Professional Documents
Culture Documents
Tukidydes - Wojna Peloponeska
Tukidydes - Wojna Peloponeska
Tukidydes - Wojna Peloponeska
WOJNA
PELOPONESKA
Z języka greckiego przełożył
przedmową i przypisami opatrzył
KAZIMIERZ KUMANIECKI
CZYTELNIK
WARSZAWA
2003
Opracowanie graficzne
MACIEJ SADOWSKI
Redaktor
BOŻENA ŻYSZKOWSKA
Redaktor techniczny
HANNA ORŁOWSKA
Korekta
ANNA PIĄTKOWSKA
ISBN 83-07-02931-7
PRZEDMOWA
Nad dziełem swoim pracował Tukidydes przez całe życie. Przystąpił do nie
go, jak mówi sam we wstępie, „zaraz z początkiem wojny, spodziewając się, że
będzie ona wielka i ze wszystkich dotychczasowych wojen najbardziej godna
pamięci11• Już to pierwsze zdanie Wojny peloponeskiej świadczy o wielkości jej
autora. Tukidydesa nie interesują, tak jak poprzedników, czasy odległe czy
mityczne, o których nic pewnego wiedzieć nie można: pragnie on poznać cza
sy sobie współczesne i zrozumieć sens wielkich wypadków historycznych,
wśród których przyszło mu żyć. Odgraniczając się wyraźnie od dawnych logo
grafów, w ten sposób ujmuje swe stanowisko (I, 22): „Jeśli chodzi o słuchaczy,
to dzieło moje, pozbawione baśni, wyda im się może mniej interesujące, lecz
wystarczy mi, jeśli uznają je za pożyteczne ci, którzy będą chcieli poznać do
kładnie przeszłość i wyrobić sobie sąd o takich samych lub podobnych wyda
rzeniach, jakie zgodnie ze zwykłą koleją spraw ludzkich mogą zajść w przy
szłości. Dzieło moje jest bowiem dorobkiem o nieprzemijającej wartości, a nie
utworem dla chwilowego popisu11• Istotnie też, chociaż między największym
poprzednikiem Tukidydesa, Herodotem, a Tukidydesem jest różnica najwyżej
dwudziestu pięciu lat, odnosi się wrażenie, jakby to byli pisarze z dwóch zu
pełnie odmiennych epok. Jeśli Herodot widział w historii wielki łańcuch win
i kar i ustawiczne spełnianie się sprawiedliwości bożej, nagradzającej za dobro
i karzącej za zło, to Tukidydes jest pierwszym historykiem ujmującym histo
rię z czysto racjonalistycznego punktu widzenia, pisarzem dociekającym nie
strudzenie ukrytych przyczyn wypadków. Światopogląd religijny Herodota był
dla niego przeszkodą w zrozumieniu istotnych pobudek działania ludzkiego
i w stworzeniu prawdziwej historii. Odrzucenie ingerencji bogów w sprawy
ludzkie, wiary w wyrocznie, sny i przepowiednie było warunkiem nieodzow
nym dla powstania naukowej historiografii. Tego kroku dokonał Tukidydes i
na tym polega jego historyczna zasługa.
PRZEDMOWA 7
Nie bogowie kierują historią, lecz ludzie. Ludzie zaś działają według Tuki
dydesa zgodnie ze swoją „naturą", to znaczy zgodnie ze swymi interesami. W
poglądzie tym nie jest zresztą Tukidydes w ówczesnej epoce odosobniony. Po
dobne myśli spotykamy we fragmentach Prawdy sofisty Antyfonta, podobne
zdania padały ze sceny ateńskiej z ust aktorów grających tragedie Eurypidesa.
Owa „natura" ludzka - każąca zarówno jednostkom, jak partiom politycznym
i państwom kierować się własną korzyścią - jest według Tukidydesa niezmien
na. Wprawdzie urządzenia państwowe i prawa ustanowione przez ludzi trzy
mają ową naturę" do pewnego stopnia w karbach, jednakże wojna wyzwala ją
w pełni. „W czasach pokojowych i w dobrobycie zarówno państwa, jak i jed
nostki kierują się słuszniejszymi zasadami, gdyż nie znajdują się pod jarzmem
konieczności; wojna zaś, niszcząc normalne, codzienne życie, jest brutalnym
nauczycielem, kształtującym namiętności tłumu według chwilowej sytuacji"
(III, 82). Wierząc w niezmienność natury ludzkiej wierzy Tukidydes również
w powtarzalność zjawisk historycznych i jest przekonany, że walki partyjne
„zawsze zdarzać się będą, jak długo natura ludzka pozostanie niezmienna,
choć może w mniejszym nasileniu i w innych formach, stosownie do zmie
niających się okoliczności" (III, 82). Ze względu na niezmienność natury ludz
kiej można według niego przewidywać przyszłość, a nauka historii ma zna
czenie praktyczne dla tych, „którzy będą chcieli poznać dokładnie przeszłość i
wyrobić sobie sąd o takich samych lub podobnych wydarzeniach, jakie zgod
nie ze zwykłą koleją spraw ludzkich mogą zajść w przyszłości" (I, 22). Trafne
przewidywanie przyszłości na podstawie znajomości historii i niezmienności
natury ludzkiej jest według Tukidydesa cechą wielkich polityków: nic dziwne
go, że właśnie te zdolności sławi on u Temistoklesa i Peryklesa, których uwa
ża za najwybitniejszych ateńskich mężów stanu.
O ile do poznania istotnych motywów działania jednostek i państw wystar
czy zdaniem Tukidydesa znajomość niezmiennej natury ludzkiej i praw nią
stale rządzących, o tyle trudniej przedstawia się sprawa ze zbadaniem odległej
przeszłości. Tukidydes zdaje sobie sprawę, że najstarsza historia grecka zosta
ła upiększona i wyolbrzymiona przez poetów (I, 21). Sposób, w jaki Tukidydes
na podstawie szczupłych danych stara się odtworzyć najdawniejsze dzieje grec
kie (I, 1-19), odrzucając legendy poetyckie i opowiadania logografów, stanowi
o jego wielkości i wystarcza w zupełności do nadania mu miana ojca krytyki
historycznej. Wprawdzie już Hekatajos i Herodot uprawiali pewien rodzaj ra
cjonalistycznej krytyki mitów, nie polegała ona jednak na odrzucaniu mitu w
całości, lecz na usuwaniu z niego tych momentów, które wydawały się nie
prawdopodobne. Jeśli w micie o Heraklesie opowiadano, że Herakles sprowa
dził woły Gerionesa z Hiszpanii, Hekatajos zadowalał się odrzuceniem tej
nieprawdopodobnej dla niego wersji, ale nie odrzucał bynajmniej całego mitu.
Sprowadzenie wołów Gerionesa było dla niego nadal faktem historycznym z
tą różnicą, że rzecz działa się nie w dalekiej Hiszpanii, lecz w pobliskim Epi-
8 WOJNA PELOPONESKA
wie ścisłością i w każdym szczególe zbadałem; trudno zaś było dojść prawdy,
ponieważ nie zawsze świadkowie byli zgodni w przedstawianiu tych samych
wypadków, lecz podawali je zależnie od sympatii dla jednej lub drugiej strony
walczącej i zależnie od swej pamięci". Tukidydes postępuje zupełnie w ten sam
sposób, w jaki postępują historycy nowożytni: w razie sprzecznych wersji po
równuje je ze sobą, stara się usunąć sprzeczności i wyrobić sobie sąd o tym,
jak się rzecz naprawdę przedstawiała. W wypadkach wyjątkowo trudnych woli
się wstrzymać z wypowiedzeniem sądu. Tak jest w opowiadaniu o bitwie z
Amprakiotami (III, 113): „Liczby poległych nie podaję, gdyż ta, o której mó
wią, wydaje mi się niewiarygodnie wielka w stosunku do wielkości miasta".
Bardzo znamienny dla jego ostrożności jest także ustęp 68 księgi V, w którym
ustala liczbę wojska lacedemońskiego w bitwie pod Mantyneją.
Tukidydes z Aten opisał woj nę, którą prowadzili między sobą Pelo
ponezyjczycy i Ateńczycy. Zabrał się do dzieła zaraz z początkiem woj
ny, spodziewając się, że będzie ona wielka i ze wszystkich dotychczaso
wych woj en najbardziej godna pamięci. Wniosek swój zaś opierał na
tym, że obie strony ruszały na nią znajdując się u szczytu swej potęgi
wojennej, a reszta Hellady bądź od razu, bądź z pewnym wahaniem
przyłączała się do j ednej albo drugiej strony. Był to bowiem największy
ruch, jaki wstrząsnął Hellenami i pewną częścią ludów barbarzyńskich,
a można powiedzieć nawet, że i przeważającą częścią ludzkości. Do
kładne zbadanie wypadków poprzedzających tę woj nę i j eszcze dawniej
szych nie było możliwe ze względu na zbyt długi okres czasu, jaki od
nich upłynął; jednakże cofając się w najodleglej szą przeszłość, na pod
stawie świadectw, które rozpatruję i którym muszę wierzyć, sądzę, że
nie było wówczas ani wielkich wojen, ani innych wielkich wydarzeń.
Okazuje się bowiem, że ten kraj, który obecnie nazywa się Helladą,
nie od razu miał ludność osiadłą, lecz że w dawniejszych czasach odby
wały się tu wędrówki, a plemiona łatwo opuszczały swą ziemię, ulega
jąc stale czyjejś przewadze liczebnej . Nie było wówczas handlu ani bez
piecznej komunikacji lądowej i morskiej ; każdy szczep wykorzystywał
swą ziemię tylko celem zaspokojenia niezbędnych potrzeb; nie groma
dzono majątków ani nie uprawiano ziemi, gdyż nigdy nie było wiado
mo, czy ktoś obcy się nie pojawi i nie odbierze plonów. Murów obron
nych nie było; ludzie, przekonani, że wszędzie potrafią sobie zdobyć
dzienne utrzymanie, bez przykrości opuszczali swoje siedziby. Nie byli
silni i nie mieli ani wielkich miast, ani innych czynników potęgi. Naj
większe zaś przesunięcia odbywały się zawsze na najurodzajniejszych
2 - Wojna peloponeska
18 WOJNA PELOPONESKA 3
tak też i owa najgłośniej sza ze wszystkich wypraw okazała się w rze
czywistości mniej sza od sławy, j aka jej towarzyszyła, i od opinii, j aka
się o niej ustaliła dzięki poetom.
Jeszcze i po wojnie trojańskiej odbywały się wędrówki ludności i
zakładano nowe osady, tak że wskutek braku spokoju Grecja nie mogła
wzróść w siłę. Przewlekający się bowiem powrót Hellenów spod Troi
doprowadził do wielu zamieszek; w miastach powstawały często walki
wewnętrzne, a ludność emigruj ąca wskutek tych walk zakładała nowe
miasta. Dzisiej si Beoci, w sześćdziesiąt lat po zdobyciu Ilionu wypę
dzeni z Amy przez Tessalów, osiedlili się w dzisiej szej Beocji, zwanej
poprzednio Kadmeidą - część ich mieszkała już i dawniej na tej ziemi
i stąd wyruszyła pod Troję - a Dorowie, w osiemdziesiąt lat po zdoby
ciu Ilionu, pod wodzą Heraklidów opanowali Peloponez. Z trudem i do
piero po długim czasie doszła Hellada do spokoju i ustalonego trybu
życia i nie przeżywaj ąc już wędrówek ludnościowych zaczęła wysyłać
kolonistów; Ateńczycy skolonizowali Jonię i większą część wysp, a Pe
loponezyj czycy większą część Sycylii, Italii i niektóre inne obszary
Hellady. Wszystko to skolonizowano dopiero po wojnie troj ańskiej .
A kiedy tak krzepła Hellada i więcej j eszcze niż poprzednio zdoby
wała zasobów pieniężnych, wraz ze zwiększaniem się dochodów zaczę
ły poj awiać się tyranie* (przedtem byty dziedziczne królestwa, oparte
na ustalonych przywilej ach) - Hellada zaczęła budować flotę i bardziej
interesować się morzem. Koryntyjczycy pierwsi mieli zajmować się
żeglarstwem w sposób najbardziej zbliżony do dzisiej szego i pierwsze
trójrzędowce w Grecji miano zbudować w Koryncie; okazuje się, że
również dla Samijczyków cztery okręty zbudował koryncki budowni
czy okrętów, Amejnokles . Od tej daty, kiedy Amejnokles przybył na
Samos, do końca obecnej wojny minęło mniej więcej trzysta lat. Naj
starszą bitwę morską, o której wiemy, stoczyli Koryntyjczycy i Korki
rejczycy; od tej bitwy do końca obecnej wojny upłynęło około dwustu
sześćdziesięciu lat. Koryntyjczycy, mieszkając w mieście położonym na
międzymorzu, zawsze zajmowali się żywo handlem, gdyż Hellenowie
w dawnych czasach raczej komunikowali się ze sobą drogą lądową niż
morską. Ponieważ mieszkańcy Peloponezu i pozostałego obszaru Hel
lady przeciągali przez kraj koryncki, Koryntyjczycy wzbogacili się bar
dzo, j ak na to wskazuj ą także dawni poeci, którzy dali temu krajowi
11
nazwę 11 bogatego • A kiedy Hellenowie zaczęli więcej zajmować się że
glugą, Koryntyjczycy, zaopatrzywszy się we flotę, tępili korsarstwo i
24 WOJNA PELOPONESKA 1 4- 1 6
łączali się do jednej lub drugiej strony. Wskutek tego przez cały okres
od wojen perskich aż do obecnej wojny Ateńczycy i Lacedemończycy
żyli częściowo w stanie rozejmu, częściowo w stanie wojny, wojuj ąc
albo między sobą, albo przeciw własnym sprzymierzeńcom odpadają
cym od nich; dzięki temu wydoskonalili swą sztukę wojenną i nabrali
w niej większego doświadczenia, ucząc się wśród niebezpieczeństw.
Lacedemończycy sprawowali hegemonię nad swymi sprzymierzeń
cami nie żądając od nich daniny. Starali się j edynie o to, ażeby zgodnie
z ich interesem ustrój u sprzymierzeńców był oligarchiczny* . Ateńczy
cy zaś zabrali z biegiem czasu okręty swoim sprzymierzeńcom z wyjąt
kiem Chiotów i Lesbijczyków i ustanowiwszy daninę kazali ją wszyst
kim płacić. W ten sposób ich własne wyposażenie wojenne, z jakim
wyruszali na obecną wojnę, było większe od tego, jakie mieli kiedykol
wiek w czasach najwyższego rozkwitu razem ze swoimi sprzymierzeń
cami, gdy siły ich nie były jeszcze uszczuplone.
Taki oto obraz starożytności starałem się ustalić na podstawie prze
prowadzonych poszukiwań; zresztą trudno j est dawać wiarę każdemu
dowolnemu świadectwu. Tradycję ustną o dawnych wypadkach przyj
mują ludzie bezkrytycznie, nawet jeśli odnosi się do ich własnego kra
ju. I tak mnóstwo Ateńczyków myśli, że Hipparch zginął z ręki Har
modiosa i Arystogejtona * już j ako tyran; nie wiedzą, że rządy sprawo
wał wówczas Hippias jako naj starszy syn Pizystrata, a Hipparch i Tes
salos byli jego braćmi. Harmodios i Arystogejton w owym dniu, gdy już
mieli wykonać zamach, powzięli podejrzenie, że ktoś z wtajemniczo
nych uprzedził Hippiasa, i wstrzymali się od zamachu na niego. Chcąc
zaś, zanim ich schwytają, dokonać j eszcze jakiegoś ryzykownego czy
nu, zabili Hipparcha napotkawszy go w chwili, gdy przygotowywał pro
cesję panatenaj ską* koło świątyni zwanej Leokorion* . Także o wielu
innych sprawach, i to współczesnych, a nie dawnych i zatartych w pa
mięci, mają Hellenowie fałszywe wyobrażenia; i tak na przykład my
ślą, że królowie lacedemońscy oddają przy głosowaniu po dwa głosy, a
nie jeden, albo że Lacedemończycy maj ą tzw. oddział pitański* , który
nigdy w ogóle nie istniał. Tak to większość niewiele troszczy się o zna
lezienie prawdy i raczej skłonna jest przyjmować gotowe opinie.
Jednakże nie zbłądziłby ten, kto by na podstawie wyżej przytoczo
nych dowodów nabrał przekonania, że właśnie tak było, jak to przed
stawiłem, i nie powinien ufać poetom, którzy upiększali i wyolbrzymia
li przeszłość, ani też logografom, którzy przedstawiali wypadki w spo-
22-23 KSIĘGA PIERWSZA 27
sób raczej interesujący niż prawdziwy. Są to bowiem rzeczy nie daj ące
się udowodnić i takie, z których wiele z czasem zostało przeniesionych
między baśnie. Słuszne byłoby tedy mniemanie, że osiągnąłem, opie
raj ąc się na oczywistych dowodach, rezultaty wystarczające, jeśli się
zważy, że idzie o tak zamierzchłą przeszłość. Chociaż ludzie zawsze tę
wojnę, w której biorą udział, uważają za największą, a po jej zakończe
niu raczej podziwiaj ą dawniej sze, to wystarczy j ednak spojrzeć na fak
ty, żeby się przekonać, że obecna wojna była mimo wszystko większa
od innych.
Wierne odtworzenie przemówień, wygłoszonych przez poszczegól
nych mówców bądź przed wojną, bądź w czasie jej trwania, było rzeczą.
trudną zarówno dla mnie, który ich sam słuchałem, j ak i dla tych, któ
rzy mi je przekazywali; toteż ułożyłem je tak, j ak by - według mnie
najodpowiedniej do okoliczności mógł przemówić dany mówca, trzy
małem się j ednak j ak najbliżej zasadniczej myśli mów rzeczywiście
wypowiedzianych. Jeśli zaś idzie o wypadki wojenne, nie uważałem za
słuszne spisywać tego, czego się dowiedziałem od pierwszego lepszego
świadka, lub tego, co mi się zdawało, ale tylko to, czego sam byłem
świadkiem, albo to, co słysząc od innych, z największą możliwie ści
słością i w każdym szczególe zbadałem; trudno zaś było doj ść prawdy,
ponieważ nie zawsze świadkowie byli zgodni w przedstawianiu tych
samych wypadków, lecz podawali je zależnie od sympatii dla jednej lub
drugiej strony walczącej i zależnie od swej pamięci. Jeśli chodzi o słu
chaczy, to dzieło moj e, pozbawione baśni, wyda im się może mniej
interesujące, lecz wystarczy mi, j eśli uznaj ą je za pożyteczne ci, którzy
będą chcieli poznać dokładnie przeszłość i wyrobić sobie sąd o takich
samych lub podobnych wydarzeniach, j akie zgodnie ze zwykłą koleją
spraw ludzkich mogą zaj ść w przyszłości. Dzieło moje j est bowiem
dorobkiem o nieprzemijającej wartości, a nie utworem dla chwilowego
popisu.
Spośród dawniejszych wydarzeń najważniej szymi były wojny per
skie, ale rozstrzygnięto je szybko w dwu bitwach morskich i dwu lądo
wych, obecna zaś wojna była długotrwała i tyle cierpień przypadło w
udziale Helladzie, ile nigdy przedtem w równie długim okresie. Nigdy
bowiem przedtem nie zdobyli i nie zamienili w pustynię tylu miast ani
barbarzyńcy, ani sami Grecy walczący przeciw sobie. Są też miasta,
które po zdobyciu zostały skolonizowane przez zupełnie nową ludność.
Nigdy też przedtem nie było takiej fali wysiedleń ani takiego przelewu
28 WOJNA PELOPONESKA 24-25
3 - Wojna peloponeska
34 WOJNA PELOPONESKA 3 5-36
przewagę, używać przemocy, a gdzie się da, po kryj omu oszukiwać i nie
wstydzić się, j eśli coś zagarną. Przecież gdyby byli ludźmi - j ak sami o
sobie mówią - uczciwymi, to im bardziej kraj ich byłby niedostępny dla
sąsiadów, tym większą mieliby możność okazania uczciwości proponu
j ąc sami sądy rozjemcze i przyjmuj ąc ich wyroki.
Ale ani w stosunku do innych, ani w stosunku do nas nie są taki
mi, za j akich chcą uchodzić. Będąc naszą kolonią, oderwali się od nas
zupełnie, a teraz prowadzą z nami wojnę twierdząc, że nie na to wysła
no ich j ako kolonistów, żeby mieli krzywd od nas doznawać. My zaś
twierdzimy, że nie na to wysłaliśmy ich j ako kolonistów, żeby się nara
żać na ich obelgi, lecz żeby mieć nad nimi hegemonię i należną od nich
cześć. Wszystkie inne nasze kolonie szanuj ą nas, j esteśmy państwem
najbardziej lubianym przez swych kolonistów; j asną jest też rzeczą, że
jeśli się większości naszych kolonii podobamy, to i Korkirejczycy nie
powinni mieć uzasadnionych powodów do niezadowolenia, a my rów
nież nie prowadzilibyśmy tej wyj ątkowej woj ny z nimi, gdyby oni w
sposób wyjątkowy nas nie skrzywdzili. A nawet gdybyśmy naprawdę
zawinili, to czyż nie pięknie byłoby z ich strony ustąpić przed naszym
gniewem? Wtedy okrylibyśmy się hańbą, gdybyśmy użyli gwałtu w sto
sunku do skromnego miasta. Lecz uniesieni butą i bezwzględnością,
j aką niesie ze sobą bogactwo, dopuścili się wielu przewinień w stosun
ku do nas . Kiedy nieprzyj aciele niszczyli Epidamnos będący naszą włas
nością, nie ujmowali się za nim; teraz zaś, kiedyśmy przyszli na po
moc temu miastu, opanowali je gwałtem i dzierżą w swym posiadaniu.
Powiadają wprawdzie, że pragnęli naprzód załatwić sprawę przed
sądem rozjemczym, lecz wezwanie do arbitrażu może tylko wtedy być
brane poważnie, j eśli propozycj ę tę stawia nie ten, kto znaj duj e się w
sytuacj i korzystniej szej i zabezpieczonej , ale ten, kto uzgodni swoj e
słowa z czynami, zanim j eszcze za broń chwyci. Ci zaś wystąpili z pięk
nie brzmiącą propozycj ą sądu rozjemczego nie przed oblężeniem mia
sta, lecz wtedy dopiero, kiedy doszli do przekonania, że nie będziemy
się temu przyglądać bezczynnie. Teraz przychodzą tutaj nie zadowala
j ąc się tym, że już tam popełnili niesprawiedliwość, i staraj ą się namó
wić was nie do przymierza, lecz do udziału w krzywdzeniu innych i do
przyjęcia ich, kiedy się z nami poróżnili. Powinni byli zj awić się u was
wtedy, gdy j eszcze czuli się całkiem bezpieczni, a nie teraz, kiedy nas
skrzywdzili, a sami znaj duj ą się w niebezpieczeństwie, kiedy macie
udzielić im pomocy, chociaż dotychczas potęga ich nie stała u waszego
40-41 KSIĘGA PIERWSZA 37
strony dla nich mniej widocznej, i dziwili się odwrotowi Koryntyj czy
ków; dopiero później niektórzy z nich dostrzegli je i innych o tym po
wiadomili. Wtedy i oni zaczęli się wycofywać, ponieważ już się ściem
niało, a Koryntyj czycy wykonawszy odwrót przestali walczyć. W ten
sposób rozdzieliły się obie strony i bitwa morska zakończyła się z na
staniem nocy. Flotylla dwudziestu okrętów, płynąca z Aten pod do
wództwem Glaukona, syna Leagrosa, i Andokidesa, syna Leogorasa, to
rując sobie drogę przez trupy i wraki, w kilka chwil po dostrzeżeniu jej
przez Korkirej czyków podpłynęła do ich obozu na Leukimne. Począt
kowo - j ako że działo się to w nocy - Korkirejczycy zlękli się myśląc, że
są to okręty nieprzyj acielskie, później jednak spostrzegli omyłkę i okrę
ty zawinęły do przystani.
Nazajutrz trzydzieści okrętów attyckich i wszystkie okręty korkirej
skie zdolne do żeglugi popłynęły ku portowi w Sybotach, gdzie stały na
kotwicach okręty Koryntyjczyków; chodziło o to, by się przekonać, czy
tamci maj ą ochotę do bitwy. Koryntyj czycy, podniósłszy kotwice i usta
wiwszy się w szyku bojowym na pełnym morzu, czekali w spokoju nie
maj ąc zamiaru sami zaczynać, widzieli bowiem, że nadeszły świeże
okręty z Aten, poza tym mieli wiele trudności zarówno z pilnowaniem
jeńców na swych okrętach, j ak i z naprawą statków, której nie można
było przeprowadzić na pustym wybrzeżu. Raczej zastanawiali się, j ak
wrócić do domu; bali się bowiem, że Ateńczycy uznaj ą traktat pokoj o
wy z a zerwany wobec tego, ż e doszło d o starcia, i zechcą przeszkodzić
im w drodze powrotnej .
Postanowili więc wysłać łodzią do Ateńczyków kilku ludzi bez laski
będącej oznaką heroldów i zbadać sytuację. Kazali im powiedzieć, co
następuj e: 11 Niesprawiedliwie postępujecie, Ateńczycy, rozpoczynaj ąc
wojnę i zrywaj ąc traktat pokojowy: przeszkadzacie nam bowiem uka
rać naszych nieprzyj aciół. Jeśli zaś naprawdę postanowiliście przeszka
dzać nam w wyprawie przeciw Korkirze albo nie dacie nam płynąć,
dokąd chcemy, i w ten sposób zerwiecie traktat, to najlepiej od razu nas
tutaj pojmaj cie i postąpcie z nami j ak z nieprzyj aciółmi" . Tak brzmiało
oświadczenie Koryntyjczyków; wszyscy zaś Korkirej czycy, którzy sły
szeli te słowa, zakrzyknęli, że należy ich natychmiast poj mać i zabić.
Ateńczycy jednak odpowiedzieli w ten sposób: 11 Peloponezyjczycy1 ani
nie rozpoczynamy wojny, ani nie zrywamy traktatu, lecz tym oto Kor
kirej czykom przyszliśmy na pomoc j ako naszym sprzymierzeńcom.
Jeśli gdziekolwiek indziej chcecie płynąć, nie bronimy wam; j eśli j ed-
54-56 KSIĘGA PIERWSZA 43
żałoby zastanawiać się nad tym, czy dzieje się nam krzywda, lecz nad
środkami obrony. Ateńczycy bowiem działaj ąc, a nie zwlekaj ąc, godzą
w nas - zdecydowani przeciw niezdecydowanym. Wiemy też, j aką dro
gą zdążaj ą do celu i j ak ostrożnie i powoli dobieraj ą się do swych sąsia
dów. Wobec waszej obojętności sądzą, że czyny ich uchodzą uwagi, i
nie postępuj ą tak śmiele, skoro j ednak nabiorą przekonania, że wy
świadomie przymykacie oczy, uderzą z całym rozmachem. Wy bowiem,
Lacedemończycy, j esteście j edynymi wśród Hellenów, którzy lubicie
spokój i bronicie się przeciw cudzym atakom nie siłą, lecz wolą, jedy
nymi, którzy niszczą potęgę nieprzyj acielską nie wtedy, kiedy ona za
czyna wzrastać, lecz dopiero wtedy, kiedy wzrośnie w dwój nasób . A
przecież mówiono o was, że j esteście ostrożni - widać macie lepszą
opinię, niż na to zasługuj ecie. Sami przecież wiemy, że Pers z krańców
ziemi prędzej zdołał dotrzeć na Peloponez, niż wy odpowiednio przy
gotować się do obrony; obecnie nie zwracacie uwagi na Ateńczyków,
którzy nie są tak daleko j ak Persowie, lecz blisko; zamiast sami zaata
kować, wolicie odpierać później napastnika i poddać się zmiennym
losom wojny w walce z przeciwnikiem o wiele potężniejszym. Wiecie
przecież, że Pers potknął się raczej o własne błędy i że my w walce z
Ateńczykami niejednokrotnie już wygraliśmy raczej wskutek ich błę
dów niż dzięki waszej pomocy; zaufanie bowiem do was niejednych już
doprowadziło do zguby, dlatego że licząc na was sami się nie zbroili.
Niechaj nikt z was nie sądzi, że mówimy to raczej z niechęci do was i
aby was oskarżyć, a nie dlatego, że mamy uzasadnioną pretensję; pre
tensję bowiem ma się do przyj aciół, j eśli błądzą, oskarżenie zaś kieruje
się przeciw wrogom, j eśli wyrządzą krzywdę.
Jeżeli kto, to właśnie my uważamy się za uprawnionych do zarzu
tów pod adresem sąsiadów, ponieważ nasze istotne interesy są zagro
żone. Lecz wy nie zdaj ecie sobie z tego sprawy. Nie pomyśleliście rów
nież nigdy, z j akim to przeciwnikiem przyj dzie wam walczyć i j ak bar
dzo różni są od was Ateńczycy. Poszukuj ą oni stale nowości, szybko
tworzą nowe plany i szybko przeprowadzaj ą to, na co się zdecyduj ą: wy
zaś chcecie zachować swój stan posiadania, niechętnie snujecie plany i
nie przeprowadzacie nawet rzeczy koniecznych. Z drugiej znów strony
ważą się oni na rzeczy przerastające ich siły, są śmiałkami nieliczący
mi się z rozumem, pełnymi nadziei w ciężkich chwilach; wasz charak
ter obj awia się w tym, że mniej przej awiacie działalności, niż was na to
stać, nie macie wiary nawet w sytuacj ach zupełnie pewnych i skłonni
4 - Wojna peloponeska
50 WOJNA PELOPONESKA 71
cze nigdy nikogo nie pohamował w pędzie zdobywczym, j eżeli się zda
rzyła do tego sposobność. Godni pochwały są ci, którzy - choć ulegają
wrodzonej ludziom chęci władzy - są jednak sprawiedliwsi, niżby mog
li być maj ąc siłę. Gdyby inni znaleźli się w naszej sytuacj i, wówczas
przez porównanie najlepiej by się okazało, czy postępujemy umiarko
wanie, czy też nie; nam zaś nasze łagodne postępowanie niesłusznie
przysporzyło więcej niesławy niż uznania.
Mimo to bowiem, że w procesach prowadzonych ze sprzymierzeń
cami sami ustępuj emy nieco z naszych uprawnień traktuj ąc ich j ak
równych przed naszymi własnymi sądami, wydaj e się, że lubimy się
procesować. I nikt się nad tym nie zastanowi, dlaczego tego samego nie
zarzuca się także innym państwom, które z mniej szym od nas umiar
kowaniem odnoszą się do swych poddanych: przecież kto może siłą
przeprowadzić swą wolę, nie potrzebuj e się w ogóle procesować. Oni
jednak przyzwyczaili się do tego, że traktowani są na równi z nami. Jeśli
więc tylko w czymkolwiek uważaj ą się za pokrzywdzonych, czy to przez
j akieś postanowienie, czy przez narzuconą im decyzj ę wynikaj ącą z
naszej władzy, nie są wdzięczni za to, że się ich nie pozbawia jeszcze
czegoś więcej , lecz drobną przykrość ciężej znoszą, niż gdybyśmy od
początku, nie licząc się z prawem, postępowali z nimi j awnie j ak wład
cy: wtedy nawet oni nie sprzeciwialiby się zasadzie, że słabszy musi
ustępować silniejszemu. Lecz pono ludzie bardziej są czuli na ograni
czenie praw niż na gwałt; w pierwszym wypadku wydaj e się im, że
krzywdzi ich równy, w drugim, że gwałt zadaj e silniej szy. Za czasów
perskich znosili spokojnie o wiele gorsze rzeczy niż obecnie, nasze zaś
panowanie wydaje im się przykre: jest to naturalne, gdyż istniej ący stan
rzeczy zawsze jest ciężki dla podwładnych. W każdym razie, j eśli idzie
o was, to gdybyście nas obalili i sami doszli do władzy, szybko stracili
byście tę sympatię, j aką macie tylko dlatego, że wszyscy odczuwaj ą lęk
przed nami; przecież na pewno postępowalibyście podobnie j ak w cza
sie wojen perskich, przez krótki czas swojej hegemonii. Macie bowiem
prawa i obyczaje niedaj ące się pogodzić ze zwyczaj ami innych Greków.
Poza tym żaden z was znaj duj ąc się na obczyźnie nie stosuj e się ani do
zwyczajów swego oj czystego miasta, ani do tych, które panuj ą w innych
krajach greckich.
Nie podejmujcie więc zbyt szybko decyzj i, gdyż dotyczy ona sprawy
bynajmniej nie błahej . Pod wpływem cudzych zapatrywań i oskarżeń
nie ściągajcie kłopotu na własną głowę. Zanim rozpoczniecie woj nę,
79-80 KSIĘGA PIERWSZA 55
ców, z jednej strony boj ąc się, żeby nie ulegali oni złym wpływom na
obczyźnie j ak Pauzanias, z drugiej strony chcąc się wycofać z wojny
przeciwko Persom. Zresztą uważali Ateńczyków za wystarczająco do
brych przywódców i za oddanych sobie wówczas przyj aciół.
Obj ąwszy w ten sposób hegemonię na życzenie sprzymierzeńców
nienawidzących Pauzaniasa, Ateńczycy ustalili, które państwa maj ą
dostarczać pieniędzy na woj nę z Persami, a które okrętów; powodem
przez nich podawanym była chęć zniszczenia kraju perskiego i zemsta
za to, co wycierpieli. Wtedy po raz pierwszy ustanowili Ateńczycy urząd
hellenotamiów, którzy przyjmowali daninę - tak bowiem nazwano
podatek pieniężny. Pierwszą daninę ustalono w wysokości czterystu
sześćdziesięciu talentów * ; kasa związkowa mieściła się na Delos, a
zebrania odbywały się w tamtej szej świątyni.
Stoj ąc na czele sprzymierzonych państw, które z początku były sa
modzielne i wspólne odbywały obrady, dokonali Ateńczycy wielu czy
nów woj ennych i posunięć politycznych w okresie między wojnami
perskimi a woj ną obecną. Skierowane one były częściowo przeciwko
samym barbarzyńcom, częściowo przeciw własnym, zbuntowanym
sprzymierzeńcom, częściowo wreszcie przeciw wchodzącym im usta
wicznie w drogę Peloponezyjczykom. Opisuję te wypadki i odchodzę od
tematu dlatego, że wszyscy moi poprzednicy pomij ali ten okres i albo
opisywali dziej e Hellady przed woj nami perskimi, albo same wojny
perskie; Hellanikos zaś poruszył to wprawdzie w swojej Historii attyc
ki.ej, j ednakże potraktował wypadki pobieżnie i nieściśle pod względem
chronologicznym. Ta dygresja wykaże, w j aki sposób Ateny doszły do
swej potęgi.
Najpierw więc Ateńczycy pod wodzą Kimona, syna Miltiadesa, oble
gali będące pod panowaniem perskim miasto Eion nad Strymonem.
