Plik 2

You might also like

Download as docx, pdf, or txt
Download as docx, pdf, or txt
You are on page 1of 10

Streszczenie szczegółowe

Podtytuł: Powieść historyczna z dziejów litewskich i pruskich


Przed właściwym utworem pisarz umieszcza przedmowę, o której nakreśla tło historyczne opisywanych w
poemacie zdarzeń.

Przedmowa

Wspomnienie XIII-wiecznej potęgi Litwy, która składała się wówczas z Litwinów, Prusów i Lettów. W
czasie kiedy Teutonowie (czyli Krzyżacy) opanowali Prusy, Litwa dynamicznie poszerzała swoje
terytoria. Pomimo tego, że była małym krajem, to miała na tyle siły, aby walczyć jednocześnie z
Krzyżakami i Polakami. Ostatecznie Litwa opanowała ziemie od Morza Bałtyckiego do Morza
Czarnego, co stanowiło ogromny obszar. Litwa potrafiła w swojej potędze pokonać także
Rosjan, poszerzając swoje terytorium do brzegów Wołgi i Półwyspu Krymskiego.

Problem Litwy polegał jednak na tym, że nie była ona jednorodna narodowo. Zjednoczeniu nie
sprzyjało ogromne terytorium wielonarodowe i choć Litwini pokonali Rosję, i utrzymywali polityczne
umowy z Polską, to narodowość litewska sukcesywnie była pochłaniana przez kulturę i
obyczajowość rdzennych mieszkańców pokonanych ziem. Działo się podobnie jak w przypadku
zwycięstwa Tatarów nad Chinami. Było to zwycięstwo pozorne, ponieważ Chińczycy i tak ostatecznie
zarazili Tatarów swoją kulturą. W podobny sposób Jagiellonowie objęli panowanie nad Litwinami, a na
Rusi nawet książęta litewscy przyjmowali narodowość rdzenną. Tym samym z biegiem czasu Litwa
powróciła do swoich pierwotnych i niewielkich granic terytorialnych.

Minęły wieki i minione wydarzenia wydają się już bardzo odległe. Zakon Krzyżowy nie jest już głównym
nieprzyjacielem, dawne wojny i polityczne cele poszły w zapomnienie, podobnie jak pieśni gminne, które
wydają się nie pamiętać o minionych czasach. Przyszłość Litwy jest teraz w rękach poezji, która ma za
zadanie pielęgnować historię, tak jak Szyller (Fryderyk Schiller) pisał swym dziele: „Co ma ożyć w
pieśni, zaginąć powinno w rzeczywistości”.

WSTĘP

Minęło 100 lat od czasu, kiedy Krzyżacy podbili Prusów. Granice państwa
zakonu krzyżackiego sięgały granic Litwy. Tylko Niemen rozdzielał Litwę od
ziem Krzyżaków, którzy byli wrogami Litwinów. Po stronie litewskiej widać
piękne lasy – miejsce, w którym żyją bogowie. Po drugiej stronie granicy widać
krzyż będący godłem Niemców i wyciągający swoje ramiona złowrogo w kierunku
Litwinów. Litewska młodzież stała już w gotowości, odziana w niedźwiedzie
skóry, dzierżąc łuki i groty. Po drugiej stronie granicy Niemcy w zbrojach czekali
na koniach, nabijając strzelbę i odmawiając jednocześnie różaniec.
Niemen był granicą. Niegdyś słynął z gościnności, dziś stał się progiem, którego przejście może grozić
śmiercią. Tylko piękno świata natury pozostało niezmienione: rośliny rosły, jak dawniej, ptaki śpiewały i
latały po obu stronach rzeki, jak dawniej. Nie pozostał już ślad po dawnej przyjaźni Prusaków i Litwinów,
choć był jeden wyjątek: miłość. Niekiedy miłość dwojga ludzi bywała jedynym ludzkim zbliżeniem na
tej rzecznej granicy.

Już niebawem Niemen wypełniony miał być śmiercią przedstawicieli obu stron. Wzajemna nienawiść
Narodów przyniesie walkę na topory, a śpiew słowików zostanie zagłuszony hukiem armat. Jedyne co
przetrwa, to miłość kochanków, która połączona będzie w pieśniach wajdeloty (wajdeloci to dawniej
pieśniarze ludowi).
I

OBIÓR

Dzwon na Maryjenburskiej wieży (Maryjenburg to Malbork) oznajmił nadejście ważnego wydarzenia. Ze


wszystkich stron nadchodzili ludzie, aby zobaczyć:

„Na czyich piersiach wielki krzyż zawieszą

I w czyje ręce wielki miecz oddadzą”.

Zbliżała się chwila wystawienia ponad wszystkich Wallenroda (miał zostać mistrzem krzyżackim),
który był cudzoziemcem, nieznanym dotąd w Prusach, a swoją sławę zdobył za granicą, walcząc z
Maurami i Otomanami, odznaczając się bohaterstwem w bitwach. Słynął ze swojej waleczności i mało kto
odważył się stawiać mu czoła. Wallenrod miał chrześcijańskie cechy, takie jak:

„Ubóstwo, skromność i pogarda świata."

