Professional Documents
Culture Documents
My Zdobywcy - Dick, Philip K - 0 - Anna's Archive
My Zdobywcy - Dick, Philip K - 0 - Anna's Archive
My Zdobywcy - Dick, Philip K - 0 - Anna's Archive
Dick
My zdobywcy
T�umaczy�a: Magdalena Gawlik
Tytu� orygina�u:
THE DAYS OF PERKY PAT
Copyright � 1987
Pl 2002
WST�P
SK�D WIECIE, �E CZYTACIE PHILIPA K. DICKA?
AUTOFAB
Trzej m�czy�ni przez chwil� trwali w milczeniu. Naraz Perine zani�s� si�
chichotem.
� Uda�o si�. Nawi�zali�my kontakt. Bariera prze�amana.
� Jeszcze jak � potwierdzi� O�Neill. � Nigdy nie s�yszeli o dennym produkcie.
U podn�a g�r spoczywa�o g��boko wtopione w ska�� metaliczne cielsko fabryki
Kansas City. Jego powierzchnia by�a prze�arta korozj�, upstrzona ospowat� wysypk�
powsta�ych w wyniku ska�enia plam i nosi�a �lady pi�cioletniej wojny, kt�ra i j�
dotkn�a. Wi�ksza cz�� fabryki le�a�a pod ziemi�, dostrzec mo�na by�o jedynie wjazd.
Widoczna jako punkcik ci�ar�wka mkn�a w kierunku po�aci czarnego metalu. W g�adkiej
powierzchni pojawi�a si� szczelina; ci�ar�wka wjecha�a do �rodka i znik�a. Wej�cie
ponownie si� zatrzasn�o.
� Przed nami wielkie zadanie � oznajmi� O�Neill. � Teraz musimy nak�oni� j� do
zaprzestania dalszej dzia�alno�ci... do przerwania pracy.
II
Judith O�Neill poda�a gor�c� kaw� zgromadzonym w salonie ludziom. Podczas gdy
jej m�� m�wi�, wszyscy bacznie ws�uchiwali si� w jego s�owa. Ze �wiec� by�o szuka�
wi�kszej ni� O�Neill skarbnicy wiedzy na temat systemu autofab.
We w�asnym regionie, w regionie Chicago, wywo�ane przez niego spi�cie w os�onie
pozwoli�o mu na dotarcie do systemu danych zgromadzonych w tylnym p�acie m�zgowym
lokalnej fabryki. Oczywi�cie fabryka niezw�ocznie utworzy�a doskonalszy typ os�ony.
O�Neill zdo�a� jednak wykaza�, �e i ona posiada�a s�abe punkty.
� Instytut Cybernetyki Stosowanej � wyja�ni� O�Neill � sprawowa� nad sieci�
pe�n� kontrol�. Obarczcie win� wojn�. Obarczcie win� zgie�k wzd�u� linii ��czno�ci,
to przez niego nie mamy potrzebnej wiedzy. Tak czy inaczej, Instytut nie zdo�a�
przekaza� swoich informacji, co udaremni�o nam kontakt z fabrykami � nie jeste�my w
stanie powiadomi� ich, �e wojna dobieg�a ko�ca i jeste�my gotowi przej�� kontrol�
nad operacjami przemys�owymi.
� Tymczasem � wtr�ci� kwa�no Morrison � cholerna sie� ro�nie w sil� i wci��
poch�ania coraz wi�cej z�� naturalnych.
� Mam wra�enie � powiedzia�a Judith � �e gdybym mocniej tupn�a nog�, wpad�abym
do tunelu fabrycznego. Pewnie wsz�dzie pod nami ci�gn� si� kopalnie.
� Czy nie obowi�zuj� ich �adne ograniczenia? � zapyta� nerwowo Perine. � Czy
zosta�y zaprogramowane na ci�g�y rozrost?
� Ka�da fabryka jest ograniczona do swojego terytorium operacyjnego � odrzek�
O�Neill � ale sama sie� jest bezgraniczna. Mo�e bez ko�ca korzysta� z naszych
zasob�w. To w�a�nie jej Instytut przypisa� fundamentalne znaczenie; rola nas,
ludzi, jest po�lednia.
� Czy cokolwiek zostanie dla nas? � dopytywa� Morrison.
� Je�eli zdo�amy zapobiec dzia�alno�ci sieci. P� tuzina podstawowych minera��w
ju� zosta�o zu�yte. Wysy�ane z ka�dej fabryki ekipy poszukiwawcze s� niestrudzone,
ich uwagi nie ujdzie nic, czego nie mo�na by zawlec pod ziemi� i wykorzysta�.
� Co by si� sta�o, gdyby dosz�o do przeci�cia tuneli z dw�ch fabryk?
O�Neill wzruszy� ramionami.
� Wykluczone. Ka�da fabryka posiada w�asny skrawek planety, prywatn� porcj�
tortu przeznaczon� w�asny u�ytek.
� Ale przecie� co� takiego mo�e si� zdarzy�.
� C�, je�li tylko co� zostanie, nie spoczn�, dop�ki tego nie dostan�. � O�Neill
rozwa�y� t� mo�liwo�� z rosn�cym zainteresowaniem. � Trzeba to przemy�le�. S�dz�,
�e jak zasoby zostan� drastycznie uszczuplone...
Urwa�. Do pokoju wesz�a jaka� posta�; stan�wszy przy drzwiach, zmierzy�a
zgromadzonych uwa�nym spojrzeniem.
W p�mroku jej sylwetka do z�udzenia przypomina�a sylwetk� cz�owieka. O�Neill
my�la� przez chwil�, �e to sp�niony przybysz z osady. Nast�pnie, kiedy nowo
przyby�y ruszy� naprz�d, u�wiadomi� sobie, �e podobie�stwo by�o myl�ce: mia� przed
sob� dwuno�n� istot� z wie�cz�cymi g�rn� cz�� cia�a receptorami danych oraz
narz�dami pomocniczymi biegn�cymi ku zako�czonemu chwytnikami do�owi. Podobie�stwo
do cz�owieka dowodzi�o skuteczno�ci porz�dku natury; �adne sentymenty nie wchodzi�y
w rachub�.
Nast�pi�a oczekiwana wizyta reprezentanta fabryki.
Ten bez ogr�dek przeszed� do rzeczy.
� Oto maszyna zbieraj�ca dane, zdolna do komunikowania si� za pomoc� s��w.
Posiada zar�wno urz�dzenie nadawcze, jak i odbiorcze oraz potrafi ��czy� fakty w
zakresie prowadzonego przez ni� wywiadu.
G�os by� przyjemny i pewny siebie. Najwyra�niej pochodzi� z ta�my nagranej przed
wojn� przez kt�rego� z pracownik�w Instytutu. P�yn�c z ust pseudocz�owieczej
postaci, brzmia� groteskowo; oczami wyobra�ni O�Neill ujrza� nie�yj�cego ju�
m�odzie�ca, kt�rego utrwalony na ta�mie g�os dobiega� w�a�nie z mechanicznych ust
wyprostowanej, stalowo-drucianej konstrukcji.
� S�owo ostrze�enia � ci�gn�� uprzejmy g�os. � Bezowocne jest traktowanie tego
receptora na r�wni z cz�owiekiem i wci�ganie go w dyskusje, do kt�rych prowadzenia
nie zosta� wyposa�ony. Pomimo swojej przydatno�ci nie jest on zdolny do my�lenia
poj�ciowego; robi u�ytek jedynie z materia�u, kt�ry mu zainstalowano.
Optymistyczny g�os ucich� i w jego miejsce pojawi� si� nast�pny. Przypomina�
pierwszy, by� jednak p�aski i pozbawiony intonacji. Maszyna adaptowa�a fonetyczne
brzmienie mowy nieboszczyka na w�asny u�ytek.
� Analiza odrzuconego produktu � oznajmi�a � wskazuje na brak cia� obcych lub
te� zauwa�alnych proces�w psucia. Produkt spe�nia standardy testowe obowi�zuj�ce w
ca�ej sieci. Reklamacja opiera si� na czynnikach wykraczaj�cych poza sfer�
badawcz�; w gr� wchodz� normy nieznane sieci.
� Zgadza si� � przyzna� O�Neill. Po czym podj��, z namys�em dobieraj�c s�owa: �
Stwierdzili�my, �e mleko nie spe�nia wymaganej normy. Nie chcemy mie� z nim nic
wsp�lnego. Nalegamy na staranniejsz� produkcj�.
Maszyna udzieli�a niezw�ocznej odpowiedzi.
� Semantyczna zawarto�� terminu �denny� jest sieci nieznana. Nie figuruje w
naszym spisie s�ownictwa. Czy mo�ecie zaprezentowa� faktyczn� analiz� mleka pod
wzgl�dem obecno�ci lub braku specyficznych element�w?
� Nie � odpar� czujnie O�Neill; gra, kt�r� prowadzi�, by�a skomplikowana i
niebezpieczna. � �Denny� to poj�cie og�lne. Nie da rady zredukowa� go do sk�adnik�w
chemicznych.
� Co oznacza s�owo �denny�? � zapyta�a maszyna. � Czy mo�ecie zdefiniowa� je
przy u�yciu zmiennych symboli semantycznych?
O�Neill zawaha� si�. Nale�a�o skierowa� bieg my�li reprezentanta na og�lniejszy
tor, czyli problem zawieszenia dzia�alno�ci sieci. Gdyby tylko m�g� do niego w
kt�rym� momencie nawi�za�, zainicjowa� dyskusj� teoretyczn�...
� �Denny� � powiedzia� � oznacza stan produktu wytwarzanego w�wczas, gdy nie ma
ku temu wystarczaj�cej potrzeby. Oznacza odrzucenie towaru z tego powodu, �e nikt
ju� go nie chce.
Reprezentant pospieszy� z odpowiedzi�.
� Nasza analiza wykaza�a znaczne zapotrzebowanie na pasteryzowane mleko w tej
okolicy. Inne �r�d�o nie istnieje; sie� kontroluje ca�y proces syntetycznego
wytwarzania mleka. � Po chwili doda�: � Oryginalne instrukcje opisuj� mleko jako
podstawowy sk�adnik ludzkiej diety.
O�Neill poczu� si� zbity z tropu; maszyna ponownie sprowadza�a rozmow� na w�ski
zakres tematyczny.
� Zdecydowali�my � rzuci� desperacko � �e nie chcemy wi�cej mleka. Wolimy obej��
si� bez niego do czasu, kiedy zdo�amy ustali� miejsce przebywania kr�w.
� To dzia�anie wbrew instrukcjom sieci � zaoponowa� reprezentant. � Nie ma
�adnych kr�w. Mleko produkowane jest syntetycznie.
� Wobec tego sami b�dziemy je sobie syntetycznie produkowa�. � Morrison straci�
cierpliwo��. � Dlaczego nie mo�emy przej�� kontroli nad urz�dzeniami? Bo�e,
przecie� nie jeste�my dzie�mi! Umiemy sami kierowa� swoim �yciem!
Reprezentant fabryki skierowa� si� ku drzwiom.
� Dop�ki nie znajdziecie innych �r�de� zaopatrzenia w mleko, dop�ty sie� b�dzie
je wam dostarcza�. W okolicy pozostanie aparat analityczny, kt�rego zadaniem b�dzie
przeprowadzanie regularnych test�w.
� Niby jak mamy odnale�� inne �r�d�a? � krzycza� bezsilnie Perine. � To wy macie
wszystkie urz�dzenia! Wy poci�gacie za sznurki! � Id�c w �lad za maszyn�, hukn��: �
M�wicie, �e nie jeste�my gotowi do przej�cia w�adzy... uwa�acie, �e nie potrafimy.
Sk�d mo�ecie to wiedzie�? Nie dajecie nam szansy! Nigdy nie mieli�my szansy!
O�Neilla ogarn�o przera�enie. Maszyna zmierza�a ku wyj�ciu; jej jednotorowo
my�l�cy umys� odni�s� zwyci�stwo.
� S�uchaj � rzuci� ochryp�ym g�osem, zast�puj�c jej drog�. � Chcemy, aby�cie
zawiesili dzia�alno��, rozumiesz? Chcemy przej�� wasz sprz�t i sami go obs�ugiwa�.
Wojna sko�czona. Do diab�a, ju� nie jeste�cie nam potrzebni!
Reprezentant fabryki na chwil� przystan�� w drzwiach.
� Zawieszenie dzia�alno�ci nie nast�pi, dop�ki produkowane przez sie� wyroby nie
stan� si� duplikatami produkt�w wytwarzanych na zewn�trz. Z prowadzonych
systematycznie bada� wynika, �e w chwili obecnej na zewn�trz nie s� wytwarzane
�adne produkty. St�d o zawieszeniu dzia�alno�ci nie mo�e by� mowy.
Morrison bez ostrze�enia rzuci� trzyman� w d�oni ci�k� fajk�. Uderzywszy w rami�
maszyny, fajka zapl�ta�a si� w mistern� sie� aparat�w sensorycznych tworz�cych
klatk� piersiow�. Run�� pogruchotany pojemnik z receptorami; na pod�og� posypa�y
si� odpryski szk�a, kable i drobne cz�ci.
� Przecie� to paradoks! � wrzasn�� Morrison. � Gra s��w, zabawa, do kt�rej
pr�buj� si�� nas w��czy�. Szachrajstwo Cybernetyk�w. � Podni�s� fajk� i ponownie
cisn�� ni� w nieprotestuj�c� maszyn�. � Podci�li nam skrzyd�a. Jeste�my zupe�nie
bezradni.
Zgromadzeni w pokoju podnie�li wrzaw�.
� To jedyny spos�b � rzuci� Perine, mijaj�c O�Neilla. � B�dziemy musieli ich
zniszczy� � sie� albo my. � Chwyciwszy lamp�, rzuci� j� w �twarz� reprezentanta
fabryki. Rozpad�y si� obie; Perine run�� naprz�d, po omacku wyci�gaj�c r�ce w
kierunku maszyny. Kipi�cy bezsilnym gniewem ludzie otaczali wyprostowany cylinder
zwartym kr�giem. Maszyna znikn�a w�r�d masy napieraj�cych gwa�townie cia�.
Dr��c na ca�ym ciele, O�Neill si� odwr�ci�. �ona chwyci�a go za r�k� i
odprowadzi�a w k�t pokoju.
� Durnie � podsumowa� przygn�biony. � Nie mog� go zniszczy�; nauczy si� jedynie
tworzy� bardziej skuteczne os�ony. Komplikuj� ca�� spraw�.
Do pokoju wpad�a ekipa naprawcza. Jednostki mechaniczne zwinnie od��czy�y si� od
bie�nikowej �matki� i pop�dzi�y w kierunku sk��bionej masy cia�. Wsun�y si� mi�dzy
ludzi i znik�y pomi�dzy nimi. Chwil� potem nieruchomy kad�ub reprezentanta fabryki
zosta� przetransportowany na �matk� i umieszczony na platformie. Zebrano i
zapakowano rozsypane szcz�tki. Odnaleziono plastikowy wspornik oraz d�wigni�.
Nast�pnie jednostki powr�ci�y do pozycji wyj�ciowej i ekipa opu�ci�a pomieszczenie.
Przez otwarte drzwi wkroczy� kolejny reprezentant fabryki, bli�niacza kopia
poprzedniego. W korytarzu sta�y jeszcze dwie wyprostowane sylwetki. Osad�
przeczesywa�y na chybi� trafi� korpusy reprezentant�w. Niczym oddzia�y mr�wek,
zbieracze danych przemierzali miasto do chwili, gdy jeden z nich przez przypadek
natkn�� si� na O�Neilla.
� Zniszczenie ruchomej jednostki gromadzenia danych szkodzi interesom ludzi �
oznajmi� reprezentant fabryki zgromadzonym w pokoju ludziom. � Z�o�a surowca s� na
wyczerpaniu; podstawowe surowce powinny zosta� wykorzystane podczas produkcji d�br
konsumpcyjnych.
O�Neill stan�� na wprost maszyny.
� Tak? � zapyta� cicho O�Neill. � To ciekawe. Zastanawiam si�, czego brakuje wam
najbardziej i o co tak naprawd� gotowi byliby�cie walczy�.
III
W nocy pe�nej trzepotu licznych ciem szumia� lekki, przejmuj�cy wiatr. Rozlega�
si� metaliczny szelest g�stego poszycia. To tu, to tam pe�za�y nocne gryzonie o
wyostrzonych zmys�ach, czujne, bystre i wyg�odnia�e.
Znajdowali si� w sercu dziczy. Od najbli�szej osady ludzkiej dzieli�y ich mile;
ca�y region zosta� wypalony do cna wielokrotnymi wybuchami termoj�drowymi. W
ciemno�ciach rozbrzmiewa�o pluskanie biegn�cej w�r�d �u�lu i chwast�w stru�ki
wpadaj�cej w to, co kiedy� stanowi�o skomplikowany labirynt przewod�w
kanalizacyjnych. Poro�ni�te pn�czem sp�kane rury celowa�y w niebo, strasz�c
rozleg�ymi dziurami. Unoszone wiatrem chmury czarnego py�u kot�owa�y si� nad
chwastami. W pewnej chwili ogromny zmutowany strzy�yk poruszy� si� sennie, otuli�
peleryn� z nieforemnie z��czonych ga�gan�w i ponownie zapad� w sen.
Przez jaki� czas w okolicy panowa� ca�kowity bezruch. Na niebie migota�y dalekie
gwiazdy. Earl Perine zadr�a�, podni�s� wzrok, po czym przysun�� si� bli�ej do
pulsuj�cego �r�d�a ciep�a umieszczonego na ziemi pomi�dzy trzema m�czyznami.
� I co? � zaryzykowa� Morrison, szcz�kaj�c z�bami.
O�Neill nie odpowiedzia�. Dopali� papierosa, zgasi� go na stercie �wiru i
wyci�gn�wszy zapalniczk�, zapali� drugiego. Wolfram � przyn�ta le�a� na wprost nich
w odleg�o�ci stu jard�w.
W ci�gu ostatnich kilku dni wyczerpa�y si� zapasy wolframu w fabrykach w Detroit
i w Pittsburghu. Ponadto co najmniej w jednym sektorze ich aparatura by�a taka
sama. Sterta stanowi�a stop tn�cych narz�dzi precyzyjnych, cz�ci wymontowanych z
prze��cznik�w elektrycznych, sprz�tu chirurgicznego wysokiej jako�ci, kawa�k�w
magnes�w, urz�dze� mierniczych � wolfram z ka�dego mo�liwego �r�d�a, gor�czkowo
zebrany ze wszystkich osad.
Nad stert� wolframu k�ad�a si� warstwa mrocznych opar�w. Niekiedy zwabiona
odbitym w jego powierzchni blaskiem gwiazd �ma sfruwa�a w d�, zamiera�a nad
pl�tanin� metalu, bezradnie t�uk�c o ni� wyd�u�onymi skrzyd�ami, po czym znika�a w
g�stwinie pn�czy oplataj�cych kikuty rur kanalizacyjnych.
� Niezbyt przyjemna okolica � zauwa�y� kwa�no Perine.
� Nie oszukuj si� � odpar� O�Neill. � To naj�adniejsze miejsce na Ziemi. Tutaj
znajduje si� gr�b sieci autofabu. Kiedy� zjawi� si� spragnieni tego widoku ludzie.
Ustawi� tu tablic� pami�tkow� wysok� na mil�.
� Usi�ujesz podtrzyma� si� na duchu � odwarkn�� Morrison. � Chyba nie wierzysz,
�e pozabijaj� si� o stert� narz�dzi chirurgicznych i drucik�w od �ar�wek. Pewnie
maj� gdzie� tam u siebie maszyn�, kt�ra wysysa wolfram ze ska�.
� Mo�e � odpowiedzia� O�Neill, uderzaj�c r�k� komara. Owad zrobi� sprytny unik i
polecia� uprzykrza� �ycie Perinowi. Perine zamachn�� si� w�ciekle i z rezygnacj�
wtuli� g��biej w wilgotne zaro�la.
Znajdowa�o si� w nich to, co chcieli ujrze�.
O�Neill u�wiadomi� sobie ze wstrz�sem, �e spogl�da� na ni� od kilku minut, nie
b�d�c w stanie jej rozpozna�. G�sienica wiertnicza le�a�a nieruchomo na ziemi.
Spoczywa�a na szczycie niewielkiego kopca �u�lu, z tyln� cz�ci� nieco uniesion� w
g�r� i wysuni�tymi na ca�� d�ugo�� receptorami. R�wnie dobrze mog�a stanowi�
porzucony kad�ub; nie dawa�a najmniejszego znaku �ycia. Doskonale harmonizowa�a z
pos�pnym, strawionym przez ogie� krajobrazem. S�abo widoczny zbiornik z�o�ony z
metalowych p�yt, d�wigni oraz p�askich bie�nik�w trwa� nieruchomo i czeka�. I
patrzy�.
Spogl�da� na kopiec wolframu. Przyn�ta zn�ci�a pierwszego ochotnika.
� Ryba bierze � rzuci� ochryple Perine. � W�dka drgn�a. Sp�awik poszed� pod
wod�.
� Co ty u licha wygadujesz? � mrukn�� Morrison. W tym momencie jego spojrzenie
pad�o na g�sienic� wiertnicz�. � Jezu � szepn��. Na wp� uni�s� si� z ziemi,
wyginaj�c w �uk masywne cia�o. � No i mamy ju� jedn�. Teraz potrzebujemy tylko
przedstawiciela innej fabryki. Jak my�licie, sk�d ona jest?
O�Neill wy�uska� wzrokiem z ciemno�ci anten� komunikacyjn� i zbada� jej
kierunek.
� Pittsburgh, zatem m�dlcie si� o Detroit... m�dlcie si� ile wlezie.
G�sienica z zadowoleniem potoczy�a si� do przodu. Wykazuj�c niebywa��
ostro�no��, zbli�y�a si� do kopca i rozpocz�a szereg skomplikowanych manewr�w,
sun�c raz w jedn�, raz w drug� stron�. Zauroczeni m�czy�ni nie spuszczali z niej
oka, a� wreszcie ich uwag� przyci�gn�y pierwsze macki sondownicze innych g�sienic.
� ��czno�� � rzuci� cicho O�Neill. � Jak pszczo�y.
Pi�� pittsburskich g�sienic podje�d�a�o do kopca usypanego z wolframowych
produkt�w. W podnieceniu ko�ysz�c receptorami, zwi�kszy�y pr�dko�� i ogarni�te
gor�czk� odkrywcz� szybko przypad�y do boku kopca. Jedna z nich wwierci�a si� do
�rodka i znik�a. Ca�y kopiec zatrz�s� si� w posadach; g�sienica bada�a rozmiar
znaleziska.
Dziesi�� minut p�niej nadjecha�y pierwsze pojazdy do przewozu rudy i po
za�adowaniu towaru przyst�pi�y do odjazdu.
� Cholera! � powiedzia� zrozpaczony O�Neill. � Zabior� go, zanim pojawi si�
Detroit.
� Czy mo�emy jako� op�ni� wyw�z? � zapyta� bezsilnie Perine. Zrywaj�c si� na
r�wne nogi, porwa� z ziemi kamie� i rzuci� nim w najbli�sz� ci�ar�wk�. Kamie� odbi�
si� od stalowej powierzchni, ale pojazd niewzruszenie kontynuowa� swoj� prac�.
O�Neill wsta� i zacz�� kr��y� doko�a, zesztywnia�y z hamowanej z�o�ci. Gdzie oni
si� podziewali? Autofaby by�y r�wne pod ka�dym wzgl�dem, a od tego miejsca dzieli�a
je taka sama odleg�o��. Teoretycznie, przedstawiciele obu fabryk powinni nadjecha�
jednocze�nie. Jednak do chwili obecnej Detroit nie da�o znaku �ycia � tymczasem na
jego oczach �adowano ostatnie elementy wolframowego kopca.
Naraz jego uwag� przyku� poruszaj�cy si� ze znaczn� pr�dko�ci� obiekt.
Nie zd��y� go rozpozna�. Obiekt mkn�� jak strza�a w�r�d spl�tanych pn�czy,
dopad� szczytu wzniesienia, zamar� na u�amek sekundy, chc�c precyzyjnie wybra�
kierunek, i zjecha� po przeciwleg�ym zboczu. Uderzy� prosto w pojazd sun�cy na
czele kolumny. Pocisk oraz jego ofiara rozpad�y si� w wyniku nag�ej eksplozji.
Morrison skoczy� na r�wne nogi.
� Co do diab�a?
� Jest! � wykrzykn�� Perine, ta�cz�c doko�a i wymachuj�c chudymi r�kami. � Jest
Detroit!
Pojawi�a si� druga g�sienica Detroit i dokonawszy b�yskawicznej oceny sytuacji,
rzuci�a si� w kierunku przyst�puj�cych do odwrotu pojazd�w z Pittsburgha. Kawa�ki
wolframu rozprysn�y si� na boki � cz�ci, przewody, po�amane p�yty, d�wignie,
spr�yny i �ruby obu przeciwnik�w polecia�y na wszystkie strony. Pozosta�e ci�ar�wki
z piskiem k� brn�y do przodu; jedna z nich zrzuci�a sw�j balast i ratowa�a si�
natychmiastow� ucieczk�. Za ni� pod��y�a nast�pna, nie rezygnuj�c ze zdobyczy.
G�sienica z Detroit zr�wna�a si� z ni�, zajecha�a jej drog� i uderzy�a niczym
taran. Obie stoczy�y si� w d� wype�nionego wod� p�ytkiego rowu. Na wp� zanurzone w
wodzie podj�y zawzi�t� walk�.
� C� � powiedzia� wstrz��ni�ty O�Neill. � Uda�o si�. Mo�emy wraca� do domu. �
Nogi ugi�y si� pod nim. � Gdzie nasz samoch�d?
Kiedy zapuszcza� silnik, w oddali b�ysn�o co� du�ego i metalicznego, co�, co
brn�o przez martwy, przysypany py�em krajobraz. By�a to ciasna kolumna pojazd�w,
szereg ci�ar�wek do przewozu rudy p�dz�cych w kierunku miejsca, gdzie rozegra�y si�
ostatnie wydarzenia. Z jakiej fabryki pochodzi�y?
Nie mia�o to wi�kszego znaczenia, gdy� oto z mrocznego g�szczu ociekaj�cych
wilgoci� pn�czy wy�ania�a si� zwarta kawalkada przeciwnik�w. Obie fabryki zwo�ywa�y
swoje jednostki ruchome. Ze wszystkich stron nadpe�za�y g�sienice, zamykaj�c w
kr�gu pozosta�y fragment wolframowego kopca. �adna z fabryk nie zamierza�a
przepu�ci� deficytowego towaru ko�o nosa; �adna nie chcia�a zrezygnowa� z �upu.
Mechanicznie i �lepo, pod rygorem kategorycznych instrukcji dwaj przeciwnicy
mozolnie gromadzili si�y.
� Jedziemy � ponagli� Morrison. � Uciekajmy st�d. Karuzela zaraz si� rozkr�ci.
O�Neill pospiesznie skierowa� ci�ar�wk� w stron� osady. W ciemno�ciach ruszyli w
drog� powrotn�. Od czasu do czasu obok nich przemyka� zmierzaj�cy w przeciwnym
kierunku metaliczny kszta�t.
� Widzia�e� ostatni pojazd? � zapyta� z niepokojem Perine. � Nie by� pusty.
Puste nie by�y r�wnie� ci�ar�wki, kt�re jecha�y za nim, ca�a procesja
wype�nionych po brzegi transportowc�w z pot�n� jednostk� nadzoruj�c� na czele.
� Bro� � powiedzia� Morrison, wytrzeszczaj�c z przera�enia oczy. � Wioz� bro�.
Ale kto b�dzie jej u�ywa�?
� One same � odrzek� O�Neill. Wskaza� na ruch odbywaj�cy si� po prawej stronie.
� Popatrzcie tam. Tego nie przewidzieli�my.
Patrzyli, jak pierwszy reprezentant fabryki wkracza do akcji.
Gdy ci�ar�wka wtacza�a si� do osady Kansas City, zdyszana Judith wybieg�a im na
spotkanie. W jej d�oni trzepota� skrawek metalowej folii.
� Co si� sta�o? � zapyta� O�Neill, wyrywaj�c jej z r�ki kartk�.
� Dopiero przysz�a. � Jego �ona z trudem chwyta�a oddech. � Samoch�d...
podjecha�, upu�ci� j� � i odjecha�. Wielkie poruszenie. Rany, fabryka � kaskada
�wiate�. Wida� je na mil�.
O�Neill przeni�s� spojrzenie na kartk�. By� to certyfikat fabryczny na ostatni�
grup� z�o�onych przez osad� zam�wie�, ca�kowite zestawienie przeanalizowanych przez
fabryk� potrzeb. W poprzek listy bieg�y wybite piecz�tk� czarne litery:
IV
Zimny, poranny blask s�o�ca k�ad� si� na r�wnin� pokryt� czarnym metalicznym
py�em. Py� tli� si� m�tnym, chorobliwym odcieniem czerwieni; wci�� by� ciep�y.
� Patrzcie pod nogi � ostrzeg� O�Neill. Trzymaj�c �on� za r�k�, odprowadzi� j�
od skorodowanej, pochylonej ci�ar�wki na szczyt wzniesienia usypanego z betonowych
blok�w, stanowi�cych fragment rozrzuconych szcz�tk�w bunkra. Earl Perine szed� w
�lad za nimi, ostro�nie stawiaj�c ka�dy krok.
Za nimi rozci�ga�a si� zrujnowana osada, chaotyczna szachownica dom�w, budynk�w
oraz ulic. Od chwili gdy sie� autofabu zawiesi�a dzia�alno��, osiedla ludzi
straszliwie podupad�y. Pozosta�o�ci sprz�t�w by�y w op�akanym stanie i prawie nie
nadawa�y si� do u�ytku. Od przyjazdu ostatniej ci�ar�wki wy�adowanej �ywno�ci�,
narz�dziami, odzie�� i urz�dzeniami naprawczymi up�yn�� ponad rok. Od strony
p�askiej po�aci betonu i stali le��cej u st�p g�r ju� dawno nie nadjecha� �aden
przybysz.
Ich �yczenie zosta�o spe�nione � byli odci�ci, znale�li si� poza zasi�giem
sieci.
Pozostawieni samym sobie.
Na nier�wnych polach otaczaj�cych osad� ros�a pszenica i wystrz�pione �odygi
spieczonych s�o�cem warzyw. Rozdawano w�asnej roboty narz�dzia, z wielkim mozo�em
sklecone przez mieszka�c�w poszczeg�lnych osad. ��czno�� pomi�dzy osadami
zawdzi�czali wozom zaprz�onym w konie oraz powolnemu stukaniu klucza telegrafu.
Zdo�ali jednak zachowa� sp�jno�� organizacji. Towary i us�ugi wymieniano na
sta�ych zasadach. Wytwarzano i rozwo�ono podstawowe produkty. Odzie�, kt�r� mieli
na sobie O�Neill, jego �ona oraz Earl Perine, by�a szorstka i niebielona, ale
solidna. Poza tym uda�o im si� przerobi� ci�ar�wki z nap�du benzynowego na drzewny.
� Jeste�my na miejscu � oznajmi� O�Neill. � St�d mamy lepszy widok.
� Czy naprawd� warto? � zapyta�a wyczerpana Judith. Pochyliwszy si�, si�gn�a do
buta, pr�buj�c wyd�uba� kamyk, kt�ry utkn�� w mi�kkiej sk�rzanej podeszwie. � D�uga
droga jak na ogl�danie czego�, co widzimy co dzie� od trzynastu miesi�cy.
� To prawda � przyzna� O�Neill, dotykaj�c przelotnie ramienia �ony. � Ale kto
wie, mo�e to ostatni raz. W�a�nie to pragn�liby�my zobaczy�.
Na szarym niebie ponad ich g�owami mkn�� zwinny, czarny punkt. Rozwibrowany
p�dzi� przed siebie, przestrzegaj�c �ci�le wytyczonego kursu. Miarowo sun�� w
kierunku g�r oraz zatopionej u ich st�p nadwer�onej atakami bombowymi bazy.
� San Francisco � wyja�ni� O�Neill. � Jeden z pocisk�w typu Hawk, o dalekim
zasi�gu, przeby� ca�� drog� a� z Zachodniego Wybrze�a.
� My�lisz, �e to ostatni? � zapyta� Perine.
� Jedyny, jaki widzieli�my w tym miesi�cu. � O�Neill usiad� i przyst�pi� do
przesypywania suchych kawa�k�w tytoniu na skrawek br�zowego papieru. � A przecie�
widywali�my ich ca�e setki.
� Mo�e maj� co� lepszego � podsun�a Judith. Znalaz�a g�adki kamie� i opad�a na
niego ze zm�czeniem. � Czy to mo�liwe?
Jej m�� u�miechn�� si� ironicznie.
� Nie. Nie maj� nic lepszego.
Ca�a tr�jka zastyg�a w milczeniu pe�nym napi�cia. Odleg�o�� pomi�dzy nimi a
wiruj�cym punktem zmala�a. Na p�askiej powierzchni z betonu i stali nic nie dawa�o
znaku �ycia; fabryka Kansas City by�a nieruchoma i oboj�tna. Przetoczy�o si� kilka
ob�ok�w rozgrzanego py�u, jeden kraniec powierzchni by� cz�ciowo przysypany gruzem.
Fabryka sta�a si� obiektem wielu bezpo�rednich uderze�. R�wnin� znaczy�y g��bokie
bruzdy ods�oni�tych podziemnych korytarzy zatkanych kamieniami oraz spragnionymi
wilgoci stwardnia�ymi pn�czami winoro�li.
� Te cholerne pn�cza � wymamrota� Perine, skubi�c zadrapanie na nieogolonym
podbr�dku. � Przejmuj� kontrol� nad ca�ym �wiatem.
Wok� fabryki wala�y si� wraki ruchomych jednostek rdzewiej�ce w porannej rosie.
Wozy, ci�ar�wki, g�sienice, reprezentanci fabryczni, transportowce do przewozu
broni, dzia�a, wagony towarowe, pociski podziemne, nieokre�lone fragmenty
maszynerii z��czone i stopione w form� bezkszta�tnych stos�w. Niekt�re z nich
uleg�y zniszczeniu podczas powrotu do fabryki; inne w trakcie wy�aniania si� na
powierzchni�, wype�nione po brzegi, ci�kie od sprz�tu. Sama fabryka � czy te�
raczej to, co z niej zosta�o � jakby jeszcze g��biej zapad�a si� pod ziemi�. Jej
g�rna cz�� by�a ledwo widoczna, prawie gin�a w dryfuj�cym pyle.
Od czterech dni w okolicy nic si� nie rusza�o.
� Jest martwa � powiedzia� Perine. � Sami widzicie, �e jest martwa.
O�Neill zby� go milczeniem. Przykucn�wszy na ziemi, usadowi� si� wygodnie i
czeka�. By� �wi�cie przekonany, �e w zrujnowanej fabryce pozosta�a jaka� cz��
sprawnego sprz�tu. Czas poka�e. Popatrzy� na zegarek; by�a �sma trzydzie�ci.
Dawniej fabryka przyst�powa�aby o tej porze do swoich zwyk�ych zaj��. Kawalkady
ci�ar�wek i innych jednostek ruchomych wyje�d�a�yby na powierzchni� i rozwozi�y
towar do osiedli ludzkich.
Po prawej stronie co� si� poruszy�o. Pospiesznie spojrza� w tym kierunku.
Sfatygowany pojazd do przewozu rudy niezdarnie zmierza� w kierunku fabryki.
Ostatnia jednostka ruchoma usi�uj�ca do ko�ca wype�ni� swoje zadanie. Pojazd by�
prawie pusty; w jego przyczepie znajdowa�o si� kilka �a�osnych kawa�k�w metalu.
Padlino�erca... metal pochodzi� z napotkanego po drodze zniszczonego sprz�tu.
Chwiejnie, jak �lepy, metaliczny owad, pojazd zbli�a� si� do fabryki. Jego jazda
nie przebiega�a bez zak��ce�. Co chwil� raptownie przystawa�, trz�s� si�, szarpa� i
mimowolnie zbacza� z traktu.
� Kontrola zawodzi � stwierdzi�a Judith ze strachem w g�osie. � Fabryka ma
problemy z doprowadzeniem go do celu.
Tak, widzia� to ju�. W pobli�u Nowego Jorku fabryka utraci�a nadajnik wysokiej
cz�stotliwo�ci. Jej jednostki ruchome b��dnie kr��y�y doko�a i zatacza�y bezmy�lne
kr�gi, rozbijaj�c si� o drzewa i ska�y, i spada�y w g��b w�woz�w, gdzie, le�a�y
przewr�cone do g�ry ko�ami, by stopniowo znieruchomie�.
Pojazd do przewozu rudy dotar� do skraju r�wniny i zatrzyma� si� na chwil�.
Widoczny nad nim czarny punkt wci�� ko�owa� po niebie. Pojazd nie porusza� si�
przez jaki� czas.
� Fabryka pr�buje podj�� decyzj� � powiedzia� Perine. � Potrzebuje surowca, ale
boi si� tego hawka.
Fabryka debatowa�a i wszystko wok� zamar�o w bezruchu. W�wczas pojazd podj��
mozoln� w�dr�wk�. Wydosta� si� z chaszczy winoro�li i ruszy� przez poznaczon�
lejami r�wnin�. Powoli, z daleko posuni�t� ostro�no�ci� zmierza� w kierunku stalowo
� betonowej p�yty le��cej u st�p g�r.
Hawk zamar�.
� Na ziemi�! � krzykn�� O�Neill. � Naje�yli go nowymi bombami.
�ona i Perine przykucn�li obok niego i ca�a tr�jka z obaw� spogl�da�a na
metalowego owada powoli przecinaj�cego r�wnin�. Wisz�cy na niebie pocisk posuwa�
si� po linii prostej, by wreszcie zawisn�� dok�adnie nad samochodem. Nagle, bez
ostrze�enia, zanurkowa� w kierunku ziemi. Judith krzykn�a, przyciskaj�c r�ce do
twarzy:
� Nie mog� na to patrze�! To straszne! Jak dzikie zwierz�ta!
� Jemu nie chodzi o pojazd � wycedzi� O�Neill.
Podczas gdy pocisk opada�, pojazd podj�� desperack� pr�b� ucieczki. Z ha�asem
p�dzi� w kierunku fabryki, usi�uj�c umkn�� w ostatniej chwili. Zapominaj�c o
wisz�cym nad pojazdem zagro�eniu, fabryka rozsun�a p�yt� wej�cia i poprowadzi�a
swoj� jednostk� do �rodka. Dok�adnie o to chodzi�o hawkowi.
Nim p�yta zd��y�a zasun�� si� z powrotem, hawk skoczy� naprz�d, sun�c nad sam�
ziemi�. Kiedy pojazd znika� w czelu�ciach fabryki, hawk pod��y� tu� za nim i ze
�wistem przetoczy� si� ponad rozklekotanym wrakiem. Nagle �wiadoma
niebezpiecze�stwa fabryka zatrzasn�a barier�. Pojazd szarpn�� si� groteskowo;
utkwi� w na wp� zamkni�tym wej�ciu.
Lecz to, czy zdo�a si� uwolni�, nie mia�o �adnego znaczenia. Rozleg� si� g�uchy
grzmot. Ziemia drgn�a, zahucza�a, po czym z powrotem osiad�a. Podziemna fala
przetoczy�a si� pod stopami trojga obserwator�w. Z fabryki unios�a si� pojedyncza
smuga czarnego dymu. Betonowa p�yta trzasn�a niczym sucha ga���; na okolic� posypa�
si� deszcz od�amk�w. Dym zawis� na chwil� nad r�wnin�, po czym rozp�yn�� si�,
rozwiany porannym wiatrem.
Fabryka zmieni�a si� w stopion�, wypatroszon� ruin�. Zosta�a spenetrowana i
zniszczona.
O�Neill sztywno podni�s� si� z ziemi.
� Ju� po wszystkim. To koniec. Mamy to, czego chcieli�my � zniszczyli�my sie�
autofabu. � Popatrzy� na Perine�a. � Czy o to nam chodzi�o?
Spojrzeli w kierunku le��cej za nimi osady. Niewiele pozosta�o z r�wnych rz�d�w
dom�w i ulic. Bez pomocy sieci standard �ycia w osadzie gwa�townie si� obni�y�. Po
niegdysiejszym �adzie nie zosta�o ani �ladu; osiedle by�o zaniedbane i niechlujne.
� Oczywi�cie � odpar� z wahaniem Perine. � Jak tylko dostaniemy si� w g��b
fabryk i rozpoczniemy organizacj� w�asnych linii produkcyjnych...
� Czy tam w og�le co� zosta�o? � zapyta�a Judith.
� Musia�o. Bo�e, przecie� poziomy si�ga�y mile w g��b ziemi!
� Niekt�re z opracowanych pod koniec bomb by�y bardzo du�e � zauwa�y�a Judith. �
Lepsze ni� wszystko, czym sami dysponowali�my w czasie naszej wojny.
� Pami�tacie ob�z, kt�ry widzieli�my? Mieszka�c�w ruin?
� Nie by�o mnie wtedy z wami � odrzek� Perine.
� Przypominali dzikie zwierz�ta. �ywili si� korzonkami i larwami. Ostrzyli
kamienie i garbowali sk�ry. Barbarzy�cy.
� Ale przecie� w�a�nie tego chc� im podobni � odpar� obronnym tonem Perine.
� Naprawd�? Czy my tego chcemy? � O�Neill wskaza� na zrujnowan� osad�. � Czy
takie by�y nasze zamierzenia w dniu, kiedy zbierali�my wolfram? Albo w dniu, kiedy
oznajmili�my ci�ar�wce fabrycznej, �e mleko jest... � Nie m�g� sobie przypomnie�
tamtego s�owa.
� Denne � podsun�a Judith.
� Chod�my � powiedzia� O�Neill. � Nie ma na co czeka�. Zobaczmy, co zosta�o z
tej fabryki... co dla nas zosta�o.
WEZWANIE DO NAPRAWY
Rozs�dnie by�oby wyja�ni�, czym zajmowa� si� Courtland w chwili, gdy zabrz�cza�
dzwonek u drzwi.
David Courtland siedzia� nad stosem rutynowych raport�w w swoim eleganckim
apartamencie przy ulicy Leavenworth, gdzie zbocze Russian Hill przechodzi w p�ask�
r�wnin� Norm Beach, kt�ra wiedzie prosto do zatoki San Francisco. Raporty dotyczy�y
danych technicznych na temat rezultat�w test�w Mount Diablo. Jako dyrektor do spraw
bada� w firmie Pesco Paints, Courtland zajmowa� si� wzgl�dn� wytrzyma�o�ci� r�nego
rodzaju powierzchni produkowanych przez jego firm�. Pomalowane tablice sma�y�y si�
w kalifornijskim s�o�cu przez pi��set sze��dziesi�t cztery dni. Nadesz�a pora, aby
sprawdzi�, kt�ra emulsja wytrzyma�a pr�b�, i ustali� odpowiedni cykl produkcyjny.
Poch�oni�ty analiz� skomplikowanych danych Courtland pocz�tkowo nie dos�ysza�
dzwonka. W rogu salonu z wysokiej jako�ci wzmacniacza marki Bogen i g�o�nika p�yn�a
symfonia Schumanna. �ona Davida, Fay, zmywa�a w kuchni naczynia po kolacji. Dwaj
synowie, Bobby i Ralf, spali ju� w swoich ��kach. Si�gaj�c po fajk�, Courtland na
chwil� odsun�� si� od biurka, przeczesa� ci�k� r�k� rzedn�ce siwe w�osy... i
us�ysza� dzwonek.
� Cholera � powiedzia�. Zastanowi� si�, ile razy rozbrzmia� nie�mia�y sygna�; w
pod�wiadomo�ci tkwi� mu mglisty zapis wielokrotnych pr�b podejmowanych celem
zwr�cenia jego uwagi. Sterta raport�w zafalowa�a przed znu�onymi oczami m�czyzny.
Kt� to u licha by�? Zegarek wskazywa� dopiero dziewi�t� trzydzie�ci; irytacja by�a
w gruncie rzeczy bezzasadna.
� Mam otworzy�? � zawo�a�a z kuchni Fay.
� Ja p�jd�. � Courtland d�wign�� si� z krzes�a, wsun�� stopy w buty i powl�k�
si� przez pok�j, obok kanapy, lampy stoj�cej, stojaka z gazetami, fonografii,
biblioteczki, a� do drzwi. By� przysadzistym technologiem, w �rednim wieku i nie
znosi�, jak kto� przeszkadza� mu w pracy.
Na korytarzu sta� nieznajomy m�czyzna.
� Dobry wiecz�r panu � powiedzia� nowo przyby�y, bacznie studiuj�c tabliczk� z
przypi�tymi notatkami. � Przepraszam, �e przeszkadzam.
Courtland zmierzy� go cierpkim spojrzeniem. Pewnie komiwoja�er. Chudy,
jasnow�osy, w bia�ej koszuli, muszce i jednorz�dowej niebieskiej marynarce,
m�odzieniec sta� przed nim z tabliczk� w jednej i wypchan� czarn� teczk� w drugiej
r�ce. Jego ko�cista twarz zastyg�a w wyrazie poka�nego skupienia. Unosi�a si� wok�
niego aura ostro�nego zak�opotania; zmarszczy� brwi, zasznurowa� usta, a mi�nie
policzka zadrga�y mu lv niekontrolowanym odruchu niepokoju. Unosz�c wzrok, zapyta�:
� Czy to Leavenworth 1846? Mieszkanie 3 A?
� Owszem � odrzek� Courtland z cierpliwo�ci� nale�n� osobnikowi ni�szego
gatunku.
Zmarszczka na czole m�odzie�ca odrobin� z�agodnia�a. Zajrza� ponad ramieniem
Courtlanda w g��b mieszkania.
� Przepraszam, �e nachodz� pana wieczorem i przeszkadzam w pracy, ale jak pan
zapewne wie, w minione dni mieli�my komplet. Dlatego nie mogli�my wcze�niej
odpowiedzie� na pa�skie wezwanie.
� Moje wezwanie? � powt�rzy� jak echo Courtland. Pod rozpi�tym ko�nierzem poczu�
przyp�yw gor�ca. To pewnie sprawka Fay, wrobi�a go w co�, czym wed�ug niej powinien
si� zaj��, w jak�� spraw� wagi nadrz�dnej. � O czym pan do diab�a m�wi? � zapyta�.
� Prosz� przej�� do sedna.
M�odzieniec sp�on�� rumie�cem, ha�a�liwie prze�kn�� �lin�, spr�bowa� si�
u�miechn��, po czym podj�� gor�czkowo:
� Sir, jestem mechanikiem, kt�rego pan wzywa�, przyszed�em, aby naprawi�
pa�skiego swibbla.
Courtland wielokrotnie p�niej �a�owa�, �e nie u�y� natychmiastowej riposty,
kt�ra przysz�a mu do g�owy. � Mo�e wcale nie chc�, �eby pan naprawia� mojego
swibbla. Mo�e podoba mi si� taki, jaki jest. � Lecz jego odpowied� brzmia�a
inaczej. Zamruga� i zmniejszy� nieco szczelin� w drzwiach, pytaj�c:
� Moje co?
� Tak jest, prosz� pana � podj�� energicznie m�odzieniec. � Dotar�a do nas
informacja o zainstalowaniu swibbla. Na og� przeprowadzamy automatyczn� ankiet�,
lecz tym razem pa�skie wezwanie uprzedzi�o nasze zamierzenia � dlatego przyjecha�em
wraz z ca�ym sprz�tem naprawczym. Wracaj�c do sedna pa�skiej skargi... � Gwa�townie
przekartkowa� notatki przypi�te do tabliczki. � C�, nie ma sensu tego szuka�,
wyja�ni mi pan osobi�cie. Jak pan zapewne wie, oficjalnie nie jeste�my fili�
korporacji handlowej... posiadamy tak zwane potwierdzenie ubezpieczeniowe, kt�re
wchodzi w �ycie z chwil� dokonania przez pana zakupu. Oczywi�cie, mo�e pan anulowa�
umow�. Dosz�y mnie s�uchy, �e w bran�y serwisowej roi si� od konkurent�w �
za�artowa�.
Po chwili m�odzieniec spowa�nia�. Prostuj�c w�t�e cia�o, doko�czy�:
� Pozwoli pan jednak, �e wspomn�, i� zajmujemy si� napraw� swibbli od chwili,
gdy stary R. J. Wright zaprezentowa� pierwszy model eksperymentalny nap�dzany
energi� j�drow�.
Courtland milcza� przez d�u�sz� chwil�. Czu� zam�t w g�owie: w jego umy�le
powsta� zlepek przypadkowych, pseudotechnicznych skojarze� oraz szacowa�
introspektywnych i pozbawionych znaczenia symboli. Wygl�da�o na to, �e swibble
r�wnie� si� psu�y. Powa�ne operacje handlowe... wysy�aj� mechanika z chwil�
zawarcia transakcji. Taktyki monopolistyczne... eliminuj� konkurencj�, nim ta ma
szans� wykona� jakikolwiek ruch. Najpewniej w gr� wchodz� �ap�wki dla producenta.
Wsp�lnota interes�w.
Jednak �adna z my�li nie prowadzi�a do sedna sprawy. Pot�nym wysi�kiem przeni�s�
uwag� z powrotem na szczerego m�odzie�ca, kt�ry nerwowo czeka� w korytarzu ze swoj�
tabliczk� i czarn� wypchan� teczk�.
� Nie � powiedzia� z naciskiem. � Trafi� pan pod niew�a�ciwy adres.
� S�ucham? � zaj�kn�� si� uprzejmie m�odzieniec. Na jego twarzy odbi� si� wyraz
niemi�ego zaskoczenia. � Niew�a�ciwy adres? Na mi�o�� bosk�, czy�by przesy�ka
trafi�a nie tam, gdzie trzeba...
� Lepiej sprawd� pan jeszcze raz w swoich notatkach � poradzi� mu Courtland,
przymykaj�c drzwi. � Czymkolwiek jest ten cholerny swibbl, jak go nie mam, wcale
pana nie wzywa�em.
Zatrzaskuj�c drzwi, ujrza� w przelocie przera�on�, og�upia�� twarz m�odzie�ca.
Nast�pnie drewniana powierzchnia drzwi ograniczy�a mu pole widzenia i Courtland z
rezygnacj� powr�ci� do swego biurka.
Swibbl. C� to, u licha, by�o? Ponuro opad� na krzes�o i usi�owa� podj�� prac� w
miejscu, gdzie j� przerwa�... lecz jego my�li obra�y zupe�nie inny tor.
Nie istnia�o nic o podobnej nazwie. Ju� on wiedzia� co� na ten temat. Czyta�
�U.S. News�, �The Wall Street Journal�. Gdyby swibbl istnia�, na pewno by o nim
s�ysza� � chyba �e by� to jaki� bzdurny element wyposa�enia domu. By� mo�e w�a�nie
o to chodzi�o.
� S�uchaj � krzykn�� do �ony, gdy Fay stan�a na chwil� w drzwiach kuchennych ze
�cierk� i talerzem w d�oni. � Co tu jest grane? Czy wiesz co� na temat swibbli?
Fay potrz�sn�a g�ow�.
� Nie.
� Nie zamawia�a� chromowo-plastikowego swibbla z Macy?
� Na pewno nie.
Mo�e chodzi�o o dzieci. Mo�e w podstaw�wce zapanowa�a ostatnio moda na
wsp�czesne bierki, sztuczne ognie albo puk puk � kto tam? Lecz dziewi�ciolatki
zazwyczaj nie kupowa�y rzeczy, kt�re wymaga�yby wizyty mechanika z wielk� torb�
narz�dzi � nie za pi��dziesi�t cent�w tygodni�wki.
Ciekawo�� wzi�a g�r� nad niech�ci�. Musia� wiedzie�, dla samej zasady, czym jest
swibbl. Zerwawszy si� z miejsca, Courtland pospieszy� do drzwi i otworzy� je na
o�cie�.
Zgodnie z przewidywaniami, korytarz by� pusty. M�odzieniec odszed�,
pozostawiaj�c nik�� wo� wody kolo�skiej i potu, nic wi�cej.
Nic, poza zmi�t� kartk� papieru, kt�ra sfrun�a z jego tabliczki. Courtland
schyli� si� i podni�s� j� z posadzki. By�a to kalka opisu trasy wraz z kodem
identyfikacyjnym, nazw� firmy oraz adresem wzywaj�cego.
Ot� to. Zwi�z�a adnotacja, data za�o�enia: 1963 rok. Courtland machinalnie
si�gn�� dr��cymi r�kami po fajk�. To wyja�nia�o, dlaczego w �yciu nie s�ysza� o
swibblu. Dlaczego go nie mia�... i dlaczego, cho�by nie wiadomo do ilu drzwi
zastuka�, mechanik nie znajdzie osoby, kt�ra by go mia�a.
Swibble nie zosta�y jeszcze wymy�lone.
Po chwili wype�nionej zmaganiem z w�asnymi my�lami, Courtland chwyci� s�uchawk�
i wykr�ci� numer jednego ze swoich podw�adnych w Pesco.
� Nie obchodzi mnie, co robisz dzi� wieczorem � wycedzi� dobitnie. � Podam ci
list� instrukcji i masz niezw�ocznie je wype�ni�.
Po drugiej stronie linii Jack Hurley stoczy� ze sob� ci�k� walk�, aby si�
opanowa�.
� Dzisiaj? S�uchaj, Dave, firma to nie moja matka... mam w�asne �ycie. Je�li
my�lisz, �e przybiegn� na ka�de skinienie...
� To nie ma nic wsp�lnego z Pesco. Potrzebny mi magnetofon i kamera z obiektywem
na podczerwie�. Masz sprowadzi� tu stenotypistk� s�dow�. I jednego z naszych
elektryk�w � zdam si� na ciebie, ale wybierz naprawd� najlepszego. Zadzwo� do
Andersona z dzia�u in�ynieryjnego. Je�li go nie znajdziesz, sprowad� kogo� innego.
Potrzebny mi te� kto� spoza dzia�u produkcji, znajd� jakiego� starego mechanika,
kt�ry zna si� na rzeczy. Kt�ry rzeczywi�cie wie wszystko o maszynach.
� C�, ty jeste� szefem � odpar� z pow�tpiewaniem Hurley. � Przynajmniej w dziale
badawczym. Nale�y jednak zg�osi� to w firmie. Nie mia�by� nic przeciwko temu, �ebym
zadzwoni� do Pesbroke�a i uzyska� jego zgod�?
� Bardzo prosz�. � Courtland b�yskawicznie podj�� decyzj�. � Albo lepiej ja to
zrobi�; trzeba mu wyja�ni�, co jest grane.
� A co jest grane? � zapyta� ciekawie Hurley. � Nigdy przedtem nie s�ysza�em u
ciebie takiego tonu... czy kto� wymy�li� farb� w sprayu?
Courtland odwiesi� s�uchawk�, odczeka� d�ug� chwil�, po czym wykr�ci� numer
swojego prze�o�onego, w�a�ciciela Pesco Paints.
� Masz chwil�? � rzuci� zwi�le do s�uchawki, gdy �ona Pesbroke�a wyrwa�a
siwow�osego starca z wieczornej drzemki i zawo�a�a go do telefonu. � Chodzi o co�
wa�nego; chcia�bym to z tob� om�wi�.
� Czy to ma co� wsp�lnego z farb�? � zapyta� na wp� �artobliwie Pesbroke. �
Je�li nie...
Courtland wpad� mu w s�owo. Zda� pe�n� relacj� z wizyty mechanika.
Gdy sko�czy�, jego prze�o�ony milcza� przez chwil�.
� C� � powiedzia� wreszcie. � Pewnie m�g�bym robi� problemy formalne. Wzbudzi�e�
jednak moj� ciekawo��. Dobrze, kupuj� to. Ale � doda� cicho � je�li chodzi o
wymy�lne marnotrawienie czasu, skasuj� ci� za u�ycie ludzi i sprz�tu.
� Czy przez marnotrawienie czasu masz na my�li brak wymiernych korzy�ci?
� Nie � odrzek� Pesbroke. � Mam na my�li to, �e je�li wiesz, �e to kawa� i
umy�lnie si� w to pakujesz. Cierpi� na migren� i kawa�y nie robi� na mnie wra�enia.
Skoro rzeczywi�cie traktujesz spraw� powa�nie, zapisz� to na koszt firmy.
