Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 22

Rozdzia³ IV – O pierwszej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci...

49

dów – i przez ludzi powo³anych dla ich lojalnoœci – systemików roli ¿elaznego garnka
pomiêdzy glinianymi? Ich ¿a³osny strach przed moimi pismami to przecie¿ strach
przed prawd¹. W³aœnie ta nauka o ca³kowitej koniecznoœci wszystkich aktów woli
pozostaje co do istoty w jaskrawej sprzecznoœci z wszystkimi za³o¿eniami ulubio-
nej, skrojonej na ¿ydowsk¹ miarê surdutowej filozofii. Nie podwa¿ona bynajmniej
w swej œciœle dowiedzionej prawdzie – ukazuje raczej dowodnie jako niezbite da-
tum i punkt s¹dzenia, jako prawdziwe doV moi pou stw (dajcie mi sta³y punkt opar-
cia), nicoœæ owej ca³ej filozofii surdutowej oraz koniecznoœæ z gruntu innego, nie-
porównanie g³êbszego wgl¹du w istotê œwiata i cz³owieka. I to obojêtnie, czy wgl¹d
taki zaistnieje z upowa¿nienia profesorów filozofii, czy te¿ bez niego.

§ 21. APRIORYCZNOŒÆ POJÊCIA PRZYCZYNOWOŒCI.


INTELEKTUALNOŒÆ OGL¥DU EMPIRYCZNEGO.
INTELEKT

W profesorskiej filozofii profesorów filozofii wci¹¿ jeszcze znajdujemy tezê, ¿e


ogl¹d œwiata zewnêtrznego jest rzecz¹ zmys³ów; po czym nastêpuje d³ugi i obszer-
ny wywód o ka¿dym z piêciu zmys³ów. Nie ma natomiast mowy o intelektualno-
œci ogl¹du, bêd¹cego w gruncie rzeczy dzie³em intelektu, który za pomoc¹ w³aœci-
wej mu formy przyczynowoœci oraz podleg³ych jej form czystej zmys³owoœci, a wiêc
czasu i przestrzeni, tworzy i wy³ania z surowego tworzywa pewnych wra¿eñ w na-
rz¹dach zmys³owych obiektywny œwiat zewnêtrzny. A przecie¿ przedstawi³em ju¿
ca³¹ sprawê – w jej g³ównych zarysach – w pierwszym wydaniu niniejszej rozpra-
wy z roku 1813, s. 53–55, a wkrótce potem, w roku 1816 w swej rozprawie
O widzeniu i barwach w pe³ni j¹ rozwin¹³em. Mój pogl¹d zyska³ poklask profesora
Rosasa w Wiedniu na tyle, ¿e posun¹³ siê do plagiatu, o czym bli¿ej mo¿na prze-
czytaæ w Über den Willen in der Natur (O woli w przyrodzie), s. 19 (wyd. II, s. 14).
Profesorowie filozofii nie raczyli natomiast zwróciæ uwagi na tê, jak i na inne wiel-
kie i wa¿ne prawdy, których prezentacja – celem wpojenia ich na zawsze ludzkoœci
– by³a zadaniem i trudem ca³ego mego ¿ycia. Nie jest to jednak po ich myœli, nie
jest to towar do ich sklepiku, bo nie prowadzi do ¿adnej teologii. Ba, nie mia³o nawet
na celu odpowiedniego przysposobienia studentów do pe³nienia najwy¿szych zadañ
pañstwowych. Krótko mówi¹c, nie chc¹ siê ode mnie niczego nauczyæ. Nie dostrze-
gaj¹, jak wiele mogliby siê ode mnie nauczyæ, mianowicie wszystkiego tego, czego
bêd¹ siê ode mnie uczyæ ich dzieci, wnuki i prawnuki. Zamiast tego ka¿dy z nich
usi³uje siê zdobyæ na to, by w rozsnutej pajêczynie metafizyki uszczêœliwiaæ publicz-
noœæ swymi oryginalnymi przemyœleniami. Jeœli palce s¹ do tego uprawnione, to
i on ma do tego prawo. Mia³ zaiste s³usznoœæ Machiavelli, mówi¹c, tak jak ju¿ przed
nim Hezjod (erga, 293): „S¹ trojakie g³owy: najpierw takie, które o w³asnych si³ach

Schop.p65 49 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
50 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej

zdobywaj¹ dog³êbne rozumienie rzeczy; potem takie, które uznaj¹ s³usznoœæ wy³o-
¿onych im przez innych racji; wreszcie zaœ takie, które niezdolne s¹ ani do jedne-
go, ani te¿ do drugiego” (Ksi¹¿ê 7, c. 22).
Trzeba byæ opuszczonym przez wszystkich bogów, by uroiæ sobie, ¿e naoczny
œwiat na zewn¹trz nas, wype³niaj¹cy przestrzeñ w jej trzech wymiarach, porusza-
j¹cy siê zgodnie z nieub³aganie œcis³ym biegiem czasu, regulowany na ka¿dym kroku
przez bezwyj¹tkowe prawo przyczynowoœci i pod ka¿dym takim wzglêdem stosu-
j¹cy siê tylko do praw, które mo¿emy wskazaæ przed wszelkim jego doœwiadcze-
niem – istnieje ca³kiem obiektywnie i realnie oraz bez naszego wspó³udzia³u, na-
stêpnie poprzez zwyk³e wra¿enie zmys³owe dostaje siê do naszej g³owy, gdzie raz
jeszcze jest obecny tak, jak tam na zewn¹trz. Có¿ to bowiem za ubo¿uchna rzecz
to zwyk³e wra¿enie zmys³owe! Nawet w najszlachetniejszych narz¹dach zmys³o-
wych nie jest ono niczym wiêcej jak tylko lokalnym, specyficznym, zdolnym
w obrêbie swego rodzaju do pewnej odmiany, ale zawsze w sobie subiektywnym
czuciem, które jako takie nie mo¿e zawieraæ absolutnie nic obiektywnego, a wiêc
nic podobnego do treœci naocznych. Wszelkiego rodzaju wra¿enie jest i pozostaje
procesem zachodz¹cym w samym organizmie. Jako takie zaœ ogranicza siê do sfery
podskórnej, nie mo¿e wiêc samo w sobie niczego zawieraæ, co by le¿a³o poza skór¹,
a wiêc na zewn¹trz nas. Mo¿e byæ przyjemne lub nieprzyjemne – co oznacza od-
niesienie do naszej woli – ale w ¿adnym wra¿eniu nie kryje siê nic obiektywnego.
Wra¿enie w narz¹dach zmys³owych jest wra¿eniem wzmo¿onym przez zespolenie
zakoñczeñ nerwów, ³atwo daje siê wzbudziæ z powodu ich rozsiania i cienkiej os³o-
ny, a nadto otwarte jest na jakieœ wp³ywy specjalne w rodzaju œwiat³a, dŸwiêku,
zapachu. Zawsze pozostaje jednak zwyk³ym wra¿eniem, na równi z ka¿dym innym
wewn¹trz naszego cia³a, a zatem czymœ w istocie subiektywnym, czego zmiany do-
chodz¹ do œwiadomoœci bezpoœrednio tylko w formie zmys³u wewnêtrznego, a przeto
samego czasu, tj. sukcesywnie. Dopiero gdy intelekt – funkcja nie poszczególnych
delikatnych zakoñczeñ nerwów, lecz tak misternie i zagadkowo zbudowanego,
wa¿¹cego trzy, a wyj¹tkowo piêæ funtów (1,4–2,3 kg) mózgu – rozpocznie dzia³al-
noœæ i u¿yje swej jednej jedynej formy, prawa przyczynowoœci, zachodzi wielka
przemiana: subiektywne wra¿enie staje siê obiektywnym ogl¹dem. Intelekt ujmuje
mianowicie – na mocy w³aœciwej sobie formy, a wiêc a priori, tj. przed wszelkim
doœwiadczeniem (to bowiem nie jest jeszcze dot¹d mo¿liwe) dane wra¿enie cia³a jako
skutek (s³owo, które tylko on rozumie), który jako taki musi koniecznie mieæ
przyczynê. Zarazem korzysta z pomocy pozostaj¹cej do dyspozycji umys³u, tj.
w mózgu, formy zmys³u zewnêtrznego, przestrzeni, aby ow¹ przyczynê przenieœæ poza
obrêb organizmu. Dopiero dziêki temu powstaje dlañ zewnêtrznoœæ, któr¹ umo¿-
liwia w³aœnie przestrzeñ. Czysta naocznoœæ a priori s³u¿y za podstawê naocznoœci

7 [Wydanie polskie: N. Machiavelli, Ksi¹¿ê, prze³. Cz. Nanke, Warszawa 1984].

Schop.p65 50 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ IV – O pierwszej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 51

empirycznej. W tym procesie intelekt – jak to wkrótce bli¿ej uka¿ê – bierze do


pomocy wszystkie, nawet najdrobniejsze data danego wra¿enia, by zgodnie
z nimi konstruowaæ jego przyczynê w przestrzeni. Ta (negowana zreszt¹ wyraŸnie
przez Schellinga w pierwszym tomie jego pism filozoficznych z 1809 r., s. 237–238,
jak te¿ przez [J. E.] Friesa w jego Krytyce rozumu, t. I, s. 52–56 i 290, wyd. I)
operacja intelektu nie jest jednak operacj¹ dyskursywn¹, refleksyjn¹, abstrakcyj-
n¹, dokonuj¹c¹ siê przy pomocy pojêæ i s³ów, lecz jest intuicyjna i ca³kowicie bez-
poœrednia. Tylko bowiem dziêki niej, a zatem w intelekcie i dla intelektu, jawi
siê obiektywny, realny, wype³niaj¹cy w trzech wymiarach przestrzeñ œwiat cie-
lesny, który potem – stosownie do tego samego prawa przyczynowoœci – dalej
zmienia siê w czasie i porusza w przestrzeni. Intelekt musi wiêc sam sobie stwo-
rzyæ œwiat obiektywny: ten ostatni nie mo¿e jako uprzednio gotowy wnikn¹æ po
prostu do g³owy poprzez zmys³y i otwory narz¹dów zmys³owych. Zmys³y bo-
wiem dostarczaj¹ wy³¹cznie surowego tworzywa, które dopiero intelekt – za
pomoc¹ wymienionych prostych form przestrzeni, czasu i przyczynowoœci – prze-
rabia w obiektywne ujêcie uporz¹dkowanego œwiata cielesnego. A zatem nasz
codzienny empiryczny ogl¹d jest ogl¹dem intelektualnym, i jemu przystoi ów pre-
dykat, który filozoficzni fanfaroni w Niemczech przypisywali jakiemuœ rzekome-
mu ogl¹dowi urojonych œwiatów, w jakich ich ukochany absolut mia³by przed-
siêbraæ sw¹ ewolucjê. Ja zaœ chcê najpierw przedstawiæ wielk¹ przepaœæ istniej¹c¹
miêdzy wra¿eniem a ogl¹dem, ukazuj¹c, jak surowe jest tworzywo, z którego
wy³ania siê to piêkne dzie³o.
Temu obiektywnemu ogl¹dowi s³u¿¹ w³aœciwie tylko dwa zmys³y: dotyk
i wzrok. Tylko one dostarczaj¹ danych, na których podstawie intelekt w ramach
przedstawionego procesu sprawia powstanie obiektywnego œwiata. Pozosta³e trzy
zmys³y pozostaj¹ w gruncie rzeczy subiektywne: ich wra¿enia wskazuj¹ wprawdzie
na jak¹œ przyczynê zewnêtrzn¹, lecz nie zawieraj¹ ¿adnych danych do okreœlenia
jej relacji przestrzennych. Otó¿ przestrzeñ jest form¹ wszelkiej naocznoœci, tj. takie-
go ujmowania, w jakim przedmioty mog¹ w³aœciwie prezentowaæ siê. St¹d te¿ owe
trzy zmys³y mog¹ wprawdzie obwieszczaæ nam obecnoœæ poznanych ju¿ w inny
sposób przedmiotów, ale na podstawie ich danych nie dochodzi do skutku ¿adna
przestrzenna konstrukcja, a wiêc ¿aden ogl¹d obiektywny. Z zapachu nie mo¿emy
nigdy odtworzyæ ró¿y. Ociemnia³y mo¿e przez ca³e ¿ycie s³uchaæ muzyki, nie
zyskuj¹c najmniejszego choæby obiektywnego wyobra¿enia o muzykach, instrumen-
tach ani wibracjach powietrza. S³uch ma natomiast wielk¹ wartoœæ jako medium
mowy, przez co jest zmys³em rozumu, którego nazwa nawet odeñ pochodzi 8; z kolei
jako medium muzyki jest jedynym sposobem, by uchwyciæ z³o¿one stosunki licz-
bowe nie in abstracto, lecz bezpoœrednio, in concreto. Ton nie wskazuje jednak nigdy

8 [Vernunft a vernehmen = s³yszeæ].

