Shusterman Neal - Żniwa Śmierci (1) - Kosiarze (1) - 342

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 1

– Chyba sobie dowcipkujesz – parsknęła śmiechem Rand.

– Dobry
żart!
– Właśnie – zgodził się Goddard. – Drwią z wiary, jaką wyznawali
ludzie w Epoce Śmiertelności. Religia jest cenionym elementem
historii, a oni przekształcili to w parodię.
– Zebrać ich wszystkich! – zawołał Chomsky, unosząc broń.
Goddard i Rand wyciągnęli miecze. Volta zerknął na Rowana
i powiedział cicho:
– Jedyną dobrą stroną tych zbiorów jest to, że szybko dobiegną
końca. – Następnie również wyciągnął swój miecz i pospieszył za
innymi do łukowej bramy, którą toniści zawsze zostawiali otwartą
dla zbłąkanych, szukających pociechy dusz. Nie mieli jednak
pojęcia, co nadchodziło.

***

Na ulicach szybko rozeszły się pogłoski o niewielkiej hurmie


kosiarzy wkraczającej do klasztoru kultu Tonu. Jak to zazwyczaj
bywa, plotki sprawiły, iż z kilku kosiarzy zrobiło się ich kilkunastu,
a bardziej zaciekawieni niż przestraszeni ludzie zaczęli się
gromadzić po drugiej stronie ulicy, zastanawiając się, czy uda im się
podejrzeć kosiarzy, a może nawet samą masakrę, którą za sobą
zostawią. Zobaczyli jednak tylko pojedynczego młodzieńca z opaską
praktykanta, stojącego w otwartej bramie, tyłem do tłumu.
Rowanowi polecono zostać przy wyjściu, wyciągnąć miecz
i pilnować, by nikt nie zdołał uciec. Oczywiście jego plan był zgoła
odmienny, jednak gdy chłopak został dostrzeżony przez
spanikowanych tonistów, ci zawrócili w głąb posiadłości, gdzie stali
się zwierzyną łowną dla kosiarzy. Rowan stał z mieczem przez pięć
minut, aż w końcu opuścił swoje stanowisko przy bramie i zatracił
się w labiryncie klasztoru. Dopiero wtedy członkowie kultu zaczęli
uciekać ku bezpiecznej ulicy.
Dźwięki agonii były niemal nie do zniesienia. Wiedza, że tym
razem oczekiwano od niego, by dokonał na kimś zbioru,
uniemożliwiała mu ucieczkę w głąb siebie. Klasztor był labiryntem

You might also like