Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 159

Jayne

Castle
Amarylis
Przełożyła
Elżbieta Zawadowska-Kittel
Rozdział
pierwszy

Do jasnej cholery! Nie m a m ochoty na dys-


kusje o sumieniu, panno Lark - Lucas Trent
patrzył twardo na kobietę siedzącą za biurkiem.
- Przyszedłem tu w sprawie eksperta do spraw
bezpieczeństwa.
- W naszej firmie panuje pogląd, że jedno
nie wyklucza drugiego - odparła spokojnie
Amarylis.
Lucas pomyślał, że ta dziewczyna od pierwszej
chwili go irytuje i że nic nie wskazuje na to, aby
sytuacja mogła ulec zmianie.
Jak na złość Lucasowi zależało na usługach
Amarylis Lark, która pracowała dla Psynergii
i była znakomitym fachowcem, ale jednocześnie
bardzo niebezpiecznym partnerem.
Wyglądała jednak bardzo niewinnie ze swymi
zielono-złotymi oczami i włosami o odcieniu
ciemnego bursztynu. Lucas uznał ją za najcieka-
wszy obiekt, z jakim się zetknął od chwili, gdy
odkrył jaskinię pełną tajemniczych artefaktów.

5
Jayne Castle Amarylis

Bardzo się sobie dziwił. Przecież Amarylis należała do Zaraz mogę zatelefonować do pani burmistrz i prosić ją
wymierającego gatunku. Zawsze układna, zasadnicza o poręczenie. Gubernator również mi nie odmówi. Czego
i pedantyczna, mogłaby pozować do pomnika swych jeszcze pani potrzeba, do jasnej cholery?
bohaterskich, zawziętych i obrzydliwie praworządnych - Wiem, kim pan jest. - W jej oczach błysnęło pod­
przodków. niecenie. - Znają pana wszyscy mieszkańcy Nowego Seattle.
Miała inteligentne, lekko karcące spojrzenie i włosy - Opuściła wzrok i przełożyła leżące na biurku papiery.
związane w prosty węzeł na karku, a jej dokładnie poza- - I bardzo się cieszę, że może pan sobie pozwolić na nasze
pinany żakiet skrywał wszelkie ewentualne wypukłości usługi.
smukłej figury. Spódnica zasłaniała nogi aż do połowy Na jej policzki wystąpił rumieniec, a Lucas oniemiał
łydek, lecz sądząc po kształcie kostki, reszta również z wrażenia. Ta pedantyczna biurokratka naprawdę się
nadawała się do pokazania. zaczerwieniła.
Lucas podejrzewał, że Amarylis stanowi uosobienie staro- Zerknął na swoje wielkie, pokancerowane, spracowane
modnych, nudnych i szalenie niewygodnych zalet. dłonie i przeniósł wzrok na długie wypielęgnowane palce
Ta kobieta zdecydowanie nie była w jego typie. i starannie wymanikiurowane paznokcie Amarylis. Nie
Nie to jednak stanowiło główny problem. Lucas lubił zauważył obrączki.
podejmować wyzwania, więc równie dobrze mógłby stawić Natychmiast jednak zmusił umysł do podwójnngo wy­
czoło Amarylis, ale ona pracowała dla Psynergii, a to siłku, by zwalczyć swą typowo męską reakcję na jej
wszystko zmieniało. rumieniec.
Nabrał więc powietrza w płuca i zaczął się zastanawiać, Nie umawiał się przecież z kobietami o zdolnościach
z jakiego właściwie powodu musiał zawitać do tego parapsychicznych. I bez tego nie brakowało mu problemów.
wspaniale zorganizowanego i świetnie funkcjonującego Amarylis należała do szczególnie dobrze wykształconych
biura. pracowników. Nie posiadała wprawdzie takiej siły jak
Wstał, położył ręce na nieskazitelnym blacie biurka Lucas, ale pomagała podobnym mu ludziom w odpowiednim
i pochylił się do przodu, by skupić na sobie całą uwagę wykorzystaniu umiejętności parapsychicznych.
Amarylis. Problem polegał bowiem na tym, że nawet najsilniejsze
- Mówiono mi, że Psynergia to jedna z najlepszych firm medium nie potrafiłoby się skupić na dłużej niż parę
w tym interesie. sekund bez wsparcia pryzmatu.
- Z całą pewnością, proszę pana. - Amarylis zmarszczyła A w świecie, w jakim przyszło im żyć, takie pryzmaty
gęste brwi. - Trzymamy się również pewnych zasad j a k Amarylis zarabiały świetnie, ponieważ popyt na ich
i dlatego muszę zadać parę pytań. Jeśli nie zechce pan usługi przekraczał podaż.
odpowiedzieć, to pańska sprawa. Proszę jednak nie oczeki- - Skoro zadowala panią stan mojego konta, w czym
wać, że będę z panem pracować, dopóki nie sprawdzę, czy problem - powiedział Lucas. - Myślałem, że prowadzicie tu
jest pan odpowiednim klientem. biznes.
- Odpowiednim klientem? - Lucas zacisnął zęby, by - Interesujemy się jednak nie tylko pieniędzmi. - Policzki
powstrzymać wybuch. - Nazywam się Lucas Trent. Jestem Amarylis przybrały normalną barwę. - Na pewno jest pan
prezesem Gwiazdy Polarnej. Posiadam nieograniczone linie tego świadom - dokończyła z profesjonalnym uśmiechem.
kredytowe we wszystkich bankach w Nowym Seattle.

6
Jayne Castle Amarylis

Stłumiwszy jęk, Lucas odsunął się od biurka, podszedł prymitywne w stosunku do wymogów nowego świata
wolnym krokiem do okna i wyjrzał na ruchliwą ulicę. Nowe pokolenia nie interesowały się jednak specjalnie
Zbliżało się południe i miasto tętniło życiem. Lucas Ziemią.
lubił tę nieharmonijną melodię wygrywaną przez samo­ Po dwustu latach samodzielnego życia nikt, z wyjątkiem
chody i zaaferowanych przechodniów. Pulsował w niej członków zapoznanych sekt religijnych, nie liczył na to, że
bowiem wyraźnie gorący rytm kwitnącej gospodarki Ziemianie odnajdą swą utraconą kolonię.
i pobrzmiewało radosne m u r m u r a n d o społeczeństwa pa­ Mieszkańcy Świętej Heleny uznali więc tę bogatą, zieloną
trzącego z nadzieją w przyszłość. Nowe Seattle, a także krainę za swój dom. I choć znacznej części planety jeszcze
jego bracia bliźniacy, Nowe Portland i Nowe Vancouver, nie zbadano i nie opisano, istniały podstawy, by sądzić, że
wyśpiewywały te entuzjastyczne piosenki dopiero od koloniści są jedynymi żyjącymi tam istotami obdarzonymi
niedawna rozumem.
Znaczna część kolonistów osadzonych na Świętej Helenie Odkryte przez Lucasa artefakty wzbudziły zrozumiałe
ttuż po jej odkryciu przed dwustu laty pochodziła z rejonu zainteresowanie w środowisku akademickim, lecz nie wy­
północno wschodniego Pacyfiku. Gdy zrozumieli, że są wołały paniki w społeczeństwie.
całkowicie odcięci od starego świata, nadali swym nowym Z uwagi na ich wiek badacze wyrazili opinię, iż najpraw-
siedzibom n a z w y miast, jakich nigdy nie było im dane dopodbniej nie pochodzą one w ogóle ze Świętej Heleny.
zobaczyć. Uznano je więc za szczątki podróżników, którzy w zamierz­
W obecnej dobie Nowe Seattle, Nowe Portland i Nowe chłej przeszłości stworzyli sobie placówkę na tej planecie.
Vancouver tworzyły wspaniały, lecz nader kruchy naszyjnik Z całą pewnością jednak nie przebywali tam długo, więc
nowej cywilizacji powstałej wzdłuż zachodniego wy- albo wyginęli, albo ruszyli dalej w kosmos.
brzeża największego kontynentu Świętej Heleny. Ziemianie nie znieśliby konkurencji.
Wymyślna technologia, jaką przywieźli ze sobą z Ziemi, - Tak więc, proszę pana - zaczęła znów Amarylis -jeśli
zawiodła ich całkowicie j u ż po paru miesiącach. Święta nadal pragnie pan zatrudnić wykształconego i kompetent­
Helena przyjęła łaskawie nowe formy życia, lecz odrzuciła nego pracownika, musimy poruszyć kolejne zagadnienie.
całkowicie maszyny. Urządzenia nierdzewne rozsypały się Nie siląc się specjalnie na subtelne aluzje położyła akcent
w proch, plastik rozpuścił się - w skądinąd przyjaznej na słowa: wykształcony i kompetentny.
- atmosferze planety. Nie przetrwało nic, co było wyt­ Oczywiście Lucas mógł zatrudnić kogoś nie wykszta­
worem ziemskiej cywilizacji. Święta Helena postawiła przy­ łconego i nie kompetentnego, lecz byłoby to bardzo
byszom okrutne ultimatum: mogli przystosować się do niebezpieczne. Nawet korzystanie z pomocy znanej firmy
nowego środowiska lub umrzeć. stwarzało ogromne ryzyko. Niestety, nie miał innego
Koloniści wybrali oczywiście to pierwsze rozwiązanie, co wyjścia.
wcale nie okazało się łatwe. W końcu jednak nauczyli się - A co mi pozostało? - Lucas zerknął przez ramię na
wykorzystywać nowe surowce i metale, lecz ten wysiłek Amarylis. - Proszę zadawać te swoje cholerne pytania
sporo ich kosztował. A myśl techniczna oraz naukowa - warknął przez zaciśnięte zęby.
kilku pokoleń poszła na marne. Amarylis popatrzyła na niego przenikliwie. Lucas wie­
Potomkowie ojców założycieli dowiadywali się z książek dział jednak doskonale, że potrafi ukrywać swoje myśli.
historycznych, że maszyny ziemskie okazały się zbyt Nie narzekał na brak doświadczenia w t y m względzie.

8 9
Jayne Castle Amarylis
- Dobrze. - Amarylis zajrzała do notatek. - Mówi pan, w gazetach? Przecież j u ż wie, że powinien był przedsięwziąć
że chodzi tu o sprawy związane z bezpieczeństwem. lepsze środki ostrożności. Z jakiej racji miałby jeszcze
- Tak. dostarczać tematów Nelsonowi Burltonowi? Już on by to
- A dokładniej? elegancko rozrobił w popołudniowym wydaniu wiadomo­
- O bezpieczeństwo firmy. ści! A telewizję oglądają wszyscy.
- Rozumiem - odparła cierpliwie. - Interesują mnie Tak naprawdę Lucas najmniej się przejmował złą prasą.
jednak bliższe szczegóły. Zależało mu jednak na tym, by wyjaśnić, dlaczego Miranda
- W porządku. Nazywając rzecz po imieniu, ktoś, go zdradziła, choć wiedział, że prawda wcale nie poprawi
komu ufałem, chce puścić mnie z torbami. Czy to pani mu samopoczucia. Kiedy odkrył, jakimi pobudkami kiero­
wystarczy? wała się jego żona i wspólnik przy podobnej okazji, o mało
Zacisnąwszy dłoń w pięść, przeniósł wzrok na ulicę. nie dostał skrętu kiszek. Gdyby została mu choć odrobina
Poczuł znajomy przypływ niemal fizycznego bólu. Ktoś zdrowego rozsądku, wylałby po prostu Mirandę i o wszyst­
go zdradził. I Choć Lucas nie po raz pierwszy w życiu kim zapomniał.
padł ofiarą spisku, nie przyzwyczaił się jeszcze do tego - Psynergia zachowuje całkowitą dyskrecję w sprawach
dziwnego uczucia, jakie zawsze mu towarzyszyło w takich swoich klientów. Może pan spać zupełnie spokojnie - zape
sytuacjach. wniła Amarylis.
Krąg zaczyna się poszerzać - pomyślał gorzko. Najpierw - No, m a m nadzieję - Lucas znów zerknął na nią przez
żona, Dora. Potem wspólnik, Jackson Rye. A teraz jego ramię.
zastępczyni Miranda Locking - odpowiedzialna za dobre Oczy dziewczyny nasuwały mu na myśl porośnięte
imię firmy. paprociami jeziorka w grotach na wyspie. Były tak samo
Lucas nie chciał nigdy tworzyć tego działu w Gwieździe spokojne i niewyobrażalnie głębokie. Natychmiast doszedł
Polarnej. To Jackson Rye wpadł na podobny pomysł. On do wniosku, że jest to kolejny powód, by mieć się przed nią
zresztą zawsze lubił wykazywać się inicjatywą. na baczności.
- Ach tak. Odchrząknęła.
W głosie Amarylis wyraźnie pobrzmiewało współczucie, - Rozumiem, że najpierw musimy się dowiedzieć, kto
CO natychmiast obudziło jego czujność. Przypomniał sobie sprzedaje tajemnice pańskiej firmy.
od razu; że przeszkolone pryzmaty z pełnym widmem są - To j u ż zdążyłem ustalić.
ogólnie znane ze swej przenikliwości i intuicji. W ich - W takim razie, dlaczego pan nie wyrzuci tego osobnika?
obecności należało zatem zachować ostrożność. - spytała unosząc wzrok znad papierów. - Przecież sam
Ktoś z moich współpracowników sprzedaje konkurencji pan mówił, że nie zależy panu na procesie.
ściśle tajne informacje - wyjaśnił Lucas. - Mówimy o kobiecie, a nie o mężczyźnie. - Lucas
- Myślał pan może o zawiadomieniu policji? podszedł z powrotem do krzesła. - A ta kobieta nazywa się
- Nie, bo nie chcę stawiać nikogo przed sądem. Miranda Locking i jest moim zastępcą. Oczywiście, że
Rozumiem. Wielu naszych klientów postępuje podobnie zamierzam ją zwolnić, ale najpierw chciałbym jeszcze coś
w takich sytuacjach. Nikomu nie zależy na złej reklamie. wyjaśnić.
- Pewnie. I tak j u ż każdy szef firmy na moim miejscu - Na przykład?
pluje sobie w brodę. Po co miałby jeszcze czytać o t y m Lucas zacisnął dłonie na oparciu krzesła.

10 11
Jayne Castle Amarylis

- Muszę wiedzieć, czy ona zdradziła mnie dla pieniędzy, - W takim razie będzie pan musiał zaakceptować moje
czy też z jakiegoś innego powodu. zasady.
Amarylis popatrzyła na jego ręce. - Oczywiście. Proszę się nie martwić. Nie zamierzam
- Z innego powodu? wyrządzić temu pośrednikowi żadnej krzywdy - kłamał
Lucas udał, że nie dostrzega jej pytającego spojrzenia. Lucas. - Ale jeśli on rzeczywiście robi to, o co go posądzam,
Puścił krzesło i rozpoczął wędrówkę po maleńkim biurze. muszę dopilnować, by prawda wyszła na jaw.
- Oczywiście jest jeszcze pośrednik. Makler, który wy - Nie rozumiem. A o co on pan go właściwie posądza?
kupuje informacje od Mirandy, a później sprzedaje je Oczywiście poza wykupywaniem informacji.
temu, kto mu za nie najwięcej płaci. Jego też chcę przy Lucas wahał się dłuższą chwilę.
czpilić - Sądzę, że ten makler hipnotyzuje Mirandę.
Pewnie nigdy nie uda się panu udowodnić, że ten Amarylis skamieniała ze zdumienia. Zanim się opanowa­
człowiek złamał prawo - ostrzegła Amarylis. - A zresztą ła, dwukrotnie zamrugała powiekami.
i tak nic zechce pan stawiać nikogo przed sądem. Co więc - Zaraz... Czy ja aby na pewno dobrze pana rozumiem?
może pan zrobić wspólnikowi Mirandy? Sądzi pan, że jakiś hipnotyzer zmusił pannę Locking do
Lucasi omiótł wzrokiem kolekcję dyplomów i świadectw popełnienia przestępstwa?
rozwieszonych na przeciwległej ścianie. - Istnieje taka możliwość - mruknął Lucas.
- Proszę się o to nie martwić. Już ja sobie z nim poradzę. - Wysoce nieprawdopodobna. Z pewnością zdaje pan
Pani musi mi tylko pomóc wyłowić go z t ł u m u . sobie sprawę, że bardzo niewielu ludzi posiada takie zdol
Nie bardzo mi się podoba pański ton. Chyba zdaje pan ności, a ci na ogół poświęcają się medycynie.
Sobie sprawę, że nie mogę przyjąć zlecenia, jeśli zamierza - Ale nie wszyscy.
pan podjąć jakieś bezprawne działania przeciwko temu - Tak, niektórzy występują na scenie - przyznała dziew
maklerowi. czyna. - Nigdy jednak nie słyszałam, by ktoś wykorzystał
- Nigdy bym się nie ośmielił prosić, by złamała pani ten dar w jakimś niegodnym celu. Nawet nie jestem pewna,
zasady etyki zawodowej, panno Lark. -A zapewne ma ich czy to w ogóle możliwe.
pani wiele, sadząc po tych wszystkich dyplomach i cer - A dlaczegóż by nie?
tyfikatach. Widzę, że zrobiła pani magisterium z nauk - Bo taki hipnotyzer musiałby posiadać niezwykłą moc,
Ogniskowych oraz filozofii transfizycznej na uniwersytecie żeby skłonić kogokolwiek do złamania zasad etycznych.
w Nowym Seattle. Musiałby to być talent klasy dziewiątej, może nawet
- Tak. Moja praca dyplomowa dotyczyła metafizyki dziesiątej. A przecież sam pan wie, jaka to rzadkość.
etycznej. - Znam parę takich osób.
- To fantastyczne. - Wedle najnowszych badań, zaledwie pół procent całej
- Dziękuję. naszej populacji posiada tego rodzaju zdolności.
- Z dyplomu wynika, że posiada pani kwalifikacje do - Pół procent nie równa się zeru.
pracy z talentem klasy dziesiątej. - Tak, ale hipnotyzer tej klasy uprawiałby na pewno
- Prosił pan o pryzmat z pełnym widmem. jakiś uczciwy zawód. Pracowałby na uniwersytecie albo
- Rzeczywiście. - Okręciwszy się na obcasie, Lucas patrzył w szpitalu. Dlaczego miałby się wdawać w jakieś kryminalne
na Amarylis przez dłuższą chwilę. - Mam, co chciałem. afery?

12 13
Jayne Castle Amarylis
- A któż to może wiedzieć? - Lucas rozłożył bezradnie dziestu minut stwierdził w duchu, że przecież wiedział,
ręce. - Być może lubi ryzyko. A kradzież sekretów przed­ jakie to wszystko będzie nieprzyjemne.
siębiorstwa wydaje mu się bardziej podniecająca niż Wynajmowanie pryzmatu, który pomógłby mu skoncentrować
kariera anestezjologa czy pracownika naukowego uniwer­ własne zdolności, było ostatnią rzeczą, na jaką
sytetu. miał ochotę. Taka współpraca była przeciwna jego naturze.
- Wątpię. Przecież powinien sam zaprzęgnąć umysł do pracy i kon­
Lucas uśmiechnął się lekko. trolować go całkowicie bez niczyjej pomocy.
- Proszę mi wybaczyć, panno Lark, ale jest pani trochę Większość osób z talentem niższej klasy godziła się
naiwna. Gdyby spędziła pani trochę czasu na Wyspach z faktem, że nie może wykorzystać swego daru bez pomocy
Zachodnich, od razu by się pani przekonała, że wielu ludzi pryzmatu. Zresztą na Świętej Helenie wszystko wyglądało
złamałoby z rozkoszą, te słodkie zasady etyczne. podobnie. Porządkiem naturalnym rządziły skomplikowane
Na jej policzki znów wystąpiły rumieńce. Spojrzała na reguły synergii, czyli współdziałania. To właśnie była
najtrudniejsza lekcja, jakiej musieli się nauczyć koloniści
niego wrogo.
w ciągu ostatnich dwustu lat. Na Świętej Helenie obowią­
- Pan chyba o czymś zapomina. Nawet jeśli tutaj, w No­
zywało bowiem prawo, które można by streścić za pomocą
wym Seattle, mieszka jakiś wyjątkowo nieuczciwy hip­
starego ziemskiego powiedzonka głoszącego zasadę, że do
notyzer, to z pewnością nie działa on sam. Przecież talent
tanga trzeba dwojga.
tej klasy potrzebuje równie silnego i amoralnego pryzmatu,
by koncentrować w nim swoje umiejętności. Wśród osadniczej społeczności pierwsze talenty paranor­
- Wiem. malne odkryto j u ż w niecałe pięćdziesiąt lat po założeniu
- Niechże pan będzie rozsądny - westchnęła Amarylis. kolonii. A po kolejnych dwudziestu odnaleziono w populacji
Naprawdę nie wierzę w istnienie tego rodzaju szajki. pryzmaty.
- Ale nie może pani wykluczyć takiej możliwości. Nim jednak udowodniono, że pryzmaty i talenty wzajem­
Uniosła ramiona w geście rozpaczy. nie się uzupełniają, minęła kolejna dekada. Żadne bowiem
- Tak, hipotetycznie wszystko jest możliwe, aczkolwiek medium nie mogło samodzielnie wykorzystywać swego
mało prawdopodobne. daru dłużej niż kilkadziesiąt sekund, a większość nie była
- Chcę to sprawdzić. w ogóle w stanie się skupić bez pomocy.
- Tonący brzytwy się chwyta, prawda? - spytała Ama­ Naukowcy zgodnie doszli do wniosku, że pryzmaty
rylis, patrząc na niego z namysłem. zostały stworzone przez naturę, by uniemożliwiały talen-
- Próbuję podejść do problemu w jak najbardziej rozsąd­ tom wykorzystywanie zdolności parapsychicznych do zbro­
ny, logiczny sposób. dniczych celów. Osiągnięcie skutecznej więzi natomiast
- A wie pan, co ja myślę? Otóż uważam, że za wszelką wymagało obopólnej zgody obu stron.
cenę próbuje pan usprawiedliwić pannę Lockwood - powie- Eksperci wyśmiewali koncepcję, wedle której niewinnym,
działa łagodnie Amarylis. - Rozumiem. Łatwiej jest wierzyć, naiwnym pryzmatom groziło zniewolenie w szponach
że panna Miranda wpadła w szpony hipnotyzera, niż potężnego talentu o przestępczych skłonnościach. Nie prze
stawić czoło prawdzie. Czyż nie tak, panie Trent? szkodziło to jednak filmowcom w realizacji całej serii
Amarylis miała z pewnością rację, ale Lucas nie zamierzał opowieści o wampirach psychicznych, którym udało się
mówić tego głośno. Po raz setny w ciągu ostatnich dwu- wyrwać spod kontroli.

14 15
Jayne Castle Amarylis

Powstało także wiele poczytnych książek opisujących - W takim razie nie m a m zastrzeżeń. Podpiszę z panem
losy pięknych i uroczych pryzmatów płci żeńskiej zniewo­ kontrakt na ogólnie przyjętych zasadach.
lonych przez niewiarygodnie silne talenty. - Miałem taką nadzieję. - Lucas uśmiechnął się lekko.
Lucas zauważył niedawno na wystawie najnowszą po­ - Należę do talentów klasy dziewiątej, co oznacza, że
wieść Orchid Adams zatytułowaną: „Dziki talent". Nie zapłacę fortunę za wasze usługi.
miał jednak najmniejszego zamiaru jej czytać, by całkiem - Może się p a n przecież zwrócić do innej agencji.
się nie załamać. I tak już był wystarczająco boleśnie - Nigdzie nie będzie taniej. - Lucas usiadł ciężko na
świadom swych ograniczeń, zarówno psychicznych, jak krześle. - Zaczynajmy. Nie m a m zbyt wiele czasu.
i tych innej natury - w relacjach z kobietami. - W porządku. - Amarylis wzięła pióro do ręki. - Mówi
W prawdziwym życiu pryzmatom nie groziło żadne pan: klasa dziewiąta?
niebezpieczeństwo, gdyż dzięki naturalnym mechanizmom - Tak.
obronnym mogły bez trudu przerwać niewygodną dla nich - Oczywiście dysponuje pan zaświadczeniem?
więź. Gdy natrafiały na talent przerastający ich własną - Chwileczkę. - Lucas otworzył teczkę. - Przyniosłem
zdolność koncentracji, traciły jakiekolwiek zdolności para­ potrzebne dokumenty. - Wygrzebał z przegródki cer­
psychiczne. tyfikat określający siłę jego talentu. Testom poddał się
Ten stan - zwany wypaleniem - nie trwał zwykle długo, bardzo niechętnie przed kilkoma laty. - Wszystko pod­
powodował jednak przykre następstwa. Pryzmaty czuły pisane i przypieczętowane - powiedział, rzucając na biur­
się bowiem wówczas tak, jakby straciły zmysł dotyku, ko Amarylis plik papierów. - Jeśli posiada pani kwalifika­
słuchu lub wzroku, i zwykle dochodziły do formy dopiero cje do pracy z klasą dziesiątą, to nie ma powodu, dla
po wielu tygodniach. którego miałaby się pani mnie obawiać. Dostałem tylko
Z tego właśnie powodu renomowane agencje, takie jak dziewiątkę.
Psynergia, wymagały od swoich klientów zaświadczeń - Niech pan nie będzie taki skromny. - Amarylis prze­
o klasie talentu. glądała dokumenty z wyraźnym zaciekawieniem. - Dzie­
- Nie szukam usprawiedliwień, tylko odpowiedzi. - Lucas wiątki są niezwykle rzadkie.
powrócił myślami do intrygujących do kwestii. - Jak również i pryzmaty, które są w stanie skupić
- Doskonale pana rozumiem, proszę mi wierzyć. Mnie ich siłę.
również zarzucano zbytnią dociekliwość. Lecz cóż innego - To prawda. I dlatego moje usługi są takie drogie.
można zrobić, gdy dręczą nas wątpliwości? Pańska sprawa Prawo podaży i popytu, panie Trent. Sądzę, że prezesowi
wydaje mi się jednak całkowicie jasna. Gwiazdy Polarnej nie są obce podstawowe prawa ekonomii.
- Jeśli nie chcę stracić resztek złudzeń, to wyłącznie mój Lucas zbył tę uwagę milczeniem.
problem. Podpisuje pani umowę, czy nie? Amarylis znów zerknęła na papiery.
- Jeśli jest pan całkowicie zdecydowany na prowadzenie - Z dokumentów wynika, że poddał się pan badaniom
tego śledztwa... dopiero w wieku dwudziestu dwóch lat. Dziwne. Zwykle
- Owszem - przerwał jej Lucas. testują j u ż nastolatków.
- Pod warunkiem, że pragnie pan jedynie zidentyfikować - Wychowałem się na Wyspach Zachodnich - odparł
wspólnika panny Lockwood... swobodnie Lucas. - Nie m a m y tam żadnych wymyślnych
- Tylko o to mi chodzi. testów. Sprawdziłem się dopiero wówczas, gdy przyjecha-

16
jaynt L<IMU Amarylis
łem do Nowego Seattle, żeby zrobić dyplom z mineralogii przekonać, czy panna Locking uległa hipnozie? - dopyty
synergistycznej. wała się Amarylis.
- Rozumiem. - Tak - Lucas oparł swobodnie łokcie na kolanach.
Lucas łypał ukradkiem na Amarylis, podczas gdy ona - Kiedy zdałem sobie sprawę, że ktoś sprzedaje tajne
nadal studiowała wnikliwie dokumenty. Uspokoił się jednak informacje, zacząłem mieć na nią oko. Podsunąłem jej też
na dobre, bo zauważył, że dziewczyna kiwa z zadowole­ fałszywe dane. Chciałem zobaczyć, dokąd zawędrują.
niem głowa. - No i co?
Musiał jakoś wyjaśnić opóźnienie w testach. Po tylu - Ustaliłem, że Miranda utrzymuje regularne kontakty
latach nauczył się już kłamać gładko i bez zająknienia. z niejakim Merrickiem Beechem. Sądzę, że to makler. Muszę
A prawda była taka, że świadomie unikał testów. Gdy jednak mieć pewność, a także wyjaśnić, czy Beech korzystał
jednak z y s k a ł pewność, że potrafi bez trudu ukryć swoje z pomocy pryzmatu.
prawdziwe umiejętności, wyraził zgodę na badania, gdyż - W t y m celu musiałby go pan złapać na gorącym
nie miał już powodów do obaw. uczynku. Zdaje pan sobie sprawę, jakie to będzie trudne?
Wtedy celował w ósemkę, ale nie kontrolował się jeszcze - Już w czwartek nadarzy mi się pierwsza taka okazja
tak dobrze jak teraz. Dlatego musiał zadowolić się dzie­ - powiedział Lucas, mrużąc oczy,
wiątką. - W czwartek?
Nie chciał się znaleźć w klasie dziesiątej, gdyż mogło to - Miranda i Beech zostali zaproszeni na przyjęcie z okazji
spowodować spore kłopoty. Mieszkańcy Świętej Heleny otwarcia nowego skrzydła w Muzeum Narodowym.
cenili wprawdzie ludzi o najwyższych zdolnościach, lecz - Naprawdę? - Oczy Amarylis rozbłysły entuzjazmem.
jednocześnie czuli się nieswojo w ich towarzystwie. Dziesią­ - Zdaje się, że będzie t a m można obejrzeć eksponaty z Wysp
tki były traktowane Z pewnego rodzaju rezerwą, z jaką na Zachodnich.
ogół spotykają się ludzie o niezwykłej urodzie lub nie- - Tak. - Lucas zmarszczył brwi. - O ile mi wiadomo,
przeciętnej inteligencji. A to nie wróżyło sukcesu w inte­ nawet największy talent hipnotyzerski musi czasem pona­
resach. wiać sugestie, jakie czyni swej ofierze, prawda?
Amarylis zamknęła teczkę z papierami i postukała w nią - Tak, szczególnie jeśli te sugestie są sprzeczne z wolą
ołówkiem. samej ofiary.
- Jest pan oprócz tego wykrywaczem talentów. Wy- - W takim razie będzie mu potrzebny pryzmat.
czuwa je pan natychmiast, kiedy tylko zaczynają ognis­ - Owszem, ale j u ż panu mówiłam, że to naprawdę
kować. To bardzo niezwykła umiejętność. niemożliwe.
- I na ogół zupełnie bezużyteczna. - Tym razem nie - A mnie się wydaje, że Beecham przystąpi do dzieła od
kłamstwo, lecz niedopowiedzenie, pomyślał, rozluźniając razu w czwartek. Chcę go złapać na gorącym uczynku.
krawat. - Takie zdolności rzadko znajdują zastosowanie. Amarylis przygryzła wargi.
- Wiem - mruknęła współczująco. - Na ogół jedynie - Z moją pomocą?
w kasynach. - Tak jest - uśmiechnął się Lucas. - Wszystko jest proste,
- Właśnie. A mnie tego rodzaju praca zupełnie nie jasne, a ponadto całkowicie legalne i zgodne z zasadami
interesuje. - Hazard lubię wyłącznie w interesach. etyki.
- Jednak chce pan wykorzystać swoje zdolności, żeby się Amarylis zabębniła paznokciami po biurku.

18 19
Jayne Castle Amarylis

- Ale to przyjęcie będzie na pewno bardzo ekskluzywne. - Dziękuję.


Zaproszenia otrzymają tylko ważne osobistości i sponsorzy - A tak na marginesie... Wymyślił już pan jakąś przeko
muzeum. Ja nie obracam się w takich kręgach. nującą historyjkę, która mogłaby usprawiedliwić moja
- Mogę panią zapewnić, że z t y m nie będzie żadnego obecność w muzeum? Może m a m się przebrać za kelnerkę?
problemu - powiedział sucho Lucas. Tylko że musiałby pan o tym uprzedzić firmę, która
Na policzki Amarylis znów wystąpiły rumieńce. organizuje to przyjęcie.
- No oczywiście. Przecież pan podarował im eksponaty. - Nie widzę problemu. - Lucas patrzył na dyskretne
Sądzę, że muzeum spełni każdą pana prośbę. kolczyki Amarylis. - Pójdzie pani ze mną w charakterze
- Powiedzmy po prostu, że kustosz jest mi wdzięczny. kandydatki na żonę.
- To chyba eufemizm mruknęła dziewczyna. Ręka Amarylis zawisła nad kartką
Lucas wzruszył ramionami. Wszyscy wiedzieli, że ar­ - Co takiego?! - spytała, patrząc na niego rozszerzonymi
tefakty stanowię największą atrakcję całej kolekcji. Spo­ z przerażenia oczami.
dziewano się, ze przyciągną tłumy zwiedzających i... hoj­ - Złożyłem właśnie swoją ofertę w biurze matrymonial­
nych sponsorów. nym. Wszyscy, łącznie z Mirandą, wiedzą, że szukam
Amarylis popatrzyła poważnie na Lucasa. żony. Każdemu, kto o to zapyta, powiem, że poleciła mi
- Jako profesjonalistka muszę panu powiedzieć, że straci panią agencja matrymonialna. Dobry pomysł?
pan tylko czas. Nikt nie hipnotyzował p a n n y Locking...
- zawahała się. - No, chyba że...
- Chyba że co?
- Chyba że Miranda poddawała się jego sugestiom bez
żadnych oporów - dokończyła z westchnieniem Amarylis.
-Ale to by oznaczało, że panna Lockwood jest nieuczciwym,
przekupnym i wyrachowanym pracownikiem, a nie ofiarą
hipnotyzera o przestępczych skłonnościach.
- Ona była dla mnie kimś więcej aniżeli tylko pracow­
nikiem - wyznał cicho Lucas.
- Coś was łączy?
- Tak, ale nie romans, choć zapewne to właśnie miała
pani na myśli. Trzy lata temu Miranda zaręczyła się
z moim wspólnikiem Jacksonem Ryem. Kiedy on zginął
w akcji na Wyspach Zachodnich, powierzyłem pannie
Lockwood wysokie stanowisko w firmie. Uważałem, że
jestem jej coś winien. A ona bardzo potrzebowała tej pracy.
Amarylis milczała przez dłuższą chwilę.
- Dobrze, panie Trent. Będę z panem pracować. - Wzięła
długopis do ręki i zaczęła powoli składać podpis pod
kontraktem.

20
Amarylis

Potem była zbyt zapracowana, by poświęcać uwagę


Lucasowi, którego zepchnęła gdzieś głęboko do podświado­
mości.
Nie mogła narzekać na brak zajęć. Skończyła znajomość
z Gilfordem, rzuciła pracę na uniwersytecie, dostała posadę
Rozdział w Psynergii i zaczęła przygotowywać papiery dla agencji
matrymonialnej. Naprawdę nie zostało jej zbyt dużo czasu
drugi na rozmyślania o Lodziarzu.
Znała jego nazwisko, zanim jeszcze prasa zaczęła się
rozpisywać o artefaktach. Trent stał się sławny trzy lata
wcześniej, kiedy to piraci napadli na Wyspy Zachodnie.
Skazańcy, kryminaliści oraz bandyci z trzech miast
stworzyli silne oddziały operacyjne i pod wspólnym sztan­
darem najechali na wyspy, by przejąć kontrolę nad ich
bogactwami naturalnymi.
Amarylis zajmowała się wówczas pracą naukową i nau­
czaniem, ale mimo to śledziła tę sprawę. Dowiedziała się na
L u c a s Trent, Lodziarz we własnej osobie, przykład, że podczas ataku piratów zginęła żona Lucasa
naprawdę poprosił ją o pomoc. i jego wspólnik.
Amarylis zaczęło ogarniać zdumienie dopiero Trent zorganizował natychmiast specjalne grupy samo­
w chwili, gdy za jej n o w y m klientem zamknęły obrony, składające się z górników, pracowników technicz-
się drzwi. Podczas rozmowy z trudem ukrywała nych, kupców, żeglarzy i handlowców, którzy na swoje
swoje uczucia. nieszczęście przyjechali na Wyspy Zachodnie przed rozpo­
Lucas Trent. Siedział tu, w jej gabinecie, po częciem walk.
przeciwnej stronie biurka. A ona podpisała z nim Właśnie wówczas Nelson Burlton zaczął nazywać Trenta
kontrakt. Lodziarzem. Zarówno Burlton, jak i inni dziennikarze nie
Człowiek zwany Lodziarzem nawiedzał ją od znajdowali słów, by wyrazić swe uznanie dla strategii
dawna. W jakiś przedziwny sposób wyczuwała i taktyki Lucasa. W ciągu dwóch tygodni zdziesiątkowane
jego obecność. oddziały piratów opuściły wyspy.
Przed rokiem zobaczyła jego zdjęcie w gazecie. Ale to nie talenty przywódcze Lucasa przykuły uwagę
Uwagę Amarylis przykuły jednak nie sukcesy Amarylis. Pochłaniały ją bowiem wtedy końcowe egzaminy
finansowe Trenta ani też jego odkrycia na Wy­ na uniwersytecie. Kiedy jednak zobaczyła jego zdjęcie
spach Zachodnich. w gazetach, nie mogła przestać o nim myśleć. Reporterowi
Dziewczyna nie mogła oderwać wzroku od udało się uchwycić Lucasa w chwili, gdy wychodził z dżun­
jego oczu. gli z artefaktami w dłoni. Ostre rysy Trenta i jego spojrzenie
Oczywiście nie uległa obsesji czy fascynacji, pozostawiły trwały ślad w pamięci dziewczyny.
a przynajmniej tak jej się wydawało. A teraz po jego wizycie Amarylis zdała sobie sprawę, że

22 23
Jayne Castle Amarylis
fotografia nie oddawała nawet w połowie prawdziwego -Jonesowi, że jesteśmy na fali. A Dumne Ognisko może się
wyglądu tego mężczyzny. Lucas stanowił bowiem uosobie­ wypchać.
nie męskiej siły i zdecydowania. Jego wystające kości Dumne Ognisko stanowiło największe zagrożenie dla
policzkowe, orli nos oraz wydatna szczęka wydawały się Psynergii. Oczywiście, w Nowym Seattle istniało wiele
dziewczynie równie egzotyczne i interesujące jak owe innych firm o podobnym profilu, ale walka między Dum­
tajemnicze artefakty. n y m Ogniskiem a Psynergią miała charakter osobisty.
Fotoreporter nie zdołał uchwycić również ponurej, lodo­ Szefową Dumnego Ogniska była bowiem Gracie Proud,
watej głębi oczu Trenta, która wywarła na Amarylis tak kochanka Clementine. Piętnaście lat pożycia w udanym
piorunujące wrażenie. Nelson Burlton nawet się pewnie nie związku to jedno, a rywalizacja na gruncie zawodowym -
domyśllał, że nadałl Lucasowi tak trafny przydomek. drugie.
Niestety, w prawdziwym życiu Trent oddziaływał jeszcze - Przykro mi - powiedziała Amarylis, wyciągając rękę
silniej na jej zmysły. Jego charakterystyczny wyspiarski po kontrakt - ale chyba nie będziesz mogła tego rozgłaszać.
sposób mówienia przyprawiał dziewczynę o nie kontro­ Pan Trent prosił mnie wyraźnie o dyskrecję. Sprawa doty­
lowany dreszcz. A widok ogromnych, męskich, stward­ czy bezpieczeństwa firmy.
niałych od pracy dłoni powodował dziwne skurcze żołądka. - Jasne. - Clementine mrugnęła do dziewczyny i oparła
Nadal jednak nie potrafiła logicznie wytłumaczyć swoich się biodrem o kant biurka. - Ale takie informacje idą
odczuć, co bardzo ją martwiło. w świat. Jeśli Trent będzie zadowolony z naszych usług,
Kiedy otworzyły się drzwi, Amarylis doznała natych­ z pewnością poleci Psynergię swoim znajomym. - Pokiwała
miastowej ulgi. głową tak gwałtownie, że metalowe kolczyki w kształcie
- No i co? - spytała Clementine Malone, właścicielka kółek zakołysały się jak statek na wzburzonym morzu.
Psynergii. Jej chytre, ciemne oczy błyszczały z podniecenia, - Zobaczysz. Staniemy się najbardziej ekskluzywną agencją
a krótkie, przycięte na jeża włosy wydały się Amandzie w mieście.
jeszcze bardziej nastroszone. - Podpisał? - Już nią jesteśmy - powiedział od progu Byron Smyth-
- Proszę bardzo - Amarylis pomachała kontraktem. Jones, recepcjonista i sekretarz firmy. - Ile jeszcze razy
- Jestem z nim umówiona na czwartek. Muszę ci jednak będę musiał ci to powtarzać? Myśl pozytywnie. Wyobraźnia
powiedzieć, że przewiduję kłopoty. wyprzedza rzeczywistość, a wiara czyni cuda.
- Na pewno jakoś im zaradzimy. - Clementine zabrała Clementine popatrzyła na Byrona z lekkim obrzydze­
dziewczynie papiery i spojrzała na podpis Trenta. - Dobra niem.
robota. Gratuluję. - Co mnie napadło, że cię wysłałam na to nieszczęsne
- Dzięki. seminarium?
Uznanie szefowej sprawiło jej przyjemność. Lucas Trent - Bo wiedziałaś, że temat dotyczy zarządzania, a ja
był zresztą najważniejszym klientem Amarylis, od czasu jestem stworzony do wielkiej kariery - odparł Smyth-Jones
gdy dziewczyna podjęła pracę w Psynergii. A kontrakt z miłym uśmiechem.
Z taką osobistością stanowił nie tylko przełom w jej własnej Byron dopiero niedawno skończył dwadzieścia jeden lat,
karierze, lecz dodawał także splendoru firmie. był smukły, przystojny i - j a k na gust Amarylis - zbytnio
- Wiedziałam, że ci się uda - Clementine zerknęła na ulegał modzie. Czesał się w koński ogon, związany czarnym
Amarylis znad kontraktu. - Właśnie mówiłam Smyth- skórzanym rzemykiem. Nosił koszule i spodnie w kolorze

24 25
Jayne Castle Amarylis

khaki, które ozdabiał mnóstwem sprzączek, klamerek, - Najważniejsze jest jednak to, że złowiłaś naprawdę
przypinek, naszywek i kieszeni. Sztucznie podniszczony wielką rybę, Amarylis, i na twoim miejscu na pewno
pas i buty dopełniały reszty ubioru. Ten chłopak mógł poprosiłbym o podwyżkę. Nie przepuściłbym takiej okazji
naprawdę występować w reklamówce propagującej styl - powiedział Byron.
rodem z Wysp Zachodnich. Amarylis uśmiechnęła się cierpko.
Ta specyficzna moda wzbudziła zainteresowanie klienteli - Dzięki za radę, ale jeszcze zaczekam. Wcale nie jestem
już przed rokiem, kiedy to Nelson Burlton pojechał na wyspy, przekonana, czy pan Trent będzie zadowolony z moich
żeby zrobić tam serię reportaży na temat artefaktów. Przez usług.
tydzień pojawiał się na ekranach w stroju badaczy dżungli Clementine rozszerzyła oczy z przerażenia.
i nie tyle skupił publiczną uwagę na najnowszych odkryciach - O czym ty mówisz, do diabła? Dlaczego nie miałby być
naukowych, co uczynił cuda dla producentów khaki. zadowolony? Wiem, że to dziewiątka, ale na pewno dasz
Najmłodsi przedstawiciele płci brzydkiej oszaleli na pun­ sobie z nim radę. Przecież posiadasz pełne widmo i certyfikat
kcie stylu wyspiarza i nic nie wskazywało na to, by ta klasy dziesiątej.
tendencja zaczęła przemijać. A otwarcie wystawy nabijało - Nie w t y m rzecz - Amarylis patrzyła na kontrakt
kabzy projektantów i producentów odzieży męskiej. z nieszczęśliwą miną. - Pan Trent chce znaleźć odpowiedzi
- Przeznaczenie jest zaledwie funkcja, synergii i m o ż n a je na pewne pytania, a ja przypuszczam, że to, czego się
łatwo odmienić - zaśpiewała Clementine. dowie, wcale nie wzbudzi w nim entuzjazmu.
Byron zmarszczył gniewnie brwi, ale zaraz potem uśmie­ - To niczego nie zmienia. I tak musi zapłacić - stwierdził
chnął się do Amarylis. Byron.
- Ciebie też szlag trafia, kiedy ona zaczyna cytować tych - Tak, ale chyba nie rozstaniemy się w zgodzie. Wiecie
starych nudziarzy? przecież, że dziewiątki bywają niesforne i aroganckie. Jeśli
- Clementine przytoczyła teorię Patricii Thorncroft North rezultaty pozostają w sprzeczności z ich oczekiwaniami,
- powiedziała Amarylis tonem rasowego wykładowcy. zwykle winią o to pryzmaty. Twierdzą, że ognisko było za
- A to właśnie ona odkryła trzy zasady synergii. Gdyby nie słabe, by skupić ich energię.
Patricia, pewnie byś tutaj nie pracował. Clementine popatrzyła na nią ostro.
Clementine stłumiła śmiech, a Byron jęknął i przyłożył - Mówiłaś, że ta sprawa dotyczy bezpieczeństwa firmy.
sobie dłoń do czoła, jakby nagle dostał gorączki. O co jemu właściwie chodzi?
- Błagam cię, Amarylis, daj sobie spokój z tą lekcją. - Trzymaj się, bo padniesz - poradziła szefowej Amarylis.
Jeszcze nie doszedłem do siebie po wczorajszej. - Lucas Trent wbił sobie do głowy, że jakiś hipnotyzer
- Ale ona tak świetnie się na t y m zna - mruknęła zmusza pewną osobę, pracującą u niego w firmie na
Clementine. stanowisku kierowniczym, by sprzedawała tajne informacje
Amarylis poczuła, że znów zaczyna się rumienić. Jeszcze o przedsiębiorstwie.
nie zdążyła przywyknąć do biurowych żartów. W dalszym - Hipnotyzer? - Byron wytrzeszczył oczy ze zdumienia.
ciągu nie mogła odróżnić nieszkodliwego pokpiwania od - Mówisz poważnie?
poważnych zarzutów. Na uniwersytecie wszystko wy­ - To śmieszne - orzekła Clementine. - Takie rzeczy
glądało inaczej. Czasem więc tęskniła za poważną, dostojną zdarzają się tylko w powieściach Orchid Adams.
atmosferą wydziału nauk ogniskowych. Ale tylko czasem. - Wampir psychiczny - szepnął Byron z teatralnym

26 27
Jayne Castle Amarylis

przerażeniem. - Taki, co to potrafi zniewolić pryzmat płci Szkoda, że Trent nie ma żadnych pożytecznych zdolności.
żeńskiej. Zmarnować taką siłę... Pech!
- Chyba Trent za długo siedział w tej dżungli - skrzywiła - Nie pech, tylko brak synergii. Bardzo mi go żal. No
się Clementine. pomyśl sama, jak byś się czuła na jego miejscu.
Amarylis patrzyła posępnie na kontrakt. - Okropnie - przyznała Clementine. - Nic dziwnego, że
- Chyba będę musiała mu to wyperswadować. prasa nigdy się specjalnie nie rozpisywała na temat jego
- Co? - Clementine o mało nie spadła z biurka. zdolności parapsychicznych. Widocznie on sobie tego nie
- Chcesz zerwać kontrakt? Przecież Trent to nasz najlep­ życzył.
szy klient! - A mnie się wydawało, że Trent posiada szczególne
- Ale będzie naszym najbardziej niezadowolonym klien­ umiejętności - powiedział Byron, zagryzając wargi.
tem, a to nie przysporzy chluby firmie. - Na przykład jakie? - spytała Amarylis.
- Cholera. Clementine zagryzła wargi, kładąc na szali - Nazywają go Lodziarzem, bo odnajduje bezbłędnie
wszelkie zyski i straty, jakie mogłyby wyniknąć z takiej galaretowaty lód. Myślałam, że może potrafi również
decyzji. zlokalizować złoto albo jakieś inne cenne złoża.
W biurze zapanowała ponura atmosfera. - Ale on szukał lodu w bardzo tradycyjny sposób - wy-
- Słuchaj - odezwa! się Byron. - Spójrz na pozytywną jaśniła Amarylis. - Najpierw prowadził żmudne badania
stronę zagadnienia. Nazywają Trenta Lodowcem To żywa naukowe, a potem spędził wiele czasu w terenie. Ma
legenda. Przecież nie zdobyłby sławy, gdyby był głupi. Na dyplom z zakresu synergistycznej mineralogii krystaliczniej.
pewno wie, że ten pomysł z hipnotyzerem jest mocno Amarylis nie miała pojęcia o sposobach wykrywania
nieprawdopodobny. Pewnie chce po prostu wykluczyć taką galaretowatego lodu. Wiedziała tylko, że jest to praca
ewentualność, zanim się zdecyduje na jakiś ruch. Przecież wyjątkowo trudna, żmudna i świetnie płatna.
może sobie teoretycznie założyć, że jakiś talent hipnotyzer- Galaretowatym lodem nazywano potocznie substancję
ski narzuca komuś swoją wolę. znaną w kręgach akademickich jako półpłynny kwarc
Clementine zmarszczyła śmiesznie nos. z pełnym widmem posiadający wiele dziwnych właściwości.
- Tak, a te ciemniaki z sekty Powrót również się nie W stanie naturalnym rzeczywiście przypominał swą kon
mylą, twierdząc, że niedługo przejdziemy przez kurtynę systencją galaretę. Najważniejsze jednak było to, że galare-
i znajdziemy się na Ziemi. towaty lód służył do otrzymywania energii. Czystej, wydaj
- Bądź poważna. W przeciwieństwie do tych sekciarzy nej, niedrogiej energii.
Trent nie jest przecież szaleńcem -powiedział Byron i znów Lucas Trent zbił na nim majątek, a jego firma w dalszym
popatrzył na Amarylis. - Wiem, że to dziewiątka, ale ciągu świetnie prosperowała.
jakiego rodzaju? - Nie wiem, w jaki sposób on szuka tego cholernego lodu
- Wykrywacz. Potrafi wyczuć inny talent w fazie kon­ - powiedziała Clementine. - Zresztą nic mnie to nie obcho
centracji. dzi. Liczy się tylko to, że Trent jest ważną personą w tym
- Tylko tyle? - Byron był wyraźnie rozczarowany. mieście. - Wycelowała smukły, ozdobiony metalowymi
- Taki ma certyfikat. - Amarylis wygładziła dłonią kółkami palec w Amarylis. - Przekonasz naszego klienta, że
papiery. - Wykrywacz klasy dziewiątej. nawet jeśli żaden psychiczny wampir nie ma związku
- Dziewiątej! - Clementine aż gwizdnęła z podziwu. z przeciekami, to my i tak nie wzięliśmy pieniędzy za darmo.

28 29
Jayne Castle Amarylis

- Tak jest, szefowo. zdjęie. Potem powiesimy je w recepcji i wymyślimy jakiś


Clementine oparła dłonie na biodrach. dobry slogan reklamowy. Na przykład: Gwarantujemy
- Trent potrzebuje profesjonalnego, uzdolnionego pryz­ Naszym Klientom Pełną Obsługę, lub coś innego w tvm
matu, więc otrzyma dokładnie to, o co prosił. Nie możemy roaju.
brać odpowiedzialności za odpowiedzi, jakie otrzyma na Amarylis poprawiła się na krześle.
swoje pytania. - Jeżeli chcecie wiedzieć, to nie będę serwować kanapek
- Mam nadzieję, że przypomnisz sobie tę rozmowę, gdy ani szampana.
będziesz n a m wręczać premie świąteczne - powiedziała - Nie? - Clementine popatrzyła na nią z zainteresowa-
grzecznie Amarylis. niem - W takim razie może będziesz udawać dziennikarkę
Clementine wybuchnęła śmiechem. albo pracownika muzeum?
- Nie martw się. Ty j u ż zasłużyłaś na nagrodę. Dopóki Niezupełnie. - Amarylis siliła się na spokój. - Wystąpię
nie zaczęłaś u mnie pracować, żadna dziewiątka nawet tu w charakterze kandydatki na żonę, poleconej panu Trentowi
nie zajrzała. Im wszystkim się wydaje, że pryzmaty muszą przez biuro matrymonialne.
mieć stertę dyplomów i świadectw. Ósemki zresztą też Udało się jej całkowicie ich zaskoczyć, choć niezupełnie
robią spore zamieszanie. takiej reakcji oczekiwała.
- Szkoda, że Trent posiada akurat tak mało atrakcyjne Co? - Byron aż jęknął ze zdziwienia. - Nie wierzę!
zdolności - wtrącił Byron. - W innych warunkach ta praca Clementine gwizdnęła cicho przez zęby.
mogłaby być bardzo interesująca. Tu naprawdę chodzi - Coś podobnego nawet by mi do głowy nie przyszło!
o bezpieczeństwo firmy. Trudno teraz o taką fuchę. - Dlaczego się tak dziwicie? - Amarylis wysunęła buń-
- Zgadzam się, że umiejętności pana Trenta nie są czucznie podbródek. - Pan Trent zgłosił się niedawno do
szczególnie przydatne, bo przecież i tak nie nakryjemy agencji matrymonialnej. Sam mi to powiedział.
żadnego hipnotyzera na gorącym uczynku. Z drugiej strony - Co za ironia losu! Ciekawa jestem, jaką minę zrobi
uważam, że otrzymałam ciekawe zadanie. Przecież będę twoje wujostwo na wieść o wyczynach swojej siostrzenicy.
pracować incognito. Nawet nie zamierzam im o tym wspominać. -Amarylis
- A gdzie się z nim umówiłaś? - spytał Trent. popatrzyła groźnie na Clementine i Byrona. Ciotka i wuj
- W muzeum. Idę na przyjęcie z okazji otwarcia nowego Amarylis mieszkali wraz z resztą jej rodziny w małym
skrzydła. miasteczku Lower Bellevue nieopodal Nowego Seattle. Nie
- Nie wiedziałam, że musisz się ukrywać. - Clementine istniał żaden powód, dla którego Amarylis miałaby ich
zmarszczyła niespokojnie brwi. - W kontrakcie nie ma ani informować o swoim wieczornym zadaniu. -A jeśli któreś
słowa na ten temat. z was cokolwiek im wypaple, niech pamięta, że zemsta jest
- Nie widzę problemu - zapewniła Amarylis. leniwa, ale sprawiedliwa.
- Pewnie Trent każe się jej przebrać za kelnerkę - wtrącił Byron uniósł ramiona.
niczym nie zrażony Byron. - W ten sposób Amarylis nie - Nie martw się. Nie powiemy ani słowa.
będzie budzić żadnych podejrzeń. Nawet nie będziemy musieli. Na takim przyjęciu jest
Clementine uniosła brwi. zawsze tłum dziennikarzy. Prasa lokalna na pewno również
- Już ją widzę, jak w biało-czarnym m u n d u r k u roznosi zamieści jakieś informacje na temat tego wydarzenia. Wierz
tace z przystawkami. Musimy się jakoś postarać o jej mi, moja droga, że w piątkowe popołudnie twoja ciocia lub

30 31
Jayne Castle Amarylis

wujek otworzą „Lower Bellevue Journal" i zobaczą w nim jak cudownie miękka tkanina układa się na jej ciele. Nie
zdjęcie swojej ukochanej siostrzenicy uwieszonej u ramienia odrywając wzroku od lustra, zrobiła kilka wdzięcznych
najbogatszego mężczyzny w mieście. kroków. Zielone, opalizujące paski materiału zatańczyły
- O Boże! - Amarylis wtuliła głowę w ramiona. - Zapom­ w powietrzu, a gdy dziewczyna się odwróciła, przywarły
niałam o reporterach. na chwilę do jej bioder i ud.
W oczach Byrona mignęła złośliwa satysfakcja. Amarylis zakręciła pirueta i znów zerknęła do lustra, by
- Ta sprawa staje się minuty na minutę coraz bardziej ocenić efekt. Przejrzysta tkanina natychmiast wróciła po­
interesująca. słusznie na swoje miejsce.
- Dosyć tego, Smyth-Jones - mruknęła Amarylis. Dotknąwszy dekoltu, dziewczyna zaczęła się zastana­
Clementine uciszyła ich gestem ręki. wiać, czy suknia nie jest przypadkiem zbyt głęboko wycięta,
- Uspokójcie się, dzieci. Prowadzimy tu firmę. Zostawcie ale zaraz potem uświadomiła sobie, że przyjęcie odbywa
te kłótnie na później. A ty, Amarylis, weź wolne po­ się przecież wieczorem. Inne kobiety wkładają przy takich
południe. okazjach jeszcze bardziej wydekoltowane kreacje. Spojrzała
- Dlaczego? tylko uważnie do lustra, żeby się upewnić, czy spod sukni
- Bo za czterdzieści osiem godzin musisz wziąć udział nie wychodzą ramiączka białego stanika.
w jednej z najważniejszych imprez w t y m sezonie i to Nosiła praktyczny, wygodny biustonosz przeznaczony
w dodatku w towarzystwie Lucasa Trenta. Podejrzewam, do wielokrotnego prania. Kupiła go na półrocznej wy-
że nie masz się w co ubrać. przedaży bielizny w jednym z największych domów towa­
Amarylis wpadła w panikę. rowych. Miała jeszcze pół tuzina podobnych staniczków
- Zaraz idę po zakupy! w górnej szufladzie komody. Doskonale jednak zdawała
Byron popatrzył na nią krytycznie. sobie sprawę z tego, że pod tę zwiewną suknię należałoby
- Przymierz jakąś sukienkę z tej modnej zwiewnej tkani­ włożyć zupełnie inną bieliznę. Żałowała, że nie ma jedwab­
ny. Najlepiej zieloną. nej, koronkowej bardotki.
- On ma rację - dorzuciła Clementine od drzwi. Pójdź do Z drugiej strony po co wydawać tyle pieniędzy na
butiku przy Fifth Avenue. To ulubiony sklep Gracie. Każ luksusowy biustonosz pod sukienkę, której j u ż potem
przysłać rachunek do firmy. - Mrugnęła porozumiewaw­ nigdy nie miałaby okazji włożyć?
czo. - Wrzucimy tę sukienkę w koszty. Zadowolona z kreacji i faktu, że jest gotowa na dziesięć
- Przejedziesz się jego autem - zauważył Byron z nie­ minut przed czasem Amarylis wyszła z sypialni. Była
ukrywaną zazdrością. skupiona i spokojna, czyli czuła się tak, jak powinien się
- Co w t y m niezwykłego? czuć każdy pryzmat przed intensywnym ogniskowaniem.
- Nie wiesz, że Lucas kupił Icera? Cudowna maszyna! W tej samej chwili prawda o tym, co za chwilę miało się
Widziałem, jak parkował go pod biurem. stać dotarła do niej ze zdwojoną siłą.
Klasnąwszy mocno w dłonie, zaczerpnęła kilka głębokich
oddechów. Miała wilgotne ręce, co od razu wytrąciło ją
P r z y odrobinie szczęścia miała wreszcie szansę wygnać z równowagi. Robiła wszystko, by rozładować rosnący
Lucasa Trenta ze swoich myśli. niepokój, ale z m i n u t y na minutę denerwowała się coraz
Amarylis włożyła zwiewną suknię przez głowę i patrzyła, bardziej. Weź się w garść, idiotko! - upominała się w duchu.

32 33
Jayne Castle Amarylis

Stanęła na środku salonu i zaczęła robić sobie wykład. - Coś nie tak? - spytał, taksując ją wzrokiem.
Każdy pryzmat decydujący się na współpracę z dziewiątką O Boże! Widocznie nie odrywała od niego oczu.
musi być spokojny i opanowany. Jeśli bowiem nie potrafi - Ależ nie, wszystko w porządku. - Zrobiła krok w głąb
kontrolować siebie, okaże się równie bezsilny wobec talentu. mieszkania. - Niech pan wejdzie. Wezmę tylko torebkę.
Potem pomyślała, że powinna wykonać swoje zadanie - Nie ma powodu do pośpiechu. Przewidziałem taką
jak najlepiej, choćby ze względu na dobro firmy. Jak entualność.
zwykle poczucie odpowiedzialności wzięło górę nad emoc­ A więc sądził, że każe mu czekać!
jami i serce Amarylis zaczęło bić znacznie wolniej. Amarylis poczuła przypływ irytacji.
Właściwie to nawet zupełnie normalnie. Dziewczyna - Zaraz wracam.
przypomniała sobie, że wybiera się do pracy, a nie na Wpadła do sypialni i złapała leżącą na komodzie torebkę.
przyjęcie towarzyskie. Napięcie, w jakim żyła przez ostatnie Kiedy wróciła do przedpokoju, zastała Lucasa przy półce
dwie doby, nie mogło mieć żadnego wpływu na zdolność z książkami. Trent oglądał właśnie egzemplarz „Dzikiego
koncentracji. talentu" Orchid Adams.
A fakt, że miała współpracować z Lodziarzem, był - Proszę mi tylko nie wmawiać, że lubi pani te romanse
całkowicie pozbawiony znaczenia. o wampirach - powiedział, patrząc dziwnie na Amarylis.
Odezwał się gong. - Prawdę mówiąc, chętnie je czytam.
Przyjechał Trent. - Ale chyba pani nie wierzy, że nie rejestrowane super-
Spokojnie - upomniała się w duchu. - Nie biegnij. lenty mogą przejąć kontrolę nad pryzmatami.
Gdy wchodziła do przedpokoju, gong zaśpiewał jeszcze - Oczywiście, że nie. Te książki to przecież czysta fikcja
raz. W przyjemnej dla ucha melodii pobrzmiewały zupełnie literacka.
nowe, władcze tony. Dziewiątki nie należą do cierpliwych - Wolę literaturę faktu.
- pomyślała Amarylis. Są wymagające i aroganckie. Dlatego - Nic dziwnego - powiedziała Amarylis z p o n u r y m
nie zawsze potrafią się porozumieć z pryzmatami o pełnym miechem. - Mówi się przecież, że talenty wysokiej klasy
widmie. pryzmaty z pełnym widmem nie mają ze sobą nic
Chociaż wcale się nie spieszyła, na policzki wystąpiły jej spólnego. Pomijając oczywiście zdolności parapsychiczne
rumieńce. Lucas stał w progu. dodała szybko.
- Przyjechał pan wcześniej - zauważyła. - To prawda. - Popatrzył na nią badawczo, jakby
Zerknął na zegarek ze zmarszczonymi brwiami. chciał się naocznie przekonać, co jeszcze ich różni. - Idzie­
- Jest siódma. my?
- Naprawdę? Coś takiego! - Amarylis zdobyła się na - Jestem gotowa.
uśmiech. - Przepraszam. Widocznie mój zegar się późni. Telefon zadzwonił w chwili, gdy Amarylis skierowała się
Lucas miał na sobie czarny strój wieczorowy. Włożył w stronę drzwi.
czarną koszulę, czarną marynarkę, czarne spodnie, czarny - Proszę odebrać - powiedział lekko Lucas. - Nie musimy
krawat... Żadne tam khaki - pomyślała. Była bardzo się spieszyć.
ciekawa opinii Trenta na temat najnowszej mody męskiej. - Jest pan pewien?
On jednak należał do konserwatystów, sądząc choćby po - Oczywiście. Wcale mi niepilno do ponczu z młodego
starannie przyciętych włosach. wina i rozciapcianych kanapek.

34 35
Jayne Castle Amarylis

Amarylis podeszła do telefonu i podniosła słuchawkę. - Bardzo się cieszę, że zarejestrowałaś mnie w Koneks-
- Witaj, kochanie! - W głosie Hannah Lark jak zwykle jach. Obiecuję, że zadzwonię do ciebie j u t r o i wypełnimy
pobrzmiewały ciepłe nutki. Hannah była lekarzem z powo­ razem formularz, ale teraz naprawdę muszę już lecieć.
łania i ten charakterystyczny sposób mówienia miała we - Dobrze. Zrobimy to z samego rana. A dokąd ty się
krwi. - Bardzo się cieszę, że cię zastałam. właściwie wybierasz?
- Właśnie wychodziłam, ciociu. - Amarylis zerknęła na - Na przyjęcie do muzeum.
Lucasa, który przeglądał jej kolekcję płyt kompaktowych. - Naprawdę? - Pani Lark niemal straciła oddech z wra
- Czy to może zaczekać? żenia.
- Nie zajmę ci wiele czasu - zapewniła Hannah. - Wypeł­ - Tak. Dobranoc, ciociu, - Amarylis położyła szybko
niam właśnie twoje ankiety matrymonialne i chcę z tobą słuchawkę, zanim ciotka zdążyła ochłonąć. - Idziemy?
ustalić parę szczegółów. - spytała, patrząc na Lucasa.
- Nie teraz ciociu, błagam. - Zgłosiłaś się do Koneksji? - spytał Trent, patrząc na
- Czy masz jakieś określone preferencje co do wyglądu? Amarylis z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
- Właściwie nie - Ciotka nie dawała mi spokoju. Twierdzi, że dzięki tej
- Wzrost? Waga? Kolor oczu? agencji poznała wujka Oscara.
- Nie, nk przywiązuję do tego znaczenia. W oczach Lucasa pojawił się na chwilę błysk zrozumienia.
- Na pewno, kochanie? Przez jedną krótką chwilkę Amarylis poczuła, że coś ich
- Oczywiście, ciociu. łączy. Być może różnili się zasadniczo pod względem
- Świetnie. To upraszcza sprawę. Z pewnością jednak upodobań, ale z pewnością mieli podobne zdanie na temat
interesuje cię wskaźnik inteligencji oraz wykształcenie instytucji małżeństwa,
ewentualnego partnera. Już to zresztą zapisałam. A wspól­ A była to sprawa bardzo poważna. Rozumieli to j u ż
ne zainteresowania? Przypuszczam, że jesteś pod t y m pierwsi osadnicy, którzy - skazani na stworzenie kolonii
względem bardzo wymagająca. w zupełnie obcym środowisku - musieli się opowiedzieć za
- Bardzo. Posłuchaj, ciociu. Ktoś na mnie czeka. Będziemy trwałymi związkami rodzinnymi. Tylko w ten sposób
musiały dokończyć tę rozmowę kiedy indziej. mogli bowiem przetrwać przymusowe zesłanie. Dogłębne
studia historyczne i badania z zakresu psychologii utwier­
- Ale kto u ciebie jest? - W głosie pani Lark wyraźnie
dziły ich w przekonaniu, że jedynie społeczność uznająca
pojawiła się ciekawość. - Mężczyzna?
związki rodzinne za podstawę swego istnienia stawi skute
- Szczerze mówiąc tak.
cznie czoło wszelkim trudnościom i wyzwaniom.
- Kolega z pracy?
- W pewnym sensie. Później ci wszystko opowiem. Małżeństwo było związkiem trwałym i łączyło nie tylko
- Chcesz mnie spławić - westchnęła Hannah. - Za każdym dwoje ludzi, którzy je zawierali, lecz także ich bliższe oraz
razem, kiedy próbuję wypełnić ten formularz, wykręcasz się dalsze rodziny. Pod przewodnictwem założycieli i presją
od odpowiedzi. Ale nie możesz tego ciągnąć bez końca. społeczną wprowadzono prawo mające na celu umocnić
Koneksje Synergistyczne to najlepsze biuro matrymonialne niepisane normy porządku społecznego obowiązującego
w naszym mieście. Obsługują tylko starannie wybranych w koloniach.
klientów. Mieli j u ż komplet zgłoszeń i musiałam pociągnąć Amarylis doskonale znała te zasady. Jej rodzice nigdy nie
za odpowiednie sznurki, żebyś znalazła się na liście. wzięli ślubu, a ona nie tylko straciła zarówno ojca. jak

36 37
Jayne Castle Amarylis

i matkę jeszcze j a k o niemowlę, lecz także zapłaciła słono za Osadnicy dbali o wiele bardziej o stabilność systemu niż
ich lekkomyślność. o szczęście jednostki, ale - dla dobra instytucji, które tak
Dzieciom pochodzącym ze związków pozamałżeńskich cenili - starali się przyczynić do powstania wielu udanych
żyło się bardzo ciężko wśród społeczności kultywującej związków.
więzi rodzinne, a w miejscowościach tak małych jak ta, Dlatego też stworzyli agencje matrymonialne zatrud­
w której wychowała się Amarylis, wlokło się za nimi niające psychologów synergistycznych, którzy pomagali
odium wstydu i hańby. swoim klientom w mądrym wyborze towarzyszy życia,
Amarylis i tak wiodło się lepiej niż innym dzieciom bogacze znajdowali sobie czasem partnerów opierając się
z nieprawego łoża. Po śmierci matki trafiła do domu na tak anachronicznych przesłankach jak status majątkowy
państwa Larków, gdzie otoczyła ją cała czereda kochających i koneksje towarzyskie, lecz na ogół z usług biur korzystali
krewnych. Larkowie nie byli jednak w stanie zapobiec ludzie pragnący się wreszcie ustatkować.
okrucieństwu szkolnych kolegów dziewczynki ani też Próby zawarcia tak poważnego i trwałego związku bez
stawić czoło plotkom rozsiewanym przez dorosłych. Nie pomocy doradców i koncesjonowanych agencji uważano
mogli również zaradzić temu, że Baileyowie - bogata za przejaw najwyższej głupoty.
i wpływowa rodzina ojca Amarylis - ignorowała małą - Ja też jestem u nich zarejestrowany - powiedział
całkowicie. Lucas, wychodząc za Amarylis na klatkę schodową.
Ona sama nie chciała sprawiać kłopotu krewnym mamy. - Wcale mnie to nie dziwi. - Dziewczyna uruchomiła
Wiedziała, czego od niej oczekują, i starała się wykonywać lodowy zamek. - Chyba żadne z nas nie ma wyboru.
dobrze swoje obowiązki. Przede wszystkim jednak musiała Tylko kilka agencji w mieście przyjmuje zgłoszenia od
zawrzeć odpowiedni związek małżeński usankcjonowany talentów wyższej klasy i pryzmatów z pełnym widmem.
autorytetem agencji matrymonialnej i choć odkładała tę Idąc w kierunku zaparkowanego na chodniku sportowe­
chwilę tak długo, jak mogła, w końcu zabrakło jej wy­ go auta Trent obrzucił dziewczynę enigmatycznym spój
mówek. rzeniem.
Małżeństwo było nieuniknione. Zawierali je heterosek- - Dziś nikt cię nie będzie podejrzewał o pełne widmo.
sualiści, biseksualiści i homoseksualiści. Związki między Jestem dziewiątką, a żadna agencja nie połączyłaby dziewią­
tymi ostatnimi miały taki sam status społeczny jak nor­ tki z silnym pryzmatem.
malne małżeństwa i nakładały na partnerów podobne Wsiadając do samochodu Amarylis uśmiechnęła się
obowiązki. Rozwód nie wchodził w rachubę. słodko.
Z powodu ograniczeń prawnych, oczekiwań rodziny, - Dla takich talentów w ogóle trudno znaleźć partnera.
presji społecznej i stałego charakteru wszelkich związków Są aroganckie i apodyktyczne.
bardzo niewiele osób decydowało się na samodzielne szu­ - Pryzmaty z pełnym widmem również nie słyną z ła­
kanie partnerów. Nie ufano słuszności decyzji podjętych twego charakteru - odparł Lucas. - Mają za duże wy­
w porywie uczuć, choć namiętność nie była zakazana. magania.
Romanse przedmałżeńskie i pozamałżeńskie zdarzały się
często, lecz od kochanków oczekiwano całkowitej dyskrecji.
Rodzina stanowiła dobro najwyższe i nie mogła przez to
ucierpieć.

38
Amarylis

umieszczonych w gablocie. Przedmiot miał nader dziwny


kształt przypominający latarkę i został wykonany z połys­
kującego zielonego metalu
- Proszę mi dać znak, gdy będzie pan gotów. Tymczasem
obejrzę sobie te znaleziska. Jeszcze nie wierzę, że tu
Rozdział przyszłam. Myślałam, że będę musiała czekać na bilet
całymi miesiącami.
trzeci - To dobrze, że przynajmniej jedno z nas dobrze się bawi
- mruknął Lucas.
- Raz na jakiś czas moja praca przynosi dodatkowe,
czasem wręcz niesamowite korzyści. Tak jak dziś.
- Miło spotkać kogoś, kto lubi swój zawód.
- Rzeczywiście. Bardzo lubię to zajęcie. Kiedy sześć lat
temu odchodziłam z uniwersytetu, nie byłam pewna, czy
spodoba mi się praca w firmie. Proszę się nie gniewać, ale
sądziłam, że świat interesów jest raczej nudny.
- Bywa inaczej.
Popatrzyła na niego uważnie.
St ojąc obok Amarylis w dalekim końcu mu­
zealnego hallu, Lucas próbował nie spuszczać - Pan z pewnością prowadzi ciekawe życie, panie Trent.
wzroku z Mirandy Locking i Martina Beecha, co - Mam na imię Lucas.
w tak ogromnym tłoku nie okazało się wcale - A ja Amarylis - powiedziała z uśmiechem.
łatwe. Zwiewna suknia Amarylis utrudniała - Amarylis. Czyżby pani rodzice ulegli modzie na imiona
mu tylko sytuację. Dziewczyna wyglądała bo­ będące nazwami ziemskich kwiatów.
wiem tak, jakby otoczyła ją chmara błyszczą­ Ku jego zdumieniu przestała się uśmiechać.
cych motyli. Każdy jej ruch odwracał uwagę - Ciotka twierdzi, że m a m a nadała mi takie imię, ponie­
Trenta od podejrzanych. waż chciała, żebym śniła własne sny.
Przejrzysta szata doprowadzała go do szału. - I udało się to pani?
Zapłacił przecież niewyobrażalną wręcz sumę - Za cudze trzeba płacić - odparła z lekkim wzruszeniem
za usługi kompetentnego, doświadczonego pryz­ ramion.
matu. A tego wieczoru dziewczyna nie sprawia­ - Nie rozumiem takich zaszyfrowanych odpowiedzi. Co
ła wrażenia profesjonalistki - była po prostu to, u diabła, znaczy?
bardzo pociągającą, zalotną kobietą, a na domiar - Nic. - Rozchyliła wargi w uśmiechu. - Przepraszam.
złego ślicznie pachniała. Nie chciałam być tajemnicza. Może te pamiątki z przeszłości
- Panna Locking j u ż przyszła? - spytała Ama­ wpłynęły w ten sposób na mój nastrój.
rylis pochylając się nad gablotą. - Dlaczego zrezygnowałaś z posady na uniwersytecie?
- Właśnie podchodzi do Beecha. - Wiesz, jak to bywa. - Znów spojrzała na gablotę.
Amarylis zerknęła na jeden z eksponatów -Ludzie się zmieniają. Czułam, że czas się zająć czymś innym.

40 41
Jayne Castle Amarylis

Lucas nie mógł się wprawdzie poszczycić darem intuicji, partii Wartości Przodków. Kampanię wyborczą oparł na
ale wyczuł, że za tą decyzją tkwiło coś jeszcze. Może hasłach powrotu do jedynie słusznych wartości wyznawa­
mężczyzna? A nawet jeśli tak, dlaczego właściwie miałby nych przez pierwszych kolonistów. Ludzie szli za Sheffiel-
się tym interesować? dem jak w dym. Ten cwaniak miał charyzmę.
Nieodpowiednia kobieta w nieodpowiednim miejscu - Robi jeszcze większe wrażenie niż w telewizji - szepnęła
i czasie. Amarylis.
- Co robi panna Lockwood? - spytała Amarylis. Lucas zerknął spod oka na senatora. Musiał przyznać, że
- Wita się z Madisonem Sheffieldem. Sheffield jest wysoki i smukły, a jego ascetycznych rysów
Z głosu Amarylis natychmiast zniknęła profesjonalna nie powstydziłby się żaden z ojców założycieli. Przyprószo­
nuta. ne siwizną włosy dodawały mu powagi. Kandydat na
- On też tu przyszedł? gubernatora prezentował się naprawdę godnie.
- Pewnie się nie spodziewałaś, że dostarczę ci niechcący A jego krawiec spisał się na piątkę.
tylu emocji. Odrywając wzrok od drżących dłoni senatora, Lucas
Udała, że nie słyszy sarkazmu w jego głosie. popatrzył na zwiewną suknię Amarylis, co znów wytrąciło
- Gdzie on jest go mocno z równowagi. Jako racjonalista zupełnie nie był
- Kto? Sheffield? Przy bufecie. - Lucas obrzucił dziew­ w stanie zrozumieć, jak to się dzieje, że ubranie jednocześnie
czynę powłóczystym spojrzeniem. Zirytował go wyraz odsłania i zasłania czyjeś ciało, więc z minuty na minutę
niekłamanego zainteresowania, jaki malował się na jej odczuwał coraz większą irytację.
twarzy. Właściwie Amarylis zaczynała go denerwować Straciwszy Sheffielda z oczu, Amarylis znów popatrzyła
i Trent nagle zapragnął, żeby ten niemiły wieczór jak na gablotę.
najszybciej dobiegł końca. - Nie możesz go przeoczyć. - Niesamowite - szepnęła. - Ten metal naprawdę prze­
Wygląda jak sprzedawca używanych samochodów. trwał, a przecież wszystkie stopy i inne surowce przywie­
- Nie bądź niegrzeczny - Amarylis wspięła się na palce, zione z Ziemi rozsypały się w proch w ciągu kilku miesięcy.
żeby wypatrzeć Sheffielda nad głowami t ł u m u - Mówisz Nasi przodkowie musieli wykorzystywać zasoby swojej
o naszym przyszłym gubernatorze. nowej ojczyzny.
- Pewnie nie będzie o wiele gorszy od obecnego - zauwa­ Lucas z trudem oderwał wzrok od migającego materiału
żył filozoficznie Lucas. zerknął na srebrzysty eksponat.
Doskonale wiedział, kim jest Madison Sheffield. Nakazał - Naukowcy nie potrafią wyjaśnić tej kwestii.
nawet swojej sekretarce, by wrzucała do kosza wszystkie - A są pewni, że te znaleziska nie pochodzą ze Świętej
listy z prośbą o wsparcie jego kampanii. Lucas nie znosił Heleny?
polityki i polityków. - Całkowicie.
Ale nie zdziwił go wcale entuzjazm Amarylis. Wszystko - Dlaczego? Na jakiej podstawie? Przecież nie poznaliśmy
pasowało. Zasadniczy, pedantyczny pryzmat, stanowczo jeszcze całkowicie tego świata. Może to jakiś stop złożony
zbyt poważnie traktujący sprawy etyki zawodowej i inne metali znalezionych po drugiej stronie planety albo w oceanie.
czysto akademickie kwestie musiał zwrócić uwagę na - Uważam, że to możliwe, aczkolwiek bardzo mało
takiego faceta. prawdopodobne. Artefakty poddano wszystkim możliwym
Sheffield kandydował na urząd gubernatora z ramienia testom. One nie pochodzą z Świętej Heleny.