Wallenrod w młodym wieku wstąpił do klasztoru i był obojętny na pochwały. Był także nieczuły na
kobiece uroki, nie szukał poklasku i wydawał się chłodny w obejściu. Tylko czasem zdarzało się, że
jakby zapominał o swojej dumie i nieczułości. Wówczas potrafił bawić się z młodzieżą, żartować z
pannami, być uprzejmym wobec innych. Wystarczyło jednak jedno słowo na temat krucjat czy Litwy, a
wnet cała wesołość gasła. Pomimo tego, że był jeszcze młody, miał już siwy włos i widać było
pierwsze oznaki starości. Być może zimny charakter Wallenroda związany był z silnym poczuciem
obowiązku wobec swojego powołania.

Wallenrod miał tylko jednego przyjaciela, w którym był siwy mnich o imieniu Halban. Był on jego
spowiednikiem, powiernikiem zwierzeń i wsparciem w samotności. Pomimo licznych zalet, Konrad
Wallenrod posiadał także jedną wadę. Wprawdzie nie lubił uczestniczyć w pijackich biesiadach, ale
zamknięty w swoim pokoju szukał ukojenia w alkoholu. Wówczas jego twarz oblewała się rumieńcem,
oczy nabierały blasku i widać w nich było ogniste błyskawice. Westchnienia smutku i łzy w oczach szukały
pieśni w obcym języku, przynosząc wspomnienia. Wszystko wskazywało na to, że jego ręka nie zagra na
lutni żadnej radosnej melodii. Słychać było tylko nadzieję.

Zdarzało się, że ktoś go nakrył, gdy grał na lutni i śpiewał, ale wówczas złościł się i wygrażał wszystkim.
Tylko Halban był w tych sytuacjach jego towarzyszem i doradcą. Potrafił go uspokoić i ostudzić jego
emocje. Halban był jak dozorca lwów na igrzyskach, który potrafi uspokoić dzikie zwierzę przed
widownią.

II

Trwały uroczystości w Malborku. Na dźwięk dzwona wieży marjenburskiej do kaplicy udają się urzędnicy,
kapłani, bracia i rycerze.

HYMN

Hymn do ducha Świętego o wsparcie i pomoc we właściwym wyborze człowieka, który godzien będzie
przewodzić zakonowi, dumnie nosząc krzyż na piersiach i trzymają miecz krzyżacki, przed którym będą
kłaniać się ludzie, i który będzie naznaczony przez zbawiciela.

***

Trwały modlitwy do Boga o właściwy wybór mistrza. Był wieczór, wypełniony ciszą i blaskiem księżyca.
Arcykomtur (pierwszy urzędnik po mistrzu krzyżackim) wzywał do siebie Halbana i ważniejszych braci,
aby usłyszeć ich rady i przestrogi. Nagle słychać było jakiś głos z wieży. Okazało się, że to głos
pustelnicy, która od 10 lat tam mieszka. Była to pobożna niewiasta, która przyjechała szukać pokuty
i pustelniczego ukrycia. Kapłani długo nie chcieli jej ulec, ale w końcu zgodzili się na podarowanie jej
schronienia, w postaci zamknięcia w wieży. Wejście zamurowano, aby mogła spędzać tam czas w
samotności. Towarzyszyły jej tylko myśli i Bóg. W wieży było tylko małe zakratowane okienko, przez
które ludzie dawali jej jedzenie i przez które padało powietrze i promienie słońca. Pustelnica żyła tam
zamknięta jak w grobowcu. Nigdy jej nie widziano w oknie i prawdopodobnie nigdy nie spoglądała w
niebo. Czasem tylko wieczorami słychać było głos piosenki pruskiej. Wówczas w oknie można było
zauważyć bursztynowy blask włosów lub śnieżnobiałą rękę.

Komtur (dostojnik krzyżacki) przechodząc pod wieżą, słyszał głos pustelnicy, która rozpoznała w
nim Konrada Wallenroda. Powiedziała mu, że ma zostać mistrzem, aby mógł pozabijać
Krzyżaków. Obawiała się, czy mężczyzna nie zostanie rozpoznany. Zastanawiała się, czy w jego duszy
pozostało jeszcze coś z dawnych czasów, tak jak to, co pozostało z przeszłości w niej samej.

Halban zwrócił się do braci, aby zaufali przepowiedni pustelnicy, która wskazała na Konrada Wallenroda,
jako mistrza. Bracia jednogłośnie wyrazili na to zgodę, krzycząc:

„Konrad niech żyje, Wielki Mistrz niech żyje!”

Halban z pogardą patrzył na skandujących i zamyśleniu spojrzał na wieżę, nucąc pieśń.

[PIEŚNI]

Pieśń Halbana opowiadała o Wiliji (dopływ Niemna), która była uosobieniem pięknej Litwinki,
zakochanej w obcokrajowcu, którego symbolizowała rzeka Niemen. Śpiewał o tym, jak Niemen
gwałtownie porywa nurt Wiliji, która tonie w nim w zapomnieniu. Porównywał Wiliję do dziewicy
uwięzionej w pustelniczej wieży.