Zdobyli je i ludność sprzedali w niewolę. Następnie sprzedali w niewo
lę ludność wyspy Skiros na Morzu Egejskim, zamieszkanej przez Do
lopów, i sami j ą skolonizowali. Prowadzili też z mieszkańcami Kary
stos na Eubei woj nę, w której inni Eubej czycy nie brali udziału, i po
pewnym czasie zmusili ich do kapitulacji. Następnie wojowali ze zbun
towanymi Naksyj czykami i oblężeniem zmusili ich do posłuszeństwa.
Było to pierwsze państwo sprzymierzone, które wbrew istniej ącemu
układowi przymierza zostało pozbawione niepodległości; później stop
niowo ten sam los spotkał wszystkie inne.
Wiele było powodów buntu miast, lecz najważniej sze z nich to zaleg-
64 WOJNA PELOPONESKA 1 00-1 0 1
5 - Wojna peloponeska
66 WOJNA PELOPONESKA 1 04-1 05
kles przeprawił się już z woj skiem n a wyspę, doniesiono mu, ż e Mega
ra też się oderwała, Peloponezyj czycy zamierzaj ą wpaść do Attyki, a
Megaryjczycy wymordowali załogę ateńską prócz tych, którym udało
się zbiec do Nizai. Megaryjczycy zaś oderwali się sprowadziwszy Ko
ryntyjczyków, Sykiończyków i Epidauryj czyków. Perykles wycofał szyb
ko woj sko z Eubei. Peloponezyj czycy, wpadłszy do Eleuzis i Trio w At
tyce, pustoszyli kraj pod wodzą Plej stoanaksa, syna Pauzaniasa; nie
posunęli się j ednak dalej i wrócili do domu. Wtedy Ateńczycy pod wo
dzą Peryklesa powtórnie przeprawili się na Eubeę i podbili całą wyspę;
w miastach eubej skich uregulowali stosunki drogą układu, j edynie
Hestiaję wysiedlili i kraj sobie zabrali.
Niedługo po odej ściu z Eubei Ateńczycy zawarli z Lacedemończyka
mi i ich sprzymierzeńcami pokój trzydziestoletni oddawszy Nizaję,
Pegaj , Troj dzenę i Achaj ę; te bowiem części Peloponezu były wówczas
w rękach Ateńczyków. W sześć lat później doszło do woj ny między
Samijczykami a Milezyjczykami o Priene. Milezyj czycy, przegrywaj ąc
wojnę, przyszli do Ateńczyków i głośno oskarżali Samos. Wtórowali im
w tym niektórzy obywatele Samos, pragnący zmiany ustroju. Ateńczy
cy ruszyli na Samos w sile czterdziestu okrętów, wprowadzili demokra
tyczną formę rządów, wzięli j ako zakładników pięćdziesięcioro dzieci i
pięćdziesięciu mężczyzn, umieścili ich na Lemnos i wycofali się, zosta
wiwszy na Samos załogę. Niektórzy Samij czycy nie pozostali j ednak w
mieście, lecz uciekli do Azji Mniej szej . Porozumiawszy się z arystokra
tami w Samos i z Pissutnesem, synem Histaspesa, ówczesnym komen
dantem Sardes, zebrali posiłki w liczbie około siedmiuset ludzi i nocą
przeprawili się na Samos. Najpierw zwrócili się przeciw partii demo
kratycznej i odnieśli nad nią niemal całkowite zwycięstwo, następnie,
uprowadziwszy zakładników z Lemnos, podnieśli bunt przeciw Ate
nom. Załogę ateńską i urzędników, którzy tam zostali, wydali Pissut
nesowi i zaraz gotowali się do wyprawy przeciw Miletowi. Razem zaś z
nimi oderwało się od Aten także Bizancjum.
Ateńczycy na wiadomość o tym wypłynęli w sile sześćdziesięciu
okrętów przeciw Samos. Szesnastu z nich nie użyli w akcj i - j edne
bowiem popłynęły do Karii, by śledzić flotę fenicką, inne zaś na Chios
i Lesbos, żeby wezwać te wyspy do przyj ścia z pomocą. Pozostałe czter
dzieści cztery okręty stoczyły pod wodzą Peryklesa i dziewięciu innych
strategów bitwę morską koło Tragia z siedemdziesięciu okrętami samij
skimi, w których liczbie było dwadzieścia transportowców; wszystkie
1 1 7-1 1 8 KSIĘGA PIERWSZA 71
podczas marszu przez Trację miał przy sobie straż przyboczną złożoną z
Medów i Egipcj an; jadał również na sposób perski. Nie mógł się też opa
nować, ale nawet w drobiazgach zdradzał, j akie to wielkie plany snuje w
głębi ducha na przyszłość. Stał się nieprzystępny i do wszystkich tak
przykro i z góry się odnosił, że nikt nie mógł się do niego zbliżyć. Był to
jeden z powodów przej ścia sprzymierzeńców na stronę Ateńczyków.
Dlatego to właśnie, dowiedziawszy się o j ego postępowaniu, Lacede
mończycy odwqłali go do kraju. Kiedy po raz drugi bez ich rozkazu
wypłynął na okręcie hermiońskim, okazało się, że znów postępuje tak
samo . Kiedy więc wypędzony przez Ateńczyków siłą z Bizancjum nie
wracał do Sparty, lecz zamieszkawszy w Kolonaj w Troadzie - j ak do
niesiono do Sparty - układał się potajemnie z barbarzyńcami i tamtej
szy pobyt jego nie miał na celu nic dobrego, wtedy już nie wahano się
dłużej . Eforowie wysłali herolda i list tajny z żądaniem powrotu, w
przeciwnym razie Sparta wypowie mu woj nę . Pauzanias zaś, chcąc roz
proszyć podej rzenia i licząc na to, że pieniędzmi unicestwi powtórne
oskarżenie, wrócił do Sparty. Na początku eforowie zamknęli go w wię
zieniu; maj ą bowiem prawo postąpić w ten sposób nawet z królem.
Później jednak Pauzanias wyszedł z więzienia i z wolnej stopy stawał
przed sądem oświadczając, że będzie odpowiadał każdemu, kto ma
przeciw niemu zarzuty.
Wyraźnego dowodu winy nie posiadali ani Spartiaci, ani j ego wrogo
wie, ani całe miasto; nie było podstawy do ukarania człowieka pocho
dzącego z rodu królewskiego, który nawet odbierał wówczas cześć kró
lewską, gdyż j ako krewny był opiekunem małoletniego króla Plej star
cha, syna Leonidasa. Niemniej przez wykroczenia przeciw tradycyjnym
obyczajom spartańskim i przez naśladowanie barbarzyńców Pauzanias
budził podejrzenia, że chce się przeciwstawić istniej ącemu porządko
wi. Ś ledzili rozmaite jego odchylenia od obyczajów spartańskich, a
zwłaszcza zarzucali mu, że na trójnogu* , który Hellenowie ufundowali
i złożyli w ofierze w Delfach j ako rzecz najcenniej szą z łupu zdobytego
na Persach, ośmielił się samowolnie wyryć następuj ący napis :
barbarzyńcami złożyły ten dar. Jeśli zaś idzie o Pauzaniasa, to ten jego
czyn zawsze uchodził za przewinienie, w obecnej zaś sytuacj i wydawał
się tym bardziej zgodny z jego wyzywaj ącym postępowaniem. Mówio
no także, że się porozumiewa z helotami, i w istocie tak było. Przyrze
kał im bowiem wolność i prawa polityczne, j eśli tylko wezmą razem z
nim udział w powstaniu i pomogą mu w przeprowadzeniu wszystkich
zamierzeń. Ale mimo to Lacedemończycy nie uwierzyli donosicielom
spośród helotów i nie uznali za stosowne przedsięwziąć przeciw Pauza
niasowi ostrzej szych kroków; zgodnie bowiem z tradycj ą unikaj ą lek
komyślnych podej rzeń w stosunku do Spartiaty, ażeby nie podejmować
żadnej nieodwołalnej decyzji bez niezbitych dowodów. W końcu zdra
dził go podobno pewien Argilij czyk, dawny jego ulubieniec, człowiek
niezwykle mu wierny, który miał ostatni jego list przewieźć do Artaba
dzosa. Zauważywszy bowiem, że żaden z poprzednio wysłanych przez
Pauzaniasa posłów nie wrócił, zląkł się i otworzył list. Uprzednio pod
robił pieczęć, żeby się nie zdradzić, w razie gdyby podejrzenia były nie
uzasadnione lub gdyby Pauzanias zażądał z powrotem listu, aby w nim
coś zmienić. W liście znalazł potwierdzenie swych podejrzeń, miano
wicie adnotację, że doręczyciela należy zgładzić.
Kiedy pokazał ten list eforom, wątpliwości ich zaczęły się rozwiewać,
jednakże chcieli na własne uszy usłyszeć przyznanie się Pauzaniasa.
Argilijczyk więc udał się z ich polecenia do Tajnaron j ako proszący o
opiekę i zamieszkał tam w chatce, która w środku była przedzielona
ścianką; za tą ścianką ukryło się kilku eforów. Kiedy Pauzanias przybył
i wypytywał Argilijczyka o przyczynę jego ucieczki, eforowie wszystko
najdokładniej słyszeli. Słyszeli, j ak Argilij czyk robił wyrzuty Pauzania
sowi o to, co napisał o nim w liście; j ak wszystko szczegółowo opowia
dał i twierdził, że chociaż służąc Pauzaniasowi nigdy go nie zawiódł
podczas układów z królem, mimo to został na równi z innymi sługami
uznany za zasługuj ącego na śmierć; słyszeli dalej, j ak Pauzanias wszyst
kiemu potakiwał i j ak prosił sługę, żeby się nie gniewał o to, co zaszło;
jak mu zaręczał, że mu się nic nie stanie, jeśli opuści świątynię; j ak
wzywał, żeby j ak naj szybciej ruszał w drogę i nie opóźniał rozpoczę
tych układów.
Eforowie zaś, usłyszawszy dokładnie to wszystko, oddalili się i prze
konani już zupełnie o winie Pauzaniasa, przygotowali aresztowanie go
w mieście. Opowiadaj ą, że kiedy miał być aresztowany na drodze, po
znał po wyrazie twarzy jednego ze zbliżających się eforów, w j akim celu
80 WOJNA PELOPONESKA 1 35-1 3 6
d o niego podchodzi, kiedy zaś inny efor z życzliwości dla niego skinął
nieznacznie, daj ąc mu znak ostrzegawczy, pędem pobiegł do świątyni
Ateny Chalkiojkos; uniknął pościgu, gdyż święty okrąg był blisko. Żeby
nie pozostawać pod gołym niebem i nie narażać się na niepogodę,
wszedł do niewielkiego budynku należącego do świątyni i przebywał
tam w spokoju. Eforowie wobec tego zaprzestali pościgu. Później j ed
nak zdjęli dach, upatrzyli chwilę, kiedy Pauzanias był wewnątrz, i nie
pozwoliwszy mu wyj ść zamurowali drzwi, i stoj ąc na straży morzyli
głodem. Spostrzegłszy, że już umiera, wyprowadzili go ze świątyni;
oddychał jeszcze, ale po wyprowadzeniu natychmiast zmarł . Zwłoki
jego zamierzali - podobnie j ak to czynią ze zbrodniarzami - strącić w
przepaść Keadasu, potem j ednak postanowili pogrzebać j e gdzieś w
pobliżu. Bóg delficki kazał później Lacedemończykom przenieść grób
Pauzaniasa na miej sce jego zgonu - j eszcze teraz, j ak głoszą napisy na
stelach, grób jego znaj duj e się na placu przed świętym okręgiem. Po
nadto, ponieważ dopuścili się świętokradztwa, bóg kazał ofiarować
Atenie Chalkioj kos w zamian za j edno ciało - dwa ciała. Lacedemoń
czycy więc, wykonawszy dwa spiżowe posągi Pauzaniasa, złożyli je w
ofierze bogini w zamian za niego samego. Ateńczycy zaś, ponieważ sam
bóg uznał ten postępek za świętokradztwo, domagali się od Lacede
mończyków wygnania winnych.
Lacedemończycy ze swej strony wysłali posłów do Aten i obwiniali
Temistoklesa o współudział w zdradzie Pauzaniasa, o czym dowiedzie
li się ze śledztwa przeciw Pauzaniasowi. Domagali się więc od Ateńczy
ków podobnej kary dla Temistoklesa. Ateńczycy dali się im przekonać.
Temistokles, skazany przez sąd skorupkowy* , bawił wówczas na wy
gnaniu w Argos, lecz odwiedzał często także inne miej scowości na Pe
loponezie. Ateńczycy więc razem z Lacedemończykami, którzy przyłą
czyli się do pościgu, wysłali ludzi z rozkazem poj mania Temistoklesa,
gdziekolwiek by się znajdował .
Temistokles, w porę uprzedzony o tym, uciekł z Peloponezu na Kor
kirę, która miała wobec niego zobowiązania. Korkirej czycy j ednak oba
wiając się, że w razie udzielenia mu gościny narażą się Lacedemończy
kom i Ateńczykom, przewieźli go na przeciwległy ląd stały. I tam ściga
ny przez ludzi, którym to zlecono - szli oni w ślad za nim - był zmu
szony, nie maj ąc innego wyj ścia, zatrzymać się u króla Molossów Ad
meta, który wcale nie był wobec niego przyjaźnie usposobiony. Samego
króla nie było wówczas w domu; Temistokles zwrócił się więc z prośbą
Perykles
137 KSIĘGA PIERWSZA 81
do jego żony; poradziła mu, żeby wziąwszy ich dziecko usiadł przy ogni
sku. Kiedy niedługo potem przyszedł Admet, Temistokles wyj awił mu
swe nazwisko i prosił, żeby nie mścił się nad wygnańcem za to, że nie
gdyś sprzeciwiał się j ego prośbie skierowanej do Ateńczyków. Teraz
bowiem może go skrzywdzić nawet człowiek naj słabszy, j ednakże szla
chetni ludzie mszczą się tylko na równych sobie - w równych warun
kach. Wskazywał równocześnie na to, że on sprzeciwił się mu tylko w
pewnej sprawie, gdzie nie chodziło o życie, natomiast jeśliby Admet go
teraz wydał, odebrałby mu wszelką nadzieję ocalenia. Dodał, kto go
ściga i za co .
Admet zaś, wysłuchawszy, każe mu wstać razem z synkiem, którego
miał przy sobie - a była to najgorętsza forma prośby o opiekę. Kiedy
niedługo potem zj awili się Lacedemończycy i Ateńczycy, mimo wielu
ich argumentów nie wydaje im Temistoklesa. Wobec tego, że Temisto
kles pragnął dotrzeć do króla perskiego, wyprawia go lądem do Pidny,
miasta Aleksandrowego, leżącego nad morzem po drugiej stronie. Tam
dostał się Temistokles na statek handlowy odpływaj ący do Jonii, lecz
burza zagnała go w kierunku stanowiska floty ateńskiej oblegającej
Naksos . Boj ąc się wpaść w ręce ateńskie, Temistokles, nieznany niko
mu na okręcie, wyj awia właścicielowi statku swe nazwisko i powód
ucieczki; dorzuca groźbę, że j eśli go nie uratuj e, doniesie, że właściciel
statku dał się przekupić i wziął go na pokład; oświadcza mu, że nic im
nie grozi, j eśli nikt nie opuści statku do chwili podjęcia dalszej drogi;
jeżeli go posłucha, zostanie przez niego sowicie wynagrodzony. Właści
ciel okrętu zgadza się na to i przez dzień i noc stoi na kotwicy na peł
nym morzu, powyżej stanowiska floty ateńskiej ; następnie płynie do
Efezu. Temistokles odwdzięczył mu się hoj nie, gdyż przyjaciele z Aten
i z Argos przesłali mu j ego pieniądze. Następnie, wybrawszy się z jed
nym z tych, którzy mieszkaj ą na wybrzeżu, w głąb lądu, wysyła list do
syna Kserksesa, Artakserksesa, który niedawno obj ął panowanie. List
ten miał taką treść: 11 Przybywam do ciebie j a, Temistokles, który ze
wszystkich Hellenów najwięcej nieszczęść wyrządziłem twoj emu do
mowi, kiedy byłem zmuszony bronić się przed twoim ojcem atakuj ą
cym Helladę; lecz o wiele więcej j eszcze wyświadczyłem mu dobrego,
kiedy sam byłem bezpieczny, a on zagrożony w czasie odwrotu. Należy
mi się więc wdzięczność" - tutaj przypomniał ostrzeżenie, j akiego z
Salaminy udzielił zawczasu Kserksesowi doradzaj ąc mu odwrót, i to,
że dzięki niemu nie doszło do zerwania mostów, co zresztą niezgodnie
6 - Wojna peloponeska
82 WOJNA PELOPONESKA 1 3 8- 1 3 9
ich pod wielu względami. Jeżeli ich armia lądowa ruszy przeciwko na
szemu krajowi, zaatakujemy flotą ich terytorium; zniszczenie zaś na
wet całej Attyki nie j est tym samym co zniszczenie choćby części Pelo
ponezu. Oni bowiem nie będą mogli bez walki zdobyć sobie innego
kraju, my zaś mamy dużo ziemi na wyspach i na lądzie stałym. Wielką
j est bowiem rzeczą panowanie na morzu. Zastanówcie się: gdybyśmy
byli wyspiarzami, czyż byłby ktoś, kogo byłoby trudniej pokonać niż
nas ? I teraz powinniśmy zachowywać się mniej więcej tak, j akbyśmy
byli wyspiarzami: opuścić ziemię i wsie, a straż objąć nad morzem i
miastem; rozgniewani na Peloponezyj czyków za niszczenie naszego
kraju, nie możemy dać się wciągnąć do bitwy lądowej , gdyż są oni od
nas silniej si liczebnie. Nawet bowiem wygrawszy bitwę, musielibyśmy
walczyć powtórnie z nie mniej szą liczbą nieprzyj aciół, a w razie niepo
wodzenia stracilibyśmy sprzymierzeńców, którzy stanowią główną na
szą siłę; nie zachowywaliby się bowiem spokojnie, czuj ąc, że nie mamy
dość sił, żeby przeciw nim wystąpić. Nie trzeba biadać nad utratą do
mów cz.y ziemi, lecz nad utratą ludzi. Przecież nie ludzie są własnością
rzecz.y, tylko rzeczy - własnością ludzi. I gdybym wiedział, że was na
kłonię, wz.ywałbym was do zniszczenia tych wszystkich dóbr material
nych i pokazania Lacedemończykom, że nie ulegniecie ich żądaniom z
obawy o nie.
Mam jeszcze wiele innych powodów, by wierzyć w naszą wygraną,
jeśli tylko nie zapragniecie nowych zdobyczy terytorialnych w tej woj
nie i dobrowolnie nie narazicie się na dodatkowe niebezpieczeństwa.
Więcej lękam się naszych własnych błędów niż planów nieprzyjaciel
skich. Lecz o tym mówić będę innym razem, kiedy działania będą już
w toku. Teraz zaś odprawmy posłów lacedemońskich z odpowiedzią,
że pozwolimy Megaryjczykom korzystać z portów i z rynku, j eżeli tak
że Lacedemończycy nie będą wydalać ze swego kraju nas i naszych
sprzymierzeńców, ani jedno bowiem, ani drugie nie stoi na przeszko
dzie pokojowi; że damy autonomię państwom, j eżeli korzystały one z
niej w chwili zawierania układu pokoj owego i j eżeli także Lacedemoń
czycy pozwolą swoim sprzymierzeńcom rządzić się na swój własny
sposób, a nie zgodnie z interesem Sparty; że w myśl układu chcemy
sprawę poddać sądowi rozjemczemu; że woj ny nie rozpoczniemy, lecz
bronić się będziemy przeciw tym, którzy j ą rozpoczną. Taka bowiem
j est odpowiedź sprawiedliwa i nieuchybiaj ąca godności naszego pań
stwa. Trzeba zaś zdawać sobie sprawę z tego, że woj na j est konieczna-
145- 1 46 KSIĘGA PIERWSZA 87
przed tymi wypadkami było trzęsienie ziemi na Delos, fakt, który nie
wydarzył się nigdy przedtem, jak daleko sięga pamięć Hellenów; uwa
żano to za znak odnoszący się do przyszłości. I wszelkie inne przypad
kowe zdarzenia budziły powszechne zainteresowanie. Ogólna sympa
tia była wyraźnie po stronie Lacedemończyków, zwłaszcza dlatego, że
uroczyście zapowiedzieli oswobodzenie Hellady. Na równi z prywatny
mi ludźmi państwa starały się, j ak tylko mogły, pomóc Lacedemończy
kom; każdemu zdawało się, że sprawa ucierpi na tym, j eśli on sam nie
weźmie w tym udziału. Tak wrogo odnoszono się przeważnie do Ateń
czyków; j edni pragnęli uwolnić się spod ich panowania, inni bali się
mu ulec.
Takie były przygotowania i nastroje na początku wojny. Wyruszały
zaś na nią obie strony w orszaku następujących sprzymierzeńców: z
Lacedemończykami byli wszyscy Peloponezyjczycy mieszkający po
tamtej stronie Istmu Korynckiego prócz Argiwczyków i Achajczyków -
Argiwczycy zachowywali przyjazne stosunki z obiema stronami, z
Achajczyków zaś jedynie Pelleńczycy brali udział w wojnie od samego
początku - a spoza Peloponezu: Megaryjczycy, Beoci, Lokrowie, Fokej
czycy, Amprakioci, Leukadyjczycy, Anaktoryjczycy. Floty dostarczali:
Koryntyjczycy, Megaryjczycy, Sykiończycy, Pelleńczycy, Elejczycy, Am
prakioci, Leukadyjczycy, j azdy zaś: Beoci, Fokejczycy i Lokrowie; wszyst
kie inne państwa dały piechotę. To byli sprzymierzeńcy Lacedemończy
ków; sprzymierzeńcami zaś Ateńczyków byli: Chioci, Lesbijczycy, Pla
tejczycy, Messeńczycy z Naupaktos, większa część Akarnańczyków,
Korkirejczycy, Dzakintyjczycy i inne państwa płacące daninę, jak Ka
ria nadmorska, Dorowie sąsiaduj ący z Karyjczykami, Jonia, Helle
spont, wybrzeże trackie, wszystkie wyspy ku wschodowi między Pelo
ponezem a Kretą i wszystkie inne Cyklady prócz Melos i Tery. Floty
dostarczali: Chioci, Lesbijczycy i Korkirejczycy; wszyscy inni - piecho
ty i pieniędzy. Tacy byli sprzymierzeńcy obu stron i takie było wyposa
żenie wojenne.
Lacedemończycy zaraz po wypadkach w Platejach wezwali Pelopo
nez i sprzymierzeńców peloponeskich do przygotowania woj ska i rze
czy potrzebnych do wyprawy poza granice kraju; mieli bowiem wpaść
do Attyki. W ustalonym terminie wszystko było gotowe, dwie trzecie
kontyngentów woj skowych z każdego miasta zgromadziło się na Ist
mie Korynckim. Kiedy już cała armia była zebrana, król lacedemoński
11 KSIĘGA DRUGA 93
7 - Wojna peloponeska
98 WOJNA PELOPONESKA 1 9-21
Pandiona z Aten, nie ma ten Teres nic wspólnego; nie pochodzili oni
nawet z tej samej Tracji. Tereus żonaty z Prokne mieszkał w Daulii, w
kraju zwanym dzisiaj Fokidą, a wówczas zamieszkiwanym przez Tra
ków; tam to popełniły kobiety zbrodnię na Itysie - stąd wielu poetów
mówiąc o słowiku nazywa go „ptakiem daulijskim". Bardziej jest też
prawdopodobne, że Pandion wydał córkę za mąż za sąsiada, ażeby teść
i zięć mogli się wspierać wzajemnie, niż do kraju Odrysów, odległego o
tak wiele dni podróży. Teres więc, który nie miał nawet tego samego
nazwiska co Tereus, był pierwszym potężnym królem Odrysów. Otóż z
jego synem Sytalkesem chcieli zawrzeć przymierze Ateńczycy, aby przy
jego pomocy ujarzmić wybrzeże trackie i króla Perdykkasa. Nimfodor
więc, przybywszy do Aten, doprowadził do skutku przymierze z Sytal
kesem i zyskał dla syna jego, Sadokosa, obywatelstwo ateńskie; przy
rzekł zakończyć wojnę w Tracji i namówić Sytalkesa do przysłania
Ateńczykom wojska trackiego, złożonego z jazdy i lekkozbrojnej pie
choty. Namówił też Perdykkasa do zgody z Ateńczykami i oddania im
Termy; szybko też wyruszył Perdykkas z Ateńczykami i Formionem
przeciwko Chalkidejczykom. W ten sposób król tracki Sytalkes, syn
Teresa, i król macedoński Perdykkas, syn Aleksandra, stali się sprzy
mierzeńcami Ateńczyków.
Ateńczycy, którzy w sile stu okrętów krążyli dokoła Peloponezu, zdo
byli miasteczko korynckie Sollion i oddali je razem z przylegającym
obszarem Palajryjczykom, jedynym spośród Akarnańczyków; następ
nie, zdobywszy szturmem Astakos, wypędzili tamtejszego tyrana Eu
archosa, a miasto przyłączyli do związku. Popłynąwszy na wyspę Ke
fallenię, opanowali ją bez walki; Kefallenia leży naprzeciw Akarnanii i
Leukady. Cztery tamtejsze miasta zamieszkane są przez Palejczyków,
Kranijczyków, Samijczyków i Pronnijczyków. Niedługo potem wróciły
okręty do Aten.
Późną jesienią tego roku Ateńczycy z całą siłą zbrojną, obywatele i
metojkowie, wpadli do Megarydy pod dowództwem Peryklesa, syna
Ksantypposa. Ci Ateńczycy, którzy na stu okrętach brali udział w wy
prawie dokoła Peloponezu, znajdowali się wówczas na Ajginie w dro
dze powrotnej do domu; dowiedziawszy się, że całe wojsko ateńskie
wyprawiło się do Megary, popłynęli tam i połączyli się z nimi. Była to
największa armia, jaką kiedykolwiek wystawiły Ateny, bo państwo sta
ło wtedy u szczytu potęgi i nie przeżyło jeszcze klęski zarazy. Nie mniej
niż dziesięć tysięcy wynosiła liczba samych Ateńczyków - poza tym
32-34 KSIĘGA DRUGA 1 03
8 - WoJna peloponeska
1 14 WOJNA PELOPONESKA 56-58
roku był strategiem, tak samo jak podczas pierwszej inwazji był zda
nia, że Ateńczycy nie powinni wyruszać w pole.
Jeszcze wtedy, kiedy nieprzyjaciele byli na równinie, zanim dotarli
do ziemi paralijskiej, Perykles przygotowywał wyprawę ze stu okrętów
przeciw Peloponezowi, a kiedy była gotowa, wyruszył. Wiódł ze sobą
cztery tysiące hoplitów i trzystu jeźdźców na specjalnych transportow
cach przeznaczonych do przewozu koni; transportowce te sporządzono
wtedy po raz pierwszy ze starych okrętów. Towarzyszyli zaś im w wy
prawie Chioci i Lesbijczycy w sile pięćdziesięciu okrętów. Kiedy wypra
wa ateńska opuszczała port, Peloponezyjczycy byli już w kraju paralij
skim, w Attyce. Ateńczycy, przybywszy pod Epidauros na Peloponezie,
zniszczyli wielkie połacie kraju i zaatakowali miasto; spodziewali się je
zdobyć, co się im jednak nie udało. Odpłynąwszy spod Epidauros, spu
stoszyli położone na wybrzeżu peloponeskim kraje: trojdzeński, ha
liadzki i hermioński. Stamtąd przybyli do nadmorskiego miasta lakoń
skiego Prazje, spustoszyli kraj, samo miasto zdobyli i zburzyli. Doko
nawszy tego powrócili do domu; w Attyce jednak nie zastali już Pelo
ponezyjczyków, którzy się wycofali.
Przez cały ten czas, kiedy Peloponezyjczycy byli w Attyce, a Ateńczy
cy na wyprawie morskiej, zaraza szalała zarówno we flocie ateńskiej,
jak w mieście. Mówiono, że Peloponezyjczycy, dowiedziawszy się o niej
od dezerterów i widząc ogień stosów pogrzebowych, ze strachu przed
chorobą szybciej się wycofali z Attyki. Była to najdłuższa inwazja, pod
czas której spustoszyli cały kraj: pozostawali bowiem mniej więcej dni
czterdzieści.
Tego samego lata koledzy Peryklesa, strateg Hagnon, syn Nikiasa, i
Kleopompos, syn Klejniasa, wziąwszy flotę, nad którą przedtem spra
wował dowództwo Perykles, wyruszyli od razu przeciwko Chalkidyjczy
kom w Tracji i przeciw wciąż jeszcze obleganej Potidai. Przybywszy tam
podsunęli machiny oblężnicze pod miasto i starali się je wszelkimi
środkami zdobyć. Lecz nie udało się im zająć miasta ani inne przedsię
wzięcia nie zostały uwieńczone sukcesem odpowiadającym przygoto
waniom, zaraza bowiem dała się dotkliwie we znaki Ateńczykom wy
niszczając armię do tego stopnia, że nawet wysłane poprzednio wojsko,
będące dotychczas w doskonałym zdrowiu, zaraziło się od żołnierzy
Hagnona. Formiona zaś i jego tysiąca sześciuset hoplitów nie było już
wtedy w Chalkidyce. Hagnon powrócił z flotą do Aten, straciwszy
wskutek zarazy w okresie mniej więcej czterdziestodniowym tysiąc pię-
59-60 KSIĘGA DRUGA 1 15
Dla tych bowiem, którym się dobrze powodzi i którzy mają moż
ność wyboru, wojna jest najwyższym szaleństwem; jeśli zaś my nie
mieliśmy wyboru, lecz staliśmy wobec konieczności: albo od razu ustą
pić przed obcymi i poddać się ich rozkazom, albo narazić się na niebez
pieczeństwo i zwyciężyć - to godny nagany jest raczej ten, kto uchyla
się od niebezpieczeństwa, niż ten, kto się na nie decyduje. Ja jestem
stale tego samego zdania i nie ustępuję -wy zaś zmieniacie wasze za
patrywania. Wówczas, kiedyście mi się dali przekonać, nie byliście do
tknięci żadną klęską; obecnie w niepowodzeniu żałujecie tego i moje
ówczesne argumenty przy waszym obecnym przygnębieniu wydają się
wam niesłuszne; każdy bowiem odczuwa boleśnie to, co mu dolega, ko
rzyści zaś jeszcze nie widzi; wobec wielkiej i nagłej zmiany, jaka na nas
spadła, słaba jest wasza odporność i nie możecie wytrwać przy swoich
postanowieniach. Wypadki nagłe, nieprzewidziane, wbrew wszelkim
rachubom, odbierają pewność siebie; w tej właśnie sytuacji znaleźliście
się wskutek wielu nieszczęść, a przede wszystkim wskutek zarazy. Jed
nakże wobec tego, że jesteście obywatelami wielkiego państwa i otrzy
maliście wychowanie godne jego wielkości, musicie zdecydowanie sta
wić czoło najcięższym zrządzeniom losu i nie zaprzepaszczać sławy;
ludzie bowiem w równej mierze gotowi są potępić tego, kto wskutek
tchórzostwa pomniejsza sławę, którą posiada, jak nienawidzić tego, kto
zuchwale dąży do zaszczytu, który mu się nie należy. Musicie więc
wznieść się ponad osobiste cierpienia i poświęcić się ocaleniu wspólne
go dobra.
Jeśli zaś lękacie się, że trud wojenny przedłużać się będzie, a mimo
to nie odniesiemy zwycięstwa, to powinno wam wystarczyć to, co już
nieraz mówiłem na ten temat, że obawa ta jest nieuzasadniona. Po
wiem jednak o czymś, czegoście sobie, jak mi się zdaje, nigdy dotych
czas nie uświadomili i o czym także ja w poprzednich mowach nie
wspominałem, a co stanowi o wielkości waszego państwa. I teraz bym
także o tym nie wspominał, gdyż wygląda to nieco na samochwalstwo,
gdybym nie wiedział, że jesteście ponad miarę przybici. Wydaje się wam
bowiem, że panujecie jedynie nad sprzymierzeńcami; ja zaś twierdzę,
że z dwu żywiołów, które człowiek może opanować, to jest ziemi i
morza, nad jednym, to jest nad morzem, macie panowanie sięgające
tak daleko, jak daleko docierają wasze okręty, a jeśli będziecie chcieli,
to jeszcze dalej. Nie ma też króla ani narodu wśród współczesnych,
który by nam stanął na drodze, gdy wypłyniemy z całą naszą potęgą
63-64 KSIĘGA DRUGA 1 17
morską. Potęgi tej nie można w ogóle zestawiać z wartością, jaką przed
stawiają domy wiejskie czy pola, których stratę uważacie za tak wiel
ką. Nie wypada też zbytnio boleć nad stratą, która w porównaniu z
naszą potęgą nie ma większej wartości niż ogródek lub jakiś przedmiot
ozdobny. Pomyślcie, że wolność, jeśli ją w walce ocalimy, z łatwością
zwróci nam to wszystko, natomiast ci, którzy się poddają, tracą zazwy
czaj też coś z tego, co poprzednio posiadali. Nie wolno nam okazać się
gorszymi od naszych ojców, którzy nie odziedziczyli tej potęgi, lecz
wśród trudów ją zdobyli i nam przekazali; większą bowiem jest hańbą
dać sobie odebrać swą własność niż doznać niepowodzenia w czasie
walk zdobywczych. Musicie więc wyruszyć razem na wroga, i to nie
tylko z pewnością siebie, ale nawet z poczuciem przewagi. Zarozumial
stwo bowiem i u tchórza się zdarza, jeśli mimo głupoty szczęście mu
dopisze; poczucie zaś przewagi występuje u tego, kto naprawdę doszedł
do przekonania, że jest silniejszy od nieprzyjaciela, a tak jest właśnie w
naszym wypadku. Poczucie bowiem przewagi przy równych szansach
wzmaga odwagę; człowiek taki mniej się opiera na nadziei, której siła
objawia się w sytuacjach niepewnych, a bardziej na znajomości rzeczy,
która pozwala mu raczej z pewnością niż z nadzieją patrzeć w przy
szłość.
