Professional Documents
Culture Documents
Czworaki Korzen Zasady Racji Dostatecznej 84 107
Czworaki Korzen Zasady Racji Dostatecznej 84 107
Czworaki Korzen Zasady Racji Dostatecznej 84 107
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ V O drugiej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 85
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
86 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej
natomiast imiona w³asne. Ten brak wyklucza u nich miech, co wynika jasno z mej
teorii miesznoci w pierwszej ksiêdze wiata jako woli i przedstawienia, § 13 oraz
t. II, rozdz. 8.
Jeli przeanalizujemy d³u¿sz¹ i spójn¹ przemowê jakiego prostego cz³owieka,
znajdziemy w niej takie bogactwo form logicznych, struktur, zwrotów, rozró¿-
nieñ i subtelnoci wszelkiego rodzaju, poprawnie wyra¿onych za pomoc¹ form
gramatycznych z ich odmianami i konstrukcjami, z czêstym stosowaniem sermo
obliquus (mowy zale¿nej), ró¿nych trybów czasownika itd., ¿e musimy ku swe-
mu zdumieniu rozpoznaæ tu rozleg³¹ i koherentn¹ naukê. Zdobywa siê j¹ na
gruncie naocznego ujêcia wiata, a zdeponowanie ca³ej jego istoty w pojêciach abs-
trakcyjnych jest podstawowym zadaniem rozumu, wykonywalnym tylko za po-
rednictwem mowy. Wraz z jej wyuczeniem siê uwiadamiamy sobie ca³y mecha-
nizm rozumu, a wiêc istotê logiki. Oczywicie, nie mo¿e to siê dziaæ bez inten-
sywnej pracy umys³owej i napiêtej uwagi, a ich sprawne funkcjonowanie wzma-
ga w dzieciach ¿¹dzê nauki, która jest silna, gdy widzi przed sob¹ to, co praw-
dziwie przydatne i konieczne, a s³aba wydaje siê tylko wtedy, gdy chcemy dziec-
ku narzuciæ co dlañ nieodpowiedniego i zbêdnego. Tak wiêc w trakcie uczenia
siê mowy wraz z jej wszystkimi zwrotami i subtelnociami, i to zarówno przez
przys³uchiwanie siê mowie doros³ych, jak i przez w³asne mówienie, dziecko
nawet to zaniedbane rozwija swój rozum i nabywa owej konkretnej logiki,
która polega nie na prawid³ach logicznych, lecz na ich trafnym zastosowaniu. Po-
dobnie te¿ uzdolniony muzycznie cz³owiek uczy siê regu³ harmonii bez czy-
tania nut i bez basu cyfrowanego przez sam¹ grê na fortepianie, ze s³uchu. Wspo-
mnianej lekcji logicznej za pomoc¹ uczenia siê mowy nie przechodzi tylko g³u-
choniemy, dlatego jest on omal tak nierozumny jak zwierzê, jeli nie otrzyma sto-
sownego dlañ, nader sztucznego wykszta³cenia drog¹ uczenia siê czytania, co mo¿e
byæ tylko namiastk¹ owej naturalnej szko³y rozumu.
Nasz rozum albo w³adza mylenia jest jak wy¿ej ukazano w swej osnowie
w³adz¹ abstrahowania, czyli zdolnoci¹ tworzenia pojêæ; i to w³anie ich obecnoæ
w wiadomoci przynosi tak zdumiewaj¹ce rezultaty. Ta umiejêtnoæ rozumu polega
na nastêpuj¹cym mechanizmie.
W³anie dlatego, ¿e pojêcia zawieraj¹ w sobie mniej ni¿ przedstawienia, z któ-
rych je wyabstrahowano, ³atwiej nimi manipulowaæ ni¿ tymi ostatnimi, i maj¹ siê
do nich mniej wiêcej tak, jak formu³y wy¿szej arytmetyki do operacji mylowych,
z których owe reprezentuj¹ce je formu³y wyniknê³y, lub jak logarytm do swej licz-
by. Z wielu le¿¹cych u ich podstaw przedstawieñ zachowuj¹ tylko tê cz¹stkê, która
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ V O drugiej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 87
jest nam akurat potrzebna. Gdybymy natomiast chcieli uobecniæ moc¹ wyobrani
same owe przedstawienia, musielibymy wlec niejako za sob¹ brzemiê rzeczy nie-
istotnych, i przez to moglibymy siê zagubiæ. Teraz jednak dziêki zastosowaniu pojêæ
mylimy tylko o tych czêciach i relacjach wszystkich owych przedstawieñ, jakich
wymaga ka¿dorazowo dany cel. Ich u¿ycie mo¿na przeto porównaæ do odrzucenia
niepotrzebnego baga¿u b¹d do korzystania z ekstraktów zamiast samych zió³,
chininy zamiast kory chinowej. To w³anie zaprz¹tniêcie umys³u pojêciami, a wiêc
obecnoæ roztrz¹sanej przez nas klasy przedstawieñ w wiadomoci, zwie siê my-
leniem w sensie cis³ym. Proces ten oznacza tak¿e termin refleksja, dos³ownie: zwrot
optyczny, tu wyra¿a pochodnoæ i wtórnoæ tego rodzaju poznania. Mylenie,
refleksja u¿ycza cz³owiekowi owej rozwagi, której braknie zwierzêciu. O ile bowiem
uzdalnia cz³owieka do mylenia o tysi¹cu rzeczy a w ka¿dej tylko o cechach
istotnych w jednym pojêciu, to mo¿e on dowolnie pomijaæ wszelkie ró¿nice,
a wiêc i ró¿nice przestrzeni i czasu, przez co uzyskuje w mylach pogl¹d na prze-
sz³oæ i przysz³oæ, jak i na rzeczy nieobecne. Zwierzê natomiast jest pod ka¿dym
wzglêdem przykute do teraniejszoci. Otó¿ rozwaga ta, a wiêc zdolnoæ zastana-
wiania siê, uprzytamniania sobie jest w³aciwie korzeniem wszystkich teoretycznych
i praktycznych dokonañ, w których cz³owiek tak bardzo góruje nad zwierzêciem:
troski o przysz³oæ, z uwzglêdnieniem przesz³oci, rozmylnego, planowego, me-
todycznego postêpowania przy ka¿dym przedsiêwziêciu, wspó³dzia³ania wielu osób
przy realizacji jednego celu, ³adu, prawa, pañstwa itd. Przede wszystkim jednak po-
jêcia stanowi¹ w³aciwy materia³ nauk, których cele daj¹ siê w ostatniej instancji
sprowadziæ do poznania szczególnego poprzez ogólne, co jest mo¿liwe tylko
za pomoc¹ dictum de omni et nullo (twierdzenie, ¿e to, co dotyczy wszystkiego, do-
tyczy i ka¿dego z osobna, a co nie dotyczy niczego, nie dotyczy te¿ ¿adnego
z osobna), to za znowu tylko dziêki istnieniu pojêæ. Dlatego te¿ mówi Arysto-
teles: aneu men gar twn kaJolou ouk estin episthmhn labein (absque universa-
libus enim non datur scientia bez powszechników bowiem niemo¿liwa jest wie-
dza, Metafizyka, XII, c. 9). Pojêcia s¹ w³anie tymi uniwersaliami, o których sposób
istnienia toczy³ siê w redniowieczu d³ugotrwa³y spór miêdzy realistami a nomina-
listami.
