Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 2

Legenda Co będzie Ci potrzebne: Opcjonalnie:

Warsztaty opracowane zostały na podstawie książki “Legendy Poznania i Brna” autorstwa A. Sikorskiego, Wydawnictwo Miejskie Posnania, 2016 r.
• chrupki / wypełniacze • kartoniki
w postaci chrupek • kartki / bloki kolorowego
o poznańskich koziołkach •

zapałki / wykałaczki
farbki •
papieru / gazety
kredki / flamastry
• nożyczki
z cyklu

• Zacznijmy od przeczytania legendy. Do tego potrzebny

kącik inspiracji Wam będzie fragment książki A. Sikorskiego „Legendy


Poznania i Brna” umieszczony na stronie wmposnania.pl.
Poproście o przeczytanie rodziców lub zapoznajcie się
z nimi sami.
• Czy wiecie już jaka uroczystość szykowała się w Poznaniu?
Legenda głosi, że dwa krnąbrne Dlaczego koziołki znalazły się w kuchni? I jak stały się
symbolem Poznania? Jeżeli tak, to możecie zabrać się do
koziołki uciekły z zamkowej artystycznego tworzenia!
kuchni wprost na ratuszową wieżę! • Przygotujcie sobie chrupki kukurydziane albo wypełniacze,
które przypominają chrupki (często dodawane są do
Wydarzenie to wzbudziło taki zachwyt przesyłek i paczek). Teraz możecie je połączyć w różne
mieszkańców, że koziołki zostały kształty. Mogą to być koziołki i inne zwierzątka, postacie
oraz same budowle. Aby je utrwalić możecie połączyć je za
uwiecznione na ratuszowym zegarze. pomocą zapałek i wykałaczek.
• Teraz pora na malowanie. Za pomocą farbek pomalujcie
Teraz Wy możecie stworzyć swoje figurki i modele budynków. Aby urozmaicić swoja
pracę, możecie też stworzyć miasto z kartoników albo
swoje własne figurki koziołków wycinanek.

i odegrać scenę legendy! • Wszystko gotowe? Brawo! Zbudowaliście swój własny


teatrzyk! Zaproście rodziców i odegrajcie całą legendę
o poznańskich koziołkach.
Legenda o poznańskich koziołkach

