Deleuze & Guattari - Tysiąc Plateau

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 329

D e l e uz e

Guatta ri
t ys iąc
pl ateau
Gilles Deleuze
Félix Guattari

tysiąc
plateau
Cet ouvrage a bénéficié du soutien des M i c h ał H e r e r
Programmes d’aide à la publication de l’Institut français.

Książkę wydano dzięki dofinansowaniu


Institut Français w ramach programów wsparcia wydawniczego. T y s i ąc p l at e au –
k s i ą ż k a o s o b l i wa

Projekt dofinansowany ze środków


Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Pewien znany z poczucia humoru profesor filozofii spytał mnie kiedyś:
„kim jest ten cały Deleuzoguattari”? Pytanie było o tyle uzasadnione, że
mieliśmy, jako członkowie akademickiej komisji, zdecydować o dopusz-
czeniu do obrony rozprawy doktorskiej ze słowem „deleuzoguattarian”
w tytule. Profesor najwyraźniej widział we mnie specjalistę od owych
mętnych i dziwacznych zagadnień kryjących się pod hasłem „współczes-
na filozofia francuska”, dlatego rzucając mi zachęcające spojrzenia do-
ciekał: „czy jest to jedna osoba, czy dwie? A może jeszcze więcej?”. Szyb-
ka riposta nigdy nie była moją mocną stroną. Gorączkowo usiłowałem
wymyślić coś w miarę inteligentnego, ale w końcu wybełkotałem tylko:
„cóż… oni są trochę jak… Marks i Engels”. Czoło profesora lekko się zmar-
szczyło. To nie był dobry kierunek. „Albo jak… Russell i White­head”. Czo-
ło wygładziło się ponownie. Sytuacja była uratowana. Pozostali członko-
wie komisji również poczuli, że napięcie opadło. Mogliśmy procedować
dalej. Wyznaczyliśmy termin obrony, która przebiegła zresztą bez więk-
szych niespodzianek.
Wbrew pozorom sprawa wcale nie jest oczywista. Albo raczej: jest
taka tylko na pewnym poziomie, który można by nazwać poziomem
historii osobistej. Mamy tu, owszem, do czynienia z dwiema osobami,
osobami dwóch autorów, których drogi przecięły się latem 1969 roku za
Kapitalizm i schizofrenia II, Tysiąc plateau sprawą niejakiego Jean-Pierre’a Myuarda, goszczącego Deleuze’a i Guat-
Capitalisme et schizophrénie II, Mille plateaux tariego w swojej posiadłości w Dhuizon1. Pozostając wciąż na tym sa-
Gilles Deleuze, Félix Guattari
mym poziomie da się dziś – na podstawie rozmaitych dokumentów
(głównie korespondencji znajdującej się w archiwum IMEC2) odtwo-
First published in French as Capitalisme et schizophrénie II, Mille plateaux
© 1980 by Les Editions de Minuit rzyć historię ich znajomości i współpracy. Niektóre aspekty owej histo-
rii zainteresują czytelników spragnionych rozmaitych biograficznych

1 Pierwotnie osób miało zatem być więcej – a mianowicie trzy. François Dosse
w swojej „skrzyżowanej biografii” Deleuze’a i Guattariego opisuje dokładnie
Wydanie polskie okoliczności owego spotkania i stopniowego wycofywania się Muyarda (por.
© Autorzy, Fundacja Bęc Zmiana François Dosse, Gilles Deleuze et Félix Guattari. Biographie croisée, La Décou-
verte, 2007, s. 14).
Warszawa 2015 2 l’Institut Mémoires de l’édition contemporaine.

V
M i c h ał H e r e r T y s i ąc p l at e au – k s i ą ż k a o s o b l i wa

ciekawostek – jak na przykład to, że panowie, mimo łączącej ich przy- są metafory, a przynajmniej Deleuze nie ma na myśli sensu metaforycz-
jaźni, nigdy nie przeszli na „ty”. Félix, ah Félix, cher Félix, je vous aime et nego. Metafora nigdy nie oddaje stawania się, uchwytuje jedynie analo-
rien pour ma part ne peut affecter nos relations – pisał Deleuze w liście do gie, podobieństwa. Dlatego w miejsce metafory i interpretacji Deleuze
Guattariego z 23 czerwca 1973 roku3. Pozostawiam te słowa w oryginale, i Guattari uparcie proponują swoje maszyny i połączenia. Nieświado-
bo mało jest rzeczy tak bardzo francuskich jak owo je vous aime … Inne mość, jak piszą w Anty-Edypie, nic nie znaczy, jest za to zawsze w pewien
aspekty mają z kolei znaczenie dla historyka filozofii, który – nie usta- sposób urządzona i jakoś działa – nie próbujcie jej zrozumieć (nie ma tu
jąc w próbach ustalenia rodowodu każdej myśli – będzie się starał od- nic do rozumienia), spróbujcie sprawić, by zadziałała inaczej… A zatem:
dzielić to, co Deleuzjańskie, od tego, co Guattariańskie. I tak, to właśnie Guattari nie jest jak morze (błyskawica), Deleuze zaś nie jest jak pagórek
Guattariemu z dużą dozą pewności przypisać można choćby kluczowe (piorunochron); każdy z nich staje się (morzem, pagórkiem itd.). Nie po-
w Tysiąc plateau pojęcie refrenu. Wiemy też oczywiście sporo na temat lega to na naśladowaniu (podobieństwie formy), lecz na działaniu w pe-
tego, jak – w sensie technicznym – pisali wspólnie swoje książki. Że na wien sposób. „Napisaliśmy Anty-Edypa we dwójkę. A że każdy z nas był
przykład praca nad Anty-Edypem przebiegała przede wszystkim w try- wieloma, zrobiło się nas całkiem sporo” (s. 10) – wbrew temu, co można
bie korespondencyjnym (z wiecznymi opóźnieniami ze strony Deleuze’a, by sądzić, nie jest to deklaracja rozszczepienia czy wręcz zwielokrotnie-
które denerwowały Guattariego), natomiast przy Tysiącu plateau auto- nia jaźni. Wiele jednostek – w tym wypadku: jaźni – to jeszcze nie wie-
rzy wykorzystywali również metodę swobodnej rozmowy („konwersa- lość w sensie deleuzoguattariańskim. Sama jaźń skrywa wielość pro-
cji”, będącej czymś innym niż znienawidzona przez Deleuze’a „dysku- cesów i relacji nieposiadających w ogóle formy jedności. Jest zbiorem
sja”). Wszystko to są jednak kwestie historyczne, w sensie historii pojęć stosunków prędkości i powolności. Dokładnie tak jak morze albo pagó-
bądź historii osobistej (biografii). Obok toczy się innego rodzaju proces. rek. Stawanie się dotyczy właśnie owych stosunków. Mamy więc do czy-
Istnieje inny, nie-­osobisty i nie-historyczny poziom4, i to właśnie tam nienia ze stawaniem-się-pagórkiem Deleuze’a i stawaniem-się-morzem
ujawnia się fenomen Deleuze’a/Guattariego. Guattariego. Ze stawaniem się Deleuze’a/Guattariego pagórkiem obmy-
Tym samym wkraczamy jednak na obszar, który rozpoznali i opi­ wanym przez morskie fale albo piorunochronem, w który uderza grom…
sali właśnie autorzy Tysiąca plateau. To oni każą nam abstrahować od Ów molekularny proces przekłada się, rzecz jasna, na określone
„molowych” formacji zwanych osobami i zejść na „molekularny” poziom efekty na poziomie molowym, dotyczącym osób i osobowości. Guattari
pragnienia. Oni też odróżniają historię od stawania się. Dlatego sami uj- „jest w stanie przeskakiwać z jednego obszaru aktywności do drugie-
mują swoją wspólną pracę w innych kategoriach. Poza pierwszym akapi- go, mało śpi, podróżuje, nigdy nie stoi w miejscu”. Deleuze lubi „pisać
tem Tysiąca plateau – gdzie deklarują, że chodzi im o „moment, w którym w samotności”, nie lubi „dużo mówić”, jest „niezdolny do realizowa-
jest nieważne, że mówi się »ja« (s. 10)5 – dysponujemy na przykład listem nia dwóch przedsięwzięć jednocześnie”, a jego podróże mają charakter
Deleuze’a do jego japońskiego tłumacza, Kuniichi Uno. Nie ma tam „wewnętrzny”7. Dokładny sens owego przekładu będzie zresztą jednym
mowy o autorach czy osobach. Albo raczej: osoby autorów są wyłącznie z najważniejszych problemów ich myśli. Jaki jest związek między wielo-
wiązkami osobliwości, odsyłają do dwóch konfrontujących się ze sobą ścią w ciągłym procesie stawania się, a owymi całościowymi i całościu-
intensywności lub dynamik. Guattari jest pozostającym wciąż w ruchu, jącymi figurami w rodzaju „osób” czy „klas”? Tak czy inaczej, zaznaczają
stale migoczącym „morzem”, Deleuze zaś – nieruchomym „pagórkiem”5. się tu wyraźnie dwa poziomy, najwyraźniej niedające się zredukować do
Morze i pagórek albo, w innej wersji, błyskawica i piorunochron6 – to nie różnych perspektyw lub sposobów mówienia. Proces totalizacji jest rów-
nie rzeczywisty, jak sam molekularny proces stawania się. W tym sensie
3 Cyt. za: François Dosse, Gilles Deleuze et Félix Guattari, s. 24. filozoficzna przyjaźń Deleuze’a i Guttariego ma dwa aspekty lub też dwa
4 Jak słusznie zauważył kiedyś Michel Foucault, osobowa tożsamość to coś, co oblicza. Z jednej strony łączy dwie osoby, zaangażowanego politycznie
mamy wpisane w papierach; gdy piszemy, zostawiamy te sprawy na boku: „Nie
psychoanalityka, pracującego nad nowymi technikami terapii i wscho-
pytajcie mnie, kim jestem, ani nie mówcie mi, abym pozostał taki sam: jest to
moralność stanu cywilnego; rządzi ona naszymi dokumentami. Niechże zo- dzącą gwiazdę francuskiej filozofii, autora ważnych prac o Hume’ie,
stawi nam swobodę, kiedy mamy pisać” (Michel Foucault, Archeologia wiedzy, Bergsonie i Nietzschem, a także Różnicy powtórzenia oraz Logiki sensu.
tłum. A. Siemek, PIW 1977, s. 43). Mają oni, jak to się mówi, różne temperamenty i odmienne nawyki, jeśli
5 Gilles Deleuze, Lettre à Uno: comment nous avons travaillé à deux, w: tegoż, Deux
régimes de fous. Textes et entretiens. 1975-1995, Minuit 2003, s. 218.
6 Tamże, s. 220. 7 Tamże, s. 218.

VI VII
M i c h ał H e r e r T y s i ąc p l at e au – k s i ą ż k a o s o b l i wa

idzie o pracę; w sumie jednak zdają się uzupełniać. Z drugiej strony ta Osiem lat później z owego spotkania rodzi się Tysiąc plateau – naj-
sama relacja była spotkaniem dwóch wiązek osobliwości, dwóch syste- bardziej osobliwa książka filozoficzna ubiegłego stulecia. Osobliwa
mów prędkości i spowolnień. W istocie, spotkanie morza z pagórkiem i osobna. Choć formalnie rzecz biorąc jest to ciąg dalszy Anty-Edypa,
dostarcza materiału na całe mnóstwo anegdot, choć są to anegdoty in- druga część dzieła opatrzonego zbiorczym tytułem Kapitalizm i schizo-
nego rodzaju niż te należące do sfery osobistej. To o tym innym typie frenia, między owymi dwiema odsłonami zachodzi wyraźna nieciągłość.
anegdot z życia Deleuze napisał kiedyś, że stają się bezpośrednio afory- Nie idzie przy tym wyłącznie o dzielący je dystans ośmiu lat, choć praw-
zmami myśli. Wszystko, co w podpisanych przez Deleuze’a i Guattarie- dą jest, że oddziela on niejako dwie epoki. Pierwszy tom powstał na fali
go książkach stanowi świadectwo najwyższego napięcia, najwyższej my- wydarzeń Maja ’68 roku8. Nie sposób wyobrazić sobie tej książki bez po-
ślowej intensywności, wynika właśnie z owego spotkania. Co więcej, to litycznej i intelektualnej atmosfery, bez radykalizmu początku lat 70., za-
ono sprawia, że jeden i drugi zaczyna mówić nie tyle „własnym”, osobi- równo jeśli idzie o krytykę zastanych dyskursów i instytucji, jak i wia-
stym głosem, ile w sposób osobliwy, wolny od rozmaitych ograniczeń. rę w możliwość ich zmiany. Dlatego, choć w niektórych środowiskach
W przypadku Guattariego byłyby to ograniczenia związane z przynależ- schizoanaliza spotkała się z oporem albo wręcz – jak wśród maoistów9 –
nością do szkoły lacanowskiej, z pozycją „ulubionego ucznia”. Nie cho- z odrzuceniem, była rodzajem wydarzenia. Zupełnie inaczej wyglądało
dzi nawet o to, na ile Anty-Edyp rzeczywiście radykalnie zrywa z lacani- to w roku 1980. Rewolucyjne nadzieje okazały się w większości płon-
zmem, na ile zaś przetwarza pewne jego motywy i rozwija tkwiące w nim ne. Nadszedł czas „reakcji”10, nie tylko w sensie ściśle politycznym, ale
nieortodoksyjne możliwości. Mistrz poczuł się zdradzony, a repertuar także w obszarze kultury. Klimat epoki sprzyja „filozofującym” publicy-
manipulacyjnych zabiegów, jakie zastosował, najpierw by mieć wpływ stom i „nowym filozofom”, podbijającym media. Trudno się dziwić, że
na treść książki, potem zaś – by zminimalizować jej oddziaływanie, a na- w tej sytuacji ukazanie się Tysiąca plateau przeszło niemal bez echa11. Nie
wet ją zmarginalizować, świadczy o tym, że sprawa była poważna. Mo- jest to wszak książka przystępna, w każdym razie nie w sensie, w jakim
sty zostały spalone. Dla Deleuze’a kwestią fundamentalną było z kolei przystępni chcieli być nowi filozofowie. W odróżnieniu od Anty-Edypa
uwolnienie się od konieczności uprawiania historii filozofii. Jego mono- nie stanowi też, w swoim rdzeniu, polemiki z takimi czy innymi nurta-
grafia o Nietzschem to praca, która zrewolucjonizowała recepcję autora mi intelektualnymi. Jeśli pierwszy tom Kapitalizmu i schizofrenii czyta się
Zara­tustry w XX wieku. Nie jest przy tym prostą rekonstrukcją i – zwłasz- względnie łatwo w kontekście sporu z Lacanem, odrzucenia psychoana-
cza z późniejszej perspektywy – nieraz trudno odróżnić to, co w niej litycznego familizmu itp., tom drugi stawia opór również przez to, że sam
Nietzscheańskie, od tego, co pochodzi od samego Deleuze’a. Za kolejny niejako wytwarza dziedzinę, którą eksploruje12.
krok w stronę filozoficznej twórczości można uznać Różnicę i powtórze- Zapytany o to, jaki genre reprezentuje Tysiąc plateau (z jego odwoła-
nie. W gruncie rzeczy również ta książka jest jednak książką historyczno-­ niami do etnologii, etologii, geologii, muzyki, historii, językoznawstwa
-filozoficzną. Niewątpliwie walczy się tu o jakąś stawkę (Różnica przeciw itp.), Deleuze odpowiedział całkiem jednoznacznie: „To filozofia, nic in-
Temu Samemu itd.), ale bronią pozostaje wciąż – błyskotliwa, oryginal- nego jak filozofia, w tradycyjnym sensie tego słowa”. Odwołał się przy
na – analiza rozmaitych zastanych koncepcji. Sam problem też, z pew- tym do pozornie prostego rozumienia filozofii, zgodnie z którym pole-
nego punktu widzenia, można uznać za tradycyjny problem filozoficzny, ga ona na tworzeniu pojęć. „Istnieje, rzecz jasna, myślenie poza filozo-
nawet jeśli jego rozwiązanie jest nieszablonowe. Wreszcie, wraz z Logi- fią, nie przybiera tam ono jednak owej specyficznej pojęciowej formy”13.
ką sensu, Deleuze dochodzi do granicy, do progu, za którym kończą się W Tysiącu plateau rzeczywiście znajdziemy całe mnóstwo pojęć, wymy-
przypisy do Platona (stoików, Artauda itd.), a zaczyna twórczość. Do tego ślonych albo wytworzonych przez Deleuze’a i Guattariego na potrzeby
jednak, by ów próg przekroczyć, potrzeba było czegoś więcej. Dopiero rozmaitych analiz. Większość z nich powraca w innych ich tekstach, zaś
razem Deleuze i Guattari są w stanie stworzyć naprawdę nową jakość, pi- żywot niektórych jest efemeryczny, ograniczony do tej jednej książki.
sać tak, jak nie pisał wcześniej nikt inny, również żaden z nich z osobna.
Nie ma tu nawet sensu mówić o „samodzielności” czy „oryginalności”. 8 Por. Gilles Deleuze, Huit ans après: Entretien 80, w: Deux régimes de fous, s. 162.
Nie idzie wszak o to, co własne, o samego-siebie albo źródło, z którego 9 Por. François Dosse, Gilles Deleuze et Félix Guattari, 249.
tryska dyskurs, lecz o dwa przecinające się strumienie. Anty-Edyp: wy- 10 Huit ans après, w: Deux régimes de fous, s. 162.
11 Por. François Dosse, Gilles Deleuze et Félix Guattari, 299.
zwolenie spod tyranii historii filozofii (tej „filozoficznej formy Edypa”) 12 Huit ans après, w: Deux régimes de fous, s. 162.
i zaborczego Ojca-Kapłana… 13 Tamże, s. 163.

VIII IX
M i c h ał H e r e r T y s i ąc p l at e au – k s i ą ż k a o s o b l i wa

Przy całej oczywistości takiego postawienia sprawy pozostaje jednak py- Na ile ich teoria stanowi rozwinięcie teorii Nietzschego? Czym różni się
tanie: z jakiego rodzaju filozofią mamy tu do czynienia? Na czym polega na przykład od opartej na teorii mnogości ontologii Badiou? Takie pyta-
jej specyfika? Książka filozoficzna – być może każda, jeśli jest godna tego nia stawia sobie historyk (współczesnej) filozofii. I nie są to bynajmniej
miana, ale na pewno ta książka – również ma niejako dwa oblicza, funk- pytania banalne. Każdy, kto rekonstruuje ową ontologię wielości, prę-
cjonuje na dwóch różnych poziomach. Tak jak Deleuze i Guattari byli dzej czy później musi zmierzyć się z wieloma trudnymi zagadnieniami,
(dwiema) osobami, z ich osobistymi historiami, które splotły się w pew- na przykład z kwestią tego, czy da się ową wielość pogodzić z Deleuzjań-
nym momencie, a zarazem wielością w procesie stawania się, podobnie ską „jednoznacznością” bytu. Byt jest wielością, a zarazem jest jedno-
Tysiąc plateau z jednej strony wpisuje się w historię filozoficznych pojęć, znaczny, „orzeka się w jednym i tym samym sensie o wszystkim, o czym
z drugiej zaś – wyraża proces stawania się myśli, którego nie da się zredu- się orzeka”15. Problem ewidentnie wymagający odwołania się do ontolo-
kować do wymiaru historycznego. gii spinozjańskiej (będącej jednym z ważnych punktów odniesienia dla
To, że zwłaszcza dla Deleuze’a historia filozofii stanowiła w dużej Deleuze’a i Guattariego)16. Dzięki Spinozie pewnego rodzaju monizm da
mierze przeszkodę w myśleniu, coś, co musiał przezwyciężyć, żeby stać się, być może, pogodzić z filozofią wielości. Pozostaje jednak majaczą-
się twórcą w dziedzinie myśli (filozoficznym twórcą pojęć), nie znaczy, ce wciąż na horyzoncie widmo dualizmu: wielość ekstensywna przeciw
że znalazł się całkiem poza jej zasięgiem. Jedna rzecz to próbować, we wielości intensywnej, plan transcendencji przeciw planowi immanen-
własnym myśleniu i pisaniu, wychodzić poza rolę komentatora albo ko- cji itd. (lista pseudodualizmów, odtwarzających się w Tysiącu plateau na
goś, kto zestawia filozoficzne koncepty wypracowane przez innych, kto każdym poziomie analizy, jest naprawdę długa). Czy rzeczywiście jest to
zamiast filozofować o dowolnym fragmencie uniwersum lub o jego cało- dualizm? Czy dualistą był Bergson, przeciwstawiający materię trwaniu?
ści, myśli wyłącznie o… samej filozofii. W tym znaczeniu Deleuze i Guat- Albo Nietzsche, piętnujący nihilizm jako negację stawania się? Czy ma-
tari wychodzą w Tysiąc plateau poza historyczno-filozoficzny schemat14. teria nie stanowi „stopnia zero” trwania, nihilizm zaś, mimo wszystko,
Inną rzeczą jest natomiast to, w jaki sposób efekty owej pojęciowej twór- formy woli mocy?
czości wpisują się – z perspektywy czytelnika albo z abstrakcyjnej per- Weźmy inny klucz. Czy książka ta nie jest w istocie projektem no-
spektywy historii pojęć – w dzieje filozofii, tworząc ich kolejną warstwę. wego materializmu? Oczywiście. I to takiego, który opiera się na odrzu-
Nie chodzi tu nawet o jakieś mimowolne „uwikłanie w tradycję”. Każ- ceniu bardzo silnie zakorzenionego w zachodniej metafizyce hylemorfi-
de nowe pojęcie i każdą nową problematykę da się zrozumieć jako pew- zmu, czyli myślenia w kategoriach formy i materii. By to pokazać, trzeba
ną grę z tym, co zastane, nawet jeśli jest to gra w krytykę i zerwanie. Na by przyjrzeć się dokładnie proponowanemu przez Deleuze’a i Guatta-
tym właśnie polega historia filozofii, a być może również historia w ogó- riego abstrakcyjnemu schematowi, w którym obok tych dwóch (zredefi-
le – na osadzaniu się kolejnych warstw. O tyle też istnieje historyczno-fi- niowanych) pojęć pojawiają się trzy inne: treść, wyrażenie i substancja17.
lozoficzny klucz do zrozumienia Tysiąca plateau albo raczej: wiele takich Również tu poza negatywnym punktem odniesienia w postaci schema-
kluczy, z których każdy otwiera jakieś drzwi. tu hylemorficznego, musi pojawić się kilka pozytywnych. Jak choćby
Książka ta niewątpliwie oferuje nową ontologię, którą można by Gilbert Simondon, który poddał ów schemat radykalnej (i zmierzającej
określić mianem ontologii wielości. Takie – jak najbardziej uzasadnio- w podobnym kierunku) krytyce w swojej filozofii techniki.
ne – odczytanie od razu umieszcza ją właśnie w planie historycznym. Na- Wreszcie w Tysiącu plateau można też widzieć ontologię maszyn.
wet ściśle współczesne zjawisko jest historyczne, o ile stanowi element Wszystko jest wielością, to jednak znaczy również: wszystko jest działa-
jakiejś historycznej serii. Ontologia wielości odsyła, na zasadzie odwró- jącą maszyną. Każdą wielość konstytuują elementy i funkcje tworzące
cenia, do teorii akcentujących jedność lub totalność, a zarazem, na za-
sadzie nawiązania lub analogii, do innych koncepcji, w których byt jawi 15 Gilles Deleuze, Różnica i powtórzenie, tłum. B. Banasiak, Wydawnictwo KR 1997,
s. 74.
się właśnie jako wielość. Fakt ten umożliwia rozmaite historyczne po-
16 Właśnie ta spinozjańska inspiracja pozwala Deleuze’owi zakończyć cytowane
równania i zestawiania. Na ile Deleuze i Guattari są antyplatonikami? wyżej zdanie: „(…) lecz, to, o czym jest orzekany, się różni, orzeka się go o różni-
cy samej” (tamże).
14 Co więcej, nie mieści się w nim również ich późniejsza książka poświęcona sa- 17 Układ pojęciowy pojawiający się wielokrotnie i działający w różnych obsza-
memu myśleniu filozoficznemu, o ile proponują tam właśnie pewne pojęcie filo- rach: „nieukształtowane, niezorganizowane, nieuwarstwione albo odwarstwio-
zofii, wraz z całą serią innych pojęć (por. Gilles Deleuze, Félix Guattari, Co to jest ne” ciało materii, „substancja i forma treści” oraz „forma i substancja wyrażenia”
filozofia?, tłum. P. Pieniążek, słowo/obraz terytoria, 2000). (s. 66).

X XI
M i c h ał H e r e r T y s i ąc p l at e au – k s i ą ż k a o s o b l i wa

pewien układ [agencement]. Intensywna wielość jest złożonością, czymś i przesłanek do wniosków. Może też jednak działać i być skonstruowana
złożonym, co stale zmienia swą naturę, w miarę jak dołączają się do niej inaczej. Forma rozprawy czy traktatu ustępuje nieraz formie eseju (Mon-
(lub od niej odłączają) kolejne elementy. Znów otwiera się całe mnó- taigne) albo aforyzmu czy fragmentu (Nietzsche). Czasem, jak w przy-
stwo historycznych kontekstów: od sporu między mechanicyzmem padku Spinozy, nawet pisanie more geometrico nie jest w stanie zapobiec
i organicyzmem (który Deleuze i Guattari chcą przezwyciężyć), przez temu, by myśl, podążając równolegle jakimś innym, dużo bardziej skom-
odniesienie do pierwszego tomu Kapitalizmu i schizofrenii, z jego ma- plikowanym, zygzakowatym torem, wymknęła się zasadzie reprezenta-
szynami i układami pragnienia [agencements du désir] aż po mniej lub cji i weszła z czytelnikiem w relację innego typu. Zamiast przenosić go
bardziej ukryty dialog z Foucaultem, piszącym o urządzeniach władzy przed scenę przedstawienia, gdzie wystawia się spektakl rzeczywistości
[dispositifs du pouvoir]. Jaka relacja zachodzi między maszyną, układem bądź organizuje teatr pojęć, uruchamia w nim jakieś nieprzewidziane
a urządzeniem? procesy, umożliwia ustanowienie nowych połączeń ze światem.
To tylko kilka głównych wejść. Prócz nich istnieją rozmaite mniej- Na pewnym poziomie Tysiąc plateau jest książką-korzeniem. Prob-
sze furtki, które otworzyć można za pomocą innych pojęć-kluczy. Tysiąc lematyka, którą podejmuje (problem wielości/jedności, formy/materii,
plateau jako nowy pragmatyzm, myśl nomadyczna, filozofia przestrze- a także samego przedstawienia/działania) jest mocno zakorzeniona w hi-
ni lub też przestrzenności (przeciwstawiająca się tradycyjnemu metafi- storii filozofii. To kolejna warstwa w historycznym procesie sedymenta-
zycznemu uprzywilejowaniu czasu) itd. To, że odwołując się do każdej cji, osadzania się pojęć, teorii, obrazów świata. Już jej konstrukcja łamie
z tych formuł da się w pewien sposób uchwycić całościowy zamysł au- jednak zarówno klasyczne, jaki i nowe zasady pisania. Nie jest to trady-
torów, nie znaczy oczywiście, że nic już się nie wymyka. Niewiele jest cyjny traktat filozoficzny ani typowa rozprawa akademicka, która już wy-
w dwudziestowiecznej literaturze filozoficznej książek o podobnym bo- glądem spisu treści przekonuje czytelnika (bądź recenzenta), że została
gactwie wątków. Znajdziemy tu rozważania o sztuce Orientu, psycho- skonstruowana zgodnie z najlepszymi standardami naukowości. Nie jest
analizie, kapitalizmie, śpiewie ptaków, miłości dworskiej, fraktalach, to jednak również zbiór esejów – forma ulubiona przez akademików no-
kompozycjach Bouleza, ludach pierwotnych, faszyzmie, narkotykach wego typu, niemających czasu na pisanie książek i zamiast tego wydają-
i Jezusie Chrystusie. I nie są to żadne anegdotyczne napomknienia, lecz cych zebrane artykuły, przygotowywane na wystąpienia konferencyjne
szczegółowe analizy, tworzące rdzeń filozoficznego wywodu. A jednak albo z myślą o publikacji w „punktowanych” fachowych czasopismach18.
to nie owo bogactwo (przynajmniej nie samo w sobie) sprawia, że per- Każde plateau tworzy odrębną całość, dotyczy innego zagadnienia czy
spektywa historyczno-filozoficzna, z jej kluczami, jest w przypadku Ty- obszaru, dorzuca nowe pojęcia, a jednocześnie pozostaje z innymi w zło-
siąca plateau niewystarczająca. Wpisując się, za sprawą mniej lub bar- żonej relacji, tworzy wraz z nimi nie tyle nawet pojęciową sieć, ile złożo-
dziej jawnych odniesień, a także, co ważniejsze, przez swoją klasyczną ny system pogłosów. To nie kolejne szczeble dowodu, dialektyczne mo-
problematykę, w dzieje myśli filozoficznej „w tradycyjnym sensie tego menty, ani hermeneutyczne kręgi, lecz układ połączeń. Mamy więc do
słowa”, książka ta jest zarazem czymś więcej, a w każdym razie czymś czynienia z książką eksperymentalną na poziomie formy lub struktury.
innym. Deleuze i Guattari sami wskazują na tę dwoistość we fragmen-
tach poświęconych istocie książki jako takiej, owego specjalnego ukła- 18 Często podkreśla się, że Deleuze sam był filozofem jak najbardziej akade-
du zwanego książką… Są książki-korzenie lub książki-drzewa, pretendu- mickim. Przez trzydzieści lat wykładał filozofię na rozmaitych uniwersyte-
jące do tego, by być obrazem czy przedstawieniem świata (tak jak samo tach, a Tysiąc plateau powstało w czasie, gdy pracował w Vincennes (obecnie
Paris-VIII w Saint Denis, publikacja książki zbiegła się z przymusową przepro-
drzewo, z jego pniem i wyrastającymi na różnych wysokościach kona- wadzką uczelni). Problematyka obu tomów Kapitalizmu i schizofrenii była nawet
rami, stanowi jego reprezentację jako bytu jednorodnego i hierarchicz- przedmiotem prowadzonych przez Deleuze’a seminariów. Wszystko to prawda.
nego). Są też jednak książki innego rodzaju, które niczego nie przedsta- Prawdą jest również, że epoka o której mowa była epoką, w której francuskim
światem uniwersyteckim rządzili tzw. „mandaryni”. Niezależnie od tego, czy
wiają ani nie imitują, lecz tworzą wraz ze światem jeszcze jeden układ,
określenie to pasuje do autora Logiki sensu, wyłania się ciekawy paradoks: jego
współ-działają z nim na jednej i tej samej płaszczyźnie. Również książka przykład pokazuje, że osławiony „mandarynizm” (jako pewna forma organiza-
filozoficzna może przedstawiać, jeśli nie bezpośrednio rzeczywistość, to cji) nie przeszkadzał eksperymentom w dziedzinie myślenia i pisania. Czy Ty-
przynajmniej porządek idei. Z pewnością może też imitować. I wreszcie: siąc plateau mogłoby powstać w dzisiejszych warunkach, gdy uniwersytet zmie-
nia się w przedsiębiorstwo, oparte na zasadzie konkurencji i permanentnej
jej struktura może być hierarchiczna, odzwierciedlać logikę przechodze- ewaluacji? Czy nie musiałaby powstać raczej wbrew instytucjom akademickim
nia, w porządku mniej lub bardziej „geometrycznym”, od aksjomatów albo całkowicie obok nich?

XII XIII
M i c h ał H e r e r T y s i ąc p l at e au – k s i ą ż k a o s o b l i wa

Do tego dochodzi kwestia stylu. Tradycyjna – a może należałoby powie- kilku stron Tysiąca plateau odłoży tę książkę na półkę. A jednak warto,
dzieć po prostu: akademicka (w sensie starej i nowej akademii) – książka trzeba przeczytać ją w całości, i to najlepiej nie raz. Każda kolejna lek-
filozoficzna ma swoją poetykę. Obowiązuje rzekomo neutralny, a w rze- tura uruchamia inne procesy w dynamicznym układzie książka-czytel-
czywistości skrajnie sformatowany styl naukowy w jego różnych odmia- nik-świat. Za każdym razem pewne (niekoniecznie te same) wątki sta-
nach. Maniera analityczna w swej obsesji „jasności” jest w stanie zmie- wiają też zdecydowany opór naszemu rozumieniu. To coś, z czym trudno
nić książkę filozoficzną w coś bardziej podobnego do podręcz­nika. Ma się pogodzić zwłaszcza filozofowi, koniec końców obraża jednak każde-
ona też swe odmiany przywodzące na myśl dokumenty urzędowe albo go kulturalnego czytelnika. Niemożność zrozumienia wywołuje bez-
techniczne instrukcje. Z kolei dzieła pisane manierą kontynentalną warunkowy odruch agresji, artykułujący się tylko na rozmaite sposoby.
mogą emanować humanistyczną godnością i głębią albo epatować sty- Człowiek kulturalny reaguje zazwyczaj zgodnie ze schematem agresji
lem „posthumanistycznym”, będącym często zaprzeczeniem wszelkie- pasywnej: „to dla mnie za mądre!”; mniej kulturalny zwolennik ścisło-
go stylu, formą samoreprodukcji dyskursu. Deleuze i Guattari piszą ina- ści, przekonany o tym, że poznał raz na zawsze ustalone kryteria sen-
czej, a ich styl jest sam w sobie filozoficznym ewenementem. Przy całym su, woła: „bełkot!”; wreszcie kulturalny filozof niedogmatyczny próbuje
bogactwie ukrytych i jawnych odniesień ich teksty – a zwłaszcza Tysiąc sprowadzić to, co osobliwe do tego, na czym zna się najlepiej: „przecież
plateau – nie tylko nie odtwarzają akademic­kich schematów, ale są wręcz to wszystko metafory!”. Deleuze i Guattari obstają jednak przy – funda-
w jakiś zasadniczy sposób niekulturalne. Autor kulturalny porozumie- mentalnej ich zdaniem – różnicy między pojęciami a metaforami. Upie-
wa się z czytelnikiem w pewien określony sposób. Argumentacja ma rają się też, że uprawiają „nic innego jak filozofię”. Być może należałoby
tu na celu przekazanie wiedzy i kompetencji albo wytyczenie mapy da- więc zrewidować obiegowe koncepcje rozumienia, łącznie z przeko-
nej problematyki i umożliwienie zajęcia takiego czy innego stanowi- naniem, że między rozumieniem a nierozumieniem zachodzi radykal-
ska. Tymczasem Deleuze i Guattari bronią prawa do „niekompetencji”. na nieciągłość, że są to człony alternatywy o charakterze rozłącznym
„Wciąż jeszcze jesteśmy zbyt kompetentni, chcielibyśmy przemawiać (albo-albo). Ćwierć- lub półrozumienie też może w nas coś uruchomić,
w imię niekompetencji absolutnej” – tak deklarowali już w Anty-­Edypie19. więcej nawet: to właśnie ono coś w nas uruchamia, w przeciwieństwie do
Prowokacyjnie – chciałoby się powiedzieć, zwłaszcza w kontekście rozumienia pełnego, stuprocentowego, które jest albo złudzeniem, albo
stwierdzenia następującego bezpośrednio dalej: „nie, nigdy nie widzie- redukcją tego, co nieznane, niepojęte, do czegoś znanego, swojskiego,
liśmy żadnego schizofrenika”. A jednak nie o prowokację tu idzie. To, na ruchem myśli na jałowym biegu.
ile autorzy Kapitalizmu i schizofrenii są bądź nie są „kompetentni”, nie W konfrontacji z książką taką jak Tysiąc plateau (choć to tylko spo-
ma tu nic do rzeczy (jako terapeuta przez lata pracujący w słynnej kli- sób mówienia, bo nie ma drugiej takiej książki) możemy albo starać się
nice La Borde Guattari z pewnością poznał wielu schizofreników). Ich zrozumieć do końca każde pojęcie, szukając jego definicji lub poszukując
styl jest raczej stylem przywoływanego na kartach Tysiąca plateau Pro- historycznych analogii, pytając na przykład: „co to jest Ciało bez Orga-
fesora Challengera. „Zresztą profesor nie był geologiem ani biologiem, nów?”, śledząc pojawianie się tego pojęcia w różnych pracach Deleuze’a i/
ani nawet językoznawcą, etnologiem czy psychoanalitykiem, właściwie lub Guattariego, ustalając jego (artaudowską) genealogię, albo dopuś-
dawno już zapomniano, jaka była jego specjalizacja. (…) Przypisywał on cić ten szczególny rodzaj niezrozumienia i niekompetencji, który nie
(?) sobie wynalezienie dyscypliny, którą bardzo różnie określał – kłączo- jest po prostu rozminięciem się z tekstem, lecz sprawia, że kiedyś, pa-
matyką, stratoanalizą, schizoanalizą, nomadologią, mikropolityką, prag- trząc na coś (może nawet na samych siebie), doznamy nagłego olśnie-
matyką, nauką o wielościach – ale trudno było dostrzec w tej dyscyplinie nia: „a więc to było to!”. Wielu zawodowych filozofów uznaje te prace
jakiś cel, metodę czy sens” (s. 51). Wykład Profesora przemienia się w dzi- za trudne i hermetyczne. Zarazem jednak nie przestają one inspirować
waczny spektakl, spektakl przemiany samego mówcy w monstrualnego… nie-filozofów. Skąd bierze się ten paradoks, tak charakterystyczny dla
homara. Sala stopniowo pustoszeje… recepcji myśli Deleuze’a i Guattariego? Być może nie ma w tym nic z pa-
W pisaniu Deleuze’a i Guattariego niewątpliwie jest jakaś monstru- radoksu, zwłaszcza w świetle ich przypuszczenia, że „niefilozoficzne (...)
alność, która sprawia, że niejeden kulturalny czytelnik po przeczytaniu jest bliżej serca filozofii niż sama filozofia”20. Właśnie dlatego możliwe są
różne rodzaje lektury, nie tylko rozmaite, niespecjalistyczne czy wręcz
19 Gilles Deleuze, Félix Guattari, L’Anti-Œdipe. Capitalisme et schizophrénie I,
Minuit, 1972, s. 456. 20 Gilles Deleuze, Félix Guattari, Co to jest filozofia?, s. 49.

XIV XV
M i c h ał H e r e r

niefilozoficzne sposoby rozumienia filozofii, ale także – a może przede u wag a w s t ę pn a


wszystkim – inne sposoby obcowania z książką filozoficzną, wchodzenia
z nią w układ. Trzeba znaleźć w samym sobie procesy stawania się, pod
które książka może się podłączyć, wzmacniając je albo kierując w nie-
oczekiwanym kierunku. Jak owi składacze papieru i surferzy piszący do
Deleuze’a entuzjastyczne listy w sprawie pojęcia „fałdy”: dokładnie tym
się zajmujemy… Ostatecznie z książką jest może podobnie jak z nieświa-
domością w Anty-Edypie: nie ma tu nic do rozumienia. W każdym razie Książka ta stanowi ciąg dalszy i zarazem zakończenie „Kapitalizmu
na pewnym poziomie, który znów należałby nazwać poziomem stawa- i schizofrenii”, którego pierwszym tomem był Anty-Edyp.
nia się. Rozumienie bez stawania się jest grą czysto intelektualną albo Składa się nie z rozdziałów, lecz z „plateau”. Staramy się dalej wyjaś-
erudycyjną. Stawanie się bez błysku zrozumienia nie osiąga najwyższej nić, dlaczego (i dlaczego teksty są opatrzone datami).
intensywności. W pewnej mierze plateau czytać można niezależnie od siebie, poza
wnioskami, do których dojść należy dopiero na końcu.
/ 1 /

W p r owa dz e n i e – K ł ąc z e

Napisaliśmy Anty-Edypa we dwójkę. A że każdy z nas był wieloma, zro-


biło się nas całkiem sporo. Użyliśmy tu wszystkiego, co było pod ręką –
tego, co najbliższe, i tego, co najdalsze. Dla niepoznaki poprzydzielaliśmy
zmyślne pseudonimy. Czemu zachowaliśmy nasze nazwiska? Z przyzwy-
czajenia, wyłącznie z przyzwyczajenia. Aby stać się z kolei nierozpozna-
walnymi dla siebie samych. By uczynić niedostrzegalnymi nie tyle nas
samych, ile to, co sprawia, że działamy, czujemy i myślimy. No i dlate-
go, że miło jest mówić jak wszyscy, mówić, że słońce wstaje – choć tak
się przecież tylko mówi. Nie tyle, by osiągnąć moment, gdy nie mówi
się już „ja”, ile moment, w którym jest nieważne, że mówi się „ja”. Nie je-
steśmy już sobą. Każdy pozna swoich. Zyskaliśmy wsparcie, natchnie-
nie, zwielokrotnienie.
Książka nie ma przedmiotu ani podmiotu, tworzą ją różnie ufor-
mowane materie, najróżniejsze daty i prędkości. Przypisując książ-
kę podmiotowi, lekceważy się tę pracę materiałów oraz zewnętrzność
ich relacji. Fabrykuje się dobrego Boga, tłumacząc nim ruchy geolo-
giczne. W książce – jak wszędzie – występują linie powiązań i segmen-
towania, warstwy, terytorialności; ale też linie ujścia, linie ruchów

3
t ys i ąc P l at e au / 1 / W p r owa dz e n i e – K ł ąc z e

deterytorializacji i rozwarstwień. Różnice prędkości cieków po owych płaszczyźnie spójności, jednostkach miary dla każdego z przypadków.
liniach wywołują zjawiska względnego opóźnienia, kleistości albo prze- Stratometry, deleometry, jednostki CbO gęstości, jednostki CbO zbie-
ciwnie, gwałtownego przyspieszenia i zerwania. Wszystko to, linie i wy- gu nie tylko kwantyfikują pismo, lecz określają je zawsze jako miarę innej
mierne prędkości, ustanawia układ. Książka jest takim właśnie układem rzeczy. Pisanie nie ma nic wspólnego z nadawaniem znaczenia, dotyczy
i jako układowi nie daje się jej przypisać cech. Jest wielością – chociaż miernictwa, kartografii, nawet jeśli jest to kartografia okolic mających
nie wiadomo jeszcze, co pociągnie za sobą owo mnogie, gdy przestanie dopiero nadejść.
się je traktować jako cechę (przymiotnik), to znaczy gdy podniesie się Pierwszy typ książki to książka-korzeń. Drzewo jest już obrazem
je do rangi rzeczy (rzeczownika). Maszynowy układ zwraca się ku war- świata, albo też korzeń jest obrazem drzewa-świata. To książka klasyczna,
stwom, czyniącym zeń bez wątpienia pewien rodzaj organizmu, a nawet jak czyste organiczne wnętrze, znaczące i subiektywne (warstwy książki).
pewną znaczącą całość czy wręcz określenie przypisujące sobie podmio- Książka naśladuje świat jak sztuka naturę: stosując właściwe sobie me-
ty; jednak zwraca się on również w stronę ciała bez organów, które wciąż tody, prowadzące do osiągnięcia tego, czego natura osiągnąć nie może
niszczy organizm, wprawia w ruch i krążenie nieoznaczające niczego albo już nie może. Prawo książki jest prawem odbicia – Jedno stające się
partykuły, czyste intensywności, oraz wiąże się z podmiotami, którym dwoma. W jaki sposób można odnaleźć prawo książki w naturze, skoro
pozostawia tylko nazwę, stanowiącą ślad intensywności. Co jest ciałem rządzi ono samym podziałem na świat i książkę, naturę i sztukę? Jedno
bez organów książki? Ciał tych jest wiele, w zależności od natury rozwa- staje się dwoma: za każdym razem, gdy napotykamy tę formułę, czy to
żanych linii, od ich stężenia i właściwej gęstości, od możliwości ich zbie- wygłoszoną strategicznie przez Mao, czy też ujmowaną najbardziej „dia-
gu na „płaszczyźnie spójności”, umożliwiającej ich selekcję. Tu, tak jak lektycznie”, stajemy naprzeciw myśli najklasyczniejszej, najlepiej prze-
i wszędzie indziej, najważniejsze są jednostki miary: skwantyfikować myślanej, najstarszej i najbardziej wyświechtanej. Natura tak nie działa:
pismo. Nie ma różnicy pomiędzy tym, co mówi książka, a tym, jak jest korzenie mają budowę palową z licznymi bocznymi i okółkowymi rozło-
zrobiona. Książka nie ma więc nawet przedmiotu. Jako układ jest jedynie gami, nie są dychotomiczne. Duch nie nadąża za naturą. Nawet książka
sobą samą w połączeniu z innymi układami, poprzez stosunek do innych jako naturalna rzeczywistość ma korzeniowy charakter, oś i okalające ją
ciał bez organów. Nigdy nie zapytamy o to, co książka chce powiedzieć, liście. Jednak książka jako rzeczywistość duchowa, Drzewo czy Korzeń
o znaczone lub znaczące, nie będziemy się w niej doszukiwać niczego do jako obraz, dalej rozwijają prawo Jednego, które staje się dwojgiem, na-
zrozumienia; zapytamy, wespół z czym funkcjonuje, w połączeniu z czym stępnie z dwojga staje się czworgiem... Binarna logika jest duchową rze-
przepuszcza intensywności, w jakie wielości wprowadza i przekształca czywistością drzewa-korzenia. Nawet tak „zaawansowana” dyscyplina
swe własne, z jakimi ciałami bez organów każe się zbiegać swemu ciału jak językoznawstwo strzeże obrazu podstawy jako drzewa-korzenia, łą-
bez organów. Książka istnieje jedynie poprzez zewnętrze i na zewnątrz. czącego ją z klasyczną refleksją (przykładem może być Chomsky i drze-
Skoro zatem książka sama jest małą maszyną, w jakim z kolei mierzal- wo składniowe, zaczynające się w punkcie S i rozchodzące się dychoto-
nym stosunku owa literacka maszyna pozostaje do maszyny wojennej, micznie). Trzeba powiedzieć, że ten sposób myślenia nigdy nie rozumiał
miłosnej, rewolucyjnej itd. – i wreszcie, do napędzającej je wszystkie ma- wielości: musi on założyć silną zasadę jedności, aby dotrzeć do dwoj-
szyny abstrakcyjnej? Zarzucano nam zbyt częste przywoływanie pisarzy. ga wedle metody duchowej. Od strony zaś przedmiotu, podążając me-
Lecz podczas pisania jedyny problem to wiedzieć, do jakiej innej maszy- todą naturalną, można bez wątpienia przejść bezpośrednio od Jednego
ny maszyna literacka może zostać podłączona – i musi być podłączona, do trzech, czterech lub pięciu, jednak zawsze pod warunkiem, że ma się
by funkcjonować. Kleist i szalona maszyna wojenna, Kafka i niesłychana do czynienia z silną jednością podstawową, korzeniem głównym, z któ-
maszyna biurokratyczna... (A jeśli zezwierzęcenie czy przemiana w ro- rego wyrastają korzenie wtórne. To jednak na niewiele się zdaje. Wza-
ślinę – bynajmniej nie w znaczeniu znanym z literatury – następuje po- jemnie jednoznaczne stosunki pomiędzy kolejnymi kręgami zastąpiły
przez literaturę? Czyż stawanie się zwierzęciem nie następuje najpierw jedynie binarną logikę dychotomii. Korzeń palowy nie uchwytuje wie-
poprzez głos?). Literatura jest układem, nie ma nic wspólnego z ideolo- lości lepiej niż korzeń dychotomiczny. Pierwszy działa w przedmiocie,
gią, nie ma w niej i nigdy nie było ideologii. drugi zaś w podmiocie. Logika binarna i wzajemnie jednoznaczne sto-
Mówimy wyłącznie o wielościach, liniach, warstwach i segmenta- sunki wciąż dominują w psychoanalizie (drzewo obłędu we Freudow-
cjach, liniach ujścia i intensywnościach, układach maszynowych i ich skiej interpretacji Schrebera), w językoznawstwie i strukturalizmie, na-
różnych typach, ciałach bez organów i ich konstrukcji, ich doborze, wet w informatyce.

4 5
t ys i ąc P l at e au / 1 / W p r owa dz e n i e – K ł ąc z e

System korzonkowy lub też korzeń wiązkowy to druga postać książ- Nie wystarczy żadne zręczne zastosowanie typografii, leksyki czy nawet
ki, do której chętnie odwołuje się nasza nowoczesność. W tym wypadku syntaktyki, aby ktoś go usłyszał. Owo mnogie musi zostać dokonane, nie
korzeń główny zostaje przerwany albo sama jego końcówka ulega znisz- poprzez ciągłe dodawanie jednego nadrzędnego wymiaru, lecz przeciw-
czeniu; zaszczepia się nań bezpośrednio nieprzebrana wielość gwałtow- nie, w najprostszy sposób, siłą wstrzemięźliwości, na poziomie wymia-
nie się rozwijających korzeni pobocznych. W tym wypadku naturalna rów znajdujących się do dyspozycji, zawsze n–1 (tylko w ten sposób jedno
rzeczywistość przejawia się w zerwaniu korzenia głównego, lecz jego jed- może stanowić część wielości, zawsze poprzez odjęcie). Odjąć to, co je-
ność trwa nadal, jako miniona lub mająca dopiero nadejść, jako coś moż- dyne, by ustanowić wielość; pisać do n–1. Taki system można by nazwać
liwego. Trzeba zapytać, czy duchowa, odzwierciedlona rzeczywistość nie kłączem. Kłącze jako podziemny pęd jest całkowicie odmienne od korze-
równoważy tego stanu rzeczy, przejawiając ze swej strony potrzebę se- ni i korzonków bocznych. Kłączem są bulwy i cebulki. Rośliny z korze-
kretnej, jeszcze pełniejszej jedności, czy też jeszcze rozleglejszej totalno- niami i korzonkami bocznymi mogą być kłączo­kształtne pod wszystkimi
ści. Na sposób cut-up zaproponowany przez Burroughsa: fałdowanie jed- innymi względami; pytanie, czy cała dziedzina botaniki nie jest kłączo-
nego tekstu na drugi, wywołane licznymi korzeniami, nawet korzeniami kształtna. Charakter ten mają nawet zwierzęta, gdy występują pod po-
wyrosłymi z przypadkowego miejsca (mówi się o flancy), wprowadza do stacią sfory; kłączami są szczury. Jak również nory we wszystkich swych
rozważanych tekstów dodatkowy wymiar. To właśnie w tym dodatko- funkcjach: mieszkania, zaopatrzenia, przemieszczania, uniku i ucieczki.
wym wymiarze fałdowania jedność prowadzi swoją duchową pracę. To Samo kłącze przybiera najróżniejsze formy, poczynając od rozgałęziają-
w tym znaczeniu dzieło najbardziej nawet sfragmentaryzowane może cego przedłużenia swej powierzchni w każdym kierunku aż po skupienie
być równie dobrze przedstawione jako Dzieło Totalne, Opus Magnum. w cebulkach i bulwach. Podobnie dzieje się, gdy szczury prześlizgują się
Większość nowoczesnych metod namnażania serii lub przyrostu wielo- po sobie nawzajem. Istnieje gorsza i lepsza strona kłącza: ziemniak i perz,
ści dotyczy właściwie jednego kierunku, na przykład linearnego, pod- chwast. Zwierzę i roślina, perz to psia trawa. Jednak czujemy, że niko-
czas gdy jedność totalizacji funduje się przede wszystkim w innym wy- go nie przekonamy, jeśli nie wyliczymy w przybliżeniu kilku cech kłącza.
miarze, w porządku okręgu albo cyklu. Za każdym razem, gdy wielość Dwie pierwsze zasady dotyczą 1) łączności i 2) heterogeniczności:
zostaje ujęta w strukturę, jej przyrost jest kompensowany przez redukcję kłącze może i musi w dowolnym punkcie połączyć się z jakimkolwiek
zasad łączenia. Ci, którzy dokonują poronienia jedności, są tu fabrykan- punktem innego kłącza. Zupełnie inaczej drzewo lub korzeń, które usta-
tami aniołków, doctores angelici, ponieważ zapewniają oni ściśle aniel- wiają punkt, porządek. Drzewo lingwistyczne, jak choćby to zapropono-
ską, nadrzędną jedność. Słowa Joyce’a wyrastające z – jak to słusznie opi- wane przez Chomsky’ego, zaczyna się w punkcie S i rozwija się dycho-
sano – „mnogich korzeni” łamią skutecznie linearną jedność słowa czy tomicznie. Odwrotnie w kłączu: żaden ze śladów nie odsyła w sposób
nawet języka poprzez narzucenie im cyklicznej jedności zdania, tekstu konieczny do śladu językowego, wszelkiego rodzaju ogniwa semiotycz-
bądź też wiedzy. Z kolei aforyzmy Nietzschego rozbijają linearną jedność ne są tu połączone z bardzo różnymi sposobami kodowania, ogniwa-
wiedzy, odsyłając do cykliczności wiecznego powrotu, obecnego w myśli mi biologicznymi, politycznymi, ekonomicznymi itp., wprowadzając
jako nie-znany. Innymi słowy, system korzeniowy nie zrywa naprawdę do gry nie tylko zróżnicowane ustroje znakowe, ale i różnorakie stany
z dualizmem, z komplementarnością podmiotu i przedmiotu, rzeczywi- rzeczy. Kolektywne układy wypowiedzenia funkcjonują bezpośrednio
stości naturalnej i rzeczywistości duchowej: jedność wciąż znajduje swo- w układach maszynowych i nie da się ustalić radykalnego cięcia pomię-
je przeciwstawienie i przeszkodę w przedmiocie, podczas gdy nowy typ dzy ustrojami znakowymi i ich przedmiotami. W językoznawstwie, na-
jedności triumfuje w podmiocie. Świat stracił swój trzpień, podmiot nie wet gdy dąży się do ujmowania tego, co wyrażone wprost i nie zakłada
może już dokonywać podziału, lecz wstępuje na wyższy poziom jednoś- niczego odnośnie języka, pozostaje się we wnętrzu sfer dyskursu, który
ci, ambiwalencji i naddeterminacji, zawsze uzupełniającej względem tej nadal narzuca określone układy i rodzaje władzy społecznej. Gramatycz-
właściwej jego przedmiotowi. Świat stał się chaosem, lecz książka po- ność Chomsky’ego, symbol kategorialny S, dominujący we wszystkich
zostaje obrazem świata, chaosmotycznym korzonkiem bocznym, za- zdaniach, jest przede wszystkim znacznikiem władzy, dopiero następ-
miast kosmosu-korzenia. Dziwna mistyfikacja – książka osiągająca to- nie znacznikiem syntaktycznym: ustanowisz zdania poprawne grama-
talność dzięki swej fragmentaryczności. Książka jako obraz świata, cóż tycznie, podzielisz każdą wypowiedź na frazę nominalną i werbalną
to za mdły pomysł. Naprawdę nie wystarczy powiedzieć „Niech żyje wie- (pierwsza dychotomia). Zarzut wobec tego typu modeli lingwistycz-
lość”, choć już samo wzniesienie tego okrzyku jest wystarczająco trudne. nych nie polega na tym, że są one zbyt abstrakcyjne, przeciwnie: nie są

6 7
t ys i ąc P l at e au / 1 / W p r owa dz e n i e – K ł ąc z e

one wystarczająco abstrakcyjne, nie docierają do maszyny abstrakcyjnej, Można zarzucić, że wielość zależna jest od aktora i z niego jest rzutowa-
która działa w ramach połączenia języka z semantyczną i pragmatycz- na w tekst. Dobrze, ale jego włókna nerwowe tworzą splot. Poprzez sza-
ną treścią wypowiedzi, z kolektywnymi układami wypowiedzenia, z całą rą masę, raster, prowadzi to na powrót do niezróżnicowanego. (…) Gra
mikropolityką pola społecznego. Kłącze bezustannie łączyłoby łańcu- (…) przypomina zwykłe tkanie, jakie mity wiążą z Nornami i Parkami”3.
chy semiotyczne, organizacje władzy, przypadki odsyłające do sztuki, Układ jest właśnie owym przyrostem wymiarów w wielości, które z ko-
do nauk, do walk społecznych. Łańcuch semiotyczny jest niczym bulwa nieczności zmienia swą naturę w miarę wzrostu liczby połączeń. W kłą-
gromadząca różnorodne akty, językowe, lecz również perceptywne, mi- czu nie ma ani punktów ani pozycji, dających się wskazać w strukturze,
miczne, gestyczne lub myślowe: nie istnieje język w sobie ani uniwersal- w drzewie albo w korzeniu. Są tylko linie. Gdy Glenn Gould przyspiesza
ność języka, lecz zbieranina dialektów, gwar, żargonów, języków specja- wykonanie utworu, nie działa wyłącznie z wirtuozerią – przekształca on
listycznych. Nie istnieje idealny nadawca-odbiorca, podobnie jak nie ma punkty muzyczne w linie, pozwala całości się rozrosnąć. Liczba przesta-
jednorodnej wspólnoty językowej. Zgodnie ze sformułowaniem Wein- ła być uniwersalnym pojęciem, odmierzającym elementy wedle miejsca,
reicha język jest „rzeczywistością z istoty różnorodną”1. Nie istnieje ję- które zajmują w danym wymiarze, i sama stała się wielością, zmienia-
zyk ojczysty, lecz jedynie przejęcie władzy przez język dominujący w po- jącą się zgodnie z zadanymi wymiarami (prymat dziedziny nad kom-
litycznej wielości. Język stabilizuje się wokół parafii, biskupstwa, stolicy. pleksem liczb jej przynależnych). Nie dysponujemy jednostkami miary,
Tworzy bulwę. Ewoluuje poprzez łodygi i podziemne przepływy, wzdłuż lecz wyłącznie wielościami czy też odmianami miary. Pojęcie jedności
rzecznych dolin albo linii wyznaczanych przez kolej żelazną, rozszerza pojawia się dopiero gdy w ramach wielości dochodzi do przejęcia wła-
się jak plamy oleju2. Na języku zawsze można działać za pomocą struktu- dzy przez znaczące, albo gdy ma miejsce proces odpowiadający upod-
ralnego rozbioru wewnętrznego: nie różni się to, co do zasady, od szuka- miotowieniu: jedność-pal ustanawiająca całość wzajemnie jednoznacz-
nia pierwiastków [recherche de racines]. W drzewie jest zawsze coś genea- nych stosunków pomiędzy obiektywnymi elementami lub punktami,
logicznego – nie jest to metoda dla ludu. Natomiast metoda typu kłącza albo też Jedno, dzielące się zgodnie z prawem logiki binarnego różnico-
może zanalizować język tylko decentrując go na inne wymiary i inne re- wania w podmiocie. Jedność zawsze działa po stronie pustego wymiaru
jestry. Język zamyka się w sobie jedynie w ramach funkcji niemocy. uzupełniającego wymiar danego systemu (nadkodowanie). Jednak rzecz
3) Zasada wielości: dopiero gdy to, co mnogie, jest rzeczywiście uj- w tym, że kłącze czy też wielość nie pozwala się nadkodować, nigdy nie
mowane rzeczownikowo, jako wielość, traci ono wszelki stosunek do dysponuje wymiarem uzupełniającym liczbę jego linii, to znaczy wielo-
Jednego jako podmiotu albo przedmiotu, rzeczywistości naturalnej lub ści liczb im przypisywanych. Wszystkie wielości są płaskie, w znaczeniu,
duchowej, obrazu i świata. Wielości są kłączaste i demaskują pseudo­ w jakim zajmują i wypełniają wszystkie swe wymiary: będziemy mówić
wielości typu drzewiastego. Nie mają jedności mogącej posłużyć za więc o płaszczyźnie spójności wielości, nawet jeśli ta „płaszczyzna” skła-
trzpień przedmiotu lub podstawę podziału w podmiocie. Nie mają jed- dałaby się z wymiarów przyrastających wedle liczby połączeń, które się
ności, którą można by znieść w przedmiocie albo „przywrócić” w pod- na niej ustanawiają. Wielości określają się poprzez zewnętrze: przez abs-
miocie. Wielość nie ma ani podmiotu, ani przedmiotu, lecz wyłącznie trakcyjną linię, linię ujścia lub deterytorializacji, wedle której zmienia-
determinacje, wielkości, wymiary, które mogą wzrosnąć, nie zmienia- ją one naturę, łącząc się z innymi rzeczami. Płaszczyzna spójności (siat-
jąc swej natury (prawa kombinacji przyrastają więc wraz z tym, jak roś- ka) jest poza wszelkimi wielościami. Linia ujścia oznacza równocześnie
nie Wielość). Sznurki marionetki, jako kłącze czy też Wielość, nie od- rzeczywistość pewnej liczby skończonych wymiarów, które wielość fak-
syłają do rzekomej woli artysty czy kuglarza, lecz do wielości włókien tycznie wypełnia; niemożliwość wszelkiego wymiaru uzupełniającego,
nerwowych, tworzących kolejną marionetkę, w kolejnych wymiarach, który zarazem nie otwierałby możliwości przekształcania się wielości
łączących się z wcześniejszymi: „nici albo druty, za pomocą których po- wzdłuż linii ujścia; oraz możliwość i konieczność spłaszczenia wszyst-
rusza się figury [marionettes]. Chcemy je określić mianem splotu. (…) kich tych wielości na jedną płaszczyznę spójności czy też zewnętrz-
ności, niezależnie od ich wymiarów. Książka idealna rozpościerałaby
1 Uriel Weinreich, William Labov, Marvin Herzog, Empirical Foundations for wszystko na takiej właśnie płaszczyźnie zewnętrzności, na jednej jedy-
a Theory of Language, w: Winfred Lehman, Yakov Malkiel (red.), Directions
for Historical Linguistics, University of Texas Press 1968, s. 125.
2 Por. Bertil Malmberg, Nowe drogi w językoznawstwie, tłum. A. Szulc, PWN 1969, 3 Ernst Jünger, Przybliżenia. Narkotyki i upojenie, tłum. W. Kunicki, Fundacja
przykład dialektu kastylijskiego – s. 107 i nast. Augusta hr. Cieszkowskiego 2013, s. 314, § 218; tłumaczenie zmienione.

