PDF of Emerycka Szajka Idzie Na Calosc 1St Edition Catharina Ingelman Sundberg Full Chapter Ebook

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 59

Emerycka szajka idzie na ca■o■■ 1st

Edition Catharina Ingelman Sundberg


Visit to download the full and correct content document:
https://ebookstep.com/product/emerycka-szajka-idzie-na-calosc-1st-edition-catharina-
ingelman-sundberg/
More products digital (pdf, epub, mobi) instant
download maybe you interests ...

Po■yczanie jest srebrem a rabowanie z■otem 1st Edition


Catharina Ingelman Sundberg

https://ebookstep.com/product/pozyczanie-jest-srebrem-a-
rabowanie-zlotem-1st-edition-catharina-ingelman-sundberg/

Enfim para sempre 1st Edition Catharina Maura

https://ebookstep.com/product/enfim-para-sempre-1st-edition-
catharina-maura/

Doing School Ein ethnographischer Beitrag zur


Schulkulturforschung 1st Edition Catharina I. Keßler

https://ebookstep.com/product/doing-school-ein-ethnographischer-
beitrag-zur-schulkulturforschung-1st-edition-catharina-i-kesler/

Ca nticos de Entrada e Comunha o Snl

https://ebookstep.com/product/ca-nticos-de-entrada-e-comunha-o-
snl/
Histórias de Sucesso Na Empresa e na Profissão 1st
Edition Bert Hellinger

https://ebookstep.com/product/historias-de-sucesso-na-empresa-e-
na-profissao-1st-edition-bert-hellinger/

Na lovu 1st Edition Meagan Spooner

https://ebookstep.com/product/na-lovu-1st-edition-meagan-spooner/

Ca nticos Para a Celebrac a o Do Matrimo nio Mai

https://ebookstep.com/product/ca-nticos-para-a-celebrac-a-o-do-
matrimo-nio-mai/

Una modernidad autoritaria El desarrollismo en la


España de Franco 1956 1973 Anna Catharina Hofmann

https://ebookstep.com/product/una-modernidad-autoritaria-el-
desarrollismo-en-la-espana-de-franco-1956-1973-anna-catharina-
hofmann/

Como tigres na neve 1st Edition Juhea Kim

https://ebookstep.com/product/como-tigres-na-neve-1st-edition-
juhea-kim/
Tytuł oryginału:
Rån och inga visor

Copyright © Catharina Ingelman-Sundberg 2016 by Agreement with Grand Agency,


Sweden and BookLab, Poland.
Copyright © 2017 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga
Copyright © 2017 for the Polish translation by Wydawnictwo Sonia Draga

Projekt graficzny okładki: © Léa Chassagne


Wykonanie okładki: Monika Drobnik-Słocińska
Zdjęcie autorki: © Mirella Hetekivi

Redakcja: Mariusz Kulan


Korekta: Iwona Wyrwisz, Joanna Rodkiewicz, Aneta Iwan

ISBN: 978-83-8110-028-1

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu


niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami
karnymi.

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw,
jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub
osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie
zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na
użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!


Polska Izba Książki

Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl

WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o. o.


Pl. Grunwaldzki 8-10, 40-127 Katowice
tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28
e-mail: info@soniadraga.pl
www.soniadraga.pl
www.facebook.com/wydawnictwoSoniaDraga

E-wydanie 2017
Skład wersji elektronicznej:

konwersja.virtualo.pl
Spis treści

Dedykacja
Motto
Prolog
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
Epilog
Podziękowania
Przypisy
Wszystkim moim wspaniałym czytelnikom,
którzy wspierają mnie od wielu lat!
Napad na bank to prawdziwy narkotyk
(Märtha, lat 79)
Prolog

Starsza pani wstawiła szampana do lodówki i zamknęła drzwiczki. Zawsze


miło się świętuje po napadzie na bank, ale szampan musi być schłodzony.
Stawiając na kuchennym stole tacę z pięcioma wysokimi kieliszkami
i przekąskami, Märtha Anderson zanuciła pod nosem. Następnie poszła do
sypialni, żeby przygotować się do nocnej eskapady. Ubierając się, po raz
ostatni przeanalizowała plan. Dokładnie za dwie godziny Emerycka Szajka
miała znowu ruszyć do akcji i dokonać najbardziej spektakularnego jak
dotąd przestępstwa. Märtha wzięła klucze ze stolika w przedpokoju
i zniknęła w ciemnościach.
1

Nikt nie zareagował na widok śmieciarki zatrzymującej się przed bankiem.


Nikogo też nie zainteresowało, gdy rozłożyli rurę ssąco-tłoczącą
i podłączyli ją do zsypu. Wybiła czwarta trzydzieści rano i żaden z ludzi
wędrujących sztokholmskimi ulicami nie zwrócił uwagi na śmieci.
Z wyjątkiem członków Emeryckiej Szajki. Niebo rozświetlił błysk,
a pięcioro emerytów spojrzało na siebie z zadowoleniem. Czekali na tę
burzę.
– Bierzmy się do roboty – zarządziła Märtha i zerknęła w górę na
okazały pałac, w którym mieścił się bank. – Banki nie lubią, jak się wypłaca
pieniądze. Teraz będą miały za swoje!
Dotknęła konsoli sterującej rurą ssąco-tłoczącą i zerknęła przez
przednią szybę. Śmieciarka mogła pomieścić dziesięć ton odpadków. Bez
problemu przetransportują nią zawartość bankowego skarbca. Pozostawało
już tylko wszystko do niej załadować.
– Okej, tutaj macie maski – powiedziała Märtha i wręczyła Geniuszowi
brodatą maskę Pavarottiego, Grabiemu – szczerzącego zęby Eltona Johna,
a Andersowi, synowi Stiny – Brada Pitta o nienagannej cerze. – No to
ruszajcie i powodzenia!
– A ja? – oburzyła się Anna-Greta i sięgnęła po uśmiechniętą lateksową
Margaret Thatcher.
– Ach, tak, naturalnie – bąknęła Märtha, podając przyjaciółce maskę.
Przyszli przestępcy założyli maski, wysiedli z samochodu i zajęli swoje
pozycje na ulicy. W aucie zostały tylko Märtha i Stina. No to do dzieła!
Geniusz z zadowoleniem poklepał rurę prowadzącą do pomieszczenia
z pojemnikami na śmieci, poprawił roboczy kombinezon z napisem
olśniewająco czysty na piersi i podszedł do drzwi. Dużo młodszy Anders z tej
samej firmy ruszył za nim z dwoma kubłami na śmieci, a pozostali
odczekali chwilę, po czym dołączyli do nich obu. Grabi miał na szyi
apaszkę, a Anna-Greta w filcowym kapeluszu z szerokim rondem wspierała
się na swojej lasce. (Nawiasem mówiąc, ta laska była nieco krzywa od dnia,
w którym Anna-Greta miała ją ze sobą w saunie w Grand Hotelu. Pomimo
tego najbardziej ją lubiła). Przyjaciele spojrzeli w górę, na niebo. Ciemne,
ciężkie chmury, błyski i pierwsze krople deszczu. Wyglądało to obiecująco.
Zaczął padać lekki deszcz, kontury budynków majaczyły w ciemności.
Niewiele osób było w stanie zauważyć postacie na ulicy, a jeszcze mniej je
zidentyfikować, co bardzo im odpowiadało. Geniusz wstukał kod
i szarmancko przytrzymał drzwi pozostałym.
– Pamiętajcie, żeby być cicho. Na wyższych piętrach śpią ludzie –
przypomniał.
– Oczywiście, będziemy cicho jak mysz pod miotłą – donośnym głosem
zapewniła Anna-Greta. Jak zwykle nie miała ze sobą aparatu słuchowego.
Grupka emerytów szybko wślizgnęła się do środka. Anders, który pchał
wykonane specjalnie na tę okazję kubły na śmieci ze wzmocnionego,
ultralekkiego styropianu, został trochę z tyłu. Märtha nalegała, żeby kubły
były lekkie, ponieważ rozkładane drabiny, narzędzia i pozostały sprzęt
trochę ważyły. Osiemdziesięcioletni przestępcy musieli oszczędzać siły.
Zignorowali lokal banku na parterze i wjechali windą na pierwsze
piętro, gdzie znajdowało się wejście dla personelu. Przestudiowali
wcześniej plany budynku i wiedzieli, że gdyby chcieli się dostać do
bankowego skarbca zwykłą drogą, musieliby sforsować drzwi o grubości
pół metra. Same zawiasy były grubsze od słupów telefonicznych. Trzeba
więc było się skoncentrować na sosnowej podłodze z izolacją z płyt
kartonowo-gipsowych pomieszczenia nad skarbcem.
– Taką prowizoryczną konstrukcję można sforsować jednym
kichnięciem – tak ujęła to Märtha podczas planowania skoku. – Płyty
kartonowo-gipsowe, psiakostka, co za badziewie!
Jednym z etapów przygotowań była wizyta w banku i rozmowa na
temat rozmieszczenia pieniędzy. Märtha nie omieszkała wtedy pochwalić
pracownika banku za eleganckie podłogi. Oczywiście zapytała o ich
konstrukcję i o to, gdzie można takie kupić, „bo chciałaby mieć tak ładnie
w swoim mieszkaniu”. Cóż, w przypadku każdego przestępstwa ważny jest
dobry plan.
Geniusz poczuł kropelkę potu na brodzie. Roboczy strój był za gruby,
a lateksowa maska Pavarottiego wprawdzie stanowiła świetny kamuflaż,
lecz lepiła się jak najgorsza mordoklejka. Maska Eltona Johna, którą miał
na twarzy Grabi, nie sprawiała wrażenia aż tak niewygodnej. Wydawało się
też, że Anna-Greta świetnie się czuje w roli Margaret Thatcher, chociaż była
pani premier raczej nie nosiła roboczego stroju z napisem olśniewająco czysty.
– Jest!
Geniusz się rozejrzał, głęboko zaczerpnął powietrza, otworzył
wytrychem zamek i ostrożnie pchnął drzwi dla personelu. Szybko podszedł
do alarmu i odciął zasilanie. Pozostali ruszyli za nim i już w środku zapalili
latarki LED – światło zalało pomieszczenie. Ciemne ceglane ściany, nowa
podłoga, kilka regałów z książkami, krzesła, a na środku stół konferencyjny.
Pomieszczenie wyglądało jak zwyczajne miejsce pracy – z tą małą różnicą,
iż mieściło się nad bankowym skarbcem, w którym znajdowało się dziesięć
milionów szwedzkich koron.
Geniusz przyciągnął do siebie jeden z kubłów na śmieci i wyłowił
z niego wyrzynarkę, wiertarkę, młotek oraz świnki, niebieską i różową,
które dostał od Swedbanku. Lepiej było nie potrząsać tymi skarbonkami,
ponieważ zamiast monet zawierały proch. Geniusz, inżynier i wynalazca
z wieloletnim doświadczeniem, uznał, że trzydziestocentymetrowa raca
z czarnym prochem wystarczy – poza tym bez wiedzy Märthy trochę
wzmocnił ładunek. Szczególnie wybuchowa była zawartość różowej
skarbonki.
– Jeszcze drabiny – powiedział Geniusz i podrapał się po brodzie
Pavarottiego.
Anders wyjął drabiny z kubła na śmieci numer dwa i po omacku,
w półmroku, jakoś je złożył. Wtedy Geniusz znowu głęboko zaczerpnął
powietrza i oznajmił:
– No dobrze, moi drodzy, pozostało tylko wywiercić dziury
w podłodze.
Wziął wiertarkę oraz wyrzynarkę i wraz z Grabim i Andersem zaczął
pracę. Anders wybrał maskę Brada Pitta, bo nie chciał wyglądać tak staro
jak pozostali, i teraz tego żałował. Przylegała do twarzy tak mocno, że
ledwo oddychał.
W bladoniebieskim świetle diod wywiercili kilka dziur, a następnie
poszerzyli je wyrzynarką. Przyszła kolej na użycie świnek skarbonek.
Geniusz tak się pocił, że zaczął się martwić, czy nie zemdleje z powodu
odwodnienia. Odwodnienie w banku, jak to możliwe?
Märtha spojrzała na elewację budynku, do którego weszli jej przebrani
przyjaciele. W samochodzie została tylko ze Stiną. Geniusz miał dać znać,
jak już dostaną się do bankowego skarbca i zrobią dziury w ścianie
sąsiadującej ze zsypem. Musiały być gotowe na ten moment. Rura ssąco-
tłocząca i cała naprzód… Märtha próbowała przypomnieć sobie plan banku.
Wywiercenie dziur w podłodze zajmie Geniuszowi i reszcie dłuższą chwilę,
potem mogą jeszcze potrzebować jakieś pół godziny na przebicie się przez
ścianę między skarbcem a zsypem. O ile oczywiście nie wydarzy się coś
nieoczekiwanego. Wybrali jeden z największych banków w Sztokholmie,
który przechowywał najwięcej gotówki, ponieważ w obecnej sytuacji tylko
duży skok mógł im zapewnić wystarczającą ilość pieniędzy dla
potrzebujących. W tym miejscu powinni się nieźle obłowić.
W komputerowej bazie danych brakowało niektórych informacji
dotyczących budynku – ze względów bezpieczeństwa usunięto z niej plany
pięter nad siedzibą banku. Jednak Märtha rozpłakała się w Archiwum
Państwowym i pochlipując, opowiedziała o swoim ważnym projekcie
badawczym. Pisała na temat historii tej nieruchomości, miało to być dzieło
jej życia. Archiwistka w końcu dała za wygraną i udostępniła staruszce
kilka mikrofilmów z rzutami poziomymi poszczególnych pięter.
Märtha zachichotała pod nosem i zaczęła się bawić dżojstikiem. To,
czego nie wiedziała na temat magazynów, klatek schodowych, zsypów lub
kabli elektrycznych w banku, nie było warte zainteresowania. Znała nawet
grubość podłogi i ścian… Ponownie spojrzała na siedzibę banku. Ależ im
tam na górze schodziło. Tylko żeby czegoś nie schrzanili.

