Professional Documents
Culture Documents
Isaacson Walter - Benjamin Franklin
Isaacson Walter - Benjamin Franklin
Isaacson Walter - Benjamin Franklin
Benjamin Franklin
Tytuł oryginału
Benjamin Franklin: An American Life
ISBN 978-83-8202-050-2
Redakcja
Jolanta Kusiak-Kościelska
Korekta
Paulina Jeske-Choińska
Wydanie 1
Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i
zabezpieczony znakiem wodnym (watermark).
FRANKLINOWIE Z ECTON
WYPRAWA W NIEZNANE
Josiah Franklin miał 25 lat, gdy w sierpniu 1683 roku wyruszył do Ameryki
z żoną, dwoma małymi synami i kilkumiesięczną córką. Podróż morska,
odbyta w ciasnym kadłubie fregaty z setką innych pasażerów, zajęła ponad
dziewięć tygodni, i kosztowała rodzinę niemal 15 funtów, czyli około
półroczne zarobki rzemieślnika takiego jak Josiah. Była to jednakże
rozsądna inwestycja. Zarobki w Nowym Świecie były dwu- lub trzykrotnie
wyższe, a koszty życia były niższe 9.
Zapotrzebowanie na jaskrawo farbowane tkaniny i jedwabie nie było
wielkie w pogranicznym miasteczku, zwłaszcza purytańskim, takim jak
Boston. Przeciwnie, noszenie stroju uznawanego za nazbyt strojny było
karane przez prawo. Jednak w odróżnieniu od Anglii, w Massachusetts nie
było prawa wymagającego od danej osoby odbycia długiego terminu przed
podjęciem pracy w danym fachu. Josiah wybrał więc nowy zawód,
znacznie mniej widowiskowy i znacznie bardziej przydatny: zajął się
przetapianiem zwierzęcego łoju i wyrabianiem z niego świec i mydła.
Był to roztropny wybór. Świece i mydło właśnie zmieniały się z towarów
luksusowych w rzeczy codziennej potrzeby. Cuchnące zadanie wyrabiania
ługu z popiołu i gotowania go godzinami z łojem było czymś, za co nawet
najtwardsze panie domów pogranicza wolały płacić komuś innemu. Bydło,
stanowiące niegdyś rzadkość, teraz częściej szło na rzeź, umożliwiając
masowe pozyskiwanie łoju. Mimo to nie było wielkiej konkurencji w tym
fachu. Spis rzemieślników dokonany w Bostonie tuż przed przybyciem
Josiaha wymienia 12 szewców, 11 krawców, trzech piwowarów i tylko
jednego mydlarza.
Josiah zamieszkał i otworzył warsztat w wynajętym, dwuipółpiętrowym
domu z desek, liczącym ledwie dziewięć na sześć metrów, na rogu Milk
i High Street (obecnie Washington Street). Parter był jednym
pomieszczeniem; kuchnia mieściła się w maleńkiej przybudówce z tyłu
domu. Tak jak inne budynki w Bostonie, dom miał małe okna, był jednak
jaskrawo pomalowany, by wydawał się weselszy 10.
Po drugiej stronie ulicy znajdował się South Church, należący do
najnowszej i (względnie) najbardziej liberalnej spośród trzech purytańskich
parafii Bostonu. Josiah został przyjęty do wspólnoty, czyli otrzymał zgodę
na „posiadanie przymierza” dwa lata po przybyciu.
Przynależność do Kościoła była, przynajmniej dla purytanów, oznaką
awansu społecznego. Choć Josiah był ledwie wiążącym koniec z końcem
rzemieślnikiem, dzięki członkostwu w South Church zdołał zaprzyjaźnić się
z takimi luminarzami kolonii, jak były gubernator Simon Broadstreet, czy
członek zarządu Harvardu, pilny pamiętnikarz i sędzia Samuel Sewall.
Josiah zdobywał sobie zaufanie i uznanie, i szybko piął się w górę
w bostońskiej hierarchii purytańskiej i społecznej. W roku 1697 znalazł się
wśród kandydatów na dziesiętników, jak nazywano szeryfów moralności,
których zadaniem było wymuszanie uczestnictwa i uwagi na niedzielnych
nabożeństwach i ochrona społeczności przed „nocnymi markami,
pijaczynami, ludźmi łamiącymi posty (…) i czymkolwiek innym, co
zbliżałoby do rozpusty, bezbożnictwa, wulgarności i ateizmu”. Sześć lat
później został konstablem, jednym spośród jedenastu nadzorujących
dziesiętników. Choć stanowiska te były nieodpłatne, Josiah praktykował
sztukę, którą jego syn miał doprowadzić do perfekcji: łączenia cnót
publicznych z prywatnymi korzyściami. Zarabiał pieniądze, sprzedając
świece nocnym strażnikom, których nadzorował 11.
W swojej autobiografii Benjamin Franklin zawarł lapidarną
charakterystykę swojego ojca:
Opis ten był zapewne trochę nazbyt pochlebny. Znalazł się przecież
w autobiografii, której celem było między innymi zaszczepienie
synowskiego szacunku synowi Benjamina. Jak zobaczymy, Josiah, choć bez
wątpienia był człowiekiem mądrym, miał ograniczone horyzonty.
Najczęściej hamował edukacyjne, zawodowe, a nawet poetyckie aspiracje
swojego syna.
Najbardziej widoczną cechę Josiaha ujęto w słowach, głęboko
purytańskich w szacunku oddawanym pracowitości i egalitaryzmowi, jakie
jego syn miał wyryć na jego nagrobku: „Biegły w swym zawodzie”.
Pochodzi ono z ulubionego przez Josiaha fragmentu ksiąg mądrościowych
(Księga Przysłów 22,29), który to fragment miał często cytować swemu
synowi: „Widzisz biegłego w swoim zawodzie? Będzie on stał przed
obliczem królów”. Jak miał wspominać Franklin w wieku 78 lat, z tą
przemyślną mieszanką lekkiej próżności i wesołej pewności siebie,
dominującej w jego autobiografii: „Od tamtego czasu uważałem
pracowitość za sposób na osiągnięcie majątku i znaczenia, co mnie
zachęcało – mimo że nie myślałem, iż kiedykolwiek dosłownie stanę przed
obliczem królów, a tak się jednak zdarzyło. Stałem bowiem przed obliczem
pięciu, a z jednym z nich – królem Danii – miałem nawet okazję zasiąść do
wieczerzy” 13.
Josiah prosperował więc, a jego rodzina powiększała się nadal; w ciągu
34 lat miał mieć 17 dzieci. Tak wielka płodność była czymś zwyczajnym
pośród żywiołowych i krzepkich purytanów. Wielebny Samuel Willard,
pastor South Church, miał ich 20; sławny teolog Cotton Mather 15. Dzieci
były raczej wyręką niż obciążeniem. Pomagały w domu i warsztacie,
wykonując większość drobnych prac fizycznych 14.
Do trójki dzieci, które przybyły z Anglii, Josiah i Anne Franklin szybko
dodali dwoje innych, które dożyły dorosłości: Josiaha Juniora, urodzonego
w 1685 roku, i Anne, urodzoną w 1687 roku. Potem jednak brutalnie
interweniowała śmierć. W ciągu następnych 18 miesięcy Josiah trzykrotnie
szedł w kondukcie przez Milk Street na przykościelny cmentarz: najpierw
w 1688 roku chował syna, który przeżył pięć dni, potem w roku 1689 żonę
Anne, która zmarła tydzień po urodzeniu kolejnego syna, a następnie tegoż
syna, który zmarł kolejny tydzień później. (W tym czasie jedna czwarta
noworodków w Bostonie nie dożywała tygodnia).
Dla mężczyzn w kolonialnej Nowej Anglii dwu- czy trzykrotne
owdowienie nie było niczym niezwykłym. Przykładowo, spośród
pierwszych 18 kobiet przybyłych do Massachusetts w 1628 roku, 14 zmarło
przed upływem roku. Nie uważano też za niewłaściwe, by owdowiały mąż
żenił się powtórnie. Przeciwnie, tak jak w przypadku Josiaha, często
okazywało się to ekonomicznie konieczne. Miał 31 lat, pięcioro dzieci do
wychowania, swój warsztat i sklep. Potrzebował mocnej żony,
i potrzebował jej pilnie.
KOBIETA CNOTLIWA
DZIELNY CHŁOPAK
WYKSZTAŁCENIE
TERMIN
W wieku 10 lat, ledwie po dwóch latach nauki, Franklin udał się do pracy
w pełnym wymiarze w ojcowskim warsztacie wyrobu świec i mydła,
zastępując swego starszego brata Johna, który odsłużył swój termin
i wyjechał, by założyć własny warsztat w Rhode Island. Nie była to praca
przyjemna – ściąganie wytopionego łoju z gotujących się kotłów tłuszczu
było szczególnie odstręczające, a cięcie knotów i napełnianie form było
zajęciem całkiem bezmyślnym. Franklin nie ukrywał swej niechęci do tych
prac. Co bardziej niepokojące, wyraził swój „silny pociąg do morza”, mimo
tego, że jego brat Josiah Junior niedawno zginął w jego głębinach.
Lękając się, że jego syn „wyrwie się i ucieknie na morze”, Josiah
zabierał go na długie spacery po Bostonie i odwiedziny u innych
rzemieślników, tak by mógł „obserwować moje skłonności w nadziei na
znalezienie jakiegoś fachu, który zatrzymałby mnie na lądzie”. Zaszczepiło
to Franklinowi dozgonny szacunek dla rzemieślników. Jego powierzchowna
znajomość wielu zawodów pomogła mu też osiągnąć sukcesy
w majsterkowaniu, co z kolei przysłużyło mu się jako wynalazcy.
Josiah doszedł w końcu do wniosku, że Benjamin najlepiej nadawał się
do pracy przy wyrobie noży i ostrzy do mielenia. Przynajmniej przez kilka
dni terminował więc u syna stryja Benjamina, Samuela. Jednak Samuel
zażądał opłaty za termin w kwocie, którą Josiah uznał za nieuzasadnioną,
zważywszy na dawną gościnność i niechęć, jaka narosła pomiędzy nim
a starszym Benjaminem 26.
Dlatego też niejako naturalnie w roku 1718 dwunastoletni Benjamin
zaczął terminować u starszego brata, dwudziestojednoletniego Jamesa,
który niedawno powrócił z nauki w Anglii, by założyć drukarnię.
Początkowo przekorny Benjamin nie chciał podpisać kontraktu na służbę;
był nieco starszy niż chłopcy przystępujący zwykle do terminu, a jego brat
zażądał okresu 9 zamiast zwyczajowych 7 lat. W końcu Benjamin podpisał,
choć wcale nie miał pozostać na kontraktowej służbie aż do 21 roku życia.
W czasie pobytu w Londynie James widział, jak poeci z Grub Street
drukowali masowo swe ody i handlowali nimi w kawiarniach. Dlatego
bezzwłocznie kazał Benjaminowi nie tylko składać czcionki, ale i pisać
poezję. Zachęcany przez wuja młody Franklin napisał dwa dzieła oparte na
wieściach ze świata, oba dotyczące morza: jedno o rodzinie, która zginęła
w katastrofie morskiej, drugie zaś o zabiciu pirata znanego jako
Czarnobrody. Jak wspominał Benjamin, te wiersze były „koszmarne”, ale
sprzedawały się dobrze, co „pochlebiało mej próżności” 27.
Herman Melville miał pewnego dnia napisać, że Franklin był
„wszystkim, ale nie poetą”. Jego pozbawiony romantyzmu ojciec wolał, by
tak było, więc położył kres wierszoklectwu Benjamina. „Mój ojciec
zniechęcił mnie, szydząc z moich występów i mówiąc mi, że poeci byli
zwykle żebrakami; tak więc nie zostałem poetą, zapewne bardzo marnym”.
Gdy Franklin zaczął swój termin, Boston miał tylko jedną gazetę: „The
Boston News-Letter”, którą założył w roku 1704 uznany drukarz
nazwiskiem John Campbell, ówcześnie także miejski pocztmistrz.
Wówczas, tak jak dzisiaj, w przemyśle medialnym korzystnie było
kontrolować zarówno treść, jak i jej dystrybucję. Campbell zdołał połączyć
siły z innymi poczmistrzami od New Hampshire po Wirginię. Jego książki
i gazety były rozsyłane tą trasą za darmo – w odróżnieniu od książek innych
drukarzy – a poczmistrze z jego organizacji posyłali mu regularnie nowe
wieści. Ponadto, jako że pełnił oficjalną funkcję, mógł twierdzić, że jego
gazeta jest „publikacją władz”, co było ważne w czasach, gdy prasa nie
mogła szczycić się niezależnością.
Związek pomiędzy pełnieniem funkcji poczmistrza a publikowaniem
gazet był tak naturalny, że gdy Campbell utracił tę pierwszą funkcję, jego
następca, William Brooker, zakładał, że przejmie po nim także gazetę.
Campbell jednakże zatrzymał ją, co skłoniło Brookera do zapoczątkowania
w grudniu 1719 roku wydawania konkurentki pod tytułem „The Boston
Gazette”. Do jej wykonania zatrudnił Jamesa Franklina, najtańszego
drukarza w mieście.
Jednakże po upływie dwóch lat James utracił zlecenie na druk „Gazette”;
uczynił wówczas coś zuchwałego. Założył pierwszą wtedy prawdziwie
niezależną gazetę w koloniach, i to pierwszą z ambicjami literackimi. Jego
tygodnik „New England Courant” miał zdecydowanie nie być „publikacją
władz” 28.
„Courant” miał być zapamiętany przez historię głównie dlatego, że
zawierał pierwszą publikowaną prozę Benjamina Franklina. James zaś miał
stać się znany jako surowy i zawistny pan, opisany w autobiografii brata.
W rzeczywistości jednak „Courant” powinien być pamiętany również jako
pierwsza amerykańska zdecydowanie niezależna gazeta, śmiały,
antyestablishmentowy magazyn, który pomógł stworzyć tradycję
niespolegliwej prasy. „Była to pierwsza jawna próba przeciwstawienia się
normom”, napisał historyk literatury Perry Miller 29.
Przeciwstawianie się władzy w ówczesnym Bostonie oznaczało rzucanie
wyzwania rodzinie Matherów oraz roli purytańskiego duchowieństwa
w życiu doczesnym, co zapowiedział James na pierwszej stronie
pierwszego numeru swej gazety. Niestety, obrał sobie za temat kwestię
szczepień na ospę, i w swym zapale stanął po niewłaściwej stronie.
Epidemie ospy w ciągu poprzednich 90 lat dziesiątkowały Massachusetts
w regularnych odstępach czasu. Epidemia z 1677 roku zabiła 700 osób,
czyli 12 procent ludności. W czasie epidemii z 1702 roku Cotton Mather,
którego troje dzieci zachorowało, lecz przeżyło, zaczął badać chorobę.
Kilka lat później zapoznał się z praktyką szczepienia; opowiedział mu
o niej jeden z jego czarnych niewolników, który przeszedł ten zabieg
w Afryce i pokazał Matherowi swą bliznę. Mather rozpytał u innych
czarnoskórych w Bostonie i dowiedział się, że szczepienie w niektórych
częściach Afryki było zwykłą praktyką.
Tuż przed tym, jak James Franklin zaczął wydawać swego „Couranta”
w roku 1721, z Indii Zachodnich przybył okręt HMS „Seahorse”, wiozący
ze sobą między innymi kolejną epidemię ospy. W ciągu kilku miesięcy
zmarło 900 spośród dziesięciu tysięcy mieszkańców Bostonu. Mather, który
nim został pastorem, kształcił się na lekarza, posłał do dziesięciu
praktykujących w Bostonie lekarzy (z których tylko jeden miał formalne
wykształcenie medyczne) list z podsumowaniem jego wiedzy
o afrykańskich szczepieniach i zachętą, by zaczęli stosować tę praktykę.
(Mather przeszedł długą drogę od czasu, gdy wierzył w przesądy i popierał
polowanie na czarownice w Salem).
Większość lekarzy odrzuciła ten pomysł. Podobnie (uzasadniając to
prawie wyłącznie chęcią utarcia nosa kaznodziejom) uczyniła nowa gazeta
Jamesa Franklina. Pierwszy numer „Couranta” (wydany 7 sierpnia 1721 r.)
zawierał esej młodszego przyjaciela Jamesa, Johna Checkleya, zuchwałego,
kształconego w Oksfordzie anglikanina. Jako cel swego literackiego
wypadu obrał purytańskie duchowieństwo, które „ucząc i praktykując
ortodoksję, modli się wytrwale przeciw chorobom, a jednak sprowadza
ospę!”. W numerze znalazła się też diatryba dr. Williama Douglassa,
jedynego w mieście lekarza z wykształceniem medycznym, który odrzucał
szczepienia jako „zwyczaj starych greckich kobiet”, Mathera zaś i innych
duchownych określił jako „sześciu pobożnych i uczonych panów,
pozbawionych jakiejkolwiek wiedzy w tej kwestii”. Był to pierwszy
przypadek, gdy gazeta atakowała – i to bardzo dobitnie – rządowy
establishment Ameryki 30.
Increase Mather, starzejący się nestor rodu, grzmiał: „Mogę jedynie
żałować biednego Franklina, który, choć młody, może niedługo zostać
wezwany na sąd przed Boży Tron”. Jego syn, Cotton Mather, napisał list do
konkurencyjnej gazety, potępiając „zuchwałą, skandaliczną gazetę
zatytułowaną »Courant«, wypełnioną bzdurami i niegodnymi obelgami”,
i porównując jej autorów do Klubu Piekielnego Ognia, osławionej grupy
heretyckich paniczyków z Londynu. Kuzyn Cottona, kaznodzieja
nazwiskiem Thomas Walter, dołączył się swoim gromkim tekstem
zatytułowanym Anty-Courant.
James Franklin, doskonale świadom, że ten publiczny spór podniesie
sprzedaż gazet, i pragnąc zarabiać na obydwu stronach sporu, z radością
przyjął zlecenie opublikowania i kolportażu repliki Thomasa Waltera.
Jednakże coraz bardziej personalny charakter sporu zaczął go niepokoić. Po
kilku tygodniach ogłosił we wstępniaku, że zamyka łamy swej gazety przed
Checkleyem, gdyż ten czynił spór zbyt jadowitym. Od tego czasu, jak
obiecywał, „Courant” stanie się „niewinną rozrywką” i będzie publikować
opinie popierające obie strony sporu o szczepionki, o ile będą one „wolne
od złośliwych uwag” 31.
Benjamin Franklin zdołał pozostać poza bitwą o ospę toczoną przez jego
brata z rodziną Matherów i nie wspomina o niej w swej autobiografii ani
w listach, co jest znaczącym przemilczeniem. Sugeruje to, że nie był dumny
ze strony, jaką poparła gazeta. Później został zdeklarowanym zwolennikiem
szczepień, szczególnie po tym, gdy w roku 1736 na ospę zmarł jego
czteroletni syn Francis. Miał też, jako chłopak z literackimi aspiracjami
i jako szukający poparcia wpływowych osób młodzieniec, zostać jednym ze
zwolenników Cottona Mathera, a po kilku latach także jego znajomym.
KSIĄŻKI
ZBIEG
I Na stronie 553 znajdują się krótkie biogramy głównych postaci w tej książce.
II Zob. s. 563, gdzie znajduje się zwięzła chronologia wydarzeń opisanych w tej książce.
Data urodzenia Franklina – 17 stycznia 1706 r. – i wszystkie inne daty, o ile nie
zaznaczono inaczej, podano zgodnie z obowiązującym współcześnie kalendarzem
gregoriańskim. Do roku 1752 Wielka Brytania i jej kolonie nadal korzystały z kalendarza
juliańskiego, który wówczas różnił się o 11 dni. Ponadto, za pierwszy dzień nowego roku
uważano nie 1 stycznia, ale 25 marca. Dlatego też w obowiązującym ówcześnie kalendarzu
urodziny Franklina odnotowano pod datą 6 stycznia 1705 r. Podobnie George Washington
urodził się 11 lutego 1731 r. starego stylu, jednakże obecnie jako jego datę urodzin podaje
się 22 lutego 1732 r.
III Oryg. Pilgrim’s Progress. Polskie wydania noszą różne tytuły, najnowsze z r. 1961
Wędrówka pielgrzyma.
IV W wolnym tłumaczeniu: „Milczka Dobroczyńska” – jak zobaczymy dalej, była to
fikcyjna dama – przyp. tłum.
V Public Credit (ang.) – kredyt publiczny.
Rozdział 3 – Czeladnik
Filadelfia i Londyn, 1723–1726
ZAKŁAD KEIMERA
NIEWIARYGODNY PATRON
LONDYN
KALWINIZM I DEIZM
WŁASNY ZAKŁAD
JUNTO
Franklin doskonale umiał łączyć ludzi. Lubił mieszać swe życie publiczne
z towarzyskim, i z radością wykorzystywał je do wspierania swego życia
zawodowego. Podejście to ujawniło się, gdy jesienią 1727 roku, krótko po
swym powrocie do Filadelfii, założył klub młodych czeladników, zwykle
nazywany „Klubem Skórzanego Fartucha”, oficjalnie zaś przezwanym
„Junto”.
Niewielki klub Franklina składał się z ambitnych rzemieślników
i czeladników, nie zaś z członków społecznej elity, posiadających własne
kluby dżentelmenów. Początkowo jego członkowie spotykali się
w piątkowe wieczory w miejscowej tawernie, wkrótce jednak mogli
wynająć lokal tylko dla siebie. Na spotkaniach omawiali aktualne
wydarzenia, debatowali nad zagadnieniami filozoficznymi, opracowywali
plany samodoskonalenia i stworzyli grupę wspierającą nawzajem swe
kariery.
To przedsięwzięcie było czymś typowym dla Franklina, który zdawał się
nieustannie gotów organizować kluby i stowarzyszenia dla dobra ogółu,
było też typowo amerykańskie. Gdy w kraju rozwijała się handlowa klasa
średnia, jej członkowie równoważyli swe indywidualistyczne ciągoty
skłonnością do zakładania klubów, lóż, stowarzyszeń i bractw. Franklin był
uosobieniem tych rotariańskich dążeń i po upływie ponad dwóch wieków
pozostał ich symbolem.
Junto Franklina początkowo liczył dwunastu młodych członków. Byli to:
jego partner w interesach Hugh Meredith; George Webb, inteligentny, ale
nierozważny uciekinier z Oksfordu, na służbie terminowej u Keimera;
Thomas Godfrey, szklarz i matematyk amator; Joseph Breintnall, skryba
i miłośnik poezji; Robert Grace, hojny miłośnik kawałów posiadający
niewielki rodzinny majątek; wreszcie William Coleman, rozsądny
i dobroduszny sprzedawca o surowych zasadach moralnych, który później
miał zostać znanym kupcem.
Poza miłym spędzaniem wolnego czasu, członkowie Junto często
pomagali sobie wzajemnie w sprawach osobistych i zawodowych. Godfrey
mieszkał w zakładzie Franklina, a jego żona gotowała dla ich obu.
Breintnall był przyjacielem, który załatwił zlecenie od kwakrów. Grace
i Coleman wsparli Franklina finansowo po zerwaniu z Meredithem.
Spotkania Junto były z woli Franklina poważne. Kandydaci na członków
musieli stanąć, położyć rękę na piersi i odpowiedzieć właściwie na cztery
pytania: „Czy żywi pan niechęć wobec któregokolwiek z obecnych
członków?”; „Czy kocha pan wszystkich ludzi niezależnie od religii
i zawodu?”; „Czy uważa pan, że ludzie powinni być karani ze względu na
swe opinie czy wierzenia?”; „Czy kocha pan i dąży do prawdy dla niej
samej?”.
Franklin obawiał się, że jego skłonność do rozmowy i robienia wrażenia
na innych skłaniała go do „gadulstwa, kpin i żartów”, które czyniły go
„miłym dla próżnego towarzystwa”. Wiedzę, jak rozumiał, „uzyskać można
było łatwiej, używając uszu, nie języka”. Tak więc w Junto zaczął pracować
nad wykorzystywaniem ciszy i łagodnego dialogu.
Jedną z metod, jakie wypracował podczas swych chłopięcych debat
z Johnem Collinsem w Bostonie, a potem w dysputach z Keimerem, było
prowadzenie rozmowy za pomocą łagodnych, sokratejskich zapytań. Stało
się to stylem stosowanym na spotkaniach Junto. Dyskusje miały być
prowadzone „bez zamiłowania do debat czy pragnienia zwycięstwa”.
Franklin uczył swych przyjaciół forsowania swych przekonań poprzez
sugestie i pytania, i używania (lub przynajmniej udawania) naiwnej
ciekawości, by unikać sprzeciwiania się ludziom w sposób mogący budzić
urazę. „Wszystkie wyrazy pewności opinii lub bezpośredniego sprzeciwu”,
wspominał, „były zakazane pod niewielką karą pieniężną”. Był to styl, do
jakiego zachęcać miał sześćdziesiąt lat później podczas konwencji
konstytucyjnej.
W dowcipnym artykule zatytułowanym O konwersacji, który napisał
wkrótce po założeniu Junto, Franklin podkreślał znaczenie ustępowania
albo przynajmniej sprawiania wrażenia ustępowania innym. Oczywiście,
nawet najmądrzejsze wypowiedzi mogły „niekiedy wzbudzać zazdrość
i niechęć”. Sekret, który pozwalał mu zdobywać przyjaciół i wpływy, brzmi
jak z książki Dale’a Carnegiego: „Gdy pragniesz zdobyć serca innych, nie
możesz sprawiać wrażenia rywala, ale zwolennika. Daj im wszelkie
możliwości wykazania się własnymi uzdolnieniami, a gdy już zaspokoisz
ich próżność, oni zaczną cię chwalić i cenić ponad innych. (…) Ludzie są
próżni, więc słuchanie innych jest znacznie pewniejszym sposobem na ich
zadowolenie niż dobre wysławianie się samemu” 6.
Franklin wymienił następnie wszystkie częste grzechy w konwersacji
„powodujące negatywne uczucia”; największym było „mówienie zbyt wiele
(…) co niezawodnie budzi niechęć”. Jedyną zabawną rzeczą u takich ludzi,
żartował, było przyglądanie się spotkaniu dwóch takich: „odczuwane przez
nich zakłopotanie jest widoczne na ich twarzach i w ich gestach; widzicie
ich, wpatrujących się w siebie i nieustannie wchodzących sobie w słowo,
i czekających z największą niecierpliwością na kaszlnięcie czy przerwę, by
móc wejść drugiemu w słowo”.
Inne grzechy na jego liście to, w kolejności: sprawianie wrażenia
niezainteresowanego, mówienie zbyt wiele o własnym życiu, wypytywanie
o osobiste sekrety („niewybaczalna niegrzeczność”), opowiadanie długich
i bezsensownych historii („najczęściej błąd ten popełniają ludzie starsi, co
jest głównym powodem, dla którego ich towarzystwa się często unika”),
sprzeciwianie się lub bezpośrednie dyskutowanie z kimś, kpienie lub
narzekanie na rzeczy więcej niż w małych i żartobliwych dozach („to jak
sól, mała ilość w niektórych przypadkach daje przyjemność, lecz sypana
bez umiaru psuje wszystko”), i rozpowiadanie skandali (choć później miał
napisać beztroskie teksty w obronie plotkarstwa).
Im był starszy, tym lepiej potrafił przestrzegać własnych rad (z kilkoma
sławnymi potknięciami). Mądrze stosował milczenie, używał pośredniego
stylu perswazji, a w dysputach udawał skromność i naiwność. „Gdy ktoś
twierdził coś, co uważałem za błędne, odmawiałem sobie przyjemności
sprzeciwienia mu się”. Zamiast tego zgadzał się po części, a odmienne
zdanie sugerował pośrednio. „Przez tych pięćdziesiąt lat nikt nigdy nie
słyszał, bym wypowiedział jakieś dogmatyczne stwierdzenie”, wspominał
w swojej autobiografii. Ten aksamitny i bierny styl okrężnej argumentacji
miał sprawić, że jednym wydawał się mędrcem, innym zaś nieszczerym
manipulantem, jednak niemal u nikogo nie budził oburzenia. Metoda ta
stała się też, często z powołaniem się na Franklina, podstawą
współczesnych podręczników zarządzania i samodoskonalenia.
Choć był najmłodszym członkiem Junto, dzięki swej intelektualnej
charyzmie i ujmującej konwersacji był nie tylko założycielem, ale i spiritus
movens klubu. Dyskutowano na różne tematy, od społecznych po naukowe
i metafizyczne. Większość była poważna, niektóre ekscentryczne,
wszystkie jednak ciekawe. Czy sprowadzanie terminowych sług zwiększało
dobrobyt Ameryki? Co czyni tekst dobrym? Dlaczego na zimnym kubku
kondensuje się wilgoć? Co składa się na szczęście? Czym jest mądrość?
Czy istnieje różnica pomiędzy wiedzą a rozwagą? Jeśli obce mocarstwo
pozbawia obywatela praw, czy ma on prawo do stawiania oporu?
Poza takimi tematami dyskusji, Franklin sporządził przewodnik po
rodzajach głosów w dyskusji, jakie każdy z członków mógł użytecznie
zabrać. Było ich łącznie 24; ponieważ ich praktyczność wiele mówi
o utylitarnym podejściu Franklina, warto przytoczyć ich większy fragment:
Franklin użył Junto jako odskoczni dla swych różnych pomysłów dla
pożytku publicznego. Początkowo grupa omawiała kwestię tego, czy
Pensylwania powinna zwiększyć ilość papierowego pieniądza w obiegu,
którą to propozycję Franklin mocno wspierał, ponieważ uważał, że będzie
ona korzystna dla gospodarki oraz, rzecz jasna, dla jego drukarni. (Franklin,
a zatem i Junto, szczególnie lubili projekty, które mogły przynieść korzyść
i ogółowi, i im osobiście). Gdy Junto przeniosło się do własnych,
wynajętych pomieszczeń, utworzono bibliotekę z książek dostarczonych
przez członków; stanowiła ona podstawę dla pierwszej utworzonej
w Ameryce biblioteki dla subskrybentów. Z Junto też wywodziły się
propozycje Franklina, by ustanowić podatek na opłacenie strażników
sąsiedzkich, na utworzenie ochotniczej straży pożarnej oraz założenie
akademii, która miała się stać Uniwersytetem Pensylwanii.
Wiele zasad i zapytań dla Junto było podobnych, choć nieco mniej
oceniających, do zaleceń opracowanych pokolenie wcześniej przez Cottona
Mathera dla dobroczynnych stowarzyszeń sąsiedzkich. Jedno z zapytań
Mathera brzmiało na przykład: „Czy istnieje jakaś osoba, której
nieuporządkowane zachowanie może być tak skandaliczne i niegodne, że
powinniśmy skierować do tej osoby nasze dobroczynne upomnienie?”.
Wzorem były także eseje Daniela Defoe Friendly Societies [Przyjazne
Towarzystwa] oraz Johna Locke’a pt. Rules of a Society which Met Once
a Week for the Improvement of Useful Knowledge [Zasady Towarzystwa
zbierającego się raz w tygodniu dla wzbogacenia użytecznej wiedzy], które
Franklin czytał 8.
W większości jednak szczere i skupione na samodoskonaleniu Junto było
unikalnym dziełem Franklina i częścią jego wkładu w amerykański
charakter. Z nim u steru towarzystwo kwitło przez trzydzieści lat. Choć
działało we względnej tajemnicy, przystąpić do niego chciało tak wielu, że
Franklin zachęcał członków do zakładania własnych klubów-córek.
Rozkwitło więc cztery czy pięć innych, Junto zaś stanowiło rozszerzenie
i wzmocnienie towarzyskiej natury Franklina. Tak jak on sam, Junto było
praktyczne, pracowite, dociekliwe, przyjazne, i niekiedy filozoficzne.
Chwaliło cnoty publiczne, wzajemne korzyści, doskonalenie siebie
i społeczeństwa, oraz przekonanie, że ciężko pracujący obywatele mogą
sobie radzić, czyniąc dobro. W skrócie, było to publiczne credo Franklina.
ESEJE BUSY-BODY
„PENNSYLVANIA GAZETTE”
MAŁŻEŃSTWO Z ROZSĄDKU
Gdy już zdobył sobie pozycję zawodową, Franklin zaczął pragnąć dobrej
żony. W kolonialnej Ameryce kawalerstwo było źle widziane, Franklin zaś
miał potrzeby seksualne, co do których wiedział, że wymagają dyscypliny.
Dlatego też zaczął szukać sobie partnerki, najlepiej posażnej.
W jego domu stołował się przyjaciel z Junto, szklarz i matematyk
Thomas Godfrey wraz z żoną, która zajmowała się gotowaniem posiłków
i prowadzeniem domu. Pani Godfrey zaproponowała małżeństwo z jedną ze
swych siostrzenic, którą Franklin uznał za „bardzo zdatną”. Rozpoczęły się
zaloty. Jako że powszechną praktyką były posagi, Franklin starał się
wynegocjować jego wysokość poprzez panią Godfrey: około 100 funtów,
czyli tyle, ile jeszcze wynosiło zadłużenie jego drukarni. Gdy rodzina
dziewczyny dała znać, że nie jest w stanie dać takiej sumy, Franklin złożył
raczej nieromantyczną propozycję, by zastawili swój dom.
Rodzina zerwała związek, czy to z oburzenia, czy też (jak podejrzewał
Franklin) w nadziei, że relacja rozwinęła się już tak bardzo, że młodzi
pobiorą się i bez posagu. Oburzony Franklin jednak nie chciał mieć już do
czynienia z dziewczyną, nawet gdy pani Godfrey dała do zrozumienia, że
byli gotowi na dalsze rozmowy.
Skończyły się nie tylko zaloty, ale kolejna przyjaźń Franklina. Godfrey
wyprowadził się, opuścił Junto, potem zaś druk swego niewielkiego
almanachu zlecił konkurentowi Franklina, Bradfordowi. Wiele lat później
Franklin pisał lekceważąco o człowieku, z którym niegdyś dzielił dach nad
głową, klub, i zapewne przyjacielskie uczucia. Godfrey „nie był miłym
towarzyszem. Jak większość znanych mi matematyków oczekiwał
niezwykłej precyzji w każdym słowie, lub też nieustannie zaprzeczał czy
uściślał nieistotne szczegóły, zakłócając całą konwersację”.
Oburzenie Franklina kazało mu niedługo potem opublikować
XII
w „Gazette” satyryczny tekst pod pseudonimem Anthony Afterwit . Ten
„uczciwy rzemieślnik” skarży się, że podczas zalecania się do kobiety, jej
ojciec sugerował, że wraz z nią otrzymać może suty spadek, przez co
„stworzył kilka dobrych planów” wydania pieniędzy. „Gdy starszy pan
dostrzegł, że się mocno zaangażowałem, i że związek był już tak silny, że
jego zerwanie nie byłoby łatwe (…) zabronił mi przychodzić do domu,
a córce swej oznajmił, że jeśli mnie poślubi, nie dostanie złamanego
szeląga”. Afterwit, w odróżnieniu od rzeczywistego Franklina, namawia
wybrankę do ucieczki i ślubu. „Nauczyłem się odtąd, że są na świecie i inne
stare zgredy, które przy użyciu tej sztuczki wydają swoje córki, nie
uszczuplając swego majątku”.
(Esej Anthony’ego Afterwita miał ciekawy efekt uboczny. Jego fikcyjna
żona, Abigail Afterwit, to nazwisko postaci stworzonej niemal dekadę
wcześniej przez Jamesa, poróżnionego z Franklinem brata, na łamach „New
England Courant”. James, który przeniósł się do Rhode Island,
przedrukował tekst Afterwita wraz z odpowiedzią niejakiej Patience
XIII
Teacraft . Benjamin przedrukował tę odpowiedź w swej filadelfijskiej
gazecie, a w roku następnym złożył bratu wizytę zakończoną pełnym
emocji pojednaniem. Zdrowie Jamesa szwankowało, i błagał on brata
o roztoczenie opieki nad swym dziesięcioletnim synem. Benjamin uczynił
to, opłacając edukację chłopca i biorąc go sobie na ucznia. Głównym
motywem autobiografii Franklina jest popełnianie błędów i naprawianie
ich, tak jakby był moralnym księgowym dokonującym bilansu rachunków.
Ucieczka od brata była, jak stwierdził Franklin, „jednym z pierwszych
uchybień mego życia”. Pomoc udzielona synowi Jamesa była sposobem na
wyrównanie rachunków. „Tak więc sowicie wynagrodziłem bratu służbę,
jakiej go pozbawiłem, opuszczając go tak wcześnie”).
Po przerwaniu zalotów do siostrzenicy pani Godfrey, Franklin rozglądał
się za innymi kandydatkami, odkrył jednak, że młodzi drukarze nie byli
wystarczająco cenieni, by móc liczyć na duży posag. Nie mógł spodziewać
się pieniędzy, chyba że poślubiłby kobietę, „której w innym przypadku nie
uważałbym za właściwą”. W swej autobiografii, którą zaczął pisać wiele lat
później w formie listu do syna z nieprawego łoża, jakiego spłodził w czasie
poszukiwania żony, Franklin napisał pamiętne zdanie: „Tymczasem trudna
do okiełznania namiętność młodości często pchała mnie w kontakty
z upadłymi kobietami, które spotykałem na swej drodze, co wiązało się
z pewnymi wydatkami i wielkim kłopotem” 23.
Deborah Read, dziewczyna, która śmiała się z niego, gdy dotarł po raz
pierwszy do Filadelfii, także znajdowała się w raczej desperackim
położeniu. Gdy Franklin zostawił ją i wyjechał do Londynu, otrzymała od
niego tylko jeden, krótki list. Popełniła więc błąd, wychodząc za uroczego,
lecz niegodnego zaufania garncarza nazwiskiem John Rogers. Nie był on
w stanie jej utrzymać, do Deborah zaś wkrótce dotarły plotki, że jej mąż
zostawił w Anglii żonę. Wróciła więc do matki, Rogers natomiast ukradł
niewolnika i uciekł do Indii Zachodniej, pozostawiając za sobą liczne długi.
Choć pogłoski mówiły, że zginął tam w bójce, potwierdzenia nie było, co
oznaczało, że Deborah miałaby trudności, by legalnie powtórnie wyjść za
mąż. Bigamia była wówczas karana 39 batami i dożywotnim więzieniem.
Od śmierci ojca Deborah jej matka ledwie wiązała koniec z końcem,
sprzedając leki domowej roboty. Wydrukowana przez Franklina reklama
mówi: „Wdowa Read (…) nadal wyrabia i sprzedaje swoją słynną maść na
świąd, którą uleczyła wielu ludzi (…) Maść zabija też lub przepędza
wszelkiego rodzaju robactwo po jednym czy dwóch dniach”. Franklin
często odwiedzał matkę z córką, udzielał im rad w interesach, i żal mu było
zubożałej Deborah. Obwiniał siebie o ich los, choć pani Read uprzejmie
wzięła na siebie większość winy, gdyż to ona sprzeciwiła się małżeństwu
przed wyjazdem Franklina do Londynu. Na szczęście dla wszystkich,
według Franklina, „nasze wzajemne uczucia się odrodziły”.
Mniej więcej w tym czasie Franklin opracował sobie metodę
podejmowania trudnych decyzji. „Moim sposobem jest podzielić kartkę
papieru linią na dwie kolumny, napisać nad jedną »za«, nad drugą zaś
»przeciw«”, wspominał potem. Następnie robił listę argumentów po obu
stronach i rozważał, jak bardzo są ważne. „Gdy znajdowałem po obu
stronach pary zdające się równoważyć, wykreślałem oba; jeśli znalazłem
argument »za« równie ważny jak dwa argumenty »przeciw«, skreślałem
wszystkie trzy”. Dzięki tej buchalterii dowiadywał się, „jak wygląda
bilans”.
Jakkolwiek było, ostatecznie bilans okazał się korzystny dla Deborah,
i we wrześniu 1730 roku zamieszkali ze sobą jako para małżeńska. Nie było
oficjalnej ceremonii. Stworzyli związek oparty na prawie powszechnym,
który chronił ich przed zarzutem bigamii, gdyby Rogers jednak się pojawił.
Tak się jednak nie stało. Franklin postrzegał swój związek z Deborah tak
jak pogodzenie się z bratem, jako przykład naprawienia popełnionego
wcześniej błędu. „W ten sposób naprawiłem wielkie uchybienie tak dobrze,
jak umiałem”, napisał Franklin później o swym wcześniejszym złym
potraktowaniu dziewczyny.
Franklina często się opisuje (lub też często mu się zarzuca), że był
bardziej praktyczny niż romantyczny, że myślał bardziej, niż czuł.
Opowieść o jego zwyczajowym małżeństwie z Deborah w pewnej mierze to
potwierdza. Ilustruje to jednak pewne niuanse jego charakteru: pragnienie
opanowania trudnych do poskromienia pasji poprzez rozsądek, oraz szczere
uczucia wobec swych bliskich. Nie był on podatny na pokrewieństwa dusz
czy poetyckie afekty; jego związki emocjonalne zwykły być bardziej
prozaiczne, wyrastające z partnerstwa, wspólnoty interesów, współpracy,
koleżeństwa i miłego spędzania czasu.
Gdyby wybrał na żonę pannę z posagiem, zapewne wniosłaby ona także
kosztowne aspiracje towarzyskie. Zamiast tego Franklin znalazł „dobrą
i wierną pomocnicę”, która była oszczędna, praktyczna i pozbawiona
pretensji, które to cechy, jak później zauważył, były cenniejsze dla drukarza
na dorobku. Ich związek przynosił obojgu korzyści, choć bez
romantycznych uniesień, aż do śmierci Deborah 44 lata później. Jak
Franklin miał wkrótce kazać powiedzieć Biednemu Richardowi
w almanachu: „Przed ślubem miej oczy otwarte; po ślubie –
półprzymknięte” 24.
WILLIAM
OSZCZĘDNA TOWARZYSZKA
FRANCIS
VI Czcionkami zamówionymi przez Franklina były wzory stworzone w początku lat 20.
XVIII w. przez sławnego londyńskiego typografa Williama Caslona; stanowią one wzór
dla czcionki Adobe Caslon, użytej w tej książce.
VII „You hinted at me in your paper. Which now has made me draw my rapier. With
scornful eye, I see your hate. And pity your unhappy fate”.
VIII Nieprzetłumaczalne; ang. „died” (zmarł), „dined” (jadł) – przyp. tłum.
IX Nieprzetłumaczalne, ang. „mad” i „made” – przyp. tłum.
X Stonecutter, dosł. „tnący kamienie”; jednakże „stones” kolokwialnie znaczy też tyle,
WOLNOMULARZE
WIELKIE PRZEBUDZENIE
WOJNY WYDAWCÓW
SALLY FRANKLIN
POLLY BAKER
PENSYLWAŃSKA MILICJA
EMERYTURA
ELEKTRYCZNOŚĆ
MIEJSCE W PANTEONIE
AKADEMIA I SZPITAL
NIEWOLNICTWO I RASA
Proces ten rozpoczął się w roku 1753, gdy Franklin został mianowany
jednym z trzech komisarzy z Pensylwanii, którzy mieli wziąć udział
w konferencji z grupą indiańskich wodzów w Carlisle, w połowie drogi
pomiędzy Filadelfią a rzeką Ohio. Celem było pozyskanie Indian
Delawarów, rozzłoszczonych na Pennów za oszukiwanie ich w ramach tak
zwanego „chodzonego zakupu” (stary akt własności dawał Pennom kawał
indiańskiej ziemi, której rozmiar określono jako tyle, ile można przejść
w półtora dnia. Thomas Penn wynajął trzech krzepkich biegaczy, którzy
biegli nieprzerwanie przez 36 godzin, zajmując w ten sposób znacznie
więcej ziemi niż planowano). Po stronie Pensylwańczyków było Sześć
Plemion związku Irokezów, do którego należały plemiona Mohawków
i Seneków.
Do Carlisle przybyło ponad stu Indian. Gdy Pensylwańczycy
przedstawili im tradycyjne wampum, w tym przypadku prezenty warte
XVII
imponujące 800 funtów , wódz Irokezów Skarouyady zaproponował
warunki pokoju. Biali osadnicy winni wycofać się na wschód od
Appalachów, ich kupcy powinni zostać ujęci w karby tak, by działali
uczciwie i sprzedawali Indianom więcej amunicji i mniej rumu. Chcieli też
zapewnienia, że Anglicy będą ich bronić przed Francuzami, którzy
umacniali się w dolinie Ohio.
Pensylwańczycy ostatecznie zobowiązali się jedynie do ściślejszego
kontrolowania swoich kupców, w efekcie czego Delawarowie stopniowo
przeszli na stronę francuską. Ostatniego wieczoru Franklin ujrzał
przerażający przykład skutków spożywania rumu. Pensylwańczycy
odmówili sprezentowania go Indianom przed zakończeniem spotkania, gdy
zaś zakaz ten został cofnięty, nastąpiła libacja. Jak pisał Franklin:
CATHERINE RAY
Po konferencji w Albany Franklin ruszył w objazd swoich okręgów
pocztowych, których zwieńczeniem była wizyta w Bostonie. Nie był tam od
śmierci matki dwa lata wcześniej, i spędzał czas ze swą rozległą rodziną,
organizując im pracę i terminowanie. Zatrzymawszy się u swego brata
Johna, poznał zachwycającą młodą kobietę, która stała się pierwszym
intrygującym przykładem jego wielu romantycznych, gorących – i zapewne
nigdy nieskonsumowanych – flirtów.
Catherine Ray była żywą i hożą dwudziestotrzylatką z Block Island. Jej
siostra była żoną pasierba Johna Franklina. Wówczas
czterdziestoośmioletni Franklin natychmiast został oczarowany i sam
czarował. Catherine była zajmująca w rozmowie; taki był też Franklin, jeśli
chciał zrobić wrażenie, doskonale potrafił też słuchać. Grali w grę, w której
starał się odgadnąć jej myśli; nazwała go czarownikiem i uwielbiała jego
uwagę. Robiła śliwki w cukrze; on mówił, że były najlepsze, jakie
kiedykolwiek jadł.
Gdy po tygodniu nadszedł czas jej wyjazdu z Bostonu w odwiedziny do
innej siostry w Newport, on postanowił jej towarzyszyć. W drodze ich źle
podkute konie miały trudności z pokonywaniem oblodzonych wzgórz;
trapiły ich lodowate deszcze, raz nawet zabłądzili. Jednak po wielu latach
mieli wspominać radość, jaką dawały im wielogodzinne rozmowy,
dyskutowanie pomysłów i delikatny flirt. Po dwóch dniach wizyty u jej
rodziny w Newport odprowadził ją na statek płynący na Block Island.
„Stałem na nabrzeżu”, pisał do niej niedługo potem, „i patrzyłem za Tobą,
aż nie mogłem Cię już rozpoznać, nawet przez lunetę”.
Wyjechał do Filadelfii z ociąganiem, zwlekając po drodze przez całe
tygodnie. Gdy wreszcie dotarł do domu, czekał na niego list od niej.
W ciągu kolejnych kilku miesięcy miał do niej napisać sześć razy, a do
końca życia mieli wymienić ponad 40 listów. Franklin większości z nich nie
zachował, być może z przyzwoitości, jednak ocalała korespondencja
zdradza niezwykłą przyjaźń i daje wgląd w jego stosunki z kobietami.
Czytając ich listy, a zwłaszcza czytając między wierszami, można
odnieść wrażenie, że Franklin dokonał kilku żartobliwych zabiegów, przed
którymi Caty łagodnie się uchyliła, on zaś zdawał się z tego powodu
jeszcze bardziej ją szanować. „Śnieżne płatki czyste jak Twa dziewicza
niewinność, białe jak Twa cudowna pierś – i równie zimne”. W liście
napisanym kilka miesięcy później pisał o życiu, matematyce, i roli
„mnożenia” w małżeństwie, dodając: „Chętnie nauczyłbym Cię tego sam,
Ty jednak powiedziałaś, że jest na to jeszcze czas, i nie chciałaś lekcji”.
