Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 258

iiri miii mi

LCŃoĄto fW <?_> ( 3 'II'

I
ojToyli, JjOlii 71la pJlV3

SOCYALNA RELIGIA
NAPISAĆ

jCs i ^ d z j^ELiKs R óżański

ROKU 1866

I OBJAŚNIŁ 1*U S Y P I S K A M I Z DZIEŁ PÓŹNIEJSZYCH

W ROKU 1878

W POZNANIU.
NAKŁADEM 1 C ZCIO N K A M I F. C H O C IESZ Y N SK IE G O .
SOCYALNA RELIGIA
NAPISAŁ

j l SIA D Z E L IKS j^O Ż A Ń S K I

ROKU 1 8 6 6

OBJAŚNIŁ PKZYPISKAM I Z DZIEŁ PÓŹNIEJSZYCH

W ROKU 1878.

— ■— ■

W POZNANIU.
N A K Ł A D E M I CZCI ONKAMI F. CHOCIESZYNSKIEGO.
B it* * * * Nar° d°'Na
B® warszawą,
CZĘŚĆ PIERWSZA.
. — usiłowania w założeniu go po Niemczech, Francvi.
Włoszech ltd., i przegląd dążności z pism jego własnych czerpany.

O D D Z IA Ł I.
Charakter i polityczne cele Andrzeja Domańskiego.
S tro n a .
§ 1 K to jest Towiański, i co o nim pisano . . . . . 3
§ 2. O dkrycie politycznych zasad T o w iań sk ieg o ...................... ' 5
§ 3. Pierwsze m arzenia o p an slaw izm ie...................... 7
§ 4. Pierw sze kroki Towiańskiego w Paryżu, i rozwinięciu jego
politycznych c e l ó w ......................................
10
§ 5. U siłowania Tow iańskiego w prow adzeniu swej p ro p a g an ­
dy za granicą od r. 1834
15
§ 6. Skrzynecki odrzuca namaszczenie Towiańskiego. — B iesiada
18
§ 7. Towiański naw raca M ickiew icza...........................
21
§ 8. Towiański w ystępuje publicznie — przepow iednie — entu
zyazm M ic k ie w ic z a ...........................
26
§ 9. Inauguracya Towianizmu w K ated rze paryzkiej
28
§ 10. P anow ie G órecki poeta, i S obański opuszczają proroków
31
§ 11. W yborow y hufiec — konferencye w P aryżu
32
§ 12 . P rzedm ioty rozpraw na konferencyach 33
§ 13 . N ow a kom edya św iętokradzka w kościele ś. Sew eryna
35
§ 14. C harakterystyka łudzi przystępujących do Towianizm u
38
§ 15. Towiański i francuski król L udw ik Pilip — Mickiewicz
M aja, i P refek t policyd paryzkiej 39
§ 16. O rganizacya Towiańszczyków
42
§ 17. W yjazd Towiańskiego z F rancyi, i jeg o p race aż do czasu
osiedlenia się w Szw ajcaryi
44
S tro iła .

§ 18. Tow iański zakłada konferencye w B ru x eli — rozpraw a


z księdzem S em eneńką Z m a rtw y c h w s ta ń c e m ........................... 45
48
§ 19. Teofil M irski — p r o te s ta c y e ...........................................................
§ 20. Zam iary Tow iańskiego do podróży do .Rzymu, i jego cele . 50
§ 21. Tow iański w Rzymie, i późniejsze fałsze i obłuda . . . . 52
§ 22. Tow iański osiedla się w Szw ajcaryi — zapis Pilichow skiego 54
§ 23. P a n M ikołaj K am ieński opuszcza Towianizm, i objaw ia n ie­
k tó re szczegóły z jego w ew nętrznego życia. — D o U r z ę d u 58
§ 24. Odpowiedz O d U r z ę d u K a m i e ń s k i e m u ....................................... (>4
§ 25. B iesiada w Szw ajcaryi z K arólem R ó ż y c k im .......................... 67
§ 26. R ok 1846. — Sw ary M ickiewicza z X X . Z m artw ychw stańcam i 69
§ 27. A dam Mickiewicz w R z y m ie ........................................... ..... • • 72
§ 28. E m ig racy a w ym aga po Tow iańszczykach rozw iązania się. —
Tow iański uwięziony w P a r y ż u ................................................ • 76
§ 29. T ow iański w południow ej P ran cy i — przystąpienie do niego
ks. D uńskiego .................................................................................. 78
§ 30. W y jaz d M ickiew icza na W schód — śm ierć ks. D uńskiego
p ro p a g a n d a we W ło s z e c h ................................................................. 83
§ 31. A k t P o w o d y Tow iańskiego do A leksandra I I . — w rażenie
nim wywołane w tulactw ie p o ls k ie m ................................................ '8 8
§ 32. R oztropność w postępow aniu Tow iańskiego, i zakończenie
obecnego O d d z i a ł u ............................................................................

O D D Z IA Ł II .
O wzięciu u d zia łu Totoiańszczyków w pow staniu polskiem 1863 roku —
z ja kich p rzy czy n to nastąpiło, i to ja k im duchu, toedług własnych pism
ich m istrzów , a w yłącznie samego Towiańskiego.
§ 33. Przyczyny Towianizm u do wzięcia udziału w pow staniu . . 93
§ 34. Tow iański ciągnie zyski z religijności i patryotyzm u P olaków 94

A.
P rzegląd pism a Tow iańszczyków pod tytułem : „Do Rodaków , tułacz
kończący tułactw oP
§ 35. W aru n k i Towiańszczyków do podążenia n a pow stanie r. 1863 97
§ 36. R ozbiór P r z e d m o w y K aro la R óżyckiego, i uw agi n ad nią 99

B.
P rzegląd „Pism a S łu g i Bożego11 — to je st Towicmskiego.
§ 37. Ogólne Tow iańskiego instrukeye dla udających się jego
uczni do P o l s k i ....................................................................... 101
§ 38. 1. Czem Towiańszczycy mieli służyć R odakóm . . . 102
§ 39. Sąd Tow iańskiego o L utow ych ru ch ach w W arszaw ie 106
§ 40. W y ro k Tow iańskiego na P olaków i Rosy an . . . . 108
§ 41. W ołan ia Tow iańskiego do P olski -—- wykaz ich obłudy 111
Strona.
§ 42. Fizyczny obraz Towiańszczyka — śm ierć C hrystusa grze­
chami P o l s k i ...................................................................... 114
§ 43. 2. „ Ja k służyć pow inni byli Towiańszczycy R odakom swoim“ 119
§ 44. K om u Towiańszczycy w pow staniu służyć pow inni byli . . 122
§ 45. J a k się Towiańszczycy w pow staniu zachowywać pow inni
byli względem R z ą d ó w ...................................................................... 124
§ 46. Towiański usiłuje m em oryałow i z r. 1857. nadać to n słabszy
w przekonaniu Polaków , a doniosły w przekonaniu P e te rsb u rg a 127
§ 47. W olność Towiańszczyków — pożegnanie . . . . . . . 130

C.
P rzegląd „Słów S łu g i Bożego do oddania ItodaJcóm.11
§ 48. D elikatność sum ienia A ndrzeja T o w ia ń sk ie g o ................................133
§ 49. Tow iański aby raz przecież mówi p r a w d ę ......................................134

D.
P rzegląd „Pożegnania na grobie K ościuszki .“
§ 50. P aszp o rt Tow iańskiego dla jego wojowników udających się
do P o ls k i...................................................................................................... 137

CZĘŚĆ DRUGA.
Nauka religijna Towiańskiego, jest przeciwną całemu Chrystyanizmowi.
o d d z i a ł i.
B elig ijn y system Towiańskiego m a za źródło daw ny Gnostycyzm.
§ 51. U wagi w stęp n e........................................... 143
§ 52. System kreacyi G łn o s ty k ó w .................................................................147
§ 53. Stw orzenie człowieka podług Głnostyków . . . . . . 150
§ 54. K oniec gnostyckiego ś w i a t a ................................................................ 152
§ 55. Głnostycki Zbaw iciel i O dkupiciel św iata . . . . . . . 154
§ 56. P rak ty k i m oralne ............................. ' ............................. 156

O D D Z IA Ł II .
D owodzą G nostycyzm u „ Biesiada “ i inne pism a A n d rzeja Towiańskiego .
§ 57. Ogólne u w a g i ........................... 159
§ 58. Pierw sze pojaw y stworzenia w edług „B iesiady14...........................161
§ 59. O dkupienie rodu ludzkiego p o dług Tow iańskiego . . . . 164
§ 60. Nowy upadek człowieka — now e jego odkupienie . . . . 167
§ 61. P o tęg a duchów ś w ia tły c h ..................................................................... 171
§ 62. W olna wola człowieka podług T o w ia ń sk ie g o ................................ 172
§ ■63. Towiański się m a za wyższego ducha od Chrystusa . . . 177
§ 64. Stw orzenie św iata w edług Towiańskiego, i zakończenie . . 182
Strona.
KORESPONDENCYE.
. D o P a n a K aróla Różyckiego, P ułkow nika, dnia 12. M aja I 8 6 0 , r. 189
. Odpowiedź tegóż ks. R óżańskiem u, dnia 1. Czerwca 1865. roku 190
. O dpow iedź tego ostatniego, dnia 3. Czerwca 1865. r. . . . . 191
. D o p. A n d rzeja Tow iańskiego, dnia 21. Czerwca 1865. r. . . 193
. Odpowiedź ks. Różańskiem u, dnia 27. Czerwca I 8 6 0 , r. . . . 196
. O dpow iedź ks. R óżańskiego na powyższy list, 28. Czerwca 1865. 196
. Odpowiedź Tow iańskiego z dnia 9. L ip ca 1865. roku . . . . 198
. Odpowiedź ks. R óżańskiego Tow iańskiem u z d. 12. L ip ca 1865. 203

U W A G I ...................................................... 209
. Pierw szy list p an a R utkow skiego do ks. R óżańskiego, dnia 31.
L ip ca 1865. r o k u ................................................................ 210
. D rugi tegoż sam ego w odpow iedzi n a odpow iedź, z dnia 3.
S ierpnia 1865. r o k u ........................... 211
. O dpow iedź ks. Różańskiego Rutkow skiem u, z d.4. S ierpnia 1865. 220
. D o Im ci księdza Jastrzębskiego, ks. Różański, 8 . Czerwca 1865. 2 2 2
. Odpowiedź z dnia 14. Czerwca 1865. r o k u ........................................... 223
. Odpowiedź Tow iańskiego ks. R óżańskiem u, d. 31. M aja 1866. r. 226
M e jestem pierw szym '1') ani zapewne ostatnim
w badaniu dzieła A ndrzeja Towiańskiego; należy on
w swoim rodzaju do ludzi zręcznych, i gdyby jego
umysł był wzbogacony naukami, zająłby był stanowi­
sko niepospolitej doniosłości w naszem stuleciu — za-
wcześnie się utopił w m arzeniach i przesądach. — Bi­
blia z brakiem potrzebnych znajomości do jej praw-

*) 1) Biesiada Andrzeja Towiańskiego 1840. Pac-simile.


2) Wezwanie na nabożeństwo Adama Mickiewicza 1841 r.
3) Paraliżowanie sprawy polskiej, czyli proroctwo Imci P ana A n­
drzeja Towiańskiego, przez Rafała Jelińskiego. Poitiers, 1842 r.
4) Towiańszczyzna wystawiona i annexami objaśniona. Paryż,
1844. Stefan Witwicki.
5) Mickiewicz odsłoniony i Towiańszczyzna. Paryż, 1845. W ła­
dysław Grołębiecki.
6) Mickiewicz de la Literature Slave. Paryż, 1845.
7) Dziennik Narodowy. Zesz. I I I Nr. 204, 206. Paryż 1845.
8) Rok, pismo poznańskie, 1844. Tom I.
9) Biesiada z Bratem Karólem. Paryż 1845.
10) Pamiętnik Towarzystwa Demokratycznego polskiego. Tom III.
Paryż 1844.
11) Pismo do Urzędu. Paryż, 1845. Mik. Kamieński.
12) Odezwa do Braci przez Towiańszczyków. Paryż, 1848.
VIII

dziwego zrozumienia, za prędko popadła w jego ręce,


a chociaż mu jak się pokazuje na potrzebnych i ma-
teryalnych środkach nie zbywało, tylko wytrwałością
i żelazną wolą założyć potrafił sektę polityczną i re­
ligijną, znaną nam od jego nazwiska pod imieniem
Towianizmu. Krótkość głównie istnienia czasu od za­
łożenia tój sekty, i zamknięcia w tajemnicy jój pra­
wdziwych celów i zasad sprawiły niezawodnie, iż dla
wielu jest ona jeszcze zagadką, a nawet me mała część
jej własnych zwolenników kołysana jakiemiś mistycz-
nemi nadziejami, broni z zapałem tego, czego nie ro­
zumie, i co ją wiedzie do zaparcia się swoich oby­
watelskich powinności, i odstępstwa od ś. wiary wła­
snych ojców swoich. Daleki jestem w tych wyrazach
od zarozumiałości, abym obecną pracą moją zamierzał
odsłonić wszystkie skrytości Towianizmu, i wyznaję,
że mi nawet o to głównie nie chodzi; bo mojem za­
daniem jest ujęcie go w jego zasadach i dążnościach
politycznych i religijnych, a w środkach, któremi do
nich przychodzi, o tyle tylko, o ile te zdają się być
do udowodnienia mojego przedmiotu niezbędnie po­
trzebnemu Zapoznawszy się dobrze z zasadami, szcze­
gółów, które do nich prowadzą jako konieczne wa-

13) L ’homme de l’Epoque. Paris, 1848.


14) L a voix de la verite. Paińs, 1849.
15) Towiański et sa doctrine, l’Abbe P. Semeneńko. Paris, 1850.
16) Okólnik Jabłonowskiego i Adres do Mikołaja I. Bruxela, 1852.
17) Powody nieprzyjęcia amnestyi do A leksandra II. Paryż, 1857.
18) Oświadczenia z powodu Memoryału do Cara. Marsylia, 1857
19) Duński pretre zele. Paris, 1857.
20) Przegląd Rzeczy Polskich. Paryż, 1857, m. Styczeń.
21) Przeciw błędom Andrzeja Towiańskiego. Poznań, 1858.
22) Odezwa And. Towiańskiego do Rodaków itd. Poznań, 1864.
23) Do Rodaków, tułacz kończący tułactwo. Paryż, 1863.
IX

ranki, nie trudno każdem u odgadnąć. Celem Towia-


nizmu politycznym, jest bezwarunkowe zlanie Polski
z cesarstwem moskiewskićm, i pociągnięcie za jej przy­
kładem całej Słowiańszczyzny. Je st to po prostu
propaganda moskiewskiego panslawizmu na wielką
skałę między nami prowadzonego, której na chwilę
z oka spuszczać nie powinniśmy, pracować przeciwko
niej, i łamać jój rozwój wszelkiemi naszemi siłami:
bo grozi na zawsze naszemu bytowi, rzuca nas w o-
tchlań nienasyconej i zaborczćj polityki moskiewskiej,
a za nami ciągnie do zguby i zagłady naszych braci
Słowian, którzy prędzój czy później, chociaż dziś roz-
ćwiertowani pomysłami samolubnój dyplomacyi euro­
pejskiej, przyjść muszą do porozumienia się między
sobą, przeniknąć swój własny interes i swoją żywotność,
i w ypróbow ani chłostam i ręk i obcej, bez zlewania się
w jedność z żywiołem azyatyckim lub germańskim,
otrząsnąć się zdołają z niepotrzebnćj im i szkodliwej
eudzój opieki, i stanąć na własnych swoich nogach
w formie, ja k a do ich niepodległego życia wyda im
się najstosowniejszą. Miliony Słowian obejść się mogą
bez cudzej *chorągwi, i dobić kiedyś, zjednoczeni my­
ślą, przekonaniami i wspólnemi wszystkim interesami,
z rozbitym swoim statkiem na oceanie europejskiego
życia, do p ortu swój własnej potęgi i niezawisłości,
a to na przekór wszelkim zamachom na ich podania,
języki, religię, dzieje, a naw et i życie. K to idzie więc
za Towiańskim, w ątpi we własny swój byt, um arł dla
swojój sprawy, stał się jój wrogiem, przeciwnikiem i
zdrajcą.
A toli Andrzej Towiański nie zadawalnia się jesz­
cze celami moskiewsko-panslawistowskiej polityki —
ma on i religijne, i to radykalne. Zasady do w pro­
wadzenia w życie swojego mesyanizmu, zebrał z roz­
maitych sekt moskiewskich, aby tym snać sposobem
drzwi do jego kościoła stały szeroko otworem dla
wszystkich począwszy od Skoków i Duchomodlców,
aż do ludożerców bez opuszczenia maczugi, k tó rą się
posługują do rozbicia głowy sobie podobnym, upie­
czenia ich na palu przy leśnem ognisku, i nasycenia
ich szczątkami swoich dzikich żołądków! N a tło za­
sadnicze do umieszczenia tych zbutw iałych i niemo­
ralnych żywiołów, posłużył mu pogański system ema-
nacyjny dawnych Grnostyków, na którym i W roński
osadził swój mesyanizm. K to w chm ury białych i czar­
nych duchów wierzy, i w stopniowe ich się w yrabia­
nie: kto czyni ofiary w duchu i duchem, ten choćby
był najdzikszym poganinem, może znaleść gotowe miej­
sce w kościele Towiańskiego. Polak atoli nawet i z po­
dobną wiarą jest od niego wykluczony, jeśli z u p o ­
re m o b s ta je p r z y sw ój o jc z y ź n ie z ie m s k ie j, i nie
chce się zadowolnić P o ls k ą m e ta fiz y c z n ą w k o l u ­
m n a c h d u c h ó w b ia ły c h . I to je st właśnie co To-
wiański nazywa wyższą epoką chrześciańską dla Po­
laka, żywym i prawdziwym kościołem, jubileuszem ra ­
dości i zbawienia. Takie to powstanie Polski zapo­
wiadał emigracyi na brukach paryskich c u d e m , czego
w ówczas nie rozumiano, a podobno i dziś się nie
pojmuje.
tego com dotąd w k ró tk ich zarysach powie­
dział, ta k z planu pansławistowskich robót na korzyść
Moskwy, jako też pogańskiej religii Towiańskiego i jego
sekciarzy, nie nauczemy się dyplomacyi, ani też teo­
logii lub filozofii, i jego prace i zabiegi mogą czaro-
XI

w ać tylko ludzi m ałych w iadom ości, i nauczyć ich


przew rotności um ysłu, zepsucia serca i obyczajów, i
zabezpieczać nie relig ijn y ch i rozw iozlych od przyszłej
k a ry i spraw iedliw ości Boga.
K tokolw iek się d o tk n ie Tow ianizm u, nie podobna
mu pom inąć m ilczeniem aktorów , k tó rzy w nim g łó­
w niejszą rolę odegrali, lub do tej chw ili odgryw ają;
nie dziw zatem , ze i ja, chociaż często z nieprzyje­
m nością od tej konieczności uw olnić się nie mogę.
M uszę tu je d n a k nadm ienić, iż pom im o zew nętrznych
objaw ów jednom yślności T ow iańszczyków ta k w d ą ­
żnościach politycznych, ja k nowej w iary z ich m istrzem ,
ró żn ią się nie jedn i w en ętrzn ie n ie m ało od niego.
K ażdy z nich w iedziony odrębnym i w idokam i i n a ­
dziejam i, m a w sk ry to ści dla siebie osobistą drogę,
n a k tó rej p o d chorągw ią w ystaw ioną przez p an a A n ­
drzeja, spodziew a się dopiąć oczekiw anego sobie celu.
N aw et m iędzy A dam em M ickiew iczem a jeg o P a n e m
i M is tr z e m pom im o zew nętrznych pozorów , co do
zasadniczych dążności nie m ała zachodziła różnica.
M ickiew icz po otrząśn ięciu się z w rażenia jakie na
nim zrobiła ch o ro b a jego żony, i p rzy p atrzen iu się
zdrow iej dziełu Tow iańskiego, łudził go szczerością
w uznaw aniu jeg o p o lity k i i nowej religii — znał on
pierw szą i drugą, i w g ru n cie żadnćj nie ufał, m ia­
now icie po u p ad k u swojego sław nego legionu w Rzy­
m ie; chylił się on do panslaw izm u polskiego p o d opie­
k ą katolicyzm u, jak k o lw iek te n w ydaw ał m u się p o ­
trzebujący nowej reform y, i przeciw ny zlaniu się Sło­
w ian w jed n o polityczne ciało, z przyczyny istn ieją­
cych sekt m iędzy nimi. K ig d y on, jeśli się nie mylę,
kreacyjnego system u swojego m istrza nie pow tórzył, ani
XII

naw et pochwalił — wywoływania duchów nie był zwo­


lennikiem, a chociaż ich w wybranych klasyfikował,
czynił t oracz ej ze w zględu na potrzebę zaprow adzenia
między nimi porządku i kontroli, aniżeli z pobudek
jakiego innego znaczenia. Zaprzeczyć jed n ak nie m o­
żna, że od przesądów wolnym nie był, i przywięzywał
niekiedy wagę do snów swoich. Powstaje on nie na
dogmata lub zasady katolickiego kościoła, ale na jego
mniemane zepsucie; poszedł w tej mierze za prądem
antikatolickich filozofów i sofistów, i chciał mieć k o ­
ściół wojujący z namiętnościami człowieka, na szczy­
cie kościoła tryum fującego. Zapomniał, że sam był
człowiekiem, i że nowoczesnym sofistom nie chodzi
o świętość, ale o jej zniszczenie. Pomimo tego wy­
znaje, że przedwszystkićm coby mógł mieć najdroż­
szego na świecie, wolałby umrzeć za ś. w iarę katolicką.
Czując się w ostatku już trochę w pewnój epoce na
własnych siłach, powstaje jaw nie w kółkach swoich na
moskiewski pawslawizm, i wszystkich carskich popów.
Coby był dalej zrobił ośmielony już pierwszymi k ro ­
kami, gdyby go nie była śmierć w Azyi zaskoczyła,
trudno to roztrzygnąć; zdaje się atoli, że zdobywszy
się aby raz na cywilną odwagę, byłby wywiesił sztan­
dar polskiego panslawizmu z religią katolicką, i osie­
rocił najzupełnićj Towiańskiego.
Przeciwnie znowu Towiański będąc radykalnym
panslawistą moskiewskim i przeciwnikiem katolickiego
kościoła, pomimo podsuwania mu przez M ickiewicza
reformy swoich zasad, ani m yślał kiedy o jej przy­
jęciu — pozostał on i pozostaje wierny przez siebie
postawionym zasadom przy pomocy K arola Różyckiego,
a za ich odpieranie nie ustaje grozić widmami na
xili
śmiertelnem łóżku. Przylgnął do niego i Franciszek
Rutkowski, który wierząc w chm ury duchów białych
i czarnych, nie zdaje się przekładać w zupełności za
swojego życia, ojczyzny metafizycznej, nad ojczyznę
ziemską; jem u się zdawało, że bez straty ostatnićj,
m ożnaby zyskać i pierwszą. Ksiądz E dw ard D uński
a właściwie K arski uwięził się w ofiarach ducha To-
wiańskiego, ale bez zrobienia ofiary z katolicyzm u i
ziemskićj Polski; zawody po 1848 r. przepowiedni
mistrza, aż do chwili jego śmierci, wstrząsnęły jego
zdrowiem i w trąciły go do grobu przedwcześnie. Ksiądz
Smoliński modlił się do ducha Napoleona I, i świece
p rzed jego obrazem palił, prosząc go, by dopełnił ja k
najprędzćj tego po śmierci, czego za swojego życia
ziemskiego nie dokonał, jak uczy low iański, to jest.
by m u Polskę przywrócił, a nie mogąc się doczekać
tego obowiązku po duchu napoleońskim, wrócił do
k raju za amnestyą A leksandra II. Zapowiedziami ry­
chłej niezawisłości Polski, przyciągnął Towiański do
siebie nieroztropnych; wyrabianiem stopniowem duchów
czarnych na białych, zamącił głowy niereligijnych,
niedojrzałych filozofów, niedouczonych poetów i ma­
rzycieli o godnościach i panowaniu nad innymi bez
mozołów i pracy, którzy, aby w kościele swoich przod­
ków nie uginać tw ardych karków i posztywniałych
między obcymi przed pokutą, woleli ją przyjąć w chwa­
stach, motylach, płazach, wieprzach, a ostatecznie w po­
chwach ludzkich, i na nadziemskich globach; zdawało
im się, że dogodniej było przejść z W enery na Jow i­
sza, a z niego do łona Proarchy, o którego znaczeniu
dowiemy się na swojćm miejscu. Oto mamy tieść
sekty Towiańskiego. ,

fi
XIV

Co do źródeł użytych w obecnej pracy, sama bez­


stronność wymagała po mnie, abym się posłużył ogło­
szeniami dotąd znanemi, których spis przytoczyłem
wyżej, mając na względzie odkrycie politycznych i re­
ligijnych celów Towianizmu, przebierać mi w polity-
cznych koloiach pism me wolno było. "W" gruncie
rzeczy biorąc, prócz historycznego i niedokładnego
powstawania sekty, jej usiłowań w werbunkach i mi-
styfikacyi, nie można z nich zrozumieć dobrze Towia­
nizmu; najlepszym w tej mierze przewodnikiem, są
jego własne chociaż szczupłe ogłoszenia, Swojemi obja­
śnieniami, wskazówkami i radami, a nawet i odczy­
taniem mojej pracy i porobieniem nad nią swoich
uwag, nie małą mi wyświadczył przysługę pan Leo­
nard Chodźko. / rad do odsłonienia nie jednej rze­
czy, udzielanych mi przez pana Seweryna Gałęzo-
wskiego, prezesa polskićj szkoły na Batignolles, dużo
skorzystałem: on to pierwszy wskazał mi istnienie bi­
b lii Towiańszczyków, kto ją posiadał, i jakim sposo­
bem do jej odczytania dotrzeć można było. Zacny
pan Mikołaj Kamieński objaśnieniami swojego .,13 o
u rz ę d u “, naprowadził mnie nie mało na drogę prost­
szą, przyznać jednak muszę, że to uczynił prawie bez­
wiednie. Roztropność mi nakazuje pominięcie mil­
czeniem nazwisk samych Towiańszczyków lub niektó-
rych ich rodzin, jak również odstępców od sekty, od
których nabyłem wiadomości, zkądinąd niepodobnych
do otrzymania. Wszystkim składam tu moje dzięki
za ich przysługi, bez opuszczenia rozumie się i tych
moich współtułaczy, którzy poświęcając się chętnie na
moje usługi, starali się gromadzić materyały w dostę-
Pnych im kółkach i stosunkach do obecnego pi-
XV

sma, które jeśli w swoim zakresie może nie odpo­


wiada oczekiwaniom dla wielu, zasługuje niezawodnie
w tym względzie na usprawiedliwienie, z powodu wiel­
kich. trudności w zbieraniu do niego koniecznie po­
trzebnych wiadomości i objaśnień.
Pracę obecną dzielę na dwie główne Części, z k tó ­
rych każda składa się z dwóch Oddziałów. Pierwszej
Części w Oddziale pierwszym jest zadaniem wykazać
historyczne powstanie Towianizmu z jego politycznemi
dążnościami, a Oddział drugi na zasadzie własnych
pism A ndrzeja Towiańskięgo, udowadnia, że te dążno­
ści są zupełnie uzasadnione i prawdziwe. Część znowu
druga w oddziale swmim pierwszym przywodzi na p a­
mięć w głównych zarysach kreacyjny system Glnosty-
ków, ich religijne i moralne zasady, a Oddział drugi
tejże Części, na podstawie Biesiady i innych pism pana
A ndrzeja, przekonyw a nas o źródle i w artości jego
tak nazwanej nowej wiary, mesyanizmu, epoki
wyższej chrześciańskiej itp. K ończą' i zamykają całe
dzieło, oryginalne korespondencje z pp. Korolem Ró­
życkim, Andrzejem Towiańskim, Franciszkiem R utko­
wskim i Im ci Ks. Jastrzębskim .
jD z^Ś Ć Y E RI W S Z A .

Z aw ią zek T o w ian iz m u — u siło w an ia w założeniu go po


N iem czech, F ran c y i, W łoszech itd., i przegląd dążności
z pism jego.

1
ODDZIAŁ I.
C h arak ter i polityczne cele Andrzeja Towiańskiego.

S~ ^ t° je st Towiafiski,

Andrzej Towiański jest sobie skromnym szlachcicem z


-bitwy: „urodził sie około roku 1790 i młodzieńcem jeszcze
przez lat kilka zupełnie był ślepy. Żywa i bujna wyobraźnia
popchnęła umysł jego nie mogący się czern innćm zająć, do
m aizcń, to co z początku było tylko utworem wyobraźni, wziął
później za rzeczywistość, za jakieś boskie natchnienie; przy­
w ykłem u do wewnętrznego życia zdawało sie, że rozmawia z du­
chami, ze świętemi, z N . Panną. Powoli weszło to w nałóg
w pewnego rodzaju manię, która naturalnie zwiększać się mu-
siała z wiekiem. Odzyskawszy wzrok, siał później w 1818 r.
błędy swoje między uniwersytecką młodzieżą, a na końcu został
Kegentem przy sądzie powiatowym, i ożenił się. W kraju
trudnił się magnetyzmem i spirytyzmem, wystawiał swoję żonę
na rozliczne próby, opowiadał swoje widzenia, ogłaszał się po­
dobno ś. Piotrem, a żonę własną nazwał ś. Filomelą.“ —
Ogłaszać się miał i ś. Marcinem, a żonę ś. M ałgorzatą.1)
Wszystko to zdaje się być mało prawdopodobnem, atoli
wyznać należy, że w tych doniesieniach o stopniowćm postępo-

Demokrata Polski, 1841 str. 87.


1*
4

waniu w marzeniach Towiańskiego, nic przesadzonego się me


znajduje: owszem, daleko więcej w tej mierze powiedziecby
można. Znamy nie mało podobnych jemu, a między mmi nawet
ludzi należących do sfer nieco wyższych społeczeństwa, a z me-
któremi nawet węzły przyjaźni nas łączą, którzy bez ślepoty
zacząwszy tylko od magnetyzmu, przeszli do spirytyzmu, i wsze­
dłszy z nim w porozumiewania się z duchami, nie tylko się
ze świętemi, ale nawet i ze samym Chrystusem ^ komunikują.
Ich przekonania niczóm zbić nie można. Dowiedzieli się jakich
w sobie m ają duchów, i jakich niewidzialnych opiekunów, / e
sie znajdują nieraz w stanie h a lu c y n a c y i, co om nazywają
panowaniem nad nimi duchów, czego sami wielokrotnie na­
ocznymi byliśmy widzami, pomijać tu tego milczeniem me mamy
najmniejszej potrzeby, i czego nawet sami Towiańszczycy za­
przeczyć nam nie mogą. Jedni z tych ludzi widzą swoich
Aniołów Stróżów, świętych p a ń s k ic h ...., inni znowu od nich
objawienia odbierają, tak za pośrednictwem natchnień, ja vO też
stolików, ołówków, piór, tabliczek z alfabetami, i innych narzędzi
fizycznych.1) Wszyscy mają nadzwyczajne jakieś posłannictwa
a w ogóle zgadzają się na to, że wyjaśniać powinni Ewangelią. )
Towiańsld tą samą poszedł drogą błędów i dalszych przesądów
deszcze pogańskich. Nie widzimy w jego dzieln nic z jego
własnej głowy spłodzonego. W kraju, jak później i za granicą,
wzięto go za dziwaka, w przekonaniu atoli naszem, jest on po
prostu tak zwane m e d i u m w spirytyzmie, którćm i my byliśmy
w celu zbadania spirytystów błędów. Na rodzinnćj ziemi zwrócił
na siebie uwagę rosyjskiego rządu, umieszczono go zatem w
zakładzie chorych na umyśle, a po przekonaniu się, ze jego
mania, jak ją naówczas nazywano,nic w sobie niebezpiecznego
nie zawierała, puszczono go na wolność. )-

1) N am pisały ołówki, dyktow ały tabliczki itd. _


2) J e d e n szewc napisał w P ary żu gruby tom , i drukiem go ogłosi ,
, A lan K ard ek , lekarz założył Spirytystów dziennik.
3) W ięzienie to mogło m u tylko posłużyć do w olniejszych porozu-
niewań się z ducham i, ja k jednem u w więzieniu paryskiem za p ośredni­
ctwem łóżka.
5

Nie znajdujemy śladów o jego ówczesnych wyobrażeniach


politycznych, i zdaje się że one należą do czasów późniejszych,
a mianowicie do chwili powstania Polski w r. 1831, do którego
żywą i jawną okazywał nieprzychylność. Pan Andrzej nie
szczędził wtenczas ani zabiegów do zniechęcania ochotników
udających się do powstańczych szeregów, ani też żadnych odradzań
do zaciągania się pod chorągiew Białego Orła i Pogoni. Już
zdaje się miał wtedy sobie objawione przez duchów posłannictwo,
którego dążności wyszły później na jaw.
Po upadku owego powstania Listopadowego, Towianski
zaczyna dopiero stanowczo myśleć o swój politycznej karyerze:
udaje się często do Kosy i, jak donoszą współczesne pisma, długi
czas przesiaduje w Petersburgu, czci zwycięstwo rządów carskich
błogosławiąc im, i ma je za narzędzie pokuty dla Polski, które
miłosierdzie boże ku jej oczyszczeniu z grzechów miało zesłać.
Że wystąpienie podobnego rodzaju nie mogło się w Petersburgu
nie podobać, i że Towiańskiemu w Stolicy wielkiego monarchy
Mikołaja I, jak go nazywa, żadne zgoła nie zagrażało niebez­
pieczeństwo, to o tćm prawie nie warto tu czynić żadnej
wzmianki.
Taki mamy zawiązek Towianizmu, z którym pan Andrzćj
przybył za granicę z Litwy, i który po niepomyślnych próbach
między Niemcami, przeniósł się do tułaczej emigracyi polskićj,
na bruki Paryża.1)

§. 2. Zjawienie się politycznych zasad Towiańslńego.

Uprzedzamy tu naturalny bieg rzeczy, by przedstawić


jaśniej obecny przedmiot czytelnikowi. J a k widzieliśmy już
wyżej, w roku 1831 nieśmiało tylko przedziera się polityka z
serca Towiańskiego na jaw; taką samą wyrabiał sobie pan
Andrzej w roku 1836, gdy bawił w Niemczech, i którą w roku

J) Założenie Towianizmu za granicą, przypisywane Petersburgowi,


nie ma pewnej podstawy. Towianski sam swoją sektę założył z pomocą
Adama Mickiewicza, jej polityczne cele Moskwie objawił, sądząc że i jego
nową wiarę przyjmie —- przyjęła ona panslawizm i popierała go, jak go
popiera do obecnej chwili.
6

1857 już ujął w stanowcze formy i zasady. W roku 1863


świadczy jego odezwa do R o d a k ó w , otwarcie przy niej obstaje.
K to nie widzi w Towiańskiego działaniach związku, zdaje się
umyślnie swoje oczy od jawnój prawdy odwracać. Od samego
bowiem początku, dwie on zawsze ma przed sobą drogi, z któ­
rych na krok jeden nigdy nie zbacza: jedne zamienienia całej
Słowiańszczyzny w poddaństwo Rossyi, a drugą obalenia całego
Chrystyanizmu. Pierwsza jest jego panslawizmem, a druga
religijnym systemem, jak się o tem przekonamy. Przywiedziony
nieprzewidzianemi okolicznościami wypadków do usprawiedli­
wienia swoich działań za granicą, memoryałem swoim do Ale­
ksandra TI potwierdza czem był, objawia czem jest i czego chce,
i przysięga czem na zawsze pozostanie. Z tego właśnie memo-
ry a łu , opatrzonego własnoręcznemi podpisami Karola Różyckiego
W ładysława Dzwonkowskiego, Seweryna Goszczyńskiego, i Lud­
wika Nabielaka, przekonywamy się, że ich m istrz , pan To-
wiański, jeszcze przed przybyciem za granicę: „dokonał powin­
ności względem (rosyjskiego) rządu, bo był poddanym chrze-
ściańskim w prywatnem i publicznem życiu, wypełniając przez
lat d w a d z ie śc ia obowiązki urzędnika w Powiecie,1) a następnie
w rządzie gubernialnym Wileńskim. Że nie przyjął udziału
w żadnój rewolucyi, w żadnćm działaniu przeciwnem (temuż)
rządowi; że dla swego charakteru poddanego chrześciańskiego,
nabył szacunku i zaufania u niektórych wysokich urzędników
rosyjskich, o d b ie r a ł od n ic h pom oc w p o d ró ży , a n a w e t
n ie ra z o trz y m y w a ł ich p r o te k c y ą i o b ro n ę w p r z e ś la ­
d o w a n ia ch , które przeciw niemu wzniecał jego chrześciański
charakter; . . . że nareszcie z przyzwoleniem miejscowej władzy
przybył do Niemiec, lecz bez pozwolenia przebył granice Francy i,
i tam pozostał.4*2) —

*) W szystko co Towianizm p o d tym względem obecnie przeciwnego


głosi, nie zasługuje n a w iarę.
2) P a sp o rt mu był w ydany n a dniu 28. Czerwca 1840 r. na ro k
jeden, do podróżow ania po A ustryi i Niemczech. — N iech nam tu Mes-
sjanizm i Towiańszczyzna (Lwów 1877. str. 151.) pozwoli nadm ienić, że
żyj^c między polskiem tułactw em i podzielając jego sm utne losy, mieliśmy
ta k samo ja k ono, nalężony słuch na wszystko, co się n a świecie działo,
7

A ty cli ostatnich wyrazów możnaby wnosić, że Towiański


przybywszy do Francy i bez przyzwolenia na to swej krajowej
władzy, skazał się tern samem dobrowolnie na wygnanie; tak
on lóż utrzymuje i tak głoszą jego zAvolennicy, czemu jednak
trudno wierzyć, gdy się weźmie na uwagę jego odpowiedź daną
Ambasadzie rosyjskiej w Paryżu, skoro od niego zażądała
przedłużenia pasportu, lub powrotu do kraju: ,,Nie mam po­
trzeby przedłużać pasportu, oświadczył: Cesarz wie po com tu
przybył; możesz pan Ambasador zapytać się go o to, a ja
wrócę kiedy mi się podoba, albo kiedy uznam tego potrzebę.“
Było to w czasach przed złożeniem jeszcze dowodów poddań­
stwa i wierności przez pana Andrzeja, kiedy Ambasady nie
wiedziały o jego politycznych zasadach. Powyższa odpowiedź
zuchwałą się wydaje, jednak Towiański od roku 1844 w którym
publicznie ogłoszoną została, jej prawdzie aż dotąd zaprzeczyć
nie śmiał, gdyż dokładnie wiedział zkąd była wyszła.
Po zastanowieniu się nad treścią co dopiero przytoczonej
pana Andrzeja odpowiedzi, jako też jego A ktu politycznego,
zbyteczną byłoby rzeczą, zdaje nam się robić wnioski nad jego
dążnościami, i socyalnemi planami; sam je wypowiada jasno
i dobitnie.

§. 3. Pierwsze marzenia o panslawizm ie — najpierwsi


współpracownicy pana Andrzeja Towiańskiego.

Polska rozćwiertowana przez swoich własnych sprzymie­


rzeńców niegdyś, sąsiadów i przyjaciół pod pozorami jej jako-
binizmu, ciśniona przez nich, demoralizowana politycznie, reli-

i wyznajem y że nie wiemy skąd tem u pisem ku przyszło na myśl przypu­


szczenie, jak o b y P olska i jej E m igracya w chwilach A ktu poddaństw a
Towiańskiego, przychylne usposobienie okazywały ku rządom rosyjskim .
J e s t to zupełnie m ylne przypuszczenie, i niezgrabne uniew innienie Avy-
rażonego A ktu. Umysły wówczas wszystkich były zw rócone ku W scho­
dowi, jako ku teatrow i krwawej rozpraw y. W iadom o dobrze, że po tej
wojnie przyjęło kilkudziesięciu z E m igracyi ową upokarzającą am nestyą
rosyjską; ale i to tajem nicą nie jest, że wielu z nich wrróciło z kraju na
tułaetw o — i że prócz Towiariszczyków, którzy w ykrętam i się uniewinniali,
całe tułaetw o przeciw rzeczonej am nestyi zaprotestow ało.
8

gijnie i moralnie, podejmowała sztandar do odzyskania swój


niepodległości; tak samo i z podobnych, przyczyn postąpiła
i w roku 1831, czemu się nawet jej właśni ciemiężcy dziwićby
nie powinni, jak się nikt nie dziwi więźniowi, który potrafi
pozrywać swoje kajdany, i ujść z murów niewoli na wolność.
Opuszczona przez wszystkich, bo wszyscy jej rozbiór podpisali,
z wyjątkiem katolickiój Hiszpanii, i mahometańskiej Turcyi,
znowu upadła, a żelazna ręka cesarza Mikołaja I tak ją przy­
gniotła, iż zdawało się, że jej ostatnie tętno życia i narodowćj
godności już w niej było zamarło. Emigracya zgrupowana na
tułactwie, przypatrywała się z boleścią w duszy temu smutnemu
stanowi rzeczy, i marzyła o środkach nad zachowaniem naro­
dowych w kraju uczuć; a choć to było nieraz w formach nowych
i nawet obcych niekiedy, niepozostawały jćj usiłowania bez
zupełnego skutku; rządy zaborcze, a mianowicie carskie, nie­
pokoiły się — a słowiańskie wykłady w Paryżu przez Adam a
Mickiewicza, zapowiadały im nowy obrót rzeczy w całćj Sło-
wiańszczyznie, dla nich niebezpieczny. Rzeczą to było bardzo
prostą do zrozumienia, że te wykłady po wykazaniu Słowian
stosunku do Rządów, które nad nimi panują, byłyby musiały
koniecznie przenieść się w przyszłość, i skończyć się na pomy­
słach do utworzenia z nich potężnej konfederacyi, albo jakiego
innego sposobu politycznego życia, ale zawsze niepodległego.
Było więc niepospolitym interesem zwichnienia w samym zaro­
dzie tego, co jakkolwiek było małe, wyróść mogło kiedyś na
potężnego olbrzyma. Kiedy więc z jednój strony chwytano po
Polsce tysiące małych dzieci, by ją tym sposobem na wzór dawnych
Asyryjskich królów wyludnić, rzucano do kazamat jednych,
wcielano do obcych Szeregów innych, pędzono bagnetem do
schizmatyckićj komunii tysiące katolików Rzymskich, rozrywano
małżeńskie śluby mocą kodeksu karnego; słowem: niszczono
życie tradycyjne, prywatne, religijne i moralne, zjawia się wten­
czas pan Andrzej Towiański na Litwie, głosi nadzwyczajne
swoje widzenia, i szuka zwolenników dla siebie. Dziwny to
zbieg wypadków, które mały tylko odgłos za granicą miały?
a jednak od roku 1831 aż do 1840, zaprzeczyć temu nikt nie
może. Kiedy na obczyźnie myślano o poruszeniu Słowian do
9

ich wyswobodzenia, na ziemi Lechów przedsięwzięto wytępić


ich plemie, i zaludnić jego miejsce nowemi rasam i. Towiański
zdaje się wtenczas stawać w pośród zwycięzców i zwyciężonych,
by wilków nasycić, i kozie nie zaszkodzić. Zadanie to wielkie,
i za wielkie na barki biednego szlachcica Litewskiego, który
prócz swojego szwagra F erdynanda G utta, lekarza z powołania,
który częste robił wycieczki do Czechów w r. 1832, W alentego
W ańkowicza m alarza, i panny Deybel tancerki, nikogo więcej
ku swej pomocy przyliczyć nie mógł. M e upadał jednak na du­
chu: syn starych czcicieli Znicza, wspierany w swej rozbujałćj
wyobraźni Iluminizmem germańskim, amerykańskim spirytyzmem,
a szczególnie zagrzebanym już gnostycyzmem, który ujął w swój
system Oen W roński, bez dostatecznej i wszechstronnej nauki,
bez woli do zakreślenia granic swej mistycznej skłonności, po­
stanowił zwalczyć wszystkie trudności, i stać się cudotwórcą
świętego pokoju między niewolnikiem i jego oprawcą.
J u ż była wówczas myśl podsunięta przez J a n a H erkla
do jednoczenia literatury słowiańskiej, którą dalej rozwinęło
czeskie pismo H r o n k a , a w ostatku po niemiecku r. 1837
ogłoszono już C ara za środek przez Opatrzność przeznaczony
do zjednoczenia pod jego berłem wszystkich Słowian. Tu mamy
zawiązek panslawizmu, który się wydał Towiańskiemu świętą
ewangelią do jego celów politycznych i religijnych. My się temu
nie dziwiemy, bo nam nie tajno, że myśl panslawizmu nie jed­
nemu z dobrych Polaków głowę zawróciła; nikt jednak z nich
po dobrćm zastanowieniu się nad następstwam i z ukoronowania
pomyślnym skutkiem tego rodzaju dzieła, nie śmiał mu długo
podawać swój dłoni, i sam tylko Towiański z uporem przy
nićm aż do śmierci swój może pozostanie. Ż e Rosyi podsunięta
myśl panslawizmu się podobała, i wzięła ją niezwłocznie w swoją
opiekę, toć to zdaje nam się być rzeczą zupełnie naturalną.
Że Towiański wszedł z nią w sojusz, biorąc na siebie ztąd
wynikłe wszystkie następstwa, to przypisać to zdaje się powin­
niśmy jego krótkiem u widzeniu rzeczy, i zaślepieniu się w sta­
rożytnych przesądach. ,,Cudam i, pisze jeden z dobrze go
znających, i czarami prowadzi moskiewską propagandę.^ —
Mybyśmy raczej powiedzieli, że uporem ją prowadzi, nieznajo-
10

mością relign swoich katolickich ojców, i chęcią, a nawet jakby


fatalną jakąś wrodzoną skłonnością do zabobonów, sekciarskiego
naczelnictwa nad światem , i widzenia tego, czego człowiek
śmiertelnem i oczami nigdy widzieć nie może, ją podtrzymuje.

§• -Picu wsze Je) oJci TowidnsJciego w Pctryżu — rozw iniecie


p o lity czn yc h jego celów.

J a k juz powiedzieliśmy, za granicam i Polski pow stała


myśl panslawizm u, i z obczyzny usiłowano zasadzić ją na jej
niwach. T ak samo i Mesyanizm W rońskiego1), nie wyszedł
z polskiego jestestw a. T ak W roński ja k Towiański, nie rozmi­
ja ją się w swoich zasadach politycznych i religijnych; obydwóm
służy za podstawę do ich gmachów, dawny Gnostycyzm głó­
wnie, do którego Towiański przylepił Spirytyzm am erykański,
ja k w części drugićj tego pisma jasno się o tern przekonamy.
Ju ż więc przed przybyciem pana A ndrzeja za granicę, tło do
jego dzieła było założone — już nie po jednej głowie jego
Mesyanizm pokutow ał, ale nikt z nim otwarcie wystąpić nie
śmiał, a nawet on sam długi czas rozmaitymi pozorami jego
prawdziwy grunt pokrywał. Można śmiało powiedzieć, że jeszcze
dzis prócz już bardzo wtajemniczonych, nikt go gruntownie nie
zna. JNie musiało to być tajem nicą w P etersburgu, który
trzymając w swym ręku wszystkie polskie tchnienia, i obawiając
się przytćm zgubnych następstw dla swojego kościoła religijno-
politycznego, nie potrzebował usług Towiańskiego w Polsce;
wykłady Słowiańskie A dam a M ickiewicza, i spiski emigracyi
więcej mu zawadzały do niesprawiedliwego posiadania zdobyczy,

*) blieznaliśmy osobiście Oenego W rońskiego, aleśmy mieli ścisłe


stosunki z niektórym i jego uczniami już podsiwiałym i, a u wdowy po nim
pozostałej, zasługiwaliśmy na względy i zaufanie. P rzy naszej asystencyi
religijnej, oddała B ogu ducba. M yśmy byli w ykonaw cą jej ostatecznej
woli, i w naszym ręku były wszystkie p ap iery zm arłego p rzed nią filozofa,
któreśm y w trzech skrzyniach złożyli przeznaczone dla narodow ej B iblio­
tek i na ulicy Richelieu, w ręce d y rek to ra tejże. Znam y jego M asyanizm,
a n aw et i listy z planam i pisyw ane do P e te rsb u g a , ja k ten m iał p o stę­
pować, aby nad światem zdobyć panow anie.
11

aniżeli łzy w yciskane n a zwyciężonych. K ie d y więc T ow iański


pod chorągw ią d o s k o n a ł e j m i ł o ś c i b l i ź n i e g o , n o w e j e p o k i
wyższej, wolnego C h r y s t y a n i z m u i żywego k oś cioła’
w ystąpił za granicą z przysięgą n a p o d d a ń s t w o i w i e r n o ś ć
Rosyi, ta odrzucić podobnćj przysługi nie m iała potrzeby, każdy
to przyznać m usi. Rzecz to je s t zupełnie odm ienna, mieć
w k ra ju podobnego m isyonarza p a n u A ndrzejow i, lub posiadać
go w oddali. A nie było tu potrzeby nie ufać m u, ja k tego
w yraźny zostaw ił dow ód, jego gorliw y obońca ksiądz E . D u ń ­
s k i,1) w swym liście z dn ia 16 M a rc a 1854 ro k u pisanym do
ks. Bucpiet, A rch id y ak o n a i O ficyała dyecezyi paryzkiej: „ T e n
człowiek, m ów i, osądzony przez innych ja k o socyalista, burzy­
ciel publicznego porządku, wróg F ra n c y i i P o lsk i, w strzym yw ał
od lew o lu cy jn jch dróg ludzi, którzy n a nich szukali zbaw ienia
naszej O jczyzny.^ O czem ks. K a rs k i dow iedział się później,
o tem zapew ne w iedziano w P e te rsb u rg u jeszcze p rzed w yda­
niem paszportu T ow iański emu, do w yjazdu za granicę. A gdy
panow ie W ład y sław D zw onkow ski, Sew eryn G oszczyński, L u ­
dwik K a b ie la k i K a ró l R óżycki sk ład ali n a dniu 12/24 S ty ­
cznia 1857 roku A k t p oddaństw a Tow ianizm u A leksandrow i I I ,
w tiz y la ta po wyrażonym liście, rz ą d m oskiewski m usiał przy­
ją ć tę w iadom ość za pierw szy sk u te k , ju ż dawno znanego mu
planu. Z obaczm y treść tego p lan u bliżej, abyśm y przekonać
się mogli o całej jego doniosłości.
Tow iański przez u sta przytoczonych co dopiero jego zwo­
lenników oświadcza w yraźnie, że jeg o celem w P a ry ż u było
zniszczenie w przybyłych i przybyw ających: „do F ra n c y i po 1831
roku, głównój ich pow inności do nienaw iści i zem sty przeciw
rządow i rosyjskiem u, do w alczenia przeciw ko niem u, do szko­
dzenia m u w szelkiem i sposobam i, zwłaszcza przez rew olucye<;,
co wszystko tyle znaczy, ja k z ludzi czynu porobić niedołęgów.
N ienaw iścią i zem stą, niecli nam tu będzie wolno tę dziejową
praw dę powtórzyć, P o la k się nigdy nie odznaczał, i rzeczą iest
pew ną, że Ojczyźnie bez nich zawsze służyć m ożna. M istyczne
m arzenia, zniew ieściałość ani sam e w zdychania do nieba hez.

x) Duński jest nazwisko przybrane; nazywa się Karski,


12

pracy, nikogo jeszcze nie zbogaciły, ani podniosły kiedy


z upadku jakiego ludu, i uwolniły go z cudzych okowów.
A le pójdźmy dalój za słowami tego A ktu poddaństwa.
„P o dziesięciu latach poświęconych we wspomnionem dążeniu,
przybył z Polski do P aryża w 1840 roku Andrzej Towiański,
poddany ro sy jsk i..., któregośmy od pierwszych jego słów uznali
sługą boskim, w y s ła n y m d l a n a d a n i a n o w e g o ż y c ia , po­
stawienia na wyższym szczycie Chrystyanizm u On objawił
wiarę Jezu sa Chrystusa, dał poznać jej istotę i cel najwyższy,
prawdziwe znaczenie, głębokość i świętość wszystkich wyrażeń
i fo rm c h r z ę ś c ia ń s k ic h , co było dotąd n iezn an e.... O bja­
śniając prawa J . Chrystusa, stósował je do wszystkich sytuacyj
człowieka, do wszystkich widoków jego prywatnego i publicznego
życia; w tćm objaśnieniu rozstrzygnął wiele kwestyj religijnych,
socyalnych i politycznych, któreśmy tłómaczyli aż dotąd samem
światłem ziemskićm, naszym rozumem, a przeto powiększaliśmy
tylko nasze ciemności; tern objaśnieniem o k a z a ł o n n a m c e l
e m ig r a c y i p o l s k i e j , który nam był dotąd nieznany.44 —
N im się dowiemy obszernićj o znaczeniu tych objaśnień, tu
uprzednio możemy być pewni, że nauczyły Towiańszęzyków
przeniewierstwa w prawdziwej wierze, przesądów pogańskich,
i odstępstwa od narodowych uczuć i obowiązków.
A by nie mniemano, że Towiański od roku swojego aktu
poddaństwa Posy i (w roku 1857), aż do roku 1865, w którym
to piszemy, zmienił swoje zasady, i nadał im jaki inny kieru­
nek, zobaczmy, co K aró ł Bajkowski z jego rozkazu, i z nim,
mieszkający w Zurichu, do D yrektora Dziennika W arszawskiego,
pana P aliszewicza pisze: „Excellencyo! mówi on: podpisany
P olak r o s s y js k i p o d d ą n y , były urzędnik w rossyjskim jene-
ralnym sztabie w W arszawie, teraz e m ig r a n t i słu g a d z ie ła
b o ż e g o , uważani za sumienny obowiązek udać się do W . Ex-
cełlencyi w następującej do urzędu jego należącej sprawie.
Od czasu, w którym Dziennik W arszawski w licznych
swoich artykułach przeciw słowu bożemu wymierzonych,1) po-

x) M e słuszne żale, bo ten dziennik radził zaprowadzenie Towia-


nizmu w całej Polsce.
13

czął to święte dzieło spotwarzać, a to kłamstwami, które do


dziś nie mają równych sobie, noszę w piersi mojćj boleść głę­
boką. Jako cbrześcianin bolóję nad obrazą boską, która przez
takie kłamstwa popełniona; jako P o la k , który tylko w Chry­
stusie szuka zbawienia swój ojczyzny, boleję nad krzywdą ziom­
kom (?) moim zadaną, ponieważ takie kłamstwa u tr u d n ia ją
im p r z y ję c ie i s p e łn ie n ie w oli bożój,(!) a prócz tego, i
osiągnienie miłosierdzia bożego, które dla nich przeznaczono.1)
Nareszcie jako według prawa Chrystusowego w ie rn y p o d d a n y
ro s s y js k i, boleję niemniej nad wielką krzywdą, którą takie
rozpowszechnianie i osławianie kłamstw tak bezbożnych, nie
tylko s u m i e n iu a le i h o n o ro w i r z ą d u r o s s y js k ie g o
zadają, albowiem rząd ten ma dość realnćj siły, i nie potrze­
buje się uciekać do kłam stw 2) i potwarzy nie mających ani
śladu rzeczywistości. Czyż można przypuszczać, iżby rząd ros­
syjski, r z ą d n a ro d u , k t ó r y w śró d p o w szech n eg o ze­
p su c ia z a ch o w a ł w d u sz y s w o ją w ia rę i p o b o ż n o ść
p rz o d k ó w ,3) iżby rząd taki miał pragnąć, aby w zakresie jego
władzy najświętsze sprawy, sp ra w y boże, tak bardzo poniżono
i podawano w pogardę, przez co tak na rząd jak i naród jego
spada odpowiedzialność przed Bogiem, a nawet przed całym
światem? 4)
Dalekim jest odemnie taki rząd rosyjski, tak ciężko obra­
żające przypuszczenie, gdyż miłosierdzie boże w y le w a ją c s ię w
św ię te m d z ie le je g o ,5) dozwoliło mi rozpoznać myśl clirze-
ściańską n a r o d u ro s s y js k ie g o , dozwoliło mi go pokochać,
i w tćm właśnie leży wierność moja chrześciaóska i współudział
mój chrześciański tak dla rosyjskiego narodu, jak i dla rossyj­
skiego rządu, którego władzy z boży mocy pocliodzącćj pod­
danym jestem. Charles Bajkowski.“ G) —

1) A kto je to przeznaczył? . . . .
2) Dobrze więc był przekonany o Towianizmu usługach.
3) Zapewne biblijnych Moszków z nad Czarnego Morza.
4) Pochlebstwa nikczemne. . . .
5) W Towianizmie nazywanym dziełem bożem przez sekciarzy.
6) Wyciąg dosłowny z N a d w iś l a n in a Nr. 43. 15 kwiet. 1866. r.
14

Mimo wszelkich wątpliwości, przyznać tu musimy nie­


zmienność zasad politycznych Towianizmu, od początku jeo-o
zawiązku, aż do obecnćj chwili. Usiłowania Polski do odzys­
kania swoich praw niesprawiedliwie jej wydartych, zamieniono
u na jakąś mistyczną pracę chrześciańską, którćj głównym
artykułem wiary jest, by nie być nieprzyjacielem rossyjskiego
rządu, ani myślami, ani słowem, ani żadnym czynem, i stać się
jego najwierniejszym poddanym, bo tak nakazuje w y le w a ją c e
się święte dzieło pana Andrzeja Towiańskiego. „Takie uczucia,
mówią om: sługa boży złożył rządowi za pośrednictwem ros-
syjskićj Ambasady w Paryżu (dnia 1/13 kwietnia 1842 r )• te
same uczucia dwóch z pomiędzy nas złożyło na piśmie za' po-
sredmctwem tejże samej Ambasady, jeden N aj. Panu ojcu*)
i ’ ■ at ! f SC1 ^ dmU 3//I5 SierPnia 1844.), drugi rzą­
dowi U Pana (4/16 M aja 1848 roku).- Wśród przeszkód
nawet, dodają jeszcze: „powiększa się liczba tych, którzy p rz y j­
mują obowiązki im przeznaczone w z g l ę d e m ich r z ą d u ; w
yc i Młakach masz N. Pan chrześciańskich poddanych, którzy
noszą dla Ciebie miłość, posłuszeństwo i wierność chrześciańską
którzy są gotowi poświęcić się dla twego dobra, i dla dobra
milionów dusz powierzonych twój opiece. Te uczucia składamy
pized tobą M. Panie, jako twoi po d d a n i, którzy korząc sie
przed sądami Boga, wielbią jego zamiary, o p i e r a j ą c się na
rządzie rossyjskim.- —
. Towiański według zeznań jego pism własnych, założył za
granicą nowy wydział ministerstwa petersburskiego do S p r a w
ans a w izmu, i podług jego ustaw, tam gdzie cały świat widzi
wolność, niepodległość narodową, postęp ludzkości, obywatelskie
cnoty, poświęcenie sie i sprawiedliwość, on znajduje niewolę,
ucisk, zatrzymanie się postępu, występki człowieka, brak ofiary
krzyza i dzieło złego ducha. „Nie przez siebie, woła on: nie
aw ią i poświęceniem siebie staniemy się niepodległym narodem;
*) Mikołajowi I,

o-o P° franCUsku ~ Adam Mickiewicz sam


*o poprawił (Listy i Przemówienia. Tom 1. str. 177, 1 8 0 -1 8 8 ) i zaprze-
yc nie można, że z wiedzą oddawał Polskę Mikołajowi I. Zdaj
je się
jednak, ze mc me wiedział o pierwszym dramacie z r 1842
15

ale przez niebieskie osobliwsze łaski, przez jakieś mające sie


spełnić cuda, przez Słowiańszczyznę wreszcie 5u — co objaśniając
Ju liu sz Jedliński, odzywa się bardzo trafnie gdy mówi: ,,Jest
tu wyraźnie dążność do wyziębienia w emigracyi a przez nią
w narodzie patryocznego zapału, do wlewania zwątpienia w siebie
sam j ch, pogiążenia nas w zgubną nieczynność, zaciągnienia
jawnego w służbę dla wrogów ojczyzny,'“ — i do wyparcia sie
własnej wiary.

§' 5- Usiłowania pana Andrzeja Towiańskiego w prowadzeniu


sivej propagandy za granicą , od roku 1834.

P o wskazaniu celów politycznych pana A ndrzeja, pójdźmy


za nim na obce ziemie. Zapewniony o swoim szacunku i za­
ufaniu u niektórych wysokich urzędników rossyjskick, i o ich
pomocy i protekcyi w podróży, jak to sam w Akcie już nam
znanym oświadcza, przybywa „do Niemiec z pozwoleniem miej­
scowej swój władzy.“ — Zdawało mu się w pierwszych chwilach,
że pod opieką owej p o m o c y i p r o t e k c y i , potrafi rozwinąć
bez trudności swoje nowe polityczne i religijne ustawy, i prze­
prowadzić je na wielką skalę w Europie.
Sprowadzenie emigracyi polskiej pod podnóżek stóp tronu
najmiłościw szego P an a A\rszech-Posyi, zaledwie uważał za przed­
miot swoich usiłowań należący do spraw drugiego rzędu. Zo­
stawiwszy pod opieką r o s s y js k ie g o r z ą d u : „pięcioro dzieci
w kraju, m ajątek 1) i ulepszenia, nad którem i do ostatniój
pracował chwili/* — pojawia się za granicą, która zupełnie obcą
mu już nie była. „W iadom o jest, mówi jedno z pism zagra­
nicznych, że Towiański w r. 1834, to jest: gdy A lbrecht (żyd)
w Saxonii ze swojemi występował proroctwy, był także w Dreźnie
i naukę w rodzaju A lbrechta opowiadać począł.“ — P rzy ­
pomnijmy tu sobie, że on już w roku 1818 opowiadał swoją

b Szkoda że g 0 0p Uścił i zostawił go w podobnym stanie, w jakim


się znajdyw ała papiernia jego wielkiego przyjaciela W in trasa francuskiego
p ro ro k a w Tilly-sur-Seule, który stusunkam i naw et ze samym Bogiem
usiłował ją podnieść z upadku, za co w Caen został uznany przez try ­
bunał za oszusta. —
/

i6

naukę między uniwersytecką młodzieżą w W ilnie: że przed


powstaniem Polski 1831 r. szukał dla siebie zwolenników, a
stąd dziwić się nie będziemy, skoro w r. 1835 występuje już
jako doświadczony w swojem rzemiośle, i prowadzi dalej swoją
propagandę w latach 1839— 1840 w Wielkićm Księstwie Po­
znańskim, jak to zobaczemy niezwłocznie.

Niepowodzenie się wstępnych Towiańskiego kroków w


Dreźnie, gdzie miał w pewnym poecie tam bawiącym swojego
Mickiewicza z roku 1841, a w pewnej młodej panience, swoją
pannę Deybel, dało mu do zrozumienia, że człowiek bez rze­
czywistego namaszczenia od Boga, nie znajdzie w chrześcianskim
świecie łatwo zwolenników do uznania go swoim prorokiem,
i że w takim razie, koniecznie mu się trzeba osłonić płaszczem
jakiejś przynajmnićj ziemskiśj i wyższćj opieki i powagi. Dla
tćj to głównie przyczyny postanowił sobie zyskać śp. ks. Dunina
Arcybiskupa Gnieźnieńskiego i Poznańskiego, który wskutek
prześladowań kamaryli pruskiej niepospolity miał odgłos w
świecie chrześciańskim. „Przyjęty został z uprzejmością, mówi
P r z e g l ą d R z e c zy P o ls k ic h , po chrześciańsku, dopóki oka­
zywał skruchę religijną, i krzyżem w kościele leżał; skoro
jednak, dodaje R o k P o z n a ń s k i, we wykładzie swej religijności
posunął się do kosmopolitycznych rozbiorów, postrzegł Arcy­
biskup, że ich zdania różnią się jak niebo od ziemi, a nieznając
się na nowych religijno-socyalnych naukach, uznał m i s t r z a
za człowieka obłąkanego rozumu, i całkiem się od niego od­
sunął,a — a w ostatku potępił jego naukę swoim listem, jak
nas o tern zapewnia Stefan Witwieki. Jednocześnie szukał w
Poznaniu stronników dla siebie, a mianowicie miedzy kobietami,
które zwoływał na posiedzenia, namawiał je aby się przed nim
spowiadały, i wyjawiały mu rzeczy rodzinne, a nawet miłosne
intrygi. „Obowiązkiem miało być każdćj związkowćj kobiety
donosić mu, co robią i jak myślą ich bracia, ich mężowie**...1)
że taki sposób postępowania wywołał przeciw panu Andrze-

*) D e m o k r a t a , str. 158 r, 1842:


li

jowi oburzenie między mężami, braćmi i przyjaciółmi, rzeczą


było naturalną, i ztąd zmuszono go do dalszej pielgrzymki.1)
P o opuszczeniu Poznania, ociera się m is tr z o kąpiele
w Niemczech, namawia tam znowu kobiety do spowiedzi przed
sobą, ogłaszając zwyczajnych księży i spowiedników za niego­
dnych do tego urzędu, i nazywając ich odstępcami od prawdziwej
wiary. N ie znalazłszy i tu oczekiwanego powodzenia, udaje
się do Drezna, z którym już był oddawna obeznany, i gdzie
się nie m ała liczba Polaków znajdywała; atoli pomimo daw­
niejszych stosunków i znajomości miejsca, nie znajdując i tu
nikogo dla siebie, opuszcza niegodne miasto, i spieszy do
Bruxeli, gdzie mieszkał J a n Skrzynecki, dawny Je n e ra ł polski
z powstania 1831 roku, teraz w służbie belgijskiego króla zo­
stający. Z nim był Towiański w stosunkach od owój jeszcze epoki
(1834 r.), kiedy pierwsze był robił próby w Dreźnie swojego
posłannictwa, i odkąd oddawał mu już usługi, których: „celem
było, zapewnia Ks. K arsk i alias Duński, aby go zapoznać, wy­
jaśnić mu posłannictwo, myśl Boga spoczętą na nim, do zo­
s t a n i a c h r z e ś c ia ń s k im n a c z e ln ik ie m P o ls k i, w drodze
na któ rą Polska jest wezwana w tćj epoce.“ — Do tego wy­
sokiego urzędu był powołany Ks. Arcybiskup Dunin, ale go
postradał, bo się na niego Towiańskiemu namaścić nie pozwolił.
Jeg o miejsce miał zająć teraz Skrzynecki, którego umiarkowanie
w zasadach politycznych, a raczćj niedołęztwo w prowadzeniu
wojny roku 1831, pozyskało pewien odgłos w Europie, i nie
wiemy dla czego, aż przychylne go widzenie w sferach pół-
urzędowych. P rzypadał on do rachub pana A ndrzeja, pojmu­
jącego obecnie jeszcze jaśniej, że bez oparcia się na jakim
ziemskim filarze, przeprowadzić swojego zadania nie podoła.
N ie mógł on nigdzie zatknąć swój chorągwi, i szukał ktoby
ją silniejszą ręką mógł wywiesić. P a rty tą nieodzowną konie­
cznością, wszelkimi sposobami chciał sobie Skrzyneckiego po­
zyskać, a mianowicie: „otworzeniem mu z rozkazu woli naj-

x) Z uczennic Towiańskiego poznańskich znaliśmy osobiście niektóre,


a m ianowicie panią, N. z pretensyam i do filozofii, i autorkę pew nych
artykulików d e s o n g e n r e .
2
18

wyższej, tajemnic Pana, przyjęciem go do spółki służby, i po­


daniem nici brata bratu. “ — Taka to jest forma Towiańskiego,
użyta do namaszczenia Skrzyneckiego na ckrześciańskiego na­
czelnika Polski. N a cześć tego namaszczenia pochw y Jenerała,
w której jego duch uwięziony siedział, wykrzyknął trzy toasty
na biesiadzie. Pomijamy tu z nich pierwszy jako mało zna­
czący, a przytaczamy dosłownie dwa ostatnie, których właściwe
znaczenie zrozumiemy później.
Toast drugi: „Miłosierdzie Pana, dopuszczenie i pokój
tobie i rychłe z nami zjednoczenie o duchu — nam drogi bo­
hatera, bracie towarzyszu i współdziałaczu w świętćj sprawie,
Ty mistrzu! światły, znający bliżej wyroki Pana dla ziemi po
d w ó d z ie s to le tn ic h cierpieniach, (?) z pozwolenia wyższego w
tej chwili podzielający naszą radość, naszą B ie s ia d ę w duchu,
przyjm w tej chwili uroczyste zapewnienie nasze, i ukój trawiące
ciebie o Cieniu drogi frasunki; że dołożym wszelkiego wysilenia
aby stać się powolnymi na twoje natchnienia, na twój kierunek
jako bliższy Bogu, podług woli boskiej zakreślać będziesz. Za
radość, pokój i zbawienie, ducha twojego!“ —
Toast trzeci: ,,Za pomyślność, błogosławieństwo i zdrowie
miłego nam brata, co z łaski i przywileju boskiego w, k rą g
ś w ię tć j słu ż b y wstępując, uweselił ducha naszego, serce nasze
rozradował. — Niech ż y je . .. niech idzie w pokoju i sile,
prowadzony wszechmocną prawicą po swój drodze wielkiego
przeznaczenia swojego. “

§ 6. S krzy n eck i odrzuca- nam aszczenie Towiańskiego. —

B iesiada.

Dziwnie musiało oddziaływać na umysł Skrzyneckiego


wyniesienie go na naczelnika chrześciaństwa Polski przez czło­
wieka, który go od dawna do tego przysposabiał, i który nie
miał do tego żadnego prawa; a jeszcze dziwniej mistyczne i
szumne toasty do jego ducha, których wcale znaczenia nie ro­
zumiał. Względnie znowu na przeszłość Skrzyneckiego, wynie­
sienie go na naczelnictwo, tern było niezgrabniejsze i prawie
ironiczne, gdyż ten mając rzeczywiste naczelnictwo zbrojne
19

w r. 1831 przez sześć miesięcy, ani um iał ani chciał go użyć


na ocalenie Polski. W idząc przytem jakieś religijne Towiań-
skiego dążności, i nie rozumiejąc o ile one były zgodne
z naaką kościoła katolickiego, m iał się na ostrożności, i przed­
siębrał środki potrzebne, by się nie dać poplątać w jakie sidła,
których następstw w ówczas niepodobno mu było obliczyć.
W itwicki już wspomniony nam donosi, że słyszał z ust samego
Skrzyneckiego między innemi szczegółami i ten, iż gdy pan
A ndrzćj Towiański na uczynioną mu propozycye spowiedzi
niezmiernie się oburzył *), jenerał od owćj chwili zerwał z nim
stosunki. W samój rzeczy nie zawadzi tu nadmienić, że żąda­
nie podobnego rodzaju po słudze bożym, i człeku wyższej epoki,
który sie od d w u d z ie s tu l a t a n i n ie s p o w i a d a ł, ani ża­
dnych innych powinności religijnych nie dopełniał, jak to sam
głosił, było rzeczą wcale nie stósowną. On zresztą sam słu­
chał spowiedzi, i m iał zwyczajnych kapłanów za niegodnych
do tego urzędu; aleć bo i kościół katolicki jest w przekonaniu
jego kościołem tylko u r z ę d u i fo rm y , a nie ducha i dla tego
nie m a żadnej wartości. Kim jednak przyszło do zupełnego
zerwania stosunków, Skrzynecki idąc tak za poradą innych
jako też własnego natchnienia, domagał się od pana A ndrzeja
wyłożenia mu głównych zasad swojćj nauki; ztąd to powstała
tak nazwana B i e s i a d a Towiańskiego, którą napisał pod opie­
ką duchów na pobojowisku W aterloo. >>Po dopełnieniu w
1841 roku usługi (Skrzyneckiemu) pisze ks. K arski, sługa boży
(Towiański) zakończył ją ucztą wyprawioną w braterskićj je ­
dności, pragnąc objawić tym niejako zewnętrznym aktem na
ziemi to, co się było dopełniło przed Bogiem w duchu: ztąd
to powstał tytuł B i e s i a d y 2).” Grdy ją wzięto w ówczas pod
rozwagę, i wykazano że jej zasady wbrew są przeciwne Chry-
styanizmowi, rzucają ród ludzki w pogańskie przesądy, i niwe­
czą z gruntu obecne ludzkie życie socyalne i religijne, ks.

-1) Potwierdza to list z dnia 3 Kwietnia 1842 roku, pisany do


Mickiewicza. Zob. Korr. Adama Mickiewicza. Paryż 1872. Tom 2 str. 202.
2) Czytelnik się przekona później, że ten tytuł jest bardzo dawny,
i pochodzi zkądinąd.
2*
K arski przyjąwszy je z młodzieńczym zapałem, i chorobliwym umy­
słem, nazwał całą B ie s ia d ę notami nieprzeznaczonemi do druku,
wziętemi za c h e y a l de b a ta i ll e do krytyki, i żali się mocno
na jej ogłoszenie przed zdaniem rachunku Towiańskiego P a ­
pieżowi, ze swojego posłannictwa niebieskiego. Żale ks. K a r­
skiego są z wielu przyczyn nieuzasadnione, a mianowicie aby
B i e s ia d a miała być notami; skoro jego m is tr z miał szczere
zamiary aby zdać sprawę w Rzymie ze swojego posłannictwa,
zamiast szukać zwolenników po Litwie, Poznaniu, Dreźnie i
kąpielach niemieckich, i ogłaszać duchowieństwo katolickie za
odstępców od prawdziwej wiary, a w ostatku i po Bruxeli,
powinien się był przedewszystkićm udać do Stolicy Apostołów.
Zdaje się, że ks. Karski na to wszystko uwagi sobie nie
zwrócił, albo też osłabiony długą chorobą zwrócić nie był
w stanie. Uderza jednak przytomność jego umysłu, z jaką
występuje w obronie Towańskiego nauki, a nietóżsamość stylu,
którą bez trudności w jego listach przez Towiańczyków dru­
kiem ogłoszonych pod tytułem : D u ń s k i p rfetre z e ló , dostrzedz
można, naprowadza na myśl, że albo nie wszystkie są jego
własnym utworem, albo niektóre mają sobie wsunięte wyrazy,
do których ks. K arski gdyby żył, wcaleby się nie przyznał.
Po gruntownćm rozpatrzeniu się w późniejszych pismach
pana Andrzeja, a szczególniej w jego broszurze: D o R o d a ­
ków tu ła c z k o ń c z ąc y tu ła c tw o (Paryż 1863 r.) i w owćj
b ie s ia d z ie , która miała być tylko n o ta m i, przekonywamy się
z całą sumiennością, że Ks. Karski nic z Biesiady nie rozumiał,
i że po uchwyceniu moralnćj strony tak zwanej nowój nauki,
pozornie na prawdach Ewangelii opartej, tak się nią zachwycił,
iż ani mu na myśl przyszło, aby ta przeciwną była katolickiemu
kościołowi, a raczej całemu Ckrystyanizmowi. Ztąd uważał
B i e s i a d ę za coś podrzędnego, i ztąd tćż wierząc z całą ufnością
poczciwego serca obłudnym słowom Towiańskiego, nie znajdywał
w niej związku, ani żadnego systemu, a na czćm jej właśnie
nie zbywa.1) ,,To pismo było przeznaczone tylko dla jednćj

*) M e wszystkim się Biesiada tak ciemną, wydaje, jak M e ssja n iz -


m o w i i T o w i a ń s z c z y z n i e (str. 105); ani jest filozofią Platona, lub
21

osoby," — odzywa się, jak gdyby ta okoliczność ująć mu mogła


co od jego wartości. „Kwestya tego pisma będzie wyjaśniona
przez samego Towiańskiego," — pisze znowu na innćm miejscu,
czem nam dowodzi, że m is trz dla uspokojenia go, przyrzekł
sam wyjaśnić swoją Biesiadę, a czego zgoła nie dotrzymał, gdyż
P° jćj wyjaśnieniu, niezawodnie byłby stracił swoją w Karskim
podporę. Zresztą pan Andrzej każe wierzyć, ale nie wyjaśniać,
a wyjaśnianie nazywa n ie c b rz e ś c ia ń s k ić m p a rc ie m — zie­
mią, jak nam to w jednym z swoich listów wyraźnie oświadcza.
Przytćm wszystkiem, przeznaczony J a n Skrzynecki na
naczelnika nowego Chrześciaństwa Polski, jakkolwiek wybrany
przez P a n a , gdy tego urzędu nie przyjął, czego jasnowidzący
prorok nie przewidział, chociaż w k o lu m n a c h ju ż w yższych
d u c h ó w b y ł u m i e s z c z o n y , spadł pomimo tego do k o ­
l u m n n i ż s z y c h d u c h ó w , a P a n znowu tak chciał, aby
jego miejsce zastąpił Adam Mickiewicz.

