Professional Documents
Culture Documents
Trzydzieści Lat W Niewoli Strażnicy - Wilhelm Schnell
Trzydzieści Lat W Niewoli Strażnicy - Wilhelm Schnell
W. J. SCHNELL
30 lat w niewoli Strażnicy
SPIS TREŚCI
PRZESIEWANIE …………………………………
OSTRZEŻENIE ………………………………….
2
30 lat w niewoli Strażnicy
Przedmowa autora
Z łaski Bożej znów stałem się chrześcijaninem. Bóg znalazł mnie w mojej wczesnej
młodości. Niedługo potem zostałem wciągnięty do Organizacji Strażnicy (Watch Tower
Organisation) i stopniowo stałem się jej niewolnikiem. Gdy moje duchowe życie
zamierało, czyniłem rozpaczliwe próby wyzwolenia się, lecz każda taka próba kończyła się
jeszcze silniejszą niewolą. Dwukrotnie wydawało się, że już jestem wolny, po to tylko,
aby stoczyć się z powrotem w ten sam dół. Aż nareszcie teraz przyszła wolność!
Z łaski Bożej stałem się wolnym, gdy On podniósł mnie po całonocnej modlitwie
uczyniłem ślub Bogu. Pisząc te dzieje mojej 30-letniej niewoli, spełniam właśnie ślub, za
cenę którego uzyskałem wolność. Nie przedkładam wam do czytania rozprawy naukowej,
lecz odczute sercem wyznanie o niewoli tak głębokiej, że wyrwanie się z niej kosztowało
mnie 30 lat zmagań. W ujawnieniu tych sposobów zniewalania przyświeca mi cel
chrześcijański: jeżeli znajdujesz się w tej niewoli jako jeden ze świadków Jehowy, jestem
pewny, że wyznanie moje pomoże Ci ocenić Twoje położenie, abyś, zamiast dalej brnąć w
ciemność, mógł wydostać się na światło własną drogą, którą ja znalazłem głębokim
pragnieniem serca po wielu błędach i doświadczeniach; jeśli nie jesteś jednym ze
świadków Jehowy, wówczas przeczytanie wyznania o mojej 30-letniej niewoli będzie dla
Ciebie przestrogą. Słowa tej opowieści stają się widoczne na papierze dzięki farbie
drukarskiej, ale ich treść duchowa i myśli w nich zawarte, pisane są krwią mojego życia,
uczuciem męki i tortur przeżytych w piekle bardziej dla mnie realnym niż "piekło"
Dantego.
Nie żywię nienawiści do moich byłych braci i nie pragnę zemsty, pisząc te słowa; po
prostu wypełniam swój ślub, który uczyniłem Bogu, gdy pomógł mi uwolnić się i stać się
na powrót chrześcijaninem.
W. J. Schnell
Youngstown, Ohio
Wczesne przeżycia
Moje powołanie
Pewnego niedzielnego poranka, w lipcu 1917 roku, na lekcji szkółki niedzielnej w kościele
ewangelickim, zostałem głęboko poruszony postacią Jezusa, jako Zbawiciela, w wykładzie
przypowieści o Miłosiernym Samarytaninie. Słowa nauczyciela wywołały we mnie
pragnienie poznania Jezusa, przeczytania o Nim wszystkiego, co tylko było możliwe.
Miałem wówczas 12 lat. Bóg mnie wołał.
3
30 lat w niewoli Strażnicy
To, co czynił i czego uczył Jezus o potrzebie miłości i współczucia, było jaskrawym
przeciwieństwem tego, co działo się wówczas wokół mnie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że
był to trzeci rok pierwszej wojny światowej. Za wzrastającym poznaniem mojego
rzeczywistego stanu oraz tego, co Bóg przedsięwziął dla mojego zbawienia w Jezusie,
przyszła w moim sercu wiara w grzech i zbawienie. Z radością zrozumiałem, że Jezus
umarł na krzyżu za takich grzeszników jak ja, że Jego krew zmyła moje grzechy i że w
Jego zmartwychwstaniu śmierć została zwyciężona dla mnie i dla wszystkich tych, którzy
przyjmują Go z wiarą. Tak nastąpiło moje odrodzenie w 14-tym roku życia.
Krótki życiorys.
Urodziłem się w Stanach Zjednoczonych, w Jersey City w 1905 roku, lecz w dziewiątym
roku mego życia rodzice przenieśli się wczesną wiosną 1914 roku na powrót do Europy,
do Niemiec. Zaraz po tym wybuchła pierwsza wojna światowa i ojca wzięto do wojska, a
nas osiedlono w pobliżu rosyjskiej granicy w okolicach Poznania. Dopiero w 1915 roku
otrzymaliśmy pierwszą wieść od ojca, który był rzucany losami wojny po wszystkich
frontach od Przemyśla do Węgier.
W grudniu 1918 roku, tuż przed świętami Bożego Narodzenia, powitaliśmy ojca w naszym
domu. Co za radość! Lecz spokój był krótki. W styczniu 1919 roku chwycili za broń
powstańcy polscy, staczając walki ze stacjonującymi wojskami niemieckimi. Wreszcie
Niemcy skapitulowały, a ojciec mój, jako niemiecki oficer, został internowany.
Z wdzięczności Bogu za Jego cudowną opiekę, ja i mój ojciec, który był człowiekiem
religijnym, postanowiliśmy służyć Bogu w taki lub inny sposób. Pewnego dnia odwiedzili
nas, zagubionych w wielkim Berlinie, 'Badacze', pozostawiając niektóre książki. Nie
mieliśmy żadnych znajomości w mieście i szybko zaprzyjaźniliśmy się z badaczami. Ich
zbór okazał nam wiele braterskiego współczucia i czuliśmy się wśród nich dobrze. Właśnie
kończyłem 16 lat i począłem dojrzewać duchowo.
Tu trzeba wyjaśnić, że ówczesne zbory badaczy Pisma Świętego nie mają nic wspólnego z
dzisiejszymi miejscami zebrań świadków Jehowy, zwanymi "salami królestwa". Zupełnie
niezależni od ośrodków kierowniczych wybierali spośród siebie starszych, zgodnie z
poleceniem Pawła w Listach do Tymoteusza i Tytusa. Ludzie, z którymi zetknęliśmy się,
byli chrześcijanami, prowadzącymi uświęcone życie, przedkładającymi Panu swoje myśli,
swoje zachowanie i swoją pracę codziennego życia. Zbieraliśmy się w niedzielę na
rozważania Pisma Świętego i we środę wieczór na modlitwę. Praktykowali odwiedzanie
chorych, pomaganie biednym i z radością witali każdego gościa w swoim gronie. Niech mi
wolno będzie jeszcze raz powtórzyć, że nie miało to nic wspólnego z dzisiejszymi
praktykami świadków Jehowy, u których wszystkie wizyty mają charakter propagandowy
u obcych, a dyscyplinarny u swoich.
4
30 lat w niewoli Strażnicy
którzy nas zapraszali w tych niepewnych, ciemnych czasach i to był pierwszy powód
mojego czynnego zaangażowania się. Nigdy nie zapomnę pewnej niewiasty, która
opowieścią o swoich torturach, powodowanych chorobą psychiczną, przykuła mnie do
krzesła. Twierdziła, że jest opanowana przez złe moce. Jej twarz była blada, a oczy
pałające. Byłem tak przygnębiony, że nie mogąc wstać, osunąłem się na kolana i w
serdecznej modlitwie przedłożyłem Panu niedolę tej niewiasty, prosząc o Jego pomoc.
Gdy podnieśliśmy się z kolan, ze łzami w oczach prosiła, abym ją odwiedzał. O wiele
później wyznała, że choroba jej poczęła ustępować właśnie wtedy, podczas tej pierwszej
modlitwy.
Przez te trzy lata, gdy chodziłem na studia i pracowałem w Berlinie, Bóg użył mnie, abym
pomógł siedemnastu osobom stać się chrześcijanami, w tym trzem ateistom i jednemu
anarchiście. Nie chciałbym, aby ktoś mylnie zrozumiał ten rozdział jako pochwałę lub
popieranie nauk i zasad badaczy Pisma Świętego. Chciałem tylko wytłumaczyć, co
pociągnęło mnie do ich grona. Jest to konieczne, aby zrozumieć, jak i dlaczego
pozwoliłem się wciągnąć, a potem zniewolić jednemu z najbardziej dyktatorskich i
autokratycznych systemów świata.
Początek intrygi
W tym samym czasie, o którym pisałem, na naszym duchowym horyzoncie poczęły
gromadzić się ciemne chmury. Daleko, w Brooklynie nastało nowe kierownictwo
Towarzystwa Strażnicy (The Watch Tower Society). Przywódcy gwałtownie
przeorganizowali swą pracę, pragnąc równocześnie odzyskać dawne pozycje w
środowisku Badaczy Pisma Świętego, założonych przez poprzednika Karola Russella.
Nowy, ambitny przywódca Judge Rutherford, który był więziony w czasie wojny i miał o
to pretensję do duchowieństwa, pałał żądzą odwetu. Postanowił on wykorzystać
nieustabilizowane warunki na całym świecie dla zbudowania drugiego piętra "Strażnicy"
ponad budową Karola Russella.
"Płukanie mózgów"
Ten nowy atak został zainicjowany broszurą zatytułowaną Upadek Wielkiego Babilonu
(1919). Pretendowała ona do wyczerpującego sformułowania podstawowych zarzutów
przeciwko zorganizowanemu chrześcijaństwu. W broszurze tej nazwano chrześcijaństwo
Wielkim Babilonem, z Objawienia św. Jana, za stosowanie zasad organizacyjnych. Była to
chyba pierwsza od czasów inkwizycji hiszpańskiej próba "płukania mózgów", polegająca
na zburzeniu starych pojęć, dość luźno i płytko ugruntowanych w umysłach milionów
ludzi asymilowanych przez kościoły. Było to zarówno w tamtych czasach, jak i dzisiaj,
zadanie dość łatwe, jeśli zważyć, że nominalni chrześcijanie nie potrafią uzasadnić swoich
przekonań, ani tym bardziej obronić ich.
