Professional Documents
Culture Documents
50 The Lord of The Matrix Wars
50 The Lord of The Matrix Wars
50 The Lord of The Matrix Wars
Poranne słońce wdarło się przez rozbite szkło w oknie The Nowej Chatki Puchatka i
padło na telewizor pokazujący właśnie Teleexpres. Puchatek jako jedyny patrzył w
mrugający ekran, przeżywając jeszcze resztki wczorajszej Fazy. Reszta brygady
pozostawała w trybie Dotknij_Mnie_A_Rozjebie_Ci_Ryja i sytuacja nie sprawiała
wrażenia
jakoby miała się niedługo zmienić, gdy nagle rozległo się pukanie do wyważonych
drzwi. Puchatek otworzył je i do pomieszczenia weszła zakapturzona, zapłaszczona i
brodata postać.
- Cześć skurwysyny. Pizdy jebane i kurwy niemyte. - powiedziała postać ciężkim
basem.
- Nie mów do mnie po imieniu bo jesteśmy tylko twoimi klientami, chuju zasrany -
wymamrotał Puchatek - zawstydzasz mnie - dodał.
- No tak, a po nazwisku to już można... - mruknęła Baba Jaga ściągając kaptur.
- Fuuuuj, mogłabyś się ogolić - powiedział z obrzydzeniem Puchatek - tak sobie
tylko straszysz klientów.
- Nie przyszłam tu by się pierdolić mam do was sprawę. - powiedziała i wyjęła zza
pazuchy kartkę papieru
- A co to jest Pazucha? - Spytał Puchatek.
- Taka kieszonka. - odpowiedziała mu z zażenowaniem BabaJaga - na tej kartce jest
przepis na nowego Jabola.
- Taa? A jak się nazywa? "Zrób to sam", kurwa? - spytał Puchatek nie kryjąc
irytacji.
- Nie, "Żarówka Przyszłości" - odpowiedziała Baba Jaga podając Puchatkowi kartkę.
- Benzoesan sodu sorbinian potasu... To konserwanty... Niedługo wszyscy będziemy
świecić. O tak - Powiedział Puchatek po przeczytaniu fragmentu składu po czym
zapalił
się jak żarówka. - Ale co nas to kurwA obchodzi? To ty tu robisz jabole, a nie my.
- Dokładnie. Sęk w tym że ten papier przyszedł z centrali "Towarzystwa Producentów
Heraklesa" dwie godziny temu.
- To straszne - wyjękał Puchatek - ale jak to ma sie do nas?
- Musisz zrozumieć, że przez całe życie robiłam Jabole z jabłek, siarki i takich
pierdół. Nie ma skąd wziąć składniki. - powiedziała smutno Baba Jaga. Puchatkowi
łezka się w oczku zakręciła.
- To straszne... pewnie teraz każesz nam zapierdalać dwie godziny szukając
składników, a potem zapłacisz po jabolu na głowę, huh? - powiedział Puchatek.
- Nie. To byłoby zbyt krótkoterminowe. I tak by się skończyły. Mam dwa was inne
zajęcie... - powiedziała tajemniczo.
- Ja pierdolę - powiedział Puchatek głosem, który wyrażał straconą nadzieję.
- Nie jest tak źle, czeka was wspaniała przygoda... - próbowała ratować cele misji
Baba Jaga.
- Mów do kurwy nędzy, co tym razem mamy zrobić, nie pierdol.
- No więc waszą misją będzie zaniesienie tego świstka do siedziby towarzystwa, a
tam, ich naukowcy znajdą sposób, by zrobić to wino, z jakichś łatwodostępnych
składników. - powiedziała Baba Jaga.
- Ja pierdolę... - wysapał Puchatek - A co my będziemy z tego mieli?
- Żarówkę przyszłości... - mruknęła Baba Jaga - Mogę wam też załatwić zniżki w
towarzystwie, jak chcecie.
- A co oni mają? - spytał Puchatek z nadzieją w głosie.
- Widzisz Puchatku... każdy, kto wymyśli przepis na Jabola, musi go zgłosić w
towarzystwie, bo będzie ścigany przez nas Międzynarodowym Listem Gończym
Towarzystwa
Producentów Heraklesa. InterPol to przy nas płotki.