§. 7. Pan Andrzej Towiański nawraca Mickiewicza.

Było to w roku 1841, kiedy pan Andrzćj po swych nie­


powodzeniach, opuściwszy ziemię Belgów, zawutał w murach
stolicy dawnych Franków. P ow ody, czyli A kt Towiańskiego
do Cesarza Aleksandra I I przesłany, o którego treści już mó­
wiliśmy, odnosi jego przybycie do Paryża na rok 1840, tym­
czasem wszystkie pisma ówczesne, a nawet i późniejsze, przytem
nawet ks. Karski, oznaczają pierwszy Sierpień 1841 r. Pomyłka
to nie zbyt wielka, i łatwa do sprostowania. Emigracyjne pisma
oznaczają rok 1841 przybycia Towiańskiego do Paryża, od
chwili jego wystąpienia na jaw, a zaś rzeczone P o w o d y przy­
taczają rok 1840, kiedy rzeczywiście do Paryża przyjechawszy,
nikomu się nie pokazywał. Bodzaj okólnika Towiańszczyków,
bardzo rzadki do znalezienia i pod tytułem L ’ Homme de
I’ Epoque,1) ogłoszony po francuzku na dniu 17 kwietnia

pojęciami Apokalipsy, jak on sądzi. Tak Biesiada jak cały Towianizm


są u niego niedorzecznością, która trzeba mu o tern wiedzieć, dotąd swoją
propagandę prowadzi. Że się myli, o tern się przekona.
*) L is ty i P rz e m , (T.II.str.260—264) ogłaszająw całości to pisemko.
22

1848 r. wyraźnie świadczy: Że Towiański przybył do Paryża


na dniu 15 Grudnia 1840 r. po pierwszy raz, i w chwili kiedy
popioły Napoleona Igo wprowadzono do Stolicy. A nie była
ta okoliczność bez przyczyny jak się o tem przekonamy dalćj;
tu nadmienić tylko wypada, że pan Andrzej wiedząc o nieuza­
sadnionych jakichś uczuciach Polaków do Napoleonów, wziął
je także za pomocnika do swój propagandy, i niemi umysły
obałamucał ucząc, że d uc h Napoleona I miał dopełnić przy-
wrócenia niepodległości Polsce, czego jego c i a ł o zaniedbało
uskutecznić.
Towiańskiemu jak to już widzieliśmy, potrzeba było bez­
warunkowo jakiego z i e m s k i e g o filaru, do postawienia i pod­
trzymywania jego n i e b i e s k i e g o gm achu; m iejsca które już
był przebiegł dać mu go nie chciały — w P aryżu ostatnia
była jego ucieczka. W iedział on dokładnie o poetycznóm wzięciu
A dam a Mickiewica, i jego wpływie na pewną część wychodźców
polskich, a w P etersburgu jego słowiańskie wykłady, które
był rozpoczął już tem u siedm miesięcy poprzednio, niemiłe
czyniły w rażenie; ku popieraniu bożego dzieła, nie mógł M i­
ckiewicz być biany przez Towiańskiego za pospolitego człowieka.
Skłonność tego poety do mistycyzmu nie była nikomu taje­
mnicą jego wysokie o sobie rozumienie, wszystkim było znane,
a o wątpliwości swojego patryotyzmu „sam dał niezawodne próby
z lozwagą mu się przypatrującym .“ A by usprawiedliwić swoją
obojętność do powstania listopadow ego, trzym ał się przy takich
samych dowodach ja k Towiański, to jest: że owo powstanie
udać się nie mogło, i że dla tego przez cały ciąg jego w Rzymie
przesiedział. Obydwaj ci panowie już w roku 1831 przekonani
byli o nieudaniu się powstania wspomnionego — już w tenczas
prorokowali proroctwem samolubów.1)
Obok tych okoliczności zamiarom pana A ndrzeja sprzy­
jających, trafił on przytem na chwilę, w której ofiara jego
widoków pogrążona była w głębokim smutku, z przyczyny cho-

*) Nowoczesne występowania w obronie patryotyzmu Mickiewicza,


są, bardzo problematyczne. Nie robiemy mu tu ujmy w uczuciach dla
Polski, boć przecie był Polakiem, między któremi atoli a patryotyzmem
z poświęcenia, znajdujemy pewną różnicę.
roby swojej żony, i zatopiona więcej jeszcze w mistycznych
rozmyślaniach jak przed tym wypadkiem. N auka Towiańskiego
nie mogła być obcą naszemu poecie; kto sądzi inaczćj, ubliża
jego wiadomościom — przyjęcia jej za tćm przez niego, nie-
wiadomości jego przypisywać nie można. Podniesienie w nim
jako moralnie cierpiącym mistycznych m arzeń, ani schlebianie
jego dumie pospolicie uważanćj, nie zdają nam się być rzeczą
dostateczną, by mu aż głowę zawrócić zdołały, jak to wielu
utrzymuje. Między innymi autor M y ś l i n i i odstępca od To-
wianizmu oświadcza: „T rzeba wiedzieć, że Towiański w swych
nauczaniach starał się trafiać w słabą stronę tego, którego
chciał nawrócić; łechtał w nim ducha złego, którego uważał
za panującego w kandydacie. Mickiewicza złym duchem, była
nieporównana duma, w tę Towiański uderzył, tę połechtał,
i wnet zrobił zeń ślepego swego zwolennika, a raczćj asocyanta
i współmistrza.“ W ątpliwości nie ulega, że Towiańskiego system
zamyka się w m acaniu słabej strony w kandydatach, ale nie
możemy się przekonać, aby połechtanie jego ofiary z ł e g o
d u c h a , wystarczało tu było do zrobienia z niej asocyanta.
M usiały więc Mickiewicza rzuceniu się w objęcia Towianizmu,
towarzyszyć inne i ważniejsze od przytoczonych okoliczności.
Zobaczmy czy nie są następujące.
A dam Mickiewicz przygnębiony utrapieniam i,, w celu zna­
lezienia jakićj pociechy i rady, udał się był do Pułkow nika
M ikołaja Kam ieńskiego, zamieszkałego podówczas w Saint-
Germ ain, i zaraz na pierwszym wstępie zawołał: „ Ju ż nie
jestem poetą ani pisarzem — straciłem głowę, nie wiem co
pocznę z moją liczną rodziną :— moja żona zwaryowmła zupeł­
nie.“ Pomimo głębokiego współczucia jakie te wyrazy w sercu
naszćm obudzają, i malują zarazem żywy obraz moralnego wów­
czas stanu Mickiewicza, nie spuszczamy tego z uwagi, że niepokój
jego o swoją poetycką i pisarską sławę, i przykre położenie
z liczną familią z przyczyny wmryacyi żony, zdają mu się tu
odejmować wszelki b art duszy do wałczenia z przeciwnościami.
N ie śmiemy powiedzieć z innymi, że to była pospolita duma,
bo wiemy bardzo dobrze o tern, że ludzie zakochani prawdziwie
w książkach, ani śnią kiedy o dumie — ani pochwały ani na-
24

gany ich obchodzą; żyją oni zwykle w sferach pospolitym ludziom


niedostępnych i niezrozumiałych, gdzie znajdują zawsze niewy­
czerpane źródło rozkoszy, zapominając nie raz o sobie samych
i o swej rodzinie. Mickiewicz przeląkł się na widok swój licznój
dziatwy, którą zdaje się porachował dopiero wtenczas, kiedy
ich m atka rachować już nie mogła. W idział wielki teraz cię­
żar przed sobą, i radzić mu nie um iał — Mickiewicz podług
nas, był uczonym słabego ducha, a może nawet i hojaźliwego.
W takim rzeczywiście stanie zastał go Towiański, i um iał z niego
korzystać.
A le pójdźmy dalój za objawionemi nam łaskawie przez
pana M ikołaja Kam ieńskiego wiadomościami.
P o powrocie z odwiedzin do siebie na Ulicę A m sterdam u
w Paryżu, zastał Mickiewicz swój dom w zupełnym nieładzie,
a stan jego żony znajdującej sie w Szpitalu, nie mógł już być
smutniejszym. Jakkolw iek do żywego strapiony, zwyciężony
głodem, szuka w swój kuchni jakiego posiłku, znajduje przy
ogniu garnuszek, każe go sobie przynieść, i w chwili gdy zaczął
jeść rosół, ktoś dzwoni do drzwi, i wpuszczony do mieszkania,
zbliża się do niego. B ył to właśnie pan A ndrzej Towiański
w ubiorze litewskiego szlachcica, upięty aż po brodę. „K to pan
jesteś? “ pyta go Mickiewicz. „Towiański z Litwy przybyły^
odpowiada. „D aj mi pan pokój, idź sobie, nie chcę z tobą roz­
mawiać, a jako przybyłemu z pasportem radzę, abyś się do
emigracyi nie zbliżał.u Z tego wszystkiego wnieść tu musimy,
że Mickiewicz dotąd nie znał osobiście Towiańskiego, ale wie­
dział o jego przybyciu z pasportem. Bądź co chcesz Towiański
na ostatnie słowa przybrawszy ton rozkazujący, odrzekł: „Znam
twoje zmartwienie — twoja żona zwaryowała, i upadłeś na
duchu, ale ja przybywam aby go podnieść — ja twoją żonę wy-
łeczę.“ Objawia mu przytćm, że jest p o s ł a n n i k i e m B o g a —
że do niego przychodzi z m is y ą o d B o g a , a z a je g o p o ­
ś r e d n ic tw e m i do c a łó j e m ig r a c y i p o l s k i e j . Takie to
wiadomości o nawróceniu Mickiewicza do Towianizmu, udzielił
nam sam pan Kamieński, wielki jego przyjaciel.
J a k wiadomo nasz poeta dla rymu wyraził w swoich
D z i a d a c h liczbę 44, w której wymarzył sobie później ukrytą
25

jakąś tajemnicę, i koniecznie odkryć ją usiłował. Towiański


przyrzekł mu ją wyjaśnić.
Uroczystość tonu, mówi nam dalćj pan Kamieński: po­
stawa, pewność w samym sobie tak miały Mickiewicza uderzyć,
tak mu się wydać nadprzyrodzonemi, że pana Andrzeja słowom
uwierzył. Tu się sprawdziło na nim owo staropolskie przysło­
wie: ,,Tonący brzytwy się chvvyta“, a i 011 się uchwycił, i fatalnie
się nią skaleczył!
W skutek przytoczonego zajścia, prowadzi dalej Kamień­
ski: zabiera następnie Mickiewicz swoją żonę ze szpitala i wie­
zie ją do N anterre, gdzie Towiański przyjmował; tam mu ją
przedstawia, który ogrom em słów ja k ic h ś , gdyż Mickiewicz
utrzymywał później, że ich sobie przypomnieć nie mógł, i og ro ­
m em ja k ie g o ś s tr a s z n e g o g ł o s u 1), przywrócił do zdrowia
jego żonę, która później w Szwajcaryi, także z Biesiadą do
jej ducha, została zwolenniczką wiary Towiańskiego. W cud
tu nie wierzymy, i przychylamy się do tych, którzy utrzymują,
że to uleczenie po przesilonój już chorobie, zawdzięczyć się
należy panu Guttowi, lekarzowi z profesyi, i szwagrowi pana
Andrzeja. Cóżkolwiekbącłź, pani Celina, jak utrzymywał jej
mąż, bo prócz jego własnego świadectwa innego nie mamy,
upadła do nóg Towiańskiego po dokonanym na niój cudzie,
i nieumiejąc po niemiecku, czemu prócz Towiańszczyków nikt
więcej nie wierzył, miała zawołać: „D ie Flucht ist gelasseir’,
co znaczy, że od klątwy uwolnioną została. Dziwna rzecz, że
się nie wyraziła po polsku — musiało to być jakieś przeklę-
ctwm niemieckie! Takie to są okoliczności i zarazem przyczyny,
które spowodować miały Mickiewicza do stania się zagorzałym
zwolennikiem p rz y n ie s io n e g o r o z k a z a n ia z z a k ą t a L itw y ,
jak mówi Towiańskiego B ie s ia d a .
Wyjaśnienie znowu liczby 44, o którem pan Andrzej
myślał już przy pisaniu swej B ie s ia d y na pobojowisku W a­
terloo, wynosiło Mickiewicza na p r o r o k a , a pana Andrzeja
na mę ż a t r u d u t r udów. „Przez proroka widziany, mówi
B i e s i a d a , mąż trudu trudów, ducha miłością ludów, w liczbie

*) W ięc wszystko się tam działo w ogróm acn?


26

błogosławionej 44, już odebrał rozkaz najwyższy . . . *) P rzy ­


puścić tu nie śmiemy, aby Mickiewicz już poprzednio o tern
wyjaśnieniu jego liczby przez Towiańskiego był nic nie wie­
dział, i które teraz miało się także przyczynić do przyjęcia
tego ostatniego nauki. Później jednak z p r o r o k a , otrzymał
zamianowanie na w o d z a z i e mi .
T ak więc znalazł nakoniec Towiańsld z i e m s k i filar, na
którego powadze zaczął budować swoje dzieło, zatrzymując przy
sobie filar n ie b ie sk i,p rz e c iw którem u apelacyi nigdzie znaleść nie
było można. Mickiewicz zostawszy w o d z e m z i emi , nieomieszkał
odpowiadać swojemu urzędowi, werbując dla s p r a w i boż e j
nowego mesyasza znakomitych członków i poetów z em ig licy i
polskiej. A ntoni Górecki i Izydor Sobański przyłączyli się do
niego niebawem, i pomagali mu w pomnożeniu zastępów.

§ 8- Towiański występuje publicznie—Mckieivicza entuzycizm.

Przystąpienie do Towiańskiego, dziwnie rozpromieniło Mic­


kiewicza „Czy wiecie, zapytywał on, co to Towiański? On duch
C hrystusa podniesiony do potęgi. “ W spierany m ąż t r u d u t r u ­
dów taką powagą, zrzucił z cicha maskę, i wystąpił jawnie. O dtąd
się rzeczywiście zaczyna Towianizm — tu położono pierwsze
podwaliny do budowania na nich połitycznćj i religijnej sekty.
Mickiewicz dokonał dwóch dzieł na brukach paryzkich między
tułaczami, które dziwny i zupełnie w przeciwnych sobie kie­
runkach wzięły odgłos między emigracyą i w Polsce, to jest:
założył dom X . X . Zmartwychwstańców na Bulwarze M o n t -
Parnasse, i wyniósł swemi zabiegami do pewnej wziętości To­
wianizm. Gdyby nie on, możeby nie było dzisiaj ani pierwszych,
ani też ostatniego.2)

x) My tu idziemy za pierwotną. Biesiadą, i nie przyjmujemy w niej


pofałszowanych później zmian i modyfikacyi, stósownie do potrzeb i oko­
liczności. Pierwsze ogłoszenie nazwane notami przez Ks. Karskiego,
jest autentyczne, czemu sam Towiański zaprzeczyć się nie odważył.
2) Ze założenia domu X. X. Zmartwychwstańców wywnioskował
Messjanizm i Towianizm (str. 123), że Mickiewicz chciał zostać księdzem,
któremu to nigdy przez głowę nie przeszło.
27

P o wyniesieniu Mickiewicza na w o d z a ziem i, rozbiegła


się błyskawicą wiadomość o przybyciu Towiańskiego do Paryża,
i to z nieomylnem zapewnieniem wszystkich, że P olska w krotce
swoją niepodległość odzyska, nie s p is k a m i lub re w o lu c y a m i
ale wolą Boga, rz e c z y w is ty m c u d e m ; że nastąpią prętko
niewidziane dotąd przez ludzi wypadki, gdyż d z ie ło p a ń s k i e
ju ż s ię b y ło z a c z ę ło , i że emigracya już się była skończyła.1)
K rótko mówiąc, ziemia przestała była wówczas być padołem
płaczu, i zamieniła się, jeśli nie na samo niebo, to niezawodnie
na nowy ogród Edenu, z tą atoli różnicą, że w nim miało być
tylko drzewo wiadomości dobrego — drzewo życia, a nie śmierci
zarazem. N aw et odkupienie żydów i to bez ich woli ogłoszono,
a na ich bożnicach widziano już pozakładane b i a ł e k rz y ż e ,
symbol Towianizmu. Epokę tych nadzwyczajnych rzeczy tak
krótką oznaczono, że naw et zgrzybiały Je n e ra ł Kniaziewicz
m iał ją widzieć, i doczekać się powrotu do swej ojczyzny.
„Nowa epoka nastaje, powtarzano sobie: ŚAviat się odradza,
szczęśliwość wieczna zbliża się do lu d z k o ś c i, tylko się trzeba
poprawić i wierzyć. “ — Poprawić się było może nie raz i z
czego, ale w co wierzyć? . . . z tćm się panowie prorocy ciągle
kryli, a o co głównie małym i wielkim chodziło. „Można sohie
wystawić, pisze Stefan W itwicki, jak to po całym polskim
P ary żu gruchnęło; tak się listami rozbiegło wnet po prowicyi,
i jakie w całej naszej sierocej rodzinie sprawiło wstrząśnienie.
Powaga Mickiewicza wówczas jeszcze nienaruszona, i ta oko­
liczność iż znano go za wiernego katolika, broniła na razie całą
tę nadzwyczajność równie od śmieszności, jak od pozorów jakiego
sekciarstwa. Jed n i przypuszczali, że istotnie zaszło coś cudo­
wnego i szczęśliwego dla Polski, drudzy trudniejsi w uwierzenie
rzeczom nadprzyrodzonym, wcale sobie sprawy zdać z tego nie
umieli, inni wreszcie rozumieli, że to jakaś robota wprost po­
lityczna, której dawano płaszczyk religijny i cudotwórczy^ —
Przekonywamy się dziś, że ci ostatni mieli w części słuszność,

1) P rzypadały te objetnice do uczuć znękanej n a tułactw ie emi-


gracyi, ale w ich sprawdzenie się, tylko poeci i wierszokleci ślepo idący
za M ickiewiczem wierzyli, i to nie wszyscy.
28

tylko że znaczenia polityki Towiańskiego jeszcze wówczas nie


rozumieli. Biedne tułactwo polskie długoletniemi cierpieniami
znękane, posłyszawszy „że dzieło pańskie już się było zaczęło,“
— wyobrażało sobie iż zwiastun tak wielkich dla niego rzeczy,
musiał należeć do jakiegoś wielkiego spisku zawiązanego w
Petersburgu, i że mu o tćm przynosi wieść pod przenośniami.
Takie i tym podobne przypuszczenia i nadzieje obałamuciły
umysł nie jednego, a naczelnicy zacierając sobie ręce z dobrego
początku swej propagandy, milczeniem je potwierdzali.
Z tego wszystkiego można sobie wyobrazić, jak wielka i
gorączkowa niecierpliwość pożerała w ówczas wielu, nie tylko
by widzieć rozwiązanie się zapowiedzianych wypadków, ale
oraz by już raz podać bratnią i związkową dłoń ich zwiastunowi.
Atoli pan Andrzćj by uniknąć natrętnych dlań pytań, i
przenikliwych nie jednego oczów, wyjechał do łNTanterre, gdzie
zamieszkał pod ową b ło g o s ła w io n ą lic z b ą 44 pana Adama,
czyli pod numerem domu, który ją posiadał, i gdzie prócz naj-
poufniejszych, nikogo więcćj do siebie nie przypuszczał.

§. 9. Incmguracya Towianizmu w Katedrze paryskiej.

Pod koniec Września 1841 r. pomimo nadzwyczajnego


ruchu w calem tułactwie polskiem, pożądanych jeszcze owoców
ze swoich zabiegów Mickiewicz nie odnosił; postanowił więc
uczynić krok śmielszy niż dotąd, aby nim słabych obalić, nie­
ufnych przekonać, a uporczywych zwyciężyć wielkością niby to
i świętością nowego dzieła, którego się stał główną podporą.
Zwołuje wychodźców w ten lakoniczny sposób: „Uprasza się
łaskawych braci, o uczestnictwo w nabożeństwie odbyć się
mającćm w kościele arcy-katedralnym paryzkim na dniu 27
Września o godzinie ósmćj i pół z rana w in te n c y i p rz y ję c ia
i p o d z ię k o w a n ia za ła s k i z la n e p rz e z P a n a . Adam
Mickiewicz 25 Września^ — (1841 r.) ISTasz poeta przypisuje
zlanie łask P a n u ; zostawmy wyjaśnienie tego na swojem
miejscu, a tymczasem bądźmy przekonani że on nie jest ani
Bogiem w powszechnem rozumieniu tego wyrazu, ani też Carem,
jak wielu mylnie sądziło. Mickiewicz wiedział niezawodnie o
29

znaczeniu tego P a n a . J e s t to igraszka z religijnych uczuć


każdego P olaka, o której niepodobna nam zapomnieć, lub po­
minąć jój milczeniem.
Jakkolw iek wezwanie Mickiewicza dziwnie cel nabożeństwa
określa, rzecz naturalna że dla ciekawości zgromadzenie było
liczniejsze aniżeli w normalnych okolicznościach.1) N a nasze
w tym względzie zapytania, pan Mikołaj Kam ieński już przy­
taczany nam oświadcza, że na owo nabożeństwo zebrało się
około s z e ś ć s e t osób; że M sza ś. odprawiła się o godzinie
d w ó n a s t e j przez jednego z Kanoników katedralnych, podczas
którój przyjął komunią ś. A dam Mickiewicz, i A ndrzej To-
wiański, i że ten ostatni w końcu tego wszystkiego przemówił
do zebranych w obecności proboszcza K atedry na środku ko­
ścioła, a gdy mu Szwajcar chciał przeszkodzić, p ra ła t ten miał
rzec: ,,Laissez-le p a r le rA — To wszystko miano za cuda, i pan
K am ieński kiedy nam swoich o tćm udzielał wiadomości, już
do sekty nie należał, ale jak się przekonamy z następnych
doniesień, ubarw iał jej błędy w sposób jak mógł jej najpo­
chlebniej szy.
„Pobiegłem z ciekawością ną tę komedyą, donosi Demo­
k ra ta ,2) i zastałem w kościele przeszło p i ę ć d z i e s i ą t osób,
z których dwie trzecie części ciekawców. Byli przytomni pan
Sobański, Górecki poeta, i Mickiewicz, wszyscy trzej wyżćj
wtajemniczeni. Stawił się i Towiański z miną obłudną, naczelny
prorok. Byli Jenerałow ie obecni: Mycielski i Sierawski; J a ­
nuszkiewicz kupiec; Buplewski stał przed kościołem zachęcając
przybywających do wnijścia do kościoła: Posłowie Karwowski i
Sołtyk, Mickiewicz, Sobański i Górecki usiedli w trójkąt, a w
środku nich siedział Towiański. Celebrował kiądz francuski,3)

x) ,,Z podziwienia godną łatwowiernością mówi M e s s j a n iz m


i T o w ia ń s z c z y z n a (str. 112), zaciągali się wychodźcy pod sztandar
Towiańskiego.“ — Z kądże się o tem dow ied ział?... W ychodźcy ślepo
za nikim nie szli, na to się właśnie żaliła Czartoryszczyna i inni, a nawet
i sam Towiański.
2) str. 87—88 r. 1841.
3) P r e t r e a t t a c h e , to jest: bez miejsca urzędowego, a nie żaden
kanonik.
30

a przytomnym był Ks. Korylski, proboszcz parafii polskiej w


Paryżu. Komunikowali Mickiewicz i Towiański, a Górecki,
Sobański i P later, odmówić mieli towarzystwa w tój mierze.
P o nabożeństwie, Towiański wezwał zgromadzonych do k r u c h ty ,1)
i tam przemówił do nich z karty. “ 2) —
Podczas Mszy ś. grano Y e n i C r e a t ó r , utrzymuje K a ­
mieński, ja k gdyby Mickiewicz z Towiańskim zawierali byli
śluby małżeńskie, dodajemy z naszćj strony. Pierwszy to raz
w ówczas ujrzano publicznie petersburskiego spiskowca, który
korzystnego dla siebie wrażenia nie zrobił, zapewniają jedno­
czesne wypadkowi pisma.
P o nabożeństwie, mówi znowu M ic k ie w ic z O d s lo n io n y :
„Towiański wezwał przytomnych aby się udali za nim w r ó g
k o ś c i o ł a blisko drzwi głów nych/43) i tam przy jedDym z we­
wnętrznych filarów do nich przemówił. Szmer jaki wywołało
to wezwanie, wielu wzięło za nieprzyzwoity w kościele, i tacy
się oddalili, a pozostali słyszeli między innemi rzeczami co
następuje: ,,Że z wyższego rozkazu przychodzi objawić Polakom
godzinę miłosierdzia pańskiego; że w tój chwili już rozpoczętym
zostało wielkie dzieło pańskie, w którem nasz naród znajdzie
dla sieoie byt niepodległy i szczęśliwy, a do uczestnictwa w
którym powołuje em igracyą.“ „Ż e P a n rozkazał mu być pro­
rokiem, dodaje D em okrata: że mówił o swych snach, w których
widział na białym koniiP) młodzieńca uzbrojonego w ogromny
miecz, i niszczącego nieprzyjaciół religii i ciemiężców nieszczę­
śliwego ludu. Z aręczał przy tern, że w całćm tćm dziele o
sobie ani na chwilę myśleć nie będzie, bo mu to wzbroniono;
że najmniejszój korzyści nie otrzyma . . . , i że gdyby kto w
jego życiu znalazł co przeciwnego temu, co zapowiedział, wzywa
w takim razie każdego, aby pasmo dni jego grzesznych przeciął ;

x) A więc nie było to na środku kościoła.


2) L i s t y i P r z e m ó w i e n i a (Tom I I str. 286—288), p o d ają w
całości tę mowę. Cliełchowski do D junejki (tam . T om I str 8 —10), także
się myli co do kanoników .
°) Co uważa D em o k rata za kruchtę, gdyż tam innej w naszem
rozum ieniu nie ma.
4) M ahom etanie m ają także białego konia w swej religii.
31

że naostatek pismem przez siebie ułożonćm i drukiem ogłoszo­


nym, da lepiej poznać ważność przedmiotu swojego.“ — P o
skończonym odczycie swćj mowy, rzucił się na kolana, i ucałował
ziemię świętą (tamże). T ak się skończyło uroczyste założenie
Towianizmu, do którego się ciągle odwołuje, i które słusznie
nazwać można świętokradzką komedyą.

§. 10. Panoivie Górecki i Sobański opuszczają prorokóiu.

P a n Andrzćj Towiański lubiał pisać wiele, jak to po­


wszechnie utrzymywano, ale roztropność nie wszystko mu radziła
do druku podawać. Słyszeliśmy co dopiero o jego przyrze­
czeniach w kościele, że pismem przez siebie ogłoszonem da
lepiej poznać ważność przedm iotu i zadania swojego, czyli
inaczej mówiąc, swojego posłannictwa. Chciał on uroczyście
dotrzymać danego słowa, ale pod warunkiem aby się podpisali
inni; na ten cel ułożył jakieś pismo, i przeczytał takowe Mic­
kiewiczowi, Góreckiemu i Sobańskiemu, utrzym ując że było
podyktowane przez P a n a . 1) W kilka dni później odczytał toż
samo powtórnie, i zażądał podpisu przez wymienionych. Gó­
recki wtedy dostrzegł, że między poprzednio przeczytanćm a
ostatniem pismem, zachodziła nie m ała różnica, odmówił zatćm
swojego podpisu z oświadczeniem: „Ż e niepodobna aby Bóg
będący wszelką mądrością, potrzebował poprawiać to, co raz
podyktował, i że odezwa poprawiana nie może od niego po­
chodzić, ale że jest raczej r z e c z ą s z a ta n a .^ — N astępnie
opuszcza proroków, ogłasza ich dzieło komedyą lub waryactwem,
a za jego przykładem m iał pójść niedługo i Sobański. Z tego
to powodu owo podyktowanie P an a, na publiczność nie wyszło.
Zaś A dam Mickiewicz, który może wpłynął na nieogłoszenie
w mowie będącego pisma, brnął coraz głębiej w nowćj nauce
Towiańskiego, jak ją nazywano, co miano za jego dowcip genialny.

x) L i s t y i P r z e m . (Tom I str. 2—3) ogłosiło to pismo, podobno


Towiańskiego ręką napisane. Być może że to je s t to samo. T rzeba tu
dodać, że Mickiewicz nazywa Tow iańskiego „największym filozofem,
m ędrcem i politykiem wieku naszego'1 — a nie posłańcem boskim.
Tamże str. 14— 15. —
32

§. 11. W yborow y hufiec — konferencye.

Niekorzystne wrażenie jakie sobie zrobił Towiański w


paryskiej K atedrze z jednćj strony, a z drugićj opuszczenie go
przez G-óreckiego i Sobańskiego sprawiły, że uniesienie emigracyi,
zaczęło ustępować miejsca lepszej rozwadze. P o zmniejszonym
szale, zaczęto poglądać okiem zdrowego rozsądku na zabiegi
Mickiewicza i jego m istrza; Górecki pierwszy jak już widzieliśmy
dał do tego hasło. K rytyki krytykam i postanowiono odpierać,
ale w taki sposób, że do zgłębienia uwag i zarzutów, żadnemu
z przeciwników nie dozwolono przystąpić. W tym to celu
pan Adam ogłosił uwiadomienie, że w jego mieszkaniu zaczną
się konferencye pod prezydencyą samego Towiańskiego, w każdą
Niedzielę, na które zaprasza ziomków, z dodatkiem, „iż nieza­
wodnie nadszedł czas wskrzeszenia Polski, i że kto się prędzej
na jej posługę do Towiańskiego zgłosi, te n ś w ie tn ić j z o s t a ­
n ie u ż y ty .“ — Wyborowy przyszłego zbawcy ludów bufiec,
miał być w liczbie tylko c z t e r d z i e s t u c z te r e c h , trzeba więc
było z zapisywaniem się spieszyć: bo gdy skompletowany zo­
stanie, przystęp wszystkim innym do niego będzie z a m k n ię ty —
Je d n i zatem wiedzeni ciekawością, inni nadziejami w pe­
tersburski spisek, inni znowu ze ślepego uwielbienia dla M ic­
kiewicza, podążyli na zapowiedziane konferencye. N a współ­
udziale tych ostatnich głównie polegano, i nie zawiedziono się.
N adm ienić atoli trzeba, że W it wieki się myli, jakoby na one
konferencye przychodził był prawie kto chciał, bo do nich tylko
ci zyskiwali przystęp, którzy uprzednie próby przęśli, i których
naprzód uważano za przyszłych zwolenników nowego proroka.
Skoro bowiem przedstawił się jak i kandydat, m usiał przede-
wszystkiem przechodzić przez śledztwo Mickiewicza, który
każdego badał ściśle, usiłował owładnąć zupełnie jego serce i
umysł, i wymagał l i t e r a l n e g o wyrzeczenia się rozumu i prze­
konań, ślepej wiary we wszystko co mu powiedzianem będzie.
O świętym mężu Towiańskim rozprawiał z największym zapałem,
magnetyzował przybysza, siadając przed nim, trzym ając go ciągle
za ręce, dotykając swojemi kolanami, i z wlepionemi weń oczami.
P o takich próbach wolno mu było dopiero przybyć na konfe-
33

rencye. Tak świadczy O d s ło n io iiy M ic k ie w ic z , który oso­


bisty b ra ł udział w rzeczonych konferencyacli, i przeciw któremu
nikt się oświadczyć nic nie poważył.

§. 12. Przedm ioty rozpraw na konferencyacli.

Co było przedmiotem rozpraw na owych niedzielnych


konferencyacli w Mickiewicza mieszkaniu? ze samego do nich
wstępu można to sobie wyobrazić, a mianowicie z kilku słów
samego Towiańskiego, który kryjąc się w pobocznym pokoju,
przybywał na zgromadzenie niby to z m iasta, i witał swoich
słuchaczy wybranych przez nowo namaszczonego pomocnika.
Oto są jego słowa na zagajenie drugiej konferencyi, gdyż
pierwsza b jła tak burzliwą, że się skończyła na niczćm. ,,Bracia!
me przychodzę tu dysputować, bo prawdy które ogłaszam są
św ięte; kto chce je poznać niechaj się wprzódy ukorzy, padnie
na kolana, wyspowiada się i dopiero przyjdzie do m nie; w
ówczas mu je odkryję “ — P adać na kolana i spowiadać się?
na konferencyi czy gdzieindziej? przed panem Andrzejem , kim
innym lub też przed jego nieznajomym Panem ? Te uwagi
zapewne tak mocno uderzyły słuchaczy, że wszyscy zamilkli.
Towiański widząc ich pomieszanych tak nieprzewidzianóm zaga­
jeniem rzeczy, bez względu na sprzeczność samego z sobą, prze­
rywając nagle milczenie, odzywa się: „B racia! jestem na wasze
usługi; pytajcie będę wam odpowiadał.u — Spodziewał on się
teraz po nich już nie rozpraw, ale ślepej wiary.
Po tój to konferencyi także bezużytecznej nazwał Mic­
kiewicz pana A ndrzeja m is tr z e m , i już go więcej odtąd nie
nazywano jak poprzednio b r a t e m . W swojej literaturze sło-
wiańskićj nazywa go prócz tego o b j a w i c i e l e m i n o w y m
m e s y a s z e m . Obecnie nosi imie s ł u g i b o ż e g o .
Grdy na jednej z tych konferencyi zalecał m istrz spowiedź
z niezwykłym naciskiem, jeden ze słuchaczy następujące zrobił
mu uwagi: „Mówisz wiele przeciwko z e p s u c i u k o ś c i o ł a
r z y m s k o - k a t o l i c k i e g o , i słowa twoje trafiły do przeko­
nania; (!) każesz się spowiadać — dobrze, lecz jeżeli wyznam
spowiednikowi com z ust twoich słyszał, on jako sługa kościoła
3
nie da mi rozgrzeszenia, — jeżeli zataję, spowiedź nie może
być ważną. Jak ż e mam w tym razie postąpić?“ — „B racie!
rzękł mu m istrz: jeżeli szczerą masz chęć spowiadania się,
przyjdź do mnie, wskażę ci gdzie się masz udać; dam ci spo­
wiednika jakiego ci potrzeba.“ — Pokazuje się tu wyraźnie,
że w ówezas w P a ry ż # nie wiedziano jeszcze, iż Towiański w
Poznaniu i na innych miejscach sam siebie robił spowiednikiem,
i że obecnie także na takowego siebie lub Mickiewicza przed­
stawić zamierzył. Nadużycie podobnego rodzaju jakkolwiek
oburzyć jest zdolne każdego, dziwić atoli nikogo nie powinno,
gdyż nowością w dziejach ludzkości nie jest; było ono po
wszystkie czasy charakterystyczną właściwością odstępców od
wiary, i Towiański z Mickiewiczem tylko je powtórzyli, oczekując
ztąd podwójnćj korzyści; raz aby się nie wydać nagle z odpad­
nięciem od katolickiego kościoła, i nie zrazić tym sposobem
swoich neofitów, którzy wśród naw et moralnego zepsucia swoich
obyczajów, będąc katolikam i z dziada i pradziada, w zdijgali
się na danie im innego nazwiska; powtóre, by szczerem wy­
znaniem na spowiedzi przed nimi, przekonać się mogli o ich
moralnych usposobieniach w ogóle, i zrozumieć w szczególności
jak nimi kierować należało w swych osobistych widokach, i do
czegoby im mogli być użytecznymi. Zapom nieli ci dwaj pa­
nowie, że choćby się zgromadzili nawet wszyscy m ocarze świata,
prócz śmiesznej figury, nie potrafiliby zrobić katolickiego kapłana,
którego wyłączną jest rzeczą słuchać innych spowiedzi i dawać
im albo zatrzymywać rozgrzeszenie. —
„Zarzuty i pytania czynione Towiańskiemu, niezmiernie
gniewały Mickiewicza, który utrzymywał, że to nie była szkoła
filozoficznych rozpraw, i że przyszedłszy na konferencye, trzeba
słuchać i wierzyć. N am samym kiedy wychodząc z drugiej
konferencyi, prosiliśmy o uwiadomienie o następnćj, odpowiedział
z niewypowiedzianym zapałem : Mój P an ie! jeżeli nie wierzysz,
— to lepićj nie przychodź, bo rozumy nasze nie wystarczą,
żeby ciebie przekonać. “ *) —

1) Mickiewicz Odsłoniony. Paryż 1845 r.


35

W ogóle mówiąc, tak z zapewnień samycli uczestników


na tych konferencyacli, jako też i doniesień, a nawet i pana
W itwickiego, składały się one z przedmiotu o k o lu m n a c h
d u ch ó w , p o d n o s z e n iu d u c h a , o S ło w ia ń s z c z y z n ie , N a ­
p o le o n ie I, ż y d a c h , p r z e c h o d z e n iu d u s z , m ę ż u p r z e ­
z n a c z e n ia , o z b liż e n iu się w y p a d k ó w co p o s t a ć ś w ia ta
m ia ły p r z e m ie n ić , o to n ie i g ie s t a c h p rz y s z ły c h wo­
dzów i k a p ła n ó w , słowem: o tem wTszystkićm, co mamy po­
wiedziane w zasadach B ie s ia d y . Musimy tu przyznać te
słuszność polskiej emigracyi, że pomimo wszelkich pokus i za­
biegów, z kilku tysięcy jćj członków w samćj Francyi, zaledwie
garstkę z nich nowi prorocy w swoje sidła uwikłać potrafili,
i to w wielkićj części wierszokletów i naśladowców Mickiewicza.

§. lo. Nowa komedya świętokradzka w kościele ś. Seweryna.

N ie na wiele się były przydały wysilenia dwóch znanych


nam już naczelników nowej sekty — nie wzrastała jak się spo­
dziewali liczba adeptów; postanowiono zatem czemś nowćm
obudzić zapał stygnący do dzieła, które ciągłe na dwóch bie­
gunach obracano, wiedząc dokładnie o tem, że są najświętszą
rzeczą dla każdego prawego P olaka; są niemi jego religia i
miłość ojczyzny — z tych dwóch kardynalnych zasad postanowili
nowi prorocy ciągnąć swoje zyski, i do nich wszystkie swoje
czyny zwracają aż do dni dzisiejszych.
J a k już widzieliśmy, w K atedrze paryzkićj na dniu 27
W rześnia pobożnie świętokradzką komedyą zaczęto, a 8 G rudnia
tegoż samego roku 1841 zamierzono powtórzyć drugą w kościele
ś. Seweryna.
Jeszcze na Litwie objawiała się Towiańskiemu N a j.P a n n a :
w P aryżu odbierał częstszo jeszcze od niój wizyty; czemużby
nie m iał od nićj samćj dowiedzieć się, gdzie jćj się najbardzićj
podoba? . . . .
N aród Polski obrał sobie M aryą P annę za królową ko-
rony polskićj, i z tej okoliczności panowie prorocy zamierzyli
skorzystać, — postanoAvili wmówić tułaczom polskim, a nawet
i narodowi, że w Paryżu myśli Boga Bodzica o jego oswobo-
36

dzeniu pod przywództwem nowego w o d z a zie m i. Z detro-


nizowano atoli M aryą P annę Częstochowską, i na jej miejsce
wsadzono na tron O strobram ską z W ilna, którą skopiował
był malarz, pan W alenty W ańkowicz. Prorocy i artysta
wszyscy Litwini — i wszyscy bracia związkowi. Pogoń miał
teraz pokazać Orłowi Białemu, jakto się powinno politykować,
i z jak ą żyć religią. Z tych to przyczyn ogłoszono aktem przez
pana A ndrzeja podpisanym : „że ta A aj. P an n a k ró lo w a
P o l s k i upodobała sobie opuszczoną kaplicę u ś. Seweryna
około mostu ś. M ichała,1) i że tam ku ratunkow i ludu swojego
pospiesza wr c u d o w n y m obrazie Ostrobram skim . Ogłoszenie
to wydano pod dniem 8 G rudnia z powodu, że to uroczystość
Niepokalanego poczęcia, w które sekciarze wcale nie wierzą.
Zobaczmy niektóre wyjątki z tego ogłoszenia, które mamy przed
oczami: „Przenajśw iętsza królowa korony polskiej, podobała
sobie w starożytnej opuszczonej kaplicy, w stronie najmniej
okazałćj Paryża — i tam w cudownym obrazie W ileńskim
Ostrobram skim , ku ratunkowi ludu swego pospiesza. Tam o
bracia biegnijmy! gdzie nasze powinności i nasze przeznaczenie
znajdziemy. A nim ta godzina wybije, potrzeba aby przed
P a n e m w całój gotowości stanął z a s tę p p a ń s k i ,2) . . . . który
P a n łaską swoją zasili, i postawi go na wielkie dzieła w
sp raw n e sw o jć j. W y tęskniący i czujący męczennicy wolności!
cierpiący dziś n a z ie m i i p o d z i e m i ą ! .. . Święte zjednoczenie
wasze stanie się posadą kolosu, który prawica wszechmocna
podnosić już zaczynaA . . . „P rzed tym to obrazem, cichaczem
ze swymi poufałymi w dzień imienin C ara, modlił się gorąco,
prosząc Boga o zacbowTanie zdrowia P a n a “ — dodaje jeden
z pisarzy polskich, nie rozumiejąc wdaśeiwego znaczenia To-
wiańskiego P a n a , którego mylnie m iał za Cesarza BosyiC)

x) "W Paryżu.
2) Podkreślamy nie mało wyrazów, aby czytelnika zatrzymać na
nich uwagę. Zrozumie później ich znaczenie, i przekona się o niezmiennej
logice Towiańskicgo.
3) Tom I str. 9—11 L is ty i P rz e m ó w , mają. w całości powyższe
ogłoszenie.
37

J a k i był koniec wezwania Towiańskiego, w krótkich wy­


razach nam to opisuje wspomniony już M ic k ie w ic z O d sło -
n io n y : „Do kaplicy ś. Seweryna, mówi: z początku się zbierano
na modlitwy, i obraz kwiatam i ozdabiano — ale to trwało
krótko; dzisiaj (1844 r.) żadnego znich noga w tym kościółku
nie postanie, nawet mimochodem —- widać że M atka Boska
gdzieindziej sobie upodobała. N aw et chcieli odebrać (rozumie
sie Towiańszczycy) z kościółka rzeczony obraz, i przenieść go
do mieszkania Mickiewicza, ale proboszcz na to nie zezwolił.
Później widzieliśmy cały zastęp Towiańszczyków, męzkich i
żeńskich z Mickiewiczem na czele, chodzących na msze i kazania
polskie, do kaplicy ś. Rocha. Uczniowie wszyscy prawie, gorąco i
szczerze się modlili; lecz z miny Mickiewicza wcale pobożności
widać nie b y ło ; z głową do góry zadartą wodził on wzrokiem
na około, jakby chciał wszystkim mówić: patrzcie! oto ja M ic­
kiewicz, klęczę i modlę się. Potem kiedy księża polscy zaczęli
z ambony powstawać na ich odszczepieństwo, bywali na mszy,
uciekali zaś z kaplicy skoro tylko kaznodzieja wchodził na
ambonę. Nareszcie zupełnie kościół ś. R ocha opuścili. Mic­
kiewicz postąpił do godności — s p o w ia d a sam sw o ic h
u c z n ió w , i d a je im r o z g r z e s z e n ie .^
P o wciągnieniu do sekty przeszło dwódziestu osób, między
którem i liczyć niestety musiemy uczciwe niegdyś nazwiska, jako
to: K aro la Różyckiego, pułkownika, Seweryna Goszczyńskiego,
L eonarda R ettla, Ludwika N abielaka, Juliusza Słowackiego,
Januszkiewicza Eustachego, Januszkiewicza Rom ualda, P ili-
chowskiego Seweryna, Kołyskę posła, Szwajcara, Staniszew­
skiego, Siegfrieda, Rembowskiego, Służalskiego, Kunaszewskiego,
W olskiego K ajetan a, (Reszczyńskiego, Starszego, Rypińskiego,
Rutkowskiego, Jastrzębskiego M aryana itd., konferencye nie­
dzielne zamknięto, chociaż liczba c z t e r d z i e s t u c z te r e c h
jeszcze nie była doszła. K ażdy z wybranych m iał teraz w
sobie albo ducha ś. P iotra, albo Sokratesa, Cezara, P latona
itp. i był temsamćm uważany już za wielkiego człowieka, do
wielkich łask pańskich przypuszczonego, i przeznaczonego do
wielkich rzeczy. Zobaczemy dalej, co te wielkie duchy zdzia­
łały dla Polski, którym Towiański: ,.w Paryżu, zachęcając
38

ich. do uwierzenia (w jego posłannictwo), publicznie przyobie­


cywał pieniądze.^1) —

§. 14. Charakterystyka ludzi przystępujących do Towianizmu.

Mamy już stanowczo założoną sektę polityczno-religijną


przez pana A ndrzeja i jego pomocnika Mickiewicza, z czego
pierwszy nieomieszkał zrobić wiernego sprawozdania komu na­
leżało w Petersburgu, pod dniem 1/13. Kwietnia 1842. roku.2)
Neofici i uczniowie, z których nie mało znamy osobiście, po
większej części pretendenci do poezyi i wierszokłectwa, jedni
schorzali na umyśle długiemi cierpieniami na tułactwie, drudzy
znękani lenistwem odgrywając rolę panów między obcymi, i
żyjąc wielu z 25 franków miesięcznej zapomogi, którą im rządy
francuskie udzielały, wyszukiwali gorliwie podobnych sobie, w
nadziejach, a mówimy to z przyciskiem, nie tyle służenia sekcie
jak polepszenia swojego losu materyalnego. Pracow ać się nie
chciało, a bieda nie raz tak niemiłosiernie zaglądała w oczy,
że tonący brzytwy się chwytali. Niech nam tu wybaczą nasi
współtułacze, to szczere oświadczenie — wszakże nie jeden
z nich, może oświadczyć, że jesteśmy bardzo skąpi w tych
objawieniach, i że nie przekraczamy w tej mierze granic przy­
zwoitości ani roztropności.
T rzeba o tćm wiedzieć, i to bez najmniejszej przesady
tego wyrazu, że Towiański na wzór Makometanów, m iał wa-
ryatów za szczególnie umiłowanych przez jego P a n a , i posia­
dających w sobie wielkie duchy. N ie zbyt wielka liczba ze
zdrowym umysłem, której potrafiono połechtać diabła dumy,
i zapowiedzieć jćj znakomitą przyszłość i dostojności w ś w ię ­
ty m z a s tę p i e proroka, znajdowała się doprawdy otoczona wa-
ryatam i. N ie jest to naszym osobistym tylko sądem, ale za­
razem wszystkich tych, a nawet odstępców, którzy od powstania
Towianizmu patrzą się do dni dzisiejszych z uwagą na jego życie.

x) D e m o k r a t a , str 218.
2) M e mało nas dziwi milczenie o tern sprawozdaniu w L i s t a c h
i P r z e m , Mickiewicza; miałżeby on o niem nie w ied zie ć?....
39

I Mickiewicz utrzymywał: „ż e go wtedy każdy zrozumie,


gdy zgłupieje.” Smutny to doprawdy m aluje o b ra z , ówczesnej
choroby między naszymi za granicą! „A to li niech nikt nie
m niem a, odzywa się autor już przytoczonój M y ś l i n i , i od-
stępca od Towianizmu, aby to były waryaty potulne, wątpiące
o sobie: pycha i nienawiść jest głównym dogmatem ich do­
ktryny; uważając się za duchów wyższych i doskonalszych, za
wszystko'wiednych, za nieśmiertelnych, czują najwyższą pogardę
ku wszystkim, którzy nie są z nimi: bo najznakomitszy, naj­
mędrszy z nas jest niczem, w obec najniższego z nich.” D o­
dajemy, że w tych wyrazach nie ma żadnej przesady — znamy
ten charakter Towianizmu — wypływa on z jego systemu re ­
ligijnego, ja k się o tern później sami przekonamy.

§. 15. Toioiański i francuski król Ludw ik F ilip — M ic­


kiewicz 3go M aja, i Prefekt policy i paryzkiej.

W roku 1842 pan A ndrzej mógł sobie już powiedzieć:


położyłem pierwszy i najtrudniejszy kamień węgielny do mojego
dzieła, teraz przykładając cegłę do cegły, postawię kolos, któ­
rego rozmiary nie wiem jak daleko dosięgną: boć dobrodusz­
nych i innych podobnego rodzaju nie brakuje. Rom an Załuski
skreślił zamiary m istrza w bardzo krótkich wyrazach, gdy po­
wiedział: „Zaczyna się w Paryżu, a skończy się w Petersburgu. “
— Byłoby może lepiej: „Zaczęło się na Litwie, poświęciło w
Petersburgu, zawiązało w Paryżu, a skończy się w piekle.“ —
Mickiewicz w obecnych czasach rozwijał nadzwyczajną
czynność, a potulni uczniowie wierzyli, że mąż przeznaczenia
w nim jako w o d z u z ie m i już był na świecie, dla którego
m is tr z trzym ał gotowe napoleońskie buty i konia osiodłanego.
Wyczekiwano z niecierpliwością na wystawcę obrazów w
Paryżu, na której miał się znajdyw-ać N apoleona I taki wize­
runek, że aż rewolucyą wywoła. Uwierzono jeszcze i w to, że
duch jego pokazuje się w7ybranym, mianowicie w M a lm a is o n
gdzie lubiał najwięcej przebywać, i gdzie pomimo c z te r e c h
pielgrzymek uczniów ze samym ich m is tr z e m , nigdy go nie
widziano, zawsze z przyczyny ważnych jego zajęć, jak u trzy-
40

mywał Towiański. Odwiedziny przytćm niebieskie nie ustawały


— m istrz był ze wszystkimi świętymi w stósunkach, i roz­
mawiał z nimi. I niecbaj tu sobie nikt nie wyobraża, aby to
wszystko nie miało prawdy historycznej. T u każdy najlepiej
pojąć może, istotny stan umysłów uczni.
Podczas tylu obłąkań w łonie Towianizmu, przypada
nadspodziewana śmierć K sięcia Orleanu — nowi sekciarze z
tego smutnego wydarzenia postanowili niezwłocznie ciągnąć wodę
na koło swojego młyna, ogłaszając wszędzie że mistrz tę śmierć
przepowiedział, i że ma moc przywrócenia do życia zmarłego.
Towiański ośmielił się nawet pisać o tern do samego króla
F ilip a pare razy, który dostrzegłszy że w tej religijno-politycznój
komedyi głównie mu chodziło o zbliżónie się do dworu, i wplą­
tanie tam kogo w swoje sieci, nie przyjął ofiarowanego cudu.
Inaczejby tu sobie był postąpił ja k i basza azyatycki: byłby
zezwolił na cud, a za niesprawdzenie się tegoż, głowa fałszywego
proroka spadłaby była z ramion jego do jakiego kosza. P rzy­
wrócenie do życia zmarłego byłoby się musiało skończyć na
mistycznych frazesach z dodatkiem, że duch księcia żyje, jak
duch N apoleona I, i że tylko wybranym jest widzialny. S tra­
piony zatćm ojciec byłby mógł widzieć swojego syna, zostawszy
Towiańsczykiem. D nia 1 M aja 1842 r. Towiański przedstaw ił
się w Tuilleryach, przybył aż do sali posłuchania, ale Ludw ik
F ilip nie chciał go słuchać,“ — piszą jego uczniowie, i m ają
to za jakiś nadzwyczajny wypadek: ale nie dodają że go tam
wprowadził Mickiewicz w gronie profesorów, przybyłych z po-
wińszowaniem imienin królowi. K ontrabandą był tam wpro­
wadzony, a nie żadnym doszedł tam cudem; zatrzymano go
więc przy drzwiach, i kazano wrócić do domu. Możeby był
doszedł do samego monarchy, gdyby się nie był przedstawił
w surducie i bez etykiety, poczćm właśnie poznał intruza szam-
belan, i za drzwi wyprosił. T ak a nie inaczćj miały się rzeczy.
Odmówienie łaski przywrócenia księcia zmarłego do życia,
ta k mocno uraziło pana m istrza, że się aż odważył przepowia­
dać śmierć samemu królowi, i to w ciągu niespełna jednego
roku. N ie ustraszyło to zagrożonego, a być może że nawet
o tćm niewiedział, i żył jeszcze po tćj przepowiedni przeszło
41

lat ośin. W iedzą o tem dobrze tak Towiańszczycy, jako też


i świat cały. Przedm iot o Towianizmie z owćj epoki nie może
być dokładnie opisany z wypuszczeniem z niego Mickiewicza,
gdyż był z nim tak ściśle splątany, że z którejkolwiek strony
dotknąć go się zechcemy, zawsze znajdujemy w nim ślady
ręki poety.
W iadom o że pan A dam był członkiem T o w a rz y s tw a
L i t e r a c k i e g o pod przewodnictwem księcia A dam a Czartory­
skiego, który z powodu rocznicy konstytucyi 3 M aja, zapro­
wadził był posiedzenia na dniu rzeczonym. Mickiewicz przy­
bywszy na jedno z tych posiedzeń literackich, wystąpił na
niem otwarcie w charakterze zwolennika nowój sekty: „Z a­
prawdę powiadam wam , odezwał się do zebranych, iż zbliżyły
się czasy. — Staję tu na świadectwo między wami, że przy­
szło wielkie miłosierdzie boże; przyszedł czas zmartwychwsta­
nia ojczyzny. Te słowa przysięgam wam b racia, na śmiertel-
nćm łożu przypomną się wam , i nie dadzą pokoju. Powtórzę
wam z A postołem mówiącym do żydów: czekaliście Mesyasza,
a Mesyasz (ToAAuański) był między wami — C h r y s tu s p o -
A\rs t a ł . !) W stała zmartwych ojczyzna aa7a s z a , i jest pośród
was — odtąd u j r z y c i e m n ie zaAArsze ta m , g d z ie Avas p ro -
Avadzic b ę d ę , p i e r ś AA7ł a s n ą n a d sta A v ia ją c .“ Jakże to
musiało zdziAvic Avszystkicli p a t r e s c o n s c r i p t i , daAvnych ex-
senatorÓAA7 i ex-posłÓAV polskich, których tu imiona pomijamy,
każdy to sobie łatAYO Avyobrazić może. P a n A dam MickieAvicz
uwierzył stanoA\'Czo a v swoje namaszczenie na Avodza z ie m i,
zapewne tu tego najstronniejsi jego obrońcy nie zaprzeczą;
prócz poetycznego i gęsiego miecza, nie Avalczył on nigdy inną
bronią na ŚAviecie, OAvszem na jej widok dreszcze go przecho­
dziły, i dziś nagle stał się rycerzem.2) W tym to właśnie
czasie ofiarowywał się jenerałoAvi Skrzyneckiemu na p r z y -

x) W ed łu g zasad Towiańskiego, ja k się o tem przekonam y, Chry­


stus nie je s t Bogiem , tylko wyższym duchem , a Towiańskiego jeszcze
wyższym; dla tego C h r y s t u s p o w s t a ł , ale nowy.
2) L i s t y i p r z e m ó w i e n i a tom I, strona 23—26 m ają w cą*.
łości tę mowę.
42

s z ł e g o j e g o ż o ł n i e r z a , jako naczelnikowi C h r y s t y a n i z m u
Polski.
Rozmaite przepowiednie opierane na przewidywanych
wówczas politycznych i przyszłych wypadkach, nie podobały się
prefektowi policyi paryzkiej, czego pan Andrzej alho nie prze­
widywał, albo też za wiele liczył na wpływy Mickiewicza; ka­
zał mu opuścić F r a n c y ą , a minister spraw wewnętrznych
pomimo próśb i nalegań Towiańszczyków, nie pozwolił ich mi­
strzowi powrócić na ziemię Franków, ani na podanie w dniu
7 Kwietnia x) roku 1842, podpisane przez c z t e r d z i e s t u
t r z e c h uczni i d w i e uczennice2) , nie raczył nawet od­
powiedzieć.

§ 16. Organizacya Towiańszczyków.

Kim się udamy za Towiańskim wydalonym z Francy i,


zatrzymajmy się jeszcze cokolwiek w Paryżu.
Póki m i s t r z osobiście nauczał w Paryżu, jego nama­
szczony w ó d z z i e m i był zmuszony do odgrywania roli tylko
podrzędnej, znoszenia zręcznie i poprawiania jego błędów,
a nawet i niedorzeczności rażących. Na słowa jego: ,,Tak
Pan chce“, dumne czoło poety musiało się uginać dla dania
dobrego przykładu innym. Te niedogodności po wyjeżdzie
z Francyi pana Andrzeja, zupełnie ustały. Wyznać tu trzeba
że dotąd w sekcie nie było najmniejszego ładu — każdy cho­
dził jak chciał, i myślał o rychłem swojóm umieszczeniu się
w legionie wybranych. Mickiewicz temu zaradza — zapro­
wadza porządek między Towiańszczykami, i to w duchu B i e -

b L i s t y i p r z e m ó w i e n i a milczą o tym w ypadku, i zaledwie


Towiański w pięciu wierszach do M ickiewicza (tom I, str. 33) nadm ienia,
że mu z F ran cy i do Belgii wydalić się kazano. P o d an ie za Tow iańskim
prośby oznaczają L i s t y . . . na dniu 7. Sierpnia, a nie m iesiąca K w ietnia
(tam że str. 37); nie rozum iem y tego przyczyny, i ufamy więcej dokła­
dności w tej mierze pismom tożczasowym, a niżeli nieom ylności L i s t ó w
i P r z e m ó w i e ń po trzydziestu przeszło latach, po owym w ypadku
ogłoszonych.
2) Z tąd można wnosić, że ich wówczas więcej nie było.
43

s i a d y Towiańskiego. Uznanych przez lekarzy za waryatów,


którzy według niego samego i m istrza, mieli posiadać w sobie
wyższe duchy, ze sekty pooddalał, a na ich miejsce zaczął
werbować żydów. Zaciągnionych pod swoją chorągiew podzie­
lił na siódem ki1), iako liczbę kabalistyczną, które nazwał du­
chami niższego rzędu, a na ich czele postawił ducha ósmego
i wyższego, jako ich przywódzcę. Z duchowieństwa polskiego
nikt się w istocie do tego wszystkiego jeszcze nie mieszał.
F rancuzi zaś słyszeli dzwonienie, ale nie wiedzieli w jakim ko­
ściele, ani rozumieli na jakie nabożeństwo. Doszły jednak nie­
przychylne jakieś pogłoski do ś. p. A rcybiskupa paryzkiego
Sibour’a, którego zamiary do zbadania nauki Towiańskiego
potrafił uśpić Mickiewicz zapewnieniami, że tak sam mistrz
jako też i jego zwolennicy, byli wszyscy wiernymi katolickiego
kościoła synami. Uspokoiwszy zwierzchność kościelną, prowa­
dził spokojnie dalej roboty nad swojćm dziełem. Uwierzono
mu, ho uchodził zawsze za dobrego i gorliwego katolika, przy-
czem jego nauka dodawała mu nie mało powagi. Z resztą
sprawa się działa w polskiej emigracyi, nad którą Francuzi
mieli politowanie. Z a czasów króla F ilipa, agenci petersburscy
nie cieszyli się w Paryżu taką wolnością, jak ą mieli w później­
szych czasach. Z a czasów napoleońskich przyszli oni tam do
takiej władzy, że sami Francuzi nazywali swoją stolicę F a u ­
b o u r g d e St. P e t e r s b o u r g .
P o uporządkowaniu sekty na oddziały siodemkowe, nastą­
piło zupełne stosunków zerwanie przez Towiańszczyków z ludźmi,
którzy do nich nie należeli. Przyszło do tego, że dawnych
swoich znajomych, przyjaciół a nawet i krewnych, nie tylko
odwiedzać przestano, ale ich nawet przy spotkaniu się zgoła
nie pozdrawiano, a na wyrzuty w tćj mierze czynione odbierano
najzimniejszą odpowiedź: „N ie jesteś naszćj wiary, a gdybyś
nawet tonął, nie podam ci ręki.“ — Żony iako i m atki dzieci
obstawające przy zachowaniu swej wiary, cierpiały nieznośne
przykrości od swoich mężów do sekty należących. Znamy

*) Sprawdzają te siódemki L i s t y i P r z e m ó w i e n i a (tom I,


strona 47), ale bez interesu. Zbyt mało o nich ogłoszono.
z nich niektóre do dziś dnia żyjące. Towiańszczycy z nad-
cknienia swoich naczelników, zerwali wszelkie dawniejsze sto­
sunki ze swoimi współtułaczami, naw et z własnymi ich rodzicami,
krewnymi — z przeszłością i przyszłością całego N arodu
i Polski. O to też głównie w początkach chodziło nowemu
mesyanizmowi: mącić i łowić — siać niezgodo między ojcem
a synem — między bratem i bratem — między znajomym
i przyjacielem; pokłócić tułactwo — zasiać kąkol niezaufania
— usunąć Mickiewicza od Słowiańskiej katedry w Paryżu,
zrobić z niego apostoła panslawizmu — co wszystko panu
A ndrzejowi nie źle się udało.

§. 17. W yja zd TowiańsJciego z F ra n c y i , i jego prace ciż do


czasu osiedlenia się w Szw ajcaryi.

Smutne zaiste było rozstanie się Towiańskiego w P aryżu


z uczniami; żale i narzekania na złe duchy P refek ta policyi
i M inistra Spraw W ewnętrznych za prześladowanie sługi P a n a ,
zdawały się grozić zapadnięciem w ziemię całego m iasta. A le
to było wszystko cichaczem, skromniutko, z obawy aby kogo
więcej do towarzystwa m istrza nie przyłączono. K to teraz będzie
stróżem butów Napoleona Igo, i komu pozostanie powierzony
koń i przeznaczony dla w o d z a z i e m i ? „M istrzu! pytali
stroskani uczniowie: kiedyż powrócimy do P o lsk i? “ A h! Boże
mój miły: kto te moje doniesienia czytać będzie w kraju, niech
zechce pomyśleć nad tęsknotą tych za ojczyzną, którzy daleko
są od niej. „K iedyż powrócimy do P o lsk i?“ ; we śnie i pod­
czas dnia jasnego, zawsze to samo pytanie. T ą to nadzieją
uwiedziono nie jednego, i nie jestże on godzien litości?... A co
im ich zwodziciel na to odpowiada? „Z a dwadzieścia, trzy­
dzieści a może i więcej la t, odrzekł: bo N aj. P an n a rozgnie­
wana na emigracyą (sic) za nieprzyjęcie mojej nauki, przedłużyła
jej wygnanie.“ Bolesna to odpowiedź, pełna naigrawania się
ze szlachetnych uczuć biednego tułacza! Towiański nią dowodzi
bez przytaczania naw et innych źródeł, że mu głównie chodziło
0 zaprowadzenie emigracyi polskiej do stóp carskiej miłości,
1 że pomimo odniesionych już w tćj mierze korzyści, powodzenie
45

nie odpowiadało zupełnie jego machiawelskim. życzeniom. T a


jedna odpowiedź jego powinna była zedrzeć biedno oślepionym
przez niego, i spowodować icb do rzucenia przeciw niemu
swojego a n a t e m u. A toli inaczej się stało: duma jednych,
interes osobisty drugich, głupota innych, nieuzasadnione nadzieje
a naw et i bezreligijność niektórych, uczyniły ich głuchymi na
wołania własnego sumienia, ślepymi na widoczną obłudę i kłam ­
stwa, i ciemnymi ku zrozumieniu fałszywego stanowiska swojego
do współtułaczy, ojczyzny i kościoła.

P o niemiłosiernym rozkazie pana P refekta, mistrz udaje


się do Belgii, gdzie już poprzednio był próbował swojego szczę­
ścia. B ardzo mu ten wyjazd był nieprzyjemny, i gdyby nie za­
stępca Mickiewicz, który sam jeden starczył za dziesięciu, byłby
się nigdy nie mógł pocieszyć. Czy po usunięciu się Skrzyne­
ckiego miał kogo innego w Belgii na oku, czy nowymi zabiegami
myślał go teraz usidlić, trudno to zapewnić — rzeczą jednak
jest niezawodną, że Mickiewicz swoimi listam i nie przestaw ał
Skrzyneckiego do nowej sekty nęcić.

§. 18. Toiuiciński za kła d a konferencye w B r u x e li — roz­


p ra w a z księdzem Semeneńkci Zm artivychw stancem .

M e mamy tu zamiaru zajmować się w szczegółach p ra­


cami Towiańskiego w B ruxeli, a to z tój przyczyny, że nie
traciły nigdy swojego charakteru, i były ciągłćm powtarzaniem
się — stósownie do osób, okoliczności i położenia miejsca.

Mecłzielne konferencye Mickiewicza w Paryżu, nie zostały


bez przyniesienia pewnych sekcie korzyści, — Towiański koły­
sany nadziejami, założył je także w Bruxeli po swojćm tam
przybyciu. Zacząwszy swoje misye, ks. P io tr Semeneńko w ra­
cający z Poznania, udaje się umyślnie do niego w przekonaniu,
jak to sam wyraża, że m i s t r z znajdował się w błędzie z d ó ­
b r ój w ia r y . lSTa pierwszem atoli zaraz zebraniu przypatrując
się jego giestom i przysłuchując mowie, poznał bez trudności:
„że to była gra i komedya“ , jak to sam charakteryzuje.
46

Przytaczam y tu niektóre szczegóły z rozprawy zaszłej


między wymienionym kapłanam a panem Andrzejem , która się
odbyła w przytomności dość licznych świadków, i którą sam opisał.
Towiański jak obecnie tak zawsze utrzymywał, że jego
nauka jest: „rozwinięciem Ewagelii, i nauki katolickiego ko-
ściołaA Przekonam y się jednak na swojem miejscu, że jego
religijna nauka nie m a nic wspólnego z katolicyzmem, ani
żadnem nawet chrześciańskióm innóm wyznaniem — powiemy
nawet, że jest poganizmem s u i g e n e r i s . K s. Semeneńko
mu dowiódł, i rozczarował tern, nie jednego z prostodusznych
słuchaczy na tej konferencyi, że wszędzie: „gdzie katolicki do­
gm at mówi t a k , nauka Towiańskiego mówi n i e “ i odwrotnie.
P rzyparty pan Andrzej do dania szczerych objaśnień swojej
nauki w B i e s i a d z i e zawartej, czczemi wyrazami usiłował
pozbyć się całej rzeczy. „N ie mam do dania objaśnień,. za­
wołał: i nie dam ich. Pism o o którćm mówisz nie było prze­
znaczone dla publiczności, ale dla jednej tylko prywatnej
osoby (dla Jen e rała Skrzyneckiego). Ten który zdradził
zanfanie moje, zda z tego ścisły rachunek przed Bogiem A
Bezsilna to groźba, i żadne dowody! Towiański straszy
rachunkiem przed Bogiem, który według jego własnych zasad
ludzkiego właśnie miłosierdzia potrzebuje. Pomimo tego prawda
z wyżyn nieba mu objawiona jak utrzymuje, dla ludzkości, nie
m iała potrzeby lękać się jej krytyki. A by znowu jakakolwiek
nauka popadłszy w ręce publiczności, nie potrzebowała objaśnień
przez jćj autora i pod pozorem, że dla prywatnej tylko osoby
przeznaczoną była, na to się nikt z w7ami, panie Andrzeju, wy­
baczcie tu naszćj otwartości, zgodzić nie może. W asza nauka
jest praw dą jak głosicie; a więc tak dla jednego człowieka,
jako też i dla całego świata, nią pozostać powinna była. To-
wiański pokazuje się, że ma dwie prawdy: jeclnę dla osób pry­
watnych, a drugą dla publiczności. Pierwsza dla złudzenia
i obłąkania nieroztropnych, lub nieumiejętnych, a druga dla
wykłamania się z poprzedniej. D la tego to wstydzi się tego
przed publicznością, co w tajem nicy przed prywatnymi za a r­
tykuły wiary ogłasza. Tego systemu dogodnego dla siebie, nie
opuszcza do dni dzisiejszych.
Zachwiany przekonywającym i dowodami swojego przeci­
wnika, aby go wysadzić z logicznćj drogi, i wprowadzić na pole
wystrzałów bez celu pewnego, zaczął mówić z przesadą o Bogu
i Chrystusie, o społeczeństwie i ojczyźnie. Szukał słabej żyłki
w kandydacie. ,,M alował w żywych kolorach wielkość Chrystusa,
zapewne aby poruszyć serce chrześcianina, pisze ks. Semeneńko:
przyrzekał kościołowi wielką przyszłość, niezawodnie w celu
wciśnięcia się do serca kapłana; wynosił lud, jego cierpienia,
zasługi, godność, i dał do zrozumienia o zwycięstwie demokracyi,
zdaje się aby się przekonać, czy w jego przeciwniku nie było
republikańskićj żyłki; ubóstwiał ojczyznę i nazywał Polskę
S ło w e m B o g a , może w myśli silnego uderzenia w serce pa-
tryoty. W ostatku przestawszy się odzywać do serca, zwrócił
swoją uwagę na umysł człowieka, którymu rzucił w oczy osta­
tnią pokusę, pokusę dumy: Ty masz wielkiego ducha! zawołał:
ty zrobisz wielkie rzeczy! będziesz dźwigał ze mną ciężar mego
posłannictwa, które bez ciebie sam poniosę.“ Przytom ni zamiast
poklasków, śmiać się zaczęli, zrozumiawszy dokładnie szumne
manewra pana A ndrzeja. T aki obrót rzeczy dotknął go żywo —
a postrzegając niekorzystne stanowisko swoje, postanowił się
z niego wycofać prostem zakończeniem rozprawy. „Skończyliśmy,
zawołał: podnosząc się— Przyszedłeś tu z z ie m ią , i dla tego
mnie nie rozumiesz.^ Z ziemią? a co to znaczy! m is tr z n a ­
zywa E ucharystyą z ie m ią : „To ziemia! to ziem ia!“ , bo prócz
ofiary ducha, nie przyjmuje on innćj. A leć „w iara ze słuchu^,
podsuwa mu jego przeciwnik. To spowodowało nowego proroka
do przybrania majestatycznćj postawy, do cofnięcia się o kilka
kroków w tył, przechylenia głowy, wyciągnięcia przed siebie
prawicy, i do zawołania uroczystym tonem: „Bracie! wzywam
cię do posłuszeństwa głosowi Boga. Zdasz rachunek Bogu
z tego co robisz. Bóg cię wzywa ażebyś poszedł za mną. T a
godzina bije dla ciebie w wieczności i przedstawi ci się na
śmiertelnćm łożu 11 T ak samo myślał o tych i Mickiewicz,
którzy nie szli ślepo za nim — mieliśmy tego przykład na lite-
rackiem posiedzeniu w Paryżu. W idząc jednak ks. Semeneńkę
przypatrującego się z zimn^ krwią odgrywanej komedyi, zmienił
nagle swój głos: „o całą oktawę“, i skończył niezrozumianymi
48

wyrazami: „Bo widzisz, mój bracie, potrzeba i zamarła


mu w ustach jego wielka wymowa.
Po krótkiej przemowie ks. Semeneńki w celu przekonania
Towiańskiego o jego błędach, zdawał się nią być tak wzruszony,
że całując rękę swojego przeciwnika, prosi go o modlitwę za
siebie; jego rozczulenie wzięto za podobieństwo opamiętania się,
i zaniechania maehiawelstwa. Nie znano się na obłudzie pana
Andrzeja, który sam tego o sobie dowiódł, że co innego czynił,
a co innego myślał, gdyż od owej chwili koło Bożego Naro­
dzenia 1842 roku, w którój ta konferencya się odbyła, nie je­
dnego w swoje sieci później wplątać potrafił.

§. 19. Teofil M irecki — protestacye.

Wróćmy do Paryża. Podczas gdy zabiegi Towiańskiego


nie udawały się w Bruxeli, dzieło jego zaczęte w Paryżu pod­
trzymywał niezmordowany wódz ziem i. Ksiądz Semeneńko
z innymi zaczął przeciw niemu kazać w kościele 1843 roku,
co tak oburzyło neofitów, że w nim gorszące wywołali sceny.
W celu oddziaływania na nauki kościelne, które ich do upa-
miętania się nawoływały, usiłowali koniecznie rzucić choćby
jaki pozór na duchownych jakoby ci z nimi trzymali; dla tego
to w wigilią ś. Kazimierza przytoczonego roku, czterech z nich
wezwało X X . Zmartwychwstańców, ażeby w dzień tego świętego
odprawili msze swoje w kościele Saint Germain des Prćs na
intencyę, by Bóg otworzył oczy d u c h a Polaków ku zrozu­
mieniu i przyjęciu d z ie ła m iło s ie rd z ia p a ń s k ie g o przez
nich ogłoszonego. Łatwo się poznano na podstępie, i święto-
kradzkiej intencyi wcale nie odpowiedziano.
W owym to właśnie czasie, książę Teofil Mirski przeszedł
do urzędowego prawosławia petersburskiego, czyli po prostu do
schizmatyckiego kościoła, co wywołało niesłychane poruszenie
w polskićm tułactwie. Towiańszczycy nawet odezwali się przeciw
temu apostacie na dniu 27 M arca 1843 roku.1) Towiańszczycy.

1) S z e ś ć d z i e s i ę c i u członków ją podpisało, a między nim i K rystyn


Ostrowski, N arcyz Olizar i inni, którzy nigdy do Towianizm u nie należeli.
M ożna icli nazwiska znaleść także w L i s t a c h i P r z e m . Tom I. str. 79.
49

postąpili politycznie, trzeba im to przyznać, dla tego swoje


imiona poumieszczali między innemi osobami, raz by nieświadomi
rzeczy myśleli, że np. K rystyn Ostrowski był zwolennikiem ich
sekty: to dla emigracyi; drugi raz, aby ich gdzie należało,
mieli za przymuszonych: to może dla P etersburga. W istocie
pomimo tych uwag, nie wypadało im jeszcze wówczas milczeć,
gdy ich politycznych zasad nie znano; i kiedy wszyscy pro­
testowali, oni też zaprotestować musieli. — Ich zapatrywanie
się wreszcie na krok Mirskiego, nie miało nic wspólnego z
katolicyzmem ani patriotyzm em — należący do ich sekty,
mógłby był przystać do Mahometa, i nie byłby u nich zasłużył
na najmniejszą naganę: bo w ich przekonaniu, wszystkie religie
bez różnicy, prócz form przyjętych przez ludzkość do wyrabiania
ducha, nie m ają innej wartości, i jako takie wszystkie są dobre.
Mickiewicz sam stanął przecież w obronie e g z a l t a c y i Mirskiego, J
która według naszego przekonania nie m iała prócz osobistego
interesu, nic innego na celu. Ż alił się przytćm pan A dam na
potępienie przez X X . Zmartwychwstańców jego p a n a i m i s t r z a
bez wysłuchania go. D z i e n n i k X a r o d o w y rozpatrzywszy się
dodrze w tych sprawach, w następujący sposób zam knął ich
bieg dalszy. „Czekaliśmy uroczystego objaśnienia, mówi: aby
nie narażając sumienia naszego, ogłosić błędność Towiańskiego
nauki. D zk już się niegodzi synóm kościoła być nieczynnymi
w tym względzie; idzie tu o najdroższy skarb dla nas, o zba­
wienie wieczne, o wiarę wśród nas samych podkopywaną. Obo­
wiązkiem więc jest naszym nieszczędzić poświęceń, zrobić ofiarę
z przyjaźni i osobistych względów w obronie prawdy Chrystu-
stusowej, przeciwko fałszywym prorokom i odszczepieńcóm.
Gdyby fałsz nauki Towiańskiego wyświeconym być mógł przed
rokiem ,1) kościół katolicki nie straciłby kilkudziesięciu m ł o ­
d y c h l u d z i dziś już wyznawających te zasady antychrze-
ściańskie.“ . . .
W edług naszego zdanią, nie dosyć tu powiedziano; za­
dzwonił D z i e n n i k X a r o d o w y na pożar, ale nie umiał wy-

J) Mickiewicz znał tej nauki w artość od sam ego zawiązku Towia


nizmu,

4
jaśnie jego natury; nadto, Mickiewicz szczególniejsze miał upo­
dobanie w werbowaniu do sekty naszych żydów, nie katolików
to prawda, ale że Polaków to niezawodną jest rzeczą. System
Towiańskiego nie tylko jest religijny, ale zarazem i polityczny,
i zatraca nie tylko duszę ale i ciało, rzucając to ostatnie w
obcą służbę, i ze szkodą dla własnój ojczyzny. O tern wie­
dziano, i przez osobiste względy na poetę, bez potrzeby zamil­
czano. Grdyby nie Mickiewicz, sekta Towiańskiego w emigracyi
byłaby tak pogardzoną, jak tego doznała w Poznańskióm i po
Niemczech.
Od owego to czasu Mickiewicz zaczął wykładać publicznie
Towiańskiego mesyanizm w C o lle g e d e F r a n c e , co Rząd
francuski znalazłszy za niestosowne, zamknął kursa L iteratu ry
Słowiańskiej w miesiącu M aju 1844 r. Niechciał on, boć to od
razu zrozumiał, aby na jego własny rachunek prowadzono za
granicą panslawizm na korzyść b erła rosyjskiego. T rzeba tu
wyznać, że Towianski w początkach nie śnił naw et o tak
świetnćm zwycięstwie nad Mickiewiczem, jakie nad nim odniósł.