– Widzieliście? Pięćdziesiąt centymetrów, dokładnie tak jak mówiła Märtha


– stwierdził Grabi ze wzrokiem utkwionym w dziurach wywierconych
w podłodze.
Geniusz odłożył wyrzynarkę.
– Okej, wkładamy świnki!
– Oto oszczędności – powiedziała Anna-Greta, podając mu skarbonki.
– Całe szczęście, że nie zrobiliśmy wcześniej dziur w zsypie.
Cuchnęłoby jak diabli – zauważył Grabi.
– Pieniądze też potrafią śmierdzieć – bąknął Anders. – Te wszystkie
łapówki…
Geniusz wsunął świnki skarbonki do dwóch dziur i się cofnął.
– Cicho. Włóżcie do uszu zatyczki i ukryjcie się! – wrzasnął i ruchem
ręki wskazał pozostałym przyległy do pomieszczenia gabinet dyrektora
banku. Nie miał lontu ani zapalniczki, planował zdetonować ładunki
elektronicznie.
– Zatyczki do uszu!? Próbowałeś kiedykolwiek wsadzić zatyczkę
w lateksową maskę Eltona Johna? – wymamrotał pod nosem Grabi.
– Odpalam – bąknął Geniusz, zamknął oczy i wdusił przycisk
detonatora.

Märtha rzuciła niespokojne spojrzenie w kierunku piętra nad bankiem.


Wydawało jej się, że co jakiś czas w jednym z okien widzi słabą smugę
światła. Coś musiało pójść nie tak.
– Stino, poczekaj tutaj. Zaraz wrócę – powiedziała, zsuwając się
z siedzenia.
– Nie, stop – zaprotestowała przyjaciółka ubrana w męski kombinezon
roboczy i z mocno naciągniętą na czoło czapką z daszkiem. – Sama nie dam
rady z rurą.
– Zaraz wracam, tylko sprawdzę, czy wszystko w porządku. – Märtha
pogłaskała ją uspokajająco po grzbiecie dłoni. – Na razie jesteś tu
potrzebna.
Stina błądziła nerwowo wzrokiem, więc dla pewności Märtha poklepała
ją jeszcze po policzku. Musi zachować spokój. Zawsze martwi się
niepotrzebnie.
– Zaraz wracam – powtórzyła Märtha, otworzyła drzwi i wyszła na
ulicę. Zerknęła za siebie, nikogo nie zauważyła, więc ruszyła do drzwi
i wstukała kod. Następnie weszła schodami na górę i stanęła przed
wejściem dla personelu. Panowała zupełna cisza. Nie było słychać nawet
głosu Anny-Grety. Märtha nacisnęła klamkę i weszła do środka. Rany
boskie, co tutaj robi Pavarotti? Czy on przypadkiem już nie żyje? – zdążyła
pomyśleć, zanim sobie przypomniała, że to maska Geniusza.
– Niezbyt mi to wyszło. Słychać było tylko ciche bum! – wymamrotał
pod nosem Geniusz. – Powiedziałaś, że ładunek nie może być mocniejszy
od racy – usprawiedliwił się i pokazał palcem lekko wypalone miejsce
w podłodze wokół wywierconych dziur.
– Chodziło mi o dużą racę – oznajmiła Märtha.
– Mówisz i masz – powiedział Geniusz i wyciągnął z kubła na śmieci
więcej świnek skarbonek. – Tylko spójrz. Kryjcie się!
Gdyby maska Pavarottiego nie była sztywna, dałoby się zobaczyć
uśmiech Geniusza. Jednak na lateksowej twarzy ciągle widniała taka sama
mina i nikt nie dostrzegł zadowolenia staruszka. Seniorzy zrobili krok w tył
i schowali się za ciężkimi dębowymi stołami i monitorami. Minęło kilka
sekund, po czym rozległ się huk.
– Rany boskie! – zakasłał „Elton John” po tym, jak zniszczony tynk,
połamane płyty kartonowo-gipsowe i deski podłogowe wzbiły w powietrze
gęstą chmurę pyłu.
– Całkiem nieźle! – wydarł się Anders i strzepnął tynk z lateksowych
włosów „Brada Pitta”, próbując zdusić kichnięcie.
– Ojejku! – rzuciła Anna-Greta i tak głośno zarżała, że prawie spadła jej
z twarzy maska Margaret Thatcher.
Märtha milczała. Serce mocno jej waliło, ledwie łapała oddech. Geniusz
obiecał, że ładunek nie będzie zbyt duży, ale ten wybuch było słychać
chyba w całym budynku.
– Musimy się pośpieszyć – wykrztusiła w końcu i podczołgała się do
powstałej wielkiej dziury.
Eksplozja rozpłatała podłogę, ukazując bankowy skarbiec. I nie tylko.
Skrytki depozytowe zostały uszkodzone, a drzwi kołysały się na
wykrzywionych zawiasach. Dokumenty, biżuteria, a nawet sztabki złota
leżały porozrzucane wśród resztek gipsu i tynku.
– Dawajcie drabiny! – ponaglił resztę Geniusz i gestem ręki przywołał
do siebie Andersa.
Syn Stiny był ich prywatnym opiekunem i zazwyczaj brał na siebie
cięższe zadania, gdy wspólnie ruszali do akcji. Teraz zajął się ustawianiem
drabin, żeby staruszkowie mogli się dostać do skarbca. Po chwili
członkowie Emeryckiej Szajki zeszli na dół i się rozejrzeli. Wszystko
przebiegło zgodnie z planem z wyjątkiem jednej najważniejszej rzeczy.
Ceglana ściana sąsiadująca ze zsypem wciąż stała.
– Odpalę jeszcze jeden ładunek – zaproponował Geniusz.
– Nie, poczekaj! – rzuciła Märtha, podeszła do ściany i kciukiem
dotknęła tapety. – Dokładnie tak, jak myślałam. Budynek remontowano
w latach sześćdziesiątych, a wtedy budowlańcy na niczym się nie znali.
Spójrzcie! Na suficie, podłodze i ścianach jest grzyb! – Oderwała kawałek
tapety tak, że odpadł tynk. – Spoina kruszeje. Z zewnątrz wygląda ładnie,
lecz w środku jest jak cukier. Beton mieszano przy użyciu słonej wody.
Tutaj nie potrzeba dynamitu. To…
– Wykład zrobisz później. Teraz napadamy na bank – bąknął Grabi.
– Tak, ale zrozumcie – ciągnęła Märtha. – Wystarczy usunąć spoinę,
wyjąć cegły i już będziemy w zsypie. Do roboty. Ja muszę wracać do auta –
wypowiedziawszy te słowa, wspięła się na górę po drabinie, przeszła przez
gabinet dyrektora i zjechała windą na dół.

W bankowym skarbcu reszta szajki kontynuowała pracę. Anna-Greta


zawzięcie wydłubywała spoinę spiczastym młotkiem geologicznym, nucąc
przy tym piosenkę, którą dawno temu śpiewali przy robocie kamieniarze
z Bohuslänu. Jak na byłą pracownicę banku była nad wyraz zrelaksowana.
Czas spędzony poza domem spokojnej starości bez wątpienia dobrze jej
zrobił.
– Mam jeszcze trochę prochu w zapasie – krzyknął spocony pod maską
Pavarottiego Geniusz i zaczął po omacku przeszukiwać kubeł na śmieci.
Triumfalnie wydobył kolejne dwie świnki skarbonki, tym razem błękitne. –
Nawet nie przypuszczacie, jaką mają moc!

Po opuszczeniu banku Märtha odniosła wrażenie, że ulica jest tak samo


spokojna i wyludniona jak wcześniej. Zza rogu wyłonił się samotny członek
Nocnego Patrolu Rodzicielskiego, a trochę dalej przemknął samochód.
Märtha lekko zmrużyła oczy i zrobiła krok w tył. Psiakostka, radiowóz!
Jechał ulicą Fleminggatan, ale się nie zatrzymał, tylko skręcił w S:t
Eriksgatan i zniknął. Märtha zaczerpnęła głęboko powietrza, a potem
powoli je wypuściła. Lepiej się pośpieszyć, zanim zaczną coś podejrzewać
– pomyślała. Może śmieciarka nie przeszła przeglądu albo pojawiło się
jakieś nowe rozporządzenie, które policja musi sprawdzić.
Spuściła wzrok na swój wściekle zielony kombinezon roboczy
z odblaskami, żałując, iż nie ma na sobie czegoś bardziej eleganckiego.
Dlaczego nie wybrała czegoś dyskretniejszego? Bolała teraz nad tym
i usiadłszy w śmieciarce obok Stiny, była na siebie naprawdę zła.
Przyjaciółka zobaczyła minę Märthy i na pocieszenie poczęstowała ją
Rykiem dżungli. Wiedziała, że Märtha uwielbia słodycze, choć na co dzień
ich sobie odmawia. Ale w wyjątkowych sytuacjach, takich jak na przykład
napad na bank, zazwyczaj sobie folgowała.
– Dziękuję – powiedziała Märtha, biorąc garść drażetek, a potem
szybko sięgnęła po kolejne.
Stina zerknęła na przyjaciółkę.
– Jakiś problem?
– Na starość rabuje się trochę wolniej – odparła Märtha. – Jeszcze
nawet nie przebili się przez ścianę.
– Nie chcesz chyba powiedzieć… O rany! – Głos Stiny przeszedł
w falset.
Nagle na piętrze nad bankiem pojawiły się płomienie, chmura pyłu
uderzyła od środka w szyby.
– Och, nie! Geniusz odpalił kolejną skarbonkę – stwierdziła Märtha,
uruchamiając rurę ssąco-tłoczącą. – Musimy się pośpieszyć!
Pchnęła dżojstik do przodu i rura zaczęła zasysać.

– W porządku, to by było tyle – odezwał się Geniusz i odłożył ostatnią


cegłę. – Jedna dodatkowa świnka skarbonka wystarczyła.
Odsunął kilka błękitnych plastikowych odłamków i pochylił się
w stronę zsypu. Smród śmieci dostał się pod jego maskę i do całego
pomieszczenia. – Przyjaciele, pora opróżnić skarbiec. Nie mamy czasu.
Dawajcie szpadle i wiadra!
– Śmierdzi jak cholera – utyskiwał Grabi.
– Pieniądze nie spadają z nieba. Trzeba się o nie postarać na ziemi.
Bierzcie się do roboty! – zagrzewała ich Anna-Greta w masce Margaret
Thatcher.
– Tak, tak, nie gderać – stwierdzili pozostali.
„Pavarotti” i „Elton John” dopingowani przez „Brada Pitta” zaczęli
gorączkowo wrzucać zawartość bankowego skarbca do dziury w ścianie.
Biżuteria, złoto i paczki banknotów z zawrotną prędkością trafiały do szybu
zsypowego i błyskawicznie mknęły w dół. Märtha włączyła urządzenie
zasysające śmieci na najwyższe obroty.
Anna-Greta zdążyła policzyć trzy złote naszyjniki, pięć sztabek złota
i trzysta tysięcy szwedzkich koron w banknotach tysiąckoronowych, zanim
się zreflektowała: przecież nie musi tego robić, nie jest już pracownikiem
banku.
Pracowali w pocie czoła i niepokojąco przy tym sapali. Lateksowe
maski dodatkowo utrudniały pracę, lecz żadne z nich nie miało odwagi ich
zdjąć. W banku działał przecież monitoring.
– Już niewiele zostało – motywował przyjaciół i siebie Geniusz.
Na szczęście kosztowności już się kończyły. Ze zsypu dobiegał
przyjemny odgłos siorbania. Rzeczywiście niewiele zostało. Geniusz
obserwował, jak banknoty, papiery i biżuteria są zasysane do pomieszczenia
z pojemnikami na śmieci. W pewnym momencie, gdy z dołu dobiegło jedno
z głośnych siorbnięć, złapał się na tym, że zastanawia się, ile milionów
wylądowało w zsypie. Tylko żeby mieszkańcy wyższych pięter się nie
obudzili i nie wyrzucili swoich śmieci, bo wtedy będziemy mieli kłopoty –
pomyślał. Właśnie wtedy duży plastikowy worek z banknotami został
wessany do rury i w niej utknął.
– Zajmę się tym – oświadczyła Anna-Greta i nim ktokolwiek zdążył ją
powstrzymać, popchnęła worek swoją laską. Zrobiła to tak, że do otworu
zassało także jej laskę. – A niech to! – zawołała przestraszona, podczas gdy
laska z impetem leciała w dół do pomieszczenia z pojemnikami na śmieci. –
To pewnie obudzi sąsiadów. Lepiej stąd spadajmy.
– Spadajmy? Grozi nam WIĘZIENIE, rozumiesz? – syknął Grabi,
wykrzywiając twarz pod sztywną lateksową maską. Ledwie to powiedział,
na klatce schodowej rozległy się zaspane głosy, a następnie nawoływania
i krzyki.