- Czyli że macie tak wszystkie przepisy na jabole z całego świata? - spytał
Puchatek, wyraźnie podjarany okazją napicia się Ryżobola albo Papajabola.
- Dokładnie. A w siedzibie organizacji znajdują się spore zapasy zamrożonych
próbek...
- Nooo i teraz mówisz do rzeczy. To dawaj ten przepis, adres, zbieramy paczkę i
lecimy! - powiedział podekscytowany Puchatek.
- Nie tak szybko. Jest jeden problem. - powiedziała BabaJaga.
- Nosz ja cie pierdolę kurwa pierdolona twoja mać, co jest? - mruknął Puchatek po
czym zaklął szpetnie.
- Wygląda na to, że ktoś doniósł policji, że agenci TPH są w okolicy. Siły
policyjne są zmobilizowane, a przeciwko wam wysłano 12 agentów specjalnej,
policyjnej
komórki do walki z TPH. Będziecie mieli spore kłopoty, zwłaszcza pod koniec. A ci
agenci NAJPIERW strzelają, POTEM zakopują ciało i WCALE nie myślą. My mówimy na
nich
"predatorzy".
- Jezu, masakra...
- Na dodatek mają tytanowo-kewlarowe kamizelki kuloodporne wzmacniane Siliconem, są
wyposażeni w czujniki termiczne, gogle noktowizyjne, raportują co 20 minut i cały
czas informują się o wszystkim co się dzieje dookoła. Na wyposażeniu mają ponadto
po dwa Desert Eagle, Dwa Macro-Uzi, CKM w bagażniku oraz po kilkanaście granatów,
ponadto jeżdżą pancernymi, eksperymentalnymi motorami ze wszystkimi systemami
zabezpieczeń, łącznością satelitarną oraz automatem do espresso. Dodatkowo każdy
jest
wyposażony w strzelbę Dragunov. Wiecie, celownik optyczny, noktowizor, pointer
laserowy... Zaznaczałam już, że są na waszym tropie?
Puchatek nic nie powiedział, patrzył jedynie z szeroko otwartymi oczami, ze szczęką
zwiedzającą podłogę... w końcu powiedział:
- Macro-Uzi?
- Tak. Prosiaczek ma Jedynie malutkie Mikro-Uzi. z magazynkiem na 32 naboje. Macro-
Uzi jest 2x szybsze i ma standardowy magazynek na 60 nabojów. Oni noszą przedłużone
do 85.
- O kurwa... a dlaczego oni tropią waszych agentów?
- Zazdroszczą im sprzętu.. - wzruszyła ramionami Baba Jaga. - ale nie czas na
pierdolenie. Jeśli ta lista dostanie się w ręce agentów policyjnych, to można mieć
pewność że ją użyją do nieodpowiednich celów...
- Kurwa, jakich?
- Znając składniki przepisu agenci policyjni będą w stanie wykonać czujnik,
wykrywający osoby, które spożywały ten napój. Jest to ściśle tajny projekt, a wy
jesteście
jedynymi, którym mogę powierzyć to zadanie. - powiedziała. - A teraz masz tutaj
plan, list ode mnie, uprawniający was do wejścia na teren magazynów oraz adres
Towarzystwa. A teraz... IDŹCIE, I NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI! - Dodała, po czym
wyszła, pozostawiając Puchatka z zadaniem obudzenia brygady, i wytłumaczeniem jej
celów
misji...
Przebiegli przez las pilnując by ich nikt nie ścigał bądź śledził po czym wstąpili
do miasta. Ciasnymi uliczkami pomiędzy gospodarstwami rolnymi przemykali chyłkiem
nasi dzielni wojownicy o dobro Heraklesa, od budynku, do budynku, od obory do
obory. W końcu dotarli do centrum, gdzie - poza kilkoma domkami - dumnie ledwo
dyszy
stary, odrapany, poobijany i jeszcze jakby tak parę razy zbombardowany budynek
naszej polskiej Polucji... Chyba, przynajmniej tak jest na szyldzie, który sprawia
wrażenie "edytowanego" sprayem...Bochaterowie stanęli dookoła budynku wzajemnie się
asekurując, po czym Prosiaczek wsunął cichutko swój nosek i pałkę przez drzwi na
komisariat, przedostając się do środka. Przez chwilę panowała cisza, Po czym głośny
wrzask rozległ się w okolicy. Na komisariacie zawył alarm. A raczej posterunkowy
A. Larm któremu Prosiaczek wbił noża w dupę.
- JA PIERDOLĘ! NIE ODRÓŻNIŁEM OD GŁOWY! - zawołał Prosiaczek po czym naprawił błąd.
