdy zalewają mnie dwa dni
rozdzierających serce emocji i zmęczenia.
Ta paskudna, skandaliczna historia wciąż jest dostępna dla
wszystkich i zawiera jego imię. Nigdy mi tego nie wybaczy. Już nigdy
mnie nie przytuli ani nie pocałuje.
***
Znam kod do bramy, więc wpisuję go, zamiast dzwonić, żeby mnie
wpuścił. Odkąd zaczęliśmy się spotykać, dał mi kod, a ja po prostu
wchodziłam bez dzwonienia, kiedy go odwiedzałam.
Teraz nie jestem pewna, czy to właściwe. Jest niedzielne
popołudnie, całe dwadzieścia cztery godziny od ukazania się
artykułu, a on nie odpowiedział na żadną z moich wiadomości.
Ale nie chcę rozmawiać przez domofon. Co, jeśli mnie nie wpuści?
Chcę, żeby zobaczył moją twarz, żeby zobaczył, jak mi przykro i jak
bardzo jestem zdenerwowana. Chcę, aby zobaczył, jak bardzo jestem
załamana.
A więc jestem tutaj, przed jego drzwiami, chora ze strachu
i nerwów. Biorę głęboki wdech i uderzam w dużą kołatkę.
Spodziewam się suchego, ochrypłego szkockiego głosu, ale
znajomy kobiecy jazgot, który słyszę z korytarza, jest dziesięć razy
bardziej przerażający.
– Czy to danie na wynos, kochanie?
Krew mnie zalewa, gdy zdaję sobie sprawę, czyj głos słyszę.
Kroki zbliżają się do drzwi.
Wpadam w panikę i ruszam sprintem w dół po schodach, przez
podjazd i przez bramę, kamienie przelatują mi nad stopami.
Oddychając ciężko, chowam się za jednym z dużych filarów.
Wychylając się, patrzę, jak mój najgorszy koszmar staje
w drzwiach ubrany w koszulkę Danny’ego i szorty. Koszulkę, którą
kiedyś to mnie dał do założenia.
Rozgląda się zdezorientowana.
– Kto tam jest? – słyszę znajomy szkocki głos, Danny zbliża się
do drzwi.
Kładę dłoń na ustach, by stłumić krzyk.
– Nikt. – Kobieta wzrusza ramionami, odwracając się
z uśmiechem.
Drzwi się zamykają, a ja na chwilę zastygam w bezruchu, nie
mogąc zrozumieć tego, co się właśnie wydarzyło. Potem coś we mnie
pęka i upadam na ziemię.
Powietrze, które wstrzymywałam, uchodzi gwałtownie z moich
płuc. To koniec. Już nie damy sobie z tym rady, nie wrócimy do tego,
co było. To wszystko nic nie znaczyło. On poszedł dalej. Zaczynam
niekontrolowanie szlochać, siedząc na ulicy.
Danny Walker otworzył mnie i przeciął moje serce na pół.
***
CHARLIE
Miesiąc później
***
***
***
DANNY
– Pójdź po nich. – Laura, nasza szefowa do spraw produktu, kiwa
głową w stronę Tracey.
Siedzimy w sali konferencyjnej na dwudziestym piętrze, czekając,
aż Charlie i jeden z projektantów przedstawią swoje pomysły
na następną generację produktów Dunley.
Stukam palcami o biurko, a Karl unosi brwi, dając mi znać, żebym
przestał.
Stukam dalej.
Tracey wraca do pokoju w towarzystwie Charlie i faceta z białymi
zębami, podobnego do lalki Kena. Joel, przypominam sobie.
Całe moje ciało twardnieje w odpowiedzi na obecność siostry
Tristana. Ma na sobie obcisłą sukienkę, w kolorze królewskiego
błękitu, która podkreśla niebiesko-zielone oczy. Dobry Boże, ona
zapiera dech w piersiach. Składam ręce na piersi i staram się ukryć,
jak bardzo jestem zdenerwowany jej obecnością.
Gdy nam się przedstawiają, Charlie patrzy na wszystkich, tylko nie
na mnie.
– Panie Walker – zwraca się do mnie podekscytowany Ken. – To
zaszczyt, że zechciał pan wysłuchać naszej dzisiejszej prezentacji.
– Zawsze interesuję się nowymi funkcjami, które są prezentowane
– odpowiadam sucho, ignorując go i wpatrując się w Charlie.
Jest teraz odwrócona do mnie plecami, zajęta grzebaniem
w kablach między laptopem a ekranem. Widzę, jak drżą jej ręce,
i zdaję sobie sprawę, że jest zestresowana.
– Czy możemy poprosić kogoś o pomoc w tej konfiguracji? –
pytam zirytowany. – Mam tylko trzydzieści minut, zależy mi więc
na czasie.
Odwraca się, a jej oczy rozszerzają się z przerażenia, gdy Ken
zwraca na nią uwagę i pomaga jej. Pochyla się nad nią, by wziąć
kabel i kładzie rękę na jej plecach, mrucząc jej coś do ucha. Ona
obdarza go delikatnym uśmiechem, a we mnie wzbiera zazdrość.
Zbyt, kurwa, poufałe zachowanie, chłopcze. Zabieraj od niej swoje
chciwe łapska.