Ale w miejsce zburzonych pojęć trzeba zaszczepić jakąś nową myśl, gdyż tylko wtedy
"płukanie mózgów" jest skuteczne. Broszura Upadek wielkiego Babilonu taką myśl
zawierała. Jezus, jako zwycięzca nad śmiercią, miał prawo powiedzieć: ""Kto wierzy we
mnie, żyć będzie na wieki"" oraz ""Kto wierzy w Syna ma żywot wieczny"" (Jan 8,51). Tę
5
30 lat w niewoli Strażnicy
właśnie prawdę, starą jak samo chrześcijaństwo, wyznawaną przez żywych chrześcijan
na całym świecie, Towarzystwo Strażnicy ogłaszało, jako odkryte przez siebie "nowe
światło". I rzeczywiście, chociaż prawda była stara, to jednak wyłuskano tę perłę z całości
nauki chrześcijańskiej i dano jej sztuczną oprawę ludzkich słów. "Strażnica" ogłosiła
mianowicie w 1920 roku, że "Miliony, żyjących dziś ludzi, nigdy nie umrą".
Można sobie wyobrazić, jakie wrażenie wywierało takie hasło po wojnie światowej,
podczas której zginęły miliony ludzi w czasach głodu i niepewności. Obietnica życia
wiecznego miała być, według "Strażnicy", zrealizowana po raz pierwszy w tym pokoleniu,
pod warunkiem oczywiście, że te miliony porzucą chrześcijaństwo i przyłączą się do
Organizacji Strażnicy. Porównajmy teraz, co mówi Pismo Święte, a co "Strażnica". W
Ewangelii św. Jana 11,25.26 Pan Jezus mówi: "Ja jestem zmartwychwstanie i życie; kto
we mnie wierzy, i choćby i umarł, żyć będzie. A kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na
wieki"." Natomiast "Strażnica" głosiła: ""Każdy kto żyje i uwierzy w Organizację Strażnicy
i przyłączy się do nas, i będzie roznosił nasze książki, broszury i czasopisma, i będzie
składał sprawozdania z użytego na ten cel czasu, i będzie uczęszczał na nasze
zgromadzenia, nie umrze na wieki"". Taką treść podano jako słowa Pisma Świętego,
słusznie przypuszczając, że tysiące ludzi nie zauważy tej przewrotności.
Oczywiście, cel ten był na razie dalekim od osiągnięcia, ale w miarę rozwoju
opowiedzianej w tej książce historii sami będziecie mogli podziwiać, z jakim uporem
dążono do niego, dopóki "teokratyczne" myślenie, ślepe posłuszeństwo i gęsim szeregiem
przeprowadzane akcje masowe nie stały się powszechne.
Słowa z 2 Listu Ap. Piotra 2,3 przychodzą na myśl każdemu, kto zetknie się z historią i
literaturą Towarzystwa Strażnicy. Bez przerwy w koło cytują oni słowa Pisma Świętego,
wyjęte z kontekstu, przystosowując je do własnych celów. Przy tej okazji, sprzedają
książki, zbierają pieniądze na budowę ogólnoświatowej Organizacji Strażnicy. Ten sposób
okazał się tak skuteczny, że do dnia dzisiejszego jest stosowany z powodzeniem. Ich
pisma zawierają zawsze cząstkę prawdy, zazwyczaj na początku, jako przynętę.
Natomiast całość była przesycona żargonem organizacyjnym i naciągnięta tak, że w
głowie czytelnika z reguły powstawał zamęt. Zanim ofiara się spostrzegła, została
pozbawiona zdolności własnego myślenia, podejmowania własnej inicjatywy i w ogóle
całej samodzielności. Całe to postępowanie miało na celu doprowadzenie tych, którzy
6
30 lat w niewoli Strażnicy
słuchali do takiego stanu, w którym mogliby czytać jedynie książki, broszury i czasopisma
Towarzystwa Strażnicy. Osobnik z tak "wypłukanym mózgiem" nie tylko wierzył ślepo w
każde słowo "Strażnicy", ale też jako ZWIASTUN KRÓLESTWA roznosił je od drzwi do
drzwi, jako prawdziwą Ewangelię. Czy może być lepszy przykład "człowieka kupionego
pięknymi słówkami"?
Ogłaszajcie!
W 1922 roku uczestnicy wielkiej konwencji "Strażnicy" w Cedar Point ujrzeli olbrzymi
napis na z wolna opuszczającym się zwoju. Był tam elektryzujący slogan: "Ogłaszajcie,
ogłaszajcie, ogłaszajcie Króla i Królestwo!"
7
30 lat w niewoli Strażnicy
W nowym otoczeniu czułem się skrajnie inaczej niż w Berlinie, gdzie istniały wówczas
zbory przepojone duchem braterstwa i wolności. W Magdeburgu odwrotnie, od razu
wpadłem w atmosferę organizacyjną centrali "Strażnicy". Zamiast społecznością,
cieszyliśmy się sprawozdaniami, zajmowaliśmy się organizacją produkcji i zestawianiem
kosztów. Zamiast poprzednich doświadczeń, w których "Duch Święty świadczy Duchowi
naszemu, że jesteśmy dziećmi Bożym", teraz słuchaliśmy, jak przedstawiciel
Towarzystwa świadczył świadkom Jehowy, że jesteśmy dobrymi Zwiastunami Królestwa,
gdyż zebraliśmy przypadającą na nas kwotę.
Jako 19-letni chłopiec szybko przystosowałem się do nowej sytuacji, której niezwykłość
imponowała mi. Jako urodzony i wychowany wśród Niemców, byłem posłusznym
chłopcem, przyzwyczajonym do słuchania zarządzeń i rozkazów przełożonych. Nosiłem w
sobie niemieckie zamiłowanie do organizacji i porządku z którego słyniemy zarówno w
dobrym jak i złym. Wkrótce pochłonięty zostałem pracą przy zakładaniu czasopisma Das
Goldene Zeitalter (Złoty Wiek). Rezultatem naszej pracy był wzrost nakładu
czasopisma z 50 tys. egz. w 1925r. do 325 tys. egz. w roku 1927. W wirze tego zajęcia
straciłem rychło swoją "pierwszą miłość". Coraz mniej czasu znajdowałem na
rozmyślania, czytanie Pisma Świętego i osobistą religię. Wizja "Wszechświatowego
Związku" (której wówczas nie rozumiałem jeszcze jako wizji związku niewolników), na
wzór wielkich Niemiec, zastąpiła mi rzeczywistość życia w Jezusie Chrystusie.
8
30 lat w niewoli Strażnicy
Na początku 1925 roku ukazał się w czasopiśmie "Strażnica" artykuł "Narodziny Narodu",
odkrywający tym razem już w formie nie zamaskowanej prawdziwe plany Towarzystwa.
Ponieważ koniec świata nie nastąpił, ani nie zjawili się oczekiwani książęta Starego
Testamentu, ogłoszono coś zastępczego: teokrację. Jak zwykle użyto do tego celu Pisma
Świętego, tym razem Listu Ap. Piotra, w którym nazywa on wierzących chrześcijan
narodem wybranym, królewskim kapłaństwem. "Strażnica" zarezerwowała tę
prawdę dla siebie. To oni są królewskim kapłaństwem!
Drugim artykułem w "Strażnicy" z roku 1925, który miał podstawowe znaczenie był:
Przymierze, czy ofiara? Jego sens był taki, że wszyscy badacze Pisma Świętego
powinni zrzec się samodzielnego myślenia i inspiracji osobistej na korzyść ślepego
wykonywania zarządzeń Towarzystwa Strażnicy i bezkrytycznego realizowania jej
polityki. Ci, którzy ośmielają się dyskutować, lub krytykować instrukcje z Brooklynu,
zostali nazwani złymi sługami. Godziło to w starszych członków zborów, cieszących się
zaufaniem.
Zamiast książąt
9
30 lat w niewoli Strażnicy
Często w nocy budziłem się, aby rozmyślać, co się stało z moim ewangelicznym ideałem
Nowego Stworzenia? Dawniej, w okresie mojej "wiosny duchowej", kończyłem każdy
dzień modlitwą, przedkładając Panu wszystkie wydarzenia i postępki dnia. Obecnie
przejmowałem się jedynie wykonaniem organizacyjnych zadań i złożeniem z nich
sprawozdań.
10
30 lat w niewoli Strażnicy
Przesiewanie
Niedługo po opisanych powyżej wypadkach miałem okazję wrócić do Berlina i odwiedzić
moich rodziców i przyjaciół. Od razu spostrzegłem, że i tutaj, ja i wszędzie, polityka
Towarzystwa Strażnicy wyrządziła w zborach wielkie spustoszenia. Wielu czcigodnych i
starszych braci zostało zmuszonych do ustąpienia, wielu innych odsunięto w ciemny kąt.
Na ich miejsce kierownictwo zborów obejmowała, przy pomocy Towarzystwa, grupa
młodych, niedoświadczonych, a za to pewnych siebie ludzi. Jako pretekstu używano
odmowy starszych składania Towarzystwu pisemnych sprawozdań ze sposobu
wykorzystania swego osobistego czasu i ilości sprzedanych książek. Tę politykę
pozbawiania zborów Badaczy Pisma Świętego samodzielności i autonomii Towarzystwo
realizowało praktycznie w ten sposób, że obok wybranych przez zbór starszych,
Towarzystwo mianowało swojego "kierownika zebrań" (service director), jako siłę
pomocniczą. Ten pomocnik stawał się wkrótce faktycznym kierownikiem zboru i jego
reprezentantem na zewnątrz.
Jak się okazało, spotkałem starszych, szlachetnych ludzi, którzy lepiej ode mnie rozumieli
sytuację. Po godzinnej dyskusji, omijając starszych, sam zwróciłem się do sali z
zapytaniem: "Kto jest za Towarzystwem Strażnicy?" Wobec braku odpowiedzi
napiętnowałem ich jako złe sługi i wezwałem wszystkich, którzy sprzyjają Towarzystwu
do opuszczenia sali i podążenia za mną. Wyszło 8 osób i w domu jednego z nich
założyliśmy nowy zbór, którego zostałem, oczywiście "kierownikiem zebrań". Na te
zebrania zwoziliśmy uczestników samochodami z innych posłusznych zborów. W ten
sposób, obok zboru cichych i szlachetnych chrześcijan, powstał drugi zbór agitatorów i
hałaśliwych sprzedawców bibuły propagandowej.