§. 20. Z a m ia ry Towiańskiego do po d ró ży do R z y m u —
jego tam cele.

Świeża porażka Towiańskiego w Bruxeli, wymagała po


nim podniesienia się z moralnego między ludźmi upadku. Od-
dawna domagano się po nim, aby swoją naukę oddał pod sąd
Stolicy Apostolskiej, oddawna to przyrzekał uczynić wiedząc
dokładnie o tćm, że od wieków była już potępioną, i dla tego
ciągle zbywał obietnicami, tak sobie przychylnych jako i prze­
ciwnych. W obecnej atoli chwili przyparty okolicznościami
niepowodzenia, postanowił udać się nareszcie do Rzymu. T rzeba
tu nadmienić, że na zam iarach tego rodzaju panu Andrzejowi
nigdy nie zbywało, ale wieża ś. A nioła nie miłe na nim robiła
zawsze wrażenie; dla tego marzył przedewszystkim o legionach
swoich stronników, aby przy ich pomocy i wpływach ani szukać
sądu, ani poddawać mu się miał potrzebę, lecz zmusić Rzym do
kapitulacyi ze sobą pod warunkam i przez siebie samego po­
dyktowanymi. Ponieważ rozumiał teraz lepićj aniżeli kied}-
51

kolwiek dawniej, że do tak wysokiego szczytu nie dojdzie,


lohi sobie więc skrom ne zadanie zwabienia przynajmniej do
siebie pewnej części rzymskiej ludności, i obałamucenia tam ­
tejszego duchowieństwa. Towiański w podobieństwo takich
następstw wierzył, bo z doświadczenia już wiedział, że z małej
iskierki w Paryżu, powstał był już pożar. W przypadku znowu
najzupełniejszego niepowodzenia, nie tracił niczego, gdyż jego
obecność w Rzymie służyła mu za nowy tem at do wybiegów
w ocenieniu jego nauki przez Stolicę Apostolską. I w samój
rzeczy dwa następstwa późnićj ztąd wysnuł: jedno, że chciał
poddać swoją naukę kościołowi, ale go nie chciano słuchać,
a drugie, że samem przybyciem swojem do Rzymu, do niego
odtąd Stolica Apostołów już należała. Ileż to razy Towiań-
szczycy nam samym dowodzili, że już w Rzymie P apieża nie
było? . . . Kie chcieli oni nam powiedzieć dokąd przenieśli
jego Stolicę, ale to: m am y go m ię d z y n a m i i z n a ć go n ie
ch cem y , dawało nam do zrozumienia, że go osiedlili w Z urich;
że był nim Towiański, wyższy nad Papieża, Apostołów, a nawet
samego Chrystusa, który podobno tam w swoim c z a r n y m p o ­
k o ik u , pracuje nad zbawieniem całego św iata.1) K s. K arski
był tak jak wielu innych w błąd wprowadzony, skoro wierzył
że Towiański miał kiedy szczere zamiary do przedłożenia P a ­
pieżowi swojej nauki. Od samego zawiązku sekty walczono
przeciw Apostolskiej Stolicy, ogłaszano katolickie duchowieństwo
za niegodne do sprawowania swojego urzędu, i tak się postę­
puje do obecnćj chwili. Mickiewicz jak się przekonamy niżćj,
po pizybyciu swojem do Rzymu, pracował w duchu swojego
tam poprzednika pana m istrza Towiańskiego.2)

X) "Wiadomość o czarnym pokoiku Tow iańskiego w Z urich podali


nam sami sekciurze w I aryżu, a później potw ierdził i JM .K s, Jastrzębski
z Zurich.
-) N iektórzy z naszych przyjaciół znajdyw ali za niezupełnie uza­
sadnione pogłoski w tej mierze, i przekonyw am y się dzisiaj, że zawia­
dom ienia dane nam w ówczas były rzetelne; to nam potw ierdzają dziś
L i s t y i P r z e m . (Tom I str. 67—68) w następujących samego M ic­
kiewicza w yrazach: .,Dzisiaj kościół zachow ał już same tylko f o r m y ,
m ów i: ducha, życie Chrystusowe zupełnie utracił. P apież stał się wy-
ą*
52

§ 21. Towiafisld iv Rzym ie, i późniejsze fa łsze i obłuda.

Dotknęliśmy właściwych, celów podróży Towianskiego do


Rzymu, pójdźmy tam za nim, i przypatrzmy się z bliska tómu
co tam robi. W zrost jego mierny, nie zwraca tam na siebie
uwagi; łysina nie zbyt wielka, nie zapowiada f r e n o l o g i i
takiej inteligencyi pod pokrywką czaszki proroka, jakąby od­
znaczać się powinien do przedsięwziętego dzieła; rysy twarzy
nie regularne, ani przyciągały ani odpychały od siebie, a co
najgorsza, nie zapowiadały geniusza; ruchy ciała, nóg i rąk
niezgrabne i bez należytej powagi, a wymowa urywana, pos­
polita, przeplatana mistycznymi frazesami, nawet wiejską ruba-
sznością. Rzecz to niezawodna, że Towiańskiemu nie mało
zbywa na loicznem i umiejętnem rozwinięciu swych myśli,
i tylko goniąc za jego skokami, można sobie zdać sprawę z tego
co chce powiedzieć.x) Grdyby Mickiewicz nie był został w o -
d ż e m z i e m i , wymowę Towianskiego do bardzo pospolitych
byłby zaliczył; rzeczą jest niezawodną, że jej nigdy nie podzi­
wiał, ani się z niej szczycił — przeciwnie, popraw iał ją.

I „cóż robi w Rzymie Towiański? pyta O d s ł o n i o n y


M i c k i e w i c z . Oto jeździ na białym koniu po mieście, od­
powiada: albo chodzi po ulicach gęsiego z całą swoją familią
z kilku osób złożoną; sam m i s t r z na czele, za nim żona

bornym gospodarzem , praw nikiem , naw et dyplom atą. Tutejszy A rcy ­


biskup, człowiek czysty w z ie m i, je s t t y l k o najlepszym P refek tem we
Francyi. Poznacie to Bi’acia później w życiu, iż od nicli żadnego d u c h a
ani św iatła dziś n ik t nie zaczerpnie, K apróżnobyście księdza przy spo­
w iedzi prosili o uspokojenie waszych wątpliwości. —• Ksiądz przeciwnie,
wszelki ruch ducha w was p rzy tłu m i/1 — P rzyznaje on więcej ducha
żydowi, anjżeli katolikow i. Z takiem i to przekonaniam i p o jechał do
Rzymu.

x) M e s y a n i z m i T o w i a ń s z c z y z n a (str. 138) je s t zachw y­


cony krasom ów stw em T ow ianskiego; „poryw ał i przyciągał, mówi: bo
m iał w głębi siłę d u c h a , siłę przekonania, że mówi p raw d ę, a przem a­
wiał w y m o w n i e , śmiało, z zapałem ", zapew ne przy stoliku au to ra gdy
to pisał: bo tej wymowy n ikt inny prócz niego nie słyszał. P rzekonanie
jeg o , było pi-zekonaniem Spirytysty.
53

i dzieci, szwagier i siostra, a wszystko jedno za drugim; za­


trzymywali się kiedy 011 stanął, szli dalej kiedy on postąpił/*
Kto tu znajdzie jaki ślad do przedłożenia w Towiańskim
swej nauki Apostolskiej Stolicy? Więcej go w Rzymie zaj­
mował tradycyjny koń biały Mahometa, i ułożenie swojej wła­
snej rodziny na stopnie wyższych i niższych duchów, aniżeli
przedmiot, którego przed udaniem się do tój stolicy świata
dokonanie przyrzekał.
„Policya papiezka widząc, prowadzi przytoczony autor:
że te wszystkie dziwactwa zwracały uwagę pospólstwa, uwia­
domiona o pretensyach nowego mesyasza, powiedziała mu
grzecznie, że jeżeli nie chce dostać się do kozy, powinien na­
tychmiast opuścić P a ń s tw o , czego też nieomieszkał uczynić/* x)
Przyczynę tego rozkazu rzucono na X X . Zmartwych­
wstańców, co choćby tak było w istocie, dziwić by się temu
wcale nie można. Pomimo napisania Grzegorzowi X V I swej
w Rzymie i n s t a l a c y i 2) z Ronciglione na dniu 25 Paździer­
nika 1843 roku,3) w duchu cieszył się pan Andrzej z opu-

*) O tern Tow iański donosi M ickiewiczowi z M arengi na dniu


9 L isto p ad a 1843, m ówiąc: „że t o n Papieżow i pi’zesłany“ — (tom I,
str. 121), a do B raci pisze: „ W y g n a ń c y , Rzym opuściłem ” — (tamże
tom I I , str. 198—201), po francuzku, czem bardzo licho władał.
2) D ow iadujem y się z L i s t ó w i P r z e m . (tom I I , str. 107— 108)
o nowym szczególe, który tu zamieszczamy. P rzed w yjazdem do Rzymu,
Towiański przysposabiał tam swoje przyjęcie, sądząc że odgłos jego
oświadczenia się do B raci z B ruxeli na dniu 5 Sierpnia 1843 aż do P a ­
pieża się dostanie. ,,I biad a tem u, mówi im : kto acz z praw dą pow a­
żyłby się człowieka z kościołem rozczepiać.” A z jakim to k o ścio łem ?...
bo z katolickim on się sam już dawno był r oz c z e p i ł .
3) W L istopadzie 24, 1843 z J^ozanny pisze do Mickiewicza p o ­
lecając m u: „Pism o m oje do P apieża przeczytaj b r a c i ó m n a s z y m ,
ale niech to jeszcze dalej nie idzie” — (tamże, str. 128). M e musiało
ono jed n ak zrobić w ielkiego wpływu na umysły b rac i, gdyż ze Solury
dnia 27 Stycznia 1844 roku (tamże, str. 131) w ykrzykuje do M ickiewicza:
„księża odtąd p od nami, bo naczelnik kościoła z nam i”, — to je s t: na
miejsce Papieża, postaw ił wielkiego ducha św. P io tra A posto ła, który
m u się był objaw iał jeszcze na Litwie. W b rak u Papieża, służył mu
duch św. P io tra, i o dtąd podług niego, przestał Papież być następcą
54

szczenią rzeczonego m iasta, bo już dopełnił od dawna przy­


rzekanego swojego słowa, i mógł teraz wszystkim powiedzieć
że był w Rzymie, ale go słuchać nie chciano. Tym sposobem
uwolnił się na zawsze od tego obowiązku, i prowadził dalćj
swoją naukę na własną odpowiedzialność, tak samo jak ją był
zaczął. Próżne zatem są usiłowania ks. K arskiego w przeko­
nywaniu publiczności o szczerych chęciach Towiańskiego, do
przedłożenia swój nauki Rzymowi; mylne jego mniemanie, aby
tenże oczekiwał w Awinionie kilka miesięcy na pozwolenie do
udania się do Rzymu w wyrażonym celu. O podobne pozwo­
lenie ani Towiański prosił, ani go potrzebow ał.1)
Z tego wszystkiego jasno się pokazuje, że nowy z b a w c a
ś w ia ta nie miał nawet takiej wiary w swojćm posłannictwie,
jak ą m iał niegdyś tkacz izraelski P aw eł przed Areopagiem
greckim. Przyszedł nieznanego Rzymowi ogłaszać Boga jeż­
dżeniem na białym koniu po mieście, a gdy mu policya po­
wiedziała: „wyjedź“, z roztropnością właściwą niewierzącym we
własne swoje dzieło, opuszcza Rzym , i dopiero z poza jego
granic, żali się na jego okrucieństwo, i obwołuje wszędzie że
chciał mówić, ale mu nie pozwolono. Śmieszny to fałsz, i bez­
wstydna obłuda!

§ 22. T oivianski osiedla się w S zw a jca ryi — zapis


Pilichowskiego.

Od początku aż do chwili obecnćj, prócz zdobytego po­


wodzenia przez Mickiewicza, Towiańskiemu wszędzie gdzie usi­
łował zatknąć chorągiew swej wiary, ciągle jakiś nieprzyjazny
w iatr dm uchał w oczy, i do odwrotu go przymuszał. P rzy

A postolskim , którego miejsce on zastąpił. I podobne banialuki przyj­


m ow ał M ickiew icz!
M e raz się zapytyw ano, zkąd Tow iański miał fundusz n a swoją
podróż do Rzymu. L i s t y i P r z e m . (tom I, str. 100) nam objaw iają,
że „było złożonych u E ustachego (Januszkiew icza) około trzech tysięcy
franków*1 n a tę wojaczkę, ale Mickiewicz nie p y ta ł od kogo pochodziły.
jego boku bardzo mu brakowało jego pom ocnika.x) W Rzymie
naw et śladu z jego przejścia tam nie pozostało. 2)
Ponieważ P a n t a k c h c i a ł , aby się w głębokie roz­
prawy za granicami Polski i Rosyi z policyami nie wdawać,
spokojnie zatćm wrócił do Szwajcaryi, którą był przejechał
udając się do Rzymu, a ze Szwajcaryi ruszył ku Litwie, swej
rodzinnej ziemi, w roku 1844, jak pogłoska niosła. Czy ta
podróż w istocie m iała miejsce, zapewnić tego nie możemy;
a jeżeli tak było, a v jakim ją celu odprawił Towiański, jem u
zapewne tylko wiadomo.3) Rzeczą jednak jest pewną według
ks. K arskiego, że już w Styczniu 1845 roku znajdywał się
znowu w Szwajcaryi, gdzie go Mickiewicz z innymi odwiedzał.
W owym to czasie Seweryn Pilichowski, hrabia Biber-
stein, były oficer polski i emigrant, zamieszkały na Batignolles
w Paryżu, rue de 1’Eglise 18, z Terechowa na U kranie po-

x) Mickiewicz w owym czasie przebyw ał w N an terre, zkąd na


dniu 29 M aja 1844 r. donosi Tow iańskiem u o zamknięciu jego k u r s ó w ,
zarazem o jego zam iarach założenia: „Spraw y Mesyanizmu na z i e m i
w JBas-Valais“, które znalazł katolickie, n ie u c z o n e , n i e s z a c h r a j -
ski e. B as V alais uważa za klucz do W łoch dla swej propagandy. Za­
myślał naw racać: „lud pełen pro sto ty i ognia, i naw et czułości11 — p o ­
dług niego, Tow iański ten plan zatw ierdza na dniu 1 Czerwca tegoż
samego roku. ( L i s t y i P r z e m . tom I, str. 167— 170).
2) Od Rzymu je d n a k spodziewał się pełnego działania: „bo służba
s ł o w a , m ów i: dźw igania sztandaru C hrystusa (?) je s t istotą — polityka,
ojczyzna — to ciało Słowa — a Rzym zawsze był i będzie spojony d l a
z i e m i , że Słow em 11, co znaczy, że n au k a m istrza zajmie miejsce nauki
Chrystusa.
3) Rzeczą je s t niezawodną, że w owym przeciągu czasu nie wie­
dziano gdzie się znajdyw ał Tow iański; Mickiewicz nie o d b ierając od
niego żadnej wiadomości, błagał panią K arolinę Tow iańską 20 P aźd zie r­
nika 1844 r. „aby mu doniosła o wyjeździe M i s t r z a . 11 Z tąd widno,
że krążyła pogłoska o jakim ś wyjeździe p a n a A ndrzeja, ale nie wiedziano
dokąd, ani w jakim celu. (Tamże, stro n a 188.) D opiero 5 L istopada
(tamże, str. 189— 190), pan A ndrzej odzywa się do M ickiewicza, że pod
koniec Sierpnia; „serca urzędników odw róciły się — kazano w yjechać —
dla choroby atoli K aroliny, pozwolono mieszkać do 15 Października11,
to w Solurze. M ówi dalej, że „zam ierza sunąć się ku Belgii11, i być
może że to w tedy sunął się aż do Litw y.
56

chodzący, zapisał urzędowym aktem Towiańskiemu swój majątek,


którego nie miał, gdyż był skonfiskowany, i sam oddał mu się
w niewolę z duszą i ciałem. Zaregestrowano ten nowego ro­
dzaju cyrograf, w Paryżu dnia 9 Stycznia 1845, fol. 145, p.
10, N. C. 2, w obecności następujących świadków: Karola
Różyckiego., półkownika polskiego, księcia Romualda Gledroyc
i Michała Chodźko. Za zgodność z oryginałem podpisuje sie
Mickiewicz. Oto niektóre wyciągi z tego poddańczego zapisu.
„Andrzej Towiański mój mistrz i pan od tej chwili, ma
wszelkie prawa do mojej osoby i moich dóbr nabytych w Polsce,
i nabyć się mających w rzeczonym kraju, jakie są zapewnione
panóm w kraju dawnej Polski prawodawstwem, zwyczajami
i obyczajem narodowym do ich poddanych/*
Musiemy tu nadmienić, że nie przypominamy sobie praw
w Polsce z żadnej epoki, któreby sankcyonowały niewole we
właściwem jej znaczeniu. W Polsce ani sprzedawano ani ku­
powano niewolników — ehcieliśbyśmy wiedzieć, w którem to
mieście prowadzono nimi handel. Między lennikami, podda­
nymi a niewolnikami, zdaje nam się nie mała zachodzić różnica,
Piłichowski miesza to wszystko razem, i utwierdza pewnej kon-
stytucyi polskiej artykuł, który się zaczyna: „znosi się niewola**,
której w całej Europie, tylko sama podobno Polska niemiała.
Rozumie się, że tu niema mowy o nadużyciach Ukraińskich
i po innych miejscach. Ale wróćmy do aktu zaprzedania się
Pilichowskiego.
,,Jednakowoż, prowadzi dalej: obecne obowiązanie się
moje, jest tylko osobiste i dożywotne . .. Rozumie się przy-
tćm, że gdybym się ożenił i miał dzieci, te nie będą zgoła
związane obowiązaniami się osobistemi ich ojca! . .. Przyj­
muje atoli obowiązek na siebie do nawrócenia ich, s k o r o
p r z y j d ą do p e ł n o l e t n o ś c i .
Akt niniejszy robi z przekonania, że się należy posłuszeń­
stwo T e m u , który jest ż y c i e m, d r ó g ą i p r a w d ą ; że
lepiej można służyć swojemu narodowi stawszy się z prawa
i czynu poddanym T e g o , który jest p o w s z e c h n y m urzę­
dnikiem (Magistrat universel, mówi oryginał), i o r g a n e m r e ­
l i g i j n e j i n a r o d o w e j p r a wd y .
57

Można sobie wyobrazić, jakiego ten ak t narobił |bałasn


w rodzinie tułaczej; ks. K arski aby uniewinnić głównych akto­
rów tego aktu, nawet francuzkim prawom przeciwnego, odzywa
się: „Co do osoby p a n a ... znałem go osobiście: człowiek żywy
i przesadny, błąkający się niegdyś po bezdrożach ś w ia ta . . .
W yznaję, że patrząc się nań z zimną rozwagą, ak t p a n a . . .
jest szaleństwem! “. . . zapewne głównie z tej przyczyny, że za
jego przykładem nikt więcej nie poszedł.
N ie wszyscy jednak tego samego co ksiądz K arski, byli
zdania: Mickiewicz był wykonawcą tego szaleństwa; miałżeby
być także człowiekiem ż y w y m , p r z e s a d n y m , s z a l o n y m ? ])
W edług naszego przekonania, należało przedewszystkiem uspra­
wiedliwić Mickiewicza, jako e g z e k u t o r a tego aktu, i To-
wiańskiego, bez którego wiedzy i przyzwolenia do niego nie
przystąpiono. N ie bez powodu więc P r z e g l ą d Rz. P o l s k i c h
(1851 r.) robi nad tym aktem następujące uwagi: „Rzecz pewna,
mówi: że gdyby wielu było takich jak hr. B iberstein, coby
swoje osoby i m ajątki na rzecz proroka zapisywali, nie tylko
zapisywali ale i rzeczywiście dali, kolumna wyższych duchów
zajaśniałaby ziemskim blaskiem, a m i s t r z stałby się jeżeli
nie panem światów', to przynajmniej jakim małym padyszacha.“ *
Bądź co chcesz piszą znowu inni: Towiański będąc wła­
ścicielem je d n e j. czy dwóch małych wiosek na L itw ie, podró­
żował wiele z całą fam ilią, nie odmatwiał sobie kosztownych
nawet przyjemności, a obecnie mieszkając w Szwajcaryi, żyje
wygodnie i bez żadnego zatrudnienia, któreby mu przynosiło
jakie dochody. Zwolennicy jego utrzym ują, że mu skonfisko­
wano jego chudobę z przyczyny przedsięwziętego jego posłan­
nictwa, co jeżeliby tak było, niezależny jego pobyt za granicą
od pracy, jeszczeby się probłematyczniejszym wydawał. Te
i tym podobne robiono wnioski, ale ich nikt sprawdzić nie

f) Z bieranie składek między Towiańszczykami na wysłanie Pili-


chowskiego do M ikołaja 1, które doszły do 8000 franków, i k tóre ze
fw oim i adjutantam i przechulał, czy także było szaleństwem? Pilichow ski.
korzystał z z a p a ł u b r a c i , pobaw ił się, i do P etersb u rg a nie pojechał
58

mógł; my na to powiemy: że P a n t a k c h c e , i Towiański bez


pracy jakimś cudem żyje.

§ 23. P an M ikołaj K am ieński opuszcza T o w ia n izm , i obja­


w ia niektóre szczegóły jego zuewnętrznego życia.

Ju ż się zbliża szósty rok życia Towianizmu — cieszono


się nadziejami jego postępu, aż oto nagle podcina mu nogi
swojóm odstępstwem od niego, pan Mikołaj K am ieński, były
dowódzca Legii Litew sko-R uskiej, P ułku 7go Ułanów, i na
dniu 16 Lutego 1845 roku, zawiadomia o tern U r z ą d sekty.
W oświadczeniu jego D o U r z ę d u , znajdujemy następujące
ważniejsze ustępy.
„ N a słowo Polski objawione, mówi on: każdy z nas
w pełnej wierze przybiegł jako żołnierz Chrystusa P a n a z po­
święceniem, jakiego dotąd przykładu nie było. N adzieja odro­
dzenia się radow ała wszystkie serca — dziękowano Bogu za
przebaczenie win dawnych — ściskano się nawzajem — w go­
towości do c z y n u , k t ó r y b y ł n ie z w ło c z n ie z a p o w ie ­
d z ia n y .”
N iech nam tu wybaczy nasz osobisty niegdyś przyjaciel,
pan K am ieński, przeplatanie naszemi uwagami biegu jego
oświadczenia. Z przytoczonych jego wyrazów dorozumiewamy
się, że wierzył w jakiś wielki spisek, i że naczelnicy sekty w tej
wierze podtrzymywali zręcznie swoich adeptów. N adto nie
pojmujemy, jak ludzie wyższych pojęć nie mogli o tern wie­
dzieć, co mówi Pism o ś .: „Któregokolwiek dnia nawrócicie się
do mnie, choćby grzechy wasze były czarne jak sadze, wybie­
leją nad śnieg.” N ie potrzebowano czekać na przybycie To-
wiańskiego do P ary ż a, aby się o tern dowiedzieć od niego,
że przebaczenie dawnych win d la nas nastąpiło. Bez nawró­
cenia się do pokuty i B oga, nie m a przebaczenia według ob­
jawień; o tern wiedzą nawet dzieci, które się uczą katechizmu.
Słusznie zatem Stefan W itwicki powiedział; „K iedy umysły
powszechnie przerażone są skutkiem irreligii, i czują potrzebę
zbliżenia się do Boga, ale że dla pychy ciężko, a dla złych
59

nałogów życia niedogodnie poddać się, wtenczas zamiast wró­


cić po prostu do kościoła, włóczą się po za jego świętemi
ściany, bijąc w nie głowami.” N a przyrzeczenia odpustu bez
pokuty przez Towiańskiego — i prętkiego przywrócenia Polski,
ściskano się i całowano — zkąd miano o tern wszystkiem nie­
wzruszoną pewność, tego nie rozumiemy; bo pan Andrzej tyle
w tój mierze zasługiwał na wiarę, jak ktokolwiek inny przy­
były za granicę z krajów polskicli.
Gdy na podstawie patryotycznych i religijnych, ale ob­
łudnych zasad położono już pierwszy kamień do nowego dzieła,
zaczęto się zwolna porządkować; pan K am ieński w swoim akcie
do U rz ę d u prowadząc dalej, trzy zmiany bez przerwy nastę­
pujące, w urządzeniu sekty wewnętrznćm nam objawia.
„P rzypom nijcie sobie, mówi: powrót nasz do N anterre,
ucztę w łesie, śpiewy wspólne, naw et taniec polski (!), przystą­
pienie do stołu Pańskiego u ś. K o c h a 1) — początkowe zbiory
nasze — b ez s tra c h ó w , m a rz e ń , w ię z ó w , kierowało wszy-
stkiemi obradam i” . . . .
P o tój swobodzie w obradach i uciechach, jak widzimy,
dla lepszego omamienia adeptów odprawianych, zaczęto dopiero
zaprowadzać wiedzę o s t r a c h a c h , by uspokoić niecierpliwość
do powrotu do P o lski; m a r z e n ia o duchach, by zadowolnić
metafizyczną ojczyzną w kolumnach duchów, ojczyznę ziemską
między ludźmi w ciele; o więzach, by przekonać o przechodze­
niu dusz naszych w płazy, zwierzęta itd. Zaczęto katechizm
Biesiady pod dozorem Mickiewicza, a raczćj wykład tćjże przez
niego samego, nikt nam tu tego sumiennie zaprzeczyć nie
może.
„W pierwszej epoce, prowadzi pan Kam ieński swoje ob­
jawienia: powiedziano że każdy b ra t c z u c ie sw oje może ko­
munikować, i przerywać mu nie wolno, a n i ra z p r z y ję ty m oże

x) Już nadm ieniliśm y, że spowiedzie, K om unie, i dodam y tutaj,


wszystkie Sakram enta, w edług nauki Towiańskiego są z i e m i ą — f o r ­
m a m i do doskonalenia ducha naszego postanoAvionemi, a niczem innem.
K am ieński widocznie o tem nie wiedział.

i
60

być oddalony z kola. .. . Po tćj opoce którą ja Polsko -Sła-


wiańską nazwie, nastąpił drugi zakres. . . przyszli urzędnicy.. .
powiedziano że już nikt do koła przyjętym nie bodzie z emi-
gracyi, że łaska pańska zamknięta; to później zmodyfikowano,
a nawet niedotrzymano stykanie się z innymi zaczęto uwa­
żać za złe, z e rw a n o z u p e łn ie w sz y stk ie zw iązki z fa m ilią ,
zn ajo m y m i i k rew n y m i. K to temu uchybił, drzwi mu po­
kazywano/* L)
Dziwna to sprzeczność! W pierwszej epoce raz przyjętego
członka do koła, nie wolno już było oddalać — z emigracyi
nie można było nikogo więcej do sekty przyjąć; a w drugiej,
pierwszym drzwi pokazywano za utrzymywanie związków ro­
dzinnych i przyjacielskich, a z ostatnich werbuje się aż do
obecnej chwili. Pan Kamieński jeszcze w chwilach pisania
do U rz ę d u nie rozumiał, że w tćj sprawie nie miano nic
spieszniejszego na celu, jak rozbicie emigracyjnej spółki, i prze­
szkodzenie rozgadywaniu między p ro fa n a m i świętćj nauki
panów Andrzeja i Adama,
Po pierwszej epoce i drugim zakresie wzrastającego de­
spotyzmu w sekcie, coraz to dokładniej wyświetlających zamiary
naczelników: „Nastąpiły ow acye, całowanie w nogi, wywyż­
szanie jednych braci a zniżanie i upokarzanie drugich; nastąpiła
h ie r a r c h ia d u c h o w n a riiczem niepoparta, która na przemiany
zmieniała się, tak że przyszło do tego, iż potrzeba było po­
wściągnąć gwałtownie i nieprawnie wyzwalających się, k a z a n o
im lu d źm i zostać/* —
Objawienia przytoczone wyraźnie nam dowodzą założenia
w sekcie kapłaństwa. Zaprowadzenie całowania nóg wyższych
przez niżej postawionych przekonywa znowu, że naczelnicy
sekty postanowili dla siebie takie honory, jakich się nawet
mocarzom świata nie składa. Dawni zwolennicy jeszcze z ma­
rzeń sekciarskich nieoezyszczeni, rzucają ten ostatni wynalazek
na Pilicliowskiego, i nieodstępnego jego adjutanta Michała

*) Ja k się tu pokazuje, zerwanie stosunków ze znajomymi, przy­


jaciółmi i krewnymi, należy głównie do geniuszu Mickiewicza.
61

Chodźko, w celu upokorzenia dumnych. Obydwaj ci panowie


żyją, i mogą się z tego zarzutu oczyścić. 1) W przekonaniu
naszem, Mickiewicz niepotrzebował podobnych rad od nikogo.
Co do hierarchii duchownej, musi ona mieć coś podobnego do
protestanckiej; bez legalnej podstawy ją założono, bez żadnćj
tćż legalnej formalności kazano jej kapłanom zostać napowrót
ludźmi, i to za ich niesforność w ich nowym stanie.2)
N ie wiemy co ma znaczyć owo powściąganie g w a łto w n e
i n ie p r a w n e wyzwalających się; w rozumieniu go naturalnćm ,
zakrawa ono na owo historyczne nasze: „sprawił mu łaźnię“ —
despotyzm sekciarski kijem, umie upokarzać ducha. . . .
Jak ie znowu były obowiązki ministrów Towiańskiego, tego
stanowczo dowiedzieć się nie mogliśmy; w każdym razie mamy
tu dowód zerwania zupełnego Towianizmu z katolickim kościo­
łem, bo gdzie jest kapłan, tam koniecznie musi być jakaś wiara,
jakieś bóstwo i jego ołtarz ku składaniu mu na nim ofiar.
Towiańszczycy na Batignolles w P aryżu, odprawiali skrycie
swoje nabożeństwa, a obecnie czynią to samo w St. Mande,
gdzie ich arcybiskup pan K aról Różycki zamieszkuje.3)
„Z tego wszystkiego, dodaje p. K am ieński: urosła wieża
Babel, i gdy nikt zrozumieć się nie mógł, wtedy nie mogąc
iść w górę, s p a d l i ś c i e aż do wielkiego monarchy M ikołaja,
i to w dzień 29 L istopada, jakby naigrawanie się z krwi
polskiej. “
Z którejkolwiek strony weźmiemy Towianizm pod roz­
wagę, zawsze go spotykamy u stóp tronu carskiego, i wro-

!) Nie zapom inajm y, że się to pisało w ro k u 1866 jeszcze.


2) Z apytyw any przez nas P a n K am ieński o znaczenie tej h ierar­
chii, zam ienił d u c h o w n ą w swej odpow iedzi na d u c h o w ą . W iadom o
nam przecież o panu A ndrzejew skim , lekarzu w K ielcach, który je st
Towianizm u biskupem . W yznajem y też, że nasze zapytyw ania, nie zawsze
były panu K am ieńskiem u przyjem ne, a często niedogodne.
3) L i s t y i P r z e m . (tom I, str. 250) potw ierdzają te Towiani­
zmu św iątynie, o których upow ażnienie proszono Towiańskiego jeszcze
w roku 1845, i n a co odpow iada z itychterew ylu dnia 11 Czerwca:
„Pośw ięcenie kaplicy z w iasto w a n e... nie zatw ierdzone, bo kapłan ducha
w formie odbudow anego kościoła nie stanął.“
62

giem Chrystyanizmu. Zaledwie dosięgną! emigracyi polskićj,


stara się rozbić ją nieprzyjaźnią. Zebrawszy pierwsze gronko,
prawi mu o miłości Boga i ojczyzny; następnie przechodzi do
postanowienia sobie swej własnej hierarchii duchownej, i to
obok duchowej, w której ducha każdego ucznia swojego klasy­
fikuje. Dalej już pobocznemi i ciemnemi drógam i postępować
nie mógł — zrzuca więc m askę, i pokazuje swoim neofitom
ostateczny swój cel polityczny — P etersburg! O burzyła się
na to zacna dusza Kamieńskiego, zrozumiał, że go tu już przy­
puszczono do najwyższych tajem nic politycznych — gdyż prze­
konani jesteśmy, że o religijnych dotąd nie m iał żadnego po­
jęcia; porzuca więc Towianizm, i tak w celu swojego się uspra­
wiedliwienia, jako też dla przestrogi innych, drukiem ogłasza
kilkadziesiąt egzemplarzy do u r z ę d u , aby mu publicznie po­
kazać, że pod jego kierunkiem człowiek honoru miejsca mieć
nie może. x)

P W celu uzupełnienia spraw y z panem K am ieńskim w Towia-


nizmie, nie możemy tu pom inąć aktu jego przystąpienia do niego. „N ie­
dziela 22 G ru d n ia 1844. Paryż.
„D eklaracyę niniejszą k tó rą składam do u r z ę d u , uważam za
p raw ą m oją własność, jak o w ydartą złemu po kilkuduiow ych ciężkich
zapasach. D eklaracya w ohec B oga zrobiona w kościele św. M agdaleny
w Paryżu, potw ierdzona (?) — zaw iera. — Że ja zaciągnąwszy się w sze­
regi zastępu Pańskiego z zupełną w olnością, nadużyłem takow ej, i tu
stała się dla mnie najokropniejszą pokusą. — U ważałem dzieło P ańskie
jak o piękną budow ę, k tó rą podług woli rozpatrzyć (!), przyjść, wyjść
i znowu (?) przyjść m ożna było. — Dzisiaj najm ocniej czuję, że czynnie
sprawie Pańskiej służyć nie mogę, póki tej wolności będę niewolnikiem,
a zatem od dnia dzisiejszego wolności mojej najuroczyściej, najpełniej
i najsum ienniej z r z e k a m s i ę , a wola m ojego M i t r z a A ndrzeja To-
w iańskiego, którego ja za posłańca Bożego uważam, będzie m oją w łasną
we wszelkich czynnościach, w jak ich mnie Bóg ze swojego m iłosierdzia
w służbie swojej, postawić raczy. T ak m nie Boże dopomóż, i najświętsza
m ęka Je g o . M ikołaj K am ieński. — Za zgodność z aktem w łasnoręcznym
u m nie złożonym pośw iadcza E ustachy Januszkiew icz. — Paryż, dnia
10 M arca 1845 roku, rue de Lille 7.“ — Ogłaszają także ten ak t L i s t y
i P r z e m . (tom I, str. 225), ale zam iast ro k u 1845 co za z g o d n o ś ć . . .
kładą ro k 1844. — Dziwi nas opuszczenie w L i s t a c h i P r z e m . aktu
M ikołaja K am ieńskiego D o u r z ę d u : bo sądzimy że gdzie znaleziono
odpowiedź, tam się pow inno było znajdyw ać i zapytanie. Ogłoszono
63

Poruszyły te objawienia Kamieńskiego, wszystkie organa


narodowe; między innymi zapytuje się D z ie n n ik N a ro d o w y :
,,Co istotnie znaczyć mogą wyrazy: spadliście aż do wielkiego
monarchy M ikołaja, i to na dniu 29 Listopada, jakby najgra-
wanie się z krwi polskiej? co znaczy koło M ikołaja? A więc
Mikołaj tyran P olski, jest waszym wielkim m onarchą, odpo­
wiada: jest opiekunem waszego koła; a więc prawdą jest jak
głoszono, żeście uchwalili i to w dniu 29 Listopada akt pod­
dania się jem u jako naczelnikowi Słowiańszczyzny, i przyrze­
kliście mu służyć w tym sensie. *)
K to wzgardzi religią swych ojców, kończy ten D z ie n n ik ,
wzgardzi uczuciami ojczystemi, narodow em i; kto przyjmie w po­
lityce ideę Polsko-Sławiańską (Moskiewsko-Sławiańską powinien
był wyrazić), dojdzie do idei mongolsko-sławiańskićj; kto się
modli -do ducha A leksandra I, pokłoni się Mikołajowi I ; po­
dejściami do tego wprowadza Towiański — podejściami wpro­
wadził Kam ieńskiego4*, ale za pośrednictwem Mickiewicza, trzeba
tu dodać.
„Początkowo, kończy Kam ieński do u r z ę d u : była idea
P olsko-Sław iańska, i w tym celu powiedziano, że m is tr z dzieła
rozpocząć nie może, p ó k i od O jc a ś w ię te g o b ł o g o s ł a ­
w ie ń s tw a n ie w eźm ie. Przepowiednie nie ziszczone, błogosła­
wieństwo nie wzięte, zatem plan zmieniony, i rzucono się całą
siłą na ideę mongolsko-sławiańską. Przysłany i namaszczony
aktem nieprawnym poddaństwa do tćj misyi Pilickowski, otrzy-

z troskliwością; Listy do Mickiewicza naw et od osób dalekich od sekty


a zaniechano akt K am ieńskiego, który, jakkolw iek w małej liczbie
egzemplarzy, znajduje się nie w je d n em ręku.
N a zapytanie nasze w tej mierze, p an K am ieński nam odpo­
wiedział, że t a k b y ł o , czego później w r. 1857 dały dow ód p o w o d y
Towianizmu, czyli akt poddaństw a Rosyi. A k t uchw alono, skreślono
w nim cele Towiańskiego, poddano się carow i, a A leksander Chodźko
wspólnie z tym aktem pod ał się do dymisyi ze swojego konsularnego
urzędu rosyjskiego w Turcyi, i w P aryżu pozostał. Podpisano ten akt
i do P e tersb u rg a wysłano. Później A leksander Chodźko zajął miejsce
M ickiewicza A dam a w Collfege de P ran ce, i zam iast literatury sławiań-
skiej, wykładał rosyjską gram atykę.
64

m ał rozkaz, aby bracia z nim w t ć j i d e i połączyli się w po­


trójnej ofierze, to jest: w d u c h u , w c i e l e i wc z y n i eA
N ie podobna się tu powstrzymać od tej uwagi nad co
dopiero wyrzeczonemi słowami przez Kam ieńskiego, że gdyby
się cała Polska była um iała w te j p o t r ó j n e j of i er ze połą­
czyć w roku 1831, nie byłoby dziś mowy o idei mongolsko-
sław iańskiej; Towiański nie mógł doprawdy wyższej ofiary wy­
magać od swoich uczni, i spodziewamy się następnie, że od
tej chwili nikt więcej głowy sobie łam ać nie będzie o cele
nauki Towiańskiego, i jego głównych pomocników.

§ 24. Odpowiedź O d u r z ę d u , p a n u M ikołajow i K am ień­


skiem u na co dopiero p rzyto czo n y jego akt D o U r z ę d u .

Sam pan A.dam Mickiewicz wyraźnie oświadcza w swojem


O d u r z ę d u na dniu 19 M arca 1845 roku, że Kam ieński był
świadkiem sekty m y ś l i i u c z u ć , p r a c , c i e r p i e ń i r a d o ś c i
w s p ó l n y c h ; ztąd wątpić nie możemy, aby jego D o u r z ę d u
było nieuzasadnione; znając przytem prawy charakter jego,
przypuścić na chwile nie możemy w nim bezsumienności lub
uchybienia rzetelnej prawdzie.
P o gruntownóm się rozpatrzeniu w piśmie O d u r z ę d u
i porównaniu jego odpowiedzi na przytoczone pismo D o
urzędu, musiemy tu szczerze wyznać, że tam to zręcznie pom ija
drażniące objawienia Kam ieńskiego, i zaciemnia praw dę roz­
prawkami na zebraniach sekty, dotyczącemi się jedynie samych
odstępców od niej. W zywa i upoważnia Kamieńskiego, ażeby
ten dał objaśnienia pod względem u p a d a n i a Towianizmu przed
m o c a r z a m i z i e m i , i żali się że czekał długo na takowe,
których nie mogąc się doczekać, przystępuje do: „ O ś w i a d ­
cz a m y “ , czyli do odpowiedzi Kamieńskiemu O d u r z ę d u . N ie
pojmujemy, jakich to wymagano objaśnień po Kamieńskim ,
który i wypowiedział co do rzeczy należało, i objaśnił, co było
potrzeba objaśnić. Może się spodziewano odwołania tego, co
był drukiem ogłosił, a gdy się w o s ta tk u 1) przekonano że ża~

*) W istocie lękano się złego skutku z D o u r z ę d u K am ień­


skiego, i Mickiewicz na dniu 1 L ip ca 1845 śledził po Szw ajcaryi, co tam
65

dnymi sposobami tego osiągnąć nie można było, przystąpiono


z konieczności, dzięki parciu pism publicznych, do wspomnio-
nego już O ś w ia d c z a m y . Zobaczmy co mówi to O ś w ia d ­
czam y . A by lepiej zrozumiano rzecz całą, powtórzmy w treści
to, co mówi do u r z ę d u Mickiewicza pan Mikołaj Kamieński.
1. Z e przystał do Towianizmu „na słowo Polski obja­
wione odrodzenie się — przebaczenie win dawnych, i w go­
towości do czynu, który był niezwłocznie zapotviedzianyu, do
chwycenia za broń, rozumie się, i do powrotu do Polski.
2. Że początkowe zbiory odbywały się bez nauki o s t r a ­
c h a c h , m a r z e n i a c h i w ię z a c h ducha ludzkiego w płazach,
roślinach itp.
3. Z e w pierwszej epoce objawiał każdy na zebraniu
co myślał — że raz przyjętego do Towianizmu nie można
już było z niego oddalić; że w drugiej epoce postanowiono już
urzęda w sekcie - niechciano niby do niej nikogo przyjmować
z emigracyi, i że tego później nie dotrzymywano; że zakazano
stosunki z do sekty nienależącymi, a kto tego nie słuchał,
drzwi mu pokazywano.
4. ż e sobie kazano całować nogi — postanowiono du­
chowną hierarchią, a wyzwalających się nowej sekty kapłanów,
powściągano gwałtownie i nieprawnie, i kazano im ludźmi zo­
stawać.
5. Ż e z tego wszystkiego powstała wieża B abel — już
się zrozumieć nie można było — wtedy nie mogąc iść w górę,
wysłano do M ikołaja Igo adres poddaństwa — i to zdecydo­
wany w dzień 29 Listopada, jakby naigrawanie się z krwi
polskiej.
6. I skończono bez błogosławieństwa Ojca św., z idei
polsko-słowiańskiej, na idei mongolsko-słowiańskiój, i wyma­
gano, aby się w tej ostatnićj idei z rozkazu Towiańskiego po­
łączyć w potrójnej ofierze, to jest: w d u c h u , c ie le i c z y n ie .

o tem myślano, i wyraża się do Towiańskiego: „Kamieński nie zwrócił


uwagi.“ Zaś 27 tego samego miesiąca i roku pochlebia sobie, że K a­
mieński miał zamiary wrócić do sekty, ale na godzinę naznaczoną nie
stanął. „Nie dokaże tego, dodaje: bez nadzwyczajnej restytucyiN —
Listy i Przem. tom II, strona 255—268.
5
66

Porównajmy z tymi szczegółami następnie odpowiedź


Mickiewicza O d U rz ę d u .
„Jeżeli Mikołaj Kamieński uczuć naszych narodowych,
tak długo żyjąc z nami, w nas nie uznawał, lub o nich za­
pomniał, to postępki nasze szczególnie i czyny koła ogólne wie
i pamiętać winien.
W ie i pamięta jakie czyniono usiłowania, aby utrzymać
na drodze powinności, Polakowi i Emigrantowi przez Opatrz­
ność wskazanych, b r a t a n ie g d y ś n a s z e g o , a d z iś z b i e g a ,
Eugeniusza Staniszewskiego, i jak drugi niegdyś brat-gość
między nami Cypryan Mierzwiński, pierwćj z k o ł a u s u n ą ł
się, nim pożądał powrotu na wygodniejsze życie w kiaju.
Mikołaj Kamieński wie i pamięta, jakie uczucie wzbu­
dziła w kole zdrada książęcia Światopełka Mirskiego, którą na
mocy zeznań ustnych z Mirskiego ściągnionych, osądziliśmy,
i przed Urząd przyszły narodowy (złożony z Towiańszczyków,
rozumie się} powołać zobowiązaliśmy się.
Mikołaj Kamieński był obecnym na kole rannem, osta­
tniego 29. Listopada i tegoż dnia na obchodzie wieczornym,
gdzie wzywani byliśmy do połączenia się w ducliu, z duchami
współbraci naszych, którzy za Sprawę przez naród U r z ę d n i ­
czy P a ń s k i w nocy 29. Listopada 1830. dźwignioną, ofiarę
ciała i krwi męczeńsko spełnili na polach bitew.“
Tu musimy rzecz wyjaśnić. Mówi Mickiewicz, że się
łączono w d u c h u z d u c h a m i s p ó łb r a c i, którzy ofiarę mę­
czenników r. 1830. tylko, a nie dalej, spełnili na polach bi­
tew. W sekcie tych duchów mają za składających kolumny
duchów białych, do których Towiańszczycy zaliczają także i swo­
ich własnych. Duchy zaś poległych w roku następnym, już oni
zaliczają do k o l u m n duchów cz arnych, jako takich ludzi,
którzy z uporem walczyli przeciw już nie u r z ę d n i c z e m u P a ń ­
ski ćm u narodu postanowieniu. W edług nich, urząd w P ol­
sc e 1830. roku był P a ń s k i , a dalszy był u r z ę d e m c z a r n e ­
go. W tćm wszystkiem Mickiewicz ani jednem słowem me od­
powiada Kamieńskiemu, każdy to bez dalszych się rozwodzeń
nad tym przedmiotem, łatwo zrozumieć może; nie z patryoty-
67

zmu, ale ze sekciarskiego interesu pracowano nad Staniszewskim,


Mierzwińskim i Mirskim, co dobrze pan Kamieński rozumiał.
„W akcie Mikołaja Kamieńskiego są te słowa, kończy
Mickiewicz: czuję za świętą powinność, aby jawnie wydać to,
co w głębi duszy mojej z boleścią od dnia 29. Listopada 1844.
roku noszę!“
Na to odwołuje się Mickiewicz w odpowiedzi swojej na
akt przystąpienia Kamieńskiego do sekty, który już wyżćj
przytoczyliśmy, i w którym wyrzeka się własnćj swojćj woli,
dodaje, że „Aktu tego nie przesłano tam, gdzie był przezna­
czony — bo urząd uznał go dla tego niewłaściwym, że nowy
adept wyrzekał się swej woli. — K to tu w tćm widzi jaką
odpowiedź na uchwałę poddaństwa sekty na dniu 29 Listo­
pada 1844 roku? . . . A przytem musimy nadmienić, że obe­
cna deklaracya, z którą występuje Mickiewicz przeciw Kamień­
skiemu, jest aktem powtórnym: bo pierwszy uczyniony w ko­
ściele ś. Magdaleny w Paryżu i potwierdzony, p r z e s ł a n o
t a m w ł a ś n i e , g d z i e b y ł p r z e z n a c z o n y . Pomijamy
zresztą sekciarską moralność, którą kończy Mickiewicz swoje
o d U r z ę d u , i jego Pana prześladowanego od wszystkich
m o c a r z y z i e m i , gdyż to się wyjaśni na właściwszćm mieiscu.
§ 25. Biesiada iv Szwajcaryi z Karolem Różyckim.
Dzieje nam świadczą, że niektóre sekty w dawnych cza­
sach nie przypuszczały do siebie nowych zwolenników, bez
uprzednio odbytych z nimi prób. Gnostyey stopniowo przypu­
szczali do swoich tajemnic, a gdy mieli zupełne już przekona­
nie o usposobieniach wybranego, wyprawiano z nim wtedy
d u c h o w ą B i e s i a d ę ; Towiański przywłaszczył sobie ten
znany światu wynalazek. Wystąpieniu Kamieńskiego ze sekty,
przeciwstawił biesiadę z wypróbowanym już Karólem Różyckim1),
jak gdyby tem chciał powiedzieć: P u ł k o w n i k za P u ł k o ­
wn i k a , na dniu pierwszego Października 1845 roku, na górze
Oślej, w kantonie Szwyckim w Szwajcaryi.
x) Już n a dniu 14 Czerwca 1845 r. upow ażnia Tow iański Róży­
ckiego do zastępow ania w P aryżu wyjeżdżającego do Szw ajcaryi M ic­
kiewicza, a 31 P aździernika t. r. z Z urich Towiański donosi M ickiewi­
czowi o odbytej Biesiadzie z Różyckim. (Listy i Przem . Tom I, str. 251,302).
5*
68

Oto mamy z tej Biesiady do Różyckiego ducha niektóre


wyciągi:
„Bracie Karolu! odzywa się pan Andrzej: czasy wypeł­
niły się — wybiła godzina dla ciebie przeglądu Pańskiego —
dla mnie otworzyła się, w cieniu dotąd widziana gwiazda twoja...
Złożenie Chrystusowi ziem i tw ej, mamony, d rg n ięc ie ducha
twojego czyste, poczęte życie ducha wolne, świadczyć będą przed
Panem ..., o żołnierzu pod chorągwią słowa hożego. Ze ście­
żek twoich chrzeseiańskieh wstąpiłeś na drogę pełnego chrze-
ściaństwa — po której naznaczone b rzem ię p rzez w ieki cią­
gnąć będziesz. W imie Boże z urzędnikiem posady czystej
chrześciańskiej Meinradem świętym łączę się — (z patronem
tamtejszego miejsca). P ośw ięcony św iętem d o tk n ięciem
(zapewne jakimś szczątkiem Napoleona I), szykuj się bracie du­
chem twym pod chorągiew żyjącego Słowa Bożegó“...
Więcej tu nie przytaczamy z tej jednobrzmiącej i niestra­
wnej perory, w której Towiański zdaje się zmieniać pierwotny
tytuł Mickiewicza na „pierwszy Mąż, Brat, Duch w Ziemi —
Wieszcz,“ — i nadaje następujący Różyckiemu: „pierwszy Mąż,
Brat, Ziemia w Duchu — Wódz.“
Na zamianowanie tego drugiego p ierw szeg o M ęża
Z iem i w D uchu W o d za, odzywa się pismo P rz e c iw b łę­
dom T o w iań sk ieg o w następujący sposób: „Widzimy, mówi
ono: że (Towiański) szukał ciągle człowieka orężnego, człowie­
ka czynu, i że zawiódłszy się w nadziejach owładnięcia umysłu
jenerała Skrzyneckiego, a wypróbowawszy nieco dłużej Karola
Różyckiego, z nim Biesiadę niegdyś dla niego przygoto­
waną spełnił. Ogłaszając tę rzecz mianował publicznie K a­
rola Różyckiego pierw szym mężem ziem ią w duchu wo­
dzem , czego od owej chwili po za kołem Towiańszczyków nie
wiedziano. Cała odezwa napisana w przeczuciu czy obracho-
waniu gotujących się w Europie wstrząśnieńr) dużo ostrożniej
od pierwszej B ie sia d y ułożona została. Cóżkolwiek bądź,
x) I ta k je przeczuw ano i na tej zasadzie prorokow ano, że zdaje
nam się jedynym były gwoździem, który przytw ierdzał do sekty nie je ­
dnego, a n aw et i sam ego M ickiewicza. Czekano n a n i e z a w o d n e fi­
g u r o w a n i e na świecznikach nowej konstytucyi Towiańskiego.
69

mamy w niej wzmianki o nowym urzędzie, o tonie, o liczbie


jakoby kabalistycznej, o rozlicznych żywotach, co nasuwa przypo­
mnienie przechodzenia dusz, o złem, które zalało ziemię w imię
Chrystusa, o królestwie bożem. Przez inwokaeye do izraelitów,
dostrzegamy wywoływania duchów ich znakomitych kabalistów
i magów, a przez poświęcenie świętem - dotknięciem, przekony­
wamy się, że nowy prorok dopełnia nad wybranymi zewnętrz­
nej ceremonii, aby nadać wyższej okazałości i znaczenia, swo­
jem u tak uważanemu posłannictwu od P a n a . “ Zapewne n a­
wet sami Szwajcary nie byliby nigdy zamarzyli o tak wielkiem
znaczeniu swej góry E z e l , jakie jej nadał T ow iański!1)

§ 26. Rok 1846. Księża Zmarhuychwstańcy siuar z a się


z Mickiewiczem.
Chmury zaczęły się gromadzić nad głową Europy — bu­
rza, której jakkolwiek nikt wówczas skutków obliczyć jeszcze
nie um iał, była słyszana naw et przez głuchych, i dostrzegana
przez ślepych. Towianizmowi jaśniała gwiazda nadziei nowych
wypadków. Rządy zaborcze czuwały. Syberya i kazamaty
sposobiły swoje zamki z dobrymi kluczam i do przyjęcia nowych
ofiar kajdanam i okutych. Towiański ze swoimi, już powyzna­
czanymi na wielkich urzędników, zapowiedział rychłe postawie­
nie nowego swojego kościoła, i niezawisłości Polski w powsze-
chnem zjednoczeniu Słowian pod berłem carskiej potęgi i opieki,
a M eternick, by mu snać należycie odpowiedzieć, postawił prze­
ciwko jego przepowiedniom naostrzony nóż Jak ó b a Szeli, którym
wymordowano przeszło 1500, synów Polski, do stu samych księży,
„nie licząc w to dominialnych urzędników, sług a nawet wie-
śniaków“ ... Przeciw tej barbarzyriskiój scenie, żadne z mo­
carstw się nie odezwało — zapewne z powodu, że to byli jacy
nowi Jakobinow ie! W tenczas przekonano się nie mało o war­
tości przepowiedni nowych proroków, na których może kiedyś
niemiłem spojrzą okiem dzieje narodowe, za krwawą rzeź dzieci

1) Na dniu 19 Grudnia 1846 r. (Listy i Przem. T. I I str. 60—63.)


umawiają się Mickiewicz i Towiański o poprawki wyrazów Biesiady z Ró­
życkim, a następnie można ją czytać w całości tamże str. 240—246).
70

galicyjskich. Te smutne wypadki z niedojrzałem powstaniem


krakowskiem, wywołały nieporozumienia w kole Towianizmu.
Niebieskie posłannictwo mistrza zaczęło blednąc, i byłoby zstą­
piło do grobu, gdyby nie usiłowania Mickiewicza, i zwrócona
uwaga wszystkich na Kraków i Poznańskie. Nie było też przy
tak korzystnych okolicznościach nikogo, do wypowiedzenia se­
kcie stanowczej walki. Po ogłoszeniu już przytoczonej rozprawy
ks. P iotra Semeneńko z Towiańskim w Bruxeli, zapanowała
jakaś z obydwóch stron względność, na gorliwości wprawdzie
nie zbywało, ale cała czynność ograniczała się na cicbem się
zbywaniu; ks. ks. Zmartwychwstańcy podchwytywali Towiań-
szczyków, a mianowicie Mickiewicza, a ten kryjąc sie za wier­
ność katolicyzmowi, stawiał na nich sidła, by którego z nicli
do sekty wplątać. Obydwie strony z osobliwszą przezornością
zasadzek unikać umiały — o czem za obrębem tej cichej gry
nic nie wiedziano, i czas pokazał, że ona nikogo ani oświeciła,
ani nawróciła. Głównie myślano o oderwaniu od sekty Mickie­
wicza, który znajdując się na szczycie swoich idealnych nadziei
i wiary w swoim p a n u , m is trz u i o jcu Towiańskim, pozby­
wał się nagabań z całą swoją sekciarską zręcznością. N a ka­
tegoryczne zapytanie przez ks. Józefa H ube: ,,Czy potępia jak
najzupełniej to wszystko cokolwiek w B ie s ia d z ie Towiań-
skiego, i w K u r s a c h jego, które miewał w C ológe de F r a n c e
znajduje się przeciwnego nauce kościoła rzymsko-katolickiego,
i czy tenże kościół rzymsko-katolicki nie zaś Towiańskiego,
uważa za prawdziwego m i s t r z a w rzeczach wiary i moral­
ności^..., odpowiada mu: „że on i pan Karól Bóżycki byli
u niego, jako powołani w duchu miłosierdzia, i że w tern po­
wołaniu trwają i trwać się starają^1). Gdy niebezpieczeństwo
minęło, Towianizm świeżo przybyłymi z Poznańskiego i Galicyi,
przedłużył swoje życie2), a poeta za swoję odpowiedź został

x) Potwierdzają to L i s t y i P r z e m . Tom. II. str. 22, 23.


2) Wybaczy nam się zapewne ten przypisek, w celu uzupełnienia
obecnej epoki. Wiadomości z owego czasu mieliśmy w ogólnikach udzie­
lone, i dzięki L i s t ó m i P r z e m . możemy je dzisiaj w niektórych szcze­
gółach dodać. Listy z owego czasu, które Towiański do Mickiewicza
pisał, wyglądają niepospolicie na patryotyczne (T. II. str. 27... 37...) Rok
71

ukarany zaciągnięciem jego 1’E g lis e o ffic ie lle e t le M es-


s ia n is m e , — F E g liś e e t le M essie^ na index książek za­
kazanych przez kongregacyą w Rzymie.

1846. rozpoczyna Towiański (Tamże str. 13.) od m odlitwy, jak b y jak i


Chrystus błagający Przedw iecznego Ojca, o oddalenie od niego kielicha
zbliżającej się m ęki: „O Ojcze mój, w oła: co po męczeństwie ciała, d io g ą
p racy ducha postępow ać m nie rozkazałeś, a co m n i e t e r a z o b j a w i ć
r a c z y ł e ś — przyjm poko rn e dzięki za te n wylew ojcowskiej Laski
Twojej, — pozbaw iony wszelkiej ziemskiej siły tylko jego L aską p o ­
w ierzony sobie lud prow adzić może, Z tej jego m odlitw y w idno, żc
Tow iański już liczył na zostanie p a n e m z i e mi , ja k sobie tego życzył
Mickiewicz, i lękał się tego panow ania.
W przew idyw aniu europejskich w ypadków nie przestaje wszystkim
wmawiać, że „N apoleon nie rozw inął myśli bożej i nie spełnił jej. Id e ę
poniósł do grobu. A le myśl boża nie zdjęta z n ie g o ; co zaczął na
w stępie epoki, kończy dziś w samej epoce“ przez Lowiańskiego.
Z w raca następnie myśl swoją do P olski (ta m ż e str. 27.) i ośw iad­
cza: „Polska gotow a już b yła do przyjęcia woli bożej (to je s t Towiani-
zmu), i zło dostrzegłszy tę chwilę (tj. kolum ny duchów czarnych), p o ­
spiesza pragnienia Polaków uspokoić, dając im ojczyznę w edle idei
ziemskiej (a nie duchowej w kolum nach duchów białych). A nglia z ni-
skości, F ra n c y a przez ton nerw owy, m ogą zalać ziemię i P olskę postawić.
A nglia zdolna je s t krew przelać za P olskę!11 Tow iańskiego wiadom ości
polityczne n a dniu 17. M arca 1846 r. były m arzeniam i — jed n a k lękał
się ich urzeczyw istnienia: bo on nie chciał przywrócić 1 olski w e d l e
i d e i z i e m s k i e j — on jej chce wsiąkniętej ze Słow ianam i w Rosyą,
i w jego pogańskie dogm ata. „Co się dzieje we 1 rancyi, potw ierdza
sam to nasze przypuszczenie, j e s t o w o c e m g r z e c h u z a n i e p r z y ­
j ę c i e S ł o w a 11, — to je st jego nauki. T e ostatnie w yrazy zarazem
dow odzą o nic wielkiem pow odzeniu Towianizm u między Francuzam i.
„Gldyby dziś P olska pow stała, mówi dalej: idee boże byłyby wy­
śmiewane. O dpow iedzianoby nam czy wiernością dla w iary ojców zba­
wieni jesteśm y a w zgardziliby nami, bośm y do ofiar wyzywali. Bo milej
żyć w Polsce takiej, jak była, uściskać chłopa, procesem pokonać prze­
ciwnika, a resztę żółci wylać na żonę, domowników itd. K am ień naw et
p rosty n a dródze bożej, może być b ratem moim, ale nie nerw ! Przyjm ę
psa do siebie, ale nie kobietę nerw ow ą — sługę ziemi i p iekła11. W y ­
chodzi to na to, cośmy już gdzieindziej o uczuciach serca Towiańszczyków
w P aryżu przytoczyli: „A choćbyś tonął, nie podam ci ręk i: bo me
jesteś mojej w iary". Tow iański um iał być i zapalonym socyalistą,
przekładał prosty kam ień, i wolał go mieć swoim bratem , n ad P o lak a
po za panslawizmem i jego religią wolnego.
§ 27. Pan Adam Mickiewicz iv Rzymie.
Już powiedzieliśmy, że nie wypowiedziano walki Towini-
zmowi, na jaką zasługiwał, ale ztąd nie należy wnosić, aby się
zgoła tym przedmiotem nie zajmowano. P r z e g l ą d P o z n a ń ­
ski miał go na oku, mianowicie w artykule S p ra w y w ło sk ie
1847 i. Jego atoli nawoływania miłością i wielką oględnością
nacechowane do rozumu, nie przyniosły pożądanego skutku.
Towiańszczycy prócz swoich mistrzów, nie rozumieją nikogo
więcej piócz P a n ta k chce — nie usłuchają czego innego,
kołysani jakiemiś nadziejami w polityce i wierze Towiańskiego,
byli i są podobni do owych ludzi, co to po Chrystusie oczeki­
wali królestwa Izraela, i pragnęli siedzieć po jego prawicy;
udawali wyrób i ofiary ducha, a oglądali się ku ziemi — do
czego Mickiewicz dawał im nieraz powody, a co było z zasa­
dami ślepego się poddania nieprzyjaciołom, jak uczył Towiań-
ski, wcale niezgodne. Emigracya do przytoczonego pisma,

Ubolewa też i nad ubóztwem Litwy, i podaje myśl do swojej tam


propagandy. W takich to tonach pracował Towiański w r. 1846. w
takich zaczął, i z nimi umarł.
Podczas gdy m i s t r z w owej epoce wypowiada jawnie, że woli
psa lub kamień za brata, jak Polaka nie słowiańsko-rosyjskiego, Adam
Mickiewicz oburzony zapewne na cara za nie przyjęcie Towianizmu,
zdaje się jego polityki już nadal nie podzielać, gdyż w początkach roku
1847. objawia groźne zamiary do otwartej walki z Rosyą: „My z Rosyą,
mówi (Tamże str. 70.): nic nie zrobimy, mówiąc jej o Słowiańszczyznic,
0 miłości, o zlaniu się Słowian; trzeba Rosyanom pokazać, że dzisiaj w
Polsce jest czystszy i wyższy ton niżeli w Rosyi“. Na to Towiański
nigdy przystać nie mógł. Wyznajemy, że nie wiemy od kiedy to Rosya
posiadała wyższy ton od Polski, — Mickiewicz podwójnej tu przeczy
dziejowej prawdzie, pierwsza: że imie Ro s y a , jest nowego utworu _
nazywa się właściwie Moskwą; druga: że nigdy w rozumieniu jego tonu
nie była wyższą od Polski, ani jest nawet dzisiaj.
Nie dosyć jeszcze na tem : napada on na Mikołaja I. i jego po­
pów, oddala się od myśli panslawizmu, i postawiony między katolicyzmem
1 towianizmem, walczy sam ze sobą; zaczyna wątpić w siłę posłańca bożego.
Nie tak postępuje jego mi s t r z: ten nigdy nie zapomina o swoich poli­
tycznych i religijnych zasadach; dla niego Polska bez berła carskiego
nad całą Słowiańszczyzną, i z jego religią, jest zł o, wypiera jej się,
i wol i z o s t a ć na z aws ze w s k a ł a c h S z w a j c a r y i , jak się sam
wyraża, aniżeli widzieć Polskę ziemską i niezawisłą.
73

w ogóle mówiąc, nie miała przystępu dla jego wysokiej ceny.


Niedawno przed tern przypadła śmierć ś. p. Grzegorza X V I,
i wstąpienie na tron po nim papieża Piusa IX , gdzie To-
wiańszczycy nacierani od dawna do poddania Towiańskiego
nauki sądowi Stolicy Apostolskiej, nie mogli się już teraz
zasłaniać zamknięciem im przystępu do Rzymu. Tak z tej,
jako też i z przewidywanych wypadków dość już wówczas
głośnych, które zagrażały Europę^ Adam Mickiewicz przed­
sięwziął podróż do Rzymu 1). Sądzono wówczas, że zrzuci z sie-

*) AYiadomości, jakie dziś znajdujem y w L i s t a c h i P r z e m ó w i e ­


n i a c h (T. I I . str. 65—85.), w yjaśniają, a n aw et i uzupełniają obecny
przedm iot, dla tego przynajm niej pobieżnie dotknąć ich się tu pow in­
niśmy. M ickiewicz na tle mniej więcej zasad Tow iańskiego, rozwija
w swoich P r z e m ó w i e n i a c h tego roku rozm aite zadania życia socyalnego.
Iłóm aczy istnienie kościoła na swój sposób — uczy, że stoi na rozgrze­
szaniu z grzechów — utrzym uje, że „spow iedź w kościele odbyw a się
p o d strażą m nóstw a w ielkich duchów — że ch arak ter księdza je s t o party
n a niej że z t a m t ą d i d z i e m o c r o z g r z e s z e n i a ' 1 — . jak gdyby
te duchy zam iast B oga, miały m oc odpuszczania ludziom grzechów. M a
on tu w tern na myśli kolum ny białych duchów, do których rozgrzeszony
duch należy, rzecz pew na, że w razie podniesienia się tego ducha i wy­
d arcia z kolum n duchów czarnych, białe przyjm ując go do siebie, tern
przyjęciem go rozgrzeszają z win daw nych. N a tej samej zasadzie przyj­
m uje c u d a , i pow tarza, że tego cudu doznała jego żona przez Tow iań­
skiego.— "Wypowiada w alkę dotąd znanym ustaw om ludzkim, uważa je
je d n a k za konieczne między ludźm i formy, które usiłuje wyjaśnić i pole­
pszyć podniesieniem do doskonałości naszego ducha. W gruncie, prócz
szczególnych niektórych błędów, M ickiew icz nie śmie wysunąć się śmiało
po za istniejące społeczeństwo ludzkie, ani stanąć zupełnie za katolickim
kościołem, bijąc ciągle głową w święte ściany jego. "W tern się różni
zdaje nam się ze swoim m i s t r z e m , który człowieka odryw a od p ra k ty ­
cznego życia prow adząc go do idealnego w kolum nach białych duchów
i od katolickiego kościoła, staw iając n a jego m iejscu swój własny, wyższy
ja k uczy i żywy. K iedy Mickiewicz oburza się na nieludzki uk ład kon-
stytucyi naszego społeczeństwa, Tow iański znajduje go dobrym , ale pod
w arunkiem , aby tam panow ała jego wiara; gdy tam ten prag nie człowieka
uczciwości bezw arunkowej w praktycznem życiu, jego jędrnej czynności
w potrzebach do tegoż, ten tu nagania do kontem placyi o przejściach
jeg o duszy, o kolum nach, i o ślepem p o ddaniu się biczow aniu; tam ten
ustępuje z p ola mongolsko-słowiańskiej polityki, i rzuca się na pole po ­
lityki polsko-słowiańskiej, czem dowodzi, że R osya już dla niego nie mą
74

bie sm utną faktora rolę nowej wiary, — atoli wyznajemy


szczerze, iż nie wiemy na czem te nadzieje opierano: bo Mic­
kiewicz zbyt jeszcze w owej epoce był przekonany o możebności
zrobienia sobie nieśmiertelnej sławy na polu huku dział, aby
miał był stanowczo myśleć o opuszczeniu mu powierzonćj przez
m istrza chorągwi, i świętego z nią zastępu w liczbie błogosła-

pow abu — że nie zasługuje na przyjęcie nauki Towiańskiego — że w końcu


P olska pow inna być centrum i zjednoczeniem Słowian, a nie R osya ze
swoimi p o p a m i ; ten tu znowu n a k ro k p o d tymi względami nie ustę­
puje. Mickiewicz zdaje sie biegać po krań cach granicznych patryotyzm u
polskiego i kościoła katolickiego, podczas gdy Tow iański bije w same
ich bram y śmiałym tartan em , by w nich wybić dziurę ku wsunięciu nią
do w nętrza ich swoich zasad. P o strzeg ł m i s t r z tę różnicę między nim
a jego w o d z e m z i e m i , i aby niebezpieczeństw u drogę zagrodzić na cza­
sie, przypom ina M ickiewiczowi jeg o d r g n i ę c i e w J S f a n t e r r e (tamże,
str. 85.) kiedy m edal przyjm ow ał, i napom ina go, aby tern drgnięciem
odzyskał to n ducha swojego, i pociesza go tem, że „m iłosierdzie Boże
w ybawi go od krętych ścieżek, od ta rc ia się dalszego“ ... P rzeb ija z tego
listu do Mickiewicza, pisanego na dniu 1 M aja 1847 roku, że Tow iański
lękał się odstępstw a w tenczas swojego pom ocnika, ta k w części od jego
zasad religijnych, ja k w zupełności od jego polityki. Mickiewicz zape­
w nia m istrza o swej stałości (tamże, str. 87.), ale po scharakteryzow aniu
w ewnętrznego życia i położenia sekty d odaje: „M istrzu i P a n ie ! po tem
wszystkiem, tru d n o nam wrócić do tego zaufania, do tej szczerości z ja-
kąśm y się ześli przed laty...“ Spodziew a się w ostatku po Bogu, że kie­
dyś ł a s k a j e g o cz e m ś go p oc i e s z y. Grzecznie w ychodzi tó n a jed n o ,
ja k gdyby mu pow iedział: „tymczasem panie mistrzu, bywaj mi zd ró w /4
W samej rzeczy, zamyślał on już na swoją rękę działać, trzym ając je d n a k
w rezerwie Tow iańskiego, a widząc przygotow ania się E u ro p y do burzy,
zwołuje koło swoje n a dniu 27 W rześnia, wym ienionego roku, i radzi go
się, czy już wszyscy pow inni byli opuścić em igracyę, to je st: skończyć jej
tułactw o, i jakim do tego dzieła należało przystąpić sposobem , (tamże,
str. 97.). O pow iada mu swój sen, i żąda aby każdy z jego członków
zdanie swoje niezawiśle od wszelkiej rozpraw y napisał: nadm ienia przy
tem , że o tem niepotrzeba n i c m ó w i ć m i s t r z o w i — i że on bez tego
da swoje błogosław ieństwo. L i s t y i P r z e m ó w i e n i a tych zdań osobi­
stych koła nie ogłaszają, być może, że ich nie m iano, z k tórych nieza­
w odnie o ciekawych bylibyśm y się dowiedzieli szczegółach; bądź jed n ak
co chcesz, zdaje się (str. 100 tamże.), że większością zdań obrano Rzym
za pun k t do dalszych działań w ru ch ach politycznych, albo też M ickie­
wicz sam go do tego za najlepszy osądził, gdyż n a dniu 5 Października
zaw iadam ia koło o swej do niego podróży.
75

wionej c z te r d z i e s t u i c z te r e c h , do której niedawno temu


sam nawoływał i zaciągał.
P o przybyciu do Rzymu, odnawia dawne swoje stosunki
z X X . Zmartwychwstańcam i — okazuje wielką serdeczność
dla siostry M akryny Mieczy sławskiej, a nawet oświadcza, że
bezwzględnie podda się wyrokowi Stolicy Apostolskiej. P oka­
zało się przecie niebawem, że postępowanie Mickiewicza w tóm
wszystkićm nie było nacechowane szlachetną szczerością: bo
zam iast poddania się Stolicy, domaga się najprzód od Ojca s.,
aby Towiański według niego kiedyś pokrzywdzony, zaproszonym
został do Rzymu. Tym sposobem, w razie zaproszenia mistrza
do Rzymu, byłoby mu się nadało pewnego znaczenia i odgłosu
— byłby to uboczny rodzaj kapitulacyi ze sektą. A toli rzecz
się nie powiodła, a z odpowiedzi papieża P iusa I X : ,,W szakże
ja wszystkich przyjmuję więc i jego przyjmę“, wcale nie ko­
rzystano. W idno jak a to była szczerość w poddaniu siebie i
swojej nauki, do osądzenia Stolicy.
T ak się rzeczy przeciągnęły aż do roku 1848, w którym
rewolucya francuzka dała hasło do europejskiego ruchu. M ic­
kiewicz przybrał tu nową postać - - zerwał napowrót zawiązane
stosunki z X X . Zmartwychwstańcami, zamieszkałymi jak zwykle
częściowo w Rzymie, częściowo w Paryżu, zapomniał o hołdach
dla siostry Makryny, i uradowany, że przecież wybiła dla niego
oczekiwana godzina do stanięcia na czele wojsk, ogłasza poli­
tyczny s y m b o l polski, zawięzując legion w R zym ie1), głosi
publicznie jakoby Ojciec święty jego chorągiew miał był po­
błogosławić, i zezwolić pod swojem własnem imieniem na wy­
prawę polsko-słowiańską. Z tego wszystkiego powstało prawie
trzęsienie ziemi! a obałam ucenia umysłów nie miały ani miary
ani końca; sześć sążnistych i szumnych listów M ichała Chodźko,
jednego z największych wielbicieli Mickiewicza, i odstępcy od
Towianizmu, ale jeszcze niewyleczonego z jego choroby, ogło­
szone w D z i e n n i k u P o l s k i m o L e g i o n i e P o l s k i m w R zy-
i) Z L i s t ó w i P r z e m . (T. I I , str. 106) Mickiewicz jeszcze się
znajduje w Rzymie, (str. 108) już je s t w M edyolanie 1, 9, 14 M aja; (str.
110) znajduje się 16 M aja w M edyolanie; (str. 112) 3 Czerwca pisze
z koszar San G irolam o, a 2 Sierpnia 1848, już się znajdyw ał w Paryżu.
m ie , zmusiły E dw arda Łubieńskiego do sprostowania mnóstwa
szczegółów, w jego pisemku M ic k ie w ic z w R z y m i e (Poznań
1850 r .) 1) Ż e się ta cała wyprawa skończyła na walce prze­
ciw Stolicy Apostolskiej, o tern wie świat cały, ja k również i to
tajem nicą nie jest, że nasz poeta nie pom ijał sposobności nie-
czynnością, do robienia nieprzyjemności papieżowi. Pism a jego
wyżej już przytoczone, wzięto na Index w dniu 17 K w ietnia
1848' roku, a dekret podpisał kardynał Maj. — Z daje się, że
po tych wysileniack zaczęło Mickiewiczowi dopiero spadać
bielmo z oczów; ostatnie nitki fałszywej tkaniny proroctw mię­
dzy nim a mistrzem rwać się zaczęły, ale czy się zupełnie
porw ały?...2), brakuje nam na dowodach.

§. 28 . Em igracya wymaga po Towiańszczykacli rozwiązania


się. Towiańśki uwięziony tu Paryżu.