Pojêcia jak ju¿ powiedziano nie nale¿y myliæ z urojeniem, które jest naocz-
nym i kompletnym, a wiêc pojedynczym, nie wywo³anym bezporednio przez
wra¿enie zmys³owe, przeto i nie nale¿¹cym do ca³oci dowiadczenia przedstawie-
niem. Ale urojenie nale¿y odró¿niaæ od pojêcia tak¿e wtedy, gdy u¿ywamy go jako
reprezentanta jakiego pojêcia. Dzieje siê to wtedy, gdy naocznego przedstawienia,
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
88 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej
z którego wyniknê³o pojêcie, chcemy dla niego samego, i to jako odpowiednika tego
pojêcia, co ka¿dorazowo jest niemo¿liwe; nie istnieje bowiem na przyk³ad przed-
stawienie psa w ogóle, barwy w ogóle, trójk¹ta w ogóle, liczby w ogóle nie ma
¿adnego odpowiadaj¹cego tym pojêciom urojenia. Przywo³ujemy potem urojenie
na przyk³ad jakiego psa, który jako przedstawienie musi byæ ca³kowicie okrelo-
ny, tj. musi mieæ jak¹ wielkoæ, kszta³t, barwê itd., a przecie¿ pojêcie, którego jest
reprezentantem, nie zawiera wcale takich okreleñ. U¿ywaj¹c jednak reprezentanta
jakiego pojêcia, zawsze jestemy wiadomi, ¿e nie jest on adekwatny do reprezen-
towanego przez siebie pojêcia, lecz obci¹¿ony jest wieloma arbitralnymi okrele-
niami. W powy¿szym duchu wypowiada siê Hume w swych Badaniach dotycz¹cych
rozumu ludzkiego, esej 12, czêæ I, a tak¿e J. J. Rousseau w dziele O pocz¹tku i za-
sadach nierównoci miêdzy ludmi, czêæ I 1. Co z gruntu innego g³osi natomiast Kant
w rozdziale O schematyzmie czystych pojêæ intelektu. Sprawê mo¿e rozstrzygn¹æ
tylko wewnêtrzna obserwacja i gruntowny namys³. Niech przeto ka¿dy sprawdzi,
czy przy swych pojêciach uwiadamia sobie monogram czystej wyobrani a prio-
ri, na przyk³ad gdy myli o psie co entre chien et loup (co miêdzy psem a wil-
kiem), czy te¿ stosownie do powy¿szych wyjanieñ myli za pomoc¹ rozumu ja-
kie pojêcie albo te¿ wyobra¿a sobie moc¹ fantazji jakiego reprezentanta pojêcia
jako wykoñczony obraz.
Wszelkie mylenie w szerszym sensie tego s³owa, a wiêc wszelka wewnêtrzna
czynnoæ umys³owa wymaga albo s³ów, albo te¿ wyobraniowych obrazów; bez
którego z nich nie ma ¿adnego oparcia. Nie musz¹ jednak wystêpowaæ oba rów-
noczenie, jakkolwiek mog¹ dla wzajemnego wsparcia zazêbiaæ siê. Mylenie w sensie
cis³ym, a wiêc abstrakcyjne, przy pomocy s³ów jest albo czysto logicznym rozu-
mowaniem i pozostaje wtedy ca³kowicie na w³asnym terenie, albo te¿ ociera siê
o granicê przedstawieñ naocznych i zawiera z nimi ugodê, a to w zamiarze po³¹-
czenia danych empirycznych i treci naocznych z jasno pomylanymi pojêciami abs-
trakcyjnymi, aby w ten sposób zaw³adn¹æ ca³oci¹. Albo wiêc dla danego naocz-
nego przypadku poszukuje pojêcia b¹d prawid³a, w którego zakres ten¿e wcho-
dzi, albo te¿ dla danego pojêcia lub prawid³a poszukuje przypadku, który je po-
twierdza. W tym charakterze jest ono czynnoci¹ w³adzy s¹dzenia, mianowicie
(wed³ug kantowskiego podzia³u) w pierwszym wypadku refleksyjn¹, w drugim za
subsumuj¹c¹. W³adza s¹dzenia jest przeto porednikiem miêdzy naocznym a abs-
trakcyjnym rodzajem poznania, czyli miêdzy intelektem a rozumem. U wiêkszoci
ludzi istnieje ona tylko w formie rudymentarnej, czêsto wrêcz nominalnie 2; ich
1 [Wydania polskie: D. Hume, Badania dotycz¹ce rozumu ludzkiego, dz. cyt., Warszawa 1977;
J. J. Rousseau, Rozprawa o pochodzeniu i podstawach nierównoci miêdzy ludmi, w: ten¿e: Trzy roz-
prawy z filozofii spo³ecznej, prze³. H. Elzenberg, Warszawa 1956].
2 Kto uwa¿a to za przesadê, niech przyjrzy siê losowi teorii barw Goethego, a jeli siê dziwi, ¿e
widzê w tym dowód na poparcie mych s³ów, sam daje na to drugi taki dowód.
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ V O drugiej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 89
przeznaczeniem jest byæ kierowanym przez innych. Nie nale¿y z nimi rozmawiaæ
wiêcej ni¿ to konieczne.
Realizowane przy pomocy naocznych przedstawieñ mylenie jest w³aciwym j¹-
drem wszelkiego poznania o tyle, o ile siêga praród³a, podstawy wszystkich pojêæ.
