Czworaki Korzen Zasady Racji Dostatecznej 84 107

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 24

ROZDZIA£ V

O DRUGIEJ KLASIE PRZEDMIOTÓW


DLA PODMIOTU I PANUJ¥CEJ W NIEJ
POSTACI ZASADY RACJI
DOSTATECZNEJ

§ 26. OBJAŒNIENIE TEJ KLASY PRZEDMIOTÓW

Jedyna istotna ró¿nica pomiêdzy cz³owiekiem a zwierzêciem, któr¹ od dawna


przypisywano pewnej – w³aœciwej wy³¹cznie cz³owiekowi – ca³kiem odrêbnej w³adzy
poznawczej: rozumowi – polega na tym, ¿e cz³owiek ma tak¹ klasê przedstawieñ,
w której nie uczestniczy ¿adne zwierzê. S¹ to pojêcia, a wiêc przedstawienia abstrak-
cyjne, w przeciwieñstwie do przedstawieñ naocznych, z których jednak s¹ wyab-
strahowane. Bezpoœrednim tego nastêpstwem jest fakt, ¿e zwierzê nie mówi ani siê
nie œmieje; poœrednim zaœ – ca³a ta mnogoœæ i wielkoœæ zjawisk, odró¿niaj¹cych ¿ycie
ludzkie od zwierzêcego. Gdy przedstawienia s¹ abstrakcyjne, pojawia siê inny ro-
dzaj motywacji. Choæ postêpki ludzkie zachodz¹ z nie mniej œcis³¹ koniecznoœci¹
ni¿ czyny zwierz¹t, to przecie¿ dziêki temu rodzajowi motywacji – o ile ta sk³ada
siê z myœli, umo¿liwiaj¹cych decyzjê wyboru (tj. uœwiadomiony konflikt motywów)
– nastêpuje dzia³anie z rozmys³em, z rozwag¹, wed³ug planu, maksym, w zgodzie
z innymi ludŸmi itd., zamiast zwyk³ego impulsu danego przez konkretne, naoczne
przedmioty. W efekcie tego wszystkiego ¿ycie ludzkie jest tak bogate, tak niena-
turalne i tak straszne, ¿e cz³owiek na Zachodzie sta³ siê „grobem pobielanym”. Nie
mog³y tu przywêdrowaæ za nim stare, prawdziwe, g³êbokie prareligie jego stron
rodzinnych – nie zna ju¿ swych braci, lecz wmawia sobie, ¿e zwierzêta s¹ czymœ
z gruntu innym ni¿ on sam, i aby umocniæ siê w tym z³udzeniu, nazywa je be-
stiami, a wszystkie wspólne z nimi funkcje ¿yciowe obrzuca wyzwiskami
i uznaje za bezprawne, gwa³townie i z uporem neguj¹c narzucaj¹c¹ siê to¿samoœæ
swej i ich istoty.
Jednak¿e – jak dopiero co powiedziano – ca³a ró¿nica polega na tym, ¿e poza
przedstawieniami naocznymi, które rozwa¿aliœmy w poprzednim rozdziale, a w

Schop.p65 84 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ V – O drugiej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 85

których uczestnicz¹ tak¿e zwierzêta, cz³owiek gromadzi w swym – g³ównie po to


tak bardzo rozbudowanym – mózgu jeszcze przedstawienia oderwane, tj. wyabstra-
howane z przedstawieñ naocznych. Przedstawienia te, jak ju¿ wiemy, nazwano
pojêciami, poniewa¿ ka¿de z nich zawiera w sobie niezliczone rzeczy jednostkowe,
a wiêc jest ich kwintesencj¹. Mo¿na je tak¿e zdefiniowaæ jako przedstawienia
z przedstawieñ. Przy ich tworzeniu w³adza myœlenia abstrakcyjnego rozk³ada oma-
wiane w poprzednim rozdziale, kompletne, a wiêc naoczne przedstawienia na ich
czêœci sk³adowe, by móc te ostatnie pomyœleæ jako odrêbne, z osobna – jako roz-
maite w³asnoœci czy stosunki rzeczy. W ramach tego procesu przedstawienia trac¹
jednak nieuchronnie naocznoœæ, tak jak woda roz³o¿ona na swe czêœci sk³adowe traci
p³ynnoœæ i widzialnoœæ. Ka¿da tak wyodrêbniona (wyabstrahowana) w³asnoœæ daje
siê wprawdzie sama przez siê pomyœleæ, ale nie daje siê sama przez siê ogl¹daæ.
Tworzenie pojêcia dokonuje siê w ogólnoœci tak, ¿e z danych naocznych wiele
odrzuca siê, by potem pozosta³¹ resztê móc pomyœleæ jako sam¹ przez siê; pojêcie
jest zatem myœleniem na mniejsz¹ skalê ni¿ ogl¹d. Jeœli zaœ – rozwa¿aj¹c ró¿ne
naoczne przedmioty – odrzucimy od ka¿dego coœ innego, pozostawiaj¹c u wszyst-
kich to samo, bêdzie to w³aœnie genus (gatunek) owego rodzaju. Pojêcie ka¿dego
gatunku jest pojêciem ka¿dego zawartego w nim rodzaju po odjêciu wszystkiego
tego, co nie przys³uguje wszystkim rodzajom. Otó¿ ka¿de mo¿liwe pojêcie mo¿na
pomyœleæ jako gatunek. St¹d te¿ jest ono zawsze czymœ ogólnym i jako takie ni-
czym naocznym. Dlatego te¿ ma pewn¹ sferê, która jest kwintesencj¹ wszystkiego,
co da siê przez nie pomyœleæ. Im wy¿ej wspinamy siê po szczeblach abstrakcji, tym
wiêcej odrzucamy, a wiêc tym bardziej kurczy siê skala naszego myœlenia. Najwy¿-
sze, tj. najogólniejsze pojêcia s¹ najbardziej puste i najubo¿sze, a w koñcu staj¹ siê
tylko cienkimi ³upinami, jak na przyk³ad byt, istota, rzecz, stawanie siê itd.
A nawiasem mówi¹c, có¿ zdzia³aæ mog¹ systemy filozoficzne, które utkane s¹ z tego
rodzaju pojêæ, i za swe tworzywo maj¹ tylko takie cienkie ³upiny myœlowe? Musz¹
wypaœæ jako nieskoñczenie puste, ubogie, i st¹d te¿ d³awi¹co nudne.
Skoro – jak powiedziano – wysublimowane do abstrakcyjnych pojêæ i roz³o-
¿one na czynniki pierwsze przedstawienia trac¹ wszelk¹ naocznoœæ, umknê³yby one
ca³kiem œwiadomoœci i nie pozwoli³yby jej na zamierzone operacje myœlowe. Aby
tak siê nie sta³o, odpowiednie znaki zmys³owo je utrwalaj¹ i zachowuj¹: s¹ to mia-
nowicie s³owa. St¹d s³owa oznaczaj¹ – o ile stanowi¹ treœæ leksykonu, a wiêc s¹
czêœci¹ jêzyka – zawsze przedstawienia ogólne, pojêcia, nigdy zaœ rzeczy naoczne;
leksykon, który wylicza poszczególne rzeczy, nie zawiera s³ów, lecz same imiona
w³asne, i jest albo geograficzny, albo te¿ historyczny, tj. wylicza to, co wyodrêb-
nione przez przestrzeñ lub czas, gdy¿ – jak wiedz¹ moi czytelnicy – czas i prze-
strzeñ stanowi¹ principium individuationis. I tylko dlatego, ¿e zwierzêta – ograni-
czone do przedstawieñ naocznych – nie s¹ zdolne do abstrakcji, a zatem do two-
rzenia pojêæ, nie maj¹ mowy, nawet gdy potrafi¹ wymawiaæ s³owa; rozumiej¹

Schop.p65 85 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
86 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej

natomiast imiona w³asne. Ten brak wyklucza u nich œmiech, co wynika jasno z mej
teorii œmiesznoœci w pierwszej ksiêdze Œwiata jako woli i przedstawienia, § 13 oraz
t. II, rozdz. 8.
Jeœli przeanalizujemy d³u¿sz¹ i spójn¹ przemowê jakiegoœ prostego cz³owieka,
znajdziemy w niej takie bogactwo form logicznych, struktur, zwrotów, rozró¿-
nieñ i subtelnoœci wszelkiego rodzaju, poprawnie wyra¿onych za pomoc¹ form
gramatycznych z ich odmianami i konstrukcjami, z czêstym stosowaniem sermo
obliquus (mowy zale¿nej), ró¿nych trybów czasownika itd., ¿e musimy ku swe-
mu zdumieniu rozpoznaæ tu rozleg³¹ i koherentn¹ naukê. Zdobywa siê j¹ na
gruncie naocznego ujêcia œwiata, a zdeponowanie ca³ej jego istoty w pojêciach abs-
trakcyjnych jest podstawowym zadaniem rozumu, wykonywalnym tylko za po-
œrednictwem mowy. Wraz z jej wyuczeniem siê uœwiadamiamy sobie ca³y mecha-
nizm rozumu, a wiêc istotê logiki. Oczywiœcie, nie mo¿e to siê dziaæ bez inten-
sywnej pracy umys³owej i napiêtej uwagi, a ich sprawne funkcjonowanie wzma-
ga w dzieciach ¿¹dzê nauki, która jest silna, gdy widzi przed sob¹ to, co praw-
dziwie przydatne i konieczne, a s³aba wydaje siê tylko wtedy, gdy chcemy dziec-
ku narzuciæ coœ dlañ nieodpowiedniego i zbêdnego. Tak wiêc w trakcie uczenia
siê mowy wraz z jej wszystkimi zwrotami i subtelnoœciami, i to zarówno przez
przys³uchiwanie siê mowie doros³ych, jak i przez w³asne mówienie, dziecko
– nawet to zaniedbane – rozwija swój rozum i nabywa owej konkretnej logiki,
która polega nie na prawid³ach logicznych, lecz na ich trafnym zastosowaniu. Po-
dobnie te¿ uzdolniony muzycznie cz³owiek uczy siê regu³ harmonii – bez czy-
tania nut i bez basu cyfrowanego – przez sam¹ grê na fortepianie, ze s³uchu. Wspo-
mnianej lekcji logicznej za pomoc¹ uczenia siê mowy nie przechodzi tylko g³u-
choniemy, dlatego jest on omal tak nierozumny jak zwierzê, jeœli nie otrzyma sto-
sownego dlañ, nader sztucznego wykszta³cenia drog¹ uczenia siê czytania, co mo¿e
byæ tylko namiastk¹ owej naturalnej szko³y rozumu.

§ 27. PRZYDATNOŒÆ POJÊÆ

Nasz rozum albo w³adza myœlenia jest – jak wy¿ej ukazano – w swej osnowie
w³adz¹ abstrahowania, czyli zdolnoœci¹ tworzenia pojêæ; i to w³aœnie ich obecnoœæ
w œwiadomoœci przynosi tak zdumiewaj¹ce rezultaty. Ta umiejêtnoœæ rozumu polega
na nastêpuj¹cym mechanizmie.
W³aœnie dlatego, ¿e pojêcia zawieraj¹ w sobie mniej ni¿ przedstawienia, z któ-
rych je wyabstrahowano, ³atwiej nimi manipulowaæ ni¿ tymi ostatnimi, i maj¹ siê
do nich mniej wiêcej tak, jak formu³y wy¿szej arytmetyki do operacji myœlowych,
z których owe reprezentuj¹ce je formu³y wyniknê³y, lub jak logarytm do swej licz-
by. Z wielu le¿¹cych u ich podstaw przedstawieñ zachowuj¹ tylko tê cz¹stkê, która

