Professional Documents
Culture Documents
Wybór PDF
Wybór PDF
WYBÓR
(The choice)
PODZIĘKOWANIA
Dobrze, będę szczery. Czasami pisanie podziękowań sprawia mi ogromną trudność z tej
prostej przyczyny, że los obdarzył mnie jako autora pewną stabilnością zawodową, która w
dzisiejszych czasach wydaje mi się dość rzadka. Gdy wracam myślą do moich wcześniejszych
znajduję w nich nazwiska osób, z którymi pracuję dzisiaj. Nie tylko mam od samego początku tę
samą agentkę literacką i tę samą redaktorkę, lecz przez cały czas współpracowałem z tymi
grafikiem i producentem trzech z czterech filmowych adaptacji. Choć jest to wspaniałe, sprawia
również, że czuję się jak zdarta płyta, powtarzając podziękowania dla tych ludzi. Mimo wszystko
Oczywiście muszę zacząć - jak zwykle - od podziękowań dla Cat, mojej żony. Jesteśmy
małżeństwem od osiemnastu lat i wiele razem przeżyliśmy. Mamy pięcioro dzieci, mieliśmy
życie było istnym wirem zdarzeń i nie potrafię wyobrazić sobie, bym zdołał przebrnąć przez to
Moje dzieci - Miles, Ryan, Landon, Lexie i Savannah - powoli dorastają i kocham je z
jest jednym z wielkich darów niebios w moim życiu i pragnę podziękować jej za wszystko, co dla
mnie uczyniła.
podziękowania za to, co dla mnie robi. Pracuje z ołówkiem w ręku nad tekstem, starając się, by
końcowy efekt był jak najlepszy. Urodziłem się pod szczęśliwą gwiazdą, że mogę wykorzystać jej
intuicyjną wiedzę z pożytkiem dla moich powieści. Co więcej, mam również to szczęście, że się
przyjaźnimy.
Denise DiNovi, fantastyczna producentka Jesiennej miłości, Listu w butelce oraz Nocy w
David Young, nowy prezes zarządu Grand Central Publishing (cóż, właściwie chyba już
nie nowy), nie tylko stał się moim przyjacielem, lecz również zasługuje na moją szczerą
wdzięczność, choćby tylko z tego powodu, że mam paskudną skłonność do oddawania tekstów w
Uwielbiam współpracę z nimi od Pamiętnika, który został wydany w 1996 roku. Dzięki za
wszystko!
Harvey - Jane Kowal i Soni Vogel, korektorkom, zawsze należą się słowa podzięki za
wyłapywanie „drobnych błędów”, które, jak to zwykle bywa, wkradają się do moich tekstów.
Koons, Sharon Krassney, David Park, Lynn Harris oraz Mark Johnson.
PROLOG
Luty 2007
należą te, które mają niespodziewane zakończenie. Przynajmniej tak zwykł mawiać ojciec
Travisa Parkera, kiedy ten był dzieckiem. Travis pamiętał, jak wieczorem tata przysiadał obok
niego na łóżku, a jego twarz rozjaśniała się w uśmiechu, gdy chłopiec błagał go o jakąś opowieść.
- Najciekawszą na świecie - odpowiadał Travis. Przeważnie tata siedział przez kilka minut
w milczeniu, po czym w jego oczach pojawiał się błysk. Obejmował Travisa ramieniem i
doskonale modulowanym głosem zaczynał opowiadać historię, która nie pozwalała chłopcu
zasnąć jeszcze długo po tym, gdy ojciec zgasił światło. Zawsze była w niej przygoda,
Parker dorastał i które wciąż uważał za swój dom. Co dziwne, w większości tych opowieści
występowały niedźwiedzie. Grizzly, niedźwiedzie brunatne, grizzly kodiackie... Tata nie był
jeżących włos na głowie scenach pościgu przez piaszczyste tereny nizinne, czego skutkiem były
Tamte dni wydawały się Travisowi niewinną pozostałością innej epoki. Miał obecnie
czterdzieści trzy lata i kiedy zostawiał samochód na parkingu szpitala Carteret General Hospital,
gdzie jego żona pracowała przez dziesięć ostatnich lat, przypomniał sobie słowa, którymi kiedyś
Wysiadł z samochodu, biorąc kwiaty. Kiedy po raz ostatni rozmawiał z żoną, pokłócili
się, a teraz uczyniłby wszystko, żeby móc cofnąć swoje słowa. Nie miał złudzeń, że kwiaty nic tu
nie pomogą, ale żaden inny pomysł nie przyszedł mu do głowy. Rozumiało się samo przez się, że
czuł się winny z powodu tego, co zaszło, lecz żonaci przyjaciele zapewniali go, że wyrzuty
działa, wartości pozostają w wielkim poszanowaniu, w miarę możliwości unika się przyczyn
poczucia winy. Przyjaciele czasami przyznawali się do niepowodzeń w tej szczególnej sferze i
Travis doszedł do wniosku, że to samo można powiedzieć o każdej parze, którą znał.
doskonały, że nie powinien być dla siebie taki surowy. Wszyscy popełniają błędy, przekonywali
go, i chociaż kiwał głową, jak gdyby im wierzył, zdawał sobie sprawę, że nigdy nie zrozumieją,
co przeżywa. Nie mogą. Przecież ich żony co noc śpią obok nich, nigdy nie byli rozłączeni na
trzy miesiące, nigdy nie zastanawiali się, czy ich małżeństwo jeszcze kiedykolwiek będzie takie
jak kiedyś.
Idąc przez parking, myślał o obydwu córkach, o pracy, o żonie. W tym momencie te myśli
nie przynosiły mu pociechy. Miał uczucie, że nie wiedzie mu się w żadnej dziedzinie życia.
Ostatnio szczęście wydawało mu się równie odległe i niedosiężne jak podróż kosmiczna. Nie
zawsze czuł się w ten sposób. Pamiętał, że przez bardzo długi czas był bardzo szczęśliwy. Lecz
okoliczności się zmieniają. Ludzie się zmieniają. Zmiana jest jednym z nieuniknionych praw
natury wyciskających piętno na życiu ludzi. Popełnia się błędy, odczuwa się żal, a pozostaje tylko
Pokręcił głową i podszedł do drzwi wejściowych szpitala, wyobrażając sobie, że jest tym
dzieckiem, które słuchało kiedyś opowieści ojca. Pomyślał, że jego własne życie to historia, która
powinna mieć szczęśliwe zakończenie. Kiedy kładł dłoń na klamce, jak zwykle w jego pamięci
Dopiero później, gdy znowu poddał im się bez reszty, pozwolił sobie zastanawiać się, co
będzie dalej.
CZĘŚĆ PIERWSZA
ROZDZIAŁ 1
zaczerwieniony na twarzy, pchając wannę spa w stronę niedawno wyciętego kwadratu w drugim
końcu tarasu na tyłach domu. Stopy mu się ślizgały, pot spływał z czoła do kącików oczu,
szczypiąc niemiłosiernie.
Nawet pies Travisa, Moby, ukrył się w cieniu i leżał tam z wywieszonym jęzorem, dysząc.
- Ponieważ myślałeś, że to będzie niezły ubaw - odrzekł. Naparł na nie z całej siły i
pchnął. Wanna - która musiała ważyć ze dwieście kilo - przesunęła się o kilka centymetrów. W
tym tempie powinna znaleźć się na miejscu, och... gdzieś w przyszłym tygodniu.
przydałaby się para mułów. Ból pleców dobijał go. Przez chwilę wyobraził sobie, że - urywa mu
z wysiłku uszy, które wystrzelają z obu stron głowy niczym rakiety z butelek, które odpalali z
- Już to mówiłeś.
- To też mówiłeś.
napisane: „Łatwa w montażu”. - Ze swojego miejsca pod cienistym drzewem, Moby - rasowy
bokser - zaszczekał, kiwając łbem na znak potwierdzenia, a Travis uśmiechnął się, wyraźnie
Matt zmarszczył brwi, usiłując złapać oddech. Nienawidził tej miny przyjaciela. No cóż,
nie zawsze. Zazwyczaj bardzo lubił jego bezgraniczny entuzjazm. Ale nie dziś. Stanowczo nie
dziś.
Matt sięgnął do tylnej kieszeni i wyjął z niej bandanę. Była kompletnie mokra od potu, co,
rzecz jasna, odbiło się na wyglądzie jego spodni. Wytarł nią twarz i wyżął szybkim ruchem. Pot
kapał z chustki na wierzch jego buta jak woda z cieknącego kranu. Matt gapił się na to niemal jak
zahipnotyzowany, aż w końcu poczuł, jak wilgoć przesiąka przez lekki siatkowy materiał, a palce
- Jeśli dobrze sobie przypominam, zapewniałeś mnie, że Joe i Laird pomogą nam przy
twojej małej inwestycji, Megan i Allison przygotują hamburgery, napijemy się piwa, a
- Kiedy?
- Wkrótce.
propos... zakładając, że nie zjawią się wkrótce, to właściwie jakim cudem mamy we dwóch
Travis tylko machnął lekceważąco ręką, po czym po raz kolejny naparł na wannę.
- Coś wymyślimy. Zobacz, jak świetnie poradziliśmy sobie do tej pory. Jesteśmy prawie w
połowie drogi.
Matt znowu spojrzał na niego spode łba. To była sobota... sobota! Jego dzień odpoczynku,
relaksu, jego szansa ucieczki od codziennej harówki, przerwa, na którą zasługuje po pięciu
dniach pracy w banku, dzień, który jest mu niezbędnie potrzebny. Na miłość boską, jest doradcą
kredytowym! Powinien przekładać papiery na biurku, a nie przesuwać ogromne wanny! Mógłby
w tej chwili oglądać mecz bravesów z dodgersami! Mógłby grać w golfa! Mógłby wylegiwać się
na plaży! Mógłby pospać sobie dłużej z Liz, a potem pojechać z nią do jej rodziców, jak to było
ich zwyczajem niemal w każdą sobotę, zamiast zrywać się bladym świtem z łóżka i ciurkiem
Zreflektował się. Kogo on próbuje oszukać? Gdyby nie było go tutaj, z pewnością
spędziłby dzień z rodzicami Liz, co - jeśli miał być zupełnie szczery - było główną przyczyną, dla
której przystał na prośbę Travisa. Ale nie o to chodziło. Chodziło o to, że nie miał ochoty się z
Travis zdawał się go nie słyszeć. Położył dłonie na wannie, przyjmując odpowiednią
pozycję.
- Gotów?
Rozgoryczony Matt zaparł się ponownie ramieniem, nogi się pod nim trzęsły. Trzęsły!
Wiedział już, że nazajutrz rano będzie potrzebował podwójnej dawki środka przeciwbólowego.
W przeciwieństwie do Travisa nie ćwiczył cztery razy w tygodniu w siłowni, nie grywał w
kometkę, nie biegał, nie nurkował z akwalungiem na Arubie, nie surfował na Bali, nie jeździł na
nartach w Vail ani nie robił innych rzeczy, które robił jego przyjaciel.
- No, no, no! - wydał okrzyk podziwu Joe, obchodząc dookoła ogromną wannę. Słońce
zaczęło już chylić się ku zachodowi, złociste smugi odbijały się od wód zatoki.
rozpraszając światło. Joe i Megan wraz z Lairdem i Allison przyjechali z dziećmi przed kilkoma
- Nie było tak źle - powiedział. - Matt chyba nawet dobrze się bawił.
Joe rzucił krótkie spojrzenie na Marta, który leżał bezwładnie na fotelu ogrodowym na
uboczu tarasu z mokrą chustką na głowie. Nawet jego brzuch - Mart zawsze był raczej okrągłych
- Właśnie widzę.
- Była ciężka?
- Jak egipski sarkofag! - wychrypiał Matt. - Jeden z tych cudów, które da się ruszyć
- Jeszcze nie. Dopiero ją napełniłem i trochę potrwa, zanim woda się podgrzeje. Ale
- Słońce podgrzeje ją w ciągu kilku minut! - jęknął Matt. - W ciągu kilku sekund!
Joe uśmiechnął się szeroko. Ich trzech oraz Laird chodzili razem do szkoły od zerówki.
- Travis kazał nam być tu o piątej. Gdybym wiedział, że potrzebna wam pomoc,
przyjechałbym wcześniej.
- Jak czuje się Tina? - spytał Travis, szybko zmieniając temat. - Czy Megan udaje się choć
trochę pospać?
Megan gawędziła z Allison przy stole w drugim końcu tarasu i Joe zerknął przelotnie w
jej stronę.
- Trochę. Kaszel już Tinie przeszedł i znowu przesypia całą noc, ale czasami odnoszę
wrażenie, że Megan nie potrzebuje wiele snu. Przynajmniej od kiedy została mamą.
Wstaje nawet wtedy, gdy Tina nawet nie piśnie. Można by pomyśleć, że budzi ją cisza.
- Jest dobrą matką - rzekł Travis. - Zawsze była. Joe odwrócił się do Matta.
- Powinna dotrzeć tu lada chwila - odparł Matt zamierającym głosem. - Odwiedziła dziś
rodziców.
- Przypomnę ci chyba, jak mówiłeś, że jeśli będziesz musiał jeszcze raz wysłuchać
opowieści teścia o raku prostaty lub narzekań teściowej, że Henry po raz kolejny zostanie wylany
- Owszem, mówiłeś. - Joe puścił oko, gdy zza rogu domu wyłoniła się żona Matta, Liz, z
drepczącym przed nią Benem. - Ale nie martw się, nie pisnę słowa.
rękę.
Udała się najkrótszą drogą do Megan i Allison. Ben wyrwał się i podreptał w stronę
Joe dostrzegł, że Matt wzdycha z ulgą. Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i spytał,
zniżając głos. „
- Czyli... teściowie Matta. To w taki sposób namówiłeś go, żeby przyszedł ci pomóc?
Później, gdy słońce zaszło i jedzenie zniknęło z talerzy, Moby zwinął się w kłębek u stóp
Travisa. Słuchając, jak dzieci pluskają się w ogromnej wannie, Travis poczuł, że ogarnia go
uczucie zadowolenia. To był jego ulubiony sposób spędzania wieczoru, gdy odpoczywał wśród
beztroskiego śmiechu i znajomego przekomarzania się. W jednej chwili Allison rozmawiała z
Joem, w następnej gawędziła z Liz, a potem z Lairdem i Mattem. Podobnie było ze wszystkimi
innymi, którzy siedzieli przy stole na tarasie. Nikt niczego nie udawał, nikt nie starał się nikomu
zaimponować, nikt nie próbował nikogo ośmieszyć. Travis myślał czasami, że jego życie
przypomina reklamę piwa, i na ogół był po prostu zadowolony, unosząc się na fali pozytywnych
uczuć.
Co pewien czas kobiety jedna po drugiej wstawały, by zajrzeć do kąpiących się dzieci.
Laird, Joe i Matt natomiast ograniczyli swoje obowiązki wychowawcze do podnoszenia chwilami
przypadkowym urazom. Oczywiście zdarzało się, że któryś z maluchów dostawał napadu złości,
lecz większość problemów szybko rozwiązywano pocałunkiem w zadrapane kolano lub czułym
dzieciństwa nie tylko stali się dobrymi mężami i ojcami, lecz że nadal są częścią jego życia. Nie
zawsze tak się dzieje. W wieku trzydziestu dwóch lat wiedział już, że życie bywa ryzykownym
były spowodować znacznie większe obrażenia ciała niż te, których doznał. Ale nie chodziło
wyłącznie o to. Życie jest nieprzewidywalne. Wielu kolegów, z którymi dorastał, zginęło w
kraksach samochodowych, ożeniło się i rozwiodło, uzależniło się od narkotyków lub alkoholu lub
po prostu wyjechało z tego malutkiego miasteczka, ich twarze zatarły się już w jego pamięci.
Jakie było prawdopodobieństwo, że czterech facetów - którzy znali się od zerówki - w dalszym
ciągu będzie po trzydziestce spędzało ze sobą czas? Raczej niewielkie, pomyślał. Lecz jakimś
rodziców, następnie wyjechali do czterech różnych college’ów, planując różną drogę zawodową,
po czym kolejno wrócili do Beaufort. Przypominali raczej rodzinę niż przyjaciół, łącznie z
telefonicznych i powstania więzi uczuciowych jak między dawno niewidzianymi siostrami. Laird
ożenił się pierwszy - wzięli ślub z Allison latem, po ukończeniu Wake Forest. Joe i Megan stanęli
na ślubnym kobiercu rok później, po tym jak zakochali się w sobie na ostatnim roku studiów na
University of North Carolina. Matt, który studiował na Duke, poznał Liz tutaj, w Beaufort, i
pobrali się po upływie roku. Travis był drużbą na wszystkich trzech ślubach.
Oczywiście sytuacja trochę się zmieniła w ciągu ostatnich kilku lat, głównie z powodu
pojawienia się nowych członków rodziny. Laird nie zawsze mógł wybrać się na wyprawę na
górskim rowerze, Joemu nie udawało się jak kiedyś wyjechać pod wpływem impulsu z Travisem
spraw. Ale Travis nie miał o to najmniejszej pretensji. W dalszym ciągu znajdowali dla siebie
Pogrążony w myślach Travis nie zorientował się, że przy stole zapadła cisza.
- Pytałam, czy rozmawiałeś ostatnio z Monicą - odparła Megan tonem, który jasno
uświadomił Travisowi, że znalazł się w tarapatach. Uważał, że cała szóstka przyjaciół zbyt żywo
interesuje się jego życiem intymnym. Kłopot z żonatymi lub zamężnymi osobami polega na tym,
że ich zdaniem wszyscy znajomi powinni wstąpić w związek małżeński. Każda kobieta, z którą
spotykał się Travis, była poddawana subtelnej, choć surowej ocenie, zwłaszcza przez Megan. To
ona zwykle była prowodyrem w takich chwilach jak ta, zawsze starając się rozgryźć, co
najbardziej pociąga Travisa w kobietach. A Travis, oczywiście, wręcz uwielbiał działać jej w
rewanżu na nerwy.
Jak również w dużej mierze neurotyczna, pomyślał Travis. Ale nie o to chodzi.
Megan, Allison i Liz wpatrywały się w niego, jak gdyby był kompletnym tumanem.
Mężczyźni, jak zwykle, wyraźnie mieli dobrą zabawę. Należało to do rytuału ich wieczorów.
- No to co?
- Czy przeszło ci kiedykolwiek przez myśl, że zerwała z tobą po prostu dlatego, że była na
ciebie zła?
- Dlaczego?
szydełkiem szalik.
Joe i Laird parsknęli śmiechem, Megan natomiast uniosła brwi. Wszyscy wiedzieli, że
- A generalnie?
- Myślę, że Monica może coś wiedzieć na ten temat. Gdybyś chciał znać moje zdanie, to
- Nie sądzę, by Megan miała na myśli liceum - palnął Laird. Czasami przyjaciół Travisa
- Cóż mam powiedzieć! Widocznie nie spotkałem jeszcze kobiety, która dorównywałaby
którejkolwiek z was.
słowa. Dawno już odkrył, że pochlebstwa są jego najlepszą obroną w takich chwilach jak ta,
zwłaszcza że jego opinia była szczera. Megan, Liz i Allison były naprawdę fantastyczne.
Ucieleśnienie dobroci, lojalności i zdrowego rozsądku.
Żadna z żon nie lubiła Leslie. Mart, Laird i Joe natomiast nie mieli nic przeciwko jej
towarzystwu, zwłaszcza kiedy nosiła bikini. Bez wątpienia ślicznotka, nie była typem kobiety, z
którą Travis chciałby się ożenić, lecz podczas trwania tej znajomości świetnie się bawili.
- Zastanowię się nad tym - odparł, wiedząc, że tego nie zrobi. Wstał od stołu, salwując się
Joe i Laird zgodnie podnieśli butelki, pozostali pokręcili przecząco głowami. Travis
ruszył w stronę turystycznej lodówki, po czym zawahał się przez moment przed rozsuwanymi
drzwiami do domu. Wbiegł do środka i zmienił kompakt, a następnie słuchał dźwięków nowej
muzyki, płynących nad ogródkiem, gdy niósł piwa do stolika. Megan, Allison i Liz gawędziły już
o Gwen, fryzjerce, która je czesała. Gwen zawsze miała na podorędziu ciekawe opowieści, z
- Nieważne.
- No, powiedz.
a inne nie?
- O czym ty mówisz?
- White i Black. Na przykład pan White, właściciel sklepu z oponami. I pan Black, jeden z
naszych nauczycieli w trzeciej klasie. Albo nawet pan Green z gry Clue. Ale nigdy nie słyszałem,
żeby ktoś nosił nazwisko Orange czy Yellow. Odnoszę wrażenie, że pewne kolory tworzą dobre
- Jasne - zgodził się w końcu Laird. Obaj mężczyźni milczeli przez chwilę.
- Fakt, mówiłeś.
- Miałem rację?
- Tak.
Kiedy mała Josie po raz drugi w ciągu piętnastu minut dostała napadu złości - a
dochodziła już dziewiąta - Allison wzięła ją na ręce i rzuciła Lairdowi spojrzenie, które wyraźnie
mówiło, że pora się zbierać i kłaść dzieci spać. Laird wstał bez słowa od stołu, na co Megan
popatrzyła wymownie na Joego, Liz skinęła na Matta, a Travis uświadomił sobie, że wieczór
dobiegł końca. Rodzice mogą sobie myśleć, że to oni rządzą, lecz kiedy przychodzi co do czego,
zapewne udałoby mu się to, lecz już od dawna przyzwyczaił się do tego, że każdy z jego kumpli
ma własne życie, które toczy się innym torem niż jego. Poza tym podejrzewał, że później może
wpaść do niego młodsza siostra Stephanie. Miała przyjechać z Chapel Hill, gdzie studiowała
biochemię i szykowała się do zrobienia magisterium. Choć zamierzała zatrzymać się u rodziców,
zwykle po przyjeździe była podekscytowana i chciała pogadać, a rodzice kładli się wcześnie spać.
Megan, Joe i Liz zaczęli sprzątać ze stołu, ale Travis powstrzymał ich lekceważącym gestem.
- Zaraz to pozbieram. Drobiazg.
podjazdu.
Kiedy już odjechali, Travis powędrował z powrotem do stereo, po raz kolejny przeszukał
płyty kompaktowe, wybrał Tattoo You Rolling Stonesów, po czym włączył dźwięk niemal na
pełny regulator. Idąc do swego fotela, wziął jeszcze jedno piwo i usadowił się wygodnie,
- Przez jakiś czas tylko ty i ja - powiedział Travis. Jak myślisz, o której dotrze Stephanie?
Moby odwrócił się do niego tyłem. Dopóki Travis nie wymówił słów: „spacer”, „piłka”,
„przejedziemy się” czy „idziemy kupić kość”, Moby nie był szczególnie zainteresowany jego
wypowiedziami.
- Uważasz, że powinienem zadzwonić do niej i dowiedzieć się, czy jest już w drodze?
Siedział, popijając piwo i gapiąc się w dal, na wodę. Z tyłu za nim Moby zaskowyczał.
najokropniejszych tygodni w jej życiu. Głośna muzyka. Zgoda, o dziewiątej godzinie w sobotni
wieczór to do przyjęcia, zwłaszcza że najwyraźniej miał gości, o dziesiątej też można jeszcze
Z tarasu na tyłach domu widziała, jak siedzi w tych samych szortach, które nosił przez
cały dzień, ze stopami opartymi o blat stołu, rzucając piłkę i gapiąc się na rzekę. Co on sobie, u
licha, myśli?
Może powinna go po prostu zignorować, zamiast wściekać się na niego. Jest u siebie,
prawda? Wolnoć Tomku w swoim domku i tak dalej. Może robić, co mu się żywnie podoba. Lecz
nie to jest problemem. Problem polega na tym, że ma sąsiadów, między innymi ją. Ona również
ma swój dom, a z sąsiadami należy się liczyć. I prawdę mówiąc, posunął się zbyt daleko. Nie
tylko z powodu muzyki. Jeśli miała być zupełnie szczera, lubiła muzykę, której słuchał, i zwykle
nie obchodziło jej, jak głośno ją puszcza. Kłopot stanowił jego pies, Nobby, czy jak go tam zwał.
Molly, jej piękna, urocza, rasowa collie z rodowodem - kupiła ją sobie natychmiast po
Wirginii i był to pies, jakiego zawsze pragnęła mieć - zauważalnie przybrała na wadze w ciągu
paru ostatnich tygodni. Lecz jeszcze bardziej zaniepokoiło ją, że sutki Molly chyba się
powiększyły. Wyczuwała to palcami, ilekroć Molly przewracała się na plecy, nadstawiając brzuch
do podrapania. I poruszała się teraz wolniej. Oznaczało to, że niebawem Molly wyda na świat
miot szczeniąt, których nie zechce nikt na świecie. Bokser i owczarek collie? Podświadomie
skrzywiła się, usiłując wyobrazić sobie, jak będą wyglądały szczenięta, po czym odpędziła od
siebie tę myśl.
To musiał być pies tego mężczyzny. Kiedy Molly miała cieczkę, tamten pies obserwował
ich dom niczym prywatny detektyw i od tygodni tylko jego jednego widziała wałęsającego się po
okolicy. Ale czy sąsiadowi w ogóle przyszło do głowy, by ogrodzić posesję? Albo trzymać psa w
domu? Lub zbudować dla niego wybieg? Nie. Jego mottem było zapewne: „Mój pies będzie
wolny!”. Nie zaskakiwało jej to. Właściciel zdawał się wieść życie zgodnie z tym samym
nieodpowiedzialnym mottem. W drodze do pracy widziała, jak biega, a gdy wracała, jeździł na
rowerze, pływał kajakiem, szalał na łyżworolkach lub wbijał kosze na swoim podjeździe z grupką
dzieciaków z sąsiedztwa. Miesiąc temu spuścił łódź na wodę i teraz również pływał na
wakeboardzie, jak gdyby nie dość jeszcze mu było aktywności. Broń Boże nie przepracował
raczej minuty w nadgodzinach i wiedziała, że nie pracuje w ogóle w piątki. I jaka praca pozwala
nosić na co dzień dżinsy oraz T - shirty? Nie miała pojęcia, lecz podejrzewała - z rodzajem
nazwiskiem.
facet. Jego przyjaciele - którzy sprawiali wrażenie zupełnie normalnych i na dodatek mieli dzieci
dwoje z nich spotkała wcześniej w klinice, gdy ich dzieci miały katar lub infekcję ucha. Ale co z
Molly? Molly siedziała przy drzwiach kuchennych, waląc ogonem o podłogę i Gabby poczuła
niepokój na myśl o przyszłości. Z Molly wszystko będzie dobrze, ale co ze szczeniakami? Co się
z nimi stanie? Co będzie, jeśli nikt ich nie zechce? Nie potrafiła wyobrazić sobie, że oddaje do
schroniska lub do SPCA, [Society for the Prevention of Cruelty to Animals - Amerykański
odpowiednik Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.] czy jakkolwiek to tutaj nazywają, w celu
uśpienia. Nie mogłaby tego zrobić. Nie zrobi tego. Nie każe ich zamordować.
To wszystko jego wina, a on sobie siedzi po prostu na tarasie, z nogami opartymi o blat
Nie o tym marzyła, gdy na początku roku po raz pierwszy ujrzała ten dom. Mimo że nie
było to Morehead City, gdzie mieszkał jej chłopak Kevin, dzielił ich zaledwie kilkuminutowy
spacer przez most. Nieduży dom liczył sobie prawie pół wieku i zgodnie ze standardami Beaufort
zdecydowanie wymagał remontu, lecz widok na rzekę był zachwycający, ogródek dość duży, by
Molly się wybiegała, a przede wszystkim mogła sobie na niego pozwolić. Wprawdzie z trudem,
Nie takich jak pan Mój - Pies - Będzie - Wolny i Nie - Pracuję - w - Piątki.
Odetchnęła głęboko, przypominając sobie jeszcze raz, że jej sąsiad może być naprawdę
sympatycznym facetem. Zawsze machał do niej, ilekroć widział, że wraca do domu po pracy, i
pamiętała jak przez mgłę, że gdy wprowadziła się do domu parę miesięcy temu, podrzucił jej na
powitanie jako nowej sąsiadce kosz z winem i serem. Nie było jej wtedy w domu, lecz zostawił
kosz na werandzie. Obiecała sobie, że skrobnie do niego krótki list z podziękowaniem, ale jakoś
porządku, ona też nie jest doskonała, ale sprawa przecież nie dotyczy zapomnianego listu z
chyba dobry moment, by omówić całą sytuację. Wszystko wskazuje na to, że jej sąsiad nie śpi.
Zeszła z tarasu i ruszyła w stronę wysokiego żywopłotu, który rozdzielał obie posesje. W
głębi duszy pragnęła, by Kevin jej towarzyszył, lecz było to niemożliwe. Nie po dzisiejszej
porannej sprzeczce, która wybuchła po tym, gdy wspomniała od niechcenia, że jej kuzynka
wychodzi za mąż. Kevin, pogrążony w lekturze działu sportowego w gazecie, nie odezwał się
słowem, woląc udawać, że nie dosłyszał. Każda wzmianka o małżeństwie sprawiała, że jej
chłopak milczał jak głaz, zwłaszcza ostatnio. Nie powinno jej to raczej dziwić - spotykali się od
prawie czterech lat (korciło ją, by zwrócić uwagę, że o rok krócej niż jej kuzynka ze swoim
narzeczonym) i przez ten czas dowiedziała się o nim jednej rzeczy, a mianowicie, że jeśli dla
Ale przyczyną jej podenerwowania nie był ani Kevin, ani wrażenie, że jej życie nie jest
całkiem takie, jak sobie wyobrażała w przeszłości. Ani nawet okropny tydzień w pracy, kiedy
tylko w piątek trzy - trzy! - razy zwymiotowali na nią mali pacjenci, co stanowiło rekord wszech
czasów w klinice, przynajmniej jeśli wierzyć pielęgniarkom, które nie starały się nawet ukryć
uśmieszków i radośnie powtarzały tę historię. Ani nie była zła na Adriana Meltona, żonatego
lekarza, który lubił dotykać jej, ilekroć rozmawiali, jego ręka zbyt długo pozostawała w kontakcie
z jej ciałem, co ją krępowało. I z pewnością nie złościł jej fakt, że przez cały ten czas ani razu się
nie broniła.
Nigdy w życiu, jej fatalne samopoczucie musi mieć coś wspólnego z panem
obowiązek znaleźć rozwiązanie ich problemu. A kiedy będzie mu to uświadamiać, być może
wspomni, że jest odrobinę za późno na puszczanie muzyki na cały regulator (nawet jeśli to
Gdy Gabby maszerowała po murawie, rosa zmoczyła czubki jej palców przez sandały, a
światło księżyca znaczyło na trawniku srebrzysty szlak. Ledwie to zauważyła, głowiła się
bowiem, od czego właściwie zacząć. Grzeczność dyktowała jej, by podeszła najpierw do drzwi
od frontu i zapukała, lecz wątpiła, czy przy tak głośnej muzyce mężczyzna cokolwiek usłyszy.
Poza tym chciała załatwić sprawę, gdy wciąż jeszcze była wzburzona i gotowa zdecydowanie
stawić mu czoło.
Prawdopodobnie właśnie tędy przemykał się Nobby, by wykorzystać nieszczęsną, słodką Molly.
Serce jej się ścisnęło i tym razem starała się podtrzymać w sobie to uczucie. To ważna sprawa.
Bardzo ważna.
niej w chwili, gdy wyłoniła się zza żywopłotu. Jej słuch zarejestrował jednak zbliżający się ku
niej z oddali tupot psich łap dosłownie na sekundę przed tym, gdy została zwalona z nóg i runęła
na ziemię.
Leżąc na wznak, Gabby zauważyła w otępieniu, że na zbyt jasnym, nieostrym niebie jest
zbyt wiele gwiazd. Przez moment zastanawiała się, dlaczego nie może złapać tchu, po czym
błyskawicznie jej większy niepokój wzbudził ból rozchodzący się po całym ciele. Mogła jedynie
Gdzieś z oddali dobiegła ją bezładna mieszanina dźwięków i świat powoli zaczął nabierać
z powrotem ostrości. Usłyszała głosy. A raczej jeden głos. Pytał ją chyba, czy nic jej nie jest.
ciepłe, smrodliwe, rytmiczne podmuchy. Po raz kolejny zamrugała powiekami, przekręciła lekko
głowę i jej oczom ukazała się wznoszący się nad nią ogromny, pokryty sierścią, kwadratowy łeb.
- Ach... - jęknęła, próbując usiąść. Gdy się poruszyła, pies polizał ją w twarz.
- Moby! Leżeć! - Tym razem głos był już bliżej. - Jak się czujesz? Może jeszcze nie
powinnaś siadać!
- Nic mi nie jest - odparła, przyjmując wreszcie pozycję siedzącą. Wzięła parę głębokich
oddechów, nadal czując zawrót głowy. O rety, pomyślała, to naprawdę boli. Wyczuła w
ciemności, że ktoś przykucnął obok niej, choć prawie nie mogła rozróżnić jego rysów.
- Co się stało?
- Mój pies.
- Nieważne.
- Tak - odrzekła. Wciąż jeszcze kręciło jej się w głowie, lecz ból nieco stępiał. Gdy
zaczęła się podnosić, sąsiad ujął ją pod rękę, pomagając jej. Przypomniały jej się małe - szkraby,
które widywała w klinice, usiłujące utrzymać równowagę i pionową postawę. Kiedy w końcu
Jego głos w dalszym ciągu dochodził do niej jakby z oddali, a gdy odwróciła się twarzą do
niego, okazało się, że sąsiad, który stoi obok niej, jest przynajmniej o piętnaście centymetrów
wyższy od niej (a sama miała prawie metr siedemdziesiąt wzrostu). Nie była do tego
przyzwyczajona i gdy zadarła głowę, dostrzegła jego wystające kości policzkowe i gładką skórę.
Ciemne falujące włosy naturalnie podwijały się na końcach, białe zęby lśniły w ciemności. Z
bliska był przystojny - zgoda, naprawdę przystojny - lecz podejrzewała, że on też o tym wie.
- Mam na myśli to, że przyszłaś z wizytą, a mój pies zwalił cię z nóg - mówił dalej. - Jak
już powiedziałem, naprawdę bardzo mi przykro. Zwykle bardziej uważa. Przywitaj się, Moby.
Pies siedział przed nią, bardzo z siebie zadowolony, i rzuciwszy na niego spojrzenie,
Gabby przypomniała sobie nagle cel swojej wizyty. Moby podał jej łapę, witając się. Było to
urocze - i on sam był uroczy jak na boksera - lecz ona nie da się na to nabrać. To podstępne
psisko, które nie tylko rzuciło się na nią, lecz również skrzywdziło Molly. Powinien raczej
Sposób, w jaki zadał jej to pytanie, sprawił, że zdała sobie sprawę, iż nie jest to rodzaj
konfrontacji, o jaką jej chodziło, i zmobilizowała się, by przywołać tamto uczucie, które
Na chwilę zapadło niezręczne milczenie. Oboje przyglądali się sobie nawzajem bez słowa.
odzyskując równowagę.
sobą.
- Ja również - rzekł, zanim zdążyła dokończyć zdanie. - Miałem zamiar złożyć ci wizytę,
by oficjalnie powitać cię jako nową sąsiadkę. Czy dostałaś mój kosz?
- Jesteś pewna, że nie chcesz przejść na taras? - nalegał. - W pobliżu tych krzaków
- Jeszcze jeden.
Pacnęła go, a gdy cofnęła dłoń, zobaczyła, że palce ma umazane krwią. Ohyda, pomyślała.
- Co się dzieje?
- Wyjaśniłem ci już, to te krzaki. Komary lęgną się w wodzie, a w cieniu zawsze jest
wilgotno...
- Nie cierpię komarów, dlatego też zapalam świece odstraszające owady. To zazwyczaj
wystarcza, by trzymały się z daleka. Później, latem, są jeszcze gorsze. - Szedł w odpowiedniej
odległości, by przypadkiem nie wpadli na siebie. - A propos, chyba oficjalnie się sobie nie
Gabby poczuła lekką niepewność. Mimo że nie przyszła tutaj po to, by się z nim
zakumplować, to jej dobre wychowanie przeważyło i odrzekła, zanim zdołała się pohamować:
- Gabby Holland.
- Tak - mruknęła, krzyżując ramiona, po czym podświadomie dotknęła dłonią żeber, tam,
gdzie wciąż jeszcze pozostał tępy ból. Następnie jej ręka powędrowała do ucha, które już
zaczynało ją swędzieć.
Przyglądając się profilowi Gabby, Travis domyślił się, że kobieta jest zła. Wargi miała
zaciśnięte, twarz ściągniętą.
Widywał taką minę u wszystkich swoich przyjaciółek. Jakoś wiedział, że jej gniew jest
skierowany przeciwko niemu, choć nie miał zielonego pojęcia dlaczego. Oczywiście poza tym, że
rzucił się na nią jego pies. Ale doszedł do wniosku, że nie o to jej chodzi. Pamiętał miny, z
których słynęła jego młodsza siostra Stephanie. Zapowiadały powolne narastanie urazy w miarę
upływu czasu i chyba właśnie tak zachowywała się teraz jego sąsiadka. Jak gdyby wprawiała się
w stan podniecenia. Lecz na tym kończyły się podobieństwa. O ile Stephanie wyrosła na
skończoną piękność, o tyle Gabby wydała mu się po prostu atrakcyjna. Jej niebieskie oczy były
trochę zbyt szeroko rozstawione, a rude włosy nieposłuszne, lecz przy jej naturalnej urodzie te
drobne niedoskonałości wytwarzały wokół niej aurę bezbronności, która frapuje większość
- Zaczekaj - przerwał jej. - Może usiądziesz, zanim przejdziesz do sedna sprawy? Zaraz
wracam. - Ruszył w stronę turystycznej lodówki, po czym zatrzymał się w pół kroku. - Napijesz
się piwa?
- Nie, dziękuję - odparła, pragnąc mieć to już jak najszybciej za sobą. Nie usiadła, lecz
odwróciła się przodem do drzwi tarasu w nadziei, że stawi mu czoło, kiedy będzie wracał. Lecz
on za szybko padł na fotel i rozsiadł się wygodnie, opierając stopy o blat stołu.
Wytrącona z równowagi Gabby stała nadal. Wszystko było nie tak, jak sobie zaplanowała.
- Ale ja prawie cię nie widzę - zaprotestował. - Światło lampy za tobą razi mnie w oczy.
- Przyszłam tutaj, żeby ci coś powiedzieć...
- Lepiej?
- Jeszcze nie.
W tym momencie Gabby znalazła się niemal przy samym stole. Załamała z irytacją ręce.
- Dobrze! - zgodziła się. Wyciągnęła krzesło i przycupnęła na nim. Bez przerwy wchodził
jej w paradę. Przyszłam do ciebie, ponieważ chciałam porozmawiać... powtórzyła kolejny raz,
zastanawiając się, czy powinna najpierw omówić sytuację Molly, czy też ogólnie poruszyć
- Już to słyszałem.
dokończyć!
Dostrzegł, że Gabby piorunuje go wzrokiem dokładnie w taki sam sposób, w jaki zwykła
to czynić jego siostra, lecz w dalszym ciągu nie miał bladego pojęcia, co jest przyczyną jej
zdenerwowania. Po chwili zaczęła mówić, początkowo z pewnym wahaniem, jak gdyby obawiała
się, że znowu jej przerwie. Nie przerwał jej jednak i w końcu odnalazła chyba swój rytm, słowa
padały coraz szybciej i szybciej. Opowiadała o tym, jak trafiła w te okolice i jak bardzo była
rozmowę na Molly, której sutki coraz bardziej nabrzmiewają. W pierwszej chwili dla Travisa
monolog Gabby brzmiał dość surrealistycznie, kompletnie bowiem nie wiedział, kim jest Molly,
lecz w miarę rozwoju opowieści zorientował się, że Molly jest suką - owczarkiem szkockim
Gabby. Widywał ją czasami na spacerze. Później Gabby biadała nad brzydkimi szczeniakami
oraz morderstwem i, co dziwne, zapewniła, że ani „doktor Obmacywacz”, ani wymiotowanie nie
mają nic wspólnego z jej fatalnym samopoczuciem. Szczerze mówiąc, dla Travisa wszystko to
miało niewiele sensu, dopóki nie wskazała na Moby’ego. To pozwoliło mu wreszcie skojarzyć
fakty i olśniło go, że Gabby jest przekonana, iż to Moby jest odpowiedzialny za ciążę jej suki.
Chciał ją zapewnić, że to nie sprawka Moby’ego, lecz Gabby wpadła w taki trans, że
pomyślał, iż lepiej będzie, jeśli pozwoli jej dokończyć, a dopiero potem zaprotestuje. W tym
momencie młoda kobieta zboczyła z tematu, włączając do opowieści fragmenty swego życia,
gniewu, przypadkowo skierowanymi pod jego adresem. Travis miał wrażenie, że Gabby nawija w
ten sposób od dobrych dwudziestu minut, lecz wiedział, że to niemożliwe. Niełatwo mu było
jednak spokojnie słuchać gniewnych oskarżeń nieznajomej ani nie podobał mu się sposób, w jaki
mówiła o Mobym. Jego zdaniem Moby był najdoskonalszym psem na całym świecie.
Od czasu do czasu Gabby milkła i wtedy Travis bez powodzenia próbował wtrącić
wyjaśnienie. Ale i to nie skutkowało, ponieważ natychmiast go przekrzykiwała. Słuchał jej więc
dalej - przynajmniej w chwilach, kiedy nie obrażała jego lub Moby’ego - wyczuwając odrobinę
rozpaczy, a nawet zakłopotania tym, co działo się w jej życiu. Pies - czy sobie zdawała z tego
sprawę, czy nie - był jedynie małą cząstką problemów, które ją dręczyły. Ogarnęła go fala
współczucia dla niej i bezwiednie zaczął potakiwać głową, by dać jej do zrozumienia, że słucha
uważnie. Co jakiś czas Gabby zadawała pytanie, lecz zanim zdążył otworzyć usta, odpowiadała
za niego. „Czy sąsiedzi nie powinni zważać na to, co robią?”. „Jasne” - zamierzał odpowiedzieć,
lecz ona nie dawała mu dojść do słowa. „Oczywiście, że powinni!” - wykrzyknęła, Travis zaś
Gdy jej monolog nareszcie dobiegł końca, wyczerpana, utkwiła wzrok w ziemi. Mimo że
usta miała nadal zaciśnięte, Travisowi wydało się, że widzi w jej oczach łzy, i zastanawiał się,
czy nie przynieść jej papierowych chusteczek. Uświadomił sobie, że, niestety, są zbyt daleko,
gdzieś w domu, przypomniał sobie jednak o serwetkach przy grillu. Wstał szybko, złapał kilka i
zaniósł je Gabby. Podał jej jedną, którą wzięła po chwili wahania i wytarła oczy. Teraz, gdy się
zdezorientowany.
- Z czym?
- Ze szczeniętami!
Usłyszał, jak gniew od nowa zaczyna w niej wzbierać, i podniósł ręce, pragnąc ją
wyciszyć.
- Zaprowadziłaś ją do weterynarza?
- Jestem asystentką medyczną. Uczyłam się przez dwa i pół roku w szkole dla asystentów
medycznych, a następnie przez rok na stażu. Wiem, kiedy ktoś jest w ciąży.
- Jestem pewien, że wiesz, jak to jest u ludzi. Ale z psami jest inaczej.
- Skąd wiesz?
- Porusza się wolniej, ma obrzmiałe sutki, dziwnie się zachowuje. Cóż mogłoby to być
innego? - Szczerze mówiąc, każdy mężczyzna, którego kiedykolwiek znała, uważał, że to, iż miał
Gabby otworzyła usta, żeby dać błyskawiczną ripostę, nagle jednak uświadomiła sobie, że
nie przyszło jej to do głowy. Infekcja mogła być przyczyną obrzmienia sutków - zapalenie sutka
czy coś w tym rodzaju - i przez chwilę czuła, jak ogarnia ją ulga. Gdy jednak zastanowiła się nad
tym głębiej, rzeczywistość z powrotem ją przytłoczyła. To nie był jeden czy dwa sutki, lecz
- Jest w ciąży i będzie miała szczenięta. A ty pomożesz mi znaleźć dla nich domy,
Pokręciła z wściekłością głową. Było to takie typowe. Ciąża jest zawsze problemem
sobie sprawę, iż wcale nie będzie łatwo znaleźć dla nich domy.
- Ale...
przez szklane rozsuwane drzwi. Siedział w dalszym ciągu przy stole, czując się trochę jak
- Dość długo. - Zauważyła przy drzwiach lodówkę turystyczną i wyjęła z niej piwo. -
Przez moment miałam wrażenie, że cię walnie. Potem wydawało mi się, że się rozpłacze. A
jeszcze później wyglądała, jak gdyby znowu miała ochotę dać ci w zęby.
- Mniej więcej masz rację - przyznał. Potarł czoło, odtwarzając w myśli tę scenę.
- Jeszcze lepiej. - Stephanie usiadła. - Przyznaj się, od jak dawna się z nią spotykasz?
masz to w sobie.
- Co takiego?
- No wiesz... że potrafisz tak szybko wzbudzić czyjąś nienawiść. To rzadki dar. Zazwyczaj
- Bardzo śmieszne.
Moby zamerdał ogonem, po czym podniósł się i podszedł do Stephanie. Przytulił głowę
do jej kolan. Odepchnęła go lekko, co tylko wywołało u psa odwrotną reakcję, przytulił się
jeszcze mocniej.
- Tak twierdzisz. Ale ona oczywiście nie chciała tego słuchać. Co z nią jest?
- Widziałam. Długą chwilę trwało, zanim domyśliłam się, o co jej chodzi. Ale muszę
- Bądź miła.
- Jestem miła. - Stephanie rozsiadła się wygodnie, bacznie przyglądając się bratu. - Urocza
- Jasne, z pewnością nie mijasz się z prawdą. Przyjmuję każdy zakład, że była to pierwsza
- A jak mogłoby być inaczej? Egzamin, który właśnie zdałam, był piekielnie trudny.
przewidzieć reakcję rodziców na wieść, że chciałabym zostać na uczelni jeszcze przez dwa lata i
zrobić doktorat?
- Znam. Ale ostatnio odnoszę wrażenie, że pragną, bym poznała kogoś i ułożyła sobie
życie.
- Owszem, ale ze mną jest inaczej. Jestem kobietą. Mój zegar biologiczny tyka.
Światło w kuchni sąsiadki zgasło, a po kilku sekundach zapaliła się lampa w sypialni.
Travis zastanawiał się leniwie, czy Gabby kładzie się już spać.
- Musisz pamiętać, że mama wyszła za mąż w wieku dwudziestu jeden lat - mówiła dalej
Stephanie. - Gdy miała dwadzieścia trzy, urodziła ciebie. - Czekała nadaremnie na reakcję brata. -
Ale popatrz tylko, na jakiego fajnego faceta wyrosłeś. Może sama powinnam użyć tego
argumentu.
Słowa siostry powoli docierały do Travisa, zmarszczył brwi, gdy w końcu dotarły w pełni.
- Czy to obelga?
- Jeszcze nie - powiedziała siostra. - Mam jednak dziwne uczucie, że niedługo będzie.
ROZDZIAŁ 2
Po wyjściu od sąsiada Gabby miała mieszane uczucia. Gdy wróciła do domu i zamknęła
Może nie powinna była tam chodzić, myślała. Z pewnością na nic się to nie zdało. Nie
tylko jej nie przeprosił, lecz zaprzeczył, że to jego pies jest odpowiedzialny za ciążę Molly. Mimo
to, gdy wreszcie odsunęła się od drzwi, uśmiechała się do siebie. Przynajmniej to zrobiła. Stanęła
we własnej obronie i wyniszczyła mu, czego się po nim spodziewa. Wymagało to odwagi.
Normalnie niezbyt dobrze jej szło mówienie tego, co myśli. Nie potrafiła wytknąć Kevinowi, że
jego plany związane z ich przyszłością sięgają nie dalej niż do następnego weekendu. Nie umiała
przywołać do porządku doktora Meltona, który pchał się z łapami. Była ustępliwa nawet wobec
matki, która zawsze miała coś do powiedzenia na temat tego, jak Gabby mogłaby się rozwijać.
Przestała się uśmiechać, gdy zauważyła śpiącą w kącie Molly. Przypomniało jej to, że
rezultat końcowy nie uległ zmianie i że być może, tylko być może, powinna była poradzić sobie
lepiej, przekonując Travisa, że ma obowiązek jej pomóc. Gdy odtwarzała wieczór w pamięci,
ogarnęło ją nagłe zmieszanie. Zdała sobie sprawę, że plotła bez ładu i składu, lecz po
gwałtownym upadku na ziemię była otumaniona, a potem wskutek frustracji nie potrafiła
powstrzymać się od mówienia. Jej matka miałaby używanie, gdyby o tym wiedziała. Gabby
kochała matkę, ale należała ona do tych dam, które nigdy nie tracą panowania nad sobą.
Doprowadzało to jej córkę do szału. Gdy była nastolatką, niejednokrotnie miała ochotę chwycić
matkę za ramiona i potrząsnąć nią, tylko po to, by wywołać spontaniczną reakcję. Oczywiście, nic
by to nie dało. Matka po prostu pozwoliłaby sobą trząść, dopóki Gabby by nie przestała, po czym
przygładziłaby włosy i wygłosiła irytującą uwagę w rodzaju: „Cóż, Gabrielle, czy teraz, gdy już
Damy. Nienawidziła tego słowa. Często, gdy matka je wypowiadała, Gabby nękało
miażdżące uczucie porażki, które kazało jej myśleć, że przed nią jeszcze długa droga, a nie ma
Oczywiście matka nie mogła nic poradzić na to, że jest, jaka jest, podobnie jak Gabby.