St¹d te¿ jest ono wytwórc¹ wszelkich prawdziwie oryginalnych myli, wszelkich
pierwiastkowych pogl¹dów i wszelkich wynalazków, o ile nie by³y one w g³ównej
mierze dzie³em przypadku. W tym naocznym poznaniu czynny jest zw³aszcza in-
telekt, przy czysto abstrakcyjnym za rozum. Do pierwszego nale¿¹ pewne myli,
które b³¹kaj¹ siê d³ugo po g³owie, przychodz¹ i odchodz¹, stroj¹ siê to w ten, to
znów w tamten ogl¹d, a¿ w koñcu osi¹gaj¹c wyrazistoæ utrwalaj¹ siê w po-
jêciach i znajduj¹ stosowne s³owa. Ba, istniej¹ i takie myli, które nigdy ich nie
znajduj¹ i niestety, czêsto s¹ to w³anie te najlepsze: quae voce meliora sunt (za
dobre na s³owa), jak mówi Apulejusz.
Arystoteles jednak posun¹³ siê za daleko, s¹dz¹c, ¿e ¿adne mylenie nie mo¿e
przebiegaæ bez fantazyjnych obrazów. Jego wypowiedzi na ten temat w ksiêgach
O duszy 3, III, c. 3, 7, 8, jak: oudepote noei aneu jantasmatoV ª yuch (anima sine
phantasmate nunquam intelligit dusza nigdy nie myli bez urojenia) i Ôtan Jewr,
anagkh |ma jantasma ti Jewrein (qui contemplatur, necesse est, una cum phanta-
smate contempletur jeli o czym mylimy, musimy zarazem wspó³myleæ jaki
fantazyjny obraz), i to samo w De memoria, c. 1: noein ouk esti aneu antasmatoV
(fieri non potest, ut sine phantasmate quidquam intelligatur mylenie jest niemo¿-
liwe bez urojenia) wywar³y jednak wielkie wra¿enie na mylicielach XV i XVI
w., którzy je czêsto i z naciskiem powtarzali. Na przyk³ad Pico Mirandola mówi
w De imaginatione, c. 5: Necesse est, eum, qui ratiocinatur et intelligit, phantasmata
speculari (Kto zastanawia siê i myli, musi z koniecznoci¹ mieæ na widoku uroje-
nia); [F.] Melanchton za w De anima, s. 130, mówi: Oportet intelligentem phanta-
smata speculari (Kto myli, musi przy tym mieæ na widoku urojenia); a Giordano
Bruno w De compositione imaginum, s.10, pisze: Dicit Aristoteles: oportet scire volen-
tem, phantasmata speculari (Arystoteles mówi: kto chce co wiedzieæ, musi mieæ na
widoku urojenia). Tak¿e Pomponacjusz w De immortalitate, s. 54 i 70, wypowiada
siê w ten sam sposób. Tylko tyle da siê tu stwierdziæ, ¿e ka¿de prawdziwe i pier-
wiastkowe poznanie tak¿e ka¿dy autentyczny pogl¹d filozoficzny musi mieæ
za swój wewnêtrzny rdzeñ lub za swój korzeñ jakie ujêcie naoczne. To za, choæ
chwilowe i jednolite, udziela potem ducha i ¿ycia ca³ej choæby najbardziej obszernej
rozprawie, tak jak kropla stosownego odczynnika udziela ca³emu roztworowi bar-
wy wytr¹conego osadu. Jeli rozprawa ma taki rdzeñ, to podobna jest do bank-
notu, który ma zdeponowan¹ gotówkê w kasie. Ka¿da inna, wynikaj¹ca ze zwy-
k³ej kombinacji pojêæ, przypomina banknot, który tytu³em gwarancji ma tylko
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
90 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej
w depozycie inne weksle. Ka¿da czysto rozumowa gadanina jest wiêc wyjanie-
niem tego, co wynika z danych pojêæ, i st¹d nie wnosi w³aciwie nic nowego; niech-
¿e j¹ przeto, kto chce, uprawia, zamiast tworzyæ na jej temat codziennie ca³e ksiêgi.
S¹d mo¿e mieæ za sw¹ racjê inny s¹d. Jego prawdziwoæ jest wtedy logiczna lub
formalna. Pozostaje kwesti¹ nierozstrzygniêt¹, czy ma on i prawdziwoæ material-
n¹. Zale¿y to od tego, czy s¹d, na którym siê opiera, ma prawdziwoæ materialn¹,
czy te¿ szereg s¹dów, na których siê opiera, ma u swego pocz¹tku s¹d o prawdzi-
woci materialnej. Takie ugruntowanie jednego s¹du przez drugi powstaje zawsze
na drodze porównania; to za dokonuje siê albo bezporednio, w ramach jego
zwyk³ej konwersji lub kontrapozycji, albo te¿ przez dobranie trzeciego s¹du, gdzie
ze stosunku wzajemnego obu ostatnich rozb³yska prawdziwoæ s¹du, jaki mamy
uzasadniæ. Operacja ta jest kompletnym wnioskiem. Dochodzi on do skutku zarówno
dziêki przeciwstawieniu pojêæ, jak i dziêki ich subsumpcji. Skoro wniosek jako
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ V O drugiej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 91
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
92 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej
Tak¿e tkwi¹ce w rozumie formalne warunki wszelkiego mylenia mog¹ byæ racj¹
s¹du, którego prawdziwoæ jest wtedy tego rodzaju, ¿e najlepiej chyba bêdzie, jeli
nadam jej miano prawdziwoci metalogicznej. Termin ten jednak nie ma nic wspól-
nego z dwunastowiecznym traktatem Metalogicus pióra Jana z Salisbury, gdzie
w prologu objania siê: quia Logicae suscepi patrocinium, Metalogicus inscriptus est liber
(poniewa¿ biorê pod opiekê logikê, moja ksi¹¿ka nazywa siê Metalogicus), i dalej
ju¿ nie czyni siê z niego ¿adnego u¿ytku. Istniej¹ tylko cztery s¹dy o prawdziwoci
metalogicznej, znane od dawna, wykryte drog¹ indukcji i nazwane prawami wszel-
kiego mylenia, i choæ wci¹¿ jeszcze nie ma pe³nej zgodnoci tak co do ich wyrazu,
jak i liczby, to wszyscy chyba zgadzaj¹ siê w kwestii, co maj¹ one w ogóle ozna-
czaæ. S¹ to nastêpuj¹ce s¹dy: 1) podmiot równa siê sumie swych predykatów, czyli
a = a; 2) podmiotowi nie mo¿na przypisaæ i zarazem odmówiæ jakiego predykatu,
czyli a = a = o; 3) z ka¿dych dwóch przeciwstawnych predykatów ka¿demu pod-
miotowi musi przys³ugiwaæ jeden; 4) prawda jest odniesieniem s¹du do czego poza
nim jako jego racji dostatecznej.