Schop.p65 86 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ V – O drugiej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 87

jest nam akurat potrzebna. Gdybyœmy natomiast chcieli uobecniæ moc¹ wyobraŸni
same owe przedstawienia, musielibyœmy wlec niejako za sob¹ brzemiê rzeczy nie-
istotnych, i przez to moglibyœmy siê zagubiæ. Teraz jednak dziêki zastosowaniu pojêæ
myœlimy tylko o tych czêœciach i relacjach wszystkich owych przedstawieñ, jakich
wymaga ka¿dorazowo dany cel. Ich u¿ycie mo¿na przeto porównaæ do odrzucenia
niepotrzebnego baga¿u b¹dŸ do korzystania z ekstraktów zamiast samych zió³,
chininy zamiast kory chinowej. To w³aœnie zaprz¹tniêcie umys³u pojêciami, a wiêc
obecnoœæ roztrz¹sanej przez nas klasy przedstawieñ w œwiadomoœci, zwie siê my-
œleniem w sensie œcis³ym. Proces ten oznacza tak¿e termin refleksja, dos³ownie: zwrot
optyczny, tu wyra¿a pochodnoœæ i wtórnoœæ tego rodzaju poznania. Myœlenie,
refleksja u¿ycza cz³owiekowi owej rozwagi, której braknie zwierzêciu. O ile bowiem
uzdalnia cz³owieka do myœlenia o tysi¹cu rzeczy – a w ka¿dej tylko o cechach
istotnych – w jednym pojêciu, to mo¿e on dowolnie pomijaæ wszelkie ró¿nice,
a wiêc i ró¿nice przestrzeni i czasu, przez co uzyskuje w myœlach pogl¹d na prze-
sz³oœæ i przysz³oœæ, jak i na rzeczy nieobecne. Zwierzê natomiast jest pod ka¿dym
wzglêdem przykute do teraŸniejszoœci. Otó¿ rozwaga ta, a wiêc zdolnoœæ zastana-
wiania siê, uprzytamniania sobie jest w³aœciwie korzeniem wszystkich teoretycznych
i praktycznych dokonañ, w których cz³owiek tak bardzo góruje nad zwierzêciem:
troski o przysz³oœæ, z uwzglêdnieniem przesz³oœci, rozmyœlnego, planowego, me-
todycznego postêpowania przy ka¿dym przedsiêwziêciu, wspó³dzia³ania wielu osób
przy realizacji jednego celu, ³adu, prawa, pañstwa itd. Przede wszystkim jednak po-
jêcia stanowi¹ w³aœciwy materia³ nauk, których cele daj¹ siê w ostatniej instancji
sprowadziæ do poznania „szczególnego” poprzez „ogólne”, co jest mo¿liwe tylko
za pomoc¹ dictum de omni et nullo (twierdzenie, ¿e to, co dotyczy wszystkiego, do-
tyczy i ka¿dego z osobna, a co nie dotyczy niczego, nie dotyczy te¿ ¿adnego
z osobna), to zaœ znowu – tylko dziêki istnieniu pojêæ. Dlatego te¿ mówi Arysto-
teles: aneu men gar twn kaJolou ouk estin episthmhn labein (absque universa-
libus enim non datur scientia – bez powszechników bowiem niemo¿liwa jest wie-
dza, Metafizyka, XII, c. 9). Pojêcia s¹ w³aœnie tymi uniwersaliami, o których sposób
istnienia toczy³ siê w œredniowieczu d³ugotrwa³y spór miêdzy realistami a nomina-
listami.

§ 28. REPREZENTANCI POJÊÆ. W£ADZA S¥DZENIA

Pojêcia – jak ju¿ powiedziano – nie nale¿y myliæ z urojeniem, które jest naocz-
nym i kompletnym, a wiêc pojedynczym, nie wywo³anym bezpoœrednio przez
wra¿enie zmys³owe, przeto i nie nale¿¹cym do ca³oœci doœwiadczenia przedstawie-
niem. Ale urojenie nale¿y odró¿niaæ od pojêcia tak¿e wtedy, gdy u¿ywamy go jako
reprezentanta jakiegoœ pojêcia. Dzieje siê to wtedy, gdy naocznego przedstawienia,

Schop.p65 87 03-06-24, 07:00

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
88 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej

z którego wyniknê³o pojêcie, chcemy dla niego samego, i to jako odpowiednika tego
pojêcia, co ka¿dorazowo jest niemo¿liwe; nie istnieje bowiem na przyk³ad przed-
stawienie psa w ogóle, barwy w ogóle, trójk¹ta w ogóle, liczby w ogóle – nie ma
¿adnego odpowiadaj¹cego tym pojêciom urojenia. Przywo³ujemy potem urojenie
na przyk³ad jakiegoœ psa, który jako przedstawienie musi byæ ca³kowicie okreœlo-
ny, tj. musi mieæ jak¹œ wielkoœæ, kszta³t, barwê itd., a przecie¿ pojêcie, którego jest
reprezentantem, nie zawiera wcale takich okreœleñ. U¿ywaj¹c jednak reprezentanta
jakiegoœ pojêcia, zawsze jesteœmy œwiadomi, ¿e nie jest on adekwatny do reprezen-
towanego przez siebie pojêcia, lecz obci¹¿ony jest wieloma arbitralnymi okreœle-
niami. W powy¿szym duchu wypowiada siê Hume w swych Badaniach dotycz¹cych
rozumu ludzkiego, esej 12, czêœæ I, a tak¿e J. J. Rousseau w dziele O pocz¹tku i za-
sadach nierównoœci miêdzy ludŸmi, czêœæ I 1. Coœ z gruntu innego g³osi natomiast Kant
w rozdziale „O schematyzmie czystych pojêæ intelektu”. Sprawê mo¿e rozstrzygn¹æ
tylko wewnêtrzna obserwacja i gruntowny namys³. Niech przeto ka¿dy sprawdzi,
czy przy swych pojêciach uœwiadamia sobie „monogram czystej wyobraŸni a prio-
ri”, na przyk³ad – gdy myœli o psie – coœ entre chien et loup (coœ miêdzy psem a wil-
kiem), czy te¿ stosownie do powy¿szych wyjaœnieñ myœli za pomoc¹ rozumu ja-
kieœ pojêcie albo te¿ wyobra¿a sobie moc¹ fantazji jakiegoœ reprezentanta pojêcia
jako wykoñczony obraz.
Wszelkie myœlenie w szerszym sensie tego s³owa, a wiêc wszelka wewnêtrzna
czynnoœæ umys³owa wymaga albo s³ów, albo te¿ wyobraŸniowych obrazów; bez
któregoœ z nich nie ma ¿adnego oparcia. Nie musz¹ jednak wystêpowaæ oba rów-
noczeœnie, jakkolwiek mog¹ dla wzajemnego wsparcia zazêbiaæ siê. Myœlenie w sensie
œcis³ym, a wiêc abstrakcyjne, przy pomocy s³ów jest albo czysto logicznym rozu-
mowaniem i pozostaje wtedy ca³kowicie na w³asnym terenie, albo te¿ ociera siê
o granicê przedstawieñ naocznych i zawiera z nimi ugodê, a to w zamiarze po³¹-
czenia danych empirycznych i treœci naocznych z jasno pomyœlanymi pojêciami abs-
trakcyjnymi, aby w ten sposób zaw³adn¹æ ca³oœci¹. Albo wiêc dla danego naocz-
nego przypadku poszukuje pojêcia b¹dŸ prawid³a, w którego zakres ten¿e wcho-
dzi, albo te¿ dla danego pojêcia lub prawid³a poszukuje przypadku, który je po-
twierdza. W tym charakterze jest ono czynnoœci¹ w³adzy s¹dzenia, mianowicie
(wed³ug kantowskiego podzia³u) w pierwszym wypadku refleksyjn¹, w drugim zaœ
subsumuj¹c¹. W³adza s¹dzenia jest przeto poœrednikiem miêdzy naocznym a abs-
trakcyjnym rodzajem poznania, czyli miêdzy intelektem a rozumem. U wiêkszoœci
ludzi istnieje ona tylko w formie rudymentarnej, czêsto wrêcz nominalnie 2; ich

1 [Wydania polskie: D. Hume, Badania dotycz¹ce rozumu ludzkiego, dz. cyt., Warszawa 1977;

J. J. Rousseau, Rozprawa o pochodzeniu i podstawach nierównoœci miêdzy ludŸmi, w: ten¿e: Trzy roz-
prawy z filozofii spo³ecznej, prze³. H. Elzenberg, Warszawa 1956].
2 Kto uwa¿a to za przesadê, niech przyjrzy siê losowi teorii barw Goethego, a jeœli siê dziwi, ¿e

widzê w tym dowód na poparcie mych s³ów, sam daje na to drugi taki dowód.

Schop.p65 88 03-06-24, 07:01

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ V – O drugiej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 89

przeznaczeniem jest byæ kierowanym przez innych. Nie nale¿y z nimi rozmawiaæ
wiêcej ni¿ to konieczne.
Realizowane przy pomocy naocznych przedstawieñ myœlenie jest w³aœciwym j¹-
drem wszelkiego poznania o tyle, o ile siêga praŸród³a, podstawy wszystkich pojêæ.
St¹d te¿ jest ono wytwórc¹ wszelkich prawdziwie oryginalnych myœli, wszelkich
pierwiastkowych pogl¹dów i wszelkich wynalazków, o ile nie by³y one w g³ównej
mierze dzie³em przypadku. W tym naocznym poznaniu czynny jest zw³aszcza in-
telekt, przy czysto abstrakcyjnym zaœ – rozum. Do pierwszego nale¿¹ pewne myœli,
które b³¹kaj¹ siê d³ugo po g³owie, przychodz¹ i odchodz¹, stroj¹ siê to w ten, to
znów w tamten ogl¹d, a¿ w koñcu – osi¹gaj¹c wyrazistoœæ – utrwalaj¹ siê w po-
jêciach i znajduj¹ stosowne s³owa. Ba, istniej¹ i takie myœli, które nigdy ich nie
znajduj¹ – i niestety, czêsto s¹ to w³aœnie te najlepsze: quae voce meliora sunt (za
dobre na s³owa), jak mówi Apulejusz.
Arystoteles jednak posun¹³ siê za daleko, s¹dz¹c, ¿e ¿adne myœlenie nie mo¿e
przebiegaæ bez fantazyjnych obrazów. Jego wypowiedzi na ten temat – w ksiêgach
O duszy 3, III, c. 3, 7, 8, jak: oudepote noei aneu jantasmatoV ª yuch (anima sine
phantasmate nunquam intelligit – dusza nigdy nie myœli bez urojenia) i Ôtan Jewrƒ,
anagkh |ma jantasma ti Jewrein (qui contemplatur, necesse est, una cum phanta-
smate contempletur – jeœli o czymœ myœlimy, musimy zarazem wspó³myœleæ jakiœ
fantazyjny obraz), i to samo w De memoria, c. 1: noein ouk esti aneu antasmatoV
(fieri non potest, ut sine phantasmate quidquam intelligatur – myœlenie jest niemo¿-
liwe bez urojenia) – wywar³y jednak wielkie wra¿enie na myœlicielach XV i XVI
w., którzy je czêsto i z naciskiem powtarzali. Na przyk³ad Pico Mirandola mówi
w De imaginatione, c. 5: Necesse est, eum, qui ratiocinatur et intelligit, phantasmata
speculari (Kto zastanawia siê i myœli, musi z koniecznoœci¹ mieæ na widoku uroje-
nia); [F.] Melanchton zaœ w De anima, s. 130, mówi: Oportet intelligentem phanta-
smata speculari (Kto myœli, musi przy tym mieæ na widoku urojenia); a Giordano
Bruno w De compositione imaginum, s.10, pisze: Dicit Aristoteles: oportet scire volen-
tem, phantasmata speculari (Arystoteles mówi: kto chce coœ wiedzieæ, musi mieæ na
widoku urojenia). Tak¿e Pomponacjusz w De immortalitate, s. 54 i 70, wypowiada
siê w ten sam sposób. Tylko tyle da siê tu stwierdziæ, ¿e ka¿de prawdziwe i pier-
wiastkowe poznanie – tak¿e ka¿dy autentyczny pogl¹d filozoficzny – musi mieæ
za swój wewnêtrzny rdzeñ lub za swój korzeñ jakieœ ujêcie naoczne. To zaœ, choæ
chwilowe i jednolite, udziela potem ducha i ¿ycia ca³ej – choæby najbardziej obszernej
– rozprawie, tak jak kropla stosownego odczynnika udziela ca³emu roztworowi bar-
wy wytr¹conego osadu. Jeœli rozprawa ma taki rdzeñ, to podobna jest do bank-
notu, który ma zdeponowan¹ gotówkê w kasie. Ka¿da inna, wynikaj¹ca ze zwy-
k³ej kombinacji pojêæ, przypomina banknot, który tytu³em gwarancji ma tylko

3 [Wydanie polskie: Arystoteles, O duszy, prze³. P. Siwek, Warszawa 1972].

Schop.p65 89 03-06-24, 07:01

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
90 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej

w depozycie inne weksle. Ka¿da czysto rozumowa gadanina jest wiêc wyjaœnie-
niem tego, co wynika z danych pojêæ, i st¹d nie wnosi w³aœciwie nic nowego; niech-
¿e j¹ przeto, kto chce, uprawia, zamiast tworzyæ na jej temat codziennie ca³e ksiêgi.