Nowy mistrz odebrał miecz i wielki krzyż – symbole jego potęgi. Dumnie podniósł głowę i troska z jego
twarzy wydawała się znikać, a uśmiech wypogadzał jego pochmurną twarz. Obserwował widownię, która
była tak samo radosna, jak i pełna gniewu. Mistrz o groźnym obliczu był dla ludzi otuchą i nadzieją. Jego
wygląd budził lęk, dlatego Krzyżacy pewni byli, że Litwini przed nim uciekną i zostaną pokonani.

Nadzieje braci okazały się daremne, ponieważ minął rok, a mistrz wcale nie rozpoczął żadnej
walki, ani nie wysłał ludzi do boju. Wręcz przeciwnie – Wallenrod wytykał błędy braci zakonnych,
nawoływał do porzucenia skarbów i odnalezienia cnoty w pokoju. Prowadził wewnętrzną walkę w
zakonie, wymagając od braci postów, pokuty, wyrzeczenia się uciech. Karał ich grzechy i nie wahał się,
aby winowajców zamykać w podziemnych lochach.

Tymczasem do bram zakonu zapukał Litwin, który jeszcze niedawno omijał szeroko zakon krzyżacki.
Jego kraj rozdarty był wewnętrznie i pełen zagrożeń ze strony Rusów, Lachów i krymskich chanów. Był to
Witołd, którego tronu pozbawił Jagiełło. Przybył, aby prosić o pomoc zakon krzyżacki, oddając w
zamian litewskie ziemie.

Tymczasem Halban wraz z braćmi nadaremno szukali Konrada. Wiadomo tylko, że nocami mistrz błądził
brzegiem jeziora i przytulał się do zimnego muru wieży, wzywany przez głos pustelnicy, i cicho jej
odpowiadał. Nie dało się usłyszeć ich rozmów, ale widać było przejęcie i powagę toczących się tam
dialogów.

PIEŚŃ Z WIEŻY

Pieśń pustelnicy, która płakała nad biegnącymi latami pełnymi goryczy. Bolało ją serce i oczy od
westchnień i łez. Wspominała ojca i matkę, bogate życie w zamku, wesołe czasy i spokój.
Opowiadała o swoim pochodzeniu. Była jedną z trzech córek, z których jako pierwsza wyszła za mąż. Jej
życie było szczęśliwe i pełne dostatku. Wspominała ukochanego i rodzinne strony na Litwie. Wydawało
się, że wtedy nic złego się nie może stać. Dziś ucieszył ją widok krzyża na piersi kochanka, który
zwiastował przyszłe szczęście. Jednocześnie ten sam krzyż oznaczał gorzkie łzy. Została tylko nadzieja.

***

Echo powtarzało słowo nadzieja. Siedzący pod wieżą Konrad obudził się na dźwięk pieśni i mówił o
wspomnieniu dawnych wesołych dni. Prosił pustelnicę, by dalej śpiewała i przeklinała. Aby jej łzy nie
były daremne, mówił, że zdejmie szyszak z głowy i bo jest gotowy cierpieć i za życia zobaczyć, co czeka
go w piekle.

Głos z wieży

Pustelnica przepraszała ukochanego, widząc swoją winę. Dodała, że jej pieśń była dziecinna, więc nie
będzie jej już śpiewać i narzekać. Wspominał dawne czasy i słowa kochanka. Przypomniała sobie, że
zawsze tęskniła za czymś nieodgadnionym.

Konrad

Zwrócił się do pustelnicy jak do swojego anioła. Mówił, że jeszcze tylko kilka dni muszą znieść ich
obolałe serca i nie ma teraz czego żałować. Dodał, że przyszedł tu mordować nieprzyjaciela. Spytał,
po co ukochana przyszła do tego miejsca z klasztoru. Twierdził, że nie powinna przebywać Јdo krainy
kłamstwa i rozboju”, aby konać samotnie w wieży i przez kraty błagać o pomoc. Przeklinał swoją duszę,
że są w niej jeszcze uczucia, obudzone głosem pustelniczki.

Głos z wieży

Pustelniczka odpowiedziała, że Konrad nie powinien tu przychodzić, skoro nie chce jej słuchać i obiecała
już milczeć i płakać w samotności. Nie chciała pamiętać momentu, w którym to on nie miał nad nią
litości.

Konrad

Prosił ukochaną o litość. Gotów był rozbić głowę o mury i zginąć śmiercią samobójczą.

Głos z wieży

Niewiasta prosiła o litość nad nimi obojgiem, ponieważ oboje cierpią. Dodała, że nie przybyła, aby go
dręczyć, ale nie potrafiła przyjąć święceń kapłańskich, mając w sercu ukochanego. Pamiętała, że miał
wrócić do grodu Maryi, gdzie planował zemstę na Krzyżakach w obronie ojczyzny. Postanowiła
zamknąć się w wieży, aby móc go jeszcze raz zobaczyć i umrzeć blisko ukochanego. Miała nadzieję, że
siedząc w wieży, usłyszy chociaż imię kochanka albo go ujrzy wśród innych ludzi. Gotowa była
towarzyszyć mu w jego trudnym planie, aby w czasie, gdy wszyscy go znienawidzą, ona jedna była mu
przychylna. Cieszyła się, że mogą choć razem zapłakać.