42 43
Jayne Castle Amarylis

Czterdzieści pięć lat po odkryciu kurtyny pierwsi koloni


Amarylis patrzyła z namysłem na eksponaty.
ści wyruszyli na podbój nowego świata, tak bardzo - jak
- Ciekawa jestem, co się stało z tymi, którzy je stworzyli?
im się wydawało - podobnego do Ziemi. Brama energetycz­
- Pewnie to samo, co z Pierwszym Pokoleniem założycie­
na znakomicie ułatwiła im podróż, a przede wszystkim
li. Może nie doczekali Drugiego Pokolenia. Może nie odkryli
transport zapasów, co okazało się niezwykle ważne, gdyż
Trzech Zasad Synergii. Albo też nie chcieli przyjąć do
żadna z ziemskich technologii nie nadawała się do wyko­
wiadomości faktu, że jedynym sposobem na przetrwanie rzystania na nowej planecie. Dzięki kurtynie odwiedzali
jest wykorzystywanie zasobów planety. A gdy ich techno­ bez kłopotu krewnych i znajomych, a przedsiębiorstwa
logia zawiodła, zginęli. otwierały na Świętej Helenie swoje filie.
- Ale przecież ich technologia wcale nie zawiodła. Leży
W pięć lat później kurtyna energetyczna opadła bez
tutaj, przed nami. żadnego ostrzeżenia i j u ż nigdy się nie otworzyła; osadnicy
Lucas uśmiechnął się ironicznie.
znaleźli się w pułapce.
- Narzędzia przetrwały, ale okazałaby się całkowicie
- Może ta kurtyna łączyła wiele światów - powiedziała
bezużyteczne, gdyby ich właściciele nie mieli źródła energii. Amarylis. - Dziwna myśl, prawda? Niewykluczone, że
Ci, którzy je zostawili, nie odkryli z pewnością galaretowa­ ojcowie założyciele spotkali tu tych, którzy stworzyli te
tego lodu. przedmioty.
- Sądzisz, że wynalazcy tych przedmiotów przeszli przez - Wątpię.
kurtynę, tak samo jak ojcowie założyciele? - Dlaczego?
- Któż to może wiedzieć? - Lucas patrzył na zwiewny, - Ponieważ kilka znanych talentów psychometrycznych
zielony materiał, który okręcał się jak wąż wokół biodra badało dokładnie wszystkie znaleziska. - Lucas pociągnął
Amarylis. łyk ponczu. Był okropny. - To bardzo stare rzeczy. Bardzo
- Może oni też znaleźli się w pułapce, kiedy kurtyna stare.
opadła? Amarylis skinęła głową.
- Niewykluczone. Albo zdążyli wrócić do domu, a te - W takim razie naukowcy będą mieli zajęcie na lata.
rzeczy były im zupełnie niepotrzebne.
- Fakt. Nie grozi im nuda.
Historię kurtyny znało każde dziecko, gdyż to właśnie ona
Może to wcale nie ta sukienka - pomyślał Lucas. Może
stanowiła punkt zwrotny w dziejach Świętej Heleny. Dryfu­ to jego własne hormony tak gwałtownie dawały o sobie
jąca sieć czystej energii zmaterializowała się w kosmosie znać. Wegetowały dłużej, niż sądził.
niedaleko Ziemi przed dwustu pięćdziesięcioma laty. Nauko­ Klika miesięcy temu Trent postanowił, że będzie żył
wcy zdążyli ją zbadać i przyjęli jej istnienie za dobrą monetę. w celibacie. Nie istniał ku temu żaden konkretny powód.
Kurtyna została uznana za stałą cechę układu słonecznego. Miał po prostu dość nudnych rytuałów związanych z roz-
Dla Ziemian, którzy nie podróżowali dalej niż na najbliż­ poczęciem i zakończeniem romansu.
sze planety, było to ważne i zadziwiające odkrycie. Doszedł do wniosku, że decyzja, by złożyć ofertę w agen­
Kurtyna posiadała kilka dziwnych właściwości. Za naj­ cji matrymonialnej, wynikała pewnie z uśpionych potrzeb
bardziej osobliwą uznano produkowanie osnowy czasu fizjologicznych. A tego wieczoru myślał wyłącznie o seksie.
i przestrzeni, a kurtynę wykorzystano jako bramę ener- - Cześć, Trent. Ale zbiegowisko, co?
getyczną do odległego systemu gwiezdnego, w którego Lucas skinął uprzejmie głową siwemu mężczyźnie i eleganckiej
skład wchodziła Święta Helena.
45
44
Jayne Castle Amarylis

kobiecie w średnim wieku. Rodzice Ryea. Tylko - Mogę wpaść do ciebie do biura? Muszę z tobą pogadać.
tego mu jeszcze brakowało. To ważne.
- Dobry wieczór, Calvin. Witaj, Beatrice. - Oczywiście.
Beatrice skłoniła lekko głowę, co z pewnością kosztowało Lucas nadal patrzył za znikającą parą. Znów odezwało
ją wiele wysiłku. się w nim znajome poczucie straty, lecz natychmiast je
- Miło cię widzieć. - W jej niebieskich oczach płonęła stłumił. A kiedyś był przecież mile widzianym gościem
nienawiść. w ich domu. Cenił sobie swoją przybraną rodzinę bardziej
Na widok towarzyszącego im młodzieńca Lucas doznał niż Rye'owie mogli się tego domyślać. Rozum mówił mu
nagłego uczucia ulgi. wprawdzie, że zawdzięcza sympatię Calvina i Beatrice
- Jak leci, Dillon? Gratuluję dyplomu. głównie pragmatycznym względom, niemniej jednak ro­
Dillon - jedyny członek tej rodziny, który nadal darzył dzice Jacksona traktowali go zawsze ciepło i serdecznie.
Lucasa odrobiną sympatii - uśmiechnął się do niego cza­ Przyzwyczaił się więc do tej namiastki rodziny, jaką mu
rująco. stworzyli.
- Dzięki. Myślałem, że j u ż nigdy nie skończę uniwerku. Oczywiście nigdy nie zapomniał o tym, że łączy ich
Teraz muszę tylko poszukać sobie pracy. głównie wspólnota interesów.
- Na pewno coś znajdziesz - powiedział Lucas, biorąc Trzy lata temu Jackson zginął z rąk piratów na Wyspach
Amarylis pod ramię. - Poznajcie się. Amarylis, to państwo Zachodnich, a jego matka winiła o to Lucasa. W końcu
Rye i ich syn Dillon. Amarylis Lark. Trent spędził całe życie na tych niebezpiecznych wyspach.
- Bardzo mi miło. - Amarylis obdarzyła całą trójkę - Nic nie mów rodzicom - szepnął mu do ucha Dillon.
wdzięcznym uśmiechem - Nie chcę, żeby wiedzieli, że rozmawiamy o interesach.
- Mnie również - mruknęła Beatrice z rezerwą. Sam potrafię załatwić swoje sprawy.
- Jestem zaszczycony - dodał Calvin, przekrzywiając - A o jakich interesach chcesz ze mną rozmawiać?
lekko siwą głowę. - spytał Lucas, marszcząc brwi.
- Cieszę się, że mogę panią poznać - powiedział wesoło - Później ci to wytłumaczę - Dillon uniósł dłoń na
Dillon. - Tc artefakty są takie synergistyczne, prawda? pożegnanie. - Do zobaczenia, panno Lark - rzucił i zniknął
A Lucas znalazł je przecież w samym sercu dżungli. Tata w tłumie.
mówi, że on ma naprawdę diabelskie szczęście Amarylis zerknęła na Lucasa.
- Są niesamowite. - Amarylis najwyraźniej nie wy­ - Rye. Czy tak właśnie miał na nazwisko twój wspólnik?
czuwała napięcia między Lucasem i Rye'ami. - Fascy­ - Jackson Rye. Był najstarszym synem Calvina i Beatrice.
nujące. Dillon jest najmłodszy.
- Proszę n a m wybaczyć. - Calvin ujął małżonkę pod - Zginął zaraz na początku, prawda? Gazety pisały, że
łokieć. - Musimy porozmawiać z panem senatorem. umarł śmiercią bohatera.
- Oczywiście - odparła Amarylis. - Tak.
Beatrice obdarzyła Lucasa pogardliwym spojrzeniem - A państwo Rye odziedziczyli po nim jego udziały?
i ruszyła w t ł u m . - Tak, ale kilka miesięcy później ja je wykupiłem.
Dillon zaczekał, by jego rodzice odeszli, a potem przysu­ Po śmierci Jacksona jego rodzice nie chcieli mieć nic
nął się bliżej do Trenta. wspólnego z Gwiazdą. Zależało im wyłącznie na pienią

46 47
Jayne Castle 1
Amarylis

dzach. A j u ż na pewno pragnęli się pozbyć przyszywanego - Nie, proszę zaczekać - zaprotestowała reporterka,
krewnego. Trent ułatwił im tylko sytuację. - Chciałabym mieć panią na zdjęciu. - Proszę - powiedziała,
Z t ł u m u wyłoniło się dwoje ludzi. Oboje zmierzali w stro­ wskazując jej gestem ręki, by stanęła obok Lucasa.
nę Lucasa z minami ekspertów. Kilka osób popatrzyło za Amarylis stanowczo potrząsnęła głową.
przystojnym, smukłym mężczyzną. Chorobliwie chuda - W końcu to pan Trent odkrył artefakty. Ja nie miałam
blondynka nie odstępująca od niego ani na krok trzymała nic wspólnego z tą sprawą.
w ręku kamerę. - Ale przyszła pani z nim na przyjęcie. - Nelson popatrzył
Amarylis stłumiła okrzyk. na Lucasa pytająco. - Słyszałem, że złożył pan ankietę
- Czyżby to był Nelson Burlton we własnej osobie? w agencji matrymonialnej. Sądziłem, że panna Lark jest
- Tak. Panuj nad sobą. kandydatką na pańską żonę.
- Trent. Wiedziałem, że pana znajdę - powiedział Burl­ - I słusznie - powiedział Lucas.
ton, stając na wprost Lucasa. Ale tłum, co? A to jest Elaine - Spotkaliśmy się jednak dopiero po raz pierwszy - wtrą­
Crew, moja przyjaciółka - dodał wskazując wymanikiuro- ciła pospiesznie Amarylis. - Ledwo się znamy, prawda?
waną dłonią swoją towarzyszkę. - Elaine pracuje jako - dodała, patrząc znacząco na Lucasa.
fotoreporterka dla „New Seattle Times". Przyszła tu służ­ Trent poczuł, że narasta w nim irytacja. Ta dziewczyna
bowo. Ja dziś nie pracuję. wpadła w ekstazę na widok Madisona Sheffielda i Nelsona,
Gdy Lucas przedstawił mu Amarylis, Burlton obdarzył ale nie chciała, żeby prasa opublikowała jej zdjęcie z męż­
dziewczynę swoim słynnym uśmiechem. czyzną, który zaprosił ją na przyjęcie.
- Bardzo mi miło, panno Lark - powiedział, wyciągając - Sądzę, że do końca wieczoru poznamy się całkiem
rękę. dobrze - powiedział, patrząc na Amarylis z w y m o w n y m
- Mam wrażenie, że znam pana od lat. - Na policzki uśmiechem. - Nasza agencja szczyci się tym, że w dziewięć-
Amarylis wystąpił mocny rumieniec. - Ale przypuszczam, dziesięciu czterech procentach kojarzy właściwą parę j u ż
że j u ż pan to słyszał od wielu osób. na pierwszej randce. Dlatego właśnie wybrałem ich biuro.
Nelson uśmiechnął się do Amarylis i znów spojrzał na Nelson zaśmiał się dyskretnie.
Lucasa. - Po tylu latach znajomości z panem Trentem mogę
- Obiecałem Elaine, że uda mi się pana namówić na panią zapewnić, że ten człowiek nie lubi tracić czasu.
zdjęcie przy gablocie. Co pan na to? Lodziarz jest człowiekiem czynu.
- Byłabym panu bardzo wdzięczna. Mój wydawca rów­ Amarylis poczerwieniała jak burak. Nie ziała wprawdzie
nież. ogniem, ale Lucas mógłby przysiąc, że jej oczy ciskają
Lucas nigdy nie przepadał za dziennikarzami, ale tego błyskawice. A spojrzenie Amarylis miało z jakiegoś nie-
wieczoru odczuł niemal ulgę na ich widok. Potrzebował zrozumiałego powodu ogromny wpływ na jego nastrój.
czegoś, co pozwoliłoby mu się skupić na zadaniu, jakie - W takim razie te plotki nie są pozbawione podstaw
postawił sobie do wykonania. - powiedziała Elaine. - Zamierza się pan ożenić?
- Dlaczego nie? - powiedział, odstawiając szklankę wod­ - Najwyższy czas - odparł Lucas. - Nie młodnieję.
nistego ponczu. - Doskonale pana rozumiem. - Nelson pokiwał głową.
Elaine przygotowała aparat, a Amarylis w ostatniej chwili Sam chcę się zarejestrować. Po ślubie zostanie pan tutaj
usunęła się z kadru. zy wróci na Wyspy Zachodnie?

48 49
Jayne Castle Amarylis
- Muszę kierować firmą na miejscu. - Lucas uważnie - To nie było potrzebne - syknęła dziewczyna.
obserwował Amarylis. - Najwyższy czas, by Gwiazda - Ale nieuniknione. Zgodziłaś się przecież na tę mas
Polarna poszerzyła zasięg działania. A ja muszę tego karadę. Wiadomo było, że prasa będzie robić zdjęcia.
dopilnować. - Wystarczyłoby twoje. Mogliśmy się nie zgodzić na
- To znaczy, że przed pańską firmą otwierają się nowe wspólną fotografię, która na pewno j u ż j u t r o ukaże się
horyzonty. - Nelson popatrzył domyślnie na Lucasa. - Może w gazetach.
zajmiecie się polityką? Pańskie nazwisko pojawiło się na liście - Pewnie tak. I jeszcze parę innych - Lucas patrzył na
kandydatów na senatora. Interesuje pana takie stanowisko? nią pytająco. - No i co tego wynika?
- Absolutnie nie. Jeśli chce pan dyskutować o polityce, - Moja ciotka kupuje prasę.
proszę przygwoździć Sheffielda. - Więc?
- Już z nim rozmawiałem. On też przyszedł tutaj na - Ty jej nie znasz. -Amarylis zacisnęła usta. - Nieważne.
randkę. Mam przeczucie, że wkrótce ogłosi zaręczyny. Lepiej przejdźmy do interesów. Gdzie jest panna Locking
- Nic dziwnego mruknęła Elaine, nastawiając aparat. i pan Beech?
- Przecież nikt nie odda głosu na kawalera. A już tym Lucas wypatrzył Mirandę w przeciwległym końcu hallu.
bardziej takiego, który propaguje wartości ojców założy­ Stała obok Beecha, który szeptał jej coś do ucha.
cieli. - Uśmiechnęła się do Amarylis. - Proszę się przysunąć - Są tam, przy tej dużej gablocie. Beech ma bardzo
do pana Trenta. Zrobię zdjęcie i dam wam spokój. poważną minę. Coś się t a m dzieje. Gotowa?
- Ale naprawdę... - Amarylis nie chciała się poddać bez Amarylis popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
walki. - Czy byłbyś na tyle silny, żeby wyczuć talent z tej
- Nie wstydź się - Lucas objął ją ramieniem i poczuł jak odległości?
Amarylis robi krok w tył. Przyciągnął ją jednak mocniej, - W całym t y m pomieszczeniu. - Lucas ścisnął ją mocno
tak by nie mogła się wyrwać. - Jak j u ż mówiłem, z pew za rękę.
nością jeszcze dziś zawrzemy bliższą znajomość - Ale gdzie się podział pryzmat Beecha? - Amarylis
Flesz błysnął akurat w chwili, gdy Amarylis otworzyła próbowała coś wypatrzeć ponad głowami t ł u m u . - Towa­
usta, żeby mu się odciąć. Dziewczyna mrugnęła więc tylko rzyszy mu tylko panna Locking. Nikogo więcej t a m nie
oczami i zamknęła buzię. widzę.
- Gotowe. - Elaine opuściła obiektyw i popatrzyła z jo - Trudno powiedzieć. To przecież może być każdy, kto
wialnym uśmiechem na swoją ofiarę. - Dzięki. Życzę wiele stoi w promieniu trzech metrów od nich, na przykład ten
szczęścia w a m obojgu. kelner z tacą.
Nelson skinął głową. Amarylis popatrzyła na niego z powątpiewaniem.
- Wiadomość o nowych zamierzeniach Gwiazdy Polarnej - Beech musiałby posiadać ogromną siłę, żeby zahip­
jest naprawdę bardzo cenna. Czy mogę zadzwonić do pana notyzować kogokolwiek za pomocą tak bardzo oddalonego
w tym tygodniu i porozmawiać o szczegółach? pryzmatu. Coś mi mówi, że miałeś kiepski pomysł.
- Oczywiście - zgodził się Lucas. - Poproszę sekretarkę, - To mój problem, nie twój.
żeby umówiła pana z odpowiednimi ludźmi. - Mam nadzieję, że nie zmienisz zdania przed zapłacę
Nelson i Elaine odeszli w poszukiwaniu nowych ofiar, niem rachunku.
lecz Lucas nadal nie wypuszczał Amarylis z uścisku. - Oczywiście, że nie. - Teraz, gdy jego plan był tak bliski

50 51
Jayne Castle Amarylis

realizacji, Trent czuł się dziwnie. - Wiesz, m a m małe by ogniskowaniu towarzyszyły jakiekolwiek doznania
doświadczenie w tych sprawach. Na wyspach trudno seksualne. Niektórzy utrzymywali, że gdyby talentowi
o wyszkolone pryzmaty. Pewnie nie będziesz ze mnie zawiązano oczy, nie mógłby się nawet domyślić płci
zadowolona. pryzmatu, z którym pracuje.
- Nie m a r t w się - powiedziała łagodnie. - Już praco­ - Lucas? - spytała bez tchu Amarylis. - Czy coś nie tak?
wałam z amatorami. - Nie. - Zastanawiał się, czy ona również czuje się
- Dziękuję - mruknął przez zęby Trent. podobnie. A może to tylko on miał taki problem. Wszystko
- Nie chciałam cię urazić. przez te przeklęte hormony.
Lucas czuł, że ma wypieki, ale postanowił się t y m nie Trent chciał za wszelką cenę nad sobą zapanować. Nie na
przejmować. Nie mógł przecież wytłumaczyć Amarylis darmo nazywano go Lodziarzem. Wypuścił lekko powietrze
istoty problemu. Trudno było współdziałać z pryzmatem, i znów niezdarnie nawiązał kontakt. Wydawało mu się, że
przed którym trzeba było jednocześnie starannie ukrywać zahaczył o kawałek jedwabiu odwiniętego z kryształowego
swoje prawdziwe możliwości pryzmatu. Bal się, że porwie tę delikatną nić na strzępy.
Trent przygotowywał się powoli do nawiązania kontaktu - W porządku - mruknęła Amarylis. - Nic mi nie będzie.
z Amarylis. Otwierając powoli umysł, szukał ogniska. Miał Lucas zacieśnił więź i poczuł, jak wibruje w niej moc
j u ż za sobą krótki moment dezorientacji, który poprzedzał stanowiąca naturalne uzupełnienie jego siły. Amarylis była
zawsze stan współdziałania. w stanie go przyjąć, a przynajmniej tę część jego talentu,
I nagle ujrzał na swej płaszczyźnie psychicznej błysz­ jaką zamierzał ujawnić.
czący, kryształowy pryzmat - silny i czysty, tak bardzo Ogarnęła go radość. To było cudowne. Wróciło poczucie
niepodobny do innych słabych i zamglonych, z jakich głębokiej intymności. W tej właśnie chwili Amarylis była
korzystał w przeszłości. mu bliższa niż jakakolwiek osoba na świecie.
Zanim jednak popadł w absolutny zachwyt, poczuł, że Zmusił się do koncentracji. Amarylis prawdopodobnie
zalewa go fala pożądania. Pragnął Amarylis. Potrzebował nie doznawała żadnych emocji. Była profesjonalistką. Te
jej tak bardzo, jak nikogo innego na świecie. Doznał dziwne rzeczy działy się tylko po jego stronie lustra.
wrażenia, że zatapia się w istocie jej kobiecości Przesłał potężną dawkę energii poprzez krystalicznie
Działo się z nim coś bardzo złego. czysty pryzmat.
Miał erekcję. Zszokowany odbierał łączącą ich więź jak Na płaszczyźnie psychicznej zwykle niesubordynowany
pożar krwi. A na płaszczyźnie psychicznej cudowny pryz­ i nieprzewidywalny talent uderzył w pryzmat i przybrał
mat znikł mu całkowicie z pola widzenia. formę ostro zarysowanych promieni kolorowego światła,
Nie tak to miało wyglądać. Oczywiście, w przeszłości osiągając niemal pełne widmo. Lucas natychmiast zmniej­
korzystał z usług pryzmatów w bardzo ograniczonym szył moc. Miał przecież uchodzić za dziewiątkę. Musiał
zakresie, ale czytał wiele na ten temat. Jego poprzednie zachować ostrożność. Niemniej jednak delektował się jeszcze
doświadczenia były raczej typowe, choć pryzmaty nie parę sekund t y m cudownym wrażeniem. Wzbierało w nim
należały do najlepszych, a i on sam nie bardzo potrafił uczucie radości i satysfakcji. Stał się panem własnego
ogniskować. talentu.
Więź między pryzmatem i talentem miała - j u ż z definicji Tak właśnie miało być - pomyślał. Naturalnie. Efektyw­
- zupełnie bezosobowy charakter. Lucas nigdy nie słyszał, nie. Opłacało się współpracować z profesjonalistami.

52 53
Jayne Castle Amarylis

Nabrawszy wiary we własne możliwości, Trent skupił - Mężczyzna?


się na swoim zadaniu. Chciał przecież nakryć Merricka - Tak. Sądzę, że tylko jedna osoba w t y m pomieszczeniu
Beecha na gorącym uczynku. może mieć taką siłę.
Nie słyszał j u ż odgłosów muzyki i rozmów. Dotarł do Amarylis wykrzywiła usta z dezaprobatą.
- Kimkolwiek by on był, to i tak wypalił swój pryzmat.
niego natomiast inny dźwięk, który od razu rozpoznał.
- Jesteś pewna?
Gdzieś w pobliżu pracował jakiś inny silny talent.
- Tak. Okazał się zbyt silny. Pewnie zostali źle skojarzeni.
- Mam go - mruknął.
No, na szczęście Psynergia nie miała z t y m nic wspólnego.
- Owszem, wyczuwasz kogoś - w głosie Amarylis wyraź­
Nam się nie zdarzają takie wpadki.
nie pobrzmiewało napięcie. - Ale na pewno nie hipnotyzera.
- Jasne - mruknął pod nosem Trent.
Kiedyś z nimi pracowałam. Oni nadają na zupełnie innych
- Biedny pryzmat. Przez tydzień nic będzie zdatny do
falach.
użytku. Myślę, że utrata zdolności ogniskowania jest
- Cholera. - Amarylis miała rację. Lucas zdał sobie
bardzo nieprzyjemna.
sprawę, że podczas seansu dziewczyna doznaje tych samych
- Ale nie bolesna?
odczuć, co on, ale nie chciał poświęcać na razie temu
- Nie, niezupełnie. Większość ludzi określa ją jednak jak
problemowi zbyt wielkiej uwagi. - Co się dzieje?
poczucie straty. Czegoś im brakuje. Nie można usprawied­
- Nie wiem - urwała - ale jako wykrywacz wysokiej liwić tak fatalnego doboru.
klasy odbierasz również energię pryzmatu. A ja wyczuwam - Mhm. - Jednym okiem zerkał na Amarylis, a drugim
w niej coś znajomego. wypatrywał Mirandy.
- Znajomego? - Mówiłeś, że wiesz, kto to jest.
- Tak. Pryzmat zdradza zwykle swoje wykształcenie. - Co? - Ach tak, tak mi się wydaje na podstawie jego siły
Istnieją pewne charakterystyczne niuanse, dzięki którym i... zaczekaj chwilę. - Urwał, bo Miranda Locking odwróciła
można je odróżnić - Amarylis zamilkła, by znów podjąć się nagle od Beecha i poszła dalej przez hol. - Jest! Ciekawe,
próbę koncentracji. co knuje.
- Pryzmat jest mężczyzną czy kobietą? - spytał Lucas. - Kto? Panna Locking? - Amarylis poszła wzrokiem za
- To tak samo trudne do określenia jak płeć talentu. jego spojrzeniem. - Ona ma bardzo zmartwioną minę
On jednak z pewnością pracował z kobietą. Nie miał co - dodała, patrząc ze zmarszczonymi brwiami na Mirandę.
do tego najmniejszych wątpliwości. - Może Beech nie chce jej zapłacić żądanej sumy - mruk-
- Jakiego rodzaju talent udało ci się wykryć? nął Lucas. - Ta cała historia to strata czasu i pieniędzy.
- Nie wiem. Spróbuję jeszcze raz. - Lucas ponownie Powinienem był ją po prostu wyrzucić.
przejrzał wiązkę. - Uczepił się jednego z promieni i natych­ - Idzie chyba do toalety. - Amarylis odstawiła szklankę.
miast go przebadał. - Co on, u diabła, robi? Mam pomysł. Będę śledzić Mirandę.
- Lucas? - Oszalałaś?
Nie zidentyfikowany talent zniknął nagle z pola. - Coś ją wyraźnie niepokoi. A ja jestem pryzmatem,
Lucas niechętnie rozluźnił więź psychiczną z Amarylis. więc nie brak mi intuicji.
Dziewczyna patrzyła na niego z niemym pytaniem w oczach. - Uważam, że ta opinia nie znajduje żadnego uzasad­
- Przerwał więź - powiedział Trent. - Niesamowite! nienia. To mit - odparł sucho Lucas.
Zupełnie jakby ktoś wyciągnął wtyczkę z kontaktu.
54 55
Jayne Castle

- Niezupełnie. Pójdę za nią do łazienki.


- Po co?
- Bo w obecnym stanie ducha może zapragnąć kontaktu
z inną kobietą.
- I obnaży przed tobą duszę? Daj spokój! Od dawna nie
słyszałem czegoś równie głupiego!
- Żądasz odpowiedzi, prawda? A ja zrobię wszystko, by
Rozdział
ci je dostarczyć. Nic wolno mi tylko przegapić okazji. czwarty
- Nie chcę cię w to angażować.
- Przecież j u ż mnie zaangażowałeś. Poza t y m tylko ja
mogę pójść za nią tam, gdzie się właśnie udaje. - Amarylis
okręciła się na pięcie i weszła w tłum.
- Zaraz. Zaczekaj. To ja jestem odpowiedzialny za tę
klęskę.
Lucas zorientował się, że mówi do siebie. Zły znak.
Zaklął cicho, patrząc, jak Amarylis przeciska się przez ciżbę.
Wiedział, że praca z pryzmatem o pełnym widmie od
początku nie była dobrym pomysłem. Amarylis chciała mu Amarylis nadal drżały ręce. Nie mogła uwie­
pewnie udowodnić, jaka jest mądra. Może musiała sobie rzyć w to, co się stało. Przecież była profe­
w ten sposób zrekompensować brak talentu. sjonalistką. Pracowała wprawdzie jako zawodo­
Typowy pryzmat. Uparty i szalony. wy pryzmat dopiero od paru miesięcy, ale mogła
Niezdolny myśleć o czymkolwiek innym Lucas poszedł się poszczycić ogromnymi osiągnięciami na polu
za Amarylis. akademickim.
Niemniej jednak rezultaty więzi z Lucasem
przekroczyły jej najśmielsze oczekiwania. Nie
mogła się spodziewać tak bardzo intymnych
doznań.
Chwila dezorientacji i poczucia zagrożenia,
jakie poprzedziły więź nie zrobiły na niej spe­
cjalnego wrażenia. Było to zjawisko normalne.
Każdy pryzmat doświadczał tego przykrego
m o m e n t u oślepiającej świadomości, który mijał
jednak natychmiast po nawiązaniu kontaktu
z talentem.
Samo ogniskowanie nie stanowiło problemu
i nie dostarczało żadnych emocji. Było równie
naturalne j a k posługiwanie się zmysłem wzro-

57
Jayne Castle Amarylis

ku, słuchu lub smaku. Jedyna różnica polegała na tym, że Amarylis puściła się pędem naprzód. Zwolniła dopiero za
więź wytwarzały dwa umysły. Ale przeżycia towarzyszące zakrętem, gdzie wpadła na Mirandę i Merricka Beecha.
ogniskowaniu dla Lucasa z pewnością wykraczały poza jej - Co jest, u diabła? - stęknął Beech, mężczyzna o delikat­
dotychczasowe doświadczenia. nych rysach twarzy i pokaźnym brzuszku.
Odbiwszy się od ściany, stracił zupełnie równowagę
Amarylis zalała wręcz fala czystego, palącego pożą­
i wylądował na podłodze.
dania.
- Co ty sobie wyobrażasz? - wrzasnęła Miranda, po
To niemożliwe - myślała, przebijając się przez zatłoczony czym zachwiała się i upadła.
hol. Badania naukowe i testy sprawdzające naturę więzi
- Ojej! -jęknęła Amarylis, lądując na jej brzuchu. - Bar­
łączącej pryzmaty i talenty nie wykryły u niej seksualnego dzo przepraszam.
zabarwienia. Ona sam pracowała zresztą z wieloma talen­ - Złaź ze mnie, idiotko - Mirandzie udało się podnieść.
tami zarówno w laboratorium uniwersyteckim, jak i poza - Kim ty właściwie jesteś? - spytała, mrużąc oczy. - Śledzi­
uczelnią, ale nigdy nie odczuwała nawet śladu podniecenia. łaś mnie czy co?
A teraz miała wrażenie, te wciąż czuje dym buchający - W pewnym sensie tak - odparła Amarylis, gramoląc
z ognisk roznieconych podczas trwania seansu. Niespeł­ się z ziemi.
nione pragnienie dręczyło ją nadal już po zerwaniu więzi Kątem oka dostrzegła leżącą na dywanie torebkę Miran­
i Amarylis podejrzewała, że czeka ją przynajmniej kilka dy. Torebka była otwarta i wyleciały z mej papiery. Na
trudnych godzin. jednym z dokumentów widniało zielono-złote logo Gwiazdy
Za wszelką cenę usiłowała ukryć swój stan przed Luca­ Polarnej i napis: Ściśle tajne.
sem i miała nadzieję, że się jej to udało. Ogniskowała - Niech to jasny szlag! - wycedził Beech. - Wiedziałem,
w całkowicie profesjonalny sposób i to ją pocieszało. że się tu pojawisz, Trent.
Sprawdziła się jako pryzmat nawet w tych niecodziennych Lucas bez słowa zbierał papiery. Popatrzył na nie przelot
okolicznościach. nie i wyprostował plecy.
Idąc za Mirandą, postanowiła rozważyć ten problem
- Ile jej zapłaciłeś, Beech? - spytał bardzo łagodnie.
później. Wszystko można przecież logicznie wytłumaczyć.
- Nie wiem, o czym mówisz. - Beech wstał z podłogi, po
Na razie miała co innego do roboty. Klient domagał się
I Bym starannie otrzepał ubranie. - Już od dawna łączy nas
odpowiedzi, a ona musiała mu je dostarczyć. Kontrakt nie
przyjaźń. Rozmawialiśmy sobie spokojnie, kiedy ta kobieta
zobowiązywał jej do żadnych dodatkowych działań, ale
na nas wpadła.
Amarylis zawsze wychodziła poza program. Wiedziała
Amarylis rzuciła mu piorunujące spojrzenie.
zresztą, co znaczą nie wyjaśnione wątpliwości
- Wiem, kim jesteś, oraz czym się trudnisz - powiedział
Ku ogromnemu zdumieniu Amarylis Miranda Locking
Lucas. - Zajmę się tobą później. Zejdź mi z oczu.
nie weszła do łazienki. Minąwszy drzwi prowadzące do
- Nie masz prawa mi rozkazywać. Nie możesz udowod­
damskiej toalety, podążyła dziarsko korytarzem, gdzie
nić, że zrobiłem cokolwiek nielegalnego, a nawet gdybyś
mieściły się biura. Obcasy jej wieczorowych pantofelków
mógł, i tak nie wytoczyłbyś mi procesu. Jesteśmy dorośli.
stukały głośno o twardą, drewnianą podłogę.
Znamy się na interesach.
Amarylis pochwyciła fruwające wstęgi sukni i przy­
spieszyła kroku. Jasne włosy Mirandy zalśniły złociście - Powiedziałem, że później z tobą pogadam.
w świetle korytarza, a ona zniknęła za rogiem. Amarylis odniosła wrażenie, że na korytarzu powiał

58 59
Jayne Castle Amarylis

nagle lodowaty wiatr, ale przejrzysta materia jej sukni - Możesz mi powiedzieć, dlaczego?
nawet nie drgnęła. A żadne okno nie było otwarte. - Ty głupcze! Nie wiesz, prawda? Nawet się nie do
Beech otworzył szeroko oczy, a zaraz potem je przy­ myślasz! Zrobiłam to wszystko, żeby pomścić Jacksona.
mrużył. Jego twarz przybrała brzydki, czerwony odcień. - Jacksona?
- Myślisz, że mnie zastraszysz? - warknął. - On był twoim wspólnikiem, a ty go zabiłeś, morderco!
Lucas tylko na niego popatrzył. Nie odpowiedział. Wiedziałam, że nigdy nie zdołam tego dowieść, więc
- Ty draniu! - wysyczał Beech. - Pójdę na policję. postanowiłam cię załatwić w inny sposób.
- Jeszcze się pan śmie obrażać! - krzyknęła Amarylis - O czym ty mówisz?
Z oburzeniem. - Wszyscy chyba wiemy, że postąpił pan Miranda odgarnęła z oczu jasne pasmo. Na jej policzkach
nieetycznie, a może nawet złamał pan prawo! Powinien się lśniły łzy.
pan wstydzić! Ja osobiście uważam, że należałoby pana - Ty dobrze wiesz, o czym. Chciałeś się pozbyć Jacksona,
postawić przed sądem. bo nie był ci j u ż potrzebny.
- Zamknij się mruknął Beech. - Trent nic mi nie może - Mirando... - zaczął Lucas i przerwał, jakby nagle
zabrakło mu słów.
zrobić.
- Wykorzystywałeś jego znajomości i koneksje rodzinne.
- A pańskie sumienie? spytała Amarylis. - Jak zamierza
A potem go zabiłeś.
się pan sam przed sobą usprawiedliwić?
Amarylis - wyraźnie zaszokowana - zbliżyła się do
W oczach Lucasa błysnęły iskierki wesołości.
Mirandy, wyciągając przed siebie rękę.
- No właśnie, Beech? Co z twoim sumieniem? Może
- To nieprawda. To nie może być prawda.
trzeba je trochę poszturchać, żeby się obudziło?
- A co ty możesz wiedzieć? - spytała ironicznie Miranda,
- Przestań mnie straszyć - syknął Beech z bezsilną złością.
odsuwając się na bezpieczną odległość. - Przecież ciebie
- Wcale cię nie straszę. Chcę ci tylko udzielić pewnej
t a m nie było. Lucas wynajął w tym celu piratów. Wiem,
rady. Przyszedł czas na zmiany w twoim życiu. Wynoś się
że tak zrobił. Nie można tego inaczej wytłumaczyć. No
z miasta i trzymaj z daleka od interesów.
bo z jakiego powodu Jackson był wtedy z nią w domku?
- Nie zrobisz mi tego - Beecham przesuwaj się wolno
- Proszę mnie posłuchać - zaczęła Amarylis i znów
wzdłuż ściany. - Nie możesz. postąpiła krok naprzód.
Lucas popatrzył na niego z namysłem. W korytarzu - Nie zbliżaj się - syknęła Miranda. - Lucas wiedział, co
znów powiał wiatr. Suknia Amarylis nie drgnęła, ale się stanie, kiedy wysyłał Jacksona do tego opuszczonego
dziewczyna poczuła, że ma gęsią skórkę. obozu. Skazał go na śmierć. - Odwróciwszy się na pięcie,
Beech chciał wyraźnie coś powiedzieć. W końcu jednak pobiegła naprzód, a jej kroki jeszcze długo niosły się echem
wydał tylko z siebie nieartykułowany okrzyk i szybko się po korytarzu.
oddalił.
Amarylis odetchnęła ulgą.
Miranda uniosła dumnie podbródek i spojrzała prowoku­ T r z y lata. - Lucas zatrzymał auto pod małym domkiem,
jąco na Lucasa. w którym mieszkała Amarylis. - Przez trzy lata winiła
- On wcale nie musiał mi płacić za informacje. Dawałam mnie o śmierć Jacksona. I przygotowywała plan zemsty od
mu je za darmo. chwili, gdy zginął. A ja się niczego nie domyślałem.
Lucas patrzył na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
60 61
Amarylis
Jayne Castle
stała jej odrobina zdrowego rozsądku, z pewnością wysiad-
Amarylis drgnęła nerwowo. Lucas odezwał się po raz
łaby z auta i życzyła Lucasowi dobrej nocy. Trent poznał
pierwszy odkąd wyszli z muzeum, lecz wcale nie to
odpowiedzi na nurtujące go pytania. Clementine miała rację
wytrąciło dziewczynę z równowagi. Uderzył ją natomiast
mówiąc, że to klient jest odpowiedzialny za wyniki sesji
ton jego głosu i żal zawarty w słowach.
- Może wstąpisz do mnie na herba-kawę? - Ze zdziwie-
Zerknęła nieśmiało na profil Lucasa, który oparł rękę niem usłyszała swój własny głos.
o deskę rozdzielczą i patrzył w mrok. Dwa bliźniacze Odwrócił głowę, a jego oczy zalśniły w świetle księżyca.
księżyce Świętej Heleny - Chelan i Yakima - rzucały na - Na herba-kawę? - powtórzył.
jego twarz srebrzystoszare cienie. Amarylis wpadła w panikę. Idiotyczne - myślała. Lucas
- Przykro mi. - Amarylis wolała na razie nie wspominać cierpiał, a ona nie mogła mu w żaden sposób pomóc.
Trentowi o rachunku. - Nieważne. - Popatrzyła na niego z uśmiechem i ot­
- Ufałem Mirandzie. worzyła drzwiczki auta. - Robi się późno. Gdybyś chciał
Amarylis nic wiedziała, jak się zachować. mnie jeszcze o coś zapytać, będę w biurze o dziewiątej.
- Przestań sic zadręczać, talenty wysokiej klasy są na Sądzę jednak, że wszystko j u ż wiesz. Twój problem miał
ogół całkowicie pozbawione intuicji. charakter osobisty.
- Chciałem jej pomóc - Lucns zacisnął dłonie na drążku - Tak. - Patrzył na jej twarz, skąpaną w świetle księżyca.
kierowniczym tak mocno, że zbielały mu kłykcie. - Wie­ Osobisty.
działem, jak bardzo przeżywa śmierć Rye'a. Firma musiała - Ta cała sprawa, choć bardzo nieprzyjemna dla wszyst­
zapewnić jej opiekę. Przecież Miranda była zaręczona kich zainteresowanych, okazała się bardzo prosta. - Ama­
z Rye'em. Mieli się pobrać na wiosnę tego roku, gdy on rylis zdobyła się na uśmiech. - Żadnych hipnotyzerów,
zginął. Gwiazda Polarna dba o swoich pracowników. Żadnych wampirów...
- Rozumiem. To trudna sprawa. - Amarylis chwyciła za
- Żadnych wampirów.
klamkę.
Amarylis wygramoliła się z samochodu i popatrzyła na
- Jest mądra i wykształcona. - Lucas mówił w taki
Trenta.
sposób, jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, że ktokolwiek
- Dobranoc.
go słucha. - Pochodzi z dobrej rodziny. Dlaczego miałem jej
- Wstąpię na herba-kawę.
nic ufać?
- Zapraszam.
- No oczywiście. Skąd mógłbyś wiedzieć? Otworzył drzwiczki po stronie kierowcy i wygramolił się
- Sądziłem, że razem przeszliśmy przez piekło. Uważa­ z samochodu. Patrząc, jak Lucas obchodzi dookoła auto,
łem, że jest między nami jakaś więź. Nigdy jej nie mówiłem, Amlarylis zdała sobie sprawę, że wciąż ma otwarte usta.
że Rye zdradził nas oboje. On tymczasem ruszył szybko naprzód alejką prowadzącą
Amarylis pomyślała, że się przesłyszała. do wejścia.
- Twój wspólnik cię zdradził? - Zaczekaj! - krzyknęła Amarylis.
- Nie chciałem jej tego wszystkiego opowiadać. Sądziłem, Zatrzymał się jak wryty na górnym stopniu.
że dla dobra nas wszystkich najlepiej będzie zagrzebać Niezdolna myśleć o czymkolwiek innym Amarylis wyłą-
prawdę tak głęboko, jak się tylko da. czyyła zamek z galaretowatego lodu. Drzwi otworzyły się
Nadszedł czas, by wreszcie zakończyć ten wieczór - po­ oścież.
myślała Amarylis. Zadanie zostało wykonane. Gdyby zo-
63
62
Jayne Castle Amarylis

Lucas wszedł do holu krokiem lunatyka. dzenie teorii głoszonej przez psychologów synergisty-
- Tędy - powiedziała wesoło Amarylis. Zastanawiała cznych.
się, co ona właściwie wyprawia. To zaproszenie nie było - Czy to ci się często zdarza? - Lucas patrzył na nią
uważnie spod przymrużonych powiek.
dobrym pomysłem. Byron z pewnością by je nazywał
fatalną synergią. - Co masz na myśli?
Amarylis krzątała się przy nowym ekspresie do herba-
Rzuciła torebkę na biurko i poprowadziła Lucasa do
-kawy. Była bardzo d u m n a z tej czarnej, błyszczącej ma­
kuchni. Lodziarz we własnej osobie znów zawitał do jej
szyny z ogromnymi czerwonymi guzikami. Dokonała tego
mieszkania. Amarylis doznała nagle dziwnego uczucia lęku,
zakupu zaraz po otrzymaniu dobrze płatnej pracy w Psy-
któremu jednak towarzyszyło podniecenie. Serce bilo jej
nergii.
o wiele mocniej niż zwykle.
- Wszystkich nieudaczników zapraszasz na herba-ka-
Wiedziała, że musi zachować spokój i nie może stracić
wę?
kontroli nad sytuacją. Była przecież profesjonalistką.
- Nie wiem, o czym mówisz - szepnęła.
Weszła do kuchni świadoma, że Lucas idzie za nią krok
- Nie potrzebuję twojego współczucia - powiedział z po­
w krok. Regularny wzór kuchennych płytek natychmiast
chmurną miną.
przyniósł jej spokój.
- W porządku. Nie widzę problemu. Wcale mi ciebie nie
Zaczerpnęła głęboko powietrza. W t y m schludnym,
żal. Nadal masz ochotę na herba-kawę?
funkcjonalnym i znajomym wnętrzu natychmiast odzys­
- Tak - odparł, wykrzywiając usta.
kała samokontrolę.
- Jaką pijesz?
Zdejmując marynarkę, Lucas rozglądał się ciekawie po
- Potrójną. Bez dodatków.
kuchni.
- Potrójną? - Amarylis aż uniosła brwi ze zdziwienia.
- Wydaje mi się, że mieszkanie świetnie do ciebie pasuje.
- Nie musisz mi niczego udowadniać. I tak wiem, że jesteś
- Co masz na myśli?
twardym, wielkim Lodziarzem.
- Jest takie zadbane i czyste. Wszystko tutaj ma od­
Zarumienił się, co tylko dodało mu wdzięku.
powiednie miejsce. Stworzyłaś dom godny pryzmatu o peł­
- Na wyspach zawsze piliśmy taką.
n y m widmie.
- Dobrze. Zrobię ci mocną.
Ale to przede wszystkim Amarylis wydawała mu się Amarylis wcisnęła odpowiednie guziki maszyny, a miły
zbyt porządna i schludna. aromat parzonej herba-kawy rozszedł się po całej kuchni.
- Do takiego małego mieszkanka nie pasuje nawet niewiel­ - Zwykle nie miewam tego rodzaju problemów - wyznał
ki rozgardiasz. Lucas. - Na ogół postępuję bardzo ostrożnie. Ale jak już
- A mnie nie przeszkadza nawet ogromny bałagan. nawalę, to na całego.
- Lucas cisnął marynarkę na najbliższy stołek i usiadł przy - O czym ty właściwie mówisz?
białym, wyłożonym glazurą blacie. Wychowałem się na - O tym, że niełatwo zdobyć moje zaufanie.
skraju dżungli i nie dbam o standard. Tam nie sposób - Rozumiem. A istnieje teoria, że pryzmat z pełnym
wyplenić robactwa, a na ściankach prysznica zawsze rośnie widmem nie znajdzie wspólnego języka z talentem wysokiej
coś zielonego. klasy. Nie obwiniaj się, Lucasie. Wszyscy czasem popeł­
- Rozumiem. - Amarylis pomyślała, że oni naprawdę niamy błędy w doborze przyjaciół.
skrajnie się różnią miedzy sobą. Stanowili żywe potwier-
64 65
Jąyne Castle Amarylis

- Ona przez cały czas wierzyła, że specjalnie wysłałem Amarylis o mało nie rozlała herba-kawy.
Jacksona na śmierć, bo chciałem się go pozbyć. - Lucas - Byli w zmowie?
pokręcił głową. - Zdawałem sobie sprawę, że Rye'owie Lucas wziął kubek w obie dłonie.
przypisują mi całą winę za to, co się stało, ale nigdy nie - Każdy, kto chce przejąć kontrolę nad Wyspami Za­
twierdzili, że kazałem zamordować ich syna. chodnimi, musi się liczyć z Gwiazdą Polarną.
Amarylis nalała złotobrązowy płyn do kubków. - Oczywiście. Wasza spółka praktycznie rządzi wyspą.
- Prasa zrobiła z niego bohatera. Pisano, że zginął na - Nie m a m y wyboru. To zupełnie dziki teren. Jedyną
samym początku inwazji. atrakcję Wysp Zachodnich stanowi galaretowaty lód.
- Ja bytem wtedy na innej wyspie. A Jackson pojechał - Wiem.
do naszej siedziby w Port LeConner i powiedział kolegom, - Zatrudniamy więc łudzi i musimy zorganizować im
że musi się zwolnić na parę dni. Zamierzał jechać w góry. życie. Przejęcie spółki daje automatyczną kontrolę nad
Amarylis odstawiła kubek na stół. wyspami i odwrotnie. - Urwał. - Nie chciałem się wcale
- No a co i piratami? pozbyć Jacksona Rye'a. To on postanowił mnie wykończyć.
- Nikt wtedy jeszcze o nich nie wiedział. Jackson i... Wiedział, że będzie potrzebował pomocy, bo m a m t a m
- Lucas zawahaj się przez chwilę - ...towarzysząca mu wielu przyjaciół. Pewnie dlatego zawarł układ z piratami.
osoba wybrali się na taki stary kemping. Chcieli zamieszkać - Zamierzał zdobyć pełną władzę w spółce?
w jednym z domków i łowić ryby. Mieli zapewne jeszcze - Miałem zginąć, bo tylko wtedy Jackson mógłby samo­
inne plany... dzielnie zarządzać firmą.
- I co się stało? - A jego układ z najeźdźcami?
- Kiedy wróciłem do Port LeConner, zrozumiałem, że coś - Musiałabyś go znać, żeby to zrozumieć. Należał do
nie gra. Wyruszyłem więc natychmiast na kemping i tam ludzi, którzy wierzą w swoje nieograniczone możliwości.
znalazłem ich ciała. - Lucas wbił wzrok w kubek. - Wyda­ W świecie, w którym się urodził, Ryeowie posiadali ogrom-
wało mi się, że piraci natrafili na ten kemping przez ne wpływy. Widocznie uważał, że po przejęciu firmy
zupełny przypadek, a gdy zobaczyli t a m Jacksona i tę poradzi sobie również z piratami.
drugą osobę, natychmiast ich zabili. Nie chcieli, żeby - Mój Boże!
wiadomość o ataku na wyspę zbyt wcześnie się rozeszła, Lucas napotkał jej spojrzenie.
więc uciszyli przypadkowych świadków. Tak przynajmniej - Niezły plan, prawda? Zapewne by mu się to udało, bo
to sobie tłumaczyłem. piratom brakowało zarówno dyscypliny, jak i zapasów.
- Straszne. -Amarylis aż się wzdrygnęła. Bez pomocy Gwiazdy nie zdołaliby przetrwać.
- Później okazało się, że sytuacja wyglądała nieco inaczej. - Więc Jackson Rye chciał, żeby piraci wykonali za niego
- A jak? brudną robotę. A gdy ty zostałbyś j u ż jedynie m a r t w y m
Lucas popatrzył na nią ponuro. bohaterem, wyszedłby z ukrycia i objął firmę.
- Dowódca najeźdźców miał spore zdolności organizacyj­ - Tak to mniej więcej miało wyglądać - powiedział Lucas
ne. Działał planowo. Po zakończonej akcji przeszukałem Znużonym tonem. - Wtedy nagle dowódca piratów doszedł
jego kabinę. Znalazłem t a m całą masę dokumentów, zapis­ do wniosku, że Jackson może się okazać niebezpieczny.
ków, planów i najróżniejszych notatek. Wynikało z nich Chyba zresztą nigdy nie zamierzał zostawić go przy życiu.
wyraźnie, że Jackson spiskował z piratami. Najpierw go wykorzystał, a potem zabił.

66 67
Jayne Castle Amarylis

- O tej historii pisano całymi tygodniami - powiedziała - Tak. Ale ten facet też został zabity.
wolno Amarylis. - Oczywiście nie wiedziałam, że twój - To nie był żaden facet, tylko moja żona.
wspólnik zdradził firmę i wszystkich wyspiarzy. Oczy Amarylis zaszły mgłą.
- Utrzymałem te rewelacje w tajemnicy. - Lucas uśmiech­ - Tak mi przykro. Rzeczywiście czytałam, że ona również
nął się zimno. - Nie chciałem zniszczyć wizerunku firmy. zginęła podczas inwazji. To okropne, że musiała się tam
- Czy tylko dlatego milczałeś? znaleźć akurat w takiej chwili.
- Jestem urodzonym biznesmenem. Interes przedsiębior­ Lucas wykrzywił usta w ponurym uśmiechu.
stwa jest dla mnie zawsze najważniejszy. - Zawsze jesteś taka naiwna, czy tylko udajesz?
- A wiesz, co ja myślę? - Amarylis upiła łyk herba-kawy. - Nie rozumiem.
- Odnoszę wrażenie, że znalazłoby się jeszcze parę innych - Dora i Jackson mieli ze sobą romans. Teraz wszystko
powodów, dla któych zachowałeś prawdę do swojej wyłą­ jasne? Ona nie wybrała się na kemping przez przypadek.
cznej wiadomości. Pojechała tam, bo sypiała z Jacksonem, jak również i dla­
- Na przykład? tego, że wiedziała wszystko na temat jego u m o w y z pi­
- Rye'owie i Miranda Locking. Nie chciałeś, żeby się ratami.
dowiedzieli prawdy o Jacksonie. Postanowiłeś ich chronić. Tym razem Amarylis rozlała herba-kawę, ale nawet tego
Lucas patrzył na nią z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. nie zauważyła. Niezdolna, by zebrać myśli, dotknęła tylko
- Jak j u ż mówiłem, musiałem zadbać o dobre imię firmy. ręki Lucasa.
- Uważam, że postąpiłeś bardzo szlachetnie. Ocaliłeś Lucas ścisnął jej palce, nim zdążyła cofnąć dłoń.
reputację Jacksona, choć on wcale na to nie zasłużył. - Nie wiem, dlaczego ci opowiedziałem tę historię. Mam
Trent uśmiechnął się wykrętnie. nadzieję, że zachowasz to wszystko w tajemnicy.
- Jeśli mówisz poważnie, to znaczy, że wcale nie jesteś - Oczywiście.
taka inteligentna, za jaką cię uważałem. Wcale nie po­ - W całkowitej tajemnicy podkreślił. - Nawet przed
stąpiłem szlachetnie, tylko rozsądnie. szefową. Jasne?
- Nie! - Potrząsnęła gwałtownie głową. - Na pewno - Tak. - Amarylis mogłaby przysiąc, że znów powiał
szlachetnie i wielkodusznie. Nie mogę się nadziwić, jakim lodowaty wiatr, taki sam jak na korytarzu w muzeum.
cudem ci się udało to wszystko zataić. - Jasne. Daję ci na to moje słowo.
- Jako prezes i jedyny żyjący właściciel spółki czułem się - Słowo zawodowego pryzmatu. - Lucas odwrócił jej
za nią w pełni odpowiedzialny. I mogłem liczyć na pomoc dłoń. Patrzył na przecinające ją żyłki, jakby były to drogi
kilku przyjaciół. Dziennikarze dowiedzieli się dokładnie na mapie wiodące w jakimś nieznanym kierunku. - Jeśli
tego, co chciałem im przekazać. kiedykolwiek się wygadasz, utrudnię ci życie.
- Rozumiem. Amarylis zajrzała mu w oczy i zrozumiała, że to od
Lucas przełknął ostatni łyk herba-kawy. Lucasa emanuje taki przenikliwy chłód. Odniosła nagle
- A jeśli w dalszym ciągu mnie uważasz za rycerza bez wrażenie, że pod kuchennym kredensem zaczyna osiadać
skazy, powinnaś się jeszcze czegoś dowiedzieć. mgła. Bała się nawet odwrócić głowę w t a m t y m kierunku.
- Na przykład? To jego sprawka - pomyślała i zawrzał w niej gniew.
- Jak już wiesz, Jackson nie pojechał sam na spotkanie - Jak śmiesz mi grozić? Dałam ci słowo honoru!
z piratami. - Przepraszam - Trent gwałtownie puścił jej rękę. - Nie

68 69
Jayne Castle Amarylis

jestem w najlepszym nastroju i w y ż y w a m się na Bogu - Oczywiście. Bardzo silnym. Ma prawie pełne widmo
ducha winnej osobie. Tak nie wolno. Nic złego nie zrobiłaś. - Prawie. Więc jednak nie może się z tobą równać?
- Właśnie. - Rozprostowała palce, jakby chciała spraw­ - No tak - przyznała trochę niespokojnie i odchrząknęła
dzić, czy nie są połamane. Już nie czuła przeciągu. Pod - W każdym razie byliśmy sobie bardzo bliscy, jeśli rozu­
kredensem leżały wyłącznie biało-czarne płytki. - Nie miesz, o co mi chodzi.
pozwolę się zastraszyć. - Chyba potrafię to sobie wyobrazić.
- To by wcale nie było takie łatwe. Zmarszczyła brwi.
Ty też się nikogo nie boisz - pomyślała. - Mówiliśmy nawet o małżeństwie.
- Przestań się zadręczać tylko dlatego, że obdarzyłeś - Bez pośrednictwa agencji? - Lucas popatrzył na nią
swym zaufaniem niewłaściwie osoby - powiedziała głośno. z u d a n y m przerażeniem. - Nie wierzę!
- Takie błędy zdarzają się każdemu. Nawet pryzmatom. - Przestań się wygłupiać. - Amarylis zacisnęła zęby.
- Nawet pryzmatom? W oczach Lucasa błysnęło roz­ Chciała być miła dla Lucasa i oto, co ją spotkało. Ten
bawienie. - Nie m a m w takim razie powodu do zmart­ człowiek nie był w stanie niczego docenić. - Zamierzaliśmy
wienia. Ty też popełniłaś jakąś pomyłkę? skorzystać z pośrednictwa biura, ale sądziliśmy, że zo­
Natychmiast przypomniała sobie związek z Giffordem staniemy uznani za świetną parę.
Osterleyem. - Typowy przejaw arogancji charakterystyczny dla pryz­
- Owszem. Pryzmaty nie posiadają niezawodnej intuicji. matów, prawda?
- Zadziwiające. Nigdy bym się tego nie domyślił. - Lucas - Rzeczywiście - przyznała niechętnie Amarylis. - Ale
patrzył na Amarylis spod przymrużonych rzęs. - Kim był oboje jesteśmy świetnymi specjalistami. Wiedzieliśmy, co
ten facet? robimy.
Protekcjonalny ton Trenta wyprowadził ją z równowagi - Fakt. Oglądałem twoje dyplomy.
do tego stopnia, że w pierwszej chwili miała ochotę pokazać - Gifford uzbierał ich jeszcze więcej.
mu drzwi. Niemniej jednak sumienie nie pozwoliło jej tego - Brawo! No ale co między wami zaszło?
zrobić. W końcu Lucas otworzył przed nią serce, co z pewno­ - Odkryłam, że Gifford ma romans ze swoją asystentką,
ścią nie przyszło mu łatwo. A teraz już żałował swej decyzji. która była również wysokiej klasy talentem.
Pomyślała, że ona również powinna zdradzić Trentowi - Sypiał z nią?
w rewanżu jakiś maleńki sekrecik. Musiała mu jakoś Amarylis utkwiła wzrok w nie dopitej herba-kawie.
poprawić humor. W końcu za parę dni Lucas miał otrzymać - Tak.
od niej rachunek. Przypomniała sobie jedną z żelaznych - Skąd wiesz?
zasad Clementine, która mówiła, ze zadowolony klient - To było bardzo nieprzyjemne. - Amarylis przełknęła
zawsze wraca do firmy. ślinę i poczerwieniała jak burak. - Wpadłam kiedyś na sesję
- Nazywał się Gifford Osterley - powiedziała cicho do jednego z laboratoriów i wtedy ich zobaczyłam.
Amarylis. - Pracowaliśmy razem na uniwersytecie, dopóki - A oni zajmowali się zapewne czym innym aniżeli
stamtąd nie odeszłam. Wkrótce otrzyma pewnie stanowisko czysto akademicką dyskusją?
dziekana wydziału nauk ogniskowych. Jest profesorem Amarylis poczuła nagły przypływ złości, bólu i wstydu.
zwyczajnym. Ten obraz stanął jej znowu przed oczyma tak wyraźnie,
- I zapewne pryzmatem? jakby to wszystko działo się zaledwie wczoraj.

70 71
Jayne Castlc Amarylis

- Kochali się na biurku Gifforda, jeśli j u ż koniecznie - Rozumiem.


chcesz wiedzieć. - Zginęli podczas burzy w drodze na Wyspy Zachodnie.
- Na biurku, powiadasz? Ja mieszkałam wtedy z ciotką. Wszyscy sądzili, że rodzice
- Tak. - Amarylis uniosła podbródek, by spojrzeć na chcieli rozpocząć nowe życie, przyjąć inne nazwisko i wziąć
niego z góry. - Sądziłam, że to musi być cholernie niewy­ mnie do siebie, gdy tylko znajdą pracę.
godne, ale im się chyba podobało. - Bardzo mi przykro. W takim razie zostałaś... sama?
- Wnioskuję, że nigdy nie robiłaś tego na biurku. Uśmiechnęła się blado.
W Amarylis wygasły jakiekolwiek życzliwe uczucia dla - Nie używaj eufemizmów. Byłam nieślubnym dziec­
Trenta. kiem. A Giffordowi to wcale nie przeszkadzało. Może
- Miło mi, że się dobrze bawisz. Istotnie nie robiłam. dlatego się w nim zakochałam. Wiesz, co się na ogół sądzi
- Udzielę ci podobnej rady, jakiej ty mi udzieliłaś. Nie o bękartach.
przejmuj się. To nie twoja wina, że się związałaś z nie­ - Wiem.
odpowiednim facetem. - Ale wracając do twojego pytania, to wcale nie zostałam
- Czuję się jak idiotka szepnęła. sama. Rodzina matki opiekowała się mną bardzo serdecznie.
- I tak postąpiłaś mądrzej ode mnie. Nie wykluczyłaś ze - A co z rodziną twego ojca?
swoich planów agencji matrymonialnej. Amarylis nalała sobie jeszcze pół filiżanki herba-kawy.
- Chcesz powiedzieć, że nie korzystałeś z. pomocy biura - Całkiem mnie zignorowali.
przed zawarciem pierwszego małżeństwa? - Amarylis aż - Bywa.
wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia. Zaległa cisza. I trwała wystarczająco długo, by Amarylis
- Oczywiście, że nie. - Wykrzywił delikatnie usta. - By­ znów zdążyła pożałować, że zaprosiła Lucasa na herba-
łem wyspiarzem, sam potrafiłem zadbać o swoje interesy. -kawę. Co w nią właściwie wstąpiło? Odkryła zupełnie
W wieku dwudziestu czterech lat zostałem prezesem firmy. obcemu człowiekowi swoje największe sekrety. No... może
Znalazłem galaretowaty lód w sercu dżungli. Zbiłem ma­ nie wszystkie, ale większość... Zrobiła z siebie kompletną
jątek. Sądziłem, że potrafię znaleźć sobie żonę bez pomocy idiotkę. I to tylko dlatego, że zaczęła współczuć klientowi.
fachowców. Najwyższy czas, żeby zaczęła się zachowywać w bardziej
- I co się stało? profesjonalny sposób.
Lucas odwrócił wzrok. Gdy znów spojrzał na dziewczynę, - Robi się późno - powiedziała, wskazując na zegar.
z jego spojrzenia trudno było cokolwiek wyczytać. - Rzeczywiście. - Lucas niechętnie wstał z krzesła. - Pójdę
- To, co zdaniem fachowców grozi ludziom, którzy sami już. Dzięki za herba-kawę.
dobierają sobie partnerów. Poniosłem klęskę. - Nie m a za co.
- Jak mi przykro! Pewnie byliście w sobie bardzo zako­ - I za współczucie. - Uśmiechnął się gorzko.
chani? - To był na pewno dla ciebie bardzo trudny wieczór.
- Jasne. Jak wszyscy, którzy zamierzają się pobrać, bo - Pamiętam gorsze.
po co, u licha, mieliby to robić, gdyby się nie kochali? Zdjął marynarkę ze stołka i ruszył do drzwi. Amarylis
- Nie wiem. - Amarylis spojrzała na swoje ręce. - Moi poszła w ślad za nim.
rodzice uciekli z miasta, kiedy tylko przyszłam na świat. - Chciałabym cię o coś zapytać.
Ale nie wzięli ślubu. Nie mogli. Ojciec był j u ż żonaty. Odwrócił się gwałtownie.

72 73
Jayne Castle Amarylis

- Tak? - Zapewne przy okazji artykułów, jakie o nim napisano,


- O ten talent, który udało ci się wykryć. gdy zginął w wypadku. To była straszna tragedia!
- Co chciałabyś wiedzieć? Lucas skinął głową.
W oczach Trenta błysnęło coś na kształt zawodu, ale - Tak, teraz coś sobie przypominam.
zniknęło równie szybko, j a k się pojawiło. - Profesor był genialny - stwierdziła z mocą Amarylis,
- Wiem, że to niewątpliwie talent wysokiej klasy. Nie gdyż na Lucasie nazwisko Jonathana Landretha nie wywar­
zidentyfikowałam natomiast jego umiejętności. Nigdy się ło najwyraźniej oczekiwanego wrażenia. Co więcej, stwo­
do tej pory nie zetknęłam z energia podobnej natury rzył Kodeks Etyki Ogniskującej. Jego śmierć to wielka
- subtelna, a jednocześnie niewiarygodnie wręcz silną. strata dla świata akademickiego i nauki.
- Rzeczywiście jest niezły Zgodził się Lucas bez specjal­ - Mhm.
nego zainteresowania. - Ja również bardzo przeżyłam odejście profesora. - Ama­
- Ty też masz niesamowite zdolności - prowokowała rylis zacisnęła usta. - Wiele mu zawdzięczałam i bardzo mi
Amarylis. - Chyba potrafisz powiedzieć o nim coś więcej. go brak.
- Naprawdę nic wiesz o kogo chodzi? spytał Lucas - Okropna historia - Lucas nie wiedział, co jeszcze
z rozbawieniem. mógłby powiedzieć. - No ale chyba czas na mnie.
- Nie. - Zaczekaj. Przecież mi jeszcze nie powiedziałeś, jakie
- Oczywiście nie jestem pewien, ale mógłbym postawić umiejętności posiada Sheffield.
swoje całoroczne dochody na Madisona Sheffielda. - Myślę, że była to mieszanina oleju nietoperzowo-wężo-
- Sheffield. -Amarylis osłupiała ze zdziwienia. Senator wego i u r o k u osobistego. Innymi słowy charyzma.
Sheffield? - Charyzma? - powtórzyła Amarylis ze zdziwieniem.
- Nasz przyszły gubernator. Tak przynajmniej wszyscy - To sprawa najważniejsza dla polityków.
sądzą. Myślałem, że to dla ciebie jasne. - Ale charyzma nie ma nic wspólnego ze zdolnościami
- Mówisz poważnie? parapsychicznymi.
Lucas popatrzył na nią z namysłem - Więc jak byś ją określiła?
- Nie zrozumiałaś, co się dzieje, prawda - Nie wiem. - Amarylis machnęła dyskretnie ręką. - To
- Nie. chyba jakaś cecha osobowości. Ale nic więcej.
- Kiedy pracuję z talentem, wyczuwam to samo, co on. - Siła zawsze pozostanie siłą. - Lucas uśmiechnął się
Ty potrafisz wykrywać talenty, więc ja zdałam sobie lekko. - Niezależnie od tego, czy została zbadana przez
sprawę z jego istnienia, dokładnie w tej samej chwili. Jak ekspertów.
ci j u ż zresztą mówiłam, w muzeum działał również inny Amarylis wydęła usta.
pryzmat. - Nie jestem pewna, czy się z tobą zgadzam. Nie sądzę,
- A jego styl wydał ci się znajomy. by ogniskowanie charyzmy było etyczne, szczególnie, że
- Tak. Ta osoba kształciła się z pewnością, na wydziale talent jest politykiem.
nauk ogniskowych u profesora Landretha. - Przestań się t y m martwić. Ten facet ogniskował charyz­
- Kto to jest Landreth? mę, żeby zdobyć dodatkowe głosy i fundusze na kampanię.
- Przez dłuższy czas kierował t y m wydziałem. Na tym polega polityka.
- Chyba gdzieś słyszałem to nazwisko. - Ale on popełnił nadużycie albo nawet oszustwo!

74 75
Jayne Castle Amarylis

- Witaj w prawdziwym świecie, młoda damo. - Ta nieposkromiona chęć, żeby pójść z tobą do łóżka?
- Nie przeszkadza ci to, że talent wysokiej klasy mani­ - Bardzo proszę...
puluje ludźmi? - Może ustąpi j u t r o ! Dobrze by było, bo nie mogę się na
- On jest politykiem. niczym skupić.
- Niemniej jednak korzystał z usług profesjonalisty. Amarylis przełknęła ślinę i jeszcze raz poszukała schro­
- Ja również, prawda? nienia za zasłoną chłodnego profesjonalizmu.
- Pryzmat Sheffielda nie powinien był łamać kodeksu. - Nigdy nie słyszałam, by ktoś narzekał na podobne
Profesor Landreth wbijał nam wszystkim do głowy te skutki uboczne więzi. Toteż nie wiem, jak długo one
zasady. trwają. Co więcej...
- To bardzo chwalebne. Naprawdę. - Ja właściwie nie narzekam.
- Pryzmat, który pracował z Sheffieldem, pogwałcił - Takie odniosłam wrażenie.
nasze normy etyczne - warknęła Amarylis. - Myślę, że powinienem cię pocałować. Tak, to by na
Lucas o p a r ł się ramieniem o ścianę i popatrzył na nią pewno pomogło. - Lucas zrzucił marynarkę i pochwycił
z zainteresowaniem. dziewczynę w ramiona,
- Zdradzę ci pewną tajemnicę. Amarylis. Nikt nie lubi - Panie Trent! Pan jest moim klientem!
moralistów... - Tak. Wiem. - Przytulił ją mocniej. - Nie m a r t w się.
- ...powiedział talent, który zazdrości pryzmatowi - do­ Zawsze płacę rachunki.
kończyła dziewczyna. - Dobranoc, panie Trent. Niech - Nie w t y m rzecz
pan śpi spokojnie, a j u t r o rano znajdzie pan w skrzynce Amarylis uczyniła ostatni wysiłek, by go odepchnąć.
rachunek. Zauważyła, że spojrzenie tego mężczyzny jest równie
Lucas nawet się nie ruszył, a drzwi pozostały zamknięte. nieprzeniknione jak czarna mgła, którą niedawno widziała
- Zadałaś mi pytanie o charakterze merytorycznym. pod kredensem.
Czy ja również mogę cię o coś spytać? Trent położył wargi na jej ustach.
Amarylis popatrzyła na niego podejrzliwie.
- To znaczy?
- Tobie również było dobrze?
- Co takiego? - szepnęła wyraźnie speszona.
- A więc nie tylko ja doznałem takich wrażeń - stwierdził
z satysfakcją. - Jak wiesz, nie mam zbyt dużego doświad­
czenia w t y m zakresie, i nie wiem, czy podniecenie seksual­
ne jest typowym skutkiem ubocznym więzi, czy też wy­
stępuje niezwykle rzadko w podobnych sytuacjach.
Amarylis niemal straciła mowę. Wiedziała, że rumieni
się po uszy.
- Zapewniam cię, że nie wiem, o czym mówisz.
- Jak długo to się utrzyma?
- Co? - spytała słabym głosem.

76
Amarylis

Ta dziewczyna go pragnęła. Pragnęła go równic silnie,


jak on pragnął jej. Więź działała najwyraźniej w obie
strony.
Przycisnął ją tak mocno, że o mało nie rozgniótł wspa­
niałych, sprężystych piersi dziewczyny. Zwiewna tkanina
Rozdział jej sukni nie stanowiła żadnej przeszkody dla silnych

piąty męskich dłoni. Jęknął cicho i przesunął ręką po wdzięcznej


linii jej pleców.
Amarylis przytuliła się do niego mocniej. Drżała na
całym ciele.
Gdy niósł ją przez korytarz, popatrzyła mu w twarz
spod na wpół przymkniętych powiek. Omal nie utonął
w jej oczach.
Zdołał otworzyć drzwi, nie wypuszczając dziewczyny
z objęć. Po dwóch kolejnych krokach udało mu się dostrzec
łóżko. Nieskazitelnie biała pościel lśniła w promieniach
bliźniaczych księżyców.
Lucas wiedział, że całowanie Amarylis to Lucas padł plecami na materac, pociągając za sobą
akt desperacji. Wmawiał sobie, że gdy tylko Amarylis.
weźmie ją w ramiona, pożądanie natychmiast - Nigdy o czymś takim nic słyszałam - wykrztusiła.
minie. Wiedział przecież o iluzjach znacznie - Naprawdę.
więcej niż większość ludzi. Był ekspertem w tych - Wszystko dobrze - wymamrotał po czym wpił się
sprawach. Wyczuwał złudzenia na milę. ustami w jej wargi. - Nie martw się tym.
Lecz słodkie, ciepłe i niezwykle seksowne - Tak, ale... - Urwała i okryła namiętnymi pocałunkami
wargi Amarylis nie miały tych zdolności tera­ całą jego twarz, wbijając mu paznokcie w ramiona.
peutycznych, jakich się po nich spodziewał. Lucas wpadł niemal w euforię. Nigdy przedtem żadna
Drżały. Dziewczynę przeszły ciarki, a ogar­ kobieta nie dobierała się do niego z takim entuzjazmem.
niająca ją fala silnego wzruszenia zalała również Gdy przewrócił Amarylis na plecy, z jej starannie upitego
Lucasa. koka wypadły szpilki i ciemne włosy rozsypały się po
Ta wystarczająco w y m o w n a reakcja Amarylis poduszce, a Lucas zagłębił dłoń w jedwabistych pasmach.
całkowicie wytrąciła go z równowagi. Doznał W pokoju było zbyt ciemno, by mógł dostrzec kolor oczu
wrażenia, że spaceruje po lesie pełnym egzotycz­ dziewczyny, lecz z pewnością błyszczało w nich pod­
n y m k w i a t ó w i wpada na całą masę rozkwita­ niecenie.
jących pąków. Palący, mocny zapadł pożądania Rozsunął nogą jej kolana. Żar bijący z delikatnych ud
przyćmił mu wszystkie zmysły. omal nie spalił mu spodni. Całując ją namiętnie, szamotał
- Lucas - w y k r z y k n ę ł a cicho Amarylis, za­ się rozpaczliwie z cienką tkaniną zwiewnej sukni.
rzucając mu ręce na szyję. - Lucas! Gdy wreszcie odsłonił pierś i przejechał szorstką dłonią

78 79
Jayne Castle Amarylis

po sprężystej sutce, uczynił to tak delikatnie, jakby się bał, - Złaź ze mnie natychmiast.
że może wyrządzić dziewczynie krzywdę. Zrozumiał, że niepotrzebnie wspominał o więzi.
- Nic mi nie będzie - szepnęła Amarylis, chwytając go za - Uspokój się. Nie sądź, że chcę się z tobą kochać
wyłącznie dlatego, że... Amarylis, posłuchaj....
koszulę.
- Złaź!
Lucas wydał z siebie dziwny chrapliwy odgłos - ni to
Niechętnie oparł się na łokciu.
śmiech, ni to jęk. Już raz tego wieczoru słyszał od niej
- Posłuchaj mnie przez chwilę. Bardzo mi przykro, że cię
podobne zapewnienie.
Pochylił głowę i ucałował z szacunkiem słodki, sterczący uraziłem.
pączek. Amarylis jęknęła cicho i chwyciła go mocno za - To ja powinnam cię przeprosić - odparła szorstko.
włosy. - Nie wiem, co we mnie wstąpiło.
-Ty?
Rozsunąwszy jej uda, nakrył dłonią rozpalony wzgórek,
- Jestem profesjonalistką. - Przesunęła się na brzeg łóżka,
musnął delikatną tkaninę majteczek i wyczuł, że są wil­
opuściła nogi na podłogę i wstała. - A ty tylko klientem.
gotne. - Tylko klientem - powtórzył Lucas, nie odrywając od
Amarylis zesztywniała pod jego dotykiem. Miała szeroko niej wzroku.
otwarteoczy. - Jako wykwalifikowany, zawodowy pryzmat muszę
- Ty też jesteś gotowa - szepnął. Upajał się jej pod­ przestrzegać etyki ogniskowej. Nie powinnam była po­
nieceniem i zmysłowym, kobiecym zapachem. - T y m razem zwolić, żebyś mnie całował, To zupełnie niestosowne. Mało
na pewno nie uległem złudzeniu. brakowało, a poszłabym do ł ó t k a z własnym klientem!
- Złudzeniu? - Przede wszystkim z mężczyzną przypomniał Lucas.
- Wydawało mi się, że mój stan podczas więzi wynikał - Powinnam w tobie widzieć przede wszystkim klienta.
ze sztucznej stymulacji - wyznał szczerze Trent. - Sądziłem, Niestety, doświadczyłeś pewnych nieprzyjemnych skutków
że to było tylko złudzenie. Kiedy jednak zdałem sobie ubocznych sesji i...
sprawę, że ty się czujesz podobnie, doszedłem do wniosku, - Wcale nie były nieprzyjemne. Jedynie trochę niezwykle.
że przyczyna naszych doznań nie ma większego znaczenia. - Jako doświadczony pryzmat, powinnam była wziąć
Nie wiem, co ty o t y m sądzisz, ale ja jestem wystarczająco poprawkę na to, że sesja nie przebiegła zupełnie normalnie.
przekonany, że... -Amarylis ukryła twarz w dłoniach. - Wprost nieprawdopo­
- Zaraz - przerwała. - Chcesz się ze mną kochać, bo dobne, że ci pozwoliłam na to wszystko. - Opuściła bezradnie
więź dostarczyła ci podniet seksualnych? ręce. - Zachowałam się w zupełnie nieprofesjonalny sposób.
- Co za różnica. - Ostrożnie wsunął palec pod cieniutki - Chyba nie można zawsze pamiętać o etyce zawodowej.
materiał jej majteczek. - Mnie się to jakoś udawało. Aż do dziś.
- Zaczekaj. Przestań! - Puściła włosy Lucasa i chwyciła - To mnie trochę pociesza. - Lucas wypuścił powietrze
go za ramiona. - Dosyć! i usiadł na brzegu łóżka.
- O czym ty mówisz? - Ucałował rozkoszne wygięcie Amarylis podbiegła do drzwi i zadrżała. Trent zrozumiał,
jej szyi. że dziewczyna się waha, czy zapalić światło. W końcu
- Słyszałeś - odparła stanowczo i zaczęła go odpychać. najwidoczniej doszła do wniosku, że to nie najlepszy
Zaskoczony jej reakcją, zamrugał niespokojnie oczyma. pomysł, i wyszła do korytarza.
- Co się stało?
80 81
hiyne Castle Amarylis

- Pospiesz się - powiedziała, krzyżując ramiona pod Na pewno uznał ją za świętoszkę i nudziarę. Przy­
biustem. - Naprawdę zrobiło się późno. Jutro rano idę do garbiona nad filiżanką herba-kawy wspominała ten kosz­
pracy. marny wieczór, co wcale nie wpłynęło pozytywnie na
- Tak, oczywiście... - Rudawe włosy Amarylis błysnęły jej nastrój.
prowokująco w przyćmionym świetle korytarza. Znów Gdy rano zerknęła do lustra w łazience, aż się wzdryg­
poczuł, że ogarnia go podniecenie. - Prześlesz mi rachunek nęła. Długa, niespokojna noc pozostawiła jej ciemne sińce
pocztą? pod oczami. Amarylis wyglądała okropnie.
- Lucas... Wciąż widziała drwiący usmiech Trenta. Zachowała się
- Już idę, idę. przecież jak zasadniczy, zarozumiały pryzmat, który nie
Przeszedł przez hol ze stoickim spokojem. Zatrzymał się potrafi odprężyć się na tyle, by czerpać przyjemność
tylko raz, by podnieść z podłogi marynarkę. z seksualnej synergii.
- Jeszcze raz przepraszam za moje nieprofesjonalne Jęknęła. Trent uważał ją na pewno za ograniczoną
i nieetyczne zachowanie - powiedziała Amarylis. - Nie cnotkę, ale na szczęście się nie domyślił, że Amarylis jest
rozumiem, jak mógłam w ten sposób postąpić. przede wszystkim bezdennie głupia.
Przebrała miarę No bo jak inaczej można było wytłumaczyć jej za­
Lucas odwrócił się od drzwi i zatkał jej dłonią usta. chowanie?
- Jeśli jeszcze raz to powtórzysz, przestanę odpowiadać Tylko skończona idiotka nie poszłaby do łóżka z męż­
za swoje czyny. Jasne? czyzną, który budził w niej taką namiętność.
Rozszerzyła oczy z przerażenia i skinęła głową. Nie wiedziała, co ją powstrzymało. Bo z pewnością nie
- Dobranoc, panno Lark. - Zdjął rękę z jej ust i otworzył ten cholerny kodeks. Skłamała mówiąc, że nie chce się
drzwi. - Proszę iść do łóżka z kodeksem etycznym. Ja z nim przespać, bo takie postępowanie narusza zasady
osobiście zamierzam wziąć zimny prysznic. etyki.
Wyszedł w mrok, zaczerpnął świeżego powietrza i sta­ Kodeks nic na ten temat nie mówił, ponieważ tak na­
nął przy samochodzie. Był spięty i ociężały. Odczuwał prawdę stosunki osobiste między pryzmatami i talentami
niemiłe skurcze żołądka. W głowie wirowało mu tysiące nie stanowiły dla nikogo żadnego problemu.
myśli. Telefon zadzwonił w chwili, gdy Amarylis nalewała
Tak to właśnie się kończą znajomości z zarozumiałymi, sobie drugą filiżankę herba-kawy. Zanim jeszcze usłyszała
pedantycznymi pryzmatami. Otworzywszy drzwiczki auta, pogodny, zdecydowany głos ciotki, wiedziała doskonale,
wśliznął się za urządzenie sterownicze, po czym rzucił kto czeka po drugiej stronie linii.
marynarkę na siedzenie. - Amarylis, kochanie, widziałaś swoje zdjęcie w gazecie?
Nie wiadomo z jakiego powodu przypomniał sobie o książ­ - Nie, ciociu.
ce, jaką widział u Amarylis. „Dziki talent" Orchid Adams. - Twój wujek i ja jesteśmy naprawdę pod wrażeniem...
Romans o wampirach psychicznych. Zawiadomiłam o tym całą rodzinę.
Bardzo był ciekaw, j a k by się zachowała panna Lark, Amarylis przymknęła tylko oczy.
gdyby zrozumiała, że o mały włos nie poszła do łóżka - Cudownie.
z żywym, prawdziwym wampirem, talentem, który świa­ - Nie mówiłaś, że idziesz do m u z e u m z Lucasem Tren-
domie zatajał swoje prawdziwe możliwości. tem. Przecież to prezes Gwiazdy Polarnej!