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ V O drugiej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 93
§ 34. ROZUM
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
94 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej
the reason, sprowadza siê w sposób widoczny do tego, co mo¿liwe tylko dla po-
znania abstrakcyjnego, dyskursywnego, refleksyjnego, przykutego do s³ów i pored-
niego, nie za dla poznania czysto intuicyjnego, bezporedniego, zmys³owego,
bêd¹cego tak¿e udzia³em zwierz¹t. Cyceron zestawia ca³kiem s³usznie w O powin-
nociach 4, I, 16, ratio i oratio, opisuj¹c je jako quae docendo, discendo, communican-
do, disceptando, judicando, conciliat inter se homines (rozum i mowê, które przez na-
uczanie, uczenie siê, przekazywanie, dyskutowanie i s¹dzenie pojednuj¹ miêdzy sob¹
ludzi) itd. Podobnie mamy w O naturze bogów, II, 7: rationem dico, et, si placet, plu-
ribus verbis, mentem, consilium, cogitationem, prudentiam (nazywam to rozumem,
lub jeli chcecie, przy u¿yciu wielu s³ów, umys³em, rozwag¹, myleniem, przezor-
noci¹). Tak¿e w O prawach, I, 10: ratio, qua una praestamus beluis, per quam con-
jectura valemus, argumentamur, refellimus, disserimus, conficimus aliquid, cocludimus
(rozum, który sam jeden daje nam pierwszeñstwo przed zwierzêtami, i dziêki któ-
remu mo¿emy przewidywaæ, argumentowaæ, odpieraæ zarzuty, przedk³adaæ, co do-
konywaæ i postanawiaæ). W tym znaczeniu mówili wszêdzie i zawsze o rozumie
wszyscy filozofowie a¿ do Kanta, który zreszt¹ sam okrela go jeszcze jako w³adzê
zasad i wnioskowania, choæ nie sposób zaprzeczyæ, ¿e przyczyni³ siê on do wielu
póniejszych wypaczeñ. O owej zgodnoci wszystkich filozofów w tym punkcie
i o prawdziwej naturze rozumu w przeciwieñstwie do zafa³szowania jego pojêcia
przez profesorów filozofii w obecnym stuleciu mówi³em ju¿ obszernie w wiecie
jako woli i przedstawieniu, t. I, § 8, jak te¿ w suplemencie, s. 577583 (wyd. III,
s. 610619), a tak¿e w t. II, rozdz. 6; wreszcie te¿ w Die beiden Grundprobleme der
Ethik, s. 148154 (wyd. II, s. 146151), nie muszê wiêc powtarzaæ siê ze wszystkim,
lecz do³¹czê do tego nastêpuj¹ce uwagi.
Profesorowie filozofii uznali za wskazane, by ow¹ odró¿niaj¹c¹ cz³owieka od
zwierzêcia w³adzê mylenia i rozwa¿ania w drodze refleksji i pos³ugiwania siê
pojêciami w³adzê potrzebuj¹c¹ mowy i do niej uzdalniaj¹c¹, od której zale¿y ludzka
roztropnoæ, a z ni¹ wszystkie ludzkie dokonania, ujmowan¹ zawsze w taki sposób
i w takim sensie przez wszystkie ludy i przez wszystkich filozofów, pozbawiæ jej
dotychczasowej nazwy, i zwaæ j¹ ju¿ nie rozumem, lecz wbrew zwyczajom jêzy-
kowym i wszelkiemu zdrowemu odczuciu intelektem, i podobnie wszystko z niej
wyp³ywaj¹ce nie rozumnym, lecz intelektualnym. Efekt by³ opaczny i niezrêczny,
niby jaki fa³szywy ton. Zawsze i wszêdzie bowiem mianem intelektu, intellectus,
acumen, perspicacia, sagacitas itd. okrelano przedstawion¹ w uprzednim rozdziale,
bezporedni¹ i bardziej intuicyjn¹ w³adzê, a wynikaj¹ce z niej, specyficznie ró¿ne
od tu omawianych, rozumowych, dokonania zwano intelektualnymi, m¹drymi,
subtelnymi. Rozró¿niano wiêc stale z ca³¹ jasnoci¹ rozumne i intelektualne jako
4
[Zob. wydanie polskie dzie³ Cycerona: M. T. Cicero, Pisma filozoficzne, t. IIV, prze³.
W. Kornatowski, Warszawa 1960; zob. równie¿ najnowsze wydanie: M. T. Cyceron, O pañstwie,
O prawach, spolszczy³a I. ¯ó³towska, Kêty 1999].
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ V O drugiej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 95
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
96 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej
z którego to s³owa usuniêto g³oskê d, przez co otrzymuje ono swoisty pozór bzdury,
a ten wspierany przez baranie fizjonomie ka¿dorazowych aposto³ów takiej m¹-
droci zjednuje jej ogólne uznanie.
Moi czytelnicy wiedz¹, ¿e termin idea dopuszczam tylko w jego pierwotnym,
platoñskim sensie, który gruntownie wy³uszczy³em zw³aszcza w ksiêdze III mego
g³ównego dzie³a. Francuz i Anglik natomiast wi¹¿¹ ze s³owem idee lub idea powsze-
dni, ale ca³kiem okrelony i wyrany sens. Niemcowi za, gdy mówi siê mu o ideach
(zw³aszcza przy górnolotnej wymowie Üdähen), zaczyna siê krêciæ w g³owie. Traci
wszelk¹ rozwagê i ma uczucie, jakby unosi³ siê w balonie. I tu wiêc mieli co do
zrobienia nasi adepci ogl¹du rozumowego. St¹d te¿ najzuchwalszy ze wszystkich,
znany szarlatan Hegel, nazwa³ bezceremonialnie sw¹ zasadê wiata i wszystkich
rzeczy ide¹, a wszyscy uwierzyli, ¿e istotnie co w tym jest. Jeli jednak nie po-
zwolimy siê og³upiæ, lecz zapytamy, czym w³aciwie s¹ idee, które mamy pozna-
waæ w³adz¹ rozumu, to w ramach wyjaniania otrzymujemy zwykle napuszon¹,
pust¹ i zawi³¹ gadaninê, opakowan¹ w okresy zdaniowe o takiej d³ugoci, ¿e czy-
telnik, jeli w trakcie ich lektury nie zasn¹³, popada w koñcu w stan og³uszenia
zamiast owiecenia, albo te¿ zaczyna podejrzewaæ, ¿e mo¿na by to wszystko uznaæ
za swego rodzaju przywidzenia. Jeli tymczasem zapragnie szczegó³owo poznaæ takie
idee, to poczêstuje siê go rozmaitoci¹ dañ: na wstêpie g³ównymi tematami scho-
lastyki, które niestety i sam Kant w b³êdny i nieuprawniony sposób co udowod-
ni³em w swej krytyce jego filozofii nazwa³ ideami rozumu, po to tylko, by ukazaæ
je jako co nie daj¹cego siê dowieæ i teoretycznie nieuprawnionego. S¹ to miano-
wicie wyobra¿enia Boga, duszy niemiertelnej oraz realnego, obiektywnie istniej¹-
cego wiata wraz z jego porz¹dkiem; w charakterze wariantów podaje siê: Boga,
wolnoæ i niemiertelnoæ. Potem serwuje siê mu absolut, który poznalimy wy¿ej
w § 20 jako wêdruj¹cy incognito pod presj¹ koniecznoci dowód kosmologiczny.
