Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 3

ODYSEJA KOMUNISTYCZNA

Czyli o jednej z prób stworzenia


kina fantastyczno-naukowego w PRL

Marek Piestrak zdążył przyzwyczaić mnie do swoich ekscentrycznych produkcji. Oczywiście


nie można mówić tutaj o ambitnej, wielowątkowej fabule, ani przekonującej kreacji świata,
jednak trudno odmówić Wilczycy (1982), czy Klątwie Doliny Węży (1987) pewnego uroku
charakterystycznego dla kina klasy B. Umowna fabuła i tanie jak barszcz efekty specjalne
stały się symbolami twórczości Piestraka, który jako jeden z nielicznych w Bloku
Wschodnim próbował swoich sił w produkcji kina gatunkowego.

Dzieło omawiane w niniejszym tekście jest debiutem Piestraka w tworzeniu pełnego,


kinowego metrażu, wcześniej reżyserował jedynie filmy telewizyjne. Test Pilota Pirxa to
polsko-radziecka koprodukcja, będąca adaptacją opowiadania Stanisława Lema Rozprawa (z
cyklu Opowieści o pilocie Pirxie). Akcja opowieści osadzona jest w przyszłości, w której
korporacja kosmiczna decyduje się przeprowadzić test zdolności ludzkiego pilota w nowego
rodzaju przedsięwzięciu. Wybór pada na komandora Pirxa, doświadczonego pilota, który ma
stanąć na czele tej kosmicznej ekspedycji. Jednak dotarcie do celu jest jedynie drugorzędnym
zadaniem, wraz z Pirxem na pokładzie znajduje się załoga złożona nie tylko z ludzi.

Akcja rozpoczyna się od efektywnej sceny, przedstawiającej działanie laboratorium, gdzie


produkowane są człowieko-podobne maszyny, nazywane w tym świecie nieliniowcami.
Dolnośląskie Centrum Medyczne zostało na potrzeby scenariusza przebrane za “fabrykę
ludzi”, która nie może budzić pozytywnych skojarzeń, co reżyser podkreśla zdawkowym,
oświetleniem punktowym. W kolejnej istotnej scenie jesteśmy świadkami spotkania Rady,
mającej zadecydować, kogo wysłać na kosmiczną ekspedycję. Po niedługiej naradzie
decydują się oczywiście wysłać Pirxa, jednak warto przyjrzeć się tutaj aurze całej sceny.
Pięciu naradzających się prezesów siedzi na wygodnych skórzanych fotelach, wzdłuż
długiego, ciemnego, drewnianego stołu. Ponownie oświetlenie w pomieszczeniu jest
oszczędne, widz zaczyna sobie stawiać pytanie - czy zamiary tych postaci są równie
mroczne, co ich otoczenie?
Kiedy Pirx spotyka się z dyrektorem Unicefu ujawniają się jednak pierwsze wady tej
produkcji. Wspominałem na początku, że Piestrak specjalizuje się produkcjach o niskim
budżecie, który tutaj niestety objawia się już w 20 minucie. Dla współczesnego widza
absurdalnym pomysłem wydaje się fakt, że dyrektor tak znaczącej organizacji jak Unicef
rezyduje w położonym na Dolnym Śląsku, zdewastowanym pałacu w Mosznej. O ile do tej
pory byłem w stanie zaangażować się w świat przedstawiony, to surrealizm tej sceny w moim
odczuciu niszczy wizualny szyk narracyjny, prowadzony do tej pory, jak również ten
realizowany w kolejnych scenach. Scena pościgu też niestety zdradza braki w budżecie.
Całość rozgrywa się na krętej drodze, aby oddać niebezpieczną dla Pirxa sytuację
zdecydowano się zastosować dynamiczny montaż, z mnóstwem cięć. Zamiast dynamiki
zabieg montażowy wprowadza chaos, a o przebiegu wydarzeń widz dowiaduje się z
przeprowadzonej później rozmowy, nie z samej sekwencji ujęć.

