Professional Documents
Culture Documents
Cass Kiera Rywalki 3 Jedyna - Compress
Cass Kiera Rywalki 3 Jedyna - Compress
ISBN 978-83-7686-302-3
Adres do korespondencji:
Wydawnictwo Jag uar Sp. Jawna
ul. Kazimierzowska 52 lok. 104
02-546 Warszawa
www.wydawnictwo-jag uar.pl
Dedykacja
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Epilog
Podziękowania
DLA CALLAWAYA,
CHŁOPCA, KTÓRY WSPIĄŁ SIĘ DO DOMKU NA DRZEWIE
W MOIM SERCU I UCZYNIŁ MNIE KORONĄ SWOJ EGO SERCA.
Rozdział 1
Ami,
zostałyśmy ciotkami! Astra jest cudowna. Żałuję, że nie ma
Cię tutaj i nie możesz jej sama zobaczyć, ale wszyscy rozu-
miemy, że teraz musisz być w pałacu. Myślisz, że spotkamy
się na Boże Narodzenie? To przecież już niedługo! Muszę
kończyć, pomagam Kennie i Jamesowi. Nie mogę uwie-
rzyć, jak ona jest śliczna! Przesyłam zdjęcie. Ściskamy Cię
mocno!
May
– Ja również – obiecałam.
Następny dzień był praktycznie taki sam jak poprzed-
ni, chociaż nigdy wcześniej nie czułam się tak rozczar o-
wana, widząc słońce. Przyg niatało nas ciężkie
przygnębienie, nie byłyśmy w stanie niczeg o robić.
Pragnęłam biec, rozładować część tej energ ii w jakikol-
wiek sposób.
Po obiedzie z ociąganiem wróciłyśmy do Komnaty
Dam. Elise czytała, a ja znowu usiadłam nad papier em
nutowym. Kriss i Celeste nie pojawiły się jeszcze. Jakieś
dziesięć minut później weszła Kriss z naręczem różnych
rzeczy. Usiadła nad szkicownikiem i zestawem kolor o-
wych kredek.
– Co robisz? – zapytałam.
Wzruszyła ramionami.
– Cokolwiek, czym mogłabym się zająć.
Siedziała przez długą chwilę z czerwoną kredką
w ręku, trzymając ją nad kartką.
– Nie wiem, co robię – powiedziała w końcu. – Wiem,
że inni są w niebezpieczeństwie, ale kocham go. Nie
chcę stąd wyjeżdżać.
– Król nie dopuści, żeby ktokolwiek zginął – stwier-
dziła pocieszająco Elise.
– Ale już zginęli ludzie. – Kriss nie próbowała się
z nią kłócić, była tylko zatroskana. – Muszę zacząć
myśleć o czymś innym.
– Jestem pewna, że Silvia znalazłaby nam coś do ro-
boty – podsunęłam.
Kriss roześmiała się krótko.
– Nie jestem aż tak zdesper owana. – Przesunęła
kredkę po papier ze, kreśląc równą, łukowatą linię. –
Wszystko będzie dobrze, jestem tego pewna.
Przetarłam oczy i popatrzyłam na zapis mojej melo-
dii. Potrzebowałam chwili oddechu.
– Zajrzę do którejś biblioteki. Zar az wracam.
Elise i Kriss skinęły mi obojętnie głowami, próbując
się skoncentrować na tym, co robią, a ja wstałam
i wyszłam.
Poszłam kor ytar zem do jednej z sal na końcu piętra.
Tam na półkach było trochę książek, które chciałam
przeczytać. Drzwi do biblioteki otwor zyły się bezsze-
lestnie, a ja uświadomiłam sobie, że nie jestem sama.
Usłyszałam czyjś płacz.
Rozejr załam się za jego źródłem i zobaczyłam Cele-
ste, siedzącą z podkulonymi kolanami na szer okim par a-
pecie. Poczułam się okropnie zakłopotana. Celeste nigdy
nie płakała. Aż do tej chwili nie byłam nawet pewna, czy
jest do tego zdolna.