Siedząc w dużej jaskrawej śmieciarce, Märtha zauważyła, że rura ssąco-


tłocząca niepokojąco pokasłuje. Równocześnie na piętrach nad bankiem
zapalały się światła.
– Ojej! Lepiej spadajmy. Mamy już kilka milionów – powiedziała
z ustami pełnymi Ryku dżungli. Sięgnęła po więcej drażetek, lecz wykonała
tak gwałtowny ruch, że torebka spadła na podłogę.
– Podniosę ją – zaoferowała Stina. Rzuciła się do przodu i wylądowała
brzuchem na panelu sterowania.
W rurze ssąco-tłoczącej coś zaryczało.
– Co to było? Jakiś ciężki wartościowy przedmiot? – spytała Märtha.
– To chyba ja… – bąknęła Stina.
– Cała naprzód – rzuciła Märtha, przyciągnęła konsolę sterującą
i przesunęła dżojstik maksymalnie do przodu.
– Nie, nie – krzyknęła spanikowana Stina, ponieważ padając na
konsolę, przypadkowo wcisnęła przycisk zmiany kierunku ciągu. Rura
z zawrotną prędkością tłoczyła dopiero co skradziony łup z powrotem do
banku.

W bankowym skarbcu członkowie Emeryckiej Szajki wspinali się po


drabinie, gdy nagle usłyszeli dźwięk – jakby ktoś zakręcił w budynku wodę,
a potem ponownie ją odkręcił. W rurach zakaszlało, załomotało
i zabulgotało i w skarbcu pojawiły się śmieci, a razem z nimi gips, wióry
i tynk. Po chwili niczym pociski wleciały banknoty, broszury, testamenty
i złote bransoletki, a na końcu złoty naszyjnik i krzywa laska Anny-Grety.
– Ależ, Märtho, skarbie! Wyłącz to, wyłącz! – zawołał Geniusz,
próbując razem z Andersem zatkać dziurę w ścianie.
– Rany boskie, moja laska – westchnęła Anna-Greta i zafrasowana
dotknęła uszkodzonej rączki, na której był widoczny duży odprysk.
W tym momencie rozległ się nowy dziwny hałas, a po nim długie
syknięcie. Potem zapadła cisza. Najwyraźniej Märtha wyłączyła rurę ssąco-
tłoczącą. Po chwili znowu coś zabulgotało, dźwięk przybrał na sile
i wszystko zostało z powrotem zassane do zsypu. Niestety, w tym
momencie Emerycka Szajka usłyszała także policyjne syreny. I to całkiem
blisko.
W śmieciarce stojącej na ulicy zrobiło się nerwowo.
– Wygląda na to, że sąsiedzi zadzwonili na policję – stwierdziła Stina.
– Tak, mój Boże, lepiej stąd zjeżdżajmy. – Zestresowana Märtha
z trudem dotrwała do chwili, gdy cały łup wrócił do śmieciarki. Następnie
prędko wycofała.
– Nie zapomnij o rurze – przypomniała Stina, pochyliła się do przodu
i nacisnęła stopą hamulec.
– O rany, w dzisiejszych czasach trzeba myśleć o tylu rzeczach –
wymamrotała pod nosem Märtha, lekko zaczerwieniona. – Tak łatwo
o czymś zapomnieć.
– Pomocy, widzę radiowóz – przerwała jej Stina.
– Jak do nas podejdą, to powiem, że miałyśmy problem z resztkami
jedzenia – oznajmiła Märtha i rozłożyła stary, klejący się karton po pizzy. –
Takie rzeczy zawsze zatykają rurę.
– Myślisz o wszystkim!
– O ile nie zapomnę…
– Okropnie śmierdzi – stwierdziła Stina.
– Słuchaj, to nie jest taksówka, tylko śmieciarka – odparła Märtha.

W bankowym skarbcu członkowie Emeryckiej Szajki, słysząc policyjne


syreny, sprawdzili, czy niczego nie zapomnieli, i szybko wrócili do salki
konferencyjnej. Tam strzepali z siebie największy kurz, a potem tak
spokojnie i nieśpiesznie jak tylko potrafili, zjechali na dół i wyszli na ulicę.
Jakiś pijaczek mijający bank wzdrygnął się na widok Brada Pitta, Eltona
Johna i Pavarottiego z dwoma kubłami na śmieci. Tuż za nimi szła
Margaret Thatcher. Przetarł oczy. Podejrzewał, że to wina likieru. Mogło
w nim być wszystko.
Radiowóz zbliżał się do skrzyżowania S:t Eriksgatan i Fleminggatan.
Zwolnił przed bankiem w chwili, gdy zaczął padać deszcz. Policjant opuścił
szybę.
– Halo!
Grabi i Anders usłyszeli go, lecz zachowywali się jakby nigdy nic
i szybko, ale tak nonszalancko, jak tylko potrafili, odłączyli rurę ssąco-
tłoczącą. Dla niepoznaki do kubłów na śmieci wrzucili jeszcze puszkę piwa
i kilka upaćkanych serwetek z McDonalda. W międzyczasie Märtha
wcisnęła odpowiedni guzik na konsoli sterującej i złożyła rurę, a potem,
manewrując hydraulicznym wysięgnikiem śmieciarki, umieściła kubły na
śmieci na swoim miejscu. Równocześnie po omacku szukała plastikowego
worka z awaryjnym rozwiązaniem i wtedy – dokładnie wtedy – nastąpiło
oberwanie chmury. Policjanci, którzy właśnie chcieli wysiąść z auta,
zrezygnowali i szybko zasunęli boczną szybę.
Geniusz i Grabi podeszli do śmieciarki i zapukali w drzwi od strony
kierowcy.
– Jesteśmy gotowi! – poinformował Geniusz, otworzył drzwi i wsiadł
do szoferki. Pozostali zajęli wolne miejsca z tyłu. Było ciasno – wcześniej
musieli nieco zmodyfikować wnętrze, aby zamiast dwóch pojazdów użyć
jednego. Ucieczka dwoma samochodami to zawsze większe ryzyko.
– Zdaje się, że zgarnęliśmy też trochę naprawdę śmierdzących śmieci. –
Grabi z niezadowoleniem wciągnął powietrze, a następnie mocno ścisnął
nos „Eltona Johna”.
– Tak – potwierdziła Märtha. – Kierowca śmieciarki zwykle nie jest
zbyt rozmowny, więc wzięłam te śmieci, na wypadek gdyby policjanci byli
zbyt dociekliwi. – Rozwiązała foliowy worek z otwartymi puszkami
z surströmmingiem1 i opuściła boczną szybę. – Zatkajcie nosy. Jedziemy!
Gwałtownie skręcając kierownicą, wyjechała na ulicę, dodała gazu
i przejechała tuż obok policyjnego radiowozu, a następnie spokojnie ruszyła
S:t Eriksgatan. Policjanci, którzy przed chwilą znów opuścili szybę,
z jęknięciem ją zasunęli. Minęła dłuższa chwila, zanim na tyle się
pozbierali, żeby z odbezpieczoną bronią wkroczyć do banku.
– Wiecie, dlaczego norweskie śmieciarki tak szybko jeżdżą? – zapytała
Märtha, mocno zaciskając dłonie na kierownicy i równocześnie próbując
rozluźnić napiętą atmosferę panującą w samochodzie.
– Bo boją się, że zostaną napadnięte – z tylnego siedzenia chórem
odparli przyjaciele. Kiedy Märtha zjechała na Roslagstull i dalej w kierunku
Djursholmu, wszyscy zaczęli chichotać. W śmieciarce znajdowało się co
najmniej dziesięć, a może nawet piętnaście milionów szwedzkich koron dla
biednych ludzi czekających na lepsze życie. Emerycka Szajka potrzebowała
około stu milionów, żeby urzeczywistnić wielkie marzenie Märthy
i stworzyć bardzo przyjemne miejsce, gdzie seniorzy mogliby się spotykać,
przyjemnie spędzać czas i korzystać z życia. Małą, staroświecką wioskę,
w której wszystkim byłoby dobrze, o współczesnej nazwie, może Wioska
Vintage lub Wioska Uciech? Albo Lamparcie Legowisko?
2