Wzdycham głęboko, na co Karl rzuca mi ostrzegawcze spojrzenie,
prosząc niemo, abym się zachowywał.
Charlie odchrząkuje i wygładza sukienkę długimi, nerwowymi
ruchami.
– Najpierw wyjaśnię nasze podejście do opracowania całego
planu. Przeprowadziliśmy badania użytkowników z dziesięcioma
naszymi obecnymi klientami i kilkoma większymi firmami, które nie
korzystają z oprogramowania. Przeanalizowaliśmy wyniki
zadowolenia klientów w ciągu ostatnich pięciu lat, ale także, co
ważne, opracowaliśmy wizję kierunku produktu, która powie nam,
jak ten projekt powinien się rozwinąć za pięć lat.
Karl pokazuje jej kciuk w górę, a ona odwzajemnia się pełnym
napięcia uśmiechem.
Przenoszę wzrok na Karla. Czy każdy mężczyzna w tym cholernym
pokoju jest pod jej urokiem?
Lekko się wzdryga, co z pewnością jest wywołane przez moje
niskie warknięcie, które mimowolnie wydobywa się z mojego gardła.
– To jest to, co proponujemy na pierwszy rok dla minimalnego
opłacalnego produktu – opowiada o wizualizacji z dumą w głosie.
Biorąc pod uwagę jej doświadczenie, jest to dla niej duża rola. Karl
powiedział, że pracowała wiele godzin, także w weekendy.
Wygląda na to, że się opłaciło; pomysły i strategia są zwięzłe,
osiągalne i innowacyjne.
– Dobrze – odpowiadam, gdy kończy, a jej spojrzenie po raz
pierwszy napotyka moje, wywołując rumieniec na jej policzkach.
Wygląda, jakby miała zaraz paść.
– Więc teraz… Oto… To są funkcje – plącze jej się język, gdy
przechodzi do następnego slajdu.
Pożeram ją wzrokiem, ale nie mogę oderwać od niej oczu. Jej twarz
pokrywa się szkarłatem, gdy zespół analizuje każdy szczegół jej
propozycji.
Są bezwzględni, muszę im to przyznać. Nawet gdy jest zszokowana
niektórymi szorstkimi komentarzami, stara się utrzymać swoją
pozycję; nie ma w tym doświadczenia, ale jest zdeterminowana.
Wyobrażam sobie ją na biurku w sali konferencyjnej, w sukience
opiętej wokół talii, z szeroko rozłożonymi nogami i miękkim,
różowym ciałem, mokrym i gotowym na mój język, błagającym, bym
ją wypełnił. Tęsknię za tymi jękami. Mój kutas drga w odpowiedzi.
Wyluzuj, koleś.
– Danny, jesteś bardzo milczący. Masz jakieś pytania? – Laura
unosi brew.
Waham się, wracając do prezentacji.
– Twoje pomysły są dobre i solidne. Ale twoja prezentacja wymaga
dopracowania. Była chaotyczna, szorstka i niedojrzała.
Charlie wzdrygnęła się, robiąc krok do tyłu.
– To jest obiecujące – dodaję, wyrównując ton. – Masz pozwolenie
na kontynuowanie. Laura poprowadzi cię przez kolejne kroki, aby
przejść do wersji alfa.
– Dziękuję, panie Walker. – Kiwnęła niezręcznie głową.
Więc teraz jestem panem Walkerem.
– To cały czas, jaki mógł wam poświęcić Walker – mówi Laura.
Odwraca się do mnie. – Danny, masz teraz rozmowę z senatorem
Williamsem.
Pieprzyć senatora Williamsa.
Patrzę, jak Charlie i Joel pakują swój sprzęt, i słyszę, jak chichocze
cicho, gdy on coś do niej mówi. Następnie Joel pochyla się i pociera
jej ramię.
Moje dłonie zaciskają się w pięści. Ten Joel cholernie mnie
wkurza. Jak blisko byli, pracując nad tym projektem?
Wychodzimy z pokoju na korytarz, Charlie i Ken skręcają w lewo,
podczas gdy ja skręcam w prawo z resztą zespołu, aby udać się
do windy.
Laura rozmawia ze mną o uruchomieniu przez NextGen jednego
z naszych produktów kryptograficznych, ale jestem zbyt
rozemocjonowany, by się skupić.
– Charlie. – Odwracam się i przywołuję ją do siebie.
Wszyscy zatrzymują się, czekając, aż się odezwę.
– W porządku. – Macham ręką, by ich rozproszyć. – Chciałbym
porozmawiać chwilę z Charlie.
Jej oczy rozszerzają się, ale kiwa głową i przystaje.
Podchodzę do niej, aż dzieli nas duży krok.
Ken pozostaje u jej boku jak pies. Za kogo ten facet się uważa?
– Sam na sam. – Spoglądam na niego.
– Jestem projektantem, proszę pana. Z przyjemnością odpowiem
na wszelkie pytania.
Facet ma jaja, muszę mu to przyznać.
Mrużę oczy.
– Nie słyszałeś mnie? – pytam ze złością.
– Słyszałem. – Wygląda na zdenerwowanego, ale niechętnie rusza
korytarzem.
Zwracam uwagę na zapierające dech w piersiach stworzenie, które
niszczy mój sen. Jej oczy niechętnie wpatrują się w moje.