Ten sposób postępowania praktykowany był w całym kraju, aż wszędzie powstał nowy
typ zborów. Również w naszej centrali "Betel" w Magdeburgu zostało w tym okresie
wymienionych 75% osób z personelu.
"Organizacja Boża"
W 1926 r. działalność organizacyjna "Strażnicy" nabrała pełnego rozmachu, w ten sposób
powstała wyraźna sprzeczność pomiędzy zaciekłymi atakami na całe chrześcijaństwo z
racji jego zorganizowania, a obecnymi dążeniami do przekształcenia Towarzystwa w
wysoko wydajną, nowoczesną organizację i stosowaniem na każdym kroku metod
organizacyjnych. Kierownictwo w Brooklynie zapowiedziało, że sprzeczność ta zostanie
wyjaśniona na Zjeździe Londyńskim, przygotowywanym na 1926 rok. Miało to być coś
wielkiego, toteż z niecierpliwością oczekiwaliśmy objawienia tej nowej prawdy.
I rzeczywiście, bogactwo jej zostało przedstawione w całej swej krasie. Oto jak Judge
Rutherford wybrnął ze stworzonej przez siebie sprzeczności: "Bóg stworzył od początku
organizację, ale szatan ukradł tę myśl Bożą i stworzył organizację dla siebie. Wszystkie
11
30 lat w niewoli Strażnicy
Celem samym w sobie stało się tylko wyrwanie człowieka z "organizacji szatana" i
wciągnięcie go do "Organizacji Bożej". Wyłudzanie jak największej ilości pieniędzy od
"Egipcjan" za literaturę stało się cnotą. Państwowe władze, sądy, prawa, jako organizacje
szatana stały się godne pogardy, i przestały krępować sumienie Świadków Jehowy.
Sprzedając książki wbrew prawu. bez licencji (pozwolenia), narażali się czasami na
grzywny i więzienie. Nazywali to prześladowaniem dla imienia Bożego. Oddawanie honoru
flagom państwowym i hymnom narodowym było dla nich "kłanianiem się obrazowi
bestii".
Noszenie broni świadkowie dopuszczają jedynie w wypadku, gdy do wojska powoła ich
"Strażnica". Nie są bynajmniej pacyfistami. Wierzą np., że wszyscy źli zostaną pozabijani,
przy czym źli, to są wszyscy, którzy nie należą do Organizacji Strażnicy. W czasie
"Armagedonu" również małe dzieci tych złych zostaną pozabijane. Na pytanie, jak
postąpią oni z tymi, którzy, będąc niegdyś członkami "Strażnicy", odeszli od niej,
odpowiadają, że obecne prawa nie pozwalają takich "zdrajców" zabijać. Gdy nastąpią
jednak prawa Boże, tj. prawa "Strażnicy", zostaną oni pozabijani bezwzględnie. Na razie
trzeba ich traktować jako nieżyjących (tak właśnie traktuje mnie moja rodzina, odkąd
odszedłem od Świadków Jehowy).
12
30 lat w niewoli Strażnicy
Od zachwytu do rozczarowań
Obecnie nadszedł czas wcielenia w życie nowych pomysłów "Strażnicy", pomysłów w
rodzaju "Organizacji Bożej". Na dany sygnał ruszyliśmy do pracy z typowo teutońską
zawziętością. Całe nasze postępowanie nabrało obecnie innego charakteru. Przecież
znajdowaliśmy się wewnątrz Organizacji. Teraz już nie przyświecało nam przykazanie
Jezusa z Ewangelii Mateusza 28, 19-20, aby wszystkie narody czynić uczniami Jego,
to jest chrześcijanami. O nie! To było zbyt mdłe i mało interesujące. Teraz my byliśmy
górą. Wszyscy inni, znajdujący się na zewnątrz "Organizacji Bożej" mieli do wyboru
przyłączyć się do nas lub zginąć w Armagedonie wraz z "Organizacją szatana".
Nie do wiary, czym może stać się takie przekonanie dla człowieka! Jak dawni faryzeusze i
saduceusze uważali się za jedynie wybrany naród. Z pokornych chrześcijan
przemieniliśmy się w wojowników i zdobywców. Czuliśmy się powołani do przejścia
pośrodku chrześcijaństwa, które zawiodło, położenia pieczęci na tych, którzy wejrzą na
nas i wprowadzenia ich do zbawiennej organizacji.
Obecnie przyszedł też czas na usunięcie w cień imienia Jezusa, od którego całe
chrześcijaństwo wywodziło swą nazwę i zastąpienia go imieniem Jehowy. Chcieliśmy za
wszelką cenę odróżnić się od chrześcijan. Ale odrzucając imię Chrystusa, równocześnie
odrzucaliśmy zasadę żywej społeczności z Bogiem, jaka jest udziałem chrześcijanina w
Chrystusie oraz samą myśl zbawienia przez krew Jezusa Chrystusa, a nie przez uczynki
spełniane przez organizację. Staliśmy się Organizacją Jehowy i uczono nas
lekceważenia w słowach i uczynkach Jezusa, ""jedyne imię dane ludziom, przez które
możemy być zbawieni"" Na wzór teokratycznych Żydów nadużywaliśmy imienia Jehowy
dla proklamowania naszej organizacji jako "Bożej Organizacji". Przecież małżonka nosi
nazwisko męża, a nasza organizacja była "Małżonką Bożą".
DO WALKI!
Naszym zadaniem, jako Organizacji Bożej, było zdobycie dla Boga całej ziemi. Z tym
przeświadczeniem atakowaliśmy na każdym kroku: w salach, w świadectwach masowych,
w małych miasteczkach, gdy ludzie szli do kościołów, w pukaniu od domu do domu, w
rozpowszechnianiu gazet i ulotek, w rozrzucaniu haseł.
W tym czasie, tu i ówdzie, zaczęły pojawiać się grupy szturmowe hitlerowców (SS).
Politycznie nie stanowiły jeszcze siły, a program swój opierały na przemocy. Zaczęły one
nas wytykać jako propagandystów amerykańskich, kierowanych przez USA. Nie
pozostając dłużni, atakowaliśmy ich na każdym kroku w naszych wystąpieniach.
Pamiętam, że jedno z moich zebrań zostało przerwane przez bojówkę SS w czasie
mojego przemówienia, a sam zostałem pobity ciężkim dębowym Krzesłem. Wielu z nas
zostało aresztowanych, a tu i ówdzie staliśmy się ofiarami napaści ze strony tłumu.
Przez aresztowania i procesy nasi przeciwnicy oddawali nam niemałą przysługę. W ten
sposób nasze szeregi zacieśniały się i nabierały rozgłosu. Staliśmy się znani powszechnie
13
30 lat w niewoli Strażnicy
Gdyby nie dojście Hitlera do władzy, kto wie, czy Niemcy nie stałyby się pierwszym
państwem Świadków Jehowy. Zrozumieli to i hitlerowcy i rozpoczęli zwalczać nas jako
trzecią siłę polityczną. Gwałtowny koniec naszej pracy w Niemczech położył Hitler
natychmiast po uchwyceniu władzy. Doświadczenia nasze tego okresu zostały później
wykorzystane w Ameryce przez centralę w Brooklynie.
Produkcja masowa
W nagrodę za osiągnięte przez nas wyniki centrala w Brooklynie obdarzyła nas zadaniem
objęcia swą działalnością również Polski, Czechosłowacji, Rumunii, Austrii. Byliśmy
również nominalnie wydawnictwem dla krajów skandynawskich. Do Polski wysyłaliśmy
nieoprawione książki (Harfa Boża). Były one zszywane na miejscu. Pamiętam, że do
Polski właśnie wysyłaliśmy bardzo dużą ilość książek. Moim zdaniem, religia Towarzystwa
Strażnicy byłaby dziś w Europie najgłośniejszą religią, gdyby nie wybuch II wojny
światowej w 1939 roku. Jeszcze dzisiaj, gdyby nie drastyczne środki stosowane przez
władze świeckie, świadkowie mieliby szansę stać się główną religią Stanów
Zjednoczonych, a następnie Afryki, Południowej Ameryki, a na końcu Europy i Azji.
Procentowy ich wzrost jest dziś (1954) ponad dziesięciokrotnie wyższy, aniżeli w
Niemczech w okresie przed wybuchem drugiej wojny światowej. Tam byliśmy już bliscy
zdobycia całego narodu dla świadków Jehowy. Innym razem, w jakimś innym kraju może
się stać to rzeczywistością.
14
30 lat w niewoli Strażnicy
Niektórzy jednak odmówili podpisania deklaracji, a ja nie ujawniłem ich nazwisk wobec
dyrektora. ""Ja wiem o wszystkim, cokolwiek robicie zarówno w biurze, jak i w terenie"" -
grzmiał dyrektor. Jestem pewny, że dyrektorowi zdawało się, że zna on również nasze
myśli. Personel centrali naszpikowany był szpiegami, a donosicielstwo było cnotą. A
chociaż rządy świeckie pozwalały zwalniać obywateli od niektórych obowiązków ze
względu na sumienia, to pracownicy Towarzystwa Strażnicy nie cieszyli się takim
przywilejem. Do dziś jeszcze, jeśli członek "Organizacji Bożej" wyrazi zastrzeżenie do
jakiegokolwiek posunięcia Towarzystwa w Brooklynie, zostanie z miejsca napiętnowany
jako zły sługa.
Żadnego miłosierdzia, żadnego szacunku dla cudzych przekonań. Gdybym skądinąd nie
był przodującym, wydajnym pracownikiem, z pewnością zostałbym zwolniony z miejsca i
potępiony za ukrywanie braci. Wszystkie donosy pod adresem pracowników były
skrzętnie notowane i każdy z nas miał swoją rubrykę. Zapisane w niej "grzechy"
wykorzystywane były w chwili, gdy ktoś z nas wychylał się z szeregu. Wówczas, wezwany
do dyrektora, był ogłuszony esencją swoich "przestępstw" i zazwyczaj przestraszony
wracał czym prędzej do zaprzęgu.