Wielu przestępców wpada z powodu błędów popełnianych po napadzie –


pomyślała Märtha, wyjeżdżając śmieciarką z miasta. Rozluźniają się, robią
coś głupiego, a potem wpadają. Nie, Emeryckiej Szajce to się nie
przydarzy. Wszyscy członkowie muszą zachować czujność, ani na sekundę
nie mogą się odprężyć – pomyślała. W ostatniej chwili wyminęła
samotnego przechodnia, po czym z piskiem opon pokonała ostry zakręt,
wpadła w poślizg i dopiero wtedy uznała, że musi zwolnić. Opanowała się
i mocniej zacisnęła dłonie na kierownicy.
Ale z tych chłopaków, którzy dawno temu ukradli obrazy z Muzeum
Narodowego, musiały być fujary. W połowie grudnia uciekli spod muzeum
motorówką i tak hałasowali na wodzie, że jakiś szyper nabrał podejrzeń.
Szybko ich złapano. Albo ci złodzieje helikoptera. Zostawili swój GPS,
więc policja bez trudu wpadła na to, kto był na miejscu przestępstwa. Coś
takiego nie mogło się przydarzyć Emeryckiej Szajce, która miała plan.
Przyjaciele nie zamierzali zostawić żadnych śladów… Dlatego dużo
wcześniej zamontowali w swoim domu w Djursholmie nowoczesny
śmietnik – wystarczyło jedynie podłączyć rurę ssąco-tłoczącą, nacisnąć
guzik i cały łup wrzucić do ich piwnicy, a potem odstawić śmieciarkę do
bazy. Genialnie proste. Nikt nie wpadnie na to, żeby tego, co ukradziono
z banku, szukać u kilku wiekowych emerytów w Djursholmie. Nie. Tacy
zgrzybiali staruszkowie nie robią nic, tylko całymi dniami rozwiązują
krzyżówki.
Märtha zjechała z Norrtäljevägen w kierunku rynku w Djursholmie.
Przy sklepie wjechała na strome wzniesienie po prawej stronie, pokonała
szczyt i zwolniła przed ich nowym miejscem na ziemi, czyli domem na
Auroravägen 3. Malownicza stara willa z przełomu wieków, ładnie
położona na zboczu wśród krzewów i dębów, była jedną z wielu
rozwalających się djursholmskich ruder. Trzy piętra z ciemnego,
bejcowanego drewna, a na samej górze wieżyczka z przeszkloną werandą.
Märtha kochała tę willę i gdyby nie gderliwy multimilioner Bielke
z sąsiedztwa, życie tutaj byłoby prawdziwą idyllą. Dawno temu na jego
działce stała piękna secesyjna willa, ale ten upierdliwiec ją zburzył i na jej
miejscu wybudował kwadratowy, szary bunkier, a przed nim luksusowy
basen ze schodkami i poręczą, wokół którego stały duże betonowe donice
z zaniedbanymi kwiatami i roślinami powoli zagłuszanymi przez
podagrycznik i mlecz. Ale najgorsze były kiczowate figurki ogrodowe
z kamienia i plastiku. Okazały granitowy lew odpoczywał z przednią łapą
na kuli ziemskiej, a radosny czerwony krasnal miał pękniętą plastikową
czapkę i worek na plecach. Gdyby nie krzaki bzu i rzędy jabłoni, które to
wszystko zasłaniały, Märtha nigdy nie zdecydowałaby się na kupno tego
domu. Chciała mieszkać wśród pięknej przyrody.
Zatęskniła za fantastyczną posiadłością pod Vetlandą, którą musieli
opuścić. Niestety gmina zdecydowała, iż wybuduje im pod nosem
autostradę, więc trzeba było wrócić do Sztokholmu. Nie mieli odwagi
przeprowadzić się do Värmdö, gdzie mieszkali jeszcze wcześniej,
zdecydowali, że osiądą w rodzinnych stronach Anny-Grety. Djursholm
wydawał się bezpieczniejszy. Nie było tam aż tak dużo gangów
motocyklowych i bandytów, częściej wpadało się na biznesmenów
w garniturach. A ci nie mieli w zwyczaju bić staruszków. Poza tym
Djursholm był spokojną i zaciszną okolicą, w której żyli dobrze
wychowani, ceniący sobie kulturę osobistą ludzie. To tutaj mieszkała kiedyś
autorka książek dla dzieci Elsa Beskow. Märtha wyobrażała sobie Elsę
grającą na pianinie, rysującą i wymyślającą baśnie w dużym domu z lat
czterdziestych. Może to sprawiło, że zapragnęła stworzyć to wspaniałe
miejsce dla staruszków. Tak, Wioskę Vintage, prawdziwe Lamparcie
Legowisko z kinem, teatrem, spa, ogrodem, kafejką internetową, fryzjerem
i pubem, cóż, wspaniałą przystań dla seniorów, w której mogliby się cieszyć
ostatnimi latami życia. Chciała, by Emerycka Szajka urzeczywistniła ten
plan, lecz musiała podejść do tego dyplomatycznie. Wiedziała, że gdy tylko
jej przyjaciele uświadomią sobie, ile potrzeba na to pieniędzy, natychmiast
zrozumieją, że znowu będą musieli napaść na bank. Na stworzenie miejsca,
które miało się nazywać Lamparcie Legowisko lub Wioska Uciech,
potrzebne były miliony.
Märtha zredukowała bieg, sprawdziła we wstecznym lusterku, czy nie
jedzie za nimi żadne auto, i skręciła w stronę wiaty garażowej obok
piwnicy. Trudno jej było manewrować ciężką śmieciarką, więc zaparkowała
trochę krzywo, ale nawet prawdziwi pracownicy firmy wywożącej śmieci
czasami też tak stawali. Teraz najważniejszą sprawą było wyładowanie
łupu!
– Pora podłączyć rurę – powiedziała Märtha i skinęła głową w stronę
pozostałych. Senni „Pavarotti” (Geniusz) i „Elton John” (Grabi) wysiedli
z samochodu, a tymczasem Märtha wdusiła przycisk konsoli sterującej
i rozłożyła rurę. Mężczyźni pociągnęli ją do piwnicy i już mieli ją
podłączyć, kiedy ich pęcherze dały o sobie znać. Poranek dziwnie wpływa
na starszych mężczyzn – zarówno „Pavarotti”, jak i „Elton John” musieli
się wysikać.
– Chwileczkę! – zasygnalizował Geniusz i szybko przeszedł za
narożnik budynku. Grabi natychmiast poszedł w jego ślady. Ale Märtha nie
odczytała tego sygnału i poruszyła dżojstikiem. Zanim Geniusz i Grabi
wrócili wystraszeni z do połowy spuszczonymi spodniami i podłączyli rurę,
ze śmieciarki razem z testamentami, sztabkami złota i banknotami zdążył
się wydobyć odór surströmminga. Märtha usłyszała wszystkie możliwe
dźwięki i wyobraziła sobie, jak banknoty, monety, sztabki złota i cała reszta
lądują w piwnicy. Ale nagle wszystko się zatrzymało, a następnie rozległ się
głośny trzask, jakby ktoś oddał strzał.
– O nie, laska Anny-Grety! – pisnęła Stina.
Znowu huknęło, a resztki spacerowej laski Anny-Grety wleciały do
piwnicy.
– Biedna Anna-Greta. Co teraz zrobimy? – bąknęła Märtha, podczas
gdy hałas powoli cichnął i w końcu całkiem zanikł.
– Jeśli Geniusz jej nie naprawi, to kupimy jej nową, ładną laskę –
zaproponowała Stina.
Märtha skinęła głową, po czym dała znak przyjaciołom, żeby odłączyli
rurę. Ale nic się nie wydarzyło. Rozzłoszczona wysiadła z auta.
– Co jest? – spytała.
– Trochę się rozsypało – cicho odparł Geniusz i pokazał palcem kilka
banknotów i sztabkę złota leżące na ziemi. – Sądzę, że część śmieci utkwiła
pod śmieciarką.
– Zajmę się tym. Zaparkuję na wzniesieniu – zaproponował Grabi. –
Dla nas, mężczyzn, to bułka z masłem, jesteśmy przyzwyczajeni do
ciężkich furgonetek.
– Świetnie, ale lepiej, żebym to ja zajęła się surströmmingiem –
stwierdziła Märtha, otworzyła drzwi i wzięła śmierdzącą reklamówkę.
– Cholera, nigdy nie pozbędziemy się tego smrodu! – bąknął Grabi
i ścisnął nos, lecz jego palce natrafiły na lateksową maskę. Utyskując,
wdrapał się na siedzenie kierowcy, rozejrzał się i właśnie zaczął cofać,
kiedy Märtha zapukała w przednią szybę.
– Grabi, rura, najpierw ją złóż.
– Właśnie miałem to zrobić – zaczerwienił się Grabi, zrobił, jak kazała
Märtha, wjechał na wzniesienie i zaparkował na prywatnym miejscu
parkingowym sąsiada. Nielubiany przez nich sąsiad żeglował właśnie
dookoła świata, więc nie musieli się nim przejmować. Ani jego ogrodem,
do którego pielęgnacji wynajął firmę – przedsiębiorstwo już splajtowało,
lecz Emerycka Szajka milczała na ten temat. Rozkoszowali się tym, że nie
słyszą kosiarki, podkaszarki ani innych uciążliwych maszyn, tak
popularnych w Djursholmie. Jeśli o nich chodzi, to ogród mógłby całkiem
zarosnąć.
Grabi wysiadł z auta i idąc w stronę domu, podniósł z ziemi sztabkę
złota i resztki klasera, ale niczego więcej nie znalazł. Podszedł do
pozostałych. Ledwie Emerycka Szajka zeszła do piwnicy, do pomieszczenia
z pojemnikami na śmieci, a już rozległy się okrzyki radości. Na podłodze
leżały porozrzucane sztabki złota oraz spięte banderolami banknoty – Anna-
Greta rzuciła się na nie w szczerym zachwycie. Niemal wniebowzięta
zaczęła machać jednym z plików banknotów, jakby to był wachlarz.
– Och – westchnęła i zamknęła oczy.
– Słuchajcie – odezwała się przestraszona Märtha. – A co, jeśli ktoś
tutaj przyjdzie? Lepiej od razu wszystko schowajmy…
– Daj spokój, w Djursholmie nie ma policjantów, są tylko oszuści
i poważni przestępcy finansowi – zachichotała niemal pijana radością Anna-
Greta i podrzuciła kilka banknotów. – Och – ponownie wydała radosny
okrzyk, pochyliła się i powąchała pieniądze. – Bardziej śmierdzą
surströmmingiem niż pieniędzmi.
– Właśnie. Wiem, jak po napadzie na bank wyczyścić zafarbowane
banknoty, ale nie mam zielonego pojęcia, jak usunąć z nich smród
surströmminga – wymamrotał pod nosem Geniusz, który w końcu zdjął
maskę Pavarottiego.
– Słuchajcie, trzeba wziąć się w garść, nie możemy popełnić tych
samych błędów co inni rabusie. Musimy zatrzeć za sobą ślady. Dokładnie!
– powiedziała Märtha.
– Oczywiście, ale smrodu nie uda się usunąć – stwierdziła Anna-Greta.
– Wiem! Wyślemy oświadczenie do gazet, w którym nazwiemy ten skok
śmierdzącym napadem – dodała, po czym tak zarżała, że Stina musiała ją
kopnąć w piszczel.
– Anno-Greto, opanuj się, nie możemy się teraz zbłaźnić.
W chwili kiedy to powiedziała, na górze rozległ się dziwny dźwięk. Coś
zazgrzytało, zastukało i spadło na ziemię, przy czy odgłos był coraz
głośniejszy. Cóż, brzmiało to tak, jakby coś zjeżdżało z górki. I nie był to
samochód czy motocykl, lecz coś cięższego. I im było bliżej, tym smród
surströmminga stawał się coraz bardziej intensywny.
– Rany boskie, coś mi się wydaje, że… – zaczęła Märtha.
Wszyscy rzucili się w kierunku drzwi. Gdy wyszli, zobaczyli, że
śmieciarka właśnie łamie krzaki, podskakuje na schodkach i tonie
w basenie sąsiada. Na powierzchni wody pojawiły się duże bańki
powietrza. Pojazd powoli, z sykiem opadł na dno, a potem zapadła
kompletna cisza.
– Ojoj – jęknęła Stina, zakrywając twarz dłońmi.
– Śmieciarka w basenie, nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem
– skonstatował Geniusz.
– Przynajmniej się umyła – bąknęła Märtha.
– I nie będzie śmierdzieć – dodała Anna-Greta.
Grabi nic nie mówił, tylko wpatrywał się w basen. Co prawda zaciągnął
ręczny hamulec, ale być może zapomniał wrzucić bieg…? No bo co innego
mogło się stać?
– Jak to ująłeś, Grabi? Że wy, mężczyźni, jesteście przyzwyczajeni do
ciężkich furgonetek? – zapytała Märtha.
– Właśnie, może wiesz też, jak wyjeżdża się nimi z basenu? – dodała
Stina, chichocząc.
Potem zapadła cisza i wszyscy wpatrywali się zmartwieni w furgonetkę,
która sforsowała krzaki, przewróciła płotek i wypełniła cały basen. Na jej
dachu leżały gałązka bzu i liść mlecza.
– Całe szczęście, że sąsiad ma taki głęboki basen – podsumowała
Märtha, siląc się na optymizm.
– Nie zaprzeczę – odezwał się Grabi, poprawiając to, co zostało
z krzaka agrestu. – Testował w nim sprzęt do nurkowania przed swoimi
wyprawami.
– Pomyślcie, w zasadzie mamy szczęście. Nikt nie szuka śmieciarki
w basenie – ciągnęła Märtha.
– Hm, chyba masz rację – przyznał Grabi i od razu poczuł się lepiej. –
Ale wystaje z wody…
– To prawda, lecz na pewno znajdzie się jakieś rozwiązanie, zawsze się
znajduje – oświadczył Geniusz. – Założę się, że sąsiad ma elektrycznie
rozkładane zadaszenie basenu.
Geniusz się rozejrzał i zauważył przy basenie małą budkę. Otworzył ją
i zniknął w środku. Chwilę później rozległ się dźwięk elektrycznego silnika.
Nad powierzchnią wody powoli zaczęłą się rozwijać plandeka i parę minut
później zakryła cały basen. Nie było widać ani kawałka śmieciarki.
– Nieźle, co? – Geniusz wyłączył silnik, coś przy nim pomajstrował
i odłączył jeden z kabli od konsoli sterującej. – Teraz nikt tak łatwo nie
złoży zadaszenia. Będziemy mieli trochę czasu, żeby coś wymyślić.
– Zdaje się, że tego właśnie nam potrzeba – podsumowała Märtha.
3