"W chwilach powszechnego rozburzenia umysłów r. 1848,


pewna liczba Towiańszczyków idąc za przykładem Mickiewicza,
bez przyzwolenia m istrza podążyła ku Poznańskiem u i K ra-
kowu, a prorok zawitawszy w m urach Paryża, nieomieszkał
mieszać się w wewnętrzne sprawy fraucuzkiej Rzeczypospolitej;
przejrzawszy jej położenie, pośpieszył z swoimi zbogacić wia­
domości nowym memoryałem M ikołaja I., na dniu 16 M aja
t. roku. Em igracya polska poczuwszy jakieś skryte Towiań­
szczyków roboty pod przywództwem samego ich mistrza, ko­
rzystając z politycznych okoliczności, wezwała ich do rozwią-

1) Potwierdzają to L is ty i P rz e m . (T. II. str. 106—107). Czter­


nastu młodych artystów wplątano do Towianizmu, i z nich Mickiewicz
utworzył zawiązek s w o ic h w o j s k w y b r a n y c h . Ci ludzie potracili
zdrowy rozum ! IV kilka dni po 3 kwietnia 1848 r. miał ten legion
wyruszyć przez Plorencyą, Medyolan i C z e c h y do Krakowa. Zapewne
w Czechach spodziewano się przyciągnąć kogo do nowych zastępów,
z przysposobionych tam niegdyś przez szwagra Towiańskiego. Mickiewicz
nazwał swoich artystów Z a s t ę p e m p i e r w s z y m P o l s k i . Miano iść
z b i a ł y m o r ł e m , ale b e z c h o r ą g w i p a ń s k i e j , na co pozwolenia
mistrza potrzebowano.
2) P r z e m a w ia n ia Mickiewicza po Rewolucyi francuzkiej 1848,
są rzadkie, ani k o r e s p o n d e n c y e z mistrzem tak częste jak dawniej.
Później trochę wracają do dawnego.
77

zania się, n a co jć j odpow iedziano odezwą D o R o d a k ó w , na


dniu 11 Czerw ca w spom nionego ro k u ; zaczyna o n a: ,,B racia
R odacy! N a wezwanie wasze, abyśm y roz więzy wali się, pow in­
nością m oją je s t odpow iedzić wam. N ie sam i związaliśmy się,
ztącl sam i rozw iązać się nie możemy. B óg (?) zw iązał nas,
B óg tylko rozw iązać nas je s t m ocen. Co z m iłosierdzia Bożego
przyjęliśm y dla p rzek azan ia bliźniem u i ojczyźnie, trzym ać to
i przekazyw ać będziem y dopóki B óg służyć nam rozkaże b li­
źniem u i ojczyźnie!... W chodzi n astęp n ie K a ró l Różycki, a u ­
to r te j odpowiedzi, w długi szereg gry sekcie właściwej, k tó rą
pragnie osięgnąć dwie rzeczy: n ajprzód przek o n ać em igracyą,
że P o lsk a cierpi niedolę, bo trw a w c ie m n o ś c i, a potćm , że
nie m ając ju ż ż y c i a w e d le p r a w a d a w n e g o z ie m s k ie g o
i n a d r o d z e d a w n e j z i e m s k i , p o trzeb a jej się odrodzić p ra ­
wem C hrystusa w edług n a u k i T ow iańskiego, do której em igra-
cyę wezwał w k a ted rze paryzkiej n a dniu 27 W rześn ia 1841
roku. „ P o la k już u ró sł w moc od o ś m n a s t u wieków,“ mówi:
„i jeśli tego praw a nie spełnia, to nie z niemocy, ale ze złój
woli sw ojćjA 1) N a tern się skończyła spraw a i w ezwania i
rozw iązania, — a M ikołaj K am ień sk i n a dniu 5 K w ietn ia
w swem: D o B r a c i P o l a k ó w , znów Tow iańszczyk.
W połowie m iesiąca M a ja 1848 roku przybył do P a ry ż a
A ndrzej T o w iań sk i2), i bez jego zezw olenia i n atch nienia, od­
powiedź D o R o d a k ó w R óżyckiego, nie m ogła m ieć m iejsca.
A le to było najm niejszą rzeczą: przybyciem swojem chciał on
nadać swój t o n polityce francuzkiej — zam iarem jego było
głównym ustalić tam n a w ielką skalę swój n o w y ży w y k o ­
ś c ió ł, i wyrzucić kolum ny duchów czarnych z posiadłości d a­
wnych F ra n k ó w — zniweczyć do szczętu rozbitą już jedność

x) L i s t y i P r z e m . podają, także w całości tę odpowiedź. T. II ,


str. 113—115.
2) L isty i P rzem ów ienia (T. I I , str. 118.) donoszą,, że przybył do
P aryża 28 M aja, a 11 L ipca zaaresztow ano go w jego mieszkaniu ave­
nue des Champs-Elissees nr. 108. Co nas tu zadziwia, to opuszczenie
w L i s t a c h i P r z e m ó w i e n i a c h m em oryału z dnia 16 M aja 1848 r.
do M ikołaja I ; nadm ieniam y atoli, że Mickiewicz wtenczas był we
W łoszech.
78

tułaczy polskich, i położyć niewzruszone swoje zasady do pan-


slawizmu, na rachunek F rancy i. Tyle nam rzeczy o działa­
niach w Paryżu nagadano — tak nieraz sprzecznych ze sobą,
żeśmy żadnej uwierzyć nie mogli. W edług naszego przypu­
szczenia, Mickiewicza mu tam brakowało, a on sam prócz n a­
strajania swojego i poufnych niektórych swoich zwolenników,
nic innego ani robił, ani mógł robić. W ministerstwie spraw
wewnętrznych, gdzieśmy z tego peryodu czasu spodziewali się
jakich wyjaśnień, pan sekretarz ustnie nam odpowiedział, że
nie można było powierzyć nam d o s s i e r Towiańskiego, bo w nićm
prócz rozporządzeń adm inistracyjnych przeciw niemu, nic in­
nego nie było. Zapytany wprost o powody uwięzienia go, od­
powiedział nam, że to było środkiem adm inistracyjnym za po-
dejrzywanie go o mieszanie się do spraw wewnętrznych kraju.
Prócz tego nic ważniejszego wydobyć nie można było, i są­
dzimy, że tćż tam nic innego nie było, prócz może jakich
nieuzasadnionych denuncyacyi. Bądź co chcesz, trzymano To­
wiańskiego w więzieniu paryzkiem przeszło miesiąc, i w osta­
tku na usilne wstawienia się za nim do władz ówczesnych,
puszczono go na wolność.1)

§. 29. T ow iański w południow ej F ra n cy i. — K s. K a rsk i


p rzystęp u je do niego.
P o uwolnieniu się z więzienia, udaje się pan Andrzćj do
południowe] Francyi — ale pomimo czuwania nad nim paryz-
kiej policyi, potrafił się utrzym ać w stolicy F rancyi, aż ku
końcowi Października 1848 roku.2) Mickiewicza zapał od po­
rażki zaszłej z jego legionem w Rzymie, cokolwiek oziębiony,

x) L i s t y i P r z e m . (tamże, str. 120, donoszą na dniu 28 Sierpnia


1848 roku, że w owym dniu spodziewano się m istrza uw olnienia. M i­
ckiewicz pisał prośbę (tamże stro n a 118) do Je n e ra ła Cavaignac, prosząc
za Towiańskim , i dołącza temuż ukaz z 30 Czerwca 1842 roku, konfisku­
jący m ajątek Towiańskiego. Tej konfiskaty na listach konfiskat na Litw ie
i w Polsce nie znajdujem y.
2) W dniu 21 P aździernika był już w M ontereau, zkąd pisze ode­
zwę do K o ł a zapew niając je, że k a n a ł ł a s k i b o ż e j d l a n i e g o s i ę
n i e s k o ń c z y ł . L i s t y i P r z e m . tam że, str. 123....
79

teraz go znowu widziemy w pełnćm życiu — ale bo też i po­


trzeba była tego, po przejściu wielkiej europejskiej burzy, po
niesprawdzeniu tyle oczekiwanych nadziei i przepowiedni —•
po rozbiciu się nawet w części Towianizmu. P a n Andrzćj
szastał objawianemi łaskam i Boga, a pan A dam kojarzył co
się było rozproszyło; tam ten niewyczerpane dostarczał mate-
ryały błogosławieństw i obietnic, a ten tu lepił niemi ściany
budynku sekty; każdy z nich umiał korzystać ze swojego ta ­
lentu. Naczelnicy potrącają w tym czasie po wszystkich ką­
tach — co rzeczywiście w szczególności zdziałali, tego dokła­
dnie nie wiemy, ale tajemnicą dla nas nie jest, że nie mało
na projektach stracono czasu, i głównie się zajmowano utrzy­
maniem przy jakiem takiem życiu wstrząśnionćj politycznymi
wypadkami sekty.1)

x) Z L i s t ó w i P r z e m . (tamże str. 123—133.) przekonyw am y


się, że przytoczone ogólnikowe wiadom ości nasze, nie wiele rozszerzyć
się mogą. W D o k o l a z M ontereau na dniu 21 P aździernika 1848 r.
prócz gry łask bożych, by nią do posłuszeństwa Towiańszczyków i do
jedności zachęcić, nic w gruncie innego doczytać się nie można. W dniu
15 G rudnia już Towiański się znajdow ał w Awinionie, dawniej rezydencyi
papiezkiej, zkąd pisze do M ickiewicza zapew niając go, „że skoro czas nazna­
czony przyjdzie, znikną przeciwności, i znajdą się środki m ateryalne itd .‘!—
z opuszczeniem jed n ak n a jakie cele. Cokolwiek wyżej w yraża: „Zam ie­
rzam zatrzym ać się tu czas pew ny, potem udać się do Marsylii, i ztam-
tą d gdzie Bóg czynić z Papieżem naznaczy11... Dziwne jakieś miewał p o ­
ufne rozm owy z Bogiem, a P ap ieża p rag n ą ł ciągle znaleść w w arunkach,
któreby go zmusiły do przyjęcia nowej chrześciańskiej epoki! Łudził obietni­
cami samego M ickiewicza, podtrzym yw ał go jak m ógł na jego stanowisku,
a ten znowu łudził innych, i ta k w iązano nici pękające Towianizmu.
W końcu przytoczonego listu zapytuje M ickiew icza: „ Ja k tam urządziłeś się
z braćm i w edle tego cośmy mówili z sobą w P ary żu i w M ontereau
W odpow iedzi na dniu 28 G rudnia t. r. znajdujem y: „że b racia byli roz­
dzieleni n a kilka stronnictw unikających siebie nawzajem. Nie było tonu
nienawiści, d o d aje: ale nieufność zbyt długo karm iona.‘‘ O bjaw ia przy-
tem nadzieje zbliżenia ich do siebie z pom ocą K aró la Różyckiego, posu­
nąć ideę N apoleona I, i donosi, że między nim i a rządem francuzkim,
m ógłby pośredniczyć był w tenczas książę H ieronim z Napoleonów , ów­
czesny rządzca inwalidów.
N adto radzi Mickiewicz mistrzowi, „aby sam do F ran cy i odezwał
się, ogłaszając pismo do elektorów , do tych milionów w yborców,‘‘ przy
80

N ie stracił jednak Towiański zupełnie swojego czasu,


przynajmniej w zdobyczy jednego więcej zwolennika, który mu
potem nie m ałe zrobił usługi.

W idzieliśmy już jak od samego zawiązku Towianizmu


zastawiano sidła na księży Zmartwychwstańców, ale bez skutku,
teraz wreszcie nadeszła chwila, gdzie jeden z nich, i to prze­
ciwnik sekty poprzednio dał się w jej m atnię uwikłać. K siądz
E dw ard K arski, a pod przybranem nazwiskiem D uński, jak
już o tćm wiemy, kapłan łagodnego charakteru i szanowany
powszechnie, członek przytoczonego Zgrom adzenia z kilku księży
polskich, którzy się Zmartwychwstańcam i nazwali, i bez żadnćj
stałej reguły stowarzyszeni żyli, słabćj kompleksyi i zachwia­
nego zdrowia, zaczął jeszcze przed rokiem 1848 mocno na
zdrowiu zapadać; nowe europejskie wypadki wstrząsnęły jeszcze
bardzićj jego zdrowiem, i aż podobno wpłynęły na jego wła­
dze umysłowe — i w celu ratow ania swojego zdrowia, musiał
często P aryż opuszczać. Z najdując się w podobnym zamiarze
na początku 1849 roku w południowej Francyi, spotkał się
z Towiańskim w Awinionie, który go bez trudności do siebie
przyciągnął. W swoim liście z dnia 27 Czerwca wymienionego
roku, pisanym z M ontpellier do Zgromadzenia, donosi sam
o jego kilku schadzkach z mistrzem, na których m iał się do­
wiedzieć od niego o jego objawieniach, pismach nieznanych
dotąd nikomu, i o wartości jego osoby. Objawień samych ani
ich treści nikomu mistrz nie udzielał: bo te zachowywał dla
samej Stolicy Apostolskiój. K rótko mówiąc: ks. K a rsk i uwie­
rzył wszystko Towiańskiemu i prócz najwyższych doskonałości,

których była właściwie l a s o u v e r a i n e t e . M istrz chce tylko pisać do


Papieża, i utrzym uje, że n a z n a c z o n y m u z a k r e s służby dla F ran cy i
aż do pierwszego P aździernika zeszłego ro k u (1848) spełnionym został,
a n a s t ą p i ł a p e w n o ś ć czynienia z Papieżem , a potem dopiero chciał
w rócić znowu d o c z y n i e n i a z F r a n c y ą . Odezwy do F rancuzkich
w yborców nie potw ierdza, ani zezwala n a złożenie jakichś n o t księciu
H ieronim ow i. Z tego wszystkiego wudno, że ta k naczelnicy, ja k ich
uczniowie nie wiedzieli czego się chwycić i co począć, aż do początków
roku 1849. — Mickiewicz chciał działać, a Tow iański od czynu uciekał.
81

nic innego w nim nie widział.1) Gdy po swoim powrocie do


P ary ża wymagano od niego zerwania stosunków z Towiańskim,
opuścił Zgromadzenie, stał się gorliwym sekty kapłanom, i
rozbitą prawie rozmaitemi okolicznościami, wewnętrznemi roz­
terkam i i wstrząśnieniam i politycznymi, znów podniósł, i od
rozpadnięcia się ostatecznego uratował. W yznać trzeba, że po
Mickiewiczu był ks. K a rsk i najsilniejszym filarem Towianizmu,
i mistrz takie w nim m iał zaufanie, że zamierzał wysłać go
do Rzymu, aby tam bronił jego B i e s i a d y .2) T a mianowicie
okoliczność pom ijając inne, spowodowała ks. P io tra Semeneńko
do wystąpienia publicznego przeciw nauce m istrza w pisemku
p o d ty tu łe m : T o w ia ń s k i e t sa d o c tr in e . P a r is . 1850, z któ­
regośmy już wyżej przytoczyli niektóre wyciągi, odnoszące się
do poprzednich czasów. Ogłoszenie to wywołało szereg roz­
maitych korespondencyi, już to między ks. K arskim a ks. ks.
Zmartwychwstańcami, już między innemi osobami. N iektóre
z nich wyjaśnia P is m o p r z e c iw b łę d o m A n d r z e j a T o w iań -
s k ie g o . P o z n a ń 1858 r.
A le pomyśli kto choćby nawiasowo: co mogło rzeczywi­
ście spowodować ks. K arskiego do przyjęcia Towianizmu?...
boć zasady B ie s ia d y nie zawierają w sobie nic takiego, coby
go przywiodło do podobnego kroku.
N ie mało nas to zapytanie zajmowało, i gdybyśmy nie
byli widzieli tego kapłana tak na zdrowiu upadłego, i niedługo
zmarłego, bylibyśmy z nim samym osobiście tę rzecz poruszyli
i niezawodnie wyjaśnili. P o zbadaniu jednak wszechstronnie
okoliczności, 'w jakich się wówczas ten kapłan znajdywał, su-

1) W idzieliśm y n a w łasne oczy i czytali jeszcze za n aszych czasów


w P a ry ż u i je g o o kolicach, w d o m ac h m ożnych S p i r y t y s t ó w - m e d i ó w ,
p ra w d ziw e a rc h iw a z o b jaw ie n iam i przez duchów , k tó ry m najzu p ełn iej
w ie rzo n o ; m ieliśm y z n ich foliały o lo sa ch przyszłych P o lsk i, k tó re się
w niczem nie sp raw d ziły — i w iele innych, o k tó ry c h nie w a rto m ów ić;
ta k ie b yły i o b ja w ie n ia T ow iań sk ieg o , k tó ry m K a rsk i uw ierzył.
2) W isto cie L i s t y i P r z e m . czynią o tern w zm iankę. „Z am ie­
rzy ł on w in te resie, m ów i T o w iań sk i d n ia 11 L u te g o w sw oim liście do
M ickiew icza: sp ra w y u d a ć się do Rzym u.... M oże w y p a d n ie przez nieg o
przesłać papieżo w i pism o m o je u p rz ed z ają ce , ja k o wiesz, służbę m o ję.“
6
82

miennie przekonani jesteśmy, że ani zarozumiałość, ani głównie


przepowiednie o przyszłych losach Polski były przyczynami
jego błędu, ale raczćj własne jego wewnętrzne usposobienia
do religijno-moralnego rygoryzmu. Nękany tęschnotą z braku
ojczystego powietrza, utratą nadziei w roku 1848 do odzyska­
nia tegoż, przyciśniony cudzą atmosferą jak wszyscy jego bra­
cia współtułacze na obczyźnie żyjący, a raczej wegetujący, bo
nawet i mający czem zaspokoić swoje codzienne potrzeby, we­
getują a nie żyją; przeczuwający krótkość życia swojego, po­
czciwy z duszy i czuły na wszystko, wyobrażał sobie, że nikt
z ludzi ani w życiu prywatnem ani też publicznem, nieodpo-
wiadał nauce Chrystusa, i w tern spotkał się jednego zdania
z Towiańskim. Ścigany tą myślą popadł w skrupuły sam z sobą,
a nie znajdując nikogo ktoby jego przekonania podzielał, ni­
gdzie dla siebie ulgi ani pociechy nie znajdywał. Z takićmi to
wewnętrznemi usposobieniami dostał się w ręce Tówiańskiego
tćm łatwiej, że ten stosuje się głównie do słabej strony swoich
ofiar. Ze wszystkich jego listów, któremi się Towianizm tak
bardzo szczyci, dostrzedz nie trudno w ks. Karskim przyto­
czoną moralną i niebezpieczną chorobę, w którą jeśli kto raz
popadnie, nie łatwo się z niej otrząsnąć zdoła; nie daje ona
spoczynku ani we dnie ani w nocy, ściga jakby zjadliwy gad,
który kościół dokładnie przewidział, i swoje przepisy nań ozna­
czył. W liście z dnia 8 Grudnia 1850 roku, pisanym z Z u­
rich do arcybiskupa paryzkiego, między innemi rzeczami wy­
znaje i to, że był przeciwnikiem niejaki czas Towiańskiego,
ale dręczony głosem sumienia i niepokojem swej duszy, starał
się z nim zobaczyć, i że przy drugiem go widzeniu, dowiedział
się od niego o najwyższych prawdach tyczących się ducha ludz­
kiego, i tego wszystkiego co należy do życia prywatnego i pu­
blicznego. „Głównym celem jego posłannictwa, mówi: jest
wyjaśnienie istoty prawa J . Chrystusa, prawdziwej ofiary czyn­
nej, żywej, urzeczywistniającej się.“ W liście znowu do je­
dnego z oficyałów na dniu 30 Listopada 1851 r. oświadcza:
„To com przyjął od Andrzeja Towiańskiego, jest większą mi­
łością krzyża J . Chrystusa, ofiar jego, aby je podtrzymywać
wszędzie we wszystkich moich czynnościach, i na wszelkiem
83

polu życia“ —• krótko mówiąc: cała wiara ks. Karskiego w no­


wego mesyasza ograniczała się na tóm, co sam wypowiada do
ks. Semeneńko 1850 roku, krytykując jego wystąpienie przeciw
Towiańskiemu: „W iara bez dobrych uczynków jest martwą —
uczynki nie ożywione duchem wiary i miłości, są próżne. Trzeba
czcić Boga w duchu i w prawdzie. Trzeba kochać bliźniego
w duchu i w prawdzie, przyjąć słowo Boga i wcielić je we
wszystkie czynności chrześciańską ofiarą.“ — To wszystko wy­
chodzi na to, aby tak fizycznie jak moralnie oderwać się od
życia materyalnego a b s o l u t n i e , i oddychać jedynie życiem
w atmosferach ducha, stosownie do litery ewangelii, podług
tłómaczenia Towiańskiego. Aby o tern wszystkiem wiedzieć,
nie potrzeba się po to udawać do mistrza, bo przykłady da­
wnych proroków i nowszych anachoretów i pustelników uczą
wszystkich tego; ks. K arski ani nauki Chrystusa, ani Towiań­
skiego ducha i Boga nie rozumiał — on stanowczo myślał, że
jego Chrystus był Bogiem Towiańskiego. Z wiernem trzyma­
niem się przy katolickim kościele, nie mniej był wierny i To-
wianizmowi, ale w granicach co dopiero zakreślonych. Prowa­
dząc życie anachorety w śród chaosu świata, w którem go
sekta podtrzymywała, tak był zajęty sam sobą, że się stał
głuchym na wszelkie inne wołania, i ani mu na myśl nie przy­
szło, że ciągnął wodę na cudze koło, i żeby pod zasłoną do­
skonałości chrześciańskiego życia, mogła się kryć jaka inna
nauka przeciwna jego wierze. Ztąd też wielokrotne oświadcza­
nia jego wierności katolickiemu kościołowi nie mogą być brane
za obłudę, jak i obrona Towianizmu przez niego, nie powinna
być uważaną za nieszczerą. Towiański znał dobrze swojego
adepta — nie miał go za zupełnie swojego, dla tego nigdy
z nim żadnej Biesiady nie wyprawiał, ani jego duchowi prze­
znaczył jaki urząd. Służył mu za narzędzie do propagandy.

§. 30. W yjazd M ickiew icza na Wschód, — Śm ierć ks. K a r ­


skiego. — Propaganda we W łoszech.

Towiański po opuszczeniu południowej Francyi, widząc,


że w niej nic więcej zrobić nie zdoła, i że jego nadzieje spo-
6*
84

częcia sło w a b o ż e g o na niój, to jest: postawienia tam sw o­


je g o k o ś c io ła spełzły na niczem, przeniósł się cło Szwajca-
ryi1), zamieszkał w Zurich, i tam główne dla siebie i swojój
sekty założył siedlisko. Tam go Adam Mickiewicz odwiedzał,
a ks. K arski z Karolem Różyckim przesiadywali u niego całe
miesiące. N astała tu jakaś mistyczna cisza w Towianizmie,
nie robiono tyle ^hałasu jak dawniój, — publicznie mało mó­
wiono, — oczekiwano zapewne jakiego nowego spotkania się
Boga z Towiańskim, i dania mu nowych rozkazów swoich do
działania. Mickiewicz od tej epoki zamilkł, — Karól Różycki
zdaje się zyskał na zupełnem zaufaniu mistrza, a Mickiewicz
stracił na tonie, i być może, że w celu odzyskania o sobie
lepszej opinii, wyjechał na Wschód w czasie wojny krymskiej.
Z jego tam pobytu wiemy, że robił wyrzuty naczelnikom ko­
zaków polskich, spiskujących pod gościnnym szałasem Mahomy,
i że niemało z Litwinów opuściło cichaczem proroka2). Ze

ł) Listy i Przem . (T. I I str. 133) m ają list Towiariskiego pisany


z Milhuzy na dniu 27. Czerwca 1849 r. do M ickiewicza, w którym wy-
czytujemy przyczynę, dla której Tow iański opuścił Francyę. „Opuszczam
pole służby mojej, k tó re,p e łn iąc wolę Bożą, przez t r z y n a ś c i e miesięcy
n a ziemi francuskiej zajm owałem, u d aję się do Szw ajcaryi, gdzie jak o
d o tąd oczekiwać będę wezwania Bożego do pow inności m ojej"... A dalej
mówi, że F ran cu zi upadli, d la te g o z a w a r ł B ó g j e g o s ł u ż b ę u n ic h .
2) J e s t to epoka Towiauizmu, z której mamy więcej ustnych, an i­
żeli piśm iennych wiadomości o n im ; nie od rzeczy będzie uzupełnić ją
cokolw iek z L i s t ó w i P r z e m . Mickiewicza. Między innem i rzeczami
mówi on do Towiariskiego w swoim liście z dnia 17 Stycznia 1853 r.:
„P o ostatnim liście moim pisanym d o A w i n i o n u , czekałem na o d p o ­
wiedź przez wiele miesięcy na próżno. W nosiłem , że nie życzysz sobie,
abym dalszych ra d od ciebie zasięgał, że nie chcesz, abym do ciebie
w p ro st zgłaszał się. U tw ierdzały te n mój domysł osoby w bliższych
i ciągłych stósunkaclr z to b ą zostające..." (Tom. I I , str. 147.) Ju ż się tu
nie p ow tarzają ta k często P a n i e i M i s t r z u , ale t y i c i e b i e .
W owym czasie b y ł Mickiewicz bibliotekarzem — urząd, który
mu wiele czasu zajmował, jakkolw iek po nim wysilenia nie wymagał.
Oświadcza się je d n a k z w iernością dla m istrza, i w ogóle przem aw ia do
niego z nieznaną w nim aż do tąd uniżonością. Może to je st p erio d roz­
dw ojenia się stanowczego politycznych idei między nim i: M ickiewicz nie
m iał ufności w naw róceniu Rosyi do w iary i polityki Towiariskiego,
śmiercią naszego poety, kończy się jego historya, z której To-
wiańszczycy się nie szczycą, co dowodzi, że im nie zupełnie
jest przychylną.
N a dniu 3 Kwietnia 1857 roku przypadła śmierć ks.
Karskiego, którego spowiednik pisał do ks. Buquet archidya-
kona paryzkiego, dwa razy z zapewnieniem go, że z m a rły
ż a ło w a ł p o p e łn io n y c h błędów , i o d w o ła ł sw oje zbo­
c z e n ia . Listy te ogłoszono w francuzkim dzienniku rU n iv e rs ,
co tak się nie podobało Towiańszczykom, że aby udowodnić,
iż ks. Karski umarł pod chorągwią icli sekty, ogłosili drukiem
i po francuzku rozmaite jego listy pod tytułem: D u ń s k i
p r e t r e zbić et zćle s e r v ite u r de lieuvre de D ieu .
P a r is . 1857. Nie wchodzimy w rozstrzygnięcie w tej mierze
przekonań — jużeśmy powiedzieli, że wspomniony kapłan cią­
gle otoczony Towiańszczykami zagorzałym był ich obrońcą;
dodamy więcej, że aby im służyć według ich własnych rad i

a ten ostatni nie odstępow ał od zam ienienia Polski realnej na utopioną


w duchowej podpanslaw istow skiem berłem P e te rs b u rg a ; obydwaj w ytrw ali
w swoim aż do zgonu. M ickiewicz był za P olską słowiańską rzeczywistą
z katolicyzm em , a Towiański za swoją religią, za polską idealną w pan-
slawizmie rosyjskim. N a dniu 6 G rudnia t. r. pisze Mickiewicz do ks.
A dam a Czartoryskiego w obrónie mistrza, z którym rzadkie już m a stó-
sunki, ja k gdyby tym krokiem p ra g n ą ł zasłużyć na daw ne jego zaufanie.
W yraża tam jed n ak : kocham wolność, ja k życie, Ojczyznę n ad życie, a
n ad Ojczyznę R eligią m oją świętą k ato lick ą'1. — To wyznanie ta k otw arte,
je s t zupełnie przeciw ne nauce Towiańskiego, który prócz ojczyzny już
wyrażonej, nie pragnie innej dla siebie, a katolicyzm m a za torm ę ze­
w nętrzną dla człowieka, a nie za wieczną praw dę. Dalej uspraw iedliw ia
„Pismo... do cesarza M ikołaja I I ”, którego datę pom inięto w W y d a n i u ,
albo jej też nie posiadano ; niew iadom o zatem co to było za P i s m o :
bo owo z roku 1848 je s t dotąd, przynajm niej dla nas wcale nie znane.
W szystko nic nie pom ogło — Towiański z m i ł o s i e r d z i a b o ż e g o sam
teraz niósł z Różyckim ciężar nowego odkupienia. A i E ustachy J a ­
nuszkiewicz (str. 247) objaw ia swoje niezadow olenie n a dniu 15 M aja
jeszcze roku 1846, że daw ną drogą dalej iść nie będzie. Może się my­
limy, d o d aje: może inni lepiej widzą rzeczy, a le a n i A d a m a n i j a n a
s t a r e m a n o w c e n i e w e j d z i m y . “ — W y raźn a to nieufność już od owej
epoki w słowa Towiańskiego, k tó ra ja k się pokazuje rosła każdego dnia
więcej.
86

natchnień, nie zawsze jego postępowanie było szczere z jego


duchowną i kościelną zwierzchnością. Pomimo tego wszystkiego
jak wielu innych, niezawodnie i 011 zwątpili w posłannictwo
mistrza po tylu politycznych wypadkach, z których ani jeden
nie poparł jego przepowiedni. Śmierć otwiera człowiekowi
przy jego skonie odmienne widzenie rzeczy na świecie od in­
nych ludzi — przykładów w tym względzie nie brakuje co­
dziennie, że dała kierunek także ks. Karskiemu przy jego
ostatniem tchnieniu, odmienny teraz jego pojęciom i sądowi,
w tern nic nadzwyczajnego. Spowiednik też zapewne tej oko­
liczności nie pominął, a nawet pominąć nie hył powinien,
mianowicie w razie wiedzy jakiejkolwiek o sekcie Towiańskiego.
Spowiednikowi tu jedynie wiarę dać można, gdyż w przypadku
pozostania uporczywie w błędach, nie byłby mówił ani słowa
o ich przez penitenta opuszczeniu. Pisanie w tej mierze do
Archidyakona jako władzy kościelnej daje do zrozumienia, że
spowiednik wiedział dokładnie naprzód o błędach ks. K a r­
skiego - boć zresztą nie było to tajemnicą nikomu, i że
przysposobiony zdołał mu oczy otworzyć. Takie jest pod tym
względem nasze przekonanie.
Towianizm miał w sobie jeszcze dwóch innych księży pol­
skich : jeden nazywał się Smoliński, któregośmy osobiście znali,
wrócił on do kraju na mocy owej sławnój amncstyi. Kiedy
przylgnął do Towianizmu i pod jakiemi okolicznościami, nie
ma o tern co mówić. Żył zaAvsze odosobniony — rzadko się
widywał z swoimi b r a ć m i — w niczem im usługi nie przy­
nosił, przynajmniej my o tern nie wiemy. W rozmowie z nami
nic przeciw sekcie nie mówił — ani jej potępiał ani chwalił —
ale z jego mieszkania portret Napoleona I pokryty gazą, ni­
gdy nie wychodził; palił przed nim świece w pewne dnie,
aleśmy tego na własne oczy nie widzieli; opowiadał innym
niedopełnienie przez niego swojego na ziemi posłannictwa, we­
dług nauki Towiańskiego, i nieraz od swoich kolegów znosił
w milczeniu żarty, a nawet ich szyderstwa. Po powrocie do
Polski, mówiono nam później, podobno przeszedł do prawo­
sławia, i przeniósł się w okolice od Królestwa odległe; tego
tu nie zapewniamy, bo na to dowodów nie posiadamy.
87

Co do drugiego, nie znaliśmy go, i aby nie popełnić ja ­


ki ćj pomyłki, pomijamy milczeniem jego nazwisko; ten w tu-
łactwie zniknął — podobno wyjechał do Anglii, a ztamtąd nie
wiadomo dokąd. Oto wszyscy z księży polskich, których To-
wianizm posiadał w swej sekcie, i to z licznego duchowieństwa
polskiego na brukach paryzkich się znajdującego.
Ze śmierci ks. Karskiego starali się korzystać Towiań-
szczycy: to co katolicy nazywali zgorszeniem, oni wzięli za cho­
rągiew do swej propagandy. Przetłómaczyli niebawem z fran-
cuzkiego na włoskie przytoczone listy z tytułem: D u ń s k i
S a c e r d o t e z e l a n t e e z e l a n t e s e r v i t o r e d e ll’ o p e r a di
Di o. T o r i n o 1857. — Od czasów włoskiej wojny z Austryą,
i nieporozumień Turyńskiego Dworu ze Stolicą Apostolską,
Towiański rzucił się ze swoją propagandą na Włochy; Mickie­
wicz był tę propagandę zaprojektował już temu lat kilka po­
przednio. Korzystano z politycznych zamieszali, wzbuizeń
umysłów i namiętności stronnictw. Ogłoszenie wspomnionego
pisemka nie mało tam narobiło odgłosu, który aż zaniepokoił
wysokie sfery Rzymu, i spowodował zaciągnienie go do liczby
heretyckich i zakazanych książek, a Biskup z Cuneo wydał
okólnik do duchowieństwa i swoich wiernych na dniu 12 Paź­
dziernika wspomnionego roku, którym potępiając naukę To-
wiańskiego, ostrzega zarazem przed jćj niebezpieczeństwem:
,,Sposób, odzywa się: jakim się wsuwają ci mistrzowie błędu,
zależy na tem, że zaczynają głosić wielkie braterstwo, czyli
miłość, wzywają do postępu chrześciańskiego, do rozpalenia się
w duchu Chrystusa, używając i innych podobnych wyrażeń.
A tymczasem wyznają błędy najcięższe wielekroć już przez
Kościół potępione: przypuszczają następstwo wielu żywotów,
czyli przechodzenie dusz do ciał innych po śmierci, zaprzeczają
wieczności kar piekielnych bez odrzucania ich w zupełności, ale
po swojemu tłómacząc słowo wi e c z ny: w postępie chrześciań-
kim wyobrażają sobie stan, w którym dobre uczynki, nawet
nakazane, są niepożyteczne lub nawet szkodliwe; robią z su­
mienia pojedyńczego prawidło najwyższe na wszystkie czynności,
słowem: kuszą się o podkopanie nie czego innego, jak tylko
podwalin wiary i obyczaju chrześciańskiego, by się tak zamknąć
w pewnej uczuciowości i mistycyzmie, właściwym różnowiercóm,
a nawet obojętnisióm.”

§. 31. A k t Towiańskiego do cesarza Aleksandra I I . —

Wrażenie wywołane nim w tułactwie polskiem.


P o zejściu z tego świata znanych nam już dwóch potę­
żnych filarów Towianizmu, doszła była nauka m istrza do doj­
rzałości, między jego uczniami przypuszczonymi do najwyższych
tajem nic politycznych: nadszedł czas gdzie jej owoce należało
objawić temu kto do tego zdaje się m iał prawo. Tymi owo­
cami był ów sławny akt poddaństwa z tytułem : P o w o d y d l a
k t ó r y c h a m n e s t y a p r z y j ę t a b y ć n i e mo ż e , p r z e d s t a ­
w i o n e p r z e z część e m i g r a c y i p o l s k i e j JC M . A l e k s a n ­
d r o w i II . Paryż 1857 roku. Towianizm trzym ał w najgłębszej
tajem nicy te P o w o d y po ich odesłaniu do P etersburga i które
dzięki jednemu z patryotów, dostały się w w i e r z y t e l n e j k o ­
p i i do rąk em igracyi; z tej to właśnie gdy nadeszła z P e te rs ­
burga do P aryża, i my odpisaliśmy dla siebie jeden egzem­
plarz. G ruchnęła o tym akcie wieść jakby jaki piorun nad­
spodziewany! dopytywano się o niego, szukano go z prawdziwą
gorączką, odpisywano w części, w całości, posyłano we wszys­
tkich kierunkach znajomym i przyjaciołom; zdawało się dopra­
wdy, że chodziło w biednem tułactwie o koniec świata.
Tym wirem i ferm entacyą przyparty Towianizm nie miał
innego sposobu jak przyznać się do swoich P o w o d ó w i od­
stępstwa od własnej Ojczyzny, albo zaprzeczyć oboje na raz.
Rzeczą było niepodobną zaprzeczyć prawdzie, trzeba ją więc
było publicznie potwierdzić. Tak z tego zatćm powodu jako
też i z tej uwagi, że P o w o d y mogłyby były ucierpieć w ręku
emigracyi jakie niekorzystniejsze jeszcze dla niego zmiany lub
dodatki, ogłosił je drukiem i przyznał się tym sposobem do
tego co dotąd w tajemnicy ukrywał, i co tylko podejrzywano.
Zwracamy tu uwagę czytelnika na przytoczone wyżej objawie­
nia M ikołaja Kamieńskiego w swojem piśmie D o U r z ę d u
Towiańszczyków paryzkich, aby się przekonał o zręczności
m istrza w prowadzeniu swoich a d e p t ó w do stóp w i e l k i e g o
m o n a r c h y M i k o ł a j a I.
89

A k t poddaństwa w tak przykrych P olski okolicznościach


z namysłem ułożony, i podpisany przez ludzi którym na lepszem
wychowaniu nie zbywa, słusznie wywołał i powszechne zdziwie­
nie i oburzenie, dla tego to prędko treść jego publiczność
poznała. W owym to właśnie czasie a nie przedtem, powyda-
lano Towiańszczyków z polskich zakładów w P aryżu, jako to
ze szkół na Batignolles itd., i wtenczas to uczniowie i mistrzo­
wie nowej wiary i panslawistowskiej polityki Rosyi, jako szko­
dliwe i zgangrenowane członki, odcięci zostali od zdrowego
polskiego ciała. J a k zwykle bywa u wszystkich sekciarzy i
Towiańszczycy wzięli te z nimi wypadki tak naturalne i słuszne
za dyoklecyaóskie prześladowania, które zamiast ich do opa­
m iętania prowadzić, służyły im za nowego bodźca do propa­
gandy. N a to wszystko patrzeliśmy własnemi oczami, a dzięki
naszćj tabakierce z białym krzyżem, symbolicznym znakiem
Towianizmu, mieliśmy do jego członków dosyć przystępu, i do
słuchania ich narzekań n a tyraństwo i nierozum P o la k ó w .
Z a ten paszport dany nam przez jednego z ich odstępców,
publiczne mu tu składamy dzięki. O dtąd to dopiero zerwała
emigracya polska stanowczo swoje stosunki z Towianizmem, i
i odepchnęła go od siebie.

§ 32. R oztropność iv postępow aniu Towiauskiego, i zakoń­


czenie obecnego oddziału.
Dawniejszymi czasy jakkolwiek nie bez trudności, można
było wydobyć z rąk Towiańszczyków pewne rozporządzenia,
rady, przepisy i okólniki do nich przesyłane przez m istrza,
a teraz tylko ustnie o ich treści dowiedzieć się można; z la­
tam i m istrz dojrzał w roztropności. Nauczony on teraz do­
świadczeniem, i bojąc się publicznych ogłoszeń drukiem jego
spraw, o ile z jednej strony stara się swoje zasady rozpowsze­
chniać, już to przez swoich uczni, już konferencyami odbywa-
jącem i się na ten cel w Szwajcaryi pod jego okiem, o tyle
z drugiej staje się skrytszym, i utrzymuje nawet własnych
swoich zwolenników pod wielu względami w niewiadomości, oba­
wiając się z ich strony jakićj niedyskrecyi. Chociaż nie po­
dzielamy zdania tych co utrzym ują, że pisząc o Towianiźmie
90

ze samym jego założycielem rozprawiać się należy, pominąć tu


i tego nie możemy naszem milczeniem, a mówiemy to z naj-
głębszem przekonaniem, że nie mało z jego uczni obojga płci,
nie wiedzą co to jest ta wiara za którą ślepo idą. Z tej to
głównie przyczyny przypuszczono nie jednego z nicli do S ak ra­
mentów kościoła, pod warunkiem zawsze opuszczenia sekty,
i po otrzymanych od nich przyrzeczeniach. T e kilka Avierszy
przekonują owych, co się dziwili pobłażaniu kościoła katoli­
ckiego niektórym Towiańszczykom i przypuszczaniu ich do
świętój jego komunii.
K iedy Towiański czuje potrzebę zagrzania stygnącej gor­
liwości swoich uczni, albo przysposobienie ich do jakiego no­
wego aktu poddaństwa, najAyypróbowańszym tylko nadsyła pi­
śmienne swoje rozkazy, a ci napięci A\rysokim tonem swojego
ducha, udzielają ich ustnie innym ; potóm rozkazy w racają zkąd
wyszły, bez zatrzymania ich odpisu. T ak się rzeczy miały
z trzem a jego listam i a v r. 1861, o czem dokładnie od jego
uczni wiemy, i których kopii żadną m iarą udzielić nam nie
chciał, choć go o to usilnie prosiliśmy. Zapewniono nas, że
w nich rozAvija SAvoje pojęcia co do Polski, daje a v tej mierze
przepisy naczelnikom kółek, a za podstaA\Tę do A\rszystkiego ma
mongolsko-słoAviański panslaAvizm.
W szystko co od początku tego pisma aż dotąd powiedzie­
liśmy oparci na niezaprzeczonych wiadomościach, przekonać
każdego może, że Towiański albo m a politykę. a v SA\Toim syste­
mie religijnym za narzędzie, którem się zręcznie posługuje do
przeprowadzenia zasad nowćj SAvej wiary, a aat takim razie nikt
go za szczere postępowanie obwiniać nie może: albo też bała­
muci umysły dogm atam i religijnymi, by się łatwiej wsuwać do
^ polityki. W obydwóch razach mistykiem dobrej wiary być nie
może. Gdyby on nie był mieszał polityki do noAvego swego
Chrystyanizmu i kościoła jak je nazyAva, bylibyśmy dużo n a­
myślali się przed odmówieniem mu a v jego dziele dobrćj, ja k ­
kolwiek błędnej wiary; dziś znając jego dAva systema, odma-
Aviamy mu tego z przekonania i stanowczo, i oŚAAuadczamy jawnie
i wyraźnie, że on i jego ucznioAvie, są zaciekłymi panslawistam i
z dążnością rozmyślną i wyrachoAvaną do poddania całej Sło-
91

wiańszczyzny pod bezwarukowe panowanie Moskwy, czćm naj­


zupełniej zaprzeczają niepodległości Polski — i powiedzmy co
nam tu na myśli leży: są niebezpieczni nawet Austryi i P ru­
som jako państwom nie mało Słowian posiadającym. Pomijamy
Turcyą, gdyż ta jako un h o m m e ma l a de w rozumieniu pan-
slawistów, skonać musi bez mozołu dla nich. Niechaj nas tu
nikt nie posądza, abyśmy potępiając panslawizm moskiewski,
ubocznie bronili rozbioru Polski — daleka jest od nas podobna
myśl jako przeciwna nawet najprostszej sprawiedliwości ludz­
kiej i boskićj, i gdyby przytoczone rządy zechciały dobrze spoj­
rzeć w swoje sumienie, wyrwałby im się z ich własnych piersi
ten głos: „Popełniono zbrodnię“ — a za nią musi koniecznie
pojawić się kiedyś na kartach europejskiej dyplomacyi: „Mane,
Thecel, PharesA
Memoryały Towiańskiego przesyłane do Petersburga w chwi­
lach najważniejszych w Europie wypadków dowodzą, czem jest
ich autor, a nieprzedłożenie Apostolskiej Stolicy religijnych do­
gmatów pomimo tylu przyrzeczeń przekonywają o ich fałszy-
wości. Towiański od lat dwudziestu i trzech nie odstępuje na
krok od swojego politycznego systematu: już w r. 1842 prze­
syła swój memoryał do Petersburga, drugi w r. 1844, trzeci
w 1848, czwarty w 1857, a piąty w 1863, w chwilach ostat­
niego powstania Polski *). Czy w tern wszystkiem ma być tylko
jaka zabawka marzyciela lub waryata? czy Towiański czyni tu
jedynie zadosyć fałszywej ale dobrej w ierze?... niech to każdy
osądzi. Propaganda Towianizmu wciska się wszędzie; Francya
po Polsce płaci mu pewien podatek, i to nawet ze swoich pu­
blicznych urzędników, a o Włochach nie mamy potrzeby mówić
więcej nadto, cośmy już wyrzekli. Na tern zamykamy nasz
pierwszy Oddział tego pisma, przejdźmy następnie do drugiego.

!) Czy od roku 1863 nie posłał innych aż do swej śmierci, o tern


zapewne powiedzą inni, ho my kończymy na roku 1866,
O D D Z I A Ł II.
Udział T o w ia ń sz e z y k ó w w powstaniu Polski 1863 roku.

§ 33. Przyczyny .Towianizmu do wzięcia udziału


w potustaniu polskiem.
Powody poddaństwa z roku 1857, przyszedłszy do publi­
cznej wiadomości, jak to już wyżej widzieliśmy, oświecając
każdego kto jeszcze zdrowego rozumu nie był stracił, w dążno­
ściach mistrza do zniweczenia narodowej sprawy, i w obaleniu
wiary bez względu na to czy ona katolicka lub makom etańska,
wstrząsnęły okrutnie posadami Towianizmu. W rażenie było
wówczas powszechne między Polakam i, które dotąd jeszcze nie
wygasło, jakkolwiek nie zawadzi dodać, że zapominają zbyt
łatwo o tóm dzisiaj, co ich bolało wczoraj. Prócz wielu innych
przyczyn, które tu pomijamy, wzięcie udziału Towiańszezyków
u r z ę d o w y c h w ostatnićm powstaniu, głównie miało na celu
zatarcie w pamięci przytoczonego wrażenia. Chciano, jak to
się mówi pospolicie, zamydlić oczy wszystkim, swojćm nibyto
patryotycznćm wystąpieniem! N ie spuszczano atoli z oka swej
niecnej propagandy: z rozkazów, odezw, pouczań i rad samego
Towiańskiego, przekonywamy się, że ten mistrz fałszu, po mi­
strzowsku zawsze um iał przeprowadzać dwie myśli swoje, jedne
zewnętrznie patryotyczną, a drugą wewnętrznie patryotyzmowi
94

przeciwną, Nie chodziło mu o to bynajmniej, aby jego ucznio­


wie po swem przybyciu do Polski walczyli o jćj niepodległość
stalowym mieczem, ale jedynie o to, aby tam rozpowszechniali
i zakładali jego politykę i religią. On przysiągł na obcą wier­
ność, i dotrzymał jej w najtrudniejszych nawet okolicznościach
dla niego. Gorące wyrazy: O jc z y z n a , now a e ra c h rz e śc i-
a ń s k a , m iło s ie rd z ie B o ż e , w olność c h rz e ś c ia ń s k a ,
żywy k o ś c ió ł, są dla niego dogmatami, których mało albo
wcale nie rozumiano, a które mu wybornie służyły do mówienia
pozornćj prawdy, i do pokrywania prawdziwych zamiarów.
Polska miała a może i dziś ma swoich przeniewierców polity­
cznych i religijnych, atoli w porównaniu z Towiańskim zale­
dwie pospolitymi ludźmi nazwać się mogą. Gdyby mu nie
zbywało na nauce, byłby może został istotnym człowiekiem
naszćj epoki. Zobaczemy czy w tćm jest jaka przesada.

§ 34. Towiański ciągnie zyski z religijności i pa.tryotycz-


nych uczuć Polaków.
Polska jest ofiara, jakiój podobno jeszcze nie mieliśmy
w chrześciańskich czasach na widowni świata: wyzucie jej z po­
litycznego bytu, a następnie srogi ucisk, dręczenia, prześlado­
wania, wycięczania, palenia jej ogniem i ścinania mieczem, po­
zbawienia jej bagnetem religii, podań, języka, mieszania się do
jój spraw mniemanych przyjaciół i nieproszonych opiekunów,
łupieżców i pijawek, opierano zawsze na tern co dla niej jest
i było najświętszą spuścizną, to jest: najćj religijności i miłości
ojczyzny. Towiański poszedł tą samą drogą: i on kocha Polskę
i jćj wiarę, ale woła przytem, że ta Polska nie żyje chrześci-
ańską wiarą, że kapłan jćj stał się tćj wiary odstępcą, i że
dla tego jest w niewoli! Spojrzyjmy tylko szczerze we wszy­
stkie odcienia intryg, przekupstw, śpiegostw, zdradziectw i sob-
kostwa przeciw Polsce, czyż się tam nie posługują wszyscy do
swoich widoków i celów jej religijnością, miłością dla ojczyzny
i wolności? Udają poświęcenie i ofiary, aby ją łatwićj oszu­
kiwać, przeszkadzać jej do poznania samej siebie, przedłużyć
jćj niewolę, zakopać we wnętrznościach ziemi, i pokryć tym
95

sposobem swe nieczyste dla nićj roboty i przysługi. A by nas


ocalić od Jakobinizm u, i zachować naszą wiarę i polskość, po-
ćwiertowano nas na kawałki, które podzielono na pastwę mos-
kwicyzmu i germ anizm u; a i Towiański, by nam wskazać drogę
chrześciańskiej doskonałości, prócz ułatwienia strawności nie­
strawnego pokarm u naszym nieprzyjaciołom, nic innego na oku
dla nas nie ma.
W iadom o jest całem u światu, że gościnność, głęboka
religijność, i miłość dla Ojczyzny, wolność i nierozwiozłość, są
najwybitniejszemu cechami polskiego narodu. Tym to właśnie
wzniosłym przymiotom naszćj duszy zawdzięczamy narodowe
życie wśród burz, zaborów, prześladowań i ucisków — bez
nich nie byłoby może już śladu z naszego żywota. Cudzoziemcy
nie znając gruntu naszego psychologicznego jestestwa, przypa­
trując się postępowaniu z nam i naszych wrogów, przypisują
nasze istnienie P o l a k ó w d z i e ł u s a m ć j O p a r z n o ś c i . By
nas więc zgubić, trzeba z nami poczęte cnoty drażnić, łechtać,
krzywić, fałszować, zamienić na karła, zniweczyć w ostatku, i
zrobić z nas figury samolubnych widoków. Ileż to Moskwa
sama napisała dla nas religijnych swobód i podpisała je uro­
czyście w Rzymie, a prowadzi nas ciągle do swego urzędowego
i politycznego prawosławia i do wsiąknienia w tożsamość ras
uralskich? Ile nasi urzędowi i nieurzędowi opiekuni w kraju
i na brukach paryzkich naliczyli religijnych u nas zboczeń,
i ztąd konieczności wzmocnienia cudzą ręką nad nami dyscy­
pliny? a wszyscy z wielkiego interesu i uczuć dobroci dla na­
szćj religijności, miłości Ojczyzny i wolności. Andrzćj Towiań­
ski naczynił już stósy ofiar sięgające aż do niebios, ale tylko
ze swojego ducha, z tych samych pobudek ja k poprzedni
wszyscy, aby nas zamieniwszy na prawdziwych chrześcian,
przyprowadził do bezwarunkowej wierności carskiej koronie.
Z nając przy naszych świetnych przymiotach duszy czysto sło-
wiańskićj, i b rak naszćj wytrwałości w mozolnych i długich
pracach, za pomocą której jedynie każdy człowiek wyrabia się
na męża, a następnie cały naród nąbiera tęgości, praktyki,
doświadczenia i cywilnej potęgi i odwagi, frymarczą nami,
uczucia nasze prawie dowolnie przeistaczają, mącą i fałszują
96

nasz zdrowy i prosty rozum , i -wciągając nas w pom ysły swoje


k u w łasnym widokom, ja k b y ja k ie niew inne b aran k i bez własnej
m yśli i woli, osw ajają n as z w yobrażeniam i religii obcych i
pomysłów do naszego socyalnegO życia takich, k tó re nam ta k
p rzy stają ja k pięść do oka. W szyscy, pow tarzam y to z p rzy­
ciskiem , d ziałają w im ie naszej religijności, m iłości dla Ojczy­
zny i wmlności, aby łatw iej objeść kości z m ięsa naszego, wy­
pić nasze m leko i rzucić nas n a zawsze do grobu! A ż nadto
m am y fałszywych proroków , k tó rzy zraszają krw ią naszą obce
nam łany, aby z nich sam i obfite m ogli zbierać plony. Towiań-
ski je s t jednym z nich, ale śm ielszy od innych, względny na
naszą religijność, uznał ją za nied o stateczn ą dla nas, i aby ją
obalić i przerw ać jej zw iązek z narodow em i uczuciam i naszem i,
postaw ił n a jej m iejsce relig ią i n n ą , k tó ra odryw a człowieka sta ­
nowczo od realnego jego życia i przenosi w szystkie jego myśli i
usiłow ania w sfery życia metafizycznego. K ró tk o mówiąc, z n a ­
szych uczuć religijnych i patryotycznych, zrobiono sobie n ie­
w yczerpane źródło wszechstronnych spekulacyi; w im ie ich
n ap ę d z a ją n as zaborcze rządy do posłuszeństw a sobie: w im ie
ich w ym agają po nas pieniężnych ofiar: w im ie ich obiecują za­
szczyty i honory — w im ie ich wzywa nas i T ow iański do
wyższćj i praw dziw ie chrześciańskićj epoki, do nowego i ży­
wego kościoła w duchu i w chm urach jestestw nadziem skich,
do przyw dziania płaszcza wolnego P o la k a , ale tylko w duchu
i pod grozą mosldewskićj w ciele niewoli. L u d zie dumy, sa-
m olubstw a i przew rotności, z naszej głębokićj w iary ro b ią sobie
ig raszk ę: ja k gdyby B óg spraw iedliw ości i sz atan rozbojów :
B óg pokoju i M oloch krw i: Bóg praw dy i prorocy obłudy i
fałszu, b y ł jednym i tym sam ym i jed n ak iej czci i służby po
nas w ym agał. T ow iański podsuw ając P olsce nową religią, nie-
zapom ina łech tać tak że jej usposobień rycerskich, i ztąd roz­
daje ty tu ły n a c z e l n i k ó w , p r z y w ó d z c ó w i u r z ę d ó w , zapo­
w iadając przytem rychłe ich użycie w zbaw ieniu Ojczyzny i
odzyskaniu jej swobód i wolności w d u c h u . N a tćj to p o d ­
w alinie o b raca swoje dzieło, od początku aż do dni obecnych.
G dyby nie b ra k zdrow ego między nam i sądu, i nie zbytek p r a ­
wie w rodzonej nam łatw ow ierności, zabiegi Tow iańsldego i jego
97

pomocników takiby były znalazły odgłos między nami, jaki je


spotkał między Niemcami; nie byłoby dziś nawet mowy o mi­
strzach przewrotności i fałszu. Stało się inaczój, więc mówmy
o nich z prawdą, otwarcie i bez ogródek, aby tak prostaczko­
wie jak uczeni wiedzieli, z kim m ają do czynienia.

A.
Przegląd pisma Towianizmu pod tytułem: „Do Rodaków,
tułacz kończący tułactwo.u

§ 35. Warunki Towiańszczyków do podążenia na pozostanie


to Polsce 1863 roku.
Mamy przed nami to P i s m o przez następcę zmarłego
już A dam a Mickiewicza w Turcyi, pana K aróla Różyckiego,
dawnego pułkownika wojsk polskich w roku 1831, a dziś za­
stępcy Towiańskiego w Paryżu, zebrane i do druku podane
1863 r. S kłada się ono: 1) z P r z e d m o w y R ó ż y c k i e g o ;
2) z P i s m a s ł u g i B o ż e g o A n d r z e j a T o w i a ń s k i e g o ; 3)
z M i e j s c w y b r a n y c h z E w a n g e l i i ; 4) ze S ł ó w s ł u g i
B o ż e g o do o d d a n i a R o d a k ó m ; 5) z P o ż e g n a n i a n a
g r o bi e Kościuszki.
Rozpatrzywszy się w okolicznościach, które towarzyszyły
ogłoszeniu wymienionych pisemek, przekonywamy się, że gdyby
niektóizy z uczni Towiańskiego nie byli ulegli parciu rzeczy­
wiście patryotycznyck uczuć, i nie udali się przyciśnieni nićmi
do powstania polskiego, a inni z nich nie przymusili pana
mistrza do jakićjkolwiek w tćj mierze decyzyi, pism a te ubar­
wione tylu pozorami patryotyzmu i fałszywćj pobożności, byłyby
nigdy jasnego słońca nie widziały. Rzeczone powstanie stawiło
Towiańskiego w bardzo delikatnćm położeniu: upoważnić swoich
do wzięcia udziału w rewolucji, byłoby to samo co wystąpić
przeciw P o w o d ó m z roku 1857, a odmówić tego udziału, było
to samo co wystawić sektę na zupełny upadek, i opuszczenie
jćj pizjnajm niej przez tych, którzy bez pozwolenia mistrza
pobiegli do Polski. Mniejszaby o ten ostatni wypadek, boć
7
98

odstępcy nie byliby się liczyli na setki tak dużo i cli lo -


wianizm jeszcze nie miał; ale zdarcie ostateczne zasłony
z mniemany cli jego uczuć narodowycli, byliby w takim lazie -
w razie zakazu do wzięcia udziału w powstaniu, aż wszyscy ślepi
widzieli. Te wszystkie względy mając mistrz na uwadze, musiał
się chwycić półśrodków, by się nimi ocalić w opinii publicznej,
nie wstrząsnąć zbyt dotkliwie swoją ustawą, nie zamknąć
w przyszłości drzwi do dalszej propagandy i nie okazać się pize-
ciwnikiem i przeniewiercą A ktu przytoczonego z loku 1857.
Ostatnia okoliczność śmiertelnymi oblewała go potami, sam
nas o tóm przekonywa: przyzwalając bowiem z jednej strony
na podążenie swoim do powstania, pozoruje je w c h o d z e n ie m
P o ls k i n a d r o g ę w yższą — c h rz e ś c ia ń s k ą , i s c h o d z e ­
n ie m z n iej je g o R o s y i. To dla swoich i Polski. Aby
znowu nie pokazać się niepoddanym, spieszy z diugiej strony
tajemnie uprzedzić samego cara i to bez pozorów. „O p ija ­
czynach zmiany położenia swojego, i przedstawia mu tego po­
wody” , dla których S ł u g i S p r a w y biorą się do walki prze­
ciwko niemu. Giętki przesuwa się między cierniami, jak wąż
chytry przez gęste chwasty i zarosłe, z wrypionemi oczami
w swoją ofiarę. Ten ostatni memoryał z r. 1863 do Aleksan­
dra I I S ł u g S p r a w y Bożej i P o l s k i , i p o d d a n y c h
r z ą d u r o s y j s k i e g o , p ó k i są n i m i z d o p u s z c z e n i a B o ­
żego, jest nawet ze swej treści nieznany, a dopraszania się
i nasze domagania o niego, nazwał mistrz n ie cli r ześciaiikiem
p a r c i e m , jak się o tem z jego własnoręcznego listu przy
końcu naszego pisma każdy przekonać może. Z okoliczności
atoli, jakie go wywołały, i z uporu w udzieleniu nam jego
odpisu,' nie trudno się domyśliwać, że zawiera w sobie potwier­
dzenie p o d d a ń s t w a i wi ern o śc i, i domaga się bezpieczeństwa
dla nowych apostołów panslawizmu, na przypadek popadnięcia
ich w ręce r z ą d u r o s y j s k i e g o . Dla dania się poznać dał
im mistrz następujące hasło: „Jeśliby wypadło wam zetknąć
się z rządem rosyjskim, stawcie mu: że B óg sam r z ą d z i
cz łow iekiem, a w s z e lk i e siły o g r o m u są t y lk o n a r z ę ­
d z ie m r z ą d u J e g o .“ — Oto i paszport, z którym Towiań-
szczycy pojechali na wojaczkę do Polski.
99

§. 36. Rozlńor „Przedmowyu Karola Różyckiego, i Uwagi


naci nią.
Z ogólników przystąpm y n astęp n ie do szczegółów, i z a ­
stanów m y się n ajprzód n ad P r z e d m o w ą R óżyckiego, p i e r ­
w s z e g o m ę ż a z i e m i w d u c h u w o d z a u Towiańszczyków.
J e s t on duchem wyższym nam aszczonym n a Oślej G órze w Szwaj-
caryi przez sam ego m istrza, pierw sze po nim te raz trz y m a­
jącym m iejsce; 011 to w łaśnie zaczyna w swojej P r z e d m o w i e
d o R o d a k ó w , od publicznego ośw iadczenia: „że po trzydziestu
dwóch lata c h spędzonych na obcej ziemi, kończy z m iłosierdzia
Bożego tułactw o sw oje." — J a k się znowu i jego przepow ie­
dnia natch n io n a przez m istrza spełniła, nie m a potrzeby o tóm
mówić.
O d la t dw ódziestu pięciu gdy to pisze, p a n K a ró l służył
zawsze w iernie spraw ie Tow iańskiego, św iadcząc o tóm tak
życiem i słowem ja k o też i pism em , ile razy m iał do tego
sposobność; chociaż był wzywany przez wielu, nie chciał prze­
cie służyć patryotycznćm dążeniom ani celom, gdyż szukano
ty lko ziem skiej w nich O jczyzny; ale ,,dziś kiedy zakreśla się
stanow czy k ieru n ek dla Ojczyzny naszój — do spełnienia praw d
podanych przez C hrystusa, k tó re pow ołany sługa jego, w spół­
ro d a k A n d rz ć j Tow iański, z woli Bożej w yjaśnia od la t prze­
szło dw ódziestu, stósując te praw dy do życia naszego pryw a­
tnego i publicznego", — p rag n ie służyć O jczyźnie w szystkiem i
siłam i i ofiaram i, j a k i e s ą w j e g o mo c y . Czy te siły i ofiary
Różyckiego były w ielkie?., że z nich w pow staniu polskióm
1863 roku nie pozostało dla P o lsk i ani śladu, toć o tóm i m ałe
dzieci wiedzieć mogą. P o je c h a ł do P o lsk i i on, i T u ł a c z
k o ń c z ą c y t u ł a c t w o , w rócił znowu n a b ru k i P ary ża, aby gryść
dalej chleb gorzki tułactw a!
W yznajem y, że niew iadom ość p an a K a ro la nie m ało nas
zadziw ia: wychowany bowiem w P olsce, w ykarm iony m lekiem
m atki katoliczki, wyniesiony w końcu n a pułkow nika w pow­
staniu 1831 1-., trw ąjąe n a narodow ej drodze aż do roku 1841,
i to przy zbyw ającym mu czasie do pośw ięcenia go ku oświe­
ceniu się w p rzepisach C hrystusa, nic on je d n a k nie w iedział
o tóm wszystkiem przed poznaniem Tow iańskiego, i czekać mu-
7*
ioo

siał jak gdyby był spadł z księżyca, albo się był wyrwał z ja­
kich dzikich lasów do serca Europy, by mu ten dopiero wy­
łożył p raw d y e w a n g e lic z n e , stosując takowe do jego p ry ­
w a tn e g o i p u b lic z n e g o życia. To samo powiedzieć można
0 wszystkich Towiańszczykach, którzy mieli uszy ku słuchaniu,
ale nie słyszeli: oczy ku widzeniu, ale nie widzieli: język ku
mówieniu, ale nie mówili: nogi ku bieganiu, ale nie chodzili;
były to po prostu egipskie mumie, głuche, ślepe, nieme i nie­
ruchome, które na przybycie dopiero z kąta Litwy ich wielkiego
proroka Towiańskiego zmartwychwstały, usłyszały, przejrzały.
Żaden z nich zdaje się nie zadał sobie nawet pracy do prze­
czytania katechizmu dla dzieci przeznaczonego, gdyż z niego
byłby się łatwo przekonał, że przed jego mistrzem prawdy
Chrystusa były już wyjaśnione, i zastosowane do prywatnego
1 publicznego życia każdego. Prawda, że nie tak jak je wy­
jaśnia Towiański, według którego bez poddaństwa B o s y i nie
można być dobrym chrześcianinem, ani kadzić dowolnie djabłu
i jego Panu, bez wsiąknięcia w jego kolum ny duchów .
Bądź sobie jak chcesz, pan Karól uzbrojony nowćm wy­
jaśnieniem prawd ewangelicznych, już siedmdziesięcio czteroletni
starzec, łączy się z innymi ku obronie Polski. Krew jego nie­
gdyś żywa, jędrna i energiczna do rozmyślań o niebieskich mi­
gdałach go parła, a dziś ostygła, zaledwie płynąca kanałami
skurczonych żył jego, burzy się i unosi go na ziemię ojców
jego, a po co to?... by ją ratować przeciw jej nieprzyjaciołom,
jeśli nie mieczem z braku sił fizycznych, to przynajmniej radą,
doświadczeniem, pociechą?... Bynajmniej! on tam podąża pod
rozkazami swojego mistrza z Zurich: „by starać się przede-
wszystkiem o święceniu się Imienia P a ń s k ie g o na ziemi swo-
jćj, o ojczyznę chrześciańską, żyjącą prawem Chrystusa, nie zaś
dobijać się o samą tylko ojczyznę ziemską bez Chrystusa, w której
po odrzuceniu w oli b ożej i m iło s ie rd z ia b o ż e g o , ścią­
gnęlibyśmy na siebie — cięższe jeszcze jarzmo od tego, z któ­
rego Bóg daje nam się dziś wyzwolić. “ Nie wyzwoliliśmy się,
b o śm y w oli boż ćj i m i ł o s i e r d z i a bożego, to jest: polity­
cznej i religijnej wiary Towiańskiego nie przyjęli. Gdybyśmy
go się zapytali jak niegdyś jego uczniowie w Paryżu: mistrzu!
101

kiedyż to wyzwolenie nastąpi?..., odpowiedziałby nam bez na­


mysłu: może za dwadzieścia lub trzydzieści lat, bo Pan za od­
rzucenia mojego S ło w a , rozgniewał się znowu! Ani duch
Aleksanara I, który według zapowiedzi mistrza miał poczynić
cuda z Mikołajem I na korzyść Polski, nic zgoła nie uczynił,
ani nawet z Aleksandrem I I czego dokazać zdołał.
Na zakończenie obecnego przedmiotu trzeba i to dodać,
że gdyby kto nie znał zupełnie Polski, po przeczytaniu Róży­
ckiego P r z e d m o w y sądziłby niezawodnie, że ten kraj i jego
mieszkańcy znajdują się jeszcze w pierwotnej dziewiczości da­
wnego poganizmu, i że przed pomyśleniem dla nich o społe-
czeńsko-europejskiej ojczyźnie, należałoby im dać przedewszyst-
kiem chrześciańską religią. Biedna Polsko! Ty któraś dzielną
swą piersią ocaliła Chrystyanizm w Europie od barbarzyńców,
jakże się dziś niegodnie natrząsają z ciebie twoje własne i wy­
rodne dzieci!

B.
Przegląd „Pisma Sługi Bożego."

§ 37. Ogólne Towiańskiego instrukcye dla udających jego


uczni do Polski.
Przeciw autentyczności tego pisma w stylu pasterskiego
listu do b r a c i u d a j ą c y c h się do P o l s k i , nawet sam P a n
nic powiedzieć nie może, gdyż jego posłaniec Andrzej Towiań-
ski opatrzył je własnoręcznym podpisem w Zurich na dniu
28 Maja 1863 roku, właśnie w dzień zwycięztwa nad Moska­
lami i Szwedami pod Torczycą 1609 r., i zajęcia Lwowa 1809
r. I jego wysłańcy do Polski najprzód zajęli Lwów, ale bez
wystrzałów i wojskowych szeregów, a następnie rozbiegła się
ich czereda po prywatnych domach rzeczonego miasta, i po jego
okolicach na kwaterunki dla wypoczęcia po podróży, a potem
snać do walczenia z Moskalami, których podług nićj wcale
w Polsce niema; ona tam znajduje tylko R o s y an przeznaczo­
nych do panowania nad Słowianami.
102

N a samym wstępie przytoczonego pisma wyznaje Towiań­


ski, że t u ł a c z e m n i e j e s t , zkąd łatwy wniosek, że uchybiał
dawniój prawdzie utrzymując, że nim był. D la tego też „do-
pokąd podoba się Bogu utrzymać go zdała od udających się
do Polski na obecnem stanowisku jego“ , pozostaje tam ciągle
z przyzwoleniem r o s s y j s k i e g o r z ą d u , którego jest poddanym.
,Ufam opiece bożej nad nami, odzywa się: że zgodnie z wolą
bożą(?) po latach tułania się, udajecie się na pole krwawych
ofiar r o d a k ó w na s z yc h, uprzedzając czas, w którym my wszy­
scy będziemy powinni służyć Polsce na ziemi polskiej.“
W yrazy: „po latach tułania udajecie się,“ odnoszą się je ­
dynie do jego sekciarzy, a nie do niego samego. Wyrażenie
znowu „uprzedzanie czas,“ przekonywa nas o niezadowoleniu
mistrza z polskiej rnchawki, i daje do zrozumienia, że jakkol­
wiek zaczął się koniec tułactwa z owśrn powstaniem, miało ono
w zupełności nastąpić późnićj. Towiański stawa tu w sprzecz­
ności z Różyckim, który tułactwa końca nie odkłada na póź­
niejsze czasy. Mistrz niegdyś prorokował bezwarunkowo, atoli
nauczony doświadczeniem o wartości swoich własnych przepo­
wiedni, chwilę ostatecznego zmartwychwstania Polski zastrzega
teraz kluczkami: raz dla tego, aby jego przepowiedniom nie
zadano nowego fałszu, drugi raz, by nadziejami łudząc nieroz­
tropnych, utrzymać swoich przy sobie, i wciągać nowych w swoje
sidła. Przyznać trzeba, że ten system jest bardzo wygodny,
bo gdy wyzwolenie Polski kiedy nastąpi, przepowiednie Towiań-
skiego koniecznie sprawdzić się muszą, a w przeciwnym znowu
razie to mu wychodzi zawsze na to, że jeszcze tego czas nie-
nadszedł. Podług niego, jeżeli nie dzisiaj, to jutro — i zawsze
j u t r o ! Zresztą mylonoby się bardzo, gdyby mniemano, aby
Towiański kiedykolwiek myślał o wyzwoleniu niezawisłej i samej
w sobie Polski; on jej wolności bez wsiąknienia jej w jego
ś wi ę t ą R o s s y ą ani sobie życzył, ani jej przepowiadał.

§ 38. 1. Czerń Toioiańszczycy mieli służyć Rodakom.


Po ogólnikach przechodzi P i s m o S ł u g i Bo ż e go, któ­
rym, niezapominajmy, jest pan Andrzej Towiański, do rozmai-
103

tych szczegółów. Jego uczniowie w czasie powstania powinni


byli służyć Rodakom:
a) Wykładem prawdziwego i żyjącego chrześciaństwa;
b) Nauką o żyjącym Kościele Chrystusa i o S p r a w i e
Bożej;
c) Przedstawieniami jakiej są wagi dla Polski te p r z e d ­
mi o t y n i e b i e s k i e , które w S p r a w i e Bożćj dla wyższego
postępu człowieka gł ę b i e j mistrz wyjaśnia, i stósuje do
wszystkich okoliczności życia prywatnego i publicznego;
d) Nauką o Epoce wyższćj, otworzonej dla świata, a mia­
nowicie dla Polski - o dniach w i e l k i e g o J u b i l e u s z u Łaski
i zlewu miłosierdzia Bożego na świat — o powołaniu służenia
Polski Bogu w epoce tej, n ie w f o r m i e t y l k o , al e w for­
m i e i i st oci e — o dopuszczeniu na Polskę nowego a zbliżo­
nego zasiewu Chrystusowego — o dniu Bożym, który już zawitał
dla Polski, i który ma świecić jej przez wieki wielkiego jej
bytu w kolumnach duchów;
e) Zaleca przedstawiać Polakom, że g ł ó wn y m cel em
r u c h ó w ni e b y ł o ni c i nnego, t yl ko p o b u d z e n i e P o l s k i
do p r z y j ę c i a c h r z e ś c i a ń s t w a p r a w d z i w e g o , do u s p o s o ­
b i e n i a , a by z a s ł u ż y ł a s o b i e na o j c z y z n ę e k r z e ś c i a ń s k ą
i do o t r z y m a n i a t ej że z ł a s ki Bożej.
f) Każe uczyć nadto, że co innego jest odzyskiwać oj­
czyznę z błogosławieństwem Bożem, a co innego pokutować
pod pozorem odzyskiwania ojczyzny; że następnie największe
•i najczystsze ofiary ziemskie złożone dla ojczyzny, n ie wyba ­
wi ą P o l s k i , p o n i e w a ż wa ż noś ć p o w s t a n i a p o l s k i e g o
t a t yl ko b y ł a , iż n a d a w a ł a ś wi a t u k i e r u n k o w y wy p a d e k
p r z e z P o l s k ę p o k u t ą o c z y s z c z o n ą — kierunek epoki
wyższćj chrześciańskiej ze wszystkiemi dobrodziejstwami jej, ze
światłem i siłą wyższą, z życiem i wolnością prawdziwą ducha
i człowieka. Następnie poleca uczyć, że ten z Polaków grze­
szy, kto nie wierzy, iż Polska za grzechy cierpi: bo j ą poddaje
pod władzę s a m e g o złego. Oto mamy główniejsze zasady
Towiańskiego do s ł u ż e n i a R o d a k o m w P o l s c e przez
jego wysłańców — rycerzy, z których snuje poddziały i pod-
działki, wyprowadza skutki i skutki skutków, i usprawiedliwia
swoje p o wo d y poddaństwa R o s y i z roku 1857.
A więc: „Czćm macie służyć Polakom” — już samóm
streszczeniem jest w części wyjaśnione. Nie ma tam ani słowa
do wzięcia się do broni lub służenia przynajmnićj rannym, łub
podania komu zimnćj przynajmniej wody dla ochłody. Ktoby
myślał, że w tóm wyrażeniu: „Czem macie służyć Polakom”,
ukrywa się jaka rezerwa? —- myliłby się: każdy Towiańszczyk
rozumie w tćm zakreśloną mu służbę, odnoszącą się wyłącznie
do osób, a nie do spraAv, łub potrzeb krajowych. T aka służba
możebna jest wszędzie, i nie obowiązuje bynajmniój do służby
narodowej, której wymagania są daleko rozleglejsze. Że To-
wiański swoją s ł u ż b ą R o d a k o m ograniczył działania Towiań-
szczyków przybyłych do polskiego powstania w r. 1863, i że
dalekim był od myśli, aby ci wzięli czynny w nióm i patryo-
tyczny udział, jak należało na dobrych Polaków, nie jest ża-
dnóm z naszój strony przypuszczeniem, bo on sam wyraźnie to
mówi: „Mówcie im, odzywa się: co jest chrześcijaństwo pra­
wdziwe, żyjące, co jest prawdziwy, żyjący Kościół Chrystusa,
i co S p r a w a B o ż a , która przed dwudziestu dwoma laty
ogłoszoną została t u ł a c z ó m p o l s k i m — a kt or a dla wyższe­
go postępu człowieka, głębićj wyjaśnia się i stosuje do wszyst­
kich okoliczności życia prywatnego i publicznego”. — Towiań-
ski swej S p r a wy z przydatkiem B o ż ć j , odnosi ciągle inaugu-
racyę do owej pobożnćj komedyi w katedrze paryzkiej odbytej,
o której jużeśmy poprzednio mówili, i oznacza ją za erę swo­
jego mesyanizmu.
Ja k widzimy, Towiański każe służyć rodakom naukami o
jego żywym kościele, i w samej rzeczy nie mógł on na inną
służbę przj^zwolić, boby sam ze sobą był stanął w sprzeczności.
Powstanie rzeczone według niego nie było czynem do odzy­
skania niepodległości ojczyzny w pospolitćm wszystkich rozu­
mieniu, ale tylko przedwstępem do z a s ł u ż e n i a sobi e na
oj c z yz nę c h r z e ś c i a ń s k ą , i do otrzymania jćj z łaski Boga.
„Głównym celem obecnych ruchów, mówi: i tego wszystkiego,
co się dzieje na ziemi naszój, jest przedewszystkiem pobudze­
nie Polski do przyjęcia chrześciaństwa prawdziwego, do uczy-
105

nienia p o s t ę p u p r z y s p i e s z o n e g o , a odzyskanie ojczyzny


będzie już następstwem spełnienia powyższych zamiarów bożych —
a pomimo to jednakże, powstanie obecne jest ważnym, kie­
runkowym wypadkiem dla ś w i a t a , bo skoro Polska oczyszczona
pokutą, stanie na drodze myśli i woli bożej, objawi się na ów-
czas w Polsce, a p o t e m n a ś wi e c i e c a ł y m , e p o k a wyż­
s z a c h r z e ś c i a ń s k a ze wszystkiemi dobrodziejstwami je j” — ,
to je st: zupełnój wiary Towiańskiego, której uczy.
N ik t nam tu zaprzeczyć nie może tego oświadczenia, że
nie można było zakreślić dla Towiańszczyków program u dzia­
łań w powstaniu polskiem, spokojniejszego dla Rządu carskiego,
przewrotniejszego dla sprawy narodu, oględniejszego a nawet
zręczniejszego pod parciem okoliczności w jakich się znajdywał,
ani oddziaływającego podstępnićj na cały rozwój powstańczych
ruchów. Uczyć i działać przez swoje ślepe narzędzia, że P ol­
sce przedewszystkiem trzeba było myśleć o swoim ważnym,
kierunkowym wypadku, sposobić się modłami tylko i pokutą
do przyjęcia prawdziwego chrześciaństwa nakazywanego przez
Towiańskiego, z oderwaniem się od rzeczywistego życia, i rzu­
ceniem w objęcia religijno-duchowego fatalizm u, streszczając
w niem wszystkie myśli jedynie dla niego samego, do niego
zwracać wszelkie usiłowania, i czekać z obojętnością na jakieś
tam obiecywane zamiary boże, bez okresu czasu ani ich rze­
czywistego znaczenia, — kiedy, pod jakim i w arunkam i, w ja ­
kich dla nas okolicznościach, podczas gdy wróg bez straty
czasu mordował pobożny lud na ulicach W arszawy, tysiącami
wysyłał do syberyjskich kopalni, lub gnoił po kazem atach,
staw iał szubienice na całój przestrzeni kraju, wieszał, katował
aż kobiety rózgami, i mordował?... Z apatrując się z jednćj
strony na służbę Towiańskiego Rodakom, a z drugiej na ów­
czesne krwawe sceny po Polsce, przyznać musimy, że nad cy­
nizm jego, nie ma w dziejach podobnego, chyba w sercu Dyo-
klecyana. Okrucieństwom zaborcy wcale się nie dziwiemy,
gdyż on prócz obrony niesprawiedliwej grabiefzy nic innego na
celu nie m iał ani mieć nie będzie, aż go własne zbrodnie kie­
dyś zadławią; ale pomaganiu w tej m ierze, jakie mamy dać
im ię, i to pom aganiu przez człowieka, który się nazywa sługą
bożym, i przez jego uczni, którzy się nazywają Polakam i?....
„M ódl się i pracuj, a Bóg ci dopomoże” — uczy Ewangelia;
„M ódl się i nie poruszaj, a wola P an a da ci duchową P o l­
skę” — , odpowiada Towiański.