Niekiedy jest to nieskoñczonoæ w przeciwieñstwie do skoñczonoci. Niemiecki
czytelnik z regu³y w ca³ej tej gadaninie znajduje upodobanie i nie zauwa¿a, ¿e koniec
koñców nie jest w stanie pomyleæ nic bardziej wyranego ni¿ to, co ma kres
i to, co nie ma kresu. Zw³aszcza osoby sentymentalne i dobroduszne bardzo sobie
ceni¹ jako rzekome idee dobro, prawdê i piêkno, choæ s¹ to tylko trzy nader
szerokie i oderwane wyabstrahowane z niezliczonej iloci rzeczy i relacji a zatem
i bardzo ja³owe pojêcia, jak tysi¹ce innych tego rodzaju abstrakcji. Co siê tyczy ich
treci, to wy¿ej w § 29 ukaza³em prawdê jako przynale¿n¹ wy³¹cznie s¹dom, a wiêc
logiczn¹ w³asnoæ; a co do dwu innych wspomnianych tu abstrakcji odsy³am czê-
ciowo do wiata jako woli i przedstawienia, t. I, § 65, czêciowo za do ca³ej III ksiêgi
tego¿ dzie³a. Gdy jednak mówi¹c o owych trzech mizernych abstrakcjach, zrobi
siê tajemnicz¹ i dostojn¹ minê, i uniesie siê brwi a¿ do peruki, m³odzi ludzie mog¹
sobie ³atwo uroiæ, ¿e kryje siê za tym Bóg wie co, co ca³kiem niezwyk³ego
i niewys³owionego, co zas³uguje na miano idei, a przeto daje siê zaprz¹c do trium-
falnego rydwanu owego rzekomego, metafizycznego rozumu.
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ V O drugiej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 97
Jeli siê wiêc g³osi, jakobymy posiadali w³adzê bezporednich, materialnych (tj. do-
starczaj¹cych materia³u, nie tylko formy), ponadzmys³owych (tj. wykraczaj¹cych
poza wszelk¹ mo¿liwoæ dowiadczenia) poznañ, opart¹ wyranie na wgl¹dach
metafizycznych i w tym celu w nas tkwi¹c¹, i jakoby na niej polega³ nasz rozum,
to muszê okazaæ siê na tyle niegrzecznym, by nazwaæ to jawnym k³amstwem. Naj-
bardziej powierzchowna, ale rzetelna samoobserwacja musi ka¿dego przekonaæ, ¿e
w³adza taka wcale w nas nie istnieje. Odpowiadaj¹ temu nagromadzone rezultaty
badañ kompetentnych, uzdolnionych i uczciwych mylicieli, którzy potwierdzaj¹,
¿e wrodzony, a wiêc aprioryczny i niezale¿ny od dowiadczenia sk³adnik ca³ej naszej
w³adzy poznawczej ogranicza siê wy³¹cznie do formalnej czêci poznania, tj. do wia-
domoci w³asnych funkcji umys³u i trybu ich jedynie mo¿liwej dzia³alnoci, które
to funkcje razem i osobno potrzebuj¹ jednak materia³u z zewn¹trz, by móc
dostarczyæ poznañ materialnych. Tak wiêc maj¹ w nas siedlisko formy zewnêtrznego,
obiektywnego ogl¹du, jak: czas i przestrzeñ, z kolei prawo przyczynowoci jako
zwyk³a forma intelektu, za której pomoc¹ ten ostatni konstruuje obiektywny wiat
cielesny, wreszcie za formalna czêæ poznania abstrakcyjnego, zdeponowana i wy³o-
¿ona w logice, któr¹ dlatego ojcowie nasi ca³kiem s³usznie zwali nauk¹ rozumow¹.
W³anie ona wskazuje, ¿e pojêcia, z których sk³adaj¹ siê s¹dy i wnioski do nich za
odnosz¹ siê wszystkie prawa logiczne musz¹ oczekiwaæ swego tworzywa i treci od
naocznego poznania; podobnie te¿ odpowiedzialny za to ostatnie intelekt czerpie ma-
teria³ wlewaj¹cy siê treci¹ do jego form apriorycznych z doznañ zmys³owych.
Wszystko zatem, co w naszym poznaniu jest materialne, tj. wszystko, co nie daje
siê sprowadziæ do formy subiektywnej, w³asnego trybu dzia³alnoci, funkcji umys³u,
a wiêc ca³e tworzywo poznania pochodzi z zewn¹trz, a ostatecznie z obiektywnego
wynikaj¹cego z doznania zmys³owego ogl¹du wiata cielesnego. To w³anie na-
oczne i w swym tworzywie empiryczne poznanie jest nastêpnie przerabiane przez
rozum, rzeczywisty rozum, na pojêcia, a te zostaj¹ utrwalone zmys³owo w s³owach,
by staæ siê materia³em dla niekoñcz¹cych siê kombinacji rozumu za porednictwem
s¹dów i wniosków, stanowi¹cych tkaninê naszego wiata mylowego. Rozum nie ma
wiêc treci materialnej, lecz jedynie treæ formaln¹, ta za jest materia³em logiki, która
zawiera same formy i regu³y operacji mylowych. Treæ materialn¹ rozum musi
w toku swego mylenia czerpaæ z zewn¹trz, z naocznych przedstawieñ, które wy-
tworzy³ intelekt. Na nich to dokonuje swoich operacji: tworz¹c pojêcia, odrzuca
niektóre z ró¿nych w³asnoci rzeczy, a inne zachowuje, ³¹cz¹c je ostatecznie w jedno
pojêcie. Wskutek tego jednak przedstawienia trac¹ sw¹ naocznoæ, zyskuj¹ natomiast
na przejrzystoci i manipulacyjnej sprawnoci, jak to wy¿ej wykaza³em. To wiêc
i tylko to stanowi czynnoæ rozumu; nie mo¿e on wszak¿e nigdy dostarczyæ sobie
tworzywa z w³asnych rodków. Nie zawiera nic prócz form. Jest czynnikiem ¿eñskim:
tylko odbiera, nie za p³odzi. I nieprzypadkowo zarówno w ³acinie, jak i jêzykach
germañskich jest rodzaju ¿eñskiego, intelekt natomiast jest rodzaju mêskiego.