82 83
Jayne Castle Amarylis

- Wiem. Ale ja tylko służyłam mu za pryzmat. Poszłam - Jaka szkoda! - Z głosu ciotki raptownie znikł entuz­
na przyjęcie całkowicie służbowo. jazm. - Jesteś pewna?
- Tak, rzeczywiście coś mi wspominałaś na ten temat, - Widziałam jego papiery. Pracowałam z nim przez cały
ale Trent nie jest zwykłym klientem. Ten człowiek obronił wieczór. Tak, jestem pewna Amarylis zmarszczyła brwi
wyspy przed najazdem piratów i jest powszechnie uznawa­ na samo wspomnienie sesji. Gdyby nie świadectwo Lucasa,
uznałaby go za talent jeszcze wyższej klasy. Niemniej jednak
ny za bohatera.
z certyfikatu wynikało wyraźnie, żee Trent jest dziewiątką,
Amarylis przypomniała sobie z, jaką miną Lucas opowia­
a przy t y m posiada zupełnie bezużyteczna, umiejętność
dał jej o Jacksonie. I tak wiedziała, że ukrył prawdę nie
wykrywania innych talentów w trakcie działania.
dlatego, by ratować firmę. Uczynił to, by chronić ludzi,
którzy mogliby doznać wielu krzywd, gdyby tajemnica - Cóż. Tak sobie tylko pomyślałam... - mruknęła Han-
nah. - Wiesz, słyszałam o takich dwóch rzadkich przypad­
wyszła na jaw.
- Pan Trent z pewnością zasłużył na taką opinię. Nawet kach, kiedy to agencja skojarzyła pryzmat o pełnym widmie
bardziej, niż sadzisz z talentem wysokiej klasy.
- I znalazł te dziwne przedmioty. A teraz szuka żony - Wyjątek potwierdza tylko regułę i obrasta legendą
Reporterka sugeruje, te poznał cię dzięki agencji mat­ - powiedziała sucho Amarylis. - Powtarzam ci jeszcze raz:
rymonialnej, ale obie przecież wiemy, że ona się myli. nie sądź, że Lucas Trent jest dla mnie odpowiednią partią,
- Tak, ciociu. bo prawda wygląda zupełnie inaczej.
- Przecież nie złożyłaś jeszcze ankiety. - Jaka szkoda! - powtórzyła Hannah z żalem w głosie.
- Pracowałam incognito. Chodziło o bezpieczeństwo Ciekawa jestem, czy Trent nadawałby się na twojego
firmy. Musieliśmy jakoś usprawiedliwić moją obecność na męża, gdyby nie jego talent? Tak tylko się zastanawiam,
przyjęciu. rozumiesz?
- Bezpieczeństwo firmy - powtórzyła ciotka. - Wplątałaś Nie trać czasu - mruknęła Amarylis. - Pomijając ten
się w jakąś kryminalną aferę? - spytała ostrzejszym tonem. problem, naprawdę nie sądzę, by jakakolwiek szanowana
- Absolutnie nie. - Amarylis położyła gazetę na blacie agencja skojarzyłaby nas w parę. Różnimy się przecież pod
i spojrzała na fotografię, na której stała z otwartymi każdym względem. Mamy zupełnie inny temperament,
ustami obok Lucasa. Skrzywiła się z niesmakiem. - To charakter i stosunek do świata.
była zupełnie prosta sprawa - dodała uspokajająco. - Trym bardziej musisz wypełnić ankietę. Obiecałam
- No i co dalej? Obiecałam wujkowi, że dowiem się od twemu doradcy, że w t y m tygodniu dostarczę mu papiery.
ciebie wszystkiego na temat Lucasa Trenta. - Przyślij mi po prostu ten kwestionariusz, ciociu. Zajmę
- Ale co cię właściwie interesuje? - spytała ostrożnie się nim w wolnym czasie.
Amarylis. Nie wierzę ci. Odłożysz go na bok i zapomnisz. Już
- Wtej sytuacji warto sprawdzić, z której agencji mat- i tal długo zwlekałaś. Myślę, że twój stosunek do małżeń-
rymonialnej korzysta pan Trent stwa wynika z tej nieszczęsnej afery z Giffordem Oster-
Amarylii wpadła w absolutne przerażenie. leyem. Czasem mi się, nawet wydaje, że on naprawdę
- Ciociu, wybij to sobie natychmiast z głowy, Lucas Trent złamał ci serce.
zarejestrował się wprawdzie w Koneksjach, ale jest - Nic podobnego. A nawet jeśli masz rację, to już wyzdrowiałam
talentem klasy dziewiątej.
Jayne Castle Amarylis

- Nie byłabym taka pewna. Ty się po prostu boisz Amarylis wpadła w panikę. Co innego ankieta, co innego
mężczyzn. rozmowa z psychologiem. Sprawa wyglądała naprawdę
poważnie. Rzeczywistość uderzyła Amarylis z silą błys­
- Nieprawda. - Amarylis bawiła się kubkiem po herba-
kawicy. Zbliżał się dzień jej ślubu.
-kawie. - Jestem tylko ostrożna.
- Do widzenia, ciociu. Zadzwonię, przyrzekam. - Gdy
Jeśli pominąć wczorajszy wieczór - pomyślała natych­ odkładała słuchawkę, drżały jej palce.
miast. Popatrzyła z obrzydzeniem na swoją dłoń. Co za dużo,
- Zbyt ostrożna. Kiedy byłam w twoim wieku chodziłam to niezdrowo. Stała na krawędzi załamania nerwowego,
na randki codziennie, dopóki nie spotkałam Oscara. Bez a przyczyną jej stanu był oczywiście Lucas Trent. Musiała
urazy, kochanie, ale jesteś straszną fajtłapą w tych sprawach. wziąć się w garść i przestać myśleć o swoich problemach
- Uważasz mnie za świętoszkę? osobistych.
- Nie. Ale powinnaś być nieco śmielsza. No cóż, Koneksje Odczekała minutę, by odzyskać spokój, po czym znów
znajdą ci na pewno odpowiedniego męża. Właśnie, w któ­ podniosła słuchawkę i wybrała numer swojej firmy.
rym to miejscu skończyłyśmy? - Słucham. Tu Psynergia. - Byron odebrał telefon już po
- Nie pamiętam pierwszym dzwonku.
Hannah udała, że nie słyszy - Mówi Amarylis. Poproś Clementine, dobrze?
- Ol Jest Wygląd partnera. Chyba j u ż przebrnęłyśmy - Masz okropny głos
przez tę sekcję. Mówiłaś, że nie masz żadnych preferencji. - Dziękuję. Tobie również życzę miłego dnia. A teraz
- Szare oczy. - Amarylis ze zdumieniem usłyszała swój chciałabym porozmawiać z szefową.
głos - Coś nie wyszło na randce? Trent Cię oszukał?
- Słucham? - Poproś natychmiast Clementine.
Amarylis zaczęła się bawić sznurem od telefonu.
- Już. Chwila.
- Chcę, żeby miał szare oczy.
W kilka sekund później w słuchawce zabrzmiał głęboki,
- Zamierzasz zrobić z tego p r o b l e m ? - spytała ciotka
rzeczowy głos Clementine.
z niedowierzaniem. - Dlaczego przywiązujesz wagę do tak
- Amarylis? Co słychać?
nieistotnych szczegółów? - Wszystko dobrze. Sprawa zamknięta
- Nie wiem. - Amarylis postanowiła, że się uprze i nie - I oczywiście ani śladu hipnotyzera, prawda?
ustąpi ani na krok. - Ale skoro to moja ankieta, m a m - Oczywiście. Złodziejem tajemnic kierowały wyłącznie
chyba prawo decydować. pobudki osobiste. Taka staroświecka zemsta. Ale już jest po
- To śmieszne. Kochanie, czy ty się dobrze czujesz? Masz wszystkim. Kiedy tylko dotrę do biura, przygotuję Trentowi
jakiś dziwny głos. rachunek.
- Nie zdążyłam się wyspać. Muszę j u ż lecieć, ciociu, bo - Przechodź do rzec - ponagliła ją Clementine. - Co się
się spóźnię do pracy. działo po przyjęciu? Czy Trent jest dobry w łóżku?
- A co z tą ankietą? Amarylis zacisnęła zęby.
- Zadzwonię rano. - Nasze stosunki mają ściśle zawodowy charakter.
- Tylko nie zapomnij. Będę czekała Trzeba to szybko - Nuda.
wysłać, bo pan Reeton chce ci wyznaczyć termin spotkania - Chciałabym cię o coś zapytać.
z doradcą.
86 87
Jayne Castle Amarylis

- Wal. Była bardzo ciekawa, czy agencja połączy ją z mężczyzną


- Słyszałaś może kiedyś o polityku, który wykorzystuje o podobnych skłonnościach. Nie pociągała jej zupełnie taka
pryzmaty do ogniskowania charyzmy? perspektywa.
- Charyzmy? - Clementine była wyraźnie zdziwiona.
- Charyzma nie jest talentem. To raczej urok osobisty albo
pewne określone predyspozycje. Cechy osobowości nie mają Płaskorzeźby pokrywające całą południową ścianę bi­
nic wspólnego ze zdolnościami parapsychicznymi. blioteki uniwersyteckiej wyobrażały ojców założycieli tuż
- Wczoraj wieczorem, kiedy ogniskowałam dla Lucasa po opadnięciu kurtyny. Amarylis przystanęła na szerokich
Trenta, wpadliśmy na ślad innego talentu odbywającego stopniach, żeby popatrzeć na ogromne postacie wykute
właśnie sesję z pryzmatem. w kamieniu. Ten widok budził w niej zawsze dumę i po­
- Cóż w tym dziwnego? Talentów i pryzmatów przecież dziw.
nie brakuje. Artysta upamiętnił kolonistów przy pracy. Spokojne,
- Ale ten talent był trochę dziwny. Chciałabym poroz­ pełne determinacji twarze mężczyzn patrzyły optymistycz­
mawiać na ten temat z j a k i m i ekspertem. nie w przyszłość. By wyżywić rodziny orali pole pługiem
- Więc moje zdanie się nnie liczy? ciągniętym przez sześcionożne woło-muły. Kobiety jedną
- Ależ oczywiście, że się liczy. Myślałam o kimś z uniwer­ ręką przyciskały do piersi niemowlęta, a drugą obsiewały
sytetu. Nazwij to ciekawością zawodowa, jeśli chcesz. zaoraną ziemię ziarnem dobywanym z ciężkich worków,
Muszę zaraz t a m pojechać. jakie zwisały im z pleców.
- Zaczekaj. Właścicielka galerii Kaskada prosi cię o spo­ Na innej płaskorzeźbie widniały dzieci pochylone nad
tkanie. Wiesz, to szóstka z rzadką umiejętnością wy­ ciężkimi, wykonanymi ręcznie księgami, stanowiącymi
krywania fałszerstw. Potrzebuje pryzmatu, bo chce się niezwykle istotną część tej sceny. W nieporęcznych tomis­
lepiej przyjrzeć p e w n y m obrazom wystawionym na kach kryła się bowiem tajemnica ocalenia pierwszych
sprzedaż. kolonistów.
- U m ó w z nią Zinnię Spring. Kiedy bowiem założycile zauważyli, jak szybko przestają
- Ale Zinnia pracuje tylko nocami. Do diabła! Ja prowa­ działać urządzenia przywiezione Z Ziemi, natychmiast
dzę firmę. Nie płacę ci za wycieczki na uniwersytet. Poza podjęli próbę zachowania swej biblioteki komputerowej.
tym, to nie twoja sprawa, co oni robili. Trzymaj się od nich Był to śmiertelny wyścig z czasem. Nowi mieszkańcy
z daleka. Świętej Heleny utworzyli skryptorium, które pracowało
- Proszę. Intuicja mi mówi, że to ważne. Muszę jechać. niemal na okrągło. Informacje z rozpadających się kom­
- Dobrze, ale wracaj szybko - powiedziała Clementine puterów przepisywano pracowicie na papier wykonany
z głębokim westchnieniem. z tamtejszych roślin.
Amarylis odwiesiła słuchawkę i przez chwilę siedziała Oczywiście nie wystarczyło czasu by zachować pełną
bezczynnie przy telefonie. Clementine miała rację. Nie bazę danych. Imigranci musieli więc ustalić listę prio­
powinna się zajmować cudzą sesją. Ale czuła głęboką rytetów.
potrzebę, by to uczynić. Coś wyraźnie nie grało. Skupili się zatem głównie na podstawowej wiedzy do­
Może ona naprawdę stawała się nudną moralistką, która tyczącej przetrwania. Oszołamiające technologie rodem
uważa pouczanie innych za swoje posłannictwo? z matki Ziemi okazały się nieprzydatne, toteż pominęli

88 89
Jciyne Castle Amarylis

je zupełnie na rzecz bardziej pragmatycznych informacji - Wszystko dobrze. - Sarah odrzuciła piękne, ciemne
związanych z uprawą roli, medycyną i sposobami przetrwa- włosy na plecy i uśmiechnęła się do Amarylis. - Opub­
nia. Przepisali również podstawowe dane z zakresu struktur likowałam artykuł w naszym piśmie.
społecznych, by utworzyć w miarę stabilną wspólnotę. - Wspaniale. Gratuluję. - Nikt ze świata interesów nie
Ci twardzi realiści nie zawracali sobie głowy tym. co dbał o publikacje Amarylis.
stracili. Pamięć o swym ziemskim dziedzictwie zawarli - Chyba dzięki temu zostanę adiunktem. - Sarah wzru­
jedynie w utworzonych przez siebie nazwach egzotycznych szyła lekko ramionami. Chociaż kto to wie? Od śmierci
roślin i zwierząt. I choć nie istniały żadne fizyczne podobień­ profesora Landretha wszystko się poplątało.
stwa między formami życia istniejącymi na Świętej Helenie - Trudno mi sobie wyobrazić ten wydział bez profesora.
a florą i fauną pozostawioną na Ziemi, koloniści i tak Wszyscy wiedzieliśmy, że Landreth powoli zaczyna się
wybrali określenia, które kojarzyły im się z przeszłością. starzeć, ale ten człowiek wydawał się nam wieczny.
Komputery rozsypały się w pył wraz z wiedzą przywie­ - Jasne. Trzymał wydział żelazną ręką - dodała sucho
zioną ze starego świata lecz koloniści uratowali wystar­ Sarah.
czająco dużo danych, by przetrwać w nowych warunkach. - Żelazną ręką? Nigdy nie uważałam go za tyrana
Dzięki tekstom historycznym, pracowicie przepisywanym - odparła ze zdziwieniem Amarylis.
w skryptorium, nauczyli się budować pługi, siać, zbierać - Daj spokój. Landreth należał do najwybitniejszych nau-
plony, prząść i tkać. Poznali zasady budowy zegarów, kowców na Świętej Helenie, ale straszny był z niego służbista.
łodzi oraz maszyn do szycia. Zawsze zawracał nam głowę etyką i kodeksami. Spójrzmy
Przepisywane ręcznie biblioteki ocaliły założycieli, a oni prawdzie w oczy. Wszyscy przecież kpili z tego świętoszka.
uczvnili wszystko, by zyskać pewność że młode pokolenia - Profesor Landreth nie widział świata poza nauką.
nie zapomną tej lekcji. -Amarylis poczuła, że oblewa się rumieńcem.
Amarylis otarła łezkę z oka, poszła dalej schodami w górę, - Tak. Ale miał niezbyt szerokie horyzonty i najróżniejsze
aż w końcu skręciła w lewo pod arkadami i stanęła pod kompleksy. Odszedł zaledwie przed miesiącem, a ja już
drzwiami wydziału nauk ogniskowych. widzę, że wiele rzeczy zmieniło się na lepsze.
Gdy tylko znalazła się na korytarzu, wróciły stare - Przypuszczam, że Gifford zostanie dziekanem - powie­
wspomnienia. Widząc nowe nazwisko na drzwiach do działa Amarylis.
swego gabinetu, poczuła nagły przypły w żalu. Natychmiast - Gifford? - S a r a h rozszerzyła oczy ze zdziwienia. - Prze­
jednak pomyślała, że opuszczając uniwersytet, podjęła cież on j u ż tutaj nie pracuje. Myślałam, że wiesz.
trafną decyzję. Teraz już utwierdziła się na dobre w prze- - Nie, dawno z nim nie rozmawiałam.
konaniu, że pasuje do świata interesów Nawet jeśli w głębi - Miesiąc temu złożył rezygnację i od razu otworzył
serca pozostała snobką, dla której liczy się wyłącznie własną agencję. Natalie Ewick prowadzi mu biuro. Pamię­
odpowiednie wykształcenie. tasz Natalie?
- Amarylis. Kopę lat! Co tu robisz? - Zdaje się, że ona była asystentką Irene Dudley.
Amarylis uśmiechnęła się do kobiety, która właśnie - Zgadza się. - Sarah zrobiła dziwną minę. - Natalie
wyszła zza rogu. doszła do wniosku, że dopóki żyje Irene, ona pozostanie na
- Jak się masz, Sarah? Wpadłam z wizytą towarzyską. zawsze młodszą sekretarką i skwapliwie przyjęła propozy­
Co słychać? cję Gifforda.

90 91
Jayrw Castle Amarylis

- Aż trudno uwierzyć, że Gifford zajmuje się interesami. wcale nie dziwi. Profesor zawsze powtarzał, że jeśli istnieje
- Jego agencja jest podobno bardzo ekskluzywna. Za­ coś takiego jak talent organizacyjny, to ty go z pewnością
trudniają w niej tylko pryzmaty z pełnym widmem oraz posiadasz.
talenty wysokiej klasy. Irene uśmiechnęła się gorzko.
- Rozumiem. - Profesor miał takie dziwne poczucie humoru. Niewiele
- Przyszłaś zobaczyć się z Giffordem? Szkoda, że... osób lubiło jego żarty.
- Nie - przerwała Amarylis. - Chciałam porozmawiać - Co to za pudła tam w rogu ?
z Effie Yamamoto. Irene poszła za jej spojrzeniem.
- Właśnie Effie pełni teraz obowiązki dziekana. Przypusz­ - Kartony stanowią własność profesora Landretha. Spa­
czam, że niedługo otrzyma stałą nominację. kowałam je osobiście w dzień po jego śmierci i zawiadomi­
- Na pewno świetnie sobie poradzi. Urzęduje w swoim łam władze uczelni, ale jak do tej pory nikt się po nie nie
dawnym biurze? zgłosił. Czy mogę coś dla pani zrobić, panno Lark?
- Nie, przeniosła się do gabinetu Landretha. - Sarah Irene nie miała zwyczaju tracić czasu.
uniosła dłoń na pożegnanie. - Do zobaczenia! - Chciałam porozmawiać z profesor Yamamoto.
Amarylis poszła szybko korytarzem, a za chwilę stała - Powiem jej, że pani czeka - Irenę wcisnęła guzik
j u ż pod drzwiami znajomego biura. Drzwi były otwarte. interkomu. - Przyszła panna Lark, pani profesor.
Za nieskazitelnym biurkiem siedziała Irene Dudley - wyso­ - Naprawdę. To świetnie. Niech wejdzie.
ka, postawna kobieta w średnim wieku. Na blacie leżał Amarylis pożegnała Irene i weszła przez wewnętrzne
tylko jeden arkusz papieru - dokument, którym w danej drzwi do gabinetu Effie Yamamoto.
chwili zajmowała się Irene. Wszystko inne - poza telefonem - Witaj, Effie.
i długopisem - zostało celowo usunięte z pola widzenia. - Amarylis. - Effie wstała zza biurka. - Jak miło cię
Irene zawsze stanowiła wzór porządku i wydajności. widzieć.
Amarylis uśmiechnęła się od razu na jej widok. O tej Amarylis zamknęła drzwi, przywitała się z Effie i usia-
kobiecie od dawna krążyły legendy. A sam profesor mawiał dła.
często, że bez pomocy Irene nie mógłby kierować wy­ - Robisz karierę - powiedziała z uśmiechem. - Naj­
działem. wyższy czas.
Irene miała starannie przycięte krótkie włosy. Ubrana - Wszystko się tutaj zmieniło powiedziała Effie z uśmie­
była jak zawsze w wygodną niebieską, garsonkę. Usły­ chem. - Napijesz się herba-kawy?
szawszy delikatne pukanie Amarylis, podniosła oczy. - Dziękuję.
- Panna Lark! Co za niespodzianka Effie Yamamoto - kilka lat starsza od Amarylis - dobie­
- Witaj, Irene. Nie widziałam cię od pogrzebu. Co gała czterdziestki i miała j u ż na koncie znaczne osiągnięcia
słychać? naukowe. Jej oczy błyszczały inteligencją. Wypracowała
- Tak jak się można było spodziewać. W związku z tymi sobie własny elegancki styl, który Amarylis zawsze tak
zmianami zrobił się okropny bałagan, ale sytuacja będzie bardzo podziwiała. Czarne jak smoła włosy strzygła na
z pewnością wkrótce opanowana. pazia, a jej wspaniale skrojona garsonka w marynarskim
Amarylis rozejrzała się po pokoju. stylu wyglądała jednocześnie skromnie i modnie. Amarylis
- Chyba już wszystko wróciło do normy, co mnie zresztą pomyślała, że ona również powinna pomyśleć o nowej

92 93
Jaync Castle Amarylis

garderobie. Teraz, gdy nieźle zarabiała, mogła sobie przecież Amarylis uśmiechnęła się ponuro.
na to pozwolić. Wystarczył jeden wieczór w zwiewnej - Wiem, co masz na myśli.
sukni, by całkowicie zmieniła gust. Teraz, siedząc w gabinecie Effie, nie była już tak bardzo
- Widziałam twoje zdjęcie w gazetach - mrugnęła Effie. pewna, o co właściwie powinna ją zapytać. Nie potrafiła
- Zdaje się, że wreszcie zaczęłaś prowadzić bujne życie wytłumaczyć odczuć, jakich doznała, gdy Lucas wytropił
towarzyskie. Sheffielda. Wówczas miała jednak wrażenie, że dzieje się
Amarylis poczuła, że na policzki występują jej ru­ coś złego.
mieńce. - Wszystko wskazuje na to, że stałam się świadkiem
- To spotkanie miało wyłącznie służbowy charakter. takiej sytuacji.
- Rozumiem. Zapewne spędziłaś bardzo interesujący Effie wzruszyła wymownie ramionami.
wieczór. Jaki jest naprawdę ten Lodziarz? - I tak nie możesz nic na to poradzić.
- To talent klasy dziewiątej. - Jestem przekonana, że ten pryzmat przeszedł szkolenie
- W takim razie koniec marzeń o wspólnym życiu, co? u profesora Landretha
-Effie wręczyła jej kubek i usiadła za biurkiem. - Niemniej Effie popatrzyła na ma Z namysłem.
jednak istnieją jeszcze inne możliwości. - Jeśli to w ogole jest możliwe, pryzmat musiał być
- Nie sądzę - odparła surowo Amarylis. bardzo silny, by ogniskować coś tak bardzo efemerycznego
- Przypuszczam, że nie przyszłaś tu wyłącznie na plotki? jak cecha osobowości
- Szczerze mówiąc, nie. Chciałam zasięgnąć twojej opinii - Na pewno.
w pewnej dość istotnej sprawie. - Wiesz równie dobrze jak ja, ze Lindreth nigdy by nie
Effie rozłożyła ręce. poparł nieuczciwych działań zaśmiała się Effie. - Gdyby
- Chętnie służę. zorientował się w sytuacji, na pewno nie przeszedłby obok
- Przejdę od razu do rzeczy. Słyszałaś kiedyś, żeby jakiś tej sprawy obojętnie. To jednak wyjątkowo skomplikowany
pryzmat ogniskował charyzmę? problem.
- Charyzma nie jest rodzajem talentu lecz cechą osobo­ - Bo trudno cokolwiek udowodnić?
wości. -Oczywiście. Jak można odróżnić prawdziwą cechę
- A gdyby posiadał ją talent wysokiej klasy? charakteru od charyzmy pobudzonej sztucznie przez
- Do czego zmierzasz? pryzmat?
- Wydaje mi się, że polityk z charyzmą, który miałby - Wykrywacz talentów wysokiej klasy mógłby zapewne
jednocześnie zdolności parapsychiczne mógłby łatwiej ma­ dokonać tej sztuki - powiedziała ostrożnie Amarylis.
nipulować ludźmi i zdobywać sobie wyborców. - Ale dziewiątki i dziesiątki są niezwykle rzadkie, a tylko
- Politykom wolno walczyć o poparcie. Nawet gdyby taki talent miałby tu jakiekolwiek szanse.
ktoś posłużył się pryzmatem, aby wytworzyć wokół - Niemniej jednak one istnieją.
siebie jeszcze silniejszą aurę charyzmy, nie byłby to czyn Effie przekrzywiła lekko głowę i spojrzała spod oka na
nielegalny. Amarylis.
- Ale z pewnością nieetyczny. - Najwyraźniej jesteś przekonana, że jakiś pryzmat
- A czy politycy stanowili kiedykolwiek wzór do na­ złamał kodeks?
śladowania? - Tak.

94 95
Jayne Castle Amarylis

~ Radzę ci, żebyś j a k najszybciej o t y m zapomniała - Co takiego?


Powtarzam ci jeszcze raz, że nie można postawić znaku Irenę odchrząknęła dyskretnie i zniżyła głos do szeptu.
równości między działaniem nieetycznym a nielegalnym. - Profesor Landreth był zawsze bardzo z pani dumny
Tylko taki zatwardziały dupek j a k Landreth narobiłby Mówił, że jest pani najzdolniejszym pryzmatem, jaki udało
smrodu wokół tej sprawy. mu się wykształcić.
Amarylis o mało się nie skrzywiła. Amarylis poczuła, j a k zalewa ją fala ciepła.
- Profesor Landreth z pewnością bardzo by się zdener­ - Naprawdę t a k powiedział?
wował, gdyby się okazało, że którykolwiek z jego studen­ - Tak. - W oczach Irene błyszczały łzy. - Oni wszyscy
t ó w złamał Kodeks Etyki Ogniskowej. mówią, że teraz, kiedy tego starego nudziarza j u ż nie ma,
Effie poprawiła się na krześle. wszystko będzie inaczej. Ale ja bardzo za nim tęsknię.
- Wiesz równie dobrze jak ja i dziewięćdziesiąt procent - Ja też - szepnęła Amarylis, obejmując sekretarkę.
pracowników naszego wydziału, że Landreth był wspania­ - Nawet nie wiesz, jak bardzo.
łym naukowcem, ale jednocześnie współżycie z. nim było lrene popatrzyła z szacunkiem na wiszący na ścianie
bardzo trudne. Bez przerwy się o coś czepiał. portret profesora.
- Kierował się szlac hetnymi zasadami. - Zaczęłam dla niego pracować zaraz po śmierci męża,
- Ale te jego zasady doprowadzały nas wszystkich dokładnie dwadzieścia pięć lat temu. On był dla mnie
do szału. Przecież Gifford Osterley odszedł przez niego bardzo dobry, p a n n o Lark. Wydawał się niemiły, ale zrobił
z uczelni. tyle dobrego dla wydziału. A mnie zawsze powtarzał, że
- Nie wiedziałam. jestem dla niego bezcenna. Bezcenna. To jego własne słowa
- Pokłócili się o zmiany w programie. - Effie potrząsnęła On mnie potrzebował.
głową, a jej ślicznie przycięte włosy ułożyły się asymet­ Amarylis przez dłuższą chwilę nie wypuszczała jej z objęć,
rycznie na policzkach. - Oczywiście Gifford nie mógł Sama też omal się nie rozpłakała.
zrealizować swojej koncepcji, bo zajmował niższe stanowis­ - Chyba tylko my za nim tęsknimy - szepnęła smutno
ko, więc odszedł. - Niestety, ma pani rację - przyznała Irene, patrząc na
- Rozumiem. portret.
- Może i dobrze się stało. Osterley prowadzi teraz własną
firmę i zarabia dwa razy więcej niż tutaj. A on miał zawsze
wielkie ambicje. P ó ź n y m popołudniem zadzwonił telefon. Byron wyszedł
- Praca w świecie biznesu gwarantuje z pewnością wyż­ już dawno z biura, a Amarylis właśnie stała przy drzwiach.
sze dochody - zgodziła się Amarylis i wstała. - Do widzenia, Spojrzawszy na hałasującą maszynę, zaczęła się zastana-
Effie. Milo było cię widzieć. Życzę ci szczęścia w nowej roli. wiać, czy w a r t o podnosić słuchawkę. To nie mógł być
- Dziękuję. - Effie rozejrzała się zadowoleniem po pokoju. Lucas. Sam ten pomysł wydawał się absurdalny. Trent już
Mogę cię zapewnić, że wszystko się tutaj zmieni. wyrobił sobie o niej odpowiednią opinię. Nie należał do
- Wierzę. - Amarylis zamknęła za sobą drzwi i weszła mężczyzn, którzy gustowali w cnotkach.
do recepcji. Telefon nie przestawał dzwonić. Na pewno ktoś chciał się
- Panno Lark! - zawołała za nią Irene. - Chciałabym skontaktować z firmą w sprawie służbowej. Poczucie odpo-
pani coś powiedzieć. wiedzialności wzięło górę nad dziwną niechęcią do rozmowy.

96 97
Jayne Castle

~ Psynergia. Czym mogę służyć?


Na drugim końcu linii zapadła cisza, choć Amarylis
słyszała wyraźnie czyjś oddech.
- Halo? Tu Psynergia. Słucham.
- Byłaś przyjaciółką Landretha.
Tajemniczy rozmówca mówił chyba przez chusteczkę. Rozdział
Amarylis nie potrafiła ocenić, czy ten głos należy do
mężczyzny, czy do kobiety. szósty
- Kto mówi?
- Jeśli chcesz poznać prawdę o Jonathanie Landrecie,
porozmawiaj z Vivien, zwaną Woalką.
- Kim jesteś? - Spytała Amarylis zaciskając dłoń na
słuchawce
- Vivien pracuje jako striptizerka synergistyczna w noc­
nym klubie SynCity Zapytaj ją. o Landretha, to ci powie
wiele ciekawych rzeczy.
- Zaczekaj. O co tu chodzi?
Nie zidentyfikowany rozmówca przerwał połączenie. Dzień dobry panu. Mówi Hobart Batt z Ko­
neksji. Chciałem zapytać, czy może ma pan
jakieś kłopoty z wypełnieniem ankiety. Jeszcze
do nas nie dotarła.
Lucas zacisnął dłoń na słuchawce. Siłą woli
nakazał sobie spokój. Nie chciał być nieuprzejmy
dla psychologa synergistycznego. Karcący ton
Batta doprowadzał go wprawdzie do szału, ale
tego poranka byle co wytrącało go z równowagi.
Był poniedziałek. Od fiaska, jakie poniósł
w sypialni Amarylis minęły trzy dni. Lucas
wiedział, że właściwie powinien się cieszyć z te­
lefonu Batta, Należało wreszcie rozpocząć po-
szukiwanie odpowiedniej żony. Niemniej jednak
zupełnie nie miał ochoty na rozmowy na ten
temat.
- Nie starczyło mi czasu - skłamał Lucas.
- Jeszcze nie skończyłem.
- To żaden problem - zapewnił Hobart. - Wie-
lu klientów utyka w połowie kwestionariusza.

99
Jayne Castle Amarylls

Ankieta jest rzeczywiście dość szczegółowa, ale nasza firma - Wciąż pracuję nad pierwszą sekcją.
słynie z dokładności. - Czyli nad wyglądem kandydatki? - spytał Hobart
- Tak, oczywiście - Lucas otworzył szufladę i wyjął z dezaprobatą. - Nie posunęliśmy się specjalnie daleko
z niej szybko obszerny formularz. naprzód, prawda?
- Poprawnie wypełniona ankieta stanowi dobrą pod­ - My?
stawę do kojarzenia pary - ciągnął żywo Hobart. - A rezul­ Hobart zakasłał lekko.
taty uzupełni rozmowa z kandydatem. Przeprowadzimy - Może wpadnę i pomogę panu?
również MIOP - Jakoś sobie poradzę.
- MIOP? - A które właściwie pytanie sprawia panu największą
- Multipsychiczna Inwentaryzacja Osobowości Paranor­ trudność? - spytał podejrzliwie Hobart.
malnej. Jest to typowy test stosowany w psychologii Lucas zerknął na listę
synergistycznej. Służy do badania talentów wysokiej klasy. - Kolor oczu. Nawet teraz, w trakcie rozmowy, nie
- Pryzmatów również przestaję o tym myśleć
- Z pewnością powiedział Hobart. - Przyzwyczailiśmy - Nie przebrnął pan jeszcze przez kolor oczu?
się j u ż do tego, że pryzmaty i talenty znacznie się od siebie - Zastanawiałem się i doszedłem do pewnych wnio­
różnią, lecz technicznie rzecz biorąc, umiejętność ognis­ sków. Kimkolwiek by była ta kobieta, musi mieć zielone
kowania talentu przez psychicznie wygenerowany pryzmat oczy.
jest talentem samym w sobie. Lucas wziął długopis do ręki i zakreślił kółkiem wyraz
Lucas odchrząknął dyskretnie. „zielony".
- Ciekaw jestem, czy skojarzyliście kiedykolwiek talent - Zielone oczy? No proszę! A podczas naszego pierwszego
wysokiej klasy z pryzmatem o pełnym widmie. Wydaje mi spotkania twierdził pan, że wygląd zewnętrzny nie ma
się, że to się zdarza szalenie rzadko, ale chciałbym wiedzieć, znaczenia. Zależało panu raczej na inteligencji i odpowied­
czy w ogóle istnieją takie pary. nim charakterze kandydatki
- To prawie niemożliwe. Każdy wie, że pryzmaty o peł­ - Może pan uznać, że jestem powierzchowny, ale chcę
n y m widmie nie pasują do talentów wysokiej klasy. mieć żonę o zielonych oczach. Oprócz tego jeszcze in­
- Czyżby z tego powodu, że najlepsze pryzmaty są teligentną i miłą, ale zielony kolor oczu jest równie istotny.
zwykle okropnie wybredne? Czy przewiduje pan jakieś problemy? Bo jeśli tak, zawsze
- W pewnym sensie tak - zaśmiał się 1 lobart. - A przynaj­ mogę się zwrócić do innej agencji
mniej chciałyby sobie zasłużyć na taką opinię. Pod tym - Nie, skądże - odparł szybko Batt. - Chciałem tylko
względem jednak silne talenty właściwie niczym się od poznać pańskie upodobania Jeśli będzie pan potrzebował
nich nie różnią. Ostatnie takie małżeństwo zostało jednak pomocy, proszę pamiętać, że jestem do dyspozycji o każdej
zawarte za pośrednictwem naszej agencji jakieś pięć lat porze.
temu. A dlaczego pan pyta? - Biorąc pod uwagę wysokość pańskiego honorarium,
- Tak sobie. uważam, że to się rozumie samo przez się.
- Ile stron j u ż pan wypełnił? - Z pewnością. Zatelefonuję do pana za kilka dni, żeby
Lucas zerknął na pierwszy arkusz i przebiegł wzrokiem spytać, jak przebiega praca.
długi szereg pytań. Lucas odwiesił słuchawkę. Poczucie nieuchronnej klęski

100 101
Jayne Castle Amarylis

nie opuszczało go ani na chwilę, a właściwie zaczęło się - niewykształcony pryzmat - udzielił jednak chłopcu
pogłębiać. Stwierdził jednak, że zarejestrowanie się w agen­ pewnej ważnej rady:
cji było rozsądnym posunięciem. Nie miał co do tego Jeśli kiedykolwiek zdecydujesz się na test, chłopcze, na
żadnych wątpliwości. Pięć lat temu udowodnił sam sobie, pewno się okaże, że twój talent wykracza poza skalę. A to
że potrafi bez problemu znaleźć galaretowaty lód, ale nie niedobrze, nawet bardzo niedobrze
umie sobie wyszukać odpowiedniej żony. - Dlaczego? - spytał Lucas, Miał dopiero trzynaście łat
Całymi latami gonił za czymś oprócz lodu. Dopiero i odkrywanie własnych zdolności nadal sprawiało mu przyjem­
niedawno uświadomił sobie, na czym mu najbardziej ność. -Mówiłeś, że w miastach cenią talenty i dają im dobrą
zależy. Zmęczyła go samotność. Tęsknił za czymś, co pracę.
innym wydawało się oczywiste; za żoną i rodziną. Pragnął - Ogromne talenty mogą zwykle liczyć na szacunek, ale
stałego związku. Chciał zajrzeć w oczy swoich dzieci niektórzy się ich boją. Ja jestem tylko pryzmatem ze średnim
i zobaczyć w nich przyszłość. widmem, a mogę ci powiedzieć, że ty posiadasz większy
Nie pamiętał zbyt dobrze własnych rodziców. Wiedział talent, niż oni będą mogli zmierzyć. Więc jak się domyślą, że
tylko, że - podobnie jak większość tych, którym nie nie pasujesz do ich pojęcie, normalności, na pewno się prze­
odpowiadało uporządkowane życie w mieście - państwo straszą. Plotka szybko się rozchodzi, a ty tylko narobisz sobie
Trent wylądowali w końcu na Wyspach Zachodnich. Wy­ kłopotów.
spy przyciągały włóczęgów, straceńców, ludzi o niejasnej - Bardzo chciałbym nastraszyć Kevina Fleminga - powie­
przeszłości, a samotni lgnęli do nich jak muchy do miodu. dział Lucas, mając na myśli małego chuligana, który uprzyk­
Na wyspach można było rozpocząć zupełnie nowe rzał życie zarówno jemu, jak i innym chłopcom ze szkoły
życie. Nikt nie zadawał t a m pytań. Lucas zastanawiał w Port LeConner.
się czasem, czy jego ojciec nie uciekł w te dzikie rejony Icy przeraził się me na żarty,
z powodu swego nadzwyczajnego talentu, który przekazał - Do wszystkich diabłów! chłopcze! Chyba nie próbujesz
mu w genach. wykorzystywać talentu w szkole. Mówiłem ci przecież, żebyś
Rodzice Lucasa nie żyli jednak na tyle długo, by mógł ich się z niczym nie zdradzal
zapytać, dlaczego się t a m przenieśli. Jeremy i Beth Tren- - Nie, proszę pana
towie zginęli bowiem podczas huraganu, gdy Lucas skoń­ Icy od razu poczuł się lepiej.
czył zaledwie trzy lata. - Są inne sposoby na takich łobuzów. Wymyśl coś.
Chłopiec nie miał żadnych krewnych, więc ciężar wy­ - Dobrze, proszę pana
chowania malca wziął na siebie stary, kostyczny poszuki­ Icy położył chłopcu na ramionach poznaczone bliznami
wacz galaretowatego lodu - Icy Claxby. dłonie i spojrzał na niego z nagłym błyskiem w wyblakłych
Claxby byt równie samotny jak Lucas. Przekazał chłopcu oczach.
całą swoją wiedzę o galaretowatym lodzie i sposobach - Słuchaj, ja wcale nie żarttuję. Jeśli ktoś się dowie o twoim
przetrwania w dżungli. Dzięki niemu Lucas zyskał umiejęt­ talencie, słono za to zapłacisz.
ność obywania się bez pomocy opiekuńczej rodziny. - Co pan ma na myśli?
Stary Icy nie nauczył go jednak kontroli nad nieprzewi­ - Zaczną cię nazywać wampirem psychicznym.
dywalnymi przebłyskami talentu, który dały o sobie znać, - I co z tego? - Taka perspektywa nie wywarła na chłopcu
kiedy tylko chłopiec wkroczył w wiek dojrzewania. Icy specjalnego wrażenia.

102 103
Jayne Castle Amarylis

~ Na początek nie dostaniesz pracy. Nikt cię nie zatrudni, ukrywają się również inne talenty. Świadomość, że nie jest
bo inni górnicy będą się bali z tobą pracować. Przecież wiesz, jedynym dziwakiem na świecie, dodała mu wiary w siebie.
że są przesądni. Rafe Stonebraker i Nick Chastain strzegli swojej tajemnicy
- Tak, ale... równie pilnie jak Trent i choć bardzo się ze sobą zaprzyjaź­
- Nie umówi się z tobą żadna przyzwoita dziewczyna, bo nili, nigdy nie rozmawiali na temat energii psychicznej.
jej rodzice wezmą cię za wariata. A ostatnio mówiłeś, że Kiedy Lucas skończył osiemnaście lat, u m a r ł Icy Claxby.
chciałbyś założyć kiedyś rodzinę. Ale nie znajdziesz żony, bo Na początku praca, nauka i poszukiwanie galaretowatego
żadna agencja matrymonialna nie przyjmie twojej ankiety. lodu wypełniły Trentowi pustkę po stracie opiekuna.
Rozumiesz, co mówię? W końcu jednak otworzyła się w nim zimna, ciemna
- Tak - odparł Lucas. Jak widać wampir psychiczny nie i przepastna studnia samotności. Całymi godzinami prze­
miał wcale takiego słodkiego życia. - Rozumiem. siadywał w grocie i wpatrywał się w głębokie jezioro.
Lucas poradzi] sobie z Kevinem Flemingiem za pomocą Znów nawiedzały go marzenia o założeniu rodziny.
dużego kubła ze śmieciami, w którym schowały się również Wreszcie założył spółkę z Jacksonem Rye'em i przez
dwa bliźniaczo do siebie podobne węże. jakiś czas wyobrażał sobie, że zyskał nową rodzinę, choć
O wiele trudniej było mu natomiast kontrolować nieokieł­ nigdy nie porzucił myśli o założeniu własnej.
znane wybuchy talentu. A Icy Claxby nie posiadał żadnych Przed pięcioma laty spotkał Dorę, a ponieważ ona była
kwalifikacji i jego pomoc w t y m zakresie okazała się też sama na świeci-, Lucas sądził, że mają ze sobą wiele
bardzo ograniczona. wspólnego.
Siła psychiczna domagała się realizacji, podobnie jak to To szalone małżeństwo okazało się klęską. Dora poślubiła
się dzieje w wypadku innych talentów czy zdolności. go wyłącznie dla pieniędzy, o czym Lucas zdążył się
Naturalna chęć, by wykorzystać swój talent, sprawiła, przekonać j u ż po paru tygodniach małżeństwa. Prawo
że Lucas chętnie izolował się od otoczenia. Icy Claxby rodzinne wykluczało rozwody, więc przez prawie półtora
- również samotnik - nie zadawał żadnych pytań. roku Lucas karmił się złudzeniem, że jego piękna, seksowna,
Lucas uciekał najczęściej do małej groty w samym sercu pełna temperamentu żona będzie z nim kiedyś szczęśliwa.
dżungli. Tam czuł się bezpieczny i powoli uczył się opano­ Czasem wydawało mu się nawet, że jest miedzy nimi coraz
wywać energię psychiczną, jaką wytwarzał jego umysł. lepiej.
A ponieważ zdawał sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie Pewnego dnia zrobił jednak fatalny błąd i powiedział
nigdy nie znajdzie odpowiedniego pryzmatu, t y m ciężej Dorze o swoim talencie.
pracował nad samokontrolą. - Do stu tysięcy diabłów! - wykrzyknęła Dora. - To znaczy,
Ku wielkiemu zdziwieniu Icy'ego udało mu się odnieść że jesteś wampirem psychicznym,
sporo sukcesów na tym polu. Lucas nauczył się bowiem - Wcałe nie - powiedział z rozpaczą Lucas. - Nie masz się
ukrywać rozmiary własnego talentu nawet przed pryz­ czego obawiać.
matami i psychologami synergistycznymi. A jeśli się skon­ - Wyszłam za wariata! Dlaczego nic mi o tym nie powie­
centrował, utrzymywał na wodzy swą energię psychiczną działeś?
bez korzystania z pomocy pryzmatu. Ta cenna umiejętność Lucas zajrzał jej w oczy i zrozumiał, że jeśli miał kiedykol-
uratowała mu życie podczas inwazji piratów. wiek szanse na związek, o jakim marzył przez całe życie, to
Właśnie podczas tej wojny Lucas odkrył, że na wyspie właśnie ją stracił. Powinien był słuchać Icy Claxby'ego.

104 105
Jaync Castle Amarylis

- Daruj sobie to przedstawienie. - Lucas uśmiechnął się że wolałby lepiej panować nad sytuacją. - Dzwonię, bo
smutno. - Oboje dobrze wiemy, że i tak wyszlabyś za mnie za chcę się z tobą umówić.
mąż, bo jestem właścicielem Gwiazdy Polarnej. - Umówić?
- Ale nie jedynym - przypomniała mu Dora. - Tak. No wiesz, na randkę.
Lucas pojął najlepiej, co to znaczy samotność, gdy zro­ - Na randkę?
zumiał, że mieszka pod jednym dachem z kobietą, która Amarylis nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów, ale
pragnie innego mężczyzny. Trent nie wiedział, czy dziewczyna chce się go jak najszyb­
Odpędził bolesne wspomnienia i znów pochylił się nad ciej pozbyć, czy też jest tak podniecona perspektywą
ankietą. rychłego spotkania, że brakuje jej słów. Sądził jednak, że
Kolor włosów. Czy on naprawdę dbał o kolor włosów powinien wziąć pod uwagę raczej tę pierwszą ewentualność.
swojej przyszłej ż o n y ? Jakie to w końcu miało znaczenie. - Sama mi powiedziałaś ze już nie jestem twoim klien­
Przecież kobieta może ufarbować włosy na dowolny kolor. tem. W takim razie może nie uchybiłabyś w żaden sposób
Ale najbardziej lubił głęboki odcień bursztynu. zasadom etyki, gdybyś się ze mną spotkała. Przecież j u ż
Niestety, tego koloru nie uwzględniono w ankiecie i Lucas nawet wysłałaś mi rachunek
mógł jedynie wybierać między ciemnym blondem, jasnym - Ale ty jesteś zarejestrowany w agencji matrymonialnej.
blondem i rudym. Dopisał więc odcień bursztynowy włas­ - Ty również. Nie widzę związku. Wolno n a m się chyba
n y m długopisem i dopiero wtedy zrozumiał, co właściwie spotykać z kim chcemy, dopóki oni nie znajdą nam partnera.
zrobił. - Mówisz poważnie, prawda?
- Cholera! - Zaklął, wrzucił ankietę do szuflady, a potem - A tobie się wydaje, że żartuję?
natychmiast podniósł słuchawkę i zaczął wybierać numer. - Nie.
- Psynergia. Czym mogę służyć? - spytał donośny, - To dobrze. Pójdziesz dziś ze mną na kolację? - Zdał
męski głos. sobie sprawę, że wstrzymuje oddech
- Chciałbym rozmawiać z Amarylis Lark. - Tak się składa, że mam już plany na wieczór - powie­
- Chwileczkę. działa wolno Amarylis.
Po chwili ciszy do aparatu podeszła Amarylis. - Rozumiem. - Wypuścił powietrze
- Tu Amarylis Lark. Pewnie tak jest lepiej myślał. Nie ma sensu nawią­
W jej głosie pobrzmiewało takie napięcie, że Trent aż się zywać przelotnych znajomości bez perspektyw. Lepiej
wzdrygnął. zaczekać na żonę.
- Czy coś się stało? - Możesz pójść ze mną zaproponowała Amarylis po
Słyszał, jak Amarylis wstrzymuje oddech, ale nie wie­ chwili wahania.
dział, czy to na pewno dobry znak Życie lubiło płatać Z drugiej strony jego przyszła żona na pewno nie miałaby
niemiłe niespodzianki ludziom pozbawionym intuicji. takich skrupułów. Trent wyprostował plecy.
- To pan, panie Trent? - Dobrze - odparł swobodnie. - A dokąd się wybierasz?
- Przeszliśmy na ty. A ja j u ż nie jestem twoim klientem. - Mam do załatwienia pewną sprawę - powiedziała
- Dzwoni pan w sprawie rachunku? niepewnie. - Idę do klubu SynCity.
- Jeszcze go nie widziałem. - Lucas rozparł się wygodnie Lucas aż otworzył usta ze zdumienia i wydał tylko jakiś
na krześle. Leży pewnie wraz z inną korespondencją. -Czuł, nieartykułowany dźwięk. O mało nie spadł z krzesła.

106 107
Jayne Castle Amarylis

- SynCity. Na Founders Square. - Szach, mat od razu na pierwszej randce. Pełna synergia,
- Taaa. chłopie. To jest to. Te groszoroby uczciwie pracują na
- Lucas? Coś nie w porządku? swoje pieniądze. Słychać juz dzwony weselne?
- Nieee. - Nie znamy się jeszcze zbyt dobrze - odparł Lucas.
- Możesz się przecież nie zgodzić. Zapewne nie tak sobie - Tak czy inaczej, to wszystko brzmi obiecująco. A ty
wyobrażałeś nasze spotkanie. powinieneś się wreszcie ożenić. Nie możesz tego odkładać
- Nie, nie - powiedział j u ż normalnym tonem. - Nie w nieskończoność.
w tym rzecz. - Czy możesz mi powiedzieć, po co się tam Dillon mógł sobie pozwolić na błogi spokój charakterys­
właściwie wybierasz? tyczny dla młodego człowieka, który jeszcze przez kilka lat
- Później ci to wytłumaczę. Ktoś na mnie czeka. Poroz­ nie będzie musiał zaspokajać oczekiwań społecznych.
mawiamy wieczorem. Przyjadę po ciebie około ósmej. Lucas postanowił zmienić temat.
- Ja po ciebie przyjadę. - Właściwie w jakiej sprawie przyszedłeś?
- To bardzo miłe z twojej strony. I... Dillon natychmiast się otrząsnął.
- Tak? - Chciałbym pożyczyć od ciebie pieniądze. Chodzi o sporą
- Bardzo ci dziękuję - szepnęła z ulgą Amarylis. - Nigdy sumę - powiedział.
nie byłam w takim klubie. Cieszę się, że możesz mi Lucas popatrzył na niego uważnie.
towarzyszyć. - Na co ci forsa?
- Cała przyjemność po mojej stronie. Do zobaczenia - Na inwestycję mego życia
o ósmej. - Lucas bardzo starannie odwiesił słuchawkę. - Takie buty...
Długo patrzył tępym wzrokiem w okno. Zupełnie, ale to - Ja nie żartuję To moja wielka szansa. Za trzy lata
zupełnie nie mógł zrozumieć, dlaczego taka świętoszka jak będę naprawdę bogatym człowiekiem.
Amarylis Lark chce spędzić wieczór w klubie striptizowym. - A w co chcesz zainwestować
Dillon pochylił się na krześle Na jego twarzy rozbłysnął
młodzieńczy entuzjazm
Dillon Rye wkroczył do biura Lucasa tuż przed piątą. - Mój znajomy zakłada firmę. Cos podobnego do Gwiaz­
Ubrany był wedle najnowszej mody w wyspiarskim stylu. dy Polarnej, tyle że on z m i e r z a szukać złóż ognistego
Lucas z trudem powstrzymał ironiczny grymas. Twardzi kryształu.
i prostoduszni mieszkańcy wysp umarliby ze śmiechu na - Ognistego kryształu'! Zastanów się, przecież ognisty
widok tych błyszczących naszywek, suwaków, kieszonek kryształ występuje równie rzadko jak artefakty Pierwszego
i klapek, od których aż się roiło na koszuli i spodniach Pokolenia.
Dillona. Przepiękny krwistoczerwony kamień znany jako ognisty
- Cześć, Lucas - Dillon opadł ciężko na najbliższe krzesło. kryształ był produktem ubocznym reakcji synergistycznej
- Widziałem twoje zdięcie w gazecie. Co t a m słychać zachodzącej czasem miedzy wodą morską i rzadką rośliną,
u panny Lark? Agencja spisała się na piątkę, co? nazywaną szkarłatnym mchem. Szkarłatny mech porastał
Lucas oparł dłonie o biurko. Nie chciał wyprowadzać przybrzeżne skały na dalekim wybrzeżu. W trakcie procesu
Dillona z błędu. Niech lepiej wszyscy myślą, że poznał formacji połączone związki chemiczne zawarte w wodzie
Amarylis za pośrednictwem biura. morskiej i mchu zmieniały strukturę skał.

108 109
Jayne Castle Amarylis

Nie zawsze jednak powstawał w ten sposób ognisty traktują mnie jak dziecko. Mama i ojciec nalegają, żebym
kryształ. Reakcja synergistyczna między wodą i mchem wybrał pomiędzy studiami i pracą w korporacji, ale ja
zachodziła niezwykle rzadko. Jedna z teorii naukowych marzę o czymś naprawdę ciekawym.
głosiła pogląd, że do powstania ognistego kryształu do­ - Ciekawym?
chodziło jedynie wówczas, gdy woda morska zawierała - Czymś, co stwarza nieograniczone możliwości. Czymś
odchody pewnego nie zidentyfikowanego gatunku ryb podniecającym. Kiedy Jackson był w moim wieku, szukał
wydalone w okresie tarła. galaretowatego lodu na Wyspach Zachodnich. Ty zresztą
- Nie przesadzaj - powiedział Dillon. - Ognisty kryształ również.
wcale nie jest aż taką rzadkością. Poza t y m nawet jeśli - Dillonie...
masz rację, to tylko powiększa wartość odnalezionych złóż. - Jeśli rodzice postawią na swoim, nigdy nie wytknę
Lucas potrząsnął głową. nosa poza Nowe Seattle, Czasem mi się wydaje, że się tu
- Ta cała sprawa cuchnie na milę. duszę. Mama i ojciec już zaprojektowali całą moją przy­
- Mylisz się. On wynalazł specjalne urządzenie do wy­ szłość. Co za nuda! Na samą myśl robi mi się niedobrze.
krywania złóż. - Dlaczego?
- I nie napisali o t y m w gazetach? - Bo już wiem, jak to wszystko będzie wyglądało.
- Bo on utrzymuje całą sprawę w tajemnicy. Musi - Dillon rozłożył ręce teatralnym gestem. - Najpierw jakaś
najpierw załatwić patent. ciepła, bezpieczna posadka. Praca od dziewiątej do piątej.
- Tak ci powiedział? Jesteś naiwny jak dziecko. Kilka podwyżek. Szału można dostać. Zanim się obejrzę,
- Nieprawda. Ja mu wierzę. skończę trzydzieści lat. Zarejestruję się w agencji i założę
- Czy ten człowiek jest związany z jakąś porządną firmą? rodzinę.
- Niezupełnie - przyznał Dillon. - Pracował w pewnej - I cóż w tym złego?
dużej spółce, dopóki nie wymyślił tego urządzenia. A potem - Nic. Wszystko w odpowiednim czasie. Najpierw jednak
zrezygnował, bo się bał, że zarząd firmy zechce przejąć muszę trochę pożyć. A teraz cała moja przyszłość stoi pod
prawa do wynalazku. znakiem zapytania, bo nie mogę liczyć na pożyczkę.
- Co to za firma? Lucas zawahał się przez chwilę.
Na twarzy Dillona pojawił się upór. - Chciałabyś pracować dla Gwiazdy Polarnej?
- Nie chciał nikomu zdradzić, gdzie pracował. Znasz te - Jeszcze się pytasz? - Dillonowi błysnęły oczy. - Dałbym
wielkie korporacje. Mogliby go zaskarżyć do sądu i położyć sobie za to prawą rękę uciąć, ale przecież wiesz, jak się
łapę na wynalazku. zachowują moi rodzice od śmierci Jacksona. Nie puszczą
- Przykro mi bardzo, ale twój przyjaciel to z pewnością mnie na wyspy.
bardzo uzdolniony hochsztapler. Lepiej trzymaj się od - Nie potrzebujesz ich pozwolenia, żeby złożyć podanie
niego z daleka. o pracę.
- Do diabła! - wybuchnął Dillon. - Mówisz zupełnie jak - Łatwo ci mówić. Ty nie masz rodziców. - Dillon
ojciec. Myślałem, że jesteś inny. Liczyłem na ciebie. ugryzł się w język, a na jego policzki wystąpił ciemny
- Prosiłeś ojca o pożyczkę. rumieniec. - Przepraszam, nie chciałem cię urazić.
- Tak, ale on nazwał mnie idiotą. - Dillon wykrzywił - Nie ma za co. Ja rzeczywiście nie musiałem się na
usta. - Skończyłem dwadzieścia trzy lata, a wszyscy nikogo oglądać.

110 111
Jayne Castle Am&rylis

- Po śmierci Jacksona rodzice bardzo się zmienili. - Dillon uliczek, oddaloną o jakieś dwie przecznice od centrum.
odwrócił wzrok, a potem ni z tego, ni z owego palnął Przy wlocie zakazanego zaułku widniał szyld seks-klubu.
pięścią w oparcie krzesła. - Cholera! Kochałem mojego Trent pomyślał, że tylko desperat zaryzykowałby wizytę
brata, ale spędziłem całe życie w jego cieniu. On zawsze był w takim lokalu.
gwiazdą. Sport, interesy, kobiety - gdziekolwiek się obrócił, Wyłączając silnik auta, zerknął na Amarylis, która
zawsze odnosił m u r o w a n y sukces. Nawet umarł śmiercią patrzyła na neon z jawną dezaprobatą,
bohatera. - Często tu bywasz? - spytał Trent, siląc się na obojętny
- Wiem, Dillonie. ton.
- A ja chciałem udowodnić starym, że jestem równie - Nie. - Amarylis aż się wzdrygnęła. - Przecież j u ż ci to
mówiłam.
zdolny jak Jackson. Sobie zresztą również.
- Nie musisz niczego nikomu udowadniać. Żyj własnym - A możesz mi wytłumaczyć, dlaczego spotykamy się na
życiem. pierwszej randce właśnie tutaj?
- Nic nie rozumiesz - Dillon wstał z krzesła i powlókł się - Porozmawiamy w drodze do klubu - odparła, po czym
otworzyła drzwiczki i wysiadła z auta.
do drzwi. - Nikt tego nie rozumie.
Lucas zerknął na zegarek. Odkąd przyjechał po Amarylis,
nie upłynęło nawet pół godziny, a on j u ż czuł, że psuje mu
Founders Square była najstarszą dzielnicą w Nowym się humor.
Seattle. W tej właśnie okolicy zakładali siedziby pierwsi Zastanawiał się, co tu właściwie robi. Kiedy tylko jednak
koloniści. ujął dziewczynę pod łokieć, wszystko stało się jasne. Ten
Żaden z budynków nie pochodził oczywiście z czasów lekki dotyk wystarczył, by ogarnęło go podniecenie i rados­
ne uczucie oczekiwania. Za to niezwykłe doznanie gotów
Pierwszego Pokolenia, gdyż wszystkie domy budowane
był zapłacić każdą cenę, nawet gdyby musiał potem wejść
z materiałów przywiezionych z Ziemi uległy zniszczeniu.
pod zimny prysznic.
Kolejne budowle powstawały przy użyciu surowców
dostępnych na Świętej Helenie, a swym surowym wy­ Trzymając Amarylis pod ramię, Lucas ruszył w stronę
glądem przypominały osadników, którzy je tworzyli. I choć jasno oświetlonego skweru położonego dwie przecznice dalej.
nie stanowiły oszałamiającego osiągnięcia architektury, - Wiem, że zachowuję się dosyć tajemniczo, ale naprawdę
m a m ku temu powody.
stały się niejako symbolem swojego czasu.
Lucas pomyślał, że twardzi, prostoduszni koloniści z pew­ - Słucham.
nością przeżyliby szok, gdyby zobaczyli, co się stało z ich Lucas p a t r z y ł uważnie na wlot do ciemnego zaułka.
Dwunożni drapieżnicy grasujący w miastach byli bowiem
osadą.
równie niebezpieczni, jak dzikie zwierzęta o czterech, sześciu
Na Founders Square mieściły się bowiem głównie kluby
lub ośmiu łapach, z jakimi stykał się na wyspach.
nocne i kasyna. Po zmierzchu nad starą dzielnicą roztaczała
się a u r a zepsucia. Jasno oświetlone kasyna zapraszały do Amarylis wsunęła dłonie do kieszeni płaszcza.
gier o wysokie stawki, mniejsze kluby proponowały przed­ - W piątek wieczorem odbyłam dość dziwną rozmowę
stawienia porno, tańce i tanie wino. telefoniczną. Myślałam o niej przez cały weekend.
Lucas miał spore trudności z zaparkowaniem auta. Lucas nie spuszczał wzroku z dwóch cieni, jakie wyrosły
W końcu wcisnął Icera w jedną z wąskich, bocznych nagle przy wejściu do seks-klubu.

112 113
Jayne Castle Amarylis

- Opowiedz mi o tej rozmowie. - Na przykład?


- Ktoś, kto do mnie dzwonił, nie podał nazwiska. Powie­ - Na przykład, co by się stało, gdyby profesor się
dział jednak, że jeśli chcę się czegoś dowiedzieć na temat o wszystkim dowiedział. Może ktoś się tego bał.
profesora Landretha, powinnam się spotkać z kobietą, - Do diabła! - mruknął Lucas. - Zaczynam się domyślać,
do czego zmierzasz.
która pracuje w klubie SynCity.
- O czym ty, u diabła, mówisz? - Lucas stanął gwałtow­ - A potem ten telefon z sugestią, że z profesorem łączy
nie w miejscu i obrócił Amarylis twarzą do siebie. - Co się jakaś tajemnica. Jeśli istnieje bodaj cień podejrzenia, że
profesor ma wspólnego z naszą randką? on nie zginął w wypadku, wystąpię o pełne śledztwo.
- Uspokój się, Lucasie. Nie ma sensu się denerwować. - Świetnie. Idź na policję i powiedz, że jakaś striptizerka
- Wcale się nie denerwuję. Jestem po prostu wściekły. posiada interesujące informacje na temat Landretha. Niech
A to pewna różnica. Co ty sobie właściwie wyobrażasz? gliny się t y m zajmą.
- Osoba, która dzwoniła, mówiła mi, że jakaś Vivien - Oni zamknęli Sprawę. Wiesz równie dobrze jak ja, że
na pewno nie wznowią dochodzenia tylko dlatego, że
może mi powiedzieć prawdę.
zadzwonił do mnie j a k i ! anonimowy rozmówca.
- O profesorze?
Boczna ulica była słabo oświetlona, lecz Lucas i tak
- Tak.
dostrzegł, że na twarzy dziewczyny maluje się deter­
- To jakieś wariactwo.
Amarylis uniosła dumnie podbródek. minacja.
- Dlatego tu jestem. Bardzo chcę z nią porozmawiać. - To nie jest dobry pomysł - powiedział, czując, że
ogarnia go coraz większy niepokój.
Mówiłam ci przecież, że chodzi o interesy. Jeśli nie chcesz
- Chcę tylko porozmawiać z Vivien. Nie musisz mi
ze mną iść, nie będę miała żalu.
towarzyszyć, jeśli nie chcesz się angażować w takie sprawy.
Lucas chwycił ją mocno za poły płaszcza.
- Pani mnie nie słucha, panno Lark. Ja nie chcę, żebyś ty
- Nie wierzę! Czyżbyś po naszym spotkaniu w m u z e u m
się w to mieszała, jasne?
zaczęła marzyć o karierze detektywa?
- Myślałam, że zrozumiesz moje uczucia.
- Podziwiałam i szanowałam profesora. Nie wszyscy na
- Bo mnie również zależało na wyjaśnieniu pewnych
uniwersytecie darzyli go taką sympatią.
kwestii? Pamiętaj, Amarylis, że nie byłem zadowolony
- I co z tego?
z tego, czego się dowiedziałem.
- Skoro powstał jakiś problem, muszę go rozwiązać.
Zacisnęła usta w sposób, który uzmysłowił Lucasowi, że
Chyba właśnie ty powinieneś zrozumieć, co to znaczy
Amarylis nie zamierza ustąpić.
pragnąć odpowiedzi. - Nie ma o czym dyskutować - powiedziała poważnie.
- Na jakie pytanie? - spytał ostrożnie Lucas.
- Mówiłam ci przecież, że muszę tu załatwić pewien
- Przede wszystkim pryzmat wykształcony u Landretha interes. Jeśli wolałbyś spędzić wieczór gdzie indziej...
ma na sumieniu nieetyczne działanie. - Gdziekolwiek, byle nie tutaj.
- Znowu te bzdury! Jakie to ma znaczenie? - W takim razie wsiadaj do samochodu i jedź do domu.
- Nie rozumiesz? Jedno wynika z drugiego. Im dłużej się - Naprawdę sądzisz, że zostawię cię tu samą?
zastanawiam, dlaczego wykształcony pryzmat miałby Widocznie uderzył ją jakiś nowy ton w głosie Lucasa, bo
łamać etyke zawodową, t y m bardziej zaczynają mnie popatrzyła na niego czujnie.
interesować inne kwestie.
114 115
Jayne Castle Amarylis

- Pewnie nie. By ukryć przerażenie, dziewczyna szybko odwróciła oczy


- Właśnie - przyznał Trent, puszczając klapy jej płaszcza. i wbiła wzrok w Lucasa.
- Chodźmy. - Wino - pisnęła nieswoim głosem, po czym odchrząk­
Szedł tak szybko, że Amarylis musiała przyspieszyć nęła. - Poproszę o kieliszek wina - powiedziała j u ż normal­
kroku. n y m tonem.
- Jestem ci bardzo wdzięczna. Nie chciałam tu przy­ - Zielonego, białego czy niebieskiego? - spytał kelner.
- Zielonego - odparła, wybierając najsłabsze.
chodzić sama, ale ty się zgodziłeś bez żadnych oporów,
- Kelner zerknął na Lucasa.
więc nie sądź, że cię wykorzystuję.
- A dla pana?
- Wszystko w porządku. Jest tylko jeszcze jeden mały
- Jakie macie piwo?
problem. - Gorączka Dżungli, Bliźniacze Księżyce i Pięć Piekieł.
- Powiedz jaki. - Poproszę Pięć Piekieł
- Kiedy będzie po wszystkim, pójdziesz ze mną na
- Zaraz przyniosę
prawdziwą randkę.
Amarylis popatrzyła za znikającym w tłumie kelnerem.
Była bardzo ciekawa, gdzie on właściwie trzyma notesik,
Gdy otworzyły się drzwi klubu, Amarylis poczuła, że w którym spisuje zamówienia. Na skórzanym pasie nie
zalewa ją fala zmysłowej muzyki lodowego rocka. Zewsząd dostrzegła żadnej kieszonki.
dobiegały pijackie śmiechy i rozbawione głosy. W błyskach - Nie tak to sobie wyobrażałaś? - spytał Lucas, prze­
reflektorów widać było gości klubu siedzących przy okrąg­ chylając się przez stół
łych stolikach. - Niczego sobie właściwie nie wyobrażałam. - Rumieniąc
się jak burak, Amarylis odwróciła wzrok od umięśnionych
Amarylis stanęła w progu i rozejrzała się ze zdziwie­
pośladków kelnera. - Nie wiem jak zaaranżować spotkanie
niem. z Vivien.
- Nie znajdziemy miejsca.
- Poproś o pomoc tego golasa.
- Co? - spytał Lucas.
- Niezła myśl.
Przyłożyła ręce do ust.
Na odgłos werbli umilkła muzyka i rozmowy. Łukowate
- Nie ma wolnego stolika.
smugi galaretowatego światła przecięły scenę. Widownia
- Niestety jest. Tam, pod ścianą.
wydała pomruk oczekiwania.
Gdy szli przez ciemną salę, Amarylis obrzuciła Lucasa
Zza niebieskozłotej kurtyny wyszedł mężczyzna w stroju
powłóczystym spojrzeniem. Trent był najwyraźniej w fatal­
wieczorowym. W ręku trzymał mikrofon.
nym nastroju. Pomyślała, że niepotrzebnie go ze sobą
- Panie i panowie. - Urwał, by sprawdzić, czy wszyscy
zabrała, ale mimo wszystko bardzo się z tego cieszyła.
go słuchają. - Witam w SynCity, gdzie spełnią się wasze
Ledwo usiadła, pojawił się przy nich kelner.
najbardziej erotyczne marzenia. Zaraz zaczniemy przed­
- Słucham - powiedział znudzonym głosem. - Minimalne
stawienie. Tym z was, którzy nie oddawali się jeszcze
zamówienie to dwa drinki. rozrywkom synergistycznym, pragnę przedstawić parę,
Amarylis zerknęła na stojącego przed nią mężczyznę. która dostarczy nam dziś wielu emocji. Proszę państwa!
Kelner był bardzo przystojnym blondynem. Miał na sobie Oto York i Yolanda!
jedynie skórzaną przepaskę na biodrach.
116 117

<
Jayne Castle Amarylis

Gdy podniesiono wewnętrzną kurtynę, publiczność po- Znów rozległy się werble. York i Yolanda zajęli pozycje
z boku sceny. Klaszcząc rytmicznie w dłonie, przymknęli
witała artystów chóralnym aplauzem. Zarówno kobieta,
oczy, jakby próbowali się skoncentrować.
jak i mężczyzna ubrani byli w obcisłe kostiumy z błysz­
Kelner przyniósł im napoje w chwili, gdy Vivien uniosła
czącej, srebrzystej tkaniny, dobranej wyraźnie pod kolor
głowę i zaczęła się wić jak wąż. Amarylis wzięła kieliszek
ich włosów. Nosili też długie, srebrne rękawiczki.
i ostrożnie upiła łyk wina. Patrzyła, najpierw ze zdziwie­
Przy akompaniamencie głośnej muzyki York i Yolanda
niem, a później z zażenowaniem na wirującą szatę strip-
skłonili się przed widownią. Konferansjer musiał czekać co
tizerki, która odsłoniła fragmenty pośladków i piersi.
najmniej kilka minut, by umilkła wrzawa. Wreszcie uśmiech­
Publiczność zawyła z uciechy.
nął się lubieżne i mrugnął.
- Na naszym pierwszym spotkaniu miałaś na sobie
- Panie i panowie! York to ósemka. Potrafi wyłapywać
podobną suknię - zauważył Lucas.
silne doznania seksualne, wzmagać je i wysyłać do tych,
- Nic podobnego zaprotestowała z oburzeniem Amary­
którzy mieli dziś szczęście tutaj zawitać. Yolanda jest
lis. - Nigdy bym na siebie nie włożyła czegoś równie
silnym pryzmatem i asystentką Yorka. Brawa dla Yorka nieprzyzwoitego.
i Yolandy!
- Może mi się tylko wydawało.
Znów rozległ się chóralny aplauz. Amarylis popatrzyła
Gdy opadł pierwszy zwój przejrzystej tkaniny, publicz­
na Lucasa.
ność wydała dziki okrzyk, a kobiety zaczęły bić brawo,
- Nie można przekazać doznań seksualnych tylu ludziom
ponieważ na scenę wyszedł mężczyzna w długich skórza­
naraz. nych butach i przepasce jeszcze bardziej skąpej niż ta, którą
- Powiedz to publiczności. W teatrze widownia musi nosił kelner.
wierzyć, że to, co ogląda, dzieje się naprawdę. A oni chcą Tancerz szarpnął kolejną zasłonę i obnażył piersi dziew­
wierzyć.
czyny podtrzymywane przez dziwną fioletową uprząż.
Konferansjer uniósł dłoń, prosząc o ciszę.
Amarylis doszła do wniosku, że ona i Vivien najwyraźniej
- Panie i panowie! Przygotujcie się teraz na niecodzienne
zaopatrują się w bieliznę w zupełnie innych sklepach.
doznania seksualne. Odkryjecie nowe płaszczyzny stymu­
Vivien tańczyła obok swego partnera, wykonując jedno­
lacji erotycznej. Chcę w a m przedstawić Vivien zwaną
znacznie erotyczne gesty. On natomiast ruszał biodrami
Woalką.
tak gwałtownie, że Amarylis zaczęła się poważnie obawiać
Znów podniesiono kurtynę wewnętrzną, a światło reflek­
o jego kręgosłup.
tora padło na kobietę spowitą od stóp do głów w przejrzysty
Muzyka stawała się coraz głośniejsza i zmysłowa. Yolan­
szyfon. Kobieta miała nisko opuszczoną głowę, a fioletowe
da i York aż kapali od potu.
włosy spadały jej aż do talii. Na nadgarstkach artystki
Tancerz położył się na fioletowym aksamitnym dywani­
błyszczały bransoletki wysadzane fioletowymi kryształami,
ku, a Vivien - j u ż zupełnie naga - usiadła mu okrakiem na
zdobiącymi również złotą opaskę podtrzymującą włosy.
biodrach.
- Sądzisz, że to nasza Vivien? - spytała Amarylis, nie
Amarylis popatrzyła na publiczność. Niektórzy dyszeli
odrywając wzroku od kobiety.
i jęczeli. Z zacienionego kąta dobiegł ją przenikliwy okrzyk
- Chyba tak. Przypuszczam, że nie ma tu zbyt wielu rozkoszy. Przy sąsiednim stoliku mężczyzna wydał ochryp-
kobiet o t y m imieniu. A już na pewno nie znajdziemy
ły jęk.
żadnej w podobnym stroju.
118 119
Jayne Castle Amarylis
Yolanda i York wytężali wszystkie siły, a Vivien i jej - Muszę porozmawiać z Vivien.
partner miętosili się na scenie. - Możemy zaczekać na zewnątrz, a potem pójść do jej
- Nie wierzę - szepnęła Amarylis. - Oni tylko udają. garderoby.
- Chcesz sprawdzić? - uśmiechnął się Lucas. Amarylis poczuła, że jest mu nieprawdopodobnie wdzię­
Amarylis zrozumiała go natychmiast. czna za tę propozycję.
- Będziemy ogniskować? - Świetny pomysł - powiedziała, zrywając się na
- Jestem przecież wykrywaczem. Jeśli York to rzeczywiś­ równe nogi.
cie silny talent, na pewno go rozpoznam. Lucas odstawił nie dopite piwo, wstał, rzucił na stolik
Na wspomnienie doznań, jakie towarzyszyły jej podczas kilka banknotów i wziął Amarylis za rękę.
więzi, Amarylis zarumieniła się j a k burak. Gdy przedzierali się z trudem przez ciasno rozstawione
- To chyba nie jest dobry pomysł - powiedziała mentor­ stoliki, dobiegały ich okrzyki i jęki ludzi przeżywających
skim tonem. - Przyszłam tu przecież w interesach. najwyższą ekstazę.
- Boisz się. - Im się naprawdę wydaje, że odbierają jakieś doznania
- Nic podobnego. seksualne - powiedziała Amarylis. - A to przecież wcale nie
- Profesjonalistka musi sobie jakoś poradzić, prawda? jest zasługa Yorka, tylko zbiorowa histeria.
Amarylis wiedziała, że Lucas ją prowokuje, a jednak nie - Tak czy inaczej, wszyscy są zadowoleni - zauważył
potrafiła się oprzeć pokusie. Lucas.
- Dobrze - mruknęła. - Ale tylko na chwilę.
Lucas ujął ją za rękę. Błyszczały mu oczy.
Szybko nawiązali kontakt. Kilka sekund poszukiwań,
przelotne wrażenie zagubienia i Amarylis j u ż była gotowa
do pracy. Trent ujrzał swój pryzmat na płaszczyźnie
psychicznej.
- Niezła jesteś - szepnął Trent. - Nawet bardzo dobra.
W pryzmacie zaczął pulsować jego talent.
Umilkła muzyka i gwar. Ku swemu ogromnemu zdzi­
wieniu Amarylis poczuła, że fala gorąca zalewa dolne
partie jej ciała. Cały wieczór skutecznie ukrywała swój
stan przed Lucasem, ale podczas więzi przestała nad sobą
panować. Trent ścisnął mocniej jej rękę.
- Nie wyczuwam Yorka - szepnął. - To oszust.
- Wiedziałam. - Amarylis natychmiast przerwała więź.
Pryzmat zniknął Trentowi z pola widzenia.
W ciemnej sali rozległ się nagle kobiecy pisk. Jakiś
mężczyzna stłumił westchnienie. Para siedząca przy sąsied-
nim stoliku zaczęła się namiętnie całować.
- Chcesz wyjść? - spytał łagodnie Lucas.