Schop.p65 51 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
52 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej

na relacje przestrzenne, nie prowadzi do istoty swej przyczyny; pozostajemy bo-


wiem przy nim samym. Nie jest on wiêc ¿adnym datum dla konstruuj¹cego obiek-
tywny œwiat intelektu. Takim datum s¹ jedynie wra¿enia dotyku i wzroku. Dla-
tego ociemnia³y, bez r¹k i nóg móg³by wprawdzie skonstruowaæ sobie a priori
przestrzeñ w jej ca³ej prawid³owoœci, ale zyska³by tylko bardzo niejasne przed-
stawienie œwiata obiektywnego. Jednak¿e to, czego dostarczaj¹ dotyk i wzrok, nie
jest jeszcze ¿adn¹ miar¹ ogl¹dem, lecz zwyk³ym jego surowym tworzywem. We
wra¿eniach tych zmys³ów bowiem tkwi tak ma³o z naocznoœci, ¿e nie s¹ one
w niczym podobne do w³asnoœci rzeczy, które za ich poœrednictwem jawi¹ siê nam
– co niebawem wyka¿ê. Trzeba tylko wyraŸnie wyodrêbniæ to, co rzeczywiœcie
nale¿y do wra¿enia, od tego, co w ogl¹dzie ma wnieœæ intelekt. Jest to pocz¹t-
kowo trudne, gdy¿ tak przywykliœmy przechodziæ od wra¿enia natychmiast do
jego przyczyny, ¿e ta ostatnia jawi siê nam z pominiêciem przez nasz¹ uwagê
samego wra¿enia, które dostarcza tu niejako przes³anek do owej konkluzji inte-
lektu.
Dotyk i wzrok maj¹ ka¿dy z osobna swe zalety, st¹d te¿ wzajemnie siê wspie-
raj¹. Wzrok nie potrzebuje ¿adnej stycznoœci, a nwet bliskoœci; jego pole jest nie-
zmierzone, siêga a¿ do gwiazd. Tak wiêc odczuwa on najsubtelniejsze niuanse œwiat³a,
cienia, barwy, przejrzystoœci. Dostarcza przeto intelektowi mnogoœci precyzyjnie
okreœlonych danych, z których ten ostatni – po przebytej praktyce – konstruuje
kszta³t, wielkoœæ, odleg³oœæ i jakoœæ cia³, i natychmiast przedstawia je sobie naocz-
nie. Dotyk natomiast jest wprawdzie zwi¹zany ze stycznoœci¹, daje jednak tak nie-
zawodne i wielostronne dane, ¿e jest najbardziej rzetelnym zmys³em. Postrze¿enia
wzrokowe odnosz¹ siê przecie¿ w ostatniej instancji do dotyku. Widzenie mo¿na
nawet uwa¿aæ za niedoskona³e, wybiegaj¹ce w dal dotykanie, które pos³uguje siê
promieniami œwiat³a niczym d³ugimi mackami. Dlatego w³aœnie jest ono nara¿one
na wiele z³udzeñ, gdy¿ ogranicza siê ca³kowicie do w³asnoœci zapoœredniczonych
przez œwiat³o, jest wiêc jednostronne. Dotyk natomiast dostarcza zupe³nie bezpo-
œrednio danych do poznania wielkoœci, kszta³tu, twardoœci, miêkkoœci, suchoœci, wil-
gotnoœci, g³adkoœci, temperatury itd. Jest ponadto wspomagany po czêœci przez
kszta³t i ruchliwoœæ r¹k, d³oni i palców, z których ustawienia przy dotykaniu intelekt
czerpie dane do przestrzennej konstrukcji cia³, czêœciowo zaœ przez si³ê musku³ów,
za której pomoc¹ poznaje ciê¿koœæ, sta³oœæ, ci¹gliwoœæ lub kruchoœæ cia³ – zostawia-
j¹c minimalne tylko miejsce na z³udzenia.
Same tego typu dane nie daj¹ jeszcze jednak wcale ogl¹du, ten bowiem pozo-
staje dzie³em intelektu. Jeœli naciskam d³oni¹ stó³, to w otrzymanym wra¿eniu nie
tkwi wcale wyobra¿enie sta³ego zespolenia poszczególnych czêœci tej masy ani na-
wet nic temu podobnego. Dopiero mój intelekt – przechodz¹c od wra¿enia do jego
przyczyny – konstruuje sobie cia³o, które ma w³asnoœæ sta³oœci, nieprzenikliwoœci
i twardoœci. Gdy po ciemku k³adê d³oñ na jak¹œ powierzchniê albo ujmujê kulê

Schop.p65 52 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ IV – O pierwszej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 53

o trzycalowej (76 cm) œrednicy, to w obu wypadkach te same czêœci d³oni odczu-
waj¹ nacisk. Jedynie z ró¿nej pozycji przyjmowanej przez m¹ d³oñ intelekt kon-
struuje kszta³t cia³a, z którym wejœcie w stycznoœæ jest przyczyn¹ wra¿enia, i po-
twierdza swój ogl¹d kszta³tu przez rozmaite zmiany miejsc stycznoœci. Jeœli ociem-
nia³y od urodzenia dotyka cia³a szeœciennego, to wra¿enia, jakich dostarcza mu jego
d³oñ, s¹ ca³kiem jednolite i we wszystkich kierunkach i bokach te same. Krawêdzie
uciskaj¹ wprawdzie ma³¹ czêœæ d³oni, ale we wra¿eniach tych nie tkwi bynajmniej
nic podobnego do szeœcianu. Z odczutego jednak oporu jego intelekt wnioskuje in-
tuicyjnie i bezpoœrednio o przyczynie tego oporu, która jawi siê jako cia³o sta³e.
Z ruchów zaœ, wykonywanych przez rêce przy dotykaniu – podczas gdy wra¿enie
d³oni pozostaje to samo – konstruuje on w wiadomej mu a priori przestrzeni sze-
œcienny kszta³t cia³a. Gdyby nie przyniós³ on ju¿ ze sob¹ wyobra¿enia przyczyny
oraz przestrzeni – wraz z jej prawami – to z owych sukcesywnych wra¿eñ odbie-
ranych przez d³oñ nigdy by nie móg³ powstaæ obraz szeœcianu. Przeci¹gnijmy sznur
przez jego zamkniêt¹ d³oñ. Przy takiej pozycji d³oni skonstruuje on sobie jako
przyczynê tarcia i jego trwania obraz d³ugiego, cylindrycznego, poruszaj¹cego siê
jednostajnie w jednym kierunku cia³a. Nigdy jednak z owego zwyk³ego wra¿enia
w jego d³oni nie mog³oby powstaæ wyobra¿enie ruchu, tj. zmiany miejsca w prze-
strzeni za poœrednictwem czasu. Czegoœ takiego bowiem nie mo¿e byæ we wra¿e-
niu, samo wra¿enie nie mo¿e tego wytworzyæ. To jego umys³ musi nosiæ w sobie
– przed wszelkim doœwiadczeniem – naocznoœci przestrzeni i czasu, a tym samym
mo¿liwoœæ ruchu, a tak¿e wyobra¿enie przyczynowoœci, aby móc przejœæ od em-
pirycznie danego wra¿enia do jego przyczyny, i skonstruowaæ nastêpnie tê ostatni¹
jako poruszaj¹ce siê cia³o o okreœlonym kszta³cie. Jak¿e wielki jest rozziew miêdzy
zwyk³ym wra¿eniem w d³oni a wyobra¿eniami przyczynowoœci, materialnoœci oraz
zapoœredniczonego przez czas ruchu w przestrzeni! Wra¿enie w d³oni – tak¿e przy
ró¿nych stycznoœciach i pozycjach – jest czymœ zbyt jednolitym i ubogim w dane,
by mo¿na by³o skonstruowaæ z niego wyobra¿enie przestrzeni z jej trzema wymia-
rami oraz wyobra¿enie oddzia³ywania cia³ na siebie wraz z w³asnoœciami rozci¹g³o-
œci, nieprzenikliwoœci, spójnoœci, kszta³tu, twardoœci, miêkkoœci, spoczynku i ruchu
– krótko mówi¹c, podstawê œwiata obiektywnego. Jest to natomiast mo¿liwe dziê-
ki temu, ¿e w samym umyœle ma pierwotne siedlisko przestrzeñ jako forma ogl¹-
du, czas jako forma zmiany oraz prawo przyczynowoœci jako regulator wystêpo-
wania zmian. Gotowe ju¿ i poprzedzaj¹ce wszelkie doœwiadczenie istnienie tych form
stanowi w³aœnie umys³. Fizjologicznie jest on funkcj¹ mózgu, która równie ma³o
uczy siê swej pracy z doœwiadczenia, jak ¿o³¹dek uczy siê trawienia czy te¿ w¹tro-
ba wydzielania ¿ó³ci. Tylko dziêki takiemu rozumowaniu mo¿na poj¹æ, ¿e wielu
niewidomych od urodzenia zdobywa tak kompletn¹ znajomoœæ relacji przestrzen-
nych, i¿ rekompensuj¹ przez to w du¿ej mierze brak wzroku i dokonuj¹ zdumie-
waj¹cych wyczynów, jak to przed stu laty ociemnia³y od dzieciñstwa Saunderson