� Jestem powa�ny � odpowiedzia� Courtland. � Poza tym obaj jeste�my za starzy na
podobne gierki.
� C� � skwitowa� z namys�em Pesbroke. � Im cz�owiek bardziej si� starzeje, tym
jest bardziej podatny na nag�e zmiany nastroju. � Podj�� decyzj�. � Zadzwoni� do
Hurleya i dam mu upowa�nienie. R�b, co chcesz... Przypuszczam, �e masz zamiar
przycisn�� tego mechanika do muru i dowiedzie� si�, kim naprawd� jest.
� Trafi�e� w sedno.
� A je�li on m�wi prawd�... co wtedy?
� Hm � rzuci� ostro�nie Courtland. � Wtedy dowiem si�, co to jest swibbl. Na
pocz�tek. P�niej mo�e...
� Uwa�asz, �e wr�ci?
� Bardzo prawdopodobne. Nie znajdzie w�a�ciwego adresu; wiem o tym. Nikt w
okolicy nie wzywa� mechanika.
� Po co chcesz wiedzie�, czym jest swibbl? Dlaczego nie dowiesz si� raczej, w
jaki spos�b trafi� tu ze swoich czas�w?
� Mam wra�enie, �e on wie, czym jest swibbl � nie wydaje mi si�, by mia�
poj�cie, w jaki spos�b tu si� znalaz�. Pewnie nawet nie wie, �e tu jest.
Pesbroke przyzna� mu racj�.
� To logiczne. Wpu�cisz mnie, jak przyjd�? Z ch�ci� popatrz�.
� Jasne. � Spocony Courtland nie odrywa� wzroku od zamkni�tych drzwi
wyj�ciowych. � Ale b�dziesz musia� siedzie� w drugim pokoju. Nie chc� niczego
sknoci�... taka okazja drugi raz si� nie trafi.
JE�CY
W sobotni poranek, oko�o jedenastej, pani Edna Berthelson by�a gotowa do swojej
ma�ej przeja�d�ki. Pomimo �e chodzi�o o cotygodniow� czynno�� poch�aniaj�c� cztery
godziny jej cennego czasu, jecha�a sama, nie dziel�c si� z nikim swoim
znaleziskiem.
Poniewa� w�a�nie o to chodzi�o. O znalezisko, o hit nies�ychanego szcz�cia. Nic
nie da�o si� z tym por�wna�, cho� ona niejedno widzia�a, gdy� prowadzi�a interes od
pi��dziesi�ciu trzech lat. A nawet d�u�ej, je�li wliczy� w to lata sp�dzone za lad�
sklepu ojca � lecz one tak naprawd� si� nie liczy�y. Mia�y na celu zdobycie
do�wiadczenia (ojciec postawi� spraw� jasno), w gr� nie wchodzi� �aden zarobek.
Dzi�ki nim jednak zrozumia�a istot� biznesu, nauczy�a si� prowadzi� ma�y wiejski
sklep, odkurza� o��wki, rozwiesza� lep na muchy, odwa�a� suszon� fasol� i
przegania� kota z beczki z sucharami, gdzie lubi� sypia�.
Obecnie sklep by� stary, podobnie zreszt� jak ona. Pot�ny, przysadzisty m�czyzna
o kruczych brwiach, kt�ry by� jej ojcem, dawno ju� umar�; jej dzieci i wnuki
odfrun�y w �wiat. Pojawia�y si� jedno po drugim, mieszka�y w Walnut Creek, poci�y
si� w suche, upalne lata, po czym odchodzi�y, te� jedno po drugim. Z ka�dym rokiem
ona i jej sklep coraz bardziej kurczyli si� i wrastali w ziemi�, zyskuj�c na
krucho�ci, surowo�ci i powadze. I coraz bardziej upodabniali si� do siebie.
Tego ranka Jackie zapyta�:
� Babciu, dok�d jedziesz? � Chocia� oczywi�cie doskonale wiedzia�, dok�d
jecha�a. Jak w ka�d� sobot� wyje�d�a�a ci�ar�wk� na przeja�d�k�. Niemniej to
pytanie sprawia�o mu przyjemno��; cieszy�a go sta�o�� odpowiedzi. Lubi� jej
niezmienny charakter.
Na kolejne pytanie �Czy mog� jecha� z tob�?� pada�a r�wnie niezmienna odpowied�
�nie�, co jednak budzi�o w nim mniejszy entuzjazm.
Edna Berthelson mozolnie przenosi�a paczki i pud�a z zaplecza sklepu na ty�
zardzewia�ej ci�ar�wki. Na samochodzie zalega�a warstwa kurzu, jego czerwone boki
pe�ne by�y wgniece� i �lad�w korozji. Silnik ju� pracowa�, zgrzytliwie rozgrzewa�
si� w blasku wczesnego s�o�ca. Gromadka zabiedzonych kurcz�t grzeba�a pazurami w
piasku obok k�. Pod gankiem sklepu przycupn�a pulchna owca i beznami�tnie
obserwowa�a krz�tanin�. Bulwarem Mount Diablo toczy�y si� samochody i ci�ar�wki.
Alej� Lafayette przechadza�o si� kilkoro kupuj�cych, farmer�w z �onami, drobnych
biznesmen�w, pomocnik�w rolnych oraz kilka kobiet z miasta, w jaskrawych spodniach,
koszulach z nadrukiem i sanda�ach. Z ustawionego przed sklepem radia p�yn�y
popularne utwory.
� Zada�em ci pytanie � powiedzia� z wyrzutem Jackie. � Pyta�em, dok�d jedziesz.
Pani Berthelson sztywno pochyli�a grzbiet, aby podnie�� ostatni� parti�
skrzynek. Wi�ksz� cz�� towar�w za�adowa� poprzedniego wieczora Arnie Szwed,
krzepki, siwow�osy m�czyzna, na kt�rego barkach spoczywa�y najci�sze zaj�cia w
sklepie.
� Co? � mrukn�a wymijaj�co, krzywi�c w skupieniu szar�, pomarszczon� twarz. �
Doskonale wiesz, dok�d jad�.
Gdy wesz�a do sklepu, aby poszuka� ksi��ki zam�wie�, Jackie p�aczliwie pod��y�
za ni�.
� Czy mog� pojecha� z tob�? Prosz�, pozw�l mi jecha�. Nigdy mi na to nie
pozwalasz � nikomu nie pozwalasz.
� Oczywi�cie, �e nie � odpar�a ostro pani Berthelson. � Niech nikt nie wsadza
nosa w nie swoje sprawy.
� Ale ja chc� jecha� � wyja�ni� Jackie.
Staruszka odwr�ci�a g�ow� i rzuci�a mu przez rami� przebieg�e spojrzenie niczym
ptaszysko znaj�ce wszystkie sprawy �wiata.
� Tak jak ka�dy. Ale nikt nie mo�e jecha� � z tajemniczym u�miechem na w�skich
wargach, powiedzia�a �agodnie pani Berthelson.
Jackiemu nie spodoba�a si� ta odpowied�. Wciskaj�c r�ce g��boko w kieszenie,
ponury powl�k� si� do naro�nika. Nie akceptowa� tego, w czym odmawiano mu udzia�u,
czego nie m�g� dzieli�. Pani Berthelson nie zwraca�a na niego uwagi. Otuli�a chude
ramiona wys�u�onym niebieskim swetrem, znalaz�a okulary przeciws�oneczne i
zatrzasn�wszy za sob� drzwi sklepu, �wawym krokiem posz�a w kierunku ci�ar�wki.
Ruszenie samochodu z miejsca stanowi�o nie lada problem. Przez chwile siedzia�a,
szarpi�c d�wigni� zmiany bieg�w, i dusi�a sprz�g�o, niecierpliwie czekaj�c, a�
wskoczy bieg. Wreszcie rozleg� si� upragniony zgrzyt, ci�ar�wka podskoczy�a lekko,
pani Berthelson doda�a gazu i zwolni�a hamulec r�czny.
Podczas gdy ci�ar�wka z hukiem toczy�a si� ulic�, Jackie wyszed� z cienia zza
naro�nika i pod��y� za ni�. Matki nie by�o w zasi�gu wzroku. Widzia� jedynie
drzemi�c� owc� i dwa kurczaki. Nawet Arnie Szwed znikn��, pewnie poszed� po zimn�
col�. Nadarzy�a si� niepowtarzalna okazja. Jak do tej pory najlepsza. Zreszt� i tak
mia� zamiar pr�dzej czy p�niej zrealizowa� sw�j zamys�, gdy� pragnienie
towarzyszenia babce stawa�o si� nieprzeparte.
Chwytaj�c za burt� ci�ar�wki, Jackie podci�gn�� si� i wyl�dowa� twarz� na
stercie ciasno ustawionych pakunk�w i skrzy�. Ci�ar�wka trz�s�a si� pod nim i
podskakiwa�a. W obawie o �ycie, Jackie z ca�ej si�y przytrzyma� si� jednego z pude�
i podci�gn�wszy pod siebie nogi, rozpaczliwie usi�owa� nie spa��. Stopniowo droga
wyr�wna�a si� i wstrz�sy przesta�y by� tak dokuczliwe. Ch�opiec odetchn�� z ulg� i
rozlu�ni� u�cisk.
Dopi�� swego. Nareszcie. Towarzyszy� pani Berthelson w jej tajemnej
cotygodniowej podr�y, dziwnym przedsi�wzi�ciu, kt�re � jak dosz�y go s�uchy �
przynosi�o jej ogromne zyski. W podr�y, kt�rej nikt nie rozumia� i kt�ra zawiera�a
element cudowno�ci wart poniesionego trudu. W g��bi swego dzieci�cego umys�u by� o
tym �wi�cie przekonany.
�ywi� gor�czkow� nadziej�, �e po drodze nie przyjdzie jej do g�owy sprawdzi�
stan za�adunku.
WOJSKOWA ARTYLERIA
STAN�W ZJEDNOCZONYCH
SERIA A � 3 (B)
Pocz�tkowo by�a to bro� z g�owic� wodorow�, gotowa nie�� �mier� wrogowi. Nigdy
nie zosta�a wystrzelona. Radzieckie kryszta�y toksyczne przedosta�y si� przez okna
i drzwi kwatery dowodzenia w miejscowych koszarach. Kiedy nadesz�a godzina zero,
nie by�o za�ogi, kt�ra mog�aby wystrzeli� rakiet�. Nie mia�o to jednak znaczenia �
wr�g r�wnie� przesta� istnie�. Rakieta miesi�cami sta�a na swoim miejscu... tam
zasta�a j� pierwsza grupa uciekinier�w szukaj�ca schronienia pod os�on�
zrujnowanych g�r.
� �adny, prawda? � powiedzia�a Patricia Shelby. Podnios�a zm�czone oczy znad
swojego zaj�cia i u�miechn�a si� blado do Tellmana. Na jej drobnej, urodziwej
twarzy malowa� si� wyraz �miertelnego znu�enia. Co� w rodzaju trylonu na
nowojorskich targach �wiatowych.
� Bo�e � zawo�a� Tellman. � Pami�tasz to?
� Mia�am tylko osiem lat � odrzek�a Patricia. W cieniu statku uwa�nie sprawdza�a
automatyczne przeka�niki utrzymuj�ce temperatur� oraz poziom tlenu i wilgotno�ci na
statku. � Ale nigdy tego nie zapomn�. Mo�e mia�am jakie� zdolno�ci prekognitywne �
gdy zobaczy�am, jak go podnosz�, zrozumia�am, �e pewnego dnia nabierze dla
wszystkich ogromnego znaczenia.
� Ogromnego znaczenia dla ca�ej naszej dwudziestki � sprecyzowa� Tellman. Naraz
poda� jej niedopa�ek papierosa. � Prosz�, wygl�dasz, jakby� tego potrzebowa�a.
� Dzi�ki. � Patricia kontynuowa�a zaj�cie z papierosem mi�dzy wargami. � Prawie
sko�czy�am. Rany, niekt�re z tych przeka�nik�w s� male�kie. Tylko pomy�l. �
Podnios�a p�atek przezroczystego plastiku. � Oto co stanowi dla nas r�nic� pomi�dzy
�yciem a �mierci�. � W jej ciemnoniebieskie oczy wkrad� si� wyraz zabobonnej
fascynacji. � Dla ca�ej ludzko�ci.
Tellman parskn�� rubasznym �miechem.
� Ty i Flannery. Zawsze macie w zanadrza idealistyczne pustos�owie.
Profesor John, by�y dziekan wydzia�u historii na Uniwersytecie Stanforda i
obecny symboliczny przyw�dca kolonii, siedzia� w towarzystwie Flannery�ego i Jean
Dobbs i bada� ropiej�ce rami� dziesi�cioletniego ch�opca.
� Promieniowanie � rzuci� z naciskiem Crowley. � Jego poziom zwi�ksza si� z dnia
na dzie�. To wina osiadaj�cego py�u. Je�li nie wydostaniemy si� st�d jak
najpr�dzej, ju� po nas.
� Tu nie chodzi o promieniowanie � zaoponowa� Flannery pe�nym niezachwianej
pewno�ci g�osem. � To toksyczne zatrucie krystaliczne; na wzg�rzach dra�stwo si�ga
po kolana. Bawi� si� w tamtej okolicy.
� Czy to prawda? � zapyta�a Jean Dobbs. Ch�opiec kiwn�� g�ow�, nie maj�c odwagi
na ni� spojrze�. � Masz racj� � powiedzia�a do Flannery�ego.
� Na�� troch� ma�ci � poleci� Flannery. � Miejmy nadziej�, �e prze�yje. W
zasadzie niczym poza sulfatiazolem nie dysponujemy. � W nag�ym napi�ciu popatrzy�
na zegarek. � Chyba �e dzisiaj przywiezie penicylin�.
� Je�li nie dzi� � wtr�ci� Crowley � to nigdy. To ostatni za�adunek, gdy tylko
zapakujemy wszystko, odlatujemy.
Flannery zatar� r�ce.
No to dawaj pieni�dze! � hukn�� znienacka.
Crowley u�miechn�� si� krzywo.
� Jasne. � Pogrzeba� w jednym ze schowk�w i wyci�gn�� ze� gar�� banknot�w.
Pomacha� nimi zach�caj�co przed nosem Tellmana. � Bierz sw�j przydzia�. Bierz je
wszystkie.
� Ostro�nie � odrzek� nerwowo Tellman. � Pewnie zn�w podnios�a na wszystko ceny.
� Przecie� mamy ich mn�stwo. � Flannery si�gn�� po kilka banknot�w i wcisn�� je
do przeje�d�aj�cego w�zka z towarem. � Pieni�dze fruwaj� po ca�ym �wiecie, razem z
py�em i szcz�tkami ko�ci. Na Wenus nie b�d� nam potrzebne... a niechby wzi�a i
wszystkie.
Na Wenus, pomy�la� ze z�o�ci� Tellman, �ycie wr�ci do normy, a Flannery do
kopania row�w, gdzie jego miejsce.
� Co dzisiaj przywiezie? � spyta� Crowleya i Jean Dobbs, umy�lnie ignoruj�c
Flannery�ego. � Co zawiera ostatni transport?
� Komiksy � odpowiedzia� z rozmarzeniem Flannery, ocieraj�c pot z �ysiej�cego
czo�a; by� szczup�ym, m�odym, ciemnow�osym dryblasem. � I harmonijki.
Crowley mrugn�� do niego.
� Ukulele, �eby�my ca�ymi dniami wylegiwali si� na hamakach, brzd�kaj�c �Kto�
jest w kuchni z Dinah�.
� I mieszade�ka do drink�w � przypomnia� mu Flannery. � �eby�my mogli
skuteczniej sp�aszcza� b�belki w wybornym szampanie rocznik �38.
Tellman zawrza�.
� Degenerat!
Crowley i Flannery wybuchn�li �miechem i upokorzony Tellman oddali� si�
pospiesznie. Co to za durnie i szale�cy? Wci�� pozwala� sobie na tak niewybredne
�arty... Przeni�s� na statek �a�osne, niemal oskar�ycielskie spojrzenie. Jaki �wiat
mieli za�o�y�?
Ogromny statek l�ni� w bezlitosnym blasku s�o�ca. Strzelista konstrukcja ze
stopu i w��knistej siatki ochronnej kr�lowa�a nad n�dznym obozowiskiem. Jeszcze
tylko jeden za�adunek. Jeszcze jedna ci�ar�wka towar�w z jedynego �r�d�a,
nieska�onej oazy wytyczaj�cej r�nic� pomi�dzy �yciem a �mierci�.
B�agaj�c w duchu, aby wszystko potoczy�o si� jak nale�y, Tellman czeka� na
przyjazd pani Edny Berthelson i jej sfatygowanej czerwonej ci�ar�wki. Kruchej
p�powiny, ��cz�cej ich z bogat�, nienaruszon� przesz�o�ci�.
Po obu stronach szosy ci�gn�y si� gaje brzoskwiniowe. Pszczo�y i muchy lata�y
ospale nad gnij�cymi owocami le��cymi na ziemi, co chwila pojawia� si� przydro�ny
stragan obs�ugiwany przez sennych ma�oletnich sprzedawc�w. Na podjazdach sta�y
zaparkowane buicki i stare modele samochod�w. Tu i �wdzie szwenda�y si� wiejskie
kundle. Na jednym ze skrzy�owa� znajdowa�a si� elegancka tawerna, kt�rej upiornie
blady neon miga� w porannym �wietle s�o�ca.
Pani Edna Berthelson spojrza�a wrogo na lokal i zaparkowane wok� niego pojazdy.
Ludzie z miasta wprowadzali si� do doliny, wycinali stare d�by i sady, stawiaj�c w
ich miejsce podmiejskie domy. W �rodku dnia zatrzymywali si� na szklaneczk� whisky,
po czym ruszali w dalsz� drog�, p�dz�c siedemdziesi�t pi�� mil na godzin� w swoich
chryslerach z odsuni�tymi dachami. Kolumna pojazd�w wlek�cych si� za jej ci�ar�wk�
naraz ruszy�a do przodu i wyprzedzi�a j�. Przyj�a to z kamienn� twarz�. Dobrze im
tak, po co si� spiesz�. Gdyby �y�a w podobnym po�piechu, nigdy nie odkry�aby pewnej
osobliwej zdolno�ci, kt�ra ujawni�a si� podczas jednej z samotnych wypraw w g��b
siebie, nigdy nie dowiedzia�aby si�, �e umie patrze� �do przodu� ani nie
stwierdzi�aby istnienia szczeliny w czasie, dzi�ki kt�rej mimo zawy�onych cen
szcz�liwie dobija�a targu. Niech si� spiesz�, skoro chc�. Ustawione na przyczepie
towary postukiwa�y rytmicznie. Silnik charcza�. Na tylnej szybie bzycza�a ledwie
�ywa mucha.
Jackie le�a� w�r�d karton�w i skrzy�, z zadowoleniem spogl�daj�c na mijane gaje
i samochody. Na tle rozgrzanego nieba widnia� szczyt Mount Diablo, bia�o �
niebieski kawa� ska�y. Wierzcho�ek osnuwa� mg��, Mount Diablo wznosi� si� wysoko.
Ch�opiec zrobi� min� do psa, kt�ry leniwie czeka� na skraju drogi, by wreszcie
przej�� na drug� stron�. Pomacha� rado�nie do pracownika linii telefonicznych
Pacific, kt�ry odwija� drut z ogromnej szpuli.
W pewnej chwili ci�ar�wka zjecha�a z autostrady na boczn� drog� o czarnej
nawierzchni. Liczba samochod�w si� zmniejszy�a. Ci�ar�wka zacz�a pi�� si� w g�r�...
bujne sady ust�pi�y miejsca brunatnym poloni. Po prawej stronie widnia�o zrujnowane
gospodarstwo, popatrzy� na nie z ciekawo�ci�, zastanawiaj�c si�, ile mog�o mie�
lat. W miejsce p�l pojawi�y si� ugory. Od czasu do czasu uwag� ch�opca przykuwa�y
po�amane ogrodzenia. Zniszczone drogowskazy, kt�rych tre�ci nie spos�b by�o
rozszyfrowa�. Ci�ar�wka zbli�a�a si� do podn�a Mount Diablo... prawie nikt nie
zagl�da� w te strony.
Ch�opiec zastanawia� si� leniwie, dlaczego babka wybra�a w�a�nie to miejsce.
Okolica by�a niezamieszkana, pola przesz�y niespodziewanie w k�py traw i zaro�la,
istne pustkowie na zboczu g�ry. Przez wyboist� drog� przebieg� zaj�c. Faluj�ce
pag�rki, ziemia usiana g�azami... nie by�o (U nic pr�cz wie�y przeciwpo�arowej i
mo�e zbiornika wodnego. Okolica na pikniki, dawniej zadbana, teraz popad�a w
ca�kowite zapomnienie.
Poczu� uk�ucie strachu. Przecie� tu nie mieszka� �aden klient... pocz�tkowo by�
�wi�cie przekonany, �e czerwona ci�ar�wka zawiezie go prosto do miasta, do San
Francisco, Oakland albo Berkeley, gdzie m�g�by wyj�� z ukrycia i zobaczy� wiele
interesuj�cych rzeczy. Tutaj nie by�o nic, jedynie pustka, cicha i odpychaj�ca. W
cieniu g�ry powietrze przejmowa�o dotkliwym ch�odem. Zadr�a�. Po�a�owa�, �e
zdecydowa� si� na eskapad�.
Pani Berthelson zwolni�a i ha�a�liwie wrzuci�a ni�szy bieg. Z rykiem i w�r�d
przera�liwego parskania rury wydechowej ci�ar�wka wspina�a si� po pochy�ej skarpie
w�r�d poszarpanych, z�owrogich ska�. Z oddali dobieg� piskliwy g�os ptaka, Jackie
ws�ucha� si� w pos�pne echo, zachodz�c w g�ow�, w jaki spos�b m�g�by zwr�ci� uwag�
babki. Mi�o by�oby znale�� si� teraz w kabinie. Mi�o by�oby...
Nagle zwr�ci� na to uwag�. W pierwszej chwili nie uwierzy�... ale musia� to
uczyni�.
Ci�ar�wka zacz�a si� dematerializowa�.
Znika�a powoli, prawie niezauwa�alnie. Stawa�a si� coraz bledsza, czerwie�
korozji przybra�a odcie� szaro�ci, po czym sta�a si� bezbarwna. Od spodu
prze�witywa�a czer� drogi. Ogarni�ty panik� ch�opiec rozpaczliwie spr�bowa�
uchwyci� si� skrzy�, lecz jego r�ka trafi�a w pr�ni�; zako�ysa� si� niebezpiecznie
na nier�wnej powierzchni mglistych zarys�w, w�r�d prawie niewidocznych zjaw.
Ze�lizgn�� si� na d� i zamar� w po�owie ci�ar�wki, tu� nad rur� wydechow�.
Desperacko si�gn�� do wisz�cych nad jego g�ow� pude�.
� Pomocy! � krzykn��. Jego wo�anie ponios�o si� echem, by�o to jedyny d�wi�k,
kt�ry m�ci� cisz�... ryk silnika ci�ar�wki ucich�. Pr�bowa� zacisn�� r�k� na
rozp�ywaj�cym si� kszta�cie pojazdu, po czym gruchn�� z impetem na ziemi�.
W wyniku si�y uderzenia sturla� si� w g�stwin� suchych chwast�w porastaj�cych
r�w odp�ywowy. Oszo�omiony z niedowierzania i b�lu le�a�, ci�ko chwytaj�c
powietrze, i bezskutecznie usi�owa� wsta�. Zapanowa�a kompletna cisza, ci�ar�wka i
pani Berthelson znik�y. Zosta� sam. Otumaniony przera�eniem przymkn�� oczy.
Po up�ywie pewnego, chyba nied�ugiego czasu pisk hamulc�w przywr�ci� mu
�wiadomo��. Brudna pomara�czowa ci�ar�wka stanowa zatrzyma�a si� gwa�townie i
wysiad�o z niej dw�ch m�czyzn w roboczych kombinezonach koloru khaki. Podbiegli do
niego.
� Co si� sta�o? � wrzasn�� jeden. Zaalarmowani podnie�li go z ziemi. � Co ty tu
robisz?
� Wypad�em � wymamrota�. � Z ci�ar�wki.
� Z jakiej ci�ar�wki? � zapytali. � Jak to?
Nie umia� odpowiedzie� im na to pytanie. Wiedzia� jedynie, �e babka znik�a. Nie
osi�gn�� celu. Ponownie uda�a si� w samotn� podr�. On nigdy si� nie dowie, dok�d
pojecha�a i kim byli jej klienci.
To by�a prawda.
Gdy czerwona ci�ar�wka toczy�a si� drog�, pani Berthelson zajrza�a �do przodu� i
przekona�a si�, �e tamci m�wili prawd�. Skrzywi�a w�skie wargi, poczu�a w ustach
kwa�ny posmak ��ci. Uzna�a za oczywiste, �e nadal b�d� od niej kupowa� �
konkurencja nie istnia�a, a zapotrzebowanie by�o ogromne. A oni odlatywali. Kiedy
to nast�pi, utraci doskona�y rynek zbytu.
Nigdy nie znajdzie korzystniejszego. Mia�a do czynienia z klientami idealnymi. W
zamkni�tej skrzynce na zapleczu sklepu, pod zapasowym workiem zbo�a ukry�a prawie
dwie�cie pi��dziesi�t tysi�cy dolar�w. Istna fortuna, kt�r� otrzyma�a w ci�gu kilku
miesi�cy od uwi�zionej kolonii, kiedy jej mieszka�cy z mozo�em budowali sw�j
statek.
To dzi�ki niej im si� uda�o. Ona odpowiada�a za ich ucieczk�. Brak umiej�tno�ci
przewidywania spowodowa�, �e teraz si� wymykali. Co za bezmy�lno��.
Wracaj�c do domu, intensywnie my�la�a. To jej wina, ostatecznie by�a jedyn�
osob�, kt�ra umo�liwi�a im zgromadzenie zapas�w. Bez niej byli bezradni.
Uchwyci�a si� tej my�li i zajrza�a w g��b siebie, rozpatruj�c poszczeg�lne
wersje przysz�ych wydarze�. Oczywi�cie istnia�o ich wi�cej ni� jedna. Spoczywa�y
przed ni� niczym szereg p�l, skomplikowana sie� �wiat�w, do kt�rych mog�a zajrze�
zale�nie od swojej woli. �aden z nich nie zawiera� jednak tego, na czym zale�a�o
jej najbardziej.
Wszystkie ukazywa�y pozbawion� �ycia r�wnin� czarnego py�u. Nie by�o na niej
�adnych klient�w.
Ci�g wersji by� nadzwyczaj z�o�ony. Poszczeg�lne sekwencje ��czy�y si� niczym
sznur paciork�w; istnia�y �a�cuchy zdarze� zawieraj�ce z��czone ogniwa. Jedno
prowadzi�o do nast�pnego... lecz nie do r�wnoleg�ych �a�cuch�w.
Przyst�pi�a do precyzyjnego przeszukiwania ka�dego z nich. By�y liczne... mia�a
przed sob� niesko�czon� ilo�� wersji przysz�ych wydarze�. Wyb�r nale�a� do niej;
zajrza�a do jednego z nich, do �a�cucha, w kt�rym kolonia budowa�a statek. Jej
interwencja spowodowa�a urzeczywistnienie plan�w. Wybra�a j� spo�r�d wielu
mo�liwo�ci.
Musia�a zadzia�a� po raz kolejny. Pierwsza wersja nie przynios�a po��danych
rezultat�w. Rynek zbytu przesta� istnie�.
Nim zd��y�a j� umiejscowi�, ci�ar�wka wjecha�a do mi�ego miasteczka Walnut
Creek, min�a kolorowe sklepy, domy i supermarkety. Mo�liwo�ci by�y liczne, ale jej
umys� nie funkcjonowa� ju� tak jak dawniej... jednak si� uda�o. Od razu wiedzia�a,
�e wybra�a w�a�ciw�. Jej instynkt handlowy natychmiast to potwierdzi�, wersja
zosta�a zatwierdzona.
Spo�r�d wszystkich mo�liwo�ci ta by�a jedyna w swoim rodzaju. Statek zosta�
wykonany solidnie i gruntownie przetestowany. Jedna wersja ukazywa�a go, jak wznosi
si�, na chwil� zastyga w powietrzu, po czym z impetem rusza w kierunku granicy
atmosfery, ku Gwie�dzie Porannej. Sekwencje pora�ki ukazywa�y eksplozj� i statek
rozpadaj�cy si� na roz�arzone fragmenty. T� wersj� odrzuci�a natychmiast, nie mog�a
przynie�� korzy�ci.
Wed�ug innych mo�liwo�ci statek nie wystartowa� wcale. Turbiny zawiod�y... i
statek nie ruszy� si� z miejsca. W�wczas jednak ludzie wybiegli na zewn�trz i
przyst�pili do ustalania przyczyn usterki. To na nic. W p�niejszych segmentach
�a�cucha naprawiono statek i start odby� si� pomy�lnie.
Lecz jeden �a�cuch pasowa� jak ula�. Ka�dy element, ka�de ogniwo uk�ada�o si�
pomy�lnie. Zatrza�ni�to w�azy ci�nieniowe i zapiecz�towano statek. Z turbin poszed�
s�up ognia i statek chwiejnie uni�s� si� ponad r�wnin�. W odleg�o�ci trzech mil od
ziemi odpad�a tylna dysza. Statek zawirowa�, po czym run�� z impetem. Uruchomiono
silniki awaryjne przeznaczone do l�dowania na Wenus. Statek zwolni�, zako�ysa� si�
przez u�amek sekundy i roztrzaska� si� na stercie gruzu, kt�ra niegdy� nosi�a nazw�
Mount Diablo. Dymi�ce szcz�tki spoczywa�y na ziemi w niezm�conej ciszy.
Z wraku wysz�a oszo�omiona garstka ludzi i oszacowa�a straty. Mia�a przed sob�
budowanie wszystkiego od pocz�tku. Zebranie zapas�w i naprawienie statku... Stara
u�miechn�a si� do siebie.
O to jej chodzi�o. Rozwi�zanie by�o bez zarzutu. Musia�a jedynie c� za drobiazg
� wybra� sekwencj� na kolejn� podr�. Na kolejn� sobotni� dostaw�.
Crowley le�a� na wp� zasypany py�em i dotyka� g��bokiej rany w policzku. Bola�
z�amany z�b. Struga g�stej krwi sp�ywa�a mu do ust; gor�cy, s�onawy smak ciekn�cej
bezradnie wydzieliny jego w�asnego cia�a. Spr�bowa� poruszy� nog�, lecz utraci� w
niej czucie. Z�amana. W jego ogarni�tym rozpacz� umy�le panowa� zbyt du�y zam�t,
aby m�g� w pe�ni zrozumie� sytuacj�.
Gdzie� w ciemno�ciach poruszy� si� Flannery. J�kn�a jaka� kobieta, w�r�d ska� i
po�amanych fragment�w statku le�eli ranni i konaj�cy. Kto� podni�s� si� z ziemi,
potkn�� si�, po czym upad�. Zamruga�o sztuczne �wiat�o. To Tellman pe�z�
niezgrabnie po szcz�tkach ich �wiata. Popatrzy� t�po na Crowleya, okulary wisia�y
mu na jednym uchu, straci� doln� cz�� twarzy. Naraz pad� do przodu na dymi�c�
stert� zapas�w. Chude cia�o drga�o w konwulsjach.
Crowley d�wign�� si� na kolana. Masterson pochyli� si� nad nim, w k�ko
powtarzaj�c te same s�owa.
� Nic mi nie jest � st�kn�� Crowley.
� Spadli�my. Statek rozbity.
� Wiem.
W g�osie Mastersona pobrzmiewa�y pierwsze nuty histerii.
� My�lisz, �e...
� Nie � mrukn�� Crowley. � To niemo�liwe.
Masterson wybuchn�� �miechem. �zy p�yn�y mu po twarzy, znacz�c smugami brudne
policzki, krople kapa�y na szyj� i za zw�glony ko�nierz.
� To ona. Uziemi�a nas. Chce, �eby�my tu zostali.
� Nie � powt�rzy� Crowley. Odsun�� od siebie t� my�l. To niemo�liwe. Niemo�liwe.
� Odlecimy � powiedzia�. � Pozbieramy szcz�tki... zaczniemy wszystko od nowa.
� Ona wr�ci � wyj�ka� Masterson. � Wie, �e b�dziemy na ni� czeka�. Klienci!
� Nie � odpar� Crowley. Nie wierzy� w to, zmusi� si�, by nie uwierzy�. �
Uciekniemy. Musimy st�d uciec!
MODEL YANCY�EGO
W�r�d pasa�er�w statku l�duj�cego na Kalisto znajdowa� si� Peter Taverner, jego
�ona oraz dw�jka dzieci. Z wyrazem troski na twarzy Taverner wy�uska� z t�umu
sylwetki miejscowych urz�dnik�w celnych majacz�ce u wyj�cia. Pasa�er�w czeka�a
dok�adna kontrola, wraz z opuszczeniem rampy grupa urz�dnik�w przesun�a si� do
przodu.
Taverner wsta� i zwo�a� swoj� rodzin�.
� Nie zwracaj na nich uwagi � pouczy� Ruth. � Nasze papiery umo�liwi� nam
wej�cie.
Wed�ug fachowo spreparowanych dokument�w trudni� si� handlem metalami
nie�elaznymi i szuka� rynku zbytu dla swoich produkt�w. Kalisto stanowi�a miejsce
ziemskich i mineralnych transakcji, nap�ywa� na ni� nieprzerwany strumie� ��dnych
zysku przedsi�biorc�w czerpi�cych surowiec z nierozwini�tych ksi�yc�w i zwo��cych
sprz�t kopalniany z planet wewn�trznych.
Taverner z pozorn� niedba�o�ci� przerzuci� p�aszcz przez rami�. Przysadzisty
m�czyzna po trzydziestce bez trudu m�g� uchodzi� za zamo�nego biznesmena. Marynarka
z podw�jnym rz�dem guzik�w by�a droga, lecz konserwatywna, wielkie buty starannie
wypolerowane. Og�lnie rzecz bior�c, prawdopodobnie mu si� uda. Wraz rodzin� ruszy�
w kierunku wyj�cia i zaprezentowa� nieskazitelnie podrobione dokumenty
pozaplanetarnej klasy biznesowej.
� Zaw�d? � zapyta� ubrany w zielony mundur urz�dnik, celuj�c w niego o��wkiem.
Sprawdzono dokumenty, wykonano zdj�cia i zamieszczono je w kartotece. Dokonano
por�wna� fal m�zgowych: rutynowa procedura celna.
� Metalurgia nie�elazna � zacz�� Taverner, ale drugi urz�dnik wpad� mu w s�owo:
� Ju� trzeci gliniarz tego ranka. O co wam na tej Terze chodzi? Urz�dnik
zmierzy� Tavernera bacznym spojrzeniem. � Mamy tu wi�cej gliniarzy ni� ministr�w.
Usi�uj�c nie wypa�� z roli, Taverner odpar� g�adko:
� Przyjecha�em na wypoczynek. Przewlek�y alkoholizm � nic s�u�bowego.
� To samo m�wi twoja kohorta. � Funkcjonariusz u�miechn�� si� z rozbawieniem. �
Co tam, jeden terra�ski gliniarz wi�cej, jeden mniej. Odsun�� zasuw� i przepu�ci�
Tavernera i jego rodzin�. � Witamy na Kalisto. Dobrej zabawy. To najszybciej
rozwijaj�cy si� ksi�yc w uk�adzie.
� Prawie planeta � uzupe�ni� ironicznie Taverner.
� Lada dzie�. � Urz�dnik zerkn�� w swoje notatki. � Zdaniem naszych przyjaci� w
waszej ma�ej organizacji, na waszych �cianach wisz� dotycz�ce nas mapy i wykresy.
Czy naprawd� jeste�my a� tak wa�ni?
� Dociekliwo�� naukowa � skwitowa� Taverner; trzy kropki oznacza�y, �e ca�a
ekipa zosta�a zdemaskowana. W�adze miejscowe otrzyma�y zapewne nakaz zapobiegania
infiltracji... �wiadomo�� tego przej�a go ch�odem.
Mimo to przepu�cili go. Czy�by byli a� tak ufni?
Sytuacja przedstawia�a si� nieweso�o. Rozgl�daj�c si� za taks�wk�, przygotowywa�
si� do mozolnego zwo�ania ekipy i po��czenia jej w ca�o��.
Tego wieczora, w barze �Jarz � si� na g��wnej ulicy handlowej dzielnicy miasta
Taverner spotka� si� z dwoma cz�onkami ekipy. Pochyleni nad szklankami z whisky
por�wnali swoje notatki.
� Jestem tu blisko dwana�cie godzin � powiedzia� Eckmund, spogl�daj�c
beznami�tnie na rz�dy butelek ustawione w mrocznej g��bi baru. W powietrzu unosi�
si� dym papierosowy; automatyczna szafa graj�ca emitowa�a metalicznie brzmi�ce
melodie. � Chodzi�em po mie�cie i obserwowa�em.
� Ja � odpowiedzia� Dorser � by�em w bibliotece. Skonfrontowa�em kr���ce mity z
panuj�c� na Kalisto rzeczywisto�ci�. Rozmawia�em te� z naukowcami � wykszta�conymi
osobnikami kr�c�cymi si� po salach.
Taverner upi� �yk ze swojej szklanki.
� I co?
� Znasz zasad� wy�szo�ci do�wiadczenia nad rozumem � odpar� z grymasem Eckmund.
� Szwenda�em si� na skraju dzielnicy slums�w, a� wreszcie nawi�za�em pogaw�dk� z
lud�mi czekaj�cymi na autobus. Rozpocz��em od ataku na w�adze: jako�� transportu
miejskiego, brak oczyszczalni �ciek�w, podatki, jednym s�owem wszystko. Z miejsca
podchwycili. Bez wahania. I bez strachu.
� Konstrukcja rz�du opiera si� na archaicznym schemacie � uzupe�ni� Dorser. �
System dwupartyjny, jedna partia nieco bardziej konserwatywna ni� druga. Og�lnie
rzecz bior�c, nie ma miedzy nimi �adnej zasadniczej r�nicy. Jednak�e obie wybieraj�
kandydat�w na otwartych zgromadzeniach podczas tajnego g�osowania. � Ogarn�o go
rozbawienie. � Modelowy przyk�ad demokracji. Czyta�em w ksi��kach, nic pr�cz
idealistycznych slogan�w: wolno�� s�owa, zgromadzenia oraz religii. �ywcem wzi�te z
podr�cznika.
Wszyscy trzej umilkli na chwil�.
� S� wi�zienia � odpar� powoli Taverner. � W ka�dym spo�ecze�stwie jest miejsce
na pogwa�cenie prawa.
� Odwiedzi�em jeden zak�ad karny � odpar� Eckmund i czkn��. Drobni
z�odziejaszkowie, mordercy, oszu�ci, chuligani � normalka.
� �adnych wi�ni�w politycznych?
� �adnych. � Eckmund podni�s� g�os. � R�wnie dobrze mo�emy to wykrzycze�. Nikogo
to nie obchodzi. A ju� najmniej w�adze.
� Mo�e po naszym wyje�dzie zapuszkuj� kilka tysi�cy os�b � mrukn�� z namys�em
Dorser.
� Bo�e � odpar� Eckmund � ludzie mog� opu�ci� Kalisto, kiedy tylko dusza
zapragnie. Kieruj�c pa�stwem policyjnym, nale�y dba� o szczelno�� granic. Tutejsze
s� otwarte na o�cie�. Ludzie wchodz� i wychodz�.
� Mo�e dosypuj� im co� do wody � wyrazi� przypuszczenie Dorser.
� Czy mo�na zak�ada� istnienie pa�stwa totalitarnego bez terroryzmu? � zapyta�
retorycznie Eckmund. � Jestem got�w da� g�ow�, �e nie ma tu kontroli my�li. I nie
ma strachu.
� Musz� wywiera� jaki� nacisk � upiera� si� Taverner.
� Policja na pewno tego nie robi � wtr�ci� z naciskiem Dorser. � Obywaj� si� bez
u�ycia si�y i brutalno�ci. To samo dotyczy nielegalnych aresztowa�, uwi�zienia i
pracy przymusowej.
� Gdyby�my mieli do czynienia z pa�stwem policyjnym � powiedzia� w zamy�leniu
Eckmund � wyst�powa�oby tu r�wnie� zjawisko ruchu oporu. Rodzaj ugrupowania
�wywrotowego�, kt�rego d��eniem by�oby obalenie w�adz. Lecz w tym spo�ecze�stwie
ka�dy mo�e u�ala� si� do woli; mo�na wykupi� sobie czas antenowy w radiu lub
telewizji, szpalt� w gazecie � co si� tylko chce. � Wzruszy� ramionami. � Sk�d wi�c
mowa o tajnym ruchu oporu? To bez sensu.
� Niemniej ci ludzie �yj� w spo�ecze�stwie, w kt�rym obowi�zuje ideologia jednej
partii � wtr�ci� Taverner. � To bezpo�redni symptom uwa�nie sterowanego pa�stwa
totalitarnego. Przypominaj� kr�liki do�wiadczalne � bez wzgl�du na to, czy s� tego
�wiadomi, czy nie.
� I niby nie zdawaliby sobie z tego sprawy?
Taverner w oszo�omieniu potrz�sn�� g�ow�.
� Sam ju� nie wiem. Dzia�aj� tu pewne mechanizmy, kt�rych nie rozumiemy.
� Mamy wszystko jak na d�oni. Mo�emy zbada� sytuacj�.
� Spogl�damy nie tam, gdzie trzeba. � Taverner leniwie utkwi� wzrok w
telewizorze ustawionym nad barem. Po��czona z ta�cem i �piewem prezentacja nagich
dziewcz�cych cia� dobieg�a ko�ca, w jej miejsce pojawi�a si� twarz m�czyzny. By� to
pi��dziesi�ciolatek o sympatycznym, okr�g�ym obliczu, otwartym spojrzeniu
niebieskich oczu, niemal dzieci�cym wyrazie ust i br�zowych kosmykach opadaj�cych
na lekko odstaj�ce uszy.
� Przyjaciele � hukn�a posta� z telewizora � mi�o zn�w u was go�ci� dzi�
wieczorem. Pomy�la�em sobie, �e utn� sobie z wami pogaw�dk�.
� Reklama � skwitowa� Dorser i zasygnalizowa� mechanicznemu barmanowi, �e �yczy
sobie nast�pnego drinka.
� Kto to jest? � zapyta� z zainteresowaniem Taverner.
� Ten przyjemniaczek? � Eckmund zerkn�� do swoich notatek. � Jaki� popularny
komentator. Nazywa si� Yancy.
� Jest cz�onkiem rz�du?
� Nic o tym nie wiem. To rodzaj domoros�ego filozofa. Znalaz�em w kiosku jego
biografi�. � Eckmund poda� szefowi kolorow� ksi��eczk�. � Na m�j gust, niczym nie
r�ni si� od innych. Kiedy� by� �o�nierzem, w wojnie mi�dzy Marsem a Jowiszem
awansowa� do rangi majora. � Oboj�tnie wzruszy� ramionami. � Gadaj�cy almanach.
Pe�ne wigoru pogadanki na ka�dy temat. Porady typu, jak wyleczy� katar, i
komentarze na temat beznadziejnej sytuacji na Terze.
Taverner przekartkowa� ksi��k�.
� Tak, rzeczywi�cie widzia�em w okolicy jego zdj�cia.
� Cieszy si� niezmiern� popularno�ci�. Uwielbiany przez t�um � traktuj� go jak
swojego rzecznika. Kupuj�c papierosy, zwr�ci�em uwag�, �e reklamuje jedn� mark�,
kt�ra dzi�ki temu wypar�a niemal z rynku wszystkie pozosta�e. To samo dotyczy piwa.
Szkocka w naszych szklankach te� pewnie nale�y do ulubionych Yancy�ego. Podobnie
jak pi�ki tenisowe. Tyle �e on nie gra w tenisa � woli krykieta. Gra w ka�dy
weekend. � Si�gaj�c po now� szklank�, Eckmund podsumowa�: � Tak wi�c wszyscy graj�
w krykieta.
� Jakim sposobem krykiet m�g� sta� si� sportem popularnym na ca�ej planecie? �
zapyta� Taverner.
� To nie jest �adna planeta � u�ci�li� Dorser. � Tylko zapyzia�y ksi�yc.
� Yancy twierdzi co innego � odpar� Eckmund. � Nale�y traktowa� Kalisto jak
planet�.
� Jak to? � zapyta� Taverner.
� Pod wzgl�dem duchowym jest planet�. Yancy lubi, jak ludzie traktuj� sprawy na
p�aszczy�nie duchowej. Ma zdecydowane pogl�dy na temat Boga, uczciwo�ci rz�dowej,
ci�kiej pracy i higieny osobistej. Wy�wiechtane truizmy.
Twarz Tavernera nabra�a twardego wyrazu.
� Ciekawe � mrukn��. � B�d� musia� z nim pom�wi�.
� Po co? To najbardziej nudna miernota z mo�liwych.
� Mo�e i tak � orzek� Taverner. � W�a�nie dlatego tak mnie zainteresowa�.
By�o jasne, �e John Yancy wypowiedzia� si� na ka�dy mo�liwy temat. Jego opinie w
sprawie danego zagadnienia � sztuki nowoczesnej, czosnku, napoj�w wyskokowych,
spo�ywania mi�sa, socjalizmu, wojny, szkolnictwa, wydekoltowanych sukni dla kobiet,
wysokich podatk�w, ateizmu, rozwod�w, patriotyzmu � by�y w zasi�gu r�ki, w ka�dym
mo�liwym odcieniu i nastawieniu.
Czy istnia� jakikolwiek temat, na kt�ry Yancy nie wyrazi� swojego zdania?
Taverner zbada� liczne kasety ustawione na p�kach w biurze. Wypowiedzi Yancy�ego
zapisano na miliardach metr�w ta�my... czy jeden cz�owiek m�g� posiada� opini� na
temat absolutnie ka�dej dziedziny?
Wybrawszy ta�m� na chybi� trafi�, otrzyma� wyk�ad na temat zachowania przy
stole.
� Pewnego wieczora przy kolacji � w uszach Tavernera zabrzmia� metaliczny g�os
miniaturowego Yancy�ego � zwr�ci�em uwag� na to, jak m�j wnuk Ralf kroi sw�j stek.
� Yancy u�miechn�� si� do widza, po czym na monitorze pojawi� si� przelotny
wizerunek sze�ciolatka w zaci�ciu kroj�cego kawa�ek mi�sa. � C�, pomy�la�em sobie,
oto Ralf bezskutecznie walczy ze swoim stekiem. I wyda�o mi si�...
Taverner wy��czy� ta�m� i schowa� j� na miejsce. Yancy posiada� zdecydowane
opinie na ka�dy temat... czy jednak rzeczywi�cie by�y one a� tak zdecydowane?
Narasta�o w nim dziwne podejrzenie. Na pewne tematy, oczywi�cie. W drobnych
sprawach Yancy by� zwolennikiem �cis�ych regu� oraz maksym zaczerpni�tych z
bogatego dziedzictwa ludzko�ci. Lecz istotne kwestie natury filozoficznej i
politycznej w jego wydaniu cechowa�o zn�w co� innego.
Wyjmuj�c jedn� z licznych ta�m oznaczonych napisem �Wojna�, Taverner w��czy� j�
bez przewijania.
� ...jestem przeciwny wojnie � zagrzmia� gniewnie Yancy. � Wiem co� o tym, ja
ju� wywalczy�em swoje.
Po tym nast�powa� zlepek scen batalistycznych: wojna pomi�dzy Marsem i Jowiszem,
w kt�rej Yancy wyr�ni� si� bohaterstwem, trosk� o towarzyszy, nienawi�ci� do wroga
i okazaniem stosownych do okoliczno�ci emocji.
� Jednak�e � o�wiadczy� Yancy � wed�ug mnie planeta musi by� silna. Nie wolno
nam podda� si� bez walki... s�abo�� prowokuje atak i stymuluje agresj�. S�abo�ci�
stwarzamy niebezpiecze�stwo wybuchu wojny. Musimy sprzymierzy� si�y i chroni�
bliskich. Ca�ym sercem i dusz� jestem przeciwny ja�owej walce; powtarzam jednak raz
jeszcze, cz�owiek musi toczy� wojn� sprawiedliw�. Nie mo�e wzbrania� si� od
odpowiedzialno�ci. Wojna to straszna rzecz. Czasem jednak trzeba...
Odk�adaj�c ta�m�, Tavener zastanawia� si� nad znaczeniem s��w Yancy�ego. Jak
brzmia�a jego opinia na temat wojny? Z grubsza zajmowa�a ona oko�o stu osobnych
ta�m, Yancy zawsze got�w by� podj�� tak istotne tematy jak wojna, planeta, B�g,
system podatkowy. Lecz czy wyci�ga� z tego jakiekolwiek wnioski?
Ciarki przebieg�y Tavernerowi po grzbiecie. Na szczeg�owe � i banalne � tematy
odpowied� pada�a jak z r�kawa: psy s� lepsze ni� koty, grejpfrut bez odrobiny cukru
jest zbyt kwa�ny, nie ma to jak wczesne wstawanie, nadu�ywanie alkoholu nie sprzyja
zdrowiu. Lecz sprawy naprawd� istotne... pustka, wype�niona stekiem napuszonych
komuna��w. Ludzie, kt�rzy przyznawali Yancy�emu racj� w kwestiach wojny, podatk�w,
Boga i planety, w gruncie rzeczy nie przyznawali racji niczemu. I wszystkiemu.
Na temat spraw istotnych nie mieli �adnej opinii. Jedynie my�leli, �e jest
inaczej Taverner pospiesznie przejrza� ta�my na poszczeg�lne tematy. To samo
dotyczy�o wszystkich. Ka�dym kolejnym stwierdzeniem Yancy kwestionowa� poprzednie.
W konsekwencji wychodzi�a zgrabna negacja, podwa�enie wszystkich postawionych
uprzednio tez. S�uchacz za� pozostawa� w z�udnym prze�wiadczeniu skonsumowania
przebogatej i zr�nicowanej intelektualnie uczty. To niesamowite. I jak�e
profesjonalne: zr�czna konstrukcja ca�o�ci wyklucza�a mo�liwo�� przypadku.
Nikt nie by� r�wnie nieszkodliwy i nudny jak John Edward Yancy. By� on zbyt
cholernie nieskalany, aby istnie� naprawd�.
Spocony Taverner opu�ci� archiwum i ruszy� w kierunku bocznych pomieszcze�,
gdzie yancymeni pracowali przy biurkach i wykresach �ciennych. Praca wrza�a jak w
ulu. Na twarzach pracownik�w dominowa�a �yczliwo��, prawie nuda. R�wnie przyjazne,
banalne oblicza, jakie ukazywa� sam Yancy.
Nieszkodliwe � i w owej nieszkodliwo�ci diaboliczne. Nic nie m�g� na to
poradzi�. Skoro ludzie z lubo�ci� przys�uchiwali si� wywodom Johna Edwarda Yancy,
skoro pragn�li kszta�towa� swe osobowo�ci na jego wz�r � co mia�a na to poradzi�
policja Niplanu?
Jakie pope�niano tu przest�pstwo?
Nic dziwnego, �e Babson nie wzbrania� si� przed wpuszczeniem policji. Nic
dziwnego, �e nikt nie zatrzyma� ich na granicy. Nie by�o tu �adnych wi�zie�
politycznych ani koncentracyjnych oboz�w pracy... nie istnia�a ku temu �adna
potrzeba.
Sale tortur oraz obozy eksterminacyjne by�y potrzebne tylko w�wczas, gdy
zawodzi�y wszelkie pr�by perswazji. Tutaj natomiast perswazja funkcjonowa�a bez
zarzutu. Rz�dzone terrorem pa�stwo policyjne nale�a�o ustanowi� tylko w sytuacji,
kiedy aparat totalitarny ulega� zachwianiu. Wcze�niejsze spo�ecze�stwa totalitarne
by�y niekompletne; w�adze nie posiada�y rzeczywistego dost�pu do ka�dej sfery
�ycia. Lecz poprawi�y si� techniki komunikacyjne.
Na jego oczach realizowano pierwsze naprawd� udane pa�stwo totalitarne:
sprawia�o wra�enie nieszkodliwego i banalnego. P�niej nast�powa� ostatni etap �
koszmarny, lecz w pe�ni logiczny � wszystkim nowo narodzonym ch�opcom rodzice
rado�nie i dobrowolnie nadawali imiona John Edward.
Dlaczeg� by nie? Oni sami ju� �yli, zachowywali si� i my�leli jak John Edward. Z
kolei pani Margaret Ellen Yancy stanowi�a wz�r dla kobiet. Ona r�wnie� dysponowa�a
pe�nym asortymentem stosownych wypowiedzi; mia�a kuchni�, okre�lony gust dotycz�cy
ubioru, przepisy kulinarne oraz porady, z kt�rych korzysta�y wszystkie kobiety.
Istnia�y nawet dzieci Yancy�ego, b�d�ce przyk�adem do na�ladowania dla m�odego
pokolenia. W�adze nie przeoczy�y niczego.
Babson podszed� do Tavernera z dobrodusznym wyrazem twarzy.
� Jak leci, panie w�adzo? � zarechota�, k�ad�c r�k� na jego ramieniu.
� Dobrze � odpar� Taverner, unikaj�c kontaktu z r�k�.
� Podoba si� panu nasze ma�e przedsi�biorstwo? � W niskim g�osie Babsona
brzmia�a autentyczna duma. � Robimy dobr� robot�. Koronkow� robot�. Nasz standard
dzia�ania graniczy z doskona�o�ci�.
Trz�s�c si� z bezsilnej z�o�ci, Taverner wypad� z biura na korytarz. Winda nie
przyje�d�a�a zbyt d�ugo; w�ciek�y skierowa� si� ku schodom. Musia� opu�ci�
biurowiec Yancy�ego; pragn�� uciec st�d jak najpr�dzej.
Z ciemnej wn�ki holu wy�oni� si� blady, niespokojny m�czyzna.
� Niech pan zaczeka. Czy m�g�bym... z panem pom�wi�?
Taverner wymin�� go.
� Czego pan chce?
� Pan jest z policji Niplanu, prawda? Ja... � Grdyka m�czyzny skoczy�a w g�r� i
w d�. � Pracuj� tutaj. Nazywam si� Sipling. Leon Sipling. Musz� co� zrobi�...
d�u�ej nie dam rady.
� Nic si� nie da zrobi� � oznajmi� Taverner. � Skoro chc� upodobni� si� do
Yancy�ego...
� Ale� �aden Yancy nie istnieje � przerwa� mu Sipling. Twarz zadrga�a mu
spazmatycznie. � Stworzyli�my go... to nasz wymys�.
Taverner stan�� jak wryty.
� Co zrobili�cie?
� Ju� postanowi�em. Chc� co� z tym zrobi�... dok�adnie wiem co. Chwytaj�c
Tavernera za r�kaw, wycedzi�: � Musi pan mi pom�c. Mog� z tym sko�czy�, ale sam nie
dam rady.
RAPORT MNIEJSZO�CI
Anderton na widok m�odego cz�owieka pomy�la�: �ysiej�. �ysiej�, robi� si� stary
i t�usty. Jednak nie powiedzia� tego g�o�no. Odsun�� krzes�o, wsta� i rezolutnie
obszed� biurko, sztywno wyci�gaj�c przed siebie r�k�. U�miechaj�c si� z wymuszon�
serdeczno�ci�, u�cisn�� d�o� m�odego m�czyzny.
� Witwer? � zapyta�, usi�uj�c nada� swemu g�osowi przyjazne brzmienie.
� Zgadza si� � odpar� m�odzieniec. � Ale ty oczywi�cie m�w mi Ed. To znaczy,
je�li podzielasz moj� niech�� do zb�dnych formalno�ci. � Pewny siebie wyraz jego
bladej twarzy jasno wskazywa�, �e uwa�a temat za zamkni�ty. Ed i John: wsp�praca od
samego pocz�tku b�dzie przebiega� bez zak��ce�.
� Nie mia�e� k�opot�w ze znalezieniem budynku? � zapyta� troskliwie Anderton,
ignoruj�c poufa�y wst�p. Dobry Bo�e, musia� si� czego� uchwyci�. Poczu� strach i
zacz�� si� poci�. Witwer kr��y� po gabinecie, jakby ten ju� nale�a� do niego �
jakby szacowa� jego rozmiary. Czy nie m�g� poczeka� cho�by kilka dni � tak dla
przyzwoito�ci?