8 9
t ys i ąc P l at e au / 1 / W p r owa dz e n i e – K ł ąc z e

nej stronie, w jednej sferze: wydarzenia przeżyte, określenia historycz- się, stając się elementem aparatu reprodukcyjnego orchidei, ale retery-
ne, pomyślane pojęcia, jednostki, grupy i formacje społeczne. Kleist wy- torializuje ona orchideę, przenosząc pyłek. Osa i orchidea w swej hete-
nalazł pisanie tego typu, pęknięty łańcuch afektów, wraz ze zmiennymi rogeniczności tworzą kłącze. Można powiedzieć, że orchidea naśladu-
prędkościami, przyspieszenia i przekształcenia, znajdujące się zawsze je osę, odtwarzając jej obraz w sposób znaczący (mimesis, mimetyzm,
w relacji do zewnętrza. Otwarte pierścienie. Jego teksty przeciwstawia- wabik itd.). Jednak jest to prawdą jedynie na poziomie warstw – rów-
ją się również wszelkim odniesieniom do książki klasycznej i roman- noległości zachodzącej pomiędzy dwiema warstwami, gdzie organiza-
tycznej, ustanawianej przez odniesienie do wewnętrzności substancji cja roślinna na jednej z nich naśladuje organizację zwierzęcą na drugiej.
albo podmiotu. Książka-maszyna wojenna, skierowana przeciw książ- Zarazem chodzi też o coś zupełnie innego: nie o naśladownictwo, lecz
ce-aparatowi państwa. Płaskie wielości o n wymiarach są nie-znaczące o pochwycenie kodu, wartość dodatkową kodu, zwiększenie wartości,
i asubiektywne. Są opisywane przez przedimki nieokreślone czy raczej o prawdziwe stawanie się, stawanie-się-osą dla orchidei, stawanie-się-
cząstkowe [w polszczyźnie dopełniacze cząstkowe] ([trochę] perzu, [tro- -orchideą dla osy; w każdym z tych przypadków stawania się ma miejsce
chę] kłącza [du chiendent, du rhizome]...4). deterytorializacja jednego z członów i reterytorializacja drugiego, oby-
4) Zasada nie-znaczącego zerwania: przeciw nazbyt znaczącym dwa przypadki wiążą się i odsyłają do siebie zgodnie z cyrkulacją inten-
przełamaniom, oddzielającym struktury lub przecinającym którąś z nich. sywności, zawsze przesuwającą deterytorializację dalej. Nie istnieje ani
Kłącze może zostać przerwane czy też rozłupane w dowolnym miejscu, naśladownictwo, ani podobieństwo, lecz eksplozja dwóch heterogenicz-
a i tak będzie posuwać się wzdłuż tej lub innej linii, swojej poprzedniej nych serii na linii ujścia złożonej ze wspólnego kłącza niedającego się już
albo innej. Mrówek nie da się pozbyć, ponieważ tworzą one kłącze zwie- przypisać ani poddać czemukolwiek, co miałoby być znaczące. Remy
rzęce, które będzie w stanie się odbudować, choćby znaczna jego część Chauvin ma rację, mówiąc o „aparalelnej ewolucji dwóch istot, które nie
uległa zniszczeniu. Każde kłącze zawiera linie segmentacji, wedle któ- mają ze sobą absolutnie nic wspólnego”5. Ujmując rzecz bardziej ogólnie,
rych jest uwarstwione, zterytorializowane, zorganizowane, znaczone, możliwe, że schematy ewolucji prowadzą do porzucenia starego mode-
połączone itd.; ma jednak również linie deterytorializacji, poprzez które lu drzewa i pochodzenia. W pewnych okolicznościach wirus może po-
nieprzerwanie uchodzi. W kłączu zerwanie ma miejsce za każdym razem, łączyć się z komórkami rozrodczymi i przenieść się samemu jako gen
gdy linie segmentacji eksplodują w linię ujścia – lecz i ona jest częścią komórkowy złożonego gatunku; co więcej, mógłby umknąć, przenieść
kłącza. Linie te nieprzerwanie odnoszą się jedne do drugich. To dlatego się do innych komórek całkiem odmiennego gatunku, przenosząc za-
nie można nigdy założyć dualizmu lub dychotomii, choćby w zupełnie razem również „informację genetyczną” pochodzącą od pierwszego go-
podstawowej formie dobra i zła. Można dokonać zerwania, nakreślić li- spodarza (świadczą o tym obecne badania Benveniste’a i Todaro nad
nię ujścia, jednak zawsze obecne pozostaje zagrożenie ponownym wpro- wirusem typu C i jego podwójnym powiązaniem z DNA pawiana i DNA
wadzeniem w takie zerwanie jakichś form organizacji uwarstwiających pewnych rodzajów kotów domowych). Schematy ewolucji nie powsta-
z powrotem całość, formacji, które zwrócą władzę znaczącemu, atrybucji wałyby więc już wyłącznie w oparciu o model drzewiastego zstępowa-
ponownie ustanawiających podmiot – do wyboru, od edypalnych tryś- nia, podążającego od mniejszego do większego zróżnicowania, lecz rów-
nięć aż po faszystowskie konkrecje. Grupy i jednostki utrzymują w sobie nież drogą kłącza, działającego bezpośrednio w tym, co heterogeniczne,
mikrofaszyzmy, jedynie czekające na to, aby się wykrystalizować. Ow- przeskakującego od jednej już zróżnicowanej linii do drugiej6. Tu znowu
szem, perz również jest kłączem. Dobro i zło są jedynie wytworem tym-
czasowego wyboru, który trzeba będzie powtarzać. 5 Rémy Chauvin, Entretiens sur la sexualité, Plon 1969, s. 205.
Jakim sposobem ruchy deterytorializacji i procesy reterytorializacji 6 Na temat pracy Raoula E. Beneveniste’a i George’a J. Todaro por. Yves Chri-
miałyby nie być względne, znajdując się w ciągłym podłączeniu, sczepio- sten, Le rôle des virus dans l’évolution, „La Recherche”, nr 54, marzec 1975: „Wi-
rusy mogą po integracji-ekstrakcji przenieść, w wyniku błędnego wycięcia,
ne? Orchidea deterytorializuje się, tworząc obraz, odbitkę osy, lecz z ko-
fragment komórki gospodarza do nowych komórek. Jest to między innymi
lei osa reterytorializuje się w tym obrazie. Niemniej osa deterytorializuje podstawą tego, co nazywa się inżynierią genetyczną. Na skutek tego informa-
cja genetyczna właściwa określonemu gatunkowi może zostać przeniesiona do
4 W języku francuskim przedimek cząstkowy wskazuje na nieokreślony wycinek innego gatunku, właśnie dzięki wirusowi. Jeśli zwrócimy uwagę na sytuacje
całości, pewną nieokreśloną ilość. Używany jest przed rzeczownikami niepoli- skrajne, można wyobrazić sobie nawet, że owo przeniesienie informacji mogło-
czalnymi oraz rzeczownikami odnoszącymi się do substancji i materiałów (któ- by zachodzić od gatunku bardziej rozwiniętego do gatunku mniej rozwinięte-
rych kształt lub ilość pozostaje nieokreślona) [przyp. tłum.]. go albo do gatunku rodzicielskiego. Ten mechanizm mógłby przebiegać zatem

10 11
t ys i ąc P l at e au / 1 / W p r owa dz e n i e – K ł ąc z e

zachodzi aparalelna ewolucja pawiana i kota, gdzie jeden nie jest, jak wi- biegnącej w urywanych kierunkach. Łączyć zdeterytorializowane prze-
dać, wzorcem drugiego, ani drugi kopią pierwszego (stawanie-się-pa- pływy. Postępować jak rośliny: zacząć od wytyczenia granic pierwszej
wianem w kocie nie oznaczałoby, że kot „odgrywa” pawiana). Tworzy- linii wedle kręgów zbieżności wokół kolejnych osobliwości; następnie
my kłącze z naszymi wirusami, albo raczej nasze wirusy pozwalają nam sprawdzić, czy wewnątrz tej linii ustanawiają się nowe kręgi zbieżności,
tworzyć kłącze z innymi zwierzętami. Transfery materiału genetyczne- wraz z nowymi punktami usytuowanymi poza granicami, w innych kie-
go przez wirusy lub za sprawą innych procesów czy fuzje komórek po- runkach. Pisać, tworzyć kłącze, powiększać jego terytorium poprzez de-
chodzących z różnych gatunków mają skutki analogiczne do – jak mówi terytorializację, powiększać linię ujścia aż do momentu, w którym po-
Jacob – owych „występnych miłości, podniecających wyobraźnię staro- krywa ona całą płaszczyznę spójności w ramach maszyny abstrakcyjnej.
żytności i średniowiecza”7. Poprzeczne połączenia między zróżnicowa- „Najpierw idź do starej rośliny, zwracając baczną uwagę, w którą stronę
nymi liniami plączą drzewa genealogiczne. Należy szukać zawsze tego, spłynęła deszczówka. Deszcz musiał daleko ponieść nasiona. Przyjrzyj
co molekularne, a nawet cząstek submolekularnych, z którymi się łączy- się rowkom wyżłobionym przez wodę i na tej podstawie ustal kierunek
my. Ewoluujemy i umieramy raczej z powodu naszych wielokształtnych strumienia. Odszukaj roślinę rosnącą najdalej od twojej. Wszystkie oka-
i kłączastych gryp, niż z powodu chorób dziedzicznych lub takich, które zy czarciego ziela rosnące pomiędzy tymi dwoma punktami należą do
same mają określone pochodzenie. Kłącze jest antygenealogią. ciebie. Później, kiedy wydadzą nasiona, będziesz mógł rozszerzyć swo-
Dotyczy to zarówno książki, jak i świata: wbrew głęboko zakorze- je terytorium posuwając się wzdłuż strumienia płynącego obok każdej
nionej opinii, książka nie jest obrazem świata. Tworzy ona ze światem rośliny, która rośnie po drodze”8. Muzyka wciąż wypuszcza swe linie uj-
kłącze, zachodzi aparalelna ewolucja książki i świata, książka zapewnia ścia, jako liczne „wielości mające ulec przekształceniu”, nawet odwraca-
deterytorializację świata, lecz świat dokonuje reterytorializacji książki, jąc właściwe sobie kody, które ją strukturyzują lub udrzewiają; dlatego
która sama ze swej strony deterytorializuje się w świecie (jeśli jest do forma muzyczna, w swych zerwaniach i namnażaniu się, jest porówny-
tego zdolna i jeśli tylko może). Mimetyzm jest pojęciem zupełnie chy- walna z chwastem, z kłączem9.
bionym, uwikłanym w logikę binarną, odnoszącym się do zjawisk cał- 5) i 6) Zasada kartografii i dekalkomanii: kłącze nie podlega żad-
kiem innej natury. Krokodyl nie odtwarza pnia drzewa, a kameleon nie nym wzorcom strukturalnym czy generatywnym. Obca jest mu wszel-
odtwarza barw otoczenia. Różowa Pantera nie naśladuje niczego, nicze- ka idea osi genetycznej i struktury głębokiej. Oś genetyczna jest niczym
go nie odtwarza, maluje ona świat na swój kolor, różowe na różowym; na obiektywna jednostka trzpieniowa, na której organizują się kolejne sta-
tym polega jej stawanie-się-światem; jest to sposób stawania się niedo- dia; struktura głęboka jest raczej czymś w rodzaju podstawy rozkładalnej
strzegalną, nie-znaczącą, dokonującą swego zerwania, kreślącą dla sie- na bezpośrednie elementy ustanawiające, podczas gdy jedność wytworu
bie swoją linię ujścia, doprowadzającą do końca swą „aparalelną ewo- podpada pod inny wymiar, przekształcalny i subiektywny. Nie odcho-
lucję”. Mądrość roślin: nawet dla tych przyjmujących postać korzenną dzi się tu zatem od modelu reprezentacyjnego drzewa czy korzenia – czy
zawsze istnieje jakieś zewnętrze, w którym tworzą one kłącze z pewny- to korzenia palowego, czy korzonka bocznego (na przykład „drzewo”
mi rzeczami – z wiatrem, ze zwierzęciem, z człowiekiem (warto uwzględ- Chomsky’ego łączy się z sekwencją bazową i przedstawia proces włas-
nić też aspekt, w którym same zwierzęta tworzą kłącze, tak jak i ludzie nego generowania się wedle logiki binarnej). Jest to wariacja na temat
itd.). „Upojenie jako triumfalne wtargnięcie w nas rośliny”. Zawsze po- najstarszej z myśli. Mówimy o osi genetycznej lub o strukturze głębo-
dążać za kłączem poprzez zerwanie, przedłużanie, wydłużanie, rozluź- kiej, że są one przede wszystkim zasadami kalki; dają się reprodukować
nienie linii ujścia, narzucenie jej zmienności, aż po chwilę wytworze- w nieskończoność. Wszelka logika drzewa jest logiką kalki i reprodukcji.
nia linii najbardziej abstrakcyjnej i krętej, posiadającej n wymiarów, Czy to w językoznawstwie, czy w psychoanalizie, jej przedmiotem jest
nieświadome, przedstawiające, skrystalizowane w skodyfikowanych
w odwrotnym kierunku niż mechanizm, który cechuje ewolucję w klasycznym
ujęciu. Jeśli takie przejścia informacji odgrywałyby istotną rolę, mogłoby nawet 8 Carlos Castaneda, Nauki Don Juana, tłum. A. Szostakiewicz, Wydawnictwo
w niektórych wypadkach dojść do zastąpienia schematami sieciowymi (wraz Lite­rackie 1991, s. 137.
z połączeniami pomiędzy poszczególnymi gałęziami po ich zróżnicowaniu) 9 Pierre Boulez, Par volonté et par hasard, Du Deuil 1975, s. 14: „wystarczy ją zasadzić
schematów opartych na modelu krzewu czy drzewa, których używa się dzisiaj na jakimś terenie i zupełnie nagle zaczyna się namnażać jak chwast”; i dalej na te-
do przedstawienia ewolucji”. mat przyrostu muzycznego, s. 89: „muzyka, która płynie, gdzie sam zapis narzuca
7 François Jacob, Historia i dziedziczność, tłum. K. Pomian, PIW 1973, s. 423. instrumentaliście niemożliwość utrzymania zbieżności z pulsującym czasem”.

12 13
t ys i ąc P l at e au / 1 / W p r owa dz e n i e – K ł ąc z e

całościach, podzielone na osi genetycznej lub rozdysponowane w ra- osi genetycznej, ani pozycjami w ramach struktury głębokiej; są to wy-
mach struktury syntagmatycznej. Logika ta ma za cel opis faktycznego bory polityczne podejmowane wobec określonych problemów, wejść
stanu, przywrócenie równowagi relacjom intersubiektywnym albo ba- i wyjść, impasów, które dziecko przeżywa politycznie, to znaczy z całą siłą
danie obecnego już nieświadomego, skulonego w zakamarkach pamię- swego pragnienia.
ci lub języka. Polega na przekalkowaniu czegoś, co już gotowe, w oparciu Czy jednak poprzez przeciwstawienie map kalkom nie odtwarza-
o nadkodującą strukturę lub podtrzymującą oś. Drzewo łączy i hierarchi- my zwykłego dualizmu, jak gdyby były dwie strony: dobra i zła? Czy do
zuje kalki; są one jak liście drzewa. właściwości mapy nie należy możność odbijania jej? Czy krzyżowanie
Całkiem inne jest kłącze – mapa, a nie kalka. Tworzyć mapę, a nie się, a niekiedy łączenie z korzeniami nie jest właściwością kłącza? Czyż
kalkę. Orchidea nie kalkuje osy, wraz z osą tworzy ona mapę w ramach mapa nie zawiera w sobie zjawisk redundancji, będących już właściwie
kłącza. Jeżeli mapa przeciwstawia się kalce, to dlatego, że jest ona zwró- jej kalką? Czy wielość nie ma swych własnych warstw, w których zakorze-
cona całkowicie w stronę eksperymentowania w kontakcie z rzeczywi- niają się unifikacje i totalizacje, umasowienie, mechanizmy mimetyczne,
stością. Mapa nie odtwarza nieświadomości zamkniętej w niej samej, przejęcia władzy znaczącej, subiektywne przypisania? Nawet linie ujścia,
lecz ją konstruuje. Przyczynia się ona do łączenia pól, odblokowywania czyż nie będą one odtwarzały, za sprawą ich ewentualnej dywergencji,
ciał bez organów, ich maksymalnego otwarcia na płaszczyznę spójności. formacji, które miały zgodnie ze swą funkcją rozkładać lub ominąć? Ale
Sama jest częścią kłącza. Mapa jest otwarta, daje się łączyć we wszystkich odwrotność jest też możliwa, chodzi o kwestię metody: kalkę trzeba za-
wymiarach, demontować, odwracać, jest podatna na ciągłe modyfikacje. wsze nanosić na mapę. I nie jest to wcale działanie symetryczne wzglę-
Może zostać rozdarta, odwrócona, nalepiona na każdą powierzchnię, dem poprzedniego. Niezależnie od ścisłości, kalka nie odtwarza mapy
przerobiona przez jednostkę, grupę, formację społeczną. Można ją na- dokładnie. Jest raczej niczym zdjęcie, radiogram, który rozpo­czyna od
rysować na ścianie, uznać za dzieło sztuki, skonstruować jako działanie wyboru i izolacji tego, co zamierza odtworzyć za pomocą sztucznych
polityczne albo jako medytację. Wiele wejść – to być może najważniejsza środków, barwników lub innych narzędzi przymusu. To naśladowca two-
cecha kłącza: w tym sensie nora jest kłączem zwierzęcym, zawierającym rzy to, co służy mu za model, i przyciąga go. To, co odwzorowane, będące
niekiedy wyraźne rozróżnienie pomiędzy linią ujścia jako korytarzem skutkiem, tworzy zawsze swój wzorzec. Odbitka już przełożyła mapę na
umożliwiającym przemieszczanie się i warstwami przeznaczonymi do obraz, już przekształciła kłącze w korzenie i korzonki. Zorganizowała,
zamieszkania (por. piżmak). Mapa ma liczne wejścia, w odróżnieniu od ustabilizowała, zneutralizowała wielości wzdłuż ich osi znaczenia i su-
kalki, która odsyła zawsze do „tego samego”. Mapa jest kwestią działania, biektywizacji. Wygenerowała i ustrukturalizowała kłącze; kalka odtwa-
podczas gdy kalka zawsze odsyła do rzekomej „kompetencji”. W przeci- rza już tylko samą siebie, wciąż wierząc, że odtwarza coś innego. To dla-
wieństwie do psychoanalizy i kompetencji psychoanalitycznej – nakła- tego jest tak niebezpieczna. Wstrzykuje ona redundancje, rozprowadza
dających każde pragnienie i wypowiedź na oś genetyczną albo strukturę je. Tym, co kalka odtwarza z mapy albo kłącza, są jedynie impasy, blo-
nadkodującą i rozciągających na owej osi w nieskończoność monotonne kady, zalążki osi albo punkty strukturyzacji. Spójrzcie na psychoanalizę
kalki stadiów, elementy składowe zaś sytuujących w tej strukturze – schi- i językoznawstwo: pierwsza wykonuje jedynie kalki lub zdjęcia nieświa-
zoanaliza odrzuca wszelką ideę kalkowej fatalności, jakiej by jej nie na- domego, drugie – kalki lub zdjęcia języka, wraz z wszelkimi przekłama-
dano nazwy: boskiej, anagogicznej, historycznej, ekonomicznej, struk- niami, z którymi wiąże się takie działanie (nie należy się dziwić, że psy-
turalnej, dziedzicznej czy syntagmatycznej (widać wyraźnie, że Melanie choanaliza sczepiła swoje losy z losami językoznawstwa). Spójrzcie, co
Klein nie zrozumiała problemu kartografii jednego ze swych dziecięcych przydarzyło się małemu Hansowi – psychoanaliza dziecięca w najczyst-
pacjentów, małego Ryszarda, zadowalając się gotowymi kalkami – Edy- szej postaci: tak długo łamano jego kłącze, plamiono jego mapę, od-
pem, dobrym tatą i złym tatą, złą mamą i dobrą mamą – podczas gdy dzie- wracano mu ją na właściwą stronę, blokując wszelkie wyjścia, aż sam za-
cko usiłuje rozpaczliwie podjąć się działania, które psychoanaliza cał- pragnął odczuwać wstyd i winę, aż zakorzeniono w nim wstyd i winę,
kiem przeinacza10). Popędy i obiekty cząstkowe nie są ani stadiami na FOBIĘ (zatarasowano mu kłącze budynku, następnie ulicy, zakorzenio-
no go w łóżku rodziców, zmuszono do zapuszczenia korzonków w jego
własne ciało, zablokowano go na profesorze Freudzie). Widać, że Freud
10 Por. Melanie Klein, Psychoanaliza dzieci, tłum. M. Lipińska, M. Żylicz, H. Grze-
gołowska-Klarkowska, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne 2007: rola bierze pod uwagę mapę małego Hansa, jednakże wyłącznie po to, by na-
map wojennych w działaniach Ryszarda. nieść ją na fotografię rodzinną. A spójrzcie, co uczyniła Melanie Klein

14 15
t ys i ąc P l at e au / 1 / W p r owa dz e n i e – K ł ąc z e

z geopolitycznymi mapami małego Ryszarda: robi im zdjęcia, wykonu- ujścia, umożliwiających rozsadzenie warstwy, połamanie korzeni i po-
je kalki: przyjmijcie pozę, przesuńcie się wzdłuż osi stadium genetyczne- zwalających działać nowym połączeniom. Istnieją zatem bardzo różne
go lub przeznaczenia strukturalnego – wasze kłącze zostanie przełamane. układy, mapy-kalki, kłącza-korzenie, wraz ze zmiennymi współczynni-
Wolno wam będzie żyć i mówić pod warunkiem, że zatka się wszystkie kami terytorializacji. W kłączu istnieją struktury korzeniowe i drzewne,
wyjścia. Gdy kłącze zostaje zatkane, udrzewione, wszystko skończone, ale i odwrotnie, gałąź drzewa czy podział korzenia mogą wypączkować
z pragnienia nic już nie wyniknie, ponieważ pragnienie zawsze poru- w kłącze. Wyznaczenie położenia nie zależy tu od teoretycznych ana-
sza się i wytwarza poprzez kłącze. Zawsze, gdy pragnienie porusza się liz wynikających z idei ogólnych, lecz od pragmatyki tworzącej wielości
wzdłuż drzewa, mają miejsce osunięcia wewnętrzne, które powodują albo zbiory intensywności. Nowe kłącze może wykształcić się w rdzeniu
jego upadek, prowadzą je na śmierć; kłącze natomiast działa na pragnie- drzewa, wgłębieniu korzenia czy u nasady gałęzi. Może być też tak, że to
nie poprzez zewnętrzne i produktywne parcie. mikroskopijny element drzewa-korzenia, korzonek inicjuje produkcję
To dlatego tak ważne jest, by podjąć się innego działania, odwrotne- kłącza. Buchalteria, biurokracja działają posługując się kalkami: ale rów-
go, co nie oznacza: symetrycznego. Rozgałęzić kalki na mapie, odnieść nież one mogą pączkować, wypuszczać pędy kłącza, jak w powieści Kafki.
korzenie czy drzewa do kłącza. Badanie nieświadomego, w przypadku Pewien intensywny rys zaczyna pracować na swój własny rachunek; ja-
małego Hansa, polegałoby na wykazaniu, w jaki sposób próbował on kaś halucynacyjna percepcja, synestezja, perwersyjna mutacja lub gra
ustanowić kłącze z domem rodzinnym, ale również z linią ujścia – budyn- obrazów odrywają się i hegemonia znaczącego zostaje zakwestionowa-
ku, ulicy itd.; w jaki sposób linie te zostają zatamowane, a dziecko zako- na. U dziecka semiotyki gestów, mimiki, zabawy itd. odzyskują swą wol-
rzenione w rodzinie, sfotografowane pod ojcem, odbite na matczynym ność, uwalniając się od „kalki”, to znaczy od dominującej kompetencji
łóżku; następnie, w jaki sposób interwencja profesora Freuda zapewnia językowej nauczyciela – mikroskopijne wydarzenie zaburza lokalną rów-
objęcie władzy znaczącego jako subiektywizacji afektów; w jaki sposób nowagę władzy. W ten sposób również drzewa generatywne, stworzone
dziecko może ujść już tylko pod postacią stawania-się-zwierzęciem, poj- w oparciu o model syntagmatyczny Chomskiego, mogłyby otworzyć się
mowaną jako haniebna i występna (Hans stający-się-koniem to rzeczy- w każdym kierunku, tworząc kłącze12. Bycie kłączokształtnym polega na
wista opcja polityczna). Jednak impasy trzeba zawsze ponownie sytuo- wytwarzaniu pędów i włókienek wyglądających jak korzenie, albo nawet
wać na mapie, otwierając je tym samym na możliwe linie ujścia. To samo lepiej: łączeniu się z nimi, wnikaniu z nimi w głąb pnia czy choćby i czy-
dotyczyłoby mapy grupowej: pokazać, w jakim punkcie kłącza kształtu- nieniu z nich nowego, nieznanego użytku. Drzewo nas nuży. Nie będzie-
ją się zjawiska umasowienia, biurokracji, leadershipu, faszyzacji itd. któ- my już wierzyć w drzewa, w korzenie i korzonki – znosiliśmy je wystar-
re linie, choćby podziemne, nadal potajemnie tworzą kłącze. Metoda czająco długo. Cała drzewiasta kultura jest na nich oparta, od biologii po
Deligny’ego: stworzyć mapę gestów i ruchów dziecka autystycznego, ze- językoznawstwo. Wprost przeciwnie: nic nie jest piękne, godne miłości,
stawić ze sobą liczne mapy dla tego samego dziecka, dla wielu dzieci11... nic nie jest polityczne prócz podziemnych pędów i korzeni powietrznych,
Jeśli to prawda, że mapa albo kłącze mają ze swej istoty liczne wejścia, oprócz kłącza i dziko żyjących roślin. Amsterdam, miasto w ogóle nie-
można założyć, że da się do nich wejść również poprzez kalki albo drogą zakorzenione, miasto-kłącze wraz ze swymi kanałami-­łodygami, miasto,
prowadzącą przez drzewa-korzenie, przedsięwziąwszy niezbędne środ- w którym użyteczność łączy się z największym szaleństwem, w stosunku
ki ostrożności (tu jeszcze raz trzeba odrzucić manichejski dualizm). Na łączącym je z wojenną maszyną handlową.
przykład często jesteśmy zmuszeni wycofać się ze ślepego zaułka, prze- Myśl nie jest drzewiasta, a mózg nie jest zakorzenioną czy rozga-
dzierać się przez władze znaczące i subiektywne afekty, wspierać się na łęzioną materią. To, co błędnie określa się mianem „dendrytu”, nie
formacjach edypalnych, paranoicznych albo jeszcze gorszych, na przy- gwarantuje połączenia neuronów w ciągłej tkance [tissu continu]. Nie-
kład na stwardniałych terytorialnościach, umożliwiających inne dzia- ciągłość komórek, rola aksonów, działanie synaps, istnienie mikrosz-
łania przekształceniowe. Może zdarzyć się tak, że nawet psychoanaliza – czelin synaptycznych, przeskok każdej wiadomości poprzez te szczeli-
ach, wbrew sobie – może stanowić punkt oparcia. W innych przypadkach ny, wszystko to czyni z mózgu wielość zanurzoną w swej płaszczyźnie
wprost przeciwnie, będziemy się wspierać bezpośrednio na liniach
12 Por. Dieter Wunderlich Pragmatique, situation d’énonciation et Deixis, „Lan-
gages”, nr 26, czerwiec 1972, s. 50 i nast.: chodzi o podejmowane przez
11 Fernand Deligy, „Vox et voir”. Cahiers de l’immuable, „Recherchers”, kwiecień MacCawleya, Sadocka i Wunderlicha próby wprowadzenia „własności prag-
1975. matycznych” w obręb drzew Chomskiego.

16 17
t ys i ąc P l at e au / 1 / W p r owa dz e n i e – K ł ąc z e

spójności czy w swym gleju, cały niepewny system prawdopodobień- strzeniać, jak w systemie korzonkowym – nie odchodzi się w ten sposób
stwa, uncertain nervous system. Wielu ludzi ma drzewo zasadzone w gło- od układu Jedno-Dwoje lub od urojonych wielości. Regeneracje, repro-
wie, jednak tak naprawdę mózg jest w dużo większym stopniu trawą niż dukcje, nawroty, hydry i meduzy nie stwarzają żadnej drogi wyjścia. Sy-
drzewem. „Akson i dendryt owijają się wokół siebie niczym powój wo- stemy drzewiaste są systemami hierarchicznymi, zawierającymi centra
kół jeżyny, z synapsą przy każdym cierniu”13. To samo z pamięcią... Neu- znaczenia i subiektywizacji, centralne automaty oraz zorganizowane pa-
rolodzy i psychofizjolodzy wyróżniają pamięć długotrwałą i krótkotrwa- mięci. Dlatego też w odpowiadających takim systemom modelach dany
łą (rzędu jednej minuty). Tak więc różnica nie jest wyłącznie ilościowa: element otrzymuje informacje od jednostki nadrzędnej, przydział zaś su-
pamięć krótkotrwała ma charakter kłącza, diagramu, podczas gdy pa- biektywny – poprzez uprzednio ustalone wiązania. Widać to bardzo do-
mięć długotrwała jest drzewiasta i scentralizowana (odcisk, engram, kal- brze w obecnych problemach związanych z informatyką i maszynami
ka lub zdjęcie). Pamięć krótkotrwała nie jest w żaden sposób poddana elektronicznymi, gdzie podtrzymuje się wciąż jeszcze najstarszą formę
prawu styczności czy bezpośredniości wobec swego przedmiotu, może myśli, przydzielając moc pamięci lub organowi centralnemu. W świet-
pozostawać w oddaleniu, przyjść lub powrócić po dłuższym czasie, lecz nym tekście odsłaniającym „wyobrażenie drzewiastych form zarządza-
zawsze na zasadzie nieciągłości, zerwania i wielości. Co więcej, te dwie nia” (systemów scentralizowanych lub struktur hierarchicznych), Pier-
pamięci nie różnią się tym, czym dwa tryby czasowości pojmowania ja- re Rosenstiehl i Jean Petitot zauważają że „przyjęcie prymatu struktur
kiejś rzeczy: nie ujmują one tej samej rzeczy, tego samego wspomnienia, hierarchicznych prowadzi do uprzywilejowania struktur drzewiastych.
tej samej idei. Świetność krótkotrwałej Idei: pisze się za pomocą pamię- (…) Forma drzewiasta wymusza wyjaśnienie topologiczne (…). W syste-
ci krótkotrwałej, a więc za pomocą krótkotrwałych idei, nawet jeśli czyta mie hierarchicznym jednostka uznaje jedynie jednego czynnego sąsia-
się je (lub ponownie czyta) za pomocą długotrwałej pamięci długich po- da, będącego jego hierarchicznym przełożonym. (…) Kanały transmisji
jęć. Pamięć krótkotrwała obejmuje w swym przebiegu zapominanie; nie są z góry założone: drzewiastość poprzedza jednostkę, która integruje
zlewa się ona z chwilą, lecz ze zbiorowym, czasowym i nerwowym kłą- się w nią w konkretnym miejscu” (znaczenie i subiektywizacja). Auto-
czem. Pamięć długoterminowa (rodzina, rasa, społeczeństwo czy cywi- rzy sygnalizują, że nawet gdy ktoś uzna, iż osiągnął wielość, może ona
lizacja) kopiuje i przekłada, ale to, co jest przez nią tłumaczone, cały czas być złudna – może być tym, co nazywamy typem korzonków bocznych –
w niej działa, na odległość, nie w porę, „niewcześnie”, nie natychmiast. ponieważ jej prezentacja lub pozornie niehierarchiczna wypowiedź wy-
Drzewo lub korzeń wzbudzają smutny obraz myśli, która wciąż na- maga całkowicie hierarchicznego rozwiązania: podobnie jak w wypad-
śladuje to, co mnogie, opierając się o scentralizowaną bądź zsegmen- ku słynnego teorematu przyjaźni, „jeśli w społeczeństwie dowolne dwie
towaną nadrzędną jedność. Jeśli rozważyć cały zbiór gałęzi-korzeni, to jednostki mają dokładnie jednego wspólnego przyjaciela, wówczas ist-
pień odgrywa rolę przeciwstawnego segmentu względem podzbiorów nieje jednostka będąca przyjacielem wszystkich pozostałych jednostek”
przebiegających z dołu ku górze; taki segment byłby „biegunem wiąza- (Rosenstiehl i Petitot pytają, kto jest owym wspólnym przyjacielem,
nia” w odróżnieniu od „biegunów-jednostek” tworzących promienie wy- „uniwersalnym przyjacielem tego społeczeństwa par: mistrz, spowied-
pływające z samego centrum14. Choć wiązania same mogą się rozprze- nik, lekarz? Ileż idei, tak zaskakująco odległych od wyjściowych założeń”;
przyjaciel rodzaju ludzkiego? A może i filozof, pojawiający się w myśli
13 Steven Ross, The Conscious Brain, Knopf 1975, s. 76; na temat pamięci s. 185 klasycznej, nawet jeśli jest to jednostka poroniona, istotna wyłącznie ze
i nast. względu na swą właściwą nieobecność lub swoją subiektywność, powta-
14 Por. Julien Pacotte, Le réseau arborescent, schème primordial de la pensée, Her-
mann 1938. Książka ta analizuje i rozwija różne schematy formy drzewiastej, nie
rzający: nic nie wiem, jestem niczym?). W tym sensie autorzy mówią o te-
ujmując ich z perspektywy zwykłego formalizmu, lecz jako „rzeczywisty funda- oremacie dyktatury. Oto prawdziwa zasada drzew-korzeni, oto jej wynik:
ment myślenia formalnego”. Doprowadza ona do końca myśl klasyczną. Autor system korzonków bocznych, struktura Władzy15.
zamieszcza w swojej pracy wszystkie formy typu „Jedno-Dwoje” – teorię dwu-
biegunowości. Układ pnia-korzeni-gałęzi przedstawiony jest na poniższym
schemacie: Michel Serres poddał niedawno analizie zróżnicowanie i sekwencje drzew w ra-
mach różnych dziedzin naukowych, pokazując, w jaki sposób drzewo kształtuje
się w oparciu o siatkę (La traduction, Minuit 1974, s. 27 i nast.; Feux et signaux de
brume, Grasset 1975, s. 35 i nast.).
15 Pierre Rosenstiehl, Jean Petitot, Automate asocial et systèmes acentrés, „Com-
munications”, nr 22 , 1974. Na temat teorematu przyjaźni por. Herbert S. Wilf,

18 19
t ys i ąc P l at e au / 1 / W p r owa dz e n i e – K ł ąc z e

Tym scentralizowanym systemom autorzy przeciwstawiają syste- rekapitulacyjnym, organom centralnym, fallusowi, drzewu-fallusowi.
my acentryczne, sieci skończonych automatów, w których komunikacja W tym względzie psychoanaliza nie może zmienić swej metody: na dyk-
przebiega między jednym sąsiadem a dowolnym innym, gdzie pędy albo tatorskiej koncepcji nieświadomego opiera ona własną dyktatorską wła-
kanały nie są z góry ustalone, a wszystkie jednostki są wzajemnie wy- dzę. To bardzo ogranicza psychoanalizie możliwość manewrowania. Tak
mienne i określają się wyłącznie przez stan w danym momencie, w spo- w psychoanalizie, jak i w jej przedmiocie zawsze istnieje generał, przy-
sób zakładający koordynację działań na poziomie lokalnym, a ostatecz- wódca (generał Freud). Schizoanaliza przeciwnie: traktując nieświa-
ny, globalny wynik synchronizuje się niezależnie od władzy centralnej. dome jako system acentryczny, czyli jako sieć maszynową złożoną ze
Przewodzenie stanów intensywnych zastępuje topologię, a „graf okre- skończonych automatów (kłącze), dociera ona zupełnie innego stanu
ślający cyrkulację informacji jest w pewnym sensie przeciwstawiony nieświadomego. Te same uwagi można poczynić względem językoznaw-
grafowi hierarchicznemu (...) nie ma żadnego powodu, dla którego graf stwa: Rosenstiehl i Petitot słusznie rozważają możliwość „acentrycznej
miałby być drzewem” (takim właśnie grafem jest mapa). Problem ma- organizacji społeczności słów”. Tak dla wypowiedzi, jak dla pragnień nie
szyny wojennej albo problem plutonu egzekucyjnego: czy do tego, aby chodzi o redukcję nieświadomego, jego interpretację ani o uczynienie
n jednostek znalazło się w tej samej chwili w stanie „pal!”, potrzebny jest zeń znaczącego wedle drzewa. Problem polega na wytworzeniu nieświa-
generał? Rozwiązanie bez generała można podać dla wielości acentrycz- domego, i wraz z nim, nowych wypowiedzi, innych pragnień: kłącze jest
nej, przyjmującej skończoną liczbę stanów i sygnalizującej odpowiednie właśnie tego typu produkcją samego nieświadomego.
prędkości, z punktu widzenia kłącza wojennego albo logiki partyzantki, To ciekawe, jak bardzo drzewo zdominowało zachodnią rzeczywi-
bez kalki czy powtarzania centralnego rozkazu. Można wykazać nawet, stość i całą zachodnią myśl, od botaniki po biologię i anatomię, ale rów-
że taka wielość, układ czy społeczeństwo maszynowe odrzuca wszelkie nież gnozeologię, teologię, ontologię, wszelką filozofię...: fundament-
automaty centralizacyjne i unifikacyjne jako „aspołecznych intruzów”16. -korzeń, Grund, roots, fondement. Zachód ma szczególną relację z lasem,
N to odtąd zawsze n–1. Rosenstiehl i Petitot podkreślają, że opozycja podobnie jak z wylesianiem: pola wydarte lasom są porośnięte rośli-
centryczny-acentryczny jest raczej określeniem sposobu obliczenia za- nami nasiennymi, stanowiącymi przedmiot kultywacji linii rodowych,
stosowanego wobec rzeczy niźli funkcją desygnującą jakieś rzeczy. Drze- zwłaszcza typu drzewiastego; z kolei hodowla, usytuowana na ugorze,
wa mogą upodobniać się do kłącza lub odwrotnie, wybujać w kłącze. stosuje dobór linii rodowych tworzących jeden wielki obraz zwierzęce-
Ogólnie rzecz biorąc jest prawdą, że dana rzecz dopuszcza dwa sposo- go drzewa. Wschód przedstawia inną figurę, opartą raczej na stosunku
by obliczenia czy regulacji, jednak nie bez zmiany stanu w jednym i dru- ze stepem i ogrodem (w innych wypadkach z pustynią i oazą) niż na le-
gim wypadku. Weźmy znów przykład psychoanalizy: nie tylko w teorii, sie i polu; kulturę bulw, działającą w oparciu o fragmentację jednostki;
ale i w praktyce kalkulacyjnej i leczniczej podporządkowuje ona nieświa- odłożenie na bok, wzięcie w nawias hodowli zamkniętej w ograniczo-
dome strukturom drzewiastym, grafom hierarchicznym, pamięciom nej przestrzeni albo rozpuszczonej po stepie nomadów. Zachód: kulty-
wacja dobranej linii, na którą składa się wiele zróżnicowanych jedno-
stek; Wschód: ogrodnictwo, niewielka liczba jednostek, odsyłająca do
The Friendship Theorem in Combinatorial Mathematics, Welsh Academic Press
1971; na temat teorematu tego samego typu, dotyczącego zbiorowej niedecyzyj- wielkiej liczby „klonów”. Czyż to nie na Wschodzie, zwłaszcza w Oce-
ności por. Kenneth J. Arrow, Social Choice and Individual Values, Wiley 1963. anii odnajdujemy model kłączasty, przeciwstawny pod każdym wzglę-
16 Tamże. Główną cechą systemu acentrycznego jest to, że lokalne inicjatywy dem zachodniemu modelowi drzewiastemu? Haudricourt widzi w tym
są koordynowane niezależnie od instancji centralnej, rachunek dokonuje się
w zbiorze usieciowionym (wielość). „To dlatego jedynym miejscem, w którym
nawet podstawę do przeciwstawienia doktryn moralnych i filozoficz-
może powstać kartoteka osób, są same te osoby, jako jedyne byty zdolne do nych opartych na transcendencji, tak bliskich Zachodowi, odsyłającym
przenoszenia swego opisu i jego aktualizacji: społeczeństwo jest jedyną możli- do immanencji koncepcjom cechującym Wschód: Bóg siejący i koszą-
wą kartoteką osób. Społeczeństwo naturalnie acentryczne odrzuca, jako aspo-
cy przeciwstawiony Bogu sadzonkującemu i wykopującemu (rozsada
łecznego intruza, centralizacyjny automat” (s. 62). Na temat „teorematu pluto-
nu egzekucyjnego” zob. tamże, s. 51–57. Zdarza się nawet, że generałowie, śniąc przeciw zasie­wowi17). Transcendencja jest chorobą ściśle europejską.
o przejęciu formalnych technik partyzantki, odwołują się do wielości, „do mo-
dułów synchronicznych”, „do podstawy tworzonej przez liczne, lekkie i nieza- 17 Na temat zachodniego rolnictwa roślin nasiennych oraz wschodniego ogrodni-
leżne komórki” zawierające teoretycznie jedynie minimum władzy centralnej ctwa bulw, na temat opozycji pomiędzy zasiewem i sadzeniem, na temat różnic
i „hierarchicznych przekaźników” – por. Guy Brossollet, Essai sur la non-bata- w hodowli zwierząt por. André Haudricourt, Domestication des animaux, culture
ille, Editions Berlin 1975. des plantes et traitement d’autri, „L’Homme”, styczeń 1962. Kukurydza i ryż nie

20 21
t ys i ąc P l at e au / 1 / W p r owa dz e n i e – K ł ąc z e

Również muzyka nie jest taka sama, muzyka ziemi różni się. I nie jest Indianie, jak sądził Haudricourt, pośredniczą między Wschodem a Za-
to też ta sama seksualność: rośliny nasienne, nawet jeśli jednoczą dwie chodem – to Ameryka, która stanowi oś i mechanizm odwrócenia). Pio-
płcie, poddają seksualność modelowi reprodukcji; kłącze przeciwnie, senkarka amerykańska Patti Smith odśpiewuje biblię amerykańskiego
jest wyzwoleniem seksualności nie tylko w odniesieniu do reproduk- dentysty: nie szukaj korzenia, podążaj kanałem...
cji, lecz również w odniesieniu do genitalności. U nas drzewo zostało Czy nie istniały również dwie biurokracje, a nawet trzy (i jeszcze
zasadzone w ciałach, utwardziło i uwarstwiło nawet płcie. Straciliśmy więcej)? Biurokracja zachodnia z jej rolniczym pochodzeniem: katastral-
kłącze czy trawę. Henry Miller pisze: „Chiny to chwast na kapuścianej ność, korzenie i pola, drzewa i ich graniczna funkcja, wielki spis ludności
grządce ludzkości. (…) Chwast to Nemesis ludzkich wysiłków. Ze wszyst- Wilhelma Zdobywcy, feudalizm, polityka królów Francji, oparcie Pań-
kich możliwych do wyobrażenia istnień, jakie odnajdujemy wśród ro- stwa na własności, wojna jako sposób negocjacji ziem, procesy i mał-
ślin, zwierząt i gwiazd, być może to właśnie chwast żyje najmądrzej. To żeństwa. Królowie Francji upodobali sobie lilię, ponieważ jest to rośli-
prawda, że zielsko nie wydaje kwiatów, lotniskowców ani Kazań na gó- na o głębokich korzeniach, mocno trzymająca się zbocza. Czy tak samo
rze. (…) Jednak koniec końców to właśnie zielsko ma ostatnie słowo. Ko- dzieje się na Wschodzie? Z pewnością przedstawienie Orientu jako kłą-
niec końców wszystko wraca do stanu Chin. To właśnie historycy zwy- cza i immanencji byłoby zbytnim uproszczeniem; jednak Państwo nie
kli nazywać mrokami średniowiecza. Trawa jest jedynym wyjściem. (…) działa tu wedle schematu drzewiastego odsyłającego do wcześniej usta-
Trawa istnieje po to tylko, by wchodzić na wielkie ugory. Zapełnia pustkę. nowionych klas, udrzewionych i ukorzenionych; to biurokracja kanałów,
Wrasta pomiędzy i rośnie wśród innych rzeczy. Kwiat jest piękny, kapu- na przykład słynna władza hydrauliczna „słabej własności”, gdzie Pań-
sta pożyteczna, mak przyprawia o szaleństwo. Chwast natomiast się ple- stwo wytwarza klasy kanalizujące i kanalizowane (por. to, co nigdy nie
ni – jest lekcją moralności”18. O jakich Chinach mówi Miller, o starożyt- zostało odrzucone z tez Wittfogela). Despota działa jak rzeka, a nie jak
nych, obecnych, urojonych, czy może o jeszcze innych, znajdujących się źródło, które nadal byłoby punktem, czy to punktem-drzewem, czy ko-
na ruchomej mapie? rzeniem; raczej upodabnia się do wód niż rozsiada pod drzewem; samo
Osobne miejsce należy się Ameryce. Z pewnością nie jest ona wol- drzewo Buddy staje się kłączem; rzeka Mao i drzewo Ludwika. Czy rów-
na od dominacji drzew i poszukiwania korzeni. Widać to świetnie w lite- nież w tym wypadku Ameryka nie działa jako pośrednik? Wszakże dzia-
raturze, w dociekaniach na temat tożsamości narodowej czy nawet euro- ła zarazem poprzez wewnętrzne eksterminacje, likwidacje (nie tylko In-
pejskiego pochodzenia i genealogii (Kerouac wychodzi od poszukiwania dian, lecz również farmerów itp.) oraz kolejne fale zewnętrznej imigracji.
swych przodków). A jednak wszystko ważne, co się wydarzało bądź wy- Przepływ kapitału wytwarza ogromny kanał, kwantyfikację władzy, wraz
darza, przebiega przez amerykańskie kłącze: beatnicy, underground, z bezpośrednimi „kwantami”, gdzie każdy na swój sposób uczestniczy
podziemie, bandy i gangi, rozrastające się na strony, stale w bezpośred- w przepływie pieniędzy (stąd mit-rzeczywistość nędzarza, który staje się
niej łączności z zewnętrzem. Zachodzi różnica między książką amery- miliarderem, by znów stać się nędzarzem): wszystko ponownie łączy się
kańską a książką europejską, nawet jeśli książka amerykańska rusza na w Ameryce, równocześnie drzewo i kanał, korzeń i kłącze. Nie istnie-
poszukiwanie drzew. Inny jest zamysł książki: Źdźbła trawy. W Ameryce je uniwersalny kapitalizm, kapitalizm w sobie, kapitalizm znajduje się
kierunki nie są te same: to na Wschodzie prowadzone są drzewiaste ba-
dania i powrót do starego świata. Jednak jest i kłączasty Zachód, ze swy- W książce tej można znaleźć świetną analizę geografii, mitologicznej i litera-
mi Indianami bez przodków, swym zawsze ulotnym kresem, swymi ru- ckiej roli, jaką odgrywa ona w Ameryce, oraz odwrócenia kierunków. Wschód,
poszukiwanie ściśle amerykańskiego kodu, ale również przekodowanie Eu-
chomymi i przesuwanymi granicami. Cała amerykańska „mapa” jest na ropy (Henry James, Eliot, Pound itd.); nadkodowanie niewolnictwa na połu-
Zachodzie, gdzie nawet drzewa tworzą kłącze. Ameryka odwróciła kie- dniu, wraz z właściwą mu ruiną i plantacjami w czasie wojny secesyjnej (Faul-
runki: posyła ona swój wschód na zachód, tak jakby ziemia stawała się kner, Caldwell); kapitalistyczne dekodowanie, które nadchodzi od północy (Dos
Passos, Dreiser); rola Zachodu jako linii ujścia, gdzie łączą się podróż, halucyna-
okrągła właśnie w Ameryce; jej Zachód jest krańcem Wschodu19 (to nie
cja, szaleństwo, Indianie, eksperymenty z percepcją i umysłem, ruch granic, kłą-
cze (Ken Kesey i jego „maszyna do produkcji mgły”; pokolenie beatników itd.).
podważają tego przeciwstawienia: są to zboża „zaadaptowane przez rolników Każdy wielki autor amerykański stworzył kartografię, choćby za pośrednictwem
uprawiających bulwy” i traktowane w podobny sposób; możliwe, że ryż „poja- swego stylu; w odróżnieniu do tego, co dzieje się u nas, powstaje w ten sposób
wił się jako chwast w rowach służących do uprawy taro”. mapa połączona bezpośrednio z rzeczywistymi ruchami społecznym, które
18 Henry Miller, Hamlet, Carrefour 1939, s. 105–106. przenikają Amerykę. Na przykład: oznaczanie kierunków geograficznych w ca-
19 Por. Leslie Fiedler, The Return of the Vanishing American, Stein and Day 1968. łym dziele Fitzgeralda.

22 23
t ys i ąc P l at e au / 1 / W p r owa dz e n i e – K ł ąc z e

na skrzyżowaniu wszystkich typów formacji, jest zawsze ze swej natury ani początku, ani końca, lecz zawsze otoczenie [milieu], z którego wyrasta
neo-kapitalizmem, gorzej nawet: odnajduje swą twarz wschodnią i za- i się wylewa. Ustanawia n-wymiarowe wielości linearne, bez podmio-
chodnią oraz własną mieszankę obydwu. tu ani przedmiotu, ustanowione na płaszczyźnie spójności, gdzie Jed-
Zarazem wraz z całym tym rozłożeniem geograficznym znajduje- no jest zawsze odejmowane (n–1). Tego typu wielość nie zmienia liczby
my się na niewłaściwej drodze. Impas? Tym lepiej. Jeśli mamy pokazać, wymiarów bez zmiany samej natury i przekształcenia siebie. W przeci-
że kłącza również mają swój własny despotyzm, własną hierarchię, i to wieństwie do struktury, która określa się przez zbiór punktów i pozycji,
nawet ściślejszą, doskonale; bo nie ma dualizmu, czy to dualizmu onto- stosunków binarnych między tymi punktami oraz wzajemnie jedno-
logicznego „tu” i „tam”, czy aksjologicznego dualizmu dobra i zła; nie ma znacznych relacji pomiędzy tymi pozycjami, kłącze składa się wyłącznie
amerykańskiej mieszanki ani syntezy. Są natomiast w kłączach drzewia- z linii: linii segmentacji, stratyfikacji – jako wymiarów; lecz również li-
ste węzły i kłączaste pędy w korzeniach. Co więcej, istnieją formacje de- nii ujścia czy też deterytorializacji (jako wymiaru maksymalnego), podą-
spotyczne o charakterze immanentnym i kanalizacyjnym właściwym żając wzdłuż której wielość przekształca się i zmienia swoją naturę. Nie
kłączom. Istnieją anarchiczne zniekształcenia w transcendentnym sy- należy mieszać tych linii czy zarysów z lineażami typu drzewiastego, je-
stemie drzew, korzeni powietrznych i podziemnych odnóg. Istotne jest dynie łączącymi poszczególne punkty i pozycje. W przeciwieństwie do
tu, że drzewo-korzeń i kłącze-kanał nie są sobie przeciwstawne jako dwa drzewa, kłącze nie jest przedmiotem reprodukowania – ani zewnętrz-
modele: jeden działa jako model i jako transcendująca kalka, nawet jeśli nego pod postacią drzewa-obrazu, ani wewnętrznego, jako struktura-
rodzi właściwe sobie ujścia; drugi działa jako proces immanentny, któ- -drzewo. Kłącze jest antygenealogią. Jest pamięcią krótkotrwałą lub też
ry obala model i kreśli mapę, nawet jeśli ustanawia swoje własne hie- antypamięcią. Kłącze rozwija się poprzez wariację, ekspansję, podbój,
rarchie, nawet jeśli tworzy kanał despotyczny. Nie chodzi tutaj o to czy przechwycenie, rozsadę. W odróżnieniu od grafiki, rysunku lub zdję-
inne miejsce na ziemi ani o moment w historii, a jeszcze mniej o taką czy cia, odwrotnie niż kalki, kłącze odnosi się do mapy, która musi zostać
inną kategorię duchową. Chodzi o model, który wciąż się buduje i zapa- wytworzona, skonstruowana, zawsze dająca się rozmontować, połączyć,
da oraz o proces, który wciąż się przedłuża, rwie i ponawia. Nie o inny odwrócić, zmienić, mająca wiele wejść i wyjść – wraz z liniami ujścia. To
albo nowy dualizm. Problem pisania: stanowczo trzeba nieścisłych wy- kalki są nanoszone na mapę, a nie odwrotnie. Przeciwko systemom cen-
rażeń, aby opisać coś w sposób ścisły. I to nie dlatego, że trzeba posta- trycznym (nawet policentrycznym), wbrew komunikacji hierarchicznej
wić pierwszy krok albo że postępować można jedynie drogą przybliżeń: i przedustawnym połączeniom, kłącze jest systemem acentrycznym, nie-
nieścisłość w ogóle nie jest aproksymacją, przeciwnie, jest to dokładne hierarchicznym i nie-znaczącym, pozbawionym Generała, pamięci or-
przejście przez to, co się dzieje. Przywołujemy jeden dualizm wyłącznie ganizacyjnej i automatu centralnego, definiowanym wyłącznie poprzez
po to, aby podważyć drugi. Posługujemy się dualizmem modeli jedynie cyrkulację stanów. W wypadku kłącza zasadnicza kwestia dotyczy związ-
po to, aby odnaleźć sposób podważenia wszelkich modeli. Za każdym ku z seksualnością, ale również zwierzęciem, rośliną, światem, polityką,
razem potrzeba korektorów mózgowych, które zdezaktywują dualizmy, z książką i ze wszystkimi rzeczami czy to naturalnymi, czy sztucznymi,
których nie chcieliśmy stworzyć, lecz poprzez które przechodzimy. Do- całkiem inaczej niż w wypadku związku drzewiastego; wszystkich rodza-
trzeć do magicznej formuły, której wszyscy szukamy: PLURALIZM = MO- jów „stawania się”.
NIZM, przechodząc przez wszystkie dualizmy, będące nam wrogiem, lecz Plateau znajduje się zawsze w środku [au milieu] – ani na początku,
wrogiem koniecznym, jak wciąż na nowo przestawiany mebel. ani na końcu. Kłącze składa się z plateau. Gregory Bateson posługuje się
Podsumujmy podstawowe cechy kłącza: w odróżnieniu od drzew słowem „plateau”, by opisać szczególną rzecz: nieprzerwany obszar in-
i ich korzeni, kłącze łączy dowolny punkt z innym, a żadna z jego właś- tensywności, wibrujący sam na sobie, który rozwija się i unika wszelkiej
ciwości nie odsyła w sposób konieczny do własności tej samej natury; orientacji na punkt kulminacyjny czy na zewnętrzny cel. Bateson przy-
wprowadza ono do gry bardzo różne ustroje znakowe, a nawet stany wołuje przykład kultury balijskiej, gdzie gry seksualne pomiędzy matką
nie-znaków. Kłącze nie daje się sprowadzić ani do Jedna, ani do mno- a dzieckiem, ale i kłótnie pomiędzy mężczyznami przechodzą tę dziw-
giego. Nie jest Jednym, które staje się dwoma, ani nawet bezpośrednio ną intensywną stabilizację. „Pewien rodzaj plateau cechującego się cią-
trzema, czterema lub pięcioma itd. Nie jest to mnogie wyprowadzone głą intensywnością zastępuje orgazm”, wojnę albo moment kulminacyj-
z Jednego ani też mnogie, do którego dodaje się Jedno (n+1). Nie składa ny. To przykry rys okcydentalnego ducha, że odnosi ekspresje i działania
się z jednostek, tylko z wymiarów albo raczej kierunków ruchu. Nie ma do celów zewnętrznych lub transcendentnych, zamiast oceniać je na

24 25
t ys i ąc P l at e au / 1 / W p r owa dz e n i e – K ł ąc z e

planie immanencji na podstawie ich własnej wartości20. Na przykład nie siłą rzeczy na przepływach semiotycznych, przepływach material-
książka składająca się z rozdziałów ma punkty kulminacyjne i końcowe. nych i przepływach społecznych (niezależnie od powtórzeń, jakim może
A co dzieje się w przeciwnej sytuacji, w wypadku książki złożonej z pla- ono zostać poddane w ramach teorii czy nauki). Nie ma już trójpodziału
teau, połączonych ze sobą poprzez mikroszczeliny, jak w mózgu? Na- pomiędzy polem rzeczywistości (światem) polem przedstawienia (książ-
zywamy „plateau” wszelką wielość dającą się połączyć z czymś innym ką) a polem subiektywności (autorką). Układ łączy pewne wielości ujmo-
poprzez podziemne i naziemne łodygi, w sposób, który pozwala utwo- wane w każdym z tych porządków tak, że książka nie ma dalszego ciągu
rzyć i poszerzyć kłącze. Napisaliśmy tę książkę jako kłącze. Złożyliśmy w kolejnej książce ani swego przedmiotu w świecie, ani swego podmio-
ją z plateau. Nadaliśmy jej kolistą formę, jednak tylko dla żartu. Każde- tu w jednym lub kilku autorach. Pokrótce, wydaje nam się, że nigdy nie
go ranka wstawaliśmy i każdy z nas zastanawiał się, którym plateau na- dość pisania w imieniu zewnętrza. Zewnętrze nie ma obrazu ani zna-
leży się zająć, i każdy z nas pisał pięć linijek tu, dziesięć tam. Doznawa- czenia, ani subiektywności. Książka w układzie z zewnętrzem, przeciw
liśmy halucynacji, widzieliśmy linijki jako kolumny maleńkich mrówek książce będącej obrazem świata. Książka-kłącze, a nie książka dychoto-
opuszczających jedno wzniesienie, by wspiąć się na inne. Tworzyliśmy miczna, osiowa czy wiązkowa. Nigdy nie tworzyć korzenia ani go nie sa-
kręgi zbieżności. Każde plateau może być czytane od dowolnego miej- dzić, niezależnie od tego, jak trudno byłoby nie osunąć się w te stare za-
sca i powiązane z dowolnym innym. By efektywnie tworzyć taką wie- biegi. „Wszystkie mianowicie sprawy, jakie tylko przychodzą mi na myśl,
lość, niezbędna jest metoda; nie mogą jej zastąpić żadne sztuczki typo- jawią się mym myślom nie od korzenia, lecz dopiero gdzieś koło połowy
graficzne, żadne wyczyny leksykalne, żadne stapianie i kucie słów ani źdźbła. Niech teraz ktoś spróbuje utrzymać je, niech spróbuje ktoś trzy-
syntaktyczna śmiałość. W zasadzie są to najczęściej jedynie zabiegi mi- mać w ręku trawę i siebie samego na niej, gdy trawa zaczyna rosnąć do-
metyczne, służące rozpowszechnieniu bądź przemieszczeniu jedności piero od środka łodygi”22. Czemu to takie trudne? To już pytanie z dzie-
zachowywanej w innym wymiarze dla książki-obrazu. Technonarcyzm. dziny semiotyki percepcji. Niełatwo postrzegać rzeczy od środka, a nie
Twory typograficzne, leksykalne i syntaktyczne są konieczne tylko gdy z góry do dołu, z lewa do prawa, albo odwrotnie: spróbujcie, a zobaczy-
przestają przynależeć formie wyrażenia ukrytej jedności, same stając cie, że wszystko się zmienia. Nie ma nic prostego w dostrzeżeniu trawy
się wymiarami rozważanej tu wielości: znamy nieliczne udane ich przy- w rzeczach i w słowach (Nietzsche mówił w ten sam sposób, że aforyzm
padki21. My w każdym razie nie potrafiliśmy tego dokonać. Udało nam musi być „przeżuty”, a plateau nigdy nie daje się oddzielić od pasących się
się jedynie użyć słów, które z kolei działały dla nas jak wzniesienia. KŁĄ- na nim krów, w tym chmur na niebie).
CZASTY = SCHIZOANALIZA = STRATOANALIZA = PRAGMATYKA = MIKRO­ Historia od zawsze pisana jest z osiadłego punktu widzenia w imie-
POLITYKA. Słowa te są pojęciami, jednak pojęcia są liniami, to znaczy sy- niu jednolitego aparatu Państwa – nawet gdy było to państwo zaledwie
stemami liczb przypisanymi do takiego czy innego wymiaru wielości możliwe, gdy mówiono o nomadach. Brakuje nomadologii, przeciwień-
(warstwy, łańcuchy molekularne, linie ujścia i zerwania, kręgi zbieżno- stwa historii. Wszelako i tu istnieją rzadkie i wielkie osiągnięcia, odno-
ści itd.). W żadnym razie nie pretendujemy do miana nauki. Nie znamy szące się choćby do krucjaty dziecięcej: książka Marcela Schwoba, któ-
się na naukowości, podobnie jak na ideologii, znamy jedynie układy. Nie ry mnoży opowieści niczym plateau w różnych wymiarach. Książka
ma zaś układów poza maszynowymi układami pragnienia i zbiorowy- Andrzejewskiego Bramy raju, złożona z jednego nieprzerwanego zda-
mi układami wypowiedzenia. Bez znaczenia i bez subiektywizacji: pisać nia, przepływ dzieci, przepływ marszu – dreptanie, maruderowanie, po-
do n (każde zindywidualizowane wypowiedzenie pozostaje więźniem śpiech – przepływ semiotyczny wszystkich dziecięcych spowiedzi opo-
dominujących znaczących, wszelkie znaczące pragnienie odsyła do pod- wiadanych staremu mnichowi na czele procesji, przepływ pragnienia
miotów zdominowanych). Układ, w swej wielości, pracuje równocześ- i seksualności, wszyscy uwikłani w miłość i kierowani w mniejszym lub
większym stopniu przez mroczne, pośmiertne, pederastyczne pragnie-
nie hrabiego de Vendôme, wraz z kręgami zbieżności – nie jest ważne,
20 Gregory Bateson, Steps to an Ecology of Mind, Ballantine Books 1972, s. 113.
Warto zaznaczyć, że słowo plateau jest zazwyczaj stosowane w studiach poświę- czy przepływ ten tworzy „Jedno czy wiele”, to już za nami; istnieje pewien
conych cebulkom, bulwom i kłączom: por. Henri E. Baillon, Dictionnaire de bo- zbiorowy układ wypowiedzenia, maszynowy układ pragnienia, jeden
tanique, Hachette 1876–1892, hasło Bulbe.
21 Na przykład: Joëlle de la Casinière, Absolument nécessaire, Editions de Minuit
1973 – prawdziwie nomadyczna książka. W tym samym kierunku prowadzą bada- 22 Franz Kafka, Dzienniki 1910–1923, tłum. J. Werter, Wydawnictwo Literackie
nia Montfaucon Research Center. 1969, s. 5–6.

26 27
t ys i ąc P l at e au / 1 / W p r owa dz e n i e – K ł ąc z e

w drugim, a oba podłączone do cudownego zewnętrza, które w każdym myśli, człowiek prawodawca i podmiot. Roszczenie państwa, by zostać
przypadku jest wielością. Ostatnio zaś książka Armanda Farrachi na te- uwewnętrznionym obrazem porządku świata i by zakorzeniać człowie-
mat czwartej krucjaty, La dislocation – zdania rozjeżdżają się i rozprasza- ka. Lecz stosunek maszyny wojennej do zewnętrza nie jest innym „przy-
ją albo potrącają i sąsiadują, litery zaś i typografia ruszają w tany, wyzna- kładem”, jest natomiast układem, czyniącym myśl nomadyczną, książkę
czane rytmem obłędu, w jaki osuwa się krucjata23. To właśnie przykłady komponentem wszystkich maszyn mobilnych, pobudzającym rozłogę
pisania nomadycznego i kłączastego. Pismo zostaje powiązane z maszy- w kłączu (Kleist i Kafka przeciw Goethemu).
ną wojenną i liniami ujścia, porzuca warstwy, segmenty, osiadły tryb ży- Pisanie do n-tej, n–1, pisanie hasłami: Twórzcie kłącze, nie ko-
cia, aparat państwa. Jednak czemu wciąż potrzebny nam przykład? Czy rzeń, nigdy nie zasadzajcie! Nie siejcie, rozsadzajcie! Nie bądźcie jed-
książka nie jest wciąż „obrazem” krucjat? Czyż nie ma ona wciąż skrytej nym ani mnogim, bądźcie wielościami! Kreślcie linię, nigdy punkt! Pręd-
jedności, jak choćby jedność osiowa w przypadku Schwoba, jak jedność kość zmienia punkt w linię!24 Bądźcie szybcy, nawet jeśli nie ruszacie się
zerwana w przypadku Ferrachiego, jak jedność zmarłego hrabiego w naj- z miejsca! Linia szansy, linia bioder, linia ujścia. Nie wywołujcie w sobie
piękniejszym przypadku, Bramach raju? Czy potrzeba nomadyzmu jesz- generała! Nie słusznym pomysłom; słusznie mieć dowolny pomysł (Go-
cze głębszego niż ten cechujący krucjaty, prawdziwych nomadów, albo dard). Miejcie krótkotrwałe idee. Twórzcie mapy, a nie zdjęcia i rysunki.
wręcz nomadyzmu tych, którzy już w ogóle się nie poruszają i niczego nie Bądźcie Różową Panterą i oby wasze miłości były jak osa i orchidea, jak
naśladują? Zaledwie tworzą układ. Jak książka ma odnaleźć odpowied- kot i pawian. Mówi się o starym człowieku-rzece:
nie zewnętrze, z którym może się ułożyć w ramach tego, co heterogenicz-
ne – zamiast świata, który miałaby odtworzyć? Kulturowo, książka z ko- He don’t plant tatos
nieczności jest kalką: kalką samej siebie, kalką wcześniejszej książki tego Don’t plant cotton
samego autora, kalką innych książek, jak by nie były od niej różne, nie- Them that plants them is soon forgotten
kończącym się odbijaniem pojęć i słów w ustalonym porządku, odbija- But old man river he just keeps rollin along.
niem obecnego, przeszłego albo przyszłego świata. Nawet książka anty-
kulturowa może być zbytnio obciążona kulturą, chociaż robi ona czynny Kłącze nie zaczyna się i nie kończy, jest zawsze pośrodku, pomiędzy
użytek raczej z zapomnienia niż z pamięci, z nierozwinięcia zamiast dą- rzeczami, między-bycie, intermezzo. Drzewo jest rodowodem, kłącze
żenia do rozwoju, z nomadyzmu, a nie z osiadłości, z mapy, nie z kalki. zaś to przymierze, niepowtarzalne przymierze. Drzewo narzuca czasow-
KŁĄCZOMATYKA = POP-ANALIZA, nawet jeśli ludzie mają co innego do ro- nik „być”, tkanką łączną kłącza jest natomiast „i... i... i...”. W tej koniunkcji
boty niż ją czytać, nawet jeśli uniwersyteckie bloki kulturowe czy pseu- jest dość siły, aby wyszarpać i wykorzenić czasownik „być”. Dokąd idzie-
donaukowość są wciąż zbyt uciążliwe i toporne. Rzecz w tym, że nauka cie? Skąd przybywacie? Gdzie się wybieracie? To są kompletnie bezuży-
całkowicie by oszalała, gdyby dać jej wolną rękę – spójrzcie na matema- teczne pytania. Tworzyć czyste tablice, wychodzić lub zaczynać od zera,
tykę, nie ma ona nic wspólnego z nauką, to potworny żargon, nomadyzm. szukać początku lub podstawy, wszystko to wiąże się z fałszywym wy-
Zwłaszcza w domenie teorii, nieważne jak kruche i doraźne byłoby rusz- obrażeniem ruchu i podróży (metodycznej, pedagogicznej, inicjacyjnej,
towanie, i tak byłoby lepsze od kalkowania pojęć, wraz z ich zerwania- symbolicznej). Jednak Kleist, Lenz czy Büchner mają inny sposób pod-
mi i postępami, które nic nie zmieniają. Raczej nieuchwytne zerwanie różowania, polegający na poruszaniu się i wyruszaniu od środka, poprzez
niż znaczące cięcie. Nomadzi wynaleźli maszynę wojenną przeciwko środek, przychodzeniu i odchodzeniu, nie zaś na rozpoczynaniu albo
aparatowi państwa. W swej długiej historii państwo ustanawiało model kończeniu25. Co więcej, to literatura amerykańska oraz angielska, któ-
dla książki i myśli: logos, filozof-król, transcendencja Idei, wewnętrz- re przejawiały tę kłączastą perspektywę, potrafiły poruszać się pomiędzy
ność pojęcia, republika umysłów, trybunał rozumu, funkcjonariusze rzeczami, wprowadzać logikę „i”, przenicować ontologię, usunąć fun-
dament, unieważnić koniec i początek. Potrafiły uprawiać pragmatykę.
23 Marcel Schwob, Krucyata dziecięca, tłum. Z. Przesmycki, „Chimera” 1903; Jerzy
Andrzejewski, Bramy raju, PIW 1960; Armand Farrachi, La dislocation, Stock 24 Por. Paul Virilio, Vehiculaire, w: Nomades et vagabonds, Union Générale
1974. To właśnie w odniesieniu do książki Schwoba Paul Alphandéry stwier- d’Editions 1975, s. 43: o narodzinach linii i wstrząsie, jakiego w percepcji doko-
dził, że w niektórych wypadkach literatura może odnowić historię i narzucić jej nała prędkość.
„prawdziwe kierunki rozwoju” (Paul Alphandéry, La chrétienté et l’idée de croi­sade, 25 Por. Jean-Christophe Bailly, La légende dispersée, Union Générale d’Editions
t. II, Albin Michel 1959, s. 116). 1975, s. 18 i nast.: opis ruchu w niemieckim romantyzmie.