Savannah, jednego z najbardziej ekskluzywnych balów dla młodych dam w całym kraju. Pełniła
również rolę skarbniczki w korporacji studenckiej Tri Delts na University of Georgia, co było
studiów ważniejsze jest zdobycie statusu „pani”, co według niej było jedynym wyborem zawodu
dla przyzwoitej południowej damy. Rozumie się samo przez się, że pragnęła, by część równania,
czyli „pan”, była godna jej rodowego nazwiska. Co przede wszystkim oznaczało: bogaty.
wykonawca, gdy się pobierali, był o dwanaście lat starszy od żony i choć nie tak bogaty jak
się w sobie. Podczas gdy jej matka przepadała za bażantem w ekskluzywnym ośrodku
knajpce. Matka nigdy nie chodziła bez makijażu dalej niż do skrzynki na listy, a ojciec nosił
dżinsy i zawsze miał lekko potargane włosy. Ale bardzo się kochali, co do tego Gabby nie miała
najmniejszych wątpliwości. Rano przyłapywała czasami rodziców w czułym uścisku i nigdy nie
słyszała, żeby się kłócili. Nigdy też nie mieli oddzielnych łóżek jak wielu rodziców przyjaciółek,
którzy często wydawali jej się raczej wspólnikami w interesach niż kochankami. Nawet teraz,
kiedy ich odwiedzała, zastawała ich przytulonych na kanapie, a gdy budziło to podziw jej
przeciwieństwie do swoich trzech sióstr, miodowych blondynek, zawsze była bardziej podobna
do ojca. Nawet jako dziecko wolała ogrodniczki od sukienek, uwielbiała wdrapywać się na
drzewa i godzinami bawiła się w błocie. Od czasu do czasu wędrowała za ojcem na plac budowy,
naśladując jego ruchy, gdy sprawdzał uszczelki w nowo zainstalowanych oknach i zaglądał do
skrzyń ze sklepu z towarami żelaznymi Mitchella. Ojciec nauczył ją zakładać przynętę na haczyk
i zarzucać wędkę, kochała też jeździć z nim jego starą, zdezelowaną ciężarówką z popsutym
radiem, nie zadał sobie nawet trudu, by wymienić ją na nową. Po pracy albo rzucali sobie piłkę,
albo wbijali kosze, tymczasem matka przyglądała się im przez kuchenne okno nie tylko z
dezaprobatą, lecz również, jak wydawało się Gabby, bez zrozumienia. Najczęściej siostry Gabby
dlatego, że jej matka była niezwykle biegła, jeśli chodzi o manipulatorską potęgę macierzyństwa.
W miarę dorastania Gabby pogodziła się ze zdaniem matki na temat ubrań oraz odpowiedniego
zachowania dam, zwyczajnie po to, by uniknąć poczucia winy. Ze wszystkich broni, którymi
dysponowała matka, poczucie winy było zdecydowanie najskuteczniejsze i mama zawsze umiała
je wykorzystać. Wystarczyło, że uniosła brwi i zrobiła krótką uwagę, żeby Gabby wylądowała na
lekcjach tańca, posłusznie uczyła się gry na fortepianie i, podobnie jak matka, została oficjalnie
matka była ogromnie dumna tamtego wieczoru - miała to wypisane na twarzy - o tyle Gabby
a wiedziała, że matka niektórych nie zaaprobuje. Oczywiście pragnęła kiedyś wyjść za mąż i mieć
dzieci, tak jak mama, lecz jednocześnie uświadomiła sobie, że chce pracować, tak jak ojciec. A
Och, kiedy mama się o tym dowiedziała, mówiła same właściwe rzeczy. W każdym razie
na początku. Później jednak rozpoczęła się subtelna ofensywa mająca na celu wzbudzenie
poczucia winy. Gdy Gabby zdawała celująco w college’u egzamin za egzaminem, matka krzywiła
się niekiedy, zastanawiając się na głos, czy możliwe jest połączenie pełnoetatowej pracy lekarza z
- Lecz jeśli praca jest dla ciebie ważniejsza od rodziny - mówiła - wtedy oczywiście
zostań lekarzem.
Gabby próbowała oprzeć się kampanii matki, lecz stare nawyki trudno wykorzenić i
ostatecznie zdecydowała się na szkołę dla asystentów medycznych zamiast wydziału lekarskiego.
Powody wydawały się sensowne - nadal będzie miała do czynienia z pacjentami, lecz w stałych
godzinach, poza tym odpadają dyżury - zdecydowanie ta opcja jest najbardziej przyjazna dla
rodziny. Mimo to czasami złościło ją, że na początku to matka zaszczepiła jej ten pomysł.
Nie mogła jednak zaprzeczyć, że rodzina jest dla niej ważna. Tak to jest z dziećmi
rodziców szczęśliwych w małżeństwie. Dorasta się w przekonaniu, że bajki się ziszczają. Co
więcej, człowiek uważa, że również ma prawo przeżyć coś podobnego. Jednakże póki co gorzej
było z realizacją jej planów. Spotykali się z Kevinem na tyle długo, by się zakochać, przeżyć
zwykłe wzloty i upadki, które powodują rozstania par, i nawet rozmawiać o przyszłości. Gabby
doszła do wniosku, że Kevin jest mężczyzną, z którym pragnie spędzić resztę życia. Zmarszczyła
Jak gdyby wyczuwając cierpienie swojej pani, Molly podniosła się z wysiłkiem,
przydreptała do niej i trąciła nosem jej dłoń. Gabby zanurzyła palce w gładkiej sierści, pieszcząc
psa.
- Ciekawe, czy to kwestia stresu - rzekła Gabby, żałując, że jej życie nie przypomina
bardziej życia Molly. Proste, bez trosk czy odpowiedzialności... Cóż, z wyjątkiem ciąży. - Czy
Molly nie odpowiedziała, lecz nie musiała. Gabby sama doskonale wiedziała, że jest
zestresowana. Czuła to napięcie w ramionach, ilekroć płaciła rachunki, ilekroć doktor Melton
przyglądał jej się pożądliwie lub ilekroć Kevin zgrywał głupiego, udając, że nie wie, czego
spodziewała się, przeprowadzając się bliżej niego. Do jej złego samopoczucia przyczyniał się też
fakt, że poza Kevinem właściwie nie miała tu żadnych znajomych. Prawie nie znała nikogo spoza
kliniki i prawdę powiedziawszy, sąsiad był pierwszą osobą, z którą rozmawiała od czasu, gdy się
tu wprowadziła. Wracając myślą do ich spotkania, stwierdziła, że chyba powinna była zachować
się sympatyczniej. Poczuła wyrzuty sumienia z powodu swojego wybuchu, zwłaszcza że facet
wydawał się naprawdę życzliwy. Gdy pomagał je wstać, sprawiał niemal wrażenie przyjaciela. A
kiedy zaczęła gadać jak najęta, nie przerwał jej ani razu, co również było dość przyjemną
odmianą.
Gdy się nad tym zastanowiła teraz, było to niezwykłe. Bez względu na to, jak szalona
mogła się wydawać, nie zdenerwował się ani nie odezwał się do niej niegrzecznie, co bez
wątpienia uczyniłby Kevin. Gdy pomyślała o tym, jak delikatnie pomagał jej wstać, jej policzki
oblał rumieniec. A później, kiedy podawał jej serwetkę, przyłapała go na spojrzeniu, które
świadczyło o tym, że mu się podoba. Dawno już nie przydarzyło jej się coś podobnego i choć nie
chciała się do tego przed sobą przyznać, dobrze jej to zrobiło. Brakowało jej tego. Zadziwiające,
Weszła do sypialni i przebrała się w wygodne spodnie od dresu oraz miękką, znoszoną
koszulkę, którą miała od pierwszego roku studiów. Molly powlokła się za nią i Gabby ruszyła w
Molly zamerdała ogonem, idąc do drzwi. Gabby przyglądała się jej badawczo. Suka nadal
wyglądała na szczenną, ale może sąsiad miał rację. Powinna pójść z nią do weterynarza, choćby
po to, by się upewnić. Poza tym nie miała pojęcia, jak się opiekować szczenną suką. Zastanawiała
się, czy Molly potrzebuje dodatkowych witamin, co przypomniało jej o zaległościach w realizacji
ćwiczenia, regularny sen, stretching - planowała zacząć to wszystko, gdy tylko wprowadzi się do
nowego domu. Rodzaj postanowienia na nową drogę życia, lecz na razie nie zaczęła jeszcze
działać. Jutro na pewno wstanie rano, by pobiegać, potem zje sałatkę na lunch i jeszcze jedną na
kolację. A ponieważ jest gotowa na wprowadzenie poważnych życiowych zmian, może również
Może jednak nie jest to taki dobry pomysł. Stawienie czoła sąsiadowi to jedno, ale czy
zdoła pogodzić się z konsekwencjami, jeśli nie będzie zadowolona z odpowiedzi Kevina? A jeśli
on nie ma żadnych planów? Czy naprawdę chce zrezygnować z pierwszej pracy po paru
miesiącach? Sprzedać dom? Przeprowadzić się? Jak daleko jest skłonna się posunąć?
Nie była niczego pewna, poza tym, że nie chce go stracić. Ale zdrowszy tryb życia to co
innego - może zacząć nawet od jutra. Krok po kroku, prawda? Podjąwszy decyzję, wyszła na
werandę na tyłach domu i patrzyła za Molly, która zbiegła po stopniach, kierując się w drugi
koniec ogródka. Powietrze było nadal ciepłe, lecz zerwał się lekki wietrzyk. Gwiazdy skrzyły się
na niebie, tworząc misterne wzory, których - poza Wielką Niedźwiedzicą - nie potrafiła
rozróżnić. Postanowiła, że jutro, tuż po lunchu, kupi podręcznik astronomii. Poświęci kilka dni,
wskazując na niebo, od niechcenia wykaże się imponującą wiedzą z tego zakresu. Zamknęła
oczy, wyobrażając sobie tę scenę, i wyprostowała się. Od jutra zacznie stawać się nową osobą.
Lepszą. I wymyśli także, jak załatwić problem Molly. Nawet gdyby musiała prosić, znajdzie
ROZDZIAŁ 3
Zanosiło się na to, że będzie to jeden z tych dni, kiedy Gabby zastanawiała się, dlaczego
kardiologicznym w szpitalu, tak jak planowała przez cały czas w szkole dla asystentów
medycznych. Kochała asystować przy trudnych operacjach i wydawało się, że wybrała doskonale,
aż do ostatniego stażu, kiedy to zdarzyło się jej pracować z pediatrą, który nabił jej głowę
pomysłami, jak to szlachetnie i przyjemnie jest zajmować się niemowlętami. Doktor Bender,
siwowłosy lekarz weteran, który nigdy nie przestawał się uśmiechać i znał prawie każde dziecko
w Sumter, w Karolinie Południowej, przekonywał ją, że o ile kardiologia być może jest bardziej
opłacalna i wydaje się bardziej prestiżowa, o tyle nie ma nic bardziej satysfakcjonującego od
pierwszych decydujących lat życia. Zwykle kiwała z grzeczności głową, lecz ostatniego dnia
doktor wymusił temat, umieszczając niemowlę w jej ramionach. Gdy dziecko gaworzyło, doktor
Bender tłumaczył:
- W kardiologii są same nagłe wypadki i choćbyś nie wiem jak się starała, twoi pacjenci
zawsze wydają się coraz bardziej chorzy. Po pewnym czasie musi to być wyczerpujące. Jeśli nie
będziesz ostrożna, możesz się szybko wypalić. Ale zajmowanie się takim maluszkiem jak ten... -
Północnej. Doktor Furman wywarł na niej wrażenie obojętnego, doktor Melton - flirciarza, lecz
wykorzystała okazję, żeby być bliżej Kevina. I wierzyła, że doktor Bender pod wieloma
nimi, nawet jeśli musiała im robić zastrzyki i krzywiła się, słuchając ich płaczu. Dzieci uczące się
chodzić również wzbudzały ciepłe uczucia. Większość z nich była urocza i Gabby ogromnie
lubiła patrzeć, jak przytulają się do kocyków lub pluszowych misiów i wpatrują się w nią z
przychodzi do lekarza, ponieważ chce lub musi. W pediatrii natomiast pacjent jest często pod
przypadkiem.
Eva, która trzymała George’a na kolanach w pokoju badań, wyraźnie patrzyła na nią z
góry. Fakt, że Gabby nie była formalnie rzecz biorąc lekarzem, natomiast była względnie młoda,
sprawiał, że wielu rodziców uważało ją za kogoś w rodzaju zbyt wysoko opłacanej pielęgniarki.
- Jest pani pewna, że doktor Furman nie zdoła nas dziś przyjąć? - spytała, kładąc nacisk na
słowie „doktor”.
- Ma dyżur w szpitalu - odrzekła Gabby. - Wróci późno. Poza tym jestem przekonana, że
- Jak już mówiłam, maluchy mogą kasłać do sześciu tygodni po infekcji. Ich płuca
potrzebują więcej czasu, by całkiem wyzdrowieć, lecz w tym wieku jest to absolutnie normalne.
- Nie. George go nie potrzebuje. Uszy ma czyste, zatoki również, w płucach też nic nie
George, który skończył właśnie dwa lata, kręcił się na kolanach Evy, próbując się
- Skoro nie ma doktora Furmana, może George’a obejrzałby doktor Melton. Właściwie
mam pewność, że potrzebny jest mu antybiotyk. Połowa dzieciaków w żłobku jest w tej chwili na
Gabby udawała, że wpisuje coś do karty. Eva Bronson zawsze żądała antybiotyku dla
zbadam.
- Dobrze. Sprawdzę, czy doktorowi Meltonowi uda się wygospodarować kilka minut dla
pani.
Gdy Gabby wyszła z pokoju, przystanęła na moment na korytarzu, wiedząc, że musi się
przygotować. Nie miała ochoty znowu rozmawiać z doktorem Meltonem. Starała się jak mogła
unikać go przez cały ranek. Gdy tylko doktor Furman wyjechał do Carteret General Hospital w
Morehead City, by asystować przy nagłym przypadku cesarskiego cięcia, Melton podszedł do niej
chyłkiem i stanął tak blisko, że czuła, iż przed chwilą używał płynu do płukania ust.
- Może nie będzie zbyt wielu pacjentów - odparła neutralnie. Nie była gotowa stawić mu
- W poniedziałki zawsze jest tłok. Przy odrobinie szczęścia nie będziemy musieli
Doktor Melton zdjął listę zawieszoną na drzwiach pokoju badań po drugiej stronie
korytarza. Przejrzał ją szybko, a gdy Gabby odwróciła się do wyjścia, usłyszała znowu jego głos:
- A skoro już mowa o lunchu, jadłaś kiedyś rybne taco? Gabby zamrugała powiekami.
- Słucham?
Może byśmy tam wpadli, co? Przywieźlibyśmy też trochę dla reszty personelu.
- Nie mogę - odparła. - Mam zawieźć Molly do weterynarza. Dziś rano umówiłam się na
wizytę.
- Powiedzieli, że tak.
badań.
Prawdę mówiąc, była naprawdę obolała. Absurdalnie obolała. Rwący ból przeszywał całe
jej ciało, od kostek u nóg do szyi, i miała wrażenie, że jest coraz gorzej. Gdyby jedynie pobiegała
w niedzielę, przypuszczalnie czułaby się dobrze. Ale uznała, że to za mało. Za mało dla nowej,
lepszej Gabby. Po joggingu - dumna z tego, że choć tempo biegu było wolne, nie musiała ani razu
go przerwać i iść spacerem - udała się do siłowni Gold’s Gym w Morehead City, by się do niej
zapisać. Wypełniała formularze, gdy tymczasem trener objaśniał jej najrozmaitsze zajęcia o
wspomniał, że za kilka minut zaczynają się nowe ćwiczenia ze sztangą przy muzyce, o nazwie
Body Pump.
No to spróbowała. I niech mu Bóg wybaczy to, jak się po tych ćwiczeniach czuła.
Oczywiście nie od razu. Nie podczas zajęć. Wtedy było świetnie. Mimo że w głębi duszy
zdawała sobie sprawę, iż sama powinna ustalić sobie tempo, wbrew sobie starała się nie być
gorsza od skąpo odzianej, kapiącej od tuszu sąsiadki, która swój wygląd zawdzięczała skalpelowi
chirurga. Podnosiła ciężarki, biegała w miejscu w rytm muzyki, znowu podnosiła ciężarki i
mięśniami, czuła, że uczyniła kolejny krok w swojej ewolucji. Jeszcze przed wyjściem zamówiła
prawie już zasypiając, uświadomiła sobie, że od dawna już nie patrzyła w przyszłość tak
trudem. Bolało ją dosłownie wszystko. Nie, to mało powiedziane. Ból był wręcz nie do
zniesienia. Miała wrażenie, że każdy jej mięsień został przepuszczony przez sokowirówkę. Plecy,
klatka piersiowa, brzuch, nogi, pośladki, ręce, szyja... Nawet palce dokuczały jej straszliwie.
Trzykrotnie próbowała usiąść na łóżku, zanim jej się w końcu udało, a gdy dotarła chwiejnym
krokiem do łazienki, okazało się, że musi uczynić herkulesowy wysiłek, by wyczyścić zęby
szczoteczką, nie krzycząc przy tym. W klinice przebierała w lekach przeciwbólowych - Panadol,
aspiryna Bayera, Aleve - decydując się ostatecznie na wszystkie trzy Popiła tabletki szklanką
Lecz było już za późno i, co gorsza, środki przeciwbólowe nie zadziałały. A może jednak
zadziałały. Mogła przecież jakoś funkcjonować w klinice, dopóki poruszała się wolno. Ale ból
pozostał, doktora Furmana nie było, a ona absolutnie nie miała ochoty na jakiekolwiek kontakty z
doktorem Meltonem.
Nie mając wyboru, spytała jedną z pielęgniarek, w którym pokoju go znajdzie, zapukała
do drzwi i wsunęła głowę do środka. Doktor Melton podniósł wzrok znad pacjenta, na jej widok
porozmawiać?
- Jasne - odrzekł. Wstał ze stołka, odłożył teczkę, po czym wyszedł, zamykając za sobą
Melton obiecał, że porozmawia z nimi najszybciej, jak tylko będzie mógł. Odchodząc, czuła, jak
torebkę, pokuśtykała do samochodu, wiedząc, że nie ma wiele czasu. Następną wizytę miała za
czterdzieści pięć minut, zakładając jednak, że w klinice weterynaryjnej wszystko pójdzie gładko,
mniej niż cztery tysiące mieszkańców. Wszędzie można było dotrzeć w kilka minut. Chociaż
Morehead City - pięciokrotnie większe od Beaufort - znajdowało się po drugiej stronie mostu
rozciągającego się nad Intracoastal Waterway i większość ludzi robiła tam zakupy w czasie
Beaufort było ładne, zwłaszcza jego dzielnica historyczna. Takiego dnia jak dzisiejszy, z
temperaturą idealną na spacer, przypominało jej wizję Savannah w pierwszym stuleciu istnienia.
mieszczących się na powierzchni kilku ulicznych kwartałów. Za nimi ciągnęła się Front Street
oraz krótki deptak z widokiem na przystań. Na wodzie kołysały się przycumowane łodzie służące
jachtem wartym miliony dolarów mógł po jednej stronie sąsiadować mały kuter do połowu
krabów, a po drugiej idealnie utrzymana żaglówka. Znajdowało się tam kilka restauracji, z
których roztaczała się wspaniała panorama - stare, rodzime knajpki o lokalnym charakterze, z
krytymi patiami i piknikowymi stołami, gdzie goście czuli się, jak gdyby byli na wakacjach w
miejscu, gdzie czas się zatrzymał. Czasami podczas weekendów grywały w nich rozmaite
zespoły, a ubiegłego lata, czwartego lipca, kiedy odwiedziła Kevina, tak wiele osób chciało
posłuchać muzyki i obejrzeć pokaz sztucznych ogni, że przystań dosłownie pękała w szwach, tyle
prostu jedną do drugiej, a ich właściciele przechodzili po nich kolejno na nabrzeże, przyjmując
turystów. Gabby lubiła przechadzać się wieczorami, zaglądając do sklepów, by oglądać prace
artystów. W dzieciństwie marzyła o tym, by zarabiać na życie malowaniem lub rysowaniem, lecz
po upływie kilku lat zdała sobie sprawę, że jej ambicje znacznie przewyższają talent. Nie
oznaczało to jednak, że nie potrafiła ocenić wartościowego dzieła, toteż od czasu do czasu
Dwukrotnie zdecydowała się na zakup i teraz obydwa obrazy wisiały w jej domu. Chętnie
kupiłaby jeszcze kilka, lecz nie pozwalał jej na to miesięczny budżet, przynajmniej na razie.
Po kilku minutach Gabby skręciła w podjazd do domu. Wydała okrzyk bólu, wysiadając z
grządki kwiatowe, załatwiła swoje potrzeby, po czym wskoczyła na siedzenie pasażera. Gabby
znowu jęknęła, wsiadając z powrotem do samochodu, następnie opuściła szybę, żeby Molly
słuchając, jak żwir chrzęści pod kołami samochodu. Podniszczony budynek w wiktoriańskim
stylu wyglądał raczej na dom mieszkalny niż na klinikę. Wzięła Molly na smycz, po czym
Siatkowe drzwi otworzyły się z głośnym skrzypieniem. Gabby poczuła, jak Molly
szarpnęła się na smyczy, gdy w jej nozdrza uderzyły wonie typowe dla kliniki weterynaryjnej.
Gabby podeszła do recepcji, zanim jednak zdążyła się odezwać, recepcjonistka wyszła zza
kontuaru.
Gabby nie kryła zaskoczenia. Ciągle jeszcze nie przyzwyczaiła się do życia w małym
miasteczku.
- Dziękuję.
- Zastanawialiśmy się, kiedy pani do nas dotrze. Musi pani wracać do pracy, prawda? -
Chwyciła formularz. - Zaprowadzę panią do pokoju, żeby spokojnie się pani przygotowała. Może
pani wypełnić tam formularz. W ten sposób weterynarz będzie mógł od razu zbadać psa. Nie
- Drobiazg. Poza tym stale przyprowadzam dzieci do waszej kliniki pediatrycznej. Jak się
- Bardzo lubię moją pracę - odrzekła Gabby. - Jest tam większy ruch, niż się
spodziewałam.
Terri wskazała na mały pokoik, wyposażony w metalowy stół oraz plastikowe krzesło, po
Terri zostawiła je same. Gabby usiadła ostrożnie, krzywiąc się, gdy mięśnie nóg przeszył
dotkliwy ból. Wzięła kilka głębokich oddechów, czekając, aż ból minie, a potem zabrała się do
Gabby w oczy, był biały fartuch. Chwilę później dostrzegła nazwisko wyhaftowane niebieskimi
literami. Gabby otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz nagle zabrakło jej słów.
Gabby dalej gapiła się na niego, zastanawiając się, co on, u diabła, tutaj robi? Zamierzała
go o to spytać, gdy uświadomiła sobie, że Travis ma niebieskie oczy, a nie brązowe, jak myślała.
Dziwne. Jednakże...
Przykucnął i podrapał sukę po karku. - Lubisz to? Och, jesteś urocza, wiesz o tym? Jak się
czujesz, maleńka?
studiów.
To nie może dziać się naprawdę. Jest tylu mieszkańców miasteczka, a to musiał być
właśnie on.
pamiętasz?
Gabby popatrzyła na niego spod zmrużonych powiek. Tego faceta wyraźnie bawiło
- Wiesz, o co mi chodzi.
Travis podniósł głowę.
- Nie sądzę, byś miała ochotę mnie wysłuchać. Ale było, minęło, to już przeszłość. Bez
urazy. - Uśmiechnął się. - Pozwól, że zbadam tę dziewczynkę, dobrze? Wiem, że musisz wrócić
- Czuła, jak wzbiera w niej gniew na jego: „Bez urazy”. W głębi duszy najchętniej wy
szłaby natychmiast z pokoju. Niestety, Travis zaczął właśnie ugniatać brzuch Molly. Zdała sobie
też sprawę, że nie zdoła wstać tak szybko, nawet gdyby próbowała, ponieważ jej nogi
najwyraźniej zastrajkowały. Upokorzona, zaplotła nerwowo ręce, czując się, jak gdyby ktoś
wbijał jej nóż w plecy i ramiona, tymczasem Travis przygotował stetoskop. Gabby przygryzła
Nie zwracając uwagi na jej ton, zajął się z powrotem psem. Przesuwał stetoskopem po
brzuchu Molly, słuchał, po czym zbadał jeden z jej sutków. W końcu włożył gumową rękawiczkę
- Cóż, bez wątpienia jest szczenna - oznajmił Travis, ściągając rękawiczkę i wrzucając ją
przewrócił stronę.
- Jak już wiesz, jestem absolutnie pewny, że Moby nie jest ojcem.
- Ach, doprawdy?
sąsiedztwie. Chyba u starszego pana, Casona, ale nie wiem na sto procent. Może to być pies jego
Travis właśnie coś notował i przez moment Gabby miała wątpliwości, czy dosłyszał jej
pytanie.
Są chwile, kiedy człowiek jest tak zdołowany psychicznie, że nie potrafi wydobyć z siebie
słowa. Gabby natychmiast stanął przed oczyma żenujący obraz - jak długo plecie bez ładu i
składu, płacze, a następnie wybiega w złości. Jak przez mgłę pamiętała, że usiłował jej coś
- Wysterylizowany - wyszeptała.
- Aha. - Podniósł wzrok znad karty Molly. - Dwa lata temu. Mój tata przeprowadził ten
- Och...
mnie jak burza. Czułem się z tym źle i wstąpiłem w niedzielę, by ci wszystko wyjaśnić, lecz cię
nie zastałem.
- Tak? Brawo.
Wymagało to trochę wysiłku, lecz rozplotła dłonie.
- Bez urazy - rzekł znowu, lecz tym razem Gabby zrobiło się przykro i głupio. - Posłuchaj,
wiem, że się śpieszysz, toteż pozwól, że powiem ci parę słów o Molly, dobrze?
Gabby skinęła głową, czując się jak skarcona uczennica postawiona przez nauczyciela do
kąta i wciąż myśląc o tyradzie, którą wygłosiła w sobotę wieczorem. Fakt, że Travis potraktował
- Okres ciąży trwa dziewięć tygodni, zostały ci więc jeszcze dwa. Molly ma dość szeroką
miednicę, nie musisz się o to martwić. Dlatego właśnie chciałem, żebyś ją przyprowadziła.
Owczarki szkockie mają czasami wąską miednicę. Teraz raczej nie musisz nic robić, ale
miejsca, by wydać na świat szczenięta, toteż radzę ci położyć w garażu kilka starych koców.
Wszystko przemawia za tym, że urodzi szczenięta, kiedy będzie spokój. W nocy lub kiedy
będziesz w pracy, lecz pamiętaj, że jest to zgodne z naturą i nie ma się czym przejmować.
Szczenięta od razu będą wiedziały, jak ssać, tym również nie musisz się martwić. Bez wątpienia
będziesz musiała wyrzucić koce, zatem nie używaj niczego eleganckiego, dobrze?
Gabby pokiwała głową po raz trzeci, czując się jeszcze bardziej poniżona.
przywieźć ją do kliniki. Gdyby było już po godzinach pracy, wiesz, gdzie mieszkam.
- To tyle. Jeśli chcesz, możesz zawieźć ją z powrotem do domu. Ale cieszę się, że ją
przyprowadziłaś. Nie sądziłem, by to była infekcja, ale cieszę się, że się upewniłem.
sąsiadach. To była zwykła pomyłka. Do zobaczenia. - Gdy poklepał pieszczotliwie Molly, Gabby
Kiedy Travis - doktor Parker - wyszedł z pokoju badań, Gabby odczekała długą chwilę, by
upewnić się, że faktycznie go już nie ma. Następnie powoli, z ogromnym trudem wstała z krzesła.
Wystawiła głowę przez drzwi i dopiero gdy upewniła się, że droga jest wolna, podeszła do
Po powrocie do pracy Gabby zdała sobie sprawę z pewnością z jednego - z powodu jego
wyrozumiałości nigdy nie uda jej się zmazać tego, co zrobiła, a ponieważ nie było dość dużego
głazu, pod który mogłaby wpełznąć, w jej najlepiej pojętym interesie leżało znalezienie sposobu,
by go unikać przez jakiś czas. Oczywiście nie przez całą wieczność, lecz przez rozsądny okres.
ROZDZIAŁ 4
Travis Parker stał przy oknie, przyglądając się, jak Gabby prowadzi Molly z powrotem do
samochodu. Uśmiechał się sam do siebie, rozbawiony jej miną. Mimo że ledwie ją znał, zobaczył
dość, by dojść do wniosku, że jest jedną z tych osób, u których wyraz twarzy odzwierciedla każde
uczucie. To rzadka cecha w dzisiejszych czasach. Często miewał wrażenie, że zbyt wielu ludzi
gra i udaje w życiu, nosi maski i zatraca się w tym. Był pewien, że Gabby nigdy nie będzie taka.
- i pojechał tam, gdzie zwykle. Przed rokiem kupił parcelę z widokiem na Shackleford Banks
przy końcu Front Street, z myślą, że pewnego dnia zbuduje tam dom swoich marzeń. Jedyny
problem stanowiło to, że nie bardzo wiedział, z czym się to wiąże. Prowadził raczej proste życie i
marzył o postawieniu niedużej wiejskiej chaty w rodzaju tych, jakie widywał na południowym
wybrzeżu Florydy, czegoś, co od zewnątrz wygląda na stuletni dom, a w środku jest zaskakująco
widne i przestronne. Nie potrzebował dużego metrażu - sypialnia i może gabinet, oprócz pokoju
dziennego - ale gdy zabrał się do rzeczy, doszedł do wniosku, że działka raczej nadaje się pod coś
bardziej prorodzinnego. Obraz jego wymarzonego domu stawał się przez to mniej ostry,
ponieważ bez wątpienia obejmował przyszłą żonę i dzieci, które były dla Travisa wielką
niewiadomą.
Czasami wydawało mu się dziwne, że zarówno jemu, jak i jego siostrze, nie śpieszyło się
do małżeństwa. Ich rodzice niedługo będą obchodzili trzydziestą piątą rocznicę ślubu i Travis
kompletnie nie potrafił wyobrazić ich sobie jako osoby samotne, prędzej chyba zobaczyłby
oczyma wyobraźni siebie, jak macha rękami i podrywa się do lotu w chmury. Oczywiście,
niejeden raz słyszał historię, jak poznali się na obozie grupy parafialnej, gdy byli w szkole
średniej, jak mama skaleczyła się w palec, krojąc ciasto na deser, i jak tata zacisnął ranę palcem
Jak do tej pory, Travis nigdy nie został rażony piorunem. Nie zdarzyło się nic, co byłoby
choć trochę do tego zbliżone. Oczywiście miał w szkole średniej dziewczynę, Olivię. Wszyscy
koledzy uważali, że idealnie do siebie pasują. Mieszkała obecnie po drugiej stronie mostu w
Morehead City i od czasu do czasu wpadał na nią w supermarketach Wal - Mart lub Target.
Zamieniali przyjaźnie kilka słów o wszystkim i o niczym, po czym każde szło w swoją stronę.
Ma się rozumieć po Olivii były niezliczone dziewczyny. Potrafił przecież postępować z
kobietami. Uważał je za atrakcyjne oraz interesujące, lecz przede wszystkim autentycznie je lubił.
Był dumny z tego, że nigdy nie przeżył czegoś, co choćby w najmniejszym stopniu można
uważać za bolesne rozstanie, zarówno dla niego, jak i jego byłych. Rozstania niemal zawsze były
do wielkich wybuchów ogni sztucznych nad głowami. Wszystkie swoje eksdziewczyny uważał za
stosunek. Nie był dla nich odpowiednim mężczyzną, a one nie były dla niego odpowiednimi
kobietami. Śledził, jak trzy dawne dziewczyny wyszły za mąż za świetnych facetów, i został
zaproszony na wszystkie trzy śluby Nieczęsto myślał o znalezieniu trwałości lub pokrewnej
duszy, lecz w rzadkich wypadkach, kiedy to czynił, zawsze wyobrażał sobie kogoś, kto
powietrzu. Życie jest po to, by się nim cieszyć, prawda? Oczywiście, wszyscy mają obowiązki i
on nie miał nic przeciwko nim. Lubił swoją pracę, dobrze zarabiał, miał własny dom i płacił na
czas rachunki, lecz nie chciał, żeby tylko to było treścią jego życia. Pragnął zasmakować życia.
sobie w szkole, otrzymywał dobre oceny, nie wkładając w to wiele wysiłku i nerwów, lecz
najczęściej był równie zadowolony z dobrego jak z bardzo dobrego. Doprowadzało to jego matkę
do szału. „Pomyśl tylko, jakie miałbyś osiągnięcia, gdybyś się przykładał” - powtarzała za
każdym razem, gdy przynosił do domu świadectwo. Jednakże szkoła nie emocjonowała go tak
bardzo jak jazda na rowerze z niebezpieczną prędkością lub surfowanie przy Outer Banks.
Podczas gdy jego kolegów interesowały takie sporty jak baseball czy piłka nożna, on wolał
szybować w powietrzu motocyklem, wzlatując z błotnistego zjazdu, i czuć przypływ energii, gdy
szczęśliwie lądował. Już jako dzieciak uwielbiał rozmaite wyczyny, zanim jeszcze wymyślono
termin sporty ekstremalne, i w wieku trzydziestu dwóch lat mógł powiedzieć, że spróbował
właściwie wszystkiego.
W oddali widział dzikie konie gromadzące się w pobliżu wydm Shackleford Banks i
obserwując je, sięgnął po kanapkę. Indyk na pszennym chlebie z musztardą, jabłko i butelka
wody. Jadał codziennie to samo, podobnie zresztą było z pierwszym śniadaniem, które składało
się z płatków owsianych, jajecznicy z samych białek i banana. O ile bardzo potrzebował od czasu
do czasu gwałtownego podniesienia poziomu adrenaliny, o tyle jego dieta nie mogła być
nudniejsza. Przyjaciele podziwiali jego surową samokontrolę, lecz Travis nie zdradził im, że ma
to więcej wspólnego z jego wrażliwym podniebieniem niż z dyscypliną. Kiedy miał dziesięć lat,
przez całą noc. Od tamtego czasu, gdy poczuł najlżejszą woń imbiru, pędził, krztusząc się, do
łazienki, a jego zmysł smaku nigdy już nie wrócił do normalnego stanu. Ogólnie rzecz biorąc,
Delektując się kanapką - prostą i przewidywalną - dziwił się torowi, jakim biegły jego
myśli. Było to do niego niepodobne. Zwykle nie miał skłonności do głębokiej refleksji. Zdaniem
Marii, jego dziewczyny sprzed sześciu lat, stało się to jeszcze jedną przyczyną nieuniknionego
spokojnego rozstania. Zwykle po prostu żył, robiąc to, co trzeba było robić, i wymyślając sposoby
uprzyjemniania sobie pozostałego czasu. To był jeden z dużych plusów kawalerskiego stanu.
Można robić, co się chce, kiedy tylko się chce, a introspekcja jest wyłącznie kwestią wyboru.
To chyba z powodu Gabby, pomyślał, choć kompletnie nie mógł pojąć dlaczego. Prawie
jej nie znał i wątpił, czy ta dziewczyna, którą poznał, jest prawdziwą Gabby Holland. Parę dni
temu wieczorem przyszła do niego wściekła, kilka godzin temu była ucieleśnieniem mea culpa,
lecz nie miał zielonego pojęcia, jak zachowuje się w zwyczajnych okolicznościach. Podejrzewał,
że ma poczucie humoru, chociaż po głębszym zastanowieniu nie umiał powiedzieć, dlaczego tak
uważa. I niewątpliwie była inteligentna, mógł to wydedukować na podstawie jej pracy. Lecz poza
tym... Bezskutecznie próbował wyobrazić ją sobie na randce. Był jednak zadowolony, że wpadła,
choćby tylko dlatego, że dało im to szansę rozpoczęcia sąsiedzkiej znajomości. Travis wiedział
jedno - źli sąsiedzi mogą uprzykrzyć człowiekowi życie. Sąsiad Joego był facetem, który palił
liście pierwszego cudownego wiosennego dnia i kosił trawnik wczesnym rankiem w sobotę.
Pewnego dnia omal nie doszło między nimi do rękoczynów, gdy Joego zbudził głośny warkot po
nieprzespanej z powodu dziecka nocy. Czasami Travisowi wydawało się, że zwykła uprzejmość
podzieliła los dinozaurów, a absolutnie nie chciał dostarczyć Gabby żadnego powodu do unikania
go, nawet w jej odczuciu. Może zaprosi ją, gdy następnym razem będzie gościł przyjaciół...
Tak, pomyślał, właśnie tak uczynię. Podjąwszy decyzję, wziął lodówkę turystyczną i
Miał w planie dziś po południu, jak zawsze, różne psy i koty, ale o trzeciej ktoś miał
przyprowadzić gekona. Lubił leczyć gekony czy inne egzotyczne zwierzęta. Wrażenie, że wie, o
czym mówi (co było zgodne z prawdą), zawsze ogromnie imponowało właścicielom. Cieszyły go
ich pełne nabożnego zachwytu uwagi: „Ciekawe, czy on dokładnie zna anatomię i fizjologię
każdego stworzenia na ziemi”. I udawał, że tak jest. Lecz rzeczywistość była trochę bardziej
prozaiczna. Nie, oczywiście nie znał na wylot wszystkich stworzeń na ziemi - kto by je mógł
znać? - lecz infekcje są infekcjami i w dużym stopniu leczy się je tak samo niezależnie od
gatunku. Różne jest tylko dawkowanie i musiał je sprawdzać w informatorze, który trzymał na
biurku. Wsiadając do samochodu, przyłapał się na tym, że myśli o Gabby i zastanawia się, czy
ona czasami pływa na desce surfingowej lub zjeżdża na snowboardzie. Wydawało mu się to mało
prawdopodobne, lecz jednocześnie miał dziwne uczucie, że w odróżnieniu od większości jego
byłych, chętnie spróbowałaby jednego i drugiego, gdyby trafiła się jej okazja. Nie bardzo
wiedział, skąd się bierze to jego przeświadczenie, i włączając silnik, usiłował wmówić sobie, że
ROZDZIAŁ 5
Przez następne dwa tygodnie Gabby stała się ekspertem w ukradkowym wchodzeniu i
Nie miała wyboru. Co niby mogłaby powiedzieć Travisowi? Zrobiła z siebie idiotkę, a on
wchodzenie do domu i wychodzenie z niego wymaga nowych zasad, z których unik stał się
zasadą numer jeden. Na jej plus należy zapisać, że w klinice weterynaryjnej przeprosiła go za
swoje zachowanie.
Jednakże coraz trudniej było kurczowo trzymać się tej zasady. Początkowo wystarczało,
że parkowała samochód w garażu, ale teraz, gdy coraz bardziej zbliżał się termin rozwiązania,
Gabby musiała zacząć parkować na podjeździe, żeby umożliwić Molly gniazdowanie. Jednym
słowem, od tej chwili Gabby musiała wchodzić i wychodzić, kiedy była pewna, że Travisa nie ma
w pobliżu.
Wyszła od granicy pięćdziesięciu lat, teraz jednak doszła do wniosku, że wystarczy parę
Nieważne, trzeba po prostu czasu, by zapomniał, jak się zachowała, lub by przynajmniej
trochę zatarło się to w jego pamięci. Wiedziała, że czas w zabawny sposób stępia ostre brzegi
rzeczywistości, aż wreszcie pozostaje tylko mgliste wspomnienie, a gdy już tak się stanie, będzie
werandy od strony ogródka, jeśli przypadkiem zobaczą się z daleka - i od tej pory sytuacja
zacznie się normalizować. Pomyślała, że z czasem może być nawet sympatycznie - pewnego dnia
może nawet będą się śmiali z tego, w jaki sposób się poznali - lecz póki co wolała żyć jak szpieg.
Musiała oczywiście poznać rozkład dnia Travisa. Nie było to trudne - wystarczyło rzucić
okiem na zegarek, gdy miał wyjechać rano do pracy, a ona obserwowała go z kuchni. Jeśli idzie o
powrót do domu, to był nawet łatwiejszy, ponieważ Travis zazwyczaj pływał wtedy łodzią lub
jeździł na nartach wodnych, lecz minusem tej sytuacji było, że wieczory stwarzały jej największy
problem. Ponieważ Travis przebywał na świeżym powietrzu, Gabby musiała tkwić w domu, bez
względu na to, jak wspaniały był zachód słońca, i jeśli nie odwiedzała właśnie Kevina,
studiowała podręcznik astronomii, ten sam, który kupiła, by zaimponować swojemu chłopakowi,
kiedy będą przyglądać się gwiazdom. Co, niestety, jeszcze się do tej pory nie zdarzyło.
Prawdopodobnie mogła zachować się bardziej dorośle w całej tej sytuacji, lecz miała
dziwne uczucie, że gdyby znalazła się twarzą w twarz z Travisem, zaczęłaby wszystko sobie na
nowo przypominać, zamiast słuchać, a za żadne skarby nie chciała wywrzeć jeszcze gorszego
wrażenia, niż już wywarła. Poza tym jej myśli zaprzątały inne sprawy.
Przede wszystkim Kevin. Wpadał na chwilę niemal każdego wieczoru i nawet został u
niej na cały ubiegły weekend, oczywiście po obowiązkowym spotkaniu na polu golfowym. Kevin
przepadał za golfem. Byli też trzykrotnie w różnych restauracjach i dwukrotnie w kinie, część
niedzielnego popołudnia spędzili na plaży, a dwa dni temu, gdy siedzieli na kanapie i popijali
- Co ty robisz?
- Myślałem, że chciałabyś, abym pomasował ci stopy. Założę się, że bolą cię po całym
- Nie obchodzi mnie, czy są czyste. Poza tym lubię patrzeć na twoje paluszki. Masz
urocze paluszki.
- Nie, ale mam fioła na punkcie twoich stóp - odrzekł Kevin, łaskocząc ją, ona zaś
wyszarpnęła nogę, śmiejąc się. Po chwili całowali się namiętnie, a później, gdy leżeli obok siebie,
zapewniał, że bardzo ją kocha. Sposób, w jaki to mówił, nasunął jej myśl, że powinna chyba
Należy to zaliczyć do plusów. Nigdy nie był aż tak blisko rozmowy o przyszłości, lecz...
Lecz co? Zawsze sprowadzało się do tego, prawda? Czy wspólne zamieszkanie jest
krokiem w kierunku przyszłości, czy też kontynuacją teraźniejszości? Czy naprawdę zależy jej na
tym, by się jej oświadczył? Zastanowiła się nad tym. Cóż... Tak. Ale dopiero gdy będzie na to
gotowy. Co oczywiście skutkowało pytaniami, które zaczęły wkradać się do jej myśli, ilekroć byli
razem: Kiedy będzie gotowy? Czy kiedykolwiek będzie gotowy? No i rzecz jasna, dlaczego nie
Co jest złego w tym, że pragnie wyjść za mąż, zamiast żyć z nim bez ślubu? Bóg
świadkiem, że sama już się w tym pogubiła. Niektórzy ludzie dorastają, wiedząc, że w pewnym
wieku wstąpią w związek małżeński, i dzieje się dokładnie tak, jak sobie zaplanowali. Inni z kolei
mają świadomość, że na razie nie wezmą ślubu, zamieszkują ze swoimi ukochanymi i również
wszystko gra. Niekiedy wydawało jej się, że jest jedyną osobą, która nie ma klarownego planu.
Dla niej małżeństwo zawsze było mglistym pojęciem, czymś, co po prostu nastąpi. I nastąpi.
Prawda?
Rozmyślając nad tym wszystkim, nabawiła się bólu głowy. Tak naprawdę miała ochotę
wyjść na werandę z kieliszkiem wina i na pewien czas o wszystkim zapomnieć. Lecz Travis
Parker siedział na tarasie od strony ogródka, przeglądając jakieś czasopismo, co krzyżowało jej
razem. Miał się spotkać z dentystą, który otwierał gabinet i w związku z tym potrzebował
wszelkiego rodzaju ubezpieczeń. To nie było najgorsze - wiedziała, że Kevin wkłada mnóstwo
wysiłku w tworzenie firmy - lecz rano wyjeżdżał z ojcem do Myrtle Beach na konferencję i nie
zobaczy go aż do przyszłej środy, co oznaczało, że będzie musiała spędzić jeszcze więcej czasu
zamknięta jak kurczak w kojcu. Ojciec Kevina założył jeden z największych we wschodniej
rokiem, im bliżej emerytury był jego ojciec, brał na siebie więcej obowiązków w ich oddziale w
Morehead City. Czasami Gabby zastanawiała się, jak to jest mieć dokładnie zaplanowaną drogę
kariery od chwili, gdy zaczyna się chodzić, podejrzewała jednak, że są gorsze rzeczy, zwłaszcza
że interes kwitł. Mimo posmaku nepotyzmu Kevin naprawdę zasłużył sobie na swoją pozycję.
Jego ojciec spędzał obecnie w firmie niespełna dwadzieścia godzin tygodniowo, Kevin zaś około
się często, lecz Kevin potrafił postępować z ludźmi. Tak przynajmniej twierdziło kilku z nich na
Owszem, była z niego dumna, lecz musiała tkwić w domu w takie wieczory jak ten, co
wydawało jej się wielkim marnotrawstwem. Może zwyczajnie powinna wybrać się do Atlantic
Beach, gdzie z kieliszkiem wina w dłoni obserwowałaby zachód słońca. Przez chwilę rozważała
taką ewentualność. Potem jednak zrezygnowała z tego pomysłu. Co innego siedzieć samej w
domu, ale myśl o piciu wina samotnie na plaży sprawiała, że czuła się jak ofiara losu. Ludzie
pomyśleliby, że nie ma ani jednego przyjaciela na całym świecie, co nie było prawdą. Miała wielu
przyjaciół. Po prostu tak się zdarzyło, że nikt bliski nie mieszkał w promieniu stu pięćdziesięciu
Gdyby wzięła ze sobą psa... Cóż, to zupełnie co innego. Najzupełniej normalna sprawa,
nawet korzystna dla zdrowia. Po kilku dniach i po zjedzeniu większości środków
przeciwbólowych, które trzymała w apteczce, ból po pierwszym treningu wreszcie ustąpił. Nie
wróciła na ćwiczenia ze sztangami przy muzyce - ludzie biorący w nich udział muszą być
masochistami - lecz regularnie uczęszczała do siłowni. W każdym razie przez kilka ostatnich dni.
Ćwiczyła tam w poniedziałek oraz w środę i była zdecydowana znaleźć czas również jutro.
Wstała z kanapy i wyłączyła telewizor. Molly nie było w zasięgu wzroku, Gabby
skierowała się więc do garażu, domyślając się, że suka tam się skryła. Gdy weszła do środka,
zapalając światło, pierwszą rzeczą która rzuciła jej się w oczy, była gromadka kręcących się,
skomlących puszystych kuleczek wokół Molly. Gabby zawołała ją, lecz po chwili zaczęła
krzyczeć.
Travis był właśnie w kuchni, wyjmował z lodówki kurze piersi, gdy nagle usłyszał
Niemal natychmiast poznał głos Gabby. Gdy otworzył drzwi, zobaczył jej pobladłą,
przerażoną twarz.
Travis zareagował instynktownie, gdy Gabby rzuciła się pędem z powrotem do domu.
Wyjął zza siedzenia pasażera w ciężarówce torbę z narzędziami lekarskimi, której używał
czasami, gdy wzywano go do zwierząt na farmach. Jego ojciec zawsze podkreślał, jak ważne jest,
by mieć w pogotowiu torbę zaopatrzoną we wszystko, czego mógłby potrzebować, i Travis wziął
sobie tę radę do serca. W tym czasie Gabby zdążyła już dotrzeć do swoich drzwi. Zostawiła je
otwarte i zniknęła w domu. Travis wbiegł tam chwilę później i dostrzegł ją przy wejściu do
garażu.
- Dyszy i wymiotuje - powiedziała Gabby, gdy Travis spiesznie podszedł do niej. - I... coś
z niej wystaje.
- Pozwól, że umyję ręce - rzekł szybko. Wyszorował spiesznie ręce nad kuchennym
zlewem, jednocześnie pytając: - Czy możesz skombinować więcej światła? Jakąś lampę czy coś
w tym rodzaju?
- Prawdopodobnie tak - odrzekł, starając się, by jego głos brzmiał spokojnie. - Ale nie w
tym momencie. Muszę spróbować doraźnie jej pomóc. I potrzebne mi światło. Możesz to dla
mnie zrobić?
- Tak, tak... Oczywiście. - Zniknęła w kuchni, wracając niemal w mgnieniu oka. - Czy to
wystarczy?
- Zaraz będę wiedział, na ile poważna jest sprawa. - Trzymając dłonie w górze jak chirurg,
wskazał ruchem głowy torbę na podłodze. - Czy możesz ją również mi podać? Postaw tylko torbę
tam i znajdź kontakt, by włączyć lampę. Tak blisko Molly, jak to tylko możliwe, dobrze?
Travis podszedł ostrożnie do psa, tymczasem Gabby włączyła lampę. Stwierdził z pewną
ulgą, że Molly jest przytomna. Słyszał jej skomlenie, co było normalne w takiej sytuacji.
Następnie skoncentrował się na rurkowatej masie wystającej z jej sromu i obejrzał szczenięta,
raczej pewny, że suka wydała potomstwo na świat nie dalej jak pół godziny temu. Pomyślał, że to
- Co teraz? - spytała.
spokojna.
Gdy Gabby zajęła swoje miejsce, Travis przykucnął obok psa, słuchając, jak Gabby
mruczy i szepcze, zbliżywszy twarz do pyska Molly. Molly wysunęła język, żeby ją polizać,
jeszcze jeden dobry znak. Gdy delikatnie badał macicę, suka lekko drgnęła.
- Co z nią?
wystaje. - Macał delikatnie macicę, odwracając ją ostrożnie, by sprawdzić, czy są jakieś pęknięcia
- Nie mam pojęcia - odparła Gabby. - Nie wiedziałam nawet, że Molly rodzi. Wyjdzie z
tego, prawda?
- Otwórz torbę - polecił. - Powinnaś znaleźć tam sól fizjologiczną. I potrzebuję też trochę
wazeliny.
- Co zamierzasz zrobić?
zmniejszyć i jeśli szczęście nam dopisze, obkurczy się sama. Jeśli nie, będę musiał zawieźć
Gabby znalazła sól fizjologiczną oraz wazelinę i podała je Travisowi, który opłukał
macicę, potem jeszcze powtórzył tę czynność dwukrotnie, a w końcu użył wazeliny, mając
nadzieję, że to poskutkuje.
Gabby nie mogła na to patrzeć, skupiła się więc na Molly, zbliżając wargi do jej ucha i
szepcząc bez przerwy, jakim jest dobrym psem. Travis się nie odzywał, jego ręka poruszała się
rytmicznie na macicy.
Gabby nie zdawała sobie sprawy, jak długo byli w garażu - może dziesięć minut, a może
godzinę - lecz wreszcie Travis odchylił się do tyłu, jak gdyby próbował pozbyć się napięcia w
ramionach. Właśnie w tym momencie zauważyła, że ma wolne ręce.
- I tak, i nie - odparł Travis. - Macica jest na miejscu i obkurczyła się chyba bez
problemów, lecz muszę zabrać Molly do kliniki. Zostanie tam przez parę dni, by odzyskać siły,
muszę też zastosować leczenie antybiotykami i uzupełnić jej płyny. No i konieczne jest
prześwietlenie. Jeśli jednak nie będzie dalszych komplikacji, Molly powinna być jak nowa.