Pozostawało mi tylko wyjść, ale Celeste zauważyła
mnie, ocier ając oczy.
– Choler a! – jęknęła. – Czeg o tu chcesz?
– Niczeg o. Przepraszam. Szukałam książki.
– To bierz ją i uciekaj. Masz już i tak wszystko, czeg o
chciałaś.
Przez chwilę stałam w milczeniu, nie rozumiejąc jej
słów. Celeste westchnęła ciężko i podniosła się z miej-
sca. Złapała jedno ze swoich licznych kolor owych cza-
sopism i rzuciła nim we mnie, a ja chwyciłam je nie-
zgrabnie.
– Sama zobacz. Ta twoja przemowa w Biuletynie wy-
niosła cię na szczyt. Uwielbiają cię. – W jej głosie
brzmiały złość i oskarżenie, zupełnie jakbym zaplano-
wała wszystko z góry.
Odwróciłam czasopismo we właściwą stronę i zoba-
czyłam, że połowę strony zajmują zdjęcia pozostałych
czter ech kandydatek ze słupkami obok. Ponad zdjęciami
eleg ancki nagłówek pytał: Kogoś byś chciała jako
królową? Koło mojej fotog rafii wysoki słupek pokazy-
wał, że trzydzieści dziewięć procent respondentów
głosowało na mnie. Wydawało mi się, że ta z nas, która
ma ostatecznie zwyciężyć, powinna mieć większe popar-
cie, ale i tak to było znacznie więcej niż w przypadku
pozostałych!
Wybrane cytaty obok tych wykresów mówiły, że Cele-
ste nosi się naprawdę królewsko, chociaż jest dopier o
trzecia. Elise jest niezwykle wytworna, ale głosowało na
nią zaledwie osiem procent respondentów. Cytaty przy
moim zdjęciu sprawiły, że chciało mi się płakać.
„Lady Amer ica jest zupełnie jak królowa. To urodzo-
na wojowniczka. Nie tylko jej chcemy – potrzebujemy
jej!”
Wpatrywałam się w te słowa.
– Czy… czy to naprawdę?
Celeste wyr wała mi czasopismo.
– Jasne, że naprawdę. No już, idź, wyjdź za nieg o, czy
co tam sobie chcesz. Zostań księżniczką. Wszyscy będą
zachwyceni. Biedna mała Piątka dostała kor onę.
Skier owała się do drzwi, a jej kwaśny nastrój popsuł
mi najbardziej niesamowitą nowinę, jaką usłyszałam od
początku Eliminacji.
– Wiesz, nie rozumiem w ogóle, dlaczeg o to dla cie-
bie takie ważne. Jakiś bardzo szczęśliwy facet Dwójka
i tak się z tobą ożeni. A kiedy to wszystko się skończy,
dalej będziesz sławna – powiedziałam oskarżycielsko.
– Jako niedoszła królowa.
– Na litość boską, jesteś modelką! – krzyknęłam. –
Masz wszystko.
– Ale na jak długo? – odpar owała. Powtórzyła ciszej:
– Na jak długo?
– Nie rozumiem? – zapytałam, także zniżając głos. –
Celeste, jesteś piękna i będziesz Dwójką przez resztę
swojeg o życia.
Zaczęła potrząsać głową, zanim jeszcze skończyłam
to mówić.
– Myślisz, że tylko ty czujesz się czasem uwięziona
przez ograniczenia swojej klasy? Tak, jestem modelką.
Nie potrafię śpiewać. Nie jestem aktorką. Więc kiedy
moja twarz nie będzie już dostatecznie świeża, wszyscy
o mnie zapomną. Zostało mi jeszcze z pięć lat, dziesięć,
jeśli będę miała szczęście.
Popatrzyła na mnie.