§ 29. ZASADA RACJI DOSTATECZNEJ POZNANIA

Tak¿e myœlenie w sensie œcis³ym polega nie na samej obecnoœci abstrakcyjnych


pojêæ w œwiadomoœci, lecz na ³¹czeniu b¹dŸ rozdzielaniu dwu lub kilku z nich, przy
ró¿nych zastrze¿eniach i modyfikacjach, podawanych przez logikê w teorii s¹dów.
Taki wyraŸnie pomyœlany i wyra¿ony stosunek pojêæ nosi nazwê s¹du. Zasada racji
dostatecznej zachowuje sw¹ wa¿noœæ tak¿e odnoœnie do tych s¹dów, jednak¿e
w postaci nader ró¿nej od przedstawionej w poprzednim rozdziale, mianowicie jako
zasada racji dostatecznej poznania, principium rationis sufficientis cognoscendi. Jako
taka orzeka, ¿e jeœli s¹d ma wyra¿aæ poznanie, musi mieæ dostateczn¹ racjê; ze
wzglêdu na tê cechê otrzymuje on potem predykat prawdziwy. Prawda jest wiêc
odniesieniem s¹du do czegoœ odeñ ró¿nego, co nosi miano jego racji i – jak siê
wkrótce przekonamy – samo dopuszcza znacz¹ce odmiany gatunkowe. Poniewa¿
jednak jest ono zawsze czymœ, na czym opiera siê lub polega s¹d, to niemiecka nazwa
Grund (racja, podstawa) jest odpowiednio dobrana. W ³acinie i wszystkich wywo-
dz¹cych siê z niej jêzykach nazwa racja poznania zbiega siê z sam¹ nazw¹ rozum;
tak wiêc obie znacz¹: ratio, la ragione, la razon, la raison, the reason. Œwiadczy to
o tym, ¿e w poznaniu racji s¹dów za najwa¿niejsz¹ uznawano funkcjê rozumu, jego
zadanie kat’ exochn. Otó¿ racje te, na których mo¿e polegaæ jakiœ s¹d, mo¿na po-
dzieliæ na cztery rodzaje – pod³ug nich i prawda, jak¹ s¹d zawiera, jest ró¿na. Ze-
stawi³em je w kolejnych czterech paragrafach.

§ 30. PRAWDA LOGICZNA

S¹d mo¿e mieæ za sw¹ racjê inny s¹d. Jego prawdziwoœæ jest wtedy logiczna lub
formalna. Pozostaje kwesti¹ nierozstrzygniêt¹, czy ma on i prawdziwoœæ material-
n¹. Zale¿y to od tego, czy s¹d, na którym siê opiera, ma prawdziwoœæ materialn¹,
czy te¿ szereg s¹dów, na których siê opiera, ma u swego pocz¹tku s¹d o prawdzi-
woœci materialnej. Takie ugruntowanie jednego s¹du przez drugi powstaje zawsze
na drodze porównania; to zaœ dokonuje siê albo bezpoœrednio, w ramach jego
zwyk³ej konwersji lub kontrapozycji, albo te¿ przez dobranie trzeciego s¹du, gdzie
ze stosunku wzajemnego obu ostatnich rozb³yska prawdziwoœæ s¹du, jaki mamy
uzasadniæ. Operacja ta jest kompletnym wnioskiem. Dochodzi on do skutku zarówno
dziêki przeciwstawieniu pojêæ, jak i dziêki ich subsumpcji. Skoro wniosek jako

Schop.p65 90 03-06-24, 07:01

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ V – O drugiej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 91

ugruntowanie jednego s¹du przez inny za poœrednictwem trzeciego ma zawsze do


czynienia tylko z s¹dami, te zaœ s¹ tylko powi¹zaniami pojêæ, bêd¹cych wy³¹cznym
przedmiotem rozumu, to s³usznie wnioskowanie uznaje siê za w³aœciwe zadanie
rozumu. Ca³a sylogistyka nie jest niczym wiêcej ni¿ tylko ogó³em regu³ stosowania
zasady racji dostatecznej do s¹dów, a wiêc kanonem prawdy logicznej.
Za ugruntowane przez jakiœ inny s¹d nale¿y uznaæ i te s¹dy, których praw-
dziwoœæ wynika z czterech znanych praw myœlenia, te ostatnie bowiem s¹ s¹da-
mi, z których wyp³ywa prawdziwoœæ tamtych. Tak na przyk³ad s¹d: „Trójk¹t jest
przestrzeni¹ zamkniêt¹ przez trzy linie”, ma za ostateczn¹ racjê zasadê to¿samo-
œci, tj. myœl przez tê zasadê wyra¿on¹. S¹d zaœ: „Nie ma cia³a bez atrybutu
rozci¹g³oœci”, ma jako ostateczn¹ racjê zasadê sprzecznoœci. S¹d: „Ka¿dy s¹d jest
albo prawdziwy, albo nieprawdziwy”, ma za ostateczn¹ racjê zasadê wy³¹czone-
go trzeciego. Wreszcie zaœ s¹d: „Nikt nie mo¿e uznaæ czegoœ za prawdziwe, nie
wiedz¹c, dlaczego”, ma za ostateczn¹ podstawê zasadê racji dostatecznej pozna-
nia. Fakt, ¿e w trybie zwyk³ego u¿ycia rozumu te wynikaj¹ce z czterech praw
myœlenia s¹dy uznaje siê za prawdziwe, nie sprowadzaj¹c ich wpierw do owych
praw jako ich przes³anek, wiêcej nawet, wiêkszoœæ ludzi nigdy nie s³ysza³a o tych
abstrakcyjnych prawach, nie uniezale¿nia wcale s¹dów od tych praw jako ich
przes³anek. To tak, jakby ktoœ chcia³ powiedzieæ, ¿e s¹d: „Jeœli odbierzemy temu
cia³u jego podporê, upadnie” – mo¿liwy przecie¿ bez ka¿dorazowej obecnoœci
w naszej œwiadomoœci twierdzenia „wszystkie cia³a ci¹¿¹ ku œrodkowemu punk-
towi Ziemi” – jest tym samym niezale¿ny od tego twierdzenia jako swej przes³anki.
Nie mogê zatem aprobowaæ tego, ¿e w logice przypisywano dot¹d wszystkim
ugruntowanym wy³¹cznie w prawach myœlenia s¹dom prawdziwoœæ wewnêtrzn¹,
tj. uwa¿ano je za bezpoœrednio prawdziwe, a tê wewnêtrzn¹ prawdziwoœæ logiczn¹
odró¿niano od zewnêtrznej prawdziwoœci logicznej, która polega³aby na odniesieniu
do jakiegoœ innego s¹du jako racji. Ka¿da prawda jest odniesieniem s¹du do cze-
goœ poza nim, a prawdziwoœæ wewnêtrzna jest sprzecznoœci¹.

§ 31. PRAWDA EMPIRYCZNA

Przedstawienie pierwszej klasy – dane naoczne zapoœredniczone przez zmys³y,


a wiêc doœwiadczenie, mo¿e byæ racj¹ jakiegoœ s¹du. S¹d ma wtedy prawdziwoœæ
materialn¹, ta zaœ – o ile s¹d opiera siê bezpoœrednio na doœwiadczeniu – jest praw-
dziwoœci¹ empiryczn¹.
S¹d ma prawdziwoœæ materialn¹, co znaczy: jego pojêcia s¹ tak ze sob¹ powi¹-
zane, rozdzielone, zacieœnione, jak tego wymagaj¹ i wnosz¹ ze sob¹ przedstawienia
naoczne, w których s¹d ów jest ugruntowany. Rozpoznanie tego jest bezpoœrednio
spraw¹ w³adzy s¹dzenia, która – jak powiedziano – jest czynnikiem poœrednicz¹cym

Schop.p65 91 03-06-24, 07:01

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
92 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej

miêdzy naoczn¹ a abstrakcyjn¹ b¹dŸ dyskursywn¹ w³adz¹ poznania, a wiêc miêdzy


intelektem a rozumem.

§ 32. PRAWDA TRANSCENDENTALNA

Tkwi¹ce w intelekcie i czystej zmys³owoœci formy naocznego, empirycznego


poznania, mog¹ – jako warunki mo¿liwoœci wszelkiego doœwiadczenia – byæ racj¹
jakiegoœ s¹du, który jest wtedy s¹dem syntetycznym a priori. Poniewa¿ s¹d taki ma
cechê prawdziwoœci materialnej, jest s¹dem transcendentalnym, gdy¿ opiera siê nie
tylko na doœwiadczeniu, lecz i na tkwi¹cych w podmiocie warunkach mo¿liwoœci
tego¿ doœwiadczenia. Jest on bowiem okreœlony przez to w³aœnie, przez co okre-
œlone jest samo doœwiadczenie: albo poprzez ogl¹dane przez nas a priori formy
przestrzeni i czasu, albo te¿ przez znane a priori prawo przyczynowoœci. Przyk³a-
dami takich s¹dów s¹ twierdzenia w rodzaju: dwie linie proste nie zamykaj¹ ¿adnej
przestrzeni; nic siê nie dzieje bez przyczyny; trzy razy siedem równa siê dwadzie-
œcia jeden; materia nie mo¿e ani powstaæ, ani zanikn¹æ. Na poparcie tego rodzaju
prawdy mo¿na by w³aœciwie przytoczyæ ca³¹ czyst¹ matematykê, a tak¿e w nie mniej-
szej mierze moj¹ tabelê praedicabiliów a priori z drugiego tomu Œwiata jako woli
i przedstawienia, jak i wiêkszoœæ twierdzeñ w Metafizycznych racjach elementarnych
przyrodoznawstwa Kanta.

§ 33. PRAWDA METALOGICZNA

Tak¿e tkwi¹ce w rozumie formalne warunki wszelkiego myœlenia mog¹ byæ racj¹
s¹du, którego prawdziwoœæ jest wtedy tego rodzaju, ¿e najlepiej chyba bêdzie, jeœli
nadam jej miano prawdziwoœci metalogicznej. Termin ten jednak nie ma nic wspól-
nego z dwunastowiecznym traktatem Metalogicus pióra Jana z Salisbury, gdzie
w prologu objaœnia siê: quia Logicae suscepi patrocinium, Metalogicus inscriptus est liber
(poniewa¿ biorê pod opiekê logikê, moja ksi¹¿ka nazywa siê Metalogicus), i dalej
ju¿ nie czyni siê z niego ¿adnego u¿ytku. Istniej¹ tylko cztery s¹dy o prawdziwoœci
metalogicznej, znane od dawna, wykryte drog¹ indukcji i nazwane prawami wszel-
kiego myœlenia, i choæ wci¹¿ jeszcze nie ma pe³nej zgodnoœci tak co do ich wyrazu,
jak i liczby, to wszyscy chyba zgadzaj¹ siê w kwestii, co maj¹ one w ogóle ozna-
czaæ. S¹ to nastêpuj¹ce s¹dy: 1) podmiot równa siê sumie swych predykatów, czyli
a = a; 2) podmiotowi nie mo¿na przypisaæ i zarazem odmówiæ jakiegoœ predykatu,
czyli a = – a = o; 3) z ka¿dych dwóch przeciwstawnych predykatów ka¿demu pod-
miotowi musi przys³ugiwaæ jeden; 4) prawda jest odniesieniem s¹du do czegoœ poza
nim jako jego racji dostatecznej.