Konrad

Bohater pytał, po co mają teraz płakać. Wspominał swoją rozpacz, kiedy dobrowolnie wyrzekł się
szczęścia i objęć ukochanej, aby spełnić swoje postanowienie o zemście na nieprzyjacielu. Mówił, że
odkąd usłyszał jej głos, w jego głowie już pozostaje tylko jezioro, wieża i krata. Zamiast zajmować się
planowaniem walki z wrogiem, myślał tylko o ukochanej i czekał kolejnego wieczoru.
W tym samym czasie Halban nie dał Konradowi zapomnieć o wojnie z zakonem i złożonych przysięgach.
To on przypominał mu o zemście na Krzyżakach. Tymczasem wszyscy oczekiwali, że Wallenrod
poprowadzi i ich na wojnę do Wilna. Mówił:

„Młodości! jakże wielkie twe ofiary!

Jam miłość, szczęście, jam niebo za młodu

Umiał poświęcić dla sprawy narodu […]”.

Pomimo wieku nie potrafił oderwać myśli od ukochanej i tym samym odejść od wieży. Nasłuchiwał w
milczeniu głosu pustelnicy, ale na darmo. Nadszedł ranek. Ptaki zaczęły śpiewać. Konrad zniknął w
krzakach, żegnając skinieniem ręki ukochaną.

IV

UCZTA

Nadszedł dzień patrona (Świętego Jerzego — patrona zakonów rycerskich). Konrad szykował się do
biesiady na cześć rycerzy. Przy stole zasiedli rycerze w białych płaszczach z krzyżem, za każdym z nich
giermek. W centralnym miejscu siedział Konrad, a po lewej jego stronie miejsce zajął Witołd ze
swoimi hetmanami. Niegdyś był wrogiem zakonu, dziś odwrócił się od Litwy.

Konrad wspominał dawne czasy, kiedy rycerze przy obozowym ognisku śpiewali radośnie. Pytał, czy
teraz nie ma już żadnych bardów. Okazało się, że przy stole siedział śpiewak z Włoch i trubadur spod
Garony. Zaczął śpiewać o miłosnych historiach pasterzy, dziewic i zagubionych rycerzy. Wallenrod
drzemał, aż wreszcie ocknął się, niezadowolony z wysłuchanych pieśni. Żąda innych piosenek „ponurych
jak klasztorne ściany”. Uważał, że pieśni powinny być rozczulające i gniewne tak, jak życie.

Spytał, kto taką zaśpiewa. Zgłosił się Prusak czy Litwin o gęstej siwej brodzie. Na jego twarzy
malowało się cierpienie. Nastała cisza. Starzec wziął lutnie. Kiedyś śpiewał o Prusakach i Litwinach, ale
jedni już polegli, a drudzy nie chcą patrzeć na śmierć ojczyzny: giną lub ukrywają się w lasach, albo jak
Witołd żyją w zakonie krzyżackim. Karą dla zdrajców będzie ogień. Pytał, w jakim języku będą prosić o
pomoc i czy to będzie barbarzyński niemiecki, czy język przodków. Zaśpiewał o niedoli Litwinów i
swojej rozpaczy, bezradności oraz tęsknocie za utraconą ojczyzną, która pozostała w sercu. Starzec
śpiewał o pokonanym rycerzu, który wprawdzie zachował życie, ale stał się pośmiewiskiem.

Zapadło milczenie, a śpiewak czekał najwyraźniej na reakcję mistrza. Konrad spojrzał na


Witołda. Wszyscy zauważyli, że gdy w pieśni mowa była o zdrajcach, Witołd na przemian bladł i się
czerwienił. Zrozpaczony i bezradny wstał i z gniewem podszedł do starca, ale tylko oblał się łzami. Wrócił
na swoje miejsce, zakrył twarz i zatracił się w rozmyślaniach.

Wśród biesiadujących Niemców nie było zrozumienia dla pieśni Litwina, ale paziowie byli nią
wyraźnie zachwyceni. Nagle Konrad powstał i rzekł do rycerzy, że zgodnie ze zwyczajem w dniu ich
święta otrzymują hołdy i podarunki od ludzi. Pieśń była ofiarą żebraka. Konrad dodał, że przy stole siedzą
także książęta litewscy, w związku z czym zapewne miło im było posłuchać ojczystej pieśni. Przyznał, że
sam lubi tego typu pieśni i prosi starca o więcej.

PIEŚŃ WAJDELOTY

Przyjście zarazy na Litwę było zwiastowane przez wieszcza w postaci morowej dziewicy. Wszystkich
oblatywał strach, a dziewica zło wieszczyła i na wsie, i na zamki, i na miasta. Wszędzie, gdzie się
pojawiała, przynosiła śmierć. Jeszcze większą niedolę, wróżyły Litwinom szyszaki w płaszczach z
krzyżem. Tam, gdzie się pojawiali, tam ludzi czekała klęska. Wioski i grody zamieniały się w mogiły.
Śpiewak wzywał Arkę Przymierza, jako miejsce przechowania broni rycerzy, myśli i uczuć. Podkreślał, że
Arka jest niepokonana, dopóki nie zostanie znieważona przez własny lud.