28 29
t ys i ąc P l at e au

Rzecz w tym, że środek wcale nie jest średnią, przeciwnie, jest dokładnie
/ 2 /
tym miejscem, w którym rzeczy nabierają prędkości. Pomiędzy nie wy-
znacza dającej się zlokalizować relacji, która biegnie od jednej rzeczy do
1 9 1 4 – J e d e n c z y w i e l e w i lków ?
drugiej i z powrotem, lecz kierunek prostopadły, ruch poprzeczny, który
niesie jedną i drugą, strumień bez początku ani końca, który podmywa
obydwa brzegi i nabiera prędkości pośrodku.

Pole tropów lub linia wilka

Owego dnia człowiek od wilków wstał z kozetki szczególnie zmęczo-


ny. Wiedział, że Freud ma dar ocierania się o prawdę i omijania jej, by
następnie skojarzeniami wypełnić pustkę. Wiedział, że Freud zupełnie
nie zna się na wilkach, zresztą na anusie też nie. Freud rozumiał tylko,
czym jest pies – i ogon psa. To nie wystarczało; to nie mogło wystarczyć.
Człowiek od wilków wiedział, że Freud ogłosi jego rychłe wyleczenie, ale

31
t ys i ąc P l at e au / 2 / 1 9 1 4 – J e d e n c z y w i e l e w i l ków ?

wiedział też, że wcale nie jest wyleczony i że będzie już wiecznie badany Ledwie odkrywszy najwyższą sztukę nieświadomego, ową sztukę
przez Ruth1, przez Lacana, przez Leclaire’a. Wiedział wreszcie, że oto zy- molekularnych wielości, Freud nieustannie powraca do jednostek mo-
skuje prawdziwe imię własne: człowiek od wilków – imię bardziej włas- lowych i przypomina sobie dobrze znane tematy: Ojciec, Penis, Wagina,
ne niż to, które nosił, ponieważ osiągnął najwyższy stopień osobliwości Kastracja… – wszystkie wielkimi literami – itd. (Tak bliski odkrycia kłą-
w momentalnym ujęciu2 rodzajowej [generique] wielości: wilków – ale cza, Freud wraca zawsze do zwykłych korzeni). Procedura redukcji w ar-
wiedział też, że to nowe, prawdziwe imię własne zostanie zniekształco- tykule z 1915 roku jest bardzo interesująca: Freud powiada, że neurotyk
ne, błędnie zapisane, przepisane jako patronim. w swych porównaniach lub identyfikacjach kieruje się przedstawieniami
Tymczasem jeśli idzie o Freuda, wkrótce spod jego pióra wyjdzie rzeczy, podczas gdy psychotyk ma do dyspozycji jedynie przedstawienia
kilka nadzwyczajnych stron. Stron doskonale praktycznych, traktują- słowne (na przykład słowo dziura). „Zastępstwo przepisane zostało więc
cych – w artykule z 1915 roku pt. Nieświadomość – o różnicy między neu- przez podobieństwo formy językowej, nie przez podobieństwo określa-
rozą a psychozą. Freud powiada, że histeryk lub obsesjonat to ludzie nych rzeczy”4. W ten sposób, gdy nie ma jedności rzeczy, pozostaje przy-
zdolni porównać całościowo skarpetkę do waginy, bliznę – do kastracji najmniej jedność i tożsamość słowa. Jak zobaczymy, imiona są tu dobie-
itd. Bez wątpienia pojmują oni obiekt jednocześnie jako całkowity i utra- rane i wykorzystywane ekstensywnie, to znaczy funkcjonują jako nazwy
cony. Ale ująć erotycznie skórę jako wielość porów, drobnych punktów, pospolite, zapewniające unifikację zespołu (ensemble), którego subsum-
drobnych blizn lub drobnych dziurek, ująć erotycznie skarpetkę jako cji dokonują. Imię własne może być tylko przypadkiem skrajnym nazwy
wielość oczek, oto coś, o czym nie pomyśli neurotyk – podczas gdy psy- pospolitej, ujmując w sobie jej już udomowioną wielość i odnosząc ją do
chotyk jest do tego zdolny: „Uważamy również, że fakt, iż bruzd owych bytu lub obiektu ustanowionego jako jedyny. Zagrożony – tak ze stro-
jest tak wiele, powstrzymywałby neurotyka przed wykorzystaniem ich ny słów, jak i rzeczy – jest tu związek imienia własnego jako intensyw-
jako substytutu kobiecych genitaliów”3. Porównywać skarpetkę do wa- ności z wielością, którą momentalnie ujmuje. Dla Freuda, gdy rzecz wy-
giny – to jeszcze ujdzie, robi się to codziennie, ale porównać czysty zbiór bucha i traci swą tożsamość, słowo już tam jest, by jej ją przywrócić lub
[ensemble] oczek do pola wagin – do tego trzeba być szalonym: oto, co wynaleźć. Freud liczy na słowo, by odbudować jedność, której nie było
mówi Freud. To bardzo istotne odkrycie kliniczne – stąd cała różnica sty- już w rzeczach. Czyż nie jesteśmy świadkami narodzin następnego ry-
lu między neurozą a psychozą. Na przykład, gdy Salvador Dali stara się zyka: zagrożenia Znaczącym – podstępną, despotyczną instancją, która
ze wszystkich sił odtworzyć swe majaczenia, potrafi długo prawić o Rogu sama podstawia się w miejsce nie-znaczących imion własnych i zastę­
Nosorożca; nie wychodzi on w tym wypadku poza dyskurs neuropatycz- puje wielości ponurą jednością obiektu ogłoszonego utraconym?
ny. Ale kiedy zaczyna porównywać gęsią skórkę, pobudzenie skóry, do Nie oddaliliśmy się od wilków. Bo człowiek od wilków to także ktoś,
pola drobniutkich rogów nosorożców, czujemy silnie, że atmosfera się kto – podczas drugiego epizodu, zwanego psychotycznym – stale będzie
zmienia i że wkroczyliśmy w szaleństwo. I czyż chodzi jeszcze o porów- obserwował przemiany, ruchomą trajektorię małych dziurek lub ma-
nanie? To raczej czysta wielość, która przemienia części składowe albo łych blizn na skórze swego nosa. Ale w trakcie pierwszego epizodu, któ-
się staje. Na poziomie mikrologicznym małe pęcherzyki „stają się” roga- ry Freud ogłasza neurotycznym, człowiek od wilków opowiada, że śnił
mi, a rogi – małymi penisami. o sześciu lub siedmiu wilkach na drzewie i rysuje pięć z nich. Któż zatem
ignoruje fakt, że wilki przychodzą sforą? Nikt poza Freudem. Freud nie
1 Chodzi o psychoanalityczkę Ruth Mack Brunswick [przyp. red.]. wie tego, co wie każde dziecko, i pyta z fałszywymi skrupułami: jak wy-
2 „Momentalne ujęcie” to termin pochodzący od Kanta; za tłum. R. Ingardena –
Immanuel Kant, Krytyka czystego rozumu, t. 1, PWN 1957, s. 327. Jak wyjaśnia Kant,
jaśnić, że we śnie było pięć, sześć czy siedem wilków? Zdecydowawszy
wrażenie, czyli zjawisko ujmowane momentalnie (od razu jako jedność, a nie już, że ma do czynienia z neurozą, Freud zaprzęga do pracy inną proce-
na drodze syntezy wielu wrażeń), posiada wielkość – jednak nie wielkość eks- durę redukcji: to już nie subsumcja werbalna na poziomie przedstawie-
tensywną (czyli mierzalność, jaką posiadają przedmioty czasoprzestrzenne,
nia słownego, lecz wolne skojarzenie na poziomie przedstawień rzeczo-
rozciąg­łe), a intensywną – „pewien stopień wpływania na zmysł” (I. Kant, Kryty-
ka czystego rozumu, s. 325) [przyp. tłum.]. wych. Wynik jest ten sam, bo zawsze chodzi o powrót do jedności, do
3 Sigmund Freud, tegoż, Nieświadomość, w: Psychologia nieświadomości, tłum. tożsamości osoby lub rzekomo utraconego obiektu. Tak oto wilki muszą
R. Reszke, KR 2007, s. 126. [W tłumaczeniu polskim zamiast „neurotyka” (név- się oczyścić ze swej wielości. Operacja dokonuje się przez skojarzenie
rosé), występującego w Tysiącu plateau, pojawia się „histeryk”. W oryginale nie-
mieckim w tym zdaniu użyty został zaimek odnoszący się do pojawiającego się
w poprzednim zdaniu „histeryka” – przyp. tłum.]. 4 Sigmund Freud, Nieświadomość, s. 127 [przyp. tłum.].

32 33
t ys i ąc P l at e au / 2 / 1 9 1 4 – J e d e n c z y w i e l e w i l ków ?

snu z bajką o Wilku i siedmiu kózkach (z których tylko sześć zostanie zje- pozycję, wręcz bardzo trudno ją utrzymać, ponieważ byty te mieszają się
dzonych). Jesteśmy świadkami radosnej redukcji, widzimy czarno na bez ustanku, ich ruchy są nieprzewidywalne i nie odpowiadają żadne-
białym, jak wielość opuszcza wilki i przechodzi na kózki, które nie mają mu rytmowi. Raz wirują, innym razem idą na północ, potem nagle na
w tej historii absolutnie nic do roboty. Siedem wilków to nic innego, jak wschód, żadna z jednostek składających się na tłum nie pozostaje w tym
tylko kózki, sześć wilków – ponieważ siódma kózka (sam człowiek od samym miejscu w stosunku do innych. A zatem i ja również jestem sta-
wilków) chowa się w zegarze, pięć wilków – ponieważ być może o piątej le w ruchu; wszystko to wymaga wielkiego napięcia, ale daje mi uczu-
zobaczył rodziców w trakcie stosunku i ponieważ rzymska cyfra V zosta- cie gwałtownego, niemal zapierającego dech szczęścia”. To bardzo do-
je skojarzona z erotycznym rozwarciem kobiecych ud, trzy wilki – ponie- bry schizo-sen. Być w samym środku tłumu i jednocześnie całkowicie na
waż rodzice kochali się, być może, trzy razy, dwa wilki – bo to dwoje ro- zewnątrz, bardzo daleko: skraj, spacer à la Virginia Woolf („nigdy już nie
dziców more ferarum, lub nawet dwa psy, które dziecko miało wcześniej powiem jestem tym, jestem tamtym”5).
widzieć w trakcie kopulacji, i wreszcie jeden wilk – bo wilk to ojciec, wia- Problemy zaludniania nieświadomego: wszystko, co przenika pory
domo to od początku, w końcu zero wilków, albowiem wilk zgubił ogon, schizola, żyły narkomana, roje, wirowania, pobudzenia, intensywności,
będąc tyleż wykastrowanym, co kastrującym. To jakiś żart? Wilki nie rasy i plemiona. Czy to w opowiadaniu Jeana Raya, który wiedział, jak
mają żadnej szansy, by się uratować, ocalić swoją sforę: od początku jest związać przerażenie z fenomenami mikro-wielości, biała skóra wydy-
już przesądzone, że zwierzęta służyć mogą jedynie jako reprezentacja ko- ma się tyloma pęcherzami i bąblami, a karłowate czarne głowy przecho-
pulacji rodziców lub odwrotnie – mogą być przez kopulację reprezento- dzą przez pory, głowy wykrzywione, odrażające, które trzeba golić brzy-
wane. Najwidoczniej Freud nic nie wie o fascynacji wywoływanej przez twą każdego ranka? A także „omamy lilipucie” po eterze. Jeden, dwóch,
wilki, o tym, co znaczy niemy zew wilków, wezwanie do stawania-się- trzech schizoli: „W każdym porze skóry rosną mi niemowlęta” – „Ach,
-wilkiem. Wilki obserwują, wpatrują się w śniące dziecko; o wiele bez- nie w porach, lecz w moich żyłach rosną małe sztabki żelaza” – „Nie chcę,
pieczniej powiedzieć sobie, że sen wytworzył odwrócenie i że to dziecko żeby mi robili jakiekolwiek zastrzyki poza spirytusem kamforowym.
patrzy na psy lub na rodziców w trakcie stosunku. Freud zna jedynie ze- Inaczej w każdym porze rosną mi piersi”. Freud próbował podejść do fe-
dypalizowanego wilka lub psa, wykastrowanego kastrującego wilka-ta- nomenów tłumu z punktu widzenia nieświadomego, ale nie dostrzegł,
tę, psa w budzie, hau-hau psychoanalityka. nie dostrzegał, że samo nieświadome jest przede wszystkim tłumem. Był
Franny słucha audycji o wilkach. Mówię jej: chciałabyś być wilkiem? krótkowzroczny i głuchy; wziął tłumy za pojedynczą osobę. Schizole, od-
Odpowiada z wyższością – co za głupota, nie można być wilkiem, jest się wrotnie, mają wyostrzony wzrok i słuch. Nie biorą pomruków i napo-
zawsze ośmioma lub dziesięcioma wilkami, sześcioma lub siedmioma rów tłumu za głos taty. Pewnego razu Jung śnił o kościach i czaszkach.
wilkami. Nie sześcioma czy siedmioma wilkami naraz, w sobie samym, Kość, czaszka nigdy nie istnieją samotnie. Ossuarium jest wielością. Ale
lecz wilkiem pośród innych, z pięcioma czy sześcioma innymi wilkami. Freud chciał, żeby oznaczało to śmierć kogoś. „Jung, zdziwiony, zwrócił
W stawaniu-się-wilkiem istotna jest pozycja masy i przede wszystkim mu uwagę, że było tam wiele czaszek, nie tylko jedna. Ale Freud w dal-
pozycja samego podmiotu w stosunku do sfory, w stosunku do wielości- szym ciągu…”6.
-wilków. To, jak podmiot włącza się w nią lub nie, dystans, jaki zachowu- Wielość porów, czarnych punktów, drobnych blizn lub oczek ma-
je, sposób, w jaki utrzymuje się lub nie w wielości. Żeby złagodzić swo- teriału. Piersi, niemowląt, sztabek. Wielość pszczół, futbolistów, Tuare-
ją surową odpowiedź, Franny opowiada sen: „Jest sobie pustynia. Znów, gów. Wielość wilków, szakali… Wszystko to nie daje się zredukować, lecz
nie miałoby sensu powiedzieć, że jestem na pustyni. To panoramiczny odsyła nas do pewnego stanu [statut] formacji nieświadomego. Spróbuj-
widok pustyni – pustyni, która nie jest ani tragiczna, ani niezamieszka- my określić czynniki, które mają tu swój udział: przede wszystkim coś,
na, pustyni, która jest pustynią jedynie przez swój kolor ochry, i swoje co odgrywa rolę pełnego ciała – ciało bez organów. To pustynia z po-
światło, gorące i bez cienia. Pośród niej wrzący tłum, rój pszczół, kocioł przedniego snu. To drzewo bez liści, na którym we śnie człowieka od
futbolistów czy grupa Tuaregów. Jestem na skraju tego tłumu, na pery- wilków siedzą wilki. To skóra jako powłoka lub pierścień, skarpetka jako
feriach, ale do niego należę, jestem z nim złączona kończynami mojego cia-
ła, dłonią, stopą. Wiem, że te peryferia są dla mnie jedynym możliwym 5 „(…) nie powiedziałaby o sobie, że jest taka czy taka” – Virginia Woolf, Pani Dallo-
way, tłum. K. Tarnowska, PIW 1997, s. 11. Deleuze i Guattari są tu bliżsi oryginału:
miejscem, umarłabym, gdybym pozwoliła się zaciągnąć w środek tłumu, „she would not say of herself, I am this, I am that” [przyp. tłum.].
lecz z równą pewnością – gdybym go zostawiła. Niełatwo zachować moją 6 Edward A. Bennet, What Jung Really Said, Schocken Books 1967, s. 74.

34 35
t ys i ąc P l at e au / 2 / 1 9 1 4 – J e d e n c z y w i e l e w i l ków ?

powierzchnia odwracalna. To może być dom, pomieszczenie w domu wilków do os). Ale co to ma znaczyć, owe niepodzielne odległości, które
i jeszcze wiele rzeczy, cokolwiek. Nikt nie kocha się z miłością, jeśli nie nieustannie się przekształcają, które dzielą się czy też przekształcają je-
ustanowi w sobie samym, z innym lub innymi, ciała bez organów. Cia- dynie gdy ich elementy każdorazowo zmieniają swą naturę? Czy nie jest
ło bez organów nie jest ciałem pustym i pozbawionym organów, ale cia- to już intensywność cechująca elementy i ich wzajemne stosunki w tym
łem, na którym to, co służy za organy (wilki, oczy wilków, szczęki wil- rodzaju wielości? Dokładnie tak, jak prędkość czy temperatura nie skła-
ków?) rozkłada się na wzór fenomenów tłumu, wedle ruchów Browna, na dają się z innych prędkości lub temperatur, lecz obejmują je albo są przez
kształt wielości molekularnych. Pustynia jest zaludniona. Nie tyle zatem nie obejmowane, co oznacza za każdym razem zmianę natury. Jest tak,
przeciwstawia się organom, ile organizacji organów w tej mierze, w ja- ponieważ wielości te nie mają zasady swej miary w homogenicznym śro-
kiej organizacja tworzyłaby organizm. Ciało bez organów nie jest ciałem dowisku, lecz gdzie indziej – w siłach, które na nie działają, w fenome-
martwym, lecz ciałem żyjącym, tym bardziej żyjącym, tym bardziej się nach fizycznych, które je biorą w posiadanie, dokładniej w libido, które
rojącym, że rozsadziło organizm i jego organizację. Pchły skaczą po nad- wytwarza je od środka, dzieląc się zawsze na zmienne i jakościowo od-
morskiej plaży. Kolonie skóry. Pełne ciało bez organów jest ciałem zalud- rębne przepływy [flux]. Sam Freud rozpoznał wielość „prądów” libidinal-
nionym przez wielości. A problem nieświadomego z pewnością nie ma nych, które współistnieją w człowieku od wilków. Tym bardziej zadzi-
nic wspólnego z rodzeniem [génération], lecz z zaludnianiem, z popula- wia nas sposób, w jaki traktuje on wielości nieświadomego. U Freuda
cją. To sprawa światowej populacji na pełnym ciele Ziemi, a nie organicz- bowiem zawsze musi nastąpić redukcja do Jednego: drobne blizny, małe
nego rodzenia w ramach rodziny. „Uwielbiam wynajdywać szczepy, ple- dziurki będą poddziałami wielkiej blizny lub większej dziury nazwanej
miona, początki rasy… Powracam od moich plemion. Na dzisiaj jestem kastracją, wilki będą substytutami jednego i tego samego Ojca, którego
adoptowanym synem piętnastu plemion, ani jednego więcej, ani jedne- odnajdujemy wszędzie, skoro zostanie tam umieszczony (jak mówi Ruth
go mniej. Są to moje plemiona adoptowane, bo kocham każde bardziej Mack Brunswick, ruszamy, wilki to „wszyscy ojcowie i lekarze”, ale czło-
i lepiej, niż gdybym się w nim urodził”. Mówi się nam: ale jednak schi- wiek od wilków myśli: a mój tyłek to nie wilk?).
zofrenik ma ojca i matkę? Z żalem oświadczamy – nie, nie ma nikogo ta- Należałoby zrobić rzecz odwrotną, należałoby pojmować w inten-
kiego. Ma jedynie pustynię i plemiona, które ją zamieszkują, pełne ciało sywności: wilk to sfora, to znaczy wielość uchwycona jako taka, w jednej
i wielości, które się w nie wczepiają. chwili, poprzez jej przybliżanie i oddalanie się od zera – odległości za każ-
Stąd, po drugie, natura tych wielości i ich elementów. KŁĄCZE. Jed- dym razem nierozkładalne. Zero to ciało bez organów człowieka od wil-
ną z istotnych cech śnienia wielości jest to, że każdy element nieustan- ków. Nieświadome nie zna negacji dlatego, że nie ma w nieświadomym
nie zmienia się i modyfikuje swoją odległość wobec innych. Elementy nic negatywnego, a tylko nieokreślone przybliżenia i oddalenia od punk-
wielości na nosie człowieka od wilków, określone jako pory skóry, jako tu zero, który w żadnym razie nie wyraża braku, lecz pozytywność pełne-
drobne blizny w porach, malutkie rowki w zabliźnionej tkance, nie prze- go ciała jako wspornika i wspólnika (ponieważ „napływ [afflux] jest nie-
stają tańczyć, powiększać się i zmniejszać. Tak więc te zmienne odle- zbędny o tyle tylko, o ile znaczy brak intensywności”). Wilki wyznaczają
głości nie są jakościami ekstensywnymi, które dzielą się jedne na dru- intensywność, grupę intensywności, próg intensywności na ciele bez or-
gie, lecz raczej są każdorazowo niepodzielne, „względnie niepodzielne”, ganów człowieka od wilków. Człowiek od wilków słyszy od dentysty: „za-
to znaczy nie dzielą się z tej lub tamtej strony jakiegoś progu, nie rosną ciska pan szczękę tak, że wypadną panu zęby, zbyt silnie pan zagryza” –
i nie maleją inaczej niż wtedy, gdy ich elementy zmieniają swą naturę. Rój a jednocześnie jego dziąsła pokrywają się wrzodami i małymi dziurkami8.
pszczół, a tu oto kocioł futbolistów w prążkowanych podkoszulkach lub Szczęka jako najwyższa intensywność, zęby jako intensywność niższego
też banda Tuaregów. Albo jeszcze: klan wilków, który za sprawą bieżące- rzędu i owrzodzone dziąsła jako przybliżenie do zera. Wilk, jako momen-
go zawsze po skraju Mowgliego podwaja się przez rój pszczół – przeciw- talne ujęcie wielości w tej sferze, to nie reprezentant, substytut – to ja czu-
ko bandzie dholi7 (o tak, Kipling lepiej niż Freud rozumiał zew wilków, ję. Czuję, że staję się wilkiem, wilkiem pośród wilków, na skraju wilków.
ich libidinalne znaczenie, a ponadto u człowieka od wilków pojawia się I okrzyk trwogi [angoisse], jedyny, jaki słyszy Freud: pomóżcie mi nie stać
również historia os i motyli następująca po wilkach, przechodzimy od się wilkiem (lub na odwrót: nie zawieść w tym stawaniu się). Nie chodzi tu

7 Dhole – rude (dzikie) psy; zob. Rudyard Kipling, Druga księga dżungli, tłum. 8 Ruth Mack Brunswick, En supplément à l’histoire d’une névrose infantile de Freud,
J. Birkenmajer, Książka i Wiedza 1988, s. 157 i nast. [przyp. tłum.]. „Revue française de psychanalyse”, nr 4, 1936.

36 37
t ys i ąc P l at e au / 2 / 1 9 1 4 – J e d e n c z y w i e l e w i l ków ?

o reprezentację: w żadnym razie nie o wiarę, że jest się wilkiem, o przed- w siłach w nich działających). Dalej u Meinonga i u Russella rozróżnienie
stawienie siebie jako wilka. Wilk, wilki, są intensywnościami, prędkoś- wielości wielkości lub podzielności, ekstensywnych, i wielości odległo-
ciami, temperaturami, zmiennymi i nierozkładalnymi odległościami. ści, bliższych temu, co intensywne [l’intensif]. Lub wreszcie u Bergsona
Rojeniem się, rozwilczeniem. Jak można sądzić, że maszyna analna nie rozróżnienie między wielościami liczbowymi, rozciągłymi, i wielościa-
ma nic wspólnego z maszyną wilków, lub że obie są połączone tylko apa- mi jakościowymi, właściwymi trwaniu. Robimy w znacznym stopniu
ratem edypalnym, arcyludzką figurą Ojca? Bo ostatecznie anus także wy- to samo, rozróżniając wielości drzewiaste i wielości kłączaste. Makro-
raża intensywność, tu – przybliżenie do zerowej odległości, która rozkła- i mikro­wielości. Z jednej strony wielości ekstensywne, podzielne i mo-
da się jedynie gdy jej elementy zmieniają naturę. Pole anusa, zupełnie jak lowe, dające się ujednolicać, całościować, organizować, świadome lub
sfora wilków. I czy to nie przez anus dziecko trzyma się wilków, na pery- przedświadome – z drugiej zaś nieświadome wielości libidinalne, mole-
feriach? Opadanie szczęki ku anusowi. Trzymanie się wilków – szczęką kularne, intensywne, zbudowane z cząstek, które dzieląc się, zmieniają
i anusem. Szczęka nie jest szczęką wilka, to nie takie proste, ale szczęka zarazem swą naturę, z odległości, które skracając się i wydłużając, wkra-
i wilk tworzą wielość, która przekształca się w oko i wilka, w anus i wilka, czają jednocześnie w inną wielość, które nieustannie składają się i rozkła-
wedle innych odległości, podług innych prędkości, z innymi wielościami, dają we wzajemnej komunikacji, przechodząc jedna w drugą, na progu,
w granicach wyznaczonych przez progi. Linie ujścia czy deterytorializacji, za nim, przed nim. Elementy tych drugich wielości są cząstkami, relacje
stawanie-się-wilkiem, stawanie-się-nieludzkim zdetery­torializowanych między nimi – to odległości, ich ruchy to ruchy Browna, ich ilość – to in-
intensywności, to właśnie jest – wielość. Stawać się wilkiem, stawać się tensywności, różnice intensywności.
dziurą, to deterytorializować się wedle odrębnych, splątanych linii. Dziu- To tylko podstawa logiczna. Elias Canetti rozróżnia dwa typy wielo-
ra nie jest niczym bardziej negatywnym niż wilk. Kastracja, brak, substy- ści, które niekiedy przeciwstawiają się sobie, niekiedy zaś się przenika-
tut, cóż to za historia opowiadana przez nadświadomego idiotę, który ją: masę i sforę. Wśród cech Canettiańskiej masy trzeba by zwrócić uwa-
nie rozumie nic z wielości jako formacji nieświadomego. Wilk, lecz także gę na to, że jest ona ilościowo wielka, dalej charakteryzuje ją podzielność
dziura, to cząstki [particules] nieświadomego, nic więcej, jak tylko cząst- i równość członków, gęstość, towarzyskość zespołu, jedność hierarchicz-
ki, produkcje cząstek, trajektorie cząstek jako elementów molekularnych nego zarządzania, organizacja terytorialności lub terytorializacji, emisja
wielości. Nie wystarczy tylko powiedzieć, że intensywne, poruszające się znaków. Wśród cech sfory: mała lub ograniczona liczba, rozproszenie,
cząstki przechodzą przez dziury, dziura jest cząstką w stopniu nie mniej- odległości zmienne i nierozkładalne, metamorfozy jakościowe, nierów-
szym niż to, co przez nią przechodzi. Fizycy mówią: dziury nie są nie- ności pojmowane jako pozostałości lub to, co przezwyciężone, niemoż-
obecnością cząstek, lecz cząstkami poruszającymi się szybciej niż świat- ność jakiekolwiek utrwalonej totalizacji lub hierarchizacji, brownowska
ło. Lata­jące anusy, chyże waginy – kastracja nie istnieje. różnorodność kierunków, linii deterytorializacji, rozrzutu cząstek11. Bez
Powróćmy do historii wielości. Oto moment bardzo istotny, moment, wątpienia w sforze nie ma ani więcej równości, ani mniej hierarchii niż
w którym ów rzeczownik zostaje stworzony – właśnie po to, by uciec od w masie – ale nie są one tym samym. Wódz sfory czy bandy gra cios za
abstrakcyjnej opozycji wielości i jednego, by uciec od dialektyki, by dojść ciosem, wraz z każdym kolejnym ciosem musi ponownie wszystko sta-
do myślenia tego, co mnogie, w stanie czystym, by przestać czynić z niego wiać na szali, tymczasem przywódca grupy lub masy konsoliduje i kapi-
liczbowy fragment utraconej Jedności czy Całości, lub przeciwnie, orga- talizuje swoje zyski. Sfora, nawet gdy jest u siebie, tworzy się na linii uj-
niczny element Jedności czy Całości, która ma nadejść – i wreszcie, żeby ścia czy deterytorializacji, która jest jej częścią, której daje ona najwyższą
rozróżniać raczej typy wielości9. Znajdujemy zatem u matematyka-fizy- pozytywną wartość, tymczasem masy włączają takie linie jedynie po to,
ka Riemanna rozróżnienie miedzy rozmaitościami przerywanymi i roz- by je rozczłonkować [segmentariser], posiekać, przydać im znak negacji.
maitościami ciągłymi10 (te ostatnie znajdują zasadę swej miary jedynie Canetti zauważa, że w sforze każdy pozostaje sam, nawet będąc z inny-
mi (stąd wilki-łowcy); każdy prowadzi swoje własne sprawy, należąc jed-
9 Cały ten akapit stanowi w znacznej mierze powtórzenie myśli przedstawionych nocześnie do bandy. „W zmieniających się konstelacjach sfory jednostka
przez Deleuze’a w Bersgonizmie. W zakresie terminologii podążamy tu za roz-
strzygnięciami P. Mrówczyńskiego: Gilles Deleuze, Bergsonizm, tłum. P. Mrów-
czyński, KR 1999, s. 33 [przyp. tłum.]. 11 Elias Canetti, Masa i władza, tłum. E. Borg, M. Przybyłowska, Czytelnik 1996,
10 W oryg. franc. multiplicité, por. przyp. tłum. w: Gilles Deleuze, Bergsonizm, s. 33 s. 32–34, 107 i nast. Niektóre ze wskazanych wyżej różnic zostały zaznaczone
[przyp. tłum.]. przez Canettiego.

38 39
t ys i ąc P l at e au / 2 / 1 9 1 4 – J e d e n c z y w i e l e w i l ków ?

trzyma się zawsze na skraju. Raz będzie w środku sfory, potem na skraju wytwarza i dystrybuuje wszystko – to znaczy zespół wypowiedzi, któ-
i znowu w środku. Kiedy sfora utworzy krąg wokół ognia, każdy będzie re odpowiadają „kompleksowi”. Cóż ma nam o tym wszystkim do po-
miał przypuszczalnie sąsiada z prawej i lewej, ale plecy pozostaną odsło- wiedzenia psychoanaliza? Edyp, nic tylko Edyp, ponieważ psychoanali-
nięte, wydane na łup otaczającej je dzikiej puszczy”12. Rozpoznajemy po- za nie słucha niczego i nikogo. Miażdży wszystko, masy i sfory, maszyny
zycję schizola – być na peryferiach, trzymać się dłonią lub stopą… Zostaje molowe i molekularne, wielości wszelkiego rodzaju. Weźmy drugi sen
ona przeciwstawiona paranoicznej pozycji podmiotu masy – ze wszyst- człowieka od wilków, z epizodu zwanego psychotycznym: na ulicy mur
kimi właściwymi mu identyfikacjami jednostki z grupą, grupy z wodzem, z zamkniętą bramą, po lewej pusta szafa, pacjent przed szafą i wielka ko-
wodza z grupą: być pochwyconym w masę, zbliżać się do centrum, ni- bieta z małą blizną – chce ona, jak się wydaje, obejść mur; a za murem
gdy nie pozostawać na krawędzi, chyba że wypełniając rozkaz. Dlacze- wilki, które napierają na bramę. Brunswick nie może się tu mylić: jak-
góż mielibyśmy przypuszczać (z Konradem Lorenzem na przykład), że kolwiek rozpoznaje się w wielkiej kobiecie, widzi dobrze, że tym razem
bandy i ten rodzaj kompanii reprezentują w stosunku do społeczeństw wilki są bolszewikami, rewolucyjną masą, która opróżniła szafę, skonfi-
grupowych czy małżeńskich jedynie wstępny etap ewolucji? Nie tylko skowała majątek człowieka od wilków. W stanie metastabilnym wilki prze-
istnieją ludzkie bandy, ale i są wśród nich bandy szczególnie subtelne: szły na stronę wielkiej maszyny społecznej. Ale psychoanaliza o żadnym
„światowość” różni się od „towarzyskości”, bo bliżej jej do sfory. Czło- z tych punktów nie ma do powiedzenia nic – poza tym, co powiedział już
wiek towarzyski wytwarza sobie pewien obraz światowca, naznaczony Freud: wszystko to odsyła ponownie do taty (o, był on jednym z przywód-
zazdrością i błędny, ponieważ nie jest świadom właściwych światowo- ców partii liberalnej w Rosji, ale nie ma to najmniejszego znaczenia, wy-
ści pozycji i hierarchii, stosunków sił, ambicji i szczególnych zamiarów. starczy powiedzieć, że rewolucja „zaspokoiła poczucie winy pacjenta”).
Relacje światowe nigdy nie obejmują relacji towarzyskich, nie współwy- Zaiste myślałby kto, że obsadzenia i przeciwobsadzenia libido nie mają
stępują z nimi. Nawet „manieryzmy” (występujące we wszystkich ban- nic wspólnego z drżeniem mas, z poruszeniami sfor, ze znakami zbioro-
dach) przynależą do mikrowielości i różnią się od manier czy obyczajów wymi [signes collectifs] i z cząstkami pragnienia.
towarzyskich. Nie wystarczy więc przypisać przedświadomemu wielości molo-
Nie chodzi tu jednak o przeciwstawienie dwóch typów wielości, ma- wych lub maszyn masowych, rezerwując dla nieświadomego inny ro-
szyn molowych i molekularnych, podług dualizmu, który byłby nie lep- dzaj maszyn czy wielości. Tym bowiem, co na wszelkie sposoby należy
szy niż przeciwstawienie Jednego i wielu. Istnieją tylko wielości wielości, do nieświadomego, jest złożenie ich obu, sposób, w jaki pierwsze warun-
które tworzą to samo, jeden układ [agencement], które działają w tym sa- kują drugie i w jaki te drugie przygotowują pierwsze lub się im wymyka-
mym układzie: sfory w masach i na odwrót. Drzewa mają kłączaste linie, ją, lub ku nim powracają: wszystko jest zanurzone w libido. Rozważać
lecz i kłącze ma punkty drzewiastości. Czyż nie potrzeba wielkiego cy- wszystko naraz – sposób, w jaki w maszynie społecznej lub zorganizo-
klotronu, by wytworzyć szalone cząstki? Czy linie deterytorializacji mo- wanej masie istnieje molekularne nieświadome, które nie zaznacza je-
głyby zostać wyznaczone poza obwodami terytorializacji? Gdzież indziej, dynie obecnej w nich tendencji rozkładowej, lecz także to, co obecnie
jeśli nie na wielkich powierzchniach i w związku ze wstrząsami na tych składa się na ich działanie i na samą ich organizację; sposób, w jaki w sa-
powierzchniach wypływa naraz maleńki strumyczek nowej intensyw- mej jednostce, tej lub owej, pochwyconej w masę, istnieje nieświadome
ności? Czegóż nie robi się dla nowego dźwięku? Stawanie-się-zwierzę- sfory, niekoniecznie podobne do sfor masy, której jednostka jest częś-
ciem, stawanie-się-molekularnym, stawanie-się-nieludzkim przecho­ cią; sposób, w jaki jednostka lub masa przeżywają w swym nieświado-
dzą przez rozszerzenie molowe, przez ludzką hiperkoncentrację lub je mym masy i sfory innej masy czy innej jednostki. Co to znaczy kochać
przygotowują. Nie oddzielimy u Kafki budowy wielkiej paranoicznej kogoś? Zawsze chwytać go w masie, wyłuskiwać z grupy, nawet ograni-
maszyny biurokratycznej i instalacji małych schizomaszyn stawania-się- czonej, w której uczestniczy, choćby tylko przez swoją rodzinę czy cokol-
-psem, stawania-się-żukiem. Nie oddzielimy u człowieka od wilków sta- wiek innego, a następnie poszukiwać jego własnych sfor, wielości, któ-
wania-się-wilkiem ze snu od religijnej i militarnej organizacji obsesji. re w sobie zawiera i które być może są zupełnie innej natury. Łączyć je
Wojskowy robi za wilka, wojskowy robi za psa. Nie ma dwóch wielo- z moimi, sprawiać, by przenikały się nawzajem: jego – moje, moje – jego.
ści czy dwóch maszyn, lecz jedno i to samo maszynowe złożenie, które Niebiańskie zaślubiny, wielości wielości. Nie ma miłości, która nie była-
by ćwiczeniem depersonalizacji na ciele bez organów, mającym się do-
12 Elias Canetti, Masa i władza, s. 107–108 [przyp. tłum.]. piero uformować. I oto w najwyższym punkcie depersonalizacji ktoś

40 41
t ys i ąc P l at e au / 2 / 1 9 1 4 – J e d e n c z y w i e l e w i l ków ?

może zostać nazwany, otrzymuje imię lub nazwisko, zyskuje najbardziej Każdy z nas jest pochwycony w takie złożenie, odtwarza w nim wypo-
intensywną rozpoznawalność w momentalnym ujęciu mnogości, któ- wiedź, wierząc, że mówi we własnym imieniu – a raczej mówi we włas-
re do niego należą i do których on należy. Sfora piegów na twarzy, sfora nym imieniu, gdy wytwarza w nim wypowiedź. Jakże dziwaczne są te
chłopców mówiących kobiecym głosem, lęg dziewcząt mówiących gło- wypowiedzi, prawdziwy dyskurs szaleńców. Mówiliśmy o Kafce, może-
sem pana de Charlus, wataha wilków w czyimś gardle, wielość anusów my równie dobrze powiedzieć – człowiek od wilków: maszyna religijno-
w anusie, usta lub oko, ku którym się skłaniamy. Każdy przenika tyle ciał -militarna, którą Freud przypisuje nerwicy natręctw – maszyna analna
w każdym. Albertyna jest powoli wyłuskiwana z grupy dziewcząt, która sfory, stawania-się-wilkiem, a także osą lub motylem, którą Freud przy-
ma swą liczbę, swą organizację, swój kod, swoją hierarchię; i nie tylko ta pisuje osobowości histerycznej – aparat edypalny, który Freud czyni je-
grupa i ta ograniczona masa zanurza się w nieświadomym, lecz i Alber- dynym motorem, motorem nieruchomym i wszędzie odnajdywalnym –
tyna ma swoje własne wielości, które narrator, wyizolowawszy ją, odkry- aparat kontredypalny (kazirodczy stosunek z siostrą, schizoincest czy też
wa na jej ciele i w jej kłamstwach – pokąd kres miłości nie uczyni jej na miłość z „ludźmi niższej kondycji”, czy też analność, homoseksualność?),
powrót nieodróżnialną. wszystkie te rzeczy, w których Freud widzi jedynie substytuty, regresje,
Nie wolno sądzić, że wystarczy odróżnić masy i zewnętrzne grupy, pochodne Edypa. Prawdę mówiąc, Freud nic nie widzi i niczego nie ro-
w których ktoś uczestniczy lub do których należy, od wewnętrznych ze- zumie. Nie ma pojęcia, czym jest złożenie libidinalne z całą maszynerią
społów [ensembles], które w sobie zawiera. Rozróżnienie w żadnym ra- zaprzężoną do gry, ze wszystkimi licznymi miłościami.
zie nie jest rozróżnieniem między tym, co zewnętrzne i wewnętrzne, Oczywiście istnieją wypowiedzi edypalne. Na przykład opowiada-
zawsze względnym i zmiennym, odwracalnym, lecz między typami wie- nie Kafki Szakale i Arabowie – łatwo je czytać w ten sposób: zawsze można,
lości, które współistnieją, przenikają się i zamieniają miejscami – maszy- nic się nie ryzykuje, działa za każdym razem, nawet jeśli nic się nie zro-
nami, mechanizmami, silnikami i elementami, które działają w tej chwili, zumie. Arabowie są oczywiście odniesieniem do ojca, szakale – do mat-
by stworzyć produktywne złożenie wypowiedzenia: kocham cię (lub co ki; między jednymi a drugimi – cała historia kastracji reprezentowana
innego). Dla Kafki Felicja jest nieodłączna od pewnej maszyny społecz- przez zardzewiałe nożyczki. Ale w istocie Arabowie są zorganizowaną
nej i od maszyn rejestrujących dźwięk, których producenta reprezentuje. masą, uzbrojoną, ekstensywną, rozciągniętą na całej pustyni; szakale zaś
Jakżeby mogła nie należeć do tej organizacji w oczach Kafki, zafascyno- to intensywna sfora, która nieustannie zanurza się w pustyni, podług li-
wanego interesami i biurokracją? Ale jednocześnie zęby Felicji, wielkie, nii ujścia czy deterytorializacji („to szaleńcy, prawdziwi szaleńcy”13); mię-
mięsożerne zęby sprawiają, że rozwija się ona podług innych linii, w mo- dzy nimi, na skraju, Człowiek Północy, Człowiek od szakali. A wielkie
lekularnych wielościach stawania-się-psem, stawania-się-szakalem… nożyce14, czyż nie są arabskim znakiem, który prowadzi czy też uwalnia
Felicja, nieodłączna zarazem od znaku współczesnych maszyn społecz- cząstki-szakale, tyleż by – odrywając je od masy – przyspieszyć ich sza-
nych, jej własnych i Kafki (które nie są tymi samymi), i od cząstek, ma- leńczy bieg, ile by ponownie je z tą masą zespolić, wytresować, wybato-
łych maszyn molekularnych, całego dziwacznego stawania się, od szlaku, żyć, zapanować nad ich działaniem? Edypalny aparat odżywiania – mar-
który przemierzy Kafka i ona za jego sprawą, poprzez jego perwersyjny twy wielbłąd; kontredypalny aparat padliny – zabijać zwierzęta, żeby jeść,
aparat pisania. lub jeść, żeby zutylizować padlinę. Szakale stawiają problem właściwie:
Nie istnieje wypowiedź indywidualna, ale maszynowe złożenia to nie problem kastracji, lecz „czystości”, próba pragnienia-pustyni. Kto
produkujące wypowiedzi. Twierdzimy, że złożenie jest zasadniczo libi- je przejmie – terytorialność masy czy deterytorializacja sfory – gdy cała
dinalne i nieświadome. Oto ono – nieświadome we własnej osobie. Póki pustynia zanurza się w libido jako ciało bez organów, na którym rozgry-
co, widzimy tu kilka rodzajów elementów (lub wielości): maszyny ludz- wa się dramat?
kie, społeczne i techniczne, zorganizowane maszyny molowe; maszyny Nie istnieje indywidualna wypowiedź, nigdy jej nie ma. Każda wy-
molekularne z ich cząstkami stawania-się-nieludzkim; aparaty edypalne powiedź jest produktem maszynowego układu, to znaczy kolektywnych
(albowiem tak, oczywiście, istnieją wypowiedzi edypalne, nawet liczne); apa- czynników [agents collectifs] wypowiadania (przez „kolektywne czynniki”
raty kontredypalne o zmiennym wyglądzie i sposobie działania. Przyj-
rzymy się im później. Nie możemy już mówić o odrębnych maszynach,
13 „To błazny, prawdziwe błazny”, tłum. E. Ptaszyńska-Sadowska, w: Franz Kafka,
lecz tylko o typach wielości, które się przenikają i tworzą w tej chwili Dzieła wybrane, t. 1, PIW 1994, s. 718 [przyp. tłum.].
jedno i to samo maszynowe złożenie, pozbawioną twarzy postać libido. 14 „(…) małe, pokryte zastarzałą rdzą krawieckie nożyczki” – tamże [przyp. tłum.].

42 43
t ys i ąc P l at e au / 2 / 1 9 1 4 – J e d e n c z y w i e l e w i l ków ?

nie należy rozumieć ludów lub społeczeństw, lecz wielości). Imię włas- a zatem to twój tata… Dlatego człowiek od wilków poczuł się tak zmęczo-
ne nie oznacza jednostki: na odwrót, gdy jednostka otwiera się na wie- ny: leżał rozciągnięty, ze wszystkimi swymi wilkami w gardle i wszyst-
lości, które na końcu najbardziej bezwzględnego ćwiczenia depersonali- kimi małymi dziurkami na nosie, wszystkimi tymi libidinalnymi war-
zacji przemierzają ją tu i tam, wówczas uzyskuje ona swe prawdziwe imię tościami na swym ciele bez organów. Wojna nadejdzie, wilki staną się
własne. Imię własne jest momentalnym ujęciem wielości. Imię włas- bolszewikami, człowiek pozostaje, dławiąc się tym, co miał do powiedze-
ne jest podmiotem czystego bezokolicznika, pojętego jako taki w polu nia. Nam ogłosi się tylko, że znów stał się dobrze wychowany, grzecz-
intensywności. Proust mówi o imieniu: wymawiając Gilbertę, miałem ny, zrezygnowany, „uczciwy i skrupulatny”, krótko mówiąc – wyleczony.
wrażenie, że trzymam ją całą nagą w ustach15. Człowiek od wilków, praw- Zrekompensuje to sobie, przypominając, że psychoanalizie brakuje spoj-
dziwe imię własne, imię intymne, które odsyła do wielorakiego stawania rzenia prawdziwie zoologicznego: „Nic nie może mieć dla młodej oso-
się [devenirs], bezokoliczników, intensywności jednostki zdepersonali- by większej wartości, niż umiłowanie przyrody i zrozumienie nauk przy-
zowanej i pomnożonej. Lecz cóż psychoanaliza pojmuje z pomnażania? rodniczych, szczególnie zoologii”16.
Pustynna godzina, gdy dromader staje się tysiącem dromaderów rżących
w niebie. Godzina wieczorna, gdy tysiąc dziur drąży powierzchnię ziemi.
Kastracja, kastracja, krzyczy psychoanalityczne straszydło, które zawsze
widziało jedynie dziurę, ojca, psa tam, gdzie są wilki, udomowioną jed-
nostkę tam, gdzie są dzikie wielości. Nie zarzucamy psychoanalizie je-
dynie tego, że wybiera same tylko wypowiedzi edypalne. Te wypowie-
dzi bowiem, do pewnego stopnia, stanowią jeszcze część maszynowego
układu, w stosunku do którego mogłyby służyć jako wskaźniki korekcyj-
ne, jak w rachunku błędów. Zarzucamy psychoanalizie, że używa wypo-
wiedzi edypalnych, by wzbudzić w pacjencie przekonanie, iż wejdzie on
w posiadanie wypowiedzi osobistych, indywidualnych, że wreszcie bę-
dzie mówił w swoim imieniu. Pułapka została zastawiona już na począt-
ku: człowiek od wilków nigdy nie będzie mógł mówić. Na próżno będzie
mówił o wilkach, wył jak wilk, Freud nawet nie słucha, patrzy na swo-
jego psa i odpowiada „to tata”. Dopóki ten stan trwa, Freud orzeka – to
neuroza, kiedy pęka – psychoza. Człowiek od wilków otrzyma psycho-
analityczny order za zasługi oddane sprawie, a nawet rentę przyznawaną
inwalidom wojennym. Mógłby przemówić w swoim imieniu tylko wów-
czas, gdyby ujawniono maszynowy układ, który produkował w nim ta-
kie bądź inne wypowiedzi. Ale ta kwestia w psychoanalizie jest nieobec-
na: właśnie w chwili, w której uda się przekonać podmiot, że powinien
wygłaszać swe najbardziej indywidualne wypowiedzi, odbiera mu się
wszelkie warunki wypowiadania. Uciszyć ludzi, powstrzymać ich przed
mówieniem i, przede wszystkim, kiedy mówią, zachowywać się tak, jak-
by nic nie powiedzieli: oto słynna psychoanalityczna neutralność. Czło-
wiek od wilków wciąż krzyczy: sześć lub siedem wilków! Freud odpowia-
da: Co? Kózki? Jakże to interesujące, usuwam kózki – zostaje jeden wilk,

15 W oryginale odwrotnie: „uświadomiłem sobie, żem był przez chwilę w ustach


Gilberty, nagi…” – Marcel Proust, W stronę Swanna, tłum. T. Żeleński (Boy), PIW
1956, s. 484 („j’y ai démêlé l’impression d’avoir été tenu un instant dans sa bo- 16 List cytowany w: Roland Jaccard, L’homme aux loups, Ed. Universitaires 1973,
uche, moi-même, nu…”) [przyp. tłum.]. s. 113.

44
/ 3 /

1 0 0 0 0 p. n . e . – G e o lo g i a m o r a ln o ś c i
( z a ko g o o n a s i ę m a , ta z i e m i a? )

Podwójne powiązanie [articulation]

Profesor Challenger, ten sam, który w okolicznościach opisanych przez


Conan Doyle’a doprowadził Ziemię do krzyku za pomocą maszyny zada-
jącej ból, kierując się swoim małpim humorem, wygłosił wykład, wcześ-
niej przez siebie skompilowany z kilku podręczników do geologii i bio-
logii. Wyjaśnił w nim, że Ziemia – Zdeterytorializowana, Zlodowaciała,
olbrzymia Molekuła – była ciałem bez organów. To ciało bez organów
przenikały niestabilne i nieukształtowane materie, różnokierunkowe
przepływy, swobodne intensywności, nomadyczne osobliwości oraz
oszalałe, tymczasowe cząstki. Ale nie to było najważniejsze. Gdyż na

47
t ys i ąc P l at e au / 3 / 1 0 0 0 0 p. n . e . – G eo lo g i a m o r a l n o ś c i ( z a ko g o o n a s i ę m a , ta z i e m i a? )

Ziemi zachodziło równocześnie niezwykle ważne zjawisko, nieuchron- molekularne albo quasi-molekularne (substancje), którym jest narzuca-
ne i z wielu względów korzystne, a godne pożałowania z wielu innych: ny statystyczny porządek wiązań i następowania po sobie (formy). Dru-
uwarstwienie. Warstwy były Pokładami i Obręczami. Powstawały po- gie powiązanie wprowadzałoby zwarte, funkcjonalne i stabilne struktury
przez kształtowanie materii, więzienie intensywności, utrwalanie osob- (formy) i ustanawiałoby związki molowe, w których jednocześnie aktua-
liwości w systemach współdrgań i redundancji, ustanawianie w cie- lizowałyby się te struktury (substancje). W ten sposób, w warstwie geo-
le Ziemi mniejszych lub większych molekuł i wchodzenie tych molekuł logicznej, pierwszym powiązaniem jest „sedymentacja”, która gromadzi
w zespoły molowe. Warstwy były pochwyceniami, były niczym „czar- jednostki osadów cyklicznych wedle klucza statystycznego: flisz, w któ-
ne dziury” albo okluzje, dążące do zatrzymania wszystkiego, co znajdu- rym następują po sobie piaskowce i łupki. Drugie powiązanie to „fałdo-
je się w ich zasięgu1. Działały przez kodowanie i terytorializację na Zie- wanie”, które wprowadza stabilną strukturę funkcjonalną i umożliwia
mi, funkcjonowały równocześnie na zasadzie kodu i terytorialności. przechodzenie osadów w skały osadowe.
Warstwy były wyrokami boskimi (choć Ziemia, czyli ciało bez organów, Widzimy więc, że dwa powiązania nie rozkładają się jedno na sub-
wciąż skrywała się przed tymi wyrokami, wciąż im uciekała, nie przesta- stancje, a drugie – na formy. Substancje to nic innego, jak uformowane
wała odwarstwiać się, dekodować i deterytorializować). materie. Formy zakładają kod, tryby kodowania i dekodowania. Sub-
Challenger zacytował zdanie, które znalazł, jak twierdził, w podręcz- stancje jako materie uformowane odnoszą się do terytorialności, do
niku do geologii, a którego trzeba było najpierw nauczyć się na pamięć, stopni terytorializacji i deterytorializacji. Tyle że dla każdego powią-
po to, by można było je zrozumieć później: „powierzchnia uwarstwie- zania istnieje kod oraz terytorialność, każde powiązanie zawiera formę
nia jest płaszczyzną bardziej zwartej spójności między dwoma pokłada- i substancję. Na tym etapie można było stwierdzić tylko, że każdemu po-
mi”. Pokłady to po prostu warstwy. Występowały przynajmniej dwójka- wiązaniu odpowiada pewien typ segmentacji lub pewien typ mnogo-
mi, przy czym jeden służył za podłoże (substrate) drugiego. Powierzchnia ści: pierwszy, giętki, raczej molekularny i tylko uporządkowany; drugi,
uwarstwienia była układem maszynowym, odrębnym względem warstw. tward­szy, molowy i już zorganizowany. I chociaż już w pierwszym po-
Układ znajdował się między dwoma Pokładami, między dwiema war- wiązaniu dochodziło do systematycznych interakcji, to jednak przede
stwami, był więc jedną stroną zwrócony właśnie ku warstwom (w tym wszystkim na poziomie drugiego zachodziły zjawiska centrowania, uni-
sensie był interstratą), ale miał też drugą stronę, zwróconą gdzie indziej, fikacji, totalizacji, integracji, hierarchizacji, finalizacji, które tworzyły
ku ciału bez organów albo ku płaszczyźnie spójności (to była metastrata). nadkodowanie. Każde z dwóch powiązań ustalało między swoimi włas-
A ciało bez organów samo stanowiło płaszczyznę spójności, która nabie- nymi segmentami stosunki binarne. Natomiast pomiędzy segmentami
rała zwartości czy też gęstniała na poziomie warstw. jednego i segmentami drugiego zachodziły stosunki jedno-jednoznacz-
Bóg jest Homarem albo podwójnymi szczypcami, double-bind. ne, których reguły są znacznie bardziej skomplikowane. Całość tych sto-
Warstwy nie tylko występują parami (przynajmniej), ale też każda z nich sunków i relacji można by określić ogólnie słowem struktura, lecz złud-
jest podwojona (na każdą składa się więcej pokładów). W każdej war- ne byłoby przekonanie, że struktura to ostatnie słowo Ziemi. Co więcej,
stwie ujawniają się konstytuujące ją zjawiska podwójnego powiązania nie było nawet pewne, czy dwa powiązania muszą zawsze rozdzielać się
(articulation). Powiążcie dwukrotnie, B-A, BA. Ale to bynajmniej nie zna- między to, co molekularne, i to, co molowe.
czy, by warstwy mówiły czy miały charakter językowy. Podwójne po- Pominęliśmy ogromne zróżnicowanie warstw energetycznych,
wiązanie jest czymś tak zmiennym, że nie da się tutaj wyjść od ogólnego fizyko-chemicznych, geologicznych i przeszliśmy od razu do warstw or-
modelu, lecz trzeba wziąć za punkt wyjścia jakiś względnie prosty przy- ganicznych, czyli do istnienia wielkiej stratyfikacji organicznej. A prob-
padek. Pierwsze powiązanie polegałoby na tym, że z niestabilnych prze- lem organizmu – jak „zrobić” organizm ciału? – wciąż jeszcze był pyta-
pływów-cząstek wybierane są, czy pobierane, metastabilne jednostki niem o powiązanie, o relację powiązaniową. Dogoni, których profesor
dobrze znał, stawiali ten problem w sposób następujący: organizm przy-
1 Roland Omnès, L’univers et ses métamorphoses, Hermann 1973, s. 164: „gwiaz- trafił się ciału kowala wskutek działania maszyny albo układu maszyno-
da, która zapada się poniżej promienia krytycznego, tworzy to, co określa się wego, który przeprowadził jego uwarstwienie. „Wstrząs sprawił jednak,
mianem czarnej dziury (zamrożonej gwiazdy [astre occlus]). Wyrażenie to ozna- że młot i kowadło przełamały mu ręce i nogi na wysokości łokci i kolan,
cza, że nic z tego, co zostanie wysłane w kierunku takiego obiektu, nie będzie już
mogło się zeń wydostać. Jest on zatem doskonale czarny, ponieważ nie emituje których dotąd nie miał. W ten sposób zyskał stawy [articulations] cha-
ani nie odbija żadnego światła”. rakterystyczne dla nowej formy ludzkiej, która miała się rozprzestrzenić

48 49
t ys i ąc P l at e au / 3 / 1 0 0 0 0 p. n . e . – G eo lo g i a m o r a l n o ś c i ( z a ko g o o n a s i ę m a , ta z i e m i a? )

po ziemi i której przeznaczeniem była praca (…). Jego ramię zgięło się teraz pomiędzy dwoma rodzajami niezależnych molekuł, z jednej strony
[s’etait plie], by mógł pracować”2. Ale oczywiście sprowadzenie relacji po- między sekwencjami jednostek białkowych, z drugiej zaś – między sek-
wiązaniowej do kości to jedynie pewien sposób mówienia. To organizm wencjami jednostek nukleinowych, przy czym między jednostkami tego
bowiem jako całość trzeba było ująć z perspektywy podwójnego powią- samego typu zachodzą relacje binarne, a między jednostkami różnego
zania, i to na bardzo różnych poziomach. Po pierwsze, na poziomie mor- typu – relacje jedno-jednoznaczne. Zawsze zatem istnieją dwa powiąza-
fogenezy: z jednej strony rzeczywistości typu molekularnego, charakte- nia [articulations], dwie segmentacje, dwa rodzaje wielości, a w każdej
ryzujące się przygodnymi relacjami, zostają ujęte w zjawiska tłumu albo wchodzą w grę i formy, i substancje; jednak oba te powiązania nie roz-
w całości statystyczne, które wytwarzają pewien porządek (włókna biał- kładają się w sposób stały, nawet w granicach danej warstwy.
kowe wraz z ich sekwencją albo segmentacją); z drugiej strony te całości Słuchacze, niezbyt życzliwie nastawieni, wielu rzeczy z wykładu
zostają uchwycone w stabilne struktury, które „nominują” związki ste- profesora nie zrozumieli, wiele uznali za nonsensy czy nawet nadużycia,
reoskopowe, kształtują organy, funkcje i regulacje, organizują mechani- mimo że profesor powoływał się na liczne autorytety, nazywając niektó-
zmy molowe i ustanawiają centra zdolne wzbić się ponad tłum, nadzoro- re z nich „przyjaciółmi”. Nawet Dogonów… A dalej było tylko gorzej. Pro-
wać mechanizmy, używać narzędzi i naprawiać je oraz „nadkodowywać” fesor cynicznie chełpił się, że zachodzi różnych autorów od tyłu i robi im
całość (zaginanie włókna w zwartą strukturę i druga segmentacja)3. Se- dzieci, które jednak niemal zawsze okazują się poronionymi potworka-
dymentacja i fałdowanie, włókno i zaginanie [repliement]. mi, zwyrodnieniami, jakimiś strzępami i fragmentami lub po prostu po-
Również na poziomie chemii komórkowej, rządzącej powstawa- spolitymi wulgaryzacjami. Zresztą profesor nie był geologiem ani bio-
niem białek, występuje podwójne powiązanie. Działa ono wewnątrz logiem, ani nawet językoznawcą, etnologiem czy psychoanalitykiem,
sfery molekularnej, między małymi i wielkimi molekułami; segmen- właściwie dawno już zapomniano, jaka była jego specjalizacja. Poza tym
tacja przez kolejne reorganizacje i segmentacja przez polimeryzację. profesor Challenger był zdublowany, dwukrotnie powiązany, co dodat-
„[W pierwszej] – pierwiastki pobrane ze środowiska są łączone w wyniku kowo utrudniało sprawę, bo nigdy nie było wiadomo, który to akurat
szeregu przekształceń. (…) Cała ta działalność wymaga dokonania wie- jest. Przypisywał on (?) sobie wynalezienie dyscypliny, którą bardzo róż-
lu setek reakcji. Ostatecznie doprowadza ona jednak do wytworzenia nie określał – kłączomatyką, stratoanalizą, schizoanalizą, nomadologią,
ograniczonej liczby, najwyżej kilkudziesięciu małych związków. W dru- mikropolityką, pragmatyką, nauką o wielościach – ale trudno było do-
gim takcie chemii komórkowej małe cząsteczki są łączone, aby wytwo- strzec w tej dyscyplinie jakiś cel, metodę czy sens. Młody profesor Ala-
rzyć duże. Łańcuchy charakterystyczne dla dużych cząsteczek powsta- sca, ulubiony uczeń Challengera, obłudnie usiłował go bronić, tłuma-
ją przez polimeryzację jednostek wiązanych ze sobą końcami. (…) Dwa cząc, że przejście od jednego powiązania do drugiego w danej warstwie
takty chemii komórkowej różnią się więc zarazem funkcją, produkta- łatwo jest wyjaśnić, ponieważ dokonuje się ono zawsze poprzez utratę
mi i naturą. Pierwszy układa wątki chemiczne, drugi je łączy. Pierwszy wody, tak w geologii, jak i w genetyce, a nawet w językoznawstwie, gdzie
kształtuje związki, których istnienie jest tylko tymczasowe, ponieważ są mówi się przecież o ważnym zjawisku zwanym „laniem wody”. Challen-
one jedynie pośrednimi ogniwami na drodze biosyntezy. Drugi wytwa- ger, trochę obrażony, wolał powołać się wtedy na swego przyjaciela, jak
rza produkty stabilne. Pierwszy korzysta z wielu różnych reakcji, dru- go nazywał, duńskiego geologa-spinozystę Hjelmsleva, posępnego księ-
gi – powtarza jedną”4. Wreszcie na trzecim poziomie, nadrzędnym wo- cia-następcę Hamleta. Hjelmslev także zajmował się językiem, podkre-
bec chemii komórkowej, kod genetyczny również okazuje się związany ślając właśnie jego „uwarstwienie”. Skonstruował misterne rusztowa-
z podwójną segmentacją czy podwójnym powiązaniem, przebiegającym nie z pojęć materia, treść, wyrażenie, forma i substancja. Były to „warstwy”,
jak mówił Hjelmslev. Jego rusztowanie miało przede wszystkim tę zale-
2 Marcel Griaule, Bóg wody. Rozmowy z Ogotemmelim, tłum. E. Klekot, A. Lebeuf, tę, że pozwalało zerwać z dualizmem formy-treści, bo zakładało istnie-
Wyd. Marek Derewiecki 2006, s. 82.
nie zarówno formy treści, jak i formy wyrażenia. Wrogowie Hjelmsleva
3 Ogólnie o dwóch aspektach morfogenezy zob. Raymond Ruyer, La genèse des
formes, Flammarion 1958, s. 54 i nast., oraz Pierre Vendryès, Vie et probabilité, widzieli w tym jedynie próbę znalezienia nowych nazw dla zdyskredyto-
Albin Michel 1945. Vendryès przeprowadza dokładną analizę roli relacji powią- wanych pojęć znaczonego i znaczącego, ale jemu wcale nie o to chodzi-
zaniowej oraz powiązanych systemów. Na temat dwóch aspektów struktural- ło. Jednak sam Hjelmslev nie wiedział, że jego rusztowanie miało jesz-
nych białka zob. Jacques Monod, Przypadek i konieczność. Esej o filozofii biologii
współczesnej, tłum. J. Bukowski, Biblioteka Głosu 1979, s. 60–63. cze inny zasięg i inne źródło niż językoznawstwo (bo jeszcze to trzeba
4 François Jacob, Historia i dziedziczność, tłum. K. Pomian, PIW 1973, s. 368–369. powiedzieć o podwójnym powiązaniu [articulation]: jeśli język ma jakąś