Schop.p65 92 03-06-24, 07:01

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ V – O drugiej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 93

Fakt, ¿e s¹dy te s¹ wyrazem warunków wszelkiego myœlenia i st¹d maj¹ te ostat-


nie za racjê, poznajemy przez refleksjê, któr¹ chcia³bym nazwaæ samoanaliz¹ ro-
zumu. Czyni¹c daremne próby myœlenia wbrew tym prawom, refleksja ujawnia te
prawa jako warunki mo¿liwoœci wszelkiego myœlenia. Odkrywamy wtedy, ¿e
myœlenie wbrew nim jest równie niemo¿liwe, jak poruszanie koñczynami w kie-
runku przeciwnym do stawów. Gdyby podmiot móg³ poznaæ samego siebie, to
i owe prawa znalibyœmy bezpoœrednio, a nie dopiero poprzez próby ich stosowania
do przedmiotów, tj. przedstawieñ. Z racjami s¹dów o prawdziwoœci transcenden-
talnej rzecz ma siê pod tym wzglêdem tak samo: dochodz¹ one do œwiadomoœci nie
bezpoœrednio, lecz najpierw in concreto, za poœrednictwem obiektów, tj. przedsta-
wieñ. Jeœli na przyk³ad próbujemy pomyœleæ jak¹œ zmianê bez uprzedniej przyczy-
ny b¹dŸ te¿ powstawanie czy zanikanie materii, uœwiadamiamy sobie niemo¿noœæ
tej rzeczy i to jako obiektywnej, choæ ma ona Ÿród³o w naszym umyœle; sk¹din¹d
bowiem nie moglibyœmy jej sobie uprzytomniæ na drodze subiektywnej. Miêdzy
prawdami transcendentaln¹ a metalogiczn¹ daje siê w ogólnoœci zauwa¿yæ du¿e
podobieñstwo i powi¹zanie, co wskazuje na ich wspólny korzeñ. Szczególnie za-
sadê racji dostatecznej ujmujemy tu jako prawdê metalogiczn¹. W poprzednim
rozdziale wyst¹pi³a ona jako prawda empiryczna, w nastêpnym zaœ pojawi siê
w innej jeszcze postaci – jako prawda transcendentalna. Dlatego w³aœnie usi³ujê
w tej rozprawie upowszechniæ pojmowanie zasady racji dostatecznej jako s¹du, który
ma czworak¹ racjê – nie cztery ró¿ne racje, naprowadzaj¹ce przypadkowo na ten
sam s¹d, lecz jawi¹c¹ siê czworako racjê, któr¹ obrazowo nazywam czworakim ko-
rzeniem. Trzy pozosta³e prawdy metalogiczne s¹ tak do siebie podobne, ¿e przy
ich rozwa¿aniu niemal z koniecznoœci rodzi siê chêæ szukania dla nich jakiegoœ wspól-
nego wyrazu, jak uczyni³em to zreszt¹ w rozdziale 9. drugiego tomu mego g³ów-
nego dzie³a. Wszystkie ró¿ni¹ siê natomiast bardzo od zasady racji dostatecznej. Gdy-
byœmy chcieli dla owych trzech innych prawd metalogicznych poszukaæ odpowied-
nika wœród prawd transcendentalnych, to nale¿a³oby wybraæ tê prawdê, ¿e substan-
cja, powiedzmy – materia, jest trwa³a.

§ 34. ROZUM

Poniewa¿ rozwa¿ana w tym rozdziale klasa przedstawieñ przys³uguje samemu


tylko cz³owiekowi, i wszystko to, co tak zdecydowanie odró¿nia jego ¿ycie od ¿ycia
zwierz¹t i stawia go w o tyle korzystniejszym od nich po³o¿eniu, polega – jak wy-
kazano – na jego zdolnoœci do tych przedstawieñ, zdolnoœæ owa stanowi jawnie
i bezsprzecznie ów rozum, s³awiony z dawien dawna jako przywilej cz³owieka.
Wszystko to, co zawsze i u wszystkich ludów uchodzi³o wyraŸnie za objaw lub
funkcjê rozumu, logoV, logimon, logietikon, ratio, la ragione, la razon, la raison,

Schop.p65 93 03-06-24, 07:01

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
94 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej

the reason, sprowadza siê w sposób widoczny do tego, co mo¿liwe tylko dla po-
znania abstrakcyjnego, dyskursywnego, refleksyjnego, przykutego do s³ów i poœred-
niego, nie zaœ dla poznania czysto intuicyjnego, bezpoœredniego, zmys³owego,
bêd¹cego tak¿e udzia³em zwierz¹t. Cyceron zestawia ca³kiem s³usznie w O powin-
noœciach 4, I, 16, ratio i oratio, opisuj¹c je jako quae docendo, discendo, communican-
do, disceptando, judicando, conciliat inter se homines (rozum i mowê, które przez na-
uczanie, uczenie siê, przekazywanie, dyskutowanie i s¹dzenie pojednuj¹ miêdzy sob¹
ludzi) itd. Podobnie mamy w O naturze bogów, II, 7: rationem dico, et, si placet, plu-
ribus verbis, mentem, consilium, cogitationem, prudentiam (nazywam to rozumem,
lub jeœli chcecie, przy u¿yciu wielu s³ów, umys³em, rozwag¹, myœleniem, przezor-
noœci¹). Tak¿e w O prawach, I, 10: ratio, qua una praestamus beluis, per quam con-
jectura valemus, argumentamur, refellimus, disserimus, conficimus aliquid, cocludimus
(rozum, który sam jeden daje nam pierwszeñstwo przed zwierzêtami, i dziêki któ-
remu mo¿emy przewidywaæ, argumentowaæ, odpieraæ zarzuty, przedk³adaæ, coœ do-
konywaæ i postanawiaæ). W tym znaczeniu mówili wszêdzie i zawsze o rozumie
wszyscy filozofowie a¿ do Kanta, który zreszt¹ sam okreœla go jeszcze jako w³adzê
zasad i wnioskowania, choæ nie sposób zaprzeczyæ, ¿e przyczyni³ siê on do wielu
póŸniejszych wypaczeñ. O owej zgodnoœci wszystkich filozofów w tym punkcie
i o prawdziwej naturze rozumu – w przeciwieñstwie do zafa³szowania jego pojêcia
przez profesorów filozofii w obecnym stuleciu – mówi³em ju¿ obszernie w Œwiecie
jako woli i przedstawieniu, t. I, § 8, jak te¿ w suplemencie, s. 577–583 (wyd. III,
s. 610–619), a tak¿e w t. II, rozdz. 6; wreszcie te¿ w Die beiden Grundprobleme der
Ethik, s. 148–154 (wyd. II, s. 146–151), nie muszê wiêc powtarzaæ siê ze wszystkim,
lecz do³¹czê do tego nastêpuj¹ce uwagi.
Profesorowie filozofii uznali za wskazane, by ow¹ odró¿niaj¹c¹ cz³owieka od
zwierzêcia w³adzê myœlenia i rozwa¿ania w drodze refleksji i pos³ugiwania siê
pojêciami – w³adzê potrzebuj¹c¹ mowy i do niej uzdalniaj¹c¹, od której zale¿y ludzka
roztropnoœæ, a z ni¹ wszystkie ludzkie dokonania, ujmowan¹ zawsze w taki sposób
i w takim sensie przez wszystkie ludy i przez wszystkich filozofów, pozbawiæ jej
dotychczasowej nazwy, i zwaæ j¹ ju¿ nie rozumem, lecz wbrew zwyczajom jêzy-
kowym i wszelkiemu zdrowemu odczuciu intelektem, i podobnie wszystko z niej
wyp³ywaj¹ce nie rozumnym, lecz intelektualnym. Efekt by³ opaczny i niezrêczny,
niby jakiœ fa³szywy ton. Zawsze i wszêdzie bowiem mianem intelektu, intellectus,
acumen, perspicacia, sagacitas itd. okreœlano przedstawion¹ w uprzednim rozdziale,
bezpoœredni¹ i bardziej intuicyjn¹ w³adzê, a wynikaj¹ce z niej, specyficznie ró¿ne
od tu omawianych, rozumowych, dokonania zwano intelektualnymi, m¹drymi,
subtelnymi. Rozró¿niano wiêc stale z ca³¹ jasnoœci¹ rozumne i intelektualne jako
4
[Zob. wydanie polskie dzie³ Cycerona: M. T. Cicero, Pisma filozoficzne, t. I–IV, prze³.
W. Kornatowski, Warszawa 1960; zob. równie¿ najnowsze wydanie: M. T. Cyceron, O pañstwie,
O prawach, spolszczy³a I. ¯ó³towska, Kêty 1999].

Schop.p65 94 03-06-24, 07:01

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ V – O drugiej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 95

przejawy dwu ca³kowicie i nader ró¿nych zdolnoœci umys³owych. Jedynie profe-


sorowie filozofii nie mogli na to przystaæ. Ich polityka bowiem wymaga³a tej ofiary.
W takich przypadkach mówi siê: „Z drogi, prawdo! Mamy wy¿sze, dobrze rozu-
miane cele: z drogi, prawdo. In majorem Dei gloriam, jak zreszt¹ od dawna do tego
przywyk³aœ. Czy zap³acisz choæby honorarium i pensjê? Z drogi, prawdo, z drogi!
IdŸ na zarobek i kucnij sobie w k¹cie”. Potrzebowali oni statusu i nazwy rozumu
dla wynalezionej i zmyœlonej, lub jeszcze dosadniej – ca³kiem ze³ganej w³adzy, która
by im pomog³a wybrn¹æ z k³opotów, w jakie wpêdzi³ ich Kant. Chodzi o w³adzê
poznania bezpoœredniego, metafizycznego – tj. wykraczaj¹cego poza wszelk¹ mo¿-
liwoœæ doœwiadczenia, ujmuj¹cego œwiat rzeczy w sobie i ich stosunki. Jako taka
w³adza ta jest przede wszystkim „œwiadomoœci¹ Boga”, tj. poznaje bezpoœrednio Pana
Boga, a nadto konstruuje a priori sposób, w jaki Bóg stworzy³ œwiat, czy te¿ gdyby
mia³o to byæ zbyt trywialne, jak – przez mniej lub bardziej konieczny proces
¿yciowy wywiód³ On z siebie i poniek¹d zrodzi³ œwiat, wreszcie, co by³oby naj-
dogodniejsze, choæ arcykomiczne, zwyczajem dostojników pod koniec audiencji po
prostu go „odprawi³”, gdy ten móg³ ju¿ stan¹æ na w³asnych nogach i pod¹¿aæ, dok¹d
zechce. Na taki pomys³ móg³, oczywiœcie, wpaœæ tylko zuchwa³y gryzmo³a, ten bez-
czelny sk³adacz niedorzecznoœci – Hegel. Tego rodzaju b³azeñstwa szerz¹ siê od piêæ-
dziesiêciu lat pod nazw¹ poznañ rozumowych, wype³niaj¹c setki mieni¹cych siê fi-
lozoficznymi ksi¹¿ek, i – na ironiê – otrzymuj¹ miano nauki i koncepcji nauko-
wych, nawet z powtarzaniem a¿ do obrzydzenia tego terminu. Rozum, któremu tak
zuchwale i k³amliwie przypisuje siê tego rodzaju m¹droœæ, uchodzi za „poznawcz¹
w³adzê nadzmys³owego”, krótko mówi¹c – za tkwi¹c¹ w nas, opart¹ bezpoœrednio
na metafizyce w³adzê o charakterze wyroczni. Poœród adeptów panuje wszak¿e od
piêædziesiêciu lat wielka ró¿norodnoœæ pogl¹dów co do sposobu, w jaki percypuje
on wszystkie te wspania³oœci i ponadzmys³owe postrze¿enia. Wed³ug najzuchwal-
szych ma on bezpoœredni ogl¹d rozumowy absolutu, albo ad libitum nieskoñczo-
noœci, i ich ewoluowania ku skoñczonoœci. Wed³ug innych – trochê skromniejszych
– zachowuje siê on nie tyle jako widz¹cy, ile jako s³ysz¹cy; wprost nie ogl¹da, lecz
tylko s³yszy to, co dzieje siê w podob³ocznej krainie (nejelokokkngia), i potem zdaje
z tego wiernie sprawê tak zwanemu intelektowi, który pisze nastêpnie stosowne
kompendia filozoficzne. To od tego rzekomego s³yszenia (przes³uchiwania, dowia-
dywania siê) rozum ma wed³ug dowcipnego pomys³u Jacobiego braæ sw¹ nazwê
– jak gdyby nie by³o rzecz¹ jasn¹, ¿e pochodzi ona od uwarunkowanej przez rozum
mowy i rozumiej¹cego s³yszenia s³ów, w przeciwieñstwie do zwyk³ego s³uchania,
które przys³uguje i zwierzêtom. Ten mizerny dowcip kwitnie ju¿ od pó³wiecza,
uchodz¹c za powa¿n¹ myœl, wrêcz za pewien dowód, i jest powtarzany w nieskoñ-
czonoœæ. Wed³ug najskromniejszych wreszcie rozum nie mo¿e ani widzieæ, ani
s³yszeæ – nie odbiera wiêc od wszystkich wspomnianych wspania³oœci ani widome-
go obrazu, ani te¿ sprawozdania, lecz ma o tym po prostu nagie pojêcie (Ahndung),