Wypada wam stanąć w obronie tego zaszczytnego stanowiska, któ
re państwo wasze posiada jako mocarstwo i z którego dumni jesteście
jak nikt inny; nie wolno wam uchylać się od trudów albo musicie zre
zygnować ze swej godności. Musicie wiedzieć, że walka toczy się nie
tylko o wolność czy niewolę, lecz o utratę mocarstwowego stanowiska,
i że niebezpieczeństwo grozi wam ze strony tych, którym się narazili
ście podczas swych rządów. Rezygnacja z mocarstwowego stanowiska
jest już obecnie dla was niemożliwa, nawet jeśli ktoś z chwilowego stra
chu i z umiłowania spokoju daje takie wzniosłe rady. Państwem bo
wiem waszym zarządzacie już jak tyran. Zostać tyranem wydaje się
rzeczą niesprawiedliwą, jednak przestać nim być jest na pewno rzeczą
niebezpieczną. Tacy przyjaciele pokoju, jeśliby jeszcze innych przeko
nali, bardzo szybko doprowadziliby państwo do ruiny, nawet gdyby
sami pragnęli żyć spokojnie w niezależności; pokoju bowiem nie da się
zapewnić, chyba że się go zwiąże z czynem, a trwać w bezpiecznej nie
woli przystoi państwu podległemu, ale nie mocarstwu.
Nie dawajcie więc posłuchu tego rodzaju współobywatelom i nie
powodujcie się gniewem przeciwko mnie, z którym wspólnie podjęli-
1 18 WOJNA PELOPONESKA 65
że była wojna zamiast pokoju. Nie przestali też wszyscy odnosić się
z niechęcią do Peryklesa, dopóki go nie ukarali grzywną pieniężną.
Wkrótce zaś potem, jak to zwykle zdarza się u ludu, wybrali go znowu
strategiem i powierzyli mu prowadzenie wszystkich spraw państwo
wych: mniej już bowiem byli wrażliwi na osobiste nieszczęścia i uwa
żali, że on najlepiej rozumie potrzeby całego społeczeństwa. Jak długo
bowiem w czasach pokojowych stał na czele państwa, kierował nim
umiejętnie, ustrzegł je od niebezpieczeństw i doprowadził do najwięk
szej potęgi, kiedy zaś przyszła wojna, trafnie ocenił jej znaczenie. Żył
w czasie wojny jeszcze przez dwa lata i sześć miesięcy; po śmierci oka
zało się tym jaśniej, jak dobrze przewidywał przebieg wojny. Powiedział
bowiem, że Ateńczycy odniosą zwycięstwo, jeśli zachowają spokój, je
śli szczególną troską otoczą flotę, nie będą dążyć do nowych zdobyczy
terytorialnych w czasie tej wojny i nie będą miasta narażać na niebez
pieczeństwo. Ateńczycy postąpili wprost przeciwnie - podejmowali
szkodliwe dla siebie i sprzymierzeńców akcje, niewiele z tą wojną, jak
się zdaje, mające wspólnego, popychani ambicją jednostek i ich chęcią
zysku. Przedsięwzięcia te, jeśliby się były udały, przyniosłyby sławę i
zysk poszczególnym jednostkom; nie udały się jednak i naraziły pań
stwo na szkodę. Perykles wywierał wpływ dzięki swemu autorytetowi i
mądrości; będąc bez wątpienia nieprzekupnym, z łatwością trzymał lud
w ryzach i nie lud nim kierował, ale on ludem. Zdobywając sobie zna
czenie jedynie uczciwymi środkami, nie schlebiał nikomu, lecz wyko
rzystując osobistą powagę, czasem także gniewnie do ludu przemawiał.
Ilekroć czuł, że Ateńczyków ponosi niewczesna buta i zuchwałość,
potrafił ich zastraszyć, a kiedy znowu bez uzasadnienia wpadali w pa
nikę, dodawał im otuchy. Choć więc z imienia była demokracja, w rze
czywistości były to rządy pierwszego obywatela. Wśród późniejszych
przywódców nie było ludzi wybitnych, lecz każdy starał się być pierw
szym; dlatego zaczęli schlebiać ludowi, a niekiedy poświęcali dla tego
celu interesy państwa. Stąd wynikło wiele rozmaitych błędów, co jest
rzeczą zrozumiałą przy wielkości i przodującym stanowisku Aten; naj
większym zaś błędem była wyprawa sycylijska. Nie udała się ona nie
dlatego, że mylnie oceniano siły przeciwnika, ale dlatego, że nie oto
czono jej odpowiednim staraniem. Politycy, prowadząc osobiste spory
o uzyskanie władzy nad ludem, zaniedbali tę sprawę i doprowadzili
wówczas po raz pierwszy do zaburzeń wewnętrznych w mieście. Cho
ciaż wyprawa sycylijska się nie udała, chociaż Ateńczycy stracili tam
120 WOJNA PELOPONESKA 66-67
postanowili spróbować, czy nie uda się miasta, które było niewielkie,
korzystając z wiatru spalić; wciąż bowiem myśleli nad tym, żeby j akoś
zdobyć Plateje bez wydatków i regularnego oblężenia . Znosząc więc
wiązki chrustu, zarzucali nimi przestrzeń między wałem a murem.
Zapełniwszy ją szybko, gdyż wielu ich pracowało, rzucali wiązki także
do środka miasta, j ak daleko tylko mogli dosięgnąć z wyżej położonych
miej sc. Rzuciwszy zaś na wiązki siarkę i smołę, podpalili j e . Powstał
wówczas tak wielki pożar, j akiego j eszcze nigdy przedtem nie wznieci
ła ręka ludzka; zdarzały się wprawdzie wielkie pożary w lasach gór
skich, ale powstawały same przez się, wskutek wiatru, który tarł gałę
zie drzew o siebie. Ten zaś pożar był olbrzymi i omalże nie doprowa
dził do zguby Platejczyków, którzy uniknęli innych niebezpieczeństw.
Wewnątrz miasta nie można było bowiem zbliżyć się do wielu płoną
cych miejsc; gdyby był j eszcze zerwał się wiatr, który by płomienie prze
niósł dalej , na co liczyli przeciwnicy, Platejc:zYcy nie byliby wyszli cało.
Stało się j ednak inaczej : lunął podobno rzęsisty deszcz i wśród grzmo
tów zażegnał niebezpieczeństwo .
Peloponezyjczycy zaś, kiedy i ten plan spełzł na niczym, odeszli spod
Platej z większą częścią armii. Na miej scu pozostawili tylko niewielką
część woj ska i zamknęli miasto dokoła murem, podzieliwszy oblegany
teren między poszczególne kontyngenty państw peloponeskich; po
wewnętrznej i zewnętrznej stronie muru przebiegał rów, który powstał
przy wyrobie cegieł . Kiedy zaś o wschodzie Arktura* wykonano całą
pracę, Peloponezyj czycy obsadziwszy załogą połowę muru - obsadę
drugiej połowy stanowili Tebańczycy - wycofali się z resztą woj ska i
każdy udał się do swego miasta. Platejczycy zaś już przedtem przewieźli
do Aten wszystkie dzieci, kobiety, starców i j ednostki nienadające się
do walki; w oblężonym mieście zostało tylko czterystu Platejczyków,
osiemdziesięciu Ateńczyków i sto dziesięć kobiet, które przyrządzały
strawę. Taka była ogólna liczba wszystkich obecnych w mieście na po
czątku oblężenia; ponadto nie było w obrębie murów nikogo, ani wol
nego obywatela, ani niewolnika. W ten sposób zamknięto Plateje.
Tego samego lata, równocześnie z wyprawą peloponeską przeciw Pla
tej om, wysłali Ateńczycy dwa tysiące własnych hoplitów i dwustu
jeźdźców przeciw Chalkidyjczykom na wybrzeżu trackim i Bottyjczy
kom; zboże było już wtedy dojrzałe. Na czele wyprawy stał Ksenofont,
syn Eurypidesa, i dwaj inni wodzowie. Przybywszy pod bottyjski Spar
tolos, niszczyli zasiewy. Wydawało się, że miasto im się podda za spra-
80 KSIĘGA DRUGA 12 7
9 - Wojna peloponeska
1 30 WOJNA PELOPONESKA 84-85
do niej nie wpłynę. Widzę bowiem, że dla niewielkiej floty, choćby na
wet mającej doświadczonych wioślarzy i najlepsze okręty, nie j est rze
czą korzystną walczyć w ciasnocie przeciw wielkiej liczbie okrętów,
choćby i źle wyćwiczonych. Nie mogąc bowiem z daleka obj ąć okiem
nieprzyj aciela, nie sposób ani prawidłowo przeprowadzić ataku, ani w
opresji w porę się wycofać, niepodobna przełamać szyków nieprzyj a
cielskich ani dokonać obrotów, co j est właściwym zadaniem lekkich
okrętów, lecz z konieczności bitwa morska zamienia się na bitwę lądo
wą, a wtedy liczniej sza flota ma przewagę. Nad tym będę czuwał w
miarę możliwości; wy zaś czekajcie w porządku przy okrętach i dokład
nie wykonujcie rozkazy, bo nieprzyj aciel j est bardzo blisko. W boju
zachowuj cie przede wszystkim porządek i ciszę, gdyż j est to zawsze
ważne na wojnie, a szczególnie w czasie bitwy morskiej , i walczcie z
nieprzyj acielem w sposób godny waszych poprzednich czynów. Jest to
bitwa rozstrzygaj ąca dla was; albo zniweczy nadzieje, j akie wiążą Pelo
ponezyjczycy ze swą flotą, albo nauczy Ateńczyków lękać się o ich pa
nowanie na morzu. Przypominam ponownie, że wielu z nich już raz
pokonaliście, a ludzie raz pokonani nie narażaj ą się już z tym samym
zapałem na to samo niebezpieczeństwo" .
W ten sposób Forrnion zagrzewał do walki swoich żołnierzy. Wobec
tego, że Ateńczycy nie wpływali do zatoki i cieśniny, Peloponezyjczycy
chcieli ich wbrew woli tam wciągnąć. Wyruszywszy więc z brzaskiem
dnia i ustawiwszy po cztery okręty w każdym szeregu, płynęli wzdłuż
wybrzeża w głąb zatoki z wysuniętym naprzód prawym skrzydłem i w
takim szyku, j aki mieli poprzednio, gdy stali na kotwicy. Na prawym
zaś skrzydle umieścili dwadzieścia naj szybszych okrętów na wypadek,
gdyby Formion w przekonaniu, że kieruj ą się przeciw Naupaktos, po
dążył temu miastu z pomocą. Wówczas Ateńczycy nie mogliby umknąć
przepływaj ąc obok ich skrzydła, lecz przeciwnie, owych dwadzieścia
okrętów mogłoby ich otoczyć. Formion zaś, zgodnie z przewidywania
mi Peloponezyj czyków zląkłszy się o pozbawione załogi Naupaktos i
widząc ich płynących w tym kierunku, wbrew swym chęciom kazał
załodze szybko wsiąść na okręty i płynął wzdłuż wybrzeża. Woj sko lą
dowe złożone z Messeńczyków posuwało się równocześnie w tym sa
mym kierunku. Peloponezyjczycy zobaczywszy okręty ateńskie, płyną
ce w wydłużonej linii j eden za drugim, j uż w zatoce i blisko lądu, a więc
w sytuacji, której sobie najbardziej życzyli, nagle na dany znak wyko
nali obrót i z całą szybkością popłynęli we frontalnym ataku na Ateń-
91 -92 KSIĘGA DRUGA 135
sprostać, jeśli się połączą. Swoj ą drogą w innych rzeczach, pod wzglę
dem rozumu i mądrości życiowej, pozostaj ą w tyle za innymi ludami.
Sytalkes, sprawujący władzę królewską nad tak wielkim krajem,
przygotowywał armię. Po ukończeniu przygotowań wyruszył przeciw
Macedonii. Szedł najpierw przez własne państwo, następnie przez pu
ste góry Kerkiny, stanowiące granicę między Syntami i Pajonami. Ma
szerował drogą, którą sam przedtem zbudował podczas wyprawy prze
ciw Pajonom, wyciąwszy las . Idąc z kraju Odrysów przez pasmo gór
skie, miał po prawej stronie kraj Pajonów, po lewej Syntów i Maj dów.
Przeszedłszy góry, przybył do pajońskiego Doberos . Podczas marszu nie
miał strat wśród swych żołnierzy, chyba wskutek chorób; przeciwnie,
wojsko j ego raczej się powiększało . Bardzo wielu bowiem niezawisłych
Traków, zachęconych nadziej ą łupu, z własnej woli dołączało się do
niego, tak że podobno ogólna liczba wszystkich wynosiła nie mniej niż
sto pięćdziesiąt tysięcy ludzi; z tego większą część stanowiła piechota,
mniej więcej trzecią część j azda. Jazda składała się przede wszystkim z
Odrysów, a następnie z Getów. Naj dzielniej szymi w piechocie byli nie
zawiśli górale z gór rodopej skich, uzbrojeni w krótkie miecze; ciągnąca
zaś z nimi masa groźna była swą liczbą.
Zbierali się więc w Doberos i przygotowywali się do wkroczenia od
strony gór do dolnej Macedonii, nad którą panował Perdykkas . Do
Macedończyków należą bowiem także Linkestowie i Elimioci oraz inne
szczepy górskie, które są z nimi sprzymierzone i im podległe, lecz maj ą
swoich włas:n.ych królów. Kraj nadmorski, zwany dziś Macedonią, zdo
był Aleksander, ojciec Perdykkasa, i j ego przodkowie Temenidzi, stary
ród argiwski. Objęli oni nad tym krajem władzę królewską, wypędziw
szy siłą z Pierii Pierów, którzy później zamieszkali w Fagres i w innych
miej scach u podnóża gór Pangaj on, po drugiej stronie Strymonu - jesz
cze i teraz nadmorski pas ziemi u podnóża Pangaj on nazywa się Zato
ką Pieryjską - i wypędziwszy z Bottii Bottyjczyków, którzy obecnie są
siaduj ą z Chalkidyjczykami. Zdobyli prócz tego wąski pas kraju pajoń
skiego, ciągnący się wzdłuż rzeki Aksjos aż do Pelli i morza, oraz wypę
dziwszy Edonów, obj ęli w posiadanie Migdonię, sięgającą z drugiej stro
ny Aksjos po rzekę Strymon. Wypędzili również z kraju nazywanego
dzisiaj Eordią Eordyj czyków, z których znaczna część zginęła, a pewna,
niewielka tylko cząstka mieszka koło Fiski; ponadto z Almopii wypę
dzili Almopów. Macedończycy owładnęli także innymi szczepami i
dzisiaj j eszcze nad nimi panuj ą, między innymi nad Antemuntem,
140 WOJNA PELOPONESKA 1 00-1 01
1O - Wojna peloponeska
1 46 WOJNA PELOPONESKA 8-1 0
tyle albo nawet j eszcze więcej niż na początku wojny. Sto okrętów bo
wiem strzegło Attyki, Eubei i Salaminy, sto uwij ało się koło Pelopone
zu, tak że z tymi, które były koło Potidai i gdzie indziej , flota Aten li
czyła tego lata dwieście pięćdziesiąt okrętów. Dochody państwowe zu
żywano przede wszystkim na j ej utrzymanie i na oblężenie Potidai.
Hoplici bowiem pod Potidaj ą brali żołd w wysokości dwóch drachm
dziennie - jedną dla żołnierza, drugą dla j ego sługi. Żołnierzy było od
początku do końca oblężenia trzy tysiące oraz tysiąc sześciuset żołnie
rzy Formiona, którzy potem odeszli. Załoga wszystkich okrętów pobie
rała ten sam żołd. Wobec tego od razu na początku wojny wydano pie
niądze; była to największa dotychczas wystawiona liczba okrętów.
W tym czasie, kiedy Lacedemończycy byli na istmie, Mityleńczycy
razem ze sprzymierzeńcami wyprawili się drogą lądową przeciw Me
tymnie licząc, że uda się ją opanować przy pomocy zdrady. Kiedy zaś
mimo szturmu nic nie osiągnęli, odeszli do Antyssy, Pirry i Erezos, a
poprawiwszy umocnienia obronne i mury tych miast, szybko powróci
li do domu. Po ich wycofaniu się wyprawiali się Metymnijczycy prze
ciw Antyssie, j ednakże zostali pobici przez Antyssejczyków i ich sprzy
mierzeńców, którzy zrobili wypad z miasta. Metymnijczycy wycofali się
pośpiesznie z wielkimi stratami. Ateńczycy słysząc o tym, że Mityleń
czycy panuj ą na lądzie i że woj sko ateńskie nie ma dość sił do ich od
parcia, wysyłaj ą już z początkiem jesieni stratega Pachesa, syna Epiku
ra, z tysiącem hoplitów rekrutujących się z samych obywateli. Ci, wsiadł
szy na okręty i sami wiosłuj ąc, przybywają na miej sce. Zamykaj ą Mi
tylenę dokoła pojedynczym murem i w dogodnych miej scach wbudo
wują forteczki. W ten sposób silnie zablokowano Mitylenę z obu stron,
od morza i od lądu. Zaczynała się wtedy zima.
Ateńczycy, potrzebuj ąc pieniędzy na oblężenie, po raz pierwszy na
łożyli na siebie samych podatek w sumie dwustu talentów; wysłali rów
nież dwanaście okrętów skarbowych do sprzymierzeńców pod dowódz
twem Lizyklesa oraz czterech innych strategów. Ten zaś płynął z miej
sca na miej sce i ściągał pieniądze. Kiedy j ednak wyruszył z Mius w
Karii przez dolinę Meandra i dotarł w głąb lądu do wzgórz sandyj skich,
napadli go Karyj czycy i Anaici; tam też zginął ze znaczną częścią swe
go woj ska.
Tej samej zimy Platejczycy - nadal jeszcze oblegani przez Pelopone
zyjczyków i Beotów - wobec tego, że dokuczał im brak żywności i nie
było żadnych widoków na odsiecz z Aten lub inną pomoc, postanawia-
21-22 KSIĘGA TRZECIA 151
to niewielu przyj aciół sobie zjedna, natomiast z wielu przyj aciół zrobi
sobie wrogów. Alkidas dał się przekonać i sporo Chiotów, a także in
nych Hellenów, których miał u siebie, kazał wypuścić; ludzie bowiem
na widok zbliżających się okrętów wcale nie uciekali, lecz podchodzili
do nich, biorąc je za ateńskie. Nie przypuszczali, żeby wobec panowa
nia Aten na morzu okręty peloponeskie dotarły aż do Jonii.
Z Efezu wypłynął Alkidas w pośpiechu i popłochu. Kiedy bowiem
stał na kotwicy koło Kl.aros, zauważyły go płynące właśnie z Aten pań
stwowe okręty 11 Salaminia" i 11 Paralos". Zląkłszy się pościgu, płynął
środkiem morza i nie miał zamiaru zatrzymywać się dobrowolnie aż
dopiero na Peloponezie. Do Pachesa zaś i Ateńczyków przyszła wiado
mość o tym z Erytrei; dochodziły też wieści ze wszystkich innych stron.
Wobec tego, że Jonia była nieobwarowana, zachodziła wielka obawa,
żeby Peloponezyjczycy przepływaj ąc nie atakowali i nie niszczyli miast,
choćby nawet nie zamierzali opanować ich na stałe. Załogi zaś 11Para
losu" i 11 Salaminii" doniosły, że na własne oczy widziały Peloponezyj
czyków w Kl.aros. Paches rozpoczął pospieszny pościg i gonił ich aż do
Patmos; w końcu cofnął się widząc, że ich już nie dosięgnie. Skoro zaś
nie mógł dopaść Peloponezyjczyków na pełnym morzu, był zadowolo
ny, że później ich również nie spotkał, musiałby ich bowiem oblegać i
pilnować.
Płynąc z powrotem wzdłuż wybrzeża, wylądował w porcie kolofoń
skim Notion, gdzie osiedlili się Kolofończycy po zajęciu Kolofonu przez
Itamanesa i barbarzyńców, sprowadzonych przez j edną z partii w mie
ście; Kolofon zdobyty został mniej więcej w czasie drugiego naj azdu
peloponeskiego na Attykę. Kolofończycy, zamieszkawszy w Notion,
podjęli znów dawne spory. Jedni z nich, wziąwszy od Pissutnesa naj em
ników arkadyj skich i barbarzyńskich, obsadzili ufortyfikowaną część
miasta - byli tam razem z nimi i wspólną politykę prowadzili Kolofoń
czycy z górnego miasta, stronnicy Persów; inni, prześladowani i wypę
dzeni, wezwali na pomoc Pachesa. Ten zaprosił na rozmowę Hippiasa,
dowódcę znajduj ących się w ufortyfikowanej części miasta Arkadyjczy
ków, i zapewnił, że w razie nieudania się rokowań odstawi go żywego i
całego z powrotem do fortecy. Hippias przybył do niego, a Paches za
trzymał go pod strażą, lecz nie kazał związać; tymczasem przypuściw
szy nagły szturm do miasta, dzięki zaskoczeniu zdobywa j e i każe wy
rżnąć wszystkich znajduj ących się tam Arkadyjczyków i barbarzyńców.
Później zgodnie z danym przyrzeczeniem wprowadza z powrotem Hip-
35-37 KSIĘGA TRZECIA 157
1 1 - Wojna peloponeska
1 62 WOJNA PELOPONESKA 43
Kto bowiem upiera się przy tym, że słowa nie są nauczycielami czy
nów, jest albo głupcem, albo ma w tym j akieś swoje własne cele; głup
cem jest, j eśli myśli, że istnieje j akiś inny środek poza słowem, który
by mógł rzucić światło na przyszłość i rzeczy zakryte; ma zaś własne
swoje cele, jeśli chcąc nakłonić słuchaczy do czegoś złego i nie maj ąc
zaufania, czy potrafi złą sprawę poprzeć pięknym słowem, stara się za
pomocą zręcznych oszczerstw zastraszyć swych przeciwników i słucha
czy. Najniebezpieczniej si zaś są ci, którzy mówców oskarżaj ą o prze
kupstwo . Jeśliby bowiem zarzucali głupotę, to ten, który by nie odniósł
sukcesu, odchodziłby z opinią raczej człowieka nierozumnego niż nie
uczciwego; kiedy zaś stawia się zarzut przekupstwa, w razie powodze
nia mówcy podejrzenie pozostaj e, a w razie niepowodzenia mówca ma
opinię nie tylko nieudolnego, ale także nieuczciwego . Państwo w tym
stanie rzeczy żądnego nie ma pożytku: gdy się nastraszy mówców, zo
staje ono pozbawione doradców. Najlepiej by też było, gdyby nie istnie
li dobrzy mówcy, gdyż w ten sposób rzadko dochodziłoby do błędnych
decyzj i. Trzeba, żeby dobry obywatel nie zastraszał swych przeciwni
ków, lecz szanując swobodę sowa, starał się wykazać, że j ego argumen
ty są lepsze; państwo rozumnie urządzone nie powinno dobrych dorad
ców wyróżniać nowymi zaszczytami, nie powinno jednakże zmniejszać
dotychczasowego uznania; nie powinno także na tego, któremu nie
udało się odnieść sukcesu, nakładać kary, a tym bardziej mieć go w
pogardzie. Wtedy dobry doradca nie będzie dążył do dalszych wyróż
nień, schlebiaj ąc ludowi i przemawiaj ąc wbrew swemu przekonaniu, a
ten, komu się nie udało odnieść sukcesu, nie będzie próbował w tym
samym celu pozyskiwać sobie ludu pochlebstwem.
Otóż my postępujemy wręcz przeciwnie; prócz tego, j eśli ktoś jest
podejrzany o chęć zysku, nie słucha się nawet najlepszych j ego rad,
odnosząc się do niego z zawiścią i z nieuzasadnionym podejrzeniem
wbrew oczywistemu interesowi państwa. Do tego j uż bowiem doszło,
że dobre rady, po prostu wypowiedziane, nie mniej sze budzą podejrze
nie od złych. Stąd nie tylko ten, kto was namawia do najgorszych rze
czy, musi używać sztuczek, żeby lud pozyskać, lecz nawet ten, który
daj e pożyteczne rady, musi się uciekać do kłamstwa, żeby zdobyć za
ufanie. Jesteśmy jedynym państwem, któremu, dlatego że j ego obywa
tele są przemądrzali, niepodobna służyć po prostu i bez wykrętów: kto
bowiem otwarcie coś dobrego doradza, popada w podejrzenie, że w skry
tości powoduje się chęcią zysku. Nawet j ednak przy tym stanie rzeczy
44-45 KSIĘGA TRZEC IA 1 63
dla nas korzystne na przyszłość i już teraz groźne dla nieprzyj aciół; kto
bowiem dobrą decyzj ę podejmuje w stosunku do przeciwników, silniej
szy j est od tego, kto stosuj e wobec nich ślepą i bezrozumną przemoc".
Tak przemówił Diodoto s . Ateńczycy po wysłuchaniu tych dwóch
sprzecznych przemówień różne mieli poglądy na sprawę. W głosowa
niu podzieliły się głosy prawie na równi, zwyciężył j ednak wniosek
Diodotosa. Zaraz też pospiesznie wyprawili drugi trójrzędowiec, ażeby
poprzednio wysłany nie przyszedł wcześniej i miasto nie zostało znisz
czone: pierwszy statek wypłynął o dwadzieścia cztery godziny wcześ
niej . Wobec tego, że posłowie mityleńscy przygotowali dla załogi okrę
towej wino i chleb i przyrzekli wysokie nagrody, j eśli zdąży na czas,
żegluga odbywała się tak pośpiesznie, że posiłki składaj ące się z chleba
zamoczonego w winie i oliwie spożywano podczas wiosłowania, które
odbywało się bez przerwy na zmiany: j edni wiosłowali, drudzy spali.
Wobec tego zaś, że nie wiały przeciwne wiatry i pierwszy okręt, j adąc z
przykrą misją, nie spieszył się zbytnio, a drugi - j ak wspomniano -
przyspieszał podróż, pierwszy okręt wyprzedził drugi o tyle, że Paches
zdążył zaledwie przeczytać uchwałę i zastanawiał się nad j ej wykona
niem; w tej chwili właśnie zjawił się drugi okręt z rozkazem wstrzyma
nia egzekucj i. Tak bliska zagłady była wówczas Mitylena.
Wszystkich tych, których Paches odesłał do Aten j ako głównych
sprawców buntu, zabili Ateńczycy na wniosek Kleona: było ich nieco
ponad tysiąc. Następnie zburzyli Ateńczycy mury Mityleny i skonfisko
wali okręty. Na przyszłość nie nałożyli żadnej daniny na Lesbij czyków,
lecz podzieliwszy wyspę - z wyjątkiem terytorium Metymny - na trzy
tysiące działek, trzysta z nich poświęcili bogom, resztę zaś przeznaczy
li dla swych osadników wybranych losem; dla tych kolonistów ziemię
uprawiali nadal Lesbij czycy, lecz za każdą działkę musieli płacić rocz
nie czynsz dzierżawny w wysokości dwóch min* . Ateńczycy obj ęli rów
nież miasta na lądzie stałym, należące dotąd do Mityleńczyków; odtąd
podlegały one Ateńczykom. Taki obrót wzięły sprawy na Lesbos .
Tego samego lata po zdobyciu Lesbos wyprawili się Ateńczycy pod
wodzą Nikiasa, syna Nikeratosa, na wyspę Minoę, leżącą naprzeciw
Megary; Megaryjczycy wystawili tam wieżę i obsadzili załogą. Nikias
chciał stworzyć tutaj wartownię, gdyż Minoa leżała bliżej Aten niż
wartownie na Budoros i Salaminie; okręty peloponeskie nie mogłyby
już wtedy w taj emnicy przed Ateńczykami podej mować stąd wypraw
woj ennych i korsarskich; ponadto chciał zamknąć wj azd do Megary.
52-53 KSIĘGA TRZECIA 1 67
kie i nie można na nie dać odpowiedzi prawdziwej bez szkody dla sie
bie ani też nieprawdziwej , gdyż nieprawdę łatwo można udowodnić. Ze
wszystkich stron osaczeni, znaj dujemy się w przymusowym położeniu.
Dlatego też wydaje się nam bezpieczniej zaryzykować i przemówić: bo
gdybyśmy milczeli w tych warunkach, można by nam postawić zarzut,
że gdybyśmy przemówili, moglibyśmy się byli uratować. Trudno jest
również was przekonać. Gdybyśmy się bowiem nie znali dobrze nawza
jem, to przytoczywszy nieznane wam świadectwa, moglibyśmy odnieść
korzyść, jednakże przemawiamy do ludzi dobrze sprawę znających; nie
to nas niepokoi, że nie ocenicie naszych zasług na równi z waszymi,
robiąc nam z tego zarzut, ale że stoimy w obliczu już gotowego wyro
ku, którym chcecie się komu innemu przysłużyć.
Postaramy się j ednak wykazać słuszność naszego stanowiska w
sporze z Tebańczykami, wspomnimy o dobrodziej stwach wyświadczo
nych przez nas i wam, i wszystkim innym Hellenom i będziemy usiło
wali was przekonać. Jeśli idzie o krótkie zapytanie, czy wyświadczyli
śmy coś dobrego w tej wojnie Lacedemończykom i ich sprzymierzeń
com, to j eśli stawiacie nam to pytanie j ako waszym wrogom, nie mo
żecie uważać się za pokrzywdzonych, j eśliśmy wam nic dobrego nie wy
świadczyli; j eśli zaś kierujecie to pytanie do nas j ako do swych przyja
ciół, to raczej winę ponoszą ci, którzy przeciw nam wyprawę podjęli.
Podczas pokoju i w czasie wojny perskiej okazaliśmy się dzielnymi
mężami; pokoju nie zerwaliśmy pierwsi, w wojnie o wyzwolenie Hella
dy* braliśmy udział j ako jedyni spośród Beotów. Mimo że nie mieszka
my nad morzem, braliśmy udział w bitwie morskiej pod Artemizj on;
również w bitwie stoczonej na naszej ziemi stanęliśmy przy was i Pau
zaniasie i zawsze współdziałaliśmy nawet ponad siły w chwilach groź
nych dla Hellady. Rpwnież wam samym, Lacedemończycy, przyszliśmy
z pomocą, wysyłając j edną trzecią naszych woj sk, kiedy po trzęsieniu
ziemi zawisło nad Spartą najgroźniej sze niebezpieczeństwo: bunt he
lotów na Itome; nie godzi się o tym zapominać.
Takimi więc byliśmy w owych dawnych czasach w chwilach przeło
mowych; nieprzyj aciółmi staliśmy się dopiero później , i to z waszej
winy. Kiedy bowiem na skutek gwałtów Tebańczyków prosiliśmy was o
przymierze, odmówiliście i kazaliście się nam zwrócić do Ateńczyków
j ako bliższych sąsiadów twierdząc, że wy j esteście zbyt daleko; w woj
nie nic złego od nas nie doznaliście ani wam to nawet nie groziło. Jeśli
nie chcieliśmy opuścić Ateńczyków na wasze wezwanie, to nie wyrzą-
56 KSIĘGA TRZECIA 1 69
cie u ich boku i nie powołujcie się obecnie na zawarte dawniej przy
mierze j ako na coś, co powinno was teraz zachować od zguby. Opuści
liście bowiem to przymierze i pogwałciwszy j e, pomagaliście Ateńczy
kom w ujarzmianiu Ajginetów i innych sprzymierzeńców zamiast temu
przeszkadzać; działo się to zaś nie wbrew waszej woli, tak j ak u nas :
mieliście bowiem ten sam ustrój, który teraz macie, i nikt was do tego
nie zmuszał . Nie usłuchaliście również ostatniego wezwania przed
oblężeniem, gdy zwrócono się do was o zachowanie neutralności. Któż
więc bardziej zasługuje na nienawiść całej Hellady niż wy, co dążycie
do j ej zguby, a zasłaniacie się swą szlachetnością ? Wasze dawniej sze
szlachetne postępowanie, o którym opowiadacie, było sprzeczne z praw
dziwą waszą naturą, która obecnie wyraźnie się uj awniła: poszliście
bowiem razem z Ateńczykami drogą bezprawia. Tyle o naszym wymu
szonym stanowisku po stronie Persów i o waszym dobrowolnym związ
ku z Atenami.
Jeśli idzie o tę ostatnią, rzekomo wyrządzoną wam krzywdę - twier
dzicie bowiem, że napadliśmy na wasze państwo w czasie pokoju i pod
czas święta księżyca - to uważamy, że nie dopuściliśmy się większego
przewinienia od was samych. Gdybyśmy bowiem samowolnie wpadli
do waszego miasta, walczyli i niszczyli wasz kraj, to postąpilibyśmy
niegodnie; jeżeli j ednak wasi pierwsi obywatele, możni bogactwem i
pochodzeniem, wezwali nas z własnej woli, chcąc zerwać wasze przy
mierze z obcymi Ateńczykami i sprowadzić was z powrotem do trady
cj ą uświęconej wspólnoty beockiej , to gdzież w tym nasza wina? Prze
cież ci, którzy wzywaj ą, bardziej są winni od tych, którzy idą za wezwa
niem. Ale w tym wypadku, naszym zdaniem, nie są winni ani oni, ani
my. Będąc bowiem takimi samymi obywatelami j ak wy i więcej od was
maj ąc do stracenia, otwarli bramy miast i sprowadzili nas nie w zamia
rze wrogim, lecz przyj aznym; chcieli bowiem, by gorsza część waszych
obywateli nie brnęła dalej na złej drodze, a lepsza otrzymała to, co się
jej należało . Pragnęli zmienić wasze poglądy, nie gubiąc żadnego oby
watela, pragnęli powrotu do związku z pobratymcami. Nie chcieli z
nikim was poróżnić, lecz zapewnić wam pokoj owe współżycie ze
wszystkimi.
Dowodem, że nie przyszliśmy w charakterze nieprzyj aciół, j est to,
że nie krzywdziliśmy nikogo; ogłosiliśmy tylko, żeby każdy, kto pragnie
należeć do naszego uświęconego tradycj ą związku beockiego, przystą-
67 KSIĘGA TRZECIA 1 75
ich spotka, spotka ich na mocy prawa. Oni twierdzą, że poddali się w
walce, podnosząc ręce do góry, lecz tak nie j est, gdyż poddali się na
mocy układu, który oddał ich pod wasz sąd. Stańcie więc, Lacedemoń
czycy, twardo w obronie prawa helleńskiego, pogwałconego przez Pla
tejczyków i nam, niesprawiedliwie pokrzywdzonym, sprawiedliwie się
odwdzięczcie za naszą dla was życzliwość. Nie pozwólcie, żeby ich ar
gumenty pokonały nas w waszych oczach, i dajcie przykład Hellenom,
że nagród udzielacie za czyny, a nie za słowa; bo j eśli czyny są dobre, to
wystarczy krótkie oświadczenie, j eśli zaś są złe, to pokrywa się j e
ozdobnymi frazesami. Lecz jeśli j ako państwo przodujące rozstrzygnie
cie sprawę krótko i stanowczo, to nikt w przyszłości nie będzie się sta
rał szukać pięknych słów dla złych czynów" .