120
Amarylis

- Bez urazy, ale chyba powinien pan sobie wybrać inną


panienkę. Nie pasujecie do siebie.
- Pozory mylą. - Lucas wcisnął mu do pulchnej dłoni
kilka banknotów. - Możemy teraz wejść? Trochę się nam
spieszy.
Rozdział - Proszę bardzo. Trzecie drzwi po lewej. - Tłuścioch

siódmy podniósł się ciężko z krzesła i wskazał garderobę Vivien


zadziwiająco wdzięcznym ruchem potężnego łapska.
Amarylis obrzuć iła bramkarza karcącym spojrzeniem.
- Powinien się pan wstydzić
- Wiem, wiem odpali grubas z promiennym uśmie­
chem.
Lucas ujął dziewczynę pod ramię.
- Idziemy.
Korytarz za kulisami był wąski i ciasny. Lucas omal nie
rozbił sobie głowy o sufit. Nawet tu docierało do nich
dudnienie ze sceny. Ściany drżały.
Chwileczkę. - Gdy tylko Lucas wyciągnął Na trzecich drzwiach po lewej widniała fioletowa gwiazda.
portfel, Amarylis powstrzymala go stanowczym - To pewnie tu - mruknął Lucas i zapukał.
gestem ręki. - Co ty wyprawiasz? - Otwarte! - Donośny kobiecy głos przekrzyczał bez
Lucas zerknął na postawnego mężczyznę, trudności hałaśliwą muzykę.
który blokował wejście na scenę i patrzył na Trent dostrzegł kątem oka, że Amarylis zaciska palce na
niego wyczekująco. Strażnik wyglądał tak, jak­ pasku torebki. Dziewczyna miała trochę przerażone oczy,
by cierpiał na nadwagę i stanowił barierę nie do ale nie straciła panowania nad sobą. Z pewnością płynie
przejścia. w niej krew pierwszych osadników - pomyślał Trent
- Jak to co? Chcę przekupić tego faceta, żeby i wszedł do garderoby urządzonej w każdym szczególe na
nas wpuścił do Vivien. Wydawało mi się, że fioletowo.
chcesz z nią porozmawiać. Vivien - ubrana w fioletowy szlafrok - siedziała przed
- Nie powinniśmy dawać mu pieniędzy za to, lustrem i ścierała z twarzy fioletowy podkład. Bez makijażu
żeby pozwolił nam wejść. Tak nie można. wyglądała o wiele mniej egzotycznie niż na scenie. O tym,
Zwalisty bramkarz popatrzył na Amarylis że Vivien uczyła się życia na ulicy, świadczyły charak­
z uprzejmym pobłażaniem. terystyczne zmarszczki wokół oczu i ust.
- Pewnie jest pani nowa w t y m mieście. - Przykro mi, ale na prywatne pokazy trzeba się u mnie
- Wcale nie - odparła, podchodząc do niego zapisywać - powiedziała z ciepłym, niemal przepraszającym
bliżej. - Ale nawet gdyby miał pan rację i tak uśmiechem. - Nie byliśmy umówieni.
bym uważała, że przekupstwo jest nieetyczne - Postaram się to zapamiętać - mruknął Lucas.
Grubas spojrzał na Lucasa. Amarylis wysunęła się naprzód.

122 123
Jąyne Castle Amarylis

- Dzień dobry. Nazywam się Amarylis Lark. Amarylis popatrzyła niepewnie na Lucasa.
Vivien popatrzyła przychylnie na dziewczynę. - Rozumiem.
- Jesteś nowa? Masz niezły pseudonim. Ale jeśli szukasz - Dlaczego on cię tak interesuje? Przecież umarł.
pracy, musisz próbować gdzie indziej. Ja, York i Yolanda - Ktoś mi zasugerował, że mogę się czegoś o nim od
podpisaliśmy tu kontrakt na dłużej. ciebie dowiedzieć.
- Pracy? - Amarylis zamrugała oczami i nagle doznała - Na przykład czego?
olśnienia. - Ach, rozumiem! Nie, ja nie szukam pracy. - Powiedziano mi, że prawdy. - Amarylis wzruszyła
Chciałabym tylko zadać parę pytań. ramionami. - Na przykład czegoś o jego śmierci.
- Pytań? - Vivien spojrzała na nich ostro. - Jesteście - O śmierci Jonnyego? - Na twarzy Vivien błysnęło
glinami? przerażenie. - Nie wiem nic na ten temat. I nie pozwolę się
- Oczywiście, że nie - powiedziała szybko Amarylis. wrobić. Wynoście się stad natychmiast, bo zawołam Titusa.
- Przyszliśmy w sprawie osobistej. Lucas od razu się domyślił, że tak ma zapewne na imię
- Osobistej. Rozumiem. - Vivien zaczęła smarować twarz cerber strzegący kulis
kremem. - To was będzie co nieco kosztówać. - Spokojnie. Wiem że to był wypadek.
Lucas ponownie sięgnął po portfel. Ignorując krytyczne Vivien spoglądała niespokojnie to na Lucasa, to na
spojrzenie Amarylis, wręczył striptizerce kilka banknotów. Amarylis
Vivien schowała pieniądze w kieszeni szlafroka. - Tak pisali w gazetach. Spadł ze skały, czy coś w tym
- Pytaj, kochanie. rodzaju.
- Chciałabym wiedzieć, czy znałaś profesora Landretha - Właśnie - Lucas rzucił Amarylis ostrzegawcze spoj­
- powiedziała wolno Amarylis, krzyżując ramiona na rzenie.
piersiach. Dziewczyna zagryzła wargi.
- Oczywiście, że znałam Jonny'ego. - Vivien wmasowała - Kiedy go widziałaś po raz ostatni? spytała.
w policzki następną porcję kremu. - Zabawny facio. Zawsze - W dzień przed wypadkiem, jak zwykle przyszedł do
zachowywał się tak, jakby miał na sobie za mały pod mnie na prywatny pokaz.
koluszek, ale tak w ogóle był w porządku. Mogłam na - Nie obraź się, ale trudno mi uwierzyć, że profesor
niego liczyć. Nigdy nie odwoływał spotkań. Landreth był twoim stałym klientem - powiedziała Ama­
Amarylis odchrząknęła dyskretnie i przełknęła ślinę. rylis.
- Nazywałaś go Jonny? - Ale to prawda. Przychodził do mnie raz w tygodniu.
- No jasne. Przecież tak miał na imię. Przykro nu I nigdy się nie spóźniał.
z powodu tego wypadku. Jonny trochę zadzierał nosa, ale - Rozumiem. A może Jonny, to znaczy profesor Landreth.
bardzo go lubiłam. I płacił mi zawsze z góry. wydawał ci się wtedy zmartwiony lub zdenerwowany?
Amarylis wytrzeszczyła oczy z przerażenia. - O co ci chodzi? - spytała podejrzliwie Vivien.
- Za co ci płacił? - Nie jestem pewna - przyznała szczerze Amarylis.
- Tańczyłam dla niego. Oczywiście prywatnie. Jonny - Chciałabym pewnie wiedzieć, czy jakoś inaczej się wtedy
nie siadał nigdy na widowni. Chyba się wstydził. A poza zachowywał. Myślałam, że pewnie błądził gdzieś myślami,
tym twierdził, że nie potrzebna mu Yolanda ani York, żeby może nie mógł się skupić...
mógł się podniecić. W oczach striptizerki pojawił się chytry błysk.

124 125
Jayne Castle Amarylis

- Jesteś z towarzystwa ubezpieczeniowego, tak? O to - Już wychodzę, Viv.


chodzi? Nie chcecie wypłacić odszkodowania. Na mnie nie - Przepraszam cię, kochanie. Nie wiedziałam, że tu jesteś.
- Vivien zatrzasnęła za sobą drzwi i wydała głębokie
liczcie.
westchnienie. - Mamy wspólny kibel. Właściciel tej budy
- Nie pracuję dla żadnego towarzystwa ubezpieczenio­
to taki dusigrosz, że nie może nawet zapewnić artystkom
wego - powiedziała pospiesznie Amarylis. - Próbuję tylko
osobnych łazienek. Kiedyś zrezygnuję z tej posady. Są
coś wyjaśnić, bo bardzo się z nim przyjaźniłam.
lepsze kluby.
- Akurat. - Vivien sięgnęła po szczotkę.
- Pisałam u niego pracę magisterską.
- Rzeczywiście był wtedy trochę spięty - powiedziała
Vivien nieco łagodniej. - Ale on nigdy nie potrafił się N i e wierzę - powiedziała Amarylis.
wyluzować. Właściwie to stale się czymś zamartwiał. - Dziwisz się, że Vivien i Yolanda muszą korzystać z tej
- A wiesz może czym? - spytała Amarylis. samej toalety? - Lucas wziął Amarylis za rękę. - Striptizerka
Vivien popatrzyła wyczekująco na Lucasa, który ze synergistyczna to ciężki kawałek chleba, kochanie.
stoickim spokojem wyciągnął natychmiast z kieszeni portfel - Nie bądź śmieszny. Nie mogę uwierzyć, że profesor był
i wręczył striptizerce zwitek banknotów. Vivien uśmiech­ stałym klientem Vivicn.
nęła się promiennie i przeniosła wzrok na Amarylis. - Znam ludzi o większych skłonnościach do perwersji.
- Przez kilka tygodni opowiadał mi bez przerwy, że Profesor z pewnością należał do całkowicie nieszkodliwego
eksperci nie wiedzą jeszcze wszystkiego o talentach para- gatunku.
psychicznych. Mówił, że niektóre mogą być niebezpieczne - Ale to mi do niego zupełnie nie pasuje. Znałam go tyle
- Niebezpieczne? - powtórzyła Amarylis. lat, a on nigdy nie wykazywał skłonności... rozumiesz,
Vivien usunęła z twarzy kolejną warstwę podkładu. o co mi chodzi...
- Musicie zrozumieć, że Jonny bez przerwy nawijał - Widocznie jednak ktoś wiedział znacznie więcej o tym
o tych swoich badaniach. Chciałam, żeby się odprężył, ale świętoszku. - Lucas prowadził Amarylis w kierunku auta.
jemu tylko jedno było w głowie. - O kim mówisz? - Zmarszczyła brwi. Już wiem. Masz
- Czy wymieniał jakieś nazwiska? - spytała ostrożnie na myśli osobę, która do mnie dzwonita.
- Tak.
Amarylis.
Oddalili się od placu. Lucas ścisnął mocniej ramię Ama­
- Nie. - Vivien rzuciła płatki kosmetyczne na toaletkę
rylis, wsłuchując się uważnie w odgłos jej kroków na
- Przecież bym pamiętała. To nie moja sprawa. Prze-
kamiennym chodniku. Wpatrywał się jednocześnie uważ­
praszam, ale muszę iść do łazienki.
nie w mijane klatki schodowe i ciemne wloty do za­
Vivien wstała leniwie ze stołka obitego fioletowym
kazanych zaułków.
materiałem. Zamiatając szlafrokiem wyleniały dywan,
- Vivien nie bardzo nam pomogła, prawda? - spytała po
powlokła się do małego pomieszczenia na tyłach pokoju
chwili Amarylis.
i otworzyła wąskie drzwiczki.
- Nie miała ci nic do powiedzenia, bo zachowanie profe­
Lucas szybko odwrócił wzrok, ale przedtem zdążył jeszcze
sora na dzień przed śmiercią nie odbiegało od normy
zauważyć, że w malutkiej łazience siedzi Yolanda.
- odparł Lucas. - Vivien twierdziła, że on zawsze był spięty.
Srebrnowłosa tancerka nawet nie oderwała wzroku od
- Tak, ale dodała, że bardzo się czymś martwił.
pisma, które trzymała w rękach.
126 127
Jayne Castle Amarylis

- Bo to artystka. Chciała ci dostarczyć wrażeń, bo za nie zręcznie i szybko, w sposób charakterystyczny dla ulicz­
zapłaciłaś. nego zabijaki. Za nim skradał się drugi, niższy bandyta.
- Ty zapłaciłeś - mruknęła Amarylis. - Nadal nie popie­ Obaj byli ubrani według wyspiarskiej mody. Pierwszy
ram przekupstwa. z nich miał na sobie komplet ze sklepu, a drugi oryginalny
- Nie wiem, jakim cudem udało ci się do czegokolwiek kombinezon z Wysp Zachodnich.
dojść. Brak ci pragmatyzmu. A przyszłość należy do Trent zauważył, że w ich dłoniach błyskają noże.
oportunistów. Popatrzył im prosto w oczy,
- Nonsens. Wcale w to nie wierzysz, - Niezłe ciuchy - powiedział grzecznie.
- Gdybym nie przekupił bramkarza, do tej pory nie - Prawda? - Wyższy zrobił krok w stronę Lucasa. - Ja
weszlibyśmy za kulisy - powiedział Lucas. - Ale skoro i Tancerz wiemy, co się teraz nosi.
m a m y zupełnie inna filozofię życiową, przejdźmy nad t y m - Jasne, Rand. Tancerz wyszczerzył zęby w o k r u t n y m
do porządku dziennego. uśmiechu.
- I co dalej? - W czym w a m możemy pomóc? - spytał Lucas.
- Ten interesujący wieczór już się na szczęście skończył. - Pewnie by się coś takiego znalazło. - Rand zbliżył się
Pomyśl logicznie. Skoro policja umorzyła sprawę, to zna­ do Trenta, nie wypuszczając noża z ręki. - Zaczniemy od
czy, że w o k o l i c z n o ś c i a c h śmierci Landretha nie było nic twojego portfela, chłoptasiu.
podejrzanego. - A potem obrócimy tę damulkę. - Tancerz oblizał usta.
- Rozmowa z Vivien nasunęła mi pewien pomysł. - Już dawno nie leżałem między takimi ładnymi nogami.
- Amarylis mówiła takim tonem, jakby w ogóle go nie - Jesteście obrzydliwi powiedziała głośno Amarylis.
słuchała. - Może należałoby porozmawiać jeszcze z kimś, - Cicho bądź - nakazał Lucas, nie spuszczając oczu
kto widział profesora na krótko przed wypadkiem. z napastników.
- Co cię opętało? Szukanie odpowiedzi na pytania to Tancerz splunął na chodnik.
jedno, ale obsesja to całkiem co innego. - W mrocznym - Lubię, jak się rzucają. Tak jest o wiele przyjemniej.
zaułku mignęły nagle jakieś cienie. - Cholera! Diabli nadali! - Hańbicie te ubrania, które macie na sobie - poinfor­
- zaklął Trent. mowała bandytów Amarylis.
- Co ty robisz? - Że jak? - Tancerz zmarszczył groźnie brwi.
Nie odpowiedział, tylko odepchnął ją mocno do tyłu, - Nosicie stroje z wysp, a żaden z was tam nigdy nie był.
a sam zatrzymał się jak wryty. W dżungli nie przetrwalibyście nawet pięciu minut. Nie
- O Boże! - szepnęła cichutko Amarylis, uderzając bokiem macie wystarczającej siły przebicia.
w śmietnik. Rand zerknął na Lucasa.
Jakieś małe zwierzę spożywające kolację złożoną z resztek - Każ się jej zamknąć.
wrzuconych do pojemnika uciekło jak zmyte. - Łatwo powiedzieć - odparł Trent, wzruszając bezradnie
- Lucas? ramionami.
Trent usłyszał, j a k Amarylis nabiera głęboko powietrza. - Jesteście oszustami - stwierdziła stanowczo Amarylis.
- Nie ruszaj się. Słyszysz? - Dwaj ulicznicy strugają nieustraszonych wyspiarzy.
- Dobrze - odparła bardzo cicho. - Zrób z nią coś natychmiast - zażądał Tancerz, który
Z zaułka wyłonił się pierwszy mężczyzna. Poruszał się wyraźnie stracił panowanie nad sobą. - Zatkaj jej gębę.

128 129
Jiiytw Castle Amarylis

- Przykro mi - odparł krótko Lucas. - Mam inne rzeczy Bandyta był nie tylko mistrzem Tańca Noży. Potrafił
do roboty. również walczyć wręcz. Rand bez wątpienia pracował dla
Zdał sobie sprawę, że wyłoniła się przed nim ostatnia niego jako pryzmat.
szansa. Skupił całą swoją energię na wytworzeniu iluzji. - Dobry Boże! - Amarylis dopiero w tej chwili zro­
Bez pryzmatu mógł jedynie wygenerować nietrwałą zumiała, że zaatakował ich tandem talent-pryzmat.
ulotną wizję. Niemniej jednak przy odrobinie szczęścia tyle - Uciekaj! - krzyknął Lucas, nie spuszczając wzroku
właśnie mu było trzeba, by choć na chwilę wprawić z Tancerza. - Zwiewaj stąd i to już! Biegnij w kierunku
bandytów w osłupienie. placu.
Jak zwykle przed użyciem swej siły poczuł znajomy Sztuka walki z mistrzem Tańca Noży polegała na tym,
powiew wiatru. by nie zwracać uwagi na ostrze. Specyficzne ruchy noża
- Co jest, u diabła? - Rand odwrócił się gwałtownie miały bowiem na celu zastraszenie i zahipnotyzowanie
w stronę policjanta, który wynurzył się właśnie z ciemności przeciwnika.
nieopodal bramy. - Skąd on się tu wziął? Lucas cofnął się o parę kroków, wbijając spojrzenie
Policjant zniknął im nagle z pola widzenia, a w tej samej w stopy tancerza, tak by uniknąć widoku noża. Sięgnął
chwili Lucas z całej siły kopnął Randa w rękę i wytrącił ręką za siebie i n a t r a f i ł na metalową pokrywę śmietnika.
z niej nóż. Chrupnęły kości. Zatoczył nią szeroki łuk w chwili, gdy Tancerz ruszył do
Rand chwycił się za nadgarstek i popatrzył z wściekłością ataku, śmiercionośne ostrze zgrzytnęło przenikliwie na
na Lucasa. prowizorycznej tarczy
- Załatw go, Tancerz. Załatw drania na amen. I pospiesz Tancerz syknął i usiłował odskoczyć, ale Lucas nie
się. Forsa stygnie. pozwolił mu odzyskać równowagi. Pochylił się szybko
Ale Tancerz nie potrzebował zachęty. Swym charak­ i zamierzył na niego pokrywą, która jednocześnie chroniła
terystycznym krabim krokiem pełzł właśnie w kierunku go przed nożem.
Lucasa, wywijając nożem. Trent natychmiast rozpoznał - Ty bydlaku. Zabiję cię! - Metalowa pokrywa uderzyła
ten styl walki. Jak również i talent. go w ramię akurat w chwili, gdy usiłował ją wyminąć.
- Pomyliłaś się, Amarylis - powiedział cicho. - Tancerz Tancerz stracił równowagę, a wtedy Lucas chwycił go za
spędził jednak trochę czasu na wyspie. Był tam wystar­ ramię.
czająco długo, żeby się nauczyć Tańca Noży. Prawda? Rozległ się głośny trzask Nóż upadł na chodnik, Lucas
- Jak cholera. Byłem tam trzy lata temu. - Tancerzowi zadał bandycie potężny cios w szczękę.
błysnęły oczy. - Prawie się nam udało zająć wyspy. Gdyby - Lucas! - k r z y k n ę ł a Amarylis. Za tobą!
nie ty i twoi kolesie już dawno byśmy kierowali t y m Słysząc za sobą wściekły okrzyk, Lucas odwrócił się na
interesem. pięcie. Z tyłu nacierał na niego Rand. Jego wykrzywiona
- On ciebie zna - szepnęła Amarylis. gniewem twarz przypominała groteskową maskę. W ręku
- Przestań gadać i wypruj mu flaki - wrzasnął Rand. trzymał drugi nóż. Widocznie wyciągnął go z buta - pomyś­
- Nie dostaniemy ani grosza, jak go nie załatwisz. lał Trent.
- Z przyjemnością. Więź. - Tancerz rzucił się na Lucasa. Natychmiast spiął się do skoku, lecz w tej samej chwili
Nóż błyszczał dziwnym hipnotyzującym światłem. Amarylis postąpiła krok naprzód. W ręku trzymała wyjęte
Lucas uznał Tancerza za talent klasy piątej lub szóstej. ze śmietnika drewniane pudło.

130 131
Amarylis
Jayne Castle
- Idą! - Krzyknął jeden z mężczyzn. Cholera! Uciekają!
Zaczekała, by szarżujący wściekle na Lucasa Rand znalazł
Za nimi!
się dokładnie na jej wysokości i rąbnęła go pudłem po
Gnali na złamanie karku wzdłuż rzędu obskurnych
głowie. budynków. Amarylis dyszała ciężko, ale nie zwalniała
Rand runął jak długi na ziemię, uderzając twarzą o chod­ kroku. Widocznie trenowała biegi na wytrzymałość - po­
nik. Drgnął konwulsyjnie, ale nie próbował się podnieść myślał Lucas. Typową miejską damulkę musiałby j u ż wlec
Lucas zerknął na Randa, świadom, że w żyłach nadal za sobą po chodniku.
płynie mu adrenalina. Pamiętał to doznanie zdecydowanie Wypatrzył mroczną, wąską uliczkę i zawahał się przez
za dobrze. chwilę. Gdy jednak usłyszał za sobą tupot i głośne sapanie,
- Dobrana z nas para - powiedział, patrząc z uśmiechem zrozumiał, że ma bardzo ograniczone możliwości działania. Nie
na Amarylis. na darmo wybrano go jednak na prezesa ogromnej korporacji.
Ale ona nie zwracała na niego uwagi. Patrzyła w jakiś Potrafił podejmować właściwie decyzje. Skręcił w zaułek.
punkt tuż ponad jego ramieniem. Niestety, zorientował się natychmiast, że utknęli w ślepej
- Lucasie... uliczce. Ale było już za późno. Prześladowcy deptali im po
I wtedy ich usłyszał. Odwrócił się i spojrzał na trzy piętach.
postacie wyłaniające się ostrożnie z ciemnej klatki schodo Z drugiej strony Jackson uważał, że Trent nie nadaje się
wej. Odgłosy bijatyki przyciągnęły amatorów łatwego na kierownicze stanowisko. Widać się nie mylił.
zysku równie szybko jak zapach krwi rannego zwierzęcia - Jesteśmy w pułapce - szepnęła Amarylis.
wabi hieny i szakale. Lucas przycisnął ją do najbliższego m u r u .
Lucas chwycił Amarylis za rękę. - Mam nadzieję, Ze rzeczywiście jesteś tak dobra, jak
- Pora na nas. sądzisz.
- Nie będę polemizować. - O czym ty mówisz
Do auta było im bliżej niż do jasno oświetlonego plac u - Więź. Lucas chwycił ją za rękę. Potrzebował ogromnej
więc pobiegli w tamtą stronę. siły.
Gdy tak pędzili przez ulicę, Trent znów zerknął za siebie. - Na co ci to? Nienawidzę odzierać ludzi ze złudzeń, ale
Nowo przybyli najwyraźniej nie byli pewni, co mają robić twoja specjalność nie na wiele się tu przyda.
Lucas miał jednak nadzieję, że zdecydują się raczej prze­ - Nie ruszaj się, nic nie mów, nawet nie oddychaj, jeśli
szukać kieszenie Randa i Tancerza niż gonić za nim do potrafisz. Daj mi tylko czysty pryzmat, żebym mógł
samochodu. ogniskować.
Bardzo się jednak pomylił, gdyż będąc już w niewielkiej Amarylis nie wahała się ani chwili. W parę sekund
odległości od auta zauważył, że szakale opierają się o zde­ później na płaszczyźnie psychicznej Lucasa u t w o r z y ł się
krystalicznie przejrzysty pryzmat.
rzak Icera.
Wysyłając weń czystą energię patrzył, jak jego talent
- Jasna cholera! - To wyglądało na spisek. Taktyka
zaczyna się rozszczepiać w kolorową wiązkę. Wybrał
działania bandytów przypominała mu do złudzenia metody
najciemniejszą barwę.
walki stosowane przez piratów. Lucas zaczął się zastana
A potem zaczął budować wysoki, ceglany m u r tuż przy
wiać, ilu złoczyńców uciekło z wysp przed ostatecznym
samym wlocie do zaułka.
rozgromieniem ich oddziałów.
- Tędy - pociągnął Amarylis na tyły budynku. 133
132
Jayne Castle Amarylis

Usłyszał, jak Amarylis wstrzymuje powietrze. Wiedział - Tu jest wszystko pozamykane - powiedział ktoś po
że dziewczyna jest zupełnie zszokowana, ale nie miało to drugiej stronie wizji. - I drzwi, i okna. A oni nie mieli przecież
żadnego wpływu na jej zdolność koncentracji. czasu, żeby wyważać zamki albo tłuc szyby. Gdzie oni są?
Ściana wyłoniła się nagle z mroków nocy. Pasowała do - Chyba uciekli - powiedział ze wstrętem jakiś głos.
budynków po obu stronach ulicy. - Mówiłem ci, że nie powinniśmy pracować z t y m nożow­
Lucas musiał się zdecydować, czy ma działać szybko, czy nikiem Tancerzem i jego kumplem. Ten gość bardzo się
też ostrożnie. Istniało niebezpieczeństwo, że nadmiernie zmienił od czasu inwazji na wyspy.
wykorzystując swój talent, może pozbawić Amarylis zdol­ - Ale nie mieliśmy wyboru. Nie było czasu, żeby zatrud­
ności ogniskowania. Dziewczyna dysponowała wprawdzie nić jakiś wiarygodny talent. Klient jest wkurzony. Zdaje
pełnym widmem, ale on nie mieścił się w skali. się, że Trent wyrzucił go z miasta. Chciał więc załatwić
I tak już zmuszał ją do ogromnego wysiłku. Ale Amarylis Lodziarza za pierwszym podejściem i tyle.
nawet na chwilę się nie ugięła. Lucas przesłał jej jeszcze - Myślę, że ten facio nic może się tu na razie pokazywać.
trochę talentu. Wiedział, że wykracza poza dziesiątkę Tancerz i Rand spieprzyli robotę. Wiejmy, zanim ktoś
Pryzmat ogniskował spokojnie dalej. wezwie policję.
Lucas skorzystał z okazji i zwiększył energię. Złudzenie Lucas wsłuchiwał się długo w milknący odgłos kroków.
ceglanego m u r u stało się trwalsze. Ściana zagradzała wlot Zatrzymał jednak złudzenie muru, dopóki się nie upewnił,
do zaułka. Lucas nie widział, co się dzieje poza murem, co że mężczyźni zniknęli na dobre. Dopiero gdy został sam na
znaczyło z kolei, że napastnicy stracili z oczu ulicę sam z Amarylis, zdecydował się oddać dopływ energii od
Problem polegał jednak na tym, że m u r nie był material pryzmatu.
ny. Gdyby ktoś się o niego oparł, przeleciałby na drugą Ściana zniknęła Na jej miejscu znów pojawił się chodnik
stronę i stanął oko w oko z Lucasem i Amarylis. Trent i ulica.
poczuł strużki potu na plecach. W każdej chwili mógł Słyszał, jak Amarylis wypuszcza powietrze. Dziewczyna
wypalić pryzmat, a gdyby tak się stało, sprawy przybrały milczała. Ogromna radość, jakiej doznał zaledwie przed
by z pewnością fatalny obrót. Nawet w tej strasznej chwili chwilą, ulotniła się wraz z murem. Trzeba było wrócić do
Trent czerpał ogromną radość z wykorzystywania swego niemiłej rzeczywistości.
talentu. Zaczął się wręcz rozkoszować t y m niezwykle Ona wie - pomyślał Lucas i poczuł chłód w okolicy serca.
intensywnym i wielce przyjemnym doznaniem. Nikt poza Dorą nie znał dotąd całej prawdy o jego zdolnoś­
Z drugiej strony iluzorycznego m u r u zadudniły kroki ciach.
- Gdzie oni poszli, do cholery? - wycharczał mężczyzna Wampir psychiczny.
- Schowali się na jakiejś klatce albo co? - Idziemy - powiedział zmęczonym głosem. - Musimy
- Muszą tu gdzieś być. Widziałem, jak skręcali. poszukać policjanta. Tym razem prawdziwego.
Lucas zrozumiał, że niektóre cegły w górnej części muru
są częściowo przezroczyste. Amarylis ścisnęła go uspokaja
jąco za rękę, by dać mu do zrozumienia, że nic się jej nie Tancerz i Rand nadal leżeli w miejscu, gdzie zostawił ich
stanie. Na przyjęciu w m u z e u m również go w ten sposób Lucas. Mieli puste kieszenie i ponure miny. Oskarżali
pocieszała. Lucas przepuścił więc jeszcze trochę talentu o wszystko swoich kumpli, którzy czekali na Trenta przy
przez pryzmat, by umocnić górną warstwę cegieł. samochodzie

134 135
Jayne Castle Amarylis

- Tamtych też znajdziemy - zapewnił Lucasa jeden - Nie zgadzałem się na badania, dopóki się nie prze­
z policjantów. - Wiemy, gdzie ich szukać. Nie domyśl.i się konałem, że potrafię panować nad swoim talentem.
pan przypadkiem, dlaczego pana napadli? - Masz ich więcej. Jesteś nie tylko wykrywaczem, ale
Lucas potarł z namysłem kark. jeszcze iluzjonistą.
- Myślę, że musicie o to spytać niejakiego Beecha. - Tak.
- Naprawdę? - policjant spojrzał domyślnie na Lucasa - To niesłychanie rzadki przypadek. - Mówiła tak obojęt­
- Pewnie musiał go pan nieźle wkurzyć. n y m tonem, jakby wygłaszała wykład.
- Czasem rzeczywiście działam w ten sposób na ludzi. - Wiem, że przeżyłaś szok.
- Owszem.
- Zdaję sobie również sprawę z tego, że pryzmaty na
P o d c z a s jazdy do domu Amarylis milczała jak zaklęta ogół unikają współprac z talentami, które mogą je wypa­
Trent nie wiedział, czy jest zła, zszokowana, czy przerażo lić. I słyszałem oczywiście te wszystkie opowieści o talen­
na. Czuł, jak przenika go chłód. tach wykraczających poza skalę. Ale ogniskowałaś dla
mnie dziś po południu, a przecież nic ci się nie stało. Nie
To był koniec. Wiedział zresztą od początku, że ten
przejąłem kontroli nad twoim umysłem.
związek nie ma racji bytu.
Gdy patrzył, jak Amarylis podchodzi do drzwi, Ogarnęła - Nie, rzeczywiście niczego takiego nie zrobiłeś.
go desperacja. Usiłował sobie jednak wmówić, że opłakiwa - Co świadczy jedynie o tym, ze te legendy są śmiechu
nie tej straty jest zupełnie bezsensowne. I tak nie mieli przed warte. To tylko koszmarne opowiastki. A ludzie czasem
sobą przyszłości. Mógł co najwyżej liczyć na krótki romans. lubią się bać na niby.
A nawet i taka perspektywa wydawała mu się równie - Naprawdę?
iluzoryczna jak mur, który zbudował tego wieczoru. -Oczywiście. - Lucas nie rozumiał, dlaczego walczy
- Przykro mi. - Stał na schodach i pocierał bezradnie z czymś nieuchronnym. Tracił tylko czas. - Poza tym taka
kark. - Powinienem był ci powiedzieć. Ale jak do tej pory sytuacja j u ż się nigdy nie powtórzy. Nie chcę, żeby to n a m
prawdę o moim talencie znał jedynie Icy Claxby i moja popsuło stosunki.
żona Dora. Rozważała przezchwilę jego słowa.
- Kto to jest Icy Claxby? - Zawsze wiedziałam, że jestem silnym pryzmatem...
- stwierdziła, patrząc mu głęboko w oczy.
Przestał pocierać szyję. Wiedział, że napięcie i tak nie
- Co nam obojgu wyszło na dobre - mruknął Lucas.
ustąpi. Chwycił ręką za klamkę.
- ...ale nie wybrykiem natury - dokończyła poważnie.
- Wychowywał mnie po śmierci moich rodziców. Byl
Zmarszczył brwi.
niewyszkolonym pryzmatem. Rozpoznał moje umiejętno
- O czym ty mówisz? Jakim znowu wybrykiem?
ści. Ostrzegł mnie również, żebym nikomu się do nich nie
- Nie rozumiesz? Przecież działałeś poza skalą. Przyjmij­
przyznawał. Mówił, że będą mnie nazywać wampirem
my umownie, że na poziomie jedenastki albo dwunastki.
- Wampirem psychicznym.
A ja to w y t r z y m a ł a m .
Przymknął oczy i pokonał ból.
- Zgadza się. - Wiem, co czułaś, ale...
- Ale przecież poddałeś się testom i zostałeś sklasyfiko - Naprawdę nie rozumiesz, o co mi chodzi? Skoro ognis­
w a n y jako dziewiątka. kowałam dla wampira psychicznego, to co z tego wynika?

136 137
Jayne Castle

- Co powiedziałaś? - Powoli zaczynał do niego docierać


sens jej słów.
- Dysponuję taką samą siłą jak ty - powiedziała bardzo
cicho. - Ujmując rzecz bardziej technicznie, moc pozostaje
mocą niezależnie od tego, kto ją posiada.
Jeszcze pamiętał tę niezwykłą radość, jaką odczuwał Rozdział
podczas więzi z Amarylis.
- Nie zastanawiałem się nad tym w tych kategoriach. ósmy
Amarylis zeszła z powrotem na najwyższy stopień scho
dów, wspięła się na palce i objęła Lucasa za szyję.
- Zdaje się, że łączy nas znacznie więcej, niż sądziliśmy
- powiedziała, muskając delikatnie wargami jego usta.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że nie ja jedna posiadam
energię, której nawet nie można zmierzyć.
Lucas pomyślał, że chyba znalazł się nagle w samym
środku stworzonej przez siebie iluzji. W chwilę później
doszedł jednak do wniosku, że nic ma sensu się zastanawiać
nad charakterem tego związku. Był człowiekiem z natury U s ł y s z a w s z y stukot zamykanych drzwi,
pragmatycznym, a nie filozofem. zrozumiała, że to Lucas je zamknął. Trent
Przycisnął Amarylis do piersi, uniósł ją do góry i prze nie trudził się nawet, żeby zapalić lampę, tylko
kroczył próg. od razu zaniósł Amarylis do salonu skąpanego
w poświacie bliźniaczych księżyców.
Natarczywość Lucasa zaparła jej dech w pier­
siach. Trent wcale się nie starał ukryć pożądania,
które okazało się równie potężne jak jego talent.
Amarylis czuła, że przepływająca przez nią fala
namiętności obmywa ją całkowicie z resztek
napięcia i strachu, jaki towarzyszył jej od chwili
spotkania z bandytami.
Otulona żarem bijącym od Lucasa odrzuciła
na bok wszystkie pytania i resztki zdrowego
rozsądku, co było do niej zupełnie niepodobne.
Przyszłość mogła zaczekać. Liczyła się tylko ta
chwila i to, co się zaraz stanie. Przecież tak
długo czekała na mężczyznę swych marzeń.
- Lucasie... - Objęła go jeszcze mocniej.
- Jestem tutaj - szepnął. - Nie mógłbym stąd

139
Jayne Castle Amarylis

wyjść nawet za cale złoża galaretowatego lodu na Wyspach - Wszystko w porządku? - Podniósł głowę i poszukał
Zachodnich. wzrokiem jej twarzy.
Pchnął ją delikatnie na kanapę, a sam położył się na niej - Oczywiście, że tak. - Wbiła mu palce we włosy i do­
i pocałował namiętnie w usta. Dysząc ciężko, wyjmował tknęła ustami jego warg.
szpilki z jej koka. Roześmiał się ochryple i jęknął. Amarylis usłyszała trzask
- Twoje włosy pachną jak kwiaty, które widziałem rozrywanego materiału i zdała sobie sprawę, że właśnie
w dżungli - powiedział. pękły jej majteczki.
Drżącymi palcami zaczął rozpinać jej bluzkę, a potem - Cholera - mruknął Lucas. - Przecież nie chciałem.
przerwał na chwilę pocałunek, by spojrzeć na piersi dziew - Nie martw się. Kupuję je tuzinami na wyprzedaży.
czyny. - Uniosła kolano i oparła je o udo Lucasa.
- Jesteś piękna. - Delikatnie dotknął sterczącej sutki, - Następny zapas ja ci kupię - szepnął, zanurzając twarz
a potem wessał ją głęboko do ust. w zagłębieniu jej szyi.
Ogarnięta nową falą namiętności przytuliła się do Lucasa Odpiął pasek, zdjął spodnie i położył się między nogami
i wyczuła twardy, ogromny dowód jego żądzy. Po krótkiej Amarylis. Gdy zaczął ją pieścić, zadrżała. Czuła, że jest
walce z guzikami rozpięła mu wreszcie koszulę i nieśmiało mokra, i była bardzo zadowolona, że w sypialni panuje
dotknęła palcami jego piersi. Jęknął. mrok.
Pieściła go coraz śmielej, a gdy musnęła lekko żebra, Spróbował wsunąć się w nią delikatnie. Wtedy po raz
natrafiła na dziwne zgrubienie skóry. pierwszy odczuła niepokój.
- Byłeś ranny? - szepnęła. - Jesteś taka wąska... mała i wąska - szepnął.
- Wypadek. - Zbył ją namiętnym pocałunkiem. - Prag - Wcałe nie. To ty jesteś za duży. - Z uśmiechem
niesz mnie, prawda? Wiem, że tak. dotknęła jego twarzy. -Ale nie musisz się martwić. Nic mi
- Nigdy niczego bardziej nie chciałam - powiedziała nie będzie.
szczerze. Wydał ochrypły, głęboki dźwięk i wbił się w nią tak
I nie kłamała. Ogarnął ją radosny bezwład. Nigdy nie nagle, że niemal się przestraszyła.
marzyła, że może się okazać aż tak silna. A prawdę Zesztywniała, wbijając mu palce w plecy. Ból był silniej­
o sobie odkryła dzięki mężczyźnie, który mógł z nią szy, niż się spodziewała. Zaczerpnęła głęboko powietrza
dzielić tę niezwykłą moc. Ta świadomość była zupełnie i spróbowała się skupić na swoim własnym oddechu.
oszałamiająca. - Amarylis.
Hamulce puściły. Dzika, wolna i owładnięta namiętnością Mimo nieprzyjemnych doznań, miała ochotę się roze­
stanęła nagle u wrót wielkiej tajemnicy. Pytania domagały śmiać. Lucas najwyraźniej przeżył szok.
się odpowiedzi. - Nie martw się. - Ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała
Lucas okrywał pocałunkami jej nagie ramiona i pieścił go namiętnie. - Nic mi...
językiem ucho. Pod każdym jego dotknięciem kryła się - Wiem, wiem. Nic ci nie będzie. - Oddał jej czule
niecierpliwość. pocałunek. - Dlaczego mi nie powiedziałaś?
Podciągnął jej spódnicę aż do talii, przesuwając szorstką - Bo to nieważne.
dłonią po gładkim udzie dziewczyny. - Jasne. - Lucas uniósł biodra w górę, zdecydowany
Krzyknęła z rozkoszy. wycofać się.

140 141
Jayne Castle Amarylis

- Nie - Amarylis objęła go mocno za szyję. - Nie - Trzymaj mnie! - Lucas wszedł w nią jeszcze głębiej.
przestawaj! Chcę tego. Pragnę cię. - Nie puszczaj. - Wycofał się wolno i znów zanurzył się
- Nie tak bardzo jak ja ciebie. Nie sądziłem jednak, że w środku. - Nie. Puszczaj. Mnie.
jesteś dziewicą. - Nigdy. - Przywarła do niego z całą mocą.
- To nie ma znaczenia. Mogę już chyba sama dokonywać Pryzmatem targnęła ogromna siła.
takich wyborów? I to już było zbyt wiele. Napięcie w dolnych częściach jej
- Pewnie. - Oczy zalśniły mu w ciemnościach. - Więź. ciała rozładowało się nagle i bez ostrzeżenia. Amarylis
- Co? - W pierwszej chwili nie zrozumiała. runęła w wirujące odmęty oceanu najróżniejszych doznań.
- Chcę się z tobą połączyć. Tracąc resztki zdolności koncentracji, dziewczyna przerwała
Posłuchała. Była j u ż i tak zbyt zdezorientowana, by więź, ale to już się nic liczyło. Całe jej ciało omywały
zarejestrować to poczucie bezradności, jakie zawsze po bowiem fale rozkoszy.
przedzało więź. Jej umysł zamknął się całkowicie na Lucas wbił się w nią po raz ostatni i zesztywniał. Potem
płaszczyźnie psychicznej. Instynktownie stworzyła pry wydał triumfalny okrzyk i upadł ciężko na jej drżące,
zmat. spocone ciało.
- Pięknie. - Lucas wbił się głęboko w jej ciało w chwili,
gdy przesłał przez pryzmat roziskrzone fale energii.
Nie starał się nawet zogniskować swego talentu. Po Robiłeś to już kiedyś - spytała Amarylis po dłuższej
zwolił, by świetlne fale utworzyły kaskadę spadająca. chwili.
z ogromną szybkością do błyszczącej, wirującej sadzawki. - Nigdy. - Ujął jej twarz w dłonie i popatrzył w oczy.
Nigdy nie sądził, że można zakosztować takiej głębi -Wiedziałem, że sprawiam ci ból Miałem więc nadzieję, że
wrażeń i poczucia intymności. jeśli się skupisz na ogniskowaniu, przestaniesz o t y m myśleć.
Był jej prawdziwym kochankiem. Takim, na jakiego - Bardzo spryt nie
zawsze czekała. - Dzięki. Biorąc pod uwagę fakt, że byłem zupełnie
Talent i pryzmat złączyły się swoją wspólną siłą. rozkojarzony, wpadłem dosyć szybko na niezły pomysł.
Amarylis doznała tak ogromnej rozkoszy, że miała - C o czułeś podczas więzi? Spytała nie spuszczając
ochotę krzyczeć, lecz nie mogła złapać oddechu. Wystrzeliła Z niego wzroku.
w górę wraz z fontanną światła, koloru i energii. A gdzieś - Coś cudownego. Nadal zresztą tak się czuję.
głęboko w jej wnętrzu eksplodowała euforia, podniecenie - To, co się z nami dzieje, nie jest jednak całkiem
i radość. normalne.
Nadal odczuwała lekki ból, lecz zmieszał się on zupełnie - Możliwe, ale nie widzę powodu do zmartwienia.
z fajerwerkiem innych wrażeń. - Lucasie...
- Niewiarygodne - szepnął Lucas i zaczął się rytmicznie Położył palec na jej ustach. Nie chciał, by zaczęła powąt­
poruszać, a jednocześnie dotknął niewielkiego klębuszka, piewać w ich wzajemną fascynację.
w którym splatały się zakończenia jej nerwów - źródła - Oboje wiemy, że talenty wysokiej klasy i pryzmaty nie
kobiecej rozkoszy. czują do siebie pociągu, ale być może, jeśli to się j u ż zdarzy,
Amarylis przestała oddychać. Wzbierało w niej cudowne, część z tych doznań seksualnych przenosi się na więź. Czy
nieznane napięcie. to cię dziwi?

142 143
Jayne Castle Amarylis

- Tak. Następnego ranka obudził go kuszący aromat herba-


- Dajmy sobie spokój z t y m problemem. -kawy. Lucas uniósł leniwie głowę, rozkoszując się faktem,
- Nie prowadzono zbyt intensywnych badań nad talen­ że leży w łóżku Amarylis. Słyszał, że dziewczyna krząta się
tami i pryzmatami czującymi do siebie pociąg seksualny. po kuchni, ale nadal czuł zapach jej ciała. Wciągnął głęboko
- Bo to niesłychanie rzadkie zjawisko. Nie wiem, jak ty, powietrze. Pomyślał, że ta słodka woń wystarczyłaby mu
ale ja nie m a m ochoty na żadne testy. Jeśli natomiast całkowicie do życia.
chcesz prowadzić badania prywatne, możesz na mnie liczyć. Wspomnienia minionej nocy uderzyły w niego z taką
- Przyciągnął ją do siebie i pocałował. mocą jak energia talentu w pryzmat. Znów poczuł przy­
Miała takie delikatne, miękkie usta. Wciąż pachniała pływ pożądania. Odrzucił kołdrę i usiadł na brzegu łóżka.
miłością. Lucas poczuł, jak wzbiera w nim zadowolenie. Zastanawiał się, jak zaplanował nadchodzący dzień. Miał
Kiedy jednak w chwilę później uniosła głowę, patrzyła kilka spotkań, a Amarylis na pewno musiała iść do pracy.
Zostawał jedynie wieczór, a związane z nim nadzieje
na niego stroskanym spojrzeniem.
całkowicie zaprzątały mu umysł
- Co się stało? - spytał Lucas.
- Nic. W drodze do toalety obejrzał sobie dokładnie schludną
Ogarnął go lekki niepokój. Zdawał sobie sprawę, że nie sypialnię Amarylis. Wszystko tutaj było biało-czarne, czyste
wie zbyt wiele o kobietach, ale nie był głupi. Jeśli kobieta i funkcjonalne, podobnie jak cała reszta domu.
twierdzi, że nic się nie stało, nie należy jej wierzyć. Otworzywszy szafę stwierdził, że znalazłoby się tu
Amarylis dość długo czekała na pierwszego kochanka. miejsce na jego ubrania. Zajrzał do komody i uśmiechnął
Być może doznała rozczarowania. Albo miała w y r z u t y się szeroko gdy jego oczom ukazały się równiutkie stosiki
sumienia. porządnie złożonej bielizny.
Nie mógł pozwolić jej odejść. Przecież dopiero co ją Pogwizdując, wszedł do czarno-białej łazienki i zatrzymał
znalazł. Pokonał w sobie lęk przed zagrażającą mu stratą się jak wryty na widok swego lustrzanego odbicia.
i zdecydował się zapytać ją o coś, co nie dawało mu spokoju. Z grymasem niesmaku potarł czarną szczecinę i postanowił,
- Bardzo długo nie decydowałaś się na romans. Dlaczego? że następnym razem na pewno zabierze ze sobą maszynkę
- Wiesz, co mówią o pryzmatach. Jesteśmy wybredne. do golenia. Żaden problem. Może przecież ją trzymać
Dużo później Amarylis wreszcie przyszła do siebie. w skrytce Icera.
- Lucasie? Oparłszy ręce na umywalce zbliżył twarz do lustra.
Wiedział, że nigdy nie był przystojny, ale dopiero tego
- Tak? - Trent nadal leżał obok niej na kanapie i naj­
ranka uświadomił sobie, jak fatalnie wygląda. Zupełnie jak
wyraźniej chciało mu się spać.
wampir psychiczny z powieści. W silnym świetle lampek
- Naprawdę myślisz, że Merrick Beech wynajął tych
rozmieszczonych wokół lustra jego oczy wydawały się
zbirów, żeby cię zabili?
jeszcze bardziej podkrążone.
Ziewnął.
I skąd się wzięły te siwe włosy? Lucas wiedział, że jest
- Mogę się o to założyć.
zaledwie sześć czy siedem lat starszy od Amarylis, a kobiety
- A co zrobimy, jeżeli policja nie odszuka Beecha.
wolą na ogół dojrzałych mężczyzn.
- Znajdą go. Beech jest za głupi, żeby się dobrze ukryć.
- Na pewno? Lecz są też i takie, które z pewnością marzą o młodym
- Jasne. kochanku.

144 145
Jayne Castle Amarylis

Z jakiegoś bliżej nie znanego powodu zaczął się za­ W uszach błyszczały jej dyskretne złote kolczyki w kształcie
stanawiać, co też Amarylis wpisała do ankiety w rubryce; kuleczek.
„wiek kandydata". Oczywiście nie miało to dla niego Na jej widok od razu wrócił mu humor. Amarylis - mimo
większego znaczenia. Małżeństwo i tak nie wchodziło oficjalnego stroju - wyglądała bowiem tak samo promiennie
rachubę. jak słońce wpadające do kuchni przez okno. Znów wprawiła
Popatrzył na ogromną bliznę pod żebrami. W tym go w całkowite oszołomienie Należała do niego, przynaj­
miejscu trafiła go zdradziecka kula pirata. Podrapał bez mniej przez tę jedną krótką chwilę.
myślnie szramę, a potem dostrzegł brzydki ślad na pra­ Odwróciła głowę, a na jej policzki wystąpiły delikatne
w y m ramieniu. Była to pamiątka po spotkaniu z wężo- rumieńce.
-nietoperzem. - Dzień dobry - powiedziała i natychmiast opuściła
Trudno było polemizować z rzeczywistością. Nie prezen­ oczy. - Herba-kawy?
tował się najlepiej. A już szczególnie w t y m ostrym świetle. - Tak - Lucas zrobił krok naprzód, co kosztowało go
Doszedł więc szybko do wniosku, że odtąd będzie się sporo wysiłku.
kochał z Amarylis tylko przy zgaszonej lampie. - Mam też trochę jago-gruszek.
Z drugiej strony, jeśli ta dziewczyna nie bała się talentu - Świetnie. - Lucas usiadł na najbliższym stołku i oparł
wykraczającego poza skalę, istniała również szansa na to, się o ladę. Myślał o planach jakie robił pod prysznicem.
że nie ulęknie się paru blizn. - Co do dzisiejszego wieczoru... - zaczął.
Tak czy inaczej nie miał j u ż dłużej ochoty na siebie - Dziwne, że o tym wspomniałeś. Amarylis nalała mu
patrzeć. Wszedł do kabiny prysznica wyłożonego białymi herba-kawę do kubka. - Właśnie zamierzałam coś za­
kafelkami i zaczął robić plany na wieczór. Kolacja w dobrej proponować.
restauracji rybnej. Na przykład w Founders Grill. Butelka - Naprawdę?
dobrego wina. Najlepiej mocnego, niebieskiego, a nie tego - Tak. Coś mnie rano natchnęło
zielonego cieńkusza. Wybrałby stolik w odosobnionym Ni z tego, ni z owego ogarnąłgo błogi, niewytłumaczalny
kąciku, gdzie mogliby spokojnie porozmawiać o przyszłości. niepokój.
Kiepski pomysł. - O czym mówisz?
Skrzywił się i namydlił obficie tors. Talenty i pryzmaty Amarylis odstawiła dzbanek i popatrzyła na Lucasa
nie miały przed sobą przyszłości. Mogły liczyć jedynie na roziskrzonymi oczyma
krótkotrwałe romanse, a i to dosyć rzadko. - O tym, że możemy się dowiedzieć czegoś więcej o śmier­
Zresztą poza zdolnościami parapsychicznymi nic go ci profesora.
z Amarylis nie łączyło. Nic jednak nie stało na przeszkodzie, Lucas poczuł, że przechodzi go dreszcz.
żeby usiedli sobie w kąciku i porozmawiali o swoich - Chyba j u ż uzgodniliśmy, że damy sobie spokój z tą
sprawach. A potem poszliby do domu. Tym razem do sprawą.
niego. Chciałby się z nią kochać całą noc. Musiałby tylko - Och, nie. - Rozszerzyła niewinnie oczy. - Skąd ten
pamiętać o zgaszeniu światła. pomysł?
Piętnaście minut później wszedł do kuchni. Amarylis - Taką miałem nadzieję. Ale mów dalej. Widocznie coś
układała coś na stole. Już była ubrana w biurową, prostą mi się pomyliło.
garsonkę. Włosy upięła w węzeł na czubku głowy. - Otóż dziś rano przypomniałam sobie o tych pudłach.

146 147
Jaync Castle Amarylis

- Pudłach? - Co ty właściwie sugerujesz?


- Tak. Tam są jego książki, dokumenty, notatki. Irene - Nie wiem - przyznała szczerze. - Ale dręczy mnie coraz
Dudley, jego sekretarka, twierdzi, że spakowała rzeczy więcej wątpliwości. Muszę poprosić Irene Dudley, żeby mi
Landretha zaraz po wypadku, a teraz one czekają, żeby pozwoliła przejrzeć te pudła. Przy odrobinie szczęścia znajdę
ktoś się po nie zgłosił. kalendarz. Chcę się przekonać, co w nim jest. Dziś wieczorem
- I co z tego? zorientuję się w sytuacji i podejmę jakąś sensowną decyzję.
- No, pomyśl. W tych kartonach jest na pewno kalendarz Lucas pochylił się nad kubkiem.
profesora. - Chcesz mi powiedzieć, że zamierzasz poświęcić cały
- Wiem, że nie powinienem o to pytać, ale co ty właś wieczór na to przeklęte śledztwo?
ciwie zamierzasz zrobić z jego kalendarzem? Amarylis miała wyraźnie urażoną minę.
Amarylis uśmiechnęła się triumfalnie. - Sądziłam, że chcesz się włączyć do sprawy. Wczoraj
- Chcę się dowiedzieć, z kim się spotkał w ostatnim dniu wieczorem bardzo mi pomogłeś. Ale jeśli masz inne plany,
swego życia. to ja oczywiście nie będę miała do ciebie pretensji.
- Zdaje mi się, ze pojechał w góry. Sama mi mówiłaś, że - Co ci przyszło do głowy? Myślę wyłącznie o tym, żeby
Landreth miał tam dom. jak najszybciej przejrzeć kalendarz Landretha! Dlaczego
- Tak, ale on nigdy nie wychodził z biura przed piątą. sam nie wpadłem na tak fantastyczny pomysł?
Uważał, że to by było nieetyczne.
- Aha, rozumiem.
- Na pewno znajdziemy jakieś interesujące zapiski. Amarylis stała ipokojnlc w a n t y k w a r i a c i e i ogniskowała
Znów ogarnęła go irytacja. energię jego właścicielki, Marilyn 0'Rourke, która obracała
- Mam wrażenie, że zaprzątasz sobie głowę tą sprawą z namysłem potłuczony gliniany talerz
wyłącznie dlatego, że pryzmat Sheffielda mógł przejść - D r u g i e Pokolenie m r u k n ę ł a Marilyn. - Świetny
szkolenie u Landretha. przykład wczesnych technik wypalania. Wspaniałe znalezis­
Zesztywniała. ko. Kupiłam na aukcji w zeszłym tygodniu.
- Tak, to istotnie wzbudziło moje zainteresowanie. Ale - Jak zwykle intuicja cię nie zawiodła. Ty już mnie
im dłużej się nad t y m wszystkim zastanawiam, t y m chyba nie potrzebujesz.
więcej m a m pytań. Nie dziwi cię fakt, że kampania Shef- Właścicielka antykwariatu promieniała. Była niską, mod­
fielda przybrała takie rozmiary zaledwie parę miesięcy nie ubraną kobietą z głową do interesów. Z Psynergią
temu? podpisała umowę na stałe. Jako piątka ze zdolnościami do
- Nieszczególnie. określania wieku i pochodzenia antyków odniosła ogromne
Udała, że nie słyszy jego uwagi. sukcesy w w y b r a n y m przez siebie zawodzie.
- Mogę się założyć, że Sheffieldowi udało sie ją rozkręcić - Zawsze chcę być pewna. - Marilyn odstawiła ostrożnie
dopiero po tym, jak zatrudnił pryzmat zdolny do ognis­ talerz i wzięła do ręki niedokładnie pomalowaną wazę.
kowania jego charyzmy. - Poza t y m klienci wiedzą, że potwierdzam autentyczność
- Więc? wszystkich przedmiotów z pomocą wykwalifikowanego
- Profesor Landreth mógł odkryć, co się dzieje, i może pryzmatu ze znanej firmy. A przecież w t y m interesie nie
usiłował temu zapobiec. brak szarlatanów.

148 149
Jayne Castlc Amarylis

Praca z Marilyn nie wymagała wiele wysiłku. Amarylis nie - Zamierzam wpaść do ciebie po pracy i przejrzeć te
musiała się przy niej specjalnie koncentrować. Zrozumiała, że pudła. Wiem, że to brzmi trochę dziwnie, ale wszystko ci
przyjmowanie energii tej kobiety i ogniskowanie dla Lucasa wytłumaczę.
to tak jakby porównać blade światło księżyca i słoneczny żar. Po drugiej stronie linii zaległa cisza.
Więź z Marilyn absolutnie nie miała intymnego charak - Chciałaby pani przeszukać kartony?
teru. Współdziałały po prostu ze sobą, t a k jak to zwykle - Tak.
czynią ludzie, którzy muszą się posługiwać t y m samym - Niesamowite!
narzędziem. Amarylis poczuła, że przechodzi ją nieprzyjemny dreszcz.
Nic specjalnego. - W czym problem? Rozumiem, że to niezwykła prośba,
Zresztą według wszelkich badań naukowych taka właśnie ale naprawdę m a m ważny powód, żeby to zrobić.
była norma. Jedyny wyjątek od reguły stanowiły jej sesje - Oczywiście. Nie w tym rzecz. Chodzi o to, że znalazłam
z Lucasem. na biurku pewną informację od asystentki, której udało się
- Wystarczy. - Marilyn uśmiechnęła się z zadowoleniem jakoś odebrać ze dwa telefony.
i otrzepała ręce. - Zadzwonię teraz do kolekcjonerów - Informację?
zainteresowanych Drugim Pokoleniem i powiem im, że - Tak.
znowu zdobyłam coś ciekawego. - Podobno dzwonił jakiś krewny profesora. J u t r o z sa­
Amarylis przerwała więź. Pryzmat znikł. mego rana chce zabrać jego rzeczy.
- Potrzebujesz jeszcze czegoś? Amarylis usiadła ciężko na najbliższym krześle, datują­
- Nie dzisiaj. cym się z epoki Wczesnych Odkryć
- Mogę skorzystać z telefonu? - Amarylis zerknęła na - Ale te p u d ł a stoją nadal u ciebie w biurze?
zegarek. - Cały ranek usiłowałam się do kogoś dodzwonić, - No... tak przyznała niechętnie Irene i odchrząknęła.
ale bez skutku. Obawiam się, że jeśli spróbuję trochę -Ale nie mogę ich pani udostępnić. Teraz, gdy ktoś się po nie
później, w ogóle nikogo t a m nie zastanę. zgłosił, uważam, że nikt nie powinien ich przeglądać. Będzie
- Dziękuję. - Amarylis stanęła za biurkiem i podniosła musiała się pani zwrócić w tej sprawie do rodziny profesora.
słuchawkę. Wybrała numer Irene Dudley i czekała, żeby - Oczywiście. Amarylis usiłowała bezskutecznie zebrać
sekretarka podniosła wreszcie słuchawkę. myśli.
Ku jej ogromnej uldze Irene odebrała telefon j u ż po - A co t a k panią interesuje?
trzecim dzwonku. Nie było sensu niepokoić Irene bezsensownymi podej­
- Wydział nauk ogniskowych. Gabinet profesor Yama­ rzeniami.
moto - odezwała się Irene służbowym tonem. - Byłam tylko ciekawa jego notatek na temat testów.
- Irene? Tu Amarylis Lark. Nie mogłam się do ciebie Nic ważnego. Dziękuję.
dodzwonić.
- Przykro mi, panno Lark. Byłam u dentysty, a ponieważ
profesor Yamamoto wyszła z biura, kazałam odbierać Lucas odebrał telefon na swojej prywatnej linii już po
telefony asystentce. Ale widzi pani sama, jak to jest. drugim dzwonku.
- Muszę cię prosić o przysługę. - Trent, słucham - powiedział, nie odrywając wzroku od
- W czym mogę pomóc? ostatniego sprawozdania z terenu.

150 151
Jayne Castle

- Lucas? Tu Amarylis. Obawiam się, że muszę odwołać


nasze dzisiejsze spotkanie.
Poczuł dziwny ucisk w żołądku.
- Dlaczego?
- Trudno mi to wytłumaczyć przez telefon. Coś się
wydarzyło. Muszę wyjść.
- Sama?
Rozdział
- Tak, proszę, już o nic nie pytaj. Lepiej będzie, jeśli nie dziewiąty
poznasz szczegółów.
Doznał dziwnej ulgi pomieszanej ze strachem. Amarylis
nie zamierzała się spotkać z innym mężczyzną. To była
dobra wiadomość.
Ale pozostawała jeszcze druga strona medalu.
- Posłuchaj mnie, Amarylis. Przyjadę do ciebie zaraz po
pracy. Nigdzie się beze mnie nie ruszaj.

To już druga randka, jaką udało ci się popsuć.


Lucas stał obok Amarylis w cieniu biblioteki
uniwersyteckiej i patrzył na zatopione w mroku
wejście do budynku, w którym mieścił się wy-
dział nauk ogniskowych.
- Przestań narzekać szepnęła Amarylis.
- Ostrzegałam cię, że nie będziesz zadowolony.
- Tak. Oczywiście, że innie uprzedzałaś. Ni­
gdy b y m się nie domyślił, że masz takie hobby.
- Jakie?
- Włamania.
Amarylis poprawiła sobie niepewnie kołnierz.
Jej delikatny profil tonął w świetle bliźniaczych
księżyców. Miała bardzo poważny i stanowczy
wyraz twarzy. Jedno spojrzenie na dziewczynę
wystarczyło, by Lucas zrozumiał, że na pewno
niczego jej nie wyperswaduje.
- Nie zamierzam niczego ukraść - powiedzia­
ła. - Chciałabym tylko rzucić okiem na kalen­
darz profesora.

153
Jayne Castle Amarylis

Pod pozorna brawura, dźwięczała wyraźnie nutka strachu się w korytarzu, po czym zamknął za sobą drzwi, odcinając
i Lucasowi zrobiło się trochę żal Amarylis. w ten sposób jedyne źródło światła, jakie stanowiły bliź­
- Sądzisz, że wyrzucą cię z hukiem z Rady Etycznej niacze księżyce.
Przymatów, jeżeli się dowiedzą, co zrobiłaś? Znaleźli się nagle w całkowitych ciemnościach, a Trent
- Pomyśl lepiej, jak by się z ciebie śmiali członkowie usłyszał łoskot.
Klubu Podróżników z Wysp Zachodnich, gdyby teraz - Auu - zawyła Amarylis.
zobaczyli twoją minę. - Co się stało?
- Ten klub j u ż nie istnieje. - Wpadłam na wieszak.
- Rada Etyczna również. Nie cieszyła się zainteresowa­ Lucas wyjął z kieszeni latarkę w kształcie ołówka i na
niem. - Amarylis rozejrzała się uważnie. - Chodź już. Im podłodze ukazała się cienka strużka światła.
szybciej się tam dostaniemy, t y m szybciej wyjdziemy. - Lepiej?
Lucas powstrzymał się od dalszych komentarzy i poszedł - O wiele. To bardzo mądrze z twojej strony, że pomyś­
za nią wybrukowaną alejką. Ku jego ogromnej uldze lałeś o latarce.
Amarylis nie zmierzała wcale w stronę gmachu nauk - Jako zawodowy ochroniarz, muszę pamiętać o takich
ogniskowych, tylko poprowadziła go zarośniętą ścieżką na drobiazgach.
tyły wydziału. Amarylis ruszył.i naprzód.
W chwilę później stanęła przed służbowym wejściem - Gabinet profesora jest w tym korytarzu. Mam nadzieję,
i obejrzała sobie dokładnie zamek z galaretowatego lodu. że i tam nie zmienili kodu
- Jeśli dopisuje mi szczęście, to chyba nie zmienili szyfru - Biorąc pod uwagę stan bezpieczeństwa firmy, sądzę, że
- szepnęła. możesz na to liczyć
Wszystko byłoby takie proste, gdyby ona nie potrafiła - Nie było się po prostu czego obawiać. - Amarylis
otworzyć tych drzwi - myślał Lucas. stanęła na wprost przeszklonych drzwi.
- Mamy zupełnie inną koncepcję szczęścia - mruknął. Lucas oświetlił tabliczkę z nazwiskiem dziekana wy­
- Pilnuj - syknęła. działu, a Amarylis wcisnęła kolejny kod. Zamek z galare­
Lucas robił, co mu kazano, a tymczasem Amarylis towatego lodu ustąpił natychmiast i drzwi od biura ot­
wystukiwała całą serię cyfr. Na szczęście lub nieszczęście worzyły się, jak tylko Amarylis nacisnęła klamkę. Kiedy
- w zależności od punktu widzenia - władze uczelni nie­ Lucas wszedł za nią do pokoju, dojrzał stojące przy ścianie
dbały szczególnie o bezpieczeństwo tej szacownej placówki. pudła.
Trent nie dostrzegł nawet śladu po strażniku ani nikim - Do diabła - mruknął. - Jest ich tu chyba z tuzin.
innym, kto mógłby się stać mimowolnym świadkiem Przejrzenie wszystkich będzie trwało wieki.
włamania. - Pani Dudley jest osobą niezwykle metodyczną. - Ama­
- No! rylis podeszła stanowczym krokiem do ściany, pod którą
Jej cichy okrzyk powiedział mu jasno, że drzwi są stały pudła. - Znam ją. Zawsze bezbłędnie wszystko
otwarte. Amarylis weszła do ciemnego holu i skinęła na organizuje. Muszę po prostu znaleźć karton z rzeczami
Lucasa. zabranymi bezpośrednio z biurka.
- Pospiesz się, dobrze? Lucas oświetlił nalepki na pudłach. Na wszystkich umie­
- Spokojnie. Idę za tobą. - Lucas jednym susem znalazł szczono bardzo precyzyjne informacje. Landreth: Akta

154 155
Amarylis
Jayne Castle

prywatne. Notatki z badań nad naukami ogniskującymi - Zrobiliśmy zrzutkę i kupiliśmy mu to cacko parę
miesięcy przed moim odejściem. - Amarylis dotknęła brą-
Współpraca między talentem klasy drugiej a pryzmatem.
zowo-zielonej skóry z nabożna czcią. - Chcieliśmy jakoś
Lucas przesunął światło na kolejny rząd kartonów i odkrył
upamiętnić trzydziestolecie jego pracy na uczelni. Sama
inne pomocne nalepki. Landreth; Rzeczy prywatne - Szuflada
wybierałam ten wzór. Profesor bardzo się ucieszył.
numer jeden. Landreth: Rzeczy prywatne - Szuflada numer dwa
Coś w jej głosie wprawiło Lucasa w przerażenie.
- Rozumiem, co masz na myśli - powiedział Lucas. - To
- Chyba nie zamierzasz się rozpłakać. Prawda, Amarylis?
się nazywa mentalność urzędnicza.
Daj spokój.
- Dzięki niej może się nam uda coś znaleźć. - Amarylis
- Nie płaczę. Pociągnęła nosem i otarła oczy wierzchem
odsunęła pudło, by wydostać karton stojący na samym
dłoni, kładąc kalendarz na biurku. - Trzymaj to światło, bo
spodzie. - Profesor Landreth zawsze twierdził, że pani
muszę widzieć, co czytam.
Dudley ma talent organizacyjny. Dlatego tak im się dobrze
Lucasa ogarnęło nagłe poczucie winy. Cały czas musiał
razem pracowało.
sobie przypominać, że Amarylis naprawdę lubiła Land-
Lucas uniósł latarkę, żeby się lepiej przyjrzeć wiszącemu retha.
na ścianie portretowi profesora. - Przepraszam
- Czyżby to był ten wielki człowiek we własnej osobie? - Nie szkodzi. - Amarylis uśmiechnęła się gorzko, prze­
Amarylis zerknęła na obraz, a rysy twarzy wyraźnie jej wracając strony. - Chyba tylko ja i panna Dudley darzyłyś­
złagodniały. my sympatiią biednego profesora. Dopiero niedawno się
- Tak - powiedziała. zorientowałam, że większość pracowników wydziału uwa­
- Vivien miała rację. On wygląda jak facet, który ma za
żała go za sztywniaka i służbistę.
ciasny podkoszulek.
- Może go n ie rozumieli tak dobrze jak ty.
- Nie powinieneś okazywać takiego braku szacunku.
- Ale on był wybitnie zdolny, Lucasie. Poświęcił życie
- Tak jest, proszę pani.
badaniom nad zasadą synergii psychicznej. Zawsze po­
Amarylis wyciągnęła kolejne pudlo.
wtarzał, że można się jeszcze tyle dowiedzieć; i że ewolucja
- Proszę bardzo. To chyba będzie tutaj.
talentów na Świętej Helenie przebiega z zadziwiającą szyb­
Na nalepce widniał napis: Landreth: Rzeczy z biurka.
kością.
Amarylis zaczęła powoli unosić pokrywę, ale nagle się
zawahała i przygryzła wargę. - Mhm.
- Jeśli masz zamiar czegoś poszukać, radzę ci się po­ - Na Ziemi te umiejętności psychiczne prawdopodobnie
w ogóle nie istniały lub też nie były wystarczająco roz­
spieszyć - powiedział ostro. - A jak nie, to lepiej się stąd
winięte i dlatego większość badaczy uważała je po prostu
zmywajmy.
za czysty wymysł
Amarylis bez słowa zdjęła pokrywę i zajrzała do środka.
- T a k , oczywiście Lucas zaświecił mocniej latarką.
Lucas uniósł latarkę i oświetlił pudlo. W środku leżały - Czy mogłabyś dokończyć swój wykład innym razem?
starannie poskładane pióra, długopisy oraz inne drobiazgi Nie chcę tu zostawać dłużej niż to absolutnie konieczne.
Na samym dnie znajdował się wielki kalendarz oprawiony - Tak, oczywiście. Przepraszam. - Amarylis skupiła się
w wężową skórę. na kalendarzu. - Ta część obejmuje kilka ostatnich dni
- Chyba mu tu dobrze płacili, skoro mógł sobie pozwolić z jego życia. Zaraz. Zginął trzynastego, w piątek.
na taką drogą rzecz.
157
156
Jayne Castle Amarylis

- Pasuje. zamarła: Gifford Osterley. Zanim jednak zdążył się ode­


Przewróciła stronę. zwać, instynkt ostrzegł go nagle przed niebezpieczeństwem.
- Proszę bardzo. Tu są zapiski dotyczące trzynastego Trent zgasił latarkę.
Ale spojrzę na cały tydzień. - Lucas?
Lucas spojrzał na notatki pisane skrupulatną aż do bólu - Cicho, wydaje mi się, że kogoś słyszałem. Pewnie
ręką pedanta. strażnika. - Chwycił ją za rękę i odciągnął od biurka.
- Nie możesz wziąć tego do domu? Mogłabyś sobie Amarylis bez słowa zamknęła kalendarz, a Trent wrzucił
wszystko dokładnie przeczytać. go na ślepo do otwartego pudła. Potem namacal wieczko
Amarylis spojrzała na niego z oburzeniem. i zamknął karton.
- Nie mogłabym zabrać tego kalendarza. To byłaby Widział wprawdzie dobrze w nocy, ale w biurze panowa­
kradzież. ły iście egipskie ciemności. Na tle matowej szyby błysnęło
- Wybacz, ale i tak już przekroczyłaś granice. światło latarki Ktoś, kto pojawił się na korytarzu, szedł
Zacisnęła palce na kalendarzu. pewnym krokiem człowieka który ma prawo przebywać
- Wiem. Ale nic innego nie przyszło mi do głowy. dokładnie tam, gdzie się znajduje.
Mówiłam ci, że muszę działać szybko, bo wiem od panny Strażnik wyszedł wreszcie na nocny obchód.
Dudley, że j u t r o ktoś się zgłosi po te rzeczy. Obejmując Amarylis Lucas odnalazł bez t r u d u drew­
- Jasne. niane drzwi wewnętrzne prowadzące do gabinetu. Zapa­
- Nie było mi łatwo tu przyjść. W końcu jednak uznałam, miętał sobie ich położenie już wcześniej, gdy sporządził
że istnieje pewna hierarchia wartości, a śledztwo w sprawie pamięciową mapę pokoju. Po tylu latach spędzonych na
śmierci profesora jest z pewnością... wyspach nie miał najmniejszych problemów z orientacją
- Czy o t y m również moglibyśmy porozmawiać nieco w terenie
później? - spytał Lucas. Na korytarzu rozległy się kroki. Amarylis zesztywniała
- Coś nie w porządku? ze strachu, ale Trent pociągnął ją za sobą do gabinetu
- Oprócz tego, że włamaliśmy się do biura, m a m jakieś i cicho otworzył jedno i okien
złe przeczucia. - Jazda! - szepnął. - Szybko
- Bo się denerwujesz. Wiedziałam, że nie powinnam Pomógł jej wejść na parapet, a potem usłyszał, jak ląduje
była cię w to angażować. - Amarylis pochyliła się nad bezpiecznie na trawniku.
kalendarzem. - Większość tych notatek zrobił sam profesor. Tymczasem strażnik wszedł już do recepcji. Nie było
Poznaję jego charakter pisma. Zawsze przywiązywał wielką czasu do stracenia Lucas wyliczył, że zostało mu co
wagę do swego rozkładu zajęć. najwyżej kilka sekund i szybko wyskoczył na zewnątrz.
- Podziwiam go. Mnie zawsze umawia sekretarka. Amarylis chwyciła go za rękę. Przebiegli przez trawnik,
- Dziewiąta: spotkanie w sprawie wyników testów - czy­ a potem j u ż zaledwie parę kroków dzieliło ich od Icera
tała Amarylis ze zmarszczonymi brwiami. - Nic nad zaparkowanego za magazynem.
zwyczajnego. Dalej. Jedenasta, wydziałowa dyskusja bud­ - No! - Amarylis oparła się o siedzenie, a Lucas urucha
żetowa. Południe: lunch z profesorem Wagnerem. Wagner miał silnik. - Niewiele brakowało. Myślałam, że strażnicy
to historyk, stary przyjaciel Landretha. Trzecia... pilnują tylko na zewnątrz,
Lucas zerknął na nazwisko, na którego widok Amarylis - Chcesz wysłuchać dobrej rady? - spytał Lucas, przejeż-

158 159
Jayne Castle Amarylis

dżając obok biblioteki z wygaszonymi światłami. - Nie Uśmiechnął się drwiąco.


myśl za dużo, kiedy planujesz tak rozrywkowy wieczór. - To nie kwestia czasu, tylko pieniędzy. Nająłem całą
brygadę ogrodników i armię pokojówek.
Amarylis oblała się rumieńcem.
Gdy Lucas wjechał za misternie zdobione bramy, Ama­ - Wciąż zapominam, że jesteś bogaty. - Odchrząknęła.
rylis była wciąż pogrążona w zadumie. Trent wyprowadził - Dziwię się, że jeszcze nikt nie usiłował cię namówić,
auto na wąski podjazd i dopiero wtedy dziewczyna zauwa­ żebyś udostępnił tę posiadłość zwiedzającym.
żyła, że wcale nie zawiózł jej do domu. Wokół roztaczał się - Towarzystwo Ochrony Zabytków wystąpiło kiedyś
dziwny, nieznany ogród. z taką propozycją. Znasz przecież tych ludzi. Wszystko, co
Po obu stronach alejki rosły drzewa z ogromnymi liśćmi, ma więcej niż pięćdziesiąt lat, uważają za pomnik historii.
tworzącymi rodzaj baldachimu, przez który nie mógł się Powiedziałem im kiedyś, że jak wyczerpią się moje dochody
przedostać nawet jeden promień księżyca. Reflektory oświetli­ z galaretowatego lodu, pogadamy o płatnym zwiedzaniu.
ły egzotyczne krzewy tak wysokie, że mogłyby służyć jako Zaległa cisza
mur, a potem prześliznęły się po roślinach o szerokich liściach - Powinnam pojechać do domu - powiedziała Amarylis.
ze złotym brzegiem i kwiatach w surrealistycznych barwach. Muszę pomyśle c
- Nigdy czegoś podobnego nie widziałam - szepnęła - O Giffordzie Osterleyu?
Amarylis. - To chyba ogród olbrzymów. Wszystko jest Zesztywniała
kilka razy większe niż normalnie. Wygląda niesamowicie. - Widziałeś jego nazwisko w kalendarzu.
- Ostatnim właścicielem tej posesji był talent ogrodniczy - Wychowałem się, w dżungli przypomniał jej żartob­
wysokiej klasy. Przeprowadzał tu eksperymenty botanicz­ liwie. - Już jako dziecko byłem bardzo spostrzegawczy.
ne. A ja kupiłem tę działkę, bo przypominała mi wyspy. -Oczywiści - przytaknęła
Szpaler rozrośniętych drzew paprociowych kończył się Lucas o t w o r z y ł grzwiczki auta
dopiero przed wejściem do domu, który wyglądał tak samo - Wsiadaj. Musimy pogadać
niesamowicie jak otaczający go ogród. Posiadłość pochodziła
najwyraźniej z epoki Wczesnych Odkryć i liczyła sobie co
najmniej sto lat. Strzelisty dach, kanelowane kolumny Nie wiem, dlaczego profesor zapisał nazwisko Gifforda
i wysokie wieże tonęły w księżycowej poświacie. w kalendarzu. - Amarylis przemierzała wysoki, staroświec­
Epokę Wczesnych Odkryć cechował entuzjazm, opty­ ki salon. - Nie przychodzi mi do głowy żadne rozsądne
mizm i nadzieja, a nastrój tych czasów znalazł swe od­ wyjaśnienie. Według moich przyjaciół z wydziału, między
zwierciedlenie w architekturze. Landrethem i Osterleyem doszło do poważnego konfliktu,
Amarylis patrzyła z podziwem na wspaniałe schody w którego wyniku Gifford zrezygnował z pracy. Wiele
prowadzące do bogato rzeźbionych drzwi. Nigdy by nie pytań pozostaje jednak bez odpowiedzi.
przypuszczała, że Trent mieszka w tak osobliwym miejscu. - Proszę. - Lucas wręczył jej kieliszek. - To ci dobrze
Doszła jednak do wniosku, że ta niezwykła posiadłość zrobi.
pasuje do człowieka o nieprzeciętnych zdolnościach. Amarylis popatrzyła podejrzliwie na ciemny, aromatycz­
- Skąd ty bierzesz czas, żeby o to wszystko dbać? ny płyn.
- spytała. - Co to jest?