� �adnego � odpar� g�adko Witwer, trzymaj�c r�ce w kieszeniach. Z
zainteresowaniem obejrza� ustawione wzd�u� �cian kartoteki. � Nie przychodz� do
twojej agencji jako kompletny ignorant, rozumiesz. Mam kilka w�asnych uwag co do
sposobu, w jaki przebiega prewencja zbrodni.
Anderton dr��c� r�k� zapali� fajk�.
� Jak przebiega? Powinienem to wiedzie�.
� Nie�le � odrzek� Witwer. � W gruncie rzeczy, ca�kiem dobrze.
Anderton utkwi� w nim oci�a�e spojrzenie.
� Czy to twoja prywatna opinia? Czy te� obiegowy frazes?
Witwer wytrzyma� jego wzrok.
� Prywatna i powszechna. Senat jest zadowolony z twojej pracy. Co wi�cej,
wykazuje prawdziwy entuzjazm. � I doda�: � Na jaki tylko sta� grup� starc�w.
Anderton skrzywi� si� w duchu, ale nie da� nic po sobie pozna�. Kosztowa�o go to
wiele wysi�ku. Zastanawia� si�, co Witwer naprawd� my�la�. Co w rzeczywisto�ci
kry�o si� pod kr�tko przystrzy�onymi w�osami? Oczy m�odego cz�owieka by�y
niebieskie, l�ni�ce i � niepokoj�co bystre. Witwer nie pe�ni� roli niczyjego
pionka. I najwyra�niej mia� du�e ambicje.
� O ile dobrze rozumiem � rzuci� ostro�nie Anderton � masz by� moim asystentem
do czasu, a� przejd� na emerytur�.
� Ja te� tak to rozumiem � odpar� tamten bez chwili wahania.
� To mo�e nast�pi� w tym roku, za rok � albo za dziesi�� lat. � Fajka w d�oni
Andertona zadr�a�a. � Nikt nie zmusi mnie do odej�cia. To ja za�o�y�em Agencj�
Prewencji i mog� zosta� tutaj tak d�ugo, jak mi si� spodoba. To tylko i wy��cznie
moja decyzja.
Witwer skin�� g�ow�.
� Oczywi�cie.
Anderton opanowa� si� nieco.
� Chcia�em tylko wyja�ni� pewne rzeczy.
� �eby od pocz�tku wszystko by�o jasne � zgodzi� si� Witwer. � Jeste� szefem.
Twoje zdanie si� liczy. � I zapyta� z niepozostawiaj�c� w�tpliwo�ci szczero�ci�: �
Czy oprowadzi�by� mnie po budynku? Chcia�bym jak najszybciej zapozna� si� z
og�lnymi zasadami dzia�ania organizacji.
Kiedy mijali ��to o�wietlone rz�dy biur, Anderton powiedzia�:
� Oczywi�cie znasz teori� prewencji zbrodni. Chyba mo�emy to z g�ry za�o�y�.
� Dysponuj� powszechnie znanymi informacjami � odpowiedzia� Witwer. � Przy
pomocy prekognitywnych mutant�w z powodzeniem obalili�cie karny system
wi�ziennictwa i grzywien. Jak wiadomo, kara pe�ni�a niewielk� funkcj� zapobiegawcz�
i nie przynosi�a zado��uczynienia ofierze zbrodni.
Dotarli do windy.
� Pewnie wychwyci�e� elementarny minus metodologii prewencyjnej istniej�cy z
prawnego punktu widzenia. Zatrzymujemy jednostki, kt�re nie pope�ni�y jeszcze
�adnego przest�pstwa � powiedzia� Anderton, kiedy p�ynnie wioz�a ich w d�.
� Ale zrobi�yby to � zapewni� z przekonaniem Witwer.
� Na szcz�cie nie robi� � poniewa� my zatrzymujemy ich, nim zd��� dokona� aktu
przemocy. Tak wi�c samo z�amanie prawa to czysta metafizyka. My twierdzimy, �e s�
winni. Oni jednak�e upieraj� si� przy swojej niewinno�ci. I, w pewnym sensie, maj�
racj�.
Wyszli z windy i ponownie ruszyli ��tym korytarzem.
� W naszym spo�ecze�stwie nie mamy do czynienia z ci�kimi zbrodniami � podj��
Anderton � dysponujemy jednak�e obrazem pe�nym niedosz�ych kryminalist�w.
Drzwi otworzy�y si� i zamkn�y i wkroczyli do skrzyd�a analitycznego. Na wprost
nich wyros�y imponuj�ce rz�dy sprz�tu � receptory danych oraz komputery, kt�re
bada�y i restrukturyzowa�y nap�ywaj�cy materia�. Tu� za urz�dzeniami siedzia�o
troje gin�cych pod splotami kabli jasnowidz�w.
� Oto i oni � oznajmi� oschle Anderton. � I co ty na to?
W ponurym p�mroku rozlega� si� be�kot trojga imbecyl�w. Ka�da nieartyku�owana
wypowied�, ka�da przypadkowa sylaba by�a skrz�tnie analizowana, por�wnywana,
sprowadzana do postaci symboli wizualnych, przek�adana na j�zyk kart preferowanych
i umieszczona w odpowiednim otworze maszyny. Przez ca�y dzie� imbecyle pletli bez
�adu i sk�adu, uwi�zieni na krzes�ach z wysokimi oparciami i unieruchomieni za
pomoc� metalowych ta�m i stert przewod�w. Ich potrzeby fizjologiczne zaspokajano
automatycznie. Innych potrzeb nie mieli. Podobni do warzyw, mamrotali, przysypiali
na swoich krzes�ach i trwali. Ich umys�y by�y t�pe, pe�ne zam�tu i zatopione w
mroku.
Ale nie w mroku tera�niejszo�ci. Trzy be�kocz�ce stwory o powi�kszonych g�owach
i wyniszczonych cia�ach zagl�da�y w przysz�o��. Maszyny analityczne rejestrowa�y
zapowiedzi przysz�ych wydarze� i pilnie przys�uchiwa�y si� niesk�adnej paplaninie.
Witwer po raz pierwszy straci� pewno�� siebie. W jego oczy wkrad� si� wyraz
bezgranicznego zdumienia, mieszanka zawstydzenia i szoku.
� Nie jest to... przyjemne � mrukn��. � Nie zdawa�em sobie sprawy, �e s� tak...
� Szuka� odpowiedniego s�owa. � Tak... zdeformowani.
� Zdeformowani i op�nieni w rozwoju � przyzna� natychmiast Anderton. � Zw�aszcza
dziewczyna, tam. Donna ma czterdzie�ci pi�� lat. Ale wygl�da mniej wi�cej na
dziesi��. Talent poch�ania wszystko; sz�sty zmys� destrukcyjnie wp�ywa na
funkcjonowanie p�atu czo�owego. Ale co nas to obchodzi? Mamy swoje przepowiednie.
Daj� nam to, czego potrzebujemy. Oni nie rozumiej� tego ani troch�, ale my �
owszem.
Wstrz��ni�ty Witwer zbli�y� si� do urz�dze�. Z otworu wyj�� stert� kart.
� Czy to wymienione nazwiska? � zapyta�.
� Najwyra�niej. � Anderton odebra� mu karty, marszcz�c brwi. � Nie mia�em czasu,
aby je przejrze� � wyja�ni�, niecierpliwie t�umi�c rozdra�nienie.
Urzeczony Witwer patrzy�, jak w opr�nionym otworze pojawia si� nowa karta. Za
ni� pod��y�a nast�pna � i jeszcze jedna. Urz�dzenie z szumem dostarcza�o coraz
wi�cej kart.
� Jasnowidze musz� si�ga� wzrokiem daleko w przysz�o�� � wykrzykn��.
� Wcale nie tak daleko � poinformowa� go Anderton. � Co najwy�ej tydzie� lub dwa
do przodu. Wiele z podawanych przez nich informacji jest dla nas bezu�ytecznych �
zwyczajnie nie mie�ci si� w zakresie naszej dzia�alno�ci. Przekazujemy je
odpowiednim agencjom. One w zamian przekazuj� nam swoje dane. Ka�da licz�ca si�
organizacja ma w swojej piwnicy, strze�one jak oko w g�owie, ma�py.
� Ma�py? � Witwer popatrzy� na niego zbity z tropu. � Ach tak, rozumiem. Nic nie
widzia�em, nic nie s�ysza�em itp. Bardzo zabawne.
� Bardzo trafne. � Anderton machinalnie zebra� karty �wie�o dostarczone przez
maszyn�. � Niekt�re z tych nazwisk zostan� ca�kowicie odrzucone. Z kolei to, co
zostanie, to w wi�kszo�ci drobne wykroczenia: kradzie�e, oszustwa podatkowe, napady
i wymuszenia. Jak z pewno�ci� wiesz, Agencja Prewencji obni�y�a liczb� pope�nianych
przest�pstw o dziewi��dziesi�t dziewi�� przecinek osiem dziesi�tych procent. Rzadko
mamy do czynienia z morderstwem lub zdrad�. Ostatecznie winowajca zdaje sobie
spraw� z tego, �e umie�cimy go w obozie na tydzie� przed dokonaniem zbrodni.
� Kiedy ostatnio pope�niono morderstwo? � zapyta� Witwer.
� Pi�� lat temu � odrzek� z dum� Anderton.
� Jak to si� sta�o?
� Przest�pca uciek� naszej ekipie. Mieli�my jego nazwisko � w istocie
dysponowali�my wszystkimi szczeg�ami zbrodni, ��cznie z nazwiskiem ofiary. Znali�my
dok�adny czas oraz miejsce planowanego aktu. Lecz pomimo naszych stara� zdo�a�
osi�gn�� sw�j cel. � Anderton wzruszy� ramionami. � Przecie� nie mo�emy z�apa�
wszystkich. � Przetasowa� karty. � Ale �apiemy wi�kszo��.
� Jedno morderstwo w ci�gu pi�ciu lat. � Witwer odzyskiwa� utracon� pewno��
siebie. � Imponuj�cy rezultat... jest z czego by� dumnym.
� Jestem dumny � odpar� cicho Anderton. � Opracowa�em t� teori� trzydzie�ci lat
temu, w czasach gdy ludzie w pogoni za zyskiem my�leli tylko o szybkim wzbogaceniu
si� na gie�dzie. Ja mia�em na uwadze co� usankcjonowanego... co� o nies�ychanej
warto�ci spo�ecznej.
Rzuci� karty Wally�emu Page�owi, swojemu podw�adnemu, kt�ry by� odpowiedzialny
za ma�pi blok.
� Zobacz, kt�rych potrzebujemy � poleci�. � Sam zadecyduj.
Kiedy Page znikn�� z kartami, Witwer powiedzia� w zamy�leniu:
� To wielka odpowiedzialno��.
� Owszem � potwierdzi� Anderton. � Je�li pozwolimy zbiec jednemu kryminali�cie �
jak si� zdarzy�o pi�� lat temu � mamy na sumieniu ludzkie �ycie. Odpowiedzialno��
spoczywa jedynie na nas. W razie jakiego� niedoci�gni�cia ginie cz�owiek. �
Wyszarpn�� z otworu trzy nowe karty. � W gr� wchodzi zaufanie publiczne.
� Czy nie kusi�o ci� nigdy... � Witwer zawaha� si�. � To znaczy, niekt�rzy z
zatrzymanych musieli proponowa� ci krocie.
� To na nic by si� nie zda�o. Bli�niacza kartoteka znajduje si� w g��wnej
kwaterze armii. Szale si� r�wnowa��. Ca�y czas maj� nas na oku. � Anderton
przelotnie zerkn�� na wierzchni� kart�. � Tak wi�c, nawet gdyby�my chcieli
przyj��...
Umilk�, zaciskaj�c usta.
� Co si� sta�o? � zapyta� ciekawie Witwer.
Anderton ostro�nie z�o�y� wierzchni� kart� i schowa� j� do kieszeni.
� Nic � mrukn��. � Zupe�nie nic.
Jego osch�o�� wywo�a�a na twarzy Witwera szkar�atny rumieniec.
� Naprawd� mnie nie lubisz � zauwa�y�.
� Zgadza si� � przyzna� Anderton. � Nie lubi�, ale...
Nie m�g� uwierzy�, �e nienawidzi m�odego cz�owieka a� do tego stopnia. To nie
wydawa�o si� mo�liwe: to nie by�o mo�liwe. Gdzie� nast�pi�a pomy�ka. Oszo�omiony
pr�bowa� odzyska� jasno�� my�li.
Na karcie widnia�o jego nazwisko. Rz�d pierwszy � oskar�ony o maj�ce nast�pi�
morderstwo! Wed�ug wiadomo�ci, komisarz prewencyjny John A. Anderton przed up�ywem
tygodnia mia� zabi� cz�owieka.
Nie potrafi� w to uwierzy�.
II
LEOPOLD KAPLAN
Ot�pia�y wcisn�� kart� do kieszeni. W �yciu nie zna� nikogo o takim nazwisku.
III
IV
Kiedy samoch�d pod��a� ciemnymi ulicami Nowego Jorku w kierunku gmachu siedziby
policji, ch�odne, lekkie krople deszczu rozbija�y si� o chodnik.
� Chyba go pan rozumie � powiedzia� do Andertona jeden z m�czyzn. � Na jego
miejscu zachowa�by si� pan r�wnie stanowczo.
Nad�sany i zniech�cony Anderton wpatrywa� si� przed siebie.
� Tak czy inaczej � ci�gn�� m�czyzna � jest pan po prostu jednym z wielu.
Tysi�ce ludzi wyl�dowa�o w obozie. Nie b�dzie pan samotny. Mo�e nawet si� pan tam
zadomowi.
Anderton bezsilnie patrzy� na przechodni�w spiesz�cych mokrymi chodnikami. Nie
czu� �adnych emocji, jedynie przemo�ne zm�czenie. Sm�tnie rejestrowa� numery ulic;
zbli�ali si� do siedziby policji.
� Ten Witwer chyba wie, jak wykorzysta� sytuacj� � zauwa�y� jowialnie jeden z
m�czyzn. � Czy widzia� pan go kiedykolwiek?
� W przelocie � odpar� Anderton.
� Zale�a�o mu na pa�skiej posadzie � no i wrobi� pana. Jest pan tego pewny?
Anderton skrzywi� si�.
� Czy ma to jakiekolwiek znaczenie?
� Po prostu by�em ciekaw. � M�czyzna zmierzy� go sennym spojrzeniem. � A wi�c
jest pan by�ym komisarzem policji. Ludzie w obozie uciesz� si� na pana widok. Na
pewno wry� si� im pan w pami��.
� Bez w�tpienia � zgodzi� si� Anderton.
� Witwer nie marnowa� czasu. Kaplan ma szcz�cie, �e taki komisarz wzi�� sprawy w
swoje r�ce. � M�czyzna rzuci� na Andertona prawie b�agalne spojrzenie. � Jest pan
pewny, �e to spisek, prawda?
� Oczywi�cie.
� I Kaplanowi nie spad�by nawet w�os z g�owy? Po raz pierwszy w historii Agencja
Prewencyjna pope�nia b��d? Niewinny cz�owiek zostaje wrobiony przez jedn� z tych
kart. Mo�e tych niewinnych by�o wi�cej, nie s�dzi pan?
� To ca�kiem mo�liwe � przyzna� niech�tnie Anderton.
� Mo�e ca�y system wali si� na �eb na szyj�. Jasne, nie ma pan zamiaru pope�ni�
zbrodni � mo�e nikt z nich nie mia�. Czy to dlatego powiedzia� pan Kaplanowi, �e
chce trzyma� si� na uboczu? Mia� pan nadziej� udowodni� b��dy systemu? Je�li chce
pan o tym porozmawia�, to prosz�, mam otwarty umys�.
Drugi m�czyzna pochyli� si� i zapyta�:
� Tak mi�dzy nami, czy rzeczywi�cie naprawd� chodzi o spisek? Czy kto� pana
wrabia?
Anderton westchn��. Sam ju� nie by� pewien. Mo�e utkn�� w bezsensownej p�tli
czasowej, bez �adnego motywu ani pocz�tku. Got�w by� przyzna�, �e sta� si� ofiar�
fantazji neurotycznej wskrzeszonej w wyniku rosn�cego poczucia braku
bezpiecze�stwa. Postanowi� podda� si� bez walki. Ogarn�o go �miertelne znu�enie.
Porywa� si� z motyk� na s�o�ce wszystko obr�ci�o si� przeciwko niemu.
Ostry pisk opon przywr�ci� mu �wiadomo��. Kurczowo trzymaj�c kierownic� i
wciskaj�c peda� hamulca, kierowca desperacko usi�owa� kontrolowa� pojazd p�dz�cy
wprost na spotkanie wielkiej ci�ar�wki z chlebem, kt�ra niespodziewanie wy�oni�a
si� z mg�y i przecina�a mu drog�. Gdyby zamiast tego wdusi� gaz do dechy, mo�e
zdo�a�by si� uratowa�. Lecz zbyt p�no u�wiadomi� sobie b��d. Samoch�d wpad� w
po�lizg, przechyli� si� na bok i z impetem uderzy� w ci�ar�wk�.
Siedzenie unios�o si� pod Andertonem, uderzy� twarz� w drzwi. B�l, nag�y i nie
do zniesienia, eksplodowa� w jego m�zgu, kiedy tak le�a� zdyszany, pr�buj�c
d�wign�� si� na kolana. Gdzie� rozleg� si� trzask ognia, j�zyk sycz�cej jasno�ci,
kt�ra w k��bach dymu z wolna przedziera�a si� przez strzaskany kad�ub samochodu.
Czyje� r�ce si�gn�y do wn�trza pojazdu. U�wiadomi� sobie, �e kto� wywleka go
przez szczelin�, kt�ra kiedy� by�a drzwiami. Gwa�townie odsuni�to na bok fragment
oderwanego siedzenia i Anderton poczu�, jak staje na i opieraj�c si� ci�ko na
ramieniu ciemnej postaci, idzie w g��b mrocznej alei, byle dalej od wraku.
W oddali rozleg�o si� wycie policyjnych syren.
B�dziesz �y� � zazgrzyta� mu do ucha niski g�os. G�os, kt�rego nigdy przedtem
nie s�ysza�, r�wnie nieznajomy i szorstki jak deszcz padaj�cy mu na twarz. �
S�yszysz, co m�wi�?
� Tak � odrzek� Anderton. Machinalnie szarpn�� za oderwany r�kaw swojej koszuli.
Skaleczenie na policzku da�o o sobie zna�. Oszo�omiony pr�bowa� zorientowa� si� w
sytuacji. � Nie jeste� aby...
� Przesta� gada� i s�uchaj. � M�czyzna by� przysadzisty, prawie gruby. Jego du�e
d�onie przycisn�y Andertona do mokrej ceglanej �ciany, z dala od deszczu i blasku
p�on�cego samochodu. � Nie mieli�my innego wyj�cia � powiedzia�. � To by�a jedyna
mo�liwo��. Zabrak�o nam czasu. My�leli�my, �e Kaplan d�u�ej ci� tam potrzyma.
� Kim jeste�? � wydusi� Anderton.
Wilgotna od deszczu twarz wykrzywi�a si� w pozbawionym weso�o�ci u�miechu.
� Nazywam si� Fleming. Jeszcze si� spotkamy. Zosta�o oko�o pi�ciu sekund do
przyjazdu policji. Potem zaczniemy od punktu wyj�cia. � Wcisn�� Andertonowi do r�k
p�aski pakunek. � To powinno ci wystarczy�. Jest tam te� pe�en zestaw kart
identyfikacyjnych. Od czasu do czasu b�dziemy si� z tob� kontaktowa� � Jego szeroki
u�miech przeszed� w nerwowy chichot. � Do chwili kiedy udowodnisz swoje racje.
Anderton zamruga�.
� A wi�c to zmowa?
� Oczywi�cie. � M�czyzna zakl�� znienacka. � Chcesz przez to powiedzie�, �e
zmusili ci�, aby� w to wszystko uwierzy�?
� My�la�em... � Anderton mia� problemy z m�wieniem; wydawa�o mu si�, �e jeden z
jego przednich z�b�w ledwo trzyma si� na swoim miejscu. � Wrogo�� wobec Witwera...
zamiana miejsc, moja �ona i m�ody cz�owiek, naturalna niech��...
� Nie oszukuj si� � powiedzia� tamten. � Chyba wiesz lepiej. Ca�a sprawa zosta�a
skrupulatnie przemy�lana. Przewidzieli ka�d� sytuacj�. Karta mia�a pojawi� si� w
dniu przybycia Witwera. Prawie doprowadzili do ko�ca pierwszy etap. Witwer jest
komisarzem, ty za� �ciganym kryminalist�.
� Kto za tym stoi?
� Twoja �ona.
Anderton poderwa� g�ow�.
� Jeste� pewny?
M�czyzna si� za�mia�.
� R�cz� twoim �yciem. � Pospiesznie rozejrza� si� wok�. � Nadje�d�a policja. Id�
dalej t� alej�. Wsi�d� w autobus, pojed� do dzielnicy slums�w, wynajmij pok�j i kup
stert� czasopism, �eby ci si� nie nudzi�o. Kup r�wnie� now� odzie� � jeste�
wystarczaj�c� sprytny, aby o siebie zadba�, i nie pr�buj opu�ci� Ziemi.
Prze�wietlaj� wszystkie transporty opuszczaj�ce planet�. Je�li przez najbli�szy
tydzie� b�dziesz siedzia� cicho, wygra�e�.
� Kim jeste�? � zapyta� Anderton.
Fleming pu�ci� go. Ostro�nie podszed� do skraju alei i wyjrza�. Pierwszy
policyjny samoch�d stan�� przy mokrym chodniku; wolno podjecha� do dymi�cego wraku
auta Kaplana. Wewn�trz pojazdu grupa ocala�ych ludzi usi�owa�a przedrze� si� przez
pl�tanin� plastiku i stali.
� My�l o nas jako o stowarzyszeniu opieku�czym � powiedzia� cicho Fleming. Jego
nalana, beznami�tna twarz l�ni�a od wilgoci. � Jeste�my pewnego rodzaju si��
policyjn�, kt�ra ma na oku policj�. I pilnuje doda� � �eby statek p�yn��
wyznaczonym kursem.
Raptownie wysun�� przed siebie pulchn� r�k�. Odepchni�ty na bok Anderton potkn��
si� na za�miecaj�cych alej� mokrych kamieniach.
� Uciekaj � rozkaza� mu ostro Fleming. � I nie wyrzu� tej paczki. Kiedy Anderton
ruszy� niepewnie w kierunku odleg�ego kra�ca alei, dop�yn�y do� ostatnie s�owa
tamtego: � Przejrzyj j� dok�adnie, to mo�e zdo�asz prze�y�.
V
Wed�ug kart identyfikacyjnych nazywa� si� Ernest Tempie i by� bezrobotnym
elektrykiem pobieraj�cym tygodniow� zapomog� od miasta Nowy Jork, mia� �on� oraz
czw�rk� dzieci w Buffalo i mniej ni� sto dolar�w w aktywach. Poplamiona od potu
zielona karta dawa�a mu mo�liwo�� podr�owania bez konieczno�ci posiadania sta�ego
adresu. Cz�owiek, kt�ry szuka� pracy, musia� du�o je�dzi�. M�g� nawet przeby� szmat
drogi.
Jad�c prawie pustym autobusem przez miasto, Anderton zbada� rysopis Ernesta
Temple�a. Kart� najwyra�niej sporz�dzono specjalnie dla niego, gdy� charakterystyka
dok�adnie odpowiada�a wygl�dowi. Po chwili zastanowi� si� nad odciskami palc�w i
odbiciem fal m�zgowych. Niemo�liwe, aby do niego pasowa�y. Pakunek pe�en kart
pozwoli�by mu przebrn�� jedynie przez bardzo powierzchown� kontrol�.
Ale zawsze to co�. Wraz z kartami identyfikacyjnymi otrzyma� dziesi�� tysi�cy
dolar�w w got�wce. Schowa� do kieszeni pieni�dze i karty, po czym przeni�s� uwag�
na do��czon� do nich wiadomo��.
VI
VII
VIII
Witwer spotka� si� z nimi na dachu komendy policji. Gdy niedu�y statek
znieruchomia�, chmura eskortuj�cych go pojazd�w oddali�a si� pospiesznie. Anderton
natychmiast podszed� do jasnow�osego m�czyzny.
� Masz, czego chcia�e� � powiedzia�. � Mo�esz mnie zamkn�� i wys�a� do obozu.
Ale to nie wystarczy.
W niebieskich oczach Witwera widnia�a niepewno��.
� Obawiam si�, �e nie rozumiem...
� To nie moja wina. Nie powinienem by� w og�le opuszcza� budynku policji. Gdzie
jest Wally Page?
� Zaj�li�my si� nim � odrzek� Witwer. � Nie sprawi k�opotu.
Anderton spochmurnia�.
� Trzymacie go z niew�a�ciwego powodu � powiedzia�. � Dopuszczenie mnie do
ma�piego bloku nie by�o �adnym przest�pstwem. Ale przekazywanie informacji armii
owszem. Masz tu wtyczk�. To znaczy, ja mam � poprawi� si� bez przekonania.
� Odwo�a�em rozkaz zatrzymania ci�. Teraz ekipy szukaj� Kaplana.
� Z jakim powodzeniem?
� Odjecha� st�d wojskow� ci�ar�wk�. Pojechali�my za nim, ale ci�ar�wka wjecha�a
na teren koszar. Obecnie zagrodzili przejazd czo�giem R-3 pochodz�cym z czas�w
wojny. Odsuni�cie go sta�oby si� bezpo�redni� przyczyn� wojny domowej.
Powoli, z wahaniem z wn�trza statku wy�oni�a si� Lisa. Wci�� by�a blada, a na
jej szyi formowa� si� brzydki siniak.
� Co ci si� sta�o? � zapyta� Witwer. Nast�pnie zauwa�y� nieruchome cia�o
Fleminga. Spojrza� Andertonowi prosto w twarz.
� Zatem przesta�e� udawa�, �e chodzi o zawi�zany przeze mnie spisek?
� Tak.
� Nie s�dz�, abym... � skrzywi� si� z niesmakiem � knu� z ch�ci zaj�cia twojego
stanowiska.
� Ale� tak. Ka�demu ci��y co� podobnego na sumieniu. Ja z kolei knuj�, aby je
utrzyma�. Ale chodzi te� o co� wi�cej � i ty nie jeste� za to Odpowiedzialny.
� Dlaczego twierdzisz � zapyta� Witwer � �e jest za p�no, aby� si�, podda�?
Bo�e, wsadzimy ci� do obozu, minie tydzie�, a Kaplan nadal b�dzie �y�.
� Owszem, b�dzie � ust�pi� Anderton. � Lecz mo�e udowodni�, �e by�by i w�wczas,
gdybym swobodnie spacerowa� ulicami. Dysponuje informacjami, kt�re potwierdzaj�
b��d raportu wi�kszo�ci. Mo�e doprowadzi� system do ruiny. Orze� czy reszka, on
wygrywamy przegrywamy. � doda�. � Armia podwa�a nasz� wiarygodno��; ich strategia
nie zawiod�a.
� Ale dlaczego tyle ryzykuj�? Czego tak naprawd� chc�?
� Po wojnie angielsko-chi�skiej armia utraci�a dawn� pozycj�. Nie jest tym, czym
by�a w dawnych, dobrych czasach AFSPBZ. Do niej nale�a�o pierwsze s�owo, zar�wno w
kwestiach natury militarnej, jak i politycznej. Przej�li r�wnie� obowi�zki policji.
� Jak Fleming � dorzuci�a s�abo Lisa.
� Po wojnie Blok Zachodni zosta� zdemilitaryzowany. Oficerowie tacy jak Kaplan
przeszli w stan spoczynku i znikn�li ze sceny. Nikt tego nie lubi. � Anderton
skrzywi� si�. � Mog� mu tylko wsp�czu�. Nie jest jedyny. Nie mogli�my jednak tak
dalej funkcjonowa�. Trzeba by�o podzieli� w�adz�.
� Powiedzia�e�, �e Kaplan wygra� � wtr�ci� Witwer. � Czy nic nie mo�emy zrobi�?
� Nie mam zamiaru go zabi�. Wiemy to zar�wno my, jak i on. Pewnie przyjdzie do
nas i zaproponuje jaki� uk�ad. B�dziemy dalej funkcjonowa�, ale Senat uniewa�ni
nasz� przewag�. Nie spodoba�oby ci si� to, prawda?
� Raczej nie � odpar� kategorycznie Witwer. � Ostatecznie mam kiedy� przej��
agencj�. � Poczerwienia�. � Oczywi�cie nie teraz.
Anderton pozosta�y niewzruszony.
� Szkoda, �e opublikowa�e� raport wi�kszo�ci. Gdyby� przeprowadzi� wszystko po
cichu, mo�na by ostro�nie przywr�ci� dawny porz�dek. Ale poda�e� to do wiadomo�ci
publicznej. Nie da rady tego odwr�ci�.
� Chyba nie � przyzna� niepewnie Witwer. � Chyba... nie idzie mi tak g�adko, jak
to sobie wyobra�a�em.
� To przyjdzie z czasem. B�dziesz dobrym oficerem policji. Wierzysz w status
quo. Naucz si� jednak traktowa� to mniej serio. � Anderton wymin�� ich. � Mam
zamiar przestudiowa� raport wi�kszo�ci. Chc� dok�adnych informacji na temat tego,
jak mia�em zabi� Kaplana. Mo�e to podsunie mi jaki� pomys� � dorzuci� z namys�em.
Ta�my zawieraj�ce materia� jasnowidz�w �Donny� i �Mike�a� by�y trzymane osobno.
Wybieraj�c urz�dzenie odpowiedzialne za analiz� �Donny�, otworzy� os�on� i wyj��
zawarto�� maszyny. Tak jak poprzednio, uzyska� informacj� na temat znaczenia
poszczeg�lnych szpul i chwil� p�niej uruchamia� odtwarzacz.
Uzyska� informacje zbli�one do tych, kt�rych si� spodziewa�. Mia� przed sob�
materia� przekazany przez �Jerry�ego� � odr�bn� �cie�k� czasow�. Oto agenci wywiadu
wojskowego Kaplana porywaj� wracaj�cego do domu Andertona. Zabieraj� go do willi
Kaplana, do kwatery g��wnej Mi�dzynarodowej Ligi Weteran�w. Anderton otrzymuje
ultimatum: dobrowolne wstrzymanie systemu Prewencji albo otwarty konflikt z armi�.
W tej odrzuconej �cie�ce czasowej Anderton, jako komisarz policji, zwr�ci� si� o
pomoc do Senatu. Bez rezultatu. Celem unikni�cia wojny domowej Senat ratyfikowa�
podzia� systemu policyjnego oraz zadekretowa� powr�t do kodeksu wojskowego �na
wypadek sytuacji krytycznej�. Stoj�c na czele oddzia�u fanatycznej policji,
Anderton zlokalizowa� Kaplana i zastrzeli� go, razem z innymi przedstawicielami
Ligi Weteran�w. Zgin�� tylko Kaplan. Pozosta�ych odratowano. Zamach stanu si�
powi�d�.
To by�a �Donna�. Przewin�� ta�m� i si�gn�� po materia� przekazany przez
�Mike�a�. Spodziewa� si� tych samych informacji; oboje przedstawili jednolit�
wizj�. �Mike� zacz�� tak samo jak �Donna�: Anderton u�wiadomi� sobie, �e Kaplan
spiskuje przeciwko policji. Co� tu si� jednak nie zgadza�o. Zbity z tropu przewin��
ta�m� do pocz�tku. Ponownie pu�ci� ta�m� i wyt�y� s�uch.
Raport �Mike�a� w znacz�cy spos�b r�ni� si� od raportu �Donny�.
Godzin� p�niej sko�czy� przes�uchiwanie, od�o�y� ta�my i opu�ci� ma�pi blok. Na
jego widok Witwer zapyta�:
� O co chodzi? Widz�, �e co� nie tak.
� Nie � odpar� powoli zamy�lony Anderton. � Niezupe�nie nie tak. Jaki� d�wi�k
przyci�gn�� jego uwag�. Machinalnie podszed� do okna i wyjrza�.
Na ulicy k��bi�y si� t�umy ludzi. �rodkowym pasmem jezdni w poczw�rnym szeregu
pod��a�a kolumnada wojska. Karabiny, he�my... maszeruj�cy �o�nierze ubrani w
sfatygowane mundury z czas�w wojny nie�li sztandary AFSPBZ trzepocz�ce na zimnym
popo�udniowym wietrze.
� Zbi�rka armii � wyja�ni� ponuro Witwer. � Myli�em si�. Im nie w g�owie
zawieranie z nami uk�adu. Niby dlaczego mieliby to robi�? Kaplan d��y do ujawnienia
sprawy.
Anderton nie okaza� zdziwienia.
� Ma zamiar odczyta� raport mniejszo�ci?
� Najwyra�niej. Za��daj�, aby Senat rozwi�za� agencj� i odebra� nam w�adz�.
Oskar�� nas o aresztowanie niewinnych ludzi � nocne naloty policyjne i tym podobne
rzeczy. Rz�dy terroru.
� Przypuszczasz, �e Senat ust�pi?
Witwer zawaha� si�.
� Nie chcia�bym musie� zgadywa�.
� Ja to zrobi� � odrzek� Anderton. � Ust�pi. To, co dzieje si� na ulicy,
dok�adnie odpowiada temu, czego dowiedzia�em si� na dole. Utkn�li�my w ciasnym
przej�ciu i mo�emy pod��a� tylko w jednym kierunku. Bez wzgl�du na to, czy nam si�
to podoba, czy nie, musimy go wybra�. Jego oczy l�ni�y stalowym blaskiem.
� Co to znaczy? � z niepokojem Witwer zapyta�
� Kiedy ci powiem, b�dziesz zachodzi� w g�ow�, czemu sam na to nie wpad�e�.
Oczywi�cie mam zamiar wype�ni� og�oszony raport. Zabij� Kaplana. To jedyny spos�b,
aby unikn�� kompromitacji.
� Ale przecie� � zaoponowa� w zdumieniu Witwer � raport wi�kszo�ci
zdezaktualizowa� si� dzi�ki drugiemu raportowi.
� Uczyni� to � oznajmi� Anderton � ale za odpowiedni� cen�. Znasz sankcje wobec
winnych morderstwa pierwszego stopnia?
� Do�ywocie.
� Co najmniej. Pewnie m�g�by� skorzysta� ze swoich wp�yw�w i zmieni� je na
wygnanie. M�g�bym zosta� wys�any na jedn� z planet kolonialnych, na dobre, stare
pogranicze.
� Wola�by�... to?
� Do licha, sk�d � odpar� szczerze Anderton. � Ale to mniejsze z�o. I trzeba tak
zrobi�.
� Nie widz� sposobu, w jaki mia�by� zabi� Kaplana.
Anderton wyj�� ci�ki pistolet Fleminga.
� U�yj� tego.
� Nie powstrzymaj� ci�?
� Niby dlaczego mieliby to zrobi�? Maj� raport mniejszo�ci, z kt�rego jasno
wynika, �e zmieni�em zdanie.
� Wobec tego raport mniejszo�ci jest b��dny?
� Nie � odrzek� Anderton. � Jest jak najbardziej poprawny. Ale ja i tak zabij�
Kaplana.
IX
Nigdy w �yciu nie zabi� cz�owieka. Nigdy na jego oczach nie pope�niono
morderstwa, I przez trzydzie�ci lat pe�ni� funkcje komisarza policji. Dla jego
pokolenia zjawisko zaplanowanego morderstwa straci�o racj� bytu. Takie rzeczy po
prostu si� nie zdarza�y.
Samoch�d policyjny zawi�z� go w kierunku miejsca zgromadzenia wojska. W p�mroku
tylnego siedzenia w rozterce ogl�da� bro� Fleminga. Wygl�da�a na zupe�nie
nieu�ywan�. Rezultat powzi�tego postanowienia nie pozostawia� �adnych z�udze�. By�
pewien przebiegu wydarze� w ci�gu najbli�szej p� godziny. Chowaj�c pistolet,
otworzy� drzwi i wyszed� z samochodu.
Nikt nie zwr�ci� na niego najmniejszej uwagi. Sk��bione masy ludzi walczy�y o
dost�p do zgrupowania. W�r�d zebranych przewa�ali mundurowi, a wok� oczyszczonego z
gapi�w terenu ustawiono rz�d czo�g�w i dzia� � przera�aj�cy arsena�, kt�ry wci��
wzbogacano o nowe elementy.
�o�nierze wznie�li metalow� m�wnic� i prowadz�ce na ni� schodki. Za m�wnic� sta�
olbrzymi sztandar AFSPBZ, symbol si� sprzymierzonych bior�cych udzia� w wojnie.
Osobliwym zrz�dzeniem losu w szeregach Ligi Weteran�w znajdowali si� oficerowie
walcz�cy w�wczas pod sztandarem wroga. Ale genera� to genera� i drobne r�nice
zatar�y si� wraz z up�ywem czasu.
Pierwsze rz�dy zajmowali wysoko postawieni cz�onkowie dowodzenia AFSPBZ. Za nimi
siedzieli m�odsi oficerowie. Chor�gwie legionowe �opota�y r�norodno�ci� barw i
symboli. Zebranie przybra�o wymiar uroczystego widowiska. Na m�wnicy siedzieli
zas�pieni dygnitarze Ligi Weteran�w, wszyscy pogr��eni w pe�nym napi�cia
oczekiwaniu. Na odleg�ych kra�cach zbiorowiska kr�ci�o si� kilka rzekomo
pilnuj�cych porz�dku jednostek policyjnych. W rzeczywisto�ci byli to informatorzy,
kt�rzy mieli za zadanie przeprowadzenie obserwacji. Je�li porz�dek zostanie
zachowany, armia go utrzyma.
Wiatr ni�s� przyt�umiony zgie�k g�os�w zgromadzonych ciasno ludzi. Gdy Anderton
przeciska� si� przez zwart� mas� cia�, poch�ania�a go ich namacalna obecno��.
Wszystkich ow�adn�o gor�czkowe oczekiwanie. T�um zdawa� si� wyczuwa� niecodzienne
widowisko. Anderton z trudem wymin�� rz�dy krzese� i podszed� do ciasnej gromadki
oblegaj�cych skraj podestu dostojnik�w.
W�r�d nich znajdowa� si� Kaplan. Teraz jednak by� to genera� Kaplan.
Kamizelka, z�oty kieszonkowy zegarek, laska, konserwatywny garnitur biznesmena �
wszystko znik�o. Na t� okazj� Kaplan wyj�� z szafy i przewietrzy� sw�j stary
mundur, dzi�ki czemu znik� zapach naftaliny. Wyprostowany jak struna i imponuj�cy,
sta� otoczony niedobitkami dawnego sztabu generalnego. Przypi�� liczne odznaczenia
i medale, w�o�y� oficerki oraz czapk� z daszkiem. Przeobra�enie �ysego starca,
kt�re dokona�o si� dzi�ki czapce oficerskiej, by�o zgo�a niewyobra�alne.
Widz�c Andertona, genera� Kaplan od��czy� si� od pozosta�ych i podszed� do
przybysza. Wyraz zadowolenia na jego wychud�ej, ruchliwej twarzy dobitnie �wiadczy�
o rado�ci wywo�anej widokiem komisarza policji.
� Co za niespodzianka � zawo�a�, wyci�gaj�c do Andertona drobn� d�o� w szarej
r�kawiczce. � Wydawa�o mi si�, �e zosta� pan aresztowany przez sprawuj�cego urz�d
komisarza.
� Wci�� jestem na wolno�ci � odpar� zwi�le Anderton. Wymienili u�ciski. �
Ostatecznie Witwer na t� sam� ta�m�. � Wskaza� na pakunek w r�ku Kaplana i pewnie
spojrza� mu w oczy.
Mimo zdenerwowania genera� Kaplan by� w doskona�ym humorze.
� To wspania�a okazja dla armii � oznajmi�. � Ucieszy pana wie��, �e zamierzam
publicznie og�osi� fakt przedstawienia panu k�amliwych zarzut�w.
� To dobrze � odpar� oboj�tnie Anderton.
� Ujawnimy, �e zosta� pan nies�usznie oskar�ony. � Genera� Kaplan pr�bowa�
zbada� zakres wiedzy Andertona. � Czy Fleming mia� okazj� zapozna� pana ze
szczeg�ami?
� Do pewnego stopnia � odpowiedzia� Anderton. � Czy chce pan przeczyta� tylko
raport mniejszo�ci? Czy to wszystko, co pan tam ma?
� Chc� por�wna� go z raportem wi�kszo�ci. � Na znak Kaplana adiutant przyni�s�
sk�rzan� teczk�. � Wszystko jest tutaj, wszystkie potrzebne nam dowody �
powiedzia�. � Nie ma pan nic przeciwko temu, abym u�y� pana jako przyk�ad, prawda?
Pa�ski przypadek symbolizuje niesprawiedliwe aresztowania rzeszy niewinnych
jednostek. � Genera� Kaplan sztywnym ruchem podni�s� do oczu zegarek. � Pora
zaczyna�. Stanie pan obok mnie na m�wnicy?
� Po co?
Ch�odno, lecz z t�umionym zapa�em genera� Kaplan powiedzia�:
� Aby mogli ujrze� �ywe potwierdzenie moich s��w. Pan i ja � morderca i jego
ofiara. Stoj�cy rami� w rami�, zadaj�c k�am oszczerczym machinacjom policji.
� Ch�tnie � zgodzi� si� Anderton. � Na co czekamy?
Zmieszany Kaplan pod��y� w stron� m�wnicy. Ponownie spojrza� niepewnie na
Andertona, jak gdyby zastanawia� si� nad celem jego przybycia oraz tym, co naprawd�
wiedzia�. Jego niepewno�� przybra�a na sile, kiedy Anderton ochoczo wspi�� si� na
podium i znalaz� sobie miejsce tu� obok m�wnicy.
� Zdaje pan sobie spraw� z tego, o czym b�d� m�wi�? � zapyta� genera� Kaplan. �
Ujawnienie fakt�w poci�gnie za sob� znaczne reperkusje. Mo�e sprawi�, �e Senat
ponownie rozwa�y rzeczywiste znaczenie systemu Prewencji.
� Rozumiem � odpar� Anderton. � Prosz� zaczyna�.
W�r�d zgromadzonych zapad�a cisza. Lecz kiedy genera� Kaplan si�gn�� po teczk� i
przyst�pi� do uk�adania dokument�w przed sob�, od strony t�umu dobieg� niespokojny,
gor�czkowy pomruk.
� Cz�owiek siedz�cy obok mnie � zacz�� zduszonym g�osem � jest wam dobrze znany.
Jego widok by� mo�e budzi w was zdziwienie, gdy� jeszcze niedawno policja �ciga�a
go jako niebezpiecznego przest�pc�.
Oczy t�umu skupi�y si� na Andertonie. �akomie spogl�dano na jedynego
potencjalnego morderc�, kt�rego dane im by�o ogl�da� z tak niewielkiej odleg�o�ci.
� Jednak�e w ci�gu ostatnich kilku godzin � ci�gn�� genera� Kaplan � rozkaz
zosta� odwo�any; czy dlatego, �e by�y komisarz dobrowolnie odda� si� w r�ce
policji? Nie, niezupe�nie o to chodzi. On siedzi tutaj. Nie podda� si�, po prostu
policja przesta�a si� nim interesowa�. John Allison Anderton nie by�, nie jest i
nie b�dzie winny �adnej zbrodni. Przedstawione mu zarzuty by�y stekiem k�amstw,
diabolicznym skrzywieniem ska�onego systemu karnego opartego na fa�szywych zasadach
� wielkiej, bezosobowej machiny skazuj�cej na zag�ad� setki ludzi.
Urzeczony t�um przenosi� wzrok z Kaplana na Andertona. Wszyscy znali zarys
sytuacji.
� Wielu ludzi zosta�o schwytanych i osadzonych w obozach zgodnie z za�o�eniami
tak zwanej profilaktycznej struktury prewencyjnej � podj�� genera� Kaplan silnym i
nabrzmia�ym z emocji g�osem. � Oskar�ono ich nie o pope�nione zbrodnie, lecz o
zbrodnie, kt�re dopiero pope�ni�. Zak�ada si�, �e ci ludzie, gdyby pozostawi� ich
na wolno�ci, w pewnym momencie dopu�ciliby si� przest�pstwa.
� Jednak�e niezawodna wiedza na temat przysz�o�ci nie istnieje. Samo pojawienie
si� informacji prekognitywnej natychmiast j� wyklucza. Stwierdzenie, �e ten oto
cz�owiek pope�ni w przysz�o�ci jak�� zbrodni�, to paradoks. W ka�dym przypadku, bez
wyj�tku, raport trojga jasnowidz�w policji uniewa�ni� ich w�asne dane. Gdyby nie
dokonano �adnych aresztowa�, i tak nie dosz�oby do przest�pstw.
Anderton s�ucha� od niechcenia, pozwalaj�c s�owom swobodnie przep�ywa� przez
swoj� �wiadomo��. T�um jednak�e przys�uchiwa� si� z ogromnych zainteresowaniem.
Genera� Kaplan przedstawia� w�a�nie g��wne aspekty raportu mniejszo�ci. Wyja�nia�
jego istot� i to, w jaki spos�b dosz�o do jego powstania.
Anderton wysun�� pistolet z kieszeni p�aszcza i po�o�y� go sobie na kolanach.
Kaplan odsun�� od siebie raport mniejszo�ci, prekognitywny materia� uzyskany od
�Jerry�ego�. Jego cienkie, ko�ciste palce si�gn�y po streszczenie pierwszego,
�Donny�, a potem drugiego, �Mike�a�.
� To by� oryginalny raport wi�kszo�ci � o�wiadczy�. � Za�o�enie, �e Anderton
dopu�ci si� morderstwa, przedstawione przez dwoje pierwszych jasnowidz�w. Teraz
przedstawi� wam automatycznie wykluczony materia�. � Wyj�� okulary bez oprawek,
nasadzi� je na nos i powoli zacz�� czyta�.
Na jego twarzy pojawi� si� dziwny wyraz. Urwa�, zaj�kn�� si� i zamilk� na dobre.
Kartki wypad�y z jego r�k. Niczym osaczone zwierz� raptownie obr�ci� si� na pi�cie
i pochylony opu�ci� m�wnic�.
Anderton ujrza� w przelocie jego wykrzywion� twarz. Wsta�, uni�s� pistolet,
post�pi� krok do przodu i odda� strza�. Zapl�tany w rz�dy n�g wystaj�cych spod
krzese� ustawionych na pode�cie Kaplan wyda� z siebie piskliwy okrzyk b�lu i
przera�enia. Zachwia� si� jak zraniony ptak i trzepocz�c r�kami, run�� z podestu na
ziemi�. Anderton podszed� do barierki, ale rzut oka powiedzia� mu, �e kolejny
strza� by� zb�dny.
Kaplan, zgodnie z przepowiedni� zawart� w raporcie wi�kszo�ci, by� martwy. W
jego w�t�ej piersi zia�a czarna, dymi�ca dziura, z kt�rej przy ka�dym ruchu
konaj�cego osypywa� si� suchy py�.
Ogarni�ty md�o�ciami Anderton odwr�ci� si� i przeszed� pomi�dzy rz�dami
zdumionych oficer�w, kt�rzy wstawali ze swoich miejsc. Trzymany w r�ku pistolet
gwarantowa� mu tymczasowe bezpiecze�stwo. Zeskoczy� z podestu i wkroczy� w
sk��bion� mas� st�oczonych na dole ludzi. Wszyscy ze zgroz� wyt�ali wzrok.
Incydent, kt�ry wydarzy� si� na ich oczach, przechodzi� wszelkie wyobra�enie.
Up�ynie du�o czasu, nim zrozumienie tego, co si� sta�o, zast�pi �lepe przera�enie.
Na peryferiach t�umu dosta� si� w r�ce czekaj�cej policji.
� Ma pan szcz�cie, �e w og�le stamt�d wyszed� � szepn�� jeden, kiedy samoch�d
ostro�nie pod��a� do przodu.
� Chyba tak � odrzek� s�abo Anderton. Wcisn�� si� w fotel, pr�buj�c do�� do
siebie. Trz�s� si� na ca�ym ciele i kr�ci�o mu si� w g�owie. Gwa�townie pochyli�
si� do przodu i zwymiotowa�.
� Biedak � mrukn�� ze wsp�czuciem jeden z policjant�w.
Przez mg�� rozpaczy i md�o�ci Anderton nie by� w stanie okre�li�, czy tamten
mia� na my�li Kaplana, czy jego.
Kr��y�y doko�a niego czarne kszta�ty. Sharp z krzykiem usi�owa� oswobodzi� si� z
u�cisku palc�w zaci�ni�tych na jego r�kach i nogach. Kaszl�c, osun�� si� do przodu.
Z ust pociek�a mu krew i �lina oraz okruchy po�amanych z�b�w. Na moment rozb�ys�o
o�lepiaj�ce �wiat�o; obserwowano go.
� Jest martwy? � zapyta� g�os.
� Jeszcze nie. � Na pr�b� wymierzono mu kopniaka. Na wp� �wiadomie us�ysza�
trzask p�kaj�cych �eber. � Prawie.
� S�yszysz mnie, Sharp? � sykn�� mu do ucha g�os.
Nie zareagowa�. Le�a�, usi�uj�c pozosta� przy �yciu, usi�uj�c nie kojarzy�
swojej osoby z po�aman� i wym�czon� pow�ok�, kt�ra kiedy� by�a jego cia�em.
� Wyobra�asz sobie pewnie � podj�� konspiracyjnie znajomy g�os �e powiem, i�
masz ostatni� szans�. Ale nie masz, Sharp. Twoja szansa straci�a racj� bytu. Powiem
ci, co z tob� zrobimy.
Dysz�c, pr�bowa� nie s�ucha�. I daremnie pr�bowa� nie czu� tego, co mu robili.
� Dobrze � oznajmi� g�os, kiedy doprowadzono rzecz do ko�ca. A teraz wyrzu�cie
go.
To, co zosta�o z Paula Sharpa, zaci�gni�to do okr�g�ego w�azu. Ogarn�� go
mglisty zarys ciemno�ci, po czym bezlito�nie wrzucono go w czelu��. Run�� w d�, ale
tym razem nie doby� z siebie �adnego krzyku.
Pozbawiono go wszelkich narz�d�w, za pomoc� kt�rych m�g� wyartyku�owa�
jakikolwiek odg�os.
Wy��czywszy lamp�, Humphrys pochyli� si� i potrz�sn�� skulon� postaci�.
� Sharp! � rozkaza� g�o�no. � Obud� si�! Wracaj!
M�czyzna j�kn��, zamruga� powiekami i drgn��. Jego twarz st�a�a w wyrazie
bezbrze�nej m�czarni.
� Bo�e � szepn�� z pustk� w oczach i cia�em pozbawionym energii. � Oni...
� Jest pan z powrotem � uspokoi� go wstrz��ni�ty odkryciem Humphrys. � Nie ma
czym si� martwi�; jest pan absolutnie bezpieczny. To min�o... wydarzy�o si� wiele
lat temu.
� Min�o � powt�rzy� �a�o�nie Sharp.
� Wr�ci� pan do tera�niejszo�ci. Rozumie pan?
� Tak � mrukn�� Sharp. � Ale... co to by�o? Wypchn�li mnie... przez co� i
spad�em. Polecia�em w d�. � Dygota� na ca�ym ciele. � Spad�em.
� Wypad� pan przez w�az � powiedzia� spokojnie Humphrys. � Pobito pana i
dotkliwie okaleczono... s�dzili, �e �miertelnie. Ale przetrwa� pan. �yje. Wyszed� z
tego.
� Dlaczego oni to zrobili? � zapyta� za�amany Sharp. Z rozpacz� skrzywi�
poszarza�� twarz. � Prosz� mi pom�c, Humphrys...
� Nie pami�ta pan, kiedy to si� zdarzy�o?
� Nie.
� A gdzie?
� Nie. � Twarz Sharpa wykrzywi� spazmatyczny grymas. � Pr�bowali mnie zabi�...
zabili mnie! � Nic takiego mi si� nie przydarzy�o � zaprotestowa�, prostuj�c si�
gwa�townie. � Na pewno bym pami�ta�. To fa�szywe wspomnienia... kto� manipulowa�
moj� pami�ci�!
� St�umi� pan to wspomnienie � odpar� stanowczo Humphrys. W wyniku doznanego
cierpienia i szoku g��boko ukry� je w swoim umy�le. To rodzaj amnezji �
odzwierciedlaj�cej si� po�rednio w formie pa�skiej fobii. Teraz gdy przypomnia� pan
sobie...
� Czy musz� tam wr�ci�? � zawo�a� histerycznie Sharp. � Czy znowu musz� le�e�
pod t� cholern� lamp�?
� Trzeba wywo�a� to na p�aszczyzn� �wiadomo�ci � powiedzia� Humphrys. � Ale nie
wszystko naraz. Zrobi� pan na dzisiaj swoje.
Os�ab�y z ulgi Sharp opar� si� o krzes�o.
� Dzi�ki � odrzek� s�abo. Dotykaj�c swojej twarzy i cia�a, wyszepta�: � Przez
wszystkie lata nosi�em to w swoim umy�le. Niszczy�o mnie, po�era�o od �rodka...
� Fobia powinna straci� na sile � oznajmi� analityk. � Wystarczy, �e zmierzy si�
pan z samym incydentem. Uczynili�my pewien post�p, mamy obecnie poj�cie na temat
�r�d�a strachu. Chodzi o tortury zawodowych bandyt�w. By�ych �o�nierzy we wczesnych
latach powojennych... zorganizowanych gang�w. Pami�tam.
Sharp odzyska� nieco pewno�ci siebie.
� W tej sytuacji bez trudu mo�na zrozumie� l�k przed upadkiem. Zwa�ywszy na to,
co mi si� przytrafi�o... � Chwiejnie spr�bowa� wsta� z krzes�a.
I wyda� z siebie przera�liwy okrzyk.
� Co si� sta�o? � zapyta� Humphrys, podchodz�c bli�ej i chwytaj�c go za rami�.
Sharp odskoczy�, straci� r�wnowag� i opad� bezw�adnie na krzes�o. � Co si� sta�o?
� Nie mog� wsta� � wydusi� Sharp z grymasem na twarzy.
� Co takiego?
� Nie mog� wsta�. � Przera�ony popatrzy� b�agalnie na analityka. Bo... boj� si�,
�e spadn�. Doktorze, nie mog� nawet stan��.
Przez chwil� obaj milczeli. Nast�pnie, wbijaj�c wzrok w pod�og�, Sharp
wyszepta�:
� Powodem, dla kt�rego zwr�ci�em si� do pana, Humphrys, by� fakt, �e pa�ski
gabinet znajduje si� na parterze. �mieszne, prawda? Nie by�em w stanie wej�� wy�ej.
� Jeszcze raz w��czymy lamp� � oznajmi� Humphrys.
� Jestem tego �wiadomy. Boj� si�. � Chwytaj�c za por�cze krzes�a, ci�gn��: �
Prosz� si� nie waha�. C� innego nam pozostaje? Nie mog� st�d wyj��. Humphrys, to
mnie zabije.
� W�a�nie �e nie. � Humphrys ustawi� lamp�. � Wyci�gniemy pana z tego. Niech pan
spr�buje si� odpr�y�; prosz� nie my�le� o niczym szczeg�lnym. � W��czaj�c
urz�dzenie, doda� �agodnie: � Tym razem nie przywo�am samego incydentu
traumatycznego. Chcia�bym ods�oni� do�wiadczenie, kt�re go otacza. Szerszy segment,
kt�rego jest on sk�adnikiem.
Paul Sharp szed� cicho przez o�nie�ony teren. Jego oddech tworzy� migocz�cy
ob�ok bieli. Po prawej stronie wznosi�y si� ruiny dawnych budynk�w. Pokryte
�niegiem wygl�da�y �licznie. Przystan�� na chwil� i zapatrzy� si� na nie jak
urzeczony.
� Ciekawe � mrukn�� cz�onek jego ekipy badawczej, podchodz�c bli�ej. � Mog�yby
kry� pod sob� wszystko... dos�ownie wszystko.