– Danny – mówi, jej głos ledwo przekracza szept.
Mój kutas drży, gdy te wielkie zielone oczy wpatrują się we mnie.
Chcę wziąć ją w ramiona i nigdy nie puszczać. Skup się, Walker.
– Jak się masz? – pytam łagodnie. – Czy mieszkanie jest
w porządku?
– Jest piękne. – Jej twarz rozjaśnia się, gdy mówi, a ja opieram się
pokusie ujęcia jej policzków w dłonie. – Uwielbiam wysokie sufity
i odsłoniętą cegłę. Siłownia, szeroka ulica wysadzana drzewami,
pobliskie kawiarnie… jest niesamowicie.
– Cieszę się, że ci się podoba.
Zaczęła podszytą emocjami pogawędkę.
– Kiedy zapytano mnie, czy chcę mieszkanie służbowe, nawet
w najlepszych snach nie sądziłam, że będę mieszkać w takim
luksusie. Codziennie wracam do domu i wciąż nie mogę uwierzyć, że
drzwi otwiera mi portier. Czuję się jak w filmie. Nie mogę uwierzyć,
że pracownicy mogą tam mieszkać za darmo.
– Nie mogą – przyznaję, starając się powstrzymać wzrok przed
zejściem na dekolt jej sukienki. – Mieszkanie jest moje, a nie firmy.
Okręca włosy wokół palców, co rozpoznaję jako nerwowy tik.
– Ja… nie zdawałam sobie sprawy, że jest twoje – jąka się. – To ma
sens, teraz rozumiem, dlaczego jest takie ładne. Sprawiłam ci kłopot.
Nigdy bym się nie zgodziła, gdybym zdawała sobie z tego sprawę.
– To nie był dla mnie kłopot, Charlie. – Marszczę brwi,
przytrzymując jej spojrzenie. – Poza tym mieszkanie Karla jest
wystarczająco duże dla dziesięciu osób.
– Jak się miewa Jackie? – Słowa wypadają jej z ust.
Zerkam na nią dwa razy.
– Karl ci powiedział?
– Tak – mówi z nikłym uśmiechem.
– Oczywiście nie było to planowane, ale z błędów rodzą się dobre
rzeczy. Jesteśmy podekscytowani. To będzie pierwsze dziecko
Walkerów w rodzinie.
Odchyla się z taką siłą, że podchodzę do niej i chwytam ją za
nadgarstek.
– Wszystko w porządku?
– Jest w ciąży? – wykrztusiła.
– Tak. Myślałem, że o tym wiesz – dodaję.
Przygryza wargę i spogląda na podłogę.
– Myślałam, że to tylko seks.
– Generalnie to w taki sposób robi się dzieci. – Uśmiecham się
beznamiętnie.
– Muszę iść, Danny. – Wyrywa nadgarstek z mojego uścisku.
– Chwileczkę. – Podnoszę głos. – Umawiasz się z tym facetem
z zębami?
Na jej twarzy pojawia się uśmiech.
– Wszyscy faceci, z którymi się umawiam, mają zęby. Trzymam się
pewnych standardów.
– Wiesz, kogo mam na myśli – warczę. – Kena.
Cholera, to było nieprofesjonalne. Jest członkiem mojego
personelu, na litość boską.
– Masz na myśli Joela? – pyta zaskoczona. – Nie, oczywiście, że
nie spotykam się z nim.
Dobrze. Więc lepiej, żeby ten sukinsyn się wycofał, zanim
przeniosę go do innego działu.
– Ale się umawiam – dodaje, wpatrując się w moje stopy. – Jestem
naprawdę szczęśliwa. Może powinnam zostać w Nowym Jorku. Nic
nie trzyma mnie w Londynie.
Zaciskam szczękę.
– Chyba nie. Może więc powinnaś przenieść się do biura w Nowym
Jorku. Jestem pewien, że zespół mógłby to ułatwić.
Kiedy podnosi wzrok, wydaje mi się, że widzę łzy zbierające się
w jej oczach.
– Pa, Danny, uważaj na siebie.
Patrzę, jak odchodzi, i coś we mnie pęka na tysiąc kawałeczków.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 35
CHARLIE
Jeśli wcześniej myślałam, że cierpię, to oszukiwałam samą siebie.
Teraz tonę w bólu. Nigdy nie czułam się tak okropnie. To tak, jakby
moje serce zostało wyrwane z klatki piersiowej. Nawet obawa
o odejście taty blednie w porównaniu z tym.
Przez ostatnie siedem dni, odkąd dowiedziałam się o dziecku,
miałam powtarzający się koszmar, w którym jestem w Londynie,
a Jackie i Danny są tam ze swoim dzieckiem. Potem budziłam się
zlana zimnym potem i przez kilka sekund staram się uspokoić,
tłumacząc sobie, że to tylko sen. Jednak po chwili zderzałam się
z rzeczywistością i jasno docierało do mnie, że to wszystko jest
prawdą.
Czasami zaczyna się jak szczęśliwy sen. To ja jestem w ciąży z jego
dzieckiem, a potem dziecko zamienia się w obłoczek powietrza.
Czasami budzę się, szlochając. Ogromne, wstrząsające ciałem
szlochy, które przychodzą falami i są nie do powstrzymania.
