Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 48

Elżbieta Janikowska

Franek-Bałaganek
i inne bajki

Wydawnictwo PRINTEX
Copyright © Przedsiębiorstwo
Wydawniczo-Handlowe „PRINTEX”
Kopiowanie lub publikowanie całości lub części
niniejszej publikacji w jakiejkolwiek formie jest
zabronione bez pisemnej zgody wydawcy.

Ilustracje: Natasza Krupka

ISBN: 9788360826447

wydanie I
Białystok 2012

Przedsiębiorstwo Wydawniczo-Handlowe „PRINTEX”


tel./fax (085) 742 81 89,
tel. kom. 0 660 79 91 12
e-mail: printex@bsk.vectranet.pl
http://www.printex.cba.pl

2
Franek-Bałaganek

M oi drodzy, czy wiecie, że wędruje sobie


po świecie mały skrzat Franek-Bałaganek.
Włosy ma nieostrzyżone i sterczące na wszystkie
strony, kaftan krzywo zapięty, buty nie od pary.
Zagląda tu i tam, a jak mu się gdzieś spodoba,
zostaje na dłużej.
Ostatnio spodobało mu się u Jacka. Jacek ma
siedem lat i chodzi już do szkoły. Ma swój własny
pokój, a w tym pokoju wszystko oprócz porządku.
Dlatego właśnie wprowadził się do niego Franek-
Bałaganek, bo skrzat ten nade wszystko lubi niepo-
rządek. A u Jacka miał jak u pana Boga za piecem.
Koszulki przewracały się po podłodze, zeszyty po-
rozrzucane po półkach, w szufladach – lepiej już nie
mówić. Wprawdzie mama Jacka co jakiś czas robi-
ła w pokoju generalne porządki, zapełniając przy
tym kilka torebek na śmieci, ale następnego dnia po
porządkach nie było ani śladu.
Franek-Bałaganek zamieszkał w szufladce
biurka. To było wymarzone miejsce dla takiego
3
4
skrzata jak on. Czego tam nie było – spinacze,
breloczki, skrawki papieru, stare dropsy, kółka
od zepsutego samochodzika, połamane ołówki,
wypisane długopisy i wiele, wiele innych rzeczy,
których spamiętać nie sposób. Tam właśnie zado-
mowił się Franek-Bałaganek na dobre. Na nudę
u Jacka też nie narzekał.
Wrócił pewnego dnia chłopiec ze szkoły i jak
zwykle czapkę – mach na łóżko i poszedł na obiad.
Franek-Bałaganek już bierze się do dzieła. Czapkę
schował pod łóżkiem i zaciera rączki z radości.
Na drugi dzień Jacek miał do szkoły na rano.
Już chciał wychodzić z domu, a tu – nie ma czap-
ki. Szuka wszędzie: na półkach, w szufladach,
pod biurkiem, między książkami. Nic, jak kamień
w wodę! Mama zaczęła się denerwować, że Jacek
spóźni się do szkoły, a on sam omal nie płacze.
Wreszcie Wojtek – starszy brat - pożyczył mu
swoją czapkę. I poszedł Jacek do szkoły w czap-
ce, która spadała mu na oczy, bo była za duża,
a potem chłopcy długo się z niego śmiali, że przy-
szedł do szkoły jak Gustlik z „Czterech Pancer-
nych” w hełmofonie.