160 161
Jayne CaStle Amarylis

- Brandy z drzewa księżycowego. - Dosyć już, Amarylis. Trzymaj się od tej sprawy z dale­
Dziewczyna ścisnęła mocno kieliszek, jakby się bała go ka. Przestań się bawić w śledztwo.
upuścić. - Nie mogę - szepnęła. - Odkąd wyczułam pryzmat
- Przecież taka brandy kosztuje majątek. Sheffielda, cała sprawa wydaje mi się naprawdę podejrzana.
Lucas lekko wykrzywił usta. Możesz to nazwać intuicją pryzmatu.
- Nie m a r t w się. Chowam ją na specjalne okazje. - Raczej brakiem zdrowego rozsądku. Powinnaś raczej
- Ach tak. - Powąchała ostrożnie alkohol. - Dziękuję, ale zawiadomić policję.
nie powinieneś robić sobie kłopotu. - Nie mogę pójść na policję, dopóki nie znajdę istotnych
Amarylis znała księżycową brandy jedynie z opowiadań. dowodów.
Był to napój niezwykle rzadki, gdyż drzewo księżycowe Obrócił ją twarzą do siebie
wydawało owoce jedynie podczas całkowitego zaćmienia - Jesteś pewna, że tylko dlatego nie chcesz się zwrócić do
bliźniaczych księżyców. Nikt z rodziny Amarylis w Lower władz?
Bellevue nic posiadał nawet jednej butelki tego wspaniałego - Co ty insynuujesz?
trunku. - Myślę, że chcesz poznać prawdę, ale jednocześnie się jej
Botanicy nie potrafili wyjaśnić, na czym dokładnie polega boisz.
synergistyczna reakcja zachodząca między drzewem i księ­ - Sądzisz, że mogłabym kogoś chronić?
życami. Wszystkie próby kontrolowanej hodowli owoców - Gdyby ci zależało na tej osobie, to tak. - Lucas ujął jej
spaliły na panewce. twarz w dłonie. Lojalność jest dla ciebie ważniejsza od
- Pij wolno - poradził Lucas. - To jest naprawdę bardzo odpowiedzialności zawodowej
mocne. - To nie twoja sprawa.
- Wiem - odparła. - Amarylis upiła mały łyk i wstrzy­ - Pewnie, że nie. - Pocałował ja. namiętnie, zanim zdążyła
mała oddech, gdy ognista ciecz rozlała się jej w ustach. zaprotestować.
Natychmiast potem nieprzyjemne palenie ustąpiło miejsca
niezwykłej słodyczy.
Lucas oparł się o stół i skrzyżował nogi. Następnego ranka Amarylis stanęła w drzwiach eleganc­
- Smakuje ci? kiego biura Gifforda, który na jej widok natychmiast wstał
- To... ciekawe. - Amarylis wznowiła swój marsz po zza biurka.
pokoju. - Witaj, Amarylis. Jaka miła niespodzianka! Co cię tu
- Chcesz porozmawiać z Ostreleyem, prawda? sprowadza? Szukasz pracy?
- Tak. - Nie. Przyszłam w sprawie osobistej.
- I nie zmienisz zdania, nawet jeśli ci powiem, że nie - Ciekawe. - Gifford wskazał jej krzesło. - Usiądź, proszę.
uważam tego za dobry pomysł. - Dziękuję - odparła, zerkając na niego dyskretnie.
- Muszę się z nim spotkać. Zawsze uważała Gifforda za przystojnego mężczyznę
- Dlaczego? i choć właściwie nic się w jego wyglądzie nie zmieniło,
- Bo być może był ostatnią osobą, z jaką profesor Osterley wydał się jej nagle mniej atrakcyjny. Otaczała go
rozmawiał przed śmiercią. jakaś dziwna aura słabości i rozlazłości, czego nigdy
Lucas odstawił głośno kieliszek na stół. przedtem nie zauważyła. Kiedy pracowała na uniwer-

162 163
Jciyne Castle Amarylis

sytecie, dostrzegała w Giffordzie przede wszystkim znako­ Gifford aż zamrugał ze zdziwienia.


mitego naukowca i pozostawała pod głębokim wrażeniem - Dziwne pytanie. Co cię właściwie interesuje?
jego osiągnięć. - W zeszły piątek odebrałam anonimowy telefon. Mój
Jego oczy miały głęboki, niebieski odcień. Jasne włosy rozmówca sugerował, że ze śmiercią profesora wiąże się
wiązał w kucyk zgodnie z wyspiarską modą. Amarylis jakaś tajemnica. Postanowiłam to sprawdzić.
pomyślała, że Lucas to jedyny normalnie ostrzyżony męż­ - Jesteś prywatnym detektywem? Przecież to sprawa
czyzna w całym Nowym Seattle. dla policji.
Musiała przyznać, że Gifford zacbował świetną sylwetkę. - Śledztwo potwierdziło wersję wypadku.
Może nawet wyszczuplał. Pewnie zawdzięczał dobrą figurę - Bo pewnie nic innego się nie wydarzyło - mruknął
regularnej grze w golfo-tenisa. Spojrzała na jego ręce i doszła Gifford. - T y l k o Irene Dudlcy podejrzewała jakąś aferę. Ale
do wniosku, że one również są zbyt delikatne i słabe ona kochała się w starym od lat i nie mogła się pogodzić
Jedyne prawdziwie męskie odciski Osterley zawdzięczał z jego śmiercią.
rakiecie tenisowej. - Była po prostu w stosunku do niego lojalna. A nawet
Pomyślała, że staje się coraz bardziej wybredna, kiedyś go lubiła. Ale zakochana? Skąd ten pomysł?
uznałaby z pewnością, że to piękne, wypielęgnowane - Wszedłem do jej biura w dzień po tym, jak odeszłaś
dłonie. z uniwersytetu. Była zalana łzami. Właśnie się dowiedziała,
Gifford zmienił całkowicie styl. Zniknęła powyciągana że Landreth umawiał się regularnie ze striptizerką z Foun-
marynarka, dżinsy i sportowe buty. W jasnoszarym gar­ ders Square. Myślę, że znalazła numer telefonu w jego
niturze i koszuli tego samego koloru Gifford mógłby notatkach i sprawdziła do kogo należy. A znasz to powie­
z powodzeniem pozować do zdjęcia na okładkę magazynu dzenie o ciekawości
mody dla biznesmenów. Czerwona muszka stanowiła Amarylis aż zaniemówiła ze zdziwienia.
znakomite uzupełnienie tej wyzywającej elegancji. - Co ci jest? - zaśmiał się Gifford. Nie wiesz, że takie
- Lepiej się ubierasz - powiedziała z uśmiechem Ama­ pruderyjne, świętoszkowate typy miewają najbardziej za
rylis. skakujące gusta, jeśli chodzi o seks - Wykrzywił wargi.
- Bo mogę sobie na to pozwolić. - Wyłączając oczywiście obecnych. i li
Amarylis rozejrzała się po gabinecie. Wnętrze pasowało Amarylis nawcl nie drgnęła. Postanowiła, że nie pozwoli
całkowicie do nowego wcielenia Gifforda. Jasnoszary dy­ się wyprowadzić z równowagi
wan i eleganckie czarne meble stanowiły doskonale tło dla - Czy możesz mi odpowiedzieć na pytanie? Widziałeś się
człowieka sukcesu. Czerwone kwiaty w wazonie pełniły wtedy z Landrethem?
podobną rolę jak muszka w krzykliwym kolorze kontra­ - Nie twoja sprawa ale powiem ci. Nie spotkałem się
stująca z nobliwym garniturem. z profesorem.
- Gratuluję. - Amarylis rozsiadła się na wygodnym, - Jednak byłeś z nim umówiony. Na trzecią.
biurowym krześle. - Widzę, że interes idzie nieźle. - Dowiedziałaś się tego od pani Dudley?
- Nawet bardzo dobrze - odparł Gifford, zajmując miejsce - Nie. Przeglądałam sama jego kalendarz. Pod tą datą
przy biurku. - W czym ci mogę pomóc? widniało twoje nazwisko.
- Przejdę od razu do rzeczy. Powiedz mi, czy spotkałeś - Naprawdę? Zupełnie nie rozumiem dlaczego. Nie mieliś­
się z Landrethem w dzień wypadku. my sobie nic do powiedzenia. Może o t y m nie słyszałaś,

164 165
Jayne Castle Amarylis

więc poinformuję cię, że dwa miesiące temu doszło między - Nie rozmawiam o klientach.
nami do konfliktu. Przez tego skurczybyka zrezygnowałem - Więc się nie mylę - Gifford skinął z zadowoleniem
z pracy na uczelni. głową. - Tak właśnie sądziłem. Mówi się, że Trent to
- Dlaczego go tak nie lubiłeś? dziewiątka, ale niestety tylko wykrywacz. Biedactwo! I o co
- Żartujesz? - Gifford wzniósł oczy cło nieba. - Było mu chodziło? Sprawdzał stan bezpieczeństwa firmy?
mnóstwo powodów. Być może Landreth był kiedyś zdolnym - Już ci mówiłam, że nie rozmawiam o interesach.
naukowcem, ale jego najlepsze lata d a w n o minęły. Nie Gifford uśmiechnął się pobłażliwie
przyjął do wiadomości, że czasy się zmieniły. Jego metody - Sądził, że jakiś bandyta chce mu ukraść artefakty? Czy
badawcze określiłbym delikatnie mowią, - jako przestarza- też zawiódł się na którymś ze swoich współpracowników.
łe. Nie chciał dopuścićdo najmniejszych zmian na wydziale. Słyszałem, że Miranda Locking, wiceeprezes Gwiazdy Polar­
No i oczywiście miał obsesję na punkcie etyki zawodowej. nej, złożyła nagle dymisję.
- N i c dziwnego Przecież sam stworzył Kodeks Etyki Nikt nigdy nie uważał Gifforrda za idiotę - przypomniała
Ogniskującej. Dzięki niemu nasz zawód zyskał takie uzna sobie Amarylis.
nie. Gdyby nie profesor, pewnie nie siedziałbyś teraz za - Jesteś wyjątkowo dobrze poinformowany.
tym biurkiem - Bo to się opłaca - wyjaśnił łagodnie Gifford.
Gifford potrząsnął głową. - Wybacz mi, ale jestem umówiona. - Amarylis ot­
- Widzę, że zupełnie się nie zmieniłaś. A już sądziłem, że worzyła demonstracyjnie drzwi.
po sześciu miesiącach przebywania w prawdziwym świecie - J e s z c z e chwileczkę. Jeśli dojdziesz do wniosku, że
nabierzesz trochę rozumu. chcesz zarobić na tym nteresie prawdziwe pieniądze,
Amarylis chwyciła torebkę i wstała. możesz złożyć podanie o pracę w Niezwykłych Pryzmatach.
- Jesteś pewien, że nie widziałeś się z profesorem w dzień Świetnie płacę. Dwa razy lepiej niż Clementine.
jego śmierci? Logika i intuicja dały o sobie znać w tym samym momencie.
- Najzupełniej. Wierz mi. Zrobiłbym wszystko, byleby - To jeden z twoich ludzi pracował na przyjęciu z sena­
go tylko nie spotkać. torem Sheffieldem?
Na świecie żyło najwyraźniej wielu ludzi, którzy nie - Skąd wiesz o Sheffieldzie? - Gifford aż zwęził oczy ze
przepadali za Jonathanem Landrethem. Amarylis odwróciła złości. - Czyżby Trent go namierzył?
się bez słowa i pomaszerowała do drzwri. - O Sheffieldzie dowiedziałam sie, przypadkiem. - A m a ­
- Amarylis? rylis pomyślała, żę ona również potrafi zachować zimną
Zatrzymała się z ręką na klamce. k r e w . - O n jest silny prawda? To dziesiątka?
- Tak? - Niewiadomo. Senator nigdy się nie sprawdzał. - Gifford
- Widziałem twoje zdjęcie w gazetach. Byłaś na przyjęciu uśmiechnął się przelotnie. Uważa, że testy zagrażają jego
z Lucasem Trentem. prywatności. Twierdzi, że ojcowie założyciele nigdy by nie
- No i co z tego? dopuścili do takiego braku poszanowania prawa jednostki.
Gifford popatrzył na nią porozumiewawczo - A więc to jeden z twoich ogniskował dla Sheffielda.
- To chyba nie agencja was skojarzyła, chociaż tak Wszystko się powoli wyjaśnia.
właśnie sugerowali dziennikarze. Nie pasujecie do siebie. - O czym ty mówisz?
Domyślam się, że dla niego pracujesz. - Wydawało mi się, że rozpoznaję styl i technikę tego

166 167
Jayne Castle

pryzmatu - powiedziała Amarylis. - Najpierw pomyślałam,


że to uczeń Landretha, ale teraz widzę, że równie dobrze ty
go mogłeś wyszkolić. Jako wychowanek profesora po-
sługujesz się przecież podobnymi metodami.
- Naprawdę powinnaś rozważyć moją propozycję. Pro­
wadzę bardzo ekskluzywną firmę. Obsługujemy wyłącznie
doborową klientelę.
Rozdział
- I łamiecie kodeks? dziesiąty
Gifford spojrzał na nią pytająco.
- Oskarżasz mnie o łamanie etyki zawodowej? To na­
prawdę bardzo dla mnie bolesne.
- Jeden z twoich pryzmatów pomógł Sheffieldowi w og­
niskowaniu charyzmy.
- Przecież wszyscy wiedzą, że charyzma nie jest talentem
psychicznym, tylko cechą osobowości. - Gifford rozłożył
ręce. - No, cóż, Sheffield naprawdę dociera do ludzi i zdo­
bywa z łatwością nowych zwolenników.
- Nazywaj to sobie jak chcesz. Ja wiem, że Sheffield No cóż moja droga powiedziała ciocia
posiada ogromną siłę psychiczną. Być może używał jej Hannah. - Myślę że wyczerpałyśmy temat.
również dla pozyskania dotacji. Muszę jednak przyznać, że masz bardzo spre
- Przecież politycy zawsze szukają sponsorów. Co w t y m cyzowane wymagania w stounku
dziwnego? do przyszłego męża
- On wypalił swój pryzmat, Giffordzie. Czy to cię nie Amarylis przez chwilę bawiła się piórem,
niepokoi? przeglądając pospiedznie sporządzone notatki.
- Każdy zawód niesie ze sobą jakieś ryzyko. A stan - Im dłużej o tym myślę, tym bardziej utwier­
wypalenia szybko mija. dzam się w przekonaniu, że wiem dokładnie,
- Ktoś, kto ogniskuje dla oszusta, łamie prawo. czego chcę.
- Ale powtarzam ci jeszcze raz, że charyzma nie jest - Pozwól tylko, że sprawdzę, czy wszystko
talentem. Nie figuruje na żadnej liście zdolności para­ dobrze zapisałam. Ciemne włosy, szare oczy, po
psychicznych. To cecha osobowości. Podobnie jak pruderyj­ trzydziestce, znany biznesmen, urodzony na
ny stosunek do seksu lub zbyt sztywne zasady etyczne. wsi lub w małym miasteczku. Wykształcenie
Amarylis oblała się rumieńcem. uniwersyteckie. Pożądana umiejętność walki
- Chyba j u ż rozumiem, dlaczego nigdy nie mogłeś się wręcz. Dusza ryzykanta. - Ciocia Hannah urwa­
porozumieć z profesorem. On po prostu był dżentelmenem. ła na chwilę. - Ach, tak. Zwolennik konser­
- Utrzymującym regularne kontakty ze striptizerką? watywnej mody.
Dziewczyna wyszła bez słowa z gabinetu, delikatnie - Sądzę, że to właściwy opis.
zamykając za sobą drzwi. - Ależ ty jesteś wybredna - mruknęła Han-

169
Jayne Castle Amarylis
nah. -Ale trudno. Wypełniłam do końca ten kwestionariusz, kobieta odwróciła głowę, a w jej zielonych oczach pojawił się
więc przeszłyśmy szczęśliwie przez pierwszy etap. Twoja dziwny wyraz.
cioteczna prababcia Sophy bardzo mi w tym pomogła. - Puść mnie natychmiast - powiedziała cicho. - Nie masz
Amarylis doznała głębokiej ulgi. prawa mnie dotykać.
- Ciocia-babcia zna mnie naprawdę bardzo dobrze. - Przepraszam - szepnęła dziewczynka. -Ale Linda twier­
- Poprawiła mi humor. Twierdzi, że musi zależeć ci na dzi, że jest pani moją babcią. Ona kłamie, prawda?
małżeństwie, skoro stałaś się nagle taka wymagająca. Elisabeth popatrzyła na nią surowo.
Mimo fatalnego nastroju, Amarylis zdobyła się na - Oczywiście, że kłamie. Nie masz żadnej babci, bo jesteś
uśmiech. Jej cudowna prababcia potrafiła zawsze rzucić zwykłym bękartem.
nowe światło na każdy skomplikowany problem. Nawet Amaryłis zapomniała o rozpuszczającym się łodzie. Nie
wówczas, gdy Amarylis miała zaledwie siedem lat. spuszczała wzroku z kobiety, dopóki Sophie nie wyszła
Mieszkańcom Lower Bellevue doskwierał wówczas nie­ z banku. Inne dzieci przezywały ją wprawdzie bękartem, ale
ustanny upał. Pewnego pięknego dnia Sophy zabrała Ama­ nigdy żadna dorosła osoba nie cisnęła jej prosto w twarz
rylis i jej koleżankę Lindę do miasta. Sophy chciała załatwić takiego wyzwiska Dopiero teraz potraktowała poważnie tę
coś w banku, a dziewczynki poszły kupić sobie lody. obelgę.
Kiedy wreszcie wyszły z cukierni z kapiącymi rożkami Sophy spojrzała na zaparkowany przy krawężniku samo
w rączkach, Linda wskazała dziewczynce niezwykle elegan­ chód, a potem przeniosła wzrok na Amarylis i zrozumiała
cką kobietę wysiadającą z ekskluzywnego auta. natychmiast, co się wydarzyło . Nie zważając na kapiącego
- Znasz tę panią? - Linda spojrzała przebiegle na Amarylis. loda, porwała dziewczynkę ramiona
- To twoja babcia. - Nie zwracaj uwagi na Elizabeth Bailey, kochanie.
Amarylis przyjrzała się uważnie ciemnowłosej kobiecie. - Czy ona naprawdę jest moją babcią?
- Nieprawda. Moja babcia ma jasne włosy i nie jest wcale - Tak,ale nigdy się do tego nie przyzna, bo czuje się winna.
taka wysoka. - Dlaczego?
- Każdy ma dwie babcie, głupolu. Ta pani to mama twojego - To długa historia i nie mam teraz czasu, żeby ci ją
taty. Nazywa się Bailey. I jest twoją babcią. Mama mi mówiła. opowiadać.
- A ja ci nie wierzę. - Ona mnie nienawidzi i ja je też nie cierpię.
- To idź i spytaj. Kiedyś zrozumiesz
- Żebyś wiedziała, że pójdę. Co zrozumiem? - Amarylis uporczywie domagała się
Amarylis zrobiła zdecydowany krok naprzód. Powstał odpowiedzi na pytanie, które stało się tak ważną kwestią
problem, który należało natychmiast rozwiązać. Chciała w jej życiu.
udowodnić Lindzie, że jest głupia. - Zrozumiesz, dlaczego ona tak postąpiła - powiedziała
Nieznajoma wywarta na niej ogromne wrażenie. Władcza Sophie. - Idlaczego nie może wybaczyć tobie ani komukolwiek
postawa, kosztowne ubranie i arystokratyczny wygląd odróż­ innemu.
niały ją diametralnie od skromnych mieszkańców Lower - Ale co ona takiego zrobiła?
Bellevue. - Kazała twojemu tacie poślubić niewłaściwą kobietę - od-
Elisabeth nie zwracała najmniejszej uwagi na Amarylis, parła Sophie z westchnieniem. Od początku wiedziała, że to
dopóki mała nie pociągnęła jej za sukienkę. Dopiero wtedy będzie fatalne małżeństwo, ale interesowały ją tyłko pieniądze,

170 171
Jayne Castle Amarylis

ziemia i status społeczny. A twój ojciec był za młody, - Nie zrezygnowałabym z takiej frajdy za żadne skarby
żeby walczyć o swoje racje, chociaż kochał tylko twoją świata. Do zobaczenia, ciociu.
mamusię. - Do widzenia. Do piątku.
- Nienawidzę jej - powiedziała Amarylis. Odwróciła się na Amarylis położyła słuchawkę na widełki i wróciła do
pięcie i cisnęła lodem w samochód Elisabeth Bailey, a kremowa notatek. Żaden z wyodrębnionych przez nią punktów nie
masa rozprysnęła się na przedniej szybie. łączył się z innym w logiczną całość. Czuła, jak zbierają się
Sophy popatrzyła na samochód z dziwną miną. nad nią ciemne chmury. Ogarniał ją coraz większy niepokój,
- Sama nie potrafiłabym lepiej wyrazić swoich uczuć - po­ a ważkie kwestie pozostawały nadal bez odpowiedzi.
wiedziała. Popatrzyła jeszcze raz na zapiski.
Amarylis uświadomiła sobie nagle, ze wtedy właśnie po 1. Pryzmat korzystający z technik profesora Landretha
raz ostatni zachowała się tak impulsywnie i nieodpowie­ ogniskuje dla Madisona Sheffielda. Wykształcił go jednak
dzialnie. Aż do czasu spotkania z Lucasem Trentem. najprawdopodbniej Gifford, nie Landreth. Landreth nie
- To wszystko jest ogromnie podniecające, prawda? wyraziłby zgody na działania sprzeczne z kodeksem ety­
- spytała ciocia Hannah. cznym.
- Fantastyczne. 2. Telefon z informacją, że Landretha i Vivien łączył jakiś
- Wyślę ten formularz do pani Reeton. Ona na pewno tajemniczy związek Gifford sugeruje, że dzwoniła Irene
wkrótce do ciebie zadzwoni. Musi się z tobą umówić na Pudley, która kochała się w profesorze, Irene wiedziała
spotkanie. o Vivien i myślała, że striptizerka posiada jakieś cenne
- Nie ma pośpiechu - powiedziała Amarylis. - Jeśli informacje. Ale jakie?
skończyłaś to wypełniać, chciałabym wrócić do pracy. 3. Notatka o spotkaniu z Giffordem w kalendarzu profe
- Oczywiście, kochanie. - Ciotka chrząknęła dyskretnie. sora. Gifford do niczego się nie przyznaje twierdzi, że nie
- A jak tam twoje życie towarzyskie? miał ochoty umawiać się z profesorem. Między profesorem
- Życie towarzyskie? i Giffordcm poważny konflikt.
- Nadal się spotykasz z panem Trentem? 4. Według informacji prasowych Landreth zginął około
Amarylis poczuła dziwną suchość w ustach. siódmej wieczorem. Spadł ze skały w pobliżu swego domku.
- Czasami. Żadnych śladów przemocy profesor odwołał spotkanie
- Co za szkoda, że to taki silny talent. Teraz kiedy o t y m z Giffordem? Zmienił zdanie? A może wydarzyło się jeszcze
pomyślę wydaje mi się, że on spełnia pewne kryteria, jakie coś innego?
mi podałaś. Ma ciemne włosy, świetnie prosperującą firmę... 5. Bardzo niewiele osób opłakuje profesora. Pracownicy
- Zwykły zbieg okoliczności, ciociu. Naprawdę muszę darzyli go szacunkiem, ale nie sympatią. Czyżby Landreth
iść. Ucałuj wujka Oscara i całą rodzinę. miał prawdziwych wrogów? Kto jeszcze (oprócz Gifforda)
- Dobrze. Oczywiście. A tak przy okazji: pojutrze wybie­ tak bardzo go nie lubił?
r a m się z wujkiem do miasta. Zatrzymamy się w t y m
małym hoteliku niedaleko twojego domu.
- Wspaniale. W takim razie do zobaczenia. Amarylis odłożyła długopis z ciężkim westchnieniem.
- A ty oczywiście będziesz na przyjęciu u Sophy za dwa Intuicja wyraźnie nie dawała jej spokoju. Dziewczyna
tygodnie? wiedziała, że przywiązuje zbyt wielką wagę do nader

172 173
Jayne Castle Amarylis
wątłych poszlak. W końcu jednak w jej życiu zaszły - Bardzo jestem ciekawa, jakie to interesy załatwiasz
ostatnio wielkie zmiany i była zupełnie rozbita. z konkurencją - powiedziała podejrzliwie Clementine.
Szybko ułożyła sobie w głowie inną listę, na której Amarylis wahała się przez chwilę, aż w końcu podjęła
umieściła wszystkie czynniki powodujące jej obecny stres. decyzję.
1. Afera miłosna z nieodpowiednim talentem. - Odkryłam, że profesor Landreth był umówiony z Ostre-
2. Wizyta w klubie striptizowym. Spotkanie z Vivien. leyem w dniu swojej śmierci. Chciałam spytać Gifforda,
Bandyci na Founders Square. Lucas poza skalą. Pierwsza czy spotkanie doszło do skutku.
noc miłosna. - A co z t y m wszystkim ma wspólnego Landreth?
4. Włamanie. - Nie jestem pewna, ale zaczynam podejrzewać, że to nie
był wypadek.
Clementine gwizdnęła cicho i opadła na najbliższe krzesło.
Doszła do wniosku, że ma wszelkie prawo do zdenerwowa­ - Dlaczego tak sądzisz? Intuicja?
nia. A lista negatywnych czynników zaczynała się wydłużać. - Częściowo. Ale jest jeszcze parę innych rzeczy, które
Niemniej jednak pytania domagały się odpowiedzi. nie dają mi spokoju. - Amarylis opowiedziała Clementine
Drzwi otworzyły się z trzaskiem i do gabinetu wparowała o tajemniczym telefonie, wizycie u Vivien i notatce w kalen­
nagle Clementine, która wyraźnie kipiała z oburzenia. darzu Landretha. Nie wyjaśniła natomiast, skąd wzięła ten
- Co się dzieje, do diabła? - spytała ostro, opierając się kalendarz.
o biurko Amarylis i wysuwając buńczucznie podbródek. Gdy skończyła Clementine spojrzała na nią z niedowie­
- Jeśli nie jesteś zadowolona z pracy w mojej firmie, rzaniem.
dlaczego po prostu mi o t y m nie powiesz? Nie szukaj nowej - Pojechałaś do seks-klubu?
posady za moimi plecami. Chcesz dostać podwyżkę? O to Amarylis zaczerwieniła się jak burak
ci chodzi? Dopiero pół roku u mnie pracujesz, ale ponieważ - Tak. Musiałam porozmawiać z Vivien.
zdobyłaś dobrego klienta, jestem gotowa negocjować.
- Byłaś tam sama? - spytała głośniej Clementine. Osza
Amarylis była j u ż przyzwyczjona do zmiennych na­ lałaś?
strojów szefowej. - No, niezupełnie. Z przyjacielem
- Uspokój się, Clementine. Nie szukam nowej posady. - To znaczy z kim?
Skąd ten pomysł? Amarylis zacisnęła usta.
Clementine zabębniła palcami o biurko.
- Z Lucasem Tentem - powiedziała w końcu niechętnie.
- Wracam właśnie z lunchu z Gracie. Podobno byłaś dziś - Z Trentem? Ale numer!
rano w Niezwykłych Pryzmatach? - Lucas pojechał tam ze mną, bo go o to prosiłam
Wszystko stało się jasne. wyjaśniła Amarylis. - On nie wpadłby na taki pomysł.
- Owszem - uśmiechnęła się łagodnie Amarylis. - Chcia­ - Ty w seks-klubie! Nie potrafię sobie tego wyobrazić!
łam się spotkać z Giffordem Osterleyem. Znam go jeszcze Dziewczyna poczuła, że znów się oblewa szkarłatnym
z uniwersytetu. rumieńcem.
- Wiem. - Clementine wyprostowała plecy i łypnęła - Oni tylko udawali.
spod oka na Amarylis. - Myślałam, że nic j u ż was nie łączy. - Akurat.
- Bo to prawda. Miałam do niego pewną sprawę. - Tancerze nie kochali się na stenie. Naśladowali tylko
174 175
Jayne Castle Amarylis

ruchy miłosne. A talent i pryzmat nie ogniskowały wcale łamie kodeks i balansuje na granicy prawa. Nigdy by się
żadnych odczuć seksualnych. Trent jest przecież wykrywa­ z t y m nie pogodził. Nie wiem tylko, czy był wystarczająco
czem i z moja pomocą od razu ich zdemaskował. dobrze poinformowany.
Clementine drgnęły usta. - Podejrzewasz, że Landreth umówił się z Giffordem na
- A czego ty się spodziewałaś? Indukowanego orgazmu? dyskusje o etyce?
Zainteresowania ze strony artystów? No, powiedz. - Lub jej braku.
- Clementine! - Myślę, że wiem, do czego zmierzasz. Zastanawiasz się,
- Przepraszam. Nie chciałam cię wprawiź w zakłopotanie. czy Osterley czasem się nie wkurzył, kiedy doszedł do
- Clementine splotła palce i wzniosła oczy do sufitu wniosku, że Landreth może mu zniszczyć reputację. Sądzisz,
- Nawet nie wiesz, ile bym dała za to, żeby zobaczyć minę że twój były narzeczony rąbnął starego, żeby go uciszyć?
Trenta, kiedy go zapraszałaś do seks-klubu. Chyba sobie - Ależ skąd. Gifford nigdy by nikogo nie zabił.
pomyślał, że wyleciał za kurtynę i spadł na planetę po - Z tego, co wiem od Gracie, Osterley ma swoją cenę. Jeśli
drugiej stronie świata. ją zapłacisz, wyświadczy ci każdą usługę. Tego rodzaju ludzie
Amarylis nie widziała nic zabawnego w tej sytuacji. mogliby zamordować każdego, kto zagroziłby ich interesom.
- w y t ł u m a c z y ł a m Lucasowi że muszę załatwić pewne - Gifford rzeczywiście postępuje nieetycznie, ale nie jest
interesy. zabójcą. Może ta notatka znaczyła tylko tyle, że profesor
- Pewnie. - Clementine wyprostowała się na krześle. chciał do niego zadzwonić.
- A czego się dowiedziałaś od Vivien? - I nigdy tego nie zrobił?
- Niestety, niewiele. Tylko tyle, że podczas ich ostatniego - Albo Gifford nie odebrał telefonu powiedziała Ama­
spotkania profesor był bardziej spięty niż zwykle. rylis. - To wszysto strasznie się komplikuje. Nie wiem,
Clementine uniosła brwi dokładnie, co się dzieje, ale czuję, że nic dobrego.
- Spięty? - Uważam, że trochę przesadzasz choć wierzę oczywiście
- Vivien uważa, że profesor nigdy nie zachowywał się w twoją intuicję. Być może Gifford rzeczywiście naruszył
swobodnie. kodeks, ale chyba nie zrobił nliczego wbrew prawu.
- Gracie też tak sądzi. - Całkowicie się z tobą zgadzam
- Gracie? - Szczerze przyznam. że zazdroszczę mu klientów. Z te­
- Pracowali razem w komisji złożonej z biznesmenów go, co wiem od Gracie, zgłaszają się do niego same grube
i pracowników uniwersytetu. Twierdziła, że Landreth dał ryby. Mamy szczęście, że Trent wybrał naszą firmę.
im nieźle do wiwatu. Nazwała go sztywniakiem i obrzyd­ - Twierdził, że zależało mu na agencji z dobrą reputacją.
liwie zasadniczym dupkiem. - Świetnie. Clementine wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
Amarylis pominęła tę uwagę milczeniem. - Ciekawa jestem, co by powiedział na twoje spotkanie
- W każdym razie po rozmowie z Vivien postanowiłam z byłym narzeczonym.
się spotkać z Giffordem - ciągnęła. - Chciałam go zapytać - O co ci chodzi? Wcale tego przed nim nie ukrywałam.
o to spotkanie z profesorem. Osterley twierdzi jednak, że - Mężczyźni mają fioła na punkcie takich rzeczy.
nie był z nim umówiony. - A skąd niby ty możesz o t y m wiedzieć?
- Mhm. - Bo kobiety są do nich pod t y m względem bardzo
- Zastanawiam się, czy profesor nie odkrył, że Gifford podobne.

176 177
Jayne Cas tle Amarylis

- Mówisz o zazdrości - stwierdziła cicho Amarylis. oczami, nie potrzebował energii pryzmatu. Zobaczył bo­
- Lucas nie zna tego uczucia. wiem nie kończące się powitania i pożegnania z żoną.
- Tak? - spytaia Clementine, podnosząc się z krzesła. której nawet nie znał, a zaraz potem Amarylis padającą
- A dlaczego tak sadzisz? w ramionach jakiegoś obcego mężczyzny rekomendowane­
- Bo to nie w jego stylu. go jej na męża. Przeszedł go lodowaty dreszcz.
- Guzik prawda. - Lucas? Czy coś się stało? - spytała dziewczyna, ot­
Amarylis nie pozwoliła się wyprowadzić z równowagi. wierając drzwi.
- Zarejestrował się w agencji matrymonialnej, podobnie Natychmiast wrócił do rzeczywistości. Amarylis uśmie­
jak i ja. Nie możemy być o siebie zazdrośni, bo nasz chała się do niego pytająco. Z kuchni dolatywały smakowite
związek i tak nie ma szans. zapachy. Postanowił udawać że wszystko jest w porządku.
- Jesteś pewna? W końcu łączył ich tylko przelotny romans. Bez perspektyw
Amarylis zmarszczyła zabawnie nos. na przyszłość.
- Nawet gdybym ja nie była pryzmatem z pełnym - Byłaś dziś u Osterleya. - Lodziarz ulotnił się nagle
widmem, a on talentem wysokiej klasy, i tak nic by z tego i w progu Amarylis stanął jej kochanek, Lucas Trent.
nie wyszło. Zbyt wiele nas dzieli. - Tak. Amarylis wspięła się na palce i pocałowała go
Clementine popatrzyła na nią uważnie. delikatnie w usta. - Mówiłam ci przecież, że muszę go
- Po pierwszym spotkaniu ja i Gracie odnosiłyśmy zapytać o to spotkanie.
podobne wrażenie. A jednak agencja nas skojarzyła. - I co on miał do powiedzenia?
- Twierdzi, że o nicz ym nie wiedział. - Amarylis wzięła
od niego marynarkę i powiesiła ją w szafie. - Podobno
W c h o d z ą c na schody prowadzące do drzwi Amarylis, nigdy nie umawiał się z profesorem. Rozstali się w gniewie.
Lucas pomyślał, że nie ma prawa do takich uczuć. Zazdrość - Dlaczego do mnie przedtem nie zadzwoniłaś?
była tu zupełnie nie na miejscu. Jego związek Z tą dziewczy­ Myśl - napominał się w duchu idąc do kuchni. - Za­
ną miał przecież zdecydowanie przelotny charakter. Oboje chowaj spokój. Żadnych emocji, zaazdrości. Ten związek nie
zabijali tylko czas w oczekiwaniu na poważnych partnerów. ma szans na przetrwanie
Tego popołudnia oddał ankietę do Synergistycznych Kone­ - Sądziłem, że jesteśmy wspólnikami.
ksji i lada moment spodziewał się telefonu od Hobarta Batta. -Wspólnikami? - Amarylis hciała za wszelką cenę
Postanowił zachować zimną krew. Nie na darmo nazy­ d o t r z y m a ć mu kroku. - Nie myślałam o naszym związku
wano go Lodziarzem. Nie mógł pozwolić na to, by uczucia w takich kategoriach.
przesłoniły mu całkowicie zdrowy rozsądek. Już raz dał się - Nie zasłużyłem nawet na miano wspólnika? - Lucas
ponieść emocjom i nie chciał popełnić takiego samego błędu. wszedł do kuchni i zaczął otwierać po kolei wszystkie
Zaczerpnął głęboko powietrza i zapukał. drzwiczki kredensu. - W ciągu ostatnich paru dni sporo
Na wyłożonej kafelkami podłodze zastukały obcasy razem przeżyliśmy.
Amarylis. Dziewczyna zmierzała do drzwi lekkim, szybkim, - To prawda. - Zmarszczyła brwi. - Czego ty właściwie
energicznym krokiem, jakby chciała znaleźć się natychmiast szukasz?
w jego ramionach. - Czegoś do picia. - Szczęście dopisało mu dopiero przy
Do wytworzenia wizji, jaka stanęła mu nagle przed czwartej szafce. - Chyba gdzieś tutaj widziałem butelkę.

178 179
Jayne Castle Amarylis

- Poczęstuj się. - Amarylis uniosła pokrywkę garnka. rwała, a atmosfera stawała się coraz bardziej napięta.
- Czy ty się zawsze robisz taki nieznośny, kiedy masz Amarylis siliła się na uprzejmość, ale nawet ktoś całkowicie
muchy w nosie? pozbawiony intuicji wyczułby natychmiast, że dziewczyna
- Wcale nie jestem nieznośny. - Lucas otworzył szufladę, nie jest w najlepszym humorze. Lucas stracił jakąkolwiek
popatrzył pobieżnie na jej zawartość i wziął do ręki kor­ nadzieję na upojną noc.
kociąg. - Czasem rzeczywiście zbyt łatwo wpadam w złość. Sam był sobie winien. I choć zasłużył całkowicie na takie
A teraz na pewno nie dopisuje mi humor. traktowanie, perspektywa szybkiego powrotu do domu nie
- Przykro mi, jeśli sądzisz, że postąpiłam w stosunku napawała go radością.
do ciebie nielojalnie, ale chciałam się z nim dogadać po O dziesiątej, zdecydowany, by przerwać męczącą ciszę,
swojemu. wziął do ręki pilota i włączył wiadomości
Lucas poczuł, ze ma węzeł zamiast żołądka. Na ekranie pojawiła się znajoma twarz o bystrych oczach
- Dogadać się z nim po swojemu? i mocno zarysowanej szczęce. Widok Nelsona Burltona nie
- Wydobyć z niego prawdę poprawił jednak Trentowi nastroju. Burlton komentował
- Bo dawno się znacie? - Lucas zaczął sprawnie wyciągać najnowsze wydarzenia polityczne, a za nim na podium stał
korek z butelki. nie kto inny jak Madison Sheffield.
- Łączyła nas przyjaźń. Pracowaliśmy razem. Sheffield przemawiał do ludzi siedzących przy stolikach
- A l e nie sypialiście ze sobą. Nigdy nie byliście ko­ ustawionych w podkowę. Lucas rozpoznał tę salę. Tam
chankami. właśnie odbywały się spotkania stowarzyszenia biznes­
- Oczywiście ze nie. - Amarylis zamieszała chochlą menów. On sam rzadko na nie uczęszczał.
w garnku. - On się bardzo zmienił - dodała. Burlton popatrzył zalotnie do kamey. Włosy miał roz
- Naprawdę? wiane, choć znajdował się przecież we wnętrzu, a nie na
- Clementine próbowała mnie ostrzec, że będziesz za­ wolnym powietrzu. Ubrany był jak zwykle w marynarkę
zdrosny. A ja twierdziłam, ze to bzdura. w wyspiarskim stylu, choć cała reszta towarzystwa wbiła
Lucas zastygł z butelką w ręku i spojrzał jej prosto się w tradycyjne garnitury i krawaty.
w oczy. - Dobry wieczór - powiedział, szczerząc zęby w uśmie­
- Zazdrość nie ma z tym nic wspólnego. chu. - Dzisiejsze wiadomości zdominuje wyścig o fotel
- Też tak uważam. gubernatora w Nowym Seattle. Tego wieczoru senator
- Mimo wszystko, jako twój wspólnik i kochanek uwa­ Madison Sheffield spotkał się z biznesmenami. Mówił jak
żam, że m a m prawo do niepokoju. Jeśli Gifford Osterley zwykle o powrocie do tradycyjnych wartości.
rzeczywiście zabił Landretha, mogłaś się znaleźć w śmier Kamera przeniosła się na Sheffielda, którego zęby były
telnym niebezpieczeństwie. równie białe i proste jak zęby Burltona.
- Rozumiem - odparła spokojnie Amarylis. - Ale j a k j u ż - Przez ostatnie dwieście lat przeszliśmy daleką drogę
mówiłam Clementine, nie wierzę, że Gifford jest mordercą. - zaczął Sheffield. - Ale gdy myślimy o przyszłości, nie
- Nie polegaj za bardzo na intuicji. wolno nam ani na chwilę zapomnieć o kolebce naszych
- Święte słowa - odparła, patrząc na niego spod oka. tradycji. Wartości uznawane za najważniejsze przez na­
- Sama to sobie powtarzam. szych przodków są nam teraz bardzo potrzebne. Żyjemy
Wieczór nie należał do udanych. Rozmowa wciąż się w świecie, którego jeszcze do końca nie udało się nam

180 181
Jayne Castle Amarylis

poznać. O tym, jak mało o nim wiemy, przypominają nam - Chcesz mnie sprowokować?
choćby odkryte niedawno artefakty. Musimy być na wszyst- - Tak.
ko odpowiednio przygotowani. Otworzyła usta, żeby mu dopiec, ale natychmiast je
Amarylis przycupnęła na kanapie obok Lucasa, nie od zamknęła.
rywając wzroku od ekranu. - Dlaczego?
- Sheffield nie zdołałby zogniskować swojej charyzmy Lucas wcisnął guzik pilota i wyłączył telewizor.
dla takiego t ł u m u . - Bo chcę zwrócić twoją uwagę. Odnoszę wrażenie, że
- Nie - zgodził się Lucas. - Może ją wykorzystać tylko mi się wymykasz.
w rozmowach prywatnych z jedną konkretną osobą. Na - Nieprawda.
takich spotkaniach może jedynie liczyć na wrodzony urok - Czyżby? Zdaje się, że nawiązaliśmy ze sobą romans,
osobisty. ale sądząc z tego, co się dzieje, nasza znajomość nie przetrwa
- On rzeczywiście ma dużo wdzięku, ale i tak nie będę nawet tego wieczoru.
na niego głosować. - Tak mi przykro - szepnęła Amarylis, kładąc głowę na
Polityka nigdy nie należała do bezpiecznych tematów jego ramieniu. - Miałem ciężki dzień.
- przypomniał sobie Lucas. Tak czy inaczej, wolał jakąkol­ - I ty to mówisz? - odparł głaszcząc ją po włosach.
wiek rozmowę od tego irytującego milczenia. - Oboje wiemy, że wkrótce będziemy musieli o wszyst­
- Nie? A sądziłem, że jego elektorat składa się właśnie kim zapomnieć.
z osób takich jak ty. - Nie chcę myśleć o przyszłości. Interesuje mnie wyłącz­
- Sheffield mówi o tradycyjnych wartościach, a przecież nie teraźniejszość. I chce się nią nacieszyć
nikt z Pierwszego Pokolenia nie uciekałby się do takich - Masz rację.
nieuczciwych sposobów, byle tylko zdobyć pieniądze na Zamilkli. Napięcie uleciało gdzieś w noc. Amarylis spo­
kampanię. czywała bezpieczna w jego objęciach. Tak bardzo pragnął
- Nie próbuj się oszukiwać. Coś mi mówi, że nasi zabrać ją gdzieś gdzie mogliby pozostać przez jakiś czas
przodkowie wcale nie byli tacy idealni, jak ci się wydaje. sami, daleko od zasad i konwencji
Amarylis obróciła się na pięcie. - Węź - szepnął jej do ucha.
- To strasznie cyniczne. Ojcowie założyciele przetrwali Nic nie odpowiedziała, ale w chwilę później Lucas rozpo­
wyłącznie dzięki swoim wartościom. Wierzyli w sprawied­ znał znajome kształty pryzmatu na swojej płaszczyźnie
liwość, odwagę, honor, zdecydowanie, uczciwość. I dzięki psychicznej. Przesławszy mu całą swoją energię, przystąpił
nim pokonali wszelkie trudności. do tworzenia iluzji.
- Nie wspomniałaś o oportunizmie. A jestem przekona­ Wokół kanapy wyrosła grota. Telewizor, biurko i inne
ny, że nasi szlachetni pradziadowie potrafili zadbać o swoje meble znikły za zasłoną rozrośniętych paproci Powyginane
interesy. ściany utworzyły głęboki staw. W przezroczystej wodzie
- Jak możesz tak mówić? nic się jednak nie odbijało.
- Chętnie się z tobą założę, że oni również mieli swoich - To miejsce istnieje naprawdę? - spytała cicho Amarylis.
Madisonów Sheffieldów. Pewne rzeczy nigdy się nie zmie - Naprawdę.
niają. - Na wyspach?
Amarylis zawrzała z oburzenia. - Na wyspach. - Lucas położył na podłodze dywan

182 183
Jayne Castle Amarylis

z wysokiej trawy i przyozdobił go gdzieniegdzie wspaniałymi ściany odgradzały ich skutecznie od przeszłości i przy-
żółtymi różo-storczykami. Wolałby zasadzić Amarylis, ale nie szłości.
miał pojęcia, jak te ziemskie kwiaty wyglądały naprawdę - Lucasie?
- Cudownie. Tak spokojnie - szepnęła, patrząc z po - Tak?
dziwem na mech wyrastający na ścianach jaskini. - Lubię z tobą współdziałać.
- Odkryłem ten zakątek, kiedy byłem jeszcze dzieckiem. - Ja również.
Nikomu o nim nie mówiłem, nawet Claxby'emu. Czasem - Nikt dotąd nie odkrył wpływu więzi na doznania
chodziłem do groty i siadałem na skałach, patrząc godzina- seksualne. Czy to ciebie nie dziwi?
mi w wodę. - Taka zależność nie istnieje. - Ujął jej twarz w dłonie
- Co tam jeszcze robiłeś? i zajrzał głęboko w oczy. - W naszym przypadku to czysty
- Wiele rzeczy - odparł. - Rozwijałem swój talent. Byłem zbieg okolicznośc. Już sama twoja obecność bardzo mnie
ciekaw, czy poznam kiedyś ludzi o podobnych zdolnościach. podnieca. Nic dziwnego, że podczas więzi czuję się tak samo.
Bardzo chciałem porozmawiać z kimś, kto potrafiłby zro­ Uśmiechnęła się i objęta go za szyję, a on złożył na jej
zumieć, jak trudno jest posiadać taką moc, wiedząc, że nie ustach namiętny pocałunek.
wolno jej ujawnić. Przenikliwy dzwonek telefonu rozbił w pył iluzję groty.
Amarylis przytuliła się do niego mocniej. Przestraszona nieoczekiwanym hałasem Amarylis prze­
- Ja też miałam taką kryjówkę. Oczywiście nie w dżun­ rwała więź
gli. Mieszkaliśmy na wsi, więc chowałam się w stodole. - To pewnie moja ciotka albo wuj. - Wyzwoliwszy się
Pamiętam, że przez drewniane ściany sączyło się światło. z objęć Lucasa, sięgnęła po słuchawkę.
Chodziłam tam często, żeby sobie poczytać i pomyśleć. - S ł u c h a m . Tak, jest tutaj. Zaraz go poproszę.
- A o czym myślałaś? - Przepraszam Zostawiłem twój numer telefonu na
- O wielu rzeczach. - Amarylis uśmiechnęła się przelot­ automatycznej sekretarce wyjaśnił, widząc zdumiony
nie. - Kiedy byłam jeszcze zupełnie mała, układałam plan wzrok dziewczyny. Tu Trent powiedział do mikrofonu..
zemsty na babce ze strony ojca. Potem marzyłam tylko - Lucas? - W glosie Dillona wyraźnie pobrzmiewało
o tym, żeby się jakoś wydostać z Lower Bellevue. napięcie. - Ceszę się, że cię znalazłem. Słuchaj, m a m pilny
- Naprawdę? Sądziłem, że odpowiadało ci życie w małym interes. Nie chcę ci robić kłopotu, ale potrzebuję pomocy.
miasteczku. I to zaraz.
- Zawsze chciałam stamtąd uciec i znaleźć jakieś miejsce, - Co się stało?
gdzie nie musiałabym się obawiać tych wszystkich spojrzeń - Trudno mi rozmawiać przez telefon. W sumie chodzi
ludzi zainteresowanych jedynie tym, czy skompromituję o to, że jestem winien jednemu facetowi trochę forsy, a nie
swoją rodzinę, podobnie j a k to uczyniła moja matka. m a m gotówki. Muszę mu natychmiast oddać pieniądze.
Miejsce, w którym nikt nie wytykałby mnie palcami i nie Chciałem cię prosić o pożyczkę.
nazywał bękartem. Takie, gdzie mogłabym w pełni wyko­ - Jasna cholera.
rzystać swoją moc. - Lucas?
Lucas przytulił ją mocno. - No?
- Zdaje się, że oboje mieliśmy swoje sekrety. - Wzmocnił - Nie chciałbym nalegać, ale potrzebuję tej forsy zaraz.
iluzję, by nadać grocie bardziej realne kształty. Skaliste

184
Amarylis

Poprawiła się na siedzeniu i zerknęła na pięknie oświet­


lone wejście do Pałacu Chastaina. Za zasłoną kapiącego
deszczu lampy z galaretowatego lodu wyglądały jak barw­
ne, ciekłe klejnoty. Kasyno nie było największą jaskinią
hazardu na tej ulicy, ale nawet Amarylis słyszała o jego
Rozdział istnieniu, ponieważ tu się grało o naprawdę wysokie stawki.

jedenasty - Znasz Chastaina osobiście? - spytała Amarylis.


- Powiedzmy, że coś nas łączy. - Lucas wysiadł z auta.
Nie zwracał uwagi na mżawkę.
Amarylis otworzyła dzwiczki po stronie pasażera, zanim
Lucas okrążył samochód, żeby jej pomóc.
- Dlaczego Dillon zadzwonil do ciebie, a nie do swojego
o j c a ? - spytała, naciągając na głowę kaptur.
- Pewnie sobie nie życzy, żeby Calvin się dowiedział
o jego kłopotadh.
Amarylis pokiwała głową
- Rodzce Dillona nie byliby specjalnie dumni z syna
W s z y s t k i e pryzmaty są takie uparte? - Lu­ hazardzisty.
cas unieruchomił silnik samochodu niecierp­ - T o jedna strona medalu przyznał Lucas, biorąc
liwym ruchem ręki. Patrzył na światła kasyna Amarylis pod rękę. - A druga jest taka, że Rye'owie niw
po przeciwnej stronic ulicy. - Czy też jest to akceptują jego planów. Dillon zamierzał zainwestować
wynik małomiasteczkowego wychowania? ewentualną wygraną w pewien interes.
- Nie wiem zbyt wiele o innych pryzmatach - Jaki?
i nie chce się wypowiadać na temat małomias­ - Chciał szukać ognistego kryształu. Lucas bezpiecznie
teczkowego wychowania. Chciałam tu z tobą przeprowadził Amarylis przez jezdnię.
przyjść, gdyż sądziłam, że możesz mnie po­ Obrotowe drzwi kasyna znajdowały się w nieustannym
trzebować. Jesteśmy przecież wspólnikami, czyż­ ruchu. Wciąż przelewał się przez nie strumień elegancko
byś zapomniał? Sam tak mówiłeś. ubranych ludzi. Jedni się śmiali, inni mieli poważne miny.
Lucas odwrócił lekko głowę. W jego oczach W oczach kilkorga wyraźnie czaiła się rozpacz. Wielu
błyszczało szyderstwo. wypiło zdecydowanie zbyt dużo.
- Chyba nie będę potrzebował pryzmatu, Kłębiący się przy wejściu t ł u m obserwowała uprzejma
żeby wyciągnąć z kabały młodego hazardzistę. para o s u r o w y m wyglądzie. Oboje byli w oficjalnych
Wystarczą pieniądze. Ciekaw jestem, ile ten strojach wieczorowych, które jednak nie skrywały ich
głupek jest winien Chastainowi. silnie umięśnionych torsów.
Amarylis postanowiła nie zwracać uwagi na Lucas i Amarylis zaczęli się powoli przebijać do wejścia.
zły h u m o r Lucasa. Kłócili się od chwili, gdy Nagle na ich drodze stanął długowłosy mężczyzna w czar­
telefon od Dillona zniszczył iluzję groty. nej, powiewnej tunice. Zerknąwszy na Lucasa, najwidocz-

186 187
Jayne Castle Amarylis

niej doszedł do wniosku, że nie znajdzie w nim słuchacza, tablicami. Na szczęście szybko odzyskał rozum, ale mało
bo odwrócił się natychmiast do Amarylis. W ręku trzymał brakowało, a przepadłby z kretesem.
tablicę, na której widniał napis: - Nie uda ci się zbawić świata, Amarylis.
CZY BĘDZIESZ GOTÓW, GDY ZNÓW PODNIESIE SIĘ - Co my tu właściwie robimy?
KURTYNA? - Sam nie wiem - mruknął Lucas.
- Przepraszam - Amarylis uczyniła desperacką próbę, Rye'owie są ci bardzo bliscy, prawda?
żeby go wyminąć. - Mogę się założyć, że to nieodwzajemnione uczucie
- Kurtyna podniesie się wcześniej niż sądzisz, kobieto. powiedział smutno, ale bez goryczy.
- W oczach mężczyzny błyszczało podniecenie. - Czy jesteś Amarylis zrozumiała, że Lucas najwyraźniej pogodził się
przygotowana do rychłego powrotu na Ziemię? Czy twoje z losem. Jackson Rye by jego partnerem i przyjacielem.
ciało i umysł będą na tyle czyste, by zamieszkać w krainie Mimo tego, co się stało, Lucas honorował stare związki.
wiecznej szczęśliwości? Dlatego przyjechał do kasyna
- Proszę mnie przepuścić. Bardzo się spieszę Kasyno najwidoczniej zaprojektował artysta rozdarty
Na ogół ludzie traktowali fanatyków sekty Powrót między dekadencją a krzykliwą tandetą. Zarówno sufit,
bardzo zdawkowo i nieuprzejmie. Nawet dobrze wychowa­ jak i ściany lśniły od luster, a meble tonęły w zielonym
na Amarylis nie miała cierpliwości do sekciarzy. aksamicie oraz złotych ozdobach. Całość była bardzo
- Kurtyna zamknie się na wieki dla tych, którzy pogrążą męcząca da oczu.
się w czeluściach pięciu piekieł grzechu. Pomyśl o swojej - Zupełnie jak w krainie fantazji - mruknęła Amarylis.
przyszłości, kobieto. Na Ziemię powrócą wyłącznie ludzie - I o to chodziło - wyjaśnił Lucas
o czystym sercu. Przyciszony
- Znam i doceniam wasze poglądy, ale naprawdę nie stukot automatów do gry tworzył tło napełniające zatłoczone
istnieją żadne dowody na to, by kurtyna posiadała jakiekol­ pomieszczenie frenetyczną energią. Nad stolikami do gry pochylali
wiek znaczenie religijne. Była zjawiskiem najzupełniej
naturalnym. Konstrukcją energii, która najpierw się poja­ s ię pięknie ubrani ludzie. Kelnerzy w uniformach kapiących
wiła, a później znikła. od złota roznosili tace z drinkami.
- Kurtynę skonstruowały istoty wyższe zamieszkujące - Tędy
naszą planetę - wrzasnął fanatyk. Minęli kolejnych ochroniarzy o zimnych oczach, a przy
- Gdyby przemyślał pan ten problem z synergistycznie końcu wyłożonego lustrami korytarza natknęli się na
naukowego punktu widzenia... - Urwała, bo Lucas pociąg­ mężczyznę, który wyraźnie na nich czekał.
nął ją naprzód. - Pan Trent?
- Nie ma sensu rozmawiać z tymi kretynami. - Popy­ - Powiedz Chastainowi, że jestem.
chał ją lekko przez obrotowe drzwi. - To czysta strata Ochroniarz zerknął na Amarylis,
energii. - Zdaje się, że miał pan przyjść sam.
- Wiem. Ale czasem nie mogę się powstrzymać. Ci ludzie - Ale jak widzisz, stało się inaczej. Panna Lark jest moją
są bardzo niebezpieczni. Dołączył do nich brat mojej przy­ przyjaciółką. Jeśli Chastain nie przyjmie tego do wiadomo­
jaciółki. Odwrócił się od rodziny i zrezygnował ze szkoły. ści, poradź mu, żeby poszedł do psychiatry. On naprawdę
Przez cały czas chodził tylko po ulicach z tymi idiotycznymi wpada w paranoję.
Strażnik wahał się przez chwilę, ale w końcu skinął głową.
188 189
Jayne Castle Amarylis

- Tędy, proszę państwa. Odkryć. Odzwierciedla nastrój, jaki panował w tamtych


Po chwili wprowadzono ich do pokoju, gdzie dominowała casach. Bardzo mi się podoba.
czerń, złoto i czerwień. Przy solidnym rzeźbionym biurku Lucas uniósł lekko brwi, ale się nie odezwał.
stała niewielka grupka ludzi. - Ona albo się w tobie kocha, albo zupełnie nie ma gustu
Amarylis chciała za wszelką cenę ukryć głęboką dezap­ stwierdził Chastain.
robatę. W końcu ludzie miewają różne gusta - powtarzała Amarylis oblała się rumieńcem,
sobie w duchu. Mimo to projektant tego wnętrza naj­ - A pan jest z pewnością bardzo źle wychowany,
wyraźniej zupełnie stracił umiar i poczucie estetyki. Nick uśmiechnął się lekko. Nie spuszczał z oczu Lucasa.
W oknach wisiały pluszowe czerwone kotary. Sufit - Dziwię się, że cię tu widzę. Myślałem, że młody Dillon
podtrzymywały bogato rzeźbione kolumny. Obite szkar­ zwróci się do ojca.
łatnym aksamitem meble lśniły od czarnego lakieru. Czer­ - I czujesz się zawiedziony? - spytał sucho Lucas.
wono-złoto-czarny dywan był tak puszysty, że można się - Trochę - p r z y z n a ł Nick
było na nim potknąć Amarylis łypnęła nieprzyjaźnie na Chastaina.
- Lucas! Dillon zerwał się na równe nogi. Na jego - Lucas jest przyjacielem rodziny i ma prawo pomóc
twarzy malował się wyraz niewymownej ulgi. - Tak się temu chłopcu w trudnej sytuacji.j
cieszę, że cię widzę. Nic iInnego nie przyszło mi do głowy Dillon przenosił zpojrzenie z Lucasa na Nicka.
- mówił zupełnie bez żenady - Nie rozumiem. Dlaczego to dla ciebie takie ważne, kto
- Cześć. - Lucas zerknął na mężczyznę siedzącego za spłaci mój dług?
biurkiem. - Kopę lat. - Chastain woli brać pieniądze od ludzi i wyższych sfer
- Dobry wieczór - odparł Chastain z chłodnym uśmie­ wyjaśnił Trenr - Bardzo lubi ich stawiać w nieprzyjemnej
chem i zerknął bez specjalnego zainteresowania na Amary­ sytuacji.
lis. - To jest zapewne panna Lark. Bardzo mi miło. - Penie, że to o wiele zabawniejsze niż brać twoją
- Amarylis skinęła lekko głowa. forsę. Nigdy nikogo nie udawałeś. A jesteć człowiekiem bez
- Witam pana. korzeni i rodziny, podobnie jak ja. Na wszystko, do czego
Nick Chastain nie budził w niej sympatii. Był szczupłym doszedłeś, musiałeś uczciwie pracować. A Rye'owie żerowali
mężczyzną o zimnym spojrzeniu, z pewnością bardziej na tradycjach rodzinnych i koneksjach. Oni wolą się nie
niebezpiecznym niż wszyscy jego goryle. zadawać z takimi jak my, jeśli oczywiście nie czerpią z tego
- Jak się pani podoba mój gabinet? korzyści finansowych.
- Jest bardzo nietypowy - odparła ostrożnie. - Zaraz, zaraz - przerwał Dillon poirytowanym tonem.
- Zapewne użyła pani eufemizmu, by nie powiedzieć, że - Wypraszam sobie. Lucas jest moim przyjacielem. Był
to najgorsza krzykliwa tandeta, jaką miała pani okazję wspólnikiem mojego brata i stal się praktycznie członkiem
oglądać. Dziękuję. Sam zaprojektowałem to wnętrze. Musi naszej rodziny.
pani jednak przyznać, że mój apartament robi jeszcze - Ale przestał nim być w dniu śmierci Jacksona.
bardziej piorunujące wrażenie niż to koszmarne gmaszysko, - Nieprawda - zaprotestował Dillon.
w którym mieszka Trent. Nick nie zwracał na niego uwagi. Popatrzył na Lucasa ze
- Dom Lucasa posiada ogromną wartość historyczną złym błyskiem w oku.
- odparła ostro Amarylis. - To zabytek z Epoki Pierwszych - Muszę przyznać, że chciałbym zobaczyć, jak Calvin

190 191
Jayne Castle Amarylis

Rye robi dobrą minę do kiepskiej gry, wypisując: dla Posłuchaj mojej rady i ożeń się z panną Lark. Nie
mnie czek. najdziesz lepszej żony.
- Moje pieniądze są tyle samo warte - zauważył Lucas. W pokoju zapanowało groźne napięcie.
- To prawda. A ja lubię forsę niezależnie od jej po­ - Od kiedy się zajmujesz, doradztwem matrymonialnym?
chodzenia - Nick rozłożył ręce. - Wezmę i twoją. Ale spytał Lucas.
właściwie dlaczego tak się martwisz kłopotami Dillona? Nick uśmiechnął się do niego promiennie.
Obaj wiemy, że nie jesteś nic winien tej rodzince. Mam taki fach, że muszę się trochę znać na psychologii.
- Powiedzmy, że robię to przez wzgląd na stare czasy. Lucas stracił ochotę na dalsze dyskusje. Wyszedł z gabi­
- Lucas zerknął na młodego Ryea. - Ile? netu, wziął Amarylis pod rękę i wyprowadził całe towarzys­
- No... - Chłopak przełknął ślinę. - Sześćdziesiąt pięć two z kasyna.
tysięcy. Skąd ty znasz tego okropnego faceta? - spytała Ama­
- Sześćdziesiąt pięć tysięcy? - spytała Amarylis, patrząc rylis, kiedy szli do samochodu.
z przerażeniem na Diilona. - Przegrałeś tyle pieniędzy - Chastain jest całkiem w porządku, dopóki mu się nie
w kasynie? Jak mogłeś zrobić coś tak beznadziejnie głu­ zalezie za skórę. Mieszał na wyspach. Założył pierwsze
piego? Nic dziwnego, że zadzwoniłeś po Lucasa. Już kasyno w Port LeConner o bronił miasteczka przed piratami.
sobie wyobrażam, jak by na to zareagował twój ojciec. Dillon popatrzył na Lucasa z nagłym zainteresowaniem.
Gdzie się podziały twój honor i poczucie odpowiedzial­
ności? - Tak
Nick roześmiał się ochryple, a Dillon poczerwieniał jak Chłopak gwizdnął cicho
burak. Nigdy nie słyszałem, żeby ktokolwiek o nim wspominał
Lucas wyjął książeczkę czekową z kieszeni spodni.
- Amarylis jest bardzo zasadnicza. Bo on nie przepada za tego rodzaju reklamą.
- To prawda - Nick był naprawdę rozbawiony. Praw­ - Ale z pewnością ma okropny gust. To zbyt straszne,
dziwy z niej brylant bez skazy. Słyszałem, że szukasz żeby było prawdziwe. Poza tym odnoszę wrażenie, że on
żony. Czy p a n n a Lark została wytypowana przez agencję? kocha obrażać ludzi
- Nie twój interes. - Lucas nabazgrał jego nazwisko na - I pewnie się nie mylisz - powiedział Lucas.
czeku. - Bierz forsę i oddawaj weksle Diilona.
Nick skinął na jednego z milczących mężczyzn.
- Oddaj Trentowi weksle. N o , dobra. Spanikowałem - Dillon usiadł na staroświec­
Weksle powędrowały do Lucasa. Trent bez słowa schował kim metalowym krześle w kuchni Lucasa. - Przykro mi,
je do kieszeni i popatrzył na Diilona. ale naprawdę nie mogłem zadzwonić do taty. Wiesz prze­
- Idziemy - powiedział. cież, co on sądzi o hazardzie. Zostałeś mi tylko ty.
Dillonowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Lucas napełniał kubki herba-kawą.
Jednym skokiem znalazł się przy drzwiach. - Wydawało ci się, że wygrasz i zainwestujesz w ten
- Trent? - zawołał cicho Nick. idiotyczny pomysł z ognistym kryształem.
Lucas zerknął przez ramię. - Kiedy odmówiłeś mi pożyczki, doszedłem do wniosku,
- Czego jeszcze chcesz, Chastain? że to jedyny sposób, żeby zdobyć pieniądze.

192 193
Jayne Castle Amarylis

- Kasyno nie jest instytucją charytatywną. Jesteś wystarczająco dorosły, żeby spłacić swoje
- Ale wydawało mi się, że Chastain nic oszukuje. długi.
- Bo nie oszukuje. Tyle że krupier ma zawsze większe Mój ojciec na pewno by się z tobą nie zgodził. Zresztą
szanse rzeczywiście nie m a m się czym chwalić. - Dillon zacisnął
- Przez jakiś czas byłem do przodu. usta. - Ale i tak oddam ci forsę. Tak czy inaczej.
- W takim razie trzeba było odejść od stolika. - Lucas - W porządku - Lucas uśmiechnął się słabo. - Ale
postawił kubek przed Dillonem. wyrządź mi przysługę. Nie rób niczego niezgodnego z pra
Amarylis położyła się do swojego własnego łóżka dopiero wem. I trzymaj się z dala od kasyn.
po północy. Lucas najchętniej dotrzymałby jej towarzystwa, - Nie zostawiasz mi zbyt wielkiego wyboru - jęknął
ale postanowił poświęcić swój cenny czas Dillonowi. Nie Dillon.
miał j u ż żadnych wątpliwości co do tego, że brat Jacksona
pakuje się dobrowolnie w strasznią kabałę. Ktoś musiał mu
jakoś pomóc. Dziękuję, że przyjęłaż moje zaproszenie - powiedziała
- No, dalej - mruknął Dillon. - Zaczynaj wykład. Za­ Amarylis, patrząc nz Irene Dudley siedzącą na wprost niej
służyłem sobie na kazanie. przy restauracyjnym stoliku. - Wiem, że nie jest ci łatwo
- Szkoda mi energii. - Lucas pił powoli herba-kawę. urwać się z pracy.
- Nie wiem, kiedy ci oddam kasę. Nawet nie m a m pracy. - W zeszłym tygodniu robiłam krótsze przerwy na
- Zaczekam. lunch. Profesor Yamamotu postanowiła mi to jakoś wyna­
Dillon przeczesał palcami włosy gestem, który przypo­ grodzić. Poza tym ona uważa, że w piątki nie trzeba aż tak
minał Lucasowi Jacksona. bardzo dbać o dyscyplinę. Profesor Landreth z pewnością.
- Ale afera! Jeśli matka i ojciec kiedykolwiek się o tym nie podzieliłby jej zdania ne ten temat ale teraz ona tu
dowiedzą, do końca życia nie będę miał spokoju. Utwierdzą rządzi.
się tylko w przekonaniu, że jestem zupełnie nieodpowie­ - Bardzo się cieszę. - Anarylis zerknęła na menu i nie
dzialny. znalazła w nim niczego interesującego. Całą uwagę skupiła
Lucas nadal milczał jak grób. na pytaniach, jakie chciała postawić Irene.
- Mógłbym ci spłacić dług, gdybym zaczął dla ciebie Do restauracji przychodzili głównie biznesmeni i ludzie,
pracować. którzy robili w mieście zakupy. Amarylis celowo wybrała
- Chyba tak. lokal położony daleko od uniwersytetu.
- Ale rodzice nigdy się na to nie zgodzą. - Dlaczego chciała się pani ze mną zobaczyć? - Irene
- Pewnie nie. była najwyraźniej przestraszona. - Czy to ma coś wspól­
Dillon spojrzał mu w oczy. nego z profesorem Landrethem?
- Powiesz ojcu o tej forsie? - Tak. - Amarylis chwyciła ją impulsywnie za rękę.
- Nie. - Proszę, powiedz mi prawdę. Czy to ty dzwoniłaś do mnie
- Ile mi dasz czasu na wyrównanie rachunków? wtedy wieczorem i sugerowałaś, że powinnam się skontak­
- Ile będzie trzeba. tować z Vivien?
- Naprawdę? Większość facetów na twoim miejscu upo­ Irenerozszerzyła oczy ze zdumienia.
mniałaby się o pieniądze u mojego starego. - W jaki sposób się pani tego domyśliła?

194 195
Jayne Castle Am a ryl is

- Nie rozpoznałam twojego głosu, ale potem długo o tym - Chciałaś obudzić moje podejrzenia, bo wiedziałaś, że
wszystkim myślałam. - Nie chciała wspominać o Giffordzie, zrobię wszystko, żeby wyjaśnić sprawę do końca?
żeby jeszcze bardziej nie zdenerwować Irene. -Odkryłaś, że Mogłam liczyć wyłącznie na panią i na siebie. Jestem
profesor spotyka się z Vivien? tylko starzejącą się sekretarką. Nie mam zielonego poję­
Irenę otarła łzy serwetka. cia, co należy robić w takiej sytuacji. Ale pani jest taka
- Chodził do niej co tydzień. W dalszym ciągu nie mądra, panno Lark. Profesor wyrażał się o pani w sa­
rozumiem dlaczego. Przecież on się nigdy nie zadawał mych superlatywach. Zachwycał się pani inteligencją,
z takimi ludźmi. Może ona go zniewoliła jakimi diabolicz- zdecydowaniem i wytrwałością. Dlatego doszłam do
nym talentem? Co pani o tym sądz? wniosku, że jest pani jedyną osobą, która może rozwiązać
Irene cierpiała tak bardzo, że Amarylis. nie miała serca ten problem.
odbierać jej złudzeń - Więc wysłałaś mnie do Vivien ?'
- Niewykluczone - skłamała. - Tak - westchnęła Irene. - Jestem zbyt wielkim tchó­
- Przecież nie ma żadnego innego wytłumaczenia. Profe­ rzem, żeby rozmawiawiać z taką kobietą. Byłam jednak pewna,
sor byl naprawdę porządnym człowiekiem. Prawdziwym że ona coś wie. Jej znajomość z profesorem miała w końcu
dżentelmenem. intymny charakter. On z pewnością powierzał tej ladacznicy
- Proszę, sobie wyobrazić, że to samo mówiła o nim swoje sekrety.
Vivien. Wiedziałaś, że w dzień swojej śmierci profesor był
Irene miała taką minę, jakby jej nie słyszała. umówiony z Gilbertem Ostreleyem.
- Był bardzo zasadniczy i prawy. Uosabiał wszystkie Z Ostreleyem? - Irene aż rozchyliła usta ze zdziwienia.
cnoty ojców założycieli. Niemożliwe. Oni nie utrzymywali ze sobą kontaktu.
- Ostatnio wiele się o nich mówi. Sprawdzałaś ostatnie zapiski w kalendarzu?
- Dzięki naszemu wspaniałemu senatorowi Sheffieldowi. - Szczerze mówiąc, kiedy się dowiedziałam u wypadku,
- Irene odłożyła serwetkę. Przestała płakać i popatrzyła przepłakałam cały dzień. Nie mogłabym patrzeć na jego
rezolutnie na Amarylis. Bardzo się cieszę, że człowiek kalendarz, wiedząc, że żadne z planowanych spotkań nie
takiego formatu zaczął się ubiegać o urząd gubernatora. dojdzie do skutku.
On wie, czego chce. Skieruje nasze stan0-miasto na od­ Ciekawa jestem, czego miała dotyczyć ta rozmowa.
powiednią ścieżkę. Żałuję tylko, że profesor nie doczekał tej Nie domyślasz się przypadkiem?
chwili. Sheffield zostanie prawdopodobnie prezydentem Nie. I zupełnie nie rozumiem tej historii ze striptizerką.
Stano-miast Zjednoczonych. Profesor na pewno by się - Wytarła noc i popatrzyła na Amarylis ze zmarszczonymi
z tego cieszył. brwiami. - A skąd pani wie oGiffordzie?
- Dlaczego wysłałaś mnie do Vivien? - M u s z ę ci się do czegoś przyznać. - Amarylis oblała się
Irene popatrzyła jej prosto w oczy. rumieńcem i spuściła wzrok Wiedziała, że nie wolno jej
- Zaczęłam rozważać wszelkie okoliczności, jakie towa­ nawet jednym słowem wspomnieć o Giffordzie. - Kiedy mi
rzyszyły śmierci profesora. Im dłużej się nad t y m zastana powiedziałaś, że następnego dnia ktoś przyjdzie po rzeczy,
wiam, t y m mniej rozumiem. Policja umorzyła dochodzenie. poszłam do twojego biura i znalazłam pudło, w którym
Zupełnie nie wiedziałam, co robić, dopóki nie przyszła pani był kalendarz. Spojrzałam na ostatnie zapiski. Wiem, że źle
do mnie gabinetu. Doszłam do wniosku, że to jakiś znak. zrobiłam, ale nie miałam innego wyjścia.

196 197
Jayne Castle Amarylis

Zapadła krępująca cisza. Gdy Amarylis podniosła wzrok, pryzmatów z pełnym widmem. Nasza firma specjalizuje
Irenę patrzyła na nią z dziwną miną. się w usługach dla tak znaczących klientów.
- O mój Boże! - westchnęła pani Dudley. - Zwróciłem się do innej firmy.
- Widzę, że jesteś zupełnie zaszokowana. Ale ja niczego - Wiem. Do Psynergii. Ale zapewniam pana, że mogę
nie ukradłam. Naprawdę. panu zaoferować coś więcej.
- Proszę mi to przysiąc. - A mianowicie?
- Przysięgam na honor Larków - powiedziała Amarylis - Dyskrecję. - Gifford popatrzył na niego znacząco.
unosząc dumnie podbródek. - Całkowitą dyskrecję, panie Trent.
- Wierzę. Ale t y m bardziej nic nie rozumiem. - Podobnie jak Psynergia
- Co masz na myśli? - Ale my świadczymy usługi najwyższej jakości. Nie
- Ja też muszę się do czegoś przyznać - powiedziała wymagamy też żadnych zaświadczeń i testów. Wszystkie
wolno Irene. - Kiedy tylko się dowiedziałam, że ktoś ma nasze pryzmaty mogą ogniskować dla talentów klasy
zabrać dokumenty, ogarnął mnie jakiś dziwny niepokój. dziewiątej i dziesiątej, więc nie grozi im wypalenie.
Jestem pryzmatem z ograniczonym widmem. Nie m a m - Korzystałem z usług pryzmatu o pełnym widmie.
zbyt wielkiej mocy, ale nie brak mi intuicji. Pamięta pani - Mówi pan zapewne o Amarylis Lark - Gifford mrugnął
specjalną teczkę profesora? porozumiewawczo do Lucasa. - Wybaczy pan, ale ja ją
- Oczywiście. Nazywał ją „świeżutką teczuszką" i trzy­ świetnie znam. Jest zdecydowanie zbyt stereotypowa, choć
mał w niej notatki dotyczące ostatnich prac. muszę przyznać, że to silny i wykształcony pryzmat.
- Zanim przyszli po te kartony, postąpiłam bardzo - R o z u m i e m , że pańskie pryzmaty działają w mniej
impulsywnie. Przeszukałam pudla. konwencjonalny sposób.
- I co? Znalazłaś teczkę? - Przede wszystkim posiadają zdolności twórcze - za­
- Nie. - Irene popatrzyła ponuro na Amarylis. - Ktoś śmiał się Gifford. - Żaden z nich nie bierze sobie specjalnie
mnie uprzedził. do serca zasad tak zwanej etylu zawodowej. Uważają, że
klient ma zawsze rację.
- Rozumiem.
M i ł o mi pana widzieć. - Gifford Osterley promieniał - Klient decyduje jak, kiedy i gdzie korzystać z pomocy
entuzjazmem. - Podziwiam pana od lat. Pańska firma to pryzmatu. Nie chcemy w żaden sposób wpływać na jego
najlepsze świadectwo pańskiej inteligencji, zdolności i zdecy­ decyzje. Czy wyrażam się jasno?
dowania. Może służyć za wzór wszystkim biznesmenom. - Aż nazbyt jasno. A teraz może pan j u ż odejść. Mam
Lucas patrzył na Osterleya z perwersyjnym zaintereso masę pracy.
waniem. A więc tak wyglądał człowiek, którego Amarylis Na czole Gifforda pojawiła się maleńka zmarszczka.
uznała za odpowiedniego kandydata na męża. Nie poszła - Być może źle mnie pan zrozumiał. Z pewnością chciał-
z nim jednak do łóżka. Co za wybredna z niej dziewczyna! by pan korzystać ze swego talentu bez ograniczeń. Niech
- Dlaczego chciał się pan ze mną zobaczyć? ta była pracownica uniwersytetu zachowa swoje wykłady
Gifford odchrząknął i otworzył czarną skórzaną teczkę na inną okazję.
pasującą świetnie do jego srebrzystoszarego garnituru. Zdradzę panu pewną tajemnicę, panie Osterley. Prze-
- Zauważyłem, że korzysta pan ostatnio z pomocy konałem się ostatnio, że cnota popłaca.