50 51
t ys i ąc P l at e au / 3 / 1 0 0 0 0 p. n . e . – G eo lo g i a m o r a l n o ś c i ( z a ko g o o n a s i ę m a , ta z i e m i a? )

specyfikę, a z pewnością ją ma, to nie polega ona ani na podwójnym po- więc substancje bez formy, nawet jeśli zjawisko odwrotne byłoby w pew-
wiązaniu, ani na rusztowaniu Hjelmsleva – te bowiem nie są specyficz- nych przypadkach możliwe).
nie językowe, lecz dotyczą ogólnie warstwy). Mimo rzeczywistego charakteru rozróżnienia między nimi, treść
Nazywaliśmy materią płaszczyznę spójności albo ciało bez orga- i wyrażenie były względne („pierwsze” i „drugie” powiązanie również
nów, to znaczy ciało nieukształtowane, niezorganizowane, nieuwar- należało rozumieć w sposób względny). Mimo swojej niezmienniczości
stwione albo odwarstwione, i wszystko to, co płynie przez takie ciało, zarówno wyrażenie, jak i treść były zmiennymi. Były dwiema zmienny-
czyli cząstki submolekularne i subatomowe, czyste intensywności, pre- mi funkcji uwarstwienia. Nie tylko zmieniały się między jedną warstwą
fizyczne i prewitalne swobodne osobliwości. Treścią nazywaliśmy mate- a drugą, ale też roiły się w sobie nawzajem, mnożyły i dzieliły w nieskoń-
rie ukształtowane, które od tej pory należało rozpatrywać z dwóch punk- czoność w jednej warstwie. Tak więc, jako że każde powiązanie jest po-
tów widzenia, to znaczy z punktu widzenia substancji, w tym sensie, że te dwójne, nie można mówić o powiązaniu treści i powiązaniu wyrażenia,
materie zostały „wybrane”, oraz z punktu widzenia formy, w tym sensie, nie zaznaczając, że powiązanie treści jednocześnie i samo w sobie jest
że zostały one wybrane w pewnym porządku (substancja i forma treści). podwójne, ustanawiając relatywne wyrażenie w planie treści, oraz że po-
Wyrażeniem nazwalibyśmy struktury funkcjonalne, które również należy wiązanie wyrażenia jednocześnie i samo w sobie również jest podwójne,
rozpatrywać na dwa sposoby: po pierwsze, pod względem organizacji ich ustanawiając relatywną treść w planie wyrażenia. To dlatego między treś-
własnej formy, a po drugie, jako substancje, w tym sensie, że formują one cią i wyrażeniem, między wyrażeniem i treścią, istnieją stany pośrednie,
związki (forma i substancja wyrażenia). W warstwie istniał zawsze wymiar poziomy, równowagi i wymiany, przez które przechodzi system warstw.
wyrażalności albo wyrażenia, jako warunek względnej niezmienniczości Mówiąc krótko, spotykamy czasem formy i substancje treści, które peł-
(inwariancji [invariance]): na przykład sekwencje nukleinowe były nieod- nią wobec innych funkcję wyrażenia, i odwrotnie. Te nowe rozróżnie-
dzielne od wyrażenia względnie niezmienniczego, poprzez które okre- nia nie są więc zbieżne z rozróżnieniem na formy i substancje w każdym
ślały one związki, organy i funkcje organizmu5. Wyrażać to tyle, co wy- powiązaniu; pokazują raczej, w jaki sposób każde powiązanie jest jesz-
śpiewywać chwałę boską. Jeśli każda warstwa jest wyrokiem boskim, to cze (albo już) podwójne. Widać, jak to działa w warstwie organicznej:
nie tylko rośliny i zwierzęta, nie tylko orchidee i osy wyśpiewują i wyra- białka treści mają dwie formy, z których jedna (złożone włókno) wcie-
żają, lecz również skały, a nawet rzeki i wszystkie uwarstwione rzeczy na la się w rolę funkcjonalnego wyrażenia w stosunku do drugiej. Tak samo
ziemi. Oto więc niech pierwsze powiązanie dotyczy treści, a drugie – wyraże- w przypadku kwasów nukleinowych wyrażenia podwójne powiązania
nia. Rozróżnienie tych dwóch powiązań nie przebiega między formami sprawiają, że niektóre elementy formalne i substancjalne pełnią funk-
i substancjami, lecz pomiędzy treścią i wyrażeniem, przy czym wyraże- cję treści względem innych: nie tylko połowa łańcucha, która jest repro-
nie nie ma wcale mniej substancji niż treść, treść zaś nie ma mniej formy dukowana przez drugą, staje się treścią, lecz także odtworzony łańcuch
niż wyrażenie. Jeśli podwójne powiązanie czasem zbiega się z podziałem sam staje się treścią w stosunku do „posłańca”. W każdej warstwie pełno
na molekularne i molowe, a czasem nie, to dlatego, że treść i wyrażenie jest podwójnych szczypców, double binds, homarów rozłażących się we
rozkładają się raz tak, a raz inaczej. Pomiędzy treścią i wyrażeniem nie wszystkie strony, w każdej jest wielość podwójnych powiązań przenika-
ma nigdy odpowiedniości ani zgodności, lecz jedynie izomorfizm i wza- jących zarówno wyrażenie, jak i treść. Dlatego właśnie należało dobrze
jemne zakładanie się. Między treścią i wyrażeniem rozróżnienie jest za- zapamiętać ostrzeżenie Hjelmsleva: „Terminy plan wyrażenia i plan treści,
wsze rzeczywiste, z różnych powodów, jednak nie można uznać tych ter- a nawet same terminy wyrażenie i treść, zostały wybrane zgodnie z utar-
minów za uprzednie wobec podwójnego powiązania. To ono je rozdziela, tymi pojęciami, są jednak zupełnie arbitralne. Ich definicja funkcjonalna
podążając swoim szlakiem przez kolejne warstwy, ono ustanawia rze- nie tłumaczy, dlaczego właściwie jeden z tych obiektów nazywamy wy-
czywiste rozróżnienie między nimi (z kolei rozróżnienie między formą rażeniem, a drugi treścią, nie zaś odwrotnie. Są one zdefiniowane jedynie
i substancją nie jest rzeczywiste, a jedynie mentalne lub modalne: sub- poprzez swoją wzajemną solidarność i żadnej z nich nie można wyod-
stancje to tylko uformowana materia, nie do pomyślenia wydawały się rębnić w inny sposób. Definiujemy je tylko opozycyjnie i relacyjnie, jako
wzajemnie przeciwstawne funktywy jednej i tej samej funkcji”6. Musimy
5 François Jacob, Le modele linguistique en biologie, „Critique”, marzec 1974, s. 202:
„materiał genetyczny ma do odegrania dwie role: z jednej strony musi być repro-
dukowany, by mógł zostać przekazany kolejnemu pokoleniu; z drugiej – musi 6 Louis Hjelmslev, Prolegomena do teorii języka, tłum. H. Kurkowska, A. Weins­
zostać wyrażony, by określić struktury i funkcje organizmu”. berg, w: H. Kurkowska, A. Weinsberg (red.), Językoznawstwo strukturalne. Wybór

52 53
t ys i ąc P l at e au / 3 / 1 0 0 0 0 p. n . e . – G eo lo g i a m o r a l n o ś c i ( z a ko g o o n a s i ę m a , ta z i e m i a? )

połączyć teraz wszystkie możliwości tkwiące w rzeczywistym rozróżnie- jakby rozmowę zmarłych, ciekawie epistemologiczną, w stylu teatru ma-
niu, wzajemnym zakładaniu się i uogólnionym relatywizmie. rionetek. Geoffroy przywołał do siebie Potwory, Cuvier ustawił w po-
Musieliśmy najpierw zadać sobie pytanie o to, co się zmienia w da- rządku różnego rodzaju Skamieliny, Bäer wymachiwał buteleczkami
nej warstwie, a co się nie zmienia. Co wytwarza jedność lub zmienność z Embrionami, Vialleton otoczył się Obręczą Barkową, Perrier mimicz-
warstwy? Materia, czysta materia płaszczyzny spójności (albo niespójno- nie naśladował dramatyczną walkę pomiędzy Ustami a Mózgiem... itd.
ści) jest poza warstwami. Ale w samej warstwie tworzywa molekularne Geoffroy: dowodem na izomorfizm jest to, że poprzez „składanie w fałdy”
wzięte z podłoża mogą być takie same, a mimo to molekuły nie będą te [pliage] można zawsze przejść od jednej formy do innej, choćby były one
same. Pierwiastki substancjalne mogą być w całej warstwie takie same, nie wiem jak różne w warstwie organicznej. Od Kręgowca do Głowono-
a substancje – nie. Stosunki formalne czy wiązania mogą być takie same, ga: zbliżcie do siebie dwie części kręgosłupa Kręgowca, przybliżając jego
a formy – nie. Biochemicznie jedność planu budowy warstwy organicz- głowę w stronę stóp, a miednicę – w stronę karku… Cuvier (ze złością):
nej określa się na poziomie tworzyw i energii, pierwiastków substan- nieprawda, nieprawda, nie da się przejść od Słonia do Meduzy, próbowa-
cjalnych i rodników, wiązań i reakcji. Ale molekuły, substancje i formy łem. Istnieją osie, typy, odgałęzienia, niesprowadzalne do siebie nawza-
nie są te same. Czyż nie był to po prostu idealny moment, by zaśpiewać jem. Są tylko podobieństwa organów, analogie form i nic więcej. Jesteś
hymn na cześć Geoffroya Saint-Hilaire’ego? Geoffroya, który w XIX wie- pan oszustem i metafizykiem. Vialleton (uczeń Cuviera i Bäera): A na-
ku potrafił wypracować monumentalną teorię stratyfikacji. Twierdził, że wet gdyby składanie w fałdy miało przynieść zamierzony skutek, któż
materia, na poziomie największej podzielności, składa się ze zmniejsza- byłby w stanie to wytrzymać? Nie jest bez znaczenia, że Geoffroy bierze
jących się cząstek, z elastycznych przepływów czy fluidów, które „roz- pod uwagę akurat elementy anatomiczne. Przecież żaden mięsień, żad-
chodzą się”, promieniując w przestrzeni. Proces owego wyciekania czy ne więzadło ani żadna obręcz nie przetrwałaby tego. Geoffroy: Mówiłem
też nieskończonego dzielenia się na płaszczyźnie spójności to spalanie. już, że istnieje izomorfizm, nie zaś odpowiedniość. Trzeba wprowadzić
Z kolei elektryzacja to proces odwrotny, konstytuujący warstwy, w któ- „stopnie rozwoju lub doskonałości”. Nie w każdym miejscu warstwy two-
rym podobne cząstki grupują się w atomy i molekuły, podobne moleku- rzywa osiągają stopień pozwalający im ustanowić taką czy inną całość.
ły – w większe molekuły, te zaś – w całości molowe: „podobne przyciąga Elementy anatomiczne mogą zostać tu czy tam zatrzymane lub zahamo-
podobne”, niczym podwójne szczypce albo podwójne powiązanie. Tak wane wskutek uderzeń molekularnych, wpływu środowiska albo naci-
więc warstwa organiczna nie zawierała jakiejś specyficznej materii wital- sku sąsiedztwa, tak że w końcu nie złożą się zawsze na te same organy.
nej, bo materia jest ta sama dla wszystkich warstw, tyle tylko, że charak- Relacje albo połączenia formalne są zdeterminowane do realizowania
teryzowała się ona specyficzną jednością planu budowy – jedno i to samo się w formach i układach całkowicie odmiennych. W warstwie realizuje
abstrakcyjne Zwierzę, jedna i ta sama abstrakcyjna maszyna uchwycona się wciąż to samo abstrakcyjne Zwierzę, ale w różnych stopniach, w róż-
w warstwie – i zawierała zawsze te same tworzywa molekularne, te same nych trybach, za każdym razem na tyle doskonałe, na ile jest to możli-
pierwiastki czy anatomiczne składniki organów, te same połączenia for- we w takim a nie innym środowisku [milieu] czy otoczeniu (nie chodzi
malne. Nie zmieniało to faktu, że formy organiczne różniły się między tu jeszcze oczywiście o ewolucję: ani składanie w fałdy, ani stopnie nie
sobą, tak samo jak różnią się organy czy substancje złożone, tak samo jak implikują pochodzenia czy derywacji, lecz jedynie autonomiczne reali-
różnią się molekuły. Nie miał większego znaczenia fakt, że dla Geoffroya zacje tej samej abstrakcji). Właśnie w tym miejscu Geoffroy przywołuje
jednostkami substancjalnymi były raczej elementy anatomiczne niż rod- Potwory: potwory ludzkie to embriony zatrzymane w pewnym stopniu
niki białek i kwasów nukleinowych. Poza tym powoływał się przecież na rozwoju, człowiek jest w nich jedynie zewnętrzną otoczką dla form i sub-
całą grę molekuł. Ważna była raczej zasada jedności i zmienności war- stancji nieludzkich. Tak, Heteradelf7 jest skorupiakiem. Bäer (sojusznik
stwy: izomorfizm form bez odpowiedniości, tożsamość pierwiastków Cuviera, współczesny Darwinowi, ale sceptycznie odnoszący się do jego
czy składników bez tożsamości substancji złożonych. poglądów, wróg Geoffroya): To nieprawda, nie może pan mieszać stop-
Tutaj zaczynał się dialog, a właściwie gwałtowna polemika z Cuvie- ni rozwoju i typów form. Jeden typ ma wiele stopni, a ten sam stopień
rem. Chcąc jakoś zatrzymać ostatnich słuchaczy, Challenger wymyślił

7 Gr. heteros adelphos („inny brat”) – pojęcie teratologiczne, określa „podwójnego


tekstów, PWN 1979, s. 84. W tłum. franc. „utarte pojęcia” – usage courant, tzn. potwora”, powstałego na skutek zaszczepienia jednego podmiotu na ciele dru-
„potoczne użycie” [przyp. tłum.]. giego [przyp. tłum.].

54 55
t ys i ąc P l at e au / 3 / 1 0 0 0 0 p. n . e . – G eo lo g i a m o r a l n o ś c i ( z a ko g o o n a s i ę m a , ta z i e m i a? )

rozpoznajemy w wielu typach. Ale ze stopni nigdy nie da się uzyskać Nie było jeszcze nawet mowy o Darwinie, o ewolucjonizmie i neo-
typów. Embrion jakiegoś typu nie może należeć do innego typu, może ewolucjonizmie. Tymczasem to tutaj ma miejsce decydujące zjawisko,
mieć najwyżej ten sam stopień, co embrion innego typu. Vialleton (uczeń a nasz teatr marionetek staje się coraz mniej przejrzysty, czyli coraz bar-
Baëra, który przebijał wszystkich w krytyce zarówno Darwina, jak i Geo- dziej kolektywny i zróżnicowany. Oba przywołane przez nas czynniki
ffroya): Są rzeczy, które tylko embrion może zrobić albo znieść. Ale może (wraz z ich niepewnymi relacjami), wyjaśniające różnorodność w war-
je zrobić albo znieść właśnie zależnie od swego typu, nie zaś dlatego, że stwie – stopnie rozwoju czy też doskonałości oraz typy form – podlegają
potrafi przechodzić od jednego typu do drugiego po stopniach rozwo- głębokiej przemianie. Znowu, zgodnie z podwójną tendencją, coraz bar-
ju. Proszę spojrzeć na Żółwia, którego szyja wymaga nasunięcia pewnej dziej trzeba odnosić typy form do populacji, sfor i kolonii, zbiorowości
liczby protokręgów, kończyna przednia zaś – przesunięcia o 180 stopni czy mnogości; natomiast stopnie rozwoju muszą być ujmowane w ka-
względem kończyny przedniej ptaka. Nie da się wnioskować o filogene- tegoriach prędkości, wskaźników, współczynników i stosunków róż-
zie na podstawie embriogenezy; składanie w fałdę nie pozwala przejść od niczkowych [rapports différentiels]. Czyli podwójne pogłębienie. To fun-
jednego typu do drugiego, przeciwnie, to właśnie typy świadczą o tym, damentalna zdobycz darwinizmu, zakładająca nowe sprzężenie między
że formy fałdowania są niesprowadzalne do siebie nawzajem... (Tym sa- jednostką a środowiskiem w warstwie9. Z jednej strony, gdy bierze się
mym Vialleton wytacza w jednej sprawie dwa rodzaje argumentów, mó- pod uwagę najprostszą czy nawet molekularną populację w danym śro-
wiąc, po pierwsze, o rzeczach, których żadne zwierzę nie może zrobić ze dowisku, formy nigdy nie poprzedzają w czasie tej populacji; są one ra-
względu na swą substancję, a po drugie, o rzeczach, które zrobić może je- czej rezultatami statystycznymi: populacja lepiej rozprzestrzeni się
dynie embrion ze względu na swoją formę. To mocne argumenty)8. w tym środowisku, lepiej podzieli je między siebie, gdy będzie przybiera-
Nie wiadomo już, co z tym wszystkim począć. Tyle ważnych kwe- ła różnorodne formy, gdy jej mnogość będzie dzieliła się na dalsze mno-
stii pojawiło się w tej wymianie zdań. Tyle rozróżnień, które nie przestają gości różniące się co do natury, gdy jej pierwiastki będą wchodziły w od-
się mnożyć. Tyle porachunków, nieuniknionych w epistemologii, która rębne związki i odrębne uformowane materie. Odwraca się więc tutaj
nie jest przecież niewinną zabawą. Subtelny i łagodny Geoffroy z suro- relacja między embriogenezą i filogenezą: już nie embrion, zaświadcza-
wym i gwałtownym Cuvierem toczyli w cieniu Napoleona swoją wielką jący o absolutnej formie uprzednio ustanowionej w zamkniętym środo-
batalię. Cuvier – zatwardziały specjalista – i Geoffroy – zawsze gotów do wisku, lecz filogeneza populacji rozporządzająca swobodą względnych
zmiany specjalizacji. Cuvier nienawidzi Geoffroya, nie może znieść non- form, z których żadna nie została uprzednio ustanowiona w otwartym
szalancji Geoffroya i jego humoru (owszem, Kury mają zęby, Homar ma środowisku. W wypadku embriogenezy „na podstawie osobników ro-
skórę na kościach itd.). Cuvier jest człowiekiem Władzy i Terenu, i daje to dzicielskich oraz antycypując zakończenie procesu można stwierdzić,
odczuć Goeffroyowi, który z kolei jest już figurą nomadycznego człowie- czy tym, co się właśnie rozwija, jest gołąb czy wilk... Tutaj zaś wszyst-
ka prędkości. Cuvier myśli w przestrzeni euklidesowej, a Geoffroy – to- kie punkty odniesienia są w ruchu, a punkty stałe istnieją tylko ze wzglę-
pologicznie. Wystarczy przypomnieć pofałdowanie kory mózgowej wraz du na językową wygodę. W skali powszechnej ewolucji wszystkie tego
ze wszystkimi jej paradoksami. Warstwy mają charakter topologiczny, rodzaju oznaczenia stają się niemożliwe... Życie na ziemi przedstawia
a Goeffroy jest wielkim mistrzem składania w fałdy, prawdziwym arty- się jako pewna suma faun i flor, względnie niezależnych, o granicach
stą; ma więc tutaj przeczucie jakby zwierzęcego kłącza, o wypaczonych
połączeniach – Potworach, podczas gdy Cuvier przeciwstawia temu nie-
9 W tej długiej historii tu właśnie moglibyśmy zrobić osobne, chociaż być może
ciągłe fotografie i skamieniałe kalki. Nadal jednak nie wiemy, co z tym nie rozstrzygające, miejsce dla Edmonda Perriera. Podjął on problem jedności
począć, rozróżnienia mnożą się we wszystkich kierunkach. planu budowy, odświeżając Geoffroya za pomocą Darwina, a przede wszystkim
Lamarcka. Całe dzieło Perriera jest w zasadzie zorientowane wokół dwóch mo-
tywów: kolonii czy też zwierzęcych mnogości z jednej strony, z drugiej zaś, pręd-
8 Zob. Geoffroy Saint-Hilaire, Principes de philosophie zoologique (Picton et kości, które muszą zdać sprawę ze stopni i różnorodnych sposobów składania
Didier 1830), w których cytowane są wyjątki z polemiki z Cuvierem; Notions w fałdę („tachygeneza”). Na przykład: w jaki sposób mózg kręgowców może za-
synthètiques (Denain 1838), w których Geoffroy przedstawia swą molekularną jąć miejsce otworu gębowego pierścienic, „walka ust i mózgu”. Zob. Les colonies
koncepcję spalania, elektryzacji oraz przyciągania. Karl Ernest von Baer, Über animales et la formation des organismes; L’Origine des embranchements du règne
Entwickelungsgeschichte der Thiere (Beiden Gehrüdern Bornträger 1828–1888) animal („Scientia”, maj–czerwiec 1918). Perrier napisał historię filozofii zoolo-
oraz Biographie de Cuvier („Annales des sciences naturelles”, 1908); Vialleton, gicznej przed Darwinem (Philosophie zoologique avant Darwin, Alcan 1884), ze
Membres et ceintures des vertébrés tétrapodes (Doin 1924). świetnymi rozdziałami poświęconymi Geoffroyowi i Cuvierowi.

56 57
t ys i ąc P l at e au / 3 / 1 0 0 0 0 p. n . e . – G eo lo g i a m o r a l n o ś c i ( z a ko g o o n a s i ę m a , ta z i e m i a? )

ruchomych i nieszczelnych. Obszary geograficzne mogą ugościć tylko nie powinny być rozpatrywane tylko jako pod-warstwy, ich organiza-
jeden rodzaj chaosu albo, w najlepszym wypadku, zewnętrznie uwarun- cja nie jest wcale mniej złożona czy bardziej podrzędna. Trzeba się wy-
kowane harmonie porządku ekologicznego, prowizoryczne stany rów- strzegać śmiesznego ewolucjonizmu kosmicznego. Tworzywa dostar-
nowagi pomiędzy populacjami”10. czone przez podłoże są z pewnością prostsze niż związki warstwy, lecz
Z drugiej strony równocześnie i w tych samych warunkach, stop- poziom organizacji, któremu podlegają one w podłożu, nie jest wca-
nie nie są stopniami rozwoju ani doskonałości istniejących już wcześ- le mniejszy niż ten charakteryzujący samą warstwę. Między tworzywa-
niej; są to raczej względne i globalne stany równowagi: ich wartość zale- mi i pierwiastkami substancjalnymi zachodziła inna organizacja, zmia-
ży od przewag, jakie dają takim czy innym elementom, a później – takiej na organizacji, nie zaś wzrost. Dostarczone tworzywa konstytuują dla
czy innej mnogości w środowisku, zależnie od takiej czy innej zmienności pierwiastków i związków danej warstwy środowisko zewnętrzne; ale nie
(variation) w środowisku. Tak zatem stopnie nie są już mierzone według są zewnętrzne względem warstwy. Pierwiastki i związki stanowią we-
wzrastającej doskonałości, różnicowania się i komplikowania części, lecz wnętrzność warstwy, a tworzywa – jej zewnętrzność, ale jedne i drugie
według stosunków i współczynników różnicujących, takich jak presja do- przynależą do warstwy – jedne jako tworzywa dostarczone i pobrane,
boru, działanie katalizatora, prędkość rozprzestrzeniania się, wskaźniki drugie zaś jako ukształtowane z tych tworzyw. Co więcej, zarówno ze-
wzrostu, ewolucji, mutacji itd.; relatywny postęp może zatem zachodzić wnętrzność, jak i wewnętrzność są względne i istnieją jedynie poprzez
raczej przez ilościowe i formalne uproszczenie niż przez komplikowanie, wzajemne wymiany, a zatem poprzez warstwę, która wprowadza je w re-
raczej przez utratę części składowych i syntez, niż przez pozyskiwanie lację. Na przykład w warstwie krystalicznej, dopóki kryształ jest jesz-
(chodzi o prędkość, a prędkość ma charakter różnicujący). Formowanie, cze nieukonstytuowany, bezkształtne środowisko, czyli środek [milieu]
przyjmowanie kształtów dokonuje się poprzez populacje, a utrata umoż- jest zewnętrznością względem zarodka; lecz kryształ, żeby się ukonsty-
liwia postęp i nabieranie prędkości. Dwie podstawowe zdobycze darwi- tuować, musi uwewnętrznić i włączyć w siebie masy bezkształtnego
nizmu zbliżają się w ten sposób do nauki o mnogościach: zastępowanie tworzywa. I odwrotnie, wewnętrzność zarodka kryształu musi przejść
typów populacjami, a stopni – wskaźnikami albo stosunkami różniczko- w zewnętrzność systemu, gdzie bezkształtne środowisko może się skry-
wymi11. Są to zdobycze nomadyczne, z ruchomymi granicami populacji stalizować (zdolność przyjęcia innej organizacji). Ostatecznie więc za-
i wariacjami mnogości, z różnicującymi współczynnikami i wariacjami rodek przychodzi z zewnątrz. Mówiąc krótko, zarówno zewnętrze, jak
stosunków. We współczesnej biochemii cały ten „molekularny darwi- i wnętrze są wewnętrzne wobec warstwy. Tak samo dzieje się w warstwie
nizm” (wedle słów Monoda) potwierdza na poziomie jednej i tej samej organicznej: tworzywa dostarczone przez podłoże są środowiskiem ze-
jednostki, statystycznej i globalnej, na najprostszej próbce, rozstrzygają- wnętrznym stanowiącym słynną prebiotyczną zupę, podczas gdy katali-
ce znaczenie populacji molekularnych i wskaźników mikrobiologicznych zatory grają rolę zarodków, kształtujących wewnętrzne pierwiastki, a na-
(na przykład niezliczona sekwencja w jednym łańcuchu i wariacje przy- wet związki substancjalne. Jednak te pierwiastki i związki, zawłaszczając
padkowo wybranego pojedynczego segmentu w tej sekwencji). tworzywa, jednocześnie uzewnętrzniają się poprzez replikację w tym sa-
Challenger przyznał, że była to długa dygresja, ale dodał przy tym, mym środowisku prymitywnej zupy. Tutaj znowu zewnętrze i wnętrze
że nie da się odróżnić tego, co jest dygresją, od tego, co nią nie jest. Cho- wymieniają się między sobą, a oba są wewnętrzne wobec warstwy orga-
dziło o to, by wyprowadzić kilka wniosków dotyczących tej jedności nicznej. Między nimi zaś znajduje się granica, błona, która reguluje wy-
i różnorodności w jednej warstwie, w tym wypadku – organicznej. miany i przekształcenia organizacji, rozplanowuje wewnętrzne dystry-
Po pierwsze więc, warstwa cechuje się jednością planu budowy, bucje w warstwie oraz określa całość jej relacji i cech formalnych (nawet
dzięki czemu można o niej mówić jako o jednej warstwie: tworzywa (ma- jeśli usytuowanie i rola tej granicy bardzo się zmieniają w zależności od
teriaux) molekularne, pierwiastki substancjalne, relacje czy cechy for- warstwy: jak choćby granica kryształu i błona komórkowa). Można za-
malne. Tworzywa nie są nieukształtowaną materią płaszczyzny spójno- tem uznać centralny pokład, centralny pierścień warstwy, za następującą
ści, są już uwarstwione i pochodzą z „podłoża”. Ale podłoża [substrate] całość jedności planu budowy: zewnętrzne tworzywa molekularne, we-
wnętrzne pierwiastki substancjalne i granica albo błona będąca nośni-
kiem relacji formalnych. Istnieje więc jak gdyby jedna i ta sama maszy-
10 Georges Canguilhem i in., Du développement à l’évolution au XIX siècle, „Thalés”
1960, s. 34. na abstrakcyjna schowana w warstwie i ustanawiająca jej jedność. To jest
11 G.G. Simpson, L’évolution et sa signification, Payot 1951. Oiku­mene w opozycji do Planomenu płaszczyzny spójności.

58 59
t ys i ąc P l at e au / 3 / 1 0 0 0 0 p. n . e . – G eo lo g i a m o r a l n o ś c i ( z a ko g o o n a s i ę m a , ta z i e m i a? )

Błędem byłoby jednak uznać, że ten jednolity centralny pokład dał- albo – przeciwnie – z innych organizmów. Środowisko przybrało tu-
by się jakkolwiek wyizolować, że można by dotrzeć do niego samego i że taj trzecią z kolei postać: nie było to już środowisko zewnętrzne lub we-
droga do niego prowadziłaby przez regresję. Przede wszystkim każda wnętrzne, choćby względnie, ani też środowisko pośrednie, lecz raczej
warstwa przechodziła od początku z jednego pokładu w drugi. Składa- środowisko powiązane [milieu associé], czyli anektowane. Środowiska po-
ło się więc na nią już wiele pokładów. Przechodziła od centrum ku pery- wiązane zakładały przede wszystkim źródła energii inne niż tylko sub-
feriom, a jednocześnie peryferia oddziaływały na centrum i kształtowały stancje [matériaux] odżywcze. Dopóki takie źródła energii nie zostały
nowe centrum dla nowych peryferii. Przepływy nieustannie promie- zdobyte, można było twierdzić, że organizm się odżywia, ale nie – że od-
niowały i zawracały. Był tu też napór i rozmnożenie stanów pośrednich, dycha: pozostawałby on raczej w stanie bezdechu13. Natomiast zdoby-
jako że proces zachodził w lokalnych warunkach centralnego pierście- cie źródła energii umożliwiało poszerzenie zasobu tworzyw dających się
nia (różnice koncentracji, wariacje tolerowane do pewnego progu toż- przekształcać w pierwiastki i związki. Na środowisko powiązane skła-
samości). Te stany pośrednie to nowe postaci, w jakich jawią się śro- dały się więc pochwycenia źródeł energii (oddychanie w najbardziej
dowiska i tworzywa, jak również pierwiastki i związki. Bo też były one ogólnym sensie), rozpoznawanie tworzyw, wychwytywanie ich obec-
czymś pośrednim między środowiskiem zewnętrznym i pierwiastkiem ności lub nieobecności (percepcja), a także wytwarzanie albo niewy-
wewnętrznym, między pierwiastkami substancjalnymi i ich związka- twarzanie odpowiadających im pierwiastków i związków (odpowiedź,
mi, pomiędzy związkami i substancjami, jak również pomiędzy różnymi reakcja). O tym, że mamy tutaj do czynienia nie tylko z reakcjami, lecz
substancjami uformowanymi (substancje treści i substancje wyrażenia). też z postrzeżeniami molekularnymi, świadczy cała ekonomia komór-
Postanowiliśmy nazwać epistratami te pośredniości i nakładania się, te kowa, a także właściwość czynników regulacyjnych polegająca na „roz-
napory i poziomy. Wróćmy do naszych dwóch przykładów: warstwa kry- poznawaniu” wyłącznie jednego lub dwóch komponentów chemicznych
staliczna zawiera wiele możliwych pośredniości między środowiskiem, w środowisku bardzo zróżnicowanej zewnętrzności. A rozwój środowisk
czyli zewnętrznymi tworzywami, a wewnętrznym zarodkiem: mnogość powiązanych czy anektowanych prowadzi znów do światów zwierzę-
doskonale nieciągłych stanów metastabilności i tyleż stopni hierar- cych, opisywanych przez Uexkülla, wraz z ich cechami energetycznymi,
chicznych. Warstwa organiczna jest również nieoddzielna od środowisk percepcyjnymi i aktywnymi. Niezapomniany świat powiązany kleszcza
określanych jako wewnętrzne, a będących tak naprawdę pierwiastkami charakteryzuje się grawitacyjną energią spadania, olfaktoryczną percep-
wewnętrznymi w stosunku do tworzyw zewnętrznych, ale też pierwiast- cją potu i aktywnością ukłucia: kleszcz wdrapuje się w górę po łodydze,
kami zewnętrznymi w stosunku do substancji wewnętrznych12. A wie- by później, rozpoznawszy po zapachu przechodzącego ssaka, spaść na
my, że te organiczne środowiska wewnętrzne regulują stopnie złożono- niego i wkłuć się w zagłębienie jego skóry (świat powiązany ukształtowa-
ści i zróżnicowania części organizmu. Warstwa ujmowana w jedności ny z trzech czynników – i tyle). Cechy aktywne i percepcyjne są jak po-
swego planu budowy istnieje więc tylko w swoich substancjalnych epi- dwójne szczypce, podwójne powiązanie14.
stratach, które zrywają jej ciągłość, fragmentują jej pierścień i stopniują Środowiska powiązane pozostają tym razem w ścisłej relacji
go. Pierścień centralny zaś nigdy nie jest niezależny od peryferii, które z forma­mi organicznymi. Taka forma nie jest zwykłą strukturą, ale
kształtują nowe centrum i reagują z pierwszym, i z których wciąż wyraja- strukturyzacją, ustanawianiem środowiska powiązanego. Środowisko
ją się kolejne nieciągłe epistraty. zwierzęce, jak pajęczyna, nie jest wcale w mniejszym stopniu „morfo-
Ale to wciąż nie wszystko. Nie tylko pojawiła się nowa czy też dru- genetyczne” niż forma organizmu. Nie można zapewne powiedzieć, że
ga względność wnętrza i zewnętrza, ale jeszcze dochodzi do tego cała środowisko determinuje formę; ale stosunek między formą a środowi-
historia z błonami i z granicami. W miarę jak pierwiastki i związki za- skiem, choć dość pokręcony, pozostaje jednak kluczowy. Forma, bę-
właszczały i wcielały w siebie tworzywa, odpowiadające im organizmy dąc zależną od autonomicznego kodu, może się konstytuować jedynie
zmuszone były udać się na poszukiwanie innych tworzyw, „bardziej ob- w środowisku powiązanym, które w skomplikowany sposób przeplata
cych i mniej dogodnych”, by przejąć je albo z jeszcze nietkniętych mas, cechy energetyczne, perceptywne i aktywne, zgodnie z wymogami kodu;

13 J.H. Rush, The Dawn of Life, Hanover House 1957, s. 165: „Organizmy prymi-
12 Gilbert Simondon, L’individu et sa genèse physio-biologique, PUF 1964, s. 107–114, tywne żyją w pewnym sensie w stanie bezdechu. Życie narodziło się, lecz nie za-
259–264: o wnętrzu i zewnętrzu w przypadku kryształu, jak również w przypad- częło oddychać”.
ku organizmu, a także o roli granicy albo membrany. 14 Jakob von Uexküll, Mondes animaux et monde humain, Gonthier 1965.

60 61
t ys i ąc P l at e au / 3 / 1 0 0 0 0 p. n . e . – G eo lo g i a m o r a l n o ś c i ( z a ko g o o n a s i ę m a , ta z i e m i a? )

następnie może się ona rozwijać jedynie poprzez środowiska pośrednie, zależnie od populacji, której część stanowi zakodowana jednostka, nie-
które regulują prędkości i współczynniki [taux] jej substancji; wreszcie zależnie czy „zamieszkuje próbówkę, butelkę wody, czy jelito ssaka”. Co
próbą jest dla niej jedynie środowisko zewnętrzności, które mierzy i po- jednak oznaczała zmiana w kodzie albo modyfikacja kodu, wariacje pa-
równuje zalety środowisk powiązanych i stosunki różnicowe środowisk rastraty; skąd pochodzić mogły nowe formy i nowe środowiska powiąza-
pośrednich. Środowiska zawsze oddziałują, poprzez dobór, na całe or- ne? Z pewnością zmiana jako taka nie była wynikiem przechodzenia mię-
ganizmy, których formy zależą od kodów, sankcjonowanych pośrednio dzy przedustawnymi formami, czyli z przekładu jednego kodu na drugi.
przez te środowiska. Środowiska powiązane dzielą się tym samym śro- Póki problem był stawiany w ten sposób, pozostawał nierozwiązywalny
dowiskiem zewnętrzności, według różnych typów form, a środowiska i trzeba byłoby zapewne zgodzić się z Cuvierem i Bäerem, że typy usta-
pośrednie – wedle wskaźników czy stopni dla jednej i tej samej formy. lonych form, jako nieredukowalne, nie pozwalałyby na żaden przekład
Ale to dzielenie się nie przebiega w ten sam sposób. W stosunku do cen- ani transformację. Jednak problem ukazuje się zupełnie inaczej, gdy tyl-
tralnej obręczy warstwy, środowiska albo stany pośrednie ustanawiały ko zobaczymy, że kod jest nieoddzielny od procesu dekodowania, który
„epistraty”, jedne na drugich, tworząc nowe centra dla nowych peryfe- jest weń wpisany. Nie ma genetyki bez „dryfu genetycznego”. Współczes-
rii. Natomiast inny sposób fragmentowania się obręczy centralnej, po na teoria mutacji przekonująco dowiodła, że w kodzie, a zwłaszcza w ko-
bokach i pobocznie, na nieredukowalne formy i powiązane z nimi śro- dzie populacji, musi się zawierać istotny margines dekodowania: nie tyl-
dowiska, postanowiliśmy nazwać parastratami. Tym razem to na po- ko każdy kod posiada dodatkowe części mogące się dowolnie różnić, lecz
ziomie granicy czy też membrany obręczy centralnej stosunki albo ce- nawet ten sam segment może być skopiowany dwukrotnie, przy czy dru-
chy formalne wspólne dla całej warstwy musiały przyjmować zupełnie ga kopia staje się otwarta na najrozmaitsze wariacje. Również przeniesie-
różne formy albo typy form, odpowiadające parastratom. Warstwa jako nia kodu z jednej komórki do drugiej, między komórkami pochodzącymi
taka istniała jedynie w swych epistratach i parastratach, w pewnym sen- z odmiennych gatunków: Człowieka i Myszy, Małpy i Kota, dokonują się
sie więc to one musiały być ostatecznie rozważane jako warstwy. Ob- za pośrednictwem wirusa bądź w innych procesach, przy czym nie do-
ręcz, idealnie ciągły pierścień warstwy, Oikumene, określana przez toż- chodzi tu do przekładu jednego kodu na drugi (wirusy nie są tłumacza-
samość tworzyw molekularnych, pierwiastków substancjalnych i relacji mi). Jest to raczej osobliwe zjawisko, które nazwiemy wartością dodat-
formalnych, istniała jedynie jako poprzerywana i pokawałkowana na kową (nadwyżką) kodu czy komunikacją na boku16. Będzie jeszcze o tym
epistraty i parastraty, które musiały zatem zawierać bardzo konkretne mowa, ponieważ jest to niezwykle istotne dla wszystkich zwierzęceń, sta-
maszyny i właściwe im wykładniki, konstytuujące inne molekuły, spe- wań-się-zwierzętami [devenirs-animaux]. Tymczasem zaś części dodat-
cyficzne dla nich substancje i nieredukowalne formy15. kowe oraz wartości dodatkowe – części dodatkowe w porządku mnogo-
W tym miejscu mogliśmy powrócić do dwóch fundamentalnych ści, a wartości dodatkowe w porządku kłącza – sprawiają, że dowolny kod
zdobyczy i pytania, dlaczego formy czy typy form w parastratach mu- jest obarczony marginesem dekodowania. Formy w parastratach i same
szą być ujmowane w stosunku do populacji, oraz dlaczego stopnie roz- parastraty, jak najdalsze od zastygnięcia i unieruchomienia w warstwach,
woju na epistratach muszą być ujmowane jako wskaźniki, stosunki róż- zostają uchwycone w maszynowe sprzęgnięcie: odsyłają do populacji,
niczkowe. Przede wszystkim dlatego, że parastraty obejmowały kody, od populacje wymagają kodów, kody nieuchronnie zawierają w sobie zjawi-
których zależały formy dotyczące w sposób konieczny populacji. Zako- ska względnego dekodowania, tym lepiej dające się użyć, kombinować
dowaniu poddawała się tylko cała molekularna populacja, a oddziaływa- i sumować, im bardziej są relatywne i – znowu – „poboczne”.
nie kodu albo zmiany w kodzie widać było dopiero na poziomie popula- Jeśli formy odsyłają do kodów, do procesów kodowania i dekodo-
cji mniej lub bardziej molowej, w jej zdolności do rozprzestrzeniania się wania w parastratach, to substancje, jako uformowane materie, odsyłają
w środowisku albo stworzenia sobie nowego środowiska powiązanego, do terytorialności, do ruchów deterytorializacji i reterytorializacji w epi-
w którym modyfikacja mogłaby się rozprzestrzeniać. Tak, zawsze trze- stratach. I prawdę mówiąc, epistraty są równie nieodłączne od ustana-
ba było myśleć w kategoriach sfor i mnogości: kod się przyjmuje albo nie, wiających je ruchów, jak parastraty od tamtych procesów. Od central-
nego pokładu aż po peryferie, potem od nowego centrum aż po nowe

15 Zob. Pia Laviosa-Zambotti, Origini e diffusione della civilità, C. Marzorati 1947:


jej użycie pojęć warstwy, podłoża i parastraty (chociaż tego ostatniego pojęcia 16 François Jacob, Historia i dziedziczność, s. 396–398, 423–424, a także to, co Rémy
autorka nie definiuje). Chauvin określa mianem „ewolucji aparalelnej”.

62 63
t ys i ąc P l at e au / 3 / 1 0 0 0 0 p. n . e . – G eo lo g i a m o r a l n o ś c i ( z a ko g o o n a s i ę m a , ta z i e m i a? )

peryferie, biegną nomadyczne fale czy też przepływy deterytorializacji, Dopóki porównywaliśmy formy przedustawne i określone wcześ-
opadają na stare centrum i wzbijają się ku nowemu17. Epistraty są zor- niej stopnie, nie tylko zmuszeni byliśmy poprzestać na prostym stwier-
ganizowane tak, by dążyć ku coraz większej deterytorializacji. Cząstki dzeniu, że są do siebie niesprowadzalne, ale nie mieliśmy żadnego sposo-
fizyczne i substancje chemiczne, w swojej warstwie i poprzez warstwy, bu, by ocenić możliwość połączenia tych dwóch czynników. Teraz jednak
przechodzą przez progi deterytorializacji, które odpowiadają różnym formy zależą od kodów w parastratach i włączone zostają w proces de-
mniej lub bardziej stabilnym stanom pośrednim, wartościowościom, kodowania albo dryfowania; same stopnie zaś ujmowane są w ruchach
mniej lub bardziej tymczasowym istnieniom, ustawieniom tego czy in- intensywnej deterytorializacji i reterytorializacji. Kody i terytorialności,
nego ciała, gęstościom sąsiedztwa, wiązaniom dającym się lepiej lub go- dekodowania i deterytorializacje nie odpowiadają sobie ściśle: przeciw-
rzej zlokalizować. Nie tylko cząstki fizyczne charakteryzują się pręd- nie, kod może być kodem deterytorializacji, reterytorializacja może być
kością deterytorializacji – tachiony, cząstki-dziury, kwarki à la Joyce, by reterytorializacją dekodowania. Istnieją wielkie szczeliny pomiędzy ko-
przypomnieć fundamentalną ideę „zupy” – ale też sama substancja che- dem i terytorialnością. Niemniej obydwa czynniki mają ten sam „pod-
miczna, jak siarka, węgiel itd., miewa stany mniej lub bardziej zdetery- miot” w warstwie: są to populacje, które się deterytorializują i reteryto-
torializowane. Organizm jest zdeterytorializowany w swojej własnej rializują, w tym samym stopniu, w jakim kodują się i dekodują. Czynniki
warstwie tym bardziej, że zawiera środowiska wewnętrzne, które zapew- te łączą się ze sobą, przeplatają się w środowiskach.
niają mu autonomię i włączają go w całość aleatorycznych relacji z ze- Z jednej strony modyfikacje kodu mają aleatoryczną przyczynę
wnętrzem. Dlatego właśnie stopnie rozwoju mogą być ujmowane tylko w środowisku zewnętrznym, natomiast ich wpływ na środowiska we-
względnie, w zależności od różnych prędkości, stosunków i wskaźników. wnętrzne, kompatybilność z tymi środowiskami, decyduje o ich upo-
Deterytorializację trzeba widzieć jako doskonale pozytywną siłę, która wszechnieniu. Deterytorializacje i reterytorializacje nie określają mo-
ma swoje stopnie i progi (epistraty), zawsze jest względna oraz ma swój dyfikacji, choć ściśle określają ich dobór. Z drugiej strony wszelka
rewers i swoje uzupełnienie w reterytorializacji. Organizm zdeterytoria- modyfikacja ma swoje środowisko powiązane, które powoduje tak de-
lizowany w stosunku do zewnętrza z konieczności reterytorializuje się terytorializację w odniesieniu do środowiska zewnętrznego, jak i retery-
w swoich środowiskach wewnętrznych. Domniemany fragment emb- torializację w środowiskach wewnętrznych i pośrednich. W środowisku
rionu deterytorializuje się, zmieniając próg albo gradient, ale jednocześ- powiązanym postrzeżenia i działania, nawet na poziomie molekularnym,
nie otrzymuje nowy przydział do nowego otoczenia. Miejscowe poru- ustanawiają czy też wytwarzają znaki terytorialne [signes territoriaux]
szenia są alteracjami. Na przykład migracje komórkowe, rozciągnięcia, (wskaźniki). Szczególnie świat zwierzęcy jest zbudowany, wyznaczony
wgłobienia, fałdowania. Każda podróż jest bowiem intensywna i prze- za pomocą takich znaków, które dzielą go na strefy (strefa schronienia,
biega w progach intensywności, w których się rozwija albo które prze- strefa łowów, strefa zneutralizowana itd.), uaktywniają wyspecjalizowa-
kracza. Podróżuje się właśnie dzięki intensywności, a przemieszczenia ne organy i odpowiadają fragmentom kodu – także marginesowi deko-
i figury w przestrzeni zależą od intensywnych progów nomadycznej de- dowania wpisanemu w kod. Nawet część doświadczenia jest zastrzeżona
terytorializacji, a więc od stosunków różnicowych, które jednak rów- przez kod albo przezeń wyznaczona. Wskaźniki czy też znaki terytorial-
nocześnie umocowują stacjonarne, komplementarne reterytorializacje. ne są jednak nieodłączne od podwójnego ruchu. Skoro środowisko po-
Każda warstwa tak działa: pochwycić w swe szczypce maksimum in- wiązane zawsze zderza się ze środowiskiem zewnętrznym, gdzie zwie-
tensywności, jak najwięcej intensywnych cząstek, by tu umieścić swo- rzę działa i podejmuje konieczne ryzyko, musi zostać zachowana linia
je formy i substancje, ustanowić gradienty i określone progi rezonansu ujścia, pozwalająca zwierzęciu odzyskać środowisko powiązane, gdy tyl-
(deterytorializacja okazuje się zawsze określona w warstwie w związku ko pojawi się niebezpieczeństwo (taką jest linia ujścia byka na arenie,
z komplementarną reterytorializacją)18. poprzez którą może on powrócić na przez siebie wybrany teren19). Da-
lej pojawia się druga linia ujścia, gdy zewnętrzne ciosy wstrząsają środo-
17 Zob. Pia Laviosa-Zambotti, Origini e diffusione della civilità: jej koncepcja fal wiskiem powiązanym i zwierzę musi je opuścić, aby związać się z nowy-
i przepływów od centrum ku peryferiom, nomadyzmu i migracji (przepływy mi partiami zewnętrzności, wspierając się tym razem na środowiskach
nomadyczne).
18 Na temat zjawiska współdrgania, rezonansu między różnymi porządkami wiel-
kości zob. Gilbert Simondon, L’individu et są genèse physio-biologique, s. 16–20, 19 Claude Popelin, Le taureau et son combat, Julliard 1981, s. 10–18, w rozdz. IV:
124–131 i nast. problem terytoriów człowieka i byka na arenie.

64 65
t ys i ąc P l at e au / 3 / 1 0 0 0 0 p. n . e . – G eo lo g i a m o r a l n o ś c i ( z a ko g o o n a s i ę m a , ta z i e m i a? )

wewnętrznych niczym na kruchych kulach. Gdy morze wysycha, pier- której diagram ustanawia; ta sama maszyna pracuje zarówno w astrofi-
wotna Ryba opuszcza swoje środowisko powiązane, by badać ziemię; zyce, jak i w mikrofizyce, w tym, co naturalne, i w tym, co sztuczne, ste-
zmuszona jest „stanąć na własnych nogach” i zabiera ze sobą resztkę wód rując przepływami absolutnej deterytorializacji (rzecz jasna, nieukształ-
jedynie wewnątrz owodni, aby ochronić swój płód. W ten lub inny spo- towana materia w żadnej mierze nie jest jakimś chaosem). Jednak takie
sób zwierzę jest tym, co raczej uchodzi, niż atakuje, jednak jego ujścia są jej przedstawienie byłoby jeszcze zbyt uproszczone.
także podbojami, tworzeniem. Linie ujścia przenikają zatem na wskroś Z jednej strony nie wystarczy proste przyspieszenie, by przejść od
przez terytorialności, zaświadczając o obecnych tam ruchach deteryto- tego, co względne, ku temu, co absolutne, jakkolwiek przyrost prędko-
rializacji i reterytorializacji. W pewnym sensie terytorialności są wtórne. ści dąży do takiego globalnego i porównawczego rezultatu. Absolutnej
Same byłyby niczym bez składających się na nie ruchów. Mówiąc krótko, deterytorializacji nie wyznacza olbrzymi akcelerator, jest ona absolutna
w Oikumene czy też w jedności planu warstwy, epistraty i parastraty nie- albo nie, niezależnie od tego, czy jest bardziej lub mniej szybka, czy też
ustannie burzą się, ślizgają, przemieszczają, zmieniają, jedne wynoszone powolna. Można nawet dotrzeć do tego, co absolutne, poprzez zjawiska
przez linie ujścia i ruchy deterytorializacji, inne przez procesy dekodo- względnej powolności lub opóźnienia. Na przykład opóźnienia w rozwo-
wania i dryfu, a jedne i drugie łączą się na przecięciu środowisk. War- ju. Tym, co winno określać deterytorializację, nie jest jej prędkość (nie-
stwami bez ustanku wstrząsają zjawiska pękania albo zerwania, czy to na które są bardzo powolne), lecz jej natura, czy to wówczas, gdy ustanawia
poziomie podłoża, zapewniającego tworzywo, czy to na poziomie „zup”, ona epistraty i parastraty, czy to wówczas, gdy działa poprzez rozczłon-
które zawiera każda z warstw (zupa prebiotyczna, zupa prechemiczna…), kowane segmenty, czy przeciwnie, wówczas, gdy przeskakuje z jednej
czy to na poziomie akumulujących się epistrat, czy wreszcie na poziomie osobliwości ku drugiej, wedle niesegmentowej i niedającej się rozło-
opierających się o siebie parastrat: wszędzie wyłaniają się równoczesne żyć linii, wytyczającej metastratę płaszczyzny spójności. Z drugiej stro-
przyspieszenia i unieruchomienia, porównawcze prędkości, różnice de- ny zdecydowanie nie należy sądzić, że absolutna deterytorializacja przy-
terytorializacji tworzące względne pola reterytorializacji. chodzi za jednym razem, ponadto, potem czy też spoza. Wówczas nie
Z pewnością nie należy mylić owych względnych ruchów z możli- dałoby się zrozumieć, dlaczego same warstwy pobudzane są przez ruchy
wością absolutnej deterytorializacji, absolutnej linii ujścia, absolutnego względnej deterytorializacji i dekodowania, ruchy, które nie znalazły się
dryfu. Ruchy są warstwowe i międzywarstwowe, podczas gdy owa moż- tam przez przypadek. Tym, co pierwsze, jest absolutna deterytorializa-
liwość dotyczy płaszczyzny spójności i jej odwarstwienia (jej „spalania”, cja, absolutna linia ujścia, jakkolwiek złożona i mnoga by nie była, właś-
jak mawiał Geoffroy). Nie ma wątpliwości, że oszalałe cząstki fizyczne ciwa płaszczyźnie spójności albo ciału bez organów (Ziemia, to, co abso-
w wielkim pośpiechu uderzają w warstwy, przenikają je, pozostawia- lutnie zdeterytorializowane). Stała się ona względna wyłącznie za sprawą
jąc jak najmniej śladów, wymykają się czasoprzestrzennym współrzęd- uwarstwienia na tej płaszczyźnie, na tym ciele: warstwy są zawsze osada-
nym, a nawet współrzędnym egzystencjalnym, dążąc do stanu absolut- mi, pozostałościami, nie odwrotnie – nie należy pytać, jak coś wydoby-
nej deterytorializacji czy też nieuformowanej materii na płaszczyźnie wa się z warstwy, lecz raczej, jak rzeczy są w nią wprowadzane. Tak oto
spójności. W pewien sposób przyspieszenie względnych deterytoriali- w obrębie deterytorializacji względnej istnieje nieustannie immanencja
zacji osiąga barierę dźwięku: gdy cząstki odbijają się od niej albo dają się absolutnej deterytorializacji; tak oto urządzenia maszynowe pomiędzy
pochwycić przez czarne dziury, wówczas spadają w warstwy, w obecne warstwami, regulujące stosunki różniczkowe i względne ruchy, mają tak-
w warstwach relacje i środowiska, jeśli jednak przebiją się przez tę barie- że punkty deterytorializacji zwrócone ku absolutnemu. Zawsze imma-
rę, osiągają stan nieuformowanego, odwarstwionego pierwiastka, płasz- nencja warstw i płaszczyzny spójności albo współistnienie dwóch sta-
czyznę spójności. Można nawet rzec, że maszyny abstrakcyjne, które emitują nów maszyny abstrakcyjnej jako dwóch różnych stanów intensywności.
i zestawiają cząstki, istnieją w dwóch bardzo odmiennych trybach: Oikume-
ne oraz Planomenu. Niekiedy pozostają uwięzione w stratyfikacji, owi- Większość słuchaczy wyszła (najpierw martinetyści od podwójnego po-
nięte tą lub inną określoną warstwą, której wyznaczają program albo wiązania, potem hjelmsleviści od treści i wyrażenia, a także biologowie
jedność planu budowy (Zwierzę abstrakcyjne, Ciało chemiczne, Ener- od protein i kwasów nukleinowych). Zostali tylko matematycy, ponie-
gia w sobie) i regulują w niej ruchy względnej deterytorializacji. Niekie- waż przywykli do większych dziwactw, kilku astrologów i archeologów,
dy przeciwnie, maszyna abstrakcyjna przemierza wszystkie stratyfikacje, oraz parę osób tu i tam. Skądinąd Challenger zmienił się w trakcie wy-
rozwija się jako jedna jedyna i sama dla siebie na płaszczyźnie spójności, kładu, jego głos stał się bardziej chrapliwy, niekiedy przerywany małpim

66 67
t ys i ąc P l at e au / 3 / 1 0 0 0 0 p. n . e . – G eo lo g i a m o r a l n o ś c i ( z a ko g o o n a s i ę m a , ta z i e m i a? )

kaszlem. Marzył nie tyle o wykładach dla ludzi, ile o przedłożeniu pro- na dwa przypadki graniczne. Na przykład forma wyrażenia molowego
gramu dla czystych komputerów. Czy raczej o aksjomatyce, ponieważ może być rodzajem „foremki”, pobudzającej maksimum sił zewnętrz-
aksjomatyka z samej istoty dotyczy uwarstwienia. Challenger zwra- nych, albo przeciwnie, rodzajem „modulacji”, gdzie siły owe oddziałują
cał się jedynie ku pamięci. Teraz, kiedy przyjąwszy za punkt odniesie- tylko w minimalnym stopniu. Istnieją jednak jeszcze, nawet w wypadku
nia substancje i formy, powiedzieliśmy już o tym, co pozostawało stałe, foremki, wewnętrzne stany pośrednie, niemal całkowicie ulotne, pomię-
i o tym, co zmieniało się w warstwie, pozostaje zapytać siebie – biorąc za dzy treścią molekularną, przyjmującą własne formy, a wyrażeniem mo-
punkt odniesienia treść i wyrażenie – co zmienia się między warstwami. lowym, określonym z zewnątrz przez kształt foremki. I na odwrót, gdy
Ponieważ jeśli prawdą jest, że zawsze istnieje realne rozróżnienie kon- pomnożone i rozciągnięte w czasie stany pośrednie zaświadczają o en-
stytutywne dla podwójnego powiązania, obopólne przedzałożenie treści dogenicznym charakterze formy molowej, jak w wypadku kryształów, to
i wyrażenia – to tym, co zmienia się między warstwami, jest natura tego nadal choćby minimum form zewnętrznych oddziałuje na każdym z eta-
rzeczywistego rozróżnienia oraz natura i wzajemna pozycja rozróżnio- pów23. Trzeba zatem stwierdzić, że względna niezależność treści i wyra-
nych terminów. Rozważmy choćby pierwszą wielką grupę warstw: moż- żenia, realne rozróżnienie na molekularną treść wraz z jej formami i mo-
na je scharakteryzować, mówiąc skrótowo, że treść (forma i substancja) lowe wyrażenie wraz z jego formami, mają szczególny status obejmujący
jest tu molekularna, natomiast wyrażenie (forma i substancja) – molowe. pewną rozległość działania pomiędzy przypadkami granicznymi.
Różnica pomiędzy nimi zachodzi przede wszystkim w porządku wiel- Ponieważ warstwy są sądami bożymi, należy bez wahania czerpać
kości [ordre de grandeur] czy też skali. Podwójne powiązanie wymaga tu ze wszystkich subtelności scholastyki i średniowiecznej teologii. Pomię-
istnienia dwóch porządków wielkości. Jest to rezonans, współdrganie, dzy treścią i wyrażeniem istnieje realne rozróżnienie, ponieważ odpo-
łączność zachodząca między dwoma niezależnymi porządkami, ustana- wiadające im formy są faktycznie odrębne w samej „rzeczy”, nie tylko
wiająca uwarstwiony system, którego molekularna treść sama ma formę zaś w umyśle obserwatora. Jednak owo realne rozróżnienie jest bardzo
odpowiadającą rozdzieleniu mas pierwiastkowych oraz oddziaływaniu szczególne, wyłącznie formalne, ponieważ obie formy tworzą, kształtu-
molekuły na molekułę, natomiast wyrażenie ma formę, która objawia ze ją jedną i tę samą rzecz, jeden i ten sam uwarstwiony podmiot. Można
swej strony statystyczną całość oraz stan równowagi na poziomie ma- dać liczne przykłady formalnego rozróżnienia: na skale albo porządki
kroskopowym. Wyrażenie jest niejako „zabiegiem wzmacniającej struk- wielkości (np. na mapę i jej wzorzec, albo też, w inny sposób, na pozio-
turacji, która pozwala przejść na poziom makrofizyczny czynnym włas- my mikrofizyczne i makrofizyczne, jak w przypowieści o dwóch biurach
nościom pierwotnie mikrofizycznej nieciągłości”20. Eddingtona); na różne stany albo racje formalne, przez które przecho-
Wyszliśmy od takiego przypadku dla warstwy geologicznej, war- dzi dana rzecz; na rzecz ujętą w pewnej formie i rzecz ujętą w stosun-
stwy kryształów, warstw fizykochemicznych, w którym wszędzie ku przyczynowości, być może zewnętrznej, która nadaje jej inną formę…
można stwierdzić, że to, co molowe, wyraża mikroskopowe interak- itd. (istnieje jeszcze więcej odrębnych form, nie tylko bowiem treść i wy-
cje molekularne („kryształ jest makroskopowym wyrazem struktury rażenie mają własne formy, lecz również stany pośrednie wprowadzają
mikroskopowej”21, „forma kryształów wyraża pewne cechy molekularne formy wyrażenia odpowiednie dla treści oraz formy treści odpowiednie
lub atomowe, tworzącej je przestrzeni chemicznej”22). Oczywiście możli- dla wyrażenia).
wości są tu bardzo różnorodne zależnie od liczby i natury stanów pośred- Jakkolwiek różnorodne i realne nie byłyby formalne rozróżnienia,
nich, a także od oddziaływania sił zewnętrznych na kształtowanie się wy- przy warstwie organicznej zmienia się sama natura rozróżnienia i tym
rażenia. Pomiędzy molekularnym i molowym może istnieć mniej lub samym cały rozkład treści i wyrażenia w tej warstwie, która jednak za-
więcej stanów pośrednich; mniej lub więcej sił zewnętrznych lub cen- chowuje, a nawet wzmacnia stosunek pomiędzy tym, co molekularne
trów organizacyjnych może oddziaływać w formie molowej. I bez wąt- i molowe, wraz ze wszystkimi rodzajami stanów pośrednich. Widzieli-
pienia te dwa czynniki pozostają w stosunku odwróconym, wskazując śmy to w przypadku morfogenezy, gdzie podwójne powiązanie pozosta-
je nierozerwalnie związane z połączeniem dwóch porządków wielkości.
20 Gilbert Simondon, L’Individuation à la lumière des notions de forme et d’informa-
tion, Éd. Millon 2005, s. 97 [przyp. tłum.]. 23 O porządkach wielkości i ustanowieniu ich rezonansu, współdrgania, o typach
21 Jacques Monod, Przypadek i konieczność, s. 8. działań – „foremkach”, „modulacjach” i „modelowaniach”, o siłach zewnętrz-
22 Gilbert Simondon, L’Individuation à la lumière des notions de forme et d’informa- nych i stanach pośrednich, zob. Gilbert Simondon, L’individu et są genèse phy-
tion, s. 27 [przyp. tłum.]. sio-biologique.

68 69
t ys i ąc P l at e au / 3 / 1 0 0 0 0 p. n . e . – G eo lo g i a m o r a l n o ś c i ( z a ko g o o n a s i ę m a , ta z i e m i a? )

To samo dotyczy chemii komórkowej. Warstwa organiczna ma jednak pochodna forma wyrażenia, która tym razem odnosi się do treści, wy-
cechę szczególną, pozwalającą rozważyć same te wzmocnienia. Rzecz twarzając ostatecznie, poprzez zaginanie [repliement] sekwencji białko-
w tym, że wyrażenie zależało dotąd od wyrażanej treści molekularnej – wej aminokwasów, specyficzne struktury trójwymiarowe. Krótko mó-
we wszystkich kierunkach i podług wszelkich wymiarów – a niezależ- wiąc, warstwę organiczną charakteryzuje właśnie owo uszeregowanie
ność zyskiwało jedynie o tyle, o ile odwoływało się do wyższego porząd- wyrażenia, owo wyczerpanie albo oderwanie linii wyrażenia, obniżenie
ku wielkości [ordre de grandeur supérieur] i do sił zewnętrznych: realne formy i substancji wyrażenia do jednowymiarowej linii, która zapewni
rozróżnienie przebiegało między formami, które wszakże były formami wyrażeniu i treści wzajemną niezależność, nie musząc brać pod uwagę
jednego jedynego zespołu, jednej jedynej rzeczy lub też podmiotu. Teraz porządków wielkości.
jednak wyrażenie staje się niezależne samo w sobie, to znaczy autonomiczne. Wypływa stąd wiele konsekwencji. To nowe położenie wyraże-
Podczas gdy zakodowanie wcześniejszej warstwy było współrozciąg­ nia i treści warunkuje nie tylko moc reprodukcji organizmu, lecz tak-
łe z warstwą, kodowanie warstwy organicznej rozwija się wzdłuż nie- że jego moc deterytorializacji czy też przyspieszenie deterytorializacji.
zależnej i autonomicznej linii, która w najwyższym stopniu odrywa się Uszeregowanie kodu lub też linearność sekwencji nukleinowej wyzna-
od drugiego i trzeciego wymiaru. Wyrażenie przestaje być obszerne czy cza w istocie próg deterytorializacji „znaku”, określający nową podat-
też powierzchniowe, by stać się liniowym i jednowymiarowym (nawet ność na ponowne kopiowanie, lecz także określający organizm jako
w swej segmentacji). Sprawą kluczową jest tu linearność sekwencji nu- bardziej zdeterytorializowany niż kryształ: tylko to, co zdeterytoriali-
kleinowej24. Rzeczywiste rozróżnienie na treść i wyrażenie nie jest więc zowane, może się odtwarzać. Gdy treść i wyrażenie rozkładają się we-
już po prostu formalne, jest rzeczywiste w ścisłym tego słowa znaczeniu, dle tego, co molekularne, i tego, co molowe, substancje przechodzą od
przechodzi teraz w molekularność niezależnie od porządków wielko- stanu do stanu, od stanu poprzedniego do stanu następnego lub też od
ści, pomiędzy dwiema klasami molekuł – kwasami nukleinowymi wy- pokładu do pokładu, od pokładu już wytworzonego do pokładu, który
rażenia i białkami treści, pomiędzy podstawowymi składnikami kwa- właśnie się tworzy, podczas gdy formy ustanawiają się na granicy ostat-
sów nukleinowych, nukleotydami, i podstawowymi składnikami białek, niego pokładu, czy też ostatniego stanu, i środowiska zewnętrznego.
aminokwasami. Zarówno wyrażenie, jak i treść mają w sobie i coś mo- Tak oto warstwa rozwija się w epistraty i parastraty przez zespół induk-
lekularnego, i coś molowego. Rozróżnienie nie dotyczy już jednego je- cji między pokładami, między stanami lub wręcz na granicy. Kryształ
dynego zespołu lub podmiotu; liniowość prowadzi nas raczej ku korzyś- odsłania ten proces w stanie czystym, ponieważ jego forma rozciąga się
ciom w porządku płaskich mnogości, niż ku jedności. Wyrażenie odsyła we wszystkich kierunkach, choć zawsze jako powierzchniowy pokład
w istocie do nukleotydów oraz do kwasów nukleinowych jako do mo- substancji, który można opróżnić, usunąć znaczną część jego wnętrza,
lekuł, które – w swej substancji i formie – są całkowicie niezależne, nie nie zatrzymując przyrostu. Oto ujarzmienie kryształu w trzech wymia-
tylko od molekuł treści, lecz od wszelkiego ukierunkowanego działania rach, to znaczy jego wskaźnik terytorialności, sprawiający, że nie struk-
środowiska zewnętrznego. Niezmienniczość przynależy zatem do pew- tura, a tylko dostępna powierzchnia, jedyna deterytorializowalna, może
nych molekuł, już nie zaś do skali molowej. Przeciwnie, białka w swej formalnie się odtwarzać i wyrażać. I przeciwnie, wydzielenie czystej li-
substancji, a także w formie treści, są nie mniej niezależne niż nukleoty- nii wyrażenia w warstwie organicznej spowoduje, że organizm zdolny
dy: w sposób jednoznaczny określone jest jedynie to, że raczej ten ami- będzie naraz do osiągnięcia znacznie wyższego progu deterytorializa-
nokwas niż inny odpowiada sekwencji trzech nukleotydów (trypletowi cji, do rozporządzania mechanizmem reprodukcji każdego szczegółu
nukleinowemu)25. Tym, co określa liniowa forma wyrażenia, jest zatem swej złożonej struktury w przestrzeni, i wreszcie do ułożenia wszyst-
kich swych wewnętrznych pokładów w „topologicznym kontakcie” z ze-
wnętrzem czy raczej ze spolaryzowaną granicą (stąd szczególna rola ży-
24 Oczywiście istnieje mnogość sekwencji czy też linii. Nie przeszkadza to jednak,
wej błony). Rozwijanie warstwy w epistraty i parastraty dokonuje się
by „porządek porządku” był (jedno)liniowy (zob. François Jacob, Historia i dzie-
dziczność, s. 390, oraz tegoż, Le modèle linguistique en biologie, „Critique” nr 322, więc już nie przez proste indukcje, lecz przez transdukcje, które opisu-
marzec 1974, s. 199–203). ją wzmocnienie współdrgania, rezonansu, pomiędzy tym, co moleku-
25 Na temat wzajemnej niezależności białek i kwasów nukleinowych, a także larne i molowe, niezależnie od porządków wielkości, funkcjonalną wy-
ich obopólnego przedzakładania się: François Jacob, Historia i dziedziczność,
s. 415–416, oraz Jacques Monod, Przypadek i konieczność, s. 63–65, 71–72, 75, dajność wewnętrznych substancji, niezależnie od odległości, a także
91–92. możliwości rozrastania się, a nawet krzyżowania form niezależnie od

70 71
t ys i ąc P l at e au / 3 / 1 0 0 0 0 p. n . e . – G eo lo g i a m o r a l n o ś c i ( z a ko g o o n a s i ę m a , ta z i e m i a? )

kodów (wartość dodatkowa kodu albo zjawiska transkodowania, ewo- technikę presję doboru, selekcyjny nacisk deterytorializacji (to nie w le-
lucji aparalelnej)26. sie, lecz na stepie dłoń może pojawić się jako swobodna forma, ogień zaś
Trzecia duża grupa warstw definiuje się mniej przez istotę czło- jako materia poddająca się technologicznemu formowaniu). Wreszcie
wieczeństwa, a bardziej, ponownie, przez nowe rozmieszczenie treści rozważyć komplementarne reterytorializacje (stopa jako reterytorializa-
i wyrażenia. Forma treści staje się już nie „homoplastyczna”, lecz „al- cja kompensacyjna względem dłoni, realizująca się na stepie). Stworzyć
loplastyczna”, to znaczy dokonuje przekształceń świata zewnętrznego. mapy w tym znaczeniu, organiczne, ekologiczne i technologiczne, które
Forma wyrażenia staje się językowa, nie genetyczna, to znaczy działa będzie można rozłożyć na płaszczyźnie spójności.
przez symbole – zrozumiałe, przekazywalne i podatne na przekształce- Z drugiej strony język pojawia się rzeczywiście jako nowa forma
nia z zewnątrz. To, co zwiemy własnościami człowieka – technika i ję- wyrażenia czy raczej zespół cech formalnych, które definiują nowe wyra-
zyk, narzędzie i symbol, swobodna dłoń i elastyczna krtań, „gest i mó- żenie na całej warstwie. Jednak tak samo jak cechy formalne dłoni istnie-
wienie” – to raczej własności tej nowej dystrybucji, co do której trudno ją jedynie w formach i uformowanych materiach, które przełamują ich
byłoby uznać, że zaczęła się wraz z człowiekiem jako absolutnym począt- ciągłość i rozmieszczają ich skutki, cechy formalne wyrażenia istnieją je-
kiem. Wychodząc od analiz Leroi-Gourhana, możemy dostrzec, jak tre- dynie w rozmaitych językach formalnych i wymagają istnienia jednej lub
ści okazują się powiązane z parą dłoń–narzędzie, wyrażenia zaś – z parą wielu dających się formować substancji. Substancja jest przede wszyst-
oblicze [face]–język, twarz (visage)–język27. Dłoń nie może być tu rozwa- kim substancją głosową, która wprowadza do gry rozmaite elementy or-
żana jako prosty organ, lecz jako kodowanie (kod cyfrowy), dynamiczna ganiczne, nie tylko krtań, lecz także usta, wargi i całą motorykę oblicza,
strukturalizacja, dynamiczne formowanie (forma dłoni albo cechy for- całą twarz. Tu również rozważyć całą intensywną mapę: usta jako dete-
malne dłoni). Dłoń jako ogólna forma treści przedłuża się w narzędzia, rytorializacja pyska (cały „spór pomiędzy ustami i mózgiem”, jak mawiał
które same są formami czynnymi, wymagającymi substancji jako ufor- Perier); wargi jako deterytorializacja ust (tylko ludzie mają wargi, czyli
mowanych materii; wreszcie wytwory są uformowanymi materiami czy podwinięcie wewnętrznej błony śluzowej; tylko samice człowieka mają
też substancjami, które z kolei służą jako narzędzia. Jeśli cechy formal- piersi, to znaczy zdeterytorializowane gruczoły sutkowe: w przedłużo-
ne dłoni ustanawiają dla warstwy jedność planu budowy, to formy i sub- nym okresie karmienia, sprzyjającym opanowaniu języka, dokonuje się
stancje narzędzi oraz wytworów organizują się w parastraty i epistraty, komplementarna reterytorializacja warg na piersiach i piersi na war-
które same funkcjonują jako prawdziwe warstwy i wyznaczają niecią- gach). Jakże ciekawa to deterytorializacja: napełnić usta raczej słowami
głości, pęknięcia, połączenia i rozproszenia, nomadyczności i osiadło- niż pokarmem i dźwiękami. Step wydaje się znowu wywierać silną pre-
ści, liczne progi i względne prędkości deterytorializacji w populacjach sję doboru: „elastyczna krtań” jest niczym odpowiednik swobodnej dło-
ludzkich. A zatem wraz z dłonią jako cechą formalną czy też ogólną for- ni i może się rozwinąć jedynie w środowisku pozbawionym drzew, gdzie
mą treści osiągnięty zostaje czy też otwiera się wielki próg deterytoria- nie trzeba mieć już olbrzymich worków krtaniowych, niezbędnych, by
lizacji, akcelerator umożliwiający sam w sobie całą ruchomą grę porów- zapanować krzykiem nad nieustającym leśnym zgiełkiem. Artykułować,
nywalnych deterytorializacji i reterytorializacji – w istocie to właśnie mówić, to mówić cicho i wiadomo, że drwale niemal nie mówią28. Przez
zjawiska „opóźnienia rozwoju” w podłożu organicznym umożliwiają to wszystkie te deterytorializacje przechodzi jednak nie tylko substancja
przyspieszenie. Nie tylko dłoń jest zdeterytorializowaną przednią łapą, głosowa, akustyczna i fizjologiczna – forma wyrażenia, jako język, rów-
ale też swobodna dłoń jest zdeterytorializowana w stosunku do chwyt- nież przekracza próg.
nej i lokomotorycznej dłoni małpy. Rozważyć synergiczne deterytoriali- Znaki głosowe mają czasową liniowość i to ta nad-liniowość wytwa-
zacje innych organów (na przykład stopy). Rozważyć również pozosta- rza ich specyficzną deterytorializację, ich odróżnienie od liniowości ge-
jące we współzależności deterytorializacje środowisk: step, środowisko netycznej. Liniowość genetyczna jest przede wszystkim przestrzenna,
powiązane, zdeterytorializowane bardziej niż las, wywiera na ciała i na
28 Na temat wszystkich tych zagadnień – swobodnej dłoni, elastycznej krtani,
26 O pojęciu transdukcji zob. Gilbert Simondon, L’individu et są genèse physio-­ warg oraz roli stepu jako czynnika deterytorializacji zob. wspaniałą książkę
biologique (który jednak używa go w znaczeniu bardziej ogólnym i rozciąga na Emile’a Devaux, L’espèce, l’instinct, l’homme, Ed. Le François 1933, cześć trzecia
cały system), s. 18–21. O błonie zob. s. 259 i nast. (rozdz. VII: „oderwany od swego lasu, opóźniony w rozwoju, zdziecinniały, an-
27 Andrè Leroi-Gourhan, Le geste et la parole, technique et langage, Albin Michel tropoid musiał zyskać swobodne ręce i elastyczną krtań”, a także rozdz. IX: „Las
1964, s. 161. stworzył małpę, jaskinia i step stworzyły człowieka”).