Mimo to listy Caty do niego były płomienne. „Nieobecność raczej
wzmacnia, niż osłabia me uczucia”, pisała. „Kochaj mnie choćby tysiąc
razy mniej niż ja Ciebie”. Jej listy były pełne uczucia i smutku, co
dowodziło jej przywiązania, mimo to jednak opisywała mężczyzn
zabiegających o jej rękę. Błagała, by niszczył jej listy po przeczytaniu.
„Napisałam tysiąc rzeczy, których nie powinnam była napisać”.
Franklin zapewnił ją, że będzie dyskretny. „Możesz pisać swobodnie
wszystko, co uznasz za stosowne, bez najmniejszej obawy o to, że
ktokolwiek zobaczy te listy poza mną”, obiecywał. „Wiem bardzo dobrze,
że najbardziej niewinne wyrazy gorącej przyjaźni (…) pomiędzy osobami
różnych płci są podatne na błędne interpretacje przez podejrzliwe umysły”.
To, wyjaśniał, było przyczyną oględności w jego listach. „Choć Ty piszesz
więcej, ja piszę mniej, niż myślę”.
Tak oto pozostały nam ocalałe listy wypełnione jedynie kuszącym
flirtem. Posłała mu nieco śliwek w cukrze, które dodatkowo doprawiła (jak
się zdaje) pocałunkiem. „Wszystkie są posłodzone tak, jak lubiłeś”, pisała.
On w odpowiedzi pisał: „Śliwki dotarły całe i były tak słodkie ze
wspomnianej przez Ciebie przyczyny, że ledwie czułem cukier”. Pisał
o „przyjemnościach życia” i dodał: „Wciąż jeszcze wszystkimi władam”.
Ona pisała o przędzeniu długiej nici, on zaś odpisał: „Chciałbym złapać
jeden jej koniec i przyciągnąć Cię do siebie”.
Jak jego lojalna i cierpliwa żona Deborah znajdowała się w tym flircie na
odległość? Co dziwne, zdawał się wykorzystywać ją jako tarczę, tak z Caty,
jak i z innymi młodymi kobietami, z którymi czasem miewał styczność, tak
by utrzymywać swoje związki po bezpiecznej stronie przyzwoitości.
Zawsze wspominał o niej i chwalił jej cnoty niemal w każdym pisanym do
Caty liście. Było to tak, jakby pragnął utrzymać zapał Caty w ryzach
i pozwolić jej zrozumieć, że choć jego uczucie było prawdziwe, jego flirty
były jedynie rozrywką. Może też, skoro jego seksualne umizgi zostały
odrzucone, pragnął pokazać (lub udawać), że nie były poważne. „Niemal
zapomniałem, że mam dom”, wspomniał, opisując Caty swą podróż
powrotną po ich pierwszym spotkaniu. Wkrótce jednak zaczął „myśleć
o domu i tęsknić do niego, a im bliżej byłem, tym przyciąganie to było
silniejsze i silniejsze”. Jechał więc coraz szybciej, pisał, „do mojego domu
i do ramion mojej dobrej, starej żony i dzieci, gdzie, dzięki Bogu,
pozostaję”.
Tej samej jesieni jeszcze dobitniej przypomniał Caty, że jest żonaty. Gdy
posłała mu w prezencie ser, opisał: „Pani Franklin była bardzo dumna, że
pewna młoda dama tak bardzo ceniła sobie jej starego męża, by przysłać
taki prezent. Mówimy o Tobie zawsze, gdy trafia on na stół”. Ten i kolejne
listy napisane do niej miały interesującą cechę: mówiły mniej o charakterze
jego relacji z Caty niż o mniej namiętnym, lecz niebywale komfortowym
związku z jego żoną. Jak pisał Caty: „Jest pewna, że jesteś rozsądną
dziewczyną (…) i mówi o przekazaniu mnie Tobie jako spadku.
Powinienem jednak życzyć Ci lepszego, i mam nadzieję, że dożyje ona stu
lat; ponieważ zestarzeliśmy się razem, a jeśli ma ona jakieś wady, tak do
nich przywykłem, że już ich nie dostrzegam (…) Życzmy więc wspólnie
starszej pani długiego i szczęśliwego życia”.
Zamiast po prostu kontynuować flirt, Franklin zaczął dawać Caty
ojcowskie rady o obowiązkach i cnocie. „Bądź dobrą dziewczyną”, pisał,
„póki nie zdobędziesz dobrego męża; a wtedy zostań w domu, chowaj
dzieci i żyj po chrześcijańsku”. Miał nadzieję, że gdy ponownie ją
odwiedzi, znajdzie ją w otoczeniu „pulchnych, żywych, rumianych małych
łobuziaków takich jak ich mama”. Tak się też stało. Gdy następnym razem
się spotkali, była żoną Williama Greene’a, przyszłego gubernatora Rhode
Island, z którym miała mieć sześcioro dzieci 16.
Co mamy więc sądzić o tym związku? Z pewnością możemy dostrzec
znamiona romantycznego zafascynowania. O ile jednak Franklin nie pisał
oględnie celem ochrony jej reputacji (i swojej też), związek miał charakter
radosnego przekomarzania się, a nie fizycznej bliskości. Zapewne był
typowy dla wielu flirtów, jakie miał mieć z biegiem lat z młodymi
kobietami: trochę kosmate w zabawny sposób, pochlebne dla obu stron,
pełne intymnych wyznań i angażujące serce i umysł. Mimo reputacji
lubieżnika, której starał się nie zwalczać, nie ma dowodu na to, by miał po
ślubie z Deborah kontakty seksualne z innymi kobietami.
Claude-Anne Lopez, była dyrektor projektu „Dokumenty Franklina”
w Yale, spędziła całe lata na badaniu jego prywatnego życia. Jej
charakterystyka relacji, jakie miał z kobietami takimi jak Catherine Ray,
wydaje się jednocześnie przenikliwa i wiarygodna:
NOWE ZADANIE
W drodze przez Atlantyk latem 1757 roku Franklin zauważył coś w innych
statkach konwoju. Większość tworzyła wielkie ślady torowe. Pewnego dnia
jednak powierzchnia oceanu za dwoma z nich zrobiła się dziwnie spokojna.
Jak zawsze ciekawy, zapytał kogoś o przyczyny tego zjawiska. Jak mu
powiedziano: „Kukowie wylewali tłustą wodę przez spływniki, przez co
burty stały się tłuste”.
Wyjaśnienie to nie zadowoliło Franklina. Wspomniał słowa Pliniusza
Starszego, rzymskiego senatora i uczonego z I wieku n.e., który uciszył
wzburzoną wodę, wylewając na nią oliwę. W kolejnych latach Franklin
miał wykonać wiele eksperymentów z olejem i wodą, a nawet opracować
sztuczkę salonową, w której uspokajał fale, dotykając ich laską zawierającą
ukryty zbiorniczek z olejem. Metafora, choć oczywista, jest zbyt dobra, by
się jej oprzeć. Franklin z natury lubił znajdywać przemyślne sposoby na
uspokajanie wzburzonych wód. Jednak w czasie jego dyplomatycznej misji
w Anglii instynkt ten miał go zawieść 1.
Także podczas rejsu jego statek ledwie uniknął rozbicia o wyspy Scilly
podczas próby wymknięcia się we mgle francuskim korsarzom. Franklin
opisał swoją wdzięczność w liście do żony: „Gdybym był rzymskim
katolikiem, zapewne z tej okazji poprzysiągłbym wznieść kaplicę jakiemuś
świętemu”, pisał. „Ponieważ jednak nim nie jestem, gdybym miał
poprzysięgać budowę czegokolwiek, byłaby to latarnia morska”. Franklin
zawsze chlubił się swym instynktowym poszukiwaniem praktycznych
rozwiązań, jednakże także i ten instynkt miał go zawieść w Anglii 2.
Powrót pięćdziesięciojednoletniego Franklina do Londynu nastąpił
niemal po 33 latach po jego pierwszej tam bytności jako nastoletniego
drukarza. Jego zadaniem jako posła Pensylwanii był lobbing przemieszany
z umiejętną dyplomacją. Niestety, jego zwykłe umiejętności obserwacji,
poczucie praktyczności i umiaru i łagodne usposobienie musiały oddać
pierwszeństwo frustracji i rozgoryczeniu. Jednak mimo niepowodzenia
swej dyplomatycznej misji, niektóre aspekty jego pobytu w Londynie –
towarzystwo uwielbiających go, kosmopolitycznych intelektualistów,
stworzenie miłego domowego życia podobnego do tego z Filadelfii – miały
bardzo utrudnić mu pożegnanie z Londynem. Początkowo uważał, że jego
misja zakończy się w ciągu pięciu miesięcy, ostatecznie jednak pozostał
pięć lat, a potem, po krótkiej przerwie spędzonej w domu, kolejnych
dziesięć.
Franklin przybył do Londynu w lipcu w towarzystwie swego syna,
Williama, wówczas około dwudziestosześcioletniego, i dwóch niewolników
będących ich służącymi. Powitał ich Peter Colinson, długoletni
korespondent Franklina, londyński kupiec, botanik i kwakier, który
pomagał gromadzić książki do pierwszej biblioteki Junto, później zaś
opublikował listy Franklina o elektryczności. Collinson ugościł Franklinów
w swoim domu tuż na północ od Londynu, i natychmiast zaprosił innych,
takich jak drukarza Williama Strahana, którzy podobnie jak on byli
zachwyceni możliwością osobistego spotkania z człowiekiem legendą,
którego znali dotychczas wyłącznie z wieloletniej korespondencji 3.
Po kilku dniach Franklin znalazł mieszkanie (w tym pokój dla swoich
elektrycznych doświadczeń) w przytulnym, acz wygodnym
czteropiętrowym szeregowym domu przy Craven Street, pomiędzy
Strandem a Tamizą tuż obok dzisiejszego Trafalgar Square, kilka kroków
od siedzib ministerstw przy Whitehall. Jego gospodynią była rozsądna
i bezpretensjonalna kobieta w średnim wieku nazwiskiem Margaret
Stevenson. Miał z nią nawiązać familiarne stosunki, pełne ciekawości
i przyziemności, stanowiące kopię wygodnego małżeństwa z rozsądku,
jakim cieszył się z Deborah w Filadelfii. Jego londyńscy przyjaciele często
traktowali Franklina i panią Stevenson jako parę, zapraszając ich razem na
kolacje i zapytując o nich oboje w listach. Choć jest możliwe, że ich relacja
miała jakiś aspekt seksualny, nie było między nimi szczególnej
namiętności, i nie wywołała ona w Londynie większych plotek czy
skandalu 4.
Bardziej skomplikowane były jego stosunki z jej córką, Mary, znaną jako
Polly. Była żywą i miłą osiemnastolatką, obdarzoną dociekliwym
intelektem, jaki Franklin uwielbiał u kobiet. Pod pewnymi względami Polly
stanowiła w Londynie odpowiedniczkę jego córki, Sally. Traktował ją
w dobrotliwy, wręcz ojcowski sposób, ucząc ją życia i moralności, jak
i przekazując jej wiedzę naukową. Była ona też jednak angielską wersją
Caty Ray, ładną młodą dziewczyną o radosnym usposobieniu i żywym
umyśle. Jego listy do niej przybierały niekiedy charakter flirtu i obdarzał ją
skupioną uwagą, której nie skąpił lubianym przez siebie kobietom.
Franklin spędzał wiele godzin na rozmowach z Polly, której ciekawość
oczarowała go, a gdy wyjechała na wieś do ciotki, prowadził z nią
zadziwiającą korespondencję. W ciągu lat spędzonych w Londynie pisał do
niej częściej niż do własnej rodziny. W niektórych listach flirtował. „Nie
ma dnia, bym o Tobie nie myślał”, pisał jej mniej niż rok po ich pierwszym
spotkaniu. Ona posyłała mu drobne prezenty. „Otrzymałem podwiązki,
które byłaś miła mi wydziergać”, pisał w jednym z listów. „Tylko takie
mogę nosić, jako że nie nosiłem żadnych przez 20 lat, póki nie zaczęłaś
mnie zaopatrywać (…) Bądź pewna, że będę myślał o Tobie tak często,
nosząc je, jak Ty myślałaś o mnie, robiąc je dla mnie”.
Tak jak z Caty Ray, jego relacja z Polly była związkiem umysłu
w równym stopniu, co serca. Opisywał jej długo i bardzo szczegółowo, jak
działają barometry, jakie barwy pochłaniają ciepło, jak przewodzona jest
elektryczność, jak powstają trąby powietrzne i jak księżyc oddziałuje na
pływy. Osiem z tych listów zostało później zawartych w poprawionym
wydaniu jego tekstów o elektryczności.
Wypracował też z Polly coś, co w praktyce było korespondencyjnymi
kursami, by uczyć ją wielu tematów. „Najprostszym sposobem działania,
jak sądzę, jest, byś przeczytała pewne książki, które Ci polecę”,
proponował. „Będą one stanowiły tematykę Twoich listów do mnie i,
w efekcie, także moich do Ciebie”. Takie bycie intelektualnym mentorem
było dla niego najwyższą formą schlebiania młodej kobiecie. Jak zakończył
jeden z listów: „Napisawszy sześć stron in folio o filozofii do młodej
dziewczyny, czyż konieczne jest kończyć taki list jakimś komplementem?
Czyż on sam nie mówi, że ma Ona umysł głodny wiedzy i zdolny do jej
przyjęcia?” 5.
Jego jedyną obawą było, że Polly potraktuje swą naukę zbyt poważnie.
Mimo że doceniał jej umysł, Franklin wzdrygnął się, gdy zasugerowała swe
pragnienie poświęcenia się nauce kosztem wyjścia za mąż i urodzenia
dzieci. Postanowił więc udzielić jej ojcowskich nauk. W odpowiedzi na jej
sugestię, że mogłaby „żyć samotnie” przez resztę życia, postanowił ją
pouczyć o „obowiązku” kobiety do posiadania rodziny:
Polly wzięła sobie pouczenie do serca. „Dziękuję Ci, mój drogi perceptorze,
za Twoją szczodrość w zaspokajaniu mojej ciekawości”, odpisała. „Jako że
moją największą ambicją jest uczynić się miłą w Twoich oczach, będę
uważać, by nigdy nie przekraczać przepisywanych przez Ciebie granic
umiarkowania”. Potem, przez następnych kilka tygodni, zajęli się obszerną
dysputą, pełną wyników obserwacji i różnych teorii na temat oddziaływania
pływów na przepływ wody w ujściu rzeki 6.
Polly miała z czasem wyjść za mąż, urodzić troje dzieci i owdowieć,
jednak cały czas pozostawała niebywale blisko z Franklinem. Jak miał
napisać do niej w roku 1783, pod koniec życia: „Nasza przyjaźń była
niczym słoneczny dzień, bez jednej chmury na nieboskłonie”. Miała być
przy nim, gdy umierał, 33 lata po ich pierwszym spotkaniu 7.
Margaret i Polly Stevenson stanowiły replikę rodziny pozostawionej
w Filadelfii, równie wygodnej i stymulującej intelektualnie. Co więc
oznaczało to dla jego prawdziwej rodziny? Angielski przyjaciel Franklina
William Strahan wyrażał zaniepokojenie. Napisał do Deborah, próbując
przekonać ją, by dołączyła do męża w Londynie. Ona była jednak
przeciwieństwem niemogącego usiedzieć na miejscu Franklina, nie miała
ochoty podróżować i panicznie bała się morza. Strahan zapewnił ją, że nikt
nigdy nie zginął w podróży z Filadelfii do Londynu, choć nie wspomniał,
że pomijał w ten sposób wielu, którzy zginęli, płynąc podobną trasą. Rejs
byłby też wielką atrakcją dla Sally, pisał Strahan.
To była słodka część listu, kusząca marchewka. Jednak zaraz potem
nastąpiły dość aroganckie rady, wręcz nieuprzejme, które zawierały słabo
zawoalowane ostrzeżenia odzwierciedlające to, co Strahan wiedział
o naturze Franklina. „Droga Pani, jak wiem, tutejsze damy postrzegają go
w dokładnie tym samym świetle, co ja, piszę więc, że powinna Pani
przybyć z możliwie wielkim pośpiechem, by zadbać o swoje interesy; nie
dlatego, bym nie uważał go za równie wiernego dla swej Joan [poetyckie
przezwisko nadane Deborah przez Franklina] jak każdy, ale dlatego, że któż
może wiedzieć, co jest w stanie zdziałać wielokrotna i silna pokusa, gdy
znajduje się on tak daleko od Pani”. Gdyby Deborah nie zrozumiała
wskazówki, Strahan dodał na samym końcu listu jadowite zapewnienie:
„Nie mogę zakończyć, nie informując Pani, że Pan F. ma szczęście
mieszkać u bardzo dyskretnej damy, która szczególnie dba o niego, która
troszczyła się o niego w czasie ciężkiego przeziębienia z troską i czułością,
którym zapewne mogłyby dorównać tylko Pani; sądzę więc, że nie mogłaby
Pani być zastąpioną lepiej, póki nie przybędzie tu Pani celem wzięcia go
osobiście pod opiekę” 8.
Franklin lubił Deborah, polegał na niej i szanował jej solidną, prostą
naturę, wiedział jednak, że wyrafinowany londyński świat nie był dla niej.
Wydawał się więc dość obojętny w kwestii ściągnięcia jej do Anglii –
i typowo dla siebie realnie pochodził do prawdopodobieństwa jej przybycia.
„[Strahan] postanowił założyć się ze mną o znaczną sumę, że list, który do
Ciebie napisał, ściągnie Cię natychmiast tutaj”, pisał. „Powiedziałem mu,
że nie zamierzam go okradać, ponieważ jestem pewien, że nie ma
dostatecznie silnej zachęty, by skłonić Cię do przepłynięcia morza”. Gdy
odpisała, że rzeczywiście pozostaje w Filadelfii, Franklin nie okazał
smutku: „Twoja odpowiedź Panu Strahanowi była dokładnie taka, jaką być
powinna. Byłem z niej bardzo zadowolony. Wyobrażał sobie, że jego
retoryka i sztuka z pewnością Cię tu sprowadzą”.
W swych listach do domu Franklin kroczył po cienkiej linii zapewniania
Deborah, że jest pod dobrą opieką, zapewniając też jednak, że brak mu jej
miłości. Gdy kilka miesięcy po przyjeździe zachorował, napisał:
„Przekazałem Twoje pozdrowienia pani Stevenson. Jest rzeczywiście
bardzo uczynna, bardzo dba o moje zdrowie, i jest bardzo troskliwa, jeśli
odczuwam jakąkolwiek niedyspozycję; jednak po tysiąckroć wolałbym przy
sobie Ciebie i moją małą Sally. (…) Wielka różnica jest być w chorobie
poddanym czułej trosce wynikającej ze szczerej miłości”.
Wraz z listem przesłał wiele prezentów, z których część, pisał, została
wybrana przez panią Stevenson. W paczce znajdowała się porcelana, cztery
„najnowsze, lecz najbrzydsze” londyńskie łyżki do soli, „niewielkie
narzędzie do drenowania jabłek, inne zaś do robienia małych rzepek
z wielkich”, koszyk dla Sally od pani Stevenson, podwiązki dla Deborah
wydziergane przez Polly („która zaszczyciła mnie parą podobnych”),
dywany, koce, obrusy, materiał na suknię wybrany dla Deborah przez panią
Stevenson, wygaszarki do świec i dość innych drobiazgów, by uśmierzyć
jakiekolwiek poczucie winy 9.
Deborah była zwykle spokojna co do kobiet w życiu Franklina.
Przesyłała mu wszystkie wieści i plotki z domu, w tym najnowsze wieści od
Caty Ray, proszącej o rady w sprawie jej życia uczuciowego. „Cieszę się,
że Panna Ray ma się dobrze, i że korespondujecie”, pisał w odpowiedzi
Franklin, choć prosił ją, by nie była „zbyt skora do udzielania rad w takich
przypadkach”.
Ich korespondencja w większości zawierała niewiele treści uczuciowych
czy intelektualnych, jakie można było znaleźć w listach wymienianych
przez Franklina z Polly, Caty Ray, czy później z jego paryskimi
przyjaciółkami. Nie pisał też jej wiele o polityce, co często czynił w listach
do swej siostry Jane Mecom. Choć zawierały, jak się zdaje, szczere oddanie
dla Deborah i dla praktycznej natury ich związku, nie ma w nich znaku
poważniejszego partnerstwa, jakie tak wyraźnie widać na przykład
w korespondencji Johna Adamsa z jego żoną Abigail.
Wreszcie, gdy misja Franklina przeciągała się, listy Deborah zaczęły
wyrażać większą tęsknotę i żal, zwłaszcza po tym, jak jej matka zginęła
w strasznym pożarze w kuchni w 1760 roku. Niedługo potem napisała mu
niezgrabnie o swej samotności i lękach, jakie wywoływały docierające do
niej plotki o nim i innych kobietach. Odpowiedź Franklina, choć
uspokajająca, napisana została w chłodnym, abstrakcyjnym tonie:
„Niepokoi mnie, że tak wiele strapienia budzą w Tobie płoche doniesienia”,
pisał. „Bądź pewna, moja droga, że choć mam moje zmysły i Bóg zapewnia
mi obronę, nie uczynię niczego niegodnego uczciwego człowieka, kogoś,
kto kocha swoją rodzinę” 10.
ZMAGANIA Z PENNAMI
Peter nadal jest ze mną, i zachowuje się tak dobrze, jak mógłbym
oczekiwać w kraju, w którym jest tak wiele okazji kuszących dla
nawet najlepszych sług. Ma kilka wad, jak wszyscy, [jednak patrzę
na nie] tylko jednym okiem i słucham tylko jednym uchem; żyjemy
więc całkiem wygodnie. King, o którego zapytywałaś, już z nami
nie mieszka. Uciekł z naszego domu blisko dwa lata temu, gdy
wyjechaliśmy na prowincję; wkrótce jednak znalazł się w Suffolk,
gdzie został przyjęty na służbę damy, która bardzo pragnęła uczynić
go chrześcijaninem i przyczynić się do jego edukacji
i doskonalenia 24.
Tak jak traktował Petera, tak też na razie traktował niewolnictwo: widział
wady tylko jednym okiem, słuchał o nich tylko jednym uchem, i żył z nim
całkiem wygodnie, choć w coraz mniejszym stopniu. Ewolucja jego
poglądów na niewolnictwo i rasę trwała. Wkrótce miał zostać wybrany
członkiem rady angielskiego dobroczynnego Towarzystwa Doktora Braya,
którego celem była budowa szkół dla czarnoskórych w koloniach.
Wraz z Williamem Franklin spędził wiosnę i lato 1758 roku, podróżując
po Anglii, pławiąc się w gościnności i pochwałach swych intelektualnych
fanów. Podczas wizyty na Uniwersytecie w Cambridge wspólnie ze
sławnym chemikiem Johnem Hadleyem przeprowadził serię doświadczeń
z parowaniem. Franklin już wcześniej badał efekty chłodnicze różnych
płynów w zależności od tempa ich parowania. Wraz z Hadleyem
eksperymentowali z eterem, który odparowuje bardzo szybko.
W temperaturze 18 stopni Celsjusza wielokrotnie pokrywali koniec
termometru eterem i używali miechów do przyspieszenia parowania.
„Kontynuowaliśmy eksperyment; jeden z nas nawilżał termometr, a drugi
dmuchał z miecha celem przyspieszenia parowania. Słupek rtęci opadał
I
nieustannie, aż osiągnął 14 stopni poniżej temperatury zamarzania” , pisał
Franklin. „Eksperyment ten pozwala zobaczyć, że można zamarznąć na
śmierć w ciepły, letni dzień”. Spekulował też – słusznie – że letnie wiatry
nie chłodzą ludzi same z siebie; poczucie chłodu bierze się ze
zwiększonego parowania ludzkiego potu wywołanego przez podmuch
wiatru.
Swe badania nad ciepłem i chłodzeniem, choć nie tak przełomowe jak te
nad elektrycznością, miał kontynuować przez całe życie. Poza
eksperymentami z parowaniem, badał dalej kwestię pochłaniania ciepła
przez różne barwy, to, że materiały dobrze przewodzące elektryczność,
takie jak metal, jednocześnie dobrze przewodzą ciepło, starał się też
udoskonalić konstrukcję pieców. Jak zwykle jego atutem nie było
opracowywanie abstrakcyjnych teorii, ale praktycznych zastosowań, które
mogły przydać się w codziennym życiu 25.
Wizyta w Cambridge zrobiła takie wrażenie, że w końcu lata zaproszono
go tam ponownie jako gościa na inaugurację roku akademickiego. „Moja
próżność została w niemałej mierze zadowolona okazywanym mi
szczególnym uznaniem”, przyznał Deborah. Jednak gdy jesienią powrócił
do Londynu, nie czekały go wyrazy uznania 26.
REAKCJA PENNÓW
„NAJGŁĘBSZE SZCZĘŚCIE”
KANADA I IMPERIUM
POCZTMISTRZ PERYPATETYK
Gdy w lutym 1763 roku, trzy miesiące po powrocie ojca, William Franklin
dotarł do Filadelfii, wszelkie napięcia pomiędzy nimi szybko się
rozładowały. William wraz z młodą żoną spędzili w ich domu cztery dni,
dochodząc do siebie po przerażającym zimowym rejsie przez Atlantyk, po
czym ojciec wyprawił syna do New Jersey. Miejscowe towarzystwo
odprowadzało ich saniami podczas zadymki śnieżnej do Perth Amboy,
wioski liczącej 200 domów. Tam William został zaprzysiężony na
gubernatora, skąd udano się następnie do drugiej stolicy kolonii –
Burlington – gdzie uroczystości zakończyły się „ogniskami, biciem
w dzwony i strzelaniem z dział”.
W Filadelfii wrogowie Franklina byli oburzeni faktem, że jego syn
uzyskał królewską nominację. Jednak właściciel William Penn w liście
z Anglii sugerował, że może ona mieć pozytywne skutki. „Mówiono mi, że
pan Franklin stanie się bardziej układny, i sądzę, że tak faktycznie będzie”,
pisał. „Jego syn musi przestrzegać instrukcji, a temu, co mu się rozkaże,
jego ojciec nie będzie mógł się sprzeciwiać w Filadelfii” 1.
Miało to okazać się myśleniem życzeniowym, ponieważ Franklin
(przynajmniej chwilowo) widział różnicę pomiędzy instrukcjami
wydawanymi przez właściciela, a instrukcjami wydawanymi przez króla.
Mimo to pierwszy rok z powrotem w Ameryce miał przebiegać spokojnie.
Rzeczywiście był bardziej układny w polityce pensylwańskiej, częściowo
dlatego, że był mniej zaangażowany w politykę, a częściowo dlatego, że był
mniej zainteresowany życiem w Pensylwanii. Zawsze lubił podróżować
i interesować się różnymi rzeczami, i z pewnością nie był przywiązany do
domu, który dopiero co porzucił był na pięć lat. W kwietniu wyruszył więc
na siedmiomiesięczny objazd urzędów pocztowych, podczas którego
przebył 2860 kilometrów, odwiedzając placówki od Wirginii po New
Hampshire.
W Wirginii dokonał jednego z aktów dyskretnej szczodrości, która
sprawiała, że nawet w najbardziej kontrowersyjnych chwilach miał więcej
przyjaciół niż wrogów. Jego partner, poczmistrz kolonialny, William
Hunter, zmarł, pozostawiając bez środków do życia syna z nieprawego łoża.
Jeden z przyjaciół Huntera poprosił Franklina o zaopiekowanie się
chłopcem i zadbanie o jego wykształcenie. Było to trudne zadanie
i Franklin wyraził pewną niechęć. „Jak inni starsi panowie, zacząłem
w większości przypadków słuchać się rad mej wygody”, stwierdził.
„Z radością jednak podejmę się zobowiązania, które mi Pan proponuje”.
Mając własnego nieprawego syna i wnuka, był wrażliwy na taką sytuację,
i zauważył, że Hunter zrobiłby to samo dla niego 2.
Franklin miał nadzieję, że śmierć Huntera będzie oznaczać, że – po 24
latach służby – zostanie jedynym pocztmistrzem w koloniach, tak jak
zakładała jego pierwotna nominacja. Jednak mimo apelu Franklina do
swych przełożonych w Londynie, gubernator Wirginii zdołał uzyskać
nominację dla swego sekretarza Johna Foxcrofta, jako nowego kolegi
Franklina na urzędzie. Bardziej przychylna natura Franklina uwidoczniła
się ponownie, i podczas wizyty w Wirginii zaprzyjaźnił się z Foxcroftem.
Przed nimi było wiele pracy. Jako że Kanada stała się częścią imperium
brytyjskiego, należało utworzyć system przekazywania przesyłek do
Montrealu. Zorganizowali też transport paczek statkami do Indii
Zachodnich oraz podróże posłańców pocztowych nocami. Odpowiedź na
list posłany z Filadelfii do Bostonu mogła nadejść już w ciągu sześciu dni,
a podróż do Nowego Jorku i z powrotem mogła zamknąć się w 24
godzinach – co wydaje się niezwykłe nawet dzisiaj.
Foxcroft udał się z Franklinem na krótką wizytę do Filadelfii, skąd
pojechali do Nowego Jorku i dalej na objazd placówek pocztowych na
północy. Franklin bardzo chciał zabrać ze sobą Deborah. Gdyby nauczyła
się dzielić jego zamiłowanie do podróży i ciekawość świata, wówczas, jak
sądził, mogłaby nawet zgodzić się pewnego dnia towarzyszyć mu do
Londynu. Ona oczywiście jednak nie dała ruszyć się z miejsca; była na
swój sposób równie niezależna co on. Jednak ich związek był na tyle bliski,
że pozwolił jej otwierać wszelkie listy, jakie mogłyby przyjść do niego
z Anglii, „jako że musi dać Ci radość świadomość, że ludzie, którzy znali
mnie tam tak długo i tak blisko, zachowują o mnie tak dobre wspomnienia”.
Nie chodziło wyłącznie o próżność; miał nadzieję, że listy te pozwolą
zmiękczyć jej opór przed odwiedzeniem Anglii 3.
Zamiast Deborah zabrał ze sobą ich córkę Sally, wówczas
dziewiętnastoletnią. Miał to być jej debiut towarzyski. W New Jersey
zatrzymali się u Williama i Elizabeth, którzy zabrali ich na szereg
formalnych przyjęć, jak i na miłe wycieczki po okolicy. Następnie udali się
statkiem do Newport, gdzie Sally miała przyjemność (i to faktycznie miała
być przyjemność) poznać dawną sympatię swego ojca, Caty, obecnie panią
Catherine Ray Greene i matkę dwóch córek. (Nie zapominając o kobietach,
które stały się częścią jego przybranej rodziny, wymieniał też w podróży tej
listy z Polly Stevenson, pisząc: „czuła dziecięca troska, jaką nieustannie
wykazujesz wobec Twego starego przyjaciela, jest szczególnie
ujmująca”) 4.
Podczas jednej z przejażdżek Franklin wypadł z powozu i zwichnął sobie
ramię, Sally zaś chciała zostać w Newport, tak by wraz z Caty mogły się
nim opiekować. On jednak pragnął jechać dalej, do Bostonu. Tam pozostali
przez dwa miesiące; Franklin mieszkał u swej siostry Jane Mecom, a Sally
z kuzynkami, które miały klawesyn. „Nie chciałem, by wyszła z wprawy”,
wyjaśniał Franklin Jane, dodając słodko „a dzięki temu ja spędzę więcej
czasu z moją drogą siostrą”.
Przez większość swego pobytu w Bostonie Franklin nie mógł wychodzić
z domu. Podczas krótkiej wycieczki do New Hampshire znów upadł
i ponownie zwichnął ramię. Jako że większość jego bostońskich krewnych
już nie żyła, on sam zaś w wieku 57 lat utracił wiele energii, jego listy stały
się bardziej refleksyjne i mniej dowcipne. „Nie mogę jeszcze podróżować
marnymi drogami”, skarżył się Caty. Mimo to nadal żywił nadzieję na
ponowną wizytę w Anglii. „Nikt nie może bardziej ode mnie pragnąć mej
obecności w Anglii”, pisał Strahanowi. „Zanim jednak pojadę, muszę
załatwić wszystkie sprawy, tak by kolejny powrót do Ameryki stał się
zbyteczny” 5.
Gdy w listopadzie powrócił do Filadelfii, okazało się, że znacznie
trudniej było mu pozałatwiać wszystkie sprawy tak, aby mógł udać się do
Anglii na spokojną emeryturę. Czekały go jeszcze bardziej zacięte spory
polityczne i cztery kolejne rejsy przez Atlantyk. Siedmiomiesięczna podróż
Franklina po koloniach oraz czas spędzony w Anglii sprawiały, że
w nadchodzącym zamęcie mógł odegrać szczególną rolę. Jako magnat
medialny, a później jako pocztmistrz, był jednym z niewielu, którzy
postrzegali Amerykę jako jedną całość. Dla niego kolonie nie były po
prostu osobnymi bytami. Były nowym światem, z własnymi interesami
i własnymi ideałami.
W czasie objazdu poczt Franklin sporządzał plany i wydawał instrukcje
odnośnie do budowy nowego, trzypiętrowego domu przy Market Street,
ledwie kilka kroków od miejsca, gdzie Deborah ujrzała go po raz pierwszy
jako uciekiniera z domu. Od czasu ich zwyczajowego małżeństwa
w 1730 roku mieszkali w co najmniej sześciu wynajętych domach, ale
nigdy we własnym. Teraz po raz pierwszy mieli mieć dość miejsca, by
cieszyć się luksusami nabytymi przez nich od czasu, gdy Deborah kupiła
mu pierwszą porcelanową miskę: harmonijką ustną i klawesynem,
kominkiem i urządzeniami naukowymi, biblioteką i koronkowymi firanami.
Czy Franklin stawał się domatorem? Pod pewnymi względami, mimo
zamiłowania do podróży i niekiedy długich okresów niebytności w domu,
starzejący się uciekinier zawsze był w duszy domatorem, gdziekolwiek by
mieszkał. Kochał swe Junto i kluby, stały porządek dnia oraz zastępczy
dom, jaki stworzył sobie w Anglii. Zawsze też interesował się, a nawet
troszczył o swą żonę i córkę, jak również i o krewnych, nawet jeśli
zaspokajał swoją żądzę przygód. Czy jego nowy dom miał zadowolić jego
samego, czy też raczej jego rodzinę, było niejasne – być może także dla
niego – jednak jego zamiłowanie do projektów kazało mu angażować się
w najróżniejsze detale, aż po wybór klamek i zawiasów w drzwiach.
Mimo tego, co napisał Strahanowi, dylemat dotyczący kwestii, po której
stronie oceanu miał osiąść, pozostawał nierozstrzygnięty. Deborah
z pewnością nie miała ochoty żyć dalej niż kilkaset metrów od miejsca,
w którym się wychowała. „Moja matka tak bardzo nie chce pływać po
morzu, że sądzę, iż ojciec nigdy nie zdoła zobaczyć więcej Anglii”, pisał
William we własnym liście do Strahana. „Teraz buduje dla siebie dom”.
Franklin bawił się też pomysłem zdobycia przydziału ziemi w Ohio, patrząc
na zachód, nie na wschód. W końcu 1763 roku przyznawał Strahanowi, że
nie wie, gdzie zamierza spędzić stare lata. „Niedługo zobaczymy, jak się
sprawy potoczą” 6.
CHŁOPCY Z PAXTON
Dla „chłopców z Paxton” wszyscy Indianie byli tacy sami i nie było
potrzeby traktować ich indywidualnie. „Kto kiedy wypowiada wojnę części
danej nacji, a nie jej całej?” – zapytywał ich rzecznik. Franklin natomiast
użył swego pamfletu do potępienia uprzedzeń i argumentowania za
tolerancją indywidualną, stanowiącą rdzeń jego poglądów politycznych.
„Jeśli skrzywdzi mnie Indianin, czy z tego wynika, że mogę zemścić się na
wszystkich Indianach?”, pytał. „Jedynym przestępstwem popełnionym
przez tych nieszczęśników zdaje się być to, że mieli czerwonobrązową
skórę i czarne włosy”. Było czymś niemoralnym, argumentował, karać
kogoś za to, co uczynili inni członkowie jego rasy, plemienia czy grupy.
„Czy jeśli człowiek piegowaty i rudowłosy zabije mi żonę czy dziecko,
byłoby słusznie, gdybym zemścił się, mordując wszystkich piegowatych
mężczyzn, kobiety i dzieci, jakie napotkam?”.
By wzmocnić swe argumenty, dostarczył historycznych przykładów na
to, jak inni – żydzi, muzułmanie, Maurowie, czarnoskórzy i Indianie –
okazali więcej moralności i tolerancji w podobnych sytuacjach. Było więc
koniecznym, konkludował Franklin, by cała prowincja przeciwstawiła się
„chłopcom z Paxton”, szykującym się do marszu na Filadelfię i by
postawiła ich przed obliczem sprawiedliwości. Ignorując pewną
niespójność w swej argumentacji, ostrzegał przed zbiorową winą, jaka
w przeciwnym wypadku spadłaby na wszystkich białych: „Cały kraj będzie
winny, dopóki mordercom nie zostanie wymierzona sprawiedliwość” 7.
Pamflet miał później zaszkodzić Franklinowi politycznie, jako że
odzwierciedlał jego skrywane uprzedzenia wobec kolonistów z Niemiec
oraz trwałą niechęć wobec prezbiteriańskich i kalwińskich dogmatów.
Wyraził niewiele zrozumienia dla skarg pograniczników, nazywając ich
„barbarzyńcami”, których czyny stanowiły „wieczną hańbę dla ich kraju
i koloru skóry”. Choć był pod wieloma względami populistą, lękał się
tłuszczy. Jak zawsze wykazywał punkt widzenia nowej klasy średniej: nie
ufał zarówno nieokrzesanym tłumom, jak i ustalonym elitom.
W sobotę 4 lutego, mniej więcej tydzień po ukazaniu się pamfletu,
gubernator John Penn wezwał wszystkich na wiec przed budynkiem
stanowym, jako że „chłopcy z Paxton” maszerowali na miasto. Początkowo
przyjął nieprzejednaną postawę. Rozkazał aresztować przywódców tłumu,
zmobilizować wojsko brytyjskie, zebranych zaś poprosił o zgłaszanie się do
kompanii milicji organizowanych przez Franklina i innych. Za broń
chwyciło nawet wielu kwakrów, choć większość prezbiterian odmówiła.
W niedzielę o północy tłum 250 osób dotarł do Germantown tuż na
północ od Filadelfii. Dzwony kościelne biły na trwogę, a w panującym
zamieszaniu powstał niespodziewany sojusz. Gubernator Penn, pisał
Franklin przyjacielowi, „uczynił mi zaszczyt, i zaniepokojony przybiegł do
mego domu o północy, za nim jego doradcy, prosząc mnie o pomoc, i przez
pewien czas umieścił swą kwaterę główną pod moim dachem”. Penn
zaoferował nawet Franklinowi dowództwo nad milicją, ten jednak
rozważnie odmówił. „Wolałem chwycić karabin i wzmocnić jego autorytet,
dając przykład posłuszeństwa jego rozkazom” 8.
Franklin i inni, w tym wielu kwakrów, pragnęli, by gubernator nakazał
przeprowadzić atak. Penn jednak postanowił posłać naprzeciw „chłopców
z Paxton” delegację siedmiu przywódców miasta, w tym Franklina.
„Wojownicza postawa, jaką przyjęliśmy, i argumenty skierowane przez nas
do buntowników przywróciły w mieście spokój”, wspominał potem
Franklin. Tłum zgodził się rozejść, jeśli niektórym z jego przywódców
pozwoli się przedstawić swe skargi w mieście.
Gdy napięcie w związku z „chłopcami z Paxton” osłabło, odrodził się
antagonizm pomiędzy Franklinem a Pennem. Franklin przyjął twardą
postawę. Pragnął, by gubernator i Zgromadzenie, działając wspólnie,
przeciwstawili się delegacji „chłopców z Paxton” i pociągnęli ich do
odpowiedzialności za masakry. Gubernator jednakże rozumiał korzyści
polityczne wynikające z sojuszu z prezbiterianami i Niemcami
sympatyzującymi z ludźmi z pogranicza (którzy byli urażeni surowością
pamfletów Franklina). Dlatego spotkał się prywatnie z delegatami z Paxton,
wysłuchał ich uprzejmie, i zgodził się nie wysuwać przeciw nim
oskarżenia. Na ich sugestię wprowadził też politykę nagradzania za
dostarczone indiańskie skalpy – męskie lub damskie.
Franklin nie posiadał się z oburzenia. „Te sprawy okrywają jego i jego
rząd natychmiastową hańbą”, pisał przyjacielowi. „Wszelki dlań szacunek
w Zgromadzeniu przepadł. Wszelkie nadzieje na szczęście pod zarządem
właścicieli znikły”. Uczucie to było odwzajemnione. W liście do swego
stryja, właściciela Thomasa Penna, gubernator John Penn w równie
mocnych słowach potępił Franklina: „Nigdy nie będzie żadnej perspektywy
na spokój i szczęście, póki ten złoczyńca ma swobodę szerzenia trucizn
płynących z nieokiełznanej złośliwości i jadowitej natury, tak głęboko
zakorzenionych w jego czarnym sercu”.
Mrok rzeczywiście zaczął ogarniać zwykle tryskające optymizmem serce
Franklina. Czując się zamknięty w Filadelfii z jej toksyczną polityką, nie
mogąc usiedzieć w domu i znajdując niewiele rozrywek naukowych czy
zawodowych, utracił nieco ze swej zwykłej radosnej i ironicznej postawy.
Jego listy zawierały raczej surowe niż dowcipne oceny polityczne, i jeszcze
bardziej ponure fragmenty osobiste. Do lekarza Johna Fothegilla,
zaprzyjaźnionego kwakra mieszkającego w Londynie, Franklin pisał: „Czy
raduje się Pan myślą, że czyni Pan dobrze? Myli się Pan. Połowa żyć, które
Pan ratuje, nie zasługuje na to, gdyż są bezużyteczne; a niemal całej drugiej
połowy żyć nie należy ratować, gdyż są występne” 9.
DALSZA RODZINA
Dom i żona Franklina ocalały, gdy przeciw tłumowi zebrała się grupa
zwolenników, przezywanych „chłopcami z White Oak”. Jeśli
dom Franklina zostanie zniszczony, oświadczyli, podobny los spotka dom
każdego, kto weźmie w tym udział. Wreszcie tłum się rozszedł. „Bardzo
szanuję ducha i odwagę, jaką okazałaś”, pisał Franklin Deborah,
usłyszawszy o jej przeprawie. „Zasługuje na swój dom kobieta, gotowa go
bronić” 10.
Ustawa stemplowa spowodowała radykalną zmianę w sprawach
amerykańskich. Na czoło zaczęła się wysuwać nowa grupa przywódców
kolonialnych, którzy oburzali się na niższą pozycję wobec Anglii. Działo
się tak szczególnie w Wirginii i Massachusetts. Mimo że przed 1775 roku
niewielu Amerykanów żywiło nastroje separatystyczne czy
nacjonalistyczne, pomiędzy imperialną zwierzchnością a prawami
kolonistów dochodziło do tarć na wielu poziomach. W wirgińskim Domu
Burgess dwudziestodziewięcioletni młodzieniec nazwiskiem Patrick Henry
zabrał głos celem potępienia opodatkowania bez reprezentacji. „Cezar miał
swego Brutusa, Karol I swego Cromwella, a Jerzy III…” Przerwały mu
okrzyki „Zdrada!”, jednak było jasne, że niektórzy koloniści stawali się
śmiertelnie poważni. Wkrótce miał znaleźć sprzymierzeńca w osobie
Thomasa Jeffersona. W Bostonie grupa, która miała przyjąć nazwę
„Synowie Wolności” spotykała się w gorzelni i zaatakowała domy poborcy
podatkowego oraz gubernatora Massachusetts, Thomasa Hutchinsona.
Wśród burzących się patriotów, którzy mieli stać się buntownikami, był
młody kupiec John Hancock, płomienny mówca Samuel Adams i jego
zgryźliwy kuzyn, prawnik John Adams.
Po raz pierwszy od czasu konferencji w Albany w roku 1754 przywódcy
różnych części Ameryki zostali nakłonieni do myślenia w kategoriach
zbiorowych. W październiku w Nowym Jorku zorganizowano kongres
dziewięciu kolonii, w tym Pensylwanii. Nie tylko wezwano na nim do
uchylenia ustawy stemplowej, ale też odmówiono Parlamentowi prawa
nakładania na kolonie podatków wewnętrznych. Kongres obrał sobie za
motto słowa napisane przez Franklina ponad dekadę wcześniej jako podpis
pod rysunek służący nakłonieniu kolonii do jedności: „Połącz się lub giń”.
Znajdujący się w odległym Londynie Franklin z opóźnieniem przyłączył
się do tego napięcia. „Porywczość Zgromadzenia w Wirginii jest
zadziwiająca”, pisał Hughesowi. „Mam nadzieję jednakże, że nasze będzie
trzymało się w granicach rozsądku i umiarkowania”. Na razie jeszcze jego
stanowisko było bliskie stanowisku gubernatora Massachusetts,
Hutchinsona, który później miał stać się jego wielkim wrogiem. Obaj byli
ludźmi rozważnymi, lękającymi się rządów tłumu; obydwu tłum groził
przemocą. „Gdy dziesięć lat temu Pan i ja byliśmy w Albany”, pisał mu
Hutchinson, „nie proponowaliśmy unii dla takich celów jak te” 11.
Umiarkowanie Franklina wynikało po części z jego temperamentu, z jego
miłości dla Wielkiej Brytanii, i z jego marzeń o harmonijnym imperium.
Jego naturze bliższa była mediacja niż rewolucja. Lubił błyskotliwe
dyskusje przy lampce madery, nie znosił natomiast tłumu i zachowań
stadnych. Dobre wina i posiłki nie tylko powodowały podagrę, ale
utrudniały mu wyraźne dostrzeżenie animozji narastającej w rodzinnym
kraju. Co może ważniejsze, podejmował on wówczas ostatnią próbę zmiany
Pensylwanii z kolonii prywatnej na kolonię królewską.
Był to cel od początku wątpliwy, tym bardziej teraz, ze względu na całe
zamieszanie z powodu ustawy stemplowej, która uczyniła królewskie rządy
mniej popularnymi w Pensylwanii, a prośby kolonii mniej popularnymi
w Londynie. W listopadzie 1765 roku, w rok po przybyciu Franklina do
Anglii i w czasie, gdy starał się poradzić ze szkodami wyrządzonymi swej
reputacji przez niejasny stosunek do ustawy stemplowej, Rada Przyboczna
oficjalnie odmówiła rozpatrzenia przywiezionej przez niego petycji
przeciwko Pennom. Franklin początkowo uważał (albo też publicznie
deklarował), że było to jedynie chwilowe niepowodzenie. Wkrótce jednak
pojął, że Thomas Penn miał rację, pisząc do swego bratanka, gubernatora
Johna Penna, że deklaracja Rady oznaczała, że sprawa została pogrzebana
„na zawsze” 12.
CYKL OBROTOWY
Być może, dodał jowialnie, część sera doczeka czasu jego powrotu, tak by
mógł się nim cieszyć w domu. Mimo że w czasie walk o uchylenie
ukończył 60 lat, a jego misja w Anglii wydawała się zakończona, Franklin
nie był gotów do powrotu. Zamiast tego planował spędzić lato 1766 roku na
wizycie w Niemczech ze swym przyjacielem sir Johnem Pringlem,
lekarzem 20.