Drugi z nich pozostał nienaprawiony.
I ten drugi spowodował, że na prosiaczka posypali się policjanci. Przez chwilę
słychać było krzyki i strzały, po czym nagle przerwały się. Przez chwilę panowała
cisza,
po czym rozległy się krzyki przerażenia, a policjanci - czasem z pourywanymi
kończynami - błyskawicznie wybiegali z budynku, wyskakiwali przez okna, łamali
sobie
nogi, a paru skręciło kark podczas ucieczki, po czym rozpierzchli się po okolicy...
Po chwili z budynku wyszedł zdziwiony Prosiaczek z teczką papierów. Puchatek
spytał go:
- Czemu oni tak spierdalali?
- Spodnie mi się odpięły i spadły na podłogę - padła odpowiedź z ust zawstydzonego
prosiaczka. - zza gaci wyłoniła się moja pała i oni się jej przestraszyli. -
dokończył ze łzami w oczkach. Puchatek objął go czule i szepnął do uszka:
- Nie martw się, następnym razem będzie lepiej.
Bochaterów rozczuliła ta wymiana zdań.
- Kurwa, pojebany pedale, odchujaj się od niego! - zakrzyknął Tygrysek i kopnął
Puchatka w dupę. Puchatek aż podskoczył po czym z głosnym "bęc" upadł na ziemię :-
(.
Potem wstał i przyjebał Tygryskowi z wirującej pięty w jaja, przez co ten się
pochylił.
- O ty chuju, mojego kumpla bijesz? - zawołał Kłapouchy i przyjebał Puchatkowi z
baśki.
- Pierdolona pizdo niemyta, co Puchatka bijesz? - spytał Prosiaczek i posadził
gładko buta na policzku Kłapouchego.
- KURWA! A ty czego nikogo nie bijesz? - krzyknął Królik po czym przyjebał se z
baśki w jaja.
- BUAHAHAHAHAHA! - wybuchła śmiechem ekipa po czym zdecydowali, że koniec walk.
Zabrali się za studiowanie raportu, dzięki czemu dowiedzieli się o wszystkich
planach
predatorów, włącznie z planem głównym: "nie ma żadnego planu"....
Nasza dzielna brygada wyrusza w stronę dworca. Szli przez jakiś czas nie nękani, po
czym nagle podbiegła do nich paskudna kreatura, która pyskiem przy ziemi węszy,
nie ma ubrania, porusza się na czworakach, i jeszcze ma starą Nokię 3210 na głowie,
a na imię jej jest Krzyś.
- Chccssssseeee mijeeeeećććśśśśś ssssssstooo ccchhchchchujóóóóófffffff ffffff
dłuuuuuuuuupyeeeeee - wysyczał z trudem, rzucająć się na ekipę. Puchatek zrobił
piękny
unik przez co wjebał się na Prosiaczka. Krzyś natomiast poleciał na kamień i
przyjebał głową w mur, co spowodowało czasowy zanim wizji i fonii. Nasi
bochaterowie
popatrzyli na "to" z obrzydzeniem. Nie dośc, że pierdolona ciota, to jeszcze pedał,
lubi starszych chłopców i zapierdala na golasa.
- Nosz ja pierdolę - nie wytrzymał Tygrysek - Nie dośc, że pierdolona ciota, to
jeszcze pedał, lubi starszych chłopców i zapierdala na golasa, a na dodatek ostro
naćpany...
- Jebać go, idziemy - powiedział Puchatek. Wyruszyli w stronę stacji i akurat
przypadkiem trafili na właściwy pociąg. Wsiedli i rozgościli się w jednym
przedziale.
Cieszyli się, że gładko poszło. Nie wiedzieli, że cały czas podąża za nimi Predator
Jack. Raportujący co 20 minut...
W tym czasie po drugiej stronie pociągu Predator Jack siadał wygodnie w przedziale,
Jego komfort nagle przerwał kondutkor, który tubalnym głosem rzekł;
- BilEcIkI do kno-OntrOOli PrOOOOsze!