– Spędziłaś całe życie, wtapiając się w tło. Widzę, że
czasem ci tego brakuje. Cóż, ja spędziłam życie w bla-
sku reflektorów. Może dla ciebie to głupie obawy, ale
dla mnie tak właśnie jest: nie chcę tego stracić.
– Właściwie to ma sens.
– Naprawdę? – Otarła chusteczką oczy i spojr zała
w okno.
Podeszłam bliżej i stanęłam obok niej.
– Owszem. Ale Celeste, czy ty go w ogóle kochasz?
Przechyliła głowę i zastanowiła się.
– Jest słodki. I naprawdę świetnie się całuje – dodała
z uśmiechem.
Odwzajemniłam ten uśmiech.
– Wiem.
– Wiem, że wiesz. To był poważny cios dla moich
planów, kiedy zor ientowałam się, jak daleko zaszliście.
Miałam nadzieję, że będę go miała w garści, jeśli spra-
wię, że zacznie mar zyć o czymś więcej.
– To nie jest metoda, żeby zdobyć czyjeś serce.
– Nie potrzebuję jego serca – przyznała. – Chciałam
tylko, żeby pragnął mnie dostatecznie, żeby mnie tu za-
trzymać. Zgoda, to nie jest miłość. Potrzebuję sławy
znacznie bardziej niż miłości.
Po raz pierwszy nie była moim wrog iem. Rozu-
miałam to ter az. Owszem, potrafiła być podstępna, ale to
się brało z desper acji. Po prostu czuła, że musi nas
onieśmielać i zniechęcać do czeg oś, czeg o większość
z nas po prostu chciała, a co jej wydawało się niezbędne.
– Po pierwsze, potrzebujesz miłości. Każdy potrzebu-
je. I nie ma nic złego, żeby jej pragnąć w połączeniu ze
sławą.
Przewróciła oczami, ale nie przer ywała mi.
– Po drug ie, Celeste Newsome, którą znam, nie po-
trzebuje mężczyzny, żeby być sławna.
Roześmiała się w tym momencie na głos.
– Byłam trochę nieznośna – przyznała, raczej rozba-
wiona niż zawstydzona.
– Podarłaś mi sukienkę!
– Cóż, wtedy tego potrzebowałam!
Nag le to wszystko wydało mi się zabawne. Wszystkie
te kłótnie, złośliwe miny, małe podstępy – sprawiały
wrażenie przeciągającego się żartu. Stałyśmy tak przez
chwilę, śmiejąc się z wydar zeń ostatnich kilku miesięcy,
a ja poczułam, że chciałabym się nią opiekować tak, jak
wcześniej Marlee.
Ku mojemu zaskoczeniu jej śmiech ucichł szybko
i odezwała się do mnie, odwracając wzrok:
– Zrobiłam mnóstwo rzeczy, Ami. Okropnych rzeczy,
których powinnam się wstydzić. Po części dlateg o, że źle
znosiłam stres całej tej rywalizacji, ale przede wszyst-
kim dlateg o, że byłam gotowa na wszystko, żeby zdobyć
tę kor onę, zdobyć Maxona.
Sama byłam tym trochę zdziwiona, ale podniosłam
rękę i poklepałam ją po ramieniu.
– Szczer ze mówiąc – zaczęłam – wydaje mi się, że nie
potrzebujesz Maxona, żeby zdobyć to, na czym ci
w życiu zależy. Masz motywację, masz talent i, co chyba
najważniejsze, masz możliwości. Pół kraju oddałoby
wszystko, żeby mieć to, co ty.
– Wiem – przyznała. – To nie tak, że jestem zupełnie
nieświadoma, ile mam szczęścia. Po prostu trudno mi
zaakceptować możliwość, że będę… nie wiem, kimś
mniej ważnym.
– No to nie akceptuj tego.
Celeste potrząsnęła głową.
– Byłam bez szans, prawda? Od początku liczyłaś się
tylko ty.