Schop.p65 95 03-06-24, 07:01

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
96 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej

z którego to s³owa usuniêto g³oskê d, przez co otrzymuje ono swoisty pozór bzdury,
a ten – wspierany przez baranie fizjonomie ka¿dorazowych aposto³ów takiej m¹-
droœci – zjednuje jej ogólne uznanie.
Moi czytelnicy wiedz¹, ¿e termin idea dopuszczam tylko w jego pierwotnym,
platoñskim sensie, który gruntownie wy³uszczy³em zw³aszcza w ksiêdze III mego
g³ównego dzie³a. Francuz i Anglik natomiast wi¹¿¹ ze s³owem idee lub idea powsze-
dni, ale ca³kiem okreœlony i wyraŸny sens. Niemcowi zaœ, gdy mówi siê mu o ideach
(zw³aszcza przy górnolotnej wymowie Üdähen), zaczyna siê krêciæ w g³owie. Traci
wszelk¹ rozwagê i ma uczucie, jakby unosi³ siê w balonie. I tu wiêc mieli coœ do
zrobienia nasi adepci ogl¹du rozumowego. St¹d te¿ najzuchwalszy ze wszystkich,
znany szarlatan Hegel, nazwa³ bezceremonialnie sw¹ zasadê œwiata i wszystkich
rzeczy ide¹, a wszyscy uwierzyli, ¿e istotnie coœ w tym jest. Jeœli jednak nie po-
zwolimy siê og³upiæ, lecz zapytamy, czym w³aœciwie s¹ idee, które mamy pozna-
waæ w³adz¹ rozumu, to w ramach wyjaœniania otrzymujemy zwykle napuszon¹,
pust¹ i zawi³¹ gadaninê, opakowan¹ w okresy zdaniowe o takiej d³ugoœci, ¿e czy-
telnik, jeœli w trakcie ich lektury nie zasn¹³, popada w koñcu w stan og³uszenia
zamiast oœwiecenia, albo te¿ zaczyna podejrzewaæ, ¿e mo¿na by to wszystko uznaæ
za swego rodzaju przywidzenia. Jeœli tymczasem zapragnie szczegó³owo poznaæ takie
idee, to poczêstuje siê go rozmaitoœci¹ dañ: na wstêpie g³ównymi tematami scho-
lastyki, które niestety i sam Kant w b³êdny i nieuprawniony sposób – co udowod-
ni³em w swej krytyce jego filozofii – nazwa³ ideami rozumu, po to tylko, by ukazaæ
je jako coœ nie daj¹cego siê dowieœæ i teoretycznie nieuprawnionego. S¹ to miano-
wicie wyobra¿enia Boga, duszy nieœmiertelnej oraz realnego, obiektywnie istniej¹-
cego œwiata wraz z jego porz¹dkiem; w charakterze wariantów podaje siê: Boga,
wolnoœæ i nieœmiertelnoœæ. Potem serwuje siê mu absolut, który poznaliœmy wy¿ej
w § 20 jako wêdruj¹cy incognito pod presj¹ koniecznoœci dowód kosmologiczny.
Niekiedy jest to nieskoñczonoœæ w przeciwieñstwie do skoñczonoœci. Niemiecki
czytelnik z regu³y w ca³ej tej gadaninie znajduje upodobanie i nie zauwa¿a, ¿e koniec
koñców nie jest w stanie pomyœleæ nic bardziej wyraŸnego ni¿ „to, co ma kres”
i „to, co nie ma kresu”. Zw³aszcza osoby sentymentalne i dobroduszne bardzo sobie
ceni¹ – jako rzekome idee – „dobro, prawdê i piêkno”, choæ s¹ to tylko trzy nader
szerokie i oderwane – wyabstrahowane z niezliczonej iloœci rzeczy i relacji – a zatem
i bardzo ja³owe pojêcia, jak tysi¹ce innych tego rodzaju abstrakcji. Co siê tyczy ich
treœci, to wy¿ej w § 29 ukaza³em prawdê jako przynale¿n¹ wy³¹cznie s¹dom, a wiêc
logiczn¹ w³asnoœæ; a co do dwu innych wspomnianych tu abstrakcji odsy³am czê-
œciowo do Œwiata jako woli i przedstawienia, t. I, § 65, czêœciowo zaœ do ca³ej III ksiêgi
tego¿ dzie³a. Gdy jednak mówi¹c o owych trzech mizernych abstrakcjach, zrobi
siê tajemnicz¹ i dostojn¹ minê, i uniesie siê brwi a¿ do peruki, m³odzi ludzie mog¹
sobie ³atwo uroiæ, ¿e kryje siê za tym Bóg wie co, coœ ca³kiem niezwyk³ego
i niewys³owionego, co zas³uguje na miano idei, a przeto daje siê zaprz¹c do trium-
falnego rydwanu owego rzekomego, metafizycznego rozumu.

Schop.p65 96 03-06-24, 07:01

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ V – O drugiej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 97

Jeœli siê wiêc g³osi, jakobyœmy posiadali w³adzê bezpoœrednich, materialnych (tj. do-
starczaj¹cych materia³u, nie tylko formy), ponadzmys³owych (tj. wykraczaj¹cych
poza wszelk¹ mo¿liwoœæ doœwiadczenia) poznañ, opart¹ wyraŸnie na wgl¹dach
metafizycznych i w tym celu w nas tkwi¹c¹, i jakoby na niej polega³ nasz rozum,
to muszê okazaæ siê na tyle niegrzecznym, by nazwaæ to jawnym k³amstwem. Naj-
bardziej powierzchowna, ale rzetelna samoobserwacja musi ka¿dego przekonaæ, ¿e
w³adza taka wcale w nas nie istnieje. Odpowiadaj¹ temu nagromadzone rezultaty
badañ kompetentnych, uzdolnionych i uczciwych myœlicieli, którzy potwierdzaj¹,
¿e wrodzony, a wiêc aprioryczny i niezale¿ny od doœwiadczenia sk³adnik ca³ej naszej
w³adzy poznawczej ogranicza siê wy³¹cznie do formalnej czêœci poznania, tj. do œwia-
domoœci w³asnych funkcji umys³u i trybu ich jedynie mo¿liwej dzia³alnoœci, które
to funkcje – razem i osobno – potrzebuj¹ jednak materia³u z zewn¹trz, by móc
dostarczyæ poznañ materialnych. Tak wiêc maj¹ w nas siedlisko formy zewnêtrznego,
obiektywnego ogl¹du, jak: czas i przestrzeñ, z kolei prawo przyczynowoœci jako
zwyk³a forma intelektu, za której pomoc¹ ten ostatni konstruuje obiektywny œwiat
cielesny, wreszcie zaœ formalna czêœæ poznania abstrakcyjnego, zdeponowana i wy³o-
¿ona w logice, któr¹ dlatego ojcowie nasi ca³kiem s³usznie zwali nauk¹ rozumow¹.
W³aœnie ona wskazuje, ¿e pojêcia, z których sk³adaj¹ siê s¹dy i wnioski – do nich zaœ
odnosz¹ siê wszystkie prawa logiczne – musz¹ oczekiwaæ swego tworzywa i treœci od
naocznego poznania; podobnie te¿ odpowiedzialny za to ostatnie intelekt czerpie ma-
teria³ – wlewaj¹cy siê treœci¹ do jego form apriorycznych – z doznañ zmys³owych.
Wszystko zatem, co w naszym poznaniu jest materialne, tj. wszystko, co nie daje
siê sprowadziæ do formy subiektywnej, w³asnego trybu dzia³alnoœci, funkcji umys³u,
a wiêc ca³e tworzywo poznania pochodzi z zewn¹trz, a ostatecznie z obiektywnego
– wynikaj¹cego z doznania zmys³owego – ogl¹du œwiata cielesnego. To w³aœnie na-
oczne i w swym tworzywie empiryczne poznanie jest nastêpnie przerabiane przez
rozum, rzeczywisty rozum, na pojêcia, a te zostaj¹ utrwalone zmys³owo w s³owach,
by staæ siê materia³em dla niekoñcz¹cych siê kombinacji rozumu za poœrednictwem
s¹dów i wniosków, stanowi¹cych tkaninê naszego œwiata myœlowego. Rozum nie ma
wiêc treœci materialnej, lecz jedynie treœæ formaln¹, ta zaœ jest materia³em logiki, która
zawiera same formy i regu³y operacji myœlowych. Treœæ materialn¹ rozum musi
w toku swego myœlenia czerpaæ z zewn¹trz, z naocznych przedstawieñ, które wy-
tworzy³ intelekt. Na nich to dokonuje swoich operacji: tworz¹c pojêcia, odrzuca
niektóre z ró¿nych w³asnoœci rzeczy, a inne zachowuje, ³¹cz¹c je ostatecznie w jedno
pojêcie. Wskutek tego jednak przedstawienia trac¹ sw¹ naocznoœæ, zyskuj¹ natomiast
na przejrzystoœci i manipulacyjnej sprawnoœci, jak to wy¿ej wykaza³em. To wiêc
i tylko to stanowi czynnoœæ rozumu; nie mo¿e on wszak¿e nigdy dostarczyæ sobie
tworzywa z w³asnych œrodków. Nie zawiera nic prócz form. Jest czynnikiem ¿eñskim:
tylko odbiera, nie zaœ p³odzi. I nieprzypadkowo – zarówno w ³acinie, jak i jêzykach
germañskich – jest rodzaju ¿eñskiego, intelekt natomiast jest rodzaju mêskiego.

Schop.p65 97 03-06-24, 07:01

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
98 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej

Jeœli siê wiêc mówi: „Tego uczy zdrowy rozum” albo te¿ „Rozum ma powœci¹-
gaæ namiêtnoœci” itd., to nie chce siê tu ¿adn¹ miar¹ powiedzieæ, ¿e rozum dostar-
cza materialnych poznañ z w³asnych œrodków. Wskazuje siê raczej tym samym na
wyniki rozumowych przemyœleñ, a wiêc na logiczne wnioskowanie z twierdzeñ,
stopniowo zdobywanych przez wzbogacone doœwiadczeniem, abstrakcyjne pozna-
nie. Na ich mocy mo¿emy wyraŸnie i ³atwo ogarn¹æ zarówno koniecznoœæ empi-
ryczn¹, a wiêc to, co w danym przypadku przewidywalne, jak i racje oraz nastêp-
stwa w³asnego postêpowania. Wszêdzie „rozumne” czy „racjonalne” znaczy tyle, co
„konsekwentne” lub „logiczne”, jak te¿ odwrotnie. Logika jest bowiem naturalnym
sposobem postêpowania samego rozumu, wyra¿onym jako system regu³: terminy
owe (rozumne i logiczne) maj¹ siê zatem do siebie tak jak praktyka do teorii.
W tym sensie przez rozumne postêpowanie pojmuje siê postêpowanie na wskroœ
konsekwentne, wychodz¹ce od pojêæ ogólnych i kierowane przez abstrakcyjne myœli
jako postanowienia, nie zaœ okreœlane przelotnymi impresjami teraŸniejszoœci. Przez
to jednak niczego nie rozstrzyga siê w kwestii moralnoœci takiego postêpowania,
to bowiem mo¿e byæ zarówno z³e, jak i dobre. Obszerne wyjaœnienia na ten temat
znajdzie czytelnik w mej Krytyce Kantowskiej filozofii, s. 576 n. (wyd. III, s. 610 n.),
jak te¿ w Die beiden Grundprobleme der Ethik, s. 152 (wyd. II, s. 149 n.). Pozna-
niami wynikaj¹cymi z czystego rozumu s¹ wreszcie takie, których Ÿród³o le¿y w for-
malnej czêœci naszej w³adzy poznawczej – czy to myœl¹cej, czy te¿ ogl¹daj¹cej – które
wiêc mo¿emy sobie uœwiadomiæ a priori, tj. bez pomocy doœwiadczenia; polegaj¹
one zawsze na twierdzeniach o prawdziwoœci transcendentalnej lub metalogicznej.
Natomiast rozum, dostarczaj¹cy pierwotnie i z w³asnych œrodków poznañ
materialnych, pouczaj¹cy nas zatem pozytywnie poza wszelk¹ mo¿liwoœci¹ doœwiad-
czenia, zawieraj¹cy ponadto idee wrodzone – jest czyst¹ fikcj¹ profesorów filozofii
i produktem zrodzonego w nich przez Krytykê czystego rozumu strachu. Czy sza-
nowni panowie znaj¹ dobrze niejakiego Locke’a i czy go przeczytali? Byæ mo¿e raz
jeden, ju¿ dawno, i to powierzchownie, fragmentarycznie, patrz¹c w poczuciu swej
wy¿szoœci z góry na tego wielkiego cz³owieka, a do tego w kiepskim przek³adzie
niemieckiego wyrobnika – nie zauwa¿y³em bowiem, by znajomoœæ jêzyków nowo-
¿ytnych wzrasta³a w tej mierze, w jakiej (Bo¿e, zmi³uj siê) maleje znajomoœæ jêzy-
ków staro¿ytnych. Nie poœwiêcili oni, oczywiœcie, czasu na studiowanie takiego
starego zrzêdy, skoro nawet rzeczywista i gruntowna znajomoœæ kantowskiej filo-
zofii jest udzia³em co najwy¿ej paru starych g³ów. Dzisiejsze dojrza³e pokolenie
musia³o strawiæ sw¹ m³odoœæ na czytaniu dzie³ „giganta myœlowego Hegla”, „wiel-
kiego Schleiermachera” oraz „przenikliwego Herbarta”. Niestety, niestety, nieste-
ty! A szkodliwe dzia³anie takich uniwersyteckich s³aw, i to przy poklasku zacnych
kolegów na urzêdzie oraz obiecuj¹cych aspirantów do tych bohaterskich zaszczy-
tów akademickich, polega w³aœnie na tym, ¿e dobrej, ³atwowiernej, bezkrytycznej
m³odzie¿y zachwala siê miernoty umys³owe, zwyk³e towary fabrycznej natury, jako