� To pi�kne, na sw�j spos�b � odrzek� Sharp.
� Widzi pan t� iglic�? � M�ody m�czyzna wskaza� kierunek d�oni� w r�kawiczce;
wci�� mia� na sobie podszyty o�owiem kombinezon. Wraz ze swoj� grup� penetrowa�
okolice ska�onego krateru. Ich dr��ki wiertnicze le�a�y w r�wnym rz�dzie. � Tam
sta� ko�ci� � poinformowa� Sharpa. � Wygl�da na to, �e �adny. A tam... � wskaza� na
niczym niewyr�niaj�ce si� skupisko ruin � ...tam znajdowa�o si� g��wne centrum
obywatelskie.
� Miasto nie zosta�o bezpo�rednio ra�one, prawda? � zapyta� Sharp.
� Nie. Niech pan zejdzie na d� i zobaczy, na co natrafili�my. Krater po naszej
prawej stronie...
� Nie, dzi�ki � odpar� Sharp, cofaj�c si� z niech�ci�. � Zostawi� to wam.
M�ody ekspert rzuci� mu zaciekawione spojrzenie, po czym skierowa� uwag� na inne
sprawy.
� Je�li nie znajdziemy nic niespodziewanego, powinni�my w ci�gu tygodnia
rozpocz�� odbudow�. Pierwszy krok, oczywi�cie, to oczyszczenie warstwy �wiru.
Zawiera du�o szczelin powsta�ych w wyniku wzrostu ro�lin, poza tym proces
naturalnego niszczenia w du�ej mierze przekszta�ci� �wir w rodzaj organicznego
py�u.
� Doskonale � odpar� z zadowoleniem Sharp. � Mi�o b�dzie po latach zn�w co�
tutaj zobaczy�.
� Jak by�o przed wojn�? � zapyta� ekspert. � Nigdy tego nie widzia�em; urodzi�em
si� po tym, jak rozpocz�to destrukcj�.
� C� � powiedzia� Sharp, spogl�daj�c na za�nie�one pole. � Kiedy� znajdowa� si�
tutaj kwitn�cy o�rodek rolniczy. Hodowano grejpfruty. Arizo�skie grejpfruty. Gdzie�
w okolicy sta�a Tama Roosevelta.
� Tak � odpar� ekspert, kiwaj�c g�ow�. � Zlokalizowali�my jej pozosta�o�ci.
� Hodowano tu bawe�n�. R�wnie� sa�at�, lucern�, winogrona, oliwki, brzoskwinie �
pami�tam, �e kiedy przeje�d�a�em z rodzin� przez Phoenix, moj� uwag� najbardziej
przyci�gn�� eukaliptus.
� Nie uda si� nam tego wszystkiego odzyska� � stwierdzi� z �alem ekspert. � Co
to za dziwo... eukaliptus? Nigdy o czym� takim nie s�ysza�em.
� Nie ma ju� w Stanach ani jednego � odrzek� Sharp. � Musia�by� jecha� do
Australii.
NIEPOPRAWNA M
Maszyna by�a szeroka na jedn� stop� i d�uga na dwie, wygl�da�a jak przero�ni�te
pude�ko krakers�w. Cicho, zachowuj�c wszelkie �rodki ostro�no�ci, wspi�a si� po
�cianie betonowego budynku, wysun�wszy gumowane rolki, rozpocz�a pierwsz� faz�
swojego zadania.
Z tylnej cz�ci urz�dzenia wypad� odprysk niebieskiej emalii. Przycisn�wszy go
mocno do szorstkiej �ciany, maszyna podj�a swoj� w�dr�wk�. Pionowa betonowa droga
przesz�a w drog� stalow�, maszyna dotar�a do okna. Zatrzyma�a si� i wyprodukowa�a
mikroskopijny strz�p tkaniny. Pieczo�owicie umie�ci�a go na stalowej framudze.
W przejmuj�cych ch�odem ciemno�ciach maszyna by�a prawie niewidoczna. Na
mgnienie oka ogarn�� j� blask dalekich reflektor�w z ulicy, rzuci� na jej
wypolerowany kad�ub l�ni�cy refleks, po czym zgas�. Podj�a prac�.
Za pomoc� plastikowego pseudoodn�a stopi�a szyb� okna. Z wn�trza mrocznego
mieszkania nie dobiega� �aden odg�os, nikogo nie by�o w domu. Maszyna, lekko
przypr�szona drobinami szk�a, wpe�z�a ponad stalow� framug� i unios�a receptor.
Badaj�c otoczenie, wywiera�a jednocze�nie dok�adnie dwustufuntowy nacisk na
framug�; ta ust�pi�a pos�usznie. Maszyna z zadowoleniem opu�ci�a si� po wewn�trznej
�cianie na �rednio grub� wyk�adzin�. Nast�pnie przyst�pi�a do wykonywania drugiej
cz�ci zadania.
Pojedynczy ludzki w�os � wraz z cebulk� i p�atkiem sk�ry � zosta� umieszczony na
drewnianej pod�odze obok lampy. Nieopodal fortepianu ceremonialnie wy�o�ono dwie
zasuszone drobinki tytoniu. Urz�dzenie odczeka�o dziesi�� sekund, po czym, gdy
sekcja magnetycznej ta�my zaskoczy�a na miejsce, powiedzia�a nagle:
� Ach! Cholera...
Co ciekawe, g�os by� chrypliwy i m�ski.
Maszyna doturla�a si� do zamkni�tej szafy. Wspi�wszy si� po drewnianej
powierzchni, dotar�a do zamka i wsun�wszy do� cienki element kad�uba, otworzy�a
drzwi. Za rz�dem p�aszczy znajdowa�a si� niewielka konstrukcja z�o�ona z baterii i
drut�w: kamera z w�asnym zasilaniem. Maszyna zniszczy�a kaset� na film � to by�o
wa�ne � po czym, opuszczaj�c szaf�, upu�ci�a kropl� krwi na zniszczony skaner
obiektywu. Kropla krwi by�a jeszcze wa�niejsza.
Podczas gdy odciska�a fa�szywy odcisk obcasa na t�ustej warstwie pokrywaj�cej
dno szafy, z korytarza dolecia� jaki� ha�as. Znieruchomia�a. Chwil� potem do
mieszkania wkroczy� niedu�y cz�owieczek w �rednim wieku, z p�aszczem przerzuconym
przez rami� i teczk� w d�oni.
� Chryste � zdumia� si� na widok maszyny. � A ty� kto?
Maszyna unios�a przedni� dysz� i wystrzeli�a pocisk rozrywaj�cy prosto w na wp�
�ys� g�ow� m�czyzny. Pocisk utkwi� w czaszce i eksplodowa�. Wci�� �ciskaj�c p�aszcz
i teczk�, m�czyzna run�� na wyk�adzin� z og�upia�ym wyrazem twarzy. Po�amane
okulary le�a�y obok jego ucha. Cia�o zadrga�o konwulsyjnie, po czym zastyg�o bez
ruchu.
Do zako�czenia zadania pozosta�y jeszcze dwa etapy. G��wna cz�� zosta�a
wykonana. Maszyna z�o�y�a fragment spalonej zapa�ki w jednej z nieskazitelnych
popielniczek stoj�cych nad kominkiem i wesz�a do kuchni w poszukiwaniu szklanki.
W�a�nie pe�z�a do kierunku zlewu, gdy ludzki g�os sprawi�, �e znieruchomia�a.
� To tutaj � zabrzmia� w pobli�u wyra�ny g�os.
� Przygotuj si�... wci�� powinien tam by�. � Drugi g�os, podobnie jak pierwszy,
nale�a� do m�czyzny. Drzwi na korytarz odskoczy�y z hukiem i do �rodka wpadli dwaj
osobnicy w ci�kich p�aszczach. Zapominaj�c o szklance wody, maszyna opad�a na
pod�og� w kuchni. Co� potoczy�o si� niezgodnie z planem. Jej prostok�tny kszta�t
zadr�a� i zafalowa�, podci�gn�wszy si� do pozycji pionowej, maszyna przybra�a
posta� telewizora.
Wci�� znajdowa�a si� w postaci awaryjnej, gdy jeden z m�czyzn wysoki i rudy �
zajrza� do kuchni.
� Nikogo � o�wiadczy� i pobieg� dalej.
� Okno � dorzuci� jego towarzysz, ci�ko chwytaj�c oddech. Na progu drzwi
wej�ciowych stan�y dwie dodatkowe sylwetki, ekipa by�a w komplecie. � Szyba znik�a.
T�dy dosta� si� do �rodka.
� Ale ulotni� si�. � Rudow�osy m�czyzna ponownie stan�� w drzwiach kuchni,
w��czy� �wiat�o i wkroczy� do �rodka z pistoletem w d�oni. � Dziwne... przecie�
zareagowali�my natychmiast, jak tylko odebrali�my sygna�. � Podejrzliwie spojrza�
na zegarek. � Rosenburg nie �yje zaledwie od paru sekund... jakim cudem tamten
zdo�a� tak szybko uciec?
Stoj�c u wej�cia ulicy Edward Ackers ws�ucha� si� w g�os. Podczas ostatnich
trzydziesty minut g�os nabra� gani�cej, natarczywej tonacji, prawie nies�yszalny
ci�gn�� sw� mechaniczn� skarg�.
� Jeste� zm�czony � powiedzia� Ackers. � Id� do domu. We� gor�c� k�piel.
� Nie � odpar� g�os, przerywaj�c tyrad�. G�os pochodzi� z du�ej, o�wietlonej
budy, kt�ra sta�a na mrocznym chodniku w odleg�o�ci kilku jard�w od Ackersa, po
jego prawej stronie. Obrotowy neon g�osi�:
KONIEC Z TYM!
Na to niestety nie mo�na by�o nic poradzi�. Tak czy inaczej, wygnaniec traci�
energi� i czas na znalezienie drogi powrotnej do Uk�adu S�onecznego. Je�eli wr�ci�,
nim dopad�a go staro��, zosta� przyjmowany z powrotem na �ono spo�ecze�stwa. Co za
wyzwanie... zw�aszcza dla kosmopolity, kt�ry nigdy nie zaw�drowa� dalej ni� do
Wspanialszego Nowego Jorku. Przypuszczalnie istnia�o wielu przymusowych emigrant�w,
kt�rzy kosili zbo�e prymitywnymi sierpami. Oddalone zak�tki wszech�wiata sk�ada�y
si� g��wnie z wilgotnych teren�w rolniczych, odizolowanych enklaw agrarnych, gdzie
w ograniczonym stopniu kwit� handel wymienny owocami, warzywami oraz wyrobami
r�cznymi.
� Czy wiedzia�e�, �e w Epoce Monarch�w kieszonkowiec l�dowa� na stryczku? �
zapyta� Ackers.
� Koniec z tym � ci�gn�� monotonnie Garth, ponownie chowaj�c si� w budce. Neon
wirowa�, rozdawano ulotki. Ackers niecierpliwie obserwowa� pogr��on� w ciemno�ciach
ulic�, wypatruj�c karetki.
Zna� Heimiego Rosenburga. Trudno o sympatyczniejszego go�cia... pomimo faktu, �e
Heimie by� zamieszany w dzia�alno�� pot�nego przedsi�biorstwa handluj�cego
niewolnikami, zajmuj�cego si� nielegalnym transportem osadnik�w do �yznych planet
pozauk�adowych. Dwaj najwi�ksi handlarze niewolnik�w zasiedlili niemal ca�y Uk�ad
Syriusza. Czterech spo�r�d sze�ciu emigrant�w by�o potajemnie przewo�onych w
transportowcach oznaczonych napisem �frachtowce�. Trudno wyobrazi� sobie
delikatnego Heimiego Rosenburga w roli agenta handlowego Tirol Enterprises, lecz
taka by�a prawda.
Czekaj�c, Ackers snu� domys�y na temat powodu, z kt�rego zabito Heimiego. Pewnie
morderstwo stanowi�o element nieustaj�cej rozgrywki pomi�dzy Paulem Tirolem i jego
g��wnym rywalem. David Lantano okaza� si� zdolnym i energicznym przybyszem...
morderstwo by�o jednak narz�dziem wszystkich. Wszystko zale�a�o od tego, w jaki
spos�b go dokonano; m�g� to by� zar�wno akt brutalno�ci, jak i najczystszej sztuki.
� Co� jedzie. � Zainstalowane na budce przeka�niki d�wi�ku przynios�y do niego
g�os Gartha. � Wygl�da jak zamra�arka.
Rzeczywi�cie, nadjecha�a karetka. Gdy pojazd przystan�� i otwarto tylne drzwi,
Ackers podszed� bli�ej.
� Jak szybko tam dotarli�cie? � zapyta� policjanta, kt�ry zeskoczy� ci�ko na
chodnik.
� Natychmiast � odrzek� policjant. � Ani �ladu zab�jcy. Nie s�dz�, aby�my
zdo�ali przywr�ci� go do �ycia... dosta� w sam �rodek, prosto w m�zg. Zawodowa
robota, �adnej amatorszczyzny.
Zawiedziony Ackers wszed� do wn�trza karetki, aby przekona� si� na w�asne oczy.
II
Garth, Harvey
Rozwini�ty syndrom hazardzisty. Przyj�� rol� ideologicznego anarchisty,
dzia�aj�cego wbrew systemowi prawnemu i spo�ecznemu. Brak zdolno�ci racjonalnego
my�lenia, powtarza tylko kluczowe s�owa i frazesy. Id�e fixe to koniec z systemem
banicyjnym. �ycie zdominowane walk� dla sprawy. Uparty fanatyk, prawdopodobnie typ
maniakalny, gdy�...
Ackers nie doko�czy� zdania, poniewa� tak naprawd� nie mia� poj�cia, jak
dok�adnie nale�a�o zdefiniowa� typ maniakalny. Tak czy inaczej, analiza by�a
�wietna i pewnego dnia, zamiast jedynie b��dzi� po jego umy�le, zostanie
wykorzystana. Gdy to si� stanie, denerwuj�cy g�os wreszcie umilknie.
� Zamieszanie � ci�gn�� Garth. � Zniesienie systemu banicyjnego... nadszed� czas
kryzysu.
� Jakiego znowu kryzysu? � zapyta� g�o�no Ackers.
Na podstawie danych rysowa� si� wyra�ny obraz. Ackers widzia� go dok�adnie. Ten
cz�owiek sta� dos�ownie przed jego biurkiem. Stosunkowo m�ody, do�� przysadzisty,
pali� fajk� i mia� na sobie bardzo drogi tweedowy garnitur. Osobnik utworzony za
pomoc� dziewi�ciu specyfikacji; dziesi�tej nie uda�o si� ustali�.
Wed�ug raportu, mieszkanie zosta�o gruntownie przeszukane. Wynoszono sprz�t
wykrywaj�cy.
� Jeszcze jedna powinna za�atwi� spraw� � stwierdzi� Ackers, oddaj�c raport
nadzoruj�cemu. Zastanawia� si�, czyj� znajd� i jak d�ugo to potrwa.
Chc�c zabi� czas, zadzwoni� do �ony, lecz zamiast Ellen odpowiedzia�a mu
automatyczna sekretarka.
� Pani Ellen posz�a spa�. Mo�e pan zostawi� trzydziestosekundow� wiadomo��,
kt�ra zostanie jej rano przekazana. Dzi�kuj�.
Ackers zakl�� w bezsilnej z�o�ci i od�o�y� s�uchawk�. Zachodzi� w g�ow�, czy
Ellen rzeczywi�cie posz�a spa�, mo�e po prostu wymkn�a si� z domu, jak wiele razy
wcze�niej. Ostatecznie jednak by�a prawie trzecia nad ranem. Ka�da osoba o zdrowych
zmys�ach powinna spa�: tylko on i Garth trwali na swoich posterunkach, oddani
wype�nianiu obowi�zk�w.
Co Garth mia� na my�li, m�wi�c pi�kna kobieta?
� Panie Ackers � odezwa� si� nadzoruj�cy. � Nadchodzi dziesi�ta specyfikacja.
Ackers z nadziej� popatrzy� na bank danych. Oczywi�cie nic nie widzia�, w�a�ciwy
mechanizm znajdowa� si� w podziemiach budynku, przed sob� mia� jedynie receptory
oraz szczeliny wylotowe. Jednak�e samo spojrzenie na maszyn� nape�nia�o go otuch�.
W tej chwili bank przyjmowa� dziesi�ty element materia�u. Wkr�tce dowie si�, ilu
obywateli pasowa�o do wskazanych dziesi�ciu kategorii... i uzyska wystarczaj�co
nieliczn� grup�, by m�c dok�adnie wzi�� pod lup� ka�dego z jej cz�onk�w.
� Prosz� � powiedzia� nadzoruj�cy, popychaj�c raport w jego kierunku.
Beam wpad� do sieni po to, by ujrze�, jak Paul Tirol wybiega na ogarni�t�
mrokiem ulic�. Towarzysz�ca mu m�oda kobieta wskoczy�a do zaparkowanego samochodu i
zapu�ci�a silnik; zabra�a Tirola, po czym natychmiast odjecha�a.
Zdyszany Beam stan�� bezsilnie na chodniku. Tajemniczy telewizor znikn��; nie
zosta�o mu nic. Machinalnie ruszy� w d� ulicy. Tupot jego st�p ni�s� si� echem w
lodowatej ciszy. Ani �ladu uciekinier�w, ani �ladu czegokolwiek.
� A niech mnie licho � powiedzia� niemal z zabobonnym l�kiem. Wynika�o z tego,
�e przedmiot � robot o rozwini�tych zdolno�ciach � nale�a� do Paula Tirola; z
chwil� stwierdzenia jego obecno�ci, niezw�ocznie ruszy� mu na spotkanie. Po...
wsparcie?
Zabi� Heimiego Rosenburga, stanowi� w�asno�� Tirola. Tak wi�c dzi�ki
nowatorskiej metodzie Tirol zamordowa� swojego pracownika, przedstawiciela z Pi�tej
Alei. Tego typu urz�dzenie musia�o kosztowa� z grubsza sto tysi�cy dolar�w.
Mn�stwo pieni�dzy, zw�aszcza �e morderstwo to naj�atwiejsze z przest�pstw. Czy
nie mo�na by�o zamiast tego wynaj�� kryminalisty z �omem?
Beam ruszy� wolnym krokiem w stron� laboratorium. Naraz raptownie zmieni� zdanie
i skierowa� si� ku dzielnicy finansowej. Zatrzyma� taks�wk� i wszed� do �rodka.
� Dok�d? � zapyta� starter ze stacji przeka�nikowej. Miejskie taks�wki by�y
zdalnie sterowane z bazy centralnej.
Poda� nazw� baru. Nast�pnie opad� na siedzenie i zatopi� si� w my�lach. Ka�dy
m�g� pope�ni� morderstwo, skomplikowana, kosztowna maszyna by�a do tego zb�dna.
Urz�dzenie zosta�o stworzone do innych cel�w. Zabicie Heimiego Rosenburga to
przypadek.
III
Miasto by�o niechlujne i zrujnowane, kilka sklep�w, stacja paliw, bary i kluby
taneczne. Od Wspanialszego Nowego Jorku dzieli�a je godzina lotu. Nosi�o nazw�
Olum.
� Niech pan skr�ci w prawo � poleci�a niech�tnie Ellen.
Opieraj�c �okie� na parapecie okna statku spogl�da�a na neony.
Lecieli ponad magazynami i wyludnionymi ulicami, kt�re roz�wietla�y nieliczne
latarnie. Na skrzy�owaniu Ellen skin�a g�ow� i osiedli na jednym z dach�w.
By� to podupad�y, upstrzony przez muchy sklep o drewnianej witrynie. W witrynie
umieszczono nast�puj�cy szyld: BRACIA FULTON �LUSARZE. Obok szyldu le�a�y klamki,
zasuwy, klucze, pi�y oraz budziki nakr�cane spr�ynami. Gdzie� wewn�trz sklepu
migota�o ��te �wiat�o.
� T�dy � powiedzia�a Ellen. Opu�ci�a statek i zesz�a w d� po rozchwianych
drewnianych schodach. Beam postawi� przeno�ny telewizor na pod�odze statku, zamkn��
w�az i pod��y� za ni�. Trzymaj�c si� barierki, dosta� si� na tylny ganek zastawiony
stosami puszek i przesi�kni�tych wilgoci� gazet zwi�zanych sznurkiem. W tym czasie
Ellen otworzy�a drzwi i po omacku wesz�a do �rodka.
Znalaz� si� w zagraconym, cuchn�cym ple�ni� pomieszczeniu. Wsz�dzie le�a�y
szpule drutu oraz blaszane p�yty, zupe�nie jak na z�omowisku. Prowadzi� do
warsztatu w�ski korytarz. Ellen wyci�gn�a r�k� w poszukiwaniu w��cznika. B�ysn�o
�wiat�o. Po prawej stronie widnia� pod�u�ny, za�miecony st� z r�czn� szlifierk� na
jednej z kraw�dzi, sta�y przed nim dwa drewniane sto�ki oraz na wp� z�o�one
urz�dzenie. Warsztat by� zakurzony i archaiczny. Na wbitym w �cian� gwo�dziu wisia�
podniszczony niebieski fartuch: str�j maszynisty.
� Prosz� � oznajmi�a z gorycz� Ellen. � Oto, gdzie Paul przyni�s� maszyn�.
Sprz�t stanowi w�asno�� organizacji Tirola, ca�a rudera to cz�� jego holdingu.
Beam podszed� do sto�u.
� Aby j� dostosowa� � powiedzia� � Tirol musia� mie� odbicie struktury nerwowej
Heimiego. � Przewr�ci� stert� szklanych pojemnik�w, na nier�wn� powierzchni� sto�u
posypa� si� deszcz �rubokr�t�w i uszczelek.
� Uzyska� je z drzwi Heimiego � odparta Ellen. � Da� do analizy zamek Heimiego i
na podstawie jego uk�adu odtworzono struktur�.
� I otworzy� M?
� Jest tu stary mechanik � powiedzia�a Ellen. � Ma�y, zasuszony staruszek;
prowadzi ten sklep. Patrick Fulton. On zainstalowa� M nieprzychylne nastawienie.
� Nieprzychylne nastawienie � powt�rzy� Beam, kiwaj�c g�ow�.
� Do zabijania ludzi. Heimie stanowi� wyj�tek, dla ka�dej innej osoby maszyna
przybiera�a posta� awaryjn�. W dziczy zaprogramowano by j� na co� innego, nie
telewizor. � Za�mia�a si� histerycznie. � Tak, to rzeczywi�cie dziwnie by
wygl�da�o, telewizor w �rodku puszczy. Pewnie zamieniliby go na kamie� lub ga���.
� Kamie� � powiedzia� Beam. Wyobrazi� to sobie. M przyczajona, omsza�a,
czekaj�ca miesi�ce, lata na obecno�� cz�owieka. W�wczas przesta�aby by� kamieniem i
jednym ruchem zamieni�aby si� w przero�ni�te pude�ko krakers�w, szerokie na jedn�
stop�, d�ugie na dwie...
Czego� tu jednak brakowa�o.
� Podr�bki � powiedzia�. � Sztuczne odpryski farby, w�osy, tyto�. Jakim cudem
tego dokonano?
� W�a�ciciel ziemski zabi� k�usownika � odrzek�a �ami�cym si� g�osem Ellen. � W
obliczu prawa podlega� karze. Tak wi�c M zostawi�a wskaz�wki. �lady pazur�w.
Zwierz�c� krew i sier��.
� Bo�e � powiedzia� wstrz��ni�ty. � Zabity przez zwierz�.
� Przez nied�wiedzia, dzikiego kota... cokolwiek �y�o w pobli�u. Regionalny
drapie�nik, �mier� nie budzi�a niczyjego zdziwienia. � Tr�ci�a butem stoj�cy pod
sto�em karton. � Jest tutaj, a przynajmniej kiedy� by�a. Struktura nerwowa,
przeka�nik, odrzucone cz�ci M, schematy.
Karton s�u�y� niegdy� do przewo�enia baterii. Teraz w ich miejscu znajdowa�a si�
skrzynka starannie zabezpieczona przed owadami i wilgoci�. Beam zdar� metalow�
foli� i stwierdzi�, �e znalaz� to, czego szuka�. Ostro�nie wyj�� zawarto�� kartonu
i u�o�y� j� na stole w�r�d lutownic i wierte�.
� Wszystko na swoim miejscu � stwierdzi�a bez emocji Ellen.
� Mo�e m�g�bym pani w to nie miesza� � odpar�. � Zabior� telewizor wraz z
zawarto�ci� kartonu do Ackersa i spr�buj� przekona� go bez pani zeznania.
� Jasne � odrzek�a ze znu�eniem.
� Co pani ma zamiar zrobi�?
� C� � odpar�a. � Nie mog� wr�ci� do Paula, tak wi�c s�dz�, �e nie mam wielkiego
wyboru.
� Pomys� z szanta�em by� chybiony � powiedzia�.
Zal�ni�y jej oczy.
� Owszem.
� Je�li on uwolni Lantano � podj�� Beam � poprosz� go o z�o�enie rezygnacji.
W�wczas pewnie zgodzi si� na rozw�d, nie b�dzie to dla niego mia�o wi�kszego
znaczenia.
� Ja... � zacz�a. Naraz urwa�a. Jej twarz zdawa�a si� blakn��, jak gdyby kolor i
struktura sk�ry rozmywa�y si� od wewn�trz. Unosz�c jedn� r�k�, wykona�a lekki
p�obr�t i zastyg�a z niedoko�czonym zdaniem na otwartych ustach.
Beam pospiesznie zgasi� lamp�, w pomieszczeniu zapanowa�y ciemno�ci. Us�ysza� to
w tej samej chwili co Ellen. Deski rozklekotanego ganku zatrzeszcza�y, po czym z
korytarza dobieg�y powolne, ci�kie odg�osy st�pania.
Gruby jegomo��, pomy�la� Beam. Niemrawy i senny, ci�ko stawiaj�c, kroki, brn��
przed siebie z na wp� przymkni�tymi oczami i przelewaj�cymi si� pod garniturem
fa�dami t�uszczu. W mroku zamajaczy�a sylwetka m�czyzny, Beam nie widzia� go, lecz
wyczu�, gdy tamten stan�� w drzwiach, wype�niaj�c sob� framug�. Pod�oga
zaskrzypia�a pod jego ci�arem. Oszo�omiony Beam zastanawia� si�, czy Ackers ju�
wie, czyjego rozkaz zosta� uniewa�niony. A mo�e podejrzany wyszed� na wolno��
dzi�ki interwencji swojej organizacji?
� Ach! � zabrzmia� chrypliwy g�os.
� Cholera � powiedzia� Lantano.
Ellen zacz�a krzycze�. Beam nie wiedzia�, co si� dzieje, na o�lep szarpa�
w��cznik i zastanawia� si� bezmy�lnie, dlaczego ten nie dzia�a. U�wiadomi� sobie,
�e st�uk� �ar�wk�. Zapali� zapa�k�, ale zgas�a. Przypomnia� sobie o zapalniczce
znajduj�cej si� w torebce Ellen Ackers znalezienie jej trwa�o d�ug� chwil�.
Niepoprawna M zbli�a�a si� do nich powoli z wysuni�tym receptorem. Ponownie
zatrzyma�a si� i obr�ci�a w stron� sto�u. Straci�a posta� odbiornika TV i na powr�t
przybra�a form� pude�ka krakers�w.
� Odbicie � szepn�a Ellen. � Zareagowa�a na odbicie struktury nerwowej.
M zosta�a pobudzona do �ycia. Beam jednak wci�� wyczuwa� obecno�� Davida
Lantano. Pot�ny m�czyzna nadal przebywa� w pomieszczeniu, jego namacalna blisko�� i
ci�ar towarzyszy�y maszynie, kt�ra pozostawia�a za sob� �lady jego pobytu. Na
oczach Beama urz�dzenie wytworzy�o strz�p tkaniny i wcisn�o go w pobliski kopczyk
opi�k�w. Nast�pnie pojawi�a si� krew, tyto� i w�osy, tyle �e w takiej ilo�ci, �e
nie m�g� ich dostrzec. Maszyna pozostawi�a w kurzu odcisk obcasa, po czym z wn�trza
mechanizmu wysun�a si� dysza.
Os�aniaj�c ramieniem oczy, Ellen Ackers wybieg�a z warsztatu. Lecz to nie ona
stanowi�a obiekt zainteresowania maszyny; obracaj�c si� w kierunku sto�u urz�dzenie
odda�o strza�. Pocisk przelecia� nad sto�em i wyl�dowa� w rozrzuconym stosie
�elastwa. Nast�pnie eksplodowa�, fragmenty drut�w i gwo�dzi rozprysn�y si� na
wszystkie strony.
Heimie nie �yje, pomy�la� Beam i obserwowa� dalej. Maszyna szuka�a odbicia
struktury, pr�buj�c zlokalizowa� i zniszczy� sztuczn� emisj� nerwow�. Obr�ci�a si�
wok� w�asnej osi, z wahaniem opu�ci�a dysz�, po czym znowu strzeli�a. Ze �ciany za
sto�em posypa�y si� kawa�ki gruzu.
Beam podszed� do M z zapalniczk� w d�oni. Receptor zwr�ci� si� w jego kierunku i
urz�dzenie si� cofn�o. Jego zarys zadr�a�, by wkr�tce zn�w odzyska� wyrazisto��.
Przez chwil� zmaga�o si� ze sob�, a� wreszcie oczom Beama ukaza� si� przeno�ny
odbiornik TV. Dobieg�o z niego piskliwe zawodzenie. Pojawi�y si� sprzeczne bod�ce,
maszyna nie potrafi�a podj�� decyzji.
W wyniku wytworzonej neurozy sytuacyjnej i niepewno�ci wyboru funkcjonowanie
maszyny zosta�o zak��cone. Jej niepewno�� nosi�a w sobie cz�stk� cz�owiecze�stwa,
Beam jednak nie mia� dla niej wsp�czucia. Pr�bowa� jednocze�nie przybra� posta�
awaryjn� i przyst�pi� do ataku; konflikt wynika� z usterki mechanizmu, a nie z
powsta�ych w m�zgu cz�owieka sprzeczno�ci. A to w�a�nie w m�zgu cz�owieka utkwi�
wystrzelony przez M pocisk. Heimie Rosenburg nie �y�, jego sobowt�r nie istnia� ani
nie m�g� powsta�. Beam podszed� do maszyny i tr�ci� j� butem.
Maszyna obr�ci�a si� b�yskawicznie jak w�� i odskoczy�a.
� Ach! Cholera � powiedzia�a. Jad�c, wyrzuci�a z siebie wiele drobinek tytoniu;
znikaj�c w korytarzu pozostawi�a za sob� �lady w postaci kropel krwi i odprysk�w
b��kitnej farby. Beam s�ysza�, jak bezradnie obija si� o �ciany. Po chwili ruszy�
za ni�.
Maszyna zatacza�a w korytarzu powolny kr�g. Wznosi�a wok� siebie barier� ze
strz�p�w tkaniny, w�os�w, wypalonych zapa�ek i drobinek tytoniu; konstrukcj�, w
kt�rej za spoiwo s�u�y�a krew.
� Ach! Cholera � powiedzia�a swym zachrypni�tym, m�skim g�osem. Kontynuowa�a
prac�, Beam za� przeszed� do nast�pnego pomieszczenia.
� Gdzie jest telefon? � zapyta� Ellen Ackers.
Odpowiedzia�a mu pustym spojrzeniem.
� Ona nic pani nie zrobi � zapewni�. Ogarn�o go nag�e zm�czenie i zniech�cenie.
� To zamkni�ty cykl. Nie przestanie, dop�ki si� nie popsuje.
� Zwariowa�a � powiedzia�a Ellen, dr��c.
� Nie � odpar�. � Regresja. Pr�buje si� ukry�.
� Ach! Cholera � zabrzmia� z korytarza g�os maszyny. Beam odszuka� telefon i
zadzwoni� do Edwarda Ackersa.
Wygnanie oznacza�o dla Paula Tirola najpierw przebycie wiele pasm ciemno�ci,
nast�pnie d�ugi, denerwuj�cy odst�p, podczas kt�rego swobodnie dryfowa�y wok� mego
kawa�ki materii uk�adaj�ce si� w zmienne wzory.
Okres dziel�cy go od ciosu Ellen Ackers do wyroku skazuj�cego mgli�cie rysowa�
si� w jego umy�le. Podobnie jak otaczaj�ce Tirola ruchliwe cienie, trudno by�o go
czemukolwiek przypisa�.
Mia� wra�enie, �e obudzi� si� w mieszkaniu Ackersa. Tak, rzeczywi�cie. Leroy
Beam r�wnie� tam by�. A raczej rodzaj transcendentalnego Leroya Beama, kt�ry unosi�
si� w powietrzu i wydawa� polecenia. Koniec ko�c�w zjawi� si� Edward Ackers i
stan�� oko w oko z �on� oraz k�opotliw� sytuacj�.
Kiedy wszed�, zabanda�owany, do siedziby Departamentu Wewn�trznego, ujrza�
wychodz�cego stamt�d cz�owieka. By� to zwalisty David Lantano, kt�ry zmierza� do
swej rezydencji i jednoakrowego trawnika.
Na jego widok Tirol poczu� przyp�yw strachu. Lantano nawet go nie zauwa�y�, z
wyrazem g��bokiego namys�u na twarzy wsiad� do czekaj�cego samochodu i odjecha�.
� Ma pan tysi�c dolar�w � m�wi� zm�czony Edward Ackers podczas fazy ko�cowej.
Utrwalone w ostatnim wspomnieniu zniekszta�cone odbicie twarzy Ackersa zawirowa�o
w�r�d cieni wok� Tirola. Ackers r�wnie� by� sko�czony, cho� w innym sensie. � Prawo
zapewnia panu tysi�c dolar�w na pokrycie najistotniejszych potrzeb, otrzyma pan te�
kieszonkowy s�ownik pozauk�adowych dialekt�w.
Sama jonizacja by�a bezbolesna. Nie pami�ta� jej, pozosta�a jedynie pusta
przestrze�, ciemniejsza od tych, kt�re otacza�y go ze wszystkich stron.
� Pan mnie nienawidzi � o�wiadczy� oskar�ycielsko, kieruj�c ostatnie s�owa do
Ackersa. � Zniszczy�em pana. Ale... przecie� to nie pan. � W g�owie mia� m�tlik. �
Lantano. Niby za�atwiony na amen, a tu prosz�. Jak to? Przecie� pan...
Lecz Lantano nie mia� z tym nic wsp�lnego. Nieobecny duchem przez ca�y przebieg
sprawy, powr�ci� wreszcie do domu. Do diab�a z Lantano. Do diab�a z Ackersem i
Leroyem Beamem, do diab�a wreszcie z � tu nast�pi�o wahanie � Ellen Ackers.
� Rany � zawo�a� Tirol, gdy jego dryfuj�ce cia�o odzyska�o wreszcie fizyczny
kszta�t. � �wietnie si� razem bawili�my... co, Ellen?
Naraz sp�yn�� na niego gor�cy blask s�o�ca. Ot�pia�y skurczy� si� w sobie. ��te,
bezlitosne s�o�ce... wsz�dzie. Nic pr�cz rozta�czonego �aru, kt�ry nak�ania� do
bezwzgl�dnego pos�usze�stwa.
Le�a� jak d�ugi po�rodku gliniastej drogi. Po prawej stronie znajdowa�o si�
spieczone pole zwi�dni�tej kukurydzy. Nad jego g�ow� przelecia�a para du�ych ptak�w
o z�owieszczym wygl�dzie. W oddali rysowa�y si� wzg�rza, sprawia�y wra�enie
usypanych z py�u. U ich st�p sta�y prymitywne ludzkie chaty.
Przynajmniej mia� nadziej�, �e zosta�y stworzone przez ludzi.
Gdy wsta� chwiejnie, dolecia� go odleg�y ha�as. Drog� nadje�d�a� jaki� pojazd.
Tirol niepewnie wyszed� mu na spotkanie.
Kierowc� okaza� si� chudy, wymizerowany m�odzieniec o ciemnej, ziemistej cerze i
grzywie w�os�w w kolorze chwast�w. Mia� na sobie poplamion� p��cienn� koszul� i
kombinezon. W ustach trzyma� pogniecionego, niezapalonego papierosa. Je�dzi�
dwudziestowiecznym modelem silnikowym o poobijanej karoserii, na widok Tirola
pojazd zatrzyma� si� ze zgrzytem hamulc�w. Kierowca zmierzy� m�czyzn� krytycznym
spojrzeniem. Z samochodowego radia dobieg� metaliczny zgie�k muzyki tanecznej.
� Komornik? � zapyta� kierowca.
� Ale� sk�d � odpar� Tirol, znaj�c niech�� ludu do komornik�w. Zaraz jednak
ogarn�a go niepewno��. Nie m�g� przyzna� si�, �e jest wygna�cem, by�oby to
jednoznaczne z zaproszeniem do linczu, na og� do�� widowiskowego. � Jestem
inspektorem � oznajmi�. � Departament Zdrowia.
Kierowca z zadowoleniem pokiwa� g�ow�.
� Roje paso�yt�w ostatnio nie daj� nam spokoju. Macie ju� na to jaki� spray?
Tracimy jeden plon po drugim.
Tirol z wdzi�czno�ci� wdrapa� si� do samochodu.
� Nie zdawa�em sobie sprawy, �e to s�o�ce tak grzeje � mrukn��.
� Ma pan dziwny akcent � zauwa�y� m�odzieniec, zapalaj�c silnik. Sk�d pan jest?
� Mam wad� wymowy � odpar� Tirol. � Kiedy dotrzemy do miasta?
� Ach, mo�e za godzin� � odrzek� m�odzieniec i samoch�d leniwie potoczy� si�
dalej drog�.
Tirol ba� si� zapyta� o nazw� planety. To by go zdradzi�o. Konieczno�� poznania
prawdy nie dawa�a mu spokoju. M�g� znajdowa� si� o dwa uk�ady gwiezdne od domu,
albo dwa miliony; od Ziemi m�g� dzieli� go miesi�c albo siedemdziesi�t lat. Nie
ulega�o w�tpliwo�ci, �e musia� wr�ci�, nie mia� najmniejszego zamiaru zosta�
rolnikiem na jakiej� kosmicznej prowincji.
� Niez�e granie � powiedzia� m�odzieniec, maj�c na my�li jazzowy zgie�k
dobiegaj�cy z radia. � To Galman Freddy i jego Kreolski Zesp� W�ochatych
Nied�wiedzi. Zna pan ten kawa�ek?
� Nie � mrukn�� Tirol. Upa� i pragnienie przyprawi�y go o b�l g�owy. Ch��
poznania miejsca pobytu nie dawa�a mu spokoju.
Miasto by�o �a�o�nie ma�e. Domy znajdowa�y si� w stanie ruiny, ulice wygl�da�y
jak klepiska, kurcz�ta grzeba�y w stosach �mieci. Pod gankiem spa� niebieskawy
pseudopies. Nieszcz�liwy i spocony Paul Tirol poszed� na przystanek autobusowy i
zapozna� si� z rozk�adem jazdy. Jego oczom ukaza�a si� lista osobliwych wyraz�w:
nazwy miast. Oczywi�cie nie by�o w�r�d nich nazwy planety.
� Ile kosztuje przejazd do najbli�szego portu? � zapyta� ospa�ego urz�dnika z
okienka.
Urz�dnik zastanowi� si�.
� Zale�y, o jaki port panu chodzi. Dok�d chce pan si� uda�?
� Do Centrum � odrzek� Tirol. �Centrum� to okre�lenie Uk�adu S�onecznego.
Urz�dnik niewzruszenie pokr�ci� g�ow�.
� Nie ma tu �adnego portu mi�dzyuk�adowego.
Tirol zdziwi� si�. Wynika�o st�d, �e nie znajdowa� si� na �adnej z g��wnych
planet uk�adowych.
� Wobec tego � powiedzia� � poprosz� bilet do najbli�szego portu
mi�dzyplanetarnego.
Urz�dnik skonsultowa� si� z opas�� ksi�g� informacyjn�.
� Na kt�r� planet� chce pan lecie�?
� Na t�, kt�ra ma port mi�dzyuk�adowy � wyja�ni� cierpliwie Tirol. Byle opu�ci�
to miejsce.
� Czyli Wenus.
� Wobec tego jestem... � zacz�� zdumiony Tirol i ugryz� si� w j�zyk. Przypomnia�
sobie, �e wiele uk�ad�w, zw�aszcza tych bardzo oddalonych od s�onecznego, mia�o w
zwyczaju u�ywa� na okre�lenie swoich planet nazw pierwszej dziewi�tki. Ta pewnie
nazywa�a si� �Mars�, �Jowisz�, albo �Ziemia�, w zale�no�ci od jej po�o�enia w
uk�adzie.
� Dobrze � doko�czy� Tirol. � Poprosz� bilet w jedn� stron� na... Wenus.
Wenus, a raczej to, co za ni� uchodzi�o, by�o ponur� kul� nie wi�ksz� od
asteroidy. Wisia� nad ni� ob�ok metalicznych opar�w przys�aniaj�cych s�o�ce. Poza
kilkoma przedsi�biorstwami g�rniczymi i hutniczymi planeta by�a pusta. Ja�owy
krajobraz urozmaica�y nieliczne obskurne chaty. Nieustanny wiatr rozwiewa� �mieci i
gruz.
Lecz tu znajdowa� si� port mi�dzyuk�adowy, lotnisko ��cz�ce planet� z
najbli�szym uk�adem gwiezdnym i � wreszcie � z centrum wszech�wiata. W tej chwili
gigantyczny frachtowiec przyjmowa� na pok�ad rud�.
Tirol wszed� do biura sprzeda�y bilet�w. Wyci�gn�wszy wi�kszo�� pozosta�ej mu
got�wki, oznajmi�:
� Chcia�bym bilet w jedn� stron� w kierunku Centrum. Jak najdalej mo�na.
Urz�dnik dokona� rachunku.
� Zale�y panu na klasie podr�y?
� Nie � odpar�, ocieraj�c czo�o.
� Na szybko�ci?
� Nie.
� Doleci pan za t� sum� do Uk�adu Betelgeuse.
� Dobre i to � odrzek� Tirol, zastanawiaj�c si�, co potem. Stamt�d przynajmniej
nawi��e kontakt ze swoj� organizacj�, wyl�duje w miejscu oznaczonym na mapach.
Sp�uka� si� jednak niemal do suchej nitki. Pomimo �aru poczu� lodowate uk�ucie
strachu.
Centralna planeta Uk�adu Betelgeuse nosi�a nazw� Plantagenet III. By� to wa�ny
punkt tranzytowy transportowc�w przewo��cych osadnik�w do nierozwini�tych kolonii.
Zaraz po wyl�dowaniu statku Tirol pospieszy� na post�j taks�wek.
� Niech pan zawiezie mnie do Tirol Enterprises � poleci�, modl�c si� w duchu o
istnienie lokalnej filii. Musia�a tu by�, cho� mo�e funkcjonowa�a pod inn� nazw�.
Lata temu straci� rachub� rosn�cych wp�yw�w swojego imperium.
� Tirol Enterprises � powt�rzy� z namys�em taks�wkarz. � Nie, nie ma tu nic o
podobnej nazwie.
� Kto tu si� zajmuje niewolnictwem? � zapyta� oszo�omiony Tirol.
Taks�wkarz zmierzy� go wzrokiem. By� to pomarszczony m�czyzna w okularach o
��wim, pozbawionym wsp�czucia spojrzeniu.
� C� � odpar�. � Wie�� niesie, �e mo�na wydosta� si� poza uk�ad bez dokument�w.
Zajmuje si� tym przewo�nik... o nazwie... � Urwa�. Roztrz�siony Tirol wr�czy� mu
ostatni banknot.
� Solidny Export � Import � powiedzia� taks�wkarz.
By�a to jedna z filii Lantano.
� To wszystko? � zapyta� ze zgroz� Tirol.
Taks�wkarz kiwn�� g�ow�.
MY ZDOBYWCY
GRA WOJENNA
Wiseman ledwo us�ysza� g�os prze�o�onego, w jego g�owie brzmia� uparty d�wi�k.
Przy�o�y� r�ce do uszu, na pr�no chc�c si� go pozby�. Wydobywa� si� z cytadeli i
przenika� w g��b jego czaszki. Zbyt d�ugo zwlekali�my, pomy�la�. Dosta�a nas.
Zwyci�y�a, poniewa� jest nas zbyt wielu; wdali�my si� w sprzeczk�...
� Gratulacje � powiedzia� g�os w jego g�owie. � Tw�j hart ducha doprowadzi� ci�
do celu.
Ogarn�o go przemo�ne poczucie dobrze spe�nionego zadania.
� Przeszkody by�y nadzwyczaj liczne � ci�gn�� g�os. � Wszyscy inni daliby za
wygran�.
Wiedzia�, �e niebezpiecze�stwo min�o. Ich niepok�j by� bezpodstawny.
� Niech to, czego dokona�e� � oznajmi� g�os � przy�wieca wszystkim twoim
przedsi�wzi�ciom. Zawsze zatriumfujesz nad przeciwnikami. Cierpliwo�ci� i uporem
dopniesz swego. Ostatecznie wszech�wiat nie jest wcale taki ogromny...
Nie, u�wiadomi� sobie ironicznie. Nie jest.
� S� po prostu zwyk�ymi lud�mi � m�wi� koj�co g�os. � Wi�c nawet je�li jeste�
jedynym, jednostk� przeciwko wielu, nie masz si� czego obawia�. Uzbr�j si� w
cierpliwo�� � i nie martw si�.
� Nie b�d� � obieca� g�o�no.
Szum ust�pi�. G�os umilk�.
� Koniec � oznajmi� po d�u�szej chwili Fowler.
� Nic nie rozumiem � powiedzia� Pinario.
� Oto na czym polega�o jej zadanie � stwierdzi� Wiseman. � To zabawka
terapeutyczna. Pomaga dziecku zdoby� pewno�� siebie. Rozbi�rka �o�nierzy �
u�miechn�� si� � likwiduje barier� pomi�dzy dzieckiem a �wiatem. ��cz� si� w jedno,
co symbolizuje podb�j �wiata.
� Wobec tego jest nieszkodliwa � uzna� Fowler.
� Tyle pracy na nic � gdera� Pinario. � Przykro mi, �e wzywali�my pana na darmo
� zwr�ci� si� do eksperta.
Wrota cytadeli stan�y otworem. Dwunastu �o�nierzy wysz�o na zewn�trz w pe�nym
rynsztunku. Cykl dope�ni� si�, mo�na by�o od nowa rozpocz�� atak.
� Nie dopuszcz� tej gry do sprzeda�y � powiedzia� nieoczekiwanie Wiseman.
� Co? � rzuci� Pinario. � Dlaczego?
� Nie ufam jej � stwierdzi� Wiseman. � To skomplikowany gad�et, kt�rego jedyne
zadanie polega na tym, �e rozk�ada si� na cz�ci, by potem odzyska� wyj�ciow�
posta�. Tu musi chodzi� o co� wi�cej, nawet je�li nie mo�emy...
� To gra terapeutyczna � perswadowa� Pinario.
� Decyzj� pozostawiam tobie, Leon � odpar� Fowler. � Skoro masz w�tpliwo�ci, nie
zatwierdzaj jej. Ostro�no�ci nigdy nie za wiele.
� By� mo�e si� myl� � powiedzia� Wiseman. � Dr�czy mnie jednak my�l, po co oni
to zbudowali? Czuj�, �e nie znale�li�my prawdziwej odpowiedzi na to pytanie.
� I str�j ameryka�skiego kowboja � dorzuci� Pinario. � Jego te� nie chcesz
wypu�ci�.
� Tylko gr� planszow� � odrzek� Wiseman. � Syndrom czy jak jej tam. �
Pochyliwszy si�, obserwowa� nacieraj�cych na cytadel� �o�nierzy. K��by dymu...
ruch, pozorowany atak, przezorny odwr�t...
� O czym my�lisz? � zapyta� Pinario, spogl�daj�c na niego.
� Mo�e chodzi o odwr�cenie uwagi � powiedzia� Wiseman. � Aby nas czym� zaj��,
przez co, nie zauwa�ymy czego� innego. � By� to podszept intuicji, nie potrafi�
jednak dok�adnie go okre�li�. � Wabik � doda�. � Podczas gdy w rzeczywisto�ci
dzieje si� co� innego. Dlatego jest to takie skomplikowane. Musieli�my j�
podejrzewa�. Po to zosta�a stworzona.
Zbity z tropu zagrodzi� drog� jednemu z �o�nierzy. �o�nierz wykorzysta�
przeszkod�, aby schroni� si� przed czujnikami cytadeli.
� Mamy przed nosem co� � dorzuci� Fowler � czego nie widzimy.
� Tak. � Wiseman zastanawia� si�, czy kiedykolwiek dojd� prawdy. � Tak czy
inaczej � doda� � zatrzymajmy j� tutaj do dalszych obserwacji.
Usiad� nieopodal, gotowy pilnowa� �o�nierzy. Nastawi� si� na d�ugie oczekiwanie.
P�dz�cy przez niezaorane pole ch�opcy wydali na widok statku radosne okrzyki;
wyl�dowa� dok�adnie tam, gdzie oczekiwali, i to oni znale�li go pierwsi.
� Hej, to najwi�kszy, jaki do tej pory widzia�em! � Zdyszany ch�opiec
przystan��. � Nie pochodzi z Marsa, tylko z jakiego� dalszego zak�tka. Przeby� ca�y
ten szmat drogi, wiem o tym. � Rozmiary statku odebra�y mu pewno�� siebie i odwag�.
Popatrzywszy na niebo, zrozumia�, �e zgodnie z przewidywaniami wszystkich nast�pi�o
przybycie armady. � Lepiej dajmy im zna� � powiedzia� do swoich towarzyszy.
John LeConte sta� na prze��czy obok swojej nap�dzanej par� limuzyny z szoferem i
niecierpliwie czeka� na nagrzanie zbiornika. Bachory dotar�y tam pierwsze, pomy�la�
ze z�o�ci�, mimo �e to powinienem by� ja. I to na dodatek obdarte; dzieci rolnik�w.
� Czy telefon dzisiaj dzia�a? � zapyta� swojego sekretarza LeConte.
� Tak, sir � odpowiedzia� pan Fali, spogl�daj�c na swoje notatki. � Czy mam
wys�a� wiadomo�� do Oklahoma City? � By� najchudszym pracownikiem, jaki
kiedykolwiek zosta� wyznaczony do pracy w biurze LeConte�a. Wygl�da�o na to, �e nie
wykazywa� najmniejszego zainteresowania pokarmem. Na dodatek jego skuteczno�� by�a
niezaprzeczalna.
� Ludzie z imigracyjnego powinni us�ysze� o tej zniewadze � mrukn�� LeConte.
Westchn��. Wszystko posz�o nie tak. Armada z Proximy Centauri wyl�dowa�a po
dziesi�ciu latach i �adne z urz�dze� wczesnego wykrywania nie zarejestrowa�o
zawczasu tego faktu. Teraz Oklahoma City b�dzie musia�o stawi� czo�o przybyszom na
rodzimym gruncie � LeConte dotkliwie odczu� t� psychologiczn� niekorzy��.
Sp�jrzcie na nasz sprz�t, pomy�la�, obserwuj�c, jak transportowce flotylli
przyst�puj� do opuszczenia �adunku. Do diab�a, wygl�damy przy nich jak
prowincjusze. �a�owa�, �e jego s�u�bowy samoch�d potrzebowa� dwudziestu minut, aby
si� rozgrza�; �a�owa�...
Tak naprawd�, �a�owa�, �e CBOM w og�le istnieje.
Centauria�skie Biuro Odnowy Miejskiej, formacja, kt�rej nieszcz�liwym trafem
przys�ugiwa�a pot�na w�adza �r�duk�adowa. W 2170 roku zosta�a poinformowana o
Nieszcz�ciu i ruszy�a w przestrze� kosmiczn� jak fototropiczny organizm czu�y na
�wiat�o powsta�e w wyniku eksplozji bomb wodorowych. Lecz LeConte wiedzia� lepiej.
Organizacje rz�dz�ce w uk�adzie centauria�skim zna�y szczeg�y tragedii, poniewa�
utrzymywa�y kontakt radiowy z innymi planetami z Uk�adu S�onecznego. Na Ziemi
ocala�o niewiele z rodzimych form �ycia. On sam pochodzi� z Marsa, siedem lat
wcze�niej dowodzi� misj� pomocnicz� i bez wzgl�du na warunki postanowi� zosta� na
Ziemi z uwagi na panuj�ce tu mo�liwo�ci...
To niezmiernie trudne, pomy�la�, czekaj�c, a� nap�dzany par� samoch�d wreszcie
si� rozgrzeje. Przybyli�my tu pierwsi, ale CBOM przewy�sza nas rang�, musimy
pogodzi� si� z tym niezr�cznym faktem. Moim zdaniem wykonali�my kawa� dobrej roboty
przy odbudowie. Oczywi�cie, nie jest tak, jak by�o kiedy�... lecz dziesi�� lat to
nied�ugo. Dajcie nam kolejne dwadzie�cia, a poci�gi zn�w rusz� w swoj� drog�. Poza
tym nasze kontrakty na budow� dr�g sz�y jak �wie�e bu�eczki, nie starczy�o dla
wszystkich ch�tnych.
� Telefon do pana, Oklahoma City � odezwa� si� pan Fali, wr�czaj�c mu s�uchawk�
przeno�nego telefonu polowego.
� Reprezentant na wyje�dzie John LeConte � powiedzia� g�o�no LeConte. � Prosz�
m�wi�, powtarzam, prosz� m�wi�.
� Tu Kwatera Partii � zabrzmia� przerywany trzaskami osch�y g�os w s�uchawce. �
Otrzymali�my raporty od mieszka�c�w zachodniej Oklahomy i Teksasu na temat
wielkiego...
� Jest tutaj � przerwa� LeConte. � Widz� go. Jestem gotowy do podj�cia rozm�w z
jego za�og�; o zwyk�ej porze dostarcz� sprawozdanie na ten temat. Nie ma potrzeby,
aby mnie kontrolowa�. � Poczu� przyp�yw irytacji.
� Czy armada jest uzbrojona?
� Nie � odrzek� LeConte. � Wygl�da na to, �e sk�ada si� z biurokrat�w,
urz�dnik�w handlowych i przewo�nik�w. Innymi s�owy, z s�p�w.
� C�, wobec tego id� i daj im do zrozumienia, �e ich obecno�� jest niepo��dana
przez lokaln� populacj� oraz Zarz�d Rozdartych Wojn� Teren�w. Powiedz im, �e
prawodawca wyda specjalne o�wiadczenie jako wyraz oburzenia z powodu ingerencji w
sprawy lokalne suwerennej formacji �r�duk�adowej.
� Wiem, wiem � odpar� LeConte, � Wiem, �e to zosta�o postanowione.
� Sir, pa�ski samoch�d gotowy do drogi! � zawo�a� szofer.
� Niech zrozumiej�, �e nie b�dziesz si� z nimi wdawa� w �adne negocjacje,
udzielenie im zgody na pobyt na Ziemi nie le�y w zakresie twoich kompetencji.
Jedynie Zarz�d mo�e to uczyni�, on za� stanowczo si� temu sprzeciwia.
LeConte od�o�y� s�uchawk� i pospieszy� do samochodu.
Tej nocy Hood zosta� wyrwany ze snu przez dobiegaj�cy spod ziemi narastaj�cy
�oskot. Zaniepokojony usiad� na ��ku. Z do�u dochodzi� huk maszyn. S�ysza� g�uch�
wrzaw� automatycznych obwod�w pos�usznych p�yn�cym z wn�trza uk�adu poleceniom.
� Sir � odezwa� si� z ciemno�ci g�os Fletchera, kt�ry po omacku znalaz� wisz�c�
nad g�ow� �ar�wk� i w��czy� �wiat�o. � Pomy�la�em sobie, �e przyjd� i pana obudz�.
Przepraszam, panie Hood.
� Nie �pi� � mrukn�� Hood, wstaj�c z ��ka i wk�adaj�c szlafrok oraz kapcie. � Co
tam si� dzieje?
� Drukuje dodatek � odrzek� Fletcher.
� Chryste � powiedzia�a Joan, odgarniaj�c z twarzy zmierzwione jasne w�osy. � Na
jaki temat? � Rozszerzonymi oczami spogl�da�a na przemian to na m�a, to na
Fletchera.