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
98 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej
Jeli siê wiêc mówi: Tego uczy zdrowy rozum albo te¿ Rozum ma powci¹-
gaæ namiêtnoci itd., to nie chce siê tu ¿adn¹ miar¹ powiedzieæ, ¿e rozum dostar-
cza materialnych poznañ z w³asnych rodków. Wskazuje siê raczej tym samym na
wyniki rozumowych przemyleñ, a wiêc na logiczne wnioskowanie z twierdzeñ,
stopniowo zdobywanych przez wzbogacone dowiadczeniem, abstrakcyjne pozna-
nie. Na ich mocy mo¿emy wyranie i ³atwo ogarn¹æ zarówno koniecznoæ empi-
ryczn¹, a wiêc to, co w danym przypadku przewidywalne, jak i racje oraz nastêp-
stwa w³asnego postêpowania. Wszêdzie rozumne czy racjonalne znaczy tyle, co
konsekwentne lub logiczne, jak te¿ odwrotnie. Logika jest bowiem naturalnym
sposobem postêpowania samego rozumu, wyra¿onym jako system regu³: terminy
owe (rozumne i logiczne) maj¹ siê zatem do siebie tak jak praktyka do teorii.
W tym sensie przez rozumne postêpowanie pojmuje siê postêpowanie na wskro
konsekwentne, wychodz¹ce od pojêæ ogólnych i kierowane przez abstrakcyjne myli
jako postanowienia, nie za okrelane przelotnymi impresjami teraniejszoci. Przez
to jednak niczego nie rozstrzyga siê w kwestii moralnoci takiego postêpowania,
to bowiem mo¿e byæ zarówno z³e, jak i dobre. Obszerne wyjanienia na ten temat
znajdzie czytelnik w mej Krytyce Kantowskiej filozofii, s. 576 n. (wyd. III, s. 610 n.),
jak te¿ w Die beiden Grundprobleme der Ethik, s. 152 (wyd. II, s. 149 n.). Pozna-
niami wynikaj¹cymi z czystego rozumu s¹ wreszcie takie, których ród³o le¿y w for-
malnej czêci naszej w³adzy poznawczej czy to myl¹cej, czy te¿ ogl¹daj¹cej które
wiêc mo¿emy sobie uwiadomiæ a priori, tj. bez pomocy dowiadczenia; polegaj¹
one zawsze na twierdzeniach o prawdziwoci transcendentalnej lub metalogicznej.
Natomiast rozum, dostarczaj¹cy pierwotnie i z w³asnych rodków poznañ
materialnych, pouczaj¹cy nas zatem pozytywnie poza wszelk¹ mo¿liwoci¹ dowiad-
czenia, zawieraj¹cy ponadto idee wrodzone jest czyst¹ fikcj¹ profesorów filozofii
i produktem zrodzonego w nich przez Krytykê czystego rozumu strachu. Czy sza-
nowni panowie znaj¹ dobrze niejakiego Lockea i czy go przeczytali? Byæ mo¿e raz
jeden, ju¿ dawno, i to powierzchownie, fragmentarycznie, patrz¹c w poczuciu swej
wy¿szoci z góry na tego wielkiego cz³owieka, a do tego w kiepskim przek³adzie
niemieckiego wyrobnika nie zauwa¿y³em bowiem, by znajomoæ jêzyków nowo-
¿ytnych wzrasta³a w tej mierze, w jakiej (Bo¿e, zmi³uj siê) maleje znajomoæ jêzy-
ków staro¿ytnych. Nie powiêcili oni, oczywicie, czasu na studiowanie takiego
starego zrzêdy, skoro nawet rzeczywista i gruntowna znajomoæ kantowskiej filo-
zofii jest udzia³em co najwy¿ej paru starych g³ów. Dzisiejsze dojrza³e pokolenie
musia³o strawiæ sw¹ m³odoæ na czytaniu dzie³ giganta mylowego Hegla, wiel-
kiego Schleiermachera oraz przenikliwego Herbarta. Niestety, niestety, nieste-
ty! A szkodliwe dzia³anie takich uniwersyteckich s³aw, i to przy poklasku zacnych
kolegów na urzêdzie oraz obiecuj¹cych aspirantów do tych bohaterskich zaszczy-
tów akademickich, polega w³anie na tym, ¿e dobrej, ³atwowiernej, bezkrytycznej
m³odzie¿y zachwala siê miernoty umys³owe, zwyk³e towary fabrycznej natury, jako
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ V O drugiej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 99
wielkie duchy, jako wyj¹tki i chlubê ludzkoci. Ta za rzuca siê z ca³ym m³odzieñ-
czym zapa³em do ja³owych studiów nad rozwlek³¹ i bezduszn¹ pisanin¹ takich ludzi,
i marnuje tê trochê cennego czasu danego jej na zdobycie wy¿szego wykszta³cenia,
zamiast powiêciæ go na rzeczywist¹ naukê, oferowan¹ przez dzie³a tak rzadkich,
autentycznych mylicieli, tych prawdziwych wyj¹tków wród ludzi, którzy rari
nantes in gurgite vasto (niby pojedynczy p³ywacy w otch³ani fal) wy³onili siê tu
i ówdzie z biegiem wieków, natura bowiem sporadycznie tylko tworzy³a ka¿dy taki
wyj¹tek od gatunku, a potem rozbija³a formê. ¯yliby oni i dla m³odzie¿y, gdyby
ta nie zosta³a oszukana, korzystaj¹c z ich dorobku przez owych nader szkodliwych
heroldów z³a, tych cz³onków wielkich kumoterstw przeciêtniaków, którzy zawsze
kwitn¹ i powiewaj¹ wysoko swym sztandarem jako niezmienni wrogowie upoka-
rzaj¹cej ich wielkoci i autentycznoci. To w³anie dziêki nim i ich knowaniom czasy
tak podupad³y, ¿e filozofia kantowska rozumiana przez naszych ojców tylko po
wieloletnich rzetelnych studiach i z wielkim natê¿eniem umys³u sta³a siê obca dzi-
siejszemu pokoleniu, które tkwi teraz przed ni¹ jak onoV proV luran (osio³ przed
lir¹), i kusi siê o nieokrzesane, prostackie i niezdarne napaci na ni¹, tak jak bar-
barzyñcy ciskali kamieniami w obce im greckie pos¹gi bogów. Skoro tak to dzisiaj
wygl¹da, moim obowi¹zkiem jest poleciæ tym orêdownikom bezporednio pozna-
j¹cego, s³ysz¹cego, ogl¹daj¹cego, krótko mówi¹c, dostarczaj¹cego z w³asnych rod-
ków poznañ materialnych rozumu, jako co dla nich nowego, s³ynne od 150 lat
dzie³o Lockea, pierwsz¹, skierowan¹ wyranie przeciw wszelkim poznaniom wro-
dzonym ksi¹¿kê, a zw³aszcza paragrafy 2126 w trzecim rozdziale. Choæ Locke
w swej negacji wszelkich prawd wrodzonych posuwa siê o tyle za daleko, ¿e roz-
ci¹ga j¹ nawet na poznania formalne, w czym go póniej w wietny sposób skory-
gowa³ Kant, to odnonie do wszelkich materialnych, tj. dostarczaj¹cych tworzywa
poznañ ma ca³kowit¹ i niezaprzeczaln¹ racjê.