Warsztaty opracowane zostały na podstawie książki “Legendy Poznania i Brna” autorstwa A. Sikorskiego, Wydawnictwo Miejskie Posnania, 2016 r.
Zbliżał się koniec lata 1551 roku. Słońce figlarnie zaczepiało najwyższe wieże miasta Niestety, tego dnia w mieście wszystkie kramy były pozamykane. Nieszczęśnik po-
i zaglądało w okna poznańskich mieszczan. Ulice tętniły życiem. Na rynku, w samym biegł za mury, na łąki. Biegł i prosił o pomoc świętego Wawrzyńca, opiekuna kucha-
centrum Poznania, włoski budowniczy Jan Baptysta Quadro kończył właśnie rozbu- rzy. I wtem usłyszał beczenie. Nie wierzył własnym oczom. Na nadwarciańskiej łące
dowę ratusza i czekał, aż mistrz zegarowy Bartłomiej Wolff z Gubina dostarczy zegar, pasły się dwa koziołki uwiązane do palika.
który ozdobi wieżę. O zamówieniu zegara zadecydowali miejscy rajcy. – Wybawienie moje! – Cieszył się i dziękował za cud świętemu Wawrzyńcowi.
I oto nadszedł dzień, kiedy mistrz Bartłomiej z czeladnikami zamontował ów wiel- Sprawnie wyrwał kołek, chwycił koziołki i ruszył w stronę miasta. Nagle zobaczył
ki zegar. Na rynku zebrali się rajcy i mieszczanie, a także rzemieślnicy, przyjezdni wołającą za nim kobiecinę. Nie namyślając się, przyspieszył kroku.
oraz liczni gapie. W oknach kamienic i na balkonach tłoczyli się dorośli i dzieci. Dla W tym czasie przy ratuszu miejscowi witali się z gośćmi, a wszyscy zgromadzeni
uczczenia tej ważnej chwili szykowano w ratuszu uroczyste przyjęcie. Burmistrz oso- zerkali ku górze, gdzie pod przykryciem z płótna czeladnicy mistrza Bartłomieja do-
biście doglądał przygotowań. Dbał, by potrawy, które miały trafić na stół, były jak konywali ostatnich poprawek. Tłum gęstniał na rynku tak, że Pietrek ledwie przeci-
najlepsze – nadzorował odławianie ryb w Warcie, zakup mięsiw i zamówienie odpo- snął się do wejścia.
wiedniego pieczywa, pilnował dostawy trunków i słodkości. – Cielęcia nie ma, ale oto świeżutkie koziołki – oznajmił od progu.
– Niczego nie żałować! – nakazywał włodarz miasta. – Nasi goście muszą być – Dorzucaj do ognia, grzej polewę, dawaj noże, popraw rożen – rozkazywał Gąska. –
zadowoleni! Zdążymy z pieczenią! Rozwiązuj zwierzęta, zaraz się nimi zajmę – zacierał dłonie.
– Panie burmistrzu szanowny, wszystko będzie wspaniałe! – zapewniał go kuch- Pietrek przeciął sznur i zaczął nakładać drewna, a wtedy... uwolnione koziołki
mistrz Mikołaj Gąska. – No, a pieczeń z sarniny będzie daniem iście królewskim. Pal- czmychnęły z kuchni.
ce lizać! – Rogate diablęta. Koniec ze mną, koniec, koniec! – mamrotał kuchmistrz, patrząc,
O tak, burmistrz wiedział, że na tym kucharzu może polegać. Tylko Gąska potrafił jak koziołki wskakują na schody prowadzące na ratuszową wieżę.
przyrządzić coś takiego. A dziś właśnie on szefował w kuchni. Popędzał pomocników, Wtem ucichły powitalne oklaski, bębny, trąbki...
szczególnie najmłodszego Pietrka, który zamiast pilnować ognia pod kotłami, co – Obrabowali, porwali moje koziołki, uprowadzili!!! – krzyczała zapłakana kobieci-
chwilę wymykał się z kuchni. na. – Miejcie litość nad wdową, ukarzcie bandytów!
– Goście tuż-tuż, roboty huk! A ty bierz się do pracy! – Wygrażał chochlą, którą Zaskoczony wojewoda już chciał rozpytać o to zajście burmistrza i rajców, kiedy
polewał nabity na rożen sarni udziec. Powoli obracał mięso nad paleniskiem, sycąc znad zegara na wieży dobiegło beczenie.
się jego wspaniałym zapachem i cmokał z zadowoleniem. – Jeszcze chwila, dwie i go- – Moje one! Całe! – wykrzyknęła staruszka. – Kto was tam zaciągnął?
towe – szeptał. Wtem rozległy się wiwaty na cześć wojewody i gości. – Diablęta prawdziwe! – powiedział smutny Mikołaj Gąska, zdążając wraz z nie-
– Już, już są – wykrztusił Pietrek. szczęsnym Pietrkiem przed oblicza włodarzy miasta.
– Już? Trzymaj no, bratku, rożen, polewaj i kręć, żeby mi sarnina na złoto doszła. Kucharz i jego pomocnik padli na kolana i głośno, tak by wszyscy usłyszeli, opowie-
Skoczę zerknąć na stół i gości, rozumiesz? – Nie czekając na odpowiedź, wybiegł dzieli o spalonej pieczeni, o próbie zakupu cielęcia, o kradzieży koziołków i ucieczce
z kuchni. zwierząt spod noża w kuchni na wieżę. Wojewoda parsknął śmiechem, za nim raj-
– Co tu rozumieć? Samo się piecze. – Powiedział do siebie Pietrek, spoglądając na cy i wszyscy na rynku. Niewielu zauważyło pierwszy ruch wskazówki, którą pchnął
dzban z piwem, z którego dla kurażu popijał mistrz Gąska. Tylko na chwilkę zostawił mistrz Bartłomiej. Nie przejęły się też buńczuczne koziołki, które z trudem sprowa-
rożen, by spróbować nieco trunku. Nagle gruchnęło coś w kominie, poleciały iskry dzono z wieży i oddano właścicielce.
i zadymiło kuchnię. Już miał wołać o pomoc, gdy wbiegł pan Mikołaj i chlusnął wodą Podczas uczty wojewoda z burmistrzem, wznosząc toast na cześć zegarmistrza
z dzbana w ogień i zwęgloną pieczeń. z Gubina, poprosili, by na pamiątkę tego wydarzenia zbudował on mechanizm z bla-
– Co teraz, co teraz? – Rozpaczał kuchmistrz, widząc zwęglone resztki sarniny. – szanymi koziołkami. Tak też się stało. Do dziś są one ważnym symbolem Poznania.
Jakie mnie licho z tej kuchni poniosło… Codziennie w południe dwa koziołki wysuwają się z okienka nad zegarem i trykają się
Nie lamentował długo. Pomyślał, sięgnął do sakwy i wręczył wystraszonemu Pie- dwanaście razy, od lat bawiąc poznaniaków i odwiedzających miasto gości.
trkowi dukata.
– Ruszaj prędko! Kup kawał cielęcia, nie może zabraknąć pieczeni. Rozumiesz?! Nie Legenda pochodzi z “Legendy Poznania i Brna” autorstwa A. Sikorskiego,
może! – wykrzyczał kuchcikowi do ucha. Wydawnictwo Miejskie Posnania, 2016

You might also like