5
6
Pani powiedziała, że pojadą całą klasą do
kina. Wszyscy skakali z radości, bo każdy chciał
pojechać na taką wycieczkę, tym bardziej, że
film miał opowiadać o rycerzu zaklętym w smo-
ka. W przededniu wycieczki pani dała każdemu
dziecku bilecik do kina i kazała nazajutrz zabrać
go ze sobą. Jacek wrócił do domu i bilecik, jak
zwykle – mach na biurko. A Franek-Bałaganek
tylko na to czekał. Bilecik złapał i schował w szu-
fladzie pomiędzy skarpetkami.
Następnego dnia Jacek wstał wcześnie rano,
umył się, spakował mały plecaczek i przypomniał
sobie o bilecie. Szuka, szuka, przewraca wszystko
do góry nogami – bilet jakby się pod ziemię za-
padł. Jacek narobił takiego wrzasku, że się wszy-
scy zbiegli i pomagają szukać. Mama sprawdza
w koszu na śmieci, tata w pojemniku z brudną
bielizną, Wojtek nawet szafki poodsuwał od ścia-
ny. Nadaremnie! I chociaż Jacek płakał tak żało-
śnie, że mamie aż serce się krajało z żalu, nic to
nie pomogło. Chłopiec nie mógł bez biletu jechać
do kina i został przez cały dzień w domu. To był
chyba najgorszy dzień w jego życiu. Siedział przy
oknie i wyobrażał sobie jak wszystkie dzieciaki
7
8
z klasy siedzą w kinie, zajadają pop corn i ga-
pią się na przygody zaklętego rycerza. Ale jeszcze
gorszy nastrój dopadł go wieczorem, kiedy szedł
się kąpać i wyjmując czyste skarpetki znalazł bi-
let w szufladce.
Nazajutrz wszyscy w klasie opowiadali sobie
o wyjeździe do kina. Przekrzykiwali się nawzajem,
przypominając losy bohaterskiego rycerza. Tylko
Jacek się nie odzywał i w ogóle zachowywał się
tak, jakby chciał się ukryć w mysiej norce.
– Co ci jest, Jacusiu? – zapytała pani. – Nie
byłeś wczoraj z nami w kinie, czyżbyś źle się po-
czuł?
Jacek już dłużej nie mógł wytrzymać. Rozpłakał
się, a kiedy już wylał całe morze łez, opowiedział
pani, dlaczego nie mógł wczoraj pojechać na film
o rycerzu. Pani słuchała cierpliwie, co chwila kiwa-
jąc głową, a potem z uśmiechem powiedziała:
– Wiesz, Jacusiu, kiedy miałam tyle lat, co ty,
zamieszkał u mnie Franek-Bałaganek. Codzien-
nie robił mi takie psikusy. Nigdy nic nie mogłam
znaleźć. Ale moja babcia poradziła mi, żebym do-
kładnie posprzątała swój pokój i z całych sił, co-
dziennie dbała o porządek. To nie było łatwe, ale
9
10
udało się. Franek-Bałaganek poszedł sobie precz.
Myślę, że teraz mieszka właśnie u ciebie i jest tyl-
ko jeden sposób, żeby się go pozbyć...
Jacek nie mógł najpierw uwierzyć, że jego pani
też była kiedyś takim samym dzieckiem jak on,
a tym bardziej, że miała bałagan w swoim pokoju.
U pani w klasie, w szafkach, na biurku zawsze pa-
nował porządek. Ale postanowił spróbować i po-
słuchać rady nauczycielki. Zaraz po powrocie ze
szkoły wziął się do pracy. Zrobił w pokoju taki po-
rządek, że aż wróble zleciały się z całego osiedla do
jego okna, żeby zobaczyć takie cudo! Porządek był
u Jacka w pokoju przez jeden dzień, potem drugi,
trzeci, minął tydzień, a bałaganu ani śladu!
No i musiał Franek-Bałaganek wynieść się
z szufladki, w której był porządek, wszystko pięk-
nie poukładane, żadnych śmieci czy papierków.
Błąka się teraz pewnie po świecie, szukając
nowego mieszkanka z wymarzonym bałagankiem,
a może już to nawet znalazł? Na wszelki wypa-
dek sprawdźcie dokładnie czy przypadkiem nie
zamieszkał gdzieś u was. Bo tak naprawdę, chyba
nikt z was nie chciałby mieć w swoim pokoju ta-
kiego lokatora, prawda?....
11
12
Przygoda
wieloryba Lolka

W ieloryb Lolek, chociaż był jeszcze bardzo


młodym wielorybkiem i rodzice często na-
zywali go „maluszkiem”, wzbudzał strach wśród
innych mieszkańców morza. Szczególnie bały się
małe rybki, a Lolek wprost uwielbiał, kiedy prze-
rażone rzucały się do ucieczki na widok jego po-
tężnego ogona. Wydawało mu się wtedy, że jest
kimś bardzo ważnym.
– Lolku – często upominała go mama. – Nie
powinieneś straszyć tych maleństw! I pamiętaj,
żebyś nie zbliżał się do żadnych statków ani ło-
dzi. To bardzo niebezpieczne!
Ale Lolek ani myślał słuchać ostrzeżeń i po-
uczeń mamy. Uwielbiał znienacka pojawiać się
tuż obok przepływających okrętów i nagle wyła-
niać się z wody, wzbudzając tym samym podziw
i lęk pasażerów i marynarzy.