§ 39. Sąd Towiańskiego o Lutow y cdi ruchach


iv Warszawie.
P a n A ndrzćj nie zapomniał i o tej z powstania okoli­
czności, ale zawsze w duchu obracania rzeczy na już wyrażo­
nych dwóch osiach, to jest: na panslawizmie moskiewskim,
i zniszczeniu naszój wiary; on nas chce koniecznie zamknąć
w r a d y k a ln y m p a r a k l e t y z m i e , w którym sam dotąd jeszcze
nie umiał zacząć swojego życia. Opierających się panslawi-
zmowi, obciąża śmiertelnymi grzechami i pokutą za nie, a upor­
czywym do uwierzenia w to czego uczy, grozi krociam i prze­
chodzeń w osły i muły za karę. K to nie idzie za nim i nie
poddaje się panslawizmowi, ten zasługuje na tysiące chłost
r o s y j s k i c h , a na miliony lat ćwiczeń swojego ducha w isto­
tach żyjących i nieżywotnych. J a k wiadomo uczy on już zna­
nych dziejom rzeczy, które jego ciemni uczniowie m ają za nowe
jakieś i nadzwyczajne objawienia. Ż e na tej podwójnej dro­
dze zaślepionego panslawizmu z wyłącznćmi pojęciami oderwa­
nego życia człowńeka od r e a l n o ś c i często mu niedogodnie,
i że dla tego musi się skurczony przeciskać nieraz półśrodkam i
między zmyślonym i udawanym patryotyzmem polskim z jednej
strony, a z drugiej między dawnym poganizmem powleczonym
naszym chrystyanizmem, dowodzą nam tego jego własne pisma.
T ą drogą dla niego samego ciasną i nieutartą, na której czę­
sto się musi zatrzymywać, cofać w tył, stawać, to znów prze­
dzierać się naprzód, i być nieraz w sprzeczności z samym so­
bą, ciągnie za sobą swoich nieobrzezanych i obrzezanych neo­
fitów, którzy gdy on stanie, stawać i oni m uszą, gdy on się
cofa, cofać się i oni muszą, i tak dalej. P o tój samćj drodze
usiłuje przeprowadzić i całą Polskę, zapowiadaniem jej po
szczęśliwem dobiciu do portu, zapanowanie rajskich czasów,
które sobie niegdyś marzyli i starożytni P ersi pod najszczęśli-
wszem panowaniem Oromazesa, boga ś w i a t ł o ś c i i potomka
M ithrasa, po zwyciężeniu A rim anesa boga c ie m n o ś c i. To-
wiańskiego kolumny duchów, potrącają o ten oryentalny prze­
starzały d u a liz m . Przez Polskę m ają przyjść te błogie czasy
na świat cały, jak niegdyś przyszło jego zbawienie przez J e ro ­
zolimę, które Towiański teraz uzupełnia, bo w ówczas zupełnóm
nie było. W tenczas to dopiero będzie kościół żywy, epoka
wyższa w czynie, a wszystko pod berłem P etersburga, polity­
cznego pasterza jednej owczarni, i jednego w Towiańskim na­
czelnika kościoła. T akie jest u l t im a ti s s i m u m tych wielkich
rzeczy, które m ają powstać na gruzach z łe m rządzonej Polski,
i rozlać się ztam tąd na świat cały. Towiański jest dobroczyn­
nym kosmopolitą i wykonawcą testam entu P iotra Igo na wielką
skalę, i zamienia wszystkie religijne wyznania na radykalną
n ic o ść .
Pierwsze ruchy w miesiącu Lutym rozpoczęte w W arsza­
wie, nazywa pan A ndrzej c u d e m , z którego Polacy według
niego korzystać nie umieli „zaniedbując istotę czynów L u to ­
wych, sam to mówi: a powtarzając tylko ś w i ę t e f o r m y ich
w manifestacyach, w publicznych modłach b ez d u c h a m o d l i ­
tw y, w żałobach b e z d u c h a ż a ł oby, i w i nnych objawach,
po większej części czynionych świętokradzko, bo w d u c h u
w z g a r d y i z e m s t y n a d r z ą d e m r o s y j s k i m , ze s z k o d ą
d l a o j c z y z n y c h r z e ś c i a ń s k i e j . “ —- D la dobra więc pansla-
wizmu, nie należało się ani modlić ani żałoby nosić w duchu
wzgardy nim, gdyż Towiański go ubóstwił, a ponieważ ta
wzgarda m iała miejsce, za tern modły i żałoby nic nie zna­
czyły, owszem były świętokradztwem, ze szkodą dla ojczyzny
bez wiary mistrza, i po za rządem rosyjskim. Grdyby się na­
ród polski był ślepo poddał swoim oprawcom, byłby dokonał
czynu Lutowych ruchów, ale że myślał o zrzuceniu cudzego
jarzm a, dopełnił tylko formy w m anifestacyach swoich. Ten
wypadek i obrót rzeczy głęboko zasmucił mistrza, z czego zło­
żył ofiarę w d u c h u , bo on innej nigdy nie czyni, co przyzna
każdy, że jest bardzo dogodną rzeczą.
Taki jest sąd Towiańskiego o Lutowych ruchach w W ar-
szawie, i takie jest o nim nasze zdanie.
108

§. 40. Wyrok Towiańskiego na P o la k ó w i E a s y a n .


W olna jest każdemu krytyka rzeczy publicznych, a tem
wolniejsza jeszcze gdy wykonawcza władza nie istnieje, i o obrazę,
narodu upomnieć się nie może. Towiański obraża cały naród
polski swoim sądem o jego grzechach, i na surową chłostę
zasługuje. Chce on koniecznie Polskę uczyć rozumu, taktu,
polityki i religii, i to wbrew jej woli. Możemy go zapewnić,
że Polska jego nauki nie potrzebuje, jak się modlić powinna,
ani z jakim duchem nosić ma swoją żałobę; krew po tej czar­
nej żałobie tryska, a więc ją czuje w duchu głębiej, aniżeli
Towiański w Zurich. Kosmopolityczno - parakletycznej i oder­
wanej realnej ojczyzny i wiary nie zna, ani za taką podnosi sztan­
dar przeciw swoim oprawcom. W tym to właśnie względzie
różnią się pojęcia istotnie polskie, od wyobrażeń Towiańskiego
i jego uczniów, i dla tego postępowanie Polaków z r z ą d e m
r o s y j s k i m nazywa niechrześcijańskiem, i głosi że z tej przy­
czyny „Obraza Boga stała się przez Polskę.“ —• Że te wszys­
tkie klęski jakie cierpi, są jeszcze za małe dla niej w rozu­
mieniu tego mistrza fałszu i przewrotności.

Aby zaś uniknąć wyrzutów, za zbyt widoczną przychylność


swoją do tego r z ą d u r o sy js k ie go , i zemścić się zarazem za
nieprzyjęcie w Petersburgu jego nauki religijnej, dodaje niby
to jakoby jaki sędzia bezstronny, że podobna obrazą Polski,
stała się i „przez rząd rosyjski, bo nie przyjął kierunku boże­
go ! i zatrzymał się w chodzie naznaczonym mu w miłosierdziu
bożem“ — Nie dawno temu Moskwa w rozumieniu Towiań-
skiego odebranem od P a n a była czystszą i wyższą w Chrysty-
anizmie nad Polskę, a nawet nad wszystkie inne narody, a dziś
już spadła ze szczytu swojej chrześciańskićj wysokości; Polska
i Moskwa zgrzeszyły: pierwsza wzgardą i zemstą dla ostatniej,
a ta znowu w nietrafnem zastosowaniu w miłosierdziu bożem
przeznaczonem swćj rózgi, jako narzędzia pokuty dla Polski.
Fałszywe zasady nie do lepszych prowadzą zawsze wyników;
mistrz tu nawet o tćm nie wie, albo raczćj wiedzieć nie chce,
że w podobny sposób nakładaną pokutą za grzechy i winy,
109

odznaczały się pogańskie czasy przepędzaniem całych ludów


na inne miejsca, lub wycinaniem ich w pień — że taką po­
kutę potępia katolicki kościół w niezliczonych kanonach z roz­
m aitych soborów i synodów odbytych po wszystkich narodach,
nazywając ją barbarzyństwem, gwałtem, przemocą silniejszego
nad słabszym, naw et publicznym rozbojem, niegodnym nawet
plemion pogańskich, w których człowieczeństwo szanować na­
kazuje, że w ostatku ta pokuta byłaby przeciwną nawet jego
własnej przewrotnej nauce, bo jest przeciwna prawu samćj
naturjr.
Pozwól się zapytać panie Andrzeju tak ciebie ja k wszyst­
kich obałamuconych neofitów: czy Polska szukała waszych R o-
s y a n , aby na nich s p e ł n i a ć o b r a z ę B o ż ą , jak mówicie:
albo wzywała przed jćj rozbiorem dokonanym zdradą i przemocą
wasz r z ą d r o s y j s k i , by na nią nasyłał swoje azyatyckie cze­
redy ? Przyznać tu musicie z całym światem, że n ie ! — ale
nie omieszkacie do tego faryzejsko-pobożnie dodać, że m i ł o ­
s i e r d z i e Bo ż e t o s p r a w i ł o , a b y P o l s k ę r o s y j s k i ó m p a r ­
c i e m do c h r z e ś c i a ń s i ć j d o s k o n a ł o ś c i n a p ę d z i ć , i o c z y ­
ś ci ć j ą p o k u t ą z a g r z e c h y j ćj . Taki to jest wasz system,
znamy go aż nadto dobrze, że gdy przeciw zdrowymu rozumowi
nie możecie nic odpowiedzieć, kryjecie się za miłosierdzie wa­
szego P a n a . Pomim o tego zapytujemy was jeszcze raz: czu­
wasz P a n nie wiedział o tćm, że naród polski instynktem
przyrodzonym, wszelkiej żyjącój istocie właściwym wiedziony,
bronić się będzie przed rozbojami? Albo wasz P a n jest ro ­
zumny i wszechwiedzący, albo przeciwnie; w pierwszym razie,
niech się schowa ze swojćm miłosierdziem, które wychodzi na
okrucieństwo, i głupią zabawkę z człowiekiem; a w drugim
znowu, jeżeli o tćm nie wiedział, co mamy o nim i o was są­
dzić?.. A le przestańm y już na tein, bo idąc dalej za logiką
waszą, przyszlibyśmy do prawdziwych a b s u r d ó w , i powiedzmy
krótko a jasno: nie udawaliśmy się, ani udajemy do waszych
R o s y a n , aby spełniać na nich obrazę Bożą, ale oni przybyli
do nas, by ją spełniać na nas. Niechaj wrócą do siebie i zo­
stawią nas w pokoju, a obraza ustanie; tegoście powinni uczyć.
Oni złego są sprawcami — i dla czegóż ich nie podajecie pod
lic
parcie do pokuty przynajmniej takiego ludu, który nie napada
swoich sąsiadów i nie grabierzy ich własności? W ygodna, bo
wasza nauka dla samolubów, ludzi bez serca i zniewieściałych
sybarytów, do pokrywania własnego lenistwa i rozburzonych
namiętności, wymarzonemi ducha ofiarami, nową erą, wyższym
chrystyanizmem i żywym kościołem pobielonym powierzchownie,
a zgniłem wewnątrz. W zywacie Polskę do literalnego wypar­
cia się tego praw a: „Co tobie nie miło, innym nie czyń” —
a upoważniacie jej ty ran a do gwałcenia go za każdym jego
krokiem. W szedłszy raz na krzywą drogę, fałszujecie dogmata
Ewangelii i Kościoła, niweczycie moralność i wszystkie zasady
dotąd za święte miane przez społeczeństwo ludzkie. Z łą naw et
robicie przysługę, zaślepieni panslawizmem, i w a s z ć j ś w i ę t ć j
R o s y i : bo z waszćj nauki tylko ciemnota, przesądy, a. za niemi
nadużycia i zbrodnie nastąpić koniecznie muszą. T ak ztąd,
jako tćż i z innych wielu przyczyn, wyrazy waszego mistrza
od: „Ł aska B oża” ..., aż d o : „Przedstaw iając rodakom powyższe
grzechy P o la k a” ... — gdzie w kłada z prawdziwym cynizmem
ciężkie winy na rachunek Polski, a dotyka zaledwie pobieżnie
grzechów swojej R o sy i, są tylko godne jego samego, i was
wszystkich z nim razem : „A skoro P olak, nie rum ieni się
jeszcze wołać: stanie przed Bogiem, jak powinien, z krzyżem
Chrystusa w duszy i z czynem ehrześciańskim, n a te n c z a s
k r e w i m o r d e r s t w o , t o c z a r n e padnie na krzyż, na ofiarę
czynną, to b i a ł e , uciśniętych, i w tejże chwili ustąpi z Polski
złe, rządząc dziś w Polsce, złe, które lęka się dziś krzyża, tak
jak samego nieba, które krzyż sprowadza; ustąpi d u c h m o n ­
g o l s k i , a d u c h r o s y j s k i z a tr w 7oży s i ę j a k p r z e d ś w i ę t o ­
ś c ią , p r z e d t ą w i e l k ą c h r z e ś c i a ń s k ą P o l s k ą . “
Czytelnik nie obeznany ze stylem Towiańskiego, mało
zapewne z przytoczonych jego wyrazów wycisnąć zdoła. B ędąc
z jego językiem dosyć oswojeni i po wzięciu nie jednćj lekcji
między jego mniej roztropnymi uczniami, skreślamy ten cały
ustęp w jego prawdziwćm i prostem rozumieniu. „A skoro
P olak stanie przed Bogiem z bezwarunkową wolą, i z najczy-
stszem postanowieniem swojćm, że chce zostać na zawsze Mo­
skalem, i czynem tego rzeczywiście dokona, wtenczas tak się
Ill

tem u zdziwi i aż zatrwoży duch mongolski, który teraz Polskę


dręczy, prześladuje i gnębi, że nie tylko przestanie w niej
wszelkiego ucisku, ale obsypie ją niezliczonemu dobro dziej stwyA
— Przez krew i morderstwo, rozumie Towiański ucisk Polski,
które sprawia to c z a r n e , to jest: chmury z ły c h d u ch ó w ,
korzystając z uporu Polaków w poddaniu się Moskwie, co jest
wielkim grzechem; przez to b ia łe ma on na myśli kolumny du­
chów białych, które po usunięciu wyrażonego uporu jako przy­
czyny do ciemiężenia Polski, zapanują na miejscu duchów po­
przednich, po jej oharze czynem w poddaniu się zupełnem
nieprzyjacielowi. M e ma co mówić — duch mongolski ustą­
piłby wtenczas z Polski, a na jego miejsce przyszedłby duch
tatarsk i, tak jak dziś panuje w całej R o s y i Towiańskiego.
Żeby się na podobny czyn cały świat zdziwił i zatrwożył, to
rzecz jasna do zrozumienia. Z a to wszystko obiecuje nam
Polskę prawdziwą — nie na ziemi, ale w kolum nach i króle­
stwie duchów białych. T aka to jest prawdziwa myśl pana
Andrzeja, a jeśli jest odmienna, niechaj nam powyższe swoje
słowa inaczej wyjaśni.

§ 41. W ołania Towiańskiego do P olski — w yka z ich okłady.


P o obnażeniu S p r a w y B o ż ó j Towiańskiego, z ozdób
chrześeiańskich kwiatów, bez trudności doparzyć się można, że
głównie go zajm uje na teraz rzucenie Polski w żelazne objęcia
jego Rosyi. Z nając moralne usposobienie nasze, że nigdy
z obojętnością nawoływań do pokuty nie puszczamy w chwilach
mianowicie ldęsk publicznych, pod których parciem znajdujemy
się prawie od wieku, obciąża nas grzechami, namawia do wy­
rzeczenia się tego świata i jego mamony, do pokrycia się
pustelniczym łachm anem , i do poddania się bezwarunkowego
komu on chce. Usiłuje on zasiać między nami ostateczne
zwątpienie w nasze własne życie, doprowadzić nas do rozpaczy
i jako tonącym radzi się chwycić brzytwy, z wyparciem się
naszej godności narodowćj. Z a to wzięcie Chrystusowego
krzyża do serca, przyrzeka nam ustanie powstań, rozlewu krwi,
fiskat majątków, skończenie się tułactwa, mordów, przepędzali
nas z bagnetem w ręku na schizmę i tćm podobne łaski i do-
112

brodziejstwa. To na ziemi, bo w metafizycznym świecie Pol­


ska nie przestanie istnieć.
Gdy z jednej strony daje Polsce tak zgubne rady, z dru-
giój otwiera bardzo roztropnie Rosyi oczy, by swojego dzieła nie
skompromitować, i uczy ją jak gdyby ona o tćm lepiej od niego
nie wiedziała, w jaki sposób powinna korzystać z wypadków
i każdej okoliczności. ,,Ty Polsko, woła on: przyjmuj chrze-
ściaństwo prawdziwe i siłą chrześciańską (to jest zrzeczeniem
się wszelkich praw do niepodległości), odzyskuj ojczyznę (nie
na ziemi, ale w kolumnach duchów białych); ty Rosyo wychodź
z ciemności (to jest: przyjęciem Towianizmu), stawaj czysta, i
bierz wyższe przeznaczenie twoje (to jest: panowanie nad świa­
tem), a ty rządzie rosyjski poznawaj prawdę (to jest: interes co
do plemion słowiańskich), sprawiedliwość bożą i spełniaj ją wzglę­
dem ludów poddanych kierunkowi twojemu/ 4 — W przeciwnym
razie obydwie strony wielce tracą, a szczególnie Polska, w któ-
rej przemagać będzie zawsze owo c z a rn e , ów jój grzeszny
upór, ze szkodą dla owego b ia łe g o , czyli jój wcielenia się
a v cudzy żywioł. W ola boża w takim razie jako w niebie, nie
nastąpi tak i na ziemi; epoka wyższa poczęta przez Towiań-
skiego z woli P a n a dla Polaka, w której naznaczono jest przez
niego żyć Polsce życiem chrześciańskićm prywatnie i publicznie
przedłuży się znowu: ,,Prócz takićj drogi, upomina mistrz,
nie ma innćj pośredniej dla P o la k a : albo prawo Chrystusa
spełnione w śc isło śc i, albo dociski budzące do p o wi n n o ś c i .44
To bardzo dobrze! ale nie rozumiemy dla czego tylko Polak
ma spełnić prawo Chrystusa — czyż i Rosyanin nie jest czło­
wiekiem?...
Uważajmy tu dobrze, że tak długo póki P o l a k i e m a nie
Polską rządzić będzie owo c z a r n e , czyli jego usiłowania się
do wybicia na wolność, póty on zostawać musi pod d o c i s k i e m
b u d z ą c y m go do powi nnoś ci , i do spełnienia na sobie praw
Clnystusa, czyli do zlania się w jedno z Moskwą. Towiański
ma talent szczególniejszy: czy od głowy czy tćż od nóg zacznie,
nigdy się nie rozminie ze swoim ostatecznym wynikiem dla
Polaka..., którego na gwałt chce zamienić na człowieka bez
czucia swej własnćj godności.
Jeszcze jedno pytanie panu Andrzejowi niech nam będzie
wolno zrobić: zkąd ma to zapewnienie, że Polak nie idąc za
zasadami jego nauki, grzeszy przeciwko pierwszemu przykaza­
niu boskiemu? Czy ztąd, że nie pada na twarz przed bó­
stwami panslawizmu, i nie poddaje się naczelnictwu jego ka­
płana w Zurich? Dla czego znajduje tylko w duszach polskich:
„twardość wewnętrzną, opór do przyjęcia ofiary krzyża Chry­
stusowego nie odnoszenia się do Boga, zaufania w sobie,
opierania się o ziemię, liczenia na ziemskie i własne siły i spo-
soby, przypisywanie sobie tego co Bóg daje i wynoszenie się
z tego*‘..„ i jak się to dzieje, że nic z tego wszystkiego nie
znajduje w duszy B o s y a n in a , w którćj przecież cały świat
widzi bardzo wiele rzeczy? Z tymi występkami Polak, pro­
wadzi on d a lć j: „z duchem nie polskim, nie może mieć bytu
politycznego: nie może mieć miejsca w społeczności narodów
bo jego powołaniem jest, aby stawał dla świata, jako na­
ród sługa boży, naród urząd chrześciański, wzór życia chrześci-
ańskiego prywatnego i publicznego, j a k to n a z n a c z o n e j e s t
w s ą d a c h bożych. — Panie mistrzu! odwróć oblicze twoje,
i pozwól nam wyczytać, co się na drugićj jego stronie maluje.
Czytasz z taką łatwością w archiwach wyroków bożych?...
przewróćże ich kartę a przekonasz się, że czego wymagasz po
Polaku, tego samego wyroki boże dopominają się najprzód po
tobie samym, następnie po twoim Bosyaninie i innych pod
numerem piątym: „Nie zabijaj — Nie kradnij“ — a pod
ósmym to już dla ciebie samego: „Nie mów fałszywego świa­
dectwa przeciw bliźniemu twemuu, — a tern mniój przeciw
własnym twoim rodakom. Dla miłości twojego panslawizmu,
i twoich pogańskich marzeń, nie rumienisz się robić Polaka
publicznie poganinem, i dawać w podobnym duchu przepisów
twoim obałamuconym zagorzalcom, których pod pozorem pa-
tryotycznym do Polski wysyłasz, by tam jej wiarę i sprawę
narodową krzywić i niweczyć: „To im przedstawiajcie w Pol­
sce, napominasz, aby poznali wezwanie, które Bóg (a który to
Bóg?) przez ciebie w czasach tych czyni do Polaka: aby umi­
łowali w tćm wolą bożą (raczój twoją własną), odrzucili ideały
pogańskie, (to jest dobijanie się o swoje narodowe prawa) nie-
_ 114

złonmośeią charakteru ziemskiego — niższego nawet od ziem­


skiego, up or nem staniem przy swojein — niewolą złego i życia
w niem niższego i najniższego, co głosisz s k a ż e n i e m cnoty i
charakteru polskiego i zaparciem się odrodzenia w Chrystusie.
— Rozkazujesz dalej: ,,aby twoi neoiici budzili skruchę w P o ­
lakach, i żal pokutniczy za grzechy — i s t o p n i o w o gładzili
je przed B o g i e m — Czemuż to koniecznie stopniowo? alboż
to od razu wszystkich grzechów prawdziwą skruchą i pokutą
zgładzić nie można? Nieczytałżeś nigdy tego, co człowiekowi
objawia Bóg przez proroka: ,,Któregokolwiek dnia nawrócicie
się do mnie, choćby grzechy wasze czarne były jak sadze, wy­
bieleją nad śnieg ?“ — Nic to nie znaczy dla ciebie, bo ty
uczysz, że dusza z głupiej i czarnej przechodzi na szarą i mo-
ręgowatą, i tak stopniowo aż do wybielenia się zupełnego.
W idzimy i tu znowu, że Towiański nie zaleca uczyć za­
borców ustępstwa z cudzej własności, ale ich prawych właści­
cieli do ustępstwa nagania zaborcy. Nie wiedzieliśmy, wyzna­
jemy naszą ciemnotę, aż do pojawienia się pana A ndrzeja ze
swoją nauką, o tak odwrotnej moralności, którą dotąd świat
nazywa niesprawiedliwością i barbarzyńską nad słabszym pize-
mocą.

§ 42. F izyczn y obraz Towiafiszczyka — Chrystusa śmierć


grzechami Polski.
Czytelnik obeznany z warunkami pisarskimi, może nam
nieraz zarzucić częste się powtarzanie; nie nasza w tern, ale
przedm iotu wymagalność, któryśmy wzięli za cel do naszej pracy.
Od ducha zwrotów i powtarzali się Towiańskiego odstąpić nam
niepodobna, gdyż byśmy nie byli w stanie wykazać jasno jego
zamiarów, a mianowicie tego jego charakterystycznego nacisku,
na zwracanie się ciągłe, prawie bez tchu do wmawiania Polsce
ciężkich grzechów, i poddania się z serdecznym żalem pokucie
pod berłem p etersb u rsk im . Ustawiczna gra Towiańskiego w po­
bożną frazeologią udawanego patryotyzm u, odcieni dawania rad
Rosyi, zgubiłaby kogo innego, przerwałaby nić jego zadania:
on się nie gubi! on przez swoj gęsty las pokut, żalów z a gi z c-
chy, ofiar ducha, miłosierdzia najmiłosierniejszego, jakby z ko-
115

ranu M ahomy wydobytego, łask, jubileuszów, dobrodziejstw


z wyrokami bożymi, posłannictwa jego, jarzm kolumn czarnych
i walk ich z kolumnami białemi, jakiejś tam nieokreślonój woli
bożej, przesuwa się z dziwną łatwością, i widzi zawsze jasno
na końcu tych zarośli swój żywy kościół, prawdziwy jego chry-
styanizm, wolność chrześcianina, rajską ojczyznę dla Polaka
w wyzuciu się z uczuć istotnego patryotyzmu, podkopywanie
jego wiary i rzucenie go ostatecznie w objęcia r o s y js k ie g o
r z ą d u . Chcecie mieć wyobrażenie o Polaku w jego kościele,
o Polaku takim z pokutą, jakiego on chce mieć? Powinien
chodzić zamyślony, pochyły i ze spuszczoną głową ku ziem i;
nie powinien się ośmielić spozierać na prawo, ani lewo, ani też
przed siebie, a to z obawy kolumn czarnych duchów nań czy­
h ając y ch , które powinien w swej wyobraźni wszędzie napoty­
kać. Jego powinnością jest dumać bez przerwy, całe życie
o swój ojczyźnie w kolumnach duchów białych, i lękać się nie­
przerwanie na widok przyszłej swojćj egzystencyi, w motylach,
kamieniach lub wieprzach. W czasie ulewu deszczowego spo­
tkaliśmy się pewnego razu z dwoma znajomymi nam Towiań-
szczykami, na ulicy d ’Am sterdam w Paryżu, okrutnie zamyślo­
nymi, milczącymi niepewnym krokiem jeden z |a drugim postę-
pującymi. „H ćj Panowie! zawołaliśmy po naszćmu: a czćm
tak zadumani? „Stanęli jak m ur pod deszczem obydwaj wy­
prostowani, i na nasze zapytanie jeden z nich wystąpił z innem:
„A co to będzie tutaj w tej samej chwili za dwieście la t? “
zapytał. Rzekliśmy mu śmiejąc się do rozpuku: „A deszcz,
błoto po kolana, a i wy bez parasoli — a może upał, a wy
bez kapeluszowi Zresztą, dodaliśmy sentencyjnie: ani wy, ani
dziesięć generacyi waszych o tćm jeszcze na pewno wiedzieć
nie będą.“ — Opadły im znowu głowy, pochyliły się ku ziemi
ich czoła, szli dalej gęsiego, a my na cwał ku domowi: bo
niebo lało bez litości. Z nają oni nas dobrze — żyją obydwaj,
mogą sami powtórzyć naszą rozmowę proroczą. Przytaczam y
to spotkanie z pominięciem wielu mu innych podobnych, w celu
dania pojęcia o ludziach w żywym kościele Towiańskiego zo­
stających. A le nie dosyć jest dla P olaka zwaryować, gdyż
on w postaci przytoczonej powunien mieć w tyle siebie kata
8*
116

z rózgami, ku sieczeniu jego pochw y, w której jest ducli jego


uwięziony w olą P a n a . Nieczułym być powinien na wszystko,
i rozkoszować jedynie w swobodach idealnej ojczyzny, i w zwy-
cięztwie kolumn duchów b ia ły c h nad czarn y m i. Głównym
jego obowiązkiem jest: słuchać braci stopni wyższych duchów
bez krytyki, szemrania, własnego sądu, na ślepo; głosić wszę­
dzie nową epokę, sprawę bożą, i jej dobrodziejstwa zapowie­
dziane Polsce a przez nią całemu światu, które Towiański
nakazuje mieszkając sobie spokojnie w Zurich, z proroczem
wyrzeczeniem na ustach i piśmiennie: „że swego stanowiska
opuścić nie może, bo taka jest wola P ana“ — Takim to wy­
kładem chrześciańskick powinności nakazał swoim służyć Pol­
sce, i taką sobie dla Polaka wymarzył ojczyznę w azyatyckim
sławianizmie. „A skoro te powinności spełniać się będą, mówi
mistrz, ducli polski przebije się przez chmury złego, co raz
silnićj dotąd zalegające Polskę, a podniósłszy się nad chmury
te, zacznie objawiać czem jest, co nosi w sobie, zacznie żyć
życiem chrześciańskićm, naznaczonem jemu, a życie to będzie
spełnieniem się myśli bożej leżącej na Polsce, b ę d z i e c z y ­
n i e n i e m w P o l s c e , S p r a w y Bożej, sprawy postępu i
zbawienia świata (sic). Przez to życie zmartwychwstanie Chry­
stus, p o g r z e b i o n y g r z e c h a mi P o l s k i , i żyć zacznie w Pol­
sce; a w skutek tego dotychczasowa kara zamieni się na mi­
łosierdzie boże....“ Zdaje się według tych wyrazów, że uwzią-
wszy się Bóg na Polskę za pogrzebienie Chrystusa jój grzechami,
położył umyślnie na niej myśl swoją, aby została c z y n i e n i e m
to jest wsiąkłą w B o s y ę i w fałszywego proroka chmury du­
chów białych, do przebicia chmur duchów czarnych, które co
raz silnićj dotąd zalegają Polskę. Dziwne to ma Towiański
o wszeckmądrości i wszechmocności Boga pojęcia — robi on
z niego jakiegoś niedołęgę, który mając pomysły do czegoś i
zachcianki swoje, nie umie ich wykonać z przyczyny przeszkód
mu stawianych przez chmury duchów czarnych, nad którymi
widocznie się pokazuje, że nie ma żadnej władzy. Zapomina
tu Towiański o tćm, czego uczył swoich neofitów przed rokiem
1848, że będąc mistrzem do wprowadzenia w praktyczne życie
u c i e l e ś n i o n e g o S ł o w a B o ż e g o w Chrystusie, które z nim
117

poszło do grobu i które on ma posłannictwo wskrzesić, pospie­


szył z rozkazem swojego P a n a do Paryża, aby się tam po­
kłonić duchowi i ciału Napoleona I., który podług niego miał
być duchem świętym, uprzywilejowanym, najwięcej zbliżonym
do ziemi, i przedostatnim z chmur duchów białych, do rato ­
wania ludzkości; zapomina że wtenczas myśl boża podług niego
samego spoczywała na F rancyi po Rosyi, czemuż się z tą my­
ślą bożą przerzuca do Polski?... czy dla tego, że ruchy 1848 r.
francuzkie zawiodły oczekiwania jego wymarzonego kościoła na
ziemi dawnych Gallów?... Podobny do kruka! zawsze go tam
widzimy gdzie najwięcej ruin i trupów. Pogrzebał on Chry­
stusa grzechami Polski, i aby zmartwychwstał, koniecznie P o l­
ska ziemska musi z europejskićj karty zniknąć — i to w czy­
nie i w uczuciach, i stać się jednćm i tćm samem z Rosyą.
T aka jest podług niego wola boża — taki dopominek niebios
leżący na Polsce. A le ten dopominek nie leży na nim samym,
jakkolwiek i on się urodził w pierworodnym grzechu Polski, i
dla tego właśnie nie udaje się s a m a c h o r ą g i e w do kraju —
on, Towiański, który opuścił Litwę w najcięższych chwilach
prześladowań kościoła katolickiego przez M ikołaja I., zamiast
tam pozostać do dawania przykładu innym na sobie, i rozkrze-
wiania swojego wyższego chrystyanizmu, skoro go B óg do tego
powołał, i wybrał na podniesienie pogrzebanego w grobie
z Chrystusem Słowa bożego. Najmocniej przekonani jesteśmy,
że gdyby go kozak lub czerkies zaczął oczyszczać swoją na-
hajką z pierworodnego grzechu polskiego, jak tego doświadcza
naród cały, nazwałby taki c z y n n i e c h r z e ś c i a ń s k ą s i ł ą —
dziełem, czarnego — parciem mongolskiem, i szukałby sposobu
do ocalenia p o c h w y s w o j e g o w ni ej u w i ę z i o n e g o d u c h a .
A le n ie ! s a m a c h o r ą g i e w zamierza wrócić do Polski na
ręku najznakomitszych jej panów, i być tam posadzona na
uprzednio przygotowanym ołtarzu, gdzie po otrzymanćj a d o -
r a c y i nowego bóztwa, przenieśćby je trzeba do jakich pałaców
królewskich, by tam wypocząć mogło po swoich wielkich ofia­
rach poczynionych duchem.
A niechaj też tu nikt sobie nie wyobraża, że przez chmury
złego rozumie Towiański lub jego uczniowie, moralne zepsucie
118

Polski — gdyż przez te chmury widzą oni rzeczywiste pano­


wanie złych duchów nad Polską — duchów świat cały zalewa­
jących, jak się późniój o tem przekonamy. A i śmierć Chry­
stusa w Jerozolimie znaczy po prostu rozłączenie się w y ższego
d u c h a jego ze sw oją pochw ą, co bynajmniej nie znaczy ta ­
kiej śmierci jaką rozumie dotąd cały chrystyanizm. J a k duch
Napoleona I, Aleksandra I i Kościuszki żyją najbliżej ziemi
w kolumnach, i muszą o nićj myśleć, jak to było niegdyś w ich
p o c h w a c h , nazwa naszego ciała przez B ie s ia d ę Towiańskiego,
tak żyje i Chrystus, który sobie miał szczególnie ulubić Pol­
skę, do wprowadzenia przez nie S łow a bożego w prakty­
czny czyn, i króra go tu znowu grzechami swoimi ukrzyżowała
i pogrzebała, nie zamieniwszy jego S ło w a bożego w czyn,
to jest: w praktyczne życie swoje. Nie mógł 011 sobie z P o­
lakami poradzić, i dla tego wybrał P a n , Andrzeja Towiań­
skiego na jego miejsce do przeprowadzenia w oli b o żej na
ziemi polskiej: bo czło w iek c z ło w ie k a musi zastąpić, ale
z wyższym od pierwszego duchem; Chrystus-człowiek swoim
przykładem, z duchem wyższym, wyniósł Słow o boże po nad
ciało swoje, i chciał, aby tak czyniła cała ludzkość; nie udało
mu się, gdyż człowiek pozostał z czarnem; ale przyszedł czas
Chrystyanizmu już wyższego —- P a n wsadził w pochwę To­
wiańskiego ducha jeszcze silniejszego od Chrystusowego, i ten
zapaleniem miłości całego świata, wydziera grobowi Słow o
b o ż e , króre do niego z Chrystusem poszło, i stawia je żywe
do przyjęcia. Chrystus zaczął dzieło boże, ale go nie skończył—
Towiański je uzupełnia. Oto cała różnica między tymi dwoma
rywalami przybyłymi ze sfer nadziemskich, według nauki no­
wego mesyasza w Zurich. Myli się zatćm Adam Mickiewicz,
znajdując w Towiańskim d u c h a C h ry stu so w e g o .
Towiański nie odwraca teraz ani na chwilę swmich pro­
roczych oczów od Polski, i prowadzi dalój, iż zostawszy bez­
warunkowym poddanym R z ą d u R o s yj s ki e go: ,,stawiany czyn,
któremu wszystkie z i e ms ki e i p i e k i e l n e czyny, oprzeć się
nie zdołają^ — ale nie dosyć jeszcze na tem — uważajmy \
„W tenczas to Polska, dodaje on, jak to naznaczono, c u d e m
w y b a w i o n ą zos t a ni e, i objawuą się w niej sądy i moc boża,
119

dla nauki i przykładu świata całego.“ — N ie wątpimy; zlana


Polska z Moskwą wybawionąby może została od niektórych o-
becnych prześladowań, ale nie od niewoli i cudzego jarzm a
gdyby za jej przykładem poszła cała Słowiańszczyzna, przyznać
trzeba, że wtedy nastąpiłyby w Europie przez Polskę tak mo­
cne sądy boże, jakich cała potęga Rzym ian dokazać nie była
wstanie; zbawiłby się świat zalany płaczem i zgrzytaniem zę­
bów! T ak chimeryczny wynik ze służby Towiańszczyków P o ­
lakom, z którym się udali do powstania 1863 roku mógł zna­
leźć miejsce tylko w ich głowach postrzelonych, zkąd to: czem
m i e l i s łu ż y ć r o d a k o m w P o l s c e n a z ie m i p o ls k ić j, mo­
gą zatrzymać dla siebie samych.

§ 43. 2. „Jak służyć 'powinniście rodakom naszym.11


Z obecnego przedmiotu pism a Towiańsldego przekony­
wamy się jeszcze dokładniej, o zadaniu jego uczni w polskiem
powstaniu. P o przepisaniu im ,,Czćm rodakom swoim służyć
mieli“ — a o wartości tćj służby już wiemy, i po zachęceniu
ich do poświęcenia się wyłącznie S p r a w ie B o ż e j, wydaje im
następnie rozkazy: „ J a k służyć rodakom powinni^ byli,
napom inając przytem, aby się nie zapominali w obowiązkach
swoich, ani ważyli przekroczyć granic celu, jaki im zakreśla.
„Pam iętajcie, mówi do n ic h : że powiększać dla obrony ojczy­
zny samą m ateryalną siłę Polski, n ie j e s t n a z n a c z o n o tym ,
którzy powołani są ułatwić rodakom siły ducha, siły chrześci-
ańskićj, niebieskiej, — ztąd o f i a r u jc i e B o g u z a p a ł w a sz
z ie m s k i, ten naturalny w człowieku pęd poświęcenia się po
ziemsku dla ukochanego cełu.“
P o d takim i warunkami praca Towiańszczyków w powsta­
niu polskiem ograniczała się na rozwijaniu sił ducha w kie­
runku nauki ich mistrza, z wyraźnym zakazem rozwijania tam
sił fizycznych, które przy poprzednich są niezbędne w chwi­
lach starć sie wojskowych. N ie z kolumnami duchów była tam
rozprawa, ale z uzbrojonemi kolumnami widzialnych ludzi. P od­
noszenie ducha z oderwaniem myśli od zbrojenia ciała w cza­
sie wojny, nie było czem innem, jak tylko dobrze obmyślonym
120

środkiem Towiańskiego do oddziaływania na rozum i do odry­


wania go, w przeciwnym zupełnie kierunku od tego, co go głó­
wnie i jedynie zajmować powinno było. T ak samo działał
mistrz w roku 1831 jakkolwiek było to w odmiennych w arun­
kach, i tu pozostał wiernym Memoryałowi z roku 1857. P rze­
widując atoli, że praca jego uczniów w wyrażonym kierunku
dostrzeżoną być może, i wywołać nieprzychylne jej przyjmowa­
nie międy Polakam i, spieszy zaraz z następującym dodatkiem:
„Ofiarujcie też uszczerbek jaki ponieść możecie w s ą d z ie tych
ro d a k ó w , którzyby sądzili o was wedle sa m e g o p r a w a z i em ­
s k i eg o .“ — Rzecz prosta, że każdy z uczni dobrze przenikniony
tern upomnieniem mistrza, nikomu się przekonać nie dał, że
nie można zasilać samego ducha póki zostaje w ciele, bez za­
silenia i ciała do mieszkania mu potrzebnego; on taki sąd
miał za czysto z ie m s k i, czynił za niego ofiarę w swoim du­
chu, odrywał umysły gdzie mógł od rzeczywistego celu naro­
dowego powstania, streszczczał je w kierunku wyrabiania i po­
stępu sił ducha, i przenosił w krainy urojonego dobra metafizy­
cznego w kolumnach białych duchów, z wyraźną szkodą dla ży­
cia fizycznego.
Pozorna prostota w mowie Towiańskiego zdaje się nie­
kiedy być tak naturalną, że nieprzywykłego do tego rodzaju
jakoby biblijnej naiwności, łatwo w błąd wprowadzić może:
Przybywszy więc na ziemię ojczystą, odzywa się, jawcie roda­
kom wstępnie kto jesteście i dla czego przybywacie” ... Czy to
nie szczere i naiwne? a przecie dwie myśli są tu ukryte: je ­
dna, zamiar upowszechnienia Towianizmu w Polsce, i zachwy­
cenia jej jakby jakim ś tajemnym i wielkim spiskiem, który już
na początku i w zawiązku sekty naprzód a v Paryżu wysunięto,
a druga uprzedzenie narodu Polskiego, że tego wszystkiego
jest głową i sercem Andrzój Towiański, Litwin. „Stawajcie
przed nimi, mówi następnie, naprzód jako Apostołowie (sic),
a potem jako żołnierze towarzysze broni“ ... A to znowu czy
nie jasne? a jednak pod tą otwartością tak milutko upozoro­
waną, nakazuje mistrz przedewszystkićm prozelityzm i werbu­
nek do swej wiary politycznćj i religijnej, a dopiero gdy się
to powiedzie, gdy jego wysłańcy zdołają utworzyć jaki oddział
121

albo obóz już z nawróconych przez siebie, wtenczas to mają


zostać żołnierzami, towarzyszami broni, i „ten charakter obja­
wić mowrą i wszelkim czynem swoim“ —• w ułatwieniu zawsze
rodakom siły ducha jak się już powiedziało, i o f i a r u ją c B o g u
sw ój z a p a ł z ie m s k i.
By się dokładniej jeszcze przekonać o tern, że Towiań-
skiemu nie chodzi tli bynajmniej o tworzenie oddziałów po­
wstańczych, podług niego n i e c h r z e ś c ia ń s k i c h , i w celu bro­
nienia sprawy ojczystćj czyli z ie m s k ie j, zamyka swój pozor­
nie patryotyczny zapał w granicach, po za które jego mniema­
nym apostołom, a potem towarzyszom broni, nie wolno było
- ani głowy wychylić. „Przyszłość wasza, mówi im, spełnianie
dalsze powinności waszych, z a le ż e ć b ę d ą od p r z e b i c i a n a
sa m y m w s tę p ie c h m u r z łe g o , i od z a ję c ia s ta n o w is k a
n a z n a c z o n e g o w a m ; a chmury te... w pierwszej już chwili
ogarną was, i wzbraniać wam będą postawić charakter wasz,
i siła tych chm ur może być tak wielka, że niejednemu z was
łatwiej będzie wystawić pierś na kartacze, niż stawić ducha do
walki ze złem“ ... Poświęcenie się dla sprawy narodu w jego
powstaniu, sposób wykonania go i trudności, żołnierstwo, to­
warzystwo broni, słowem: cały kierunek działania, streszczone
tu są w tych kilku Towiańskiego wierszach, i dokładnie za­
kreślone, aż do ich moralnej walki z uczniami patryotycznemi,
dla Apostołów nowego mesyanizmu, z bardzo starymi i zna­
nymi przywarami. Zam iast zbrojenia się przynajmniej żelazem,
do zwalczania nieprzyjaciela w stal uzbrojonego, Towiańszczycy
z biciem serca przed przybyciem swojćm jeszcze na ojczystą
ziemię, zbroili się do walczenia przeciw wiatrowi, owej chmu­
rze złych duchów, któ ra rządzi Polakam i, to j e s t : do paraliżo­
wania wszelkich wysileń narodu przeciw obcemu panowaniu.
Usiłowania Polski, miłość rzeczywistej a nie idealnej ojczyzny,
niepodległość, poświęcenie się w tym celu, i wszystko co tylko
do niego należeć może, stawia Towiański pod zarządem i siłą
chmur złego, i o tern uprzedza swoich uczni, pod wyrazami,
że ten zarząd i ta siła mogą się niekiedy w ich sercach tak
wzburzyć, patryotyzm tak podnieść głowę, poczucie do prawdzi­
wego się poświęcenia za ojczyznę tak zakołatać do sumienia,
122

iżby im przyjemniej było wystawić z nimi piersi swoje prze­


ciw kartaczom, niż obojętnymi pozostać na icb wołania. Ale
wara od tego! napięci to n e m „aby walcząc zwyciężali to złe
—- i spełniali powinność sługi C hrystusa44 — spokojnie sobie
zamieszkującego w Zurich, i czyniącego ofiary w duchu, przy
wygodach p o ch w y jego.
§ 44. Komu Towiańszczycy w powstaniu polskiem służyć
powinni byli.
Z przepisania „jak Towiańszczycy służyć powinni byli
Rodakom swoim44, słusznieby wnosić można, że pan mistrz
wchodzić już nie miał potrzeby w rozkazy, komu służyć
w szczególności należało; ale było to dla niego za ogólne, i dla
tego z przyciskiem prowadzi dalej: „Służcie wszystkim bez
względu na różnice zdań, opinii... Służąc wszystkim, służcie
w szczególności k a p ł a n o m , m o ż n o ś c i , l u d o w i , i z r a e l o w i ,
n i e w i a s t ó m wszystkich stanów44, —- rozumie się w duchu
określonym powyższym już paragrafem . Zdaje nam się, że
służba wszystkim bez względu na różnice zdań i opinii, obej­
muje w sobie wszystkie stany, i dla czegóż Towiański wy­
szczególnia te stany, i zaleca dla nich szczególniejszą usługę ?
K apłanom , którzy według niego są odstępcami od prawdziwej
wiary, zapewne dla tego, aby ich sobie pozyskiwać i przyciągać
do sekty, a za ich pomocą propagować lepiej swoje przewrotne
dzieło; możności z przyczyny jej bogactw i wpływów; ludowi,
by zyskiwać jego popularność i zaufanie, zaciągnąć jego masy
do swojego obozu, i zaimponować niemi przeciwnikowi; izraelo­
wi, czyli po prostu żydóm dla tego że, m ają być „praw dzi­
wszymi w Polsce, niż między innymi narodam i44, — a niewia­
stóm nakoniec, by mu służyły za narzędzia do jego celów.
Pochlebstwa, łechtanie słabej strony każdego, obłuda
i podstęp, oto są środki nakazane uczniom przez ich pana m i­
strza, za pomocą których powinni byli działać wstecznie na
wszystkie klasy społeczeństwa polskiego, w czasie jego podnie­
sienia się przeciw despocie. „Izrael w Polsce, woła Tow iań­
ski, jest Izraelem prawdziwszym niż w innych narodach, i że
dla wspólności ducha i powołania stać się on powinien częścią
123

je d n o r o d n ą P o l s k i “ . J e ż e l i się n ie m y le m y , p ie rw s z y to j e s t
T o w ia ń s k i, k tó r y k w e s ty ą ży d ó w ro zrzu co n y ch po w sz y stk ic h
k ą ta c h ś w ia ta , w p o d o b n y sp o s ó b p o d n o si. Z d a j e n a m się , że
m u t u w c a le n ie c h o d z i o o c a le n ie h o n o ru żydów p o ls k ic h ,
k tó r e g o n i k t n ie n a p a d a . A by ic h c h c ia ł p o m ie s z a ć z k rw ią
S ło w ia n i z a m ie n ić ty m sp o so b em na P o la k ó w , i to n a m się
n ie z d a je . C ó żb y to w ię c b y ło ? m o ż e lic z y n a p rz y s tę p n ie js z y do
n ic h w s tę p je g o n a u k i, ja k o m a ło o św ie c o n y c h , p o d z ie lo n y c h
n a s e k ty , i o k r u tn ie z a b o b o n n y c h . Już d a w n o p r z e p o w ia d a ł,
ż e n a ż y d o w s k ic h b ó ż n ic a c h w P o ls c e z o b a c z ą się p r ę d k o b i a ł e
krzyże, s y m b o l T o w ia n iz m u !
P o m im o ty l u p rz e p is ó w , n a k a z u je m is tr z sw o im p o ls k im
w o jo w n ik o m c z e r p a ć p o m o c i ś w ia tło ze sw o ic h t r z e c h listów
0 P olsce z r. 1 8 6 1 , o k tó r e ś m y go p r o s ili b e z s k u te c z n ie ,
1 k tó r e w y c o fa ł z r ą k sw o ic h s e k c ia r z y ; w id n o , że b y ły na
c z a s ie i b a r d z o d o b r e , a m ia n o w ic ie m ia ły d o w o d z ić , że T o -
w ia ń s k i j e s t w ie rn y m p a n s la w is tą . l)
W y s ł a ń c y do P o ls k i m ie li n a k a z d o s p e łn ia n ia sw e j s łu ż b y
n a z ie m i p o ls k ie j z c a ł ą d u s z ą n i e t y l k o d l a s w o i c h , a l e
i dla obcych, a nawet i dla nieprzyjaciół. T a c h rz e -
ś c i a ń s k a z a s a d a n ie p o tr z e b o w a ła b y o b ja ś n ie ń , g d y b y n ie p o c h o ­
d z iła o d T o w ia ń s k ie g o , u k tó r e g o n ie ty lk o c a łe sło w a , a le
n a w e t i ic h lic z b a z k ro p k a m i n a d i, m a ją sw o je z n a c z e n ie .
K o g o o n t u n a z y w a o b c y m , a n a w e t n ie p r z y ja c ie le m w o b o z ie
p o w s ta ń c ó w p o ls k ic h ? m o ż e w o je n n y c h je ń c ó w ! a le ć w ta k im
r a z ie je g o ro z k a z b y łb y z b y te c z n y m , g d y ż P o l a k je ń c a m i s z c z e ­
rz e się o p ie k u je , i n ie m o r d u je ic h , j a k to c a łe m u ś w ia tu do­
b r z e j e s t w ia d o m o . K ie z a d a w a jm y t u so b ie p o d ty m w z g lę ­
d e m d a ls z y c h z a p y ta ń , b o rz e c z ą j e s t ja s n ą , że p rz e z swoich
r o z u m ie 011 tu n o w o n a w ró c o n y c h d o je g o s e k ty , a p rz e z o b c y c h
i nieprzyjaciół, w s z y s tk ic h P o la k ó w o p ie r a ją c y c h się p ro ­
z e lity z m o w i je g o a p o s to łó w . N ie m a o n z a o b c e g o , a n i z a n ie ­
p r z y ja c ie la R o s y a n i n a , g d y ż p o d je g o c ię g a m i z w o li B o ż e j,

x) N ie wiemy czy w spomnione trzy listy kiedy później ogłoszono


d rukiem ; w ątpim y o tern: bo z opowieści ich treści, możemy wnosić, że
ńyłyby nie mniej od m em oryalu poddaństw a z r. 1857 narobiły ^hałasu.
I
124
III': --------------------------

powinien się z grzechów swoich oszyścić naród polski, wyrzec


ojczyzny ziem skiej, i zasłużyć sobie na ojczyznę w kolum nach
duchów białych.

§ 45. Jak się TowiaJiszczycy w powstaniu zachowywać


pow inni byli względem Rządów.
Po przepisach pobieżnie ty lk o przez nas wymienionych,
pójdźm y za nakazam i Towiańsłsśapskiego swoim rycerzom, ja k
się oni m ie li zachowywać na ziem i polskiej Avzględem Rzą­
d ów. T u zapraszamy naszego czytelnika do uw agi: „J e ż e lib y
przypadło wam, m ówi m istrz, zetknąć się z r z ą d e m r o s y j s k i m
— w ta k im razie powinnością waszą będzie, s p e ł n i a ć prawo,
któreście głębiej poznali, prawo chrześciańskiej m iłości,
s z c z e r o ś c i i e n e r g i i , stawić rządow i p r a w d ę i c h a r a k t e r
i nie zachwiać się w tej w ierze: ż e B ó g sa m r z ą d z i czło­
w i e k i e m , a w s z e l k i e s i ł y o g r o m u są t y l k o narzędziem
R z ą d u J e g o .“ T a kie oznaczenie stósunku Towiańszczykóm
przez ich m istrza do R ządu rosyjskiego, gdyby się z n im spo­
tk a li, a czego w istocie spodziewać należało, i do czego „g o ­
tować im się kazała karność przed nie zbadanymi sądami
B o żym i^ — je st ciemne dla nas śm iertelnych ludzi, i żyjących
w ch m u ra ch czarnego, ani w tajem niczonych av skrytości
niezbadanych dotąd kryjó w e k gabinetu nowego mesyasza!
Z d a je nam się jednak, że Rząd rosyjski dostawszy av swoje
ręce którego z Towiariszczyków, biorącego u dział w powstaniu
polskiem , nie b y łb y się bynajm niej zadow olnił jego odpowie­
dzią, ż e B ó g sam r z ą d z i c z ł o w i e k i e m , aleby czegoś innego
b y łb y po n im wymagał, a od tego dopom inku, nie byłaby go
u w o ln iła ani jego s z c z e r o ś ć , ani e n e r g i a ; b y łb y go ten rząd
niezawodnie przyłączył do ty lu innych, któ rzy poginęli na szubie­
nicach. B y łb y poszedł pod sądy sławnego z okrucieństw M uraw iew a.
W ie m y dobrze, że jednego z nich dobrze nam znanego pana
Bolewskiego, k tó ry stalą się do ostatniego b ro n ił, posiekano
w k a w a łk i; ale bo on tćż nie poszedł do powstania polskiego,
by tam zaraz na wstępie lub po wstępie rozb ija ć chm ury złego,
lecz by rozb ija ć szeregi m oskiewskie. W ie dzia łże on o tćm ,
że B ó g s a m r z ą d z i c z ł o w i e k i e m ? sądzimy, że m u to
125

obcem nie było, bo właśnie w myśli, aby to doszło do wiado­


mości wszystkich uczni, Towiański zmuszonym się znalazł do
ogłoszenia tego drukiem, o czem już naprzód pisał był do ce­
sarza A leksandra I I . „Z tąd to, mówi on sam, stało się po­
winnością n a s z ą , przedstawić c e s a r z o w i r o s yj s k i e m u p r z y-
c z y n y tej zmiany położenia n a s z e g o , przedstawić powody,
dla których sługi S p r a w y (inaczej panslawizmu) bierzemy się
do walki (!) przeciw rządowi“ . I o ten memoryał prosiliśmy
Towiańskiego, ale nam go nie raczył udzielić..., zkąd wnosiemy,
i to z przeproszeniem pana m istrza i bez jego pozwolenia, że
jego słowa: „Bóg sam rządzi człowiekiem, a wszelkie siły
ogromu są tylko narzędziem R z ą d u J e g o “, — przy napię­
tym tonie szczerości i energii, i z medalikiem od mistrza, były
po prostu umówionem hasłem między r o s y j s k i m R z ą d e m
a panem Andrzejem , i znaczyły: „Puście moich, bo oni są wa­
szymi^. W yborny to paszport, który nikogo na siebie uwagi
w ówczas nie zwrócił, bo niezrozumiałe i niestrawne pisma
Towiańskiego mało kogo obchodziły. N a to on tóż liczył,
i zdziwił się nie mało, gdy od nas otrzymał domaganie się tćj
umowy. W ielka szkoda, że nie wiedziano o tem na czasie:
byłby może nie jeden z patryotów zdołał się był uwolnić od
szubienicy, kazamatów lub syberyjskich kopalni.
W szędzie i pomimo całej przezorności, gdzie tylko To­
wiański dotknie się sprawy narodowej, jest jawnym jej wrogiem.
W ysłaniem swoich uczni do powstania, do czego rzeczywiście
okolicznościami był przymuszony, usiłuje on zamydlić rodakom
oczy, jednak za każ dem pociągnięciem swojego pióra, nie może
się powstrzymać od poniżania ich. P o wymienionych przepi­
sach co mogło być naturalniejszem, jak przejście do r z ą d u
n a r o d o w e g o , a jednak zaczyna on od r z ą d u r o s y j ­
s k i e g o . Czyż mu tu o starszeństwo między tymi dwóma
Rządam i chodziło?., jeżeli tak jest, toć w takim razie pierw-
szeństwoby się należało było Rządowi polskiemu: bo kiedy
Rosya była Moskwą i małem jeszcze księstwem, P olska już
była długie wieki potężną monarchią. A le mniejsza o to, co
tu jest rzeczą godoą uwagi, to niezawodnie ta okoliczność, że
rozkazy m istrza dane jego uczniom, jak się powinni byli obcho-
dzid z r z ą d e m r o s y j s k i m są bardzo zwięzłe i krótkie, pod­
czas gdy instrukcye dla tych samych, ja k sobie mieli postępo­
wać z r z ą d e m p o l s k i m , znajdujemy dosyć rozciągłe. Nie
spuszczajmy jeszcze i tego z naszej uwagi, że instrukcye od­
noszące się do rządu pierwszego, posłał Towiański wprost do
Petersburga, i tylko hasło z nim umówione jak to już widzie­
liśmy, publicznie ogłosił, aby mogło było dojść do wiadomości
wszystkich jego Apostołów, i przekonać ich że wyszło od niego
samego i zasługuje na zupełną wiarę; względnie zaś na rząd drugi,
czyli polski, rzucił je na publiczność wcałej obszerności, snać dla
tego, aby je mógł ocenić ostatni nawet sybaryta step syberyj­
skich. ,,Służcie z uczuciami i gorliwością należną rządowi na­
rodowemu, mówi: który cudem epoki bożej.... snuje z w i e d z ą
i h e z w ied z y , z zasługą i bez zasługi, wątek obecnego czynu
Polski i obecnych wypadków — dopuszczonych tylko w sądach
bożych d l a p o k u t y n a r o d u , aby epoka wyższa otworzyła
się na świecie — dla postępu — i dla zbawienia nie tylko
Polski, ale i świata całego.“ — Jakże tu odmienny stósunek
Towiańszczyków do rządu narodowego, od stosunku do rządu
rosyjskiego! A więc powstanie polskie cudem opieki bożćj
wywołane, snuło się z wiedzą panslawistowskich celów, a często
i bez wiedzy narodowego rządu?... a kiedy z wiedzą to i za­
sługą, a skoro bez tej wiedzy to i bez zasługi?... N a czem to
odkrycie uzasadnia tego nie wiemy, ale rozumiemy, iż w czasie
ostatniego w Polsce powstania nie zbywało na agentach pan­
slawistowskich, którzy ciągnąc wodę na swoje koło, zręcznie
paraliżowali ruch narodowy. To uchylenie jakkolwiek z wielką
ostrożnością zasłony, która pokrywała tajne nadzieje i zabiegi,
powinnoby nas nauczyć, jak mamy w przyszłości chodzić z oczami
dobrze otwartemi. — A więc dalej, wysilenia narodowe i krwawe
jego ofiary nie m ają się przydać na co innego, tylko na bodźca
do pokuty, do upadku zupełnego, by na jego zgliszczach otwo­
rzyła się epoka mongolskiego panslawizmu dla postępu, dla
zbawienia zamordowanój Polski, a za nią dla całego świata?...
Towiański zapomina, że i z gruzów podnoszą um arli swe głowy
i wydają nawet kamienie nowe generacye. Nie ma co mówić,
z któregokolwiek punktu zawita Towiański na ziemi polskiej,
127

nie widzi dla nićj tylko sam e pokuty, a po nicli P o lsk i nicość,
swojego posłannictw a cel ulubiony.

§. 46. Toiuiański ważności memoryału z r. 1867 usiłuje


nadać ton słabszy iv przekonaniu Polaków, a doniosły
w Petersburgu.
Z apew ne sobie każdy przypom ina ów m em oryał, który
nam odsłonił politykę Tow ianizm u. M istrz p rzed siębrał roz­
m aite środki do osłabienia nieprzychylnego w rażenia, ja k ie ten
a k t między nam i i obcymi zrobił, i tu się jeszcze w tym wzglę­
dzie kusić nie om ieszka. O n liczy zawsze n a to, że co nas
wczoraj bolało, dziś się już zapom niało. P o wywodach ja k
posłańcy jego do P o lsk i m ają poznaw ać p r a w d z i w y c h t a m
c h r z e ś c i a n , i rozróżniać czy to co b l i ź n i s t a w i i d z i e
z n i e b a c zy z z i e m i , c z y t e ż z p i e k i e ł , odzywa się n a stę ­
pn ie: „S łu żąc wszystkim , czyńcie wylew (to je st: prozelityzm )
z obecnego położenia w aszeg o : dla czego zatrzym aną była n a ­
znaczona P olsce pom oc S p r a w y b o ż ć j (to je s t: sekty To-
wiańskiego), i udział sług jej w obecnem dążeniu P o lski: dla
czego i dziś nie w s z y s c y przybyw acie służyć Polsce. “ —
G dyby do P o lsk i z nich nie był się ud ał ani jed en , nicby na
tem nie była stra c iła ; wojownicy którzy z w i e d z ą i z a s ł u g ą
snuli w ypadki zaszłe w Polsce, byli jej wcale nie potrzebni.
G dyby był w yszedł ja k i ukaz do p rzyjęcia w P olsce ryczałtem
Tow ianizm u, ja k się tego spodziewano jeszcze po cesarzu M i­
k o ła ju I., nie byłby za g ranicą p ozostał ani jed en Towiańszczyk.
C zarne tam chm ury złego jeszcze nie ustąpiły, panslawizm
przyjętym nie został, panow anie bezw arunkow e P osy i nie n a ­
stąpiło, p otrzeba więc było m ieć drzwi do odw rotu zabezpie­
czone, by módz dalej prow adzić sekciarskie odstępstw o od
powinności dla ojczyzny i w iary. Ż e Towiańszczycy nareszcie
nie rzucili się otw arcie do pierw szych ruchów w W arszaw ie,
do czego się odnosi pierw sza część jego wyrazów, to niezawo­
dnie ze względów n a ich przyrzeczenia pod d ań stw a i wierności,
wyrażonych w akcie z ro k u 1857; a że późnićj udział s ł u g
S p r a w y b o ż ó j m iał m iejsce, to już o tóm obszernie dosyć
mówiliśmy. „O bjaśniajcie też, nakazuje dalej, że ten udział,
128

który przyjmujecie w powstaniu, że ta walka wasza (!) przeci­


wko rządowi rosyjskiemu, jest spełnieniem powinności, które
przed sześciu laty (w memory ale r. 1857) objawiliście cesa­
rzowi (Aleksandrowi II.), wyjaśniając jem u powody, dla których
amnesty i przyjąć nie mogliście. “
Był czas kiedy z c a łć m w y la n ie m s e r c a i w o b lic z u
B o g a wyprzysiągł się Towianizm: „żywienia nienawiści i zem­
sty przeciwko rosyjskiemu rządowi, walczenia przeciw niemu,
szkodzenia mu wszelkiemi sposobami, z w ła s z c z a p rz e z re-
w o lu c y e “ — a niezapominajmy, że to jego wyprzysiężenie się
i oświadczenie poddaństwa i wierności cesarzowi wspomnionemu,
wypływało z n a jw y ż sz y c h u c z u ć s p e ł n i e n i a c h r z ę ś c ia ń -
s k ic h p o w in n o ś c i. K toby się zatćm mógł był spodziewać,
że od roku 1857 do 1863 zmienią się rzeczy w księgach mo­
ralności tak dalece, iż dozwolą Towiańskiemu prawa spełniania
chrześciańskich obowiązków zupełnie sobie sprzeczne pogodzić ?
T u mimowolnie nasuwa się to zapytanie: kiedy działał szczerze,
czy w roku 1857, czy też 1863? W pierwszym wyprzysięga
się najuroczyścićj szkodzenia rosyjskiemu rządowi zwłaszcza
przez rewolucye, i to ma za świętą powinność; w ostatnim zaś
posyła swoich uczni do powstania jakby ono rewolucyą nie było,
także w celu dopełnienia świętych powinności. P raw da że tu
dodaje. „K tóre przed sześciu laty objawiliście cesarzowi^ —
czem chce powiedzieć, że przyrzeczeniom dawniejszćm bynaj-
mnićj nie uchybia. Wówczas oświadcza: „ze poznawszy drogę
prostą i swoje błędy (te wyrazy włożył on do ust swoich uczni),
składa przed Bogiem za to swoją boleść — że owo niespeł-
nianie prawa bożego, do którego spełnienia był wezwany czło­
wiek jeszcze we w i e l e w i e k ó w p r z e d C h r y s t u s e m , że
był podobny do dziecka, które dla uwolnienia się od kary, usi­
łuje w uporze złamać rózgę, której ojciec jako narzędzia kary
używ a;.że składa przed Bogiem nienawiść przeciw rządowi ro ­
syjskiemu, i że j u ż w i ę c e j p r z e c i w n i e m u g r z e s z y ć
n i e b ę d z i e “ — a w roku 1863 na dniu 28 M aja, pozwala
swoim brać udział właśnie w rewolucyi, daje im przepisy i okre­
śla warunki do walki przeciw tem u samemu rządowi i jego
monarsze, pod jdiasłem także spełniania obowiązku?... Ktokol-
wiek się zechce przypatrzeć z bliska i bezstronnie b o ż e m u
d z i e ł u 1 owiańskiego i jego uczni, nie trudno mu w nićm
będzie odkryć obłudę pozorami pokrytą. Dwóm panom naraz
służyć nikt nie zdoła, a rząd rosyjski posiada niezawodnie wię­
cej politycznego zmysłu, a niżeli Towianizm cały z ich proro­
kiem na czele, i oszukaćby im się nie dał; jemu więc służą.
Sądzą om, że dawne swoje przysięgi Eosyi znane publiczności,
pismami późniejszemi złagodzić potrafią, ale zapominają o tóm,
że i Polska bez zmysłu nie jest, i że na ich objawach udawa­
nego patryotyzmu, doskonale się poznać potrafi. Gdyby T o­
wianizm ze swoim mistrzem był wziął udział w powstaniu pol-
skiem w literalnem go rozumieniu, nie byłby potrzebował uda­
wać się do Petersburga z tajnym i listami, i byłby po prostu
popełnił świętokradzkie krzywoprzysięztwo.
Ale nie spieszmy się jeszcze tak bardzo z naszym sądem,
bo Towiański usprawiedliwia wzięcie udziału w rewolucyi swo­
ich uczni, p r z y j ę c i e m do d u s z y z ł e g o p r z e z r z ą d ro s y j­
s k i : „złego ducha najniższego, który z n a d z w y c z a j n e g o do­
puszczenia bożego rządzi nim .“ — P odług niego jak to już
widzieliśmy, Polską rządzi złe, i tak samo Eosyą rządzi złe
i to n a j n i ż s z e ; a wszystko z nadzwyczajnego dopuszczenia bo­
żego, a między temi dwóma złemi, Towiańszczycy wygodnie
pomieścić się umieli, rozumie się, że także z dopuszczenia bo­
żego! Jakże ich to miłuje ten ich bóg! w obozie polskim rzą­
dzonym zł e m, dał im wolne miejsce od tego złego, a w służ­
bie Eosyi rządzonej g o r s z e m, obdarzył ich nietylko wolno­
ścią od niego, ale zarazem i pasportem, który ich bronił od
stryczka. Nasuwa się tu jeszcze i ta uwaga, że skoro rząd
rosyjski przyjął najniższego złego ducha, który nim teraz rzą-
dzi, był czas kiedy nim kierował duch lepszy. N ie wiemy
kiedy to było — może w owych czasach kiedy spiskował o roz­
biór Polski, albo się stał protektorem polityki panslawistowsko-
mongolskiej. My wiemy i ciągle bolejemy nad tóm, że to wła­
śnie ten zły duch najniższy, samolubny i drapieżny rozćwier-
tował Polskę, dopuścił się gwałtów w r. 1 8 3 1 , wywoził polskie
dzieci tysiącami w swoje dzikie pustynie, zapełniał nićmi i za­
pełnia dotąd swoje zastępy, kazamaty, uralskie kopalnie i kau-
9
kazkie skały, wieszał i wiesza kwiat młodzi polskiej, kańczu­
giem i bagnetem nawraca do swojego urzędowego kościoła
i polityczno-schizmatyckiej religii, burzył i burzy narodowe pa­
miątki; że ten duch zły zabrał księgozbiory narodowe, zwichnął
polskie wszechnice, pozamykał katolickie kościoły i zamienił
je w gruzy, mianowicie na Litwie, Ukrainie i Podolu, albo
je oddał ministrom swej wiary.... Takie to są pomniki jego
dzieł na ziemi polskiej! a jednak Towiański i jego uczniowie
wolni i doskonali ckrześcianie, mieli kiedyś tego ducha za do­
brego i wyższego, i dopiero w r. 1863 znaleźli go n a j n i ż ­
szym?. . . Zapomnieli ci ludzie o boleściach własnego narodu
swojego, o przeszłości ich ojczyzny i jej krwawych dziejach
oszpecili własne gniazdo! Nie ja, który to piszę, ani ci, którzy
mnie może czytać kiedyś będą, ale prochy tych, którzy im dali
życie, potępią ich! Dziwna rzecz, krwi biednych ohar narodu,
łez niezliczonych wdów i sierót, cierpiących głód, nagość tak
w kraju, jak za granicą, żebrzących kawałka chleba, owi, którzy
niedawno temu jałmużny sami czynili i żyli w dostatkach, ani
umierających w obcem powietrzu z tęsknoty za krajem, obok
nich samych oni nie widzą! Co to za smutny stan serca i umy­
słu tych ludzi. Ale oni na to wszystko mają odpowiedź, że
ich Pan tak chce, aby Polak pokutował, bo się pozwala rzą­
dzić złem, nie chce się poddać rosyjskiemu carstwu, i przyjąć
nowej i wyższej epoki Towiańskiego; i uspokoją tćm swoje su­
mienie, bo umyli ręce jak P iłat mówiąc: ,,Innocens sum.“

§. 47. Wolność T o w ia ń szczyka — pożegnanie.

Towiański o niczem nie zapomina; po ukończeniu prze­


pisów danych uczniom swoim, względnie na ich zasługi Roda­
kom zewnętrznie uważane, zwraca swoją uwagę na ich uczucia
wewnętrzne. On zna swoich, ale wątpimy, aby go wszyscy
swoi znali. Jako sługa boży i dobry pasterz baranów, nie pomija
niczego, coby jego zamiarom sprzyjało. Czytając jego pismo,
myślałby kto, że to sam Chrystus przemawia do swoich Apo­
stołów udających się nawracać świat cały, z tą atoli różnicą,
że Chrystus miał za ostatni cel królestwo niebieskie bez względu
na królestwo ziemskie, a pan Andrzój i jego uczniowie mają
panslawizm i tak zwaną S p ra w ę b o żą : „Bądźcie wolni, woła
do swoich wojowników nowego ro d z a ju : zależni jedynie od
woli, od rozporządzenia bożego; z tą d n ie p r z y t w ie r d z a jc ie
się k o n ie c z n ie do je d n ó j w a lc z ą c e j g ro m a d y ; jeżelibyście
nie znaleźli gdzie d u c h a bożego , a tylko panowanie złego,
i jeżeliby ofiarna praca wasza, aby wyzwolić rodaków z n ie ­
w o li tć j, okazała się bezskuteczną, tam oświadczajcie, że m u­
s ic ie o d d a lić się, i że idziecie szukać p r a w d z iw y c h P o la ­
ków , którymbyście owocnićj służyć m ogli.“
Jużeśmy nie raz wspomnieli, że prócz propagandy, To-
wianizm w polskićm powstaniu 1863 roku innego zadania nie
m ia ł, mamy tu tego nowy dowód a v przytoczonych co dopiero
wyrazach mistrza. Nakazuje on swoim być wolnymi, zależnymi
jedynie od własnej ich woli, która się nazywa podług nich
rozporządzeniem bożem, czem w prosty sposób uwalnia ich od
posłuszeństwa wszelkićj władzy na ziemi polskićj. A b y się zaś
nie pom ylili w rozumieniu swój wolności, dodaje im, że ta za­
mykała się w nieprzytwierdzaniu się ich do jednej tylko walczą­
cej grupy, oddziału lub kompanii rewolucyjnój, ale by opuszczali
takie, w którychby znaleźli upór do przyjęcia ich przewrotnej
nauki — toć to znaczy owo p a n o w a n ie złe g o .
„U trzym ując tegóż ducha wolności, prowadzi d a lć j: nie
kupcie się na jednem miejscu dla dogodności osobistćj, a nawret
dla znalezienia zasiłku, i u ła t w ie n ia w s p ó łc e b r a tn ie j, ale
o ile podobna, r o z s y p u jc ie się po ró ż n y c h g ro m a d a c h .^
N ie potrzeba tu komentarza: Towiańszczykom zakazano było
kupić się i zbroić, — oni m ieli za cel rozsypywać się po róż­
nych gromadach, jakby ja ka czereda policyusów lub zaprzeda­
nych nieprzyjacielowi służalców, i paraliżować zapał powstań­
ców. „ W tym to duchu wolności, wyjaśnia się jeszcze bardzićj
ich m istrz: może jednemu z was wypadnie p rz e jś ć w s z y s tk ie
g ro m a d }^ a drugiemu przytwierdzić się do jednój i pozostać
w niój, trzeciemu zaś chodzić po Polsce opowiadając s ł o w o
p r a w d y , z b a w i e n i a i p o c i e c h y . 4* — Doskonale Towiań-
ski nam przedstawia swoich w Polsce rycerzy! co za patryo-
tyzm, jakie zadanie, jaka obrona kraju i gorące pragnienie
9*
132

wyzwolenia go z niewoli! Przebiegać wszystkie gromady a na­


wet całą Polskę emigrantowi w czasie powstańczej walki, tam
gdzie co pareset lub kilkadziesiąt kroków za każdym powstań­
czym oddziałem rozstawione były nieprzyjacielskie czaty, a po
wszystkich miejscach policyjne szpiegi, byłoby rzeczą, każdy to
przyzna, nie tylko niebezpieczną ale nawet i niemożebną; a skoro
Towiański z takim naciskiem przy wykonaniu swojego rozkazu
obstaje, wniosek ztąd naturalny, iż bezpieczeństwo dla jego
wysłańców do powstania pod hasłem wyżej przytoczonym, było
mu poprzednio ze strony ro sy js k ie g o rz ą d u zapewnione, a zaś
ze strony Polaków, pozory poświęcania sie na rzecz ojczyzny,
były dla nich dostateczną rękojmią. Takie ich jednak postę­
powanie tylko, miało być istotnem spełnieniem powinności,
ofiarą ducha, „tonem i strojem wewnętrznym, łączącym ich
z Chrystusem Panem i komunią z nim w ciemnościach zamętu
na świecie. A. ten ton, ta św ieca pow o ła n ia , miały ich
narażać na zbliżenie się do takich bliźnich, którzy noszą złe
w sobie.“ —- Kto to byli ci bliźni ł oto każdy Polak szczerze
o wyswobodzeniu swej ojczyzny myślący, i niesłuchający nauki
0 panslawizmie i nowej wierze.
Urzędów Towiański swoim nie zakazuje przyjmować, ale
upomina, aby na nich nie zapominano o krzyżu chrześciańskim.
„A komu z koniecznej potrzeby, mówi: wypadnie przyjąć p o d ­
n ie s ie n ie z ie m sk ie , ten niech przyjmuje zarazem k r z y ż
c l i r z e ś c i a ń s k i d a l e k o cięższy.'' — Wiemy już z innego
miejsca co znaczy ten krzyż w rozumieniu Towianizmu; przy­
pomina tu mistrz swoim wojownikom, że choćby nawet przez
rząd powstańczy wyniesieni zostali na jaki rewolucyjny urząd,
mają nie zapominać nigdy o swem posłannictwie, i służbie
zaprzysiężonej rządowi rosyjskiemu. Krzyż clirześciański, prze­
kładanie kartaczy w piersi, i inne tern podobne wyrażenia,
znaczą jedno i to samo, czyli po prostu mówiąc, obudzanie sie
uczuć patryotycznych, i zadawanie im gwałtu w służbie prze­
ciwnej ich wołaniom do sumienia.
Po zlaniu ostatecznie na uczni łaski Pana N. J . Chry­
stusa, za przyczyną królowćj orędowniczki, pośredniczki naszej (!)
1 pod przewodnictwem Kościuszki hetmana, który z woli bożej
133

przeciąga dla ojczyzny to po ś m ie r c i, co rozpoczął z a ży c ia ,


podnosi nieśm iertelną buławę, swoją1), wysyła icli do Polski
ze świętokradzko-komicznem pożegnaniem: „N iech będzie po­
chwalony Jezus Chrystus, “ — aby zamknięcie całej komedyi
miało barwę głębokiej religijności dla zwyczaju Polaków!

G.
Przegląd „Słów Sługi Bożego do oddania Rodakom. “

§. 48. Delikatność sumienia Andrzeja Towiafiskiego.