Przez głowę Predatora Jacka szybko przebiegały myśli w stylu: "ja pierdolę nie moge
strzelac do cywili", "kurwa nie mam przy sobie rzadnej kasy",
"faken mam przejebane", "Dziwne, już nie mi się chcieć sikać..."
- PANIE! - wykrzyknął konduktor - TU NIE KIBEL, TU SIĘ KURWA NIE LEJE! Dzwonię po
policję! - dodał, po czym przykuł predatora Jacka do poręczy. Wyszedł potem, by
zadzwonić. Nagle krzyknął:
- KUREWA MAĆ MÓJ SONY ERIKSON MI SIĘ ZNOWU ZAWIESIŁ! - po czym wyciągnął pistolet i
strzelił sobie w głowę, malowniczo rozchlapując swój mózg na szybie, manifestując
tym samym fakt, że Predator Jack ma przejebane :-(.
Przedzierali sie przez busz (który niestety nie lubi Hop Coli :-() bardzo ciężko.
Gęste zalesienie, krzaki i gówna wiewiórek nie sprzyjały naszym bochaterom.
Najgorzej miał Kłapouchy, który taszczył ultra szotguna, ale Tygrysek z Puchatkiem
też lekko nie mięli. Dlatego oni osłaniali tyły. Z przodu zaś teren obczajali
Prosiaczek i Królik. A raczej Prosiaczek, oraz schowany za jego plecami wydygany do
reszty Królik.
- Panowie oni tu są, dej ar hir! Zginiemy, kurwa, zginiemy! - powtarzał
paranoicznie. Ciągle miał wrażenie że ktoś ich śledzi. - Nie wytrzymam, ciągle mam
wrażenie że
ktoś nas śledzi! - krzyknął. Puchatek popatrzył na niego i miał już coś powiedzieć,
ale Królik ni z tego ni z owego wyciągnął Berettę i zaczął strzelać na prawo i
lewo.
Brygada padła na ziemię szukając schronienia przed ostrym ostrzałem Królika,
tymczasem lufa jego pistoletu wypluwała pocisk za pociskiem. W końcu uspokoił go
silny
strzał z kolby kałacha, który zafundował mu Tygrysek.
- Kurwa, zajebię tego świra - wykrzyknął. - pozabijałby nas, debil pierdolony.
- No... - mruknął Puchatek po czym nadstawił uszu - slyszycie? Ktos tam jęczy... -
powiedział. Zaczęli nasłuchiwać. Zza krzaków dobiegał wyraźny jęk. Poszli w jego
stronę, zostawiając tymczasowo Królika. Wyszli zza krzaków i na małej polance
ujżeli niezbyt ciekawy widok: Predator Jack zwijał się z bólu i wykrwawiał na
trawę, tu
i uwdzie poprzetykaną mysimi odchodami.
- Oto proszę państwa, Predator. Jak ci na imię, szmato? - Spytał Kłapouchy,
wycelowywując szotguna w głowę Jacka.
- Jack - wystękał ciężko - Na imię mi... Jack... - po tych słowach strzał z
Shotguna pozbawił jego cialo głowy. Albo jego głowę wyglądu. Albo...
chuj z tym. Tak czy inaczej, wszyscy spoglądali na bezgłowy zezwłok niegdyś jeszcze
dumnego predatora, który teraz był niczym innym jak zwykłym ścierwem.
- Co z tym zrobimy? - spytał po chwili milczenia Puchatek - zostawimy, żeby nam las
zaśmiecało?
- A co, chcesz to gówno zabrać? - mruknął Kłapouchy przeszukując trupa. Całkiem
fajne bajerki znalazł. Gogle noktowizyjne, termowizyjne, lornetka, kamizelka
kevlarowa,
dwa deserty, dwa macro uzi i trzy granaty. Załozył sobie więc na głowe termowizję,
na klate kamizelkę, do kieszeni lornetkę, wsadził sobie za pasek deserta i
granata, Tygryskowi dał noktowizor i granata, Prosiaczkowi macro uzi i granata,
Puchatkowi Macro Uzi a Królikowi drugiego Deserta (chyba żeby se ręce połamał...).
Trochę lepiej uzbrojona ekipa ruszyła dalej, kontynuować swoją misję.