W kolejnych strofach opisywał krzyki i wezwanie mieszkańców miasta do walki z


Niemcami. Wspominał, jak ojciec wybiegł z domu walczyć, po czym Niemcy porwali go, jako dziecko.
Pamiętał też przeraźliwy krzyk matki, który nadal nosi w duszy. Tylko w snach wspominał matkę, ojca i
braci. Dalej była już tylko tajemnicza mgła, ponieważ resztę życia spędził pośród Niemców, jako jeden z
nich.

Miał na imię Walter, nazwano go Alf. Wieszcz podkreślał, że wprawdzie nadano mu niemieckie
imię, ale jego dusza pozostała nadal litewska. Wciąż tęsknił za rodziną, a do Niemców czuł jedynie
nienawiść. Był ukrywany przez mistrza krzyżackiego Winrycha, który traktował go, jak
syna. Chłopiec jednak nie był szczęśliwy. Chadzał do starego wajdeloty litewskiego, który lata wcześniej
został pojmany w niewolę i pełnił funkcję tłumacza wojskowego. Gdy starzec poznał w nim rodaka i
sierotę, chętnie opowiadał mu o Litwie, uczył języka i pieśni. Często spacerowali brzegiem Niemna,
skąd oglądali litewskie góry. Wracając, ocierali łzy wzruszenia, aby nikt ich nie zauważył. To starzec
rozbudzał w młodym nienawiść przeciwko Niemcom. Potajemnie planował zemstę. Czasami ze
starcem na drugi brzeg Niemna przepływali łódką, aby zerwać ojczystych kwiatów i nacieszyć się
zapachem ojczyzny. Wówczas odradzały się wspomnienia, związane z rodzicami braćmi. Starzec pomagał
mu odkrywać wspomnienia. Nie on jedyny był litewskim dzieckiem porwanym przez zakon. Starzec
uciekał się do metafory i opisywał zasypane piaskiem kobierce kwiatów litewskich, dodając, że to zakon
jest piaskiem, a kobiercami podbici rodacy z Litwy. Młodzieńca bolało serce, gdy słuchał tych opowieści
i chciał zabić Krzyżaków lub uciec do Litwy, ale starzec go hamował, mówiąc, że najważniejsze, aby
pozostał wolnym rycerzem, ponieważ wtedy będzie miał więcej możliwości, aby się zemścić. Dodał
również, że jego jedyną bronią jest podstęp. Polecał mu nauczyć się walki od Niemców, zyskać ich
zaufanie i później to wykorzystać.

Kiedy nadszedł w dzień pierwszej bitwy, w której młodzieniec stanął pod chorągwią krzyżacką,
ujrzał nagle w przeciwnikach swoich rodaków z Litwy. Poczuł się jak sokół porwany z gniazda i
hodowany w klatce. Zamarzył, że rozwinie skrzydła i poczuje wolność, lecąc do swojej ojczyzny. Zwrócił
się do myśliwego (Winrycha), mówiąc, aby na niego nie czekał z klatką.

Z ciekawością słuchał młodzieńca Kiejstut i jego młoda, piękna córka Aldona. Dziewczyna w jesienne
wieczory z siostrami i rówieśniczkami przędła na krosnach. Z uwagą słuchała Waltera i starała się
zapamiętywać jego słowa i opowieści o Litwie. Słuchała opowieści o Bogu i Matce Boskiej,
których obrazek podarował dziewczynie, próbując ją do swojej wiary przekonać. Pragnął nauczyć ją
wszystkiego, co potrafił, a nieoczekiwanie nauczył się także kochać. Uczucie między młodymi kwitło, a
jednocześnie rodziła się ogromna miłość do ojczyzny. Kiejstut zaskoczony był przemianą córki, która
przestała być beztroska i zawsze uśmiechnięta. Zauważył jej samotność, przerywaną rozmowami z
Walterem. Dziewczyna przestała szyć tak sprawnie, jak dawniej, będąc coraz bardziej roztargnioną.
Kiejstut pytał, gdzie poszła Aldona i niemal zawsze w odpowiedzi słyszał, że jest w dolinie. Okazało się, że
to tam młodzieniec posadził dla niej przepiękny ogród, ładniejszy niż sady zamkowe. Jednakże to nie ogród
był dla niej tak ważny, a widok Niemna i litewskich ziem. Kiejstut był zawiedziony, że Walter nie nauczył
dziewczyny pisać i czytać, a jedynie rozpalił myśli. Widział w chłopcu jednak nadzieję na dzielnego
obrońcę Litwy, który stanie do boju o wolność ojczyzny. Dzięki temu Walter pojął Aldonę za żonę.