Pom ijam y tu m ie js c a w y b r a n e z E w a n g e lii ś. przez
Towiańskiego, i zastosowane do okoliczności według jego wła­
snego sposobu myślenia. Głównie mu w tym wyborze miejsc
ewangelicznych chodzi o utwierdzenie obłąkanych swoich uczni
w ich posłannictwie, zupełnie tak samo jak to zwykli czynić
wszyscy jem u podobni odstępcy od wiary, i od swoich powin­
ności względem ojczyzny. Bez zatrzymywania się więc dalej
nad tym przedmiotem, przystąpmy do przejrzenia S ło w a s łu g i
b o ż e g o (Towiańskiego), które przeznaczył do o d d a n i a R o ­
d a k o m w Polsce.
Sam tytuł tego pisemka przekonywa, że było napisane
dla narodu polskiego, jakoby jak i nadzwyczajny manifest, po­
chodzący od najwyższej jego głowy, i na którego wykonaniu
spoczywało zbawienie ujarzmionej Polski. A jednak nie miało
ono innego przeznaczenia nad utorowanie drogi rycerzom To-
wianizmu, do łatwiejszego roznoszenia po kraju zasad polity­
cznych i religijnych jego mistrza.
Najpierwszym wyrazem w tym manifeście jest, iż To-
wiański staje przed krajem ja k o r o d a k i ja k o s łu g a n a z n a ­
czo n y d la n ie g o n a jw y ż s z ą w olą. (?) D la czego tu nie
dodał b o ż ą albo p a n a ? ... tego nie wiemy, przypuszczamy

x) N ie należy się tem u dziwić; Spirytyści odbierają, komunikacye


za pom ocą stolików itd „ o udziale duchów w bitw ach w ojennych. Sami
to widzieliśmy.
134

jednak, że m iał na myśli wolą bożą, a nie zaś wolą jakiej po­
chwy ziemskiój, a ztąd pytamy się: jaki ma na to dowód i dla
czego proszony o to w naszych listach do niego pisanych zbył
nas wybiegami?... Jeżeliby zaś służył Polsce najwyższą wolą
jakiej pochwy ziemskiej, niechaj nam raczy powiedzieć, kto ona
to jest, jak się nazywa, i gdzie się znajduje, byśmy i my, jeśli
ona jest prawdziwie polską, złożyć jej mogli nasz hołd skromny,
ale należny.
„Sumienie (?) świadczy mnie, oświadcza, że wiernie słu­
żyłem wam (rozumie się rodakom) pomimo przeciwności, które
wielu z pomiędzy was (!) stawiło mnie, odrzucając a często
prześladując R z e c z b o ż ą (Towianizm), i to wszystko co w S pra­
wie bożej (panslawizmie i poganizmie) wychodziło ku pomocy
waszój.“ — Nie możnaby nigdzie znaleść lepszego typu cyni­
zmu nad te wyrazy Towiańskiego, ani charakterystyczniejszego
sumienia, którćm się tu zasłania; znamy je od początku jego
wystąpienia i wykazaliśmy je jasno aż do obecnej chwili. Nie
zawadzi je tu w treści powtórzyć. Od roku 1818, w którym
siał swoje błędy między młodzieżą wileńską, aż do r. 1831,
kiedy odwodził ochotników od brania udziału w obronie ojczyzny:
od upadku owego powstania listopadowego, i błogosławieństw
zlewanych na cara za odniesione zwycięztwo nad Polską, aż
do Biesiady z jenerałem Skrzyneckim w Belgii, i wyboru wiel­
kiego monarchy M ikołaja I. na opiekuna swojego koła: od
Biesiady z K arolem .Różyckim na Oślój Górze w Szwajcaryi,
od przesłanego Aleksandrowi II. memoryału poddaństwa w roku
1857, aż do sprawozdania temuż w r. 1863 złożonego, A ndrzej
Towiański ma ciągle to samo sumienie wiernego służenia swoim
rodakom! N ie chcemy się tu rozwodzić dalej nad wartością
tej jego służby rodakom: niechaj ją ocenia kto jak chce —
co do nas, kładziemy na nią nasze szczere a n a th e m a .

§. 49. Towiański aby raz przecie mówi prawdę.


Gdy człowiek przeczuwa niedaleką chwilę rozstania się
z tóm życiem, i prędkie stawienie się przed trybunał boży,
praw da z piersi mu się wyrywa, choćby to nawet było wbrew
135

przeciwnem jego przeszłości. T ak samo się stało i z Towiań-


skim, który swojćm przemówieniem: ..dziś do rodaków j a k o
s t a r z e c j u ż n a d g r o b e m , i nie liczący na to, że Bóg da
mu ujrzeć ojczyznę,“ — wyrzekł mimowolnie szczerą prawdę,
która go rzeczywiście stawiła w otwartej sprzeczności samego
ze sobą. Zajęty główną myślą wzbudzenia ku sobie zaufania,
wiedząc dobrze o tern jak wysoko w Polsce poważa się star­
ców, zapomniał że jego wyrazy, przeciwne jego chęciom zawie­
rają znaczenie, i dla tego zamiast osiągnięcia nimi zamierzo­
nego sobie celu, dowodzi sam że ani był ani jest posłany od
P a n a , którego się mianuje namaszczonym prorokiem. P rzy­
pomnijmy tu sobie one czasy, w których najstarszym z emi-
gracyi zapowiadał prędki powrót do ojczyzny, — pomarli i nie
ujrzeli jej! Niezapominajmy o przejściu Towianizmu od oj­
czyzny ziemskiej do ojczyzny metafizycznej, w kolumnach du­
chów białych, co uczniowie z niedyskrecyi wygadali, i rozbiegła
się o tern wieść po emigracyi — i te czasy przeszły! bo P o ­
lak nie poddawszy się najwyższej władzy B o s y i, i tćj idealnćj
ojczyzny nie był w arcien. Potem wszystkiem i wbrew proro­
ctwu wielkiego ducha K a ro la Bóżyckiego: „Tułacz kończący
tułactw o“ — a nadto jeszcze, zaledwie po upływie kilku go­
dzin po wyrzeczeniu do swoich wysłańców do P o lsk i: „Zegnam
was, abyśmy zobaczyli się rychło na ziemi polskiej.“ — A n ­
drzej Towiański jakby nagle osamotniony wśród nieznanego
mu świata, widzi przed sobą grób swój, grób otwarty, który
do jego sumienia woła: „Starcze! dzieła twoje aż do tej go­
dziny, w której przedem ną stoisz, są fałszem, urojeniem, obłudą
i zgorszeniem — ty umrzesz! a umrzesz na ziemi obcej, i to
bez tej pociechy jaką może mieć prawdziwy tułacz! ty umrzesz
Towiańskim, nie emigrantem ani mesyaszem na ziemi obcej,
bo ziemia ojczysta nie chce twoich prochów. “ — Zam ilkł ta ­
jemniczy głos grobu, którym Towiański przerażony z zaprze­
czeniem swej całej przeszłości woła: „Ju ż Bóg nie da mi wię-
cćj ujrzeć mojej ojczyzny.^ —- Czem straszy wszystkich na łóżu
śmiertelnem, to samo go przeraziło jeszcze przed jego łożem
śmiertelnem — on widział więcej, bo swój grób otwarty. Była
to dla niego wielka chwila, w której powinien był zrozumieć
136

samego siebie, naprawić złe wyrządzone Polsce, odwołać fałsze


i zgorszenia. Nie stało się jak było powinno — czeka zape­
wne owej chwili swojćj ostatnićj, gdzie ostatnie tchnienie stawa
człowiekowi kością w gardle — gdzie się myśli rozstrzeliwają,
wyrazy niezrozumiałe konają na ustach, oczy kołują albo w słup
stawają — gdzie nie ma czasu do pokuty ani naprawy szkód
poczynionych innym zgorszeniami i przewrotną nauką! On
nam ciągle prawi, że kocha Boga, ojczyznę i rodaków, i że
pragnie tryumfu Jezusa Chrystusa, a uczy przeciwnych zasad
objawieniom tego Boga, potrzebom ojczyzny i prawowitości
rodaków. W edług naszej wiary, prócz Boga wszechmocnego
i szatana przez niego potępionego, nie ma w świecie metafizycz­
nym innych królestw, a na ziemi dla Polaka, tylko znamy kró­
lestwo Polskie rozszarpane i jego w niem nielitościwych opraw­
ców. Zdaje nam się, że taką samą Polskę widzi także i Bóg.
Jeżeli Towiański odbiera temu przeciwne natchnienia albo roz­
kazy, to nie może kochać Boga ale raczej szatana, i zamiast
uczuć dla Polski, ma je dla jej nieprzyjaciół. Ztąd tćż nie
dziw, że się modli do ducha Aleksandra I, ubóstwia ducha
Napoleona I, i kłania się wielkim duchom kabalistów. Pragnie
tryumfu Chrystusa, ubolewa nad jego ukrzyżowaniem w Polsce
grzechami Polaka, a uważa się wyższym posłańcem od niego,
nazywa jego kościół niegodnym siebie, jego kapłanów odstępcami
od prawdziwej wiary, i podsuwa im swoją własną, ubarwioną
kwiatami chrześciańskićj doskonałości i miłości, ale tylko w duchu,
jak gdyby dobre człowieka uczynki ograniczać się miały tylko
na samym jego wewnętrznym nastroju myśli, serca lub ducha,
i nie potrzebowały przenieść się z tej wewnętrznej dziedziny na
zewnętrzne pole. Mianuje się tułaczem; jeśli nim jest w ro­
zumieniu pielgrzymki czloAvieka na tym padole płaczu, to bar­
dzo słusznie, ale jeśli w pojęciu emigranta, to być nie może:
bo za przyzwoleniem r z ą d u r o s y j s k i e g o wyszedł z kraju.
Wmawia nam, że z woli bożój jako powołany sługa Chrystusa,
ma obowiązek służyć bliźniemu na początku epoki tćj, ale od­
mawia najmniejszego objaśnienia, zkąd otrzymał zapewnienie
o takićj woli bożej. Podobnych jemu ale nie z tylu preten-
syami znamy wielu w obecnćj chwili, tak w samym Paryżu
137

jako też i w jego okolicach, których wbrew ucywilizowanemu


światu, sami ich towarzysze spirytyści mają za zostających
w mocy złego ducha. Mowiemy to, bośmy między nimi dosyć
się tego nasłuchali. Z tego to źródła czerpie Towiański swoje
przepowiednie i swoje mniemane posłannictwo boże. Powtórzemy
tu o czem już wspomnieliśmy, że liczne zbiory z tego źródła
z przepowiedniami o losach E uropy całej, a wyłącznie Polski,
sami czytaliśmy i posiadaliśmy je od najznakomitszych m ed ió w ,
które nie sprawdziwszy się w niczem zgoła według czasu przez
nie określonego, oddaliśmy bez litości na pastwę ognia.

D.
Przegląd „Pożegnania na grobie Kościuszki/ 4

§ 50. P aszport Towiańskiego clla jego w ojowników , udają­


cych się do Polski.

Pożegnanie się pana A ndrzeja ze swoimi na grobie K o­


ściuszki, zawiera w sobie dwie główne myśli; pierwsza składa
się z pochwał dla Kościuszki jako prawdziwie chrześciańskiego
bohatera, który w śmiertelnej powłoce zakończył epokę swoich
czasów, co zakrawa jakoś na owo fu r io z o niegdyś P i n i s P o -
lo n i a e , i był poprzednikiem epoki Towiańskiego, co obecnie
cuchnie panslawizmem, istniejącej jeszcze za czasów Kościu­
szki na tam tym świecie, a teraz z miłosierdzia bożego rozpo­
czynającej się międy nami śmiertelnikami pod jego naczelni­
ctwem. D ru g a znowu myśl tego pożegnania nas uczy, że
w obecnej epoce prawdziwego chrystyanizmu pod Towiańskim,
przewodniczy Kościuszko swoim duchem w Polsce, jako tejże
naczelny wódz, i że przedłuża tym sposobem usługę dla kraju,
(sądzimy, że nie w celu poddania jej Moskwie), którego z woli
boskiej stał się opiekunem i stróżem. ,,D u c h jego kończy
dzieło zbawienia ojczyzny, odzywa się, które c z ło w ie k jego
z tak wielką miłością i ofiarą ro z p o c z ą ł/ Grdyby J a n Skrzy­
necki był przyjął ofiarowaną mu buławę w Brukseli przez To­
wiańskiego, albo się nie dopuszczał niesforności Adam Mickie-
138

wicz, w pierwszym niezawodnie byliby Towiańszczycy z ich


mistrzem odkryli Kościuszki ducha, a w ostatnim może ducha
króla J a n a Sobieskiego, obrońcy niegdyś W iednia; gdyż oni
tylko z wielkimi duchami m ają do czynienia, znają ich losy
na drugim świecie, wszelkie czynności i obowiązki. .Niekiedy
Beelzebub nazwie im się Kościuszką, a Asmodeusz Michałem
Archaniołem , i oni temu wierzą 1).
P o oddaniu rycerzy udających się na wojaczkę do Polski
przeciwko złym duchom, które nią rządzą, pod dowództwem
ducha Kościuszki, znów Towiański zwraca uwagę na siebie sa­
mego: „ J a b rat i sługa wasz w Chrystusie mówi: składam tu
do czasu naznaczonego obowiązek sługi, naznaczony mnie niego­
dnemu n a j zą w olą...., a on będzie was prowadzić na polu
służby waszćj dla chwały bożej, d l a z d o b y c i a o j c z y z n y
c h r z ę ś c i a n s k i ć j“ — a przytem dla paraliżowania ruchów
powstańczych, by nie zdobyć ojczyzny ziemskiej, mimowolnie
prawie dodać tu musimy. Ciągle Towiańszczycy z ich mistrzem
prawią o jakiejś tam najwyższej woli...., o jakiejś chrześciańskiej
ojczyźnie w sferach ich duchów, zapominając o tern, że jeżeli
człowiek żyje słowem bożem, potrzebuje także do tego życia
i chleba ziemskiego.
W ostatku wręczając Towiańszczykom jakiś w i z e r u n e k
c h o r ą g w i s p r a w y B o ż e j , to jest: do znanego nam już ^hasła
bezpieczeństwa w Polsce, zapewne paszport w dodatku na przy­
padek ich zetknięcia się z r z ą d e m r o s y j s k i m , zaleca im
przenieść go do kraju: „nim sama chorągiew w czasie nazna­
czonym będzie przeniesiona i złożona w Polsce, n a w i e k u i s t e
ś w i a d e c t w o myśli i miłosierdzia bożego dla n a r o d u , powo­
łanego sługi bożegoN — Co to była ta s a m a c h o rą g ie w ? ...
my tu rozumiemy przez nią samego Towiańskiego, który nie
dawno tem u widząc się nad grobem jako starzec, nie wiedział
o żadnym czasie n a z n a c z o n y m do oglądania ojczyzny, a te-

*) Mieliśmy stósunki z najznakom itszym i m e d i a m i , a n aw et ze


sławnym panem H um , am erykaninem ; nie obce nam są wywoływania
duchów, i wszystkie do tego sposoby, i musimy wyznać, co zapew ne nie
jednem u w yda się śmieszną rzeczą, że nie wszystkie tego rodzaju komu-
nikacye mam y za urojenia.
139

raz w zamiarze dodania swoim ducha, znów znajduje czas n a­


znaczony do tego.
Przy tóm paszporcie przydał im jeszcze inne pismo z ży-
czliwemi radam i, jak gdyby wszystkim poprzednim na życzli­
wości zbywało, na pam iątkę — jako b r a t i p r z y ja c i e l , ale
nie z obowiązku i powinności powołania jako m is tr z .
Niechaj tu każdy rozważy, co to tu było ceremonii i za­
chodów przed wysłaniem Towiaószczyków do Polski; pisanie
długich instrukcyi — sprawozdanie do A leksandra I I — wy­
ciągi z Ewangelii — pożegnania na grobach zmarłych — wi­
zerunki i pam iątki bratnie — i wszystko to na co? aby się
nie przytwierdzali do żadnego z oddziałów powstańczych, prze­
biegali całą Polskę, prawili o duchach Polakom i o poddaniu
się ich świętej Posyi!
P o zastanowieniu się bezstronnem nad wszystkiem cośmy
dotąd czytelnikowi przedstawili, tak na zasadzie publicznie
ogłoszonych dowodów, jako też wyczerpniętycli z własnych pism
Towianizmu, musi z nami przyznać, że on jest szkodliwy na­
szej sprawie narodowej. Przejdźm y następnie od Towiańskiego
polityki, do jego wyższej religii.
Pz ć
J
Dr u g a .

N auka relig ijn a T ow iańskiego je s t przeciw n ą całem u


C h ry sty an izm o w i.
ODD Z I A Ł I.
Religijny system Towiańskiego, ma za źródło dawny
Gnostycyzm.

§ 51. Uwagi wstępne.


P o ukończeniu naszego przedmiotu o Towianizmie ze sta­
nowiska politycznego, przechodzimy tu teraz do zbadania jego
nauki religijnej. T ak z osobistych poszukiwań i pozaciąganych
wiadomości, jako też i z pism, któreśmy pod tym względem
zebrać mogli, wyznać musimy, że ze zwalczających Towianizm,
nikt jego religijnego gruntu nie dostrzegł. Jed n i jakiemiś nie-
właściwemi względami powodowani, ubolewają nad Towiańskiego
marzeniami, i dają mu rozgrzeszenie; taki sposób postępo­
wania nie oświeca publiczności, owszem wzbudza w wnićj pe­
wien rodzaj ciekawości, która nie jednego prowadzi do stóp
m istrza; drudzy znowu zajęci głównie obroną katolicyzmu, z jego
stanowiska odpierają mu przeciwne zasady, ale bez dotknięcia
się ich gruntu. I w tym ostatnim razie usłyszała publiczność
dzwonienie na dwa nabożeństwa, ale nie um iała ocenić, czy
ceremoniał nowy nie jest lepszym od starego i już jćj znanego.
Liczne prace dziennikarskie, listy wyjątkowych osób, broszurki
i rozmaite pisemka, które mamy przed sobą, są szacownymi
pomnikami, które dowodzą powszechnej niespokojności umysłów
z powodu wystąpienia Towiańskiego, ale prócz tego, zamiast
144

uderzyć w serce tak zwanej jego S p r a w y B o ż e j za pomocą


wykazania co ona jest, i co warta, chodzą tylko koło nićj, ko­
łaczą nieśmiało do jej drzwi, obcinają jej drżącą ręką niektóre
pióreczka, lub bezmocnie skrobią po jój zastarzałój skórze.
Pomimo tego wszystkiego, usiłowania naszych poprzedników
powstających przeciw Towianizmowi lub w jakikolwiek sposób
inny nim się zajmujących, wielką nam oddały usługę, i dopo­
mogły niemało do zrozumienia wiele rzeczy naszych polsko-
moskiewskich panslawistów. Dzięki im więc za to wszystkim.
P o tym małym ustępie, który nam się wydawał potrze­
bnym w obecnym przedmiocie, przystąpmy następnie do reli­
gijnego systemu Towiańskiego.
N ie jest ten system pana m istrza żadną nowością, a tóm
mniój objawieniem jak on to utrzym uje posługując się stylem
dawnych proroków: ,,Hoc dixit Dom inus“ — potrąca on o L a
lo i d e c r e a t i o n elle -m śm e W rońskiego, który go znalazł
w dawniejszym od niego Gnostycyzmie. B łędy Gnostyków zna­
cznie rozwinięte po Serbii, Bośni i Dalmacyi w X I I I stuleciu,
dotrwały tam aż do połowy wieku X V , i przerodziły się w se­
ktę Duchoborców inaczej Duchomodlców w Moskwie; tu to jest
główna szkoła, z którój zaczerpał swoją naukę Towiański, roz­
winąwszy ją następnie za pomocą magnetyzmu, wywoływania du­
chów przez stoliki itd. Nie przyznajemy mu wiadomości czerpanych
z W rońskiego, bo do tego łatwości rzeczywistej nie miał, a za­
pewne byłby go nawet i nie zrozumiał, a to, że się z nim spotyka
niekiedy w tych samych błędach jest rzeczą naturalną, gdyż
obydwaj posługując się jednym i tym samym cudzym bogiem
zamilczają, zkąd go wzięli. Ks. K arski znany nam już z czę­
ści pierwszej tego pisma, wezwany przez księdza P io tra Seine-
neńkę do odczytania jego dziełka T o w i a ń s k i et sa d o c t r i n e ,
skrytykował je w następujący sposób: ,,Nie wąpię, że rzecz twoja
o ile dogmat katolicki traktująca jest dobrze wykazana, ale
bardzo wątpię, aby sąd twój o rzeczy Towiańskiego mało wia-
domój tobie, mógł być sprawiedliwy i niemylnyu — K s. K a r ­
ski także nie znał gruntu rzeczy Towiańskiego, bo w przeci­
wnym razie jesteśmy przekonani, byłby go odrzucił — prze­
czuwał jednak, że niedostatecznie był zbijany. W istocie To-
145

w ia ń s k i e t sa d o c t r i n e uczy więcój katolickiej teologii, jak


przekonywa o fałszywości tak zwanej nauki nowej, z bardzo
staremi kościami.
N ikt zapewne cokolwiek w dziejach ludzkich obczytany
nie zaprzeczy, że nie ma na świecie sekty religijnej, któraby
nie m iała za m atkę jakiej swojej poprzedniczki; jak prawda
tak i błąd, snują się po swoim sznurze od początku życia ludz­
kiego i wiążą jedne z drugiemi —- przechodzą od generacyi
do generacyi, i spotykają się tak z wielkimi teologami i m ora­
listami, jako też filozofami i mesyaszami jak Towiański.
I tak się też plecie,
Na tym bożym świecie!
Najznakomitsze głowy mędrców, przyczepiały i przycze­
piają to jawnie, to skrycie swoje pomysły, do poprzednio za­
czętych, udoskonalonych, obcych, i zagrzebanych w przeszłości
czasów — mieliżbyśmy być wyłączeni w naszych wiekach od
tego prawa tak naturalnego i logicznego? nie możemy tem u
uwierzyć, bo historya przekonywa nas o czóm innóm. Gnostycy
prawie wszyscy wyznawali jednego i najwyższego Boga i z niego
jakby roje pszczół z ula, całe stworzenie wyprowadzali, co
W roński uorawszy w formy najnowszej filozofii, i w świetną
szatę chrystyanizmu, powyżćj Boga gnostyckiego odkrył innego,
którego mu się podobało nazwać odwiecznym. I Towiański
nie jest geniuszem, którymby mógł przewyższyć całą przeszłość
i teraźniejszość — on tak samo jak W roński bez cudzćj po­
mocy obejść się nie może, bo nie ma potęgi umysłu ludzkiego,
któraby mogła przeskoczyć granice właściwój epoki pojęć ca­
łej ludzkości; podobna do małego niemowlęcia rośnie, ona
w lata, postępuje w świetle stopniowo bez zatrzym ania się rze­
czywistego, i przykładając cegłę do cegły w tyle i przed sobą,
pnie się z wielkim mozołem po tern rusztowaniu niepewnóm,
ale go przeskoczyć nie może, gdyż przed sobą prócz samój
próżni nic innego nie widzi. Człowiek postępuje w swych po­
mysłach zawsze a p o s t e r i o r i , a nigdy a p r i o r i , to jest:
według tego co jest, a nie podług tego co nie jest lub co ma
kiedyś być; jest on twórcą ze stworzenia, ale nie stworzenie
twórcze. I pan Andrzej nie przeskoczył, ani przeszkoczyć kiedy
10
146

potrafi — rad nie rad, musi on się czołgać za innymi, a jego


objawienia zachwycić mogą tylko takich, co nie znają pomysłów
ludzkich, ani rozumieją zasad chrystyanizmu takiego, jaki nam
pozostawił jego autor. Ograniczony w wiadomościach wszech­
stronnych doktryn, nieobdarzony krytycznym instynktem, ma­
rzyciel jak zwykle bywa u ludzi, którzy się czegoś nauczyli,
a z czego nawet sprawy sobie samym zdać nie umieją, a prze­
konani, że są zdolni do zasiadania w krześle ministra finansów
bez nauczenia się przynajmniój czterech prostych reguł aryt­
metycznych, zachwycił się spirytyzmem, którego wartości prze­
trawić nie umiał, a czytanie Tacyana Asyryjczyka, i wyznanie
wiary Duclioborców, złożone Rakowskiemu, gubernatorowi Ka-
terynosławu, za czasów prześladowań religijnych wyznań przez
Katarzynę, wbiły mu w głowę gwóźdź do pojednania Polski
z Rosyą, pod jedną i tą samą religią, którćj się nazwał me-
syaszem. Powstała mu z tego wszystkiego religijna mieszanina,
która mu się wydała piękną, wzniosłą, majestatyczną, wyja­
śniającą ewangeliczne prawdy po odrzuceniu z nich tego wszys­
tkiego, lub po przekręcaniu go na swój sposób, co się do jego
kolumn duchów przyczepić nie da, albo im wprost jest przeci­
wne. Jego B ie s ia d a na grobach poległych rycerzy w W a­
terloo napisana, jawnie nam dowodzi, że chociaż to było pod
kierunkiem jego ołówkiem przez jakiegoś ducha wywołanego,
nie wiedział zkąd zacząć, i na czem skończyć; uzupełnili później
to jego dzieło poeci i wierszoklety paryzcy. Szkicu jednak
swoich własnych dogmatów wyprzeć się nie może, gdyż mu to
dowiedziono, iż jest jego autorem. Zresztą jego P is m o S łu g i
B o żeg o , już wyżej rozebrane, jest także spisane na tle zasad
B ie sia d y . Ściśle rzeczy biorąc, tak Gnostycy jak wskrzesiciel
ich nauki Towiański, nie bardzo się oddalają od d u a liz m u
wschodniego. Niebo z piekłem zacięty tam wiedzie bój —
duchy białe i czarne gromadzą się w kolumny jakby jakie
wojska do walczenia jedni z drugimi. Już za czasów Hezyoda
na górach olimpijskich, jedni brali stronę Jowisza, a drudzy
bronili strony przeciwnej jemu. A ten stan rzeczy, jak się
o tem przekonamy, jest tak odwieczny jak sam Bóg, uczy To­
wiański, a co my inaczój rozumiemy.
147

§. 52. System kreacyi Gnostyków.


Aby naukę Towiańskiego zrozumieć dokładniej, musimy
zacząć od zapoznania się z kreacyjnym systemem Gnostyków,
których imie pochodzi od greckiego wyrazu g n o s is , używanego
Pizez pierwotnych chrześcian w znaczeniu r e li g i j n ć j w ied z y .
Do utworzenia swojego systemu religijnego, posłużyły
Gnostykom dwie szkoły wschodnie, w których zgromadzono
wszelkie żywioły starożytnych religij z ich dogmatami. Szkoła
A leksandryjska trzym ała się nauki P latona, a ponieważ był
zawsze na świecie panującym przedmiot zbadania stworzenia
świata i człowieka, i określenia ich stosunku do Stwórcy ich,
i odwrotnie, rzeczą więc było najważniejszą, aby przedewszys-
tkiem odkryć tego niepojętego Twórcę. Zaczynano od skutków,
aby dobiedz do ich przyczyny; badaniem rzeczy widzialnych
i w ogóle żywiołów, szkoła ta doszła do uznania odwiecznej
m ateryi. A toli ta m aterya była w j e j wyobrażeniu chaosem
jakąś m asą bez życia — trzeba więc było wymyślić dla nićj
ruch i życie, aby mógł z niej powstać świat i człowiek na nim.
Obok tćj odwiecznej materyi, wyobrażano sobie zarazem jakieś
odwieczne bóstwo, a ztąd wpadnięto na myśl, że z niego wy­
szła iskra jego boskości, która nie mogąc się już w biegu za­
trzymać, tworzyła w swoim przebiegu nieskończone światy, naj­
przód tylko metafizyczne czyli po prostu duchowe, a w ostatku
dosięgnąwszy aż do owćj odwiecznej materyi, dała jej życie
i w ruch ją wprawiła. Tym to sposobem odwieczna m aterya
i s u ro w a , jak ją nazywa Towiaóski, przyszła do życia, ale
nie m ając rozumu, nic sama przez się utworzyć nie mogła.
D la zupełnego zrozumienia tego kreacyjnego systemu, niechaj
nam posłuży do tego system W alentyna patryarchy egipskich
Gnostykówr.
Pierwszy stan świata, a raczej pierwotność jego, wyobraża
on sobie w najgłębszej ponurości pogrążony, zamknięty sam
w sobie, w jednostce, odwieczny, milczący, niewidzialny, nie-
zrodzony, niepojęty, w odwiecznym się znajdujący spoczynku.
Obók tego świata, jakiem u rzeczywistego określenia dać nie
można, znajdował się Bóg, którem u dano imie P r o a r c h y ;
10*
148

niekiedy go nazywano także P I e r o m ą , P r o t o p a t o r e m lub


B y th o s e m . W nim znalazł E n n o i ę , to jest: myśl wiecznie
milczącą, która w pewnym czasie z konieczności a nie ze si\ ej
woli przerwać swoje milczenie musiała, i zacząć wydawanie,
czyli tworzenie ze siebie światów. Proarcłia znaczył odwieczny
b y t, a E nnoia myśl w nim będącą, z których następnie po­
wstał N u s , to jest: rozum, jako pierworodny syn, i zarazem
ojciec i początek wszystkiego, równy samemu Proarsze i zna­
jący go, ja k również A ł e t h e i a , prawda, pierworodna córka, i
także m atka i początek wszystkiego. Święta i najwyższa ta czwórka
istót pytagorejskich m iała się stać źródłem długiego szeregu ciu­
chowych istot niższego rzędu. N ie mamy zamiaru opisywać tu
tych parzystych bogów płci męzkiój i żeńskiój, którzy mieli powsta­
wać jedni z drugich, nadmieniamy tylko, że W alentyn utworzył ich
w swój imaginacyi t r z y d z i e s t u . Bazylides znowu także Gnostyk,
wywodzi z najwyższego bóstwa znanego nam już N usa, a z tego
L o g o s , słowo; następnie F r o n e z ę , potęgę myślenia, S o f i ą i
D y n a m i s e , mądrość i moc, a w ostatku D y k a i a z y n ę i Ei -
r e n ę , sprawiedliwość i wieczny pokój boskiego życia. T a naj-
pierwsza siódemka, do której i Towiański główną przywięzuje
wartość w swojej nauce, m iała stanowić, najwyższe i pierwsze
niebo. C hrystus podług Towiańskiego jest S ł o w e m , czyli
wymienionym gnostyckiem L o g o s . iNa podobieństwo tego
pierwszego świata i duchów ubóstwionych, powstał z nich w dal­
szym rozwoju drugi szereg duchów i drugiego nieba, i tak dalej
po siedmiu duchów na czele każdego nieba i jego duchowych
mieszkańców, którzy się mnożyli jedni z drugich w niższćj ka-
tegoryi, powstało t r z y s t a s z e ś ć d z i e s i ą t i p i ę ć nadziemskich
królestw niebieskich. Ztącl to właśnie miał powstać rok z dni
365, a tydzień z dni siedmiu, na podobieństwo siedmiu dzie­
dziców każdego nieba. W roński zamienił ten system na to,
że wszystko pochodzi z t w ó r c z e g o p r a w a B o g a , zradza się
aż do o s t a t n i e j r z e c z y w i s t o ś c i s t w o r z o n e j , a człowiek
ciemny w swoim początku, w y r a b i a si ę w r e a l n o ś c i ś w i a t a
aż do swój n i e ś m i e r t e l n o ś c i . System W rońskiego jest tak
samo emanacyjnym, jak Gnostyków, a początkiem powstania
człowieka zetknął się z nim żywo Towiański, jak to zobaczemy
149

dalej. Otóż mamy pobieżny obraz o powstaniu światów nad­


ziemskich, ukończonych, stałych, ze swoimi mieszkańcami i n a­
czelnikami; zobaczmy następnie jak stworzyli ci filozofowie
świat fizyczny i człowieka na nim.
G enialne pomysły wschodnich mędrców potrafiły wszyst­
kiemu zaradzić w sposób bardzo logiczny; jak w światach me­
tafizycznych figuruje w ich stworzeniu najpierwsza drużyna sie­
dmiu duchów, tak samo i na ziemi się stało. Doszedłszy już
wspomniona iskierka z P roarcky aż do odwiecznej i martwój
m ateryi, powstało w niój natychm iast siedmiu duchów, nie wie­
dzących nawet o źródle swojego pochodzenia; oni to znalazłszy
już m ateryał gotowy jakkolwiek zostający w chaosie, świat
z niego widzialny i człowieka na nim utworzyć mieli, i oto go
mamy podług wyobrażeń Aleksandryjskiej szkoły. Należy tu
jednak dodać, czego właśnie uczy i Towiański, że niektórzy
owym siedmiu duchom twórcom tego świata, naznaczyli naj­
bliższe niebo odwiecznój m ateryi na mieszkanie ze swoimi pod­
danymi, których mistrz uszeregował w kolumny duchów białych,
a co po prostu moglibyśmy wziąść za firmament gwiaździsty.
Szkoła znowu Anty ocl ień sk a nasiąkniona wyobrażeniami
dualizmu chaldejskiego, indyjskiego i perskiego, wkrótce przy­
szła do podobnych poprzedniój następstw, z tą tylko pozorną
różnicą, że przyjęła dwa pierwiastki stworzonych rzeczy, czyli
po prostu d w ó c h Bogów, jednego d o b re g o , a drugiego z łe g o .
Świat czysto duchowy, ze wszystkiemi przyborami, i całą ima-
ginacyjną pięknością, powierzono tam bóztwu dobremu, a świat
fizyczny ze wszystkiemi jego chłopotami, bóztwu złemu. R o­
zumie się, że każdemu z nich przypisano także odpowiednie
przymioty. K ażdy m iał swoich wiernych z należytym rytem
i czcią: złego się lękano, dla tego kadzono mu jak tylko naj­
więcej można było, a o dobrego mało dbano, gdyż miano prze­
konanie, iż z natury swojej nic złego nikomu wyrządzić nie
mógł. Z a czasów apostolskich Szymon Magus pierwszy z gno-
stycyzmem występował, i miał do czynienia z dyakonem F ili­
pem i Piotrem apostołem w Samaryi, od których chciał ku­
pić za pieniądze n a swoją własność świętego Ducha.
150

§ 53. Stworzenie człow ieka podług Gnostyhów.

Zasługuje stworzenie człowieka na wyjątkowy tutaj ustęp.


Najtrudniejszym było zawsze zadaniem do rozwiązania, powsta­
nie człowieka, którego nigdy zostawić nie chciano bez harmo­
nii z najwyższem bóstwem. Podług nauki Bazilidesa ma 011
być utworem owych siedmiu twórców fizycznego świata, ale
tylko co do jego ciała; bo co się tyczy jego duszy, tę uważał
za iskierkę pochodzącą z wyżyn niabios, i nazywał ją rozumną.
Obok tej duszy znajdywał w człowieku jeszcze drugą, która
miała pochodzić z owego światła dającego ożywczy ruch odwie­
cznej materyi. Pierwsza prowadzić miała człowieka tylko do
samego dobrego, a ostatnia do złego; obydwom służyło ciało
za pośrednika do działania. Grdyby człowiek nie miał pierwszej
duszy, byłby poprostu zwierzęciem, ztąd to ma pochodzić
w człowieku owa podwójna walka, między skłonnościami do do­
brego i zarazem do złego, co u Towiaóskiego zastępują chmury
duchów dobrych, i duchów złych; pierwsi jako obrońcy hierar­
chii nieba najbliższego ziemi, a drudzy jako panujący w ży­
wiołach i na ziemi.
Nie wszyscy jednak zgadzali się na utwór świata i czło­
wieka z Bazylidesem; wyrażone szkoły zgodziły się, a v ostatku
na wymyślenie sobie D e m iu rg a , i jemu przypisały stworzenie
świata. Przysłany od Proarchy, czyli od Towiaóskiego P a n a ,
jako najwyższy arcydziełnik po powstaniu już światów nadziem­
skich, znalazł po za nimi materyały gotowe ale bez formy i ża­
dnego kształtu, i z nich miał utworzyć nasz świat, jak mógł
i umiał. Nie mogli sobie atoli ci filozofowie wyobrazić, aby ich
odwieczna materya z której świat zbudowali, mogła była być
dobrą, i dla tego to ich Demiurg z najczystszćj jej istoty,
z kintesencyi, że się tak wyrazić musiemy, prócz djabłów i
wszystkich duchów ziemskich, nic lepszego utworzyć nic zdołał.
A są to duchy głupie, złośliwe podług Towiaóskiego. Mało
ostrożny nie dostrzegł, że tam jednak było i cośkolwiek do­
brego z pierwszćj niebieskiej iskierki, i używając bezwzględnie
na to materyi do tworów jaka mu się pod rękę nawinęła, po­
mieszał złe z d o b rem . W edług tego nie grzech pierworodny
151

wprowadził zło na świat, ale sam twórca jego Demiurg przez


swoją nieroztropność. Z tąd to Towiański nie przypuszcza ża­
dnego grzechu pierworodnego, a z innego znowu powodu, nie
uznaje wieczności potępienia.
Tem u samemu bóstwu przyznano także i stworzenie
człow ieka; aliści i tu odznaczył się. nową niezgrabnością. Mało
uważny, albo może nie znający wszechstronnie materyałów,
tworząc z nich człowieka, skupił w nim częścią samo dobre,
częścią mieszaninę dobrego i złego, a częścią samo złe tylko
zkąd powstał trojaki rodzaj ludzi, między którymi celują sa-
mćm dobrem pierwsi i nazywają się P r e y m a ty k o i po grecku.
Byli to ludzie duchowi, do których się zaliczali wszyscy Gno-
stycy, i tak byli z tego dumni, że wszystkimi innymi pogar­
dzali na wzór dzisiejszych Towiańszczyków. Mieszańców z do­
brego i złego, nazwano P s y c h i k o i , to jest: ożywionych duszą;
do tych zaliczali katolików. O statnią klasę nazwano I lik o i,
co znaczy ludzi m ateryalnych i złych. Towiański te trzy gno-
styckie kategorye ludzi, zamienił na mających duchy b i a ł e ,
s z a r e i c z a rn e ; do pierwszych należą jego zwolennicy, clo
drugich wszyscy ludzie nie wyznający jego wiary, a do ostat­
nich wszyscy ci, którzy mu się opierają, albo przeciw niemu
powstają. Nie należy jednak ztąd wnosić, aby on przypuszczał
potrójną bezwarunkowo mieszaninę w duszy człowieka, gdyż
podług niego jest ona tylko jedną, jakkolwiek do jój siedziby
mogą się przyczepić nawet całe legiony innych jest ona nie­
rozumną, ciemną, i najzupełuićj głupią — i wychodzi na m ą­
drą tylko wyrabianiem siebie samćj przez wieki w realnym
utworze światów aż do nieśmiertelności, jak uczy W roński. D la
tć] to przyczyny mówi w swej B i e s ia d z ie : „że i duch nie­
dźwiedzia opuściwszy stepy polarne, może być na szczycie gó­
rowania w pierwszej świata stolicy. “ — Nie dziwmyż się więc
jego mordom w Polsce, jak się lepiej wyrobi, pozna siebie i
swojego życiodawcę Demiurga, przechodzeniem najprzód w m ar­
twe kamienie, rośliny, następnie w zwierzęta, a w ostatku w ciała
ludzkie, po pomieszkaniu w nich cokolwiek, stanie się łagodniej­
szym. On jeszcze jest głupi, ale przyjdzie czas, gdzie niezawo­
dnie zmądrzeje. T aki jest tu dogmat Towiańskiego i jego uczni.
152

Do takiego to stwórcy świata przyszły w ostatku obydwie


szkoły, z tą jednak różnicą, że A leksandyrjski był potulny i
spokojny, i nie sprzeciwiał się w niczóm P roarsze, po stworze­
niu świata i ludzi, djabłóiv i nie djabłów, rządził wszystkimi,
a wyłącznie Żydam i czyli dawnym Izraelem , z którym zawierał
przymierza, dawał mu przepisy i prawa, a nie wiedząc o tern
bynajmniej, że tam ktoś był wyższy nad niego, w swojej do-
broduszności zawołał jednego razu do niego: „ J a jestem, który
jestem , a prócz mnie nie ma innego. “
Inaczej postępował kosm okrator A ntyocheński: gwałtowny,
zuchwały, przedsiębiorczy, usiłował wytępić do ostatniego śladu
życie boskie w utworzonym przez siebie świecie. Tworząc np.
człowieka, nie tylko mu nic dobrego nie dał, ale owszem wszy­
stko rozproszył; dla tego uważano go za wroga Proarchy. I on
tam rządził światem i objawił się Izraelowi, dawał mu prawa,
a nawet D z i e s i ę ć P r z y k a z a ń m iał od niego odebrać;
lecz czynił to nie w celu przysposobienia go do mającego kie­
dyś nastąpić odkupienia, lub zamiarach skupienia w nim owej
boskiój iskierki z P roarchy wyszłój, ale by ją zupełnie znisz­
czyć. Z tąd to Towiaóski tak wiele przywięzuje wagi do Iz ra ­
ela, i chce w Polsce na jego bóżnicach białe krzyże zatknąć.

§ 54. Koniec gnostyckiego świata.


P o stworzeniu świata jak pospolicie mówimy, nasuwa się
myśl, czy on będzie wieczny czy też tylko do jakiegoś czasu.
Nie ma tu mowy o przepowiedni w tej mierze ewangelicznej.
Cel gnostyckićj kreacyi był ten, aby kiedyś wszystko wróciło
do pierwotnego swojego stanu, jakkolwiek nie bez pewnych za­
strzeżeń. Rozsypany, że się tak wyrazimy P roarcha w świa­
tach niewidzialnych i widzialnych, rozwija się ciągle, bez przerwy
i odpoczynku: uzupełniają się, doskonalą i wyrabiają do naj-
wyższćj doskonałości wszystkie utwory z gruba zaczęte, powstają
nowe bez przerwy, i tak raz zaczęta kreacya toczy się ciągle
z konieczności, z potrzeby objawienia się na zewnątrz Proarchy,
i to harmonijnie z nim podług praw kreacyi, jak uczy W roń­
ski, ale samodzielnie, i mimo nawet jego woli. Różni się tu
W roński z Grnostykami w tem, że końca takiej kreacyi nie
przypuszcza. Towiański nie jest w tym względzie zdecydowany,
jednak zdaje się ciągnąć wóz W rońskiego.
M aterya owa odwieczna Aleksandryjczyków, a surowa To-
wiańskiego, po przetwarzaniu się i przerabianiu w nieskończone
utwory, ma kiedyś przyjść do ostatecznego się wyczerpnięcia
swojego, i wtenczas ma się zamienić w n ic o ść . Antyocheń-
czyków kosm okrator ciemności, ma na jej miejscu z potępień­
cami panować. Tu widzimy potępieńców i wieczność, na co
Towiański się nie pisze.
W tak skończonym świecie widzimy, że u Aleksandryjczyków
wraca do swojego pierwotnego stanu i zamyka się napowrót
w Proarsze, nie zostawiwszy po sobie nic więcej nad nicość
z potępieńcam i; u Antyockeńczykńw znajdujemy P roarchą sa­
mego w sobie, szczątki pozostałej materyi same w sobie, i z księ­
ciem ciemności samym w sobie; W roński pędzi za nieskończo-
ścią wyrobów i światów, a Towiański patrząc się na to wszys­
tko, pyta się swojego P a n a co ma wybrać, bo z braku nauki
do tego potrzebnej, wszystko mu się wydaje dobrem, gdyż
wszędzie kolumny swoich duchów umieścić m oże; nie do smaku
mu jednak wieczne potępienie. J e s t to wprawdzie trudny dla
niego orzech do zgryzienia!
Co się znowu tyczy człowieka na świecie. i po jego się
skończeniu, ten stosownie do wyrażonych już trzech jego ka-
tegoryi, miał swój los naprzód rozstrzygnięty. Utworzeni przez
D em iurga z materyi, ale z przymieszaniem do nićj większej
części dobrego, powinni byli tę m ateryę niszczyć, jako rzecz
nie m ającą nic wspólnego z Proarchą, a wyrabiać dobre, które
było jego cząstką, to jest: ową iskierkę z niego wyszłą, a po
prostu duszę. Ludzie znowu złożeni z mięszaniny dobrego i
złego zarówno, tem więcej pracować powinni byli nad wytę­
pieniem w sobie złego, aby w ostatecznych czasach skończenia
świata, mogli się połączyć z P roarchą; stworzeni nakoniec tylko
z m ateryi, mieli za ostateczny cel używanie tego świata — za
życia już należeli do potępieńców, i nie mogli do wyższego
świata oddychać. Zakraw a to na przeznaczenie L u tra M ar­
cina. Jeżeliby zaś cząstka P roarchy nie była dostatecznie do
154

należne] doskonałości doprowadzona, i z m ateryi oczyszczona,


w chwili powrotu wszystkiego do Proarchy, musi pozostać
z księciem ciemności. Towiański tu uczy, .że duch nasz za­
czyna od najsmutniejszego niemowlęctwa, naw et niższego od
nierozumnćj istoty, prawie od nicości samego siebie, i stopniowo
przychodzi do poznania samego siebie i wszystkiego; powinien
w ostatku przejść do kolumn duchów białych, opuszczając ko­
lumny duchów czarnych, ograniczonych, głupich, nieczystych i
złośliwych, co inaczej powiedzieć można: otrząsnąć się z od­
wiecznej m ateryi, i stawić w czystej iskierce z Proarchy nieg­
dyś wyszłej. W tern nowćm życiu i już po przejściu życia
w ciałach fizycznego świata, kończy dalej swój wyrób na glo­
bach firmamentu, i tam dopiero przychodzi do czystości równej
samemu Proarsze. J e s t to zresztą nauka spirytystów, którzy
na księżycu, M erkuryuszu, W en erze, Jowiszu itd. znajdują
duchy ludzkie, gdzie jeszcze um ierają szczątki m ateryi ich
pokrywającćj. T aka sama była nauka W alentyna (inostyka,
który utrzymywał, że pierwsze twory D em iurga były tak sub­
telnej natury, iż podług naszego zmysłu za widzialne brać ich
nie powinniśmy. Świat fizyczny powleczono dopiero po jego
utworze widzialnem ciałem, a człowiekowi dodano nadto i skórę.
Musiało to być już dzieło najostatniejszych duchów — zupełnie
materyalnych, ale nie wiemy jak tego mogli dokazać.

§, 55. Zbawiciel i Odkupiciel świata.


Nie wyobrażajmy sobie, aby opisanej w krótkości co do­
piero kreacyi, obejść się mogło bez Chrystusa; postawiono tam
wszystko na swojem miejscu. W idzieliśmy już siedmiu duchów
najbliższych owej odwiecznćj materyi, z której, czy to sami,
czy przez jednego ze siebie mniejsza o to, utworzyli świat fizy­
czny na podobieństwo swojego królestwa nadziemskiego, podzielili
go między sobą, i nim despotycznie rządzili. N ad Izraelitam i
mianowicie panujący po wypowiedzeniu posłuszeństwa Proarsze
czyli P a n u ja k go nazywa Towiański, tak się stał niebezpie­
cznym dla duszy człowieka, że inni sześciu dzierżący losy roz­
maitych narodów, jakkolwiek mało lepsi wypowiedzieli mu wojnę,
155

i starali się zburzyć izraelskie królestwo. Otóż tu mamy przy­


czynę zniszczenia państwa Salomona, Dawida i ich następców
w Palestynie. — Ci znowu co uczyli, źe świat był dziełem
jednego tylko twórcy, którego bez ceremonii nazywano djabłem,
oskarżali go o niepochamowaną żądzę do przyprowadzenia swo­
jego człowieka do życia najzupełniej zmysłowego, co zagrażało
całkowitej zatracie duszy, czyli owej iskierce Proarchy, Człowie­
kowi zatćm z tymi panam i nie mogącemu sobie poradzić, potrzeba
koniecznie było, aby P roarcha w celu ocalenia swojej własnej
cząstki, pospieszył ku pomocy; do tego dzieła przeznaczono
więc Chrystusa, którego owi sekciarze nazywali S o te r . W po­
jęciach Gnostyków szkoły A leksandryjskiej był on prostym
człowiekiem, synem Józefa i M aryi, do którego ciała przy
chrzcie w Jordanie zesłał P roarcha jednego ze swoich wyższych
duchów, a połączony już z Chrystusem, odbierał sposoby do
wydobycia boskiej cząstki, której znaczenie już znamy, ze złej
materyi. Gcly Chrystusa krzyżowano, uszedł ten duch z niego,
i zostawił cierpieniom i śmierci zwyczajnego człowieka. U An-
tyocherczyków zaś, duch Chrystusem i Zbawicielem zwany,
m iał przybrać był pozorne tylko ciało; ztąd sąd pontskiego
P iła ta , męka i krzyżowanie, wszystko się to dopełnić miało na
pozornym tylko człowieku, i który się pozornie zdawał cierpieć.
Główną zasadą tej nauki było przekonanie, że m aterya będąc
eseneyalnie złą, duch wyższy w żaden sposób z nią połączyć
się nie mógł. W roński w swoim M e s y a n iz m ie męczy i krzy­
żuje S ło w o , a Towiański potrącając za nim, przypuszcza, że
to Słowo zmartwychwstało przez człowieka, krzyżuje także pro­
stego syna Józefa i M aryi z Gnostykami aleksandryjskimi,
a potem to samo Słowo grzebie w Polsce grzechami Polaka.
Nazywa on to S ł o wo u c i e l e ś n i o n ć m , zkądby wnosić można,
że się ogląda za człowiekiem pozornym antyocheńczyków. N ad­
mienić tu musimy, że Towiański strzeże się tu bardzo, od
jawnego wypowiedzenia swojego zdania. Wziąwszy Zbawicieli
gnostyckich, W rońskiego i Towiańskiego w obszerniejszćm ro ­
zumieniu, znajdujemy ich ucieleśnionych we wszystkich tworach,
a szczegółnićj w człowieku ku jego postępowi duchowemu —
ztąd mistrz prócz ofiary ducha nie uznaje innćj. Możnaby tu
156

podobną naukę uważać za walkę wypowiedzianą filozofii mate-


ryalistów. Sakram enta, ofiary zewnętrzne, zgoła wszystkie
ceremonie i obowiązki religijne jakiegokolwiek na świecie wyzna­
nia, prócz wartości form służących człowiekowi ku jego się we­
wnętrznemu wyrabianiu, na nic innego przydać się nie mogą,
podług Towiańskiego. D la człowieka podług niego wystarcza
działanie własnego ducha na siebie samego, życie przez tegoż
ducha w duchu, słowem: u c i e l e ś n ie n ie w sobie samym i wła­
sną mocą i wysileniem S ł o w a , które nazywa łaską i m iłosier­
dziem bożćm. Takie jest odkupienie jego.

§. 56. P raktyki momlne.


Z przytoczonych dogmatów gnostyckich, naprzód sobie
już wyobrażać można moralne praktyki tych sekciarzy filozofów.
Ponieważ świat podług nich miał powstać był ze złego piei-
wiastku, pogarda nim rzeczą była u Gnostyków bardzo n atu ­
ralna i logiczna.
Sekty Aleksandryjskiej szkoły utworzywszy nieskończony
szereg duchów, czyli tak zwanych E o n ó w obojćj płci z P ro-
archy wyszłych; i pożeniwszy ich między sobą, jakkolwiek m ał­
żeństwo jest rzeczą m ateryalną, nie śmiały potępić jego związ­
ków. Dzieci samego Proarchy, aby swojego emanacyjnego
biegu nie przerwać, musiały tam być płci obojej — nie można
więc było tego samego odmówić ludziom, którzy chociaż w nie-
pojętćj oddali, zostają przecie z nim. w pokrewieństwie swoją
duszą, i dalej służą do kreacyi.
Sekty znowu szkoły Antyocheńskićj po Syryi głównie i
Azyi rozwinięte, potępiały najzupełniej stan małżeński, m ając
go za ustawę księcia ciemności. Z tych mamy i dzisiaj jeszcze
szczątki istniejące w głębi Rosyi, i łatwo zrozumieć można
wielką liczbę w Syryi pustelniczych siedzib po skałach. Roz­
padały one się na dwa główniejsze stronnictwa, z których je ­
dno wziąwszy na uwagę .konieczną potrzebę jedzenia, picia i
przyodziewania się, żyło w ciągłym poście, odmawiając sobie
pokarmów mięsnych i napoju wina, i dotykając się wszystkiego
z bojaźnią, jako utworu księcia ciemności. Surowćm życiem,
157

wzgardą wszelkiego m aterializm u, sądzili się oczyszczać z rze­


czy ziemskich, wyrabiać i doskonalić swojego ducha, przyspo­
sabiać do połączenia się kiedyś napowrót z Proarchą, i doku­
czać tym sposobem Demiurgowi. T a surowość życia, bezwa­
runkowa negacya fizycznego świata i jego życia, w które wła­
śnie Towiąński i jego uczniowie usiłują rzucić Polskę, nie
przypadały do usposobień wszystkich sekciarzy; aby zatćm po­
godzić moralne zasady z religijnym systemem, powstało drugie
stronnictwo, które uczyło, że złe nie tylko samem wstrzymy­
waniem się od niego zwalczać można, ale także zużywaniem
go. P rędko po przyjęciu tej zasady wykreślono tam wszelką
wstrzemięźliwość; nie mamy iednak śladów, aby się tam d o ­
p u s z c z a n o aż z w ie rz ę c o ś c i. O ile za tćm pierwsi przesa­
dzali w surowości swojego życia, o tyle ostatni stali się roz-
wiozłymi. I o zasady moralne tych ostatnich potrącił Towiań-
ski: ,,Ah! co za czasy okrutne — co za pozwolenie!“ — Są
to wykrzykniki z o w y ch c z a só w sióstr i braci jego sekty,
którzy za zamilczenie tu więcej, zapewne nam będą wdzięczni.
Aby Demiurgowi dokuczyć, gwałcenie jego praw i przepisów
niegdyś żydom nadanych, a w szczególności Dziesięciu P rzy­
kazań, miano tam za najwyższą sobie cnotę.
K ażdy ze sekciarzy gnostyckich m iał się za istotę wyższą
od innych ludzi, jako więcej zbliżony swojem pochodzeniem do
Proarchy. Przyjmowanie do sekty neofitów zaczynano zawsze od
uczty, a przypuszczanie do jej tajemnic, uskuteczniano po dłu­
gich dopiero próbach i doświadczeniach. Te wszystkie praktyki
zachowuje Towianizm z całą dokładnością. A by się między
sobą odróżniać, wstrzemięźliwi nazywali się E n k r a t y t a m i ,
a niewstrzemięźliwi mieli imie A n t i t a k t ó w , to jest: przeciwni­
ków Demiurga. N a zapytania zkąd mieli swoje wiadomości i
zasady, odpowiadali, że ich najwyższa religijna wiedza prze­
chowywała się w podaniu między garstką ludzi, którą im A po­
stołowie objawili byli, i która się aż do nich dostała, jako do
ludzi wprost z najwyższego bóstwa pochodzących. W religii
Glnostyków można było znaleść czego kto szukał, i zawsze miał
sobie zapewnione zbawienie. Było to prawdziwe: ,,stósownie
prawd do życia prywatnego i publicznego^ — jak robi Towiań-
158

ski. Jeżeli kto m iał pociąg do życia anachorety, mógł je zna-


leść u Enkratytów , a skoro był usposobiony do libertynizmu,
upoważniali do niego A ntitakci, i tak pierwsi jak ostatni, za­
lecali mu to w imie jego zbawienia.
Nazywając się przy tern wszystkiem chrześcianami, i to
wyższymi i doskonalszymi od innych, wolno im było pomimo
tego czynić pogańskie ofiary, które mieli za zewnętrzne formy,
tak samo jak Towiańszczycy, do wyrabiania swojego ducha;
atoli nikomu z nich nie było wolno wystawiać się na nie­
bezpieczeństwo prześladowań współczesnych im chrześcian,
a tćm mniej na męczeństwo, aby przedwczesną śmiercią nie
wystawić swojego ducha na przerwę w jego postępie.
Takie w gruncie są zasady Towiańskiego i jego uczni,
które nie my, ale już Orygenes, Ireneusz biskup, i wielu in­
nych Ojców kościoła dokładnie ocenili, a przed nimi potępił
je nawet Paw eł Apostół i J a n Ewangelista. O tćm się prze­
konamy następnie z pism samego Towiańskiego.

— ----------------------
O D D Z I A Ł II.
Dowodzą gnostycyzmu: „Biesiada“ i inne Pisma Andrzeja
Towiańskiego.

§. 57. Ogólne uwagi.


Przekonam y się z obecnego rozdziału, że Towiański we
wszystkich swojego własnego utworu pismach, które mamy
zgromadzone przed sobą, i którym nikt autentyczności zaprze­
czyć nie może, nie odstępuje na krok od swoich zasad skre­
ślonych w B i e s i a d z i e , szkicu starego gnostycyzmu i jego
naśladowców. N ie śmie on dotąd występować śmiało, otwarcie
— kryje się ze swoją nauką za Ewangelię, rozmaite znane i
używane w kościele katolickim formy i wyrazy, bo się lęka
ogólnego potępienia. T ak w swej politycznćj jak religijnćj
nauce, zawsze go się widzi zagadkowym, mistycznym i niedo­
stępnym. O radach W rońskiego1) dawanych carowi, o których
panslawistowskich dążnościach niezawodnie w Petersburgu b a­
wiąc się dowiedział, i które zdają mu się nieraz za przewo­
dnika służyć, nigdy najmniejszej wzmianki nie uczynił: W suwa

1) Można bruliony autentyczne tych rad znaleść w Bibliotece Na­


rodowej w Paryżu, Hue .Richelieu, któreśmy stósownie do Testamentu
z r. 1865 osobiście złożyli. Jeśli nas pamięć nie myli, ma nr. 27 z na­
pisem: „Une liasse des Correspondances.“
160

się powoli w umysły, i przysposabia takim sposobem do przy­


jęcia tego kiedyś, co od razu niezawodnieby każdego zraziło.
Ziemia naprzód obrobiona i uprawiona, lepsze wydaje owoce
— wzrok człowieka przyzwyczaja się powoli do ciemności,
a rozum traci sąd zdrowy, skoro się nasze zmysły zbytecznie
z ezem oswajają. Religijny system, który Towiański za nowo
mu objawiony głosi, zaczyna jak Gnostycy, najprzód od stwo­
rzenia nadziemskiego świata. Zresztą mniejsza mu o to, jak
tam z Proareky wyszły pierwsze duchy i powstały ich króle­
stwa, bo dla niego dosyć na tern, że wyszły, tworzą się i two­
rzyć nie przestają, gdyż z nim za pośrednictwem tabliczek,
ołówków, stolików itp. rozmawiają, świadczą o sobie, opowia­
dają mu swoje losy, na którym z globów żyją, w jakiej har­
monii znajdują się z Proarchą, ludźmi i całą przyrodą, jakie
przechodziły koleje w naturze nim się tam dostały gdzie są —
a szczególnie, jakiego ducha posiada mistrz w swój śmiertelnćj
pochwie, i jakie jest na ziemi jego posłannictwo. — Odkupie­
nia ludzi dotyka on tylko pobieżnie: bo Chrystus podług niego
jest tylko ojcem z ie m i, na którćj mu powierzono rozpędzenie
gnostyckich ziemskich duchów, oświecenie człowieka o jego
stanie duchowym i pochodzeniu niebieskiem, ale nie Bogiem
— Zbawicielem, jak to my wszyscy rozumiemy. Swoim wła­
śnie Jezusem Chrystusem, i siedmiu duchami, zadzwonił światu
do jakiego kościoła na nabożeństwo go wzywa. Siódmego
swojego ducha nie wyjaśnia, a może on to jest ósmy, bo pod
jego przewodnictwem i za pomocą obłoku siedmiu duchówT,
a przy naczelnictwie Oj c a , P n i a , Oj c a P o w s z e c h n e g o , czyli
po prostu P r o a r c h y , którego także i P a n e m nazywa, ziemia
niebem się ma stać, gdyż dotąd opanowana przez chmury złych
duchów, jest piekłem w najrzetelniejszćm rozumieniu tego wy­
razu. Nie rozumiemy tu co się wtenczas stanie z temi chmu­
rami złych duchów, gdy obłok siedmiu duchów wyprze ich
z posiadłości natury całój, gdzie pójdą, i jak się na dobrych
bez żywiołów, roślin, zwierząt i ludzi wyrabiać będą — może
Towiański zamierza posłać ich do gnostyckiego księcia ciem­
ności. Bądź sobie jak chcesz, owi siedmiu duchów jawnie trącą
o system kreacyjny Bazylidesa.
161

§ 58. Pierwsze pojaivy stworzenia według „Biesiady.u


Naszym głównym zamiarem tego wszystkiego cośmy pobież­
nie o systemach religijnych Gnostyków powiedzieli było to,
aby łatwićj zrozumiano zasady B ie s ia d y Towiańskiego, i prze­
konano się gruntownie o wartości jego pogańskiej nauki. W ejdź­
my następnie w rozbiory tej nauki.
B iesiada mówi: „Zagajenie uroczystości 17. stycznia__
w gronie jeszcze i małóm i cichóm jako w tym pierwszym
k r o k u .. . . wyjścia w k r a in ę z e w n ę tr z n ą , będącej dotąd w ca­
łości w k r a in ie duchów.^
Objaśnienie. P roarcha, nieznany, odwieczny i milczący,
jak uczyli Gnostycy i powtarza Towiański z W rońskim, póki
się nie zaczął na zewnątrz siebie objawiać, trzym ał w sobie
zamknięte wszystkie tajemnice stworzenia, które po wydobyciu
się z niego, objawiły się najprzód w dwóch pierwotnych i naj­
wyższych duchach. To się nazywa w Biesiadzie pierwszym
krokiem wyjścia z krainy zamknięcia, to jest z Proarchy, w k ra ­
inę zewnętrzną za nim powstałą. W tym pierwszym kroku
mówi Towiański, było to jeszcze gronko i m ałe i ciche, co mu
jednak nie przeszkadzało do obchodzenia radośnie i uroczyście
swojego narodzenia się, i to na dniu 17 Stycznia, czem B ie­
siada chce wyrazić datę zaczęcia się kreacyi duchowych
światów.
Biesiada. „T ak radosną... chwałę... poŚAvięćmy rozważa­
niu tycli wielkich i świętych tajem nic... które staną się posadą,
na której wszystkie sprawy nasze w nadchodzącej służbie kie­
rować... będziemy.^
Objaśn. A braxas Bazylidesa czyli liczba 365 królestw
nadziemskich składających Proarchę, a Towiańskiego P n ia ,
O jc a p o w s z e c h n e g o albo P a n a , była u Gnostyków najwyż­
szą tajemnicą, w imie której wszystkie sprawy swoje urządzać
należało. Te to samą tajemnicę bierze i mistrz za podstawę
do dalszego prowadzenia swojej pogańskiój nauki.
Biesiada. „W yobraźmy sobie człowieka jako ostatnią po­
chwę, ostatni punkt widzialny przez który zastępy duchów nie­
widzialnie działają. Te zastępy są różne, bo duch człowieka,
11
162

co mówię k a ż d e g o tw o r u , musi z nimi do pew nój... prze­


pisanej liermonii ułożyć się. N ieprzejrzane chmury duchów
zalegają glob ziemski, k tó re ... bez pokryw y... bez życia...
odbywają pokutę, dalej urabiając się i czekając póki wola wyż­
sza nie wprowadzi icli na nowo d o ... życia ziemskiego.
Objaśn. Towiański z wyżyn P roarchy i z niego powsta­
łych duchowych królestw, od swojego g r o n a m a łe g o i ci­
c h e g o , nagle spadł już na glob ziemski. Duchy ze swojemi
królestwami z P roarchy wyszłe, rozwijały się harm onijnie z niego
na podobieństwo i obraz jego i z tej harmonii, którą W roński
nazywa p ra w e m k r e a c y jn ć m , nigdy wyjść nie powinny. Nie
przejrzane chmury duchów Towiańskiego zalegające glob ziem­
ski, ludzi, zwierzęta, rośliny, słowem: wszystko co na ziemi
widzimy i widzieć nie możemy, aż do wnętrza wulkanów, mórz,
powietrza, dalszemu ciągowi tej samój harm onii m ają ulegać,
i choćby się od niej jak najdalej oddalonymi znalazły, muszą
się ułożyć i do niój wrócić — muszą się związać z powsze­
chnym łańcuchem, który jest podobny do pępka Proarchy.
W szelkie ciała istot żyjących są dla nich pochwami według
nazwy Biesiady, czyli więzieniami. Ponieważ Demiurg napełnił
całą przyrodę ducham i: ponieważ ich kreacya nie przerywa się
nigdy, wielu z nich potworzyło bandy, obozy, słowem chmury,
aby napadać na duchy będące już w pochwach, i przeciągać
ich do tój samej ciemnoty, niemowlęctwa i głupoty, w jakich
się znajdują. \\r istocie podobna teorya k re acji duchów, by­
łaby dosyć zabawna, gdyby prócz samych Towiańszczyków,
była i innym na świecie ludziom rzeczywistą nowością; atoli
wiadomo jest, że to są marzenia T acyana i Bazylidesa, pod
mało odmiennemi formami, w które je ubrał pan Andrzej, i
swoim prostodusznym uczniom jako z nieba objawione do wie­
rzenia podał. I oni wierzą! co za niepojęta ciemnota między
nimi.... Duchy zalegające glob ziemski bez żadnej pochwy
ludzkiej, zwierzęcćj itd., m ają być bez ż y c i a , uczy m istrz,ąło
ponieważ im przyznaje moc działania na duchy już w pochwach
będące, ma ich po prostu za gnostyckich djabłów. Te to dja-
bełki wszedłszy raz do naszćj pochwy, którą nazywamy ciałem,
stają się naszemi duszami. A le nie myślmy, że na tćm dosyć,
163

bo w naszej pochwie mieszczą się i legiony tych djabełkótf,


jak uczy Towiański, i o czem się przekonamy dalćj. — Tuła-
ctwo po globie itd. duchów bez pochwy jest ich pokutą, jak
gdyby kiedy na nią zasłużyli byli — i to tak długo póki się
nie dostaną w o lą w y ż sz ą w jakie ciało do życia ziemskiego,
aby się w niem wyrabiać dalćj a dalej. Co to jest ta wola
wyższa — kto ją rzeczywiście posiada, czy sam P roarcha czy
też jaki duch wyższy — może Towiańskiego? pan mistrz w roz­
wiązanie tego pytania jakoś się bardzo wdawać niechce. Spi-
rytyści nazywają wyrażone przechodzenie dusz, ich wcieleniem
się — r e i n c a r n a t i o n . JSTa tych to właśnie zasadach wsparty
Towiański, upom ina swoich rycerzy wysłanych do powstania
polskiego w 1863 roku, jak już widzieliśmy, aby zaczynali
swoją walkę: „O d przebicia na samym wstępie chmur złego“ ,
czyli owych głupich próżniaków duchów, co żyją jeszcze bez
pochwy na globie ziemskim.

Biesiada. „Duchy święte, które przebywszy już piel­


grzymkę ziemską... nie mogą już w żadnćm sklepieniu ziem-
skiem przebywać... przeciągają tylko dalszą operacyę w stanie
ducha, w stanie wolności i życia. “

Objaśń. Skoro owa iskierka, czyli ów djabełek a po


prostu nasza dusza przejdzie już swój niemowlęcy stan, swoje
pobyty w pochwach, i oczyści się z m ateryi, przechodzi wten­
czas po za sferę ziemską, idzie na inne globy, łączy się tam
z legionem duchów sobie podobnych i postępuje w swoim jeszcze
dalszym wyrobie. Towiański nazywa to dalszą operacyą w sta­
nie ducha, co mając za prawdziwy stan wolności i życia, uczy
jednak, że modlić się za te duchy jest rzeczą dla nich użyte-
czną, gdyż same m ają trudność do poruszenia się. To jakaś
wolność i jakieś życie podejrzane. Bądź co chcesz, są to du­
chy już w harmonii, które połączone w kolumny zasłaniać m ają
naszych biednych djabełków w pochwach, od napadu przez
czarnochmury bez pochew. N a tćj znów zasadzie kładzie mistrz
za obowiązek swoim rycerzom, by się starali w Polsce, aby
P olak: „wyszedł z królestwa ziemskiego, w którem duch jego
przebywa, a wszedł do k r ó l e s t w a . . k o l u m n świętych. I ta
11 *
164

to jest rzeczywista Polska, którą nam przyobiecuje otrzymać


cudem, pod ziemskiem berłem P etersburga,
Biesiada. „Ziem ia jest padołem, bo same niższe duchy,
ztąd pokusy zalegają jej powierzchnię.“
Objaśn. Prócz ziemi na której mieszkamy, nie ma innego
piekła ani kary za przewinienia, a prócz duchów na niój czy­
niących pokutę, i oczyszczających się ze złej m ateryi, nie ma
innych djabłów ani złych duchów — ani zmartwychwstania ciał
ludzkich. Oto mamy dogm ata Towiańskiego, jego uczni i
wszystkich Spirytystów. Ziem ia m iała powstać według tych
sekciarzy nowej daty z zestarzałą skórą, z odwiecznej i su­
rowej materyi, jest jedną z najpodlejszycli światów całej
kreacyi, i dla tego z natury swojej jest przeznaczoną dla
duchów ostatecznćj kreacyi i sfery, do wyrabiania się na niój
z n a j g r u b s z e g o i g r u b s z e g o , to jest: z czarnych na bia­
łych, ze złych i nierozumnych, na dobrych i mędrców, z prze­
wrotnych na świętych. Będąc głupimy w najrzetelniejszem
znaczeniu tego wyrazu, do podobnego stanu chcą przypiow a­
dzie duchy zostające w pochwach, jak się już nadmieniło.

§. 59. Odkupienie rodu ludzkiego podług Towiańskiego.


Z przytoczonych obrazów widzimy, że według mistrza
mądrości wszystko co powstaje, co się tworzy od początku aż
do końca, obrabia się ciągle i udoskonala, nawet i duch czło­
wieka nie jest z tej powszechnćj harmonii wyłączony. Chry-
styanizm uczy, że wszystko co Bóg stworzył, stworzył to w cza­
sie i z niczego, doskonałe, zupełne, dobre, ujęte nadanemi mu
prawami, i odradzające się w świecie fizycznym podług tychże
praw przez Stwórcę mu zakreślonych, i to aż do czasu, w któ­
rym te prawa powinny ustać i świat nam znany skończyć. Co
do naszych duchów, a po prostu dusz, nie są one żadnymi
djabełkam i w naszych ciałach do wyrabiania się w nie wsa­
dzonych, ale duchami w czasie tworzonymi i nam dawanymi,
gdy nasze ciała poczęte znajdują się w stopniu swojego oiga-
nizmu sposobnćmi do tego; po rozłączeniu się tego ducha
z naszem ciałem, idzie on wprost przed trybunał boży, bez
tułan ia się po innych globach, by się tam jeszcze wyrabiać, i
tam odbiera swoją nagrodę lub karę, i zarazem miejsce, gdzie
m a korzystać z pierwszej, lub cierpieć ostatnią; ciało zaś jego
ma zmartwychwstać, jak zmartwychwstało ciało Odkupiciela.
Towiański z W rońskim uczy, że całe stworzenie zaczęło się
z grubego, niekształtnego, nie oczyszczonego, bez formy, i to
z m ateryału odwiecznego a nie z niczego; że się tak zaczyna
ciągle i stopniowo urabia, ogładza i kształty przybiera. Podług
W rońskiego ta kreacya nie będzie m iała nigdy końca, a To­
wiański nie wie co na to ma stanowczego powiedzieć: nie umie
z W rońskim pogodzić systemu Gnostyków, i bierze ciągłe od­
radzanie się przyrody i rewolucye jćj żywiołów, za tworzenie
się nowych rzeczy. D ucha człowieka ma za coś takiego po
jego powstaniu, czemu właściwie imienia dać nie można, a co
w biegu długich wieków obrabiania się, formowania, przera­
biania i doskonalenia, może wyjść z pochwy jakiegokolwiek
zwierzęcia, przejść do pochwy człowieka, i zasieść na pierwszym
tronie świata. Chrzty, pokuty, ćwiczenia moralne i religijne,
posty, dobre uczynki na nic mu się przydać mogą, jeśli nie
są jego własną ofiarą. Cała zasługa ma leżeć w duchu, i od
ducha samego, prócz takiój zasługi nie ma innego uświęcenia
się. Ł aski Boga, zasługi Świętych, męka Chrystusa itd., nie
m ają tu żadnej wartości dla człowieka.

Po tym niejako ogólnikowym wstępie, zobaczmy następnie


jakie to jest odkupienie ludzkie przez Towiańskiego nam głoszone.

Biesiada. „A le Bóg (to jest Proarcha) przez zesłanie J e ­


zusa Chrystusa z górnych swych przybytków, pokonał, rozpro­
szył, w p e w n ć j c z ę ś c i z łe z ie m s k ie — przez zasianie świa­
tła boskiego nauką swoją najświętszą, życiem, przykładem, a na-
dewszystko tern świętem boskiem tchnieniem, które p u ś c ił n a
n ie w ie lu do tego zaszczytu przygotowanych (już wyrobionych).
To światło boskie skoro oświeciło w n ę t r z a ludzi (duchy w po­
chwach będące), wnet stosownie... do prawa najświętszój har­
monii, przez Boga najmocniej bronionego, kolumny niskich du­
chów przez swą pochwę... działające musiały ustąpić, a duchy
wyższe prawem harmonii niebieskiej, ich miejsce zająć“ ...
166

Objaśn. J a k niegdyś Gnostycy, tak i Towiański nie za­


pomina Chrystusa wprowadzić, do swojego systemu religijnego.
P roarcka ów, Ojciec powszechny litując się nad ową iskierką,
która była z niego wyszła, i stała się duszą człowieka, i którą
złe duchy ziemię, powietrze itd. zalegające, zapewne owe du­
chy gnostyckie trzecićj klasy ludzi wyżej już opisanój, zniszczyć
usiłowały, zesłał na ziemię z g ó r n y c h s wy ć h p r z y b y t k ó w ,
owego pierwszego po sobie i za nim utworzonego nieba, je ­
dnego z duchów wyższych nad D em iurga i siedmiu duchów
stwórców świata: ,,Qui supra est mundi fabrieatorem u — mówi
M arcion: ten to właśnie połączył się z pochwą syna Józefa i
M aryi przy chrzcie jego w Jordanie, uczył przez niego świa­
tła boskiego, to jest: głosił, co to jest P roarcha i zkąd ludz­
kie dusze pochodzą, dawał przykład jak się żyć powinno, czynił
cuda, i dał niektórym z ludzi t c h n i e n i e b o s k i e , niegdyś
Gnostykom, a w naszych czasach Towiańszczykom, aby dalej
jego dzieło prowadzili. Oto mamy całą tajemnicę odkupienia
podług pana A ndrzeja Towiańskiego nauki, który się głosi wyż­
szym od Chrystusa, i ostatecznym zbawcą całego świata. Gdy
się ludzie od Chrystusa dowiedzieli o tern co m ają w swoich
pochwach, skoro się przekonali, że to była iskierka z najwyż­
szego bóstwa pochodząca, i że z nićm w harmonii żyć tylko
powinnni byli, kolumny duchów ziemskich zostające po za tą
harmonią, nie mogąc już więcej na tę wewnętrzną iskierkę czło­
wieka działać za pośrednictwem jego pochwy, ustąpić z kwit­
kiem musiały, a duchy w harmonii będące zajęły ich miejsce.
Otóż znowu mamy całe dobrodziejstwo w swych ostatecznych
wynikach z całego odkupienia. P o daniu swojej nauki i przy­
kładu, uleciał wyższy duch z pochwy syna Józefa i M aryi zkąd
był przybył, a śmierć cierpiał prosty człowiek, z której ludz­
kość nie osięgnęła nic zgoła dla siebie. Najśw iętsza P anna
w tćj całój sprawie odegrała rolę jako n a r z ę d z i e wa ż n e ,
mówi Towiański, wydaniem światu człowieka, z którym się ra ­
czył połączyć jeden z duchów wyższych, i na tym koniec; tyle
ona tylko m a zasługi w oczach pana m istrza — nie więcej też
m iała i u Gnostyków. A toli pomimo całój niedokładności tak
nędznego odkupienia, bardzobyśmy się mylili sądząc, że się roz-
167

ciągnęło na cały rodzaj ludzki — bo Towiański niektóre tylko


punkta ziemi do tej niebieskiej łaski przypuszcza; kolumny bia­
łych duchów przez Chrystusa na ziemię sprowadzone, mówi
on: „n a niektórych tylko punktach ziemi stanęły,“ — dopiero
on. ma je sprowadzić na świat cały. Biedny prochu ziemi!

§ 60. Nowy upadek człowieka — nowe odkupienie jego.