13
Pewnego razu zauważył kołyszącą się na fa-
lach niewielką łódź rybacką. Na pokładzie pano-
wał zamęt i poruszenie, ludzie uwijali się, wycią-
gając coś z wody, przekładając do skrzynek.
Ciekawski Lolek postanowił bliżej przyjrzeć
się ich pracy. Podpłynął blisko, ale nie mógł nic
zobaczyć. Podpłynął więc jeszcze bliżej i… Nagle
zdał sobie sprawę, że nie może się ruszyć! Zaplą-
tał się w rybackie sieci, które oplotły go, niczym
macki ośmiornicy. Biedny Lolek zaczął miotać się,
próbując oswobodzić się z pułapki. Niestety, jego
wysiłki były daremne. Łódź rybacka zakołysa-
ła się, szarpnięta przez uwięzionego wielorybka,
a rybacy natychmiast zbiegli się, by zobaczyć, co
się stało.
– No, no! – krzyknął jeden z nich. – Ale mamy
dzisiaj szczęście! Trafiła nam się niezła sztuka!
Najprawdziwszy wieloryb!
– Dostaniemy za niego niezłą sumkę w porcie!
– ucieszył się inny.
I pewnie ta przygoda nie skończyłaby się do-
brze dla ciekawskiego Lolka, gdyby nie ławica
małych rybek, która właśnie przepływała obok
łodzi. Jedne ostrymi ząbkami zaczęły przegryzać
14
rybackie sieci, inne z całych sił starały się po-
większyć jej oka tak, aby biedny Lolek mógł się
z nich wydostać. Wkrótce na pomoc pośpieszyły
inne morskie zwierzęta, nawet stara niedowidzą-
ca kałamarnica ruszyła na pomoc uwięzionemu
Lolkowi.
Po kilkunastu minutach wieloryb był wolny
i mógł spokojnie popłynąć do swoich rodziców.
Ale Lolek, zanim oddalił się od nieszczęsnej ło-
dzi, podziękował serdecznie swoich wybawcom
i przeprosił, że im dokuczał. Obiecał, że już nigdy
więcej tego nie zrobi.
Od tej pory Lolek z daleka omijał wszystkie
przepływające statki i łodzie.