Wprawdzie udało się naszemu dyrektorowi uczynić z nas dobre sługi, sam jednak
bynajmniej nie należał do takich. W czasach powszechnej biedy ubierał się kosztownie i
żył wystawnie, przedsiębiorąc kosztowne i niepotrzebne podróże najdroższym środkiem
lokomocji.
Cała organizacja nasza, chociaż groźna na zewnątrz, od wnętrza była chora, jak
żydowska teokracja czasów Nowego Testamentu, o której Pan Jezus mówił: ""Biada wam
faryzeusze i uczeni w piśmie, obłudnicy! Jesteście jak groby bielone, piękne na zewnątrz,
lecz pełne nieczystości i kości umarłych wewnątrz"".
W 1927 r. stan rzeczy w Betel stał się tego rodzaju, że miałem do wyboru cierpieć
wieczne wyrzuty sumienia lub usunąć się. Wybrałem to drugie. Korzystając ze swego
obywatelstwa, wyjechałem do Stanów Zjednoczonych.
Pionierzy, pionierzy
Po przybyciu do Nowego Jorku w lipcu 1927 r. nastąpiła przerwa w mojej aktywności na
rzecz Towarzystwa Strażnicy. Skończył się bezpowrotnie okres mojego podziwu i
bezkrytycznego oddania każdemu skinieniu "Strażnicy". Stałem z boku i przyglądałem się
sceptycznie. A jeżeli dałem się powtórnie zaangażować do pracy, to zawdzięczam to
mojej rodzinie, którą udało mi się sprowadzić z Berlina do Nowego Jorku.
Przewidywałem, że w Niemczech sprawy będą układały się coraz gorzej, że wszyscy,
którzy chcą zachować swoją indywidualność niezależnie od "Das deutsche Wesen", którzy
wyznają odrębny światopogląd, ściągną na siebie nienawiść nacjonalistów niemieckich.
Dotyczyło to także Towarzystwa Strażnicy.
15
30 lat w niewoli Strażnicy
w roku 1924. Domyśliłem się, że działo się tak ze względu na odmienny charakter ludzi
amerykańskich. Odrzucali oni wszelki przymus i komenderowanie, przyzwyczajeni do
demokratycznych stosunków społecznych, nie poddawali się tak łatwo teokratycznym
koncepcjom "Strażnicy". Nie przeżywali też okropności pierwszej wojny światowej tak,
jak my w Europie. "Strażnica" musiała więc oczekiwać sposobności zdobycia i
wykształcenia odpowiednich kadr. Wkrótce sposobność taka nadeszła w postaci wielkiego
kryzysu 1929 roku. Ludzie stracili pewność pracy i jutra, stracili oparcie ekonomiczne i
nigdy już nie odzyskali zupełnego spokoju. Widmo kryzysu prześladowało odtąd miliony
ludzi przez długie, długie lata. To właśnie była woda na młyn "Strażnicy": potężna klasa
ludzi niezadowolonych z istniejącego stanu rzeczy.
16
30 lat w niewoli Strażnicy
na tej fali wypływać na wierzch życia w Ameryce. Później zobaczymy, jak ten cel został
osiągnięty.
Program Towarzystwa i jego cele na następny okres zawierała wydana w tym czasie
(1928) książka Rząd (ukazała się też w polskim języku, drukowana prawdopodobnie w
Niemczech. - Przyp. tłum.) Jej język i argumenty były tak samo mętne jak w innych
książkach. Jednak trafnie opisano tam powstanie "doktryny teokracji" i przyszły rozwój
sytuacji w szeregach świadków Jehowy.
Obraz bestii
17
30 lat w niewoli Strażnicy
Jednak jej śmiertelna rana została uleczona wraz z objęciem kierownictwa przez
Judge Rutherforda w 1919 roku. Natomiast z chwilą ogłoszenia teokracji w 1938 roku
Organizacja była tak potężna, że mogła ""ogień sprowadzić z nieba na ziemię"", ferując
wyroki plag na "religionistów" na łamach czasopisma "Strażnica". Nikt nie może pozostać
w szeregach świadków, kto nie myśli tak, jak każe "Strażnica" (piętno na czole) i nie
postępuje według szablonu podanego przez "Strażnicę" (piętno na ręce). To
podobieństwo jest tak zadziwiające dla mnie, który przez trzydzieści lat żyłem w łączności
z Organizacją Strażnicy, że do dzisiaj nie mogę się od niego uwolnić. Oto, dlaczego
często powtarzają się w moich wspomnieniach aluzje do Organizacji, gdy wspominam o
bestii z Objawienia i jej obrazie.
Książka "Życie"
Przez przejęcie tych proroctw, przez adaptowanie ustroju teokracji żydowskiej, a nawet w
przyjęciu nazwy świadków Jehowy (którą to nazwę Izajasz w 43:10 podaje jako nazwę
Izraela) "Strażnica" odwróciła cały rozwój prawdy biblijnej, powracając do spraw
przeżytych i przebrzmiałych. Od tej chwili Świadkowie Jehowy uważali się za "Izraela
Bożego", za naród wybrany, znajdujący się "wewnątrz" organizacji Bożej, tak, jak kiedyś
naród żydowski. Ich stosunek do ludzi z "zewnątrz" był początkowo współczujący, a
następnie pogardliwy i potępiający. Znalazło to swój wyraz w niekulturalnym i
nieobywatelskim postępowaniu świadków Jehowy na całym świecie. Przypisując sobie
wszystkie zalety i przywileje Izraela czasów starożytnych, rzeczywiście zdobyli wszystkie
wady tamtych czasów, jak krótkowzroczność, bigoteria, upór "twardego karku" i wiele
innych cech ujemnych.
W 1932 roku ukazała się następna książka rozwijająca nauki świadków Jehowy, pt.
Zabezpieczenie. W książce tej "Strażnica" usiłuje uzasadnić podział na klasy wiernych
wbrew nauce Pisma Świętego o konieczności osobistego przynoszenia owoców ducha.
18
30 lat w niewoli Strażnicy
Jana, stanowiących, według "Strażnicy", ciało Chrystusa. Oni to mieli być tymi
wprowadzającymi zastępy nowych, młodych członków, nową klasę wiernych, tak jak
kiedyś biblijna Noemi wprowadziła Rut, a Mardochaj wprowadził Esterę do koła wiernych
Izraela. W związku z tym porównaniem klasę starszych członków byłych badaczy
nazwano klasą "Mardochaj-Noemi", a klasę świeżych członków ochrzczono mianem klasy
"Ruth-Ester".
Wkrótce jednak okazało się, że większość nowych zwolenników nie odpowiada warunkom
przynależności ani do jednej, ani do drugiej klasy, gdyż nie wykazywała żadnego
zainteresowania dla spraw duchowych, zadawalając się organizacyjną przynależnością.
Było to naturalne żniwo polityki Towarzystwa od 1925 roku, od którego to czasu za
najważniejsze uznano sprzedawanie książek i składanie sprawozdań, a szykanowano
owoce ducha, rozwój charakteru, odrodzenie duchowe, wiarę w Chrystusa. Dzisiaj każdy
mógł być głosicielem "Strażnicy". Wystarczyło spełnienie warunków zupełnie
powierzchownych, jak wypełnienie sprawozdań, sprzedawanie książek i uczęszczanie na
zebrania. Dawni badacze wierzyli, że ci, którzy nie pozostali wierni swojemu powołaniu
pomimo odrodzenia duchowego, otrzymują jeszcze jedną szansę nawrócenia się w czasie
wielkiego ucisku. Jednak nie będą królować z Chrystusem, a miejsce ich będzie przed
tronem. Obecnie "Strażnica" zmieniła to tłumaczenie. Czyż Psalmista nie głosi, że
"ziemia" jest podnóżkiem nóg Twoich"? Ci przed tronem muszą być ziemscy i to
właśnie będzie ta klasa zwolenników Organizacji Strażnicy, którzy nie wykazują żadnych
duchowo - moralnych kwalifikacji. Nazwano ich klasą "Jonadabów". Każdy, kto zechce
uważnie przeczytać VII rozdział Apokalipsy, przekona się, że tłumaczenie takie jest
zwyczajnym bluźnierstwem i przekręcaniem słów. Czy jednak jest choćby jedno ich
tłumaczenie Pisma Świętego, które nie było by przekręcone i naciągnięte wbrew istotnej
treści?
Odrzucenie chrześcijaństwa
Towarzystwo Strażnicy doszło teraz do punktu, w którym nie mogło się już zatrzymać.
Przyszedł czas na zrzucenie płaszczyka chrześcijaństwa, pod którym tak długo się
maskowało. Było to nawet konieczne dla uzyskania dalszego powodzenia w
niezadowolonych masach chrześcijan obecnie i nienawidzących chrześcijaństwa pogan w
przyszłości. Towarzystwo Strażnicy uznało, że "jedyne Imię dane ludziom, przez które
możemy być zbawieni", stało się obecnie przeszkodą na drodze postępu Towarzystwa
Nowego Świata. Cele takie, jak narzucanie swych nauk wszystkim ludziom i zdobycie
władzy nad światem, wymagały nazwy bardziej uniwersalnej. Użyto do tego Imienia
Bożego: Jehowy - stąd świadkowie Jehowy.
W 1932 roku upłynęło 12 lat od chwili wznowienia pracy Towarzystwa pod nowym
kierownictwem Judge Rutherforda. Towarzystwo postanowiło upamiętnić ten fakt
wydaniem książki Wywyższenie, w której, jak zwykle, nadużywa się Pisma Świętego do
swych celów. W tym wypadku ofiarą padła przypowieść ewangeliczna o gospodarzu,
zwołującym robotników do pracy w winnicy. Dwanaście godzin pracy, to właśnie
dwanaście lat pracy Towarzystwa na nowych zasadach. A wszystkim starym i młodym,
19
30 lat w niewoli Strażnicy
Na początek obrano teren możliwie blisko centrali w Brooklynie, a więc stan New Jersey.
Ten naszpikowany małymi, półmiejskimi osiedlami kraj najlepiej nadawał się do zaczepki.