Ludzkość oświecona czyli odkupiona w sposób wyżej opi­
sany, powinna już była postępować naprzód kierowana wiedzą
o swojćm pochodzeniu i harmonii; ale przeciwnie się stało,
ja k o tern następnie.
Biesiada. „K iedy dziś znowu przez sfałszowanie światła
Jezu sa Chrrystusa, albo przez zgaszenie go zupełne... znów ko­
lumny ciemne... ziemię zalały, Bóg (Proarcha) postanowił
z swego miłosierdzia..., aby ogień nowego zakonu (Towianizmu)
uweselił posępną ziemię... A kiedy Bóg podług objawionego
miłosierdzia dla ziemi... za s ió d m e g o p o s ł a ń c a najmoenićj
ogień rozpali i ogień ten ziemię obejmie, wtenczas złe na zie­
mi znikńie.“
Objaśn. Głosimy ciągle nasz postęp — opowiadają go
starcy wnukom swoim, aż oto Towiański w oczy nam oświadcza
że sfałszowaliśmy całe dzieło Chrystusa, całą sprawę jego
skrzywili i postęp zwichnęli, i to wygaszeniem w naszej p a­
mięci wiedzy o swej cząstce iskierki P roarchy w człowieku.
Zniknął postęp podług niego, kolumny ziemskich i złych du­
chów zalały glob nasz, i wyparły z niego sprowadzone przez
Chrystusa. T ą myślą jest tak zajęty, że w instrukcyi danej
uczniom udającym się do Polski, wyraźnie oświadcza: „żyliście
dotąd jakby w m urach klasztoru, i zwyciężaliście po większej
części z łe ż y ją c e b e z c i a ł a , w duchu samym; odtąd uderzać
na was będzie złe strzaszniejsze, bo u c ie le ś n io n e , żyjące
w wielu, i czyniące przez nich“ — kto nie postępuje jak to
chce Towiańszczyk, ma w sobie ducha złego swej pochwie
ucieleśnionego. N adto jak słowo hoże ucieleśniać się może,
tak samo i duchy w swoich czynach, a mianowicie w Polakach
walczących przeciw B o s y i. Źle z ludzkością było przed Chry-
168

stusem, gdy nad nią panowały kolumny czarne, i działały nie-


widomie przez jej pochwę, gorzćj jeszcze z nią dzisiaj, bo te
kolumny ucieleśniły się w wielu, i działają już widzialnie, a naj­
gorzej z biedną Polską, która za grzechy jej wyliczone przez
pana m istrza, o których wyżej mówiliśmy: „zatrzym uje pomoc
nieba, a sprowadza chmury złego, które wedle natury swojej
żyją i czynią w Polsce.“ — A jednak nie zapominajmy, że do­
póki dobra strona krzywdzona na ziemi nie stanie wedle myśli
i woli bożój (to jest w harmonii), dopóty zła strona (po za
harmonią) rosnąć będzie w sile swojej... „ z ła strona stoi dotąd
i nadal stać może grzechami dobrej strony, “ — Z a tern wszyst-
kiem, niedokładne odkupienie przez Chrystusa, i tylko na nie­
których punktach ziemi zawisłe, skończyło się podług Towiań-
skiego. Dwa tysiące praw natury — dwa tysiące praw M oj­
żesza — dwa tysiące praw Chrystusa, już przeszły, a teraz
zaczyna się prawo ducha pod imieniem Towianizmu, o czem
i spirytyści marzą. Nowe chmury złych duchów zalały znowu
glob ziemski — duchy jemy, duchy pijemi, duchami oddychamy,
po duchach chodzimy, na duchach śpiemy — one się nawet
w nas ucieleśniły, potrzeba więc koniecznie nowego odkupienia,
odkupienia teraz w duchu i od chmur duchów, nowego E o n a
gnostyckiego z wyżyn Proarcky zesłanego, któryby z fałszów
oczyścił nietylko dzieło swojego poprzednika Chrystusem zwa­
nego, i nowy założył na ziemi zakon, nową epokę i żywy ko­
ściół, bo Chrystusowy już ustał, ale i ogień miłości między lu­
dźmi tak zapalił — ogień ku Proarsze tak rozniecił, iżby już
więcej nie byli zdolni do odstąpienia harmonijnego z nim łań­
cucha, i ze wszystkimi duchami nim związanymi. Tym nowym
Eonem, Zbawcą, Mesyaszem, ogłasza się Andrzej Towiański,
przybyły za granice Polski z pewnego k ąta litewskiego. Dzi­
wna rzecz, że tym ogniem dotąd jeszcze sam nie zgorzał, albo
przynajmniej Zurychu nie spalił. Z tą d to jego uczniowie, cho­
dząc nieraz ze zwieszoną głową po ulicach P aryża nam w unie­
sieniu mówili: „Bóg jest na ziemi,“ — a Mickiewicz w ykrzyknął:
„Mesyasz jest między wami.“ — I toć to jest właśnie co mistrz
nazywa: „dniam i wielkiego Jubileuszu Łaski, tego nadzwyczaj­
nego zlewu na świat miłosierdzia bożego.“ — W iary a v to po-
169

słannictwo swoje ślepego mu posłuszeństwa, harmonii według


jego własnych pojęć z jego Panem — Proarchą, i poddania
się bezwarunkowego Moskwie, jako narzędziu naszej pokuty, to
na teraz wszystko, czego po nas wymaga na Litwie ucieleśniony
mesyasz. K to mu się nie poddaje: ,,ten ciężko grzeszy, mówi
on: przeciw wszechmocności, miłości, i sprawiedliwości powsze­
chnego Ojca — ten przyznaje władzę rządzenia Polską sa ­
m e m u z ł e m u - ten więc choć oburza się i powstaje na złe,
w istocie bałwochwali jem u.u — T aki jest dla nas wyrok, wy­
dany przeciwko nam przez nowego mesyasza i jego kompanią.
M arcyon uczeń Cerdona głosił dwóch bogów, dobrego i złego,
równie odwiecznych i wszechmocnych; Towiański mówi tylko
0 jednym P anie, — zapomniał biedak o przedwiecznym Ojcu
swojego P a n a . a o A b s ol u t u m W rońskiego, w którym ten
uwięził całe dzieło swojego mesyanizmu. W przypadku zupeł­
nego wyczerpnięcia się Towiańskiego P a n a w kreacyi, cóż się
wtenczas na wyżynach niebios pozostanie?... Mędrszy W roński
już tam za nim posadził brodatę jakieś A b s o l u t u m , z któ­
rego co się nowego objawi, o tern ani on sam, ani my nie
wiemy.
Bóg dobry, uczył Marcyon, jako Bóg miłości a nie suro­
wości i grozy, zesłał z c z y s t e g o m i ł o s i e r d z i a Syna swojego
na ziemię, aby ten z pod ucisku twardych praw złego bóstwa
1 wszelkich ustaw jego wyswobodził człowieka. Biesiada zaś
uczy: ,,Bóg postanowił z s we g o n i e g a s n ą c e g o n i g d y m i ­
ł o s i e r d z i a , aby nie tylko światło Jezusa Chrystusa o c z y ­
s z c z o n e i rozrzażone zostało — ale aby o g i e ń nowego za­
konu uweselił posępną ziemię.“ — M utatis mutandis, Towiań­
ski prawi to samo, co był powiedział niegdyś Marcyon. Do
swoich zaś uczni odzywa się: ,,Bądźcie wolni, zależni jedynie
od woli, od rozporządzenia bożego“, — w czem naśladując
Marcyona, uwalnia ich z pod ucisku twardych praw złego.
W gruncie rzeczy biorąc, Towiańskiego złe duchy są złym
bogiem M arcyona, i ta tu jest jedyna różnica między tymi
dwoma sekciarzami. Z tego wszystkiego kto się tu nie prze­
konywa o tern, że czein był Towiański w Bruxeli na początku
swojego wystąpienia, tćm samem jest i w roku 1863 na ziemi
170

Szwajcarów?.. I utrzymują niektórzy, że jest ze sobą samym


sprzeczny! Sprzeczność ta chyba w braku znajomości i rozu­
mienia jego nauki znaleśćby się mogła.
Spółeczeństwo nasze ludzkie podług m istrza, po sfałszo­
waniu dzieła Chrystusa, znajduje się znowu w piekle, z którego
nowy mesyasz przyrzeka je wydobyć. Chrystusa światło i przy­
kład, na nic wielkiego się dzisiaj przydać mogą, dla tego To-
wiańśki niesie mu o g ie ń , którym mówi, że zapali ziemię,
wyprze z niej chmury duchów czarnych — owo c z a r n e co
roznosi u nas mordy, rozlew krwi, smutek i narzekanie, i za­
stąpi je kolumnami duchów białych, jeśli się: ,,w głębi dusz
naszych poruszymy, pobudzimy skruchą i żal pokutniczy za
grzechy, jako jedyne czucie, je d y n y n a d z iś to n d la d u s z y
p o l s k i e j ^ — dodaje w swej instrukcyi, a my dla lepszego
zrozumienia tego to n u dorzucimy: jeśli się ta dusza polska
wyprze swój ojczyzny, podda bezwarunkowo Moskwie i m istrza
nauce. „A skoro takie powinności spełniać się będą, prowa­
dzi pan A ndrzej: duch polski wtenczas przebije się przez chmury
złego, co raz silniej dotąd zalegające P o ls k ę .... W szystkie
inne sposoby oddalania krzyżów ziemskich stawać się będą
w epoce tej co raz mnićj skutecznymi d la P o ls k i.^ — S tra ­
szna to rzecz dla tej biednej Polski. Towiański grozi — za­
borcy męczą, duchy prześladują, a i nasze dusze własne dręczą.
A toli nie rozpaczajmy tak bardzo, bo o g ie ń nowego posłańca
z wyżyn Proarchy wszystkiemu zaradzi: gdy nam z jednej
strony jakby Jowisz nad uszami piorunami świszczę, z drugiej
by nas snąć zbytnie nie przerazić, o kilka zaledwie wierszy
wyżej (str. 26), wlewa w serca nasze nieporównaną pociechę i
nadzieję mówiąc: ,,że myśl boża spoczywa na P o ls c e , i wola
boża dla P o l s k i , ztąd wybawienie i byt P o l s k i niezmienne
są, i dopełnią się prędzej czy później, łatwiej czy trudniej.“ —
To się rozumie, że czy Polska chce lub niechce, czy będzie
robiła trudności lub nie, prędzej czy później strawi ją Moskwa,
a wtenczas będzie m iała swoje wybawienie i byt w harm onii
duchów dobrych, ale nie ziemską Polskę, jakby to sobie ktoś
mógł wyobrażać mylnie. Panie A ndrzeju i wszyscy z tobą
twoi uczniowie! i my mamy takie samo przekonanie, że prę-
171

(kój czy późniój, łatwiej czy trudniej, Polska będzie m iała swój
byt i swoją niepodległość ziemską — że nieprzyjaciele jej stra­
wić nie potrafią — a Polskę w kolumnach duchów wam po­
zostawiamy, życząc wam samym do niej prędkiej i szczęśliwej
podróży, jeżelić już potraciliście tak głowy, że z tej waszej
śmiesznej drogi sprowadzić was na rozumniejszą nikt nie podoła.

§. 61. Potęga duchów światłych.


Andrzej Towiański jest k o n s e k w e n tn y w swojej nauce
o duchach i poddaniu się Moskwie Polski, a jednak niech nam
tu wybaczy, jeśli mu powiemy, że albo się nigdy logiki nie
uczył, albo ją też o g n ie m swojego posłannictwa zupełnie spa­
lił. Tu prawi w swej B ie s ia d z ie o kolumnach duchów i ich
doskonałościach lub przywarach, tam o Chrystusie, owdzie
o harmonii z Panem , słowem miesza wszystko, to przeskakuje
to znowu streszcza, to się cofa, to powtarza. Historyi mu
brakowało — co zebrał gdzie mógł, to też za objawione niby
sobie przedstawia, gonić za tą jego niesfornością zbytbyśmy
zmęczyli — dogodniej będzie dla nas stać na miejscu, i cze­
kać na przybycie jego ku nam ze swoich szumnych wycieczek...
A co nam tu znowu przynosi z pobojowiska W aterloo?...
Biesiada: „Siła tylko jest w duchu tćm większa, im duch
wyższy, czystszy... Przed Jezusem Chrystusem, który jako
lekki obłok jest dla wielkiój swój świętości, drzy całe piekło....
(to jest duchy glob ziemski pokrywające). Niczćm jest świa­
tło i siła m ateryalna ziemska przy świetle i sile jednego w o l­
n eg o n iż s z e g o d u c h a , a cóż mówić o całej kolumnie świa­
tłej ze świętych pańskich (to jest: z duchów w harmonii z Pro-
archą) złożonej, na której czele jest sam Bóg kolumny?...
Objaśn. Od wyrazów Biesiady: „Z tego czerpajmya ...7
aż d o : „Człowiek ma wolę“ ..., prócz powtórzenia tego w treści
o czem już mówiliśmy, nie znajdujemy nic nowego. Duchem
wyższym i czystszym był ten u Gnostyków, kto się zdołał oczy­
ścić z m ateryi, która go w sobie więziła; Chrystus jako duch
do Proarchy zbliżony, posiadać m iał tćm sam óm . niezrównaną
wyższość nad duchami ziemi, i przeraził je swoją wyższością
172

i czystością, ale nie boskością, jak ą my mu przyznajemy, gdyż


Towiański nie ma Chrystusa za rzeczywistego Boga. Pierwsze
duchy, niezawadzi tu powtórzyć, wyszłe z P roarchy miano za
najdoskonalsze, a w m iarę oddalenia się od niego, mniej do­
skonałe. Najniższym zaś jest duch ludzki utworzouy przez
Dem iurga w odwiecznej materyi z owćj iskierki, która po
przejściu wszystkich królestw duchowych, już bardzo słaba po­
padła w materyę. Te to ostatnie duchy zapełniły i zapełniają
ziemię, one to stopniowo wyrabiać się muszą, to jest oczyszczać
się z m ateryi aż do zrównania się nie tylko z duchami sfer
wyższych, ale do stania się podobnymi samemu Proarsze.
W ielki to dla nich postęp, gdy już nie potrzebują żadnego
wyrobu swojego najprzód w martwej m ateryi, potem w rośli­
nach, płazach, zwierzętach, a ostatecznie w pochwach ludzkich:
Towiański odsyła ich na nadziemskie globy, tam ich w kolum­
nach duchów białych i światłych umieszcza, nazywając ich
świętymi pańskim i; bo chociaż się jeszcze znajdują na końcu
całej niebieskiej hierarchi duchów światłych, będący już
z nią w harmonii, do niej stanowczo należą. Takiego ducha
siłę wyobraża sobie niezmierną, w całej kolumnie niepojętą,
jakaż więc musi być siła i potęga ducha Chrystusowego, który
się znajduje po nad tą kolumną? jak a całej hierarchii niebie­
skiej, wszystkich duchów razem w harmonii, na czele której
stoi sain P roarcha, a po za nim jeszcze wyżej jakby w rezer­
wie A b s o l u t u m W rońskiego? Wszystko to wydaje się To-
wiańskiemu tak wielkie, tak wszechmocne, że aż sobie pora­
dzić nie może z Demiurgiem i jego ziemskiemi chmurami
czarnych djabełków — a mianowicie na ziemi polskiej, bo P o ­
lak nie chce się skruszyć — nie chce przyjąć krzyża do serca
— nie chce przerazić tych djabełków wyrzeczeniem się swojej
ojczyzny — bo jest twardy i nieugięty w tej mierze.

§. 62. Wolna tuola człowieka podług Towiańskiego.


P o rzeczy o kolumnach duchów, i podaniu nam sposobu
do wnijścia w harmonię z Proarchą, przechodzi następnie B ie ­
s i a d a do określenia wolnej woli człowieka.
173

Biesiada. „Człowiek m a wolą, ale ona jest cząstką nie­


skończenie m ałą jego czynności. Stawi Bóg często człowieka,
jako wolnego, wszystko jem u ułatwia, zastępy światłości i ciem­
ności ustępują, i czekają na kierunek jaki człowiek sam sobie
zostawiony zupełnie wolny dać musi — a po zrobionym kie­
runku na światło lub ciemno, kolumny światłości lub ciemno­
ści mocą prawa harmonii, zalegają w n ę tr z e c z ło w ie k a , i
podług swej natury rządzą nim.“
Objaśn. N auka Towiańskiego o wolnej woli człowieka
(Liberum arbitrium ), jest mieszaniną wziętą z marzeń gnosty-
ckiój sekty Ofitów. Człowiek albo jest w mocy duchów do­
brych, czyli w harmonii z P roarchą, co się nazywa inaczój
w Biesiadzie najświętszem prawem i najwyższą konstytucyą,
a kreacyjnem prawem u W rońskiego, albo w harmonii z mate-
ryą czyli ze złymi duchami. A ni w pierwszym ani w ostatnim
razie, nie m a wolnej woli, ho zawsze się znajduje pod parciem
i przewodnictwem niewidzialnych duchów, które zalegać mają
jego wnętrze. Bywają atoli krótkie chwile, dodaje B i e s i a d a
tę nowość, w których P roarcha uwalnia człowieka zupełnie od
wpływu na niego tak dobrych jak i złych duchów, i zostawia
go samemu sobie, i w takich to razach jedynie ma posiadać
rzeczywistą wolną wolę, i to dla tego aby się samodzielnie
przyłączył albo do kolumn duchów dobrych albo złych. Szczęśliwy
jeśli się przychyli do pierwszych, bo w takim razie spoinie
z nimi żyje w harmonii z P roarchą; przeciwnie znowu prze­
szedłszy do ostatnich, staje się ich ślepem narzędziem:
zalegają one natychm iast wnętrze jego pochwy, i kierują
nim dowolnie jako swoim. W tenczas to podług Towiań­
skiego zostaje w piekle, z którego by się wydobyć, dwie mu
pozostawia drogi: albo wysilenie się wewnętrzne na wydobycie
z siebie samego światła, czyli owej iskierki pochodzącćj z P ro-
archy, co rzeczą prawie jest niepodobną, a czego wyznajemy
tu wcale nie rozumiemy, boć ta iskierka jest właśnie człowieka
duchem, i znajduje się w mocy złych duchów bez wolnćj woli
do podobnego czynu; albo skutkiem miłosierdzia bożego, lub
łaską całej duchowćj i niebieskiej hierarcki będącćj w harmonii,
gdy mu znowu przywróconą zostanie chwila wolnćj woli do
174

nowego wyboru. P o prostu mówiąc, człowiek służy za rozry­


wkę duchom dobrym i złym, i jest czystą igraszką samego po­
wszechnego ojca i życiodawcy wszystkiego; P roarcha z potrzeby
czy zazdrości o swoją iskierkę jedynie się człowiekiem zajmuje
— reszta stworzonych rzeczy wcale go nie obchodzi, i jako
znajdująca się za harmonią, do niego nie należy ale do gno-
styckiego księcia ciemności. Uczynki człowieka dobre lub złe,
ogranicza Towiański na przejściu naszóm do kolumn dobrych
albo złych, a gdy pochwa nasza jest już opanowana przez pier­
wsze lub ostatnie, już dziełem naszóm być nie mogą, ale sprawą
tych kolumn. Z tąd człowiek żyjący na ziemi nie jest człowie­
kiem we właściwem znaczeniu tego wyrazu, ale jakby ulem
napełnionym rojam i duchów, w którym pracują według swojego
upodobania. P an mistrz podobną nauką znosi dobre i złe
uczynki człowieka, uwalnia go mianowicie od przyszłej kary
za ostatnie, czyni z wszechmądrości, wszechwiedzy, opatrzności
i sprawiedliwości Boga czyste szyderstwo, każdy to bez uczenia
się teologii zrozumieć może. A jednak te pogańskie, a nawet
gorsze zasady tak go zachwycają, że się nie może powstrzymać
od zawołania: ,,Co więc nasz ziemski rozum, co doktryna, co
siła ziem ska;“ — zapomniał dodać: ,,Co Polska za berłem
Moskwy i bez jego wiary.“ — Człowiek będący za harmonią,
a wszyscy tam jesteśmy prócz Towiańszczyków, nie ma ani
rozumu, ani żadnej doktryny, ani naw et siły ziemskiej, i wszys­
tko bowiem co myśli, mówi lub robi, nie od niego ale od złych
duchów pochodzi, niewyrobionych, głupich, ciemnych i głupio
nim kierujących. D la tego to każdy Towiańszczyk jak niegdyś
Gnostyk, przekonany o swej wyższości, w pogardzie m a wszys­
tkich, którzy do jego sekty nie należą, a robienie mu jakich­
kolwiek uwag, rozbieranie jego nauki lub domaganie się obja­
śnień o niej, nazywa niechrześciańskiem parciem, wymaga­
niam i ziemskiemi, słowem: dziełem chmur złych duchów, które
panują nad człowiekiem do jego sekty nie należącym, i mie­
szkają w jego pochwie. P odług takich zasad, niepotrzebne
jest kształcenie umysłu, ani przydatne nauki; ztąd więc zam­
knijmy szkoły i zamieńmy wszechnice na szpitale obłąkanych
i zostających w harmonii z P roarchą; bądź co bądź, duchy
175

poprowadzą ludzkość gdzie zeclicą, i to koniecznie, bezwarun­


kowo. D la tego to pan Andrzej prowadzi dalej.
Biesiada: „...G órujący na ziemi, może nie być w pierw­
szym żywocie — może nie być c z ło w ie k ie m — i duch niedź­
wiedzia opuściwszy stepy polarne, może być na szczycie góro­
wania w pierwszej świata stolicy/ 4

Objaśn. Od Proarcby przez wszystkie królestwa aż do


ziemskiego, duchy podług pana m istrza są rozumne — na ziemi
zaś powstałe, nie znają nawet swojego pochodzenia, są mniej
niż niemowlęce. Nie pojmujemy dobrze, dla czego duchy w sfe­
rach nadziemskich, jako pochodzące z tego samego źródła co
duchy ziemskie, mogą posiadać rozum, i czemu go te ostatnie
nie m ają: bo iskierka czy w większej czy w mniejszej ilości,
zawsze jest z Proarchy, i takie same powinnaby mieć przy­
mioty. Towiański tłomaczy to skutkiem materyi, w którćj duchy
się pogrążają — czemu się w niej pogrążają? między m ateryą
a nimi jest wielka różnica; dla czego Towiański nie chce przy­
znać duchom pokrywającym ziemię przynajmniej małej czą­
steczki rozumu? Z osła, muła, barana, ani naw et z małpy,
chociaż o tern myślano, nie zrobiono człowieka — ani nawet
głupiego, a pan mistrz z duchów, które ma prawie za nic —
a w istocie ma je prawie za nic pod względem inteligencyi,
wyrabia ,icli pomimo tego na filozofów, i zalicza do harmonii
duchów sfer wyższych. Główna rzecz dla ducha dostać się do
pochwy człowieka! a jak on wie o tern, że to jest dla niego
korzystnem? W takim jednak tylko razie jest człowiekiem.
Skoro zdobędzie pochwę polarnego niedźwiedzia, albo południo­
wego tygrysa, lwa, wtedy jest niedźwiedziem, tygrysem, lwem
itp. T u zrozumiemy znaczenie Biesiady z panem Karólem
Różyckim odbytej na Oślej górze w Szwajcaryi — duch R ó­
życkiego był niegdyś w ośle. Takie to są losy naszych bie­
dnych duchów podług nauki pana m istrza i jego e x -k u r, g ę s i,
m o ty ló w , p ła z ó w , m yszy, sz c z u ró w , p ta k ó w , o słó w a na­
wet s a ł a t y itd. W ygrzani już dobrze w cudzych pochwach,
i wyrośnięci na coś z czegoś co ani myśli, ani nawet właściwie
imienia nie ma, a co jednak ma istnieć, posyłają nas ci pano-
176

wie z życia ziemskiego do harmonii duchów, atoli miejmy się


i tu jeszcze na baczności, gdyż i tam według spirytystów, na
osłach, kurach, mułach itd. nie zbywa, w które Towiański
może nas bardzo łatwo powięzić, aby się stopniowo jeszcze
z eterycznych ciał, które podobno nasze dusze pokrywają, wy-
liniać dalój na podobieństwo wężów, i zostać w esencyalnej
iskierce wyszłej z Proarcky. Jakićj to tu potrzeba pracy
i ofiary ducha, ale tylko ducha — jakićj męki, aby najprzód
z czegoś bez nazwy zostać djabełkiem, z djabełka przynajmniej
kaczką, z kaczki wielbłądem lub wołem, z wołu osłem, a z osła
człowiekiem, z człowieka aniołem, a z anioła stac się równym
samemu Proarsze! Towiański wypróbowanym objawia naprzód
ich losy, po wyjściu z ludzkiej pochwy: że z niektórych po­
wstaną wieprze, lub książęta i panujący, to rzecz pewna.
„T rzeba bowiem ze śmierci wewnętrznej, mówi, przejść naprzód
do życia ziemskiego, aby przejść potem do życia chrześciań-
skiego; trzeba przejść stopień niższy, aby stanąć na stopniu
wyższym.“ — A le kto w chwili opuszczenia go przez kolumny
dobrych i złych duchów, m ając w tym jedynem razie wolną
wolę, zam iast utrzymać się na stopniu wyższym, spadnie do
stopnia niskiego, i trzeba mu w tym stanie wynosić się z lu-
dzkićj pochwy, bo ta kończy swoje życie, co się z nim stanie,
naturalnie, że musi wrócić do jakiej pochwy kurzej, gdyż by­
łoby niesprawiedliwością, aby jakiem u sąsiadowi lepszemu od
niego, zajął miejsce znowu w jakićj pochwie ludzkiej. 1 takiej
to nauce — takićj epoce wyższej — takiem u kościołowi żywemu
P olak poddać się niechce, ani to obchodzi z radością wielkiego
jubileuszu! Polacy: „ofiarują dla ojczyzny ziemskiej m ajątek
i życie, woła pan m istrz: ale dla Boga (?) i dla ojczyzny chrze-
ściańskićj nie ofiarują ducha swojego: nie chcą np. zmiękczyć
się i zgiąć wewnątrz do poddania się p r a w d z ie p r z e d s t a ­
w io n e j (!)... P olak.... wielkim jest bohaterem rz y m s k im (ka­
tolickiego kościoła ma to znaczyć), ale małym chrześcianmem
(sekty Towiańskiego).“ - Otóż to są owe religijne zasady,
które myślano, że Towiański przedstawi do ocenienia Stolicy
Apostolskiej; zna ona je lepiej, i tysiące razy je potępiła, a ni­
żeli pan A ndrzćj w dziesiątej swojej generacyi przed przyj-
177

ściem na świat, to jest: kiedy według jego własnćj nauki był


jeszcze djabełkiem, mógł o nich zaśnie.

§ 63. Towiański ma się za wyższego od Chrystusa,


N astępne karty B ie s ia d y zapowiadają wielkie wstrzą-
śnienia na świecie — bitwy niesłychane między P roarchą a P ie ­
kłem, jakby między perskim Oromazesem i A rim anesem ; przy­
taczanie jój słów zmusiłoby nas do zbyt częstego powtarzania
się, dla tego je pomijamy. P o tych to dopiero metafizycznych
wojnach i wstrząśnieniach, i p o d m ężem s p ra w ą k ie ru ją c y m ,
to jest Towiańskim, zajaśnieją kolumny światłe, królestwo i pa­
nowanie dobrych duchów, jak nie jaśniały jeszcze od stworze­
nia świata, które m ają rozpędzić grube ciemności ziemi. Grdyby
Jezus Chrystus nie był sprowadził ze sobą światłej kolumny
i nierozpędził ciemności na niektórych ziemi punktach, odku­
pienia ani tak małego, wcale byśmy nie mieli — owa iskierka
P roarchy byłaby na zawsze zatraconą — i w takim razie ten
P a n Towiańskiego, byłby został nie zupełny. Towiański jako
m ąż s p r a w ą k ie r u ją c y , ostateczny zbawca, zupełny i dla
duchowego i ziemskiego świata zesłany, jest tern samćm wyższy
od Chrystusa. Biedny prochu ziemi — dokąd cię to prowa­
dzi twoje szaleństwo!
Nim jednak przyjdzie do wspomnionej bitwy, kilka świa­
tłych kolumn m ają uczynić wspólnie jeden szwadron w rodzaju
światłej atmosfery, która się rozwinie wśród bitwy, zapewne
na skrzydło prawe i lewe z jakim Jowiszem w c e n t r u m ,
natrze legiony i kolumny złych duchów i rozproszy je. Coś
to jest podobnego do marzeń starych filozofów, gdy powstawszy
w ich rozumieniu światło, zaczęło rozbijać odwieczne ciemności.
Byłby to dla nas ciekawy widok, ale będąc po za harmonią
wiary Towiańskiego, ten m ąż s p r a w ą k i e r u j ą c y , nie zechce
naszćj niechrześcijańskiej ciekawości zapewne zaspokoić — nie
dla nas tak wielkie rzeczy bez poddania się Moskwie. Ciekawi
jesteśmy jak ą będą mieli minę ludzie w owej chwili, kiedy z ich
pochw masy złych duchów ze strachu zaczną pierzchać. A nie­
chaj nikt nie sądzi, że ta straszna walka się odbędzie na je-
12
178

dnćm tylko jakiem miejscu — gdzie tam! wszystkie globy ogól­


nemu wstrząśnieniu mają uledz — a może i gwiazdy spadać
będą, czego Towiański zapomniał powiedzieć. Co się wtenczas
stanie z owymi biedakami zbiegłymi ze strachu co jeszcze są
niczem, albo dopiero małymi djabełkami, i w ogóle ze zwycię­
żonymi duchami — jak sobie z nimi postąpią zwycięzcy, gdzie
i jak się dalej na dobrych wyrabiać będą — co z nimi po­
cznie B a r a n e k Towiański, który tymczasem wzmacnia się z całą
swoją Towiańszczyków załogą, rozpala ogień w sobie mimo prze­
ciwności, sprowadza święte kolumny, zapewue przez stoliki, i
nimi ludzi sobie nieprzychylnych wybawia z więzów złych du­
chów, tego wszystkiego nam nie wyjaśnia, bo sam tego me
rozumie. Aby się przekonać, że Towiański ma się za B a r a n k a
boskiego, można się o tern dowiedzieć z jego B ie s ia d y od
słów: „A tylko Baranek44..., aż do wyrazów: „Jeden Jezus
Chrystus44... Czyni on tam przysługę nie tylko ziemi, ale i całćj
świętej harmonii, całemu niebu, gdyż wielkie duchy H e ru b in y ,
owi siedmiu twórców świata fizycznego, nie rozpaliwszy ognia
boskićj miłości na świecie, n ie m ogą się d la te g o z la ć do
ło n a o jc a p o w sz e c h n e g o , do owego Proarchy z którego wy­
szli; pan Andrzćj przepomniał tu dodać, że zamiast do trze­
ciego nieba jak Paweł Apostoł, był zachwycony do trzechset-
nego sześćdziesiątego i piątego jak Gnostycy, aby się dowie­
dzieć o tern, co nam prawi. Ale nie zapominajmy, że duch
w pochwie Towiańskiego przyszedł na ziemię by się ożenić,
wychować synów w zasadach przeciwnych moralności, jak to
czytaliśmy sami w przeznaczonych dla nich jego pismach, gdzie
ich uczy t o n u w umizgach do płci pięknćj, ulepszać najprzód
chudobę na Bitwie, a potem zbawić świat cały ze Szwajcari i.
A i Chrystus jako ojciec ziemi za nierozpalenie na niej ognia
miłości, opuścić jej nie może — i on pokutuje, i czuwa nad
siedmiu H e r u b i n a m i , których pan mistrz nazywa także s ie ­
d m iu g a ł ą z k a m i .
Od wyrazów Biesiady: „W ich synów w ciemności44...,
aż do: „Ziemia między innymi globami niższa44..., przypomina
się nam ów gnostycki podział ziemi przez s ie d m iu D e m i u r g ó w ,
a Towiańskiego Herubinówr lub s ie d m iu g a łą z e k , i ich na
179

nidj panowaniu; o n i b a r d z o w iele z r o b il i , kierunki ludom


ponadawali, postać świata fizycznego zmienili, prawa, ustawy
świeckie i regijne, zwyczaje, ceremonie i wyznania, słowem:
wszystko co mamy, im tylko zawdzięczyć powinniśmy; ale tego
dokonali swoją wielką i ciemną kolumną: bo podług pana mi­
strza k o lu m n a ś w i a t ł a w p r z e n a j ś w i ę t s z ć j h a r m o n ii
z P r o a r c h ą b ę d ą c a , n ig d y je s z c z e d o tą d b e r ł a z ie m i n ie
m ia ła . Temi objawieniami stolików tak jest zachwycony, że aż
w uniesieniu woła: „A ch nikt o tćm nie pomyślał, aby Bóg (rozu­
mie się zawsze Proarcha), po spełnionych d w ó ch ty s ią c a c h
k s ię ż y c o w y c h n i e b i e s k i c h ro k ów, tak silne zrobił upomnienie
się o marnotrawiący się dar łaski i miłosierdzia swojego, dla
ziemi przez Jezusa Chrystusa zesłanego.“ — Towiański aż się
przyczepił do makometańskick księżycowych roków, by nie li­
czyć czasu według zwyczajnego naszego sposobu; możeby lepićj
było rachować roki słoneczne — ale nie! bo on się umizga
także i za białym koniem Makomy, jak o tćm już gdzieś po­
przednio zdaje nam się wspomnieliśmy. Bądź co chcesz, tak
my jak cała ludzkość mamy obowiązek, a nawet prawo dom a­
gać się od Towiańskiego, zkąd ma pewność o wspomnionym
s iln y m u p o m in k u swojego P a n a . Niegdyś J a n Ewangeli­
sta wyrzekł: „N a początku było Słowo, a Słowo było u Boga,
a Bóg był Słowem^...; a więc nie jakiś tam duch z wyższych
niebios w Synie Józefa i M aryi — ale Bóg. Towiański nic
o tern nie wie, i jakby zdumiony niezmiernością swoich nowych
objawów, potrząsając proroczą swoją głową odzywa się: „Połowie
dziewiętnastego wieku zachowałeś P anie ten zaszczyt, to uwe-
selenie, to zjawienie nieznane głobowi“ — za pośrednictwem
mojem, trzeba dodać dla uzupełnienia myśli jego. Ju ż z księ­
życowych roków spadł do chrześciańskich wieków! może dla
tego, aby dobrze zrozumiano to przez niego nowe zjawienie
g lo b o w i. Mówiąc tu po polsku a szczerze, Towiański ma
Polaka za strasznie ograniczonego, — wyobraża sobie, że nie
m a ani jednego, któryby się mógł poznać na jego nowych obja­
wieniach. A by nas za tak opanowanych przez ciemnych du­
chów nie miał, powiemy mu tutaj, że nim zamarzył o błogo­
sławionej liczbie 44 w Mickiewicza Dziadach, o mężu trudu
12 *
180

trudów, o złych duchach odwiecznej i surowej jego materyi,


0 kolumnach duchów dobrych, o całym zgoła swoim systemie
kreacyjnym, już o tóm wiedział w sześć chrzescianskieh wie­
ków przed Chrystusem filozof Pitagoras, a przed nim podobno
1 Egipcyanie, a później M agus ojciec Gnostyków, dalej Satur-
nin, M enander, ale ten ostatni nie był Szwajcarem; la c y a n ,
Ebionici, Ofici, Marcyony, Cerdony — następnie K lem ens
Aleksandryjski, Tertulian, Orygenes, Epifaniusz, biskup
Ireneusz, późnićj nawet Beda, a w końcu M assuet, Nean-
der, M atter, H ilger, Dollinger z wielu innymi, których pra­
wie nie podobno wyliczyć. I Towiański śmie nam to nazy­
wać nowćmi objawieniami, upominkami niebieskimi dziewię­
tnastego wieku, łaską, jubileuszem, miłosierdziem bożem —
to właśnie o czem tyle nagadano, co wyśmiano i co odrzucono,
jako pełne pogańskich przesądów, ciemnoty i moralnego zepsu­
cia! Z daje się, że j e g o d u c h i W rońskiego, wyszedł co do­
piero z ręki kreacyjnej Dem iurga — i w swojej ciemnocie, jesz­
cze nie wyrobiony w ich pochwach, ma za objawienia to, o czem
ludzkie duchy rozumniejsze aż się pomęczyły pisać. P anie mi­
strzu, radzę wam nie udawać więcej, a wy sekciarze jego, ws
dźcie się swojego ograniczenia.
P o stanowczych zapowiedzeniach ognia boskiego na ziem i,
po wojnach kolumn światłych z ciemnemi, i zaczęciu się pano­
wania pierwszych, ktoby się był spodziewał, że jaka niepewność
o naszem rajskiem mieszkaniu na ziemi czy tam za mą, za­
kołacze jeszcze do mózgu nowego mesyasza? a przecie tak jest,
bo to mówi mistrz Towiański, a za nim chórem powtarzają to
samo jego uczniowie. „A le ziemia niska, odzywa się smutnie:
nie potrafi długo tego gościa niebieskiego, to światło z łona
miłosierdzia zesłane, pielęgnować...., przejdą czasy błogie, za­
sępi się ogień pierwszego czucia w sercach ludzkich...., a c i e m n e
k o l u m n y do zasępionych dusz jako do swój zdobyczy przypa­
dną..., i panowanie o b e j m ą . . . K i e d y ś m y byli w bitwach du­
chów, bardzo nas los zwyciężonych złych duchów obchodził —
myśleliśmy, że już z biedakam i na wieki koniec! aż tu po bi­
twach duchów dobrych ze złymi, po wstrząśnieniacli globami,
po odniesionych zwycięztwach, i zapaleniu świata ogniem mi-
181

łosci przez B a r a n k a Towiańskiego, — wyparcie z naszych


pochw kolumn czarnych, znów się znajdujemy w objęciach pie­
kła! Pocieszmy się jednak, ho to się stanie na niektórych tylko
punktach ziemi według objawień B ie s ia d y . Rosya i Polska
pod jej panowaniem, wolnemi m ają zostać od tój klęski, a F ran-
cya: „jeżeli nie punkt ś w ia tły , to choć s z a ry wśród ciemności
stawi — 'a to już jest początkiem s to p n io w y m ...^ Inne na­
rody czyli kraje m ają się znaleść w m ro k u , a inne w naj­
grubszych c ie m n o ś c ia c h i z im n ie . Może tu mistrz ma na
myśli Syberyą. Aleć i dla nich: „O pocieszająca myśli! ciem­
nego mocarz (rozumie się tu gnostycki książę ciemności), ciem­
nych kolumn duchów tak potęga zostanie zmitrężoną, że dobie
kolumny ciągiem już będą chwiać potęgą złego, i władza nad
ziemią będzie już dzielić, będzie ważyć się, między duchem
światłości i ciemności.** — Nigdy stronnikiem nie byliśmy pół­
środków, i tu ich z panem mistrzem nie podzielamy — jako
B a r a n e k boży powinien nam dać albo wszystko, albo zostawić
nas jak jesteśm y; atoli wyznajemy żeśmy trochę odetchnęli,
bośmy już czuli w naszej pochwie legiony czarnego. Ale jeśli
się nie wcielemy do Moskwy, i nie staniemy z nią tożsamością,
czy nasz punkt Polski pozostanie światły po wstrząśnieniach
globów?.. Niechajże nasz ojciec powszechny nie zapomina
0 nas! A toli nic on zrobić dla nas nie może, bo gdyby był
wszechwiednym i wszechmocnym, nie byłby swojej iskierki
w naszych duszach na tak smutne koleje i zniewagi wystawiał:
byłby naprzód wiedział, że w odwiecznćj m ateryi tylko ją po­
niżenie czekało. Towiańskiego Bóg wszystko zrobił niedokła­
dnie, bo wszystko obrabiać się musi na lepsze, i to bez jego
woli i pomocy — wbrew jego nawet życzeniom, a najgorzej
postąpił z duszą człowieka, która bez najmniejszćj ze swej
strony winy, bo grzechu pierworodnego żadnego tu nie ma,
krocie wieków przechodzić musi w rozmaitych pochwach do
poznania samej siebie — krocie by się dostać do świętej liai-
monnii, a krocie krociów, nim wnijdzie do sa m e g o ś w ia tła
1 ło n a m iło s ie r d z ia . Takiego Boga my nie mamy, ani po­
trzebujemy.
182

§. 64. Stworzenie świata podług Towiańskiego.


Czytelnik zechce wybaczyć nasze powtarzanie się; jużeśmy
i na innych miejscach wspomnieli o jego przyczynach, i tu
jeszcze nadmieniamy, że nie podobno iść za Towiańskim prostą
drogą, gdyż i on nią nie postępuje.
Widzieliśmy z opisu religijnego systemu Gnostyków, iż
po powstaniu najprzód światów niebieskich, przystąpiono do­
piero do tworzenia fizycznego świata z odwiecznćj jak sam
P roarcha, surowćj i bezformćj m ateryi, jak równie do zapeł­
nienia go duchami niższego rzędu. Tego samego porządku
należało się spodziewać i w Towiańskiego B i e s i a d z i e , który
atoli nie chcąc go z góry objawić, pom ija go z początku, i
zostawiwszy swojego powszechnego ojca ponad błogosławionemi
sferami i królestwami duchów, przystępuje wprost do ich po­
działu, przymiotów i czynności. O swoim o j c u , p a n u , B o g u
powszechnym, zaledwie um iał powiedzieć to, że jest z b i o r e m
ś w i a t ł a . P o skończeniu tego przedmiotu, na którym roztro­
pniejszy od Towiańskiego byłby niezawodnie poprzestał, wzięła
go chęć do zaokrąglenia swój rzeczy kreacyą ziemi, i tu nie
wiedząc jaki miał nadać obrot swojemu przedmiotowi, przyjął
żywcem system Wrońskiego, a pod jego ogładą stare m arzenia
gnostyckie. Zobaczemy czego uczy.
Biesiada. ' „Ziem ia między innemi globami niższa, to jest
przeznaczona do urabiania n i ż s z y c h d u c h ó w (doprawdy, wy­
znaję tu, że mnie wstyd być człowiekiem) tćj smutnćj kolei
ulega — w każdój fabryce muszą być sale, wydziały, do niż-
szćj operacyi przeznaczone. — M istrz dzieła patrząc na to
obrabianie p o c z ą t k o w e z s u r o we g o , cieszy się w duszy (bie­
dak! żal nam go), widokiem o s t a t n i e g o w y r o k u — bo on
jeden tylko widzi jak ta kolój jest konieczną, jest na drodze
postępu jego wyrobów.“
Objaśn. Glob ziemi ma być najpodrzędniejszym ze
wszystkich istniejących: Towiański wyobraża go sobie jakby
jak ą fabrykę, w którój nagromadzone były od wieków surowe
i bez kształtu materyały, i z tych, przybyli arcydzielnicy i ro­
botnicy, po rozdzieleniu ich po odpowiednich salach i warszta­
tach, wyrabiają początkowo ze surowego jakby za pomocą parowćj
183

siły wszystkie twory fizyczne. M istrz dzieła, zapewne ów gnostycki


Demiurg patrząc się na to obrabianie najprzód z grubego, cie­
szy się w duszy, a więc i on ma duszę, widokiem ostatniego
wyrobu, doprowadzonego już do pożądanej doskonałości. T aki
bieg tworów nazywa konstytucyą globowi daną. ,,Przez wieki,
mówi: nic najdrobniejszego z zakreślonych kolei na włosek nie
wyszło, tóm bardziej urabianie się i postęp tworów tćm
bardziej tworzenie się, szerzenie się, rozpalanie się światła i
ognia boskiego na globie.“ — W edług tego prawa kreacya świa­
tów nie u staje; wszystko co widziemy i nie widziemy, tworzy
się ciągle ze surowego i obrabia dalej a dalój, toczy pod wał­
kami i cylindrami, toporami i chyblami operacyjnymi, rozwija,
udoskonala, a zawsze w granicach Towiańskiego konstytucyą
najświętszą zakreślonych. Powstają nam co chwila nowe globy
z mieszkańcami na nich, napełniają się od wieków zaczęte no-
wemi istotami, a z nich z niezmienną mocą, energią i życiem,
wywijają się w dalszym ciągu inne, i tak utwór za utworem
goni, pędzi wyrób za wyrobem, a fabryki jak obrabiają tak
obrabiają bez ustanku, zmordowania się lub z użycia, a mistiz
dzieła jakby z założonemi siedząc nogami, cieszy się w duszy
z tego ruchu, trzasku i wrzasku. A i my wśród takiego ży­
cia niepojętego siedząc na skorupie ziemi, nic nie czujemy
ani widziemy, chyba że jakiś tam komin zwali się z którego
domu, chociaż i nas wałkują, obciosują, przerabiają. Takie
to są kreacyjne praw a W rońskiego, taka konstytucyą Towiań­
skiego, który nie umiejąc sobie poradzić z gnostyckim końcem
m ateryi i świata fizycznego, przyczepia się niezgrabnie do systemu
poprzedniego. Stworzenie świata tych dwóch panów, jest podobne
do rozkiełzanego i dzikiego konia w Am eryki stepach, który w za­
kreślonych mu granicach oceanami, czyni swój postęp co chwila,
w wyrabianiu i próbowaniu nóg własnych. Z tego widno, że
wszystko powstaje ujęte w kreacyjne prawa w haimonii
z kądże i jakim sposobem może coś powstać po za tą harm o­
nią? jak duchy nasze mogą znajdywać się po za nią, i dla
czego m ają się jćj dorabiać? Towiański tego nie wie, gdyż
prócz powtórzenia słów Chrystusa, ,,że nic zmazanego nie wnij-
dzie do królestwa niebieskiego,u — nic więcćj w tćj mierze
nie umiał powiedzieć. Szczególne ten sekciarz nadaje znacze­
nie słowom Ewangelii. Śmieszną je st rzeczą ująć wszystko
w szpony harmonijnej konstytucyi, a wyrzucić z niej ducha
człowieka, i nadać mu jakieś po za nią życie, aby się tam
powrotu swojego do niej wiekami dorabiał.
Jeżeli zechcemy zwrócić sobie uwagę na źródło, moc, p ar­
cie w tej całćj niezrozumiałej machinie ciągłej kreacyi, to
W roński nam odpowiada, że niem jest niewyczerpana w sze ch -
m o c n o ść , a Towiaóski przyznaje takowe m iło ś c i, zapewne
dla odróżnienia się od poprzedniego. ,,Miłość to najświętsze
czucie, mówi on: musi być dobrowolnie przez twór przyjęte,"
a jeśli go nie przyjmie, będzie zmazany. Cóż to jest ta m i­
ło ś ć ? oto sam P roarcha, który się w nieskończonych swoich
przymiotach i doskonałościach uzewnętrznia jakby w jakichś
iskierkach światła, nie swoją wolą, ale z konieczności.
Zakończmy na tern o stworzeniu, jego stosunku do twórcy
i tego do stworzenia, i przejdźmy do uwag ztąd wynikających.
Niewyczerpana w s z e c h m o c n o ś ć W rońskiego, i m i ł o ś ć
Towiańskiego, zostanąże wiecznemi, nigdy niezmiennemi, czy
tylko doczasowemi? nasi filozofowie i mesyasze jakoś niechcący,
ale z wielką ostrożnością dotykają się rozwiązania tego pyta­
nia. Ju ż to zdają się przyjmować koniec stworzonego świata,
już znowu go zaprzeczać. Pomimo niewyczerpanej wszechmo-
cności, z którćjby słusznie wieczność świata wnosić, można,
W roński ma poAyyżćj Proarchy, wyższego od niego Boga, któ­
rego nazywa a b s o l u t u m , i w nićm zamyka całą wartość swo­
jego mesyanizmu. Towiański zaś sadowi istnienie kreacyi na
swojćj k o n s t y t u c y i , z której domyślać się można, że ona jest
tćm samćm u niego, co u W rońskiego prawa kreacyjne. Z tąd
co do skończenia się lub wieczności świata, jeden i drugi po­
zostawiają nas w wątpliwości. Ponieważ Towiański niedostrzegł
W rońskiego rezerwy w jego a b s o l u t u m , zachodzi zatem py­
tanie, co wtenczas będzie gdy jego ojciec powszechny zupełnie
się uzewnętrzni, rozwinie, wy czerpnie i rozproszy? zdaje się, że
przestanie być Bogiem, dalsze utwory globów, światów, duchów
itd. nagle się zatrzymają, bo bez źródła, które im życie i ruch
dawało, powstawać nowe nie będą mogły, a stare zamienić
185

się muszą w stós gruzów. Gnostycy umieli tę wątpliwości roz­


wiązać, a Towiański tylko to mówi, że „Najwyższy mistrz mi­
łości na poniewierkę siebie oddaje, aby po upływie wieków
wyjednał u tworów choć słabe poruszenie serca dla siebie,“ —-
zkąd domyślać się każe, że po upływie owych wieków, koniec
świata nastąpi.
Najwyższy mistrz Towiańskiego musi żebrać miłości sie­
bie u tworów, w której jedynie zawiera się jego osobiste oca­
lenie; rozproszony w tworach, aby do swej całości kiedyś po­
wrócić, ich pomocy koniecznie potrzebuje: „bo choćby tę miłość
wszechmocnością swoją wcisnął, uczy pan Andrzćj, narzucił,
nakazał, przestałaby być miłością, i straciłaby swój blask nie­
bieski. “ — Niezapominajmy o tćm, że Bóg Towiańskiego nie
z własnej woli, ale z konieczności na zewnątrz siebie w two­
rach ucieleśniać się musi, a choćby chciał zatrzymać się, tego
już nie może, i tak a to jedynie jest jego wszechmocność, zkąd
znajduje się na łasce lub niełasce własnych swoich tworów, od
których zawisło postawić się z nim w harmonii lub po za nią,
wrócić mu albo odmówić jego iskierki z niego wyszłój. Tern
pan mistrz tak głęboko jest przenikniony, że aż z rozczuleniem
się odzywa: „T ak o P anie! istotą tej najświętszej prawdy ści­
śnięty jesteś — i choć miłość twoja milionowe sposoby uła­
twienia nam drogi zbawienia podaje — z b a w i ć n a s w s z a k ż e
b e z n a s — nie możesz.u — Bardzo słusznie! Towiańskiego
Bóg, ani nas bez nas, ani nawet samego siebie bez nas zba­
wić nie potrafi, i dla tego upomina pan Andrzej cokolwiek
wyżej: „Pam iętajm y, że poświęcenie się nasze nie tylko ziemi,
ale i niebu służy.“ Dalej znowu oświadcza: „A w drugim
artykule tego najświętszego prawa zapisano, (które Towiański
napisał, ale go drukiem nie ogłosił), że niczem innem tylko
poruszeniem Twórcy mogą wzmacniać się i zbliżać do Twórcy
— bo z i s t o t y r z e c z y n i e m a i n n e j d r o g i k t ó r ą b y B ó g
m ó g ł , dziedzice przyszłćj chwały do przeznaczonego dziedzi­
ctwa przeprowadzić/* — Niebezpieczne to doprawdy położenie
Twórcy Towiańszczyków, jeżeli z i s t o t y r z e c z y nie ma innćj
drogi do zgromadzenia siebie samego z rozproszenia się swojego
w tworach: bo gdyby te odmówiły mu pożądanej od niego
186

zwrotnej zbiorowości do jego całości, co się wtedy z nimby


stało? zapewne przestałby być P roarcbą — Bogiem. „N a
poruszeniu duszy naszej dla Boga wszystko zależy, woła To-
wiański: formy wszelkie, sp o w ie d z ie , k o m u n i e , bez tego
poruszenia nic nie znaczą, — a w świątyniach P a n a czarne
dymy dla szatana wznoszą się. Są to cnoty zimne, martwe
modlitwy, te formy bez liku, te fundacye itd.“ — T ak się pan
Andrzej zapędził w potępieniu katolickich sakramentów, ko­
ścielnych form i ceremonii, modłów i fundacyi, że aż zapomniał
o fundacyi hrabiego B ibersteina Pilichowskiego; czy i ta była
czarnym dymem dla szatana?.... czy składki i pieniądze mu
nadsyłane nie były w jego rozumieniu ofiarą, chociaż ręką mu
podawane, a nie jakim tam nosem ciucha?.. B aranek Towiań-
ski tego jednak nigdy za czarne dymy i kadzidła dla szatana
nie uważał.
N a tych to właśnie zasadach swojćj B i e s i a d y , odzywa się
do swoich uczni udających się do powstania polskiego w r. 1863.
„A powtarzając tylko święte formy ich (Polaków) w manife-
stacyach, w modlitwach publicznych bez ducha modlitwy"...,
oskarża naród polski o brak ducha żałoby, i prawdziwego
chrześciaństwa. N a tych samych wsparty wola: „że nawet
niewinni, czyści i ci, którzy modlą się szczerze, i z duszy całćj,
nie czynią co czynić powinni — bo nie poruszają duszy do
gruntuT .., co właściwie znaczy: bo się nie zrzekają swój ziem­
skiej Polski, i nie poddają bezwarunkowo Moskwie, i wrzeko-
mćm objawieniom pana Andrzeja.
Przystąpm y do zaokrąglenia naszej rzeczy. Z tego wszyst­
kiego cośmy dotąd powiedzieli, Towiański i jego uczniowie m ają
na względzie dwa cele, to jest: polityczny i religijny; pierwszy
jest panslawistowsko-moskiewski, a drugi marzenia emanacyjne
Gnostyków. Z jego nauki wynika, że wszystkie wyznania
religijne tak chrześciańskie, jak pogańskie, są tylko zewnętrz-
nemi formami do wyrabiania i doskonalenia ludzkiego ducha,
przez tegoż ducha wynalezionemi. W szelkie moralne zasady
dotąd znane, przepisy cywilne i kościelne, a nawet i ewange­
liczne — w ogóle wszystkie ustawy Boskie i ludzkie, nad wy­
rażoną wartość, nie m ają innej.
187

Są to formy, które przyjąć lub zaniechać każdy może,


według swojego upodobania, i dosyć dla jego zbawienia, jeśli
n. p. chrześcianin kadzidłami bałwanom pogańskim, a poganin
kadzidłami przed ołtarzami Chrystusa czynionemi, w skutek pod­
niesienia swojego ducha docisnąć się potrafi do harmonii z
P roarch ą — do chmur duchów białych, i opuści chmury du­
chów czarnych, które jego pochwę zalegają. I niechaj nam tu
kto powie, że nie ma opętanych na świecie!
W arunki do zapewnienia się, czy się kto znajduje w wy­
rażonej harmonii, są dla P olaka poddanie się najprzód Mo­
skwie, i wyrzeczenie na wieki swoich praw do ojczyzny; bo
Id o s y a według Towiańskiego, jest wyższą nad Polskę w Chry-
styanizmie, a następnie przyjęcie zasad nowego b a r a n k a .
Inne ludy prostem przyjęciem Towianizmu wnijść mogą do h ar­
monii, i zyskać z jubileuszu nowćj ery, żywego kościoła i p ra­
wdziwego wyższego Chrystyanizmu. N a zakończenie tej całej
niestraw nej, przew rotnćj, niemoralnćj i antychrześciańskiej ko-
medyi, dodaje pan mistrz: „N ie badajmy wyroków, ale wszys­
tkie siły do spełnienia najświętszej woli obróćmy^ — do czego
musimy tu dodać: „obróćmy wszystkie siły do wyrzucenia
z naszego polskiego łona bezbożności, ślepoty, niewiary i To­
wianizmu. “
1. Z francuskiego.

Do P a n a K a r ó l a Różyckiego Pułkownika.

P anie Pułkowniku! Zajm ując się od niejakiego czasu


zbiorem tego, co dotąd pisano o dążności politycznej, religijnej
i m oralnej pana A ndrzeja Towiańskiego, racz zatóm P an w in­
teresie prawdy pozwolić mi źródeł, książek i pism w tym przed­
miocie, które niezawodnie posiadasz. — Z a książki, źródła
itd., które mi P an łaskawie powierzysz na czas niejaki, biorę
na siebie odpowiedzialność, i zobowięzuję się obecnym listem
oddać M u je wiernie, a w przypadku icb straty, zastąpić je

x) T rzeba nam tu szczerze wyznać, że po przybyciu naszem do


P aryża, dziwnie się odbiła o nasze uszy wiadomość o low ianizm ie, i to
w rażenie od roku 1855 do 1866 nas nie opuściło. N a zapytyw ania co
to jest Towianizm, odpowiedzi otrzym yw ane nam dowodziły, że go nikt
dokładnie nie rozum iał, i to nas naprow adzało na myśl, że musi kryć
w sobie coś nie zupełnie czystego. Ju ż go z oka nie spuszczaliśmy
a gdy po dziesięciu latach przejrzeliśm y nasze notatki, nie chcieliśmy
wierzyć sam emu sobie — jakiś skrupuł nas opanow ał — zdawało nam
się, ż e -R z e c z B o ż a Towiańskiego może m a coś w ewnątrz, o czem na
zew nątrz źle sądzą, i pozory mylą. W celu usunięcia tej wątpliwości,
pow stała obecna korespondencya, k tó ra się skończyła na tern, co nam
wielu przepow iadało — to je s t: na niczem. Nie je s t ona przecie bez
ciekawości, i dla tego ją tu w zupełności dołączamy.
innemi lub zapłacie takowe. Kończąc, proszę P an a nie przy­
syłać mi nikogo w celu dania mi jakich objaśnień w niniejszym
przedm iocie1); życzę sobie bowiem pozostać niezawisłym w moich
poszukiwaniach, i nie pozwolić na siebie nikomu wpływać,
a gdyby mi potrzeba było jakich wyjaśnień, zapewne mi P an
pozwolisz by się w tćj mierze do Ciebie samego udać. P rzyj­
mij Panie....
K s. R ó ż a ń s k i.
B atignolles, dnia 12 M aja 1865 r.

2. Odpowiedź po polsku.
1 Czerwca 1865 r. Paryż.

Szanowny K apłanie i Rodaku! L ist Twój po francuzku


pisany 12 M aja, odebrałem dopiero 22 M aja, a przy tćm
opóźnieniu i słabość zdrowia nie pozwoliła mi przyspieszyć
odpowiedzi mojej. — Mówisz Sz. K apłanie, że zajmujesz się
z b io re m tego co tylko dotąd p is a n o o tendencyi politycznój,
religijnej i moralnćj A ndrzeja Towiańskiego; a wnosząc, że ta ­
kowe pisma posiadam, żądasz je mieć odemnie.
Andrzej Towiański, powołany Sługa Chrystusa, w S pra­
w ie M iłosierdzia Bożego czyniącej się w tej epoce wyższej
chrześciańskićj dla spełnienia prawd podanych przez Chrystusa,
prawdy te z woli Bożćj wyjaśnia słowem, pismem i życiem
swojem w nieprzerwanej ofierze chrześciańskićj, wyjaśnia stó-
sująe te prawdy do życia naszego prywatnego i publicznego.
W iem , że wiele pisano w tej Rzeczy Bożćj bez poznania Jć j,
bez bo jaźni Bożej, ze zgorszeniem dla wielu, z wielką szkodą
dla P olski; ale tych pism nie posiadam bynajmnićj.
Mam wszystkie pisma wyszłe dotąd w Sprawie Bożćj i
od la t 23 z coraz większą wdzięcznością dla Boga, zasilam
się tym darem z każdym bliźnim dobrćj woli; ale dla zbiorów,
dla ciekawości i rozpraw, darem tym niebieskim świętokradzko
szafować nie mogę. Z przyczyny też oporu rodaków naszych

x) Był to w arunek naj niestraw ni ej szy dla Towiańszczyków, ale go


podyktow ało doświadczenie. Byliby oni mój dom zapełnili krzyżowaniam i
się, rzucaniem na ziemię itp., oddalając clim ury czarnego.
191

w poznaniu Sprawy Bożej, w którój jedynie jest ratunek P ol­


ski, oporu, który trwa nawet wśród obecnych przerażających
nieszczęść i docisków biednej Ojczyzny naszćj, dotąd m ała
tylko cząstka Pism Sprawy Bożej drukiem ogłoszoną została
— a tę cząstkę i bez mojego pośrednictwa mieć piożesz.
Z należną czcią kapłańskiego powołania Twojego, ży­
czliwy sługa
K. R ó ż y c k i.

3. Odpowiedź po polsku na p o w yższy list.

Szanowny P anie Pułkowniku! Dziękując bardzo za ła ­


skawą odpowiedź na mój list z dnia 12 z. m., poważam się
jeszcze raz skreślić kilka linij w przekonaniu, że mój zamiar
jest wolny od wszelkich podejrzeń o złą wolę, i że utrudzanie
mojćm pismem Sz. Pułkownika, znajdzie w Jego sumieniu
dla mhie zupełne usprawiedliwienie.
Ż ałuję bardzo, że P an nie posiadasz pism tyczących się
sprawy A ndrzeja Towiańskiego, i że mi takowemi laskawćj
przysługi zrobić nie możesz. N iektóre z tych pism posiadam,
i znajduję a v nich rzeczoną sprawę tylko potocznie przedsta­
wioną i z rozmaitego a niekorzystnego zapatrywania się na tę
sprawę. Z pism zaś w obronie tej sprawy występujących, prócz
,,Le pretre zele,“ — który jej broni wprawdzie, ale żadnych
zasad nie dotyka ani wyjaśnia, nie mam żadnych innych dotąd.
Szukając szczerćj prawdy i objaśnienia wszechstronnego,
aby o rzeczy sądzić bezstronnie, nie dziw, że się do P an a udaję
0 potrzebne informacye i źródła do mojego przedmiotu.
Ponieważ Sz. Pułkownik posiadasz wszystkie pisma
w S p r a w i e B o ż e j, na których mi właśnie zbywa i ponieważ
się ty m d a r e m d z ie lis z z k a ż d y m b liź n im d o b rć j w oli,
raczże mnie uważać także za bliźniego dobrćj woli i podzielić
się zemną tym darem, którym się zasilasz już od lat 23.
N ie bierz mnie P an za człowieka z b io ró w , r o z p r a w
1 c ie k a w o ś c i, jak się wyrażasz, ale za bliźniego, który usi­
łuje wyjaśnić prawdę i światu ją wypowiedzieć, i który n ie ­
b ie s k ic h d a ró w ś w ię to k r a d z k o p r z e d w ie p r z e n ie rz u c a .
My mamy także śś. sakram enta i tajemnice, ale ich
w ukryciu przed naszym bliźnim nie trzymamy, gdyż wiemy
o tóm, że one są ku zbawieniu człowieka, który ma od Boga
na to rozum i wolną wole, aby o nich sam mógł sądzić i ich
dopełniać. Sądzę, że i W y Sz. Pułkowniku tak samo czynicie.
A jeślibyście postępowali inaczej, o p ó r ro d a k ó w n a s z y c h
w p o z n a n iu S p ra w y B o żó j, w k t ó r e j j e d y n i e j e s t r a ­
tu n e k P o l s k i , na co się żalicie, byłby według mnie zupełnie
na swojóm miejscu. N ikt w naszych czasach nie wierzy póki
się rzeczy nie dotknie. — W y macie p ra w d y i d a r y ale
ukryte w tajemnym skarbcu. Człowiek myślący, może nawet
sądzić, że pomimo zapewnień ludzkich, ten skarbiec jest próżny,
albo napełniony zjadliwym gadem.
Praw dy boskie są odwieczne, i zawstydzić tego nie mogą,
kto je publicznie ogłasza. Chrystus uczył swoich prawd boskich
publicznie a nie w zamkniętym pokoju. Apostołowie Jego uczyli
tych prawd po miastach, wsiach, synagogach i przed trybunałam i.
K ryć tak wielkie prawdy, w których j e d y n i e j e s t r a t u n e k
P o l s k i , i z których wyjawienia odniosłaby korzyść może cała
ludzkość, nie jest rzeczą chreściańską: bo kto prawdę trzym a
dla siebie tylko, ten jest samolubem i uchybia miłości, a na­
wet Opatrzności Boga, od której ma podobne prawdy. J e s t
to właśnie świętokradztwem.
Żalisz się P a n na pisma, które ogłoszono o R z e c z y B o ­
ż e j b e z p o z n a n i a j e j , i be z b o j a ź n i b o ż ó j , i ze z g o r s z e ­
n i e m d l a wi e l u i z w i e l k ą s z k o d ą d l a P o l s k i . Jeżeli ta
R z e c z B o ż a jest trzymaną w tajemnicy, ani nikomu jeszcze
i bez mistyfikacyi nie powiedziano co ona jest, czyjaż tu wina,
że się na nią pisarze krzywo zapatrują?... Aby nie popełnić
podobnego błędu, udałem się i udaję do P a n a prosząc Go
uprzejmie o oświecenie mnie w tćj Jego R z e c z y B o ż ó j , i
o źródła do niój potrzebne, szczerzej, bezstronniej i bardziój po
chrześciańsku postąpić nie mogłem, i myślę, że mi P an tego
nie odmówisz o co Cię proszę, gdyż inaczej błędy popełnione
przeciw nieznanój mi R z e c z y B o ż ó j , do którój zgłębienia tylko
B i e s i a d a służyć mi może, a według której tylko sąd podobny
193

do sądu księdza Semeneńko mieć można, nie na mnie, ale na


W as samych spadną.
Przyjm ij Sz. Panie Pułkow niku, wyrazy prawdziwego sza­
cunku za położone przez Ciebie żołnierskie zasługi dla naszćj
biednćj Ojczyzny; i zarazem braterską życzliwość.
Ks. R ó ż a ń s k i .1)
B atignolles, dnia 3 Czerwca 1865.
D o P a n a P u łk o w n ik a K a r o l a R ó ż y c k ie g o .

4. L ist przełożony z francuzkiego na polskie przez


jego autora.
D o P a n a A n d r z e j a T o w ia ń s k ie g o w Z u r i c h — Szwajcarya.
P anie Dobrodzieju! Pozwalam sobie udać się do W as
w przedmiocie „D zieła Bożego44 — jak je nazywacie, i tuszę
sobie, że nie będę długo czekał odpowiedzi na pytania niżćj
położone.
Upraszam zarazem o nadesłanie mi pocztą w odpisie owych
t r z e c h lis tó w z r. 1861 , o których wspominacie w W aszym
okólniku z dnia 28 M aja 1863 r . : „Do braci udających się do
P olski4, — jak również odpis A k tu , któryście przesłali C e s a ­
rz o w i R o s s y js k ie m u przed ich wyjazdem, i w którym mu
o b ja w ia c ie p o w o d y , dla których S łu g i B o ż e W aszego dzieła
biorą udział przeciw jego rządom, aby mnie nie wystawiać na
szukanie go przez trzecią osobę2).
Mój cel jest W am już wiadomy przez pana K aróla R ó­
życkiego3); zbyteczną zatem byłoby rzeczą nim się tu zajmo­
wać. N a przypadek nieodpowiedzi na mój list jak to czyni
pan Różycki, pozwolę sobie uważać W asze dzieło za nieczyste,

b) N a ten list nie raczył p an Pułkow nik .Różycki odpowiedzieć —


posłał go Towiańskiem u.
2) Je stto przypom nienie Towiańskiem u sposobu, jakim d ostała
E m igracya jego A k t poddaństw a w r. 1857.
3) B ędąc dokładnie uw iadom iony o zam iarach Towiańskiego w
porozum ieniu z Różyckim i innymi, list ten do niego brzm iący po iran-
cuzku dosyć łagodnie, napisałem z całą energią, aby coś z njego wycią­
gnąć, i popsuć plany sekciarskie przeciw mnie zastawione.
13
194

a pytania, które W am przedkładam, za^ potwierdzające lub


przeczące według całój ich doniosłości, i ze wszystkiemi ich
następstwami.
Jeżeli posiadacie odwieczną prawdę, objawcie mi ją otwar­
cie, bez żadnych dwuznaczników, i nie chciejcie być samolubem
gdybyście tego nie uczynili, albo mówili cośkolwiek w tym
przedmiocie niewyraźnie, w takim razie uważać będę tę pra­
wdę za kłamstwo — uprzedzam W as o tern jako wierny ka­
tolik, i dobry brat w Jezusie Chrystusie.
W obecnćj sprawie nie przyjmę żadnych wyjaśnień ust­
nych, a więc nie zadawajcie sobie trudu w przysyłaniu do mnie
kogokolwiek, bo go słuchać nie będę — na piśmie przyjmę
wszystko z warunkiem, aby tylko było przez W as samych pod­
pisane.
Przystąpmy teraz do pytań, o których nadmieniłem wyżej.
1) Czy stworzenie świata jest współwieczne Bogu, w fizy-
cznem go rozumieniu?
2) Czy materya, z którój się świat składa, a raczćj wszech
świat, była stworzona z niczego przez Boga, lub czy się sfor­
mowała własną siłą i przez siebie samą?
3) Czy kreacya była zupełną, czy się też rozwija ciągle,
by tym sposobem udoskonalać się ciągle własną potęgą swoją
aż do nieszkończoności, czy tylko do pewnego czasu?
4) Dosięgnąwszy ta kreacya swojego końca, co się z mą
stanie, i jaki będzie następnie stan świata?
5) Czy współwieczna materya Bogu, owa pierwotna i przez
nią samą istniejąca, wydała własną silą z siebie męzczyznę i
niewiastę i kiedy?
6) Czy dusza męzczyzny lub niewiasty jest jednym z owjch
duchów zbuntow anych przeciw Bogu, o których czyni wzmiankę
Pismo św.?
7) Czy wiecznem jest potępienie tych zbuntowanych
duchów?
8) Lub czy te odrzucone duchy, których nazywamy dja-
błami, mogą się oczyścić i odzyskać pierwotną ich łaskę u Boga
i ich Stwórcy?
9) Jeśli tak jest, jakim tego mogą dokazać sposobem?
195

10) Czy przechodzenie dusz w inne ciała rzeczywiście


istnieje?
11) Jeśli istnieje, wytłomaczcie mi takowe i jego rodzaj.
12) Czy modlitwy za odrzucone duchy są zgodne z myślą
Pism a ś. i w rozumieniu w przedmiocie modlitwy?
13) Czy nasza ziemia, na którćj mieszkamy, jest także
siedzibą duchów?
14) Jeżeli tak jest, jaki rodzaj duchów zalega nasz glob.
15) Czy te duchy posiadają moc rządzenia nami i ziemią?
16) J a k i będzie los tych duchów w o s t a t n i ó j chwili
skończenia się świata?
17) Czy sakram enta święte są rzeczywistością, czy tylko
zewnętrznemi formami — z ie m ią n a r e s z c ie , którą się czło­
wiek pobudza do doskonalenia się?
18) Czy kościelne ceremonie katolickie należy brać w po­
dobnej myśli?
19) Jeżeli tak jest, więc sakram ent chrztu ś. jest niepo­
trzebny do naszego zbawienia.
20) Ojciec, Syn i Duch święty, czy są osobami różnemi
i natury boskićj, czy tylko mamy jednego Boga?
21) Czy prawa kościelne i cywilne w ogóle i wr szczegól­
ności, obowięzują każdego na sumieniu? Mowa tu jest o p ra­
wach istniejących obecnie.
. 22) Czy wolno jest człowiekowi brać udział wr sprawie­
dliwych wrojnach i powstaniach ludowych?
23) Czy jednoczenie Słowian pod berłem rosyjskićm jest
obowiązkowa dla każdego P olaka?
24) Czy taki jest cel polityczny posłannictwa W aszego?
25) Czy się temu celowi poświęcacie z przyzwoleniem
rosyjskiego rządu?
26) Czy rosyjski rząd daje potrzebne zasoby do tego
celu w pieniędzach, protekcyi itp. — czy jest w tój mierze re­
gularnym i za czyjem pośrednictwem?
27) Czy w tym jedynie celu wysłaliście do Polski W aszych
emisaryuszów podczas ostatniego powstania, i bez myśli zasia­
nia w kraju wraszćj nauki?
13 *
i96

28) Czy znacie epokę zjednoczenia się Słowian pod ber­


łem rosyjskićm? Oznaczcie mi ją.
29) Skoro to zjednoczenie nastąpi, jakie będzie wtenczas
polityczne stanowisko Polski?
30) Jakie zajmie wtedy stanowisko rosyjski rząd wzglę­
dem innych narodów?
Przyimii Pan zapewnienia.....
Ks. R ó ż a ń s k i.
p aryż _ Batignolles dnia 21 Czerwca 1865 r.

o. Odpowiedź po polsku na pow yższy list, ręką Towiań-


skiego napisana.
Kapłanie i Rodaku! List Twój z dnia 21 Czerwca rb.
otrzymałem. Między kwestyami, które mi czynisz w tym liście,
są takie, których rozwiązanie nie należy do powołania mojego,
są inne, które jako należące do powołania tego, wyjaśniłem
bliźnim moim, którym od lat dwudziestu kilku służę. Ztąd
uznasz, Kapłanie, za sprawiedliwe, że nie będę ani rozwięzywać
tego, co do mnie nie należy, ani wyjaśniać tego, co już wyja­
śnione jest i otwarte dla każdego dobrej woli, chcącego poznać
Sprawę Bożą.
Pozwól tylko Kapłanie i Rodaku, abym z obowiązku
chrześcianina, objawił Tobie boleść duszy mojej, którą przed
Bogiem złożyłem nad tym najsmutniejszym wypadkiem, że w cza­
sie tak ciężkiego prześladowania kościoła i tak strasznej grozy
i kary Bożej nad Polską, odbieram od Ciebie, K apłana i Po­
laka, list treścią i tonem swoim tak przeciwny pokorze i bo-
jaźni Bożej, tak przeciwny miłości Boga, bliźniego i ojczyzny.
Życzliwy rodak i sługa w Chrystusie.
A n d rz e j T o w ia ń s k i.
27 Czerwca 1865. Zurich.

6\ Z francuzkiego na powyższy list odpowiedź.


Panie Dobrodzieju! W tej chwili odebrałem odpowiedź
W aszą na mój list z dnia 21 bm., za którą dziękuję; po­
zwólcie mi jednak oświadczyć, że nie odpowiada zgoła na żadne
z moich sprawiedliwych żądań.
197

Prosiłem W as najprzód o nadesłanie mi odpisów W a­


s z y c h t r z e c h lis tó w z r. 1861, które zalecacie W aszym
uczniom w o k ó ln ik u z d n ia 28 M aja 1863 r. i odpisu A k tu ,
któryście przesłali cesarzowi rosyjskiemu, o czóm w odpowiedzi
najmniejszej nie czynicie wzmianki, jak gdyby te pisma wcale
nie istniały na świecie. Jestże to szczerze, po chrześciańsku
i pokornie?. Jeżeli pomienione pisma są tak wielkiej wagi,
jak ą im przyznajecie, oświecą mnie pod wielu względami o Wa«
szem D z i e l e B o ż e m i spowodują może do przyjęcia go —
a w przeciwnym razie, zostanie dla W as pole do zwalczania
mojego sposobu myślenia. Proszę W as zatem o przytoczone
pisma w imie prawdy, uczciwości i d z i e ł a , które nazywacie
b o s k i ó m , uprzedzając jeszcze raz, że skoro mi ich odmówicie,
postaram się o takowe przez trzecią osobę, jak się postarano
0 W asz A k t poddaństwa z 1857 roku.
W przedmiocie moich pytań oświadczacie mi, że są mię­
dzy niemi takie, które nie należą do Waszego powołania, i że
następnie rozwięzywanie ich nie wchodzi do W aszych atrybu-
cyj; a zaś te które do nich należą, wyjaśnić mieliście Waszym
bliźnim, którym służycie od lat przeszło dwudziestu. Skoroć
tak jest, wskażcie mi proszę te z pytań, które nie wchodzą do
W aszych atrybucyj, jak nie mniej i te, które do nich należą
1 nadmieńcie zarazem, gdzieście je już objaśnili. Zresztą, nieu­
m iejętni mają prawo żądać, aby im powtórzono to czego nie
rozumieją. Weźmijcie mnie za nieumiejętnego, i zechcijcie mi
powtórzyć te objaśnienia, jak to przystoi na męża bożego, peł­
nego miłości i pokory.
Przykro mi, że mój list tyle W as zasmuca — trzeba było
raczej zająć się moją prośbą więcćj i jćj przedmiotem, którą
W am przesłałem w formie należytej przyzwoitości.
Żalicie się na treść mojego listu poprzedniego, i oska­
rżacie ją o przeciwną pokorze, bojaźni i miłości Boga, bliźniego
i Ojczyzny. Dziwią mnie te żale, ale nie poruszają: dziwią
mnie, ponieważ mi dowodzą, że nie lubicie otwartości; nie po­
ruszają mnie zaś dla tego, gdyż nie myślę fałszywą pokorą
zniżać się do pochlebstw mnie niegodnych, których się odemnie
widocznie spodziewaliście. U daję się do W as w warunkach
198

przyzwoitości, należącej się każdej osobie, aby poznać prawdę,


i zrozumieć Wasze d z ie ło b o ż e , nie zaś po to, aby odbierać
dwuznaczniki lub nagany, które mi dajecie jakoby wypływające
z Waszego obowiązku. Nie kołujmy, ale przystąpmy wprost
i szczerze do rzeczy, •— o co mi chodzi, to o przytoczone pi­
sma i odpowiedź na moje pytania.
Kończąc, proszę W as nieustawać w zanoszeniu modłów
do miłosierdzia bożego — i ja to samo czynię w przekonaniu,
że się nie sami tylko modlimy. Pracujmy i módlmy się, bądź­
my zarazem szczerymi i otwartymi, i nie wstydźmy się naszych
zasad, kiedy nas o takowe pytają. Jakto? miałżebym być tak
słabym, żebym miał zaprzeczać moim zasadom, mojej wierze,
moralności i polityce choćby w obliczu całego świata?... nigdy!
Postąpcie tak samo, a zrozumiemy się niezwłocznie.Przyjmij Pan...
Ks. R ó ż a ń sk i.
Batignolles dnia 28 Czerwca 1865 r.