198 199
Jayne Castle Amarylis
Lucas? Tu Amarylis. prostu wylądować w innym miejscu. Z tego, co mówisz,
- Lucas rozparł się na krześle i uśmiechnął do słuchawki. pani Dudley głęboko przeżyła śmierć profesora. Być może
- Jakoś tak się składa, że cię poznaję. nie myślała jasno, kiedy pakowała te wszystkie rzeczy.
- Mam bardzo interesujące wieści. Irene Dudley też Amarylis myślała chwilę.
szperała w rzeczach profesora. - Podobno rzeczywiście przepłakała cały dzień i mogła
Lucas przestał się uśmiechać. zapomnieć, gdzie położyła te akta, ale...
- Ta sekretarka przeszukała pudła? - Czy moglibyśmy dokończyć później? - przerwał.
- Tak. I to właśnie ona nasłała mnie na Vivien. Muszę tu coś skończyć. Jest piątek i chciałbym wyjść
- Ale numer! wcześniej z pracy. Mogę po ciebie przyjechać około szóstej.
- Uważała, że profesor zginął w bardzo podejrzanych Co ty na to?
okolicznościach, ale zupełnie nie wiedziała, co robić. Po Niestety, jestem zajęła. Aprosiłam wujostwo na ko­
mojej wizycie doszła do wniosku, że powinnam się zainte­ lacje.
resować tą sprawą. Pewnie dlatego, że wypytywałam ją - Rozumiem.
wtedy o łamanie kodeksu i inne tego typu rzeczy. Lucas uświadomił sobie, że nie ma prawa oczekiwać
- Nie widzę nic zagadkowego w śmierci profesora. zaproszenia na spotkanie rodzinne. W końcu nie był
- Potem postanowiła przeszukać pudła. narzeczonym Amarylis,
- Dlaczego? - spytał Lucas. a jedynie jej kochankiem. W mieście nikt nie przywiązywał wagi
- Szukała „świeżutkiej teczuszki" Landretha do takich spraw, ale ludzie z prowincji mieli inną mentalność.
- Świeżutkiej teczuszki? Co to znaczy, do diabła? Wujostwo Amarylis nie mogłoby zaakceptować ich związku,
- Profesor miał takie specjalne akta. Irene pamiętała, że a dziewczyna doskonale o tym wiedziała. Nie postawiłaby
zapakowała je do kartonu. Ale... i słuchaj teraz uważnie... swojej rodziny w tak głupiej sytuacji.
te dokumenty zniknęły. - Przyjedziesz? - spytała Amarylis
- O której?
Lucas pomyślał, ze Amarylis jest stanowczo zbyt prze­
- O szóstej.
jęta.
- Będę na pewno.
- Nie sądzisz, że profesor Landreth zginął właśnie z po­
wodu tych akt? Kiedy Lucas odwiesił słuchawkę pomyślał, że cały ten
- Ano nie. wieczór okażee się jedną wielką pomyłką. Nie miał jednak
- M o ż e ktoś zepchnął go ze skały, a potem zabrał zbyt wiele do stracenia. Jego związek z Amarylis był
teczuszkę, żeby usunąć ewentualne dowody? - Amarylis zwykłym nieporozumieniem.
najwyraźniej nie brała pod uwagę jego opinii.
- Dlaczego ten domniemany zabójca miałby raptem
zawracać sobie głowę pudłami? Przecież policja i tak
umorzyła dochodzenie.
- Na wszelki wypadek. Nie chciał, żeby dokumenty
wpadły w ręce niepowołanych osób. To wszystko ma sens.
- Nic podobnego - jęknął Lucas. - Zastanów się! Przecież
tylko Irene Dudley twierdzi, że brakuje akt. Mogły po

200
Amarylis

Oscar Lark, najwyraźniej talent rolniczy, siedział przy


drugim końcu stołu. Ten silny mężczyzna dorównywał
Lucasowi wzrostem. Na jego pokrytej bruzdami twarzy
i spracowanych rękach odcisnęły się lata spędzone na
farmie. Oscar wyglądał tak, jakby przed chwilą zszedł
Rozdział z portretu ojców założycieli.
- Od kiedy prowadzi pan tę firmę? - spytał Oscar.
dwunasty - Właściwie całe życie.
Lucas pomyślał, że zje to ciasto trochę później. Jak j u ż
wszyscy wyjdą. Jeśli oczywiście nikt go nie uprzedzi.
- Mówiłam ci, kochanie, że Lucas jest związany z Gwia­
zdą Polarną - wtrąciła Hannah. - Słyszałeś przecież o Gwie­
ździe.
- No, no - Oscar popatrzył na niego chytrze. To duża
firma. A co pan t a m właściwie robi?
- Jestem jej właścicielem.
- Naprawdę? - spytał sceptycznie Oscar. Kiedy zdążył
A więc zajmujesz się wydobyciem galareto­ się pan dorobić takiego majątku? Gwiazda stanowi pewnie
watego lodu? - spytał Oscar Lark, gdy spałaszo własność pańskiego ojca.
wał ostatni kawałek placka słomiano-brzosk Lucas oderwał wzrok od ciasta i spojrzał Oscarowi prosto
winiowego. w oczy.
- Tak, proszę pana - Lucas patrzył łakomym - Moi rodzice zginęli, kiedy miałem trzy lata. Sam
wzrokiem na półmisek. Miał ochotę na ostatnią stworzyłem to przedsiębiorstwo. Od podstaw. Dlatego
porcję przepysznego ciasta, ale nie chciał zostać należy do mnie.
posądzony o brak wychowania. Zaległa krępująca cisza.
Rozejrzał się lękliwie. Wszyscy skończyli deser Oscar zamrugał oczami.
i nikt nie wykazywał najmniejszego zaintereso­ Rozumiem. - Odchrząknął głośno. - A reszta rodziny?
wania plackiem. A Lucas j u ż od lat nie jadł tak Pewnie wszyscy pracują w firmie?
smakowitych domowych wypieków. - Nie m a m rodziny - odparł krótko Lucas. - Ani nikogo
Ciotka Amarylis, prowincjonalna lekarka, bliskiego.
patrzyła na niego z uśmiechem. Hannah Lark - Nikogo?
była atrakcyjną, pogodną kobietą o jasnonie­ - Nie, proszę pana. - Lucas podjął męską decyzję. Brak
bieskich oczach i rudych, trochę już siwie­ rodziny stanowił ostatni gwóźdź do t r u m n y . Nic j u ż mu
jących włosach ostrzyżonych na krótkiego pa­ nie mogło bardziej zaszkodzić, więc sięgnął bohatersko po
zia. Lucas nie potrzebował nawet ogniskować ostatni kawałek ciasta. - Ale wkrótce zamierzam się
swojej energii, żeby wyczuć jej zdolności dia­ ożenić
gnostyczne. - Lucas zarejestrowal się w agencji, wujku. - Amarylis

202 203
Jayne Castle Amarylis

wstała gwałtownie od stołu i zaczęła zbierać talerze. Lark opadł na miniaturowe krzesło stojące na wprost
- Niedługo wybiera się do nich na decydującą rozmowę. kominka, gdzie palił się ogień podsycany galaretowatym
Oscar przymrużył oczy. lodem.
- Podobnie jak ty, prawda? - Tak więc oboje złożyliście ankiety w agencji.
- Zgadza się. - Amarylis wyniosła talerze do kuchni. - Tak, proszę pana. - Lucas usiadł obok Larka na drugim
- Umowa z dobrą agencją to jedyne wyjście - powiedział krzesełku ustawionym naprzeciwko paleniska.
Oscar. - Tak ważnej decyzji nie wolno podejmować bez - Moja siostrzenica twierdzi, że posiadasz talent dużej
pomocy fachowców. A te wszystkie małżeństwa z miłości mocy
kończą się z reguły fatalnie. - Owszem.
Lucas zajął się plackiem. Pomyślał, że pewnie nieprędko - Amarylis jest pryzmatem z pełnym widmem.
nadarzy mu się okazja, żeby skosztować domowego - Zdaję sobie z tego sprawę
ciasta. - Nie macie szans na trwały związek.
- Kto ma jeszcze ochotę na herba-kawę? - spytała Ama­ - Raczej nie.
rylis zza lady. Oscar zapatrzył się w ogień.
Hannah podniosła się z krzesła i spojrzała znacząco na - Ludziom, którzy rejestrują się w agencji, przychodzą
Oscara. czasem do głowy dziwne pomysły. Stają się rozbrykani
- Może by tak panowie przeszli do salonu? My tym­ i niesforni. To pewnie perspektywa rychłego małżeństwa
w ten sposób na nich wpływa.
czasem pozmywamy.
- Racja.
- Jak sobie życzysz, kochanie. - Oscar popatrzył na
- Wielu z nich zaczyna się zastanawiać, czy agencja
Lucasa z kamienną miną. - Czy już pan skończył? naprawdę potrafi im znaleźć kogoś odpowiedniego. Kogoś,
Lucas przełknął ostatni kęs i spojrzał mu prosto w oczy. z kimpragnęliby spędzić resztę życia.
- Tak, dziękuję. - To daje dużo do myślenia.
Musiał stawić czoło temu, co i tak było nieuniknione, - A niektórym się wydaje, że podejmą lepszą dezycję niż
więc wstał i ruszył za Oscarem do maleńkiego saloniku ich doradca z agencji.
Amarylis. Instynkt ostrzegał go, że przesłuchanie wcale się Lucas nawet się nie odezwał.
nie skończyło. Najgorsze wciąż było przed nim. - Jeszcze inni pragną użyć trochę życia - powiedział
Do tej pory wszystko układało się nieźle. Sympatyczne
zachowanie Hannah przyćmiło podejrzliwość Oscara. Lucas Oscar. - Szczególnie ci z miasta chcą się dobrze zabawić,I
uważał, że - biorąc pod uwagę okoliczności - poradził sobie póki jeszc ze pora.
całkiem nieźle. Wszyscy byli bardzo uprzejmi. Podczas Tent milczał uparcie.
pysznego posiłku ani na moment nie zaległa krępująca - Nie chcę, żeby Amarylis stała się jakaś krzywda.
cisza. Lucas nawet przez chwilę wyobrażał sobie, że jest - Rozumiem - odparł Lucas, patrząc mu prosto w oczy.
mężem Amarylis i właśnie podejmują krewnych na kolacji. - Nie pozwolę, żeby ta dziewczyna zniszczyła sobie
Ale ta iluzja miała właśnie zostać roztarta na proch. Nie życie, tak j a k jej matka. Pewnie wiesz, o czym mówię.
mógł mieć jednak o to pretensji do Oscara Larka, bo on sam - Amarylis opowiedziała mi tę historię.
postąpiłby podobnie na jego miejscu. Oscar musiał dbać - Matka Amarylis, Eugenia, była moją siostrą. - Oscar
o swoją siostrzenicę. To był jego obowiązek. znów zapatrzył się w ogień. - Ten skurczybyk, który ją

204 205
Jayne Castle Am&ryiis
namówił na ucieczkę z domu, pochodził z najbogatszej - Amarylis nie jest osiemnastoletnią gęsią, tylko dorosłą
rodziny w całym Lower Bellevue. Nazywał się Bailey. kobietą. Jeśli chce przeżyć romans przed ślubem, to jej
Pewnie Amarylis ci mówiła, że był żonaty. sprawa. Moja tona twierdzi, że jej szczepionka jeszcze
- Owszem. działa, a ja mam nadzieję, że ty też niczego w tej sprawie
- Skojarzyli ich rodzice. Na nieszczęście nie zwrócili się nie zaniedbałeś.
o pomoc do specjalistów. Ale wszyscy wiedzieli, że Elisabeth - Może pan być całkiem spokojny.
Bailey dba bardziej o majątek i status społeczny niż o szczęś­ Oscar skinął z zadowoleniem głową.
cie własnego syna. Młody Matt nie potrafił się jej sprzeciwić. - To dobrze. Bo ja nie pozwolę na to, żeby Amarylis
Miał zaledwie dwadzieścia jeden lat, kiedy matka kazała znalazła się w takiej samej sytuacji j a k jej matka. Jasne?
mu się żenić. - Oczywiście, proszę pana.
- Wiem. Chcę, żeby Amarylis była szczęśliwa. Obaj wiemy, co
- Ale i tak nie można usprawiedliwić tego, co się stało. może zdziałać dobra agencja matrymonialna. Tylko za jej
Matt Bailey miał żonę i kropka. A my nie aprobujemy pośrednictwem można znaleźć odpowiedniego partnera na
skoków w bok. Czasem tylko przymykamy oczy, jeżeli całe życie. A krótkotrwałe romanse nawet bardzo burzliwe,
żonaty facet pofigluje z mężatką i oboje zachowują dyskre­ nie zastąpią trwałego, udanego związku.
cję. Młody Bailey złamał wszelkie konwenanse, romansując Całkowicie się z panem zgadzam. - Lucas pomyślał, że
z Eugenią. nie powinien mówić Oscarowi o swoich doświadczeniach
Lucas skinął poważnie głową. w tej materii. I tak j u ż rozmowa okazała sie wystarczająco
- Nie wiem, w jaki sposób oni usprawiedliwiali postępek, nieprzyjemna.
który pogrążył w rozpaczy obie rodziny, ale ja i tak będę Amarylis jest fantastyczną młodą kobietą. A cała nasza
zawsze winił o wszystko Matta. Moja siostra była jeszcze rodzina starała się jej wpoić poczucie odpowiedzialności.
bardzo młoda. Nawet nie skończyła osiemnastu lat. I nie - I na pewno się to państwu udało.
brała zastrzyków antykoncepcyjnych, bo zabrakło wtedy - Moja żona uważa, że nawet trochę przesadziliśmy.
szczepionki. Sądzi, że Amarylis jest zbyt zasadnicza. Zbyt mało elas­
- Rozumiem. ­­­­na. Nietolerancyjna. - Oscar popatrzył na Lucasa
- A z kolei działanie szczepionki Baileya zostało zneu­ badawczo i znowu odchrząknął. - Jeśli oczywiście rozu­
tralizowane, bo on planował powiększenie rodziny. miesz, co m a m na myśli.
- Więc żadne z nich nie było zabezpieczone. - Tak, proszę pana.
Oscar zwinął dłoń w mięsistą pięść. - To dobrze. Nie mogę powiedzieć, że aprobuję wasz
- Miałem ochotę zamordować Baileya, kiedy się dowie­ romans, ale najważniejsze dla mnie jest jednak to, żeby
działem, co on zrobił mojej siostrze. Wszyscy chcieliśmy go Amarylis nie urodziła bękarta. Słyszysz, Trent?
ukatrupić. Ale cóż mogliśmy zrobić? Potem oboje zginęli - Oczywiście.
podczas sztormu, a cale odium spadło na to biedne dziecko. Oscar ścisnął poręcz fotela i pochylił się naprzód z miną,
Niełatwo być bękartem w małym miasteczku. jakiej nie powstydziłby się nawet najmężniejszy z ko-
W głosie Oscara nadal pobrzmiewała wściekłość. lonistów
- Rozumiem - powiedział spokojnie Trent. W takim razie nie zrób jej dziecka, bo jeżeli ona zajdzie
Oscar przeszył go na wylot surowym spojrzeniem. w ciążę, zaskarżę cię do sądu, zanim zdążysz sie obejrzeć.

206 207
Jayne Castle Amarylis

Lucas uniósł brwi i nawet się nie odezwał. Nie wierzę. -Amarylis wyjęła ze zlewu czysty garnek
- Nie obchodzi mnie, kim jesteś i ile masz pieniędzy. Pilnuj ipostawiła go na suszarce. - Ja jej w ogóle nie obchodzę.
szczepionki. A j a k wpędzisz moją siostrzenicę w tarapaty, Ma przecież wnuki. Rodzeństwo mojego ojca dochowało się
pojadę za tobą nawet na wyspy, jeśli będzie taka potrzeba. licznego potomstwa.
I obaj wiemy, że wygram sprawę przed sądem. Nie będziesz - Ale Matt był jej najstarszym synem.
się mógł zasłonić żoną, więc poślubisz moją siostrzenicę. - Więc?
- Rozumiem. - Lucas odważnie wytrzymał płomienny Hannah przerwała wycieranie talerzy.
wzrok Oscara. - Obiecuję, że nie postawię w kłopotliwej Ciocia Sophy twierdzi, że Elisabetb czuje się winna, bo
sytuacji ani Amarylis, ani jej rodziny. wepchnęła Matta w ramiona niewłaściwej kobiety.
Oscar patrzył na niego z uwagą jeszcze przez chwilę, - Ona przecież nie ma sumienia. Pewnie chce mi po
a potem wyraźnie odetchnął z ulgą. prostu przypomnieć, że moja matka zniszczyła jej syna,
- W takim razie w porządku. Może nie masz własnej który w końcu stracił przez nią życie. Obejdę się bez takiej
rodziny, ale chyba wiesz, co oznacza fakt jej posiadania. sceny.
- Oczywiście - Oczywiście to ty dokonujesz wyboru, ale sądzę, że
Lucasowi szumiało w głowie. Ślub z Amarylis. Groźby powinnaś się z nią spotkać.
Oscara zupełnie go nie przerażały. Amarylis przypomniała sobie dzień, w którym jadła
Potem jednak uświadomił sobie, że Amarylis nie wyob­ lody.
raża sobie małżeństwa bez pośrednictwa agencji, i stracił Nie masz żadnej babci, bo jesteś zwykłym bękartem.
humor. - Nie chcę - odparła.

D w a dni temu zgłosiła się do mnie Elisabeth Bailey. Następnego ranka nie mogła się doczekać spotkania
- Hannah wytarła szklankę i wstawiła ją do kredensu. - Od z Lucasem. Sięgnęła więc po słuchawkę, zanim jeszcze
śmierci Matta i Eugenii przestała korzystać z moich usług. dopiła herba-kawę.
Leczyła się w Nowym Seattle. - Myślę, że to był raczej udany wieczór - powiedziała
Amarylis szorowała pracowicie garnek. spokojnie, gdy tylko Lucas odebrał telefon.
- Czyżby źle się czuła? - Placek wzbudził moje najwyższe uznanie.
- Nie. Chciała tylko ze mną porozmawiać. - Mój wuj powinien był zostać kucharzem.
- O czym? - To on upiekł placek? - zdziwił się Lucas.
Hannah sięgnęła po kolejną mokrą szklankę. - Tak. Specjalizuje się w ciastach.
- Mówiła, że musi się z tobą zobaczyć. - Już rozumiem.
- Po co? - Amarylis natychmiast oderwała wzrok od - Mogę go poprosić, żeby dał ci przepis.
garnka. - Nie zawracaj sobie głowy - mruknął Lucas. - Nie
- Nie wiem. Podkreślała, że to ważne. przepadam za pitraszeniem.
- I nawet się nie domyślasz, o co jej chodzi? - Tak czy inaczej nie mówiłam o jedzeniu. Chodziło
- Może dopiero teraz zrozumiała, ile straciła, kiedy się mi o to, że wujek Oscar i ciotka H a n n a h bardzo cię
ciebie wyparła. polubili.

208 209
Jayne Castle Amarylis

- Do tego stopnia, że twój wuj wyprułby mi z rozkoszą, bardziej jestem pewna, że Irene miała rację. Profesor
wszystkie flaki. Landreth został zamordowany, a klucz do tajemnicy tkwi
- Nieprawda. - Zaskoczyła ja gorycz w głosie Lucasa właśnie w tych zaginionych dokumentach. No bo po co
- Uwierz mi, zrobiłeś na nich dobre wrażenie. ktoś miałby je kraść?
- Co za różnica? I tak nie robimy żadnych planów na - A może po prostu Irene Dudley wymyśliła tę całą
przyszłość. bzdurę, bo nie może przestać myśleć o profesorze?
Amarylis poczuła nagle ogromny ciężar na sercu. - Uważam, że się mylisz
- Jesteśmy przyjaciółmi. A nawet więcej niż przyja­ - No dobrze. Powiedzmy, ze ktoś rzeczywiście rąbnął te
ciółmi. Dlatego wydawało mi się, że oni powinni cię dokumenty. Jak zamierzasz przekonać o t y m policję?
lubić. - Jeszcze nie wiem. Ale zaczynam się martwić, bo
- Wybacz, ale m a m trochę pracy. W czym ci mogę gdziekolwiek się obejrzę, tam napotykam nazwisko Gif-
pomóc? forda.
Lodziarz znów wrócił do formy - pomyślała Amarylis. - Rzeczywiście. Widocznie on ma jakiś związek z tą
Za wszelką cenę postanowiła nie stracić panowania sprawą.
nad sobą. - Bardzo mnie to niepokoi
- Nie mieliśmy okazji wczoraj ze sobą porozmawiać. - Mnie również, choć sądzę, że z iInnych względów.
- Bo twój wuj i ciotka wyraźnie czekali, żebym wyszedł. Mówiłem ci już, że pan Osterley złożył mi wczoraj
Amarylis uświadomiła sobie, że to prawda. Hannah wizytę?
i Oscar nie ukrywali, ze są gotowi przesiedzieć w salonie
cała noc. Pogodzili się z romansem swojej siostrzenicy, ale
nie zamierzali ułatwiać jej sytuacji. Amarylis o mało nie upuściła słuchawki.
- Chyba się wszystkiego domyślili - powiedziała delikat­
nie Amarylis. - Nie mówiłeś. Czego on chciał?
- Z pewnością. Wczoraj wieczorem Oscar zrobił mi
wykład i to bynajmniej nie na tematy kulinarne. - Chciał mnie namówić, bym korzystał z usług jego
- Oni bardzo się o mnie troszczą. Nigdy nie zaaprobują firmy. Napomknął wielokrotnie o dyskrecji swoich pracowników
naszego związku. Znasz przecież starszych ludzi. Kiedyś Twierdził, że jego pryzmaty nie zawracają, sobie
nikt się nie afiszował z kochankami. W tych sprawach głowy kodeksem etycznym.
- O mój Boże! Coś takiego właśnie podejrzewałam.
obowiązywała pełna dyskrecja. A mieszkańcy Lower Bel-
Profesor Landreth byłby naprawdę wściekły. Cały czas się
levue szanują tradycje.
zastanawiam, czy on wiedział, co Gifford właściwie wy-
- Z pewnością - przyznał zgryźliwie Trent.
prawia.
Amarylis uznała, że bezpieczniej będzie zmienić temat.
- Sądzisz, że Osterley zabił Landretha, bo się obawiał
- Zastanawiałam się nad tym, co powiedziała mi Irene
o przyszłość firmy? - spytał Lucas obojętnie. - Sądzę, że
Dudley podczas lunchu. jakakolwiek kontrola mogłaby popsuć mu szyki.
- O tych tajemniczych aktach? - Nie, Gifford na pewno nie jest mordercą. - Amarylis
Wyczuła jego sarkazm i zaczęła się denerwować. zacisnęła palce na słuchawce. Już druga osoba sugerowała,
- To poważna sprawa. Im dłużej o niej myślę, t y m że Osterley miał powody, żeby zabić profesora. - To
210 wykluczone. Zupełnie nie mogę go sobie wyobrazić w ta­
kiej roli.
- Ale kiedyś wyobrażałaś 2go
1 1sobie doskonale w roli męża.
Jayne Castle Amarylis
- Mylisz pojęcia - odparła z oburzeniem. - Mnie również - I co z tego?
czasem zawodzi intuicja. Jak każdego. - Myślała chwilę. - Na kiedy jest planowane kolejne spotkanie wyborcze
- Nie wiemy tylko, jak daleko oni się posunęli. Sheffielda?
- No bo albo tylko złamali kodeks, albo pomagają - Nie wiem. Muszę to sprawdzić u mojej sekretarki.
kryminalistom, co oznacza konflikt z prawem. O to ci - Znajdź zaproszenie od senatora, dobrze? Naprawdę
chodzi? bardzo bym chciała zobaczyć go w akcji.
Amarylis z trudem przełknęła ślinę. - Będziesz potrzebowała wykrywacza.
- Stawiasz sprawę na ostrzu noża. - Na szczęście znam kogoś, kogo mogę prosić o pomoc
- Nigdy nie byłem subtelny. A nasza dyskusja jest w tej sprawie.
niewątpliwie bardzo ciekawa, ale ma czysto akademicki - Posłuchaj, Amarylis. Jeśli sądzisz, że zamierzam
charakter. zmarnować cały wieczór na jedzenie żylastego indyko-
- Dlaczego tak uważasz? kurczaka, który smakuje tak, jakby go upieczono w ga­
- Bo nie będziemy w stanie niczego udowodnić. laretowatym lodzie, lepiej wybij to sobie z głowy. Poza
- Silny wykrywacz mógłby ich złapać na gorącym tym...
uczynku. - Bardzo cię przepraszam ale muszę pędzić. -Amarylis
- Na mnie nie licz. Mam ciekawsze rzeczy do roboty niż odłożyła słuchawkę, zanim Lucas zdążył zaprotestować.
ganianie za klientami Osterleya. Poza tym nawet gdybym
coś wykrył, policja zażąda bardziej namacalnych dowodów.
A coś mi mówi. że Osterley postępuje niezwykle ostrożnie. Do tych właśnie wartości, tak bardzo cenionych przez
- Muszę zdobyć nieco więcej informacji na temat Nie­ ojców założycieli musimy powrocić. - Madison Sheffield
zwykłych Pryzmatów. oparł dłonie o mównicę i spojrzał na publiczność wzrokiem
- Niech to szlag! Amarylis! Przecież ci j u ż mówiłem... wizjonera. - Należy dać stanowczy odpór tym, którzy
- Chcę wiedzieć, jak daleko on się posunął. I czy rzeczy­ osłabiają korzenie naszej moralności.. Naszym obowiązkiem
wiście złamał prawo. jest chronić młodzież przed zgubnym wpływem tandetnych
- W jaki sposób zamierzasz to sprawdzić? - spytał Lucas seks klubów. I dlatego chciałbym ogłosić że postanowiłem
z rozbawieniem. - Zatrudnić się incognito w jego firmie? się bliżej przyjrzeć ich działalności. Zamierzam was po­
Przeniknąć w szeregi wroga? prowadzić w bezpieczną przyszłość.
- Mogłabym to zrobić, bo Gifford zaproponował mi Ogłuszona owacją na cześć senatora Amarylis biła uprzej­
pracę. Ale zacznę od obserwacji jednego z jego klientów mie brawo. Musiała czekać na ten wieczór przez całe trzy
- odparła z namysłem Amarylis. dni. Rozejrzała się po twarzach zebranych wokół ludzi.
- Czyli Senatora Sheffielda, bo innych przecież nie znasz. - On wcale nie musi ogniskować charyzmy - szepnęła
- Właśnie. do Lucasa. - Mówi dokładnie to, co oni chcą słyszeć.
- Do diabła! - Tym razem Lucas naprawdę się prze­ Pewnie rezerwuje ten sposób na trudne rozmowy
straszył - Amarylis, co ty chcesz zrobić? indywidualne. - Lucas nie podzielał zbiorowego entuz-
- Zainteresować się polityką. Przecież mi mówiłeś, że jazmu.
bez przerwy dostajesz listy z prośbą o wsparcie kampanii, Amarylis patrzyła, jak Sheffield schodzi z podium i siada
a twoja sekretarka wyrzuca je wszystkie do kosza. obok młodej kobiety zajmującej miejsce u szczytu stołu.

212 213
Jayne Castle Amarylis
- Ona służy mu na pewno jako pryzmat. Emanowala od niego ogromna siła, szlachetność i zdecy­
- Ale to nie ta sama, którą Sheffield wypalił na przyjęciu dowanie. Nieświadome podstępu ofiary Sheffielda zacho­
w m u z e u m - powiedział Lucas. - Dostrzegam jednak wywały się jak zaczarowane. Z promiennymi uśmiechami,
między nimi jakieś podobieństwo. bez chwili zastanowienia wypisywały czeki na jego kam
- Podobny kolor włosów i rozmiar biustonosza? panię.
- Skoro j u ż poruszyłaś ten temat... Piękna kobieta służyła mu bez wątpienia jako pryzmat.
- Sheffield udaje, że umawia się z nimi na randki. Bardzo W technice Gifforda płynęły znajome podskórne prądy
sprytne. stylu Landretha.
Na mównicę powrócił konferansjer. Uśmiechnął się trium­ - Przygotuj się - m r u k n ą ł Lucas, widząc, że Sheffield
falnie do widowni i czekał, aż umilkną oklaski. zmierza wyraźnie w ich kierunku. - Chyba jesteśmy
- Panie i panowie! Dziękuję w a m bardzo za przybycie! następni na liście.
Za niecałe trzy miesiące czekają nas wybory. Nie możemy Gdy senator i jego urocza towarzyszka zatrzymali się,
przegapić szansy! Musimy głosować na wartości ojców by z nimi porozmawiać. Amarylis zdobyła się wprawdzie
założycieli, gdyż jest to nasza jedyna szansa na bezpieczną na uprzejmy uśmiech, ale ani na chwilę nie przestała
przyszłość i lepsze życie. ogniskować. Tymczasem Sheffield zaatakował Lucasa całą
Znów rozległy się wiwaty i ludzie zaczęli stopniowo siłą swego talentu.
opuszczać salę. Amarylis rozejrzała się niespokojnie. Efekt był piorunujący. Charyzma Sheffielda zapierała
- Podobno mieliśmy przyłapać Sheffielda na gorącym dech w piersiach. Mimo że Amarylis wiedziała, czego się
uczynku - powiedziała cicho do Lucasa. może spodziewać, zareagowała bardzo gwałtownie na tę
- Cierpliwości - odparł Trent ujmując ją pod ramię. dawkę energii.
- Dostałem zaproszenie na prywatne przyjęcie dla ewen­ Sheffield miał wszystkie cechy urodzonego przywódcy.
tualnych sponsorów kampanii Sheffielda. Zaraz t a m pój­ Takiego właśnie człowiekq potrzebowało Nowe Seattle.
dziemy. Jeszcze nie koniec zabawy. - Miło mi was widzieć. Sheffield nie krył ogromnego
Amarylis uśmiechnęła się z satysfakcją. zadowolenia. Gwiazda Polarna uczyniła wiele dobrego
- Świetna robota. Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć, dla naszego stano-miasta. Jeśli obejmę urząd, zamierzam
wspólniku. ściśle współpracować z firmami o tak wielkim zna­
- Gdybym sięgnął po książeczkę czekową, złap mnie czeniu.
za rękę. Ani na chwilę nic przestawał mówić. Roztaczał przed
Pół godziny później Amarylis stała obok Lucasa w salonie Trentem świetlane perspektywy zaszczytów i należnego
wypełnionym najbogatszymi mieszkańcami Nowego Seattle. mu szacunku. Obiecywał wpływy na decyzje swojej ad­
Trzymając w ręku kieliszek zielonego wina, stworzyła ministracji. Przyszły rząd Sheffielda zamierzał wspierać
pryzmat na płaszczyźnie psychicznej Lucasa. rozwój przedsiębiorstw i obniżać podatki.
Kilka sekund poszukiwań. Chwila niepokoju. Amarylis zdawała sobie sprawę, że Lucas jako główny
Więź. cel ogniskowania otrzymywał większą dawkę hipnotycz-
Sheffield z całą pewnością oddziaływał na zebranych. nego czaru niż ona sama.
Ogniskował charyzmę, wymieniając uściski dłoni lub zaga­ Strumień energii wykrywającej Lucasa zmienił nagle
dując wybranych gości. charakter. Amarylis przestała rozumieć, co się dzieje.

214 215
Jayne Castle Amarylis

Patrzyla, jak wyraźne, jasne wzory świetlne bledną i roz Sheffield zacisnął szczęki i zrobił krok w stronę Lucasa.
praszają się w energię pozbawioną jakiegokolwiek zna Atrakcyjna kobieta była najwyraźniej bardzo zmęczona.
czenia. Czoło zrosiły jej krople potu, oddychała ciężko.
Sheffield mówił nadal o swoich planach w stosunku do Jeszcze jeden przypływ energii i wszystko nagle znikło.
Nowego Seattle, lecz jego głos nie był j u ż t a k ciepły jak na Cicha wojna została zakończona. Czar Sheffielda rozprysnął
początku. Urok powoli pryskał. Amarylis zdała sobie się w jednej chwili jak bańka mydlana. Zlany potem,
sprawę, że traci powoli wiarę w jego słowa. Nawet włosy odwrócił się gwałtownie od Lucasa i odszedł, żeby poroz­
Sheffielda wydały jej się naraz zbyt gładko ułożone. mawiać z kimś innym. Kobieta podążyła niechętnie w jego
Uśmiech senatora stał się wyraźnie sztuczny, w oczach ślady.
pojawiło się wyrachowanie. - Wypalił pryzmat - szepnęła Amarylis.
Na płaszczyźnie psychicznej Amarylis dostrzegła, jak - Nic dziwnego, że nigdy nie chciał się poddać testom.
energia Lucasa lśni i pulsuje w zupełnie nie planowany jest bardzo silny.
sposób. Zrozumiała, że Trent używa swego talentu, żeby - Silniejszy od ciebie?
osłabić moc Sheffielda - Być może. Kto wie? - Lucas uśmiechnął się słabo. -Ale
Sheffield pochylił się konfidencjonalnie do Lucasa. cala moc na świecie na nic mu się nie zda, dopóki nie
- Jako przyszły gubernator, zamierzam stworzyć ad­ znajdzie pryzmatu, który będzie w stanie to wytrzymać.
ministracyjne ciało doradcze złożone z biznesmenów. Był­
bym zaszczycony, gdyby objął pan stanowisko szefa tej
rady. A ja zawsze znajdę dla pana czas.
- Dziękuję za zaufanie - powiedział Lucas.
Sheffield spojrzał na niego bacznie. Kobieta u jego boku
miała wyraźnie zaniepokojony wyraz twarzy.
- Nie wyobrażam sobie bardziej odpowiedniej osoby na
t y m stanowisku.
- Niestety, jestem zajęty.
Sheffield zorientował się natychmiast, że jego słowa nie
wywarły na Lucasie oczekiwanego wrażenia. Za n o w y m
naporem zogniskowanego wdzięku wrzała energia Lucasa.
Sheffield okazał się jednak silny. Nadzwyczaj silny.
Kobieta towarzysząca mu przyłożyła palce do czoła,
jakby nagle rozbolała ją głowa.
Lucas walczył z mocą Sheffielda wyzwalając coraz więk­
sze dawki energii w pryzmacie u t w o r z o n y m przez Amary­
lis. Fale hipnotycznej charyzmy zaczynały się powoli cofać.
Na płaszczyźnie psychicznej trwała walka, rodzaj cichego
pojedynku między dwoma potężnymi talentami - scena
zaczerpnięta prosto z kart powieści Orchid Adams.

216
Amarylis

nież wyznaczono spotkanie na piątek. Wezmę chyba wolne


popołudnie.
Lucas pomyślał, że to wszystko dzieje się zbyt szybko.
- Zanim znajdą nam odpowiednich kandydatów, minie
sporo czasu - powiedział. - Talenty dziewiątej klasy i pryz
Rozdział maty z pełnym widmem zawsze miały kłopoty ze znalezie­
niem partnerów.
trzynasty - To może potrwać parę tygodni, a nawet miesięcy
- powiedziała z nadzieją Amarylis.
Ale w końcu na pewno wyszukają jej męża - myślał
Lucas. Wyobraził sobie, jak w drzwiach sypialni dziew­
czyny staje nagle jakiś mężczyzna bez twarzy - jej przyszły
mąż. Ta wizja przeraziła go jeszcze bardziej niż nocne
koszmary.
- Lucasie?
Ogarnęła go rozpacz. Poczuł, że jest mu zimno. Bardzo
zimno. Potrzebował ciepła Amarylis, żeby nie zamarznąć
Luca obudził się nagle w środku nocy, wciąż na śmierć.
pod silnym w a ż e n i e m swego snu. W koszmar- Mimo że wkrótce potem wstrząsnął nim potężny or­
nych majakach biegał po dżungli na wyspach, gazm, Lucas wiedział, że jego szczęście nie będzie trwało
szukając rozpaczliwie Amarylis. A ona zniknęła długo.
w gęstym listowiu i nie dawała znaku życia. Już niebawem Amarylis miała zniknąć w dżungli.
Otworzył oczy i wpatrzył się w ciemność
sypialni Amarylis. Adrenalina nadal pulsowała
mu w żyłach. Był mokry od potu. W i e s z myślałam o tym, co się wydarzyło wczoraj na
Przyciągnął do siebie dziewczynę i mocno ją przyjęciu. -Amarylis oparła się na jednym łokciu. - Jeszcze
przytulił. Nawet teraz bardzo się bał, że Ama­ o tym nie rozmawialiśmy.
rylis zniknie jak w złym śnie. - O czym tu mówić? Sheffield jest bardzo silnym talen-
Amarylis poruszyła się lekko w jego ramio­ tem i potrafi ogniskować wdzięk oraz charyzmę. Dobrał
nach rodzaj kariery do swoich zdolności psychicznych. Jego
doradca ze szkoły średniej byłby z niego d u m n y ,
- Lucas? Czy coś się stało?
- Ja nie żartuję.
- Dzwonił dzisiaj do mnie mój doradca z agen­
cji, Hobart Batt. Za dwa dni m a m się z nim Odetchnął głęboko.
spotkać. O czwartej. - Nie masz żadnego dowodu na to, że Sheffield łamie
prawo
- Co za zbieg okoliczności. - Amarylis objęła
- On tylko ogniskował charyzmę. Chciał z jej pomocą
kolana ramionami. W mrokach pokoju jej oczy
wywrzeć na nas określony wpływ.
wydawały się ciemne i tajemnicze. - Mnie rów-

218 219
Jayne Castle Amarylis

- Bardzo mi przykro, ale prawo tego nie zabrania. - Fantastyczny pomysł! Pan senator załamał się pod
- Bo ten problem nigdy nie istniał - odparowała Amary- wpływem własnego talentu.
lis. - Naukowcy sądzą, że nie można wykorzystać energii - Wyczuł, co się dzieje. - Lucas ułożył ręce pod głową.
psychicznej w taki sposób, do jakiego uciekł się Sheffield. Dlatego tak usilnie próbował rozbić lustro. Kiedy jednak
- Zmarszczyła brwi. - Chociaż rzeczywiście profesor Land posunął się zbyt daleko, wypalił swój pryzmat.
reth zawsze nam powtarzał, że nie posiadamy pełnej wiedzy - Nigdy przedtem czegoś podobnego nie robiłeś?
na temat zjawisk parapsychicznych. Mówił, że trudno - Nigdy. - Nawinął sobie jej włosy na rękę i delektował
przewidzieć w jakim kierunku to wszystko pójdzie. się przez chwilę ich jedwabistym dotykiem. - Ale też nigdy
- Amarylis... nie padłem ofiarą takiego ataku.
- I dlatego uważał, że Kodeks Etyki Ogniskującej jest - Atak psychiczny. Cóż za przerażająca myśl! -Amarylis
naprawdę bardzo ważny. Tylko z jego pomocą można poczuła, jak przechodzi ją dreszcz. - Przecież takie rzeczy
zapanować nad oddziaływaniem zdolności parapsychicz­ zdarzają, się tylko w książkach.
nych na społeczeństwo. A kobieta służąca Sheffieldowi za Rzeczywistość zadziwia nas czasem bardziej niż fikcja.
pryzmat doskonale wiedziała, że to, co robi, jest złe. Ale sądzę, że nie możemy tego wykluczyć.
- Masz rację. Ale ja bym jej nie potępiał. Kiedy Sheffield Tak czy inaczej, Sheffield nie działa na zasadzie hipnozy
natarł na nią zbyt ostro, od razu się wypaliła. Natura dba - powiedziała stanowczo Amarylis. - Pracowałam z hip-
o swoje interesy. Nie trzeba wsadzać nikogo do więzienia. notyzerami. Uwierz mi. Potrafię ich z łatwością rozpoznać.
Myślę, że zarówno Sheffield, jak i Osterley zdają sobie Pamiętasz, jak się upierałeś, że Miranda Locking wpadła
z tego sprawę. w łapy talentu hipnotycznego.
- Aż trudno uwierzyć. - Wolałbym o tym wszystkim zapomnieć
- W co? - Mówiłam ci wtedy, że nawet najsilniejszy talnet nie
- Sheffield wypalił pryzmat, kiedy próbował się przebić mógłby jej zmusić do złamania głęboko zakorzenionych zasad.
przez wytworzoną przez ciebie energię. Jak tego dokonałeś? - Więc?
- Chcesz poznać prawdę?
- Oczywiście. - Amarylis aż rozszerzyła oczy z cie­ - Choć nie należymy do zwolenników Sheffielda, oboje
kawości. pozostawaliśmy pod wrażeniem jego charyzmy. Musieliś-
- Nic m a m pojęcia. To był eksperyment. my się mu aktywnie przeciwstawić. A hipnoza działa albo
- Co ty opowiadasz? Z pewnością wytworzyłeś rodzaj nie działa. Nie istnieją stany pośrednie. Ktoś, kto został
bariery. Czułam ją i widziałam na płaszczyźnie psychicznej. zahipnotyzowany, na ogół niczego potem nie pamięta.
Skutek był naprawdę piorunujący. Może z nami jest inaczej, bo byliśmy przygotowani na
- Można powiedzieć, że użyłem luster. tego typu doświadczenia.
- Nie rozumiem. O czym ty mówisz? Pewnie częściowo masz rację, ale moc Sheffielda różni
- Potrafię stwarzać iluzje, pamiętasz? się w znacznym stopniu od talentów hipnotycznych.
- No i co z tego? Natura jego energii przypomina mi jakieś tępe narzędzie.
- Kiedyś iluzjoniści posługiwali się lustrami - powiedział Budzi we mnie grozę.
Lucas. - Dzisiaj stworzyłem lustro psychiczne, by odbić - Udało nam się go pokonać - przypomniał Lucas.
rykoszetem energię Sheffielda. - Tylko dlatego, że ty posiadasz tak ogromną moc. Poza

220 221
Jayne Castle Amarylis

t y m byliśmy w pełni świadomi tego, co się działo. A więk- - Co z aktami


szość ofiar Sheffielda nie zdaje sobie z niczego sprawy. - Gdybym tylko potrafiła je odnaleźć... Na pewno zawie-
- Najpierw czują do niego sympatię, a kiedy on już rają ważne wskazówki
wreszcie skończy swoje sztuczki, zaczynają go ubóstwiać. Lucas natychmiast usiadł na łóżku.
- Coś w t y m rodzaju. - Ani mi się waż - powiedział, zaciskając jej rękę na
W świadomości Lucasa pojawiła się nagle pewna myśl ramieniu. - Dosyć zabawy. Nie będziesz prowadziła żad-
i jak natrętny insekt nie dawała mu spokoju. nego dochodzenia.
- Ciekaw jestem, dlaczego on tak się na mnie uparł. Popatrzyła na niego zmartwionym wzrokiem.
- Dobre pytanie. Pewnie od razu się zorientował, że - Muszę robić to, co uważam za słuszne.
wiesz, co on wyprawia. W takich okolicznościach powinien - Nawet jeśli się mylisz?
się wycofać, ale on nie jest w ciemię bity i wolał zaan - Nie mogę się mylić, bo nie znam prawdy - odparła
gażować do walki całą swoją siłę. z zimną wyższością. - Ty natomiast otrzymałeś od Sheffielda
- Może był tylko ciekaw. dosyć intratną ofertę i pewnie nie chcesz sobie psuć reputacji.
- Czego? Skali twojego talentu? - Jeśli chcesz mnie obrazić, zrób to zwyczajnie - powie­
- Pewnie nigdy nie spotkał godnego siebie przeciwnika. dział Trent przez zaciśnięte zęby. - Oszczędź mi gadaniny
- Profesor byłby przerażony, gdyby wiedział, że firma o cnotach przodków.
Gifforda obsługuje takich klientów jak Sheffield. - A ty przestań mną dyrygować. Na moim miejscu
- Wszystko się zaczyna i kończy na Osterleyu - jęknął postępowałbyś zupełnie tak samo.
Lucas. - Bardzo się tego obawiałem. Najwyższy czas, żebyś - Nie wiesz, kiedy się wycofać, prawda? Gdzie się podział
zakończyła to śledztwo. twój zdrowy rozsądek? Nie mamy do czynienia ze zbrodnią,
- Muszę przecież coś zrobić. tylko z brudną sztuczką polityczną. Trzymaj się od tego
- Ale co? Powiesz policji, że Sheffield próbował rzucić na z. daleka.
ciebie urok? Uśmieją się jak fretko-norki. Dziś byliśmy - Nie mogę - odparła gwałtownie. - Powinnam dotrzeć
świadkami działania, które sąd uznałby za niemożliwe, do sedna sprawy. Istnieje zbyt wiele pytań, na które nie
a nie bezprawne. znalazłam odpowiedzi. Jestem za to odpowiedzialna.
- Jednakże Sheffield ogniskuje z zamiarem oszustwa. - Raczej uparta j a k muł.
- W jaki sposób zamierzasz to udowodnić? Przecież on Pamiętasz, jak wyciągnąłeś młodego Rye'a ze szponów
nawet nie poprosił mnie o dotację. Twierdził tylko, że właściciela kasyna? Oboje wiemy, że Dillonowi nic się od
będzie wspaniałym gubernatorem. ciebie nie należy, a jednak mu pomogłeś.
Amarylis wyprostowała wdzięcznie plecy. - To całkiem inna sprawa.
- W dalszym ciągu uważam, że śmierć profesora może - Wcale nie. Profesor Landreth był moim szefem i przy-
się jakoś łączyć z tą sprawą. jacielem. Jemu zawdzięczam wszystkie swoje umiejętności.
- Technicznie rzecz biorąc, nie została popełniona żadna Muszę wiedzieć, dlaczego zginął. Jestem mu to winna.
zbrodnia. Ile razy m a m ci to powtórzyć? - Uległ wypadkowi. Nie rozumiesz? Jedyną osobą, która
- A brakujące akta? naprawdę miała powód, żeby się go pozbyć, jest Gifford
Lucasowi zupełnie się nie podobała nowa nutka w głosie Osterley, a sama twierdzisz, że on nie mógłby nikogo
Amarylis. zamordować

222 223
Jayne Castle Amarylis

- Tak mi się wydaje, ale nie mogę ręczyć za Sheffielda. - Pan Calvin Rye.
- Każdy polityk żądny władzy byłby gotów na wszystko Lucas pomyślał, że akurat tej wizyty było mu trzeba. Nie
byleby ją zdobyć, ale Landreth nie stanowił przecież za­ wylizał jeszcze wszystkich ran odniesionych w kłótni
grożenia dla pana senatora. z Amarylis, a j u ż czekała go rozmowa z ojcem Dillona.
- Mógł ujawnić związki Sheffielda z firmą Gifforda. - Niech wejdzie.
- Przecież oni nie złamali prawa. Maddie wprowadziła Calvina do gabinetu i dyskretnie
- Pozostaje jednak kodeks etyczny - upierała się Ama- zamknęła drzwi.
rylis. Lucas podniósł się z krzesła. Nie mógł się oduczyć starych
- Nie wyobrażam sobie, żeby Sheffield zabił Landretha nawyków.
tylko dlatego, że chciał uniknąć pytań na temat wykorzys­ - Siadaj, Rye. Co cię tu sprowadza?
tywania p r y z m a t u w kampanii wyborczej. Przecież został­ - Chyba się domyślasz. - Calvin zachowywał spokój
by z pewnością oczyszczony z wszelkich zarzutów. godny męża stanu. Zdradzał go jednak wyraz oczu. - Dillon
- Zeznania niektórych pryzmatów mogłyby go znacznie wszystko mi opowiedział
obciążyć. - Wszystko?
- W takim razie pozbyłby się raczej niewygodnych - Tak. O swoich długach. I o tym, jak przyszedłeś mu
świadków, a nie Landretha. Zastanów się, Sheffield nie ma z pomocą. Całą tę obrzydliwą historie
żadnego powodu, żeby popełnić zbrodnię. Widziałaś go - Rozumiem. - Lucas znów zasiadł za biurkiem, bo nic
dzisiaj w akcji. On zmierza prostą drogą do celu. innego nie przyszło mu do głowy. - Czułem, że się przyzna.
- Coś mi tu nie gra, Calvin aż wykrzywił usta z obrzydzenia.
- Cholera jasna! Nie mogę uwierzyć, że dyskutujemy - Pewnie, że czułeś
o czymś, co jest zupełnie oczywiste. Pewnie dlatego panuje - O co ci właściwie chodzi, Rye?
przekonanie, że talenty wysokiej klasy i pryzmaty z pełnym - Spytam wprost. Czego ode mnie oczekujesz?
widmem nie potrafią się ze sobą dogadać. Zbyt często - Niczego.
skaczą sobie do oczu. Calvin zwęził chytrze oczy.
Najchętniej cofnąłby te słowa, ale j u ż było za późno. Obaj wiemy, że nie pomogłeś Dillonowi z czystej
Zapadła długa cisza. dobroci serca. Wykorzystałeś jego wpadkę do swoich
- Rzeczywiście - powiedziała w końcu Amarylis. - Za­ własnych celów. Chciałbym się zatem dowiedzieć, co za­
męczylibyśmy się na śmierć. Na szczęście możemy korzys­ ­­­­­asz.
tać z pomocy agencji matrymonialnych, prawda? Naprawdę niczego od ciebie nie potrzebuję. - Lucas
Lucas poczuł się tak, jakby wpadł w przepastną studnię poczuł, że ogarnia go smutek. Potarł bezmyślnie ręką kark.
z galaretowatym lodem. Przeszedł go dreszcz. Najchętniej schowałby się głęboko w iluzji groty na wy-
- Słusznie. Nie musimy się martwić. spach. Do tego celu potrzebował jednak silnego pryzmatu.
Nie mógł się obejść bez Amarylis.
-Jest coś, o czym powinieneś wiedzieć - powiedział
M a pan gościa. cicho Calvin. - Wkrótce potem jak na wyspach ustały
Lucas popatrzył bezmyślnie na interkom. walki, zgłosił się do mnie pewien reporter.
- Kto przyszedł? Lucas przestał masować kark i o p a r ł obie dłonie na biurku.

224 225
Jayne Castie Amarylis

- Może Nelson Burlton? Ostrzegłem go, że jeśli zacznie rozpowszechniać plotki,


- We własnej osobie. Twierdził, że posiada pewne infor­ drogo za to zapłaci. Od tego czasu minęły trzy lata.
macje na temat śmierci Jacksona. Chciał ze mną o tym Burlton nie wróci do tej sprawy, bo straciłby popularność.
porozmawiać. Telewidzowie nie lubią odgrzewanych sensacji,
- Mam nadzieję, że wyrzuciłeś go za drzwi. Calvin nie spuszczał wzroku z Lucasa.
Calvin nie mrugnął nawet okiem. Zdaje się, że tylko ty mogłeś go skutecznie uciszyć.
- W końcu tak. Ale najpierw go wysłuchałem. A to, co Racja. Byłem prezesem Gwiazdy Polarnej i dowodziłem
mi powiedział, mocno mnie przygnębiło. akcją na wyspach, więc nikt nawet by się nie ośmielił
- Daj sobie spokój z Burltonem. Znam tego typa. Praw­ podważyć moich zeznań
dziwy z niego oportunista. Wymyśli każdą bzdurę, byle - A ty nie chciałeś współpracować z Burltonem?
tylko napisać dobry artykuł. - Dlaczego miałbym mu pomagać? Moja firma nie po­
Cahin wstał i podszedł do okna. Stał tam przez chwilę, trzebowała takiej reklamy.
wyglądając na ulicę. - Kazałeś mu zostawić ten temat w spokoju, bo się bałeś,
- Ten pismak z pewnością nafaszerował mnie stekiem że ucierpią na tym twoje interesy?
kłamstw. Lucas uśmiechnął się gorzko.
- Wcale mnie to nie dziwi. - Przecież mnie znasz. Gdyby nie chodziło o firmę,
- Twierdził, ze słyszał o romansie Jacksona z twoją żoną. w ogóle nie zawracałbym sobie głowy Burltonem.
- Chyba nie potraktowałes go poważnie Burlton chciał Na policzkach Calvia pojawiły się wypieki. Rye długo
cię po prostu sprowokować. Miał nadzieje, że wpadniesz patrzył Lucasowi w oczy, aż w końcu odwrócił wzrok.
w gniew i powiesz coś, co będzie można wykorzystać - Utrzymujesz, że jesteć człowiekiem praktycznym. Tym
w wieczornych wiadomościach. bardziej nie rozumiem, dlaczego pomogłeś Dillonowi.
- Wspomniał również, że Jackson spiskował z piratami. - Musisz mi uwierzyć na słowo, że nie miałem w tym
Sprzedał cię, bo chciał zostać jedynym właścicielem Gwiaz­ żadnego ukrytego celu. Gdyby Dillon nie powiedział ci
dy Polarnej. prawdy, na pewno milczałbym jak grób. Obiecałem mu, że
- Cieszę się, że nie chciałeś go słuchać. nikomu o tym nic powiem. Niezależnie od tego, co o mnie
Calvin znów milczał przez dłuższą chwilę i odwrócił się sądzisz, zawsze dotrzymuję przyrzeczeń.
powoli do Lucasa. Calvin spojrzał na zdjęcie Port LeConner.
- Oczywiście nie uwierzyłem w te brednie. - Dillon chce u ciebie pracować.
- Bardzo słusznie. Burlton to łgarz. - Wiem.
- Byłem jednak ciekaw, czy tobie również wmawiał - Jego m a t k a stanowczo się temu sprzeciwia.
podobne bzdury. - Nic dziwnego.
- Owszem, ale od razu mu przypomniałem, że to ja - Obarcza twoją firmę odpowiedzialnością za śmierć
znalazłem ciało Jacksona. Czytałem też zapiski przywódcy Jacksona.
piratów i znam prawdę. - Nie firmę, tylko mnie.
- Tak właśnie sądziłem. Calvin milczał. Nadal wpatrywał się w fotografię.
- Mam nadzieję, że Burlton przestał zawracać ci głowę. Dillon skończył dwadzieścia trzy lata - powiedział
- Rozmawiał ze mną tylko raz, a potem się odczepił. cicho Lucas. - Najwyższy czas, żeby się wyrwał spod

226 227
Jayne Castle Amarylis

matczynych skrzydeł. Nigdy nie zostanie prawdziwym Chciałbym być pewien, że nie uwierzyłeś Nelsonowi.
mężczyzną, jeśli nie zacznie wreszcie żyć na własny rachu­ Lucas spojrzał na niego zza biurka.
nek. Nie chcecie, żeby wasz syn pracował w mojej firmie, - Znam prawdę o Jacksonie.
i ja to rozumiem. Chciałbym ci jednak powiedzieć, że - To ty tak twierdzisz. A ja się boję, że wciągasz Dillona
mógłby trafić o wiele gorzej. w pułapkę, żeby się na nim zemścić za grzechy brata.
- Chodzi ci pewnie o tego oszusta, który wyciąga od - Będę z tobą szczery. Nawet gdybym uwierzył Nel­
niego pieniądze na poszukiwania ognistego lodu. sonowi, nie brałbym odwetu na Dillonie.
- Tak czy inaczej Dillon musi wybrać swoją własną - aczego?
drogę. Ma wielkie ambicje i jest żądny przygód. Nie - Bo Dillon to nie Jackson. A wendetty uważam za
powinieneś w nim tego zabijać. I nawet nie próbuj, bo cię wyjątkowo barbarzyński obyczaj.
znienawidzi. - Niekoniecznie muszę ci wierzyć.
- Sam potrafię wychować syna. - Powinieneś mieć trochę zaufania do starego przyjaciela
Lucas zbył tę uwagę milczeniem. rodziny.
Calvin położył rękę na klamce.
- Jestem ci winien sześćdziesiąt pięć tysięcy dolarów.
- Nie. Nie jesteś mi nic winien. Nie przyjmę twoich T u ż przed piątą Amarylis wyszła od swego ostatniego
pieniędzy. Dillon sam kiedyś spłaci tę pożyczkę. klienta.
- Jak na chłopca w jego wieku, to ogromna suma. Na chodniku stała biała limuzyna z przyciemnionymi
- Jeśli rzeczywiście jest tak ambitny, za jakiego go szybami. Amarylis zerknęła na nią ciekawie i ruszyła
uważam, i będzie pracował w mojej firmie, zdoła odłożyć w stronę przystanku autobusowego.
tę sumę w ciągu trzech lat. Nagle otworzyły się tylne drzwi limuzyny i z auta
Calvin zacisnął szczęki. wysiadł Gifford ubrany w swój ulubiony srebrnoszary
- Chciałem go zmusić, żeby wziął ode mnie czek. Od­ garnitur i czerwoną muszkę.
mówił. - Ostatnio podróżujesz z klasą. - Amarylis zatrzymała
- I nie wyciągnąłeś z tego żadnych wniosków? się jak wryta na jego widok.
- O co ci konkretnie chodzi? Muszę z tobą porozmawiać - oznajmił Gifford z nie-
- O to, że dobrze go wychowałeś - powiedział łagodnie śmiałym uśmiechem.
Lucas. - Musisz teraz udowodnić, że w niego wierzysz. - Powinnam jeszcze wrócić do firmy.
Niech postępuje zgodnie ze swoim sumieniem i realizuje - Mogę cię podwieźć.
własne plany. - Wole iść na piechotę.
- Moja żona powtarza, że nasza rodzina nie potrzebuje - Zaczekaj. - Gifford zbliżył się do dziewczyny i położył
kolejnego martwego bohatera. jej rękę na ramieniu. - Mam poważny problem. Potrzebuję
- Wszyscy piraci uciekli z wyspy - powiedział ironicznie twojej pomocy - nalegał, patrząc na nią błagalnie.
Lucas. - I mogę cię zapewnić, że jako prezes Gwiazdy - Co się stało?
Polarnej podjąłem niezbędne kroki, by zapewnić bezpieczeń­ -Wytłumaczę ci wszystko w samochodzie. Jeśli kiedykolwiek
stwo moim pracownikom. coś dla ciebie znaczyłem, musisz mnie wysłuchać.
Calvin zacisnął rękę na klamce. - Nie mam zbyt wiele czasu - powiedziała, lecz nie

228 229
Jayne Castle

stawiła oporu, gdy Gifford zaczął ją ciągnąć w stronę


limuzyny. - Musisz mi obiecać, że ta rozmowa nie potrwa
długo.
- Obiecuję. Przysięgam.
Amaryiis nie zauważyła drugiego pasażera, dopóki nie
usiadła z tyłu. A wtedy było j u ż za późno. Rozdział
- Witam panią, panno Lark - powiedział Madison Shef­
field. - Nawet pani sobie nie wyobraża, jak się cieszę, że czternasty
zdecydowała się pani nam pomóc.

Co się tu dzieje? - Amaryiis popatrzyła


z wściekłością na Madisona Sheffielda. - Na nic
się nie decydowałam. A poza tym...
Urwała, bo drzwi limuzyny zamknęły się za
nią z cichym trzaskiem.
- Otwórz, słyszysz? krzyknęła Amarylis,
odwracając się do Gifforda. - Nigdzie nie pojadę.
Gifford skrzywił się, ale nie zaprotestował,
gdy samochód wyjechał wolno na jezdnię.
- Słyszałeś?
- Proszę się uspokoić, panno Lark. - Głos
Sheffielda brzmiał niezwykle uspokajająco. A on
sam, w ciemnym tradycyjnym garniturze i dys­
kretnym krawacie, stanowił uosobienie konser­
watywnej elegancji. - Zajmiemy pani zaledwie
parę minut. Zapewniam panią, że nasze spot
kanie leży w interesie całego miasto-stanu.
- Dopuściliście się porwania, a to jest karalne
wrzasnęła Amarylis. - Zatrzymajcie auto
i pozwólcie mi wysiąść, bo wezwę policję.

231
Jayne Castle Amarylis

Uspokój się, Amarylis - poprosił Gifford. - Pozwól - Chce pan z moją pomocą wykorzystać swój talent,
senatorowi wytłumaczyć, o co tu chodzi. zebrać fundusze na kampanię? Mowy nie ma. To
- Musi mnie pani wysłuchać. - Sheffield patrzył na nią nieetyczne.
pokornie. - Potrzebuję pomocy. Gifford starał się, jak Gifford spojrzał ukradkiem na Madisona.
mógł, ale nie dał rady. - Mówiłem, że będziemy mieli z nią kłopoty.
- Wczoraj znów wypalił pan jeden z jego pryzmatów. - Czułbym się bardzo zawiedziony, gdyby było inaczej.
- Amarylis nie czekała na odpowiedź. - W co ty się Madison popatrzył z podziwem na Amarylis. - Szanuję
właściwie bawisz? - spytała, patrząc oskarżycielskim wzro­ pani zasady, panno Lark. Gifford usiłował mnie zniechęcić
kiem na Gifforda. do tego pomysłu, ale im więcej o pani słyszałem, tym
- Nie potrafię dostarczyć Sheffieldowi pryzmatu, który bardziej chciałem z panią pracować.
byłby w stanie wytrzymać jego siłę - mruknął Gifford. Amarylis łypnęła na Gifforda
- T y jedna się do tego nadajesz. On jest dziesiątką. - Spojrzał - Co mu naopowiadałeś?
niespokojnie na Madisona. - Albo nawet wykracza poza - Prawdę. Mówiłem, że jesteś pedantyczną, pruderyjną
skalę. obłudną służbistką, której życiowym celem jest wzbudzanie
- Z pewnością - powiedziała Amarylis. - Nie rozumiem, w innych ludziach wyrzutów sumienia.
jak mogłeś się w coś takiego wpakować. Dziewczyna poczuła, że ma wypieki.
- Nic złego nie zrobiłem. Gifford pociągnął za muszkę, - Ach tak.
jakby zaczęła go uwierać. Wolno mi wyszukiwać od­ - Właśnie. Sumienie. To jest dla mnie najważniejsze
powiednie pryzmaty dla talentów wysokiej klasy. - wtrącił Sheffield
Amarylis nie kryła odrazy. - Nie rozumiem - Amarylis zamrugała niespokojnie
- Chyba wiesz, w jaki sposób Sheffield wykorzystuje oczami.
swój talent. - Oczywiście, ma sumienie - zachichotał pogodnie
- Zapewniam panią, że dla naszego wspólnego dobra Sheffield. - Rodzice wpoili mi bardzo surowe zasasy.
powiedział Sheffield, wyraźnie urażony zakamuflowaną Wierzyli w wartości cenione przez ojców założycieli, zanim
sugestią. - Czasem rzeczywiście przestaję panować nad jeszcze ktokolwiek zaczął o nich mówić.
swoją siłą, ale nic nie mogę na to poradzić. A naukowcy na - Bardzo się cieszę.
ogol nie zajmują się dziesiątkami. - Ale talentom wykraczającym poza skalę potrzebny jest
- Skąd pan wie, że jest pan dziesiątką? Nigdy się pan ktoś w rodzaju przewodnika duchowego.
przecież nie testował. - Niby z jakiego powodu? Zło zawsze pozostaje złem,
- Bo uważam tego rodzaju badania za naruszenie pry­ a dobro dobrem, niezależnie od zdolności parapsychicz­
watności - odparł Madison. - Ojcowie założyciele nie nych.
wyraziliby zgody na to, żeby mierzyć, sprawdzać i klasy­ Gifford przewrócił oczami i znów pociągnął za muszkę.
fikować naturalne ludzkie umiejętności. Ale nie w t y m - Pani nie rozumie, panno Lark - powiedział cicho
problem. Madison. - Czasem m a m kłopoty z moim talentem. Nie
- A w czym? zawsze potrafię panować nad swoją siłą, nie mówiąc j u ż
- Jest mi pani potrzebna, panno Lark - odparł senator nawet o jej właściwym wykorzystaniu.
słodkim jak miód głosem. Amarylis puknęła palcem w aksamitne siedzenie.

232 233
Jayne Castle Amarylis

- Naprawdę? - Postąpił pan bardzo niewłaściwie, senatorze. Nie po­


- Tak. Ale chciałbym spożytkować swoje umiejętności winien był pan zbierać funduszy na kampanię wyko-
dla dobra obywateli naszego stano-miasta. Aby osiągnąć rzystując do tego celu swój talent. Ojcowie założyciele
swój cel, potrzebuję wykształconego pryzmatu o sztyw z pewnością by nie poparli takiego postępowania.
nych zasadach moralnych. Kogoś, kto mnie naprowadzi na - Ma pani rację. - Madison zajrzał jej głęboko w oczy.
właściwą drogę. Kogoś, kto pomoże mi zebrać wszystkie Mogę się jednak przed panią usprawiedliwić. Nie zależało
siły psychiczne, żebym mógł jak najlepiej służyć innym. mi wcale na pieniądzach Trenta. To była tylko taka zasłona
Amarylis odniosła wrażenie, że głos Madisona staje się dymna.
coraz bardziej zniewalający. Im dłużej mówił, tym łatwiej - Zasłona dymna?
było wierzyć w każde jego słowo. Na swój niezdarny sposób sprawdzałem pani zdolności
Aż nazbyt łatwo. parapsychiczne. Madison potrząsnął głową z podziwem.
Zerknęła podejrzliwie na Gifforda, ale on na nią nie Gifford twierdził, że jest pani bardzo silnym pryzmatem.
patrzył. Siedział cicho w kącie i gapił się w przyćmione Powiedział mi również, że ostatnio pracowała pani dla
szyby. Trenta. Szczerza mówiąc, wątpiłem w pani siłę. Kiedy więc
- Niektórych z pewnością denerwowałby pryzmat o nie­ zobaczylem panią na przyjęciu doszedłem do wniosku, że
złomnych zasadach moralnych. Ja jednak uważam, że nadarza mi się właśnie idealna okazja, żeby przeprowadzić
bogowie mi panią zesłali. Takiego pryzmatu szukałem całe mały test.
swoje życie. Potrzebuję bratniej duszy, przewodnika du­ - Rozumiem.
chowego, kogoś, kto dorównałby mi siłą psychiczną i uzna­ - Błagam o wybaczenie. Niech mi jednak będzie wolno
wał podobną hierarchię wartości. powiedzieć, że wywarła pani na mnie piorunujące wrażenie.
A więc Sheffield marzył o kimś takim jak ona przez całe Nigdy nie pracowałem z pryzmatem, który mógłby pani
życie. W przeciwieństwie do innych nie kpił z wyznawa­ dorównać.
Amarylis zwalczyła w sobie chęć, by zapomnieć o zaszłościach.
nych przez nią zasad. Cenił jej wykształcenie i zdolności.
Pokusa była silna. Zbyt silna.
Pragnął, by pomogła mu w krucjacie przeciwko złu.
Amarylis poczuła, ze ogarnia ją duma. Wreszcie znalazła Popatrzyła na odwróconą twarz Gifforda.
talent, który ją cenił. Wiedziała, jak ogromną radość może - Przestań - rozkazała.
czerpać z pracy dla tak potężnego, wpływowego męża O co ci chodzi?
stanu. Jak ogromną satysfakcję przyniesie jej więź z czło­ - Ogniskujesz dla Madisona. Daj sobie z t y m spokój.
wiekiem szukającym wsparcia i pomocy. Przecież oboje wiemy, że jesteś dla niego za słaby. Już
- Nie wiem, co powiedzieć - Amarylis zerknęła na wysiadasz. Lepiej nie próbuj.
Gifforda, który nadal wyglądał przez okno. - Bardzo mnie Gifford westchnął, zerknął na Madisona i z rezygnacją
pan zaskoczył, senatorze. wzruszył ramionami.
- Nic dziwnego - Madison uśmiechnął się lekko. - A po Szczerość Madisona osiągnęła swój normalny poziom,
wczorajszym wieczorze ma pani prawo mnie podejrzewać a jego uśmiech stał się zdecydowanie mniej ciepły.
o nieuczciwe intencje. Proszę się zastanowić nad moją ofertą, panno Lark. Na
Amarylis najchętniej nic poruszałaby w ogóle tego tema­ pewno chciałaby pani w pełni wykorzystać swoje zdolności.
tu, ale oparła się pokusie. Ograniczenia są naprawdę szalenie irytujące. Natura z pew-

234 235
Jayne Castle Amarylis

nością nie chciała, by tacy ludzie jak my tracili swą - Proszę się nad tym zastanowić. Jest pani bękartem,
wyłącznie dlatego, że nie możemy z niej w pełni korzystać. panno Lark, a dzięki mnie może pani zostać żoną prezyden-
- Nie znam intencji natury, ale nie pozwolę panu wyko­ ta. Będzie pani miała okazję, by powetować sobie wszystkie
rzystywać talentu w nieetyczny sposób - powiedziała cierpienia i upokorzenia.
stanowczo Amarylis. Amaryliswyprysnęła z auta i wpadła prosto w otwarte
- Nie śmiałbym o to prosić. Jeśli zdecyduje się pani dla ramiona Lucasa. A potem położyła mu głowę na piersiach
mnie pracować, gwarantuję, że nie będzie pani miała i nie widziała, jak długa biała limuzyna znika szybko za
żadnych zastrzeżeń co do charakteru więzi. Proszę się nad rogiem.
tym zastanowić. Zostanie pani moim przewodnikiem i men­
torem.
Amarylis popatrzyła na niego poważnie T y m razem Sheffield posunął się za daleko, - Lucas stał
- Nie interesuję się polityką. Chcę wrócić do domu, przed kominkiem i patrzył w ogień. Musiał się bardzo
senatorze. starać, żeby nie wybuchnąć gniewem. Amarylisna pewno
Madison zacisną] usta, ale uprzejmie skinął głową. by się przestraszyła, gdyby ujrzała jego wściekłą minę.
- Jak pani sobie życzy. Ufam, że rozważy pani moją Nie denrwuj się. - Amarylis siedziala skulona w kłębek
propozycję. Stworzylibyśmy naprawdę wspaniały duet. na kanapie. - Powiedziałam mu przecież, że nie zamierzam
Razem możemy wiele zdziałać. dla niego pracować.
- Powinien się pan wstydzić. Propaguje pan tradycyjne - Mogłem się domyślić, że on w końcu poprosi cię
wartości, a przecież ojcowie założyciele byliby wstrząśnięci, o pomoc. Niewiele pryzmatów może ogniskować dla dzie-
gdyby wiedzieli, jak bardzo się pan poniża, byle tylko wiątek czy dziesiątek a co dopiero mówić o talentach
osiągnąć w y m a r z o n y urząd. wykraczających poza skalę.
- Dowiedział się o mnie od Gifforda.
- Jest pani naprawdę strasznie naiwna. Przecież j u ż
- Przypuszczam, że Osterley wyczerpał po prostu swoje
pierwsi osadnicy byli zdania, że dla dobra miasto-stanów
możliwośći.
należy uczynić wszystko, nie przebierając w środkach. A ja
z dumą podążam w ich ślady. - Cała ta sprawa robi się coraz bardziej skomplikowana.
Amarylis nie odpowiedziała. Gdy wreszcie dotarła pod Sheffield musi wykorzystać swój talent, żeby zdobyć uprag­
dom, zauważyła samochód Lucasa. Trent opierał się o zde­ niony fotel gubernatora, a potem urząd prezydenta. Wy­
rzak z ramionami skrzyżowanymi na piersiach. głosił mi całą mowę na ten temat. Twierdził, że potrzebuje
Sheffield położył jej rękę na ramieniu. pryzmatu o niezłomnych zasadach moralnych. Ale gdyby
- Proszę zapamiętać naszą rozmowę. Przyjmując moją sam pragnął postępować etycznie, nigdy by się przecież nie
ofertę, mogłaby pani bezinteresownie służyć społeczeństwu. uciekał do takich metod.
Fotel gubernatora to jedynie krótki przystanek na tej - Nic mnie nie obchodzi jego moralność. To polityk. Ale
trudnej drodze. Pewnego dnia zostanę prezydentem Miasto- jeśli jeszcze raz cię zwabi do tej limuzyny, gorzko tego
stanów Zjednoczonych. A pani będzie stała u mego boku. pożałuje.
Nie jako pryzmat, tylko jako moja żona. - Na pewno się nie odważy. Ale zapomnijmy o mnie.
- Żona? - Amarylis zamarła ze zdziwienia. Dam sobie radę z Sheffieldem. Nadal jednak nie wiemy, czy
- Dlaczego nie? - Sheffield uśmiechnął się spokojnie. to on zabił profesora.

236 237
Jayne Castle Amarylis

- Co takiego? okrążyła biurko. - Mówiłam panu, że pan senator nie ma


- Jest równie podejrzany jak Gifford. A nawet bardziej. czasu. I nie przyjmuje nikogo bez zapowiedzi.
Profesor mógł się odgrażać, że go zdemaskuje. Lucas zerknął na Zegarek. Była dziewiąta pięćdziesiąt
- Daj spokój. M a m y inne problemy. pięć.
- Powtarzam ci jeszcze raz, że Sheffield nie stanowi dla - Proszę mnie wpisać na dziesiątą. Przyszedłem trochę
mnie problemu. Jeśli oczywiście nie zamordował profesora. za wcześnie. - Trent pchnął mocno drzwi i wtargnąwszy
Naprawdę powinniśmy znaleźć „świeżutką teczuszkę". do gabinetu Sheffielda zamknął je od środka.
- Nawet nie wiesz, od czego zacząć - wybuchnął Lucas. Madison Sheffield rozmawiał akurat przez telefon. Na
- Przestań się bawić w detektywa, bo znów wpadniesz widok intruza z m a r s z c z y ł groźnie brwi.
w tarapaty. Przepraszam cię, Bob powiedział do słuchawki. - C o ś
- Nie mogę się teraz wycofać. Muszę poznać prawdę. mi wypadło. Zadzwonię później i omówimy ten rachunek
Spróbuj mnie zrozumieć. - zakończył, kładąc słuchawkę na widełki.
Patrząc na jej twarz w świetle ognia, wiedział, że Ama- Sekretarka zabębniła do drzwi, ale Lucas nie zwrócił na
rylis nie zmieni decyzji. Była równie uparta, j a k uczciwa. nią najmniejszej uwagi.
Lucas nie miał wątpliwości, że należy się poddać. - Nie zajmę ci dużo czasu, Sheffield,
- Chcesz znaleźć zaginione akta? - spytał retorycznie. -O co chodzi?
- Wynajmij prawdziwego prywatnego detektywa. Lucas zatrzymał się po drugiej stronie masywnego
Oczy Amarylis rozbłysły entuzjazmem. biurka.
- Możesz mi kogoś polecić? - Jeżeli chcesz sobie pomarzyć o fotelu gubernatora,
- Owszem - odparł Trent. - Z pewnością mogę. trzymaj łapy z daleka od Amarylis Lark.
- O czym ty, do diabła mówisz?
Lucas położył ręce na biurku Sheffielda.
Następnego ranka Lucas minął dwa biurka sekretarek, - Lepiej jej nie tykaj, bo pożegnasz się z nadzieją na tę
po czym wszedł do małej poczekalni wyłożonej boazerią. ciepłą posadkę
Wyrafinowana, klasycznie ubrana kobieta siedząca w recep­ - Nie zastraszysz mnie, Trent.
cji była bardzo podobna do pryzmatów zatrudnianych do - Właściwie nie interesuję się polityką - powiedział cicho
tej pory przez Sheffielda. Miała taki sam kolor włosów Lucas. - Dla ciebie jednak zrobię wyjątek.
i rozmiar biustonosza. - Co chcesz przez to powiedzieć?
- Czym mogę panu służyć? - Zatelefonuję do Nelsona Burltona i opowiem mu,
- Chciałbym się zobaczyć z Madisonem Sheffieldem. w jaki sposób zdobywasz środki na kampanię wyborczą.
- Obawiam się, że pan senator jest bardzo zajęty. - Sek­ -Nikt ci nie uwierzy.
retarka popatrzyła na niego pytająco. - Był pan umówiony? - Widzowie kochają Nelsona. I przepadają za skandalami.
- Nie. Ale proszę się t y m nie martwić. Dam sobie radę. Ale na wszelki wypadek zatelefonuję jeszcze do twoich
- Lucas podszedł do wewnętrznych drzwi gabinetu Shef- najlepszych sponsorów i powiem im, że padli ofiarą oszusta.
fielda i ujął za klamkę. - Nie masz żadnych dowodów.
- Nie może pan t a m tak po prostu wejść. - Sekretarka - I to właśnie jest takie piękne, Sheffield. Wcale ich nie
zerwała się na równe nogi i z zadziwiającą szybkością potrzebuję. Przecież jestem Lodziarzem. Facetem, który

238 239
Jayne Castle Amarylis

wypędził piratów z wysp. Tym samym, który odkrył - Co najwyżej oskarżysz mnie o ogniskowanie cechy
bezcenne artefakty i zrezygnował z kandydowania na osobowości, a przecież wszyscy wiedzą, że to nie to samo,
urząd senatora. Na pewno mi uwierzą. co posługiwanie się talentem.
- Jak śmiesz! - Sheffield zerwał się na równe nogi - Ludzie nie chcą, żeby ktoś nimi manipulował. A hojni
z wypiekami na policzkach. - Wynoś się z mojego biura, sponsorzy nie lubią wychodzić na durniów.
bo każę cię wyrzucić! - Wynoś się z mojego biura. Nie muszę cię słuchać.
- Trzymaj się z daleka od Amarylis, bo narobię ci - Tak więc twoją siłę ogranicza pryzmat, z którym
kłopotów. Chyba nie chcesz, żeby ludzie zaczęli cię nazywać aktualnie pracujesz. Dopóki korzystasz z usług zwyczaj-
wampirem psychicznym, co? nego pryzmatu, nie stanowisz dla nikogo większego za-
- Niech cię szlag trafi, Trent! Przecież sam nim jesteś. grożenia niż jakikolwiek inny polityk. Ale jeśli spróbujesz
Inaczej nie potrafię sobie wytłumaczyć tego, co się wczoraj się znów pokusić o więź z Amarylis, pamiętaj, że twoja
stało. A w dodatku znalazłeś sobie pryzmat, który wy­ karieera będzie raz na zawsze skończona.
trzymuje talent wykraczający poza skalę. Lucas odwrócił się na pięcie i wyszedł z biura.
Lucas uśmiechnął się słabo.
- Całkowicie się mylisz. Jestem tylko dziewiątką. I m a m
na to papiery. Otuliwszy się szczelniej peleryną, Amarylis - pełna
- Bzdura. Sfałszowałeś test. najgorszych przeczuć - rozejrzała się niespokojnie po pustej
- To niemożliwe. Testy są całkowicie wiarygodne. ulicy.
W oczach Sheffielda błysnęło zdumienie. Jesteś pewien, że ten Stonebraker to wykwalifikowany
- Jak tego dokonałeś? prywatny detektyw?
- Nic nie zrobiłem. Poddałem się tylko badaniom i zo­ Oczywiście. - Lucas zamknął drzwi auta i stanął obok
stałem sklasyfikowany jako dziewiątka. Amarylis na nierównym chodniku - Nie jestem tylko
- Na czym polega oszustwo? pewien, czy będzie chciał podjąć się tej roboty.
Lucas wzruszył ramionami. - Sądziłam, że wszystkie łapsy cierpią na brak klientów.
- W przeciwieństwie do pewnych osób, nie m a m nic do Tak ich przynajmniej opisują autorzy powieści krymi­
ukrycia. nalnych.
- Słuchaj. Wcale nie musimy ze sobą walczyć. Po wybo­ Stonebraker zajmuje się wyłącznie sprawami, które go
rach mógłbym cię mianować wiceprezydentem. interesują. To ekscentryk.
- Serdeczne dzięki. - Dobra, dobra. Na razie nie budzi mojego zaufania ta
- Proponuję ci władzę. Prawdziwą władzę. okolica.
- Wystarczy mi to, co m a m . A co ci się w niej nie podoba?
- A może nie chcesz zrezygnować z Amarylis Lark? - Jeszcze się pytasz? Ponuro tu j a k w grobie.
Ale niepotrzebnie się martwisz. Jakoś się nią podzielimy. Ponosi cię wyobraźnia. - Lucas ujął ją za ramię.
Trent nie skoczył Sheffieldowi do gardła jedynie dzięki - Chodź, idziemy do Stonebrakera.
ogromnej sile woli. Amarylis rozejrzała się po pustej ulicy. Wcale by się nie
- Tknij ją tylko palcem, a zetrę cię na proch. zdziwiła, gdyby spotkali w tym zakazanym zaułku jakiegoś
Sheffield uczynił wyraźny wysiłek, by odzyskać spokój upiora.