� Musimy sprowadzi� w�adze lokalne � o�wiadczy� Hood. � Porozmawia� z nimi. �
Mia� pewne przypuszczenia co do przyczyny wzmo�onej aktywno�ci pras drukarskich. �
Sprowad�cie LeConte�a, tego politykiera, kt�ry wyszed� nam na spotkanie.
Potrzebujemy go.
Na przybycie wynios�ego miejscowego potentata i cz�onka jego personelu czekali
prawie godzin�. Wreszcie obaj w nienagannych mundurach stawili si� ura�eni w biurze
Hooda. W milczeniu popatrzyli na Hooda, czekaj�c, a� wyja�ni im, czego chce.
Tymczasem on siedzia� przy biurku w szlafroku i kapciach z dodatkiem �Timesa� w
r�ku, w chwili przybycia LeConte�a ze wsp�pracownikiem czyta� go kolejny raz.
Szanowny Wydawco:
Wasza relacja z bohaterskiego marszu na zgni�� plutokratyczn� fortec� Nowego
Jorku obudzi�a m�j entuzjazm. Jakim sposobem zwyk�y obywatel mo�e wzi�� udzia� w
tworzeniu historii? Prosz� o niezw�oczn� odpowied�, poniewa� jestem gotowy
przy��czy� si� do Cemolego, by wraz z nim �wi�ci� triumf zwyci�stwa.
Z powa�aniem,
Rudolf Fletcher
Biuro rekrutacyjne cz�onk�w partii Cemolego znajduje si� w centrum Nowego Jorku;
adres: 460 Bleekman St. Nowy Jork 32. Mo�e pan tam si� zg�osi�, o ile w obliczu
obecnego kryzysu policja nie st�umi�a jeszcze p�legalnej dzia�alno�ci ugrupowania.
CEMOLI DO DOMU
Czy nie posuwa� si� za daleko? Nie, uzna�. Ruch przecie� napotyka� Op�r. Rzecz
jasna spontaniczny, niedojrza�y. Dopisa�:
GDZIE S� POMARA�CZE?
� Co to znaczy? � zapyta� Fali, zagl�daj�c mu przez rami�
� Cemoli obiecuje m�odym ludziom pomara�cze � wyja�ni� LeConte. � Kolejna pusta
obietnica bez �adnego pokrycia w rzeczywisto�ci. To pomys� Stavrosa... sprzedaje
owoce. Sympatyczna nuta. � Dzi�ki niej prawdopodobie�stwo wzrasta, pomy�la�.
Podobnie jak dzi�ki innym drobiazgom, o kt�re zadbali�my.
� Wczoraj � powiedzia� Fali � kiedy by�em w kwaterze Partii, s�ysza�em
spreparowane nagranie. Przem�wienie Cemolego skierowane do ONZ. Niesamowite, gdybym
nie wiedzia�...
� Komu zlecili wykonanie? � zapyta� LeConte, zastanawiaj�c si�, dlaczego on sam
w tym nie uczestniczy�.
� Jakiemu� arty�cie z nocnego klubu w Oklahomie. Chyba specjalizuje si� w
imitacjach. Nada� przem�wieniu z�owr�bny, pompatyczny ton... Musz� przyzna�, �e
brzmia�o to nie�le.
Tymczasem zapomnijmy o procesach za zbrodnie wojenne, pomy�la� LeConte. My,
kt�rzy dowodzili�my w czasie wojny, na Ziemi i na Marsie, kt�rzy piastowali�my
odpowiedzialne stanowiska � jeste�my bezpieczni, przynajmniej narazi�. Kto wie,
mo�e na zawsze. Je�li nasza strategia oka�e si� skuteczna. I je�li tunel do
cefalonu gazety, kt�rego wykonanie zabra�o nam pi�� lat, nie zostanie odkryty. Albo
si� nie zawali.
Limuzyna parowa zaparkowa�a w wyznaczonym miejscu przed kwater� Partii, szofer
obszed� samoch�d, aby otworzy� drzwi i LeConte wyszed� niespiesznie na o�wietlony
blaskiem s�o�ca chodnik, bez cienia niepokoju w sercu. Wrzuci� cygaro do rynsztoka,
po czym ruszy� w kierunku znajomego budynku.
NOWO��
Ryzykuj�c wysok� grzywn�, Ian Duncan nie stawi� si� na zgromadzeniu i pozosta�
tego wieczora w swym mieszkaniu, oddaj�c si� lekturze oficjalnych pism rz�dowych na
temat religijno � politycznej historii Stan�w Zjednoczonych � relpoli, jak je
powszechnie nazywano. Wiedzia�, �e jest w tym s�aby, z ledwo�ci� pojmowa� czynniki
gospodarcze, nie wspominaj�c o religijnych i politycznych ideologiach, kt�re
pojawia�y si� w dwudziestym wieku, bezpo�rednio wp�ywaj�c na bieg wydarze�. Na
przyk�ad powstanie Partii Republika�sko � Demokratycznej. Kiedy� istnia�y dwie
partie zaanga�owane w ja�owe konflikty maj�ce na celu ustanowienie dominacji nad
przeciwnikiem, podobne do k��tni tocz�cych si� obecnie pomi�dzy blokami
mieszkalnymi. Partie po��czy�y si� oko�o 1985 roku, tworz�c jedno ugrupowanie
zarz�dzaj�ce stabilnym i spokojnym spo�ecze�stwem, do kt�rego ka�dy nale�a�.
Wszyscy p�acili sk�adki, uczestniczyli w zebraniach i co cztery lata wybierali
nowego prezydenta � cz�owieka, kt�ry ich zdaniem najbardziej przypad�by do gustu
Nicole.
Mi�o by�o wiedzie�, �e oni, ludzie, mieli mo�liwo�� decydowania, kto po up�ywie
czterech lat zostanie m�em Nicole; w pewnym sensie dawa�o to elektoratowi w�adz�
najwy�sz�, przewag� nawet nad sam� Nicole.
We�my na przyk�ad tego ostatniego, Taufica Negala. Stosunki pomi�dzy nim a
Pierwsz� Dam� by�y raczej ch�odne, co wskazywa�o na to, �e ostatni wyb�r
nieszczeg�lnie j� zadowoli�. Lecz naturalnie jako dama nigdy nie da�aby tego po
sobie pozna�.
Kiedy pozycja Pierwszej Damy sta�a si� wa�niejsza ni� pozycja prezydenta? �
zapytywa� relpol. Innymi s�owy, kiedy nasze spo�ecze�stwo sta�o si� matriarchalne,
dopowiedzia� Ian Duncan. Oko�o roku 1990; znam odpowied� na to pytanie. Zjawisko
zosta�o zasygnalizowane ju� wcze�niej, zmiana przebiega�a stopniowo. Z ka�dym
rokiem popularno�� Pierwszej Damy przy�miewa�a osob� prezydenta, nar�d obdarza� j�
coraz wi�ksz� sympati�. To nar�d wyni�s� j� na szczyt. Czy wynik�o to z potrzeby
posiadania matki, �ony, kochanki, a mo�e wszystkich trzech naraz? Tak czy inaczej,
ludzie dostali to, czego chcieli; dostali Nicole, ona za� spe�nia wszystkie trzy
warunki, a nawet znacznie wi�cej.
W rogu salonu zabrzmia� sygna� w��czaj�cego si� telewizora, Ian Duncan z
westchnieniem zamkn�� podr�cznik i przeni�s� uwag� na ekran. Wydanie specjalne na
temat wydarze� w Bia�ym Domu, domy�li� si�. Pewnie jeszcze jedna wycieczka lub te�
gruntowna, obfita w szczeg�y analiza nowego hobby b�d� zaj�cia Nicole. Czy�by zaj�a
si� kolekcjonowaniem porcelanowych fili�anek? Je�li tak, b�dziemy skazani na
ogl�danie ka�dego eksponatu z osobna.
Zgodnie z jego przewidywaniami ekran wype�ni�y kr�g�e, obwis�e rysy sekretarza
informacyjnego Bia�ego Domu, Maxwella Jamisona. Unosz�c r�k�, Jamison wykona�
znajomy gest powitania.
� Dobry wiecz�r, mieszka�cy naszej Ziemi � rzuci� uroczy�cie. � Czy
zastanawiali�cie si� kiedykolwiek, jak wygl�da�aby podr� w g��b Pacyfiku? Nicole
do�wiadczy�a tego i aby odpowiedzie� na powy�sze pytanie, zaprosi�a do Komnaty
Tulipanowej w Bia�ym Domu trzech najwybitniejszych badaczy ocean�w. Dzi� wieczorem
opowiedz� Nicole historie, kt�rych b�dziecie mogli wys�ucha�, gdy� przed chwil�
nakr�cono je na �ywo dzi�ki aparaturze Biura Spraw Publicznych Zjednoczonej Sieci
Tr�j zespo�owej.
Witamy w Bia�ym Domu, powiedzia� w duchu Ian Duncan. Przynajmniej w sensie
zast�pczym. My, kt�rzy nigdy si� tam nie znajdziemy, kt�rzy nie posiadamy talent�w
mog�cych wzbudzi� zainteresowanie Pierwszej Damy cho�by na jeden wiecz�r; tak czy
inaczej zagl�damy do niego przez starannie wyregulowane okna naszych telewizor�w.
Nie mia� specjalnej ochoty tego ogl�da�, lecz skusi�a go mo�liwo�� obejrzenia
quizu-niespodzianki, kt�ry nadawano na ko�cu. Poza tym pozytywny wynik quizu m�g�
os�odzi� mu nieco gorycz oceny niedostatecznej, kt�r� na pewno uzyska z ostatniego
testu politycznego, poprawianego obecnie przez s�siada, pana Stone�a.
Na ekranie pojawi�a si� urocza twarz inteligentnej, cho� nieco zuchwa�ej
kobiety. Jej blada cera i bystre spojrzenie ciemnych oczu przykuwa�y uwag�
wszystkich, a owa dama wzbudza�a obsesyjne zainteresowanie ca�ego narodu, ba, ca�ej
planety. Na jej widok Ian Duncan poczu� ze strachu d�awienie w gardle. Zawi�d� j�,
dotrze do niej wie�� o miernych wynikach jego testu i chocia� nijak ich nie
skomentuje, rozczarowanie by�o gwarantowane.
� Dobry wiecz�r � powiedzia�a Nicole cichym, lekko zachrypni�tym g�osem.
� No w�a�nie � wymamrota� pod nosem Ian Duncan. � Nie mam g�owy do abstrakcji,
ta ca�a filozofia religijno-polityczna jest wed�ug mnie kompletnie pozbawiona
sensu. Czy nie m�g�bym po prostu skoncentrowa� si� na rzeczywisto�ci? Powinienem
wypala� ceg�y albo wyrabia� buty. � Powinienem by� na Marsie, pomy�la�, na granicy.
Tutaj nie ma ze mnie �adnego po�ytku, w wieku trzydziestu pi�ciu lat jestem
sko�czony, i ona o tym wie. Pozw�l mi odej��, Nicole, pomy�la� desperacko. Nie
zadawaj mi wi�cej test�w, poniewa� nie mam szans, aby je zaliczy�. We�my cho�by ten
program o dnie oceanu; zanim si� sko�czy, ju� wszystko zapomn�. Partia
Republika�sko � Demokratyczna nie ma ze mnie �adnego po�ytku.
Naraz pomy�la� o swoim bracie. Al mo�e mi pom�c. Al pracowa� dla Stukni�tego
Luke�a i sprzedawa� ma�e statki z blachy i plastiku, na kt�re mogli sobie pozwoli�
nawet przegrani; statki, kt�re przy odrobinie szcz�cia mog�y zawie�� delikwenta na
Marsa. Al, pomy�la�, sprzedasz mi takiego rz�cha po cenie hurtowej.
� Jest to zaczarowany �wiat, kt�rego �wietliste istoty przerastaj� zr�nicowaniem
i niezwyk�o�ci� zjawiska z innych planet � m�wi�a na ekranie Nicole. � Naukowcy
obliczaj�, �e w oceanie �yje wi�cej form �ycia ni�...
Jej oblicze znik�o i w jego miejsce pojawi�a si� groteskowa ryba. To cz��
umy�lnej propagandy, doszed� do wniosku Ian Duncan. Pr�ba odwr�cenia naszej uwagi
od Marsa i mo�liwo�ci uwolnienia si� od Partii... i od niej. Ryba na ekranie
wytrzeszczy�a na niego wy�upiaste oczy i mimowolnie skupi� uwag� na prezentowanych
sekwencjach. Rany, pomy�la�, co to za dziwny �wiat tam na dole. Nicole, dorzuci� w
my�lach, masz mnie w gar�ci. Gdyby�my tylko z Alem wtedy dopi�li swego, mogliby�my
teraz wyst�powa� dla ciebie i byliby�my szcz�liwi. Podczas twojej rozmowy ze
�wiatowej s�awy badaczami ocean�w Al i ja dyskretnie przygrywaliby�my w tle, mo�e
jedn� z �Inwencji dwug�osowych� Bacha.
Ian Duncan podszed� do szafy, pochyli� si� i ostro�nie podni�s� do �wiat�a
owini�ty w tkanin� przedmiot. Mieli�my tyle m�odzie�czej wiary, przypomnia� sobie.
Czule rozpakowa� dzbanek, zaczerpn�wszy tchu wydoby� z niego kilka fa�szywych
ton�w. Bracia Duncan i ich dwuosobowy zesp� grali na dwa dzbanki w�asne
interpretacje utwor�w Bacha, Mozarta i Strawi�skiego. Gdyby nie ten �owca talent�w
z Bia�ego Domu. Nawet nie pozwoli� im zagra�. To ju� by�o, oznajmi�. Jesse Pigg,
fenomenalny artysta z Alabamy, pierwszy przyby� do Bia�ego Domu i bawi� tuzin oraz
jednego cz�onka rodziny Thibodeaux swoimi wersjami �Derby Ram�, �Johna Henry� i tym
podobnych.
� Ale to dzbanek klasyczny � zaprotestowa� Ian Duncan. � Gramy ostatnie sonaty
Beethovena
� Damy wam zna� � skwitowa� �owca talent�w. � Je�li tylko Nicky wyka�e tym w
przysz�o�ci zainteresowanie.
Nicky! Duncan zd�bia�. Wyobrazi� sobie podobn� za�y�o�� z Pierwsz� Rodzin�.
Mamrocz�c bezradnie pod nosem, opu�cili scen� ze swoimi dzbankami, ust�puj�c
miejsca gromadce ps�w w el�bieta�skich kostiumach, kt�re przedstawia�y postaci z
�Hamleta�. I one odesz�y z kwitkiem, ale marne to by�o pocieszenie.
� Powiedziano mi � m�wi�a Nicole � �e w g��bi oceanu jest tak ma�o �wiat�a, �e,
c�, sp�jrzcie sami na to stworzenie. � Przez ekran przep�yn�a ryba wyposa�ona w
�wiec�c� latarni�.
Rozleg�o si� niespodziewane pukanie do drzwi. Duncan otworzy� je z niepokojem i
zasta� na korytarzu podenerwowanego pana Stone�a.
� Nie przyszed� pan na Wszystkie Dusze? � zapyta�. � Nikt si� nie dowie? �
Trzyma� w r�ku poprawiony test.
� Niech pan powie, jak wypad�em � poprosi� Duncan. Przygotowa� si� wewn�trznie.
Stone wszed� do �rodka i zamkn�� za sob� drzwi. Rzuci� okiem na telewizor, ujrza�
siedz�c� w towarzystwie badaczy ocean�w Nicole, pos�ucha� jej przez chwil�, po czym
odpar� szorstkim tonem:
� Nie najgorzej. � Wr�czy� mu test.
� Zda�em? � zapyta� Duncan. Nie m�g� w to uwierzy�. Wzi�� to r�ki prac� i
obejrza� j� z niedowierzaniem. W�wczas dotar�o do niego, co si� sta�o. Stone
sfa�szowa� wynik, prawdopodobnie z czysto ludzkich motyw�w. Duncan podni�s� g�ow� i
popatrzyli na siebie bez s�owa. To straszne, pomy�la� Duncan. I co ja teraz zrobi�?
Jego w�asna reakcja wprawi�a go w os�upienie.
Chcia�em obla�, u�wiadomi� sobie. Dlaczego? Aby m�c si� st�d wydosta�, aby
zyska� wym�wk� do porzucenia tego wszystkiego, mieszkania, pracy, i odej�cia. Do
tego, aby wyemigrowa� w jednej koszuli na grzbiecie, na statku, kt�ry rozsypie si�
w chwili, gdy osi�dzie w marsja�skiej g�uszy.
� Dzi�ki � odpar� ponuro.
� B�dzie pan m�g� kiedy� mi si� odwdzi�czy� � rzuci� pospiesznie Stone.
� Ach, tak, z przyjemno�ci� � odrzek� Duncan.
Stone opu�ci� mieszkanie, pozostawiaj�c go z telewizorem, dzbankiem, nieuczciwie
poprawionym testem i w�asnymi my�lami.
Al, musisz mi pom�c, pomy�la�. Musisz mnie st�d wyci�gn��, nie mog� nawet obla�
testu.
Ian Duncan mia� straszny sen. Obrzydliwa starucha celowa�a w niego szponiastymi,
zielonkawymi r�kami, zawodzeniem nak�aniaj�c go do zrobienia czego� � nie wiedzia�,
czego, poniewa� szczerbate usta t�umi�y wypowiadane s�owa, a �lina kapa�a jej a� na
podbr�dek. Pr�bowa� si� uwolni�...
� Jezusie � dobieg� go g�os Ala. � Obud��e si�, pora rusza�, za trzy godziny
mamy by� w Bia�ym Domu.
Nicole, u�wiadomi� sobie Ian, chwiejnie siadaj�c na ��ku. To o niej �ni�em,
pomarszczona i stara, ale na pewno ona.
� Dobrze � wymamrota�, wstaj�c niepewnie. � S�uchaj, Al � powiedzia�. � A je�li
ona rzeczywi�cie jest tak stara, jak m�wi Stukni�ty Luke? Co wtedy? Co zrobimy?
� Wyst�pimy � odpar� Al. � Zagramy na naszych dzbankach.
� Ale ja bym tego nie prze�y� � stwierdzi� Ian. � Moja zdolno�� adaptacji jest
nadzwyczaj krucha. To zaczyna przypomina� koszmar, Luke steruje papool�, Nicole
jest stara � jaki sens ma nasz wyst�p? Czy nie mo�emy poprzesta� jedynie na
ogl�daniu jej w telewizji, albo raz w �yciu na �ywo i z daleka, tak jak ty w
Shreveport? Mnie to wystarczy. Potrzebuj� symbolu, rozumiesz?
� Nie � odrzek� Al. � Musimy przez to przej��. Pami�taj, zawsze mo�esz
wyemigrowa� na Marsa.
Wystartowali i pop�yn�li w kierunku Wschodniego Wybrze�a i Waszyngtonu.
Kiedy wyl�dowali, zostali ciep�o przyj�ci przez Slezaka, okr�g�ego,
sympatycznego jegomo�cia, kt�ry serdecznie u�ciska� im d�onie i poprowadzi� w
kierunku tylnego wej�cia do Bia�ego Domu.
� Wasz program jest ambitny � wybe�kota�. � Ale gdyby�cie mieli nie da� rady, w
porz�dku, ani ja, ani my wszyscy, czyli Pierwsza Rodzina, nie mamy nic przeciwko
temu, a ju� zw�aszcza Pierwsza Dama, kt�ra jest gor�c� wielbicielk� wszelkiego
rodzaju artystycznych dokona�. Wed�ug waszych �yciorys�w, przeprowadzili�cie
gruntowne badania prymitywnych zapis�w d�wi�kowych z pierwszej po�owy dwudziestego
stulecia z nagraniami kapeli dzbankowych ocala�ych z ameryka�skiej wojny domowej,
co przydaje wam autentyzmu, mimo �e gracie klasyk�, a nie folk.
� Tak, prosz� pana � potwierdzi� Al.
� Czy nie mogliby�cie jednak wcisn�� gdzie� folkowego kawa�ka? � zapyta� Slezak,
gdy min�li wartownik�w i weszli do d�ugiego, wy�o�onego dywanem korytarza
o�wietlonego sztucznymi �wiecami. � Proponujemy na przyk�ad �Rockabye My Sarah
Jane�. Macie to w swoim repertuarze? Je�eli nie...
� Mamy � odpar� kr�tko AL � Zagramy to pod koniec.
� �wietnie � powiedzia� Slezak, popychaj�c ich przyja�nie przed sob�. � Czy
mo�na zapyta�, co to za stworzenie? � Bez entuzjazmu przyjrza� si� papooli. � Czy
to �yje?
� To nasza maskotka � odrzek� Al.
� Rodzaj zabobonnego uroku? Talizman?
� W�a�nie � potwierdzi� Al. � Odp�dzamy nim trem�. � Poklepa� papool� po g�owie.
� Poza tym jest cz�ci� naszego show; my gramy, on ta�czy. No wie pan, jak ma�pa.
� A niech mnie � zakl�� Slezak w nag�ym przyp�ywie entuzjazmu. Teraz rozumiem.
Nicole b�dzie zachwycona, uwielbia mi�kkie, futrzastne stworzenia. � Otworzy� przed
nimi drzwi.
I zobaczyli j�.
Jak�e Luke m�g� si� tak pomyli�, pomy�la� Ian. By�a jeszcze �adniejsza ni� w
telewizji i o wiele wyra�niejsza; na tym polega�a zasadnicza r�nica, na
fenomenalnej autentyczno�ci kobiety i jej namacalno�ci. Siedzia�a w bawe�nianych
spodniach o barwie wyp�owia�ego b��kitu, w mokasynach na nogach i niedbale zapi�tej
bia�ej koszuli, przez kt�r� dostrzega� lub wydawa�o mu si�, �e dostrzega � jej
g�adk�, opalon� sk�r�... Jak swobodnie si� prezentuje, pomy�la� Ian. Zero
pretensjonalno�ci czy humor�w. Kr�tko ostrzy�one w�osy ods�ania�y pi�knie rze�bion�
szyj� i uszy. Taka m�oda, dorzuci� w my�lach. Nie wygl�da�a nawet na dwadzie�cia
lat. I jak� promieniowa�a energi�. Telewizja nie by�a w stanie tego odda�,
subtelno�ci barwy i delikatno�ci rys�w.
� Nicky � odezwa� si� Slezak. � Oto nasi muzycy.
Unosz�c g�ow� znad czytanej gazety, popatrzy�a na nich z ukosa. U�miechn�a si�.
� Dzie� dobry � powiedzia�a. � Jedli�cie �niadanie? Mo�emy pocz�stowa� was
kanadyjskim boczkiem, serem i kaw�, je�li macie ochot�. Dziwnym trafem jej g�os
zdawa� si� nie pochodzi� od niej, lecz dobiega� od strony sufitu. Spogl�daj�c w
tamtym kierunku, Ian zauwa�y� szereg g�o�nik�w i u�wiadomi� sobie, �e Nicole
znajdowa�a si� za szklan� os�on�. Poczu� rozczarowanie, lecz zrozumia�, �e wymaga�y
tego wzgl�dy bezpiecze�stwa. Gdyby co� jej si� sta�o...
� Jedli�my, pani Thibodeaux � odrzek� Al. � Dzi�kujemy. � On r�wnie� spogl�da�
na g�o�niki.
Jedli�my, pani Thibodeaux, pomy�la� w panice Ian. Czy nie jest na odwr�t? Czy to
aby nie ona, siedz�c tam w niebieskich spodniach i koszuli, nas po�era?
Wtedy za Nicole stan�� prezydent, Taufic Negal, wytworny, �niady m�czyzna.
Nicole spojrza�a na niego, m�wi�c:
� Patrz, Taffy, przywie�li ze sob� papool�, czy to nie cudowne?
� Tak � odpowiedzia� z u�miechem prezydent, staj�c obok �ony.
� Czy mog� go zobaczy�? � zapyta�a Ala Nicole. � Prosz� go pu�ci�. � Na jej znak
szklana bariera pow�drowa�a w g�r�.
Al pu�ci� papool�, kt�ry pu�ci� si� p�dem w kierunku Nicole i przebieg� pod
uniesion� barier�, skoczy� i znalaz� si� w mocnym u�cisku bacznie spogl�daj�cej na
niego Nicole.
� Raju � zawo�a�a. � To nie jest �ywe stworzenie, tylko zabawka.
� O ile nam wiadomo, wszystkie wygin�y � powiedzia� Al. � Jednak to autentyczny
model stworzony na podstawie szcz�tk�w znalezionych na Marsie. � Ruszy� w jej
kierunku...
By�a noc, gdy dr��cy i przemarzni�ty Ian Duncan znalaz� si� na rogu wyludnionej
ulicy i zmru�y� oczy w o�lepiaj�cym �wietle latarni na dworcu kolejki miejskiej. Co
ja tu robi�, zdumia� si�. Popatrzy� na zegarek... dochodzi�a �sma. Powinienem chyba
by� na zebraniu Wszystkich Dusz, pomy�la� oszo�omiony.
Nie mog� opu�ci� kolejnego zebrania, stwierdzi�. Dwa z rz�du � za to grozi
wysoka grzywna, by�bym zrujnowany. Ruszy� przed siebie.
Na wprost niego wznosi� si� znajomy blok imienia Abrahama Lincolna, z sieci�
wie� i okien; by� ju� niedaleko i zdyszany przyspieszy� kroku, pr�buj�c utrzyma�
tempo. Zebranie ju� si� pewnie sko�czy�o, pomy�la�. �wiat�a w wielkim, podziemnym
audytorium nie pali�y si�.
Cholera, zakl�� z rozpacz�.
� Ju� po zebraniu Wszystkich Dusz? � zapyta� portiera, pokazuj�c w holu sw�j
identyfikator.
� Co� si� panu pomyli�o, panie Duncan � odpar� portier, odk�adaj�c bro�. �
Wszystkie Dusze by�y wczoraj, dzi� jest pi�tek.
Co� tu nie gra, u�wiadomi� sobie Ian. Ale przemilcza� to i skin�wszy g�ow�,
pospieszy� do windy.
Kiedy zajecha� na swoje pi�tro, jedne z drzwi otworzy�y si� i ukradkiem wyjrza�a
z nich jaka� posta�.
� Hej, Duncan.
By� to Corley. Ostro�nie, poniewa� wiedzia�, �e podobne spotkania bywaj�
tragiczne w skutkach, Ian podszed� bli�ej.
� O co chodzi?
� Wie�� niesie � m�wi� pospiesznie Corley wystraszonym g�osem �e w pa�skim
ostatnim te�cie pojawi�a si� pewna nie�cis�o��. Jutro o pi�tej lub sz�stej rano
obudz� pana i ka�� pisa� nowy test. � Rozejrza� si� po korytarzu. � Niech pan sobie
powt�rzy p�ne lata osiemdziesi�te, zw�aszcza ugrupowania religijno-kolektywne.
Jasne?
� Pewnie � odrzek� z wdzi�czno�ci� Ian. � Wielkie dzi�ki. Mo�e m�g�bym si�... �
Urwa�, poniewa� Corley wycofa� si� do swojego mieszkania i zatrzasn�� drzwi; Ian
pozosta� sam.
Mi�o z jego strony, pomy�la�, id�c korytarzem. Pewnie ocali� moj� sk�r� i
zapobieg� wyrzuceniu mnie na bruk.
Wszed� do mieszkania i rozsiad� si� w�r�d podr�cznik�w na temat historii
politycznej Stan�w Zjednoczonych. B�d� si� uczy� przez ca�� noc, postanowi�. Musz�
zda� ten test, nie mam wyj�cia.
�eby nie zasn��, w��czy� telewizor. Niebawem pok�j wype�ni�a ciep�a, koj�ca
obecno�� Pierwszej Damy.
� ...a podczas programu musicalu � m�wi�a � wys�uchamy kwartetu saksofonowego,
kt�ry zagra fragmenty oper Wagnera, zw�aszcza mojej ulubionej, ��piewacy
norymberscy�. Ufam, �e b�dzie to dla nas wszystkich wzbogacaj�ce do�wiadczenie.
P�niej m�j m��, prezydent, i ja b�dziemy mie� przyjemno�� zaprezentowa� wam naszego
nie�miertelnego faworyta, �wiatowej s�awy wiolonczelist� Henri LeClercqa w wi�zance
melodii Jerome Kerna i Cole Portera. � U�miechn�a si� i Ian odpowiedzia� jej
u�miechem znad stosu ksi��ek.
Ciekawe, jakie to prze�ycie zagra� w Bia�ym Domu, pomy�la�. Wyst�powa� przed
Pierwsz� Dam�. Szkoda, �e nigdy nie nauczy�em si� gra� na �adnym instrumencie.
Marny ze mnie aktor, nie umiem pisa� wierszy, ta�czy� ani �piewa� � nic. Jaka
nadzieja mi pozostaje? Gdybym pochodzi� z muzykalnej rodziny, gdybym mia� ojca lub
braci, kt�rzy nauczyliby mnie gra�...
Ponuro zanotowa� kilka uwag na temat powstania Chrze�cija�skiej Partii
Faszystowskiej we Francji w 1975 roku. Nast�pnie, przeni�s�szy jak zwykle uwag� na
telewizor, od�o�y� pi�ro i zapatrzy� si� na ekran. Nicole pokazywa�a w�a�nie
fragment kafelka z Delft, kt�ry znalaz�a, jak wyja�ni�a, w niewielkim sklepie w
Vermont. Jakie� mia� pi�kne kolory... zafascynowany utkwi� wzrok w Nicole i
obserwowa� jak szczup�e, mocne palce g�adz� l�ni�c� powierzchni� wypalanego,
emaliowanego kafelka.
� Sp�jrzcie na niego � m�wi�a zachrypni�tym g�osem Nicole. Chcieliby�cie taki
mie�? Czy� nie jest �liczny?
� Tak � przyzna� Ian Duncan.
� Ilu z was chcia�oby kiedy� zobaczy� taki kafel? � zapyta�a Nicole. �
Podnie�cie r�ce.
Ian z nadziej� podni�s� r�k�.
� Ach, widz� las r�k! � zawo�a�a rozpromieniona Nicole. � C�, mo�e p�niej
odb�dziemy kolejn� wycieczk� po Bia�ym Domu. Mieliby�cie na to ochot�?
Ian podskoczy� na krze�le.
� Pewnie, �e tak.
Odni�s� wra�enie, �e u�miecha si� z ekranu prosto do niego. Odpowiedzia� jej
u�miechem. Nast�pnie z oci�ganiem, czuj�c na swoich barkach ogromny ci�ar, zwr�ci�
si� z powrotem do swoich podr�cznik�w. Pora wr�ci� do szarej rzeczywisto�ci.
Co� stukn�o w jego okno i zabrzmia� cichy g�os.
� Hej, Duncan, nie mam za wiele czasu.
Zdumiony ujrza� dryfuj�cy w ciemno�ciach jajowaty kszta�t. Wewn�trz obiektu
siedzia� m�czyzna i energicznie kiwa� na niego r�k�. Jajo emitowa�o miarowy stukot.
M�czyzna kopniakiem otworzy� w�az i wychyli� si� na zewn�trz.
Czy to ju� czas na test, zapyta� w duchu Ian Duncan. Bezradnie wsta� z miejsca.
Tak wcze�nie... nie jestem jeszcze gotowy.
Zdenerwowany m�czyzna skierowa� na �cian� budynku wylot rury wydechowej, pok�j
zadygota� i kawa�ki tynku posypa�y si� na pod�og�. Szyba p�k�a pod wp�ywem �aru.
M�czyzna zajrza� przez dziur� i wrzasn��, pr�buj�c wyrwa� lana z ot�pienia.
� Hej, Duncan! Po�piesz si�! Mam ju� twojego brata, leci w drugim statku! �
M�czyzna mia� na sobie kosztowny niebieski garnitur z w��kna naturalnego. Wysun��
si� z pojazdu i wskoczy� do pokoju. � Je�li mamy zd��y�, to pora rusza�. Nie
pami�tasz mnie? Al te� mnie nie pami�ta�. Rany, zdejmuj� przed nimi kapelusz.
Ian Duncan zagapi� si� na niego, zachodz�c w g�ow�, kim jest niespodziewany
go��, Al, i co si� tu w og�le dzieje.
� Psycholodzy mamu�ki wykonali na was kawa� dobrej roboty � wydysza� m�czyzna. �
Bethesda... co to musi by� za miejsce. Mam nadziej�, �e nigdy tam nie trafi�. �
Podszed� do lana i chwyci� go za rami�. � Policja zamyka moje d�ungle, jedn� po
drugiej, musz� ucieka� na Marsa i zabierani ci� ze sob�. Spr�buj wzi�� si� w gar��,
jestem Stukni�ty Luke � nie pami�tasz mnie, ale przypomnisz sobie, jak dotrzemy na
miejsce i zobaczysz brata. Jazda. � Luke popchn�� go w kierunku dziury w �cianie, w
miejscu, gdzie kiedy� by�o okno i gdzie unosi� si� pojazd � jeden ze s�ynnych
rz�ch�w, u�wiadomi� sobie Ian.
� Dobrze � zgodzi� si� Ian, zastanawiaj�c si�, co powinien ze sob� zabra�. Co
mo�e mu si� przyda� na Marsie? Szczoteczka do z�b�w, pi�ama, ciep�y p�aszcz?
Ob��ka�czo rozejrza� si� po mieszkaniu, ogl�daj�c je po raz ostatni. W oddali
zabrzmia�o wycie policyjnych syren.
Luke wdrapa� si� z powrotem do pojazdu i Ian pod��y� w jego �lady, chwytaj�c
wyci�gni�t� d�o� m�czyzny. Na pod�odze roi�o si� od pomara�czowych, owadzich
stworze�, kt�re pomacha�y na niego antenami. Papoole czy co� w tym rodzaju,
przypomnia� sobie.
Wszystko b�dzie dobrze, my�la�y papoole. Nic si� nie martw, Stukni�ty Luke w
por� ci� uratowa�. Teraz odpocznij.
� Tak � odrzek� Ian. Opar� si� o �cian� statku i odpr�y�, po raz pierwszy od
wielu lat ogarn�� go spok�j.
Statek wystrzeli� w ciemno��, w kierunku nowej, le��cej w oddali planety.
TOPIK
Owego ranka, kiedy Aaron Tozzo starannie, na wysoki po�ysk goli� g�ow�, ujrza�
oczami wyobra�ni obraz, kt�rego nie m�g� znie��. Zobaczy� pi�tnastu skaza�c�w z
Nachbaren Slager; wszyscy mieli niespe�na cal wzrostu i znajdowali si� na pok�adzie
statku wielko�ci dzieci�cego balonika. Podr�uj�cy niemal z pr�dko�ci� �wiat�a
statek mkn�� w nieznane, unosz�c oboj�tnych na sw�j los pasa�er�w.
Najgorsze w tym wszystkim by�o to, �e obraz prawdopodobnie mia� pokrycie w
rzeczywisto�ci.
Osuszy� g�ow�, natar� j� oliw�, po czym dotkn�� umieszczonego w gardle
przycisku. Uzyskawszy kontakt z ��cznic� Biura, Tozzo powiedzia�:
� Przyznaj�, �e nie mo�emy zrobi� nic celem �ci�gni�cia z powrotem tej
pi�tnastki, ale mo�emy przynajmniej zaprzesta� wysy�ania dalszych wi�ni�w.
Utrwalony na ta�mie komentarz zosta� przekazany jego wsp�pracownikom. Wszyscy
przyznali mu racj�; wk�adaj�c smoking, pantofle i p�aszcz, s�ysza� metaliczne
brz�czenie ich g�os�w. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e lot by� pomy�k�, potwierdza�a to
nawet opinia publiczna. Mimo to...
� Nie zaprzestaniemy dalszych pr�b � o�wiadczy� Edwin Fermeti, prze�o�ony Tozza,
przekrzykuj�c zgie�k. � Ju� mamy ochotnik�w.
� Te� z Nachbaren Slager? � zapyta� Tozzo. Zg�oszenia wi�ni�w by�y zrozumia�e;
przeci�tn� d�ugo�� �ycia w obozie szacowano na pi��, g�ra sze�� lat. Natomiast w
przypadku gdyby lot na Proxim� zako�czy� si� pomy�lnie, pasa�erowie odzyskaliby
upragnion� wolno��. Nie musieliby wraca� na �adn� z pi�ciu zamieszkanych planet
Uk�adu S�onecznego.
� C� to ma za znaczenie, sk�d pochodz�? � zapyta� wykr�tnie Fermeti.
� Nasze wysi�ki powinny zmierza� ku poprawieniu ameryka�skiego systemu
penitencjarnego, a nie ku pr�bie dotarcia do innych gwiazd � odpar� Tozzo. Poczu�
nag�� pokus�, aby zrezygnowa� ze stanowiska w Biurze Emigracyjnym i zamiast tego
zaj�� si� polityk� jako kandydat do spraw reform.
P�niej, gdy jad� �niadanie, �ona ze wsp�czuciem poklepa�a go po ramieniu.
� Aaron, jak do tej pory nie mog�e� temu zaradzi�, prawda?
� Nie � odpar� zwi�le. � Teraz ju� mi wszystko jedno. � Nie powiedzia� jej o
innych statkach wysy�anych bez powodzenia z wi�niami na pok�adach; panowa� surowy
zakaz poruszania tych spraw w obecno�ci os�b niepe�ni�cych funkcji rz�dowych.
� Czy nie mog� wr�ci� na w�asn� r�k�?
� Nie, poniewa� mas� utracili tu, w Uk�adzie S�onecznym. Chodzi o to, �e aby
wr�ci�, musieliby uzyska� mas� r�wn� utraconej, przywr�ci� poprzedni stan. � Z
irytacj� poci�gn�� �yk herbaty z kubka i zatopi� si� w marzeniach. Te kobiety,
pomy�la�. Atrakcyjne, ale nie grzesz�ce nadmiarem intelektu. � Musz� odzyska� mas�
� powt�rzy�. � Gdyby chodzi�o o wypraw� tam i z powrotem, wszystko pewnie by gra�o.
Tutaj jednak chodzi o pr�b� kolonizacji, a nie o wycieczk�, kt�ra wraca do punktu
wyj�cia.
� Ile czasu zabiera im dotarcie do Proximy? � zapyta�a Leonore. Gdy wszyscy
zostaj� zmniejszeni do wysoko�ci jednego cala?
� Oko�o czterech lat. Otworzy�a szeroko oczy.
� To wspania�e.
Mamrocz�c pod nosem, Tozzo poderwa� si� od sto�u. Szkoda, �e jej nie zabrali,
skoro wyobra�a sobie, �e to takie wspania�e. Leonore by�a jednak zbyt sprytna, aby
zg�osi� si� na ochotnika.
� A wi�c mia�am racj� � powiedzia�a �agodnie Leonore. � Biuro wys�a�o ludzi.
W�a�nie us�ysza�am to z twoich ust.
Tozzo poczerwienia�.
� Tylko nikomu nie m�w; zw�aszcza �adnej ze swoich przyjaci�ek. Tu chodzi o moj�
prac�. � Rzuci� jej gniewne spojrzenie.
W tym wrogim nastroju uda� si� do Biura.
Kiedy Tozzo otwiera� drzwi do swojego gabinetu, zatrzyma� go Udwin Fermeti.
� Czy wed�ug ciebie Donald Nils znajduje si� w tej chwili na jednej z planet
kr���cych wok� Proximy? � Nils by� morderc�, kt�ry zg�osi� si� na jeden z
organizowanych przez Biuro lot�w. � Ciekawe, mo�e nosi kostk� cukru pi�� razy
wi�ksz� ni� on sam.
� To wcale nie jest zabawne � odpar� Tozzo.
Fermeti wzruszy� ramionami
� Mia�em tylko nadziej� roz�adowa� nieco wszechobecny pesymizm, wed�ug mnie
wszyscy poddajemy si� zniech�ceniu. � Wszed� za Tozzem do gabinetu. � Mo�e sami
powinni�my zg�osi� si� na nast�pny lot. � M�wi� powa�nym tonem i Tozzo pospiesznie
podni�s� na niego wzrok. � �artowa�em � skwitowa� Fermeti.
� Jeszcze tylko jeden lot � powiedzia� Tozzo. � W razie kolejnej pora�ki
rezygnuj�.
� Powiem ci co� � odrzek� Fermeti. � Obrali�my now� strategi�. Wolnym krokiem
nadszed� wsp�pracownik Tozza, Craig Gilly. Fermeti zwr�ci� si� do obydwu m�czyzn. �
Chc�c uzyska� spos�b na powr�t, mamy zamiar skorzysta� z pomocy prekog�w. � Na
widok ich reakcji rozb�ys�y mu oczy.
� Przecie� wszyscy nie �yj� � powiedzia� w zdumieniu Gilly. � Zostali
unicestwieni na mocy dekretu prezydenckiego dwadzie�cia lat temu.
� On chce powr�ci� do przesz�o�ci w poszukiwaniu jednego z nich � o�wiadczy� z
podziwem Tozzo. � Prawda, Fermeti?
� Owszem � potwierdzi� jego prze�o�ony. � Prosto do z�otego wieku wizji
prekognitywnych. Do dwudziestego stulecia.
Oszo�omiony Tozzo przez chwil� nie odzywa� si� ani s�owem. Nast�pnie sobie
przypomnia�.
W pierwszej po�owie dwudziestego wieku �y�o tylu prekog�w � ludzi obdarzonych
zdolno�ci� przepowiadania przysz�o�ci � �e utworzyli oni co� w rodzaju cechu z
filiami w Los Angeles, Nowym Jorku, San Francisco i Pensylwanii. Owo zrzeszenie,
kt�rego wszyscy si� cz�onkowie znali, wyda�o szereg publikacji ukazuj�cych si�
przez kilkadziesi�t lat. Otwarcie g�osili swoj� znajomo�� przysz�o�ci, lecz ich
proroctwa nie wzbudzi�y szerokiej fali zainteresowania w spo�ecze�stwie.
� Postawmy spraw� jasno � powiedzia� z wolna Tozzo. � Chcesz zrobi� u�ytek z
pog��biarek czasowych wydzia�u archeologicznego i sprowadzi� tu z przesz�o�ci
s�awnego prekoga?
� I skorzysta� z jego pomocy � uzupe�ni� Fermeti.
� Ale jakim sposobem on m�g�by nam pom�c? Przecie� nie b�dzie zna� �adnej
przysz�o�ci pr�cz swojej w�asnej.
� Biblioteka Kongresu udzieli�a nam dost�pu do prawie wyczerpuj�cego zbioru
dwudziestowiecznych pism prekognitywnych. � U�miechn�� si� krzywo; sytuacja
najwyra�niej go bawi�a. � Mam nadziej� � spodziewam si� � znale�� w�r�d nich
artyku� po�wi�cony w ca�o�ci naszemu problemowi powrotu. Ze statystycznego punktu
widzenia mamy szans�... jak wiecie, w swoich pismach po�wi�cali wiele miejsca
przysz�ym cywilizacjom.
� Bardzo sprytne � stwierdzi� po chwili Gilly. � My�l�, �e tw�j pomys� mo�e
rozwi�za� nasz problem. Podr� z pr�dko�ci� �wiat�a do innych uk�ad�w gwiezdnych
mo�e sta� si� faktem.
� Miejmy nadziej�, �e nast�pi to, zanim zabraknie skaza�c�w o�wiadczy� kwa�no
Tozzo. Ale i jemu pomys� przypad� do gustu. Poza tym cieszy� si� na spotkanie ze
s�awnymi dwudziestowiecznymi prekogami. Okres ich �wietno�ci by� kr�tki � i dawno
ju� przemin��.
Chocia�, wzi�wszy pod uwag�, �e jego pocz�tki si�ga�y czas�w Jonathana Swifta, a
nie H. G. Wellsa, wcale nie nale�a� do kr�tkich. Swift pisa� o dw�ch ksi�ycach
Marsa oraz ich niezwyk�ych w�a�ciwo�ciach orbitalnych na d�ugo, zanim teleskopy
potwierdzi�y ich istnienie. St�d w podr�cznikach jego nazwisko pojawia�o si�
wielokrotnie.
II
� I tyle � skwitowa� Tozzo. � I jaki mamy z tego po�ytek? Owszem, ten prekog
opisa� sto lat temu nasz� obecn� sytuacj� � ale pomin�� szczeg�y techniczne.
Zapad�a cisza.
Wreszcie Fermeti z namys�em zabra� g�os:
� To wcale nie znaczy, �e nie zna� danych technicznych. Dzi� wiemy, �e ludzie z
jego kr�gu byli niejednokrotnie wyszkolonymi ekspertami. � Popatrzy� na raport
biograficzny. � Tak, podczas gdy nie robi� u�ytku ze swoich zdolno�ci
prekognitywnych, pracowa� jako badacz t�uszczu kurzego na uniwersytecie w
Kalifornii.
� Czy wci�� masz zamiar sprowadzi� go do tera�niejszo�ci?
Fermeti skin�� g�ow�.
� Mam nadziej�, �e pog��biarka czasowa zadzia�a w obie strony. Gdyby mo�na by�o
u�ywa� jej w odniesieniu do przysz�o�ci, a nie przesz�o�ci, nie musieliby�my
stawia� pod znakiem zapytania bezpiecze�stwa tego prekoga... � Spojrza� na artyku�.
� Tego Poula Andersona.
� Na czym polega ryzyko? � zapyta� z niepokojem Tozzo.
� Odes�anie go z powrotem do jego czas�w mo�e okaza� si� niewykonalne. Albo... �
Fermeti urwa�. � Mo�emy po drodze zgubi� jego po�ow�. Pog��biarka niejednokrotnie
dzieli�a poszczeg�lne obiekty na p�.
� Tymczasem ten cz�owiek nie jest wi�niem Nachbar Slager � oznajmi� Tozzo. �
Przynajmniej nie mo�esz oprze� si� na tym argumencie.
� Zrobimy to jak nale�y � postanowi� nieoczekiwanie Fermeti.. Zmniejszymy
stopie� ryzyka poprzez wys�anie grupy ludzi do 1954 roku. B�d� mieli go na oku i
dopilnuj�, aby w ca�o�ci znalaz� si� w pog�ebiarce, a nie tylko jego g�rna po�owa,
albo lewy bok.
Klamka zapad�a. Pog��biarka czasowa wydzia�u archeologicznego cofnie si� do
rzeczywisto�ci roku 1954 i zabierze z niej prekoga Poula Andersona; nic wi�cej nie
podlega�o dyskusji.
III
IV
Wymykaj�c si� dyskretnie tylnymi drzwiami sklepu, Poul Andersen pomy�la�, nie
dostan� mnie. Przynajmniej nie od razu.
Mam tu wiele do zrobienia, uzna�. Co za okazja! Kiedy b�d� stary, opowiem o tym
dzieciom Astrid.
My�l o c�rce przypomnia�a mu o pewnej istotnej rzeczy. Pr�dzej czy p�niej b�dzie
musia� powr�ci� do 1954 roku. Z powodu Karen i dziecka. Bez wzgl�du na to, co tutaj
znajdzie � jego pobyt nie mia� trwa� d�ugo.
Tymczasem jednak... najpierw p�jd� do biblioteki, oboj�tnie jakiej, postanowi�.
I przejrz� ksi��ki historyczne, dzi�ki kt�rym dowiem si�, co si� zdarzy pomi�dzy
1954 rokiem a tera�niejszo�ci�.
Chc� pozna� zako�czenie zimnej wojny, jak wybrn� z niej Stany Zjednoczone i
Rosja. No i � badania kosmiczne. Za�o�� si�, �e do 1975 roku wy�l� kogo� na Lun�.
Teraz na pewno badaj� kosmos; diabli, maj� przecie� pog��biark� czasow�, a co
dopiero to.
Poul Anderson zobaczy� na wprost siebie drzwi. By�y otwarte, wi�c bez namys�u
przest�pi� pr�g. Nast�pny sklep, tym razem wi�kszy.
� S�ucham pana � odezwa� si� g�os, po czym na spotkanie Andersona wyszed� �ysy �
jak wszyscy tutaj � m�czyzna. Obrzuci� wzrokiem w�osy Andersena, jego ubranie...
by� jednak uprzejmy i powstrzyma� si� od komentarza. � Mog� w czym� pom�c? �
spyta�.
� Hm. � Anderson utkn��. Co tu ostatecznie mo�na by�o kupi�? Rozejrza� si�.
Jakie� l�ni�ce, elektroniczne przedmioty. Jak� pe�ni�y funkcj�?
� Czy by� pan ostatnio stymulowany? � zapyta� sprzedawca.
� To znaczy? � zapyta� Anderson. Stymulowany?
� Otrzymali�my dostaw� wiosennych stymulator�w � wyja�ni� sprzedawca, kieruj�c
si� w stron� po�yskuj�cego kr�g�ego urz�dzenia. � Tak o�wiadczy� � wed�ug mnie jest
w panu pewna doza introwertyzmu � bez obrazy, sir, introwertyzm nie jest karalny. �
Sprzedawca zachichota�. We�my na przyk�ad pa�ski odrobin� dziwaczny ubi�r...
rozumiem, �e w�asnor�czna robota? Musz� przyzna�, �e samodzielne szycie odzie�y to
przejaw wysoce introwertycznego zachowania. Sam utka� pan materia�? Sprzedawca
skrzywi� si�, jakby smakowa� cytryn�.
� Nie � odpar� Poul. � W gruncie rzeczy to m�j najlepszy garnitur.
� Cha, cha � za�mia� si� sprzedawca. � Doprawdy zabawne, sir; �wietny kawa�. A
pa�ska g�owa? Wygl�da, jakby nie goli� jej pan tygodniami.
� Owszem � przyzna� Anderson. � C�, mo�e naprawd� potrzebuj� stymulatora. �
Wygl�da�o na to, �e mieli go wszyscy wsp�cze�ni; podobnie jak w przypadku
telewizora w jego czasach, posiadanie stymulatora by�o wska�nikiem przynale�no�ci
kulturowej.
� Ilu cz�onk�w liczy pa�ska rodzina? � zapyta� sprzedawca. Wyci�gn�wszy miar�,
zmierzy� d�ugo�� r�kawa Poula.
� Troje � odpar� w zdumieniu Poul.
� Ile lat ma najm�odszy?
� Dopiero si� urodzi� � odrzek� Poul.
Z twarzy sprzedawcy odp�yn�a krew.
� Wyno� si� st�d � powiedzia� cicho. � Zanim wezw� polpol.
� Hm, a co to takiego? S�ucham? � Poul zwin�� d�o� w tr�bk� i wyt�y� s�uch.
� Kryminalista � wycedzi� sprzedawca. � Powiniene� wyl�dowa� w Nachbaren Slager.
� C�, tak czy inaczej dzi�kuj� � powiedzia� Poul i opu�ci� sklep; W pami�ci
zosta� mu obraz wpatrzonego w niego sprzedawcy.
Tozzo, Fermeti i Gilly przez chwil� stali w milczeniu. Wreszcie Tozzo odezwa�
si�, starannie cedz�c s�owa.
� Naturalnie wiecie, co si� z nim stanie. Polpol zgarnie go z ulicy i wy�le
prosto do Nachbaren Slager. Z powodu jego wygl�du. Mo�e nawet ju� to zrobili.
Fermeti natychmiast pobieg� do najbli�szego wideofonu.
� Skontaktuj� si� z kierownictwem Nachbar Slager. Pogadam z Potterem; chyba
mo�emy mu zaufa�.
Niebawem na monitorze ukaza�a si� nalana, ogorza�a twarz majora Pottera
� O, witaj Fermeti. Masz chrapk� na jeszcze kilku skaza�c�w, co? Zarechota!. �
Zu�ywasz ich szybciej ni� my.
Fermeti dostrzeg� za jego plecami fragment boiska rekreacyjnego ogromnego obozu.
Kryminali�ci, zar�wno polityczni, jak i nonpole, kr��yli doko�a, rozprostowuj�c
nogi. Niekt�rzy z nich grali w nudne, pozbawione sensu gry, kt�re, jak wiedzia�,
trwa�y miesi�cami, za ka�dym razem, gdy wi�niowie opuszczali cele.
� Chodzi nam jedynie o to, aby pewien cz�owiek nie trafi� w wasze r�ce �
wyja�ni� Fermeti. � Opisa� Poula Andersena. � Jak tylko si� u was znajdzie,
powiadom mnie natychmiast. I nie r�b mu krzywdy. Rozumiesz? W�os nie ma spa�� z
g�owy.
� Jasne � odpar� g�adko Potter. � Chwileczk�; sprawdz� nasz naj�wie�szy nabytek.
� Dotkn�� przycisku po swojej prawej stronie, uruchamiaj�c komputer 315 � R;
Fermeti us�ysza� przeci�g�y szum. Potter pomanewrowa� przyciskami. � To urz�dzenie
wychwyci jego obecno�� w chwili gdy si� tu znajdzie. Obw�d dopuszczeniowy jest
przygotowany na jego odrzucenie.
� Na razie nic? � zapyta� w napi�ciu Fermeti.
� Ani �ladu � odpar� Potter i ziewn�� ostentacyjnie.
Fermeti przerwa� po��czenie.
� I co teraz? � zapyta� Tozzo. � Mogliby�my zlokalizowa� go za pomoc�
ganimedejskiej g�bki � tropiciela. � By�o to jednak obrzydliwe stworzenie;
znalaz�szy swoj� ofiar�, od razu przyssawa�o si� do jej uk�adu kr��enia jak
pijawka. � Albo zrobi� to mechanicznie � dorzuci�. � Za pomoc� snopa detekcyjnego.
Mamy wz�r EEG Andersena, prawda? Lecz to poci�gn�oby za sob� udzia� polpolu. � Snop
detekcyjny znajdowa� si� wy��cznie w polpolu; koniec ko�c�w by� to egzemplarz,
kt�ry pom�g� schwyta� samego Gutmana.
� G�osuj� za og�oszeniem alarmu planetarnego typ II. To zapewni nam pomoc
przeci�tnego obywatela. Ludzie b�d� wiedzieli, �e za znalezisko tej kategorii czeka
ich nagroda.
� Ale w ten spos�b t�um mo�e go porz�dnie poturbowa� � wtr�ci� Gilly. �
Przemy�lmy to.
� Zastan�wmy si� � powiedzia� po chwili Tozzo. � Gdyby przeniesiono was z po�owy
dwudziestego wieku do naszego kontinuum, to gdzie by�cie si� udali? Dok�d by�cie
poszli?
� Na najbli�sze lotnisko, to pewne � odpar� �ciszonym g�osem Fermeti. � Aby
kupi� bilet na Marsa, albo na inn� planet� � dla nas to �adna nowo��, natomiast w
po�owie jego stulecia to nawet nie wchodzi�o w rachub�.
Wymienili spojrzenia.
� Tyle �e Andersen nie wie, gdzie jest lotnisko � rzuci� Gilly. � Ustalenie
po�o�enia zabierze mu du�o cennego czasu. My mo�emy pojecha� tam natychmiast
ekspresow� jednotor�wk� podziemn�.
Niebawem trzej pracownicy Biura Emigracyjnego znajdowali si� w drodze na
lotnisko.
� Niesamowita sprawa � powiedzia� Gilly, kiedy posuwi�cie mkn�li przed siebie,
siedz�c w przedziale pierwszej klasy. � Mieli�my b��dne poj�cie na temat umys�u
cz�owieka z po�owy dwudziestego wieku; powinni�my potraktowa� to jako lekcj�. Jak
tylko z�apiemy Andersena, musimy przeprowadzi� dalsze badania. Na przyk�ad, efekt
Poltergeista. Jaka brzmia�a ich interpretacja? I pukanie w st� � czy rzeczywi�cie
znali prawdziw� natur� tego zjawiska? Czy te� po prostu przypisali je dziedzinie
okultystycznej i nie zaprz�tali sobie nim wi�cej g�owy?
� By� mo�e Andersen pomo�e nam odpowiedzie� na te i inne pytania � o�wiadczy�
Fermeti. � Ale nasz g��wny problem pozostaje ten sam. Musimy nak�oni� go do
opracowania sposobu przywracania masy z matematyczn� dok�adno�ci�, a nie za pomoc�
mglistych, poetycznych aluzji.
� Ten Anderson to prawdziwy m�zg � powiedzia� w zamy�leniu Tozzo. � Sp�jrzcie
tylko, jak �atwo wyprowadzi� nas w pole.
� Tak � potwierdzi� Fermeti. � Nie wolno nam go lekcewa�y�. Zrobili�my to i
prosz�, na co nam przysz�o. � Spos�pnia�.