72 73
t ys i ąc P l at e au / 3 / 1 0 0 0 0 p. n . e . – G eo lo g i a m o r a l n o ś c i ( z a ko g o o n a s i ę m a , ta z i e m i a? )

nawet jeśli jej segmenty są konstruowane i odtwarzane po kolei; a zatem domyślić. Z większą jednak ścisłością trzeba stwierdzić, że owa imma-
nie wymaga ona na tym poziomie żadnego skutecznego nadkodowania, nencja uniwersalnego językowego przekładu sprawia, że epistraty i pa-
lecz wyłącznie zjawisk połączonych krańcami, lokalnych regulacji i częś- rastraty – w porządku nakładania, rozproszeń, połączeń, tarć – działają
ciowych interakcji (nadkodowanie wkracza dopiero na poziomie łącze- całkiem inaczej niż w innych warstwach: wszystkie ruchy ludzkie, nawet
nia w całość, pociągającego za sobą odmienne porządki wielkości). Stąd najbardziej gwałtowne, wymagają przekładów.
rezerwa Jacoba wobec wszelkiego zestawiania kodu genetycznego z ję- Pospieszmy się, rzekł Challenger, teraz to linia czasu popycha nas ku
zykiem: w istocie w kodzie genetycznym nie ma ani nadawcy, ani od- trzeciemu typowi warstwy. Mamy więc nową organizację treści-wyraże-
biorcy, ani rozumienia, ani przekładu, lecz tylko redundancje i wartości nia, gdzie jedna i druga ma swe formy i substancje: treść technologiczna –
dodatkowe29. Natomiast czasowa liniowość wyrażenia językowego od- wyrażenie symboliczne lub też semiotyczne. Jako treści nie należy poj-
syła nie tylko do następstwa, lecz również do formalnej syntezy następ- mować wyłącznie dłoni i narzędzi, lecz społeczną maszynę techniczną,
stwa w czasie, co ustanawia całe liniowe nadkodowanie i rodzi zjawisko która je poprzedza i ustanawia stany siły czy też formacje mocy. Jako wy-
nieznane z innych warstw: przekład, przekładalność, przeciwstawione rażenia nie należy pojmować jedynie twarzy i języka ani języków, lecz ko-
wcześniejszym indukcjom i transdukcjom. Przez przekład nie należy je- lektywną maszynę semiotyczną, która je poprzedza i ustanawia ustroje
dynie rozumieć, że jeden język może jakoś „reprezentować” dane inne- znakowe. Formacja mocy to znacznie więcej niż narzędzie, ustrój znako-
go języka, lecz ponadto, że język, wraz z własnymi danymi w swojej war- wy to znacznie więcej niż język: działają one raczej jako czynniki określa-
stwie, może reprezentować wszystkie inne warstwy i dochodzić w ten jące i selektywne, tyleż dla ustanowienia języków, narzędzi, ile dla ich za-
sposób do naukowej koncepcji świata. Świat naukowy (Welt, w przeci- stosowań, dla ich obopólnych, wzajemnych połączeń i rozproszeń. Wraz
wieństwie do zwierzęcego, Umwelt) pojawia się w istocie jako przekład z trzecią warstwą wyłaniają się więc Maszyny, które należą w pełni do tej
wszystkich przepływów, cząstek, kodów i terytorialności innych warstw warstwy, lecz równocześnie podnoszą się i wyciągają swoje szczypce we
na system wystarczająco zdeterytorializowanych znaków, to znaczy na wszystkich kierunkach ku innym warstwom. Czyż nie jest to niejako stan
nadkodowanie właściwe językowi. Ta własność nadkodowania albo nad- pośredni między dwoma stanami Maszyny abstrakcyjnej – stan, w którym
liniowości pozwala wyjaśnić, że w języku nie istnieje wyłącznie niezależ- pozostaje ona owinięta w odpowiadającą jej warstwę (Oikumene), stan,
ność wyrażenia w odniesieniu do treści, lecz także niezależność formy w którym rozwija się ona sama dla siebie na odwarstwionej płaszczyźnie
wyrażenia w odniesieniu do substancji: przekład jest możliwy, ponie- spójności (Planomenie)? Tu Maszyna abstrakcyjna zaczyna się rozfał-
waż jedna i ta sama forma może przechodzić od jednej substancji do dowywać, wznosić, wytwarzając iluzję, która przekracza wszystkie war-
drugiej, w przeciwieństwie do tego, co zachodzi w kodzie genetycznym, stwy, nawet jeśli przynależy jeszcze do określonej warstwy. Jest to oczy-
na przykład pomiędzy łańcuchami RNA i DNA. Zobaczymy, jak ta sytua- wiście iluzja ustanawiająca człowieka (za kogo on się ma, ten człowiek?).
cja podsyca pewne imperialistyczne pretensje języka, naiwnie wyraża- Jest to iluzja, która pochodzi z nadkodowania wpisanego w sam język.
ne w formułach typu: „wszelka semiologia systemu niejęzykowego musi Nie są jednak iluzoryczne nowe rozmieszczenia treści i wyrażenia: treść
przyjmować pośrednictwo języka. (...) Język interpretuje wszystkie inne technologiczna, odznaczająca się dłonią-narzędziem, odsyłająca głębiej
systemy, językowe i niejęzykowe”30. Do tego stopnia wyabstrahować do Maszyny społecznej i formacji mocy; wyrażenie symboliczne, odzna-
charakter języka, by rzec, że inne warstwy nie mogą uczestniczyć w tym czające się twarzą-językiem, odsyłające głębiej do Maszyny semiotycz-
charakterze, o ile nie zostaną wypowiedziane. Tyle mogliśmy się sami nej i do ustrojów znakowych. Z obu stron: epistraty i parastraty, nałożone
na siebie stopnie i opierające się o siebie formy, bardziej niż kiedykol-
29 François Jacob, Historia i dziedziczność, s. 376, 393–396, 405. Jacob i Monod uży- wiek same mogą zostać wzięte za warstwy autonomiczne. Jeśli zdołali-
wają niekiedy słowa „przekład”, odnosząc się do kodu genetycznego – dla wygo- śmy rozróżnić dwa ustroje znakowe albo dwie formacje mocy, powiemy,
dy, i uściślając za Monodem, że „kod może być przetłumaczony jedynie przez
że są to w istocie dwie warstwy w populacjach ludzkich.
to, co jest wynikiem translacji” (Jacques Monod, Przypadek i konieczność, s. 91,
por. François Jacob, Historia i dziedziczność, s. 415: „przekaz genetyczny może Ale jaka dokładnie relacja ustanawia się odtąd między treścią a wy-
być tłumaczony tylko przez wytwory swego własnego przekładu” i s. 405: „jedy­ rażeniem – i jakiego typu rozróżnienie? Wszystko to jest w głowie. A jed-
nymi elementami zdolnymi tłumaczyć przekaz genetyczny są wytwory tego nak nigdy nie było rozróżnienia bardziej realnego. Chcemy przez to
przekazu”).
30 Émile Benveniste, Problèmes de linguistique générale, t. 2, Gallimard 1974, s. 61 powiedzieć, że w całej warstwie istnieje, jest w niej ujęte, wspólne śro-
[przyp. tłum.]. dowisko zewnętrzne – środowisko nerwowo-mózgowe. Pochodzi ono

74 75
t ys i ąc P l at e au / 3 / 1 0 0 0 0 p. n . e . – G eo lo g i a m o r a l n o ś c i ( z a ko g o o n a s i ę m a , ta z i e m i a? )

z organicznego podłoża (substrate), które jednak z pewnością nie gra roli istnieje zawsze, gdy istnieje forma wyrażenia? Wyróżniliśmy pobieżnie
podstawy, substratu ani też pasywnego podparcia. Jest nie gorzej zor- trzy typy znaków: wskaźniki (znaki terytorialne), symbole (znaki zdeteryto-
ganizowane. Tworzy raczej przedludzką zupę, w której jesteśmy zanu- rializowane), ikony (znaki reterytorializacji). Czy winniśmy je rozsiać po
rzeni. Zanurzamy w niej dłonie i twarze. Mózg jest populacją, zespołem wszystkich warstwach – pod pretekstem, że obejmują one wszelkie tery-
plemion, które dążą ku dwóm biegunom. Gdy Leroi-Gourhan dokład- torialności, ruchy deterytorializacji i reterytorializacji? Tak ekspansyw-
nie analizuje ustanowienie dwóch biegunów w owej zupie, jednego, od na metoda byłaby bardzo niebezpieczna, ponieważ przygotowywałaby
którego zależeć będą działania twarzy, i drugiego – dłoni, korelacja lub albo wzmacniała imperializm języka, choćby tylko miała powoływać się
względność obydwu nie przeszkadza rzeczywistemu rozróżnieniu. Na na jego funkcję tłumacza czy też powszechnego interpretatora. Nie ist-
odwrót – wprowadza je jako wzajemne przedzałożenie dwóch powią- nieje oczywiście system znaków, który przenikałby ogół warstw, nawet
zań, manualnego powiązania treści oraz twarzowego powiązania wy- pod postacią „chory” semiotycznej, poprzedzającej, jak moglibyśmy te-
rażenia. Rozróżnienie to nie jest po prostu realne, jak rozróżnienie na oretycznie przypuszczać, symbolizację. Wydaje się, że w sposób ścisły
cząsteczki, rzeczy czy podmioty – stało się ono esencjalne (jak mawiano można mówić o znakach tylko wtedy, gdy istnieje rozróżnienie (nie tylko
w średniowieczu), jak rozróżnienie na atrybuty, rodzaje bytu czy nieroz- rzeczywiste, lecz kategorialne) na formy wyrażenia i formy treści. A za-
kładalne kategorie: rzeczy i słowa. Niemniej jednak odnajdujemy w nich tem semiotyka istnieje na odpowiedniej warstwie, ponieważ maszyna
wyniesiony na ten poziom, najbardziej ogólny ruch, przez który każde abstrakcyjna przyjmuje właśnie pozycję wyprostowaną, która pozwala
z dwóch odrębnych powiązań jest już ze swej strony podwójne, skoro jej „pisać”, to znaczy traktować o języku i wydobywać zeń ustroje znako-
niektóre elementy formalne treści grają rolę wyrażenia w stosunku do we. Gdzie indziej jednak, w kodowaniach określanych mianem natural-
samej treści, a niektóre formalne elementy wyrażenia grają rolę treści nych, maszyna abstrakcyjna pozostaje owinięta w swoje warstwy: wca-
w stosunku do samego wyrażenia. W pierwszym przypadku Leroi-Gour- le już nie pisze i nie ma w najmniejszym stopniu swobody, by rozpoznać
han pokazuje, jak dłoń tworzy cały świat symboli, cały wielowymiarowy cokolwiek jako znak (poza znaczeniem ściśle terytorialnym w przypad-
język, który nie miesza się z jednoliniowym językiem werbalnym i usta- ku zwierzęcia). Jeszcze gdzie indziej maszyna abstrakcyjna rozwija się na
nawia promieniste wyrażenie właściwe treści (taki był początek pisma)31. płaszczyźnie spójności i nie ma już sposobu, by dokonać kategoryczne-
Co do drugiego przypadku, ujawnia się on wyraźnie w podwójnym po- go rozróżnienia na znaki i cząstki: na przykład pisze, lecz pisze wprost na
wiązaniu właściwym samemu językowi, ponieważ fonemy kształtują realnym – to bezpośredni wpis w płaszczyznę spójności. Wydaje się więc
promienistą treść właściwą wyrażeniu monemów32 jako liniowych seg- rozsądne, by zastrzec słowo „znak” w ścisłym znaczeniu dla ostatniej gru-
mentów znaczeniowych [significatifs] (wyłącznie w tych warunkach po- py warstw. Jednak ta terminologiczna dyskusja nie byłaby w ogóle cie-
dwójne powiązanie jako ogólna cecha warstwy nabiera sensu języko- kawa, gdyby nie odsyłała jeszcze do innego zagrożenia: byłby to już nie
wego, jaki przypisuje jej Martinet). Tak oto prowizorycznie zamykamy imperializm języka wobec wszystkich warstw czy też rozciągnięcie zna-
kwestię stosunków miedzy treścią a wyrażeniem, ich realnego rozróż- ku na wszystkie warstwy, lecz imperializm znaczącego wobec samego
nienia oraz przemian tych stosunków i tego rozróżnienia podług wiel- języka, wobec ogółu ustrojów znakowych i wobec zasięgu warstwy bę-
kich typów warstw. dącej nośnikiem tych ustrojów. Nie chodzi już o to, czy znak stosuje się
do wszystkich warstw, lecz o to, czy znaczące stosuje się do wszystkich
Challenger chciał jeszcze bardziej przyspieszyć. Nikogo już nie było, on znaków, czy wszystkie znaki są wyposażone w znaczenie, czy semiotyka
jednak mówił dalej. Skądinąd coraz bardziej zmieniał się jego głos, także znaków odsyła koniecznie do semiologii znaczącego. Podążając tą dro-
jego wygląd – od chwili, gdy mówił o człowieku, miał w sobie coś zwierzę- gą, można się nawet dać przekonać do zaoszczędzenia na pojęciu zna-
cego. Coś nadal nieuchwytnego, lecz Challenger zdawał się tu oto detery- ku – prymat znaczącego nad językiem gwarantuje bowiem prymat języ-
torializować. Chciał rozważyć jeszcze trzy problemy. Pierwszy wydawał ka nad wszystkimi warstwami daleko lepiej niż zwykła ekspansja znaku
się głównie terminologiczny: kiedy można mówić o znakach? Czy nale- we wszystkich kierunkach. Chcemy przez to powiedzieć, że iluzja właś-
ży je sytuować wszędzie, we wszystkich warstwach i twierdzić, że znak ciwa tej pozycji Maszyny abstrakcyjnej, iluzja, że można złapać i taso-
wać w swych szczypcach wszystkie warstwy, może zostać uskutecznio-
31 André Leroi-Gourhan, Le geste et la parole, technique et langage, s. 269–275. na pewniej dzięki erekcji znaczącego, niż poprzez rozszerzenie znaku
32 Por. André Martinet, Syntaxe générale, Armand Colin 1985 [przyp. tłum.]. (dzięki znaczeniu język może utrzymywać, że pozostaje w bezpośrednim

76 77
t ys i ąc P l at e au / 3 / 1 0 0 0 0 p. n . e . – G eo lo g i a m o r a l n o ś c i ( z a ko g o o n a s i ę m a , ta z i e m i a? )

stosunku do warstw i nie musi przechodzić przez znaki zakładane dla forma treści na warstwie, powiązana z innymi formami treści (szkołą,
każdej z nich). Jednak wciąż kręcimy się w tym samym kole, szerzymy tę koszarami, szpitalem, fabryką). A zatem rzecz owa, czy też owa forma,
samą gangrenę. nie odsyła do słowa „więzienie”, lecz do wszystkich innych słów i pojęć,
Językowy stosunek znaczące–znaczone był niewątpliwie pojmowa- takich jak „przestępca, przestępczość”, wyrażających nowy sposób kla-
ny na bardzo różne sposoby: czy to jako arbitralny, czy to jako koniecz- syfikowania, wypowiadania, przekładania, a nawet dokonywania aktów
ny, niczym recto i verso jednej kartki; raz polegałby na tym, że jeden człon kryminalnych. „Przestępstwo” jest formą wyrażenia zakładającą i założo-
jednoznacznie odpowiada drugiemu, innym razem miałby charakter ną przez formę treści „więzienie”. Więzienie nie jest znaczonym znaczą-
ogólny, jeszcze kiedy indziej byłby tak dwuznaczny, że nie sposób już od- cego, choćby nawet jurydycznego. W ten sposób spłaszczylibyśmy całą
różnić jednego od drugiego. W każdym przypadku znaczone nie istnie- analizę. Skądinąd forma wyrażenia nie ogranicza się do słów, lecz obej-
je poza swoim stosunkiem ze znaczącym, a ostatecznym znaczonym jest muje zespół wypowiedzeń, które wyłaniają się w polu społecznym roz-
samo istnienie znaczącego, które ekstrapolujemy poza znak. O znaczą- ważanym jako warstwa (to właśnie jest ustrój znakowy). Forma treści nie
cym możemy powiedzieć jedną tylko rzecz: jest ono Redundancją, nad- sprowadza się do rzeczy, lecz obejmuje złożony stan rzeczy jako forma-
miarowym i niepotrzebnym powtórzeniem. Stąd jego niewiarygodny cję mocy (architektura, programowanie życia itd.). Istnieją niejako dwie
despotyzm i sukces, jaki osiąga. Arbitralne, konieczne, jednoznacznie wielości, które nieustannie się przecinają, „dyskursywne wielości” wy-
sobie odpowiadające lub ogólne, dwuznaczne – wszystko to służy jed- rażenia oraz „niedyskursywne wielości” treści. Rzecz jest nawet jeszcze
nej i tej samej sprawie, obejmującej sprowadzenie treści do znaczonego bardziej złożona, albowiem do samego więzienia jako formy treści przy-
oraz sprowadzenie wyrażenia do znaczącego. Lecz formy treści i formy należy względne wyrażenie: wszelkiego rodzaju własne wypowiedzenia,
wyrażenia są wysoce względne i zawsze wzajemnie się przedzakładają; które nie uzgadniają się koniecznie z wypowiedzeniami przestępczości.
utrzymują one między odpowiednimi swymi segmentami relacje jedno- I na odwrót, przestępczość jako forma wyrażenia sama ma swą autono-
-jednoznaczne zewnętrzne i „zniekształcone”; nigdy się nie uzgadniają, miczną treść, ponieważ nie wyraża wyłącznie nowego sposobu ocenia-
ani obie naraz, ani jedna wobec drugiej, lecz zawsze istnieją niezależnie nia zbrodni, lecz także nowy sposób ich dokonywania. Forma treści i for-
i w realnych rozróżnieniach; aby dopasować jedną z form do drugiej i by ma wyrażenia, więzienie i przestępczość – każde z nich ma swą historię,
określić wzajemne relacje, potrzebny jest wręcz swoisty układ zmienny swą mikrohistorię, swoje segmenty. Co najwyżej implikują one, wraz
[agencement specifique variable]. Żadna z tych cech nie pasuje do stosun- z innymi treściami i innymi wyrażeniami, taki sam stan Maszyny abs-
ku znaczące–znaczone, nawet jeśli niektóre zdają się w pewien sposób trakcyjnej, która wcale nie działa jako znaczące, lecz jako pewien rodzaj
z nim uzgadniać – częściowo i przygodnie. A ogół tych cech zdecydowa- diagramu (jedna i ta sama maszyna abstrakcyjna dla więzienia, szkoły,
nie przeciwstawia się tablicy [tableau] znaczącego. Forma treści nie jest koszar, szpitala, fabryki…). Aby dopasować oba typy form, segmenty tre-
formą znaczonego, podobnie jak forma wyrażenia nie jest formą znaczą- ści i segmenty wyrażenia, potrzebny jest cały konkretny układ o dwóch
cego33. Jest to prawdą dla wszystkich warstw, również tych, na których szczypcach czy raczej dwóch głowach, który bierze pod uwagę ich rze-
działa język. czywiste rozróżnienie. Potrzebna jest cała organizacja, która łączy i wy-
Miłośnicy znaczącego bronią nazbyt uproszczonej sytuacji jako do- szczególnia [articule] formacje mocy i ustroje znakowe, i która pracuje
myślnego wzorca: słowa i rzeczy. Wydobywają ze słowa znaczące, z rze- na poziomie molekularnym (Foucault nazywa to społeczeństwami wła-
czy zaś – znaczone odpowiadające słowu, a zatem podległe znaczącemu. dzy dyscyplinarnej)34. Krótko mówiąc, nie należy nigdy zestawiać słów
Sadowią się w ten sposób w sferze wewnętrznej, homogenicznej wo- i rzeczy, rzekomo sobie odpowiadających, ani znaczących i znaczonych,
bec języka. Zapożyczmy od Foucaulta wzorcową analizę, która zresz- rzekomo dopasowanych, lecz jedynie odrębne formalizacje, znajdujące
tą w znacznej mierze dotyczy językoznawstwa, choć na to nie wygląda:
weźmy taką rzecz jak więzienie. Więzienie to forma, „forma-więzienie”,
34 Michel Foucault, Nadzorować i karać. Narodziny więzienia, tłum. T. Komendant,
KR 2009. Już w Archeologii wiedzy Foucault naszkicował swoją teorię dwóch
33 To dlatego Hjelmslev, wbrew własnym zastrzeżeniom i wahaniom, wydaje się mnogości – wyrażenia czy też wypowiedzeń oraz treści, czy też przedmiotów –
nam jedynym językoznawcą, który rzeczywiście zerwał ze znaczącym i znaczo- pokazując, że nie dają się one sprowadzić do pary znaczące–znaczone. Wyjaśnił
nym – w znacznie większym stopniu niż inni językoznawcy, którzy na pierwszy również, dlaczego tytuł jednej z jego wcześniejszych książek, Słowa i rzeczy, po-
rzut oka dokonują tego zerwania z rozmysłem, bez zastrzeżeń, lecz bronią do- winien być pojmowany przecząco (Michel Foucault, Archeologia wiedzy, tłum.
myślnych przedzałożeń znaczącego. A. Siemek, PIW 1977, s. 76).

78 79
t ys i ąc P l at e au / 3 / 1 0 0 0 0 p. n . e . – G eo lo g i a m o r a l n o ś c i ( z a ko g o o n a s i ę m a , ta z i e m i a? )

się w stanie nietrwałej równowagi lub też wzajemnie się przedzakłada- determinującej, ani prymatu wyrażenia jako znaczącego. Nie da się uczy-
jące. „Na próżno opowiadamy, co widzimy; to, co widzimy, nie mieści się ni- nić z wyrażenia formy odzwierciedlającej treść, nawet jeśli obdarzy się
gdy w tym, co mówimy”35. Tak, jak w szkole: nie ma lekcji pisania, która je „pewną” niezależnością i pewną możliwością reakcji – choćby dlatego,
byłaby lekcją wielkiego Znaczącego, redundantnego wobec jakichkol- że treść, określana mianem ekonomicznej, ma już własną formę, a na-
wiek znaczących, są natomiast dwie odrębne formalizacje, wzajemnie wet własne formy wyrażenia. Forma treści i forma wyrażenia odsyłają
się przedzakładające i ustanawiające podwójne szczypce: formalizacja do dwóch uprzednio założonych równoległych formalizacji: oczywiście
wyrażenia w lekcji czytania i pisania (z jej własnymi względnymi treścia- nieustannie przecinają one swe segmenty, umieszczają je jeden w drugim,
mi) oraz formalizacja treści w lekcji rzeczy (z jej własnymi względ­nymi lecz dzieje się tak za sprawą maszyny abstrakcyjnej, z której pochodzą
wyrażeniami). Nigdy nie jesteśmy znaczący ani też znaczeni – jesteś­my obie formy, oraz za sprawą maszynowych układów regulujących ich sto-
uwarstwieni. sunki. Jeśli zastąpimy ową równoległość obrazem piramidy, to uczynimy
Od metody ekspansywnej, która rozkłada znaki na wszystkich war- z treści (nawet w jej formie) ekonomiczną bazę produkcji, przyjmującą
stwach lub znaczące we wszystkich znakach (choćby na granicy obywa- wszystkie cechy Abstrakcji; uczynimy z układów pierwsze piętro nadbu-
ła się już nawet bez znaków), wolimy więc metodę bardzo restrykcyjną. dowy, które musi jako takie zostać umiejscowione w aparacie państwa;
Przede wszystkim istnieją formy wyrażenia obywające się bez znaków z ustrojów znakowych i form wyrażenia uczynimy natomiast drugie pię-
(na przykład kod genetyczny nie ma nic wspólnego z językiem). Tylko tro nadbudowy, określone przez ideologię. Co do języka, nie wiemy już
w pewnych stanach warstw mówi się o znakach, których nie należy mylić zbyt dobrze, co z nim począć: wielki Despota zdecydował, że należy mu
z językiem w ogólności, definiują się one bowiem przez ustroje wypowie- przyznać osobne miejsce, jako wspólnemu dobru narodu i nośnikowi in-
dzeń, to znaczy liczne rzeczywiste zastosowania lub też funkcje języka. formacji. Zaprzeczamy tym samym zarówno naturze języka, który istnie-
Dlaczego jednak bronić słowa znak dla tych ustrojów, które formalizują je wyłącznie w niejednorodnych ustrojach znakowych i raczej rozprze-
wyrażenie, nie desygnując i nie znacząc równoczesnych treści, formali- strzenia wzajemnie sprzeczne porządki, niż umożliwia obieg informacji,
zujących się w inny sposób? Dlatego, że znaki nie są znakami jakiejś rze- jak też naturze ustrojów znakowych, które właśnie stanowią wyraz orga-
czy, lecz znakami deterytorializacji i reterytorializacji; wyznaczają pe- nizacji władzy lub też układów i nie mają nic wspólnego z ideologią jako
wien próg, przekraczany w tych ruchach, i to w tym sensie muszą zostać domniemanym wyrażeniem treści (ideologia to najbardziej obrzydliwe
zachowane (widzieliśmy to nawet w wypadku „znaków” zwierzęcych). pojęcie, zakrywające wszystkie rzeczywiste maszyny społeczne), a tak-
Jeśli dalej rozważymy tak restrykcyjnie rozumiane ustroje znako- że naturze organizacji władzy, które wcale nie mieszczą się w aparacie
we, zobaczymy, że nie są one znaczącymi lub też nie są nimi koniecznie. państwa, lecz wszędzie przeprowadzają formalizacje treści i wyrażenia,
Tak jak znaki wyznaczają jedynie pewną formalizację wyrażenia na okre- przecinając ich segmenty, w końcu zaś naturze treści, która „w ostatecz-
ślonej grupie warstw, tak samo znaczenie wyznacza jedynie pewien re- nym rozrachunku” zupełnie nie jest ekonomiczna, istnieje bowiem tyleż
żim pośród innych, w owej szczególnej formalizacji. Tak samo, jak ist- znaków i wyrażeń bezpośrednio ekonomicznych, ile nieekonomistycz-
nieją wyrażenia asemiotyczne czy też pozbawione znaków, tak istnieją nych treści. Nie sądźmy też, że umieszczając znaczące w bazie albo, od-
asemiologiczne ustroje znakowe, ustroje znaków nie-znaczących, obec- wrotnie, odrobinę fallusa lub kastracji w ekonomii politycznej, odrobi-
ne jednocześnie na warstwach i na płaszczyźnie spójności. Wszystko, co nę ekonomii lub polityki w psychoanalizie – opracujemy status formacji
można powiedzieć o znaczeniu, to tyle, że określa ono jakiś ustrój, nawet społecznych.
nie najbardziej interesujący ani najbardziej nowoczesny czy aktualny – Istnieje wreszcie trzeci problem. Trudno jest bowiem przedstawić
być może po prostu bardziej szkodliwy, bardziej zrakowaciały, bardziej system warstw bez poczucia, że wprowadza się między nie pewien rodzaj
despotyczny niż inne i głębiej zanurzony w iluzji. kosmicznej ewolucji albo nawet ewolucji duchowej, jak gdyby warstwy
W każdym razie treść i wyrażenie nie dają się nigdy sprowadzić do układały się w stadia i przechodziły przez stopnie doskonałości. Z ni-
znaczonego-znaczącego. I (tu drugi problem) nie dają się też sprowadzić czym takim nie mamy jednak do czynienia. Różne figury treści i wyra-
do bazy i nadbudowy. Nie da się już przyjmować ani prymatu treści jako żenia nie są stadiami. Nie istnieje biosfera, noosfera, istnieje tylko jedna
jedyna Mechanosfera. Jeśli rozważa się najpierw warstwy dla nich sa-
35 Michel Foucault, Słowa i rzeczy. Archeologia nauk humanistycznych, tłum. mych, nie można stwierdzić, że jedna jest mniej zorganizowana niż dru-
T. Komendant, t. 1, słowo/obraz terytoria 2000, s. 30 [przyp. tłum.]. ga. Nawet warstwa służąca za podłoże: nie istnieje ustalony porządek,

80 81
t ys i ąc P l at e au / 3 / 1 0 0 0 0 p. n . e . – G eo lo g i a m o r a l n o ś c i ( z a ko g o o n a s i ę m a , ta z i e m i a? )

a dana warstwa może służyć za bezpośrednie podłoże innej, niezależnie odwarstwionej płaszczyźnie, którą wytycza, i owinięta w każdą warstwę,
od stanów pośrednich, które wydawałyby się konieczne z punktu widze- dla której określa jedność planu budowy, a nawet na wpół wzniesiona
nia stadiów i stopni (na przykład sektory mikrofizyczne jako niezapo- w niektórych warstwach, dla których określa formę chwytania [préhen-
średniczone podłoże zjawisk organicznych). Albo też widoczny porzą- sion]. To, co śmiga czy tańczy na płaszczyźnie spójności, unosi więc ze
dek może zostać wywrócony na drugą stronę – zjawiska technologiczne sobą aurę swej warstwy, falowanie, wspomnienie czy też napięcie. Płasz-
albo kulturowe będą wówczas doskonałą glebą, zupą dla rozwoju insek- czyzna spójności zachowuje z warstw tyle, ile trzeba, by wydobyć z nich
tów, bakterii, mikrobów czy nawet cząstek. Era przemysłowa zdefinio- zmienne, które przejawiają się w niej jako jej właściwe funkcje. Płaszczy-
wana jako era insektów... Dzisiaj jest nawet gorzej: nie można stwierdzić zna spójności lub planomen w żadnej mierze nie jest niezróżnicowanym
z góry, która warstwa połączy się z którą, ani jaki kierunek zyska to połą- ogółem nieuformowanych materii, lecz tym bardziej nie jest chaosem ja-
czenie. Przede wszystkim nie istnieje mniejsze, niższe albo wyższe zor- kichkolwiek materii uformowanych. To prawda, że na płaszczyźnie spój-
ganizowanie, podłoże zaś stanowi integralną część warstwy, jest w niej ności nie ma już ani form, ani substancji, nie ma ani treści, ani wyraże-
ujęte jako środowisko, gdzie dokonuje się wymiana, nie zaś rozrost or- nia, nie ma już względnych i wzajemnych deterytorializacji. Jednak pod
ganizacji36. Jeśli, z drugiej strony, rozważymy płaszczyznę spójności, do- formami i substancjami warstw płaszczyzna spójności (albo maszyna
strzeżemy, że przebiegają przez nią rzeczy i znaki w najwyższym stopniu abstrakcyjna) wytwarza kontinua intensywności: tworzy ciągłość dla in-
niejednorodne: fragment semiotyczny sąsiaduje z reakcją chemiczną, tensywności, które wydobywa z odrębnych form i substancji. Pod treś-
elektron zderza się z językiem, czarna dziura pochwytuje przekaz gene- ciami i wyrażeniami płaszczyzna spójności (albo maszyna abstrakcyjna)
tyczny, krystalizacja wzbudza namiętność, osa i orchidea przenikają lite- emituje i zestawia znaki-cząstki [signes-particules] (cząstkowości [particles]),
rę [lettre]... Nie ma tu „jak gdyby”, to nie „jak gdyby elektron”, „jak gdyby które wprawiają w działanie znak najbardziej nie-znaczący w najbardziej
reakcja” itd. Płaszczyzna spójności jest zniesieniem wszelkiej metafory: zdeterytorializowanej cząstce. Pod względnymi ruchami płaszczyzna
wszystko, co się na nią składa, jest Realne. To elektrony we własnej oso- spójności (lub też maszyna abstrakcyjna) przeprowadza połączenia prze-
bie, prawdziwe czarne dziury, rzeczywiste organella, autentyczne sek- pływu deterytorializacji, przekształcające odpowiednie wskaźniki w war-
wencje znaków. Zostały one tylko wyrwane ze swych warstw, odwar- tości absolutne. Warstwy znają intensywności tylko jako nieciągłe, uję-
stwione, zdekodowane, zdeterytorializowane, i to właśnie pozwala im te w formy i substancje; cząstkowości – tylko jako podzielone na cząstki
ze sobą sąsiadować, nawzajem się penetrować na płaszczyźnie spójno- treści i rodzajniki wyrażenia; zdeterytorializowane przepływy – tylko
ści. Niemy taniec. Płaszczyzna spójności nie zna różnic poziomu, porządków jako rozłączone i zreterytorializowane. Kontinuum intensywności, ze-
wielkości ani odległości. Nie zna różnicy pomiędzy sztucznym a naturalnym. spolona emisja cząstkowości albo cząstek-znaków, połączenie zdetery-
Nie zna rozróżnienia czy to na treść i wyrażenie, czy to na formy i uformowa- torializowanych przepływów – oto, przeciwnie, trzy czynniki właściwe
ne substancje, istniejące jedynie przez warstwy i w odniesieniu do warstw. płaszczyźnie spójności, obsługiwane przez maszynę abstrakcyjną i usta-
W jaki jednak sposób możliwe jest jeszcze rozpoznawanie rze- nawiające odwarstwienie. Ani chaotyczna biała noc, ani niezróżnico-
czy, nazywanie ich, jeśli utraciły określające je warstwy, jeśli przeszły wana noc czarna nie ma z tym wszystkim nic wspólnego. Istnieją regu-
w absolutną deterytorializację? Oczy są czarnymi dziurami, lecz czym ły – reguły „planowania”37, ujmowania w diagramy. Przyjrzymy się im
są czarne dziury i oczy poza swymi warstwami i terytorialnościami? To później albo gdzie indziej. Maszyna abstrakcyjna nie jest dowolna; cią-
jednak właśnie dualizmem czy też ogólnikowym przeciwstawieniem głości, emisje i kombinacje, połączenia nie dokonują się jakkolwiek bądź.
warstw i odwarstwionej płaszczyzny spójności nie możemy się zado- Teraz należało zaznaczyć ostatnie rozróżnienie. Maszynie abstrak-
wolić. Warstwy bowiem same są ożywione i określane przez prędko- cyjnej nie tylko przysługują różne równoczesne stany, oddające złożo-
ści względnej deterytorializacji; co więcej, absolutna deterytorializa- ność tego, co dzieje się na płaszczyźnie spójności – nie należy jej również
cja jest tam od początku, warstwy zaś są opadnięciami, zgęstnieniami mylić z tym, co zwiemy konkretnym układem maszynowym. Maszyna
na płaszczyźnie spójności – wszędzie obecnej, wszędzie pierwszej, za- abstrakcyjna już to rozwija się na płaszczyźnie spójności, której kontinua,
wsze immanentnej. Płaszczyzna spójności także jest zajęta, wytyczo- emisje i połączenia wytwarza, już to pozostaje owinięta w warstwie, któ-
na przez Maszynę abstrakcyjną; ta zaś jest jednocześnie rozwinięta na rej jedność planu budowy i siłę przyciągania czy też chwytania określa.

36 Gilbert Simondon, L’individu et są genèse physio-biologique, s. 139–141. 37 W oryginale gra słów: fr. plan to zarazem „plan” i „płaszczyzna” [przyp. tłum.].

82 83
t ys i ąc P l at e au / 3 / 1 0 0 0 0 p. n . e . – G eo lo g i a m o r a l n o ś c i ( z a ko g o o n a s i ę m a , ta z i e m i a? )

Układ maszynowy to coś zupełnie innego, nawet jeśli pozostaje on z ma- Płaszczyzna spójności; Materia Płaszczyzny, to, co dzieje się w tym ciele
szyną abstrakcyjną w ścisłym związku: najpierw przeprowadza on na czy też na tej płaszczyźnie (osobliwe mnogości, niesegmentowane, stwo-
warstwie koadaptacje treści i wyrażenia, zapewnia relacje jedno-jedno- rzone z intensywnych kontinuuów, z emisji znaków-cząstek, połączeń
znaczne między ich segmentami, steruje podziałami warstwy na epistra- przepływu); Maszyna albo Maszyny abstrakcyjne, o tyle, o ile konstruu-
ty i parastraty; następnie, pomiędzy warstwami, zapewnia związek z tym, ją one to ciało, wytyczają tę płaszczyznę lub ujmują w diagramy to, co się
co jest podłożem, oraz odpowiednie przemiany organizacji; wreszcie wydarza (linie ujścia albo absolutne detery­torializacje).
zwraca się ku płaszczyźnie spójności, ponieważ nieuchronnie wprawia Następnie mielibyśmy system warstw. W intensywnym kontinuum
maszynę abstrakcyjną w ruch na tej lub tamtej warstwie, między war- warstwy rzeźbią formy i formują materie w substancje. W zespolonych
stwami oraz w stosunkach warstw z płaszczyzną. Układ, na przykład ko- emisjach wyróżniają wyrażenia i treści, jedności wyrażenia i jedności
wadło kowala u Dogonów, jest potrzebny, by wytworzyło się powiąza- treści, na przykład znaki i cząstki. W połączeniach oddzielają przepły-
nie warstwy organicznej. Jest też potrzebny, by wytworzył się stosunek wy, przypisując im względne ruchy i rozmaite terytorializacje – względ-
między dwiema warstwami, a także po to, by organizmy zostały ujęte ne deterytorializacje i komplementarne reterytorializacje. W ten sposób
i przeniknęły do pola społecznego, które ich używa: czyż Amazonki nie warstwy zaprowadzają wszędzie podwójne artykulacje pobudzane przez
dlatego muszą obcinać sobie piersi – dzięki czemu warstwa organiczna ruchy: formy i substancje treści, formy i substancje wyrażenia – ustana-
przystosowuje się do technologicznej warstwy wojennej – że poddane wiające segmentowe mnogości o dających się za każdym razem okre-
są wymogom strasznego układu kobieta-łuk-step? Układy są potrzebne, ślić stosunkach. Takie właśnie są strata. Każda warstwa jest podwójną
by stany sił i ustroje znakowe splotły swe stosunki. Układy są potrzebne, artykulacją treści i wyrażenia, gdzie obie są realnie odrębne, obie na-
by jedność planu budowy owinięta w warstwie, stosunek między tą war- wzajem się przedzakładają, rojąc się jedna w drugiej, a dwugłowe układy
stwą a innymi, stosunek między tymi warstwami a płaszczyzną spójno- maszynowe ustanawiają związki między ich segmentami. Tym, co zmie-
ści – zostały zorganizowane i nie były dowolne. Pod każdym względem nia się z warstwy na warstwę, jest natura rzeczywistego rozróżnienia na
układy maszynowe wprawiają w ruch maszynę abstrakcyjną – rozwinię- treść i wyrażenie, natura substancji jako uformowanych materii, natu-
tą na płaszczyźnie spójności lub też owiniętą w warstwie. A oto problem, ra względnych ruchów. Można pobieżnie wyodrębnić trzy wielkie typy
ważniejszego nie będzie: jeśli mamy układ maszynowy, czym jest ów sto- rzeczywistego rozróżnienia: realne-formalne dla porządków wielkości,
sunek uruchamiania łączący go z maszyną abstrakcyjną? W jaki sposób gdzie ustanawia się współdrganie, rezonans wyrażenia (indukcja); real-
wprawia ją on w ruch, za pomocą jakiej zgodności? Klasyfikować ukła- ne-realne dla różnych podmiotów, gdzie ustanawia się liniowość wyra-
dy. To, co nazywamy mechanosferą, to zespół maszyn abstrakcyjnych żenia (transdukcja); realne-istotowe dla atrybutów czy też różnych kate-
i układów maszynowych, jednocześnie poza warstwami, na warstwach gorii, gdzie ustanawia się nadliniowość wyrażenia (przekład).
i między nimi. Jedna warstwa służy innej warstwie za podłoże. Warstwa cechu-
System warstw nie ma więc nic wspólnego ze znaczącym-znaczo- je się jednością planu budowy wedle swego środowiska, pierwiastków
nym, z bazą-nadbudową ani z materią-duchem. Wszystko to są sposo- substancjalnych i cech formalnych (Oikumene). Dzieli się jednak ona na
by, by wszelkie warstwy przenieść na jedną, albo też by zamknąć system parastraty, podług swych nieredukowalnych form i środowisk powiąza-
w nim samym, odcinając go od płaszczyzny spójności jako odwarstwie- nych, oraz na epistraty, podług swych pokładów uformowanych substan-
nia. Należałoby podsumować, zanim głos nas opuści. Challenger kończył. cji i środowisk pośrednich. Epistraty i parastraty same musiały być roz-
Jego głos stał się niesłyszalny, przenikliwy. Challenger się dusił. Jego dło- ważane jako warstwy. Układ maszynowy jest interstratą, skoro reguluje
nie przekształciły się w przedłużone szczypce, które nie mogły już nicze- zarówno stosunki pomiędzy warstwami, jak i, na każdej warstwie, sto-
go chwycić i jeszcze wskazywały coś niewyraźnie. Podwójna maska, po- sunki pomiędzy treściami a wyrażeniami zgodnie z wcześniejszymi po-
dwójna głowa zdawała się wylewać z wnętrza, jako materia, co do której działami. Ten sam układ może czerpać z różnych warstw i w pewnym
nie można już było stwierdzić, czy gęstniała, czy też, przeciwnie, stawała widocznym nieporządku; natomiast warstwa albo element warstwy
się płynna. Słuchacze wrócili, lecz były to cienie lub włóczędzy. „Słysze- może jeszcze działać z innymi przez inny układ. Wreszcie, układ maszy-
liście? To głos zwierzęcia”. Należałoby więc podsumować bardzo szybko, nowy jest metastratą, ponieważ pozostaje ponadto zwrócony ku płasz-
ustalić, ustalić terminologię jaką się da, na próżno. Mielibyśmy więc naj- czyźnie spójności i nieuchronnie wprawia w ruch maszynę abstrakcyj-
pierw pierwszą grupę pojęć: Ciało bez Organów lub też odwarstwiona ną. Ta zaś istnieje owinięta w każdej warstwie, definiując jej Oikumene

84 85
t ys i ąc P l at e au

czy też jedność planu budowy, i rozwinięta na płaszczyźnie spójności,


/ 4 /
przeprowadzając jej odwarstwienie (Planomen). Układy dopasowują
więc zmienne danej warstwy zgodnie z jej jednością, wprawiając zara-
2 0 l i s to pa da 1 9 2 3 –
zem w ruch, w ten lub inny sposób, maszynę abstrakcyjną, która jest poza
warstwami. Układy maszynowe znajdują się na skrzyżowaniu zarówno P o s t u l at y j ę z y kozn aw s t wa
treści i wyrażenia na każdej warstwie, jak i ogółu warstw oraz płaszczy-
zny spójności. W rzeczy samej obracają się we wszystkich kierunkach,
niczym latarnie morskie.
Skończone. Wszystko to nabierze konkretnego sensu dopiero póź-
niej. Podwójnie wyartykułowana maska została zniszczona, tak jak mi-
tenki i tunika, z której wyciekły płyny. Uchodząc, płyny te zdawały się
przeżerać warstwy sali wykładowej, przesyconej oparami olibanum i „ob-
wieszonej przedziwnie zdobionymi arrasami”. Zdezartykułowany, zde-
terytorializowany Challenger mruczał, że zabiera ze sobą Ziemię, że
wyrusza do tajemniczego świata, swego jadowitego ogrodu. Wyszeptał
jeszcze: to przez rozprzężenie rozwijają się rzeczy i mnożą znaki. Panika
jest tworzeniem. Młoda dziewczyna wrzasnęła, był to przeraźliwy krzyk
„dojmującej, wszechogarniającej paniki”. Nikt nie słyszał podsumowa-
nia, nikt nie próbował zatrzymać Challengera. Challenger czy raczej to,
co z niego zostało, spieszył wolno ku płaszczyźnie spójności, podążając po
dziwnej trajektorii, gdzie nic nie było już względne. Próbował wślizgnąć
się w układ służący jako drzwi obrotowe, Zegar cząstkowości, intensyw-
nie tykający w połączonych rytmach uderzających w absolut: „postać (…)
skurczyła się, przyjmując postawę niezbyt podobną do ludzkiej, i z za-
ciekawieniem, a może nawet fascynacją jęła przesuwać się w stronę ze-
gara o kształcie trumny, tykającego w nieprzerwanym, anormalnym, Układ nakazu
kosmicznym rytmie. (…) Postać (…) dotarła właśnie do niesamowitego
zegara, a obserwujący ją mężczyźni ujrzeli poprzez gęste opary niewy-
raźną, czarną łapę zakończoną szponami, manipulującą przy wysokich, I. JĘZYK JAKO INFORMACJA I KOMUNIKACJA
ozdobionych hieroglifami drzwiach. Towarzyszył temu dziwny, kleko-
czący dźwięk. W chwilę potem postać weszła do wnętrza pudła o kształ- Zadając pytania uczniowi, nauczycielka w szkole na tyle informuje, na
cie trumny i zamknęła za sobą drzwi. (…) Niezwykłe tykanie rozlegało się ile wpaja reguły gramatyki bądź rachunków. „Naucza”, zarządza, naka-
nadal, wybijając mroczny, kosmiczny rytm przenikający wszystkie mi- zuje. Nauczycielskie nakazy nie są czymś zewnętrznym wobec naucza-
styczne bramy przejścia”38 – Mechanosfera albo kłączosfera. nia, nie dopełniają go. Nie biorą się z pierwotnych znaczeń, nie wynikają
też z informacji: nakaz zawsze już odwołuje się do innych nakazów, przez
co mieści się w porządku nadmiarowości. Maszyna obowiązkowego na-
uczania nie służy przekazowi informacji, lecz wpajaniu uczniom semio-
tycznych współrzędnych wraz ze wszystkimi binarnymi regułami gra-
matyki (rodzaj męski – rodzaj żeński, liczba pojedyncza – liczba mnoga,
rzeczownik – czasownik, podmiot wypowiedzi – podmiot wypowiedze-
38 H.P. Lovecraft, Przez bramy Srebrnego Klucza, cz. 2, w: W poszukiwaniu nieznane- nia itp.). Podstawowa jednostka języka – wypowiedź – jest nakazem. Na-
go Kadath, tłum. R. Lipski, Wydawnictwo SR 1996, s. 149, 196–197. leżałoby określić zatem nie tyle zmysł wspólny jako władzę skupiającą

87
t ys i ąc P l at e au / 4 / 2 0 l i s to pa da 1 9 2 3 – P o s t u l at y j ę z y koz n aws t wa

informacje, ile odrażającą władzę polegającą na wydawaniu, przyjmowa- przez ojca do syna, kryje się ledwie słyszalny wyrok śmierci – orzeczenie,
niu i przekazywaniu nakazów. Język bowiem powstał nie tyle w tym celu, Wyrok, jak powiada Kafka. Trudno jednak ściśle określić status i zakres
by pokładać w nim wiarę i ufność, ile po to, by być wobec niego posłusz- nakazu. Nie idzie o źródło czy początek języka, nakazywanie bowiem jest
nym i z jego pomocą wymuszać posłuszeństwo. „Baronowa w najmniej- jedynie funkcją językową, funkcją pokrywającą się z językiem. Jeśli język
szym stopniu nie stara się mnie przekonać o swojej dobrej woli, wskazuje zawsze zdaje się zakładać już język, jeśli nie potrafimy wyznaczyć jakie-
mi jedynie to, że wolałaby, bym sprawiał wrażenie, że się z nią zgadzam”1. goś niejęzykowego punktu wyjścia, to dlatego, że język nie umiejscawia
Dostrzec to można wyraźnie w komunikatach wydawanych przez policję się między czymś, co zobaczone (czy odczute), a czymś, co powiedziane,
czy rząd, które nie dbają zgoła o prawdopodobieństwo czy wiarygodność, lecz wiedzie zawsze od mówienia do mówienia. W tej mierze nie sądzi-
a jasno i wprost wypowiadają to, czego należy przestrzegać i co należy za- my, by opowiadanie polegało na komunikowaniu czegoś, co zobaczone;
chować w pamięci. Brak dbałości o jakąkolwiek wiarygodność ociera się polega ono na przekazywaniu tego, co usłyszane, tego, co ktoś inny nam
w przypadku owych komunikatów częstokroć o wezwanie i wyzwanie. powiedział. Jest ono zasłyszaną pogłoską. Nie wystarcza również odwo-
Stanowi to dowód, że w tym przypadku idzie o coś innego. Powiedzmy łanie do jakiegoś zniekształcającego ujęcia wynikającego z namiętno-
to sobie jasno…, język niczego więcej się nie domaga. Spengler zauwa- ści. „Pierwotnym językiem” czy raczej pierwotnym określeniem języka
ża, że podstawową formą mowy nie jest wypowiedź zawarta w jakimś są- nie jest trop ani metafora, lecz mowa zależna. Znaczenie, jakie chcieliśmy
dzie ani wyrażenie jakiegokolwiek uczucia, lecz „nakaz, poświadczenie przypisać metaforze bądź metonimii, okazuje się zgubne dla badań nad
posłuszeństwa, asercja, zapytanie, twierdzenie bądź przeczenie”, krótkie językiem. Metafory i metonimie są jedynie efektami, skutkami przyna-
i zwięzłe zdania rządzące życiem i nieodłączne od przedsięwzięć i wiel- leżnymi językowi jedynie o tyle, o ile zakładają już mowę zależną. W na-
kich robót. „Zrób to! Gotów? Tak! Zaczynamy!”2. Słowa nie są narzędzia- miętności kryje się wiele namiętności; wiele głosów kryje się w głosie,
mi, jednak dzieciom wręcza się język, pióro i zeszyty tak samo, jak robot- wszystkie inne odgłosy, ich gwar i mnogość. Z tego względu każda mowa
nikom łopaty i kilofy. Reguła gramatyczna jest wyznacznikiem władzy, jest zależna, właściwym zaś przekładem języka jest mowa zależna4. Ben-
zanim jeszcze stanie się wyznacznikiem składni. Nakaz nie odnosi się do veniste odmawia pszczołom mowy, mimo że rozporządzają one pew-
zastanych znaczeń ani do istniejącego systemu różnicowych jednostek. nym organicznym kodem, a nawet posługują się tropami. Pozbawione są
Przeciwnie. Informacja jest ściśle określonym minimum koniecznym one mowy dlatego, że potrafią komunikować to, co widzą, lecz nie po-
do wydania przekazu i podporządkowania się nakazom jak rozkazom. trafią przekazywać tego, co im zostało zakomunikowane. Pszczoła, któ-
Trzeba być dostatecznie dobrze poinformowanym, by odróżnić od sie- ra dostrzegła jakiś łup, może przekazać wieść o nim pozostałym, które
bie owe wezwania czy uniknąć niezręcznej sytuacji podobnej do tej, w ja- go przeoczyły, lecz ta, która go nie dostrzegła, nie potrafi przekazać tego
kiej znaleźli się nauczyciel i uczeń opisani przez Lewisa Carrolla (stojąc pozostałym, które go nie zauważyły5. Język nie zadowala się przenosze-
u szczytu schodów, nauczyciel zadaje pytanie, przekazywane następnie niem od jednego do drugiego, przechodzeniem od kogoś, kto coś zo-
przez kolejnych służących, które z każdym stopniem ulega zniekształce- baczył, do tego, kto tego nie zobaczył, lecz z konieczności jest przenie-
niu, uczeń zaś, stojący na dziedzińcu, udziela odpowiedzi zniekształcanej sieniem od drugiego do trzeciego, z których żaden niczego nie widział.
coraz bardziej z każdym kolejnym stopniem przekazywania jej ku górze). W tym właśnie sensie język jest przekazem słowa funkcjonującego jako
Język to nie życie, język kieruje życiem, rządzi nim: życie zaś nie mówi,
życie słucha i nasłuchuje3. W każdym wezwaniu, nawet skierowanym wydawanymi życiu, widzi w nich jednak nie tyle władzę w sensie politycznym,
ile powinność w sensie moralnym.
4 Znaczenie mowy zależnej, zwłaszcza w jej tak zwanej „pozornej” postaci, dla
1 Georges Darien, L’épaulette, Ed. 10/18 1973, s. 435. A także Emil Zola, Bestia pewnej teorii wypowiedzenia, wykraczającej poza tradycyjne kategorie języ-
ludzka, tłum. K. Kossobudzki, PIW, s. 126: „Mówiąc w ten sposób pragnęła go koznawstwa, dostrzegło przede wszystkim dwóch autorów: Michaił Bachtin
tylko uprzedzić, że powinna za taką uchodzić w oczach innych ludzi”. Tego ro- (W. Wołoszynow), Le Marxisme et la philosophie du langage, Minuit 1977, cz. III
dzaju zdanie wydaje nam się typowe dla powieści jako takiej, w o wiele więk- oraz P. P. Pasolini, Empiryzm heretycki [fragmenty w jęz. pol]: w: Po ludobójstwie,
szym stopniu, aniżeli zdanie twierdzące o charakterze informacyjnym „markiza Eseje o języku, polityce i kinie, tłum. A. Mętrak, I. Napiórkowska, M. Salwa, Kro-
wyszła o piątej”. nos 2012. Odwołujemy się tutaj również do niewydanej pracy J.-P. Bamberga na
2 Oswald Spengler, Człowiek i technika, tłum. A. Kołakowski, w: tegoż, Historia, temat form mowy zależnej w kinie niemym i dźwiękowym.
kultura, polityka. Wybór pism, red. A. Kołakowski, PIW 1990, s. 27-82. 5 Émile Benveniste, Problèmes de linguistique générale, Gallimard 1976, s. 61: „Nie
3 Brice Parain, Sur la dialectique, Gallimard 1953. Parain przedstawia teorię „supo­ zauważono, by pszczoła przyniosła jakąś wiadomość, którą otrzymała w swoim
zycji”, czy też założeń zawartych w języku w powiązaniu z owymi rozkazami ulu innemu ulowi, co stanowiłoby jakąś formę przekazu czy wymiany”.

88 89
t ys i ąc P l at e au / 4 / 2 0 l i s to pa da 1 9 2 3 – P o s t u l at y j ę z y koz n aws t wa

nakaz, a nie komunikowaniem znaku jako informacji. Język jest kartą, Nadal jednak nie wiadomo, w jaki sposób czynności mowy czy
a nie kalką. Pod jakim względem jednak nakaz jest funkcją pokrywają- ukryte presupozycje zamienić w funkcję pokrywającą się z językiem.
cą się z językiem jako takim, skoro nakaz i rozkaz wydają się odsyłać do Jeszcze trudniej to uczynić, obierając za punkt wyjścia performatywność
ograniczonego typu zdań jawnie naznaczonych przez tryb rozkazujący? (to, co czynimy, wypowiadając „to coś”), przez uogólnienie dochodząc do
Słynne tezy Austina dowodzą jasno, że działanie i mówienie łączą illokucyjności (to, co czynimy, mówiąc). Zawsze bowiem owo uogólnie-
nie tylko rozmaite stosunki zewnętrzne, jak w wypadku wypowiedzi mo- nie można uniemożliwić, performatywność zaś – unieruchomić, wyjaś-
gącej opisać pewne działanie w trybie oznajmującym bądź je wywołać niając ją za pomocą szczególnych cech semantycznych i składniowych,
w trybie rozkazującym itp. Mowę i pewnego typu działania, jakie się po- które nie wymagają jakiegokolwiek odwołania do pragma­tyki ogólnej.
dejmuje skutkiem ich wypowiedzenia (performatyw: przysięgam, wy- Dlatego, zdaniem Benveniste’a, performatywność nie wiąże się z czyn-
powiadając przysięgę „przysięgam”), a ogólnie mowę i pewne działania, nościami, lecz, przeciwnie, wynika z właściwości określeń samood-
podejmowane poprzez mówienie (akty illokucyjne: zadaję pytanie, wy- niesieniowych (właściwych zaimków osobowych JA, TY…, odgrywają-
powiadając zdanie zaczynające się od „czy…?”, obiecuję, wypowiadając cych rolę sprzęgników), z racji czego struktura podmiotowości czy też
zdanie „kocham cię”, rozkazuję, używając trybu rozkazującego itp.), łączą między­podmiotowości zastanej w obrębie języka, w dostateczny sposób
również stosunki wewnętrzne. Są to czynności w obrębie mowy, stosun- wyjaśnia czynności mowy, zamiast je zakładać7. Język zatem definiuje
ki wewnętrzne wiążące wypowiedzi z czynnościami, które można okre- się tutaj nie tyle przez informację, ile przez komunikację, owa zaś mię-
ślić mianem ukrytych bądź niedyskursywnych presupozycji, w odróżnieniu dzypodmiotowość, owo czysto językowe upodmiotowienie objaśnia całą
od zawsze dających się wydobyć i jasno określić supozycji wypowiedzi, resztę, czyli to wszystko, co czynimy, „to coś” wypowiadając. Pozostaje
która odsyła do innych wypowiedzi bądź do zewnętrznego działania jednak pytanie, czy podmiotowa komunikacja jest lepszym pojęciem
(Ducrot). Wyodrębnienie sfery performatywności, a także szerszej sfery językoznawczym, aniżeli idealna sprawozdawczość. Oswald Ducrot
illokucyjności, niesie ze sobą trojakie następstwa: 1) niemożność ujmo- przedstawił powody, które doprowadziły go do odwrócenia schema-
wania języka jako kodu, ten ostatni bowiem stanowi warunek możliwo- tu Benveniste’a: to nie zjawisko samoodniesienia może objaśnić funk-
ści objaśniania, a wraz z nią niemożność pojmowania mowy jako spo- cję performatywną, lecz na odwrót, to „fakt, że niektóre wypowiedzi są
sobu komunikowania informacji: nakazywanie, pytanie, obiecywanie, społecznie przeznaczone do wykonania pewnych czynności” stanowi
stwierdzanie nie są informowaniem o nakazie, wątpliwości, zobowiąza- objaśnienie dla samoodniesienia. Dlatego performatywność sama ob-
niu czy stwierdzeniu, lecz same są podjęciem i wykonaniem owych swo- jaśnia się przez illokucyjność, a nie na odwrót. To illokucja stanowi ukry-
istych, immanentnych, z konieczności niejawnych czynności. 2) Nie- te czy niedyskursywne przesłanki. Illokucyjność z kolei można wyjaśnić
możność określenia semantyki, składni, a nawet fonetyki jako naukowo przez zbiorowe układy wypowiedzeń, akty prawne i ich równoważniki,
wyodrębnionych obszarów języka, niezależnych od pragmatyki; prag- które rozmieszczają procesy upodmiotowienia bądź przydzielają miej-
matyka przestaje być „śmietniskiem”, pragmatyczne uwarunkowania sca podmiotom w obrębie języka, a nie są od niego zależne. Komunika-
nie podlegają zaś już alternatywie: albo wyrzucenie poza nawias języka, cja jest nie lepszym pojęciem niż informacja, międzypodmiotowość nie
albo podległość jawnym warunkom ich składniowego uporządkowania jest więcej warta od znaczeniowości, jeśli chodzi o wyjaśnienie owych
i semantycznego określenia; pragmatyka okazuje się bowiem przesłan- układów „wypowiedzi-czynności”, które w obrębie każdego języka
ką wszystkich pozostałych wymiarów języka i do nich wszystkich przy-
należy. 3) Niemożność zachowania rozróżnienia na mowę (parole) i ję- wymiar” mowy, mówienie składając na karb jednostkowej zmienności i różnic;
zyk jako system (langue), mowy bowiem nie sposób dłużej określać jako z domknięcia owego „społecznego wymiaru” wynika jednak w sposób koniecz-
zwykłego jednostkowego i zewnętrznego użycia jakiegoś zastanego zna- ny, że pojedyncza jednostka daje prawomocne świadectwo językowi, niezależ-
nie od wszelkich uwarunkowań zewnętrznych, mówienie zaś objawić się może
czenia czy różnorakiego zastosowania danej składni. Przeciwnie, sensu
jedynie w kontekście społecznym. Od de Saussure’a po Chomsky’ego mamy do
i składni języka nie da się już określić niezależnie od czynności mowy, czynienia z tym samym paradoksem: „społeczny aspekt języka daje się przeba-
które ona zakłada6. dać w zaciszu gabinetu, podczas gdy jego aspekt jednostkowy wymaga dociekań
w obszarze społecznym” (William Labov, Sociolinguistic Patterns, University of
Pennsylvania Press 1972, s. 186)
6 William Labov wykazał sprzeczność, a przynajmniej pewien paradoks, do któ- 7 Zob. Émile Benveniste, Problèmes de linguistique générale (cz. V) na temat usu-
rego prowadzi rozróżnienie na język i mowę: język określa się jako „społeczny nięcia illokucji.