Podjadę teraz ciężarówką pod twój garaż, mam tam trochę starych koców, na których można ją
położyć.
- A co z maleństwami?
- Nie powinno. Ale dlatego właśnie muszę uzupełnić jej płyny. Żeby szczenięta mogły
ssać.
Gabby poczuła, jak mięśnie jej ramion rozluźniają się. Nie zdawała sobie sprawy, jak
- Już to zrobiłaś.
szczeniętami. Gdy już przeniosła wszystkie sześć, Travis zapakował z powrotem torbę i wrzucił
- Jadę z tobą.
- Lepiej będzie, jeśli pozwolimy jej trochę odpocząć, a kiedy ty będziesz w pokoju, może
się to okazać niemożliwe. Molly musi dojść do siebie. Nie martw się, zajmę się nią troskliwie.
Zastanawiała się przez chwilę nad jego słowami, po czym uśmiechnęła się trwożliwie.
- Wiem z własnego doświadczenia z pracy, że nauczono nas nigdy niczego nie obiecywać.
- Masz rację, ale to jest właśnie moja praca. Tym właśnie się zajmuję. Poza tym mam tam
- Chyba użyczyłbym, gdybym musiał - rzekł, uśmiechając się szeroko. - Obawiam się
uśmiechnął się. - Pozwól mija odstawić do kliniki, dobrze? i zadzwoń do mnie jutro. Powiem ci,
z daleka przez okno. Gabby pomachała mu również, choć wiedziała, że jej nie widzi. Stała,
miała świadomość, że nigdy nie będzie typem kobiety, na której widok zamiera ruch uliczny, lecz
po raz pierwszy od wieków patrzyła w lustro, zastanawiając się, co ktoś, poza Kevinem, myśli,
Mimo wyczerpania i niesfornych włosów, nie wyglądała tak źle, jak się obawiała. Ta myśl
sprawiła jej przyjemność, chociaż nie była pewna dlaczego. Z niewiadomego powodu
zarumieniła się. Nic się przecież nie zmieniło w jej uczuciach do Kevina...
Bez wątpienia myliła się co do Travisa Parkera, od samego początku myliła się co do
wszystkiego. Zachował się tak pewnie, tak spokojnie podczas tego nagłego wypadku. Nadal ją to
zdumiewało, mimo że nie powinna być zaskoczona. W końcu jest to jego praca.
kilka minut.
Gabby przytuliła się mocno do niego. Jego ramię wokół niej dawało jej poczucie
komfortu.
Przyciągnął ją do siebie bliżej, czuła jego czysty, świeży zapach, jak gdyby wziął prysznic
przed przyjazdem do niej. Włosy, potargane i rozwiane przez wiatr, nadawały mu wygląd
studenta.
- Cieszę się, że twój sąsiad był w domu - powiedział. - Ma na imię Travis, tak?
- Właściwie nie - odrzekł. - Wprawdzie klinika ubezpieczona jest u nas, lecz jej sprawami
- Rzeczywiście. Ale ja dorastałem w Morehead City i jako dzieciak nie kolegowałem się z
nikim z Beaufort. Poza tym on jest chyba kilka lat ode mnie starszy. Prawdopodobnie wyjechał
Gabby pokiwała głową. W ciszy jej myśli powędrowały znów do Travisa, miała przed
oczyma jego poważną minę, gdy pomagał Molly, spokojną pewność w głosie, gdy wyjaśniał, co
się stało. Poczuła lekkie wyrzuty sumienia i wtuliła nos w szyję Kevina. Kevin pogłaskał ją po
wieczorem.
- Wiem, ale byłeś przecież na tamtym spotkaniu, a jutro wyjeżdżasz wcześnie rano.
- Chcesz, żebym odłożył podróż? Jestem pewien, że mój tata zrozumie, jeśli zostanę z
- Jesteś pewna?
- Absolutnie - odparła Gabby. - Ale dziękuję, że zapytałeś. To dla mnie wiele znaczy.
ROZDZIAŁ 6
Gdy Max Parker zjawił się w klinice nazajutrz rano i znalazł syna śpiącego na leżance
oraz psa w sali pooperacyjnej, zaparzył dwie filiżanki kawy i przyniósł je do stołu, po czym
- Nieźle, jak na twój pierwszy raz - pochwalił go Max. Z siwymi włosami oraz siwymi
weterynarza.
- Nigdy - przyznał Max. - Ale kiedyś leczyłem na to klacz. Wiesz, że to bardzo rzadka
przypadłość. Wygląda na to, że Molly czuje się dobrze. Kiedy przyszedłem rano, usiadła i
- Prawie przez całą noc. Chciałem mieć pewność, że sytuacja się nie powtórzy.
- Zwykle się nie powtarza - zauważył Max. - Dobrze, że z nią byłeś. Dzwoniłeś już do
właściciela?
- Nie. Ale zadzwonię. - Potarł dłońmi twarz. - Rany, ale jestem wykończony.
- Może prześpisz się trochę? Poradzę sobie tutaj i będę miał oko na Molly.
- Nie robisz - rzekł Max, szczerząc zęby w uśmiechu. - Zapomniałeś? Nie powinno cię tu
Kilka minut później, po sprawdzeniu, jak miewa się Molly, Travis podjechał pod swój
dom i wysiadł z samochodu. Przeciągnął się, po czym ruszył w stronę domu Gabby. Idąc jej
podjazdem, zauważył, że ze skrzynki na listy wystaje gazeta, i po chwili wahania wyciągnął ją.
Gdy wszedł na werandę i miał zamiar zapukać, usłyszał zbliżające się kroki i drzwi się otworzyły.
Choć była boso, miała na sobie spodnie i bluzkę w kolorze złamanej bieli, włosy spięte
luźno spinką z kości słoniowej. Po raz kolejny dostrzegł, jak atrakcyjną jest kobietą, lecz dzisiaj
przyszło mu do głowy, że sekretem jej uroku jest raczej autentyczna szczerość niż
konwencjonalna uroda.
- Jesteś pewien?
domu jeszcze dzisiaj, wolałbym jednak zatrzymać ją na jeszcze jedną noc, tak na wszelki
wypadek. Prawdę mówiąc, mój tata będzie ją obserwował przez jakiś czas. Byłem na nogach
prawie przez całą noc, idę więc trochę się przespać, ale zajrzę do niej później.
- Mogę ją zobaczyć?
- Oczywiście. Możesz pójść do niej, kiedy tylko zechcesz. Pamiętaj tylko, że może być
wciąż nieco odurzona, ponieważ musiałem zaaplikować jej środki uspokajające, żeby się nie
ruszała podczas prześwietlenia i żeby złagodzić ból. - Umilkł. - Szczenięta również mają się
- Cieszę się, że mogłem pomóc. - Podał jej gazetę. - O właśnie, wziąłem ją dla ciebie.
- Dzięki - powiedziała.
- Nie, dziękuję. Wolę raczej, by mnie nie budzono, gdy próbuję zasnąć.
- Zabawne.
- Staram się - powiedział i przez mgnienie oka Gabby wyobraziła sobie Travisa opartego o
bar i odpowiadającego w taki właśnie sposób atrakcyjnej kobiecie, co pozostawiło jej niejasne
wrażenie, że z nią flirtuje. - Posłuchaj - mówił dalej - wiem, że pewnie szykujesz się do pracy, a
ja jestem wykończony, toteż pójdę się zdrzemnąć. - Odwrócił się i zaczął schodzić z werandy.
Wbrew samej sobie Gabby wyszła za próg i zawołała, gdy szedł już przez podwórko:
- Nie jestem pewien. To chyba zależy od tego, jak długo będę spał.
- A co powiesz na moją propozycję? O której jadasz lunch? Może spotkamy się wtedy w
klinice?
- Nie zamierzałam...
- O której?
- Za piętnaście pierwsza?
- Będę tam - obiecał, po czym cofnął się parę kroków. - A tak przy okazji, fantastycznie
W taki sposób można by podsumować stan umysłu Gabby przez resztę poranka. Nie miało
znaczenia, czy badała zdrowe dziecko (dwukrotnie), diagnozowała infekcję ucha (czterokrotnie),
szczepiła dziecko (jeden raz), czy zalecała prześwietlenie (jeden raz), przez cały czas miała
wrażenie, że działa na zasadzie automatu, nie całkiem obecna, tymczasem duchem wciąż tkwiła
na werandzie, zastanawiając się, czy Travis faktycznie z nią flirtował i czy być może, tylko być
Po raz setny żałowała, że nie ma w miasteczku nikogo, z kim mogłaby o tym wszystkim
porozmawiać. Cóż może być lepszego od bliskiej przyjaciółki, której można się zwierzyć. Choć
w klinice pracowały przecież pielęgniarki, to jej status asystentki medycznej wyraźnie stanowił
się, lecz milkły natychmiast, gdy się zbliżała. Czuła się z tego powodu tak wyobcowana jak tuż
po przeprowadzce do Beaufort.
stetoskop do kieszeni białego fartucha i wycofała się do swego gabinetu. Był malutki i
podejrzewała, że zanim rozpoczęła pracę w klinice, służył jako składzik. Nie było tam okna,
biurko zajmowało pół pokoju, lecz dopóki utrzymywała porządek, mimo wszystko cieszyła się z
tego, że ma własny kąt. W rogu stała prawie pusta szafka na akta. Gabby wyjęła z dolnej szuflady
torebkę i spojrzała na zegarek. Do wyjścia zostało jej jeszcze kilka minut. Przysunęła sobie
pomyślała. Ludzie flirtują zawsze i wszędzie. Taka już jest ludzka natura. Poza tym
prawdopodobnie to nic nie znaczy. Po tym, co razem przeszli minionej nocy, Travis stał się dla
Jej przyjaciel. Jej pierwszy przyjaciel w nowym mieście, na początku nowego życia.
Podobał jej się dźwięk tego słowa. Co złego jest w tym, że się ma przyjaciela? Absolutnie nic.
Z drugiej strony, może nie jest to wcale taki dobry pomysł. Przyjazne stosunki z sąsiadem
to jedno, lecz z flirciarzem to już zupełnie coś innego. Zwłaszcza z przystojnym flirciarzem.
Kevin normalnie nie należy do zazdrośników, ale nie była na tyle głupia, by mieć złudzenia, że
uszczęśliwiłaby go myśl o tym, że jego dziewczyna pija z Travisem kawę na tarasie kilka razy w
tygodniu, a przecież tak właśnie zachowują się zaprzyjaźnieni sąsiedzi. Już z powodu zupełnie
niewinnej wizyty w klinice weterynaryjnej - a bez wątpienia będzie niewinna - miała lekkie
poczucie zdrady.
Nie zrobiła nic niewłaściwego. On również nic nie zrobił. I nic nie wyniknie z ich flirciku,
mimo że są sąsiadami. Ona i Kevin są parą od ostatniego roku studiów w University of North
Carolina - poznali się pewnego zimnego, ponurego wieczoru, kiedy zwiało jej kapelusz po
złapał go, przemykając między samochodami. Jeśli nawet w tym momencie nie zaiskrzyło, to
może były żarzące się węgielki, chociaż nie miała całkowitej pewności.
W owym czasie zdecydowanie wolała nawet nie myśleć o czymś tak skomplikowanym jak
związek, ponieważ i bez tego jej życie obfitowało w komplikacje. Zbliżały się egzaminy
końcowe, zalegała z czynszem i nie wiedziała, gdzie będzie uczęszczała do szkoły dla asystentów
medycznych. Mimo że obecnie wydawało jej się to bzdurne, w tamtych czasach było to dla niej
najważniejszą decyzją, jaką kiedykolwiek musiała podjąć. Została przyjęta zarówno do MUSC
[Medical University of South Carolina. ] w Charlestonie, jak i Eastern Virginia [Eastern Virginia
Medical School.] w Norfolku. Jej matka gorąco lobbowała za Charlestonem: „Twoja decyzja nie
powinna nastręczać ci trudności, Gabrielle. Będziesz blisko domu, zaledwie parę godzin drogi, a
Gabby również skłaniała się raczej ku Charlestonowi, choć w głębi duszy zdawała sobie
że tak naprawdę nie miałaby czasu, by cieszyć się którąkolwiek z tych rzeczy. Z wyjątkiem kilku
głównych przedmiotów, przyszli asystenci medyczni mają taki sam program zajęć jak studenci
medycyny, lecz tylko dwa i pół roku, a nie cztery lata, na ukończenie studiów. Słyszała już
koszmarne historie na temat tego, czego może się spodziewać - że zajęcia są prowadzone, a
przepływu. Odwiedziła obydwa kampusy i szczerze mówiąc, bardziej podobał jej się program w
Eastern Virginia. Z jakiegoś powodu czuła się tam swobodniej, miała wrażenie, że jest to
Zastanawiała się nad tym wyborem tamtego zimowego wieczoru, gdy wiatr zwiał jej
do chwili gdy po upływie kilku tygodni wypatrzył ją po drugiej stronie ulicy. Choć Gabby
kompletnie o nim zapomniała, on ją pamiętał. Jego luźny styl bycia wyraźnie kontrastował z
zachowaniem wielu aroganckich członków korporacji studenckich, których zdążyła już poznać.
Większość z nich wlewała w siebie nadmierne ilości alkoholu i malowała sobie na nagich
piersiach uczelniane emblematy, ilekroć Tar Heels grali z Duke. Rozmowa zakończyła się
zaproszeniem na kawę, później byli razem na kolacji, a gdy rzucała w górę biret podczas
uroczystości wręczania dyplomów, doszła do wniosku, że jest zakochana. Wtedy właśnie podjęła
decyzję, którą szkołę wybrać, a skoro Kevin planował zamieszkać w Morehead City, zaledwie
kilka godzin podróży na południe, gdzie będzie studiowała przez następne parę lat, wybór nie
Kevin dojeżdżał do Norfolku, by się z nią zobaczyć, ona zaś odwiedzała go w Morehead
City. Poznali nawzajem swoje rodziny. Kłócili się, a potem się godzili, zrywali i wracali do
siebie. Kilkakrotnie zagrała z nim nawet w golfa, mimo że nie lubiła tej gry. Przez cały czas
pozostawał tym samym, wyluzowanym, swobodnym facetem, jakim był zawsze. Charakter
Kevina zdawał się odzwierciedlać jego wychowanie w małym miasteczku, gdzie - szczerze
mówiąc - przeważnie życie toczy się wolno. Powolność była chyba głęboko zakorzeniona w jego
mentalności. Tam gdzie ona się zamartwiała, on tylko wzruszał ramionami. Gdy miewała napady
pesymizmu, w ogóle się tym nie przejmował. Gabby podejrzewała, że właśnie dlatego tak dobrze
się między nimi układa. Uzupełniali się wzajemnie. Pasowali do siebie. W żadnym razie nie
nią flirtował. Może sobie flirtować, ile tylko zechce. Ona i tak dokładnie wie, czego pragnie w
Tak jak obiecał Travis, Molly miała się lepiej, niż Gabby się spodziewała. Jej ogon
uderzał radośnie o podłogę i mimo obecności szczeniąt, przypominających małe futrzane kulki - z
których większość spała - wstała bez wysiłku, widząc swoją panią, przytruchtała do niej i polizała
ją czule. Nos miała zimny, okrążała Gabby, merdając ogonem i skomląc. Może nie miała w sobie
zwykłej żywiołowości, lecz było jej na tyle dużo, by dać Gabby do zrozumienia, że czuje się
- Tak się cieszę, że dochodzisz do siebie - szepnęła Gabby, głaszcząc jej sierść.
- Ja również - rozległ się za nią od progu głos Travisa. - Jest prawdziwą wygą i ma
fantastyczne usposobienie.
- Chyba się myliłem - rzekł, podchodząc do niej, w ręku trzymał jabłko. - Molly
prawdopodobnie może już wrócić dzisiaj do domu, gdybyś chciała zabrać ją po pracy.
Broń Boże nie mówię, że musisz. Chętnie zatrzymam ją tutaj dłużej, jeśli dzięki temu
będziesz spokojniejsza. Ale czuje się lepiej, niż przewidywałem. - Przykucnął i pstryknął lekko
palcami. - Jesteś naprawdę grzeczną dziewczynką, Molly - powiedział tonem, który można
najlepiej opisać jako: „Kocham psy, może podejdziesz do mnie?”. Ku zdumieniu Gabby, Molly
zostawiła ją i podeszła do Travisa, który głaskał ją i szeptał do niej czule, aż właścicielka poczuła
się jak autsajder. - Maleństwa również świetnie sobie radzą - mówił dalej. - Jeśli zabierzesz je do
domu, pamiętaj, że musisz zapewnić im coś w rodzaju kojca, by się nie rozłaziły. W przeciwnym
razie będziesz miała niezły bałagan. To nie musi być nic skomplikowanego, po prostu kilka desek
Prawie go nie słyszała, uświadamiając sobie znowu, wbrew własnej woli - jak bardzo jest
przystojny. Irytowało ją, że za każdym razem, gdy go widziała, nie potrafiła oprzeć się tej myśli.
Tak jakby jego pojawienie się stale uruchamiało w jej głowie dzwonki alarmowe, a ona żadną
miarą nie rozumiała dlaczego. Był wysoki i szczupły, lecz widywała wielu takich facetów.
Chętnie i często się uśmiechał, jednak w tym również nie było nic niezwykłego. Zęby miał
niemal zbyt białe - musi używać pasty wybielającej, doszła do wniosku - ale nawet jeśli
podejrzewała, że owa biel nie jest naturalna, nadal wywierało to ten sam efekt. Był też
wysportowany, lecz takich facetów jest na pęczki w każdej amerykańskiej siłowni - facetów,
którzy bezwzględnie przestrzegają regularnych treningów, którzy nigdy nie jedzą niczego poza
Byłoby znacznie łatwiej, gdyby był brzydki. Wszystko potoczyłoby się inaczej, począwszy
od ich pierwszej scysji, a skończywszy na jej obecnym dyskomforcie, po prostu dlatego, że nie
czułaby się tak nie w porządku. Ale z tym koniec, postanowiła. Więcej nie da się zwieść. Nie ma
mowy. Nie taka dziewczyna jak ona. Położy temu kres, w przyszłości będzie mu przyjaźnie
- Dobrze się czujesz? - Travis przyjrzał się jej badawczo. - Jesteś jakaś nieobecna.
właśnie zawsze powtarzam chłopakom z FedExu i UPS, gdy mnie pytają, jak postępować z
Kiedy jeden ze szczeniaków zaczął skomleć, Molly podniosła się i wróciła do otwartej
klatki, obecność Travisa i Gabby stała się dla niej nagle nieistotna. Travis wstał i wytarł jabłko o
dżinsy.
- O czym?
- O Molly.
- To znaczy?
- Ach, o to chodzi - odparła, zmieszana jak uczennica pierwszej klasy liceum na spotkaniu
z ważnym futbolistą z uniwersyteckiej drużyny. Miała ochotę kopnąć się w kostkę, lecz zamiast
tego odchrząknęła. - Chyba ją zabiorę. Jeśli jesteś pewien, że to jej nie zaszkodzi.
- Nic jej nie będzie - zapewnił ją. - Jest młoda i zdrowa. Choć wyglądało to przerażająco,
- To prawda.
Po raz pierwszy zauważyła, że jego T - shirt ma nadruk reklamujący knajpkę Key West,
coś w rodzaju psiego baru. Travis ugryzł kęs jabłka, po czym machnął nim w jej stronę.
- Hmm, myślałem, że bardziej ucieszysz się z tego, że Molly dobrze się czuje.
- Bo ja wiem - odparł, odgryzając kolejny kęs jabłka. - Sądząc po twoim zachowaniu, gdy
pojawiłaś się w moim domu, myślałem chyba, że okażesz więcej uczuć. Nie tylko z powodu
zrobiłeś. - Wymawiała starannie słowa, jak gdyby Travis miał kłopoty ze słuchem.
- Czyli jaka?
- Taka poważna.
- Az przyjaciółmi?
- Czego?
- Czy wypływa to z twojej natury, czy robisz się taka poważna w mojej obecności. Jeśli
- Dobra.
gdzie jest jego miejsce, zanim jednak cokolwiek przyszło jej do głowy, Travis wrzucił ogryzek
- Posłuchaj, cieszę się, że tu jesteś, z jeszcze jednego powodu - rzucił przez ramię. -
- Do ciebie?
- Takie są plany.
- To randka?
- Nie, spotkanie z przyjaciółmi. - Zakręcił kran i wysuszył ręce. - Po raz pierwszy w tym
roku będziemy latać na spadochronie ciągniętym przez motorówkę. Zanosi się na fantastyczną
zabawę.
- Jak już powiedziałem, będzie naprawdę mile widziany. Znowu miała wątpliwości, czy
- Doprawdy?
- W takim razie wpadnij, jeśli nie będziesz miała nic lepszego do roboty.
- Dlaczego?
- I?
- I co?
- I możesz być w nim zakochana u mnie w domu. Mówiłem już, że będzie fajnie. Zgodnie
z prognozą ma być koło dwudziestu pięciu stopni. Latałaś kiedyś na lotni za łodzią motorową?
- Właśnie.
- A więc jest typem faceta, który chce trzymać cię w zamknięciu, kiedy wyjeżdża?
- Nie!
- Jasne, że chce!
przystanął. - Moi przyjaciele zaczną przychodzić koło dziesiątej lub jedenastej. Musisz tylko
wziąć ze sobą kostium kąpielowy. Mamy piwo, wino i wodę sodową, lecz jeśli masz szczególne
- Nie sądzę...
- Coś ci powiem. Serdecznie zapraszam, jeśli będziesz miała ochotę, ale nie wywieram
nacisku, okay? - Wzruszył ramionami. - Po prostu pomyślałem, że będziemy mieli okazję lepiej
się poznać.
Gabby zdawała sobie sprawę, że powinna odmówić, przełknęła jednak nerwowo ślinę,
ROZDZIAŁ 7
Sobotni poranek rozpoczął się dobrze - gdy ukośne promienie słońca zajrzały przez
żaluzje do pokoju, Gabby włożyła puszyste różowe kapcie i szurając nogami, przeszła do kuchni,
by zaparzyć kawę. Cieszyła się na spokojne, leniwe chwile. Dopiero później sprawy przybrały zły
obrót. Zanim jeszcze upiła pierwszy łyk, przypomniała sobie, że musi zajrzeć do Molly. Z
radością stwierdziła, że wszystko prawie wróciło do normy. Suka czuła się dobrze, szczenięta
również wydawały się zdrowe, lecz Gabby nie miała zielonego pojęcia, na co powinna zwrócić
uwagę. Przyczepiały się do Molly niczym puszyste rzepy, dreptały chwiejnie i przewracały się,
zachwycała się swoimi dziećmi. Gabby jednak nie dała się na to nabrać. Zgoda, szczenięta nie
były takie brzydkie, jak mogło się zdarzyć, lecz daleko odbiegały urodą od matki, toteż Gabby w
dalszym ciągu martwiła się, że nie znajdzie dla nich domów. A musi je znaleźć, to nie ulega
Nie był to tylko smród - ohydna woń atakowała ją niczym Moc w filmie Gwiezdne wojny.
Zbierało jej się na wymioty, przypomniało jej się jak przez mgłę, że Travis sugerował, by
zbudowała coś w rodzaju kojca, który ograniczałby możliwości przemieszczania się szczeniąt.
Skąd, u diabła, mogła wiedzieć, że takie maleństwa robią tyle kup? Wszędzie było ich pełno.
Odór zdawał się przyklejać do ścian, nie pomogło nawet otwarcie drzwi garażowych. Przez
następne pół godziny sprzątała garaż, wstrzymując oddech i usiłując przezwyciężyć chęć
wymiotów.
diabelskiego planu, mającego na celu zepsucie jej weekendu. Naprawdę. Było to jedyne rozsądne
A Travis... On także ma w tym swój udział. Jest to w równym stopniu jego wina co
szczeniaków. Zgoda, wspomniał mimochodem, że powinna trzymać je w kojcu, lecz nie ostrzegł
jej należycie, prawda? Nie wyjaśnił, co się stanie, jeśli go nie posłucha!
Ale Gabby była pewna, że doskonale znał konsekwencje zaniechania. Podstępne.
Teraz, gdy się nad tym zastanawiała, uświadomiła sobie, że nie tylko w tej sytuacji okazał
się podstępny. Sposób, w jaki naciskał ją, by odpowiedziała na propozycję: „Czy wybiorę się na
przejażdżkę łodzią z moim sąsiadem, który jest przystojnym flirciarzem?”. Doszła do wniosku, że
nie ma ochoty jechać, choćby tylko dlatego, że tak podstępnie usiłował ją do tego nakłonić.
Wszystkie te idiotyczne pytania insynuujące, że Kevin trzyma ją pod kluczem. Jak gdyby była
jego własnością! Jak gdyby nie miała własnego rozumu! A teraz uprząta niezliczone sterty kup.
Ależ początek weekendu! Na domiar złego kawa jej wystygła, gazetę zamoczyły bryzgi ze
A gdzie zabawa? - narzekała sama do siebie, ubierając się. Jest weekend, a Kevina przy
niej nie ma. A jeśli nawet przy niej był, ich wspólne weekendy zupełnie nie przypominały
tamtych, kiedy odwiedzała go podczas ferii. Wtedy świetnie się bawili, poznawali nowych ludzi,
mieli wiele nowych przeżyć. Obecnie spędzał przynajmniej część każdego weekendu na polu
golfowym.
Nalała sobie jeszcze jedną filiżankę kawy. Faktem jest, że Kevin zawsze był typem
opanowanego faceta i Gabby rozumiała, że musi zrelaksować się po ciężkim tygodniu pracy.
Lecz nie dało się zaprzeczyć, że odkąd się tu przeprowadziła, stosunki między nimi uległy
zmianie. I oczywiście nie była to wyłącznie jego wina. Ona też miała w tym udział. Pragnęła
przeprowadzić się, zadomowić. I tak się stało. W czym więc tkwi problem?
Problem, usłyszała głos wewnętrzny, polega na tym, że chyba powinno być intensywniej.
Nie była pewna, co to za sobą pociąga, poza tym, że spontaniczność wydawała się tego integralną
częścią.
Pokręciła głową, myśląc, że przesadza. Ich związek przechodził tylko pewne początkowe
trudności. Gdy wyszła na werandę na tyłach domu, przekonała się, że jest to jeden z tych
bajecznie pięknych poranków. Idealna temperatura, lekki wietrzyk, ani jednej chmurki na niebie.
W oddali dostrzegła, jak czapla zrywa się do lotu z bagiennych traw i szybuje nad skąpaną w
słońcu wodą. Spoglądając w tamtym kierunku, zauważyła Travisa idącego nabrzeżem. Miał na
sobie wyłącznie bermudy w kratkę, które sięgały mu prawie do kolan. Ze swojego punktu
obserwacyjnego widziała zarys muskułów na jego ramionach i plecach, cofnęła się o krok w
kierunku szklanych rozsuwanych drzwi, mając nadzieję, że jej nie wypatrzy. Jednakże po chwili
usłyszała, że ją woła.
- Cześć, Gabby! - Pomachał jej jak dziecko pierwszego dnia letnich wakacji. - Prawda,
Puścił się do niej biegiem i Gabby wyszła na słońce, gdy tylko przecisnął się przez
- Cześć, Travis.
- To moja ulubiona pora roku. - Rozpostarł szeroko ramiona, jak gdyby chciał objąć niebo
i drzewa. - Nie za gorąco, nie za zimno, błękitne niebo ciągnące się w nieskończoność.
- Jak się czuje Molly? - zagadnął ją. - Zakładam, że noc minęła spokojnie.
Gabby odchrząknęła.
- Dobrze, dziękuję.
- A szczenięta?
Błysnął białymi zębami w zażyłym uśmiechu, o wiele zbyt zażyłym, nawet jeśli był tym
przystojniakiem - który - uratował - jej - psa.
- Dlaczego?
- W twoim garażu musi śmierdzieć jak diabli. Gabby wzruszyła w milczeniu ramionami,
Travis zdawał się nie zauważać jej starannie opracowanej choreograficznie reakcji.
- Posłuchaj, to nie musi być skomplikowane. Ale przez kilka pierwszych dni szczenięta
bardzo brudzą. To tak jak gdyby mleko przelatywało przez nie. Ale już ustawiłaś kojec, prawda?
Starała się jak mogła zachować twarz pokerzysty, lecz jej się to nie udało.
- Nie - przyznała.
- Dlaczego?
- Pozwól, że jako twój weterynarz powiem ci wprost, że nie sądzę, byś podjęła właściwą
decyzję.
- Raczej nie.
- Dlaczego?
- Dlatego.
- Świetnie.
- Nie.
- Nie.
Zniknął uśmiech odsłaniający białe zęby, jak również wcześniejsze przyjazne nastawienie.
- Owszem, zachowujesz się. Podrzuciłem ci kosz, by cię powitać jako nową sąsiadkę,
uratowałem ci psa i nie spałem przez całą noc, by mieć pewność, że Molly dobrze się czuje,
zapraszam cię, żebyś spędziła mile czas na mojej łodzi - wszystko to po tym, jak nawrzeszczałaś
na mnie bez powodu - a teraz traktujesz mnie, jakbym gryzł. Ponieważ zostałaś moją sąsiadką,
starałem się być miły, lecz za każdym razem, kiedy się spotykamy, sprawiasz wrażenie, jakbyś
była na mnie zła. Chcę tylko wiedzieć dlaczego?
- Dlatego że?
- Nieważne. - Obrócił się na pięcie i zszedł po stopniach werandy, kręcąc głową. Był już
Travis zwolnił, przeszedł jeszcze kilka kroków, a następnie zatrzymał się i odwrócił
twarzą do niej.
- Tak?
- Przepraszam - wykrztusiła.
nienaturalnie. - Za to, jak cię traktowałam. Za to, że pozwoliłam ci myśleć, iż nie jestem ci
wdzięczna za to, co dla mnie uczyniłeś.
- I?
- Gabby poczuła, że robi się malutka; zdarzało się to wyłącznie w obecności Travisa.
biodrze.
- Co do czego?
Rety, od czego powinnam zacząć? - myślała gorączkowo. A może wcale się nie myliłam.
Może moja intuicja ostrzega mnie przed czymś. Nie całkiem rozumiem przed czym, lecz nie
cię odpowiednio, lecz, szczerze mówiąc, wolałabym nie wnikać w przyczyny. - Zmusiła się do
uśmiechu, którego Travis jednak nie odwzajemnił. - Czy moglibyśmy zacząć od początku?
- Słucham?
- Dobrze słyszałaś - potwierdził. - Ostatnią rzeczą, jakiej w życiu potrzebuję, jest stuknięta
sąsiadka. Nie chcę urazić twoich uczuć, lecz dawno już nauczyłem się nazywać rzeczy po
imieniu.
- To nie fair.
- Nie? - Nawet nie zadał sobie trudu, by ukryć sceptycyzm. - Prawdę powiedziawszy,
wydaje mi się, że przez cały czas zachowywałem się bardziej niż fair. Ale coś ci powiem - jeśli
chcesz zacząć wszystko od początku, to ja także. Lecz jedynie w takim wypadku, kiedy jesteś
- Jestem pewna.
- Wobec tego dobrze. - Travis wrócił na werandę. - Cześć - rzekł, wyciągając do niej dłoń.
- Pracuję jako asystentka medyczna - odparła, czując się z lekka idiotycznie. - A ty?
- A co może się tu nie podobać? Piękna pogoda, ruch żaden. I na ogół mili sąsiedzi.
czasu przychodzi nawet z wizytą domową w razie nagłego wypadku. Czegoś takiego nie
- Nie, chyba nie. A tak przy okazji, wybieram się dziś z przyjaciółmi na przejażdżkę
łodzią. Może się do nas przyłączysz? - zaprosił ją, wskazując przez ramię za siebie.
- Chętnie, ale najpierw muszę zbudować kojec dla szczeniaków. Moja suka Molly
oszczeniła się dwa dni temu. Nie chcę, żebyście na mnie czekali.
- Potrzebna ci pomoc? Mam w garażu kilka zbędnych desek i parę skrzynek. Nie zajmie
mi to wiele czasu.
Gabby zawahała się przez moment, po czym podniosła wzrok, uśmiechając się do niego.
Travis dotrzymał słowa. Wrócił - ku jej konsternacji, wciąż półnagi - niosąc pod pachami
cztery długie deski.
Choć udawał, że nie czuje fetoru, Gabby zauważyła, że zbił kojec o wiele szybciej, niż
Gdy skinęła twierdząco głową, znowu machnął ręką w stronę swego domu.
- Muszę zająć się jeszcze tym i owym, a więc do zobaczenia za chwilę, okay?
wyłożyła kojec po brzegach gazetami i stanęła przed lustrem w sypialni, oceniając zalety
kostiumu kąpielowego. A konkretnie, zastanawiając się, czy powinna włożyć bikini, czy kostium
jednoczęściowy.
Oba miały wady i zalety. Normalnie włożyłaby bikini. Miała w końcu dwadzieścia sześć
lat i była wolna. Choć nie była supermodelką, musiała szczerze przyznać, że podoba się sobie w
jednoczęściowy, dąsał się, dopóki nie zmieniła zdania. Z drugiej strony, Kevina nie było w
pobliżu, a ona będzie spędzać czas z sąsiadem (facetem!). Wziąwszy pod uwagę wielkość jej
bikini, równie dobrze mogłaby wystąpić w staniku i figach, czułaby się w nich równie
Tyle tylko, że był on dość stary i trochę spłowiały od słońca i chloru. Matka kupiła go jej
kilka lat temu na popołudnia w ekskluzywnym ośrodku rekreacyjnym za miastem (broń Boże, nie
mogła obnażać się jak ladacznica!). Miał niezbyt twarzowy fason jak na ten rodzaj kostiumów.
Był mało wycięty po bokach, przez co jej nogi wydawały się krótkie i niezgrabne.
Nie chciała, by jej nogi wydawały się krótkie i niezgrabne. Z drugiej strony, czy to
Jednoczęściowy, postanowiła. Przynajmniej nie zrobi na nikim złego wrażenia. Poza tym
na łodzi będą również dzieci. Lepiej być ostrożną i uznaną za konserwatystkę niż odrobinę zbyt...
właściwego wyboru.
ROZDZIAŁ 8
- Gabby - odrzekł Travis, przyciągając łódź bliżej do nabrzeża. - Powinna się za moment
zjawić. - Lina napięła się, po czym poluzowała, gdy łódź znalazła się na miejscu. Właśnie
przeszkadzało?
- Nie dopatruj się w tym niczego. Wyjechał z miasta, a ona nie ma nic do roboty, toteż
pobudkami.
- To właśnie powiedziałam.
miejscu.
- Chyba tak.
- Chyba?
- Nic.
- O co ci chodzi?
- Dobrze wiesz. Po prostu pozwól jej oswoić się ze wszystkimi, zanim zaczniesz ją nękać.
Stephanie zachichotała.
- Chcę tylko powiedzieć, że Gabby może być obce twoje poczucie humoru.
- Słucham?
Przed chwilą Stephanie, ubrana w długi T - shirt, podeszła do niej z dwoma piwami.
Podając jedno Gabby, przedstawiła się jako siostra Travisa i zaprowadziła ją do krzeseł
ogrodowych ustawionych na tarasie, tymczasem Travis kończył załadunek łodzi.
- Och, nie od razu - machnęła ręką Stephanie. - Zwykle dopiero po kilku piwach wszyscy
- Pływać na golasa?
Mimo że Gabby czuła zawrót głowy, skinęła niemal niezauważalnie głową, gdy wszystkie
elementy układanki znalazły się nagle na swoim miejscu: fakt, że Travis na ogół wydawał się
tylko na wpół ubrany, jego kompletny brak dyskomfortu, gdy rozmawiał, nie mając na sobie
Fuj! Obrzydliwość!
- Wiedziałam, że żartujesz.
przepraszam. Mój brat uprzedził mnie, że mam cię potraktować łagodnie. Z jakiegoś powodu
uważa, że niektórzy ludzie potrzebują trochę czasu, żeby przywyknąć do mojego poczucia
humoru.
- Doprawdy?
- Tak, ale jeśli chcesz wiedzieć, jesteśmy podobni do siebie jak dwie krople wody. Jak
sądzisz, gdzie się tego - nauczyłam? - Stephanie rozsiadła się wygodnie, poprawiając okulary
przeciwsłoneczne. - Travis mówił, że jesteś asystentką medyczną.
- Jesteś zadowolona?
wspominać o jej zboczonym szefie ani zdarzającej się czasami apodyktycznej matce dziecka.
- Ach, z pewnością ta sama stara paczka. Travis ma trzech przyjaciół, których zna od
wieków i którzy bez wątpienia zjawią się tu z żonami i dziećmi. Travis nie wyciąga często
wykorzystywanej do jazdy na nartach wodnych, ponieważ jazda na nich czy na wakeboardzie jest
wakeboardzie, nartach wodnych lub uprawiać skurfing. [połączenie water skiing i surfingu.] Ale
latanie na spadochronie holowanym przez motorówkę jest super. Jak sądzisz, dlaczego tu jestem?
Powinnam się w tej chwili uczyć i prawdę mówiąc, opuściłam praktykę laboratoryjną, którą
- Nie, nigdy.
- Pokochasz to. A Travis wie, co robi. W taki właśnie sposób zarabiał dodatkowe
pieniądze na przyjemności w czasie studiów. A przynajmniej tak twierdzi. Jestem niemal pewna,
że wszystko, co zarobił, poszło na zakup łodzi. Są produkowane przez CWS [Commercial Water
Sports.] specjalnie do uprawiania tego sportu i kosztują kupę kasy. I chociaż Joe, Matt i Laird są
jego przyjaciółmi, w studenckich czasach zawsze nalegali, by im płacił za zabieranie turystów.
przywiązuje zbytniej wagi do pieniędzy i nigdy nie przywiązywał. To znaczy, zarabia oczywiście
motorówki, żaglówki lub w podróże. Był chyba wszędzie. Europa, Ameryka Środkowa i
- Naprawdę?
- Bo jestem.
- Dlaczego?
imprezę?
- Nie!
- Na pewno?
chłopakiem z małego miasteczka, tak jak oni wszyscy W przeciwnym razie nie mieszkałby tutaj,
prawda?
- Prawda - zgodziła się Gabby, choć przypuszczała, że Stephanie wcale nie czeka na
odpowiedź.
- Tak czy owak, pokochasz ten sport. Nie masz lęku wysokości, co?
- Nie, to znaczy nie twierdzę, że uwielbiam wysokości, lecz jakoś sobie poradzę.
- zauważyła. - Albo, jeśli wolisz, rodzinka Bradych. [Bohaterowie amerykańskiego serialu Brady
Gabby obejrzała się i zobaczyła hałaśliwą grupkę osób, wychodzących zza węgła domu.
Dzieci biegły przed rodzicami. Paplały i krzyczały, poruszając się tak chwiejnie, że wydawało się,
- Możesz mi wierzyć lub nie, ale całkiem łatwo ich rozróżnić. Megan i Joe to ci o jasnych
- Mniej szczupli?
- Nie chciałam nazywać ich pulchnymi. Ale starałam się tylko ci to ułatwić. Teoretycznie
nie cierpiałabym, gdyby przedstawiono mi grupę osób, a ja po chwili zapomniałabym ich imiona.
- Teoretycznie?
Gabby i tym razem się roześmiała, czując, że z minuty na minutę lubi ją coraz bardziej.
Josie ma warkoczyki.
- Dobrze. Wypróbuj sztuczkę skojarzeń pamięciowych. Jeśli idzie o Tinę, myśl o Tinie
Louise z filmu Wyspa Gilligana. Ginger? Gwiazda filmowa? Również ma rude włosy.
- Okay, teraz Josie. Skojarz z filmem Josie i kociaki. Co do Bena, który jest duży i krępy
jak na swój wiek, to dobrym skojarzeniem będzie Big Ben, ogromny zegar w Anglii.
- Taaak...
- Mówię poważnie. To naprawdę pomaga. Teraz Joe i Megan, blondyni... wyobraź sobie
oczyma wyobraźni?
Zajęło to Gabby chwilę - a Stephanie musiała powtórzyć opisy kilkakrotnie - lecz gdy
Gabby była gotowa, zrobiła jej mały sprawdzian z imion. O dziwo, imiona dały się łatwo
- Nie, nie. A raczej nie robię tego świadomie. To wynika jakoś tak samo z siebie. Ale
- To naprawdę konieczne?
Pomyśl tylko, jak wiele właśnie dla ciebie uczyniłam. Ale muszę zadać ci jeszcze jedno pytanie.
- Proszę bardzo.
- No więc?
- Masz na... - Gabby otworzyła usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk, miała
- Żadnych. To imię musisz zapamiętać. - Stephanie wstała z fotela. - No chodź, skoro już
znasz imiona, pozwól, że ci ich przedstawię. I udawaj, że jeszcze nie wiesz kto kim jest, dzięki
Podczas prezentacji Megan, Allison i Liz nie spuszczały na moment z oka biegających
dzieci. Tymczasem Joe, Laird i Matt wzięli ręczniki oraz lodówki turystyczne i poszli na
uczelni. O dziwo, skojarzeniowe sztuczki wciąż działały. Gabby zastanawiała się, czy nie
powinna wypróbować ich na swoich pacjentach, przypomniała sobie jednak, że ich imiona ma
Gabby szła o krok za nimi, poprawiając T - shirt, który włożyła na bikini. Ostatecznie
przekonała samą siebie, że nie posłucha głosu matki, i zdecydowała, że zależnie od tego, jak będą
ubrane inne kobiety, zdejmie bluzkę lub szorty - a może ani jedno, ani drugie.
Gdy dotarły na nabrzeże, mężczyźni byli już w łodzi. Joe odbierał dzieci ubrane w
kamizelki ratunkowe. Laird wyciągnął rękę, pomagając kobietom wsiąść do motorówki. Gabby
weszła na pokład, koncentrując się na tym, by utrzymać równowagę na kołyszącej się łodzi,
zaskoczona jej wielkością. Była dłuższa o dobre półtora metra od tamtej, którą Travis
wykorzystywał przy jeździe na nartach wodnych, po bokach miała na całej długości ławki.
Usadowiła się na nich teraz większość dorosłych i dzieci. Stephanie i Allison (niesłychanie
wysoki alozaur) zajęły wygodne miejsca z przodu łodzi. Na dziobie? Na rufie? - zastanawiała się
Gabby, po czym pokręciła głową. Nieważne. Z tyłu łodzi znajdował się duży pomost i kołowrót,
obok za sterem stał Travis. (Jasnowłosy GI) Joe odcumowywał linę, która utrzymywała
motorówkę w miejscu, tymczasem Laird (szkocki dziedzic) zwijał ją. Po chwili Joe przesunął się
takich czapkach, ale jakimś dziwnym sposobem pasowała ona do beztroskiego stylu bycia
Travisa.
Nie czekając na odpowiedź, włączył silnik i ruszył. Łódź wystrzeliła z warkotem przed
siebie, prując dziobem gładkie fale. Dotarli do ujścia rzeki i skręcili na południe, na wody Back
Sound. Shackleford Banks majaczyły w oddali - piaszczyste wydmy, przetykane smugami zieleni.
- Dokąd płyniemy?
łodzi, zapewne skierujemy się do przesmyku, a następnie do zatoki Onslow Bay. Później
będziemy piknikować na łodzi, na Shackleford Banks lub na Cape Lookout. Zależy, gdzie w
dzieciaków. Zaczekaj chwilę... - Odwróciła się do brata. - Hej, Trav! Mogę usiąść przy sterze?
- Później.
- Dlaczego?
Stephanie pokręciła głową, jak gdyby zdumiewała ją bezdenna głupota mężczyzn. Wstała
- Nie daj się jej przestraszyć. Ona i Travis zawsze tak rozmawiają ze sobą.
pewnością utrzymywał, że jego najbliższym kumplem jest Laird. Albo Joe lub Matt. Wszyscy,
- No, no! Jesteś zupełnie jak Stephanie. Nic dziwnego, że przypadłyście sobie do gustu.
- Jest fantastyczna.
- Jasne, jak już człowiek ją lepiej pozna. Ale trzeba trochę czasu, by się przyzwyczaić -
powiedziała Allison, przyglądając się, jak Stephanie prawi kazanie Travisowi, jedną ręką
przytrzymując się burty, a drugą żywo gestykulując. - Jak poznaliście się z Travisem? Stephanie
- I?
- No cóż, to dość długa historia. Ale opowiem ją w kilku słowach. Moja suka Molly miała
pewne kłopoty w trakcie szczenienia się, a Travis był na tyle uprzejmy, że jej w tym pomógł. A
się od czasów dzieciństwa. Travis był drużbą na naszym ślubie. O wilku mowa... Cześć, Travis.
- Cześć. Będzie dziś niezła zabawa, co? - Stephanie przycupnęła na rufie i trzymając ster,
- Dlaczego? - zainteresowała się Gabby. - Co się dzieje, kiedy jest silny wiatr?
- Nic dobrego, gdy lecisz na spadochronie za łodzią - odrzekł Travis. - Przede wszystkim
spadochron może miejscami się zapaść, liny mogą się splątać, a to ostatnia rzecz, jaka jest
- Nie przejmuj się - uspokoił ją Travis. - Gdybym podejrzewał najmniejsze kłopoty, nikt
nie poleci.
- Mam nadzieję, że tak się nie stanie - włączyła się do rozmowy Allison. - Ale chciałabym
- Dlaczego?
- Dlatego, że miał w tym tygodniu pomalować pokój Josie - obiecywał mi to ze sto razy - i
- Będzie musiał zaczekać w kolejce. Megan już zgłosiła Joego jako pierwszego. Chodzi o
Słuchając poufałego przekomarzania się, Gabby poczuła się jak widz. Żałowała, że
Stephanie odeszła od niej. To dziwne, lecz uświadomiła sobie, że siostra Travisa w tak krótkim
czasie stała się dla niej kimś najbardziej zasługującym na miano przyjaciółki w Beaufort.
Travis instynktownie przytrzymał się burty, gdy łódź wpadła w kilwater zostawiony przez
duży statek i dziób uniósł się do góry z głuchym łoskotem. Uwagę Allison natychmiast
przyciągnęły dzieci, rzuciła się do Josie, która upadła i już zaczynała płakać. Laird podniósł ją
jedną ręką.
- Miałeś jej pilnować! - czyniła mu wyrzuty Allison, wyciągając ręce po Josie. - Chodź,
- Pilnowałem jej! - zaprotestował Laird. - Może gdyby nasz Dale Earnhardt w spódnicy
- Nie zwalaj na mnie - rzekła Stephanie, odrzucając głowę do tyłu. - Ostrzegłam was, ale
- Ale mogłabyś płynąć trochę wolniej. Travis pokręcił głową i usiadł obok Gabby.
- Właściwie tak. Przynajmniej odkąd pojawiły się dzieciaki. Możesz być spokojna, że
każde z nich będzie jeszcze dzisiaj miało płaczliwe chwile. Ale dzięki temu jest ciekawie. -
Odchylił się do tyłu, rozstawiając szeroko stopy. Jak ci się podoba moja siostra?
Ponieważ Gabby patrzyła na niego pod słońce, prawie nie rozróżniała jego rysów.
- To chyba wzajemna sympatia. Wierz mi, gdyby cię nie polubiła, już bym o tym wiedział.
Choć jest ogromnie inteligentna, nie zawsze wie, kiedy zachować swoje osądy dla siebie. Jeśli
chcesz wiedzieć, mam czasami wrażenie, że została potajemnie adoptowana przez moich
rodziców.
- Nie sądzę. Gdybyś zapuścił trochę dłuższe włosy, moglibyście uchodzić za siostry.
Travis roześmiał się.
Gabby przyglądała się badawczo Travisowi, który ściągnął czapkę z głowy. Nagle dotarło
- Tak - przyznał. - Przypomniała mi, że jesteś moim gościem i że okażę się prostakiem,
- Czuję się świetnie - odparła Gabby, machając ręką. - Jeśli chcesz wrócić za ster, to się
- Nie.
- To park narodowy. Jest tam zatoczka w sam raz dla małych dzieci, ponieważ nie ma tam
dużych fal. A dalej, od strony Atlantyku, zachowała się w naturalnym stanie plaża o białym
Beaufort. Tuż za przystanią, gdzie maszty żaglówek były wycelowane w niebo niczym
motorówki i żaglówki, zostawiając za sobą smugi spienionej wody. Chcąc nie chcąc, czuła lekki
Odwrócili się w stronę przesmyku. Za nimi Beaufort stawało się coraz mniejsze i
mniejsze. Przed nimi wody Onslow Bay zlewały się z Atlantykiem. W górze dryfował pojedynczy
obłok, pękaty i puszysty, jak gdyby ulepiony ze śniegu. Błękitne niebo rozpościerało się nad
wodą, na której tańczyły złociste plamy słońca. Z czasem kołysanie fal Back Sound wytworzyło
poczucie izolacji, którą od czasu do czasu przerywał jedynie widok jakiejś łodzi wpływającej na
płycizny Shackleford Banks. Trzy pary siedzące na dziobie były równie jak Gabby porażone
pięknem roztaczającej się przed nimi panoramy, nawet dzieci się uspokoiły. Siedziały szczęśliwe
na kolanach rodziców, ich ciała były rozluźnione, jak gdyby szykowały się do drzemki. Wiatr
- Popłyńmy jeszcze trochę dalej. Chcę być pewny, że mamy dość miejsca. Na pokładzie
jest nowicjusz.
Stephanie pokiwała głową i łódź znowu przyśpieszyła. Gabby pochyliła się ku niemu.
róg łodzi. - Następnie ty oraz twój partner wkładacie uprzęże, ja przypinam je do tej długiej belki,
panoramę Beaufort, latarnię morską i - ponieważ widoczność w taką pogodę jest idealna - może
uda wam się zobaczyć delfiny, morświny, raje, rekiny, a nawet żółwie. Widywałem niekiedy
wieloryby. Zwolnimy, pozwolimy wam zamoczyć nogi i znowu was podniesiemy. To absolutny
odjazd!
- Rekiny?
- Łatwo ci mówić.
- Robię to od lat, a nigdy nie słyszałem, żeby ktoś został ugryziony przez rekina podczas
latania na spadochronie za łodzią. Zanurzasz nogi najwyżej na dwie, trzy sekundy. A rekiny
- Nie wiem...
- A jeśli polecę z tobą? Wtedy spróbujesz? Nie powinnaś stracić takiej okazji.
- Umowa stoi.