P�dz�c przed siebie prawie wyludnion� ulic�, Poul Anderson zastanawia� si�,
dlaczego kobieta uzna�a go za pomylonego. Czemu wzmianka o dzieciach doszcz�tnie
wyprowadzi�a z r�wnowagi sprzedawc�? Czy�by narodziny by�y obecnie nielegalne? Czy
mo�e raczej uznawano je za temat tabu, tak jak niegdy� seks, i publiczne m�wienie o
tym uwa�ano za niestosowne?
Tak czy inaczej, postanowi�, je�li mam tu zosta�, musz� niezw�ocznie ogoli�
g�ow�. I je�li to mo�liwe, zmieni� ubranie.
Musi gdzie� tu by� fryzjer. Monety w moich kieszeniach, dorzuci� w my�lach, maj�
zapewne ogromn� warto�� kolekcjonersk�.
Rozejrza� si� z nadziej� doko�a. Widzia� jedynie tworz�ce miasto wysokie,
l�ni�ce budynki z metalu i plastiku, konstrukcje, w kt�rych zawierano niezrozumia�e
dla niego transakcje. Tutejszy �wiat by� mu r�wnie obcy, jak...
Obcy, pomy�la�, i s�owo rozbrzmia�o w jego umy�le zwielokrotnionym echem.
Poniewa�... co� wy�oni�o si� z naprzeciwleg�ych drzwi. Drog� zast�pi�a mu �
najwyra�niej z premedytacj� � �luzowata, pulsuj�ca ma� o ciemno��tej barwie
wielko�ci cz�owieka. Po chwili ma� post�pi�a ku niemu, powoli przesuwaj�c si� po
chodniku. Kolejne stadium ewolucyjne cz�owieka? Poul Andersen w zdumieniu cofn��
si� o krok. Bo�e... naraz u�wiadomi� sobie, na co patrzy.
Znajdowa� si� w epoce podr�y kosmicznych. Mia� przed sob� mieszka�ca innej
planety.
� Hm � mrukn�� Poul, zwracaj�c si� do stwora. � Czy m�g�bym zada� ci kilka
pyta�?
Stw�r znieruchomia�. W umy�le Poula powsta�a my�l nienale��ca do niego.
� Przechwyci�em twoje pytanie. Odpowied� brzmi: przyby�em wczoraj z Kalisto.
Widz� jeszcze dodatkowo kilka niezwyk�ych i interesuj�cych pyta�... jeste�
podr�nikiem w czasie. � My�l by�a zabarwiona uprzejmym rozbawieniem � i
zaciekawieniem.
� Tak � odpar� Poul. � Przyby�em z 1954 roku.
� I chcia�by� znale�� fryzjera, bibliotek� oraz szko��. Wszystko naraz, aby
wykorzysta� cenny czas dziel�cy ci� od momentu schwytania. � Stw�r wygl�da� na
zatroskanego. � Jak mog� ci pom�c? M�g�bym ci� wch�on��, lecz to oznacza�oby
permanentn� symbioz�, co by ci si� nie spodoba�o. My�lisz o �onie i dziecku.
Pozw�l, �e wyt�umacz� ci kwesti� twojej niefortunnej wzmianki o dzieciach.
Dzisiejszych Terran obowi�zuje przymusowe odroczenie narodzin z uwagi na fakt, �e w
ci�gu ostatnich dekad nadmiernie sobie w tym wzgl�dzie folgowali. Widzisz, by�a
wojna. Pomi�dzy fanatycznymi zwolennikami Gutmana i bardziej liberalnymi legionami
genera�a McKinleya. Zwyci�yli ci drudzy.
� Dok�d mam p�j��? � zapyta� Poul. � Ca�kiem si� pogubi�em. Rozbola�a go g�owa i
czu� si� zm�czony nadmiarem wra�e�. Dopiero co sta� w towarzystwie Tony�ego
Bouchera w hotelu imienia sir Francisa Drake�a, pi� drinka i �artowa�... a tu masz
ci los. Sta� twarz� w twarz ze �luzowatym przybyszem z Kalisto. Dostosowanie si� do
sytuacji by�o � delikatnie rzecz ujmuj�c � nie naj�atwiejsze.
� Moj� obecno�� si� akceptuje � nadawa� stw�r. � Ty za� traktowany tu jeste� jak
wybryk natury. Co za ironia. Wed�ug mnie wygl�dasz zupe�nie jak oni, tyle �e masz
k�dzierzawe, br�zowe w�osy, no i jeste� dziwnie ubrany. � Stw�r z Kalisto zamy�li�
si�. � Przyjacielu, polpol to policja polityczna, zajmuj�ca si� �ciganiem
dewiant�w, zwolennik�w pokonanego Gutmana, kt�rzy obecnie osi�gn�li status
znienawidzonych terroryst�w. Wielu z nich wywodzi si� z potencjalnie zbrodniczych
klas. S� to tak zwani nonkonformi�ci, inaczej m�wi�c introwy. Jednostki, kt�re
ustanawiaj� sw�j w�asny subiektywny system warto�ci w miejsce powszechnie
obowi�zuj�cego schematu. Z uwagi na fakt, �e Gutman prawie przeforsowa� swoje
racje, to dla Terran sprawa �ycia i �mierci.
� Ukryj� si� � postanowi� Poul.
� Tylko gdzie? W gruncie rzeczy to niemo�liwe. Chyba �e masz zamiar zej�� do
podziemia i do��czy� do Gutmanit�w, kryminalnego zrzeszenia terrorystycznego...
chyba ci na tym nie zale�y. Pospacerujmy sobie, a je�li kto� ci� zaczepi, powiem,
�e jeste� moim s�ug�. Ty zosta�e� wyposa�ony w chwytniki, a ja nie. Ja przez swoje
dziwactwo ubra�em ci� w dziwaczn� odzie� i kaza�em zapu�ci� w�osy. W�wczas
odpowiedzialno�� spadnie na mnie. Tak naprawd� zatrudnianie Terran przez wy�sze
organizmy spoza Uk�adu wcale nie nale�y do rzadko�ci.
� Dzi�ki � odpar� sztywno Poul, podczas gdy stw�r podj�� w�dr�wk� po chodniku. �
Chcia�bym jeszcze jednak...
� Id� do zoo � ci�gn�� stw�r.
Poulowi przysz�a do g�owy niegrzeczna my�l.
� Prosz� � powiedzia� stw�r. � Twoje anachroniczne poczucie humoru jest nie do
przyj�cia. Nie jestem mieszka�cem zoo; to przywilej przedstawicieli ni�szego rz�du,
takich jak marsja�skie gleby i traki. Od pocz�tku podr�y mi�dzyplanetarnych ogrody
zoologiczne sta�y si� centrum...
� Czy m�g�by� zaprowadzi� mnie na lotnisko? � zapyta� Poul jak najoboj�tniejszym
tonem.
� Udaj�c si� w miejsca u�yteczno�ci publicznej, podejmujesz ogromne ryzyko �
oznajmi� stw�r. � Polpol czuwa.
� Mimo to chc� tam p�j��. � Gdyby tylko zdo�a� wej�� na statek, gdyby uda�o mu
si� opu�ci� Ziemi�, zobaczy� inne �wiaty...
Naraz u�wiadomi� sobie ze zgroz�, �e oni wyma�� mu te wydarzenia z pami�ci.
Musz� robi� notatki, pomy�la�. I to od zaraz!
� Czy, hm, masz o��wek? � zapyta� stwora. � Ach, zaczekaj; ja mam. Wybacz. �
Oczywi�cie stw�r nie m�g� mie� o��wka.
Na skrawku papieru znalezionym w kieszeni � by�y to jakie� materia�y ze zjazdu �
w po�piechu zanotowa� swoje obserwacje na temat dwudziestego pierwszego wieku.
Nast�pnie wepchn�� kartk� z powrotem do kieszeni.
� Nieg�upie posuni�cie � skwitowa� stw�r. � A teraz na lotnisko, o ile nie
przeszkadza ci m�j powolny krok. Po drodze zapoznam ci� ze szczeg�ami na temat
historii Terry, pocz�wszy od twoich czas�w. � Stw�r pe�z� po chodniku. Poul ochoczo
mu towarzyszy�; ostatecznie, c� innego mu pozostawa�o? � Zwi�zek Radziecki. Wojna z
Czerwonymi Chinami, kt�r� toczy� w 1983, dotkn�a r�wnie� Izrael i Francj�...
smutne, ale to rozwi�za�o problem z Francj� � w drugiej po�owie dwudziestego wieku
stosunki z tym pa�stwem uk�ada�y si� nie najlepiej.
Poul skrz�tnie notowa�.
� Po pora�ce Francji... � Stw�r m�wi�, a Poul pisa�.
� Je�eli mamy z�apa� Andersona, nim wejdzie na statek, musimy si� rozejrze� �
powiedzia� Fermeti. M�wi�c �rozejrze� si�, mia� na my�li gruntowne przeszukanie
lotniska przy udziale polpolu. Nie znosi� ucieka� si� do takich �rodk�w, ale w tej
sytuacji nie widzia� innego wyj�cia. Up�yn�o zbyt wiele czasu, i nadal ani �ladu
Andersona.
Na wprost nich rozci�ga�o si� lotnisko, ogromny dysk o �rednicy kilku mil.
Po�rodku widnia� Wypalony Punkt powsta�y w wyniku �aru buchaj�cego z dysz
wydechowych startuj�cych i l�duj�cych statk�w. Fermeti lubi� lotnisko, poniewa�
tutaj nie by�o ciasno upakowanych budynk�w. Tutaj kr�lowa�a przestrze�, taka, jak�
pami�ta� z dzieci�stwa... je�li w og�le mo�na by�o snu� podobne wspomnienia.
Terminal mie�ci� si� na g��boko�ci kilkuset st�p pod rekseroidow� os�on� maj�c�
chroni� czekaj�cych w razie katastrofy. Fermeti dotar� na skraj rampy prowadz�cej w
d�, po czym zatrzyma� si� niecierpliwie i poczeka� na Tozza i Gilly�ego.
� Wezw� polpol � oznajmi� bez entuzjazmu Tozzo. I zdecydowanym ruchem zerwa�
ta�m� opinaj�c� mu nadgarstek.
Nad ich g�owami natychmiast pojawi� si� statek polpolu.
� Jeste�my z Biura Emigracyjnego � wyja�ni� porucznikowi polpolu Fermeti.
Przedstawi� zarys Projektu i � z oci�ganiem � opisa� sprowadzenie z przesz�o�ci
Poula Andersona.
� Czupryna. � Porucznik skin�� g�ow�. � Dziwne ubranie. Dobra, panie Fermeti,
rozejrzymy si�. � Kiwn�� g�ow� i natychmiast odjecha�.
� S� skuteczni � przyzna� Tozzo.
� Ale niesympatyczni � uzupe�ni� Fermeti.
� Budz� niech�� � zgodzi� si� Tozzo. � Ale pewnie tak trzeba.
Wszyscy trzej wst�pili na ramp� i z zapieraj�c� dech w piersiach szybko�ci�
zjechali w d�. Fermeti przymkn�� oczy. To by�o r�wnie nieprzyjemne jak sam start.
Dlaczego w dzisiejszych czasach wszystko musia�o odbywa� si� z tak zawrotn�
pr�dko�ci�? Z rozrzewnieniem wspomnia� minion� dekad�, kiedy wszystko przebiega�o
spokojniej.
Zeszli z rampy, otrz�sn�li si� i natychmiast stan�li twarz� w twarz z miejscowym
szefem polpolu.
� Mamy dane na temat waszego uciekiniera � powiedzia� ubrany w szary mundur
oficer.
� Jeszcze nie odlecia�? � zapyta� Fermeti. � Chwa�a Bogu. � Rozejrza� si�.
� Tam � odpar� oficer, wskazuj�c r�k� kierunek.
Poul Andersen sta� obok stoiska z gazetami i bacznie przygl�da� si� wystawie.
Nim up�yn�a chwila, otoczy�o go trzech pracownik�w Biura Emigracyjnego.
� Ach, hm, witam � powiedzia� Andersen. � Pomy�la�em sobie, �e zanim przyleci
m�j statek, zd��� prze�ledzi� dzisiejsz� pras�.
� Anderson, potrzebujemy pa�skich wyj�tkowych zdolno�ci � odrzek� Fermeti. �
Przykro mi, ale zabieramy pana z powrotem do Biura.
Anderson znikn��. Korzystaj�c z chwili nieuwagi, ulotni� si� niepostrze�enie,
widzieli jego malej�c� sylwetk� p�dz�c� w kierunku wyj�cia.
Fermeti z oci�ganiem si�gn�� do kieszeni p�aszcza i wyj�� z niej pistolet
usypiaj�cy.
� Nie mam wyboru � mrukn�� i nacisn�� spust.
Biegn�ca posta� zwin�a si� w p� i upad�a na ziemi�. Fermeti schowa� pistolet z
powrotem do kieszeni.
� Dojdzie do siebie � powiedzia� beznami�tnym tonem � otar� kolano, nic wi�cej.
� Popatrzy� z ukosa na Tozza i Gilly�ego. � Przyjdzie do siebie w Biurze, ma si�
rozumie�.
Wszyscy trzej pod��yli w kierunku nieruchomej sylwetki le��cej na pod�odze
poczekalni.
� Mo�e pan wr�ci� do swojego kontinuum � powiedzia� cicho Fermeti � je�li poda
nam pan wz�r na przywr�cenie masy. � Na jego znak pracownik Biura przyni�s�
staro�wieck� maszyn� marki Royal.
Siedz�cy na wprost Fermetiego Poul Anderson oznajmi�:
� Nie u�ywam przeno�nych.
� Odrobin� dobrej woli � poradzi� mu Fermeti. � My wiemy, jak pom�c panu wr�ci�
do Karen; prosz� pami�ta� o �onie i nowo narodzonej c�rce w hotelu imienia sir
Francisa Drake�a. Je�li nie b�dzie pan z nami wsp�pracowa�, to i na nas prosz� nie
liczy�. Zreszt�, przy pa�skich zdolno�ciach prekognitywnych ju� pewno sam pan o tym
wie.
� Hm, nie mog� pracowa�, dop�ki nie mam w zasi�gu r�ki dzbanka �wie�o zaparzonej
kawy � odpar� po chwili Anderson.
Fermeti machn�� r�k�.
� Przyniesiemy panu ziarna kawy � o�wiadczy�. � Ale parzeniem zajmie si� pan
sam. Dostarczymy r�wnie� dzbanek z kolekcji Smithsonian. I na tym koniec.
Anderson uwa�nie obejrza� maszyn� do pisania.
� Czerwono � czarna ta�ma � powiedzia�. � Zawsze u�ywam czarnej. Ale jako� sobie
poradz�. � Robi� wra�enie nieco przygaszonego. W�o�y� do maszyny kartk� papieru i
zacz�� pisa�. Na g�rze strony ukaza�y si� nast�puj�ce s�owa:
NOCNY LOT
Poul Andersen
� M�wicie, �e �If� to kupi�o? � zapyta� Fermetiego.
� Tak � odpar� w napi�ciu Fermeti.
Andersen wystuka�:
Spojrzenie Tozza pad�o na wz�r. Wed�ug artyku�u mas� nale�a�o odzyska� dzi�ki
energii s�onecznej przekszta�conej w materi�, fundamentalnemu �r�d�u zasilania we
wszech�wiecie. Odpowied� ca�y czas znajdowa�a si� w zasi�gu r�ki!
Ich mozolne zmagania dobieg�y ko�ca.
� Czy teraz � odezwa� si� Poul Anderson � mog� wr�ci� do swoich czas�w?
� Tak � odpar� Fermeti.
� Chwileczk� � powiedzia� do prze�o�onego Tozzo. � Chyba czego� tu nie
rozumiesz. � Chodzi�o mu o fragment zawarty w instrukcji obs�ugi pog��biarki
czasowej. Odci�gn�� Fermetiego na stron�, poza zasi�g s�uchu Andersena. � Nie mo�na
odes�a� go wzbogaconego o ca�� zdobyt� tutaj wiedz�.
� Jak� znowu wiedz�? � zapyta� Fermeti.
� No... nie jestem pewien. Dotycz�c� naszego spo�ecze�stwa. Pr�buj� powiedzie�
jedynie to, �e pierwsz� zasad� podr�y w czasie, wed�ug podr�cznika, jest
niewprowadzanie �adnych zmian do przesz�o�ci. W tej sytuacji sprowadzenie tu
Andersena zmieni�o j� o tyle, �e uzyska� informacje na temat naszej rzeczywisto�ci.
� Mo�e masz racj� � odrzek� w zamy�leniu Fermeti. � Na przyk�ad w sklepie z
pami�tkami m�g� zobaczy� co�, co zrewolucjonizuje wsp�czesn� mu technologi�.
� We�my na przyk�ad gazety w kiosku na lotnisku � podsun�� Tozzo. � Albo samo
zjawisko podr�y w czasie. Czy te� cho�by... znajomo�� faktu, �e on i jego koledzy
s� prekogami.
� Masz absolutn� racj� � o�wiadczy� Fermeti. � Nale�y wymaza� z jego pami�ci
wspomnienia o tej podr�y. � Odwr�ci� si� i powoli podszed� do Poula Andersena. �
Niech pan pos�ucha � powiedzia� do niego. � Przykro mi to m�wi�, ale musimy
zniwelowa� pa�skie wspomnienia z pobytu tutaj.
� Szkoda � odpar� po chwili Anderson. � Przykro mi to s�ysze�. Opu�ci� wzrok. �
Nie dziwi mnie to � wymamrota�. Jego nastawienie do sprawy wydawa�o si� czysto
filozoficzne. � Zazwyczaj tak si� dzieje.
� Gdzie nast�pi zniekszta�cenie jego kom�rek pami�ciowych? � zapyta� Tozzo.
� W departamencie kryminalistyki � odrzek� Fermeti. � Tymi samymi kana�ami,
dzi�ki kt�rym otrzymali�my do dyspozycji skaza�c�w. � Celuj�c w Andersena z
pistoletu usypiaj�cego, powiedzia�: � Prosz� z nami. Przepraszam... ale to
konieczne.
VI
Na zje�dzie science fiction w hotelu imienia sir Francisa Drake�a, Poul Andersen
w os�upieniu rozejrza� si� wok�. Gdzie do tej pory si� znajdowa�? Dlaczego opu�ci�
budynek? Up�yn�a godzina; Tony Boucher i Jim Gunn poszli na kolacj�, on za� nigdzie
nie widzia� ani swojej �ony Karen, ani dziecka.
Wreszcie przypomnia� sobie dw�ch entuzjast�w z Battlecreek, kt�rzy chcieli, aby
obejrza� makiet� ustawion� na chodniku. Pewnie spe�ni� ich pro�b�. Mimo usilnych
stara� nie m�g� przypomnie� sobie, co dzia�o si� w tym czasie.
Si�gn�� do kieszeni w poszukiwaniu fajki, chc�c ukoi� nerwy � i zamiast fajki
znalaz� w niej z�o�on� kartk� papieru.
� Masz co� do wystawienia na aukcji, Poul? � zapyta� jeden z cz�onk�w komisji,
przechodz�c obok. � Aukcja zaraz si� zacznie... mamy ma�o czasu.
Nie odrywaj�c spojrzenia od kartki, Poul odpar�:
� Hm, masz na my�li, czy mam co� przy sobie?
� Co� w rodzaju maszynopisu opublikowanego dzie�a, oryginalnego manuskryptu albo
wcze�niejszej wersji. No wiesz. � Tamten przystan�� w oczekiwaniu.
� Mia�em w kieszeni jakie� notatki � odpar� Poul, wci�� na nie spogl�daj�c.
Rozpozna� sw�j charakter pisma, ale ani rusz nie m�g� sobie przypomnie�, kiedy je
sporz�dzi�. Stwierdzi�, �e dotyczy�y podr�y w czasie. Pewnie powsta�y w wyniku
nadmiaru bourbona z wod� na pusty �o��dek. � Prosz� � powiedzia� niepewnie. � To
niewiele, ale chyba mo�esz je zlicytowa�. � Obrzuci� je ostatnim spojrzeniem. � To
notatki do opowiadania o osobniku nazwiskiem Gutman i porwaniu w czasie. I o
�luzowatej mazi obdarzonej nieprzeci�tnym ilorazem inteligencji. � Machinalnie
wr�czy� je czekaj�cemu.
� Dzi�ki � powiedzia� m�czyzna i poszed� do sali, gdzie odbywa�a si� aukcja.
� Zaoferuj� dziesi�� dolc�w � oznajmi� z szerokim u�miechem Howard Browne. �
Potem b�d� musia� z�apa� autobus na lotnisko. � Zamkn�� za sob� drzwi.
Przy boku Poula stan�a Karen z Astrid.
� Masz ochot� p�j�� na aukcj�? � zapyta�a m�a. � Kupi� oryginalnego Finlaya?
� Hm, czemu nie � odpar� Poul Andersen i wszyscy troje wolno pod��yli �ladem
Howarda Browne�a.
CO M�WI� UMARLI
II
W wieczornych wiadomo�ciach Claude St. Cyr us�ysza�, jak spiker m�wi co� o
odkryciu dokonanym za pomoc� radioteleskopu na Lunie, ale nie po�wi�ci� temu
wi�kszej uwagi: poch�ania�o go mieszanie martini dla go�ci.
� Tak � powiedzia� do Gertrudy Harvey � jak na ironi� w�asnor�cznie sporz�dzi�em
testament wraz z punktem, kt�ry z chwil� �mierci Louisa automatycznie powodowa�
moje zwolnienie. I powiem ci, dlaczego on co zrobi�; �ywi� wobec mnie paranoidalne
podejrzenia. Wymy�li� sobie, �e w ten spos�b zabezpiecza si� na wypadek... � urwa�,
starannie odmierzaj�c wytrawne wino do kieliszka z ginem � ...przedwczesnego
odej�cia. U�miechn�� si� i u�o�ona we wdzi�cznej pozie obok niego Gertruda
odpowiedzia�a mu u�miechem.
� Na niewiele mu si� to zda�o � skomentowa� Phil Harvey.
� Do licha � zaoponowa� St. Cyr. � Nie macza�em r�k w jego �mierci; to by�
zator, wielki t�usty skrzep uwi�ziony niczym w szyjce od butelki. � Roze�mia� si�
na samo wyobra�enie. � Natura poradzi�a sobie bez niczyjej pomocy.
� Pos�uchajcie � rzuci�a Gertruda. � W telewizji m�wi� co� dziwnego. � Wsta�a,
podesz�a do telewizora i przy�o�y�a ucho do g�o�nika.
� To pewnie ten idiota Kent Margrave � powiedzia� St. Cyr. � Kolejne
przem�wienie polityczne. � Margrave sprawowa� urz�d prezydencki itd czterech lat;
libera�, zwyci�y� w rozgrywce z Alfonsem Gamem, faworytem Louisa Sarapisa. W
gruncie rzeczy Margrave pomimo swoich niedoci�gni�� by� niez�ym politykiem; uda�o
mu si� przekona� rzesze wyborc�w, �e marionetka Sarapisa nie by�a najlepszym
kandydatem na fotel p�owy pa�stwa.
� Nie � odpar�a Gertruda, starannie wyg�adzaj�c sp�dnic� na go�ych kolanach. �
To chyba... agencja kosmiczna. Nauka.
� Nauka! � wykrzykn�� ze �miechem St. Cyr. � C�, pos�uchajmy wiec; podziwiam
nauk�. Zr�b g�o�niej. � Pewnie odkryli kolejn� planet� w Uk�adzie Oriona, pomy�la�.
Co� jeszcze, by przyda� sensu naszej kolektywnej egzystencji.
� G�os � perorowa� spiker � pochodz�cy z przestrzeni kosmicznej wprawi�
ameryka�skich i radzieckich naukowc�w w stan najwy�szego zdumienia.
� Tylko nie to � zakrztusi� si� St. Cyr. � G�os z przestrzeni kosmicznej,
b�agam, przesta�cie. � �miej�c si� w ku�ak, odszed� od telewizora; nie by� w stanie
d�u�ej tego s�ucha�. � W�a�nie tego nam trzeba � powiedzia� do Phila. � G�osu,
kt�ry oka�e si� g�osem... no wiesz.
� Czyim? � zapyta� Phil.
� Boga, oczywi�cie. Radioteleskop przy Trz�sawisku Kennedy�ego odebra� g�os Boga
i otrzymamy kolejny zestaw boskich przykaza�, a przynajmniej kilka zwoj�w. �
Zdj�wszy okulary, przetar� oczy chustk� z irlandzkiego p��tna.
� Osobi�cie zgadzam si� z �on� � odrzek� z uporem Phil Harvey. Wed�ug mnie to
fascynuj�ce.
� Pos�uchaj, przyjacielu � powiedzia� St. Cyr. � Dobrze wiesz, �e wyjdzie na
jaw, i� �w g�os pochodzi z tranzystora zgubionego przez japo�skiego studenta w
czasie wycieczki na Kalisto. Radio wydosta�o si� poza obr�b Uk�adu S�onecznego,
teleskop odebra� sygna� i teraz naukowcy robi� z tego wielk� zagadk�. � Spowa�nia�.
� Wy��cz to, Gert; mamy do om�wienia powa�niejsze sprawy.
Pos�ucha�a go z oci�ganiem.
� Czy to prawda, Claude � zapyta�a, wstaj�c � �e w moratorium nie uda�o si�
o�ywi� Louisa? I �e wbrew zamierzeniom nie jest on obecnie w stanie p�ycia?
� Nikt z organizacji nie dzieli si� ju� ze mn� takimi informacjami �
odpowiedzia� St. Cyr. � Ale rzeczywi�cie dosz�y mnie takie s�uchy. W istocie
wiedzia�, �e to prawda; mia� w Wilhelminie wielu przyjaci�, ale nie lubi� m�wi� o
swoich powi�zaniach. � Tak, przypuszczam, �e to prawda � skwitowa�.
Gertruda zadr�a�a.
� Wyobra�cie sobie niemo�no�� powrotu. Jakie to straszne.
� Kiedy� to by�o normalne � zauwa�y� jej m��, pij�c martini. � Przed pocz�tkiem
naszego stulecia nikt nie do�wiadcza� stanu p�ycia.
� Ale my jeste�my do tego przyzwyczajeni � odpar�a przekornie.
St. Cyr zwr�ci� si� do Phila Harveya:
� Wr��my do naszej rozmowy.
Wzruszaj�c ramionami Harvey odpar�:
� Dobrze, o ile wed�ug ciebie jest o czym m�wi�. � Obrzuci� St. Cyra krytycznym
spojrzeniem. � M�g�bym w��czy� ci� do mojego zespo�u prawnik�w. Je�eli ci na tym
zale�y. Ale nie masz co liczy� na prac�, jak� mia�e� u Louisa. To nie by�oby w
porz�dku wobec moich ludzi.
� Ale� ma si� rozumie� � odpowiedzia� St. Cyr. Ostatecznie, w por�wnaniu z
imperium Sarapisa firma transportowa Harveya by�a niedu�a; Harvey nie nale�a� do
potentat�w w bran�y.
Lecz dok�adnie o to chodzi�o St. Cyrowi. Wierzy�, �e jego do�wiadczenie oraz
kontakty, kt�re nawi�za�, pracuj�c dla Louisa Sarapisa, w ci�gu jednego roku
umo�liwi� mu zdetronizowanie Harveya i przej�cie Elektra Enterprises.
Pierwsza �ona Harveya mia�a na imi� Elektra. St. Cyr zna� j� i kiedy rozsta�a
si� z Harveyem, nie przestali si� widywa�, cho� ich obecne kontakty nabra�y
bardziej osobistego � i duchowego � charakteru. Odnosi� wra�enie, �e Elektra Harvey
fatalnie wysz�a na rozstaniu z m�em, kt�ry celem przechytrzenia jej pe�nomocnika �
nomen omen m�odszego wsp�lnika St. Cyra, Harolda Faine�a � zatrudni� sztab
utalentowanych prawnik�w. Od czasu jej pora�ki w s�dzie St. Cyr nie przesta� si�
obwinia�; dlaczego sam nie zaj�� si� jej spraw�? By� jednak do tego stopnia
zaanga�owany w prac� dla Sarapisa... to po prostu nie wchodzi�o w rachub�.
Teraz, gdy Sarapis odszed�, a wraz z nim kariera w Atlasie, Wilhelminie i
Archimedejskim, m�g� po�wi�ci� troch� czasu na odzyskanie r�wnowagi; m�g� przyj�� z
pomoc� kobiecie, kt�r� � jak sam przyznawa� � naprawd� kocha�.
Jednak od przewidywanego fina�u wiele go jeszcze dzieli�o; najpierw musia�
wkupi� si� w �aski Harveya � i to za wszelk� cen�. By� ku temu na najlepszej
drodze.
� Zatem umowa stoi? � zapyta� Harveya, wyci�gaj�c r�k�.
� Niech ci b�dzie � odpar� bez entuzjazmu tamten. Wyci�gn�� r�k� i u�cisn�li
sobie d�onie. � Tak przy okazji � powiedzia� Harvey. � Mam pewne informacje...
niepe�ne, aczkolwiek najpewniej trafne... co do rzeczywistych przyczyn wykluczenia
ci� z testamentu. Nie powiem, �e zgadzaj� si� z twoj� wersj�.
� Czy�by? � zapyta� St. Cyr, usi�uj�c nada� swemu g�osowi oboj�tny ton.
� O ile dobrze zrozumia�em, podejrzewa� kogo�, przypuszczalnie ciebie, o ch��
powstrzymania go przed powrotem do p�ycia. S�dzi�, �e mia�e� zamiar wybra�
moratorium, gdzie mia�e� swoje powi�zania... dzi�ki kt�rym pr�by o�ywienia go
spali�yby na panewce. � Uwa�nie popatrzy� na St. Cyra. � Dziwnym trafem w�a�nie to
si� zdarzy�o.
Zapad�a cisza.
Pierwsza przerwa�a j� Gertruda.
� Dlaczego Claude�owi mia�oby zale�e� na tym, aby nie o�ywiono Louisa Sarapisa?
� Nie ma poj�cia � stwierdzi� Harvey. W zamy�leniu potar� podbr�dek. � Nie w
pe�ni rozumiem te� samo zjawisko p�ycia. Czy to prawda, �e p�ywy cz�sto posiada
przenikliwo�� i punkt widzenia obce mu za �ycia?
� S�ysza�am takie opinie psycholog�w � potwierdzi�a Gertruda. � To w�a�nie dawni
teologowie nazywali nawr�ceniem.
� Mo�e Claude obawia� si�, �e Louis go przejrzy � podsun�� Harvey. � Ale
naturalnie to tylko domys�y.
� Bezpodstawne domys�y � uzupe�ni� Claude St. Cyr. � ��cznie z opisywanym przez
ciebie domniemanym planem; tak naprawd�, to nie znam nikogo z bran�y moratoryjnej.
� Z wysi�kiem nada� swemu g�osowi rzeczowy ton. Temat by� jednak do�� �liski,
uzna�. I niezr�czny.
Pokoj�wka wesz�a do pokoju, by oznajmi�, �e podano kolacj�. Phil i Gertruda
wstali, Claude do��czy� do nich i wszyscy razem przeszli do jadalni.
� Powiedz mi � rzek� do Claude�a Phil Harvey. � Kto jest spadkobierc� Sarapisa?
� Jego wnuczka mieszkaj�ca na Kalisto � odpar� St. Cyr. � Nazywa si� Kathy
Egmont i podobno niez�a z niej dziwaczka... ma oko�o dwudziestu lat i na koncie
pi�� odsiadek, g��wnie za narkotyki. Podobno ostatnio wyleczy�a si� z na�ogu i dla
odmiany zosta�a gorliw� fanatyczk� religijn�. Nigdy jej nie spotka�em, ale
po�redniczy�em w przekazywaniu stos�w korespondencji pomi�dzy ni� a Louisem.
� I to ona otrzyma ca�y maj�tek po dope�nieniu wszystkich formalno�ci prawnych?
Razem z ca�� zawart� w nim w�adz� polityczn�?
� Ale� sk�d � odrzek� St. Cyr. � Nie mo�na przecie�, ot tak, przekaza� komu�
w�adzy. Kathy przejmie jedynie dobra materialne nale��ce do Wilhelmina Securities,
przedsi�biorstwa holdingowego dzia�aj�cego zgodnie z prawem stanu Delaware,
Wszystko to nale�y do niej, je�li b�dzie chcia�a z tego skorzysta�... je�li w og�le
jest w stanie poj��, co przez to zyska.
� Nie wydajesz si� optymist� � zauwa�y� Phil Harvey.
� Jej listy wskazywa�y na to � przynajmniej wed�ug mojej oceny � �e jest chora,
zdeprawowana, ekscentryczna i niezr�wnowa�ona psychicznie. To ostatnia osoba, kt�r�
widzia�bym na miejscu Louisa.
Z tymi s�owami zasiad� do sto�u.
Kiedy w nocy rozdzwoni� si� telefon, Johnny Barefoot z rozmachem usiad� na ��ku
i po omacku si�gn�� po s�uchawk�. Le��ca obok niego Sarah Belle poruszy�a si� przez
sen.
� Halo? Kto m�wi, do diab�a?
� Przepraszam, panie Barefoot � odpowiedzia� cichy, kobiecy g�os. � Nie chcia�am
pana obudzi�. M�j pe�nomocnik poleci� mi niezw�ocznie skontaktowa� si� z panem
zaraz po przylocie na Ziemi�. � Doda�a: � M�wi Kathy Egmont, chocia� obecnie
nazywam si� Kathy Sharp. Wie pan, kim jestem?
� Tak � odrzek� Johnny, przecieraj�c oczy i ziewaj�c. Zadr�a� pod wp�ywem
panuj�cego w sypialni zimna; Sarah Belle owin�a si� szczelnie ko�dr� i przewr�ci�a
na drugi bok. � Czy mam odebra� pani� z lotniska? Ma pani gdzie spa�?
� Nie mam na Terze �adnych przyjaci� � powiedzia�a Kathy. � Na lotnisku
powiedziano mi, �e Beverly to dobry hotel, a wi�c pojad� tam. Wyruszy�am z Kalisto
na wie�� o �mierci dziadka.
� Pospieszy�a si� pani � odpar�. Nie oczekiwa� jej przyjazdu jeszcze przez
kolejn� dob�.
� Czy jest szansa... � Dziewczyna urwa�a nie�mia�o. � Czy mog�abym zatrzyma� si�
u pana, panie Barefoot? Przera�a mnie my�l o samotnym pobycie w obcym hotelu.
� Przykro mi � odrzek� bez zastanowienia. � Jestem �onaty. � I natychmiast
u�wiadomi� sobie, �e odpowied� by�a nie tylko niefortunna, ale wr�cz obra�liwa. �
Chodzi�o mi o to � pospieszy� z wyja�nieniem � �e nie mamy pokoju go�cinnego.
Prosz� dzisiejsz� noc sp�dzi� w Beverly, a jutro wymy�limy co� lepszego.
� Dobrze � odpowiedzia�a z rezygnacj� Kathy. W jej g�osie nadal pobrzmiewa� l�k.
� Niech pan mi powie, panie Barefoot, jak powiod�a si� pr�ba o�ywienia dziadka? Czy
jest ju� w stanie p�ycia?
� Nie � odpar� Johnny. � Dotychczasowe pr�by ko�czy�y si� fiaskiem. Wci��
podejmowane s� starania w tym kierunku.
Kiedy opuszcza� moratorium, pi�ciu technik�w g�owi�o si� nad rozwi�zaniem
problemu.
� Tak w�a�nie przypuszcza�am � odpar�a Kathy.
� Dlaczego?
� C�, m�j dziadek... r�ni� si� od innych. Pewnie dobrze pan o tym wie, mo�e
nawet lepiej ni� ja... ostatecznie sp�dza� pan z nim wi�cej czasu. Ale... po prostu
trudno mi wyobrazi� go sobie znieruchomia�ego, tak jak pozostali p�ywi. Biernego i
bezradnego, wie pan, co mam na my�li. Czy po tym wszystkim, czego dokona�, panu
przychodzi to bez trudu?
� Porozmawiamy o tym jutro � odpowiedzia� Johnny. � Przyjad� do hotelu oko�o
dziewi�tej. Zgoda?
� Tak, �wietnie. Mi�o mi pana pozna�, panie Barefoot. Mam nadziej�, �e zostanie
pan w Archimedejskim i b�dzie dalej pracowa� dla mnie. Do Widzenia. � Rozleg� si�
trzask odk�adanej s�uchawki.
Moja nowa szefowa, pomy�la� Johnny. Prosz�, prosz�.
� Kto to by�? � zapyta�a sennie Sarah Belle. � O tej porze?
� W�a�ciciel Archimedejskiego � odpar� Johnny. � M�j pracodawca.
� Louis Sarapis? � �ona od razu usiad�a na ��ku. � Ach... masz na my�li jego
wnuczk�; przyjecha�a. Jaki ma g�os?
� Trudno powiedzie� � stwierdzi� z namys�em. � Raczej przestraszony. W
por�wnaniu z Terr�, �wiat, z kt�rego pochodzi, jest bardzo ma�y i ograniczony. �
Nie podzieli� si� z �on� informacjami na temat na�ogu Kathy i jej pobytu w
wi�zieniu.
� Czy mo�e od razu wej�� w posiadanie maj�tku? � zapyta�a Sarah Belle. � Nie
musi czeka�, a� p�ycie Louisa dobiegnie ko�ca?
� Z prawnego punktu widzenia Louis jest martwy. Jego testament wszed� w �ycie. �
Poza tym dorzuci� kwa�no w duchu, on wcale nie jest w stanie p�ycia; le�y cicho w
swojej trumnie, nie reaguj�c na pod��czone do niego urz�dzenia.
� My�lisz, �e si� dogadacie?
� Nie wiem � odpar� szczerze. � Nie wiem nawet, czy jestem got�w spr�bowa�. �
Nie podoba�o mu si�, �e ma pracowa� dla kobiety, zw�aszcza m�odszej od siebie. I w
dodatku � jak g�osi�a plotka � chorej psychicznie. Przez telefon jednak wcale nie
wydawa�a si� chora. Rozbudzony rozwa�y� w my�lach sytuacj�.
� Podejrzewam, �e jest bardzo �adna � powiedzia�a Sarah Belle. Pewnie zakochasz
si� w niej i zostawisz mnie.
� Akurat � odrzek�. � Nie bierz pod uwag� tak drastycznych rozwi�za�. S�dz�, �e
podejm� prac�, wytrzymam kilka miesi�cy, po czym dam za wygran� i rozejrz� si� za
czym� innym. � Tymczasem jednak, przysz�o mu do g�owy, CO Z LOUISEM? Zdo�amy go
o�ywi� czy nie? To by�a wielka niewiadoma.
Gdyby uda�o si� o�ywi� starego, m�g�by pokierowa� wnuczk�. Pomimo faktu, �e
zar�wno z prawnego, jak i fizycznego punktu widzenia by� martwy, m�g� do pewnego
stopnia dalej zarz�dza� swoim ekonomiczno � politycznym imperium. Teraz jednak to
nie wchodzi�o w rachub�, chocia� planowa� natychmiastowe o�ywienie, by zd��y� przed
Zjazdem Demokratyczno-Republika�skim. Louis na pewno wiedzia�, komu przekazuje sw�j
maj�tek. Bez pomocy dziewczyna by�a bezradna. Na dodatek, pomy�la� Johnny, niewiele
mog� dla niej zrobi�. Claude St. Cyr to co innego, on jednak po ujawnieniu
testamentu na dobre znikn�� ze sceny. C� zatem pozosta�o? Nie mo�emy zaprzesta�
pr�b o�ywienia starego Louisa, cho�by�my mieli odwiedzi� ka�de moratorium w
Stanach, na Kubie czy w Rosji.
� Co� ci si� pl�cze po g�owie � stwierdzi�a Sarah Belle. � Poznaj� po twojej
minie. � W��czy�a lampk� nocna i si�gn�a po szlafrok. � Nie pr�buj rozwi�zywa�
powa�nych problem�w w �rodku nocy.
W�a�nie tak musi si� czu� p�ywy, podsumowa� znu�ony. Potrz�sn�� g�ow�, pr�buj�c
usun�� z niej resztki snu.
III
Na widok wychodz�cego z kancelarii St. Cyr & Faine Claude�a St. Cyra,
przystojny, elegancki m�czyzna w �rednim wieku, ubrany w kamizelk� i staromodny,
w�ski krawat podni�s� si� z miejsca.
� Panie St. Cyr...
Obrzucaj�c go przelotnym spojrzeniem St. Cyr mrukn��:
� �piesz� si�; prosz� um�wi� si� z moj� sekretark�. � Nast�pnie rozpozna�
przybysza. By� nim Alfons Gam.
� Otrzyma�em telegram � powiedzia� Gam. � Od Louisa Sarapisa. Si�gn�� do
kieszeni p�aszcza.
� Przykro mi � odpar� sztywno St. Cyr. � Pracuj� obecnie dla panu Phila Harveya;
od kilku tygodni nie mam nic wsp�lnego z panem Sarapisem. � Przystan�� jednak
zaciekawiony. Nie by�o to jego pierwsze spotkanie z Gam�em; podczas wybor�w cztery
lata wcze�niej widywa� go wielokrotnie � gwoli �cis�o�ci, reprezentowa� Gama w
rozprawach o oszczerstwo, raz gdy ten wyst�powa� jako pow�d, innym razem jako
pozwany. Nie przepada� za nim.
� Telegram przyszed� przedwczoraj � powiedzia� Gam.
� Ale przecie� Sarapis... � Claude St. Cyr urwa�. � Niech pan poka�e. �
Wyci�gn�� r�k� i Gam wr�czy� mu �wistek.
Telegram zawiera� zapewnienie Louisa o jego absolutnym poparciu dla Gama podczas
maj�cego wkr�tce nast�pi� Zjazdu. Gam nie myli� si�; telegram zosta� wys�any trzy
dni wcze�niej. To nie mia�o najmniejszego sensu.
� Trudno mi to wyja�ni� � powiedzia� oschle Gam. � Ale to wygl�da na Louisa. Jak
sam pan widzi, chce, abym ponownie startowa� w wyborach. Nigdy przedtem nie
zajmowa�em si� polityk�; jestem w�a�cicielem fermy perliczek. S�dzi�em, �e pan
m�g�by co� wiedzie� na ten temat, kto wys�a� telegram i dlaczego. Zak�adaj�c, �e to
nie Louis � dorzuci�.
� Niby jak mia� to zrobi�? � zapyta� St. Cyr.
� M�g� napisa� go przed �mierci� i zleci� komu� jego wys�anie. Na przyk�ad panu.
� Gam wzruszy� ramionami. � Chyba jednak nie panu. Mo�e wobec tego panu
Barefootowi. � Si�gn�� po telegram.
� Czy rzeczywi�cie ma pan zamiar zn�w startowa� w wyborach? zapyta� St. Cyr.
� Skoro Louis sobie tego �yczy.
� I znowu przegra�? Przyczyni� si� do kl�ski partii z powodu zawzi�tego, starego
uparciucha... � St. Cyr przywo�a� si� do porz�dku. � Niech pan wraca do swoich
perliczek. Prosz� zapomnie� o polityce. Jest pan przegrany, Gam. Wszyscy w partii
to wiedz�. W gruncie rzeczy wie o tym ca�a Ameryka.
� Jak mog� si� skontaktowa� z panem Barefootem?
� Nie ma poj�cia � odpali� St. Cyr i ruszy� z miejsca.
� Potrzebuj� prawnego wsparcia � powiedzia� Gam.
� A co, znowu kto� pana pozwa�? Niepotrzebna panu pomoc prawna, ale
psychiatryczna, dzi�ki kt�rej pozna�by pan rzeczywiste motywy swego post�powania.
Niech pan pos�ucha... � Nachyli� si� w stron� Gama. � Skoro �ywy Louis nic nie
wsk�ra� w pa�skiej sprawie, na martwego nie ma co liczy�. � I ponownie ruszy� w
swoj� stron�.
� Prosz� zaczeka� � rzuci� Gam.
Claude St. Cyr odwr�ci� si� z oci�ganiem.
� Tym razem wygram � oznajmi� Gam. Jego g�os nabra� nieoczekiwanej, obcej mu
dotychczas pewno�ci siebie.
� C�, �ycz� wi�c powodzenia � odpar� zbity z tropu St. Cyr. � Panu i Louisowi.
� Wobec tego on �yje. � Oczy Gama rozb�ys�y.
� Tego nie powiedzia�em; m�wi�em ironicznie.
� Ale� on �yje, jestem tego pewien � odpar� w zamy�leniu Gam. Chcia�bym go
odszuka�. Poszed�em do kilku moratori�w, ale w �adnym go nie ma, albo nie chcieli
si� przyzna�. Poszukam dalej; chc� z nim porozmawia�. W�a�nie dlatego przyby�em z
Io.
Tym razem St. Cyr nieodwo�alnie ruszy� naprz�d. C� za zero, pomy�la�. Kompletne
dno, marionetka Louisa. Zadr�a�. Bo�e chro� nas przed takim prezydentem.
Gdyby�my tak wszyscy stali si� podobni do niego!
My�l nie nale�a�a do przyjemnych; nie natchn�a go optymizmem na nadchodz�cy
dzie�, a czeka� go ogrom pracy.
Tego dnia mia� za zadanie, jako pe�nomocnik Phila Harveya, przedstawi� pani
Kathy Sharp � niegdy� Egmont � ofert� kupna Wilhelmina Securities. W gr� wchodzi�a
wymiana akcji oraz przej�cie pakietu wi�kszo�ciowego przez Harveya, kt�ry zyska w
ten spos�b kontrol� nad Wilhelmina. Z uwagi na fakt, �e warto�� korporacji by�a
prawie niemo�liwa do oszacowania, Harvey nie proponowa� w zamian pieni�dzy, lecz
nieruchomo�ci. Posiada� na Ganimedesie niezmierzon� po�a� gruntu, kt�r� dziesi��
lat wcze�niej dosta� od rz�du radzieckiego w ramach podzi�kowa� za pomoc techniczn�
udzielon� radzieckim koloniom.
Szansa, �e Kathy przyjmie ofert�, r�wna�a si� zeru.
A jednak nale�a�o z niej skorzysta�. Nast�pnym krokiem � wzdryga� si� na sam�
my�l � mia�a by� �miertelna rywalizacja o uzyskanie wp�yw�w w bran�y transportowej.
Wiedzia�, �e jej firma chyli�a si� ku upadkowi; od �mierci starego sprawy nie
uk�ada�y si� jak nale�y. Przybra�y najbardziej znienawidzony przez Louisa obr�t:
zwi�zkowcy szykowali si� do przej�cia kontroli nad Archimedejskim.
On sam sympatyzowa� ze zwi�zkowcami, uwa�a�, �e najwy�szy czas, aby wkroczyli na
scen�. Nieczyste posuni�cia starego, jego niewyczerpana energia, nie wspominaj�c o
bezlitosnej wyobra�ni, niezmiennie broni�y im do niej dost�pu. Kathy nie posiada�a
�adnej z tych cech. Johnny Barefoot za�...
Czeg� mo�na oczekiwa� od nonszkola? � pomy�la� ironicznie St. Cyr. B�yskotliwych
pomys��w z ograniczonego umys�u?
Poza tym Barefoot by� poch�oni�ty kreowaniem wizerunku publicznego Katky; gdy
zacz�� odnosi� na tym polu pewne sukcesy, wywi�za�a si� afera ze zwi�zkami. By�a
narkomanka i fanatyczka religijna, kobieta o kryminalnej przesz�o�ci... Johnny mia�
pe�ne r�ce roboty.
Swoje sukcesy zawdzi�cza� g��wnie aparycji kobiety. By�a urocza, delikatna i
czysta; niemal �wi�ta. Johnny skoncentrowa� si� w�a�nie na tym aspekcie. Zamiast
cytowa� w prasie jej wypowiedzi, zamieszcza� w gazetach tysi�ce upozowanych zdj��:
z psami, z dzie�mi, na wiejskich jarmarkach, w szpitalach, organizacjach
charytatywnych � i tym podobne.
Niestety Kathy skutecznie popsu�a stworzony przez niego obraz. Dokona�a tego w
do�� szczeg�lny spos�b.
Twierdzi�a mianowicie, �e utrzymuje ci�gle kontakt ze swoim dziadkiem. �e to
nikt inny, ale w�a�nie on tkwi� zawieszony w odleg�o�ci tygodnia �wietlnego od
Ziemi i przemawia� za po�rednictwem radioteleskopu przy Trz�sawisku Kennedy�ego.
S�ysza�a go, tak jak i reszta �wiata... i cudownym zbiegiem okoliczno�ci on r�wnie�
j� s�ysza�.
Jad�c wind� na dach, gdzie sta� jego helikopter, St. Cyr roze�mia� si� g�o�no.
Obsesja religijna Kathy nie da�a si� d�ugo utrzyma� w tajemnicy przed redaktorami
brukowc�w... strz�pi�a sobie j�zyk w miejscach publicznych, w restauracjach i
ma�ych barach. Nawet wtedy, gdy towarzyszy� jej Johnny. I nawet on nie by� w stanie
zapanowa� nad jej gadulstwem.
Podczas jednego z przyj�� rozebra�a si� do naga, wieszcz�c rych�e nadej�cie
godziny oczyszczenia; w ramach swego rodzaju obrz�du rytualnego pomalowa�a si� w
pewnych miejscach czerwonym lakierem do paznokci... oczywi�cie by�a pijana.
I to ma by� w�a�cicielka Archimedejskiego, pomy�la� St. Cyr.
Trzeba pozby� si� tej kobiety dla naszego dobra oraz dobra publicznego. Czu�, �e
to jego obywatelski obowi�zek. Jedynym cz�owiekiem, kt�ry my�la� inaczej, by�
Johnny.
Ona mu si� PODOBA, ol�ni�o St. Cyra. Oto motyw.
Ciekawe, pomy�la�, co na to Sarah Belle.
W radosnym nastroju St. Cyr wszed� do helikoptera, zatrzasn�� w�az i w�o�y�
klucz do stacyjki. W�wczas ponownie skierowa� my�li ku osobie Alfonsa Gama i jego
humor znikn�� bez �ladu. Ponownie si� zas�pi�.
Istnieje dwoje ludzi, pomy�la�, kt�rych dzia�anie opiera si� na za�o�eniu, �e
Louis Sarapis �yje; s� to Kathy Egmont i Alfons Gam.
Ich post�powanie by�o niesmaczne. Na dodatek mimowolnie czu� si� z nimi w pewien
spos�b zwi�zany. Wydawa�o si�, �e jest na to skazany.
Wcale nie wiedzie mi si� lepiej ni� u starego Louisa, stwierdzi� w duchu. Pod
pewnymi wzgl�dami nawet gorzej.
Helikopter wystartowa� i polecia� w kierunku po�o�onej w centrum Denver siedziby
Phila Harveya.
Chc�c wyt�umaczy� si� ze sp�nienia w��czy� ma�y nadajnik, podni�s� mikrofon i
po��czy� si� z Harveyem.
� Phil � powiedzia�. � S�yszysz mnie? M�wi St. Cyr, lec� na zach�d. � Wyt�y�
s�uch.
I us�ysza� z g�o�nika szmer, jak gdyby ch�r g�os�w zla� si� w jedno, tworz�c
chaotyczn� ca�o��. D�wi�k brzmia� znajomo; s�ysza� go ju� kilkakrotnie w telewizji.
� ...pomimo narastaj�cych atak�w znacznie przerasta pozosta�ych cz�onk�w Izby,
nie m�g� wygra� wybor�w z uwagi na fataln� reputacj� protektora. Uwierz w siebie,
Alfons. Ludzie poznaj� si� na dobrym cz�owieku, doceni� go; b�d� cierpliwy. Wiara
przenosi g�ry. Powiniene� wiedzie�, wystarczy popatrze� na to, czego dokona�em w
�yciu...
St. Cyr zrozumia�, �e to oddalona od tydzie� �wietlny jednostka emituje teraz
znacznie silniejszy sygna�; jak plamy na S�o�cu uniemo�liwia�a przep�yw informacji
w nadajnikach. Zakl�� i ze z�o�ci� wy��czy� nadajnik.
Blokowanie ��czno�ci, skwitowa� w my�lach. To zabronione, musz� skontaktowa� si�
z FCC.
Wstrz��ni�ty poprowadzi� helikopter ponad gospodarstwem rolnym.
Bo�e, pomy�la�, przecie� to chyba by� Louis!
Czy�by Kathy Egmont Sharp mia�a racj�?
Stoi w oknie pokoju hotelowego got�w wyskoczy�. Je�li macie zamiar prowadzi� z
ni� dalsze interesy, lepiej zaraz tam je�d�cie. Jest od niego zale�na, potrzebuje
m�czyzny, od kiedy jej m��, Paul Sharp, porzuci� j�. Hotel Antler, pok�j 604. Macie
czas. Johnny jest w gor�cej wodzie k�pany; nie powinien by� jej prowokowa�. Z moim
charakterem nie mo�na si� na to nabra�, a ona ma m�j charakter, ja...
� Johnny Barefoot stoi w oknie hotelu Antler i ma zamiar wyskoczy�, Sarapis nas
ostrzeg� � zakomunikowa� stoj�cemu obok Harveyowi St. Cyr. � Jed�my tam zaraz.
� Barefoot jest po naszej stronie � odrzek� Harvey, rzucaj�c mu przelotne
spojrzenie. � Nie mo�emy dopu�ci�, by targn�� si� na swoje �ycie. Ale dlaczego
Sarapis...
� Jed�my � zadecydowa� St. Cyr, kieruj�c si� w stron� helikoptera. Harvey
pobieg� za nim.
IV
Po po�udniu St. Cyr znalaz� troch� czasu, aby odwiedzi� Elektr� Harvey, by��
�on� swego obecnego pracodawcy.
� Pos�uchaj, laleczko � powiedzia� St. Cyr. � Staram si�, aby� tym razem wysz�a
na swoje. Je�li mi si� uda... � Otoczy� j� ramionami i u�cisn��. � Odzyskasz cz��
tego, co straci�a�. Nie wszystko, ale starczy, aby nieco poprawi� tw�j stosunek do
�ycia. � Poca�owa� j�, co napotka�o spodziewan� reakcj�, kobieta wdzi�cznie
odchyli�a si� do ty�u i mocno si� przytuli�a, wywo�uj�c seri� przyjemnych, ale i
nieoczekiwanie d�ugotrwa�ych dozna�.
� Tak przy okazji, mo�esz mi powiedzie�, co si� dzieje z telefonem i telewizj�?
� zapyta�a Elektra, odsuwaj�c si� wreszcie od niego. � Nie mog� si� nigdzie
dodzwoni�... zawsze kto� blokuje lini�. I ten obraz w telewizorze; jest ca�y
zamazany i zniekszta�cony, i w og�le si� nie zmienia, ci�gle przedstawia jakby
twarz.
� Nie przejmuj si� � odpar� Claude. � Pracujemy nad tym; wys�ali�my grup�
informator�w. � Jego ludzie kr��yli od jednego moratorium do nast�pnego w
poszukiwaniu cia�a Louisa. Wreszcie znajd� je i zako�cz� idiotyczn� sytuacj�... i
wszyscy odetchn� z ulg�.
Podchodz�c do barku, Elektra Harvey spyta�a:
� Czy Phil o nas wie? � Uwa�nie nala�a alkohol do szklanek.
� Nie � odpar� St. Cyr. � Zreszt� to i tak nie jego sprawa.
� Ale Phil jest bardzo uprzedzony wobec by�ych �on. Nie spodoba�oby mu si� to.
Zaraz by sobie co� ubzdura� na temat nielojalno�ci; skoro on mnie nie lubi�, ty
powiniene� odczuwa� to samo. Okre�la to mianem �integralno�ci�.
� Mi�o mi to s�ysze� � powiedzia� St. Cyr � ale diablo niewiele mog� na to
poradzi�. Poza tym i tak si� nie dowie.
� Mimo wszystko nie daje mi to spokoju � upiera�a si� Elektra, podaj�c mu
szklank�. � Widzisz, regulowa�am telewizor i... wiem, �e to brzmi niedorzecznie,
ale odnios�am wra�enie... � Urwa�a. � C�, wydawa�o mi si�, �e spiker wspomnia� co�
na nasz temat. G�os by� przyt�umiony, a odbi�r niewyra�ny, ale naprawd� s�ysza�am
twoje nazwisko i swoje. � Skierowa�a na niego ufne spojrzenie, wyg�adzaj�c z
roztargnieniem fa�d� sukienki.