W ten sposób przemówili Tebańczycy. Lacedemońscy sędziowie za
decydowali, że krótkie zapytanie, czy Platejczycy wyświadczyli im coś
dobrego podczas obecnej wojny, j est wystarczaj ące. Już przedtem bo
wiem wzywali ich do zachowania pokoju na mocy dawnego układu,
zawartego z Pauzaniasem po wojnach perskich, i później po raz drugi
przed rozpoczęciem oblężenia proponowali im neutralność. Obecnie,
wobec odrzucenia przez Platejczyków ich propozycj i, uważali się za
zwolnionych od zobowiązań i za pokrzywdzonych. Polecili wprowadzać
Platej czyków poj edynczo i zadawali im j eszcze raz pytanie, czy podczas
obecnej wojny wyświadczyli coś dobrego Lacedemończykom i ich sprzy
mierzeńcom. Otrzymawszy odpowiedź przeczącą, kazali ich wyprowa
dzać i bez wyjątku zabijać. Zginęło wtedy nie mniej niż dwustu Platej
czyków i dwudziestu pięciu Ateńczyków, którzy znaj dowali się wśród
oblężonych. Kobiety sprzedano w niewolę. Na przeciąg roku oddano
miasto politycznym emigrantom z Megary i tym swoim zwolennikom
spośród Platejczyków, którzy j eszcze pozostali przy życiu. Później , zbu
rzywszy je do fundamentów, wybudowano koło świątyni Hery zajazd
dla przyjezdnych, długi i szeroki na dwieście stóp, w którym wokół
znajdowały się izby na górze i na dole. Do budowy użyto dachów i drzwi
z domów platejskich. Z pozostałego sprzętu z brązu i żelaza znalezio
nego w mieście sporządzili Lacedemończycy ozdobne łoża i poświęcili
je Herze, wybudowawszy dla niej kamienną świątynię długości stu
stóp. Ziemię skonfiskowali i wydzierżawili na dziesięć lat; uprawiali j ą
Tebańczycy. Zresztą taka surowość Lacedemończyków w stosunku do
Platejczyków tłumaczy się ich przychylnością dla Tebańczyków; sądzi
li bowiem, że Tebańczycy będą im użyteczni w świeżo wówczas rozpo-
69-70 KSIĘGA TRZECIA 1 77
12 - Wojna peloponeska
1 78 WOJNA PELOPONESKA 7 1 - 74
żone miały wartość tylko do chwili, gdy jedna ze stron nie poczuła się
silniej sza; przy pierwszej zaś sposobności ten, kto zyskał na sile, wi
dząc przeciwnika bezbronnego, nie dotrzymywał układu. Zamiast bo
wiem otwarcie wrogo występować, chętniej łamano układy, nie tylko
dlatego, że nie narażało to na duże niebezpieczeństwa, ale że jeszcze w
nagrodę za podstęp przynosiło sławę przebiegłości. Większość bowiem
ludzi woli uchodzić za przebiegłych nicponiów niż dobrodusznych po
czciwców: pierwszym się chełpią, drugiego się wstydzą. Źródłem tego
wszystkiego była żądza panowania, dążąca do zdobycia bogactw i za
spokojenia ambicji, a stąd wybuchały rywalizacje, wkraczały w grę na
miętności. Przywódcy polityczni jednej i drugiej partii posługiwali się
pięknymi hasłami, mówili o równouprawnieniu wszystkich obywateli
albo o rządach rozumnej arystokracji, ale w rzeczywistości, mówiąc o
sprawie ogólnej , walczyli między sobą o swe prywatne interesy. Uży
wając wszelkich metod w walce o pierwszeństwo, odważali się nawet
na największe okropności, a w zemście nie oglądali się ani na prawo,
ani na interes publiczny, lecz kierowali się wyłącznie samowolą. Czy
to za pomocą niesprawiedliwych wyroków sądowych, czy też przemocą
gotowi byli zaspokaj ać swe namiętności. Żadna partia nie szanowała
świętości, a dobre imię zyskiwali ci, którzy za pomocą pięknych słów
osiągali coś niegodnego. Bezpartyj nych zaś obywateli gnębiły obie stro
ny, dlatego że nie brali udziału w walce i że zazdroszczono im spokoju.
Tak więc walki partyjne stały się źródłem wszelkiego rodzaju zbrod
ni w Grecj i; dobroduszność, która przede wszystkim opiera się na szla
chetności, wydana na pośmiewisko, w ogóle zaniknęła, natomiast
wszędzie spotkać można było wrogą i nieufną postawę; na to bowiem,
żeby usunąć brak zaufania, żadne słowo nie było dostatecznie silne,
żadna przysięga dostatecznie groźna. Ponieważ nie można było zaufać
nikomu, każdy starał się sam przezornie zabezpieczyć przed krzywdą,
a nie ufać obcym zapewnieniom . Przeważnie też górą byli ludzie ogra
niczeni: w poczuciu słabości, w obawie przed przewagą umysłową prze
ciwników, śmiało przystępowali do czynu wiedząc, że jeśli zawczasu nic
nie zrobią, ulegną wymowie i bystrej inteligencj i przeciwnika. Ci zaś,
którzy uważali, że nie trzeba stosować siły tam, gdzie wyniki można
osiągnąć inteligencj ą, lekceważyli sobie takie postępowanie i wskutek
tego, często bezbronni, ginęli.
Na Korkirze po raz pierwszy popełniono wiele z tych strasznych czy
nów. Straszne były zarówno akty zemsty dokonane przez lud mszczący
1 84 WOJNA PELOPONESKA 85-86
się na tych, którzy w czasie swych rządów okazali więcej buty niż roz
sądnego umiaru, jak i bezprawia dokonane dla uwolnienia się od nę
dzy, a przede wszystkim z chęci obrabowania współobywateli; okrut
nych i bezlitosnych czynów dopuścili się także i ci, co nie działali z
chęci zysku, lecz pod wpływem bezkarności i roznamiętnienia wystę
powali w imię równości. Kiedy przy ogólnym zamieszaniu w mieście
zwycięstwo nad prawami odniosła natura ludzka, mająca zawsze po
ciąg do ich zgwałcenia, okazało się, że chętnie puszcza cugle namięt
ności, że góruje nad sprawiedliwością i nie chce mieć nikogo nad sobą.
Ludzie nie stawialiby bowiem zemsty ponad słuszność i zysku ponad
uczciwość, gdyby zawiść nie wywierała na nich tak zgubnego wpływu.
Ogarnięci żądzą zemsty, lubią gwałcić korzystne dla wszystkich prawa,
i to nawet takie, które im samym w razie niepowodzenia dają nadzieję
ratunku. Toteż brak im tych praw później, kiedy ich potrzebują, zna
lazłszy się w niebezpieczeństwie.
Korkirejczycy pierwsi dali się ponieść takiej wzajemnej nienawiści.
Kiedy Eurymedont i Ateńczycy odpłynęli na okrętach, emigranci kor
kirejscy - uratowało się ich bowiem około pięciuset - zajęli fortyfikacje
na lądzie stałym i opanowali część terytorium korkirejskiego naprze
ciw wyspy. Stamtąd podejmowali wyprawy łupieskie przeciw miesz
kańcom wyspy i wiele im szkód wyrządzali; straszny też głód zapano
wał w mieście. Wysłali również poselstwa do Lacedemonu i Koryntu z
prośbą o pomoc i ułatwienie im powrotu na Korkirę. Kiedy jednak nie
mogli tego uzyskać, przygotowawszy po pewnym czasie okręty i zwer
bowawszy najemników, przeprawili się na wyspę w ogólnej liczbie
mniej więcej sześciuset ludzi. Spalili okręty, żeby odciąć sobie nadzieję
odwrotu, w razie gdyby kraju nie udało się opanować. Wyszedłszy na
górę Istone i zbudowawszy tam umocnienia, gnębili mieszkańców mia
sta, panując nad krajem.
Pod koniec tego lata Ateńczycy wysłali na Sycylię dwadzieścia okrę
tów pod wodzą Lachesa, syna Melanoposa, i Charojadesa, syna Eufile
tosa: Syrakuzańczycy bowiem i Leontyńczycy rozpoczęli wojnę między
sobą. Sprzymierzeńcami Syrakuzańczyków były wszystkie prócz Kama
ryny miasta doryckie, które już na początku wojny stanęły po stronie
Lacedemończyków, ale dotychczas w wojnie udziału nie wzięły. Po stro
nie Leontyńczyków stanęły miasta chalkidyjskie i Kamaryna. Z Gre
ków italskich sprzymierzeńcami Syrakuzańczyków byli Lokrowie, a
sprzymierzeńcami Leontyńczyków mieszkańcy Region ze względu na
8 7-89 KSIĘGA TRZECIA 1 85
Że zaś odbywał się tam także agon muzyczny i że przybywali tam arty
ści, by wziąć w nim udział, wskazuje również Homer w słowach tego
samego hymnu. Pochwaliwszy bowiem kobiecy chór na Delos, w ten
sposób kończy pochwałę, wspominając także o samym sobie:
13 - Wojna peloponeska
1 94 WOJNA PELOPONESKA 1 0 7- 1 08
Następnego lata, w czasie gdy zboże się kłosi, dziesięć okrętów syra
kuzańskich i tyleż lokryjskich zajęło Messynę na Sycylii; sprowadzili
je tam sami Messyńczycy i Messyna oderwała się od Ateńczyków. Uczy
nili to Syrakuzańczycy przede wszystkim dlatego, że zdawali sobie spra
wę z ważności strategicznej tego punktu, skąd można było atakować
Sycylię, i z obawy, żeby Ateńczycy nie zaatakowali ich kiedyś stamtąd z
większą siłą. Lokrowie zaś wzięli udział w tym przedsięwzięciu z nie
nawiści do Region, pragnąc je otoczyć z obu stron nieprzyj aciółmi.
Równocześnie wpadli oni z całą siłą zbroj ną do kraju Regiończyków,
żeby ci nie mogli przyj ść na pomoc Messynie; namówili ich do tego
emigranci z Region, którzy u nich bawili. W Region bowiem od dłuż
szego czasu panowały walki partyjne; dlatego też miasto nie zdołało się
oprzeć Lokrom, co tym bardziej zachęcało tych ostatnich do ataku.
Spustoszywszy kraj , wycofała się piechota lokryj ska, flota zaś pilnowa
ła Messyny; również inne okręty obsadzone załogą miały tam zawinąć
i dalszą woj nę stamtąd prowadzić.
Mniej więcej w tej samej porze, zanim j eszcze zboże zakwitło, Pelo
ponezyjczycy i ich sprzymierzeńcy wpadli pod wodzą króla lacedemoń
skiego Agisa, syna Archidamosa, do Attyki i rozłożywszy się obozem,
pustoszyli kraj . Ateńczycy wysłali na Sycylię czterdzieści okrętów i
dwóch pozostałych wodzów, Eurymedonta i Sofoklesa; trzeci z wodzów
bowiem, Pitodor, już przedtem zjawił się na Sycylii. Zlecili im, żeby po
drodze pomogli znajduj ącym się w mieście Korkirejczykom, którym we
znaki dawali się emigranci przebywaj ący na górze. Również Pelopone
zyjczycy wysłali sześćdziesiąt okrętów na pomoc emigrantom; spodzie
wali się bowiem, że wobec wielkiego głodu w mieście łatwo opanują
3-5 KSIĘGA C ZWARTA 20 1
rze fakt, że woj sko ich było j eszcze pod Atenami. Ateńczycy wystawiw
szy mur od strony lądu i umocniwszy w ciągu sześciu dni punkty, któ
re tego najwięcej potrzebowały, pozostawili na straży Demostenesa z
pięcioma okrętami, sami zaś z większą częścią floty pospiesznie ruszy
li ku Korkirze i Sycylii.
Peloponezyjczycy będący w Attyce, dowiedziawszy się o wzięciu Pi
los, szybko wycofali się do domu, gdyż Lacedemończycy oraz ich król
Agis uważali, że sprawa Pilos bliżej ich obchodzi. Poza tym, podj ąwszy
wcześnie naj azd, zanim j eszcze zboże dojrzało, nie mieli dostatecznej
żywności dla wielkiej liczby woj ska, a gorsza niż zwykle w tej porze
roku pogoda dawała im się we znaki. Tak więc wiele czynników złożyło
się na to, że opuścili Attykę wcześniej i że naj azd ten był najkrótszy ze
wszystkich: przebywali w Attyce zaledwie piętnaście dni.
W tym samym czasie strateg ateński Symonides dostał w swe ręce
na skutek zdrady Eion, kolonię mendej ską na wybrzeżu trackim, która
stała po stronie nieprzyj acielskiej; zebrał w tym celu załogi z pobliskich
fortec i wielką liczbę tamtej szych sprzymierzeńców. Lecz kiedy Chal
kidyjczycy i Bottyjczycy przyszli z natychmiastową odsieczą, wypędzo
no go stamtąd, przy czym poniósł duże straty.
Po wycofaniu się Peloponezyjczyków z Attyki sami Spartanie i naj
bliżej mieszkający Sparty periojkowie od razu wyruszyli na odbicie Pi
los; reszta Lacedemończyków zwlekała z wymarszem, ponieważ dopie
ro co wróciła z innej wyprawy. Wezwano j ednak cały Peloponez do szyb
kiego marszu na Pilos; takie samo polecenie wysłano również do sześć
dziesięciu okrętów w Korkirze, które przeniesione przez międzymorze
leukadyj skie, uszedłszy w ten sposób uwagi floty ateńskiej koło Dza
kintos, zj awiły się koło Pilos; stawiła się też armia lądowa. Demoste
nes zaś j eszcze wtedy, kiedy flota peloponeska była w drodze, wysyła
zawczasu dwa okręty z wezwaniem do Euryrnedonta i floty ateńskiej
koło Dzakintos, żeby przybyli, bo pozycj a w Pilos jest zagrożona. Okrę
ty zgodnie z poleceniem Demostenesa płynęły szybko . Lacedemończy
cy przygotowali się do natarcia na fortyfikacj e od strony lądu i morza,
spodziewaj ąc się, że łatwo zawładną nimi, wobec tego, że umocnienia
były robione pospiesznie i słabą miały obsadę. Licząc się zaś z przyby
ciem floty ateńskiej z Dzakintos, postanowili, j eśliby się im nie udało
wcześniej zdobyć miej sca, zablokować wj azd do przystani, aby Ateń
czycy nie mogli tam zawinąć. Wyspa bowiem zwana Sfakterią, osłania
jąca ten port i leżąca całkiem blisko niego, zostawia tylko dwa wąskie
9 KSIĘGA CZWARTA 203
ciel będzie się starał wylądować, gdyż fortyfikacje były tam najsłabsze.
Nie umacniali bowiem dokładnie tego miejsca; uważali, że na morzu
nie ulegną obcym okrętom, a w razie gdyby nieprzyjacielowi udało się
wylądować, to pozycji tej nie dałoby się utrzymać. Tutaj więc, nad sa
mym brzegiem morza, ustawił swych hoplitów, aby - jeśli się uda -
udaremnić nieprzyjaciołom lądowanie, i tak zachęcił żołnierzy:
„Mężowie, którzy razem ze mną stanęliście w obliczu grożącego nie
bezpieczeństwa! Niechaj nikt z was w tym ciężkim położeniu nie roz
waża i nie zastanawia się nad groźną sytuacją, lecz raczej bez zastano
wienia, pełen otuchy, niech rusza na nieprzyjaciela wierząc, że i z tego
niebezpieczeństwa się wydobędzie. W przymusowych okolicznościach,
takich jak obecnie, niepotrzebne jest rozumowanie, lecz możliwie szyb
ka decyzja. Ja zaś widzę, że mamy lepsze szanse, jeśli tylko zechcemy
wytrwać, jeśli nie przerazi nas liczba nieprzyjaciół i nie damy sobie
wyrwać przewagi. Na korzyść bowiem naszą przemawia niedostępność
terenu; jeśli wytrwamy, będzie naszym sprzymierzeńcem, jeśli zaś cof
niemy się, to miejsce trudne stanie się z braku oporu łatwo dostępne,
a nieprzyjaciel tym zacieklej będzie napierał wiedząc, że w razie klęski
ma utrudnioną możliwość odwrotu. Dopóki bowiem są na okrętach,
łatwo ich można pokonać, kiedy jednak już wylądują, szanse będą rów
ne. Przewagi liczebnej nie należy się zbytnio obawiać; chociaż bowiem
jest ich wielu, to jednak walka toczyć się będzie w małych oddziałach z
powodu trudności związanych z lądowaniem. Nie jest to bowiem bit
wa lądowa, gdzie przy podobnych warunkach decyduje przewaga liczeb
na, lecz bitwa prowadzona z okrętów i zawisła od wielu okoliczności,
tak jak to bywa na morzu. Także trudności, jakie staną przed nimi,
zrównoważą, jak sądzę, naszą małą liczbę. Jako Ateńczycy, znacie z
własnego doświadczenia trudności lądowania, wiecie, jak trudno jest
sforsować ląd z morza, jeśli przeciwnik wytrwa i pozostanie na miej
scu nie dając się zastraszyć szumowi fal i groźnemu widokowi nadpły
wającej floty. Wzywam was, żebyście wytrwali i odpierając nieprzyja
cielskie natarcie na samym skraju wybrzeża, uratowali siebie samych i
naszą pozycję".
Po tym przemówieniu Demostenesa Ateńczycy nabrali większej od
wagi i wyszedłszy na wybrzeże, ustawili się nad samym morzem. Lace
demończycy, ruszywszy do natarcia, zaatakowali swym wojskiem lą
dowym fortyfikacje, a równocześnie usiłowali lądować z czterdziesto
ma trzema okrętami. Na pokładzie znajdował się w charakterze nauar-
12-13 KSIĘGA CZWARTA 205
14 - Wojna peloponeska
210 WOJNA PELOPONESKA 22-23
ności; ponieważ okręty nie mogły się pomieścić w porcie, tylko część
załogi spożywała posiłek na lądzie stałym, podczas gdy część pozosta
wała na statkach. Największe zniechęcenie wywoływało beznadziejne
przedłużanie się całej sprawy; pierwotnie myśleli, że załoga zamknięta
na małej wyspie, używając jedynie wody morskiej, podda się w ciągu
kilku dni. Tymczasem Lacedemończycy ustanowili wielką nagrodę dla
każdego, kto dostarczy na wyspę mąkę, wino, ser albo inne artykuły
spożywcze, mogące pomóc w przetrwaniu oblężenia; a helotom w ta
kim wypadku przyrzeczono nawet wolność. Toteż niekiedy, zwłaszcza
helotom, udawały się te ryzykowne wyprawy. Wypływali gdzieś z wy
brzeża peloponeskiego i podpływali jeszcze w nocy na wody otaczające
wyspę od strony morza. Wykorzystywali te chwile, w których wiatr
niósł ich ku wyspie; wtedy bowiem, kiedy wiał od morza, łatwiej moż
na było zmylić czujność statków ateńskich, którym trudno było wów
czas krążyć dokoła wyspy. Heloci nie zważali na to, że statek ich się
rozbije, gdyż jeszcze przed wyjazdem szacowano statki, a sumę za roz
bite statki zwracano właścicielom. W miejscach, gdzie miało nastąpić
lądowanie, czuwali hoplici spartańscy. Tych, którzy ryzykowali podczas
bezwietrznej pogody, wyłapywali Ateńczycy. Także nurkowie płynęli
pod wodą na Sfakterię od strony przystani, ciągnąc za sobą na linie
wory z makówkami nasyconymi miodem i z potłuczonymi ziarnami
lnu; z początku też udawało im się przedostawać niepostrzeżenie, póź
niej Ateńczycy przedsięwzięli środki ochronne. Tak więc na wszystkie
sposoby obie strony prześcigały się w pomysłach: Lacedemończycy -
żeby dostarczyć żywności, Ateńczycy - żeby ich w porę wyśledzić.
Ateńczycy w mieście, otrzymując wiadomości o trudnym położeniu
swego wojska i o przewożeniu żywności na Sfakterię, nie wiedzieli, co
począć. Bali się, żeby zima nie zastała ich przy oblężeniu, bo wtedy do
wóz żywności dla wojska dokoła Peloponezu byłby niemożliwy, zwłasz
cza że nawet w lecie nie mogli dostarczać jej w dostatecznej ilości; zda
wali sobie również sprawę z tego, że w okolicy pozbawionej portów
trudno będzie kontynuować blokadę, jeśli zaś zaprzestaną patrolowa
nia, załoga ze Sfakterii, upatrzywszy porę burzliwą, uratuje się albo
nawet odpłynie na łodziach, które jej dowoziły żywność. Najwięcej zaś
niepokoiło ich stanowisko Lacedemończyków, którzy widocznie czuli
się pewni, skoro nie ponawiali rozmów; zaczęli więc Ateńczycy żało
wać, że nie przyjęli ówczesnych propozycji pokojowych. Kleon, zorien
towawszy się, że opozycja zwraca się przeciw niemu, ponieważ stanął
214 WOJNA PELOPONESKA 28
1 5 - Wojna peloponeska
226 WOJNA PELOPONESKA 55-57
wać, lecz tych, którzy chcą się podporządkować: naturze ludzkiej wro
dzona jest chęć panowania nad tymi, którzy ustępują, lecz również
wrodzona czujność przed napastnikiem. Jeśli to rozumiemy, a mimo
to nie stosujemy odpowiednich środków zaradczych, jeśli przychodzi
my tutaj uważając, że nie jest naszym najważniejszym zadaniem wspól
nie obmyślić obronę przed grożącym nam niebezpieczeństwem, to po
pełniamy niewybaczalny błąd. Najszybszą drogą wiodącą do celu jest
zawarcie wzajemnego porozumienia; Ateńczycy nie prowadzą bowiem
wojny z nami z Aten, lecz z tych miast, które ich wzywają. W ten spo
sób nie wojna zapobiegnie innej wojnie, lecz pokój bez wielkich zacho
dów położy kres naszym sporom; a ci, którzy wezwani przybyli tu pod
pięknym pozorem, w rzeczywistości zaś ze złymi zamiarami, odejdą,
nie osiągnąwszy celu i pozbawieni powodów do interwencji.
Takie są korzyści, jakie osiągniemy w stosunku do Ateńczyków, je
śli poweźmiemy mądre postanowienie. Ale czy i ze względu na nas
samych nie powinniśmy zawrzeć pokoju, który powszechnie uznany
jest za najwyższe dobro? Albo czyż mylicie, że jeśli komuś się powodzi,
a innemu nie, to wojna w większej mierze niż pokój położy kres czy
imś niepowodzeniom lub lepiej zapewni czyjeś powodzenie? Czyż nie
sądzicie, że raczej pokój niż wojna stwarza warunki do osiągnięcia sła
wy i świetności, i wielu innych dóbr, o których obszernie można by
rozprawiać? W ziąwszy to pod rozwagę, nie należy lekceważyć moich
słów, lecz wykorzystać je dla własnego dobra. A jeśli ktoś, pewien swo
jej sprawy, sądzi, że zdoła ją przeprowadzić bądź na drodze prawa, bądź
siłą, to niechaj uważa, żeby wbrew swemu oczekiwaniu nie doznał
porażki; niechaj wie, że jedni, którzy chcieli pomścić swe krzywdy lub
siłą innym coś wydrzeć, nie dokonali swej zemsty, lecz, przeciwnie,
nawet znaleźli się w niebezpieczeństwie, inni zamiast się wzbogacić,
sami jeszcze straty ponieśli. Z tego, że ktoś naprawdę został pokrzyw
dzony, nie wynika jeszcze, że towarzyszyć mu będzie szczęście w chwi
li zemsty, a siła nie zawsze zapewnia powodzenie. Wszystkim rządzi
niedająca się przewidzieć przyszłość. Jest ona najbardziej zawodna, a
jednocześnie w tym korzystna, że wszyscy na równi się jej boimy, i dla
tego zastanawiamy się, zanim kogoś zaatakujemy.
„Teraz, gdy ostrzega was zarówno lęk przed nieznaną przyszłością,
jak i groźna obecność Ateńczyków, gdy już wyjaśniliśmy sobie, dlacze
go nikt z nas nie osiągnął swoich zamierzeń, odprawmy z naszego kra
ju nieprzyjaciela, który wtargnął tu w złych zamiarach. Najlepiej sami
230 WOJNA PELOPONESKA 64-65
nocą. Kiedy już spiskowcy natarli się oliwą i zgromadzili koło bramy,
ktoś z wtajemniczonych zdradza cały podstęp innym obywatelom. Wte
dy ci zbiegli się tłumnie i oświadczyli, że nie należy wychodzić z mia
sta, gdyż i dawniej, chociaż byli silniejsi, nigdy się na to nie ośmielali;
że nie wolno miasta narażać na jawne niebezpieczeństwo, i w razie
sprzeciwu grozili walką. Nie dawali poznać po sobie, że wiedzą coś o
planowanym zamachu, lecz upierali się przy swym zdaniu jako najbar
dziej zbawi.ennym dla miasta; równocześnie pilnowali bramy, tak że
spiskowcy nie mogli wykonać swych planów.
Wodzowie ateńscy spostrzegłszy, że zaszła jakaś przeszkoda i że nie
uda się siłą opanować miasta, postanowili natychmiast zbudować mur,
zamykający Nizaję; uważali bowiem, że Megara szybciej się podda, je
śli zdążą opanować Nizaję jeszcze przed nadejściem odsieczy. Wobec
tego od razu sprowadzono z Aten narzędzia, kamieniarzy i wszystko,
co do oblężenia potrzebne. Począwszy od opanowanych poprzednio dłu
gich murów Megary i w poprzecznym do nich kierunku budowano aż
do morza mur i rów po obu stronach Nizai. Pracę nad murem i rowem
rozdzielono między żołnierzy, którzy potrzebne do tego cegły i kamie
nie brali z przedmieść miejskich, ścinali drzewa i gdzie było trzeba,
stawiali palisadę. Na przedmieściach, na domach, stawiano blanki,
zamieniając je w ten sposób w punkty oporu. Tak pracowali przez cały
ten dzień; następnego dnia pod wieczór fortyfikacje były niemal ukoń
czone. Zamkniętych w Nizai ogarnęło przerażenie z powodu braku
żywności, gdyż normalnie zaopatrywani byli codziennie z Megary. Nie
spodziewając się rychłej pomocy ze strony Peloponezyjczyków i uwa
żając, że Megaryjczycy stoją po stronie Ateńczyków, zawarli z Ateńczy
kami układ, na mocy którego każdy z nich po wydaniu broni i złożeniu
okupu mógł odejść wolno; z Lacedemończykami, ich dowódcą i inny
mi mieli Ateńczycy postąpić według swego uznania. Na podstawie tego
układu opróżniono Nizaję. Ateńczycy zaś, zburzywszy część długich
murów przylegającą do miasta i objąwszy w posiadanie Nizaję, przygo
towywali się do dalszych działań.
Lacedemończyk Brazydas, syn Tellisa, znąjdował się właśnie wów
czas w okolicy Sykionu i Koryntu, przygotowując się do wyprawy prze
ciw Tracji. Dowiedziawszy się o zdobyciu długich murów, zląkł się o
załogę peloponeską w Nizai. Chcąc więc zapobiec wzięciu Megary,
wysyła wezwanie do Beotów, żeby szybko zjawili się z wojskiem we wsi
Trypodyskos w ziemi megaryjskiej u podnóża góry Geranei. Sam rów-
234 WOJNA PELOPONESKA 71-72
16 - Wojna peloponeska
242 WOJNA PELOPONESKA 87
państwa, oddał większość pod j arzmo mniej szości albo mniej szość pod
jarzmo większości. Takie bowiem rządy byłyby przykrzej sze do zniesie
nia od obcego panowania, a my, Lacedemończycy, w nagrodę za nasze
trudy nie zasłużylibyśmy na wdzięczność; zamiast zdobyć cześć i sła
wę narazilibyśmy się raczej na skargi i na te same zarzuty, które kieru
je się przeciw Ateńczykom i dla których właśnie prowadzimy z nimi
wojnę. Nienawiść do nas byłaby jeszcze silniej sza niż w stosunku do
tych, którzy nie zasłaniaj ą się pozorem bezinteresowności. Narodom
bowiem o pewnym znaczeniu większą ujmę przynosi, jeśli dążą do
zwiększenia swej potęgi przez podstępne oszustwo niż otwartą przemo
cą: ta droga znajduje przynajmniej pewnego rodzaju wytłumaczenie w
sile danej przez los, pierwsza zaś świadczy o podłości charakteru. Dla
tego też, że są to rzeczy dla was najważniej sze, postępujemy w nich z
największą ostrożnością.
Poza przysięgami nic nie może być dla was pewniej szą gwarancj ą
jak porównanie czynów ze słowami, które musi was doprowadzić do
przekonania, że propozycje moje są korzystne. Jeśli jednak odpowiecie
mi, że nie możecie się na nie zgodzić, jeśli uważacie, że możecie je od
rzucić bez szkody dla siebie, dlatego że jesteście nam przychylni, j eśli
będziecie twierdzić, że sprawa wolności nie j est dla was pozbawiona ry
zyka i że trzeba ją ofiarować tym, którzy mogą z niej zrobić użytek, a
nie narzucać jej każdemu wbrew woli, to biorę na świadków bogów
miej scowych i herosów, że przybyłem tu w przyj aznych zamiarach i że
zostałem odtrącony. Postaram się przemocą zmusić was do tego, pu
stosząc wasz kraj, uważaj ąc, że nie popełniam bezprawia i że postępo
wanie moje uzasadniaj ą dwa nieodparte względy: wzgląd na Lacede
mończyków, żeby mimo waszej życzliwości nie ponieśli szkody w
związku z daniną, jaką płacicie Ateńczykom, oraz wzgląd na Hellenów,
których wstrzymujecie od zrzucenia j arzma niewoli. Gdyby nie chodzi
ło tu o dobro ogólne, postępowanie nasze nie byłoby sprawiedliwe i nie
mielibyśmy racj i, uwalniaj ąc innych wbrew ich woli. My j ednak nie
dążymy do panowania, lecz staramy się innych powstrzymać w dąże
niu do niego . Jeślibyśmy, niosąc wszystkim niezależność, pozwolili
wam na sprzeciw, popełnilibyśmy niesprawiedliwość w stosunku do
większości Hellenów. Zastanówcie się więc nad tym dobrze i zechciej
cie być pierwszymi w walce o oswobodzenie Hellady i o zdobycie wiecz
nej sławy. Starajcie się zabezpieczyć przed szkodą i całemu waszemu
państwu zapewnić najpiękniej sze imię" .
88-90 KSIĘGA CZWARTA 243
od każdego innego . Zwykle bowiem narody, ufając swej sile tak j ak te
raz Ateńczycy, śmiało napadaj ą na tych sąsiadów, którzy zachowują się
spokoj nie i bronią się j edynie na swoj ej własnej ziemi, ale z daleko
mniejszym zapałem stawiaj ą czoło przeciwnikowi, który wyj dzie na ich
spotkanie poza obręb swego kraju i umie w odpowiedniej chwili sam
wystąpić zaczepnie. Najlepszego zaś przykładu dostarczyli nam sami
Ateńczycy: kiedy bowiem wykorzystuj ąc nasze spory wewnętrzne, opa
nowali nasz kraj , przez zwycięstwo odniesione nad nimi pod Koroneją
zapewniliśmy Beocji spokój z ich strony aż do dnia dzisiej szego. Pamię
taj ąc o tym, powinni starsi z nas okazać się godnymi swych dawnych
czynów, a młodsi j ako synowie tych, którzy byli niegdyś tak waleczni,
nie powinni przynieść ujmy odziedziczonym cnotom. Ufni w pomoc
boga, którego świątynię Ateńczycy świętokradczo zamienili na fortecę,
i ufni w ofiary, które pomyślnie dla nas wypadły, wspólnymi siłami
ruszaj my na nich i pokażmy, że j eśli chcą osiągnąć zdobycze, to nie
chaj napadaj ą na takich, którzy się nie bronią; nie unikną jednak walki
z ludźmi, którzy z dawien dawna walczą o wolność z bronią w ręku, i
nie uj arzmią niesprawiedliwie obcego kraju" .
Takimi słowami zachęcił Pagondas Beotów do marszu przeciw Ateń
czykom. Szybko prowadził woj sko, gdyż był to już wieczór. Kiedy do
tarł w pobliże obozu nieprzyj acielskiego, zatrzymał się za pagórkiem
leżącym w środku między obu woj skami, tak że się nie widzieli nawza
jem. Następnie ustawił się w szyku bojowym i przygotowywał do bit
wy. Kiedy doniesiono Hippokratesowi, znaj duj ącemu się koło Delion,
o nadej ściu Beotów, wysłał rozkaz do woj ska, żeby ustawiło się w szy
ku boj owym; niedługo potem sam się też zj awił, zostawiwszy koło
Delion mniej więcej trzystu konnych, ażeby strzegli miej sca przed
możliwym atakiem i upatrzywszy odpowiednią chwilę, zaatakowali
Beotów od tyłu. Jednakże Beoci postawili również naprzeciw nich od
dział, który miał ich zatrzymać. Beoci, ukończywszy przygotowania,
zj awili się na szczycie pagórka i zajęli pozycję w takim szyku bojowym,
w j akim mieli zamiar stoczyć bitwę; było ich razem mniej więcej sie
dem tysięcy hoplitów, ponad dziesięć tysięcy lekkozbrojnych, tysiąc
konnych i pięciuset peltastów. Prawe skrzydło zajmowali Tebańczycy i
ich najbliżsi sąsiedzi, środek mieszkańcy Haliartos, Koronei, Kopais i
innych okolic nad Jeziorem Kopaj skim, lewe skrzydło Tespijczycy, Ta
nagraj czycy i Orchomeńczycy. Na obu skrzydłach znaj dowała się kon
nica i lekkozbrojni. Tebańczycy stali w kolumnie po pięćdziesięciu lu-
246 WOJNA PELOPONESKA 94-96
kraju beockiego, obj ęliby go w posiadanie; i także teraz tej cząstki, któ
rą posiadaj ą, nie oddadzą dobrowolnie, gdyż j est ich własnością. Wody
użyli zmuszeni do tego sytuacj ą, w j akiej znaleźli się nie przez własną
zuchwałość, lecz dlatego, że musieli się bronić przed Beotami, którzy
pierwsi ich zaatakowali. Jest rzeczą prawdopodobną, że także bóg prze
baczy tym, którzy znajduj ą się na wojnie i w obliczu niebezpieczeństwa,
bo przecież nawet przy umyślnych przewinieniach szukaj ą ludzie opie
ki przy ołtarzach; o przekroczeniu zaś praw mówi się w stosunku do
tych, którzy bez konieczności popełnią coś złego, a nie w stosunku do
tych, którzy znaj duj ą się w przymusowym położeniu. Bardziej bezboż
nie postępują Beoci, j eśli wydanie poległych ateńskich uzależniaj ą od
oddania Delion, niż Ateńczycy, którzy nie chcą brać tego, co im się
słusznie należy, za cenę świątyni. Zażądali więc od Beotów wyraźnego
oświadczenia, że według tradycj i pod ochroną zawieszenia broni wyda
dzą zwłoki poległych, a nie dopiero pod warunkiem opuszczenia ziemi
beockiej, gdyż w gruncie rzeczy Ateńczycy nie znajduj ą się już na ziemi
beockiej, lecz na ziemi zdobytej orężem.