Napad na bank to prawdziwy narkotyk – pomyślała Märtha, choć miała


słabe pojęcie o tym, czym właściwie są narkotyki. Lepiła się od potu,
przekręcała się na łóżku z boku na bok co najmniej ze sto razy,
prześcieradło było poskręcane niczym papierek po cukierku. Jej mózg
pracował na najwyższych obrotach, w kółko analizowała napad na bank,
zastanawiając się, czy nie popełnili jakiegoś błędu. Chyba nie zostawili
żadnych śladów? No i ten incydent ze śmieciarką. Tylko dlatego pozwoliła
Grabiemu zaparkować, że chciała, by poczuł się jak prawdziwy facet, i się
narobiło… Złodziej nie może sobie pozwolić na sentymenty i myśleć
o innych, nie, napad rabunkowy to zajęcie wymagające profesjonalizmu!
Chociaż ostatecznie wszystko dobrze się skończyło. Jeśli nawet policja
powiąże napad ze śmieciarką, to i tak nie ułatwi im to sprawy. Mogą
przetrzepać tyle baz firm oczyszczania i miejsc postojowych, ile chcą,
a i tak nie znajdą właściwego pojazdu, bo teraz jest on w basenie! Sama nie
wymyśliłaby nic lepszego…
Märtha i jej przyjaciele nie mieli siły od razu przejrzeć całego łupu.
Zanim zaczęli liczyć pieniądze, ucięli sobie krótką drzemkę dla poprawy
koncentracji. A potem czekało ich przecież świętowanie. Napad rabunkowy
bez szampana – albo przynajmniej jakiejś interesującej nalewki – to nie
napad. Märtha ziewnęła i wstała po papier i długopis. Zaraz po
posortowaniu i ukryciu łupu trzeba będzie zadecydować, komu podarują
pieniądze. Märtha sporządziła listę i powoli się ubrała. Następnie wzięła
notes oraz długopis i zeszła do kuchni. Najwyższy czas zrobić zebranie –
pomyślała.
Chwilę później Märtha i jej przyjaciele siedzieli, każde z filiżanką
kawy, wokół dużego dębowego stołu w piwnicy. Małe okienko
w szczytowej ścianie zakryli czarnym materiałem i włączyli światło.
W pomieszczeniu unosił się przytłaczający smród surströmminga i od czasu
do czasu rozlegało się głośne ziewnięcie. Wszyscy byli zmęczeni i chętnie
by jeszcze pospali, lecz należało jak najszybciej rozdzielić skradzione
miliony. Poza tym trzeba było rozwiązać problem ze śmieciarką. Na całe
szczęście upierdliwiec i pozostali sąsiedzi wyjechali. Chyba nikt nie
zauważył, co się stało. Bez i nieprzycięte krzewy stanowiły świetną
zasłonę, a kiedy Emerycka Szajka wszystko uporządkowała, działka
w gruncie rzeczy niczym się nie różniła od jakiegokolwiek innego
zadbanego ogrodu. Ale co będzie, jeśli ktoś wpadnie na to, żeby zajrzeć pod
zadaszenie basenu? Poza tym w całym domu śmierdziało surströmmingiem.
Jak to ujął Geniusz: smród surströmminga jest jak rachunki. Nie można się
go pozbyć.
– Pięć sztabek złota, mnóstwo banknotów, trzy kolekcje monet.
Całkiem nieźle – nieco oficjalnym tonem powiedziała Anna-Greta, a jej
nadzwyczaj jasny i radosny głos odbił się echem od ścian rekreacyjnego
pomieszczenia.
– Ale czy numery tych banknotów na pewno nie są spisane? Kantory
ostatnio bardzo rygorystycznie je sprawdzają – drżącym głosem oznajmiła
Stina. Religijne wychowanie w Jönköping odcisnęło na niej swoje piętno
i trudno jej było się przyzwyczaić do napadów na banki. Jeszcze bardziej
wszystko przeżywała, gdy mieli upłynnić łup. Czuła się podle i cały czas się
bała, że ktoś ich nakryje.
– Możemy kupić na Blocket przyczepy kempingowe, luksusowe jachty
i inny tego typu sprzęt – zasugerował Grabi i uspokajająco objął Stinę.
– Ale w przypadku kradzionych rzeczy to paserstwo. – Stina pokręciła
głową.
– Hm, trzymajmy się z daleka od nielegalnych interesów – oświadczyła
Märtha i surowo spojrzała na pozostałych.
– W takim razie wydaje mi się, że pomyliłaś branże – odezwał się
Grabi.
– Łamiemy prawo, żeby dawać radość innym – stanowczo stwierdziła
Märtha.
– Nie wydaje mi się, żeby wszyscy się z tym zgadzali.
Członkowie Emeryckiej Szajki brzdękali filiżankami, częstowali się
wafelkami i przyglądali się łupowi leżącemu na podłodze. Od czasu do
czasu dotykali banknotów. Anna-Greta długo przekładała je z zamyśloną
miną. Potem nagle się zreflektowała i na jej twarzy pojawił się szeroki
uśmiech.
– Wiecie co? Mam fantastyczny pomysł – zawołała, wydając
równocześnie odgłos bulgotania przechodzącego w wesołe rżenie, ale
w ostatniej chwili jakoś się powstrzymała. – Założymy spółkę, za pieniądze
z napadu na bank kupimy dom opieki albo szkołę, potem szybko to
sprzedamy, a zysk ulokujemy na koncie na Karaibach.
– Nie zachowujmy się jak inwestorzy wysokiego ryzyka! – krzyknęła
Stina.
– Wolnego! Nie będziemy żerować na starych ludziach i szkołach. To
my mamy im dawać pieniądze, nie zapominajcie o tym – zaprotestowała
Märtha.
– Tak właśnie zrobimy. Będziemy rozdawać pieniądze! – obstawała przy
swoim Anna-Greta, nonszalancko założyła za uszy swoje długie siwe włosy
i wyprostowała plecy. Zobaczyła uśmiech na twarzach swoich przyjaciół. –
Dzięki spółce, nie płacąc podatku, wyprowadzimy ze Szwecji mnóstwo
pieniędzy i nikt się nie zorientuje! – Z emocji jej policzki się zaczerwieniły.
– Nie musimy nawet najpierw okradać tej spółki, przecież już mamy
pieniądze! Po prostu wyślemy je na Karaiby, tam spółkę założymy, a potem
je wypłacimy, nie płacąc podatku. W ten sposób pomnożymy naszą forsę.
– Ale kto, do cholery, płaci podatek od zrabowanych pieniędzy? –
zainteresował się Grabi.
Wtedy zapadła podejrzanie długa cisza. Wszyscy patrzyli na siebie
nieco zakłopotani – aż do chwili, gdy Anna-Greta się przeciągnęła,
rozejrzała i z oburzeniem kontynuowała.
– Nie rozumiecie? Dzięki temu, że wypierzemy pieniądze na
Karaibach, będziemy mogli rozdać biednym jeszcze więcej.
Członkowie Emeryckiej Szajki mieli problem, żeby to zrozumieć,
i Anna-Greta musiała im wyjaśnić, jak zorganizują to wszystko przy
pomocy adwokata.
– A im więcej spółek założymy, tym urzędnikom trudniej będzie wpaść
na to, czym się zajmujemy – dodała.
– Uważam, że jedna spółka wystarczy – oświadczył Geniusz, który nie
miał ochoty niepotrzebnie komplikować sobie życia. Chciał się zajmować
tokarstwem i stolarką oraz swoimi wynalazkami, a nie sprawami
finansowymi.
– Musimy mieć dwie spółki, jedną na Karaibach i jedną w Szwecji. Pod
tę szwedzką podepniemy kartę Visa i od razu będziemy mieć dostęp do
pieniędzy. – Oczy Anny-Grety błyszczały z zachwytu.
– W bankomacie? – zapytał zdziwiony Grabi.
– Tak. Potem spółka na Karaibach pożyczy pieniądze naszej spółce
w Szwecji na nieprzyzwoicie duży procent, więc bardzo dużo stracimy.
Tym sposobem nie zapłacimy podatku i będziemy jeszcze bogatsi.
Zostaniemy miliarderami.
– Rany boskie, dlaczego musimy robić takie rzeczy? Może zróbmy
zamiast tego coś pożytecznego? –wtrącił Geniusz.
– Zgadzam się z Geniuszem. Ten finansowy cyrk nie jest dla nas.
Będziemy płacić podatki w Szwecji, w przeciwnym razie nie bylibyśmy ani
trochę lepsi od zwykłych rekinów biznesu – oświadczyła Märtha.
– Otóż to. Podatki są niezbędne do funkcjonowania społeczeństwa –
dodała Stina, wyjęła pilniczek i zaczęła starannie piłować paznokcie. Od
dwóch dni były niepomalowane i musiała o nie zadbać. – A skoro teraz
jesteśmy bogaci… Wybaczcie, lecz czegoś tutaj nie rozumiem, tego, kto ma
dużo pieniędzy, stać na płacenie podatków, mam rację? Więc dlaczego
mielibyśmy tego nie robić? – zapytała.
Wszyscy zaczęli wzdychać i pomrukiwać, rozmyślając jednocześnie
o świecie finansów. Wyglądało na to, że w cyberprzestrzeni krążą biliony,
które nigdy nie trafiają do tych, którzy ich potrzebują, a tymczasem banki
pożyczają wirtualne pieniądze, których nie mają. Jasne, że trudno to
zrozumieć. Na koniec Märtha zdecydowanym ruchem rozłożyła ręce.
– Anno-Greto, zamiast żonglować naszym kapitałem, pomyśl, jak
najszybciej podzielić się z innymi pieniędzmi z napadu na bank.
– Jak tylko znajdę jakiegoś dobrego adwokata, to go poproszę, by co
miesiąc przelewał pieniądze do Stadsmission. To się da zrobić, bo nasze
konto na Karaibach będzie sekretne i nikt nie zobaczy, skąd pochodzą
pieniądze.
Wszyscy uznali, że to dobry pomysł, i przytaknęli, ale równocześnie
westchnęli z powodu tego, że mają tak mało pieniędzy do rozdania.
W dzisiejszych czasach tylu ludzi potrzebuje wsparcia, żeby jakoś sobie
radzić. Kiepsko opłacani pracownicy służby zdrowia, biedni emeryci,
szkoły, domy opieki, instytucje kultury… Emerycka Szajka musiałaby się
nieźle postarać, żeby podołać takiemu zadaniu. Poza tym była jeszcze jedna
kwestia. Märtha wyjęła swoją robótkę. Pieniądze mają to do siebie, że
szybko znikają – pomyślała. Skoro członkowie Emeryckiej Szajki wciąż
zachowują siły, powinni stworzyć coś trwałego. Coś, z czego nawet po ich
śmierci będzie korzystać wiele osób. Tę Wioskę Uciech, wymarzone
miejsce dla seniorów.
Zamknęła powieki i oczami wyobraźni zobaczyła grupkę szczęśliwych
staruszków nad basenem. Kilkoro innych siedziało w barze w głębokich
i wygodnych fotelach, sącząc drinki z parasolką, a jeszcze inni oddawali się
ulubionym pracom ogrodowym w jednej z wielu szklarni. Na teatralnej
scenie grupa aktorów odgrywała Arszenik i stare koronki, a z boiska do gry
w bule dobiegały okrzyki i wesoły śmiech. Cóż za wspaniała wizja…
– Twoja robótka! – zawołał Geniusz i uratował szalik przed upadkiem
na podłogę.
– Dzięki – bąknęła Märtha.
Tylko że Wioska Uciech albo Eldorado Panter na pewno kosztuje
mnóstwo pieniędzy, znacznie więcej niż te duże, drogie areny sportowe,
które zazwyczaj budują politycy, żeby pozostawać w dobrych stosunkach
z branżą budowlaną. Ale nie muszą przecież od razu wznosić całej wioski,
mogą zacząć od spa lub restauracji i na początek wydać tylko kilkaset
milionów. Märtha dotknęła na wpół gotowego szalika i zmarszczyła brwi,
próbując jeszcze bardziej wysilić mózg. Jeśli cała rzesza
dwudziestopięcioletnich młokosów z Wyższej Szkoły Handlowej może się
wzbogacić, to pięciorgu żądnym przygód seniorom też chyba powinno się
udać?
– Wiecie co, mamy dużo pracy. Skoro trzeba rozdać osiemnaście
milionów, czy ile tam tego zebraliśmy, to musimy się wziąć do roboty.
– Oj tam, to żaden problem. Dajmy je państwu, to w mgnieniu oka
znikną bez śladu – zaproponował Grabi.
– Tak czy owak, musimy to wszystko gdzieś ukryć – stwierdził
Geniusz, a pozostali się z nim zgodzili.
Wspólnie szybko włożyli łup do brudnych poszewek i poszew
i umieścili je w trzech koszach razem z rzeczami do prania. Na samej górze
położyli nieuprane bokserki Grabiego i Geniusza, po czym wrzucili maski
Pavarottiego, Thatcher i Eltona Johna do kotła centralnego ogrzewania.
Gdy już się z tym wszystkim uporali, Grabi przyniósł butelkę szampana
i pięć kieliszków.
– To co, świętujemy?
– Ma się rozumieć – rzuciła Märtha i skinęła głową w kierunku
Grabiego, a on rozdał kieliszki i napełnił je z lekkim ukłonem. – Na
zdrowie i dziękuję wam wszystkim – powiedziała Märtha, unosząc
kieliszek.
– I pomyśleć, że znowu nam się udało – odezwała się Anna-Greta
i rozłożyła ręce w geście zadowolenia.
– Napad to bułka z masłem – stwierdziła Stina. – Pranie pieniędzy
i rozdawanie ich potrzebującym wydaje się dziesięć razy trudniejsze.
Wszyscy członkowie Emeryckiej Szajki uświadomili sobie, że czeka
ich dużo pracy, i dotarło do nich, iż potrzebują popołudniowego
odpoczynku. Zebranie odłożono na później i każde z nich ruszyło na górę
do swojego pokoju. W połowie schodów Märtha poczuła czyjąś rękę na
swoim ramieniu.
– Märtho, chciałbym z tobą porozmawiać! – Głos Geniusza brzmiał
poważnie, a jego dłoń była ciepła i przyjemna.
Märtha trochę się zaniepokoiła. Brzmiał tak zdecydowanie.
– Teraz?
– Tak, teraz. Chodźmy do biblioteki.
Była śpiąca, ale odniosła wrażenie, że Geniusz ma jej coś ważnego do
powiedzenia, więc go posłuchała. Problemy najlepiej rozwiązywać od ręki.
Geniusz poczekał, aż Märtha wejdzie do biblioteki, rozejrzał się
i zamknął drzwi. Następnie poprawił marynarkę i stare spodnie z lat
pięćdziesiątych, a potem ostrożnie przyklęknął. Märtha spojrzała na niego
speszona. Rety, wyglądał na takiego zażenowanego i zagubionego!
– Märtho, chciałbym cię prosić o rękę.
– Ależ, mój drogi. Nie musisz padać na kolana, żeby mi się oświadczyć
– powiedziała wystraszona Märtha ze wzrokiem wbitym w Geniusza, który
właśnie uderzył kolanem o podłogę.
– Mam już dość tego, że jesteśmy potajemnie zaręczeni. Chcę, żebyśmy
się w końcu pobrali – wymamrotał pod nosem Geniusz i sapiąc, wstał
z klęczek. Wsparłszy się o framugę, dźwignął się tak dostojnie, jak tylko
potrafił, po czym wysupłał z kieszeni złoty pierścionek i podał go Märcie.
– Dziękuję, najdroższy – bąknęła Märtha i czerwieniąc się, przyjęła
pierścionek. – Jesteś kochany – dodała, ale z przejęcia trąciła Geniusza.
Pierścionek upadł i poturlał się po podłodze.
Geniusz znowu przyklęknął.
– Teraz chyba rozumiesz, dlaczego chcę, żebyśmy się codziennie
gimnastykowali? – wypaliła Märtha, po czym uświadomiła sobie, że to nie
był najlepszy komentarz.
– Ekhm – odchrząknął Geniusz.
– Wybacz, ale chyba musisz przyznać, że dobrze jest trzymać formę? –
dodała Märtha i natychmiast do niej dotarło, iż nie powinna była tego teraz
mówić.
Geniusz wstał, tym razem bez wspierania się o ścianę. Wyglądał na
wzburzonego.
– Gimnastyka? Jasne, ale to joga pozytywnie wpływa na moją gibkość.
Treningi ze Stiną dużo mi dają – poinformował nadzwyczaj przekornym
głosem.
Märtha zrobiła wielkie oczy. Sprzeciwił się jej! Odkąd się zaręczyli,
zaczął się stawiać. Potrafił być naprawdę opryskliwy i kilka razy próbował
narzucić jej swoje zdanie. Kobieta nigdy nie powinna wychodzić za mąż,
facet musi się trochę wysilić, nie może czuć, że ma ją w garści – pomyślała
Märtha. Oświadczyny, teraz?! Przecież dopiero co dokonali napadu na
bank! A może bał się, że zaraz zaproponuje coś nowego? Zerknęła na
pierścionek, który Geniusz mocno ściskał kciukiem i palcem wskazującym.
– Obrączkę dostaniesz na ślubie. Ale będzie impreza! – oznajmił
Geniusz i wcisnął jej na palec błyszczące złoto.
Märtha pogładziła pierścionek i spojrzała na Geniusza. Oczywiście, że
chciała zostać jego żoną. Ale…
– Na ślubie? Najdroższy, brzmi cudownie, lecz jak już wspomniałam,
teraz musimy zająć się pieniędzmi z napadu na bank, cóż, w tej sytuacji
sam chyba rozumiesz…
Geniusz odsunął ją od siebie.
– A więc pieniądze są ważniejsze?
– Nie. Wcale nie. To przejściowa sytuacja. Nie możemy zawieść
starszych i biednych ludzi. Trzeba rozdysponować te pieniądze.
– Czyli rozdawanie pieniędzy jest dla ciebie ważniejsze? – Głos
Geniusza zabrzmiał ostro.
– Ależ kochanie, przecież dobrze wiesz, że jesteśmy dla siebie
stworzeni! – oświadczyła Märtha. Pochyliła się ku niemu i mocno go
przytuliła, aż poczuła, że się uspokoił. – Po prostu przełożymy ślub na
trochę później.
– Trochę? Ach tak, czyli chcesz mi powiedzieć, że i tak niebawem się
pobierzemy, tak? – z ulgą bąknął Geniusz i czerwieniąc się, zdał sobie
sprawę, że znowu jej się poddaje. Miał nadzieję, że pobiorą się zaraz po
napadzie na bank, ale jasne, forsę trzeba rozdzielić. Nie wolno mu swoimi
romantycznymi ślubnymi planami narażać na niepowodzenie całego
przedsięwzięcia. Wesele może poczekać. Märtha jak zwykle miała rację.
Pozostawało się tylko z tym pogodzić. – Okej, najpierw rozdamy pieniądze,
lecz potem ślu…
– Wspaniale, jesteś taki elastyczny – przerwała mu Märtha i znowu go
objęła. – Wyjątkowy! Tak bardzo cię kocham.
Słysząc te słowa, Geniusz znowu się zaczerwienił i speszył. Złapali się
za ręce i zgodnie poszli na górę. Okej, niech sobie Märtha teraz decyduje,
ale po ślubie to on przejmie stery. O ile oczywiście nie wylądują
w więzieniu.