Schop.p65 98 03-06-24, 07:01

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ V – O drugiej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 99

wielkie duchy, jako wyj¹tki i chlubê ludzkoœci. Ta zaœ rzuca siê z ca³ym m³odzieñ-
czym zapa³em do ja³owych studiów nad rozwlek³¹ i bezduszn¹ pisanin¹ takich ludzi,
i marnuje tê trochê cennego czasu danego jej na zdobycie wy¿szego wykszta³cenia,
zamiast poœwiêciæ go na rzeczywist¹ naukê, oferowan¹ przez dzie³a tak rzadkich,
autentycznych myœlicieli, tych prawdziwych wyj¹tków wœród ludzi, którzy rari
nantes in gurgite vasto (niby pojedynczy p³ywacy w otch³ani fal) wy³onili siê tu
i ówdzie z biegiem wieków, natura bowiem sporadycznie tylko tworzy³a ka¿dy taki
wyj¹tek od gatunku, a potem „rozbija³a formê”. ¯yliby oni i dla m³odzie¿y, gdyby
ta nie zosta³a oszukana, korzystaj¹c z ich dorobku przez owych nader szkodliwych
heroldów z³a, tych cz³onków wielkich kumoterstw przeciêtniaków, którzy zawsze
kwitn¹ i powiewaj¹ wysoko swym sztandarem jako niezmienni wrogowie upoka-
rzaj¹cej ich wielkoœci i autentycznoœci. To w³aœnie dziêki nim i ich knowaniom czasy
tak podupad³y, ¿e filozofia kantowska – rozumiana przez naszych ojców tylko po
wieloletnich rzetelnych studiach i z wielkim natê¿eniem umys³u – sta³a siê obca dzi-
siejszemu pokoleniu, które tkwi teraz przed ni¹ jak onoV proV luran (osio³ przed
lir¹), i kusi siê o nieokrzesane, prostackie i niezdarne napaœci na ni¹, tak jak bar-
barzyñcy ciskali kamieniami w obce im greckie pos¹gi bogów. Skoro tak to dzisiaj
wygl¹da, moim obowi¹zkiem jest poleciæ tym orêdownikom bezpoœrednio pozna-
j¹cego, s³ysz¹cego, ogl¹daj¹cego, krótko mówi¹c, dostarczaj¹cego z w³asnych œrod-
ków poznañ materialnych rozumu, jako coœ dla nich nowego, s³ynne od 150 lat
dzie³o Locke’a, pierwsz¹, skierowan¹ wyraŸnie przeciw wszelkim poznaniom wro-
dzonym ksi¹¿kê, a zw³aszcza paragrafy 21–26 w trzecim rozdziale. Choæ Locke
w swej negacji wszelkich prawd wrodzonych posuwa siê o tyle za daleko, ¿e roz-
ci¹ga j¹ nawet na poznania formalne, w czym go póŸniej w œwietny sposób skory-
gowa³ Kant, to odnoœnie do wszelkich materialnych, tj. dostarczaj¹cych tworzywa
poznañ ma ca³kowit¹ i niezaprzeczaln¹ racjê.
Stwierdzi³em ju¿ w swym dziele na temat etyki, ale muszê tu powtórzyæ, po-
niewa¿ – jak uczy hiszpañskie przys³owie – nie ma gorszego g³uchego od tego, kto
nie chce s³yszeæ (no hay peor sordo, que el que no quiere oir): gdyby rozum by³ w³adz¹
opart¹ na metafizyce, dostarczaj¹c¹ poznañ materialnych, a zatem daj¹c¹ informa-
cje wykraczaj¹ce poza wszelk¹ mo¿liwoœæ doœwiadczenia, to w kwestii przedmio-
tów metafizyki, a wiêc i religii – s¹ to bowiem te same przedmioty – musia³aby
z koniecznoœci¹ panowaæ tak wielka zgodnoœæ poœród ludzi, jak w kwestii przed-
miotów matematyki. Gdyby ktoœ odbiega³ w swych pogl¹dach od innych, musia³-
by uchodziæ za niespe³na rozumu. Dzieje siê jednak dok³adnie odwrotnie: w ¿adnej
kwestii ludzie tak bardzo siê ze sob¹ nie zgadzaj¹, jak co do wymienionych tema-
tów. Odk¹d ludzie myœl¹, systemy filozoficzne k³óc¹ siê ze sob¹, a czêsto s¹ wrêcz
diametralnie sobie przeciwne. Odk¹d zaœ ludzie wierz¹ (co siêga jeszcze dawniej-
szych czasów), religie zwalczaj¹ siê wzajemnie ogniem i mieczem, ekskomunikami
i kanonami. Dla pojawiaj¹cych siê sporadycznie innowierców – w dobie ¿ywej wiary

Schop.p65 99 03-06-24, 07:01

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
100 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej

– istnia³y nie domy ob³¹kanych, lecz lochy inkwizycji wraz z przynale¿noœciami.


I tu doœwiadczenie przemawia g³oœno i nieodparcie przeciw k³amliwym roszczeniom
rozumu, który mia³by byæ w³adz¹ bezpoœredniego, metafizycznego poznania, lub
– mówi¹c wprost – boskich inspiracji. Pora wreszcie surowo to os¹dziæ, poniewa¿
horribile dictu, tak kulawe, tak namacalne ³garstwo kolportuje siê od pó³wiecza
w ca³ych Niemczech – wêdruje ono z roku na rok z katedry na szkolne ³awy,
i znowu z ³aw na katedrê. Nawet wœród Francuzów znalaz³o siê paru g³upców,
którzy dali siê nabraæ na takie bajki i zachwalaj¹ je we Francji, wkrótce jednak fran-
cuski bon sens poka¿e drzwi temu raison transcendentale.
Gdzie wylêg³o siê to k³amstwo i jak ta bajka przysz³a na œwiat? Muszê wyznaæ:
bezpoœredni impuls do tego da³, niestety, kantowski rozum praktyczny ze swym
kategorycznym imperatywem. Wraz z jego przyjêciem nale¿a³o mu ju¿ tylko
przydaæ taki bezpoœrednio w³adczy, a wiêc ex tripode (z trójnoga Pytii) zwiastuj¹cy
prawdy metafizyczne rozum teoretyczny jako jego pendant. Wspania³y sukces ca³ej
sprawy odmalowa³em w Die beiden Grundprobleme der Ethik, s. 148 n. (wyd. II, s.
146 n.), dok¹d odsy³am czytelnika. Przyznaj¹c zatem, ¿e Kant da³ impuls dla tej
k³amliwej tezy, muszê zaraz dodaæ: ³atwo temu dogodziæ, kto coœ lubi. Nad rodza-
jem ludzkim niby przekleñstwo ci¹¿y fakt, ¿e wskutek swego pokrewieñstwa du-
chowego z przewrotnoœci¹ i z³em nawet w dzie³ach wielkich umys³ów gustuje on
najbardziej w b³êdnych, wrêcz najgorszych supozycjach. Wychwala wiêc je i po-
dziwia, zaledwie toleruj¹c rzeczy naprawdê godne uwagi. Prawdziwa wielkoœæ,
w³aœciwa g³êbia filozofii Kanta jest dzisiaj znana tylko nielicznym. Wraz z zaprze-
staniem powa¿nego studiowania jego dzie³ musia³o ustaæ i ich rozumienie. S¹ one
czytane tylko pobie¿nie, na u¿ytek historycznej œwiadomoœci, zw³aszcza przez tych,
którzy mniemaj¹, ¿e po nim te¿ coœ – i to coœ dopiero s³usznego – siê pojawi³o.
Z ca³ej ich gadaniny o kantowskiej filozofii wynika, ¿e znaj¹ tylko jej ³upinê, jej
zewnêtrzn¹ stronê, przyw³aszczyli sobie jej surowy zarys, podchwycili tu i ówdzie
jakieœ s³owo, nigdy jednak nie wniknêli w jej g³êboki sens i ducha. Wszystkim tym
ludziom od dawna najbardziej w Kancie podoba³y siê przede wszystkim antyno-
mie, jako rzecz nader pokrêtna, a jeszcze bardziej praktyczny rozum z jego impe-
ratywem kategorycznym, zw³aszcza zaœ oparta na tym teologia moralna, której sam
Kant nigdy nie bra³ na serio. Dogmat bowiem teoretyczny o wa¿noœci wy³¹cznie
praktycznej jest podobny do drewnianej strzelby, któr¹ bez ¿adnego ryzyka mo¿-
na daæ dzieciom. Jest te¿ analogiczny do powiedzenia: „upierz mi futro, ale go nie
zamocz”. Co zaœ tyczy siê samego imperatywu kategorycznego, Kant nigdy nie
mówi³ o nim jako o fakcie, lecz raczej wzbrania³ siê przed nim, serwuj¹c go tylko
jako rezultat nader dziwacznej kombinacji pojêæ; potrzebowa³ deski ratunku dla mo-
ralnoœci. Ale profesorowie filozofii nigdy nie zg³êbili a¿ do podstaw ca³ej sprawy,
tak ¿e – jak siê zdaje – dopiero ja to rozpozna³em. Zamiast tego œpiesznie wyjednali
kredyt kategorycznemu imperatywowi – nadaj¹c mu purystyczn¹ nazwê „prawa mo-

Schop.p65 100 03-06-24, 07:01

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ V – O drugiej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 101

ralnego”, przypominaj¹c¹ pannê Laregle Bürgera – i traktuj¹c jako ugruntowany


fakt, a nawet zrobili z tego coœ na kszta³t Moj¿eszowych kamiennych tablic praw,
które on musi tu w pe³ni zastêpowaæ. W swej rozprawie o podstawie moralnoœci
wzi¹³em pod chirurgiczny nó¿ rozum praktyczny z jego imperatywem, wykazuj¹c
z tak¹ jasnoœci¹ i pewnoœci¹, ¿e nigdy nie by³o w nich ¿ycia i prawdy, i¿ chcia³bym
zobaczyæ kogoœ, kto by zasadnie obali³ moje argumenty i w sposób rzetelny po-
móg³ stan¹æ znów na nogi imperatywowi kategorycznemu. Nie zbija to jednak
z tropu profesorów filozofii. Nie mog¹ oni obejœæ siê bez swego „prawa moralne-
go” praktycznego rozumu jako bardzo dogodnego deus ex machina do ugruntowa-
nia moralnoœci, tak jak nie mog¹ siê obejœæ bez wolnoœci woli. S¹ to przecie¿ dwa
filary ich babskiej, ko³owrotkowej filozofii. I nic nie znaczy, ¿e je rozwali³em. ¯yj¹
bowiem w ich œwiadomoœci – tak jak niekiedy z politycznych wzglêdów pozwala
siê zmar³emu ju¿ królowi rz¹dziæ jeszcze choæ przez kilka dni. Wobec mego nieub³a-
ganego dementowania obu tych starych fikcji ci dzielni mê¿owie stosuj¹ wypróbo-
wan¹ taktykê: milczeæ, przepe³zn¹æ cichaczem, udawaæ, jakby nic siê nie sta³o,
sprawiæ, aby publicznoœæ uwierzy³a, ¿e s³owa kogoœ takiego jak ja nie zas³uguj¹ na
uwagê. I zapewne – ich do filozofii powo³a³o ministerstwo, mnie zaœ natura. Praw-
dopodobnie oka¿e siê w koñcu, ¿e ci bohaterowie postêpuj¹ tak jak idealistycznie
usposobiony struœ, który chowaj¹c g³owê w piasek, s¹dzi, ¿e pozbywa siê myœli-
wego. Có¿, przyjdzie pora, przyjdzie na to rada; byle tylko na razie, póki nie umrê
i póki nie bêdzie mo¿na pod³ug w³asnego gustu przyrz¹dziæ mych tematów, pu-
blicznoœæ chcia³a siê zadowoliæ nieznoœnie nudnym prze¿uwaniem, arbitralnymi kon-
strukcjami absolutu i uczniowsk¹ moralnoœci¹ szanownych panów. Co bêdzie dalej,
to siê jeszcze zobaczy.
Niechaj jutro s³uszne zamierzenia
Nastroj¹ druhów mile wszêdy,
Gdy dziœ z³o siê jeszcze rozplenia,
Zdobywa miejsce, aplauz, wzglêdy 5.
Ale czy ci panowie wiedz¹, co jest na czasie? Nadchodzi zwiastowana od daw-
na epoka: Koœció³ siê chwieje, i to tak mocno, ¿e nie wiadomo, czy odnajdzie swój
punkt ciê¿koœci, wiara bowiem zanik³a. Czy¿ ze œwiat³em objawienia nie dzieje siê
tak, jak z innymi œwiat³ami? Warunkuje je pewna doza ciemnoœci. Liczba tych,
którzy dziêki pewnemu stopniowi i zakresowi wiedzy staj¹ siê niezdolni do wiary,
zastanawiaj¹co roœnie. Œwiadczy o tym szerzenie siê p³askiego racjonalizmu, szcze-
rz¹cego coraz bardziej sw¹ paszczê buldoga. Z zimn¹ krwi¹ zabiera siê on do wy-
mierzania sw¹ krawieck¹ miar¹ g³êbokich tajemnic chrzeœcijañstwa, nad którymi
duma³y i o które spiera³y siê ca³e stulecia, a przy tym jest we w³asnym mniemaniu

5 [Dywan Zachodu i Wschodu, prze³. L. Lewin, Warszawa 1936].