Gabby próbowała zignorować fakt, że serce zabiło jej mocniej z podniecenia. Sięgnęła do
torby i wyjęła emulsję do opalania. Nabrała na palec i zaczęła nerwowo wcierać w twarz, usiłując
- Co masz na myśli?
oglądaniem ich. - Popatrzył na wodę, zbierając myśli. - Pozwól, że ujmę to w ten sposób. Po
ukończeniu college’u nie bardzo wiedziałem, co chcę robić, toteż postanowiłem odłożyć decyzję
na rok i zwiedzić kawałek świata. Zaoszczędziłem pewną sumę - nie tyle, ile wydawało mi się, że
będę potrzebował - spakowałem trochę sprzętu oraz rower i poleciałem do Europy. Przez
pierwsze trzy miesiące po prostu... robiłem to, na co miałem ochotę. Rzadko wiązało się to z
miejscami, które zamierzałem zwiedzić. Nie opracowałem nawet planu podróży. Nie zrozum
mnie źle, naprawdę wiele zwiedziłem. Lecz gdy wracam pamięcią do tamtych miesięcy,
pamiętam przeważnie ludzi, z którymi się zaprzyjaźniłem w drodze, i miłe chwile, które wspólnie
południowej części - kraju, o którym przypuszczalnie nigdy nie słyszałaś - z kilkoma włoskimi
studentami, których przypadkiem poznałem. Zabrali mnie do małego baru, gdzie grała miejscowa
kapela, i mimo że większość z nich nie znała słowa po angielsku, a mój włoski ograniczał się do
pozycji w karcie dań, śmialiśmy się przez całą noc. Później oprowadzili mnie po Lecce i Materze,
i tak powoli staliśmy się dobrymi przyjaciółmi. Podobnie było we Francji, Norwegii i Niemczech.
Zatrzymywałem się w schroniskach, kiedy musiałem, lecz przeważnie gdy zjawiałem się w
jakimś mieście, spotykałem ludzi, którzy proponowali mi, bym przez jakiś czas pomieszkał u
nich. Znajdowałem dziwne zajęcia, by zarobić jakąś kasę na przyjemności, a kiedy byłem już
gotów na nowe miejsce, po prostu wyjeżdżałem. Początkowo myślałem, że jest to takie łatwe
dlatego, że Europę i Amerykę łączy wiele podobieństw, ale to samo zdarzyło się, gdy pojechałem
do Syrii, Etiopii, południowej Afryki, Japonii i Chin. Czasami miałem niemal wrażenie, że
czekali na mnie. Ale... - Umilkł, patrząc jej prosto w oczy. - Ale jestem teraz inny, niż byłem
wtedy. Podobnie jak byłem inny na początku podróży, a inny na jej końcu. I jutro będę inny niż
dzisiaj. A to oznacza, że nigdy nie uda mi się powtórzyć tamtej podróży. Nawet gdybym
odwiedził te same miejsca i spotkał tych samych ludzi, moje przeżycia nie będą takie same. Dla
mnie na tym właśnie polega podróżowanie. Na poznawaniu ludzi, na uczeniu się, nie tylko jak
doceniać odmienną kulturę, lecz naprawdę korzystać z niej jak stały mieszkaniec, kierując się
impulsem. Nie mógłbym więc doradzać komuś podróży, nie wiedząc nawet, czego oczekuje.
wybrał pięć na chybił trafił. A potem pojechał i zobaczył, co się będzie działo. Jeśli człowiek ma
właściwe nastawienie, nieważne, gdzie w końcu wyląduje albo ile pieniędzy weźmie ze sobą.
Będzie to coś, co się zapamięta na całe życie. Gabby przetrawiała w milczeniu jego słowa.
- Co?
zaczęła zwalniać bieg łodzi i Travis usiadł prosto. Gdy siostra spojrzała na niego, kiwnął głową i
wstał. Stephanie ujęła gazu, pozwalając, by łódź jeszcze bardziej zwolniła.
ROZDZIAŁ 9
Gdy spadochron został wypełniony, a uprząż przypięta, Joe i Megan polecieli pierwsi,
potem Allison i Laird, a następnie Mart i Liz. Pary siadały kolejno na pomoście i były
podnoszone w powietrze, lina holownicza rozwijała się, dopóki nie znaleźli się na wysokości
trzydziestu metrów. Z miejsca, które zajmowała Gabby, wydawali się odlegli i mało znaczący,
gdy tak unosili się nad wodą. Travis, który przejął ster od Stephanie, utrzymywał stałą prędkość
motorówki, zataczając szerokie kręgi, wreszcie łagodnie zatrzymał łódź, opuszczając lecących
bliżej oceanu. Gdy ich stopy musnęły wodę, dodał gazu i spadochron poszybował ku niebu
widział, mimo to jednak Gabby czuła rosnące zdenerwowanie, gdy zbliżała się jej kolej.
Stephanie wyciągnęła się na dziobie w bikini, pracując nad opalenizną i sącząc piwo. Podniosła
Travis zaprowadził Gabby do pomostu, wskoczył nań lekko, po czym schylił się,
wyciągając do niej rękę. Gdy pomagał jej wdrapać się na górę, czuła ciepło jego dłoni. Pokazał jej
dwie pętle w leżącej tam uprzęży.
- Gotowe?
- Prawie. Kiedy siądziesz na pomoście, trzymaj szeroki pas pod udami. Lepiej nie
umieszczaj go pod pupą, ponieważ wtedy ciężar ciała nie rozłoży się odpowiednio. I może
zechcesz zdjąć bluzkę, chyba że nie masz nic przeciwko temu, żeby się zamoczyła.
Jeśli nawet Travis dostrzegł zakłopotanie Gabby, to nie dał tego po sobie poznać. Przypiął
do belki taśmy jej uprzęży, następnie swojej, po czym pokazał jej gestem, by usiadła.
Gdy skinęła twierdząco głową, uśmiechnął się. - Teraz zrelaksuj się i baw się dobrze.
Po chwili Joe zwiększył obroty silnika, spadochron wydął się i Gabby oraz Travis frunęli
w powietrze. Czuła, że na motorówce wszyscy na nich patrzą, gdy ukośnie unosili się ku niebu.
Gabby zacisnęła palce na płóciennych taśmach tak mocno, że aż kostki jej zbielały, tymczasem
łódka malała w oczach. Jej uwagę przyciągnęła lina holownicza, utkwiła w niej spojrzenie
niczym w wahadełku służącym do hipnozy. Niebawem wydało jej się, że znalazła się dużo wyżej
niż pozostali, i już chciała coś powiedzieć, gdy poczuła, że Travis dotyka jej ramienia.
Zobaczyła czarny lśniący kształt przesuwający się pod powierzchnią wody jak motyl na
zwolnionym filmie.
Podziwiając ten widok, Gabby poczuła, że jej zdenerwowanie powoli mija. Zaczęła
chłonąć całą panoramę rozciągającą się w dole - miasteczko, rodziny opalające się na plaży,
łodzie, wodę. Rozluźniona, pomyślała nagle, że mogłaby pewnie spędzić tu w górze godzinę i ani
wysokości, dając unosić się prądom powietrznym, jak gdyby się było ptakiem. Mimo upału
chłodził ją wietrzyk, a gdy Gabby poruszyła stopami w przód i w tył, poczuła, że uprząż się
kołysze.
- Zróbmy to - zgodziła się. Ku zdziwieniu Gabby, jej głos zabrzmiał całkiem pewnie.
Travis dał Joemu kilka szybkich sygnałów ręką. Wycie silnika pod nimi nagle znacznie
przycichło. Spadochron zaczął opadać. Wpatrując się w gwałtownie zbliżającą się wodę,
Spadochron wciąż się obniżał i chociaż Gabby podniosła nogi do góry, zimna woda
bryznęła na dolną część jej ciała. W chwili gdy wyglądało na to, że będzie musiała stąpać po
jej się poziom adrenaliny, i nawet nie próbowała ukryć szerokiego uśmiechu.
Travis i Gabby latali jeszcze przez kwadrans, obniżając się dwa lub trzy razy. Gdy
wreszcie ściągnięto ich na łódź, każda para poleciała jeszcze raz. Do tego czasu słońce było już
wysoko na niebie i dzieci zaczynały marudzić. Travis skierował łódź w stronę zatoczki przy Cape
Lookout. Wpłynęli na płyciznę i Travis zatrzymał motorówkę, a Joe wyrzucił kotwicę za burtę,
zdjął koszulę i wskoczył do wody, która sięgała mu do pasa. Z wypraktykowaną swobodą Matt
podał mu lodówkę turystyczną, po czym idąc za przykładem przyjaciela, również zdjął koszulę i
wskoczył do wody. Następnie przyszła kolej na Travisa, który trzymał w dłoniach mały
przenośny grill i torbę brykietów z węgla drzewnego. Potem równocześnie zanurzyły się matki i
wzięły na ręce dzieci. Po kilku minutach na pokładzie zostały jedynie Stephanie i Gabby. Gabby
stała na rufie, myśląc, że powinna była pomóc, Stephanie natomiast, absolutnie nieświadoma
całego zamieszania, leżała wyciągnięta na ławkach na dziobie, nadal spokojnie się opalając.
- Jestem na wakacjach, nie czuję się więc w obowiązku zgłaszać na ochotnika do pomocy
- oznajmiła Stephanie, jej ciało było równie znieruchomiałe jak łódź. - Zresztą oni są tak w tym
- Oczywiście, że jestem. Każdy od czasu do czasu się obija. Jak rzekł kiedyś Konfucjusz:
„Ten, kto nic nie robi, jest tym, kto nic nie robi”.
- Nie, ale kogo to obchodzi? Ważne jest to, że sobie poradzili, a w dodatku dało im to
rodzaj samozadowolenia z własnej pracowitości. Kim ja jestem, żeby ich tego pozbawiać?
czym wytarła je ręcznikiem. - Ale znowu, kogo to obchodzi? - Popatrzyła na Gabby spod
zmrużonych powiek. - Naprawdę miałaś ochotę dźwigać lodówki lub namioty przez całą drogę
do plaży? Zaufaj mi, to przereklamowana przyjemność. - Poprawiła stanik bikini i wstała. - W
porządku, droga wolna. Możemy iść. - Przewiesiła torbę plażową przez ramię. - Musisz wiedzieć,
kiedy być leniwą. Jest to forma sztuki, która przynosi korzyści wszystkim, jeśli sieją prawidłowo
stosuje.
- Jasne, że tak. Lenistwo leży w naturze ludzkiej. Ale dobrze wiedzieć, że nie jestem
wodę.
- No chodź - powiedziała, nie dopuszczając Gabby do głosu. - Żartuję. A tak przy okazji,
nie zastanawiaj się dwa razy nad tym, co zrobiłaś lub czego nie zrobiłaś. Już cię oświeciłam, że ci
ludzie przykładają znaczenie do robienia takich drobiazgów. Znajdują w ten sposób ujście dla
swoich uczuć ojcowskich i macierzyńskich, świat powinien działać właśnie w taki sposób. My,
Rozbicie obozu - podobnie jak opuszczenie łodzi i rozładowanie jej - było nieformalnym
rytuałem, najwyraźniej każdy doskonale znał swoje obowiązki. Namiot stał już na swoim
miejscu, koce zostały rozłożone, węgiel drzewny rozpalony. Kontynuując swą bezczynność,
Stephanie wzięła piwo oraz ręcznik, wybrała sobie miejsce i podobnie jak na łodzi, zażywała
kąpieli słonecznej. Gabby, nie bardzo wiedząc, co robić, również rozłożyła ręcznik i postanowiła
pójść w jej ślady. Niemal natychmiast poczuła efekty działania promieni słonecznych i leżała
tam, próbując nie zwracać uwagi na to, że wszyscy poza Stephanie są czymś zajęci.
Jeśli się nie posmarujesz, przy twojej jasnej karnacji za pół godziny będziesz wyglądała jak rak.
Gabby sięgnęła po torbę Stephanie i starannie nawilżyła skórę. Gdyby tego nie uczyniła,
zostałaby dotkliwie ukarana. W odróżnieniu od sióstr, odziedziczyła karnację nie po matce, lecz
po ojcu, w którego żyłach płynęła irlandzka krew. Było to jedno z przekleństw w jej życiu.
Gdy była gotowa, położyła się na swoim ręczniku, wciąż czując wyrzuty sumienia z
- Tak dla przypomnienia, on jest moim bratem, wiesz? Gabby odwróciła głowę, rzucając
- Hej, mówię to tylko po to, żebyś miała świadomość, jak dobrze go znam.
- Co to ma znaczyć?
- Nie.
- Między innymi.
- Och, to dobrze. Gdybym cię nie znała, może nawet bym ci uwierzyła.
- Ach, znam. Możesz mi wierzyć lub nie, ale dokładnie wiem, kim jesteś.
- Doprawdy? To skąd pochodzę?
- Nie mogę.
- A właśnie, że tak - oznajmiła. Nie potrafiła ukryć tonu wyzwania w głosie. - Dobrze, co
powiesz na to? Jesteś grzeczną dziewczynką i zawsze nią byłaś, lecz w głębi duszy uważasz, że
życie to coś więcej niż wieczne przestrzeganie zasad, i łakniesz nieznanego. Gdybyś była wobec
siebie szczera, przyznałabyś, że Travis jest tego częścią. Jesteś wybredna, jeśli idzie o seks, lecz
kiedy już się z kimś zwiążesz, zasady, które wyznajesz, diabli biorą. Myślisz, że poślubisz
swojego chłopaka, lecz mnie nie daje spokoju myśl, dlaczego na twoim palcu nie ma jeszcze
pierścionka zaręczynowego.
Kochasz rodzinę, ale sama chciałaś podjąć decyzję, kim będziesz, dlatego zamieszkałaś
tutaj. Mimo to martwisz się, że twoje wybory spotkają się z dezaprobatą bliskich. Jak mi idzie?
Podczas tej przemowy Gabby pobladła. Interpretując to jako celne trafienie, Stephanie
- Nie we wszystkim.
- Nie?
- Nie.
- Wobec tego w czym się myliłam?
Spodziewała się, że Stephanie będzie drążyła dalej, ona jednak przekręciła się na plecy,
rozmowy, nie rozróżniała jednak słów. W głowie jej się kręciło z powodu tego, co powiedziała
Stephanie. Miała wrażenie, że ta kobieta znała ją przez całe życie i była wtajemniczona w jej
najmroczniejsze sekrety.
- Tak na wypadek, gdybyś się wkurzyła, powinnam cię chyba uprzedzić, że mam
Gabby usiadła, czując nagłą ulgę, chociaż zdawała sobie sprawę, że pomysł jest
niedorzeczny.
- Doprawdy?
- Oczywiście, że nie! Mój dziadek oglądał przez wiele lat teleturniej Idź na całość i ani
razu nie był lepszy od zawodników. Lecz bądź uczciwa. Trafiłam w dziesiątkę, może nie?
Myśli Gabby znowu zaczęły krążyć jak szalone, przyprawiając ją o zawrót głowy.
- Ale jak... ?
dotyczącej Travisa. Domyśliłam się tego. Ale to niesamowite, prawda? A tak na marginesie,
również to studiuję. Uczestniczyłam w kilku badaniach i zawsze mnie zaskakuje, że kiedy już
przebrniesz przez cały ten bałagan, - okazuje się, że ludzie są do siebie podobni niemal jak dwie
krople wody. Zwłaszcza w okresie dorastania i wczesnym okresie dorosłości. Na ogół mają takie
same przeżycia i myślą tak samo, lecz jakimś sposobem nikomu nie udaje się uniknąć
ignorować Stephanie przez jakiś czas. Choć ogromnie ją polubiła, ta kobieta zbyt często
Travis nie spotyka się z nikim. Jest nie tylko kawalerem, lecz również do wzięcia.
- Tak, tak, oczywiście. Jak mogłam tak się pomylić? Chyba nabrałam się na sposób, w
ROZDZIAŁ 10
Ze swojego miejsca na ręczniku Gabby wdychała zapach węgla drzewnego, hot dogów,
hamburgerów i kurcząt, który dolatywał do niej niesiony łagodnym wietrzykiem. Pomimo bryzy -
i emulsji z wysokim filtrem - Gabby miała wrażenie, że skóra zaczyna jej skwierczeć. Czasami
wydawało jej się ironią losu, że jej przodkowie ze Szkocji i z Irlandii ominęli klimaty z podobną
promieni słonecznych niemal grozi czerniakiem ludziom takim jak oni - a w najlepszym wypadku
zmarszczkami, co było przyczyną, że jej matka nosi kapelusze, nawet jeśli ma przejść jedynie do
samochodu. Gabby nie chciała myśleć o tym, że sama poddaje się szkodliwemu działaniu słońca,
ponieważ lubiła się opalać, dobrze się czuła z opalenizną. Poza tym za chwilę włoży T - shirt i
Po ostatniej uwadze Stephanie stała się dziwnie małomówna. U niektórych osób Gabby
pewności siebie, jaką Gabby w skrytości ducha zawsze pragnęła mieć. Ponieważ Stephanie
dobrze się czuła we własnej skórze, Gabby czuła się swobodnie w jej towarzystwie. Musiała
przyznać, że bardzo jej tego brakowało: przez wiele lat w domu, a teraz także w pracy. A już
wtedy, gdy nie miał na sobie koszuli. Rzuciwszy ukradkowe spojrzenie, dostrzegła go tuż nad
wodą. Budował zamki z piasku z trójką maluchów. Gdy straciły zainteresowanie zabawą, wstał i
pogonił je na płyciznę przy brzegu; powietrze wypełniły ich radosne okrzyki. Travis wyraźnie
bawił się nie gorzej od nich i ten widok omal nie wywołał uśmiechu na twarzy Gabby.
Nęcący zapach spowodował, że Gabby w końcu usiadła. Nie potrafiła pozbyć się
wrażenia, że znajduje się na wakacjach na jakiejś egzotycznej wyspie, a nie zaledwie kilka minut
od Beaufort. Łagodne fale omywały brzeg w monotonnym rytmie, kilka wolnych domów za ich
plecami wyglądało, jak gdyby spadły z nieba. Ponad ramieniem widziała ścieżkę wijącą się wśród
wydm, skręcającą w kierunku czarno - białej latarni morskiej, która przetrwała tysiące nawałnic.
Ku jej zdziwieniu, poza nimi w zatoczce nie było nikogo, co tylko dodawało uroku temu
zakątkowi. Z boku stał przy przenośnym grillu Laird, trzymając w obu rękach szczypce. Megan
i Matt grali w piłkę. Nie pamiętała z dzieciństwa weekendu, podczas którego spotkałoby się kilka
rodzin, by cieszyć się nawzajem swoim towarzystwem w cudownym miejscu, po prostu dlatego,
że jest sobota. Zastanawiała się, czy większość ludzi tak właśnie żyje, czy raczej jest to
charakterystyczne dla małego miasteczka, a może po prostu dawno już stało się to zwyczajem tej
Gabby włożyła bluzkę i powędrowała do grilla, zdumiona tym, jak bardzo zrobiła się
głodna, dopóki nie przypomniała sobie, że nie zdążyła zjeść śniadania. Ponad ramieniem
widziała, że Travis stara się jak może zagonić dzieciaki do rodziców, biegając wokół nich jak
pies pasterski. Cała trójka pomknęła w stronę grilla, gdzie stała na straży Megan.
- Megan potrafi cudownie radzić sobie z dzieciakami - powiedział Travis. Przystanął obok
niej z dłońmi wspartymi na biodrach, oddychając ciężko. - Szkoda, że mnie tak nie słuchają.
Muszę się nieźle za nimi naganiać, tak że omal nie padam z nóg.
konspiracyjnie. - Ale tak między nami, tego właśnie nauczyłem się o rodzicach. Im więcej bawisz
się z ich dziećmi, tym bardziej cię kochają. Kiedy patrzą na kogoś, kto przepada za ich
latoroślami - autentycznie czerpie radość z przebywania z nimi, podobnie jak oni sami - cóż, staje
- Pępkiem świata?
- Masz chyba rację co do zabaw z dziećmi. Moją ulubioną krewną była ciotka, która
wdrapywała się na drzewa ze mną i moimi siostrami, podczas gdy inni dorośli rozmawiali sobie
w salonie.
ręczniku z moją siostrą, zamiast wykorzystać szansę, by pokazać tym ludziom, że ich dzieciom
- Ja...
chwilę zaczną marudzić. Wtedy wreszcie klapnę na leżak, wytrę czoło i pozwolę, by zajęli się
nimi rodzice.
- Innymi słowy, kiedy sytuacja staje się trudna, wycofujesz się rakiem.
- O rany, dzięki.
- Jak wilk.
Gdy dotarli do jedzenia, dzieci siedziały grzecznie na kocu z hot dogami, sałatką
ziemniaczaną i plasterkami owoców. Liz, Megan i Allison siedziały na tyle blisko, by mieć na nie
oko, lecz na tyle daleko, by móc rozmawiać. Gabby zauważyła, że wszystkie trzy jadły kurczaka z
różnymi dodatkami. Joe, Matt i Laird zasiedli przy lodówkach turystycznych z talerzami na
- Wobec tego chyba nie jestem mężczyzną. - Wyprostował się. - Co, muszę powiedzieć,
naprawdę zaskoczyłoby i rozczarowało moich rodziców. Zwłaszcza że dali mi męskie imię i tak
dalej.
- Cóż... - Pokazała na grill. - Najwyraźniej zostawili dla ciebie ostatni kawałek kurczaka.
hamburgery, ponieważ doskonale zdaje sobie sprawę, że nic bym nie zjadł.
pachnące. Gabby wzięła bułeczkę, dodała kapkę keczupu, musztardy oraz pikle, po czym
podsunęła Travisowi talerz. Nałożył sobie kurczaka, a następnie zdjął hamburgera z boku rusztu i
Travis dobrał odrobinę sałatki owocowej, Gabby natomiast chciała spróbować absolutnie
wszystkiego. Gdy skończyła sobie nakładać, popatrzyła na oba talerze z miną pełną poczucia
- Z przyjemnością.
Sięgnął do lodówki i wyciągnął z niej butelkę coors light, a następnie butelkę wody dla
siebie.
Usiądziemy tam?
Poszli powoli w stronę niskiej wydmy, miejsca ocienionego przez rachityczne, zatrute
solą drzewo, z gałęziami wyciągniętymi w jednym kierunku, pochylone przez wiatry wiejące od
oceanu przez całe lata. Gabby czuła, jak piasek przesuwa się pod jej stopami. Travis usiadł obok
wydmy, opuszczając się na piasek jednym ruchem, jak Indianin. Gabby zajęła miejsce obok niego
nimi, tak by przypadkiem się nie dotknęli. Nawet w cieniu piasek i woda w oddali raziły ją tak
Travis zaczął kroić kurczaka, plastikowe sztućce gięły się pod naciskiem.
zliczyć, ile weekendów spędziliśmy wtedy tutaj. - Wzruszył ramionami. - Oczywiście dziewczyny
- Fantastycznie. Pamiętam, jak pewnej nocy Joe, Matt, Laird i ja przyjechaliśmy tutaj z
opowiadaliśmy kawały i śmialiśmy się... Pamiętam, że pomyślałem wtedy, że w życiu nie może
- Brzmi jak reklama budweisera. Pomijając to, że byliście niepełnoletni i eskapada była
sprzeczna z prawem.
- Serio? Nigdy?
wszelkich przepisów. - Widząc jej minę, wycofał się szybko. - Nie zrozum mnie źle. Nie miałem
nic złego na myśli. Chodzi mi po prosta o to, że sprawiasz na mnie wrażenie niezależnej i zawsze
urządzasz. Dla mnie oznacza to niezależność. A co do tego, że lubisz przygody... cóż, jesteś tutaj
przełamałaś strach przed rekinami, dając zamoczyć sobie nogi. To były nowe wyzwania.
Gabby zarumieniła się. Odpowiedź Travisa podobała jej się znacznie bardziej od
- Być może - przyznała. - Ale to nie to samo co podróżowanie dookoła świata bez planu
podróży.
- Nie daj się temu zwieść. Myślisz, że nie denerwowałem się, wyruszając w drogę? Byłem
przerażony. Czym innym jest opowiadać przyjaciołom, co ma się zamiar robić, a zupełnie czym
innym wsiąść na pokład samolotu i wylądować w kraju, gdzie prawie nikt nie mówi po angielsku.
A ty podróżowałaś?
- Niewiele. Poza feriami wiosennymi, które spędziłam na Bahamach, nigdy nie byłam za
granicą. A jeśli już tam jedziesz, jeśli mieszkasz właściwie w kurorcie, tak jak ja - wśród
- Tym razem nigdzie daleko. Jadę do Parku Narodowego Grand Teton, na biwak. Będę
łaził po górach, pływał kanu, robił, co się tylko da. Słyszałem, że jest tam przepięknie, ale nigdy
- Jedziesz sam?
- Nie potrafię sobie wyobrazić, że wybieram się w jakąkolwiek podróż z mamą czy ojcem.
- Dlaczego?
mieszkanie w hotelu, który ma mniej niż pięć gwiazdek, to koczowanie. A tata? Prawdopodobnie
umiałabym wyobrazić sobie, jak robi coś bardziej pasjonującego, tyle tylko, że nigdy nie
interesował się niczym poza wędkowaniem. Poza tym nie pojechałby nigdzie bez mamy, a
ponieważ ona ma swoje standardy, oznacza to, że jedyny czas, jaki spędzają na świeżym
powietrzu, to jedzenie obiadu na patiu. Ma się rozumieć, z listą szlachetnych win i kelnerami we
frakach.
- Z tego oraz z faktu, że twoja mama nie jest wielką entuzjastką otwartej przestrzeni. - Te
- Powiedzmy, że jestem całkiem pewna, iż mama woli moje siostry. I możesz mi wierzyć -
mamy.
- Przede wszystkim dlatego, że mam rude włosy. Moje siostry są blondynkami, tak jak
mama.
- I co z tego?
- No to co?
- No i?
- Nic z tego nie pasuje do wizerunku córki, jakiej pragnie moja matka. Ma określone
- Doprawdy?
- Obejrzawszy się przez ramię, Gabby dostrzegła Allison i Lairda, którzy szli ścieżką w
- Może jest zazdrosna - powiedział Travis. - Zamieszkałaś tutaj sama, masz własne życie,
cele i marzenia, wolne od wpływów świata, w którym dorastałaś, świata, w którym zgodnie z jej
oczekiwaniami miałaś zamieszkać po prostu dlatego, że ona tam mieszka. Zrobienie czegoś na
przekór wymaga odwagi i być może to, co uważasz za rozczarowanie tobą, naprawdę jest
rozczarowaniem sobą.
Travis włożył do ust kawałek kurczaka i czekał na jej reakcję. Speszona Gabby milczała.
- Czy jest rozczarowana sobą? Nie sądzę. I nie mów mi, że ty też stawiłbyś w ten sposób
- Nie stawiłbym - przyznał, kręcąc głową. - Nie ma mowy. Ale mam wrażenie, że twoi są
zapewne niesłychanie z ciebie dumni, nawet jeśli nie umieją tego okazać.
Uwaga Travisa była zaskakująca i dziwnie poruszająca. Gabby pochyliła się ku niemu
lekko.
I nie chcę, żebyś odniósł mylne wrażenie. Chodzi mi o to, że co tydzień rozmawiam z
nimi przez telefon i jesteśmy dla siebie grzeczni. Po prostu czasami żałuję, że jest, jak jest.
Travis nic nie odpowiedział i Gabby poczuła ulgę, że nie próbuje radzić jej czy podsuwać
proponował jej śmiały plan zmiany sytuacji. Podciągnęła nogi i objęła ramionami kolana.
spodziewałaś.
- Nie zrozum mnie źle. Jestem pewien, że niektórzy ludzie, z którymi mam do czynienia,
niespełna rozumu?
rodziny. Co oznacza, że jeśli ktoś podejrzewa, iż cokolwiek złego dzieje się z ich pupilem, żąda
pełnego badania, i skutek jest taki, że przychodzi z nim przynajmniej raz w tygodniu, czasami
częściej. Niemal zawsze okazuje się, że zwierzęciu nic nie dolega, ale mamy z tatą system
- A co robicie?
badanie i mówimy, że w tej chwili nic złego się nie dzieje, lecz zapraszamy z pieskiem lub
troskliwymi weterynarzami, a właściciele upewniają się, że ich zwierzętom nic nie dolega, lecz
- Ciekawe, jak zareagowaliby lekarze w mojej klinice, gdybym zaczęła przyklejać żółte
- Aż tak źle?
- Czasami. Za każdym razem, gdy ukazuje się nowy numer „Reader’s Digest” lub
objawy.
- Bardzo w to wątpię. Dla mnie wyglądasz raczej na typ faceta pozbędę - się - zmartwienia
- podczas - spaceru lub prześpię zmartwienie. Nie przypuszczam, żebyś zachowywał się inaczej
jako ojciec.
- Och, mam.
Przez następne pół godziny siedzieli razem, rozmawiając w zdumiewająco zażyłym tonie.
Gabby opowiedziała więcej o matce, ojcu i ich krańcowo różnych osobowościach, trochę o
sobie, że chociaż obecnie odgrywa dużą rolę w jej życiu, nie zawsze tak było. Jakimś sposobem
rozmowa z Travisem przypomniała jej, że już na długo przed poznaniem Kevina stała się kobietą,
sporadycznych frustracji w pracy, z jej ust padały czasami słowa, których wcale nie zamierzała
rodzicach, których spotykała w swojej praktyce. Nie zdradzała żadnych nazwisk, lecz od czasu do
czasu Travis uśmiechał się w sposób świadczący, że dokładnie wie, o kogo chodzi.
W tym czasie Megan i Liz spakowały resztę jedzenia z powrotem do lodówek. Laird i
Allison wciąż byli na spacerze. Z kolei Matt leżał zakopany do połowy w piasku przez maluchy,
którym brakowało koordynacji ruchów i sypały mu piachem do oczu, nosa, ust i uszu.
W tym momencie u stóp Gabby wylądowało frisbee. Gdy podniosła wzrok, zobaczyła, że
- Muszę cię ostrzec, to nie będzie ładny widok. - Wstał i krzyknął w kierunku dzieci: -
- Taaak!!! - rozległ się zgodny chór. Dzieci rzuciły łopatki i puściły się pędem w stronę
wody.
- Gdy biegł do wody i wskoczył do niej z chlupotem, Gabby obserwowała jego ruchy,
Przebywanie z Travisem wyglądało zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażała. Nie było
intuicyjnie wyczuwał, kiedy zachować milczenie, a kiedy zareagować. Zdała sobie sprawę, że to
właśnie przede wszystkim świadomość oddania leżała u podstaw jej związku z Kevinem. Nie
była to wyłącznie kwestia fizycznego podniecenia, które czuła, gdy spędzali razem noce. Bardziej
jeszcze pragnęła komfortu psychicznego, jakiego doznawała w tych spokojnych chwilach, gdy
rozmawiali albo gdy brał ją za rękę na parkingu, w drodze na obiad. W takich chwilach łatwo
było myśleć, że Kevin jest tym mężczyzną, który został jej przeznaczony na całe życie, niestety,
Gabby zadumała się nad tym, patrząc, jak Travis nurkuje po frisbee. Celowo spartaczył
wzbijając fontannę wody. Dzieci zapiszczały z zachwytu, jak gdyby była to najzabawniejsza
rzecz, jaką w życiu widziały. Kiedy zawołały: „Zrób to jeszcze raz, wujku Travisie!”, zerwał się
na równe nogi, cały czas błaznując. Dał trzy długie susy, jak na zwolnionym filmie, i odrzucił
frisbee Joemu. Robiąc minę mistrza świata, przysiadł na piętach w karykaturalnej pozycji
dzieciaków, obiecał: „Następnym razem nawet się nie zamoczę!”, po czym przepuścił kolejny
uczucia Gabby dla niego. Starała się zrozumieć własną reakcję na Travisa, gdy wreszcie wynurzył
się z oceanu i ruszył w jej stronę, otrząsając wodę z włosów. Po chwili klapnął na piasek obok
niej, a gdy przypadkiem ich ciała się zetknęły, Gabby przez ułamek sekundy zobaczyła oczyma
wyobraźni, jak siedzą w ten sposób razem przez sto różnych weekendów w przyszłości.
ROZDZIAŁ 11
Przez resztę popołudnia wydarzenia zdawały się toczyć w odwrotnej kolejności niż rano.
Spędzili na plaży jeszcze godzinę, po czym załadowali z powrotem wszystko na łódź. W drodze
powrotnej każda para odbyła jeszcze raz lot na spadochronie, tyle że tym razem Gabby leciała w
zatrzymał się, by kupić trochę krewetek u miejscowego rybaka, którego najwyraźniej dobrze znał.
Gdy wreszcie dotarli do domu, cała trójka dzieci spała kamiennym snem. Dorośli, z włosami
potarganymi przez wiatr i twarzami ogorzałymi od długiego przebywania na słońcu, mieli
zadowolone miny.
Gdy już wypakowano bagaże z łodzi, małżeństwa odjechały jedno po drugim, aż w końcu
zostali tylko Gabby, Stephanie i Travis. Travis był na tarasie z Mobym. Rozłożył już spadochron
- Chyba też powinnam się zmyć. Jem dziś kolację z naszymi staruszkami. Poczuliby się
urażeni, gdybym przyjechała tutaj i nie odwiedziła ich. Sama wiesz, jak to jest. Pozwól, że się
pożegnam z Travisem.
Gabby skinęła głową, patrząc apatycznie, jak Stephanie przechyla się przez balustradę
tarasu.
Odrętwienie Gabby natychmiast minęło, zanim jednak zdążyła się odezwać, Travis
- Ponieważ jadę do rodziców. Nie chcę, żeby mój biedny braciszek musiał spędzić resztę
- No to mu powiesz, jak tu przyjdzie, że zmieniłaś zdanie. Nie obrazi się. Zyskałam tylko
dla ciebie kilka minut do namysłu, gwarantuję ci bowiem, że i tak by cię zaprosił, a potem -
gdybyś się wymówiła - zaprosiłby cię po raz drugi. - Przewiesiła torbę przez ramię. - Naprawdę
miło było cię poznać. Cieszę się, że miałyśmy okazję się spotkać. Bywasz w ogóle w okolicach
Raleigh?
- Czasami - odrzekła Gabby, wciąż jeszcze zakłopotana tym, co się właśnie stało, nie
- To świetnie. Możemy wybrać się na lunch. Chętnie - zjadłabym z tobą jutro późne
śniadanie, ale naprawdę muszę wracać. - Zdjęła ciemne okulary i przetarła je bluzką. -
drzwi wejściowych. W tym czasie Travis znalazł się już na tarasie z Mobym biegnącym radośnie
przy jego nodze. Mężczyzna po raz pierwszy dzisiejszego dnia włożył koszulę z krótkim
Zastanawiała się tylko przez moment, zdała sobie bowiem sprawę, że alternatywą jest
Wbrew swej woli przypomniała sobie uczucie, jakie ogarnęło ją, gdy przyglądała się figlom
Podczas gdy Travis zajmował się grillem, Gabby zajrzała do Molly, która, jak się okazało,
Wzięła szybki prysznic, po czym przebrała się w jasną bawełnianą spódnicę i bluzkę.
Wysuszyła włosy i zastanawiała się przez chwilę, czy się umalować, zdecydowała się jednak
tylko musnąć rzęsy tuszem. Przyjrzała się sobie w lustrze - miała twarz lekko zarumienioną od
słońca. Szykując się do wyjścia, uświadomiła sobie, że po raz pierwszy od niepamiętnych czasów
skłoniona do wzięcia udziału w kolacji przez Stephanie, ale wiedziała, iż ani jedno, ani drugie nie
jest prawdą.
Czy jednak powinna mieć wyrzuty sumienia z powodu kolacji z Travisem, a może nawet
zataić ją przed Kevinem? W pierwszym odruchu wmawiała sobie uparcie, że nie ma powodu, by
nie wspomnieć o tym Kevinowi. Dzień był całkiem niewinny - w zasadzie spędziła więcej czasu
Ma się rozumieć, jesz dzisiaj kolację sama, ironicznie podszepnął jej głos wewnętrzny.
Ale czy to naprawdę taki problem? Stephanie miała rację - Gabby znowu zgłodniała, a jej
sąsiad ma pyszne żarcie. Ludzka potrzeba numer jeden. Przecież nie zamierza się z nim przespać.
Nie ma nawet zamiaru go pocałować. Są przyjaciółmi, to wszystko. Gdyby Kevin był w mieście,
Ale go tu nie ma, nie ustępował głos. Powiesz Kevinowi o tej kolacyjce we dwoje?
Podjąwszy decyzję, przyjrzała się sobie po raz ostatni w lustrze. Zadowolona z tego, co
zobaczyła, wymknęła się przez drzwi patia i ruszyła po murawie w stronę domu Travisa.
Gdy Gabby przecisnęła się przez szczelinę w żywopłocie, pojawiając się na skraju
trawnika, Travis dostrzegł ten ruch kątem oka i bez śladu zażenowania taksował wzrokiem
zbliżającą się kobietę. Gdy weszła na taras, poczuł dziwną zmianę atmosfery, co go absolutnie
zaskoczyło.
- Może się czegoś napijesz? - Travis pokazał na drugi koniec tarasu. - Chyba zostało
Gdy Gabby poszła w tamtą stronę, Travis usiłował nie gapić się na jej łagodnie kołyszące
się biodra, zastanawiając się, co też w niego wstąpiło. Przyglądał się, jak otwiera lodówkę,
myszkuje w niej i wyjmuje dwa piwa. Gdy wróciła i podała mu butelkę, ich palce musnęły się w
przelocie. Odkręcił kapsel i pociągnął długi łyk, spoglądając na Gabby, która w milczeniu
wpatrywała się w wodę. Słońce wciąż świeciło jasno nad drzewami, lecz nie było już takie gorące
- Właśnie dlatego kupiłam ten dom - powiedziała w końcu. - Dla takich widoków.
- Coś pięknego, prawda? - Zdał sobie sprawę, że mówiąc te słowa, patrzy na nią, i
- Chyba dobrze. Spała, kiedy sprawdzałam, czy wszystko w porządku. - Rozejrzała się
- Pewnie wałęsa się gdzieś w pobliżu. Znudziło go moje pitraszenie, gdy przekonał się, że
- On jada krewetki?
- On jest wszystkożerny.
- W szafce po lewej stronie zlewu. Och, i ananasa. Jest na bufecie. I nóż. Powinien też tam
być.
- Zaraz wracam.
- To może jeszcze przy okazji weź sztućce, dobrze? Znajdziesz je w szufladzie obok
zmywarki.
Gdy Gabby odwróciła się, by wejść do domu, Travis przyłapał się na tym, że znów
przygląda się jej badawczo. Nie chodziło wyłącznie o to, że jest atrakcyjna; ładnych kobiet jest
sugerowało silne wyczucie dobra i zła. Uroda i zwykły zdrowy rozsądek są rzadką kombinacją,
aczkolwiek Travis wątpił, czy Gabby w ogóle jest świadoma swoich przymiotów.
Gdy wynurzyła się z domu, szaszłyki były gotowe. Nałożył po dwa na każdy talerz, obok
plasterki ananasa, po czym usiedli przy stole. Za nimi, w leniwie płynącej rzeczce niebo odbijało
się niczym w lustrze, ciszę przerywał tylko szum skrzydeł przelatujących nad ich głowami
szpaków.
- Dziękuję.
- Konną?
ponieważ ma tendencję do psucia się, a znalezienie oryginalnych części graniczy z cudem. Ale
- Ani jedno, ani drugie. Raczej absolutnie nieprzewidywalna, zwłaszcza gdy próbuję
- Jednym słowem, nuda. Podobnie jak najbardziej podniecającą rzeczą, którą powinienem
- Są gorsze.
- Tak dla twojej wiadomości, jestem rodzinnym facetem - rzekł Travis, wzruszając
ramionami. - Tyle tylko, że nie mam żony i dzieci.
- Brawo. - Spojrzała na niego spod zmrużonych powiek, czując działanie piwa. - Nie
wiem, czy w ogóle potrafię sobie wyobrazić ciebie żonatego. Jakoś mi to po prostu do ciebie nie
pasuje. Wyglądasz mi raczej na faceta, który umawia się z wieloma kobietami, rodzaj wiecznego
kawalera.
- Nie ty pierwsza mi to mówisz. Prawdę mówiąc, gdybym nie wiedział z całą pewnością,
że jest inaczej, powiedziałbym, że spędziłaś dziś za dużo czasu, słuchając moich przyjaciół.
- A Stephanie?
- Ona jest zagadką. Ale również moją siostrą, co więc mam począć? Jak już ci mówiłem,
dorastania w Savannah.
- Jest wysoki?
- Jakie to ma znaczenie?
- Nie.
- Nie.
- A to pech.
- Nie - odparł. - Bo teraz, kiedy moi przyjaciele pożenili się i mają dzieci, muszę znaleźć
wakeboardzie albo żeglujesz, gdy tylko wracasz z pracy - W życiu jest znacznie więcej rozrywek
Gabby roześmiała się, a gdy Travis jej zawtórował, zdała sobie sprawę, że podoba jej się
ten dźwięk.
przejmując się dłużej kierunkiem ich rozmowy. Miło było zwyczajnie się zrelaksować, cieszyć
się towarzystwem Travisa. Poczuła się całkiem swobodnie. - Wiem, że to głupie, ale zawsze
byłam ciekawa, jak wiele jest zajęć z anatomii. Musiałeś studiować anatomię wielu różnych
zwierząt?
- Co się tyczy anatomii, owszem. Zastanawiała się przez chwilę nad jego słowami.
- Tak, ale pamiętaj, że raczej nikt nie poda mnie do sądu, jeśli zdechnie mu kura. Twoja
- Skąd to przypuszczenie?
- Lepiej nie.
- Nie w tym rzecz. Nie chciałabym, żebyś powziął o mnie mylne mniemanie.
- Wobec tego dobrze, że go tu nie ma, prawda? Poza tym dopiero zaczynamy się
Travis przyniósł dwa piwa i otworzył jej butelkę. Zaledwie przyłożyła ją do warg,
pociągnęła łyk i poczuła miły dreszczyk, znowu usłyszała natrętny wewnętrzny głos: „Nie
świetny facet.
- Miłość to wspaniała rzecz. Dzięki niej życie jest coś warte. Uwielbiam być zakochany.
- Mówisz jak ktoś z ogromnym doświadczeniem. Ale pamiętaj, że prawdziwa miłość trwa
wiecznie.
- A ty jesteś poetą?
- Nie. Tylko powtarzam, co oni mówią. Nie twierdzę, że się z tym zgadzam. Podobnie jak
ty, stykałem się raczej z romansami o szczęśliwym zakończeniu. Moi rodzice są małżeństwem od
Gabby mimo woli pomyślała, że Travis jest dobry w tego rodzaju flirciarskim
w tej dziedzinie. Mimo to musiała przyznać, że schlebia jej jego zainteresowanie, choć wiedziała,
- Był na sprzedaż w tym samym czasie co mój. Bardziej podobał mi się jego rozkład, lecz
ten miał już taras, hangar dla łodzi i windę. Musiałem dokonać trudnego wyboru.
- Lubisz to? - uśmiechnął się Travis, podnosząc brwi. - Możemy się wykąpać, gdy słońce
zajdzie.
przeniknął.
- To na początek.
- I koniec.
Po drugiej stronie rzeki zachodzące słońce malowało niebo nad horyzontem różnymi
odcieniami złota. Travis przyciągnął krzesło i oparł na nim nogi. Gabby patrzyła na rzekę,
podziwiając wspaniały widok, od bardzo dawna nie miała już tak dobrego samopoczucia.
- Dla mnie tak. Wciąż pragnę tam wrócić. Jak gdyby coś w moich genach rozpoznało ten
świat jako mój dom, mimo że zobaczyłem tam tak niewiele rzeczy, które przypominałyby mi
- Mnóstwo.
- Było to niezwykłe?
- Zazdroszczę ci.
- No to jedź tam. A jak się tam już znajdziesz, koniecznie pojedź zobaczyć Wodospad
Wiktorii. To jedno z najbardziej niesamowitych miejsc, jakie kiedykolwiek widziałem.
Tęcze, mgła, nieprawdopodobny huk... masz wrażenie, że stoisz na samym krańcu świata.
- Za którym razem?
- Trzy.
Próbowała wyobrazić sobie, że jest wolna jak ptak, lecz jej się nie udało.
Jeszcze długo spokojnie rozmawiali, a szary zmierzch ustąpił miejsca mrokowi nocy.
Travis opisywał ludzi i miejsca barwnie i wyczerpująco, Gabby czuła się niemal, jak gdyby tam z
nim była. Przyłapała się na tym, że zastanawia się, ilu innym kobietom opowiadał o swoich
podróżach. W połowie opowieści wstał od stołu i przyniósł dwie butelki wody, szanując jej
jeszcze wzrosła. Chociaż wiedziała, że to nic dobrego, nie mogła nic na to poradzić.
Kiedy w końcu wstali, by zanieść naczynia do domu, na niebie migotały gwiazdy. Travis
spłukiwał talerze, Gabby przechadzała się po jego salonie, myśląc, że mniej przypomina pokój
kawalera, niż się spodziewała. Meble były wygodne i stylowe - brązowe skórzane kanapy, niskie
stoliki z orzecha, mosiężne lampy. W salonie panował porządek, lecz nie przesadny. Czasopisma
powodu wydawało się usprawiedliwione. Na ścianach zamiast obrazów wisiały plakaty filmowe
drugiej, a tuż obok Kevin sam w domu. Gabby usłyszała, że w kuchni przestała lecieć woda z
Wyszli z powrotem na dwór i skierowali się w stronę wanny. Travis zdjął pokrywę i
odłożył ją na bok, tymczasem Gabby zrzuciła sandałki. Po chwili siedzieli obok siebie, huśtając
cokolwiek zapamiętałam.
- A zapamiętałaś?
- Tylko duże. Te łatwe. - Wskazała na dom. - Mniej więcej na wysokości dwóch pięści w
linii prostej nad kominem zobaczysz Pas Oriona. Na lewym ramieniu Oriona leży Betelgeuse. A
u stóp Rigel. Ma dwa psy myśliwskie. Tamta jasna gwiazda to Syriusz, który należy do
gwiazdozbioru Wielki Pies, zaś Procjon jest częścią konstelacji Mały Pies.
- Travis wypatrzył Pas Oriona, lecz chociaż próbował rozróżnić inne, stosując się do
- Ja też nie. Po prostu wiem, że tam są. Pokazał palcem nad jej ramieniem.
- Znany jest też jako Wielka Niedźwiedzica lub Ursa Maior. Czy wiedziałeś, że postać
- Uwielbiam nazwy gwiazd, nawet jeśli nie potrafię jeszcze rozróżnić wszystkich
konstelacji. Psy Gończe, Warkocz Bereniki, Plejady, Antinous, Kasjopeja... te nazwy brzmią jak
muzyka.
- Rozumiem, że to twoje nowe hobby.
- Raczej dobre intencje pogrzebane w gruzach codziennego życia. Ale przez parę dni
- Znam swoje ograniczenia. Mimo to żałuję, że nie mam więcej wiedzy. Kiedy byłam w
siódmej klasie, miałam nauczyciela, który kochał astronomię. Umiał tak zajmująco rozprawiać o
- Co takiego mówił?
nich są tak daleko, że ich światło potrzebuje milionów lat, by do nas dotrzeć. Że widzimy
gwiazdy nie tak, jak wyglądają teraz, lecz tak, jak - wyglądały w epoce dinozaurów. Cała ta
- Faktycznie był. Wiele nas nauczył, mimo że, jak sam widzisz, prawie wszystko
zapomniałam. Ale uczucie zadziwienia pozostało. Gdy patrzę w niebo, po prostu wiem, że ktoś
zwykli ludzie w dzisiejszych czasach mniej znają się na gwiazdach niż nasi przodkowie. Nawet
bez teleskopów, matematyki czy wiedzy o tym, że Ziemia jest okrągła, potrafili kierować się
nadszedł czas na zasiewy, wykorzystywali gwiazdy przy konstrukcji budowli, nauczyli się
przewidywać zaćmienia... Skłania mnie to do zastanowienia się, jak się żyło, tak ufnie
zawierzając gwiazdom. - Zamyśliła się, milknąc na dłuższą chwilę. - Przepraszam. Pewnie cię
zanudziłam.
- Ani trochę. Prawdę mówiąc, zawsze już będę myślał o gwiazdach inaczej niż dotąd.
Patrzył jej prosto w oczy i Gabby domyśliła się nagle, że zamierza ją pocałować, toteż
odwróciła się szybko. W tym samym momencie usłyszała kumkanie żab w bagiennej trawie i
ćwierkanie świerszczy wśród drzew. Księżyc wysoko na niebie rozsiewał wokół nich migotliwy
blask. Gabby nerwowo poruszyła stopami w wodzie, zdając sobie sprawę, że powinna już pójść.
- Przynieść ci ręcznik?
- Nie, nie trzeba. Ale muszę już wracać. Robi się późno.
Travis wstał i wyciągnął do niej rękę. Ujmując jego dłoń, poczuła, jak jest ciepła i silna.
- Odprowadzę cię.
Przy stole podniosła sandałki i dostrzegła Moby’ego, który biegł w ich stronę. Dotarł do
nich z radośnie wywieszonym jęzorem w chwili, gdy zeszli z tarasu na trawę. Okrążył ich, po
czym puścił się truchtem ku wodzie, jak gdyby chciał się upewnić, że nic się tam nie kryje.
Zatrzymał się, gwałtownie hamując przednimi łapami, a następnie szybko pobiegł w jeszcze
innym kierunku.
- Moby jest psem, którego cechuje bezgraniczna ciekawość oraz entuzjazm - zauważył
Travis.
Uśmiechnęła się. Trawa była miękka pod jej stopami, po chwili znaleźli się przy
żywopłocie.
- Nie, to znowu mój nauczyciel. Zwykł tak mówić zawsze na zakończenie lekcji.
pytasz?
- Motocyklem?
- Chciałbym ci coś pokazać. I będzie fajnie, obiecuję. Wezmę nawet ze sobą lunch.
Gabby zawahała się. To było proste pytanie i zdawała sobie sprawę, jak powinna brzmieć
odpowiedź, zwłaszcza jeśli nie chciała komplikować sobie życia. Należało powiedzieć tylko: „To
Pomyślała o Kevinie i wyrzutach sumienia, które czuła kilka minut wcześniej, a przede
wszystkim o wyborze, którego dokonała, przeprowadzając się tutaj. Jednakże mimo tego
wszystkiego, a może raczej właśnie z powodu tego wszystkiego, zaczęła się uśmiechać.