W ciągu dnia nie jest lepiej. Nie pozwalam sobie na łzy, ale ciemna
chmura podąża za mną bez względu na to, co robię.
W pracy moje projekty rosną w siłę. Projekt przeszedł do fazy alfa,
a zespoły programistów są wybierane, aby rozpocząć pracę nad
nowym oprogramowaniem w ciągu najbliższych kilku tygodni. Jeśli
chcę, mogę na dobre przenieść się do Nowego Jorku. Powinnam być
szczęśliwa. Jednak uczucie przyjemności zostało ze mnie wyssane.
Teraz przechodzę przez kolejne etapy życia bez emocji.
Już nigdy nie będę mogła go pocałować. Ani dotknąć. Nigdy nie
będę mogła nazwać go moim. Nigdy nie będę mogła nosić jego
dziecka.
To powinnam być ja.
Pod mieszkanie podjeżdża żółta taksówka, z której wychodzi
wysoka blondynka z dwiema walizkami.
Uśmiecham się i schodzę po schodach.
– Julie! – piszczę radośnie.
Gwiżdże nisko.
– Ja pierdolę, dziewczyno, to ładny budynek!
– Oczywiście, w końcu należy do niego. – Przyciągam ją do siebie
i przytulam. – Tęskniłam za tobą.
– Och. – Skrzywiła się. – Musi mieć wyrzuty sumienia, skoro
pozwolił ci tu mieszkać. Możemy zrobić tu dewastację, gdy będziemy
opuszczać mieszkanie?
– Nie. – Przewracam oczami, wnosząc walizkę po schodach. Co
ona, do cholery, zabrała ze sobą? – Na razie nadal pracuję w jego
firmie, pamiętasz? Jak minął lot? – pytam, ruszając przez drzwi
obrotowe.
– Masz boya hotelowego? – mówi zbyt głośno, gdy wita mnie Tom,
nasz portier.
– Nie sądzę, aby „boy hotelowy” to było właściwe określenie. –
Marszczę brwi. – To chyba jest po prostu ktoś, kto załatwia różne
sprawy, mam rację?
– Nie wiem. – Wzrusza ramionami. – Myślałam, że boy hotelowy
to ktoś w stylu amerykańskiego kamerdynera.
– Tom nie jest lokajem, Julie. – Prycham, gdy wsiadamy do windy.
– To miejsce jest niesamowite. – Śmieję się. – Nawet nie widziałaś
jeszcze apartamentu.
– Ach, więc teraz mieszkasz w apartamencie. Co jest w nim
takiego, że nie nazywasz go mieszkaniem? – narzeka, gdy docieramy
na moje piętro. Przekręcam klucz i otwieram drzwi.
– Jasna cholera! – krzyczy, rzucając swój bagaż na środek podłogi
i biegając w kółko po otwartym pokoju. – Wynajęcie tego miejsca
kosztowałoby fortunę. Tysiące miesięcznie! – Biegnie tak szybko
w stronę okna, że boję się, że przez nie wyleci. – Ja pierdolę, ten
widok!
– Tak, jest niesamowity – zgadzam się. – Z wyjątkiem tego, że
teraz jest skażony, bo przypomina mi o nim.
Jej usta zaciskają się w cienką linię.
– Potrzebujemy wina – oznajmia. – Wino jest odpowiednim
lekarstwem.
– Uwierz mi, próbowałam tego. Grozi mi uzależnienie – mówię,
podnosząc butelkę czerwonego trunku ze stojaka na alkohol. –
Wszystko, co robię, to zatapianie się w pracy i zapijanie smutków.
Wszystko, czego używam w tym mieszkaniu, każdy nowoczesny
gadżet w kuchni, łóżko, wanna, wszystko przypomina mi o nim. –
Śmieję się bezbarwnie. – Myślę o tym, że Jackie będzie z niego
korzystać, kiedy cała trójka przyjedzie tu bawić się w szczęśliwą
rodzinkę. Mam wizję uroczej trzyosobowej rodzinki, siedzącej przy
kominku w dopasowanych świątecznych swetrach, z przyjemnym dla
ucha jazzem w tle. On lubi jazz. Potem wracają do swojej pięknej
rezydencji z widokiem na Tamizę, a od czasu do czasu spędzają
wakacje na Szetlandach.
– Nieźle zaplanowałaś ich życie. – Wpatruje się we mnie
zaniepokojona. – Charlie, musisz przestać się torturować.
Wręczam jej kieliszek czerwonego wina i nalewam sobie własną,
obfitą porcję.
– Dobrze, że tu jesteś. – Stawiam swój kieliszek obok jej.
– Cieszę się, że tu jestem – mówi. – Tak bardzo martwimy się
o ciebie w domu. Twoje wiadomości… cały czas wydajesz się
smutna.
Zmuszam się do małego uśmiechu i odwracam wzrok.
– Będzie łatwiej.
Bierze łyk.
– Dobre wino. Jaki on był? No wiesz, kiedy widziałaś go w zeszłym
tygodniu? – mówi niepewnie.
Milczę przez chwilę, starając się zebrać myśli.