90 91
t ys i ąc P l at e au / 4 / 2 0 l i s to pa da 1 9 2 3 – P o s t u l at y j ę z y koz n aws t wa

wyznaczają rolę i zakres udziału podmiotowych morfemów8 (przekona- Wszelako tym właśnie, co ujawnia przyjęcie takiego punktu widzenia,
my się jeszcze, że analiza mowy zależnej potwierdza ów punkt widzenia, jest podporządkowanie informacji i komunikacji (a tym bardziej zna-
gdyż upodmiotowienia nie mają w niej pierwotnego charakteru, lecz wy- czeniowości i upodmiotowienia) owej nadmiarowości. Bywa, że odróż-
nikają z pewnego złożonego układu). nia się informację od komunikacji, zdarza się również, że wydobywa się
Nakazami zwiemy nie tyle pewną szczególną kategorię jawnych pewną abstrakcyjną znaczeniowość z informacji, a abstrakcyjne upod-
wypowiedzi (przykładowo w trybie rozkazującym), ile związek każdego miotowienie z komunikacji. To jednakże nie odsłania przed nami jakiej-
słowa i każdej wypowiedzi z ukrytymi presupozycjami, czyli czynnościa- kolwiek pierwotnej czy ukrytej formy języka. Nie ma znaczeniowości,
mi mowy, które dokonują się w wypowiedzi i jedynie w niej mogą się do- która byłaby niezależna od panujących znaczeń, nie ma upodmiotowie-
konać. Nakazy nie odwołują się zatem wprost i jedynie do rozkazów, lecz nia, które byłoby niezależne od jakiegoś zastanego porządku ujarzmie-
do wszystkich czynności związanych z wypowiedziami przez „społecz- nia. Oba zależne są bowiem od natury i przekazu nakazów w danym polu
ne zobowiązanie”. Nie istnieją wypowiedzi niepowiązane w ten sposób społecznym.
pośrednio bądź bezpośrednio. Pytanie i obietnica są nakazami. Język zaś Nie ma czegoś takiego jak jednostkowe wypowiedzenie, nie istnieje
określa się wyłącznie przez zespół owych nakazów, ukrytych przesłanek również coś takiego jak podmiot wypowiedzenia. Względnie niewielu ję-
czy czynności mowy, dokonujących się w języku w danej chwili. zykoznawców podjęło się jednak zadania rozważenia z konieczności spo-
Związek między wypowiedzią a czynnością ma charakter we- łecznego charakteru wypowiedzenia9. Ów społeczny charakter bowiem
wnętrzny, immanentny, nie polega jednak na ich tożsamości. Jest wobec nie wystarcza, gdyż nadal pozostaje zewnętrzny: to za dużo albo za mało.
nich raczej nadmiarowy. Nakaz jest sam w sobie nadmiarowością czyn- Społeczny charakter wypowiedzenia będzie umocowany wewnętrznie,
ności i wypowiedzi. Dzienniki i powieści pisane są w trybie nadmiaru, jeśli uda nam się wykazać, w jaki sposób wypowiedzenie samoczynnie
redundancji, mówiąc nam co „należy” myśleć, o czym pamiętać, czego wiąże się ze zbiorowymi układami. Widać bowiem jasno, że nie ma jed-
się spodziewać itp. Język nie jest ani informacyjny, ani komunikujący, nostkowości wypowiedzi ani upodmiotowienia wypowiedzenia bez
nie jest również komunikowaniem informacji, lecz, co stanowi istotną zbiorowego bezosobowego układu, który ich wymaga i je określa. Tym
różnicę, jest przekazem nakazów między różnymi wypowiedziami bądź właśnie jest wzorcowa wartość mowy zależnej, a zwłaszcza mowy „pozor-
w obrębie każdej wypowiedzi, jako że wypowiedź wykonuje pewną czyn- nie” zależnej: brakuje wyraźnie zarysowanych konturów, brakuje prze-
ność, czynność zaś dokonuje się w pewnej wypowiedzi. Najogólniejszy de wszystkim włączenia rozmaicie ujednostkowionych wypowiedzi, jak
schemat informacyjny zakłada zasadniczo pewną idealną maksymalną również nakładania się różnych podmiotów wypowiedzenia, pozostaje
informację z nadmiaru, powtórzenia czyniąc zwykły ograniczający wa- za to zbiorowy układ, określający jako swe następstwo powiązane proce-
runek zmniejszający owo teoretyczne maksimum, by uniemożliwić jego sy upodmiotowienia, przypisania jednostkowości, oraz ich zmienne roz-
pochłonięcie przez szum. My z kolei twierdzimy, że pierwotna jest nad- mieszczenie w obrębie mowy. To nie zróżnicowanie podmiotów objaś-
miarowość i powtórzeniowość nakazu, a informacja jest minimalnym nia mowę zależną, lecz układ, swobodnie odsłaniający się w owej mowie,
warunkiem przekazywania nakazów (przez co przeciwstawiać należało- stanowi objaśnienie dla wszystkich głosów zawierających się w głosie,
by nie szum informacji, lecz odstępstwa i błędy drążące język nakazom rozkwitania dziewcząt z monologu Charlusa, języków w języku, nakazów
jako dyscyplinie czy „gramatyczności”). Nadmiarowość przybiera dwie w słowie. Amerykański zabójca, „Syn Sama”, mordował za namową gło-
postaci: częstotliwości i rezonansu, przy czym pierwsza dotyczy znacze- su przodków, głosu, który jednak przemawiał w głosie psa. Pojęcie zbio-
niowości informacji, druga zaś – (Ja = Ja) podmiotowości komunikacji. rowego układu wypowiedzenia zyskuje kapitalne znaczenie, odkąd ma
nam objaśnić jego społeczny charakter. Bez trudu zatem możemy zdefi-
8 Oswald Ducrot, Dire et ne pas dire, Hermann 1972, s. 70-80 (oraz De Saussure à la niować zbiorowy układ jako nadmiarowe złożenie czynności i wypowie-
philosophie du langage, przedmowa do [francuskiego wydania] Czynności mowy
dzi, która z konieczności ją wykonuje. Nadal otrzymujemy w ten sposób
J. R. Searle’a. Hermann 1972). Ducrot podaje w wątpliwość pojęcia informacji
i kodu, komunikacji i językowej podmiotowości. Opracowuje również teorię
„językowej przesłanki” bądź niedyskursywnej niejawności, w przeciwieństwie 9 Bachtin i Labov, każdy w odmienny sposób, uwypuklali społeczny charakter
do niejawności dyskursywnej i zawartej, nadal odsyłającej do pewnego kodu. wypowiedzenia. Tym samym przeciwstawiali się oni nie tylko subiektywiz­
Buduje on pewną pragmatykę obejmującą całość obszaru językowości, mając mowi, lecz również strukturalizmowi, w tej mierze, w jakiej ten ostatni wiąże
na względzie badania nad układami wypowiedzeń rozpatrywanych z punktu system językowy de iure z jednostkowym rozumieniem, czynniki społeczne zaś
widzenia „prawnego”, „polemicznego” i „politycznego”. de facto z mówiącymi jednostkami.

92 93
t ys i ąc P l at e au / 4 / 2 0 l i s to pa da 1 9 2 3 – P o s t u l at y j ę z y koz n aws t wa

jednak definicję jedynie nominalną i nie potrafimy za jej pomocą uzasad- Miłość jest mieszaniną ciał, dającą się przedstawić w postaci serca prze-
nić nawet naszego wcześniejszego stanowiska, w myśl którego nadmia- szytego strzałą, jedności dusz itp.: jednak deklaracja miłości, „kocham
rowość nie sprowadza się do zwykłej tożsamości (bądź wedle którego Cię”, wyraża pewien bezcielesny atrybut ciał, zarówno miłującego, jak
wypowiedź nie jest wprost tożsama z czynnością). Jeśli chcemy otrzy- i umiłowanego. Spożywanie chleba i picie wina są również takimi mie-
mać definicję realną owego zbiorowego układu, będziemy musieli zadać szaninami ciał; komunia z Chrystusem to również mieszanina czysto
sobie pytanie, na czym polegają czynności tkwiące immanentnie w języ- duchowych, choć nie mniej przez to „rzeczywistych” ciał. Przeistocze-
ku, nadmiarowe wobec wypowiedzi bądź stanowiące nakazy. nie ciała, chleba i wina w ciało i krew Chrystusa wszelako jest w czystej
Wydaje się, że owe czynności należałoby określać jako zespół bezcie- postaci tym, co wyrażone w wypowiedzi, co zarazem przypisuje się ciału.
lesnych przekształceń, dokonujących się w danym społeczeństwie, przy- W wypadku uprowadzenia samolotu groźba ze strony terrorysty wyma-
pisywanych ciałom owego społeczeństwa. Słowo „ciało” należy rozu- chującego pistoletem jest bez wątpienia pewnym działaniem, podobnie
mieć w najogólniejszym sensie (istnieją ciała moralne, dusze są ciałami jak zgładzenie zakładników, jeśli do takowego dojdzie. Ale przeobraże-
itp.), należy jednak również odróżnić działania i doznania, oddziałujące nie pasażerów w zakładników, a ciała-samolotu w ciało-więzienie jest
na ciało od czynności, które są jedynie jego bezcielesnymi atrybutami, natychmiastowym bezcielesnym przekształceniem, aktem masowo-me-
tym, co „wyraża się” w pewnej wypowiedzi. Gdy Ducrot pyta, na czym dialnym, w sensie, w jakim Anglicy mówią o aktach mowy. Nakazy bądź
polega czynność, natrafia właśnie na układ prawny, przytaczając w tym układy wypowiedzenia w danym społeczeństwie, słowem „illokucja”
kontekście przykład sądowego orzeczenia, przekształcającego oskarżo- określają ów bezpośredni i natychmiastowy związek wypowiedzi z bez-
nego w skazanego. W istocie, to, co nastąpiło wcześniej, czyli przestęp- cielesnymi przekształceniami, czyli niecielesnymi atrybutami, których
stwo, o które się kogoś oskarża, jak i to, co dzieje się później, czyli wy- są wyrażeniem.
konanie kary na skazanym, to działania-doznania wpływające na ciała Owa nagłość nakazu, dająca się rzutować w nieskończoność i się-
(ciało własności, ciało ofiary, ciało skazanego, ciało więźnia). Przeobra- gać początków społeczeństwa, okazuje się nader osobliwa. U Rousseau,
żenie oskarżonego w skazanego jednak jest czystą momentalną czynnoś- przykładowo, przejście od stanu natury do stanu obywatelskiego przy-
cią bądź bezcielesnym atrybutem, stanowiącym to, co wyrażone w orze- pomina skok w miejscu, bezcielesne przekształcenie dokonujące się
czeniu sądowym10. Pokój i wojna są stanami bądź mieszaninami nader w chwili Zero. Rzeczywista historia bez wątpienia snuje opowieść o dzia-
różniących się od siebie ciał; jednakże dekret o powszechnej mobiliza- łaniach i doznaniach ciał, przebiegających w polu społecznym, w pewien
cji wyraża bezcielesne i momentalne przekształcenie ciał. Ciała obda- sposób je komunikując. Przekazuje ona jednakże zarazem nakazy, czyli
rzone są pewnym wiekiem, dojrzewają i się starzeją, jednakże dorosłość czyste akty, włamujące się w ów przebieg. Historia nie obędzie się bez
czy emerytura, jako kategorie wiekowe, są bezcielesnymi przekształce- dat. Ekonomia i analiza finansowa być może najdobitniej ukazują obec-
niami, które przypisuje się natychmiast ciałom w danym społeczeństwie. ność i natychmiastowość owych aktów rozstrzygających w całym pro-
„Nie jesteś już dzieckiem…”: wypowiedź ta dotyczy pewnego bezcielesne- cesie (z tego względu wypowiedzi nie należą z pewnością do ideologii,
go przekształcenia, nawet jeśli dotyczy ciał i wpisuje się w ich działania lecz pracują już w założonej warstwie bazy). Galopująca inflacja w Niem-
i doznania. Przekształcenie rozpoznaje się po jego natychmiastowości, czech po roku 1918 była procesem dotykającym ciała monetarnego,
bezpośredniości, jednoczesności wypowiedzi, która je wyraża, i skut- a także wielu innych ciał, wszelako zbiorczy zbieg „okoliczności” umoż-
ku, jaki ona wywołuje. Z tego powodu nakazy są ściśle określone czaso- liwił nagłe semiotyczne przekształcenie, które mimo teoretycznego po-
wo, co do godziny, minuty i sekundy, i tylko o tyle zachowują ważność. wiązania z ciałem ziemi i materialnymi aktywami było zarazem czy-
stym aktem, czyli bezcielesnym przekształceniem – 20 listopada 1923…11.
10 Oswald Ducrot, Dire et ne pas dire, s. 77. „Uznanie danego działania za prze-
stępstwo (kradzież, gwałt, nadużycie zaufania, szantaż itp.) nie jest, w znacze-
niu, jakie my nadajemy temu słowu, określeniem go jako czynności, gdyż prawne 11 J. K. Galbraith, Pieniądz. Pochodzenie i losy, tłum. S. Rączkowski, PTE 2011, Naj-
orzeczenie winy, definiujące przestępstwo, ma wynikać z innych określonych większa inflacja, s. 182-184 „20 listopada 1923 r. opadła kurtyna. Tak jak w Au-
następstw opisanej działalności: dana działalność uznawana jest za karalną, strii przed rokiem, koniec inflacji nadszedł nagle. I tak jak w przypadku francu-
o ile przynosi szkodę innym, porządkowi, społeczeństwu itp. Wypowiedź za- skiej, łagodniejszej inflacji, nadszedł on ze zdumiewającą łatwością. Możliwe, że
wartą w orzeczeniu sądowym, dla odróżnienia, należy uznać za czynność praw- inflacja skończyła się dlatego, że po prostu nie mogła się już dalej rozwijać. 20
ną, żaden bowiem dodatkowy skutek nie oddziela mowy sądowej od przekształ- listopada ogłoszono, że stara reichsmarka przestała być pieniądzem. Wprowa-
cenia oskarżonego w skazanego”. dzono nową walutę, rentenmarkę (…). Pokryciem nowej rentenmarki była, jak

94 95
t ys i ąc P l at e au / 4 / 2 0 l i s to pa da 1 9 2 3 – P o s t u l at y j ę z y koz n aws t wa

Układy ulegają nieustannym zmianom, w swej tożsamości ulegając prze- i określeniom”, a zarazem zawierający się całkowicie w teorii wypowie-
kształceniom. Wpierw jednak należy w nie włączyć okoliczności. Ben- dzenia i języka12. Nakaz jest właśnie taką zmienną, obracającą słowo jako
veniste dobitnie pokazuje, że performatywna wypowiedź jest niczym takie w wypowiedzenie. Nagłość nakazu, jego natychmiastowość, obda-
poza okolicznościami, które nadają jej performatywny charakter. Kto- rza go mocą zmienności w powiązaniu z ciałami, którym przypisuje się
kolwiekbądź może wszak zawołać „ogłaszam powszechną mobilizację”, przekształcenie.
w większości wypadków jednak będzie to jedynie wyraz dziecinady bądź Pragmatyka jest polityką języka. Doskonałym tego przykładem są
obłąkania, a nie akt wypowiedzenia. To samo dotyczy zdania „kocham między innymi badania Jean-Pierre’a Faye’a poświęcone budowie wy-
Cię”, pozbawionego sensu, podmiotu i odbiorcy poza okolicznościami, powiedzi nazistów w niemieckim polu społecznym, choć nie sposób ich
które nie tylko obdarzają je wiarygodnością, lecz również zamieniają zastosować wprost do wypowiedzi włoskich faszystów. Tego rodzaju ba-
w czysty układ, insygnium władzy, nawet w przypadku miłości nieszczę- dania nad przekształceniami dotyczą zmienności nakazów oraz bezcie-
śliwej (przecież to z woli mocy okazujemy posłuszeństwo…). Jednako- lesnych atrybutów wiążących się z ciałami społecznymi i wywołujących
woż ogólne pojęcie okoliczności nie powinno kazać nam sądzić, że cho- immanentne czynności. Za równie doskonały przykład, choć z innego
dzi wyłącznie o jakieś okoliczności zewnętrzne. Zdanie „Przysięgam” nie kontekstu, posłużyć może budowa pewnych swoiście leninowskich wy-
jest wszak tym samym niezależnie od tego, czy wypowiadane jest w gro- powiedzi w Rosji radzieckiej, w oparciu na tekście Lenina W kwestii ha-
nie rodzinnym, w szkole, w sytuacji miłosnej, na zebraniu tajnego sto- seł (1917). To bezcielesne przekształcenie bowiem wydobyło z mas klasę
warzyszenia czy przed sądem. Nie jest tym samym, ale nie jest również proletariatu jako układ wypowiedzenia, zanim jeszcze pojawiły się wa-
tą samą wypowiedzią. Nie jest to ten sam stan ciała, a zarazem nie jest runki powstania proletariatu jako ciała. Przebłyskiem geniuszu I Mię-
to to samo bezcielesne przekształcenie. Przekształcenie orzeka się o cia- dzynarodówki było wszak właśnie „wynalezienie” nowego rodzaju klasy:
łach, ono samo jednak pozostaje bezcielesne, pozostaje w obrębie, we- proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!13. Wszelako dzięki zerwa-
wnątrz wypowiedzenia. Zmiany wyrażenia wiążą język z zewnętrzem, lecz niu z socjaldemokratami Lenin wynalazł i ogłosił inne jeszcze bezcieles-
właśnie z tego powodu pozostają one immanentne językowi. Jako że języ- ne przekształcenie, wydobywające z klasy proletariatu awangardę jako
koznawstwo obstaje przy stałych – fonologicznych, morfologicznych czy układ wypowiedzenia, przypisywaną pewnej „Partii”, nowemu rodzajo-
składniowych – wiąże ono wypowiedź z pewnym znaczącym, wypowie- wi partii jako odrębnemu ciału, czym ryzykował nawet osunięcie się jej
dzenie zaś – z podmiotem, tracąc tym samym z oczu ich układ, odrzuca- na powrót w czysto biurokratyczny nadmiarowy system. Leninowski za-
jąc okoliczności na zewnątrz, domyka język, pragmatykę zaś traktuje ni- kład. Wyraz zuchwałości? Lenin ogłosił, że hasło – nakaz „Cała władza
czym odpad. Pragmatyka jednak, przeciwnie, nie odwołuje się wyłącznie w ręce rad!” obowiązuje jedynie od 27 lutego do 4 lipca celem pokojowe-
do okoliczności zewnętrznych, wyróżnia bowiem zmienne wyrażenia go przeprowadzenia Rewolucji, nie obowiązuje zaś już w stanie wojny,
i wypowiedzenia, stanowiące dla języka niezliczone wewnętrzne racje przy czym przejście od pokoju do wojny wymaga owego przekształce-
jego niedomknięcia. Jak powiada Bachtin, póki językoznawstwo rozpo- nia, nie ograniczającego się do przemiany mas w przywódczy proleta-
znaje jedynie stałe, odbiera nam możliwość zrozumienia sposobu, w jaki riat, lecz zakładającego przemianę proletariatu w rządzącą awangardę.
słowo stanowi pełne wypowiedzenie. Konieczny jest bowiem „element Dokładnie 4 lipca końca dobiega władza Rad. Bez trudu wymienić moż-
uzupełniający, wymykający się wszelkim językoznawczym kategoriom na wszystkie okoliczności zewnętrzne: nie tylko wojnę, lecz również po-
wstanie, które zmusiło Lenina do ucieczki do Finlandii. Niemniej 4 lip-
oświadczono, pierwsza hipoteka na wszystkich gruntach i innych rzeczowych
ca wypowiada się bezcielesne przekształcenie, zanim jeszcze ciało, do
aktywach Rzeszy. Koncepcja ta wywodziła się z asygnat, ale była znacznie bar-
dziej oszukańcza [Galbraith rozumie przez to: zdeterytorializowana]. We Fran- 12 Michaił Bachtin (W. Wołoszynow), Le Marxisme et la philosophie du lan-
cji w 1789 r. istniały faktycznie widoczne dla każdego grunty, świeżo skonfi- gage, s. 156-157. Również na temat „stosunków mocy symbolicznej” jako zmien-
skowane Kościołowi, na które początkowo można było wymieniać pieniądze. nych zawartych w wypowiedzeniu, zob. Pierre Bourdieu, L’économie des chang-
A każdy Niemiec próbujący wyegzekwować swoje prawo wykupu własności es linguistiques, w: „Linguistique et sociolinguistique”, „Langue française”, maj
państwowej za rentenmarki byłby uznany za upośledzonego na umyśle. Jednak- 1977, Larousse, s. 18-21.
że ta taktyka poskutkowała. Pomogły w tym okoliczności. (…) Gdyby po 1923 r. 13 Samo pojęcie proletariatu jako klasy rodzi pytanie: czy proletariat istnieje w da-
utrzymywały się nadal poprzednie obciążenia budżetu niemieckiego − żądania nym momencie i jako ciało? (bądź też: czy nadal istnieje?). Wiadomo, w jaki
reparacyjne i koszty biernego oporu − nic nie byłoby w stanie uratować marki sposób marksiści czynili z niego prognostyczny użytek, przykładowo mówiąc
ani opinii Schachta”. o „proletariacie istniejącym w zarodku”.

96 97
t ys i ąc P l at e au / 4 / 2 0 l i s to pa da 1 9 2 3 – P o s t u l at y j ę z y koz n aws t wa

którego się ono przypisze, sama Partia, zostanie zorganizowana. „Każde głosów bądź rozdźwiękiem, z którego wydobywam mój głos. Pozosta-
hasło z osobna powinno wynikać z całokształtu właściwości określonej ję zawsze zależny od pewnego cząsteczkowego układu wypowiedzenia,
sytuacji politycznej”14. Nawet jeśli można by się temu sprzeciwiać, twier- który nie jest dany w mojej świadomości, a zarazem nie zależy wyłącz-
dząc, że owe konkretne okoliczności wiążą się właśnie z polityką, nie zaś nie od moich jawnych społecznych określeń, spaja za to ze sobą i łączy
z lingwistyką, należy zauważyć, do jakiego stopnia polityka drąży język w sobie wielość niejednorodnych ustrojów znakowych. Wielogłos. Pisa-
od wewnątrz, zmieniając nie tylko jego leksykę, lecz całą jego struktu- nie jest niczym innym, jak tylko wydobywaniem owego nieświadomego
rę wraz ze wszystkimi elementami zdań, wraz ze zmianą samych haseł. układu, doborem szeptów, przywołaniem plemion i tajemnych idiomów,
Dany rodzaj wypowiedzi oceniać można jedynie w powiązaniu z jej prag- z których dobywam coś, co zwę Ja. JA to hasło. JA to nakaz. Schizofrenik
matycznymi następstwami, innymi słowy, z jej ukrytymi presupozycja- twierdzi: „słyszałem głosy mówiące: świadom jest życia”15. W tym sen-
mi, immanentnymi czynnościami i bezcielesnymi przekształceniami, sie istnieje schizofreniczne ego, które jednak zmienia samoświadomość
które wyraża, a które dokonują nowych cięć między ciałami. Prawdzi- w bezcielesne przekształcenie nakazu bądź w efekt pewnej mowy za-
wym osiągnięciem nie jest sąd o gramatyczności, lecz ocena wewnętrz- leżnej. Moja mowa niezależna pozostaje bowiem przenikającą mnie ze-
nych zmiennych wypowiedzenia w powiązaniu z zespołem okoliczności. wsząd mową zależną, przybywającą z innych światów, z innych planet.
Przeszliśmy w ten sposób od jawnych rozkazów do nakazów jako Z tego powodu tak wielu artystów i pisarzy ulegało urokom wirujących
ukrytych przesłanek: od haseł do czynności immanentnych i bezcie- stolików. Odtąd, w odpowiedzi na pytanie, czym jest władza właściwa
lesnych przekształceń, które hasła wyrażają, następnie zaś do układów nakazowi, przypisać mu należy nader osobliwe cechy: jest on rodzajem
wypowiedzeń, których są zmiennymi. Jako że owe zmienne nawiązują nagłości, natychmiastowości nadawczej, postrzeżeniem i przekazem ha-
ze sobą dające się określić w danej chwili stosunki, układy łączą się ze seł; wielką zmiennością i mocą zapomnienia, sprawiającą, że czujemy się
sobą w pewien ustrój znakowy bądź sprzęgają, tworząc maszynę semio- niewinni, podążając za nakazem albo odrzucając go, by przyjąć kolejne.
tyczną. Oczywiste jednak pozostaje, że w społeczeństwie działa wielość To moc ściśle idealna i fantomowa, kryjąca się w ujmowaniu bezcieles-
semiotyk tworzących ustroje mieszane. Ponadto w pewnym momen- nych przekształceń, postawa uchwytywania języka w postaci niekoń-
cie pojawić się mogą nowe hasła i nakazy, które doprowadzą do zmia- czącej się nigdy mowy zależnej16. Władza podszeptującego i podszeptu,
ny zmiennych i które nie należą jeszcze do żadnego znanego ustroju.
Nakaz-hasło okazuje się zatem pod wieloma względami nadmiarowy: 15 Przytaczane przez Davida Coopera, The Language of Madness, Allen Lane 1978,
nie tylko przez wzgląd na nieodłączność przekazu, w którym uczestni- s. 34. Cooper opatruje to stwierdzenie następującym komentarzem: „słyszenie
czy, lecz również samo w sobie i od momentu swego nadania, w „bez- głosów oznacza uświadomienie sobie czegoś, co wykracza poza świadomość
normalnej [czyli niezależnej] mowy, a co w konsekwencji musi zostać doświad-
pośrednim” związku z czynnością bądź przekształceniem, którego do-
czone jako inne”.
konuje. Nawet w oderwaniu od danej semiotyki hasło-nakaz pozostaje 16 Elias Canetti należy do tych rzadkich autorów, którzy poświęcili uwagę psycho-
nadmiarem. Dlatego zbiorowy układ wypowiedzenia obejmuje jedynie logicznemu oddziaływaniu haseł i nakazów (Elias Canetti, Masa i władza, tłum.
takie wypowiedzi, które są zawsze częścią mowy zależnej. Mowa zależ- E. Borg, M. Przybyłowska, Czytelnik 1996, rozdział Rozkaz). Zakłada on, że roz-
kaz wbija w duszę i ciało kolec, tworząc cystę, stwardniały i na zawsze już tkwią-
na jest obecnością przytaczanej wypowiedzi w wypowiedzi przytaczają- cy w nich element. Dlatego nie sposób przynieść sobie od niego ulgi inaczej,
cej, obecnością nakazu w słowie. Język w całości jest mową zależną. To aniżeli przekazując je jak najszybciej innym, by obrócić się w „masę”, nawet je-
nie mowa zależna zakłada mowę niezależną, lecz mowa niezależna wy- śli owa masa miałaby się zwrócić w końcu ku temu, kto wydaje rozkazy. Ponad-
to jednak, jako że nakaz-hasło przypomina tkwiące w ciele obce ciało, mowę za-
łania się z zależnej w tej mierze, w jakiej operacje znaczeniowe i procesy leżną w mówieniu, wiąże się on z cudem zapomnienia: „Sprawca nie oskarża
upodmiotowienia w danym układzie zostają rozmieszczone, przypisane, siebie, lecz kolec, ową obcą instancję, niejako prawdziwego sprawcę, którego
przydzielone, a zmienne układu nawiązują ze sobą stałe stosunki, choćby bez przerwy taszczy ze sobą. (…) Jest nieustannie świadkiem tego, że to nie sam
człowiek popełnił to czy tamto. Siebie uważa za ofiarę, tak więc dla tej właści-
na czas określony. Mowa niezależna jest oderwanym fragmentem masy
wej, rzeczywistej, nie odczuwa już nic. Prawdą jest zatem, że ludzie, którzy dzia-
i rodzi się z rozczłonkowania zbiorowego układu. Ten jednakże jest za- łali pod wpływem rozkazu, uważają się za absolutnie niewinnych” (s. 383) i tym
wsze szumem, z którego czerpię imię własne, gwarem współbrzmiących łatwiej radzą sobie z innymi nakazami. Canetti dostarcza tutaj głębokiego ob-
jaśnienia braku poczucia winy typowego dla nazistów czy też umiejętności za-
pominania charakterystycznej dla stalinistów, pogrążających się w tym więk-
14 Włodzimierz Iljicz Lenin, W sprawie haseł, w: Rewolucja u bram. Pisma wybrane szej amnezji, im częściej przywołują swe wspomnienia i przeszłość, by przyznać
z roku 1917, wyb. Slavoj Žižek, Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2006, s. 133. sobie prawo wydawania i przestrzegania coraz to nowych i bardziej ponurych

98 99
t ys i ąc P l at e au / 4 / 2 0 l i s to pa da 1 9 2 3 – P o s t u l at y j ę z y koz n aws t wa

władza pieśni przechodzącej w arię wewnątrz arii, zawsze w nadmiarze; II. ISTNIEJE (BYĆ MOŻE) ABSTRAKCYJNA MASZYNA JĘZYKA,
zaprawdę mediumiczna władza, glosolalia, a wręcz ksenoglosolalia. NIE WYMAGAJĄCA ŻADNEGO „ZEWNĘTRZNEGO CZYNNIKA”
Powróćmy jednak do pytania: jak zdefiniować funkcję-językową,
funkcję pokrywającą się zakresowo z językiem? Co oczywiste, nakazy, Jeśli w polu społecznym odróżniamy zespół cielesnych modyfikacji i ze-
zbiorowe układy i ustroje znakowe nie są tym samym, co język. Spełnia- spół bezcielesnych przekształceń, pomijając ich zmienność, natrafiamy
ją jednak jego warunek (nadliniowość wyrażenia), w każdym wypadku, na dwie formalizacje – formalizację treści i formalizację wyrażenia. Treść
do tego stopnia, że bez nich język pozostałby czystą wirtualnością (nad- bowiem nie przeciwstawia się formie, ma własną formalizację: biegun
liniowość mowy zależnej). Bez wątpienia również układy ulegają zmia- dłoni-narzędzia czy lekcja rzeczy. Przeciwstawia się jednak wyrażeniu,
nom i przekształceniom. Wszelako nie zmieniają się wcale wraz z każ- które również ma swą formalizację: biegun twarz-mowa, lekcja znaków.
dym językiem, nie odpowiadają one bowiem różnym językom. Język Właśnie dlatego, że treść, podobnie jak wyrażenie, ma formę, nie sposób
definiuje się, mogłoby się zdawać, przez stałe fonologiczne, semantyczne przypisać formie wyrażenia jedynie funkcji przedstawiania, opisywania
i składniowe, zawarte w wypowiedziach; zbiorowy układ z kolei dotyczy czy stwierdzania odpowiadającej jej treści: nie ma między nimi ani od-
użycia stałych w powiązaniu ze zmiennymi zawartymi w samym wypo- powiedniości, ani podobieństwa. Te dwie formalizacje różnią się mię-
wiedzeniu (zmienne wyrażenia, czynności immanentne lub bezcielesne dzy sobą co do natury, są od siebie niezależne i nie są jednorodne. Stoicy
przekształcenia). Rozmaite zmienne, rozmaite języki mogą znajdować jako pierwsi opracowali teorię owej niezależności, odróżniając działania
rozmaity użytek, zarówno w kolejności, jak i równocześnie. Nie sposób i doznania ciała (nadając słowu „ciało” największy możliwy zakres zna-
utrzymywać dychotomicznego podziału stałych jako czynników języko- czeniowy, obejmujący całą uformowaną treść) od bezcielesnych aktów
wych, jawnych bądź dających się ujawnić, i zmiennych jako zewnętrz- (będących tym, co wyrażone w wypowiedziach). Forma wyrażenia two-
nych czynników pozajęzykowych. Pragmatyczne zmienne wiążące się rzona jest przez łańcuch wyrażonych elementów, a forma treści – przez
z użyciem zawierają się bowiem w wypowiedzeniu i stanowią ukryte pre- splot ciał. Nóż wbijający się w ciało, pożywienie bądź trucizna rozcho-
supozycje języka. Skoro zatem zbiorowy układ za każdym razem okazuje dzące się po ciele, kropla wina wlana do wody – wszystko to tworzy mie-
się pokrywać zakresowo z danym językiem oraz z językiem jako takim, to szaninę ciał, jednakże wypowiedzi „nóż tnie ciało”, „ja jem”, „woda za-
dlatego że wyraża on zespół bezcielesnych przekształceń, które spełnia- barwia się na czerwono” wyrażają bezcielesne przekształcenia całkiem
ją warunek językowości i wykorzystują elementy językowe. Określona odmiennej natury (wydarzenia17). Geniusz stoików polegał na maksyma-
w ten sposób funkcja-język nie jest ani informacyjna, ani komunikacyj- lizacji owego paradoksu, aż po granicę obłędu i cynizmu, poprzez znale-
na, nie odnosi się ani do znaczącej informacji, ani do międzypodmio- zienie mu oparcia w najpoważniejszych racjach: ich zasługą było sformu-
towej komunikacji. I nie warto odrywać znaczeniowości od informacji, łowanie po raz pierwszy poważnej filozofii mowy.
a podmiotowości – od komunikacji. To proces upodmiotowienia i ruch Paradoks ten na niewiele się zda, jeśli nie dorzucimy za stoikami:
znaczeniowości odsyłają do ustrojów znakowych i zbiorowych układów. bezcielesne przekształcenia, bezcielesne atrybuty orzeka się tylko i wy-
A funkcją-językiem jest przekaz nakazów, nakazów odnoszących się do łącznie o samych ciałach. Są one tym, co wyraża się w wypowiedziach,
układów, tak jak układy odnoszą się do bezcielesnych przekształceń, któ- lecz przypisuje się je ciałom. Nie po to jednak, by opisywać czy przedsta-
re stanowią zmienne określonej funkcji. Językoznawstwo pojmowane wiać ciała, te bowiem obdarzone są już swymi właściwościami, działa-
poza pragmatyką (semiotyczną bądź polityczną), która określa spełnie- niami i doznaniami, duszami, jednym słowem – swymi formami, które
nie warunku mowy i użycie elementów języka, jest niczym. same są ciałami; przedstawienia również bowiem są ciałami! Jeśli niecie-
lesne atrybuty orzeka się o ciałach, jeśli przychodzi odróżnić wyrażony
rozkazów: „mania kolców”. Dociekania Canettiego wydają się nam pod tym bezcielesny element „zabarwiać się na czerwono” od cielesnej właściwo-
względem kluczowe. Niemniej zakładają one istnienie pewnej nader szczegól-
ści „czerwień” itp., dokonuje się tego z racji całkiem odmiennych, ani-
nej władzy psychicznej, bez której nakaz pozbawiony byłby owej mocy działa-
nia. Cała klasyczna racjonalistyczna teoria „zmysłu wspólnego”, zdrowego roz- żeli przedstawienie. Nie sposób nawet uznać, że ciało czy stan rzeczy są
sądku podzielanego przez wszystkich, oparta na informacji i komunikacji, jest
jedynie sposobem na przesłonięcie bądź ukrycie, czy wręcz na usprawiedliwie-
nie z góry pewnej, o wiele bardziej niepokojącej władzy, jaką obdarzone są na- 17 Zob. klasyczną pracę Emilé’a Béhiera, La théorie des incorporels dans l’ancien
kazy. Władzy szczególnie irracjonalnej, której dajemy rękojmię tym bardziej, im stoïcisme, Vrin 1962 s. 20, zwłaszcza w odniesieniu do tematu wypowiedzi w ro-
bardziej ją błogosławimy w imię czystego rozumu i wyłącznie jego… dzaju: „nóż tnie ciało” czy „drzewo się zieleni”.

100 101
t ys i ąc P l at e au / 4 / 2 0 l i s to pa da 1 9 2 3 – P o s t u l at y j ę z y koz n aws t wa

„referentem” znaku. Wyrażając niecielesny atrybut, a tym samym przy- niosącej je deterytorializacji. Zarówno wyrażenie, jak i treść są w mniej-
pisując go ciału, niczego nie przedstawiamy, do niczego się nie odnosi- szym lub większym stopniu zdeterytorializowane we względnym zakre-
my, lecz w pewien sposób uczestniczymy – jest to czynność mowy. Nie- sie, w zależności od stanu owej formy. Pod tym względem niepodob-
zależność tych dwóch form, formy wyrażenia i formy treści, znajduje na zakładać prymatu wyrażenia nad treścią ani treści nad wyrażeniem.
nie zaprzeczenie, lecz potwierdzenie w tym, że wyrażenia wraz z tym, Bywa bowiem, że składowe semiotyczne są w większym stopniu zdete-
co wyrażone, wnikają w treści, włączają się w nie i biorą w nich udział, rytorializowane, aniżeli składowe materialne. I na odwrót. Przykładowo,
nie po to, by je przedstawiać, lecz po to, by je uprzedzić, cofnąć, zwolnić matematyczne złożenie znaków może podlegać większej deterytoriali-
bądź przyspieszyć, oderwać od siebie bądź ze sobą zespolić, w inny spo- zacji, niż jakiś zbiór cząstek, z kolei cząstki mogą wytwarzać efekty ba-
sób je rozdzielić. Łańcuch nagłych przekształceń splata się nieustannie dawcze deterytorializujące system semiotyczny. Przestępstwo może być
w sieć ciągłych modyfikacji (stąd bierze się znaczenie dat u stoików: od obdarzone deterytorializującą mocą w stosunku do istniejącego ustro-
jakiego momentu można kogoś uznać za łysego? I w jakim sensie wypo- ju znakowego (ziemia woła o pomstę i usuwa się spod stóp, ma wina na-
wiedź w rodzaju „jutro dojdzie do bitwy morskiej” stanowi datę czy też zbyt wielka), lecz znak wyrażający akt potępienia również może mieć
nakaz?). Noc 4 sierpnia, 4 lipca 1917, 20 listopada 1923; jakie bezcielesne taką moc w stosunku do wszystkich działań i odpowiedzi na nie („tuła-
przekształcenie w tym się wyraża, zarazem jednak przypisując się cia- czem i zbiegiem będziesz na ziemi”18, nie wolno cię będzie nawet zgła-
łom i w nie wnikając? Niezależność formy wyrażenia od formy treści nie dzić). Krótko mówiąc, deterytorializacja ma charakter stopniowalny, jej
ustanawia między nimi jakiejkolwiek równoległości, jakiejkolwiek rela- stopnie zaś kwantyfikują odpowiednie formy; w zależności od nich tre-
cji przedstawiania jednej przez drugą, przeciwnie, jest ich rozczłonkowa- ści i wyrażenia wiążą się ze sobą, wymieniają między sobą, wzajemnie
niem, sposobem, w jaki wyrażenia wnikają w treści, nieustannie prze- przyspieszają bądź, na odwrót, stabilizują się wskutek reterytorializacji.
skakując między rejestrami, a ich znaki drążą rzeczy same równocześnie Stopnie te nazywane są przez nas właśnie okolicznościami i zmienny-
z rozciąganiem i rozmieszczaniem się rzeczy za pośrednictwem znaków. mi. Istnieją zmienne treściowe, czyli proporcje w mieszaninach czy agre-
Układ wypowiedzenia nie mówi „o” rzeczach, lecz wypowiada stany rze- gatach ciał, jak również zmienne wyrażeniowe, czyli wewnętrzne czynniki
czy i stany treści bezpośrednio. Z tej racji to samo x, ta sama cząstka, funk- wyrażania. W Niemczech w okolicach 20 listopada 1923 były nimi: infla-
cjonować może niczym działające bądź doznające ciało, a zarazem jako cja deterytorializująca ciało monetarne, jak również semiotyczne prze-
znak będący czynnością, będący nakazem, w zależności od formy, jaką kształcenie reichsmarki w rentenmarkę, włączające się, by umożliwić
przybiera (podobnie rzecz ma się w teoretyczno-eksperymentalnym reterytorializację. W Rosji około 4 lipca 1917 zaś: proporcje pewnego sta-
zespole fizyki). Jednym słowem, funkcjonalna niezależność od siebie nu „ciała” Rad-Rządu tymczasowego, lecz również wypracowanie pew-
obu tych form sama sprowadza się do formy ich wzajemnego zakłada- nej bezcielesnej bolszewickiej semiotyki, co przyspieszyło wydarzenia,
nia i nieustannej wzajemnej wymiany. Nigdy nie natrafiamy na samoist- z drugiej zaś strony, zderzyło się z rozsadzającym działaniem ciała Partii.
ny łańcuch nakazów i samoistne przyczynowe powiązanie treści, w któ- Jednym słowem, wyrażenie nawiązuje relację z treścią nie na drodze jej
rym jedno przedstawia jedynie drugie, drugie zaś służy pierwszemu za odsłonięcia czy przedstawienia. To przez wiązanie kwantów względnej
desygnat. Przeciwnie, niezależność tych dwóch linii ma charakter dys- deterytorializacji formy wyrażeniowe i formy treściowe łączą się ze sobą,
trybutywny, co sprawia, że człony obu nieustannie się wymieniają, prze- uczestniczą w sobie nawzajem i na siebie oddziałują.
ślizgują bądź w siebie włączają. Nigdy nie ustaje przechodzenie od po- Można stąd wyciągnąć ogólne wnioski dotyczące natury Układów.
rządkujących nakazów do „milczącego porządku” rzeczy, jak powiadał Wzdłuż pierwszej osi, poziomej, układ obejmuje dwa segmenty, segment
Foucault. I w przeciwnym kierunku. treści i segment wyrażenia. Z jednej strony, jest to maszynowy układ
Wszelako czy używając takiego niejednoznacznego pojęcia jak ciał, działań i doznań, mieszanina ciał oddziałujących na siebie nawza-
„udział” bądź „włączanie się” w odniesieniu do wyrażeń, nie popadamy jem; z drugiej zaś – zbiorowy układ wypowiedzenia, układ czynności i wy-
nadal w swego rodzaju idealizm, w myśl którego nakaz przychodzi nagle, powiedzi, bezcielesnych przekształceń przypisujących się ciałom. Jed-
spada wprost z nieba? Należałoby bowiem nie tyle ustalić źródło, ile wy- nakże rozpatrywany wzdłuż osi pionowej o określonym zwrocie układ
znaczyć punkty, w których dochodzi do owego udziału czy włączenia się, ma, z jednej strony, boki terytorialne bądź zreterytorializowane, które
i to w obrębie wzajemnego zakładania się obu form. Formy bowiem, za-
równo formy treści, jak i wyrażenia, są nieodłączne od pewnego ruchu 18 Rdz 4,12 [przyp.red.].

102 103
t ys i ąc P l at e au / 4 / 2 0 l i s to pa da 1 9 2 3 – P o s t u l at y j ę z y koz n aws t wa

go stabilizują, z drugiej zaś, przenoszące go wierzchołki deterytorializacji. na treści. Jednakże ową niezależność pojmuje się niewłaściwie. Gdyby
Nikt dobitniej aniżeli Kafka nie potrafił wydobyć i jednocześnie urucho- uznać treści za ekonomiczne, nie sposób uznać za ekonomiczną formę
mić owych osi układu. Z jednej strony, maszyna-statek, maszyna-zajazd, treści, sprowadzałaby się ona bowiem wtedy do czystej abstrakcji, czyli
maszyna-cyrk, maszyna-zamek, maszyna-sąd: każde z właściwymi sobie produkowania dóbr i środków owej produkcji rozważanych dla nich sa-
elementami, trybami, procesami, złożonymi, złączonymi i rozłączanymi mych. Podobnie, jeśli przypisać wyrażeniom taki ekonomiczny charak-
ciałami (np. głowa przebijająca dach). Z drugiej zaś, ustrój znaków i wy- ter, forma wyrażenia byłaby go pozbawiona, sprowadzałaby się bowiem
powiedzeń: każdy z ustrojów wraz ze swymi bezcielesnymi przekształ- do języka ujmowanego jako abstrakcja, jako rozporządzanie pewnym do-
ceniami, czynnościami, wyrokami śmierci i orzeczeniami, procesami, brem wspólnym. W ten sposób staralibyśmy się scharakteryzować treści
swym „prawem”. Jest jednak oczywiste, że wypowiedzi nie przedstawia- i formy poprzez odwołanie do przenikających je walk i konfliktów wszel-
ją maszyn: mowa Palacza nie opisuje palenia jako ciała, obdarzona jest kiego rodzaju, w dwóch różnych formach, same te formy jednak ze swej
własną formą i niepowtarzalnym tokiem. Niemniej przypisuje się ona strony byłyby wolne od wszelkich walk i konfliktów, przez co ich związek
ciału, całemu statkowi jako ciału. Mowa podległości nakazom, mowa pozostawałby całkowicie nieokreślony19. Nie sposób byłoby go określić
rozprawy, roszczeń, oskarżeń i obrony. Dzieje się tak dlatego, że tym, co bez skorygowania teorii ideologii i bez wprzęgnięcia wyrażeń i wypo-
porównuje się czy zestawia między aspektami wzdłuż drugiej osi, tym, wiedzi w produktywność pod postacią produkcji sensu czy wartości zna-
co je w sobie umieszcza, są stopnie deterytorializacji, połączone bądź kowej. Kategoria produkcji bez wątpienia ma tę przewagę, że zrywa ze
wymienne, jak również operacje reterytorializacji, stabilizujące zespół schematami przedstawienia, informacji i komunikacji. Czy jednak jest
w danym momencie. K., funkcja-K., wytycza linię ujścia bądź deteryto- bardziej od nich odpowiednia? Jej zastosowanie do języka wydaje się na-
rializacji, która pociąga za sobą wszystkie układy, lecz zarazem przebie- der trudne, jako że wymaga odwołania do pewnego nieustannie się do-
ga przez wszelkie możliwe reterotorializacje i nadmiary, nadmiarowość konującego dialektycznego cudu przeistaczania materii w sens, treści
dzieciństwa, wsi, miłości, biurokracji… itp. w – wyrażenie, a procesu społecznego – w system znaczący.
Czwórwartościowość układu. Przykładem – układ feudalny. Roz- Pod względem materialnym i maszynowym układ nie odsyła, jak
ważmy mieszaniny ciał określających feudalizm: ciało ziemi i ciało spo- się nam zdaje, do procesu wytwarzania dóbr, lecz do ściśle określone-
łeczne, ciało suwerena, wasala i chłopa pańszczyźnianego, ciało ryce- go stanu zmieszania ciał w społeczeństwie, obejmując wszelkie proce-
rza i ciało konia, nowy stosunek, jaki nawiązują ze strzemieniem, bronią sy przyciągania i odpychania, sympatie i antypatie, odmiany, stopienia
i narzędziami zapewniającymi symbiozy ciała – oto cały maszynowy i splątania, przenikania i rozprzestrzeniania wpływające wzajemnie na
układ. Oprócz tego wypowiedzi, wyrażenia, prawny ustrój herbów, ze- wszelkiego rodzaju ciała. Diety pokarmowe czy reżimy seksualne rzą-
spół bezcielesnych przekształceń, zwłaszcza przysięgi z ich rozmaitymi dzą przede wszystkim mieszaninami wymaganych, koniecznych bądź
odmianami, przysięga posłuszeństwa, przysięgi miłosne itp. – oto zbio- dozwolonych ciał. Nawet technologia błędnie ujmuje narzędzia jako
rowy układ wypowiedzenia. A wzdłuż drugiej osi – feudalne terytorial- istniejące same dla siebie, istnieją one bowiem jedynie w powiązaniu
ności i reterytorialności, a zarazem linia deterytorializacji, wiodąca ry- z umożliwiającymi ich istnienie i działanie mieszaninami. Strzemię
cerza wraz z jego wierzchowcem, wypowiedzi i czynności. Wszystko to wymaga nowej symbiozy człowieka z koniem, która to symbioza z ko-
ulega zespoleniu w Krucjatach. lei wymaga nowego oręża i nowych narzędzi. Te zaś są nieodłączne od
Błędne byłoby zatem przekonanie, że treść określa wyrażenie w try- symbioz i stopów określających dany maszynowy układ Naturo-Spo-
bie przyczynowym, nawet jeśli przyznalibyśmy wyrażeniu moc nie tylko łeczeństwa. Wymagają one pewnej machiny społecznej, dokonującej
„odzwierciedlania” treści, lecz również czynnego na nią oddziaływania. ich doboru i włączającej je w jej „gromadę”. Społeczeństwo definiu-
Taka ideologiczna koncepcja wypowiedzi, zakładająca jej zależność od je się przez rodzaje mieszanin, nie przez swe narzędzia. Podobnie, pod
pewnej uprzedniej wobec niej treści ekonomicznej, wiedzie do wszelkie-
go rodzaju trudności nieodłącznych dialektyce. Przede wszystkim, nawet 19 Podobnie Stalin w swym sławetnym tekście poświęconym językoznawstwu usi-
jeśli można założyć w jakimś ścisłym sensie oddziaływanie przyczyno- łuje wydobyć dwie neutralne formy, służące bez różnicy całemu społeczeństwu,
we treści na wyrażenie, nie sposób tego samego odnieść do odpowia- wszystkim klasom i ustrojom: z jednej strony, narzędzia i maszyny jako czysty
środek wytwarzania dowolnych dóbr, z drugiej strony zaś, język jako czysty śro-
dających im form, formy treści i formy wyrażenia. Należy przyznać tej dek informowania i komunikowania. Nawet Bachtin definiuje język jako postać
ostatniej pewną niezależność, która pozwala wyrażeniom oddziaływać ideologii, uściślając jednak, że forma ideologii sama nie musi być ideologiczna.

104 105
t ys i ąc P l at e au / 4 / 2 0 l i s to pa da 1 9 2 3 – P o s t u l at y j ę z y koz n aws t wa

względem zbiorowym i semiotycznym układ nie odnosi się do produk- odnosi się do całości pewnego układu: określa się ona jako diagram owe-
tywności języka, lecz do ustrojów znakowych, do pewnej maszyny wy- go układu. Ma ona charakter nie językowy, lecz diagramatyczny i nad-
rażeniowej, której zmienne określają wykorzystanie elementów języ- liniowy. Treść nie jest znaczonym, a wyrażenie nie jest znaczącym; oba
ka. Podobnie jak narzędzia, elementy te nie są samoistne. Maszynowy są zmiennymi pewnego układu. Niczego zatem nie zdziałamy bez bez-
układ ciał ma pierwszeństwo przed narzędziami i dobrami, a zbiorowy pośredniego odniesienia pragmatycznych, a zarazem semantycznych,
układ wypowiedzenia – przed językiem i słowami. Powiązanie zaś tych składniowych i fonologicznych określeń do układów wypowiedzenia,
dwóch aspektów układu dokonuje się skutkiem ruchów deterytoriali- od których pozostają zależne. Abstrakcyjna maszyna Chomsky’ego na-
zacji, kwantyfikujących ich formy. Dlatego dane pole społeczne wyty- dal wiąże się z modelem drzewiastym i liniowym uporządkowaniem ele-
czają nie tyle jego konflikty i sprzeczności, ile przecinające je linie ujścia. mentów językowych w postaci zdań i ich rozmaitych zestawień. Wsze-
Układ nie obejmuje ani bazy, ani nadbudowy, ani struktury głębokiej czy lako uwzględniwszy wartości pragmatyczne i zmienne wewnętrzne,
powierzchniowej, spłaszcza raczej wszystkie wymiary do postaci jednej zwłaszcza w powiązaniu z mową zależną, zmuszeni będziemy do ujęcia
płaszczyzny spójności, na której działają stosunki wzajemnego zakłada- „hiperzdań” i zbudowania „abstrakcyjnych obiektów” (bezcielesnych
nia i włączania się w siebie nawzajem. przekształceń), wymagających nadlinowości, innymi słowy, ujęcia pew-
Kolejnym błędem (wiążącym się z konieczności z poprzednim) jest nej płaszczyzny, której składowe nie należą już do ustalonego porządku
wiara w wystarczalność formy wyrażenia jako systemu językowego. Sy- liniowego: modelu kłącza20. Z tego punktu widzenia wzajemne przenika-
stem ten można pojmować jako znaczącą strukturę fonologiczną lub nie się języka i pola społecznego czy problemów politycznych dokonuje
głęboką strukturę składniową. Zyskiwałby on w ten sposób tę zaletę, że się u podstaw abstrakcyjnej maszyny, a nie na jej powierzchni. Abstrak-
generowałby pewną semantykę, a tym samym urzeczywistniał wyraże- cyjna maszyna, jako że jest powiązana z diagramem układu, nie sprowa-
nie, podczas gdy treści pozostawałyby zdane na arbitralność prostego dza się nigdy wyłącznie do języka, chyba że z niedostatku abstrakcyj-
„odniesienia”, pragmatyka zaś – na zewnętrzność czynników niejęzy- ności. To język zależny jest od abstrakcyjnej maszyny, a nie na odwrót.
kowych. Tym, co wspólne wszystkim tego rodzaju ujęciom, jest skon- Ponadto, można w niej wyróżnić dwa stany diagramu: jeden, w którym
struowanie abstrakcyjnej maszyny języka, a zarazem ustanowienie jej je- zmienne treści i zmienne wyrażenia rozmieszczają się wedle swych nie-
dynie jako pewnego synchronicznego zespołu stałych. Niepodobna jednorodnych form, wzajemnie się zakładając na płaszczyźnie spójno-
jednak uznać, że pojmowana w ten sposób maszyna jest nazbyt abstrak- ści, i drugi, w którym nie sposób już odróżnić ich od siebie, dwoistość
cyjna. Przeciwnie, nie jest dostatecznie abstrakcyjna, pozostaje bowiem owych form pokonuje bowiem zmienności samej płaszczyzny i czyni je
„linio­wa”. Trzyma się pośredniego poziomu abstrakcji, pozwalającego jej, „nierozróżnialnymi”. (Pierwsza płaszczyzna odsyłałaby do nadal względ-
z jednej strony, uwzględniać czynniki językowe same w sobie, niezależ- nych ruchów deterytorializacji, druga zaś sięgałaby pewnego absolutne-
nie od czynników niejęzykowych, z drugiej zaś, uznawać owe czynniki go progu deterytorializacji).
językowe za stałe. Wszakże, jeśli posunąć ową abstrakcję wystarczająco
daleko, sięgniemy z konieczności poziomu, na którym pseudo-zmien-
20 Problematykę tę poruszają m.in.: praca J. M. Sadocka, Hypersentences, Phil.
ne języka ustąpią miejsca zmiennym wyrażenia, zawartym w wypowie- Diss. University Of Illinois, 1968; Dieter Wunderlich, Pragmatique, situation
dzeniu. Dlatego owych zmiennych wyrażenia nie sposób już oddzielić d’énonciation et deixi, „Langages”, Larousse, czerwiec 1972; a przede wszyst-
od zmiennych treści, nieustannie z nimi współdziałających. Zewnętrz- kim S. K. Saumjan, który proponuje pewien model abstrakcyjnych obiektów,
oparty na operacji zastosowania MGZ (Modelu Generującego Zastosowawcze-
ną pragmatykę czynników niejęzykowych należy uwzględniać dlatego, że sa- go); S. K. Saumjan, Aspects algébriques de la grammaire applicative „Langages”,
mego językoznawstwa nie da się oddzielić od pewnej zawartej w nim prag- marzec 1974. Saumjan powołuje się w tym kontekście na Hjemsleva, którego
matyki, obejmującej jego własne czynniki. Nie wystarczy uwzględnienie siłą jest rozpatrywanie formy wyrażenia i formy treści jako dwóch całkowicie
względnych zmiennych na tej samej płaszczyźnie, w charakterze „funktywów
znaczonego, a tym bardziej desygnatu, same bowiem pojęcia znaczenia
tej samej funkcji” (Prolegomena do teorii języka, tłum. H. Kurkowska, A. Weins­
i referencji odnoszą się nadal do pewnej struktury wyrażenia, uznawa- berg, w: H. Kurkowska, A. Weinsberg (red.), Językoznawstwo strukturalne, PWN
nej za stałą i samodzielną. Na nic się zda budowanie pewnej semanty- 1979). Wszelako krok ten, mogący doprowadzić do diagramatycznej kon-
ki, a nawet uznanie w pewnym zakresie praw pragmatyki, jeśli nadal bę- cepcji abstrakcyjnej maszyny, natrafia na przeszkodę w następującej postaci:
Hjelmslev nadal wzoruje rozróżnienie na wyrażenie i treść na rozróżnieniu zna-
dziemy je przepuszczać przez mającą je uprzednio obrobić składniową czące –znaczone, zachowując tym samym zależność abstrakcyjnej maszyny od
czy fonologiczną maszynę. Prawdziwie abstrakcyjna maszyna bowiem językoznawstwa.

106 107
t ys i ąc P l at e au / 4 / 2 0 l i s to pa da 1 9 2 3 – P o s t u l at y j ę z y koz n aws t wa

III. ISTNIEJĄ STAŁE BĄDŹ POWSZECHNIKI JĘZYKA, ani­żeli „pozdrawiać”, „nazywać” czy „potępiać”21? Podobnie, usiłując
POZWALAJĄCE GO OKREŚLIĆ W POSTACI rozwinąć drzewka Chomsky’ego i zaburzyć ich liniowy porządek, nicze-
JEDNORODNEGO SYSTEMU go w istocie nie zyskujemy, nie osiągamy bowiem formy kłącza, gdyż
pragmatyczne składowe, wyznaczające zerwania, umiejscowione są
Problem strukturalnych niezmienników, wraz z samą ideą struktury nie- u wierzchołka drzewa bądź zanikają wraz z kolejnymi krokami derywa-
odłączną od owych niezmienników, atomowych bądź relacyjnych, jest cji22. Zaiste, w najogólniejszym ujęciu problem dotyczy natury maszyny
kluczowy dla językoznawstwa. Stanowi wręcz warunek, pod jakim ję- abstrakcyjnej: nie ma żadnego powodu, by wiązać to, co abstrakcyjne,
zykoznawstwo rościć może sobie prawo do naukowości, do statusu czy- z uniwersalnością i stałością, wymazując tym samym osobliwy charak-
stej nauki, wolnej od jakiegokolwiek wpływu czynników zewnętrznych ter maszyn abstrakcyjnych jako czegoś, co buduje się wokół zmiennych
czy pragmatycznych. Problem owych niezmienników przybiera rozma- oraz zmienności.
ite, ściśle ze sobą powiązane postaci: 1) stałe pewnego języka (fonolo- Problem ten daje się lepiej zrozumieć, jeśli odniesiemy się do spo-
giczne – skutkiem wymienności, składniowe – skutkiem przekształce- ru między Chomsky’m a Labovem. Językoznawcy zgadzają się co do tego
niowości, semantyczne – skutkiem generatywności); 2) powszechniki i przyznają jednogłośnie, że całość języka jest bytem złożonym w sposób
języka (skutkiem rozkładu fonemu na cechy dystynktywne, składni – na zasadniczo niejednorodny, jest to jednak przekonanie natury wyłącznie
składniki podstawowe, znaczenia – na minimalne elementy semantycz- faktycznej. Chomsky domaga się jedynie, by wyodrębnić z owej całości
ne); 3) drzewa, wiążące między sobą stałe, wraz z binarnymi relacjami pewien jednorodny czy standardowy system, jako warunek uabstrak-
w zbiorze drzew (liniowa drzewiasta metoda Chomsky’ego); 4) kompe- cyjnienia i idealizacji, dający możliwość prowadzenia formalnych badań
tencja, pokrywająca się de iure zakresem z językiem i określona przez naukowych. Nie chodzi zatem o to, by trzymać się standardowego języ-
sądy o gramatyczności; 5) jednorodność, cechująca w równym stopniu ka angielskiego, gdyż nawet jeśli bada on czarny angielski czy język get-
elementy i stosunki, co naoczne sądy; 6) synchronia, budująca „w so- ta, językoznawca czuje się w obowiązku wydobyć z nich pewien system
bie” i „dla siebie” języka, nieustannie przechodząca od obiektywności w wersji standardowej, gwarantujący stałość i jednorodność badanego
systemu do uchwytującej go de iure subiektywnej świadomości (samego przedmiotu (jak się uważa, żadna nauka nie może postępować inaczej).
językoznawcy). Chomsky zatem zdaje się podzielać przekonanie, że Labov, głoszący swe
Można by się wprawdzie dalej bawić w odejmowanie bądź doda- zainteresowanie zmiennymi cechami języka, tym samym umieszcza się
wanie kolejnych czynników, jednakże wszystkie one należą do tego sa- faktycznie w polu pragmatyki23. Wszelako zamiary Labova są inne. Wy-
mego zbioru, na poziomie każdego z nich znaleźć można bowiem isto- znaczając linie wewnętrznej zmienności, nie upatruje w tym po prostu
tę wszystkich pozostałych. Przykładowo, rozróżnienie na język i mowę „swobodnych zmian”, wiążących się z wymową, stylem czy nieistotny-
odzwierciedlane jest przez rozróżnienie na kompetencję i wykonanie, mi przygodnymi cechami, pozostających tym samym poza systemem
w tym wypadku na poziomie gramatyczności. Na zarzut, że rozróżnie- i ocalających jego jednorodność, lecz również nie uznaje ich za faktyczną
nie na kompetencję i wykonanie jest całkowicie względne – kompe- mieszaninę dwóch systemów, z których każdy byłby w sobie jednorodny,
tencja językowa może mieć charakter ekonomiczny, religijny, politycz- a rozmówca przemieszczał się jedynie między nimi. Odrzuca on samą tę
ny, estetyczny itp.; kompetencja szkolna nauczyciela może być niczym alternatywę, w której chciałoby się zamknąć językoznawstwo: przypisy-
więcej, aniżeli wykonaniem odpowiednim w odniesieniu do oceny wi- wania zmiennych odrębnym systemom albo wyrzucania ich poza samą
zytatora bądź reguł ministerialnych – językoznawcy odpowiadają, że są strukturę. To zmienność jest systemowa, w takim samym sensie, w jakim
gotowi dorzucić kolejne poziomy kompetencji, a nawet wprowadzić do muzycy powiadają, że sam „temat jest wariacją”. W owej wariacyjności
systemu pewne wartości pragmatyczne. W ten sposób Brekle postulu- Labov dostrzega formalną składową oddziałującą na dowolny system od
je, by dołączyć czynniki „idiosynkratycznej kompetencji wykonawczej”, wewnątrz, samoistnie ruchliwą i rozsadzającą go, uniemożliwiającą tym
powiązanej z całokształtem czynników językowych, psychologicznych
i socjologicznych. Czemu jednak miałby służyć tego rodzaju zastrzyk 21 Zob. Herbert E. Brekle, Sémantique, Armand Colin 1974, s. 94-104, w nawiązaniu
pragmatyki, jeśli i tak uznaje się, że zawiera ona pewne właściwe so- do idei pewnej uniwersalnej pragmatyki i „powszechników dialogu”.
22 Na temat owych prób rozwinięcia i jego rozmaitych przedstawień zob. Dieter
bie stałe czy powszechniki? I pod jakim względem wyrażenia w rodzaju Wunderlich, Pragmatique….
„Ja”, „obiecywać”, „wiedzieć” miałyby okazać się bardziej uniwersalne, 23 Noam Chomsky i Mitsou Ronat, Dialogues, Flammarion 1977, s. 72-74.