Zrobiło się późne popołudnie. Wszyscy wciąż pozostawali pod wpływem


wypitego szampana, a Märtha dodatkowo tryskała radością i szczęściem.
Mimo wszystko niecodziennie ktoś jej się oświadczał. Ale ani ona, ani
Geniusz nie mogli się w pełni zrelaksować, cały czas śledzili telewizyjne
wiadomości. Informacja o napadzie na bank pojawiła się jako pierwsza
zarówno w telewizyjnym, jak i radiowym serwisie informacyjnym. Policja
została postawiona w stan najwyższej gotowości. Wszystko, co zrobią
w najbliższych godzinach, zadecyduje o tym, czy wpadną, czy też nie.
Pozostawało im zatem czekać, postępować rozsądnie i w żadnym wypadku
nie wolno im było popełnić jakiegoś błędu. Policja polowała na sprawców
dużego napadu na bank Nordea. Märtha zastanawiała się, jaki jest tok
rozumowania śledczych. Ktoś z nich mógł pomyśleć o Emeryckiej Szajce,
ponieważ przestępcy nie strzelali z karabinu maszynowego, nie rozsypali
kolców, nie podpalili samochodów ani nie wzięli zakładników. W tej
sytuacji nie było zbyt wielu szajek do wyboru. Z drugiej strony użyli
przecież materiałów wybuchowych, a to już zdaje się przestępstwo
większego kalibru. Grabi zasugerował nawet, żeby wystrzelili w sufit
z karabinu maszynowego, lecz Märtha zdecydowanie się temu sprzeciwiła,
bo po pierwsze, z zasady nigdy nie używali broni, a po drugie – jak
podkreśliła – nie musieli iść w ślady tych, którzy postępują niewłaściwie.
Poza tym Emerycka Szajka zniknęła dawno temu i nikt nie mógł przecież
wiedzieć, że znowu wróciła do gry.

Märtha wjechała barkiem na kółkach na przeszkloną werandę wieżyczki


willi i podała ziołową herbatkę, pełnoziarniste ciasteczka oraz inne
ekologiczne frykasy (Stina przechodziła teraz taki etap). Żeby wszystkim
poprawić humor, wyłożyła także prawdziwe Mums-mumsy2, czekoladowe
wafelki i tę co zawsze nalewkę z moroszek. Chciała, żeby wszyscy dobrze
się czuli.
Nakrywszy stół, przywołała przyjaciół dzwoneczkiem. Na werandę
wieżyczki zawiozła ich rozklekotana winda. Przyjemnie było posiedzieć na
górze. Poza tym widzieli stąd drogę oraz działkę sąsiada i mogli
zareagować, gdyby nagle w trakcie spotkania pojawił się ktoś niepożądany.
– Zapraszam, częstujcie się kawą – odezwała się Märtha, gdy wszyscy
już się zebrali. – Ach, nie, miałam oczywiście na myśli ziołową herbatkę.
Anna-Greta wkroczyła na werandę i siadła w swoim ulubionym fotelu,
Stina zawróciła w drzwiach i poszła po swoją torebkę z kolorowymi
kosmetykami, a bardzo senni Geniusz i Grabi weszli wolno, powłócząc
nogami. Wprawdzie popołudniowa drzemka dobrze im zrobiła, lecz
przypuszczalnie chcieliby jeszcze pospać.
Kiedy wróciła Stina i w końcu nalali sobie herbaty, wszyscy się
uspokoili. Rozległy się brzęk filiżanek i dyskretne pokasływania. Nie byli
całkowicie trzeźwi, ale Märtha uznała, że nie mają czasu na odpoczynek.
Rozejrzała się, ledwie się powstrzymała, żeby znowu nie użyć dzwoneczka,
i dyskretnie odchrząknęła.
– Rozmawialiśmy już o tym, jak wykorzystać kapitał zgromadzony na
Złodziejskim Funduszu Moneta. Tym razem jestem za tym, żeby pieniądze
w pierwszym rzędzie poszły na służbę zdrowia i szkoły. No i oczywiście na
opiekę nad starszymi osobami i kulturę – zaczęła Märtha. – Potem
stworzymy własny projekt…
– Nie zapomnij o naszych marynarzach. Oni też powinni coś dostać –
oznajmił Grabi.
– I o wynalazcach – dodał Geniusz. – W Szwecji jest mnóstwo
genialnych wynalazców, ale nie mają od państwa żadnego wsparcia.
Fantastyczne pomysły są kupowane przez zagraniczne firmy albo po prostu
kradzione. Powinniśmy ich wesprzeć.
– Jasne, że marynarze i wynalazcy znajdą się na liście – zapewniła
przyjaciół Märtha i coś zanotowała. – Ale równocześnie z myślą
o przyszłości powinniśmy postawić na coś trwałego, pomyślałam
o wspaniałym miejscu dla starszych osób…
– A co z bibliotekarzami? – przerwała jej Stina. – Jakkolwiek by było,
wspierają całą naszą kulturę. I pomyślcie o wszystkich pielęgniarkach,
nauczycielach i…
– Słuchajcie, nie mamy do dyspozycji całego budżetu Szwecji,
dokonaliśmy tylko małego napadu na bank – wyjaśniła Märtha.
– Małego jak małego. Nieźle huknęło, jak zawaliła się podłoga –
uśmiechnął się z przekąsem Grabi.
– Proszę o spokój! – Märtha głośno przywołała przyjaciół do porządku.
Splotła przy tym dłonie i wyglądała teraz prawie jak pastor. – Jestem za
tym, żeby w pierwszej kolejności dać pieniądze pracownikom opieki
domowej i służby zdrowia. A potem chciałabym wam zaproponować nowy
fascynujący projekt, Wioskę Vintage, prawdziwe Lamparcie Legowisko.
– Masz na myśli Jurassic Park dla staruszków? – zarechotał Grabi.
– Co to za nazwa, Wioska Vintage? Brzmi jak nazwa dawnej marki
odzieżowej, nie, uważam, że wszystkie pieniądze powinniśmy rozdać
osobom niedostatecznie wynagradzanym. Należą im się premie, tak samo
jak dyrektorom.
– Premie dla osób niedostatecznie wynagradzanych? Bomba! –
stwierdził Grabi.
– Tak, świetny pomysł, ale mam plan – poinformowała Märtha.
– Nie mamy co do tego najmniejszych wątpliwości – z przekąsem
powiedział Geniusz i chwycił Märthę za rękę. – Ale po kolei. Nie możemy
robić wszystkiego naraz.
Po kolei? Märtha oparła się na krześle. To prawda, może powinna
zwolnić? Przecież nie było sensu napadać na banki, jeśli się nie rozda
pieniędzy potrzebującym przed rozpoczęciem kolejnego projektu. Ale
potem, daję słowo – pomyślała. Geniusz może sobie mówić, co chce. Nie
ma zamiaru odpuścić tej Wioski Vintage – czy jak to się tam będzie
nazywać.
4

Inspektor Jöback miał za sobą męczącą nocną służbę. Najpierw zadzwoniła


jakaś starsza pani i poinformowała, że przed bankiem Nordea na
Kungsholmen widziała Pavarottiego i Eltona Johna. Staruszka, która jak nic
miała ponad siedemdziesiąt lat, zobaczyła ich na spacerze z psem, a teraz
zastanawiała się, czy to przypadkiem nie byli przebrani przestępcy. Jöback
był miły i grzecznie zapewnił, że on też kocha Eltona Johna i Pavarottiego,
ale nie sądzi, żeby napadli na bank. Wtedy dama stwierdziła, że widziała
jeszcze kobietę podobną do Margaret Thatcher, która być może też jest
zamieszana w napad. Wtedy inspektor obiecał, że to sprawdzi, lecz teraz
musi już iść, bo odebrał nagłe zgłoszenie, po czym głośno ziewnął i położył
nogi na biurku.
Dwie godziny później obudził go telefon z Djursholmu. Szczerze
mówiąc, ta rozmowa go rozwścieczyła. Wzburzona żona dyplomaty, Astrid
von Bahr, nie mogła spać i wyszła na balkon, żeby poczytać i pooddychać
świeżym powietrzem. Rozmyślała o swoim niewiernym mężu – który po
czterdziestu latach małżeństwa właśnie zostawił ją dla młodszej kobiety –
gdy nagle usłyszała dziwny dźwięk, jakby ciężarówkę, i gdy podniosła
wzrok znad czytnika e-booków, mignęła jej śmieciarka tyłem staczająca się
ze stromej górki. Później rozległ się głośny rumor, a potem zapadła cisza.
Długo czekała, lecz nie słyszała, by samochód odjeżdżał, nie wyłowiła też
żadnych głosów, co wydało jej się podejrzane.
– Panie inspektorze, śmieciarka nie może chyba nagle zniknąć?
Jöback przyznał jej rację, rozmawiał z nią długo i uprzejmie, aż
w końcu zmęczyły go wszystkie jej teorie na temat zamachu
terrorystycznego i mafii. Cóż, najwyraźniej był już za stary na nocne
służby, zdecydowanie nie miał cierpliwości. Ludzie wygadywali głupoty.
– Bardzo dziękuję za telefon – próbował zakończyć rozmowę i głośno
wypuścił z płuc powietrze.
– Ale może wylądowała w rowie – powiedziała starsza pani.
– Oczywiście mogło tak się zdarzyć – powiedział Jöback.
– A co, jeśli ktoś ją uprowadził?
Śmieciarkę? Miał na końcu języka, że w Djursholmie nie ma
Norwegów, ale w porę się w niego ugryzł.
– A może czarna dziura? Są takie w Djursholmie?
– Czarna dziura? Okropność – powiedział inspektor Jöback z udawaną
empatią w głosie.
– Właśnie.
– Ale jest pani pewna, że to była śmieciarka, a nie karetka lub wóz
strażacki? – zapytał Jöback.
Wtedy starsza pani oskarżyła go, że sobie z niej drwi. Zapewnił ją, że
poważnie potraktował jej zainteresowanie porządkiem publicznym.
Następnie podziękował za zgłoszenie, szybko zakończył rozmowę
i powiedział do swojego policyjnego psa Cleo, że starsze damy nie powinny
zbyt długo przebywać same. Dobrze by było, gdyby przynajmniej miały,
tak jak on, psa do towarzystwa. Samotność źle robi na głowę.