Listy Deborah do męża, choć niezgrabne, dowodzą zarówno jej siły, jak
i jej samotności: „Nie biorę udziału w rozrywkach. Siedzę w domu
i pocieszam się myślą, że następna poczta dostarczy mi list od Ciebie”.
Radziła sobie z jego nieobecnością i z politycznymi napięciami, jak pisała,
sprzątając dom, i starała się ze wszystkich sił (może na jego polecenie) nie
trapić go swymi obawami o kwestie polityczne. „Pisałam szereg listów do
Ciebie niemal każdego dnia, ponieważ jednak nie umiałam nie pisać Ci
niczego o sprawach publicznych, niszczyłam je i zaczynałam od nowa,
znów je paliłam i tak dalej”. Opisując ich nowo ukończony dom, pisała, że
jeszcze nie zawiesiła jego obrazów, ponieważ obawiała się wbijania
gwoździ w ściany bez jego zgody. „Jest wielka różnica między tym, gdy
mężczyzna jest w domu i tym, gdy go nie ma, ponieważ wszyscy boją się,
że zrobią coś niewłaściwego, przez co wszystko zostaje niezrobione”.
Jego listy natomiast były zwykle dość konkretne, skupiały się głównie na
szczegółach dotyczących domu. „Mógłbym życzyć sobie być przy
kończeniu kuchni”, pisał. „Sądzę, że nie będziesz wiedziała, jak ją
obsługiwać, gdyż szereg urządzeń do odprowadzania pary, zapachu i dymu
nie zostało Ci w pełni objaśnionych”. Wydawał szczegółowe instrukcje
malowania każdego pokoju, a niekiedy czynił aluzje do swego
ewentualnego powrotu: „Jeśli żelazny [piec] nie zostanie osadzony, zostaw
go do mego powrotu, gdy przywiozę ze sobą lepszy, miedziany” 21.
W końcu 1766 roku, po 18 latach, dobiegła końca jego umowa
z Davidem Hallem. Koniec przyniósł pewne zadrażnienia. Hall stał się
mniej gorliwy w używaniu stron „Pennsylvania Gazette” do atakowania
właścicieli, a dwaj przyjaciele Franklina pomogli ufundować nową
drukarnię i papier do kontynuowania tej sprawy. Hall uznał to za złamanie
ducha ich spółki, mimo że jej termin dobiegł końca. „Choć nie ma Pan
kategorycznego zakazu zajmowania się drukarstwem w tym miejscu,
jednak coś takiego w sposób oczywisty było sugerowane”, skarżył się.
Franklin odpisał z Londynu, że nowa konkurencyjna drukarnia została
„postawiona bez mojej wiedzy ni udziału, i pierwszą wieść o niej
otrzymałem, czytając ogłoszenie w Pańskiej gazecie”. Wyraził swe wielkie
uznanie dla Halla i dodał, że nie ma zastrzeżeń do jego poglądów ani
polityki redakcyjnej, mimo że niektórzy z jego sojuszników politycznych
uważali inaczej. „Nigdy nie uważałem Pana za członka jakiegokolwiek
stronnictwa, i tak jak Pan nigdy nie obwiniał mnie o stronę, jaką
wspierałem w sprawach publicznych, tak samo ja nigdy nie krytykowałem
Pana za to samo, jako że uważam, że każdy człowiek ma i powinien mieć
prawo cieszyć się doskonałą swobodą dokonania własnego wyboru w tych
kwestiach”.
Mimo to poczuł się zobowiązany dodać, że ich pierwotna umowa po jej
wygaśnięciu nie zakazywała mu konkurować. „Nie mogłem przewidzieć
z osiemnastoletnim wyprzedzeniem, że po upływie tego terminu będę dość
bogaty, by żyć bez swego interesu”. Potem nastąpiła zawoalowana groźba
ujęta w obietnicę: Franklin pisał, że zaproponowano mu udział
w konkurencyjnym przedsięwzięciu, jednak powstrzyma się od tego, jeżeli
Hall dostarczy więcej tego, co – jak uważał Franklin – był winien. „Mam
nadzieję, że nie będę miał okazji tego uczynić”, pisał o możliwości
przyłączenia się do konkurencji Halla. „Wiem, że należy mi się znaczna
suma należności od naszych klientów, i mam nadzieję, że uda się Panu
odzyskać jej znacznie większą część, niż Pan przyznaje”. Jeśli tak się
stanie, obiecywał Franklin, pieniądze te oraz inne jego dochody pozwolą
mu pozostać emerytem. „Moje okoliczności będą wystarczająco dostatnie,
zwłaszcza że nie mam skłonności do nadmiernych wydatków. W takiej
sytuacji nie mam powodu zajmować się ponownie drukowaniem” 22.
Wygaśnięcie spółki oznaczało, że Franklin miał utracić dochód
w wysokości około 650 funtów rocznie, co podsycało jego pragnienie
oszczędności. Jego życie w Londynie było połączeniem oszczędności
i rozrzutności. Choć nie podejmował gości ani nie żył w stylu, którego
można by oczekiwać od kogoś o jego sławie, lubił podróżować, a jego
rachunki dowodzą, że zamawiał do swego domu najlepsze piwo kosztujące
30 szylingów za beczkę (zupełnie inaczej niż podczas pierwszego pobytu
w Londynie, gdy głosił przewagę chleba i wody nad piwem). Jego
oszczędność kierowana była głównie ku jego żonie. W czerwcu 1767 roku
pisał jej:
RODZINA ZASTĘPCZA
AMERYKAŃSKI PATRIOTA
Jako że sytuacja stała się dla niego samego jasna, Franklin chwycił za
pióro, by rozpocząć wojnę na eseje z cłami Hillsborougha i Townshenda.
Większość artykułów pisał anonimowo, jednak tym razem nie starał się
zbytnio ukrywać swego autorstwa. Jeden z nich nawet podpisał, z zupełną
powagą, „Francis Lynn”. Stosunki pomiędzy Wielką Brytanią a Ameryką
były niegdyś przyjazne, pisał, „aż do głów waszych ministrów wpadł
niesławny pomysł opodatkowania nas ustawą Parlamentu”. Twierdził, że
kolonie nie miały żadnej ochoty buntować się przeciwko królowi, jednak
tkwiący w błędzie ministrowie mieli wkrótce „zmienić miliony lojalnych
poddanych króla w buntowników tylko po to, by utwierdzić uzurpowane
dla Parlamentu prawo nakładania podatków na odległych ludzi”. Coś trzeba
było zrobić. „Czyż nie da się znaleźć w Anglii jednego mądrego i dobrego
człowieka, który mógłby zapobiec temu szaleństwu?”. W innym tekście,
napisanym z perspektywy zaniepokojonego Anglika, proponował siedem
„pytań”, jakie powinni rozważyć „ci panowie, którzy są za ostrym
traktowaniem Amerykanów”. Wśród nich: „Dlaczego mają być pozbawiani
swej własności bez swojej zgody?”. Jeśli chodzi o samego Hillsborougha,
Franklin nazwał go „naszym nowym Hamanem” 44.
Jego przeciwnicy odpowiadali ogniem. Jeden z artykułów w „Gazetteer”
podpisany „Machiawel” nazwał „kpiną z patriotyzmu” fakt, że tak wielu
Amerykanów „wypełniało gazety i poświęcało drzewa wolności”,
rozpaczając nad płaceniem podatków, podczas gdy jednocześnie
rekomendowali swych przyjaciół na stanowiska i „starali się zdobyć
posady” dla siebie. Machiawel podał listę piętnastu takich hipokrytów,
z Franklinem poczmistrzem na samym czele. Franklin odpowiedział
(anonimowo), że Amerykanie atakowali Parlament, a nie króla. „Będąc
wiernymi poddanymi suwerena, Amerykanie sądzą, że mają równe prawo
piastować w jego imieniu stanowiska w Ameryce, co Szkoci w Szkocji czy
Anglicy w Anglii”.
Przez cały rok 1769 Franklin coraz mocniej obawiał się, że sytuacja
będzie eskalowała aż do rozłamu. Ameryka nie może zostać
podporządkowana przez brytyjskie wojska, pisał, i wkrótce będzie
dostatecznie silna, by wywalczyć sobie niepodległość. Jeśli to się stanie,
Wielka Brytania będzie żałować, że nie skorzystała z okazji utworzenia
harmonijnego systemu imperialnych rządów. By wzmocnić swe argumenty,
w styczniu 1770 roku opublikował przypowieść o lwiątku i angielskim
dogu podróżujących razem statkiem. Dog prześladował lwiątko i „często
zabierał mu siłą jedzenie”. Lwiątko jednak urosło i wkrótce stało się
silniejsze od doga. Pewnego dnia, odpowiadając na wszystkie zniewagi,
duży już lew zmiażdżył doga „potężnym ciosem”, przez co dog mógł
„żałować, że nie zyskał przyjaźni lwa, miast prowokować jego wrogość”.
Przypowieść „pokornie dedykowano” lordowi Hillsborough 45.
Wielu członków Parlamentu poszukiwało rozwiązań kompromisowych.
Jedną z propozycji była likwidacja większości ceł Townshenda, przy
pozostawieniu tylko cła na herbatę celem potwierdzenia zasady, że
Parlament zachowywał prawo regulowania handlu i taryf celnych. Było to
rozwiązanie pragmatyczne, które niegdyś spodobałoby się Franklinowi.
Teraz jednak nie był w nastroju na umiarkowanie. „Skarga nie dotyczy
sumy płaconej w cle na herbatę, ale samej zasady”, pisał Strahanowi.
Częściowe uchylenie „może jeszcze powiększyć wzburzenie”
i doprowadzić do „jakiegoś szaleńczego czynu”, przez co eskalacja „będzie
trwała aż do kompletnego zerwania” 46.
Nastroje separatystyczne tymczasem już narastały, zwłaszcza
w Bostonie. Dnia 5 marca 1770 roku młody uczeń znieważył jednego
z brytyjskich żołnierzy przysłanych, by wymusić płacenie ceł. Doszło do
bójki, zaczęto bić w dzwony, na co pojawił się tłum uzbrojonych
i rozwścieczonych bostończyków. „Strzelajcie, przeklęci!”, krzyczał tłum.
Brytyjscy żołnierze strzelili. Pięciu Amerykanów straciło życie w tym
incydencie, który wkrótce stał się znany jako „masakra bostońska”.
W tym samym miesiącu Parlament przeprowadził częściowe uchylenie
ceł Townshenda, pozostawiając cło na herbatę. W liście do swego
filadelfijskiego przyjaciela Charlesa Thomsona, który niezwłocznie
opublikowano we wszystkich koloniach, Franklin wzywał do bojkotu
wszystkich towarów wyprodukowanych w Wielkiej Brytanii. Ameryka,
pisał, musi być „stała i nieustępliwa w naszych postanowieniach”.
Franklin wreszcie uchwycił się bardziej płomiennego patriotycznego
ducha, który szerzył się w koloniach, szczególnie w Massachusetts. Pisząc
do bostońskiego pastora Samuela Coopera, oświadczył, że Parlament nie
ma prawa nakładać na kolonie podatków ani posyłać do nich wojska.
„W rzeczywistości nie mają takiego prawa, a ich roszczenia wynikają
wyłącznie z uzurpacji”.
Wciąż, jak wielu Amerykanów, nie był jeszcze skłonny optować za
całkowitym zerwaniem z Wielką Brytanią. Rozwiązaniem, sądził, była
nowa organizacja rządów, w której zgromadzenia kolonialne pozostaną
wierne królowi, jednak nie będą już podległe brytyjskiemu Parlamentowi.
Jak pisał Cooperowi: „Trzymajmy się zatem wiernie naszego króla (który
jest wobec nas jak najlepiej usposobiony, i który ma rodzinny interes
w naszym dobrobycie), jako że ta niezachwiana wierność jest najbardziej
prawdopodobnym środkiem uchronienia nas od arbitralnej władzy
skorumpowanego Parlamentu, który nas nie lubi i uważa za swój interes
trzymanie nas w podległości i strzyżenie nas”. Była to elegancka formuła
rządów wspólnotowych. Niestety była ona oparta na niepotwierdzonym
założeniu, że król był bardziej życzliwy dla praw kolonii niż Parlament 47.
List Franklina do Coopera, szeroko kolportowany, pomógł mu uzyskać
od niższej izby Zgromadzenia Massachusetts nominację także na agenta tej
kolonii w Londynie. W styczniu 1771 roku złożył wizytę lordowi
Hillsborough, by przedłożyć te nowe pełnomocnictwa. Choć minister
właśnie ubierał się przed wizytą na dworze, radośnie zaprosił Franklina do
swych komnat. Gdy jednak ten wspomniał o swej nowej funkcji,
Hillsborough żachnął się. „Muszę pana poprawić, panie Franklin. Nie jest
pan agentem”.
„Nie rozumiem waszej lordowskiej mości”, odparł Franklin. „Mam
w kieszeni nominację”.
Hillsborough utrzymywał, że gubernator Massachusetts Hutchinson
zawetował ustawę o mianowaniu Franklina.
„Takiej ustawy nie było”, powiedział Franklin. „Było to zwykłe
głosowanie izby”.
„Izba Reprezentantów nie ma prawa mianować agenta”, odparł gniewnie
Hillsborough. „Nie będziemy uznawali agentów innych niż mianowanych
przez ustawy Zgromadzenia, na które gubernator wyrazi swą zgodę”.
Argumenty lorda Hillsborough były wątpliwe. Franklin rzecz jasna został
mianowany agentem Zgromadzenia Pensylwanii bez zgody tamtejszych
gubernatorów wyznaczonych przez rodzinę Pennów. Minister starał się
wyeliminować prawo ludu do wybierania własnych agentów w Londynie,
co zszokowało Franklina. „Nie mogę pojąć, wasza lordowska mość,
dlaczego miano by uważać za konieczne uzyskanie zgody gubernatora dla
mianowania agenta ludu”.
Od tego momentu rozmowa przybierała coraz gorszy obrót. Hillsborough
zbladł i wygłosił tyradę, że jego „twardość” była konieczna celem
przywiedzenia buntowniczych kolonistów do porządku. Na to Franklin
odpowiedział osobistą zniewagą: „Jak sądzę, nie ma wielkiego znaczenia,
czy nominacja została uznana, czy nie, ponieważ nie mam aktualnie
najmniejszego pomysłu na to, jak obecnie agent mógłby się przydać
którejkolwiek z kolonii. Nie będę zatem więcej trudził waszej lordowskiej
mości”. Następnie Franklin spiesznie wyszedł i udał się do domu, by spisać
treść rozmowy 48.
Hillsborougha „bardzo uraziły niektóre z mych ostatnich słów, które
nazywa niezwykle niegrzecznymi i obraźliwymi”, pisał Franklin
Samuelowi Cooperowi w Bostonie. „Uważam, że się nie myli”.
Początkowo Franklin udawał, że nie przejmuje się wrogością ministra.
„Koledzy z rządu nie lubią go ani trochę bardziej niż ja”, twierdził Franklin
w swoim liście do Coopera. W innym liście opisał Hillsborougha jako
„dumnego, pysznego, skrajnie zadufanego w swoją znajomość polityki
i polityczne talenty (jakiekolwiek by one były), lubiącego każdego, kto
może mu się przypochlebić, i wrogo traktującego każdego, kto ośmiela się
mówić mu niewygodne prawdy”. Jedynym powodem, dla którego
pozostawał u władzy, przypuszczał Franklin, było to, że inni ministrowie
mieli „trudność z wymyśleniem, jak pozbyć się i co potem począć
z człowiekiem, w którym kotłuje się tak wiele źle ukierunkowanej energii”.
Mimo to wkrótce stało się jasne, że starcie z Hillsboroughiem
przygnębiło Franklina. Jego przyjaciel Strahan zauważył, że stał się on
„bardzo zamknięty, co poważnie wzmacnia naturalną dla niego
bezczynność, i że nie ma sposobu, by zaangażować go w cokolwiek”.
Kłótnia uczyniła go też znacznie większym pesymistą co do ostatecznego
rezultatu narastających napięć między koloniami a Wielką Brytanią.
W działaniach Parlamentu można było dostrzec „zasiane ziarna całkowitego
zerwania pomiędzy obydwoma krajami”, pisał Komitetowi
Korespondencyjnemu Massachusetts. Popchnęło go to w stronę większego
radykalizmu. „Krwawe zmagania zakończą się albo całkowitą niewolą dla
Ameryki, albo ruiną Wielkiej Brytanii w postaci utraty kolonii” 49.
Mimo tak pesymistycznych przeczuć Franklin nadal miał nadzieję na
pojednanie. Wzywał Zgromadzenie Massachusetts do unikania „otwartego
zaprzeczania i sprzeciwu” wobec władzy Parlamentu, i przyjęcia zamiast
tego strategii obliczonej na „stopniowe zużycie przyjętej przez Parlament
władzy nad Ameryką”. Posunął się nawet do tego, by poradzić Cooperowi,
że mogłoby być „rozważnym z naszej strony ustąpienie krajowi
macierzystemu w tej kwestii, by mógł zachować twarz”. Nadal też wzywał
do wierności wobec Korony, jeśli nie wobec Parlamentu.
To sprawiło, że niektórzy spośród jego wrogów oskarżyli go o nadmierną
pojednawczość. „Doktor nie jest durniem, ale narzędziem przewrotności
Hillsborougha”, pisał ambitny Wirgińczyk Arthur Lee do swego przyjaciela
Samuela Adamsa. Lee oskarżył Franklina o chęć utrzymania stanowiska
pocztmistrza i zachowania dla syna stanowiska gubernatora. Wszystko to
wyjaśniało, pisał, „opieszałość, z jaką zawsze działał w sprawach
amerykańskich”.
Lee miał własne motywy: chciał objąć stanowisko Franklina jako agenta
w Londynie. Franklin jednak nadal cieszył się poparciem większości
patriotów z Massachusetts, w tym (przynajmniej na razie) Samuela
Adamsa. Ten ostatni zignorował list Lee i pozwolił, by jego treść została
ujawniona, a przyjaciele Franklina w Bostonie, w tym Thomas Cushing
i Samuel Cooper, zapewnili go o swym poparciu. Atak Lee, pisał Cooper,
służył „potwierdzeniu opinii o Pańskim znaczeniu, jednocześnie dowodząc
braku powagi jego autora”. Jednak uwidocznił on też trudności, z jakimi
mierzył się Franklin, próbując – tak jak podczas sporu o ustawę stemplową
– być jednocześnie lojalnym Brytyjczykiem i amerykańskim patriotą 50.
VI Oryg.: „Kansider chis alfabet, and giv mi instanses af syts Inlis uyrds and saunds az iu
mee hink kannat perfektlyi bi eksprest byi it” – przyp. tłum.
Rozdział 11 – Buntownik
Londyn, 1771–1775
Gdy nadchodziło lato 1771 roku, Franklin postanowił na jakiś czas porzucić
świat spraw publicznych. Wszystkie jego polityczne misje spełzły na
niczym, przynajmniej chwilowo: walka przeciwko właścicielom i następnie
Parlamentowi, jego dążenie do nadania ziemskiego i do uzyskania
stanowiska politycznego. Wciąż jednak nie był gotów wracać do domu.
Dlatego też uciekł przed ciężarem polityki w sposób, jaki najbardziej lubił,
czyli odbywając serię dłuższych podróży, trwającą do końca roku. W maju
odwiedził przemysłowe regiony centrum i północy Anglii, w czerwcu
i ponownie w sierpniu – posiadłość przyjaciela w południowej części kraju,
jesienią zaś udał się do Irlandii i do Szkocji.
Podczas swych majowych wypraw Franklin zawitał do wsi Clapham,
gdzie znajdował się rozległy staw. Dzień był wietrzny, pogoda nie
najlepsza, postanowił więc sprawdzić prawdziwość swoich teorii
o działaniu oliwy na fale. Wylawszy łyżeczkę, spoglądał zadziwiony, jak
oliwa powoduje „natychmiastowe uspokojenie”, które stopniowo
rozszerzało się, czyniąc „ćwierć powierzchni stawu, może nawet pół akra,
gładkim niczym lustro”.
Choć Franklin miał nadal poważnie badać efekt wylania oliwy na
powierzchnię wody, znalazł też sposób uczynienia z tego magicznej
sztuczki. „Potem starałem się zabierać ze sobą, gdy tylko udawałem się na
wieś, nieco oliwy w wydrążonym łączeniu mej bambusowej laski”, pisał.
Podczas wizyty w domu lorda Shelburne szedł wzdłuż strumienia z grupą
przyjaciół i nagle oznajmił, że może uspokoić fale. Poszedł w górę rzeczki,
machnął trzykrotnie laską, i powierzchnia strumienia uspokoiła się. Dopiero
później pokazał im swoją laskę i wyjaśnił sekret kryjący się za „magią” 1.
Tournée po środkowej i północnej Anglii w towarzystwie dwóch innych
uczonych dało Franklinowi okazję przyjrzenia się rozkwitającej tam
wówczas rewolucji przemysłowej. Odwiedził wytwórnię żelaza i cyny
w Rotherham, odlewnię metalu w Birmingham, i tkalnię jedwabi w Derby,
w której 63700 rolek nieustannie obracało się, „a proces skręcania
nadzorowały około pięcio-, siedmioletnie dzieci”. W Manchesterze „wsiadł
na luksusową, ciągnioną przez konie łódź” należącą do diuka Bridgewater,
VII
która – odpowiednio dla nazwiska para – zabrała go akweduktem
pokonującym rzekę w drodze do kopalni węgla. Koło Leeds odwiedzili
naukowca Josepha Pristleya, „który dokonał kilku bardzo ładnych
eksperymentów elektrycznych”, a następnie opisał im różne odkrywane
przez siebie gazy.
Franklin potępiał prawa handlowe Anglii, które miały na celu tłumienie
produkcji przemysłowej w koloniach. Argumentował (trochę
nieprzenikliwie), że Anglia nigdy nie będzie musiała obawiać się Ameryki
jako przemysłowej rywalki. W listach pisanych z podróży w roku 1771
jednakże słał szczegółowe rady co do tworzenia przemysłu jedwabnego,
odzieżowego i metalowego, co uczyniłoby kolonie samowystarczalnymi.
Stawał się „coraz bardziej przekonany”, pisał swemu przyjacielowi
z Massachusetts Thomasowi Cushingowi, o „niemożności” zaspokojenia
przez Anglię rosnącego zapotrzebowania Ameryki na ubrania.
„Konieczność więc, jak i rozwaga, wkrótce zmuszą nas do szukania
wsparcia w naszym własnym przemyśle”.
W początku czerwca Franklin powrócił na krótko do Londynu „na czas,
by być na Dworze podczas urodzin Króla”, pisał Deborah. Mimo jego
sprzeciwu wobec polityki podatkowej Parlamentu, nadal był wiernym
zwolennikiem Jerzego III. „Choć zaprzeczamy władzy uzurpowanej sobie
przez Parlament”, pisał w tym samym tygodniu Cushingowi, „pragnę, by
utrzymano wśród nas nienaruszone posłuszne przywiązanie do Króla i jego
rodziny” 2.
Po dwóch tygodniach spędzonych w Londynie Franklin udał się do
południowej Anglii, gdzie odwiedził swego przyjaciela Jonathana Shipleya
w jego wiejskiej posiadłości w Twyford, tuż koło Winchester. Shipley był
anglikańskim biskupem w Walii, jednak większość czasu spędzał
w Twyford z żoną i pięcioma hożymi córkami. Wizyta była tak przyjemna
(Franklin mógłby zdefiniować przyjemność jako pobudzający intelektualnie
wiejski dom wypełniony porywającymi młodymi kobietami), że z rozpaczą
wyjeżdżał po tygodniu, by zabrać się do nagromadzonej w Londynie
korespondencji. W liściku z podziękowaniami dla Shipleyów, do którego
załączył paczkę z suszonymi jabłkami przysłanymi z Ameryki, Franklin
skarżył się, że musi „oddychać z niechęcią londyńskim dymem” i ma
nadzieję powrócić do „słodkiego powietrza Twyford” z dłuższą wizytą pod
koniec lata 3.
AUTOBIOGRAFIA
IRLANDIA I SZKOCJA
SPOTKANIE Z ZIĘCIEM
NAUKA I WYNALAZKI
FILOZOFIA SPOŁECZNA
POKONANIE HILLSBOROUGHA
LISTY HUTCHINSONA
W KOGUCIM DOLE
ZERWANIE Z WILLIAMEM
Gdy w grudniu umierała jego żona, Franklin cieszył się kokieteryjną serią
partii szachowych z eleganckimi kobietami, jakie zapoznał dopiero co
w Londynie. Jednak gry te nie miały wyłącznie charakteru towarzyskiego.
Stanowiły element ostatniej próby uniknięcia rewolucji w koloniach,
podjętej przez niektórych członków wigowskiej opozycji brytyjskiej.
Proces ten rozpoczął się w sierpniu, gdy Franklin otrzymał prośbę
o złożenie wizyty lordowi Chatham, niegdyś Williamowi Pittowi
Starszemu, który był dwukrotnie premierem i znany był jako „Wielki
Plebejusz”, nim nierozsądnie zgodził się na mianowanie parem jako hrabia
Chatham. Wielki wigowski mówca był niezachwianym zwolennikiem
Ameryki. W roku 1774 chorował i nie pełnił funkcji rządowych, postanowił
jednak ponownie zaangażować się w sprawy publiczne jako zdecydowany
przeciwnik lorda Northa i jego polityki represji wobec kolonii.
Lord Chatham podjął Franklina serdecznie, zadeklarował pełne wsparcie
dla oporu kolonii wobec brytyjskich podatków i powiedział, że „ma
nadzieję, że pozostaną one nieustępliwe”. Franklin w odpowiedzi prosił
Chathama, by przyłączył się do wigowskich „mędrców” celem usunięcia
„obecnego grona miernych ministrów” i utworzenia rządu, który przywróci
„unię i harmonię pomiędzy Wielką Brytanią a jej koloniami”.
To nie było prawdopodobne, powiedział Chatham. W Anglii było zbyt
wielu, którzy uważali, że nie może być dalszych ustępstw, jako że
„Ameryka zmierzała do uczynienia z siebie niepodległego państwa”.
„Ameryka nie ma na celu niepodległości”, stwierdził Franklin.
„Zapewniłem go, że zjeździwszy kolonie więcej niż raz wzdłuż i wszerz,
i utrzymując stosunki z najróżniejszymi osobami, jedząc, pijąc
i rozmawiając z nimi swobodnie, nigdy w żadnej rozmowie, z osobą
trzeźwą czy pijaną, nie usłyszałem najmniejszej wzmianki czy pragnienia
dokonania separacji”.
Franklin nie był całkowicie szczery. Minęło 10 lat od czasu jego pobytu
w Ameryce i wiedział doskonale, że niewielka, lecz rosnąca w siłę grupa
radykalnych kolonistów, trzeźwych i pijanych, pragnęła niepodległości.
Nawet sam zaczął myśleć o tej możliwości. Josiah Quincy Junior, gorliwy
bostoński patriota i syn starego przyjaciela Franklina, odwiedził go tej
jesieni i pisał, że rozmawiali o „całkowitej emancypacji” kolonii jako coraz
bardziej prawdopodobnym rezultacie wydarzeń 46.
Następny akt dramatu rozpoczął się od niezwykłego zaproszenia od
dobrze ustosunkowanej starszej damy, która powiadomiła Franklina, że
życzy sobie zagrać z nim w szachy. Damą tą była Caroline Howe, siostra
admirała Richarda Howe’a i generała Williama Howe’a. Jej bracia mieli
wkrótce stać się dowódcami brytyjskich sił morskich i lądowych
w działaniach przeciwko koloniom, wówczas jednak obaj w pewnej mierze
sympatyzowali ze sprawą Ameryki (ich siostra była wdową po dalekim
kuzynie Richardzie Howe, stąd też znana była jako pani Howe) 47.
Gdy w początku grudnia Franklin odwiedził panią Howe, uznał ją za
„bardzo sensowną w rozmowie i miłą w zachowaniu”. Zagrali kilka razy,
a Franklin „niezwykle chętnie” przyjął zaproszenie na kolejną grę kilka dni
później. Tym razem rozmowa zeszła na inne tematy. Omawiali jej
zainteresowanie matematyką, co, jak zauważył Franklin, było „nieco
niespotykane u dam”; potem pani Howe zaczęła mówić o polityce.
„Co można zrobić”, pytała, „z tym sporem pomiędzy Wielką Brytanią
a jej koloniami?”
„Powinny pocałować się i żyć jak przyjaciele”, odparł Franklin.
„Często mówię, że chciałabym, aby rząd zatrudnił pana do rozwiązania
sporu”, powiedziała. „Jestem pewna, że nikt nie byłby w stanie zrobić tego
tak dobrze. Czy sądzi pan, że da się to zrobić?”.
„Bez wątpienia, madame, jeśli strony są skłonne do pojednania”, odparł
Franklin. „Oba kraje nie mają sprzecznych interesów”. Była to kwestia,
którą „rozsądni ludzie mogliby rozstrzygnąć w pół godziny”. Dodał jednak,
że „,ministrowie nigdy nie pomyślą o wyznaczeniu mnie do tego dzieła;
będą woleli raczej mi szkodzić”.
„Tak”, zgodziła się, „zachowali się wobec pana haniebnie. I niektórzy
z nich obecnie bardzo wstydzą się swego zachowania”.
Później tego samego wieczoru Franklin jadł kolację z dwoma starymi
przyjaciółmi, kwakrami Johnem Fothergillem i Davidem Barcklayem,
którzy także wyrazili nadzieję, że będzie on odgrywał rolę mediatora.
„Proszę chwycić za pióro”, prosili, i napisać plan pojednania.
Tak więc Franklin uczynił. Jego Hints for a Conversation [Wskazówki
do rozmowy] liczyły 17 punktów, wśród nich: Massachusetts zapłaci za
zniszczoną herbatę, cła na herbatę zostaną zniesione, regulacje dotyczące
wytwórczości w koloniach przeanalizowane na nowo, wszystkie pieniądze
z podatków handlowych trafią do skarbców kolonii, nie będzie
stacjonowania wojska na terenie kolonii bez zgody jej legislatury,
a wszystkie prawa do nakładania podatków znajdą się w rękach legislatur
stanowych, nie zaś Parlamentu. Jego przyjaciele poprosili o zgodę na
pokazanie tej listy „umiarkowanym ministrom”, na co Franklin przystał.
Te prywatne negocjacje zostały przerwane w połowie grudnia, gdy
Franklin otrzymał nareszcie uchwały podjęte przez Pierwszy Kongres
Kontynentalny. Na spotkaniu w Filadelfii, które trwało do końca
października, to improwizowane zgromadzenie potwierdziło wierność
Ameryki względem Korony, ale nie Parlamentu. Ponadto uchwalono bojkot
brytyjskich towarów, jeśli Parlament nie wycofa się ze swych represji.
Wielu agentów kolonialnych w Londynie nie chciało mieć nic wspólnego
z uchwałami, gdy te przesłano do Londynu. Dlatego Franklin i inni agenci
Massachusetts wzięli na siebie dostarczenie ich lordowi Dartmouth, który
„powiedział nam, że była to uczciwa i właściwa petycja, i radośnie podjął
się przedłożyć ją Jego Wysokości”.
W Boże Narodzenie Franklin odwiedził panią Howe na kolejną partię
szachów. Gdy tylko przybył, wspomniała, że jej brat, admirał lord Richard
Howe, pragnął się z nim zobaczyć. „Czy pozwoli mi Pan posłać po niego?”,
zapytała.
Franklin ochoczo się zgodził, i wkrótce słuchał lorda Howe zasypującego
go komplementami. „Nikt nie uczynił więcej dla pogodzenia nas”,
powiedział admirał. Poprosił Franklina, by ten przedstawił pewne sugestie,
które następnie mógłby przekazać odpowiednim ministrom.
Franklin, nie chcąc znaleźć się pomiędzy zwaśnionymi stronami,
zauważył, że Kongres Kontynentalny jasno oznajmił, czego pragną kolonie.
Zgodził się jednak na kolejne poufne spotkanie tydzień później, podobnie
pod pozorem wstąpienia do pani Howe na partyjkę szachów.
Tym razem spotkanie nie było tak serdeczne. Lord Howe zapytał
Franklina, czy jego zdaniem Anglia mogłaby wysłać do Ameryki
emisariusza celem szukania porozumienia. Mogłoby to być „bardzo
przydatne”, odparł Franklin, o ile wybrano by osobę „odpowiedniej rangi
i godności”.
Pani Howe włączyła się, proponując swego brata, subtelnie dając do
zrozumienia, że trwały też rozmowy o posłaniu jej drugiego brata, generała,
z mniej pokojową misją. „Pragnę, bracie, byś został wysłany tam dla tego
celu”, powiedziała. „Podobałoby mi się to znacznie bardziej, niże gdyby
posłano tam generała Howe’a, by dowodził armią”.
„Sądzę, madame”, powiedział Franklin znacząco, „że powinni znaleźć
dla generała Howe’a bardziej honorowe zajęcie”.
Lord Howe wyciągnął następnie kartkę papieru i zapytał Franklina, czy
wie coś o nim. Była to kopia przygotowanych przez niego Wskazówek do
rozmowy. Franklin powiedział, że jego udział w powstaniu tego dokumentu
miał pozostawać tajemnicą, jednak chętnie przyznał się, że to on go napisał.
Howe odpowiedział, że „było mu przykro” dowiedzieć się, że propozycje
pochodziły od Franklina, ponieważ było mało prawdopodobne, by
ministrowie na nie przystali. Prosił Franklina o przemyślenie propozycji
i sporządzenie planu, „który byłby do przyjęcia”. Pani Howe mogła
przepisać go własnoręcznie, dzięki czemu jego autorstwo pozostałoby
tajemnicą. Gdyby Franklin to uczynił, zasugerował lord Howe, mógłby
„spodziewać się każdej nagrody, jakiej przyznanie byłoby w mocy rządu”.
Franklin zjeżył się na sugestię przekupstwa. „Było to dla mnie to, co
Francuzi nazywają »napluciem do zupy«”, pisał później. Mimo to Franklin
zaufał lordowi Howe i postanowił spełnić jego prośbę. „Podobało mi się
jego zachowanie”, pisał, „i byłem skłonny obdarzyć go wielkim
zaufaniem”.
Dokument, jaki posłał nazajutrz pani Howe, nie zawierał poważniejszych
ustępstw. Franklin powtórzył amerykańskie stanowisko i uznał je za
konieczne do „umocnienia serdecznej unii”. Choć rozmowy z Howe’em
kontynuowano jeszcze w lutym, głównie ze względu na ambicje admirała
pragnącego zostać emisariuszem, nie przybliżyły one rozwiązania.
Tymczasem Franklin zajmował się innymi zakulisowymi kontaktami
i negocjacjami, głównie z lordem Chatham. Były premier zaprosił go do
swej wiejskiej posiadłości celem pokazania mu serii propozycji, jakie
zamierzał przedstawić w Parlamencie, później zaś sam odwiedził go na
Craven Street, na kolejne dwie godziny rozmowy. Obecność lorda Chatham
w skromnym mieszkaniu Franklina – lordowski powóz rzucał się w oczy na
wąskiej uliczce – spowodowała spore zamieszanie w okolicy. „Taka wizyta
tak wielkiego człowieka w tak ważnej sprawie niemało schlebiła mej
próżności”, przyznał Franklin. Była szczególnie miła, ponieważ miała
miejsce dokładnie w rocznicę jego poniżenia w Kogucim Dole.
Kompromis, zaproponowany przez Chathama w maleńkim salonie pani
Stevenson, miał pozwalać Parlamentowi na regulowanie handlu
imperialnego i na posyłanie wojska do Ameryki. Natomiast prawa
nakładania podatków miały otrzymać wyłącznie legislatury kolonialne,
a Kongres Kontynentalny stać się oficjalnym i permanentnym ciałem. Choć
Franklin nie przystał na wszystkie szczegóły, chętnie zgodził się udzielić
swego wsparcia poprzez obecność na posiedzeniu Izby Lordów 1 lutego,
gdy Chatham miał przedstawiać jej swój plan.
Chatham elokwentnie zaprezentował swoje propozycje, a lord Dartmouth
odpowiedział w imieniu rządu, że były one „tak wielkiej wagi i znaczenia,
że wymagały długiego namysłu”. Przez chwilę Franklin myślał, że jego
zakulisowe rozmowy i lobbing mogły przynieść owoce.
Potem jednak zabrał głos lord Sandwich, który jako pierwszy lord
admiralicji przyjął twardą postawę w sprawach kolonialnych. W „złośliwej,
napastliwej mowie” zaatakował projekt Chathama, a następnie zwrócił
ostrze swej retoryki przeciw Franklinowi. Nie mógł uwierzyć, powiedział,
że plan został napisany ręką angielskiego para. Jego zdaniem było to dzieło
jakiegoś Amerykanina. Jak wspominał Franklin: „Zwrócił się do mnie
twarzą, powiedział, że uważa, iż patrzy na osobę, która spisała ten plan,
jednego z najbardziej zawziętych i przewrotnych wrogów, jaki
kiedykolwiek miał ten kraj. To sprawiło, że wielu lordów spojrzało na
mnie; ja jednak (…) starałem się nie pokazać jakiejkolwiek reakcji, jakby
moja twarz była wykonana z drewna”.
Chatham odpowiedział, że plan był jego własny, ale nie wstydzi się
konsultacji z „osobą tak doskonale zaznajomioną z całością spraw
amerykańskich, jak dżentelmen, do którego uczyniono aluzje i do którego
wygłoszono tak niesprawiedliwe uwagi”. Następnie zaczął chwalić
Franklina jako osobę, „którą cała Europa darzy wielką estymą za jej wiedzę
i mądrość podobną Boylesom i Newtonom; który rozsławia nie tylko naród
angielski, ale naturę ludzką”. Franklin pisał później swemu synowi, z nieco
pewnie udawaną skromnością: „Trudniej było mi wytrzymać ten
ekstrawagancki komplement, niż wcześniejsze ekstrawaganckie
zniewagi” 48.
Chatham jednakże nie tylko nie miał władzy; nie miał też wyczucia
nastrojów. Lord Dartmouth szybko porzucił swą wcześniejszą otwartość
i zgodził się z lordem Sandwich, że propozycja powinna zostać odrzucona
natychmiast, co też się stało. „Propozycja Chathama”, pisał Franklin
przyjacielowi z Filadelfii, „została potraktowana z pogardą, jaką okazano
by pijanemu woźnemu proponującemu odśpiewanie ballady” 49.
Przez następne dwa tygodnie Franklin odbył serię kolejnych spotkań,
których celem było ratowanie kompromisu. Jednak w początkach marca
1775 roku, gdy wreszcie szykował się do wyjazdu z Anglii, jego
cierpliwość się już wyczerpała. Spisał wyzywającą petycję do lorda
Dartmouth, domagając się brytyjskich odszkodowań za blokadę
bostońskiego portu. Gdy pokazał ją swemu przyjacielowi i partnerowi
w sprawie nadania ziemi Thomasowi Walpole’owi, „spojrzał na nią i na
mnie kilkukrotnie, jakby uznał mnie za nieco oszalałego”. Franklin
uspokoił się i postanowił nie wysyłać petycji.
Zamiast tego odegrał niewielką rolę w ostatnim i najbardziej wymownym
apelu o pokój. Spędził popołudnie 19 marca z wielkim wigowskim mówcą
i filozofem Edmundem Burke’em. Trzy dni później Burke zabrał głos
w Parlamencie, i wygłosił swą słynną, lecz bezowocną mowę On
Conciliation with America [O pojednanie z Ameryką]. „Rozległe imperia
i ciasne umysły nie idą ze sobą w parze”, oświadczył.
Wówczas jednak Franklin znajdował się już na statku pocztowym,
płynącym na zachód z Portsmouth do Filadelfii. Ostatni dzień w Londynie
spędził ze swym starym przyjacielem i kolegą naukowcem Josephem
Priestleyem. Ci, którzy nie znali Franklina, pisał Priestley, niekiedy
uznawali go za pełnego rezerwy, a nawet chłodnego. Tego dnia jednak, gdy
rozmawiali o nadciągającej wojnie i czytali fragmenty gazet, stał się bardzo
wylewny. Przez pewien czas uniemożliwiały mu czytanie napływające do
oczu łzy 50.
WYBÓR STRONY
Panie Strahan,
Jest Pan deputowanym w Parlamencie, tym samym, którego
większość skazała mój kraj na zniszczenie. Zaczęliście palić nasze
miasta i mordować naszych ludzi. Spójrzcie na swoje dłonie! Są
one splamione krwią waszych krewniaków! Pan i ja byliśmy długo
przyjaciółmi. Teraz jest Pan moim wrogiem, jak i ja [Pana], Pański,
B. Franklin
Ten słynny list był tym bardziej dziwaczny, że Franklin pozwolił na jego
rozpowszechnianie i publikowanie – nigdy go jednak nie wysłał. Był on
jedynie sposobem na zaprezentowanie jego przekonań publicznie innym
Amerykanom.
W rzeczywistości dwa dni później Franklin napisał Strahanowi znacznie
łagodniejszy list, który tym razem wysłał. „Słowa i argumenty nie mają już
znaczenia”, pisał bardziej w smutku niż w gniewie. „Wszystko zmierza ku
separacji”. Ostrego listu nie wysłał, tak samo też nie zachował w swych
dokumentach kopii łagodniejszego z nich 7.
(Franklin pozostał w bliskiej przyjaźni ze Strahanem, który cztery lata
wcześniej oświadczył „choć się różnimy, wciąż się zgadzamy). Tego
samego dnia, gdy Franklin napisał swój niewysłany list, Strahan napisał
swój list z Londynu, w którym rozpaczał, iż nadchodząca wojna
doprowadzi „do ostatecznej i całkowitej ruiny najwspanialszej struktury
rządu publicznego i religijnego, jaka kiedykolwiek istniała”. Wymieniali
listy przez cały 1775 rok; Strahan błagał Franklina, by ten powrócił do
Anglii „z propozycjami porozumienia”. Franklin odpowiedział
w październiku sugestią, by Strahan „przesłał nam uczciwe propozycje
pokoju, jeśli zechce, a nikt nie będzie bardziej gotów ode mnie działać na
rzecz ich przyjęcia: czynię bowiem sobie zasadą nie mieszać osobistych
niechęci ze sprawami publicznymi”. Swój list podpisał tak samo jak
Strahan swój: „Pański oddany i pokorny sługa”. Rok później, gdy Franklin
przybył do Paryża jako amerykański poseł, miał otrzymać w prezencie ser
Stilton, przesłany mu przez Strahana z Londynu) 8.
Franklin 7 lipca napisał też do dwóch innych bliskich przyjaciół
z Wielkiej Brytanii. W liście do biskupa Shipleya grzmiał przeciwko
angielskiemu podburzaniu niewolników i Indian przeciw kolonistom, po
czym przepraszał za gniewny ton swego listu. „Jeśli temperament z natury
swej chłodny i flegmatyczny może, na stare lata, które często ochładzają
i najgorętszy, rozgrzać się w ten sposób, Pan ocenić może poprzez to
ogólny nastrój tutaj, który obecnie niemalże graniczy z szaleństwem” 9.
Josephowi Priestleyowi skarżył się, że „petycję gałązki oliwnej” czeka
odrzucenie. „Zanieśliśmy kolejną pokorną petycję do Korony, by dać
Wielkiej Brytanii jeszcze jedną szansę, jeszcze jedną okazję do odzyskania
przyjaźni kolonii; jednakże sądzę, że nie ma ona dość rozumu, by ją
przyjąć, a zatem dochodzę do wniosku, że utraciła je na zawsze”. List do
Priestleya pozwala też wejrzeć w dzień powszedni Franklina i względnie
spartańskie zwyczaje, jakie nastały w koloniach:
WYCIECZKA DO CAMBRIDGE
DROGA DO DEKLARACJI
REDAGOWANIE JEFFERSONA
POMYSŁY USTROJOWE
Ogłosiwszy połączone kolonie nowym państwem, Drugi Kongres
Kontynentalny musiał teraz stworzyć od podstaw nowy system rządów.
Rozpoczął więc prace nad dokumentem nazwanym później „Artykułami
Konfederacji”. Dokument został ukończony dopiero w końcu 1777 roku,
a jego ratyfikacja przez kolonie miała zająć kolejne cztery lata, jednakże
podstawowe zawarte w nim zasady zostały ustalone w ciągu tygodni po
podpisaniu Deklaracji niepodległości.
W planie Artykułów Konfederacji, jaki Franklin przedłożył rok
wcześniej, proponował utworzenie silnego rządu centralnego wyłanianego
przez Kongres wybrany w wyborach powszechnych i oparty na
reprezentacji proporcjonalnej. Z temperamentu i wychowania Franklin był
najbardziej demokratyczny spośród przywódców kolonialnych. Większość
jego pomysłów nie ostała się w nowych artykułach, jednak argumenty
przedstawione przez niego podczas debaty – i w jednoczesnych
spotkaniach, w czasie których Zgromadzenie Pensylwanii stworzyło nową
konstytucję dla swego stanu – miały ostatecznie okazać się istotne.
Jedną z podstawowych kwestii, wówczas i w ciągu całej historii
Ameryki, było to, czy tworzono konfederację niepodległych stanów, czy
jedno scentralizowane państwo. A dokładniej, czy każdy ze stanów
powinien dysponować jednym głosem w Kongresie, czy też reprezentacja
powinna był proporcjonalna do liczby ludności? Franklin rzecz jasna
opowiadał się za drugą możliwością, nie tylko dlatego, że pochodził
z dużego stanu, ale także ze względu na przeświadczenie, że władza
Kongresu narodowego powinna pochodzić od ludu, a nie od stanów.
Ponadto, udzielenie niedużym stanom takiej samej reprezentacji, co stanom
dużym byłoby nieuczciwe. „Konfederacja oparta na tak nierównych
pryncypiach nie przetrwa długo”, słusznie przewidywał.
Gdy debata stała się gorąca, Franklin starał się rozładować napięcie
humorem. Mniejsze stany argumentowały, że jeśli reprezentacja będzie
proporcjonalna, zostaną zdominowane przez większe stany. Franklin na to
wspomniał o Szkotach, którzy w czasie zawierania unii z Anglią
wspominali, że czeka ich los Jonasza, czyli połknięcie przez wieloryba.
W rzeczywistości jednakże tak wielu Szkotów weszło w skład rządu, „że
okazało się, że to Jonasz połknął wieloryba”. Jefferson zanotował, że
Kongres wybuchł śmiechem i napięcie opadło. Mimo to przegłosowano
zasadę jednego głosu na każdy ze stanów. Franklin początkowo groził
przekonaniem Pensylwanii, by nie wstępowała do konfederacji, ostatecznie
jednak wycofał się.
Innym problemem było to, czy niewolnicy winni być liczeni jako część
ludności danego stanu dla celów określenia jego powinności podatkowych.
Jeden z delegatów z Karoliny Południowej oponował; niewolnicy nie byli
ludnością, ale własnością, bardziej podobni owcom niż ludziom. To
wzbudziło replikę Franklina: „Istnieje pewna różnica między nimi
a owcami: owce nigdy nie wzniecą powstania” 39.