� Nonsens, skarbie. � Poczu� wewn�trzny ch��d. Podszed� do telewizora i w��czy�
go. Chryste, pomy�la�. Czy ten Sarapis jest wsz�dzie? Czy ze swojej kryj�wki w
kosmosie widzi wszystko, co robimy?
My�l nie nale�a�a do optymistycznych, zw�aszcza �e pr�bowa� nak�oni� wnuczk�
Louisa do zawarcia nieaprobowanej przez niego umowy.
Grozi mi, pomy�la� St. Cyr, w zamy�leniu reguluj�c odbiornik zdr�twia�ymi
palcami.
� Tak w og�le, panie Barefoot, to sam mia�em do pana dzwoni� powiedzia� Alfons
Gam. � Otrzyma�em od pana Sarapisa telegram, w kt�rym radzi mi pan zatrudni�. S�dz�
jednak, �e powinni�my wyst�pi� z czym� zupe�nie nowym. Margrave ma nad nami
znacz�c� przewag�.
� To prawda � przyzna� Johnny. � B�d�my realistami; tym razem otrzymamy pomoc.
Od Louisa Sarapisa.
� Ostatnio te� mia� mi pom�c � zauwa�y� Gam. � Na niewiele si� to zda�o.
� Tym razem pomoc nast�pi na ca�kowicie odmiennej p�aszczy�nie. � Ostatecznie,
pomy�la� Johnny, stary sprawuje kontrol� nad wszystkimi mediami, nad pras�, radiem
i telewizj�, nawet, Bo�e uchowaj, telekomunikacj�. Z tak� w�adz� Louis m�g� robi�,
co mu si� �ywnie podoba�o.
On wcale mnie nie potrzebuje, u�wiadomi� sobie ironicznie. Ale nie powiedzia�
tego g�o�no; najwidoczniej Gam nie w pe�ni uzmys�owi� sobie pot�g� Louisa. Poza
tym, praca zawsze jest prac�.
� Czy ostatnio w��cza� pan telewizor? � zapyta� Gam. � Albo pr�bowa� korzysta� z
telefonu, albo cho�by kupi� gazet�? Nie ma tam nic pr�cz steku g�upot. Je�li to
Louis, nie mamy co liczy� na jego wsparcie podczas Zjazdu. On jest... na
wyko�czeniu. Plecie bzdury.
� Wiem � odpar� wymijaj�co Johnny.
� Obawiam si�, �e bez wzgl�du na to, jakie mia� plany co do swego p�ycia, diabli
je wzi�li � uzna� Gam. Nie wygl�da� na cz�owieka, kt�ry spodziewa si� wygra�
wybory. � Pa�ski podziw dla Louisa z pewno�ci� w tej chwili przerasta m�j � doda�.
� Szczerze m�wi�c, panie Barefoot, odby�em rozmow� z panem St. Cyrem i jego wnioski
nie napawaj� mnie optymizmem. Postanowi�em brn�� dalej, ale naprawd�... � Machn��
r�k�. � Claude St. Cyr powiedzia� mi prosto w oczy, �e jestem z g�ry skazany na
pora�k�.
� A pan mu wierzy? On jest teraz po drugiej stronie, trzyma z Philem Harveyem. �
Johnny ze zdumieniem przyj�� �atwowierno�� swojego rozm�wcy.
� Powiedzia�em mu, �e wygram � wymamrota� Gam. � Ale s�owo daj�, ta gadanina z
ka�dego telewizora i s�uchawki... jest obrzydliwa. Zniech�ca mnie, chcia�bym uciec
jak najdalej od niej.
� Rozumiem to � odpar� Johnny.
� Louis nigdy taki nie by� � poskar�y� si� Gam. � Teraz tylko plecie trzy po
trzy. Nawet je�li przyczyni si� do mojej nominacji... to czy rzeczywi�cie mi na tym
zale�y? Jestem zm�czony, panie Barefoot. Bardzo zm�czony. � Umilk�.
� Je�eli liczy pan na s�owa otuchy z mojej strony � odrzek� Johnny � to trafi�
pan pod niew�a�ciwy adres. � G�os z telefonu i telewizji budzi� w nim podobne
odczucia. Do tego stopnia, �e nie by� w stanie pocieszy� Gama.
� Jest pan specem od P. R. � powiedzia� Gam. � Czy nie mo�e pan obudzi�
entuzjazmu tam, gdzie go nie ma? Niech pan przekona mnie, panie Barefoot, a ja
przekonam �wiat. � Wyj�� z kieszeni zmi�t� kartk�. To przysz�o od Louisa.
Najwidoczniej oddzia�uje na telegraf w r�wnym stopniu, jak na inne media. � Poda�
wiadomo�� Johnny�emu.
� Post�powa� wtedy sensowniej � uzna� Johnny. � Kiedy to napisa�?
� W�a�nie o to mi chodzi! Jego stan gwa�townie si� pogarsza. Kiedy rozpocznie
si� Zjazd � zosta� zaledwie jeden dzie� � czego mo�emy si� po nim spodziewa�?
Obawiam si� najgorszego. Nie chcia�bym si� w to miesza�. Mimo to pragn� spr�bowa� �
doda�a. � Zatem Barefoot, b�dzie pan za mnie pertraktowa� z Louisem, spe�ni pan
rol� po�rednika. Medium � dorzuci� po namy�le.
� To znaczy?
� Po�rednika pomi�dzy Bogiem a cz�owiekiem � odpar� Gam.
� Je�li ma pan zamiar u�ywa� takiego s�ownictwa, to z nominacji nici, mog� to
panu obieca� � ostrzeg� Johnny.
� Napijemy si�? � zaproponowa� z krzywym u�miechem Gam. Przeszed� z salonu do
kuchni. � Szkocka? Bourbon?
� Bourbon � zadecydowa� Johnny.
� Co pan my�li o tej dziewczynie, wnuczce Louisa?
� Lubi� j� � odpar�. I by�a to prawda.
� Nawet mimo faktu, �e to wariatka, narkomanka, kryminalistka i do tego
fanatyczka religijna?
� Owszem � odpar� oschle Johnny.
� My�l�, �e postrada� pan zmys�y � stwierdzi� Gam. � Ale przyznam panu racj�. To
dobry cz�owiek. Znam j� od pewnego czasu. Prawd� m�wi�c, nie mam poj�cia, sk�d u
niej taka odchy�ka. Nie jestem psychologiem... pewnie ma to jaki� zwi�zek z
Louisem. Jej bezkrytyczne przywi�zanie graniczy z fanatyzmem. Co wed�ug mnie nie
jest pozbawione uroku.
� Okropny ten bourbon � oceni� Johnny, poci�gaj�c �yk ze szklanki.
� Stary sir muskrat � odpar� z grymasem Gam. � Zgadzam si� z panem.
� Niech pan lepiej poda co� lepszego � poradzi� Johnny. � Inaczej w polityce
jest pan sko�czony.
� W�a�nie dlatego ci� potrzebuj� � powiedzia� Gam. � Rozumiesz?
� Jasne � odrzek� Johnny, przechodz�c do kuchni. Przela� zawarto�� szklanki z
powrotem do butelki i dla odmiany zainteresowa� si� szkock�.
� Jak� przewidujesz strategi�? � zapyta� Alfons Gam.
� Wed�ug mnie najlepszym... jedynym sposobem b�dzie wykorzysta� emocje wywo�ane
�mierci� Louisa � powiedzia� Johnny. � Widzia�em �a�obnik�w ustawiaj�cych si� w
kolejki; widok nie mia� sobie r�wnych, Alfons. Przychodzili dzie� w dzie�. Kiedy
�y�, wielu ludzi ba�o si� go, przera�a�a ich jego pot�ga. Teraz mog� odetchn��
g��biej, on odszed�, a z�owrogie aspekty jego...
� Ale� Johnny, on nie odszed�, w tym s�k � przerwa� mu Gam. Ogl�da�e� telewizj�,
ten gadaj�cy stw�r to w�a�nie on!
� Oni o tym nie wiedz� � odpar� Johnny. � Ludzie zostali wprawieni w
os�upienie... podobnie jak pierwsza osoba, kt�ra odebra�a sygna�. Ten technik w
pobli�u Trz�sawiska Kennedy�ego. Dlaczego mieliby kojarzy� wy�adowania elektryczne
oddalone od Ziemi o tydzie� �wietlny z Louisem Sarapisem? � doda� z naciskiem.
� My�l�, �e pope�niasz b��d, Johnny � odrzek� Gam po chwili. � Lecz Louis
poleci� mi ci� zatrudni� i mam zamiar go pos�ucha�. Pozostawiam ci woln� r�k�;
polegam na twojej ekspertyzie.
� Dzi�kuj� � odrzek� Johnny. � Nie zawiedziesz si�. � W g��bi serca jednak wcale
nie by� tego taki pewien. Mo�e ludzie s� m�drzejsi, ni�bym ich o to podejrzewa�,
przysz�o mu do g�owy. Mo�e rzeczywi�cie pope�niam b��d. Lecz jaka inna strategia
wchodzi�a w rachub�? Brakowa�o mu pomys��w; albo zrobi� u�ytek z powi�za� Gama z
Louisem, albo nie pozostawa�o im nic, na czym mogliby si� oprze�.
Plan opiera� si� na chwiejnych podstawach � do rozpocz�cia Zjazdu pozosta� jeden
dzie�. Nie podoba�o mu si� to.
Zadzwoni� telefon w pokoju Gama.
� To pewnie on � rzuci� Gam. � Chcesz z nim pom�wi�? Szczerze m�wi�c boj� si�
podnie�� s�uchawk�.
� Niech sobie dzwoni � zadecydowa� Johnny. Gam mia� racj�; nie by�o to
przyjemne.
� Ale i tak nie mo�emy przed nim uciec � zauwa�y� Gam � je�li chce si� z nami
skontaktowa�; wszystko jedno, czy przez telefon, czy za pomoc� gazety. Wczoraj
pr�bowa�em skorzysta� z mojej elektrycznej maszyny do pisania... zamiast listu
otrzyma�em podobny miszmasz... to jego sprawka.
�aden z nich nie wykona� ruchu w kierunku telefonu. Pozwolili mu dzwoni�.
� Chcesz jak�� zaliczk�? � zapyta� Gam. � Troch� got�wki?
� Ch�tnie � odpar� Johnny. � Dzisiaj rzuci�em prac� w Archimedejskim.
Si�gaj�c do kieszeni po portfel, Gam powiedzia�:
� Dam ci czek. � Popatrzy� uwa�nie na Johnny�ego. � Lubisz j�, ale nie mo�esz z
ni� pracowa�, co?
� Zgadza si� � skwitowa� kr�tko Johnny. Gam taktownie nie dr��y� tematu. Johnny
by� mu za to wdzi�czny.
W momencie gdy czek zmieni� w�a�ciciela, dzwonek telefonu urwa� si� r�wnie
gwa�townie, jak rozpocz��.
Czy istnia� mi�dzy tymi zdarzeniami jaki� zwi�zek? Johnny zamy�li� si�. Czy mo�e
to przypadek? Trudno zgadn��. Louis najwyra�niej wiedzia� wszystko... tak czy
inaczej, dopi�� swego, da� to do zrozumienia im obu.
� Chyba post�pili�my s�usznie � podsumowa� Gam. � S�uchaj, Johnny, mam nadziej�,
�e pogodzisz si� z Kathy Egmont Sharp. Dla jej dobra, ona potrzebuje pomocy. I to
du�ej.
Johnny odchrz�kn��.
� Teraz, kiedy dla niej nie pracujesz, zdecyduj si� na jeszcze jedn� pr�b� �
powiedzia� Gam. � Zgoda?
� Zastanowi� si� � odpar� Johnny.
� To chora dziewczyna i ci��y na niej ogrom odpowiedzialno�ci. Dobrze o tym
wiesz. Cokolwiek doprowadzi�o do konfliktu mi�dzy wami, spr�buj wykrzesa� z siebie
cho� troch� zrozumienia, zanim b�dzie za p�no. To jedyny spos�b.
Johnny nie odpowiedzia�. Ale w duchu przyzna� Gamowi racj�.
Mimo to... jak mia� tego dokona�? Nie wiedzia�. Jak porozumie� si� z osob�
niezr�wnowa�on� psychicznie? � pomy�la�. Jak za�agodzi� konflikt? W normalnych
warunkach to pytanie przysporzy�oby mu wiele trudno�ci... obecna sytuacja za�
zawiera�a w sobie wiele podtekst�w.
Louis mia� w tym sw�j udzia�. Oraz uczucia Kathy wzgl�dem Louisa. Nale�a�o je
zmieni� i po�o�y� kres �lepej adoracji.
� Co twoja �ona s�dzi na jej temat? � zapyta� Gam.
� Sarah Belle? � zdumia� si� Johnny. � Nigdy si� nie spotka�y. Dlaczego pytasz?
Gam bez s�owa zmierzy� go wzrokiem.
� Cholernie dziwne pytanie � stwierdzi� Johnny.
� Cholernie dziwna dziewczyna, ta Kathy � dorzuci� Gam. � Dziwniejsza, ni� ci
si� wydaje, przyjacielu. S� rzeczy, o kt�rych nie masz zielonego poj�cia. � I na
tym poprzesta�.
� Ciekawi mnie jedno � powiedzia� do Claude�a St. Cyra Phil Harvey. � Oto
pytanie, na kt�re musimy uzyska� odpowied�, je�li realnie my�limy o pakiecie
wi�kszo�ciowym Wilhelminy. Gdzie jest cia�o?
� Szukamy go � odpar� cierpliwie St. Cyr. � Sprawdzamy wszystkie moratoria,
jedno po drugim. W gr� wchodz� niema�e pieni�dze; najwyra�niej kto� sowicie op�aca
ich milczenie, a skoro mamy przekona� ich do wsp�pracy...
� Ta dziewczyna � przerwa� mu Harvey � post�puje zgodnie ze wskaz�wkami
wysy�anymi zza grobu. Pomimo faktu, �e si�y Louisa s� na wyczerpaniu... ona nadal
si� go s�ucha. To... nienaturalne. � Zdegustowany pokr�ci� g�ow�.
� Zgadzam si� z tob� � przytakn�� St. Cyr. � Lepiej nie mo�na by�o tego wyrazi�.
Dzi� rano, kiedy si� goli�em... us�ysza�em go w telewizji. Zatrz�s� si�. � Chcia�em
przez to powiedzie�, �e teraz bombarduje nas ze wszystkich stron.
� Mamy dzisiaj pierwszy dzie� Zjazdu � o�wiadczy� Harvey. Wyjrza� przez okno na
samochody i przechodni�w. � Louis skoncentruje si� na pr�bie przeforsowania
kandydatury Alfonsa Gama. To samo dotyczy Johnny�ego, kt�ry pracuje dla Gama z
polecenia Louisa. Mo�e tym razem nam si� powiedzie Rozumiesz? Mo�e zapomnia� o
Kathy, Bo�e, przecie� nie mo�e by� w stu miejscach naraz.
� Ale Kathy nie przebywa teraz w Archimedejskim � powiedzia� cicho St. Cyr.
� No to gdzie jest? W Delaware? W Wilhelmina Securities? Odszukanie jej nie
powinno stanowi� �adnego problemu.
� Jest chora � oznajmi� St. Cyr. � Znajduje si� szpitalu, Phil. Przyj�to j� tam
zesz�ego wieczora. Pewnie to ma zwi�zek z na�ogiem.
Zapad�a cisza.
� Niema�o wiesz � uzna� wreszcie Harvey. � Sk�d masz takie wiadomo�ci?
� Z telefonu i telewizji. Nie wiem jednak, gdzie jest ten szpital. Mo�e chodzi o
Lun� albo Marsa, mo�e nawet o planet�, z kt�rej przylecia�a. Odnosz� wra�enie, �e
jej stan jest powa�ny. Odej�cie Johnny�ego wytr�ci�o j� z r�wnowagi. � Z powag�
popatrzy� na swego pracodawc�. � To wszystko, co wiem, Phil.
� Czy wed�ug ciebie Johnny Barefoot wie, gdzie ona jest?
� W�tpi�.
� Za�o�� si�, �e spr�buje do niego zadzwoni� � powiedzia� z namys�em Harvey. �
Za�o�� si� te�, �e on albo wie, albo wkr�tce b�dzie wiedzia�. Gdyby�my tylko
zdo�ali za�o�y� mu pods�uch... i przepuszcza� jego rozmowy przez nasz� lini�.
� Tak, ale przecie� te gadki przez telefon � zacz�� St. Cyr � to tylko jaki�
be�kot. Sprawka Louisa. � Zastanawia� si�, co czeka Przedsi�biorstwo
Archimedejskie, je�li Kathy zostanie uznana za niezdoln� do sprawowania nad nim
kontroli i zmuszona do zrzeczenia si� swoich praw. Skomplikowana sprawa, w
zale�no�ci od tego, czy prawo ziemskie, czy...
� Nie mo�emy znale�� ani jej, ani cia�a � m�wi� Harvey. � Tymczasem Zjazd w toku
i nominuj� tego przebrzyd�ego Gama, marionetk� Louisa. Potem dowiemy si�, �e zosta�
prezydentem. � Popatrzy� na St. Cyra z niech�ci�. � Jak do tej pory nie mam z
ciebie wiele po�ytku, Claude.
� Przeszukamy szpitale. Ale s� ich dziesi�tki tysi�cy. A je�li nie znajdziemy
jej tu, to szukaj wiatru w polu. � Poczu� si� bezradny. Kr�cimy si� w k�ko,
pomy�la�. Zmierzamy donik�d. C�, pozostaje nam dalej �ledzi� informacje
telewizyjne, uzna�. Przynajmniej to jaka� pomoc.
� Id� na obrady Zjazdu � oznajmi� Harvey. � Do zobaczenia. Je�li natrafisz na
co� ciekawego � w co w�tpi� � wiesz, gdzie mnie szuka�. Podszed� do drzwi, chwil�
potem St. Cyr pozosta� sam.
Diabli, pomy�la�. I co ma teraz robi�? Mo�e te� powinienem uda� si� na obrady?
Chcia� jednak sprawdzi� jeszcze jedno moratorium; jego ludzie wprawdzie ju� tam
byli, ale mia� zamiar odwiedzi� je osobi�cie. Le�a�o dok�adnie w gu�cie Louisa,
jego w�a�ciciel nosi� d�wi�czne nazwisko Herbert Sch�nheit von Vogelsang, co
znaczy�o po niemiecku Herbert Pi�kno Ptasiego Trelu � nazwisko w sam raz dla
cz�owieka, kt�ry prowadzi� Moratorium Ukochanych Wsp�braci w centrum Los Angeles, z
filiami w Chicago, Nowym Jorku i Cleveland.
Kiedy ustawiono trumn� w domu Harveya i kierowca moratorium odjecha�, St. Cyr
podni�s� s�uchawk� i wybra� numer. Jednak po��czenie z sal� obrad okaza�o si�
niemo�liwe. W s�uchawce rozbrzmiewa�a jedynie dudni�ca litania Louisa Sarapisa.
Niech�tnie od�o�y� s�uchawk�, czuj�c przyp�yw gwa�townej determinacji.
Dosy� tego, postanowi� St. Cyr. Nie b�d� czeka� na pozwolenie Harveya, nic mi po
nim.
Przeszuka� salon i znalaz� w szufladzie biurka pistolet. Celuj�c w trumn� z
cia�em Sarapisa nacisn�� spust.
Obudowa trumny posz�a z dymem, natomiast sama trumna stopi�a si� jak rozgrzany
plastik. Cia�o skurczy�o si� i zmieni�o si� w zw�glone szcz�tki.
St. Cyr z zadowoleniem od�o�y� bro� z powrotem do szuflady.
Ponownie si�gn�� po s�uchawk�.
I ponownie us�ysza� w niej monotonny g�os:
� ...nie zrobi tego nikt opr�cz Gama; Gam asa w r�kawie mam �wietny slogan,
Johnny. Gam asa w r�kawie mam; zapami�taj. Ja b�d� m�wi�. Daj mi mikrofon, to im
powiem; Gam asa w r�kawie mam. Gam...
Claude St. Cyr rzuci� s�uchawk� na wide�ki i obr�ci� si� w kierunku szcz�tk�w
Louisa Sarapisa; spogl�da� na nie z niedowierzaniem. Po w��czeniu telewizora
przekona� si�, �e g�os p�yn�� r�wnie� i z niego; nic nie uleg�o zmianie.
G�os Louisa Sarapisa nie pochodzi� z cia�a. Cia�o przesta�o istnie�. Pomi�dzy
nimi nie by�o �adnego zwi�zku.
Claude St. Cyr usiad� na krze�le i zapali� papierosa, pr�buj�c dociec sedna
sprawy. Rozwi�zanie musia�o znajdowa� si� w zasi�gu r�ki.
Lecz nie do ko�ca.
Stoj�cy przed gmachem obrad St. Cyr i Phil Harvey odprowadzili helikopter
wzrokiem.
� Podzia�a�o � rzek� St. Cyr. � Przynajmniej ruszy� si� z miejsca. Pewnie leci
do Los Angeles albo do San Francisco.
Phil Harvey zatrzyma� nast�pny helikopter; wsiedli do �rodka.
� Widzi pan tamt� taks�wk�? Prosz� si� jej trzyma�, niech pozostanie w zasi�gu
wzroku. Dobrze by by�o, �eby pana nie widzieli.
� Te� co� � obruszy� si� pilot. � Skoro ja ich widz�, to oni widz� mnie. � Ale
w��czy� licznik i wystartowa�. � Nie lubi� takich rzeczy, mog� by� niebezpieczne �
powiedzia� zrz�dliwie do Harveya i St. Cyra.
� Niech pan w��czy radio � poradzi� mu St. Cyr � je�li chce pan us�ysze� co�
naprawd� niebezpiecznego.
� Jasny szlag � zakl�� pilot. � Radio nie dzia�a; jakie� zak��cenia, jakby plamy
na S�o�cu albo domoros�y operator... przepad�o mi wiele kurs�w, bo baza nie mog�a
mnie z�apa�. Policja powinna chyba co� z tym zrobi�, nie s�dzicie?
St. Cyr milcza�. Siedz�cy obok niego Harvey nie spuszcza� wzroku z lec�cego
przed nimi helikoptera.
L�duj�c na dachu szpitala w San Francisco, Johnny ujrza�, jak pod��aj�cy za nim
helikopter zawisa nad l�dowiskiem, zamiast polecie� dalej. Widok ten potwierdzi�
jego przypuszczenia, przez ca�� drog� by� �ledzony. Nie przej�� si� tym zbytnio. To
nie mia�o znaczenia.
Zszed� po schodach na trzecie pi�tro i zaczepi� piel�gniark�.
� Pani Sharp � powiedzia�. � Gdzie jest jej pok�j?
� Musi pan zapyta� dy�urnej � odpar�a piel�gniarka. � Poza tym godziny wizyt
zaczynaj� si� dopiero...
Ruszy� przed siebie, a� wreszcie odnalaz� biurko dy�urnej.
� Pani Sharp le�y w sali 309 � poinformowa�a go podstarza�a dy�urna w okularach.
� Musi pan mie� jednak pozwolenie doktora Grossa. O ile wiem, doktor Gross je w tej
chwili lunch i pewnie wr�ci dopiero oko�o drugiej. Je�li zechce pan poczeka�... �
Wskaza�a na poczekalni�.
� Dzi�kuj� � odpar�. � Zaczekam. � Wymin�� poczekalni� i ruszy� przez korytarz,
�ledz�c uwa�nie numery na drzwiach. Wreszcie dotar� do pokoju 309. Wszed� do
�rodka, zamkn�� za sob� drzwi i rozejrza� si� woko�o.
��ko by�o puste.
� Kathy � powiedzia�.
Stoj�ca przy oknie posta� w szlafroku zwr�ci�a ku niemu �ci�gni�t� nienawi�ci�
twarz. Jej usta drgn�y, ruszy�a ku niemu ze s�owami:
� Gam asa w r�kawie mam. � Oplu�a go i unios�a do g�ry d�onie z rozcapierzonymi
palcami. � Gam jest m�czyzn�, prawdziwym m�czyzn� � szepn�a, on za� dostrzeg�, jak
znajome okruchy osobowo�ci dziewczyny rozp�ywaj� si� bez �ladu na jego oczach. �
Gam, Gam, Gam � wyszepta�a i uderzy�a go w twarz.
Cofn�� si�.
� A wi�c to ty � powiedzia�. � Claude St. Cyr mia� racj�. Dobrze. P�jd� sobie. �
Po omacku si�gn�� do klamki, pr�buj�c otworzy� drzwi. Poczu� uk�ucie paniki;
zapragn�� znale�� si� jak najdalej od tego miejsca. � Kathy � poprosi� � pu�� mnie.
� Wpi�a paznokcie w jego rami� i z ukosa z u�miechem zajrza�a mu w twarz.
� Jeste� trupem � powiedzia�a. � Odejd�. Czuj� w tobie �mier�.
� P�jd� � odpar� i zacisn�� palce na klamce. Pu�ci�a go, ujrza� wzniesion� do
g�ry r�k� i paznokcie celuj�ce w jego twarz, mo�e oczy � zrobi� unik i cios trafi�
w pr�ni�. � Chc� st�d wyj�� � powiedzia�, zas�aniaj�c twarz ramieniem.
� Ja jestem Gamem, ja � szepn�a Kathy. � Tylko ja. Ja �yj�. Gam, �yje. �
Wybuchn�a �miechem. � Dobrze. P�jd� sobie � rzek�a, doskonale na�laduj�c jego g�os.
� Claude St. Cyr mia� racj�. P�jd� sobie. P�jd� sobie. P�jd� sobie. � Zagrodzi�a mu
drog� do drzwi. � Okno � rzuci�a. � Zr�b teraz to, co chcia�e� zrobi�, kiedy ci�
powstrzyma�am. � Natar�a na niego; cofa� si� do chwili, a� poczu� za plecami
�cian�.
� Wymy�li�a� to sobie � powiedzia�. � Wymy�li�a� t� nienawi��. Wszyscy ci�
lubi�; ja, Gam, St. Cyr i Harvey tak�e. Jaki jest tego sens?
� Sens w tym � odpar�a Kathy � aby pokaza� ci, kim naprawd� jeste�. Jeszcze nie
wiesz? Jeste� gorszy ode mnie. Ja przynajmniej jestem szczera.
� Dlaczego udawa�a�, �e jeste� Louisem? � zapyta�.
� Bo nim jestem � odpowiedzia�a. � Kiedy umar�, nie przeszed� w stan p�ycia, bo
go zjad�am, sta� si� mn�. Czeka�am na to. Alfons i ja zaplanowali�my wszystko,
nadajnik z przygotowan� kaset�... przestraszyli�my was, powiedz, �e tak. Boicie
si�, jeste�cie zbyt przestraszeni, aby nas powstrzyma�. Uzyska nominacj�, mo�e ju�
uzyska�, czuj� to, wiem.
� Jeszcze nie � odpar� Johnny.
� To nie potrwa d�ugo � zapewni�a go Kathy. � Zostan� jego �on�. U�miechn�a si�.
� A ty umrzesz, ty i ca�a reszta. � Podchodz�c do niego, rzuci�a �piewnie: � Jestem
Gamem i jestem Louisem, a kiedy skonasz, Johnny Barefoocie, stan� si� tob� i ca��
reszt�; zjem was wszystkich. � Otworzy�a szeroko usta i dostrzeg� nier�wny rz�d
ostrych z�b�w.
� I zapanujesz nad zmar�ymi � powiedzia� Johnny i uderzy� j� z ca�ej si�y.
Polecia�a do ty�u, po czym poderwa�a si� natychmiast i zaatakowa�a go. Odskoczy� w
bok, dostrzegaj�c w przelocie jej zniekszta�cone rysy. Naraz drzwi do sali stan�y
otworem i do �rodka weszli St. Cyr i Harvey w towarzystwie dw�ch piel�gniarek.
Kathy stan�a jak wryta. Johnny r�wnie�.
� Chod� tutaj, Barefoot � powiedzia� St. Cyr i da� mu znak g�ow�.
Johnny przeszed� przez sal� i do��czy� do nich.
Wi���c pasek od szlafroka, Kathy powiedzia�a rzeczowo:
� Zatem to by�o zaplanowane; Johnny mia� mnie zabi�, a wy staliby�cie z boku i
przygl�dali si�.
� Maj� tam wielki nadajnik � wykrztusi� Johnny. � Umie�cili go tam dawno temu,
najpewniej przed laty. Przez ca�y czas czekali na �mier� Louisa, mo�e nawet sami go
zabili. Chodzi�o o uzyskanie nominacji przez Gama i wybranie go, terroryzowali
jednocze�nie wszystkich za pomoc� fa�szywego sygna�u. Ona jest chora, znacznie
bardziej ni� s�dzili�my, bardziej ni� ty s�dzi�e�. Choroba tkwi w niej g��boko i
nie ujawnia si�.
St. Cyr wzruszy� ramionami.
� Nale�y wystawi� orzeczenie o jej niepoczytalno�ci. � By� spokojny, lecz
nienaturalnie cedzi� s�owa. � Wed�ug testamentu to ja jestem jego administratorem,
mog� wyst�pi� przeciwko niej, napisa� o�wiadczenie i przedstawi� je podczas sprawy
o uznanie niepoczytalno�ci.
� Za��dam rozprawy przy udziale �awy przysi�g�ych � odpar�a Kathy. � Przekonam
ich o swojej poczytalno�ci, to nie b�dzie trudne, przechodzi�am to nieraz.
� Mo�liwe � odrzek� St. Cyr. � Tak czy inaczej, nadajnik zniknie, w�adze przejm�
go w odpowiednim czasie.
� Up�yn� miesi�ce, zanim tam dotrzecie � o�wiadczy�a Kathy. � Nawet najszybszym
statkiem. Wtedy b�dzie ju� po wyborach, Alfons zostanie prezydentem.
St. Cyr zerkn�� przelotnie na Johnny�ego Barefoota.
� Mo�e i tak � mrukn��.
� Dlatego umie�cili�my go tak daleko � powiedzia�a Kathy. � Po��czenie
mo�liwo�ci finansowych Alfonsa z moimi zdolno�ciami; odziedziczy�am to po Louisie �
sami rozumiecie. Jestem gotowa na wszystko. Nic nie stanie mi na przeszkodzie,
je�eli czego� pragn�, musz� jedynie chcie� tego dostatecznie mocno.
� Chcia�a�, �ebym wyskoczy� � powiedzia� Johnny. � Nie zrobi�em tego.
� Zrobi�by� � odpar�a Kathy. � Niewiele brakowa�o. Gdyby tylko nie weszli. �
Odzyska�a r�wnowag�. � Pewnego dnia zrobisz to, moja w tym g�owa. Nie ma miejsca,
gdzie mogliby�cie si� schroni�, wiecie, �e p�jd� za wami i was odnajd�. Wszystkich
trzech. � Prze�lizgn�a po nich wzrokiem, zapami�tuj�c ich twarze.
� Ja r�wnie� mam niema�� w�adz� i pieni�dze � odrzek� Harvey. Mo�emy pokona�
Gama, nawet je�li uzyska nominacj�.
� Masz w�adz� � odpar�a Kathy � ale nie masz wyobra�ni. To nie wystarczy. Nie
przeciwko mnie. � M�wi�a spokojnie, z niezachwian� pewno�ci� siebie.
� Chod�my � powiedzia� Johnny i ruszy� korytarzem. Z dala od sali 309 i Kathy
Egmont Sharp.
Johnny przemierza� ulice San Francisco z r�kami w kieszeniach i nieobecnym
wyrazem twarzy, ignoruj�c przechodni�w i budynki. Popo�udnie przesz�o w wiecz�r;
zapalono latarnie, na co r�wnie� nie zwr�ci� uwagi. Mija� przecznice dop�ty, dop�ki
nie rozbola�y go nogi i nie poczu� ssania w �o��dku � dochodzi�a dziesi�ta wiecz�r,
a on od rana nie mia� nic w ustach. Zatrzyma� si� i rozejrza� doko�a.
Gdzie podzieli si� Claude St. Cyr i Phil Harvey? Nie pami�ta�, kiedy si�
rozdzielili; nie pami�ta� nawet, jak opuszcza� szpital. Tylko Kathy; j� pami�ta�
jasno i wyra�nie. Nie by� w stanie usun�� jej z pami�ci, nawet gdyby chcia�. A nie
chcia�. Ktokolwiek uczestniczy� w tym wydarzeniu i poj�� jego znaczenie, nie m�g�
tego zapomnie�.
Przy kiosku jego uwag� przyci�gn�� czarny, krzykliwy nag��wek.
A wi�c dopi�a swego, pomy�la�. Oboje uzyskali to, czego chcieli. Teraz pozostaje
im jedynie pokona� Kenta Margrave�a, a oddalony o tydzie� �wietlny nadajnik nadal
m�wi swoje. I tak przez nast�pne miesi�ce.
Oni wygraj�, u�wiadomi� sobie.
W supermarkecie znalaz� budk� telefoniczn�, wrzuci� monet� i zadzwoni� do domu,
do Sarah Belle.
W s�uchawce rozleg�o si� klikni�cie. Nast�pnie rozbrzmia� znajomy, monotonny
g�os:
� Gam w listopadzie, Gam w listopadzie; wygraj z Gamem, prezydent Alfons Gam,
nasz cz�owiek � g�osuj� na Gama. G�osuj� na Gama. Na GAMA! � Odwiesi� s�uchawk�, po
czym wyszed� z budki. Sytuacja by�a beznadziejna.
Zam�wi� w bufecie kanapk� i kaw�; usiad� i machinalnie poch�on�� posi�ek,
zaspokajaj�c potrzeby organizmu bez przyjemno�ci ani ochoty. Kanapka znik�a i
przyszed� czas na zap�acenie rachunku. Co ja mam robi�? � zapyta� sarn siebie. Co
maj� robi� inni? Wszystkie �rodki komunikacji przesta�y istnie�, media zosta�y
zmonopolizowane. Oni przej�li radio, telewizj�, gazety, telefony, linie
telegraficzne... wszystko, czego dzia�anie opiera si� na transmisji kr�tkofalowej
lub otwartym obwodzie elektrycznym. Nie zostawili nam nic, co umo�liwi�oby uczciw�
walk�.
Pora�ka, pomy�la�. Przed nami nieweso�e perspektywy. A kiedy przejm� w�adz�,
b�dzie to oznacza�o nasz�... �mier�.
� Nale�y si� dolar dziesi�� � powiedzia�a dziewczyna za lad�.
Zap�aci� i wyszed� z bufetu.
Kiedy nadlecia� helikopter z napisem TAXI, da� mu znak r�k�.
� Niech pan mnie zabierze do domu � powiedzia�.
� Dobrze � odpar� �yczliwie pilot. � A gdzie jest tw�j dom, przyjacielu?
Poda� mu sw�j adres w Chicago i usadowi� si� wygodniej. Czeka�a go d�uga podr�.
Podda� si�, da� za wygran� i wraca� do Sarah Belle, swojej �ony, i dzieci. Wszystko
wskazywa�o na to, �e batalia dobieg�a ko�ca.
Gdy o dziesi�tej rano znajomy sygna� poderwa� go z ��ka, Sam Regan przekl��
dobrodzieja; dobrze wiedzia�, �e ha�as by� umy�lny. Ko�uj�cy nad ziemi� dobrodziej
chcia� si� upewni�, �e to fuksiarze � a nie dzikie zwierz�ta � zabior� zrzucone
paczki.
Ju� idziemy, idziemy, mrukn�� pod nosem Sam Regan. Zapi�� kombinezon
py�oodporny, w�o�y� buty i niemrawo powl�k� si� w kierunku rampy. Do��czy�o do
niego kilku innych fuksiarzy, kt�rzy wykazywali podobne rozdra�nienie.
� Wcze�nie dzisiaj � poskar�y� si� Tod Morrison. � Za�o�� si�, �e to same
podstawowe produkty: cukier, m�ka i smalec... nic r�wnie ciekawego, jak na przyk�ad
cukierki.
� Powinni�my by� wdzi�czni � zauwa�y� Norman Schein.
� Wdzi�czni! � Tod stan�� jak wryty i utkwi� w nim wzrok. WDZI�CZNI?
� Owszem � odpar� Schein. � A co wed�ug ciebie jedliby�my bez ich pomocy? Gdyby
dziesi�� lat temu nie zauwa�yli dymu?
� C� � odrzek� pos�pnie Tod. � Po prostu nie lubi�, jak przylatuj� wcze�nie; nie
mam nic przeciwko temu, �e w og�le to robi�.
Podwa�aj�c ramieniem pokryw� w�azu, Schein rzuci� dobrodusznie:
� Ale� z ciebie �askawca, Tod, ch�opcze. Jestem pewien, �e dobrodzieje z
rado�ci� przyj�liby twoje s�owa.
Z ca�ej tr�jki Sam Regan wyszed� na powierzchni� ostatni; nie znosi� nadziemia i
nie obchodzi�o go, co kto sobie na ten temat my�la�. Za �adne skarby nie opu�ci�by
bezpiecznego ustronia fuksjamy; jego uwag� zwr�ci� fakt, �e wielu wsp�fuksiarzy
zdecydowa�o si� pozosta� w swoich kwaterach w przekonaniu, �e ci, kt�rzy
zareagowali na klakson, co� im przynios�.
� Jasno tu � zauwa�y� Tod, mrugaj�c w blasku s�o�ca.
Statek migota� nisko na tle szarego nieba, jak zawieszony na sznurku. Dobry
pilot, uzna� Tod. On, czy te� raczej to, wykonywa� swoje zadanie leniwie i bez
po�piechu. Tod pomacha� do statku. Ponownie odezwa� si� og�uszaj�cy klakson, kt�ry
sprawi�, �e przycisn�� d�onie do uszu. Hej, dobry �art tynfa wart, stwierdzi� w
duchu. Nast�pnie klakson usta�; dobrodziej z�agodnia�.
� Daj mu znak, niech zrzuca � powiedzia� do Toda Norm Schein. Ty masz
chor�giewk�.
� Jasne � odpar� Tod i przyst�pi� do �mudnego wywijania czerwon� flag� zrzucon�
niegdy� przez Marsjan, do przodu, do ty�u, do przodu, do ty�u.
Z podwozia statku oderwa� si� pocisk, wyrzuci� stabilizatory i po�eglowa� ku
ziemi.
� Cholewka � mrukn�� z niesmakiem Sam Regan. � Zwyk�y towar; nie dali
spadochronu. � Odwr�ci� si�, okazuj�c brak zainteresowania.
Jak ponuro wygl�da dzi� nadziemie, doszed� do wniosku, rozgl�daj�c si� wok�. Po
prawej stronie, niedaleko od jamy, sta� niewyko�czony dom z drewna sprowadzonego z
Vallejo le��cego dziesi�� mil na p�noc st�d. Zwierz�ta lub py� radioaktywny zabi�y
budowniczego i praca utkn�a na martwym punkcie; nikomu nie b�dzie dane jej
doko�czy�. Sam Regan zauwa�y� te�, �e od ich ostatniego wyj�cia, w czwartkowy czy
mo�e pi�tkowy poranek � straci� poczucie czasu � w okolicy nagromadzi�a si� gruba
warstwa osadu. Przekl�ty py�, pomy�la�. Nic, tylko ska�y, kawa�ki gruzu i py�.
�wiat obrasta nim, gdy� nie ma nikogo, kto by go regularnie odkurza�. A ty? �
zapyta� w duchu marsja�skiego dobrodzieja, kt�ry zatacza� powolne kr�gi nad ziemi�.
Czy mo�liwo�ci waszej technologii nie s� nieograniczone? Czy nie mogliby�cie
kt�rego� ranka przywie�� gigantycznej �cierki do kurzu i przywr�ci� naszej planecie
nieskalan� �wie�o��?
Czy te� raczej, pomy�la�, nieskalan� dawno��, stan sprzed �wielu, wielu lat�,
jak mawia�y dzieci. Ucieszyliby�my si�. Rozwa�aj�c formy przysz�ej pomocy, we�cie
to pod uwag�.
Dobrodziej zatoczy� jeszcze jeden kr�g, wypatruj�c napis�w w pyle: wiadomo�ci od
przebywaj�cych w dole fuksiarzy. Napisz�, postanowi� Sam. PRZYWIE�CIE �CIERK� DO
KURZU, PRZYWR��CIE NASZ� CYWILIZACJE. Zgoda, dobrodzieju?
Naraz statek ruszy� w drog� powrotn� do bazy na Lunie, albo mo�e prosto na
Marsa.
Z otwartej fuksjamy wychyn�a jeszcze jedna g�owa, g�owa kobiety w kasku
za�o�onym w obawie przed szarym, o�lepiaj�cym s�o�cem.
� Co� wa�nego? Co� nowego? � zapyta�a, marszcz�c brwi Jean Regan, �ona Sama.
� Obawiam si�, �e nie � odpar� Sam. Wyrzucona paczka upad�a na ziemi� i ruszy� w
jej kierunku, brn�c nogami w pyle. Rozerwany uderzeniem pakunek ukaza� kanistry.
Wygl�da�o na to, �e ich zawarto�� kry�a pi�� tysi�cy funt�w soli � r�wnie dobrze
mogliby�my zostawi� je tu na pasz� dla zwierz�t, uzna�. Ogarn�o go zniech�cenie.
Dobrodzieje wykazywali daleko id�c� trosk�. Dbali o regularne dostawy �ywno�ci z
w�asnej planety na Ziemi�. Chyba wychodz� z za�o�enia, �e jemy od rana do wieczora,
pomy�la� Sam. Bo�e... jama by�a wype�niona po brzegi prowiantem. Oczywi�cie
nale�a�o podkre�li�, �e ich schron nale�a� do najmniejszych w p�nocnej Kalifornii.
� Hej � powiedzia� Schein, zagl�daj�c do p�kni�tej paczki. � Chyba widz� co�, co
nam si� przyda. � Znalaz� zardzewia�y metalowy dr��ek s�u��cy niegdy� do
wzmacniania betonowych �cian dawnych budynk�w i tr�ci� pakunek, uruchamiaj�c
mechanizm otwierania. Paczka otworzy�a si� raptownie... ich oczom ukaza�a si� jej
zawarto��.
� Wygl�da jak radio � powiedzia� Tod. � Radio tranzystorowe. � G�adz�c w
zamy�leniu sw� kr�tk� czarn� br�dk�, doda�: � Mo�e wykorzystaliby�my je w naszych
makietach.
� Moja ma ju� radio � zaznaczy� Schein.
� C�, zbuduj wobec tego z cz�ci samobie�n� kosiark� � zaproponowa� Tod. � Tego
chyba nie masz, co? � Dosy� dobrze zna� Swawoln� Pat Schein�w; oba ma��e�stwa du�o
ze sob� gra�y, sz�y niemal �eb w �eb.
� Ja bior� radia � wtr�ci� Sam Regan. � Mnie si� przydadz�. � Jego makiecie, w
przeciwie�stwie do makiet Scheina i Toda, brakowa�o automatycznego otwierania drzwi
do gara�u; pozostawa� za nimi daleko w tyle.
� Bierzmy si� do pracy � przytakn�� Schein. � Zostawimy tu prowiant, we�miemy
tylko radia. Je�li kto� chce zabra� �ywno��, to niech przyjdzie i to zrobi. Zanim
uczyni� to psokoty.
Pozostali dwaj m�czy�ni skin�li g�owami i przyst�pili do �adowania przydatnej
zawarto�ci pakunku do wej�cia fuksjamy. Zawarto�ci, dzi�ki kt�rej rozbuduj�
misterne makiety Swawolnej Pat.
Norman Schein schyli� si� i podni�s�szy swoj� Swawoln� Pat, powiedzia� szorstko:
� Rezygnuj�; nie chc� wi�cej gra�.
Jego �ona zaprotestowa�a z oburzeniem:
� Ale przecie� Swawolna Pat przejecha�a przez ca�e miasto w swoim nowym fordzie,
zaparkowa�a go, wrzucaj�c dziesi�ciocent�wk� do parkometru, zrobi�a zakupy i siedzi
teraz u analityka, czytaj�c �Fortun�... pobili�my Morrison�w o ca�� d�ugo��!
Dlaczego rezygnujesz, Norm?
� Po prostu nie mo�emy doj�� do porozumienia � odrzek� markotnie Norm. � Ty
twierdzisz, �e analitycy bior� dwadzie�cia dolar�w za godzin�, tymczasem ja
dok�adnie pami�tam, �e tylko dziesi��; nikt nie bierze dwudziestu. Dzia�asz na
niekorzy�� naszej strony, w imi� czego, pytam? Morrisonowie zgodzili si�, �e mia�o
by� tylko dziesi��. Prawda? � zwr�ci� si� do Morrison�w siedz�cych po przeciwnej
stronie makiety ��cz�cej zestawy obu dru�yn.
� Chodzi�e� do analityka cz�ciej ni� ja � powiedzia�a do m�a Helen Morrison. �
Jeste� pewien, �e bra� tylko dziesi��?
� C�, uczestniczy�em przewa�nie w terapiach grupowych � odpar� Tod. � W stanowej
klinice higieny psychicznej w Berkeley pobierano sumy adekwatne do naszych
mo�liwo�ci. Swawolna Pat chodzi do prywatnego psychoanalityka.
� B�dziemy musieli zapyta� kogo� innego � powiedzia�a do Normana Scheina Helen.
� Wed�ug mnie w tej chwili mo�emy jedynie zawiesi� gr�. � Spojrza�a na niego ze
z�o�ci�, gdy� w ten spos�b przyczyni� si� do zamkni�cia rozgrywek na ca�e
popo�udnie.
� Zostawimy roz�o�on� makiet�? � zapyta�a Fran Schein. � Chyba tak; mo�e wr�cimy
do niej po kolacji.
Norman Schein popatrzy� na po��czone zestawy, na eleganckie domki, rz�si�cie
o�wietlone ulice, na kt�rych sta�y nowe, l�ni�ce modele samochod�w oraz na dom,
gdzie Swawolna Pat mieszka�a i gdzie zabawia�a Leonarda, swojego ch�opaka. Dom by�
rzecz�, kt�rej niezmiennie pragn��; dom stanowi� faktyczny o�rodek makiety �
wszystkich makiet, jakkolwiek r�ni�y si� one pod ka�dym innym wzgl�dem.
Na przyk�ad garderoba Swawolnej Pat rozwieszona w du�ej szafie stoj�cej w
sypialni. Jej spodnie, bia�e bawe�niane szorty, dwucz�ciowy kostium k�pielowy w
kropki, puchate sweterki... oraz w sypialni zestaw hi-fi i kolekcja p�yt
d�ugograj�cych...
Tak kiedy� wygl�da�o �ycie, dawno, dawno temu. Norm Schein pami�ta� w�asn�
kolekcj� p�yt d�ugograj�cych, dawniej nosi� te� r�wnie ekstrawaganckie stroje jak
Leonard, ch�opak Swawolnej Pat, kaszmirowe marynarki, tweedowe garnitury, w�oskie
koszule i angielskie buty. Nie mia� wprawdzie sportowego jaguara XKE jak Leonard,
ale eleganckiego mercedesa benza rocznik 1963, kt�rym je�dzi� do pracy.
�yli�my wtedy, pomy�la�, jak Swawolna Pat i Leonard. Tak by�o.
Wskaza� na radio z budzikiem stoj�ce obok ��ka Swawolnej Pat.
� Pami�tasz nasze elektroniczne radio z budzikiem? � zapyta� �on�. � Jak rano
wyrywa�o nas ze snu muzyk� klasyczn� ze stacji KSFR? Program nosi� nazw�
�Wolfgangersi�. Lecia� od sz�stej do dziewi�tej rano.
� Tak. � Fran pos�pnie pokiwa� g�ow�. � Ty wstawa�e� przede mn�; wiedzia�am, �e
powinnam wsta�, przygotowa� dla ciebie bekon i kaw�, ale tak cudownie by�o
poleniuchowa� jeszcze p� godziny, zanim dzieci zerwa�y si� z ��ek.
� Akurat; wstawa�y przed nami � rzek� Norm. � Nie pami�tasz? Ogl�da�y w
telewizji �Trzech klown�w�. Szykowa�em dla nich gor�ce p�atki, po czym jecha�em do
pracy, do Ampeksu w Redwood City.
� Prawda � odrzek�a Fran. � Telewizja. � Ich Swawolna Pat nie mia�a telewizora;
przegrali go w rozgrywce z Reganami tydzie� wcze�niej, a Norman nie skleci� jeszcze
w miar� realistycznego odpowiednika Udawali wi�c teraz, �e �zabra� go mechanik�. W
ten spos�b t�umaczyli brak przedmiot�w, kt�re w normalnych warunkach stanowi�yby
integralny element wystroju domu Swawolnej Pat.
Lecz p�niej, po kolacji, gdy ona i Sam znale�li si� sami w kwaterze, wr�ci�a do
rozmowy.
� Sam, musz� j� zobaczy� � wybuch�a. Sam bra� cotygodniow� k�piel w
galwanizowanej wannie, wi�c, chc�c nie chc�c, musia� jej wys�ucha�. � Teraz, gdy
wiemy, �e istnieje, musimy zagra� z kim� z fuksjamy w Oakland; przynajmniej to
mo�emy zrobi�. Prawda? Prosz� ci�. � Spacerowa�a w k�ko po niewielkim
pomieszczeniu, ze zdenerwowaniem za�amuj�c d�onie. � Lalka Connie mo�e mie� stacj�
Standardu, lotnisko z pasem startowym, kolorowy telewizor i restauracj� francusk�,
gdzie podaj� �limaki, tak jak w tej, do kt�rej chodzili�my zaraz po �lubie... Musz�
zobaczy� t� makiet�.
� Sam nie wiem � odpar� z wahaniem Sam. � Co� w Towarzyskiej Connie budzi m�j...
niepok�j.
� Co znowu?
� Nie mam poj�cia.
� Chodzi o to, �e wiesz, �e jej makieta jest o niebo lepsza od naszej, a
Swawolna Pat nie dorasta jej pi�t.
� Mo�e i tak � mrukn�� Sam.
� Je�li nie p�jdziesz, je�li nie spr�bujesz nawi�za� kontaktu z fuksjam� w
Oakland, uprzedzi ci� kto� inny... kto� bardziej ambitny. Na przyk�ad Norman
Schein. On nie jest taki strachliwy jak ty.
Sam w milczeniu k�pa� si� dalej, ale r�ce mu zadr�a�y.
Uzna� sw�j plan za zadowalaj�cy. Lecz kiedy podzieli� si� nim z pozosta�ymi
mieszka�cami fuksjamy, napotka� ostry sprzeciw. Ca�y nast�pny dzie� sp�dzono na
sprzeczkach.
� Przecie� nie mo�ecie sami taszczy� ca�ej makiety � powiedzia� Sam Regan. �
Albo zabierzcie ze sob� wi�cej os�b, albo zawie�cie na czym� makiet�. Na przyk�ad
na w�zku. � Rzuci� Normowi pochmurne spojrzenie.
� Sk�d wezm� w�zek? � zapyta� Norm.
� Co� da si� zrobi� � odrzek� Sam. � Pomog� wam, jak tylko zdo�am. Sam ch�tnie
bym poszed�, ale powiedzia�em �onie, �e to ca�e przedsi�wzi�cie budzi m�j niepok�j.
� Grzmotn�� Norma w plecy. � Podziwiam wasz� odwag�, ty i Fran ruszacie w tak
dalek� podr�. �a�uj�, �e mnie brak �mia�o�ci. � Wygl�da� na bardzo nieszcz�liwego.
Wreszcie Norm zdecydowa� si� na taczk�. Postanowili, �e b�d� pcha� j� na zmian�.
W ten spos�b wyklucz� konieczno�� d�wigania czegokolwiek pr�cz prowiantu oraz wody,
no i oczywi�cie no�y do obrony przed psokotami.
Kiedy ostro�nie sk�adali elementy makiety na taczce, podszed� do nich syn
Normana Scheina, Timothy.
� Zabierz mnie ze sob�, tato � poprosi�. � Za pi��dziesi�t cent�w b�d� waszym
przewodnikiem i zwiadowc� i po drodze pomog� wam �apa� zwierzyn�.
� Damy sobie rad� � odrzek� Norm. � Zostaniesz w jamie; tu b�dziesz bezpieczny.
� Pomys� zabrania syna na tak wa�n� wypraw� tylko go rozz�o�ci�. By� niemal...
�wi�tokradzki.
� Daj buziaka na do widzenia � powiedzia�a Fran i u�miechn�a si� przelotnie do
ch�opca, po czym ponownie skierowa�a uwag� na taczk�. � Mam nadziej�, �e si� nie
przewr�ci � rzuci�a z l�kiem do Norma.
� Nie da rady � odpar� Norm. � Je�li b�dziemy uwa�a�. � Czu� si� niezwykle
pewnie.
Chwil� potem kierowali taczk� na prowadz�c� ku powierzchni ramp�. Rozpocz�a si�
podr� do fuksjamy w Berkeley.
STAN GOTOWO�CI
� O, Bo�e � j�kn�� Max. A jednak spos�b, w jaki to za�piewa�a, ka�dy skrawek jej
smuk�ego, d�ugiego cia�a... nie pozostawia� nic do �yczenia. � Chyba wydam rozkaz
�Eisenhowerowi� � powiedzia�, nie spuszczaj�c wzroku z telewizora.
� Skoro tak uwa�asz, Max � odrzek� Leon. � Zapewniam ci�, �e uznam, i� dzia�a�e�
zgodnie z prawem, nie zawracaj sobie tym g�owy.
� Podaj mi czerwony telefon � zakomenderowa� Max. � To strze�ona linia do
wy��cznego u�ytku g��wnodowodz�cego, s�u��ca do przekazywania �ci�le tajnych
rozporz�dze�. Nie�le, co? � Wzi�� od prokuratora generalnego telefon. � Zadzwoni�
do genera�a Tompkinsa, a on przeka�e rozkaz za�odze statku. Wsp�czuj�, Briskin �
doda�, kieruj�c ostatnie spojrzenie na telewizor. � Sam jeste� sobie winien, nie
musia�e� tego robi�, po co ci by�o ze mn� zadziera�?
Dziewczyna w srebrzystej sukience znik�a i w jej miejsce pojawi� si� Jim � Jam
Briskin. Max zawaha� si�.
� Witajcie, kochani towarzysze � powiedzia� Briskin, uciszaj�c gestem
publiczno��; sztuczne oklaski � Max wiedzia�, �e w tak odleg�ym miejscu nie
istnia�a �adna publiczno�� � ucich�y, po czym wybuch�y ze zdwojon� si��. Briskin
u�miechn�� si� przyja�nie, czekaj�c na cisz�.
� Cha�a � mrukn�� Max. � Ta publiczno�� to cha�a. S� sprytni, Briskin i jego
klika. Jego notowania od razu skoczy�y.
� Pewnie, Max � przyzna� prokurator generalny. � Od razu zauwa�y�em.
� Towarzysze � podj�� rzeczowo Jim Briskin. � Jak wam wiadomo, pocz�tkowe
stosunki pomi�dzy prezydentem Maximilianem Fischerem a mn� uk�ada�y si� bez
zarzutu.
Trzymaj�c r�k� na telefonie, Max przyzna� mu w duchu racj�.
� U podstaw naszego konfliktu � ci�gn�� Briskin � tkwi�a sprawa u�ycia si�y,
brutalnej, bezlitosnej si�y. Dla Maksa Fischera urz�d prezydenta to narz�dzie,
kt�re traktuje jak przed�u�enie w�asnych pragnie�, mechanizm do zaspokajania
osobistych potrzeb. W g��bi serca wierz�, �e jego intencje s� dobre, pr�buje
stosowa� taktyk� Unicefalonu. Jednak�e �rodki to odr�bna kwestia.
� Pos�uchaj go, Leon � rzuci� Max i pomy�la�: Niewa�ne, co on m�wi, i tak b�d�
obstawa� przy swoim, nikt mi nie przeszkodzi, poniewa� na tym polegaj� moje
obowi�zki. Gdyby� by� prezydentem tak jak ja, robi�by� to samo.