Na to Beoci taką dali odpowiedź: Jeśli Ateńczycy uważaj ą, że znaj du
ją się w Beocj i, to niechaj ten kraj opuszczą i zabiorą to, co do nich
należy; jeśli zaś uważaj ą, że znaj duj ą się na swoim własnym teryto
rium, to niech sami postanowią, co im wypada czynić. Chcieli przez to
powiedzieć, że pograniczne terytorium oropij skie, gdzie odbyła się bit
wa i gdzie leżały zwłoki poległych, należy do Aten i że temu się nie
sprzeciwiaj ą (w istocie Beoci nie chcieli zawierać żadnego układu w
sprawie tego terytorium); j eśli zaś idzie o terytorium beockie, to nie
może być lepszej odpowiedzi niż ta, żeby Ateńczycy się wycofali i za
brali ze sobą to, czego się domagaj ą. Po czym herold ateński odszedł,
nic nie uzyskawszy.
Beoci wezwali zaraz znad Zatoki Melij skiej oszczepników i procarzy,
wzięli przybyłe już po bitwie dwa tysiące hoplitów korynckich, załogę
peloponeską, która zj awiła się z Nizai, i Megaryjczyków, wyprawili się
przeciw Delion i natarli na fortyfikacje. Próbowali rozmaitych sposo
bów, aż w końcu przysunęli machinę, dzięki której udało im się zdobyć
umocnienia. A oto jej opis: wzięli długą belkę, przecięli j ą wzdłuż, obie
połowy wydrążyli i złożyli z powrotem, tworząc j akby rurę. Na jednym
końcu belki zawiesili na łańcuchach kocioł. Z belki przeprowadzili do
niego żelazny lej; zresztą także większą część belki obili żelazem. Ma
chinę tę podwieźli na wozach do fortyfikacji w tym miej scu, w którym
101-102 KSIĘGA CZWARTA 249
którzy nie brali w tym udziału; że on nie przybył tutaj dla pognębienia
miasta albo kogokolwiek z obywateli . Dlatego zaś zwrócił się z wezwa
niem przez herolda do tych, którzy uciekli razem z Ateńczykami, że nie
uważa ich za gorszych z powodu ich sympatii i jest przekonany, że jeśli
bliżej poznaj ą Lacedemończyków, to będą się do nich odnosić nie tylko
z równą, lecz z większą nawet sympatią, widząc ich sprawiedliwsze
postępowanie; obecnie bowiem obawiają się ich dlatego, że ich nie zna
ją. Dalej wezwał ich, żeby wszyscy bez wyjątku okazali się odtąd wier
nymi sprzymierzeńcami lacedemońskimi, i oświadczył, że od tej chwi
li będą odpowiadać za swe przewinienia; dotąd bowiem nie Lacedemoń
czycy, lecz raczej Toronejczycy narażeni byli na krzywdy ze strony in
nych silniej szych państw i dlatego Lacedemończycy nie maj ą im za złe
ich oporu.
Takimi słowy dodał odwagi Toronejczykom. Po wygaśnięciu rozej
mu zaczął atakować Lekitos . Ateńczycy bronili się ze słabych fortyfika
cji i domów zaopatrzonych w blanki i przez j eden dzień odpierali na
tarcie. Następnego dnia, kiedy Brazydas zamierzał przystawić machi
nę oblężniczą, by za j ej pomocą podpalić drewniane umocnienia, i kie
dy już woj sko nieprzyj acielskie się zbliżało, Ateńczycy w miejscu naj
bardziej zagrożonym, gdzie przede wszystkim spodziewali się uderze
nia, ustawili na j ednym z budynków drewnianą wieżę. Znieśli tam
wiele amfor* z wodą, beczek i głazów i wielu ludzi weszło na górę. Lecz
wieża pod zbyt wielkim ciężarem zawaliła się z wielkim hukiem: ci
Ateńczycy, którzy byli w pobliżu, raczej zmartwili się tym faktem, niż
przerazili; jednakże inni, a zwłaszcza ci, którzy znaj dowali się w dużej
odległości od miej sca wypadku, sądzili, że ta część fortyfikacji została
zdobyta, i rzucili się w kierunku morza, aby się schronić na okręty.
Brazydas widząc, co się dziej e, i że opuszczono blanki, rusza z woj
skiem, natychmiast zdobywa fortyfikacje i wybija do nogi załogę. Ateń
czycy opuścili Lekitos na łodziach i okrętach i wycofali się do Pallene.
Brazydas zaś przed szturmem ogłosił, że temu, kto pierwszy dostanie
się na mury, wypłaci nagrodę w wysokości trzydziestu min srebra. Otóż
w Lekitos znajduje się świątynia Ateny i Brazydas, przypisując zdobycie
fortyfikacj i raczej sile nadnaturalnej niż ludzkiej, złożył trzydzieści min
w świątyni dla bóstwa; następnie zburzył mury Lekitos i opróżniwszy w
zupełności cały teren, poświęcił go Atenie. Przez resztę zimy zaprowa
dzał porządek w zdobytych miej scowościach i układał plany ataku na
inne. A kiedy zima przeszła, skończył się wraz z nią ósmy rok wojny.
256 WOJNA PELOPONESKA 1 1 7-1 1 8
17 - Wojna peloponeska
258 WOJNA PELOPONESKA 1 20- 1 22
18 - Wojna peloponeska
274 WOJNA PELOPONESKA 17
gdyż nad nim nie panują, ale że postaraj ą się namówić Beotów i Koryn
tyjczyków, by przystąpili do traktatu pokojowego, oraz Beotów, żeby
oddali Panakton i uwolnili jeńców ateńskich będących w niewoli beoc
kiej . Nalegali natomiast, by Ateńczycy oddali im Pilos, a przynajmniej,
by wycofali stamtąd Messeńczyków i helotów, podobnie jak oni uczy
nili to w Tracji; j eśli natomiast Ateńczycy chcą, mogą umieścić tam
własną załogę. Po wielu rozmowach prowadzonych tego lata namówili
Ateńczyków do wycofania z Pilos Messeńczyków, helotów i wszystkich
zbiegów z terytorium lakońskiego; osadzono ich w Kranioj na Kefalle
nii. Tego więc lata panował spokój i obie strony utrzymywały wzajem
ne stosunki.
Następnej zimy eforowie, którzy zawierali pokój, zastąpieni zostali
przez nowych: niektórzy z nich byli przeciwnikami pokoju. Do Lacede
monu przyjechały poselstwa sprzymierzeńców, obecni byli też Ateńczy
cy, Beoci i Koryntyjczycy. Prowadzono wiele rozmów, lecz do porozu
mienia nie doszło i poselstwa odjechały do domu. Wtedy eforowie Kle
obulos i Ksenares, którzy spośród eforów byli największymi przeciwni
kami pokoju, na własną rękę podejmują rozmowy z Beotami i Koryn
tyjczykami i namawiaj ą ich do porozumienia. Przede wszystkim stara
ją się skłonić Beotów, żeby najpierw sami zawarli przymierze z Argiw
czykami, a potem wymogli na Argiwczykach zawarcie wspólnego przy
mierza ze Spartą. W ten sposób Beoci najłatwiej unikną zawarcia ukła
du z Atenami, gdyż Lacedemończykom bardziej zależy na przyjaźni i
przymierzu z Argos niż na przyjaźni i przymierzu z Atenami. Eforowie
wiedzieli, że Lacedemończycy zawsze pragnęli przyjaźni z Argos, po
nieważ ułatwiała ona prowadzenie wojny poza granicami Peloponezu.
Eforowie prosili też Beotów, żeby oddali Panakton Lacedemończykom,
którzy otrzymawszy, j eśli się uda, Pilos za Panakton, łatwiej będą mog
li przystąpić do wojny z Ateńczykami.
Beoci i Koryntyjczycy, otrzymawszy te zlecenia od Kleobulosa, Kse
naresa i wszystkich innych przyj aciół lacedemońskich, odjechali do
domu, aby je na miejscu przedstawić władzom. Dwóch najwybitniej
szych członków rządu argiwskiego oczekiwało ich na drodze. Spotkaw
szy się z nimi, nakłaniali Beotów, aby podobnie j ak Koryntyjczycy, Elej
czycy i Mantynejczycy zawarli przymierze z Argos. Twierdzili, że jeśli
porozumienie doj dzie do skutku, to wtedy już łatwo będzie do woli
prowadzić woj nę lub zawierać pokój, bądź z Lacedemończykami, bądź
z kimkolwiek innym. Posłom beockim spodobała się ta myśl, Argiw-
286 WOJNA PELOPONESKA 3 8-3 9
19 - Wojna peloponeska
290 WOJNA PELOPONESKA 46
pij skich. Jeśli zaś państwa postanowią dodać coś do niniej szego ukła
du, mogą to uczynić pod warunkiem, że taką decyzję wszystkie pań
stwa powezmą po wspólnych obradach".
W ten sposób doszło do układu pokoju i przymierza; j eśli idzie o
układ lacedemońsko-ateński, to żadna ze stron z powodu nowego ukła
du nie zrezygnowała z dawnego. Koryntyjczycy, j akkolwiek byli sprzy
mierzeńcami Argiwczyków, nie przystąpili do nowego układu ani do
zawartego poprzednio zaczepno - odpornego przymierza elej sko-argiw
sko -mantynej skiego twierdząc, że wystarcza im pierwsze przymierze
odporne, na podstawie którego obie strony zobowiązane były do udzie
lania sobie wzajemnej pomocy, bez obowiązku wspólnego atakowania
kogoś innego. W ten sposób Koryntyjczycy odsunęli się od sprzymie
rzeńców i znów przechylili się na stronę lacedemońską.
W tym roku odbyły się igrzyska olimpij skie, na których Arkadyjczyk
Androstenes po raz pierwszy zwyciężył w pankrationie* . Elejczycy wy
kluczyli Lacedemończyków od udziału w ofiarach i igrzyskach olim
pij skich za to, że nie zapłacili kary, którą Elejczycy wyznaczyli im na
podstawie prawa olimpijskiego, ponieważ podczas trwania pokoju olim
pij skiego Lacedemończycy wystąpili zbrojnie przeciw fortowi w Firkos
i wysłali hoplitów do Lepreon. Grzywna zgodnie z prawem wynosiła
dwa tysiące min, po dwie miny na każdego hoplitę. Lacedemończycy
wnieśli przez posłów skargę przeciw niesłusznemu wymiarowi grzyw
ny, gdyż zdaniem ich w chwili, kiedy wysłali hoplitów, nie został jesz
cze w Lacedemonie ogłoszony pokój olimpij ski. Elejczycy twierdzili, że
u nich pokój był już ogłoszony - bo też zawsze u siebie najpierw go
ogłaszają - i że dlatego nie oczekiwali napadu i zostali przez bezprawie
lacedemońskie zaskoczeni. Lacedemończycy odpowiadali na to, że Elej
czycy nie powinni byli posyłać heroldów do Lacedemonu w celu ogło
szenia pokoju, jeśli się już uważali za pokrzywdzonych, więc widocz
nie wówczas byli innego zdania, i że Lacedemończycy nigdzie potem
przeciw nim zbroj nie nie wystąpili. Elejczycy jednak wciąż obstawali
przy swoim i nie dali się przekonać, że nie zostali pokrzywdzeni. Od
powiedzieli też Lacedemończykom, że daruj ą im tę część grzywny,
która się im należy, a tę część, która przypada świątyni Dzeusa, sami
zapłacą za nich, jeśli Lacedemończycy zdecydują się oddać im Lepre
on.
Wobec odmowy Lacedemończyków Elejczycy byli gotowi zrzec się
Lepreon, skoro tamci nie chcieli go oddać, ale za to Lacedemończycy,
294 WOJNA PELOPONESKA 51 -52
szu, aby się nie załamał szyk bojowy, jak to często się zdarza przy na
tarciu dokonywanym przez wielkie armie.
Jeszcze podczas marszu król Agis postanowił zastosować następują
cy manewr. Można w każdej armii zauważyć, że podczas ataku prawe
skrzydła mają skłonność do wysuwania się w prawą stronę, tak że obie
strony walczące wysuwają swe prawe skrzydła poza lewe skrzydła prze
ciwników. Wynika to z tego, że każdy żołnierz w obawie o odsłoniętą
prawą część ciała stara się podsunąć j ak najbliżej pod tarczę sąsiada z
prawej strony uważaj ąc, że zwartość szyku jest najlepszą osłoną. Roz
poczyna się ten ruch od pierwszego żołnierza stoj ącego na samym koń
cu prawego skrzydła, który chce j ak najdalej od nieprzyj aciół odsunąć
prawą część swego ciała nieosłoniętą tarczą, za nim zaś, kierując się tą
samą obawą, idą wszyscy inni. Tym razem wysunęli się Mantynejczy
cy daleko poza skrzydło Skirytów; jeszcze dalej, wobec tego, że wojsko
lacedemońskie było liczniejsze, wysunęli się Lacedemończycy i Tege
aci poza skrzydło zajęte przez Ateńczyków. Agis, zląkłszy się okrążenia
lewego skrzydła i uznawszy, że Mantynejczycy zbyt daleko się wysunę
li, rozkazał Skirytom i weteranom Brazydasowym opuścić dotychcza
sową pozycję i stanąć naprzeciw Mantynejczyków; na opuszczone przez
nich miej sce mieli polemarchowie Hipponoidas i Arystokles przerzu
cić dwa lochosy z prawego skrzydła; Agis sądził, że na prawym skrzy
dle i tak będzie miał przewagę, a w ten sposób wzmocni równocześnie
skrzydło stojące naprzeciw Mantynejczyków.
Ponieważ j ednak rozkaz był wydany w pośpiechu i podczas ataku,
Hipponoidas i Arystokles nie chcieli go wykonać; później zresztą zo
stali za to pod zarzutem tchórzostwa skazani na wygnanie ze Sparty.
Nieprzyjaciele uderzyli pierwsi. Wówczas król widząc, że odkomende
rowane lochosy nie zj awiają się obok Skirytów, kazał Skirytom ponow
nie połączyć się z resztą woj ska; ci jednak nie mogli już tego wykonać
i zapełnić luki. Lecz choć Lacedemończykom nie dopisały posunięcia
taktyczne, to j ednak pokazali, że umieją zwyciężać dzięki męstwu. Kie
dy doszło do walki wręcz, prawe skrzydło mantynej skie zmusiło do
ucieczki Skirytów i weteranów Brazydasowych, a Mantynejczycy, ich
sprzymierzeńcy i doborowy oddział tysiąca Argiwczyków, wpadłszy w
wytworzoną lukę, zaczęli szerzyć spustoszenie wśród Lacedemończy
ków. Okrążywszy ich, zmusili do ucieczki i zepchnęli w kierunku tabo
rów, gdzie zabili pewną liczbę weteranów pozostawionych na straży. Tu
więc klęskę ponieśli Lacedemończycy. Natomiast reszta ich armii, a
304 WOJNA PELOPONESKA 73-74
20 - Wojna peloponeska
306 WOJNA PELOPONESKA 7 7-79
Tej samej zimy chcieli Ateńczycy po raz drugi wyprawić się na Sycy
lię z siłami większymi od wysłanych poprzednio pod wodzą Lachesa i
Eurymedonta i jeśli się uda, podbić tę wyspę. Na ogół nie orientowali
się oni w wielkości wyspy ani w liczbie zamieszkuj ących j ą Hellenów i
barbarzyńców i nie myśleli, że podejmują woj nę prawie tak trudną, jak
woj na z Peloponezyjczykami. Otóż, żeby opłynąć Sycylię na statku
handlowym, trzeba niewiele mniej niż osiem dni, a chociaż wyspa ta
jest tak rozległa, leży zaledwie około dwudziestu stadiów od lądu sta
łego .
Opiszę teraz pierwotne zaludnienie wyspy i ludy, które tam osiadły.
Naj dawniejszymi mieszkańcami pewnej jej części mieli być Cyklopi i
Laj strygonowie* , o których nic powiedzieć nie mogę: ani o ich pocho
dzeniu, ani skąd przybyli, ani dokąd poszli. Niech więc wystarczy to,
co mówią poeci, i to, co każdy o nich sądzi. Zdaje się, że pierwsi po
nich przybyli na wyspę Sykanowie, a według tego, co sami utrzymują,
mieli tam mieszkać j eszcze przed Cyklopami i Laj strygonami, jako
autochtoni. W rzeczywistości tak jednak nie było. Sykanowie są Ibe
ryjczykami, którzy musieli uciekać znad rzeki Sykanos w Iberii pod
naciskiem Ligijczyków. Sykanowie nadali wyspie, która przedtem na
zywała się Trynakria, nazwę Sykanii; mieszkaj ą oni jeszcze i teraz w
zachodniej części wyspy. Kiedy Troja została zdobyta, niektórzy Troja
nie, uciekłszy przed Achaj ami, przybyli na łodziach na Sycylię i osiedli
w sąsiedztwie Sykanów. Wszyscy oni przyjęli nazwę Elimów; ich mia
sta to Eryks i Egesta. Obok nich zamieszkali niektórzy Fokejczycy spod
Troi, zapędzeni najpierw burzą do Libii, a stamtąd na Sycylię. Sykuło
wie zaś, mieszkający pierwotnie w Italii, przybyli stamtąd na Sycylię,
31 8 WOJNA PELOPONESKA 3-4
21 - Wojna peloponeska
322 WOJNA PELOPONESKA 1 0-1 1
dym okręcie oddzielnie, lecz całe wojsko razem, zarówno prości żoł
nierze, jak i dowódcy, na znak dany przez herolda zmieszawszy wino w
kraterach* , wylewali je ze złotych i srebrnych kubków bogom na ofia
rę. Do tych modłów dołączył się także tłum na lądzie, złożony z oby
wateli, oraz wszyscy inni, którzy odnosili się do wyprawy życzliwie. Po
odśpiewaniu peanu i dokonaniu libacji* puścili się w drogę. Z portu
okręty wypłynęły jeden za drugim, potem aż do Eginy współzawodni
czyły ze sobą w szybkości, zdążając pospiesznie do Korkiry, gdzie zbie
rała się reszta sprzymierzeńców. Do Syrakuz z różnych stron docho
dziły wieści o wyprawie, jednakowoż przez długi czas w ogóle nie da
wano im wiary. A kiedy zwołano zgromadzenie ludowe i wygłaszano
rozmaite opinie, przy czym jedni wierzyli w wiadomości o wyprawie
ateńskiej, inni im zaprzeczali, wówczas Hermokrates, syn Hermiona,
uważając, że ma dokładne informacje, wystąpił przed ludem i przemó
wił, takie dając rady:
11Może nie uwierzycie mi, podobnie jak innym, gdy powiem, że istot
nie podjęto przeciw nam wyprawę. Wiem, że ci, którzy przynoszą i roz
szerzają wieści mało prawdopodobne, nie tylko nie mogą nikogo prze
konać, ale nadto wydają się głupcami; mimo to nie zlęknę się i nie
powstrzymam się od mówienia, skoro państwo jest w niebezpieczeń
stwie; jestem bowiem najgłębiej przekonany, że lepiej znam prawdę niż
ktokolwiek inl}y. Otóż Ateńczycy - czemu się tak bardzo dziwicie -
wyruszyli przeciw nam z wielką armią lądową i morską, wysuwając
jako pretekst przymierze łączące ich z Egestyjczykami i zamiar osiedle
nia Leontyńczyków; w rzeczywistości dążą do opanowania Sycylii, a
przede wszystkim naszego miasta, spodziewają się bowiem, że zdobyw
szy Syrakuzy, łatwo opanują resztę. Licząc się z tym, że lada chwila się
zjawią, zastanówcie się, w jaki sposób przy użyciu posiadanych środ
ków moglibyście się przed nimi obronić. Strzeżcie się, byście lekcewa
żąc przeciwnika, nie znaleźli się bez środków do obrony, a nie dowie
rzając wieściom, nie narazili państwa na niebezpieczeństwo. Jeśli ktoś
wierzy w wyprawę ateńską, to niechaj z drugiej strony nie przeraża się
śmiałością i potęgą Ateńczyków. Nie mogą oni bowiem zaszkodzić bar
dziej nam niż sobie. Również wielkość nadciągającej ekspedycji nie jest
dla nas bez pożytku, a jeśli idzie o Sycylijczyków - nawet korzystniej
sza, gdyż przerażeni, tym chętniej się z nami sprzymierzą. Jeśli napast
ników pokonamy albo odepchniemy i nie pozwolimy im działać - nie
obawiam się bowiem, żeby im się udało swe zamiary wykonać - to
34 KSIĘGA SZÓSTA 335
pieli. Niektórzy zaś całą sprawę w ogóle sobie lekceważyli i w żart ob
racali. Niewielu było takich, co wierzyli Hermokratesowi i lękali się o
przyszłość. Wówczas Atenagoras, który był przywódcą ludu i miał na
niego największy wpływ, wystąpił na zgromadzeniu i przemówił w ten
sposób:
„Każdy, kto nie chce, żeby Ateńczycy powzięli taki szalony plan i
przybywszy tutaj, sarni wydali się w nasze ręce, jest tchórzem albo złym
obywatelem. Co się tyczy je<;lnak tych, którzy rozsiewając takie wieści,
wytwarzają panikę, to nie tyle dziwię się ich bezczelności co głupocie,
jeżeli sądzą, że nie zostaną zdemaskowani. Zatrwożeni o swe prywat
ne sprawy, pragną miasto przerazić, ażeby przez wywołanie powszech
nej paniki ukryć własne zamiary. I teraz te pogłoski do tego samego
zmierzają, nie powstają bowiem samorzutnie, lecz rozsiewane są świa
domie przez tych, którzy stale chcą wywołać niepokój w mieście. O
prawdopodobieństwie owych wieści nie wnioskujcie na podstawie po
głosek, lecz pomyślcie nad tym, jak mogliby w takiej sytuacji postąpić
ludzie mądrzy i bardzo doświadczeni, za jakich uważam Ateńczyków.
Nie jest przecież prawdopodobne, żeby zostawiwszy w Grecji Pelopo
nezyjczyków i nie ukończywszy jeszcze tamtej wojny, wybierali się z
własnej woli na drugą, od niej nie mniejszą; przeciwnie, sądzę, że po
winni być bardzo zadowoleni z tego, że my ich nie atakujemy, mając
tak liczne i potężne państwa.
Jeśliby zaś, jak wieści głoszą, istotnie przybyli, to sądzę, że Sycylia
może się im oprzeć skuteczniej niż Peloponez, gdyż ma pod każdym
względem większe zasoby. Samo nasze miasto jest o wiele potężniejsze
od armii, która, jak mówią, ma na nas napaść, a nawet od dwukrotnie
większej: wiem, że nie przywiozą ze sobą koni ani ich tu nie dostaną,
chyba jakąś niewielką liczbę od Egestyjczyków; nie przybędzie też z
nimi tylu hoplitów, ilu my posiadamy; przyjadą przecież na okrętach.
Trudno jest przebyć tak daleką drogę tylko na lekkich okrętach, a cóż
dopiero z całym pozostałym sprzętem, który nie może być skąpy przy
wyprawie skierowanej przeciw tak potężnemu państwu. Wydaje mi się,
że gdyby nawet przybyli tutaj i mieli do dyspozycji drugie miasto tak
wielkie jak Syrakuzy, i zamieszkawszy w sąsiedztwie, prowadzili wojnę
z nami, to i tak, będąc wśród samych nieprzyjaciół, gdyż cała Sycylia
stanie pod bronią, z trudem tylko mogliby uniknąć zupełnej zagłady.
Niedostatecznie zaopatrzeni, opuszczając okręty, dokonywać będą wy
padów z nędznych namiotów na niewielką tylko odległość, gdyż prze-
22 - Wojna peloponeska
338 WOJNA PELOPONESKA 3 8-3 9
się jednak złożyło, że Hipparch przez swą nieszczęśliwą śmierć stał się
bardziej znany, i wskutek tego wytworzyło się mniemanie, że był tyra
nem.
Kiedy więc Harmodios nie uległ jego namowom, Hipparch, tak jak
zamyślał, dotkliwie go obraził. Wezwano niezamężną siostrę Harmo
diosa i oświadczono jej, że będzie niosła koszyk podczas jakiejś uroczy
stej procesji, później zaś oddalono ją twierdząc, że wcale nie była wzy
wana, gdyż nie jest godna takiego zaszczytu. Harmodios odczuł to nie
zwykle boleśnie, a jeszcze boleśniej - ze względu na Harmodiosa - Ary
stogejton. Przygotowywali więc zamach w porozumieniu z innymi.
Czekali jedynie na nadejście wielkich Panatenajów, gdyż był to dzień,
w którym obywatele biorący udział w procesji mogli bez budzenia po
dejrzeń zebrać się uzbrojeni. Zacząć mieli oni obaj, inni zaś mieli od
razu przyłączyć się do akcji i wystąpić przeciwko straży przybocznej.
Ze względu na bezpieczeństwo liczba sprzysiężonych była niewielka:
spodziewali się jednak, że jeśli tylko odważą się na pierwszy krok, tak
że niewtajemniczeni, posiadając broń, dołączą się do nich, by razem
odzyskać wolność.
Kiedy nadeszło święto, Hippias razem ze swoją strażą przyboczną
zajmował się poza miastem na tak zwanym Keramejku* organizacją
uroczystego pochodu. Harmodios zaś i Arystogejton, uzbrojeni w szty
lety, zbliżyli się, żeby dokonać zamachu. Lecz kiedy ujrzeli jednego ze
spiskowców rozmawiającego przyjaźnie z Hippiasem, do którego każ
dy miał łatwy dostęp - zlękli się, że zostali zdradzeni i że lada chwila
zostaną pojmani. Chcąc więc, jeśli się uda, zemścić się przedtem na
człowieku, który im ból zadał i przez którego narażali się na to niebez
pieczeństwo, ruszyli przez bramę z powrotem do miasta i napotkali
Hipparcha koło miejsca zwanego Leokorion. Na nic nie zważając, obaj,
jeden powodowany zazdrością, drugi poczuciem doznanej obelgi, w
najwyższym podnieceniu go dopadają, zadają mu cios i zabijają. Gdy
zbiegł się tłum ludzi, Arystogejtonowi udało się w pierwszej chwili
umknąć przed strażą, później jednak ujęto go i zamęczono. Harmodios
zginął na miejscu.
Kiedy doniesiono o tym Hippiasowi na Keramejku, nie udał się on
od razu na miejsce wypadku, lecz skierował się w stronę hoplitów, któ
rzy mieli wziąć udział w procesji i stali zbyt daleko, by mogli zmiarko
wać, co się stało. Tu z miną obojętną, aby nikt się nie mógł niczego
domyślić, kazał im się ustawić bez broni na wskazanym przez siebie
59-60 KSIĘGA SZÓSTA 347
Jeszcze przez trzy lata był Hippias tyranem w Atenach, w czwartym zaś
roku został pozbawiony władzy przez Lacedemończyków i wygnanych
poprzednio Alkmeonidów. Otrzymawszy gwarancję bezpieczeństwa,
udał się do Sygejon i Lampsakos do Ajantydesa, stamtąd zaś do króla
Dariusza, a w dwadzieścia lat później już jako starzec brał udział w
bitwie pod Maratonem po stronie Medów.
Te wypadki 'przypomniał sobie wówczas lud ateński. Dlatego wyka
zywał nieustępliwość i podejrzliwość w stosunku do oskarżonych w
sprawie misteriów; każda rzecz wydawała się ludziom wynikiem sprzy
siężenia, mającego na celu wprowadzenie tyranii i oligarchii. Wszystko
to wywoływało niezwykłe wzburzenie, wielu wybitnych obywateli sie
działo po więzieniach, a końca tej akcji nie było widać - z dnia na dzień
coraz bardziej folgowano okrucieństwu i coraz więcej ludzi więziono.
Wreszcie ktoś, na kim, jak się zdawało, ciążyły największe zarzuty, daje
się namówić jednemu z współwięźniów do złożenia zeznań. Czy były
one prawdziwe, nie wiadomo. Mogły być zarówno prawdziwe, jak fał-
348 WOJNA PELOPONESKA 61
szywe; prawdy o sprawcach czynu ani wówczas, ani potem nikt dojść
nie zdołał. Otóż współwięzień namówił tego człowieka, żeby przyznał
się, nawet jeśli jest niewinny, gdyż i tak w razie przyznania się ma za
gwarantowane bezpieczeństwo, a uwolni w ten sposób miasto od zmo
ry podejrzeń; że bezpieczniej jest przyznać się i zapewnić sobie ocale
nie, niż zaprzeczać i poddać się przewodowi sądowemu. Człowiek ów
oskarża więc sam siebie i innych o zniszczenie herm. Lud ateński z
zadowoleniem przyjął tę - jak mu się zdawało - prawdę, gdyż brak pew
ności co do sprawców czynu bardzo go drażnił. Od razu więc zwolnił
donosiciela i wszystkich, których nie wymienił on w swoim zeznaniu,
nad innymi zaś oskarżonymi odbył się sąd. Na tych, którzy byli w jego
rękach, wykonał wyrok śmierci, a tych, którzy uciekli, skazał na śmierć
zaocznie i wyznaczył nagrodę dla każdego, kto by wyroku dopełnił. Je
śli więc idzie o skazanych, to nie wiadomo, czy wyrok był sprawiedli
wy, jeśli jednak idzie o państwo jako całość, to taki obrót rzeczy był
wyraźnie w owej chwili korzystny.
Do Alkibiadesa odnosili się Ateńczycy wrogo na skutek podszeptów
jego nieprzyjaciół, którzy go już przed wyjazdem oczerniali. Uważając
sprawę herm za wyjaśnioną, tym bardziej byli przekonani, że profana
cja misteriów, o którą obwiniano Alkibiadesa, była rzeczywiście jego
dziełem i wypływała ze sprzysiężenia przeciw demokracji. Tak się zło
żyło, że właśnie w czasie, kiedy ta sprawa budziła ogólne podniecenie,
niewielka armia lacedemońska, mając jakąś sprawę z Beotami, dotarła
aż do istmu. Wydawało się więc Ateńczykom, że wojsko lacedemoń
skie nie przyszło bynajmniej w związku z Beotami, ale że stało się to za
poduszczeniem Alkibiadesa i że Ateny zostałyby zdradą wydane, gdyby
sprawy zawczasu nie wykryto i nie uwięziono pewnych ludzi. Jedną
nawet noc spędzili Ateńczycy uzbrojeni w świątyni Tezeusa w mieście.
W owym czasie podejrzewano również argiwskich przyjaciół Alkibia
desa o knowania antydemokratyczne. Z tego też powodu Ateńczycy
wydali ludowi argiwskiemu na stracenie zakładników argiwskich, któ
rych trzymali na pobliskich wyspach. Podejrzliwość osaczała Alkibia
desa ze wszystkich stron. W końcu, chcąc go postawić przed sąd i wy
mierzyć mu karę śmierci, wysyłają na Sycylię po niego i innych podej
rzanych okręt 11 Salaminię". Według rozkazu nie miano go uwięzić, lecz
nakazać mu powrót do Aten w celu odparcia zarzutów. Ateńczycy dbali
bowiem o to, żeby nie wywoływać poruszenia wśród własnych i nie
przyjacielskich wojsk na Sycylii, zwłaszcza zaś chcieli utrzymać przy
62-63 KSIĘGA SZÓSTA 349
„Mężowie ! Czyż trzeba wielu słów zachęty dla nas, którzy wszyscy
walczymy w imię jednej sprawy ? Toż wydaje mi się, że samo nasze
uzbrojenie może was większą napełnić otuchą niż piękne słowa, któ
rym nie towarzyszy siła; czyż można nie łączyć nadziei zwycięstwa z
tak doborowymi i licznymi sprzymierzeńcami, jak Argiwczycy, Manty
nejczycy, Ateńczycy i najdzielniejsi wyspiarze*. Przecież walka toczy się
przeciwko pospolitemu ruszeniu, a nie przeciw doborowej armii jak
nasza, a zresztą Sycylijczycy, choć patrzą na nas z góry, nie wytrzymają
naszego natarcia, gdyż mają więcej odwagi niż bojowego doświadcze
nia. Powinniśmy sobie uświadomić, że walczymy z dala od ojczystego
kraju i nie mamy pod stopami przyjaznej ziemi, chyba że ją sobie sami
wywalczymy. Powiem wam coś przeciwnego niż to, co z pewnością
powiedzą swym żołnierzom wodzowie nieprzyjacielscy. Oni bowiem
powiedzą im o tym, że walczyć będą za ojczyznę, ja zaś wam powiem,
że walczyć będziecie w obcym kraju, z którego, w razie klęski, ścigani
przez jazdę nieprzyjacielską niełatwo ujdziecie. Pomni więc na waszą
sławę z zapałem ruszajcie na nieprzyjaciela w przekonaniu, że wisząca
dziś nad nami konieczność i położenie bez wyjścia większą jest groźbą
od wroga".
Po tych słowach zachęty Nikias od razu poprowadził wojsko na nie
przyjaciół. Syrakuzańczycy nie przypuszczali, że walka zaraz się za
cznie, i niektórzy z nich oddalili się nawet do leżącego w pobliżu mia
sta; teraz w pośpiechu pędzili na plac boju, a ponieważ przybywali za
późno, dołączali się do którejkolwiek napotkanej grupy. Nie brakowało
im zapału i odwagi ani w tej bitwie, ani w innych i w męstwie nie po
zostawali w tyle za przeciwnikiem, o ile pozwalała im na to znajomość
sztuki wojennej; kiedy ta jednak zawiodła, mimo całego zapału musie
li ustępować. I teraz, choć nie przypuszczali, że Ateńczycy pierwsi za
atakują, i chociaż musieli naprędce przygotować się do obrony, chwyci
li za oręż i od razu wyszli naprzeciw. Na początku toczyli walkę miota
cze kamieni, procarze oraz łucznicy i, tak jak to zwykle przy starciach
lekkozbrojnych bywa, ustępowali raz jedni, raz drudzy. Następnie wróż
bici złożyli przepisane ofiary, trębacze dali hasło i hoplici ruszyli na
przód. Syrakuzańczycy, by walczyć o ojczyznę i - w danej chwili - o
życie, a o wolność na przyszłość, Ateńczycy - by zdobyć kraj obcy, a w
razie klęski nie narazić własnego; Argiwczycy i inni niezależni sprzy
mierzeńcy, aby razem z Ateńczykami zdobyć kraje, dla których zdoby
cia przybyli, i by zwycięsko wrócić do ojczyzny; poddani zaś ateńscy
70-72 KSIĘGA SZÓSTA 353
23 - Wojna peloponeska
354 WOJNA PELOPONESKA 73-74
śmy nie byli zbyt pewni siebie, z drugiej zaś strony pragnie naszego
ocalenia ze względu na własne bezpieczeństwo, to żywi chęci i nadzieje
przekraczaj ące możliwości ludzkie. Albowiem nie j est w mocy człowie
ka tak władać swoim losem, j ak włada swymi pragnieniami. Jeśli więc
pomyli się w swoich rachubach, to może kiedyś, biadaj ąc nad swoją
niedolą, znów zapragnie, aby mu dane było zazdrościć nam naszego
powodzenia. Jednak nie będzie to już wówczas możliwe, ponieważ nas
opuścił i nie chciał mieć udziału we wspólnych niebezpieczeństwach.