Śpiewak stwierdził, że to jeszcze nie koniec opowieści i w jego pieśni nie będzie „żyli długo i
szczęśliwie”. Wiedział doskonale, że Litwie grożą kolejne niebezpieczeństwa ze strony
Krzyżaków. Tym razem przekroczyli Niemen i okrążyli Kowno, które runęło w gruzach. Następne były
Kiejdany, aż w końcu Litwini musieli uciec w góry i lasy. Kiejstut i Walter walczyli w bitwach,
potwierdzając swoją odwagę. Kiejstut był przyzwyczajony do wojen z Niemcami, ale Walter szukał
innego sposobu na pokonanie wroga. Widział, jak Krzyżacy zniszczyli Prusaków i spodziewał się, że
podobnie pokonana zostanie Litwa. Kiejstut, znając poglądy Waltera, tracił nadzieję na zwycięstwo. Walter
odpowiadał mu wówczas, że zna straszny, ale skuteczny sposób na pokonanie Krzyżaków.
Walter stawał się coraz bardziej niespokojny. Odpowiadał Aldonie przekornie, że będzie spokojnie spał,
podczas gdy Niemcy na ich napadną. Mówił, że wajdelota pokazał mu miłość ojczyzny. Prawdopodobnie i
on mordowałby swoich braci tak, jak Niemcy. Aldona przerażona była słowami męża. Proponowała
ucieczkę na Litwę i ukrycie się w lasach i górach przed Niemcami. Walter nie chciał się na to zgodzić,
aby nie zostawić bez pomocy innych matek i dzieci. Do Aldony dotarło, że w całej Litwie nie ma
bezpiecznego schronienia i pytała męża, co w związku z tym powinni zrobić. Walter odpowiadał, że jest
już tylko jeden sposób, aby pokonać zakon, ale nie chciał zdradzić szczegółów. Po tej rozmowie Walter
zamknął się w sobie, nie zostawiając miejsca na uczucia.

Trwała wojna litewsko-niemiecka. Obydwa narody napadały się wzajemnie, a najgorsza była bitwa na
Błoniach Rudawy, podczas której zginęło kilkadziesiąt tysięcy młodych Litwinów i drugie tyle
Krzyżowców. Wojska niemieckie miały zasilić kolejne posiłki, a Kiejstut i Walter z niewielką grupą
rycerzy dotarli do gór.

Walter po powrocie do domu nie odezwał się ani słowem do żony, a z Kiejstutem i Wajdelotą
rozmawiał tylko po niemiecku, aby Aldona niczego nie rozumiała. Kobieta przeczuwała jednak
najgorsze. W końcu mężczyźni te smutkiem w oczach spojrzeli na Aldonę. Walter upadł do jej stóp i
przepraszał za cierpienie, którego ukochana doznaje z jego powodu. Mówił o nieszczęściu kobiet,
których mężczyźni znikają z domowego życia. Ta jedna noc należała jednak do kochanków. Przez cały
wieczór Walter starał się zapomnieć o Krzyżakach i wojnie. Pragnął jak najwięcej czerpać z chwil
spędzonych z ukochaną. Wspominał szczęśliwe czasy, kiedy spacerowali po ukochanych miejscach,
wiedząc jednocześnie, że to ostatnie chwile, które przychodzi im spędzać razem. Przez cały wieczór
mężczyzna wypił sporo wina i spędził noc w towarzystwie wajdeloty. Aldona była pełna niepewności,
wiedząc, że zachowanie ukochanego może zwiastować rozstanie.

Nad ranem zobaczyła, jak Walter ucieka. Zbiegła do niego w dolinę, ale on kazał jej wracać do domu
i być szczęśliwą, zapomnieć o nim i ułożyć sobie życie z kimś innym. Dodał, że jest wdową po tym,
który wyrzekł się wszystkiego, łącznie z największą miłością dla dobra ojczyzny. Zdradził, że będzie
teraz zdradzać, mordować i prawdopodobnie czeka go śmierć, ale kiedyś jego imię będzie jeszcze znane na
Litwie, dzięki pieśniom wajdelotów. Twierdził, że wówczas Aldona będzie mogła przypomnieć sobie o
nim i pomyśleć, że ten, o którym śpiewają pieśni, był jej mężem. Aldona pożegnała się z ukochanym, ale
nie potrafiła wrócić już do domu. Zobaczyła w oddali wieżę klasztoru i postanowiła do niej dotrzeć,
aby spędzić tam resztę życia. Kochankowie rozstali się przy bramie, a Alf z wajdelotą pojechali swoją
stronę.

***

Pieśń zaintrygowała biesiadników i ciekawi byli, kim w rzeczywistości jest tajemniczy


Walter. Mistrz, jako jedyny siedział w milczeniu bardzo wzruszony, wypijając puchar za pucharem
wina. Czuł natłok emocji. Pytał pieśniarza, jak kończy się ta historia i nakazał mu śpiewać, a jeśli nie zna
zakończenia lub boi się go oznajmić, osobiście ją zakończy.

Mistrz wziął lutnię do ręki i zaczął śpiewać o tym, że każda pieśń wajdeloty przepełniona jest
nieszczęściem, ale jednocześnie chwałą, chęcią zdobycia sławy i miłością do ojczyzny. Pieśń przyniosła
zamieszanie w trakcie biesiady i Konrad nazywa wajdelotę zdrajcą, ponieważ triumf odnosi poeta. Mówił,
że zaśpiewa wobec tego inną, którą poznał u Maurów. Konrad przekazał lutnię starcowi, który
akompaniował mu w jego nowej piosence. Rycerze już zasypiali przy biesiadnym stole, ale kiedy Konrad
zaczął śpiewać, zaczęli się budzić i słuchać każdego słowa.