15
16
Babcia Weronika
i kret
B abcia Weronika mieszkała w małym drewnia-
nym domku na wzgórzu i miała najpiękniej-
szy ogród w całej okolicy. Każdy, kto wszedł po
raz pierwszy do tego ogródka, przez chwilę my-
ślał, że znalazł się w bajce. Wokół domu, wzno-
siły się niemal ku niebu strzeliste słoneczniki. Na
klombach czerwieniły się tulipany i róże, mieniły
wszystkimi barwami tęczy hiacynty, margaretki,
hortensje, żonkile, fiołki, narcyzy. Tylko małe sto-
krotki chowały nieśmiało swe główki w trawie,
jakby bały się, że jeszcze ktoś je dojrzy. Babcia
bardzo dbała o swój ogródek. Codziennie spę-
dzała w nim wiele godzin. Jeśli nie miała tam nic
do roboty, po prostu gawędziła sobie ze swoimi
roślinkami. Właściwie to babcia mówiła, a kwia-
ty cierpliwie słuchały jej opowieści, delikatnie ko-
łysząc się na wietrze i kiwając swymi główkami.
Pewnego ranka, babcia jak zwykle wyszła do
ogródka i stanęła jak wryta przed klombem z tu-
17
18
lipanami. Jej ukochane czerwone kielichy leżały
w trawie, niczym upolowane ptaki. Babcia po-
chyliła się nad nimi, ujęła wiotkie łodyżki w swe
dłonie i zapłakała gorzko:
– Co wam się stało, moje kochane tulipanki...
– załkała.
Ale kwiaty nie odpowiedziały jej, tylko jeszcze
bardziej opuściły swe martwe główki. Cóż było
robić; babcia wykopała cebulki tulipanów i za-
sadziła je w doniczkach na balkonie. Pomyślała
sobie, że jak zatroszczy się o nie, być może uda
się je jeszcze uratować.
Następnego dnia było jeszcze gorzej – hiacyn-
ty i żonkile nie dawały znaku życia. Leżały na
trawie bez sił, jakby zmogła je jakaś nieznana
choroba.
– No nie... – zdenerwowała się babcia. – To
niemożliwe, żeby kwiaty ginęły bez przyczyny!
Ale wkrótce okazało się, co było powodem
śmierci kwiatów. Babcia dostrzegła na klombie
kilka małych kopczyków. Już wszystko jasne –
w ogródku zadomowił się kret i ogryza korzenie
kwiatów, które natychmiast giną. Babcia rozgnie-
wała się nie na żarty.
19
20
– Wyłaź, ty mały szkodniku! – krzyknęła, ła-
piąc się pod boki.
Nie minęła chwila, gdy z jednego z kopczy-
ków wyjrzał czarny nosek, a potem łapki.
– Czy ktoś mnie wołał? – zapytał głośno, jakby
miał kłopoty ze słuchem, chociaż wszystkim po-
wszechnie wiadomo, że krety raczej słabo widzą,
a nie słyszą. Tam pod ziemią, jakby trochę mało
słychać...
– A wołał, wołał! – pokiwała głową babcia. –
Dlaczego niszczysz moje kwiaty?! Idź sobie stąd
precz, zostaw w spokoju mój ogródek!
Kret tylko poruszał wąsikami i roześmiał się:
– Ani myślę! Te korzonki są takie pyszne, że
jeszcze w życiu takich smakowitości nie jadłem.
I zniknął pod ziemią, a na klombie pojawił się
nowy kopczyk ziemi.
Cóż miała począć biedna babcia? Mogła tylko
mieć nadzieję, że niesforny kret sam będzie miał
ochotę zmienić miejsce zamieszkania. Kwiaty, które
dało się uratować, przesadzała do doniczek i usta-
wiała na balkonie. A kret dalej „szalał” na klom-
bach. Co jakiś czas wystawiał tylko swój czarny no-
sek z któregoś kopczyka i złośliwie rechotał.
21
22
Babcia Weronika straciła już nadzieję na to,
że kiedykolwiek odzyska swój piękny ogródek,
gdy usłyszała za oknem jakieś pojękiwania:
– Ojojoj! Oj! Ojejejej!
Babcia ciekawie wyjrzała przez okienko, ale
nic nie zauważyła.
– O rety, rety, jak boli! – usłyszała znowu.
Tym razem babcia już nie czekała, tylko wy-
biegła do ogródka. Tuż obok klombu z różami le-
żał kret, ale nie wyglądał bardzo żałośnie – trzy-
mał się łapkami za brzuszek i strasznie jęczał.
Babcia pochyliła się nad nim z troską:
– Co ci jest, co cię boli?
– Mój brzuszek! Ojojoj, jak mnie boli! – płakał
kret.
Babcia Weronika podniosła go delikatnie, po-
łożyła na swoich dłoniach i zaniosła do domku.
Tam wymościła mu skrawkami szmatek stare pu-
dełko po butach i tak ułożyła biedaka, który chy-
ba przesadził nieco w jedzeniu korzonków. Przez
kilka dni Babcia parzyła kretowi ziółka i poiła go
nimi rano i wieczorem, a potem długo masowa-
ła obolały brzuszek. Troszczyła się o niego tak
jak przedtem o swój ukochany ogródek. Kiedy
23
wreszcie kret odzyskał siły, nie był już takim sa-
mym złośliwym zwierzątkiem. Bardzo się wsty-
dził swego wcześniejszego zachowania. Kiedy był
już całkiem zdrów i babcia zaniosła go z powro-
tem do ogrodu, nie ukrywał wzruszenia.
- Bardzo ci dziękuję, babciu Weroniko... –
wyszeptał. – Już nigdy nie zrobię żadnej szkody
w twoim ogródku. Czy wybaczysz mi, że byłem
dla ciebie taki niegrzeczny?...
Oczywiście, babcia Weronika miała takie do-
bre serce, że nawet nie myślała o tym, żeby gnie-
wać się na kogokolwiek. Uszczęśliwiony kret prze-
kopał babci ziemię i przygotował nowe klomby,
na których posadzić mogła swoje piękne kwiaty,
przeprosił jeszcze kilka razy, pożegnał się z bab-
cią i tyle go widziano.
A w ogródku babci Weroniki znowu rozkwi-
tły piękne kwiaty: tulipany, róże, hortensje, żon-
kile, fiołki a nawet podobno malwy. Jeśli nie wie-
rzycie, wybierzcie się tam któregoś dnia. Babcia
Weronika na pewno z radością powita i ugości
szklaneczką malinowej herbatki w altance w swo-
im pięknym ogródku.