Niebezpieczeństwa te są rzeczywiście wspólne obu stronom, jeśli pa
trzymy nie na słowa, ale na istotę rzeczy: j eśli bowiem idzie o słowa, to
ktoś pomagaj ąc mi, pomaga ocalić naszą wspólną potęgę, jeśli jednak
idzie o istotę rzeczy - pomaga ocalić swe własne bezpieczeństwo . A
przede wszystkim wy, Kamaryńczycy, j ako najbliżsi nasi sąsiedzi, po
winniście zawczasu nad tym pomyśleć i zamiast opieszale nam teraz
pomagać, raczej z własnej woli do nas przystąpić. I tak j ak byście nas
wzywali i prosili o pomoc, gdyby Ateńczycy najpierw zaatakowali Ka
marynę, tak i teraz powinniście sami się do nas zwrócić i j awnie zachę
cać nas do nieustępliwości. Tymczasem nikt z was ani nikt inny do
tychczas tego nie zrobił .
Powoduj ąc się tchórzostwem, zaj miecie zapewne wobec nas i na
pastników stanowisko prawne, twierdząc, że związani jesteście z Ateń
czykami przymierzem. Ale przymierza tego nie zawarliście przeciw
przyj aciołom, lecz dla zabezpieczenia się na wypadek, gdyby któryś z
nieprzyj aciół was zaatakował. Zobowiązaliście się do udzielenia pomo
cy Ateńczykom, jeśli im ktoś wyrządzi krzywdę, a nie j eśli, j ak teraz,
oni sami skrzywdzą innych; przecież nawet Regiończycy, chociaż po
chodzenia chalkidyj skiego, nie chcą pomagać przy powtórnym osiedla
niu chalkidyj skich Leontyńczyków. Dziwne by było, gdyby oni, domy
śliwszy się istotnego motywu kryjącego się pod pięknymi pozorami, za
chowywali pozornie nierozsądny umiar, a wy, posługuj ąc się rozsąd
nym pozorem, wspomagalibyście waszych naturalnych wrogów i sta
j ąc u boku najgorszego z nich, gubili waszych naturalnych przyjaciół, z
którymi łączą was węzły pokrewieństwa. Byłoby to niesłuszne. Powin
niście nam pomagać i nie obawiać się woj sk ateńskich. Gdy ruszymy
razem, nie będą one dla nas groźne; groźne staną się natomiast wtedy,
gdy rozproszymy nasze siły, a o to im właśnie chodzi. Przecież mimo
że na nas samych natarli i wygrali bitwę, nie osiągnęli celu i szybko się
wycofali.
358 WOJNA PELOPONESKA 80-82
dzili nami lub my nimi, j ak chyba ten tylko, że w danej chwili byli oni
od nas silniej si; obecnie j ednak my sami, obj ąwszy hegemonię nad
byłymi poddanymi króla perskiego, zajęliśmy ich miej sce uznawszy, że
maj ąc odpowiednie siły obronne, najlepiej się zabezpieczymy przed
przewagą lacedemońską. Ś ciśle rzecz biorąc, podbojem Jończyków i
wyspiarzy nie dopuściliśmy się żadnej niesprawiedliwości, j ak to zarzu
caj ą nam Syrakuzańczycy twierdząc, że uj arzmiliśmy pobratymców.
Poszli bowiem przeciw swoj ej metropolii, przeciw nam u boku Persa.
Nie zdobyli się na to, żeby odpaść od nieprzyj aciela i zniszczyć swój
dobytek, tak j ak myśmy to uczynili, opuściwszy miasto; lecz woleli
niewolę i nam także woleli j ą narzucić.
Dlatego panuj emy i j esteśmy tego godni, że daliśmy Hellenom naj
większą flotę i wykazaliśmy naj szczerszy zapał, podczas gdy oni ocho
czo stanęli u boku Meda po to, aby nam szkodzić. Równocześnie prag
niemy zebrać siły przeciw Peloponezyjczykom. Lecz poniechamy pięk
nych słów o tym, że słusznie sprawujemy władzę, skoro sami pokona
liśmy barbarzyńcę i dla sprawy wolności Jończyków narażaliśmy się na
większe niebezpieczeństwa niż dla sprawy własnej i wszystkich pozo
stałych Greków. Nikomu nie można robić zarzutu z tego, że stara się o
zapewnienie sobie należytego bezpieczeństwa. Teraz również przycho
dzimy tutaj ze względu na własne bezpieczeństwo, ale i dla was jest to
korzystne. Da się to udowodnić tymi samymi argumentami, za pomo
cą których Syrakuzańczycy nas oczerniaj ą i które wzbudzaj ą w was lęk
i podej rzliwość; a wiemy, że ci, których lęk czyni podejrzliwymi, daj ą
się ponieść chwilowej ułudzie słów, j ednakże później , gdy przyjdzie do
działania, kieruj ą się własną korzyścią. Przyznaliśmy, że panowanie w
Grecj i obj ęliśmy z obawy przed Lacedemończykami i tak samo kiero
wani obawą przybywamy tutaj , żeby przy pomocy przyj aciół ułożyć
tutej sze sprawy w sposób zapewniaj ący nam bezpieczeństwo; nie przy
nosimy niewoli, lecz właśnie nie chcemy do niej dopuścić.
Niechaj zaś nikt nam nie zarzuca, że wtrącamy się do nie swoich
rzeczy. Jak długo bowiem zachowacie wasze siły i będziecie mogli prze
ciwstawić się Syrakuzańczykom, tak długo oni nie będą nam mogli
szkodzić, wysyłaj ąc posiłki na Peloponez. Wobec tego wasz los żywo
nas obchodzi. Z tego samego powodu chcemy osiedlić tu z powrotem
Leontyńczyków, ale nie w charakterze poddanych, j ak ich pobratym
ców na Eubei; pragniemy bowiem, by byli j ak naj silniej si i by j ako są
siedzi Syrakuzańczyków niepokoili ich w naszym interesie wypadami
360 WOJNA PELOPONESKA 85-86
ze swego kraju. W Grecji sami mamy wystarczaj ące siły przeciw nie
przyj aciołom. Jak jest bowiem dla nas korzystne, aby Chalkidyjczycy,
których w Grecji uj arzmiliśmy, pozostali nadal bezbronni i płacili da
ninę, tu zaś - czego Hermogenes nie może zrozumieć - odzyskali wol
ność, tak samo korzystne jest dla nas, by tutaj zarówno Leontyńczycy,
jak i wszyscy inni nasi przyjaciele cieszyli się j ak największą niezawis
łością.
Dla tyrana lub dla mocarstwa nic nie j est nierozumne, co przynosi
korzyść, nic nie j est przyjazne, co nie daje dostatecznej gwarancji; za
leżnie od okoliczności musi ono być zawsze czyimś wrogiem lub przy
j acielem. Także na tutej szym terenie korzyść nasza nie na tym polega,
by szkodzić przyj aciołom, lecz na tym, by przy ich pomocy obezwład
nić wrogów. Nieufność j est tu nie na miej scu. Nasz stosunek do sprzy
mierzeńców w Grecj i układamy zależnie od korzyści, j akie nam przy
noszą: Chioci i Metymnijczycy są niezawiśli i dostarczaj ą nam j edynie
okrętów, większość sprzymierzeńców jest traktowana surowiej i musi
·płacić daninę, inni natomiast, którzy zamieszkuj ą ważne strategicznie
terytoria wokół Peloponezu, maj ą nawet w przymierzu z nami zapew
nioną zupełną wolność, chociaż j ako wyspiarzy łatwo można by ich
było podbić. Należy więc przypuszczać, że tutaj również kierować się
będziemy własnym interesem oraz obawą przed Syrakuzańczykami.
Dążą oni bowiem do panowania nad wami i chcą was na swoją stronę
przeciw nam przeciągnąć, wzbudzając podej rzenia w stosunku do nas,
aby zagarnąć panowanie nad Sycylią czy to siłą, czy to korzystając z
waszego odosobnienia, gdybyśmy stąd odj echali, nic nie wskórawszy. I
tak się bez wątpienia stanie, j eśli się z nimi połączycie: my bowiem nie
będziemy już mogli tak łatwo uporać się z połączonymi siłami, a kiedy
nas zabraknie, Syrakuzańczycy z pewnością nie okażą się od was słabsi.
Kto zaś jest innego zdania, tego przekona sama rzeczywistość.
Przedtem bowiem sprowadziliście nas na Sycylię, nie czym innym nas
strasząc, jak tym właśnie, że sami narazimy się na niebezpieczeństwo,
jeśli obojętnie będziemy się przyglądać uj arzmieniu was przez Syraku
zańczyków. I teraz więc nie ma powodu, aby nie wierzyć temu samemu
argumentowi, którym wówczas uznaliście za stosowne nas przekony
wać; nie należy też podejrzewać nas dlatego, że wystąpiliśmy przeciw
Syrakuzom z tak znacznymi siłami; o wiele bardziej należy strzec się
Syrakuzańczyków. My przecież nie moglibyśmy nawet utrzymać się
tutaj bez waszej pomocy. Gdyby się nawet przyjęło, że j esteśmy pod-
87 KSIĘGA SZÓSTA 36 1
stępni i że was opanuj emy, to i tak nie zdołalibyśmy się tutaj utrzymać
zarówno z powodu długości szlaku morskiego, j aki dzieli nas od Gre
cji, j ak i niemożności opanowania tak wielkich miast przygotowanych
do walk na kontynencie. Syrakuzańczycy zaś, którzy nie mieszkają w
obozie, lecz w mieście przewyższaj ącym zasobami wszystko, co my
moglibyśmy ze sobą przywieźć, stale na was czyhaj ą i gdy tylko znaj dą
j akąś sposobność do uderzenia, nie ominą jej , j ak się to okazało w wie
lu wypadkach, a także w sprawie Leontyńczyków. Ponieważ przeciw
stawiamy się ich planom i - j ak dotychczas - nie dopuściliśmy do opa
nowania przez nich Sycylii, ośmielaj ą się buntować was przeciwko
nam, tak j akbyście się sami nie orientowali w sytuacji. My natomiast
chcemy wam wskazać pewniej szą drogę ratunku, prosząc was, żebyście
nie rezygnowali z korzyści, j akie gwarantuj e obu stronom wzajemna
przyj aźń; uświadomcie sobie, że Syrakuzańczycy dzięki swej przewa
dze liczebnej maj ą zawsze, nawet bez sprzymierzeńców, otwartą drogę
do napaści, wy zaś rzadko będziecie mieli sposobność do wystąpienia
w swej obronie z tak silnym sprzymierzeńcem u boku; jeśli dziś na
skutek waszej podejrzliwości woj ska nasze odpłyną, nic nie osiągnąw
szy, czy nawet poniosą klęskę, to na pewno przyjdzie taka chwila, że
pożądać będziecie widoku choćby małej części naszych sił, lecz wtedy
już będzie za późno .
A zatem, Kamaryńczycy i pozostali Sycylijczycy, nie wierzcie oszczer
stwom syrakuzańskim. Co się tyczy waszych podejrzeń, powiedzieli
śmy wam całą prawdę. Obecnie j eszcze raz przypomnimy główne
punkty i postaramy się was przekonać. Otóż oświadczamy, że panuje
my nad sprzymierzeńcami w Grecj i dlatego, że nie chcemy podlegać
obcej władzy, dążymy zaś do oswobodzenia tutej szych Greków po to,
aby się z tej strony zabezpieczyć, i że zmuszeni j esteśmy mieszać się do
wielu spraw, ponieważ także w wielu sprawach musimy się mieć na
baczności. Przyszliśmy zaś tutaj tak teraz j ak i przedtem j ako sprzymie
rzeńcy pokrzywdzonych. Przyszliśmy nie z własnej woli, lecz wezwani.
Wy natomiast nie staraj cie się występować w roli sędziów naszych czy
nów, nie pouczaj cie nas i nie odciągaj cie od naszych zamierzeń, co
zresztą teraz byłoby już trudne, lecz skorzystaj cie z tego, co w naszej
aktywności i naszym sposobie postępowania jest dla was pożyteczne.
Nabierzcie przekonania, że nasza polityka bynajmniej nie przynosi
szkody wszystkim Grekom, przeważnej zaś części przynosi raczej po
żytek. Wszędzie bowiem, nawet tam, gdzie nie sięga nasza władza, za-
362 WOJNA PELOPONESKA 88
grożony liczy na pewną pomoc z naszej strony; a ten, kto zamierza dru
giego skrzywdzić, lęka się niebezpieczeństwa grożącego mu w razie
naszego przybycia; dlatego też ten zachowuje umiar, a tamten bywa
ocalony bez własnego wysiłku. Nie odrzucajcie więc gwarancj i bezpie
czeństwa zaofiarowanej obecnie wam i tym wszystkim, którzy j ej po
trzebuj ą! Postąpcie tak j ak wszyscy inni, którzy walczą u naszego boku
przeciw Syrakuzańczykom, i zamiast ciągle mieć się na baczności przed
nimi, zdecydujcie się sami przeciw nim wystąpić" .
Tak przemówił Eufemos. Kamaryńczycy, choć życzliwie wobec Ateń
czyków usposobieni, bali się j ednak ich j arzma. Z Syrakuzańczykami,
j ako sąsiedzi, prowadzili nieustanne spory graniczne. Mimo to bojąc
się, żeby Syrakuzańczycy, którzy mieszkali tak blisko, nie odnieśli zwy
cięstwa bez ich udziału, za pierwszym razem wysłali im na pomoc
garstkę j azdy. Również na przyszłość skłonni byli Syrakuzańczykom
pomagać, ale w sposób możliwie najbardziej umiarkowany. Na razie
postanowili dać jednakową odpowiedź obu stronom, żeby Ateńczykom,
którzy w bitwie odnieśli zwycięstwo, nie wydawało się, że mniej życz
liwie się do nich odnoszą. Odpowiedzieli więc, że ponieważ wojna to
czy się między dwoma ich sojusznikami, uważaj ą, iż zgodnie z zaprzy
siężonymi traktatami nie powinni pomagać w obecnej sytuacj i ani j ed
nej , ani drugiej stronie. Posłowie obydwu stron odjechali. Tymczasem
Syrakuzańczycy przygotowywali się do woj ny, a Ateńczycy, rozłożyw
szy się obozem w Naksos, prowadzili układy z Sykułami, aby j ak naj
większą ich liczbę pozyskać. Spośród Sykułów mieszkających na rów
ninach i podległych Syrakuzańczykom tylko niewielka liczba odpadła
od Syrakuz; natomiast od dawna niezawiśli Sykułowie mieszkaj ący w
głębi wyspy stanęli prawie wszyscy po stronie Ateńczyków. Dostarczali
oni woj sku żywności, a niektórzy i pieniędzy. Przeciwko tym, którzy
nie chcieli do nich przystąpić, urządzali Ateńczycy wyprawy; część z
nich siłą zmusili do opowiedzenia się po ich stronie, z innymi im się to
nie udało na skutek interwencj i Syrakuzańczyków, którzy posyłali Sy
kułom załogi i posiłki . Podczas zimy przeprawili się Ateńczycy z Na
ksos do Katany, odbudowali obóz, spalony poprzednio przez Syrakuzań
czyków, i tam przezimowali. Wysłali też do Kartaginy trój rzędowiec w
sprawie zawarcia układu przyj aźni i otrzymania stamtąd pomocy. Wy
prawili również posłów do Tyrrenii, gdyż niektóre tamtej sze miasta
zgłaszały gotowość do wspólnej walki. Wysłali wreszcie poselstwo do
Sykułów i do Egesty, żądaj ąc przysłania j ak największej liczby koni.
89 KSIĘGA SZÓSTA 363
bitwie, w której wzięła udział cała ich siła zbrojna, i zamknięci przez
flotę, nie będą mogli stawić czoła znaj duj ącym się tam obecnie woj
skom ateńskim. Jeśli zaś padną Syrakuzy, padnie cała Sycylia, a rychło
potem Italia; niedługo też może spaść na was stamtąd grożące wam
niebezpieczeństwo, o którym właśnie mówiłem. Niechże więc nikt nie
sądzi, że decyduj e obecnie j edynie w sprawie Sycylii. Jeśli szybko nie
wyślecie na Sycylię floty z hoplitami, którzy w czasie drogi będą wio
słować, a po wylądowaniu walczyć, powinniście się obawiać również o
losy Peloponezu. Ponadto, co jeszcze ważniej sze, należy wysłać dowód
cę spartańskiego, który by znaj duj ące się tam woj sko doprowadził do
porządku i opieszałych utrzymał w karbach. W ten sposób wasi tam
tej si przyjaciele nabiorą więcej odwagi, a wahaj ący się śmielej staną po
waszej stronie. Także tutaj na kontynencie trzeba prowadzić wojnę w
sposób bardziej zdecydowany, żeby z jednej strony Syrakuzańczycy wi
dząc, że się o nich troszczycie, stawiali silniej szy opór, a z drugiej stro
ny Ateńczycy nie mogli posłać swoim wydatniej szej pomocy. Należy też
ufortyfikować Dekelej ę w Attyce, czego Ateńczycy zawsze najbardziej
się obawiaj ą, a co ich dotychczas ominęło. Naj dotkliwiej rani się nie
przyjaciela, j eżeli bystro ogarniaj ąc sytuacj ę, zadaje mu się cios, które
go się najbardziej lęka: można bowiem przypuścić, że każdy najlepiej
zna swe słabe strony i wie, którego ciosu najbardziej ma się obawiać.
Nie wdaj ąc się w szczegóły, wyliczę najważniej sze korzyści, jakie wam
da ufortyfikowanie Dekelei, oraz szkody, j akie w ten sposób wyrządzi
cie nieprzyj acielowi. Większość dóbr tego kraju albo weźmiecie, albo
same wpadną wam w ręce. Ateńczycy zostaną od razu pozbawieni do
chodów z kopalni srebra w Laurion i dochodów z ziemi oraz z opłat
sądowych, z których obecnie korzystaj ą, przede wszystkim zaś docho
dów z daniny, która coraz opieszalej napływać będzie od sprzymierzeń
ców; ci bowiem, doszedłszy do przekonania, że wojnę toczycie już z
pełnym rozmachem, mniej się okażą gorliwi.
Od was, Lacedemończycy, zależy szybkie i energiczne wykonanie
tych planów, bo że są one wykonalne, tego j estem zupełnie pewny; nie
sądzę też, żebym się mylił w mych przewidywaniach. Myślę, że nikt z
was nie będzie miał mi za złe tego, że j a, który od dawna miałem opi
nię patrioty, teraz gwałtownie atakuję moj ą oj czyznę u boku jej naj
większych wrogów, i że nikt nic będzie się dopatrywał w moich słowach
gorliwości wygnańca. Uciekłem bowiem od podłości tych, którzy mnie
wygnali, nie uciekam jednak od korzyści, j aką mogę wam przynieść, o
366 WOJNA PELOPONESKA 93-94
24 - Wojna peloponeska
370 WOJNA PELOPONESKA 1 02
Syrakuzańczycy znaj duj ący się na górze pośpiesznie odeszli i całe woj
sko syrakuzańskie wycofało się do miasta. Syrakuzańczycy uznali, że z
siłami, j akie mieli do dyspozycj i, nie zdołaj ą przeszkodzić Ateńczykom
w budowie muru prowadzącego do morza.
Ateńczycy ustawili pomnik zwycięstwa, na podstawie układu wyda
li poległych i sami zabrali od Syrakuzańczyków zwłoki Lamachosa i
j ego towarzyszy. Kiedy już wszystkie ich siły, zarówno morskie, j ak i
lądowe, były na miej scu, zaczęli od Epipolaj i stromego wzniesienia
stawiać do morza podwójny mur, którym zamierzali zablokować Syra
kuzańczyków. Rzeczy potrzebne dla woj ska sprowadzano z różnych
miej scowości italskich. Przyłączyli się wówczas do Ateńczyków liczni,
początkowo niezdecydowani sprzymierzeńcy sykulscy, przyłączyły się
też trzy pięćdziesięciowiosłowce z Tyrrenii. Również wszystkie inne
sprawy układały się pomyślnie. Syrakuzańczycy bowiem, pozbawieni
pomocy z Peloponezu, przestali już liczyć na zwycięstwo i prowadzili
zarówno między sobą, j ak z Nikiasem rozmowy zmierzające do zawar
cia układu; Nikias został bowiem po śmierci Lamachosa jedynym wo
dzem. Wprawdzie do żadnej decyzj i nie dochodziło, co było zrozumia
łe u ludzi znaj duj ących się w tak trudnym położeniu i obleganych z
j eszcze większą niż dotychczas energią, ale za to wiele o tej sprawie
mówiono z Nikiasem, a jeszcze więcej między sobą w mieście. W do
datku bowiem, wobec wiszącego nad nimi nieszczęścia, odnosili się do
siebie nieufnie; strategów, za których dowództwa się to wszystko wy
darzyło, złożyli z urzędu uważaj ąc, że ucierpieli albo przez ich brak
szczęścia, albo przez ich zdradę. Na ich miej sce wybrali innych: Hera
klej desa, Euklesa i Telliasa.
Tymczasem Lacedemończyk Gilippos i okręty korynckie były już na
wodach Leukady, płynąc szybko na pomoc Sycylii. Nadchodziły do nich
straszne, choć nieprawdziwe wieści, że Syrakuzy zostały całkowicie za
blokowane, i Gilippos nie miał już żadnej nadziei na uratowanie Sycylii.
Pragnąc j ednak uratować Italię, sam z Koryntyjczykiem Pitenem oraz
z dwoma okrętami lakońskimi i dwoma korynckimi przepłynął przez
Zatokę Jońską do Tarentu. Koryntyj czycy mieli nadpłynąć później,
obsadziwszy załogą prócz swoich dziesięciu okrętów dwa leukadyj skie
i trzy amprakiockie. Gilippos z Tarentu wybrał się najpierw w posel
stwie do Turii i powoływał się tam na stosunki swojego ojca. Nie mo
gąc jednak pozyskać Turyjczyków, odj echał i płynął wzdłuż wybrzeża
italskiego . W drodze przez Zatokę Terynaj ską silny wiatr północny
3 72 WOJNA PELOPONESKA 1 05
przyj aciół kazał zgładzić; miej sce to znaj dowało się poza polem widze
nia Ateńczyków. Tego samego dnia zdobyli Syrakuzańczycy trójrzędo
wiec ateński, patroluj ący przed wielkim portem.
Po tych wypadkach Syrakuzańczycy i ich sprzymierzeńcy zaczęli sta
wiać mur wiodący od miasta przez Epipolaj w górę, do owego poprzecz
nego muru, który poprzednio wybudowali. Liczyli, że j eśli Ateńczycy
nie zdołaj ą im w tym przeszkodzić, to potem nie będą ich już mogli
całkowicie zablokować. Ateńczycy bowiem, wykończywszy mur na od
cinku nadmorskim, podeszli już ku górze. Tymczasem Gilippos, od
krywszy w murze ateńskim słabsze miej sce, zebrał w nocy woj sko i
przeprowadził tam atak. Ateńczycy, którzy obozowali w polu, spostrzeg
li to i ruszyli przeciw niemu. Gilippos szybko się zorientował i swoich
wycofał. Ateńczycy zaś, podciągnąwszy tę część muru, pozostali tam
na straży; resztę sprzymierzeńców rozstawili już uprzednio na murze,
powierzaj ąc każdemu z nich straż nad j ednym odcinkiem. Nikias po
stanowił też umocnić miej sce zwane Plemirion; j est to naprzeciw mia
sta położony i w morze wysunięty przylądek, który zwęża wjazd do
wielkiego portu. W razie ufortyfikowania tego miej sca dowóz potrzeb
nych rzeczy byłby łatwiej szy, stąd też mogliby Ateńczycy z mniejszej
odległości obserwować port syrakuzański i w razie ruchu floty nieprzy
j acielskiej nie musieliby, j ak teraz, wypływać z głębi swego portu. Obec
nie bowiem Nikias myślał już raczej o wojnie na morzu widząc, że przy
bycie Gilipposa zmniej szyło widoki powodzenia na lądzie. Przewiózł
więc woj sko i okręty na Plemirion i wybudował tam trzy forty; tam też
znaj dowała się odtąd przeważna część sprzętu woj ennego, a tuż obok
na kotwicy transportowce i szybkie statki. Od tego też czasu zwiększy
ły się trudy załogi - wody bowiem było mało i z daleka trzeba ją było
nosić, marynarze zaś, wychodząc po drzewo, ginęli z rąk jazdy syraku
zańskiej , która w tej okolicy miała przewagę. Syrakuzańczycy bowiem,
chcąc utrudnić Ateńczykom z Plemirion plądrowanie kraju, umieścili
j edną trzecią część swej j azdy przy miasteczku koło Olimpiej on. Ni
kias, poinformowany o zbliżaniu się pozostałej floty korynckiej , wysy
ła dwadzieścia okrętów, aby pilnowały Koryntyj czyków, z rozkazem
czatowania w okolicach Lokroj , Region i wybrzeża sycylij skiego .
Gilippos budował tymczasem mur przez Epipolaj , używaj ąc do tego
kamieni, które tam uprzednio nagromadzili Ateńczycy; równocześnie
stale wyprowadzał Syrakuzańczyków i sprzymierzeńców i ustawiał ich
przed murem w szyku boj owym. Naprzeciw ustawiali się również Ateń-
376 WOJNA PELOPONESKA 6-7
dalszej budowy murów blokuj ących miasto i nie występuj emy zaczep
nie, gdyż pewną część hoplitów przeznaczyliśmy do pilnowania murów
i nie możemy wszystkich naszych sił użyć przeciw nieprzyj acielowi.
Ponadto również Syrakuzańczycy wystawili nowy poj edynczy mur, tak
że nie możemy już zablokować miasta, chyba że ktoś z licznym woj
skiem mur nieprzyj acielski zaatakuj e i zdobędzie. Doszło do tego, że
my, którzy występujemy w roli oblegaj ących, w rzeczywistości sami
j esteśmy oblegani, przynajmniej od strony lądu, gdyż j azda nieprzyj a
cielska nie pozwala nam zapuszczać się zbyt daleko.
Syrakuzańczycy wysłali również posłów na Peloponez po nowe
woj sko, a Gilippos objeżdża miasta sycylij skie, żeby pozyskać te, które
się na razie od udziału w woj nie wstrzymuj ą, inne zaś nakłonić do
udzielenia mu pomocy na lądzie i morzu. Zamierza on bowiem, j ak się
dowiaduj ę, zaatakować nas równocześnie woj skiem lądowym od stro
ny murów i flotą od morza. A niech się nikt z was nie dziwi, że i od
morza jesteśmy zagrożeni. Nasza flota, o czym oni także wiedzą, była
początkowo doskonała, zarówno jeśli idzie o okręty, które nie przepusz
czały wody, j ak i o stan załóg; obecnie j ednak okręty, które tak długi
czas stały na morzu, przeciekaj ą, a załogi poniosły poważne straty.
Okrętów jednak nie można wyciągnąć na ląd i osuszyć, gdyż flota nie
przyj acielska, równie liczna albo nawet liczniej sza od naszej , może nas
zaatakować. Widoczne zaś j est, że przygotowuj ą się do tego i inicj aty
wa jest w ich rękach; łatwiej im też przyjdzie wysuszyć swe okręty, nie
muszą bowiem na nikogo czatować.
Nam zaś, przeciwnie, przyszłoby to z trudnością nawet wtedy, gdy
byśmy mieli znaczną przewagę okrętów i nie musieli, tak j ak teraz,
całej naszej floty wysyłać na zwiady. Musimy tak j ednak postępować,
gdyż w razie najmniej szego zaniedbania zabraknie nam środków żyw
ności, które i teraz przewozimy z trudem tuż obok miasta nieprzyj a
cielskiego . Załogi zaś okrętowe dlatego ponosiły i ponoszą tak wielkie
straty, że wielu marynarzy, idąc dość daleko po drzewo i wodę lub na
rabunek, ginie z rąk j azdy nieprzyj acielskiej . A odkąd nieprzyj aciel
przeciwstawił nam równe siły - ucieka także służba. Obcokraj owcy,
których wzięliśmy pod przymusem, rozchodzą się po swoich miastach.
Ci zaś, którzy przyszli do nas zwabieni wysokością żołdu i myśleli, że
raczej będą zarabiać niż walczyć, od chwili kiedy zobaczyli, że wbrew
oczekiwaniu opór floty i woj sk nieprzyj acielskich krzepnie, albo zbie
gaj ą do nieprzyj aciela, albo uchodzą w inny dostępny sobie sposób - a
1 4- 1 6 KSIĘGA SIÓDMA 379
Sycylia jest duża. Są zaś i tacy, którzy kupuj ą jeńców wojennych z Hyk
kary i namówiwszy trierarchów do zaokrętowania jeńców na ich miej
sce, rozluźniaj ą w ten sposób dyscyplinę we flocie.
Sami dobrze o tym wiecie, że niewielu mamy wyćwiczonych mary
narzy, niewielu j est takich, którzy umiej ą okręt w ruch wprawić i utrzy
mać właściwy rytm wiosłowania. Najgorsze j est j ednak to, że jako wódz
nie jestem w stanie niczemu zaradzić, gdyż ze względu na wasz cha
rakter trudno j est wami kierować. Nie mamy skąd uzupełnić załogi,
podczas gdy nieprzyj aciel ma pod tym względem różne możliwości;
zarówno bieżące potrzeby, j ak przyszłe straty uzupełniać musimy z
tego, cośmy ze sobą przywieźli, bo sprzymierzone z nami miasta Na
ksos i Katana nie mogą nam w tym pomóc. Jeśli zaś nieprzyj aciele choć
j eden j eszcze sukces osiągną, a państwa italskie, które nam dostarcza
ją żywności, widząc trudne nasze położenie i brak pomocy z waszej
strony, przej dą na stronę przeciwnika - nie wytrzymamy oblężenia i
wojna zakończy się bez walki. Mógłbym wam napisać coś przyjemniej
szego, lecz na pewno byłoby to mniej użyteczne, skoro przy podej mo
waniu decyzj i powinniście znać całą prawdę. Znaj ąc wasze usposobie
nie i to, że lubicie wprawdzie słuchać rzeczy dla siebie miłych, jednak
że potem gniewacie się, kiedy sprawa przyj mie zupełnie inny obrót,
sądziłem, że lepiej powiedzieć wam prawdę.
A teraz wiedzcie, że j eśli idzie o pierwotny cel naszej wyprawy, to
zarówno żołnierze, j ak dowódcy spełnili swój obowiązek. Kiedy jednak
w oczekiwaniu na nowe woj sko z Peloponezu powstaj e cała Sycylia,
powinniście także wy podjąć decyzj ę. Wobec tego, że tutej sze siły nie
mogą sprostać obecnej sytuacj i, powinniście albo nas odwołać, albo
przysłać nie mniej szą od pierwszej armię lądową i morską oraz dużo
pieniędzy i stratega, który by przej ął ode mnie dowództwo, gdyż j a z
powodu choroby nerek nie mogę tu dłużej pozostać. Proszę was też o
wyrozumiałość, bo kiedy byłem zdrów, j ako wieloletni strateg wiele
wam przysług wyświadczyłem. Cokolwiek zaś zamierzacie, wykonaj
cie zaraz z nastaniem wiosny. Nie zwlekajcie, ponieważ nieprzyjaciel
na Sycylii szybko zbierze swe siły; posiłki z Peloponezu wprawdzie tak
prędko nie przyj dą, ale j eśli nie będziecie się mieć na baczności, to albo
się wam - j ak ostatnio - wymkną, albo was ubiegną" .
Tak brzmiał list Nikiasa. Ateńczycy, wysłuchawszy go, nie zwolnili
wprawdzie Nikiasa z dowództwa, lecz przydzielili mu do pomocy Me
nandra i Eutydemosa, którzy znaj dowali się na miej scu. Chcieli w ten
380 WOJNA PELOPONESKA 1 7- 1 8
25 - Wojna peloponeska
386 WOJNA PELOPONESKA 28-29
Koryntyjczycy nie posunęli się już dalej . Jeńców zaś nie wzięto dlatego,
że Peloponezyj czycy, walcząc blisko lądu, łatwo mogli się uratować,
Ateńczykom zaś nie zatopiono ani j ednego okrętu. Po wycofaniu się
Ateńczyków z Naupaktos Koryntyj czycy od razu postawili pomnik
zwycięstwa, uważaj ąc, że maj ą do tego prawo, ponieważ uszkodzili
większą liczbę okrętów ateńskich. Sądzili oni, że nie ponieśli klęski z
tego samego powodu, dla którego Ateńczycy uważali, że nie odnieśli
zwycięstwa: Koryntyj czycy bowiem uważali się za zwycięzców, ponie
waż nie zostali wyraźnie pokonani, Ateńczycy przeciwnie - sądzili, że
spotkała ich klęska, gdyż nie odnieśli wyraźnego zwycięstwa. Po wyco
faniu się floty i rozwiązaniu piechoty peloponeskiej również Ateńczycy
postawili na znak zwycięstwa pomnik w ziemi achaj skiej , w odległości
mniej więcej dwudziestu stadiów od Eryneos, gdzie przedtem zakotwi
czyli okręty Koryntyj czycy. Taki był koniec bitwy morskiej .
Demostenes i Eurymedont, uzyskawszy od Turyj czyków na wspól
ną wyprawę siedmiuset hoplitów i trzystu oszczepników, kazali flocie
popłynąć wzdłuż wybrzeża w kierunku ziemi krotońskiej , sami zaś
najpierw odbyli przegląd całej piechoty nad rzeką Sybaris, a następnie
poprowadzili ją przez terytorium turyj skie. Kiedy stanęli nad rzeką
Hylias, wysłani do nich posłowie krotońscy oświadczyli, że ich przez
swój kraj dobrowolnie nie przepuszczą. Zeszli więc w dół na wybrzeże
i tam stanęli obozem koło uj ścia rzeki Hylias; w tym samym miej scu
zj awiły się okręty ateńskie. Nazajutrz, załadowawszy się na okręty,
popłynęli wzdłuż wybrzeża, zawij aj ąc po drodze do wszystkich miast z
wyjątkiem Lokroj, aż przybyli wreszcie do Petry w kraju regiońskim.