W czasie gdy Kongres debatował nad nowymi artykułami, Pensylwania
odbywała własną konwencję konstytucyjną; szczęśliwie w tym samym
budynku. Franklin został jednogłośnie obrany przewodniczącym, a jego
głównym wkładem było doprowadzenie do powstania legislatury złożonej
z jednej tylko izby. Pomysł zrównoważenia władzy bezpośrednio
wybieranej legislatury wybieraną pośrednio izbą „wyższą”, stwierdził
Franklin, był pozostałością arystokratycznego i elitarnego systemu, przeciw
któremu Ameryka się buntowała. Franklin porównał legislaturę dwuizbową
z „sławną” żmiją z dwiema głowami: „pełzła do strumienia, by się napić,
po drodze musząc przejść przez żywopłot. Jedna z odrośli stanęła jej na
drodze. Jedna głowa postanowiła minąć odrośl z prawej, druga z lewej; na
sporze spędzono tyle czasu, że, nim zapadła decyzja, nieszczęsna żmija
padła z pragnienia”. Jego rękę znać też w liście kwalifikacji, jakie musieli
spełniać pensylwańscy urzędnicy: w odróżnieniu od innych stanów, nie
musieli posiadać majątku, musieli jednak cechować się „silnym
przywiązaniem do sprawiedliwości, umiarem, spokojem,
przedsiębiorczością i oszczędnością”.
Jednoizbową legislaturę ostatecznie odrzucono w Pensylwanii
i w Stanach Zjednoczonych, pomysł ten jednak podchwycono z wielkim
uznaniem we Francji, gdzie go wprowadzono (z wątpliwym skutkiem) po
rewolucji. Kolejną ultrademokratyczną propozycją złożoną przez Franklina
podczas pensylwańskiej konwencji było to, by w Deklaracji praw
stanowych zniechęcano do posiadania dużej własności ziemskiej i do
koncentracji bogactwa jako „niebezpiecznych dla szczęścia ludzkości”.
Także i ta propozycja okazała się nazbyt radykalna dla uczestników
konwencji.
W wolnym czasie Franklin zasiadał w wielu komisjach kongresowych.
Pomagał na przykład zaprojektować Wielką Pieczęć nowego kraju,
ponownie we współpracy z Jeffersonem i Adamsem. Jefferson
zaproponował umieszczenie na niej sceny przedstawiającej Lud Izraela
wiedziony przez pustynię, Adams zaś zasugerował postać Herkulesa.
Propozycją Franklina było umieszczenie na awersie motta E Pluribus
Unum, na rewersie zaś ozdobnej sceny klęski faraona pochłanianego przez
Morze Czerwone ze zdaniem „Bunt przeciw tyranom jest posłuszeństwem
wobec Boga”. Jefferson przyjął plan Franklina i znaczna część ich
propozycji została przyjęta przez Kongres 40.
Franklin jednakże umiejętnie wplótł w swój list więcej niż tylko furię.
Z wielkim żalem i smutkiem przypominał sobie, jak działali na rzecz
uniknięcia ostatecznego rozłamu. „Długo starałem się, ze szczerym
i niezłomnym zapałem, uchronić przed rozbiciem tę piękną i wspaniałą
wazę, imperium brytyjskie, jako że wiedziałem, iż rozbite na kawałki nie
zachowa tej samej siły i wartości, jakie istniały, gdy jeszcze była
nietknięta”, pisał. „Wasza Lordowska Mość być może pamięta łzy radości
na mych policzkach, gdy w domu Pańskiej dobrej siostry w Londynie dał
mi Pan nadzieję na to, że wkrótce może dojść do pojednania”.
Franklin sugerował więc, że być może rozmowy pokojowe przyniosłyby
skutek. Było to mało prawdopodobne. Wymagałoby od Howe’a gotowości
do potraktowania Wielkiej Brytanii i Ameryki jako „oddzielnych państw”.
Franklin wyraził wątpliwość, by Howe posiadał takie uprawnienia. Jeśli
jednak Wielka Brytania pragnęła zawrzeć pokój z niepodległą Ameryką,
pisał Franklin, „sądzę, że zawarcie takiego traktatu nie jest jeszcze
całkowicie niewykonalne”. Kończył elegancką notą personalną, deklarując
„uzasadnioną estymę i, za pozwoleniem, oddanie, jakie zawsze żywił będę
wobec Waszej Lordowskiej Mości” 42.
Howe był rzecz jasna zaskoczony uwagami zawartymi w odpowiedzi
Franklina. Posłaniec, który ją dostarczył, odnotował wypisane na twarzy
lorda „zaskoczenie” faktem, że „jego stary przyjaciel wyraził się tak
ciepło”. Gdy posłaniec zapytał, czy lord pragnie wysłać odpowiedź,
„odmówił, mówiąc, że doktor wyraził się aż nazbyt ciepło, i gdyby dał
wyraz wszystkim swoim uczuciom, mógłby mu sprawić jedynie ból, a tego
pragnął uniknąć”.
Howe czekał dwa tygodnie, gdy wojska brytyjskie starały się
wymanewrować oddziały generała Washingtona na Long Island, po czym
posłał umiejętnie sformułowaną i aż nazbyt uprzejmą odpowiedź do
„drogiego przyjaciela”. Admirał przyznawał w niej, iż nie ma upoważnienia
do „wynegocjowania pojednania z Ameryką w charakterze jakimkolwiek
innym niż podległa Koronie Wielkiej Brytanii”. Mimo to, pisał, pokój był
możliwy zgodnie z warunkami zawartymi przez Kongres w „petycji gałązki
oliwnej” wysłanej królowi rok wcześniej, w ramach której spełnione byłyby
wszystkie żądania autonomii z zachowaniem pewnej formy unii pod
zwierzchnością króla. Choć w swych „publicznych deklaracjach” nie
wyrażał się wprost, teraz jasno oświadczył, że wyobrażany przez niego
pokój byłby „w interesie obydwu krajów”. Innymi słowy, Ameryka miała
być traktowana jako oddzielny kraj w ramach imperium 43.
Tego właśnie przez lata wyglądał Franklin. Jednak, po 4 lipca, było już
na to najpewniej za późno. Franklin też tak uważał. Uważali tak, jeszcze
bardziej zdecydowanie, John Adams i inni członkowie frakcji radykalnej.
Doszło więc do długich debat i sporów w Kongresie co do tego, czy
Franklin powinien w ogóle podtrzymywać korespondencję. Howe
rozstrzygnął te spory, zwalniając pojmanego amerykańskiego generała
i posyłając go do Filadelfii z propozycją, by Kongres posłał na rozmowy
nieoficjalną delegację, „nim spadnie decydujący cios”.
Na spotkanie z Howe’em i wysłuchanie jego propozycji wyznaczono
trzech deputowanych – Franklina, Adamsa i Edwarda
Rutledge’a z Karoliny Południowej. Włączenie Adamsa (który ostrzegł
Kongres, że, jak pisał jego biograf David McCullough, posłanie
Howe’a było „wabikiem posłanym celem nakłonienia Kongresu do
wyrzeczenia się niepodległości”) miało być gwarancją, że Franklin nie
powróci do swych niegdysiejszych starań o utrzymanie pokoju.
Zapewne ze szczyptą ironii Franklin zaproponował, by spotkanie mogło
odbyć się w posiadłości gubernatora w Perth Amboy, niedawno
opuszczonej przez jego aresztowanego syna, albo też na Staten Island.
Admirał wybrał to drugie miejsce. W drodze na spotkanie delegacja
spędziła noc w New Brunswick, gdzie zajazd był tak zatłoczony, że
Franklin i Adams musieli dzielić łóżko. Noc była więc dość komiczna, co
Adams odnotował w swym dzienniku, dając wspaniały wgląd w osobowość
Franklina oraz dziwaczną relację, jaka wytworzyła się z biegiem lat między
nimi.
Adams miał katar, więc kładąc się spać, zamknął niewielkie okienko
w ich pokoju. „Oj!”, rzekł Franklin, „proszę nie zamykać okna. Podusimy
się”.
Adams odpowiedział, że boi się wieczornego powietrza.
„Powietrze w tym pomieszczeniu wkrótce stanie się, a nawet już się
stało, gorsze niż na zewnątrz”, odparł Franklin. „Proszę otworzyć okno
i kłaść się, a ja Pana przekonam. Sądzę, że nie zna Pan mojej teorii na temat
kataru”.
Adams otworzył okno i „skoczył do łóżka”, co musiało być widokiem
prawdziwie wartym zobaczenia. Tak, powiedział, czytał listy Franklina
(zob. s. 298) głoszące, że nikt nie może dostać kataru od zimnego
powietrza, jednak jego teoria była niezgodna z jego własnym
doświadczeniem. Czy Franklin nie zechciałby tego wyjaśnić?
Adams, ze zwykłą dla siebie dozą ironii, zapisał: „Doktor rozpoczął
następnie tyradę na temat powietrza, przeziębienia, oddychania i pocenia,
która mnie tak bardzo zaciekawiła, że wkrótce zasnąłem, pozostawiając go
z jego filozofią”. Poza zwycięstwem w sporze o otwieranie okna należy
dodać, że Franklin – być może dzięki temu – nie zaraził się od Adamsa
katarem 44.
Gdy Howe posłał łódź celem przewiezienia amerykańskiej delegacji na
Staten Island, polecił swemu oficerowi pozostać na miejscu w roli
zakładnika. Franklin i jego komisja zabrali jednak oficera ze sobą na znak
swej pewności co do honoru Howe’a. Choć admirał kazał przeprowadzić
swoich gości wzdłuż szpaleru złowrogich heskich najemników,
trzygodzinne spotkanie 11 września odbyło się w serdecznej atmosferze.
Amerykanów poczęstowano dobrym bordeaux, szynką, ozorami i baraniną.
Howe obiecał, że kolonie mogą uzyskać to, czego żądały w „petycji
gałązki oliwnej”: kontrolę nad własną legislacją i podatkami oraz
„zrewidowanie wszelkich praw kolonialnych, które irytowałyby
kolonistów”. Brytyjczycy, powiedział, nadal są przychylnie usposobieni
wobec Amerykanów: „Gdy ginie Amerykanin, Anglia cierpi”. On czuł to
samo, jeszcze silniej. Gdyby padła Ameryka, powiedział: „Odczuję to
i będę rozpaczał jak po śmierci brata”.
Adams odnotował odpowiedź Franklina: „Dr Franklin, ze swobodą
i spokojnym wyrazem twarzy, ukłonem, uśmiechem, i całą tą naiwnością,
jaka niekiedy ujawniała się w jego konwersacji i którą często widuje się
w jego pismach, odpowiedział: »Milordzie, zrobimy, co w naszej mocy, by
uchronić Waszą Lordowską Mość przed takim zmartwieniem«”.
Spór, który doprowadził do tej strasznej wojny, utrzymywał Howe,
dotyczył jedynie sposobu, jakiego Wielka Brytania powinna używać do
ściągania podatków z Ameryki. Franklin odpowiedział: „Tego nigdy nie
odmawialiśmy, gdy nas proszono”.
Ameryka wzmacniała też imperium na inne sposoby, kontynuował
Howe, także poprzez „jej ludzi”. Franklin, którego pisma na temat
przyrostu liczby ludności Howe dobrze znał, zgodził się. „Dysponujemy
całkiem poważną wytwórnią ludzi”.
Dlaczego więc, pytał Howe, nie było możliwe „położenie kresu tym
katastrofalnym skrajnościom?”.
Ponieważ, odpowiedział Franklin, było już za późno na jakikolwiek
pokój, który wymagałby powrotu pod władzę króla. „Wysłano wojska
i spalono miasta”, powiedział. „Nie możemy obecnie spodziewać się
szczęścia pod dominacją Wielkiej Brytanii. Wszystkie byłe więzy zostały
zerwane”. Adams podobnie „wspomniał gorąco o swej determinacji
w obstawaniu przy idei niepodległości”.
Amerykanie zasugerowali, by Howe posłał po pełnomocnictwa do
negocjowania z nimi jako z niepodległym państwem. To była „próżna”
nadzieja, odparł Howe.
„Cóż, milordzie”, rzekł Franklin, „jako że Ameryka nie może oczekiwać
niczego poza bezwarunkowym poddaniem się…”.
Howe przerwał. Nie chciał poddania. Było jednak jasne, przyznał, że
żadne porozumienie nie jest możliwe, przynajmniej na razie, i przeprosił, że
„panowie musieli trudzić się tak daleko z tak mizernym skutkiem” 45.
DO FRANCJI, Z TEMPLE’eM I BENNYM
Zimowy rejs na pokładzie „Reprisal”, choć zajął tylko 30 dni, był ciężki.
„Niemal mnie zniszczył”, wspominał potem Franklin. Dieta złożona
z solonej wołowiny sprawiła, że wróciły mu wrzody i wysypka, inne
potrawy były zbyt twarde dla jego starych zębów, a małą fregatą fale
miotały tak, że niemal nie sypiał. Dlatego, gdy ujrzano brzegi Bretanii,
wyczerpany Franklin nie chciał czekać na sprzyjający wiatr, by dotrzeć
bliżej do Paryża, lecz na pokładzie rybackiej łodzi ze swymi wnukami
dotarł do maleńkiej wioski Auray. Jak pisał Johnowi Hancockowi, zamierza
unikać „publicznej obecności” i zachowywać się dyskretnie, póki nie uda
mu się dotrzeć do Paryża; „uważam za rozważne najpierw dowiedzieć się,
czy dwór jest gotów i skłonny oficjalnie przyjmować wysłanników
Kongresu”, pisał 1.
Francja jednak nie była miejscem, gdzie najsłynniejszy Amerykanin
mógł zachować anonimowość – nawet gdyby naprawdę się o to starał. Gdy
jego powóz dotarł do Nantes, miasto uczciło jego przybycie spiesznie
zorganizowanym wielkim balem, na którym Franklin królował jako sławny
filozof i mąż stanu, Temple zaś podziwiał wyrafinowanie zdobionych
damskich fryzur. Ujrzawszy futrzaną czapkę Franklina, nantejskie damy
zaczęły nosić przypominające je peruki, który to styl stał się znany jako
coiffure à la Franklin.
Dla Francuzów ten nielękający się piorunów naukowiec i trybun
wolności, który nieoczekiwanie pojawił się w ich kraju, symbolizował
jednocześnie romantyczną wolność pogranicza, której piewcą był
Rousseau, oraz oświeceniową potęgę rozumu sławioną przez Woltera. Przez
ponad osiem lat miał odgrywać swe role doskonale. W sprytny, dokładnie
przemyślany sposób, dzięki bystrości i uwielbianej przez Francuzów joie de
vivre, miał zaprezentować sprawę amerykańską i uosabiać ją jako zmagania
stanu naturalnego przeciw stanowi skorumpowanemu, walkę państwa
oświeconego przeciw nieracjonalnemu staremu porządkowi.
Los amerykańskiej rewolucji znalazł się w jego rękach w równym
stopniu, jak w rękach Washingtona i innych. Gdyby nie udało mu się
uzyskać wsparcia Francji – jej wsparcia, uznania dyplomatycznego, jej floty
wojennej – Ameryce trudno byłoby zwyciężyć. Będąc już największym
amerykańskim naukowcem i pisarzem swoich czasów, miał wykazać się
zręcznością, która uczyniła go największym dyplomatą w dziejach Stanów
Zjednoczonych. Posługiwał się odniesieniami do romantyzmu i rozumu, co
otwierało mu drzwi do francuskich filozofów; posługiwał się odniesieniami
do amerykańskiej wolności, co fascynowało francuską opinię publiczną;
i posługiwał się zimną kalkulacją i narodowym interesem, co trafiało do
francuskich ministrów.
Po 440 latach tradycyjnych wojen z Anglią, Francja świetnie nadawała
się na sojusznika, zwłaszcza ze względu na chęć pomszczenia strat
poniesionych w Ameryce podczas ostatniej z tych wojen – wojny
siedmioletniej. Tuż przed wyjazdem Franklin dowiedział się o francuskiej
decyzji przesłania w tajemnicy pomocy amerykańskim buntownikom za
pomocą podstawionej spółki handlowej.
Jednak przekonanie Francji do szerzej zakrojonego wsparcia nie miało
być łatwe. Kraj był w trudnej sytuacji finansowej, oficjalnie nie prowadził
wojny z Wielką Brytanią, i oczywiście ostrożnie traktował możliwość
postawienia na stronę, która po spiesznym odwrocie oddziałów
Washingtona z Long Island wyglądała na przegrywającą. Ponadto ani
Ludwik XVI, ani jego ministrowie nie byli w naturalny sposób skłonni do
wsparcia amerykańskiego pragnienia pozbycia się dziedzicznego władcy,
gdyż mogło to okazać się zaraźliwe.
Do atutów Franklina zaliczała się jego sława. Należał też do długiego
szeregu mężów stanu, od Richelieu, przez Metternicha, po Kissingera,
którzy rozumieli, iż ze sławą przychodzi szacunek, a z szacunkiem wpływy.
Jego teorie na temat błyskawic zostały potwierdzone we Francji w roku
1752, jego prace zebrane opublikowano tam w roku 1773, a nowe wydanie
The Way to Wealth [Droga do bogactwa] Biednego Richarda ukazało się tuż
po jego przyjeździe pod tytułem La Science du Bonhomme Richard;
wydanie to wznawiano trzykrotnie w ciągu dwóch lat. Jego sława była tak
wielka, że gdy 21 grudnia 1776 roku wjeżdżał do Paryża, na ulice wyległ
tłum, w nadziei na ujrzenie słynnego człowieka.
W ciągu kilku tygodni całe paryskie towarzystwo zdawało się pragnąć
ujrzeć jego łagodne oblicze. Bito medale w różnych rozmiarach, w domach
wieszano ryciny i portrety, a jego podobizna zdobiła tabakierki i sygnety.
„Sprzedają się niesamowicie”, pisał swej córce Sally. „Te przedmioty oraz
obrazy, popiersia i ryciny (które kopiuje się i kopiuje wszędzie), uczyniły
oblicze Twojego ojca równie sławnym, co oblicze księżyca”. Szał był tak
wielki, że lekko zirytował, choć także rozbawił, samego króla. Podarował
hrabinie Diane de Polignac, która znudziła go częstym wychwalaniem
Franklina, nocnik z sewrskiej porcelany z jego podobizną wytłoczoną
w środku 2.
„Jego reputacja jest tutaj większa niż Leibniza, Fryderyka Wielkiego czy
Woltera, i jest postacią bardziej kochaną i szanowaną”, wspominał wiele lat
później John Adams, gdy jego zazdrość o sławę Franklina nieco zmalała.
„Trudno tu znaleźć chłopa czy mieszczanina, kamerdynera, stangreta czy
lokaja, pokojówkę czy pomywaczkę, która nie słyszałaby nazwiska
Franklin” 3.
Francuzi usiłowali nawet twierdzić, że jest jednym z nich. Franklin
zawsze zakładał, jak wspomniano na początku tej książki, że jego nazwisko
pochodzi od klasy wolnych chłopów posiadających ziemię zwanych
„franklins”, i niemal na pewno miał rację. Jednakże „Gazette” z Amiens
donosiła, że nazwisko Franquelin było powszechne w Pikardii, skąd wiele
rodzin emigrowało do Anglii.
Intelektualne prawo do Franklina rościły też sobie różne grupy
francuskich filozofów, poza uczniami Woltera i Rousseau. Najbardziej
znani byli fizjokraci, którzy byli pionierami ekonomii i opracowali
doktrynę leseferyzmu. Grupa ta stała się dla niego nową Junto; pisywał
eseje do ich miesięcznika.
Jeden z najsłynniejszych fizjokratów, Pierre-Samuel Du Pont de
Nemours (który w roku 1799 emigrował, a którego syn założył firmę
chemiczną Du Pont), opisał swego przyjaciela Franklina, używając określeń
wręcz mitycznych. „Jego oczy zdradzają doskonałą równowagę”, pisał,
„a jego uśmiech niezmącony spokój”. Inni byli pod wrażeniem faktu, że
ubierał się prosto i nie nosił peruki. „Wszystko w nim głosi prostotę
i niewinność prymitywnej moralności”, dziwił się pewien paryżanin,
dodając doskonały francuski komplement na temat jego zamiłowania do
milczenia: „Wiedział, jak być nieuprzejmym, nie będąc niekulturalnym”.
Jego małomówność i prosty strój sprawiły, że wielu uważało go za
kwakra. Pewien francuski duchowny pisał krótko po przybyciu Franklina:
„Ten kwakier nosi się wedle mody swego wyznania. Ma przystojne oblicze,
zawsze w okularach, bardzo mało włosów i futrzaną czapkę, którą zawsze
ma na głowie”. Franklin nie starał się korygować tego wrażenia, gdyż
wiedział, że fascynacja kwakrami była we Francji modna. Wolter sławił ich
spokojną prostotę w czterech ze swych Listów z Anglii i, jak zauważył Carl
Van Doren: „Paryż podziwiał to wyznanie za jego łagodne i zdecydowane
poglądy” 4.
Franklin był doskonale świadomy i nieco rozbawiony wizerunkiem, jaki
dla siebie stworzył. Proszę sobie wyobrazić mnie, pisał przyjaciółce,
„ubranego bardzo prosto, z mymi rzadkimi, siwymi włosami wystającymi
spod mego jedynego przybrania głowy – czapki z dobrego futra – która
zsunięta jest na moje czoło i sięga niemal okularów. Proszę pomyśleć, jak
musi to wyglądać wśród paryskich upudrowanych głów”. Wizerunek ten
był zupełnie inny od tego, który przyjął i o którym pisał Polly podczas swej
pierwszej wizyty w 1767 roku, gdy kupił „niedużą peruczkę” i kazał swemu
krawcowi „przemienić mnie we Francuza” 5.
Nowy rustykalny wygląd był częściowo pozą, sprytną kreacją
pierwszego amerykańskiego twórcy image i mistrza public relations. Nosił
swoją miękką czapkę z kuniego futra, którą nabył podczas podróży do
Kanady, podczas większości publicznych okazji, także wówczas, gdy
niedługo po swym przybyciu był goszczony w salonie literackim madame
du Deffand; widniała ona też na jego portretach i na przedstawiających go
medalionach. Czapka, tak jak nakrycie głowy Rousseau, stanowiła jego
odznakę prowincjonalnej czystości i cnót Nowego Świata, tak samo jak
jego równie nieodłączne okulary (także widniejące na portretach) stanowiły
oznakę mądrości. Pomogły mu one odgrywać rolę, jaką wyznaczył mu
Paryż: szlachetnego filozofa z pogranicza i prostego prowincjonalnego
mędrca – mimo że większość życia spędził przy Market Street i Craven
Street.
Franklin odwzajemniał zachwyt Francji. „Uważam ich za najmilszą nację
do życia”, pisał Josiahowi Quincy. „Hiszpanie są powszechnie uznawani za
okrutnych, Anglicy za pysznych, Szkoci za bezczelnych, Holendrzy za
chciwych itd., sądzę natomiast, że Francuzom nie przypisuje się żadnej
narodowej wady. Mają pewne słabostki, ale są one nieszkodliwe”. Jak ujął
to w liście do bostońskiej krewnej: „To najkulturalniejsza nacja pod
słońcem” 6.
Tak jak w przypadku innego gniewnego listu, tego, w którym nazwał swego
przyjaciela Strahana wrogiem, Franklin nie wysłał tej odpowiedzi. Choć
każde słowo było szczere, był on ogólnie niechętny prowadzeniu sporów,
a teraz, jak napisał, był już na nie za stary. Zamiast tego w dniu następnym
napisał do Lee nieco łagodniejszą odpowiedź. W poprawionej wersji
ponownie przyznawał, że nie odpowiadał na niektóre z listów Lee,
„zwłaszcza na te gniewne, w których z wielkim poczuciem wyższości
pouczał mnie Pan i oceniał, jakbym był jednym z Pańskich służących”.
Zamiast tego spalił te listy, ponieważ „postrzegam za niebywale istotne
nasze pozostawanie w znośnych stosunkach”. Deanowi zaś skarżył się:
„Znoszę wszystkie jego przytyki cierpliwie dla dobra służby, ale trochę za
bardzo mi one doskwierają” 9.
Lee przyciągał podobnie myślących gości, którzy okazywali się równie
irytujący. Jego brat William został posłany jako poseł do Austrii, ponieważ
jednak go nie przyjęto, ostatecznie trafił do Paryża. Podobnie Ralph Izard,
zamożny i zazdrosny plantator z Karoliny Południowej, którego z kolei
uznano za nieproszonego gościa w Toskanii. Gdy Izard stanął po stronie
braci Lee, Franklin odpowiedział anonimową satyrą: The Petition of the
Letter Z, Commonly called Ezzard, Zed, or Izard [Petycja litery „z”, zwykle
nazywanej ezzard, zet lub izard]. W utworze tym litera „z” skarży się na
„umieszczenie na samym końcu alfabetu” i na „całkowite wyłączenie ze
słowa »mądry«” 10.
SZPIEG BANCROFT
REALIZM I IDEALIZM
Nie mam przy tym na myśli, by ich Pan zabijał, Drogi Baronie −
powinniśmy być ludzcy. Może Pan jednak zasugerować z całą
stanowczością chirurgom, że kaleki człowiek czyni hańbę swej
profesji, i najrozważniejszym postępowaniem jest pozwalać im
umierać, gdy tracą zdolność do walki (…). Proszę więc obiecać
awanse wszystkim, którzy będą się narażać; będzie Pan wzywał ich
do szukania chwały wśród największych niebezpieczeństw.
XV „Krążowników” nie w znaczeniu klasy okrętu, ale rodzaju prowadzonych przez nie
działań bojowych – przyp. tłum.
XVI Marsz. Victor-François de Broglie (1718–1804) – przyp. tłum.
XVII Franklin wyolbrzymił także w swych listach tytuł Kazimierza Pułaskiego, nie był on
nigdy hrabią − przyp. tłum.
Rozdział 14 – Bon vivant
Paryż, 1778–1785
JOHN ADAMS
WOLTER
MADAME BRILLON
MADAME HELVÉTIUS
John Adams rzecz jasna był zszokowany madame Helvétius, jak i jej
domownikami, gdy Franklin przyprowadził ich z wizytą. Obaj duchowni,
stwierdził, „zapewne mają równie wiele władzy wybaczania grzechów, jak
ich popełniania”. Co do moralnych „absurdów” panujących w jej domu
stwierdził: „Żaden rząd republikański nie może istnieć z takimi manierami
narodowymi”. Jego żona Abigail była jeszcze bardziej przerażona po swej
późniejszej wizycie, i opisała madame Helvétius w sposób uroczo złośliwy:
BAGATELE
SZACHY I PIERDNIĘCIA
SPRAWY RODZINNE
A gdzie w tym nowym zastępczym kręgu rodzinnym znajdowali się
rzeczywiści krewni Franklina? W oddali. Jego córka, Sally, która go
uwielbiała, pisała o swych skrupulatnych działaniach, podjętych w celu
wyremontowania ich domu w Filadelfii po wycofaniu się Brytyjczyków
w maju 1778 roku. Jednakże podczas gdy listy od jego francuskich
przyjaciółek rozpoczynały się od słów „Kochany Papo”, większość
korespondencji jego prawdziwej córki zaczynało się bardziej sztywno, od
„Drogi i szanowny Panie”. Jego odpowiedzi, adresowane „Droga Sally”,
a niekiedy „Moje Drogie Dziecko”, często wyrażały zachwyt osiągnięciami
jego wnuków. Czasami jednak nawet jego komplementy były
poprzedzielane pouczeniami: „Gdybyś wiedziała, jak uszczęśliwiają mnie
Twoje listy”, pisał w jednym z nich, „sądzę, że pisywałabyś częściej”.
W początkach 1779 roku Sally pisała o wysokich cenach towarów
w Ameryce i o tkaniu przez nią samodzielnie obrusów. Niestety jednak
popełniła błąd, dodając, że została zaproszona na bal na cześć generała
Washingtona, i posłała do Francji po spinki, koronki i pióra, by mogła
wyglądać modnie. „Nigdy nie było tyle strojenia się i zabawy”, pisała
z radością ojcu, dodając, że miała nadzieję, że pośle jej nieco dodatków, tak
by mogła szczycić się, demonstrując jego gust.
W tym czasie Franklin pisał słodkie bagatele swoim francuskim
przyjaciółkom i obiecywał Polly Stevenson parę diamentowych kolczyków
w przypadku wygrania na loterii. Jednakże na prośbę Sally o kilka zbytków
odpowiedział ze wzgardą. „Posyłanie po długie czarne spinki, po koronki,
po pióra! Zdegustowało mnie to tak, jakbyś posoliła mi truskawki”, drwił.
„Tkanie, jak widzę, idzie na bok, a Ty stroisz się na bal! Zdajesz się nie
wiedzieć, że ze wszystkich drogich rzeczy na świecie najdroższa jest
bezczynność”. Posłał jej nieco rzeczy, o które prosiła, „które są użyteczne
i potrzebne”, dodał jednak nieco domowych rad, z lekką tylko nutą humoru,
co do frywolnych luksusów. „Jeśli będziesz nosić swe batystowe koszule
tak jak ja i nie będziesz cerować dziur, z czasem zmienią się w koronki;
pióra zaś, Moja Droga, można znaleźć w Ameryce, w ogonie każdego
koguta” 40.
Wyraźnie dotknięta, odpowiedziała szczegółowym opisem tego, jak była
pracowita i oszczędna, i starała się wkraść ponownie w jego łaski, posyłając
mu nieco utkanego w Ameryce jedwabiu w roli daru dla królowej Marii
Antoniny. Znając pragnienie ojca promowania miejscowego przemysłu
jedwabnego, dodała: „Pokaże to, co można przesyłać z Ameryki”.
Był to słodki gest, którego wszystkie elementy – przedsiębiorczość,
bezinteresowność, promowanie amerykańskich produktów, wdzięczność
wobec Francji – powinny były trafić do Franklina. Niestety, jedwabna
tkanina została poplamiona wodą morską w drodze do Francji, a co gorsza,
jej ojciec pogardził całym planem. „Zastanawiam się, w jaki sposób, mając
ledwo jedne buty, przyszło Ci do głowy dawać prezenty królowej”, pisał.
„Zobaczę, czy plamy da się usunąć farbowaniem, i zrobię z tego garnitury
letnie dla siebie, Temple’a i Benny’ego”. Dodał jednakże, życzliwiej
i łagodniej, „Wszystko, co zamawiałaś, zostanie wysłane, jako że nadal
jesteś dobrą dziewczyną – przędziesz i tkasz pończochy dla rodziny” 41.
Serce Franklina było znacznie bardziej miękkie, gdy chodziło o wieści
o jego wnukach. W końcu 1779 roku Sally urodziła czwarte dziecko.
W nadziei na udobruchanie Franklina, nadała synkowi przy chrzcie imię
Louis, na cześć francuskiego króla. Imię to było tak niezwykłe w Ameryce,
że ludzie zaczęli pytać, czy dziecko było chłopcem, czy dziewczynką. Gdy
jej syn Willy po koszmarze sennym wyrecytował Modlitwę Pańską, jednak
skierował ją do Herkulesa, Sally zapytała ojca o radę: „Czy lepiej jest uczyć
go trochę religii, czy też pozwolić mu modlić się nieco dłużej do
Herkulesa?”, Franklin odpowiedział, z nutką humoru, że powinna nauczyć
go „kierować swe modły bardziej odpowiednio, jako że bóstwo imieniem
Herkules stało się dzisiaj już zupełnie niemodne”. Sally posłuchała. Nieco
później pisała, że Willy uczył się dobrze Biblii i że ma „niezwykłą pamięć”
dla wszystkiego, co czyta. „Nauczył się mowy Antoniusza nad ciałem
Cezara, którą rzadko potrafi powtórzyć bez łez”. Jej córka, Elizabeth,
dodała, lubiła patrzeć na podobiznę dziadka „i często starała się namówić
Cię, byś wyszedł z ram obrazu i pobawił się z nią i dał jej kawałek
jabłecznika, za którym przepada nad wszystko inne” 42.
Sally znalazła też projekt, który przyniósł jej całkowitą akceptację
Franklina. Jako że w grudniu 1779 roku armia Washingtona bardzo
cierpiała z powodu braku nowych mundurów, zorganizowała kobiety
w Filadelfii do zbierania datków, kupowania tkaniny i uszycia ponad dwóch
tysięcy koszul dla obdartych żołnierzy. „Jestem bardzo zajęta wykrawaniem
i szyciem koszul (…) dla naszych dzielnych żołnierzy”, meldowała. Gdy
Washington próbował zapłacić gotówką za jeszcze więcej koszul, panie
odmówiły zapłaty i pracowały dalej, za darmo. „Mam nadzieję, że
pochwalisz to, co zrobiłyśmy”, pisała, w oczywisty sposób poszukując
pochwały. Franklin, rzecz jasna, pochwalił. W odpowiedzi dziękował jej za
jej „amor patriae” i zadbał, by o jej działalności napisano we Francji 43.
Jej syn Benny także odczuwał wahania afektu Franklina, mimo że
chłopca oderwano od rodziny Bache’ów, by był jego towarzyszem we
Francji. Po dwóch latach w szkole z internatem nieopodal Passy, co
pozwalało mu raz w tygodniu widywać się z dziadkiem, cichy
dziewięciolatek został zawieziony do akademii w Genewie, gdzie nie miał
go widzieć przez ponad cztery lata. Mimo miłości do Francji, Franklin
uważał, że katolickie królestwo nie było najlepszym miejscem na
kształcenie wnuka, jak pisał Sally, „jako że pragnę, by stał się
prezbiterianinem i republikaninem” 44.
Benny został zawieziony do Genewy przez francuskiego dyplomatę,
Philiberta Cramera, który był wydawcą Woltera. Jak zawsze spragniony
uczuć i ojcowskiej obecności, Benny przylgnął do Cramera, który jednak
kilka miesięcy później niespodziewanie zmarł. Tak więc Benny przez
pewien czas mieszkał u wdowy po Cramerze, Catherine, następnie zaś
powierzono go pieczy Gabriela Lousa de Marignac, byłego poety i oficera
armii, który kierował akademią.
Straszliwie samotny Benny błagał, by przysłano do niego jego brata
Williama albo kolegę ze szkoły w Passy, Johna Quincy Adamsa. Czy
przynajmniej nie mógłby otrzymać podobizny Franklina i nieco wieści?
Franklin, zawsze gotów rozsyłać swoje portrety, przesłał mu jeden, jak
również wieści o sukcesie Sally w posłaniu koszul dla żołnierzy
Washingtona. „Bądź pilny w swych naukach, tak byś również zyskał
kwalifikacje dla służenia swemu krajowi, i stał się godny tak dobrej matki”,
pisał. Posłał też wieści, że czterech dawnych kolegów szkolnych Benny’ego
zmarło na ospę, i powinien być wdzięczny za to, że został jako niemowlę
zaszczepiony. Jednak nawet ten wyraz uczucia zawierał coś z warunku:
„Bedę zawsze Cię bardzo kochał, jeśli nadal będziesz dobrym chłopcem”,
kończył jeden z listów 45.
Benny dobrze sobie radził na pierwszym roku, a nawet zdobył szkolną
nagrodę za przekłady z łaciny na francuski. Franklin posłał mu nieco
pieniędzy, by mógł zorganizować uroczystość, jaką zdobywca nagrody
tradycyjnie wydawał dla swych kolegów. Poprosił też Polly Stevenson,
która nadal była w Londynie, by wybrała dla Benny’ego nieco książek po
angielsku, jako że zaczął zdradzać oznaki zapominania tego języka. Polly,
dobrze wiedząca, jak schlebić swemu przyjacielowi, wybrała książkę
zawierającą wzmianki o Franklinie 46.
Benny jednak wpadł w nastrój przygnębionego nastolatka, zapewne
dlatego, że Franklin nigdy go nie odwiedził, podobnie jak Temple, oraz że
nigdy nie sprowadzono go do Passy na wakacje. Stał się zamknięty w sobie
i nieśmiały, jak pisała wciąż interesująca się jego losem madame Cramer.
„Ma znakomite serce; jest rozsądny, wrażliwy, poważny, ale brak w nim
radości i chęci życia; jest zimny, ma niewiele potrzeb, żadnych marzeń”.
Nie grał w karty, nigdy nie angażował się w bójki i nie zdradzał żadnych
oznak, że rozwinie „wielkie talenty” czy „pasje”. (W tym przewidywaniu
się myliła, ponieważ w przyszłości Benny miał stać się wojowniczym
redaktorem prasowym). Gdy przypomniała Benny’emu, że zdobył nagrodę
za łacińskie przekłady i z pewnością był dość zdolny, by się dobrze uczyć,
„odpowiedział lodowato, że po prostu miał szczęście”, pisała Franklinowi.
Gdy zaś zaproponowała, że zwróci się do jego dziadka o zwiększenie mu
kieszonkowego, Benny nie okazał zainteresowania.
Rodzice Benny’ego zaczęli się martwić, a Richard Bache nieśmiało
zasugerował, by Franklin znalazł czas na odwiedziny. „Dałaby nam wiele
radości wieść, że znalazł Pan czas na odwiedzenie go w Genewie”, pisał
Bache, dodając, że „podróż mogłaby dobrze wpłynąć na Pańskie zdrowie”.
Jednak była to nieśmiała sugestia, za którą wręcz przepraszał.
„Podejrzewam, że Pański czas można spożytkować na znacznie istotniejsze
sprawy”, dodał niezwłocznie. Madame Cramer natomiast sugerowała, że
mógłby przynajmniej częściej pisać do chłopca 47.
Franklin nie znalazł czasu na podróż do Genewy, jednak sporządził dla
wnuka jeden ze swych dydaktycznych esejów, które sławiły cnoty
kształcenia się i pilności. Ci, którzy nie zaniedbują nauki, pisał, „żyją
wygodnie w dobrych domach”, podczas gdy obiboki zaniedbujące szkołę
„są biedni, obdarci, bosi, głupi i złośliwi, a żyją w żałosnych chatach i na
strychach”. Franklinowi nauka ta podobała się tak bardzo, że sporządził
kopię i posłał ją Sally, która zachwyciła się: „Willy nauczy się jej na
pamięć”. Benny natomiast nawet nie potwierdził jej otrzymania. Dlatego
Franklin posłał mu kolejny egzemplarz i nakazał mu przetłumaczyć go na
francuski i odesłać celem upewnienia się, że go zrozumiał” 48.
Wreszcie Benny znalazł przyjaciela, który wyprowadził go z marazmu.
Był to Samuel Johonnot, wnuk bostońskiego przyjaciela Franklina,
wielebnego Samuela Coopera. Ten „niesforny i oporny” chłopak został
wydalony ze szkoły w Passy, a Franklin zorganizował dla niego miejsce
w akademii w Genewie. Był zdolnym uczniem, zajął pierwsze miejsce
w klasie i zainspirował Benny’ego tak, że ten zajął godne trzecie miejsce.
Jeszcze bardziej istotny był wpływ Johonnota na zachowania
towarzyskie Benny’ego. Zaczął rozwijać buntowniczą żyłkę rodzinną.
W pewnym momencie kot zadusił jedną z ich świnek morskich, i chłopcy
postanowili w zemście zabić kota, co uczynili. Benny udał się na swą
pierwszą potańcówkę, która tak go zdenerwowała, że cieszył się z faktu, że
została ona niespodziewanie przerwana z powodu pożaru budynku po
drugiej stronie ulicy. Potem jednak poszedł na drugie i trzecie tańce, na
których bawił się znakomicie. Pisał dziadkowi, że teraz bawi się, że
wyprawia się na łapanie motyli i na zbiory winogron, a nawet ośmielił się
poprosić o zwiększenie kieszonkowego. No i o zegarek, „porządny i złoty”.
Byłby on praktyczny, zapewniał dziadka, i obiecywał dobrze o niego dbać.
Franklin odpowiedział tak, jak na prośbę Sally o koronki i pióra. „Nie
stać mnie na darowanie złotych zegarków dzieciom”, pisał. „Nie
powinieneś naprzykrzać się o drogie rzeczy, które Ci się prawie nie
przydadzą”. Był też przerażony, gdy młody Johonnot zapytał, czy on
i Benny mogą wrócić do Paryża. To wzbudziło kolejne surowe
napomnienie, posłane do Johonnota, ale skierowane do obu chłopców:
„Nadszedł czas, byś pomyślał o wypracowaniu sobie charakteru i męskiej
stałości” 49.
Była to uwaga, którą winien był skierować do swego drugiego wnuka,
Temple’a, który udał się do Francji celem kontynuowania edukacji, ale nie
zapisał się do szkoły ani też nie zdobył nauczyciela. Praca Temple’a na
rzecz amerykańskiego poselstwa była wykonywana kompetentnie, jednak
spędzał większość czasu na polowaniach, jeździe konnej, przyjęciach
i uganianiu się za kobietami. Mając nadzieję, że ustatkuje się dzięki
posagowi i posadzie, Franklin zaproponował małżeństwo między swym
niesfornym wnukiem a starszą córką Brillonów, Cunégonde.
Nie było to nic nowego. Franklin, niepoprawny i nieskuteczny swat,
nieustannie starał się, niekiedy z ironicznym dystansem, wydawać swe
dzieci i wnuczęta za dzieci i wnuczęta swych przyjaciół. Tym razem
jednakże był śmiertelnie poważny, a nawet szczerze o to prosił. Jego list
z formalną propozycją, napisany niezgrabną francuszczyzną niepoprawianą
przez przyjaciół, głosił, że madame Brillon była dla niego córką, i wyraził
nadzieję, że jej córka także się nią stanie. Pisał, że Temple, którego
Brillonowie nazywali „Franklinet”, zgodził się na propozycję, zwłaszcza że
Franklin obiecał „pozostać we Francji aż do końca swych dni”, jeśli dojdzie
do małżeństwa. Powtórzywszy swe pragnienie posiadania blisko siebie
dzieci, „by zamknęły mi oczy po śmierci”, sławił zalety Temple’a, który
„nie ma wad”, i „który ma wszystko, by stać się z czasem wybitnym
człowiekiem”.
Znając dobrze Temple’a, Brillonowie mogli niezupełnie zgadzać się z tą
oceną. Z pewnością jednak nie zgodzili się na propozycję małżeństwa.
Główną wymówką, jaką podali, było, że Temple nie był katolikiem. To dało
Franklinowi punkt zaczepienia, i napisał, jak często to czynił, o potrzebie
tolerancji religijnej, i że wszystkie religie wywodzą się z tych samych
podstawowych zasad. (Wśród pięciu, które wymienił w swym liście,
znajdowało się jego często powtarzane religijne credo: „Najlepszą służbą
Bogu jest czynić dobrze ludziom”).
Madame Brillon w swej odpowiedzi zgadzała się, że „istnieje tylko jedna
religia i tylko jedna moralność”. Mimo to ona i jej mąż odmówili swej
zgody na małżeństwo. „Mamy obowiązek przestrzegać zwyczajów naszego
kraju”, pisała. Monsieur Brillon zamierzał ustąpić ze swego stanowiska
jako generalnego poborcy podatkowego i pragnął, by jego zięć mógł go
zastąpić. „Posada ta jest najważniejszym elementem naszej pozycji”, pisała,
mimo że wcześniej często skarżyła się Franklinowi, że jest uwięziona
w skojarzonym małżeństwie zawartym z przyczyn finansowych. „Wymaga
ona człowieka znającego prawa i zwyczaje naszego kraju, i człowieka
naszej religii”.
Franklin zrozumiał, że obiekcje pana Brillona mogą wynikać z czegoś
więcej niż jedynie wyznania Temple’a. „Mogą być inne obiekcje, których
mi nie zakomunikował”, pisał do madame Brillon, „i nie powinienem mu
się naprzykrzać”. Sam Temple natomiast spędził cały rok na serii romansów
z kobietami wszelkich stanów, w tym francuską hrabiną i pewną Włoszką,
a potem nagle zakochał się – choć na krótko – w młodszej córce Brillonów,
która miała ledwie 15 lat. Tym razem pan Brillon zdawał się gotów zgodzić
na związek, a nawet zaproponował posag i stanowisko, jednak kapryśny
Temple już zainteresował się innymi kobietami, w tym zamężną kochanką,
która miała wkrótce sprawić, że stał się trzecim z kolei Franklinem, który
spłodził syna z nieślubnego łoża 50.
MINISTER PEŁNOMOCNY
Latem 1778 roku stało się jasne dla wszystkich trzech amerykańskich
komisarzy, że sprawami w Paryżu winna kierować jedna tylko osoba. Nie
tylko trudno było całej trójce zgodzić się w kwestiach politycznych, pisał
Franklin Kongresowi, ale obecnie trudno było im nawet pracować razem
w jednym domu. Nawet ich służba się kłóciła. Ponadto Francja nominowała
ministra pełnomocnego dla Ameryki i protokół wymagał, by nowy kraj
odpowiedział nominacją osoby w podobnej randze. Arthur Lee nominował
sam siebie i spiskował z braćmi, aby uzyskać tytuł. John Adams bardziej
bezinteresownie zasugerował przyjaciołom, że najlepszy byłby Franklin,
mimo jego nawyków i miękkości wobec Francji. Sam Franklin otwarcie nie
starał się o tę funkcję, jednak w lipcu 1778 roku zdecydowanie poprosił
Kongres o „rozdzielenie nas”.
Całe potrzebne Franklinowi lobbowanie wykonali jednakże za niego
Francuzi. Dali do zrozumienia, że to on był ich faworytem, Kongres zaś
zareagował we wrześniu, wybierając go jedynym ministrem pełnomocnym.
Za nim padło 12 głosów, przy jednym głosie sprzeciwu: oddała go
Pensylwania, gdzie wrogowie kwestionowali lojalność jego i jego wnuka
Temple’a, syna uwięzionego lojalistycznego gubernatora 1.
Wieść o jego nominacji dotarła do Francji dopiero w lutym 1779 roku,
jako że działania wojenne i zima utrudniały rejsy amerykańskim statkom.
Gdy jednak dotarła, Arthur Lee obraził się i odmówił przekazania
Franklinowi swych dokumentów. Jeśli zaś chodzi o Adamsa, jak pisze jego
biograf David McCullough: „Nowa organizacja była dokładnie tym, co
rekomendował, a wiadomość o tym wpędziła go w większe przygnębienie
niż kiedykolwiek”. Wkrótce opuścił Paryż – przynajmniej na razie – by
powrócić do Massachusetts.
Franklin cierpiał na artretyzm i nie mógł natychmiast złożyć listów
uwierzytelniających, jednak w końcu marca złożył wizytę królowi i jego
ministrom. Świadom urażonych uczuć Adamsa, Franklin starał się
utrzymywać z nim serdeczne stosunki. Napisał Adamsowi uprzejmy
i wesoły list, w którym opisał swe wizyty w Wersalu i poskarżył się, że
„trud ten był nieco zbyt wielki dla moich stóp, i unieruchomił mnie niemal
na kolejny tydzień”. We własnych listach Adams utrzymywał pozory
koleżeństwa, a nawet wyraził pewne poparcie dla głębokiego uczucia
Franklina wobec Francuzów, mimo wątpliwości co do nazbyt ścisłego się
z nimi wiązania. „Jestem bardzo zadowolony Pańskim przyjęciem na
dworze w Pańskiej nowej roli”, odpisał, „i nie mam wątpliwości, że Pańska
opinia o przychylności tutejszego dworu dla Stanów Zjednoczonych jest
usprawiedliwiona”.
Delikatna równowaga Adamsa jednak została zachwiana, gdy Franklin
i Francuzi postanowili zarekwirować statek, który miał zabrać go do domu,
i uczynić go częścią floty, jaką John Paul Jones planował wykorzystać do
działań przeciwko Brytyjczykom (o czym więcej dalej). Doskonale
świadom, że Adams niecierpliwie czeka w porcie Nantes na wyjście
w morze, Franklin go przepraszał, a nawet nakłonił wpływowego
francuskiego ministra marynarki Antoine’a de Sartine do napisania listu
z wyjaśnieniem powodów decyzji. Adams miał możliwie szybko otrzymać
inny statek, a dzięki temu miał mieć możliwość udania się do ojczyzny
wspólnie z nowym francuskim ambasadorem w Stanach Zjednoczonych.