Schop.p65 53 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
54 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej

naucza³ w Cambridge matematyki, optyki i astronomii. (Obszern¹ relacjê na temat


Saundersona przytacza Diderot w Lettre sur les aveugles). I tak tylko da siê wyjaœniæ
odwrotny przypadek Ewy Lauk, która urodziwszy siê bez r¹k i nóg, uzyska³a
prawid³owy ogl¹d œwiata zewnêtrznego – równie rych³o jak inne dzieci – jedynie
poprzez sam wzrok. (Relacjê o niej znajdziemy w dziele Œwiat jako wola i przed-
stawienie, t. II, rozdz. 4). Wszystko to dowodzi, ¿e czas, przestrzeñ i przyczyno-
woœæ nie przychodz¹ do nas ani przez wzrok, ani przez dotyk, ani te¿ w ogóle
z zewn¹trz, ale raczej maj¹ Ÿród³o wewnêtrzne, a wiêc nie empiryczne, lecz umys³o-
we. Wynika st¹d znowu, ¿e ogl¹d œwiata cielesnego jest w istocie procesem umys³o-
wym, dzie³em intelektu, któremu wra¿enie zmys³owe dostarcza tylko sposobnoœci
i danych do zastosowania w poszczególnym wypadku.
Teraz chcê to samo wykazaæ na przyk³adzie zmys³u wzroku. To, co bezpoœred-
nio dane, ogranicza siê tu do doznania w siatkówce, które wprawdzie dopuszcza
du¿¹ rozmaitoœæ, ale sprowadza siê ostatecznie do wra¿enia jasnoœci i ciemnoœci
– wraz z ich stopniami poœrednimi – oraz w³aœciwych barw. Doznanie to jest na
wskroœ subiektywne, tj. zachodzi w obrêbie organizmu i podskórnie. Bez udzia³u
intelektu uœwiadomilibyœmy je sobie tylko jako szczególne i ró¿norodne modyfi-
kacje naszego doznania w oku, w niczym niepodobne do kszta³tu, po³o¿enia, blis-
koœci czy odleg³oœci rzeczy na zewn¹trz nas. To bowiem, czego dostarcza w pro-
cesie widzenia wra¿enie (doznanie), jest zró¿nicowanym pobudzeniem siatkówki, ca³-
kiem podobnym do widoku palety z wieloœci¹ ró¿nych plam barwnych. I to tylko
pozosta³oby w œwiadomoœci, gdyby osobê, która ma przed oczyma bogat¹ pano-
ramê, pozbawiæ nagle intelektu, choæby wskutek pora¿enia mózgowego, z zacho-
waniem jednak wra¿enia – to ostatnie bowiem by³o surowym tworzywem, z któ-
rego przed chwil¹ intelekt stworzy³ owe naoczne treœci.
To, ¿e z tak ograniczonego tworzywa, jak jasnoœæ, ciemnoœæ i barwa, intelekt
– dziêki swej prostej funkcji odnoszenia skutku do jakiejœ przyczyny i z pomoc¹
przydanej sobie formy ogl¹du, jak¹ jest przestrzeñ – mo¿e tworzyæ tak niewyczer-
panie bogaty i wielokszta³tny œwiat widzialny, zasadza siê przede wszystkim na
pomocy, jakiej udziela tu samo wra¿enie. Polega ono na tym, ¿e po pierwsze, siat-
kówka jako powierzchnia dopuszcza oboksiebnoœæ wra¿eñ; po drugie, œwiat³o dzia³a
stale w linii prostej, i tak¿e w samym oku za³amuje siê prostoliniowo. Wreszcie zaœ,
siatkówka posiada zdolnoœæ bezpoœredniego rejestrowania kierunku, w jakim pada
na ni¹ œwiat³o, co mo¿na chyba t³umaczyæ tylko tym, i¿ promieñ œwiat³a wnika
w g³¹b siatkówki. To sprawia, ¿e zwyk³e wra¿enie zdradza tak¿e i kierunek swej
przyczyny, a wiêc wskazuje wprost na miejsce emituj¹cego lub odbijaj¹cego œwia-
t³o obiektu. Jednak¿e przejœcie do tego obiektu jako przyczyny zak³ada ju¿ pozna-
nie zwi¹zku przyczynowego, jak i praw przestrzeni: i jedno, i drugie stanowi
wyposa¿enie umys³u, który musi znowu stworzyæ ze zwyk³ego wra¿enia ogl¹d.
Rozpatrzymy teraz bli¿ej sposób jego postêpowania.

Schop.p65 54 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ IV – O pierwszej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 55

Pierwsza jego czynnoœæ polega na tym, ¿e stawia on w sposób w³aœciwy odbicie


obiektu, które w siatkówce zachodzi na odwrót, do góry nogami. Owo pierwotne
odwrócenie powstaje – jak wiadomo – wskutek tego, ¿e gdy ka¿dy punkt widzial-
nego obiektu emituje prostoliniowo swe promienie na wszystkie strony, promie-
nie wychodz¹ce z jego górnego krañca krzy¿uj¹ siê w w¹skim otworze Ÿrenicy
z promieniami wychodz¹cymi z dolnego krañca, przez co te ostatnie nadchodz¹ gór¹,
te pierwsze zaœ do³em, i podobnie promienie wychodz¹ce z prawej strony nadcho-
dz¹ z lewej strony. Odpowiedzialny za to w oku aparat do za³amywania œwiat³a,
a wiêc cornea (rogówka), humor aqueus (ciecz wodna), lens (soczewka) i corpus vitreum
(cia³o szkliste), s³u¿y tylko takiej koncentracji wychodz¹cych od obiektu promieni
œwietlnych, by znalaz³y siê one na ma³ej przestrzeni siatkówki. Gdyby widzenie
polega³o na zwyk³ym odczuwaniu, to postrzegalibyœmy odbicie przedmiotu odwrot-
nie, poniewa¿ tak w³aœnie je odbieramy; z kolei zaœ – pozostaj¹c przy wra¿eniu
– postrzegalibyœmy je te¿ jako coœ znajduj¹cego siê we wnêtrzu oka. W rzeczywi-
stoœci pojawia siê zaraz intelekt ze swym prawem przyczynowoœci, odnosi odczuty
skutek do jego przyczyny, i maj¹c pochodz¹ce z wra¿enia datum kierunku, w ja-
kim pad³ promieñ œwietlny, idzie tym torem wstecz po obu liniach a¿ do przyczy-
ny. W drodze powrotnej to skrzy¿owanie znowu ma miejsce, przez co przyczyna
jawi siê na zewn¹trz w prostym po³o¿eniu jako obiekt w przestrzeni – w takim
mianowicie po³o¿eniu, w jakim emituje promienie, nie zaœ, w jakim one nadesz³y
(zob. fig. 1). Zachodz¹ca tu czysta intelektualnoœæ – z wy³¹czeniem wszelkich in-
nych, mianowicie fizjologicznych racji wyjaœniaj¹cych – da siê potwierdziæ te¿
w ten sposób, ¿e gdy w³o¿ymy g³owê miêdzy nogi lub le¿ymy na zboczu ze zwie-
szon¹ g³ow¹, widzimy przecie¿ rzeczy nie odwrotnie, lecz ca³kiem prawid³owo, choæ
w tê czêœæ siatkówki, gdzie zwykle trafia dolna strona rzeczy, trafia teraz strona
górna, i wszystko jest na odwrót, jedynie intelekt funkcjonuje prawid³owo.

Drug¹ czynnoœci¹, jakiej dokonuje intelekt podczas przetwarzania wra¿enia


w ogl¹d, jest formowanie z tego, co dwakroæ odczute, jednej prostej treœci naocz-
nej. Ka¿de z obojga oczu samodzielnie – a nawet w nieco innym kierunku – odbiera
wra¿enie przedmiotu. Ten jawi siê jednak jako jeden, co mo¿e zachodziæ tylko
w intelekcie. Proces, którego moc¹ to siê dzieje, wygl¹da nastêpuj¹co. Oczy nasze
stoj¹ równolegle tylko wtedy, gdy patrzymy w dal, na odleg³oœæ ponad 200 stóp

Schop.p65 55 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
56 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej

(tj. ponad 60 m). Zwrócone ku obserwowanemu przedmiotowi zbiegaj¹ siê. Prze-


prowadzone od ka¿dego oka do œciœle ustalonego punktu obiektu linie zamykaj¹
k¹t, który zwie siê optycznym, a same te linie – osiami oczu. Te ostatnie – przy
le¿¹cym wprost przed nami przedmiocie – trafiaj¹ dok³adnie w œrodek ka¿dej siat-
kówki, w dwa œciœle odpowiadaj¹ce sobie punkty. Intelekt, który szuka dla wszyst-
kiego zawsze tylko przyczyny, rozpoznaje zaraz, ¿e choæ wra¿enie jest podwójne,
pochodzi od jednego punktu zewnêtrznego, a wiêc u jego podstaw tkwi tylko jedna
przyczyna – st¹d ta ostatnia przedstawia siê teraz jako obiekt, i to pojedynczy.
Wszystko bowiem, co ogl¹damy, ogl¹damy jako przyczynê odczutego skutku, prze-
to w ramach intelektu. Skoro jednak oboma oczyma, a przecie¿ pojedynczo, uchwy-
tujemy nie sam jeden punkt, lecz pokaŸn¹ powierzchniê przedmiotu, to podane
wyjaœnienie nale¿y jeszcze nieco rozwin¹æ. To, co w obiekcie le¿y z boku od
owego wierzcho³kowego punktu k¹ta optycznego, nie rzuca ju¿ swych promieni
wprost na œrodkowy punkt ka¿dej siatkówki, lecz i po jego bokach – w obu jednak
oczach – na tê sam¹, na przyk³ad lew¹ stronê ka¿dej siatkówki. St¹d miejsca,
w które trafiaj¹ te promienie, s¹ na równi z punktami œrodkowymi miejscami
wzglêdem siebie symetrycznymi, czyli jednoimiennymi. Intelekt uczy siê wkrótce je
rozpoznawaæ i rozci¹ga regu³ê swego przyczynowego ujêcia tak¿e na nie.
W konsekwencji padaj¹ce na œrodkowy punkt ka¿dej siatkówki promienie œwietl-
ne oraz promienie, które trafiaj¹ w pozosta³e symetryczne wzglêdem siebie miejsca
obu siatkówek, odnosi do jednego i tego samego emituj¹cego je punktu w obiek-
cie, ogl¹da wszystkie te punkty, a zatem i ca³y obiekt tylko pojedynczo. Warto
tu zauwa¿yæ, i¿ to nie zewnêtrzna strona jednej siatkówki odpowiada zewnêtrz-
nej stronie drugiej siatkówki, a wewnêtrzna – wewnêtrznej, lecz prawa strona
prawej siatkówki odpowiada prawej stronie drugiej siatkówki itd., a wiêc rzecz
nale¿y rozumieæ w sensie nie fizjologicznym, lecz geometrycznym. WyraŸne i ró¿-
norodne ryciny, objaœniaj¹ce ten proces i wszystkie wi¹¿¹ce siê z tym zjawiska,
znajdziemy w dziele Roberta Smitha Optics, a czêœciowo i niemieckim przek³a-
dzie Kästnera z 1755 r. Umieszczam tu tylko jedn¹ (fig. 2), która przedstawia
szczególny, przytaczany dalej przypadek, ale mo¿e te¿ s³u¿yæ wyjaœnieniu ca³o-
œci, jeœli pominie siê zupe³nie punkt R. Kierujemy zgodnie z tym oczy zawsze
równo na obiekt, aby pochwyciæ wychodz¹ce z tych samych punktów promie-
nie wraz z symetrycznymi wzglêdem siebie miejscami obu siatkówek. Podczas
ruchu oczu na bok, w górê, w dó³ i we wszystkich kierunkach punkt obiektu,
który przedtem trafi³ w œrodkowy punkt ka¿dej siatkówki, trafia teraz ka¿dora-
zowo w inne, ale stale – w obu oczach – jednoimienne, symetryczne miejsce. Gdy
przygl¹damy siê bacznie (perlustrare) jakiemuœ przedmiotowi, przebiegamy po nim
oczyma, by ka¿dy jego punkt kolejno doprowadziæ do stycznoœci ze œrodkiem
siatkówki, który widzi najwyraŸniej. W ten sposób „obmacujemy” obiekt oczy-
ma. Wynika st¹d jasno, ¿e pojedyncze widzenie oboma oczyma przedstawia siê