Tymczasem Syrakuzańczycy na wieść o zbliżaniu się Ateńczyków
postanowili z siłami już przedtem w tym celu zgromadzonymi po raz
drugi spróbować szczęścia na morzu i na lądzie: chcieli bowiem ubiec
przeciwnika, zanim nadej dzie dla niego pomoc. Zresztą w swej flocie
wprowadzili ulepszenia, dzięki którym, opieraj ąc się na obserwacjach
poczynionych w poprzedniej bitwie, spodziewali się osiągnąć przewagę
nad przeciwnikiem. Przyciąwszy i skróciwszy dzioby okrętów, wzmoc
nili je przez to; ponadto umocowali na nich grube belki i spoili je ze
ścianami okrętu częściowo od zewnątrz, częściowo od wewnątrz za
pomocą długich na sześć łokci ryglów; w ten sposób umocnili Koryn
tyjczycy swe okręty przed bitwą koło Naupaktos . Syrakuzańczycy są
dzili, że osiągną przewagę nad odmiennie zbudowanymi okrętami ateń
skimi, które miały słabe dzioby, gdyż Ateńczycy atakowali zazwyczaj
37 KSIĘGA SIÓDMA 391
gdyż armia ich opiera się raczej na ochotniczym zaciągu niż na przy
musowym poborze, j ak ateńska. Powinni więc - twierdził - nadal pro
wadzić oblężenie, a nie wycofywać się, uznawszy się za pokonanych
przez tych, od których finansowo są o wiele mocniej si.
Tak przemawiał Nikias . Był pewny siebie, gdyż miał dokładne infor
macje o położeniu w Syrakuzach, zarówno o trudnościach finansowych
miasta, j ak i o tym, że była tam pewna grupa ludzi, która pragnęła
wydać Syrakuzy w ręce Ateńczyków i posyłała do Nikiasa, wzywaj ąc go
do dalszego oblężenia, prócz tego miał większe niż poprzednio zaufa
nie do floty. Demostenes natomiast w ogóle nie chciał słuchać o dal
szym oblężeniu. Twierdził, że j eśli można przerwać oblężenie jedynie
na mocy uchwały ateńskiej , to trzeba się przenieść do Tapsos albo Ka
tany, gdzie woj ska lądowe, robiąc wypady w teren nieprzyj acielski, będą
mogły plądrować kraj i szkodzić nieprzyjacielowi, a siły morskie - sta
czać bitwy nie w ciasnocie, która raczej sprzyj a nieprzyjacielowi, lecz
na pełnym morzu, wykorzystuj ąc swe doświadczenie żeglarskie i ma
newrując swobodnie zarówno w natarciu, j ak w odwrocie. Jednym sło
wem, głosił, że pod żadnym warunkiem nie ma ochoty nadal pozosta
wać na miejscu, lecz chce, nie zwlekaj ąc, j ak naj szybciej odj echać. Eu
rymedont zgadzał się z Demostenesem. Jednakże wobec sprzeciwu
Nikiasa sprawa utknęła na martwym punkcie; przypuszczano również,
że Nikias jest lepiej poinformowany, skoro się tak upiera. W ten spo
sób Ateńczycy zwlekali z decyzj ą i zostali na miej scu.
Tymczasem Gilippos i Sykanos zj awili się w Syrakuzach. Sykanoso
wi misj a się nie udała, gdyż j eszcze podczas j ego pobytu w Geli walki
wewnętrzne w Akragas ustały i zapanowała tam zgoda między zwolen
nikami Syrakuz a ich przeciwnikami. Gilippos zaś przyprowadził z
Sycylii dużo nowego woj ska oraz hoplitów peloponeskich, którzy na
transportowcach wysłani zostali z Peloponezu i z Libii przybyli do Se
linuntu. Hoplitów tych do Libii zapędziła burza; tam Kirenejczycy dali
im dwa trójrzędowce i pilotów. Hoplici po drodze pomogli Euespery
tom obleganym przez Libij czyków. Zwyciężywszy Libijczyków, popły
nęli stamtąd do Neapolu, faktorii kartagińskiej , odległej od Sycylii co
najmniej o dwa dni i jedną noc żeglugi. Stamtąd przeprawili się do Se
linuntu. Zaraz po ich przybyciu Syrakuzańczycy zaczęli przygotowywać
przeciw Ateńczykom nowy atak na lądzie i na morzu. Wodzowie ateń
scy, widząc, że nieprzyj aciel dostał świeże posiłki, a sytuacj a ich woj
ska nie tylko się nie polepsza, ale z dnia na dzień - przede wszystkim
5 1 -53 KSIĘGA SIÓDMA 399
wskutek chorób dręczących woj sko - pod każdym względem się pogar
sza, zaczęli żałować, że wcześniej nie odpłynęli. Już i Nikias sprzeci
wiał się mniej niż poprzednio, a nalegał jedynie na zachowanie taj em
nicy odwrotu, zapowiedzieli więc całej armii w j ak największej taj em
nicy odj azd i kazali czekać w pogotowiu na umówione hasło . Kiedy już
wszystko było gotowe do odj azdu, nastąpiło zaćmienie księżyca* , któ
ry właśnie był w pełni. Zastraszona większość Ateńczyków zażądała od
wodzów wstrzymania odj azdu; Nikias, który też nazbyt powodował się
wiarą w niezwykłe znaki i tym podobne zj awiska, oświadczył wręcz, że
nie będzie się nawet nad tym naradzał i że nie ruszy przed upływem
dwudziestu siedmiu dni, taki bowiem termin podawali wróżbici. Z tego
powodu Ateńczycy odłożyli odj azd i pozostali pod Syrakuzami.
Syrakuzańczycy, powiadomieni o tym, jeszcze mocniej postanowili
nie wypuszczać Ateńczyków w mniemaniu, że swym zamierzonym
wyj azdem sami dali oni wyraz swej niższości na lądzie i na morzu.
Równocześnie nie chcieli dopuścić do tego, żeby Ateńczycy usadowili
się w j akimś innym punkcie Sycylii, gdzie trudniej byłoby ich pokonać;
pragnęli raczej j ak naj szybciej zmusić ich do przyj ęcia bitwy morskiej
w miej scu dla siebie naj dogodniej szym. Obsadzili więc okręty załogą i
dopóty przeprowadzali ćwiczenia, dopóki nie uznali ich za wystarcza
j ące. Skoro zaś nadeszła odpowiednia chwila, w przededniu bitwy mor
skiej uderzyli na fortyfikacj e ateńskie. Kiedy przeciwko nim wyszły
przez rozmaite bramy obozu niewielkie oddziały hoplitów i j azdy, pew
ną ich część odcięli i zmusiwszy do ucieczki, ścigali; wobec tego, że
przej ście było ciasne, Ateńczycy stracili siedemdziesiąt koni i pewną,
niewielką liczbę hoplitów.
Tego dnia woj sko syrakuzańskie się wycofało . Nazajutrz jednak Sy
rakuzańczycy wypłynęli w sile siedemdziesięciu sześciu okrętów, a rów
nocześnie siłami lądowymi zaatakowali fortyfikacj e. Ateńczycy ruszyli
przeciwko nim z osiemdziesięcioma sześcioma okrętami i rozpoczęli
bitwę. Syrakuzańczycy i ich sprzymierzeńcy zwyciężyli najpierw cen
trum ateńskie, a następnie w wewnętrznej części portu odcięli Eury
medonta, który dowodząc prawym skrzydłem ateńskim, chciał okrą
żyć okręty nieprzyj acielskie i podpłynął ze swymi okrętami zbyt blisko
lądu. Sam Eurymedont zginął, a jego okręty uległy zniszczeniu. Następ
nie Syrakuzańczycy puścili się w pogoń za całą flotą ateńską i zepchnę
li j ą w kierunku lądu.
Gilippos, widząc, że flota nieprzyj acielska ponosi klęskę i znajduje
400 WOJNA PELOPONESKA 54-56
26 - Wojna peloponeska
402 WOJNA PELOPONESKA 57
że jesteśmy naj silniej si, skorośmy naj silniej szych pokonali. Im zaś sil
niej sza nadzieja, tym większy zapał . Jeśli idzie o środki techniczne,
które od nas przej ęli, to jesteśmy do nich przyzwyczajeni ze względu
na nasz sposób walki i do każdego z nich łatwo się przystosuj emy; na
tomiast oni, skoro wbrew swojemu zwyczaj owi załaduj ą na pokład
wielu hoplitów, oszczepników i wszelkiego rodzaju ludzi niemaj ących
nic wspólnego z morzem, Akarnańczyków i innych, którzy nawet nie
potrafią wyrzucić pocisku z pozycji siedzącej - będą mieli utrudnione
manewrowanie okrętami; wszyscy ci ludzie na pokładzie, zmuszeni do
wykonywania ruchów, do j akich nie nawykli, wprowadzą zamęt na
okrętach. A j eśli się ktoś boi, że walka nie będzie równa, to niech wie,
że przewaga okrętów nie przyniesie im żadnej korzyści; wielka bowiem
liczba okrętów ścieśnionych na małej przestrzeni nie może dość zręcz
nie wykonywać zamierzonych ruchów; łatwo też będziemy im mogli
szkodzić za pomocą sprzętu, który sobie przygotowaliśmy. Ponadto naj
dokładniej znamy istotny stan rzeczy: w obliczu nadmiaru nieszczęść i
pod przymusem ciężkiej sytuacj i Ateńczycy upadli na duchu; nie tyle
zawierzaj ąc swoim siłom, co szczęściu, pragną oni zaryzykować, czy nie
uda się im przemocą sforsować wyjazdu z portu albo w razie niepowo
dzenia dokonać odwrotu drogą lądową; sądzą oni, że już nic nie zdoła
pogorszyć ich położenia.
Wobec takiej dezorganizacj i nieprzyj aciela i wobec losu, który sam
wydaj e nam w ręce najgorszych naszych wrogów, uderzmy na nich z
całą gwałtownością. Pamiętajmy o tym, że j ak z j ednej strony słusznie
możemy wyładować swój gniew na niesprawiedliwym napastniku, tak
z drugiej strony mamy obecnie najlepszą sposobność, by wywrzeć na
nieprzyjacielu zemstę, która, j ak mówią, j est słodka. A że są to nieprzy
j aciele, i to najgorsi, wszyscy wiecie: przybyli tutaj , żeby uj arzmić nasz
kraj ; w razie powodzenia j ak naj okrutniej obeszliby się z mężami, a j ak
naj haniebniej z dziećmi i niewiastami, państwo zaś nasze okryliby
największą hańbą. Dlatego nie wolno nikomu okazywać litości, a ich
bezpiecznej ucieczki za zysk uważać. I tak to bowiem uczynią, jeśli
wygraj ą; my zaś piękną weźmiemy nagrodę za walkę, jeśli, na co słusz
nie liczymy, zgodnie z postanowieniem na miej scu ich ukarzemy i
zabezpieczymy dawną wolność Sycylii. Rzadko kiedy zdarzaj ą się takie
chwile, kiedy w razie niepowodzenia drobne wynikaj ą szkody, a w razie
powodzenia ogromne korzyści" .
Takie słowa zachęty skierowali do żołnierzy wodzowie syrakuzańscy
408 WOJNA PELOPONESKA 70
j eszcze na tak małej przestrzeni nie stłoczyła się tak wielka liczba okrę
tów; razem było ich prawie dwieście, wobec czego rzadko stosowano
natarcie wprost, gdyż okręty nie mogły się ani wycofać, ani sforsować
linii nieprzyj acielskiej , częściej natomiast dochodziło do przypadko
wych zderzeń czy to w czasie ucieczki, czy to w czasie natarcia. W chwi
li zbliżania się nieprzyj acielskiego okrętu żołnierze umieszczeni na
pokładach zasypywali go oszczepami, strzałami z łuku i kamieniami.
Kiedy j ednak okręty starły się już ze sobą, hoplici rozpoczynali walkę
wręcz i starali się przedostać na pokład nieprzyj acielski. Z powodu cia
snoty zdarzało się często, że jeden i ten sam okręt atakował i był atako
wany albo że dwa lub więcej okrętów tłoczyło się z konieczności wokół
j ednego, a sternicy zajęci byli równocześnie atakiem i obroną i zamiast
patrzeć w j ednym kierunku, musieli zwracać uwagę na wszystko; w
dodatku ogromny hałas przy zderzaniu się okrętów budził przerażenie
i zagłuszał głosy keleustów* . A po obu stronach co chwila rozlegały się
rozkazy i wołania keleustów, którzy kierowali okrętami i zagrzewali
marynarzy; j edni wołali do Ateńczyków, że muszą sforsować przejazd i
teraz właśnie z największym zapałem walczyć o ocalenie ojczyzny; dru
dzy zaś do Syrakuzańczyków i sprzymierzeńców wołali, że chwałę im
przyniesie, j eśli nie pozwolą wymknąć się nieprzyjacielowi i odniósł
szy zwycięstwo, wsławią swoj ą oj czyznę. Ponadto strategowie jednej i
drugiej strony, widząc, że j akiś okręt wycofuje się bez potrzeby, wołali
po imieniu trierarchę; swojego Ateńczycy pytali, czy tę ziemię nieprzy
j acielską, ku której się cofa, uważa za pewniej szą od morza zdobytego
wśród tylu trudów, Syrakuzańczycy zaś - swego, czy chce uciekać przed
Ateńczykami, o których z całą pewnością wiadomo, że sami pragną
uciec za wszelką cenę.
Jak długo bitwa morska była nierozstrzygnięta, woj sko lądowe obu
stron znajdowało się w stanie najwyższej niepewności i podniecenia;
miej scowi pragnęli j eszcze większego sukcesu, przybysze lękali się, żeby
ich sytuacj a jeszcze bardziej się nie pogorszyła. Ponieważ zaś cały los
Ateńczyków zawisł od floty, ich lęk o przyszłość nie dał się z niczym
porównać; ponadto wskutek krzywizny wybrzeża nie mogli obj ąć okiem
całości. Wobec tego, że pole widzenia było małe i nie wszyscy patrzyli
równocześnie w to samo miej sce, ci, którzy przypadkiem widzieli swo
ich zwyciężaj ących, nabierali otuchy i błagali bogów o dalszą pomoc.
Ci zaś, którzy doj rzeli klęskę, zawodzili i krzyczeli, a widok tego, co się
działo, bardziej ich przygnębiał niż samych walczących. Inni wreszcie,
410 WOJNA PELOPONESKA 72-73
bie, że byłoby dla nich rzeczą niebezpieczną, gdyby tak wielka masze
ruj ąca lądem armia usadowiła się gdzieś na Sycylii i zechciała nadal
prowadzić wojnę. Udał się więc do dowódców i przekonywał ich, że nie
można dopuścić do nocnego wymarszu Ateńczyków; twierdził, że wszy
scy Syrakuzańczycy i sprzymierzeńcy powinni odciąć drogi i obsadzić
zawczasu wąwozy; dowódcy, przekonani przez Hermokratesa, obawia
li się j ednak, że trudno będzie nakłonić do tego ludzi, którzy uradowa
ni wielkim zwycięstwem właśnie wypoczywali; był to dzień świątecz
ny i składano ofiary na cześć Heraklesa. Twierdzili, że lud, uradowany
zwycięstwem, zaczął przy święcie pić i nic nie zdoła go nakłonić, by
chwycił za oręż i wyruszył z miasta. Hermokrates, nie mogąc im na
rzucić swego planu, który uważali za niewykonalny, użył następujące
go podstępu. W obawie, żeby Ateńczycy nie zdążyli się wymknąć bez
przeszkód i nie przeszli w nocy naj trudniej szego odcinka drogi, pod
osłoną j azdy wysyła o zmierzchu swych towarzyszy pod obóz ateński;
ci dotarłszy na odległość, z której można ich było usłyszeć, wezwali do
siebie ludzi z obozu, podaj ąc się za zwolenników ateńskich. Istotnie
miał Nikias w Syrakuzach ludzi, którzy donosili mu o tym, co się w
mieście dziej e. Kazali mu więc powiedzieć, żeby nie rozpoczynał odwro
tu nocą, gdyż Syrakuzańczycy obsadzili już drogi, lecz żeby się przygo
tował i w spokoju za dnia wycofał . Oznajmiwszy to, odjechali, a ludzie
z obozu donieśli o tym wodzom ateńskim.
Wodzowie ateńscy, nie domyśliwszy się podstępu, na skutek tej wia
domości spędzili noc na miej scu. Wobec tego zaś, że i tak już nie wyru
szyli, postanowili przeczekać również następny dzień, aby żołnierze
mogli się, o ile zdołaj ą, j ak najlepiej przygotować do drogi, pozostawia
j ąc wszystko, co zbyteczne, i zabieraj ąc z sobą j edynie to, co konieczne
do utrzymania. Syrakuzańczycy i Gilippos, wyruszywszy ze swym woj
skiem wcześniej , zamknęli drogi, którymi według przewidywań Ateń
czycy musieli przechodzić, pilnowali przepraw przez potoki i rzeki i
ustawili się w szyk bojowy, gotowi przyj ąć nieprzyj aciela i przeszkodzić
mu w dalszym marszu. Równocześnie, podpłynąwszy na okrętach,
ściągali z wybrzeża okręty ateńskie - niewielką tylko ich część, zgodnie
z planem, spalili sami Ateńczycy - inne zaś, które tu i ówdzie leżały na
wybrzeżu, bez żadnych przeszkód holowali spokojnie do miasta, przy
wiązawszy j e do swoich okrętów.
Kiedy Nikias i Demostenes uznali przygotowania za ukończone, za
czął się odwrót woj ska; było to na trzeci dzień po bitwie morskiej .
412 WOJNA PELOPONESKA 76
dziła w jedno miej sce. Grupa Nikiasa szła naprzód i oddalona była o
pięćdziesiąt stadiów; Nikias bowiem szybciej prowadził swe woj sko
uważaj ąc, że j eśli maj ą ocaleć, to nie powinni stawiać oporu i podej
mować walki, lecz j ak najrychlej się wycofać i walczyć jedynie w razie
konieczności. Demostenes przeciwnie, już od dłuższego czasu bardziej
był narażony na ataki nieprzyj aciół, gdyż szedł w tylnej straży. Także
teraz, spostrzegłszy ścigaj ących go Syrakuzańczyków, myślał raczej o
przygotowaniu się do bitwy niż o dalszym marszu, stracił na to jednak
tyle czasu, że nieprzyj aciel zdołał go okrążyć i wywołał wśród jego lu
dzi wielkie zamieszanie. Ściśnięci na j akimś małym placu, na którym
rosło sporo oliwek i który otoczony był dokoła murem o dwóch wyj
ściach, narażeni byli na pociski z wszystkich stron. Syrakuzańczycy
woleli ten rodzaj walki niż regularną bitwę; w otwartym bowiem boju z
żołnierzem przywiedzionym do ostateczności nie mieli większych szans
od Ateńczyków. Pewni wygranej , chcieli zaoszczędzić sobie niepotrzeb
nych ofiar i sądzili, że w ten sposób także zdołaj ą pobić Ateńczyków i
dostać ich w swe ręce.
Ostrzeliwuj ąc Ateńczyków zewsząd przez cały dzień i widząc w koń
cu, że wskutek ran i innych dolegliwości Ateńczycy i ich sprzymierzeń
cy znaj duj ą się w stanie zupełnego wyczerpania, Gilippos, Syrakuzań
czycy i ich sprzymierzeńcy ogłaszaj ą mieszkańcom wysp przez herol
da, że każdy z nich może przej ść na ich stronę, zachowuj ąc wolność;
istotnie też obywatele niektórych, nielicznych zresztą miast przeszli na
stronę nieprzyj aciela. Następnie zaś także z resztą armii Demostenesa
zawarto umowę, na mocy której wszyscy mieli wydać broń, z tym że
nikt nie zginie ani śmiercią gwałtowną, ani w więzieniu, ani z braku
niezbędnego pożywienia. Poddało się wtedy sześć tysięcy ludzi; złożyli
oni wszystkie pieniądze, które mieli przy sobie, wrzucaj ąc je do odwró
conych tarcz, a zapełnili nimi cztery tarcze. Syrakuzańczycy odprowa
dzili ich natychmiast do miasta. Nikias zaś i jego grupa dotarli tego
dnia do rzeki Eryneos. Przeprawiwszy się przez nią, stanęli obozem na
wzgórzu.
Syrakuzańczycy, dopędziwszy nazajutrz Nikiasa, oświadczyli mu, że
grupa Demostenesa się poddała, i wezwali go, żeby uczynił to samo;
on zaś, nie mogąc w to uwierzyć, układa się z nimi, żeby pozwolili mu
wysłać jeźdźca, który by to sprawdził . Ten wrócił z wiadomością, że
grupa Demostenesa istotnie się poddała; wówczas Nikias zawiadamia
Gilipposa i Syrakuzańczyków, że gotów j est w imieniu Ateńczyków
84-- 8 5 KSIĘGA SI Ó DMA 417
27 - Wojna peloponeska
418 WOJNA PELOPONESKA 86--8 7
Kiedy wieść o tym dotarła do Aten, nie wierzono na ogół nawet żoł
nierzom, którzy z tej klęski zdołali się uratować i podawali dokładne
wiadomości; nie wierzono, żeby klęska mogła być tak zupełna. Kiedy
zaś poznano prawdę, gniew ludu zwrócił się przeciw politykom, którzy
doradzali wyprawę, tak j akby j ej sam lud nie uchwalił; oburzano się
również na proroków i wróżbitów, i na tych wszystkich, którzy swoimi
przepowiedniami wzbudzili nadziej ę zdobycia Sycylii. Wszystko bólem
przejmowało, a klęska wywoływała zgrozę i przerażenie największe.
Nie tylko bolały straty poszczególnych rodzin i całego państwa pozba
wionego wielu hoplitów, j azdy i młodzieży w kwiecie wieku, której
najbardziej brakowało, ale rozwiała się także nadziej a ocalenia, ponie
waż nie widzieli odpowiedniej liczby okrętów w dokach ani pieniędzy
w skarbie, ani obsługi na okrętach. Myśleli, że po tak świetnym zwy
cięstwie nieprzyj aciel z Sycylii od razu ruszy z flotą na Pireus, że wro
gowie w Grecj i, których siły były obecnie dwukrotnie większe, uderzą
energicznie na lądzie i na morzu, a sprzymierzeńcy podniosą bunt i
przejdą na stronę przeciwną. Mimo to, w miarę j ak im środki na to
pozwolą, zdecydowali się nie poddawać, lecz postarawszy się o drzewo
i pieniądze, przygotować flotę oraz roztoczyć nadzór nad sprzymierzeń
cami - przede wszystkim nad Eubeą - ponadto zaś przedsięwziąć
oszczędności w administracj i państwowej i wybrać j akąś władzę złożo
ną z ludzi starszych, którzy by w każdej chwili mogli powziąć odpo
wiednie decyzj e. Jak to zwykle bywa u ludu, ze strachu gotowi byli za
chować karność. Powziąwszy te postanowienia, przystąpili do ich wy
konania. Lato dobiegło końca.
Następnej zimy, na skutek pogromu ateńskiego na Sycylii, wszyscy
3-4 KSIĘGA Ó SMA 421
rwać od Ateńczyków miasta greckie znaj duj ące się w j ego prowincj i i
przyczynić się do zawarcia przymierza między królem a Lacedemoń
czykami. Ponieważ j edni i drudzy, zarówno wysłannicy Farnabadzosa
j ak i wysłannicy Tyssafernesa, działali w tych sprawach niezależnie od
siebie, w Lacedemonie doszło do gwałtownych sporów; j edni chcieli
nakłonić Lacedemończyków do wysłania floty i woj ska najpierw do
Jonii i na Chios, drudzy - na Hellespont. Lacedemończycy wszelako
znaczną większością skłonili się na stronę Chiotów i Tyssafernesa.
Tych popierał również Alkibiades, którego z eforem Endiosem łączyły
od dawna zażyłe stosunki; dlatego właśnie rodzina Alkibiadesa używa
ła lakońskiego imienia Alkibiades, że imię to nosił oj ciec Endiosa.
Najpierw jednakże Lacedemończycy wysłali na Chios periojka Fryni
sa, aby stwierdził, czy naprawdę Chioci posiadaj ą tyle okrętów, ile po
dali, i czy w ogóle opinia, j aką się to miasto cieszy, odpowiada rzeczy
wistości. Kiedy zaś Frynis doniósł, że informacj e były prawdziwe, od
razu zawarli przymierze z Chiotami i Erytrejczykami i uchwalili posłać
im czterdzieści okrętów, ponieważ sami Chioci twierdzili, że maj ą na
miej scu nie mniej niż sześćdziesiąt. Najpierw zamierzali posłać dzie
sięć okrętów pod wodzą nauarchy Melanchrydasa; później , po trzęsie
niu ziemi, zamiast Melanchrydasa wysłali Chalkideusa i zamiast dzie
sięciu okrętów przygotowali w Lakonii tylko pięć. Zima dobiegła koń
ca, a wraz z nią siedemnasty rok wojny, opisanej przez Tukidydesa.
Zaraz z początkiem lata, wobec tego że Chioci nalegali na wysłanie
okrętów, a lękali się, żeby Ateńczycy nie dowiedzieli się o układach
(wszystkie te poselstwa sprawowano tajnie), Lacedemończycy wypra
wiaj ą do Koryntu trzech Spartiatów z rozkazem, aby j ak naj szybciej
przetransportowali okręty przez Międzymorze Korynckie z Zatoki Ko
rynckiej do Sarańskiej i aby skierowali wszystkich na Chios, zarówno
tych, których Agis przeznaczył na Lesbos, j ak i pozostałych. Wszyst
kich okrętów sprzymierzonych było trzydzieści dziewięć.
Kalligejtos i Tymagoras, występuj ący w imieniu Farnabadzosa, nie
wzięli udziału w wyprawie na Chios i nie dali pieniędzy, które w sumie
dwudziestu pięciu talentów przywieźli ze sobą na ekspedycję, zamie
rzali natomiast zorganizować później na własną rękę inną wyprawę.
Agis zaś, widząc, że Lacedemończycy zdecydowali się wyruszyć naj
pierw na Chios, przyłączył się do tego planu. Sprzymierzeńcy zebrani
w Koryncie postanowili po naradzie najpierw podj ąć wyprawę na Chios
pod wodzą Chalkideusa, który w Lakonii przygotowywał pięć okrętów,
424 WOJNA PELOPONESKA 9-1 0
28 - Wojna peloponeska
434 WOJNA PELOPONESKA 3 1 -33
siąca hoplitów, którzy brali udział w ekspedycji milezyj skiej ; inni zaś
wodzowie pozostali z siedemdziesięcioma czterema okrętami na Sa
mos, opanowali morze i robili wypady przeciw Miletowi.
Astiochos, który na Chios brał właśnie zakładników, aby się zabez
pieczyć przed planowaną zdradą, wstrzymał tę akcję, dowiedziawszy się
o przybyciu okrętów Terymenesa i o lepszej już sytuacj i sprzymierzo
nych. Wziąwszy więc dziesięć okrętów peloponeskich i dziesięć chioc
kich, wypływa na morze. Po nieudanym uderzeniu na Pteleon podpły
nął pod Kladzomenaj i wezwał znaj duj ących się tam zwolenników
ateńskich, aby przesiedlili się do Dafnus i przeszli na j ego stronę; do
tego samego wzywał ich zastępca namiestnika Joni, Tamos . Wobec
odmowy przypuścił szturm do miasta, które nie było umocnione, lecz
nie mógł go zdobyć. Korzystaj ąc więc z silnego wiatru, odpłynął sam
do Fokai i Kime, podczas gdy reszta j ego okrętów popłynęła na leżące
naprzeciw Kladzomenaj wyspy Maratussę, Pele i Drymussę. Wskutek
niepomyślnych wiatrów zatrzymali się tam przez osiem dni, rabuj ąc i
niszcząc złożone tam mienie Kladzomeńczyków, resztę zaś załadowali
na okręty i odpłynęli do Astiochosa do Fokai i Kime.
Podczas pobytu Astiochosa w Fokai i Kime przybywaj ą do niego po
słowie Lesbij czyków, którzy znów chcieli podnieść bunt. Astiochos dał
się pozyskać, ponieważ jednak Koryntyj czycy i ich sprzymierzeńcy nie
mieli na to ochoty z powodu poprzedniej porażki, podniósł kotwicę i
popłynął ku Chios. Okręty te po drodze spotkała burza, toteż przyby
wają one później na Chios z różnych stron. Pedarytos, który wówczas
drogą lądową zdążał z Miletu, stanął w Erytrei i przeprawił się z woj
skiem na Chios; tutaj zastał załogę owych pięciu okrętów w liczbie
pięciuset żołnierzy, którym Chalkideus dał poprzednio ciężkie uzbro
jenie. Wobec tego, że niektórzy Lesbij czycy donosili o zamierzonym
buncie na Lesbos, Astiochos proponuj e Pedarytosowi i Chiotom, żeby
wyprawiwszy się z flotą, wywołali tam powstanie. Twierdził, że pozy
skają w ten sposób większą liczbę sprzymierzeńców, a w każdym razie,
nawet w wypadku niepowodzenia, osłabią Ateńczyków. Nie zgodzono się
jednak na to, a Pedarytos oświadczył, że nie da mu okrętów chiockich.
Astiochos, wziąwszy ze sobą pięć okrętów korynckich, szósty mega
ryj ski, siódmy hermioński oraz te okręty lakońskie, z którymi poprzed
nio przybył, popłynął do Miletu, aby obj ąć dowództwo nad całą flotą.
Wyruszaj ąc groził Chiotom, że nie przyj dzie im już z pomocą, j eśli go
znów będą potrzebować. Przybywszy do Korykos w ziemi erytrej skiej,
34-35 KSIĘGA Ó SMA 435
stwa nie przej dą z powrotem na stronę Aten, ani te, które pozostały
wierne, silniej się z Atenami nie zespolą; bez względu bowiem na
ustrój , czy to oligarchiczny, czy też demokratyczny, przełożą one wol
ność nad niewolę. Państwa te uważaj ą, że tak zwani „piękni i dobrzy"
nie mniej ciążyć im będą od demokratów, sprowadzaj ąc na lud nie
szczęścia, z których czerpią największe korzyści; że rządy arystokra
tyczne pełne są samowolnych wyroków i gwałtownych egzekucj i, pod
czas gdy demokracj a j est ich ucieczką, a poskromicielką arystokratów.
Frynichos oświadczył, że wie dokładnie, iż taka j est opinia państw,
oparta na doświadczeniu, dlatego też zupełnie nie podobaj ą mu się pro
pozycj e Alkibiadesa ani te całe knowania.
Mimo to uczestnicy sprzysiężenia zgodnie ze swoim pierwotnym
przekonaniem przyjęli proj ekt i postanowili wysłać do Aten Pejzandra
i innych, aby przeprowadzili rozmowy w sprawie powrotu Alkibiadesa,
obalenia demokracj i i pozyskania przyj aźni Tyssafernesa.
Frynichos wiedział, że sprawa powrotu Alkibiadesa wypłynie i że
Ateńczycy odniosą się do niej życzliwie. Boj ąc się, żeby Alkibiades po
powrocie nie zemścił się na nim za jego słowa sprzeciwu, obmyślił
następuj ący podstęp . Wysłał do nauarchy lacedemońskiego Astiocho
sa, który bawił j eszcze wówczas koło Miletu, tajny list z doniesieniem,
że Alkibiades działa na szkodę Peloponezyjczyków i stara się pozyskać
dla Aten przyj aźń Tyssafernesa; podał także inne szczegóły i usprawie
dliwiał się, że ze szkodą swojej ojczyzny występuje przeciwko osobiste
mu wrogowi. Astiochos j ednak bynajmniej nie myślał o ukaraniu Al
kibiadesa, zwłaszcza że nie mógł go już łatwo dostać w swoje ręce. Prze
ciwnie, udaj e się do niego i do Tyssafernesa do Magnezji, podaje im
treść listu z Samos i wszystko zdradza. Licząc, j ak mówiono, na osobi
ste korzyści, całkowicie zaprzedał się Tyssafernesowi i współdziałał z
nim zarówno w tej sprawie, j ak i w innych; dlatego też przedtem słabo
sprzeciwiał się wypłacaniu niepełnego żołdu. Alkibiades zaś natych
miast powiadamia dowódców na Samos o postępku Frynichosa i żąda
j ego śmierci. Frynichos, zaniepokojony tym i narażony wskutek dono
su na największe niebezpieczeństwo, wysyła do Astiochosa drugi list,
wyrzucaj ąc mu, że nie zachował dyskrecj i, i oświadczaj ąc, że gotów jest
mu ułatwić zniszczenie całej armii ateńskiej na Samos. Podawał szcze
gółowo, w j aki sposób wobec braku umocnień można przypuścić atak,
i oświadczył, że nie można mu brać za złe, j eśli znaj duj ąc się w niebez
pieczeństwie życia, każdego czynu woli się dopuścić, niż narazić się na
444 WOJNA PELOPONESKA 5 1 -53
grana, jeżeli cała flota peloponeska nie nadej dzie z odsieczą. Myślano
więc o pomocy. Tymczasem Pedarytos, uderzywszy ze swoim woj skiem
naj emnym i z całą siłą zbroj ną Chiotów na umocnienia ateńskie wo
kół okrętów, zdobywa część fortyfikacj i i część okrętów wyciągniętych
na ląd. Ateńczycy nadbiegaj ą j ednak z pomocą i zmuszaj ą do ucieczki
Chiotów; wtedy już ponosi klęskę także reszta woj ska Pedarytosa, a on
sam ginie; ginie również wielu Chiotów i wielka ilość broni dostaj e się
w ręce nieprzyj aciela.
Od tej chwili Chioci zamknięci zostali od strony lądu i morza jesz
cze lepiej niż poprzednio i w mieście zapanował głód. Posłowie zaś
ateńscy z Pejzandrem na czele przybywaj ą do Tyssafernesa i prowadzą
z nim rozmowy w sprawie zawarcia układu. Sam Alkibiades nie był
zupełnie pewny Tyssafernesa, który zbytnio bał się Peloponezyj czyków
i stosownie do poprzednich rad Alkibiadesa pragnął wzaj emnego osła
bienia obu stron. Wobec tego Alkibiades postanowił doprowadzić do
zerwania rokowań, namawiaj ąc Tyssafernesa do wysunięcia wobec
Ateńczyków wygórowanych żądań. Wydaje mi się, że Tyssafernes tak
że tego pragnął . Tyssafernes bowiem bał się Lacedemończyków, Alki
biades zaś, widząc, że Tyssafernes i tak nie zawrze układu, chciał zata
ić przed Ateńczykami brak wpływu na niego i wywołać wrażenie, że
Tyssafernes został pozyskany dla sprawy Aten i ma ochotę na układ,
lecz że Ateńczycy nie chcą się zgodzić na odpowiednie dla niego wa
runki. Toteż Alkibiades, przemawiaj ąc w imieniu obecnego przy ukła
dach Tyssafernesa, zgłaszał takie pretensj e, że choć Ateńczycy zgadzali
się na przeważną część j ego żądań, w końcu j ednak doprowadzili do
zerwania układów. Żądał bowiem oddania całej Jonii, a następnie przy
ległych wysp i innych krajów. Gdy Ateńczycy nie sprzeciwiali się temu,
Alkibiades na trzecim już zebraniu, w obawie, że cała j ego bezsilność
wyjdzie na j aw, wysunął wreszcie żądanie, żeby Ateńczycy zezwolili
królowi budować okręty, które w dowolnej liczbie i w dowolnym kie
runku mogłyby krążyć wokół j ego posiadłości. Ale tego już było za wie
le. Ateńczycy, uznawszy te warunki za niemożliwe do przyj ęcia i uwa
żając, że Alkibiades ich oszukał, oburzeni odeszli i odpłynęli na Samos.