108 109
t ys i ąc P l at e au / 4 / 2 0 l i s to pa da 1 9 2 3 – P o s t u l at y j ę z y koz n aws t wa

samym jego domknięcie i zasadnicze ujednorodnienie. Zmiany rozwa- modyfikacji częstotliwości, skutkiem współistnienia i ciągłości rozmai-
żane przez Labova bez wątpienia mogą być rozmaitej natury, fonetycz- tych użyć. Weźmy za przykład jedną i tę samą wypowiedź „przysięgam!”.
nej, fonologicznej, składniowej, semantycznej bądź stylistycznej. Trudno Jest ona czymś innym w zależności od tego, czy wypowiedziana zostaje
jednak zarzucać mu, że lekceważy on rozróżnienie na formalność i fak- przez dziecko w obecności ojca, zakochanego wobec ukochanej, świad-
tyczność czy na językoznawstwo i stylistykę, synchronię i diachronię, ce- ka przed sądem itp. Są to bowiem trzy różne sekwencje (podobnie czte-
chy istotne i nieistotne, kompetencję i wykonanie, gramatyczność języka rokrotne Amen rozmieszczone w siedmiu sekwencjach u Messiaena).
i agramatyczność mowy. Radykalizując stanowisko Labova, rzekliby- Również w tym przypadku nie ma powodu, by twierdzić, że zmiany te
śmy raczej, że domaga się on odmiennego rozmieszczenia faktyczności mają jedynie sytuacyjny czy okolicznościowy charakter, wypowiedź zaś
i formalności, a zwłaszcza innej koncepcji samego formalizmu i abstrak- formalnie nie ulega zmianie. Nie tylko bowiem istnieje tyle wypowiedzi,
cji. Labov przytacza przykład młodego czarnoskórego człowieka, któ- ile wykonań, lecz również całokształt wypowiedzi jest obecny w wyko-
ry w nader krótkim ciągu zdań wydaje się przemieszczać osiemnasto- naniu jednej z nich, linia zmienności ma bowiem charakter wirtualny –
krotnie w obie strony między systemem czarnego języka angielskiego czyli rzeczywisty, choć nie aktualny – a tym samym ciągły, niezależnie
a systemem standardowym. Czy jednak właśnie owo abstrakcyjne roz- od skoków wypowiedzi. Wprawienie w ruch ciągłej zmienności oznacza-
różnienie na dwa systemy nie okazuje się arbitralne i niewystarczające, łoby włączenie w przebieg wypowiedzi wszystkich zmiennych: fonolo-
skoro większość form nawiązuje do jednego czy drugiego systemu jedy- gicznych, składniowych, semantycznych i prozodycznych, które mogą
nie w tego rodzaju przypadkowej kolejności? Czy nie należałoby zatem na nią wpłynąć w najkrótszym możliwym czasie (w najmniejszym in-
przyznać, że każdy system jest naznaczony zmiennością i określa się nie terwale). Ustanowienie łączności „Ja przysięgam” z odpowiednimi prze-
przez swe stałe i swą jednorodność, lecz przeciwnie, przez zmiany o cha- kształceniami. Taki jest punkt widzenia pragmatyki, ta jednak staje się
rakterze immanentnym, ciągłym i nader szczególnie uporządkowane czymś wewnętrznym wobec języka, czymś mu immanentnym, i obej-
(reguły zmienne i warunkowe24)? muje zmienność dowolnych elementów językowych. Za przykład po-
Jak zatem należy ująć ową nieustanną zmienność pracującą we- służyć może tutaj proces Kafki: proces ojca, w gronie rodzinnym; pro-
wnątrz języka, nawet jeśli mamy wykroczyć poza granice wytyczone ces narzeczeństwa, w hotelu, proces sądowy. Mamy zawsze skłonność
przez Labova i poza warunki naukowości, na jakie powołuje się języko- do doszukiwania się „redukcji”, objaśniając wszystko stosunkiem dzie-
znawstwo? W ciągu tego samego dnia jednostka nieustannie posługuje cka do ojca, człowieka (mężczyzny) wobec kastracji czy obywatela wo-
się przecież wymiennie różnymi językami. Kolejno: przemawia niczym bec prawa. W ten sposób jednak zadowalamy się wyodrębnieniem jedy-
„prawdziwy ojciec”, a następnie jako szef; do ukochanej mówić będzie ję- nie pseudo-zmiennej treści, co nie jest więcej warte, aniżeli wydobycie
zykiem zdrobniałym i dziecinnym; drzemiąc, pogrąży się w mowie snów, pseudo-zmiennej wyrażenia. Uzmiennienie powinno nam umożliwić
by następnie na dźwięk telefonu powrócić do mowy fachowej. Można uniknięcie owych niebezpieczeństw, tworzy ono bowiem pewną cią-
by twierdzić, że zmiany te mają charakter przygodny i zewnętrzny, i że głość czy też medium, pozbawione początku i końca. Nie będziemy tym
nadal mimo nich jest to ten sam język. Oznaczałoby to jednak przesą- samym mylić ciągłej zmienności z ciągłym czy nieciągłym charakterem
dzanie z góry o czymś, co dopiero należy rozstrzygnąć. Z jednej strony samej zmiennej: nakaz, ciągła zmienność zamiast zmiennej nieciągłej…
bowiem, nie jest pewne, czy mamy w tym wypadku do czynienia z tą Zmienna może mieć charakter ciągły na pewnym odcinku swej drogi, by
samą fonologią, a nawet z tą samą składnią i tą samą semantyką. Z dru- następnie przyspieszyć i skoczyć, co obędzie się bez wpływu na jej cią-
giej strony, cały problem polega na tym, by odpowiedzieć na pytanie, głą zmienność, wprowadzając brakujący postęp jako „odmieniającą ciąg­
czy nasz, zakładany jako ten sam język określany jest przez niezmienni- łość”, wirtualną, a jednak rzeczywistą.
ki, czy też przeciwnie, przez przecinającą go nieustannie linię zmienno- Stałą, niezmiennik definiuje się nie tyle przez jego trwałość i trwa-
ści. Niektórzy językoznawcy sugerowali, że zmiana językowa dokonuje nie, ile przez pełnioną przez niego funkcję centrum, choćby względnego.
się nie tyle skutkiem wyłomu w systemie, ile w następstwie stopniowej W systemie tonalnym czy też diatonicznym w dziedzinie muzyki, pra-
wa współbrzmienia i ciążenia określają centra obowiązujące we wszyst-
24 William Labov, Sociolinquistic Patterns, zwł. s. 262-265. Zauważyć można, że kich tonacjach, obdarzone pewną stałością i mocą przyciągania. Ośrod-
Labov czasem wprowadza ograniczający warunek uwzględniania wypowiedzi
o nader zbliżonym sensie, a czasem nie przestrzega tego ograniczenia, podąża- ki te budują zatem wokół siebie odrębne, zróżnicowane, jasno określone
jąc za sekwencją dopełniających się, lecz niejednorodnych wypowiedzi. przez dany okres formy: system scentrowany, skodyfikowany, liniowy,

110 111
t ys i ąc P l at e au / 4 / 2 0 l i s to pa da 1 9 2 3 – P o s t u l at y j ę z y koz n aws t wa

typu drzewiastego. To prawda, że „tryb” mollowy, ze względu na cha- molekularnemu materiałowi, pozwala usłyszeć pozadźwiękowe siły kos-
rakter jego interwałów i mniejszą stabilność akordów, nadaje muzyce mosu, od zawsze ożywiające muzykę – chwilowy rozbłysk Czasu w stanie
tonalnej zdecentrowany, zanikający i umykający walor. Dlatego w swej czystym, ziarno Intensywności absolutnej… Tonalność, modalność, ato-
nieokreśloności podlega on operacjom podporządkowującym go mode- nalność to już puste słowa. Tylko muzyka jest na miarę sztuki jako kos-
lowi czy wzorcowi durowemu, co podkreśla jednak pewną modalną moc, mosu, zdolna wytyczyć wirtualne linie nieskończonej zmienności.
nie dającą się sprowadzić do tonalności, jak gdyby muzyka wyprawia- Wbrew temu można by jednak twierdzić, że muzyka nie jest języ-
ła się w daleką podróż, kolekcjonując po drodze wszelkie możliwe zja- kiem, składowe dźwięku nie są istotowymi cechami języka, i że brak mię-
wy, widma Orientu, widoki fantastycznych krain, najróżniejsze tradycje. dzy nimi podobieństwa. Nam jednak nie zależy na podobieństwie, do-
Ponadto temperacja, pewien temperament, temperowana chromatycz- magamy się bez ustanku jedynie tego, by pozostawić otwarte to, co jest
ność, cechuje się jeszcze inną ambiwalencją: poszerzenie zakresu wpły- do wyjaśnienia, i odrzucić wszelkie założone z góry rozróżnienia. Prze-
wu działania centrum na najodleglejsze nawet tony, a zarazem przygo- de wszystkim rozróżnienie na język i mowę, które służy temu, by wyrzu-
towanie rozpadu zasady centralizacji, zastąpienie scentrowanych form cić poza nawias języka wszelkiego rodzaju zmienne działające w obrę-
ciągłym rozwijaniem pewnej formy, będącej w stanie nieustannego roz- bie wyrażenia czy wypowiedzenia. Jean-Jacques Rousseau przykładowo
padu i nieustannej przemiany. Gdy rozwinięcie podporządkowuje sobie postulował w to miejsce związek Głosu z Muzyką, który mógłby pchnąć
formę i obejmuje całość, jak u Beethovena, wariacja zaczyna się oswoba- nie tylko fonetykę i prozodię, lecz całe językoznawstwo, w całkowicie od-
dzać i utożsamiać z tworzeniem. Wszelako przed nami jest jeszcze roz- miennym kierunku. Głos w muzyce nie przestał bowiem nigdy stano-
luźnienie chromatyzmu i jego przemiana w pełną chromatyzację, jego wić uprzywilejowanej osi eksperymentowania, zarówno na płaszczyź-
zwrócenie się przeciw temperacji i objęcie działaniem nie tylko wysoko- nie języka, jak i dźwięku. Muzyka wiązała głos z instrumentami na wiele
ści dźwięku, lecz również wszystkich innych jego parametrów, trwania, różnorakich sposobów, wszelako o ile głosem jest śpiew, jego zasadniczą
natężenia, barwy, uderzenia. Dlatego niepodobna dłużej mówić o formie rolą jest „podtrzymywanie” dźwięku, pełnienie funkcji stałej, opisanej na
dźwiękowej, która miałaby organizować materię muzyczną; nie sposób pewnej nucie, zarazem z towarzyszeniem instrumentu. Dopiero w powią-
nawet dłużej rozprawiać o nieustannym rozwoju form. Idzie bowiem ra- zaniu z barwą odkrywa dla siebie tessiturę, sprawiającą, że staje się on
czej o pewien nader złożony i nader wysoce opracowany materiał, po- niejednorodny i od siebie różny, co nadaje mu moc ciągłej zmienności.
zwalający usłyszeć siły pozadźwiękowe. Parę materia-forma zastępu- Odtąd głosowi nic już nie towarzyszy, zostaje on w sposób rzeczywisty
je sprzężenie materiału i sił. Syntetyzator zajął miejsce dawnego „sądu „umaszynowiony”, wprawiony w muzyczną maszynę, która rozpoście-
syntetycznego a priori”, skutkiem czego, jednak zmianie uległy również ra bądź nakłada na siebie na tej samej dźwiękowej płaszczyźnie elemen-
wszystkie pozostałe funkcje. Wprowadzając ciągłą zmienność wszyst- ty mówione, śpiewane, imitujące, instrumentalne i ewentualne również
kich stałych, muzyka sama obraca się w nadlinowy system, z drzewa za- elektroniczne. Jest to dźwiękowa płaszczyzna uogólnionego „glissan-
mienia się w kłącze i oddaje się na służbę pewnego wirtualnego kosmicz- da”, zakładająca zbudowanie pewnej statystycznej przestrzeni, na której
nego kontinuum, do którego należą również dziury, cisze, wyrwy i cięcia. każda zmienna ma nie tyle wartość średnią, ile obdarzona jest pewnym
Przy czym najważniejsze nie jest z pewnością pseudo-cięcie między sy- prawdopodobieństwem wystąpienia, co sprawia, że ulega ona ciągłym
stemem tonalnym a muzyką atonalną: ta ostatnia, przeciwnie, zrywając zmianom wraz z innymi zmiennymi25. Twarz Luciano Beria czy Glosola-
z systemem tonalnym, jedynie doprowadziła temperację do skrajności lia Dietera Schnebela byłyby pod tym względem typowym przykładem.
i wyprowadziła z niej najdalej idące konsekwencje (nikt ze Szkoły Wie- I bez względu na to, co na ten temat twierdzi sam Berio, chodzi nie tyle
deńskiej jednak na niej nie poprzestał). Kluczowe było raczej odwrotne o wytworzenie pewnej podobizny dźwięku czy metafory głosu z pomocą
zjawisko: wrzenie samego systemu tonalnego w okresie wielkich prze- pseudo-stałych, ile sięgnięcie owego neutralnego, tajemnego, pozbawio-
mian przełomu XIX wieku, które doprowadziło do rozkładu tempera- nego stałych języka, w mowie całkowicie zależnej, w której syntetyzator
cji, uogólniło chromatyzm, zachowując zarazem względną tonalność,
a tym samym wynajdując nowe modalności, żeniąc na nowo dur z moll 25 W taki właśnie sposób Labov usiłuje zdefiniować swe pojęcie „zmiennych bądź
i zdobywając dzięki temu za każdym razem, dla tej czy innej zmiennej, warunkowych reguł”, w przeciwieństwie do reguł stałych: nie tylko jako stwier-
dzoną częstotliwość występowania, lecz jako swoistą liczbę, rejestrującą praw-
domeny ciągłej zmienności. Owo wrzenie wysuwa się na plan pierw- dopodobieństwo wystąpienia bądź zastosowania reguły (zob. William Labov,
szy, słyszalne odtąd samo z siebie, a dzięki obrobionemu w ten sposób Language in the Inner City, University of Pennsylvania Press, 1972, s. 94 i nast. )

112 113
t ys i ąc P l at e au / 4 / 2 0 l i s to pa da 1 9 2 3 – P o s t u l at y j ę z y koz n aws t wa

i instrument przemawiają na równi z głosem, głos zaś gra na równi z in- i powszechników. W międzyczasie wszystkie języki wprawione zosta-
strumentem. Odtąd należy myśleć nie tyle, że w zmechanizowanym czy ły w ciągłą immanentną wariację: ani synchronia, ani diachronia, lecz
atomowym świecie muzyka nie potrafi śpiewać, ile, że pewien ogrom- asynchronia, chromatyzm jako zmienny i stały stan języka. Pora na języ-
ny współczynnik wariacji oddziałuje na wszystkie fatyczne, afatyczne, ję- koznawstwo chromatyczne, czyniące zadość pragmatyce z jej intensyw-
zykowe, poetyckie, instrumentalne i muzyczne części jednego dźwięko- nościami i wartościami.
wego układu, poruszając nimi zarazem – jako „przebiegające wszystkie Tym, co zwiemy stylem, a co może być czymś najbardziej natural-
stopnie najzwyklejsze wycie” (T. Mann). Procesy odmieniania głosu oka- nym w świecie, jest właśnie ów proces ciągłej zmiany. Spośród wszyst-
zują się bowiem nader liczne, nie tylko w przypadku sprechgesang, nie kich dualizmów wprowadzonych przez językoznawstwo nie ma bowiem
trzymającego się nigdy określonej wysokości i stale opadającego bądź mniej uzasadnionych niż ten, który odróżnia lingwistykę od stylistyki:
wznoszącego się, lecz również w przypadku technik cyrkulacyjnego od- jako że styl nie jest psychologicznym wytworem jednostki, lecz układem
dechu czy stref rezonansowych, w których wiele głosów wydobywać się wypowiedzenia, nie sposób stanąć na przeszkodzie temu, by stał się ję-
zdaje z jednej krtani. Tajemne języki zyskują tutaj ogromne znaczenie, zykiem w języku. Przywołajmy na przykład listę arbitralnie dobranych,
zarówno w dziedzinie muzyki poważnej, jak i popularnej. Etnomuzyko- ukochanych przez nas i po wielokroć cytowanych autorów: Kafka, Be-
logom udało się odnotować wyjątkowe przypadki, przykładowo z Da- ckett, Gherasim Luca, Jean-Luc Godard… Zauważyć można, że każdy
homeju, w których raz to pierwsza diatoniczna część wokalna ustępu- z nich znajduje się w sytuacji pewnej dwujęzyczności: Kafka jako czeski
je miejsca chromatycznemu osunięciu w potajemny język, ślizgającemu Żyd piszący po niemiecku, Luca – Rumun z pochodzenia, Godard ze swo-
się nieustannie między dźwiękami i modulującemu pewne dźwiękowe im pragnieniem, by zostać Szwajcarem. To jednak jedynie pewna oko-
kontinuum z pomocą coraz mniejszych interwałów, aż po granicę „par- liczność, zbieżność, okazja, tę zaś można znaleźć gdzieś indziej. Zauważyć
lando”, w którym wszystkie interwały ulegają zatarciu, raz zaś sama par- można również, że wielu z nich nie było wyłącznie pisarzami ani przede
tia diatoniczna ulega transpozycji na kolejnych piętrach chromatycz- wszystkim pisarzami (Beckett i teatr oraz telewizja, Godard i kino, tele-
nych tarasowej budowli, gdzie śpiew niekiedy przerywany jest parlando, wizja, Luca i jego audiowizualne maszyny): dlatego, że poddając elementy
najzwyczajniejszą (Roz)mową o nieokreślonej wysokości26. Być może językowe obróbce ciągłej zmienności, wprowadzając w język wewnętrz-
skądinąd to właśnie jest znamienne dla tajnych języków, żargonów, języ- ną pragmatykę, siłą rzeczy zmuszeni jesteśmy w ten sam sposób potrak-
ków fachowych, wyliczanek, nawoływań kupców, które cechuje nie tyle tować elementy niejęzykowe, gesty czy instrumenty, jak gdyby oba aspek-
leksykalna wynalazczość czy figury retoryczne, ile sposób, w jaki doko- ty pragmatyki łączyły się ze sobą, tworząc jedną linię zmienności, w tej
nują nieustannych zmian we wspólnych elementach języka. To języki samej ciągłości. Ponadto, być może to z zewnątrz przybywa wpierw idea,
chromatyczne, bliskie notacji muzycznej. Tajemny język nie tylko ma a język jedynie za nią podąża – podobnie jak w przypadku z konieczno-
pewien ukryty szyfr czy kod, który działa nadal z użyciem stałych i two- ści zewnętrznych źródeł stylu. Sęk w tym, że każdy z wymienionych au-
rzy pewien podsystem – wprawia on w ruch zmienności cały system zmien- torów ma własny tryb owej zmienności, własny poszerzony chroma-
nych języka publicznego. tyzm, na własny sposób wywołuje przyspieszenia i wprowadza interwały.
To właśnie mamy na myśli, mówiąc o uogólnionym chromatyzmie… Twórczy bełkot Gherasima Luki z wiersza Passionnément27. Inny bełkot,
Wprawianie w stan ciągłej zmienności dowolnych elementów – jako bełkot Godarda. Na scenie teatru Boba Wilsona szepty o nieokreślonej
działanie, które doprowadzi być może do wyłonienia się nowych roz- wysokości, wznoszące się i opadające wariacje Carmelo Bene. Bełkotać
różnień, żadnego jednak nie zachowując jako stałego, żadnego nie okre- nie jest trudno, jednakże bycie jąkałą w samym języku to coś zupełnie in-
ślając z góry. Przeciwnie, operacja ta z zasady obejmuje głos, mowę, ję- nego, uzmiennia bowiem nieustannie wszystkie jego elementy, jak rów-
zyk, muzykę. Nie ma żadnego powodu, by wprowadzać wstępne czy nież te elementy, które znajdują się poza językiem, zmienne wyrażenia
zasadnicze rozróżnienia. Językoznawstwo w przeważającej mierze nie i zmienne treści. Nowa postać nadmiarowości. I… I… I… Od zawsze to-
wydobyło się jeszcze z systemu durowego, swego rodzaju skali diato- czy się w języku wojna między czasownikiem „być” a spójnikiem „i”, mię-
nicznej, zachowując swoje osobliwe upodobanie do dominant, stałych dzy jest a i. Oba te terminy działają i łączą się ze sobą jedynie na pozór,

26 Zob. artykuł Gilberta Rougeta, Un chromatisme africain, w: „L’Homme”, wrze- 27 Gherasim Luca, Le chant de la carpe, Soleil noir 1973, wraz z płytą zawierającą
sień 1961 (wraz z dołączoną do niego płytą Chants rituels Dahomey). nagranie lektury Passionément w wykonaniu G. Luca, wydaną przez Givaudana.

114 115
t ys i ąc P l at e au / 4 / 2 0 l i s to pa da 1 9 2 3 – P o s t u l at y j ę z y koz n aws t wa

pierwszy bowiem odgrywa w języku rolę stałej i formy jego skali diato- asemantyczna. Agramatyczność przykładowo pozbawiona jest już przy-
nicznej, drugi zaś odmienia wszystko wariacyjnie, wytyczając linie uogól- godnej właściwości przynależnej mowie, przeciwstawnej gramatyczne-
nionego chromatyzmu. Między nimi wszystko oscyluje. Piszący w języku mu językowi, bowiem to właśnie idealna właściwość linii wprawia zmien-
angielskim czy amerykańskim byli, w o wiele większym stopniu niż my, ne gramatyczne w stan ciągłej zmienności. Przywołajmy w tym miejscu
Francuzi, świadomi owej walki i jej stawki, owej wartości „i”28. Jak powia- rozważania Nicolasa Ruweta, dotyczące niektórych osobliwych wyrażeń,
dał Proust, „arcydzieła pisane są niejako w obcym języku”. Jest to podob- jakie znaleźć można u Cummingsa, he danced his did czy they went their
ne do jąkania się, jednak chodzi o to, żeby być jąkałą w języku, a nie tylko came30. Możemy zrekonstruować uzmiennienia, jakim wirtualnie podle-
w mowie. Być obcym, lecz we własnym języku, a nie być tylko jak ktoś, kto gały gramatyczne zmienne, które doprowadziły ostatecznie do powsta-
mówi językiem innym niż własny. Być dwujęzycznym, wielojęzycznym, nia owych agramatycznych wyrażeń (he did his dance, he danced his dan-
lecz w języku własnym, nie ocierając się o dialekt ani gwarę. Być bękar- ce, he danced what he did…, they went as they came, they went their way…)31.
tem, metysem, wszelako przez oczyszczanie z rasy. Tym sposobem styl Wbrew interpretacji strukturalnej Ruweta, chcemy uniknąć stwierdze-
obraca się w język. Tym sposobem mowa zyskuje intensywność, stając się nia, że wyrażenia nietypowe są efektem użycia następujących po sobie
czystą ciągłością wartości i intensywności. Tak całość języka staje się se- poprawnych form. To bowiem właśnie nietypowe wyrażenie uzmiennia
kretem, zarazem nie mając nic do ukrycia i nie musząc wydrążać dla sie- formy poprawne, wyrywając je z ich stanu stałych. Nietypowe wyrażenie
bie w języku jakiegoś podsystemu. Ten efekt osiągnąć można tylko na dro- stanowi szpic deterytorializacji języka, odgrywa rolę tensora, rozciągają-
dze powściągliwości, twórczego odejmowania. Nieustanna zmienność cego język ku pewnej granicy jego elementów, form i pojęć, ku czemuś,
wytycza jedynie ascetyczne linie: źdźbło trawy i parę kropli czystej wody. co przed bądź poza językiem. Tensor dokonuje bowiem niejako uprze-
Wystarczy wziąć dowolną zmienną językową i umieścić jej zmien- chodnienia zdania, przez co ostatni z terminów oddziałuje na poprzednie
ność na pewnej ciągłej, z konieczności wirtualnej linii rozciągającej się wzdłuż całego ich łańcucha. Zapewnia on zarazem intensywne i chroma-
między dwoma stanami owej zmiennej. Nie będzie to już sytuacja, w jakiej tyczne opracowanie języka. Wyrażenie tak proste jak I… może odgrywać
znajdują się językoznawcy, oczekujący na to, by stałe języka uległy pewnej rolę tensora w całości języka. W tym znaczeniu owo I jest nie tyle spójni-
mutacji czy podlegały skutkom odkształceń zakumulowanych w zwykłej kiem czy łącznikiem, ile nietypowym wyrażeniem dla wszystkich możli-
mowie. Linie zmiany i tworzenia należą bowiem w pełni i bezpośrednio wych spójników, które stale uzmiennia. Dlatego tensora nie daje się spro-
do maszyny abstrakcyjnej. Jak zauważył Hjelmslev, dany język obejmu- wadzić ani do stałej, ani do zmiennej, gwarantuje on bowiem zmienności
je z konieczności niewykorzystane możliwości, a abstrakcyjna maszyna zmiennej, odejmując za każdym razem wartość zmiennej (n – 1). Tenso-
również musi zawierać takie możliwości czy potencjalności29. W sensie ry nie są tożsame z żadną kategorią językoznawczą, są za to wartościami
ścisłym bowiem „potencjalne”, czyli „wirtualne” nie jest przeciwstawne pragmatycznymi o zasadniczym znaczeniu zarówno dla układów wypo-
rzeczywistemu, przeciwnie, jest rzeczywistością tego, co twórcze, cią- wiedzenia, jak i mowy zależnej32.
głym uzmiennianiem zmienności, przeciwstawiającym się jedynie aktu-
alnemu określeniu stałych stosunków między nimi. Wraz z każdym wy-
30 „Wytańczył, co zrobił”, „wyszli swe przyjście”, z wiersza E. E. Cummingsa [any-
tyczeniem linii zmienności zmienia się również natura zmiennych, czy one lived in a pretty how town], Complete Poems 1904-1962, red. George J. Firma-
to fonologicznych, składniowych, gramatycznych czy semantycznych; ge, Liveright 1991. [przyp. tłum.]
sama linia pozostaje jednak nie-właściwa, nieskładna, niegramatyczna, 31 „Wykonał swój taniec, wytańczył swój taniec, wytańczył, co zrobił…, wyszli,
przychodząc, wyszli sobie” [przyp. tłum.]. Nicolas Ruwet, Parallélisme et dévia-
tion en poésie, w: Langue, discours, société, Seuil 1975. Ruwet poddaje tam ana-
28 Spójnik „i”, and, odgrywa szczególnie istotną rolę w literaturze angielskiej, nie lizie wiersz 29 ze zbioru 50 wierszy Cummingsa, proponując dość zawężoną
tylko w związku ze Starym Testamentem, lecz również z „mniejszościami” drą- strukturalistyczną interpretację owego zjawiska zmienności w odwołaniu do
żącymi ów język: przywołajmy tutaj między innymi przypadek Synge’a (zob. pojęcia „paralelizmu”; w innych tekstach osłabia również doniosłość tego ro-
uwagi Françoisa Regnaulta odnośnie koordynacji anglo-irlandzkiej, w przekła- dzaju zmienności, sprowadzając je do rangi pobocznych wprawek, które nie
dzie Baladin du monde occidental, Graphe 1977). Nie wystarczy jednak rozważać dotyczą już istotnych zmian dokonywanych w języku, wszelako jego własny
„i” jako spójnika; jest on raczej nader szczególną postacią każdego możliwego komentarz wydaje się naszym zdaniem przełamywać wszelkie ograniczenia
spójnika, uruchamiającą pewną logikę języka. W dziele Jeana Wahla odnajdzie- jego inter­pretacji.
my głębokie dociekania nad owym sensem „i” oraz sposobem, w jaki podważa 32 Zob. Vidal Sephiha, Introduction à l’étude de l’intensif, „Langages”, marzec 1970.
ono prymat czasownika „być”. To jedna z pierwszych prac poświęconych napięciom i nietypowym odmianom
29 Louis Hjelmslev, Le langage, Minuit 1963, s. 63 i nast. języka, zwłaszcza tym występującym w tak zwanych językach mniejszościowych.

116 117
t ys i ąc P l at e au / 4 / 2 0 l i s to pa da 1 9 2 3 – P o s t u l at y j ę z y koz n aws t wa

Uznaje się niekiedy, że odmienności te nie oddają zwyczajnej pra- IV. NIE SPOSÓB BADAĆ NAUKOWO JĘZYKA W INNEJ JEGO POSTACI,
cy tworzenia w języku i mają poboczne znaczenie, pozostając zarezer- NIŻ POSTAĆ WIĘKSZOŚCIOWA I STANDARDOWA
wowane dla poetów, dzieci i szaleńców. Z racji dążenia do zdefiniowa-
nia machiny abstrakcyjnej przez stałe, nie mogą one rzekomo ulegać Skoro powszechnie wiadomo, że język jest zmiennym i niejednorod-
modyfikacji inaczej niż w sposób wtórny, skutkiem kumulacji czy mu- nym bytem, co takiego oznaczać ma stawiany przez językoznawców wy-
tacji składniowej. Abstrakcyjna maszyna języka nie jest jednak ani uni- móg wykrojenia z niego jakiegoś jednorodnego systemu celem umoż-
wersalna, ani nawet ogólna, lecz jest osobliwa; nie jest aktualna, lecz wir- liwienia poddania go naukowemu badaniu? Chodzi o wydobycie z jego
tualna-i-rzeczywista, podlega nie koniecznym i niezmiennym regułom, zmiennych pewnego zbioru stałych i ustalenie trwałych stosunków mię-
lecz regułom dowolnym i warunkowym, nieustannie zmieniającym się dzy zmiennymi (co doskonale uwidacznia się w samym pojęciu wymien-
wraz z samą zmianą, niczym w grze, w której każde posunięcie obejmu- ności stosowanym przez fonologów). Wszelako przyjęcie modelu nauko-
je samą regułę. Stąd wzajemne uzupełnianie się maszyn abstrakcyjnych wego, skutkiem którego język obraca się w obiekt badawczy, oznacza nic
i układów wypowiedzenia, ich wzajemne zawieranie się w sobie. Maszy- innego, jak jednoczesne opowiedzenie się za pewnym modelem poli-
na abstrakcyjna przypomina wszak diagram układu. Wytycza linie ciągłej tycznym, skutkiem którego język ulega z kolei ujednorodnieniu, scen-
zmienności, podczas gdy konkretny układ opracowuje zmienne, porząd- tralizowaniu i zestandaryzowaniu, obracając się w język władzy, więk-
kuje ich nader zróżnicowane stosunki w zależności od owych linii. Układ szościowy bądź panujący. Językoznawca bez trudu może powoływać się
obrabia zmienne na danym poziomie zmienności, w zależności od stop- na autorytet nauki, niczego innego prócz czystej nauki, nie pierwszy to
nia deterytorializacji, by wyłonić spośród nich te, które włączone zosta- raz przecież jej porządek gwarantuje wymogi innego porządku. Czym
ną w stosunki stałe i podlegać będą koniecznym regułom, i oddzielić od wszakże jest wymóg gramatyczności i znak S, kategorialny symbol pa-
nich te, które, przeciwnie, posłużą za płynną materię zmienności. Nie na- nujący nad wypowiedziami? Jest to znacznik-insygnium władzy, jeszcze
leży stąd jednak wnosić, że układ przeciwstawia maszynie abstrakcyjnej zanim stanie się znacznikiem składni, drzewka Chomsky’ego zaś okre-
jedynie pewien opór czy bezwładność, gdyż nawet „stałe” są nieodzowne ślają stałe stosunki między zmiennymi władzy. Budowanie poprawnych
do określenia wirtualności, za sprawą których dokonuje się uzmiennie- pod względem gramatycznym zdań jest dla normalnej jednostki warun-
nie; jako takie są one dobrane warunkowo. Na pewnym poziomie mamy kiem wstępnym wszelkiej podległości wobec społecznych praw. Niko-
wprawdzie do czynienia z zahamowaniem czy oporem, na innym jed- mu nie wolno lekceważyć gramatyki, ci zaś, którzy się tego dopuszczą,
nak poziomie układu między rozmaitymi rodzajami zmiennych zacho- podlegać będą władzy specjalnych instytucji. Jedność języka ma prze-
dzi nieustanna wymiana, a ruch korytarzami dokonuje się obustronnie. de wszystkim charakter polityczny. Nie istnieje język ojczysty, lecz jedy-
Wszystkie zmienne jednocześnie stanowią maszynę wytwarzająca się nie władza przejęta przez język panujący, która raz rozpościera się sze-
na podstawie całokształtu ich stosunków. Niepodobna zatem odróżnić rokim frontem, raz jednocześnie uderza w rozmaite ośrodki. Potrafimy
zbiorowego i stałego języka od aktów mowy, zmiennych i jednostkowych. ująć rozmaite sposoby ujednorodniania i centralizowania języka: spo-
Maszyna abstrakcyjna jest zawsze osobliwa, wskazywana przez nazwę sób republikański z konieczności różni się od królewskiego, jednak wca-
własną, grupy bądź jednostki, układ wypowiedzenia z kolei jest zawsze le nie jest z tego względu mniej rygorystyczny33. Niemniej, naukowemu
zbiorowy, zarówno w jednostce, jak i w grupie. Abstrakcyjna maszyna –
Lenin jest zbiorowym układem – bolszewika… Podobnie w dziedzinie li- 33 Na temat rozprzestrzeniania się i upowszechniania się stanów języka, zarówno
w postaci „plamy oleju”, jak i „oddziałów powietrznych”, zob. Bertil Malmberg,
teratury czy muzyki. Koniec z prymatem jednostki, pozostaje jedynie Les nouvelles tendances de la linguistique, PUF 1966, rozdz. III (z przywołaniem
nieodłączność pewnego osobliwego Abstraktu od zbiorowego Kolekty- nader istotnych dialektologicznych badań Lindqvista). Potrzeba zatem badań
wu. Abstrakcyjna maszyna jest w swym istnieniu równie zależna od ukła- porównawczych dotyczących sposobu, w jaki dokonuje się ujednorodnienie
i centralizacja danego większościowego języka. Pod tym względem dzieje języ-
du, co układ w swym funkcjonowaniu od maszyny.
ka francuskiego różnią się od dziejów języka angielskiego; różni je również od
siebie stosunek do pisma jako formy owego ujednorodnienia. W wypadku języ-
ka francuskiego, języka scentralizowanego par excellence, odsyłamy do rozwa-
żań M. de Certeau, D. Julii i J. Revela: Une politique de la langue, Gallimard 1975.
Ich dociekania odnoszą się wprawdzie do nader krótkiego okresu, mianowicie
do przełomu XVIII wieku oraz środowiska opata Grzegorza, wskazują jednak na
dwa wyróżnione momenty: jeden, w którym język centralny przeciwstawia się

118 119
t ys i ąc P l at e au / 4 / 2 0 l i s to pa da 1 9 2 3 – P o s t u l at y j ę z y koz n aws t wa

przedsięwzięciu wydobycia stałych i niezmiennych relacji towarzyszy większościowego czy angielskiego jako języka kontrwiększościowego,
zabieg polityczny, mający na celu narzucenie ich tym, którzy posługują preferowanego przez Czarnych36. Jednym słowem, to nie pojęcie dialek-
się mową, i przekazanie nakazów. tu rzuca światło na pojęcie języka mniejszościowego, lecz na odwrót, to
język mniejszościowy określa dialekty z pomocą własnych możliwości
Speak white and loud odmiany. Czy z tego względu należałoby odróżnić języki większościowe
oui quelle admirale langue od języków mniejszych, bądź to umieszczając się w regionalnym poło-
pour embaucher żeniu pewnej dwujęzyczności czy wielojęzyczności, obejmującej przy-
donner des ordes najmniej jeden język dominujący i jeden język podporządkowany, bądź
fixer l’heure de la mort à l’ouvrage to uwzględniając sytuację globalną, obdarzającą pewne języki imperia-
et de la pause qui rafraîchit…34 listyczną władzą sprawowaną nad innymi (jak w przypadku amerykań-
skiej odmiany angielskiego obecnie)?
Czy należałoby zatem odróżniać dwojakiego rodzaju języki, „wysokie” Dwie przynajmniej racje utrudniają przyjęcie tego punktu widze-
od „niskich”, większościowe od mniejszościowych? Pierwsze określać nia. Jak zauważa Chomsky, dialekt, język, jakim mówi się w getcie, ję-
by należało właśnie przez władzę stałych, drugie zaś – przez moc zmien- zyk mniejszościowy nie wymyka się warunkom opracowania, które
ności. Naszym celem nie jest jednak zwykłe przeciwstawienie jedności wydobywa zeń pewien jednorodny system wraz ze stałymi. Czarny an-
pewnego większościowego języka wielości i różnorakości dialektów. To gielski ma własną gramatykę, która nie sprowadza się do sumy błędów
bowiem raczej każdy dialekt naznaczony jest w pewnym stopniu prze- czy niepoprawności w stosunku do standardowego języka angielskiego;
chodniością i zmiennością, a ściślej jeszcze, to każdy język mniejszy pod- lecz właśnie owej gramatyki nie sposób ująć inaczej, aniżeli stosując wo-
dany jest w pewnym stopniu pływowi ściśle dialektalnej zmienności. bec niej te same reguły badawcze, co wobec standardowego angielskie-
Zdaniem Malmberga, rzadko daje się wyznaczyć wyraźne granice na ma- go. W tym sensie pojęcia większości i mniejszości zdają się pozbawio-
pach dialektów; wytycza się na nich raczej strefy pograniczne i przejścio- ne językoznawczej ważkości. Język francuski, tracąc swą większościową
we, strefy nieodróżnialności. Pisze on również, że „język quebekański funkcję w skali globu, nie traci zarazem nic na swej stałości i jednorodno-
obfituje w tyle modulacji i odmian regionalnych akcentów, gier akcentów ści, nie ulega decentralizacji. Afrikaans z kolei zyskał jednorodną postać
tonicznych, że bez najmniejszej przesady niekiedy wydawać się może, że jako język lokalnie mniejszościowy w walce z angielskim. Nawet (i prze-
lepszym sposobem jego zapisu aniżeli system ortograficzny byłaby nota- de wszystkim) ze względów politycznych trudno orzec, w jaki inny spo-
cja muzyczna”35. Samo pojęcie dialektu jest nader niejasne. Ponadto oka- sób winni postępować rzecznicy mniejszego języka, niż obdarzając go,
zuje się ono względne, wymaga bowiem rozpoznania w stosunku do ja- choćby jedynie w piśmie, stałą i jednorodną postacią, która obraca go
kiego języka większościowego dialekt pełni swą funkcję. Przykładowo, w język lokalnie większy, zdolny wymóc dla siebie oficjalne uznanie (stąd
języka quebekańskiego nie rozpatruje się jedynie w stosunku do fran- polityczna rola pisarzy, domagających się praw dla języków mniejszych).
cuskiego języka standardowego, lecz również w stosunku do większoś- Wydaje się, że przeciwstawny argument byłby jeszcze trafniejszy: w im
ciowej formy angielskiego, od której zapożycza on wszelkiego rodzaju większym stopniu język ma cechy języka większościowego bądź ich na-
elementy fonetyczne i składniowe, by następnie je przekształcić. Dia- biera, w tym większym podlega nieustannemu procesowi odmieniania,
lekt bantu z kolei rozpatruje się nie tylko w stosunku do języka, od któ- który przekształca go w język „mniejszy”. Na próżno krytykować global-
rego się on wywodzi, lecz również w stosunku do afrikaans jako języka ny imperializm pewnego języka, zarzucając mu, że zanieczyszcza w ten
sposób inne języki (przykładowo, krytyka ze strony purystów skierowa-
dialektom wiejskim, miasto wsi, a stolica prowincji, drugi zaś, w którym język na przeciw wpływowi języka angielskiego, krytyka poujadystów i akade-
ten przeciwstawia się „idiomom feudalnym”, jak również mowie emigrantów,
mików wobec „frangielskiego”). Język taki jak angielski czy amerykański
tak jak Naród przeciwstawia się wszystkiemu, co mu obce i wrogie (s. 160 i nast.:
„Oczywiste również, że odrzucenie dialektów wynika z technicznej niezdolno-
ści określenia niezmiennych praw oralności i regionalnych odmian języka”). 36 Na temat złożonej sytuacji języka afrikaans zob. piękna praca Breytena Breyten-
34 Michèle Lalonde, „Change”, nr 30, 1977. „Mów po ludzku [ew. jak biały], mów bacha, Feu froid, Bourgois 1976; studium G. M. Lory’ego (tamże, s. 101-107) wy-
głośno / o jaki wspaniały język / by zatrudniać / rozkazywać / wyznaczać czas na dobywa na światło dzienne rozmach przedsięwzięcia Breytenbacha, przemoc
śmierć z przepracowania / i czas na chwilę orzeźwienia” [przyp. tłum.] kryjącą się w jego poetyckim potraktowania języka, jego wolę bycia „bękartem
35 Tamże, „Manifest języka quebekańskiego”. o bękarcim języku”.

120 121
t ys i ąc P l at e au / 4 / 2 0 l i s to pa da 1 9 2 3 – P o s t u l at y j ę z y koz n aws t wa

nie stałby się bowiem większościowy w skali globalnej, nie będąc zara- synchronia – diachronii, kompetencja – wykonaniu, cechy dystynktyw-
zem drążony przez wszelkie możliwe światowe mniejszości, podlegając ne – niedystynktywnym (lub wtórnie dystynktywnym). Cechami niedy-
rozmaitym procesom odmieniania. Świadczy o tym wpływ gaelickiego, stynktywnymi bowiem, pragmatycznymi, stylistycznymi i prozodycz-
angielsko-irlandzkiego na zmiany zachodzące w angielskim. Albo wpływ nymi nie są jedynie wszechobecne zmienne, różne od obecności bądź
czarnego angielskiego i niezliczonych języków gett na amerykański, do braku pewnej stałej, elementy nadlinowe czy „suprasegmentowe” róż-
tego stopnia, że Nowy Jork stał się miastem niemal pozbawionym włas- ne od elementów segmentowych liniowych: same ich właściwości ob-
nego języka (ponadto język amerykański nie powstałby jako różny od an- darzają je mocą stałego uzmienniania wszystkich elementów języka – jak
gielskiego bez owej językowej pracy mniejszości). A także sytuacja języ- w wypadku wpływu tonu na fonemy, akcentu na morfemy, intonacji na
kowa w dawnym Cesarstwie Austriackim: niemiecki był w nim językiem składnię. Nie są to zatem cechy wtórne, lecz innego rodzaju opracowa-
większościowym w stosunku do mniejszości jedynie o tyle, o ile podle- nie języka, które nie uwzględnia już poprzednich kategorii.
gał z ich strony takiej obróbce, która uczyniła zeń język mniejszościo- Wyrażenia „większościowy” i „mniejszościowy” nie określają
wy w stosunku do niemieckiego, jakim posługują się Niemcy. W istocie dwóch różnych języków, lecz dwa rodzaje użycia bądź dwie funkcje języ-
nie ma takiego języka, który byłby pozbawiony jakichś wewnętrznych, ka. Dwujęzyczność miała bez wątpienia wartość przykładu, lecz również
endogennych, wewnątrzjęzykowych mniejszości. Dlatego, z ogólnego w tym wypadku chodziło o wygodę. W Cesarstwie Austriackim bez wąt-
punktu widzenia językoznawstwa, stanowiska Chomsky’ego i Labova pienia język czeski był językiem mniejszym w stosunku do niemieckiego,
niewiele się w istocie od siebie różnią i są wymienne. Chomsky bowiem wszelako praski niemiecki również funkcjonował jako język potencjal-
stwierdza, że nawet mniejszościowego, dialektalnego czy gettowego ję- nie mniejszy w stosunku do języka używanego w Wiedniu czy w Berlinie.
zyka nie sposób przebadać poza warunkami wydobywającymi zeń nie- W przypadku Kafki zaś, czeskiego Żyda piszącego po niemiecku, to nie-
zmienniki i usuwającymi „zewnętrzne bądź mieszane” zmienne. Labov miecki został poddany twórczemu opracowaniu ze strony języka mniej-
z kolei odpowiada, że nawet standardowego czy większościowego języka szego, tworząc z nim pewne kontinuum zmienności, w którym wszyst-
nie sposób rozpatrywać niezależnie od „istotowych” zmienności, które kie zmienne były odmieniane zarazem po to, by zawęzić stałe i poszerzyć
nie są ani mieszane, ani zewnętrzne. Nie sposób uzyskać jednorodnego sy- zmienne, skłonić język do jąkania i pisku…, napiąć tensory w całym, na-
stemu, który nie byłby zawsze już obrobiony przez jakąś immanentną, ciągłą wet pisanym języku, by wydobyć zeń krzyki, wycia, wysokości, trwania,
i określoną zmienność. (dlaczego Chomsky udaje, że tego nie rozumie?). barwy, akcenty i intensywności. Częstokroć zauważano dwie występu-
Istnieją zatem nie dwa rodzaje języków, lecz dwa możliwe sposoby jące łącznie w językach zwanych mniejszymi tendencje: zubożenie, uby-
opracowania języka. Albo traktuje się zmienne w taki sposób, by wydo- tek form składniowych i leksykalnych, a zarazem osobliwe mnożenie się
być z nich stałe i pewne niezmienne stosunki, albo w taki, który odmie- w nim zmiennych efektów, upodobanie do przeładowania i parafrazy. To
nia te zmienne w sposób ciągły. Niekiedy staraliśmy się, błędnie, przed- samo powiedzieć można o praskim języku niemieckim, czarnym angiel-
stawiać stałe tak, jakby istniały obok zmiennych, stałe językowe obok skim czy quebekańskim. Jednakże, z wyjątkiem rzadkich przypadków,
zmiennych wypowiedzi – robiliśmy tak dla ułatwienia wywodu. Oczy- ich interpretacja ze strony językoznawców cechowała się brakiem dobrej
wiste jest bowiem, że stałe wydobyte są z samych zmiennych; powszech- woli i życzliwości, wskazywali oni bowiem najczęściej na ich ubóstwo,
niki są w równym stopniu pozbawione samoistności w językoznawstwie, a zarazem nieodłączną od niego wykwintność. Rzekome ubóstwo tego
co w dziedzinie ekonomii, gdyż zawsze są skutkiem uniwersalizacji i uni- rodzaju języka jest faktycznie ograniczeniem zakresu stałych, przełado-
formizacji, odnoszących się do zmiennych. Stała nie jest przeciwstawna wanie zaś – poszerzeniem zakresu zmienności w celu utworzenia i roz-
zmiennej, to opracowanie zmiennej przeciwstawia się innemu opraco- winięcia pewnego kontinuum, obejmującego wszystkie jego składowe.
waniu – opracowaniu stałej zmienności. Tak zwane obowiązkowe re- Owo ubóstwo nie jest brakiem, lecz pustką bądź elipsą, prowadzącymi
guły języka odpowiadają pierwszemu opracowaniu, podczas gdy re- do obwiedzenia pewnej stałej bez jednoczesnego się w nią włączenia
guły warunkowe dotyczą budowy pewnego kontinuum zmienności. lub też ujęcie jej z wierzchu lub od spodu, bez umiejscawiania się w niej.
Ponadto pewnej liczby kategorii bądź rozróżnień nie można przywo- Przeładowanie zaś nie jest figurą retoryczną, metaforą ani strukturą sym-
łać, nie znajdują one zastosowania, ani też nie da się ich odrzucić, gdyż boliczną, lecz ruchliwą parafrazą, świadczącą o nie dającej się umiejsco-
zakładają one już pierwsze opracowanie i całkowicie podporządkowa- wić obecności pewnej mowy zależnej w łonie każdej wypowiedzi. Po obu
ne są poszukiwaniu stałych. Na przykład: język przeciwstawny mowie, stronach mamy do czynienia z odrzuceniem jakichkolwiek punktów

122 123
t ys i ąc P l at e au / 4 / 2 0 l i s to pa da 1 9 2 3 – P o s t u l at y j ę z y koz n aws t wa

odniesienia, rozpadem stałej formy na rzecz dynamicznych różnic. A im czy wielojęzyczni. Zdobycie języka większościowego, by wyodrębnić
bardziej język przechodzi w ów stan, tym bardziej zbliża się nie tylko do w nim nieznane jeszcze języki mniejsze. Posłużyć się językiem mniej-
notacji muzycznej, lecz również do muzyki jako takiej37. szym, by spuścić z uwięzi język większościowy. Mniejszościowy autor jest
Odejmowanie i uzmiennianie, usuwanie i odmienianie – to jedna obcy we własnym języku. Jest bękartem i uznaje się za bękarta nie z po-
i ta sama operacja, Ubóstwo i przeładowanie nie charakteryzują języków wodu jakiegoś pomieszania czy skrzyżowania języków, lecz raczej skut-
mniejszych w stosunku do jednego języka większościowego czy stan- kiem odejmowania i odmieniania własnego języka, napinania w nim do
dardowego; to oszczędność i zmienność stanowią mniejszościowe opra- maksimum jego tensorów.
cowanie języka standardowego, stawanie-się-mniejszościowym przez Pojęcie „mniejszości” z jego muzycznymi, literackimi, językowymi,
język większościowy. Problem nie polega na odróżnianiu języka więk- lecz również prawnymi i politycznymi konotacjami okazuje się nader
szościowego od języków mniejszych, lecz dotyczy stawania się. Nie idzie złożone. Mniejszość i większość nie są sobie przeciwstawne jedynie pod
o reterytorializację w dialekcie czy odmianie mowy, lecz o deterytoriali- względem ilościowym. Większość zakłada pewną stałą, stałą wyraże-
zację języka większościowego. Czarni Amerykanie nie przeciwstawiają nia bądź treści, pojmowaną jako miara-wzorzec, w stosunku do którego
black językowi angielskiemu, lecz z pomocą amerykańskiego, będącego jest oszacowywana. Załóżmy, że taką stałą byłby dowolny Człowiek-bia-
ich własnym językiem, budują czarny-angielski. Języki mniejsze nie ist- ły-mężczyzna-dorosły-mieszkaniec miasta-mówiący językiem euro-
nieją w sobie, istnieją jedynie w powiązaniu z pewnym językiem więk- pejskim w postaci standardowej-heteroseksualista (Ulisses Joyce’a czy
szościowym, są one również swego rodzaju obsadzeniem owego języka, Ezry Pounda). Co oczywiste, człowiek-mężczyzna stanowi większość,
mającym na celu obrócenie go w język mniejszy. Każdy powinien zna- nawet jeśli jest jako gatunek mniej liczny aniżeli komary, dzieci, kobie-
leźć sobie język mniejszy, dialekt, a raczej idiolekt, w oparciu na którym ty, czarni, chłopi, homoseksualiści itp… Dlatego występuje dwukrotnie,
umniejszościowi swój własny większościowy język. W tym tkwi siła au- raz w postaci stałej, a raz jako zmienna, z której wydobywana jest sta-
torów zwanych przez nas „mniejszymi”, a którzy są zarazem najwięk- ła. Większość zakłada pewien stan władzy i panowania, a nie na odwrót.
szymi, jedynymi wielkimi: w konieczności podbicia własnego języka, Zakłada pewną miarę-wzorzec, a nie na odwrót. Nawet marksizm „nie-
innymi słowy, osiągnięcia owej oszczędności w używaniu języka więk- mal zawsze tłumaczył hegemonię z punktu widzenia robotnika krajowe-
szościowego, pozwalającej wprawić go w stan stałego odmieniania (prze- go, wykwalifikowanego, mężczyzny i w wieku ponad 35 lat”38. Inne od
ciwieństwo regionalizmu). To we własnym języku jesteśmy dwujęzyczni stałej określenie będzie się zatem uznawać za mniejszościowe, z natu-
ry i niezależnie od liczebności, czyli za podsystem czy też coś, co umiej-
scawia się poza systemem. Doskonale widać to we wszystkich przedsię-
37 Podejmując problematykę dwoistego aspektu języków mniejszych, ubóstwa-
wzięciach i operacjach, choćby w wypadku wyborów, gdzie daje nam się
-elipsy i przeładowania, odwołujemy się do paru egzemplarycznych pod tym
względem analiz: pracy Wagenbacha poświęconej językowi niemieckiemu uży- możliwość dokonania wyboru pod warunkiem, że ten pozostanie w gra-
wanemu u zarania XX wieku w Pradze (Franz Kafka, Nisza 2006); pracy Pasoli- nicach określonej stałej („nie możecie wybrać zmiany społeczeństwa...”).
niego, wykazującej, że język włoski nie ukształtował się na poziomie standardo- W tym miejscu jednak wszystko się odwraca. Większość bowiem, o ile
wym ani średnim, lecz wybuchł niejako w dwóch kierunkach jednocześnie, „ku
dołowi i ku górze”, jako uproszczenie materiału i przejaskrawienie wyrazu (Z la- pod względem analitycznym zawiera się w abstrakcyjnym wzorcu, ni-
boratorium. Poetyckie uwagi do językoznawstwa marksistowskiego, w: Po ludobój- gdy nie jest nikim, a zawsze pozostaje Nikimś – jak Ulisses – podczas
stwie, ); pracy J. L. Dillarda, wydobywającej dwojaką tendencję z czarnej odmia- gdy mniejszość jest stawaniem się każdego, jego umożnościowieniem
ny angielskiego, z jednej strony pomijanie, zatracanie i wyzbywanie się, z drugiej
zaś przeładowywanie i wypracowywanie fancy talk, „wymyślnej mowy”, (Black-
w tej mierze, w jakiej odstaje od modelu. Istnieje „większościowy” fakt,
-english, Vintage Books 1973). Jak zauważa Dillard, nie mamy w tym przy- lecz jest on analitycznym faktem Nikogo, przeciwstawnym stawaniu-
padku do czynienia z jakąkolwiek niższością wobec języka standardowego, -się-mniejszościowym, dostępnym każdemu. Dlatego należy odróżniać
lecz ze współzależnością dwóch ruchów, z konieczności wymykających się
większościowość jako jednorodny i stały system wraz z mniejszościami
standardowym formom języka. Tematowi czarnego angielskiego poświęcona
jest również praca LeRoi Jonesa (Blues People, William Morrow 1963, s. 30- jako jego podsystemami od mniejszościowości jako stawania się moż-
31, rozdz. III w całości), pokazująca, do jakiego stopnia te dwa kierunki łącz- nością, stworzonego i twórczego. Problemem nie jest nigdy uzyskanie
nie przypominają język muzyki. Ogólniejsze ujęcie zawierają rozważania
Pierre’a Bouleza dotyczące dwojakiego rodzaju ruchu w muzyce: rozpadu for-
my i dynamicznego przeładowania bądź rozplenienia (Par volonté et par hasard, 38 Yann Moulier, przedmowa do Ouvriers et Capital Mario Trontiego, Bourgois
Seuil 1975, s. 22-24). 1977 (oryg. wł.: Operai e capitale, Einaudi 1966).

124 125
t ys i ąc P l at e au / 4 / 2 0 l i s to pa da 1 9 2 3 – P o s t u l at y j ę z y koz n aws t wa

większości, nawet poprzez wprowadzenie nowej stałej. Nie ma stawania Tryb większościowy i tryb mniejszościowy są dwoma sposoba-
się większościowym, większość nie jest nigdy stawaniem się. Kobiety, mi traktowania języka; pierwszy z nich polega na wydobywaniu sta-
niezależnie od swej liczebności, są mniejszością, dającą się określić jako łych, drugi zaś – na jego stałym odmienianiu. W tej mierze jednak, w ja-
stan bądź podzbiór, lecz tworzą jedynie dając możliwość pewnego sta- kiej nakaz jest zmienną wypowiedzenia wpływającą na warunki języka
wania się, które nie jest ich własnością, a w które one same mają się włą- i określającą użycie jego elementów wedle jednego czy drugiego trybu
czyć, w stawanie-się-kobietą dotykające człowieka w całości, włączając opracowania, powrócić należy do nakazu jako jedynego „metajęzyka”
w nie mężczyzn i kobiety. To samo dotyczy mniejszościowych języków: mogącego objaśnić owo dwojakie ukierunkowanie, dwojakiego rodzaju
nie są to po prostu podjęzyki, idiolekty czy dialekty, lecz możnościowe opracowanie zmiennych. Problem funkcji języka jest na ogół źle posta-
czynniki sprawcze, mające włączyć większościowy język w proces sta- wiony o tyle, że na boku pozostawia ową zmienną-nakaz, podporządko-
wania-się-mniejszym przez język większościowy. Rzecz jasna, mniejszo- wującą się wszystkim możliwym jego funkcjom. Zgodnie ze wskazówka-
ści są stanami dającymi się określić w sposób obiektywny, stanami języ- mi Canettiego, należałoby za punkt wyjścia obrać następującą sytuację
ka, etosu, płci, wraz z ich gettowymi terytorialnościami; należy je jednak pragmatyczną: nakaz jest wyrokiem śmierci, zawsze pociąga za sobą
rozpatrywać również jako zalążki, kryształy stawania się, istotne jedynie tego rodzaju wyrok, choćby w najbardziej złagodzonej formie – usym-
jako wywołujące niekontrolowane ruchy i prowadzące do deterytoriali- bolicznionej, inicjacyjnej, tymczasowej... itp. Nakaz niesie bezpośrednią
zacji średnich i większości. Dlatego Pasolini wykazywał, że istota, właś- śmierć temu, kto go otrzymuje, bądź możliwość śmierci w wypadku, gdy
nie w przypadku mowy pozornie zależnej, nie tkwi ani w języku A, ani się mu nie podporządkuje, a nawet śmierć, którą on sam ma zadać, za-
w języku B, lecz w „pewnym języku X, który nie jest czym innym, ani- nieść gdzieś indziej. Nakazu wydanego przez ojca synowi: „masz to zro-
żeli język A w trakcie rzeczywistej przemiany w język B”39. Istnieje pew- bić!”, „tego ci nie wolno!”, nie sposób oddzielić od wyroku małej śmierci,
na uniwersalna postać mniejszościowej świadomości, jaką jest stawanie którą syn przeżywa gdzieś w jakimś zakątku siebie. Śmierć, śmierć – oto
się każdym, i owo stawanie się jest tworzeniem. Udaje się nam je osiąg- jedyne orzeczenie, obracające sąd w system. Wyrok. Nakaz jednak jest
nąć, nawet jeśli nie zdobędziemy większości. Postacią tą jest właśnie sta- również czymś innym, nieodłącznie związanym z poprzednim określe-
ła zmienność, niejako pewna amplituda, przekraczająca, dzięki swemu niem: jest niczym bicie na alarm czy wezwanie do ucieczki. Nazbyt ła-
nadmiarowi bądź brakowi, przedstawicielski próg większościowego two uznać ucieczkę za reakcję na nakaz; ona jednak się w nim raczej za-
wzorca. Rysując ową postać pewnej powszechnej mniejszościowej świa- wiera, w postaci innego jego oblicza w pewnym złożonym układzie; jest
domości nawiązujemy do mocy stawania się, które nie należą już do dzie- inną jego składową. Canetti słusznie przywołuje w tym kontekście ryk
dziny Władzy i Panowania. To stała zmienność stanowi mniejszościowe lwa, wyrażający zarazem ucieczkę i śmierć41. Nakaz pobrzmiewa dwo-
stawanie się każdego, w przeciwieństwie do większościowego Niczyjego ma tonami. Prorok przyjmuje nakazy, zarazem rzucając się do ucieczki
Faktu. Mniejszościowe stawanie się jako powszechna postać świadomo- i życząc sobie śmierci: żydowskie proroctwo przypieczętowało zespole-
ści zwie się autonomią. Jednakże to nie dzięki posługiwaniu się mniej- nie życzenia śmierci i popędu ucieczki z boskim nakazem-przykazaniem.
szościowym językiem jako dialektem czy odwoływaniu się do regiona- Jeśli rozważyć pierwszy aspekt nakazu, czyli śmierć jako to, co wy-
lizmu lub gettowości stajemy się rewolucyjni: to wykorzystując wielość rażone w wypowiedzi, okazuje się wyraźnie, że odpowiada on poprzed-
mniejszościowych elementów i łącząc je ze sobą, wymieniając na siebie, nim wymogom: śmierć może dotyczyć zasadniczo ciał, przypisywać się
wynajdujemy swoiście autonomiczne, nieprzewidywalne stawanie się40. im, swej nagłości i natychmiastowości zawdzięczając autentyczne zna-
miona bezcielesnego przekształcenia. Tym, co je poprzedza i co po nim
39 Pier Paolo Pasolini, L’expérience hérétique, Payot 1976, s. 62 [brak tego rozdziału następuje, może być rozbudowany system działań i doznań, powolna
w polskim przekładzie – przyp. tłum; rozdz. Intervento sul discorso indiretto libe- praca ciał; samo w sobie nie jest ono ani działaniem, ani doznawaniem,
ro w wyd. włoskim, Empirismo eretico, Garzanti 1991, s. 101].
lecz czystym aktem, czystym przekształceniem, które wypowiedzenie
40 Zob. manifest „kolektywu Strategia” dotyczący języka quebekańskiego, zamiesz-
czony w cytowanym numerze 30. „Change”, w którym obnaża się „mit wywroto- zespala z wypowiedzią, zdaniem. Ten człowiek umarł… Słysząc nakaz,
wego języka”, jak gdyby pewien mniejszościowy status wystarczał do zajęcia re-
wolucyjnego stanowiska („tego rodzaju mechanistyczne równanie opiera się na 41 Elias Canetti, Masa i władza, (zob. dwa kluczowe rozdziały poświęcone dwóm
populistycznej koncepcji języka (…). Jednostka nie stoi na stanowisku klasy ro- aspektom rozkazu: Rozkaz (s. 343-383) i Przemiana (s. 384-443), zwłaszcza strony
botniczej tylko dlatego, że mówi jej językiem (…). Teza głosząca, że joual obdarzo- zawierające opis pielgrzymki do Mekki w jej dwojakim zakodowanym aspekcie,
ny jest wywrotową, kontrkulturową mocą, jest z gruntu idealistyczna”, s. 188). pośmiertnego stężenia i ucieczki w panice (s. 359-361).

126 127
t ys i ąc P l at e au / 4 / 2 0 l i s to pa da 1 9 2 3 – P o s t u l at y j ę z y koz n aws t wa

już nie żyjesz… Śmierć w istocie kryje się wszędzie jako owa nieprzekra- stronach. Między obiema płaszczyznami nie ma zatem żadnego podo-
czalna granica, idealna, oddzielająca ciała, ich formy i stany, niczym pe- bieństwa ani odpowiedniości. Wszelako ich wzajemna niezależność nie
wien warunek, choćby inicjacyjny, choćby symboliczny, który podmiot wyklucza izomorfizmu, czyli istnienia tego samego typu stałych stosun-
musi spełnić, by zmienić swą formę bądź stan. W tym znaczeniu Canetti ków po obu stronach. I właśnie ów typ stosunków od początku odpowia-
mówi o „przemianie odwrotnej”: ustrój odsyłający do pewnego skostnia- da za niemożliwość oddzielenia od siebie elementów językowych i nie-
łego i dostojnego Pana, stanowiącego prawo zawsze za pomocą stałych, językowych, mimo braku między nimi jakiejkolwiek odpowiedniości.
zakazującego bądź ograniczającego zasadniczo możliwości metamorfo- Zarazem jednak elementy treściowe wyznaczają wyraźne zarysy mie-
zy, ustalającego wyraźne i niezmienne kontury rzeczy, przeciwstawiają- szaninom ciał, zaś elementy wyrażeniowe obdarzają osądzającą i skazu-
cego sobie dwoiste formy, skazującego podmioty na śmierć, by umożli- jącą mocą to, co niecieleśnie wyrażone. Wszystkie te elementy występu-
wić przejścia między nimi. Ciało oddziela i odróżnia się od innego ciała ją w różnym stopniu abstrakcji czy deterytorializacji, za każdym razem
zawsze przez coś bezcielesnego. Jako takie jest krańcem pewnego cia- jednak dokonując pewnej reterytorializacji całości układu pod wpływem
ła, kształt zaś jest niecielesnym atrybutem, który je ogranicza i wykań- określonych nakazów i skutkiem takich czy innych konturów. Całym
cza: śmierć jest Figurą. To skutkiem śmierci ciało wykańcza się nie tylko sensem doktryny sądów syntetycznych jest wszak wykazanie, że istnie-
w czasie, lecz również w przestrzeni, zaś jego linie wytyczają, obrysowu- je aprioryczna więź (izomorfizm) między Orzeczeniem a Figurą, formą
ją pewien kontur. Istnieją przestrzenie równie martwe, co czasy. „Zma- wyrażenia a formą treści.
sowana przemiana odwrotna prowadzi do zredukowania świata (…) Być Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę drugi aspekt nakazu, ucieczkę,
może ze wszystkich zakazanych przemian najważniejsze są przemiany a nie śmierć, to okaże się, że zmienne występują w nim w całkiem nowym
społeczne (…) Między dwiema klasami stoi sama śmierć – granica bardzo stanie, stanie ciągłej zmienności. Sięgnięcie granicy przypomina teraz
poważna”42. W tego rodzaju ustroju każde nowe ciało wymaga zbudowa- bezcielesne przekształcenie, nieustannie jednak przypisujące się ciałom:
nia przeciwstawnej formy, jak również uformowania odrębnych pod- jedyny sposób nie tyle pokonania śmierci, ile ograniczenia jej działania
miotów: śmierć jest ogólnym, bezcielesnym przekształceniem, przypi- i obrócenia jej samej w zmienną. Równocześnie skutkiem tego same-
sującym się wszystkim ciałom wedle ich form i substancji (przykładowo, go ruchu mowa pchnięta zostaje ku swym własnym granicom, ciała zaś
ciało Partii nie może się oddzielić bez operacji odwrócenia przemiany włączone w proces przemiany ich treści bądź ich wyczerpywania, które
i bez powołania nowych bojowników, wymagającego usunięcia wcześ- zmusza je do sięgnięcia bądź przekroczenia granic ich kształtów. W tym
niejszego ich pokolenia). miejscu można by przeciwstawić dwie nauki mniejszościowe naukom
To prawda, że rozważamy tutaj w równym stopniu treść, jak i wy- większościowym: przykładowo dążność linii łamanej ku krzywiźnie,
rażenie. Zaiste, z chwilą, w której obie płaszczyzny różnią się od siebie cała operacyjna geometria toru i ruchu, pragmatyczna nauka uzmiennia-
w największym stopniu, jak w przypadku ustroju ciał i ustroju znaków nia, postępująca w inny sposób aniżeli większościowa i królewska Eukli-
w pewnym układzie, nadal wymagają one wzajemnego zakładania. Bez- desowa nauka o stałych, nauka o długiej historii kolejnych rzucanych na
cielesne przekształcenie jest tym, co wyrażone w nakazach, lecz zarazem nią podejrzeń, a nawet obejmujących ją zakazów (do którego to zagadnie-
jest atrybutem ciał. Nie tylko językowe zmienne wyrażenia bowiem, lecz nia jeszcze powrócimy). Najmniejszy możliwy interwał zawsze jest dia-
również niejęzykowe zmienne treści, pozostają wobec siebie w stosunku belski, pan przemian przeciwstawia się skostniałemu królowi niezmien-
przeciwieństwa bądź formalnej różnicy, zdolne do wyłonienia z siebie ności. Jest tak, jak gdyby wyzwalała się tutaj pewna intensywna materia,
stałych. Jak wskazuje Hjelmslev, wyrażenie dzieli się na jednostki fonicz- pewna ciągłość zmienności, z jednej strony, w wewnętrznych tensorach
ne przykładowo w ten sam sposób, w jaki treść dzieli się na jednostki fi- języka, z drugiej, w wewnętrznych napięciach treści. Idea najmniejszego
zyczne, zoologiczne czy społeczne („cielę” dzieli się na wołu-samca-mło- możliwego interwału nie wciska się między dwa kształty tej samej natu-
dego43). Sieć binarnych opozycji i drzewiastych układów działa po obu ry, lecz wymaga przynajmniej pewnej krzywej i prostej, okręgu i stycznej.
Tym samym jesteśmy świadkami przekształcenia substancji i rozpadu
42 Tamże, s. 436, 438-439.
43 Przekonaliśmy się, że Hjelmslev wprowadza pewne ograniczające zastrzeże-
nie, polegające na zrównaniu treści ze swego rodzaju „znaczonym”. Trafnie przykładowo zoologia (zob. również André Martinet, La linguistique, Denoël
zatem można mu zarzucić, że proponowana przezeń analiza treści odnosi się 1969, s. 353). Zarzut ten jednakże wydaje się nam dotyczyć wyłącznie owego za-
w mniejszym stopniu do językoznawstwa, aniżeli do innych dziedzin, takich jak strzeżenia Hjelmsleva.