Przez moment wydawało jej się, że po prostu odwróci się i pójdzie, lecz ich spojrzenia
znowu się spotkały. Patrzyli sobie w oczy o ułamek sekundy za długo i zanim Gabby
zorientowała się, co mężczyzna zamierza, Travis położył dłoń na jej biodrze i przyciągnął ją
lekko do siebie. Pocałował ją, ani zbyt delikatnie, ani zbyt mocno. Gdy wreszcie jej mózg
- Co ty robisz? - wykrztusiła.
- Wiesz, że mam chłopaka - powtórzyła, zdając sobie sprawę, że w głębi duszy nie miała
- Nic się nie stało - rzekła, podnosząc ręce i trzymając go na dystans. - Zapomnijmy o tym.
- Dobrze.
była pozwolić na taką sytuację. Domyślała się, czym to się skończy, nawet ostrzegała przed tym
Odwróciła się i przecisnąwszy się przez żywopłot, ruszyła w stronę domu, szybko
oddychając. Pocałował ją! Wciąż nie mogła w to uwierzyć. Mimo że zamierzała pomaszerować
prosto do drzwi, by w pełni dotarło do niego, jak jest niezłomna, rzuciła przez ramię ukradkowe
Nie zadała sobie trudu, by odpowiedzieć. Myśl o tym, co mogło zdarzyć się nazajutrz,
przyprawiła ją o dreszcz. Dlaczego musiał wszystko zepsuć? Dlaczego nie mogą być po prostu
Zamknęła za sobą drzwi i przeszła do sypialni, starając się ze wszystkich sił wzbudzić w
sobie gniew, na jaki zasługiwało to zdarzenie. Pewnie by się jej udało, gdyby nie drżące nogi,
walące jak młotem serce oraz świadomość, że Travis Parker uznał ją za tak bardzo pociągającą,
ROZDZIAŁ 12
Po wyjściu Gabby Travis opróżnił lodówkę turystyczną. Chcąc spędzić trochę czasu z
Mobym, złapał piłeczkę tenisową, lecz nawet gdy zaczął zwykłą zabawę z psem, myślami wracał
wciąż do Gabby. Moby biegał po ogródku, a on nie potrafił pozbyć się wspomnienia delikatnych
zmarszczek wokół oczu Gabby, pojawiających się, gdy się uśmiechała, lub nabożnej czci w jej
głosie, gdy wymieniała nazwy gwiazd. Przyłapał się na tym, że zastanawia się nad związkiem
niepewności.
poprzednimi dziewczynami Gabby zdecydowanie nie była w jego typie. Nie sprawiała wrażenia
szczególnie delikatnej czy przewrażliwionej, nie okazała się cieplarnianą roślinką - a zdawał się
przyciągać tłumy takich kobiet. Gdy z niej kpił, nie pozostawała mu dłużna. Gdy przekraczał
pewne granice, nie miała skrupułów, by ustawić go do pionu. Podobała mu się jej żarliwość, jej
samokontrola i pewność siebie, a zwłaszcza podobało mu się to, że najwyraźniej nie była
świadoma swoich zalet. Kiedy myślał o całym dniu, nasuwało mu się porównanie z kuszącym
tańcem, w którym każde z nich kolejno przejmowało prowadzenie. Zastanawiał się, czy taki
Za jedną z przyczyn rozpadu jego poprzednich związków można uznać to, że nawet we
wczesnym stadium zawsze były jednostronne. Zwykle kończyło się na tym, że to on podejmował
większość decyzji, co robić, gdzie jeść, do czyjego domu pójść lub jaki film obejrzeć. Nie to
Co dziwne, dotąd nie myślał o poprzednich związkach w ten sposób. Zazwyczaj w ogóle
o nich nie myślał. Przebywanie z Gabby sprawiło, że zaczął zastanawiać się nad tym, co wtedy
tracił. Odtwarzał w pamięci swoje z nią rozmowy, uświadamiając sobie, że pragnie ich więcej,
pragnie więcej samej Gabby. Nie powinienem był jej pocałować, pomyślał w przypływie
nietypowego dla siebie niepokoju, posunąłem się za daleko. Ale teraz pozostało mu jedynie
uzbroić się w cierpliwość i mieć nadzieję, że nie zmieniła zdania co do jutrzejszej przejażdżki.
- Jak ci poszło? - spytała Stephanie. Nazajutrz rano lekko skołowany Travis ledwie zdołał
otworzyć oczy.
- Która godzina?
- Po co do mnie dzwonisz?
- Owszem, jestem. Ale nie przejmuj się. Znam już odpowiedź na to pytanie.
Travis odsunął telefon od ucha i wpatrywał się weń podejrzliwie, zachodząc w głowę,
- Steph...
Nazajutrz rano Gabby obudziła się z myślą, że chętnie postrzega siebie jako osobę
uczciwą. W okresie dorastania zawsze starała się przestrzegać zasad. Utrzymywała porządek w
To nie z powodu wczorajszego pocałunku zwątpiła w swoją prawość. Ona nie miała z tym
nic wspólnego, winę ponosił Travis. I cały dzień był zupełnie niewinny - z radością
opowiedziałaby o wszystkim Kevinowi. Nie, jej poczucie winy wiązało się z faktem, że tak
chętnie wróciła na kolację z Travisem. Gdyby była wobec siebie całkiem szczera, przewidziałaby
jego zamiary i zapobiegłaby tej sytuacji. Zwłaszcza na końcu. Co ona sobie myślała?
komórkowy, modliła się, by nie poznał po jej głosie, że czuje się winna. Szybko zdała sobie
jednak sprawę, że problem nie istnieje, ponieważ prawie nie słyszeli się nawzajem. Kevin był
- Rzeczywiście.
- Słucham?
bawisz?
W tle jakiś kobiecy głos pytał, czy Kevin chce jeszcze jedną wódkę z tonikiem. Jego
- Gdzie jesteś?
- Nie jestem pewien, jak się ten klub nazywa. Jakiś tam!
- Mów głośniej!
- Jasne.
- Kocham cię!
Gabby się rozłączyła. Zagryzała wargi z irytacji. Chciała zwyczajnie z nim pogadać, ale
powinna była posłuchać głosu rozsądku. Tego rodzaju konferencje sprawiają, że dorośli
mężczyźni zamieniają się z powrotem w nastolatków - przed kilkoma miesiącami była tego
spotkaniach uczestniczyli bardzo poważni lekarze, wieczorem przyglądała się przez hotelowe
okno, jak włóczyli się całą bandą, zbyt dużo pili i generalnie robili z siebie idiotów. Nic w tym
złego. Ani przez chwilę nie przyszło jej do głowy, że wpakował się w kłopoty lub zrobił coś,
Odrzuciła pościel, szczerze żałując, że nie potrafi przestać o tym myśleć. Pragnęła
zapomnieć ciężar dłoni Travisa na jej biodrze, gdy przyciągnął ją do siebie, a już zdecydowanie
nie chciała pamiętać o dotyku jego warg i elektryzującym wrażeniu, jakie to na niej wywarło.
Jednak gdy szła do łazienki, by wziąć prysznic, nurtowało ją coś innego, coś, czego nie udawało
jej się sprecyzować. Gdy odkręcała wodę, przeszło jej przez myśl, czy przez krótki moment nie
odwzajemniła pocałunku.
Nie mogąc z powrotem zasnąć po telefonie Stephanie, Travis postanowił pobiegać. Potem
wrzucił deskę surfingową na tył ciężarówki i przejechał przez most do Bogue Banks. Zaparkował
na parkingu hotelu Sheraton, wziął deskę i ruszył w stronę wody. Nie był sam, kilkanaście osób
wpadło na ten sam pomysł, pomachał kilku znajomym. Podobnie jak Travis, większość nie
pozostawała tutaj długo. Najlepsze fale pojawiały się rano, a potem znikały, gdy zaczynał się
Fale były dynamiczne - za miesiąc będą prawie idealne - i Travis ślizgał się po nich,
próbując złapać rytm. Nie należał do mistrzów w surfowaniu - na Bali przyglądał się niektórym
ogromnym falom i kręcił głową, dobrze wiedząc, że gdyby nawet spróbował na nich popłynąć,
prawdopodobnie by się zabił - lecz jego umiejętności wystarczały do tego, by dobrze się bawił.
Przywykł do tego, że surfuje w samotności. Z jego przyjaciół tylko Laird uprawiał ten
sport, lecz nie pływał z Travisem od lat. Ashley i Melinda, jego dwie byłe dziewczyny, wybrały
się z nim kilka razy, nigdy jednak nie spotykały się z nim pod wpływem impulsu i zwykle, gdy
się zjawiały, on właśnie kończył, co w efekcie psuło cały poranek. A przede wszystkim to
Zrozumiał, że czuje się trochę rozczarowany sobą z powodu tego, że wybierał stale ten
sam typ kobiet. Nic dziwnego, że Allison i Megan tak chętnie mu to wytykały. Przypominało to
oglądanie tego samego przedstawienia tylko z innymi aktorami, zawsze z tym samym
zakończeniem. Gdy leżał na desce, obserwując zbliżające się fale, zdał sobie sprawę, że to samo,
zwiastowało koniec związku. Jak to się mówi? Jeśli rozwiodłeś się raz, możesz słusznie uważać,
że to wina twojej eks. Jeśli rozwiodłeś się trzykrotnie? Cóż, wina zdecydowanie leży po twojej
stronie. Zgoda, nie rozwodził się, ale sytuację można było odnieść do niego.
Zdumiewało go, że cały ten rachunek sumienia najwyraźniej był wywołany dniem
otwarcie zrażała do siebie, a potem postawiła sobie za cel powtarzanie w kółko, że kocha kogoś
Nadbiegająca z tyłu fala wyglądała obiecująco i Travis zaczął wiosłować rękami z całych
sił, ustawiając się w najlepszej możliwej pozycji. Mimo wspaniałego dnia i przyjemności, jaką
niosło obcowanie z oceanem, nie dało się ukryć prawdy. Najbardziej ze wszystkiego pragnął
- Dzień dobry. - Kevin zadzwonił w chwili, gdy Gabby szykowała się do wyjścia. Gabby
- Dobrze. Posłuchaj, chciałem cię tylko przeprosić za wczorajszy telefon. Miałem zamiar
zadzwonić jeszcze raz po powrocie do pokoju, ale było już bardzo późno.
- Wcale nie bawiłem się tak dobrze, jak prawdopodobnie myślisz. Muzyka była taka
głośna, że nadal mi dzwoni w uszach. Przede wszystkim nie mam pojęcia, po co poszedłem z
tymi facetami. Powinienem był przewidzieć kłopoty, kiedy zaczęli tankować tuż po kolacji, ale
- Co oczywiście oznacza, że pewnie spuszczę im dzisiaj niezły łomot w golfa. Będą mieli
- Po prostu inni brokerzy z Charlotte i Columbii. Sądząc po ich zachowaniu, chyba od lat
- Tak, no cóż... - Słysząc jakieś szuranie, Gabby domyśliła się, że Kevin się ubiera. - A ty?
Co w końcu robiłaś?
- Szkoda, że nie mogłaś pojechać ze mną. Byłoby znacznie fajniej, gdybyś tutaj była.
- Dzięki, dobrze.
- Jak zwykle. Ale przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Może wybralibyśmy się jesienią
do Miami na długi weekend? Jeden z facetów, z którymi rozmawiałem, wrócił właśnie z South
- Afryki?
- Tak. Polecieć tam na jakiś czas, wybrać się na safari, zobaczyć Wodospad Wiktorii? A
- Prawdę mówiąc, nie. A nawet gdybym chciał, nie wygospodarowałbym tyle czasu. A
Kiedy Gabby rozmawiała przez telefon, Travis wszedł na jej werandę i zapukał. Po chwili
pojawiła się w drzwiach, ze słuchawką przy uchu. Wskazując na telefon, zaprosiła go gestem do
środka. Wszedł do salonu, spodziewając się, że Gabby wymówi się i skończy rozmowę, ona
jednak wskazała mu kanapę i zniknęła w kuchni, wahadłowe drzwi kołysały się po jej przejściu.
Travis usiadł i czekał. I czekał. I czekał. Czuł się idiotycznie, jak gdyby potraktowała go
jak dziecko. Słyszał, jak rozmawia przyciszonym tonem, i nie miał pojęcia z kim. Rozważał
możliwość, by wstać i wyjść, jednakże nadal siedział na kanapie, zastanawiając się, dlaczego ta
- Przepraszam za małe spóźnienie, ale przez cały ranek telefon dzwonił jak najęty.
Travis wstał, myśląc, że Gabby jeszcze wyładniała przez noc, co kompletnie nie miało
sensu.
- Nie szkodzi - odrzekł.
- Wezmę tylko moje rzeczy i możemy jechać. - Zrobiła krok w stronę drzwi. - Och, i
zajrzę do Molly, rano czuła się świetnie, ale chcę dopilnować, żeby miała dość wody.
Po chwili wróciła z torbą przewieszoną przez ramię i weszli do garażu, by napełnić miskę
po brzegi.
- A tak na marginesie, dokąd się wybieramy? - spytała Gabby, gdy wyszli z garażu. - Mam
- Zwykła przejażdżka - powiedział Travis. - Przez most, potem wzdłuż Bogue Banks do
Emerald Isle, a następnie z powrotem przez most i do miejsca, które chcę ci pokazać.
- Dokąd?
- To niespodzianka.
- Raczej nie.
- Brzmi interesująco.
- Nie oczekuj zbyt wiele. To po prostu miejsce, do którego lubię jeździć, nic
spektakularnego.
- Oto on.
Gabby zmrużyła oczy przed blaskiem chromowanych części motoru i włożyła okulary
przeciwsłoneczne.
- Frustracja i niepokój.
- Nie zamierzasz chyba znowu jęczeć, jak trudno jest dostać części, co?
bungee.
- Co mamy na lunch?
- To, co zwykle.
- Niezupełnie.
- Kruche ciasteczka?
- Jeśli jesteś gotowa, możemy jechać. Jestem pewien, że kask będzie na ciebie dobry,
Czekała, że coś doda, lecz przynajmniej raz Travis był poważny. Skinęła lekko głową i
podeszła do motocykla. Włożyła kask, zapięła go pod brodą i przełożyła nogę nad tylnym
siodełkiem.
- Proszę bardzo. I uważaj, nie dotknij przypadkiem nogą rury wydechowej. Bardzo się
- Takiego bawidamka? - prychnęła. - No wiesz, gdybyś był jeszcze trochę gładszy, pewnie
Travis włożył kask, jednym płynnym ruchem wskoczył na siodełko i uruchomił motor,
zostawiając go na jałowym biegu. Silnik pracował ciszej od niektórych motocykli, lecz Gabby
czuła przez siedzenie lekkie wibracje. Przeniknął ją przyjemny dreszczyk oczekiwania, jak gdyby
wsiadła do kolejki górskiej w lunaparku, która właśnie miała ruszyć, tyle tylko, że bez pasa
bezpieczeństwa.
Travis ruszył przed siebie, skręcając z podjazdu w ulicę. Gabby położyła mu ręce na
biodrach, ale gdy tylko go dotknęła, jej zmysły natychmiast zareagowały. Nie miała jednak
wyjścia, mogła tylko objąć go ramionami w pasie, a na to nie była jeszcze przygotowana. Gdy
motor zaczął przyśpieszać, powtarzała sobie, żeby nie ściskać, nie przesuwać dłoni, trzymać ręce
- Nie rozumiem.
- No, powiedziałaś coś o rękach i o posągu?
Gabby uprzytomniła sobie, że nieświadomie mówiła głośno, ścisnęła więc jego biodra,
- Powiedziałam, żebyś trzymał ręce nieruchomo jak posąg. Nie chcę, żebyśmy się rozbili.
równowagi.
przejażdżkę?
- Po prostu nie spuszczaj wzroku z drogi, dobrze? I w żadnym wypadku nie szalej.
- Nie!
- To dobrze, bo wolałbym raczej cieszyć się jazdą. - Znowu się obejrzał. Mimo że miał na
głowie kask, Gabby mogłaby przysiąc, że do niej mrugnął. - Najważniejsze, żebyś ty była
Gabby poczuła, że robi się malutka na tylnym siedzeniu, tak jak kiedyś u niego w klinice,
skonsternowana, że powiedziała te słowa na głos, a Travis usłyszał je mimo ryku silnika i świstu
wiatru, który wiał im w twarze. Chwilami naprawdę wydawało jej się, że cały świat sprzysiągł się
przeciwko niej.
Samopoczucie nieco się jej poprawiło, ponieważ przez następne kilka minut Travis nie
poruszał już tego tematu. Gdy opuścili swoją spokojną okolicę i motor śmigał szosą, Gabby
powoli połapała się, że ma się pochylać, kiedy pochyla się Travis. Skręciwszy kilka razy,
przejechali przez Beaufort i przez nieduży most, który oddzielał miasteczko od granic Morehead
Gabby starała się ignorować poczucie bezbronności, gdy jechali obok ogromnej wywrotki.
się w żółwim tempie. Gdy dotarli do autostrady, dzielącej Bogue Banks na połowy, zmniejszył
się ruch w kierunku Atlantic Beach i Travis stopniowo dodawał gazu. Wciśnięta między dwa
minivany, jeden przed nimi, drugi za nimi, Gabby powoli się rozluźniała. Gdy przemykali obok
bloków i willi ukrytych wśród drzew Maritime Forest, promienie słońca zaczynały grzać ją przez
ubranie.
Trzymała się Travisa, by nie stracić równowagi, wyczuwając przez cienką koszulę
sprężyste mięśnie jego pleców. Wbrew najlepszym zamiarom, zaczynała godzić się z faktem, że
Travis ją pociąga. Tak bardzo się różnili, a mimo to w jego obecności dostrzegała możliwości
innego życia, którego nigdy nie wyobrażała sobie jako swoje. Życia bez sztywnych ograniczeń,
Jechali w niemal nierealnym milczeniu przez jedno miasto, potem kolejne: Atlantic
Beach, Pine Knoll Shores, Salter Path. Po lewej stronie leżały, w znacznym stopniu zasłonięte od
posiadłości. Kilka minut wcześniej minęli znane molo Iron Steamer Pier. Choć ucierpiało przez
lata pod naporem sztormów, było dzisiaj ulubionym miejscem licznych wędkarzy.
przyhamował za skręcającym samochodem i siła inercji popchnęła Gabby mocniej na niego, jej
dłonie niechcący przesunęły się z jego bioder na brzuch. Była ciekawa, czy zwrócił uwagę na to,
w jaki sposób stykają się ich ciała. Mimo że siłą woli zmuszała się, by się odsunąć, nie uczyniła
tego.
Coś się między nimi działo, coś, czego kompletnie nie rozumiała. Kochała Kevina i
pragnęła wyjść za niego. W ciągu kilku ostatnich dni to uczucie się nie zmieniło.
A jednak nie mogła zaprzeczyć, że spędzanie czasu z Travisem wydawało się takie...
właściwe. Naturalne i swobodne, takie, jakie powinno być. Gdy przejeżdżali przez most w
drugim końcu wyspy, poddała się i zaprzestała prób rozwiązania tej oczywistej sprzeczności.
Zaskakując ją, Travis zwolnił, po czym skręcił w częściowo ukrytą jednopasmową drogę,
prostopadłą do autostrady, która wgłębiała się w las. Gdy zatrzymał motocykl, Gabby rozejrzała
- Nie, tamto jest w Beaufort - odparł. - Zamierzałem przekonać się, czy miałabyś ochotę
motocykla.
- Daj spokój, to świetna zabawa. Będę siedział tuż za tobą i nie pozwolę ci się rozbić.
Dłonie będę trzymał obok twoich na kierownicy i zmieniał biegi. Musisz jedynie kierować,
- Uchybienie formalne. Poza tym jest to droga prywatna. Prowadzi do domu mojego wuja;
dalej na północ przechodzi w drogę gruntową, a on jedyny mieszka w tych stronach. Tam właśnie
- Zaufaj mi, na drodze nie ma żadnych samochodów, nikt nas nie zatrzyma, a ja będę cały
- To jest trudne?
- Owszem, jeśli chodzi o utrzymanie równowagi. Ale nie martw się, będę siedział za tobą,
a więc nie może się nie udać. - Uśmiechnął się. - Jesteś gotowa spróbować?
rączce masz gaz i przedni hamulec. Na lewej sprzęgło. Gazem regulujesz prędkość. Jasne?
- Łatwe.
- Naprawdę?
biegów. Ustawiasz silnik na luz, włączasz sprzęgło, wrzucasz bieg, a następnie dodajesz gazu.
Ale zademonstruję ci, dobrze? Żeby jednak to zrobić, musimy trochę się ścieśnić. Nie mam aż tak
Gabby posłusznie przesunęła się do przodu i Travis usiadł za nią. Włożywszy kask,
przycisnął się do niej, kładąc dłonie na kierownicy, i mimo że z góry ją uprzedził, poczuła
przeszywający dreszcz, lekki wstrząs, który zaczynał się w żołądku i rozchodził na zewnątrz.
- Teraz po prostu połóż dłonie na moich - poinstruował ją. - To samo ze stopami. Chcę,
żebyś najpierw poczuła, co się dzieje, wpadła w pewien rytm. Kiedy to nastąpi, kiedy się
- Nie. Mój przyjaciel stał z boku, wykrzykując polecenia. Za pierwszym razem włączyłem
sprzęgło zamiast hamulca i wylądowałem na drzewie. Dlatego właśnie chciałem być za twoim
Travis podniósł podpórkę, włączył sprzęgło i uruchomił motor. Gdy silnik zaczął
- Jesteś gotowa?
- Jasne.
Travis dodał gazu i powoli puścił sprzęgło. W chwili gdy motocykl zaczął się toczyć,
Najpierw jechali wolno, Travis stopniowo zwiększał szybkość, potem zwolnił, znowu
przygotowując się do zmiany biegów i ostrzegając ją, by nigdy nie panikowała i nie naciskała
gwałtownie przedniego hamulca, bo przeleci nad kierownicą. Pomału Gabby zaczynała chwytać
podstawowe czynności. Zorganizowane ruchy jego dłoni i stóp skojarzyły się jej z grą na
fortepianie i po kilku minutach prawie potrafiła przewidzieć, co Travis zamierza zrobić. Mimo to
kierował nią, dopóki kolejne ruchy nie stały się niemal jej drugą naturą.
Wtedy się zamienili. Teraz dłonie i stopy Gabby znajdowały się na kierownicy oraz na
pedałach, nakryte dłońmi i stopami Travisa; powtórzyli wszystko od początku. Nie było to aż
takie łatwe, jak zapowiadał. Czasami motocykl szarpał lub naciskała zbyt mocno ręczny hamulec,
lecz Travis był cierpliwy i mobilizujący. Ani razu nie podniósł głosu i Gabby przypomniało się,
jak wczoraj radził sobie na plaży z maluchami. Musiała przyznać, że Travis ma coś w sobie,
Przez następne piętnaście minut ćwiczenia jazdy dotyk Travisa stawał się coraz lżejszy, aż
w końcu puścił ją zupełnie. Chociaż Gabby nie czuła się całkiem swobodnie, zaczęła coraz
płynniej zwiększać szybkość, a hamowanie wychodziło jej równie naturalnie. Po raz pierwszy
- Żartujesz!
- Ani trochę.
Travisa, powoli zatoczyła szeroki łuk i wróciła pędem do niego. Przez chwilę miał wrażenie, że
straciła panowanie nad motorem, lecz ona zatrzymała go zgrabnie zaledwie parę kroków przed
nim. Nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu, zaczęła wyrzucać z siebie słowa ze
zdwojoną energią.
- Widziałeś, jak zawróciłam? Wiem, że jechałam zbyt wolno, lecz udało mi się.
- Widziałem.
Kompletny odlot.
Gabby przez długi czas jeździła drogą w tę i z powrotem, a Travis obserwował, jak jej
pewność siebie rośnie z każdym zatrzymaniem się i ruszeniem. Zataczała łuki również z większą
swobodą - zaczęła nawet jeździć w kółko - i gdy w końcu stanęła przed nim, jej policzki tryskały
rumieńcem. Kiedy zdjęła kask, Travis pomyślał, że nigdy w życiu nie widział nikogo
- Jesteś pewna?
- Już dawno temu nauczyłam się wycofywać, kiedy - odnoszę sukces. Nie chciałabym
ramionami. Wracając krętą drogą do autostrady, Travis był taki zemocjonowany, jak gdyby jego
zmysły działały na najwyższych obrotach, z wyostrzoną wrażliwością odbierał dotyk krągłości jej
ciała przytulonego do niego. Mknęli autostradą, potem skręcili i przejechali przez Morehead City,
Front Street. Wreszcie Travis zwolnił i wjechał na trawiastą parcelę na końcu przecznicy. Pusta
działka graniczyła z jednej strony z posesją, na której stał podniszczony dom w stylu
pokazać.
tylko pustą działką, i przez chwilę po prostu obserwowała Travisa, który postąpił w milczeniu
kilka kroków. Stał z rękami w kieszeniach, patrząc przez drogę w kierunku Shackleford Banks.
Gabby zdjęła kask i przeczesując palcami potargane włosy, podeszła do niego. Wyczuwała, że
Travis zamierza powiedzieć jej, o co w tym wszystkim chodzi, kiedy już będzie gotowy.
- Moim zdaniem z tego miejsca roztacza się jeden z najpiękniejszych widoków na całym
wybrzeżu - odezwał się wreszcie. - To nie jest zwykły morski pejzaż, gdzie widzisz tylko fale i
wodę ciągnącą się aż po horyzont. Owszem, jest to wspaniałe, ale nudzi się po pewnym czasie,
ponieważ widok jest monotonny. Natomiast tutaj zawsze coś się dzieje. Żaglówki i jachty
morświny i raje przepływające przez kanał, a zwłaszcza kocham przyglądać się dzikim koniom
- Doprawdy?
- Tak, tak...
- Miałam na myśli to, że kupno działki wskazywałoby na to, że jesteś typem faceta, który
ma dalekosiężne plany.
- Cóż...
- W pozytywny sposób?
- Za każdym razem.
- Tak jak wtedy, gdy przyprowadziłaś Molly do kliniki i okazało się, że jestem
weterynarzem?
Gabby poszła za nim z powrotem do motocykla, gdzie Travis zdjął z bagażnika koszyk i
koc. Zaprowadził ją na łagodny stok, rozłożył koc i zaprosił gestem, by usiadła. Gdy usadowili
- Tupperware?
porozumiewawczo.
Wyjął dwie oziębione puszki mrożonej herbaty o smaku truskawkowym. Otworzył jedną i
podał Gabby.
- Mam trzy różne rodzaje sera - wyjaśniał Travis, wskazując kolejno na pojemniki -
- Brzmi bardzo zachęcająco. - Wzięła krakersa, a następnie odkroiła sobie plasterek sera. -
Stał tu kiedyś dom, prawda? - Gdy dostrzegła zdziwienie malujące się na jego twarzy, machnęła
ręką w kierunku domów po obu stronach działki. - Trudno mi wyobrazić sobie, że ta konkretna
- Masz rację - przyznał. - Dom spłonął, gdy byłem dzieckiem. Wiem, że uważasz Beaufort
za małe miasteczko, ale w czasach mojego dzieciństwa i wczesnej młodości stanowiło jedynie
punkcik na mapie. Większość z historycznych domów popadło w ruinę, a ten, który stał tutaj, był
opuszczony od lat. Była to wielka budowla, pełna zakamarków, z dziurawym dachem, poza tym
krążyły plotki, że - w niej straszy, co czyniło ją dla nas, dzieciaków, jeszcze atrakcyjniejszą.
Zakradaliśmy się do niej nocą. Uważaliśmy ją za coś w rodzaju fortu i potrafiliśmy godzinami
bawić się tam w chowanego. Było w niej mnóstwo wspaniałych kryjówek. - W zamyśleniu
szarpnął źdźbło trawy, jak gdyby sięgając do wspomnień. - W każdym razie pewnej zimowej
nocy zapewne paru włóczęgów rozpaliło w środku ognisko, by się ogrzać. Dom zajął się w ciągu
kilku minut i nazajutrz pozostały z niego tylko tlące się zgliszcza. Ale sprawa polegała na tym, że
nikt nie miał pojęcia, jak skontaktować się z właścicielem. Pierwszy właściciel zmarł i zostawił
dom synowi. Z kolei syn zostawił go komuś innemu i tak dalej, i tak dalej, toteż ta spopielała
sterta leżała tu prawie przez rok, aż wreszcie wkroczyło miasto i wyrównało teren spychaczem.
Nowym Meksyku i nie złożyłem mu zaniżonej oferty. Przyjął ją bez namysłu. Wątpię, czy
- To część mojego dalekosiężnego planu, ponieważ jestem domatorem i tak dalej. - Travis
- Co cię interesuje?
- O której?
- O wszystkich.
- Była ładna?
- Doceniam twoją troskę, ale jestem już dużą dziewczynką. I choć nie ma to znaczenia,
- Ponieważ miło spędzałem czas w twoim towarzystwie przez ostatnie dwa dni.
- I jesteś pewna, że twój chłopak nie będzie miał nic przeciwko temu, żebym zabrał cię na
jeszcze jedną przejażdżkę motorem lub wybrał się z tobą na piknik albo żebyś pluskała się ze
Travis wpatrywał się w nią przez chwilę, a następnie chwycił się za pierś, jak gdyby został
postrzelony.
- Nie istnieje coś takiego jak przyjaźń między mężczyzną a kobietą w naszym wieku. To
po prostu niemożliwe, chyba że mówisz o kimś, kogo znasz od wielu, wielu lat.
- A poza tym - mówił dalej - nie jestem przekonany, czy chcę, byśmy zostali przyjaciółmi.
- Dlaczego nie?
Gabby i tym razem nic nie odpowiedziała. Travis patrzył na nią, nie mogąc nic wyczytać z
- Nie sądzę, byś ty również miała ochotę zaprzyjaźnić się ze mną. Nie byłoby to dobre dla
twojego związku, ponieważ bez wątpienia ty też straciłabyś dla mnie głowę i ostatecznie
zrobiłabyś coś, czego byś potem żałowała. Później winiłabyś mnie za to, i w rezultacie po jakimś
czasie wyprowadziłabyś się, albowiem cała sytuacja stałaby się dla ciebie zbyt niezręczna.
- Czyżby?
- To prawda.
- Mam chłopaka.
- Czy ja go znam?
- Dlatego że - odrzekł, patrząc jej prosto w oczy - gdybym był na jego miejscu, a ty
zamieszkałabyś tutaj, żeby być ze mną, dawno już poprosiłbym cię o rękę.
Usłyszała w tonie Travisa coś, co przekonało ją, że mówi prawdę, i odwróciła wzrok. Gdy
- Ale czego?
zniszcz tego.
- Ten weekend wiele dla mnie znaczył, choćby tylko dlatego, że wreszcie zyskałam
przyjaciela. A właściwie dwoje przyjaciół. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo brakowało mi
w życiu przyjaciół. Przebywanie z tobą i twoją siostrą uświadomiło mi, jak wiele zostawiłam za
sobą, przeprowadzając się tutaj. To znaczy, wiedziałam, co robię, i nie żałuję podjętej decyzji.
Możesz mi wierzyć lub nie, ale naprawdę kocham Kevina. - Umilkła, próbując uporządkować
myśli. - Ale czasami bywa trudno. Wszystko wskazuje na to, że takie weekendy jak ten więcej się
nie powtórzą, i częściowo to zaaprobowałam przez wzgląd na Kevina. Ale w głębi duszy nie chcę
pogodzić się z tym, że więcej się to nie zdarzy, choć oboje wiemy, że zdarzyć się nie może. -
Zawahała się. - Kiedy mówisz takie rzeczy jak przed chwilą, a ja wiem, że naprawdę tak nie
Travis słuchał w skupieniu, rejestrując napięcie w jej głosie, które przedtem udawało jej
się ukryć. I choć wiedział, że powinien po prostu skinąć głową i przeprosić, nie potrafił się
powstrzymać i odpowiedział:
- Dlaczego uważasz, że naprawdę tak nie myślę? Mówiłem absolutnie serio każde słowo,
ale rozumiem, że nie chcesz tego słuchać. Pozwól mi wyrazić nadzieję, że twój chłopak zdaje
sobie sprawę, jakim jest szczęściarzem, mając w życiu kogoś takiego jak ty. Byłby głupcem,
gdyby tego nie rozumiał. Przepraszam, jeśli czujesz się w tej chwili niezręcznie, i nic już więcej
nie powiem. - Uśmiechnął się szeroko. - Ale musiałem powiedzieć ten jeden raz.
Gabby spuściła wzrok. Na przekór sobie musiała przyznać, że podoba jej się jego
wyznanie. Travis odwrócił się w stronę wody, nie przerywając tak potrzebnego jej w tej chwili
- Musimy chyba wracać, nie sądzisz? - Travis spojrzał w stronę motocykla. - Myślę, że
Zapakowali resztki jedzenia i włożyli pojemniki do kosza, następnie złożyli koc i podeszli
do motoru. Ponad ramieniem Gabby widziała, jak ludzie zaczynają gromadzić się w
Travis umieścił na bagażniku koc oraz kosz, po czym włożył kask. Gabby poszła za jego
usiłując przekonać siebie, że w przeszłości mówił podobne rzeczy dziesiątkom różnych kobiet.
Skręcili w podjazd prowadzący do jej domu i Travis zatrzymał motocykl. Gabby zabrała
ręce i zsiadła, zdejmując kask. Od czasu liceum nie czuła się tak zakłopotana jak teraz, gdy stała
przed Travisem. Wydało jej się to idiotyczne, lecz miała wrażenie, że mężczyzna zamierza ją
pocałować.
- Jasne.
Wzruszyła ramionami.
mnie.
- Może to zrobię.
- I kończąc w tym optymistycznym tonie, chyba już sobie pójdę. - Skręcił kierownicę i
zaczął wycofywać motocykl podjazdem. Zamierzał uruchomić silnik, lecz spojrzał na Gabby
wytrwałością.
- A co powiesz na to, żebym zamiast tego zaprosiła cię dzisiaj na kolację? U mnie. O
siódmej.
ROZDZIAŁ 13
Słońce prażyło niemiłosiernie, a woda z węża ogrodowego była lodowato zimna, toteż
Travis miał wielką trudność z utrzymaniem Moby’ego w jednym miejscu. Nie pomogła krótka
smycz. Moby nienawidził kąpieli, co Travis uważał za ironię losu, wziąwszy pod uwagę, jak
bardzo jego pies lubił gonić za piłką tenisową rzuconą do oceanu. Sadził wówczas długimi
susami przez fale, płynął pieskiem jak szalony i bez wahania wpychał łeb pod wodę, by lepiej
schwytać piłeczkę podskakującą na falach i uciekającą od niego. Jeśli jednak zauważył, że Travis
otwiera szufladę, w której trzymał smycz, korzystał z okazji, by włóczyć się godzinami po
Travis przywykł do jego sztuczek, dlatego trzymał smycz w ukryciu aż do ostatniej chwili,
po czym przypinał ją do obroży, zanim Moby zdążył zareagować. Pies jak zwykle popatrzył na
niego wymownie z miną: „Jak możesz mi to robić?”, gdy jego pan prowadził go do na tyły domu
- To nie moja wina. Nie kazałem ci wytarzać się w zdechłej rybie, prawda?
Moby uwielbiał tarzać się w zdechłej rybie, im bardziej była śmierdząca, tym lepiej, i gdy
jęzorem, najwyraźniej ogromnie dumny z siebie. Travis uśmiechał się tylko przez sekundę, zanim
poczuł fetor i zauważył ohydne skrawki tkwiące w psiej sierści. Ostrożnie poklepał Moby’ego po
głowie, po czym przemknął się do domu, by przebrać się w szorty, i schował smycz do tylnej
kieszeni.
Teraz Moby, przypięty smyczą do balustrady tarasu, tańczył na wszystkie strony, próbując
- To tylko woda, duży dzieciaku - gderał Travis, choć prawdę mówiąc, polewał Moby’ego
Mimo że ogromnie kochał zwierzęta, nie chciał myć go szamponem, dopóki wszystkie
Moby skowyczał, kręcąc się nadal i szarpiąc do tyłu, by się wyswobodzić. Stwierdziwszy
wreszcie, że wystarczy, Travis odłożył wąż i wylał na grzbiet Moby’ego jedną trzecią butelki
szamponu. Przez kilka minut tarł i spłukiwał, następnie powąchał swego pupila i skrzywił się.
przygnębienia. Moby utkwił w nim spojrzenie, które wyraźnie mówiło: „Czy ty nie rozumiesz, że
wytarzanie się w rybich wnętrznościach jest moim osobistym prezentem dla ciebie?”.
się świeżo po kąpieli, Moby wróciłby na miejsce przestępstwa tak szybko, jak to tylko możliwe.
Jedyną nadzieją było trzymanie go na uwięzi na tyle długo, by o tym zapomniał. Moby otrzepał
się z nadmiaru wody i - uświadamiając sobie, że jest uziemiony - w końcu położył się z
ręcznej, a nie elektrycznej kosiarki do trawy. Zajmowało to nieco więcej czasu, lecz było dla
niego nie tylko porządnym ćwiczeniem - monotonny charakter czynności był dla Travisa
go zauważyła, nie dała tego po sobie poznać. Wycofała samochód i pojechała drogą w stronę
miasta. Nigdy nie znał kogoś takiego jak ona. A teraz zaprosiła go na kolację.
momentu, gdy podwiózł ją pod dom. Najprawdopodobniej po prostu pokonał jej opór. Bóg
świadkiem, że oliwił te trybiki od chwili, gdy się poznali, teraz jednak żałował, że nie był trochę
Zastanawianie się nad tym wszystkim było dla niego czymś nowym. Ale też nie pamiętał,
kiedy tak świetnie czuł się w towarzystwie kobiety. Z Gabby śmiał się więcej niż z Monicą,
Joelyn, Sarah czy którąkolwiek z kobiet, z którymi spotykał się w przeszłości. Gdy Travis zaczął
na poważnie umawiać się na randki, ojciec dał mu jedną radę, a mianowicie, by znalazł kobietę z
poczuciem humoru. Travis zrozumiał wreszcie, dlaczego jego tata uważał to za takie ważne. O ile
rozmowa jest tekstem, o tyle śmiech jest muzyką, sprawiającą, że wspólnie spędzony czas staje
się melodią, której można słuchać w kółko i nigdy nie straci uroku.
Gabby wciąż jeszcze nie ma. Zostawiła drzwi garażu uchylone i Molly wyszła na podwórko, po
wiedział, że nie powinien tego robić, powędrował myślami do chłopaka Gabby. Był ciekaw, czy
zna Kevina. Dziwiło go, że Gabby tak mało o nim mówi i że minęło wiele czasu, zanim w ogóle
zdradziła jego imię. Łatwo było przypisać to czemuś w rodzaju poczucia winy, wyjąwszy fakt, że
unikała tego tematu od samego początku. Nie miał pojęcia, jakie wnioski z tego wyciągnąć, i
zachodził w głowę, jaki jest ten facet i co takiego zrobił, że Gabby się w nim zakochała. Oczyma
wyobraźni widział rozmaite obrazy - wysportowany luzak, mól książkowy, coś pośredniego - ale
kuchenne, odwiązał Moby’ego i patrzył, jak pies przemyka obok niego w dół po schodkach.
Moby wskoczył do łodzi, merdając radośnie ogonem. Travis wsiadł za nim i po kilku
minutach płynęli w dół rzeki, pozostały po innej łodzi kilwater wskazywał im właściwy kierunek.
Mijając dom Gabby, rzucił ukradkowe spojrzenie na jej okna, myśląc o ich zbliżającej się kolacji
i zastanawiając się, co się wydarzy. Zdał sobie sprawę, że po raz pierwszy w życiu denerwuje się
sklepu.
Będąc jeszcze w domu, zauważyła Travisa koszącego trawnik, ale zignorowała go,
musiała się bowiem pozbierać. Miły, uporządkowany mały świat, który wcześniej stworzyła,
nagle runął w gruzy, i Gabby rozpaczliwie potrzebowała trochę czasu, by odzyskać panowanie
nad sobą.
groszek i składniki do sałatki. Poruszając się szybko, wrzuciła do wózka pudełko makaronu i
nich pasowało. Nie była pewna, czy Travis lubi wino - jakoś w to wątpiła - lecz Gabby lubiła,
przesunęła więc spojrzenie po ograniczonej liczbie butelek z winnic, które znała. Były wśród nich
dwie propozycje z Napa Valley, ona jednak wybrała wino australijskie, którego nazwa brzmiała
Kolejki do kasy były długie i posuwały się wolno, w końcu jednak znalazła się z
zawahała się przez chwilę, przyglądając się sobie oczyma obcej osoby.
Ile czasu upłynęło od chwili, gdy pocałował ją inny mężczyzna poza Kevinem? Choć
starała się zapomnieć o tym błahym incydencie, wbrew sobie samej w kółko wracała do niego
Nie mogła zaprzeczyć, że Travis ją pociąga. Nie chodziło wyłącznie o to, że jest
przystojny i że w jego obecności czuje się atrakcyjna seksualnie, raczej wiązało się z jego
życie tak kompletnie inne niż ona, a mimo to mówili tym samym językiem, z pewną zażyłością,
jaka się między nimi wytworzyła w tak krótkim czasie znajomości. Nigdy przedtem nie spotkała
kogoś takiego jak on. Większość osób, które znała, a z pewnością wszyscy w szkole dla
asystentów medycznych, żyli tak, jak gdyby odhaczali kolejne cele na tabeli wyników. Pilnie
studiować, dostać pracę, wstąpić w związek małżeński, kupić dom, mieć dzieci. Aż do tego
weekendu nie zdawała sobie sprawy, że ona sama niczym się od nich nie różni. W porównaniu z
wyborami, których dokonał Travis, i miejscami, do których podróżował, jej życie wydawało się
takie banalne.
Ale czy wybrałaby inną drogę, gdyby mogła? Bardzo w to wątpiła. Doświadczenia w
okresie dorastania ukształtowały jej osobowość, podobnie było z Travisem. Nie żałowała tego.
Jednakże gdy przekręcała kluczyk w stacyjce, uruchamiając silnik, miała świadomość, że nie to
jest ważne. Gdy silnik pracował na wolnym biegu, zdała sobie sprawę, że stoi przed wyborem:
Nigdy nie jest za późno, by zmienić bieg wypadków. Ta myśl w równym stopniu
przerażała ją, co podniecała. Kilka minut później zmierzała w kierunku Morehead City, czując
się, jak gdyby w pewnym sensie otrzymała szansę, by zacząć wszystko od początku.
Gdy dotarła do domu, słońce powoli zaczynało chylić się ku zachodowi. Molly leżała na
trawie, na jej widok zastrzygła uszami i pomerdała radośnie ogonem. Podbiegła do Gabby, która
- Najwyraźniej odzyskałaś już formę - powiedziała Gabby. - Twoje dzieci dobrze się
czują?
kuchni. Trwało to dłużej, niż przewidywała, lecz wciąż jeszcze zostało jej dość czasu. Postawiła
makaron. Gdy woda się grzała, pokroiła pomidory i ogórki do sałatki. Porwała sałatę i zmieszała
wszystkie składniki z odrobiną sera i oliwkami, które poznała podczas pikniku z Travisem.
małej ilości oliwy, bez panierki, żałując, że nie zdecydowała się przygotować czegoś odrobinę
wymyślniejszego. Dodała trochę pieprzu oraz innych przypraw, lecz ostatecznie wszystko
wyglądało prawie tak banalnie jak na początku. Nieważne, musi wystarczyć. Włączyła piekarnik
nadzieję, że dzięki temu mięso nie wyschnie. Odcedziła makaron i włożyła go w misce do
Ogoliła nogi, starając się zanadto nie śpieszyć, by się nie zadrasnąć, umyła włosy i nałożyła na
Na łóżku leżała para nowych dżinsów oraz ozdobiona koralikami bluzka z dużym
dekoltem. Gabby wybrała starannie strój, nie chcąc, aby był zbyt oficjalny ani zbyt swobodny. Do
tego włożyła nowe sandałki i wiszące kolczyki. Stanąwszy przed wysokim lustrem, obejrzała się
Rzuciła okiem na zegar i widząc, że czas szybko biegnie, rozstawiła w domu świece,
ostatnią postawiła na stole. W tym samym momencie usłyszała pukanie Travisa. Wyprostowała
otworzyła. Z wrażenia nie mógł się ruszyć, nie mógł wydobyć z siebie głosu, bez słowa
wpatrywał się w Gabby, próbując uporządkować pogmatwane uczucia, które przepełniały jego
serce.
Travis wszedł za nią do środka, starając się nie gapić zbyt ostentacyjnie na idącą przed
nim dziewczynę.
- Chętnie.
W kuchni wzięła z bufetu butelkę i korkociąg, lecz Travis postąpił krok naprzód.
- W takim razie będzie to coś nowego dla nas obojga. - Nalał wina i podał Gabby
- Nie bardzo wiedziałam, co miałbyś ochotę zjeść na kolację - mówiła - ale wiem już, że
lubisz kurczęta. Muszę cię jednak uprzedzić, że w mojej rodzinie nigdy nie cieszyłam się opinią
dobrej kucharki.
wybredny.
minut...
Gabby skinęła głową i stała przed nim w milczeniu, zastanawiając się, co ma teraz zrobić.
- Z przyjemnością.
Usadowili się w bujanych fotelach, stojących w pobliżu drzwi. Gabby upiła łyk wina,
- Niestety, nie nauczyłam się jeszcze cieszyć nim w taki sposób jak ty.
- I?
- Ale odpowiadając na twoje pytanie - mówiła dalej - owszem, podoba mi się tutaj.
Dotarcie dokądkolwiek zajmuje mi zaledwie kilka minut, miasteczko jest piękne i na ogół myślę,
- W twoich ustach zabrzmiało to tak, jak gdyby Savannah było równie kosmopolityczne
- Nie jest. - Rzuciła mu spojrzenie znad kieliszka. - - Ale według mnie jest zdecydowanie
- Cha, cha. Jeśli już chcesz sobie żartować, mógłbyś wymyślić coś oryginalniejszego.
- Zbyt wiele zachodu.
- Może nie widać? - Rozsiadł się wygodnie w fotelu, ucieleśnienie beztroski. - Ale
- Raczej nie. Nie zrozum mnie źle. Uważam Savannah za wspaniałe miasto, jedno z
najpiękniejszych na Południu.
rozsiane co kilka przecznic, a niektóre stojące przy nich domy są bajeczne. Kiedy byłam małą
dziewczynką, lubiłam sobie wyobrażać, że mieszkam w jednym z nich. Przez długi czas było to
moje marzenie.
Travis nie odezwał się, czekając na jej dalsze wynurzenia. Gabby wzruszyła ramionami.
marzenie mojej matki niż moje. Zawsze pragnęła mieszkać w jednym z tych domów i pamiętam,
jak zanudzała mojego ojca prośbami, by złożył ofertę, ilekroć któryś był wystawiony na sprzedaż.
Ojcu dobrze szły interesy, lecz wydaje mi się, że zawsze brał sobie do serca to, iż nie stać go było
na jeden z tych naprawdę okazałych domów, i po pewnym czasie zaczęło mnie to drażnić. Co,
rzecz jasna, doprowadziło mnie do college’u, szkoły dla asystentów medycznych i Kevina. I oto
jestem.
W oddali rozległo się zawzięte ujadanie Moby’ego, po którym usłyszeli odgłos skrobania
wiewiórkę pomykającą w górę po pniu. Choć nie widział psa, wiedział, że Moby wciąż okrąża
drzewo, w nadziei, iż małe stworzonko straci równowagę i spadnie. Gdy Gabby odwróciła się,
- Nie. Jej właścicielka bardziej trzyma ją w ryzach i stłumiła ten mały problem w zarodku,
Nad wodą rozpoczynał się pierwszy olśniewający akt zachodu słońca. Za godzinę rzeka
rozbłyśnie złotem, teraz jednak w jej słonawych wodach było coś mrocznego i tajemniczego. Za
przepłynęła obok nich, głośno pyrkając. Kapitan, który mógłby być dziadkiem Travisa, pomachał
stałe w Beaufort.
Gabby zastanowiła się nad odpowiedzią, czując, że w jego pytaniu kryje się więcej, niż
- To chyba zależy - odrzekła w końcu wymijająco. - Może w miasteczku nie dzieje się nic
specjalnie podniecającego, lecz z drugiej strony nie jest to złe miejsce na wychowywanie dzieci.
- I to jest ważne?
- Nie - zgodził się spokojnie Travis. - Jestem na to żywym dowodem. Beaufort to rodzaj
miejsca, gdzie mała liga baseballu wywołuje więcej emocji od finału mistrzostw w futbolu
amerykańskim, i lubię myśleć, że będę mógł wychowywać dzieci tam, gdzie mały świat, w
którym żyją, jest wszystkim, co znają. W okresie dorastania uważałem to miasteczko za
najnudniejsze miejsce na całym świecie, kiedy jednak cofam się myślą do tamtych lat, zdaję sobie
sprawę, że w konsekwencji cokolwiek ekscytującego znaczyło dla mnie bardzo wiele. Nigdy nie
stałem się zblazowany jak wiele dzieciaków w dużych miastach. - Umilkł. - Pamiętam, że w
każdy sobotni ranek wybierałem się z tatą na ryby i chociaż był chyba najgorszym wędkarzem,
jaki kiedykolwiek zakładał przynętę na haczyk, dla mnie była to zawsze eskapada pełna wrażeń.
Teraz rozumiem, że przynajmniej dla ojca była to po prostu okazja, by spędzać ze mną czas, i
brak mi słów, by wyrazić, jak bardzo jestem mu za to wdzięczny. Chętnie wyobrażam sobie, że
- Miło słuchać, jak mówisz coś takiego - powiedziała Gabby. - Niewiele osób ma takie
poglądy.
- Kocham to miasto.
- Rzeczywiście - przyznał.
zrównoważony.
- Mógłbym powiedzieć to samo o tobie - odparł. - Może dlatego tak dobrze się zgadzamy.
Gabby wpatrywała się w niego, czując, jak rośnie napięcie między nimi.
Travis przełknął ślinę, mając nadzieję, że Gabby nie rozgryzła jego uczuć do niej.
sama zabrała się do szykowania kolacji. Gdy Travis przyglądał się dziewczynie krzątającej się po
Potem zjadł ze smakiem dwa kawałki kurczaka, zielony groszek oraz makaron, przesadnie
chwaląc Gabby za jej umiejętności kulinarne, dopóki nie zaczęła chichotać, prosząc, by przestał.
opowieściami z okresu, gdy była młodziutką dziewczyną, które pobudziły oboje do śmiechu.