– Wydawał się taki niewzruszony. Taki normalny. Trzymał się
swojego harmonogramu, aby nie spóźnić się na kolejne spotkanie
z jakimś senatorem. Tymczasem ja byłam żałosnym wrakiem. –
Walczę ze łzami. – Pragnęłam jego aprobaty, chciałam, żeby
powiedział, że moje pomysły są dobre. On po prostu tam siedział,
bez wyrazu. A potem od niechcenia powiedział mi, że będzie miał
dziecko. – Na wpół parsknęłam, na wpół się rozpłakałam. – Nawet
nie zauważył momentu, w którym rozerwał moje serce na milion
małych kawałeczków. Powiedział to tak, jakby to była najzwyklejsza
rzecz na świecie. – Wzdycham. – Jak: hej, zrobili mi niesmaczną kawę,
ale jakoś ją wypiję, bo lubię.
– Och, Charlie. – Odstawia wino i przyciąga mnie do siebie. –
Wiem, że to okropne. Ale nie opuszczaj Londynu z powodu tego
dupka.
– Przepraszam – szlocham, ocierając łzy z policzków. –
Odwiedzasz mnie w Nowym Jorku, a ja siedzę tu i beczę. Nie takich
wakacji chciałaś. Mam tak cholernie dość płaczu.
– Mam nadzieję, że nie spędzałaś każdej nocy
na rozpamiętywaniu Danny’ego Walkera.
– Oczywiście, że nie – skłamałam, odwracając wzrok. – Widziałam
dużo miejsc w Nowym Jorku. To miasto jest magiczne. Szczerze
mówiąc, Julie, jest tu niesamowicie.
– Ile czasu ci zostało?
– Tylko tydzień – informuję. – Jestem tu od siedmiu tygodni.
Potem będę musiała wrócić do rzeczywistości.
Nie chcę myśleć o powrocie do Londynu, do miasta, w którym są
Danny, Jackie oraz ich nienarodzone dziecko.
– Ubierzmy się i chodźmy coś zjeść, dobrze? – Rozpogadzam się.
Julie kiwa głową.
– Bardzo schudłaś. Musisz się lepiej odżywiać. Wyglądasz
fantastycznie, ale jesteś chuda. Jeśli nie zaczniesz jeść, będziesz
miała pryszcze zamiast cycków – stwierdza śmiertelnie poważnie.
Śmieję się krótko.
– Przez to, że ostatnio czuję koszmarną rozpacz, od jakiegoś czasu
nie mogę jeść. Na początku było lepiej. Ale odkąd znowu go
zobaczyłam… moje organy przestały funkcjonować, a jedzenie to
jedynie obowiązek.
– Dość smutku. – Uderza dłonią w stół. – Pokaż mi ten kontrakt,
który przysłało DreamWorks. Sto tysięcy funtów. Czy to na serio?
Uśmiecham się i otwieram laptopa.
– Mam nadzieję, że mój znajomy prawnik pomoże mi to rozgryźć.
To prawdopodobnie oszustwo, więc nie robię sobie nadziei.
– Czy on o tym wie?
– Danny? Oczywiście, że nie. – Wzruszam ramionami. – Nie
miałby jak się dowiedzieć. Nie rozmawiamy.
Marszczy brwi.
– Byłby pod wrażeniem.
– To nieistotne. – Potrząsnęłam głową. – Nie ma sensu próbować
mu zaimponować. Co dobrego by z tego wynikło? Dziecko jest… to
już nieodwracalne. – Wzdycham. – Proszę. – Odwracam laptopa
w jej stronę, a nerwy trzepoczą mi w żołądku. Chwila prawdy.
Zakłada okulary i zaczyna czytać.
– Musi być jakiś haczyk, mam rację? – pytam niepewnie,
obserwując ją. To brzmi zbyt dobrze, by mogło być prawdziwe.
DreamWorks chce kupić prawa do wykorzystania jednej z moich
piosenek w filmie.
Czyta dalej, a ja czekam z zapartym tchem. Ciszę przerywa
na wpół śmiech, na wpół krzyk.
– Nie ma haczyka. Charlie, to jest, kurwa, legalne!
Wpatrujemy się w siebie przez chwilę, po czym ciszę przerywa
histeria.
– Moja piosenka?! Moja piosenka!! – krzyczę, gdy tańczymy po
kuchni jak idiotki.
– Pieprzyć Walkera! – krzyczy Julie, rozchlapując wino po całej tej
drogiej podłodze. – Charlie, gdy ten film powstanie, będziesz
umawiała się z gwiazdami filmowymi.
Odwzajemniam uśmiech. Danny Walker może iść do diabła. Nie
potrzebuję go. Zawsze przynosił mi tylko ból.
***
CHARLIE
Trzy loty, cztery whisky, dwójka płaczących dzieci, sześć posiłków
w czasie lotu, pięć filmów, ani minuty snu − i ląduję na lotnisku
w Sumburghu. Uderza mnie zimna, bolesna rzeczywistość mojej
odruchowej decyzji.
Wpatruję się w tablicę „Witamy na Szetlandach”.
Co ja robię?
To najgłupszy pomysł, na jaki kiedykolwiek wpadłam. To był tylko
krótki romans, a potem się skończył. A teraz podróżuję przez pół
świata jak oszalała stalkerka?
Pomyśli, że jestem wariatką. Kto pojawia się nieproszony dwa dni
przed Bożym Narodzeniem? Karl powiedział, że ta ścieżka jest już
zamknięta. Co miałam zrobić? Zapukać i powiedzieć, że Mikołaj ma
specjalną niespodziankę?