Jego mieszkańcy lubili spędzać niedzielę w błogim spokoju, próżniactwie i bezruchu. Na
nich to postanowiono nasłać "niedzielne grupy świadków", nagabujące ludzi na ulicach,
przed kościołami i w domach, narzucające się ze swoją literaturą i naukami.
Przedtem wpojono "świadkom" ich zadanie. Mieli oni atakować każdą religię,
wszelkie świętości, zwyczaje i obyczaje, posługując się rzekomo Pismem
Świętym. Np. płacenie podatków, zdejmowanie kapelusza wobec starszych i
kobiet, flagi i hymny państwowe, wszystko to było przedmiotem napaści.
Zwłaszcza skuteczna była metoda nachodzenia ludzi właśnie wtedy, gdy najbardziej
potrzebują oni odpoczynku.
Na drugą niedzielę obrano inne miasteczko. Oczywiście, przez cały następny tydzień
ludzie mówili tylko o niedzielnych rozruchach i stawaliśmy się głośni. Tu i ówdzie
żałowano nas, jako prześladowanych za wyznanie. Ale prawdziwego rozgłosu
przysparzały nam dopiero procesy, wynikłe wskutek tych akcji. Pisała o nich prasa,
śledziła publiczność. Obrona na procesach była z góry zaplanowana - z reguły
odwoływaliśmy się do wolności wyznania. Oskarżeni o handel książkami bez opłacenia
podatków obstawaliśmy, że jest to nasza forma nabożeństwa, względnie kaznodziejstwa,
które było dozwolone. Powoli udało nam się stworzyć nastrój prześladowania mniejszości
wyznaniowej i pozyskać rozgłos, a nawet sympatię pewnych kół ludności. Znów wielu
ludzi zainteresowało się naszymi przekonaniami i zaczęło czytać nasze książki. I chociaż
kpili z nas, to jednak sympatia dla prześladowanej mniejszości brała górę i zaczęli brać
nas w obronę.
Ale znaleźli się i tacy, których nasz rozgłos skłonił do zainteresowania się istotnymi
celami Towarzystwa jako całości, a szczególnie kierownictwa w Brooklynie. Władze
zaczęły podejrzewać, że pod pokrywką nowej religii kryje się po prostu jakiś olbrzymi
interes handlu literaturą bez pozwolenia. Raz po raz artykuły w prasie podnosiły ten
20
30 lat w niewoli Strażnicy
problem, np. w "Saturday Evening Post" w 1940 roku zatytułowany "Armagedon, Spółka
Akcyjna" itp.
Coraz liczniej powtarzające się sprawy sądowe przeciwko Świadkom Jehowy domagały
się jakiegoś oficjalnego rozwiązania ze strony władz. Zasądzeni na więzienia i grzywny w
jednej instancji z reguły odwoływaliśmy się do wyższej, wygrywając sprawę. Jednak w
przypadku miasta Griffin w stanie Georgia "Strażnica" przegrała sprawę również w sądzie
stanowym i odwołała się do Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych. Tutaj
przedstawiono sprawę w ten sposób, że świadkowie Jehowy są biednymi ludźmi, których
nie stać na kosztowne środki propagandy, jak prasa i radio, więc szerzą swoje poglądy
przy pomocy traktatów i ulotek.
Powołano na przykłady znanych w Ameryce działaczy, jak Tomasz Paine, którzy również
przy pomocy ulotek dobrze zasłużyli się krajowi. Sąd Najwyższy przyjął to tłumaczenie,
uznał, że literatura świadków jest wolna od opłat, więc jej rozpowszechnianie podlega
pod ochronę konstytucji USA. Począwszy od 1936 r. czasopismo "Strażnica" roi się od
opisów zwycięstw w poszczególnych miastach czy okręgach. Najdziwniejsze dla mnie w
tym wszystkim jest to, że naczelnicy policji, ojcowie miasta, sędziowie pokoju a nawet
Sąd Najwyższy dali się chytrze użyć dla celów postawionych przez kierownictwo
Towarzystwa Strażnicy.
Obecnie jest dla mnie jasne, dlaczego tak było. Po prostu nie czytałem, nie studiowałem
Pisma Świętego, jako podstawę prawdy, a zastąpiłem je czasopismem "Strażnica" i
książkami wydawanymi przez towarzystwo o tej samej nazwie. Stopniowo mój umysł
zapełnił się podawanymi tam wymysłami ludzkimi, a potem nie mogłem wyzwolić się od
organizacyjnego sposobu myślenia. Jednak jakaś odporniejsza warstwa osobowości
pozostała we mnie niezniszczalna i ta dawała znać o sobie od czasu do czasu.
21
30 lat w niewoli Strażnicy
Propozycja pozostania w Nowym Jorku odpowiadała mi wówczas. Poza tym ciekaw byłem
wejrzeć do wnętrza organizacji w Brooklynie i dlatego wyraziłem zgodę, z góry
postanawiając zachować wewnętrzną niezależność. Dla czytelników z grona świadków
Jehowy musi to brzmieć jak straszna herezja. Ale wierzcie mi, jest to pierwszy krok w
kierunku uwolnienia się z teokratycznych sideł "Strażnicy". Potrzebny jest stan umysłu, w
którym przyjmuje się tylko rzeczy słuszne, naszym zdaniem, i pożyteczne.
W czerwcu 1937 r. zostałem wezwany do prezesa. Wizyta ta była dla mnie prawdziwą
torturą. Czułem się jak żywa ofiara w objęciach ognistego Molocha organizacji.
"Chcielibyśmy widzieć Was tutaj, pośród nas. Jesteście nam potrzebni, gdyż posiadacie
doświadczenie" - powiedział po kilku słowach wstępu. W mojej duszy krzyczało "nie!", ale
nie miałem siły przeciwstawić się. Na mojej twarzy odbiła się widocznie wewnętrzna
rozterka, a Judge źle ją zrozumiał. Sądząc prawdopodobnie, że żal mi porzucić pracę w
terenie, powiedział: "Oczywiście, gdy nadejdzie odpowiedni czas, mianujemy was sługą
zgrupowania Nowego Jorku. A gdybyście nie czuli się w tym położeniu dobrze -
pozwolimy Wam odejść" Tej właśnie nadziei chwyciłem się z całej siły. Wyraziłem zgodę.
Nie przypuszczałem, że w ten sposób niewola moja przedłuży się o dalszych 18 lat, aż do
roku 1954.
Życie w Betel.
Od samego początku mojej pracy w Nowym Jorku, byłem ciekawy, czy stosuje się tu
szpiegowania i donosicielstwa, jak to miało miejsce w Niemczech. Przez kilka dni bacznie
obserwowałem swoje otoczenie, aby odszukać ludzi o szczerych, otwartych charakterach.
Jakżeż byli zdziwieni, gdy zacząłem z nimi rozmawiać na temat, kto spośród naszego
personelu może być szpiegiem i donosicielem. W ich oczach malował się strach, gdyż
początkowo byli pewni, że ja sam jestem szpiegiem, a moje pytania, to zwykła
prowokacja. Wytłumaczyłem im, że znam te sprawy z poprzedniej mojej pracy i po
prostu nie chciałbym wypowiadać wobec donosicieli niczego, co później sprawiłoby mi
kłopot.
22
30 lat w niewoli Strażnicy
Zadanie swoje opanowałem łatwo i wkrótce dawałem sobie doskonale radę ze wszystkimi
problemami. Mój najbliższy sąsiad musiał być donosicielem. Czułem to instynktownie.
Aby sprawdzić swoje podejrzenia, powiedziałem do niego, że uważam organizację
naszego biura za przestarzałą. Praca nasza byłaby wydajniejsza, gdybyśmy mieli
wspólnego sekretarza piszącego dyktowane listy, zamiast samemu pisać wszystkie listy
oddzielnie. Zaraz na drugi dzień zostałem wezwany do sanktuarium "sługi biura", który
wyjaśnił mi, że organizacja naszego biura została opracowana na podstawie doświadczeń
i jest najlepiej przystosowana do naszych zadań.
W przyszłości powinienem, jako nowy pracownik, zgłaszać swoje uwagi jemu osobiście, a
nie wobec personelu. W ten sposób przekonałem się, że mój sąsiad rzeczywiście jest
donosicielem. W podobny sposób wypróbowałem wszystkich swoich współpracowników.
Po dwóch miesiącach doszedłem do wniosku, że stosunki w Nowym Jorku są tak samo nie
do zniesienia jak w Magdeburgu. Napisałem więc do Rutherforda prośbę o zwolnienie,
powołując się na naszą wstępną rozmowę. Zwolnienie nie było jednak łatwe. Staliśmy
właśnie wobec zbliżającej się Konwencji roku 1937 i polecono mi zostać aż do jej
ukończenia, mianowicie; miałem zająć się organizacją specjalnych pociągów na tę
konwencję i innych środków lokomocji.
Siedmiostopniowy program
Mniej więcej w tym czasie, który teraz opisuję rozpoczęło się w Ameryce używanie
fonografu. Świadkowie od razu wpadli na pomysł wykorzystania tego wynalazku dla
swojej propagandy. Krótkie, sześciominutowe przemówienia Judge Rutherforda już
poprzednio były utrwalone na płytach i wykorzystywane przez radiostację Ameryki każdej
niedzieli. Jednak na skutek ataków na chrześcijaństwo oraz nachalnych metod
propagandy świadków, sytuacja zmieniła się. Wpływowe osobistości Stanów
Zjednoczonych skłoniły wszystkie większe i poważniejsze radiostacje do odmawiania
przyjmowania do swego programu audycji dostarczanych przez "Strażnicę". Tylko małe,
23
30 lat w niewoli Strażnicy
Drugim stopniem było uzyskanie zgody na powtórzenie odwiedzin. Jego celem było
zachęcenie nabywcy książki do jej przeczytania. W czasie powtórnej wizyty kładziono już
większy nacisk na kupowanie książek. Specjalne sprawozdanie pozwalało budować
systematycznie na tym, co już osiągnięto, z ostatecznym celem, którym był stopień
trzeci.