240 241
Jayne Castle Amarylis

Stonebraker mieszkał na wzgórzu. Była to stara dzielnica - Interes.


złożona głównie z ogromnych posiadłości wybudowanych - Nie wątpię. - odparł Stonebraker śmiertelnie znużonym
przez bogaczy w okresie Późnej Ekspansji. Ciężka, solidna tonem.
architektura stanowiła przeciwwagę dla wybujałego stylu - Moja przyjaciółka Amarylis ma dla ciebie robotę.
z Lat Wczesnych Odkryć. - Lucas podszedł do niewielkiego stolika w kącie pokoju
Wkrótce jednak ten ponury styl wyszedł z mody. Wielkie i wziął do ręki karafkę wypełnioną przezroczystym płynem.
ciemne gmaszyska stały na wzgórzu jak zadumane chimery - Przestałbyś się wreszcie tak śmiertelnie nudzić.
zaklęte w kamień. Drzwi pozabijano gwoździami, w więk­ - Co to za robota?
szości okien brakowało szyb. Agenci nieruchomości zała­ Amarylis odchrząknęła nerwowo.
mywali ręce. Bardzo trudno było o kupca na te stare, - Chciałabym, żeby pan odnalazł zaginione akta.
zaniedbane rudery. Nawet Towarzystwo Historyczne zupeł­ - A jest pani pewna, że one naprawdę zginęły?
nie się nimi nie interesowało. Amarylis spojrzała na niego spod oka.
Gdy Trent zatrzymał się wreszcie przed wysoką, za- - Oczywiście, że jestem pewna. Przecież nie zawracała-
rdzewiałą bramą, Amarylis zadrżała ze strachu. bym panu niepotrzebnie głowy. Te dokumenty zawierają
- Wcale mi się to nie podoba. informacje istotne dla mojego prywatnego śledztwa w spra­
Uśmiechnął się po raz pierwszy od rana, odsłaniając wie śmierci pewnego wspaniałego człowieka.
białe, równe zęby. Zapadła cisza.
- Nie widziałaś jeszcze domu Stonebrakera. Tam dopiero - Przy takiej okazji można się dowiedzieć wielu rzeczy
straszy. na temat ofiary. Niekoniecznie przyjemnych - wymamrotał
- Dlaczego umówiłeś się nim o tak późnej porze? Mogliś­ w końcu Stonebraker.
my tu przecież przyjść w normalnych godzinach pracy. - Bierze pan to zlecenie czy nie? - warknęła Amarylis.
- Ale dla niego to są właśnie normalne godziny pracy. - Proszę mi powiedzin coś więcej.
Przyjmuje klientów tylko w nocy. Opowiedziała mu wszystko najzwięźlej jak umiała. W tym
Lucas miał rację ostrzegając Amarylis przed domem czasie Lucas raczył się przezroczystym płynem z karafki.
Stonebrakera. Stara posiadłość przypominała bowiem do W końcu Amarylis dotarła do końca swojej opowieści.
złudzenia mauzoleum. Staromodne świece z galaretowatego Przygotowana na odmowę, bardzo się zdziwiła, gdy Stone­
lodu rzucały długie, drżące cienie na kamienne ściany. braker wreszcie zdecydował się przemówić.
Amarylis nie zdołała przyjrzeć się dokładniej ponuremu - Przyjmuję tę sprawę - powiedział cicho.
wnętrzu, ale to, co zobaczyła, wystarczyło, by przyprawić Amarylis zerknęła na Lucasa, który wzruszył tylko
ją o dreszcz. W t y m domu panował mrok w szeroko ramionami i odstawił szklankę.
pojętym znaczeniu tego słowa. - Masz swojego detektywa - powiedział. - Pozwólmy
- Powinieneś się skontaktować z jakimś dobrym dekora­ mu teraz zająć się pracą.
torem wnętrz - stwierdził Lucas, gdy zamknął za sobą Amarylis poszła posłusznie za Lucasem do wyjścia.
drzwi od biblioteki. - Chyba trochę przesadzasz. Rzuciła jeszcze tylko jedno niespokojne spojrzenie na fotel
- Wezmę to pod uwagę, Trent. - Ponury głos dobiegał stojący przed kominkiem i opuściła bibliotekę.
z głębokiego fotela ustawionego na wprost kominka. - Co Kilka minut później, j u ż na ulicy, wydała głębokie
cię do mnie sprowadza? westchnienie ulgi.

242 243
Jayne Ccistlc

- Mówiłeś, że ten facet jest ekscentrykiem. Przecież to


kompletny wariat!
- Trudno go zrozumieć.
- Trudno? Ja uważam, że to absolutnie niemożliwe. On
mi się zupełnie nie podoba. Nie m a m do niego zaufania
i nie wierzę, że znajdzie akta. Zmarnowaliśmy tylko czas. R o z d z i a ł
Lucas otworzył drzwiczki od samochodu.
- Mówisz tak wyłącznie dlatego, że go nie akceptujesz. p i ę t n a s t y
- A jak można zaakceptować faceta, który pracuje w tak
dziwnych godzinach, nie przestrzega żadnych zasad etyki
zawodowej i nawet nie zainstalował nowoczesnego oświet-
lenia? Nawet mu się dokładnie nie przyjrzałam. W tej
okropnej ruderze paliło się tylko parę zwykłych świec
i ogień na kominku.
- Stonebraker świetnie widzi po ciemku. - Lucas zasiadł
wygodnie za kierownica. - Korzystał z tej umiejętności,
kiedy wypędzaliśmy piratów z wyspy.
- Powinnam była się tego domyślić. Znasz go z wysp, Słyszałam kochanie, że dziś jest twój wielki
prawda? dzień. - w drzwiach gabinetu Amarylis stanęła
- Tak. - Lucas uruchomił zapłon. - Stonebraker to Gracie Proudc - Clementine mówi, że o czwar­
rzeczywiście dziwak, ale sadzę, że znajdzie te akta. tej masz spotkanie w agencji.
Amarylis poczuła, że przechodzi ją dreszcz. Amarylis podniosła oczy znad notatek i zdo­
- Czy wszyscy twoi przyjaciele wykraczają poza skalę? ­­­­ się na lekki uśmiech Bardzo lubiła Gracie,
- Dlaczego sądzisz, że Stonebraker to talent? - Lucas do której zresztą, lgnęli również wszyscy jej
popatrzył przeciągle na Amarylis. znajomi.
- Wyczuwam w nim siłę. Podobnie jak w Chastainie. Gracie Proud - czarująca i pełna ciepła - stano-
Oni mają taką samą moc jak ty, prawda? wiła całkowite przeciwieństwo Clementine. Mia­
- Pewnie tak. - Lucas wzruszył ramionami. - Ale żaden ła wspaniały gust, nie wygłaszała pochopnych
z nich nigdy się nie poddał testom. Bo i po co? Przecież opinii i nigdy nie traciła panowania nad sobą.
nigdy nie znaleźli pryzmatu, przy którym mogliby działać Tego dnia włożyła jedną ze swych eleganckich
na pełną parę. pastelowych garsonek, które opinały jej ciało,
- Nic dziwnego. Żaden szanujący się pryzmat nie mógłby jak rękawiczka. Gustowne pantofle na wysokich
współpracować z nie testowanym talentem. obcasach i jedwabne pończochy pasowały ideal­
- Ależ ty jesteś wybredna! nie do jasnoniebieskiego żakietu i spódnicy.
Clementine zdradziła kiedyś Amarylis, że Gracie
szyje wszystko na miarę u najlepszej krawcowej
z Nowego Portland.

245
Jayne Castle Am<irylis

- Jak się masz, Gracie? - Amarylis odłożyła długopis. No dobrze. Wyczerpaliśmy temat wakacji i zaintereso-
- Tak, to właśnie dzisiaj. wań. - Hobart Batt zerknął na Trenta spod oka. Za szkłami
Gracie lekko uniosła starannie wyregulowane brwi. okrągłych okularów błyszczały jego bystre oczy. Batt
- Odnoszę wrażenie, że wcale się nie cieszysz. najwyraźniej kochał swój zawód.
- Prawdę mówiąc, jestem trochę zdenerwowana. Doradca był niskim, fertycznym człowieczkiem przeja-
- Zawsze tak bywa. Ja w podobnej sytuacji o mało nie wiającym słabość do kraciastych marynarek i złotej biżu-
u m a r ł a m ze strachu. A potem, kiedy agencja przedstawiła terii. W pobliżu siedziała starsza, niepozorna kobieta, która
mnie Clementine myślałam, że dostanę ataku serca. służyła mu jako pryzmat.
- O czym mowa? - Clementine stanęła bezszelestnie za W czasie wyczerpującej rozmowy I.ucas odniósł aż dwu-
przyjaciółką. - Daj jej spokój, Gracie. Widzisz, że jest krotnie wrażenie, że Hobart ogniskuje swój talent psycho-
strzępkiem nerwów. logiczny.
- Tłumaczyłam właśnie Amarylis, że agencje są bardzo Bez pomocy Amarylis nie mógł jednak stwierdzić, w ja­
kompetentne. Rzadko dokonują złych wyborów. A j u ż na kim stopniu Batt korzysta ze swoich zdolności. Zresztą
pewno rzadziej niż ludzie, którzy sami szukają sobie wcale go to nie obchodziło. Popadł w fatalny nastrój. Czuł
partnera. Nasz związek może tu służyć za doskonały się jak w pułapce. Widział jak zamykają, się za nim drzwi
przykład. ogromnej klatki.
- Tak. Niedługo będziemy obchodzić piętnastą rocznicę Przejdźmy do pańskich preferencji seksualnych, dobrze?
znajomości. A przecież nigdy byśmy się nie spotkały, - spytał radośnie Mobarl
gdyby nie pomoc agencji. Pozostawiona samej sobie, na - A co mianowicie panainteresuje? - Lucas patrzył na
twój widok uciekłabym pewnie gdzie pieprz rośnie. Nigdy niego podejrzliwie. - Nie rozumiem
nie zapomnę tej twojej okropnej różowej garsonki. Czy lubi pan grę miłosną, czy też woli pan sam akt bez
Gracie popatrzyła z uśmiechem na Amarylis. zbędnych wstępów? Jest pan czuły i wrażliwy?
- Clementine i ja stanowimy żywy dowód teorii, że Lucas zerknął niepewnie na pryzmat
czasem przeciwieństwa się przyciągają. O której masz to Musimy teraz omawiać takie szczegóły?
spotkanie? Proszę się nie przejmować panną Drake - powiedział
- Za pół godziny. - Amarylis zerknęła na zegarek. Hobart. - Ona pracuje ze mną od dawna i j u ż się zdążyła
- Macie dla mnie jakieś rady? przyzwyczaić do tego rodzaju rozmów. Wróćmy do gry
- Nie próbuj niczego udawać - powiedziała Gracie. - Do­ wstępnej.
radcy są wysokiej klasy talentami, a pomagają im pryzmaty Lucas przypomniał sobie tę nieprawdopodobną intym-
z pełnym widmem. Natychmiast wyczują najmniejszy jakiej doświadczył przy Amarylis. Wiedział, że czegoś
fałsz. podobnego już nigdy nie zazna.
- Na wszystko jest odpowiednie miejsce i czas. Ale na - Nie m a m nic przeciwko grze wstępnej - oświadczył.
pewno nie można niczego zmyślać na takim spotkaniu.
Chodzi o całą twoją przyszłość.
Amarylis poczuła, że żołądek podchodzi jej do gardła. Amarylis patrzyła jak zahipnotyzowana na kobietę,
Skoczyła na równe nogi i podbiegła do drzwi. która właśnie przewróciła kolejną kartkę.
- Przepraszam. Zbiera mi się na wymioty. No dobrze. Wyczerpaliśmy temat wakacji oraz zainte-

246 247
Jayne Castle Amarylis

resowań. - Miła, kompetentna, czterdziestolatka popatrzyła Jesteś moją babką?


badawczo na Amarylis. - Przejdźmy teraz do pani preferen­ Nie masz żadnej babci, bo jesteś bękartem.
cji seksualnych. Pod wpływem nagłego bólu Amarylis wbiła sobie paz­
Amarylis oblała się rumieńcem i zerknęła na pryzmat nokcie w zwiniętą pięść.
- Zupełnie się z tym nie zgadzam.
siedzący obok pani Reeton.
- Czy to naprawdę konieczne?
- Nie wstydź się, Amarylis. Wszyscy jesteśmy profes­
Lucas popatrzył na Hobarta Batta.
jonalistami. - Pani Reeton uśmiechnęła się uspokajająco do
Nie rozumiem pytania. Jak radzę sobie z gniewem?
dziewczyny. - Zapewniam cię, że seks stanowi bardzo
jestem po prostu zły i tyle. Cholera jasna! Ile czasu jeszcze
ważny element małżeństwa. Lubisz długą grę wstępną?
będzie trwała ta idiotyczna rozmowa?
- Grę wstępną? - Amarylis przypomniała sobie głęboko
zmysłowe odczucia, jakich doznawała zawsze, ilekroć była
z Lucasem w łóżku. Odchrząknęła i odwróciła wzrok od
U w a ż a m , że ludzie pozostający ze sobą w związku
pryzmatu.
- Tak, sądzę, że gra wstępna jest bardzo istotna. małżeńskim nie powinni ukrywać swoich stanów emoc-
lonalnych - powiedziała Amarylis. Potem pomyślała jeszcze
o wyzwiskach, jakimi obrzucano ją w dzieciństwie. - Po­
H o b a r t Batt przewrócił energicznie kartkę. winni jednak panować nad sobą i nie ranić uczuć innych
- Proszę się teraz ustosunkować do następującego stwier­ ludzi.
dzenia: „Małżeństwo jest związkiem trwałym, ale można
zaakceptować przelotny romans jednej ze stron, jeśli za­
chowuje ona dyskrecję i nie naraża na szwank dobrej opinii Jedzenie? - Lucas nie zastanawiał się dłużej niż trzy
rodziny". sekundy. - Najbardziej lubię domową kuchnię. Wszystko
Lucas przypomniał sobie zimną pustkę, jaką odczuwał mi jedno, co jem, byle tylko we własnym domu.
po zdradzie Dory.
- Zupełnie się z t y m nie zgadzam.
Jedzenie? - Amarylis zmarszczyła brwi z namysłem.
- Miło jest czasem pójść do restauracji, lecz większość
P a n i Reeton czekała na odpowiedź. posiłków należy przygotowywać w domu. To, co jemy,
Amarylis myślała o rodzicach, których nie znała. Przy­ wpływa na wszystkie synergistycznie ze sobą związane
pomniała sobie fotografię roześmianego, zielonookiego funkcje, jakie musi pełnić nasze ciało. Tylko domowa
mężczyzny o nazwisku Matthew Bailey. To on dał dziec­ kuchnia może n a m zapewnić odpowiednią ilość warzyw
ko jej matce, choć pozostawał w oficjalnym związku i owoców.
małżeńskim. Potem przed jej oczyma stanął obraz bez- - A twój stosunek do pieniędzy? - spytała pani Reeton
troskiej osiemnastolatki, Eugenii, jej matki. Romans mię­ z uśmiechem.
dzy nimi spowodował nieobliczalne wręcz skutki dla obu Amarylis odetchnęła z ulgą. To pytanie było bardzo
rodzin. łatwe.

248 249
Jayne Castle Amarylis

- W każdym gospodarstwie d o m o w y m powinno się podobna sytuacja nigdy się nie powtórzy. Każde pytanie
bardzo starannie planować budżet. Trzeba skrzętnie zapi­ przypominało jej o tym, że romans z Lucasem nie potrwa
sywać wszystkie dochody i wydatki. Pewien procent wpły­ długo.
wów należy odkładać do banku. Oczywiście koniecznie Zrzuciła buty i powiesiła żakiet, po czym poszła do
musimy płacić w terminie wszelkie rachunki. Nie ma kuchni z zamiarem przyrządzenia sałatki na kolację.
żadnego usprawiedliwienia dla ponagleń. Kredyty nato­ Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła się jej w oczy po otwarciu
miast warto zaciągać wyłącznie w przypadku ważnych lodówki, była butelka zielonego wina. Amarylis doszła
inwestycji, takich jak na przykład dom. do wniosku, że ten napój będzie miał zdecydowanie
bardziej lecznicze działanie niż leżąca tuż obok główka
sałaty.
Porozmawiajmy o pieniądzach - zaproponował Hobart. Wyjęła zatem butelkę z chłodziarki i postawiła ją na
- To chyba dla pana istotny temat. Każdy człowiek, ladzie. Długo szukała korkociągu, bo Lucas odłożył go
któremu udało się dorobić takiego majątku, musi mieć niefrasobliwie do niewłaściwej szuflady. Trent z pewnością
bardzo wyrobioną opinię w tej kwestii. nie podzielał jej zamiłowania do porządku.
Lucas myślał chwilę. Nigdy nie zależało mu na pienią­ Nalała sobie kieliszek wina i wzniosła cichy toast
dzach. Szukał galaretowatego lodu, bo umiał to robić. za naukowe metody kojarzenia małżeństw. Biorąc do
Dzięki tej pracy mógł zaszyć się w dżungli i ukryć przed ust pierwszy łyk zielonego napoju powtarzała sobie
światem oszałamiające przebłyski talentu. w duchu, że agencja matrymonialna jest najlepszym
Najpierw pieniądze służyły mu tylko za niezbędny środek rozwiązaniem.
do zorganizowania kolejnej wyprawy, ale później zaczęły Wtedy usłyszała, że otwierają się drzwi.
żyć własnym życiem. Stały się mu potrzebne do utrzyma­ -Amarylis? - Lucas mówił takim tonem, jakby po
nia zależnych od niego osób. Musiał również dotrzymywać ciężkim dniu pracy wreszcie wrócił do domu.
w a r u n k ó w kontraktu, a młodzi inżynierowie często go Ale tak się przecież wcale nie stało.
prosili o finansowanie prac badawczych. Amarylis nalała drugi kieliszek wina i wyszła z kuchni.
A pewnego dnia Trent zrozumiał, że gospodarka na Na widok Lucasa stanęła jak wryta.
Wyspach Zachodnich jest całkowicie uzależniona od jego Trent zamykał właśnie drzwi od szafy i odwrócił się na
firmy. chwilę, żeby na nią popatrzeć. Pusty wyraz jego oczu
Pieniędzy miał pod dostatkiem, ale same w sobie znaczyły rozdzierał dziewczynie serce. W milczeniu wyciągnęła do
dla niego niewiele. Żadna suma nie mogłaby zapełnić niego kieliszek.
pustki po stracie Amarylis, która wkrótce miała poślubić Lucas wziął go bez słowa i wychylił prawie do dna.
innego mężczyznę. - Nie powinniśmy się tak martwić - powiedziała Ama-
- Łatwo przyszło, lekko poszło - powiedział Lucas. rylis z w y m u s z o n y m uśmiechem. - Moja szefowa powie­
działa mi rano, że stawką w tej grze jest cała moja
przyszłość.
Kiedy tuż przed szóstą Amarylis wchodziła do domu, - Tak. Racja. Przyszłość. - Lucas odstawił kieliszek na
była w stanie kompletnego wyczerpania. Rozmowa z psy­ półkę i wziął dziewczynę w ramiona.
chologiem głęboko nią wstrząsnęła. Miała nadzieję, że Po chwili Amarylis odnalazła Lucasa na płaszczyź-

250 251
Jayne Castle Amarylis
nie psychicznej. Stworzyli więź i Trent przekazał jej Muszę coś zrobić w domu i bardzo bym chciała trochę
całą swoją siłę w formie błyszczącego nieregularnego poczytać. Nie m a r t w się. Jakoś sobie poradzę.
wzoru. - Zatelefonuję do ciebie, kiedy j u ż będę wolny, i może
Długo stali tak w korytarzu trzymając się w objęciach. wpadnę.
Milczeli. Lucas potarł nerwowo nos. Zostało mi tak niewiele
wspólnych nocy. Nie chciał zaprzepaścić żadnej okazji
spotkania z Amarylis.
W poniedziałek po południu na biurku Lucasa znowu - Świetnie - powiedziała cicho dziewczyna.
zadzwonił telefon. Trent spojrzał niecierpliwie na plas­
tikowe pudełko. Może należało zmienić numer? Zbyt wiele
osób usiłowało się z nim skontaktować za pośrednictwem Ta więź była zupełnie inna niż zwykle, niewiarygodnie
prywatnej linii. intymna. Nie mogła uciec przed istotą męskości, która otuliła ją
- Słucham, Trent warknął do słuchawki. jak peleryna w kolorach nocy. Nie panowała już nad zmysłami.
- Lucas? - Spytała Amarylis przestraszonym głosem. Jego pożądanie uderzyło w pryzmat niczym oślepiająca,
- To ty? Dobrze się czujesz? niebezpieczna łuna.
- Przepraszam. Właśnie chciałem do ciebie zadzwonić. Czując dotyk jego warg na swoich ustach Samantha pomyś­
- Pewnie dostałeś wiadomość od Stonebrakera? lała, że przecież miało być inaczej. Tyłe już razy ogniskowała
- Niestety, nie. dla talentów wysokiej klasy, lecz więź przybierała zawsze
- Wiedziałam. A mówiłeś, że ten facet jest w stanie zwyczajny, bezosobowy charakter. Przypominała bardziej
znaleźć igłę w stogu siana. uścisk dłoni niż potężną falę namiętności.
- Ale nie w takim tempie! Przecież jest dopiero ponie­ - Nie bój się - szepnął - To ty tworzysz pryzmat. Bez ciebie
działek. Dajmy mu szansę. nie potrafię nic zrobić. Panujesz nad sytuacją
- W dzień pracowałby na pewno znacznie lepiej. Ale Samantha nie była już tego taka pewna, czuła, jak
- Przekażę mu twoją radę. - Lucas rozparł się na krześle Justin roztacza nad nią swoją władzę. Nigdy nie spotkała
i wyjrzał przez okno. - Nie o t y m jednak chciałem z tobą równie silnego talentu.
rozmawiać. A jeśli legendy nie kłamią? - myślała, gdy zaczął ją
- Więc co się wydarzyło? całować coraz bardziej namiętnie. Podobno wampiry psychicz­
- Właśnie dzwonił Dillon. Pytał, czy może się ze mną ne potrafią zniewolić pryzmat. Czyżby Justin chciał ją wyko­
umówić na kolację. rzystać do swoich niecnych celów?
- Może jego rodzice zmienili zdanie i pozwolili mu Wiedziała, że jeśli się nie wypali - a na to się zupełnie nie
u ciebie pracować? zamosiło - może popaść w poważne tarapaty.
- Wątpię. Dillon potrzebuje pewnie mojej rady, a ja Jego moc znów skupiła się w pryzmacie. W tej samej chwili
zupełnie nie wiem, j a k się zachować. Samantha zrozumiała, że Justin zapanował nad jej umysłem.
- Pozwól mu się wygadać. On pewnie chce, żebyś mu Łączy nas pożądanie - powiedział. - Ale ty się z pewnością
zastąpił brata. nie boisz.
- Nie będziesz miała do mnie żalu? Ale Samantha umierała ze strachu. Wiedziała, że musi
- Jeśli umówisz się z Dillonem? Oczywiście, że nie. działać, zanim będzie za późno.

252 253
Jayne Castle Amarylis
Amarylis nie zdążyła się dowiedzieć, w jaki sposób - On czasem tak działa na ludzi. Nie m a r t w się. Będę
bohaterka powieści Orchid Adams poradziła sobie z w a m - sama. Gdzie jesteś?
pirem psychicznym, bo ostry dzwonek telefonu przerwał - W garderobie. Mam teraz ponad godzinę przerwy.
jej lekturę. Proszę wziąć taksówkę. Nie będzie pani musiała parkować
Włożyła zakładkę do książki i podeszła do telefonu. auta w bocznej uliczce. Tu się robi niebezpiecznie.
- Halo. - Niedługo przyjadę. Zamówię tylko taksówkę.
- Panna Lark? - Głos po drugiej stronie słuchawki
brzmiał znajomo, choć nie był o wiele głośniejszy niż
szept. Amarylis przerwała połączenie i wybrała numer jednej
- Tak. Kto mówi? z korporacji taksówkowych.
- To ja, Vivien Huggleston. Kilka minut później miała już zamknąć za sobą drzwi,
- Vivien Huggleston? Nie znam nikogo o t y m nazwisku. kiedy przypomniała sobie, że wieczorem zadzwoni do niej
- Vivien Woalka - mruknęła dziewczyna. - Pani od­ Lucas i będzie mu przykro, jeśli jej nie zastanie.
wiedziła mnie kiedyś po spektaklu. Rozmawiałyśmy na Szybko nagrała dla niego wiadomość na automatycznej
temat profesora Landretha. sekretarce i wybiegła z domu. Kierowca j u ż na nią
Amarylis wyprostowała się jak struna. czekał.
- Ależ oczywiście, Vivien. Co się stało? Przypomniałaś Wysiadła pod klubem. Stało tam wiele pustych taksówek,
sobie coś ważnego? wiec Amarylis doszła do wniosku, że nie będzie miała
- To nieco bardziej skomplikowane. Właściwie nigdy kłopotu z powrotem do domu.
o niczym nie zapominam. Po prostu wtedy nie chciałam - Dziękuję - powiedziała wręczając kierowcy zapłatę
wszystkiego mówić. Miałam swoje powody. Teraz jednak i - jak sądziła - całkiem rozsądny napiwek. - Proszę na
chcę się pani do czegoś przyznać. mnie nie czekać.
- Słucham. Taryfiarz zerknął na zwitek banknotów.
- Jonny dał mi coś na przechowanie. Nie życzył sobie, - Wcale nie miałem takiego zamiaru.
żeby to się dostało w niepowołane ręce. Amarylis postanowiła zignorować jego zachowanie. Mu-
Amarylis ścisnęła mocniej słuchawkę. siała się zająć znacznie poważniejszymi s p r a w a m i Włożyw­
- Masz może na myśli teczkę z dokumentami? szy ręce do kieszeni płaszcza, zaczęła się przeciskać w stronę
- Skąd pani wie? wejścia za kulisy.
- Nieważne. Nadal ją masz? Tym razem grubasa nie było przy drzwiach, więc odpadł
- Tak. I dlatego właśnie dzwonię. Te papiery są w bez­ jej przynajmniej problem napiwku. A w portmonetce miała
piecznym miejscu, ale wolałabym się ich pozbyć. Może zaledwie parę dolarów na powrót do domu.
pani po nie przyjechać? Bo nie chcę ich palić. Były dla Amarylis pchnęła drzwi i znalazła się w zagraconym
Jonny'ego bardzo ważne. korytarzu. Podłoga drżała pod jej stopami, ze sceny dobiegał
Amarylis zerknęła na zegarek. monotonny łoskot werbli.
- Będę za piętnaście minut. Poszła naprzód, licząc w pamięci pokoje.
- Niech pani przyjedzie sama. Nie podobał mi się ten Drzwi ozdobione fioletową gwiazdą były zamknięte.
pani przyjaciel. Denerwował mnie. Zapukała, ale nikt się nie odezwał.

254 255
Jayne Castle

- Panno Huggestone? - Zaczęła nasłuchiwać. - Vivien?


To ja, Amarylis Lark.
Nadal nikt się nie odzywał. Słyszała tylko przytłumiony
ryk muzyki. Kiedy jednak przekręciła klamkę, drzwi ot­
worzyły się bez oporu.
- Vivien? To ja. -Amarylis zajrzała nieśmiało do środka.
Na łysym dywanie leżał stos fioletowych zasłon. Wy­
Rozdział
glądało to tak, jakby Vivien rozbierała się pospiesznie szesnasty
z kostiumu i zostawiła go na podłodze.
W chwilę później dostrzegła, że z powodzi przezroczystej
tkaniny wystaje para pantofli na wysokim obcasie.
A w pantoflach tkwiły stopy Vivien.
- Vivien! - Amarylis rzuciła się naprzód. W pierwszej
chwili pomyślała, że striptizerka zaplątała się w kostium,
przewróciła i straciła przytomność.
- Vivien? - powtórzyła, klęknąwszy przy leżącej. - Vi-
vien...
Poczuła nagle wilgoć na kolanie. Dywan był mokry. W tej samej chwili zrozumiała, że stojąc
Widniała na nim ogromna krwawa plama. w oświetlonych od środka drzwiach stanowi
Okrzyk uwiązł jej w gardle. wręcz wymarzony cel dla zabójcy.
Dywan i zasłony były przesiąknięte krwią wyciekającą Cofnęła się do pokoju i zamknęła drzwi. Ręce
z potwornej czarnej dziury w czole Vivien. trzęsły się jej tak bardzo, że potrzebowała kilku
Amarylis szybko cofnęła rękę, którą zamierzała jej poło­ sekund, żeby uruchomić zamek.
żyć na ramieniu i podniosła się z trudnością. Czuła skurcze I tak jednak ktoś, kto chciałby dostać się do
żołądka. Pokój wirował jej przed oczami. garderoby, nie miałby z t y m najmniejszych
Odwróciła głowę od leżącej i ruszyła do drzwi. Musiała problemów. Wystarczyłoby mocno kopnąć,
sprowadzić pomoc. a cienkie jak tektura drzwi natychmiast rozpad­
Kiedy jednak wyjrzała na korytarz, okazało się, że ktoś łyby się na kawałki.
wyłączył nawet słabe lampy na suficie. Amarylis okręciła się na pięcie i - starając się
Wtedy poczuła słaby, znajomy przypływ świadomości nie patrzeć na ciało Vivien - poszukała wzro­
na płaszczyźnie psychicznej. kiem ewentualnej drogi ucieczki.
To wrażenie szybko minęło, ale Amarylis udało się Najpierw dostrzegła drzwi do łazienki i od
rozpoznać tę klującą energię, jaką zwykle wysyłały talenty razu sobie przypomniała, jak Vivien ubolewała
znajdujące się pod wpływem silnego stresu. nad tym, że musi dzielić toaletę z Yolandą. A to
Ktoś na nią czekał. znaczyło, że było t a m również przejście do
garderoby tancerki.
Zaczerpnęła głęboko powietrza i przeszła

257
Jayne Castle Amarylis
ostrożnie przez zwoje zakrwawionej tkaniny. Dotarła do Skręciła w lewo i czołgała się dalej, choć zupełnie nie
małej łazienki, zamknęła za sobą drzwi i weszła do gar­ wiedziała, dokąd zmierza. Pomyślała jednak, że ten kory-
deroby Yolandy. tarz musi się przecież gdzieś kończyć.
Nie zapalając światła posuwała się wolno naprzód. Już Odczuła przypływ energii psychicznej. Wiedziała, że nie
wyciągała rękę, by dotknąć klamki, gdy nagle poczuła, że wolno jej ulegać panice. Musiała się jakoś wydostać na
ktoś stojący nieopodal wysyła w jej kierunku falę ener­ ulicę.
gii- Podłoga pulsowała w rytm muzyki, w dłonie wbijał się
Natychmiast przypomniała sobie film przyrodniczy o wę- jej piasek leżący na brudnym, łysym dywanie, a kolana
żo-nietoperzu, który wyczuwał językiem zapach swojej paliły żywym ogniem.
przyszłej ofiary. Gdzieś w ciemnościach błysnął znów wężowo-nietope-
Pomyślała, że morderca wykorzystuje swój niezognisko- rzowy język talentu. Tym razem jednak energia wydała się
w a n y talent, żeby ją dokładniej zlokalizować. A potem jej nieco słabsza. Inna. Uświadomiła sobie, że z dużej
przyszło jej do głowy, że skoro ona wyczuwa jego odległości o wiele trudniej jest wyczuć siłę psychiczną, a to
energię, zabójca jest zapewne zdolny do tego samego. znaczyło, że zmierza w dobrym kierunku.
Amarylis była wprawdzie pryzmatem, ale zdolności para­ Poczołgała się naprzód jeszcze szybciej, skrywając całą
psychiczne zawsze pozostaną zdolnościami parapsychicz­ swoją moc w najgłębszych zakamarkach umysłu.
nymi. Umysł Amarylis z pewnością pod wpływem stresu
wysyłał jakieś fale, tak jak się to działo w przypadku
talentów. Opowiedziałem tacie całą historię. - Dillon uśmiechnął
Wiedziała, że nie może dłużej zostać w garderobie Yolan­ się pogodnie do Lucasa,
dy. Instynkt wyraźnie ją ostrzegał, że ktoś na nią poluje. Wiem. - Lucas wbił widelec w kawałek ryby o dziwnej
Musiała się wreszcie wydostać z tej pułapki. barwie miedzi. - Twój ojciec złożył mi wizytę.
Przykucnęła, chwyciła za klamkę i zaczekała na kolejne - Tego się właśnie bałem. - Dillon przestał się uśmiechać.
ogłuszające crescendo. Gdy ściany zaczęły się trząść, Ama­ - I co on mówił?
rylis wstrzymała oddech i ostrożnie otworzyła drzwi. - Chciał spłacić twój dług. Powiedziałem, że to sprawa
Do garderoby wlała się natychmiast gęsta ciemność. Na między tobą a mną.
korytarzu nadal nie paliło się światło. Wróg musiał się Dillon wyprostował się na krześle.
kryć za zasłoną nocy. - Ja mu mówiłem to samo. Wściekł się.
Amarylis chciała się zerwać na równe nogi i rzucić do - Chcesz wiedzieć, co ja o t y m myślę?
ucieczki, ale przezwyciężyła w sobie tę pokusę. Wiedziała, - Jasne, że jestem ciekaw.
że powinna działać wolno i ostrożnie. Gdyby pobiegła Lucas nadział kawałek ryby na widelec.
przed siebie wąskim korytarzem, zabójca strzeliłby na - Uważam, że zrobiło to na nim spore wrażenie. Nie
ślepo i trafił ją w pierś. zrozum mnie źle. On nadal jest wkurzony twoim dłu-
Pewna, że hałaśliwa muzyka zagłuszy każdy dźwięk, giem. Ale przyjął do wiadomości fakt, że przez własną
Amarylis wyszła na czworakach z garderoby Yolandy. głupotę wpadłeś w tarapaty i sam musisz się z nich
Zabójca na pewno odciął jej odwrót od strony sceny. wyplątać.
Pozostawało jej zatem tylko jedno wyjście. W oczach Dillona zalśniła nadzieja.

258 259
Jayne Castle
Ąm&rytis
- Sądzisz, że cokolwiek zrozumiał? - Przykro mi, Lucasie.
- Nie wiem. - Po co rozdrapywać stare rany?
Dillon zacisnął szczeki.
- Nie bierz sobie tego zbytnio do serca. Wiesz, jakie są
- Chciałbym cię o coś poprosić. matki.
- Nie wiem, czy będę mógł ci pomóc. - Lucas odłożył Lucas pominął milczeniem tę ostatnią uwagę.
widelec. - Zanim poniesie cię wyobraźnia, musisz wiedzieć, - Dobra. Jeżeli ci zależy na tej robocie, to ją dostaniesz.
że nie jestem mistrzem psychologii. Sam nie potrafię zgłoś się j u t r o do kadr.
postępować z ludźmi i nie wiem, w jaki sposób powinieneś
- Dzięki - Dillon uśmiechnął się radośnie. - Wspaniale!
rozmawiać z rodzicami.
Nie mogę się doczekać wyjazdu na wyspy.
- Rodzice nie stanowią dla mnie problemu. Zamierzałem - Pozwól, że udzielę ci pewnej wskazówki.
cię prosić o robotę. - Z przyjemnością posłucham.
Lucas popatrzył na niego przeciągle. Lucas popatrzył krytycznie na wdzianko Dillona.
- Jesteś pewien? - Nie zabieraj ze sobą tych ciuchów. Na wyspach nikt
- Oczywiście. Muszę spłacić dług, a praca w Gwieździe
się tak nie ubiera. Wyśmieją, cię. Kupisz coś sobie na
Polarnej to najlepszy sposób na uregulowanie tej należności.
miejscu
- A co na to twoi rodzice?
Dillon roześmiał się serdecznie. Był to radosny śmiech
- Powiem im, jakie m a m plany. Mam nadzieję, że mnie
młodego człowieka patrzącego z optymizmem w przy-
zrozumieją. Ale nie mogę czekać na ich zezwolenie, bo to
szłość. Lucasowi natychmiast poprawił się nastrój.
się może ciągnąć w nieskończoność. Mama nigdy nie wyrazi
W godzinę później Trent zatelefonował do Amarylis
zgody na moją pracę w Gwieździe. Zbyt silnie wiąże twoją
w nadziei, że dziewczyna jeszcze nie śpi. Bardzo chciał
firmę ze śmiercią Jacksona.
usłyszeć jej głós. Pragnął się z nią wszystkim dzielić. Tego
- Pewnie serdecznie mnie znienawidzi, jeżeli cię za­ wieczoru zamierzał jej opowiedzieć o spotkaniu z Dillonem.
trudnię.
- Tu Amarylis Lark - usłyszał w słychawce. - Nie mogę
- I tak cię nienawidzi. Spójrzmy prawdzie w oczy. teraz podejść do telefonu. Jeśli to ty, Lucasie, chcę ci
Znienawidziła cię tego dnia, kiedy dotarła do niej wiado­ powiedzieć, że pojechałam na Founders Square. Dzwoniła
mość o śmierci Jacksona.
Vivien i poprosiła mnie o rozmowę. Nie m a r t w się. Wzięłam
- Znienawidziła Gwiazdę Polarną. taksówkę. Zatelefonuję po powrocie.
- Ale to ty jesteś Gwiazdą. I zawsze nią byłeś. Firma - Cholera jasna! - Lucas rzucił słuchawkę na widełki.
należała do ciebie, zanim poznałeś Jacksona, i pozostała
- Co się stało? - Dillon spojrzał na niego niespokojnie.
w twoich rękach po jego śmierci. Matka nigdy nie dokona
- Muszę jechać na Founders Square. - Trent ruszył
rozróżnienia między przedsiębiorstwem i tobą.
szybko do wyjścia. - Nie zapomnij się zgłosić do kadr.
- Wiem.
Nie m a r t w się - krzyknął za nim Dillon. - Na pewno
Lucas doszedł do wniosku, że nie powinien się t y m aż tak nie zapomnę.
bardzo przejmować. W końcu nigdy nie należał do rodziny
Rye'ów. Był tylko znajomym i wspólnikiem Jacksona.
A Beatrice okazywała mu sympatię ze względów praktycz­
Amarylis znów wyczuła za sobą talent. Nie był to
nych. Nic poza t y m . jednak jej prześladowca, tylko ktoś zupełnie inny.
260 261
Jayne Castle \m.irylis
Jakaś ogromna siła szukała pryzmatu i domagała się ciekawości, wiedziała przynajmniej, że Trent jest gdzieś
więzi. Niezwykła intymność towarzysząca temu wybucho­ w pobliżu.
wi energii, zdradziła dziewczynie jej źródło. Chciała właśnie wymyślić jakiś sposób, by go ostrzec
Lucas. Był gdzieś w t y m budynku. przed niebezpieczeństwem, kiedy dotarła do niej nagle woń
Amarylis przeczołgała się przez coś, co sprawiało wra­ męskiej wody kolońskiej i Amarylis przestraszyła się tak
żenie dużego drewnianego pudła i omal nie rozpłakała się bardzo, że zerwała więź.
ze szczęścia. Talent jednak zniknął tak szybko, jak się Muzyka zagłuszyła dźwięki, ale nie mogła zneutralizo-
pojawił, zanim Amarylis uruchomiła swe mocno nadwąt­ wać zapachów. A ten wydawał się jej znajomy. Lucas
lone siły. używał jednak innej wody.
Zrozpaczona miała ochotę wstać i wykrzyczeć na cały Zabójca był blisko. O wielie za blisko. Mógł nawet wyczuć
głos jego imię. Kiedy tylko o t y m pomyślała, liznął ją zapach jej strachu. Wyciągnęła rękę w poszukiwaniu
natychmiast wężowo-nietoperzowaty język zabójcy. jakiegoś narzędzia do obrony. Na podłodze jednak nic nie
Wróg nadal czaił się w ciemnościach. leżało. Pod osłoną muzyki wstała i namacała drewniane
Amarylis zmusiła się do myślenia. Musiała jakoś pudło.
zdradzić Lucasowi swoją obecność. Skupiła więc całą W środku znajdowały się jakieś twarde przedmioty.
swoją uwagę, by się z nim połączyć przy następnej Amarylis wyciągnęła jeden z nich. Nie miała pojęcia, co
okazji. to jest. Wiedziała tylko, że powinien spełnić swoje zadanie.
Wtedy przyszło jej do głowy, że być może naraża się Wyczuła, że coś się porusza, a w nozdrza znów uderzył
w ten sposób na niebezpieczeństwo. ja mocny zapach drogiej wody kolońskiej.
Nie bała się, że morderca przechwyci więź w ciągu tych Jak szalona zaczęła wywijać metalowym narzędziem
pierwszych kilku sekund dezorientacji. Choć bardzo lubiła wyjętym z drewnianej paki. Rozległ się stłumiony odgłos
romanse z życia wampirów psychicznych, posiadła zbyt uderzenia, a zaraz potem głośny jęk.
głęboką wiedzę, by uwierzyć, że zawładnął nią jakiś zbrod­ Cisnąwszy nie zidentyfikowany przedmiot na podłogę,
niczy talent. natychmiast rzuciła się do ucieczki, ale zaczepiła o coś nogą
Gdyby jednak otworzyła na chwilę umysł, zabójca nie i o mało nie upadła.
miałby najmniejszych problemów z ustaleniem aktualnego Zupełnie straciła orientację. Jej jedynym przewodnikiem
miejsca jej pobytu. był ryk muzyki. Ruszyła więc niepewnie w t a m t y m kierun­
Musiała jednak działać. Lucas nie nawiązał z nią kon­ ku, wyciągając przed siebie ręce. Po krótkiej chwili natrafiła
taktu i mógł sobie pomyśleć, że wyszła z budynku. ścianę, więc zatrzymała się jak wryta.
W takiej sytuacji Trent nigdy by się nie dowiedział, co jej Psusługując się zmysłem dotyku, przesuwała się wolno
grozi. wzdłuż m u r u . Muzyka stawała się coraz głośniejsza. Za
Ogromna siła Lucasa znów wyruszyła na poszukiwania. zakrętem dostrzegła światło prześwitujące przez ciężką,
Amarylis pochwyciła ją jak linę ratunkową i utworzyła niebieską kurtynę. Huk werbli rozrywał jej bębenki.
więź. Talent przybrał formę smugi świetlnej o nieregular­ W tej samej chwili Lucas znowu spróbował stworzyć
nych kształtach. Amarylis zaczęła się zastanawiać, czy jest więź. Amarylis wyczuła wyraźnie jego obecność. Był blisko,
to barwa psychiczna ulgi, czy też ogromnego niepoko­ bardzo blisko. Zareagowała natychmiast, próbując jedno-
ju. I choć nie mogła w żaden sposób zaspokoić swojej cześnie znaleźć rozcięcie w kurtynie.

262 263
Jayne Castle Amdrylis
Oślepiło ją ostre białe światło. Muzyka stawała się coraz Lucas przycisnął senatora do podłogi i wymierzył mu
bardziej ogłuszająca. mocny cios w szczękę.
Zmrużyła oczy. Perkusista krzyczał coś, czego nie była Widownia wyła z rozkoszy.
w stanie usłyszeć.
Dwie pary odgrywały na scenie akt seksualny. Widownia
jęczała z podniecenia.
Vivien z pewnością szantażowała Sheffielda. Znała za­
W rogu stali dwaj przystojni blondyni w czerwonych wartość „świeżutkiej teczuszki". - Amarylis siedziała na
rajstopach. Udawali, że ogniskują energię seksualną. kanapie przed egzotycznym kominkiem Lucasa. W dalszym
Sądząc po odgłosach rozkoszy wydawanych przez wido­ ciągu wstrząsały nią dreszcze, chociaż w pokoju było
wnię i coraz głośniejszym warkocie werbli można się było bardzo ciepło. - Aż trudno w to uwierzyć.
domyślić, że impreza zbliża się do swego p u n k t u kul­
- Sheffield właśnie na to liczy. - Lucas podszedł do
minacyjnego.
Amarylis, trzymając w rekach kieliszki z księżycową bran­
Amarylis wybiegła na środek sceny. Muzycy nie zwrócili dy. - Powiedział policji, że przyszedł do klubu, ponieważ
na nią najmniejszej uwagi, więc zaczęła gwałtownie wy­ badał jego działalność w ramach obietnic wyborczych.
machiwać ramionami. Amarylis prychnęła z oburzenia.
- Cisza! Popełniono morderstwo! Zabójca jest jeszcze - Rzeczywiście! Znaleźli przecież resztki akt i wiedzą, że
w budynku. - Zrozumiała natychmiast, że nikt jej nie miał motyw.
słyszy. - Cisza! Lucas skinął głową i usiadł obok niej na kanapie.
Uznawszy wystąpienie Amarylis za wyreżyserowany - Tak. Teczka była w umywalce czułaś zapach dymu,
element przedstawienia, widownia wpadła w szał. A wyko­ bo Sheffield chciał ją spalić. Wiele z niej nie zostało, ale
nawcy stanęli na wysokości zadania, zdzierając z siebie widać wyraźnie nazwisko pana senatora i fragmenty
kostiumy. Muzycy zdwoili wysiłki. komentarza na temat jego działalności. Oskarżenie o brak
Amarylis dostrzegła kątem, że na scenę wychodzi chwiej­ etyki zawodowej mogło zrujnować mu karierę.
n y m krokiem jakiś człowiek. Stał przez chwilę nieruchomo, - Profesor Landreth był zawsze bardzo prawy. A jeśli
mrugając nieprzytomnie oczami. Włosy miał zmierzwione, chodzi o te akta, chciałabym zwrócić uwagę, że w końcu to
garnitur w opłakanym stanie, ale Amarylis rozpoznała go ja je znalazłam. Pan Stonebraker nie wykonał zadania.
natychmiast. Lucas uniósł lekko brwi.
Madison Sheffield wypatrzył ją dokładnie w tym samym - Można tak powiedzieć.
momencie. Przestrach w jego oczach ustąpił miejsca wściek­ - Mam nadzieję, że zwróci ci pieniądze.
łości. Zrobił krok w stronę dziewczyny, a wtedy zrozumiał, - Nie omieszkam się o nie upomnieć.
że stoi przed publicznością. Odwrócił się więc na pięcie Amarylis zmarszczyła czoło.
i chciał cofnąć się za kulisy, ale wtedy zza kurtyny wybiegł
Profesor Landreth wiedział, że senator Sheffield ognis-
Trent.
kuje w nieetyczny sposób. Udokumentował swoją tezę
Mężczyźni zwarli się ze sobą w żelaznym uścisku i poto­ w tych aktach. Ale dlaczego powierzył je Vivien?
czyli po podłodze.
Pewnie się bał, że wpadną w łapy Sheffielda. - Lucas
Muzycy oszaleli. Przeciążone kolumny wydały skrzek popatrzył w zamyśleniu w ogień. - Doszedł więc do
protestu. wniosku, że nikt nie będzie ich szukał u striptizerki.
264 265
Jayne Castle Annirylis

- I miał rację. Biedna Vivien. Pewnie wiedziała, że grozi Milczał przez jakiś czas, wsłuchując się z uwagą w to, co
jej niebezpieczeństwo. Dlatego do mnie zadzwoniła. Ale ja Stonebraker miał mu do powiedzenia. Amarylis sączyła
przyszłam za późno. Ciekawa jestem, czy zadzwoniła po koniak z drzewa księżycowego i patrzyła w ogień. Do-
strażnika. chodziła trzecia nad ranem, ale ona nadal nie mogła dojść
- Przecież policja znalazła go w barze. Był pijany jak do siebie. Była wyczerpana, a jednocześnie napięta. Wspo­
bela. Mówił, że jakiś facet dał mu sto dolców tylko za to, mnienia wężowo-nietoperzowatego języka talentu wciąż
żeby się stamtąd zmył. nie dawały jej spokoju.
- Sheffield mógł działać bez przeszkód. A muzyka grała - Ciekawe - mruknął Lucas. - Tak, to możliwe. Nie
tak głośno, że nikt nie usłyszał strzału. martw się. Amarylis kazała policjantom wznowić śledztwo.
- Fakt. - Lucas odstawił kieliszek, a drugą ręką ujął Sądzę, że jej posłuchają. Zrobiła im cały wykład na ten
Amarylis za podbródek. - Nie powinnaś była chodzić temat. - Urwał. - Dobra. Pogadamy później.
sama do tego klubu. Nawet nie wiesz, jak się o ciebie - No i co? Co też nowego odkrył twój as wywiadu?
bałem. Lucas wykrzywił lekko usta.
- Musiałam przecież coś zrobić. Nie miałam czasu, żeby - Powiedział, że rozważy sprawę zaliczki, jak skończy
się z tobą skontaktować wypisywać mi rachunek.
- Niech to szlag. Przeżyłem piekło, kiedy usłyszałem tę - I co jeszcze mówił?
wiadomość. Ale to i tak była betka w porównaniu z tym, Lucas przestał się uśmiechać.
co czułem, szukając cię za kulisami. Dlaczego nie za­ - Dowiedział się, że policja z Nowego Portland zatrzy­
dzwoniłaś na policję? mała Merricka Beecha i Mirandę. Wsiadali właśnie do
- Nie przyszło mi to do głowy, ale rzeczywiście powin­ samolotu na Wyspy Zachodnie,
n a m była ich o wszystkim powiadomić. - Beech i Locking? Czyżby oni mieli cokolwiek wspólnego
- Doskonale o tym wiem! z tym, co się dziś stało?
- Z drugiej strony musisz mnie zrozumieć. Nie mogłam - Chyba nie. Ale przyznali się, że opłacili tych drani,
przewidzieć, że wszystko potoczy się w takim tempie. którzy nas napadli. - Lucas wyciągnął przed siebie nogi.
Vivien powiedziała mi tylko, że ta cała sprawa wymknęła Podobno chcieli mi dać nauczkę.
się jej spod kontroli. Nie wiem, dlaczego ona sama nie - W takim razie oboje wyjaśniliśmy swoje wątpliwości.
zawiadomiła glin. - Tak sądzę.
- Bo szantażowała Sheffielda, a to jest karalne. Tak czy Amarylis odwróciła się do ognia.
inaczej nie m ó w m y o tym więcej. - Bardzo dziwnie się czuję.
Gdy zadzwonił telefon, Amarylis uśmiechnęła się ra­ - Dlaczego?
dośnie. - Bo wiem, że to j u ż koniec.
- Odbierz. To pewnie policja. Może chcą ci jeszcze zadać Koniec. To słowo długo wisiało między nimi w powietrzu.
kilka pytań. Ich romans dobiegł kresu.
- Już im wszystko powiedziałem. - Lucas niechętnie Amarylis zrozumiała, że jej śledztwo w sprawie pro-
sięgnął po słuchawkę. - Tu Trent. Ach to ty, Stonebraker. fesora łączyło się w jakiś sposób ze znajomością z Lu-
Właśnie o tobie rozmawialiśmy. Amarylis twierdzi, że casem.
powinieneś zwrócić zaliczkę. A tego dnia zakończyła swoją misję. Nadszedł również

266 267
Jayne Castle Amarylis
czas rozstania z kochankiem. Pomyślała o tych wszystkich - I co z tego wynika?
formularzach i kwestionariuszach, jakie oboje musieli - Wyjdź za mnie za mąż.
wypełniać. Przypomniała sobie rozmowę z doradcą syner- Amarylis obróciła się na kanapie, żeby na niego popatrzeć.
gistycznym. Nie zostało jej zbyt wiele czasu. Przez chwilę miała wrażenie, że te słowa są jedynie
- Tak. - Lucas zmrużył oczy i wpatrzył się w ogień. - To wytworem jej wyobraźni.
rzeczywiście dziwne. Nie ruszał się. W dalszym ciągu opierał głowę o kanapę
Amarylis nie potrzebowała zdolności telepatycznych, i patrzył w ogień spod przymrużonych powiek.
żeby wiedzieć, o czym on myśli. Sama również nie mogła - W porządku - powiedział obojętnie. - Wiem, co po-
się pogodzić z nieuniknioną stratą. wiesz. Ale musiałem spróbować.
Nagle poczuła, że Lucas sięga po nią swym umysłem. Ale - Boże! Myślałam, że już nigdy mnie o to nie poprosisz!
nie było to gwałtowne żądanie, jak wówczas, gdy szukał - Amarylis - rzuciła mu się w objęcia. - Dlaczego tak długo
jej za kulisami. Tym razem tkliwy, delikatny talent pragnął zwlekałeś?
się z nią połączyć w nierozerwalną całość. Jasne promienie energii psychicznej uderzyły w krys­
- Może lepiej tego nie róbmy - powiedziała, starając się talicznie czysty pryzmat, a gdy Amarylis otworzyła oczy,
powstrzymać napływające do oczu łzy. stwierdziła ze zdumieniem, że oboje odnaleźli schronienie
- Może. w ukrytej przed światem grocie Lucasa.
- Nie pasujemy do siebie.
- Wiem.
- Nie powinniśmy kontynuować tej znajomości. Żadne
z nas nie chce wracać do błędów z przeszłości.
- Sądzisz, że się jej boimy?
Przeraził ją ukryty sens tych słów. Znów zapatrzyła się
w płomienie.
- Wmawiam sobie, że właściwe postępowanie jest moim
obowiązkiem. Być może rzeczywiście to wszystko się
sprowadza do strachu przed przeszłością. Oboje m a m y
powody, żeby się bać.
- I tak chcesz spędzić całe życie?
Amarylis oniemiała. Czyżby j u ż do końca swoich dni
miała odczuwać lęk przed tym, co i tak j u ż się stało?
Uzależniać całe swoje postępowanie od obaw? Wyjść za
mąż tylko po to, żeby wreszcie zapanować nad strachem?
To była naprawdę przerażająca wizja.
- Nie wiem - powiedziała. - A ty?
- Nie chcę j u ż dłużej myśleć, że jestem tchórzem.
- Przecież nie jesteś.
- Ty również nie.

268
Amarylis

Musi być dobrze - myślał. Nie chciał przegrać.


-Jestem starym, zmęczonym Lodziarzem. - P a t r z y ł , jak
Amarylis dotyka jego blizny w kształcie żabo-pająka.
- Spędziłem zbyt wiele czasu na wyspach, by mogło być
inaczej.
Rozdział - Wcale nie. Masz w sobie tyle seksu...

siedemnasty - A te szramy i odciski? Że j u ż nie wspomnę o okropnych


manierach i równie fatalnym akcencie?
Machnęła lekceważąco ręką..
- Kogo to obchodzi? W ankiecie napisałam, że chcę męża
z szarymi oczami, a ten warunek przecież spełniasz.
Czuł potrzebę, żeby mówić dalej Chciał, żeby Amarylis
wiedziała o nim wszystko.
- Sfałszowałem testy, a ty chciałaś wyjść za mąż za
uczciwego człowieka.
- Kierujesz się własnymi zasadami. I tylko to się dla
mnie liczy.
Kochał się z nią dokładnie tak, jak to sobie - Gdybym wiedział, jak okpić tych doradców z agencji,
wymarzył. Siedzieli nad brzegiem głębokiego nie wahałbym się ani chwili.
stawu, a on zdejmował z niej powoli bluzkę, - Ale oni nie posiadają odpowiednich kwalifikacji, żeby
spodnie i skromną bieliznę. Ogień płonący na znaleźć odpowiednią partnerkę dla talentu wykraczającego
kominku z łatwością pokonał iluzoryczną ścianę poza skalę.
i rzucał złociste światło na gładką skórę dziew­ - Bardzo się od siebie różnimy.
czyny. - Nie byłabym tego taka pewna. Jesteś mi bliższy niż
Amarylis walczyła z opornymi guzikami jego ktokolwiek na świecie.
koszuli i zapięciem spodni, aż w końcu Lucas Ogromna radość przyćmiła wszystkie obawy.
stracił cierpliwość. - Ja czuję to samo. Czekałem na ciebie całe życie.
- Zaczekaj. - Usiadł i zerwał z siebie ubranie, - A ja na ciebie. - Zarzuciła mu ręce na szyję. Błyszczały
a potem znów wziął ją w ramiona. jej oczy. - Może byś tak wykorzystał swój talent i uczynił
Przesunęła koniuszkami palców po nagim ze mnie niewolnicę miłości.
torsie mężczyzny. To raczej ty powinnaś zmienić mnie w ofiarę swoich
- Uwielbiam cię dotykać. nie zaspokojonych żądz.
Lucas chciał zapytać Amarylis, czy jego rów­ - Cóż... - Przesunęła palcem po jego brzuchu i opuściła
nież uwielbia, ale postanowił nie igrać z losem. rękę niżej. - Będę musiała się nad tym poważnie zastanowić.
Na razie musiał się cieszyć z tego, co udało mu - Koniecznie. - Lucas wciągnął powietrze.
się osiągnąć. Zresztą i t a k wszyscy twierdzili, że - Tak bardzo cię pragnę. - Figlarne błyski w oczach
w u d a n y m związku miłość przychodzi sama. Amarylis ustąpiły pożądaniu.

270 271
Jayne Castle Amarylis

Przeleciała między nimi iskra namiętności. Jeszcze goręt­ - O czym tak myślisz? - spytała.
sza niż strumień czystej, niezogniskowanej energii. Jasne światło wyostrzyło mu rysy twarzy. Lucas naj-
Delektował się smakiem i zapachem jej ciała. Całował wyaźniej spochmurniał.
piersi, brzuch, uda. Gdy przesunął usta niżej, Amarylis - Nie będzie łatwo - powiedział.
zadrżała i wydała głęboki jęk. Zrozumiała go od razu.
Krystalicznie czysty pryzmat zniknął z pola widzenia. - Wiem. Jeśli pojedziesz ze mną pojutrze do Lower
Ściany groty stały się ledwo widoczne. Lucas uśmiechnął Bellevue na urodziny ciotecznej babki, powiemy wszystko
się z lekkim triumfem. Tym razem to Amarylis straciła mojej rodzinie.
kontrolę nad więzią. Odwrócił się wolno, żeby na nią popatrzeć.
- Jesteś taka piękna - szepnął. - A jeśli nie dadzą ci błogosławieństwa?
- Dzięki tobie. - Wbiła mu paznokcie w ramiona. - I tak wyjdę za ciebie za mąż. W końcu się z t y m
Znowu udało się im stworzyć więź, ale Lucas nie odbudo­ pogodzą. Przecież mnie kochają i chcą, żebym była szczę­
wał groty. Pozwolił, by jego energia płynęła nieprzerwanym, śliwa.
srebrzystym strumieniem. Ogarnęło go poczucie głębokiej - A będziesz?
intymności - stał się częścią Amarylis, a ona była jego częścią. - Z nikim innym nawet nie miałabym szans.
Niedługo potem Amarylis znów przeżyła orgazm w jego - Będziemy się kłócić.
ramionach, ale t y m razem nie przerwała więzi. - Wszystkie pary czasem się kłócą. Nawet te wyswatane
Moc i namiętność zlały się w jednolity strumień potęż­ przez agencje.
nych uczuć. - Za każdym razem, gdy zaczniesz mnie zadręczać
kodeksem, ja będę ci wytykał, że jesteś zbyt zasadnicza,
uparta i sama nie wiesz czego chcesz..
Dokąd idziesz? - spytała Amarylis, gdy Lucas wysunął - A ja ci przypomnę, że chcę ciebie.
się z jej objęć. - Tak - odparł schrypniętym głosem. - Chcesz mnie.
- Sprawdzić ogień na kominku. Nie m a r t w się. Zaraz Położył się na łóżku i wziął ją w ramiona. W jego oczach
wracam. odbijał się ogień płonący na kominku.
- Zaczekam.
Przewróciła się na bok i podłożyła sobie ramię pod
głowę. Patrzyła na Lucasa zmierzającego wolnym krokiem Niesamowite! - Clementine gwizdnęła cicho, składając
w stronę paleniska. Był wspaniały. Wysoki, barczysty, na gazetę. - Niewiarygodne! Senator Madison Sheffield, rzecz­
wskroś męski. Sam ten widok wystarczył, by jej w pełni nik tradycyjnych wartości, ofiarą szantażu i mordercą
zaspokojone ciało znów zadrżało z podniecenia. w jednej osobie. O mało cię nie straciliśmy, kochanie. Co za
Odczuła muśnięcie energii na płaszczyźnie psychicznej przerażająca historia!
i natychmiast na nie zareagowała. Lucas utrzymywał tę I komu ty to mówisz? - Amarylis nalała sobie
subtelną więź, dopóki nie dołożył galaretowatego lodu do filiżankę herba-kawy. - Sugerowałam wielu osobom, że
kominka. Sheffield postępuje nieetycznie, ale nikt nie chciał mnie
Skończył pracę, wstał, ale nie wrócił do łóżka. Patrzył słuchać.
milcząco w płomienie. - Dobrze, dobrze. - Clementine uniosła dłoń. - Czy ty

272 273
Jayne Castle Anuirylis

naprawdę nie wiesz, że nikt nie lubi osób, które bez jestem, czu ,,Lower Bellevue Journal" zamieści tę samą
przerwy powtarzają: „a nie mówiłam?". fotkę.
- Szefowa ma rację - wtrącił Byron. Na zdjęciu Amarylis wyglądała tak, jakby dyrygowała
- Trudno. Będziecie się musieli do tego przyzwyczaić. całym przedstawieniem. Intymne części ciała tancerzy
Jeszcze nieraz to powtórzę. I powiem w a m nawet więcej, pozasłaniano czarnymi kwadracikami, gdyż „The New
kiedy policja odkryje, że profesor Landreth również został Srattle Times" był dziennikiem dla całej rodziny.
zamordowany. W tle widać było wyraźnie Lucasa i Sheffielda. Leżeli na
Clementine uniosła brwi. podłodze, spleceni w uścisku.
- Sądzisz, że Sheffield zabił profesora? - Wspaniała reklama dla Psynergii - ucieszył się Byron.
- A któż by inny? On na pewno się dowiedział o tych - Teraz każdy talent będzie chciał korzystać z usług
aktach. Nie chciał, żeby Landreth poszedł na policję. Amarylis.
- Ciekawa jestem, czy zdołają mu cokolwiek udowodnić - Na razie to wykluczone. Dziś nikogo nie przyjmuję,
- mruknęła Clementine. a j u t r o wyjeżdżam na dwa dni.
- Nawet jeśli uda mu się jakoś wykręcić ze sprawy - Rzeczywiście. Wybierasz się na urodziny. Już sobie
Landretha, zamkną go za striptizerkę - wtrącił Byron. wyobrażam, jaką minę zrobią twoi krewni, kiedy im
- Nie bądź taki pewien - powiedziała sucho Clementine. opowiesz, co przeżyłaś.
- Sheffield jest senatorem, a w dodatku wszystkiemu - I dodam, że wychodzę za mąż - mruknęła Amarylis.
zaprzeczy. Już dawno nie słyszałam, żeby jakikolwiek - Już znaleźli ci partnera? - zdziwił się Byron.
znany polityk odsiadywał wyrok. - Chyba nie. - Clementine popatrzyła na nią z namysłem.
- Tak czy inaczej jestem przekonana, że sprawiedliwości - Nie zdążyliby tak szybko. Co ty knujesz?
stanie się zadość - podsumowała Amarylis. - A to mi Amarylis zebrała się na odwagę. I tak najgorsze było
przypomina, że muszę się dodzwonić do Irene Dudley. Na jeszcze przed nią. Nikt nie aprobował takich związków.
pewno będzie chciała dokładnie wiedzieć, co się wczoraj - Zamierzam poślubić Lucasa Trenta.
wydarzyło. Jestem jej to winna. - Trenta? Oszalałaś? Przecież to dziewiątka.
- Chcę coś zobaczyć - Byron wyjął z ręki Clementine Byron rozszerzył oczy ze zdziwienia.
gazetę i przyjrzał się z dumą nagłówkom. - Świetne ujęcie - Co na to powie twoja rodzina?
- powiedział, patrząc na zdjęcie pod tekstem. - J u t r o się dowiem - odparła Amarylis.
- Naprawdę? - Amarylis stanęła za biurkiem Byrona, Clementine przysiadła na biurku Byrona, skrzyżowała
zajrzała mu przez ramię i zaczerwieniła się jak burak. ramiona na piersiach i popatrzyła na Amarylis zmart­
- O Boże! Mam nadzieję, że moja rodzina tego nie zobaczy. wionym wzrokiem.
Zdjęcie zrobił z pewnością ktoś z widowni. Amarylis - Czy ty aby na pewno wiesz, co robisz?
pomyślała ponuro, że jednemu ze stałych bywalców klubu - Tak.
udało się przemycić aparat. Na fotografii Amarylis stała Clementine odchrząknęła znacząco.
pośrodku sceny ze wzniesionymi rękami. - Namiętność bywa niezwykle niebezpieczna. Chyba nie
- Można by pomyśleć, że bierzesz udział w t y m spektak­ mylisz jej z miłością. Małżeństwo jest związkiem trwałym.
lu - zażartowała Clementine. Przecież nie chcesz podejmować zbędnego ryzyka, prawda?
- To takie żenujące - mruknęła dziewczyna. - Ciekawa Zanim Clementine zdążyła dokończyć swój wykład,

274 275
Jayne Castlc Amarylis

otworzyły się nagle drzwi od gabinetu. Amarylis odwróciła Daj spokój. - Gifford z a m r u g a ł oczami i usiadł na
głowę, żeby zobaczyć, kto przyszedł, i wydała głębokie najbliższym krześle. - Clementine Mallone ma przynajmniej
westchnienie na widok Gifforda. głowę do interesów. Tego nie mogę jej odmówić. Gdyby
- Dzień dobry. - Osterley miał na sobie nieśmiertelny Madison Sheffield poprosił ją o pryzmat, na pewno by się
srebrnoszary garnitur, ale czerwona muszka nie wyglądała zgodziła.
tak świeżo jak zwykle. Była nieco zmiętoszona. - Grubo się mylisz - odparła twardo dziewczyna. - Cle­
Gifford skłonił lekko głowę przed Clementine, zignorował mentine ma swoje zasady. A czego ty właściwie ode mnie
Byrona i popatrzył na Amarylis. chcesz?
- Muszę z tobą porozmawiać. - Kiedy przyszedłem dzisiaj do biura, czekała na mnie
Amarylis upiła spokojnie łyk herba-kawy. policja.
- Kiedy ostatnim razem wyraziłeś takie życzenie, upchną­ - Wcale mnie to nie dziwi. Pytali cię pewnie o koneksje
łeś mnie na tylnym siedzeniu limuzyny tuż obok mordercy. z Sheffieldem.
- O co tu chodzi? - spytała ostro Clementine. - Używasz eufemizmów, moja droga. Ci faceci przepuś-
- Nieważne - odparła Amarylis. - To długa historia. cili mnie przez maszynkę do mięsa. Musiałem się gęsto
Pójdę z nim do swojego pokoju. tłumaczyć. Chyba zdajesz sobie sprawę, co to dla mnie
- Jeśli spróbujesz ją tknąć, zginiesz w męczarniach znaczy. Moja firma obsługuje bardzo specyficznych klien­
- zagroziła Clementine, łypiąc wściekle na Osterleya. tów. Gwarantujemy t y m ludziom całkowitą dyskrecję.
Gifford dotknął wygniecionej muszki. A taka reklama nie poprawi mi reputacji.
- Chcę z nią po prostu porozmawiać. To sprawa osobista. Amarylis doznała niemiłego poczucia winy.
Bądź spokojna. Nie zamierzam jej podkupić. - Przykro mi, że cię wciągnęłam w tę aferę.
- On wie, że nigdy w życiu nie podjęłabym pracy w takiej - Mnie również jest przykro - odparł Gifford z emfazą.
firmie. - Po jakiego diabła prowadziłaś to śledztwo?
Clementine obdarzyła Gifforda zimnym uśmiechem. - Uważałam, że taki jest mój obowiązek. Powstały pewne
- To oczywiste. Amarylis przestrzega pewnych zasad, pytania i należało na nie odpowiedzieć.
o których niektóre znane mi osoby nie mają nawet pojęcia. - Ale t a k naprawdę tylko tobie na tym zależało. Landreth
Woli być zatrudniona w przyzwoitej agencji. był starym, nieznośnym intrygantem. Nikt za nim nie
Gifford oblał się rumieńcem i przemknął szybko obok przepadał.
recepcji. Gdy wreszcie zamknął za sobą drzwi gabinetu - Ja go lubiłam. Jego sekretarka również.
Amarylis, wydal głębokie westchnienie ulgi. - W takim razie byłyście jedynymi osobami na Świętej
- Do jasnej cholery, jak ty z nią możesz wytrzymać? Helenie, które żywiły jakiekolwiek cieplejsze uczucia dla
Powinnaś się przenieść do Gracie albo jeszcze gdzie indziej, tego drania.
w każdym razie ja na twoim miejscu j u ż dawno bym - Ten człowiek zginął w tajemniczych okolicznościach.
zrezygnował z tej posady. Ta kobieta jest jeszcze gorzej Wczoraj zamordowano kobietę. Nie wolno przechodzić nad
wychowana niż bezpański koto-pies. A ubiera się po prostu takimi sprawami do porządku dziennego.
katastrofalnie. Jeszcze gorzej niż ty. - I dlatego wścibski pryzmat doszedł do wniosku, że
- Dobrze mi tutaj, Giffordzie. Tak jak powiedziała Cle­ musi osobiście dopilnować, żeby sprawiedliwości stało się
mentine, wolę pracować w przyzwoitej firmie. zadość? A za co płacimy policji?

276 277
Jayne Castle Amaryiis

- Nie zamierzam z tobą dyskutować. Tracisz czas. wyraźnie wynika., że byliśmy umówieni. Pamiętasz? Od
Gifford wstał i zaczął krążyć niespokojnie po biurze. tego się wszystko zaczęło.
- Zamierzałem cię prosić o przysługę. - Tak, rzeczywiście. Ale teraz to j u ż nie ma żadnego
- Jakiego rodzaju? znaczenia.
- Opowiedziałem policji o moich związkach z Sheffiel­ Policja twierdzi, że striptizerka szantażowała Sheffielda
dem. Nie kryłem, że dostarczałem mu pryzmatów. Wyjaś­ jakimiś aktami, więc ją zamordował - powiedział niecierp-
niłem również, że Sheffield nie przedstawił mi certyfikatu, liwie Gifford. - Chcą jednak wznowić śledztwo w sprawie
ale nie bałem się o swoich pracowników, bo zatrudniam Landretha. Wolałbym, żeby się nie dowiedzieli o tej notatce
wyłącznie pryzmaty o pełnym widmie. Skąd mogłem w kalendarzu.
wiedzieć, że senator je wypali? - Dlaczego się tak denerwujesz?
- Pewnie, że nie mogłeś. - Proszę cię, żebyś nie poruszała tego tematu. Chcę się
- Nie o to chodzi. Wypalenie p r y z m a t u nie popada pod trzymać od tej sprawy z daleka. Cholera! Aż tyle od ciebie
żaden paragraf. Nie jest przestępstwem ani nawet wy­ wymagam?
kroczeniem. - Przestań marudzić. Nie zamierzałam mowić policji
- Wiem, ale ten stan jest wyjątkowo nieprzyjemny. o kalendarzu.
- Na szczęście nie trwa długo. Zresztą i tak nie wiadomo, Nie musiała. Przecież Gifford nie był mordercą.
jakiego rodzaju energie ogniskował Sheffield. Przecież cechy - Dziękuję. - Na twarzy Gifforda wyraźnie odmalowała
charakteru nie są zaliczane do zdolności parapsychicznych. się ulga. Podszedł szybko do Amaryiis i ujął ja za ręce.
- Profesor Landreth twierdził, że silna osobowość może - Jestem twoim dłużnikiem. Jeśli będziesz potrzebowała
być manifestacją energii psychicznej. pracy, przyjmę cię natychmiast.
- Bardzo cię proszę. - Gifford uniósł dłoń. - Nie wymie­ - Nie sądzę, żebym musiała korzystać z twojej pro
niaj przy mnie tego nazwiska. Problem polega na tym, że pozycji.
stałem się w tej całej sprawie kozłem ofiarnym. - I przykro mi, że nakryłaś mnie wtedy z ta blondynką.
- Kozłem? Ona nic dla mnie nie znaczyła.
- Tak, chociaż miałem dobre intencje. Chciałem pomóc - Ale to j u ż przeszłość. I nie chcę...
człowiekowi, który mógł zostać demokratycznie wybrany - Byłaś dla mnie za dobra, kochanie. Nie rozumiesz?
na gubernatora. Sheffield twierdził, że nie testował się po Dlatego wszystko się między nami popsuło. Nie potrafiłem
prostu dla zasady, więc wierzyłem mu bez zastrzeżeń. spełnić twoich wymagań.
- Chyba nie warto marnować czasu na tę rozmowę. Amarylis przypomniała sobie szybko, co przeżyła w ciągu
Muszę wracać do swoich obowiązków. ostatnich dwóch tygodni. Włamała się do biura poprzed­
- Zaczekaj, jeszcze nie skończyłem. - Gifford szarpnął niego pracodawcy, poszła do seks-klubu, rozmawiała ze
nerwowo węzeł muszki. - Będę z tobą szczery. Nie okłama­ striptizerką, nawiązała romans z zupełnie nieodpowiednim
łem policji. Przysięgam. Proszę cię tylko, żebyś nie po­ mężczyzną, o mało nie została zamordowana, a teraz
grążała. zamierzała wyjść za mąż wbrew zaleceniom agencji. W jej
- Nie zamierzam ci szkodzić. życiu nastąpił niewątpliwie głęboki przełom.
Gifford odwrócił się do niej z nadzieją w oczach. - Nie jestem już tak zasadnicza jak kiedyś - powiedziała
- A co z kalendarzem Landretha? Podobno z zapisków cicho.