Spieprzyłam to i mogę winić tylko siebie i moją cholerną
niepewność. Tristan zawsze mi dokucza, że jestem zbyt porywcza.
Trzy loty dały mi dużo czasu do namysłu. Byłam zbyt pochłonięta
wierzeniem w Danny’ego jako potentata technologicznego i nie
słuchałam Danny’ego jako mężczyzny, Danny’ego jako chłopaka.
Dostałam nauczkę i być może drogo zapłaciłam za to sercem.
Cho-cho-cholera.
Jeśli to się nie uda, będę musiała spędzić święta sama
w wynajętym mieszkaniu, otoczona owcami, bez indyka, tylko z tym
dziwnym rybnym haggisem.
Mama, Tristan i Callie myślą, że jutro lecę z Nowego Jorku
do Londynu. Powinnam wymyślić coś w stylu, że pojechałam
na samotne święta na Bali, żeby odnaleźć siebie − aby nie mówić im
prawdy.
Może jeszcze nie jest za późno, żeby się wycofać? Wciąż jestem
na lotnisku, więc mogę zarezerwować pierwszy lot powrotny
do Londynu.
Chociaż właśnie gasną światła… Co się dzieje? Myślałam, że
lotnisk nigdy nie zamykają.
Nie dopracowałam ważnych szczegółów przed opuszczeniem
pokładu. Teraz stoję na opuszczonym lotnisku dwadzieścia mil od
głównego miasta, a w zasięgu wzroku nie ma ani jednego postoju
taksówek.
– Hej – witam się z mężczyzną myjącym podłogę. – Jak najszybciej
dostać się do miasta?
Kiwa głową w stronę wyjścia.
– Autobus numer sześć jedzie do Lerwick. Wysiądź na ostatnim
przystanku.
– Świetnie. – Wzdycham z ulgą. Nie będę musiała przejść
dwudziestu mil w arktycznych warunkach. – Kiedy jest następny?
Sprawdza duży zegar na ścianie.
– Masz szczęście, za około pięćdziesiąt minut.
Ten człowiek najwyraźniej nigdy nie korzystał z metra, jeśli
uważa, że pięćdziesiąt minut oczekiwania to „szczęście”.
– Jak długo trwa podróż?
– To tylko kilka przystanków. Około godziny.
– Dzięki.
Cholera.
Wszystko zapowiada się tak wolno, że w tym tempie Karl pokona
mnie w dotarciu do Lerwick, a on wylatuje z Nowego Jorku dopiero
jutro.
Wygląda na to, że będę musiała iść prosto do pubu, a tego nie
planowałam. Chciałam się najpierw odświeżyć. Jestem wyczerpana
i w nieładzie, co jest typowe dla długodystansowych lotów.
Nagromadzona ślina przykleja się do brody po wielogodzinnym
siedzeniu w stanie zombie, gdy siedzi się przechylonym
o czterdzieści pięć stopni. Pachnę też jak zombie.
Cho-cho-cholera.
Do czasu przyjazdu autobusu mija z pewnością więcej niż
pięćdziesiąt minut, jestem w nim jedyną pasażerką. Robię makijaż
w ciemności i nakładam warstwy dezodorantu, aby zamaskować
zapach potu.
Im bardziej zbliżam się do świateł Lerwick, tym gorzej się czuję.
Znając Danny’ego, nie tylko mnie odrzuci, ale także poczuje się
zobowiązany do opieki nade mną na Szetlandach, dopóki nie będzie
mógł odesłać mnie do Londynu. To wszystko, czego potrzebuję: jego
litości i troski.
Potem wyśle wiadomość do Tristana, który również się zaniepokoi
i bez wątpienia zorganizuje interwencję. Moja chwila szaleństwa
będzie powodem do wstydu przez następną dekadę, dopóki nie
zrobię czegoś jeszcze głupszego.
Brawo, Charlie.
– Ostatni przystanek. – Autobus zatrzymuje się kilka drzwi od
miejsca mojego upadku. – The Lounge.
To małomiasteczkowy bar z muzyką na żywo i wieczorami
otwartych mikrofonów, jeden z niewielu barów w mieście. Nikt tu
nie spodziewa się występu gościa z innej części świata.
Wyciągam z autobusu dwie walizki i futerał na gitarę i kręcę się
przed barem.
– Potrzebujesz pomocy? – Facet przy drzwiach wpatruje się
z powątpiewaniem w mój wygląd osoby bezdomnej.
– Czy to noc Open Mic?
– Tak – mówi, patrząc na walizki. – Czy należysz do zespołu?
– Nie. To tylko ja, przyjechałam z… Nowego Jorku. – Waham się. –
Jestem tu, żeby zrobić komuś niespodziankę.
Śmieje się ze mnie jak z wariatki.
– Jasna cholera! Dosłownie przed chwilą wyszłaś z samolotu?
Zaciskam zęby.
– Nie mogłam ryzykować, że nie dostanę miejsca. A więc? –
pytam. – Mogę dostać miejsce na liście?
– Aż z Nowego Jorku? Jasne! – Uśmiecha się. – Możesz wystąpić
po tym, jak Timmy skończy.