Zaraz po tych wypadkach, j eszcze tej samej zimy, Tyssafernes przy
bywa do Kaunos, zamierzaj ąc z powrotem sprowadzić Peloponezyjczy
ków do Miletu i j eśli się uda, zawrzeć z nimi j eszcze jeden układ, aby
móc im znowu dostarczać żywności i nie zrazić ich sobie zupełnie.
Lękał się bowiem, że wskutek braku żywności dla tak licznej floty zo -
5 8-60 KSIĘGA Ó SMA 447
29 � Wojna peloponeska
450 WOJNA PELOPONESKA 65-66
stron, j eśli natomiast j edna lub druga strona, woj sko na Samos albo
ludność Aten, ulegnie, to nie będzie już z kim się układać. Zj awili się
także posłowie od Argiwczyków, ofiaruj ąc pomoc demokratycznej par
tii ateńskiej na Samos; Alkibiades pochwalił ich i prosząc, żeby zjawili
się z pomocą wtedy, kiedy się ich zawezwie, odprawił do domu. Argiw
czycy przybyli na Samos z tymi członkami załogi „ Paralos", których
przedtem oligarchowie załadowali na transportowiec, każąc im pilno
wać Eubei. Wieźli oni do Lacedemonu Laj spodiasa, Arystofonta i Me
lezj asa, posłów ateńskich wysłanych przez Radę Czterystu. Ponieważ
posłowie ci przyczynili się poprzednio do obalenia demokracji, przepły
waj ąc koło Argos, pojmali ich i wydali w ręce Argiwczyków; sami nie
wrócili już do Aten, lecz popłynęli na Samos, wioząc posłów z Argos na
swoim trój rzędowcu.
W tym czasie rozgoryczenie Peloponezyj czyków na Tyssafernesa
doszło do szczytu. Miało ono różne przyczyny, główną jednak był po
wrót Alkibiadesa . Peloponezyj czycy uważali Tyssafernesa za j awnego
zwolennika Aten. Pragnąc więc, j ak się zdawało, odeprzeć ich zarzuty,
tego samego lata przygotowywał się Tyssafernes do wyjazdu po okręty
fenickie do Aspendos i wezwał Lichasa, by towarzyszył mu w drodze.
Oświadczył, że z j ego rozkazu namiestnik Tamos będzie się starał pod
czas j ego nieobecności wypłacać żołd woj sku. W rzeczywistości podaj ą
różne motywy j ego wyj azdu i niełatwo j est doj ść, dlaczego udał się do
Aspendos i nie sprowadził stamtąd okrętów. Nie ulega bowiem wątpli
wości, że okręty fenickie w liczbie stu siedemdziesięciu czterech dotar
ły aż do Aspendos; dlaczego j ednak nie popłynęły dalej, różne robiono
domysły. Jedni mówią, że Tyssafernes odjechał, aby zgodnie ze swym
planem osłabić Peloponezyjczyków; w każdym razie Tamos, któremu
to zlecono, wypłacał żołd wcale nie lepiej, a nawet gorzej . Inni mówią,
że pojechał po to, żeby sprowadzonych do Aspendos Fenicjan, których
i tak nie miał zamiaru użyć, rozpuścić do domu i wydostać od nich za
to pieniądze; inni wreszcie, że zrobił to w odpowiedzi na zarzuty pod
niesione przeciw niemu w Lacedemonie, aby wywołać wrażenie, że
postępuje uczciwie i j edzie po okręty, które naprawdę istniej ą i są obsa
dzone załogą. Ja osobiście uważam, że prawdziwym powodem, dla któ
rego Tyssafernes nie sprowadził floty, było dążenie do osłabienia i skrę
powania sił Hellenów: przez swoją nieobecność i zwlekanie Tyssafer
nes pragnął ich wyniszczyć, a utrzymując równowagę sił, postępowa
niem swoim chciał nie dopuścić do wzmocnienia żadnej ze stron wal-
462 WOJNA PELOPONESKA 88-89
30 - Wojna peloponeska
466 WOJNA PELOPONESKA 93-95
czyków. Ale nie tylko w tym j ednym wypadku, lecz i w wielu innych
Lacedemończycy okazali się najwygodniej szymi przeciwnikami dla
Ateńczyków. Dzięki temu bowiem, że najbardziej różnili się od nich
charakterem (Ateńczycy byli energiczni, Lacedemończycy powolni, Ateń
czycy przedsiębiorczy, Lacedemończycy bez inicj atywy), w wielu dzie
dzinach, a zwłaszcza w wojnie morskiej wbrew woli dopomogli Ateń
czykom. Okazało się to na przykładzie Syrakuzańczyków: najbardziej
zbliżeni charakterem do Ateńczyków, najlepiej też woj nę przeciw nim
prowadzili.
Ateńczycy, otrzymawszy te wiadomości, mimo wszystko obsadzili
załogą dwadzieścia okrętów i zwołali zgromadzenie ludowe, znowu j ak
dawniej na Pnyksie* . Na tym zgromadzeniu obalono rządy Czterystu i
uchwalono oddać władzę pięciu tysiącom obywateli; należeć mógł do
nich każdy, kogo stać było na ciężkie uzbrojenie. Zakazano również pod
karą klątwy pobierać za cokolwiek wynagrodzenie z kasy państwowej .
Później często jeszcze odbywały się różne zebrania na Pnyksie; powo
łano tam nomotetów* i powzięto inne uchwały dotyczące ustroju.
Okazuje się, że wówczas po raz pierwszy, przynajmniej za mojego ży
cia, wprowadzili Ateńczycy najlepszy ustrój; było to bowiem rozumne
połączenie oligarchii i demokracj i, a zarazem pierwszy krok zmierzaj ą
cy do wydobycia państwa z ciężkiej sytuacj i, w j akiej się znalazło.
Uchwalono również odwołać z wygnania Alkibiadesa, a razem z nim i
innych emigrantów. Wysławszy posłów, zwrócono się zarówno do nie
go, j ak i do woj ska na Samos z wezwaniem do energicznego działania.
W czasie tego przewrotu Pejzander, Aleksykles i najwybitniej si oli
garchowie schronili się od razu do Dekelei; j edynie Arystarch, który był
wtedy strategiem, zebrał pospiesznie garstkę łuczników, rekrutuj ących
się z najbardziej barbarzyńskich szczepów, i pomaszerował z nimi pod
Ojnoe. Był to fort ateński na pograniczu Beocji, oblegali go zaś z włas
nej woli Koryntyjczycy z powodu klęski zadanej ich ludziom przez za
łogę fortu podczas wycofywania się z Dekelei. W oblężeniu tym brali
udział również Beoci. Arystarch, porozumiawszy się z nimi, wprowa
dza w błąd załogę Ojnoe twierdząc, że Ateńczycy w mieście zawarli
pokój z Lacedemończykami i że na tej podstawie fort ma być przekaza
ny Beotom. Oblężeni, nie maj ąc żadnych informacj i z zewnątrz, zawie
rzaj ą mu j ako strategowi i na mocy układu opuszczaj ą fort. W ten spo
sób Beoci objęli w posiadanie Oj noe, a rządy oligarchów i walki we
wnętrzne w Atenach dobiegły końca.
99- 1 00 KSIĘGA Ó SMA 469
zaczął blokadę. Zj awiły się tam również okręty metymnij skie i j akieś
dwa okręty powracaj ące z Hellespontu do domu. Wszystkich razem
było sześćdziesiąt siedem. Woj sko na pokładach przygotowywało się do
wzięcia Erezos szturmem za pomocą maszyn oblężniczych i wszystkich
innych możliwych środków.
Tymczasem Mindaros i flota peloponeska na Chios, zużywszy dwa
dni na zaopatrzenie się w żywność i wziąwszy od Chiotów po trzy tes
sarakosty chiockie* na głowę, trzeciego dnia szybko wyruszaj ą z Chios.
Nie płyną jednak na pełne morze, aby nie wpaść na flotę ateńską pod
Erezos, lecz w kierunku lądu stałego, pozostawiaj ąc Lesbos po lewej
ręce. Przybiwszy do portu Karterei w ziemi fokajskiej i spożywszy tam
ranny posiłek, płyną dalej wzdłuż wybrzeża kimej skiego; wieczerzę
spożywaj ą w Arginussaj na lądzie stałym, naprzeciw Mityleny. Stam
tąd wypłynęli jeszcze głęboką nocą i w Harmatus na lądzie stałym na
przeciw Metymny spożyli śniadanie. Następnie szybko płynąc wzdłuż
Lektos, Larysy, Hamaksytos i innych miej scowości w tych stronach,
krótko przed północą przybywają do Rojtejon, należącego już do Helles
pontu. Niektóre ich okręty zawinęły do Sygej on i innych miej scowości
w tamtych okolicach.
Po sygnałach świetlnych danych przez straże i po wielkiej ilości
ognisk, które nagle poj awiły się na terytorium nieprzyj acielskim, Ateń
czycy stoj ący z osiemnastoma okrętami w Sestos zorientowali się, że
Peloponezyjczycy wpływaj ą na wody Hellespontu. Jeszcze tej samej
nocy, pragnąc wydostać się z zasięgu floty nieprzyj acielskiej na pełne
morze, popłynęli pośpiesznie wzdłuż wybrzeża chersoneskiego do Ela
jus. Zmylili przy tym czuj ność eskadry nieprzyj acielskiej w Abidos,
złożonej z szesnastu okrętów, która od przepływaj ącej floty pelopone
skiej otrzymała rozkaz pilnowania każdego ruchu Ateńczyków. Z brza
skiem dnia Ateńczycy, ujrzawszy flotę Mindarosa, natychmiast rzucili
się do ucieczki. Nie wszystkim okrętom ateńskim udało się uj ść pogo
ni; większość schroniła się na Imbros i Lemnos, cztery j ednak okręty,
które płynęły ostatnie, dostały się koło Elajus w ręce nieprzyj aciół. Je
den z nich, który przybił do lądu koło świątyni Protezylaosa *, biorą
razem z załogą, dwa inne bez załogi, j eden zaś pusty palą koło Imbros.
Następnie Peloponezyjczycy, dołączywszy okręty z Abidos do pozo
stałych, w łącznej sile osiemdziesięciu sześciu okrętów oblegali tego
dnia Elajus; kiedy jednak miasto się nie poddało, odpłynęli do Abidos.
Tymczasem Ateńczycy pod Erezos, nie przewiduj ąc, że ruch floty nie-
1 04-1 05 KSIĘGA Ó SMA 471
KSIĘGA I
s. 1 8
Deukalion syn Prometeusa, władca tessalskiej Ftyi. Według podania Deukalion i jego
-
żona Pirra byli jedynymi ludźmi, których Dzeus uratował z potopu; z kamieni, które
za radą wyroczni rzucili za siebie, mieli powstać nowi ludzie.
barbarzyńcy nazwą tą określali Grecy wszystkie ludy nie mówiące po grecku.
-
s. 1 9
chiton nazwa szaty noszonej bezpośrednio na ciele zarówno przez mężczyzn, jak i
-
przez kobiety.
s. 20
Delos najmniejsza z Cyklad lwysp na Morzu Egejskim), słynąca jako miejsce urodze
-
nia i kultu Apollina. Miejsce kultu Grecy poddawali co pewien czas sakralnemu
„ oczyszczeniu".
Agamemnon syn Atreusa, brat Menelaosa, mityczny król Miken, naczelny wódz Gre
-
s. 2 1
Pelops syn Tantala, mityczny władca Peloponezu, założyciel rodu Pelopidów.
-
Eurysteus Dzięki podstępowi bogini Hery obj ął zamiast Heraklesa panowanie nad Mi-
-
s. 22
Filoktet - król Tessalii, jeden z wodzów greckich w wojnie trojańskiej, znakomity łucz
nik.
s. 23
tyrania - µstrój polegający na tym, że na czele państwa stoi jednostka, która przemocą
lub podstępem doszła do władzy. Tyrania w tym znaczeniu występuje w rozmaitych
miastach greckich w VII i VI w. p.n.e.
s. 24
Apollo Delficki - Delfy były miejscem kultu Apollina; tam znajdowała się jego świąty
nia i wyrocznia.
Dariusz - król Persji w latach 5 2 1 -486 p.n.e. Zorganizował pierwszą wyprawę perską
przeciw Grecji, zakończoną bitwą pod Maratonem w 490 r.
Kserkses syn Dariusza, panował w latach 486-465 . Stał na czele drugiej wyprawy per
-
skiej przeciw Grecji; został pokonany w bitwie pod Salaminą (480) i pod Platejami
(479) .
Temistokles - archont w 493/2 r. Przed drugą wyprawą perską nakłonił Ateńczyków do
wybudowania floty i przyczynił się do zwycięstwa Greków w bitwie pod Salaminą.
s. 25
flota fenicka - Fenicją nazywano w Grecj i obszar położony na wybrzeżu dzisiej szego
Libanu i Syrii między rzeką Eleutheros (ob. Nehrel-Kabir) na północy a górami Kar
melu na południu. Fenicjanie zajmowali się handlem i byli w starożytności pierw
szym narodem żeglarskim.
barbarzyńca przyszedł powtórnie z wielką armią - pierwsza większa wyprawa Persów
przeciw Grecji miała miejsce w 490 r., druga - w 480 r.
s. 26
ustrói oligarchiczny ustrój państwa, w którym władza spoczywa w rękach warstwy
-
s. 28
trzydziestoletni roze;m - pokój trzydziestoletni" zawarty został między Atenami a Spar
„
tą w r. 446.
zdobycie Eubei w 446 r. Eubea oderwała się od Aten. Perykles utrwalił na wyspie pa
-
s. 30
drachma - srebrna moneta grecka. Waga jej w Atenach wynosiła 4, 36 g; dzieliła się na 6
oboli.
hoplici - ciężkozbrojna piechota w Grecji; odporną bronią hoplitów był pancerz, pas,
nagolennice i hełm, bronią zaczepną - krótki miecz i włócznia.
s. 3 1
herold - w czasie wojny strony walczące porozumiewały się ze sobą jedynie za pośred
nictwem parlamentariusza (herolda - po gr. k e r y k s ) .
s. 32
związek ateński (spartański) - związek państw „ sprzymierzonych", grupujących się do
koła Aten lub Sparty i znajdujących się pod ich przewodnictwem.
s. 4 1
pean - pieśń n a cześć boga, zazwyczaj - Apollina.
s. 43
epidemiurg - tytuł urzędnika w miastach doryckich.
s. 44
strateg - dosłownie „dowódca, wódz". Od czasów Klejstenesa wybierano w Atenach 1 0
strategów, p o jednym z każdej fili. Sprawowali oni najwyższą władzę nad wojskiem.
s. 46
istm - przesmyk, międzymorze.
stadion - miara długości równa 1 92 m; była to długość toru wyścigowego .
s. 5 5
Archidamos - król spartański w latach 46 8-426. Był dowódcą Spartan w pierwszym
okresie wojny peloponeskiej (43 1 -42 1 ) .
s. 58
efor - nazwa najwyższego urzędnika w Sparcie. C o rok zgromadzenie narodowe wy
bierało 5 eforów, którzy czuwali nad całokształtem życia publicznego i prywatne
go .
s. 6 1
stela - pomnik grobowy w kształcie prostokątnej, nieznacznie ku górze zwężającej się
płyty, zwykle zakończonej u góry zwieńczeniem w kształcie przyczółka. Stele wyko
nywano z marmuru lub innego kamienia.
archontat - urząd archonta, najwyższego urzędnika w Atenach; archontów było 9, wy
bieranych co roku przez zgromadzenie ludowe.
s. 63
talent - jednostka wagowo-pieniężna używana w Grecji; masa jej wynosiła 26,2 kg.
478 WOJNA PELOPONE SKA
s. 64
podwójne zwycięstwo - około 470 r. wódz ateński Kimon odnosi jednego dnia dwa zwy
cięstwa nad armią perską - pokonawszy nieprzyjaciół w bitwie morskiej u ujścia Eu
rymedontu, wysadza wojsko na ląd i rozbija lądowe siły perskie.
heloci i periojkowie - ludność Sparty dzieliła się na trzy klasy - Spartiatów, periojków i he
lotów. Heloci byli, zdaje się, potomkami pierwotnej ludności zamieszkującej Lakonię
przed przybyciem Dorów. Ponieważ stawiali opór najeźdźcom, zostali po podboju zamie
nieni w niewolników, pracujących na roli. Periojkowie natomiast pochodzili prawdopo
dobnie z tej części ludności achajskiej, która poddała się Dorom bez oporu. Mieszkali po
wsiach i miastach dokoła Sparty, zajmowali się rolnictwem, handlem i przemysłem.
Chociaż zachowali wolność osobistą, nie mieli żadnych praw politycznych.
s. 65
wyrocznia Apollina Pityjskiego - wyrocznia Apollina w Delfach. Przydomek 11Pityjski"
nadano Apollinowi dlatego, że według tradycji zabił smoka Pitona, strzegącego wy
roczni w czasach, gdy należała ona jeszcze do matki Pitona, Gai. Po zabiciu smoka
władcą Delf został Apollo.
s. 69
Perykles, syn Ksantypposa - od 443 r. piastował przez wiele lat urząd stratega. Był twór
cą i przywódcą demokracji ateńskiej, umarł w 429 r., w czasie wojny peloponeskiej, ·
s. 7 1
Tukidydes - historyk grecki żyjący w latach ok. 460-ok. 3 9 6 , autor Wojny pelopone
skiej.
Delfy - miejscowość w Fokidzie, położona u stóp Parnasu. Przy tamtejszej świątyni
Apollina mieściła się najsławniejsza w Grecji wyrocznia.
s. 75
akropola ateńska wzgórze o charakterze obronnym, zbudowane ze skały wapiennej,
-
położone na północ od prawego brzegu Ilissosu; dostępne było tylko od strony za
chodniej . Akropola ateńska była poświęcona kultowi Ateny; Perykles wzniósł tam
wiele wspaniałych budowli. Akropole, czyli warowne wzgórza, znajdowały się w wie
lu miastach greckich.
Dzeus Mejlichios - m e j 1 i c h i o s znaczy dosłownie 11miłosierny, łaskawy" . Przydomek
Dzeusa, który opiekował się słabymi i pokrzywdzonymi.
s. 76
Atena Chalkiojkos - c h a l k i o j k o s znaczy dosłownie 11mieszkająca w spiżowym
domu". Przydomek Ateny, czczonej w Sparcie m.in. j ako bogini wojny i wynalazczy
mi fletu wojennego, która posiadała tam świątynię ozdobioną spiżem.
s. 78
trójnóg - kocioł wykonany z gliny lub brązu na trzech równoległych nogach; służył do
PRZYPISY 479
s. 80
sąd skorupkowy wprowadzony został przypuszczalnie przez Klejstenesa. Obywatele
-
s. 8 5
metojkowie - cudzoziemcy, którzy osiedlili się w Atenach. Zajmowali się handlem i rze
miosłem. Chociaż byli obowiązani do świadczeń na rzecz państwa, nie posiadali żad
nych praw politycznych.
KSIĘGA II
s. 8 8
bitwa pod Potidają w 432 r. Ateńczycy prowadzą zwycięską walkę ze zbuntowanym
-
miastem chalkidyj skim, Potidają, od którego domagają się zerwania łączności z jego
metropolią, Koryntem.
beotarchowie naczelna władza związku beockiego.
-
s. 9 5
Propileje - brama-portyk prowadzący n a akropolę ateńską, dzieło architekta Mnezykle
sa z czasów Peryklesa.
mur faleryjski - mur długości 6, 5 km, łączący Ateny z portem Faleron, zbudowany w
latach 45 8-456; w wypadku otoczenia miasta przez wojska lądowe miał on zapew
nić łączność z morzem.
dlugie mury były to mury łączące Ateny z Pireusem, wzniesione w latach 460-445 i
-
zbudowane w ten sposób, że Ateny, port i przestrzeń między nimi tworzyły niejako
jedną wielką twierdzę.
s. 96
Kekrops - mityczny król Aten.
Tezeus - najznakomitszy heros ateński. Podobnie j ak Herakles, miał dokonać wielu
sławnych czynów. Tradycj a przypisuje mu zjednoczenie Attyki w jedno państwo ze
stolicą w Atenach.
prytanejon budynek, w którym urzędowali prytanowie, tj . 50 członków Rady. Sprawo
-
wali oni władzę przez 1/10 część roku, załatwiając wszystkie sprawy bieżące, związa
ne z życiem politycznym i państwowym.
Eumolpos syn Pozejdona i Chione; według podania przywędrował z Tracji do Eleuzis, gdzie
-
Synojkia - dosłownie święto „wspólnej siedziby, ojczyzny". Dzień ten poświęcony był
opiekunce Aten, bogini Atenie.
Starsze Dionizja - święto ku czci Dionizosa, przypadające na koniec lutego; oprócz ofiar
do obrzędów należało otwieranie beczek z młodym winem.
antesterion -miesiąc odpowiadaj ący drugiej połowie lutego i pierwszej połowie mar
ca.
Enneakrunos - dosłownie „dziewięciokrotnie tryskająca studnia" . Budowla studzienna
o 9 rurach odpływowych, wzniesiona w Atenach przez Pizystrata (VI w. ) .
Kallirroe - dosłownie „pięknie płynące" - źródło wśród skał.
s. 97
heros - półbóg, bohater, człowiek zasłużony, założyciel miasta, rodu itp. Kult herosa wią
zał się z jego grobem, koło którego często budowano świątynię, h e r o o n.
świątynia eleuzyńska - świątynia Demetry w Eleuzie w Attyce.
s. 99
przed czternastu laty - w 446 r., przed zawarciem pokoju trzydziestoletniego.
s. 1 00
trierarcha - dowódca okrętu wojennego, trójrzędowca, t r i e r e s.
s. 1 0 1
powstanie helotów - w 464 r.
zaćmienie slońca dnia 3 sierpnia 43 1 r.
-
s. 1 03
fila - od czasów Klejstenesa (ok. 5 1 0 r. ) cała wolna ludność Attyki dzieliła się na 1 0
terytorialnych „fil" .
s. 1 20
nauarcha - dowódca floty w Sparcie.
s. 1 22
Ksenofont, syn Eurypidesa - strateg ateński (nie mylić z historykiem) .
s . 1 26
wschód Arktura - Arktur, gwiazda pierwszej wielkości w gwiazdozbiorze Wolarza ( B o
o t e s ) , wschodził 1 8 września.
PRZYPISY 48 1
s. 1 2 7
peltaści piechota lekkozbrojna w Atenach. Uzbrojenie peltastów składało się z lekkiej
-
s. 1 4 1
Alkmeon syn Amfiareosa i Eryfili, miał według podania pomścić śmierć swego ojca
-
przez zabójstwo matki. Zanim usłuchał wyroczni, prześladowany był za swój czyn
przez mściwe bóstwa, Erynie.
KSIĘGA III
s. 1 44
Apollo Maloe;s - przydomek od miejsca kultu, przylądka Malea na Lesbos.
s. 1 46
olimpiada igrzyska olimpijskie odbywały się (od 7 7 6 r. J co cztery lata; według tych czte
-
s. 1 49
pentakoz;omedymnowie klasa najbogatszych właścicieli ziemskich, których dochód
-
s. 1 5 1
stopa - miara długości równa 3 2 cm.
s. 1 53
heros Androkrates heros platejski; jego święty okręg znajdował się nad źródłem Gar
-
s. 1 66
mina - jednostka wagowo -pieniężna w Grecji, masa jej wynosiła 436,3 g.
s. 1 6 8
wo;na o wyzwolenie Hellady - wojny perskie.
s. 1 69
święto księżyca - święto to obchodzono w pierwszy dzień miesiąca lub w czasie no
wiu.
s. 1 73
bitwa pod Korone;ą Ateńczycy, występując w obronie ustroju demokratycznego w Be
-
s . 1 77
Alkinoos - znany z epopei Homera król mitycznych Feaków. Według podania o Argo -
31 - Wojna peloponeska
482 WOJNA PELOPONE SKA
s. 1 79
Dioskurowie - bliźniacy Kastor i Polideukes, synowie Dzeusa i Ledy, bracia trojańskiej
Heleny.
s. 1 8 5
kuźnia Hefaistosa H e f a i s t o s, syn Dzeusa i Hery, bóg ognia i wulkanów, j ako
-
s. 1 86
Demostenes, syn Alkistenesa - strateg ateński ( nie mylić z mówcą ) .
s. 1 8 7
metropolia - miasto macierzyste; w Grecji nazwa ta oznaczała miasto, które zakładało
kolonie.
s. 1 89
Heziod - Hezjod z Askry w Beocji, żył ok. 700 r. - naj starszy po Homerze poeta grecki.
Dzieła (zachowane) Teogonia, Prace i dnie .
-
s. 1 92
święto Efez;a święto ku czci Artemidy Efeskiej; uroczystości o charakterze orgiastycz
-
s. 1 93
Arystoteles, syn 'fymokratesa - strateg ateński ( nie mylić z filozofem) .
s. 198
Sofokles, syn Sostratydesa - strateg ateński ( nie mylić z tragikiem) .
s. 199
wybuch Etny - nastąpił w 426 r.
PRZYPISY 483
KSIĘGA IV
s. 20 1
taksjarcha - dowódca oddziału ( t a k s i s) piechoty ciężkozbrojnej w Atenach.
s. 207
chojniks - miara rzeczy sypkich i płynów, odpowiadająca 1 l.
kotyle miara rzeczy sypkich i płynów, odpowiadająca 0,3 1 .
-
s . 210
poprzedni traktat pokojowy - pokój 11trzydziestoletni". Ateny zrzekły się w t ym trakta
cie posiadłości na Istmie Korynckim i Peloponezie - Megary z jej portami, Achai i
argolidzkiej Trojdzeny.
s. 2 1 1
Charybda - wir morski naprzeciw Sycylii, w Cieśninie Messyńskiej . Według wierzeń
Greków, z jednej strony cieśniny mieszkała na skale Scylla, potwór, który porywał
ludzi z przepływających statków, z drugiej - Charybda, potwór, który trzy razy dzien
nie wciągał w swe gardło morze i tylekroć wypluwał pochłoniętą wodę.
s. 2 1 8
Leonidas pod Termopilami Leonidas, król spartański, zginął wraz z 300 Spartanami w
-
s. 2 1 9
hippagretes - w woj sku lacedemońskim na czele przybocznej straży królewskiej, którą
stanowił oddział j azdy z 300 najdzielniej szych młodzieńców, stało 3 dowódców
(h i p p a g r e t e s) .
s . 224
zaćmienie słońca - dnia 21 marca 425 r.
s. 232
mlodzież ateńska, pełniąca funkcję straży granicznej - młodzież od lat 1 8 do 20 prze
chodziła przez dwuletnią 11efebię", która była przygotowaniem do wykonywania obo
wiązków obywatelskich; w pierwszym roku szkolono efebów w gimnastyce i w muszt
rze, w drugim pełnili oni służbę w twierdzach granicznych jako p e r i p o l o j .
Enialios przydomek Aresa od imienia krwawej bogini bitew - Enio.
-
s. 2 5 5
amfora - naczynie o dwóch uchach, używane d o noszenia i przechowywania wina, oli
wy i wody.
s. 2 5 7
elafebolion - miesiąc w kalendarzu ateńskim, odpowiadający drugiej połowie marca i
pierwszej połowie kwietnia.
484 WOJNA PELOPONESKA
KSIĘGA V
s. 266
igrzyska pity;skie - igrzyska ku czci Apollina; odbywały się w każdym trzecim roku olim
piady. Według tradycji ustanowił je Apollo po zabiciu smoka Pitona.
s. 276
Pito (Pytho) - pierwotna nazwa Delf.
świątynia Amikla;on - świątynia Apollina w Amiklaj, miej scowości położonej w pobli
żu Sparty; znajdował się tam grób ulubieńca Apollinowego, Hiakintosa, i odbywały
się co roku, w czerwcu, uroczystości zwane Hiakintia.
artemizios - miesiąc w kalendarzu lacedemońskim, poświęcony Artemidzie; oblicza się,
że traktat zawarty został mniej więcej w połowie kwietnia.
mieiskie Dionizia - święta ku czci Dionizosa z przydomkiem Eleuteros (Wyzwoliciel),
obchodzone od 8 do 13 dnia miesiąca elafeboliona. Odbywały się w Atenach, dokąd
przybywała ludność z całej Grecji.
s. 278
Hiakintia - por. przypis do s . 276.
s. 279
lat dziesięć - lata 43 1 -42 1 .
woina mantyne;ska i epidaurJ'iska - patrz rozdział 3 3 i nn oraz rozdział 5 3 i nn księgi V.
. .
s. 284
neodamodzi - nazywano tak wyzwolonych helotów, którzy byli obowiązani do służby
wojskowej .
s. 289
Alkibiades, syn Kl.einiasa - mąż stanu i wódz ateński, ur. w 45 1 r., skłonił Ateńczyków
w czasie wojny peloponeskiej do podjęcia wyprawy sycylij skiej . Burzliwe koleje jego
życia opisuje Tukidydes w następnych księgach swej monografii. Zginął zamordo
wany we Frygii w 404 r.
s. 292
obol aiginecki - moneta, która stanowiła w Atenach 1/8, a na Ajginie 111 O część drachmy.
artynowie - nazwa urzędników w Argos.
demiurgowie - nazwa urzędników, sprawujących w Mantynei najwyższą władzę.
teorowie - urzędnicy wojskowi w Mantynei, których kompetencji bliżej nie znamy.
polemarchowie - urzędnicy woj skowi w Mantynei, których funkcje są nam dziś bliżej
nieznane.
tesmofilakowie - urzędnicy, którzy stali na straży praw.
PRZYPISY 485
s. 293
pankration - por. przypis do s. 1 92.
s. 294
rabduchowie - rodzaj policji porządkowej .
s. 295
karne;os -miesiąc w kalendarzu lacedemońskim, odpowiadający drugiej połowie sierp
nia i pierwszej połowie września.
s. 297
hamippowie - lekkozbrojna piechota towarzysząca konnicy.
s. 3 0 1
polemarcha dowódca spartańskiego oddziału wojskowego, zwanego m o r a ; oddział ten
-
s. 304
pentelochowie - oddział woj ska argiwskiego; jego skład i zadania są nieznane.
s. 305
święta karne;skie dziewięciodniowe święto spartańskie ku czci Apollina z przydom
-
s. 308
gimnopedie - przypadające w środku lata święto spartańskie ku czci Apollina, podczas
którego nadzy młodzieńcy popisywali się tańcem wojennym i ćwiczeniami gimna
stycznymi.
s. 3 1 1
poddani ateńscy - czyli sprzymierzeńcy - miasta i wyspy greckie w Azji Mniejszej i nad
Hellespontem, wchodzące w skład ateńskiego związku morskiego.
KSIĘGA VI
s. 3 1 7
Cyklopi i Laistrygonowie bajeczne dzikie ludy, o których Homer przez usta Odyssa opo
-
s. 3 1 8
Apollo Archegeta a r c h e g e t e s znaczy dosłownie „przywódca" . Przydomek Apollina
-
s. 325
choregia - organizacja i wyposażenie prywatnym kosztem chórów, występujących
(zwłaszcza w dramatach) podczas ateńskich świąt państwowych.
s. 33 1
herma - czworograniasty słup z popiersiem Hermesa.
s. 333
tranici - wioślarze na okrętach, siedzący w najwyższym rzędzie.
s. 334
krater naczynie do mieszania wina z wodą, najczęściej w kształcie kielicha lub odwró
-
s. 340
tetowie po reformie Solona czwarta, najbiedniejsza klasa ludności, której dochód wy
-
nosił mniej niż 200 miar zboża, wina i oliwy. Powoływani do służby wojskowej tylko
w wypadkach wyjątkowych, odbywali j ą początkowo jako lekkozbrojni lub j ako zało
ga okrętu, później także w ciężkozbrojnej piechocie.
s. 346
Kerame;kos - największa, północno-zachodnia dzielnica Aten, zamieszkiwana przez rze
mieślników, zwłaszcza garncarzy (garncarz - po gr. k e r a m e u s ) .
s. 3 5 2
na;dzielnieisi wyspiarze - przede wszystkim Rodyjczycy i Chioci.
s. 370
pletron - miara długości równa 32 m.
KSIĘGA VII
s. 393
delfiny - rodzaj taranów okrętowych, którymi uszkadzano okręty nieprzyjacielskie.
s. 399
zaćmienie księżyca - 2 7 sierpnia 4 1 3 r.
s. 409
keleusta - nadzorca załogi wioślarzy, który okrzykami regulował rytm i tempo wiosło
wania.
PRZYPISY 487
KSIĘGA VIII
s. 422
harmosta - namiestnik i dowódca załogi spartańskiej w państwie zależnym od Sparty;
do jego zadań należała ochrona miejscowej partii oligarchicznej .
s. 424
igrzyska istmijskie odbywały się w połowie lata w świętym okręgu Pozejdona na Ist
-
mie Korynckim każdego drugiego i czwartego roku olimpiady. W czasie igrzysk urzą
dzano zawody gimnastyczne, hippiczne i muzyczne. Obowiązujące wtedy powszech
ne zawieszenie broni nie było tak ściśle przestrzegane jak podczas igrzysk olimpij
skich.
s. 444
Eumolpidzi i Kerykowie - stare rody ateńskie, którym powierzona była organizacja mi
steriów eleuzyńskich.
s. 464
perypolowie - por. przypis do s. 232.
s . 466
Anakejon - stary, u północnych stoków ateńskiej akropoli położony okręg święty Panów
(gr. A n a k e s), tj . bliźniaków Kastora i Polideukesa.
s. 468
Pnyks - stałe miejsce zebrań Ateńczyków z wykutą w skale mównicą, położone na wzgó
rzu, na zachód od akropoli.
nomoteci rodzaj komisji prawniczej , powołanej do badania i opiniowania obowiązują
-
s. 470
tessarakost chiocki - pieniądz chiocki, czterdziesta część większej jednostki monetarnej
( statera? ) .
Protezylaos syn Ifiklosa i Astiochy, król tessalskiej Filaki, poległ pod 'fioją w chwili,
-
gdy j ako pierwszy z bohaterów greckich wyskoczył na ląd z okrętu. W Elajus na Cher
sonezie trackim znajdował się jego grób i świątynia.
s. 473
Kiedy zima następująca po tym lecie . - zdanie to, przekazane w rękopisach, nie pocho
..
dzi od Tukidydesa.
SPIS TREŚCI
Przedmowa . 5
KSIĘGA PIERWSZA 17
KSIĘGA DRUGA 88
KSIĘGA TRZECIA . 1 43
KSIĘGA CZWARTA 200
KSIĘGA PIĄTA . 266
KSIĘGA SZÓ STA 317
KSIĘGA SI Ó DMA 373
KSIĘGA Ó SMA . 420
Przypisy . 475