Adams udawał zrozumienie. „Służba publiczna nie może ponosić szkody
z powodu prywatnej wygody jednostki, a zaszczyt rejsu z nowym
ambasadorem winien wynagrodzić mi utratę perspektywy tak szybkiego
powrotu do domu”. Okazując nieco uprzejmej hipokryzji, z której braku
słynął, Adams poprosił nawet Franklina, by mu „uczynił wielką
przyjemność i przekazał pozdrowienia madame Brillon i madame
Helvétius, damom, wobec których przymiotów żywię wielki szacunek”.
Jednak tkwiąc w portowym mieście, Adams stawał się coraz bardziej
rozgoryczony. Po obiedzie z Jonesem oświadczył, że słynny żeglarz jest
człowiekiem pełnym „ekscentryczności i nieładu”, i wściekał się na myśl,
że Jones i Franklin spiskują, żeby opóźnić jego powrót do kraju.
„Zarządzono, by spotykały mnie wszelkiego rodzaju przykrości”, pisał
w swym dzienniku. „Czy to dlatego, że ludzie mnie nie znoszą, czy dlatego,
że się mnie boją?”. W nieunikniony sposób zaczął przypisywać Franklinowi
mroczne intencje. Dusząc się przeświadczeniem o własnym znaczeniu,
zaczął podejrzewać, że Franklin opóźnia jego powrót do kraju z obawy
przed „niebezpiecznymi prawdami”, jakie mógłby ujawnić. „Czy Stary
Czarodziej lęka się mego głosu w Kongresie?”, pisał Adams w swym
dzienniku. „Miał jakiś powód, ponieważ często słuchał tam tego głosu,
przed którym drżeli złoczyńcy”.
Franklin był beztrosko nieświadomy mrocznych podejrzeń Adamsa
i nadal był serdeczny w swych listach. „Zadbam o przekazanie wyrazów
Pańskiego szacunku dobrym paniom, o których Pan wspomniał”, obiecał
radośnie. Zgodził się nawet, po trzech ostrych prośbach Adamsa, by nowy
statek udał się wprost do Bostonu, zamiast dla wygody francuskiego
ambasadora najpierw zawinąć do Filadelfii. Wszystko jednak na próżno.
Umysł Adamsa zainfekowały nowe widma nieufności, i miały one trapić
jego relacje z Franklinem po powrocie do Francji w roku następnym 2.
Podczas gdy Adams kipiał gniewem, Arthur Lee i jego bracia
wypowiedzieli otwartą wojnę Franklinowi w Ameryce. Lee
rozpowszechniał list oskarżający go o „snucie drobnych spisków” i „sianie
niebezpiecznej niezgody”, zadbał też, by Kongres zapoznał się z serią
oskarżycielskich listów do Franklina, kwestionujących jego honor, które on
i Ralph Izard napisali do niego wcześniej w tym samym roku.
Ostrzeżony przez swego zięcia Richarda Bache’a o tych wszystkich
intrygach, Franklin mógł zignorować niechęć braci Lee. „Moja nazbyt
dobra reputacja – pisał – drażni tych nieszczęśliwych panów, którzy nie
zaspokoili swych temperamentów i swych mrocznych, nieznośnych uczuć
zazdrości, gniewu, podejrzenia, zawiści i złośliwości”.
Znacznie bardziej uraziły go doniesienia Bache’a, że Lee i jego
zwolennicy atakowali Temple’a, ponieważ kochał swego wnuka
z niezwykłą dla siebie ślepotą. „Izard, bracia Lee i spółka – pisał Bache –
podkreślają zatrudnianie przez Pana jako prywatnego sekretarza Pańskiego
wnuka, którego uznają za niegodnego zaufania ze względu na przekonania
jego ojca”. A potem dodał złowróżbnie: „Myślą o złożeniu wniosku o jego
usunięcie”. W oddzielnym liście Sally Bache zwierzyła się, że jej mąż lęka
się informować Franklina o tej kampanii przeciwko Temple’owi, ponieważ
nie chce go denerwować.
A zdenerwował się. „Sądzę, że to raczej dobrze, że ocaliłem
wartościowego młodzieńca przed niebezpieczeństwem stania się torysem”,
pisał Richardowi. Następnie wygłosił gniewny sprzeciw wobec pomysłów
odwołania Temple’a:
PRZYJACIEL DWORU
DELEGAT POKOJOWY
POCZĄTEK NEGOCJACJI
UGŁASKIWANIE FRANCUZÓW
BENNY I TEMPLE
BALONOMANIA
Wśród rozrywek Benny’ego i jego dziadka latem i jesienią 1783 roku były
wielkie pokazy pierwszych lotów balonem. Epoka lotów powietrznych
rozpoczęła się w czerwcu tegoż roku koło Lyonu, gdy bracia Joseph
i Etienne Montgolfier wysłali bezzałogowy balon na gorące powietrze na
wysokość prawie dwóch kilometrów. Franklinów tam nie było, jednak
w końcu sierpnia byli świadkami pierwszego lotu bezzałogowego balonu
wypełnionego wodorem. Naukowiec nazwiskiem Jacques Charles wysłał
jedwabny balon o średnicy 3,5 metra wypełniony wodorem wytworzonym
przy pomocy wylewania kwasu siarkowego na rozpalone żelazne ścinki. Na
oczach 50 tysięcy widzów balon uniósł się w powietrze i unosił ponad
45 minut, nim opadł na ziemię we wsi leżącej ponad 25 kilometrów dalej.
„Wieśniacy, którzy ujrzeli jego upadek, byli przerażeni”, pisał Franklin sir
Josephowi Banksowi, prezesowi Royal Society, „zaatakowali go
kamieniami i nożami tak, że został mocno okaleczony”.
Rozpoczął się wyścig do pierwszego lotu z człowiekiem, który wygrali
21 listopada bracia Montgolfier ze swym balonem na rozgrzane powietrze.
Ogromny tłum wiwatował, niezliczone kobiety mdlały, gdy w powietrze
uniósł się balon wraz z dwoma braćmi trzymającymi butelki szampana;
początkowo wpadli w gałęzie drzew. „Bardzo wtedy lękałem się o nich,
sądząc, że grozi im wypadnięcie lub spalenie”, pisał Franklin. Wkrótce
jednak wyswobodzili się i popłynęli przez powietrze nad Sekwaną. Po
20 minutach wylądowali po drugiej stronie; korki wystrzeliły w tryumfie.
Franklin był wśród sławnych naukowców, którzy następnego wieczoru
podczas wizyty braci Montgolfier w Passy podpisali oficjalny certyfikat
potwierdzający historyczny lot.
Bracia uważali, że siłę nośną wytworzyło nie tylko rozgrzane powietrze,
ale także dym, instruowali swych „aeronautów”, by podsycali płomienie
słomą i wełną. Franklin jednak bardziej skłaniał się ku modelowi Charlesa
na „zapalne powietrze”, czyli wodór, i pomógł sfinansować pierwszy lot
człowieka takim balonem. Odbył się on dziesięć dni później. Na oczach
Franklina zasiadającego w swym powozie stojącym nieopodal Ogrodów
Tuileries (artretyzm uniemożliwił mu dołączenie do tłumów stojących na
wilgotnych trawnikach), Charles i jego wspólnik latali ponad dwie godziny
i wylądowali bezpiecznie ponad 40 kilometrów dalej. Po raz kolejny
Franklin posłał poprzez Banksa raport dla Royal Society: „Miałem
kieszonkową lunetę, którą śledziłem, nim zniknęli mi z oczu: najpierw
ludzi, potem kosz, na końcu zaś balon, aż stał się nie większy od orzecha”.
Od czasu swych eksperymentów elektrycznych Franklin uważał, że
naukę można zgłębiać najpierw dla czystej satysfakcji i z ciekawości,
a potem z dokonanych odkryć wyłonią się ich praktyczne zastosowania.
Początkowo nie chciał zgadywać, jakie może być praktyczne zastosowanie
balonów, był jednak przekonany, że eksperymentowanie z nimi pewnego
dnia, jak pisał Banksowi: „otworzy drogę do jakichś odkryć w filozofii
naturalnej, o jakich obecnie nie mamy pojęcia”. Mogły istnieć, pisał
w innym liście: „ważne konsekwencje, których nikt nie potrafi
przewidzieć”. Sławniejsze jest jego bardziej zwięzłe wyrażenie tego
samego przekonania, skierowane do jednego z widzów pytającego, do
czego mogą przydać się nowe balony. Franklin odpowiedział: „A do czego
przydać się może noworodek?” 54.
Ponieważ Anglicy nie widzieli żadnego zastosowania dla balonów,
i ponieważ byli zbyt dumni, by podążać w ślady Francuzów, ominęło ich
podniecenie. „Spostrzegam wśród bardziej szanowanej części Royal
Society skłonność do unikania balonomanii do czasu, gdy zaproponowany
zostanie jakiś eksperyment dowodzący ich przydatności albo dla
społeczeństwa, albo dla nauki”, pisał Banks. Franklin szydził z takiego
podejścia. „Nie wydaje mi się dobrym powodem rezygnować z wykonania
nowego eksperymentu, który w oczywisty sposób zwiększa władzę
człowieka nad materią, aż dowiemy się, do czego władzę tę można by
zastosować”, odpisał. „Gdy nauczymy się go opanować, możemy z czasem
znaleźć dla niego zastosowanie, jak to uczyniono z magnetyzmem
i elektrycznością, w których pierwsze eksperymenty urządzano jedynie dla
rozrywki”. W początkach następnego roku znalazł jedno możliwe
praktyczne zastosowanie balonów: mogły one służyć jako sposób
prowadzenia wojny, albo, jeszcze lepiej, jako sposób zachowania pokoju.
„Przekonanie władców o głupocie wojen może być jednym z efektów, jako
że nawet najpotężniejsi z nich nie będą w stanie chronić swoich dominiów”,
pisał swemu przyjacielowi Janowi Ingenhouszowi, holenderskiemu
naukowcowi i lekarzowi.
Franklin jednak przede wszystkim zadowalał się całym szaleństwem
i rozrywkami otaczającymi balony. Pokazy lotów fantazyjnych balonów,
zdobionych i malowanych we wspaniałe wzory, stały się w Paryżu hitem
sezonu. Wpłynęły one nawet na kapelusze i fryzury, mody i tańce. Temple
Franklin i Benny Bache zbudowali własne, miniaturowe modele. Franklin
zaś napisał jedną ze swych satyr, która, jak wiele z jego wczesnych dzieł,
stanowiła zapis słów anonimowej kobiety: „Jeśli chcesz wypełnić swoje
balony substancją dziesięciokrotnie lżejszą niż zapalne powietrze – pisała
do jednej z gazet – możesz znaleźć wielką ilość tej substancji,
produkowanej na bieżąco, w obietnicach kochanków i dworaków” 55.
SZARA EMINENCJA
FINAŁ
ADIEU
II To ekwiwalent około 130 milionów dolarów według siły nabywczej z 2002 r. W roku
1780 funt brytyjski wart był około 23,5 liwra, a jeden funt brytyjski w roku 1780 miał taką
samą siłę nabywczą, co 83 funty w roku 2002. Choć amerykański Kongres w roku 1780
emitował papierowe pieniądze zwane dolarami, stany nadal emitowały własne waluty,
często były to funty. Gwałtowne zmiany wartości amerykańskich walut podczas wojny
o niepodległość sprawiają, że trudno jest je porównywać z walutami europejskimi. W roku
1786 uncja złota kosztowała 19 dolarów lub 4,2 funty, co oznaczało, że jeden funt wart był
4,52 dolara; taki był półoficjalny kurs wymiany w roku 1790. Zob. informacje
o przelicznikach walut na stronie 567.
III „Titillations delicieuses” (franc.) – rozkoszne podniety – przyp. red.
Rozdział 16 – Mędrzec
Filadelfia, 1785–1790
NARESZCIE W DOMU
W ciągu tej ostatniej już podróży przez ocean Franklin nie czuł potrzeby
badania, a nawet wspominania o uspokajającym efekcie oliwy rozlanej na
wzburzoną wodę. Nie zdobył się też, mimo licznych obietnic złożonych
przyjaciołom, na pracę nad swymi wspomnieniami, które rozpoczął jako list
do „drogiego syna”, którego dopiero co się wyrzekł.
Zamiast tego pofolgował pasji, która odprężała i ożywiała jego umysł:
dociekań naukowych pełnych eksperymentalnych szczegółów
i praktycznych konsekwencji. Rezultatem był 40-stronicowy notatnik pełen
obserwacji i teorii dotyczących szerokiego zakresu tematów morskich,
razem z wykresami, rysunkami i tabelami. W pewnym momencie przerwał,
przyznał, że „opanowała mnie gadatliwość starego człowieka”, po czym
kontynuował. „Sądzę, że mogę teraz raz na zawsze wydać cały mój morski
budżet”.
Budżet ten był duży: teorie, ilustrowane rysunkami, co do kształtu
kadłuba statku minimalizującego opór wiatru i wody, opisy starych
eksperymentów wraz z propozycjami nowych co do wpływu powiewu
powietrza na przedmioty o różnych kształtach, sposób ustawiania pociętych
kart do gry celem badania wpływu wiatru, zmiana tegoż eksperymentu
w taki z użyciem żagli i bomów; sposoby wykorzystania bloczków do
zapobiegania pękaniu lin kotwicznych; analiza przebiegu zalewania
przeciekającego kadłuba statku; propozycja podziału kadłuba na przedziały
tak, jak czynili to Chińczycy; opowieści historyczne o zagrożonych
statkach, które zatonęły i tych, które przetrwały, wraz ze spekulacjami co do
przyczyn; uczone porównania eskimoskich kajaków, chińskich łodzi
wiosłowych, indiańskich kanoe, bermudzkich slupów i łodzi proa z wysp
Pacyfiku; propozycje konstruowania śrub wodnych i śmigieł powietrznych;
i znacznie, znacznie więcej, strona po stronie, rysunek po rysunku.
Ponownie zajął się też Golfsztromem, tym razem opracowując
eksperyment służący sprawdzeniu, czy rozciągał się on także na głębiny,
czy też bardziej przypominał ciepłą rzekę płynącą po powierzchni oceanu.
IV
Pusta, zakorkowana butelka została opuszczona na głębokość 35 sążni ,
kiedy to ciśnienie wody wepchnęło korek, pozwalając butelce się napełnić.
Woda zebrana na tej głębokości była o sześć stopni chłodniejsza od wody
na powierzchni. Podobny eksperyment z użyciem beczułki z dwoma
V
zaworami pozwolił odkryć, że woda na głębokości ledwie 18 sążni jest
o 12 stopni chłodniejsza niż woda na powierzchni. Sporządził tabele i mapy
temperatur, wraz z sugestią, że „termometr może być użytecznym
przyrządem dla nawigatora”, pomagając kapitanom podążać razem
z Golfsztromem w rejsie na wschód, i unikać go w rejsie na zachód, co
pozwoliłoby skrócić czas podróży o tydzień lub nawet więcej 1.
Ponadto Franklin pisał artykuły, równie długie i wypełnione wynikami
eksperymentów, na temat naprawy kopcących kominów i budowania
lepszych pieców. Z dzisiejszego punktu widzenia traktaty te wydają się
szczegółowe na granicy obsesji, należy jednak pamiętać, że dotyczyły one
jednego z najpoważniejszych ówczesnych problemów: duszącej sadzy,
która trapiła większość domów i miast. Ogólnie biorąc, był to jego
najbardziej płodny okres naukowy od czasu jego eksperymentów
elektrycznych w roku 1752. I tak jak poprzednie, teksty naukowe napisane
przez niego podczas rejsu przez ocean w roku 1785 ukazywały jego
niezwykły talent – człowieka inteligentnego, jeśli nie geniusza − do
łączenia naukowej teorii, wynalazczości technicznej, pomysłowych
eksperymentów i zastosowań praktycznych 2.
Gdy we wrześniu 1785 roku Franklin ze swymi dwoma wnukami dotarł
na nabrzeże Market Street, 62 lata po tym, gdy schodził tam ze statku
pierwszy raz jako siedemnastoletni zbieg, jak pisał: „zostaliśmy przyjęci
przez wiwatujący tłum, który towarzyszył mi entuzjastycznie niemal pod
same drzwi”. Strzelano z dział, bito w dzwony, Sally objęła go, a po
policzkach Temple’a spłynęły łzy. Franklin, który od dawna lękał się
o szkody, jakie bracia Lee i Adams wyrządzili jego reputacji, poczuł wielką
ulgę. „Radosne powitanie moich współobywateli znacznie przekroczyło
moje oczekiwania”, pisał z dumą Johnowi Jayowi 3.
Wokół niego w jego domu przy Market Street, jeszcze bardziej niż
w Passy, zgromadzić miało się to cudowne grono rodziny prawdziwej
i przybranej, jakie zawsze uwielbiał. Była tam jego jak zawsze wierna córka
Sally, która miała odgrywać rolę gospodyni, i jej mąż Richard Bache, choć
nieosiągający sukcesów, ale zawsze miły. Poza Bennym i Willym, były też
cztery nowe dzieci Bache’ów – „cztery małe gadułki trzymające się kolan
dziadka i dające mu wiele radości” – i kolejny syn w drodze. A przed
upływem roku Polly Stevenson miała spełnić swą obietnicę i przyjechać,
razem z trójką swych dzieci. „Jeśli chodzi o mą sytuację domową”, pisał
Franklin biskupowi Shipleyowi, „obecnie jest tak szczęśliwa, jak mógłbym
tylko wymarzyć. Jestem otoczony przez me potomstwo, wierną i kochającą
córkę w mym domu i sześcioro wnucząt” 4.
Benny wstąpił na akademię pensylwańską, założoną przez swego dziadka
(zmieniono już jej nazwę na Uniwersytet Stanowy Pensylwanii), a po
ukończeniu uczelni w 1787 roku został drukarzem. Franklin był
zachwycony – wręcz za mocno. Zbudował Benny’emu zakład, pomógł mu
wybierać i odlewać czcionki, i sugerował książki do wydania. Jego talent
do publikowania bestsellerów takich jak almanachy Biednego Richarda
jednakże ustąpił pragnieniu bardziej szlachetnych, edukacyjnych tomów,
i Benny w końcu zaczął trochę mieć dość jego nieustannej obecności.
Jednak lojalnie służył jako sekretarz i kopista Franklina.
Temple starał się osiąść na farmie w New Jersey, dopiero co wydartej
jego ojcu, jednak jego temperament nie pozwalał mu zajmować się
zbiorami i stadami. W nierozważnym planie stworzenia pokazowego
zameczku naciskał swych francuskich przyjaciół na przesłanie mu okazów
jeleni (amerykańską jeleninę określił jako pozbawioną smaku), psów
myśliwskich oraz kostiumów dla swych pracowników. Jako że jelenie
wciąż padały w czasie transportu, Temple powrócił do życia miejskiego
dandysa, spędzając większość czasu na zabawach w Filadelfii, podczas gdy
jego dziadek, jedyna osoba, która go rozpieszczała, kontynuował swe
bezowocne wysiłki celem uzyskania dla niego nominacji rządowej.
Choć mniej ruchliwy niż wcześniej, Franklin był równie towarzyski co
w latach młodości, i kilku żyjących jeszcze członków jego dawnych
stowarzyszeń wznowiło swe spotkania, często w jego domu. Z ochotniczej
kompanii straży ogniowej założonej przez niego w 1736 roku żyło jeszcze
tylko czterech, jednak Franklin odnalazł swe gaśnicze wiadro i zwołał
spotkanie. Amerykańskie Towarzystwo Filozoficzne, które niekiedy
organizowało posiedzenia w jego jadalni, w roku 1786 wybrało do swego
grona Temple’a oraz większość intelektualnych przyjaciół poznanych przez
Franklina w Europie: le Veillarda, la Rochefoucaulda, Condorceta,
Ingenhousza i Cabanisa. Aby zastosować tę samą ciekawość do „trudnej
i skomplikowanej nauki rządzenia”, jaką Towarzystwo Filozoficzne
stosowało do nauk przyrodniczych, Franklin zorganizował równoległe
Towarzystwo Dociekań Politycznych, którego członkami stali się
zaprzyjaźnieni z nim młodzi działacze polityczni, tacy jak Thomas Paine.
Franklin osiągnął wiek, w którym nie trapił się już marnowaniem czasu.
Niekiedy przez wiele godzin grywał z przyjaciółmi w karty, co niekiedy
powodowało, jak pisał Polly, krótkie impulsy winy. „Jednak ulgę przynosi
mi inna myśl, szepcząca: »Wiesz, że dusza jest nieśmiertelna; dlaczego
więc miałbyś tak skąpić chwili czasu, skoro przed tobą cała wieczność?«.
Tak więc dając się łatwo przekonać, jak każda rozumna istotna, niewielkim
argumentem, gdy popiera on to, co chciałbym robić, tasuję karty ponownie
i zaczynam nowe rozdanie” 5.
Jako że dobrze zaopatrzony rynek z produktami okolicznych farmerów,
który obecnie obejmował już trzy kwartały przy jego Market Street, był
wygodniejszym źródłem żywności, zmienił swój ogródek warzywny
w miniaturowy ogród z Passy, ze żwirowymi ścieżkami, krzewami,
i zapewniającym cień drzewem morwy. Jak pisał jeden z gości:
„Znaleźliśmy go w jego ogrodzie, siedzącego przy trawniku pod bardzo
rozłożystą morwą, z kilkoma innymi panami i dwiema czy trzema paniami.
(…) Pod drzewem rozstawiono stolik z herbatą, a pani Bache, mieszkająca
z nim jedyna córka Doktora, podawała zebranym. Obok niej kręciło się
troje z jej dzieci. Wydawały się niezwykle kochać swego dziadka” 6.
Był to tryb życia, który pozwalał zapobiegać napadom artretyzmu
i, przynajmniej na razie, uniknąć pogorszenia się jego kamicy. Cierpiał ból
tylko, gdy chodził lub „czynił wodę”, pisał Veillardowi. „Jako że żyję
umiarkowanie, nie pijam wina, i codziennie ćwiczę z ciężarkami, schlebiam
sobie, że kamień dzięki temu nie powiększa się tak, jak mógłby to
w przeciwnym razie uczynić, i wciąż jestem w stanie z nim wytrzymać.
Ludzie, którzy długo żyją, którzy wypijają puchar życia do samego dna,
muszą spodziewać się, że na dnie tym będzie nieco osadów”.
Przed 22 laty osobiście nadzorował każdy szczegół budowy swego
nowego domu przy Market Street, a nawet instruował z daleka Deborah
w kwestii wystroju i umeblowania. Mieszkał w nim jednak tylko przez
kilka krótkich okresów, a teraz stał się on zbyt ciasny dla jego licznego
grona domowników, spotkań stowarzyszeń i przyjmowania gości.
Zdecydował więc, że nadszedł czas na kolejną budowę.
Mimo swego wieku uznał perspektywę tę za ekscytującą. Cieszył się
z projektowania szczegółów i wykończenia, pasjonował się nowoczesnymi
urządzeniami, i radował się z postępów budowy. Jak pisał Veillardowi,
czerpał przyjemność z nadzorowania „murarzy, stolarzy, kamieniarzy,
malarzy i szklarzy”, których fach podziwiał niegdyś jako dziecko
w Bostonie. Wiedział też, że nieruchomości są dobrą inwestycją; ceny
domów szybko rosły, podobnie jak czynsze 7.
Jego plan zakładał zburzenie trzech należących do niego starych domów
przy Market Street i zastąpienie ich dwoma większymi. W jednym z nich
pozyskał względy Deborah, w innym zaś pracował jako początkujący
drukarz, jednakże nie zwykł ulegać nadmiernej nostalgii. Musiał jednak
zmienić plany ze względu na problem z rozgraniczeniem działek. „Mój
sąsiad zakwestionował granice mej działki, przez co musiałem wstrzymać
prace do czasu rozstrzygnięcia sprawy przez prawo”, pisał swej siostrze
Jane do Bostonu. „Tymczasem, jako że robotnicy i materiały były gotowe,
nakazałem budowę przybudówki do domu, w którym mieszkam, jako że
jest on zbyt mały dla naszej powiększającej się rodziny”.
Nowe, dwupiętrowe skrzydło, zaprojektowane tak, by doskonale
pasowało do istniejącego domu, miało długość 10 metrów i szerokość
niecałych 5, co powiększało powierzchnię domu o jedną trzecią. Na
parterze znajdowała się długa jadalnia na 24 osoby, na drugim piętrze zaś
nowe sypialnie. Najwspanialszym pomieszczeniem, połączonym
korytarzem z „moją najlepszą starą sypialnią”, była biblioteka, zajmująca
całe pierwsze piętro. Na półkach sięgających od podłogi do sufitu mieściło
się 4276 tomów, co czyniło ją, jak twierdził (z pewną przesadą) jeden
z gości, „największą i zdecydowanie najlepszą prywatną biblioteką
w Ameryce”. Jak przyznał Jane, „nie wiem, jak usprawiedliwić budowę
biblioteki w wieku, który wkrótce zmusi mnie do jej porzucenia, ale
zwykliśmy zapominać, że jesteśmy starzy, a budowanie jest rozrywką” 8.
Ostatecznie udało mu się zbudować także dwa nowe domy. Jeden z nich
stał się drukarnią Benny’ego, Franklin zaś zaprojektował łukowe przejście
wiodące na dziedziniec przed swym odnowionym domem, który był nieco
cofnięty od Market Street. Cała ta nowa budowa pozwoliła mu wdrożyć
wszelkie pomysły mające chronić przed pożarem, które zalecał przez lata.
Żadna z drewnianych belek stropowych w danym pomieszczeniu nie
stykała się z belkami w innych, podłogi i schody były ściśle zagipsowane,
na dach zaś prowadziło wyjście, „tak że można było wyjść i moczyć gonty
w przypadku pożaru w okolicy”. Z radością odkrył podczas renowacji swej
głównej siedziby, że podczas jego pobytu we Francji uderzenie pioruna
stopiło czubek piorunochronu, dom jednak pozostał nietknięty, „tak więc
w końcu wynalazek okazał się w czymś przydatny wynalazcy” 9.
Poza wszystkimi jego książkami, jego nowa biblioteka mieściła
najróżniejsze naukowe przyrządy, w tym jego urządzenia elektryczne
i szklaną maszynę demonstrującą przepływ krwi przez ciało. Dla wygody
czytania, Franklin zbudował wielki fotel oparty na biegunach wraz
z umocowanym nad głową wachlarzem uruchamianym przy pomocy
pedału. Wśród jego instrumentów muzycznych znajdowała się harmonika,
klawesyn, „glasikord” podobny do jego harmoniki, altówka i dzwonki.
Od Jamesa Watta, sławnego konstruktora maszyny parowej
z Birmingham, sprowadził i udoskonalił pierwszą, prymitywną kopiarkę.
Dokumenty pisano długoschnącym tuszem wykonanym z gumy arabskiej,
po czym przyciskano do płacht wilgotnej ligniny, tworząc kopie tak długo,
jak długo mokry był tusz, zwykle cały dzień. Franklin, który używał tego
urządzenia po raz pierwszy w Passy, polubił je tak bardzo, że zamówił
kolejne i podarował je Jeffersonowi 10.
Franklin szczególnie interesował się jednym wyjątkowo przydatnym
wynalazkiem, mechanicznym ramieniem, które pozwalało na wyjmowanie
i wkładanie książek na najwyższych półkach. Stworzył jego opis, pełen
rysunków, diagramów i przydatnych wskazówek, równie szczegółowy co
traktaty naukowe napisane przez niego podczas rejsu przez ocean. Było to
typowe dla Franklina. Przez całe życie uwielbiał pogrążać się
w szczegółach w sposób tak obsesyjny, że dzisiaj byłoby to określane jako
dziwaczne. Był drobiazgowy w opisywaniu każdego technicznego
szczegółu swoich wynalazków, czy to ramię biblioteczne, piec, czy
piorunochron. W swych esejach, od argumentu przeciwko dziedzicznym
zaszczytom po omówienia handlu, umieszczał mnóstwo szczegółowych
obliczeń i historycznych przypisów. Nawet w swych najzabawniejszych
satyrach, takich jak propozycja badania piedrnięć, dodawał liczne „fakty”,
ciekawostki, wyliczenia, i uczone precedensy 11.
Ta skłonność była widoczna w ujmujący sposób w długim liście, jaki
napisał do swej młodej przyjaciółki Kitty Shipley, córki biskupa, na temat
sztuki przywoływania miłych snów. Zawierał on wszystkie jego teorie,
niektóre rozsądne, inne mniej, o żywieniu, ćwiczeniach, świeżym powietrzu
i zdrowiu. Ćwiczenia winny poprzedzać posiłki, pisał, a nie następować po
nich. Sypialnia powinna mieć zapewniony stały dostęp świeżego powietrza;
jak przypomniał, Matuzalem cały czas spał pod gołym niebem.
Zaproponował szczegółową, choć z punktu widzenia nauki błędną teorię, że
powietrze w dusznym pomieszczeniu nasyca się i uniemożliwia porom
ludzkim wydalanie „gnilnych cząsteczek”. Po dokładnym opisaniu kwestii
naukowych i pseudonaukowych, podał trzy ważne sposoby na unikanie
nieprzyjemnych snów:
Potrzeba stworzenia nowej konstytucji federalnej stała się jasna, dla tych,
którzy chcieli to zauważyć, ledwie kilka miesięcy po ratyfikowaniu
Artykułów Konfederacji w roku 1781. Stało się to, gdy do Kongresu dotarł
posłaniec z wieścią o wspaniałym zwycięstwie pod Yorktown. W skarbcu
brakowało pieniędzy na pokrycie wydatków posłańca, toteż deputowani
musieli sięgnąć do własnych sakiewek. Zgodnie z Artykułami, Kongres nie
miał prawa nakładać podatków – i właściwie mógł mało. Jeśli natomiast
pragnął prosić o pieniądze poszczególne stany, tak jak przywódcy
kolonialni niegdyś pragnęli, by czynił to król, stany, tak jak obawiali się
niegdyś król i jego ministrowie, ignorowały te prośby.
W roku 1786 sytuacja stała się złowróżbna. Były oficer w wojnie
o niepodległość nazwiskiem Daniel Shays wzniecił bunt biednych
farmerów z zachodniego Massachusetts wymierzony w ściąganie podatków
i długów. Panowały obawy, że dojdzie do powszechnej anarchii. Kongres,
który wówczas zbierał się w Nowym Jorku, błąkał się od budynku do
budynku, często niezdolny pokryć rachunki albo wręcz zgromadzić
kworum. Trzynaście stanów cieszyło się z niepodległości nie tylko od
Wielkiej Brytanii, ale i od siebie nawzajem. Nowy Jork nakładał cła na
wszystkie statki nadchodzące z New Jersey, za co New Jersey
odpowiedziało podatkiem nałożonym na latarnię nowojorskiego portu na
Sandy Hook. Inne stany dopiero się formowały − w tym jeden nazwany
„Franklin”, późniejsze Tennessee − i starały się uporządkować swoje
stosunki z już istniejącymi. Gdy osadnicy pragnący założyć nowy stan
Franklin szukali jego rady w sprawie poradzenia sobie z rywalizującymi
roszczeniami Karoliny Północnej, powiedział im, by przedłożyli sprawę
Kongresowi, co, o czym wiedzieli wszyscy, nie zdałoby się na wiele 15.
Po tym, jak Maryland i Wirginia nie zdołały rozwiązać sporów
granicznych i nawigacyjnych, do Annapolis zwołano konferencję
przedstawicieli kilku stanów celem ich rozstrzygnięcia wraz
z poważniejszymi problemami dotyczącymi handlu i współdziałania.
Przybyli przedstawiciele jedynie pięciu stanów i osiągnięto niewiele,
jednakże James Madison i Alexander Hamilton wraz z innymi, którzy
widzieli potrzebę utworzenia silniejszego rządu centralnego, wykorzystali
to spotkanie do wezwania do konwencji federalnej, oficjalnie jedynie celem
poprawy Artykułów Konfederacji. Miała ona odbyć się w Filadelfii w maju
1787 roku.
Stawka była ogromna, co Franklin, wybrany na jednego z delegatów
Pensylwanii, jasno określił w liście wysłanym do przebywającego w Paryżu
Jeffersona: „Nasza konstytucja federalna jest powszechnie uznawana za
niedoskonałą, więc w następnym miesiącu ma tu zebrać się konwencja,
zaproponowana przez Wirginię i poparta też przez Kongres, celem
przejrzenia jej i zaproponowania poprawek. (…) Jeśli nie przyniesie
poprawy, wyrządzi szkodę, gdyż zademonstruje, że nie posiadamy
dostatecznie wielkiej mądrości, by sami się rządzić” 16.
Dlatego też zebrali się w niezwykle gorące i parne lato 1787 roku, aby
w największej tajemnicy przygotować nową amerykańską konstytucję,
która miała odnieść największy sukces ze wszystkich, jakie wyszły spod
ludzkiej ręki. Zebrani tam mężczyźni stanowili, wedle sławnej oceny
Jeffersona, „zgromadzenie półbogów”. Jeśli tak było, to byli to głównie
półbogowie młodzi. Hamilton i Charles Pinckney mieli 29 lat. (Próżny co
do swego wieku i majątku Pinckney udawał, że ma tylko 24 lata, by móc
uchodzić za najmłodszego uczestnika; był nim w rzeczywistości
dwudziestosześcioletni Jonathan Dayton z New Jersey). Osiemdziesięcio-
jednoletni Franklin był 15 lat starszy od drugiego w kolejności co do wieku
uczestnika konwencji, i miał dokładnie dwukrotnie więcej lat, niż wynosiła
średnia wieku pozostałych 17.
Gdy 13 maja do miasta dotarł generał Washington, pierwszym, co zrobił,
było złożenie wizyty Franklinowi, który otworzył dla niego swoją nową
jadalnię oraz beczułkę ciemnego piwa. Wśród wielu ról, jakie sławny
mędrzec z Filadelfii odgrywał podczas konwencji, była rola symbolicznego
jej gospodarza. Jego ogród i zapewniająca cień morwa, ledwie kilkaset
metrów od domu stanowego, pozwalały na odpoczynek pomiędzy
posiedzeniami, były miejscem, w którym delegaci mogli porozmawiać przy
herbacie, posłuchać opowieści Franklina, i zostać wprowadzeni w nastrój
pozwalający na kompromisy. Wśród 16 wielkich fresków w Wielkiej Sali
Eksperymentu amerykańskiego Kapitolu, przedstawiających ważne
historyczne sceny, od umowy Mayflowera po marsze sufrażystek, znajduje
się scena przedstawiająca Hamiltona, Madisona i Jamesa Wilsona
rozmawiających z Franklinem w cieniu jego rozłożystej morwy.
Gdyby pozwalało mu zdrowie i miał takie ambicje, Franklin mógł być
jedynym poza Washingtonem, kto mógłby zostać wybrany na
przewodniczącego. On jednak wolał być tym, który zgłosił kandydaturę
Washingtona. Niestety ulewne deszcze i atak kamieni nerkowych sprawiły,
że nie wziął udziału w otwarciu konwencji 25 maja, poprosił więc innego
członka delegacji, by nominował Washingtona. W dziennikach konwencji
Madison zapisał, że „nominacja była szczególnym ustępstwem
Pensylwanii, jako że tylko dr. Franklin mógłby był zgłosić się jako
konkurent”.
W poniedziałek 28 maja Franklin przybył celem zajęcia swego miejsca
przy jednym z 14 okrągłych stolików w Sali Wschodniej domu stanowego,
w którym spędził tak wiele lat. Według niektórych z późniejszych relacji,
miał wspaniałe wejście: by zminimalizować jego ból, miał dostać się ze
swego nieodległego domu w wielkiej lektyce, którą przywiózł z Paryża,
niesionej przez czterech osadzonych w więzieniu przy Walnut Street. Nieśli
lektykę na elastycznych prętach i szli powoli, by uniknąć bolesnych
wstrząsów 18.
Łagodna twarz Franklina i jego szacowna elegancja, gdy każdego ranka
zajmował swe miejsce, oraz preferowanie przezeń opowiadania trafnych
historyjek zamiast dyskutowania, przynosiły wiele spokoju. „Każdego
ranka demonstruje niedoścignioną życzliwość, gdy punktualnie pojawia się
na konwencji”, pisał Benjamin Rush, dodając, że Franklin nazwał
konwencję „najbardziej wzniosłym i godnym szacunku zgromadzeniem,
w jakim kiedykolwiek zasiadał”.
Franklin niekiedy trząsł się, tracił wątek, a niektóre jego propozycje były
dziwaczne. Mimo to delegaci zwykle go szanowali i zawsze mu pobłażali.
Te uczucia zapisał wymownie jeden z delegatów, William Pierce z Wirginii:
KOŃCÓWKA
NIEWOLNICTWO
W ostatnim roku swego życia Franklin miał podjąć jeszcze jedno publiczne
zadanie, krucjatę moralną, która pomogła wynagrodzić jedną z nielicznych
skaz na życiu spędzonym na walce o wolność. Przez większość
XVIII wieku niewolnictwo było instytucją kwestionowaną przez niewielu
białych. Nawet w Filadelfii liczba niewolników nieustannie rosła aż do
około roku 1760, kiedy to niemal 10 procent mieszkańców miasta stanowili
niewolnicy. Jednak poglądy zaczęły ewoluować, zwłaszcza po ogłoszeniu
Deklaracji niepodległości i niezgrabnym kompromisie Konstytucji. George
Mason z Wirginii, mimo że posiadał 200 niewolników, podczas konwencji
konstytucyjnej określił instytucję jako „szkodliwą” i oświadczył: „każdy
pan niewolników jest małym tyranem; sprowadzają oni na kraj pomstę
niebios”.
Poglądy Franklina także ewoluowały. Jak widzieliśmy wcześniej, przez
znaczną część życia posiadał jednego czy dwóch niewolnych służących,
a jako młody wydawca publikował anonse o sprzedaży niewolników.
Jednak opublikował też, w roku 1729, jeden z pierwszych w Ameryce
tekstów przeciwko niewolnictwu, i dołączył do Towarzystwa Doktora
Braya tworzącego szkoły dla czarnoskórych w Ameryce. Deborah zapisała
swą służbę do szkoły w Filadelfii, Franklin zaś, po złożeniu wizyty w tej
szkole, mówił o „lepszej opinii na temat naturalnych zdolności rasy
czarnej”. W swych Uwagach dotyczących wyniesienia ludzkości
z 1751 roku mocno skrytykował niewolnictwo, jednakże głównie z pozycji
ekonomicznych, nie zaś moralnych. Wyrażając w latach 70. sympatię
wobec filadelfijskiego abolicjonisty Anthony’ego Benezeta, zgodził się, że
import nowych niewolników winien się natychmiast skończyć, jednak swe
poparcie dla całkowitej abolicji opatrzył zastrzeżeniem, że dojdzie do tego
„z czasem”. Jako agent Georgii w Londynie bronił prawa tej kolonii do
trzymania niewolników. Natomiast w swych artykułach, takich jak The
Somerset Case and the Slave Trade [Przypadek Somerseta i handel
niewolnikami] z 1772 roku twierdził, że jednym z największych grzechów
Wielkiej Brytanii wobec Ameryki było zainstalowanie w niej niewolnictwa.
Kulminacja przemiany Franklina nastąpiła w roku 1787, gdy przyjął
prezesurę Pensylwańskiego Towarzystwa na rzecz Zniesienia
Niewolnictwa. Organizacja ta starała się przekonać go, by podczas
konwencji konstytucyjnej przedłożył petycję przeciwko niewolnictwu, on
jednak, świadom delikatności kompromisów zawieranych między Północą
a Południem, w tej sprawie zachował milczenie. Potem jednak milczeć już
nie zamierzał.
Jednym z argumentów przeciwko natychmiastowej abolicji, który
Franklin dotychczas uznawał, było to, że uwolnienie setek tysięcy
dorosłych niewolników nieprzygotowanych do życia w społeczeństwie było
niepraktyczne. (W roku 1790 wśród łącznie czterech milionów
mieszkańców Stanów Zjednoczonych było około 700 tysięcy
niewolników). Dlatego jego towarzystwo na rzecz abolicji poświęcało się
nie tylko uwolnieniu niewolników, ale także pomocy w uczynieniu z nich
dobrych obywateli. „Niewolnictwo jest tak zbrodniczym poniżeniem natury
ludzkiej, że sama jego likwidacja, jeśli nie zostanie przeprowadzona
ostrożnie, może stworzyć niekiedy źródło poważnych problemów”, pisał
Franklin w listopadzie 1789 roku w publicznym apelu towarzystwa.
„Nieszczęsny człowiek, który długo był traktowany jak bezrozumne
zwierzę, nazbyt często spada poniżej standardów osoby ludzkiej. Okrutne
okowy wiążące jego ciało krępują też jego zdolności umysłowe i osłabiają
społeczne porywy jego serca”.
W sposób dla siebie typowy Franklin stworzył dla towarzystwa
niezwykle szczegółowy kodeks oraz procedury służące „poprawie kondycji
wolnych Murzynów”. Miał powstać 24-osobowy komitet podzielony na
cztery podkomitety:
NA SPOCZYNEK
Nie ma nic dziwnego w tym, że pod koniec życia wielu ludzi ponownie
rozważa swe przekonania religijne. Franklin nigdy nie wstąpił do żadnego
kościoła ani nie opowiedział się za dogmatami któregoś z wyznań,
uważając za znacznie bardziej użyteczne zajmowanie się sprawami
doczesnymi niż duchowymi. Gdy w roku 1757 ledwie uniknął katastrofy
morskiej koło wybrzeży angielskich, pisał żartobliwie Deborah, że:
„Gdybym był rzymskim katolikiem, zapewne z tej okazji poprzysiągłbym
wznieść kaplicę jakiemuś świętemu; ponieważ jednak nim nie jestem,
gdybym miał poprzysięgać budowę czegokolwiek, byłaby to latarnia
morska”. Podobnie, gdy w roku 1785 pewne miasteczko w Massachusetts
przybrało nazwę „Franklin” i poproszono go o ufundowanie dzwonu
kościelnego, odpowiedział jego przedstawicielom, by zrezygnowali
z dzwonnicy i wznieśli bibliotekę, dla której wysłał „książki zamiast
dzwonu, jako że oczytanie jest cenniejsze od odgłosu” 45.
Z wiekiem amorficzna wiara Franklina w dobrotliwego Boga stawała się,
jak się zdaje, coraz silniejsza. „Gdyby nie sprawiedliwość naszej sprawy
i wynikająca z tego interwencja Opatrzności, w którą wierzyliśmy,
czekałaby nas klęska”, pisał Strahanowi po wojnie. „Gdybym wcześniej był
ateistą, teraz byłbym przekonany o istnieniu i panowaniu Bóstwa!” 46.
Jego poparcie dla religii zwykło opierać się na przekonaniu, że
nakłanianie ludzi do czynienia dobra było użyteczne i praktyczne, a nie
miłe Opatrzności. Napisał list, wysłany być może w 1786 roku do Thomasa
Paine’a, będący odpowiedzią na tekst kpiący z pobożności. Franklin prosił
odbiorcę, by nie publikował swego heretyckiego traktatu, jednak swą
prośbę popierał tym, że argumenty przeciw religii mogły mieć szkodliwe
skutki praktyczne, a nie dlatego, że były fałszywe. „Panu być może
z łatwością przychodzi szlachetność bez uciekania się do wsparcia
zapewnianego przez religię – pisał − proszę jednak pomyśleć, jak wielka
część ludzkości składa się ze słabych i nieoświeconych mężczyzn i kobiet,
oraz z niedoświadczonej i nierozważnej młodzieży obojga płci, którzy
potrzebują religijnych nakazów, by powstrzymać się od występków”.
Ponadto, dodał, osobiste konsekwencje dla autora byłyby zapewne smutne.
„Ten, kto pluje pod wiatr, pluje sobie w twarz”. Jeśli list rzeczywiście był
adresowany do Paine’a, okazał się skuteczny. Paine od dawna
przygotowywał zajadły atak na zorganizowaną religię, który później miał
zatytułować The Age of Reason [Epoka Rozumu], jednak powstrzymał się
z jego publikacją przez kolejnych siedem lat, czyniąc to dopiero pod koniec
życia 47.
Najważniejszą rolą religijną odegraną przez Franklina – niezwykle
istotną w kształtowaniu nowej, oświeconej republiki – było promowanie
przez niego tolerancji. Wspierał finansowo budowę świątyń absolutnie
wszystkich wyznań i religii w Filadelfii, w tym podarował pięć funtów
w kwietniu 1788 roku dla Towarzystwa Mikwe Israel na budowę nowej
synagogi, sprzeciwiał się też deklaracjom i przysięgom religijnym tak
w konstytucji Pensylwanii, jak i konstytucji federalnej. Podczas obchodów
rocznicy 4 lipca w 1788 roku Franklin był zbyt chory, by wyjść z łóżka,
jednak uroczysta parada przemaszerowała pod jego oknami. Po raz
pierwszy, zgodnie z wytycznymi opracowanymi przez Franklina,
„duchowni różnych wyznań chrześcijańskich oraz żydowski rabin
maszerowali ramię w ramię” 48.
Jego ostatnie podsumowanie przemyśleń religijnych nastąpiło miesiąc
przed śmiercią, w odpowiedzi na pytania wielebnego Ezry Stilesa, rektora
Yale. Franklin rozpoczął od powtórzenia swego podstawowego wyznania
wiary: „Wierzę w Boga, Stworzyciela Wszechświata. Że rządzi przez swą
Opatrzność. Że należy oddawać Mu cześć. Że najbardziej miłą służbą Jemu
jest czynić dobro Jego innym dzieciom”. Przekonania te stanowiły
fundament każdej religii; wszystko inne było tylko zwykłymi ozdobnikami.
Potem odpowiedział na pytanie Stilesa, czy wierzy w Jezusa. Jak
stwierdził, po raz pierwszy ktoś go o to zapytał wprost. System moralny
utworzony przez Jezusa, odpowiedział Franklin, był „najlepszym, jaki
widział świat i jaki świat najpewniej kiedykolwiek ujrzy”. Jednak w kwestii
tego, czy Jezus był boski, udzielił zaskakująco szczerej i ironicznej
odpowiedzi: „W pewnej mierze powątpiewam w Jego boskość, choć jest to
kwestia, w której nie mam zdecydowanej opinii, gdyż nigdy jej nie
zgłębiałem, i uważam za niepotrzebne zajmowanie się nią teraz, gdy
spodziewam się niedługo mieć okazję poznać prawdę przy mniejszym
wysiłku” 49.
Ostatni list, jaki Franklin kiedykolwiek napisał, zaadresowany został do
Thomasa Jeffersona, jego duchowego dziedzica jako czołowego
orędownika oświeceniowej wiary w rozum, doświadczenie i tolerancję.
Jefferson przybył do Franklina z wiadomościami o losie wspólnych
przyjaciół we Francji. „Pytał o wszystkich po kolei – zapisał Jefferson –
z ciekawością i ożywieniem niemal zbyt wielkimi dla jego sił”. Jefferson
chwalił go za napisanie tak dużej części wspomnień, które, jak
przewidywał, będą niezwykle pouczające. „Nie mogę wiele o tym rzec –
odparł Franklin – ale dam Panu próbkę”. Potem wyjął stronę opisującą
ostatnie tygodnie jego negocjacji w Londynie, gdy starał się zapobiec
wojnie, i nalegał, by Jefferson zatrzymał ją jako memento.
Jefferson zadał następnie pytanie o szczegółową kwestię wymagającą
rozstrzygnięcia: jakich map używano do nakreślenia zachodnich granic
Ameryki podczas rozmów pokojowych w Paryżu? Gdy Jefferson pożegnał
się, Franklin zbadał sprawę, a następnie napisał swój ostatni list. Jego
umysł był wystarczająco jasny, by precyzyjnie opisać podjęte wówczas
decyzje i użyte mapy zawierające różne rzeki wpadające do Zatoki
Passamaquoddy 50.