Timmy musi być tym, który wydaje okropny dźwięk dud.
– Czyli za jakieś pięć minut? – upewniam się.
Panika ogarnia moje serce.
– Nie mamy tu zbyt wielu chętnych na występ – wyjaśnia,
wpatrując się we mnie, jakbym była wyimaginowaną osobą. –
Głównie Timmy i zespół z Unst. – Robi pauzę. – Wszyscy będą
zszokowani, że jesteś aż z Nowego Jorku!
– Aha – szepczę. – Słuchaj, możesz przemycić mnie tyłem? Jeśli
wejdę frontowymi drzwiami, zrujnuje to niespodziankę.
Uśmiecha się.
– Chodź za mną.
Odwraca się nagle, przez co zderzam się z nim.
– Nie jesteś sławna, prawda? – dopytuje.
– Nie. – Rozglądam się po pokrytych farbą ścianach pubu. –
Dlaczego miałabym tu grać, gdybym była sławna?
Wlokę walizki i gitarę alejką do tylnego wejścia, uderzając gitarą
o ścianę, gdy próbuję manewrować całym moim bagażem.
– Poczekaj tutaj, Timmy skończy za dwie minuty.
Kiwam głową i zaglądam przez drzwi do baru.
On tu jest.
Próbuję oddychać, ale czuję, jakby ktoś ściskał mnie za gardło
i zatrzymywał przepływ powietrza. Chwytam się za gardło. Moje
usta są tak suche i zaciśnięte, że nie mogę mówić, a co dopiero
śpiewać.
Nie mogę tego zrobić.
Niedobrze mi.
Zaraz zemdleję.
Moje serce eksploduje.
Mam pełny atak paniki.
Ponownie zaglądam do środka. Nadchodzi szok jego życia; mam
tylko nadzieję, że nie będzie negatywny.
Wygląda jak obrazek spokoju, gdy opiera się o bar, siedząc
na stołku barowym. Edme siada obok niego. Ma tygodniowy zarost
i nosi wełniany sweter z dziurami. Mógłby uchodzić za seksownego
hodowcę owiec.
Po raz czterdziestotysięczny od wylądowania zastanawiam się, jak
mogłam być tak nierozsądna, by myśleć, że to dobry pomysł.
Śmieją się i piją razem szkocką.
Edme jest pokryta niedopasowaną biżuterią jak choinka i klaszcze
w dłonie w rytm dud.
– Dla kogo będzie ten utwór? – pyta barman, gdy Timmy
wymierza ostatni bolesny cios.
– Dla Danny’ego – wykrztuszam – i Edme.
Kiwa głową.
– A twoje imię?
– Charlie.
Czmycha na małą scenę, gdzie Timmy pakuje swoje dudy.
– Następnie, ludzie, mamy kogoś aż z Nowego Jorku! To bardzo
specjalna dedykacja dla Eddiego i Tammy.
Co? Nie, głupcze!
– Powitajmy Charlie!
Kiedy zaczyna klaskać, około dwudziestu osób w pubie przyłącza
się bez przekonania.
Biorę głęboki wdech i wychodzę na scenę.
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==
ROZDZIAŁ 37
CHARLIE
Siedzi nieruchomo, jakby ktoś zamienił go w kamień, a wyraz jego
twarzy jest nieczytelny.
– Kochanie, to Charlie! − krzyczy Edme.
– Cześć Danny, cześć Edme – mówię drżącym głosem
do mikrofonu.
– Danny – syczę do barmana, a on wzrusza ramionami. – Nie
Tammy. Czy w ogóle jest takie imię, jak Tammy?
Kiedy owijam pasek gitary wokół ramion, moja głowa odchyla się
do tyłu. Moje włosy zaplątują się w pasek. Szarpię się z nim przez
bolesny czas i słyszę, jak ludzie robią się niespokojni.
Nie mogę znów spojrzeć w górę. Jeśli spojrzę mu w oczy i zobaczę
przerażenie, litość lub zażenowanie, nigdy nie będę w stanie
wykonać tej piosenki.
– Ja, ehm. – Mój głos się łamie, więc odchrząkuję. – Napisałam tę
piosenkę, aby wyjaśnić, co czuję w związku z niedawnym romansem.
W pubie rozlega się kilka szmerów. Nie przeszkadza mi to. Nie
można ich za to winić.
– Utwór nosi tytuł You’re gone – wyszeptałam.
Napisałam go w ciemności, w nowojorskim mieszkaniu, w ciągu
ostatnich kilku miesięcy.
Moja wersja pamiętnika.
Nikt nigdy jej nie słyszał.
Nigdy nie wykonywałam go poza mieszkaniem.
Nikt nigdy nie miał go usłyszeć.
Ani Open Mic. Ani Julie, Cat, Stevie, Suze.
A zwłaszcza Danny.
A jednak jestem tutaj.
Wyśpiewuję piosenkę o najgorszych chwilach mojego życia grupie
hodowców owiec, miłości mojego życia i jego ekscentrycznej babci.
Przechodzę przez pierwszą zwrotkę i jest to takie nietypowe, tak
surowe, że czuję się, jakbym stała przed nimi naga i płacząca.
Moje słodko-gorzkie słowa przepełnione emocjami i złamanym
sercem przebijają się przez bar. Mój głos jest głośny i gwałtowny,
domagający się wysłuchania.