Doszli w końcu na skraj lasu. Przed nimi wyłoniło się gigantyczne pole, na którym
stała siedziba TPH. Nasi bochaterowie ucieszyli się, że już są tak blisko, po czym
miny im zrzedły. Zobaczyli, że budynek - czy może raczej ciężko obwarowany kompleks
- otoczony jest gęstym kordonem policji. Wprawdzie było to kilkudziesięciu
policjantów, którzy siedzieli w samochodach, albo grali na maskach w szachy, ale z
drugiej znajdowało się centrum dowodzenia. Tam już stało kilkudziesięciu
policjantów, otaczających mały namiot, przed którym stały trzy bajeranckie motory
oraz kilkanaście wozów policyjnych. Raz po raz z siedziby TPH rozlegały się
strzały a pociski leciały w stronę namiotu, ale nigdy nie trafiały. Najgorsze było
to, że namiot policjantów stał naprzeciwko głównego wejścia. Innych nie było,
forteca była pilnie strzeżona i ciężko obwarowana. Ekipa rozsiadła się na skraju
owego lasu, w którym spędzili miło kilka chwil, po czym zaczęli debatować. Pierwszy
w
debacie głos zabrał Kłapouchy.
- Srać mi się chce - powiedział. Wszyscy popatrzyli na niego jak na pawiana.
- Czemu nie pójdziesz? - spytał nieśmiało Prosiaczek
- Czuję drżenie mocy - wymamrotał Kłapouchy, a musicie wiedzieć, że moc była w nim
silna.
- Kurwa, idź w krzaki i sraj.
- Prosiaczku, nie rozumiesz - powiedział Kłapouchy - od trzech dni nie srałem. Jak
teraz zwolnię moje zwieracze nastąpi lokalne zakrzywienie czasoprzestrzeni.
- No to chuj? - spytał Królik
- Kurwa, idź się wysraj, i wracaj, mamy tu bazę do oszturmowania. - wkurwił się
Tygrysek
- Chyba przejęcia... - wybełkotał Kłapouchy
- Zdobycia, kretyni - powiedział Puchatek
- Odwiedzenia - pogodził ich Królik - A teraz idź sraj, bo czekamy na ciebie.
- Okej, sami się prosiliście - powiedział Kłapouchy, po czym poszedł w krzaki.
Przez chwilę słychać było dziwne stękania, wycie, pomrukiwanie i trochę jakby
zawodzenie, po czym głosna explozja rozległa się zza krzaków, a bochaterowie
zostali podrzuceni na jakieś 10 metrów, po czym spokojnie spadli na ziemię. JEB,
JEB, JEB,
JEB - po kolei zaliczali glebę, a następnie wstawali.
- Ma chłopak siłę w dupsku... - powiedział Puchatek. Po chwili Kłapouchy wyszedł,
ale jego Image znacznie podupadł... jednak nie komentujmy tego, wszak nasi
bochaterowie mają bazę do oszturmowania. Znaczy przejęcia. Eee Zdobycia. Czyli
odwiedzenia.
- Mozemy w końcu zacząć rozmowy? - spytał Prosiaczek
- Spoko. Skąd klikasz? - spytał Królik.
- A stąd - powiedział Puchatek
- Kurwa! - krzyknął Tygrysek - Rozmowy o szturmowaniu bazy. - wyjaśnił. Kłapouchy
wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale zdecydował się zachować milczenie.
Zresztą
i tak by nie dokończył, gdyż z lasu dobiegł ich złowroki okrzyk.
- AŁAJACIEKURWAPIERDOLEWCHUJAJEBANASZMATO! - ktoś się darł w niebogłosy. Nasi
bochaterowie postalowili to sprawdzić. Weszli więc wgłąb lasu, po czym zobaczyli
dwóch
predatorów. Jeden leżał ze zdjętymi spodniami, a drugi majstrował mu przy dupie
- Kurwa mać! Kurwa mać! Kurwa mać! Kurwa mać! - mruczał sobie ten leżączy.
- Zamknij się Jake, ktoś ci musi te odłamki drewna z dupy powyciągać. - powiedział
ten drugi, zdradzając imię pierwszego.
- Ależ Mike, ja nie mogę... AAAAAAARRRGGGHHH!!! - wydarł się Jake zdradzając imię
drugiego. - NIECH JA SIE TYLKO KURW DOWIEM kto zdetonował tę bombę atomową w
tamtych
krzakach to NOGI Z DUPY POWYRYWAM!