Stwierdzi³em ju¿ w swym dziele na temat etyki, ale muszê tu powtórzyæ, po-
niewa¿ jak uczy hiszpañskie przys³owie nie ma gorszego g³uchego od tego, kto
nie chce s³yszeæ (no hay peor sordo, que el que no quiere oir): gdyby rozum by³ w³adz¹
opart¹ na metafizyce, dostarczaj¹c¹ poznañ materialnych, a zatem daj¹c¹ informa-
cje wykraczaj¹ce poza wszelk¹ mo¿liwoæ dowiadczenia, to w kwestii przedmio-
tów metafizyki, a wiêc i religii s¹ to bowiem te same przedmioty musia³aby
z koniecznoci¹ panowaæ tak wielka zgodnoæ poród ludzi, jak w kwestii przed-
miotów matematyki. Gdyby kto odbiega³ w swych pogl¹dach od innych, musia³-
by uchodziæ za niespe³na rozumu. Dzieje siê jednak dok³adnie odwrotnie: w ¿adnej
kwestii ludzie tak bardzo siê ze sob¹ nie zgadzaj¹, jak co do wymienionych tema-
tów. Odk¹d ludzie myl¹, systemy filozoficzne k³óc¹ siê ze sob¹, a czêsto s¹ wrêcz
diametralnie sobie przeciwne. Odk¹d za ludzie wierz¹ (co siêga jeszcze dawniej-
szych czasów), religie zwalczaj¹ siê wzajemnie ogniem i mieczem, ekskomunikami
i kanonami. Dla pojawiaj¹cych siê sporadycznie innowierców w dobie ¿ywej wiary
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
100 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ V O drugiej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 101
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
102 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ V O drugiej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 103
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
104 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej
jako osobowego W³adcy i Stwórcy wiata, który wszystko dobrze uczyni³, znaj-
dujemy wy³¹cznie w judaizmie i wyp³ywaj¹cych z niego systemach wiary, które
w szerokim sensie mo¿na nazwaæ sektami judaizmu, nie za w religii jakiego
innego narodu staro¿ytnego czy nowo¿ytnego. Nikomu chyba nie przyjdzie na myl,
by pomyliæ Pana Boga z hinduistycznym brahmanem, który ¿yje i cierpi we mnie,
w tobie, w moim koniu, twoim psie, albo z Brahm¹, który rodzi siê i umiera, by
ust¹piæ miejsca innemu Brahmie, i którego pomawia siê nadto o winê i grzech
stworzenia wiata 6, a có¿ dopiero z rozpustnym synem oszukanego Saturna, któ-
remu stawia czo³o Prometeusz, g³osz¹c jego upadek. Jeli za przyjrzymy siê religii
licz¹cej na ziemi najwiêcej wyznawców, maj¹cej przeto za sob¹ wiêksz¹ czêæ ludz-
koci mo¿na j¹ pod tym wzglêdem nazwaæ najwa¿niejsz¹ a wiêc buddyzmowi,
to nie da siê ukryæ, ¿e religia ta, o ile jest cile idealistyczna i ascetyczna, o tyle
te¿ jest zdecydowanie i wyranie ateistyczna; i to tak bardzo, ¿e kap³ani, którym
g³osi siê doktrynê czystego teizmu, stanowczo j¹ odrzucaj¹. St¹d te¿ (jak czytamy
w Asiatic researches, t. VI, s. 268, i podobnie w Description of the Burmese empire,
Sangermano, s. 81) najwy¿szy kap³an buddyjski w Ava zalicza w rozprawie, któr¹
przekaza³ pewnemu katolickiemu biskupowi do szeciu godnych potêpienia herezji
doktrynê, ¿e istnieje istota, która stworzy³a wiat i wszystkie rzeczy, i sama tylko
godna jest uwielbienia 7. I dlatego w³anie J. J. Schmidt, znakomity uczony, któ-
rego zdecydowanie uwa¿am za najrzetelniejszego znawcê buddyzmu w Europie,
pisze w swej petersburskiej rozprawie O pokrewieñstwie nauk gnostyckich z buddy-
zmem, s. 9: W pismach buddystów brak jakiejkolwiek pozytywnej wzmianki o naj-
wy¿szej istocie jako zasadzie stworzenia; wydaje siê nawet, ¿e skrzêtnie unikaj¹ tego
tematu, ilekroæ ten logicznie sam siê narzuca. W swych Badaniach w dziedzinie
historii kultury staro¿ytnej w Azji rodkowej, s. 180, mówi z kolei: System buddyj-
ski nie zna ¿adnej wiecznej, niestworzonej, jedynej Istoty Boskiej, która istnia³a
przedwiecznie i stworzy³a wszelkie rzeczy widzialne i niewidzialne. Idea ta jest mu
ca³kowicie obca; w ksiêgach buddyjskich nie natrafiamy nawet na najmniejszy jej
lad. Podobnie te¿ nie ma mowy o stworzeniu wiata; widzialny wiat nie jest
wprawdzie bez pocz¹tku powsta³ wszelako z pró¿ni wed³ug konsekwentnych,
niezmiennych praw natury. Myli³by siê jednak ten, kto by s¹dzi³, jakoby co
nazwijmy to przeznaczeniem czy natur¹ uchodzi³o w oczach buddystów za bosk¹
zasadê i doznawa³o boskiej czci. Wrêcz przeciwnie; ewolucja pró¿ni, jej osad lub
6 If Brahma be unceasingly employed in the creation of worlds [...] how can tranquillity be ob-
tained by inferior orders of being? (Jeli Brahma nieprzerwanie stwarza wiaty [...], jak mog¹ zyskaæ
niezm¹cony spokój istoty ni¿szego rzêdu?), Prabodh Chandro Daya, s. 23. Brahma jest te¿ czêci¹
trimurti, ta za jest personifikacj¹ natury jako p³odzenie, zachowywanie w istnieniu i mieræ; Brahma
reprezentuje wiêc pierwszy aspekt.