24
Bajka o kotku
ze schroniska
B ył sobie mały kotek, który mieszkał w schroni-
sku dla zwierząt. Nie wiadomo dokładnie, skąd
się tam wziął, może ktoś go przywiózł i tam zosta-
wił, a może znaleziono go na ulicy. Ale to nie jest
istotne. W schronisku nie było mu źle: miał zawsze
miseczkę pełną jedzenia, ciepłe, suche posłanie, to-
warzystwo innych kotów, ale tak naprawdę, kotek,
tak jak inne zwierzęta ze schroniska, bardzo tęsknił
za swoim własnym domem i za kimś, kto go poko-
cha. Kiedy ktoś przychodził i oglądał zwierzątka,
nasz kotek mruczał przymilnie i prężył grzbiet, ale
jakoś nikt się nim do tej pory nie zainteresował.
Pewnego dnia przyjechała do schroniska bar-
dzo elegancka pani. Przeczytała w gazecie o akcji
opieki nad bezdomnymi zwierzętami, bardzo się
wzruszyła ich losem i postanowiła wziąć do domu
takie biedactwo. Długo zastanawiała się czy to
ma być kotek, czy piesek, ale w końcu uznała, że

25
26
kotek jest mniejszy i będzie bardziej pasował do
wystroju wnętrza jej domu.
– Czy macie tutaj tylko to biedne, wychudzone
stworzenie? – zapytała, wskazując na naszego kotka.
Okazało się, że w tej chwili był tylko on, więc
pani nie miała wyboru. Kazała wsadzić go do pu-
dełka, żeby nie zabrudził samochodu i pojechali.
Pani mieszkała w pięknej, dużej willi na
przedmieściu. Wokół domu rosły wysokie zielone
świerki, przystrzyżone bukszpany i tuje, a przed
samym domem było małe „oczko wodne” z fi-
kuśną fontanną. W środku domu też wszystko
było bardzo ładne i szykowne. Nasz onieśmielo-
ny kotek przyglądał się wypucowanym meblom,
puszystym dywanom i kolorowym obrazom na
ścianach. Tymczasem pani poszła do łazienki
przygotować dla kotka kuwetę z piaskiem.
– Tylko mi tu nie narozrabiaj! – pokiwała mu
groźnie palcem i postanowiła. - Od dziś będziesz
się nazywał Persjusz.
Persjusz wcale nie miał zamiaru rozrabiać w no-
wym domu, ale przed samym noskiem zaczęła mu
przelatywać jakaś muszka. Najpierw nie zwracał na
nią uwagi, ale ten owad był strasznie natrętny i nie
dawał Persjuszowi spokoju. Kotek kłapnął kilka razy
27
28
ząbkami, chciał pokazać, że nie jest zainteresowa-
ny zabawą. Mucha jednak wcale nie miała zamiaru
ustąpić, krążyła wokół kotka tak długo, aż ten rzu-
cił się za nią w pogoń. Najpierw między krzesłami,
potem pod stołem, za fotelem. Potem usiadła na
kanapie, a Persjusz za nią. Mucha na półkę z książ-
kami – Persjusz podążył jej śladem, coraz bardziej
zadowolony z zabawy. W końcu mucha usiadła na
firance i patrzyła z góry, jakby miała zamiar powie-
dzieć tryumfalnie:
– A widzisz, i tak mnie nie złapiesz!
– Zaraz zobaczymy... – mruknął rozzłoszczony
kotek i hyc, za muchą, na firankę.
Rozległ się trzask rozrywanego materiału
i nasz nieszczęsny Persjusz, wraz z kawałkiem
oderwanej firanki wylądował na podłodze. W tej
samej chwili do pokoju weszła pani z miseczką
mleczka. Zobaczyła, co się stało, wrzasnęła dziko,
rzuciła miseczkę na podłogę i zaczęła krzyczeć:
– Ty wstrętny, dziki kocie, nie masz pojęcia
jak się zachować w przyzwoitym domu!? Natych-
miast wracasz tam, skąd przyjechałeś!
Złapała biednego kotka za futerko na karku,
wrzuciła z powrotem do pudełka i odwiozła do
schroniska. Nieszczęsne zwierzątko wróciło do swo-
29
30
jej klatki, swego posłania i swojej miseczki. I znowu,
z nadzieją czekał i wypatrywał kogoś, kto będzie go