� Nawet prezydent � m�wi� Briskin � musi przestrzega� prawa, bez wzgl�du na
w�adz�, jak� dysponuje, nie mo�e narusza� ustalonych regu�. � Umilk� na chwil�, po
czym rzek� z wolna: � Wiem, �e w chwili obecnej FBI z rozkazu Leona Laita,
protegowanego Maksa Fischera, pr�buje zamkn�� stacje, aby mnie uciszy�. Max Fischer
ponownie wykorzystuje w�adz� i agencj� policyjn� do w�asnych cel�w, traktuj�c je
jako przed�u�enie...
Max chwyci� s�uchawk�.
� S�ucham, panie prezydencie � zabrzmia� natychmiast znajomy g�os. M�wi genera�
Tompkins D�.
� A c� to znowu? � zdumia� si� Max.
� Dow�dca ��czno�ci, armia 600-1000. Z pok�adu statku �Dwight D. Eisenhower�,
przyjmuj� rozkaz przez nadajnik na stacji Pluton.
� Ma si� rozumie� � odrzek� Max, kiwaj�c g�ow�. � B�d�cie w gotowo�ci,
zrozumiano? Czekajcie na dalsze instrukcje. � Zas�oni� s�uchawk� r�k�. � Leon �
zwr�ci� si� do kuzyna, kt�ry uporawszy si� z cheeseburgerem, skoncentrowa� uwag� na
koktajlu truskawkowym. � Co mam zrobi�? Chodzi o to, �e Briskin m�wi prawd�.
� Powiedz Tompkinsowi � odpar� Leon. Bekn�� i postuka� si� pi�ci� w klatk�
piersiow�. � Przepraszam.
� Istnieje mo�liwo��, �e zwracaj�c si� do was, ryzykuj� �ycie � m�wi� na ekranie
Jim Briskin. � Musimy spojrze� prawdzie w oczy: mamy prezydenta, kt�ry nie
zawaha�by si� przed morderstwem, aby dopi�� celu. Oto taktyka polityczna tyranii i
w�a�nie tego jeste�my �wiadkami: narodzin tyranii, kt�ra zast�pi w naszym
spo�ecze�stwie racjonalne, bezinteresowne rz�dy Unicefalonu 40-D, homeostatycznego
urz�dzenia do rozwi�zywania wszelkich problem�w, zaprojektowanego, skonstruowanego
i wprowadzonego w u�ycie przez najwybitniejsze umys�y, umys�y oddane zachowaniu
wszystkiego, co w naszej tradycji warto�ciowe. Przej�cie z tego stanu do
jednoosobowej tyranii jest, delikatnie m�wi�c, smutne.
� Nie jestem w stanie nic zrobi� � stwierdzi� cicho Max.
� Dlaczego nie? � odpar� Leon.
� Nie s�ysza�e�, co powiedzia�? On m�wi o mnie. Ja jestem tyranem, kt�rego
dotyczy ta przemowa. Rany. � Max odwiesi� czerwon� s�uchawk�. � Zbyt d�ugo
zwleka�em.
� Ci�ko mi to przyzna� � doda� Max. � Ale... do diab�a, to potwierdzi�oby jego
racje. � Wiem, �e tak czy inaczej m�wi prawd�, pomy�la� Max. Lecz czy oni o tym
wiedz�? Czy widzowie s� tego �wiadomi? Nie mog� dopu�ci�, aby dowiedzieli si�
prawdy o mnie, uzna�. Powinni podziwia� swego prezydenta, szanowa� go. Oddawa� mu
nale�ne honory. Nic dziwnego, �e tak fatalnie wypad�em podczas bada� Telscanu. Nic
dziwnego, �e Jim Briskin postanowi� wystartowa� przeciwko mnie w wyborach, gdy
dowiedzia� si�, �e przej��em w�adz�. Oni wiedz�, wyczuwaj� prawd�, wyczuwaj�, �e
Jim � Jam nie k�amie. Nie pasuj� tutaj.
Nie nadaj� si� na prezydenta, pomy�la�.
� S�uchaj, Leon � powiedzia�. � Poka�� temu Briskinowi, po czym ust�pi�. To
b�dzie moje ostatnie oficjalne posuni�cie. � Jeszcze raz podni�s� czerwon�
s�uchawk�. � Ka�� im zrobi� z Briskina miazg� i niech kto inny zostaje sobie
prezydentem. Kogo tylko wybior� ludzie. Cho�by Pat Noble albo ty, wszystko mi
jedno. � Potrz�sn�� telefonem. � Hej tam, De-e� � powiedzia� g�o�no. � No dalej,
odpowiadaj. � Zwr�ci� si� do kuzyna: � Zostaw mi troch� koktajlu, po�owa jest moja.
� Pewnie, Max � odrzek� lojalnie Leon.
� Czy nikogo tam nie ma? � rzuci� do s�uchawki Max. Czeka�. Telefon w dalszym
ci�gu by� g�uchy. � Co� tu nie gra � powiedzia� do Leona. � ��czno�� wysiad�a. To
pewnie znowu ci obcy.
W�wczas jego spojrzenie pad�o na ekran telewizora. Obraz znikn��.
� Co si� dzieje? � rzuci� Max. � Co oni ze mn� wyprawiaj�? I kto za tym stoi? �
Przera�ony rozejrza� si� wok�. � Nic nie rozumiem.
Leon ze stoickim spokojem pi� koktajl. Wzruszy� ramionami na znak, �e nie zna
odpowiedzi, lecz jego mi�sista twarz poblad�a jak �ciana.
� Za p�no � stwierdzi� Max. � Z jakiego� powodu jest ju� za p�no. � Powoli
od�o�y� s�uchawk�. � Mam wrog�w, Leon, pot�niejszych ni� ty i ja. I nawet nie wiem,
kim oni s�. � Siedzia� w milczeniu przed pustym ekranem telewizora. Czeka�.
Ogl�daj�c telewizj� w swoim maj�tku w pobli�u miasta imienia Johna Daya w stanie
Oregon, Sebastian Hada z namys�em jad� winogrona. Dostarczone nielegalnym
transportem odrzutowym owoce pochodzi�y z jednej z jego farm w dolinie Sonoma w
Kalifornii. S�uchaj�c jednym uchem spikera KULTURY wyg�aszaj�cego wyk�ad na temat
popiersi dwudziestowiecznych rze�biarzy, wyplu� pestki do znajduj�cego si� na
wprost niego kominka.
�ebym tylko zdoby� Jima Briskina dla swojej sieci, rozmy�la� ponuro Hada.
Pierwszy klown informacji w ognistej szkar�atnej peruce, o pomys�owym sposobie
zapowiedzi, kt�ry zyska� mu niezmiern� popularno��... oto, czego potrzebuje
KULTURA, uzmys�owi� sobie Hada. Ale...
Ale ich kraj by� rz�dzony przez durnego � cho� na sw�j spos�b sprawnego �
prezydenta Maximiliana Fischera, kt�ry star� si� z Jim-Jamem Briskinem; co wi�cej,
wpakowa� go za kratki. Z tego powodu Jim � Jam by� nieosi�galny zar�wno dla stacji
komercyjnej ��cz�cej trzy zamieszkane planety, jak i KULTURY. Tymczasem Max Fischer
panoszy� si� dalej.
Gdybym tylko m�g� wyci�gn�� Jim � Jama z wi�zienia, pomy�la� Hada, by� mo�e z
wdzi�czno�ci przeni�s�by si� do mojej stacji i zostawi� sponsor�w � browary
Reinlander i Calbest Electronics; ostatecznie mimo licznych zabieg�w prawniczych
nic nie wsk�rali w jego sprawie. Nie ta w�adza, nie ta znajomo�� rzeczy... kt�re
mam ja.
Jedna z �on Hady, Thelma, wesz�a do salonu i stan�a za jego plecami, ogl�daj�c
telewizj�.
� Prosz�, nie st�j tam � powiedzia� Hada. � To mnie przera�a, musz� widzie�
twarze ludzi. � Odwr�ci� si� w fotelu.
� Lis wr�ci� � oznajmi�a Thelma. � Widzia�am go, patrzy� na mnie. � Roze�mia�a
si� rado�nie. � Wygl�da� na dzikiego i niezale�nego, troch� jak ty, Seb. Szkoda, �e
nie utrwali�am tego na ta�mie.
� Musz� uwolni� Jim � Jama Briskina � powiedzia� g�o�no Hada; ju� postanowi�.
Podnosz�c s�uchawk�, wykr�ci� numer szefa produkcji KULTURY, Nata Kaminskiego,
kt�ry przebywa� na satelicie ziemskim Culone.
� Dok�adnie za godzin� � oznajmi� podw�adnemu Hada � wszystkie nasze stacje maj�
domaga� si� uwolnienia Jim � Jama Briskina. Nie jest zdrajc�, jak utrzymuje
prezydent Fischer. Tak naprawd�, jego prawa polityczne i wolno�� s�owa zosta�y mu
odebrane... i to nielegalnie. Rozumiesz? Poka�cie jego zdj�cia, chwalcie go... no
wiesz. � Hada od�o�y� s�uchawk�, po czym wykr�ci� numer swojego prawnika Arta
Heaviside�a.
� Id� na dw�r nakarmi� zwierz�ta � powiedzia�a Thelma.
� Id� � odrzek� Hada, zapalaj�c abdull�, ulubione cygaro tureckie marki
brytyjskiej. � Art? � powiedzia� do s�uchawki. � Przygotuj si� do sprawy Briskina,
znajd� spos�b, aby go uwolni�.
� Ale� Seb, je�eli si� w to wmieszamy, prezydent Fischer na�le na nas ca�e FBI;
to za du�e ryzyko � zaprotestowa� prawnik.
� Potrzebuj� Briskina � o�wiadczy� Hada. � KULTURA sta�a si� niezno�nie
pompatyczna, wystarczy popatrze� na ekran. Nauka i sztuka... nam potrzebna jest
osobowo��, dobry klown informacyjny, jednym s�owem Jim � Jam. � Statystyki
Telescanu wykazywa�y ostatnio z�owieszczy spadek ogl�dalno�ci, pomin�� to jednak
milczeniem, sprawa by�a tajna.
� No dobrze, Seb � odpar� z westchnieniem prawnik. � Lecz Briskinowi postawiono
zarzut dzia�alno�ci wywrotowej w czasie wojny.
� W czasie wojny? Z kim?
� Ze statkami obcych, pami�tasz? Z tymi, kt�re wtargn�y do Uk�adu S�onecznego w
lutym. Do diab�a, Seb, przecie� wiesz, �e mamy wojn�, przy ca�ej swojej
nonszalancji nie mo�esz temu zaprzeczy�, to fakt.
� Moim zdaniem � odpar� Hada � ci obcy wcale nie maj� wrogich zamiar�w. � Ze
z�o�ci� trzasn�� s�uchawk�. To tylko spos�b na utrzymanie w�adzy przez Maksa
Fischera, doko�czy� w my�lach. Walenie w werble. Pytam was, jak� prawdziw� szkod�
ostatnio wyrz�dzili nam obcy? Ostatecznie Uk�ad S�oneczny nie jest nasz�
w�asno�ci�. Po prostu lubimy my�le�, �e jest inaczej.
Tak czy inaczej, KULTURA � telewizja edukacyjna � stanowczo podupad�a, w zwi�zku
z czym jej w�a�ciciel, Sebastian Hada musia� podj�� zdecydowane kroki. A mo�e i m�j
wigor ju� nie ten? � zapyta� sam siebie.
Ponownie si�gaj�c po s�uchawk�, wykr�ci� numer swego psychoanalityka, doktora
Ito Yasumiego, mieszkaj�cego na przedmie�ciach Tokio. Potrzebuj� pomocy, uzna� w
duchu. Tw�rca i sponsor KULTURY potrzebuje pomocy. I doktor Yasumi mi jej udzieli.
� Wystarczy, Rags. � W brz�k strun wdar� si� g�os Hady. Popatrzy� na Kaminskiego
i si� skrzywi�.
� Za�o�� si�, �e wysz�o na jaw � powiedzia� Kaminski � �e istnieje prawdziwa
Marsha Dobbs, kt�ra wda�a si� w romans ze swoim szefem, Jackiem Cooksem.
� Zgadza si�. � Rags pokiwa� g�ow�. � Nie kontaktowa� si� ze mn� �aden prawnik,
ale czyta�em o tym w homeostatycznej, w �New York Timesie�. Marsha umar�a na zawa�
serca, podczas... � Skromnie zawiesi� g�os. � No wiecie. Gdy kocha�a si� z Jackiem
Cooksem na jednym z motelowych satelit�w.
� Wykre�li� pan ten numer ze swojego repertuaru? � zapyta� Nat Kaminski.
� C� � odpar� Rags. � Nie mog� si� zdecydowa�. Nikt nie podaje mnie do s�du...
poza tym lubi� t� ballad�. Chyba j� zostawi�.
Czy� nie to mia� na my�li doktor Yasumi, pomy�la� Hada. Wyczuwa� w Raglandzie
Parku niezwyk�e zdolno�ci psioniczne... by� mo�e chodzi�o o si��
parapsychologiczn�, dzi�ki kt�rej mia� nieszcz�cie uk�ada� ballady o nie
istniej�cych ludziach. C� w tym takiego niezwyk�ego.
Z drugiej strony jednak, pomy�la�, mog�o to stanowi� wariant talentu
telepatycznego... odrobina wysi�ku mog�a uczyni� t� umiej�tno�� nad wyraz cenn�.
� Ile trwa u�o�enie ballady? � zapyta� Ragsa.
� Robi� to na pocz�tku � odrzek� Rags Park. � Mog� zaraz jedn� wymy�li�, prosz�
podrzuci� mi temat.
Po chwili zastanowienia Hada powiedzia�:
� Moja �ona Thelma karmi szarego lisa, kt�ry wed�ug mnie zadusi� i zjad� nasz�
najlepsz� kaczk�.
Rags Park pomy�la� chwil� i za�piewa�:
� C�, chyba mam t� ballad�, panie Hada � powiedzia� do Sebastiana Rags. � Tak
jak radzi� doktor Yasumi. Opowiada o tym, jak Jim � Jam Briskin opuszcza wi�zienie.
Chce pan pos�ucha�?
Hada bez entuzjazmu skin�� g�ow�.
� �piewaj. � Ostatecznie p�aci� pie�niarzowi, co� mu si� za te pieni�dze
nale�a�o.
Rags szarpn�� struny i zanuci�:
� Dawne japo�skie haiku nie musi si� rymowa� tak jak wiersz ameryka�ski czy
angielski, cho� i tak zmierza do sedna, kt�re tu jest najistotniejsze. � Zwr�ci�
si� do Ragsa. � Prosz� przekszta�ci� moje haiku w ballad�, dobrze? Na sw�j spos�b,
ze wszystkimi rymami, zwrotkami itp., itd.
� Jestem artyst� tw�rczym � mrukn�� Rags � nie przywyk�em, aby kto� mi m�wi�, o
czym mam pisa�. � Popatrzy� na Had�. � Dla kogo ja w�a�ciwie pracuj�, dla niego czy
dla pana? O ile mi wiadomo, to nie dla niego.
� R�b, co m�wi � poleci� Ragsowi Hada. � To uczony cz�owiek.
� W porz�dku, ale nie tego oczekiwa�em, podpisuj�c kontrakt � mrukn�� ponuro
Rags. Wycofa� si� w odleg�y r�g pokoju, by tam komponowa� dalsze dzie�a.
� Do czego pan zmierza, doktorze? � zapyta� Hada.
� Zobaczymy � odpar� tajemniczo doktor Yasumi. � Chodzi o teori� zdolno�ci
psionicznych tego barda. Mo�e co� z tego b�dzie, a mo�e nie.
� My�li pan, �e dob�r s��w w balladach Ragsa odgrywa tu istotn� rol� � zauwa�y�
Hada.
� Tak jest � przyzna� doktor Yasumi. � Tak jak w dokumencie prawnym. Niech pan
poczeka, Hada, je�li mam racj�, sam si� pan przekona. Je�li si� myl�, to i tak nie
ma znaczenia. � U�miechn�� si� zach�caj�co.
Ragland zachichota� i zastanowi� si� nad ci�giem dalszym. Ballada o sobie samym;
ciekawe... sk�d mu to przysz�o do g�owy?
By� tak poch�oni�ty tworzeniem ballady, �e nie zauwa�y� trzech m�czyzn w szarych
garniturach i o grubych czerwonych karkach, kt�rzy weszli do studia i zbli�ali si�
do niego, zaciskaj�c d�onie na teczkach w spos�b niepozostawiaj�cy w�tpliwo�ci co
do tego, �e byli absolwentami college�u i nawykli do ich noszenia.
To dopiero �wietna ballada, pomy�la� Ragland. Najlepsza w ca�ej mojej karierze.
I podj�� pie��:
Na tym zako�czy� swoj� ballad�. Dow�dca oddzia�u FBI opu�ci� dymi�cy pistolet i
skin�� na swoich towarzyszy.
� Poinformuj pana Laita, �e wykonali�my misj� � powiedzia� do umieszczonego na
nadgarstku nadajnika.
� Dobrze � odrzek� metaliczny g�os. � Natychmiast wracajcie do kwatery. To jego
rozkaz.
Chodzi�o oczywi�cie o Maximiliana Fischera. Funkcjonariusze wiedzieli, kto
zleci� im to zadanie.
Kilka lat p�niej w gabinecie doktor Jonesa zadzwoni� telefon. Odpowiedzia� na� w
zwyk�y spos�b.
� Sir lub madam, je�li chc� pa�stwo ze mn� rozmawia�, prosz� w�o�y�
dwudziestodolar�wk�.
� S�uchaj pan, tu biuro prawne ONZ � zabrzmia� po drugiej stronie linii szorstki
m�ski g�os. � Nikomu nie p�acimy dwudziestu dolc�w za rozmow�, wi�c lepiej sam
podkr�� ten sw�j mechanizm, Jones.
� S�ucham, sir � odrzek� Jones i praw� r�k� przekr�ci� d�wigni� za uchem, kt�ra
umo�liwia�a darmow� rozmow�.
� Czy w 2037 roku doradzi� pan pewnej parze ma��e�stwo? � zapyta� ekspert
prawny. � Niejakiemu George�owi Munsterowi i Vivian Arrasmith, obecnie pani
Munster?
� Owszem � odrzek� Jones, zasi�gn�wszy informacji w swoim banku pami�ci.
� Czy zbada� pan podstaw� prawn� ich sytuacji?
� Hm, c� � powiedzia� Jones. � To nie moje zmartwienie.
� Mo�emy pana postawi� przed s�dem za propagowanie zachowa� sprzecznych z prawem
ONZ.
� Nie istnieje regu�a zabraniaj�ca ma��e�stwo Blobla i Terranina.
� Dobrze, doktorze � powiedzia� ekspert prawny. � Rzuc� okiem na histori� ich
przypadk�w.
� Wykluczone � odpar� Jones. � To oznacza�oby z�amanie etyki.
� Wobec tego wystosujemy odpowiedni nakaz i rozdzielimy ich.
� Prosz� bardzo. � Doktor Jones si�gn�� za ucho, chc�c przerwa� po��czenie.
� Niech pan zaczeka. By� mo�e zaciekawi pana informacja, �e Munsterowie maj�
obecnie czworo dzieci. Zgodnie z prawem mendelia�skim ich potomstwo reprezentuje
wsp�czynnik jeden, dwa oraz jeden. Jeden Blobl �e�ski, jedna hybryda rodzaju
m�skiego, jedna hybryda rodzaju �e�skiego, jedna Terranka. Problem w tym, �e Rada
Najwy�sza Blobli twierdzi, �e pierwsze dziecko, jako Blobl czystej krwi, jest
obywatelem Tytana. Proponuje ponadto, aby pozosta�e dwie hybrydy r�wnie� podlega�y
jurysdykcji Rady. Widzi pan, ma��e�stwo Munster�w si� rozpada � wyja�ni� ekspert. �
Rozwodz� si�, a ca�a sprawa z podporz�dkowaniem ich spraw odpowiednim regu�om
prawnym to nieciekawe zaj�cie.
� Tak � przyzna� doktor Jones. � Wierz� panu. Co stanowi�o przyczyn� konfliktu?
� Nie wiem i nic mnie to nie obchodzi. Pewnie fakt, �e dwoje doros�ych i dwoje
spo�r�d czworga dzieci codziennie oscyluje pomi�dzy byciem Bloblami i Terranami.
By� mo�e zwi�zane z tym napi�cie sta�o si� nie do zniesienia. Je�li ma pan im do
zaoferowania pomoc psychologiczn�, prosz� si� z nimi skontaktowa�. Do widzenia. �
Ekspert prawny z ramienia ONZ odwiesi� s�uchawk�.
Czy�bym pope�ni� b��d doradzaj�c im ma��e�stwo? � pomy�la� doktor Jones. Chyba
powinienem sprawdzi�, co u nich s�ycha�, jestem im winien cho� tyle.
Otworzywszy ksi��k� telefoniczn� Los Angeles, powi�d� palcem po nazwiskach na
liter� M.
Munsterowie mieli za sob� sze�� trudnych lat.
Najpierw George przeni�s� si� z San Francisco do Los Angeles, razem z Vivian
zamieszkali w mieszkaniu z trzema, a nie z dwoma pokojami. Vivian, jako �e
znajdowa�a si� w ludzkiej postaci przez trzy czwarte doby, znalaz�a sobie prac�, na
pi�tym lotnisku w Los Angeles przekazywa�a przez mikrofon informacje o lotach.
Tymczasem George...
Jego pensja stanowi�a jedn� czwarta kwoty zarabianej przez �on� i �wiadomo��
tego nie dawa�a mu spokoju. Chc�c podreperowa� finanse, zacz�� szuka� sposob�w
zarabiania pieni�dzy bez wychodzenia z domu. Wreszcie znalaz� w gazecie cenne
og�oszenie:
Tak wi�c w 2038 roku kupi� pierwsz� par� �ab importowanych z Jowisza i zacz�� je
hodowa� w nadziei rych�ego zbicia maj�tku we w�asnym mieszkaniu, w rogu piwnicy,
udost�pnionym mu gratis przez Leonarda, cz�ciowo homeostatycznego dozorc�.
Lecz z uwagi na stosunkowo s�ab� grawitacj� terra�sk� �aby wykonywa�y skoki
wprost przeogromne i piwnica okaza�a si� dla nich zbyt ma�a, odbija�y si� od �ciany
do �ciany jak zielone pi�ki pingpongowe i wkr�tce zdech�y. George wysnu� z tego
wniosek, �e do hodowania tego cholerstwa potrzebowa� wi�cej przestrzeni ni� kawa�ek
piwnicy w bloku QEK � 604.
Na ten okres przypad�y narodziny pierwszego dziecka. Potomek okaza� si� czystej
krwi Bloblem, przez dwadzie�cia cztery godziny na dob� mia� posta� galaretowatej
masy i George na pr�no czeka�, a� cho�by na chwil� zamieni si� w cz�owieka.
W okresie gdy oboje z Vivian znajdowali si� w ludzkiej postaci, podczas rozmowy
ostro poruszy� t� kwesti�.
� Jak mam to uzna� za w�asne dziecko? � zapyta�. � To... to zupe�nie obca mi
istota. � By� zniech�cony, ba, przera�ony. � Doktor Jones powinien by� to
przewidzie�; mo�e to twoje dziecko... wygl�da zupe�nie jak ty.
Oczy Vivian nape�ni�y si� �zami.
� Umy�lnie robisz mi przykro��.
� Pewnie, �e tak. Walczyli�my z wami... uwa�ali�my was za istoty nielepsze od
portugalskich ��d�o � promieni. � Zas�piony w�o�y� p�aszcz. � Id� do Kwatery
Weteran�w Wojen Nienaturalnych � oznajmi� �onie. � Na piwo.
Wkr�tce zmierza� na spotkanie ze starymi kumplami, zadowolony, �e wyrwa� si� z
domu.
Kwatera WWN mie�ci�a si� w obskurnym cementowym budynku w �r�dmie�ciu Los
Angeles. Budynek pochodzi� z dwudziestego wieku i wymaga� gruntownego remontu. WWN
dysponowa�a niewielkimi funduszami, gdy� wi�kszo�� cz�onk�w podobnie jak George
Munster utrzymywa�a si� z ONZ-owskiej pensji. W kwaterze znajdowa� si� jednak st�
do bilardu, stary telewizor tr�jwymiarowy, kilka ta�m z muzyk� popularn� oraz
szachownica. George na og� pi� piwo i gra� w szachy z pozosta�ymi cz�onkami, albo w
postaci ludzkiej albo bloblej; w tym miejscu akceptowano obie.
Tego wieczoru usiad� z Pete�em Rugglesem, weteranem, kt�ry r�wnie� o�eni� si� z
�e�skim Bloblem, tak jak Vivian przybieraj�cym wygl�d cz�owieka.
� Pete, ja ju� d�u�ej nie mog�. Mam galaretowate dziecko. Ca�e �ycie marzy�em o
potomku, a tu prosz�. Wygl�da jak stw�r wyrzucony przez morze.
� Zgoda, George � odpar� Pete, r�wnie� obecnie przebywaj�cy w ludzkiej postaci,
popijaj�c piwo. � Przyznaj�, �e to dziwne. Lecz chyba wiedzia�e�, w co si�
pakujesz, bior�c j� za �on�. I, m�j Bo�e, wed�ug prawa Mendla, nast�pne dziecko...
� Chodzi o to � wpad� mu w s�owo George � �e nie szanuj� w�asnej �ony, tu le�y
przyczyna wszystkiego. My�l� o niej jako o rzeczy. O sobie zreszt� te�. Oboje
jeste�my rzeczami. � Duszkiem wychyli� ca�y kufel.
� Lecz z punktu widzenia Blobla... � doda� z namys�em Pete.
� S�uchaj no, po kt�rej ty jeste� stronie? � zapyta� George.
� Nie wrzeszcz na mnie � ostrzeg� go Pete. � Bo ci� waln�.
Chwil� potem dziko rzucili si� na siebie. Na szcz�cie Pete w ostatniej chwili
zamieni� si� w Blobla i nie zd��yli wyrz�dzi� sobie �adnej krzywdy. George zosta�
sam, gdy� Pete odpe�z�, przypuszczalnie z zamiarem przy��czenia si� do ch�opak�w,
kt�rzy r�wnie� przybrali podobn� posta�.
Mo�e znajdziemy nowe spo�ecze�stwo na innym ksi�ycu, pomy�la� zas�piony George.
Bez Terran i bez Blobli.
Musz� wr�ci� do Vivian, uzna�. C� innego mi pozostaje? Mam szcz�cie, �e j�
znalaz�em; inaczej by�bym tylko weteranem wojennym dzie� i noc ��opi�cym piwo w
Kwaterze WWN bez przysz�o�ci, nadziei, prawdziwego �ycia...
W jego umy�le rysowa� si� nowy plan zarobienia du�ej got�wki. By�a to
dzia�alno�� wysy�kowa; zamie�ci� og�oszenie w �Saturday Evening Post� na MAGICZNE
KAMIENIE POLARNE PRZYNOSZ�CE SZCZʌCIE. Z INNEGO UK�ADU GWIEZDNEGO! Kamienie
pochodzi�y z Proximy i by�y dost�pne na Tytanie; to Vivian umo�liwi�a mu kontakty
handlowe ze swoimi ziomkami. Jednak�e jak do tej pory zaledwie garstka os�b
przys�a�a po dolar pi��dziesi�t.
Jestem do niczego, pomy�la� George.
Szcz�liwym trafem nast�pne dziecko urodzone zim� 2039 roku by�o hybryd�;
przybiera�o ludzk� posta� na p� doby, wi�c nareszcie George mia� potomka, kt�ry �
przynajmniej cz�ciowo � nale�a� do jego w�asnego gatunku.
Wci�� �wi�towa� narodziny Maurice�a, gdy delegacja s�siad�w z bloku QEK-604
zastuka�a do jego drzwi.
� Przynie�li�my petycj� � oznajmi� przewodnicz�cy delegacji, szuraj�c w
zak�opotaniu nogami. � Prosimy, aby pan i pani Munster opu�cili QEK � 604.
� A to dlaczego? � zapyta� zaskoczony George. � Dotychczas nie mieli�cie nic
przeciwko nam.
� Pow�d jest taki, �e urodzi�a si� wam hybryda, kt�ra b�dzie chcia�a bawi� si� z
naszymi dzie�mi, my za� uwa�amy za niezdrowe...
George zatrzasn�� im drzwi przed nosem.
Niech�� ludzi bardzo dawa�a mu si� we znaki. Pomy�le�, �e walczy�em w ich
obronie. Nie warto by�o.
Godzin� p�niej ponownie stan�� w progu Kwatery WWN i zam�wiwszy piwo, pogr��y�
si� w rozmowie z koleg� Shermanem Downsem, kt�ry r�wnie� o�eni� si� z Bloblem.
� Sherman, to na nic. Nikt na tu nie chce, musimy wyemigrowa�. Mo�e spr�bujemy
na Tytanie, w �wiecie Viv.
� Na mi�o�� bosk� � zaprotestowa� Sherman. � Nie mog� patrze�, jak dajesz za
wygran�, George. Czy� tw�j odchudzaj�cy pas elektromagnetyczny nie zaczyna wreszcie
przynosi� zysk�w?
Przez ostatnie kilka miesi�cy George zaj�� si� produkcj� i sprzeda��
skomplikowanego gad�etu elektronicznego, kt�ry Vivian pomog�a mu zaprojektowa�;
urz�dzenie zasadniczo opiera�o si� na nieznanym na Terze wzorcu tyta�skim. Interes
szed� jak nale�y, popyt przewy�sza� poda�. Ale...
� Spotka�o mnie co� strasznego, Sherman � zwierzy� si� George. Kt�rego� dnia
by�em w sklepie, gdzie z�o�ono du�e zam�wienie na m�j pas i ogarn�o mnie takie
podniecenie... � Urwa�. � Nietrudno zgadn��, co si� sta�o. Przemieni�em si�. Na
oczach setki klient�w. Kontrahent natychmiast anulowa� ca�e zam�wienie. Tego boimy
si� najbardziej... powiniene� widzie�, jak od razu zmienili do mnie nastawienie.
� Zatrudnij kogo� do sprzeda�y � zaproponowa� Sherm. � Terranina czystej krwi.
� Ja jestem Terraninem czystej krwi � rzuci� oschle George. � Nie zapominaj o
tym. Przenigdy.
� Chodzi�o mi tylko o...
� Ju� ja wiem, o co ci chodzi�o � odparowa� George. I zamachn�� si� na Shermana.
Na szcz�cie chybi� i w podnieceniu obaj przeobrazili si� w Bloble. Z furi� wtopili
si� w siebie, lecz koledzy zdo�ali jako� ich rozdzieli�.
� Jestem takim samym Terraninem jak wszyscy � pow�drowa�a do Shermana my�l
George�a. � Zmia�d�� ka�dego, kto twierdzi inaczej.
W obecnej postaci nie by� w stanie dotrze� do domu, musia� zadzwoni� do Vivian,
aby po niego przyjecha�a. To by�o upokarzaj�ce.
Samob�jstwo, doszed� do wniosku. To jedyne wyj�cie.
W jaki spos�b najlepiej tego dokona�? W postaci Blobla nie odczuwa� b�lu, moment
by� stosowny. Rozpu�ci go kilka substancji... m�g�by na przyk�ad rzuci� si� do
chlorowanego basenu, takiego jak ten, kt�ry znajdowa� si� w sali rekreacyjnej QEK-
604.
Vivian znalaz�a go pewnej nocy znieruchomia�ego nad kraw�dzi� basenu.
� George, b�agam ci�... wr�� do doktora Jonesa.
� Ani mi si� �ni � zahucza� z g��bi aparatu pseudog�osowego. � To na nic, Viv.
Nie chc� dalej �y�. � Nawet pasy, przecie� to bardziej pomys� Vivian ni� jego.
Nawet i tu by� na drugim miejscu... za ni�, z ka�dym dniem odleg�o�� mi�dzy nimi
zwi�ksza�a si� coraz bardziej.
� Masz tyle do zaoferowania dzieciom � powiedzia�a Viv.
To prawda.
� Mo�e wpadn� do Biura Wojennego ONZ � postanowi�. � Pogadam z nimi, zobacz�,
czy medycyna znalaz�a �rodek, aby mnie ustabilizowa�.
� Lecz je�li na sta�e odzyskasz terra�sk� posta� � odrzek�a Vivian to co stanie
si� ze mn�?
� B�dziemy sp�dza� wsp�lnie osiemna�cie godzin w ci�gu doby. Godzin, podczas
kt�rych przybierasz ludzk� posta�!
� Ale nie zechcesz, abym d�u�ej by�a twoj� �on�, poniewa� wtedy znajdziesz sobie
jak�� Terrank�.
Zrozumia�, �e to nie by�oby w porz�dku. Odrzuci� ten pomys�.
Wiosn� 2041 roku urodzi�o si� trzecie dziecko, r�wnie� dziewczynka i, podobnie
jak Maurice, hybryda. By�a Bloblem w nocy, a Terrank� w dzie�.
Tymczasem George wpad� na rozwi�zanie cz�ci swoich problem�w.
Znalaz� sobie kochank�.
Spotyka� si� z Nin� w hotelu Elysium, podniszczonym drewnianym budynku w sercu
Los Angeles.
� Nina � powiedzia� George, siedz�c na hotelowej sofie i popijaj�c szkock�. �
Dzi�ki tobie moje �ycie ponownie nabiera blasku. � Bawi� si� guzikami jej bluzki.
� Szanuj� ci� � odparta Nina Glaubman, pomagaj�c mu przy guzikach. � Pomimo
faktu, �e... jeste� dawnym wrogiem naszych.
� Chryste � zaoponowa� George. � Nie my�lmy o dawnych dziejach... musimy
wyrzuci� przesz�o�� z naszych umys��w. � Liczy si� tylko tera�niejszo��, pomy�la�.
Jego interes z pasami elektromagnetycznymi rozwin�� si� tak dobrze, �e
zatrudnia� obecnie na pe�nym etacie pi�tnastu terra�skich pracownik�w i sta� si�
w�a�cicielem niedu�ej, nowoczesnej fabryki na przedmie�ciach San Fernando. Gdyby
podatki ONZ by�y przyzwoite, by�by ju� zamo�nym cz�owiekiem... zastanawiaj�c si�
nad tym, George zachodzi� w g�ow�, ile wynosi�a stawka podatkowa na terytorium
Blobli, na takiej na przyk�ad Io. Chyba powinien to sprawdzi�.
Pewnego wieczoru w Kwaterze WWN om�wi� t� spraw� z Reinholtem, m�em Niny, kt�ry
rzecz jasna tkwi� w b�ogiej nie�wiadomo�ci co do modus vivendi pomi�dzy George�em i
Nin�.
� Reinholt � m�wi� z trudem George, popijaj�c piwo. � Mam wielkie plany. Ten
socjalizm od ko�yski do grobu propagowany przez ONZ... to nie dla mnie. Podcina mi
skrzyd�a. Magiczny Magnetyczny Pas Munstera to... � Machn�� r�k�. � Wi�cej ni�
cywilizacja terra�ska jest w stanie podtrzyma�. Rozumiesz?
� Ale�, George � odpar� zimno Reinhalt. � Jeste� Terraninem; je�li wyemigrujesz
ze swoj� fabryk� na terytorium Blobli, zdradzisz swoj�...
� S�uchaj no � przerwa� mu George. � Mam autentyczne bloble dziecko, dwa p� �
Bloble i czwarte w drodze. Z mieszka�cami Tytana i Io ��cz� mnie silne emocjonalne
wi�zy.
� Ty zdrajco � powiedzia� Reinholt i uderzy� go w twarz. � I nie tylko �
doko�czy�, dok�adaj�c mu kuksa�ca w brzuch. � P�tasz si� przy mojej �onie. Zabij�
ci�.
Wiedziony ch�ci� ucieczki George zamieni� si� w Blobla; ciosy Reinholta pad�y w
wilgotn�, galaretowat� substancj�. Na to Reinholt r�wnie� si� przemieni� i op�yn��
go z furi�, pr�buj�c wch�on�� j�dro kom�rkowe George�a.
Dw�ch weteran�w rozdzieli�o cia�a, nim dosz�o do powa�niejszych strat.
P�niej tamtego wieczora, wci�� roztrz�siony George siedzia� z Vivian w salonie
ich nowego o�miopokojowego mieszkania w budynku ZGF-900. Niewiele brakowa�o, poza
tym Reinholt nie b�dzie zwleka� z powiadomieniem Viv; by�a to jedynie kwestia
czasu. George zorientowa� si�, �e jego ma��e�stwo zosta�o spisane na straty.
Najwyra�niej sp�dzali ze sob� ostatnie chwile.
� Viv � powiedzia� z naciskiem. � Musisz mi uwierzy�, kocham ci�. Ty i dzieci �
oraz oczywi�cie interes � to ca�e moje �ycie. � Przyszed� mu do g�owy desperacki
pomys�. � Wyemigrujmy, zaraz, jeszcze dzi� w nocy. Zabierzmy dzieciaki i le�my na
Tytana.
� Nie mog� � odpar�a Vivian. � Wiem, jak moi rodacy przyj�liby mnie oraz ciebie
George, i dzieci. Ty jed�. Przenie� fabryk� na Io. Ja zostan� tutaj. � Jej ciemne
oczy nape�ni�y si� �zami.
� Do diab�a � zawo�a� George. � Co to za �ycie? Ty na Terze, ja na Io... to
�adne ma��e�stwo. A kto zajmie si� dzie�mi? � Pewnie Viv... lecz jego firma
zatrudnia�a jednego z czo�owych talent�w prawniczych... mo�e wykorzysta go do
rozwi�zania spraw domowych.
Nast�pnego ranka Vivian dowiedzia�a si� o Ninie. I wynaj�a w�asnego prawnika.
UWAGI
Wszystkie notki kursyw� pochodz� od Philipa K. Dicka. Rok powstania danej notki
podany jest w nawiasach na jej ko�cu. W wi�kszo�ci zosta�y napisane z my�l� o
zbiorach opowiada� �The Best of Philip K. Dick� (ukaza�y si� w 1977 roku) oraz �The
Golden Man� (1980), kilka powsta�o na zam�wienie wydawc�w drukuj�cych lub
przedrukowuj�cych jakie� opowiadanie w czasopi�mie albo antologii ksi��kowej.
Je�eli po tytule opowiadania wyst�puje data, jest to data otrzymania maszynopisu
przez agenta Dicka, ustalona na podstawie zawarto�ci archiw�w Scott Meredith
Literary Agency. Brak daty oznacza, �e nie uda�o si� jej ustali�. Nazwa czasopisma
poprzedzaj�ca miesi�c i rok wskazuje, kiedy dane opowiadanie po raz pierwszy
ukaza�o si� drukiem. Drugi tytu� jest oryginalnym tytu�em wymy�lonym przez Dicka,
odnalezionym w dokumentach agencji.
W tych pi�ciu tomach zawarto wszystkie kr�tkie utwory prozatorskie Philipa K.
Dicka, z wyj�tkiem mikropowie�ci (kt�re p�niej ukaza�y si� jako samodzielne ksi��ki
albo wesz�y w sk�ad obszerniejszych powie�ci), pr�bek literackich z okresu
dzieci�stwa i wczesnej m�odo�ci, a tak�e nigdy nieopublikowanych utwor�w, kt�rych
maszynopis�w nie uda�o si� odnale��. Opowiadania uszeregowano w porz�dku
chronologicznym, ustalonym przez Gregga Rickmana i Paula Williamsa.
MY ZDOBYWCY (�Explorers We�) 5/6/58. �Fantasy & Science Fiction�, stycze� 1959.
GDYBY NIE BENNY CEMOLI... (�If There Wer� No Benny Cemoli�, �Had There Never
Been A Benny Cemoli�) 2/27/63. �Galaxy�, grudzie� 1963.
Zawsze wierzy�em, �e przynajmniej po�owa s�ynnych postaci historycznych nie
istnia�a. Cz�owiek wymy�la to, co mu w danej chwili potrzebne. By� mo�e Karol Marks
to wymys� jakiego� pismaka. Co by znaczy�o... (1976)
NOWO�� (�Novelty Act�, �At Second Jug�) 3/23/63. �Fantastic�, luty 1964.
[Zawarte w powie�ci P.K.D. �Simulacra�.]
CO M�WI� UMARLI (�What the Dead Men Say�, �Man With a Broken Match�) 4/15/63.
�Worlds of Tomorrow�, czerwiec 1964.
CZASY SWAWOLNEJ PAT (�The Days of Perky Pat�, �In the Days of Perky Pat�)
4/18/63. �Amazing�, grudzie� 1963.
Pomy�l na opowiadanie �Czasy Swawolnej Pat �przyszed� mi do g�owy, gdy ujrza�em
dzieci bawi�ce si� lalkami Barbie. Najwyra�niej superrozwini�te anatomicznie lalki
nie by�y pierwotnie przeznaczone na u�ytek dzieci, a przynajmniej � co wydaje si�
bardziej trafne � nie powinny by�. Barbie i Ken to dwie doros�e osoby w miniaturze.
Zabawa polega�a na tym, �e skoro mieli prowadzi� styl �ycia, do kt�rego byli
przyzwyczajeni, nale�a�o kupowa� im niezliczon� ilo�� nowych ubra�. Mia�em wizje
Barbie nachodz�cej mnie noc� w sypialni, by o�wiadczy�: �Potrzebuj� futra z norek�
albo, co gorsza: �Hej, wielkoludzie, masz ochot� na przeja�d�k� do Vegas moim
jaguarem XKE?�. Balem si�, �e moja �ona zastanie j� w sypialni, co oka�e si� dla
mnie tragiczne w skutkach.
Sprzedanie �Czas�w Swawolnej Pat� do �Amazing� okaza�o si� trafnym posuni�ciem,
poniewa� �wczesnym wydawc� � jednym z najlepszych w bran�y � by�a Cele Goldsmith.
Avram Davidson z �Fantasy & Science Fiction �odrzuci� opowiadanie, ale p�niej
przyzna�, �e gdyby s�ysza� o lalkach Barbie, przypuszczalnie by je kupi�. Trudno mi
by�o wyobrazi� sobie kogo�, kto nie s�ysza� o Barbie. Ja sam nieustannie mia�em do
czynienia z ni� i jej kosztownymi zakupami. To by�o r�wnie nieprzyjemne, jak ci�gle
w��czony telewizor; on wci�� czego� potrzebowa�, podobnie jak Barbie. Zawsze
wychodzi�em z za�o�enia, �e Ken sam powinien kupowa� sobie odzie�.
W tamtych czasach � we wczesnych �atach sze��dziesi�tych � du�o pisa�em,
wi�kszo�� moich najlepszych opowiada� i powie�ci pochodzi w�a�nie z tamtego okresu.
�ona nie pozwala�a mi pracowa� w domu, tote� za dwadzie�cia pi�� dolar�w
miesi�cznie wynaj��em niedu�� chat� i ka�dego ranka udawa�em si� w jej kierunku.
By�a po�o�ona na wsi. Po drodze widzia�em jedynie kilka kr�w na pastwisku oraz moje
stado owiec, kt�rych jedynym zaj�ciem by�o dreptanie za owc� z dzwonkiem na szyi.
Siedz�c ca�y dzie� w pustej chacie, czu�em si� bardzo samotny. By� mo�e t�skni�em
za Barbie, kt�ra zosta�a z dzie�mi w du�ym domu. Kto wie, mo�e �Czasy Swawolnej
Pat� wyros�y z takiej w�a�nie rozmarzonej t�sknoty; z przyjemno�ci� ujrza�bym
Barbie � albo Swawoln� Pat czy Towarzysk� Connie � na progu mojej samotni.
Zamiast niej ujrza�em jednak co� strasznego: twarz Palmera Eldritcha, co sta�o
si� podstaw� do napisania powie�ci �Trzy Stygmaty Palmera Eldritcha�, wysnutej z
opowiadania o Swawolnej Pat.
Kt�rego� dnia szed�em poln� drog� w stron� chaty, gdzie czeka�o mnie osiem
godzin pisania w ca�kowitym odosobnieniu. Spojrza�em w niebo i zobaczy�em twarz.
Tak naprawd� to wcale jej nie widzia�em, ale jednak tkwi�a tam i nie nale�a�a do
cz�owieka; by� to obraz z�a doskona�ego. Teraz rozumiem (tak jak i w�wczas mgli�cie
zda�em sobie z tego spraw�), co sprawi�o, �e j� ujrza�em: miesi�ce samotno�ci, brak
kontaktu � uczuciowego kontaktu � z lud�mi... tak czy inaczej, trudno zaprzeczy�
realno�ci owej wizji. Twarz by�a ogromna, wype�nia�a jedn� czwart� nieba. Zamiast
oczu widnia�y puste szczeliny � by�a niczym metalowy odlew o okrutnym wyrazie; co
gorsza, mia�em przed sob� oblicze Boga.
Pojecha�em do episkopalnego ko�cio�a Saint Columbia i porozmawia�em z ksi�dzem.
Doszed� do wniosku, �e zobaczy�em szatana i udzieli� mi namaszczenia � nie
ostatniego, lecz uzdrawiaj�cego. Nic nie pomog�o, metalowe oblicze nadal tkwi�o na
swoim miejscu. Ka�dego ranka przemierza�em drog� do chaty pod jego bacznym
spojrzeniem.
Wiele lat p�niej � d�ugo po tym, jak napisa�em �Trzy Stygmaty Palmera Eldritcha
�i po raz pierwszy sprzeda�em powie�� wydawnictwu Doubleday � natkn��em si� na
zdj�cie tamtej twarzy w magazynie �Life�. By�a to po prostu zbudowana przez
Francuz�w kopu�a obserwacyjna nad Marn�. M�j ojciec wzi�� udzia� w drugiej bitwie
nad Marn�; nale�a� do pi�tego oddzia�u marynarki wojennej, jednej z pierwszych grup
�o�nierzy ameryka�skich, kt�ra walczy�a w tej strasznej wojnie. Kiedy bytem ma�y,
pokaza� mi sw�j mundur i mask� gazow� oraz ca�y sprz�t do filtrowania gazu i
opowiada�, jak podczas ataku gazowego, gdy opary dostawa�y si� do uk�ad�w
filtruj�cych, ogarni�ci panik� �o�nierze zdzierali maski i rzucali si� do ucieczki.
Gdy s�ucha�em tych historii jako dziecko i patrzy�em, jak ojciec bawi si� mask� i
he�mem, ogarnia� mnie niepok�j; najwi�kszy strach czu�em jednak wtedy, kiedy ojciec
nak�ada� mask�. Jego twarz znika�a. Przestawa� by� moim ojcem. Przestawa� by�
cz�owiekiem. Mia�em zaledwie cztery lata. Potem rodzice rozwiedli si� i nie
widzia�em ojca przez wiele lat. Lecz widok jego twarzy zas�oni�tej mask� zmieszany
z historiami ludzi o rozprutych brzuchach, ludzi zmasakrowanych szrapnelami
powr�ci� do mnie dziesi�tki lat p�niej, w 1963 roku � kiedy chodzi�em samotnie
poln� drog�, nie maj�c z kim zamieni� s�owa � w postaci metalowego, nieludzkiego
oblicza, transcendentnego i na wskro� z�ego.
Postanowi�em egzorcyzmowa� je za pomoc� pisania, i tak te� uczyni�em, dzi�ki
czemu twarz znik�a. Widzia�em jednak wcielenie z�a; powiedzia�em wtedy i m�wi�
teraz: �Z�o ma twarz z metalu �. Je�li chcecie przekona� si� na w�asne oczy,
przyjrzyjcie si� staro�ytnym greckim maskom wojennym. Gdy ludzie pragn� wzbudza�
strach i zabija�, nak�adaj� takie w�a�nie metalowe twarze. Krzy�acy, z kt�rymi
walczy� Aleksander Newski, r�wnie� je nosili; gdyby�cie widzieli film Eisensteina,
wiedzieliby�cie, o czym m�wi�. Wszyscy wygl�dali tak samo. Pisz�c �Trzy Stygmaty
Palmera Eldritcha� nie zna�em �Aleksandra Newskiego� lecz ogl�daj�c go p�niej,
ujrza�em to, co wisia�o na niebie w 1963 roku, to, w co zamienia� si� m�j ojciec,
gdy by�em dzieckiem.
Tak wi�c �Trzy Stygmaty Palmera Eldritcha �to powie�� powsta�a na gruncie
atawistycznych l�k�w, l�k�w, kt�rych korzenie si�gaj� mojego wczesnego dzieci�stwa
oraz kt�re s� bez w�tpienia zwi�zane z �alem i samotno�ci� spowodowanymi rozstaniem
rodzic�w. W powie�ci m�j ojciec pojawia si� zar�wno jako Palmer Eldritch (z�y
ojciec, diaboliczny ojciec � maska) oraz Leo Bulero, czu�y, gburowaty, ciep�y,
ludzki, kochaj�cy cz�owiek. Powie�� powsta�a na tle najsilniejszego z mo�liwych
l�k�w; w 1963 roku da�em wyraz uczuciu osamotnienia, kt�rego do�wiadczy�em wraz z
utrat� ojca, a wyra�one w niej strach i zgroza to nie fikcyjne sentymenty
wyprodukowane na u�ytek czytelnika; pochodz� z samego wn�trza mnie, z t�sknoty za
dobrym ojcem i strachu przed z�ym, kt�ry mnie opu�ci�.
W opowiadaniu �Czasy Swawolnej Pat� odnalaz�em mechanizm, kt�ry
przetransponowa�em na tematyczne t�o maj�cej powsta� ksi��ki. Teraz widzicie, �e
Swawolna Pat to g�os natchnienia, das ewige Weiblichkeit � �wieczna kobieco��, jak
napisa� Goethe. Powie�� powsta�a w wyniku samotno�ci, a opowiadanie w wyniku
t�sknoty; tak wi�c powie�� to mieszanina strachu przed porzuceniem oraz fantazja na
temat kobiety, kt�ra na was czeka � gdzie�, lecz tylko B�g wie gdzie; jeszcze na to
nie wpad�em. Ale je�li ca�ymi dniami siedzicie sami jak palec przy maszynie do
pisania, tworz�c jedno opowiadanie za drugim, i nie ma przy was nikogo, z kim
mogliby�cie porozmawia�, cho� jednocze�nie macie �on� i cztery c�rki, z kt�rych
domu zostali�cie wyrzuceni, oddelegowani do niewielkiej chatki, gdzie w zimie
panuje taki ch��d, �e atrament dos�ownie zamarza na ta�mie maszyny, c�, w�wczas
pisanie o stalowych obliczach i ciep�ych, m�odych kobietach jest nieuniknione.
Podobnie post�pi�em i ja. Nadal to robi�.
Reakcje na �Trzy Stygmaty Palmera Eldritcha �by�y mieszane. W Anglii kilku
krytyk�w okre�li�o powie�� jako blu�nierstwo. Terry Carr, kt�ry by� wtedy moim
agentem w agencji Scott Meredith, powiedzia� mi p�niej: �Ta powie�� jest szalona �,
cho� zaraz potem wycofa� si� z tej opinii. Niekt�rzy krytycy uznali powie�� za
g��bok�. Wed�ug mnie jest po prostu przera�aj�ca. Przeczytanie szczotek by�o z tego
powodu zadaniem ponad moje si�y. W�wczas odbiera�em j� jako mroczn� podr� w �wiat
mistycyzmu, niesamowito�ci i z�a. Powiedzmy, �e chcia�bym, aby w drzwiach stan�a
Swawolna Pat, lecz na odg�os pukania ogarnia mnie l�k, �e zamiast niej ujrz� na
progu Palmera Eldritcha. Szczerze m�wi�c, mniej wi�cej przez siedemna�cie lat,
kt�re up�yn�y od napisania ksi��ki, nie pojawi�o si� �adne z nich. Chyba w tym
zawiera si� ca�a tre�� �ycia: to, czego najbardziej si� boisz, nigdy si� nie
zdarza, podobnie jak to, za czym najbardziej t�sknisz. Oto r�nica pomi�dzy �yciem i
fikcj�. Przypuszczam, �e r�wnowaga zostaje zachowana. Cho� nie jestem pewien.
(1979)
BLOBLEM BY�... (�Oh, To Be A Blobel!�, �Well, See, There Wer� These Blobels...�)
5/6/63. �Galaxy�, luty 1964.
Na pocz�tku mojej kariery pisarskiej we wczesnych latach pi��dziesi�tych,
�Galaxy� stanowi�a moj� g��wn� ostoje ekonomiczn�. Horace Goldz �Galaxy� lubi� moj�
tw�rczo��, podczas gdy John W. Campbell, Jr. z �Astounding� uwa�a� j� nie tylko za
bezwarto�ciow�, ale, jak to okre�li�, za �por�ban� �Og�lnie rzecz bior�c, lubi�em
czyta� �Galaxy� z uwagi na szerok� gam� prezentowanych pomys��w z pogranicza
socjologii i psychologii, w czasie gdy Campbell (jak sam kiedy� do mnie napisali)
uwa�a� psionizm za konieczn� otoczk� science fiction. Poza tym, jak utrzymywa�
Campbell, bohater o zdolno�ciach psi mia� ponosi� odpowiedzialno�� za opisywane
wydarzenia. Tak wi�c �Galaxy� dawa�o pewn� swobod�, w przeciwie�stwie do
�Astounding�. Niemniej jednak strasznie pok��ci�em si� z Horace�em Goldem, mia�
zwyczaj zmieniania opowiada� bez wiedzy autora: dodawa� sceny, postaci, albo usuwa�
pesymistyczne zako�czenia na korzy�� optymistycznych. Wielu pisarzy sprzeciwia�o
si� temu. Ja uczyni�em wi�cej; pomimo faktu, �e �Galaxy� stanowi�o moje g��wne
�r�d�o dochodu, o�wiadczy�em Go Idowi, �e je�li nie przestanie zmienia� moich
utwor�w, nie sprzedam mu nic � w rezultacie czego nie kupi� ju� ode mnie ani
jednego opowiadania.
Powt�rnie ukaza�y si� na �amach �Galaxy� dopiero wtedy, gdy wydawc� czasopisma
zosta� Fred Pohl. �Bloblem by�... �to opowiadanie, kt�re Pohl zakupi�. Na pierwszy
plan wysuwa si� w nim moje pot�ne nastawienie antywojenne, nastawienie, kt�re, o
ironio!, odpowiada�o Goldowi. Nie mia�em na my�li wojny w Wietnamie, lecz wojn� w
og�le, zw�aszcza spos�b, w jaki zmusza ci� do tego, aby� sta� si� taki sam jak tw�j
wr�g. Hitler powiedzia� kiedy�, �e najwi�kszym sukcesem nazist�w by�oby zmusi�
wroga, w szczeg�lno�ci Stany Zjednoczone, by wiedziony pragnieniem zwyci�stwa
zacz�� przypomina� Trzeci� Rzesz� � czyli spo�ecze�stwo totalitarne. Czyli Hitler
spodziewa� si� wygra� nawet mimo przegranej. Obserwuj�c rozw�j ameryka�skiego
przemys�u wojskowego po drugiej wojnie �wiatowej, przypomnia�em sobie analiz�
Hitlera i nie mog�em oprze� si� my�li, jak� ten sukinsyn mia� racj�. Pobili�my
Niemc�w, lecz zar�wno Stany Zjednoczone, jak i Zwi�zek Radziecki podczas swojego
wy�cigu zbroje� z ka�dym dniem coraz bardziej upodabnia�y si� do nazist�w.
Odnios�em wra�enie, �e tkwi w tym szczypta humoru. By� mo�e m�g�bym o tym napisa�
bez wdawania si� w zbyt daleko id�c� polemik�, Lecz problem przedstawiony w
opowiadaniu istnieje naprawd� Sp�jrzcie, czym musieli�my si� sta� w Wietnamie po
to, by przegra�, c� wi�c m�wi� o zwyci�stwie; wyobra�acie sobie, do czego by dosz�o
w razie wygranej? Hitler zarykiwa�by si� ze �miechu i to my staliby�my si� obiektem
jego kpin... tak w�a�ciwie, to ju� nim jeste�my. �miech za� by�by g�uchy i ponury,
pozbawiony krzty rozbawienia. (1979)
Uchwyci�em tu bezsensown� ironi� wojny; cz�owiek zamienia si� w Blobla, Blobl
za�, jego wr�g, w cz�owieka. Mamy tu wszystko: daremno��, czarny humor, g�upot�.
Koniec ko�c�w jednak wszyscy �yj� d�ugo i szcz�liwie. (1976)