W tym momencie rozległ się potężny wystrzał, w zasadzie bardziej takie JEBUDU niż
wystrzał. To Kłapouchy jednym celnym strzałem z Desert Eagla pozbawił Mike'a
możliwości myślenia. Znaczy rozjebał mu łeb, no... Drugi, lżejszy wystrzał padł z
beretty Królika (nie chciał sobie połamać rąk, strzelając z Desert Eagla?) i trafił
Jake'a w dupę.
- AAAAAAAAA!!! - wydarł się Jake. Już sięgnął do paska po pistolet, ale nasza
brygada była szybsza. Kolejny celny strzał unieszkodliwił rękę Jake'a.
- OOOOOŁAAAA! - znowu się wydarł Jake. Kłapouchy podszedł do niego i przystawił mu
obrzyna do głowy.
- MÓW KIEDY RAPORTUJESZ! - krzyknął mu w twarz
- Zzzaa... p-p-pięć-ć m-m-inuttt - wyjąkał Jake
- Dziękuję - powiedział grzecznie Kłąpouchy, po czym rozjebał mu łeb. Wziął jego
radio i zaczął nasłuchiwać. Po chwili usłyszał:
- Tu centrala, predatorzy zgłaszajcie się.
- Tu Stef, jadę do siedziby TPH.
- Tu Frank, posuwam Joego.
- Tu Joe, jestem posuwany przez Franka.
- Tu Jihad, odlewam się pod Gdańskiem.
- Tuuu Sssshhhhirrroooo chhhhllleeejjje brooffffarryyy z szszszulaaamiii pooood
piściejeffem tolnym.
- Tu Max, masturbuję się pod Wrockiem.
- Tu Alex, oglądam pornola w komórce pod Szczecinem.
- Tu Richard, jestem pod bazą TPH
- Tu Johny, jestem z Richardem pod bazą TPH
- Tu Ben, ja też jestem pod TPH
Po ostatniej wypowiedzi nastała krótka cisza, po której głos z centrali spytał
- Żadnych śladów po Jacku, Jake'u i Mike'u?
- Nie, pewnie KIA. - powiedział jeden z predatorów (KIA - Killed In Action)
- Albo tak się zajebali że nie mogą gadać - zaśmiał się drugi
- Dajcie spokój. - odezwała się centrala - to poważna sprawa. Macie odczyty z ich
nadajników?
- Tak, powinni być w lasku pod TPH - ponownie odezwał się ten głos - Jack
oddzielnie, gdzieś w centrum, ale Jake i Mike są razem.
- Zrozumiałam. Sprawdź to, Stef. Centrala out. - po raz ostatni odezwał się głos,
po czym nastała cisza.
W szkłach lornetki sytuacja była jasna - kapitan Bystry Rydz żyje, i ma się
świetnie.
- To niemożliwe... w piątkę tam byliśmy, wszyscy widzieliśmy, jak pociski trafiają
tę szmatę. On jest TRUPEM! - powiedział Królik.
- Może miał kamizelkę. Tak czy inaczej, teraz żyje, i z tego co widzę to on tutaj
kieruje... - stwierdził kpt Mark.
- I co teraz? - spytał Puchatek.
- Hej, ośle, jak ci na imię?
- Kłapouchy - powiedział Kłapouchy. - Swoją drogą, to jest Prosiaczek, to Puchatek
i to Tygrysek, a to nie wiem kto jest, przyplątał się i łazi za nami od dwóch
lat...
- CO?! - wykrzyknął Królik
- Spoko, żartuję, to Królik.
- Dobra. Widziałem na twoich plecach ślicznego Dragunowa - powiedział Mark - skąd
go masz?
- Zajebałem jednemu predatorowi. A co?
- Masz okazję zrobić z niego użytek...
- Chcesz żebym ich pozdejmował?
- Tak. Mamy jedno dobre miejsce dla snajpera, ale jedyny karabin nam się
rozleciał...
- Amunicję mam, mogę spróbować... Prowadź. - Powiedział Kłapouchy.
<< >>
Każda historia ma swój początek, każda ma też koniec. Biorąc jednak pod uwagę
niektóre elementy, ta przygoda jeszcze się nie skończyła...
KONIEC CZĘŚCI 50