Geniusz wstał, podszedł do okna w wieżyczce i wyjrzał na ogród. Od


spektakularnego napadu na bank minęło kilka tygodni, a policja jeszcze ich
nie przesłuchała. Dochodzeniówka nie przypuszczała, iż skoku na Nordeę
dokonali szwedzcy rabusie, wszystko przemawiało za tym, że była to
międzynarodowa szajka. Szwedzi nie przebraliby się za Margaret Thatcher
– oświadczył śledczy – ani za Pavarottiego czy Brada Pitta. Bardziej
prawdopodobne, że mieliby maski Thore Skogmana, króla lub Lill-Babs
i dlatego Emerycka Szajka nie była brana pod uwagę i wymieniana
w medialnych przekazach.
– Nie należy kurczowo trzymać się jednej teorii, trzeba mieć oczy
szeroko otwarte – stwierdził Jöback prosto do telewizyjnych kamer,
przypuszczalnie wzorując się na jednym z byłych komendantów policji,
który zwykle właśnie tak mówił. – Prowadzimy wielowątkowe dochodzenie
– dodał z ważną miną.
Artykułów o spektakularnym napadzie na bank było coraz mniej. Przez
wiele dni informacje o skoku już nie pojawiały się w wiadomościach.
Członkowie Emeryckiej Szajki odetchnęli z ulgą i Geniusz stwierdził, że
najwyższy czas na wesele. Tak, musi znowu porozmawiać z Märthą. Tylko
że to nie było takie proste. Krążył po wieżyczce, a w końcu zatrzymał się
przed oknem i próbując dojść do siebie, zerknął w stronę ogrodu. Za oknem
przeleciała sikorka i usiadła na gałęzi. Na zapuszczonej działce znajdowało
się mnóstwo drzew. Narzekali na sąsiada, a ich własny ogród nie był dużo
lepszy. Pomalowana na czarno żelazna brama wymagała odnowienia,
a żwirowa ścieżka częściowo zarosła chwastami i mchem. Na zboczu
między domem a płotem rosło kilka dębów, o które już dawno temu
należało zadbać, a na tym, co kiedyś było pięknym trawnikiem, panoszyło
się wysokie zielsko. Geniusz westchnął i pomyślał, że ich dom z wieżyczką
wygląda dokładnie tak jak te rudery w Djursholmie zamieszkane przez
starsze panie, grające na pianinie i czytające książki, które nie mają już siły
na dbanie ani o dom, ani o ogród.
Cierpieli razem z Grabim, ponieważ nie mieli już siły zajmować się
taką dużą posiadłością, a ponieważ prowadzili przestępczą działalność, bali
się zatrudnić ogrodnika. Geniusz zerknął na Märthę. Bądź co bądź to była
jej wina, bo nie umiała zwolnić i cały czas angażowała ich w nowe
projekty, na czym cierpiały zarówno dom, jak i ogród. I chociaż jej się
oświadczył, to nie zaplanowała wesela. Człapiąc tak, tam i z powrotem,
nagle się zdenerwował. A ona siedziała z książką w ręku i nie przejmowała
się tym, jak wygląda ogród. Ani ich ślubem. Podszedł do niej.
– Myślałaś o tym, kiedy się pobierzemy? – zapytał, a jego głos
zabrzmiał nadzwyczaj ostro.
– Powiedziałeś: pobierzemy? – powtórzyła Märtha, siedząc w swoim
ulubionym fotelu w kwiaty i nie wypuszczając książki z ręki. Czując presję
ze strony swojego narzeczonego, trochę nerwowo przerzucała kartki.
Czytała właśnie poradnik pod tytułem Tajemnica starzenia się: metody,
które przedłużą twoje życie, napisany przez jednego z dziennikarzy
zajmujących się tematami dotyczącymi zdrowia w jednej z największych
gazet w kraju.
Geniusz wcześniej rozłożył stary komputer, żeby poznać jego budowę.
Ale najwyraźniej źle mu szło, gdyż zostawił na wpół wybebeszone
urządzenie i od dłuższej chwili stał przy oknie.
– Tak, kiedy zawrzemy związek małżeński – powtórzył z naciskiem
i wrócił do bebechów komputera.
Märtha odłożyła książkę i lekko pogładziła Geniusza po włosach, było
to coś pomiędzy głaskaniem a pieszczotą. Miała za dużo na głowie. Nie
dość, że musiała zaplanować skok i rozdać zrabowane pieniądze, to jeszcze
była zmuszona dobrze się odżywiać i gimnastykować ciało oraz umysł.
A teraz jeszcze Geniusz chciał się żenić. Jasne, byłoby miło, przecież była
w nim zakochana, lecz przede wszystkim musieli rozdać potrzebującym
ukradzione pieniądze. Poza tym słyszała, że z tymi ślubami to różnie bywa.
Nagle mężczyźni stają się bardziej wymagający. Najpierw zapraszają na
kolacje i adorują, a potem chcą kobietę posiadać. Zanim się obejrzy, będzie
piec ciasta i go obsługiwać. Słyszała o pewnym udanym czterdziestoletnim
związku, lecz kiedy oboje na starość ze sobą zamieszkali, mężczyzna nagle
zażądał, by kobieta o szóstej rano prała jego skarpetki i majtki. Nie,
doprawdy, nigdy w życiu! Ślub musi trochę poczekać. Co najmniej kilka
miesięcy… Tylko na co zrzuci to tym razem?
– Geniuszu, najdroższy! Przecież wiesz, że jesteś mężczyzną mojego
życia. Ale jeśli teraz nie rozdamy tych pieniędzy, to być może zamkną
szpitale. Salowe i pielęgniarki muszą dostać więcej pieniędzy. Najwyższy
czas zająć się tymi premiami.
– A więc salowe są ważniejsze niż nasz ślub? – Geniusz pociągnął
nosem.
– Ależ skąd, najdroższy – powiedziała Märtha trochę nieobecnym
głosem, myśląc o tym, jak rozdzielić te premie, a równocześnie stworzyć
Wioskę Vintage. Poza tym musieli w najbliższym czasie pojechać po
pieniądze ukryte w rurze spustowej w Grand Hotelu. Nie było czasu na
ślub! Nie miała odwagi spojrzeć Geniuszowi w oczy i długo bawiła się
falbanką spódnicy, nim w końcu podniosła wzrok. – Tyle się teraz dzieje.
I nie byłoby dobrze, gdyby nasze miliony schowane w rurze spustowej
zbutwiały.
– A więc RURA SPUSTOWA jest dla ciebie ważniejsza niż nasz
związek?
– Rany boskie! Wcale tak nie uważam. Chodziło mi tylko o to, że
musimy zabrać stamtąd te pieniądze. Rajstopy Anny-Grety mają swoją
wytrzymałość – oznajmiła Märtha i pochyliła się ku Geniuszowi, żeby go
przytulić.
– A więc stare rajtuzy są ważniejsze niż… O nie!
Geniusz szybko wstał, kopnął komputer i wyszedł, trzaskając drzwiami.
5

Anna-Greta pędziła swoim ferrari z cygaretką w ręku. Wiatr rozwiewał jej


siwe włosy niczym serpentyny.
– Hej-ho! Jestem Pippi Långstrump – śpiewała, mijając w zawrotnym
tempie butiki na Kungsgatan.
Próbowała się zaciągnąć, lecz dym podrażnił jej gardło i zaczęła
kaszleć. Ech, trudno palić z otwartym szyberdachem. Zgasiła cygaretkę
w popielniczce i skoncentrowała się na prowadzeniu auta.
Kiedyś Märtha powiedziała, że po popełnieniu przestępstwa nie można
przez jakiś czas rzucać się w oczy, ale na ferrari można chyba sobie
pozwolić – pomyślała Anna-Greta. Przez całe życie marzyła o takim
luksusowym aucie i teraz w końcu nadarzyła się okazja, żeby je kupić. Ze
względów bezpieczeństwa wybrała na Blocket używane i nie pofatygowała
się, żeby wysłać papiery do Krajowej Dyrekcji Transportu i poinformować
o zmianie właściciela, więc jeszcze przez kilka miesięcy mogła pomykać po
krajowych drogach incognito. Potem z tych samych względów
bezpieczeństwa będzie musiała się pozbyć samochodu, lecz do tego czasu
przynajmniej trochę się zabawi. W jej wieku na realizację marzeń
pozostawało niewiele czasu, a poza tym potrzebowała auta do budowania
swojego wizerunku. Właśnie jechała do Nilsa Hovberga, kombinatora
okrytego złą sławą, którego wykluczono z Izby Adwokackiej.
Wygooglowała go, przeprowadziła dyskretne śledztwo i stwierdziła, że
pasuje jak ulał. Miał kancelarię na Östermalmie – w tej części Sztokholmu
wśród osób noszących płaszcze z wielbłądziej wełny i futra z norek były
również takie podejrzane istoty jak ona, to znaczy osobniki chcące
wyprowadzić z kraju pieniądze. Zerknęła na sportową torbę leżącą na
siedzeniu pasażera. Łapówka, cała góra banknotów. Powinno wystarczyć.
Tym razem…
Mecenas Hovberg wydawał się w porządku. Odkryła, że specjalizuje się
w Panamie oraz Karaibach i ma referencje od typów spod ciemnej gwiazdy
na Flash Net i innych podejrzanych portalach. Poza tym jego strona była
najlepsza, zainteresowała ją. Jej uwagę przykuł głównie ten fragment:
Jesteśmy wiodącą w kraju międzynarodową kancelarią nastawioną na
klienta. Chcemy zainwestować nasz czas i nasze zasoby w Twojej firmie,
żebyś mógł osiągnąć wyznaczone sobie ambitne cele. Nasi prawnicy
posiadają szeroką wiedzę z zakresu przelewów zagranicznych, a nasze
usługi doradcze kompleksowo dopasujemy do Twojej organizacji.
Anna-Greta wcisnęła popielniczkę z cygaretką pod deskę rozdzielczą
i zanuciła pod nosem. O tym, że się zdecydowała, przesądziło zwłaszcza
jedno zdanie na jego stronie. A brzmiało ono tak: Mamy wiedzę na temat
przestępczych reżimów i zwyczajów biznesowych w rejonach, które
wybraliście na prowadzenie swojego interesu, i dlatego możemy
zabezpieczyć wszystkie Wasze inwestycje.
Ależ ona kocha Internet! Prawda, że to brzmi obiecująco? Zaparkowała
samochód na ulicy Grev Turegatan, zamknęła szyberdach i sięgnęła po
swoją laskę, którą dostała od Märthy. Miała uchwyt na butelkę wody
i dzwonek, którego używała, gdy chciała, żeby ktoś zszedł jej z drogi. Już ją
pokochała, chociaż ciągle tęskniła za starą – Geniusz wciąż ją naprawiał.
Wygramoliła się z auta (było okropnie niskie) i wzięła swoją nową
sportową torbę na kółkach. Sapiąc, przez chwilę stała na chodniku,
następnie kilka razy głęboko zaczerpnęła powietrza – dotleniwszy się,
ruszyła przed siebie. Kancelaria znajdowała się na ulicy Grev Turegatan 93.
Pozostawało jak najbardziej rzeczowo wyłożyć sprawę.
Sekretarka wpuściła ją do gabinetu. Anna-Greta zajęła oryginalny fotel
od Brunona Mathssona stojący przy dużym dębowym stole. Za biurkiem
siedział drobny mężczyzna o okrągłej twarzy i małych dłoniach. Wstał,
kiedy weszła do środka, przywitał ją ukłonem i mocnym uściskiem dłoni.
– A więc, w czym mogę pani pomóc? – zapytał, zerknąwszy na
sportową torbę.
– Mój mąż – zaczęła Anna-Greta i wyjęła swoją chusteczkę do nosa
wykończoną koronką – właśnie zmarł i chciałabym podzielić się moim
spadkiem.
– Ach tak… jest pani niezwykle hojna… Ma pani dokumenty?
Anna-Greta wyciągnęła podrobiony dowód osobisty, fałszywe
świadectwo zgonu swojego męża i obrączkę z wygrawerowanymi imionami
Oskar i Anna-Greta. Obrączka ładnie się prezentowała. Geniusz zmatowił ją
popiołem i pastą do zębów, a potem poddał procesowi oksydacji
siarkowodorem czy czymś tam. Wyglądała, jakby miała co najmniej
pięćdziesiąt lat.
– Nie wiem, czy potrzebujecie też obrączki. Wolałabym ją zachować na
pamiątkę – poinformowała Anna-Greta, na pokaz pociągnęła nosem
i głośno go wysiąkała.
– Nie, nie. Nie jest mi potrzebna. Jak mogę pani pomóc?
Wtedy Anna-Greta zaczęła opowiadać o swoim biednym mężu, którego
wielkim życiowym marzeniem było stworzenie domu opieki dla starszych
i ubogich osób. Ale żeby wszystkich pieniędzy nie zjadły podatki, chciał,
żeby Anna-Greta założyła spółkę na Karaibach i spółkę córkę
w Sztokholmie. Wyliczył, iż w ten sposób zapłacą mniejszy podatek
i dzięki temu zostanie więcej pieniędzy dla potrzebujących. Adwokat
podniósł wzrok i wygładził swoje krzaczaste brwi.
– A o jakiej kwocie mówimy?
– Cóż, Oskar oszczędzał przez całe życie. Poza tym, niestety, był
strasznym skąpcem i wszystkiego sobie i mnie odmawiał. Nie mieliśmy
dzieci, więc odłożyliśmy co nieco do skarpety. Poza tym dostał przecież
spadek po swojej matce i nigdy nie zainwestował tych pieniędzy, bo nie
ufał bankom. Na łożu śmierci poprosił mnie, żebym pozbyła się jego akcji
i antyków, spieniężyła wszystkie inwestycje, a oprócz tego sprzedała
posiadłość w Vetlandzie. Więc teraz, słowo daję, mam trochę gotówki.
– Mówimy o milionach?
– Piętnastu – odparła Anna-Greta, ponieważ nie chciała podać kwoty,
która zniknęła z banku Nordea.
– Piętnaście milionów – powtórzył adwokat. – Takich pieniędzy nie
można wyprowadzić z kraju ze względu na urząd skarbowy.
– Właśnie, ale z tego co zrozumiałam, pan to potrafi – oznajmiła Anna-
Greta i mrugnęła do niego.
– Owszem. Domyślam się, że stąd pani obecność tutaj.
Adwokat się uśmiechnął, kliknął myszką i obrócił monitor w jej stronę.
Potem długo mówił, pokazywał wykresy i proponował różne szczwane
Another random document with
no related content on Scribd:
THE FULL PROJECT GUTENBERG LICENSE
PLEASE READ THIS BEFORE YOU DISTRIBUTE OR USE THIS WORK

To protect the Project Gutenberg™ mission of promoting the free


distribution of electronic works, by using or distributing this work (or
any other work associated in any way with the phrase “Project
Gutenberg”), you agree to comply with all the terms of the Full
Project Gutenberg™ License available with this file or online at
www.gutenberg.org/license.

Section 1. General Terms of Use and


Redistributing Project Gutenberg™
electronic works
1.A. By reading or using any part of this Project Gutenberg™
electronic work, you indicate that you have read, understand, agree
to and accept all the terms of this license and intellectual property
(trademark/copyright) agreement. If you do not agree to abide by all
the terms of this agreement, you must cease using and return or
destroy all copies of Project Gutenberg™ electronic works in your
possession. If you paid a fee for obtaining a copy of or access to a
Project Gutenberg™ electronic work and you do not agree to be
bound by the terms of this agreement, you may obtain a refund from
the person or entity to whom you paid the fee as set forth in
paragraph 1.E.8.