kochał nawet wtedy, gdy coś narozrabia.
Mijał dzień za dniem, ale nikt taki się nie zjawiał.
W którąś słoneczną sobotę do schroniska
przyjechali rodzice z córeczką, która właśnie ob-
chodziła ósme urodziny. Dziewczynka, zamiast
prezentu, chciała dostać małego kotka. I chociaż
rodzice starali się jej wytłumaczyć, że lepszym
prezentem byłoby pluszowe zwierzątko, soleni-
zantka nawet nie chciała o tym słyszeć.
– Każde dziecko u mnie w klasie ma jakiegoś
zwierzaczka, tylko ja nie... Mówiliście, że będę
mogła wybrać sobie na urodziny to, o czym ma-
rzę. A ja marzę o kotku – tupnęła nóżką i rodzice
musieli się poddać.
Chociaż wtedy w schronisku były jeszcze dwa
inne, tylko nieco starsze koty, dziewczynka bez
namysłu wskazała naszego kotka:
– O, ten jest taki słodziutki. Nazwę go Mikuś.
I w ten oto sposób nasz kotek znalazł się w nie-
wielkim mieszkanku na drugim piętrze wieżowca,
gdzie mieszkała dziewczynka wraz z rodzicami. Za-
mieszkał w pokoju dziewczynki, która, jak się okaza-
ło, miała na imię Asia. Spał w wiklinowym koszycz-
31
32
ku obok łóżeczka Asi i już wydawało się, że wreszcie
znalazł to, o czym marzył. Asia z początku bardzo
troszczyła się o swego nowego przyjaciela, karmiła
go, sprzątała po nim, głaskała i pieściła. Z każdym
dniem jednak robiła to z mniejszą radością i zaan-
gażowaniem, coraz częściej wolała spędzać czas na
podwórku z koleżankami, a o sprzątaniu po Mikusiu
rodzice musieli jej przypominać. W końcu zupełnie
straciła ochotę na opiekę nad kotkiem i wszystkie
obowiązki spadły na mamę, która wcale nie była
z tego powodu zadowolona. Kiedy skończył się rok
szkolny, Asia wyjechała na kolonie, a rodzice podję-
li decyzję: Mikuś musi wrócić do schroniska, bo oni
nie mają czasu zajmować się zwierzakiem. Po raz
kolejny nasz kotek wrócił do swojej klatki, swego
posłania i swojej starej miseczki w schronisku. Ale
tym razem było mu jeszcze trudniej i ciężko na ser-
duszku, niż za pierwszym razem, bo bardzo poko-
chał swoją małą właścicielkę i jej rodzinę. Zresztą,
był już teraz o wiele starszym kotkiem, niż wtedy,
gdy Asia wzięła go do siebie. Siedział biedaczek
i wpatrywał się przed siebie, wciąż nie tracąc na-
dziei, że dziewczynka po niego wróci.
Ale niestety, Asia chyba szybko zapomniała
o swoim Mikusiu, bo już więcej jej nie zobaczył.
33
34
Pewnego deszczowego dnia w schronisku po-
jawił się pan, który zbierał złom. Właśnie skła-
dał na swój stary, koślawy wózek metalowe, nie-
potrzebne już w schronisku pręty, gdy zobaczył
w jednej z klatek bardzo smutnego kotka. Wy-
glądał tak żałośnie, że pan natychmiast przerwał
swą pracę i podszedł do właściciela schroniska.
Za chwilę mógł już zabrać kotka ze sobą.
– Chodź, mój nowy druhu! – powiedział rado-
śnie, sadzając kotka na wózku pośród metalowych
prętów. – Nie obiecuję ci miłego, przytulnego dom-
ku, ale na pewno będę cię kochał całym sercem.
Kotek zamieszkał ze swym nowym opieku-
nem w starym baraku, w którym było bardzo
biednie, ale czuł się tak szczęśliwy jak nigdy do-
tąd. Chociaż czasami obaj nie mieli co włożyć do
ust i zadowalali się skórkami suchego chleba, nie
narzekali. Obaj zyskali coś znacznie ważniejszego
– żaden z nich nie był już samotny, bo mieli sie-
bie. A kiedy pan brał swego kocurka na kolana,
ten mruczał mu z miłością najpiękniejsze kocie
mruczanki.