Wszystkie oczy są skupione na mnie i moim bólu. Włącznie z jego
oczami.
Refren jest wysoki, nawet jak dla mnie, ale za każdym razem, gdy
do niego docieram, trzymam nutę tak długo, że w całym pubie
słychać westchnienia i okrzyki.
Z każdym wydechem, z każdą nutą, którą przytrzymuję, czuję
więcej bólu.
Wtedy kończę. Nie mam już powietrza w płucach. Nie mam nic
więcej do powiedzenia.
Ze stołków barowych rozlega się wysoki krzyk. Edme podskakuje
podekscytowana, próbując włożyć palce do ust, by zagwizdać.
– Wow. – Barman ma szeroko otwarte oczy. – Masz w sobie coś
z Amy Winehouse, prawda?
Nie czekam na jego reakcję. Po prostu nie mogę. Chwytam gitarę
i wychodzę z baru przez frontowe drzwi.
– Twój bagaż! – krzyczy za mną barman.
Zimne powietrze gryzie mnie w płuca, gdy wychodzę na ulicę.
– Gdzie ty, kurwa, idziesz? – pyta niskim, ochrypłym głosem. Jest
tuż za mną.
Odwracam się, by spotkać ciemne oczy, które od tygodni
nawiedzają moje koszmary i sny.
Stoimy zamrożeni, dwa kroki od siebie. Nie ufam sobie na tyle, by
się do niego zbliżyć.
– Przepraszam. – Słowa wyrywają mi się z ust. – To był głupi,
szalony pomysł. Pewnie wciąż jestem pijana po imprezie
pożegnalnej. Przepraszam, że cię zawstydziłam. Ja…
– Cicho. – Podchodzi do mnie, zmniejszając dystans między nami.
Jego ciało przysłania moje, a te zaskakujące brązowe oczy wpatrują
się we mnie, domagając się mojej pełnej uwagi.
Zapomniałam, jak bardzo mnie zdenerwował.
– Żadnych więcej gierek, Charlie. Wszystko między nami było
masą niedopowiedzeń, zazdrości i uporu. Myślałaś, że jestem ojcem
dziecka Jackie, do kurwy nędzy. Karl powiedział mi wczoraj.
Naprawdę takie masz o mnie zdanie?
Żołądek mi się ściska, gdy słyszę wyraźną wściekłość w jego tonie.
Jest nieźle wkurzony.
– Rozumiem twoją złość – szepczę, przyglądając się swoim
stopom. – Naprawdę rozumiem. Przepraszam, że założyłam, że
zapłodniłeś recepcjonistkę. Jestem okropna.
– Nie, nie rozumiesz – warczy, kładąc dłoń pod moim
podbródkiem. – Spójrz na mnie.
Jego oczy skupiają się na moich, a wyraz jego twarzy nieco
łagodnieje.
– Zacznijmy z czystą kartą. Kocham cię, Charlie. Nigdy wcześniej
nikogo tak nie kochałem. Chcę, żebyś była moją dziewczyną; chcę,
żebyś była moją ostatnią dziewczyną. Nigdy w życiu nie byłem
niczego tak pewien. Pragnę cię od dziesięciu lat. Mam czterdzieści
jeden lat. Pewnego dnia, w niedalekiej przyszłości, chcę, żebyśmy
zamieszkali razem. Chcę, żebyś kiedyś została moją żoną i matką
moich dzieci. – Wciąga powietrze. – I tak to wygląda. Nie oczekuję,
że będziesz chciała tych wszystkich rzeczy już teraz, ale mam
nadzieję, że skoro przejechałaś pół świata, to też czegoś chcesz.
Wszystkie moje karty są na stole. – Jego głos łamie się. – Masz moje
serce. Rób z nim, co chcesz.
Wpatruje się we mnie, czekając z lekko rozłożonymi ramionami.
Każdy neuron w mojej głowie uruchamia się natychmiast.
– Danny. – Staram się powstrzymać łzy i podnoszę się na palcach,
by go dotknąć. – Ja też cię kocham. Tak bardzo cię kocham.
Obejmuje mnie ramionami, a następnie przyciąga do swojego
ciepłego ciała. Arktyczne szetlandzkie warunki nagle zniknęły. Jego
usta opadają na moje i całuje mnie jak mężczyzna, który nie był
całowany od lat. Zdesperowany. Czuły. Spragniony. Całujemy się jak
dwoje ludzi, którzy mogą umrzeć, jeśli ich ciała się nie zetkną.
Cały ból, wszystkie wzloty i upadki były tego warte. Dla tego. Dla
tej chwili. Odsuwa się, by spojrzeć mi w oczy, uśmiechając się
delikatnie.
– Dobrze, to ułatwia życie nam obojgu.
Chowam głowę w jego klatce piersiowej, tam gdzie moje miejsce.
– Przepraszam, że śmierdzę – mamroczę w jego klatkę piersiową.
– Czy teraz mogę wziąć prysznic?
DANNY
Dzień Bożego Narodzenia
CHARLIE
Osiem miesięcy później
===Lx4tHCQRJhFiUWFSa1NhCz0IPQgxV2IGN1M1BTYDN1I2UmIEZwZgUQ==