Kolejnym negatywnym aspektem tej produkcji jest aktorstwo. Poza dwoma aktorami, którzy
wcielają się w głównego bohatera, Siergiejem Diesnickim (ciało) i Zygmuntem Hübnerem
(dubbing), żaden z bohaterów w moim odczuciu nie jest w stanie przekonać widza do swojej
postaci ani tym bardziej nią zainteresować. Zdecydowana większość kwestii jest
wypowiadana, a nie grana. Przez co postacie nie mają między sobą żadnej chemii, można
odnieść wrażenie, że poszczególne sceny to kadry ze spotkania urzędników średniego
szczebla, zamiast pchających fabułę, angażujących widza emocji. Szczególnie widać to w
scenie, kiedy Pirx spotyka swoich załogantów. Wtedy też dowiaduje się o prawdziwym celu
jego misji, jeden z mężczyzn w jego załodze jest zakamuflowanym nieliniowcem, a
najważniejszym założeniem ekspedycji jest zbadanie, w jaki sposób sztuczny człowiek
zachowa się w przestrzeni kosmicznej. Paradoks tych postaci (włącznie z głównym
bohaterem) polega na tym, że komandor przez całą ekspedycję przeprowadza ze swoimi
podległymi rozmowy, mające na celu ujawnienie ich robotycznej natury. A, pomimo że na
ekranie spędza tak z nimi około godziny, to żadnej postaci nie byłbym w stanie opisać nawet
jednym zdaniem.

Kiedy załoga rusza w kosmos, objawia się moim zdaniem największa zaleta filmu Piestraka.
Scenografowie, tworząc plan filmowy skonstruowali, naprawdę solidną wizję
komunistycznego statku kosmicznego. Wnętrze statku Goliatha nie przypomina w żaden
sposób modernistycznych kształtów Discovery One z Odysei 2001, a raczej przywodzi na
myśl pomieszczenia kontrolne z elektrowni atomowej w Czarnobylu. Taka toporność i
brutalizm konstrukcji świetnie wpasowuje się w czasy, w jakich powstawał ten film, a
dodatkowo nadaje scenom wyjątkowego charakteru, wprost z bloku wschodniego.
Dodatkowo w kosmosie widz w końcu zyskuje jakieś pojęcie przestrzeni i odległości. Dopóki
znajdujemy się na Ziemii, w żadnym momencie widz nie ma pojęcia, gdzie znajduje się Pirx,
raz w nienazwanej metropolii, raz w dworku, lotnisku, czy Chinatown, film nie mówi nam,
czy te miejsca znajdują się w tym samym kraju, czy nawet na tym samym kontynencie? Na
pochwałę zasługują również makiety, Goliath również na zewnątrz przywołuje industrialną
codzienność jego projektantów. Przypomina brzydki, sklecony z kominów hutniczych, do
bólu funkcjonalny kawał stali zawieszony w przestrzeni kosmicznej, a jego mroczną aurę
dopełnia kontrastowe oświetlenie.

Niestety w kulminacyjnym momencie akcja w kosmosie kończy się natychmiastowo, a widz


wraz z załogantami bierze udział w jakimś nie do końca zrozumiałym dla niego
przesłuchaniu. Ten zabieg pozostawia ogromny niedosyt całej historii, ponieważ finał zostaje
opowiedziany, a nie zgodnie z podstawową sztuka kina - pokazany.

Podsumujmy jednak całość. Osobiście uważam, że pomimo wad, warto dać tej produkcji
szansę. Jest to dość chaotyczna i nierówna próba zrobienia science fiction po polsku, ale jak
na jedno z pierwszych podejść Piestraka do pełnego metrażu jest to całkiem zręcznie
przeprowadzony projekt. Oczywiście nie można go w żaden nieuwłaczający sposób
porównać do amerykańskich klasyków kina science fiction (nawet tych znacznie starszych od
Pirxa), lecz posiada on pewną pociągającą polską fantazję, przebijącą się nawet przez
wszechobecne niedostatki budżetowe.

Patryk Poźniak
nr albumu: 459974

You might also like