Wkrótce po napisaniu listu Franklin dostał wysokiej gorączki i bólu
w piersi. Przez dziesięć dni nie wstawał z łóżka, trapiony ciężkim kaszlem
i trudnościami oddechowymi. Opiekowali się nim Sally i Richard Bache
oraz Temple i Benny. Była tam też Polly Stevenson, naciskając, by jasno
zadeklarował swe wyznanie i ciesząc się, że miał przy łóżku obraz
przedstawiający Sąd Ostateczny. W tym czasie tylko raz zdołał się na
krótko podnieść; poprosił wówczas, by zmieniono mu pościel tak, by mógł
„umrzeć w sposób godny”. Sally wyraziła nadzieję, że jego stan się
poprawia i że pożyje jeszcze wiele lat. „Mam nadzieję, że nie”, odparł
spokojnie 51.
Potem pękł mu ropień w płucach, przez co nie mógł już mówić. Benny
podszedł do jego łóżka, dziadek zaś wyciągnął rękę i długo ściskał mu dłoń.
Tegoż wieczoru, 17 kwietnia 1790 roku o godzinie 23.00 Franklin zmarł
w wieku 84 lat.
Jeszcze w 1728 roku, gdy był początkującym drukarzem pełnym dumy
ze swego fachu, jaką jego zdaniem uczciwy człowiek powinien posiadać,
Franklin ułożył dla siebie, albo przynajmniej dla rozrywki, dowcipne
epitafium, oddające jego ironiczne spojrzenie na postępy pielgrzyma na
naszym świecie:
Ciało
B. Franklina, drukarza;
(Niczym okładka starej książki,
Sfatygowane i pozbawione wymowy i zdobień)
Leży tu, by żywić robactwo.
Jednak dzieło nie zginie:
Albowiem (w co wierzył) ukaże się znowu,
W nowym i bardziej eleganckim wydaniu,
Zredagowane i poprawione
Przez Autora 52.
IV 64 m – przyp. tłum.
V 32,92 m – przyp. tłum.
VI Oryginalne rzeczowniki i czasowniki to „notice – to notice”, „advocate – to advocate”
REFLEKSJA HISTORYCZNA
„Ludzkość dzieli się na dwie klasy”, pisał magazyn „Nation” w roku 1868:
„urodzonych miłośników” i „urodzonych krytyków” Benjamina Franklina.
Jednym z powodów tego podziału jest fakt, że mimo twierdzeń niektórych
komentatorów, nie jest on ucieleśnieniem amerykańskiego charakteru.
Ucieleśnia on natomiast jeden z jego aspektów. Reprezentuje jedną ze stron
narodowej dychotomii, która istniała od czasu, gdy on i Jonathan Edwards
byli uznawani za kontrastujące wzorce kulturowe 1.
Po jednej stronie znajdowali się ci, którzy jak Edwards i rodzina
Matherów, wierzyli w namaszczonych wybrańców i zbawienie jedynie
dzięki łasce Boga. Zwykli cechować się religijnym zapałem, wiarą w klasy
społeczne i hierarchie oraz przedkładać wartości wzniosłe nad doczesne.
Z drugiej strony byli Franklinowie, którzy wierzyli w zbawienie dzięki
dobrym uczynkom, których religia była dobroczynna i tolerancyjna,
i którzy nie wstydzili się ambicji i awansu społecznego.
Z tego wyrosło wiele powiązanych podziałów amerykańskiego
charakteru, i Franklin reprezentuje jeden z nich: pragmatyczny, a nie
romantyczny, przedkładający praktyczną dobroczynność nad moralne
krucjaty. Znajdował się po stronie religijnej tolerancji, a nie ewangelikalnej
wiary. Po stronie mobilności społecznej, a nie ustalonych elit. Po stronie
wartości klasy średniej, a nie bardziej ulotnych aspiracji arystokracji.
W ciągu trzech stuleci od jego urodzin zmieniające się oceny Franklina
zwykły mówić mniej o nim, więcej zaś o wartościach ludzi oceniających go
i ich stosunku do aspirującej klasy średniej. Z wzniosłej sceny historycznej
wypełnionej znacznie mniej dostępnymi ojcami założycielami zwracał się
do każdego nowego pokolenia z uśmieszkiem i mówił bezpośrednio
aktualnie modnym językiem, rozwścieczając jednych i oczarowując
drugich. Jego reputacja zwykła więc odzwierciedlać postawy każdej
kolejnej epoki.
W latach tuż po jego śmierci, gdy osobiste animozje zanikły, rósł
szacunek wobec niego. Nawet William Smith, który ścierał się z nim
w legislaturze i w Akademii, wygłosił pełną szacunku mowę na
uroczystości żałobnej w 1791 roku, w trakcie której umniejszał ich
„nieszczęśliwe spory i podziały” i skupiał się na filozofii i osiągnięciach
naukowych Franklina. Gdy jego córka stwierdziła potem, że wątpi, by
wierzył „w dziesiątą część tego”, co powiedział o „starym Benie
piorunochronie”, on tylko serdecznie się zaśmiał 2.
Inny antagonista Franklina, John Adams, także złagodniał. „Nic w mym
życiu nie przerażało mnie i nie smuciło bardziej niż konieczność
sprzeciwiania się mu tak często, jak to czyniłem”, pisał w niezwykle
bolesnym wspomnieniu w roku 1811. Jego wcześniejsza ostra krytyka,
wyjaśniał, była w pewnej mierze świadectwem wielkości Franklina:
„Gdyby był zwykłym człowiekiem, nigdy nie trudziłbym się ujawnianiem
jego złośliwych intryg”. Wypowiedział się nawet nieco pozytywniej na
temat braku zaangażowania religijnego Franklina, który niegdyś potępiał
jako graniczący z ateizmem: „Wszystkie wyznania uznawały go, uważam,
że słusznie, za przyjaciela nieograniczonej tolerancji”. Czasami, pisał
Adams, Franklin był hipokrytą, złym negocjatorem i błądzącym politykiem.
Jednak jego esej zawierał też jedną z najbardziej zniuansowanych pochwał,
jakie kiedykolwiek napisała osoba mu współczesna:
Jak pisał Brooks, Franklin był przez lata niesprawiedliwie atakowany przez
romantyków, których prawdziwymi celami były kapitalizm i moralność
klasy średniej. „Teraz jednak głównym problemem jest nadmierny
franklinizm, i musimy dziś znaleźć sposób, by zaszczepić dzisiejszej
Ameryce wrażliwość na tragedię i powagę moralną, której tak brakowało
jej „yuppie założycielowi” 21.
KSIĘGA RACHUNKÓW
Podobnie, choć wiara religijna oparta na zapale może inspirować, jest też
coś godnego podziwu w postawie religijnej opartej na skromności
i otwartości. Charles Angoff zarzucił, że „jego głównym wkładem
w kwestie religijne była praktycznie tylko dobroduszna tolerancja”. Być
może tak było, jednak koncepcja dobrodusznej tolerancji religijnej nie
stanowiła niewielkiego postępu dla cywilizacji XVIII wieku. Był to jeden
z największych wkładów oświecenia w życie ludzi, o wiele ważniejszy od
dzieł największych teologów tamtych czasów.
Tak w życiu, jak i w swych pismach, Franklin stał się czołowym
propagatorem zasady tolerancji. Rozwijał ją z wielkim humorem w swych
opowiadaniach i z głęboką szczerością w życiu i listach. W świecie, który
wówczas (jak i niestety teraz) spływał krwią w wyniku działań
zwolenników teokracji, pomógł stworzyć nowy rodzaj państwa, który mógł
czerpać siłę z religijnego pluralizmu. Jak pisał Garry Wills w swej książce
Under God [W Bogu], to „bardziej niż cokolwiek innego uczyniło Stany
Zjednoczone bytem zupełnie nowym” 29.
Franklin dokonał też bardziej subtelnego postępu religijnego: oddzielił
purytańskiego ducha przedsiębiorczości od surowej doktryny tego
wyznania. Weber, gardzący wartościami klasy średniej, gardził też
protestancką etyką, Lawrence zaś uważał, że pozbawiona mistycyzmu
wersja Franklina nie może zaspokoić mroków duszy. Etyka ta jednakże
odegrała decydującą rolę w zaszczepieniu cnót i cech charakteru, które
stworzyły naród. „Przemienił swego wewnętrznego purytanina w pełnego
zapału mieszczanina”, pisze John Updike, którego powieści dotyczą tych
samych motywów. „Z pewnością to jest jego główny wkład w amerykańską
psychikę: uwolnienie dla oświecenia energii tłamszonych przez
purytanizm”. Jak oświadczył Henry Steele Commager w The American
Mind [Amerykański umysł]: „We Franklinie możliwe stało się połączenie
cnót purytanizmu bez jego wad i światła oświecenia bez jego żaru” 30.
Czy zatem Franklin zasługuje na przyznane mu przez wielkiego
współczesnego Davida Hume’a miano „pierwszego filozofa” Ameryki?
W pewnej mierze tak. Wyswobodzenie moralności z teologii było ważnym
osiągnięciem oświecenia, a Franklin był w Ameryce jego symbolem.
Ponadto, wiążąc moralność z codziennymi sprawami ludzkimi, położył
podwaliny pod najbardziej wpływowy nurt amerykańskiej filozofii –
pragmatyzm. Jak pisze James Campbell, jego przemyślenia moralne
i religijne, oceniane przez pryzmat jego działania, „stają się przekonującą
filozoficzną obroną służby na rzecz dobra wspólnego”. Wszelkie braki
duchowej wzniosłości były wynagradzane sowicie praktycznością i siłą 31.
A co z zarzutem, że Franklin był w zbyt wielkiej mierze człowiekiem
kompromisu, zamiast heroicznie bronić zasad? Tak, przez kilka lat po
1770 roku grał na dwie strony, próbując mediacji między Anglią
a Ameryką. Tak, był cokolwiek śliski w swych działaniach wobec ustawy
stemplowej. Jako młody rzemieślnik nauczył się unikać kontrowersyjnych
stwierdzeń, a jego zwyczaj przysłuchiwania się z życzliwym uśmiechem
wszelkiego rodzaju wypowiedziom sprawiał, że niekiedy uważano go za
dwulicowego czy przebiegłego.
Po raz kolejny jednak trzeba wziąć w obronę poglądy Franklina, jego
pragmatyzm i okazywaną niekiedy gotowość do kompromisu. Wierzył
w pokorę i otwarcie na różne punkty widzenia. Dla niego nie była to
jedynie cnota praktyczna, ale też moralna. Oparta była na zasadzie, tak
fundamentalnej w systemach moralnych, że każdemu należy się szacunek.
Podczas konwencji konstytucyjnej na przykład gotów był ustąpić
z niektórych swoich przekonań i odegrać kluczową rolę w porozumieniu,
które zrodziło niemal idealny dokument. Nie można byłoby tego osiągnąć,
gdyby w sali zasiedli wyłącznie niezłomni wojownicy nieustępliwie
broniący swych zasad. Autorzy kompromisów może nie są wspaniałymi
bohaterami, ale tworzą wspaniałe demokracje.
Co ważniejsze, Franklin w rzeczywistości wyznawał bezkompromisowo
kilka wzniosłych zasad – bardzo istotnych dla kształtowania nowego kraju
– i trzymał się ich przez całe życie. Nauczywszy się od brata oporu wobec
establishmentu, zawsze nieustępliwie sprzeciwiał się arbitralnej władzy. To
doprowadziło go do twardego sprzeciwu wobec niesprawiedliwej polityki
podatkowej, jaką usiłowali narzucić Pennowie, mimo że pogodzenie się
z nią przyniosłoby mu korzyści osobiste. Oznaczało to jednak, że mimo
jego pragnienia znalezienia kompromisu z Wielką Brytanią w latach 70.
XVIII wieku, zdecydowanie trzymał się zasady, że amerykańscy obywatele
i ich legislatury nie mogą być traktowane jako podległe.
Podobnie pomógł stworzyć i stał się symbolem nowego porządku
politycznego, w którym prawa i władza wynikały nie z pochodzenia, ale
z zasług, cnót i ciężkiej pracy. Wspiął się po drabinie społecznej od
zbiegłego ucznia po osobę podejmowaną przez królów w sposób, który
miał stać się wybitnie amerykański. Czyniąc to, jednak zdecydowanie
opierał się, dla zasady, zaliczaniu siebie do elit, nawet jeśli wiązało się to
z koniecznością noszenia futrzanej czapki.
Przekonanie Franklina, że najlepiej będzie służyć Bogu, służąc swoim
bliźnim, może niektórym wydawać się przyziemne, w rzeczywistości
jednak było szlachetną zasadą, w którą głęboko wierzył i której wiernie
przestrzegał. W jej celebrowaniu był niebywale wszechstronny. Projektował
legislatury i piorunochrony, loterie i wypożyczalnie biblioteczne. Szukał
praktycznych sposobów na zmniejszenie kopcenia pieców i ograniczenie
korupcji urzędników. Organizował sąsiedzkie straże i intelektualne sojusze.
Połączył dwa rodzaje soczewek dla stworzenia dwuogniskowych okularów
i dwie koncepcje reprezentacji dla stworzenia federalnego kompromisu. Jak
powiedział jego przyjaciel, francuski mąż stanu Turgot w swym słynnym
epigramie, Eripuit coelo fulmen sceptrumque tyrranis, czyli zabrał grom
niebiosom i berło tyranom.
Wszystko to czyniło z niego najbardziej spełnionego Amerykanina
swych czasów i postać, która wywarła największy wpływ na powstanie
przyszłego amerykańskiego społeczeństwa. We Franklinie można znaleźć
korzenie wielu cech, które wyróżniają naród: swojski humor i mądrość,
pomysłowość techniczną, pluralistyczną tolerancję, zdolność splatania
indywidualizmu i społecznego współdziałania; filozoficzny pragmatyzm,
pochwałę merytokratycznej mobilności społecznej, idealistycznego nurtu
w polityce zagranicznej oraz sklepikarskich cnót, stanowiących podstawę
wartości społecznych. Był egalitarny w znaczeniu, które miało stać się
amerykańskie: pochwalał osoby osiągające bogactwo dzięki pracowitości
i talentom, sprzeciwiał się jednak dawaniu specjalnych przywilejów na
podstawie urodzenia.
Skupiał się na tym, jak zwykłe problemy wpływają na codzienne życie,
i jak zwykli ludzie mogli zbudować lepsze społeczeństwo. To jednak nie
czyniło z niego zwykłego człowieka. Nie dowodziło też jego płytkości.
Wręcz przeciwnie, jego wizja budowy nowego rodzaju państwa była
jednocześnie rewolucyjna i przenikliwa. Chociaż nie był uosobieniem
wszelkich wzniosłych poetyckich ideałów, uosabiał te najbardziej
praktyczne i użyteczne. To było jego celem, i był to cel godny.
Przez całe życie ufał sercom i umysłom osób ze swojej klasy bardziej niż
przedstawicielom jakiejkolwiek dobrze urodzonej elity. Wartości klasy
średniej uznawał za źródło siły społeczeństwa, a nie coś godnego pogardy.
Jego najważniejszą zasadą było „traktować z niechęcią wszystko, co
zdawało się umniejszać ducha zwykłych ludzi”. Niewielu innych ojców
założycieli czuło się tak całkowicie komfortowo z demokracją, żaden zaś
nie czuł jej tak intuicyjnie.
Od 21. roku życia, gdy pierwszy raz zgromadził swe Junto, trzymał się
jednego podstawowego ideału, z niezachwianym i czasem heroicznym
zdecydowaniem: wiary w mądrość zwykłego człowieka, która przejawiała
się w jego szacunku dla demokracji i sprzeciwie wobec wszelkich form
tyranii. Był to ideał szlachetny, i na swój sposób wzniosły i poetycki.
Jak się okazało, historia dowiodła, że był to też ideał praktyczny
i użyteczny.
VII To imię można przetłumaczyć na polski jako „Piotr Zyssk” – przyp. tłum.
VIII Przysłowie „Nie licz kurcząt, póki się nie wyhodują” pochodzi właściwie z bajki
Dzban z mlekiem autorstwa Jeana de La Fontaine’a (przekład polski: Franciszek Dionizy
Kniaźnin, Wieśniaczka z mlekiem, 1776 oraz Władysław Noskowski, 1876), to przysłowie
jest także notowane w Nowej księdze przysłów polskich; zob. „kurczę”, poz. 5 jako znane
od 1850 r. – przyp. red.
IX Oryg. „light that never was on sea or land”, to cytat z wiersza romantycznego poety
Williama Wordswortha Elegiac Stanzas − przyp. tłum.
Spis postaci
JOHN ADAMS (1735–1826). Patriota z Massachusetts, drugi prezydent USA. Pracował
z Franklinem nad redakcją napisanego przez Jeffersona projektu Deklaracji
niepodległości, razem z nim też negocjował z lordem Howe w 1776 r. W kwietniu
1778 r. dotarł do Paryża, by wraz z Franklinem pełnić funkcję komisarza, wyjechał
w marcu 1779 r., powrócił w lutym 1780, w sierpniu tegoż roku wyjechał do Holandii,
powrócił w październiku 1782 r. na rozmowy pokojowe z Wielką Brytanią.
WILLIAM ALLEN (1704–1780). Kupiec z Pensylwanii i główny sędzia, początkowo
przyjaciel Franklina, zerwał z nim jednak z racji poparcia dla właścicieli.
BENJAMIN „BENNY” FRANKLIN BACHE (1769–1798). Syn Sally i Richarda
Bache’ów, udał się do Paryża ze swoim dziadkiem Franklinem i kuzynem Temple’em
w roku 1776, posłany do szkoły w Genewie, w Passy nauczył się drukarstwa, dzięki
Franklinowi otworzył drukarnię w Filadelfii, publikował antyfederalistyczną gazetę
„The American Aurora”, aresztowany za znieważenie prezydenta Johna Adamsa.
Zmarł na żółtą febrę w wieku 29 lat.
RICHARD BACHE (1737–1811). Nie najlepszy kupiec, który w roku 1767 poślubił
córkę Franklina, Sally. Mieli siedmioro dzieci, które przeżyły niemowlęctwo:
Benjamina, Williama, Louisa, Elizabeth, Deborah, Sarah i Richarda.
EDWARD BANCROFT (1745–1821). Urodzony w Massachusetts lekarz i spekulant
giełdowy, który poznał Franklina w Londynie, został sekretarzem amerykańskiej
delegacji we Francji podczas wojny o niepodległość, a po latach okazał się brytyjskim
szpiegiem.
PIERRE-AUGUSTIN CARON DE BEAUMARCHAIS (1732– –1799). Dramatyczny
dramaturg, spekulant giełdowy i handlarz bronią. Pomógł organizować francuską
pomoc dla Ameryki podczas wojny o niepodległość i zaprzyjaźnił się z Franklinem
w Passy. Napisał w roku 1775 r. Cyrulika sewilskiego, w roku 1784 zaś Wesele Figara.
ANDREW BRADFORD (1686–1742). Filadelfijski drukarz i wydawca „American
Weekly Mercury”, został konkurentem Franklina i wspierał elity związane
z właścicielami.
WILLIAM BRADFORD (1663–1752). Pierwszy drukarz w Nowym Jorku, którego
Franklin poznał po ucieczce z Bostonu i który przedstawił go swemu synowi Andrew
w Filadelfii.
ANNE-LOUISE BOIVIN D’HARDANCOURT BRILLON DE JOUY (1744–1824).
Sąsiadka Franklina w Passy, utalentowana klawesynistka, która stała się jedną
z ulubionych przyjaciółek Franklina. Napisała Marsz powstańców na cześć
amerykańskiego zwycięstwa pod Saratogą.
WILLIAM PITT STARSZY, HRABIA CHATHAM (1708–1778). Jako „Wielki
Plebejusz”, był brytyjskim premierem podczas wojny siedmioletniej (1756–1763).
W roku 1766 przyjął tytuł para. Sprzeciwiał się represyjnej polityce torysów.
Negocjował z Franklinem w początkach 1776 r., zatrzymując swój powóz koło
kamienicy pani Stevenson.
JACQUES-DONATIEN LERAY DE CHAUMONT (1725–1803). Kupiec szukający
korzyści z wojny, były handlarz niewolnikami. Gospodarz Franklina w Passy.
CADWALLADER COLDEN (1688–1776). Nowojorski polityk i przyrodnik. Często
korespondował z Franklinem na temat eksperymentów i nauki.
PETER COLLINSON (1694–1768). Londyński kupiec i naukowiec, który pomógł
Franklinowi założyć bibliotekę oraz przesyłał mu traktaty o elektryczności i przyrządy.
MARIE-JEAN-ANTOINE-NICOLAS CARITAT, MARKIZ DE CONDORCET
(1743–1794). Matematyk i biograf, jeden z autorów Encyklopedii Diderota. Bliski
przyjaciel Franklina w Paryżu. Otruł się podczas rewolucji francuskiej.
SAMUEL COOPER (1725–1783). Bostoński polityk i duchowny. Zwolennik
niepodległości i bliski powiernik Franklina.
THOMAS CUSHING (1725–1788). Polityk z Massachusetss i spiker legislatury w latach
1766–1774. Często korespondował z Franklinem. To do niego były adresowane listy
Hutchinsona.
SILAS DEANE (1737–1789). Dyplomata i kupiec z Connecticut. W lipcu 1776 r.,
niedługo przed Franklinem, udał się do Francji, by starać się o wsparcie. Został
sojusznikiem Franklina, jednak znalazł przeciwnika w postaci Arthura Lee, który
oskarżył go o korupcję i pomógł doprowadzić do jego odwołania.
WILLIAM DENNY (1709–1765). Oficer armii brytyjskiej, mianowany przez Pennów
gubernatorem w latach 1756–1759.
FRANCIS DASHWOOD, BARON LE DESPENCER (1708–1781). Brytyjski polityk,
a w latach 1766–1781 pocztmistrz, który chronił, potem jednak musiał zwolnić swego
przyjaciela Franklina ze stanowiska pocztmistrza w Ameryce. W jego wiejskiej
posiadłości Franklin miał przyjemność słuchać, jak jego satyryczny Edykt króla Prus
mylnie uznawany jest za prawdziwy.
JOHN DICKINSON (1732–1808). Filadelfijski polityk, który sprzeciwiał się Franklinowi
w jego zmaganiach z właścicielami i był bardziej ostrożny względem niepodległości.
Pisał Listy od pensylwańskiego farmera, które Franklin (nie znając tożsamości autora)
pomagał publikować w Londynie.
JOHN FOTHERGILL (1712–1780). Kwakier, lekarz w Londynie. W roku
1751 opublikował artykuły Franklina o elektryczności i pełnił w Londynie funkcję jego
lekarza. „Nie potrafię sobie przypomnieć lepszego człowieka”, powiedział niegdyś
Franklin.
ABIAH FOLGER FRANKLIN (1667–1752). Poślubiła Josiaha Franklina w roku 1689,
i miała z nim dziesięcioro dzieci, w tym Benjamina.
BENJAMIN FRANKLIN „STARSZY” (1650–1727). Stryj Franklina. Zachęcił swego
bratanka (nieskutecznie) do zajęcia się poezją i kaznodziejstwem. W roku 1715 osiadł
w Bostonie jako emeryt i wdowiec.
DEBORAH READ FRANKLIN (1705?–1774). Wierna żona Franklina. Mogła urodzić
się w Birmingham, wychowała się jednak przy Market Street w Filadelfii i do końca
życia nie opuściła jej okolicy. Franklin ujrzał Deborah w roku 1723, gdy zszedł na ląd
w Filadelfii. Poślubiła Johna Rogersa, który ją porzucił. Zawarła związek z Franklinem
na mocy prawa powszechnego w roku 1730. Była księgową i kierowniczą drukarni.
Broniła domu podczas zamieszek związanych z ustawą stemplową. Urodziła dwoje
dzieci: Francisa „Franky’ego”, który zmarł w wieku czterech lat, i Sarah „Sally”, która
pod wieloma względami była do niej podobna.
JAMES FRANKLIN (1697–1735). Brat Franklina i pierwszy mistrz. W roku
1721 założył „New England Courant” i był pionierem amerykańskiego
prowokacyjnego dziennikarstwa.
JANE FRANKLIN (MECOM) (1712–1794). Najmłodsza siostra Franklina i ulubiona
z rodzeństwa.
JOHN FRANKLIN (1690–1756). Brat Franklina. Został wytwórcą mydła i świec
w Rhode Island, potem zaś (z pomocą Franklina) pocztmistrzem w Bostonie. Franklin
zrobił dla niego elastyczny cewnik.
JOSIAH FRANKLIN (1657–1745). Farbiarz urodzony w Ecton w Anglii. W roku
1683 emigrował do Ameryki, gdzie zajął się wyrobem świec. Miał siedmioro dzieci
z pierwszą żoną Anne Child i dziesięcioro (w tym Benjamina Franklina) z drugą, Abiah
Folger Franklin.
SARAH „SALLY” FRANKLIN BACHE (1743–1808). Lojalna córka. W roku
1767 poślubiła Richarda Bache’a. Była gospodynią domu Franklina po jego powrocie
do Filadelfii w roku 1776 i 1785. Jak jej matka, nigdy nie udała się z ojcem do Europy,
jednak w roku 1763 odwiedziła z nim Boston.
[WILLIAM] TEMPLE FRANKLIN (ok. 1760–1823). Nieślubny syn Williama
Franklina. Dziadek pomógł go wychowywać i kształcić, w roku 1775 zabrał go ze sobą
do Ameryki, rok później do Paryża, i wywalczył jego lojalność kosztem ojca chłopca.
Miał własne nieślubne dzieci. Opublikował nieuporządkowany zbiór pism dziadka.
WILLIAM FRANKLIN (ok. 1730–1813). Nieślubny syn wychowywany przez Franklina.
Towarzyszył mu w podróży do Anglii, został sympatykiem torysów i mianowany
królewskim gubernatorem New Jersey. Pozostał wierny Koronie, co doprowadziło do
rozłamu z ojcem.
JOSEPH GALLOWAY (ok. 1731–1803). Filadelfijski polityk i długoletni sojusznik
Franklina w zmaganiach przeciwko właścicielom. Jego dom, „Trevose”, był miejscem
pełnego napięcia spotkania między Franklinem a jego synem. Podczas wojny
o niepodległość pozostał wierny Koronie i zerwał z Franklinem.
DAVID HALL (1714–1772). Zarekomendowany przez Williama Strahana, w roku
1744 przeniósł się z Londynu, by zostać kierownikiem drukarni Franklina, a w roku
1748 przejął rządy nad interesem jako wspólnik zarządzający.
ANDREW HAMILTON (ok. 1676–1741). Spiker Zgromadzenia Pensylwanii przez
większość lat 30. XVIII w. Bronił Johna Petera Zengera w procesie o zniesławienie
i zwykle popierał Franklina.
JAMES HAMILTON (1710–1783). Syn Andrew. Gubernator Pensylwanii w latach 1748–
1754 i 1759–1763. Jako mason, członek rady powierniczej Towarzystwa
Bibliotecznego i Akademii, był przyjacielem Franklina, w polityce jednak często
zajmowali przeciwne stanowiska.
ANNE-CATHERINE DE LIGNIVILLE HELVÉTIUS (1719– –1800). Bliska
przyjaciółka Franklina w Auteuil nieopodal Passy. Franklin proponował jej
małżeństwo, bardziej niż żartobliwie, w roku 1780. Wdowa po zmarłym w 1771 r.
znanym filozofie i zamożnym urzędniku Claude-Adrienie Helvétiusie.
LORD RICHARD HOWE (1726–1799). Brytyjski admirał. W wieku 14 lat wstąpił do
Royal Navy i został dowódcą w Ameryce. Negocjował z Franklinem poufnie pod
pozorem gry w szachy u swojej siostry w końcu 1775 r. Spotkał się z Franklinem
i Adamsem na Staten Island we wrześniu 1776 r.
WILLIAM HOWE (1729–1814). Młodszy brat admirała lorda Richarda Howe’a. Walczył
w wojnie z Francuzami i Indianami, potem zaś pod Bunker Hill. W roku 1775 zastąpił
generała Thomasa Gage’a jako dowódca brytyjskich sił lądowych w koloniach, służąc
pod rozkazami swego brata. W roku 1799 został wicehrabią Howe.
DAVID HUME (1711–1780). Szkocki historyk i filozof. Wraz z Lockiem i Berkeleyem
jeden z największych empirycznych analityków brytyjskich. Franklin zaprzyjaźnił się
z nim w Londynie i odwiedził go w Edynburgu w roku 1759 i 1771.
THOMAS HUTCHINSON (1711–1780). Początkowo przyjaciel Franklina i sojusznik
podczas konferencji w Albany w roku 1754. W roku 1771 został królewskim
gubernatorem Massachusetts. Jego dom spalono podczas zamieszek związanych
z ustawą stemplową, i Franklin napisał mu list pełen współczucia. W roku 1773 jednak
Franklin wszedł w posiadanie niektórych jego listów i przesłał je swym sojusznikom
w Massachusetts, co spowodowało ostre przepytywanie go przez brytyjskich ministrów
w Kogucim Dole.
HENRY HOME, LORD KAMES (1696–1782). Szkocki sędzia i filozof moralny,
interesujący się rolnictwem, nauką i historią, którego Franklin poznał podczas swej
wycieczki do Szkocji w roku 1759.
SAMUEL KEIMER (ok. 1688–1742). Londyński drukarz. W roku 1722 przeniósł się do
Filadelfii i w następnym roku stał się pierwszym pracodawcą Franklina. Ich stosunki
były burzliwe, i ostatecznie zostali konkurentami. Keimer w roku 1730 wyjechał na
Barbados.
SIR WILLIAM KEITH (1680–1749). Gubernator Pensylwanii w latach 1717–1726.
Został w roku 1724 niepewnym patronem Franklina, którego posłał do Londynu bez
obiecanego listu kredytowego. Keith został usunięty, gdy sprzeciwił się właścicielom.
Ostatecznie uwięziono go za długi w Old Bailey, gdzie zmarł.
ARTHUR LEE (1740–1792). Polityk i dyplomata z Wirginii. Jego spory z Franklinem
zaczęły się w Londynie w latach 60. XVIII w. i nasiliły się, gdy obaj zostali w roku
1777 komisarzami w Paryżu. Pozostał wrogiem Franklina wraz ze swymi
wpływowymi braćmi: Williamem, Richardem Henrym i Francisem.
JEAN-BAPTISTE LE ROY (1720–1800). Francuski naukowiec. Dzielił zainteresowania
Franklina elektrycznością; w Paryżu został jego bliskim przyjacielem.
ROBERT LIVINGSTON (1746–1813). Nowojorski mąż stanu, sekretarz spraw
zagranicznych USA w latach 1781–1783.
JAMES LOGAN (1674–1751). Jeden z czołowych filadelfijskich kwakrów, z którym
Franklin zaprzyjaźnił się jako doradcą biblioteki.
COTTON MATHER (1663–1728). Znany purytański duchowny i sławny łowca
czarownic. Zastąpił swego ojca, Increase’a Mathera, jako pastor bostońskiego Old
North Church. Jego pisma były inspiracją projektów społecznych Franklina.
HUGH MEREDITH (ok. 1697 – ok. 1749). Drukarz w zakładzie Keimera. Został
członkiem Junto Franklina, a w roku 1728 jego pierwszym wspólnikiem. Gdy wrócił
do nałogu pijaństwa, Franklin w roku 1730 wykupił jego udziały; Meredith wyjechał
do Karoliny Północnej.
KSIĄDZ ANDRÉ MORRELET (1727–1819). Ekonomista, jeden z autorów
Encyklopedii, i miłośnik wina. Poznał Franklina w 1772 r. na przyjęciu u lorda
Shelburne, na którym Franklin wykonał swą sztuczkę, uspokajając wodę oliwą.
Członek kręgu madame Helvétius.
ROBERT HUNTER MORRIS (ok. 1700–1764). Gubernator Pensylwanii w latach 1754–
1756. Walczył z Franklinem w sprawie opodatkowania majątku właścicieli. Syn
gubernatora New Jersey Lewisa Morrisa.
JEAN-ANTOINE NOLLET (1700–1770). Francuski naukowiec zajmujący się
elektrycznością. Zazdrosny przeciwnik teorii Franklina.
ISAAC NORRIS (1701–1766). Filadelfijski kupiec, spiker Zgromadzenia w latach 1750–
1764; sprzymierzeniec Franklina w starciach z właścicielami.
THOMAS PAINE (1737–1809). Nieudany wytwórca gorsetów i urzędnik podatkowy
w Anglii. Oczarował Franklina, który napisał mu list polecający do Richarda Bache’a,
co w efekcie przyniosło mu zatrudnienie jako dziennikarza i drukarza w Filadelfii.
W roku 1776 napisał Zdrowy rozsądek, co otwarło drogę do Deklaracji niepodległości.
Napisał Wiek rozumu, jednak odłożył jego publikację do roku 1794, być może po
ostrzeżeniu Franklina, że ludzie mogą uznać książkę za heretycką.
JAMES PARKER (ok. 1714–1770). Nowojorski drukarz, który uciekł z terminu
u Williama Bradforda; Franklin uczynił go swym wspólnikiem w Nowym Jorku,
miejscowym pocztmistrzem, a następnie kontrolerem systemu pocztowego. Przed
konferencją w Albany Franklin korespondował z nim w sprawie planu unii.
JOHN PENN (1729–1785). Wnuk założyciela Pensylwanii Williama Penna. Przez
większość lat 1763–1776 sprawował funkcję gubernatora kolonii. Wraz z Franklinem
udał się w 1754 r. na konferencję w Albany, uzyskał pomoc Franklina podczas
zamieszek „chłopców z Paxton”, wkrótce jednak stał się jego przeciwnikiem w kwestii
podatków i praw właścicieli.
THOMAS PENN (1702–1775). Syn Williama i stryj Johna Penna. W roku 1746 został
głównym właścicielem Pensylwanii, mieszkając w Londynie z bratem Richardem.
Jeden z czołowych przeciwników politycznych Franklina.
RICHARD PETERS (ok. 1704–1776). Anglikański duchowny. Przybył do Pensylwanii
w roku 1734 jako prawa ręka rodziny Pennów. Został jednym z adwersarzy Franklina,
mimo że wspólnie zakładali Akademię.
JOSEPH PRIESTLEY (1733–1804). Teolog, który zajął się nauką. Poznał Franklina
w roku 1765. Napisał historię elektryczności (1767), w której podkreślał zasługi
Franklina. Wyizolował tlen i inne gazy.
SIR JOHN PRINGLE (1707–1782). Lekarz, który został bliskim angielskim
przyjacielem Franklina i towarzyszył mu w wyjazdach.
CATHERINE „CATY” RAY (1731–1794). Poznała Franklina w 1754 r. podczas
wycieczki po Nowej Anglii, i stała się pierwszą ważną przyjaciółką Franklina. W roku
1758 wyszła za Williama Greene’a, który został gubernatorem Rhode Island, pozostała
jednak zaprzyjaźniona z Franklinem i jego rodziną (Podpisywała się „Caty”, Franklin
jednak zwykł zwracać się do niej „Katy” lub „Katie”).
LOUIS-ALEXANDRE, DIUK DE LA ROCHEFOUCAULD (1743–1792). Naukowiec
i arystokrata. Przetłumaczył na prośbę Franklina na francuski amerykańskie
konstytucje stanowe celem publikacji. Ukamienowany podczas rewolucji francuskiej.
HRABIA SHELBURNE (1737–1805). Angielski przyjaciel, na którego przyjęciu
Franklin wykonał swoją sztuczkę z uspokojeniem wody oliwą. Później sekretarz do
spraw kolonii i premier podczas amerykańsko- -brytyjskich rozmów pokojowych
w 1782 r.
JONATHAN SHIPLEY, BISKUP ST. ASAPH (1714–1788). Anglikański biskup,
w którego posiadłości w Twyford koło Winchester Franklin rozpoczął pisanie swojej
autobiografii.
WILLIAM SHIRLEY (1694–1771). Londyński prawnik. W latach 1741– –1757 mieszkał
w Bostonie jako gubernator Massachusetts i przez krótki czas jako dowódca wojsk
brytyjskich. Korespondował z Franklinem po konferencji w Albany w 1754 r. na temat
kształtu, jaki winna przybrać amerykańska unia.
WILLIAM SMITH (1727–1803). Angielski duchowny i pisarz. Po roku 1750 pozyskany
przez Franklina do nowej Akademii Filadelfijskiej, gdzie został rektorem. Został
zagorzałym zwolennikiem właścicieli, co doprowadziło do ostrego konfliktu
z Franklinem.
MARGARET STEVENSON (1706–1783). Gospodyni Franklina przy Craven Street
niedaleko Strandu, niekiedy towarzyszka w Londynie.
MARY „POLLY” STEVENSON [HEWSON] (1739–1795). Córka pani Stevenson.
Długoletnia przyjaciółka i intelektualna towarzyszka Franklina. W roku 1770 wyszła za
antropologa Williama Hewsona. Owdowiała w roku 1774. Odwiedziła Franklina
w Passy w roku 1785. W następnym roku przeniosła się do Filadelfii, by towarzyszyć
mu przy łożu śmierci.
WILLIAM STRAHAN (1715–1785). Londyński przyjaciel, który został bliskim
przyjacielem korespondencyjnym Franklina, nim poznał go osobiście. Posłał Davida
Halla jako jego partnera. Franklin napisał, lecz nie wysłał sławnego listu „jest Pan
mym wrogiem” podczas wojny o niepodległość, pozostali jednak przyjaciółmi.
CHARLES THOMSON (1729–1824). Urodzony w Irlandii nauczyciel. Franklin zatrudnił
go w Akademii Filadelfijskiej i zaangażował w politykę Pensylwanii. Podczas pobytu
Franklina w Londynie był jego oczyma i uszami w Filadelfii. W latach 1774–
1789 pełnił funkcję sekretarza Kongresu.
ANNE-ROBERT-JACQUES TURGOT (1727–1781). Ekonomista, minister finansów
Ludwika XVI, przyjaciel Franklina i niekiedy rywal o względy madame Helvétius.
Napisał sławny epigram Eripuit coelo fulmen sceptrumque tyrranis – „Zabrał grom
niebiosom i berło tyranom”.
BENJAMIN VAUGHAN (1751–1835). Dyplomata i współpracownik lorda Shelburne.
W roku 1779 wydał wiele papierów Franklina i pomagał w końcowej fazie rozmów
amerykańsko-brytyjskich.
LOUIS-GUILLAUME LE VEILLARD (1733–1794). Właściciel słynnego uzdrowiska
wodnego. Sąsiad Franklina w Passy. Zgilotynowany podczas rewolucji francuskiej.
CHARLES GRAVIER HRABIA DE VERGENNES (1717–1787). Minister spraw
zagranicznych Francji (1774–1787), z którym Franklin wynegocjował sojusz.
THOMAS WALPOLE (1727–1803). Brytyjski bankier i deputowany Izby Gmin,
bratanek premiera Roberta Walpole’a. Wraz z Franklinem zakładał Wielką Kompanię
Ohio dla uzyskania nadania ziemskiego, później zaś spekulował na giełdzie,
wykorzystując poufne informacje przekazywane przez Edwarda Bancrofta.
PAUL WENTWORTH (ok. 1740–1793). Szef brytyjskich szpiegów we Francji, który
zrekrutował Edwarda Bancrofta. Urodzony w New Hampshire, po roku 1760 przeniósł
się do Londynu, wzbogacił na giełdzie i handlu ziemią w Gujanie, w grudniu 1777 r.
zaś spotkał się z Franklinem, próbując zapobiec zawarciu traktatu z Francją.
SAMUEL WHARTON (1732–1800). Urodzony w Filadelfii kupiec. W roku
1769 przeniósł się do Londynu, gdzie zajmował się handlem ziemią i spekulacjami
giełdowymi z Thomasem Walpolem.
GEORGE WHITEFIELD (1714–1770). Ewangelik. Będąc w Pembroke College
w Oksfordzie, przyłączył się do ruchu Wesleya. Odbył siedem podróży do Ameryki
jako jeden z czołowych kaznodziei wielkiego przebudzenia, w roku 1739 był
wspierany przez Franklina w Filadelfii.
Kalendarium
1706 – urodzony w Bostonie 17 stycznia (6 stycznia 1705 starego stylu).
1714 – uczęszcza do Boston Latin School.
1715 – uczęszcza do szkoły Brownella.
1716 – zaczyna pracę w ojcowskim warsztacie wyrobu świec.
1718 – rozpoczyna termin u brata Jamesa.
1722 – pisze eseje Silence Dogood.
1723 – ucieka do Filadelfii, pracuje u Keimera.
1724 – przenosi się do Londynu.
1725 – Rozprawa o wolności i konieczności, przyjemności i cierpieniu.
1726 – wraca do Filadelfii, pracuje z Denhamem.
1727 – wraca do drukarni Keimera.
1728 – wraz z Hugh Meredithem otwiera własną drukarnię.
1729 – pisze eseje Busy-Body.
1730 – zawiązuje małżeństwo według prawa powszechnego z Deborah Read. Narodzenie
Williama?
1731 – wstępuje do wolnomularstwa. Zakłada bibliotekę.
1732 – narodzenie Francisa. Rozpoczyna wydawanie „Almanachu Biednego Richarda”.
1733 – projekt doskonalenia moralnego.
1735 – kontrowersje co do kaznodziei Hemphilla.
1736 – pisarz Zgromadzenia Pensylwanii. Śmierć Francisa. Zakłada straż ogniową.
1737 – mianowany pocztmistrzem Filadelfii.
1739 – zaprzyjaźnia się z ewangelikiem Whitefieldem.
1741 – zakłada „General Magazine”, który upada. Projektuje piec.
1743 – Narodziny Sarah „Sally”. Zakłada Amerykańskie Towarzystwo Filozoficzne.
1745 – Collinson przesyła broszury o elektryczności i szklaną rurkę.
1746 – lato eksperymentów elektrycznych.
1747 – pisze Czystą prawdę. Organizuje milicję.
1748 – odchodzi z drukarstwa.
1749 – pisze propozycję założenia Akademii (dziś Uniwersytet Pensylwanii).
1751 – publikacja tekstów o elektryczności w Londynie. Wybrany do Zgromadzenia
Pensylwanii.
1752 – eksperymenty z latawcem i piorunami.
1753 – zostaje jednym z poczmistrzów Ameryki. Spotkanie z Indianami w Carlisle.
1754 – wybuch wojny z Francuzami i Indianami. Plan unii z Albany.
1755 – zaopatruje generała Braddocka. Uchwalenie ustawy o milicji. Konflikt
z właścicielami.
1756 – uchwalenie ustaw o straży nocnej i o oświetleniu ulic.
1757 – wyjeżdża do Londynu jako agent. Pisze Drogę do bogactwa i ostatni „Almanach
Biednego Richarda”. Wprowadza się do domu pani Stevenson przy Craven Street.
1758 – odwiedza z Williamem Ecton celem zbadania swego pocho- dzenia.
1759 – wyjazd do północnej Anglii i Szkocji. Angielskie i amerykańskie oddziały
zdobywają Quebec.
1760 – zachęca Wielką Brytanię do zatrzymania Kanady. Rada Przyboczna pozwala na
częściowe zwycięstwo w konflikcie z Pennami. Podróżuje po Anglii z Williamem.
1761 – wyjazd z Williamem do Flandrii i Holandii.
1762 – powrót do Filadelfii. William żeni się i zostaje mianowany królewskim
gubernatorem New Jersey.
1763 – rozpoczyna budowę nowego domu przy Market Street. Podróż inspekcyjna po
placówkach pocztowych od Wirginii po Nową Anglię. Koniec wojny z Francuzami
i Indianami.
1764 – zamieszki „chłopców z Paxton”. Przegrywa wybory do Zgromadzenia. Wraca do
Londynu jako agent.
1765 – uchwalenie ustawy stemplowej.
1766 – zeznaje przeciw ustawie stemplowej w Parlamencie. Uchylenie ustawy. Koniec
umowy z Davidem Hallem.
1767 – narzucenie ceł Townshenda. Wyjazd do Francji.
1768 – prowadzi w Londynie kampanię prasową w imieniu kolonii.
1769 – druga wizyta we Francji.
1770 – cła Townshenda zniesione poza cłem na herbatę. Mianowany agentem
Massachusetts.
1771 – starcie z Hillsboroughem. Rozpoczyna pisanie Autobiografii. Wizyta w Irlandii
i Szkocji. Poznaje swego zięcia, Bache’a.
1772 – wysyła do Bostonu w tajemnicy listy Hutchinsona.
1773 – pisze satyry Sposoby, w jakie wielkie imperium małym stać się może i Edykt króla
Prus. Herbatka bostońska.
1774 – starcie w Kogucim Dole w sprawie listów Hutchinsona. Zwolniony ze stanowiska
pocztmistrza. Przegłosowanie ustaw o represjach. Rozpoczyna rozmowy pokojowe
z lordem Chatham i lordem Howe. Śmierć Deborah.
1775 – powrót do Filadelfii. Bitwy pod Lexington i Concord. Wybrany do Drugiego
Kongresu Kontynentalnego. Proponuje pierwsze Artykuły Konfederacji.
1776 – usunięcie Williama ze stanowiska gubernatora i uwięzienie w Connecticut. Misja
do Kanady. Deklaracja niepodległości. Spotkanie z lordem Howe na Staten Island.
Wyjazd do Francji z Temple’em i Bennym.
1777 – osiedla się w Passy, sławiony w całym Paryżu.
1778 – podpisanie traktów sojuszniczych i handlowych z Francją. William zwolniony
z więzienia, przenosi się do lojalistycznego Nowego Jorku.
1779 – zostaje jedynym posłem we Francji. Salony mesdames Brillon i Helvétius. John
Paul Jones na „Bonhomme Richard” pokonuje „Serapisa”.
1780 – powrót Adamsa, Franklin następnie uzyskuje jego dymisję z funkcji komisarza.
Zdobycie przez Brytyjczyków Charlestonu.
1781 – Adams powraca do Paryża ponownie jako poseł, by negocjować z Wielką Brytanią.
Franklin zostaje mianowany (wraz z Jayem i innymi) do tej samej komisji. Kapitulacja
Cornwallisa w Yorktown.
1782 – wraz z Adamsem i Jayem negocjuje traktat pokojowy z Wielką Brytanią. William
wraca do Londynu.
1783 – loty balonem.
1784 – komisja do sprawy Mesmera. Wizyta Polly Stevenson w Passy.
1785 – ostatnie spotkanie z Williamem. Powrót do Filadelfii.
1786 – buduje nowe skrzydło domu przy Market Street.
1787 – konwencja konstytucyjna. Wybrany prezesem Pensylwańskiego Towarzystwa na
rzecz Zniesienia Niewolnictwa.
1790 – umiera 17 kwietnia w wieku 84 lat.
Przeliczniki walut
Szacunkowe odpowiedniki XVIII-wiecznych walut w dzisiejszej wartości
według koszyka produktów konsumenckich:
1706
Standardową walutą w Ameryce był funt brytyjski.
1 funt w roku 1706 posiadał siłę nabywczą taką jak 104 funty (lub 161 dolarów) w roku
2002.
Uncja czystego złota kosztuje 4,35 funta.
1750
Funt brytyjski nadal jest standardową walutą w Ameryce, lecz niektóre kolonie (w tym
Pensylwania dzięki działaniom Franklina) emitują pieniądze papierowe – funty,
których wartość jest zróżnicowana.
1 funt w roku 1750 posiadał siłę nabywczą taką jak 103 funty (lub 160 dolarów) w 2002 r.
Uncja czystego złota kosztuje 4,25 funta.
1790
Dolar staje się standardową walutą w Stanach Zjednoczonych, ustalono oficjalny kurs
wymiany. Cena funta w złocie zostaje zamrożona, jednak jego siła nabywcza spadła.