– Nie tylko ja – przyznałam. – Jeszcze Kriss. Ona
także jest fawor ytką.
– Chcesz, żebym jej złamała nogę? Dałoby się zrobić.
– Celeste roześmiała się. – Żartuję.
– Wrócisz ze mną? Trudno ter az siedzieć tam całymi
dniami, a z tobą zawsze było trochę ciekawiej.
– Nie ter az. Nie chcę, żeby pozostałe wiedziały, że
płakałam. – Celeste spojr zała na mnie prosząco.
– Obiecuję, że nic nikomu nie powiem.
– Dziękuję.
Nastąpiła chwila krępującej ciszy, jakby jedna z nas
powinna powiedzieć coś jeszcze. Wydawało mi się
ważne, że ter az w końcu naprawdę zobaczyłam Celeste.
Nie byłam pewna, czy potrafię zapomnieć o wszystkim,
co mi zrobiła, ale przynajmniej ter az ją rozumiałam.
Nie było nic do dodania, więc skinęłam jej głową
i wyszłam.
Kiedy zamknęłam za sobą drzwi, uświadomiłam so-
bie, że zapomniałam zabrać książkę. A potem przypo-
mniałam sobie kolor owy wykres z moim uśmiech-
niętym zdjęciem i wysokim słupkiem obok. Musiałam
się przy kolacji pociągnąć za ucho. Maxon powinien się
o tym dowiedzieć. Miałam nadzieję, że może jeśli będzie
świadom, co ludzie o mnie myślą, jego uczucia zaczną
się odrobinę krystalizować.
Kiedy wyszłam za róg kor ytar za, widok znajomej
twar zy przypomniał mi, że mam jeszcze większe plany
do obmyślenia. Powiedziałam Maxonowi, że znajdę
sposób, żebyśmy się mog li spotkać z Aug ustem, i byłam
pewna, że nasza jedyna szansa właśnie idzie w moją
stronę.
Aspen szedł kor ytar zem i wydawał się jeszcze
większy i wyższy, niż kiedy go ostatnio widziałam.
Rozejr załam się, żeby sprawdzić, czy jesteśmy sami.
Dalej w kor ytar zu stało na warcie kilku gwardzistów, ale
znajdowali się poza zasięgiem słuchu.
– Hej – powiedziałam, przywołując go gestem. Przy-
gryzłam warg i z nadzieją, że Aspen okaże się tak zar ad-
ny, jak przypuszczałam. – Potrzebuję twojej pomocy.
Nawet nie mrugnął okiem.
– Czeg o tylko zaprag niesz.
Rozdział 12
Americo,
Przepraszam Cię z całego serca. Kiedy Cię odwiedziliśmy,
poszedłem do Twojego pokoju i znalazłem pamiętnik Gre-
gory’ego Illéi. Nie powiedziałaś mi, że on tam jest, sam się
tego domyśliłem. Jeśli miałaś przez to jakieś kłopoty, cała
wina leży po mojej stronie. Jestem pewien, że będą jakieś
reperkusje z powodu tego, kim jestem, i z powodu tego,
komu o tym powiedziałem. Przykro mi, że zdradziłem Two-
je zaufanie, ale wierzę, że zrobiłem to z nadzieją na to, że
Twoja przyszłość i przyszłość nas wszystkich może być lep-
sza.
Popatrz na Gwiazdę Polarną,
Odwieczną przewodniczkę.
Niech nigdy cię nie opuszczą
Prawda, honor i to, co słuszne.
Kocham Cię,
Shalom
25 grudnia, 16:30
Kochana Ami,
25 grudnia, 22:35
Kochana Ami,
26 grudnia, 10:00
Kochana Ami,
27 grudnia, południe
Kochana Ami,
27 grudnia, 23:00
Moja kochana Ami,
Tom 1
Rywalki
Tom 2
Elita
Tom 3
Jedyna
W 2015:
The Quinn & The Favorite
oraz
Tom 4
The Heir*