7. Odpowiedz na pow yższy list po polsku.


Kapłanie i Rodaku! Głównym obowiązkiem moim jest
starać się o to, abym w każdej czynności mojej spełnił Wolę
Bożą, i służył bliźniemu na drodze zbawienia jego; — dla tego
to nie mam prawa odpowiadać na badania i wymagania Twoje
Kapłanie, czynione w obu listach Twoich z siłą n ie c h rz e ś c i-
a ń sk ą , i dla celu niechrześciańskiego, takie bowiem ulegania
sile bliźniego, takie przyjmowanie walki na polu doktryny i
rozpraw, ztąd stawianie Rzeczy Bożój przed trybunałem rozu­
mu i namiętności, a przez to poddawanie Nieba pod prawo
ziemskie i niższe od ziemskiego, byłoby sprzeciwianiem się W oli
Bożój i poniewieraniem Rzeczy Bożój, ztąd byłoby ciężką winą
moją względem Boga i względem bliźniego! Wiemy, że to co
z Nieba schodzi dla człowieka, przyjmowane być powinno tylko
w pokorze, miłości i ofierze, z krzyżem Chrystusa, w sercu,
w tój to szacie godowój, tym to organem chrześciańskim, nie­
bieskim, tym to gwałtem, o którym powiedziano: ,,Królestwo
niebieskie gwałt cierpi, a gwałtownicy porywają je.“ — Wiemy,
że Mojżesz wolał raczej strzaskać Tablice Prawa Bożego, ani-
199

żeli wydać je na poniewierkę bałwochwalczego ludu; wiemy


także, jakie kary Boże spadły na tych, którzy odważali się bez
należnej czci zbliżać się do A rki Przymierza. A my chrześci-
anie X I X wieku chrześciańskiego, i do tego jeszcze Ty R o­
daku, K apłanie Kościoła Chrystusowego, a j a S łu g a te g o ż
K o ś c io ła , mieliżbyśmy dopuszczać się takiegoż grzechu, po­
niewierając to, co na początku Epoki tej wyższćj chrzęściausbćj
schodzi z N ieba dla podniesienia zacierającego się coraz wię­
cej na świecie najświętszego Dzieła Zbawiciela Świata, co scho­
dzi dla podniesienia kościoła, dla ułatwienia człowiekowi zba­
wienia jego, i nakoniec d la r a t u n k u P o l s k i , O jc z y z n y
n a s z e j, która może odzyskać utracony byt swój wolny i szczę­
śliwy; tylko na drodze chrześciańskiej, tylko w Kościele Chry­
stusowym?... W śród pokuszeń i innych przeciwności, które
w tych dniach Dopominku i Sądu Bożego, p o d ś w ię te m i n a ­
w e t f o r m a m i , jako ciężka kara Boża spadają na człowieka,
s p r a w u j ę si ę B o g u s a m e m u z tego co czynię dla spełnienia
Najświętszej W oli Jego. Bóg włożył na mnie to brzemię, Bóg
sam zdejmie je ze mnie i obrachuje sumienie moje.
P odając bliźniemu to co naznaczono mnie abym podał,
zostawuję bliźniemu wolność przyjęcia tego lub nieprzyjęcia,
ale, strzegąc chrześciańskićj wolność: mojej, jako warunku zba­
wienia mojego, trzymam się ściśle pola naznaczonej mnie od
Boga powinności, ztądnie wchodzę z bliźnim na pola niechrze-
ściańskie doktryn, dowodzeń, dyskusyi o Rzeczy Bożćj, którą
podaję — naznaczony być sługą na drodze zbawienia bliźniego,
nie odważam się być wspólnikiem grzechu jego. W szak i w kró­
lestwie ziemskićm posłaniec władz królestwa tego oddaje tylko
powierzone jem u rozkazy, komu one są naznaczone, a nie roz­
praw ia bynajmniej o tych rozkazach. A lubo usługa jego za­
myka się w tak szczupłym obrębie, zna on jednakże ważność
usługi swojej, poselstwa swojego, bo zna następstwa idące z nie­
spełnienia oddanych przez niego rozkazów, chociaż ci, którym
je oddał, są zwyczajnie wyżsi od niego w rzędzie sług króle­
stwa tego; zna on, że ci wyżsi słudzy sprawiać się będą nie
jem u, ale P an u samemu, który go posłał, z tego, co im po-
danem zostało. Co czyni się w królestwie ziemskićm, często
200

różni się tylko duchem i stopniem od tego, co czyni się w kró­


lestwie Niebieskiem Chrystusa P ana.
P o tóm wyjaśnieniu położenia mojego, Sługi Twojego
w Chrystusie, nie zechcesz K apłanie obciążać mnie więcćj po-
dobnemi pytaniami i badaniami, jakie zawarte są w dwóch
listach Twoich, gdyż naraziłbyś mnie na bardzo przykrą po­
winność nieodpowiedzenia na listy Twoje. Co się zaś tyczy
objaśnienia o Sprawie Bożój, znajdziesz je K apłanie, jeśli taka
będzie wola Twoja, w Pism ach Sprawy Bożój drukiem ogło­
szonych. Z Pism tych dowiedzieć się możesz, co jest Spraw a
Boża, i do czego Spraw a ta wzywa człowieka; — a jeżeli da
Bóg, że w tóm z e s p o le m y sie z S o b ą , natenczas miłym dla
mnie obowiązkiem będzie dzielić się z Tobą K apłanie, jako
z bratem w Chrystusie, tóm wszystkiem co z m iłosierdzia Chry­
stusa danoby było c z u ć i w i e d z i e ć niegodnemu Słudze, sła­
bemu i ciemnemu narzędziu miłosierdzia tego. Czynię to dla
braci moich, którzy przyjęli podające się w Sprawie Bożej
wezwanie Boże, pragnę abyś mnie d a ł p r a w o uczynić to i dla
C i e b i e K apłanie i Rodaku.
D otąd największe zaprzeczenie Rzeczy Bożój stawią
K apłani, a mianowicie K apłani Rodacy nasi; czyni się to od
samego ogłoszenia Sprawy Bożej, czyni się nawet niekiedy
w sposób najbardziej poniżający wysoką godność powołania
kapłańskiego. D la czego tak jest, dla czego z tego źródła
świętego, z którego największa pomoc dla zbawienia człowieka
iść powinna, idzie takie pokuszenie, takie utrudzenie?... Bóg
to widzi i sądzi. Jak o proch sam przez się, krzywdy czynione
mnie ofiaruję Bogu i zapominam o nich, ale jako Sługa, nie­
godne narzędzie woli Bożój, boleję nad odrzuceniem woli tej,
i dla odrzucających nie przestaję błagać o miłosierdzie Boże.
Jaw ię Tobie K apłanie tę boleść duszy mojej; potrzebnem to
będzie dla rachunków naszych w tym czasie, w którym i ci co
zaprzeczają Rzeczy Bożój i ten co z woli Bożej Rzecz tę po­
daje, staniemy przed trybunałem Bożym dla zdania sprawy
z czynuości naszych.
K apłanie i R o d a k u ! Może to już ostatni raz dano mnie
jest mówić do Ciebie; niewiadoma bowiem jest człowiekowi
201

przyszłość jego! przyjm więc K apłanie te kilka słów szczerości


mojej. Pożądaną mnie jest spółka w Chrystusie P an u z wszel­
kim bliźnim, a tern więcćj z K apłanem ; spółka tak a jest uła­
twieniem w pielgrzymce naszój wśród przeciwności padołu tego,
spółka taka należy do nieogarnionych dobrodziejstw najświę­
tszego Dzieła Odkupienia świata, — i widzi to Chrystus Pan,
że w każdćm zetknięciu się z bliźnim, usiłuję stawać się go­
dnym tego dobrodziejstwa Chrystusowego. Byłem tyle szczę­
śliwy, że zasłużyłem na to dobrodziejstwo spółki chrześciańsldej
z nie jednym Kapłanem , a pamięć tych świątobliwych mężów,
do liczby których należy śp. ksiądz Duński, przechowuje się
w duszy i w sercu mojćm z nieprzerywającą się radością i
dziękczynieniem Bogu. — Takićj to spółki pragnąc i z Tobą
K apłanie, życzę Tobie z głębi duszy spełnienia tego, co jest
główną powinnością człowieka, co jest przedmiotem wysileń i
ofiar całego życia mojego, jakkolwiek niegodnych, jakkolwiek
niedołężnych, życzę poddania się Chrystusowi P an u w tej peł­
ności, jaka naznaczona jest nam w epoce tej wyższej chrześci-
ańskiej, a w skutek poddania się, życzę przyjęcia najświę­
tszego D ucha Chrystusowego, tego to ognia niebieskiego o któ­
rym powiedziano: „Przyszedłem miotać ogień na ziem ię: a cze­
góż chcę, jedno aby był zapalon?“' — W tym tylko duchu
i w tym ogniu podobna nam będzie z e s p o lić s ię z s o b ą
w Chrystusie, jako to naznaczono jest dla K apłana K ościoła
Chrystusowego, jak i dla Sługi Kościoła tego; wtedy wszystko
jasnem i łatwem stanie się dla nas, bo powiedziano jest: „gdzie
są dwaj albo trzćj (?) zgromadzeni w imie moje, tamem jest
w pośrodku ich.“ ■ — W tenczas to K apłanie, oddana Tobie
z obowiązku mojego usługa, przyniosłaby owoc naznaczony:
n a w z ó r X . D u ń s k ie g o s p ra w o w a łb y ś k a p ł a ń s k i u r z ą d
T w ó j z w y ż sz eg o c h r z e ś c ia ń s k ie g o s ta n o w is k a (sic), na­
znaczonego w epoce kapłanom Kościoła Chrystusowego, spra­
wowałbyś z większą mocą, j a s n o ś c i ą i k o r z y ś c ią , tak dla
zbawienia własnego, jako i bliźnich Twoich. — A dla mnie
pomnożyłaby się przez to liczba radosnych chwil życia, w któ­
rych mógłem stawać przed kapłanam i we czci należnćj dla
D u c h a k a p ła ń s k ie g o , noszonego i jawionego przez nich
202

poddawać się im z pokorą i ufnością, jako najściślej obowią­


zany i pragnący czcić i poddawać się w s z e l k i e j c z ą s t c e
B o ż e j o b j a w i a j ą c e j si ę n a z i e m i , (w iskierce z Proarchy
dodać tu trzeba). W tenczas to kilka słów Twoich kapłańskich,
ulżyłoby obecnćj boleści mojćj, że od Ciebie K apłanie Kościoła
Chrystusowego, K apłanie t e g o n i e b a , które podane zostało
światu przez Chrystusa, aby jako ziarno gorczyczne, pod prze­
wodnictwem Kapłanów Chrystusowych rozszerzało się na ziemi,
nie idzie dla mnie poddanego władzy Kościoła (?) niebo, nie
idzie Chrześciaństwo, ale idzie Z i e m i a , idzie pogaństwo, idzie
i to nawet, co jest niższe od ziemi, co jest owocem D ucha
złego, (to jest: kolumn czarnych), a przez co popełnia się prze­
tworzenie charakteru kapłańskiego i nadweręża się filar nazna­
czony w urzędzie Kościoła (katolickiego), aby był podporą dla
człowieka wśród przeciwności i burz życia jego; zasępia się
świecznik naznaczony (kolumn duchów białych) świecić człowie­
kowi wśród ciemności (kolumn duchów czarnych) otaczających
jego!...

Chryste P anie! który mnie sądzisz i sądzić będziesz, wi­


dzisz miłość pragnienie moje poświęcenia się dla tego K apłana,
którego postawiłeś dziś n a p o l u p o w i n n o ś c i m o i c h , — wi­
dzisz i boleść, z którą spełniam w tej chwili powinność moją,
powinność wynoszenia chorągwi Twojej na wszelkićm polu przez
jawienie Twojej1) przez niezapieranie się Ciebie Panie, dla ża-

x) K a żd y z te g o listu i je g o o rto g rafii p rz e k o n a ć się m oże, n a j­


p rz ó d , że nie b y ł w łasn ą rę k ą T o w iań sk ieg o p isan y , ale że -przez nieg o
sam ego je s t p o d p isa n y , zachow uję go n a d o w ó d ; p o w tó re , że P a n A n ­
drzej p o m ija ją c ż ąd a n ie m oje, szuka w e m nie, ja k o sw oim k a n d y d a c ie
prz ed e w sz y stk iem słabej żyłki b y w n ią n a stę p n ie uderzyć, i dać m i p o d
sw ojem n a cz eln ictw e m wyższe stanow isko k a p ła ń sk ie. T o rozum uje, to
w zd y ch a, to znów b o le je ; tu streszcza sw oje g n o sty c ld e zasady, i u trz y ­
m uje, że m u ich w y k o n a n ie n a zn a cz o n e je s t, a zam ilcza przez k o g o to
n a zn a cz en ie otrzym ał, tam znów u r z ą d K o ś c i o ł a , to je s t K o śció ł k a ­
to lic k i i je g o k a p ła n ó w m a za p rz e tw o rz o n y c h przez D u c h a złego itp.
I te n człow iek n a p ra w d ę m yślał ja k się zd aje, że tern w szystkiem z d o ­
będzie, k a p ł a n a , a b y m u dać n a m iejsce z m arłego ks. D u ń sk ie g o ,
wyższe k a p ła ń sk ie z n a c z e n i e itd.
203

clnycli wzglądów ludzkich i dla żadnego bliźniego, ani nawet


dla tych bliźnich, którzy przez Ciebie P anie, są u rz ę d e m
d u s z y m o jej.
Pomimo zawodów, których doznawałem, nie straciłem
dotąd nadziei zespolenia się z u r z ę d e m K o ś c io ła w Rzeczy
Bożej, którą z woli Bożej podaję, nadziei otrzymania od urzędu
tego pomocy i przewodnictwa1) na drodze powołania mojego.
Nadzieja ta odnawia się w duszy mojój, ilekroć daje mnie Bóg
stykać i czynić z kapłanem ; — w nadziei tej kołatam do nich,
jako i w tój chwili to czynię, kołatam dopominając się o to,
co od kapłana należy się wszelkiemu bliźniemu poddanemu
przez Chrystusa P an a duchownej władzy kapłanów; — w tój
też nadziei przesyłam Tobie K apłanie i R odaku pozdrowienie
moje chrześciańskie i p o l s k i e , pozdrowienie szczere, życzliwe,
serdeczne. — R odak i Sługa w Chrystusie.
9 L ipca 1865. Zurich.
A n d r z e j T o w ia ń s k i.

8. Z francuekiego odpowiedź na list powyższy.


P anie Dobrodzieju! Przedm iot W aszego listu z dnia
9 bm. upoważnia mnie do odpowiedzi, by nie pozostawić naj-
mniejszćj wątpliwości we względzie mojój wiary, ani moich
uczuć co do naszej sprawy. Uprzedzenie zostawienia mnie bez
odpowiedzi, zdaje mi się być z Waszój strony przedwczesne:
albowiem wiadomo W am , że s z la c h e c tw o o b o w ią z u je , a po­
nieważ chodzi W am o nie, gdybyście na mój list nie odpo­
wiedzieli, ubliżylibyście mu niezawodnie; herbowa pieczątka,
którą list W asz do mnie zapieczętowany, jest w mojem po­
siadaniu i służy mi za rękojmię.
Przejdźmy następnie do naszćj rzeczy. — L ist W asz za­
wiera trzy przedm ioty; pierwszym usiłujecie uniewinnić W aszą

x) Tą, to właśnie obietnicą zwodził Towiański ks. D uńskiego —


tą sam ą usidlił niejednego z którym się s t y k a ł i c z y n i ł . Pom im o
obietnic, swej nauki u r z ę d o w i , to jest Stolicy A postolskiej nigdy nie
przedłożył, aby od niej zyskać pom oc i p r z e w o d n i c z e n i e swoją rze­
czą, której znaczenie już znamy.
204

odmową w przesłaniu mi tr z e c h lis tó w z r. 1861, jak rów­


nież Waszej korespondencji z c e s a rz e m ro s y js k im i odpo­
wiedzi na moje t r z y d z ie ś c i zapytań; w drugim odsyłacie mnie
do szukania objaśnień W aszego dzieła Bożego w pismach
W aszych ogłoszonych publicznie, — a trzeci: namawiacie mnie
do zostania W aszym uczniem. N a te trzy przedmioty obowią­
zany jestem do odpowiedzi w następujący sposób:
Mówicie, że jest głównym obowiązkiem Waszym, aby
dopełniać woli Boga we wszystkich czynnościach W aszych i
służyć bliźniemu na drodze jego zbawienia. Sądzicież że sami
tylko jesteście, co dopełniacie tego obowiązku? ciąży on na
każdym i nie widzę nic nadzwyczajnego skoro robicie to, co­
ście robić powinni. Nazywacie moje żądanie n ie c h r z e ś c ia ń -
s k i e m p a r c i e m , i wnosicie, że gdybyście ulegli sile tego p a r­
cia, wystawilibyście natenczas W aszą rzecz Bożą przed trybu­
nał rozumu i namiętności. Dziwna rzecz! wiąc W y nie wie­
rzycie, że Bóg dał nam rozum na to, abyśmy byli w stanie
oceniać jego dzieła, poznać jego wszechmocność — odróżniać
w ostatku dobre od złego?... Czybyśmy znali namiętność, gdy­
byśmy pozbawieni byli rozumu? Trzymacie się doprawdy za­
sady przeciwnej Pism u św., nauce K ościoła i najprostszćj
w świecie logice. Zastanówcie się sami nad tern, proszę W as,
że w odpowiedzi W aszej posługujecie się niepospolicie tym ro­
zumem, który W am się u innych ta k bardzo nie podoba.
Czujecie to dobrze, że bez tego daru Bożego, bylibyście zmu­
szeni do milczenia. Bóg stawia cały świat pod sąd ludzkiego
rozumu, i nie lęka się jego trybunału poddając mu swoje dzieła
i swoje doskonałości, — a W y, mój P anie, po zbadaniu, oce­
nieniu nawet i rozebraniu aż do dna samego W aszego Bożego
dzieła nimeście je głosić jeszcze zaczęli, lękacie się dzisiaj try­
bunału rozumu ludzkiego i dla tego życzycie sobie aby go inni
pozbawieni byli?... A to już prawdziwe samolubstwo?... W ierz
ślepo i nie pytaj o nic! oto W asz dogmat. Aby ten system
tak W am dogodny usprawiedliwić, przytaczacie mi rozbicie
tablic przez Mojżesza, na których były wyryte przykazania
Boskie: tudzież ofiarników Starego Zakonu, wnosząc ztąd, że
i W y nie powinniście wystawiać W aszćj R z e c z y B o ż e j na
205

pośmiewisko bałwochwalczego luclu. Słaba to broń, którą się


posługujecie mój P anie, gdyż tu nie ma mowy o Mojżeszu ani
ofiarnikacb, ale o W aszej nauce religijnój, moralnój i polity-
cznój, którój nikt nie zna, podczas gdy nauka Mojżesza była
każdemu w kodeksie jego przystępną. Mojżesz tłukąc swoje
tablice, wiedział o tern, że były treścią jego kodeksu, a wy
przybraliście postawę tłuczenia W aszych tablic bez pokazania
ich komukolwiek. Ofiarnicy, którzy nadużyli swój władzy,
wiedzieli dokładnie, że jój nadużywali, bo znali prawo, a nie
poddali mu się; ale W y, cóż macie takiego, czego się lękacie
wystawić pod sąd Chrześcian X I X wieku, których śmiecie na­
zywać bałwochwalcami? Sąż to jakie tablice lub jak a nowa
ark a przymierza?... Wystawcie je z odwagą i zostawcie zem­
stę Bogu, jeśliby się bałwochwalczy lud poważył je znieważyć.

Czując waszą słabość, aby uciąć krótko uprzedzacie mnie,


że zdajecie rachunek Bogu z tego co robicie. A mój Boże!
jest to wszystkich racyonalistów, panteistów system, a nawet
i tych, którzy nie praktykując żadnej religii, wyobrażają sobie,
że sa czemś wyższem nad innych; i oni powtarzają to samo
każdej chwili. „Bóg na mnie włożył ten ciężar, odzywacie się:
Bóg sam zdejmie go ze mnie i obrachuje sumienie moje.44 —
O mój Boże! bodaj tylko ten rachunek nie był za zbyt dla
was długi. J a k i możecie mi dać na to dowód, że to Bóg W am
nałożył to brzemię? nie macie go zgoła, a wasze przekonanie
w tej mierze jest tylko urojeniem, o tym wcale nie wątpię.

A by mi stanowczo odmówić odpisu waszych trzech listów


z 1861 roku, Waszego A dresu do cesarza rosyjskiego, i odpo­
wiedzi na moje trzydzieści zapytań odzywacie się w sposób
niekoniecznie pokorny: „Ż e w królestwie ziemskiem posłaniec
władz królestwa tego oddaje tylko powierzone jem u rozkazy,
komu one są naznaczone, a nie rozprawia bynajmniój o tych
rozkazach.44 — Tym sposobem ogłaszacie się posłańcem kró­
lestwa niebieskiego i oddajecie rozkazy W am powieizone bez
rozpraw nad nimi. Bardzo to dobrze! nie rozpiawiajcie o tych
rozkazach, ale zostawcie wolność rozumowania nad nimi tym,
którym je oddajecie. Bądźcie posłuszni Wdiszemu niebieskiemu
206

królowi, ponieważ W as wybrał na swojego am basadora czy ku-


ryera, i oddajcie jego depesze tym, dla których je przeznaczył.
Gdyż w samej rzeczy, albo te depesze są dla W as samych
przeznaczone, albo dla ludzkości; w pierwszym razie macie zu­
pełne prawo do zatrzymania ich u siebie, lecz skoroby tak było,
dla czegóż się przechwalacie, że są dla ludzkości?... Jeśli znowu
są rzeczywiście dla niej przeznaczone, z jakiego prawa trzy­
macie je w tajem nicy?... Przywłaszczacie sobie doprawdy cu­
dzą własność — czynicie tym sposobem krzywdę ludzkości ca-
łćj, a to jest wielką odpowiedzialnością, którą na siebie ścią­
gacie. Z tego wszystkiego wnoszę, że jeżeli W asze boże dzieło
jest przeznaczone ku ocaleniu szczątków Ckrystyanizmu, jak
utrzymaj ecie, obowiązani jesteście na sumieniu do wydobycia
go z W aszej szufladki.

Pak jest, pójdę za W aszą radą: udam się do pism o W a-


szem dziele bożem mówiących, któreście sami ogłosili, gdyż mi
odmawiacie innych źródeł; ale wyznać musze zarazem, że W a ­
sze pism a są bardzo ubogie, w których prócz zaprzeczenia W a ­
szej wierności kościołowi, prawdzie i miłości ojczyzny, nie znaj-
duję nic innego. Zapewniam W as jednak, że szczodrze będę
korzystał z Yv aszćj rady, uprzedzając W as przytem, że W am
nie zostanie żadne prawo na mnie do żalów.

Utyskiwania W asze przeciwko duchowieństwu polskiemu


są niesprawiedliwe: jak śmiecie narzucać komukolwiek wiarę,
nie powiedziawszy mu poprzednio w co on ma wierzyć? D u­
chowieństwo polskie nie pójdzie nigdy za przykładem owych
biednych i schorzałych umysłów, ks. Duńskiego i Smolińskiego

Zakończenie W aszego listu jest pokusą przeciwną miłości


i clirześciańskiej wolności, którą z przyciskiem obwołujecie dla
W as samych. T a pokusa pochodzi od W as, którego miłość
nie powinna mieć plamy pod żadnym względem. Namawiacie
mnie do zaciągnienia się w szeregi W aszych uczni, nie poka­
zawszy mi co jest W asza religia, i nie dowiódłszy, że pocho­
dzi od Boga, a nie z W aszych marzeń. Półgłówki są tylko
zdolni do zmiany swój religii z zawiązanemi oczami. Mówicie
207

m i: „Zostań moim uczniem, a co danoby było widzieć, dowiesz


się o tem “ , — a ja W am powiadam, że nim W y zobaczycie,
ja sam to chcę widzieć.
Będąc zawsze otwartym, pozwólcie mi przy końcu nie
uchybić tćj cnocie. Znam nie mało osób, które się trudnią
spirytyzmem, i z których każda przyznaje sobie jakieś ważne
posłannictwo. Są między niemi widzący duchy świętych, roz­
mawiający z N ajś, M aryą Panną, spółkujący w ostatku z calem
niebem. Z niektórćmi byłem bliżój zapoznany — te osoby po-
waryowały. N iektóre z nich pomarły śmiercią przedwczesną
i niezwykłą. Obecnie nawet znam przeszło s tu najznakom it­
szych spirytystów, między którymi przeszło połowa jest w mocy
złych duchów — stan ich jest nienormalny. Wszyscy sobie
przyznają głoszenie zbawienia wiecznego, wielu się błąka w re-
i n k a r n a e y i , którą W y nazywacie przechodzeniem dusz w inne
ciała. W celu zgłębienia tego przedmiotu, poświęcałem mu się
z całą roztropnością przeszło lat cztery. W asze dzieło pod
względem religijnym nie jest czćm innem tylko dziełem spiry­
tystów, i ręczę W am , że jesteście oszukiwani przez jakiegoś
złego ducha, który was trzym a od dawnych la t w swej mocy,
i który W as łatwo ze swoich szpon nie wypuści. Czy chcecie
na to dowodu co wam tu mówię?... W jakikolwiek sposób ko­
m unikujecie się z duchami, zaklnijcie ic h 1) z silną wolą i pod­
daniem się Bogu, czy W am mówią prawdę. Zaklnijcie ich:
W irnie Ojca i Syna i D ucha Świętego; w imie Boga liodzicy
Dziewicy; w imie tajemnicy wcielenia się Jezusa Chrystusa,
a jeśli W am piszą, niechaj W am zrobią znak krzyża świętego.
Miejcie się atoli na baczności, aby W as pomimo tego nieo-
szukano, albowiem zle duchy są bardzo bystre i podstępne;
umieją prawić o Bogu, aby "Was rzucić do piekła. Macie rze­
czy, o których mówić nie śmiecie, — często się znajdujecie

1) Dziwnym się zapewne w yda czytelnikowi ten ostatni ustęp,


atoli zrozumiałym go znajdzie każde m e d i u m . Towiański niezawodnie
przyszedł do sw ojego systemu z wywoływania duchów, i skom binował
go z gnostycyzmem i panslawizmem.
208

w ambarasie, gdyż czujecie w wolnych chwilach od Waszego


złego ducha, że jesteście w błędzie, co W as zawstydza wbrew
W aszej woli. Będąc zaślepieni przez tego szatana, odważcie
się wystawić go na próbę, a przekonacie się, że mam słuszność.
A le nie zapominajcie się przy tern wszystkićm wrócić do wiary
w naszego, ale nie w W aszego Boga.
Przyjm ij P an moje pozdrowienia, i nie zaniedbaj tego
uczynić co Ci radzę.

X . B o ż a ń s k i.
Batignolles, dnia 12 Lipca 1865 r.
Tu następnie dla lepszego wyjaśnienia rzeczy czuję sie
w obowiązku do skreślenia pare uwag.
N a powyższy mój list pan Andrzój Towiański nie raczył
ani słowa odpowiedzieć; na sposobach do przedłużenia naszćj
korespondencyi wprawdzie mi nie zbywało — mógłem jój drzwi
zamknąć i otworzyć prawie według mojego upodobania,
ale byłem najmocnićj przekonany, że stary lis wypróbowany
już gonitwami, zamknął się w granicach swoich: taka jest wola
— przeznaczono mnie — kazano mnie itd., i że z tego kółka
na jaśniejsze i praktyczniejsze pole wyprowadzić go nie zdołam.
Z araz w moim pierwszym do niego liście postawiłem sobie za­
sady, na których następnie byłbym z nim wszedł w rozprawę,
i zaraz w pierwszćj odpowiedzi swojćj, pominął je milczeniem,
i usiłował mnie wciągnąć enigmatycznymi frazesami do szeregu
swoich omamionych zwolenników. P rzy m acaniu w tym celu
wszystkich żeber moich, aby z nich znaleść najsłabsze, zrobić
tam wyłom i wnijść do wnętrza, zapieczętował swój list h er­
bową swoją pieczątką na czerwonym laku wyciśniętą, dając mi
do zrozumienia, że byłem w chmurach czarnego; była to nad­
to ostatnia rozmyślna próba, czy we mnie nie znajdzie ducha
jakich dawnych ąte^tatów — nie znalazł go, i nie wiedział
więcćj do jakich drzwi jeszcze zapukać — i zamilkł, a ja nie
chciałem mu więcej przykładać do ust żadnego E p h e t a q u o d
e s t a d a p e r i r e . — Moje korespondencye poruszyły bardzo
żywo sekciarzy — widzieli oni teraz dokąd zmierzały długie
210

moje do nich umizgi — spozierali na mnie okiem jak lis na


Strzelca — wiedzieli wielu o tćm, żem wywietrzył między nimi
nie raz to, o czćm byliby niezawodnie zamilczeli, gdyby nie
nadzieja icli nieroztropna, do pozyskania mnie na zastąpienie
im zmarłego ks. Duńskiego. Praw dę powiedziawszy, prócz
o legionach duchów białych i czarnych, prócz o Polsce w le­
gionach białych z opuszczeniem Polski ziemskiej, mniej To-
wiauszczycy rozumieli grunt nauki swojego mistrza od owych,
którzy przystąpiwszy w początkach jego się pojawu opuścili go
później; mianowicie pan M ichał Chodźko jego system krea-
cyjny przenikał, jakkolwiek o Gnostykaćh nic zgoła nie wie­
dział. P o tych wszystkich doświadczeniach nie było już kąta,
któryby mi po skończeniu korespondencyi z Towiańskim obie­
cywał jakie nadzieje, i spokojnie miałem już za rzecz skończoną
z tymi panami, aż oto nad wszelkie moje spodziewanie, prze­
ciągnęła się jeszcze sprawa z p. P . Rutkowskim, zagorzałym
Towiańszczyldem, z rozkazu niezawodnie samego mistrza. P an
Rutkowski znał mnie bliżój; jest to człowiek w towarzyskiem
pożyciu giętki i dosyć okrzesany —- czynny i pracowity. Był
zakłasyfikowawany już do duchów wyższego postępu, i posłu­
giwano się nim w interesach sekty jako jednym ze zręczniej­
szych agentów. Zapewne mi tego zaprzeczyć się nie poważy.
Położenie dawniej tego agenta do mnie było łatwe, ale obe­
cnie nieco utrudnione. Oświadczenie moje sekty naczelnikom,
aby mi z ustnćmi objaśnieniami nie przysyłali nikogo, zamykało
drzwi do mnie. "W" celu więc zawiązania stosunku, pan R u t­
kowski nadesłał mi liścik wstępny i nieoczekiwany, na który
odebrał zawiadomienie odmowne. N ie mam tej mojej odpo­
wiedzi, bom jej odpisu nie zatrzym ał, ale ją można z odpo­
wiedzi Rutkowskiego na nią, prawie w całości odgadnąć.

1. Pierwszy list pana Patkowskiego.


Batignolles 31 L ipca (1865) rue C ardinet-P rolongee 14.
Szanowny K apłanie! Słyszałem 1) że piszesz o Andrzeju
Towiańskim. — Świadom prac tego męża i ducha w jakim

*) Od pierwszego zaraz słowa uchybia praw dzie: bo dobrze o rze­


czy wiedział.
211

zwykł działać, m ając przytćm w rękopiśmie kiłka rad i uwag*)


danych mi przez niego do osobistego użytku, pragnę Sz. K a ­
płanie rozmówić sie. z T obą2) o jednych a podzielić się dru­
gimi. Do tego wstępnego kroku, obowiązuje mnie miłość
C hrystusa3), którego Andrzej Towiański jest prawym i wier­
nym Sługą4) i miłość bliźniego nieodłączna od pierwszćj (sic).
Załączam przy tym liście broszurę5), która w przedsięwzięty
przez Ciebie pracy, Sz. K apłanie, wielką może być pomocą —
pismo to bowiem jest głosem K ap łan a znanego powszechnie
z wysokich cnot chrześciańskich, który nigdy ust swoich fałszem
nie splamił. — Pierwszą myślą moją było pójść wprost do
Ciebie6), Sz. K apłanie i rozmówić się ustnie w tym przedmio­
cie, lecz obawa abyś nie pomyślał, że się narzucam z rozmową,
doradziła m nie7) zawiadomić Cię listownie tak w upragnieniu
rozmowy, jak o pobudkach8), które mnie do niej znaglają. —
Racz przyjąć Sz. K apłanie zapewnienie głębokiego poważania,
z serdecznćm bratniem pozdrowieniem. Życzliwy ziomek i
sługa.
F . R u t k o w s k i . 9)

2. D rugi list Rutkowskiego w odpowiedzi na moją.


3 Sierpnia10) 14 rue O ardinet-Prolongee a Batignolles.
Szanowmy K apłanie! „Gdzie się dwóch w imie moje
zejdzie11), ta m i j a b ę d ę .“ — N a zasadzie tych słów Zbawi-

x) W iedziałem o nim i treść jego znałem.


2) O to Towiańszczykom zawsze chodziło, aby krzyżowaniam i
konw ulsyjnem i mnie przekonać.
3) J e s t to dyplom atyczny wyraz sekciarzy.
4) Naczelnikiem a nie sługą.
°) J e s t to ów P r e t r e ż e l e Duński, o którego posiadaniu m ojem
R utkow ski dobrze wiedział.
°) A by tym sposobem mój zakaz przełamać.
7) To czysty wybieg.
8) W celu obrony sekty.
9) J e s t to ów list, na który mojej odpowiedzi nie posiadam . F.
jest Franciszek.
10) 1865. Sekciarze zwykle m ają własne epoki i Towiańszczczycy
naszą opuszczają.
n ) Towiański mówi o trzech.
212

cielą, zażądałem rozmowy1) z Tobą, Sz. K apłanie, w sprawie


Andrzeja Towiańskiego2). Przekonany, że szukasz prawdy,
chciałem przyjść w pomoc3) Twój kapłańskićj gorliwości, zako­
munikowaniem tego co wiem o A ndrzeju Towiańskim 1), jak
równie niektórych pism danych mi przez niego do osobistego
użytku. Odmowna odpowiedź Twoja, Sz. K apłanie, zdejmuje
ze mnie ten obowiązek5), lecz zarazem statvi mnie w konie­
czności powtórnego odezwania się do Ciebie powodem do
tego jest sam a treść Twego listu, k tó ra wedle przekonania
mojego przeciwna jest duchowi i prawu wspólnego P an a na­
szego Chrystusa. — Pozwól Sz. K apłanie, abym kategorycznie
na każdy punkt listu Twego odpowiedział.
Dziękując mi za przysłaną broszurę powiadasz: „że pi­
smo to nie dowodzi niczego, że piękne jego słowa i powtarza­
nie się ustawiczne, nie mogą przekonać Cię o prawdzie/*
Każdy kto znał Duńskiego zaświadczy, że był kapłanem wzo­
rowym6). Szacunek i miłość nie tylko współwygnańców ale i
władz duchowych7), która nie opuściła go aż do grobu, i żyje
dotąd w sercu i pamięci8) ludzi zacnych, jest najlepszym tego
dowodem. — Ponieważ znana Ci jest K apłanie jego broszura,
nie będę się o niej rozwodził, przytoczę tylko krótki z niej
ustęp dla pełniejszego oddania mej myśli. „E n toute conscience,
je yois dans cette Oeuvre, 1 Oeuvre de Jesus Christ et de son
Eglise; je vois dans A ndre Towiański, le plus hdćle, le plus
devoue Serviteur, que depuis le commencement Jesus C hrist
et son Eglise aient eu sur la terre.“ 9) — Otóż, kiedy kapłan
tak wzniosłego ducha10) i serca, wyraża się w taki sposób

x) Z ro zk azu T ow iań sk ieg o .


2) M nie chodziło o d o k u m e n ta n a piśm ie.
3) Z o b łu d ą .
*) M ógł to n a piśm ie przysłać.
5) N ało żo n y przez m istrza.
°) P ro sz ę tu o uw agę.
7) T ak o duchach myśli, że m iast d u c h o w n y c h , mówi d u c h o w y c h .
8) G łów nie T ow iańszezyków .
9) Ż a d e n to d o w ó d o kato licy zm ie T ow iańskiego.
w ) C hw ali sw ojego m istrza.
213

o A ndrzeju Towiańskim i o pracach jeg o 1), czyż godzi się aby


Polak, także kapłan z powołania"), świadectwo tego rodzaju
uznał za żadne. Co do powtarzania się o którem mówisz K a ­
płanie, zarzut jest niesłuszny — wiesz, że broszura ta jest
zbiorem listów pisanych w jednym i tym samym przedmiocie
do wielu osób — ztąd powtarzanie się jest wynikiem konie­
cznym3); zresztą gdyby nawet w tym względzie zarzut Twój
był prawdziwy4), to brak zdolności pisarskiój nie może zmniej­
szyć wagi świadectwa dobrego5) sumienia.
Dalej powiadasz K apłanie, ,,że z uwag czyli pism mi
danych przez A ndrzeja Towiańskiego, żadnego nie możesz zro­
bić użytku.u — Tu znowu widzę, że się rozdzielasz z duchem
Chrystusa, K apłanie; bo kiedy kodex prawny, w każdym cy­
wilizowanym kraju obowięzuje sędziów do wysłuchania świad­
ków6), za i przeciw oskarżonemu, kiedy często jedno mgnienie
oka7), jedno posunięcie piórem, więcej znaczą dla sędziów
przysięgłych, co duchem badają prawdy, niżeli liczne głosy lub
mnogie foliały, czyż godzi się by kapłan polski, miał tak mało
miłości bliźniego, aby odrzucić z pogardą świadectwo chrze-
ściańskiego sumienia8) w rzeczach takiej wagi?
K ołatałeś i kołatasz K apłanie o trzy listy i inne doku-
m enta9), bo tam spodziewasz się znaleść dużo materyałów do
Twojej książki10), a znać niechcesz uwag czyli pism A ndrzeja

*) A le schorzały n a umyśle
2) Ale ze zdrowym umysłem.
3) Że Towiańszezycy ciągle nań wpływali.
4) Nie chodzi o pisarstwo, ale o zasady.
5) P raw da, ale sumienia błędnego.
6) Świadków w iarogodnych, których miałem już dokładnie prze­
słuchanych.
7) M niejszaby o mgnienie, ale wy je konw ulsyjnie przew racacie.
8) A le z pogańskiem i zasadam i; — co do wagi waszych rzeczy,
to tylko o tyle zasługują na m oją uwagę, że przeciwnem i są Polsce i
nauce katolickiego kościoła.
9) I o adres ostatni do A leksandra I I , i o odpow iedź n a moje
30 p y ta ń ; a ja k to wiecie?
10) N a m ateryałach nie zbywa, ale b rak u je waszego w yznania wja_
snego.
214

Towiańskiego danych mi do osobistego użytku1), bo nie spo­


dziewasz się napotkać tam czego szukasz2). Czyż to jest m ia­
ra chrześciańska?3) AV jednem krótkiem pisemku więcej może
być trucizny i herezyi4), niżeli w licznych woluminach, jak też
w jednym wierszu5), może być taki błysk ducha, że stanie za
foliały.

D alej powiadasz, że rozprawa ustna, nigdy w podobnych


razach nie m iała i mieć nie będzie pożądanego rezultatu/ 4 —
Twierdzenie to jest wbrew przeciwne słowom Chrystusa, które
na początku listu tego przytoczyłem. Rozmowa6) w jakim kol­
wiek bądź przedmiocie7), a szczególnie o przedmiocie ducho­
wym, m i ę d z y d w o m a l u d ź m i d o b r e j wol i , którzy istotnie
szukają praw dy8), jest drogą najprostszą i najkrótszą do po­
znania onej; a tam tylko ustna rozmowa nie osięga celu, gdzie
się miesza osobistość9), lub gdzie z jednej lub z drugiej strony
jest fałszywe sumienie albo zła w ola10). Przytem w sprawach
tego rodzaju rozmowa ustna (sic) jest zawsze kamieniem pro-
bierczem dla d u c h a , bo jedna i ta sama osoba co pięknie i
wzniosie te rzeczy pisze, jeśli nie m a istotnie ducha ehrześci-
ańskiego11), w rozmowie zdradzić się musi koniecznie12). Ż ąd a­
niem więc rozmowy (sic) dawałem Ci pole K apłanie, sprawdze-

x) Chcecie daw ać o co was nie proszę, a kryjecie się z tern czego


po was żądają.
2) Niezawodnie, a z czem się kryjecie.
3) B ardzo chrześciańska! bo trzeb a być wężem, aby uniknąć sek-
ciarskich zasadzek.
4) D ow iodę wam waszej herezyi.
5) D la osobistego użytku waszego, ale nie dla innych. On tam
reguluje waszego ducha.
6) A by się pozwolić magnet.yzować przez was?...
7) P rzyjacielu! mało wy wiecie o przedm iotach, ale dużo o duchach.
8) K tórej wy nie chcecie wyznać.
9) J a k np. -wasza sekciarska.
10) K to nie zna waszej woli, i kto w ątpi o falszywości sum ienia
waszego ?
n ) D ucha chrześciańskiego w edług waszego rozum ienia?...
12) R utkow ski je st lichym bardzo dyplom atą.
215

nia ty cli cech, i gdybyś dbał istotnie1) o zbawienie duszy mo-


je j, i z wyższych pobudek zajmował się tą rzeczą, to pewno
nie powiedziałbyś mi, ,,że w każdym innym razie miłaby ci była
obecność moja, oprócz w tym jednym“ , — bo prawdziwa przy­
jemność2) chrześciańska jest tam, gdzie może wyprowadzić bli­
źniego z błędu lub połączyć się z nim w prawdzie.
Dalćj Sz. K apłanie uskarżasz się3) na pułkownika Ró­
życkiego, że Ci dotąd żadnych pism nie nadesłał4). Tenże
sam zarzut czynisz Andrzejowi Towiańskiemu i gniewasz (?) się
na niego, że na trzydzieści pytań uczynionych m u5) przez Cie­
bie, K apłanie, kategorycznie nie odpowiedział6) czyli raczój jak
powiadasz, że zbył cię frazesikami jak dzieckou, — a kończysz
posądzeniem obu o nieuczciwość (!), i żalem nademną, ,,że bę­
dąc człowiekiem roztropnym, dałem się ułowić nie znając rze­
czy ^ _ Pozwól Sz. K apłanie abym Ci powiedział w całej
szczerości7) co czuję i widzę w Twojem postępowaniu co do
tćj rzeczy. Człowiek szukający prawdy, jest zawsze pokorny,
bo lęka się w bliźnim znieważyć C hrystusa8), Twoje zaś po­
stępowanie Sz. K apłanie9), nie tylko że nosi cechę przeciwną
tćj pierwszej cnocie chrześciańskićj, lecz pogwałciłeś naw et
prawra światowego kodeksu10).
Pierwszym krokiem Twoim K apłanie, był list w języku
francuzkim 11) do pułkownika Różyckiego, w którym uwiadamia-

1) O zostanie kapłanem wyższego naszego chrystyanizmu, byłbym


do ciebie przybył bardzo cliętnie, aby, jeśli nie więcej, dowiedzieć się
przynajm niej, co ty tam o nas piszesz. Z kościoła uciekłem, gdy miano
kazanie.
2) Towiańszczyka, jest w erbować innych do sekty.
3) Że na ostatni list zamiast odpowiedzieć, posłał go Towiańskiem u ?
4) J a k to można pogodzić, ze s ł y s z a ł e m ?
5) Aż o ich liczbie wiecie?...
6) Nic nie odpowiadział, a wy o adresie do cara zamilczacie.
7) Szczerości? może sekciarskiej, ale nie chrześciańskićj.
8) W y znieważacie i samego Chrystusa i Je g o wiernych.
9) Z Panslaw istam i i Glnostykami je s t otw arte.
10) Z pow odu nie uderzenia czołem przed wyższymi duchami.
X1) A wy nie piszecie i drukiem ogłaszacie po franeuzku waszej
sekty ?
216

jąc go, że Ci potrzebne są do dzieła, które piszesz, niektóre1)


pisma Andrzeja Towiańskiego, żądasz razem, aby Ci one przy­
słał2). Znana Ci jest Sz. Kapłanie zacność charakteru pułko­
wnika Różyckiego3), wiesz, że więcej położył lat na usługi oj­
czyźnie, aniżeli ich liczysz w życiu swojćm4), czyż Tobie żąda­
nie dokumentów z zastrzeżeniem, aby żadnych nie czyniono Ci
objaśnień5), nie jest dostatecznym dowodem sądu o rzeczy i
wzgardy dla ludzi6) godnych ze wszech miar szacunku7). P uł­
kownik Różycki, mąż prawy i sumienny8) zawsze był i jest go­
tów na usługi każdego człowieka dobrej woli9) pragnącego za-
ciągnąć objaśnienia o Sprawie Bożćj10) — z każdym takim
człowiekiem jakikolwiek jest jego towarzyski szczebel, dzieli
się duszą i pismami, jest to jego powinnością11).
Andrzćj Towiański który sprawę tę rozpoczął i pierwszy
na ziemi wygnania wezwał rodaków do głównćj narodowćj ro­
boty12), do odrodzenia się z ducha (?), aby Chrystus miał pra­
wdziwych czcicieli13) a ojczyzna prawdziwych obrońców14), mąż
ten nie wybiegał się także nigdy10) od usługi bliźniemu, ani
tćż trzymał w zakryciu to co mu Bóg (?) do rozdania powie-

x) To nie prawda! wyraziłem jakie, prosząc o wszystkie.


2) Na mój rachunek i odpowiedzialność. Zresztą odpisując mógł
mnie wezwać.
3) N ie chodziło mi bynajmniej o charakter Różyckiego.
4) Źleście porachowali moje lata, a Różycki położył więcej zasługi
dla sekty waszej, aniżeli dla ojczyzny.
5) Ustnych powiedziałem, aż o takowe sam poproszę.
6) Kto prosi nie gardzi ludźmi — ja prosiłem.
7) Zamiast pisać, chcielibyście abym się osobiście udał, by mi pra
wił o nowej epoce.
8) A le obłąkany przez swojego mistrza.
9) Już przez was ogłupionej i gotowej do przyjęcia sekciarstwa.
10) Z Adresami sekretnymi do carów.
n ) W zględem mnie tej powinności nie dopełnił.
12) Z Adresu z roku 1857?
13) Czcić cielę, ale nie Chrystusa, to prawda.
u ) D o zwalczania chmur w powstaniu polskiem, czarnych duchów.
15) Wyjąwszy odpowiedzi na pytania, odpisu trzech listów i Adre­
sów do cara.
217

rzy ł1) ale na wzór P a n a swego Chrystusa2), nie odpowiada ani


pysznym, ani ciekawym, ani tym, co na jego dobrą wiarę**) za­
stawiają sidła mnogie, ani tym, co osądzili rzecz Bożą4), służy
tylko ludziom, co nie kładąc granicy wszeckmocności P ańskiej5)
szukają prawdy sercem 6). K ie m a on także obowiązku zadość
czynienia żądaniom opartem ty lk o na powadze s u k n i 7) bo
kto czci Boga w duchu8), ten prawdzie tylko jest posłuszny9)
i przed nią się jedynie korzy.
Ksiądz D uński10) gorliwy i niezłomny syn kościoła11) a szu­
kający przedewszystkiem zawsze i wszędzie ducha — nie formy,
nie opierał żądań swoich na powadze kapłańskićj12), lecz po­
mny słów Chrystusa: ,,nie ujrzycie mnie aż powiecie, błogo­
sławiony ten, który przychodzi w imie P ań sk ie“ 13), — zbliżył

*) N a to dow odem własny list jego, i m oja odpow iedź wyżej


przytoczona.
2) K tó ry nie um iał zapalić ogniem miłości św iata i Towiański
musi go zastąpić.
3) G nostyka, niepraw daż?
4) Chcecie być koniecznie sędziami własnej waszej sprawy, a to
być nie może.
J) Tu R utkow ski nie mówi Boskiej, ale Pańskiej, co znaczy zna­
nego nam P roarchy.
6) Z zawiązanemi oczami i z poddaństw em władzy waszego pana
mistrza.
7) Przynajm niej na sukni czyli sutannie, a mistrz na czem się
opiera — czy na fraku?...
8) G ardzi pow agą sukni ja k wy — hę?...
9) T ak być powinno, ale czynicie przeciw nie; w yznanie praw dy
by was potępiło.
10) Im ie jego właściwe było K arski, jak mi to odkrył śp. L eo n ard
Chodźko.
n ) Tem u wierzę, służąc zarazem bezw iednie w harm onii waszego
P roarchy.
12) Źle bardzo postąpił, bo nchybił pow adze, ja k ą mu nad ał kościół
katolicki i którego w iary aż do śmierci, naw et z poświęceniem własnego
życia, bronić był obowiązany. B yłby zapew ne przy dobrem zdrowiu
przypom niał sobie o tern, i Towiańszczycy nie byliby go dziś mieli za
swojego świętego.
13) A le zapom niał co na innej karcie pow iedziano: „że przyjdą
fałszywi prorocy, łechtać będą uszy wasze i uczyć was kłam stw a“, —
w imie P ro arch y , a nie P a n a Boga.
218

się do Andrzeja Towiańskiego1), z miłością i bez sądu2), bo


wiedział, że to je d y n a d r o g a do rozróżnienia fałszu od p ra­
wdy, a czystość serca tego kapłana, otworzyła mu serce męża
do którego przyszedł, i ten widząc w nim prawego sługę ko­
ścioła, stanął przed nim w pokorze3), i całą mu duszę odsłonił4),
nie było tćż nigdy późniój dla niego tajemnic, ani w duchu,
ani w pism ach5) i świadczył sam o prawdzie tćj aż do końca
życia6). Zbliżenie się jego do A ndrzeja Towiańskiego, nie
tylko nie oddaliło go to od C hrystusa7), lecz uczyniło go
jeszcze doskonalszym sługą kościoła8), jak zaświadczyły o
tem po śmierci (?) jego słowa, wzniosłej duszy kapłan, znaj­
dujące się właśnie w broszurze, która żadnej dla W as nie ma
wagi9).
Żydzi ukrzyżowali Chrystusa, a wypuścili B arabasza, bo
łotr ten nie mieszał ich zgniłego pokoju10). Dziś sługa Chry­
stusowy ukrzyżowany jest przez wielkich i m ałych11); przez
wszystkich, którym forma wystarcza, przez wszystkich12) co szu-

x) W iem d o b rz e, że i n a m n ie czekał, ale się om ylił, i z ostały m u


w kieszeni je g o a rg u m e n ta .
2) D o d a ć należało, że i bez ro z u m u ; u w as w a ry a e i byli n ieg d y ś
w yższym i ducb am i, j a k u M a h o m etan ó w .
3) H y p o k ry ty , j a k n ieg d y ś w B ru x e li sta n ą ł p rz e d księdzem Se-
m en e ń k o .
*■) Z am k n ąw szy w niej A d re sy do caró w , swój p anslaw izm i gno-
sty c k ą nau k ę.
5) N a w e t do P e te r s b u r g a p rzesy łan y ch ?... te m u nie m o g ę uw ierzyć
6) T o nie p ra w d a , bo p rz ed śm iercią otw o rzy ły m u się oczy i
w y p a rł się was.
7) T em u w ierzę, ale go oddaliło o d św iętych p ra w d kościoła,
m im o je g o wiedzy.
8) H a rm o n ijn e g o z P ro a rc h ą , n iep ra w d a ż? ...
9) B o po śm ierci, k tó reście p o p rz era b ia li.
10) P rz e p ra sz a m , on ich zabijał, a du ch o w ień stw o k a to lick ie w as
nie z ab ija, an i m istrza krzyżuje, a n i się lę k a zam ieszania zgniłego p o k o ju
p rzez całą w aszą b a n d ę z w aszym m istrz e m n a czele.
u ) T o się znaczy przez S to licę a p o sto lsk ą, bisk u p ó w i księży, k tó ­
ry m T o w iań sk i chce rozkazyw ać.
12) R o z b o la ły R u tk o w sk i n a d k rzy żo w an iem je g o m istrza, p ro ro k u je
bezw ied n ie ja k osieł b ib lijn y ; i p o tw ie rd z a w szystko cośm y o n a u c e re li­
gijnej T o w iań sk ieg o pow iedzieli. U ty c h sekciarzy w szystkie sa k ra m e n ta ,
219

kają ojczyzny niebożej — przez wszystkich, którzy dobre1)


nazwali złem a złe dobrem, — którzy ciemności2) podają za
światło3) a światło za ciemności — co piołun zwą miodem4)
a miód piołunem. Wszyscy ci przejdą, jak równie ich nauki,
a to co z B oga jest, zostanie5) i zakorzeni się na ziemi.
Mickiewicz6) w liście swoim do Skrzyneckiego powiedział
te słowa: ,,K to stanie przeciw tej sprawie, ten większy ciężar
weźmie na duszę, niżeli cały ciężar ziemi Polskiej.“ — P rzy ­
taczam te słowa nie dla tego, że wyszły z duszy jednego
z najznakomitszych mężów naszej ojczyzny (?), lecz że są gło­
sem mego sum ienia7); a ponieważ pragnę dobra i zbawienia
Twego, Sz. K apłanie, jak własnego8) zakończę życzeniem, a b y
cię B ó g w y b a w i ł od p o k u s y s t a n i ę c i a p r z e c i w t ej
s p r a w ie .9)
Napisałem ten list nie w myśli przedłużenia polemiki,
lecz w celu dopełnienia obowiązku i zasłużenia tern na miło­
sierdzie B oże10), którego bardzo potrzebuję — a razem i na
szacunek Tw ój11) Sz. K apłanie, bo pewny jestem , że jak przej­
dzie uprzedzenie12), to zacna Twa dusza P olska oceni źródło

cerem onie, praktyki i modlitwy katolickie są tylko formami, z g n iliz n ą


i bez użytku, a pomimo tego chcą uchodzić za sługi kościoła — ale
swojego
*) P o d d an ie się Moskwie.
2) K olum ny duchów białych.
3) K olum ny duchów czarnych.
4) W p ad a w entuzyazm poetyczny!
5) To praw da! a z tym i naukam i i pan Rutkow ski.
6) Może u was uchodzić za pro ro k a, ale u katolików religijnej
pow agi nie ma.
7) T ak błędnego jak było Mickiewicza, o tern wiem bardzo dobrze.
8) B ardzo dziękuję, ale pod w arunkiem , że to m a być po za h a r­
monią waszą.
9) W iem , że o to głównie chodzi, aby pogańskiej zgni|lizny nie
niepokoić.
10) B ardzo go wszyscy potrzebujecie, ale nie od P lerom y czyli
P roarohy.
n ) I na politow anie nad człowiekiem zkądinąd uczciwym i p ra ­
cowitym.
12) K ie jest uprzedzenie żadne, ale obow iązek w yjaśnienia praw dy,
220

z którego wypłynęły te słowa. — Chciej przyjąć razem, Sz.


K apłanie, zapewnienie poważania i szczerej życzliwości. —
Ziom ek i sługa.
F. R u t k o w s k i .

Odpowiedź na list powyższy.


Szanowny Rodaku! Najlepszy koniec W aszego długiego
listu: „aby nie przedłużać polemiki,“ — która zakrawa na
paszkwil, a jak broszura ks. Duńskiego, na którą odpowiedź
znajdziecie w piśmie: „Przeciw błędom A ndrzeja Towiańskiego,
Poznań 1858“ , — i na nieszczere postępowanie tego kapłana
z władzami duchownemi, nie dotyka się samej rzeczy Towiań­
skiego, bom ją przeczytał kilka razy i mam ją, o czem dobrze
W am wiadomo, tak wyrazy W asze znajduję (pomijam to, że
są drażliwe, uszczypliwe, gwałtowne, bo wiem że taki jest styl
wszystkich nowowierców), prawiące o sukni tylko, a nie o sub-
stancyi m ateryi z której jest uszyta. J a widzę suknię i py­
tam się z czego ona uszyta i z czego się składa jćj m aterya,
a tego ani sam Towiański ani jego zastępca Różycki, powie­
dzieć mi nie chcą. O to was Rodaku nie pytałem ani pytam,
gdyż pewien jestem , że o tćm nie wiecie. Wzięliście suknię
za rzecz samą, a kiedy ja tę suknię z tej rzeczy zdejmę, prze­
konacie się, że pokrywała straszydło. T ak mi dopómoż Panie
Boże.
Dwa listy pisałem do p. Różyckiego — na drugi mi po
polsku pisany nie odpowiedział; trzy pisałem po francuzku do
p. Towiańskiego, dwa razy mi odpowiedział po polsku, prawiąc
także o sukni a nie o ciele, które ona pokrywa; nie odpowiada
nic ani jednem słowem na moje wyrazy, chcąc mnie tym sposo­
bem zbić z toru, i wprowadzić na pole dla niego tylko dogodne.
Żałuję, że dumę wszystkim zarzucacie, którzy W as ze
spuszczoną głową nie słuchają, i z zawiązanemu oczami na W as

aby nieoględni, nieum iejętni, lub nieroztropni, nie stawali się odszcze-
pieńcam i od ojczyzny i swojej w iary i narzędziam i niecnych Tow iańskiego
postępków . Że R utkow ski dotknął w tym liście wszystkich moich żyłek,
aby wym acać w którąby następnie m ógł śmielej uderzyć, nie trzeb a tego
dowodzić.
221

nie patrzą: bo w żadnym prawie W aszym wierszu nie znaj­


duję bynajmniej takiej pokory, jaką zalecacie. W ybaczcie
mojej prostocie.
Praw da, że gdzie jest dwóch, tam ja z wami, ale dodam:
w imie moje! tymczasem my tu w imie Chrystusa niby roz­
mawiać się chcemy, a każdy dla siebie. — Ty Rodaku, abym
został uczniem Towiańskiego, a ja byś zechciał zostać chrze-
ścianinem katolikiem, wypełniać nawet rady ewangeliczne w ży­
ciu praktycznem, ale z opuszczeniem nowego mesyasza, siód­
mego posłańca! Nie wiem czy taka rozmowa byłaby z oby­
dwóch stron w imie Chrystusa. D la tego mając to na uwadze,
nie życzyłem sobie, aby mi nasyłano ludzi, by zam iast prawdy,
którćj w istocie nie znają, bałam ucili mnie krzykami, perswa-
zyami, słowem: pozorami, nie dotykając się rzeczy samój. Byłby
to dla nich i dla mnie czas stracony, a grzechem jest marno­
wać go bez należytego użytku.
K ołatałem nie tylko o trzy listy z r. 1861, o A dres do
cesarza z 1863 r., i o odpowiedź na moje pytania, ale i o
wszystkie pism a p. Towiańskiego, i wypowiedziałem jasno, że
bez uprzedzenia biorąc się do pracy, pragnę się oświecić jego
własnemi pismami, i porównać je z temi, które przeciw jego
dziełu pisano. P o odczytaniu i rozważeniu wszystkiego, samo­
dzielnie i bez klechtania mi głowy, dopiero miałem zam iar pro­
sić o wyjaśnienia potrzebne, jak o tćm pisałem do p. Róży­
ckiego. Takie moje postępowanie, rozsądne i chrześciańskie
podług mojego przekonania, nazwano niepokorą, ciekawością,
dyskusyą, o mało nie głupotą, a Towiański każe mi wierzyć
a nie mówi w co, i W y Sz. R odaku śmiecie mi pisać wiedząc
o tóm, bo mi sami list do Różyckiego cytujecie, że się nie chcę
o praw’dzie przekonać?... poproście go o mój list po polsku! że
szukam tylko tego, co mi do mojej książki potrzebne?... Z aglą­
dacie bo za daleko do cudzych sumień idąc sami za fałszywem,
osłonionem dziwną chrześciańską miłością! Albo rzeczone trzy
listy m ają prawdę w sobie albo fałsz: w pierwszym razie nie
ma ich potrzeby trzymać w tajemnicy, chyba w drugim.
Albo A dres do A leksandra I I jest w duchu polskim, albo mo­
skiewskim, i tu w pierwszym razie kryć się z nim nie ma po-
222

trzeby, ale w drugim. Umiecie bo moi panowie znajdywać


niechrześciańskość u tych wszystkich, którzy się ważą swój p a­
lec zakrzywić na was, ale sobie pozwalacie dogryzać innym
bez ceremonii. Taki to widać los wszystkich nowowierców,
którzy nie chcąc dopełniać religijnych swoich powinności w wie­
rze m atek swoich, dopełniają ich tam, gdzie ich podobno wcale
nie ma.
Com sobie zastrzegł to tu powtarzam, że przed otrzyma­
niem piśmiennych dokumentów, nikogo w obecnym przedmiocie
do ustnych objaśnień przyjąć nie mogę, a dla p. Różyckiego
przez wzgląd na jego dawne zasługi dla Polski, nigdym nie
myślał drzwi zamykać. Jeździć zaś do Towiańskiego po wy­
jaśnienia nie mam potrzeby, i miałbym sobie za grzech wy­
rzucić pareset franków na podobną podróż, podczas gdy tylu
rodaków z głodu umiera. Byli tam już inni, i wiem co im
powiedział. Mówił o sukni, a unikał mowy o istocie, którą ona
pokrywa; takby mówił i ze mną, a na to szkoda czasu i atłasu.
W końcu nadmieniam, że samiście zaczęli mój Rodaku;
jam się udał do naczelników samych, spodziewając się tym
sposobem działać najprzyzwoiciej i zarazem najpewniej dla nich
i dla mnie. Jeśli oni mnie zbywają, to niech ich tam Bóg
m a w swojej opiece, a ja zrobię to, co mi sumienie nakazuje.
Jeśli nie macie nic poważniejszego do pisania o Towia-
nizmie nad to co mi piszecie, to bądźcie łaskawi uwolnić mnie
w tym przedmiocie od Waszych korespondencyj, które mnie
nie budują. -1— Przyjm ij Sz. Rodaku....
X . R ó ż a ń s k i.
B atigniolłes d. 4 S ierpnia 1865 r.
Do P a n a P . R u tk o w s k ie g o .

4. Do Imci Księdza Jastrzębskiego w Zurich,


dnia 8 Czerwca 1865.

Szanowny P anie i Kolego! — Jakkolw iek nie mam przy­


jemności znania Go osobiście, poważam się jednak przesłać Mu
te iiare wierszy w celu zaciągnienia wiadomości o Andrzeju
Towiańskim i jego sekcie. P a n tam bliżej jesteś, nie może
więc być, abyś mi nie mógł udzielić jakichś w tym przedmiocie
223

wiadomości, i nie raczył zarazem usprawiedliwić mojego kroku


do Niego. T u w Paryżu kryją się ze wszystkiem Towiańskiego
zwolennicy, być może, że tam przy źródle więcćj coś wiedzieć
można. Nie określam, o co mi głównie w tym przedmiocie
chodzi, gdyż mówiąc szczerze, chodzi mi o wszystko. N adm ie­
nić jednak muszę, że mnie mianowicie ich dogmata, moralna
nauka, i cele polityczne obchodzą, i zarazem wyjaśnienie zna­
czenia tego czarno wybitego pokoju w mieszkaniu Towiańskiego,
tronu jego, który się tam znajduje, otoczonego świecami, i nie­
znanych mi pontyfikalnych ubiorów samego mistrza, kiedy na
rzeczonym tronie wieczorami zasiada, w obecności swoich kon­
fidentów; kiedy jakby magicznie gasi owe świece, potem zapala,
następnie prorokuje, a podczas tego wszystkiego jego poufni
klęczą i jęczą. Co znaczą te tajem nice? czy tam Panowie
o tern czegoś nie wiecie? Ile tóż może być członków tej sekty?
P an Dobrodziej uczynisz mi wielką przysługę i wielce zobo­
wiążesz, jeśli raczysz zadość uczynić mojój prośbie.
B raterskie pozdrowienia i serdeczne życzenia.
X . R ó ż a ń s k i z Paryża

o. Odpowiedź na list pow yższy.


Z urich, d n ia 14 C zerw ca 1865 r.
Szanowny Ks. Dobrodzieju! Choć w części czyniąc zadość
Jego żądaniu, przedsięwziąłem odpowiedzieć na list pisany dnia
8 bieżącego miesiąca. Pytasz mnie się K s. Dobr. o A ndrzeja
Towiańskiego i jego sektę. W kraju będąc zaledwie słyszałem
0 tym szkaradnym potworze, ale dziś mniój więcój ocierając
się prawie o nich, mogę mieć cokolwiek wyobrażenia, ile ten
m ajster przynosi szkody Kościołowi i narodowi, a tern samem
ojczyźnie naszej — wyraziłem się m ajster, wprawdzie uwłaczam
tem u imieniowi, bo nasi majstrowie wiele poświęcili dla wiary
1 ojczyzny — a ten m ajster nietylko że nic nie poświęcił, ale
zbierał już łat przeszło dwadzieścia do swojej szkatuły grosz
krwawo zapracowany przez ziomków naszych, za co udziela im
obłąkania i zniewieściałości, możnaby go nazwać bandytą, od­
bierającym życie moralne, imie to, zdaje mi się, że najwłaści-
wićj nadane mu być może.
224

Ja k a jego dogm atyka i nauka m oralna, to stosownie do


in d i w i d u urn. Apostołowie co innego słyszą, podapostołowie
co innego, a nieszczęśliwe ofiary mnićj oświecone co innego.
K ryć, tak samo się kryją jak w Paryżu. O ile dowiedziałem
sie od tych, którzy porzucili tę sektę — cała nauka Towiań-
skiego jest dogmatyczną, ho nawet morały, które głoszą, każą
przyjmować bez rozumowania — jeżeli który z członków po­
waża się niekiedy robić nad jakiem ś zdaniem fałszywćm swoje
uwagi, natychm iast starsi obłąkańcy krzyczą: „B racie! opano­
w ała cię doktryna tego świata, potrzeba ci więcej nadać ruchu
duchowi twojemu, abyś zapomniał tćj doktryny, która sprowa­
dza straszny nigdy nieodpuszczony grzech, a tćm samem karę
na ducha twojego.^ — Starszym zaś i już, ja k im się zdaje
wydoskonalonym w tej sztuce, zaczynają opowiadać za jakie
czyny, w jakie zwierzę duch człowieka przechodzi. Spowiadać
się zabraniają przed kapłanem, bo widzą księży jako swych
największych nieprzyjaciół -— ale w miejsce spowiedzi ustano­
wił Towiański w swej sekcie w y l e w przed bliźniemi. Możeby
oni i to odrzucili, ale młodsi wyznawcy nie utwierdzeni dobrze
w błędach, żądali wielkanocnej spowiedzi, więc w miejsce sa­
kram entu pokuty, naznaczył mistrz swych zauszników, — przed
którym i ci wyznali swoje grzechy — ale jacy ministrowie no­
wej spowiedzi, taki jćj sekret — wydali przed wszystkimi to, co
słyszeli od wylewających się przed nimi. — Wszyscy wyznawcy
Towianizmu głoszą, że Chrystus podał tylko swą naukę ludowi1),
a Towiański posłaniec Boży, po to przyszedł na świat, aby
tę naukę w życie wprowadził, aby cały chrześcianizm dziś
martwy, mógł przez niego co raz dalej postępować.
M istrz ten, nie wszystkim oglądać się daje, ale tylko
przygotowanym przez ćwiczenie ducha, przez nadanie duchowi
ruchu, ja k oni powiadają. — Cel zaś polityczny jest ten, żeby
nigdy broni nie podnieść na wroga naszego — mówią że P a n

*) Chrystus prócz objaw ienia człowiekowi pochodzenia jego ducha


z P ro arch y , i pouczenia go, ja k m a utrzym yw ać się w harm onii z nim
przez kolum ny duchów białych, uczy Towiański, nie zrobił dla ludzkości
niczego więcej, Towiański, duch wyższy od Chrystusowego, m a zapalić
ogniem miłości świat cały.
225

Bóg tak zdziała, iż M oskal sam odda Polskę — lecz ja widzę,


przynajmniej tak się domyślać należy, że to ruble moskiewskie
tak nauczać każą, bo nieprzyjaciel życzyłby sobie, żebyśmy bez
pracy i poświęcenia własnego, czekali na miłosierdzie Boże —
a przecież Bóg próżniakom miłosierdzia swego okazywać nie
może, bo toby się sprawiedliwości Jego sprzeciwiało.

O pokoju czarno wybitym słyszałem także, że się w nim


znajduje rodzaj ołtarzyka, na którym postawiony jest wizeru­
nek Chrystusa P ana, pod nim trupia głowa, a około niego
dwie świece — gdzie m ajster modli się podobno. O ubraniach
pontyfikalnyck nie słyszałem1), ale że nikt do niego nie wcho­
dzi, prócz paru sekretarzy, którzy wszystko co on mówi zapi­
sują. Ż e coś przepowiada, to rzeczą pewną, bo nawet jego
syn miał objawienia, jak mówił od Boga, aby mi za wystąpie­
nie przeciw nim w kościele oznajmił karę Bożą — jak też
rzeczywiście z drugim jakimś obłąkanym, ogłosili mi w tych
słowach: „Odważyłeś się księże rzucić z ołtarza słowa obelg
i potwarzy na sprawę bożą, my jćj słudzy przychodzimy po­
wiedzieć ci księże, że straszna k ara boża cię czeka“ 2), — ale
ja nie lękając się, powtórzyłem jeszcze raz, i do dziś bym nie
ustał, gdyby proboszcz miejscowy, do którego wpadli i zaczęli
się po faryzejsku tłómaczyć, listy pisać, że oni nigdy nie zer­
wali i nie zrywają, mówił mi, aby się wstrzymać z mowami
w tym przedmiocie, bo tu w Zurychu stek różnych religii, więc
dotąd nie występować, póki on nie przekona się, że i kościół
tę naukę potępia. Chwała Bogu choć niedołężną mową pobu­
dziłem przeszło dwudziestu do porzucenia błędnej nauki. Dono­
szono mi z Francyi, że na indexie potępionych przez kościół
dzieł, znajdują się pomiędzy innemi i dzieła Towianizmu doty­
czące. Upraszam więc Szanownego K s. Dobr. o przysłanie
mi wspomnionego indexu dla powiadomienia miejscowego du-

x) K ry to się w Szw ajcaryi z tern ubiorem , o którym je d n a k wie­


dziano w P aryżu, ale nie um iano dać mi jego opisu.
2) T ak oni wszystkim grozili i grożą, ale na zapytania nie odpo­
w iadają, nazyw ając je ziemskiemi.
15
226

chowieństwa, którem u pokazuje się, że Towianizm zupełnie jest


obcy — bo trzeba się wziąść do tycb zbr.....
Kończąc kilka wyrazów itd.
Zurich, M arktgasse zur T reu. ' Jastrzębski )

6. L i s t a u te n ty c z n y Tow iańslcieyo do ks. R ó ża ń sk ie g o ,


z dnia 31 M aja 1866. — 259, E nge — Z urich2)

K apłanie i Kodaku! L ist Twój z dnia 25 b. m. odno­


wił w duszy mojej boleść, jaką roku zeszłego sprawiłeś mnie
trzem a listami Twojemi. I dziś jak przed rokiem, nie masz
K apłanie dobrej woli chrześciańskiej aby poznać Rzecz Bożą i
niedopuszczasz do duszy Twojój tej wiary, że mocen jest Bóg
najniegodniejszem u nawet, nad wszelką zasługę jego, powierzyć
świętą Sprawę Swoją do czynienia na ziemi. P o d inną formą
objawiasz K apłanie, chęć osądzenia Rzeczy Bożej sądem ludz­
kim, a ironiczna mowa Twoja o Sprawie Bożćj, jestto owoc
zapadłego już w duszy Twojej sądu na tę Rzecz N ajśw iętszą
pod inną więc formą kusisz na nowo biedną duszę moją do
wspólnictwa w tej ciężkiej obrazie Bożej, którą przedstawiłem
Tobie w roku zeszłym.
Sprawisz się K apłanie przed Bogiem z tego co czynisz3)
i z intencyi w jakiej czynisz odrzucając dobrą wolę i wiarę (?),
odrzucając krzyż Chrystusa, odrzucając te główne cnoty chrze-
ściańskie (sic), którem i sam tylko krzyż zbawcy Chrystusa ob­
darza człowieka, a które w uprzednich dwóch listach moich
przypomniałem T obie4). Co do mnie, powołany służyć tym

*) Pochlebiam sobie, że Jm ść ks. Jastrzębsk i w ydania n a publicz­


ność Je g o listu za złe mi nie weźmie.
2) D ziw na rzecz dla mnie i dziś nie zrozumiała, coby m nie mogło
było spowodowaś do rozpoczęcia now ych korespondencyi w r. 1866
z Towiańskim . O dpow iada na mój list, o którym ani śladu w moich p a­
p ierach nie znajduję. Grozi mi i ciągnie do sekty.
3) I co byłbym jeszcze w r. 1866 publicznie uczynił, gdyby nie
niesczęśliwe w ypadki, które z łaski jednego obłudnika i sam oluba przy
pom ocy jego wspólników, zwaliły się na mnie, i nie dozwoliły odpow ie­
dzieć wtenczas moim zam iarom .
4) Towiański nie zapom niał o swoich m istyfikacyach, ale nie przy­
pom ina sobie o tern, czego po nim żądałem.
327

którzy z dobrą wolą i w iarą1) szukają pomocy naznaczonej dziś


człowiekowi w Sprawie B ożój2), niestawię sprawy tój przed
ziemski sąd Twój K a p ła n ie 3), i sam. też nie staje przed sądem
Twoim, przed który listem Twoim wzywasz m nie4). W śród po-
kuszeń, które w tych dniach p o d ś w i ę t e m i f o r m a m i spa­
dają na człow ieka5), Bogu samemu w modlitwie mojej spra­
wuję się (!) z tego co czynię; niejako syn kościoła (?), uległy
władzy Jego (to czyste kłamstwo panie A ndrzeju!) i powołany
służyć Jem u (?), trwam wiernie w pragnieniu sprawiać się z tego
i przed władzą kościoła (sic). Ju ż to po raz trzeci czyniąc
Tobie K apłanie głębszy wylew duszy mojćj (fałszywy), spełniać
musze nader smutną dla mnie powinnnść (?); ale wolę, aby
raczej c z ł o w i e k T w ó j miał do mnie zarzuty, niż aby D u c h
T w ó j sprawiedliwie zarzucił mnie w przyszłości ten ciężki grzech
przeciwko miłości ehrześciańskićj, że obojętny na zbawienie
bliźniego, zaparłem się przed nim prawdy (?), że dla jakich-
bądź względów nieukazałem jem u niebezpieczeństwa (!), które
widziałem. W tern to czasie, pełen ufności w niewyczerpane
miłosierdzie Boże, proszę Boga, abyś, dotknięty najświętszą
łaską Jego. obudził w sobie dobrą wolę i wiarę, i abyś z przy­
jęciem krzyża Chrystusa P ana, doznał wszystkich dobrodziejstw
krzyża tego. Wówczas łatwo poznasz Sprawę B o żą6), którą
tak wielu już poznało z Błogosławieństwem Bożem i z pożyt­
kiem zbawiewnnym dla duszy sw ojej7), wówczas sam osądzisz,
czy pismo Twoję o Sprawie tej zgodne jest z P raw dą chrze-
ściańską8), lub przeciwne Praw dzie tój. K to niepoznawszy
Rzeczy Bożej tym organem, który Chrystus P a n otworzył w du­
szy człow ieka9) dla poznania nim Rzeczy chrześciańskich, nie-

x) Ślepą. 2) N aznaczonej? a przez kogo?...


3) P rzed sąd niebieski stawiać jej nie można. — A postołow ie sta­
wiali E w angelią przed ludam i ziemskimi i nie bali się grzechu za to.
4) Nie myślę, abym tego żądał. M istrz chce w szystkich sądzić,
ale sądzonym być nie chce.
b) Rozum ie się katolicyzm.
6) A czy i skryte korespondeneye z P etersburgiem ?...
7) W harm onii z ducham i białymi.
8) Aż n a to zgodne n a nieszczęście.
9) To jest: przekonaniem się, że jego dusza je s t iskierką z P ro ar-
chy wyszłą. 15*
228

bieskich, sądzi, mówi i pisze o R zeczach tych wedle samego


ziem skiego pojęcia sw ojego l ), ten ciężko zaw inia p rzed B ogiem
i przed bliźnim ; ciężej zaś zaw inia k a p ła n (sic), czyniący to
ze stanow iska urzędu swojego, wysokiego przed niebem , wyso­
kiego i przed ziemią.. — P ra g n ą c y być b ratem i sługą Twoim
w C hrystusie
Andrzćj Towiański.

i ) T o w iań sk i o d m aw ia tu człow iekow i ro zu m ien ie pojęć a b s tra k ­


cy jn y c h i m etafizycznych.
Biblioteka Narodowa
Warszawa

30001001854241

You might also like