BALLADA

ALPUHARA

Pieśń Konrada opowiadała o Grenadzie, w której nastała zaraza. Hiszpania odniosła zwycięstwo
nad Alpuharą. Jeden Almanzor (obrońca Alpuhary i król muzułmanów) zdołał uciec z miejsca walki
i oddał się w ręce Hiszpanów, błagając o życie. Hiszpanie zachwyceni, radośnie powitali pokonanego
Araba i wódz uściskał go serdecznie, podobnie, jak inni jego towarzyszy. Po wymianie czułości
Almanzor uśmiechnął się szyderczo, jego źrenice napłynęły krwią, a blada twarz oznajmiła straszną
prawdę. Arab krzyknął, że oszukał ich wszystkich i przyniósł z Grenady zarazę, która ich zabije.
Dalej ściskał wszystkich Hiszpanów i śmiał się do rozpuku, ponieważ przechytrzył wroga.
Ostatecznie Hiszpanie uciekli z miasta, ale nie zdołali uciec przed dżumą, która ich zabiła.

***

Konrad pytał biesiadników, czy ciekawi są zemsty Litwina, znając podstęp, jakiego dokonali
Maurowie. Pytał, czy wino jest zatrute, ale zaraz temu zaprzeczył. Zwrócił się do księcia Witołda, mówiąc,
że dziś książęta litewscy przychodzą sami do zakonu, by oddać swój lud wrogowi i zadawać mu tym
samym cierpienie.

Następnie mistrz wdał się w dyskusję z pieśniarzem, który nie chciał już grać tego wieczoru. Mistrz odesłał
go i chciał zostać sam. Udał się na swoje miejsce, ale był już tak bardzo upojony winem, że przewrócił
się i zasnął. Rycerze ze smutkiem obserwowali sytuację. Wiedzieli wprawdzie o nałogu mistrza, ale
publiczne upicie się przyniosło Konradowi wstyd.

Rozglądali się, gdzie podział się pieśniarz, ale ten zniknął. Niektórzy sądzili, że to Halban przebrał się za
wajdelotę i śpiewał Konradowi pieśni, które tak bardzo go wzburzyły i skłoniły do wypicia nadmiaru
wina. Wśród biesiadników pojawia się wiele pytań o dziwne zachowanie mistrza i Witołda, ale na
próżno szukają odpowiedzi.

WOJNA

Konrad nie mógł już dłużej zwlekać z wojną i ruszył na Litwę, mając przy sobie zdrajcę
Witołda. Witołd tymczasem, wiedząc o planowanej napaści na jego ojczyznę, postanowił zmienić
plany i w tajemnicy uciekł ze swoimi rycerzami. Wdarł się podstępnie do zamków krzyżackich i
zniszczył je ogniem. Na pomoc krzyżakom płynęły na mocy papieskiej bulli nowe ogromne ilości
wojowników z całej Europy. Krzyżacy uderzali na Litwę, która stała się krwawym płomieniem. Wrogie
wojska zdobywały coraz to nowe tereny. Oblegli Kowno i Wilno, aż w końcu posłowie przestali
przynosić wiadomości. Minęła jesień i zima, a jedynie nad górami widać było czerwony blask, jakby
zorzę. Z Maryjenburga wypatrywano dalej wiadomości, aż pewnego dnia ujrzano Konrada,
powracającego z wojny z niewielką ilością rycerzy. Mieszkańcy miasta, którzy wyszli im naprzeciw
głodni nowin, nie mieli odwagi, aby kogokolwiek o coś zapytać, ponieważ na twarzach powracających
widać było śmierć i cierpienie. Myśleli o tym, że mistrz nie zauważył podstępu Witołda i źle
zaplanował całą wyprawę na Litwę. W czasie kiedy Wallenrod nieskutecznie wojował, Niemcy borykali
się z głodem i nieprzyjacielem, który podstępnie trawił ich dobytek. Lud niemiecki zarzucał mistrzowi
opieszałość i brak reakcji na krzywdę, jaka działa się im w tym czasie. Posądzali go o utratę zapału do
walki i brak obrony swoich ludzi. Zamiast tego sądzili, że trwonił czas w towarzystwie Halbana. Gdy
zabrakło wodza, Niemcy oblegani byli przez Witołda i jego wojska.

Smutek Konrada był widoczny, ale w jego oczach widać było także szatańską wściekłość i radość
zarazem. Ludzie zaczynali szeptać za jego plecami, ale mistrz był na to obojętny i dalej stał dumnie, jako
władca Maryjenburga. Spodziewał się, że zostanie osądzony w podziemnym lochu, gdzie obrady
rozpoczęło 12 sędziów, których zadaniem było karanie zbrodni mistrzów krzyżackich. Sędziowie
rzeczywiście usiedli do obrad, a jeden z nich wyjawił prawdę o Konradzie Wallenrodzie, twierdząc, że
podaje się za kogoś, kim nie jest. Ustalono bowiem, że 12 lat wcześniej Konrad Wallenrod podróżował do
Palestyny w towarzystwie giermka. Rycerz Wallenrod zginął prawdopodobnie z ręki sługi, który
następnie przebrał się za swego pana. Od tej pory — już jako Konrad Wallenrod — walczył z
Maurami, aż wreszcie przyjął śluby zakonne i został mistrzem krzyżackim. Podczas ostatniej wojny,
kiedy ludzie umierali z zimna i głodu, Konrad spotykał się potajemnie w lasach z Witołdem. Co
więcej, szpiedzy odkryli, że Konrad rozmawiał potajemnie nocami z pustelnicą pod wieżą. Nie
wiadomo, co mówił, ponieważ rozmawiał w języku Litwinów. W związku ze wszystkimi
przedstawionymi dowodami wnioskowano o karę dla mistrza. Oskarżyciel przysiągł na krzyż, że wszystkie
wypowiedziane przed chwilą słowa są prawdziwe, po czym nastąpiła cisza. Sędziowie nie musieli nawet
rozmawiać na temat tego, co usłyszeli. Jednogłośnie wydali wyrok na Konrada jednym
słowem: „Biada!”.