Schop.p65 56 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ IV – O pierwszej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 57

tak, jak obmacywanie cia³a dziesiêcioma palcami, z których ka¿dy odbiera inne
wra¿enie i do tego w innym kierunku, intelekt wszak¿e rozpoznaje wszystkie
wra¿enia jako pochodz¹ce od jednego cia³a, którego kszta³t i wielkoœæ nastêpnie
ujmuje i przestrzennie konstruuje. Tym t³umaczy siê fakt, ¿e niewidomy mo¿e
byæ rzeŸbiarzem, jak choæby ociemnia³y od pi¹tego roku ¿ycia, zmar³y w 1853 r.
w Tyrolu wysoce ceniony Józef Kleinhanns 9. Ogl¹d bowiem dokonuje siê zawsze
poprzez intelekt, i to obojêtnie, od jakiego zmys³u odbiera dane.
I tak jak dotykaj¹c kuli skrzy¿owanymi palcami, czujê od razu dwie kule, gdy¿
mój siêgaj¹cy do przyczyny i konstruuj¹cy j¹ pod³ug praw przestrzeni intelekt
– przy za³o¿eniu naturalnego po³o¿enia palców – musi przypisaæ dwu ró¿nym ku-
lom dwie powierzchnie kuliste, stykaj¹ce siê jednoczeœnie z zewnêtrznymi strona-
mi palca œrodkowego i wskazuj¹cego, tak
te¿ widziany obiekt uka¿e mi siê podwój-
nie, gdy moje oczy – zbiegaj¹c siê równo
– nie zamykaj¹ ju¿ k¹ta optycznego w jed-
nym punkcie obiektu, lecz ka¿de oko
patrzy nañ pod innym k¹tem, tj. gdy
zezujê. Wychodz¹ce z jednego punktu
obiektu promienie nie bêd¹ ju¿ pada³y na
symetryczne wzglêdem siebie miejsca na
obu siatkówkach – miejsca, które mój in-
telekt pozna³ w toku ci¹g³ego doœwiadcza-
nia, lecz padn¹ na zupe³nie nowe obszary,
które przy równym po³o¿eniu oczu mog¹
byæ pobudzone tylko przez ró¿ne cia³a;
st¹d te¿ widzê teraz dwa obiekty, ponie-
wa¿ ogl¹d dokonuje siê przez intelekt i w
intelekcie. To samo zjawisko zachodzi
tak¿e bez zezowania. Gdy stoj¹ przede
mn¹ w nierównej odleg³oœci dwa przed-
mioty, a ja wpatrujê siê mocno w bardziej
oddalony, zamykam na nim k¹t optycz-
9 Donosi o nim gazeta Ferankfurter Konversationsblatt z 22 lipca 1853 r. W Nauders (Tyrol) zmar³

10 lipca œlepy rzeŸbiarz Józef Kleinhanns. Ociemnia³y w wieku piêciu lat wskutek krowiej ospy
ch³opiec z nudów rzeŸbi³ ró¿ne figurki. Prugg udzieli³ mu niezbêdnych wskazówek i da³ figurki do
skopiowania. W dwunastym roku ¿ycia ch³opiec sporz¹dzi³ rzeŸbê Chrystusa naturalnej wielkoœci.
Skorzysta³ wielce podczas pobytu w pracowni rzeŸbiarza Nißla w Fügen, i dziêki dobrym projek-
tom i uzdolnieniom sta³ siê szeroko znanym œlepym rzeŸbiarzem. Wykona³ ró¿norakie i liczne prace.
Samych wizerunków Chrystusa jego d³uta zachowa³o siê czterysta. Uwzglêdniaj¹c jego œlepotê, ob-
jawia siê w nich wielkie mistrzostwo. Sporz¹dzi³ równie¿ inne cenione dzie³a, a przed dwoma
miesi¹cami – popiersie cesarza Franciszka Józefa, które wys³ano do Wiednia.

Schop.p65 57 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
58 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej

ny. Teraz promienie wychodz¹ce z bli¿ej stoj¹cego przedmiotu trafiaj¹ w niesy-


metryczne wzglêdem siebie miejsca na obu siatkówkach, przeto mój intelekt bêdzie
je przypisywa³ dwóm przedmiotom, tj. ów bli¿ej stoj¹cy przedmiot bêdê widzia³
podwójnie (zob. fig. 2). Jeœli natomiast zamknê na tym ostatnim k¹t optyczny,
mocno siê weñ wpatruj¹c, to z tej samej racji uka¿e mi siê podwójnie przedmiot
bardziej oddalony. Mo¿na choæby dla próby trzymaæ o³ówek w odleg³oœci dwu
stóp (60 cm) od oka i wpatrywaæ siê na zmianê ju¿ to w niego, ju¿ to w jakiœ
daleko za nim le¿¹cy obiekt.
Ale najpiêkniejsze jest to, ¿e mo¿na te¿ przeprowadziæ odwrotny eksperyment.
Maj¹c ustawione blisko przed oboma otwartymi oczyma i na wprost nich dwa rze-
czywiste przedmioty, widzi siê tylko jeden. Dowodzi to niezbicie, ¿e ogl¹d ¿adn¹
miar¹ nie jest dzie³em wra¿enia zmys³owego, lecz nastêpuje dziêki aktowi intelektu.
Z³ó¿my równolegle dwie tekturowe rurki o d³ugoœci oko³o 8 cali (20 cm) i 1,5 cala
(4 cm) œrednicy – tworz¹c coœ w rodzaju binokularnego teleskopu – i umocujmy
przed otworem ka¿dej z nich po monecie oœmiogroszowej. Gdy – przy³o¿ywszy
do oczu drugi koniec – spojrzymy przez taki przyrz¹d, spostrze¿emy tylko jedn¹
oœmiogroszówkê okolon¹ przez jedn¹ rurkê. Wywo³ane równoleg³ym po³o¿eniem
rurek równoleg³e u³o¿enie oczu sprawia, ¿e promienie œwietlne obu monet trafiaj¹
wprost w œrodek siatkówki i okolicznych, symetrycznych wzglêdem siebie miejsc.
Intelekt, zak³adaj¹c sk¹din¹d przy bliskich obiektach zwyk³e – wrêcz konieczne
– zbie¿ne ustawienie osi ocznych, uznaje jeden jedyny obiekt za przyczynê tak
odbitego œwiat³a, w efekcie czego widzimy tylko jeden przedmiot. Tak bezpoœred-
nie jest przyczynowe ujêcie intelektu.
Nie miejsce tu na szczegó³owe zbijanie proponowanych fizjologicznych wyja-
œnieñ pojedynczego widzenia. Ich b³êdnoœæ wynika ju¿ z nastêpuj¹cych uwag.
1. Gdyby sprawa mia³a pod³o¿e organiczne, symetryczne wzglêdem siebie na obu
siatkówkach miejsca, od których dowodnie zale¿y pojedyncze widzenie, musia³y-
by byæ jednoimienne w sensie organicznym. Tymczasem s¹ one – jak ju¿ wspomniano
– jednoimienne tylko w sensie geometrycznym. Organicznie bowiem oba wewnêtrzne
i oba zewnêtrzne k¹ty optyczne odpowiadaj¹ sobie i wszystko stosownie do tego;
natomiast na u¿ytek pojedynczego widzenia odpowiada – na odwrót – prawa stro-
na prawej siatkówki prawej stronie lewej siatkówki itd., co wynika niezbicie z przy-
toczonych przyk³adów. Poniewa¿ zaœ zagadnienie to ma pod³o¿e intelektualne, to
nawet najrozs¹dniejsze zwierzêta, mianowicie wy¿sze ssaki, z kolei tak¿e ptaki dra-
pie¿ne, zw³aszcza sowy i inne, maj¹ tak ustawione oczy, ¿e mog¹ obie osi oczne
kierowaæ na jeden punkt. 2. Stworzona najpierw przez Newtona (Optics, kwestia
15) hipoteza o ³¹czeniu siê lub czêœciowym krzy¿owaniu nerwów wzrokowych przed
ich wejœciem do mózgu jest ju¿ choæby dlatego fa³szywa, ¿e by³oby wtedy niemo¿-
liwe podwójne widzenie wskutek zezowania. Nadto ju¿ Vesalius i Caesalpinus przy-
taczali przypadki anatomiczne, w których nie zachodzi³ ¿aden alia¿, a nawet ¿aden

Schop.p65 58 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ IV – O pierwszej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 63

Po czêœci temu ostatniemu sposobowi oceny – prawomocnie stosowanemu tylko


do ziemskich obiektów i w kierunku horyzontalnym – czêœciowo zaœ szacowaniu
wed³ug perspektywy powietrznej, co równie¿ stosowane mo¿e byæ tylko w tych
przypadkach, przypisaæ nale¿y, ¿e nasz ogl¹daj¹cy intelekt traktuje to, co po³o¿one
jest poziomo, za bardziej odleg³e, a wiêc za wiêksze, ni¿ to, co jest po³o¿one pio-
nowo. St¹d bierze siê fakt, ¿e ksiê¿yc na horyzoncie wydaje siê o wiele wiêkszy
ni¿ w punkcie kulminacji, choæ jego dobrze zmierzony k¹t widzenia, a zatem jego
rzutowany do oka obraz nie jest wtedy wcale wiêkszy. Podobnie te¿ sklepienie nieba
jawi siê jako sp³aszczone, tj. rozci¹ga siê dalej w kierunku horyzontalnym ni¿
wertykalnym. Oba zjawiska s¹ wiêc czysto intelektualne, czyli mózgowe, nie zaœ
optyczne lub zmys³owe. Zarzut, ¿e ksiê¿yc – choæby kulminuj¹cy – wydaje siê
niekiedy przyæmiony, a jednak nie wiêkszy, mo¿na odeprzeæ w ten sposób, ¿e nie
jawi siê on tu jako czerwony, gdy¿ przyæmienie to zachodzi wskutek gêstszych
oparów, przeto jest innego rodzaju ni¿ na skutek perspektywy powietrznej. Mo¿-
na argumentowaæ i tak, ¿e stosujemy – jak powiedziano – to szacowanie tylko
w kierunku poziomym, nie zaœ pionowym, a i w tym po³o¿eniu zdarzaj¹ siê inne
korektury. Saussure widzia³ podobno ze szczytu Mont Blanc wschodz¹cy ksiê¿yc
o tak wielkiej tarczy, ¿e go nie pozna³ i ze strachu zemdla³.
Dzia³anie teleskopu i lupy polega na wyizolowanym szacowaniu wed³ug sa-
mego tylko k¹ta widzenia, a wiêc wielkoœci na podstawie odleg³oœci, a odleg³oœci
na podstawie wielkoœci; tu bowiem wy³¹czone s¹ cztery inne, dodatkowe kryte-
ria oceny. Teleskop rzeczywiœcie powiêksza, ale wydaje siê jedynie przybli¿aæ, wiel-
koœæ bowiem obiektów jest nam znana empirycznie, a ich pozornie wiêksze
rozmiary t³umaczymy mniejsz¹ odleg³oœci¹; na przyk³ad dom widziany przez
teleskop wydaje siê nie 10 razy wiêkszy, lecz 10 razy bli¿szy. Lupa w rzeczywi-
stoœci nie powiêksza, lecz tylko umo¿liwia nam takie przybli¿enie obiektu do oka,
jakie sk¹din¹d by³oby dla nas niewykonalne, i obiekt wydaje siê nam tylko tak
wielki, jaki by siê prezentowa³ w takiej bliskoœci i bez lupy. Zbyt ma³a miano-
wicie wypuk³oœæ soczewki i rogówki nie pozwala na wyraŸne widzenie w wiêk-
szej bliskoœci ni¿ 8–10 cali (20–25 cm) od oka. Jeœli wiêc wypuk³oœæ lupy – za-
miast wypuk³oœci soczewki i rogówki – powiêkszy za³amanie œwiat³a, to otrzy-
many nawet przy pó³calowej (1,2 cm) odleg³oœci od oka obraz bêdzie jeszcze doœæ
wyraŸny. Otó¿ nasz intelekt przenosi widziany w takiej bliskoœci i odpowiada-
j¹cej jej wielkoœci obiekt na naturaln¹ odleg³oœæ wyraŸnego widzenia, dlatego
8–10 cali od oka, i ocenia teraz wedle tej odleg³oœci pod podanym k¹tem widze-
nia jego wielkoϾ.
Wy³o¿y³em tak szczegó³owo wszystkie te dotycz¹ce widzenia procesy, by
wykazaæ jasno i niezbicie, ¿e czynny jest w nich przewa¿nie intelekt, który ujmu-
j¹c ka¿d¹ zmianê jako skutek i odnosz¹c ten¿e do jego przyczyny, urzeczywistnia
na podstawie apriorycznych podstawowych naocznoœci przestrzeni i czasu mózgo-