35
36
Miś z anielskimi
skrzydełkami
P ani Jola pracowała od kilkunastu lat w fabry-
ce pluszowych zabawek. Codziennie, wraz
z innymi paniami i panami, szyli mnóstwo plu-
szaków dla dzieci w całym kraju, a może nawet
i na świecie. Jednego dnia pani Jola przyszywała
uszka mięciutkim zajączkom, innego doszywała
nosek misiom, a jeszcze innym razem ogonki dla
prosiaczków. I chociaż wydawać by się mogło, że
praca jej jest nudna i monotonna, pani Jola bar-
dzo ją lubiła. Trzymając w ręku każdą pluszową
zabawkę wyobrażała sobie, jak dziecko, które ją
dostanie będzie się z niej cieszyło i tuliło do sie-
bie.
Pewnego dnia pani Jola doszywała misiom
brązowe kubraczki z serduszkiem na brzuszku.
Podśpiewywała sobie przy tym, bo przypomnia-
ły się jej czasy, kiedy sama była jeszcze małym
dzieckiem i nie mogła zasnąć bez swego ulubione-
go misiaczka, który był zresztą o wiele brzydszy,
37
38
niż te, które były szyte w fabryce zabawek, ale
bardzo, ale to bardzo kochany. Właśnie w ręku
pani Joli został ostatni miś i wtedy okazało się,
że zostało za mało materiału na kubraczek dla
niego. Ale pani Jola wcale się tym nie zmartwi-
ła. Wyciągnęła małe skrzydełka aniołka, które
szyte były w fabryce przed tygodniem i przyszy-
ła je w miejscu, w którym kubraczek nie chciał
się zejść na pleckach misia. Bardzo zadowolona,
spojrzała na swe dzieło i roześmiała się:
– No, teraz jesteś prawdziwym misiowym
aniołkiem! Przyniesiesz wielkie szczęście jakie-
muś dziecku!
I tak oto, nasz miś ze skrzydełkami aniołka
wraz z innymi misiami bez skrzydełek powędro-
wał do magazynu, potem do hurtowni, a wreszcie
do sklepu z zabawkami. Pani sprzedawczyni, któ-
ra układała zabawki na półkach w sklepie, długo
przyglądała się dziwnemu misiaczkowi.
– Hmmm! – mruknęła w końcu. – Chyba zaplą-
tałeś się do tego pudełka z jakiejś innej dostawy.
Na fakturze mam napisane „misie w kubraczkach”,
ale nie mu tu nigdzie „misia ze skrzydełkami”.

39
40
Pokręciła głową z niedowierzaniem, ale po-
tem doszła do wniosku, że może to i dobrze, że
ma taką oryginalną zabawkę w swoim sklepie, bo
powinna się szybko i dobrze sprzedać.
Ale niestety, mijały dni, a nikt nie był za-
interesowany kupnem misia ze skrzydełkami.
Wszyscy woleli tradycyjne pluszowe misiaki, a te
w kubraczkach z serduszkiem po prostu „szły jak
woda”. Biedny miś starał się zakryć plecami swo-
je nieszczęsne skrzydełka, ale prędzej czy później
i tak prawda wychodziła na jaw.
Któregoś dnia, jednej pani bardzo, ale to bar-
dzo spodobał się miś ze skrzydełkami i chciała
kupić go swojemu synkowi.
– Jaki on śliczny! – zachwycała się obracając
go w dłoniach. – I jaki niespotykany, jeszcze nie
widziałam takiej zabawki... Więc, Michałku, czy
chcesz mieć takiego misia? – zapytała, pokazując
zabawkę nadąsanemu pięciolatkowi.
Ale malec tylko się skrzywił i odwrócił na
pięcie:
– E, taki misiek ze skrzydełkami to tylko dla
dziewczyn. Ja chcę wielkiego, pluszowego niedź-
wiedzia, z którym mógłbym się poboksować!
41
42
I mimo najszczerszych chęci mamy chłopca,
miś z powrotem wrócił na półeczkę.
Pewnego dnia, a był to bardzo wyjątkowy
dzień, bo raz do roku w tym dniu aniołki czyszczą
gwiazdki na niebie i pucują je, żeby lepiej i jaśniej
świeciły, wydarzyło się coś niesamowitego. Jeden
z aniołków tak mocno czyścił jedną z gwiazdek,
że niechcący strącił ją na ziemię. Nie pozostało
mu nic innego jak polecieć i jej poszukać. Bied-
ny, zmartwiony aniołek, miotał się tu i tam, ale
gwiazdki ani śladu.
Wtem, przez szybę sklepu z zabawkami, do-
strzegł bardzo smutną mordkę misia z anielskimi
skrzydełkami.
– O! – pomyślał sobie. – Ktoś tutaj jest jeszcze
bardziej zmartwiony ode mnie! Chyba przyjrzę
mu się z bliska.
A kiedy przytknął swój mały nosek do zim-
nej szyby, ze zdziwieniem stwierdził, że miś jest
bardzo do niego podobny nie tylko z powodu
nurtującego go zmartwienia, ale ma tak piękne
białe skrzydełka jak on sam. Nie namyślając się,
wleciał do sklepu przez lufcik, który pani sprze-