24
30 lat w niewoli Strażnicy
To był dopiero właściwy początek nauczania, wtajemniczenia. Jego celem było usunięcie
rozluźnionych poprzednio dotychczasowych pojęć i praktyk religijnych. Następna książka
będzie już służyła zaszczepianiu nowych idei. Człowiek, który nabył ten "bilet", stawał się,
w nomenklaturze "Strażnicy", "człowiekiem dobrej woli". Był stopniowo zaopatrywany we
wszystkie książki wydawane przez "Strażnicę", w miarę ich ukazywania się, a także
nakłaniano go do zaprenumerowania czasopism "Strażnica" i "Przebudźcie się!". To
właśnie było owo "Studium biblijne". Jeżeli taki "Zwiastun Królestwa" miał do
przeprowadzenia dwie lekcje w tygodniu (lub więcej), wówczas przez dwu-trzykrotne
powtarzanie tych samych sloganów, uczył się ich na pamięć jak automat. W ten sposób
wytwarzał się klasyczny typ świadka Jehowy z umysłem przepełnionym "prawdami
Strażnicy". Tym skuteczniejsza była praca nad nowym zwolennikiem, czyli uczniem. W
ten sposób tworzyło się to, co "Strażnica" nazwała pierwotnie "myśleniem
organizacyjnym", a następnie "myśleniem teokratycznym".
Przy końcu każdego zebrania studium obwodowego, przewodnik studium rezerwował pięć
minut na ogłoszenia o terminach studiowania "Strażnicy", o zebraniach w tzw. "salach
królestwa" oraz wyznaczał grupy świadczących.
25
30 lat w niewoli Strażnicy
Piątym stopniem było wprowadzenie człowieka dobrej woli w szerszy zakres nauk
"Strażnicy". Polegało to na udziale w niedzielnych zgromadzeniach, studiowania
czasopisma "Strażnica", zazwyczaj w tzw. "salach królestwa". Jako podstawę służyły
pytania drukowane na okładce "Strażnicy". Nowicjuszom, ludziom dobrej woli,
poświęcano na tych zebraniach najwyższy stopień uwagi. Czyniono wszystko, aby mogli
czuć się jak u siebie w domu. Wskazywano na prawa przechodniów w starożytnym
Izraelu, którzy według zakonu byli traktowani na równi z domownikami. Obiecano, że już
wkrótce mogą stać się pełnowartościowymi świadkami Jehowy, głoszącymi innym to,
czego sami nauczyli się.
Tak przygotowany człowiek gotowy był do szóstego stopnia, do głoszenia. Jeżeli bowiem
był zbawiony przez pozostanie wewnątrz Organizacji, to wszyscy inni w jego przekonaniu
byli potępieni i trzeba było ich ratować. "Idź, czyń i ty podobnie" mówiono im, jak zwykle
nadużywając Pisma Świętego.
Szóstym stopniem było więc specjalne szkolenie do głoszenia innym "prawd Strażnicy".
Służyły temu celowi specjalne zebrania, na których uczono używania odpowiednich
książek i literatury, metod świadczenia, grupowego zdobywania słuchaczy w domach,
skłaniania ich do powtórnych zaproszeń, a nade wszystko zbierania pieniędzy dla
Towarzystwa Strażnicy. Natomiast niczego nie uczono o życiu duchowym, o modlitwie.
26
30 lat w niewoli Strażnicy
Aktu tego dokonują zazwyczaj w czasie zebrania okręgu. Jest to rodzaj publicznego
świadectwa, ostatni stopień wtajemniczenia. Chrzest ten nie ma nic wspólnego z
analogicznym obrządkiem chrześcijańskim, jako że Świadkowie Jehowy nie wierzą w
odrodzenie duchowe. Takim, jakim praktykują go świadkowie, był już stosowany przed
chrześcijaństwem w misteriach babilońskich. Był on pożegnaniem z własną osobowością,
z niezależnością myśli, z religią Jezusa i przyrzeczeniem zostania dobrym głosicielem
Królestwa. Według instrukcji Towarzystwa, miana tego nie wolno nadawać nikomu, kto
nie przyjął chrztu. Śmiało można powiedzieć, że człowiek taki stracił swoją duszę, aby
pozyskać cały Świat przez miano członka Towarzystwa Nowego Świata, jak nazywało się
Towarzystwo Strażnicy w tym okresie.
Jeżeli w przyszłości będzie wiernym, otwierają się przed nim rożne możliwości. Może
otrzymać urząd sługi miejscowej grupy, może dostąpić zaszczytu pracy w Betel. Może
stać się "pionierem" lub dostać się do szkoły Biblijnej Strażnicy i stać się misjonarzem,
albo specjalnym pracownikiem. Za szczególne zasługi może stać się księciem "Strażnicy",
a nawet dyrektorem Towarzystwa. Czy wszystkie te godności nadawane przez ludzi mogą
równać się z zaszczytem, jaki przez Słowo Boże otrzymuje wierzący w Jezusa
chrześcijanin>? "Ale wy jesteście królami i kapłanami Bożymi" - pisze Apostoł Piotr w
swoim liście.
W 1938 roku Towarzystwo ogłosiło teokrację. Wszystkie grupy świadków Jehowy składały
przyrzeczenia, że odtąd będą bez zastrzeżeń i dyskusji przyjmowały wszelkie zalecenia i
instrukcje wysyłane przez Towarzystwo Strażnicy. Wszelka, teoretyczna choćby
możliwość niezależności znikła ostatecznie. Powstała ostatecznie nowa światowa
organizacja oparta na bezmyślnym posłuszeństwie robotów i odtąd będzie rozszerzała
się, aż stanie się Towarzystwem Nowego Świata. Świadkowie Jehowy nazywają to Bożą
Organizacją lub Królestwem. W rzeczywistości jest to tylko dyktatura "Klasy Mądrych i
Wiernych Sług" z Brooklynu.
Jak już wspomniałem, w lecie 1938 roku dostałem skierowanie do Atlantic City z
polecenia wywołania tam rozruchów, które by zwróciły uwagę publiczności. Była to
27
30 lat w niewoli Strażnicy
wówczas jedna z normalnych metod naszej "pracy". W tym wypadku taktyka nasza
polegała na wykorzystaniu dla propagandy słynnego Nadbrzeża, uczęszczanego w letnim
sezonie przez miliony ludzi. Zdarzyło się, że w tym właśnie czasie burmistrz miasta wydał
pozwolenie Armii Zbawienia na urządzanie zbiórki pieniężnej właśnie na Nadbrzeżu.
Wykorzystując to, świadkowie zaczęli tam głosić swoje kazania bez żadnego pytania o
pozwolenie. Ostrzegano nas, aby zaprzestać, a gdy to nie skutkowało, zatrzymano kilku
świadków w areszcie. Wtedy dopiero zwróciliśmy się o pozwolenie, lecz burmistrz
odmówił, tłumacząc, że Armia Zbawienia jest znana na całym świecie jako instytucja
charytatywna i żaden z gości Atlantic City nie poczuje się urażony ani dotknięty
wystąpieniami ich członków na Nadbrzeżu. Niestety, nie można było tego powiedzieć o
Świadkach Jehowy, którzy już od pięciu lat powodują liczne zamieszki w całym okręgu
New Jersey. Ich obecne pojawienie się na Nadbrzeżu mogło powodować tarcia i
niezadowolenie gości miasta.
Przywieziono mnie do więzienia, pobrano odciski palców. Zjawiło się dwóch reporterów
miejscowych dzienników, z którymi pozwolono mi rozmawiać. Powiedziałem im, że
jestem przedstawicielem Towarzystwa Strażnicy w Nowym Jorku, skąd przybyłem , aby
przeciwstawić się zarządzeniom tutejszego burmistrza White'a. Ponieważ właśnie w tym
czasie burmistrz żył w kiepskich stosunkach z prasą, cała sprawa ukazała się w
dziennikach na pierwszej stronie pod olbrzymimi nagłówkami, zwracając na nas uwagę
opinii.
28
30 lat w niewoli Strażnicy
Rano pozwolono nam opuścić celę aby umyć się i przygotować do śniadania. Inni
"współlokatorzy" zaczęli rozmawiać ze mną. Jakiś opryszek, którego przyprowadzono w
nocy kompletnie pijanego, zapytał: "Za cóż to siedzisz, kolego?". "Za głoszenie
Ewangelii" - odpowiedziałem. Ten obejrzał mnie od stóp do głów i pokiwał z
niedowierzaniem głową. "Tego oni nie mogli zrobić" - powiedział i wyszedł. Uważali mnie
za kłamcę i mieli rację. Nie przyjechałem głosić Ewangelię, lecz doprowadzić do
zamieszek na polecenie moich teokratycznych panów.
W Brooklynie przyjęto mnie jak bohatera. Właśnie rozdzielano przydziały dla sług
okręgowych między najbardziej wartościowych pracowników. Wydarzenia w Atlantic City
musiały podnieść moją pozycję w Betel, gdyż i mnie spotkało to wyróżnienie. Dostałem
przydział na okręgowego sługę północno-zachodniej Pensylwani i północno-wschodniego
Ohio. Równocześnie z przydziałem otrzymałem szczegółowe zadania, a zwłaszcza dwa, od
których miałem zacząć: po pierwsze miałem usunąć kliki, które niepokoiły największe z
tamtejszych ugrupowań świadków Jehowy; po drugie, zorientować się, dlaczego grupy
tamtejsze nie wywołały dotychczas żadnych rozruchów publicznych, chociaż kilkakrotnie
już nadarzały się ku temu okazje. Miałem więc, jak najszybciej doprowadzić do takich
publicznych wystąpień, których finał rozegrałby się przed Sądem Najwyższym Stanów
Zjednoczonych. Teraz zrozumiałem, dlaczego wysłano mnie do Atlantic City. Była to po
prostu próba mojej przydatności dla nowego terenu pracy.
29
30 lat w niewoli Strażnicy
przemawiać, zjawił się szef policji i odciął nam głośniki. W odpowiedzi wyszedłem na ulicę
i stojąc na dachu przygotowanego samochodu, kontynuowałem przemówienie. Ludzie,
rozdrażnieni naszymi poprzednimi wystąpieniami, zaczęli się złościć. Posypały się zgniłe
pomidory i inne jarzyny. Jednak i na to byliśmy przygotowani przez zmobilizowanie
specjalnych grup szturmowych, utrzymujących porządek. Dłuższy czas trwało
zamieszanie i kotłowanina, aż w końcu nie było innej rady, jak wycofać się do sali i tam
oczekiwać pomocy policji. Doszło do procesu, w czasie którego dwóch z nas otrzymało
wyroki skazujące, oprócz 25 dolarów, które mieliśmy zapłacić jako koszty. Oczywiście
wnieśliśmy apelację.