Schop.p65 63 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
64 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej

we zjawisko przedmiotowego œwiata, a wra¿enie zmys³owe dostarcza mu po temu


jedynie danych. Mózg wykonuje to zadanie poprzez w³asn¹ formê – mianowicie
prawo przyczynowoœci – przeto ca³kowicie bezpoœrednio i intuicyjnie, bez pomo-
cy refleksji, tj. poznania abstrakcyjnego za poœrednictwem pojêæ i s³ów, które
stanowi¹ materia³ poznania wtórnego, tj. myœlenia, a wiêc rozumu.
Owa niezale¿noœæ poznania intelektualnego od rozumu i jego pomocy t³uma-
czy siê te¿ tym, ¿e gdy intelekt przydaje danym skutkom jak¹œ nietrafn¹ przyczy-
nê, a przeto tê ostatni¹ ogl¹da wprost, wskutek czego powstaje fa³szywy pozór, rozum
mo¿e in abstracto poznaæ trafnie prawdziwy stan rzeczy, nie mo¿e jednak przyjœæ
z pomoc¹ intelektowi, lecz – pomimo jego (rozumu) lepszego poznania – ów fa³szy-
wy pozór pozostaje niezmieniony. Takim pozorem jest na przyk³ad rozwa¿ane
wy¿ej podwójne widzenie i podwójne dotykanie na skutek pozbawienia organów
zmys³owych ich normalnego po³o¿enia. Podobnie te¿ wspomniany, wydaj¹cy siê
wiêkszy na horyzoncie ksiê¿yc, a tak¿e prezentuj¹cy siê jako zawieszone cia³o sta³e
obraz w ognisku zwierciad³a wklês³ego, namalowana p³askorzeŸba, któr¹ uwa¿amy
za rzeczywist¹, ruch brzegu albo mostu, na którym stoimy, podczas gdy przep³y-
wa jakiœ statek, wysokie góry, które wydaj¹ siê o wiele bli¿sze ni¿ w istocie s¹
z powodu braku perspektywy powietrznej – efektu czystoœci atmosfery, otulaj¹cej
ich wysokie szczyty, i setki podobnych rzeczy, przy których intelekt zak³ada
zwyk³¹, znan¹ mu przyczynê, a wiêc zaraz j¹ ogl¹da, mimo ¿e rozum stwierdza inny
stan rzeczy. Nie mo¿e jednak poradziæ sobie z niedostêpnym dla jego pouczeñ
intelektem, ten bowiem poprzedza go w swym poznaniu. W ten sposób pozór, tj.
u³uda intelektu, pozostaje niezmienny, choæ mo¿na zapobiec b³êdowi, tj. u³udzie ro-
zumu. Tym, co poprawnie poznane przez intelekt, jest realnoϾ; tym, co poprawnie
poznane przez rozum, jest prawda, tj. s¹d maj¹cy racjê. Realnoœci przeciwstawiamy
pozór (fa³szywe treœci naoczne), prawdzie zaœ – b³¹d (fa³szywe treœci myœlowe).
Jakkolwiek czysto formalna czêœæ ogl¹du empirycznego, a wiêc prawo przyczy-
nowoœci, le¿y a priori w intelekcie, to zastosowanie tego prawa do danych empi-
rycznych nie dokonuje siê automatycznie; intelekt osi¹ga je dopiero poprzez æwi-
czenie i doœwiadczenie. St¹d bierze siê fakt, ¿e niemowlêta odbieraj¹ wprawdzie wra-
¿enia œwiat³a i barwy, jednak¿e jeszcze nie ujmuj¹ ani te¿ nie widz¹ w³aœciwie
obiektów. Tkwi¹ przez pierwsze tygodnie w umys³owym odrêtwieniu, które wkrót-
ce niknie, gdy ich intelekt zaczyna pe³niæ sw¹ funkcjê, operuj¹c na danych zmys³o-
wych, zw³aszcza danych dotyku i wzroku, przez co stopniowo wkracza do ich œwia-
domoœci œwiat obiektywny. Postêp w tym procesie mo¿na wyraŸnie rozpoznaæ po
coraz wiêkszej inteligencji ich spojrzenia i wzrastaj¹cej celowoœci ich poruszeñ,
zw³aszcza gdy po raz pierwszy objawiaj¹ przyjaznym uœmiechem, ¿e poznaj¹ swych
opiekunów. Mo¿na te¿ zauwa¿yæ, i¿ d³ugo jeszcze eksperymentuj¹ ze swym widze-
niem i dotykaniem, by udoskonaliæ swe ujêcie przedmiotów w ró¿nym oœwietle-
niu, kierunku i oddaleniu. Uprawiaj¹ w ten sposób ciche, ale powa¿ne badania, póki

Schop.p65 64 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ IV – O pierwszej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 65

nie wyucz¹ siê opisanych wy¿ej intelektualnych czynnoœci widzenia. Znacznie jednak
wyraŸniej mo¿na stwierdziæ te szkolne praktyki u operowanych w póŸniejszym
wieku niewidomych od urodzenia, ci bowiem zdaj¹ relacjê ze swoich postrze¿eñ.
Od czasu s³ynnego ociemnia³ego Chesseldena (oryginaln¹ relacjê o nim znajdujemy
w „Philosophical transactions”, t. 35) przypadek ten wielokrotnie siê powtarza³,
i ka¿dorazowo potwierdza³o siê, ¿e ci ludzie, którzy póŸno odzyskuj¹ narz¹d wzro-
ku, widz¹ wprawdzie zaraz po operacji œwiat³o, barwy i kontury, lecz nie maj¹
jeszcze ¿adnego obiektywnego ogl¹du przedmiotów. Ich intelekt musi siê dopiero
nauczyæ stosowania swego prawa przyczynowoœci do nowych dlañ, na dodatek
zmieniaj¹cych siê danych. Gdy niewidomy Chesselden ujrza³ po raz pierwszy swój
pokój wraz ze znajduj¹cymi siê w nim sprzêtami, niczego nie potrafi³ rozró¿niæ,
lecz mia³ tylko jedno ca³oœciowe wra¿enie – jednej, z³o¿onej z jednego kawa³ka
ca³oœci. Uwa¿a³ j¹ za g³adk¹, ró¿norako zabarwion¹ powierzchniê. Nie przysz³o mu
do g³owy, by rozpoznaæ osobne, ró¿nie oddalone, ustawione jedna za drug¹ rze-
czy. U takich wyleczonych niewidomych dotyk, dziêki któremu rzeczy s¹ ju¿ zna-
ne, musi dopiero zaznajomiæ z nimi wzrok, niejako mu je zaprezentowaæ i przed-
stawiæ. Pocz¹tkowo nie maj¹ oni s¹du na temat odleg³oœci, i w konsekwencji siê-
gaj¹ po wszystko. Jeden z nich nie móg³ uwierzyæ – widz¹c swój dom z zewn¹trz
– ¿e wszystkie du¿e pokoje maj¹ siê znajdowaæ w tej ma³ej rzeczy. Inny by³ ura-
dowany, gdy w kilka tygodni po operacji odkry³, ¿e miedzioryty na œcianie przed-
stawiaj¹ rozmaite przedmioty. W „Gazecie Porannej” z 23 paŸdziernika 1817 r. za-
mieszczono wiadomoœæ o pewnym niewidomym, który w siedemnastym roku ¿ycia
odzyska³ wzrok. Musia³ siê dopiero uczyæ intelektualnego ogl¹du, nie rozpoznawa³
wzrokiem ¿adnego znanego mu uprzednio przez dotyk przedmiotu, bra³ przeto kozy
za ludzi itd. Zmys³ dotyku musia³ dopiero zaznajomiæ zmys³ wzroku z ka¿dym po-
szczególnym przedmiotem. Podobnie te¿ nie mia³ on ¿adnego s¹du na temat odleg³o-
œci widzianych obiektów, lecz siêga³ po wszystko. Franz pisze w swej ksi¹¿ce The
eye: a treatise on the art of preserving this organ in healthy condition, and of improving
the sight (London 1839) na s. 34–36: „A definite idea of distance, as well as of form
and size, is only obtained by sight and touch, and by reflecting on the impressions
made on both senses; but for this purpose we must take into account the muscular
motion and voluntary locomotion of the individual. Caspar Hauser 10, in a deta-
iled account of his own experience in this respect states, that upon his first libe-
ration from confinement, whenever he looked through the window upon external
objects, such as the street, garden etc., it appeared to him as if there were a shutter
quite close to his eye, and covered with confused colours of all kinds, in which he
could recognise or distinguish nothing singly. He says farther, that he did not

10 L. Feuerbach, Caspar Hauser – Beispiel eines Verbrechens am Seelenleben eines Menschen, Anspach

1832, s. 79 nn.

Schop.p65 65 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ IV – O pierwszej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 69

co ¿yje, ma intelekt). Tak¿e Porfiriusz (De abstinentia, III, 21) usi³uje obszernie
wykazaæ, i¿ wszystkie zwierzêta maj¹ intelekt.
To, ¿e tak w³aœnie jest, wynika bez w¹tpienia z intelektualnoœci ogl¹du. Wszyst-
kie zwierzêta, a¿ do najni¿szych, musz¹ mieæ intelekt, tj. poznanie prawa przyczy-
nowoœci – choæby o bardzo ró¿nym stopniu wyraŸnoœci i subtelnoœci, przynajmniej
na tyle, na ile potrzeba go do ogl¹du za poœrednictwem zmys³ów. Wra¿enie bez
intelektu by³oby nie tylko nieprzydatnym, ale i okrutnym darem natury. Nikt,
komu nie brakuje intelektu, nie podda w w¹tpliwoœæ jego obecnoœci u wy¿szych
zwierz¹t. Widaæ te¿ niekiedy w sposób niezaprzeczalny, ¿e ich poznanie przyczy-
nowoœci jest rzeczywiœcie a priori, a nie wynika ze zwyk³ego przyzwyczajenia, ¿e
po jednej rzeczy stale nastêpuje druga. M³ody szczeniak nie zeskoczy ze sto³u, po-
niewa¿ przewiduje skutek. Niedawno kaza³em zawiesiæ w mojej sypialni wielkie,
siêgaj¹ce pod³ogi firanki, które rozsuwaj¹ siê poœrodku za poci¹gniêciem sznurka.
Gdy je po raz pierwszy przy porannym wstawaniu rozsun¹³em, zauwa¿y³em ku
swemu zdumieniu, ¿e mój m¹dry pudel z wielkim zdziwieniem rozgl¹da siê w górê
i na boki, szukaj¹c przyczyny tego zjawiska, a wiêc zmiany, o której wiedzia³
a priori, ¿e musia³a uprzednio zajœæ. To samo powtórzy³o siê nastêpnego ranka. Ale
i najni¿sze zwierzêta, nawet jamoch³on bez wyodrêbnionych organów zmys³owych,
gdy uczepiony swymi odnogami – wêdruje z listka na listek w górê wodorostu ku
œwiat³u, maj¹ postrze¿enia, a zatem i intelekt.
Intelekt ludzki, który jednak wyraŸnie oddzielamy od ludzkiego rozumu, ró¿ni
siê od intelektu najni¿szych ¿yj¹tek tylko stopniem, a wszystkie poœrednie szczeble
wype³nia ca³y rz¹d zwierz¹t, których najwy¿sze ogniwa: ma³py, s³onie, psy, zadzi-
wiaj¹ nas swym intelektem. We wszystkich jednak przypadkach funkcjonowanie
intelektu polega na bezpoœrednim ujêciu relacji przyczynowych; najpierw – jak uka-
zano – pomiêdzy w³asnym cia³em a innymi cia³ami, z czego wynika obiektywne
ogl¹danie, potem zaœ miêdzy tymi obiektywnie ogl¹danymi cia³ami, gdzie to – jak
widzieliœmy w poprzednim paragrafie – stosunek przyczynowy wystêpuje w trzech
ró¿nych formach, mianowicie jako przyczyna, jako podnieta i jako motyw. We-
d³ug tych trzech form zachodzi wszelki ruch w œwiecie, pojmowany przez sam tylko
intelekt. Jeœli wiêc œledzi spoœród tych trzech przyczyny sensu stricto, tworzy mecha-
nikê, astronomiê, fizykê, chemiê oraz wynajduje – na szczêœcie i nieszczêœcie
– maszyny. U podstaw jego odkryæ le¿y jednak zawsze jako ostatnia instancja bez-
poœrednie, intuicyjne ujêcie zwi¹zku przyczynowego. Ujêcie to jest jedyn¹ form¹
i funkcj¹ intelektu, ¿adn¹ miar¹ zaœ skomplikowane tryby dwunastu kantowskich
kategorii, których niewa¿noœæ ju¿ wykaza³em. Wszelkie rozumienie jest bezpoœred-
nim, i st¹d intuicyjnym ujêciem zwi¹zku przyczynowego, choæ od razu – dla swego
utrwalenia – musi byæ zdeponowane w abstrakcyjnych pojêciach. St¹d te¿ racho-
wanie nie jest rozumieniem i samo w sobie nie dostarcza ¿adnego zrozumienia
rzeczy. To ostatnie zyskuje siê tylko na drodze ogl¹du, poprzez trafne poznanie