43
44
dawczyni zapomniała zamknąć na noc i usiadł
tuż obok misia.
– Hej! – zawołał, potrząsając na powitanie jego
pluszową łapką. – Czym się tak martwisz, kolego?
Powiedz, może razem coś poradzimy?
Aniołek wyglądał tak miło i sympatycznie,
a uśmiechał się tak przyjaźnie, że miś bez waha-
nia opowiedział mu o swoim kłopocie i samot-
ności. Aniołek kiwał tylko główką, ale na koniec
opowieści pogłaskał go po pluszowej łepetynce
i powiedział:
– Nie martw się, przyjacielu, zaraz zabiorę cię
ze sobą i wspólnie znajdziemy dla ciebie miły
i przytulny domek!
Miś z początku trochę się ociągał, bo nie bar-
dzo wiedział, jak to małe niepozorne stworzenie
może mu pomóc w znalezieniu domu i kogoś, kto
go pokocha.
– Zresztą, jak możesz zabrać mnie ze sobą?
Przecież ty latasz, a ja... – machnął zrezygnowany
łapką.
– Ty też możesz latać – roześmiał się anio-
łek. – Zapomniałeś już? Przecież masz skrzydeł-
ka, a one do tego właśnie służą!
45
Miś do tej pory zupełnie nie zdawał sobie
sprawy, że może w ten sposób wykorzystać ten
swój nieszczęsny dodatek. Spróbował poruszać
skrzydełkami – udało się! Spróbował jeszcze raz
mocniej i poczuł jak delikatnie unosi się w po-
wietrzu.
– Hura! – krzyknął. – Ja latam!
I przez otwarty lufcik obaj, wraz z aniołkiem,
wylecieli ze sklepu i poszybowali przed siebie.
Długo krążyli nad miastem, w którym coraz mniej
okien oświetlonych było światełkami. Zapadała
noc, ludzie kładli się spać. W jednym drewnia-
nym domku, na poddaszu, zobaczyli nagle małe
światełko lampki – więc ktoś tam jeszcze czuwał.
To mały Jacuś, który nie mógł zasnąć, bo był
bardzo smutny. Jego tatuś dawno temu wyjechał
do pracy i nie wiadomo było, kiedy wróci do
domu, do chłopca i jego mamy. Jacuś bardzo za
nim tęsknił i oddałby wszystko, byleby tylko móc
spędzić chociaż parę chwil ze swoim ukochanym
tatusiem. Chłopczyk postanowił podejść do okna
i przyjrzeć się rozgwieżdżonemu niebu. Może któ-
raś z tych gwiazdek przyniesie mu jakąś wiado-
mość od tatusia. Otworzył szeroko okno. W tej
46
właśnie chwili aniołek ujrzał na samym szczycie
ratusza gwiazdkę, która przez niego spadła z nie-
ba i nie namyślając się ani chwili, ruszył w jej
stronę, niefortunnie potrącając misia tak, że ten
fiknął koziołka i zaczął spadać w dół. Ale nie spa-
dał długo, bo złapały go troskliwe dłonie Jacusia.
Chłopiec zaskoczony, ale jednocześnie niesamo-
wicie uradowany przycisnął misia do serduszka
i szepnął:
– Dziękuję, tatusiu...
Szybciutko wrócił do łóżeczka i teraz już spo-
kojnie, tuląc misia do siebie, usnął.
Tymczasem, nasz aniołek odniósł zagubioną
gwiazdkę na swoje miejsce, trochę ją wypolero-
wał, otarł rączką czoło i wysapał:
– To była naprawdę męcząca noc...

47
Spis treści

Franek-Bałaganek........................................................3

Przygoda wieloryba Lolka.......................................13

Babcia Weronika i kret............................................17

Bajka o kotku ze schroniska....................................25

Miś z anielskimi skrzydełkami...............................37

48

You might also like