Niebo zrobiło się szare, potem granatowe, w końcu czarne. Świece prawie się wypaliły, Travis
nalał resztę wina do kieliszków. Każde z nich miało świadomość, że siedzi naprzeciwko osoby,
która może zmienić bieg życia na zawsze, jeśli nie zachowają ostrożności.
sączyli wino i dzielili się historyjkami z młodości. Gabby próbowała wyobrazić sobie Travisa
jako małego chłopca, zastanawiając się, co by sobie o nim pomyślała, gdyby poznali się, kiedy
Po pewnym czasie Travis przysunął się do niej bliżej, obejmując ją od niechcenia. Gabby
wtuliła się w niego, czując się bezpiecznie w schronieniu jego ramion i z przyjemnością
- O czym myślisz? - spytał Travis w pewnej chwili, przerywając długie, lecz przyjemne
milczenie.
- Myślałam o tym, jak naturalny był cały ten weekend. - Gabby spojrzała na niego. -
- Najwyraźniej nie doceniasz siebie - drażniła się z nim. - Mnóstwo twoich opowieści było
nudnych.
Travis parsknął śmiechem, przyciągając ją bliżej do siebie.
- Im lepiej cię poznaję, tym bardziej mnie zaskakujesz. Podoba mi się to.
- Wiem, że stawiam cię w niezręcznej sytuacji, ale nie mogę dzisiaj wyjść, nie
- Travis...
dzisiejszego dnia, zwierzyłaś mi się, jak bardzo brakuje ci tutaj przyjaciół, i od tamtej pory - nie
przestawałem o tym myśleć, choć nie w taki sposób, jak ci się prawdopodobnie wydaje. Dzięki
temu uświadomiłem sobie, że mimo iż mnie przyjaciół nie brakuje, tęsknię za czymś, co oni
wszyscy mają. Laird i Allison, Joe i Megan, Mart i Liz, wszyscy mają siebie nawzajem. Tylko ja
jestem singlem i dopóki cię nie poznałem, nie byłem wcale pewien, czy tego pragnę. Ale teraz...
Gabby przesunęła palcami po koralikach zdobiących jej bluzkę, nie chcąc dopuścić do
- Nie chcę cię stracić, Gabby. Nie potrafię sobie wyobrazić, że będę patrzył rano, jak
idziesz do samochodu, i udawał, że nic się nie wydarzyło. Nie potrafię sobie wyobrazić, że nie
będę siedział z tobą na kanapie, tak jak to robimy teraz. - Przełknął ślinę. - I teraz nie potrafię
Gabby miała wątpliwości, czy się nie przesłyszała, lecz gdy na niego spojrzała, wiedziała,
że mówi serio. W tym momencie poczuła, jak przełamują się jej ostatnie opory, i zrozumiała, że
Wysoki zegar stojący w głębi domu wydzwonił melodię kurantową. Blask świec pełgał po
ścianach, rzucając cienie po całym pokoju. Pierś Gabby unosiła się i opadała w oddechu, a oni
- O cześć, jak się masz?... Nie bardzo... Aha... Załatwiałam różne sprawy... Co słychać?
Gdy usłyszała głos Kevina, ogarnęły ją nagłe wyrzuty sumienia. Mimo to wyciągnęła rękę,
kładąc dłoń na nodze Travisa. Nie poruszył się ani nie wydał z siebie żadnego dźwięku, lecz
wyczuwała napięcie jego mięśni pod materiałem dżinsów, pogłaskała go więc po udzie.
Słuchanie głosu Kevina, kiedy była tak blisko Travisa, rozpraszało ją. Usiłowała się
skoncentrować na tym, co mówił Kevin, jednocześnie układając sobie to, co wydarzyło się
Aha... aha... Tak, myślałam o podróży do Miami, ale urlop będę miała dopiero pod koniec
Puściła nogę Travisa i odchyliła się na oparcie kanapy, próbując mówić spokojnym
tonem, żałując, że odebrała telefon, żałując, że zadzwonił. Zdając sobie sprawę, że czuje się coraz
bardziej zakłopotana.
- Zobaczymy, dobrze? Pogadamy o tym po twoim powrocie... Nie, nic się nie stało.
Nie kłamała, lecz też nie mówiła prawdy i dobrze o tym wiedziała, co sprawiało, że czuła
się jeszcze gorzej. Travis wpatrywał się w czubki swoich butów, słuchając, lecz udając, że nie
słucha.
Rozłączywszy się, Gabby przez chwilę trwała w zamyśleniu, po czym pochyliła się i
położyła słuchawkę na stole. Travis był na tyle mądry, że się nie odezwał.
- Domyśliłem się - rzekł Travis, nie mogąc wyczytać nic z jej twarzy.
- Gratulacje.
Travis patrzył za nią, zastanawiając się, czy powinien do niej dołączyć, czy też chciała być
sama. Ze swojego miejsca na kanapie widział jedynie cień jej postaci opartej o balustradę.
Wyobrażał sobie, że gdy tylko do niej podejdzie, usłyszy sugestię, że najlepiej byłoby, gdyby
sobie poszedł. Choć ta myśl przerażała go, odczuwał w tej chwili większą niż kiedykolwiek
Wyszedł więc na dwór i stanął obok niej przy balustradzie. W blasku księżyca jej skóra
- Przepraszam - powiedział.
Gabby wiedziała, że Travis pragnie jej dotknąć, lecz targały nią sprzeczne uczucia, czy
ona również chce, by to zrobił. Wiedziała, że powinna się pożegnać, nie pozwolić na dalszy
rozwój wypadków, lecz czar, wywołany deklaracją Travisa, nie pryskał. To nie miało sensu.
Trzeba czasu, by się zakochać, znacznie więcej niż jeden weekend, a jednak stało się, mimo
uczuć, które żywiła do Kevina. Wyczuwała zdenerwowanie Travisa stojącego obok niej i
- Naprawdę myślisz tak, jak mówiłeś wcześniej? - spytała. - To znaczy o tym, że chciałbyś
mieć rodzinę?
- Tak.
- Cieszę się, ponieważ uważam, że będziesz wspaniałym ojcem. Nie powiedziałam ci tego
przedtem, ale tak sobie pomyślałam, kiedy widziałam cię wczoraj z dziećmi. Zachowywałeś się z
Mimo napięcia, Gabby parsknęła śmiechem. Zrobiła mały krok w jego stronę, a gdy
odwrócił się, stając z nią twarzą w twarz, zarzuciła mu ramiona na szyję. Cichy głosik
wewnętrzny ostrzegał ją, by przestała, że wciąż jeszcze nie jest za późno, by się wycofać.
Jednakże inne pragnienie wzięło górę i Gabby zdała sobie sprawę, że wypieranie się go jest
bezcelowe.
Travis przyciągnął ją blisko do siebie, uzmysławiając sobie, jak bardzo ciało Gabby zdaje
się pasować do jego ciała. Jego nozdrza przyjemnie drażnił delikatny zapach jaśminowych
perfum i gdy tak stali spleceni ramionami, jego zmysły budziły się do życia. Czuł się, jak gdyby
dotarł do kresu długiej podróży, nieświadomy do tej pory, że to Gabby była przez cały czas jej
celem. Gdy szepnął jej do ucha: „Kocham cię, Gabby Holland”, nigdy nie był niczego bardziej
pewny.
Gabby przywarła do niego.
Gdy tak stali wtuleni w siebie, Gabby nie potrafiła myśleć o niczym innym, poza tym, co
Pocałował ją, potem jeszcze raz i jeszcze raz, leniwie muskając wargami jej kark i
obojczyk, po czym powędrował wyżej, docierając z powrotem do ust. Gabby przesuwała dłońmi
po jego piersi i plecach, czując siłę ramion, które ją obejmowały, a gdy zanurzył palce w jej
włosach, przeszył ją dreszcz, wiedziała bowiem, że cały weekend zdąża właśnie ku temu.
Całowali się na tarasie przez długi czas. W końcu Gabby odsunęła się i wziąwszy go za
rękę, pociągnęła za sobą do środka, przez salon, do sypialni. Wskazała na łóżko, a gdy Travis
usiadł na nim, wyjęła z szuflady zapalniczkę i zapaliła kolejno świece, które wcześniej ustawiła.
Ciemna przedtem sypialnia wypełniła się migotliwym blaskiem, który skąpał Gabby w płynnym
złocie.
Travis przyglądał się ruchom Gabby, podkreślonym przez cienie. Skrzyżowała ramiona,
ujmując brzeg bluzki, i jednym ruchem zdarła ją przez głowę. Jej piersi napinały atłas stanika,
ręce powoli powędrowały do zatrzasku dżinsów. Po chwili Gabby przestąpiła stertę zmiętych
ubrań.
Jak zahipnotyzowany nie spuszczał z niej wzroku, gdy podeszła do łóżka i figlarnie
popchnęła go na plecy. Zaczęła rozpinać mu koszulę i ściągać ją z ramion. Gdy został już
półnagi, zajęła się dżinsami i po chwili Travis poczuł jej gorący brzuch na swoim brzuchu.
Ich usta spotkały się w namiętnym pocałunku. Gabby miała wrażenie, że jej ciało pasuje
idealnie do jego ciała, jak gdyby brakujące elementy układanki trafiły w końcu na właściwe
miejsce.
Później leżał przy niej, przemawiając słowami, które rozbrzmiewały w jego głowie przez
cały wieczór.
- Kocham cię, Gabby. Jesteś czymś najlepszym, co kiedykolwiek zdarzyło się w moim
życiu.
- Ja też cię kocham, Travis - wyszeptała. Słysząc te słowa, zrozumiał, że samotna podróż,
Księżyc nadal był wysoko na niebie i srebrzysty blask oświetlał sypialnię. Travis
przekręcił się na bok, natychmiast orientując się, że nie ma przy nim Gabby. Była już prawie
czwarta rano i gdy odnotował ten fakt, wstał i włożył dżinsy. Idąc korytarzem, zajrzał do pokoju
gościnnego, a następnie do kuchni. Wszędzie światła były pogaszone i Travis zawahał się przez
Wyszedł na taras, widząc ciemną sylwetkę opartą o balustradę przy ścianie domu. Zbliżył
się do niej z wahaniem, nie wiedząc, czy Gabby nie chce być sama.
- Cześć - usłyszał głos z ciemności. Zobaczył, że Gabby ma na sobie szlafrok, który wisiał
w łazience.
- Dobrze. Obudziłam się i przez jakiś czas nie mogłam zasnąć, kręciłam się i
przewracałam z boku na bok, aż w końcu wstałam, nie chcąc z kolei obudzić ciebie.
Travis podszedł do niej blisko i również oparł się o balustradę, oboje się nie odzywali,
wpatrując się w niebo. Panowała absolutna cisza, milczały nawet świerszcze i żaby.
Gdy Gabby nic już nie dodała, przysunął się bliżej i wziął ją za rękę.
- Martwisz się tym, co się stało?
rozmowa.
- Zastanawiałam się nad tym, jak musiał się czuć, gdy spotkał po raz pierwszy mamę. Co
sobie pomyślał, gdy ją zobaczył, czy się denerwował, co powiedział, gdy do niej podszedł.
- I?
Gdy szli w stronę jego domu, Travis się nie odzywał. Podnosząc pokrywę wanny,
dostrzegł, jak szlafrok zsuwa się z ramion Gabby, odsłaniając jej nagie ciało. Uświadomił sobie,
jak bardzo ją kocha, i wiedział, że tych kilka ostatnich dni na zawsze odciśnie piętno na jego
życiu.
ROZDZIAŁ 14
Choć Gabby i Travis oboje wrócili w poniedziałek do pracy, przez następne dwa dni
spędzali razem każdą wolną chwilę. Kochali się w poniedziałek rano przed pracą, zjedli razem
lunch w małej rodzinnej knajpce w Morehead City. Ponieważ Molly czuła się zdecydowanie
lepiej, tego samego wieczoru zabrali oba psy na spacer plażą w pobliżu Fort Macon. Szli,
trzymając się za ręce, a Moby i Molly wędrowali przed nimi po plaży niczym para starych
przyjaciół, którzy przywykli do dzielących ich różnic. Podczas gdy Moby uganiał się za
rybitwami i rozpędzał stada mew, Molly zdążała swoją drogą, demonstrując, że nie ma ochoty
brać w tym udziału. Po chwili Moby zdawał sobie sprawę z tego, że Molly nie ma już przy nim, i
wracał do niej pędem, po czym radośnie truchtali obok siebie, dopóki Moby znowu nie dostał
- To trochę przypomina nasze relacje, prawda? - zauważyła Gabby, ściskając dłoń Travisa.
Przystanąwszy, objął ją mocno, zdumiony i przerażony siłą swych uczuć. Gdy jednak Gabby
nadstawiła mu wargi do pocałunku, jego obawy zniknęły, ustępując miejsca coraz większemu
poczuciu spełnienia. Był ciekaw, czy wszyscy przeżywają miłość w taki sposób.
Potem wstąpili do sklepu spożywczego. Żadne z nich nie było bardzo głodne, toteż Travis
wybrał składniki do sałatki cesarskiej z kurczakiem. Po powrocie do domu upiekł na grillu filety
z kurczaka i przyglądał się, jak Gabby płucze w zlewie liście sałaty. Po kolacji, zwinięta w kłębek
na kanapie, opowiedziała Travisowi więcej o swojej rodzinie, budząc w nim współczucie dla
siebie i złość na jej matkę za to, że nie potrafiła poznać się na tym, jak niesamowitą kobietą stała
się Gabby. Tamtej nocy leżeli spleceni ze sobą jeszcze długo po północy.
We wtorek rano Travis był przy niej, gdy zaczęła się budzić i powoli otworzyła oczy.
- Pora wstawać?
- Mniam - mniam. Szkoda, że nie mamy czasu. Muszę być w pracy o ósmej. Nie
- Po prostu zamknij oczy i intensywnie pomyśl sobie życzenie, może wtedy się spełni.
Zbyt zmęczona, by zrobić cokolwiek innego, posłuchała go, marząc tylko o jeszcze kilku
minutach w łóżku.
- Co takiego? - wymamrotała.
- Kilka minut temu. - Travis uśmiechnął się szeroko. - I tak nie spałem, pobiegłem więc
do sklepu.
- Dałabym ci teraz buziaka, ale ta bułeczka pachnie tak smakowicie, a ja jestem głodna jak
nim delektować.
We wtorek wieczorem Travis zabrał Gabby na przejażdżkę łodzią, skąd oglądali zachód
słońca na wodach niedaleko Beaufort. Gabby od powrotu z pracy była bardzo milcząca, dlatego
zaproponował jej ten wypad. Był to jego sposób na opóźnienie nieuniknionej rozmowy.
Po godzinie, gdy siedzieli u niego na tarasie, z Molly i Mobym leżącymi u ich stóp, Travis
- To nie takie proste. - Pokręciła głową. - Myślałam o tym przez cały dzień i w dalszym
- Nie wiem - odrzekła. - Naprawdę nie wiem. - Odwróciła się do Travisa, oczy miała
pełne łez. - Nie wściekaj się na mnie. Proszę. Uwierz mi, kiedy mówię, że wiem, jak się czujesz,
ponieważ czuję się dokładnie tak samo. Sprawiłeś, że przez kilka ostatnich dni miałam wrażenie,
że... żyję. Dzięki tobie wydawałam się sobie piękna, inteligentna i pożądana. Bez względu na to,
jak bardzo się staram, nigdy nie zdołam wyrazić, jak wiele to dla mnie znaczy. Lecz niezależnie
od tego, jak to wszystko było intensywne, jak bardzo mi na tobie zależy, nie jesteśmy tymi
samymi ludźmi, a ty nie stoisz przed taką decyzją jak ja. Dla ciebie jest to łatwe... kochamy się,
więc powinniśmy być razem. Lecz Kevin jest również dla mnie ważny.
- A wszystko to, co mówiłaś? - spytał Travis, starając się ukryć przerażenie, które go
ogarnęło.
- On nie jest idealny, zdaję sobie z tego sprawę. I rzeczywiście, nie układa się nam teraz.
Ale dręczy mnie myśl, że częściowo ja ponoszę za to winę. Nie rozumiesz tego? Wszystkie moje
oczekiwania były związane z nim, a z tobą żadne. I gdybyś odwrócił równanie, czy cokolwiek z
tego by się zdarzyło? Gdybym spodziewała się, że się ze mną ożenisz, a z nim pozwoliłabym
sobie na cieszenie się krótką chwilą? Nie ukłoniłbyś mi się więcej, a ja najprawdopodobniej
- Ale to prawda, może nie? - Uśmiechnęła się żałośnie. - O tym właśnie dzisiaj myślałam,
chociaż przykro mi to mówić. Kocham cię, Travisie, naprawdę cię kocham. Gdybym traktowała
naszą znajomość jak weekendowy romans, przeszłabym nad nią do porządku dziennego i
wróciłabym do wyobrażania sobie przyszłości z Kevinem. Ale nie będzie to takie łatwe. Muszę
dokonać wyboru między wami dwoma. Z Kevinem wiem, czego mogę się spodziewać. A
przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie poznałam ciebie. Lecz teraz...
Umilkła. Travis widział, jak lekki wietrzyk igra z jej włosami. Gabby objęła się ciasno
ramionami.
- Znamy się zaledwie od kilku dni, a gdy byliśmy na łodzi, wbrew własnej woli zaczęłam
rozmyślać o tym, ile kobiet zabierałeś na takie przejażdżki. Nie dlatego, bym była zazdrosna, lecz
dlatego, że bez przerwy zadawałam sobie pytanie, jaka była przyczyna rozpadu owych związków.
I zaczęłam się zastanawiać, czy w przyszłości będziesz czuł do mnie to, co czujesz w tej chwili,
czy też nasza znajomość zakończy się tak samo jak poprzednie. Chociaż mamy wrażenie, że
dobrze się znamy, tak nie jest. A przynajmniej w moim wypadku. Wiem tylko, że zakochałam się
Gabby znowu umilkła. Travis nie odzywał się przez jakiś czas, przetrawiając jej słowa, po
czym powiedział:
- Nie mylisz się, masz przed sobą inny wybór niż ja.
Lecz mylisz się, uważając, że traktuję naszą znajomość jako krótki romans. Być może na
samym początku tak było, ale... - Ujął jej dłoń. - Ale wszystko potoczyło się inaczej.
Przebywanie z tobą uświadomiło mi, czego brakuje w moim życiu. Im więcej czasu
spędzaliśmy razem, tym łatwiej potrafiłem sobie wyobrazić, że będzie to trwało w przyszłości.
Nigdy przedtem mi się to nie przydarzyło i chyba nigdy się nie przydarzy Zanim cię poznałem,
ani razu nie byłem zakochany... a przynajmniej nikogo nie kochałem naprawdę. Nie tak jak
ciebie, toteż byłbym idiotą, gdybym dał ci odejść bez walki. - Przeczesał palcami włosy - Nie
wiem, co jeszcze mogę ci powiedzieć, po prostu marzę o tym, by spędzić resztę życia z tobą.
Zdaję sobie sprawę, że brzmi to jak bredzenie szaleńca, że dopiero się poznajemy.
Ale nawet jeśli słuchając mnie, pomyślisz, że jestem stuknięty, to przysięgam, że nigdy
nie byłem niczego bardziej pewny. I jeśli dasz mi szansę... jeśli dasz nam szansę...
przez resztę życia będę ci udowadniał, że podjęłaś właściwą decyzję. Kocham cię, Gabby.
I kocham cię nie tylko za to, jaką jesteś osobą, lecz również za to, że dzięki tobie myślę, kim
możemy być.
Przez długą chwilę oboje trwali w milczeniu. W ciemności Gabby słyszała ćwierkanie
świerszczy w listowiu. Myśli kłębiły się w jej głowie - pragnęła stąd uciec i jednocześnie
pragnęła zostać na zawsze, jej sprzeczne reakcje odzwierciedlały beznadziejną sytuację, w jaką
się wpakowała.
zabrzmiało, dodała szybko: - I oczywiście kocham cię, ale mam nadzieję, że to już wiesz.
kiedy coś mówisz, mam pewność, że naprawdę tak myślisz. Cieszy mnie, że potrafię rozróżnić,
kiedy się ze mną przekomarzasz, kiedy mówisz prawdę, a kiedy nie. To jedna z twoich bardziej
- Tak... chyba.
- Będziesz się teraz ze mną kochał? Nie myśląc, że może to być ostatni raz?
Gabby nie zaszczyciła go odpowiedzią, lecz wyciągnęła do niego rękę. Gdy szli w stronę
CZĘŚĆ DRUGA
ROZDZIAŁ 15
Luty 2007
Travis usiłował otrząsnąć się z tych wspomnień sprzed prawie jedenastu lat, zastanawiając
się, dlaczego powróciły nagle z taką ostrością. Czy dlatego, że był już w takim wieku, że zdawał
sobie sprawę, jak niezwykłe było to, że zakochał się tak szybko? A może po prostu brakowało mu
Ostatnio nie rozumiał chyba wielu rzeczy. Są ludzie, którzy twierdzą, że znają odpowiedzi
na wszystkie pytania, a przynajmniej na najważniejsze kwestie życiowe, lecz Travis nigdy im nie
wierzył. W pewności siebie, z jaką mówili czy pisali, było coś, co wywoływało wrażenie
usprawiedliwiania się. Ale gdyby choć jedna osoba potrafiła odpowiedzieć na każde pytanie,
Travis zadałby następujące: „Jak daleko powinien posunąć się człowiek w imię prawdziwej
miłości?”.
Mógłby zadać to pytanie setce ludzi i otrzymać sto różnych odpowiedzi. W większości
były oczywiste: Człowiek powinien się poświęcić lub zaakceptować, przebaczyć albo nawet
Lista była długa. Jednak wiedza, że każda z tych odpowiedzi jest słuszna, wcale mu w tej
chwili nie pomagała. Niektóre przerastały zdolność pojmowania. Wracając myślą do przeszłości,
przypominał sobie zdarzenia, które chciałby zmienić, łzy, które nigdy nie powinny być przelane,
czas, który można było spędzić lepiej, frustracje, które powinien był zlekceważyć. Wygląda na to,
że życie jest pełne żalu, on zaś pragnął cofnąć zegar w taki sposób, by móc jeszcze raz przeżyć
fragmenty swego życia. Miał pewność co do jednego: powinien był być lepszym mężem. Gdy
rozważał problem, jak daleko może posunąć się człowiek w imię miłości, wiedział, jaka będzie
jego odpowiedź. Czasami oznacza to, że trzeba skłamać. Wkrótce musiał dokonać wyboru.
korytarzem, przekonany, że chociaż zauważył wcześniej Gabby, ona go nie widziała. Zawahał
się, przygotowując się do tego, by do niej podejść i przemówić. Przecież po to tutaj przyszedł,
lecz wyczerpał go wcześniejszy natłok wspomnień. Przystanął, wiedząc, że jeszcze kilka minut,
korytarzu, zdał sobie sprawę, że mimo częstych nagłych wypadków, personel działał zgodnie z
ustalonym porządkiem, podobnie jak on w swoim domu. Jak to zwykle bywa, ludzie próbują
stworzyć wrażenie normalności w miejscu, gdzie nic nie jest normalne. Pomaga im to przetrwać
dzień, dodać przewidywalności do życia, które z natury jest nieprzewidywalne. Jego poranki były
dobrym przykładem ilustrującym to zjawisko, ponieważ niczym się od siebie nie różniły. O
szóstej piętnaście pobudka. Minuta na wstanie z łóżka i dziewięć minut pod prysznicem, cztery
minuty na ogolenie się i umycie zębów, siedem minut na ubranie się. Ktoś obcy mógłby
regulować zegarek, śledząc przez okno ruchy jego cienia. Następnie zbiegał spiesznie na dół, by
wsypać do mleka płatki zbożowe; sprawdzał plecaki, czy są w nich prace domowe, szykował
kanapki z masłem orzechowym i dżemem na drugie śniadanie, tymczasem jego zaspane córki
jadły śniadanie. Dokładnie kwadrans po siódmej wychodzili na dwór i Travis czekał z nimi na
przyjazd szkolnego autobusu. Prowadził go kierowca, którego szkocki akcent kojarzył mu się ze
Shrekiem. Gdy córki już wsiadły i zajęły miejsca, machał im z uśmiechem, tak jak się po nim
spodziewano. Lisa i Christine miały sześć i osiem lat, były jeszcze bardzo małe jak na pierwszą i
trzecią klasę, i gdy przyglądał się, jak zaczynają kolejny dzień, często czuł, że serce ściska mu się
z troski. Może było to całkiem normalne - mówi się, że synonimem wychowywania dzieci jest
troska - lecz ostatnio niepokoił się wyraźniej. Rozmyślał nad sprawami, którymi nigdy wcześniej
nie zawracał sobie głowy. Drobiazgami. Głupotami. Czy Lisa śmieje się na kreskówkach tyle
samo co kiedyś? Czy Christine jest bardziej markotna niż zwykle? Czasami po odjeździe
autobusu łapał się na tym, że w kółko odtwarza w pamięci cały poranek, szukając przejawów ich
dobrego samopoczucia. Wczoraj zastanawiał się przez pół dnia, czy Lisa sprawdzała go,
zmuszając, by zasznurował jej buciki, czy zrobiła to ze zwykłego lenistwa. Chociaż zdawał sobie
sprawę, że graniczy to z obsesją, wczoraj wieczorem, gdy cicho wślizgnął się do dziecięcych
sypialni, by poprawić zsuwające się koce, wbrew sobie samemu zastanawiał się, czy nocne lęki są
Nie powinno tak być. Gabby powinna być z nim. To ona powinna sznurować buciki i
poprawiać koce. Była w tym dobra, od samego początku wiedział, że będzie. Pamiętał, że
podczas dni, które nastąpiły po ich pierwszym wspólnym weekendzie, bacznie obserwował
Gabby z głębokim przekonaniem, że gdyby spędził resztę życia na szukaniu partnerki, nie
znalazłby lepszej matki ani idealniejszej żony, tak bardzo do niego pasującej. Ta myśl często
stoiska z owocami lub stał w kolejce po bilety do kina - lecz ilekroć się to zdarzało, sprawiało, że
najzwyklejszy gest, jak wzięcie Gabby za rękę, stawał się wyjątkową przyjemnością, czymś
Okres zalotów nie był równie nieskomplikowany dla Gabby, rozdartej między dwoma
z przyjaciółmi, lecz często zastanawiał się, kiedy jej uczucia do niego ostatecznie przeważyły nad
tymi, które żywiła dla Kevina. Czy było to wtedy, gdy nocą siedzieli obok siebie, wpatrując się w
rozgwieżdżone niebo, a ona cicho wymieniała nazwy konstelacji, które rozpoznawała? A może
nazajutrz, gdy obejmowała go z całej siły, siedząc na tylnym siedzeniu motocykla podczas jazdy
trudność jak zlokalizowanie konkretnej kropli wody w oceanie. Lecz pozostawał fakt, że to
Gabby musiała wyjaśnić sytuację Kevinowi. Travis pamiętał jej żałosną minę tamtego ranka, gdy
Kevin miał wrócić do miasta. Zniknęła gdzieś pewność siebie, którą kierowali się w poprzednich
dniach, zastąpiła ją realność tego, co ją czekało. Prawie nie tknęła śniadania. Gdy pocałował ją na
pożegnanie, na jej wargach pojawił się ledwie cień uśmiechu. Godziny mijały, a ona nie dawała
znaku życia. Travis szukał sobie zajęcia w pracy i wydzwaniał po ludziach, by znaleźć domy dla
szczeniaków, wiedząc, jak ważne to jest dla Gabby. W końcu poszedł po pracy sprawdzić
samopoczucie Molly Jak gdyby wyczuwając, że będzie potrzebna później, nie wróciła po
spacerze do garażu, lecz położyła się w wysokiej trawie od frontu, wpatrując się w ulicę,
Gdy Gabby skręciła w podjazd, od dawna już panował zmrok. Pamiętał, że rzuciła mu
przeciągłe spojrzenie, wysiadając z samochodu. Bez słowa usiadła obok niego na stopniach
- Tak?
Travis skinął twierdząco głową i siedzieli dalej, nie odzywając się, niczym dwoje ludzi,
- Zawsze będę cię kochał - rzekł, nadaremnie szukając stosownych słów pociechy.
jestem.
Travis nigdy nie lubił szpitali. W odróżnieniu od kliniki weterynaryjnej, która zamykała
drzwi w porze obiadowej, Carteret General Hospital zrobił na nim wrażenie obracającego się bez
przerwy diabelskiego młyna, personel medyczny i pacjenci kręcili się tam i z powrotem przez
cały dzień. Z miejsca, w którym siedział, widział pielęgniarki wbiegające do sal i wybiegające z
nich lub zbierające się przy gabinecie zabiegowym w drugim końcu korytarza. Niektóre były
piętrach rodzą się dzieci, starzy ludzie umierają - świat w miniaturze. Choć jemu wydawało się to
przytłaczające, Gabby ogromnie lubiła pracę tutaj, ciągła aktywność dodawała jej energii.
Kilka miesięcy temu znaleźli w skrzynce list z biura dyrektora, zapowiadający, że szpital
zamierza uhonorować dziesięciolecie pracy Gabby w szpitalu. List nie nawiązywał do jej
konkretnych osiągnięć, był jedynie oficjalnym listem, jednym z tych, które bez wątpienia wysłano
kilkunastu innym ludziom, którzy rozpoczęli pracę mniej więcej w rym samym czasie co ona. W
liście obiecywano, że na jednym z korytarzy zawiśnie na jej cześć mała tabliczka obok tabliczek
Travis wątpił, czy Gabby przywiązywała do tego znaczenie. Podjęła pracę w szpitalu nie
dlatego, by któregoś dnia otrzymać honorową tabliczkę, lecz ponieważ uważała, że raczej nie ma
wyboru. Mimo że podczas pierwszego wspólnego weekendu zrobiła aluzję do problemów w
klinice pediatrycznej, nie wdawała się w szczegóły Travis puścił mimo uszu jej uwagę, nie
naciskał jej, zdawał sobie jednak sprawę, że problem nie zniknie tak sobie.
został wezwany do klubu jeździeckiego, gdzie znalazł spienionego araba, drącego kopytami
ziemię, z brzuchem wrażliwym na dotyk. Klasyczne objawy końskiej kolki, choć przypuszczał, że
przy odrobinie szczęścia zabieg chirurgiczny nie będzie konieczny. Jednakże właściciele byli już
po siedemdziesiątce i Travis czułby się niezręcznie, prosząc ich, by co godzina prowadzali konia
przez piętnaście minut, gdyby okazywał większe podniecenie lub poczuł się gorzej. Postanowił
więc sam zostać z arabem i chociaż stan zwierzęcia stopniowo się poprawiał, nazajutrz, gdy dzień
się kończył, był kompletnie skonany Kiedy wreszcie wrócił do domu, spocony i brudny, zastał
Gabby płaczącą przy kuchennym stole. Minęło kilka minut, zanim zdołała opowiedzieć mu, co
się stało. Musiała mianowicie zostać dłużej z pacjentem, który czekał na karetkę, ponieważ
podejrzewała u niego zapalenie wyrostka robaczkowego. Gdy w końcu była wolna, większość
personelu poszła już do domu. Został tylko dyżurny lekarz, Adrian Melton. Wyszli razem, a
Gabby nie zwróciła uwagi, że Melton idzie z nią w kierunku jej samochodu, dopóki nie było za
późno. Położył dłoń na jej ramieniu i oznajmił, że jedzie do szpitala i że przekaże jej najświeższe
wiadomości na temat stanu pacjenta. Gdy uśmiechnęła się z przymusem, pochylił się, by ją
pocałować.
Była to niezdarna próba, zupełnie jak w czasach liceum, i Gabby odsunęła się, zanim
historię zachowań Meltona. Gdy skończyła, twarz Travisa była ściągnięta ledwie hamowanym
gniewem.
Wystarczyły dwa telefony, by dowiedzieć się, gdzie mieszka Adrian Melton. Po kilku
minutach z piskiem opon zatrzymał samochód przed jego domem. Natarczywy dzwonek
sprowadził doktora do drzwi wejściowych. Melton nie zdążył nawet okazać zaskoczenia, gdy
pięść Travisa trafiła go w szczękę. Kobieta - jak przypuszczał Travis, żona Meltona - wynurzyła
się z pokoju w chwili, gdy lekarz runął na podłogę, a jej krzyki odbiły się echem w korytarzu.
Gdy przyjechała policja, Travis został aresztowany po raz pierwszy i jedyny w swoim
sceptycznie podeszli do skargi pani Melton, że , jakiś psychol napadł na jej męża!”.
Kiedy Travis zadzwonił do siostry, Stephanie zjawiła się, nie tyle zmartwiona, ile
podeszła bliżej, zorientowała się, że rozmawiają o kocie szeryfa, który dostał chyba wysypki i nie
- Próżniak - powiedziała.
- Co takiego?
- Wielkie dzięki - rzekł Travis po jego wyjściu. - Prawdopodobnie rozważa twoją sugestię.
- Dzięki, że przyjechałaś.
- Nie mogłam przepuścić takiej szansy, Rocky. A może wolisz, żebym mówiła do ciebie
Apollo Creed?
- A co powiesz na to, żebyś zajęła się wyciągnięciem mnie stąd, zamiast wymyślać mi
przezwiska?
- Ale nie zrobiłeś tego. Masz mnie. I wierz mi, dokonałeś właściwego wyboru. A teraz
Później, gdy Stephanie rozmawiała z szeryfem, Adrian Melton odwiedził Travisa. Nigdy
nie miał kontaktu z miejscowym weterynarzem i chciał poznać przyczynę zachowania Travisa.
Travis nigdy nie zdradził Gabby, co mu wtedy powiedział, lecz Adrian Melton bezzwłocznie
wycofał skargę, mimo protestów pani Melton. Po kilku dniach do Travisa doszło
Niemniej atmosfera w pracy Gabby była napięta i po kilku tygodniach doktor Furman wezwał ją
- Wiem, że to nie fair - oświadczył - i jeśli zdecydujesz się zostać, spróbujemy jakoś to
wszystko uładzić. Ale mam sześćdziesiąt cztery lata i zamierzam odejść w przyszłym roku na
emeryturę. Doktor Melton zgodził się wykupić moje udziały i wątpię, by, tak czy owak, chciał cię
tu zatrzymać albo żebyś ty zechciała nadal dla niego pracować. Będzie chyba łatwiej i lepiej dla
ciebie, jeśli powoli zaczniesz rozglądać się za miejscem, gdzie będziesz dobrze się czuła, i po
prostu zapomnisz o tej okropnej sprawie. - Wzruszył ramionami. - Nie chcę przez to powiedzieć,
że jego zachowanie nie zasługuje na naganę, bo absolutnie zasługuje. Ale jeśli nawet jest
kwalifikacyjną, i jedynym, który chce pracować w takim małym miasteczku jak to. Jeśli
odejdziesz dobrowolnie, napiszę ci najlepszy list polecający, jaki tylko potrafisz sobie wyobrazić.
Choć Gabby zdawała sobie sprawę, że jest to manipulacja, i choć jej uczucia domagały
się, by sprawca został ukarany za jej krzywdy moralne, w interesie jej samej i wszystkich
seksualnie molestowanych kobiet, górę wzięła pragmatyczna strona natury młodej kobiety.
Był tylko jeden problem. Gdy Gabby dowiedziała o postępku Travisa, wpadła we
wściekłość, wszczynając pierwszą kłótnię od czasu, gdy zostali parą. Travis po dziś dzień
pamiętał jej gniew, gdy spytała, czy nie uważa, że jest już dość dorosła, by radzić sobie z
własnymi problemami, i dlaczego zachował się, jak gdyby była jakąś głupią średniowieczną damą
w opałach. Travis nie próbował nawet się bronić. W głębi serca wiedział, że gdyby podobna
sytuacja powtórzyła się, postąpiłby dokładnie tak samo, przezornie jednak trzymał język za
zębami.
Przy całym jej oburzeniu, Travis podejrzewał, że w skrytości ducha Gabby podziwia go za
to, co zrobił. Bez względu na to, jak wściekła się wydawała, najwyraźniej spodobała jej się prosta
logika aktu - Dokuczył ci? To pozwól, że teraz ja mu pokażę - ponieważ później, tej samej nocy,
kochała się z nim szczególnie namiętnie.
A przynajmniej tak to zapamiętał Travis. Czy wieczór faktycznie miał taki właśnie
przebieg? Obecnie był pewien wyłącznie jednego - że za nic nie oddałby lat spędzonych z Gabby.
Bez niej jego życie nie miałoby większej wartości. Jego troski małomiasteczkowego męża z
miasteczkowym zajęciem nie różniły się od trosk kogokolwiek innego. Nie był ani przywódcą,
ani szeregowym członkiem żadnej organizacji, nikim, o kim będzie się pamiętać jeszcze długo po
jego śmierci. Był najzwyklejszym z ludzi, z jednym tylko wyjątkiem: zakochał się w kobiecie o
imieniu Gabby, jego miłość pogłębiała się w miarę upływu lat w związku małżeńskim. Ale
okrutny los sprzysiągł się przeciwko nim, postanowił zniszczyć to wszystko i teraz Travis spędzał
dużą część dnia, zastanawiając się, czy naprawienie sytuacji między nimi nie przekracza ludzkich
możliwości.
ROZDZIAŁ 16
- Cześć Travis - usłyszał głos od progu. - Tak myślałem, że cię tutaj znajdę.
minionych lat on i jego żona bardzo zaprzyjaźnili się z Gabby i Travisem. Latem ubiegłego roku
- Znowu kwiaty?
Travis skinął głową, czując sztywność karku. Stallings zawahał się, zanim wszedł do
poczekalni.
niego.
- Rzeczywiście.
- Travis sięgnął znowu po kwiaty, starając się zapanować nad własnymi myślami,
- Gdybym był na twoim miejscu? - Zacisnął wargi, zastanawiając się nad pytaniem.
Wyglądał w tym momencie na dużo starszego niż w rzeczywistości. - Jeśli mam być zupełnie
Gdy Stallings wyszedł, Travis poprawił się na krześle, mając świadomość wagi
dokumentów, które znajdowały się w jego kieszeni. O ile kiedyś leżały zamknięte w jego biurku,
o tyle nie wyobrażał sobie codziennego życia bez tego, by mieć je blisko siebie, nawet jeśli
Starszy prawnik, który sporządzał projekt dokumentu, wyraźnie nie widział w jej prośbie
nic niezwykłego. Jego niewielka rodzinna kancelaria mieściła się w Morehead City, na tyle blisko
szpitala, w którym pracowała Gabby, że było go widać z okien wyłożonej boazerią sali
konferencyjnej. Spotkanie nie trwało długo. Prawnik wyjaśnił zasady i opowiedział im w formie
anegdoty o podobnych doświadczeniach. Później Travis pamiętał tylko jego luźny, a nawet słaby
Wydawało się dziwne, że te dokumenty mogły stać się zwiastunem formalnego kresu jego
małżeństwa. Były skodyfikowanymi słowami, niczym więcej, lecz siła, jaką obecnie zyskały,
nabrała niemal złowieszczego znaczenia. Gdzie jest człowieczeństwo w tych zwrotach? Gdzie
uczucia? Gdzie uznanie dla życia, które wiedli razem, zanim wszystko się popsuło? I po
To nie powinno było tak się skończyć i z pewnością nie o takich skutkach myślał,
oświadczając się Gabby. Pamiętał ich jesienny wypad do Nowego Jorku. Gdy Gabby brała masaż
i robiła sobie pedicure w hotelowym centrum odnowy biologicznej, Travis wymknął się na
Zachodnią Czterdziestą Siódmą ulicę, gdzie kupił pierścionek zaręczynowy. Po kolacji w znanej
restauracji Tavern on the Green udali się na przejażdżkę dorożką po Central Parku. I pod lekko
żarliwość, z jaką otoczyła ramionami jego szyję, powtarzając wielokrotnie, że się zgadza.
uczestniczeniu w tym procesie. Pomagał Gabby wybrać zaproszenia, kwiaty, tort. Siedział obok
niej, gdy przeglądała albumy w różnych atelier w centrum, w nadziei znalezienia odpowiedniego
fotografa dla upamiętnienia tego dnia. W końcu wiosną tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego
Island. W podróż poślubną pojechali do Canciin, co okazało się szczęśliwym wyborem dla
obojga. Gabby pragnęła odpocząć, leżeli więc godzinami na słońcu i opychali się rozmaitymi
smakołykami. Travis pragnął nieco więcej przygody, toteż Gabby nauczyła się nurkować z
Wzajemne ustępstwa, czynione podczas miodowego miesiąca, nadały ton ich małżeństwu.
Wymarzony dom został zbudowany niemal bezstresowo i był gotowy na ich pierwszą rocznicę
ślubu. Gdy Gabby powiodła palcem po brzegu kieliszka, w którym pienił się szampan, i zaczęła
głośno zastanawiać się, czy nie powinni postarać się o dzieci, ten pomysł wydał mu się nie tylko
rozsądny, zrozumiał także, że tego właśnie gorąco pragnie. Po dwóch miesiącach zaszła w ciążę,
która przebiegała bez żadnych komplikacji czy nawet najlżejszych dolegliwości. Po narodzinach
Christine Gabby ograniczyła godziny pracy i oboje ustalili rozkład dnia, który zapewniał, że
jedno z nich zawsze było w domu i mogło opiekować się dzieckiem. Kiedy dwa lata później
urodziła się Lisa, żadne z nich właściwie nie zauważyło jakiejkolwiek zmiany, a jeśli już, to w
całą rodziną, ale Travis i Gabby spędzali również czas tylko we dwoje, podtrzymując iskrę
klinikę. Gabby jeszcze bardziej ograniczyła godziny pracy i miała dość czasu, by zadeklarować
pomoc w szkole. Na czwartą rocznicę pojechali do Włoch i Grecji, z okazji szóstej spędzili
tydzień na safari w Afryce. W związku z siódmą Travis zbudował dla Gabby altankę w ogródku,
gdzie mogła siedzieć, czytać i obserwować grę świateł na wodzie. Nauczył córki pływać na
wakeboardzie i nartach wodnych w wieku pięciu lat. Jesienią trenował ich drużyny piłki nożnej.
Przy tych rzadkich okazjach, kiedy miał chwilę czasu, by zastanowić się nad swoim życiem,
dochodził do wniosku, że chyba nikt na całym świecie nie cieszy się takim szczęściem jak on.
Nie oznacza to, że wszystko zawsze układało się idealnie. Kilka lat temu przeżywali z
Gabby trudny okres. Z perspektywy czasu przyczyny pamiętał jak przez mgłę, ale nawet wtedy
przez chwilę nie przyszło mu do głowy, że ich małżeństwo mogłoby być zagrożone. Gabby, jak
przypuszczał, również się tego nie obawiała. Każde z nich intuicyjnie wyczuwało, że małżeństwo
opiera się na kompromisie i wybaczeniu. Na równowadze, gdzie jedna osoba uzupełnia drugą. I
on, i Gabby byli od lat dobrym tego przykładem i Travis miał nadzieję, że kiedyś znowu będą.
Teraz jednak nie byli i ta świadomość sprawiała, że modlił się o choćby nikłą szansę
przywrócenia owej subtelnej równowagi między nimi.
Travis zdawał sobie sprawę, że nie może dłużej odkładać spotkania z nią, toteż wstał,
wziął kwiaty i ruszył korytarzem. Czuł się niemal bezcielesny. Zauważył, że pielęgniarki
spoglądają na niego, i choć czasami zastanawiał się, co myślą, nigdy o to nie zapytał. Zbierał się
natomiast na odwagę. Nogi pod nim drżały, zaczynała boleć go głowa, czuł tępe pulsowanie w
potylicy. Gdyby pozwolił sobie zamknąć oczy, pewnie zasnąłby i spał przez wiele godzin.
Rozpadał się na kawałki - myśl równie sensowna jak kwadratowa piłeczka golfowa. Miał
czterdzieści trzy lata, a nie siedemdziesiąt dwa, i mimo że nie jadał ostatnio zbyt dużo, w dalszym
- Nie możesz przestać ćwiczyć - nalegał ojciec. Rób to choćby tylko dla własnego zdrowia
psychicznego.
lustrze, że policzki mu się zapadły. Podszedł do drzwi i otworzył je, zmuszając się na jej widok
do uśmiechu.
- Witaj, kochanie.
wracać do normalności. Nic się jednak nie wydarzyło i w długiej, pustej ciszy, jaka potem
nastąpiła, Travis poczuł niemal fizyczny ból w sercu. Zawsze tak było. Wchodząc do pokoju, nie
spuszczał wzroku z Gabby, jak gdyby starał się dokładnie zapamiętać jej rysy, chociaż wiedział,
Zbliżył się do okna i podniósł żaluzje, wpuszczając słońce do pokoju. Widok nie był
szczególnie zachwycający, okno wychodziło bowiem na małą autostradę, która przecinała miasto.
Jadące powoli samochody mijały przydrożne bary szybkiej obsługi i Travis wyobrażał sobie
absolutnie nieświadomi tego, co dzieje się w szpitalu. Kiedyś był jednym z nich, brakowało mu
bukiet i zwykle intensywne pomarańczowe i fioletowe barwy wydawały się zgaszone, niemal
ponure. Kwiaciarz uważał się za kogoś w rodzaju artysty i Travis nigdy nie czuł się
rozczarowany, kiedy zamawiał u niego wiązanki. Kwiaciarz był dobrym, życzliwym człowiekiem
i czasami Travis zastanawiał się, ile wie o ich małżeństwie. Zawsze kupował u niego kwiaty z
okazji urodzin i rocznic, czasami w ramach przeprosin, czasami pod wpływem impulsu jako
romantyczną niespodziankę. I za każdym razem dyktował tekst, który chciał mieć na bileciku.
Raz był to wiersz, który znalazł w książce lub napisał sam, innym znowu razem pisał po prostu
coś, co mu przyszło do głowy. Gabby przechowywała plik tych bilecików spięty recepturką.
Travis usiadł na krześle przy łóżku i wziął ją za rękę. Skórę miała bladą, niemal ziemistą,
poza tym wydawała się jakaś drobniejsza, zauważył też pajęczynkę delikatnych zmarszczek, które
zaczęły tworzyć się w kącikach jej oczu. Mimo to była dla niego równie niezwykła jak wtedy,
gdy zobaczył ją po raz pierwszy. Zdumiewało go, że znają się prawie jedenaście lat. Nie dlatego,
żeby to było szczególnie długo, lecz dlatego, że owe lata zdawały się zawierać więcej życia niż
pierwsze trzydzieści dwa lata bez niej. Z tego powodu przyjechał dzisiaj do szpitala. Z tego
powodu bywał tutaj codziennie. Nie miał wyboru. Nie dlatego, że tego się po nim spodziewano -
choć tak właśnie było - lecz ponieważ nie potrafił wyobrazić sobie, aby mógł być gdziekolwiek
indziej. Spędzali razem wiele godzin, lecz noce osobno. Jak na ironię, tutaj również nie miał
wyboru, nie mógł bowiem zostawić córek samych. Obecnie los podejmował za niego decyzje.
Poza jedną.
Od wypadku minęły osiemdziesiąt cztery dni i teraz Travis musiał dokonać wyboru. W
dalszym ciągu nie miał pojęcia, jak postąpić. Ostatnio szukał odpowiedzi w Biblii i w dziełach
świętego Tomasza z Akwinu i świętego Augustyna. Trafiał czasami na znamienny fragment, lecz
nic poza tym. Zamykał książkę i patrzył bezradnie przez okno, jak gdyby miał nadzieję, że
piaszczystą plażą Atlantic Beach. Zrzucał buty, wsłuchując się w szum fal rozbryzgujących się o
brzeg. Wiedział, że jego córki są równie przygnębione jak on, i po wizycie w szpitalu
potrzebował trochę czasu, by się uspokoić. Byłoby nieuczciwe narażać je na jego własny lęk.
Potrzebował córek, zapewniały mu rodzaj ucieczki. Skupiając się na nich, przestawał myśleć o
sobie, a ich radość wciąż była nacechowana nieskażoną czystością. Nadal potrafiły całkowicie
oddać się zabawie, a dźwięk ich śmiechu sprawiał, że Travis miał jednocześnie ochotę śmiać się i
płakać. Czasami, gdy się im przyglądał, uderzała go myśl, jak bardzo są podobne do matki.
Zawsze o nią pytały, lecz zwykle miał problem z odpowiedzią. Były na tyle duże, by
rozumieć, że mamusia nie czuje się dobrze i musi zostać w szpitalu, rozumiały, że gdy ją
odwiedzają, wygląda, jak gdyby spała. Travis nie mógł jednak zdecydować się, by powiedzieć im
prawdę o jej stanie. Zamiast tego przytulał je na kanapie i opowiadał, jak bardzo podekscytowana
była Gabby, nosząc pod sercem każdą z nich, przypominał czasy, gdy cała ich rodzina
przeglądali albumy ze zdjęciami, które pieczołowicie zbierała Gabby. Była pod tym względem
opowiadał historie związane z każdą z fotografii, a gdy patrzył na rozpromienioną twarz Gabby,
albumu i koncentrował się na dużym, oprawionym w ramki zdjęciu, które zrobili w zeszłym roku
na plaży. Wszyscy czworo mieli na sobie zniszczone spodnie khaki i białe bawełniane koszule,
siedzieli na wydmie porośniętej trawą. Choć był to rodzaj portretu rodzinnego popularnego w
Beaufort, wydawał mu się absolutnie wyjątkowy. Nie dlatego, że przedstawiał jego rodzinę; po
prostu miał pewność, że nawet ktoś obcy poczułby przypływ nadziei i optymizmu na ten widok,
Później, gdy dziewczynki leżały już w łóżkach, odkładał albumy na miejsce. Co innego
innego wpatrywać się w nie w samotności. Nie mógł tego robić. Siadał sam na kanapie,
przytłoczony smutkiem. Od czasu do czasu dzwoniła Stephanie. Droczyli się jak zwykle, lecz
jednocześnie ich rozmowy były jakieś sztywne, ponieważ Travis wiedział, że siostra pragnie, by
sobie wybaczył. Mimo jej nonszalanckich uwag i przekomarzania się, zdawał sobie sprawę, że
tak naprawdę daje mu do zrozumienia, że nikt go nie obwinia, że nikt go o nic nie oskarża. By
uciąć te słowa otuchy, mówił zawsze, że świetnie się trzyma, chociaż to było kłamstwo. Miał
bowiem świadomość, że Stephanie wcale nie chce znać tej prawdy, która brzmiała: nie tylko
wątpi, by kiedykolwiek miał się znowu dobrze, ale nawet nie jest przekonany, czy w ogóle mu na
tym zależy.
ROZDZIAŁ 17
Smugi ciepłego światła słonecznego ciągnęły się ku nim. W ciszy Travis ścisnął dłoń
Gabby i skrzywił się z bólu, który przeszył mu rękę w nadgarstku. Miesiąc temu zdjęto mu gips i
lekarze przepisali środki przeciwbólowe. Miał pęknięte kości i zerwane więzadła, lecz po
wywoływały.