Schop.p65 69 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
70 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej

przyczynowoœci i geometryczn¹ konstrukcjê tego procesu. Wy³o¿y³ to najlepiej Euler,


poniewa¿ zna³ siê gruntownie na rzeczy. Rachowanie natomiast ma do czynienia
z czysto abstrakcyjnymi pojêciami wielkoœci, których wzajemne relacje ustala. Na
tej drodze nigdy nie osi¹ga siê najmniejszego choæby zrozumienia jakiegokolwiek
procesu fizycznego. Do tego bowiem potrzebne jest naoczne ujêcie relacji prze-
strzennych, za których poœrednictwem dzia³aj¹ przyczyny. Rachowanie okreœla
iloœæ i wielkoœæ, jest przeto niezbêdne w praktyce. Mo¿na nawet rzec: tam, gdzie
zaczyna siê rachowanie, ustaje rozumienie, gdy¿ zaprz¹tniêta liczbami g³owa jest
podczas rachowania ca³kiem wyobcowana ze zwi¹zku przyczynowego oraz geo-
metrycznej konstrukcji procesu fizycznego – tkwi w czysto abstrakcyjnych
pojêciach liczb. Rezultat jednak nie orzeka nic wiêcej ni¿ ile, nigdy zaœ nie mówi,
co. L’experience et le calcul, ta ulubiona sentencja francuskich fizyków tu ¿adn¹
miar¹ nie wystarcza. Jeœli natomiast przewodnikami intelektu bêd¹ podniety,
intelekt bêdzie tworzy³ fizjologiê roœlin i zwierz¹t, terapiê i toksykologiê. Jeœli
wreszcie obierze sobie za przewodnika motywacjê, to albo pos³u¿y siê ni¹ w sfe-
rze czysto teoretycznej do wyjawienia etyki, jurysprudencji, historii, polityki oraz
poezji dramatycznej i epickiej, albo te¿ zastosuje j¹ praktycznie do tresury zwie-
rz¹t, wreszcie nawet ka¿e rodzajowi ludzkiemu tañczyæ w rytm dŸwiêków swej
fujarki, wynajduj¹c trafnie dla ka¿dej marionetki nitkê, której poci¹gniêcie wprawi
j¹ w dowolny ruch. Czy to za pomoc¹ mechaniki pos³uguje siê ciê¿koœci¹ cia³ do
konstrukcji maszyn tak roztropnie, ¿e ich dzia³anie bêdzie na rêkê jego zamys³om,
czy te¿ stosownie do swych celów wprowadza do gry wspólne lub jednostkowe
sk³onnoœci ludzkie – jest to odnoœnie do uaktywniaj¹cej siê tu funkcji jednym i tym
samym. W swym praktycznym zastosowaniu intelekt nosi miano roztropnoœci,
a gdy przy okazji okpiwa siê innych – przebieg³oœci; przy b³ahoœci celów – sprytu,
a jeœli wi¹¿e siê to ze szkod¹ innych osób – perfidii. Natomiast w zastosowaniu czysto
teoretycznym zwie siê po prostu intelektem, w wy¿szych zaœ stopniach bystroœci¹,
wnikliwoœci¹, pojêtnoœci¹, rozwag¹, jego zaœ brak – têpot¹, g³upot¹, g³upkowato-
œci¹ itd. Te nader ró¿ne stopnie wyrazistoœci intelektu s¹ wrodzone, nie mo¿na siê
ich wyuczyæ; jakkolwiek æwiczenie i znajomoœæ materia³u s¹ wszêdzie potrzebne
do trafnego pos³ugiwania siê intelektem, jak to przecie¿ widzieliœmy przy jego pierw-
szym zastosowaniu, a wiêc przy ogl¹dzie empirycznym. Rozum ma ka¿dy gamoñ
– jeœli damy mu przes³anki, wyprowadzi z nich wniosek. Tymczasem intelekt do-
starcza poznania prymarnego, a wiêc intuicyjnego, i na tym polega ró¿nica. Odpo-
wiednio te¿ istota ka¿dego wielkiego odkrycia, jak i ka¿dego zamys³u ogólnohisto-
rycznego jest wytworem jednej szczêœliwej chwili, gdy dziêki sprzyjaj¹cym zewnêtrz-
nym i wewnêtrznym okolicznoœciom rozjaœniaj¹ siê nagle dla intelektu zawi³e szeregi
przyczynowe, niewidoczne przyczyny tysi¹ckroæ widzianych zjawisk lub nigdy nie-
przemierzane, ciemne drogi myœli.

Schop.p65 70 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ IV – O pierwszej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 71

Przez powy¿sze objaœnienia procesów widzenia i dotykania wykazano bezspor-


nie, ¿e ogl¹d empiryczny jest w istocie dzie³em intelektu, któremu zmys³y dostar-
czaj¹ tylko w swych wra¿eniach ubogiego w ca³oœci tworzywa. On jest tworz¹cym
artyst¹, one zaœ tylko podaj¹cymi materia³ pomocnikami. Jego sposób postêpowa-
nia polega w tym procesie na przechodzeniu od danych skutków do ich przyczyn,
które dopiero jawi¹ siê jako obiekty w przestrzeni. Przes³ank¹ jest tu prawo przy-
czynowoœci, które musi byæ do³¹czone przez sam intelekt, nigdy bowiem nie
mog³oby przedostaæ siê doñ z zewn¹trz. Jeœli wszak¿e jest ono pierwszym warun-
kiem wszelkiego ogl¹du empirycznego, ten zaœ jest form¹, w jakiej wystêpuje
wszelkie doœwiadczenie zewnêtrzne, to jak mog³oby ono byæ dopiero zaczerpniête
z doœwiadczenia, którego stanowi istotn¹ przes³ankê? Poniewa¿ jest to po prostu
niemo¿liwe, a filozofia Locke’a znios³a wszelk¹ apriorycznoœæ, Hume zaprzeczy³
ca³ej realnoœci pojêcia przyczynowoœci. Przy okazji napomkn¹³ (w siódmym ze
swych Essays on human understanding 13) o dwóch fa³szywych hipotezach, które
ponownie podniesiono w naszej dobie. Jedna g³osi, ¿e Ÿród³em i pierwowzorem po-
jêcia przyczynowoœci jest oddzia³ywanie woli na cz³onki cia³a; druga zaœ, ¿e jest nim
opór, jaki cia³a stawiaj¹ wywieranemu na nie naciskowi. Hume odpiera jedno i drugie
w sobie w³aœciwy sposób i zgodnie z w³asnym kontekstem myœlowym. Ja zaœ czyniê
to nastêpuj¹co. Pomiêdzy aktem woli a akcj¹ cia³a nie zachodzi ¿aden zwi¹zek
przyczynowy, lecz oba te czynniki s¹ bezpoœrednio jednym i tym samym, co jest
dwojako postrzegane: raz w samoœwiadomoœci czy zmyœle wewnêtrznym jako akt
woli, a zarazem w zewnêtrznym przestrzennym ogl¹dzie mózgowym jako akcja cia³a
(por. Œwiat jako wola i przedstawienie, wyd. III, t. II, s. 41). Druga hipoteza jest fa³szy-
wa, po pierwsze dlatego, ¿e – jak wy¿ej obszernie ukazano – zwyk³e wra¿enie dotyku
nie dostarcza jeszcze ¿adnego ogl¹du obiektywnego, a có¿ dopiero pojêcia przyczy-
nowoœci – to ostatnie nie mo¿e nigdy wynikn¹æ z samego tylko uczucia zahamowane-
go wysi³ku cia³a, który przecie¿ nastêpuje czêsto i bez przyczyny zewnêtrznej; po
drugie dlatego, ¿e nasze parcie na przedmiot zewnêtrzny – maj¹ce z koniecznoœci¹
jakiœ motyw – zak³ada ju¿ jego postrzeganie, to zaœ wymaga poznania przyczynowo-
œci. Niezale¿noœci pojêcia przyczynowoœci od wszelkiego doœwiadczenia da³oby siê
jednak gruntownie dowieœæ tylko przez wykazanie zale¿noœci wszelkiego doœwiadcze-
nia – w ca³ej jego mo¿noœci – od tego pojêcia, jak to ju¿ powy¿ej uczyni³em. Fa³szy-
woœæ sformu³owanego w tym w³aœnie celu dowodu Kanta wyka¿ê w § 23.
W tym miejscu nale¿a³oby te¿ stwierdziæ, ¿e Kant albo nie poj¹³ faktu zapo-
œredniczenia ogl¹du empirycznego przez znane nam, dzia³aj¹ce przed wszelkim do-
œwiadczeniem prawo przyczynowoœci, albo – poniewa¿ nie harmonizowa³o to z jego
zamys³ami – umyœlnie go pomin¹³. W Krytyce czystego rozumu mówi o stosunku
przyczynowoœci do naocznoœci nie w „Transcendentalnej nauce o elementach”, lecz
13 [Wydanie polskie: D. Hume, Badania dotycz¹ce rozumu ludzkiego, prze³. J. £ukasiewicz

i K. Twardowski, Warszawa 1973].

