Professional Documents
Culture Documents
Baśń o Dobrym Synu
Baśń o Dobrym Synu
Czesław Janczarski
Bardzo dawno temu w pewnej wsi mieszkał chłopczyk, który miał na imię
Wojtuś. Zachorowała mu ciężko mama. Wojtuś bardzo kochał swoją mamę.
Stary doktor powiedział, że jedynym lekarstwem, które przywróci chorej
zdrowie, jest żywa woda.
Źródełko żywej wody znajduje się na Szklanej Górze – za górami, za
lasami. Poszedł Wojtuś z dzbankiem w daleką drogę. Przechodził koło
wielkiego jeziora. Przy brzegu trzepotał się w sieci ogromny sum.
– Wpadłem w sieć – skarżył się. – Kto mnie wyzwoli? Wojtuś szybko wyplątał
suma z sieci i poszedł dalej.
Na skraju łąki spotkał zajączka ze skaleczoną łapą. Oddarł kawałek białej
koszuli, obandażował zajączkowi łapkę, pogładził kłapoucha po głowie i
poszedł dalej. W lesie usłyszał trzepot skrzydeł i ujrzał orła, który wpadł w
sidła. Wyplątał orła z sideł. Ptak wzbił się pod chmury, a Wojtuś poszedł dalej.
Wędrował dzień i noc, aż stanął nad szeroką rzeką, na której nie było
mostu. Z wody wyjrzał sum. – Nie martw się – powiedział. – Przewiozę ciebie
na drugi brzeg. Przepłynął chłopiec rzekę na grzbiecie ryby. Z drugiego brzegu
widać już było w oddali wysoką Szklaną Górę. Trzeba było iść do niej przez
mokre łąki i torfowiska. Zmartwił się Wojtuś: cel już tak blisko, ale jak tu
przebrnąć przez mokradła? Wtedy podbiegł zajączek. – Siadaj na moim
grzbiecie – powiedział. Skakał zajączek z kępy na kępę i zaniósł Wojtusia aż
pod Szklaną Górę. Szklana Góra była śliska i stroma. Próbował Wojtuś wejść na
nią, ale nie mógł zrobić ani kroku. Siadł więc na kamieniu i zapłakał. Wtedy
zjawił się orzeł. – Daj mi dzbanek, Wojtusiu, przyniosę ci żywą wodę –
powiedział. Poleciał orzeł do źródła, które było na szczycie Szklanej Góry, i za
chwilę przyniósł naczynie pełne chłodnego, srebrzystego płynu.
W drodze powrotnej znów pomógł Wojtusiowi zajączek i sum. A kiedy
chłopiec wrócił do domu i podał chorej łyk żywej wody, mama wstała z łóżka
zdrowiuteńka i mocno, mocno ucałowała synka.
Uczestnicy poruszają się po całej sali, biegają, zwracając uwagę na to, by nie wpadać na
siebie nawzajem, by zachować bezpieczeństwo. Co jakiś czas prowadzący zatrzymuje ich
hasłem: „widzę coś, widzę coś” – w tym momencie ćwiczący nieruchomieją.
Prowadzący określa co widzi, np. „widzę dzieci, które podskakują”, „widzę piłki, które toczą
się po podłodze” „widzę dużo dzieci, które się do mnie uśmiechają”, „widzę kolorowe motyle
unoszące się w powietrzu”, „widzę dzieci, które śpiewają, ale ich nie słyszę”, „widzę dzieci
grające na różnych instrumentach”, itd. Ćwiczenie adresowane jest głównie do młodszych
dzieci, którym trudno skupić uwagę na jakimś działaniu przez dłuższy czas. Ćwiczenie
pobudza wyobraźnię, zmusza do szybkiej reakcji na zaproponowany temat, jest znakomitą
zabawą ruchową.
INDIANIE”
W pewnej indiańskiej wiosce zapanował głód. „Uuuuu...” (1. Dzieci wydają
okrzyk). Dlatego też Indianin Wielkie Sokole Oko zwołał zebranie i powiada:
„Posłuchajcie, Indianie. Musimy wybrać się na polowanie, ponieważ skończyły się
zapasy jedzenia: Kto pojedzie ze mną?” (2. Zgłaszają się, podnosząc rękę do
góry).
Indianie czule żegnają się z żonami (3. cmok, cmok – w prawu i w lewy
policzek), żegnają się ze swoimi dziećmi (4. cmok x 5).
Indianie wsiadają na konie – siup (5. podskok) - i jadą (6. naśladują jazdę
na koniu – podskok w siodle).
Rozglądają się za bizonem, a bizona ani śladu. (7. rozglądają się, robiąc nad
oczami daszek z dłoni)
Jadą dalej, przejeżdżają przez drewniany most (8. klepią dłońmi o kolana),
jadą dalej, przejeżdżają przez żelazny most (9. klepią dłońmi o podłogę), jadą
dalej, rozglądają się (7.).
Przejeżdżają przez błotko (10. klepią się dłońmi po policzkach, wydając
jednocześnie dźwięki naśladujące rozpryskujące się błoto), wycierają się z błota
(11. wycierają rękoma twarz).