Najbardziej zachwycony całym przebiegiem sprawy był Judge Rutherford. Zapewnił mnie
o swoim całkowitym poparciu, co nie podobało się innym zazdrosnym pracownikom
centrali, szczególnie klice w Adams Street, która szykowała się do objęcia władzy po
Rutherfordzie. Kiedy przy innej okazji zorganizowałem skuteczną akcję likwidację groźby
przerwania przemówienia Judge Rutherforda w olbrzymim Madison Squar Garden w
Nowym Jorku w 1939 r., Dżadż zaprosił mnie na przyjacielską pogawędkę, spodziewając
się, że poproszę go o pracę w centrali. Kiedy to nie nastąpiło, pożartował trochę na temat
mojej rubryki w jego czarnej księdze, gdzie figurowały wszystkie donosy na mnie i na
tym się skończyło.
Tak więc z dniem 1 grudnia 1941 roku byłem zwolniony z obowiązków. Pozostawało tylko
wrócić do pracy pionierskiej i żyć ze sprzedaży książek. Poprosiłem o przydział na
Florydę, ale odmówiono mi, polecając przyłączyć się do grupy w Youngstown. Tam
jednak, jak już wspomniałem, byłem nie lubiany przez kliki, które pozbawiłem ongiś
władzy i dziś zaczęły działać przeciwko mnie rozsiewając oszczerstwa. Moja uporczywa
praca nie dawała rezultatu. W tym czasie Ameryka przystąpiła do wojny i moją osobą
zainteresowało się FBI (tajna policja USA), a to z racji mojego pobytu w Niemczech i
opinii miejscowych władz, które nie zapomniały rozruchów, jakie urządzałem w imieniu
Towarzystwa. Ten podwójny nadzór, tj. ze strony kliki z Youngstown i przez FBI
doprowadził mnie do wyczerpania nerwowego. Jak już wcześniej wspomniałem, w samej
organizacji ruchu nastąpiły daleko idące zmiany. Towarzystwo zostało ograniczone do
niewielkiej liczby członków i zarejestrowane jako "Biblijne i Traktatowe Towarzystwo
Strażnicy" w stanie Nowy Jork, oparte na dobrowolnych składkach. Grupy świadków
30
30 lat w niewoli Strażnicy
Wszystko to działo się w czasie wojny. Poprzednie metody pracy przy pomocy gwałtów i
przemocy, były teraz nie do pomyślenia. Towarzystwo ogłosiło, że skończył się
wojowniczy okres Dawida, a teraz rozpocznie się pokojowy okres budowy Salomona. Ale
do tego trzeba było szkoły misyjnej. Konieczność ta narzucała się już wcześniej. Metody
propagandy skuteczne wobec ludzi ograniczonych umysłowo zupełnie zawodziły przy
zetknięciu z ludźmi wykształconymi lub tymi, którzy znali Pismo Święte. Ciemnota
świadków Jehowy była zastraszająca. Podczas wojny w Stanach Zjednoczonych istniały
specjalne komisje badające tych obywateli, którzy odmawiali służby wojskowej na
podstawie przekonań religijnych. Te egzaminy zawsze napawały mnie wstydem, jak np.
wówczas, gdy przewodniczący pytał: "Twierdzi pan, że jest kaznodzieją, a nie umie pan
znaleźć w Biblii Piątej Księgi Mojżeszowej?". Młody człowiek rzeczywiście nie umiał
odszukać tej księgi. Tak więc powstał "Teokratyczny Kurs Kaznodziejski". W naszych
umysłach kurs kaznodziejski zawsze łączy się z nauką Pisma Świętego. W tym wypadku
nic takiego nie miało miejsca. Ten kurs, który obowiązkowo przechodzą pracownicy
misyjni Świadków Jehowy, dotyczy metod propagandy i argumentacji.
31
30 lat w niewoli Strażnicy
"Strażnicy", dawniej badacze Pisma Świętego, przyjął nazwę świadków Jehowy. Okres
1931-1938 utożsamiano z ustanowieniem Królestwa Izraelskiego od Saula do Dawida.
Rok 1938 był drugim rokiem przełomowym, rokiem ustanowienia teokracji. Modelem
budowy teokracji miała być budowa świątyni Salomona.
W miarę jak Judge Rutherford starzał się i choroba odsuwała go coraz częściej od pracy,
do głosu dochodziła grupa młodszych współpracowników, którzy pamiętając, co stało się
z królestwem izraelskim po śmierci Salomona, postanowili uniknąć tego smutnego losu
przez poprawienie historii, mianowicie: następcą Rutherforda po jego śmierci (która
nastąpiła w 1942 roku) miała być nie jakaś jedna osoba, a komitet siedmiu wybranych z
listy członków, obecnie tworzących Towarzystwo Strażnicy.
Każdy ze stanów Ameryki Płn. wysłał sześciu do ośmiu delegatów, spośród których
mianowano zarząd z prezesem, zastępcą, sekretarzem i skarbnikiem. Tak więc
kierownictwo całego ruchu na przyszłość zapewniono wyłącznie Amerykanom USA.
Budowa teokracji była trzecim piętrem "Strażnicy".
32
30 lat w niewoli Strażnicy
Aby z chrześcijanina uczynić Świadka Jehowy, należy wpierw obrzydzić mu jego własną
religię. W tym kierunku "Strażnica" uczyniła bardzo wiele i osiągnęła swój cel:
wpoiła świadkom nienawiść i pogardę dla religii w takim stopniu, że nie mogą
już stać się znów chrześcijanami. Ideologia pretendująca do opanowania mas musi
umieścić w swym programie walkę z religią. W jaki sposób "Strażnica" potrafiła zohydzić
religię w umysłach czytelników jej literatury? Wystarczy przejrzeć książki Wrogowie,
Religia, Wywyższenie I,II,III i wiele innych, aby poznać subtelne konstrukcje logiczne
służące temu celowi. Najczęstszym trikiem "Strażnicy" jest przyklejanie wrogom
odpowiedniej etykiety. W wypadku religii taką etykietą jest słowo "Babilon". Brzmi
wystarczająco tajemniczo, aby wywołać podziw prostaków. Jeżeli się powie, bez żadnych
dowodów zresztą, że Babilon symbolizuje wszystkie religie świata, to reszta jest już
prosta. Babilon jest na usługach szatana, więc i religie są religiami szatana. A ponieważ
szatan jest najgorszym wrogiem Boga i człowieka, więc i religia jest najgorszym wrogiem
Boga i człowieka.
W ten sposób wywraca się kota do góry nogami, gdyż słowo religia zawsze i wszędzie
oznacza stosunek do Boga i to stosunek czci. Lista zarzutów i oszczerstw rzucanych na
religię jest wprost fantastyczna: wielka nierządnica, diabelska religia, narzędzie szatana,
nieprzyjaciel rodzaju ludzkiego, sidło, grzech opętania, diabelskie nabożeństwo,
zapoczątkowana przez diabła, używana przez diabła itd., itd. - wszystko znajdziecie w
publikacjach Towarzystwa Strażnicy.
33
30 lat w niewoli Strażnicy
Od samego początku świadkowie używali i nadal używają strachu przed końcem świata
dla pozyskiwania członków. Wytworzyli system hierarchiczny, hierarchią najwyższą jest
u nich "klasa Wiernych i Mądrych Sług" w Nowym Jorku. Zastosowali system
organizacyjny i to właśnie po to, aby zdobyć liczebność i bogactwa. Ustalili
nabożeństwa sprzedawania książek, będące czystą formalnością, z takimi praktykami,
jak wypełnianie sprawozdań i formalną księgowością przedsiębiorstw. Tak samo zaczęli
budować kościoły, zwane przez nich "salami królestwa" na całym świecie, aby uprawiać
swą religię sprzedawania i kupowania. Duchowieństwo - to synowie szatana. Już na
początku książki wspomniałem, że Judge Rutherford oskarżał duchowieństwo o swoje
aresztowanie w czasie pierwszej wojny światowej i tchnął niespotykaną nienawiścią
przeciwko niemu.
Wyjście z labiryntu
Fakt, że wyszedłem na wolność z niewoli "Strażnicy" i mogę dziś opowiadać o tym, jest
cudem. Jest to niezbity dowód łaski Bożej. To, że przez trzydzieści lat byłem w niewoli, a
potem wyrwałem się z niej, świadczy, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Jest to
również dowód, że tysiące innych niewolników "Strażnicy" mogą znaleźć drogę do Boga.
Myślę, że wyznanie to wskazuje im nawet drogę wyjścia.
Od dawna wiedziałem, że Bóg oczekuje ode mnie raczej poświęcenia dla Niego, aniżeli
zniewolenia dla ludzkiej organizacji. Ale jestem tylko słabym człowiekiem i Towarzystwo
wiedziało o tym dobrze. Oni znali moją przeszłość, moje motywy, moje słabości i obawy.
Posiadało szczegółowy wykaz wszystkich popełnionych przeze mnie błędów. Wiedzieli jak
mnie dotknąć, urazić i jak zagrać na urazach, jakie sami we mnie wytworzyli. A ja
wiedziałem, że oni to wszystko wiedzą.
Jeżeli mam odwagę napisać tę książkę i dać ją do druku, zdając sobie sprawę, co to
oznacza dla mojej przyszłości, osobistego bezpieczeństwa, osobistego zarobkowania, to
tylko dlatego, że ciąży na mnie uczyniony ślub w modlitwie wobec Boga.