Schop.p65 71 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ IV – O pierwszej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 73

Zreszt¹ ów wysuniêty przez Kanta fundamentalny pogl¹d idealistyczny nic na


tym moim sprostowaniu nie ucierpia³. Ba, jeszcze zyska³, o tyle ¿e w moim
mniemaniu roszczenie prawa przyczynowoœci zaczyna siê i wygasa w ogl¹dzie em-
pirycznym jako jego wytworze, przeto nie mo¿e mieæ mocy obowi¹zuj¹cej dla ca³ko-
wicie transcendentnego pytania o rzecz sam¹ w sobie. Jeœli przyjrzymy siê na nowo
mojej teorii ogl¹du empirycznego, stwierdzimy, ¿e pierwsze datum, wra¿enie
zmys³owe, jest czymœ na wskroœ subiektywnym, zachodzi wewn¹trz organizmu, po-
niewa¿ jest czymœ podskórnym. Ju¿ Locke obszernie i gruntownie wykaza³, ¿e te
wra¿enia organów zmys³owych – równie¿ przy za³o¿eniu, ¿e pobudzaj¹ je przy-
czyny zewnêtrzne – nie mog¹ byæ w niczym podobne do w³aœciwoœci tych ostat-
nich: cukier nie jest podobny do s³odyczy, ró¿a zaœ – do czerwieni. Teza jednak,
¿e musz¹ one w ogóle mieæ jak¹œ zewnêtrzn¹ przyczynê, opiera siê na prawie,
którego Ÿród³o tkwi w nas, w naszym mózgu. Jest ono wiêc w swej ostatniej in-
stancji nie mniej subiektywne ni¿ samo wra¿enie. Nawet czas, ów pierwszy waru-
nek mo¿liwoœci ka¿dej zmiany, a wiêc i takiej, która dopuszcza zastosowanie po-
jêcia przyczynowoœci, jak równie¿ przestrzeñ, która umo¿liwia przenoszenie na
zewn¹trz przyczyny, jawi¹cej siê potem jako obiekt, s¹ – jak to wykaza³ Kant
– subiektywnymi formami umys³u. Znajdujemy przeto wszystkie elementy ogl¹du
empirycznego jako le¿¹ce w nas, i nie ma w nim niczego, co by wskazywa³o na
coœ od nas ró¿nego, na jak¹œ rzecz sam¹ w sobie. Co wiêcej: pod pojêciem materii
myœlimy to, co pozostaje jeszcze z cia³, gdy wyzujemy je z formy i wszelkich
specyficznych jakoœci, co wiêc dlatego musi byæ we wszystkich cia³ach jednym
i tym samym. Owe zniesione przez nas formy i jakoœci nie s¹ wszak¿e niczym
innym, jak tylko szczególnym i rodzajowo okreœlonym sposobem oddzia³ywania cia³,
który stanowi o ich ró¿norodnoœci. St¹d – jeœli je pominiemy – to, co jeszcze po-
zostaje, jest nagim skutkowaniem w ogóle, czystym dzia³aniem jako takim, sam¹ przy-
czynowoœci¹ pomyœlan¹ obiektywnie – a wiêc odblaskiem naszego intelektu, rzu-
towanym na zewn¹trz obrazem jego jedynej funkcji. Sama materia jest na wskroœ
czyst¹ przyczynowoœci¹ – jej istot¹ jest skutkowanie w ogóle. (Por. Œwiat jako wola
i przedstawienie, t. I, § 4, s. 9; t. II, s. 48–49; wyd. III, I, 10 i II, 52–53). Dlatego
te¿ czysta materia nie daje siê ogl¹daæ, lecz tylko pomyœleæ; jest czymœ myœlowo
dodanym do ka¿dej realnoœci jako jej podstawa. Czysta przyczynowoœæ, samo skut-
kowanie bez okreœlonego sposobu oddzia³ywania nie mo¿e byæ dane w naocznoœci,
przeto nie mo¿e wystêpowaæ w ¿adnym doœwiadczeniu. Materia jest zatem tylko
obiektywnym korelatem czystego intelektu, jest przyczynowoœci¹ w ogóle i niczym
wiêcej; podobnie jak intelekt jest bezpoœrednim poznaniem przyczyny i skutku
w ogóle, i niczym wiêcej. Dlatego prawo przyczynowoœci nie mo¿e mieæ ¿adnego
zastosowania do samej materii, tj. nie mo¿e ona ani powstawaæ, ani przemijaæ, lecz
jest i trwa. Poniewa¿ zaœ wszelka zmiana akcydensów (form i jakoœci), tj. wszelkie
powstawanie i przemijanie, zachodzi tylko na mocy przyczynowoœci, a sama materia

Schop.p65 73 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
74 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej

jest czyst¹ przyczynowoœci¹ jako tak¹, ujêt¹ obiektywnie, to nie mo¿e ona spra-
wowaæ swej w³adzy na sobie samej – tak jak oko, które mo¿e widzieæ wszystko,
tylko nie samo siebie. Skoro nadto „substancja” jest to¿sama z materi¹, mo¿na rzec:
substancja jest skutkowaniem ujêtym in abstracto; akcydens zaœ jest szczególnym
rodzajem skutkowania, dzia³aniem in concreto. Oto wiêc rezultaty, do których
wiedzie prawdziwy, tj. transcendentalny idealizm. Wykaza³em ju¿ w swym g³ów-
nym dziele, ¿e do rzeczy samej w sobie, tj. tego, co w ogóle istnieje i jest poza przed-
stawieniem, nie mo¿emy dotrzeæ na drodze przedstawieñ, lecz musimy pójœæ inn¹
drog¹ wiod¹c¹ poprzez wnêtrze rzeczy. Droga ta, uciekaj¹c siê niejako do zdrady,
otwiera nam bramy twierdzy.
Jeœli chcielibyœmy porównaæ czy wrêcz uto¿samiæ przedstawione tu rzetelne
i gruntowne roz³o¿enie ogl¹du empirycznego na jego elementy, które okazuj¹ siê
w ca³oœci subiektywne, z algebraicznymi równaniami Fichtego miêdzy „ja” i „nie-
-ja”, z jego sofistycznymi pozornymi dowodami, które dla zwiedzenia czytelnika
potrzebowa³y os³ony niezrozumia³oœci, a nawet nonsensu, z przedstawieniami, jak
„ja” wysnuwa z siebie „nie-ja”, krótko mówi¹c, z wszystkimi farsami pustki nauko-
wej, by³oby to jawn¹ szykan¹ i niczym wiêcej. Protestujê przeciw wszelkiej wspól-
nocie z Fichtem, podobnie jak Kant w og³oszeniu ad hoc w jenajskiej „Litteratur-
zeitung” 16 jawnie i wyraŸnie przeciw niemu protestowa³. Niech¿e hegelianie
i podobni ignoranci mówi¹ o kantowsko-fichteañskiej filozofii. Jest tylko kantow-
ska filozofia i fichteañska fanfaronada. Oto prawdziwy stan rzeczy i tak to pozo-
stanie, wbrew wszelkim heroldom z³a i wzgardzicielom dobra, w których ojczyzna
niemiecka obfituje bardziej ni¿ jakakolwiek inna.

§ 22. O OBIEKCIE BEZPOŒREDNIM

Tak wiêc wra¿enia zmys³owe cia³a s³u¿¹ jako dane do pierwszego zastosowania
prawa przyczynowoœci, czego wynikiem jest ogl¹d tej klasy obiektów, ta zaœ sw¹
istotê i istnienie czerpie tylko z mocy i w ramach pe³ni¹cego sw¹ tak ustanowion¹
funkcjê intelektu.
Otó¿ o ile cia³o organiczne jest punktem wyjœcia dla ogl¹du wszelkich innych
obiektów, a wiêc te ostatnie zapoœrednicza, nazwa³em je w pierwszym wydaniu tej
rozprawy obiektem bezpoœrednim; wyra¿enie to jest jednak wa¿ne tylko w sensie prze-
noœnym. Choæ postrze¿enie wra¿eñ cielesnych jest bezpoœrednie, samo cia³o nie jawi
siê jeszcze w zwi¹zku z tym jako obiekt, lecz wszystko pozostaje na razie wci¹¿
subiektywne, mianowicie jako wra¿enie. Tak jednak powstaje ogl¹d pozosta³ych
obiektów jako przyczyn wra¿eñ, przy czym przyczyny te jawi¹ siê jako obiekty
16 I. Kant, Erklärung über Fichtes Wissenschaftslehre, w: „Intelligenzblatt der Jena’schen Litteratur-

zeitung”, 1799, nr 109.

Schop.p65 74 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ IV – O pierwszej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 75

– nie zaœ samo cia³o, ono dostarcza bowiem tylko œwiadomoœci zwyk³ych wra¿eñ.
Obiektywnie, a wiêc jako obiekt jest ono poznane jedynie poœrednio, przedstawiaj¹c
siê – na równi z wszystkimi innymi obiektami – w intelekcie czy mózgu (co stanowi
jedno) jako poznana przyczyna subiektywnie danego skutku, i w³aœnie przez to
obiektywnie. Dzieje siê tak jedynie dziêki temu, ¿e jego czêœci oddzia³uj¹ na jego w³asne
zmys³y, a wiêc oko widzi cia³o, rêka je dotyka itd., by na podstawie tych danych
mózg, czyli intelekt móg³ tak¿e samo cia³o – na równi z innymi obiektami – skonstru-
owaæ przestrzennie w jego kszta³cie i w³aœciwoœciach. Bezpoœrednia obecnoœæ przedsta-
wieñ tej klasy w œwiadomoœci zale¿y przeto od pozycji, jak¹ ka¿dorazowo zachowuj¹
– w ³añcuchu przyczyn i skutków – wobec cia³a poznaj¹cego wszystko podmiotu.

§ 23. ZAKWESTIONOWANIE WYSUNIÊTEGO PRZEZ KANTA DOWODU


APRIORYCZNOŒCI POJÊCIA PRZYCZYNOWOŒCI

G³ównym tematem Krytyki czystego rozumu jest udokumentowanie powszech-


nej wa¿noœci prawa przyczynowoœci dla wszelkiego doœwiadczenia, wykazanie jego
apriorycznoœci oraz wynikaj¹cego st¹d jego ograniczenia do mo¿liwoœci doœwiad-
czenia. Nie mogê siê jednak zgodziæ z podanym tam dowodem apriorycznoœci tej
zasady. W istotnych rysach brzmi on nastêpuj¹co: „Do ka¿dego poznania empi-
rycznego nale¿y synteza tego, co ró¿norodne, dokonywana przez wyobraŸniê
zawsze kolejno, tzn. przedstawienia nastêpuj¹ w niej zawsze po sobie. Nastêpstwo
nie jest jednak w wyobraŸni wcale okreœlone co do porz¹dku (co ma poprzedzaæ,
a co nastêpowaæ). [...] Jeœli natomiast ta synteza jest syntez¹ ujêcia (ró¿norodno-
œci danego zjawiska), to porz¹dek w przedmiocie jest okreœlony, lub dok³adniej
powiedziawszy, zachodzi w nim ustalony porz¹dek kolejnej syntezy okreœlaj¹cej
przedmiot [...]. A zatem stosunek zjawisk [...], wedle którego to, co nastêpuje [...],
jest w swym istnieniu z koniecznoœci¹ i wedle pewnego prawid³a okreœlone w czasie
przez to, co je poprzedza, a wiêc stosunek przyczyny do skutku, jest warunkiem
przedmiotowej wa¿noœci naszych s¹dów empirycznych [...], a tym samym jest wa-
runkiem ich empirycznej prawdziwoœci, a wiêc i doœwiadczenia [i jako taki jest
nam dany a priori – A. Schopenhauer]” 17.
Stosownie wiêc do tego porz¹dek nastêpstwa zmian realnych obiektów winien
byæ uznany za obiektywny dopiero na podstawe dzia³aj¹cego w nich prawa ich przy-
czynowoœci. Kant powtarza i wyjaœnia to twierdzenie w Krytyce czystego rozumu,
zw³aszcza w swej „Drugiej analogii doœwiadczenia” (s. 351–378 18), nastêpnie zaœ
w konkluzji „Trzeciej analogii”. Proszê wiêc ka¿dego, kto chce zrozumieæ dalszy

17 [Zob. Krytyka czystego rozumu, s. 227].


18 [Tam¿e, s. 218–237].