7 Zob. J. J. Schmidt, Forschungen im Gebiete der ältern Bildungsgeschichte Mittelasiens, Petersburg
1824, s. 276.
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ V O drugiej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 105
rozdrobnienie na niezliczone cz¹stki (ta powsta³a materia), jest z³em Jirtintschü, czyli
wszechwiata w jego wewnêtrznych i zewnêtrznych relacjach, z którego powsta³a
Ortschilang, czyli ci¹g³a zmiana wed³ug niezmiennych praw, ugruntowanych ju¿
przez owo z³o. O tym te¿ mówi³ on w wyg³oszonym 15 wrzenia 1830 r. w
Akademii Petersburskiej wyk³adzie, s. 26: Termin «stworzenie» jest buddyzmowi
obcy, ten bowiem wie tylko o procesach powstawania wiata, i s. 27: Trzeba
zrozumieæ, ¿e w ich systemie nie ma w ogóle miejsca na ideê jakiego stworzenia
wiata przez preegzystuj¹cego Boga. Mo¿na przytoczyæ setki podobnych przyk³a-
dów. Chcê tylko zwróciæ uwagê na jeszcze jeden, jest bowiem bardzo popularny
i do tego oficjalny. Trzeci tom nader pouczaj¹cego dzie³a buddyjskiego Mahawan-
sa 8, zawiera przet³umaczone z protoko³ów holenderskich urzêdowe rozmowy, jakie
odby³ w 1766 r. kolejno i na osobnoci holenderski gubernator Cejlonu z najwy¿-
szymi kap³anami piêciu najznakomitszych pagod. Kontrast miêdzy interlokutora-
mi, którzy nie byli w stanie porozumieæ siê, jest nadzwyczaj zabawny. Kap³ani,
przepojeni w myl nauk swej religii mi³oci¹ i wspó³czuciem wobec wszystkich
istot ¿yj¹cych, nawet gdyby to mieli byæ holenderscy gubernatorzy, usi³owali z ca³¹
skwapliwoci¹ uczyniæ zadoæ wszystkim jego pytaniom. Naiwny i szczery ateizm
tych pobo¿nych, a nawet ascetycznych kap³anów zderzy³ siê z wewnêtrznym,
dog³êbnym przekonaniem zjudaizowanego ju¿ w ko³ysce gubernatora. Wiara sta³a
siê jego drug¹ natur¹. Nie móg³ siê wrêcz pogodziæ z tym, ¿e ci duchowni nie s¹
teistami, zapytywa³ wiêc wci¹¿ od nowa o najwy¿sz¹ istotê, kto stworzy³ wiat itd.
Zdaniem za kap³anów nie mo¿e istnieæ ¿adna wy¿sza istota nad doskona³ego
zwyciêzcê, Buddê akjamuniego, który bêd¹c synem królewskim dobrowolnie
¿y³ jak ¿ebrak i a¿ do kresu swych dni g³osi³ sw¹ wznios³¹ naukê dla zbawienia
ludzkoci wyzwolenia nas wszystkich z niedoli ko³owrotu odrodzeñ. wiat za
nie jest uczyniony przez nikogo 9, jest on autokreacj¹ (selfcreated). Natura rytmicz-
nie go rozszerza i kurczy. Jedynie ona jest tym, co istniej¹c, nie istnieje, ona to
stanowi konieczny akompaniament ko³owrotu odrodzeñ, te za s¹ nastêpstwami
naszych grzesznych postêpków itd. I tak tocz¹ siê te rozmowy na stu stronicach.
Zakrawa na istny skandal fakt, ¿e jeszcze dzisiaj w pismach niemieckich uczonych
uznaje siê bez ogródek religiê i teizm za pojêcia identyczne i synonimiczne. Religia
tymczasem ma siê do teizmu tak, jak rodzaj do jednego tylko jego gatunku, a w
rzeczywistoci wy³¹cznie judaizm i teizm s¹ to¿same. St¹d te¿ wszystkie narody,
których przedstawiciele nie s¹ ¿ydami, chrzecijanami czy muzu³manami, s¹ przez
nas piêtnowane wspólnym mianem pogan. Muzu³manie i ¿ydzi zarzucaj¹ nawet
chrzecijanom, ¿e ci nie s¹ czystymi teistami z powodu doktryny Trójcy wiêtej.
8
Mahawansa, Raja-ratnacari; Raja-vali, prze³. E. Upham, London 1833.
9
Kosmon tonde, jhsin @HrakleitoV, oute tiV Jewn oute anJrwpwn epoihsen (tego wiata, mówi
Heraklit, nie uczyni³ ani ¿aden bóg, ani te¿ cz³owiek).
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
106 Artur Schopenhauer, Czworaki korzeñ zasady racji dostatecznej
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
Rozdzia³ V O drugiej klasie przedmiotów dla podmiotu i panuj¹cej w niej postaci... 107
cie¿kami, aby tylko powróciæ na grunt ¿ydowski jako conditio sine qua non. Musi
raczej ca³kiem uczciwie i zwyczajnie ledziæ teraz prawdê na innych cie¿kach,
jakie siê przed ni¹ otwieraj¹, nigdy nie pod¹¿aæ za wiat³em innym ni¿ wiat³o
rozumu, bez zbêdnych trosk iæ w³asn¹ drog¹, ufnie i spokojnie, jak kto, kto
rzetelnie wykonuje swój zawód.
Jeli nasi profesorowie filozofii inaczej pojmuj¹ sprawê, s¹dz¹c, ¿e nie mog¹
godnie jeæ chleba, dopóki nie posadz¹ Pana Boga (jak gdyby On ich potrzebowa³)
na tronie, to staje siê rzecz¹ jasn¹, dlaczego nie potrafi¹ zasmakowaæ w mych roz-
wa¿aniach, i dlaczego ja nie jestem w ich gucie. Z takimi bowiem ludmi nie mogê,
oczywicie, pe³niæ s³u¿by, i nie muszê tak jak oni podczas ka¿dej mszy komuni-
kowaæ najnowszych wieci o Panu Bogu.
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==
##7#52#aMTA2MDg1MTNBMzczOTYxMw==