278 279
Jayne Castle Amarylis

- Ale i tak się dla niej nie nadajesz, więc lepiej daj sobie Lucas z a m k n ą ł drzwi na klucz.
spokój - powiedział Lucas od drzwi, - Kiedyś omawialiśmy ważki problem uprawiania seksu
Gifford puścił Amarylis, jakby rękawy jej bluzki nagle na biurku.
zaczęły go parzyć. Amarylis poczuła nagłą suchość w ustach.
- Trent. Co ty tu robisz? - Naprawdę?
- Przyszedłem do narzeczonej. - Tak. Jestem o tym całkowicie przekonany.
- Do narzeczonej? - Gifford wyglądał, jakby w niego - Clementine będzie się zastanawiać, co my tu wy-
piorun strzelił. prawiamy.
- Właśnie. Pewnie chcesz nam złożyć najszczersze gratu­ - Przed chwilą rozmawiałem z twoją szefową. Podobno
lacje. dała ci wolne, żebyś mogła odpocząć po ciężkich przeży-
- Przecież jesteś talentem wysokiej klasy, a Amarylis to ciach.
pryzmat z pełnym widmem. Żadna agencja nie mogłaby - To prawda. -Amarylis patrzyła jak zafascynowana na
skojarzyć takiej pary. Lucasa, który zaczął właśnie rozpinać pasek od spodni.
- A czy ja wspominałem cokolwiek na temat agencji? - A gdzie się podziała twoja pruderia?
Gifford zamknął usta i znów je otworzył. - W moim przypadku ta cecha charakteru daje o sobie
- Nie wierzę - powiedział, nie odrywając wzroku od znać jedynie w niektórych sytuacjach. - Lucas położył
Amarylis. - Samowolnie wybrany mąż? Ty? Amarylis na biurku i wsunął rękę pod jej spódnicę.
Amarylis uśmiechnęła się słodko. - Dziwne. - Amarylis objęła go za szyję. - Bo ja również
- Nie znasz mnie tak dobrze, jak ci się wydawało. Stałam nie zawsze rezygnuję ze swoich wymagań.
się zupełnie inną kobietą. - Widzisz. Wywieramy na siebie przedziwny wpływ,
- Amarylis obracała się po prostu w nieodpowiednim typowy przykład synergii stosowanej.
towarzystwie - wyjaśnił Lucas. - A ja z kolei zrobiłem się Amarylis zamknęła mu usta pocałunkiem. Nie miała
okropnie pruderyjny. Nie życzę sobie na przykład, żeby ochoty słuchać wykładów.
jakiś fagas dotykał mojej narzeczonej.
- Ja z nią tylko rozmawiałem.
- Wynocha stąd, Osterley, bo mogę się naprawdę zdener­ Później, gdy Lucas wrócił do swej firmy, Amarylis
wować. uporządkowała biurko i zatelefonowała do Irene Dudley.
Gifford nie wahał się ani przez chwilę. Podszedł szybko - Panna Lark? - spytała niespokojnie Irene. - Dobrze się
do drzwi. pani czuje? Nie mogę w to wszystko uwierzyć. Senator
- Omawialiśmy pewne sprawy n a t u r y osobistej - mruk­ Sheffield mordercą?
nął, mijając Lucasa. - Nic między nami nie zaszło. - Zabił również profesora Landretha. Policja wznowiła
Lucas nawet się nie pofatygował, żeby mu odpowiedzieć. dochodzenie.
Skrzyżował ramiona na piersiach i spojrzał z powagą na - Może w końcu sprawiedliwości stanie się zadość.
Amarylis. - Właśnie na to liczę, chociaż moja szefowa twierdzi, że
- Może chciałabyś mi udowodnić, że naprawdę się zmie­ on się jakoś z tego wykręci.
niłaś? - Ale przynajmniej nie zostanie gubernatorem. Po takim
- A co konkretnie masz na myśli? skandalu...

280 281
Jayne Castle

- Wszystko jeszcze przed nami. Bądźmy dobrej myśli.


- Żałuję, że tak się stało. Miasto-stan potrzebowało
dobrego przywódcy.
- Damy sobie bez niego radę - zapewniła Amarylis.
- Wiesz, wyjeżdżam teraz na dwa dni. Może potem umó­
wiłybyśmy się na herba-kawę. Musimy pogadać. W końcu
wspólnie rozwiązałyśmy tę sprawę.
Rozdział
- Bardzo chętnie. osiemnasty
- Świetnie. Dziękuję ci bardzo za pomoc i wsparcie.
Tylko ty jedna we mnie wierzyłaś.
- Profesor Landreth był wyjątkowym człowiekiem - po­
wiedziała cicho Irene. - Mimo tej niefortunnej znajomości
ze striptizerką. Już nikt go nie zastąpi.
- Stanowił chwalebny wyjątek. Właśnie tacy ludzie jak
profesor Landreth uosabiają wszystkie zalety naszych
przodków.
- Bradzo trafna uwaga, panno Lark. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia, Irene. Nie wiesz, kto powiedział Sheffieldowi o tych
Amarylis odłożyła słuchawkę, ale długo nie odrywała od aktach? - Lucas oderwał wzrok od autostrady
niej wzroku. Mimo aresztowania Sheffielda nie wszystko i spojrzał krzywo na Amarylis. - Mógłbym ci
zostało wyjaśnione do końca. Pozostał jeszcze jeden mały przedstawić całą listę podejrzanych. Na wydziale
problem do rozwiązania. nauk ogniskowych pracuje bardzo dużo osób.
Choć Amarylis żywiła podobne podejrzenia,
słowa Lucasa mocno nią wstrząsnęły.
- Nie wierzę. Nikt cieszący się zaufaniem
profesora nie byłby zdolny do takiej podłości.
Lucas wzruszył obojętnie ramionami.
- W grę wchodzą również woźne, strażnicy,
pracownicy laboratorium. Wszystko jest mo­
żliwe.
- Musiał to zrobić ktoś, kto popierał Sheffiel­
da. Zapewne uważał ten donos za swój moralny
obowiązek.
- Powinnaś wreszcie zrozumieć, że ludzie
kierują się na ogół mniej szlachetnymi pobud­
kami.
- Co konkretnie masz na myśli?

283
Jayne Castle Amarylis
- Pieniądze. Proszę cię tylko, żebyś zawsze była ze mną szczera. Jeśli
- Uważasz, że ktoś sprzedał informacje Sheffieldowi? zmieniłaś zdanie i nie chcesz wyjść za mnie za mąż, po
- Dlaczego nie? Najpierw sprzedał, a później go szan- prostu powiedz.
tażował. Świat jest pełen ludzi, którzy chcą zdobyć pienią- - Wcale nie myślałam o naszym małżeństwie - odparła
dze. Duże pieniądze. Daj spokój. Czyżbyś była aż tak łagodnie. - Zdałam sobie tylko sprawę, że nienawidzę
naiwna? Lower Bellevue.
- Ktoś doniósł Sheffieldowi o aktach, a pan senator - Masz na myśli miasto? - spytał zaskoczony.
postanowił raz na zawsze zażegnać niebezpieczeństwo. Nie - Kocham moją rodzinę, ale nie miejsce, w którym
wiedział, że profesor oddał teczkę Vivien, więc zamordował przyszłam na świat. Uważasz, ze to takie dziwne? Przecież
biedaka. sporo o mnie wiesz.
- Dokładnie tak - potwierdził Lucas. - Większość skom­ - Nie, wcale tak nie uważam. Słyszałem od twego wuja, że
plikowanych spraw można wyjaśnić w bardzo prosty jako mała dziewczynka przeżyłaś naprawdę ciężkie chwile.
sposób. - Wujostwo nie potrafili mnie obronić ani przed innymi
Amarylis pomyślała, że równie jasny i oczywisty był jej dziećmi, ani przed Baileyami. To śmieszne, że nie potrafimy
stosunek do Lower Bellevue. Nienawidziła tego miasteczka zapomnieć o nieszczęśliwym dzieciństwie. Wydawałoby
z całej duszy. się, że wystarczyłoby jedynie zamknąć za nim drzwi i uciec
Zamilkła i utkwiła wzrok w migającym za szybą auta w dorosłość. Ale to nie jest wcale takie proste.
krajobrazie. Ten widok naprawdę robił wrażenie. W oddali - Pewnie, że nie. Trzeba się nauczyć walczyć z przeszłoś
rozciągały się dywany zielonych pól. Cieszyły oczy swym cią. - Lucas oderwał dłoń od kierownicy i wziął Amarylis
pięknem i napawały nadzieją na lepszą przyszłość. Ojcowie za rękę.
założyciele byliby z nich naprawdę dumni. W niczym to Nie mogła się nadziwić, że ten pozornie banalny gest tyle
jednak nie umniejszało jej niechęci do Lower Bellevue i całej dla niej znaczy. Musnęła wargami jego palce.
tej okolicy. - Doszedłem właśnie do pewnych wniosków - powiedział
- Dobrze się czujesz? - spytał Lucas po chwili. po chwili Lucas.
Amarylis skrzyżowała ręce na piersiach. - Jakich?
- Nieźle. - Z pewnością najtrudniej mi się będzie dogadać z twoim
Lucas rzucił jej kolejne, przeciągłe spojrzenie. wujem. Ale jeżeli zdołam przekonać Oscara, że będziesz ze
- Na pewno? mną szczęśliwa, reszta pójdzie jak z płatka.
- Oczywiście. Popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
- Co ci jest? - Pewnie tak będzie. Ale za bardzo się wszystkim przej­
- Nic. mujesz. Moja rodzina musi się tylko przyzwyczaić do tej
Lucas zacisnął ręce na kierownicy. myśli. A wuj Oscar ma wbrew pozorom miękkie serce.
- Nie kłam. Proszę, nie rób mi tego. Lucas popatrzył na nią ze s m u t n y m uśmiechem.
- Na miłość boską! - Zdziwiona tą nową, twardą nutą - Być może. Ale i tak urwie mi głowę.
w jego głosie, Amarylis odwróciła się na siedzeniu. - Nie - Nie bądź śmieszny.
miałam takiego zamiaru. - Może brak mi intuicji, ale jestem przekonany, że on
- Już ci mówiłem, że nie potrafię czytać w myślach. tak właśnie postąpi.

284 285
Jayne Castle [marylis

Oscar rzeczywiście próbował skrócić Trenta o głowę. - Amarylis jest dorosłą osobą. Sądzę, że powinien pan o tym
- Co ty sobie, do diabła, wyobrażasz? - Założywszy ręce pamiętać. Decyzja w tej sprawie należy do niej, a nie do pana.
za plecy, wuj Amarylis kiwał się przy biurku. - Najpierw Oscar podniósł pięść i wymierzył Lucasowi silny cios
przeczytaliśmy w prasie, że nasza dziewczynka o mało nie w szczękę. Trent zrobił zwinny unik. Lampa stojąca na
zginęła z ręki kandydata na gubernatora, a teraz ty biurku spadła z hukiem na podłogę, a wuj Amarylis rzucił
oświadczasz, że zamierzasz się z nią potajemnie ożenić? się z wrzaskiem na Lucasa.
- Wcale nie potajemnie. - Lucas usadowił się na krześle
w pobliżu okna. - Wszyscy otrzymacie zaproszenia na
nasz ślub. Zatrzęsła się ściana oddzielająca kuchnię od gabinetu.
- Nie będzie żadnego ślubu. - Oscar nastroszył groźnie Amarylis - siedząca przy stole w towarzystwie prababki
brwi. - W każdym razie nie z tobą. Po moim trupie. i ciotki - wzdrygnęła się nerwowo i zerknęła niespokojnie
- Urwał, jakby nagle przyszła mu do głowy jakaś straszna w stronę pokoju Oscara.
myśl. - Mam nadzieję, że ona nie zaszła w ciążę. Bo jeśli - Boże! Co oni t a m wyprawiają?
zrobiłeś jej dzieciaka, zatłukę cię na śmierć. Hannah przerwała swój wykład na temat pułapek, w ja-
- Amarylis nie spodziewa się dziecka. Powinien pan kie wpadają ludzie nie korzystający z pośrednictwa biur
rozważyć parę kwestii, zanim podejmie pan ostateczną matrymonialnych.
decyzję w tej sprawie. - Chyba coś spadło - powiedziała.
- Na przykład? Amarylis zerwała się z krzesła.
- Pańska siostrzenica jest dla mnie najważniejszą istotą - Boże! Lucas miał rację! Wuj chce mu urwać głowę.
na tej planecie. Zaproponowałem jej małżeństwo, a ona się - Chyba rzeczywiście się leją. - Sophy wzięła do ręki
na to zgodziła. Więc i tak się z nią ożenię. Niemniej jednak wiśnio-grono ze stojącej na stole misy. - To typowe dla
bardzo nam zależy na waszym błogosławieństwie. mężczyzn. Uważają, że łatwiej skoczyć sobie do gardeł niż
- Mam pobłogosławić samowolne małżeństwo? usiąść i przedyskutować spokojnie całą sprawę.
- Wiem, że na pewno by pan wolał, żeby Amarylis Amarylis ruszyła szybko do drzwi.
skorzystała z porad agencji. - Musimy ich powstrzymać.
- Słusznie! I właśnie tak się stanie. Słyszysz mnie, Trent? - Może lepiej zadzwońmy do wuja Charlesa.
- Oczywiście, że słyszę. Nie jestem głuchy. - Siadajcie - rozkazała Sophie. - I to natychmiast.
Oscar walnął pięścią w biurko. Amarylis i Hannah popatrzyły na siebie niepewnie.
- Nie w y t r z y m a m tego. Nie pozwolę Amarylis na takie - Kazałam w a m usiąść - przypomniała Sophie.
szaleństwo. I kropka. Usiadły.
Lucas poczuł, że jeszcze chwila, a nie będzie w stanie nad W oczach prababki błysnęła satysfakcja. Miała osiem-
sobą zapanować. dziesiąt dwa lata i rzadko wykorzystywała swój autorytet
- Szanuję pańskie dobre intencje - powiedział, wstając seniorki rodu, ale kiedy j u ż czegoś żądała, wszyscy człon-
z krzesła. - Rozumiem, że musi pan dbać o dobro siost­ kowie rodziny potulnie wypełniali jej rozkazy.
rzenicy. - Zostawmy panów samych - powiedziała. - Byłyśmy
- Bardzo się cieszę, bo właśnie na t y m najbardziej mi właśnie w trakcie miłej pogawędki. Ty, Hannah, mówiłaś,
zależy. że należy zaczekać na odpowiedniego mężczyznę.

286 287
Jayne Castle ,\m,ir\iis

- Lucas jest odpowiednim mężczyzną - powiedziała palec w kierunku Amarylis. Przez całe życie usiłowałaś
Amarylis. - Naprawdę nie m a m co do tego żadnych nadrabiać błędy swojej matki. Najwyższy czas, żebyś
wątpliwości. - Drgnęła nerwowo, ponieważ z gabinetu wreszcie pomyślała o sobie. Kto nie ryzykuje, ten nie
znów dotarł do nich jakiś łomot. - Nie możemy tak po wygrywaa.
prostu siedzieć i udawać, że nic się nie dzieje. Hannah zacisnęła gniewnie usta.
- Nie rozumiem, dlaczego - powiedziała Sophy. - Zaufaj - Mówimy tu o małżeństwie Amarylis. Zrobić zamiesza-
mi, młoda damo. Znam się na mężczyznach o wiele lepiej nie to jedno, a cierpieć przez całe życie - drugie.
niż ty. - Urwała. - Wiem też coś na temat takich sytuacji. Głośny huk, jaki rozległ się nagle w sąsiednim pokoju,
- O czym mówisz? - spytała Amarylis. oderwał na chwilę ich uwagę od denerwującej roz.mowy.
Hannah spojrzała ze zdumieniem na Sophy. Na kuchence zatrzęsły się garnki.
- Właśnie. Co miałaś na myśli? - Wcale nie jestem taka pewna, czy ona robi błąd
- Zrobiłam aluzję do swojej bujnej przeszłości. - Sophie - powiedziała Sophy z namysłem. - Pan Trent jest naj-
uśmiechnęła się niewinnie i sięgnęła po butelkę brandy, wyraźniej człowiekiem, który potrafi postawić na swoim.
którą przyprawiała sos. - Amarylis nie jest pierwszą kobietą A jeśli Oscar ma odrobinę oleju w głowie, wynegocjuje jakiś
w rodzinie, która chce zawrzeć małżeństwo bez pośrednic­ rozsądny kompromis.
twa agencji. - Jaki kompromis? - prychnęła pogardliwie Hannah.
Amarylis wytrzeszczyła oczy i przełknęła głośno ślinę. - On się przecież nigdy nie zgodzi na samowolne mał-
- Czyżbyś chciała nam powiedzieć, że wzięłaś potajemny żeństwo.
ślub z dziadkiem Haroldem? W pokoju obok ustały hałasy. Zaległa głucha cisza.
- Oczywiście - mruknęła Sophie. - Narobiłam sporego
zamieszania. Myślałam, że mój ojciec zamorduje Harolda,
ale w końcu się dogadali. Gdy dużo później otworzyły się drzwi od gabinetu,
- Nie wierzę - szepnęła Hannah z przerażeniem. Amarylis upuściła nóż, którym kroiła warzywa na sałatkę.
- Ale to prawda. Słowo honoru. - Sophy nalała sobie Szybko wytarła ręce o fartuch i pobiegła do holu.
brandy do szklanki i pociągnęła spory łyk. W jej oczach Hannah i Sophy natychmiast ruszyły w ślad za nią.
pojawiły się figlarne ogniki. - Całą aferę oczywiście zatu­ Lucas wyłonił się z pokoju jako pierwszy. Miał rozciętą
szowano. Wszyscy udawali, że skojarzyło nas biuro mat­ wargę zmierzwione włosy i podartą koszulę, ale uśmiechał
rymonialne. Oczywiście kłamali jak z nut. My nie poszliśmy się z zadowoleniem.
do agencji, tylko do łóżka. I to nie raz. - Po wnikliwej analizie sytuacji twój wuj i ja doszliśmy
- Niesamowite. - Amarylis nie mogła oderwać od niej wreszcie do porozumienia.
wzroku. - I co ustaliliście? - spytała podejrzliwie Amarylis.
- A ty chcesz kontynuować tę tradycję. Moje gratulacje. - Długi okres narzeczeństwa - odparł zwięźle Oscar.
- Sophie uniosła szklankę. - To dobrze, że tli się w tobie Amarylis przenosiła spojrzenie z wuja na Lucasa.
jeszcze dusza buntownika. Już się zaczynałam martwić, - Jak długi?
że wyrosłaś na nudną, pruderyjną świętoszkę. - Rok - powiedział z mocą Oscar.
- Ciociu, jak możesz? - oburzyła się Hannah. - Pół roku - szepnął Lucas. - I ani dnia dłużej.
- Mówię prawdę. - Sophie wyciągnęła oskarżycielski Oscar obrzucił go gniewnym spojrzeniem.

288 289
Jayne Castle Amarylis

- A co tam! Ona jest mądra. Sześć miesięcy to dużo Lucas puścił poręcz, przeszedł na drugi koniec werandy
czasu. Na pewno odzyska rozum. i usiadł na krześle obok Sophy.
- Tymczasem będziemy kontynuować starą tradycję Przez chwilę milczeli, obserwując dzieci.
rodzinną - powiedziała Sophy. - A więc to ciebie wybrała - powiedziała w końcu
- Jaką znów tradycję? - spytał niespokojnie Oscar. staruszka. - Pryzmaty wykraczające poza skalę potrzebują
- Powiemy wszystkim znajomym, sąsiadom, kolegom, dużo czasu na podjęcie decyzji.
przyjaciołom i wrogom, że skojarzyła ich agencja. Jasne? - Znasz jej pełne możliwości?
- Jak słońce - przytaknęła Hannah. - Odkryłam prawdę, kiedy Amarylis była jeszcze na-
- Nie m a r t w się, Sophy. Ja na pewno z niczym się nie stolatką. Czułam się tak, jakbym patrzyła na własny
wygadam - obiecał Oscar. proces dorastania.
- To sprawa rodzinna - mruknęła Amarylis. Lucas odetchnął głęboko.
- Właśnie - powiedziała Sophy wyniośle. Będziemy im - Ty też?
wszystkim patrzeć prosto w oczy i kłamać jak z nut. - No - To cecha dziedziczna. Przechodzi na wszystkie kobiety
i co, Lucasie? Dasz sobie z tym radę? w naszej rodzinie. I z pokolenia na pokolenie coraz bardziej
- Dla mnie bomba. Jestem doskonałym łgarzem - oświad­ się umacnia.
czył Lucas. - Rozumiem.
- Nie jest nam łatwo. Oficjalnie ten stopień umiejętności
parapsychicznych nawet nie istnieje. Specjaliści mogą co
Tego wieczoru po kolacji Lucas zostawił rodzinę Lar- najwyżej ustalić, że m a m y pełne widmo. - Sophy wzru-
ków w kuchni, a sam wyszedł na werandę. Sophy szyła ramionami. - Przechodzimy przez życie ze świa­
odpoczywała w kącie na leżance. Siwe, bujne włosy domością, że różnimy się nieco od innych ludzi, ale nie
okalały jej wyrazistą twarz jak kłębiasta, srebrzysta rozumiemy, jak bardzo jesteśmy inne.
chmura. Lucas milczał chwilę. W końcu jednak zdecydował się
Sophy patrzyła na bawiące się w ogrodzie dzieci - pocie­ powiedzieć jej prawdę. Sophy też należała przecież do
chy swoich licznych krewnych okupujących kuchnię. rodziny.
Lucas uświadomił sobie nagle, że po ślubie z Amarylis - Znam to uczucie.
będzie miał naprawdę ogromną rodzinę. - Tak sądziłam. W jakim stopniu wykraczasz poza skalę?
Ścisnął mocniej poręcz i zaczął się zastanawiać nad swoją - Nie m a m pojęcia.
przyszłością. Wraz z nowym życiem czekało go wiele - No jasne. Głupie pytanie. Przecież ciebie też nie można
obowiązków. Pomyślał, że będzie musiał chodzić na przy­ sprawdzić.
jęcia urodzinowe, zaręczynowe, chrzty i pogrzeby. Jako - Rzeczywiście. - Lucas usadowił się wygodniej na krze-
właściciel dużej korporacji stanie się zapewne pracodawcą śle. - Zostałem wprawdzie sklasyfikowany jako dziewią-
wielu Larków z młodszego pokolenia. tka, ale oczywiście sfałszowałem test. Kłamałem jak z nut.
Dzieci biegały, skakały i piszczały z radości. Lucas - W takim razie pasujesz do naszej rodzinki. Wypaliłeś
uświadomił sobie nagle, że do tej licznej, rozbrykanej kiedyś Amarylis?
gromadki dołączy kiedyś jego własne potomstwo. - Nie.
Rodzina. - Wiedziałam, że ona jest silna. - Sophy patrzyła, jak

290 291
Jayne Castle Amarylis

dwaj mali chłopcy gonią za piłką. - Energia psychiczna, Lucas rozejrzał się z zaciekawieniem. Znajdowali się
zarówno w przypadku talentu, jak i pryzmatu stanowi w kryjówce Amarylis Przez szpary w drewnianych ścia-
niezwykle subtelny element naszej egzystencji. Musimy nach sączyło się światło. W nozdrza uderzył go zapach
często ze sobą walczyć, żeby jakoś sobie poradzić z naszym słomy. Na dole ogromny woło-muł wierzgnął jedną
szóstym zmysłem. ze twoich sześciu nóg,
Lucas pomyślał o wielu godzinach spędzonych w tajnej - Fajne miejsce - powiedział Lucas.
grocie. - Prawda? Ale wydaje mi się mniejsze niż wtedy, kiedy
- Tak. byłam dzieckiem.
- Mam przeczucie, że im większe posiadamy zdolności, Lucas zszedł z drabiny i usiadł obok Amarylis.
tym trudniej jest nam nad nimi zapanować. Ja osobiście - To normalne. Z biegiem czasu zmieniają się proporcje.
byłam zupełnie szalona. Doprowadzałam swoją rodzinę do Pewne wydarzenia tracą swoje znaczenie
rozpaczy. Amarylis postępowała zupełnie odwrotnie. Usi­ - Zamierzam sprawdzić tę teorię dziś po południu.
łowała przejąć kontrolę nad światem, sobą i swoją energią - Co masz na myśli?
psychiczną, więc wymyśliła całą masę zasad, których - Chcę zadzwonić do Elisabeth Bailey.
postanowiła przestrzegać. Lucas skinął głową.
- Nie wymyśliła ich tylko po to, żeby panować nad - Co wpłynęło na zmianę twojej decyzji?
swymi zdolnościami - powiedział Lucas. - Potrzebowała - Ty.
ich również z innych powodów. - Ja?
- Owszem - odparła Sophy. - Dorastała jako bękart, a to - Konkretnie to, co zrobiłeś dla Dillona, choć jego rodzice
mogło albo ukształtować, albo złamać jej charakter. Wyszła traktowali cię jak powietrze przez tyle lat. Uczyniłeś
z tej próby obronną ręką. słusznie. Tak właśnie powinno się postępować w stosunku
- Ale zapłaciła słoną cenę za lekkomyślność rodziców do bliskich. Twój szlachetny gest dał mi dużo do myślenia.
- powiedział Lucas. - Niesamowite - mruknął Lucas. - Nigdy bym nie
Sophy wzruszyła ramionami. przypuszczał, że stanę się modelem wzorowego członka
- Wszyscy zapłaciliśmy. Poprosiłam cię, żebyś tutaj rodziny.
przyszedł, bo chciałam się upewnić, że zdajesz sobie z tego - Zawsze twierdziłam, że jesteś ideałem.
wszystkiego sprawę. Ale widzę, że rozumiesz.

Elisabeth Bailey była rzeczywiście niższa niż ta groźna


Lucas podziwiał kształtny tyłeczek Amarylis, gdy wcho­ kobieta, jaka przetrwała w pamięci dziecka. Wcale nie
dził za nią po drabinie na górne piętro stodoły. Żałował, że przewyższała Amarylis wzrostem. Prezentowała się jednak
drabina nie ma więcej szczebli, bo chętnie rozkoszowałby dziwnie dostojnie, jak wówczas, gdy dziewczynka podbiegła
się dłużej tym uroczym widokiem. do niej na ulicy i spytała: „Czy pani jest moją babcią?"
- No wreszcie - westchnęła dziewczyna, kiedy w końcu Eisabeth Bailey nadal robiła wrażenie. Jej arystokra-
zeskoczyła na siano. - Nie ma tu skał ociekających wodą tyczne rysy jeszcze się wyostrzyły, a oczy były równie
ani pięknych zielonych sadzawek, ale na farmie trzeba zielone jak te, które Amarylis oglądała codziennie w lustrze.
korzystać z uroków wiejskiego życia.

292 293
Jayne Castle Amarylis

- Pewnie jesteś ciekawa, dlaczego poprosiłam, żebyś mnie Elizabeth bardzo się zdziwiła.
odwiedziła. - Sądzisz, że zachowuję się melodramatycznie?
Elisabeth odstawiła delikatnie porcelanową filiżankę z her- - Trochę, ale nic nie szkodzi. - Amarylis poczuła się
ba-kawą. Patrzyła na Lucasa i Amarylis z miną kobiety, nieco swobodniej. - Już sama ta okazja jest trochę
która napotkała w życiu wiele trudności i nauczyła się je melodramatyczna, prawda?
przezwyciężać. - Takie też odnoszę wrażenie. - Elisabeth podniosła małe
- Owszem - odparła Amarylis. pudełeczko leżące na stoliczku obok krzesła. - Nie chcę was
Elisabeth zerknęła badawczo na Lucasa, a potem przenios­ zatrzymywać. To dla ciebie.
ła wzrok na dziewczynę. Amarylis ostrożnie wzięła pudełko. Otworzyła je i zaj-
- Rozumiem, że jesteście zaręczeni. rzała ciekawie do środka. Na białej atłasowej poduszeczce
- Tak - odparła Amarylis. pysznił się wspaniały męski sygnet z ognistym kryształem.
- Moje gratulacje. Amarylis wiedziała bardzo niewiele o biżuterii, ale zdawała
- Bardzo dziękuję. sobie sprawę z wartości pierścienia.
W ogromnym, pięknie urządzonym i wysłanym dywa­ Nie mogę tego przyjąć. - Wyciągnęła pudełeczko do
nami pokoju słychać było jedynie tykanie zegara. Atmosfera Elisabeth. - To stanowczo zbyt drogie.
stawała się coraz bardziej napięta. Amarylis miała ogromną W oczach kobiety pojawił się wyraz bólu.
ochotę otworzyć okno, bo w całym t y m domu brakowało - Ten sygnet należał do mojego syna. Twojego ojca
jej choć odrobiny świeżego powietrza. Chcę, żeby stał się teraz twoją własnością..
- Prosiłam o spotkanie, bo chciałam ci coś ofiarować - Do mojego ojca? -Amarylis ścisnęła mocniej pudełko.
- powiedziała po chwili Elisabeth. Naprawdę?
Amarylis z trudem zdołała ukryć zdziwienie. - Tak. Matthew byłby z ciebie bardzo d u m n y . Każdy
- To niekonieczne. Niczego od pani nie potrzebuję. ojciec byłby d u m n y z takiej córki.
- Wiem. - Elisabeth uśmiechnęła się gorzko. - Rodzina Amarylis popatrzyła na klejnot.
twojej matki zapewniła ci wszystko. - Nie wiem, co powiedzieć.
- Owszem. - Amarylis odstawiła nietkniętą filiżankę - Wiele lat temu zadałaś mi pewne pytanie.
herba-kawy. - Miałam dużo szczęścia - dodała, patrząc Amarylis przeniosła badawcze spojrzenie z pudełeczka
z uśmiechem na Lucasa. na Elisabeth. Wciąż odgradzał je od siebie m u r gniewu
- Nie mogę tego powiedzieć o sobie - powiedziała Elisa­ i bólu, mur, który nie sposób było przeskoczyć.
beth. - Ale dopiero teraz, kiedy widzę, na jaką kobietę Ale są inne sposoby pokonywania przeszkód - pomyślała
wyrosłaś, zdaję sobie w pełni sprawę z tego, co straciłam. Amarylis. Jeśli ma się wystarczająco dużo siły można
- Nie rozumiem. obejść taki m u r dookoła. Oczywiście przeszkoda nie znika,
- Wcale się nie dziwię. Cóż, to nie jest ważne. Sama jestem ale przestaje stanowić problem.
sobie winna, więc nie powinnam mieć do nikogo pretensji. - Pani jest moją babcią? - spytała Amarylis.
Amarylis przypomniała sobie rozmowę z Sophy i z tru­ W oczach Elisabeth błysnęła nadzieja, a w pokoju znów
dem powstrzymała uśmiech. zrobiło się cieplej.
- Moja prababcia mówiła, że posiada pani duże zdolności
aktorskie. Podobno zmarnowała pani talent.

294
Amarylis

- Tak? Na przykład takie, że chciała wszystkich kon-


trolować.
- Czyżby? - Amarylis uśmiechnęła się słodko. - A ja?
Co byś powiedział na temat motywów mojego dzia-

Rozdział łania?
- Kierujesz się lojalnością, poczuciem sprawiedliwości
dziewiętnasty i dobrem rodziny.
- Elisabeth Bailey z pewnością mogłaby powiedzieć, że
uznaje tę samą hierarchię wartości.
- Ale te wartości są zawieszone w próżni. W jej
ograniczonym, m a ł y m światku nie ma miejsca na przy-
jaźń, współczucie i miłość. A twoje znalazły w nich
oparcie.
- W takim razie to może my jesteśmy do siebie podobni?
Lucas popatrzył na nią wykrętnie.
- Nie jestem współczesną wersją ojca założyciela. Nie
przypinaj mi skrzydeł.
Bałam się bardzo tej wizyty u Elisabeth - Nikt nigdy nie twierdził, że nasi przodkowie byli
Bailey - Amarylis patrzyła na krajobraz miga­ aniołami. Sądzę jednak, że zbyt ukrywasz, swoje zalety.
jący za oknem auta. - Ale w końcu, gdy wszystko - Ostrzegam cię...
j u ż zostało powiedziane, poczułam, że choć - Przypomnij sobie te wszystkie altruistyczne decyzje,
nigdy nie polubię tej kobiety, na pewno będę jej jakie podjąłeś, od kiedy zaczęliśmy się spotykać. - Amarylis
współczuć. uniosła dłoń i zaczęła liczyć na palcach. - Nie wyciągnąłeś
Lucas zacisnął ręce na kierownicy. konsekwencji w stosunku do Mirandy, bo było ci jej żal.
- Ona zmarnowała życie wielu osobom. Pożyczyłeś Dillonowi pieniądze, tylko dlatego, że jest
- Wierzyła, że postępuje słusznie. Była przy bratem twego nielojalnego wspólnika. Pomogłeś mi w śledz-
t y m dumna, sztywna i nieprzejednana. twie, gdyż chciałeś mnie chronić.
Lucas nawet się nie odezwał. - Bardzo t r u d n o oddzielić moje słabości od zalet - mruk-
- Wiem, wiem. M a m y ze sobą wiele wspól­ nał Lucas.
nego. Cóż mogę powiedzieć? Przecież to moja - Naprawdę? A ja widzę dokładnie różnicę.
babka. - Wszystko jest zatem dla ciebie jasne.
- Co nie znaczy, że jesteś do niej podobna. - Tak, chociaż dręczą mnie jeszcze pewne wątpliwosci.
Elisabeth Bailey przypomina mi zimną ślima- - Co do mojej osoby?
ko-rybę. Już po pięciu minutach rozmowy by­ - Ach nie. Myślałam o śmierci profesora Landretha.
łem przekonany, że ta kobieta spędziła całe - Cholera! Ty się nigdy nie poddajesz, prawda?
życie na rozkazywaniu innym. - Nie wiem, w jaki sposób Sheffield odkrył, że Landreth
- Widocznie miała ku temu jakieś powody. znalazł na niego haka.

296 297
Jayne Castle Atn.uylis

Lucas zaczerpnął głęboko powietrza. - Wydaje mi się, że znam ją na tyle dobrze, żeby wiedzieć,
- Sam j u ż nie wiem, czy wytrwałość jest zaletą, czy co ona by zrobiła w takiej sytuacji. Z pewnością uprzedziła-
wadą. W tym wypadku jednak nie m a m wątpliwości. by Sheffielda..
- I co dalej?
- Miałaby ogromne wyrzuty sumienia. Tak jak Elisabeth
P r a w i e dwie godziny później Lucas wjechał do miasta. Bailey, która zrujnowała życie własnego syna. Poczucie
Padało, a światła latarni odbijały się w mokrym chodniku winy nie dawałoby jej spokoju, choć nadal byłaby przeko-
i oknach wystawowych. nana, że postąpiła słusznie.
W chwili, gdy Trent skręcał właśnie w ulicę, przy której - Dlatego właśnie chciała, żebyś wyjaśniła tajemnicę
stał dom Amarylis, dziewczyna oderwała się właśnie od jego śmierci?
myśli o spotkaniu z Elisabeth Bailey. Odpowiedziała sama - Tak. - A m a r y l i s patrzyła na krople deszczu padające
sobie na pytanie, które dręczyło ją j u ż od dawna. na przednią szybę auta. - Zaczęła się zastanawiać, czy to
- Irene Dudley - powiedziała. przypadkiem nie ona wydała na Landretha wyrok śmierci.
- Co? - Bo pewnie tak się właśnie stało. Ale to już przeszłość.
- Rozmyślałam o mojej babce. Irene będzie musiała z t y m żyć. - Lucas otworzył drzwiczki.
- A co ma wspólnego twoja babka z Irene Dudley? - Chodź, pójdziemy do domu.
- spytał Trent, parkując auto przy krawężniku. Dziewczyna naciągnęła na głowę kaptur płaszcza i wy-
- Coś, co bardzo trudno wytłumaczyć. Obie uwielbiają siadła. Lucas wyjął walizki z bagażnika i razem weszli na
kontrolować innych. schody.
- No, dobrze. - Lucas wyłączył silnik i odwrócił głowę Amaryis unieruchomiła zamek, pchnęła drzwi i weszła
do Amarylis. - I dokąd to prowadzi? do ciemnego holu.
- Nie jestem pewna. - Amarylis puknęła palcem w sie­ Gdy usłyszała szept talentu, poczuła, jak jeżą się jej włosy
dzenie. Prawdę mówiąc, bardzo się boję nawet o t y m na głowie.
mówić. Irene zawsze popierała Sheffielda. Bezgranicznie Ktoś był w mieszkaniu.
w niego wierzyła. Może właśnie ona doniosła senatorowi - Lucasie...
o podejrzeniach Landretha. - Wiem. - Rzucił walizki i objął ją za ramiona. - Wynoś-
Lucas zastanowił się dokładnie nad jej słowami. my się stąd - szepnął i zaczął popychać Amarylis w stronę
- Rzeczywiście. To jest jakiś pomysł. Ale co z tego? Już schodów.
ustaliliśmy, że informator Sheffielda był najprawdopodob­ Dziewc zyna nawet nie próbowała stawiać oporu. Od-
niej powiązany z wydziałem nauk ogniskowych. wróciła się na pięcie, gotowa do ucieczki. Na płaszczyźnie
- I właśnie Irene wiedziała najwięcej o pracach profesora. psychicznej poczuła znajome łaskotanie. Mimo całego dra­
Landreth ufał jej całkowicie. A ona była w stosunku do matyzmu sytuacji Lucas chciał nawiązać z nią kontakt.
niego wyjątkowo lojalna. Sądzę nawet, że go kochała. Ale Pragnął niewątpliwie wykorzystać swój talent, by dowie-
jeśli miałaby wybierać między Sheffieldem i profesorem, dzieć się czegokolwiek o intruzie.
mogła uznać, że powinna poprzeć senatora. Amarylis otworzyła się na więź, a po chwili jej umysł
- Trudno powiedzieć. zaczął konstruować pryzmat..
Amarylis potrząsnęła głową. Nagle zakręciło się jej w głowie i o mało nie upadła, gdy

298 299
Jayne Castle Amarylis

potężna energia talentu - obca, silna i brutalna - pochwyciła Lucas odwrócił się wolno, żeby spojrzeć na Irene. Ama-
ja w żelazny uścisk. rylis wyczuła, że szybko ocenia szanse ucieczki. Wiedziała
To nie był Lucas. Nie Lucas... dokładnie, w którym momencie Trent doszedł do
Spróbowała się wycofać, ale już tkwiła w pułapce. wniosku, że nie zdołają umknąć.
Z przerażeniem poczuła, że tworzy pryzmat. Gdy wniósł Amarylis po schodach na górę, Irene uśmiech-
Coś zawładnęło jej systemem energetycznym. Przelała nęła się z aprobatą.
się przez nią jakaś ogromna siła. Strumienie złych mocy. - Tak lepiej. Teraz siadajcie, jeśli łaska. - Irene machnęła
Amarylis zaczęła krzyczeć. Chwyciwszy się za głowę, pistoletem w stronę Amarylis.
uczyniła nadludzki wysiłek, by odciąć dopływ własnej energii. Lucas milczał. Postawił dziewczynę na podłodze w salonie
- Nie! Dosyć Nie! i popatrzył jej w oczy.
Ale nic się nie stało. Nie mogła przerwać więzi. Strugi - Dobrze się czujesz? - spytał zupełnie bez emocji.
deszczu kapały jej na płaszcz. Jak szalona usiłowała oczyś­ Mroczne, zimne spojrzenie Trenta przerażało Amarylis
cić umysł. Więź trzymała się jednak mocno. zupełnie tak samo jak zamach na jej zdrowie psychiczne
- Co jest? - Lucas porwał ją w objęcia. - Co się dzieje? - Nie - odparła, opierając się o kanapę. - W dalszym
- Inny talent. - Amarylis oparła się ciężko o jego pierś. ciągu nie mogę się uwolnić. Zaraz zwariuję.
- Do jasnej cholery! Czuję drania! Lucas popatrzył na Irene.
- Jest silny, bardzo silny! - Amarylis pomyślała, że jeśli - Zostaw ją.
za chwilę się nie wyzwoli, najprawdopodobniej oszaleje. To nie byłoby mądre - odparła Irene, podchodząc
Poczuła nowy przypływ paniki. nieco bliżej. - Mogłaby wtedy nawiązać więź z panem,
- Przerwij więź. Zniszcz pryzmat! a przypuszczam, że ma pan ogromną energię. Niestety
- Nie jestem w stanie. Nie potrafię. Jestem w pułapce. nie wiem dokładnie, jakiej natury, i na wszelki wypadek
- Amarylis wiedziała, że musi się jak najszybciej oddalić od muszę ograniczyć pański dostęp do silnego pryzmatu.
talentu. - Zabierz mnie stąd. Lucas wzruszył ramionami, jakby to wcale nie było takie
- Zrobię, co będę mógł - obiecał Lucas, porwał dziew­ ważne. Siadając na kanapie, nie spuszczał jednak wzroku
czynę w ramiona i ruszył do samochodu. z jej twarzy.
Gdy ogromny talent uderzył w pryzmat, Amarylis od­ - Nie ma powodu do zmartwienia - dodała Irene uprzej-
wróciła się bojaźliwie w stronę wejścia, sądząc, że ujrzy mie. - Ona i tak zaraz się wypali. Żaden pryzmat nie
tam jakieś m o n s t r u m . wytrzyma mojej siły. Nawet Jonathan nie dał mi rady.
Z mroków holu wyłoniła się jednak znajoma postać. Amarylis oparła się bezwładnie o poduszki, walcząc
Na schodach - w migoczącym świetle lampy - stała Irene o zachowanie równowagi psychicznej. Nikt jej nigdy nie
Dudley z pistoletem w ręku. uczył, jak należy postępować w takiej sytuacji. To, co
- Natychmiast wejdźcie do domu - powiedziała charak­ zrobiła Irene, wydawało się przecież niemożliwe.
terystycznym tonem, jakim zwykle wydawała polecenia I dziewczyna wiedziała, że Irene używa swej obezwład­
studentom. - Naprawdę nie należy moknąć na deszczu. ­­­­­­­­­­ej energii, jedynie po to, by Lucas nie mógł nawiązać
- Lucasie, ona ma broń - szepnęła Amarylis. kontaktu z pryzmatem. Nie miała jednak pojęcia, jakiego
- Niech się pan natychmiast zatrzyma, bo będę zmuszona rodzaju umiejętności posiadła panna Dudley, i nie potrafiła
jej użyć. się przed nią obronić.

300 301
Jayne Castle Amarylis

- To ty zamordowałaś Landretha, prawda? - spytał - Bo zawiódł moje nadzieje. - Irene zacisnęła usta.
Lucas spokojnie. - Sądziłam, że Jonathan uosabia wszystkie zalety naszych
Amarylis poczuła nagle powiew zimnego wiatru. Mimo przodków. A on był zboczonym kłamcą. Zdradził mnie
cierpień psychicznych, uniosła głowę, żeby popatrzeć na - Boże! - szepnęła Amarylis. - Więc ta cała sprawa nie
Lucasa, i odwróciła się do Irene. miała nic wspólnego z polityką ani z Giffordem. Zamor-
- Zabiłaś go? - spytała. dowałaś profesora z powodu Vivien.
- Musiałam - odparła panna Dudley z odrobiną żalu - Jonathan okazał się równie słaby jak mój mąż. Przeży-
w głosie. - W końcu doszłam do wniosku, że nie ma innego łam głębokie rozczarowanie.
wyjścia. Profesor nie zostawił mi wyboru. Ból wdzierał się w każdy zakątek płaszczyzny psychicznej
- Czy dlatego, że Landreth odkrył twoją siłę i wiedział, Amarylis.
co potrafisz zrobić z pryzmatem? - Lucas położył Amarylis - Zaczaiłaś się na profesora w górach i zepchnęłaś go
rękę na ramieniu. w przepaść.
Pomieszanymi zmysłami dziewczyny targnął ogromny - Często jeździliśmy tam razem - wyznała Irene. - Oczy-
ból. Osmalone zakończenia nerwowe nie wiedziały, jak wiście nikt o tym nie wiedział.
zinterpretować dotknięcie ręki. Trent cofnął dłoń w chwili, - Kolejna tajemnica - mruknął Lucas.
gdy Amarylis krzyknęła z bólu. W pokoju znów powiał chłodny wiatr. Amarylis zebrała
- Ależ skąd! Nic pan nie rozumie. - Irene patrzyła na lcałą swoją siłę, żeby zakłócić czystość pryzmatu, ale
Trenta ze źle skrywaną dumą. - Jonathan doceniał i szano­ niestety, jej próba i t y m razem się nie powiodła.
wał moje umiejętności. To właśnie on mnie nauczył, jak je Byliśmy zawsze bardzo dyskretni - westchnęła Irene
kontrolować. Zawsze trenowaliśmy razem. Mówił, że nigdy -|A podczas naszej ostatniej wspólnej wyprawy postanowi-
się z niczym podobnym nie zetknął. Przeżyliśmy wspaniałe łam ze wszystkim skończyć. Po kolacji jak zwykle poszliś-
chwile. Nigdy ich nie zapomnę. my na spacer. Stworzyłam ostatnią więź, doprowadziłam
- Profesor Landreth służył ci za pryzmat, prawda? Jonathana do krańców wytrzymałości, a kiedy miał już się
- Amarylis z trudem wydobywała z siebie głos. wypalić, zepchnęłam go w przepaść. Myślę, ze on nawet
- Tak. Po śmierci mego męża korzystałam wyłącznie ni zdawał sobie z niczego sprawy.
z pomocy profesora. Zresztą on nie chciał, żeby ktokolwiek - Dobry Boże! - Amarylis opadła na kanapę.
inny dla mnie ogniskował. Mówił, że to zbyt niebezpieczne. - Potem wróciłam sama do domu - powiedziała Irene.
- Dla pryzmatu? - To był najsmutniejszy dzień w moim życiu, ale wiedzia-
- Nie, nie. Dla mnie. - Irene zachichotała cicho. - Jona­ łam, że postąpiłam słusznie.
than uważał, że nikt nie powinien znać rozmiaru mego - A władze nigdy nie kwestionowały wypadku Landretha
talentu. To był nasz mały sekret. Łączył nas bardziej niż - dodał Lucas.
związek małżeński. - Wszystko poszło nadzwyczaj gładko - zapewniła go
- Więc dlaczego go zabiłaś? - spytał Lucas. - Doszłaś do Irene. - Grunt to dobra organizacja.
wniosku, że nie chcesz z nim dłużej dzielić swojej tajemnicy? - I nigdy prawda nie wyszłaby na jaw, gdyby nie Amary-
- Nie, wcale nie z tego powodu. lis, która zaczęła zadawać pytania - powiedział Lucas.
- Więc dlaczego? - spytała Amarylis ochrypłym głosem. Irene popatrzyła na dziewczynę oskarżycielskim wzro-
- Dlaczego? kiem.

302 303
Jayne Castle Amarylis

- Nastąpił niezwykle niefortunny splot okoliczności. Na - Kiedy się pani zorientowała, że Amarylis zamierza
chwilę przestało sprzyjać mi szczęście, co powinnam była ustalić fakty, uczyniła pani kolejny krok, usiłując zwrócić
przewidzieć. Spotkanie z Sheffieldem doprowadziło Amary­ jej uwagę na Osterleya. On miał motyw. Wszyscy wiedzieli,
lis na wydział nauk ogniskowych. że kłócił się z Landrethem.
- Wiedziałaś, że pytania o pryzmat działający w nieetycz­ - Kiedy panna Lark zapytała o ostatnie spotkania Jona-
ny sposób mogą się przyczynić do rozmaitych spekulacji thana, od razu przyszedł mi do głowy ten okropny Osterley
- szepnęła Amarylis. - zgodziła się Irene.
- A te spekulacje dotyczyłyby również okoliczności, Amarylis poczuła przypływ wściekłości i znów doznała
w jakich zginął profesor. To było nieuniknione, bo prędzej wrażenia, że energia Irene słabnie.
czy później musiała się pani zorientować, panno Lark, - Chciałaś wrobić Gifforda. To ty zrobiłaś tę notatkę
że natrafiła pani na motyw morderstwa. Oczywiście wy­ o spotkaniu.
ciągnęła pani zupełnie fałszywe wnioski, ale pani upór - Po tylu latach nie miałam kłopotu z naśladowaniem
mógł panią w końcu naprowadzić na dobry trop. charakteru pisma Jonathana.
- Dlaczego wysłałaś mnie do Vivien? Lucas przyglądał się jej uważnie.
- Chciałam ukręcić łeb całej sprawie j u ż na samym - Ale zmieniła pani zdanie i w końcu to Sheffield został
początku. Sądziłam, że przestanie się pani tym intere­ kozłem ofiarnym. Dlaczego? Przecież pani go popierała.
sować, kiedy pani odkryje, jaki to był właściwie człowiek. - Okazał się nie lepszy od Jonathana.
- Miałaś nadzieję, że będę zbulwersowana. - Amarylis - W jaki sposób zdobyła pani informacje na jego temat?
zacisnęła zęby, czując kolejne uderzenie energii na płasz­ - Od Natalie Ewick - powiedziała Amarylis
czyźnie psychicznej. - Myślałaś, że przestanę się inte­ - Istotnie. - Irene zacisnęła usta. - Sekretarka Gifforda
resować śmiercią profesora tylko z powodu jego znajomości Osterleya jest moją starą znajomą. Pracowałyśmy razem
ze striptizerką? całe lata, dopóki Natalie nie zdecydowała się na posadę
- Gdyby miała pani odpowiednią hierarchię wartości, w Niezwykłych Pryzmatach. I to ona mi powiedziała, że
z pewnością tak by właśnie pani postąpiła. Zrozumiałaby Sheffield wynajmował tylko młode, piękne pryzmayy płci
pani natychmiast, że Jonathan zasłużył sobie na taki żeńskiej, które w ramach umowy szły z nim również do
koniec. Zadawał się przecież z całkowicie amoralną kobietą. łóżka. A on czerpał z tego perwersyjną przyjemność sek
Sprawiedliwości stało się zadość. sualną. Tak przynajmniej twierdziła Natalie.
Amarylis poczuła przypływ gniewu. - Nic dziwnego, że Gifford miał pietra - powiedział cicho
- Nie masz prawa potępiać Vivien. Zabiłaś człowieka. Trent. - Prowadzi agencję towarzyską, w której zatrudnia
Napór talentu na pryzmat zelżał na chwilę i w sercu pryzmaty z pełnym widmem.
Amarylis zaświtała nadzieja. Z chwilą, gdy jej gniew minął, - Aż trudno w to uwierzyć! - Irene podniosła głos.
poczuła jednak potężny przypływ energii Irene. - Madison kandydował na urząd gubernatora z ramienia
Panna Dudley potrząsnęła głową. partii Cnoty Przodków. A potem zostałby na pewno prezy-
- Wydawało mi się, że przywiązuje pani znacznie więk­ dentem, gdybym mu tego nie udaremniła.
szą wagę do moralności, panno Lark. Wierzyłam, że stawia - Wrabiając go w morderstwo - dokończył Lucas.
pani ludziom wysokie wymagania. Bardzo się na pani - I tak miałam zamiar ukarać tę striptizerkę. To ona
zawiodłam. sprowadziła Jonathana na manowce. Nie mogłam pozwolić,

304 305
Jayne Castle Ain.irylis

żeby została przy życiu. Ale jeszcze zanim skończyłam - Dlaczego wróciła pani do garderoby Vivien, a nie pobie-
przygotowywać plan morderstwa, sprawa bardzo się skom- gła do wyjścia? Byłam przekonana, że pani ucieknie.
plikowała. Wyłączyłam światła na korytarzu, żeby nie mogła pani
- Bo Amarylis zaczęła zadawać pytania - powiedział mnie zobaczyć. Wiedziałam, że stanie się pani łatwym
Lucas. celem. Ale pani zatrzasnęła za sobą drzwi, zanim zdążyłam
- Panna Lark stanowiła dla mnie bardzo poważne za pociągnąć za spust. Dlaczego? Dlaczego?!
grożenie. - Irene zacisnęła dłoń na rękojeści pistoletu. - Bo cię wyczułam. - Amarylis w dalszym ciągu bardzo
- Profesor Landreth nie miał żadnych dowodów przeciwko spokojnie siedziała na kanapie. - Twój talent pryskał na
Sheffieldowi, prawda? - spytała Amarylis przez zaciś- wszystkie strony jak rozgrzany olej. Nie mogłaś nad nim
nięte zęby. - Wymyśliłaś te bzdury, bo chciałaś się pozbyć zapanować.
Sheffielda i Vivien za jednym zamachem. - Nieprawda - syknęła Irene. Zawsze kontroluję swoją
Lucas popatrzył na Irene. energię.
- A po tym, jak zabiła pani Vivien, zostawiła pani w jej - Pewnie bardzo się denerwowałaś - szepnęła Amarylis
garderobie te nadpalone papiery. - Zresztą, nie widzę w t y m nic dziwnego, zważywszy, że
- Chciałam, żeby policja pomyślała, że Sheffield chciał właśnie popełniłaś morderstwo i zamierzałaś znowu zabić
zniszczyć dowody rzeczowe - powiedziała Irene. - Sądzi­ człowieka.
łam, że to świetny pomysł. - Głęboko się pani myli. Zawsze trzymałam swój talent
- W jaki sposób sprowadziłaś Sheffielda do Vivien? na wodzy - Irene podniosła głos. - Ale nie wyszła pani na
- Stałam za nią z pistoletem w ręku, kiedy dzwoniła do korytarz i pokrzyżowała mi pani plany. Właśnie się za-
pani i Sheffielda. Zmusiłam ją, żeby przeczytała opracowa­ stanawiałam, co robić, kiedy przyjechał Sheffield. On
ny przeze mnie tekst. rzeczywiście był zdenerwowany. To jego talent pani wy
- A strażnik? W jaki sposób pozbyłaś się strażnika? czuła.
- Zapłaciłam przypadkowo spotkanemu facetowi za to, - Tak, ale dopiero później, kiedy chowałam się w kory-
żeby wręczył mu łapówkę. W dzisiejszych czasach trudno tarzu za sceną. - Amarylis uśmiechnęła się drwiąco. - Naj-
o uczciwych pomocników. pierw to byłaś ty, a dopiero później Sheffield.
- Chciałaś również zabić mnie po tym, jak odkryłam - Nie! - krzyknęła Irene. - Od początku wyczuwała pani
ciało Vivien. Czekałaś na mnie w holu za garderobą. Sheffielda. On jest bardzo słaby.
Sądziłaś, że i w to morderstwo uda ci się wrobić Sheffielda. Energia uderzająca w pryzmat w dalszym ciągu malała,
- Taki właśnie miałam zamiar, ale pani mi wszystko Wściekłość Irene przytłumiła jej talent. Amarylis nie udało
popsuła. się jeszcze wprawdzie spod niego wyzwolić, ale zaświtała
- Jak śmiesz? jej iskierka nadziei.
Na płaszczyźnie psychicznej Amarylis pojawił się gniew. Gdzieś na samym krańcu podświadomości wyczuła siłę
Energia przechodząca przez pryzmat znacznie zmalała. Lucasa. Jego talent zaczaił się daleko w mroku jak
Kącikiem oka dostrzegła wzrok Lucasa. On również wyczuł, zwierzę czatujące na swoją ofiarę.
że siły Irene słabną. W końcu był wykrywaczem. I to - Sheffield nie zobaczył mnie w ciemnościach. - Irene
w dodatku wysokiej klasy. z trudem zachowywała resztki spokoju. - Przez jedną
Irene zmarszczyła brwi. straszną chwilę myślałam, że poniosłam klęskę. Bałam się,

306 307
Jayne Castle Am&rylis

że ucieknie, ale on posłużył się tą idiotyczną fioletówą


gwiazdą jak latarką. Głupiec! Za bardzo się bał, żeby cały gniew, oburzenie i determinację, jakie dotąd nigdy nie
zawrócić. Vivien powiedziała mu przez telefon, że posiada znalazły ujścia. A potem dorzuciła do nich wolę przeżycia
informacje, które mogą zrujnować mu karierę. i ocalenia Lucasa.
- Kiedy wszedł do garderoby i zapalił światło, wyszła Czarodziejska mieszanka wpłynęła do jej krwiobiegu
pani przez kulisy i zamknęła drzwi od strony ulicy, żeby narkotycznym strumieniem, który objął w swe posiadanie
Sheffield musiał się błąkać po korytarzach w poszukiwaniu nawet zdarzenia rozgrywające się wyłącznie na płaszczyź-
innej drogi ucieczki - zakończył Lucas. nie psychicznej.
- Wiedziałam, że wcześniej czy później napatoczy się na Pryzmat pociemniał i zmętniał.
kogoś, kto go rozpozna - powiedziała Irene. - A wtedy Irene uczyniła nadludzki wysiłek, żeby utrzymać więź.
znajdą się akta i wszystko wróci do ładu. Wprawdzie Rozrywana szponami talentu Amarylis krzyknęła cicho
Amarylis pozostała przy życiu, ale liczyłam na to, że po i zmusiła Irene do użycia jeszcze większej energii
aresztowaniu Sheffielda przestanie wreszcie węszyć. - Przestań. - Pistolet zadrżał w dłoni Irene. - Przestań
Walcząc z bólem, Amarylis popatrzyła Irene prosto wtej chwili, słyszysz? Zaraz się wypalisz.
w oczy. Amarylis wiedziała, że tak się nie stanie. Z ogromnym
- Ale przed wyjazdem do rodziny powiedziałam ci przez trudem pokonała strach przed utratą zmysłów i skupiła się
telefon, że jeszcze nie wszystko jest dla mnie jasne. wyłącznie na tym, co pragnęła osiągnąć.
- A ja zrozumiałam, że nigdy się od pani nie odczepię. - Co się stało, Irene? - spytała cicho. - Czyżbyś się bała?
Miała pani obsesję na tym punkcie i mogła się pani w końcu Na pewno znasz teorię profesora, który twierdził, że w ten
domyślić prawdy. Doszłam więc do wniosku, że obydwoje sposób można zniszczyć nawet największy talent. Wspo-
musicie umrzeć. Po waszej śmierci skończą się wreszcie minał ci kiedyś coś na ten temat?
moje kłopoty i wszystko wróci do normy. - Kłamiesz. Nigdy mnie nie zniszczysz. Irene zrobiła
krok do przodu. - Jestem dla ciebie za silna, Jonathan
- Za późno.
mówił, że on też nie da mi rady. Nawet mój mąż nie
- Dziewczyną targała mieszanina najrozmaitszych
miał przy mnie żadnych szans. Nie istnieje nikt silniejszy
uczuć. Miłość do Lucasa okazała się jednak silniejsza od
ode mnie. Dlatego wszystko musi być tak świetnie zor-
gniewu i strachu. Amarylis wiedziała, że nie może pozwolić
ganizowane. Dlatego nigdy nie stracę nad niczym kon-
mu umrzeć. Musiała go uratować, i to było dla niej
troli.
najważniejsze.
- Przecież już ją straciłaś, Irene. Jesteś szalona.
Nie wiadomo, z jakiego powodu przypomniała sobie - Nie!
nagle wizytę u Elisabeth Bailey. Niektóre m u r y są zbyt Lucas znów poruszył się lekko. Amarylis jednak wiedziała
wysokie, ale można je ominąć. że dopóki Irene celuje do niej z pistoletu, Trent ma
Aby stworzyć Lucasowi pole do działania, należało skło­ ograniczone możliwości działania.
nić Irene do użycia największej siły, gdyż wymagało to od Przymknęła oczy, walcząc z kolejną falą bólu. A potem
talentu wysokiej klasy ogromnej koncentracji. rozmyślnie wprowadziła ten ból do płonącej rzeki emocji
Amarylis rozmyślnie zburzyła bariery samokontroli, płynącej w każdej arterii i żyle jej ciała. Mięśnie zupełnie
które tak mozolnie budowała przez całe lata. Zalała ją fala zesztywniały, skóra paliła żywym ogniem, w ustach zabrakło
największych emocji i namiętności. Zebrała więc w sobie ­­­­y. Zdawała sobie jednak sprawę, że Irene w koń-

308 309
Jayne Castle

cu uświadomiła sobie dokładnie, jaką cenę jej przyjdzie


zapłacić za utrzymanie więzi.
Nie wiedziała tylko, kiedy Irene straci z nią kontakt
i pociągnie za spust.
Na płaszczyźnie psychicznej Amarylis powiał zimny
wiatr. Był tak silny i gwałtowny jak talent, który prze­ Rozdział
chwycił kontrolę nad więzią. W pokoju zbierała się powoli
gęsta, brunatna mgła. dwudziesty
A z tej mgły wyłonił się nagle profesor Landreth z krwa­
wą miazgą zamiast głowy. Miała go właśnie zapytać, co
robi u niej salonie, gdy usłyszała potworny krzyk.
- Nie! - wrzeszczała Irenę. - Przecież ty nie żyjesz! Nie
żyjesz!
Amarylis o mało nie ogłuchła od powodzi przenikliwych
dźwięków. Wyciom, piskom i skrzekom nie było końca.
Aż w końcu zobaczyła, jak Lucas zrywa się z kanapy.
Talent przepływający tak boleśnie przez pryzmat został
nagle odcięty. Amarylis była wolna. Stało się to jednak I r e n e Dudley wampirem psychicznym! - Cle-
zbyt nagle i jej przeciążony system nerwowy nie wytrzymał mentine przysiadła na szpitalnym łóżku Ama-
szoku. Dziewczyna poczuła, jak zalewa ją fala nieświado­ rylis i potrząsnęła głową w zadumie. - Kto by
mości. pomyślał!
Wśliznęła się głową naprzód w zapadającą ciemność. - A w dodatku nie widzę w tej całej h i s o r i i
Ostatnią rzeczą, jaką jeszcze udało się jej zobaczyć, była nic romantycznego - dodał B y r o n - Myślę, że
rzeka krwi zalewająca dywan. Nie wiedziała jednak, kto Irenenie nadaje się na bohaterkę powieści Or-
krwawi, i nie zdążyła się nad t y m zastanowić, bo odpłynęła chard Adams. Brakuje jej klasy, elegancji... Może
w niebyt. panna Adams powinna raczej pisać powieści
przygodowe, na przykład o Wyspach Zachod-
nich, zamiast zajmować się wampirami, bo
najwyraźniej nie ma o nich pojęcia.
- My i tak nie powiemy jej prawdy. - Ama
rylis oparła się wygodnie o nieskazitelnie białe
poduszki i popatrzyła na swoich gości. - Zgo­
dziliśmy się przecież co do tego, że im mniej
osób się dowie o tej całej historii, t y m lepiej.
Policja traktuje Irene jak wariatkę, która zamor-
dowała swojego kochanka, kiedy odkryła jego
związek ze striptizerką.

311
Jayne Castle Amarylis

- Jasne - powiedział szybko Byron. - Rąbnięta sekretarka nych z bezpieczeństwem firm? Nie chciałabym
morduje kochanka, a potem striptizerkę. W całą tę aferę zaprzepaścić takiej szansy.
wplątuje się przypadkiem pewien znany polityk i traci -Jeśli się na to zdecydujesz, będziesz miała o jednego
szanse na fotel gubernatora. Koniec historyjki. pracownika mniej-powiedział ponuro Lucas.-Amarylis
- Dokładnie. Nie zależy nam na tanich, szmirowatych poszuka sobie innej pracy. Nie zgadzam się na żadne
opowiastkach o wampirach psychicznych. Nelson Burlton dochodzenia.
nie darowałby sobie takiej okazji, a ludzie zaczęliby się - Nie podniecaj się tak, Lucasie - mruknęła Amarylis
obawiać talentów wysokiej klasy. - To nie ja wylądowałem w szpitalu. - Lucas podszedł do
- Trochę szkoda - uśmiechnęła się Clementine. - Już łóżka i pocałował Amarylis w czoło. - A ty powinnaś.
sobie wyobrażam program Burltona. odpoczywać. - Wręczył jej kwiaty. - Jak się czujesz?
- Ten, kto się z nim skontaktuje, będzie miał najpierw ze - Dobrze. -Powąchała żółte różo-storcztyki. - Zamierzam
mną do czynienia - powiedział Lucas od drzwi. się dzisiaj stąd urwać.
Amarylis odwróciła się szybko, żeby na niego popatrzeć. - Jesteś pewna, że możesz wrócić do domu.
Nie widziała go przecież od ubiegłej nocy, kiedy to policja - Oczywiście. Już się nie mogę tego doczekać. Przeżyłam
przewiozła ich oboje do szpitala. po prostu szok i byłam zupełnie wyczerpana. Kula prze-
Lucas uśmiechnął się do niej radośnie. W jednym ręku znaczona dla mnie raniła ciebie.
trzymał bukiet róż, drugą podtrzymywał temblak. - Może przestanie ci się tak spieszyć, jeśli ci powiem, że
- Jak pan sobie życzy, panie Trent - Clementine wyciąg­ dzwonił twój wuj. On i Hannah wybierają, się dzisiaj do
nęła do niego gazetę. - Widział pan te nagłówki?: Pryzmat miasta, żeby sprawdzić, cytuję: „Co się z tobą, u diabła.
rozwiązuje zagadkę morderstwa!. Czy moglibyśmy wymyślić dzieje".
lepszą reklamę? - Tak powiedział? Bardzo się tego bałam,
- Zastanawiałem się długo, co by się stało, gdyby Ama­ Byron popatrzył z zainteresowaniem na Lucasa
rylis nie poszła z panem na przyjęcie. - odezwał się Byron. - A jak potoczą się dalej losy Irene?
- Gdybyście nie odkryli, że Sheffield ogniskuje charyzmę, - Lekarze chcą ją skierować na leczenie psychiatryczne.
prawda nigdy nie wyszłaby na jaw. ­­­­nie przygotowują papiery.
Amarylis potrząsnęła głową. - Nie będzie procesu? - spytała Clementine z rozczaro-
- Wydaje mi się, że nie masz racji. Irene zupełnie waniem w głosie.
oszalała. Zabijając profesora Landretha, pozbyła się jedynej - Wątpię. - Lucas ujął dłoń Amarylis. - Kiedy Irene
osoby, która pomagała jej trzymać talent na wodzy. Już zrozumiała, że jej talent został zniszczony, naprawdę
wtedy chciała zamordować Vivien, a kiedy dotarły do niej postradała zmysły. Psychiatra z izby przyjęć twierdził,
słuchy o tym, że Sheffield sypia z pryzmatami, wydała że, nigdy w życiu się nie zetknął z tak poważnym przy-
również i na niego wyrok. W końcu posunęłaby się za padkiem.
daleko. - Bo nikt nigdy nie słyszał o zniszczeniu talentu
- Ale zanim popełniłaby jakiś znaczący błąd, pozbawiła­ - powiedziała Clementine. - Badania wykazują, że zbyt
by życia wiele osób. intensywne eksploatowane pryzmaty po prostu się wy-
- Mmm - Clementine oparła głowę na ręku. - Może palają, a talenty tracą siłę. Potem jednak znowu ją
Psynergia powinna się bardziej skupić na pracach związa- odzyskują.

312 313
Jayne Castle Am.irylis

- Jak się okazuje, naukowcy nie zawsze mają rację


- orzekł Byron.
Clementine skinęła głową.
- No tak. Chciałabym się jednak jeszcze czegoś dowie­
dzieć.
- Czego? - spytał Lucas.
- Jakiego rodzaju talentem była Irene? Nikt o t y m nie - Miałem tylko jedną szansę. Musiałem wymyślić coś,
pisał. co by nią naprawdę wstrząsnęło. Przypominasz sobie
- Ja też się nad tym zastanawiałam - przyznała Amary- fotografię Landretha, która wisiała u niej w biurze?
lis. - To pewnie zabrzmi dziwnie, ale czuję, że profesor - Czyżbyś... Nie , to niemożliwe.
miał rację, mówiąc, że Irene posiada wybitny talent or­ - Owszem. Lucas przysiadł na brzegu kanapy i oparł
ganizacyjny. łokcie na udach.- Wiedziałem, jak on wygląda, bo pamię-
tałem to zdjęcie. Stworzyłem iluzję profesora ze zmiażdżoną
głową.
Zrobiliśmy to razem, prawda? - spytała rzeczowo Ama- - Krew... -Amarylis aż się wzdrygnęła. - Rzeczywiście...
rylis, kiedy Lucas wniósł ją po stopniach wodospadu do Widziałam całą rzekę krwi.
przestronnego holu w wielkim domu. - Zniszczyliśmy - Trochę przesadziłem. Nie miałem czasu na dopracowanie
talent Irene i jej zdrowie psychiczne. wizji. Ale Irene wycelowała w iluzję Landretha, a wtedy
- Można spokojnie powiedzieć, że ona i przedtem nie się nią rzuciłem. - Lucas zerknął na swoje ramię
była całkiem normalna. Nie powinnaś mieć żadnych wy­ - Niestety, pistolet wypalił, zanim zdążyłem go jej odebrać.
rzutów sumienia - Lucas ostrożnie posadził Amarylis na - Nic dziwnego, ż e tak strasznie k r z y c z a ł a . W i d o c z n i e
sofie w salonie. - Ale tak, rzeczywiście wypaliliśmy razem myślała, że zobaczyła ducha.
jej talent. Ty zmusiłaś Irene do wysiłku ponad miarę, a ja - Kiedy lekarze skończyli opatrywać mi ramię, zadzwo-
zepchnąłem ją w przepaść. niłem do Stonebrakera. Opowiedziałem mu całą historię.
- Pamiętam, j a k strasznie krzyczała. - Amarylis poczuła, Stonebraker wystawi mi rachunek za sitracony czas i wy-
że ma dreszcze. Znalazłam sposób, by stłumić jej energię. datki.
Irene na pewno się bała, że chcę przerwać więź, i coraz - To po prostu śmieszne! Nie było żadnych akt poza
bardziej wytężała siły. Kiedy jednak zrozumiała, że się nie tymi, które spreparowała Irene.
wypalę, sama próbowała się wycofać. - Właśnie. Stonebraker nie znalazł tych dokumentów
- Ale za późno - powiedział Lucas. - Straciła kontrolę tylko dlatego, że nie istniały, co zresztą potwierdza jego
nad umysłem i talentem. Trzymała cię na muszce, celując umiejętności.
prosto w serce. Na pewno by nie chybiła. Odezwał się gong przy drzwiach, więc Amarylis nie
- I co ty właściwie zrobiłeś? mogła wymyślić odpowiedniej riposty.
- Na szczęście potrafię ogniskować przez parę sekund - Jeszcze n a m tego brakowało - mruknął Lucas, wstając
bez pomocy pryzmatu. z kanapy. - Zaraz wracam.
- I stworzyłeś iluzję, żeby odwrócić uwagę Irene. - Ama­ Poszedł do drzwi, a po chwili Amarylis usłyszała męskie
rylis poszukała wzrokiem jego twarzy. - Ale jaką? głosy, więc wstała z kanapy i ruszyła w ślady Lucasa.
W progu zobaczyła Calvina Rye, który skinął jej uprzej-
314 głową.
- Panno Lark...
- Witam pana.
- Rozumiem, że nie najlepiej się pani czuje - powiedział
sztywno Calvin. - Nie zamierzam zostać zbyt długo.
315
Jayne Castle Amarylis

Lucas oparł się jedna ręka o framugę. - Brakuje mi słów, by wyrazić całą moją
- Czego sobie życzysz, Rye? miłość do ciebie - powiedział
- Podobno Dillon chce dla ciebie pracować. - Właśnie je znalazłeś. - Pogłaskała czule jego
- Zgadza się. policzek.
- Powiedziałem mu, że ma moje błogosławieństwo. Pocałował ją w usta, a dotknięcie cudownego talentu
Beatrice oczywiście bardzo się niepokoi, ale długo z nią niemal odebrało jej oddech.
rozmawiałem. Sądzę, że to wreszcie do niej dotarło. Na pewno tego chcesz? - spytał Lucas.
- Co? - spytał Lucas. - Czyżby twoja żona wreszcie - Nic mi nie będzie - odparła i musnęła wargami jego
zrozumiała, że Dillon musi kiedyś rozwinąć skrzydła? stęsknione wargi.
- Nie. Ale zyskała pewność, że może ci go oddać spokojnie
pod opiekę... - Nie czekając na odpowiedź, Calvin ukłonił Musimy sobie coś wyjaśnić - Oscar przyglądał się
się Amarylis i wyszedł z domu. z uwagą wybujałym paproć iom otaczającym tara posiadłości.
Lucas zamknął starannie drzwi i spojrzał jej prosto - Jeśli chcesz się naprawdę ożenić z moją siostrzenicą,
w oczy. trzymaj ją z daleka od kłopotów. Odkąd cię poznała, bez
- On zna prawdę - powiedziała Amarylis. - Wyczytałam przerwy popada w jakieś tarapaty.
to wyraźnie z jego twarzy. Lucas wręczył Oscarowi butelkę schłodzonego piwa.
- Zna prawdę o Jacksonie? - Nie m a r t w się. Dopilnuję, żeby przyjmowała tylko
- Tak. Chyba cały czas się wszystkiego domyślał. W koń­ rutynowe nowe zlecenia.
cu był jego ojcem. Lepiej niż ktokolwiek zdawał sobie sprawę - Mam nadzieję - mruknął Oscar i stanął przy jednyml
ze słabości własnego dziecka. Ale wie również i to, że może ci z drzew.
całkowicie zaufać. Nigdy nie zdradzisz tajemnicy rodzinnej. W domu zadzwonił telefon, ale Lucas nie zwrócił na
niego uwagi. Hannah i Amarylis były w kuchni. Jedna
z nich mogła przecież podejść do aparatu.
Amarylis obudziła się po północy i poczuła znajomy - Co za niesamowity ogród! - Oscar uniósł ogromny
przypływ świadomości. Lucas szukał więzi, więc otworzyła liść, żeby mu się lepiej przyjrzeć.
przed nim umysł. Na jej płaszczyźnie psychicznej pojawił - Ta posiadłość należała do wybitnego talentu ogrod-
się czysty, lśniący pryzmat. niczego.
Promienny, starannie kontrolowany talent Lucasa prze­ - Oni lubią takie dziwactwa. A my, talenty rolnicze
lewał się delikatnie przez połyskujący kryształ. Amarylis wolimy rośliny o bardziej praktycznym zastosowaniu
zaczęła się powoli rozkoszować t y m wspaniałym do­ Lucas z trudnością ukrył uśmiech.
znaniem. - Naprawdę?
- Nie boli cię? - spytał Lucas. - Jeśli nie jesteś jeszcze - Owszem. - Oscar wypuścił liść z dłoni i zerknął na
gotowa, natychmiast przerwę więź. Lucasa. - Nie zamierzam udawać, że jestem t y m wszystkim
- Nic mnie nie boli. - Uśmiechnęła się do niego w ciem­ zachwycony. Tysiąc razy bym wolał, żeby skojarzyła was
nościach. - Kocham cię. agencja. Ale widzę, że Amarylis naprawdę pragnie cię
Poczuła przypływ świetlistej energii, a Lucas wziął ją poślubić. Pamiętaj tylko, co ci mówiłem. Jeżeli ją skrzyw-
w ramiona. dzisz...

316 317
Jayne Castle Amarylis
- Lucas? - W progu stanęła Amarylis. - Telefon do wiście nie uda wam się uniknąć sporów,
ciebie. Mam przyjąć wiadomość? ale to naturalne.Mamy przecież d
- Nie, podejdę. Będę miał świetny pretekst, żeby się z ludźmi. Niemniej jednak... Co się panu
uwolnić od twojego wuja. On znowu robi mi wykład. stało?
- Mówiłam ci, żebyś przestał, wujku. - Amarylis popat­ Lucas nie odpowidział. Śmiał się tak głośno,
rzyła groźnie na Oscara. że o mało nie upuścił słuchawki.
- Nic nie mogę na to poradzić - wyznał szczerze Oscar. - Lucasie? - Amarylis uśmiechnęła się pytająco.
- Rzeczywiście nie może. - W drodze do telefonu Lucas - Co cię tak rozbawiło?
musnął przelotnie ramię dziewczyny. Będzie zatruwał mi - Nie uwierzysz. - Pochwycił ją w
życie przez następne pół roku. ramiona, okręcił w powietrzu, a po
- Ciocia przemówi mu do rozumu. mocno przytulił. - Stanowimy idealną parę.
- Oby! Bo jeśli nie, to będę musiał sam się t y m zająć. Hobart Batt w dalszym ciągu bełkotał coś do słuchawki,
- Lucas podniósł słuchawkę. - Tu Trent. ale Lucas go nie słuchał. Obchodziła go tylko miłość,
- Mówi Hobart Batt. Doradcy matrymonialni oznajmiają która świeciła w oczach Amarylis jaśniej niż tysiąc lamp
w takich sytuacjach, że właśnie znaleźli odpowiednią zasilanych galaretowatym lodem
dziewczynkę. - Właściwie nie jest to dla mnie taka duża niespodzianka
- Daj spokój, Batt. Chciałem właśnie odwołać zgłoszenie. powiedział w końcu cicho.
- Co takiego? - Hobart wciągnął głęboko powietrze. - Rzeczywiście - uśmiechnął się Lucas
- Nie może pan tego zrobić. Mam dla pana idealną żonę. Kiedy pochylił głowę, żeby ją pocałować, na płaszczyźnie
- Ale mnie to j u ż nie interesuje. psychicznej Amarylis pojawił się kryształowoczysty pryzmat
- Proszę mi jednak pozwolić dokończyć, bo to niezwykła Aenergia, jaka się przez niego przelała, uderzająco
historia. Rozmawiałem z doradcą panny Lark i potwier­ przypominała tęczę rozciągniętą w przyszłość
dziłem wyniki. Jesteśmy przekonani, że będziecie świetnie Lucas pomyślał, że więź między nimi jest równie idealna
dobraną parą. jak kobieta, którą trzymał w ramionach.
Lucas odsunął słuchawkę od ucha i popatrzył na nią ze
zdziwieniem. Potem powtórzył tylko dwa słowa.
- Panna Lark? Amarylis Lark?
- No, tak. Pytał mnie pan, czy kiedykolwiek skojarzyłem
talent wysokiej klasy z pryzmatem o pełnym widmem.
Mówiłem panu wtedy, że takie małżeństwa są rzadkie, ale
niewykluczone.
Lucas wybuchnął śmiechem.
- Panie Trent? Czy pan mnie słucha?
Lucas śmiał się coraz głośniej i nie mógł przestać.
- Jesteśmy zdania, że wasze zdolności świetnie się uzu­
pełniają - ciągnął niczym nie zrażony Batt. - Istnieje
między wami doskonała równowaga synergistyczna. Oczy-

318

You might also like