1.B. “Project Gutenberg” is a registered trademark. It may only be


used on or associated in any way with an electronic work by people
who agree to be bound by the terms of this agreement. There are a
few things that you can do with most Project Gutenberg™ electronic
works even without complying with the full terms of this agreement.
See paragraph 1.C below. There are a lot of things you can do with
Project Gutenberg™ electronic works if you follow the terms of this
agreement and help preserve free future access to Project
Gutenberg™ electronic works. See paragraph 1.E below.
1.C. The Project Gutenberg Literary Archive Foundation (“the
Foundation” or PGLAF), owns a compilation copyright in the
collection of Project Gutenberg™ electronic works. Nearly all the
individual works in the collection are in the public domain in the
United States. If an individual work is unprotected by copyright law in
the United States and you are located in the United States, we do
not claim a right to prevent you from copying, distributing,
performing, displaying or creating derivative works based on the
work as long as all references to Project Gutenberg are removed. Of
course, we hope that you will support the Project Gutenberg™
mission of promoting free access to electronic works by freely
sharing Project Gutenberg™ works in compliance with the terms of
this agreement for keeping the Project Gutenberg™ name
associated with the work. You can easily comply with the terms of
this agreement by keeping this work in the same format with its
attached full Project Gutenberg™ License when you share it without
charge with others.

1.D. The copyright laws of the place where you are located also
govern what you can do with this work. Copyright laws in most
countries are in a constant state of change. If you are outside the
United States, check the laws of your country in addition to the terms
of this agreement before downloading, copying, displaying,
performing, distributing or creating derivative works based on this
work or any other Project Gutenberg™ work. The Foundation makes
no representations concerning the copyright status of any work in
any country other than the United States.

1.E. Unless you have removed all references to Project Gutenberg:

1.E.1. The following sentence, with active links to, or other


immediate access to, the full Project Gutenberg™ License must
appear prominently whenever any copy of a Project Gutenberg™
work (any work on which the phrase “Project Gutenberg” appears, or
with which the phrase “Project Gutenberg” is associated) is
accessed, displayed, performed, viewed, copied or distributed:
This eBook is for the use of anyone anywhere in the United
States and most other parts of the world at no cost and with
almost no restrictions whatsoever. You may copy it, give it away
or re-use it under the terms of the Project Gutenberg License
included with this eBook or online at www.gutenberg.org. If you
are not located in the United States, you will have to check the
laws of the country where you are located before using this
eBook.

1.E.2. If an individual Project Gutenberg™ electronic work is derived


from texts not protected by U.S. copyright law (does not contain a
notice indicating that it is posted with permission of the copyright
holder), the work can be copied and distributed to anyone in the
United States without paying any fees or charges. If you are
redistributing or providing access to a work with the phrase “Project
Gutenberg” associated with or appearing on the work, you must
comply either with the requirements of paragraphs 1.E.1 through
1.E.7 or obtain permission for the use of the work and the Project
Gutenberg™ trademark as set forth in paragraphs 1.E.8 or 1.E.9.

1.E.3. If an individual Project Gutenberg™ electronic work is posted


with the permission of the copyright holder, your use and distribution
must comply with both paragraphs 1.E.1 through 1.E.7 and any
additional terms imposed by the copyright holder. Additional terms
will be linked to the Project Gutenberg™ License for all works posted
with the permission of the copyright holder found at the beginning of
this work.

1.E.4. Do not unlink or detach or remove the full Project


Gutenberg™ License terms from this work, or any files containing a
part of this work or any other work associated with Project
Gutenberg™.

1.E.5. Do not copy, display, perform, distribute or redistribute this


electronic work, or any part of this electronic work, without
prominently displaying the sentence set forth in paragraph 1.E.1 with
active links or immediate access to the full terms of the Project
Gutenberg™ License.
1.E.6. You may convert to and distribute this work in any binary,
compressed, marked up, nonproprietary or proprietary form,
including any word processing or hypertext form. However, if you
provide access to or distribute copies of a Project Gutenberg™ work
in a format other than “Plain Vanilla ASCII” or other format used in
the official version posted on the official Project Gutenberg™ website
(www.gutenberg.org), you must, at no additional cost, fee or expense
to the user, provide a copy, a means of exporting a copy, or a means
of obtaining a copy upon request, of the work in its original “Plain
Vanilla ASCII” or other form. Any alternate format must include the
full Project Gutenberg™ License as specified in paragraph 1.E.1.

1.E.7. Do not charge a fee for access to, viewing, displaying,


performing, copying or distributing any Project Gutenberg™ works
unless you comply with paragraph 1.E.8 or 1.E.9.

1.E.8. You may charge a reasonable fee for copies of or providing


access to or distributing Project Gutenberg™ electronic works
provided that:

• You pay a royalty fee of 20% of the gross profits you derive from
the use of Project Gutenberg™ works calculated using the
method you already use to calculate your applicable taxes. The
fee is owed to the owner of the Project Gutenberg™ trademark,
but he has agreed to donate royalties under this paragraph to
the Project Gutenberg Literary Archive Foundation. Royalty
payments must be paid within 60 days following each date on
which you prepare (or are legally required to prepare) your
periodic tax returns. Royalty payments should be clearly marked
as such and sent to the Project Gutenberg Literary Archive
Foundation at the address specified in Section 4, “Information
about donations to the Project Gutenberg Literary Archive
Foundation.”

• You provide a full refund of any money paid by a user who


notifies you in writing (or by e-mail) within 30 days of receipt that
s/he does not agree to the terms of the full Project Gutenberg™
License. You must require such a user to return or destroy all
copies of the works possessed in a physical medium and
discontinue all use of and all access to other copies of Project
Gutenberg™ works.

• You provide, in accordance with paragraph 1.F.3, a full refund of


any money paid for a work or a replacement copy, if a defect in
the electronic work is discovered and reported to you within 90
days of receipt of the work.

• You comply with all other terms of this agreement for free
distribution of Project Gutenberg™ works.

1.E.9. If you wish to charge a fee or distribute a Project Gutenberg™


electronic work or group of works on different terms than are set
forth in this agreement, you must obtain permission in writing from
the Project Gutenberg Literary Archive Foundation, the manager of
the Project Gutenberg™ trademark. Contact the Foundation as set
forth in Section 3 below.

1.F.

1.F.1. Project Gutenberg volunteers and employees expend


considerable effort to identify, do copyright research on, transcribe
and proofread works not protected by U.S. copyright law in creating
the Project Gutenberg™ collection. Despite these efforts, Project
Gutenberg™ electronic works, and the medium on which they may
be stored, may contain “Defects,” such as, but not limited to,
incomplete, inaccurate or corrupt data, transcription errors, a
copyright or other intellectual property infringement, a defective or
damaged disk or other medium, a computer virus, or computer
codes that damage or cannot be read by your equipment.

1.F.2. LIMITED WARRANTY, DISCLAIMER OF DAMAGES - Except


for the “Right of Replacement or Refund” described in paragraph
1.F.3, the Project Gutenberg Literary Archive Foundation, the owner
of the Project Gutenberg™ trademark, and any other party
distributing a Project Gutenberg™ electronic work under this
agreement, disclaim all liability to you for damages, costs and
expenses, including legal fees. YOU AGREE THAT YOU HAVE NO
REMEDIES FOR NEGLIGENCE, STRICT LIABILITY, BREACH OF
WARRANTY OR BREACH OF CONTRACT EXCEPT THOSE
PROVIDED IN PARAGRAPH 1.F.3. YOU AGREE THAT THE
FOUNDATION, THE TRADEMARK OWNER, AND ANY
DISTRIBUTOR UNDER THIS AGREEMENT WILL NOT BE LIABLE
TO YOU FOR ACTUAL, DIRECT, INDIRECT, CONSEQUENTIAL,
PUNITIVE OR INCIDENTAL DAMAGES EVEN IF YOU GIVE
NOTICE OF THE POSSIBILITY OF SUCH DAMAGE.

1.F.3. LIMITED RIGHT OF REPLACEMENT OR REFUND - If you


discover a defect in this electronic work within 90 days of receiving it,
you can receive a refund of the money (if any) you paid for it by
sending a written explanation to the person you received the work
from. If you received the work on a physical medium, you must
return the medium with your written explanation. The person or entity
that provided you with the defective work may elect to provide a
replacement copy in lieu of a refund. If you received the work
electronically, the person or entity providing it to you may choose to
give you a second opportunity to receive the work electronically in
lieu of a refund. If the second copy is also defective, you may
demand a refund in writing without further opportunities to fix the
problem.

1.F.4. Except for the limited right of replacement or refund set forth in
paragraph 1.F.3, this work is provided to you ‘AS-IS’, WITH NO
OTHER WARRANTIES OF ANY KIND, EXPRESS OR IMPLIED,
INCLUDING BUT NOT LIMITED TO WARRANTIES OF
MERCHANTABILITY OR FITNESS FOR ANY PURPOSE.

1.F.5. Some states do not allow disclaimers of certain implied


warranties or the exclusion or limitation of certain types of damages.
If any disclaimer or limitation set forth in this agreement violates the
law of the state applicable to this agreement, the agreement shall be
interpreted to make the maximum disclaimer or limitation permitted
by the applicable state law. The invalidity or unenforceability of any
provision of this agreement shall not void the remaining provisions.
1.F.6. INDEMNITY - You agree to indemnify and hold the
Foundation, the trademark owner, any agent or employee of the
Foundation, anyone providing copies of Project Gutenberg™
electronic works in accordance with this agreement, and any
volunteers associated with the production, promotion and distribution
of Project Gutenberg™ electronic works, harmless from all liability,
costs and expenses, including legal fees, that arise directly or
indirectly from any of the following which you do or cause to occur:
(a) distribution of this or any Project Gutenberg™ work, (b)
alteration, modification, or additions or deletions to any Project
Gutenberg™ work, and (c) any Defect you cause.

Section 2. Information about the Mission of


Project Gutenberg™
Project Gutenberg™ is synonymous with the free distribution of
electronic works in formats readable by the widest variety of
computers including obsolete, old, middle-aged and new computers.
It exists because of the efforts of hundreds of volunteers and
donations from people in all walks of life.

Volunteers and financial support to provide volunteers with the


assistance they need are critical to reaching Project Gutenberg™’s
goals and ensuring that the Project Gutenberg™ collection will
remain freely available for generations to come. In 2001, the Project
Gutenberg Literary Archive Foundation was created to provide a
secure and permanent future for Project Gutenberg™ and future
generations. To learn more about the Project Gutenberg Literary
Archive Foundation and how your efforts and donations can help,
see Sections 3 and 4 and the Foundation information page at
www.gutenberg.org.

Section 3. Information about the Project


Gutenberg Literary Archive Foundation
The Project Gutenberg Literary Archive Foundation is a non-profit
501(c)(3) educational corporation organized under the laws of the
state of Mississippi and granted tax exempt status by the Internal
Revenue Service. The Foundation’s EIN or federal tax identification
number is 64-6221541. Contributions to the Project Gutenberg
Literary Archive Foundation are tax deductible to the full extent
permitted by U.S. federal laws and your state’s laws.

The Foundation’s business office is located at 809 North 1500 West,


Salt Lake City, UT 84116, (801) 596-1887. Email contact links and up
to date contact information can be found at the Foundation’s website
and official page at www.gutenberg.org/contact

Section 4. Information about Donations to


the Project Gutenberg Literary Archive
Foundation
Project Gutenberg™ depends upon and cannot survive without
widespread public support and donations to carry out its mission of
increasing the number of public domain and licensed works that can
be freely distributed in machine-readable form accessible by the
widest array of equipment including outdated equipment. Many small
donations ($1 to $5,000) are particularly important to maintaining tax
exempt status with the IRS.

The Foundation is committed to complying with the laws regulating


charities and charitable donations in all 50 states of the United
States. Compliance requirements are not uniform and it takes a
considerable effort, much paperwork and many fees to meet and
keep up with these requirements. We do not solicit donations in
locations where we have not received written confirmation of
compliance. To SEND DONATIONS or determine the status of
compliance for any particular state visit www.gutenberg.org/donate.

While we cannot and do not solicit contributions from states where


we have not met the solicitation requirements, we know of no
prohibition against accepting unsolicited donations from donors in
such states who approach us with offers to donate.

International donations are gratefully accepted, but we cannot make


any statements concerning tax treatment of donations received from
outside the United States. U.S. laws alone swamp our small staff.

Please check the Project Gutenberg web pages for current donation
methods and addresses. Donations are accepted in a number of
other ways including checks, online payments and credit card
donations. To donate, please visit: www.gutenberg.org/donate.

Section 5. General Information About Project


Gutenberg™ electronic works
Professor Michael S. Hart was the originator of the Project
Gutenberg™ concept of a library of electronic works that could be
freely shared with anyone. For forty years, he produced and
distributed Project Gutenberg™ eBooks with only a loose network of
volunteer support.

Project Gutenberg™ eBooks are often created from several printed


editions, all of which are confirmed as not protected by copyright in
the U.S. unless a copyright notice is included. Thus, we do not
necessarily keep eBooks in compliance with any particular paper
edition.

Most people start at our website which has the main PG search
facility: www.gutenberg.org.

This website includes information about Project Gutenberg™,


including how to make donations to the Project Gutenberg Literary
Archive Foundation, how to help produce our new eBooks, and how
to subscribe to our email newsletter to hear about new eBooks.

You might also like