Schop.p65 101 03-06-24, 07:01

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
102 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej

niezmiernie m¹dry. Przede wszystkim ów podstawowy dogmat chrzeœcijañski:


doktryna grzechu pierworodnego, sta³ siê w wydaniu têpych, racjonalistycznych
g³ów poœmiewiskiem. Zdaje siê im bowiem, ¿e nie ma nic jaœniejszego i pewniej-
szego nad to, ¿e istnienie ka¿dego z osobna rozpoczyna siê wraz z urodzeniem, st¹d
wykluczaj¹ pogl¹d, jakoby przychodzi³ on na œwiat z wrodzon¹ win¹. Có¿ za
przenikliwoœæ! Gdy wzmaga siê bieda i zaniedbanie, we wsi zaczynaj¹ grasowaæ wilki,
tak te¿ w dziedzinie œwiatopogl¹dowej podnosi g³owê le¿¹cy w gotowoœci materia-
lizm, i przychodzi pod rêkê ze swym towarzyszem bestializmem (zwanym przez
pewnych ludzi humanizmem). Wraz z niezdolnoœci¹ do wiary wzrasta potrzeba po-
znania. Na skali kultury istnieje pewien punkt wrzenia, w którym ulatniaj¹ siê
wszelka wiara, wszelkie objawienie, wszelkie autorytety, cz³owiek pragnie w³asne-
go rozumienia, chce byæ pouczony, ale i przekonany. Nie jest ju¿ prowadzony na
pasku; chce iœæ o w³asnych si³ach. Jego potrzeba metafizyczna (Œwiat jako wola
i przedstawienie, t. II, rozdz. 17) jest jednak tak niezniszczalna jak dowolna potrze-
ba fizyczna. Budzi siê wtedy powa¿ne pragnienie filozofii i z³akniona ludzkoœæ
przywo³uje wszystkie myœl¹ce umys³y, jakie kiedykolwiek wyda³a ze swego ³ona.
Nie wystarcza ju¿ pusta gadanina i bezsilne starania umys³owych kastratów. Trze-
ba teraz filozofii powa¿nie pomyœlanej, tj. zorientowanej na prawdê, nie zaœ na pensjê
i honoraria, nie pytaj¹cej, czy podoba siê ministrom i radcom, ani czy nadaje siê
do sklepiku tej lub innej partii koœcielnej, lecz ukazuj¹cej, ¿e powo³aniem filozofii
nie jest bycie Ÿród³em utrzymania dla ubogich duchem.
Powróæmy jednak do naszego tematu. Wyroczni praktycznej, któr¹ Kant fa³szy-
wie przypisa³ rozumowi, przydano za pomoc¹ pewnej, wymagaj¹cej tylko nieco
œmia³oœci, amplifikacji – wyroczniê teoretyczn¹. Zaszczyt tego odkrycia spadnie
zapewne na [F. H.] Jacobiego. Z r¹k tego zacnego mê¿a profesorowie filozofii
z radoœci¹ i wdziêcznoœci¹ przyjêli ów cenny dar. Pomóg³ im wybrn¹æ z k³opotów,
w jakie wpêdzi³ ich Kant. Ch³odny, trzeŸwy, rozwa¿aj¹cy rozum, tak surowo skry-
tykowany przez Kanta, zdegradowany zosta³ do rangi intelektu, i odt¹d musia³ nosiæ
to miano. Nazwê rozumu przypisano zaœ ca³kowicie wyimaginowanej, po niemiec-
ku zmyœlonej w³adzy, w której okienko otwiera siê na nadksiê¿ycowy, wrêcz
nadprzyrodzony œwiat. Przez to okienko mo¿na by³o odbieraæ w stanie gotowym
i uszykowanym wszystkie prawdy, nad którymi daremnie biedzi³ siê i dysputowa³
przez ca³e wieki staromodny, rzetelny, refleksyjny i rozwa¿ny rozum. I na takiej
wziêtej ca³kowicie z powietrza, w pe³ni zmyœlonej w³adzy opiera siê od piêædzie-
siêciu lat niemiecka tak zwana filozofia, pocz¹tkowo jako swobodna konstrukcja
i projekcja absolutnego „ja” i jego emanacji ku „nie-ja”, potem zaœ jako intelektu-
alny ogl¹d absolutnej to¿samoœci czy nie-ró¿nicy, i ich ewoluowania ku przyrodzie,
lub te¿ powstawania Boga z jego ciemnej otch³ani b¹dŸ bezdennoœci a la Jakub
Böhme, wreszcie zaœ jako czyste myœlenie samej siebie idei absolutnej i widownia
baletu pojêæ w samoruchu. Nadto jeszcze zawsze jako bezpoœrednie przes³uchiwa-

Schop.p65 102 03-06-24, 07:01

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ V – O drugiej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 103

nie boskoœci, nadzmys³owoœci, Boga, piêkna, prawdy, dobra i wszystkiego innego,


co mo¿e s³u¿yæ pogodzie ducha, albo jako zwyk³e przeczucie tych wszystkich
wspania³oœci. To wiêc mia³by byæ rozum? O nie, to farsy, maj¹ce s³u¿yæ profeso-
rom filozofii – wprawionym w zak³opotanie przez powa¿ne kantowskie krytyki
– za namiastki, by w jakiœ sposób, per fas aut nefas (œrodkami godziwymi i niego-
dziwymi) obiekty religii narodowej podaæ za rezultaty filozofii.
Pierwsz¹ powinnoœci¹ ka¿dej profesorskiej filozofii jest filozoficzne uzasadnie-
nie i ustalenie ponad wszelk¹ w¹tpliwoœæ nauki o Bogu, Stwórcy i W³adcy œwiata
jako osobowej, a wiêc indywidualnej, obdarzonej intelektem i wol¹ istocie, która
wywiod³a œwiat z niczego i kieruje nim z najwy¿sz¹ m¹droœci¹, moc¹ oraz dobro-
ci¹. Profesorowie filozofii znaleŸli siê jednak przez to w k³opotliwej sytuacji wzglê-
dem powa¿nej filozofii. Kant przyszed³ i napisa³ sw¹ Krytykê czystego rozumu ju¿
przesz³o szeœædziesi¹t lat temu. Jej rezultatem by³o to, ¿e wszystkie dowody na
istnienie Boga, które sformu³owano w chrzeœcijañskich stuleciach i które daj¹ siê
sprowadziæ do trzech mo¿liwych sposobów dowodzenia, nie mog¹ ¿adn¹ miar¹
dokonaæ upragnionej rzeczy. Wykazano nawet obszernie a priori niemo¿noœæ ka¿-
dego takiego dowodu, a tym samym niemo¿noœæ wszelkiej spekulatywnej teologii,
i to w sposób dobrze zrozumia³y, a nie – co wesz³o dzisiaj w modê – za pomoc¹
pustej gadaniny, heglowskiego ble-ble, z którego ka¿dy mo¿e sobie ulepiæ, co tylko
zechce. O nie, dowiedziono tego ca³kiem powa¿nie i rzetelnie, starym zwyczajem,
a wiêc tak, ¿e od szeœædziesiêciu lat – przy ca³ej niedogodnoœci dla wielu osób – nikt
nie by³ w stanie wysun¹æ przeciw niej wa¿kich argumentów. Raczej zaœ dowody
na istnienie Boga straci³y wskutek tego zaufanie i wysz³y z u¿ycia. Odt¹d profe-
sorowie filozofii przyjmowali wielkopañsk¹ postawê, demonstruj¹c wobec nich zde-
cydowan¹ pogardê; poniewa¿ sprawa rozumia³a siê sama przez siê, œmieszne by³o-
by chcieæ jej wpierw dowodziæ. Ach, gdyby tak wczeœniej o tym wiedziano! Nie
biedzono by siê przez ca³e stulecia nad takimi dowodami, a Kant nie potrzebowa³-
by ich mia¿d¿yæ ca³ym ciê¿arem krytyki rozumu. Demonstruj¹c zaœ ow¹ pogardê,
niejednemu przyszed³by na myœl lis i kwaœne winogrona. Kto chcia³by zobaczyæ
ma³¹ próbkê tego, znajdzie j¹, i to doœæ charakterystyczn¹, w filozoficznych pismach
Schellinga, t. I, s. 152. Gdy zaœ inni pocieszali siê sentencj¹ Kanta, ¿e nie sposób
dowieœæ tak¿e rzeczy przeciwnej – jak gdyby staremu frantowi nie by³o wiadome,
¿e affirmanti incumbit probatio (dowód jest rzecz¹ tego, kto wysuwa jakieœ twier-
dzenie) – przyby³ na odsiecz godny podziwu wynalazek Jacobiego. Zaoferowa³ on
wspó³czesnym uczonym niemieckim ca³kiem osobliwe pojêcie rozumu, o jakim do-
t¹d nikt nic nie s³ysza³, ani nie wiedzia³.
A przecie¿ wszystkie te wybiegi wcale nie by³y konieczne. Owa niedowodli-
woϾ samego istnienia Boga wcale nie kwestionuje, stoi ono bowiem mocno i nie-
zachwianie na gruncie o wiele pewniejszym. Jest ono przecie¿ spraw¹ objawienia,
a jest to tym pewniejsze, ¿e objawienie takie sta³o siê udzia³em jedynie i wy³¹cznie
owego narodu, który dlatego w³aœnie zwie siê narodem wybranym. Poznanie Boga

Schop.p65 103 03-06-24, 07:01

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
104 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej

jako osobowego W³adcy i Stwórcy œwiata, który wszystko dobrze uczyni³, znaj-
dujemy wy³¹cznie w judaizmie i wyp³ywaj¹cych z niego systemach wiary, które
– w szerokim sensie – mo¿na nazwaæ sektami judaizmu, nie zaœ w religii jakiegoœ
innego narodu staro¿ytnego czy nowo¿ytnego. Nikomu chyba nie przyjdzie na myœl,
by pomyliæ Pana Boga z hinduistycznym brahmanem, który ¿yje i cierpi we mnie,
w tobie, w moim koniu, twoim psie, albo z Brahm¹, który rodzi siê i umiera, by
ust¹piæ miejsca innemu Brahmie, i którego pomawia siê nadto o winê i grzech
stworzenia œwiata 6, a có¿ dopiero z rozpustnym synem oszukanego Saturna, któ-
remu stawia czo³o Prometeusz, g³osz¹c jego upadek. Jeœli zaœ przyjrzymy siê religii
licz¹cej na ziemi najwiêcej wyznawców, maj¹cej przeto za sob¹ wiêksz¹ czêœæ ludz-
koœci – mo¿na j¹ pod tym wzglêdem nazwaæ najwa¿niejsz¹ – a wiêc buddyzmowi,
to nie da siê ukryæ, ¿e religia ta, o ile jest œciœle idealistyczna i ascetyczna, o tyle
te¿ jest zdecydowanie i wyraŸnie ateistyczna; i to tak bardzo, ¿e kap³ani, którym
g³osi siê doktrynê czystego teizmu, stanowczo j¹ odrzucaj¹. St¹d te¿ (jak czytamy
w „Asiatic researches”, t. VI, s. 268, i podobnie w Description of the Burmese empire,
Sangermano, s. 81) najwy¿szy kap³an buddyjski w Ava zalicza – w rozprawie, któr¹
przekaza³ pewnemu katolickiemu biskupowi – do szeœciu godnych potêpienia herezji
doktrynê, „¿e istnieje istota, która stworzy³a œwiat i wszystkie rzeczy, i sama tylko
godna jest uwielbienia” 7. I dlatego w³aœnie J. J. Schmidt, znakomity uczony, któ-
rego zdecydowanie uwa¿am za najrzetelniejszego znawcê buddyzmu w Europie,
pisze w swej petersburskiej rozprawie O pokrewieñstwie nauk gnostyckich z buddy-
zmem, s. 9: „W pismach buddystów brak jakiejkolwiek pozytywnej wzmianki o naj-
wy¿szej istocie jako zasadzie stworzenia; wydaje siê nawet, ¿e skrzêtnie unikaj¹ tego
tematu, ilekroæ ten logicznie sam siê narzuca”. W swych Badaniach w dziedzinie
historii kultury staro¿ytnej w Azji Œrodkowej, s. 180, mówi z kolei: „System buddyj-
ski nie zna ¿adnej wiecznej, niestworzonej, jedynej Istoty Boskiej, która istnia³a
przedwiecznie i stworzy³a wszelkie rzeczy widzialne i niewidzialne. Idea ta jest mu
ca³kowicie obca; w ksiêgach buddyjskich nie natrafiamy nawet na najmniejszy jej
œlad. Podobnie te¿ nie ma mowy o stworzeniu œwiata; widzialny œwiat nie jest
wprawdzie bez pocz¹tku – powsta³ wszelako z pró¿ni wed³ug konsekwentnych,
niezmiennych praw natury. Myli³by siê jednak ten, kto by s¹dzi³, jakoby coœ
– nazwijmy to przeznaczeniem czy natur¹ – uchodzi³o w oczach buddystów za bosk¹
zasadê i doznawa³o boskiej czci. Wrêcz przeciwnie; ewolucja pró¿ni, jej osad lub