VI

POŻEGNANIE

Był zimowy poranek. Konrad udał się pod wieżę, aby porozmawiać z Aldoną. Oznajmił jej, że
wypełnił śluby i doprowadził Krzyżaków do ruiny. Pustelnica rozpoznała po głosie swojego kochanka
i zapytała dla pewności czy to Alf — jej ukochany, ciesząc się, że wrócił cały i zdrowy. Konrad
odpowiedział, że Krzyżacy zginęli i pożary, które widać z wieży, to od Litwinów, którzy napadają teraz na
Niemców. Dodał, że jest już stary i zmęczony, nie ma już siły na kolejne bitwy.

Opowiadał ukochanej o ich ulubionych miejscach, które miał okazję odwiedzić: o kowieńskim zamku,
dolinach, kwiatach i kamieniu, który był dawniej celem ich spacerów. Kochanek miał nadzieję, że będą
mogli jeszcze wrócić w te miejsca na litewską ziemię i żyć razem. Mówił, że rozkaże otworzyć wieżę,
aby uwolnić pustelnicę albo wybije kraty, aby jak najszybciej mogli udać się na Litwę. Tymczasem Aldona
milczała. Bohater starał się ją popędzić, nie mogąc doczekać się odpowiedzi i wiedząc o tym, że lada
moment nadejdzie ranek i nie będą mogli wówczas uciec. Ona jednak odpowiedziała, że już za późno.
Dodała, że przysięgała, że nie wyjdzie z wieży aż do śmierci. Poza tym przypomina „nędzną marę” i
chciała pozostać w jego myślach piękną, jak przed laty. Ona także wolała zapamiętać jego obraz takim,
jakim był dawniej i takimi „złączym się znowu – ale nie na ziemi”. Dodała, że piękne litewskie miejsca
powinni zostawić już innym, a dla niej największym szczęściem jest świadomość, że ukochany żyje.
Prosiła go, aby częściej do niej przychodził. Proponowała, aby w okolicy wieży posadził wierzby i kwiaty
oraz kamień znany im z doliny, aby dzieci z pobliskiej wioski mogły się tu bawić prawie, jak w ojczystej
ziemi.

Tymczasem Alf odszedł już od wieży, ponieważ świtało. W mieście usłyszał głos: „biada”! Domyślił się,
że jest już stracony. Wrócił tym samym pod wieżę do Aldony i prosił, aby zrzuciła mu cokolwiek, co
jeszcze niedawno dotykała, aby mógł poczuć jej obecność. Wskazał jej widzianą z wieży strzelnicę, w
której miał zamieszkać. Poprosił, aby zerkała na nią. Obiecał co wieczór zapalać lampę w oknie,
a zrzucenie chustki lub zgaszenie lampy miało zwiastować, że już nigdy nie wróci. Pozdrowił ją i
odszedł.

***

Alf był już w strzelnicy z Halbanem, kiedy zaszło słońce. Spoglądał w stronę wieży i okno
pustelnicy. Poprosił Halbana, aby opuścił mieszkanie, w którym przebywają, gdyby nie wrócił. Dodał, że
gdyby zginął, prosi przyjaciela o wyrzucenie chustki z okna. Nagle usłyszeli kołatanie w bramę i
krzyk „biada”! To ludzie przybyli wypełnić wyrok sądu. Alf zrozumiał, co się dzieje, nalał sobie i
Halbanowi po czarce napoju. Sam wypił swoją porcję i to samo nakazał przyjacielowi. Starzec
powiedział jednak, że chce przeżyć śmierć Alfa, aby móc dalej śpiewać o jego sławie i głosić światu jego
zasługi dla Litwy. Padli sobie w ramiona na pożegnanie.

Tymczasem ludzie sforsowali drzwi i życzyli mistrzowi śmierci. Alf czekał na nich z mieczem w ręku, a
gdy go ujrzeli, zrzucił płaszcz z krzyżackim z krzyżem i podeptał go na znak pogardy. Powiedział, że
gotów jest na śmierć, gdy miasto jego wroga płonie w gruzach. Dodał, że klęska Krzyżaków jest jego
zasługą, porównując się do Samsona, który gotów jest zginąć, jednocześnie unicestwiając wroga. Po tych
słowach upadł bez życia, zrzucając także lampę z okna.

Z odległej wieży zniknięcie światła zobaczyła Aldona, wydając głośny krzyk, będący jednocześnie
ostatnim jej tchnieniem.
Tak kończy się pieśń o losach Aldony.

You might also like