Kurs wymiany 1 funta wynosił 4,55 dolara i 23,5 francuskiego liwra.
Uncja czystego złota kosztuje 4,25 funta lub 19,50 dolara.
1 funt w roku 1790 posiadał siłę nabywczą taką jak 70 funtów w 2002 r.
1 dolar w 1790 r. posiadał siłę nabywczą taką jak 19,26 dolara w 2002 r.
Zmiany siły nabywczej funta i dolara po roku 1790 są nieporównywalne.
Źródła: Economic History Services, eh.net/hmint; John McCusker, How Much Is That in
Real Money? (New Castle, Delaware: Oak Knoll Press, 2001).
Podziękowania
X Lady Reid, choć nadal wspierała londyńskie muzeum i pamięć o Franklinie, nie
napisała książki, zmarła w 2017 r. – przyp. tłum.
Źródła i skróty
Jeśli nie wspomniano inaczej, cytowane pisma Franklina pochodzą
z wydania Yale (zob. niżej) oraz płyt CD wydanych przez Packard
Humanities Institute.
Używając adresów internetowych, należy pamiętać, że przecinki,
średniki, myślniki i dwukropki użyte do oddzielania wpisów nie powinny
być uważane za fragment adresu URL.
SKRÓTY WYKORZYSTYWANE W PRZYPISACH ŹRÓDŁOWYCH
Osoby
BF – Benjamin Franklin
DF – Deborah Franklin, żona
JM – Jane Franklin Mecom, siostra
MS – Margaret Stevenson, londyńska gospodyni
PS – Mary „Polly” Stevenson [Hewson], córka gospodyni
RB – Richard Bache, zięć
SF – Sarah „Sally” Franklin [Bache], córka
TF – [William] Temple Franklin, wnuk
WF – Wiliam Franklin, syn
Pisma Franklina
Autobiografia – Autobiografia Benjamina Franklina
Dla wygody czytelnika, podane numery stron odnoszą się do najpowszechniejszego
wydania, Signet Classic Paperback (New York, Penguin Putnam, 2001), które zostało
oparte na wersji przygotowanej przez Maxa Farranda (Berkeley, University of
California Press, 1949).
Istnieje ponad 150 wydań tego klasyka. Dokonane w nim zmiany najlepiej ukazuje
„Genetic Text” pod redakcją J.A. Leo Lemaya i P.M. Zalla (Knoxville: University of
Tennessee Press, 1981), można je także znaleźć w Norton Critical Edition, pod
redakcją Lemaya i Zalla (New York: Norton, 1986), które w przypisach oznaczone jest
jako Autobiografia w edycji Lemaya i Zalla lub Norton Autobiography. Autorytatywne
wydanie przygotowane przez Leonarda Labaree i innych wydawców pism Franklina
z Yale (New Haven: Yale University Press, 1964) nazywane jest w tekście
Autobiografia Yale, i zostało oparte bezpośrednio na rękopisie Franklina; zawiera ono
użyteczne przypisy oraz historię poszczególnych wersji.
Wersje elektroniczne autobiografii z możliwością wyszukiwania można znaleźć
w Internecie pod adresami: ushistory.org/franklin/autobiography/index.htm;
cedarcottage.com/eBooks/benfrank.rtf; ealry-america.com/lives/franklin/index.html;
odur.let.rug.nl/~usa/B/bfranklin/frank.htm;
etext.lib.virginia.edu/toc/modenng/public/Fra2Aut.html; eserver.org/books/franklin.
Lib. of Am. – Benjamin Franklin Writings
Z przypisami J.A. Leo Lemaya (New York: Library of America, 1987). Ten liczący
1560 stron tom zawiera autorytatywny zbiór najważniejszych pism Franklina wraz
z przypisami źródłowymi i komentarzami. Uwzględnia ważne poprawki kanonu
Franklina dokonane przez Lemaya, które aktualizują prace redaktorów dzieł Franklina
z Yale. Wersja elektroniczna znacznej części tekstu z możliwością przeszukania
znajduje się w Internecie pod adresem:
www.historycarper.com/resources/twobf1/contents.htm.
„Pennsylvania Gazette”
Wersje elektroniczne z możliwością przeszukania znajdują się w Internecie pod adresem
www.accessible.com/about.htm; etext.lib.virginia.edu/pengazet.html;
www.historycarper.com/resources/twobf2/pg29–30.htm.
Papers – The Papers of Benjamin Franklin
(New Haven, Yale, 1959–). Ta kompletna i niezwykła seria opatrzonych przypisami
tomów, wydawana przez Yale we współpracy z Amerykańskim Towarzystwem
Filozoficznym, została zapoczątkowana pod kierunkiem Leonarda Labaree. Ostatnimi
członkami znakomitego grona redaktorów są Ellen Cohn, Judith Adkins, Jonathan
Dull, Karen Duval, Leslie Lindenauer, Claude-Anne Lopez, Barbara Oberg, Kate Ohno
i Michael Sletcher. Do 2003 r. zespół doszedł do tomu 37, który obejmuje okres do
sierpnia 1782 r. Cała korespondencja i pisma cytowane w książce, jeśli nie zaznaczono
inaczej, dotyczą wydania Papers. Zob. www.yale.edu/franklinpapers.
Papers CD – płyty CD z Papers of Benjamin Franklin
Przygotowane przez Packard Humanities Institute we współpracy z redaktorami Yale.
Zawierają one wszystkie znane pisma Franklina, w tym materiały z lat 1783–1790,
których dotąd nie opublikowano. Istnieje możliwość przeszukiwania wedle fraz,
korespondenta i chronologii, jednak brak w nim cennych przypisów redaktorów z Yale.
Jestem wdzięczny Davidowi Packardowi i jego zespołowi za podarowanie mi jednej
z wersji płytek przed ich publikacją.
Poor Richard’s – Poor Richard’s: An Almanack
Pisany przez Benjamina Franklina. Dostępnych jest wiele wersji, cytaty opatrzono datą.
Wersje elektroniczne z możliwością przeszukiwania znajdują się w Internecie pod
adresami: www.sage-advice.com/Benjamin_Franklin.htm;
www.ku.edu/carrie/stacks/authors.franklin.html;
itech.fgcu.edu/faculty/wohlpart/alra/franklin.htm;
i www.swarthmore.edu/SocSci/bdorsey1/41docs/52-fra.html.
Silence Dogood – eseje Silence Dogood
Kompletne wydania „New England Courant”, w tym eseje, dostępne są pod adresem
ushistory.org/franklin/courant.
Smyth Writings = The Writings of Benjamin Franklin
Pod redakcją Alberta Henry’ego Smitha, opublikowane po raz pierwszy w roku 1907 (New
York: Macmillan, 1905–1907; reprint New York: Haskell House, 1970). Do czasu
ukazania się wydań Yale, to dziesięciotomowe dzieło stanowiło największy zbiór
opublikowanych pism Franklina.
Sparks – The Works of Benjamin Franklin and the Life of Benjamin Franklin
Pod redakcją Jareda Sparksa (Boston: Tappan, Whittemore and Mason, 1840). Sparks był
profesorem Harwardu, który w latach 1836–1840 opublikował dziesięciotomowy
wybór pism Franklina oraz biografię; www.ushistory.org/franklin/biography/index.htm.
Temple Writings – Memoirs of Life and Writings of Benjamin Franklin
Wydane przez [Williama] Temple Franklina, vol. 1–3 (London: Henry Colburn, 1818).
Rozdział 1
1 Historię napisania przez Franklina swojej autobiografii zob. s. 254–257 oraz przypis 5
w rozdziale 11. [Autobiografia Benjamina Franklina ukazywała się po polsku w różnych
przekładach – poczynając od tłumaczenia Karola A. Hoffmana z 1827 roku. Została
wydana jako Żywot własny w przekładzie Juliana Stawińskiego (1960) i Autobiografia
w tłum. Marcina Osińskiego (2016) – przyp. red.].
2 David Brooks, Our Founding Yuppie, „Weekly Standard”, 23 października 2000, s. 31.
Rozdział 2
1 Autobiografia, s. 18; Josiah Franklin do BF, 26 maja 1739; nota wydawcy w Papers,
vol. 2, s. 229; Tourtellot, s. 12. Franklin w swej autobiografii zawarł przypis dowodzący, że
rzeczownik i nazwisko „Franklin” były używane w XV-wiecznej Anglii. Niektórzy
badacze, jak i jego francuscy entuzjaści, wskazywali na fakt, że nazwisko „Franquelin”
było pospolitym nazwiskiem w XV-wiecznej Pikardii, a zatem jego przodkowie mogli
pochodzić z Francji. Jego ojciec Josiah Franklin pisał: „Niektórzy uważają, że jesteśmy
pochodzenia francuskiego z ludu niegdyś nazywanego Frankami; inni, że jesteśmy
z wolnej linii, linii wolnej od podległości wasalnej zwykłej w dawnych czasach dla
poddanych; inni zaś, że nazwano nas od ptaka o długich, czerwonych nogach”. Zdanie
samego Franklina, że nazwisko to pochodzi od klasy wolnych Anglików nazywanych
„franklinami”, jest niemal na pewno prawdziwe, a co równie ważne, on sam w to wierzył.
Oxford English Dictionary definiuje słowo „franklin” jako: „Klasa właścicieli ziemskich,
urodzonych wolno, lecz nie w stanie rycerskim, w hierarchii stanowej ulokowana poniżej
szlachty”. Pochodzi od średnioangielskiego słowa frankeleyn, oznaczającego wolnego
ziemianina. Zob. Franklin’s Tale albo The Frankeleyn’s Tale Chaucera.
www.librarius.com/cantales.htm.
2 Autobiografia, s. 20; Josiah Franklin do BF, 26 maja 1739. Historia o Biblii i stołku
pochodzi z listu Josiaha Franklina, jednak BF pisze, że usłyszał ją od swego stryja
Benjamina. Pełne drzewo genealogiczne zob. Papers, vol. 1, s. XLIX. Autobiografia z serii
Signet Classics, oparta na redakcji Maxa Farranda (Berkeley: University of California
Press, 1949) zawiera cokolwiek inne stwierdzenie: „Nasza skromna rodzina wcześnie
przystąpiła do reformacji”.
3 Jak czyni to David McCullough w książce Truman (New York: Simon & Schuster, 1992)
Benjamin Franklin the elder (stryj BF), Yale University Library; Benjamin Franklin the
Elder’s commonplace book, cyt. za: Papers, vol. 1; Tourtellot, s. 18.
5 BF do Davida Hume’a, 19 maja 1762.
6 Tourtellot, s. 42.
7 John Winthrop, A Model of Christian Charity (1630),
www.winthropsociety.org/charity.htm; Perry Miller, Errand into the Wilderness
(Cambridge: Harvard University Press, 1956). Zob. też Andrew Delbanco, The Puritan
Ordeal (Cambridge: Harvard University Press, 1989); Edmund Morgan, Visible Saints: The
History of a Puritan Idea (New York: NYU Press, 1963); Herbert Schneider, The Puritan
Mind (Ann Arbor: University of Michigan Press, 1958).
8 Perry Miller, Benjamin Franklin and Jonathan Edwards w: Major Writers of America
(New York: Harcourt Brace, 1962), s. 84; Tourtellot, s. 41; Cotton Mather, A Christian at
His Calling, 1701, personal.pitnet.net/primary-sources/mather.html; Poor Richard’s, 1736
(m.in. za bajką Ezopa Herakles i woźnica, ok. 550 p.n.e., a także Sidney, Discourses on
Government, 1698).
9 Tourtellot, s. 47–52; Nian Sheng Huang, Franklin’s Father Josiah: Life of a Colonial
Boston Tallow Chandler, 1657–1745 (Philadelphia: Transactions of the American
Philosophical Society, 2000), vol. 90, pt. 3.
10 Lemay, Internet Doc for 1657–1705; rysunek domu znajduje się w Papers, vol. 1, s. 4.
11 Edmund Morgan, The Puritan Family (New York: Harper & Row, 1966); Mark Van
Doren, Samuel Sewall (red.), Samuel Sewall’s Diary (New York: Macy-Masius, 1927),
s. 208.
12 Autobiografia, s. 24.
13 Autobiografia, s. 25, 91.
14 Tourtellot, s. 86; Lopez, Private, s. 5–7.
15 Alexander Starbuck, The History of Nantucket (New York: Heritage, 1998), s. 53, 91.
Cyt. za: Tourtellot, s. 104.
16 Peter Folger, A Looking Glass for the Times, repr. w: Tourtellot, s. 106; Autobiografia,
s. 23.
17 Drzewo genealogiczne rodzin Franklinów i Folgerów znajduje się w Papers, vol. 1, s.
XLIX.
18 Autobiografia, s. 23; Wydanie Farranda/Signet zawiera zdanie: „to, co nie jest uczciwe,
nie może być prawdziwie użyteczne”.
19 BF do Barbeu Dubourga, kwiecień 1773.; Tourtellot, s. 161.
20 BF do Madame Brillon, 10 listopada 1778 (znane jako bagatela z gwizdkiem);
Autobiografia, s. 107; Pierre Jean Georges Cabanis w: Complete Works (Paris: Bossange
frères, 1823), vol. 5, s. 222, wspomina ją jako naukę otrzymaną od rodziny.
21 Autobiografia, s. 24; Lopez, Private, s. 7.
22 Benjamin Franklin Starszy, To My Name, 1713, Papers, vol. 1, s. 3–5; BF do JM,
Quarterly” (1952), s. 489–506; „New England Courant”, 7 sierpnia 1721, i kolejne numery:
uhistory.org/franklin/courant; Tourtellot, s. 252.
31 Lemay, Internet Doc za rok 1721; Perry Miller, The New England Mind: From Colony
to Province, s. 337.
32 Autobiografia, s. 32. Analiza lektur Franklina z dzieciństwa znajduje się w: Parton,
vol. 1, s. 44–51, 60–72; Ralph Ketcham, Benjamin Franklin (New York: Washington
Square Press, 1965), s. 8–31; Tourtellot, s. 166.
33 Autobiografia, s. 27; BF do Samuela Mathera, 7 lipca 1773; 12 maja 1784; John
Tourtellot, s. 185.
35 Autobiografia, s. 28.
36 „The Spectator”, 13 marca 1711, harvest.rutgers.edu/projects/spectator/markup.html;
Autobiografia, s. 29.
37 „The Spectator”, 1 marca 1711; Silence Dogood #1, 2 kwietnia 1722; Silence Dogood
Rozdział 3
1 The Way to Health napisał Thomas Tryon (1634–1703); ukazała się po raz pierwszy
w roku 1683; Autobiografia, s. 29.
2 Autobiografia, s. 49.
3 Autobiografia, s. 38.
4 Autobiografia, s. 79; Jonathan Yardley, recenzja książki Edmunda Morgana pt. Benjamin
Franklin w: „Washington Post Book World”, 15 września 2001, s. 2.
5 Autobiografia, s. 5.
6 Autobiografia, s. 32.
7 Autobiografia, s. 42. Franklin później poprawił te słowa na bardziej eleganckie „patrzył
12 Autobiografia, s. 55–58.
13 A Dissertation on Liberty and Necessity, Pleasure and Pain, 1725, Papers, vol. 1, s. 58;
Campbell, s. 101–103.
14 Autobiografia, s. 70; Campbell, s. 91–135.
15 Autobiografia, s. 92; Poor Richard Improved, 1753; Papers, vol. 4, s. 406. Zob. też
Alfred Owen Aldridge, The Alleged Puritanism of Benjamin Franklin w: Lemay,
Reappraising, s. 370; Aldridge, Nature; Campbell, s. 99. Wyczerpujący opis ewolucji
myśli religijnej Franklina zob. Walters; Buxbaum. Zob. też. rozdz. 7 tej książki.
16 Autobiografia, s. 63.
kluczowymi zasadami oświecenia były „więzi społeczne” wyjaśnia dobrze Gordon Wood,
The Radicalism of the American Revolution (New York: Random House, 1991), s. 215–
216.
Rozdział 4
1 Autobiografia, s. 64. Opisy życia w Filadelfii zob. Carl Bridenbaugh, Jessica
Bridenbaugh, Rebels and Gentlemen: Philadelphia in the Age of Franklin (New York:
Oxford University Press, 1942); E. Digby Baltzell, Puritan Boston and Quaker
Philadelphia (New York: Free Press, 1979). Dobry opis pracy Franklina jako drukarza
zob. C. William Miller, Benjamin Franklin’s Philadelphia Printing 1728–1766
(Philadelphia: American Philosophical Society, 1974).
2 Chronologia z autobiografii nie jest dokładna. Denham zachorował wiosną 1727 r., zmarł
jednak dopiero w lipcu 1728 r. Autobiografia, edycja Lemaya i Zalla, s. 41.
3 Autobiografia, s. 69; Brands, s. 87–89; Van Doren, s 71–73.
4 Autobiografia, s. 71–79; Brands, s. 91; Autobiografia, edycja Lemaya i Zalla, s. 49.
1999),vol. 1; Autobiografia, s. 72–73. Dale Carnegie, w swej książce Jak zdobyć przyjaciół
i zjednać sobie ludzi (1937, wydanie polskie: przeł. Paweł Cichawa, Studio Emka,
Warszawa 1995) korzysta z franklinowskich zasad prowadzenia konwersacji. Dwie z nich,
opisane w rozdziale Jak narobić sobie wrogów, to: „Jeśli masz istotnie zamiar coś
udowodnić, nie pozwól, aby rozmówca o tym wiedział” oraz „Okaż szacunek dla
poglądów rozmówcy. Nigdy nie mów mu: »Nie masz racji«”. W rozdziale Jak krytykując,
nie zostać znienawidzonym zaleca: „Wytykaj innym błędy tylko pośrednio” oraz „Zanim
skrytykujesz innych, przyznaj się do własnych błędów”. Książka Carnegiego sprzedała się
w 15 milionach egzemplarzy.
7 Autobiografia, s. 96; Rules for a Club for Mutual Improvement, 1727; Proposals and
i Careful); Papers, vol. 1, s. 112; Brands, s. 101; Van Doren, s. 94; Sappenfield, s. 49–55.
10 Busy-Body nr 1, „American Weekly Mercury”, 4 lutego 1729; „The Universal Instructor
(…) and Pennsylvania Gazette”, 25 lutego, 13 marca 1729; Papers, vol. 1, s. 115–127.
11 Busy-Body nr 3, „American Weekly Mercury”, 18 lutego 1729; Busy-Body nr 4,
16 Apology for Printers, „Pennsylvania Gazette”, 10 czerwca 1731; Clark, s. 49; Isaiah
Thomas, The History of Printing in America (1810; Albany: Munsell, 1874), vol. 1, s. 237.
17 „Pennsylvania Gazette”, 17, 24 czerwca, 19 lipca 1731, 15 lutego, 19 czerwca, 3 lipca
1732.
18 „Pennsylvania Gazette”, 24 października 1734;
1733; A Meditation on a Quart Mugg, 19 lipca 1733; The Drinker’s Dictionary, 13 stycznia
1737. W Silence Dogood nr 12 (10 września 1722) Franklin kazał swej wdówce bronić
picia w umiarze, a potępić pijaństwo, wzorując się na esejach Richarda
Steele’a w londyńskim „Tatlerze”. Zob. Robert Arnor, Politics and Temperance w: Lemay,
Reappraising, s. 52–77.
22 „Pennsylvania Gazette”, 23 września 1731.
23 Autobiografia, s. 34, 80, 72; Anthony Afterwit, „Pennsylvania Gazette”, 10 lipca 1732.
24 Autobiografia, s. 64, 81; Faÿ, s. 135; Brands, s. 106–109; Lopez, Private, s. 23–24; BF
do Josepha Priestleya, 19 września 1772; Poor Richard’s, 1738. Pierwszy tom Papers (vol.
1, s. xii, 1959) wspomina, że Deborah urodziła się w Filadelfii w roku 1708, jednak data ta
została zweryfikowana, gdy Francis James Dallet opublikował w roku następnym tekst pt.
Dr. Franklin’s In-Laws, cyt. w: Papers, vol. 8, s. 139. Ustalenia Dalleta sugerują, że
Deborah urodziła się w roku 1705 lub 1706, być może w Filadelfii, najpewniej jednak
w Birmingham, skąd emigrowała do Filadelfii wraz z rodziną około roku 1711. Zob.
Edward James et. Al., Notable American Women 1607–1950 (Cambridge: Harvard
University Press, 1971), vol. 1, s. 663. Autorem hasła o Deborah Franklin jest Leonard
Labaree, pierwszy redaktor edycji Yale. Jeśli przebyła ocean w wieku około pięciu lat,
mogło to być przyczyną jej dozgonnej awersji do ponownej podróży przez Atlantyk
(a nawet nad Atlantyk). Trafne omówienie zob. J.A. Leo Lemay, Recent Franklin
Scholarship, PMHB 76:2 (kwiecień 2002), s. 336.
25 BF do „czcigodnej matki” Abiah Franklin, 12 kwietnia 1750; Lemay, Internet Doc,
1728; Parton, vol. 1, s. 177, 198–199; Randall, s. 43; Skemp, William, s. 4–5, 10; Brands,
s. 110, 243; „Gentleman’s Magazine” (1813) w: Papers, vol. 3, s. 474n. Redaktorzy pism
Franklina z Yale piszą w tomie 1 (opublikowanym w r. 1959), że William urodził się ok. r.
1731, jednak w tomie 3 (opublikowanym w roku 1963) wspominają o kontrowersji
(Papers, vol. 3, s. 89n) i sugerują, że być może urodził się wcześniej; jednakże w swej
edycji Autobiografii, opublikowanej w roku 1764, powtarzają rok urodzenia jako „ok.
1731”.
26 Van Doren, s. 93, 231; Brands, s. 110, 243. Zob. też. Charles Hart, Who Was the Mother
of Franklin’s Son?, PMHB (lipiec 1911), s. 308–314; Paul Leicester Ford, Who Was the
Mother of Franklin’s Son? (New York: Century, 1889).
27 Van Doren, s. 91; Lopez, Private, s. 22–23; Clark, s. 41; list Robertsa, Papers, vol. 2,
8 października 1730, Lib. Of Am., s. 151. Tekst ten nie został ujęty w edycji Yale, ale
Lemay i inni przypisali go później Franklinowi.
31 Lopez, Private, s. 31–37; BF do Jamesa Reada, 17 sierpnia 1745; A Scolding Wife,
30 grudnia 1736; Van Doren, s. 126; Clark, s. 43; Brands, s. 154–155. Franklin pisał
pozytywnie o szczepieniach przeciw ospie przed urodzeniem Francisa: „Pennsylvania
Gazette”, 14, 28 maja 1730, 4 marca 1731.
34 The Death of Infants, „Pennsylvania Gazette”, 20 czerwca 1734, przypisywane
Franklin nie wahał się użyć tego słowa w opisie swoich wierzeń. Używam tego słowa tak
jak on celem opisania filozofii z epoki oświecenia, która (1) odrzuca przekonanie, że wiara
zależy od wyuczonych lub objawionych doktryn religijnych; (2) nie podkreśla intymnej ani
duchowej więzi z Bogiem czy Chrystusem; (3) wierzy w istnienie raczej bezosobowego
Stwórcy, który stworzył świat i rządzące nim prawa; (4) uważa, że rozum i badanie natury
powie nam wszystko, czego jesteśmy w stanie dowiedzieć się na temat Stwórcy. Zob.
Walters, Franklin’s Life in Deism w: Campbell, s. 110–126; Kerry Walters, The American
Deists (Lawrence: University of Kansas Press, 1992); Buxbaum; A. Owen Aldridge,
Enlightenment and Awakening in Franklin and Edwards w: Benjamin Franklin, Jonathan
Edwards, red. Barbara Oberg, Harry Stout (New York: Oxford University Press, 1997),
s. 27–41; Aldridge, The Alleged Puritanism of Benjamin Franklin w: Lenny Lemay,
Reappraising, s. 362–371; Aldridge, Nature; Douglas Anderson, The Radical
Enligtenments of Benjamin Franklin (Baltimore: Johns Hopkins University Press, 1997);
Baltzell, Puritan Boston and Quaker Philadelphia; Larzer Ziff, Puritanism in America
(New York: Viking, 1973); Donald Meyer, Franklin’s Religion w: Critical Essays, red.
Melvin Buxbaum (Boston: Hall, 1987), s. 147–167; Perry Miller, Nature’s Nation
(Cambridge: Harvard University Press, 1967); Mark Noll, America’s God (New York:
Oxford University Press, 2002); Simon Blackburn, The Oxford Dictionary of Philosophy
(Oxford: Oxford University Press, 1994).
38 Articles of Belief and Acts of Religion, 20 listopada 1728, Papers, vol. 1, s. 101.
39 Walters, vol. 8, s. 84–86. Książka Waltersa to najbardziej bezpośredni argument
świadczący o tym, że Franklin nie przyjmował politeizmu w bezpośrednim tego słowa
znaczeniu. Przeciwny pogląd wyrażony został w obszernej pracy A. Owena Aldridge’a pt.
Benjamin Franklin and Nature’s God. Czytany w przenośni Franklin zdaje się mówić, że
różne wyznania i religie mają swoich własnych bogów: istnieje Bóg purytanów, który różni
się od Boga Franklina, czy Boga metodystów, żydów, anabaptystów, czy też bogów
hinduistów, muzułmanów czy starożytnych Greków. Ci różni bogowie powstają ze
względu na różne punkty widzenia (co Franklin nazywa „teistycznym perspektywizmem”).
Franklin uważał, że idea Boga Stwórcy i praprzyczyny jest wspólna we wszystkich
religiach, a więc można ją przyjąć za prawdziwą. Jednak różne religie i wyznania dodają
własne określenia i koncepcje, co do których nie możemy naprawdę wiedzieć, czy są
prawdziwe, czy fałszywe. Prowadzą one jednak do istnienia licznych bogów
umożliwiających bardziej osobistą więź z wyznawcami. Taka interpretacja współgra
z uwagą Franklina z eseju, iż bogowie ci niekiedy znikają wraz biegiem czas i ewolucją
kultur. „Może być tak, że po wielu wiekach są oni zmieniani, a ich miejsce zajmują inni”.
40 On the Providence of God in the Government of the World, Papers, vol. 1, s. 264.
Wydawcy edycji Yale datują go na 1732 r. A. Owen Aldridge, Leo Lemay i inni
przekonująco argumentują, opierając się na liście napisanym przez Franklina, że był to
w rzeczywistości rok 1730; BF do Benjamina Vaughana, 9 listopada 1779. Zob. Aldridge,
Nature, s. 34–40; Lemay Internet Doc, 1730. Wydanie Library of America przyjmuje datę
1730. Wilhelm Niesel, The Theology of Calvin (Philadelphia: Westminster Press, 1956),
s. 70. John Calvin, Commentaries, On Paul’s Epistle to the Romans (1539),
www.ccel.org/c/calvin/comment3/comm_vol38/htm/TOC.htm.
41 Walters, s. 98; Campbell, s. 109–111; Aldridge, Nature, s. 25–38; BF do Johna
Franklina, maj 1745.
42 A Witch Trial at Mount Holly, „Pennsylvania Gazette”, 22 października 1730.
43 BF do Josiaha i Abiah Franklinów, 13 kwietnia 1738. Gdy jego ukochana siostra Jane
Brooks, Bobos in Paradise (New York: Simon & Schuster, 2000), s. 64; Morgan, Franklin,
s. 23; Autobiografia, s. 104.
46 Autobiografia, s. 94–105; Sappenfield, s. 187–188; Lopez, Private, s. 24; Lopez, Cher,
s. 277. Francuskim przyjacielem był naukowiec Pierre Georges Cabanis, Complete Works
(Paris: Bossange frères, 1825), vol. 2, s. 348.
47 Cotton Mather, Two Brief Discourses, 1701; A. Whitney Griswold, Two Puritans on
Prosperity, 1934 w: Sanford, s. 42; Campbell, s. 99, 1660174; Ziff, Puritanism in America,
s. 218; Alridge, The Alleged Puritanism of Benjamin Franklin w: Lemay, Reappraising,
s. 370; Lopez, Private, s. 104. Perry Miller zauważa: „To dziecko nowoangielskiego
purytanizmu po prostu odrzuciło wszelkie teologiczne rozważania; jednak, nie przestając
ani na jotę być purytaninem, robił swoje”; zob. Ben Franklin, Jonathan Edwards w: Major
Writers of America (New York: Harcourt Brace, 1962), s. 86. Zob. rozdz. 4, przyp. 37 na
temat źródeł dotyczących deizmu i oświecenia.
48 Zob. rozdz. 18 na temat postrzegania Franklina w epoce romantyzmu.
49 John Updike, Many Bens, „The New Yorker”, 22 lutego 1988, s. 115; Henry Steele
Commager, The American Mind (New Haven: Yale University Press, 1950), s. 26.
50 Autobiografia, s. 139; Albert Smyth, American Literature (Philadelphia: Eldredge,
1889), s. 20; BF do Benjamina Vaughana, 9 listopada 1779 r.; BF do DF, 4 czerwca 1765.
Dodatkowe słowa obrzydzenia metafizyką zob. BF do Thomasa Hopkinsona,
16 października 1746. Szersza ocena przekonań religijnych i moralnych Franklina
zob. ostatni rozdział tej książki. Zawarte tu idee pochodzą między innymi z: Campbell,
s. 25, 34–36, 137, 165, 169–172, 286; Charles Angoff, Literary History of the American
People (New York: Knopf, 1931), s. 295–310; Van Wyck Brooks, America’s Coming of
Age (Garden City, New York: Anchor, 1934), s. 3–7; Lopez, Private, s. 26; Alan Taylor,
For the Benefit of Mr. Kite, „The New Republic”, 19 marca 2001, s. 39; Vernon Parrington,
Main Currents in American Thought (New York: Harcourt, 1930), vol. 1, s. 178; David
Brooks, Our Founding Yuppie, „The Weekly Standard”, 23 października 2000, s. 31.
„W swej naiwnej prostocie nie wydaje się to warte studiowania jako filozofia”, pisze
Herbert Schneider, „jednak jako kodeks moralny oraz jako zarys sztuki bycia cnotliwym,
swą przejrzystością i siłą budzi szacunek”. Herbert Schneider, The Puritan Mind (Ann
Arbor: University of Michigan Press, 1958), s. 246.
51 Alan Taylor, For the Benefit of Mr. Kite, s. 39.
52 Poor Richard’s, 1733–1758 Franklina oraz nota wydawcy w Papers, vol. 1, s. 280; Faÿ,
s. 159–173; Sappenfield, s. 121–177; Brands, s. 124–131. Istniał też inny prawdziwy
Richard Saunders, pojawia się w księgach rachunkowych jako jeden z klientów Franklina.
Van Doren, s. 107.
53 „Pennsylvania Gazette”, 28 grudnia 1732.
54 Poor Richard’s, 1733; Autobiografia, s. 107.
55 Poor Richard’s, 1734, 1735; Titan Leeds, American Almanack, 1734; Jonathan Swift,
Predictions for the Ensuing Year by Isaac Bickerstaff, esq., 1708,
ftp://sailor.gutenberg.org/pub/gutenberg/etext97/bstaf10.txt. Tekst Swifta był parodią
almanachu Johna Partridge’a; przewidywał w nim śmierć Partidge’a, następnie zaś kpił
z niego w podobny sposób, co Franklin z Leedsa.
56 Poor Richard’s, 1734, 1735, 1740; Papers, vol. 2, s. 332n; Sappenfield, s. 143; Brands,
s. 126.
57 Poor Richard’s, 1736, 1738, 1739. Zob. też wiersze napisane w 1734 r. przez „Bridget
Rozdział 5
1 Poor Richard’s, 1744; Appeal for the Hospital, „Pennsylvania Gazette”, 8 sierpnia 1751;
Alexis de Tocqueville, Democracy in America (1835; New York: Doubleday, 1969), s. 513;
Inside Main Street USA, „New York Times”, 27 sierpnia 1995; John Van Horne, Collective
Benevolence for the Common Good w: Lemay, Reappraising, s. 432. Książki, które
najbardziej zainspirowały Franklina do tworzenia stowarzyszeń to Daniel Defoe, An Essay
upon Projects (1697) oraz Cotton Mather, Bonifacius: Essays to do Good (1710).
2 Autobiografia, s. 90–91, 82; Faÿ, s. 149; The Library Company of Philadelphia,
www.librarycompany.org; Morgan, Franklin, s. 56. Lista pierwszych książek znajduje się
w: PMHB 300 (1906), s. 300.
3 Brave Men at Fires, „Pennsylvania Gazette”, 1 grudnia 1733.; Autobiografia, s. 115; On
Edwards (New York: Oxford University Press, 1997), s. 119; Carl Van Doren, Benjamin
Franklin and Jonathan Edwards (New York: Scribner’s, 1920), wstęp; Jonathan Edwards,
Sinners in the Hands of an Angry God, wygłoszone w Enfield w Connecticut, 8 lipca
1741 r., douglass.speech.nwu.edu/edwa_a45.htm; Jack Hitt, The Great Divide: It’s Not Left
and Right. It’s Meritocrats and Valuecrats, „New York Times Magazine”, 31 grudnia 2000,
s. 13.
9 „Pennsylvania Gazette”, 15 listopada 1739, 22 maja 1740, 12 czerwca 1740;
„American Weekly Mercury”, 22 maja 1740. Redaktorzy wydania Yale nie umieszczają
listów Abdiasza Plebejusza wśród dzieł Franklina. Jednak Leo Lemay przekonująco
argumentuje, że to on je napisał, i umieścił je w edycji Library of America. Podobnie
wydaje się możliwe, że Franklin, jak to miał w zwyczaju, podsycił spór, pisząc polemiczne
listy jako „Tom Trueman”.
12 Letter to a Friend in the Country, oraz Statement of Editorial Policy, „Pennsylvania
Mercury”, 20, 27 listopada, 4, 18 grudnia 1740, Papers, vol. 2; Frank Mott, A History of
American Magazines (New York: Appleton, 1930), vol. 1, s. 8–27.
18 BF do Abiah Franklin, 16 października 1747, 12 kwietnia 1750; Lopez, Private, s. 70–
Apologue, 25 czerwca 1745. Opis historii publikowania tego tekstu znajduje się w Papers,
vol. 3, s. 27–31, oraz we wstępie do: Larry Tise, Benjamin Frnaklin and Women.
21 Speech of Polly Baker, „General Advertiser”, 15 kwietnia 1747; Sappenfield, s. 64.
Franklin ujawnił swe autorstwo około 1778 r. podczas kolacji z Abbé Raynalem w Paryżu,
gdy debatowano na temat autentyczności słynnego przemówienia. Franklin powiedział
zebranym: „Poprawię was wszystkich. Gdy byłem młody i wydawałem gazetę, niekiedy
zdarzało się, gdy brakowało mi tekstów do zapełnienia łamów, że pisywałem zmyślone
historyjki; ta o Polly Baker jest jedną z nich”. Papers, vol. 3, s. 121–122.
22A Proposal for Promoting Useful Knowledge, 14 maja 1743, Papers, vol. 2, s. 378; The
Beginnings of the APS (Philadelphia: APS Proceedings, 1944), s. 277–289; Edward
C. Carter III, One Grand Pursuit (Philadelphia: American Philosophical Society, 1993);
American Philosophical Society, www.amphilsoc.org.
23 Autobiografia, s. 121–123; Plain Truth, 17 listopada 1747; Form of Association, 24
listopada 1747; Papers, vol. 3, s. 187, z przypisami. Kwestia ówczesnego wieku Williama
zob. rozdz. 4.
24 Autobiografia, s. 123; Richard Peters do Thomasa Penna, 29 listopada 1747, Papers,
vol. 3, s. 214; Penn do Petersa, 30 marca, 9 czerwca 1748, Papers, vol. 3, s. 186; The
Necessity of Self Defense, „Pennsylvania Gazette”, 29 grudnia 1747 (w wydaniu Lib. of
Am., jednak nie w wydaniu Yale); Brands, s. 179–188; Wright, s. 77–81; Hawke, s. 75–80.
25 Wright, s. 52; Van Doren, s. 122; Autobiografia, s. 120, 92; Articles of Agreement with
David Hall, 1 stycznia 1748; Brands, s. 188, 380; Clark, s. 62; BF do Abiah Franklin,
12 kwietnia 1750; BF do Cadwalladera Coldena, 29 września 1748; Poor Richard’s, 1744.
26 Gordon S. Wood, The Radicalism of the American Revolution (New York: Random
House, 1991), s. 77, 85–86, 199. Raczej nie zgadzam się z twierdzeniem Wooda
w punkcie, w którym przedstawia Franklina jako człowieka o arystokratycznych
aspiracjach, którego robotniczy image został stworzony dopiero po tym, gdy jego ambicje
społeczne się nie spełniły. Dowody na to, że Franklin był dumnym członkiem klasy
średniej w stopniu większym, niż twierdzi Wood są, jak mam nadzieję, wystarczająco
liczne na łamach tej książki. Nawet w okresie tuż po przejściu na emeryturę, który zdaniem
Wooda był najważniejszym czasem jego „arystokratycznych” aspiracji, Franklin w polityce
pozostał raczej populistą, a jego działalność społeczna skierowana była do ludu. Mimo to
Wood podaje interesujące wnioski, które zasługują na rozważenie jako kontrapunkt dla
podejścia przyjętego przez innych historyków. Ponieważ Wood utrzymuje, że
arystokratyczna postawa Franklina przejawiała się głównie w okresie od 1748 r. do końca
lat 60. XVIII w. (oraz w czasie, gdy zalecał na konwencji konstytucyjnej, że urzędnicy
powinni służyć bez pensji), jego twierdzenie można uznać za wiarygodne bez całkowitego
odrzucania poglądu, że przez większość życia Franklin był, tak jak twierdził, dumnym
członkiem klasy „nas, ludzi średnich”. Wood stosuje też szerszą niż inni definicję
arystokracji; włącza do niej nie tylko szlachtę tytularną i dziedziczną, ale także plebejskich
bogaczy uważających się za dżentelmenów. Tezy Wooda przypominają nam, słusznie, jak
sądzę, że jednym z celów Franklina, począwszy od utworzenia wypożyczalni bibliotecznej,
była pomoc klasie średniej w przyjęciu niektórych cech oświeconej szlachty. (Należy też
zauważyć, że klasyczna definicja arystokracji oznaczała system rządów najlepszych, nie
zaś dziedziczny klasowy system społecznej hierarchii i tytułów wynikających z urodzenia,
co słowo to oznaczało w czasach Franklina).
27Wayne Craven, The British and American Portraits of Benjamin Franklin w: Lemay,
Reappraising, s. 249; Charles Sellers, Benjamin Franklin in Portraiture (New Haven: Yale
University Press, 1962); Poor Richard’s, 1748.
Rozdział 6
1 Dudley Herschbach, Dr. Franklin’s Scientific Amusements, „Harvard Magazine” (listopad
1995), s. 36 i w: „Bulletin of American Academy of Arts and Sciences” (październik
1994), s. 23. Hersbach, profesor katedry Bairda na Harvardzie, jest laureatem Nagrody
Nobla z chemii za rok 1958.
2 Magic Squares, BF do Petera Collinsona, 1750; BF do PS, 20 września 1761; Cohen,
s. 159–171; Brands, s. 630. Cohen umieszcza eksperymenty Franklina i Breintalla
w okresie 1729–1737, opierając się na listach i zapiskach Junto, i wywodzi te teorie
z Newtona i Boyle’a, których pisma czytał Franklin.
3 An Account of the New Invented Pennsylvania Fire-Places, 1744, Papers, vol. 2, s. 419–
Cohen, Franklin and Newton, s. 303; Clark, s. 71; J.L. Heilbrun, Heinz Otto Sibum w:
Lemay, Reappraising, s. 196–242 podkreślają „buchalteryjną” naturę teorii Franklina.
7 BF do Collinsona, 29 kwietnia 1748, 4 lutego 1750; Brands, s. 199; Thomas Pynchon,
11 Autobiografia, s. 132; Report of the Treaty of Carlisle, 1 listopada 1753; Minutes of the
Provincial Council of Pennsylvvania, 15 listopada, 1753.
12 Autobiografia, s. 140; BF do Collinsona, 21 maja 1751; John Franklin do BF, 26
listopada 1753; Procedures for Postmasters, 1753 w: Papers, vol. 5, s. 162–177; post office
finances, 10 sierpnia 1753 w: Papers, vol. 5, s. 18; Wright, s. 85; Hawke, s. 114; Brands,
s. 243–245; Clark, s. 100; Lopez, Private, s. 53.
13 BF do Jamesa Parkera, 20 marca 1751; „Pennsylvania Gazette”, 9 maja 1754.
pochodzi z tej pierwszej książki, został jednak powtórzony w podobnej formie w drugiej.
Zob. też William Roelker, Benjamin Franklin and Catherine Ray Greene (Philadelphia:
American Philosophical Society, 1949). Warta uwagi jest też wnikliwa analiza Leo Lemaya
w PMHB 126:2 (kwiecień 2002), s. 336: „Biografowie odczytujący flirty Franklina jako
poważne próby nawiązania seksualnego romansu wydają mi się albo nazbyt prości
w ocenie ludzkiej psychologii, albo świętoszkowaci, jak John Adams w Paryżu”.
18 BF do Catherine Ray, 2 marca 1789.
19 Autobiografia, s. 143–147; Hawke, s. 124–162; BF do Petersa, 17 września 1754; BF do
listopada 1755.
23 Autobiografia, s. 156; Brands, s. 262; „Pennsylvania Gazette”, 18 grudnia 1755; BF do
Rozdział 8
1 BF do Williama Brownrigga, 7 listopada 1773; „oliwa uspokaja wszystko”, pisał Pliniusz
Starszy (23–79 n.e.) w swej pracy „Historia naturalna”, ks. 2, 234. Poza byciem uczonym,
Pliniusz był senatorem, dowódcą cesarskiej floty rzymskiej koło Neapolu; zginął podczas
erupcji Wezuwiusza.
2 BF do DF, 17 lipca 1757; Autobiografia, s. 175–177.
3 Lopez, Private, s. 86.
4 Dom przy Craven Street, w którym Franklin spędzał większość czasu, obecnie pod
numerem 36, istnieje nadal, a w roku 2003 rozpoczęto jego adaptację na niewielkie
muzeum. Zgodnie z planami, każdy z maleńkich pokoi ma ukazywać inny aspekt pobytu
Franklina w Londynie: dyplomację, badania naukowe, życie towarzyskie i jego pisma.
Dom, który posiada XIX-wieczną ceglaną fasadę, jednak poza tym mało zmienił się od
czasów Franklina, znajduje się o kilkaset metrów od stacji Charing Cross i Trafalgar
Square. www.thersa.org/franklin/default.html;
www.rsa.org.uk/projects/project_closeup.asp?id=1001;
www.cs.mdx.ac.uk/wrt/Sireview/project.html. (Obecnie prace zostały ukończone,
i muzeum jest udostępnione do zwiedzania – https://benjaminfranklinhouse.org/ – przyp.
tłum.).
5 BF do PS, 4 maja 1759, i niedatowany z 1759, 1 maja, 13 września 1760.
s. 123.
8 William Strahan do DF, 13 grudnia 1757.
9 BF do DF, 14 stycznia, 19 lutego, 10 czerwca 1758; Lopez, Private, s. 80; Clark, s. 142–
143, 147.
10 BF do DF, 22 listopada, 3 grudnia 1757; 10 czerwca 1758; 27 czerwca 1760; Lopez,
Private, s. 172.
11 Verner Crane, The Club of Honest Whigs, „William and Mary Quarterly” 23 (1966),
15Autobiografia, s. 177–179.
16Autobiografia, s. 178.
17 Autobiografia, s. 179; Heads of Complaint, BF do Pennów, 20 sierpnia 1757;
26 września 2002, s. 44. W swej recenzji książki Morgana Wood argumentuje, że działania
Franklina można łatwo wyjaśnić jego lojalnością wobec Korony, i zarzuca Morganowi, iż
oskarżając Franklina o ślepotę polityczną, sugeruje się późniejszymi wydarzeniami. „Jego
opis Franklina wydaje się niekiedy lekko nacechowany tym, co historycy nazywają
»prezentyzmem«, czyli anachronicznym skrótem perspektywicznym, który czyni
z przeszłości jedynie zapowiedź przyszłych wydarzeń”, pisze Wood. Ogólnie biorąc,
uważam jednak, że gniew Franklina na właścicieli faktycznie pozbawił go szerszego
spojrzenia w czasie, gdy inni, tak zwolennicy, jak i przeciwnicy Pennów, byli w stanie
dokładniej dostrzec, że po żadnej stronie Atlantyku nie było poparcia dla zamiany
Pensylwanii w kolonię koronną, i że fundamentem problemu było powszechne wśród
brytyjskich przywódców przekonanie, że kolonie powinny być uległe gospodarczo
i politycznie.
29 BF do Rady Przybocznej, 20 września 1758; Hawke, s. 176.
30 BF do Thomasa Leecha, 13 maja 1758; Hawke, s. 169, 177; Papers, vol. 8, s. 60.
31 Autobiografia, s. 180; Raport Rady Handlu, 24 czerwca 1760 w: Papers, vol. 9, s. 125–
173; Privy Council order, 2 września 1760; Morgan, Devious, s. 56–57; Middlekauff, s. 73.
32 Brands, s. 305–306; A Parable on Brotherly Love, 1755 w: Papers, vol. 6, s. 124; BF do
korespondencja rodzinna sugeruje, że urodził się w lutym 1760 r. Lopez, Private, s. 93;
Van Doren, s. 290.
38 BF do Jareda Ingersolla, 11 grudnia 1762; WF do SF, 10 października 1761.
39 Humorous Reasons for Restoring Canada, londyńska „Chronicle”, 27 grudnia 1759;
The Interest of Great Britain Considered, kwiecień 1760 w: Papers, vol. 9, s. 59–100; Jack
Greene, Pride, Prejudice and Jealousy w: Lemay, Reappraising, s. 125.
40 BF do Williama Strahana, 23 sierpnia 1762.
41 Aldridge, French, s. 169, za: Pierre Cabanis, Complete Works (Paris: Bossange frères,
1825), vol. 5, s. 222.
42 Temple Franklin, Memoirs of Benjamin Franklin, vol. 1, s. 75; Randall, s. 180; Skemp,
William, s. 38; Brands, s. 328; BF do JM, 25 listopada 1752; BF do PS, 11 sierpnia 1762.
43 BF do Johna Pringle’a, 1 grudnia 1762.
Rozdział 9
1 Skemp. William, s. 48; Thomas Penn do Jamesa Hamiltona, wrzesień 1762; Clark, s. 170.
2 BF do Benjamina Wallera, 1 sierpnia 1763.
3 BF do Lorda Bessborough, październik 1761; Lopez, Private, s. 100; BF do DF,
16 czerwca 1763.
4 BF do PS, 10 czerwca 1763; Lopez, Private, s. 100.
5 Hawke, s. 202; BF do JM, 19 czerwca 1763; BF do Catherine Ray Greene, 1 sierpnia
Hawke, s. 208.
9 BF do Lorda Kamesa, 2 czerwca 1765; John Penn do Thomasa Penna, 5 maja 1764; BF
do Johna Fothergilla, 14 marca 1764; Hawke, s. 211; Brands, s. 356; Van Doren, s. 311.
10 Odpowiedź Zgromadzenia do gubernatora, 24 marca 1764.
11 Van Doren, s. 314; Buxbaum, s. 192; Cecil Currey, Road to Revolution (Garden City,
226.
Rozdział 10
1 BF do PS, 12 grudnia 1764.
2 BF do DF, 27 grudnia 1764, 9, 14 lutego 1765. Dobre omówienia misji Franklina
zob. Middlekauff; Morgan, Devious; Cecil Currey, Road to Revolution (Garden City, New
York: Anchor, 1968); Theodore Draper, The Struggle for Power (New York: Times Books,
1996); Edmund Morgan, Helen Morgan, The Stamp Act Crisis (Chapel Hill: University of
North Carolina Press, 1953).