Kiedy skończył się mój przydział sługi okręgu w 1941 r. i rozpocząłem pracę pioniera w
Campbell, musiałem rozglądnąć się za jakimś dodatkowym źródłem zarobkowania, aby
uzupełnić dochody uzyskane ze sprzedaży książek i "Strażnicy". Mając wielkie
34
30 lat w niewoli Strażnicy
Jednakże użyto wszelkich starań, aby mnie złamać. Świadkowie ciągle nachodzili moją
księgarnię, nie w celu zakupu książek, lecz by mnie szpiegować. Roztoczono wokół mnie
atmosferę najpodlejszych insynuacji, pomawiając o chęć wzbogacenia się kosztem
"Strażnicy". Ostatecznie w roku 1949 byłem już tak zmęczony ciągłym szpiegowaniem,
przejawami złej woli i podkopywaniem gruntu pod moimi stopami, że postanowiłem
zrezygnować z funkcji pioniera specjalnego, na jakiego byłem wyznaczony. Oznaczało to
przeniesienie na inny teren lub pozostanie na miejscu jako pionier zwyczajny.
Towarzystwo oczywiście wybrało to pierwsze wyjście, ale teraz ja nie mogłem się na to
zgodzić.
Tak więc przyszedł koniec mojej nieprzerwanej, pochłaniającej cały czas, dwadzieścia
jeden lat trwającej służby, z której byłem tak dumny. Przez te wszystkie lata wiernie
wypełniałem i wysyłałem wymagane przez Towarzystwo sprawozdania. Przez cały czas
mojej duchowej ślepoty wyrzekłem się dla Towarzystwa wszystkich osobistych planów,
wszelkich życzeń. Obecnie wszystko to leżało w gruzach. Zrozumiałem, że przez cały ten
czas budowałem na piasku. Przyszła burza i wszystko runęło. Czułem wewnętrzną
pustkę. Nie pozostało we mnie nic, czemu mógłbym oddać cześć. Kiedyś, dawno temu
zacząłem budować na prawdziwej opoce, którą jest Jezus Chrystus, ale czy potrafię teraz
wrócić do tych szczęśliwych dni?
Od razu po tym poznałem, czym jest bojkot. Zakupiłem właśnie wiele książek u
wydawców, gdy wszyscy świadkowie wypowiedzieli mi prenumeratę. Moje zadłużenie
było olbrzymie i gdyby wydawcy byli Świadkami Jehowy, nastąpiłoby bankructwo. Nie
mieliby dla mnie litości. Na szczęście byli to ludzie z sercem i zrozumieli moje położenie.
35
30 lat w niewoli Strażnicy
Posłuszeństwo Bogu.
Aż pewnej nocy, gdy żona odjechała do rodziców i zostałem w domu sam, upadłem na
kolana z mocnym postanowieniem szukania ratunku. Przez całą noc spowiadałem się
Bogu z całego mojego dotychczasowego życia, ze wszystkiego zła, które czyniłem jako
niewolnik "Strażnicy". Gdy przeglądam to, co napisałem w tej książce widzę, że jest to
dokładne powtórzenie mojego wyznania Bogu w tamtą noc. Wczesnym rankiem
ślubowałem Bogu, że jeśli uwolni mnie od pijaństwa i strachu przed Towarzystwem,
napiszę i opublikuję to wyznanie, opisując cała moją drogę.
Wszystko to zdarzyło się w kwietniu 1952 roku, a tę książkę kończę w kwietniu 1956
roku. Cudowną rzeczą jest, że przez cały ten czas nigdy nie odczułem najmniejszego
pociągu do alkoholu, ani też cienia strachu przed świadkami czy Towarzystwem. Jak to
wytłumaczyć? To Pan odpowiedział na moją modlitwę. To jest cudowne!
Od tego czasu nie przerwałem pracy, nie odstąpiłem ani na krok od wytyczonego planu.
Szpiedzy "Strażnicy" nadal mnie nachodzili, ale nie wiedzieli nic o tym, co stało się w
moim sercu i w moim życiu. Pewnej niedzieli 1954 roku wyszedłem zdecydowanie z "sali
królestwa", aby więcej tam nie wrócić. Początkowo świadkowie odwiedzali mnie.
Przyjmowałem ich przyjaźnie i nie czyniłem żadnych wymówek. Ale też nie wspominałem
ani słowem o stanie moich interesów, co wkrótce skłoniło ich do zaprzestania swoich
wizyt.
Bardzo lubiłem zebrania. Nigdy nie opuszczałem okazji uczestniczenia w nich. Ale z
chwilą, gdy Pan uwolnił mnie z hipnozy, uwolnił mnie również od wszelkiego pragnienia
chodzenia do "sal królestwa", od ciężkiego, mętnego wina "Strażnicy". W sierpniu 1954
roku, dokładnie trzydzieści lat od czasu, gdy wpadłem w sieci "Strażnicy", wysłałem
pierwsze zawiadomienia o zamiarze publikowania "Zeszytów Społeczności
Chrześcijańskiej", które będą przeciwstawiały się Organizacji Strażnicy. Otrzymałem po
tym wiele pogróżek, wrogich wystąpień, ale to nie przestraszyło mnie. Wyszedłem z
36
30 lat w niewoli Strażnicy
labiryntu "Strażnicy" w "cudowną wolność dzieci Bożych" (Rz 8,21). Po raz pierwszy
oparłem się na poznaniu prawdy Słowa Bożego i prawda ta wyzwoliła mnie.
2) Nastawcie się na czytanie Słowa Bożego, aby ono zastąpiło książki, broszury i
czasopisma "Strażnicy". Dla uniknięcia pokusy wyrzućcie je nawet z mieszkania. Jest to
bowiem owo ciężkie wino Babilonu Towarzystwa Strażnicy. Działają one na świadka jak
widok butelki na pijaka.
Nie będziesz śledzony i szpiegowany, ale będziesz chodził w nowości życia. Nie będziesz
więcej ofiarą składaną w rozpalone objęcia Molocha "Strażnicy". Ale będziesz, jak mówi
apostoł Paweł w Liście do Rzymian "stawiał ciało swoje jako ofiarę żywą, świętą,
przyjemną Bogu". Bądź pewny, że twój Pan wie dobrze, co uczyniłeś, a czego nie
uczyniłeś. Nie musisz wypełniać w tym celu raportu dziennego, aby później przeczytać o
tym w "Strażnicy".
Co za cudowny dzień nastanie dla ciebie, gdy z twoich ramion opadną łańcuchy
"Strażnicy" i staniesz na powrót w szeregach wolnych ludzi!
37
30 lat w niewoli Strażnicy
Ostrzeżenie
Chrześcijanie! Wśród was w ciągu ostatnich trzech pokoleń wyrosła "teokracja" -
totalitarna forma nabożeństwa. Ten nowotwór nie tylko opanował Amerykę, ale też
wyciągnął swoje macki do niemal wszystkich krajów świata. Wypłukał całkowicie wszelkie
ślady osobistej religii Jezusa z serc swoich niewolników. Klasa "Wiernych Sług", zwana
Towarzystwem Strażnicy, rezerwuje dla siebie wyłączne prawo tłumaczenia Pisma
Świętego, nazywając je "nowym światłem", twierdząc, że Pan powierzył im wszelkie
dobra w całym Domu Swoim. W ten sposób przypisują sobie znaczenie Ducha Świętego i
odsuwają na bok samego Pana Jezusa Chrystusa. Chrześcijan zastąpili głosicielami
Królestwa, a łaskę, którą Bóg daje darmo wszystkim wierzącym w Jezusa Chrystusa
zamienili na system praktyk, które mają zastąpić zbawienie w Jezusie Chrystusie. Te
praktyki to sprzedawanie książek, składanie sprawozdań itp.
1) sprzedawaniu książek,
Ci, którzy zostali poddani takiej obróbce, rzeczywiście umarli dla siebie, ale równocześnie
umarła ich nadzieja w Jezusie Chrystusie i Jego odkupieniu. Chrześcijanie, którzy
wyznajecie i czcicie Boga według waszego własnego sumienia! Gdy kupujecie książkę od
Świadka Jehowy i dajecie mu pieniądze za nią, przez to samo uruchamiacie reakcję
łańcuchową. Spójrzcie na błysk w oczach waszego gościa, błysk nadziei na powtórne
odwiedziny, na domowe studium, na pozyskanie całej waszej rodziny.
Może kupując ich książki, wydaje się wam, że wspieracie w ten sposób jakąś religijną
sprawę. Nie mylcie się! Świadkowie Jehowy wcale nie rozumieją tego w ten sposób.
Według ich teorii jesteście tylko obrzydliwymi, nieobrzezanymi Egipcjanami, których
wyzyskiwanie i oszukiwanie jest cnotą! Kupując książkę, wchodzisz do grupy "ludzi dobrej
woli", do kandydatów, w razie powodzenia misji, na Jonadabów. Bowiem według teorii
świadków Jehowy teraz jest już za późno na wejście do klas uduchowionych. Wasze
przeznaczenie w Królestwie - to funkcje Jonadabów - nosicieli drew i wody dla narodu
panów.
Ludzie modlili się do kamieni, do bożków, do ognia, uprawiali swoją religię przez obrzędy,
przez jedzenie i picie, ale Towarzystwo Strażnicy wynalazło nową formę religii - przez
kupowanie i sprzedawanie książek. Jest to ich bałwan, którego jeszcze w dziejach
ludzkości tak nie czczono. Bądźcie więc mądrzy. Piętą Achillesową teokracji "Strażnicy",
jest zamieszczana w niej nauka. Strażnica. Głosiciele Królestwa, podobni są do
mieszaniny żelaza z gliną z postaci w proroctwie Daniela. Uderzcie w te nogi, a cały
posąg runie. Argumentujcie Słowem Bożym, gdy głosiciele wejdą do waszego domu.
38
30 lat w niewoli Strażnicy
Jeżeli nie potraficie tego zrobić, to uwolnijcie się przez odmowę nabycia (lub pożyczenia)
zaraz pierwszej książki. Strzeżcie się wywołania reakcji łańcuchowej programu siedmiu
stopni, bo zupełnie nieświadomie możecie wpaść w niewolę.
Niech ta historia mego życia będzie ostrzeżeniem dla was! Trzydzieści lat trwało, zanim
uwolniłem się z niej. Ze smutkiem stwierdzam, że w służbie "Strażnicy" straciłem
najlepsze lata życia, moją młodość, otrzymując w zamian złość i pogardę. Powierzając
swoje życie Jezusowi Chrystusowi, ochronisz siebie przed tym, co ja przeżyłem.
39