Jej dłoń była miękka jak zawsze. Przez większość dni trzymał ją godzinami, wyobrażając
sobie, co zrobiłby, gdyby Gabby odwzajemniła uścisk. Siedział i patrzył na nią, zastanawiając się,
co myśli lub czy w ogóle myśli. Jej wewnętrzny świat był tajemnicą.
płatków Lucky Charms, a Lisa prawie całe. Wiem, że się martwisz o odpowiednie odżywianie,
ponieważ są drobne, ale bardzo ładnie zjadły przekąski, które przygotowałem dla nich po szkole.
Po drugiej stronie szyby na parapecie usiadł gołąb. Podreptał kilka kroków w jedną stronę,
kilka z powrotem, po czym wreszcie usadowił się na zwykłym miejscu, tak jak niemal
codziennie. Można było odnieść wrażenie, że wie, kiedy nadchodzi czas wizyty Travisa. Czasami
Travisowi przechodziło przez myśl, że może jest to znak, choć nie miał pojęcia jaki.
się do lekcji zaraz po szkole, ale tak nam lepiej pasuje. Byłabyś zachwycona, widząc, jak świetnie
Pamiętasz, jak na początku roku zdawała się nic nie rozumieć? Naprawdę wszystko
diametralnie się zmieniło. Korzystaliśmy co wieczór z plansz, które kupiłaś, i skutek był taki, że
w ostatnim teście nie popełniła żadnego błędu. Nie muszę już w ogóle pomagać jej przy
- Lisa też miewa się dobrze. Każdego wieczoru oglądamy Dora the Explorer albo Barbie.
To istne szaleństwo, ile razy można gapić się na te same DVD, ale ona po prostu przepada za
Myślałem, żeby kupić tort lodowy, ponieważ jednak Lisa chce, by przyjęcie odbywało się w
ogrodzie, obawiam się, że stopiłby się, zanim zdążyłyby go zjeść, toteż prawdopodobnie będę
- Och, czy mówiłem ci, że Joe i Megan myślą o kolejnym dziecku? Wiem, wiem, to
niezbyt rozsądne, zważywszy na to, ile problemów miała z ostatnią ciążą, jak również na fakt, że
przekroczyła czterdziestkę, ale Joe twierdzi, że Megan ogromnie pragnie mieć synka. Moim
zdaniem, to nie ona, lecz właśnie Joe marzy o synu, a Megan mu ustępuje, ale z nimi nigdy
Travis zmuszał się do tego, by mówić swobodnym tonem. Od kiedy Gabby leżała w
szpitalu, usiłował zachowywać się naturalnie w jej obecności. Ponieważ przed wypadkiem
rozmawiali nieustannie o dzieciach, o tym, co dzieje się w życiu ich przyjaciół, zawsze starał się
mówić o tym podczas odwiedzin u niej. Nie miał pojęcia, czy Gabby go słyszy; opinie lekarzy na
ten temat były podzielone. Niektórzy święcie wierzyli, że pacjenci w śpiączce słyszą - i być może
pamiętają - rozmowy. Inni twierdzili, że jest przeciwnie. Travis nie wiedział, komu wierzyć,
chwilach, kiedy nie pracowała, grzeszną przyjemnością Gabby było oglądanie telewizyjnego
programu Sędzia Judy, i Travis zawsze naśmiewał się z niej, kiedy czerpała niemal perwersyjną
radość z błazeństw tych nieszczęśników, którzy znaleźli się w sali rozpraw sędzi Judy.
- Włączę telewizor, dobrze? Właśnie idzie twój program. Chyba zdążymy obejrzeć kilka
ostatnich minut.
przewodnim programu.
Gdy program się skończył, Travis wyłączył telewizor. Przysunął bliżej kwiaty w nadziei,
że Gabby poczuje ich zapach. Pragnął pobudzić jej zmysły. Wczoraj przez pewien czas
szczotkował jej włosy. Przedwczoraj przyniósł jej ulubione perfumy i skropił jej nadgarstki.
Dzisiaj jednak każda z tych rzeczy zdawała się wymagać więcej wysiłku, niż mógł się zdobyć.
Te słowa były równie bez znaczenia dla niego jak niewątpliwie dla niej. - Tata nadal
Zdziwiłabyś się, jak dobrze radzi sobie ze zwierzętami, zważywszy na to, że dawno już
przeszedł na emeryturę.
Zupełnie jak gdyby nigdy nie przestał pracować. Ludzie w dalszym ciągu go uwielbiają i
myślę, że jest szczęśliwy, będąc znowu w klinice. Jeśli chcesz wiedzieć, według mnie, nigdy nie
wyjdzie z tego bez najmniejszego uszczerbku, i dlatego traktowała ją, jak gdyby była przytomna.
- Założę się, że jesteś głodna jak wilk, kochanie powiedziała. - Daj mi sekundę, dobrze?
Potem zostawię was z Travisem samych. Wiesz, jak nie cierpię przeszkadzać parze gruchających
gołąbków.
Pracowała szybko, zdejmując kroplówkę i zastępując ją nową, usta jej się nawet na chwilę
nie zamykały.
zabrałyśmy, co? Zupełnie jak na tych filmach informacyjno - reklamowych. Ćwiczymy to,
ćwiczymy tamto. Byłam z ciebie autentycznie dumna.
gimnastykować i rozciągać kończyny Gabby. Zginała jej kolana, po czym je prostowała, ćwiczyła
stopy. Zajmowała się w taki sposób każdym stawem i każdym mięśniem Gabby.
- Bo ja wiem - odparł.
- Mam nadzieję.
- Przyprowadzisz dziewczynki?
- Nie dzisiaj.
Gretchen zacisnęła wargi, kiwając głową. Po chwili już jej nie było.
urazowej, nieprzytomną i obficie broczącą krwią z rany na ramieniu. Lekarze skoncentrowali się
najpierw na ranie, ponieważ Gabby straciła dużo krwi. Teraz, spoglądając wstecz, Travis
Nie wiedział i nigdy się nie dowie. Podobnie jak Gabby, znalazł się na oddziale chirurgii
urazowej. Podobnie jak Gabby, przeleżał tam całą noc nieprzytomny. Na tym jednak
podobieństwa się kończyły. Nazajutrz obudził się z bólem w pogruchotanej ręce, Gabby
Z czasem.
Chwilami Travis zastanawiał się również, czy lekarze zdają sobie sprawę z emocjonalnej
siły czasu, a także z tego, co on przeżywa, lub nawet, że czas jest czymś skończonym. Bardzo w
to wątpił. Nikt nie wiedział, co przeżywa, ani naprawdę nie rozumiał wyboru, którego będzie
musiał dokonać. Z pozoru było to proste. Zrobi dokładnie to, czego pragnie Gabby, tak jak kazała
mu przysiąc.
Ale jeśli...
I o to właśnie chodziło. Myślał długo i intensywnie o realiach tej sytuacji, nie spał po
nocach, rozważając tę sprawę. Po raz kolejny zadawał sobie pytanie, co oznacza prawdziwa
miłość. Przewracając się z boku na bok, żałował, że ktoś inny nie może podjąć decyzji za niego.
Ale zmagał się z tym sam i kiedy budził się rano, bardzo często miał poduszkę mokrą od łez w
miejscu, gdzie powinna znajdować się głowa Gabby. A jego pierwsze słowa były zawsze takie
same:
Wybór, którego musiał dokonać obecnie Travis, miał swoje źródło w dwóch różnych
zdarzeniach. Pierwsze było związane z pewnym małżeństwem, Kennethem i Eleanor Bak erami.
Drugie, sam wypadek, nastąpiło deszczową wietrzną nocą dwanaście tygodni temu.
Wypadek dawało się łatwo wytłumaczyć i był podobny do wielu wypadków w tej serii
odosobnionych i pozornie błahych błędów, które nie wiadomo jak zbiegły się i eksplodowały w
najbardziej przerażający sposób. W połowie listopada wybrali się do Raleigh, żeby obejrzeć na
żywo występ Davida Copperfielda. Przez lata małżeństwa oglądali zwykle parę przedstawień w
roku, choćby po to, by mieć pretekst do wyrwania się z domu i do spędzenia wieczoru tylko we
dwoje. Zazwyczaj jadali wcześniej kolację, lecz tamtego wieczoru nie zdążyli. Travis pracował
rozpoczęcia występu zostało zaledwie kilka minut. W pośpiechu Travis zapomniał parasola,
mimo złowróżbnych chmur i coraz silniejszego wiatru. To był błąd numer jeden.
Obejrzeli występ, który bardzo im się spodobał, lecz gdy wychodzili z teatru, pogoda
zrobiła się fatalna, lało jak z cebra i Travis pamiętał, że stał z Gabby, zastanawiając się, jak
najlepiej dostać się do samochodu. Wpadli przypadkiem na znajomych, którzy również oglądali
występ, i Jeff zaproponował, że odprowadzi Travisa do auta, żeby nie zmókł. Travis jednak nie
chciał go fatygować i odrzucił propozycję. Zamiast tego pomknął przez deszcz, rozchlapując po
drodze głębokie do kostek kałuże. Gdy wreszcie wsiadł do samochodu, był przemoczony do
Ponieważ zrobiło się późno i ponieważ oboje musieli iść nazajutrz rano do pracy, Travis
jechał szybko, nie bacząc na deszcz i wiatr, by zaoszczędzić kilka minut podróży, która
normalnie trwała dwie i pół godziny. Choć widoczność była bardzo słaba, Travis jechał
którzy byli ostrożniejsi od niego i brali pod uwagę niebezpieczeństwa wynikające ze złej pogody.
Kilka razy posłuchał jej, tylko po to, by po chwili znowu przyśpieszyć. Gdy dotarli do
Goldsboro, półtorej godziny jazdy od domu, Gabby była tak na niego wściekła, że przestała się
odzywać. Odchyliła się na oparcie siedzenia i zamknęła oczy, nie chcąc z nim rozmawiać,
Wypadku można było uniknąć, gdyby żadna z tamtych rzeczy się nie zdarzyła. Gdyby nie
samochodu, nie przemoczyłby całkowicie ubrania i miałby pewnie suche nogi. Gdyby zwolnił,
potrafiłby prawdopodobnie zapanować nad samochodem. Gdyby posłuchał Gabby, nie
pokłóciliby się, nie miałaby zamkniętych oczu, patrzyłaby, co zamierza zrobić, i powstrzymałaby
Tuż przed Newport autostrada zatacza szeroki, łagodny łuk, na którym znajduje się
dwadzieścia minut od domu - swędzenie stóp doprowadzało Travisa do szału. Miał na sobie
sznurowane buty. Sznurowadła ściągnęły się pod wpływem wilgoci, i choć próbował zepchnąć
buty z nóg, czubek jednego ześlizgiwał się z pięty drugiego. Pochylił się do przodu - oczy miał
nieco powyżej deski rozdzielczej - i sięgnął jedną ręką do buta. Zerkając w dół, usiłował
Węzeł nie chciał puścić. Gdy w końcu Travisowi udało się go rozsupłać, podniósł wzrok,
lecz było za późno. Światło zmieniło się na czerwone i na skrzyżowanie wjechała srebrna
ciężarówka. Travis wcisnął odruchowo hamulec i tył samochodu zarzucił na śliskiej od deszczu
nawierzchni. Stracił nad nim panowanie. W ostatniej sekundzie koła odzyskały przyczepność i
uniknęli zderzenia z ciężarówką na skrzyżowaniu, lecz samochód stoczył się z dużą szybkością z
Błoto było jeszcze bardziej śliskie i Travis nie zdołał już nic zrobić. Skręcił kierownicę,
lecz nic to nie dało. Przez moment świat zdawał się poruszać w zwolnionym tempie. Ostatnią
rzeczą, którą zapamiętał, był nieprzyjemny dźwięk tłuczonego szkła i zgrzyt zgniatanego metalu.
burczało, ale mimo że był głodny, nie mógł nawet myśleć o jedzeniu. Żołądek miał nieustannie
ściśnięty, a w tych rzadkich chwilach, kiedy nie był, myśli o Gabby natychmiast wypełniały
próżnię.
Była to paradoksalna forma kary, ponieważ w drugim roku małżeństwa Gabby postawiła
sobie za punkt honoru, by nauczyć Travisa jeść rzeczy inne od nijakich potraw, które od dawna
zorientować się, że nadchodzą zmiany, gdy zaczęła wtrącać przy okazji uwagi, na przykład, jak
fantastycznie smakują belgijskie gofry w sobotni ranek lub że nie ma nic pożywniejszego w
Aż do tamtej pory Travis był kucharzem w rodzinie, lecz stopniowo Gabby również
zaczęła pojawiać się w kuchni. Kupiła dwie lub trzy książki kucharskie i wieczorami Travis
przyglądał się, jak leżała na kanapie, przeglądając je i od czasu do czasu zaginając róg strony. Z
rzadka pytała go, czy coś wydaje mu się szczególnie smakowite. Czytała na głos składniki
jambalai Cajun lub cielęciny w winie marsala i chociaż Travis potwierdzał, że brzmi to bardzo
apetycznie, ton jego głosu wyraźnie mówił, że nawet jeśli Gabby ugotuje te potrawy, on ich
Lecz Gabby bez wątpienia była uparta i mimo jego oporów krok po kroku wprowadzała
drobne zmiany. Przygotowywała sosy - maślany, śmietanowy, winny - i polewała nimi swoją
porcję kurczaka, którego Travis przyrządzał niemal codziennie wieczorem. Prosiła go jedynie, by
przynajmniej powąchał sos, i zazwyczaj musiał przyznać, że pachnie smakowicie. Później wzięła
się na sposób - polewała swoją porcję, zostawiając niewielką ilość sosu w sosjerce, a następnie
nalewała odrobinę na jego talerz, czy chciał spróbować, czy też nie. Ku swemu zdziwieniu,
włoskimi przyprawami. Zamiast prezentu zażyczyła sobie, by zjadł razem z nią. Od czwartej
rocznicy czasami pichcili coś razem. Chociaż jego śniadanie i lunch były nudne jak zwykle, a
tygodniu. Często Gabby nalewała sobie kieliszek wina, a gdy oni kucharzyli we dwoje,
rozmawiali spokojnie o minionym dniu, Travis pławił się w szczęściu, które dzięki niej
przeżywał.
Zastanawiał się, czy jeszcze kiedykolwiek los pozwoli im razem gotować. Przez pierwsze
pod ręką numer jego telefonu komórkowego. Ponieważ Gabby oddychała samodzielnie, po
dzięki tej zmianie Gabby się obudzi. Lecz gdy dni mijały i nic się nie działo, jego szaleńczą
energię zastąpił cichy, dręczący lęk, który był jeszcze gorszy. Gabby powiedziała mu kiedyś, że
sześć tygodni to ostateczna granica - później szanse na wybudzenie się ze śpiączki dramatycznie
spadają. W jego sercu jednak nadal tliła się iskierka nadziei. Powtarzał sobie, że Gabby jest
matką, nie poddaje się łatwo, jest inna niż wszyscy. Minęło sześć tygodni, potem kolejne dwa.
do ośrodków całodobowej opieki. Ten dzień nadszedł właśnie dzisiaj i Travis miał powiadomić
dyrektora administracyjnego szpitala, co chce zrobić. Ale nie przed tym wyborem stawał dzisiaj.
Jego wybór wiązał się z Kennethem i Eleanor Bakerami, i choć wiedział, że nie może mieć
pretensji do Gabby za to, że wprowadziła to małżeństwo do ich życia, nie był jeszcze gotów, by o
nich myśleć.
ROZDZIAŁ 18
Travis z łatwością wyobrażał sobie spędzenie reszty życia w domu, który zbudowali. Od
chwili gdy się wprowadzili, był przytulny i wyglądał na od dawna zamieszkany. Travis
przypisywał to temu, że Gabby włożyła wiele wysiłku w stworzenie domu, w którym ludzie
To ona zadbała o szczegóły, które sprawiły, że ich siedziba ożyła. Travis zaprojektował
budynek od strony powierzchni i materiałów budowlanych, które przetrwają parne lata i słoną
wilgoć, natomiast Gabby wprowadziła elementy wielostylowe, które jemu nigdy nie przyszłyby
do głowy. Kiedyś, gdy ich dom był jeszcze w budowie, przejeżdżali obok dawno porzuconej,
popadającej w ruinę wiejskiej chałupy, i Gabby uparła się, by się tam zatrzymać. Travis zdążył
już przywyknąć do sporadycznych wybryków fantazji swojej żony. Ustąpił jej dla świętego
spokoju i po chwili przeszli przez coś, co było niegdyś drzwiami. Idąc po błocie pokrywającym
podłogi, próbowali nie zwracać uwagi na pnącza kudzu wijące się po spękanych ścianach i
otwory okienne bez szyb. Ale w drugim końcu pomieszczenia znajdował się zarośnięty brudem
kominek i Travis pomyślał wtedy, że Gabby musiała skądś o nim wiedzieć. Przykucnęła obok
- Widzisz to? Myślę, że te kafelki są ręcznie malowane - zauważyła. - Muszą ich tu być
setki, może więcej. Potrafisz sobie wyobrazić, jak pięknie wyglądały, kiedy były nowe? - Wzięła
Krok po kroku dom nabierał akcentów, jakich Travis się nie spodziewał. Nie poprzestali
na skopiowaniu stylu kominka. Gabby odnalazła właścicieli, zapukała do ich drzwi i przekonała
ich, by sprzedali jej kominek w całości za mniejszą sumę, niż kosztowało jego odczyszczenie. W
salonie zażyczyła sobie dębowych belek i sufitu wyłożonego drewnem sosnowym, które
doskonale pasowały do szczytów dachu. Ściany, otynkowane lub ceglane, wyłożyli kolorowymi
tkaninami o różnej fakturze; niektóre przypominały skórę, a wszystkie były małymi dziełami
sztuki. W weekendy Gabby poświęcała wiele czasu na szukanie mebli oraz rozmaitych bibelotów
w sklepach z antykami, i czasami wydawało się, że sam dom wie, co ona stara się osiągnąć.
Kiedy znajdowała jakieś skrzypiące miejsce w dębowym parkiecie, chodziła tam i z powrotem z
szerokim uśmiechem na twarzy, by się upewnić, że sobie tego nie wyobraziła. Uwielbiała
Przejawiała też zmysł praktyczny. Kuchnia, łazienki i sypialnie były przestronne, widne i
nowoczesne, z wielkimi oknami, z których roztaczał się wspaniały widok. W głównej łazience
znajdowała się wanna na ozdobnych nóżkach i kabina prysznicowa o szklanych ścianach. Gabby
chciała mieć duży garaż, gdzie byłoby dużo miejsca dla Travisa. Przewidując, że będą spędzali
mnóstwo czasu na dużej, zachodzącej na boki domu werandzie, koniecznie chciała mieć tam
hamak i dwa fotele na biegunach, jak również grill na świeżym powietrzu oraz część
siedzieć na dworze podczas burzy i nie zmoknąć. Skutek był taki, że nikt nie wiedział, czy lepiej
czuje się w środku, czy na zewnątrz. Do tego domu można było wejść w ubłoconych butach i nie
narazić się z tego powodu na nieprzyjemności. A pierwszej nocy w ich nowym miejscu, gdy
leżeli na szerokim łożu z baldachimem, Gabby odwróciła się do Travisa z błogą miną, mrucząc
jak kot:
- Zawsze będę chciała być w tym domu, z tobą przy moim boku.
Dzieci miały problemy, chociaż nie wspomniał o tym Gabby ani słowem.
Nic w tym oczywiście dziwnego, lecz Travis najczęściej łamał sobie głowę, co ma zrobić.
Christine niejednokrotnie pytała, czy mamusia wróci do domu, i chociaż Travis zawsze zapewniał
ją, że tak, jego córka nie wydawała się przekonana, prawdopodobnie dlatego, że on sam nie
Christine jako ośmiolatka osiągnęła już wiek, kiedy zdawała sobie sprawę, że świat nie jest taki
nosić ubrań, które nie pasowały do siebie. Nie awanturowała się, gdy coś było nie tak, jednak od
wypadku łatwo się denerwowała i wpadała w złość. Rodzina Travisa, łącznie ze Stephanie,
zalecała pomoc terapeuty, i obie dziewczynki, Christine i Lisa, chodziły do psychologa dwa razy
w tygodniu, lecz napady złości zdarzały się coraz częściej i były coraz gorsze. A wczoraj
wieczorem, gdy Christine położyła się spać, w jej pokoju panował okropny bałagan.
Lisa, która była drobna jak na swój wiek, miała włosy tego samego koloru co Gabby i
pogodne usposobienie. Nosiła wszędzie ze sobą ulubiony kocyk i chodziła za Christine po całym
domu jak mały psiak. Przyklejała nalepki na wszystkich swoich teczkach, a jej szkolne prace
zazwyczaj wracały do domu nagrodzone gwiazdkami. Ale przez długi czas płakała w poduszkę.
Travis słyszał z dołu jej szloch przez elektroniczną nianię i musiał szczypać się w nos, by
również nie wybuchnąć płaczem. W takie noce wchodził na górę do sypialni dziewczynek -
jeszcze jedną zmianą było, że od wypadku chciały sypiać w jednym pokoju - i kładł się obok niej.
Głaskał ją po główce, słuchając, jak kwili i powtarza w kółko najsmutniejsze słowa, jakie Travis
kiedykolwiek słyszał: „Tęsknię za mamusią”. Ze ściśniętym gardłem mówił jej wtedy po prostu:
Nie mógł zająć miejsca Gabby i nawet nie próbował, jednakże pozostała po niej pustka,
której nie umiał zapełnić. Podobnie jak większość rodziców, każde z nich wyrobiło sobie pewien
zakres kompetencji, jeśli idzie o opiekę nad dziećmi. Obecnie uświadomił sobie, że Gabby wzięła
na siebie znacznie więcej obowiązków od niego, i teraz tego żałował. Było tak wiele rzeczy,
których nie potrafił robić, a które przychodziły Gabby z taką łatwością. Drobnych rzeczy Nie miał
problemów ze szczotkowaniem włosów córek, lecz gorzej już było z zaplataniem warkoczy.
Rozumiał samą koncepcję, lecz z praktyką miał duży kłopot. Nie wiedział, o jaki jogurt chodzi
Lisie, gdy mówiła, że ma ochotę na „ten z niebieskim bananem”. Gdy zaczęły się przeziębienia i
kaszel, stał w alejce supermarketu, badając wzrokiem półki z syropem i zastanawiając się, czy
kupić syrop o smaku winogronowym, czy wiśniowym. Christine nigdy nie wkładała ubrań, które
dla niej szykował. Nie miał pojęcia, że w piątki Lisa lubi nosić błyszczące buty. Zdawał sobie
sprawę, że przed wypadkiem nie znał nawet nazwisk nauczycieli ani gdzie dokładnie w szkole
Najgorsze było Boże Narodzenie, ponieważ zawsze były to ulubione święta Gabby
Kochała wszystko, co się z nimi wiązało: ubieranie choinki, pieczenie ciasta, nawet zakupy.
Travisa zdumiewało, że potrafiła zachować dobry humor, gdy przepychała się przez
rozgorączkowane tłumy w domach towarowych, a nocą, gdy dziewczynki już spały, wyciągała
prezenty z radosnym podnieceniem i razem pakowali je w ozdobny papier. Później Travis chował
je na strychu.
W tegorocznych świętach nie było nic radosnego. Travis starał się, jak mógł, udając
emocje, których zabrakło. Próbował robić wszystko to, co robiła Gabby, lecz wysiłek zachowania
pozorów szczęścia był straszliwie męczący, szczególnie że ani Christine, ani Lisa nie ułatwiały
mu zadania. Nie była to ich wina, ale naprawdę nie wiedział, jak zareagować, gdy zobaczył na
poczuła się lepiej. Nie wydawało się, by nowa zabawka Leapster lub domek dla lalek mógł ją
zastąpić.
W ciągu ostatnich paru tygodni sytuacja się poprawiła. Do pewnego stopnia. Christine
nadal dostawała napadów złości, a Lisa wciąż płakała w nocy, lecz obie dziewczynki
przystosowały się do życia w domu bez mamy. Gdy wchodziły do domu po powrocie ze szkoły,
nie wołały jej z przyzwyczajenia; gdy któraś z nich upadła i obtarła sobie kolano, automatycznie
w szkole, Travis dostrzegł tylko trzy postacie. Wstrzymał oddech, po czym zauważył w rogu
jeszcze jedną postać w pozycji horyzontalnej, najwyraźniej dodaną dopiero później. Nie pytały
już tak często jak przedtem o mamę, rzadko ją odwiedzały. Wizyty w szpitalu były dla nich
trudne, nie wiedziały bowiem, co powiedzieć czy jak się zachować. Travis rozumiał je i starał się
im to ułatwić.
- Po prostu mówcie do niej - radził, a one próbowały zastosować się do tej rady, milkły
Zazwyczaj gdy odwiedzały matkę, Travis nakłaniał je, by zabierały ze sobą rozmaite
drobiazgi - ładne kamyki, które znalazły w ogródku, zasuszone liście, własnoręcznie zrobione
kartki, ozdobione brokatem. Ale nawet z podarunkami wiązało się uczucie niepewności. Lisa
kładła swój upominek na brzuchu Gabby i cofała się. Po chwili przysuwała go bliżej dłoni Gabby.
Następnie przekładała go na szafkę przy łóżku. Christine natomiast zachowywała się zawsze tak
samo. Siadała na łóżku, stawała przy oknie, przyglądała się z bliska twarzy matki, lecz przez cały
- Co się wydarzyło dzisiaj w szkole? - spytał ją Travis podczas jej ostatnich odwiedzin w
Na parterze szpitala mieścił się bufet i Travis zaglądał do niego prawie codziennie,
głównie po to, by usłyszeć jakieś głosy poza swoim. Zwykle bywał tam mniej więcej w porze
lunchu i w ciągu kilku ostatnich tygodni zaczął już rozpoznawać stałych bywalców. Większość z
nich to pracownicy szpitala, lecz chyba za każdym razem spotykał też starszą kobietę. Chociaż
nigdy nie zamienił z nią ani słowa, dowiedział się od Gretchen, że mąż tej pani leżał już na
oddziale intensywnej opieki, gdy przywieziono tam Gabby. Miał jakieś powikłania cukrzycowe i
ilekroć Travis widział kobietę jedzącą zupę, myślał o jej mężu. Łatwo było wyobrazić sobie
ewentualna amputacja, człowiek kurczowo czepiający się życia. Nie pytał jej o nic, ponieważ nie
była to jego sprawa, nie był nawet przekonany, że chce znać prawdę, choćby tylko dlatego, że
obawiał się, iż nie potrafi zdobyć się na zainteresowanie, jakie powinien okazać. Miał wrażenie,
Mimo to obserwował ją, ciekawy, czego mógłby się od niej nauczyć. Podczas gdy jego
ściśnięty żołądek właściwie nigdy nie pozwalał mu przełknąć więcej niż kilka kęsów, kobieta nie
tylko zjadała cały posiłek, lecz wyraźnie znajdowała w tym przyjemność. O ile Travis nie potrafił
skupić się dłużej niż przez chwilę na czymkolwiek innym niż własne trudności i codzienne życie
córek, o tyle ona czytała powieści, jedząc lunch, i niejednokrotnie widział, jak śmiała się cicho z
jakiegoś fragmentu, który ją rozbawił. I w przeciwieństwie do niego, wciąż umiała zdobyć się na
Czasami wydawało mu się, że dostrzega w tym uśmiechu cień samotności, choć strofował
sam siebie za to, że wyobraża sobie coś, czego prawdopodobnie wcale nie ma. Nie potrafił
przestać myśleć o jej małżeństwie. Biorąc pod uwagę jej wiek, obchodzili przypuszczalnie
srebrny, może nawet złoty jubileusz. Pewnie mieli dzieci, nawet jeśli ich nie spotkał. Poza tym
intuicja go zawodziła. Zastanawiał się, czy byli szczęśliwi, ponieważ kobieta zdawała się
Był ciekaw, czy jej mąż zasadził kiedyś dla niej różane krzewy, tak jak Travis uczynił to
dla Gabby, kiedy okazało się, że jest w ciąży z Christine. Travis pamiętał, jak wyglądała, siedząc
się w nią wtedy, Travis absolutnie nie potrafił odmówić jej prośbie, nie wolno przecież odmawiać
niczego ciężarnej, i choć, gdy skończył sadzić krzewy, miał podrapane dłonie, poranione do krwi
czubki palców, róże zakwitły w dniu narodzin Christine. Przyniósł bukiet do szpitala.
Zastanawiał się, czy jej mąż spoglądał na nią kątem oka, tak jak on spoglądał na Gabby,
gdy dzieci dokazywały w parku na huśtawkach. Uwielbiał tę jej minę pełną dumy.
Ciekawiło go również, czy jej mąż, budząc się rano, uważał, że jest piękna z potarganymi
włosami, tak jak Travis zachwycał się Gabby. Czasami, mimo zorganizowanego porannego
chaosu, leżeli po prostu przez kilka minut w swoich ramionach, jak gdyby czerpali z siebie
Travis nie miał pojęcia, czy jego małżeństwo zostało szczególnie pobłogosławione, czy
też wszystkie są takie. Wiedział tylko, że bez Gabby jest kompletnie zagubiony, podczas gdy inni,
łącznie z kobietą, którą widywał w bufecie, jakoś znajdowali w sobie energię, by żyć dalej. Bił się
z myślami, czy powinien ją podziwiać, czy też jej współczuć. Zawsze uciekał spojrzeniem, nim
przyłapała go na tym, że się na nią gapi. Za nim weszła jakaś rodzina, trzymając w rękach balony
drobnych. Travis odsunął tacę, czując, że robi mu się niedobrze. Zostawił niedojedzoną kanapkę.
Zastanawiał się, czy zabrać ją do pokoju, lecz zrezygnował, i tak bowiem by jej nie dokończył.
Z okien bufetu roztaczał się widok na mały skwerek i Travis patrzył na zmieniający się za
szybą świat. Wkrótce nastanie wiosna, wyobrażał sobie, jak na gałązkach derenia zaczynają pękać
pączki. Przez minione trzy miesiące widywał z tego miejsca różną pogodę. Deszcze i słońce,
wiatry, przekraczające osiemdziesiąt kilometrów na godzinę, które w oddali przyginały sosny tak,
że omal nie trzaskały jak zapałki. Trzy tygodnie temu był świadkiem padającego obficie gradu, a
kilka minut później ukazała się na niebie widowiskowa tęcza nad krzewami rododendronów.
Kolory, tak wyraźne, że wydawały się niemal żywe, nasunęły mu myśl, iż natura czasami wysyła
nam sygnały. Ważne, by pamiętać, że zawsze po rozpaczy może nastąpić radość. Lecz po chwili
tęcza zniknęła, znowu zaczął padać grad i Travis uświadomił sobie, że radość bywa czasami
jedynie ułudą.
ROZDZIAŁ 19
Gabby. Mimo że jedna pielęgniarka ćwiczyła z nią rano, a kolejna miała przyjść wieczorem,
każdy mięsień i każdy staw wymaga, by się na nim skoncentrować. Gretchen i inne pielęgniarki
zaczynały zawsze od palców u rąk Gabby, Travis natomiast zaczął od stóp. Zsunął prześcieradło i
ujął jej stopę, wyginając najpierw mały palec w górę i w dół, w górę i w dół, a następnie
przechodząc do sąsiedniego.
Sposób, w jaki masował jej stopy, gdy była w ciąży. Powolny i upajający masaż pleców przy
blasku świec, podczas którego Gabby mruczała jak kotka. Rozcieranie ręki nadwerężonej
dźwiganiem psiej karmy. Choć ogromnie tęsknił za rozmowami z Gabby, czasami wydawało mu
się, że najbardziej brakuje mu właśnie czegoś tak prostego jak dotyk. Dopiero po przeszło
Gabby, czuł się trochę, jak gdyby ją wykorzystywał. Nie miało znaczenia, że byli małżeństwem.
Chodziło o to, że był to akt jednostronny, w którym tylko on brał udział, w jakimś stopniu
Lecz to...
Ona tego potrzebowała. Było to absolutnie konieczne. Bez ćwiczeń jej mięśnie uległyby
atrofii i gdyby się obudziła - kiedy się obudzi, poprawił się szybko - byłaby na stałe przykuta do
łóżka. Przynajmniej tak sobie wmawiał. W głębi duszy zdawał sobie sprawę, że jest to równie
potrzebne jemu, choćby tylko po to, by poczuć ciepło skóry Gabby czy delikatny puls w jej
nadgarstku. W takich chwilach budziła się w nim większa wiara w to, że Gabby wyzdrowieje, że
Skończył masować palce i przeszedł do kostek, a następnie zginał nogi Gabby w kolanach
przeglądając czasopisma, Gabby w zadumaniu wyciągała nogę dokładnie w taki sposób. Był to
nie drgnęła. Ale gdy z nią pracował, jej głos zdawał się dobiegać nie wiadomo skąd. Czasami
Jeśli chcesz znać prawdę, potwornie mi się nudzi. A przy okazji, dziękuję za kwiaty. Są
- A gdzież by indziej?
Co słychać u dziewczynek? Tym razem powiedz mi prawdę. Travis zabrał się do jej
drugiego kolana.
- Wszystko w porządku. Ale tęsknią za tobą i jest im trudno. Czasami nie wiem, co robić.
Robisz wszystko, co w twojej mocy, prawda? Czy nie to właśnie zawsze sobie mówimy?
- Masz rację.
W takim razie tylko tego oczekuję. I nic im nie będzie. Są odporniejsze, niż się wydają.
Travis wyobraził sobie, że Gabby przygląda mu się z podejrzliwą miną. Jesteś chudy.
Zbyt chudy.
- Niedużo jem.
Martwię się o ciebie. Musisz zadbać o siebie. Zrób to dla dziewczynek. Dla mnie.
Wiem. Tego też się obawiam. Pamiętasz Kennetha i Eleanor Bakerów? Travis przestał
- Tak.
- Tak.
Pamiętasz, jak namówiłeś nas w zeszłym roku, żebyśmy wszyscy pojechali na biwak w
Myślę tutaj o wielu sprawach. Czy mam coś innego do roboty? W każdym razie, czy
pamiętasz również, że gdy pojechaliśmy tam po raz pierwszy, nie zadaliśmy sobie nawet trudu, by
rozbić obóz - wyładowaliśmy tylko nasze rzeczy z ciężarówki - mimo że usłyszeliśmy daleki
grzmot, ponieważ tak bardzo chciałeś pokazać nam jezioro? I jak musieliśmy przejść cały
kilometr, by się tam dostać, a gdy w końcu dotarliśmy na brzeg, niebo się otworzyło i lunął
deszcz? Woda lala się z nieba, jak gdybyśmy stali pod strumieniem z węża ogrodowego, i gdy
wróciliśmy do obozu, byliśmy wszyscy przemoknięci do suchej nitki. Byłam na ciebie wściekła i
zmusiłam cię, żebyś zabrał nas do hotelu.
- Pamiętam.
Przepraszam cię za to. Nie powinnam była tak się unosić. Nawet jeśli była to twoja wina.
Oczyma wyobraźni zobaczył, jak Gabby mruga do niego, gdy delikatnie kręcił jej głową z
boku na bok.
Ponieważ masz taką zabawną minę, kiedy to mówię. Travis pochylił się i pocałował ją w
czoło.
Gdy kończył zwykłe ćwiczenia, poczuł jeszcze większe ściskanie w gardle, wiedział
bowiem, że głos Gabby znowu zacznie niknąć. Przysunął twarz bliżej do jej twarzy.
- Wiesz, że musisz się obudzić, prawda? Dziewczynki cię potrzebują. Ja cię potrzebuję.
- Mogę coś dla ciebie zrobić? Spuścić żaluzje? Przynieść coś z domu?
- Oczywiście.
Skinął twierdząco głową, otulając ją ponownie kocem. Usiadł na krześle przy łóżku i
wziął ją za rękę, wodząc delikatnie palcem po wnętrzu jej dłoni. Za oknem powrócił na parapet
gołąb, a w tle sunęły po niebie ciężkie chmury, przybierające kształty postaci z innych światów.
Kochał żonę, lecz nienawidził tego, czym stało się ich wspólne życie, przeklinając siebie za to, że
w ogóle myśli w ten sposób. Ucałował kolejno czubki palców Gabby i przytulił jej dłoń do swego
policzka. Trzymał ją tak przez pewien czas, czując jej ciepło i mdląc się o chociaż najmniejszy
ruch, kiedy jednak nic się nie wydarzyło, położył ją z powrotem przy boku Gabby, nie
których uwielbiała. Osiem lat temu pojawiła się w izbie przyjęć, wymiotując i uskarżając się na
nieznośny ból z tyłu głowy. Gabby, która wzięła dyżur za przyjaciółkę, pracowała tamtego dnia,
aczkolwiek nie udzielała pomocy Eleanor. Eleanor przyjęto do szpitala, lecz Gabby nic o niej nie
- W istocie rzeczy - powiedziała jedna z pielęgniarek - zasnęła i już się nie obudziła.
mózgowych.
Jej mąż Kenneth, nauczyciel historii w East Carteret High School, który z tego, co ludzie
mówili, był towarzyskim, miłym facetem, przesiadywał całymi dniami w szpitalu. Później Gabby
poznała go lepiej. Początkowo wymieniali tylko uprzejme słowa, lecz z upływem czasu ich
rozmowy stały się dłuższe. Ogromnie kochał żonę i dzieci, podczas wizyt w szpitalu zawsze nosił
schludny sweter i wyprasowane dockersy, pił litrami mountain dew. Był pobożnym katolikiem i
Gabby często zastawała go, jak odmawiał różaniec przy łóżku żony. Ich synowie nosili imiona
Matthew i Mark.
pracy. Nie na samym początku, lecz później, kiedy się z Kennethem zaprzyjaźnili. Rozmawiając
z Travisem, Gabby zawsze zastanawiała się, jak Kenneth może przychodzić tak codziennie, co
miesięcy zrobił się rok, potem minął kolejny. Może w końcu zapomnieliby o niej, gdyby nie fakt,
że Kenneth Baker chodził na zakupy do tego samego supermarketu co Gabby. Wpadali na siebie
czasami i zawsze rozmowa schodziła na to, jak czuje się Eleanor. Niestety, w jej samopoczuciu
Ale po latach, gdy ciągle przypadkowo się spotykali, Gabby zauważyła, że Kenneth się
zmienił. „Jeszcze żyje” - w taki sposób zaczął opisywać stan zdrowia żony. Kiedyś w jego oczach
pojawiał się błysk, gdy mówił o Eleanor, teraz była w nich wyłącznie pustka. Tam, gdzie
przedtem była miłość, teraz pozostała już chyba jedynie apatia. W ciągu dwóch lat jego czarne
włosy całkiem posiwiały, schudł tak bardzo, że ubranie na nim dosłownie wisiało.
Gabby w żaden sposób nie udawało się uniknąć spotkania z nim w alejce działu mrożonek
i stała się kimś w rodzaju jego powiernicy. Kenneth wyraźnie jej potrzebował, by zwierzyć się, co
się dzieje, i gdy się spotkali, opisywał kolejne okropne zdarzenia: stracił pracę, stracił dom, nie
mógł się doczekać, by pozbyć się z domu obu synów, starszy rzucił szkołę, a młodszy został
później o wszystkim Travisowi. Stwierdziła również, że jest prawie pewna, iż był pijany, gdy
milczenia.
Wyglądając przez okno, Travis myślał o Bakerach. Nie miał pojęcia, czy Eleanor nadal
jest w domu opieki, czy jeszcze żyje. Od wypadku niemal codziennie odtwarzał w myśli te
rozmowy, przypominając sobie wszystko, co mówiła Gabby. Zastanawiał się, czy Eleanor i
Kenneth Bakerowie trafili do ich życia z jakiegoś powodu. W końcu ile osób zna kogoś, kto
zapadł w śpiączkę? Wydawało się to takie nierealne, nie bardziej prawdopodobne niż
odwiedzenie wyspy, na której mieszkają dinozaury, lub przyglądanie się, jak statek kosmiczny
Ale Gabby pracowała przecież w szpitalu i jeśli był jakiś powód, dla którego Bakerowie
wkroczyli do ich życia, to jaki? Żeby go ostrzec, iż zbliża się nieszczęście? Że jego córki zejdą na
manowce? Te myśli napawały go lękiem i dlatego pilnował, by zawsze być w domu, gdy
dziewczynki wracały ze szkoły. Z tego samego powodu zabierał je do parku rozrywki Busch
Gardens, gdy tylko kończyły się lekcje, i pozwalał Christine zostać na noc u przyjaciółki.
Codziennie rano budził się z myślą, że jeśli nawet będą się buntować, co jest rzeczą zupełnie
naturalną, on będzie kładł nacisk na to, by zachowywały się grzecznie w domu i w szkole. Z tego
właśnie powodu, kiedy były niegrzeczne, za karę kazał im spać oddzielnie w swoich pokojach.
Jego teściowie uważali, że jest czasami dla dziewczynek zbyt surowy. Nie było to dla
niego zaskoczeniem. Zwłaszcza teściowa zbyt łatwo wygłaszała krytyczne sądy. O ile Gabby
potrafiła godzinami rozmawiać z ojcem przez telefon, o tyle jej rozmowy z matką zawsze były
krótkie. Na początku Travis i Gabby obowiązkowo spędzali święta w Savannah i Gabby zawsze
wracała do domu zestresowana. Gdy na świat przyszły dziewczynki, Gabby wreszcie powiedziała
rodzicom, że pragną zapoczątkować własne tradycje świąteczne, a ponieważ bardzo chciałaby ich
zobaczyć, serdecznie zaprasza ich do Beaufort. Nigdy z tego zaproszenia nie skorzystali.
Jednak po wypadku rodzice zatrzymali się w hotelu w Morehead City, żeby być bliżej
córki, i przez pierwszy miesiąc często bywali razem we trójkę w pokoju Gabby. Chociaż nigdy
nie powiedzieli mu, że obarczają go winą za wypadek, Travis wyczuwał, że tak jest, widząc ich
wyraźny dystans. Z wnuczkami spotykali się zawsze poza domem - zabierali je na lody lub pizzę
Po pewnym czasie musieli wracać i teraz przyjeżdżali czasami na weekendy. Travis starał
się wtedy trzymać z daleka od szpitala. Wmawiał sobie, że robi to dla nich, by mogli spędzić
więcej czasu sami z córką, lecz była to tylko częściowo prawda. Nie chciał przyznać nawet przed
sobą, że woli ich unikać, ponieważ niezmiennie, choć nieumyślnie, przypominali mu, że to on
Przyjaciele zareagowali tak, jak się spodziewał. Allison, Megan i Liz przez pierwsze sześć
tygodni przygotowywały kolacje. W ciągu minionych lat bardzo zżyły się z Gabby i czasami to
a Christine szczególnie przywiązała się do Liz. To zaplatała jej warkocze, pomagała robić
bransoletki z koralików i zazwyczaj poświęcała przynajmniej pół godziny, grając z nią w piłkę
nożną. Gdy siedziały w domu, zaczynały szeptać między sobą, gdy tylko Travis wychodził z
pokoju. Był bardzo ciekaw, o czym rozmawiają, ale nie pytał. Gdyby Liz uważała, iż coś jest
chciała pogadać. Z czasem Travis przyłapał się na tym, że jest jej głęboko wdzięczny i
jednocześnie trochę zazdrosny o jej relacje z Christine.
Lisa natomiast bardziej zbliżyła się z Megan. Kolorowały książeczki przy stole w kuchni
lub siedziały przytulone do siebie, oglądając telewizję. Czasami Travis widział, jak Lisa zwija się
w kłębek obok Megan, tak jak miała w zwyczaju robić to przy Gabby. W takich chwilach
wyglądały prawie jak matka i córka, i przez ułamek sekundy Travis odnosił wrażenie, jak gdyby
odrabiać lekcje i zawsze kazała im przynosić talerze do zlewu. Czyniła to w łagodny, lecz
stanowczy sposób, i choć jego córki wymigiwały się czasami od swoich prac domowych w te
wieczory, kiedy Allison z nimi nie było, to zdarzało się to rzadziej, niż Travis przewidywał.
Zdawały się podświadomie rozumieć, że w ich życiu absolutnie konieczna jest organizacja i że
bezpośrednio po wypadku Travis rzadko bywał sam z córkami. I przyjaciółki, i matka potrafiły
opiekować się dziewczynkami w taki sposób, w jaki on po prostu nie mógł. Ledwie udawało mu
się wygramolić z łóżka i niemal przez cały czas był bliski płaczu. Ciążyło mu poczucie winy nie
tylko z powodu wypadku. Nie miał pojęcia, co robić ani gdzie powinien być w danej chwili.
Gdy był w szpitalu, żałował, że nie może być w domu z córkami. Z kolei, gdy był w domu
z córkami, żałował, że nie odwiedza Gabby. Nic nie było nigdy takie, jak należy.
wreszcie przyjaciółkom, że chociaż w dalszym ciągu są mile widziane w jego domu i będzie im
wdzięczny za wizyty, nie potrzebuje już, by gotowały dla nich kolacje. Ani też nie muszą
przychodzić codziennie. Pamiętając sytuację Kennetha Bakera, zdawał sobie sprawę z tego, że
musi przejąć kontrolę nad tym, co pozostało z jego życia. Powinien stać się takim ojcem, jakim
był kiedyś, jakim Gabby pragnęła, żeby był, i stopniowo mu się to udało. Nie należało to do
rzeczy łatwych. Czasami Christine i Lisie brakowało chyba zainteresowania innych osób, ale
zrekompensowała je troska, jaką znowu zaczął okazywać im Travis. Nie wszystko jeszcze
wróciło do normalności, lecz obecnie, po trzech miesiącach, ich życie stało się na tyle normalne,
na ile można było tego oczekiwać. Travisowi przechodziło niekiedy przez myśl, że uratowało go
Niestety, od wypadku miał mało czasu dla Joego, Matta i Lairda. Mimo że wpadali od
czasu do czasu na piwo, gdy położył już dziewczynki spać, ich spotkania były sztywne.
Przeważnie wszystko, co mówili, wydawało się jakieś niewłaściwe. Kiedy pytali o Gabby, nie był
w nastroju, by o niej rozmawiać. Kiedy kierowali rozmowę na co innego, Travis zarzucał im, że
unikają tego tematu. Zdawał sobie sprawę, że jest niesprawiedliwy, lecz spotykając się z nimi,
boleśnie odczuwał różnicę między ich a jego życiem. Pomimo życzliwości i cierpliwości
przyjaciół, pomimo ich współczucia, podświadomie myślał, że za chwilę Joe wróci do domu, do
Megan, i będą cicho szeptali, leżąc przytuleni w łóżku. Kiedy Matt kładł mu dłoń na ramieniu,
Travis zastanawiał się, czy Liz nie ma pretensji o to, że jej mąż wyszedł z domu, a ona szykuje
właśnie dla niego jakąś robotę. Jego relacje z Lairdem układały się identycznie i na przekór sobie
często bywał, ni stąd, ni zowąd, zły w ich obecności. Podczas gdy on żył pod presją czegoś nie do
wyobrażenia, oni mogli włączać i wyłączać swoją troskę, i Travis, mimo najszczerszych chęci,
nie potrafił opanować gniewu na niesprawiedliwość losu. Pragnął tego, co oni mieli, i wiedział,
że nigdy nie zrozumieją jego straty, nieważne, jak bardzo by się starali. Nienawidził siebie za te
myśli i starał się ukryć wściekłość, lecz miał wrażenie, że jego przyjaciele są świadomi, iż
sytuacja się zmieniła, chociaż nie byli pewni, co naprawdę się dzieje. Stopniowo ich wizyty
stawały się rzadsze i krótsze. Za to również siebie nienawidził, ponieważ wbijał między nich klin,
nie potrafił jednak tego naprawić.
W spokojnych chwilach łamał sobie głowę, zastanawiając się, dlaczego czuje złość do
przyjaciół, skoro jedynym uczuciem, jakie żywi wobec ich żon, jest wdzięczność. Siadywał na
werandzie, rozmyślając nad tym, a w ubiegłym tygodniu, wpatrując się w sierp księżyca, pogodził
się ostatecznie z tym, co wiedział od początku. Ta różnica musiała wiązać się z faktem, że
Megan, Allison i Liz koncentrowały się ze swoją pomocą na jego córkach, gdy tymczasem Joe,
ROZDZIAŁ 20
chwilę pożegnałby się z żoną, żeby zdążyć do domu przed powrotem dziewczynek ze szkoły.
Dzisiaj jednak Christine odwiedzała przyjaciółkę, a Lisa wybierała się na przyjęcie urodzinowe w
oceanarium w Pine Knoll Shores, toteż żadna z nich nie będzie w domu przed kolacją.
Szczęśliwym trafem losu córki miały plany na dzisiaj, ponieważ i tak musiał zostać dłużej.
mu, że ponieważ szpital nie może już nic więcej uczynić dla Gabby, zostanie przeniesiona do
domu opieki. Zapewni go, że ponieważ jej stan jest stabilny, ryzyko będzie minimalne, a raz w
Gdyby Travis zaprotestował, dyrektor prawdopodobnie wtrąci, że skoro Gabby nie leży na
oddziale intensywnej opieki, ich ubezpieczenie pokrywa tylko trzymiesięczny pobyt w szpitalu.
Może też napomknąć, że ponieważ szpital powinien służyć miejscowej społeczności, nie mogą
trzymać jego żony w nieskończoność, nawet jeśli kiedyś tutaj pracowała. Nic więcej już nie może
Żaden z nich nie zdawał sobie jednak sprawy, że decyzja wcale nie jest taka prosta. Pod
powierzchnią czaiła się rzeczywistość - dopóki Gabby jest w szpitalu, lekarze zakładają, że
wkrótce się obudzi, dlatego właśnie przebywają tu pacjenci w przejściowej śpiączce. Taki pacjent
zaobserwować zmiany oznaczające poprawę jego stanu, która, jak wiedzieli od początku, stale
następuje. W domu opieki z założenia Gabby miała się nigdy nie obudzić. Travis nie chciał się z
Ale Gabby miała wybór i ostatecznie jego decyzja nie będzie opierała się na tym, co
powie mu neurolog czy dyrektor administracyjny, lecz na tym, czego jego zdaniem pragnęłaby
Gabby.
Gołąb zza szyby zniknął i Travis był ciekaw, czy poleciał odwiedzić innych pacjentów,
niczym doktor odbywający obchód, a jeśli tak, to czy owi pacjenci zwrócili nań uwagę, tak jak
on.
- Przepraszam za moje wcześniejsze łzy - wyszeptał. Patrzył, jak pierś Gabby unosi się i
Tym razem nie łudził się, że usłyszy jej głos. Zdarzało mu się to tylko jeden raz dziennie.