Schop.p65 75 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ IV – O pierwszej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 81

przestrzeni¹ [...], nie moglibyœmy odró¿niæ, czy dane zjawisko nastêpuje obiektyw-
nie po pierwszym, czy te¿ raczej istnieje z nim równoczeœnie” (s. 380–381). (By³by
to dowód a priori, ¿e pomiêdzy gwiazdami sta³ymi nie ma pustej przestrzeni). I dalej:
„œwiat³o przebiegaj¹ce miêdzy naszym okiem a cia³ami niebieskimi (wyra¿enie to
sugeruje, jak gdyby nie tylko œwiat³o gwiazd oddzia³ywa³o na nasze oko, lecz i oko
na gwiazdy – A. Schopenhauer) wytwarza poœredni¹ wspólnotê miêdzy nami a nimi
i przez to dowodzi równoczesnego istnienia tych ostatnich” 22 (s. 382). Ta ostatnia
teza jest fa³szywa nawet z punktu widzenia empirycznego, gdy¿ widok jakiejœ gwiaz-
dy sta³ej ¿adn¹ miar¹ nie dowodzi, ¿e istnieje ona równoczeœnie z obserwatorem,
co najwy¿ej, ¿e istnia³a przed kilkoma laty, a przewa¿nie – przed tysi¹cami lat. Ta
kantowska nauka obowi¹zuje zreszt¹ i upada wraz z tamt¹ pierwsz¹, tylko o wiele
³atwiej j¹ przenikn¹æ. Zreszt¹ ju¿ wy¿ej w § 20 by³a mowa o nicoœci ca³ego pojêcia
wzajemnego oddzia³ywania.
Z tym zakwestionowaniem omawianego dowodu kantowskiego porównaæ
mo¿na – wed³ug uznania – dwa wczeœniejsze nañ ataki, mianowicie ze strony Federa
w jego ksi¹¿ce Über Raum und Kausalität, § 29, i ze strony G. E. Schulze’a w jego
Kritik der theoretischen Philosophie, t. II, s. 422 n.
Nie bez wielkiej bojaŸni oœmieli³em siê (1813) wysun¹æ zarzuty przeciw g³ów-
nej, uchodz¹cej za dowiedzion¹ i powtarzanej jeszcze w najnowszych dzie³ach (na
przyk³ad: J. E. Fries, Krytyka rozumu, t. II, s. 85) nauce owego mê¿a, którego g³êbiê
myœli z podziwem wielbiê i któremu tak wiele zawdziêczam, ¿e jego duch mo¿e
przemówiæ do mnie s³owami Homera:
Aclun d’ au toi ap’ ojJalmwn ›lon, ­ prin ephen.
(I z oczu twych zdj¹³em mglist¹ zas³onê).

§ 24. O NADU¯YWANIU PRAWA PRZYCZYNOWOŒCI

W œwietle naszych dotychczasowych rozwa¿añ widaæ, ¿e zawsze pope³nia siê


takie nadu¿ycie, ilekroæ stosuje siê prawo przyczynowoœci do czegoœ innego ni¿ do
zmian w empirycznym, materialnym œwiecie, na przyk³ad do si³ przyrody, których
moc¹ zmiany takie s¹ dopiero w ogóle mo¿liwe; albo te¿ do materii, w której one
zachodz¹; albo wreszcie do ca³oœci œwiata, której trzeba przypisaæ istnienie absolut-
nie obiektywne, nieuwarunkowane przez nasz umys³, oraz na wiele innych spo-
sobów. Odsy³am tu do odnoœnych fragmentów Œwiata jako woli i przedstawienia,
t. II, rozdz. 4, s. 42 n. , wyd. III, s. 46 n. ród³em takiego nadu¿ycia jest ka¿do-
razowo to, ¿e pojêcie przyczyny – jak te¿ niezliczone inne pojêcia w metafizyce
i moralnoœci – ujmuje siê zbyt szeroko, a tak¿e to, ¿e zapomina siê, i¿ prawo przy-
22 [Krytyka czystego rozumu, s. 234–235].

Schop.p65 81 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
82 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej

czynowoœci jest wprawdzie za³o¿eniem, które przynosimy ze sob¹ na œwiat i które


umo¿liwia nam ogl¹danie rzeczy na zewn¹trz nas, jednak¿e nie jesteœmy uprawnie-
ni do przenoszenia wa¿noœci tej wynikaj¹cej z organizacji naszej w³adzy poznaw-
czej zasady na zewnêtrzny i niezale¿nie od niej, wsobnie istniej¹cy, wieczny porz¹-
dek œwiata i wszelkiej egzystencji.

§ 25. CZAS ZMIANY

Poniewa¿ zasada racji dostatecznej stawania siê stosuje siê tylko do zmian, nie
mo¿na tu pomin¹æ faktu, ¿e ju¿ staro¿ytni filozofowie zadawali pytanie, w jakim
czasie zachodzi zmiana. Nie mo¿e nast¹piæ wtedy, gdy istnieje jeszcze stan wcze-
œniejszy, ale i nie wtedy, gdy nasta³ ju¿ stan nowy. Gdybyœmy zaœ przydali jej jakiœ
w³asny, odrêbny czas pomiêdzy oboma stanami, to w tym czasie cia³o musia³oby
nie byæ ani w pierwszym, ani w drugim stanie, na przyk³ad umieraj¹cy nie by³by
ani martwy, ani ¿ywy, jakieœ cia³o nie by³oby ani w spoczynku, ani w ruchu – co
stanowi³oby niedorzecznoœæ. Sofizmaty i w¹tpliwe ustalenia w tej kwestii zestawi³
Sekstus Empiryk (Przeciw matematykom, IX, 267–271, Hypot., III, 14; i tak¿e Gellius,
L. VI, 13). Platon zby³ tê trudn¹ kwestiê doœæ cavalièrement, twierdz¹c w Parme-
nidesie 23 (XXI, s. 156 D), ¿e zmiana zachodzi nagle i nie zajmuje ¿adnego czasu; jest
ona w exaijnhV (in repentino, nagle), co nazywa atopoV jusiV, en cron ouden
ousa (osobliwa istnoœæ, która nie jest w ¿adnym czasie), a wiêc dziwn¹, bezczaso-
w¹ istnoœci¹ (która przecie¿ zachodzi w czasie).
Bystroœci Arystotelesa zostawiono zatem rozwik³anie tej trudnej kwestii, a do-
kona³ tego gruntownie i obszernie w szóstej ksiêdze swej Fizyki 24, rozdz. 1–8. Jego
dowód, ¿e ¿adna zmiana nie zachodzi nagle (platoñskie exaijnhV), lecz ka¿da
nastêpuje stopniowo, przeto wype³nia pewien czas, opiera³ siê ca³kowicie na pod-
stawie czystej apriorycznej naocznoœci czasu i przestrzeni, efekt okaza³ siê bardzo
subtelny. Istotê jego przyd³ugiej argumentacji mo¿na by sprowadziæ do nastêpuj¹-
cych tez. Graniczyæ ze sob¹ – znaczy mieæ wspólne krañce. Zatem graniczyæ ze sob¹
mog¹ tylko dwie rzeczy rozci¹g³e, nie zaœ dwie rzeczy niepodzielne (inaczej bowiem
by³yby jednoœci¹) – a wiêc tylko linie, nie zaœ same punkty. Spostrze¿enie to trans-
ponuje siê nastêpnie z przestrzeni na czas. Jak miêdzy dwoma punktami jest jesz-
cze zawsze linia, tak te¿ miêdzy dwoma „teraz” jest jeszcze zawsze czas. Jest to
w³aœnie czas zmiany. Gdy mianowicie w pierwszym „teraz” jest jeden stan, w dru-
gim ju¿ – inny stan. Jest on – jak ka¿dy czas – podzielny w nieskoñczonoœæ: a zatem
to, co siê zmienia, przechodzi w nim nieskoñczenie wiele stopni, przez które z owego
pierwszego stanu powstaje stopniowo stan drugi. Jeszcze przystêpniej sprawa da siê
23 [Wydanie polskie: Platon, dz. cyt., t. II].
24 [Wydanie polskie: Arystoteles, Fizyka, prze³. K. Leœniak, Warszawa 1968].

Schop.p65 82 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ IV – O pierwszej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 83

wyjaœniæ nastêpuj¹co: miêdzy dwoma kolejnymi stanami, których odrêbnoœæ pod-


pada pod nasze zmys³y, znajduje siê jeszcze zawsze kilka innych stanów, których
odrêbnoœci nie postrzegamy, poniewa¿ nowo zaistnia³y stan musi osi¹gn¹æ pewien
stopieñ lub wielkoœæ, by staæ siê uchwytnym dla zmys³ów. St¹d te¿ stan poprze-
dzaj¹ stopnie s³absze lub mniejsze rozci¹g³oœci, przez które przechodz¹c, stan ten
stopniowo powstaje. I stopnie te razem wziête pojmujemy jako zmianê, a czas, który
one wype³niaj¹, jest czasem zmiany. Jeœli zastosujemy to do cia³a popchniêtego, to
najbli¿szy skutek bêdzie pewnym drganiem jego cz¹stek wewnêtrznych, które – po
konsekwentnym rozejœciu siê impulsu – eksploduje ruchem zewnêtrznym. Arysto-
teles s³usznie wnosi z nieskoñczonej podzielnoœci czasu, ¿e wszystko, co ów czas
wype³nia, a wiêc i ka¿da zmiana, tj. przejœcie z jednego stanu w inny, równie¿ musi
byæ nieskoñczenie podzielne, a zatem wszystko, co powstaje, sk³ada siê w istocie
z nieskoñczonych cz¹stek, przeto staje siê zawsze stopniowo, nigdy zaœ nagle.
Z powy¿szych twierdzeñ i wyp³ywaj¹cego st¹d stopniowego powstawania ka¿dego
ruchu wyci¹ga on w ostatnim rozdziale tej ksiêgi donios³y wniosek, ¿e nic niepodziel-
nego, a zatem ¿aden nagi punkt nie mo¿e siê poruszaæ. Harmonizuje z tym bardzo
piêknie kantowskie wyjaœnienie materii, ¿e jest ona „tym, co ruchome w przestrzeni”.
To ustalone i dowiedzione najpierw przez Arystotelesa prawo ci¹g³oœci i stop-
niowoœci wszelkich zmian znajdujemy trzykrotnie sformu³owane u Kanta: miano-
wicie w Dissertatio de mundi sensibilis et intelligibilis forma, § 14; w Krytyce czystego
rozumu 25, s. 375–376; wreszcie w Metafizycznych elementach przyrodoznawstwa, w
zakoñczeniu „Uwag ogólnych co do mechaniki”. We wszystkich trzech miejscach
wyk³ada on tê kwestiê zwiêŸle, nie tak jednak gruntownie jak Arystoteles, z któ-
rym zreszt¹ ca³kowicie w rzeczach istotnych siê zgadza. Dlatego nie mo¿na chyba
w¹tpiæ, ¿e Kant bezpoœrednio lub poœrednio przej¹³ te myœli od Arystotelesa, choæ
nigdzie o nim nie wspomina. Tezê Arystotelesa ouk esti allhlwn ecomena ta nun
(nie sposób przyj¹æ, ¿e chwile ze sob¹ granicz¹ ani ¿e jeden punkt graniczy z drugim)
Kant oddaje s³owami: „miêdzy dwiema chwilami jest zawsze jakiœ czas”. Przeciw
temu mo¿na wysun¹æ zarzut: „nawet miêdzy dwoma stuleciami nie ma ¿adnego
czasu, poniewa¿ w czasie – tak jak w przestrzeni – musi istnieæ jakaœ czysta gra-
nica”. Zamiast wiêc wspomnieæ o Arystotelesie, Kant chce – w pierwszym i naj-
starszym z cytowanych wywodów – ow¹ wy³o¿on¹ przez niego naukê uto¿samiæ
z lex continuitatis (prawem ci¹g³oœci) Leibniza. Gdyby rzeczywiœcie chodzi³o o to
samo, Leibniz przej¹³by tê kwestiê od Arystotelesa. Otó¿ Leibniz ustali³ najpierw
to loi de la continuité, co w liœcie do Bayle’a nazywa wszak¿e principe de l’ordre
général 26, i pod t¹ nazw¹ przedstawia bardzo ogólne i nieokreœlone, g³ównie geome-
tryczne rozumowanie, które nie ma ¿adnego bezpoœredniego odniesienia do czasu
zmian, o którym wcale zreszt¹ tam nie napomyka.

25 [Krytyka czystego rozumu, s. 230–231].


26 G. W. Leibniz, Opera philosophica omnia, Berlin 1840, s. 104, 189.

Schop.p65 83 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

You might also like