Zajechali na polanę, rozglądają się (7.). Patrzą (12. wysuwają głowę do
przodu, otwierając szeroko oczy – przyglądanie się czemuś), a pod drzewem stoi
bizon.
Skradają się cichutko (13. skulone poruszają zgiętymi w łokciach rękoma,
jakby szły do przodu), wyciągają strzałę – ciach (14. sięgają ręką do tyłu, przez
ramię do kołczana) – napinają łuk (15. trzymając lewą rękę wyprostowaną – dłoń
zaciśnięta, sięgają prawą dłonią do lewej, poczym przyciągają prawą rękę do
siebie, zginając ją w łokciu) i – psium...
Patrzą (12. ) – strzała trafiła obok. Wyciągają następną strzałę – ciach (14.) –
napinają łuk (15.) i psium.... Patrzą (12.) – trafili.
Biegną po bizona (16. poruszają szybko zgiętymi w łokciach rękoma jakby
biegli). Wkładają bizona na konia – aa siup (17. - wyciągają ręce, pokazując
wkładanie bizona na coś wysokiego) – a bizon, że był ciężki, z konia – łup (18.
opuszczają ręce pokazując spadanie bizona).
Wkładają znowu bizona na konia – aa siup (17.) – a bizon, że był ciężki, z
konia – łup (18.). Zezłościli się Indianie.
Ostatni raz bizona na konia – aa siup (17.), sami na konia – siup (18.) i
wracają do wioski.
Przejeżdżają przez błotko (10.), wycierają się z błota (11.), przejeżdżają przez
żelazny most (9.), przejeżdżają przez drewniany most (8.), rozglądają się (7.), patrzą
(12.), a tu wioska.
Czule witają się żonkami (3. cmok, cmok w oba policzki) i wszystkimi swoimi
dziećmi (4. cmok x 5)
Bizona z konia – łup (17), a sami z konia – siup (3). Rozpalili ognisko, bizona
pieką, kroją (19. naśladują krojenie) i zjadają (20. udają jedzenie – poruszają
ustami, oblizują się). Teraz brzuchy mają pełne i wydają indiańskie okrzyki:
„uuuu...!”(1.) Ale nadeszła pora snu – całują się z żoną (3. cmok w powietrzu), z
dziećmi (4. udając całowanie w oba policzki) i kładą się spać – chr..., chr..., chr...
(21. Kładą dłonie na złożonych dłoniach i udają chrapanie).
„OLBRZYM I KRASNAL”
EKSPEDYCJA DO DŻUNGLI
Prowadzący czyta powoli opowiadanie, a uczestnicy próbują wykonywać
pasujące do niego ruchy. Aby przedstawienie tej ekspedycji do dżungli było jeszcze
bardziej realistyczne, można w tle puścić odpowiednią muzykę.
„Wyobraźcie sobie, że jesteście w ekspedycji w dżungli. Znajdujecie się
pośrodku głębokiego lasu... Wszystko jest zarośnięte... Nie można rozpoznać żadnej
drogi... Zwisające z drzew liany muskają wasze twarze... Jest ciemno i wilgotno...
Musicie bardzo wytężać wzrok... Pocicie się... Z trudem torujecie sobie drogę... Za
pomocą noża wycinacie przejście... Nagle zauważacie, że zagradza wam drogę
wielki pień drzewa... Próbujecie się przez niego przedostać... Ześlizgujecie się...
Próbujecie jeszcze raz...Próbujecie przedostać się na drugą stronę za pomocą
liany... Po drugiej stronie pnia lądujecie w dole z błotem... Z trudem wydostajecie się
z błota... Dokuczają wam moskity... Próbujecie je przegonić... Głowy musicie chronić
przed spadającymi w dół orzechami kokosowymi... Jesteście strasznie spoceni...
Wachlujecie się dużymi liśćmi... Przestraszyła was papuga... Jesteście głodni i
zrywacie jakieś jagody... Wkładacie je do ust... i szybko wypluwacie, ponieważ mają
one gorzki smak... Strasznie chce wam się pić... Przełykacie ślinę... Droga coraz
bardziej się zwęża... Trudno wam oddychać... Ze zmęczenia osuwacie się na
ziemię... Pomimo, że staracie się z tym walczyć, nie możecie się podnieść...
Jesteście tacy zmęczeni... Aż wreszcie zasypiacie...”.
„Budzicie się wypoczęci... Wstajecie powoli i rozcieracie odrętwiałe ciało...
Przeciągacie się i rozglądacie dookoła... Odnajdujecie między liśćmi ścieżkę...
Podążacie nią przed siebie... Odgarniacie na boki liany i liście... Przed sobą widzicie
wypływający ze skały strumień... Szybko do niego biegniecie... Nabieracie w dłonie
wodę i pijecie ją....Obmywacie wodą twarz i całe ciało... Słyszycie odgłosy tam – ta
mów... Biegniecie przed siebie... Witacie się z ludźmi, którzy was uratowali...
Dziękujecie im ściskając ich dłonie...”