- Wiesz, co mi się w tobie podoba? - spytał. - Poza tym, że absolutnie wszystko? - Zmusił
się do uśmiechu. To, jaka jesteś dla Molly. A propos, Molly czuje się dobrze.
Biodra nie odmówiły jej posłuszeństwa i wciąż lubi wylegiwać się na trawie, kiedy tylko
może. Ilekroć to widzę, przypominają mi się nasze pierwsze wspólne lata. Pamiętasz, jak
zabieraliśmy psy na spacer po plaży? Kiedy wychodziliśmy tak wcześnie, że mogliśmy spuścić je
Wariowała, gdy to robiłaś, w jej oczach pojawiał się ten błysk, czekała z wywieszonym jęzorem
na twój ruch.
Umilkł, dostrzegając ze zdziwieniem, że gołąb powrócił. Chyba lubi słuchać, jak mówię,
pomyślał Travis.
- Stąd wiedziałem, że będziesz wspaniałą matką. Sądząc po tym, jak traktowałaś Molly.
Nawet wtedy, gdy się poznaliśmy... - Pokręcił głową, wracając myślą do przeszłości. - Możesz mi
wierzyć lub nie, ale zawsze podobało mi się, jak wpadłaś do mnie tamtej nocy, i nie tylko dlatego,
Niemożliwe, by się tak rozzłościć, nie będąc zdolnym do głębokiego uczucia. Widząc, co
ofiarowujesz Molly - całe mnóstwo miłości i zainteresowania, mnóstwo troski (nikt na całej
ziemi nie obchodzi się z nią lepiej) - zdałem sobie sprawę, że będziesz dokładnie tak samo
postępowała z dziećmi.
- Wiesz, jak wiele to dla mnie znaczyło? Świadomość, jak bardzo kochasz nasze córki?
Nie masz pojęcia, jak bardzo cieszyło mnie to przez te wszystkie lata.
- Kocham cię, Gabby, bardziej, niż mogłabyś sobie wyobrazić. Uosabiasz wszystko, czego
pragnąłem w żonie.
szczęście, jakiego doświadcza niewielu mężczyzn. Nie chcę z tego zrezygnować. Nie mogę.
Rozumiesz?
Travis czekał na jakąś reakcję, nadaremnie jednak. Nigdy nie było reakcji, jak gdyby Bóg
dawał mu do zrozumienia, że sama tylko miłość nie wystarczy. Patrząc na Gabby, poczuł się
nagle bardzo stary i bardzo zmęczony. Poprawił prześcieradło, czując się też samotny i oddalony
- Proszę - błagał ją szeptem. - Musisz się obudzić, kochanie. Proszę? Mamy coraz mniej
czasu.
jaką się stała. Mieszkała w Chapel Hill i była kierowniczką projektu w szybko rozwijającej się
firmie biotechnologicznej, lecz od trzech miesięcy spędzała trzy, cztery dni tygodniowo w
Beaufort. Po wypadku była jedyną osobą, z którą Travis mógł naprawdę porozmawiać. Ona jedna
Stephanie przeszła przez pokój i pochyliła się nad łóżkiem, całując bratową w policzek.
Travisowi ogromnie odpowiadał sposób, w jaki siostra traktowała Gabby. Poza nim
Stephanie była jedyną osobą, która zawsze wydawała się swobodna w obecności Gabby.
- Wyglądasz okropnie.
- Dzięki.
- Źle się odżywiasz. - Sięgnęła do torebki i wyjęła torebkę orzeszków ziemnych. - Zjedz
chociaż to.
- I ile zjadłeś?
- Wystarczająco.
- To dlatego, że przez cały czas wyglądasz jak zmora. - Przechyliła głowę, wskazując
Gabby. - Założę się, że powiedziała ci to samo. - Nigdy nie powątpiewała w twierdzenia brata, że
słyszy głos Gabby, a jeśli nawet, to nie dawała tego po sobie poznać.
- Rzeczywiście.
ponaprzykrzał. Jesteś szczęściarzem, że masz taką siostrę jak ja. Jestem dla ciebie
błogosławieństwem.
- Tak to się teraz nazywa? - Wysypał na dłoń garść orzeszków i włożył kilka do ust. - Jak
Stephanie spotykała się z Brettem Whitneyem od dwóch lat. Był dyrektorem funduszu
jednym z tych, którzy odnosili największe sukcesy w kraju. Nieprzyzwoicie bogaty, przystojny i
uważany za najlepszą partię na południe od linii Masona - Dixona.
- Kłopoty w raju?
- Jak to przyjął?
- Dobrze. Och, oczywiście najpierw odstawił zwykłą szopkę w rodzaju: „Jestem głęboko
zraniony i zły”, lecz po kilku dniach wszystko wróciło do normy. Spędziliśmy ostatni weekend w
Nowym Jorku.
- Prawdopodobnie wyjdę.
- Wobec tego dam ci wskazówkę. Może powiesz „tak”, kiedy ci się oświadczy.
- Rzeczywiście. I powiem „tak”, gdy będę pewna, że chce się ze mną ożenić.
- Jemu się tylko wydaje, że chce się ze mną ożenić. Brett jest facetem, który lubi
wyzwania, a w tej chwili ja jestem dla niego wyzwaniem. Dopóki nim pozostanę, będzie nadal
mnie prosił. A gdy będę wiedziała, że jest naprawdę gotowy, przyjmę oświadczyny.
W jej oczach pojawił się figlarny błysk. - On zdaje sobie sprawę, że go nie potrzebuję, i to go
dobija.
- Nie - rzekł Travis. - Stanowczo go nie potrzebujesz.
- Wkrótce - mruknął.
- Tak.
- Dobra, ponieważ najwyraźniej się nie zdecydowałeś, powiem ci, co zrobisz. Zaczniesz
To twój nowy rozkład dnia. Ach, i w piątek możesz zamykać o dwunastej. W ten sposób tata
- Ktoś musi myśleć. I tak dla twojej wiadomości, nie chodzi tylko o tatę. Powinieneś
wrócić do pracy.
- To niedobrze. Zrób to mimo wszystko. Jeśli nie dla siebie, to dla Christine i Lisy.
- O czym ty mówisz?
- Co to w ogóle za pytanie?
- Dlaczego?
- Dlatego - odrzekła - że powinieneś pokazać im, że bez względu na to, jak straszne
rzeczy zdarzają się w życiu, trzeba żyć dalej. Kto ich tego nauczy, jeśli nie ty?
- Steph...
- Nie twierdzę, że będzie to łatwe, ale mówię ci, że nie masz wyboru. Przecież nie
pozwoliłeś, żeby sobie odpuściły, prawda? Nadal chodzą do szkoły, tak? Pilnujesz, żeby
odrabiały lekcje?
Travis milczał.
- Wobec tego, skoro oczekujesz od nich, żeby wywiązywały się ze swoich obowiązków - a
dziewczynki mają zaledwie sześć i osiem lat - ty musisz wywiązywać się ze swoich.
- Nie rozumiesz.
- Rozumiem absolutnie.
- Gabby jest...
Wyrozumiała? Cierpliwa? Najlepszą żoną i matką, jaką mogłeś sobie wyobrazić? Innymi
cudowna dla ciebie i dzieci. Nie mógłbyś lepiej trafić. Jak sądzisz, dlaczego ciągle tutaj
przychodzę? Nie robię tego dla niej ani dla ciebie. Robię to dla siebie. Mnie też ogromnie jej
brakuje.
Nie mając pojęcia, jak zareagować, Travis pominął jej słowa milczeniem. Stephanie
głośno westchnęła.
- Za pół godziny.
- W porządku, coś ci powiem. Pozwolę ci jeszcze zastanowić się nad tym. Pojadę prosto
- Pod gipsową żabą na werandzie? Tak, wiem. I jeśli jesteś ciekaw, to z pewnością
- Wiem.
- Wiem.
- Dobrze.
Wstała, wzięła torebkę i przewiesiła ją przez ramię. Pocałowała brata w czubek głowy.
- Zobaczymy się później, dobrze, Gabby? - powiedziała, nie spodziewając się odpowiedzi.
Była w pół drogi do wyjścia, gdy usłyszała jeszcze raz głos Travisa.
- Wiem - rzekł z wahaniem Travis. - Ale pytam cię, co, twoim zdaniem, powinienem
zrobić?
- W takim razie powiem ci to, co zawsze. Do ciebie należy wybór, jak sobie z tym
poradzisz.
ROZDZIAŁ 21
Trochę więcej niż dwa lata temu Gabby wpadła na Kennetha Bakera jednego z tych
letnich wieczorów, z których słynęło Beaufort. Travis uznał, że taki wieczór, gdy grają zespoły na
żywo i dziesiątki łodzi są przycumowane u nabrzeża, idealnie nadaje się do tego, by zabrać
Gabby i dziewczynki do centrum na lody. Gdy stali w kolejce, Gabby wspomniała od niechcenia,
że widziała piękną grafikę w jednym ze sklepów, obok których przechodzili. Travis uśmiechnął
się. Zdążył się już przyzwyczaić do jej aluzji.
Nie było jej dłużej, niż się spodziewał, a gdy wróciła, miała zatroskaną minę. Później,
kiedy wrócili do domu i położyli Christinę i Lisę spać, Gabby usiadła na kanapie, wyraźnie
pochłonięta myślami.
Gabby westchnęła.
- Czy masz pojęcie, że jego żona jest w śpiączce już od sześciu lat? Sześć lat! Potrafisz
- Ja też bym się postarzał, gdybym przeżywał coś tak strasznego jak on.
- I jest również zły. I chyba czuje do niej urazę. Powiedział mi, że odwiedza ją tylko od
czasu do czasu. A dzieci... - Zamyślona umilkła, jak gdyby zapomniała, o czym mówi.
Po raz pierwszy serce ścisnęło mu się z przerażenia, chociaż nie miał pojęcia dlaczego.
- Oczywiście, że tak.
- Nigdy w życiu.
Travis otworzył usta, by odpowiedzieć, lecz Gabby podniosła dłoń, powstrzymując go.
przywiózł Eleanor do szpitala, gołym okiem było widać, jak bardzo ją kocha. Dostrzegałam to za
każdym razem, gdy rozmawialiśmy, z biegiem czasu opowiedział mi chyba całą historię - że
poznali się na plaży tego lata, gdy ukończyli studia; że gdy po raz pierwszy zaproponował jej
randkę, odmówiła, lecz jakimś sposobem skombinował numer jej telefonu; że wyznał jej miłość
podczas przyjęcia z okazji trzydziestej rocznicy ślubu jej rodziców. Nie były to zwykłe
ciebie. - Gabby ujęła dłoń Travisa. - Ty robisz dokładnie to samo, wiesz? Zdajesz sobie sprawę,
ile razy słyszałam, jak opowiadasz komuś o naszym pierwszym spotkaniu? Nie zrozum mnie źle -
uwielbiam to w tobie. Ogromnie cieszy mnie fakt, że te wspomnienia są wciąż żywe w twoim
sercu i że znaczą dla ciebie tak dużo jak dla mnie. I kiedy o tym mówisz, czuję, że od nowa się
we mnie zakochujesz. W pewnym sensie jest to najbardziej wzruszająca rzecz, jaką dla mnie
robisz. - Przerwała. - Hm, na równi ze sprzątaniem kuchni, kiedy jestem zbyt zmęczona, by się
tym zająć.
Wbrew samemu sobie, parsknął śmiechem. Gabby zdawała się tego nie zauważać.
- Jednakże dzisiaj Kenneth był taki... zgorzkniały, a gdy spytałam go o Eleanor, miałam
wrażenie, że życzy jej śmierci. A kiedy porównuję to z jego poprzednimi uczuciami dla żony i
- Nie o to chodzi. Nie potrafię żyć dalej, wiedząc, że nie uczyniłam tego, co powinnam
uczynić.
- O czym ty mówisz?
- Tak bardzo cię kocham, Travisie. Jesteś najlepszym mężem, najlepszym człowiekiem,
- Wiem - rzekła Gabby. - Ale nasz prawnik przeszedł na emeryturę i wyjechał na Florydę,
a o ile wiem, nikt poza nami trojgiem nie wie, że nie życzę sobie, by podtrzymywano mi życie w
wypadku, gdybym nie była w stanie podejmować samodzielnie decyzji. To nie byłoby fair wobec
rozgoryczony z powodu tego, co wspólnie przeżyliśmy. Za bardzo cię kocham. Śmierć zawsze
jest smutna, lecz jest też nieunikniona, i właśnie dlatego wyraziłam życzenie niepodtrzymywania
życia. Ponieważ ogromnie kocham was wszystkich. - Głos jej złagodniał, lecz i nabrał bardziej
stanowczych tonów. - I rzecz w tym, że nie chciałabym czuć się w obowiązku informowania
rodziców lub sióstr o decyzji, jaką podjęłam. Jaką wspólnie podjęliśmy. Nie chcę czuć się
zmuszona do szukania innego prawnika i przeredagowywania dokumentów. Dlatego proszę cię,
- Bez względu.
w kancelarii prawniczej, było dokumentem, który Travis przyniósł ze sobą do szpitala. Między
Siedząc przy łóżku Gabby, Travis przypominał sobie rozmowę, jaką odbył z Gabby
tamtego wieczoru. Pamiętał, jaką wtedy złożył jej przysięgę. W ciągu kilku ostatnich tygodni
powtarzał te słowa setki razy, a gdy zbliżała się granica trzech miesięcy, coraz bardziej
rozpaczliwie modlił się o to, by Gabby się obudziła. Podobnie jak Stephanie, która dlatego
właśnie czekała na niego w domu. Sześć tygodni temu Travis powiedział jej o obietnicy, jaką
złożył Gabby, potrzeba podzielenia się tym stała się wręcz nie do zniesienia.
Kolejne sześć tygodni nie przyniosło ulgi. Gabby nie tylko się nie poruszyła, lecz nie
nastąpiła również poprawa żadnych funkcji mózgu. Choć próbował nie dopuszczać do siebie
oczywistych faktów, zegar nieubłaganie odliczał czas i teraz nadeszła chwila decyzji.
postanowienia. Argumentował, że żądanie przyrzeczenia nie było fair; że zgodził sieje złożyć
wyłącznie dlatego, że prawdopodobieństwo takiej sytuacji wydało mu się tak znikome, że nie
wierzył, by mogła się wydarzyć. Wyznał, że gdyby potrafił przewidzieć przyszłość, podarłby
dokumenty, które Gabby podpisała w kancelarii, albowiem mimo że nie reagowała na bodźce,
Nie będzie taki jak Kenneth Baker. Nie żywił nienawiści do Gabby i nigdy nie będzie jej
żywił. Potrzebował Gabby, potrzebował nadziei, którą zawsze czuł, ilekroć byli razem. Czerpał
siłę z odwiedzin u niej. Wcześniej dzisiejszego dnia był wyczerpany i ospały; w miarę upływu
czasu, jego oddanie coraz bardziej rosło, pozostawiając mu pewność, że będzie umiał śmiać się
razem z córkami, że będzie ojcem takim, jakim Gabby pragnęła, żeby był. Działało skutecznie
przez trzy miesiące i Travis uważał, że będzie działało zawsze. Nie wiedział natomiast, jak
mógłby żyć dalej ze świadomością, że nie ma Gabby. Choć wydawało się to dziwne, nowy
myśl, że razem z nim rozważa decyzję. Czasami ogarniało go dziwne poczucie więzi z ptakiem,
niemal wydawało mu się, że gołąb próbuje go czegoś nauczyć, chociaż nie miał zielonego pojęcia
czego. Pewnego razu przyniósł trochę chleba, nie przewidział jednak, że siatka nie pozwoli mu
pokruszyć go na parapet. Stojący za szybą gołąb przypatrywał się kromce chleba w jego dłoni,
cicho gruchając. Po chwili odleciał, tylko po to, by zaraz powrócić i zostać przez resztę
popołudnia. Potem już się go w ogóle nie obawiał. Nie odlatywał, nawet gdy Travis stukał w
szybę. Była to niecodzienna sytuacja, dzięki której miał pewną odskocznię - mógł myśleć o
czymś innym, siedząc w cichym pokoju. Pytanie, które pragnął zadać ptakowi, brzmiało: „Czy
mam stać się zabójcą?”.
osób, od których wymagano, by spełniły życzenia zawarte w ostatniej woli. Robiły to, co należy.
Ich wybór wypływał ze współczucia. Jego wybór był inny, choćby tylko z logicznych przyczyn.
Jeśli A i B, to C. Popełnił jeden błąd za drugim, czego następstwem był wypadek. Gdyby nie
kraksa, nie byłoby śpiączki. To on był bezpośrednim sprawcą urazu żony, lecz ona nie umarła.
Teraz, wyjmując teatralnym gestem dokumenty prawne z kieszeni, mógł dokończyć dzieła. Mógł
być odpowiedzialny za jej śmierć raz na zawsze. Ta różnica powodowała, że robiło mu się
niedobrze. Z każdym upływającym dniem, gdy zbliżał się termin podjęcia decyzji, jadł coraz
mniej i mniej. Czasami można było odnieść wrażenie, że Bóg nie tylko chce, by Gabby umarła,
Nie miał wątpliwości, że Gabby stanowczo by temu zaprzeczyła. Wypadek był właśnie
tym - wypadkiem. I to nie on, lecz ona podjęła decyzję, jak długo chce być sztucznie karmiona.
Nie potrafił jednak zrzucić z siebie przytłaczającego ciężaru odpowiedzialności z tego prostego
powodu, że nikt poza Stephanie nie wiedział, czego życzyła sobie Gabby. Ostatecznie to on sam
dokona wyboru.
Szarawe światło popołudnia nadawało ścianom smutny odcień. Travis nadal czuł się jak
sparaliżowany. Zyskując na czasie, zdjął kwiaty z okna i położył je na piersi Gabby, po czym
usiadł przy łóżku. W progu stanęła Gretchen. Weszła powoli do pokoju. Spoglądając na monitor,
nie odezwała się ani słowem. Zanotowała coś na karcie i uśmiechnęła się do niego przelotnie.
Miesiąc temu, podczas gimnastyki, Gabby zauważyła, że jest absolutnie pewna, iż Gretchen się w
nim podkochuje.
absolutnie nie mogła rozumieć, i Travis siłą woli zmobilizował się, by odpowiedzieć.
malowało się autentyczne współczucie. - Mówię serio. Pracuję tutaj dłużej od Gabby i szkoda, że
I oczywiście o dzieciach też. Chociaż bardzo kochała pracę, była najszczęśliwsza, kiedy
zbliżał się czas powrotu do domu. Różniła się od nas wszystkich, którzy cieszyliśmy się, że na
dziś koniec. Ona była podekscytowana tym, że za chwilę będzie w domu, spotka się znowu ze
swoją rodziną.
I ciebie również. Masz pojęcie, że każda pielęgniarka w naszym szpitalu wie, że posyłałeś
żonie róże na każdą rocznicę ślubu? Prawie każda kobieta żałowała, że jej mąż lub chłopak tego
nie robi. A potem, po wypadku, jesteś dla niej taki... Wiem, że jesteś smutny i zły, ale widziałam,
jak z nią ćwiczysz. Słyszałam, co mówisz, i... mam wrażenie, że istnieje między wami
rzeczywiście istnieje. I że nawet najgorsze chwile nie zdołają jej zniszczyć. - Zmitygowała się, jej
mina świadczyła o tym, że ma wrażenie, iż się trochę zagalopowała. Odwróciła się. Po chwili,
gdy kierowała się już do drzwi, Travis poczuł, że kładzie mu dłoń na ramieniu. Dłoń była ciepła i
lekka, dotyk trwał zaledwie parę sekund, po czym pielęgniarka wyszła i Travis znowu został sam
ze swoim wyborem.
Już czas. Zerknąwszy na zegar, zrozumiał, że nie może dłużej zwlekać. Czekają na niego.
pielęgniarki później go wyłączą, nie chciał, by jego żona leżała sama w pokoju, w którym panuje
Często wyobrażał sobie, że próbuje wyjaśnić, jak to się stało. Widział siebie siedzącego
przy kuchennym stole z rodzicami i kręcącego z niedowierzaniem głową. „Nie mam pojęcia,
dlaczego się obudziła - mówił. - Mogę jedynie powiedzieć, że nie istnieje żadne czarodziejskie
wyjaśnienie. Było zupełnie tak samo jak zawsze, gdy ją odwiedzałem... tyle tylko, że tym razem
otworzyła oczy”. Potrafił wyobrazić sobie, jak matka płacze z radości, a on dzwoni do rodziców
Gabby. Czasami ten obraz był tak wyraźny, jak gdyby naprawdę się to wszystko zdarzyło, i
się w żonę przez szerokość pokoju. Kim oni są, Gabby i on? Dlaczego ich to spotkało? Kiedyś
umiałby znaleźć rozsądne odpowiedzi na te pytania, lecz ten czas dawno minął. Teraz nic nie
rozumiał. Nad łóżkiem szumiała jarzeniówka, a Travis bił się z myślami, jak ma postąpić. Nie
wiedział. Wiedział wyłącznie, że Gabby wciąż żyje, a gdzie jest życie, tam jest nadzieja.
Skoncentrował się na niej, zastanawiając się, jak ktoś tak bliski i tak obecny może być
Dzisiaj musi dokonać wyboru. Jeśli powie prawdę, będzie to oznaczało, że Gabby umrze.
Jeśli skłamie, będzie oznaczało, że postąpi wbrew jej życzeniu. Pragnął, by mu powiedziała, co
miał możliwość cofnięcia się w czasie, nigdy nie złożyłby takiej obietnicy, był też ciekaw, czy
Gabby poprosiłaby go o jej złożenie. A przede wszystkim, czy podjęłaby tę samą decyzję, gdyby
wiedziała, że to on będzie sprawcą jej śpiączki? Lub gdyby miała świadomość, że odłączenie
sztucznego odżywiania i przyglądanie się, jak ona powoli umiera z głodu, bez wątpienia zabije
również cząstkę jego? Albo gdyby powiedział jej, że jest przekonany, iż będzie lepszym ojcem,
jeśli ona pozostanie przy życiu, nawet gdyby miała nie wyzdrowieć?
Nie mógł już tego dłużej znieść, czuł, że jego myśli zaczynają krzyczeć: „Błagam, obudź
się!”. Echo tego krzyku wstrząsnęło chyba każdym atomem jego jestestwa. „Proszę, kochanie.
Zrób to dla mnie. Dla naszych córek. Potrzebują cię. Ja ciebie potrzebuję. Otwórz oczy, zanim
poruszyła. Miał za bardzo ściśnięte gardło, by wydobyć z siebie głos, lecz jak zwykle
rzeczywistość znowu wzięła górę i zdał sobie sprawę, że to tylko złudzenie. Leżąca na łóżku
postać nie drgnęła i patrząc na nią przez łzy, Travis czuł, że jego dusza powoli umiera.
Musiał iść, lecz pozostała mu jeszcze jedna rzecz do zrobienia. Jak wszyscy, znał baśń o
Królewnie Śnieżce, o pocałunku Królewicza, który odczynił zły urok. O tym myślał za każdym
razem, gdy wychodził od Gabby, w tej chwili jednak odczuł to jako imperatyw. To była jego
ostatnia szansa. Wbrew wszystkiemu obudziła się w nim nikła nadzieja. Jego miłość do niej
zawsze była obecna, ale bez poczucia nieodwołalności; może właśnie ta kombinacja tworzy
magiczną formułę, której mu brakowało. Starając się uspokoić, podszedł do łóżka. Przekonywał
siebie, że teraz pocałunek zadziała, w odróżnieniu od wcześniejszych, napełni życiem jej płuca.
Gabby jęknie, przez moment zdezorientowana, po czym zda sobie sprawę z tego, co robi Travis.
Poczuje, jak wlewa się w nią jego życie, poczuje pełnię jego miłości do niej i odwzajemni
pocałunek z namiętnością, która go zaskoczy.
Pochyliwszy się, zbliżył twarz do twarzy żony, jej ciepły oddech zmieszał się z jego
oddechem. Zamknął oczy, wspominając tysiące innych pocałunków, i dotknął wargami ust
Gabby. Poczuł, jak gdyby przeskoczyła między nimi iskra, i wydało mu się, że Gabby powoli do
niego wraca. To ona była ramieniem podtrzymującym go w trudnych chwilach, to ona była w
nocy szeptem na poduszce tuż obok jego głowy. To działa, pomyślał, to naprawdę działa... Gdy
serce zaczęło mu walić tak mocno, że omal nie wyskoczyło z piersi, pojął nagle, że nic się nie
zmieniło.
Odsunąwszy się, powiódł lekko palcem po jej policzku. Nie pozostało mu nic innego.
ROZDZIAŁ 22
Skręcając w podjazd prowadzący do domu, Travis wciąż jeszcze zastanawiał się nad tym
problemem, mimo że podjął już wcześniej decyzję. Na podjeździe stał zaparkowany samochód
Stephanie, lecz światło paliło się tylko w salonie, reszta domu tonęła w ciemnościach. Pusty dom
Na dworze panował przejmujący ziąb, toteż gdy Travis wysiadł z samochodu, otulił się
szczelniej kurtką. Księżyc jeszcze nie wzeszedł, na niebie migotały gwiazdy. Wiedział, że gdyby
się skoncentrował, przypomniałby sobie nazwy konstelacji, które kiedyś Gabby odnajdywała dla
niego. Uśmiechnął się przelotnie, wracając myślą do tamtego wieczoru. Wspomnienie było tak
wyraźne jak niebo nad jego głową, lecz odsunął je, zdając sobie sprawę, że nie ma dość sił, by
powinien naszykować rękawiczki i szaliki dla dziewczynek, żeby nie robić tego rano w
pośpiechu. Niebawem wrócą do domu i mimo ogromnego zmęczenia, tęsknił za nimi. Włożył
Stephanie odwróciła się, słysząc, że otwiera drzwi, i próbując wyczytać coś z jego twarzy.
Podbiegła do niego.
- Cześć, Steph. - Zdjął kurtkę, uświadamiając sobie, że w ogóle nie pamięta jazdy do
domu.
- Podać ci coś do picia? - spytała Stephanie łagodnym tonem, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Za momencik wracam.
Travis usiadł na kanapie, odchylając głowę na oparcie. Był tak wyczerpany, jak gdyby
przez cały dzień walczył z falami na oceanie. Stephanie wróciła ze szklanką wody.
Travis upił łyk wody, uzmysławiając sobie, jak strasznie zaschło mu w gardle.
- Chodzi ci o pytanie, które zadałem ci wcześniej? Jak daleko powinien posunąć się
Uśmiechnął się, wdzięczny, że Stephanie wciąż potrafiła rozmawiać z nim tak jak zawsze.
- Nie miałam wątpliwości, o co ci chodzi - rzekła z wahaniem Stephanie - ale... nie mam
pojęcia, Trav, zwyczajnie nie mam pojęcia. Nie potrafię wyobrazić sobie, że musiałabym podjąć
tego rodzaju decyzję, i szczerze mówiąc, nie sądzę, by ktokolwiek potrafił. - Westchnęła głęboko.
- Pewnie nie należało tego robić. Nie miałem prawa obarczać cię tym ciężarem.
- Nie to miałam na myśli. Wiem, że musiałeś z kimś o tym porozmawiać, i cieszę się, że
mi zaufałeś. Po prostu czuję się okropnie w związku z tym, co przeżywasz. Wypadek, twoje
własne obrażenia, troska o dzieci, żona w śpiączce... a teraz konieczność dokonania wyboru, czy
respektować życzenie Gabby, czy nie? To zbyt wiele dla jednego człowieka, by mógł to
udźwignąć sam.
Travis milczał.
- Przykro mi.
- Nie przepraszaj. To tobie należą się ode mnie przeprosiny. Powinnam była wprowadzić
się do ciebie natychmiast po wypadku. Powinnam była częściej odwiedzać Gabby. Powinnam
- Daj spokój, cieszę się, że nie zaniedbałaś pracy. Zbyt wiele cię to kosztowało, by ją
dostać, i Gabby również zdawała sobie z tego sprawę. Poza tym bywałaś tu znacznie częściej, niż
się spodziewałem.
Siedzieli oboje w milczeniu. Travis usłyszał, jak w głębi domu włącza się z pstryknięciem
Travis odwrócił się w stronę okna. Widział przez szybę światła w oknach sąsiadów,
płonące w ciemności.
- Wydawało mi się, że zdołam, nawet powtarzałem sobie słowa, które miałem powiedzieć
lekarzom, informując ich o woli Gabby, by odłączyć sztuczne odżywianie. Choć ona sobie tego
Gdybym nawet miał przez resztę życia odwiedzać ją w domu opieki, i tak jest to lepsze
życie od tego, które mógłbym spędzić z kimkolwiek innym. Za bardzo ją kocham, by pozwolić jej
odejść.
Mam na myśli wszystko: to, jak na siebie patrzycie, jak Gabby odpręża się, gdy kładziesz jej dłoń
na plecach, jak oboje zdajecie się zawsze wiedzieć, co myśli drugie... Zawsze uderzało mnie to
jako coś absolutnie wyjątkowego. To jeszcze jedna przyczyna, dla której ciągle odkładam
małżeństwo. Pragnę takiego związku jak wasz, ale nie jestem pewna, czy już go znalazłam. Co
więcej, nie jestem pewna, czy kiedykolwiek go znajdę. A w wypadku takiej miłości jak wasza...
Podobno wszystko jest możliwe, prawda? Ty kochasz Gabby, ona kocha ciebie, i nie umiem
wyobrazić sobie świata, w którym nie jesteście razem. Tak jak było wam przeznaczone.
- Może później.
- Może.
- Pomóc ci?
- Hej... - Potrząsnęła nim lekko. - Podjąłeś słuszną decyzję. Nie miej najmniejszych
wyrzutów sumienia. Zrobiłeś jedyną możliwą rzecz. Ona chce żyć. Chce mieć szansę powrotu do
ciebie i do dziewczynek.
- Wiem. Ale...
Nie mógł dokończyć zdania. Przeszłość minęła, a przyszłość jeszcze się nie rozpoczęła i
EPILOG
Czerwiec 2007
Zgaszony zimowy krajobraz ustąpił miejsca soczystym barwom późnej wiosny i Travis,
siedząc na werandzie na tyłach domu, słyszał świergot ptaków. Dziesiątki, a może setki
nawoływały się, ćwierkały, i co jakiś czas stadko szpaków zrywało się z drzew, lecąc w szyku,
Była sobota po południu, Christine i Lisa bujały się na huśtawce z opony, którą Travis
zawiesił tydzień temu. Ponieważ chciał, by dziewczynki zataczały długi łagodny łuk - inaczej niż
na zwykłych huśtawkach - ściął kilka niskich gałęzi, zanim umocował linę na drzewie tak
wysoko, jak tylko było możliwe. Rankiem tego samego dnia przez godzinę popychał huśtawkę i
słuchał radosnych pisków swoich córek. Gdy skończył, tył koszuli miał mokry od potu. A
- Pozwólcie tatusiowi odpocząć kilka minut - wysapał. - Tatuś jest zmęczony. Może
Na ich twarzach odmalowało się wyraźne rozczarowanie, zwiesiły głowy, lecz trwało to
zaledwie mgnienie oka. Po chwili obie znowu wesoło piszczały. Travis przyglądał się, jak się
huśtają, uśmiechając się lekko. Kochał ich dźwięczny śmiech, robiło mu się ciepło na sercu, gdy
widział, jak dobrze się razem bawią. Miał nadzieję, że zawsze będą sobie tak bliskie. Chętnie
wierzył, że jeśli wezmą przykład z niego i Stephanie, w późniejszych latach zbliżą się jeszcze
bardziej. Przynajmniej taką miał nadzieję. Dowiedział się, że czasami pozostaje człowiekowi
jedynie nadzieja, a w ciągu minionych czterech miesięcy nauczył się jej chwytać.
do jej namiastki. Wspólnie ze Stephanie objechali kilkanaście domów opieki. Przed tymi
wizytami był do nich uprzedzony, zakładał, że są to słabo oświetlone, brudne domy, gdzie nocą
po korytarzach snują się zdezorientowani, jęczący pacjenci, nad którymi czuwają sanitariusze,
sami na granicy choroby psychicznej. Nic z tego nie okazało się prawdą. Przynajmniej w
mężczyzn lub kobiety w średnim wieku, którzy zadali sobie wiele trudu, by dowieść, że ich
obiekty są bardziej zadbane od większości domów opieki i że personel jest uprzejmy, opiekuńczy
i profesjonalny. Gdy Travis zastanawiał się podczas tych objazdów, czy Gabby będzie się dobrze
czuła w takim miejscu lub czy będzie najmłodszą pacjentką, Stephanie zadawała trudne pytania.
wypadkach, głośno zastanawiała się, jak szybko rozpatrywane są skargi. Przechadzając się po
ustanowione przez prawo. Przedstawiała hipotetyczne sytuacje, które mogłyby się zdarzyć, i
pytała, jak personel i dyrektor poradziliby sobie z nimi. Pytała również, jak często w ciągu dnia
obecnym stanie ducha był ledwie zdolny do funkcjonowania, docierało do niego jednak jak przez
o nazwisku Elliot Harris i znajdującego się w odległości zaledwie kilku przecznic od szpitala.
Harris zrobił dobre wrażenie nie tylko na Travisie, lecz również na Stephanie, która wypełniła w
jego gabinecie większość potrzebnych dokumentów. Dała do zrozumienia, że zna parę osób w
oknem wychodzącym na dziedziniec. Podczas wizyt u niej Travis przysuwał łóżko do okna i
dobiegających z dziedzińca, gdzie spotykali się przyjaciele i rodziny, i cieszy się promieniami
słońca. Powiedziała mu to kiedyś, gdy gimnastykował jej nogi. Powiedziała również, że rozumie
jego wybór i jest zadowolona, że takiego właśnie dokonał. A ściślej mówiąc, to także Travis
sobie wyobraził.
dniami, oboje aklimatyzowali się w nowym otoczeniu. Po upływie tego czasu wrócił do pracy
Stosując się do rady Stephanie, zaczął pracować przez cztery dni w tygodniu, do wczesnych
godzin popołudniowych. Potem zastępował go ojciec. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo
brakowało mu kontaktów z innymi ludźmi, i okazało się, że gdy wybrał się na lunch z ojcem,
zdołał zjeść prawie cały posiłek. Oczywiście regularna praca oznaczała, że musiał zmienić swój
rozkład dnia. Wyprawiwszy dziewczynki do szkoły, jechał do domu opieki i przez godzinę był z
żoną. Po pracy, przed powrotem córek ze szkoły, spędzał z nią kolejną godzinę. W piątki
przebywał u niej prawie przez cały dzień, a w weekendy zwykle udawało mu się
bowiem, że Gabby nalegałaby na to. Czasami podczas weekendów chciały się do niego
przyłączyć, na ogół jednak nie wyrażały chęci lub nie miały czasu, ponieważ zamierzały iść na
mecz piłki nożnej, przyjęcie lub jeździć na wrotkach. Gdy nie wisiała nad nim konieczność
wyboru, czy Gabby będzie żyła, czy umrze, ich rosnący dystans do matki nie sprawiał mu takiego
bólu jak przedtem. Jego córki, podobnie jak on, robiły to, co było im potrzebne, by dojść do
siebie i żyć dalej. Żył już dość długo, by wiedzieć, że każdy radzi sobie inaczej ze zmartwieniem,
a one stopniowo chyba godziły się z nowym życiem. I wtedy, po upływie dziewięciu tygodni od
przyjęcia Gabby do domu opieki, pewnego popołudnia na parapecie okna w pokoju Gabby
W pierwszej chwili Travis w to nie uwierzył. Prawdę powiedziawszy, nie był nawet
pewny, czy to ten sam ptak. Skąd to wiadomo? Szaro - biało - czarne, o ciemnych oczach jak
paciorki, wszystkie były do siebie podobne. A jednak, gdy mu się przyglądał, po prostu wiedział,
że to ten sam ptak. Przechadzał się w tę i z powrotem, nie okazując strachu, gdy Travis podszedł
blisko do okna, a jego gruchanie brzmiało... jakoś znajomo. Milion osób powiedziałoby mu, że
rozkruszył na parapecie. Potem regularnie spoglądał w okno, czekając na ponowne pojawienie się
gołębia, ten jednak nie powrócił. Mijały dni i Travis czuł się dziwnie przygnębiony jego
nieobecnością. Czasami, w chwilach, gdy puszczał wodze fantazji, chętnie wyobrażał sobie, że
gołąb wrócił, by sprawdzić, co się u nich dzieje, by upewnić się, że Travis wciąż dogląda Gabby.
Albo też chciał mu powiedzieć, by nie tracił nadziei, że, koniec końców, dokonał właściwego
wyboru.
szczęśliwe córki, sam odczuwając wiele z ich radości. Ledwie rozpoznawał to dobre
samopoczucie, które było tak ważne w świecie. Czyżby gołąb zwiastował zmiany, które nastąpią
w ich życiu? Travis przypuszczał, że jest ludzką rzeczą zastanawianie się nad takimi sprawami i
że będzie do końca życia opowiadał, jak się to wszystko skończyło.
A było tak: późnym rankiem, sześć dni po ponownym pojawieniu się gołębia, Travis
przyjmował w klinice. W jednym pokoju czekał na zbadanie chory kot, w drugim młody
doberman na zastrzyk, w trzecim na zszycie rany mieszaniec - pół labrador, pół golden retriever -
który skaleczył się, czołgając się pod drutem kolczastym. Travis założył ostatni szew i miał
właśnie objaśnić właścicielowi, co ma robić, by nie zainfekować rany, gdy do pokoju weszła bez
na rozmowę.
Cofając się myślą do tamtej chwili, nie był pewien, co spodziewał się usłyszeć. Ale
podnosząc słuchawkę do ucha, wyczuwał coś złowieszczego. Elliot Harris nigdy przedtem nie
- Doktorze Parker, tu Elliot Harris - rzekł dyrektor spokojnym tonem, z którego nie
dawało się nic wywnioskować. - Chyba powinien pan przyjechać do nas jak najszybciej.
Podczas krótkiej chwili milczenia, które nastąpiło po tych słowach, milion myśli
przemknęło przez głowę Travisa: że Gabby przestała oddychać, że jej stan się pogorszył, że
prysły resztki nadziei. Travis ścisnął słuchawkę, próbując przygotować się nawet na najgorsze.
jego pracownicy - że absolutnie nie można było po nim poznać, co się stało.
Podobno podszedł do recepcji, nie widząc gapiących się na niego ludzi. Wszyscy,
zarówno jego pracownicy, jak i właściciele, którzy przyprowadzili zwierzęta do kliniki, wiedzieli,
wpatrywała się w niego okrągłymi oczyma, gdy szedł ku niej. Prawie wszyscy już wiedzieli, że
dzwoniono właśnie stamtąd. W małych miasteczkach wieści rozchodzą się niemal błyskawicznie.
- Zadzwonisz do mojego taty i poprosisz, żeby mnie zastąpił? - spytał. - Muszę jechać do
domu opieki.
- Mogłabyś mnie tam zawieźć? Chyba nie powinienem siadać teraz za kierownicą.
Gdy wybierała numer, Travis stał jak sparaliżowany. W poczekalni panowała kompletna
cisza. Nawet zwierzęta zdawały się wiedzieć, że coś się wydarzyło. Jak gdyby z bardzo daleka
dobiegał go głos Madeline rozmawiającej z jego ojcem. Prawdę mówiąc, Travis nie bardzo
wiedział, gdzie się znajduje. Dopiero gdy Madeline odłożyła słuchawkę i powiedziała mu, że
ojciec zaraz tu będzie, zorientował się, że jest w swojej klinice. Dostrzegł przerażenie na twarzy
dziewczyny. Może dlatego, że była młoda i niedoświadczona, zadała pytanie, które nasuwało się
wszystkim obecnym.
- Co się stało?
niektórzy nawet od dziecka. Kilka osób, przeważnie jego pracowników, dobrze znało Gabby i po
wypadku niemal pogrążyło się w żałobie.
pochodził stąd. Beaufort było ich wspólnym domem. Rozglądając się po twarzach, zrozumiał, że
ich ciekawość wypływa z uczucia zbliżonego do rodzinnej miłości. Mimo to nie wiedział, co im
powiedzieć. Wyobrażał sobie ten dzień tysiące razy, teraz jednak miał pustkę w głowie. Słyszał
własny oddech. Miał wrażenie, że gdyby się dostatecznie skoncentrował, poczułby bicie swego
serca, nie mógł natomiast zebrać chaotycznych myśli, nie mówiąc o wyrażeniu ich słowami.
Całkiem się pogubił, nie wiedział, co myśleć. Zastanawiał się, czy dobrze usłyszał Harrisa, czy
też mu się to przyśniło; obawiał się, że może źle go zrozumiał. Powtarzał w myślach rozmowę,
doszukując się ukrytego sensu, starając się uchwycić rzeczywiste znaczenie, lecz mimo
wysiłków, nie potrafił wystarczająco się skupić, by poczuć emocje, które powinien czuć.
Obezwładniał go paniczny strach, poza nim nie czuł nic. Później opisywał to jako huśtawkę: po
rozstawionych nogach, świadomy, że jeden fałszywy krok, w obojętnie którą stronę, zakończy się
gwałtownym upadkiem.
Wsparł się o kontuar, próbując wziąć się w garść. Madeline opuściła swoje stanowisko,
trzymając w dłoni kluczyki. Travis rozejrzał się po poczekalni, potem popatrzył na dziewczynę,
w końcu utkwił wzrok w podłodze. Kiedy podniósł oczy, udało mu się jedynie powtórzyć
- Obudziła się.
Madeline zatrzymała się z piskiem opon przed wejściem do domu opieki. Travis podczas całej
jazdy nie odezwał się ani słowem, lecz uśmiechnął się z wdzięcznością, otwierając drzwi
samochodu.
Nawet szybka jazda nie rozjaśniła mu myśli. Miał ogromną nadzieję i był
nieprawdopodobnie zemocjonowany, lecz jednocześnie nie potrafił pozbyć się lęku, że być może
źle zrozumiał dyrektora. Może obudziła się na chwilę i znowu zapadła w śpiączkę, może przede
wszystkim ktoś się pomylił. Może Harris wspomniał o jakimś stanie związanym z poprawą
funkcjonowania mózgu, a nie o rzeczywistym przebudzeniu. Gdy Travis szedł do wejścia, kręciło
rozpaczą.
Elliot Harris już tam czekał na niego. W przeciwieństwie do Travisa był absolutnie
opanowany.
- Wezwałem już internistę i neurologa, będą tutaj za kilka minut - oznajmił. - Może
Harris, człowiek, którego Travis ledwie znał, położył mu dłoń na ramieniu, kierując go w
stronę drzwi.
Ktoś otworzył przed nim drzwi - mimo usiłowań, za żadne skarby nie potrafił sobie
przypomnieć, czy był to mężczyzna, czy kobieta - i Travis wszedł do środka. Sadził wielkimi
zrelacjonować, co się stało, lecz nie przystanął, a oni go nie zatrzymywali. Gdy zrobił kolejny
krok, miał wrażenie, że nogi się pod nim uginają. Na moment oparł się o ścianę, by się uspokoić,
po czym ruszył w stronę pokoju Gabby, drugiego po lewej stronie korytarza. Drzwi były otwarte.
Gdy podszedł bliżej, usłyszał szmer rozmów. Przy drzwiach zawahał się, żałując, że choćby nie
przyczesał włosów, ale przecież nie miało to najmniejszego znaczenia. Wszedł do środka.
żeby zobaczyć...
Travis prawie jej nie słyszał. Widział jedynie szpitalne łóżko i swoją żonę, Gabby,
wspartą na wysoko ułożonych poduszkach. Była wyraźnie zdezorientowana, lecz uśmiech, który
pojawił się na jej wargach na jego widok, powiedział mu wszystko, co chciał wiedzieć.
- Travis - wychrypiała.
Jej głos brzmiał inaczej, był matowy, chrapliwy z powodu nieużywania, lecz mimo
wszystko był to ten sam głos Gabby. Travis powoli podchodził do łóżka, nie odrywając wzroku
od jej oczu, nie zdając sobie nawet sprawy, że Gretchen wycofała się z pokoju, zamykając za
sobą drzwi.
- Gabby? - powtórzył z niedowierzaniem. Miał wrażenie, że śni. Patrzył, jak Gabby unosi
rękę i kładzie ją na brzuchu, jak gdyby ten gest wyczerpał wszystkie jej siły.
- Gdzie byłeś? - spytała trochę niewyraźnie, lecz z ogromną czułością, jej oczy były pełne
- Teraz jestem tutaj - rzekł Travis i w tym momencie wybuchnął płaczem, szlochając
rozdzierająco. Pochylił się ku Gabby, gorąco pragnąc, by go przytuliła, a gdy poczuł na plecach
jej dłoń, rozszlochał się jeszcze gwałtowniej. To nie był sen. Gabby go tuliła. Wiedziała, kim jest
i jak wiele dla niego znaczy. W głowie kołatała mu się jedna myśl: to prawda, prawda, tym razem
to nie sen...
Ponieważ Travis nie mógł oderwać się od Gabby, przez kilka kolejnych dni ojciec
godzin. Podczas weekendów, gdy dziewczynki ganiały się ze śmiechem po podwórku, a Gabby
krzątała się w kuchni, łapał się czasami na tym, że usiłuje przypomnieć sobie szczegóły
minionego roku. Pamiętał dni spędzone w szpitalu jak przez mgłę, jak gdyby był tylko odrobinę
przytomniejszy od Gabby.
Oczywiście, Gabby nie wyszła ze śpiączki całkiem bez szwanku. Straciła sporo na wadze,
zwiotczały jej mięśnie, dłuższy czas utrzymywała się odrętwiałość lewej strony ciała. Minęły dni,
zanim zdołała stanąć prosto bez pomocy. Terapia przebiegała irytująco powolnie, Gabby spędzała
kilka godzin dziennie z fizjoterapeutą i na początku często się denerwowała, że nie może robić
prostych rzeczy, które wcześniej nie stanowiły dla niej żadnego problemu. Nie cierpiała odbicia
swej chudej postaci w lustrze i niejednokrotnie wygłaszała uwagi, że wygląda, jakby się
postarzała o piętnaście lat. W takich chwilach Travis mówił jej zawsze, że jest piękna. I nigdy nie
kiedy Gabby się obudziła, Travis poprosił Elliota Harrisa, by zadzwonił do jego matki, żeby
odebrała dziewczynki ze szkoły. Po upływie godziny rodzina znowu spotkała się w komplecie,
jednakże gdy dziewczynki weszły do pokoju, ani Christine, ani Lisa nie chciały zbliżyć się do
matki. Przylgnęły do Travisa i odpowiadały monosylabami na jej pytania. Minęło pół godziny,
zanim Lisa wdrapała się w końcu na łóżko i przytuliła się do Gabby. Christine odblokowała się
dopiero nazajutrz, lecz nawet wtedy trzymała uczucia na wodzy, jak gdyby widziała Gabby po raz
Travis zawiózł córki do domu, Christine zapytała, czy mamusia naprawdę wróciła, czy też znowu
zaśnie. Chociaż lekarze zapewnili, że są właściwie pewni, iż to nie nastąpi, nie wykluczyli takiej
ilekroć zastawał Gabby śpiącą lub po prostu odpoczywającą po kolejnej serii wyczerpujących
ćwiczeń, żołądek ściskał mu się z przerażenia. Jego oddech stawał się płytki, trącał żonę lekko,
czując narastającą panikę. A gdy wreszcie otwierała oczy, nie potrafił ukryć ulgi i wdzięczności.
Na początku Gabby jakoś znosiła jego obawy - przyznała, że ją również przeraża ta myśl - ale po
pewnym czasie doprowadzało ją to do szału. W ubiegłym tygodniu, gdy księżyc był wysoko na
niebie i słychać było cykanie świerszczy, Travis, leżąc obok niej, zaczął głaskać ją po ręce.
Otworzyła oczy i spojrzała na zegar - było kilka minut po trzeciej. Usiadła gwałtownie na łóżku i
- Masz przestać to robić! Potrzebuję snu. Regularnego, nieprzerwanego snu, tak jak
wszyscy inni na świecie! Jestem wyczerpana, nie potrafisz tego zrozumieć? Nie chcę przeżyć
1 to wszystko. Trudno to było nazwać kłótnią, ponieważ Travis nie zdążył nawet
zareagować. Gabby przewróciła się na bok, tyłem do niego, mrucząc coś do siebie pod nosem -
lecz Travisowi wydało się to takie w jej stylu, że odetchnął z ulgą. Skoro ona nie martwi się już,
że znowu zapadnie w śpiączkę - a przysięgła, że się nie obawia - to i on również nie powinien. A
przynajmniej może pozwolić jej spać. Jeśli miał być zupełnie szczery, to miał wątpliwości, czy ta
obawa kiedykolwiek całkiem minie. Teraz, w środku nocy, po prostu wsłuchiwał się w jej
oddech, a gdy zauważył różnice w jego rytmie, które nie zdarzały się, kiedy znajdowała się w
Czekała ich jednak rozmowa na temat tego, że zlekceważył jej wolę, i Travis zastanawiał się, czy
w ogóle do niej dojdzie. Musiał opowiedzieć Gabby o wyimaginowanych rozmowach, które z nią
prowadził, gdy leżała w szpitalu. Ona nie pamiętała nic: żadnych zapachów, żadnych dźwięków z
Ale wszystko było dobrze. Tak, jak powinno być. Usłyszał za sobą skrzypnięcie drzwi i
odwrócił się. W pewnej odległości widział Molly leżącą w wysokiej trawie. Staruszek Moby spał
w kącie. Travis uśmiechnął się, widząc, że Gabby z zachwyconą miną podgląda dokazujące córki.
Christine bujała Lisę na huśtawce z opony, obie chichotały jak szalone. Gabby usiadła obok
- Lunch jest już gotowy - powiedziała - ale myślę, że pozwolę im pobawić się jeszcze
- Jak sądzisz, czy później, gdy przyjedzie Stephanie, moglibyśmy wszyscy wybrać się do
- Nie sądzę. Kiedy ostatnim razem próbowałeś, musieliśmy kupić nowe całe urządzenie.
Pamiętasz?
- Tak, tak - przekomarzała się z nim. Puściła do niego oko. - Wolisz zjeść tutaj czy w
środku?
potrzebować lub pragnąć czegoś więcej? Słońce świeciło jasno, kwiaty kwitły, a dzień mijał w
beztroskim spokoju, jakiego nie mógł wyobrazić sobie minionej zimy. Po prostu zwykły dzień,
jak wiele innych. Lecz przede wszystkim dzień, kiedy wszystko było dokładnie takie, jak
powinno być.