3 BF do PS, 20 lipca 1768; PS do BF, 26 września 1768; Noah Webster do BF, 24 maja
1786; BF do Webstera, 18 czerwca 1786; Van Dorenn, s. 426; Noah Webster, Dissertations
on the English Language: With Notes, Historical and Critical, to Which Is Added, by Way
of Appendix, an Essay on a Reformed Mode of Spelling, with Dr. Franklin’s Arguments on
That Subject (Boston: Isaiah Thomas, 1789),
edweb.sdsu.edu/people/DKitchen/new_655/webster_language.htm.
4 Lopez, Private, s. 152; WF do BF, 2 stycznia 1769; PS do Barbary Hewson,
4 października 1774; PS do BF, 5 września 1776.
5 Cadwalader Evans do BF, 15 marca 1765; John Penn do Thomasa Penna, 16 marca 1765;
i Morgan, The Stamp Act Crisis, s. 89–91; Brands, s. 360–363; Van Doren, s. 320.
7 BF do Johna Hughesa, 9 sierpnia 1765; Morgan, Devious, s. 106; Thomas Penn do
Williama Allena, 13 lipca 1765.
8 BF do Charlesa Thomsona, 11 lipca 1765; Morgan, Devious, s. 105; Charles Thomson do
John Fothergill do Jamesa Pembertona, 27 lutego 1766; Defense of Indian Corn and
a Reply, „The Gazetteer”, 2, 15 stycznia 1766.
14 „Public Advertiser”, 22 maja 1765, 2 stycznia 1766.
15 William Warner, Enlightened Anonymity, University of California Santa Barbara,
237.
17 BF do nieznanego adresata, 6 stycznia 1766; zob. też BF do Cadwaladera Evansa, maj
1766; Writht, s. 187; Van Doren, s. 333.
18 Zeznanie w Izbie Gmin, 13 lutego 1766 w: Papers, vol. 13, s. 129–162; Brands, s. 374–
7 czerwca 1766; Charles Thomson do BF, 20 maja 1766; Van Doren, s. 353; Clark, s. 195;
Hawke, s. 242.
20 BD do DF, 6 kwietnia 1766.
21 DF do BF, 10 lutego, 8, 13 października 1765; BF do DF, 4 czerwca 1765; Lopez,
Private, s. 126.
22 David Hall do BF, 27 stycznia 1767; BF do Halla, 14 kwietnia 1767.
Hawke, s. 255.
26 WF do BF, maj 1767; RB do BF, 21 maja 1767; Brands, s. 391.
27 BF do RB, 5 sierpnia 1767; BF do DF, 5 sierpnia 1767.
28 MS do DF, 18 września 1767; Lopez, Private, s. 139.
listopada 1769; Van Doren, s. 404; Lopez, Private, s. 143; Brands, s. 456.
35 PS do BF, 1 września 1769; BF do PS, 2 września 1769, 31 maja 1770; Lopez, Private,
s. 154.
36 „Craven Street Gazette”, 22–25 września 1770 w: Papers, vol. 17, s. 220–226.
37 BF do Barbeu Dubourga, 28 lipca 1768; Lopez, Private, s. 27.
1768. Choć esej był anonimowy, Franklin zasygnalizował swe autorstwo, używając jako
epigramu fragmentu użytego w tekście z 1760 r. The Interest of Great Britain Considered:
„Fale wznoszą się tylko wtedy, gdy wieje wiatr”. Metafora ta podobała mu się ze względu
na jego zainteresowanie falami – tak naukowe, jak i polityczne.
41 Preface to Letters from a Farmer, anonim (BF), 8 maja 1768 w: Papers, vol. 15, s. 110;
BF do WF, 13 marca 1768.
42 BF do Josepha Gallowaya, 9 stycznia 1768; BF do WF, 9 stycznia 1768; BF do
1771 w: Richard Henry Lee, The Life of Arthur Lee (Boston: Wells and Lilly, 1829);
Samuel Cooper do BF, 25 sierpnia 1771; Brands, s. 437–438.
Rozdział 11
1 BF do Williama Brownrigga, 7 listopada 1773; Charles Tanford, Ben Franklin Stilled the
Waves (Durham, North Carolina: Duke University Press, 1989), s. 39; Van Doren, s. 419.
2 Jonathan Williams (siostrzeniec BF), Journal of a Tour Through Northern England,
28 maja 1771 w: Papers, vol. 18, s. 113; BF do Thomasa Cushinga, 10 czerwca 1771; BF
do DF, 5 czerwca 1771; Hawke, s. 295; Brands, s. 438.
3 BF do Jonathana Shipleya, 24 czerwca 1771.
A Literary History of the American People (New York: Knopf, 1931); Van Doren, s. 415.
6 BF do Anny Shipley, 13 sierpnia 1771; BF do Georgiany Shipley, 26 września 1772; BF
22 Campbell, s. 236.
23 A Conversation on Slavery, „Public Advertiser”, 30 stycznia 1770.
24 Lopez, Private, s. 292–298; Gary Nash, Slaves and Slaveowners in Colonial
Philadelphia, „William and Mary Quarterly” (kwiecień 1973), s. 225–256. Lopez i Herbert
twierdzą, że niewolników posiadała jedna na pięć rodzin, co jest błędem; jest jednak
prawdą, że w roku 1790 niewolnicy stanowili około jednej piątej ludności, co nie jest
dokładnie tym samym. Według spisu ludności z 1790 roku, pierwszego przeprowadzonego
w Ameryce, ludność kraju liczyła 3 892 874 osoby, w tym 694 207 niewolników. Było
410 636 rodzin, z których 47 664 posiadały niewolników. Ocenia się, że w roku 1750 w 13
koloniach mieszkało 1,2 miliona osób, w tym 236 tysięcy niewolników. Zob.
fisher.lib.virginia.edu/census/; www.eh.net/encyclopedia/wahl.slavery.us.php; Stanley
Engerman, Eugene Genovese, Race and Slavery in the Western Hemisphere: Quantitative
Studies (Princeton: Princeton University Press, 1975).
25 Anthony Benezet do BF, 27 kwietnia 1772; BF do Anthony’ego Benezeta, 22 sierpnia
1772; BF do Benjamina Rusha, 14 lipca 1773; The Somerset Case and the Slave Trade,
„Chronicle” (Londyn), 20 czerwca 1772; Lopez, Private, s. 299.
26 BF do WF, 30 stycznia, 19 sierpnia 1772.
27 BF do WF, 17 sierpnia 1772, 14 lipca 1773; BF do Josepha Gallowaya, 6 kwietnia 1773;
11 września 1773.
31 An Edict by the King of Prussia, „Public Advertiser”, 23 września 1773.
32 Baron Le Despencer, Franklin’s Contributions to an Abridged Version of a Book of
Common Prayer, 5 sierpnia 1773, Dashwood Papers, Bodleian Library, Oxford w: Papers,
vol. 20, s. 343; A New Version of the Lord’s Prayer w: Papers, vol. 15, s. 299; BF do WF,
6 października 1773. Sir Francis Dashwood został lordem Le Despencer w 1763 r.
33 BF do Josepha Gallowaya, 3 listopada 1773; BF do Thomasa Cushinga, 2 lutego 1774.
s. 37. Istnieje wiele opisów tego wydarzenia, zwł. Fleming, s. 248–250; Hawke, s. 324–
327; Brands, s. 470–474; Van Doren, s. 462–476.
37 BF do Thomasa Cushinga, 15 lutego 1774; BF do WF, 2 lutego 1774; BF do JM,
17 lutego 1774.
38 BF do Jana Ingenhousza, 18 marca 1774; A Tract Relative to the Huntchinson Letters,
1774 w: Papers, vol. 21, s. 414; Hawke, s. 327; Van Doren, s. 477.
39 Homo Trium Literarum (Człowiek listów, BF), The Reply, „Public Advertiser”,
46 Journal of the Negotiations in London, BF do WF, 22 marca 1775 w: Papers, vol. 21,
s. 540; Sparks, rozdz. 8.
47 Morgan, Devious, s. 241.
48 Fragment ten oparto na wpisie w dzienniku negocjacji Franklina z 22 marca 1775
(cytowany wyżej) i jego dopiskach w: Papers, vol. 21, s. 549; także BF do Charlesa
Thomsona, 5 lutego, 13 marca 1775; BF do Thomasa Cushinga, 28 stycznia 1775; BF do
Josepha Gallowaya, 5, 25 lutego 1775; Thomas Walpole do BF, 16 marca 1885; Van
Doren, s. 495–523.
49 BF do Charlesa Thomsona, 5 lutego 1775.
50 Van Doren, s. 521, cyt. J.T. Rutt, (red.), The Life and Correspondence of Joseph
Rozdział 12
1 Benjamin Franklin and the Gulf Stream, podaac.jpl.nasa.gov/kids/history.html.
2 BF do TF, 13 czerwca 1775; Brands, s. 499.
3 Dziennik Adamsa, vol. 2, s. 127; William Rachel (red.), Papers of James Madison
(Chicago: University of Chicago Press, 1962), vol. 1, s. 149; Lopez, Private, s. 200; Van
Doren, s. 530; Hawke, s. 351; Brands, s. 499.
4 BF do Josepha Gallowaya, 25 lutego, 8 maja 1775; Van Doren, s. 527; Peter Hutchinson
(red.), The Diary of Thomas Hutchinson (1884; Boston: Houghton Mifflin, 1991) vol. 2,
s. 237.
5 WF do Williama Strahana, 7 maja 1775. Są pewne rozbieżności co do tego, kiedy
Skemp, William, s. 173–179; Fleming, s. 292; Lopez, Private, s. 199. Zob. też Bernard
Bailyn, The Ordeal of Thomas Hutchinson (Cambridge: Harvard University Press, 1974).
7 BF do Williama Strahana, niewysłany, 5 lipca 1775; BF do Strahana, 7 lipca 1775, cyt.
w: Strahan do BF, 6 września 1775.
8 William Strahan do BF, 5 lipca, 6 września, 4 października 1775; BF do Strahana,
s. 181.
15 BF do MS, 17 lipca 1775; Lopez, Private, s. 201; Dorothea Blount do BF, 19 kwietnia
1775.
16 BF do Josepha Priestleya, 7 lipca 1775; BF do Charlesa Lee, 11 lutego 1776; Van
Doren, s. 532–536.
17 BF do Davida Hartleya, 3 października 1775; BF do Josepha Pristleya, 7 lipca,
3 października 1775.
18 Minutes of Conference with General Washington, 18–24 października 1775 w: Papers,
vol. 22, s. 224.
19 BF do RB, 19 października 1775.
20 Abigail do Johna Adamsa, 5 listopada 1775, Adams Letters, vol. 1, s. 320; Van Doren,
s. 537.
21 Lopez, Private, s. 204; JM do Catherine Ray Greene, 24 listopada 1775.
22 JM do Catherine Ray Greene, 24 listopada 1775; Elizabeth Franklin do TF, 9 listopada
1775.
23 „An American Guesser” (BF), The Rattle-Snake as a Symbol of America, „Pennsylvania
Chase’a, 27 maja 1776; Allan Everest (red.), The Journal of Charles Carroll (1776; New
York: Champlain – Upper Hudson Bicentennial Commission, 1976), s. 50; BF do Johna
Hancocka, 1, 8 maja 1776; BF do George’a Washingtona, 21 czerwca 1776; Brands,
s. 506–508; Van Doren, s. 542–546; Clark, s. 281–284.
26 BF do RB, 30 września 1774; Thomas Paine, Common Sense, 14 lutego 1776,
www.bartleby.com/133/.
27WF do TF, 25 czerwca 1776; Skemp, William, s. 206–215.
28 Literatura na temat powstawania tekstu Deklaracji niepodległości jest ogromna.
Niniejszy fragment oparty został na Pauline Maier, American Scripture (New York: Knopf,
1997); Garry Wills, Inventing America (Garden City, New York: Doubleday, 1978); Carl
Becker, The Declaration of Independence (New York: Random House, 1922; Vintage
Paperback, 1970). Zob. też. McCullough, s. 119–136; Dziennik Adamsa, vol. 2, s. 392,
512–515; Jefferson do Jamesa Madisona, 30 sierpnia 1823 w: Jefferson Papers, vol. 10,
s. 267–269; kolejne wersje i poprawki tekstu Deklaracji niepodległości
zob. www.walika.com/sr/drafting.htm. Zob. też przyp. 34 na dalszych stronach.
29 Dziennik Adamsa, vol. 3, s. 336, vol. 2, s. 512–515; Jefferson Papers, vol. 1, s. 299;
kopii” projektu napisanej przez Thomasa Jeffersona po ostateczną wersję przyjętą przez
Kongres. Można go zobaczyć w Bibliotece Kongresu oraz w internecie:
www.lcweb.loc.gov/exhibits/declara/declara4.html. Zob. też odur.let.rug.nl/~usa/D/1776–
1800/independence/doitj.htm oraz www.walika.com/sr/drafting.htm.
35 Zmiany wprowadzone przez Franklina odnotowane są w: Becker, The Declaration of
Independence, s. 142; Van Doren, s. 550; Maier, American Scripture, s. 136. Zob. też Wills,
Inventing America, s. 181 i passim. Wills nie omawia roli Franklina w zmianie słów
Jeffersona na „oczywiste”, omawia jednakże definicje używane przez Locke’a. Wills daje
nam też fascynującą analizę wpływów szkockich filozofów oświecenia.
36 Maier, American Scripture, załącznik C, s. 236–240, pokazuje wszystkie poprawki
wprowadzone przez Kongres. Gary Wills argumentuje, że zmiany te nie udoskonaliły
dokumentów, wbrew twierdzeniom innych badaczy; Wills, Inventing America, s. 307
i passim.
37 Thomas Jefferson do Roberta Walsha, 4 grudnia 1818, Jefferson Papers, vol. 18, s. 169.
38 Sparks, vol. 1, s. 408, rozdz. 9.
w: Papers, vol. 22, s. 630; Smyth, Writings, s. 454; Ceci Currey, Code Number 72
(Englewood Cliffs, New Jersey: Prentice-Hall, 1972), s. 73; Van Doren, s. 553.
49 Currey, Code Number 72, s. 77–78; Edward Hale Senior, Edward Hale Junior, Franklin
Rozdział 13
1Dziennik Franklina z Passy, 4 października 1778; BF do SF, 10 maja 1785; BF do Johna
Hancocka, 8 grudnia 1776. Pisał do Hancocka, jako do przewodniczącego Kongresu.
2 BF do SF, 3 czerwca 1779; Aldridge, French, s. 43; Van Doren, s. 632. Opowieść
o podarowaniu nocnika hrabinie de Poligniac pochodzi ze wspomnień madame Henriette
de Campan, damy dworu Marii Antoniny. Jest na tyle dobrze znana, że opowiedział ją
francuski ambasador podczas ceremonii w Sali Benjamina Franklina w amerykańskim
Departamencie Stanu; zob. www.info-france-usa.org/news/statmnts/1998/amba0910.asp.
Jednakże Claude-Anne Lopez poinformowała mnie, iż informacja ta „pochodzi z bardzo
niewiarygodnego źródła, od ponurej snobki, i sądzę, że jest nieprawdziwa”. Mimo to
Lopez umieściła tę informację bez komentarza w swojej książce, zob. Lopez, Cher, s. 184.
3 „The Boston Patriot”, 15 maja 1811 w: Charles Francis Adams (red.), The Works of John
Adams (Boston: Little, Brown, 1856), vol. 1, s. 660; Lopez, Cher, s. 13; Wright, s. 270.
4 Aldridge, French, s. 23, 66, 115, 43, 61; Voltaire, Letters on England (1733),
www.literatureproject.com/letters-Voltaire; Van Doren, s. 570; Abbé Flamarens do
Mémoires Secret, 17 stycznia 1777.
5 BF do Emmy Thompson, 8 lutego 1777; BF do PS, 28 sierpnia 1767.
French, s. 196–199. List Temple’a z Randall, s. 455, cyt. TF do SF, 25 listopada 1777.
Cytat z madame Chaumont pochodzi z Dziennika Adamsa, vol. 4, s. 64. Dziękuję
profesorowi Thomasowi Schaeperowi z Uniwersytetu St. Bonaventure za jego pomoc oraz
za jego uroczą, choć trudną do znalezienia biografię gospodarza Franklina: France and
America in the Revolutionary Era: The Life of Jacques-Donatien Leray de Chaumont,
1725–1803 (Providence, Rhode Island: Berghahn, 1995).
8 Arthur Lee do Richarda Lee, 12 września 1778; BF do Kongresu, 7 grudnia 1780;
Charles Isham, The Silas Deane Papers (New York: New-York Historical Society, 1890).
Więcej o papierach Silasa Deana w zbiorach Towarzystwa Historycznego Connecticut
w Hartford oraz nota biograficzna
zob. www.chs.org/library/ead/htm_faids/deans1789.htm#OB1.3.
9 BF do Arthura Lee, 3 (niewysłany), 4 kwietnia 1778; Van Doren, s. 598.
10 Petition of the Letter Z, 1778 w: Papers, vol. 28, s. 517.
11 Instructions to Silas Deane, 2 marca 1776, od Komisji do spraw Tajnej Korespondencji
f.52 i f.57.
16 Juliana Ritchie do BF, 12 stycznia 1777; BF do Juliany Ritchie, 19 stycznia 1777.
17 Alsop, s. 20.
18 Dull, Franklin the Diplomat, vol. 1, s. 72, 9; Alsop, s. 35–40, za Henri Doniol, History
of the Participation of France in the Establishment of the United States (Paris: Imprimerie
Nationale, 1866), vol. 1, s. 244.
19 Vergennes, 28 grudnia 1776 w: Papers, vol. 23, s. 113; Vergennes do markiza de
Noailles, 10 stycznia 1777 w: Clark, s. 306.
20 BF do Vergennesa, 5 stycznia 1777; Doniol, History of the Participation of France,
of Advanced Studies, 1994), s. 13 repr. w: Bernard Bailyn, To Begin the World Anew (New
York: Knopf, 2003).
22 BF do Komisji do spraw Tajnej Korespondencji, 9 kwietnia 1777; BF do Samuela
Coopera, 1 maja 1777; Brands, s. 532; Stourzh, s. 3. Współczesna dyskusja o hard power
i soft power zob. Joseph Nye, The Paradox of American Power (New York: Oxford
University Press, 2002). Metafora „miasta na górze” pochodzi z Kazania na Górze Jezusa,
Ewangelia wg Św. Mateusza, 5, 14: „Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć
miasto położone na górze” [za Biblią Tysiąclecia – przyp. tłum.]. Użył go John Wintrhop
w kazaniu A Model of Christian Charity [Wzór chrześcijańskiego miłosierdzia], które
wygłosił 22 marca 1630 r. na pokładzie zmierzającego do Ameryki statku „Arabella”.
Ronald Reagan używał tej metafory przez całą swą karierę polityczną; szczególnie
25 stycznia 1974 r. w przemówieniu do Conservative Political Action Conference, w swej
pierwszej debacie wyborczej z Jimmym Carterem w 1980 r., w debacie z Johnem
Andersonem w tym samym roku, w przemówieniu na Konwencji Republikanów w 1984 r.,
i w mowie pożegnalnej w roku 1989.
23 The Sale of the Hessians, 18 lutego 1777, Lib. of Am., s. 917; Papers, vol. 23, s. 480;
Wells and Lilly, 1829), vol. 1, s. 354; Hale i Hale, Benjamin Franklin in France, vol. 1,
s. 159; Papers, vol. 25, s. 234n.
27 Oświadczenie Franklina, 4 grudnia 1777; BF do Vergennesa, 4 grudnia 1777; Lee, Life
of Arthur Lee, vol. 1, s. 357; Alsop, s. 93–94; Doniol, History of the Participation of
France, vol. 2, s. 625. Zob. też Dull, A Diplomatic History of the American Revolution,
s. 89. Dull twierdzi, że Francuzi od wielu miesięcy planowali włączyć się do wojny
przeciwko Brytyjczykom w początkach 1778 r., gdy tylko dokończone zostanie
dozbrojenie marynarki wojennej; amerykańskie zwycięstwo pod Saratogą jego zdaniem nie
miało na to większego wpływu. Inni kwestionują ten pogląd. Zob. Claude Van Tyne,
Influences Which Determined the French Government to Make Their Treaty with America,
„American Historical Review” 21 (1915–1916), s. 528, na który powołuje się Dull.
28 Alsop, s. 103; Cecil Currey, Code Number 72 (Englewood Cliffs, New Jersey: Prentice-
Hall, 1972), s. 175–192. Currey poświęca cały rozdział spotkaniu z Wentworthem. Wydaje
się nieco przesadzać w ocenianiu Franklina jako dwulicowego, jednak jego praca jest
dokładnie udokumentowana i oparta na szerokich badaniach. Zob. też James Perkins,
France and the American Revolution (New York: Franklin, 1970), s. 203–204.
29 Paul Wentworth do Williama Edena, 25 grudnia 1777, 7 stycznia 1778; Van Doren,
s. 592; Currey, Code Number 72, s. 186; Dull, Franklin the Diplomat, s. 29.
30 BF do Thomasa Cushinga, dla Kongresu, 27 lutego 1778.
31 R.M. Bache, Franklin’s Ceremonial Coat, PMHB 23 (1899), s. 444–452, cyt. na s. 450.
Chicago Press, 1956), s. 83; Gordon Wood, Not So Poor Richard, „The New York Review
of Books”, 6 czerwca 1996; Samuel Cooper do BF, 14 maja 1778. Zob. też Samuel Cooper
do BF, 1 lipca 1778, w którym bostoński duchowny pisze, że traktaty pogrzebały brytyjskie
próby nakłonienia Kongresu do pojednania, i jak informacje przesłane przez Franklina
i Adamsa o brytyjskim konwoju złożonym z jedenastu okrętów zostaną przekazane dalej,
zapewne jako ostrzeżenie dla francuskiego admirała d’Estaing.
Rozdział 14
1 Edward Bancroft, Most secret extracts, 2, 16 kwietnia 1778, British Library, Auckland
Papers, Add Mss 34413, f405–407; Middlekauff, s. 171; McCullough, s. 197, 204, 208,
239; Rozdział o Adamsie w książce Middlekauffa, s. 171–202, to szczegółowe spojrzenie
na dziwactwa ich relacji. McCullough, s. 210–215, zawarł przekonującą ocenę uczuć, jakie
w sobie wzbudzali, z pewnym szacunkiem dla Adamsa.
2 Adams do Jamesa Lovella, 20 lutego 1779; Listy Adamsa, vol. 4, s. 118–119;
Middlekauff, s. 189.
3 Lopez, Private, s. 237; Lopez, Cher, s. 9. Cytat pochodzi z Pierre Jean Georges Cabanis,
s. 13; Harold Nicolson, The Age of Reason (London: Constable, 1960), s. 268.
7 Większość reakcji przekazuje, błędnie, jak sądzę, że to Temple otrzymał
błogosławieństwo. Smith, s. 60, 187, zbadał to i przekonująco stwierdził, że „chłopcem”
w rzeczywistości był młodszy z wnuków, Benny, który miał wówczas 7 lat, a nie 18-letni
Temple. Aldridge, French, s. 10 pisze, że był to Temple, jednak w swych późniejszych
pracach, w tym Voltaire and the Century of Light (Princeton: Princeton University Press,
1975), s. 399, zmienia zdanie. Claude-Anne Lopez informuje, że Temple używał woskowej
pieczęci ze zdaniem „Bóg i Wolność”, co skłania ją do przekonania, że mógł to być on.
Zob. też Wolter do opata Gaultiera, 21 lutego 1778 w: The Works of Voltaire (Paris: Didot,
1829), vol. 1, s. 290; Dziennik i listy Hutchinsona, vol. 2, s. 276. Cytowana gazeta to „Les
Mémoires Secret”, 22 lutego 1778 w: Aldridge, French, s. 10.
8 Aldridge, French, s. 12; Dziennik Adamsa, vol. 3, s. 147; Van Doren, s. 606.
1782 r., a niektóre źródła cytują inne sformułowanie ostatniego artykułu. Użyłem wersji
z Yale Papers oraz Amerykańskiego Towarzystwa Filozoficznego; Papers, vol. 27, s. 164.
15 Madame Brillon do BF, 16, 17, 18 marca, 26 kwietnia, 9 czerwca, 27 lipca, 13,
17 września 1778; BF do Madame Brillon, 27 lipca, 1, 15 września 1778.
16 Madame Brillon do BF, 13 września 1778; BF do Madame Brillon, 15 września 1778;
Helvétius (Paris: Calmann Levy, 1894). Claude-Adrien Helvétius, De l’Esprit (Paris, 1758;
przekład polski pt. O umyśle, przeł. Jadwiga Cierniak, t. 1–2, Warszawa: PWN 1959);
książkę tę publicznie spalono w Paryżu, należała jednak do najpoczytniejszych książek
w swoich czasach. Zob. gallica.bnf.fr/Fonds_textes/T0088614.htm;
www.aei.ca/~anbou/mhelv.html.
20 Aldridge, French, s. 162; Gilbert Chinard, Abbé Lefebvre de la Roche’s Recollections of
i budzi spory); Lopez, Cher, s. 260. Zob. też Lopez, Cher, s. 371, przyp. 32, która
argumentuje, że niektórzy biografowie „przedramatyzowują” oświadczyny złożone przez
Franklina madame Helvétius, podczas gdy inni nazbyt umniejszają ich znaczenie.
25 The Elysian Fields, 7 grudnia 1778, Lib. of Am., s. 924.
and Folly: the Bagatelles (New Brunswick, New Jersey: Rutgers University Press, 1953).
29 Wiersz od Madame Brillon dla BF, październik 1780, tłumaczenie w: Lopez, Cher,
s. 78; Dialogue with the Gout, 22 października 1780.
30 Madame Brillon do BF, 18, 26 listopada 1780; Lopez, Cher, s. 79–81; Aldridge, French,
s. 166.
31 Lopez, Cher, s. 25–26.
32 Comte, datowany 1778 w: Papers, vol. 28, s. 308 oraz na początek 1779 przez Lemaya
w Lib. of Am., s. 938; Aldridge, French, s. 173; Lopez, Cher, s. 90.
33 Abbé Flamarens, 15 stycznia 1777 w: Aldridge, French, s. 61.
34 The Morals of Chess, 28 czerwca 1779; Papers, vol. 29, s. 750–756 zawiera też jego
notatki z Junto z 1732 r. Zob. też Jacques Barbeu-Dubourg do BF, 3 lipca 1779, który
wspomina o „obaleniu” punktów Franklina.
35 Aldridge, French, s. 197; Jefferson Papers, vol. 18, s. 168.
36 An Economical Project, „Journal of Paris”, 26 kwietnia 1784; Poor Richard’s, 1735.
Zob. też http://www.standardtime.com; http://energy.ca.gov/daylightsaving.html;
http://webexhibits.org/daylightsaving.
37 Aldridge, French, s. 178.
38 To the Royal Academy of ***, 19 maja 1780 lub później, Lib. of Am., s. 952. Zob. też
Carl Japsky (red.), Fart Proudly (Columbus, Ohio: Enthea Press, 1990).
39 BF do księdza Morelleta, ok. 5 lipca 1779.
40 SF do BF, 17 stycznia 1779; BF do SF, 3 czerwca 1779. Generał Howe został zastąpiony
przez sir Henry’ego Clintona, który ewakuował oddziały brytyjskie z Filadelfii w maju
1778 r., by skupić je do obrony Nowego Jorku. Generał Washington próbował bez
powodzenia powstrzymać przeciwnika w hrabstwie Monmouth w New Jersey; oddziały
Clintona zdołały bezpiecznie dotrzeć do Nowego Jorku.
41 SF do BF, 14 września 1779; BF do SF, 16 marca 1780. Zob. też poruszający rozdział
pt. No Watch for Benny, No Feathers for Sally w: Lopez, Private, s. 215–232.
42 SF do BF, 17 stycznia, 25 września 1779, 8 września, 1780; BF do SB, 3 stycznia 1779.
i wnikliwa ocena ich relacji zob. Smith, zwł. s. 67–70, 77–82, a także Lopez, Private,
s. 221–230.
46 BF do Benjamina Bache’a, 25 stycznia 1782. Zob. też 3, 30 maja, 19 sierpnia 1779,
18 lipca 1780. Gabriel Louis de Marignac do BF, 20 listopada 1781.
47 Catherine Cramer do BF, 15 maja 1781; RB do BF, 22 lipca 1780.
48 BF do Benjamina Bache’a, 25 września 1780; SF do BF, 14 stycznia 1781.
Rozdział 15
1 BF do Jamesa Lovella (dla Kongresu), 22 lipca 1778; Richard Bache do BF,
22 października 1778; Van Doren, s. 609.
2 BF do Johna Adamsa, 3, 24 kwietnia, 10 maja, 5 czerwca 1779; John Adams do BF, 13,
29 kwietnia, 14, 17 maja 1779; Middlekauff, s. 190–192; McCullough, s. 210–214;
Shoenbrun, s. 229.
3 RB do BF, 8, 22 października 1778; BF do RB, 2 czerwca 1779; BF do SF, 3 czerwca
1779.
4 BF do Lafayette’a, 22 marca, 1 października 1779; Lafayette do BF, 12 lipca 1779;
Lafayette do TF, 7 września 1779. Zob. też Harlowe Giles Unger, Lafayette (New York:
Wiley, 2002).
5 BF do Lafayette’a, 22 marca 1779; BF do Johna Paula Jonesa, 27 maja, 1, 10 czerwca
1778. Zob. też Evan Thomas, John Paul Jones (New York: Simon & Schuster, 2003). Evan
Thomas uprzejmie udostępnił mi jedną z pierwszych wersji książki, co pomogło napisać
ten podrozdział; przeczytał go też i pomógł wprowadzać poprawki.
6 Samuel Eliot Morison, John Paul Jones (Annapolis, Maryland: Naval Institute Press,
1959), s. 159 i passim. Alsop, s. 176 także pisze, iż „cały świat wiedział o romansie
zuchwałego oficera z madame de Chaumont”. Jednak Evan Thomas w swej biografii
stwierdza, że nie ma na to wiarygodnych dowodów.
7 John Paul Jones do BF, 6 marca 1779; BF do Jonesa, 14 marca 1779.
8 BF do Johna Paula Jonesa, 27 kwietnia 1779; Jones do BF, 1 maja 1779.
4 marca 1782.
15 John Adams do Kongresu, 18 kwietnia 1780, Listy Adamsa, vol. 3, s. 151; Vergennes do
Johna Adamsa, 29 lipca 1780, Listy Adamsa, vol. 3, s. 243; McCullough, s. 241.
16 Vergennes do BF, 31 lipca 1780; BF do Vergennesa, 3 sierpnia 1780; BF do Samuel
Huntingtona (dla Kongresu), 9 sierpnia 1780. Wiele lat później Adams wciąż roztrząsał te
spory w artykule dla „Boston Patriot”, 15 marca 1811; zob. Stourzh, s. 159.
17 BF do Johna Adamsa, 2 października 1780, 22 lutego 1781. Adams odpowiedział
America in the Revolutionary Era (Providence: Bergham Books, 1995), s. 348; John
McCusker, How Much Is That in Real Money? (New Castle, Delaware: Oak Knoll Press,
2001); Economic History Services, http://eh.net/hmit/; Inflation Conversion Factors,
www.orst.edu/Dept/pol_sci/fac/sahr/cf166502.pdf.
20 Ralph Izard do Richarda Lee, 15 października 1780; Vergennes do la Luzerne’a,
1781.
24 BF do Roberta Morrisa, 7 marca 1782.
25 Madame Brillon do BF, 20 stycznia, 1 lutego 1782; BF do Shelburne’a, 22 marca,
1 maja 1782.
29 Richard Morris, The Peacemakers (New York: Harper & Row, 1965), s. 274 stwierdza,
Negotiations of 1782, „William and Mary Quarterly”, 20.1 (styczeń 1963), s. 123; John
Adams do Edmunda Jenningsa, 20 lipca 1782 w: McCullough, s. 276; Listy Adamsa,
vol. 3, s. 38; Wright, s. 315.
38 John Adams do BF, 13 września 1783; McCullough, s. 277; Wright, s. 316; Stourzh,
Diary, s. 132.
44 Vergennes do la Luzerne’a, 19 grudnia 1782; Vergennes do BF, 15 grudnia 1782.
45 BF do Vergennesa, 17 grudnia 1782; Stourzh, s. 178. Spór, jak to bywa, nie pozostał
Smith, s. 79.
50 Dorcas Montgomery do SB, 23 lipca 1783; BF do PS, 7 września 1783; BF do SF,
27 lipca 1783; Benjamin Bache do RB i SF, 30 października 1783; Smith, s. 80–82.
51 BF do PS, 1782, 8 stycznia, 7 września 1783; PS do BF, 28 września 1783.
52 BF do PS, 26 grudnia 1783; BF do RB, 11 listopada 1783; Van Doren, s. 709.
wyścigu o pierwszeństwo w locie balonem zob. Lopez, Cher, s. 215–222, gdzie cytowany
jest Gaston Tissandier, Histoire des ballons et des aéronautes célèbres, 1783–1800 (Paris:
Launette, 1887). Zob. też Lopez, Private, s. 267;
www.ballooning.org/ballooning/timeline.html; www.baloonzone. com/history.html.
55 Joseph Banks do BF, 7 listopada 1783; BF do Josepha Banksa, 21 listopada 1783; BF do
Jana Ingenhousza, 16 stycznia 1784; Lopez, Cher, s. 222, gdzie umieszczono satyryczny
list Franklina.
56 BF do SF, 26 stycznia 1784.
57 Information to Those Who Would Remove to America, luty 1784; Lib. of Am., s. 975;
Morgan, Franklin, s. 297. W liście zawierającym uwagi do wczesnych wersji tej książki,
Edmund Morgan zauważył: „opis [Franklina] jest ogólnie biorąc trafny, lecz jednocześnie
stanowi deklarację tego, co cenił w kraju, i co pragnąłby widzieć utrwalone lub
powiększone” (2 grudnia 2002).
58 BF do Benjamina Vaughana, 26 lipca 1784.
59 BF do Roberta Morrisa, 25 grudnia 1783; BF do Benjamina Vaughana, 14 marca 1785.
75 WF do SF, 1 sierpnia 1785; Temple, Writings, vol. 2, s. 165. W liście do Johna Jaya
z 21 września 1785 r. opisuje wizytę Shipleya i innych w Southampton, Wiliama jednak
nie wspomina.
Rozdział 16
1 Maritime Observations, BF do Davida Le Roy, sierpień 1785, Papers CD, vol. 41, s. 384.
2 Causes and Cure of Smoky Chimneys, BF do Jana Ingenhousza, 28 sierpnia 1785; BF,
Description of a New Stove, sierpień 1785; Papers CD, vol. 43, s. 380.
3 Dziennik BF, 14 września 1785, niepublikowany, Papers CD, vol. 43, s. 310; BF do
22 kwietnia 1787.
8 BF do JM, 21 września 1786; Mannaseh Cutler, fragment wpisu w dzienniku z 13 lipca
1787 w: Smith, Writings, vol. 10, s. 478. Gdy Franklin zmarł, 4276 tomów z jego biblioteki
wyceniano na 184 funty. Zob. Inventory and appraisement of the goods and chattels of the
estate of Benjamin Franklin, Bache Papers, Castle Collection, American Philosophical
Society, Filadelfia.
9 BF do JM, 20 września 1787; BF do profesora Landrianiego, 14 października 1787.
10 BF do Jamesa Woodmasona, 25 lipca 1780. W liście tym omawia z londyńskim
17 www.nara.gov/exhall/charters/constitution/confath.html.
18 Często powtarzana historia o Franklinie przynoszonym na konwencję w lektyce została
opisana najbardziej obrazowo w Catherine Drinker Bowen, Miracle at Philadelphia, s. 34.
Zob. też Smyth, Writings, vol. 10, s. 447; Brands, s. 674; Van Doren, s. 741. Skrupulatny
badacz J.A. Leo Lemay pisze, że brak dowodów na to, by Franklina noszono w lektyce na
którekolwiek z posiedzeń podczas konwencji. Zob. Lemay, Recent Franklin Scholarship,
with a Note on Franklin’s Sedan Chair, PMHB 76:2 (kwiecień 2002), s. 339–340.
W rzeczywistości jest jednak niepublikowany list napisany podczas konwencji przez jego
córkę Sally do jego wnuka Temple’a, w którym pisze: „Twój Dziadek właśnie wsiadał do
swej lektyki, by udać się na konwencję, gdy powiedziałam mu o otrzymaniu Twego listu”
(SB do TF, niedatowany z 1787 r., w: Papers CD, vol. 45, s. 350). Wiemy, że Franklin na
początku konwencji czuł się źle, a także że posiadał lektykę. Lista przedmiotów w jego
posiadaniu (An inventory and appraisement of the goods and chattels of the estate of
Benjamin Franklin, Bache papers, Castle Collection, American Philosophical Society,
Filadelfia) zawiera „lektykę” wycenioną na 20 funtów, jest ona też wymieniona na liście
przedmiotów należących do Franklina, sprzedanych 25 maja 1792 r., dwa lata po jego
śmierci („Dunlap’s American Daily Advertiser”, 21 maja 1792, kopia w zbiorach
Amerykańskiego Towarzystwa Filozoficznego, przedrukowana też w PMHB 23 [1989],
s. 123). Wiemy też, że w roku 1788 przyjaciółka prosiła go o pożyczenie „jego lektyki”
(Pani Powel do BF, niepublikowany, 16 czerwca 1788, Papers CD, vol. 45, s. 558).
Dlatego jestem skłonny wierzyć relacjom, że został 28 maja zaniesiony na obrady
konwencji w lektyce. Jednakże Lemay wysuwa przekonujący argument, że jest mało
prawdopodobne, by regularnie korzystał z lektyki celem dostania się na obrady. Jak pisał
Franklin swej siostrze we wrześniu: „Codzienny spacer do i z domu stanowego dobrze mi
zrobił” (BF do JM, 20 września 1787, Papers CD, vol. 45:u167). Jeden z przyjaciół pisał
w końcu 1786 r. „Poza kamieniami, które uniemożliwiają mu zażywanie ruchu poza
chodzeniem w domu po schodach i czasami do domu stanowego, wciąż pozostaje
w dobrym zdrowiu, nastroju i pamięci” (Samuel Vaughan do Richarda Price’a, 4 listopada
1786, „Massachusetts Historical Society Proceedings” 12.17 (maj 1903), s. 355).
19 Benjamin Rush do Richarda Price’a, 2 czerwca 1787, „Massachusetts Historical Society
Proceedings”, 21.17 (maj 1903), s. 361. O przemówieniu Pierce’a zob. Farrand’s Records
of the Convention, vol. 3, s. 91; przemówienia Franklina, 30 czerwca, 11 czerwca,
dzienniki Madisona; Morris, The Forging of the Union, s. 272.
20 Bowen, s. 18.
21 Dzienniki Madisona, 31 maja 1787.
22 Dziennik Madisona, 11 czerwca 1787.
the American People (New York: Oxford University Press, 1965), vol. 1, s. 398.
31 BF do la Rochefoucaulda, 22 października 1788; BF do Pierre Du Pont de Nemoursa,
9 czerwca 1788.
32 Mowa końcowa Franklina, 17 września 1787, Papers CD, vol. 45:ul61. Istnieje kilka
wersji tej mowy, w tym brudnopis, kopia, wersja zanotowana przez Madisona, które różnią
się drobnymi szczegółami. Cytowana tu pochodzi z wydania Yale dokumentów Franklina.
33 Farrand’s Records of Convention, vol. 3, s. 85;
zob. memory.loc.gov/ammem/amlaw/lwfr.html.
34 Barbara Oberg, Plain, Insinuationg, Persuasive w: Lemay, Reappraising, s. 176, 189;
Rossiter, 1787: The Grand Convention, s. 234.
35 Roger Rosenblatt, Where We Stand (New York: Harcourt, 2002), s. 70, cyt. Henry May,
The Enlightenment in America (New York: Oxford University Press, 1976). Jedynym
ważnym dokumentem założycielskim, którego Franklin nie podpisał, były Artykuły
Konfederacji, ponieważ w chwili ich podpisania przebywał we Francji. Roger Sherman
podpisał Deklarację niepodległości, Artykuły Konfederacji i Konstytucję, jak i Deklarację
z 1774 r., jednak nie podpisywał żadnego z traktatów.
36 BF do JM, 4 listopada 1787, 3 sierpnia 1789.
listopada 1788.
40 BF do Catherine Ray Greene, 2 marca 1789; BF do George’a Washingtona, 18 września
1789.
41 BF do Jean Baptiste’a Le Roya, 13 listopada 1789; BF do Louis-Guillaume’a le
datowany 13 grudnia 1757 w: Papers, vol. 7, s. 293; Thomas Paine, The Age of Reason,
opublikowane po raz pierwszy w 1794 r., www.ushistory.org/paine;
libertyonline.hypermall.com/Paine/AOR-Frame. html.
48 Archives of Congregation Mikveh Israel, 30 kwietnia 1788 (datek Franklina należy do
trzech najwyższych spośród wszystkich 44, on sam zaś jest pierwszy na liście
darczyńców), www.mikvehisrael.org/gifts/frank2.jpg; BF do Johna Caldera, 21 sierpnia
1784.
49 BF do Ezry Stilesa, 9 marca 1790.
50 BF do Thomasa Jeffersona, 8 kwietnia 1790.
51 Reports of Dr. John Jones and Benjamin Rush w: m.in. Sparks; „Pennsylvania Gazette”,
21 kwietnia 1790; Benjamin Bache do Margaret Markoe, 2 maja 1790.
52 Epitafium, 1728; tę wersję opublikował Temple Franklin. Zob. Papers CD,
vol. 41:u539. Franklin napisał też nieco poprawione wersje, w tym kończącą się słowami
„Poprawione i uzupełnione/przez autora” (Papers, vol. 1, s. 109a).
53 Last will and testament, plus codicil, 23 czerwca 1789 w: Papers CD, vol. 46:u20.
Rozdział 17
1 Last will and testament, plus codicil, 23 czerwca 1789 w: Papers CD, vol. 46: u20;
Skemp, William, s. 275. Testament i kodycyl znajdują się na
www.sln.fi.edu/franklin/family/lastwill.html.
2 WF do TF, 3 lipca 1789; Skemp, William, s. 275; Lopez, Private, s. 309. Pełne i legalne
Franklin and Bache: Envisioning the Enlightened Republic (New York: Oxford University
Press, 1990) i Richard Rosenveld, American Aurora (New York: St. Martin’s, 1997). Zob.
też Bernard Faÿ, The Two Franklins (Boston: Little, Brown, 1933).
4 Patricia Nealon, Ben Frnaklin Trust to Go to State, City, „Boston Globe”, 7 grudnia
1933, A22; Clark DeLeon, Divvying Up Ben, „Philadelphia Inquirer”, 7 lutego 1993, B2;
Tom Ferrick Jr., Ben Franklin’s Gift Keeps Giving, „Philadelphia Inquirer”, 27 stycznia
2002, B1; strona internetowa Tour de Sol, www.nesea.org/transportation/tour; „The
Franklin Gazette”, drukowana przez Friends of Franklin, Inc., www.benfranklin2006.org
(wiosna 2002); Raport roczny Ohiladelphia Academies za rok 2001 i strona internetowa,
www.academiesinc.org. Strony internetowe o zapisie Franklina
zob. www.philanthropyroundtabel.org/magazines/2000–01/lastpage.html;
www.cs.appstate.edu/~sjg/class/1010/wc/finance/benfranklin.html;
www.lehighvalleyfoundation.org/support.html#BenFranklin.
Rozdział 18
1 „The Nation”, 9 lipca 1968, reprint w Norton Autobiography, s. 270. Zob. też Nian-
Sheng Huang, Benjamin Franklin in American Thought and Culture, 1790–1990
(Philadelphia: American Philosophical Society, 1994).
2 The Provost Smith papers, „Pennsylvania Gazette”, kwiecień 1997,
www.upenn.edu/gazette/0497.
3 John Adams, „Boston Patriot”, 15 maja 1811.
4 Gordon Wood, The Radicalism of the American Revolution (New York: Vintage, 1991),
s. 347; John Adams do TF, 5 maja 1817; Francis, lord Jeffrey, „Edinburgh Review” 8
(1806) w: Norton Autobiography, s. 253. Jefferey recenzował wcześniejsze,
nieautoryzowane wydania jego pism i autobiografii.
5 Robert Spiller, Franklin and the Art of Being Human, „Proceedings of the American
Philosophical Society” 100.4 (sierpień 1956), s. 304.
6 John Keats do George’a i Georgiany Keats, 31 października 1818; Leigh Hunt,
Autobiography (New York: Harper, 1850), vol. 1, s. 130–132; oba cyt. za Norton
Autobiography, s. 257, 266.
7 Herman Melville, Israel Potter (1855; New York: Library of America, 1985), rozdz. 8,
11 Jim Powell, How Benjamin Franklin’s Autobiography inspired all kinds of people to
help themselves, www.libertystory.net/LSCONNFRAN.htm.
12 Frederick Jackson Turner, esej w: „The Dial”, maj 1887; William Dean Howells,
(1937; New York: Pocket Books, 1994) zob. wyżej, rozdz. 4 przyp. 6; E. Digby Baltzell,
Puritan Boston and Quaker Philadelphia (New York: Free Press, 1979), s. 55.
18 Strona internetowa FranklinCovey www.franklincovey.com; Grady McAllister, An
Unhurried Look at Time Management, vasthead.com/Time/tm_papl.html. Peter Jennings,
Todd Brewster, In Search of America (New York: Hyperion, 2002), rozdz. 3, pisze
o interesującej dyskusji na zajęciach profesora Blaine’a McCormicka z Uniwersytetu
Baylor o Franklinie jako ojcu założycielu poradników biznesowych.
19 Brands, s. 715; Morgan, Franklin, s. 314.
20 Alan Taylor, For the Benefit of Mr. Kite, „The New Republic”, 19 marca 2001, s. 39;
Sztuka 1776 Shermana Edwardsa i Petera Stone’a została wystawiona w Teatrze 76 Ulicy
na Broadwayu 16 marca 1969 r. Odbyło się 1217 spektakli, w roku 1972 zaś została
zekranizowana; Howard Da Silva grał rolę Franklina i na scenie, i przed kamerą. Ben
Franklin in Paris Marka Sandricha Juniora i Sidneya Michaelsa miała premierę
27 października 1964 r. w Lunt- -Fontaine Theater i miała 215 spektakli; rolę Franklina
grał Robert Preston.
21 David Brooks, Our Founding Yuppie, „The Weekly Standard”, 23 października 2000,
s. 32, 35.
22 BF do JM, 17 lipca 1771.
23 Taylor, For the Benefit of Mr. Kite, s. 39.
24 Vernon Parrington, Main Currents in American Thought (New York: Harcourt, 1930),
vol. 1, s. 178.
25 Taylor, For the Benefit of Mr. Kite, s. 39.
26 Poor Richard’s, 1750; BF do Louisa Le Veillarda, 6 marca 1786; Autobiografia, s. 107
29 Angoff, A Literary History of the American People, s. 306; Garry Wills, Under God
(New York: Simon & Schuster, 1990), s. 380.
30 Henry Steele Commager, The American Mind (New Haven: Yale University Press,
1950), s. 26; John Updike, Many Bens, „New Yorker”, 22 lutego 1988, s. 115.
31 David Hume do BF, 10 maja 1762; Campbell, s. 356.
Miejsce urodzenia Franklina przy Milk Street w Bostonie, naprzeciw Old South
Church
The Bostonian Society/Old State House