6 If Brahma be unceasingly employed in the creation of worlds [...] how can tranquillity be ob-

tained by inferior orders of being? (Jeœli Brahma nieprzerwanie stwarza œwiaty [...], jak mog¹ zyskaæ
niezm¹cony spokój istoty ni¿szego rzêdu?), Prabodh Chandro Daya, s. 23. Brahma jest te¿ czêœci¹
trimurti, ta zaœ jest personifikacj¹ natury jako p³odzenie, zachowywanie w istnieniu i œmieræ; Brahma
reprezentuje wiêc pierwszy aspekt.
7 Zob. J. J. Schmidt, Forschungen im Gebiete der ältern Bildungsgeschichte Mittelasiens, Petersburg

1824, s. 276.

Schop.p65 104 03-06-24, 07:01

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ V – O drugiej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 105

rozdrobnienie na niezliczone cz¹stki (ta powsta³a materia), jest z³em Jirtintschü, czyli
wszechœwiata w jego wewnêtrznych i zewnêtrznych relacjach, z którego powsta³a
Ortschilang, czyli ci¹g³a zmiana wed³ug niezmiennych praw, ugruntowanych ju¿
przez owo z³o”. O tym te¿ mówi³ on w wyg³oszonym 15 wrzeœnia 1830 r. w
Akademii Petersburskiej wyk³adzie, s. 26: „Termin «stworzenie» jest buddyzmowi
obcy, ten bowiem wie tylko o procesach powstawania œwiata”, i s. 27: „Trzeba
zrozumieæ, ¿e w ich systemie nie ma w ogóle miejsca na ideê jakiegoœ stworzenia
œwiata przez preegzystuj¹cego Boga”. Mo¿na przytoczyæ setki podobnych przyk³a-
dów. Chcê tylko zwróciæ uwagê na jeszcze jeden, jest bowiem bardzo popularny
i do tego oficjalny. Trzeci tom nader pouczaj¹cego dzie³a buddyjskiego Mahawan-
sa 8, zawiera przet³umaczone z protoko³ów holenderskich urzêdowe rozmowy, jakie
odby³ w 1766 r. kolejno i na osobnoœci holenderski gubernator Cejlonu z najwy¿-
szymi kap³anami piêciu najznakomitszych pagod. Kontrast miêdzy interlokutora-
mi, którzy nie byli w stanie porozumieæ siê, jest nadzwyczaj zabawny. Kap³ani,
przepojeni – w myœl nauk swej religii – mi³oœci¹ i wspó³czuciem wobec wszystkich
istot ¿yj¹cych, nawet gdyby to mieli byæ holenderscy gubernatorzy, usi³owali z ca³¹
skwapliwoœci¹ uczyniæ zadoœæ wszystkim jego pytaniom. Naiwny i szczery ateizm
tych pobo¿nych, a nawet ascetycznych kap³anów zderzy³ siê z wewnêtrznym,
dog³êbnym przekonaniem zjudaizowanego ju¿ w ko³ysce gubernatora. Wiara sta³a
siê jego drug¹ natur¹. Nie móg³ siê wrêcz pogodziæ z tym, ¿e ci duchowni nie s¹
teistami, zapytywa³ wiêc wci¹¿ od nowa o najwy¿sz¹ istotê, kto stworzy³ œwiat itd.
Zdaniem zaœ kap³anów nie mo¿e istnieæ ¿adna wy¿sza istota nad doskona³ego
zwyciêzcê, Buddê Œakjamuniego, który – bêd¹c synem królewskim – dobrowolnie
¿y³ jak ¿ebrak i a¿ do kresu swych dni g³osi³ sw¹ wznios³¹ naukê dla zbawienia
ludzkoœci – wyzwolenia nas wszystkich z niedoli ko³owrotu odrodzeñ. Œwiat zaœ
nie jest uczyniony przez nikogo 9, jest on autokreacj¹ (selfcreated). Natura rytmicz-
nie go rozszerza i kurczy. Jedynie ona jest tym, co istniej¹c, nie istnieje, ona to
stanowi konieczny akompaniament ko³owrotu odrodzeñ, te zaœ s¹ nastêpstwami
naszych grzesznych postêpków itd. I tak tocz¹ siê te rozmowy na stu stronicach.
Zakrawa na istny skandal fakt, ¿e jeszcze dzisiaj w pismach niemieckich uczonych
uznaje siê bez ogródek religiê i teizm za pojêcia identyczne i synonimiczne. Religia
tymczasem ma siê do teizmu tak, jak rodzaj do jednego tylko jego gatunku, a w
rzeczywistoœci wy³¹cznie judaizm i teizm s¹ to¿same. St¹d te¿ wszystkie narody,
których przedstawiciele nie s¹ ¿ydami, chrzeœcijanami czy muzu³manami, s¹ przez
nas piêtnowane wspólnym mianem pogan. Muzu³manie i ¿ydzi zarzucaj¹ nawet
chrzeœcijanom, ¿e ci nie s¹ czystymi teistami z powodu doktryny Trójcy Œwiêtej.

8
Mahawansa, Raja-ratnacari; Raja-vali, prze³. E. Upham, London 1833.
9
Kosmon tonde, jhsin @HrakleitoV, oute tiV Jewn oute anJrwpwn epoihsen (tego œwiata, mówi
Heraklit, nie uczyni³ ani ¿aden bóg, ani te¿ cz³owiek).

Schop.p65 105 03-06-24, 07:01

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
106 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej

Chrzeœcijañstwo bowiem – cokolwiek mo¿na o nim rzec – ma w swym ciele krew


indyjsk¹, i dlatego okazuje sta³¹ sk³onnoœæ do uwolnienia siê od judaizmu. Gdyby
kantowska krytyka rozumu, bêd¹ca najpowa¿niejszym i najœmielszym jak dot¹d
atakiem na teizm (z tej to racji profesorowie filozofii œpiesznie go usunêli) ukaza³a
siê w krajach buddyjskich, to zgodnie z powy¿szymi cytatami nie widziano by
w niej nic wiêcej ni¿ buduj¹cy traktat maj¹cy na celu gruntowniejsze odparcie po-
gl¹dów heretyckich i skuteczne umocnienie ortodoksyjnej doktryny idealizmu,
a wiêc nauki o pozornym tylko istnieniu jawi¹cego siê naszym zmys³om œwiata.
Równie ateistyczne jak buddyzm s¹ te¿ dwie inne, utrzymuj¹ce siê obok niego
w Chinach religie: taoizm i konfucjanizm. St¹d misjonarze nie potrafili prze³o¿yæ
na chiñski pierwszego wersetu Piêcioksiêgu Moj¿eszowego, gdy¿ jêzyk ten nie ma
w ogóle wyra¿eñ na oznaczenie Boga i aktu stworzenia. Nawet misjonarz Gützlaff
w swej dopiero co wydanej Historii pañstwa chiñskiego mówi z ca³¹ szczeroœci¹ na
s. 18: „Jest rzecz¹ niezwyk³¹, ¿e ¿aden z chiñskich filozofów, dysponuj¹cych prze-
cie¿ pe³ni¹ przyrodzonego œwiat³a rozumu, nie wzniós³ siê do poznania jednego
Stwórcy i Pana wszechœwiata”. Harmonizuje z tym podany przez J. F. Davisa
(Chiñczycy, rozdz. 15, s. 156) przyk³ad, ¿e Milne, t³umacz Shing-yu, w przedmowie
do tego dzie³a pisze, i¿ mo¿na by z niego wnosiæ „that the bare light of nature, as
it is called, even when aided by all light of pagan philosophy, is totally incapable
of leading men to the knowledge and worship of the true God” (samo tak zwane
przyrodzone œwiat³o rozumu, i to nawet wzmo¿one ca³ym œwiat³em pogañskiej
filozofii, jest ca³kowicie niezdolne doprowadziæ ludzi do poznania i uwielbienia
prawdziwego Boga). Wszystko to potwierdza, ¿e jedynym fundamentem teizmu jest
objawienie; i musi tak byæ, jeœli objawienie ma nie byæ rzecz¹ zbêdn¹. Przy tej
sposobnoœci warto zauwa¿yæ, i¿ s³owo „ateizm” zawiera podstêpne za³o¿enie.
Przyjmuje bowiem z góry teizm jako coœ samo przez siê zrozumia³ego. Powinno
siê zamiast tego mówiæ: nie-judaizm, a zamiast „ateista” – nie-¿yd: tak w³aœnie by³oby
uczciwie.
Poniewa¿ – jak wy¿ej powiedziano – istnienie Boga jest rzecz¹ objawienia, i przez
to tez¹ niepodwa¿aln¹, nie wymaga ¿adnego ludzkiego uwiarygodnienia. Filozofia
zaœ jest prób¹ – podjêt¹ w³aœciwie na domiar i niepotrzebnie – pozostawienia ro-
zumu, a wiêc ludzkiej w³adzy myœlenia, rozwa¿ania, zastanawiania siê, wy³¹cznie
jego w³asnym si³om. Podobnie dzieje siê, gdy na miêkkiej murawie wypuszczamy
dziecko z r¹k, by samo spróbowa³o st¹paæ o w³asnych si³ach – i patrzymy, co
z tego wychodzi. Takie próby i eksperymenty zwiemy spekulacj¹. W naturze rzeczy
le¿y, ¿e nie zwa¿a ona na ¿aden autorytet, tak boski, jak i ludzki, ignoruje go
i pod¹¿a w³asn¹ drog¹, aby na swój sposób odszukaæ najwy¿sze i najwa¿niejsze
prawdy. Choæby na tym gruncie nie zaowocowa³a niczym innym jak przytoczo-
nymi ju¿ konkluzjami naszego wielkiego Kanta, to nie musi od razu z tej racji
wyrzekaæ siê wszelkiej rzetelnoœci i sumiennoœci i chodziæ niby szelma krêtymi

Schop.p65 106 03-06-24, 07:01

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ V – O drugiej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 107

œcie¿kami, aby tylko powróciæ na grunt ¿ydowski jako conditio sine qua non. Musi
raczej – ca³kiem uczciwie i zwyczajnie – œledziæ teraz prawdê na innych œcie¿kach,
jakie siê przed ni¹ otwieraj¹, nigdy nie pod¹¿aæ za œwiat³em innym ni¿ œwiat³o
rozumu, bez zbêdnych trosk iœæ w³asn¹ drog¹, ufnie i spokojnie, jak ktoœ, kto
rzetelnie wykonuje swój zawód.
Jeœli nasi profesorowie filozofii inaczej pojmuj¹ sprawê, s¹dz¹c, ¿e nie mog¹
godnie jeœæ chleba, dopóki nie posadz¹ Pana Boga (jak gdyby On ich potrzebowa³)
na tronie, to staje siê rzecz¹ jasn¹, dlaczego nie potrafi¹ zasmakowaæ w mych roz-
wa¿aniach, i dlaczego ja nie jestem w ich guœcie. Z takimi bowiem ludŸmi nie mogê,
oczywiœcie, pe³niæ s³u¿by, i nie muszê tak jak oni podczas ka¿dej mszy komuni-
kowaæ najnowszych wieœci o Panu Bogu.

Schop.p65 107 03-06-24, 07:01

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 10608513A3739613


##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==

You might also like