128 129
t ys i ąc P l at e au / 4 / 2 0 l i s to pa da 1 9 2 3 – P o s t u l at y j ę z y koz n aws t wa

form, sięgnięcia granic i rozmazania konturów, na rzecz pojawiających życiem, tym głębszy, im bardziej podatny na zmianę. W jakim wypad-
się płynnych sił, przepływów, powietrza, światła i materii, sprawiających, ku owa więź z życiem oznaczać ma zesztywnienie, w jakim podległość,
że ciało ani słowo nie zatrzymują się już w żadnym określonym punkcie. w jakim momencie należy się zbuntować, a w jakim się poddać albo oka-
Bezcielesna moc owej intensywnej materii, materialna moc owego języ- zać nieugiętość; kiedy trzeba słów oschłych, a kiedy żywiołowości i ucie-
ka. Materia bardziej bezpośrednia, płynna i rozżarzona aniżeli ciała i sło- chy44? Bez względu na cięcia i zerwania, jedynie ciągła zmienność wydo-
wa. W toku ciągłej zmienności nie sposób już nawet odróżnić formy wy- być może ową wirtualną linię, wirtualne kontinuum życia, „nieodzowny
rażenia od formy treści, płaszczyzny te bowiem są od siebie nieoddzielne element, zwany rzeczywistością skrytą w codzienności”. W jednym z fil-
i wzajemnie siebie wymagają. Teraz względność ich odrębności urzeczy- mów Herzoga padają wspaniałe słowa. Zadając sobie pewne pytanie, bo-
wistnia się w pełni na płaszczyźnie spójności, na której deterytorializa- hater filmu powiada następnie: kto udzieli odpowiedzi na tę odpowiedź?
cja zyskuje stopień absolutny, pociągając za sobą układ. Absolutny nie Pytanie w istocie nigdy nie pada, odpowiada się zawsze wyłącznie na od-
oznacza tutaj jednak niezróżnicowany: różnice, które stały się „nieskoń- powiedź. Na odpowiedź zawartą już w pytaniu (przesłuchanie, konkurs,
czenie małe”, zachodzą w jednej i tej samej materii, służącej za wyraże- plebiscyt itp.) odpowiadamy pytaniami płynącymi z innej odpowiedzi.
nie, jako bezcielesna moc, a zarazem za treść, jako pozbawiona granic Wyłaniamy słowo z nakazu. W nakazie życie odpowiadać ma na odpo-
cielesność. Zmienne treści i zmienne wyrażenia nie pozostają już ze sobą wiedź śmierci, nie ucieczką, lecz obróceniem w działanie i tworzenie. Za
w stosunku zakładania, wymagającym nadal istnienia dwóch odrębnych nakazami kryją się klucze. Słowa dające klucze, umożliwiające przejście,
form. Stałe uzmiennianie zmiennych dokonuje raczej ich upodobnienia same będące jego składowymi; nakazy zaś stawiają bariery, wyznaczają
do siebie, połączenia wierzchołków deterytorializacji po obu stronach, postoje, budują uwarstwione, uporządkowane struktury. Ta sama rzecz,
na płaszczyźnie tej samej wyzwolonej materii, bezkształtnej, celowo nie- to samo słowo, ma bez wątpienia tę dwojaką naturę: jedną trzeba wydo-
uformowanej, obejmującej obecnie już jedynie owe wierzchołki, owe być z drugiej – przekształcić struktury porządku w składowe przejścia.
tensory i napięcia w wyrażeniu i w treści. Gesty i rzeczy, głosy i dźwięki
występują w tej samej „operze”, niesione naporem zmian: jąkania, wibra-
ta, tremola i wylewności. Syntetyzator w sposób ciągły zmienia wszelkie
parametry, sprawiając, że z wolna „zasadniczo niejednorodne elemen-
ty ostatecznie wzajemnie w siebie przechodzą w ten czy inny sposób”.
Skoro istnieje takie sprzężenie, istnieje również wspólna materia. Tyl-
ko tak zbudować da się abstrakcyjną maszynę, tylko tak da się wyryso-
wać diagram układu. Syntetyzator zajął miejsce sądu, tak jak materia
miejsce kształtu i uformowanej substancji. Niepodobna już nawet gru-
pować po jednej stronie energetycznych, fizyko-chemicznych i biolo-
gicznych intensywności, po drugiej zaś intensywności semiotycznych,
informacyjnych, językowych, estetycznych i matematycznych itp. Wie-
lość systemów intensywności podłącza się kłączowato do całego układu
z chwilą włączenia owych uruchamiających je nośników i ucieczkowych
napięć. Pytanie nie brzmiało bowiem, „jak wymknąć się nakazowi?” lecz:
jak uniknąć kryjącego się w nim wyroku śmierci, jak rozwinąć jego moc
ucieczki, jak uniknąć cofnięcia się ku wyobrażeniowości czy wpadnię-
cia w czarną dziurę, jak utrzymać bądź wydobyć rewolucyjną możność
z nakazu? Hofmannsthal ucieka się do tego, by samemu sobie wydać taki
nakaz: „Niemcy, Niemcy!”, jako wyraz potrzeby reterytorializacji, choć-
by w „zwierciadle melancholii”. W nakazie tym pobrzmiewa jednak jesz-
cze inny nakaz: jak gdyby dawne niemieckie „figury” okazały się zwykły- 44 Zob. szczegółowo tekst Hofmannsthala: Lettres du voyageur à son retour, tłum.
mi stałymi, zacierającymi się teraz, by wskazać pewien związek z naturą, J.-C. Schneider, Mercure de France 1969, list z 9 maja 1901.

130
/ 5 /

5 8 7 p. n . e . – 7 0 n . e . –
O k i lk u u s t r oj ac h zn a kow yc h

Nowy ustrój [napis na rysunku: Porządek przemarszu Izraelitów ]

Ustrojem znakowym będziemy nazywać każdą swoistą formalizację wy-


rażenia, przynajmniej w wypadku wyrażenia o charakterze językowym.
Ustrój znakowy stanowi pewną semiotykę. Trudno jednak rozważać se-
miotyki same w sobie: w istocie istnieje zawsze pewna forma treści, za-
razem nieodłączna i niezależna od formy wyrażenia, obie zaś formy wią-
żą się z układami o charakterze z gruntu niejęzykowym. Wszelako można
by założyć, że formalizacja wyrażenia jest czymś samodzielnym i wystar-
czającym. Gdyż nawet w takich warunkach istnieje tak wielkie zróżni-
cowanie form wyrażenia, do tego stopnia przemieszanych ze sobą, że
niepodobna przypisać jakiejkolwiek szczególnej przewagi formie czy
ustrojowi „znaczącego”. Jeśli semiologią nazwiemy znaczącą semiotykę,
semiologia i tak okaże się tylko jednym spośród wielu ustrojów znako-
wych i to nie najważniejszym. Stąd konieczność powrócenia do pewnej
pragmatyki, w obrębie której język sam w sobie pozbawiony jest jakiej-
kolwiek uniwersalności, dostatecznej formalizacji, ogólnej semiologii
czy metajęzyka.

133
t ys i ąc P l at e au / 5 / 5 8 7 p. n . e . – 7 0 n . e . – O k i l k u u s t r oj ac h z n a kow yc h

Ogólna formuła znaczącego ustroju znakowego (znaku znaczące- zdeterytorializowanego znaku; obdarzony jest jednak zarazem super-
go) jest prosta: znak odsyła do znaku i tylko do niego, w nieskończoność. mocą znaczącego, żywiąc królewskie uczucie gniewu jako pan sieci roz-
Dlatego można by ostatecznie obyć się bez pojęcia znaku, gdyż zasad- pościerającej się wokół w atmosferze. Paranoiczny ustrój despotyczny:
niczo nie przyjmujemy jego stosunku do pewnego wskazywanego prze- atakują mnie i krzywdzą, odgaduję jednak ich zamiary, uprzedzam ich
zeń stanu rzeczy ani oznaczanego przezeń bytu, a zakładamy jedynie for- o krok, od zawsze to wiedziałem, nawet z mej niemocy czerpię władzę,
malny stosunek znaku do znaku, o ile określa on pewien łańcuch (zwany „dopadnę ich!”
znaczącym). Nieograniczenie znaczeniowości zajmuje miejsce znaku. W takim ustroju nic nigdy się nie kończy. Po to został stworzony;
Zakładając, że denotacja (w tym wypadku zespół wskazywania i ozna- to tragiczny ustrój nieskończonego długu, w którym jesteśmy zarazem
czania) przynależy do konotacji, umieszczamy się już całkowicie w owym dłużnikami i wierzycielami. Znak odsyła do innego znaku, w który prze-
znaczącym ustroju znakowym. Nie zajmujemy się przy tym w szczegól- chodzi, a który, od znaku do znaku, prowadzi go ku przejściu w inne, ko-
ny sposób wskaźnikami [indices], czyli terytorialnymi stanami rzeczy, sta- lejne znaki. „Póki nie obierze drogi powrotnej w zamkniętym kole…”.
nowiącymi to, co daje się wskazać. Nie zajmujemy się również w jakiś Znaki nie tylko stanowią niekończącą się sieć; sieć znaków jest nieskoń-
szczególny sposób ikonami [icônes], czyli operacjami reterytorializacji, czenie kolista. Wypowiedź trwa dłużej, aniżeli jej przedmiot, imię prze-
stanowiącymi z kolei to, co oznaczalne. Znak zyskuje w ten sposób wyso- żywa swego posiadacza. Przechodząc w inne znaki bądź pozostając przez
ki stopień względnej deterytorializacji, w którym rozpatrywany jest jako pewien czas w odwodzie, znakowi udaje się zawsze przetrwać zarów-
symbol w nieustannym międzyznakowym procesie odsyłania. Znaczą- no swój stan rzeczy, jaki i swe znaczone. Szarpie się niczym zwierzę czy
ce jest znakiem obfitującym w znak. Wszelkie znaki dają sobie tylko zna- umierający, by zająć miejsce w łańcuchu i obsadzić jakiś nowy stan, nowe
ki. Nie chodzi tu jeszcze o to, co znaczy ten czy inny znak, lecz o to, do ja- znaczone, z którego nadal się wyrywa2. Niczym w kołowrocie wieczne-
kich innych znaków on odsyła, jakie inne znaki się doń dołączą, by utkać go powrotu. Istnieje pewien ustrój dryfujących, błądzących wypowiedzi,
wraz z nim pozbawioną brzegów sieć, rzucającą cień na bezkształtne at- imion w zawieszeniu, czyhających na coś znaków, wyczekujących na wy-
mosferyczne kontinuum. To właśnie owo bezkształtne kontinuum od- pchnięcie ich na powrót ku przodowi przez łańcuch. Znaczące jako nad-
grywa tymczasowo rolę „znaczonego”, nieustannie jednak prześlizgu- miarowość zdeterytorializowanego znaku wobec siebie samego, świat
jąc się pod znaczącym, któremu służy jedynie za przekaźnik czy ekran: przepełniony śmiercią i przerażeniem.
właściwe formy wszelkich treści się w nim rozpływają. Upowietrznienie Liczy się jednak nie tyle kolistość znaków, ile wielość okręgów i łań-
i uświatowienie treści. Odrywamy się zatem od niej. Natrafiamy na sy- cuchów. Znak nie odsyła wyłącznie do znaku w tym samym okręgu, lecz
tuację opisaną przez Lévi-Straussa: świat zaczął znaczyć, jeszcze zanim od jednego okręgu do drugiego, bądź od jednej spirali do drugiej. Robert
było wiadomo, co znaczy, znaczone jest dane, nie będąc zarazem znane1. Lowe opisuje, w jaki sposób mężczyźni z plemion Wron i Hopi reagu-
Twoja żona obrzuciła cię osobliwym spojrzeniem, a o poranku dozorca ją w odmienny sposób na zdradę swych żon (Wrony to plemię koczow-
wręczył ci list z urzędu skarbowego, trzymając za ciebie kciuki, następ- niczych łowców, Hopi zaś jest plemieniem osiadłym, wywodzącym się
nie wdepnąłeś w psie łajno, na chodniku ujrzałeś dwie spadłe z drzewa z tradycji imperiów). „Indianin z plemienia Wron, zdradzony przez swą
gałązki, skrzyżowane ze sobą na kształt wskazówek zegara, wchodząc do żonę, kiereszuje jej twarz, Hopi zaś, padając ofiarą tego samego postęp-
biura usłyszałeś za twoimi plecami szepczące głosy. Nie ma znaczenia, ku, zachowuje całkowity spokój, chowa się przed światem i modli się, by
co to wszystko znaczy, zawsze bowiem jest znaczące. Znak odsyłający do susza i głód spadły na całą wioskę”. Widać tutaj, po której stronie stoi
znaku wykazuje się osobliwą niemocą i niepewnością; mocą obdarzo- paranoja, element despotyczny i ustrój znaczący, „bigoteria”, jak nazy-
ne jest jednak znaczące budujące łańcuch. Dlatego paranoik ulega owej wa to Lévi-Strauss: „W istocie bowiem dla Indianina Hopi wszystko jest
niemożności napierającego nań zewsząd, w ślizgającej się atmosferze, ze sobą powiązane: społeczny zamęt i domowy wypadek prowadzą do
podważenia całego systemu ich świata, którego kolejne poziomy powią-
1 Claude Lévi-Strauss, Wprowadzenie do twórczości Marcela Maussa, w: Mar- zane są ze sobą niezliczonymi podobieństwami; zakłócenie na pewnej
cel Mauss, Socjologia i antropologia, tłum. M. Król, J. Pomian, J. Szacki, KR płaszczyźnie nie daje się pojąć ani nie jest moralnie do przyjęcia inaczej,
2001, s. 24–25; „wszechświat znaczył o wiele wcześniej, zanim dowiedziano
się, że on znaczy”, s. 36 (Lévi-Strauss odróżnia w dalszej partii tego tekstu inny
jeszcze aspekt znaczonego). Na temat tej pierwszej wartości swego rodzaju po- 2 Zob. Claude Lévi-Strauss, Myśl nieoswojona, tłum. A. Zajączkowski, KR 2001,
wietrznej ciągłości zob. psychiatryczne opisy Binswangera i d’Arietiego. s. 279 i nast.

134 135
t ys i ąc P l at e au / 5 / 5 8 7 p. n . e . – 7 0 n . e . – O k i l k u u s t r oj ac h z n a kow yc h

aniżeli w powiązaniu z innymi zakłóceniami, oddziałującymi na pozosta- wróżbita i jasnowidz, jest jednym z biurokratów boga-despoty. Pojawia
łe poziomy”3. Hopi przeskakuje od jednego okręgu do drugiego, od zna- się tutaj nowy aspekt oszustwa, oszustwo kapłańskie; interpretacja do-
ku do znaku między spiralami. Opuszczamy wieś albo miasto, powra- konuje się w nieskończoność, nie napotykając nigdy niczego do zinter-
camy do nich. Bywa, że owymi skokami rządzą nie tylko przedznaczące pretowania, co nie byłoby już samo w sobie interpretacją. Przez to zna-
rytuały, lecz cała imperialna biurokracja, decydująca o ich prawomoc- czone nie ustaje w przydawaniu znaczącego, w jego doładowywaniu
ności. Nie przeskakuje się bowiem w dowolny sposób, bez jakichkol- i wytwarzaniu. Forma wyłania się zawsze ze znaczącego. Ostatnim zna-
wiek reguł, nie tylko bowiem są one uregulowane, lecz również niektó- czonym jest zatem samo znaczące w swym nadmiarze. Całkowicie chy-
re z nich są zakazane: nie wolno przekraczać najbardziej zewnętrznego bione okazują się zatem próby wykroczenia poza interpretację, a nawet
kręgu ani zbliżać się do kręgu najbardziej wewnętrznego… Róż­nica mię- komunikację na drodze produkcji znaczącego, samo bowiem komuni-
dzy okręgami bierze się stąd, że choć wszystkie znaki odsyłają do siebie kowanie interpretacji służy zawsze jedynie wytwarzaniu i odtwarzaniu
nawzajem wyłącznie jako zdeterytorializowane, zwrócone ku jednemu znaczącego. W ten sposób z pewnością nie uda nam się odnowić poję-
ośrodkowi znaczeniowości, rozmieszczone w pewnym bezkształtnym cia produkcji. Do tego sprowadzało się odkrycie dokonane przez kapła-
kontinuum, niemniej obdarzone są one różnymi prędkościami deteryto- nów psychoanalizy (jak i wszystkich innych kapłanów i wróżbitów w ich
rializacji, świadczącymi o miejscu ich pochodzenia (świątynia, pałac, do- czasach): interpretacja poddana być musi znaczeniowości, skutkiem cze-
mostwo, ulica, wieś, pustkowie itp.), pozostając w zróżnicowanych sto- go znaczące nie może wydobyć żadnego znaczonego bez jednoczesne-
sunkach podtrzymujących różnice między okręgami bądź tworzących go przydania znaczącego przez znaczone. Ostatecznie w istocie nie ma
progi w otoczeniu tego kontinuum (prywatne i publiczne, zdarzenie do- czego interpretować, ale właśnie dlatego, że najlepszą, najpoważniejszą,
mowe i zamęt społeczny). Progi te wraz z okręgami są zaś w zależności najbardziej radykalną interpretacją jest w najwyższym stopniu znaczą-
od konkretnego wypadku rozmaicie i tymczasowo jedynie rozmiesz- ce milczenie. Powszechnie wiadomo, że psychoanaliza niczego już nie
czone. W systemie kryje się zasadnicze oszustwo. Przeskakiwanie mię- mówi, a zarazem coraz więcej interpretuje czy raczej poddaje interpreta-
dzy okręgami, nieustanne zmiany scen, rozgrywanie ich gdzie indziej, cji podmiot, przeskakujący z jednego kręgu piekła do kolejnego. Tak na-
to histeryczne postępowanie oszusta jako podmiotu, odpowiadające prawdę znaczeniowość i interpretacyjne rojenie stanowią dwie choroby
paranoicznemu działaniu despoty usadowionemu w swym ośrodku ziemi i skóry, czyli człowieka, podstawową formę nerwicy.
znaczeniowości. W ośrodku znaczeniowości, Znaczącego we własnej osobie, niewie-
Pozostaje tutaj jeszcze jeden aspekt: znaczący ustrój staje nie tylko le da się wypowiedzieć, jest ono bowiem w równym stopniu czystą abs-
przed zadaniem uporządkowania nadawanych zewsząd znaków w okrę- trakcją, ile czystą zasadą, czyli niczym. Wszystko jedno, czy z braku, czy
gach; musi on również nieustannie dbać o rozszerzanie się okręgów i ru- z nadmiaru. To samo oznacza stwierdzenie, że znak odsyła w nieskoń-
chy spiral, dostarczać na powrót zasoby znaczące do centrum, by poko- czoność do innych znaków, a nieskończony zbiór znaków odsyła do pa-
nać właściwą systemowi entropię, wspierając rozchodzenie się nowych nującego znaczącego. Wszelako właśnie dlatego owa czysto formal-
okręgów i zasilając dotychczasowe. Wymaga to zatem pewnego dodatko- na nadmiarowość znaczącego nie daje się nawet pomyśleć bez pewnej
wego mechanizmu działającego w służbie znaczeniowości: urojeniowej szczególnej substancji wyrażenia, dla której należałoby w końcu znaleźć
nadinterpretacji i interpretacji. W tym wypadku jednak znaczone przy- jakieś imię: twarzowość. Nie tylko językowi zawsze towarzyszą rysy twa-
biera nową postać, przestaje być owym bezkształtnym kontinuum, da- rzowości, lecz sama twarz krystalizuje w sobie całą nadmiarowość, na-
nym, ale nieznanym, na które sidła zarzucała sieć znaków. Znakowi bądź daje i odbiera, wysyła i wychwytuje na powrót znaczące znaki. Sama dla
grupie znaków odpowiadać musi teraz bowiem pewna porcja określo- siebie stanowi całe ciało: jest niczym ciało ośrodka znaczeniowości, któ-
nego odtąd jako odpowiednie i poznawalne znaczonego. Do syntagma- rego czepiają się wszystkie zdeterytorializowane znaki, i wyznacza gra-
tycznej osi znaku odsyłającego do znaku dołącza się paradygmatyczna nicę ich deterytorializacji. To z twarzy wydobywa się głos. I właśnie dla-
oś, na której w ten sposób sformalizowany znak wycina sobie pewne od- tego, niezależnie od kluczowego znaczenia machiny pisma w biurokracji
powiednie dla siebie znaczone (również w tym wypadku mamy zatem imperialnej, to, co napisane, zachowuje oralny, niepiśmienny charak-
do czynienia z treścią, lecz w odmienny sposób). Interpretujący kapłan, ter. Twarz jest w sensie ścisłym Ikoną ustroju znaczącego, wewnętrzną
reterytorializacją systemu. Znaczące reterytorializuje się w twarzy. To
3 Tegoż, przedmowa do Soleil Hopi, Plon 1968, s. VI. ona obdarza znaczące substancją, to ona zmusza do zinterpretowania,

136 137
t ys i ąc P l at e au / 5 / 5 8 7 p. n . e . – 7 0 n . e . – O k i l k u u s t r oj ac h z n a kow yc h

zmieniając się, zmieniając swe rysy, gdy interpretacja zwraca znaczące w stawanie-się-molekularnym; ten, czyje prochy rozwieją się na wietrze.
jego substancji. Oto jak znaczące zmieniło twarz! Znaczące zawsze ulega Rzeklibyśmy jednak, że męczennik nie jest bynajmniej ostatnim ele-
utwarzowieniu. Twarzowość zaś dzierży materialne panowanie nad ca- mentem, przeciwnie, jest elementem pierwszym przed wykluczeniem.
łokształtem owych znaczeniowości i interpretacji (psychologowie wiele Przynajmniej Edyp był w stanie to pojąć. Umartwiał się, wydłubał sobie
napisali o relacjach niemowląt z twarzą matki, a socjologowie w odnie- oczy, a potem odszedł w dal. Dowodzi tego rytuał, stawanie-się-zwie-
sieniu do roli twarzy w środkach masowego przekazu czy w reklamie). rzęciem przez kozła ofiarnego: pierwszy przebłagalny kozioł zostaje
Bóg-despota nigdy nie krył swego oblicza, przeciwnie, przybierał czę- poświęcony, lecz drugi zostaje wygnany, odesłany na jałową pustynię.
stokroć więcej niż jedną twarz. Maska nie skrywa twarzy, ona jest twa- W ustroju znaczącym kozioł ofiarny oznacza nową postać wzrostu entro-
rzą. Kapłan lepi z gliny twarz boga, obraca nią. Wszystko u despoty jest pii w systemie znaków: obarczony zostaje na czas określony wszystkim,
publiczne, a wszystko, co publiczne, jest takie za sprawą twarzy. Kłam- co „złe”, czyli wszystkim tym, co oparło się znaczącym znakom, wszyst-
stwo, oszustwo przynależą z gruntu do ustroju znaczących; lecz nie ta- kim tym, co wymknęło się z rozmaitych kręgów wzajemnego odsyła-
jemnica4. Z kolei wraz z zacieraniem się oblicza, wraz z zanikaniem ry- nia znaków do znaków. Bierze on na siebie również wszystko to, co nie
sów twarzowości, zyskujemy pewność, że wkroczyliśmy w inny ustrój, potrafiło przeładować znaczącego w jego centrum, zabiera ze sobą po-
w inne strefy nieskończenie bardziej pogrążone w milczeniu i niewykry- nadto wszystko to, co wykracza poza najdalszy krąg. Ucieleśnia w koń-
walne, w których przebiegają podziemne stawania-się-zwierzętami, sta- cu i przede wszystkim linię ujścia, której nie jest już w stanie utrzymać
wania-się-cząsteczkowymi, gdzie pod osłoną nocy dokonują się detery- dany ustrój znaczący, czyli absolutną deterytorializację, którą ustrój ten
torializacje, przekraczające granice znaczącego systemu. Despota i bóg powinien blokować bądź określać jedynie w sposób negatywny, właśnie
grozi swą słoneczną twarzą, w całości będącą jego ciałem, niczym ciałem dlatego, że przekracza ona pewien stopień deterytorializacji znaczącego
znaczącego. Spogląda na mnie złowieszczo, marszczy brew; cóż takiego znaku, niezależnie od jego wysokości. Linia ujścia przypomina styczną
uczyniłem, co sprawiło, że zmienił wyraz twarzy? Przede mną jego foto- okręgów znaczeniowości i ośrodka znaczącego. Zostanie objęta klątwą.
grafia, która zdaje się na mnie spoglądać… Nadzór twarzy, jak nazwałby Odbyt kozła przeciwstawny jest twarzy despoty i boga. Trzeba zamordo-
to Strindberg, nadkodowanie znaczącego, promieniowanie we wszyst- wać bądź zmusić do ucieczki to, co zagraża ucieczką z systemu. Wszyst-
kich kierunkach, niedająca się umiejscowić wszechobecność. ko to, co przekracza nadmiar znaczącego, i wszystko to, co przemyka się
Twarzy czy też ciału despoty lub boga towarzyszy w końcu niejako pod spodem, zostanie naznaczone wartością negatywną. Wybrać moż-
jego przeciw-ciało: ciało skazańca czy wręcz wyrzutka. Pewne jest, że cia- na jedynie między dupą kozła a twarzą boga, czarownikami a kapłanami.
ła te stykają się i łączą ze sobą, bywa bowiem, że ciało despoty poddane System w całości obejmuje zatem: twarz lub paranoiczne ciało boga-de-
zostaje próbie poniżenia, a nawet wydane zostaje na mękę czy wygnanie spoty w znaczącym centrum świątyni; interpretujących kapłanów, prze-
i wydalenie. „Na przeciwległym biegunie można by umieścić ciało ska- kształcających w świątyni znaczące w znaczone; histeryczny tłum na ze-
zańca. Ma ono także swój status prawny, powołuje swój ceremoniał (…) wnątrz, tworzący zbite ze sobą kręgi i przeskakujący od jednego kręgu
nie po to, by ustalić »plus władzy«. Przybierający kształt osoby króla, ale do drugiego; depresyjnego kozła ofiarnego, pozbawionego twarzy, ema-
by wyznaczyć minus władzy, jakim są naznaczeni ci, których poddaje się nującego ze środka, wybranego i obrobionego, przyozdobionego przez
kaźni. W najciemniejszym zakątku pola politycznego skazaniec zaryso- kapłanów, przekraczającego kolejne kręgi w biegu na zatracenie ku pu-
wuje odwrotnie symetryczną figurę króla”5. Męczennikiem jest przede styni. Ten nazbyt ogólny obraz dotyczy nie tylko despotycznego ustroju
wszystkim ten, kto traci twarz i włącza się w stawanie-się-zwierzęciem, imperium, lecz wyłania się również ze wszystkich scentrowanych, hie-
rarchicznych, drzewiastych, ujarzmionych ugrupowań: partii politycz-
4 Przykładowo, w mitologii Bantu pierwszy założyciel państwa ukazuje swą nych, ruchów literackich, stowarzyszeń psychoanalitycznych, rodzin,
twarz, je i pije publicznie, łowca z kolei, a następnie wojownik, wynajdują po-
małżeńskich stadeł… Fotografia, twarzowość, nadmiar, znaczeniowość
tajemną sztukę, rozbierając się i spożywając pokarmy za zasłoną: zob. Luc de
Heusch, Le roi ivre ou l’origine de l’État, Gallimard 1972, s. 20–25. Heusch upa- i interpretacja działają wszędzie. Smutny świat znaczącego, którego ar-
truje w drugim momencie dowód na większe „wyrafinowanie” cywilizacji, nam chaiczność jest zawsze aktualna, oszukańczość gruntowna, obejmująca –
jednak wydaje się, że idzie o całkiem inną semiotykę, wojenną, a nie semiotykę wraz z jego dogłębną błazeńskością – wszystkie jego aspekty. Znaczą-
robót publicznych.
5 Michel Foucault, Nadzorować i karać. Narodziny więzienia, tłum. T. Komendant, ce rządzi wszystkimi małżeńskimi scenami, podobnie jak wszystkimi
Aletheia 1998, s. 30. aparatami państwa.

138 139
t ys i ąc P l at e au / 5 / 5 8 7 p. n . e . – 7 0 n . e . – O k i l k u u s t r oj ac h z n a kow yc h

Ustrój znaczący znaku określa się zatem przez osiem aspektów bądź i zestawianych segmentów, z których wydobywany jest każdy znak (pole,
zasad: 1) znak odsyła do znaku, w nieskończoność (bezgraniczność zna- pustkowie, zmiana pola). Zachowana zostaje nie tylko wielogłosowość
czeniowości, deterytorializująca znak); 2) znak sprowadzany jest z powro- wypowiedzi, lecz również gotowi już jesteśmy pozbyć się samej wypo-
tem przez znak i nieustannie powraca (okrężność zdeterytorializowanego wiedzi: zużyte imię zostaje zniesione, co zasadniczo różni się od trzyma-
znaku); 3) znak przeskakuje między okręgami i nieustannie przemieszcza nia go w odwodzie bądź od znaczącego przekształcenia. Antropofagia
centrum, jednocześnie do niego się odnosząc (metafora bądź histeria zna- w przedznaczącej postaci ma następujący sens: spożycie imienia; to se-
ków); 4) rozchodzenie się okręgów gwarantowane jest zawsze przez inter- miografia należąca w całości do pewnej semiotyki, niezależnie od swego
pretacje, dające znaczone i nadające z powrotem znaczące (interpretacyjny związku z treścią (związku wyrażeniowego)7. W ten sposób unika się roz-
obłęd kapłana); 5) nieskończony zbiór znaków odsyła do panującego zna- patrywania funkcjonowania owej semiotyki jako skutku niewiedzy, wy-
czącego, które przedstawia się zarówno jako brak, jak i nadmiar (despo- parcia czy wykluczenia znaczącego. Przeciwnie, ożywiana jest ona cięż-
tyczne znaczące, granica deterytorializacji systemu); 6) forma znaczącego kim przeczuciem tego, co ma nadejść, nie potrzebuje też rozumienia, by
obdarzona jest substancją, znaczące zaś – ciałem, którym jest Twarz (zasa- toczyć walkę; z racji samej swej członowości i wielogłosowości całko-
da rysów twarzowości, stanowiąca pewną reterytorializację); 7) linia ujścia wicie nastawiona jest na to, by zażegnać wiszącą już groźbę: uniwersa-
systemu obdarzona jest wartością negatywną, zostaje potępiona jako to, lizującej abstrakcji, wyniesienia znaczącego, formalnej i substancjalnej
co wykracza poza moc deterytorializacji właściwą systemowi znaczącemu uniformizacji wypowiedzenia, okrężności wypowiedzi wraz ze współza-
(reguła kozła ofiarnego); 8) jest to ustrój powszechnego oszustwa – w swo- leżnymi od nich aparatami państwa, moszczeniem się despoty, kastą ka-
ich skokach, uporządkowanych kręgach, regułach interpretacyjnych płanów, kozłem ofiarnym itp… Z każdym zjedzonym zmarłym można za-
wróżbitów, w jawności utwarzowionego ośrodka, w obróbce linii ujścia. krzyknąć: kolejny, którego nie dopadnie państwo!
Semiotyka tego rodzaju nie tylko nie jest pierwotna, lecz nie wi- I druga jeszcze semiotyka, którą nazywać będziemy przeciwznaczą-
dać żadnego powodu, by przypisywać jej jakąkolwiek szczególnie uprzy- cą (zwłaszcza ta przynależna szerzącym przerażenie koczownikom, pa-
wilejowaną pozycję z punktu widzenia abstrakcyjnego ewolucjonizmu. rającym się hodowlą, i wojownikom – w odróżnieniu od koczowniczych
Chcielibyśmy wskazać pokrótce niektóre z cech pozostałych dwóch se- łowców, przynależących do semiotyki poprzedniej). W tym wypadku se-
miotyk. Po pierwsze, semiotyka przedznacząca, zwana pierwotną, o wie- miotyka ta działa nie tyle w oparciu o segmentowość, ile z pomocą aryt-
le bliższa „naturalnym” kodowaniom działającym bez oparcia w znakach. metyki i obliczania. Z pewnością liczba pełniła wcześniej nader istot-
Nie dopatrzymy się w niej żadnego przejawu sprowadzania do twarzo- ną funkcję w podziale czy wiązaniu rozczłonkowanych linii; odegrała
wości jako jedynej substancji wyrażenia: żadnego usuwania form treści również decydującą rolę w znaczącej imperialnej biurokracji. Jednakże
przez jakieś abstrakcyjne znaczone. O ile mimo wszystko abstrahujemy była to liczba przedstawiająca i znacząca, „wywołana, wytworzona, uwa-
od treści w wąskiej perspektywie semiotycznej, to dzieje się to z korzyś- runkowana przez coś innego od niej”. Znak liczbowy z kolei, który nie
cią dla pluralizmu czy też wielogłosowości form wyrażenia, które stają na jest wytworzony przez nic zewnętrznego wobec oznakowania, które go
przeszkodzie każdej próbie przejęcia władzy przez znaczące i zachowu- wprowadza, wyznaczając mnogie i zmienne podziały, samemu wyzna-
ją formy wyrażeniowe właściwe samej treści. Dlatego formy cielesności, czając funkcje i relacje, przystępując raczej do układów niż sum, rozkła-
gestualności, rytmu, tańca czy rytuału współistnieją w rozdźwięku z for- dów raczej niż zbiorów, działając za pomocą cięć, przejść, przeniesień
mą wokalną6. Wielość wzajemnie się przecinających i wymieniających i nagromadzeń w większym stopniu aniżeli za pomocą zestawiania jed-
na siebie form wyrażenia i wielość substancji wyrażenia. To semioty- nostek – tego rodzaju znak zdaje się być elementem semiotyki pewnej
ka segmentowa, ale wieloliniowa i wielowymiarowa, pokonująca z góry koczowniczej maszyny wojennej, skierowanej z kolei przeciw aparato-
wszelką znaczącą okrężność. Segmentowość jest prawem lineaży. To- wi państwa. Liczba niemianowana8. Liczbowa organizacja dziesiątkowa,
też znak zawdzięcza tutaj stopień swej względnej deterytorializacji nie
tyle nieustannemu odsyłaniu do znaku, ile zderzaniu się terytorialności 7 Na temat antropofagii jako sposobu zażegnywania działań duchów czy mar-
twych imion i jej semiotycznej funkcji „kalendarza” zob. Pierre Clastres, Chro-
6 Zob. Algirdas Greimas, Pratiques et langages gestuels, „Langages”, nr 10, czer- nique des Indiens Guayaki, Plon 1972, s. 332–340.
wiec 1968; Greimas wszelako wiąże tę semiotykę z takimi kategoriami jak „pod- 8 Wcześniejsze wyrażenia dotyczące liczby zostały zapożyczone od Julii Kristevy,
miot wypowiedzi” czy „podmiot wypowiedzenia”, które wydają nam się przy- choć ona sama posługuje się nimi do analizy tekstów literackich w oparciu
należne do innych ustrojów znakowych. o hipotezę „znaczącego”: tejże, Semeiotikè, Seuil 1969, s. 294 i nast., 317.

140 141
t ys i ąc P l at e au / 5 / 5 8 7 p. n . e . – 7 0 n . e . – O k i l k u u s t r oj ac h z n a kow yc h

z podziałem na pięćdziesiątki, setki i tysiące itp. oraz wiążąca się z nią w pewnej określonej sytuacji mogą zapewnić przewagę tej czy innej se-
organizacja przestrzenna zostaną następnie przejęte przez armie pań- miotyce. Staramy się raczej rysować mapy ustrojów znakowych: może-
stwowe, stanowiąc jednakowoż świadectwo wcześniejszego systemu or- my je odwracać, zachowywać pewne współrzędne, a inne usuwać, do-
ganizacji wojskowej, właściwego wielkim koczowniczym plemionom dawać i odejmować pewne wymiary; w zależności od okoliczności
stepowym, od Hyksosów po Mongołów, i nakładając się na zasadę line­ będziemy mieć do czynienia z formacją społeczną, patologicznym obłę-
aży. Tajność i szpiegostwo stanowią ważkie elementy owej semio­tyki dem, historycznym wydarzeniem itp. Przekonamy się o tym jeszcze przy
Liczb w maszynie wojennej. Rola Liczb w Biblii nie jest czymś nieza- innej okazji: raz idzie o pewien datowany system społeczny, raz o „mi-
leżnym od koczowników, Mojżesz bowiem otrzymuje jej ideę od swego łość dworską”, raz o jakieś prywatne przedsięwzięcie zwane „masochi-
teścia, Jetro Kenity: czyni z niej zasadę organizacji przemarszu i migra- zmem”. W ten sposób możemy zestawiać owe mapy albo je od siebie od-
cji, znajdując dla niej samemu zastosowanie w dziedzinie wojskowej. Na rywać. Celem odróżnienia dwóch typów semiotyk, przykładowo ustroju
gruncie owej przeciwznaczącej semiotyki imperialna despotyczna linia postznaczącego od ustroju znaczącego, zmuszeni jesteśmy rozpatrywać
ujścia zastąpiona zostaje linią zniesienia, zwracającą się przeciwko wiel- równocześnie nader różnorodne dziedziny.
kim imperiom, przecinającą je i niosącą im zniszczenie, o ile nie przy- U zarania XX wieku psychiatria, u szczytu swego klinicznego wyra-
czynia się ona do ich podbicia i nie włączy się w nie, tworząc wraz z nimi finowania, stanęła przed problemem urojeń obywających się bez oma-
mieszaną odmianę semiotyki. mów, pojawiających się przy zachowaniu umysłowej spójności, bez ob-
Chcielibyśmy przyjrzeć się jednak bardziej szczegółowo czwar- jawów „upośledzenia intelektualnego”. Do tej pierwszej wielkiej grupy
temu ustrojowi znaków, ustrojowi postznaczącemu, przeciwstawnemu zaliczono urojenia paranoiczne i interpretacyjne, obejmujące całą roz-
znaczeniowości, o nowych cechach, określonemu przez szczególną pro- maitość odmian. Stawką była jednak możliwość uniezależnienia innej
cedurę „upodmiotowienia”. Istnieje zatem wiele ustrojów znakowych. grupy zaburzeń, odsłaniającej się w monomanii Esquirola, pieniactwie
Sporządzona przez nas lista sama jest siłą rzeczy arbitralnie skrócona. Kraepelina, a następnie zdefiniowanej w postaci urojeń roszczeniowych
Nie ma najmniejszego powodu, by utożsamiać pewien ustrój czy pew- przez Serieux i Capgrasa i postaci erotycznej obsesji przez Clérambau-
ną semiotykę z określonym ludem ani określonym momentem w dzie- lta („pieniactwo i roszczenia, zazdrość, erotomania”). W oparciu o zna-
jach. W tym samym momencie bowiem i w łonie tego samego ludu do- komite prace Serieux i Capgrasa z jednej strony, a Clérambaulta z dru-
chodzi do takiego ich pomieszania, że można jedynie stwierdzić tyle, że giej (jemu właśnie udało się najściślej przeprowadzić to rozróżnienie)
dany lud, dany język czy dany moment zapewnia względne panowanie należałoby ideacyjny ustrój przeciwstawić znaczeniowości, ustrój pa-
danego ustroju. Być może wszystkie semiotyki mają ostatecznie mie- ranoiczno-interpretacyjny – ustrojowi subiektywnemu, postznaczą-
szany charakter, łącząc się nie tylko z różnorakimi formami treści, lecz cemu, namiętnościowemu. Pierwszy z nich cechowałby się pozornie
również zestawiając ze sobą różne ustroje znakowe. Elementy przedzna- niegroźnym początkiem, obecnością ukrytego ośrodka świadczącego
czące są zawsze czynne, elementy przeciwznaczące zawsze pracują i są o skupianiu się wewnątrzpochodnych sił wokół pewnej idei, następnie
obecne, elementy postznaczące zawarte są zawsze w ustroju znaczącym. sieciowym rozprzestrzenieniem się na bezkształtne kontinuum, obej-
Nadal jednak oznacza to zbytnie ich uczasowienie. Semiotyki w swej mującym ślizgającą się przestrzeń, w które wpaść może dowolne zda-
mieszanej postaci mogą pojawić się w pewnym okresie historycznym, rzenie; promienistą organizacją tworzącą kolejne kręgi, szerzeniem
w którym ścierają się i mieszają ze sobą różne ludy, a także różne języ- się poprzez koliste promieniowanie we wszystkich kierunkach, w któ-
ki, w których współzawodniczą ze sobą różne funkcje; na terenie szpita- rej jednostka przeskakuje między punktami i kręgami, przybliża się do
la psychiatrycznego, w którym współistnieją ze sobą rozmaite odmiany ośrodka bądź od niego oddala, używając prospekcji i retrospekcji; prze-
obłędu, a nawet wszczepiają się jednocześnie w jeden przypadek choro- kształceniem całego otoczenia za sprawą cech zmiennych i wtórnych
bowy; w codziennej rozmowie, w której ludzie posługujący się tym sa- centrów przegrupowujących się wokół głównego jądra. Drugi ustrój
mym językiem mówią jednak inaczej (niespodzianie pojawia się w niej z kolei charakteryzowałby się decydującym wpływem okoliczności ze-
odłamek jakiejś nieoczekiwanej semiotyki). Nie uprawiamy tutaj ewolu- wnętrznych, powiązaniem z zewnętrzem, wyrażającym się raczej przez
cjonizmu, nie uprawiamy nawet historii. Semiotyki bowiem zależne są emocję niż przez ideę, oraz jako wysiłek i działanie raczej aniżeli wyob-
od układów, które sprawiają, że dany lud, dany moment czy dany język, rażenia („obłęd działań w większym stopniu aniżeli idei”); ubogą kon-
ale również dany styl czy tryb, dana patologia, dane drobne zdarzenie stelacją, ograniczającą się do jednego przedziału; „postulatem” i „zwięzłą

142 143
t ys i ąc P l at e au / 5 / 5 8 7 p. n . e . – 7 0 n . e . – O k i l k u u s t r oj ac h z n a kow yc h

formułą”, stanowiącymi punkt wyjścia dla pewnego liniowego szeregu, jego oznak? (To dwojakie spostrzeżenie będzie punktem wyjścia również
pewnego procesu, prowadzących do wyczerpania oznaczającego zapo- dla psychoanalizy, sprzęgniętej na swój sposób z psychiatrią: sprawiamy
czątkowanie nowego procesu, jednym słowem: liniowym i tymczasowym wrażenie szalonych – mimo że tacy nie jesteśmy – jak w marzeniach sen-
uszeregowaniem procesów skończonych, a nie jednoczesnością rozszerzają- nych; jesteśmy szaleni – mimo że za takich nie uchodzimy – jak w życiu
cych się w nieskończoność okręgów9. codziennym). Psychiatria zatem, z jednej strony, zmuszona jest doma-
Dzieje tego dwojakiego rodzaju urojeń, obywających się bez upośle- gać się pobłażliwości i zrozumienia, podkreślając bezużyteczność wszel-
dzenia intelektualnego, obdarzone są ogromnym znaczeniem. Dopro- kich form zamknięcia i potrzebę otwartych ośrodków psychiatrycznych,
wadziły one bowiem nie tyle do rozpadu nauk o obłędzie w ich wcześniej- z drugiej zaś, domagać się wzmożonego nadzoru, istnienia specjalnych
szej postaci, lecz legły u podstaw powstającej w XIX psychiatrii jako takiej, zamkniętych ośrodków, tym surowszych, że szaleniec za szaleńca nie
dając wyjaśnienie tego, dlaczego od jej zarania psychiatra jest tym, kim uchodzi10. Czy to przez przypadek rozróżnienie na te dwie zasadnicze
jest: od momentu swych narodzin bowiem tkwi rozdarty między rozma- grupy urojeń, urojeń ideacyjnych i urojeń działania, krzyżuje się w wie-
itymi humanitarnymi, policyjnymi i prawnymi wymogami, oskarżany lu punktach z rozróżnieniem na klasy (paranoikiem, który nie wymaga
o to, że nie jest prawdziwym lekarzem, podejrzewany o branie za szaleń- w takim stopniu zamknięcia, jest przede wszystkim burżuj, monoman
ców tych, którzy nimi nie są, i niezauważanie prawdziwych szaleńców, zaś, cierpiący na erotyczne urojenia roszczeniowe, najczęściej wywodzi
sam będąc wydany na pastwę dramatów świadomości jako ostatnie ucie- się z chłopstwa i klasy robotniczej bądź z marginesu, jak w wypadku za-
leśnienie heglowskiego pięknoduchostwa. Jeśli jednak rozważyć te dwa bójców politycznych11)? Klasa o promieniujących, napromieniowujących
typy cierpiących na urojenia w nieskazitelnej postaci, można zauważyć, ideach (z konieczności) przeciw klasie przymuszonej do działań lokal-
że jedni sprawiają wrażenie całkowicie szalonych, mimo że szaleni nie są: nych, cząstkowych, sporadycznych, liniowych… Nie wszyscy paranoicy
przewodniczący Schreber rozpościera we wszystkie strony swą promie- to burżuje, nie wszyscy erotomani i monomani to proletariusze. Wszela-
nistą paranoję i swe stosunki z Bogiem, nie jest jednak szaleńcem o tyle, ko w faktycznym zamieszaniu Bóg z orszakiem swych psychiatrów zmu-
o ile jest zdolny rozsądnie kierować swym losem i odróżniać od siebie szeni są odróżnić tych, którzy dbają o zachowanie klasowego porządku
kolejne kręgi. Na drugim biegunie mamy tych, którzy zgoła nie sprawiają społecznego, choćby oszalałego, od tych, którzy szerzą chaos, choćby
wrażenia szalonych, acz nimi są, o czym świadczą ich nagłe gesty, wywo- o ograniczonym zasięgu (podpalanie stogów, zabójstwo rodziców, zde-
ływane kłótnie, podpalenia, zabójstwa (jak w wypadku czterech wielkich klasowana miłość i agresja).
monomanii Esquirola – erotycznej, rozumującej, piromanii i morder- Usiłujemy zatem odróżnić despotyczny ustrój znaków, znaczący
czej). Jednym słowem, psychiatria nie powstała w najmniejszym choćby i paranoiczny, od ustroju autorytarnego, postznaczącego, subiektywne-
związku z pojęciem szaleństwa ani nawet z próby jego przeformułowania, go i poruszanego namiętnościami. Z pewnością autorytarność nie jest
lecz skutkiem jego rozpadu i rozejścia się w dwóch przeciwstawnych kie- tym samym, co despotyzm, namiętność nie jest tym samym, co parano-
runkach. Czy w ten sposób psychiatria nie odsłania przed nami naszego ja, subiektywność zaś tym samym, co znaczące. Co zatem dzieje się w ob-
własnego dwoistego odbicia, w którym raz sprawiamy wrażenie szaleń- rębie tego drugiego ustroju, w przeciwieństwie do poprzednio zdefinio-
ców nimi nie będąc, raz zaś popadamy w szaleństwo bez jakichkolwiek wanego ustroju znaczącego? Przede wszystkim znak czy wiązka znaków

9 Zob. Paul Sérieux, Joseph Capgras, Les folies raisonnantes, Alcan 1909; Gatian 10 Zob. Paul Sérieux, Joseph Capgras, Les folies raisonnantes, s. 340 i nast., oraz Ga-
Clérambault, Oeuvre psychiatrique, PUF 1942. Capgras wszakże uznaje się, że se- tian Clérambault, Oeuvre psychiatrique, s. 369 i nast.: maniacy erotyczni, na-
miotyka jest zasadniczo mieszana i wielokształtna, Clérambault z kolei wydo- wet w zakładach psychiatrycznych, pozostają niewidoczni, są bowiem spokojni
bywa dwie abstrakcyjnie czyste semiotyki, nawet jeśli uznaje możliwość ich fak- i przebiegli, „dotknięci wystarczająco łagodnym obłędem, by wiedzieć, jak ich
tycznego zmieszania. W kwestii źródeł tego rodzaju rozróżnienia na dwie grupy osądzamy”; tym bardziej jednak należy ich trzymać w zamknięciu: „tego rodza-
urojeń odwołujemy się przede wszystkim do Jeana Esquirola i jego Des mala- ju chorych nie należy wypytywać, lecz należy nimi manipulować, a jedynym do
dies mentales, J.B. Tircher 1838 (w jakiej mierze „monomanię” da się oddzie- tego środkiem jest próba ich wzruszenia”.
lić od „manii”?) oraz Emila Kraepelina Lehrbuch der Psychiatrie, J.A. Barth 1920 11 Esquirol sugeruje, że monomania jest „chorobą cywilizacyjną”, podlegają-
(w jakiej mierze „pieniactwo” daje się odróżnić od paranoi?). Problem drugie- cą w społeczeństwie ewolucji: pojawia się w postaci „religijnej”, z czasem jed-
go rodzaju urojeń, erotycznej obsesji, został podjęty i wyłożony w porządku hi- nak przybiera częściej postać „polityczną”, ścigana przez policję (Des maladies
storycznym przez Jacques’a Lacana, De la psychose paranoïaque, Seuil 1975, oraz mentales, t. I, s. 400). Zob. również uwagi Emmanuela Regisa, Les régicides dans
Daniela Lagache’a, La jalousie amoureuse, PUF 1947. l’histoires et dans le présent, A. Storck 1890.

144 145
t ys i ąc P l at e au / 5 / 5 8 7 p. n . e . – 7 0 n . e . – O k i l k u u s t r oj ac h z n a kow yc h

zrywa się z promienistej okrężnej sieci, zaczyna samodzielnie pracować zwieńczenie wraz z nadejściem raz Nabuchodonozora, a następnie Ty-
i posuwać się wzdłuż prostej, jak gdyby pogrążając się w jakiejś otwartej tusa. Ruchoma, krucha i zniszczona Świątynia: arka okazuje się być już
wąskiej szczelinie. Choć system znaczący wytyczał już pewną linię ujścia niczym więcej niż wiązką znaków niesionych przez siebie. Niemożliwe
czy deterytorializacji, wykraczającą poza wskaźnik właściwy jego zdete- bowiem stało się wytyczenie czysto negatywnej linii ujścia, zajmowanej
rytorializowanym znakom, właśnie z tego powodu obdarzał ową linię przez zwierzę czy kozła, jako naładowanej wszelkimi niebezpieczeństwa-
wartością negatywną, wzdłuż niej zaś uchodzić kazał posłańcowi – ko- mi zagrażającymi znaczącemu. Niech spadnie na nas nieszczęście! – oto
złowi ofiarnemu. Teraz można by rzec, że owa linia zyskuje znak dodat- formuła wybijająca rytm żydowskich dziejów – to my winniśmy podążać
ni, wartość pozytywną, zostaje w końcu zajęta przez podążający wzdłuż najbardziej zdeterytorializowaną drogą, wzdłuż linii kozła, zmieniając jej
niej cały lud, który w niej upatruje swą rację bytu i swe przeznaczenie. znak, zamieniając ją w pozytywną linię naszej podmiotowości, naszej Pa-
W tym wypadku jednak również nie obchodzi nas historia: nie mówi- sji, naszego procesu i naszych roszczeń. Staniemy się własnym kozłem
my bowiem, że jakiś lud wynalazł ów ustrój znaków, lecz jedynie tyle, że ofiarnym. Staniemy się barankiem: „Bóg, niczym lew, uczczony krwią
buduje on w danym momencie pewien układ umacniający względne pa- ofiar, teraz wycofać się musi na plan dalszy, ustępując na scenie miejsca
nowanie owego ustroju w określonych warunkach historycznych (ustrój Bogu złożonemu w ofierze. (…) Bóg z żądającej ofiar bestii przeistoczył się
ten zaś, owo panowanie, ów układ mogą się umocnić również w innych w zwierzę ofiarne”13. Podążymy wzdłuż stycznej, umieścimy się na niej,
okolicznościach, przykładowo w warunkach patologicznych, literackich na stycznej oddzielającej ziemię od wód, oddzielimy okrężną sieć od śliz-
czy miłosnych albo całkowicie codziennych i przyziemnych). Nie powia- gającego się kontinuum, obejmiemy w posiadanie linię podziału, by na
damy zatem, że jakiś lud jest opętany takim czy innym obłędem, lecz że niej wytyczyć naszą własną drogę, odłączając elementy znaczące (gołą-
mapa pewnego obłędu, zważywszy na jego współrzędne, może pokrywać bek Arki). Wąski przesmyk, między-jednym-a-drugim, który nie jest
się z mapą pewnego ludu, uwzględniwszy jego współrzędne. Stąd owład- średnią, lecz najcieńszą, nieuchwytną wręcz linią. Istnienie żydowskiej
nięty paranoją Faraon wobec targanego namiętnościami Hebrajczyka? swoistości potwierdza się już w samej jej semiotyce. Semiotyka ta jednak
Wraz z pojawieniem się ludu żydowskiego pewna grupa znaków wyrywa jest w równym stopniu mieszana, jak wszystkie pozostałe. Z jednej stro-
się z imperialnej egipskiej sieci, w której tkwiła, by podążyć pewną linią ny pozostaje ona w bliskiej więzi z przeciwznaczącą semiotyką koczow-
ujścia ku pustyni, przeciwstawiając najbardziej autorytarną podmioto- ników (Hebrajczycy również mają za sobą koczowniczą przeszłość, wią-
wość despotycznej znaczeniowości, najbardziej namiętny zaś i najmniej żącą się obecnie z liczbową organizacją koczowniczą, z której czerpią, ze
ulegający pokusie interpretacji obłęd paranoiczny – urojeniom interpre- swoistego stawania-się-koczownikiem, ich linia deterytorializacji wie-
tacyjnym, jednym słowem, linearny „proces lub roszczenie” promieni- le zaś zapożycza z wojennej linii koczowniczego zniszczenia14). Z drugiej
stej okrężnej sieci. Wasze roszczenie, wasz proces – oto zawołanie Mojże- strony wiąże się ona istotowo z samą semiotyką znaczącą, tęsknota za
sza wobec jego ludu, kolejne procesy zaś układać się będą wzdłuż linii którą nie przestaje dręczyć ich samych, jak również ich Boga. Pragnie-
namiętności12. Kafka wywiedzie stąd własną koncepcję pieniactwa i pro- nie powołania na powrót do istnienia imperialnego społeczeństwa bądź
cesu, w liniowym następstwie członów: proces-ojciec, proces-hotel, pro- przyłączenia się do takowego, obrania sobie króla wzorem wszystkich
ces-statek, proces-sąd… innych (Samuel), odbudowy mogącej się w końcu oprzeć zniszczeniu
Nie sposób pominąć tutaj najistotniejszego czy też wywierającego Świątyni (Dawid i Salomon, Zachariasz), budowy spirali wieży Babel,
najbardziej dalekosiężne skutki w dziejach ludu żydowskiego wydarze-
nia, mianowicie zniszczenia Świątyni, dokonanego dwukrotnie (w 587 r. 13 D.H. Lawrence, Apocalypse, Viking 1932, rozdz. X, s. 93–94.
p.n.e. oraz w 70 r. n.e.). Całe dzieje Świątyni, od przenoszenia i krucho- 14 Zob. Eduard Dhorme, La religion des Hébreux nomades, Nouvelle Société d’Edi-
ści Arki Przymierza począwszy, przez wzniesienie Przybytku przez Sa- tions 1937 oraz Zecharia Mayani, Les Hyksos et le monde de la Bible, Payot 1956.
Autor kładzie nacisk na stosunki łączące Hebrajczyków z Habiru, koczowni-
lomona i jego odbudowę przez Dariusza, nabierają znaczenia jedynie
czym plemieniem wojowników oraz z Kenitami, koczowniczym plemieniem
w powiązaniu z ponawianymi procesami zniszczenia, znajdującymi swe kowali. Typowa dla Mojżesza jest nie tyle zasada liczbowej organizacji, zapo-
życzona od koczowników, ile idea zawsze odwoływalnej ugody-sporu, umowy-
-procesu. Idea ta, dopowiada Mayani, nie wywodzi się ani od zakorzenionych
12 „[W]asz ciężar, wasze brzemię i wasze spory”, Księga Powtórzonego Prawa w ziemi rolników, ani od wojowniczych koczowników, a nawet nie od migrują-
1, 12.; cyt. za Biblią Tysiąclecia. W wydaniu La Pléiade Eduard Dhorme precy­ cych ludów, lecz od pewnego wędrującego plemienia, myślącego o sobie w kate-
zuje: „Wasze roszczenie, dosłownie: wasz proces”. goriach podmiotowego przeznaczenia.

146 147
t ys i ąc P l at e au / 5 / 5 8 7 p. n . e . – 7 0 n . e . – O k i l k u u s t r oj ac h z n a kow yc h

by doprowadziła do ujrzenia bożego oblicza, nie tylko porzucenia tułacz- oblicza Adonai”16. Okrętem udaje się ku Tarsowi i przybywszy tam, zasy-
ki, lecz również przezwyciężenia stanu rozproszenia, diaspory istnieją- pia snem sprawiedliwego. Burza rozpętana przez Boga rzuca go do wody
cej jedynie w powiązaniu z pewnym ideałem wielkiego zgromadzenia. i sprawia, że zostaje połknięty przez wieloryba, wypluty następnie przez
Można tutaj, w ramach owej mieszanej semiotyki, jedynie wstępnie za- ziemię i wody, u krańca oddzielenia, na tej samej linii ujścia, którą podą-
znaczyć to, co świadczy o nowym, postznaczącym ustroju namiętnościo- żał gołąb Arki Przymierza (Jonasz jest właśnie imieniem owego gołębia).
wym i podmiotowym. Uciekając sprzed bożego oblicza, Jonasz jednak w istocie wypełnia bożą
Twarzowość ulega tutaj gruntownemu przeobrażeniu. Bóg odwraca wolę, biorąc na siebie całe zło Niniwy, i czyni to nawet lepiej, niż by tego
swe oblicze, którego odtąd nikt już nie ma prawa oglądać, podmiot z ko- pragnął sam Bóg, prześciga go w tym zadaniu. Dlatego spać może snem
lei odwraca swą twarz, owładnięty prawdziwym lękiem przed Bogiem. sprawiedliwego. Bóg go ocala, osłaniając go tymczasowo pod drzewem
Odwracające się twarze, widziane odtąd jedynie z profilu, zajmują miej- Kaina, samo drzewo jednak skazując na śmierć, Jonasz bowiem nawiązał
sce promieniującego oblicza widzianego en face. To podwójne odwróce- na powrót przymierze, zajmując linię ucieczki17. Dopiero Jezus podnie-
nie wytycza pozytywną linię ujścia. Prorok jest bohaterem owego układu, sie do rangi powszechności ów system zdrady: zdradzając żydowskiego
potrzeba mu znaku, służącego za rękojmię słowa bożego, sam dotknięty Boga, zdradzając Żydów, zdradzony przez Boga (czemuś mnie opuścił?),
jest słowem wskazującym szczególny ustrój, do którego on przynależy. zdradzony przez Judasza – oto prawdziwy człowiek. Wziął na siebie całe
Najgłębszą teorię proroctwa sformułował Spinoza, uwzględniając właś- zło tego świata, jednak Żydzi, którzy go zgładzili, również wzięli to zło na
nie ową swoistą semiotykę. Już Kain, odwrócony od Boga, który sam się siebie. Od Jezusa domagamy się znaku boskiego pochodzenia: powołu-
od niego odwrócił, podąża linią deterytorializacji, pod osłoną znaku, któ- je się on na znamię Jonasza. Kain, Jonasz i Jezus stanowią trzy wielkie
ry pozwala mu wymknąć się z objęć śmierci. Znamię Kaina. Kara gorsza liniowe procesy, w których pogrążają się i wzajemnie wymieniają zna-
od imperialnej śmierci? Żydowski Bóg wynajduje zwłokę, stan istnienia ki. Istnieje również wiele innych. Wszędzie jednak podwójne odwróce-
w zawieszeniu, bezterminowe odroczenie15. Zarazem również pozytywność nie na linii ujścia.
przymierza jako nową więź z Bogiem, podmiot bowiem pozostawiony Gdy prorok odrzuca posłannictwo powierzone mu przez Boga
zostaje przy życiu. Abel jest niczym, a jego imię jest puste, Kain jednak (Mojżesz, Jeremiasz, Izajasz itd.), to nie dlatego, że posłannictwo to jest
jest prawdziwym człowiekiem. Nie jest to już system oparty na fałszu dla niego nazbyt wielkim brzemieniem, jak w przypadku wyroczni czy
i oszustwie, system ożywiający jeszcze twarz znaczącego, interpretacje wróżbity w czasach imperialnych, którzy odmawiali wzięcia na siebie
wróżbitów i przemieszczenia podmiotu. To ustrój zdrady, zdrady po- niebezpiecznej misji; przypomina to raczej przypadek Jonasza, który
wszechnej, w którym prawdziwy człowiek nie ustaje w zdradzie wobec ubiega zamiary Boga, uchylając się od jego rozkazów i przed nim ucie-
Boga, podobnie jak Bóg nieustannie zdradza człowieka, w boskim gnie- kając, który dopuszczając się zdrady, czyni więcej i lepiej, aniżeli będąc
wie określającym na nowo pozytywność. Przed śmiercią Mojżesz otrzy- posłusznym jego woli. Prorok podlega nieustannie przymusowi ze stro-
muje słowa wielkiej pieśni o zdradzie. W przeciwieństwie do kapłana- ny Boga, dosłownie jest przez niego gwałcony, w o wiele większym stop-
-wróżbity, sam prorok jest z gruntu zdrajcą, wykonując w ten sposób niu niż przezeń natchniony. Prorok nie jest kapłanem. Prorok nie potra-
boże rozkazy wierniej od niejednego wiernego. Bóg obarcza Jonasza fi mówić, to Bóg wkłada mu w usta słowa – spożycie słowa, nowa postać
misją udania się do Niniwy celem nakłonienia do poprawy jej miesz- znakożerstwa. W przeciwieństwie do wróżbity prorok niczego nie pod-
kańców, ludzi, którzy nieustannie dopuszczają się zdrady wobec Boga. daje interpretacji: owładnięty jest raczej manią działania, aniżeli ideą czy
Pierwszym gestem Jonasza jest jednak udanie się w przeciwnym kie- wyobraźnią, w związku z Bogiem raczej namiętnym i autorytarnym, ani-
runku, przez co on sam dopuszcza się takiej zdrady, uciekając „z dala od żeli despotycznym i znaczącym. Prorok raczej wyprzedza i wyczuwa
przyszłość, aniżeli stosuje obecną czy przeszłą władzę. Rysy twarzowości
nie pełnią już funkcji przeszkody na drodze wytyczonej linii ujścia i nie
15 Zob. Franz Kafka, Proces, tłum. B. Schulz, PIW 1974, s. 150–158. Malarz Tito­relli
wypracował własną teorię bezterminowego odroczenia. Odrzuciwszy możli- 16 W polskim przekładzie Biblii Tysiąclecia: „daleko od Pana” – Księga Jonasza 1,3
wość ostatecznego uniewinnienia, Titorelli odróżnił „uniewinnienie pozorne” [przyp. red.].
od „bezterminowego odroczenia” jako dwa ustroje prawne: pierwszy ma cha- 17 Jérôme Lindon jako pierwszy zauważył i przeanalizował ów związek żydow-
rakter okrężny i odsyła do semiotyki znaczącego, drugi zaś jest liniowy i człono- skiego proroctwa ze zdradą we wzorcowym pod tym względem przypadku Jo-
wy, odsyłając do semiotyki namiętności. nasza; zob. tegoż, Jonas, Minuit 1955.

148 149
t ys i ąc P l at e au / 5 / 5 8 7 p. n . e . – 7 0 n . e . – O k i l k u u s t r oj ac h z n a kow yc h

stanowią ciała znaczeniowości, które miałoby ją kontrolować i posyłać psychoanalityka ukrytego za pacjentem zyskuje właściwe i pełne zna-
wzdłuż niej jedynie pozbawionego twarzy kozła. Przeciwnie, to właśnie czenie). Podejmowane ostatnio próby wyjaśnienia, że pewne „znaczą-
twarzowość wyznacza linię ujścia, w relacji twarzą w twarz dwóch oblicz, ce przedstawia podmiot innemu znaczącemu”, są typowym przejawem
które stają się puste i odwracają się od siebie, ustawiając się wobec siebie synkretyzmu: linearny proces podmiotowości, a równocześnie okręż-
z profilu. Idée fixe staje się zdrada, największa obsesja przejmującą rolę ność przebiegu znaczącego i interpretacji. Dwa całkowicie różne od sie-
paranoicznego czy histerycznego oszustwa. Stosunek prześladowcy do bie ustroje znakowe zamiast jednego mieszanego. Na nich wznosi się
prześladowanego nie jest już tutaj adekwatny, zmienia gruntownie swe jednak gmach najgorszej i najbardziej ponurej władzy.
znaczenie pod wpływem despotycznego ustroju paranoicznego i autory- Jeszcze jedno słowo o historii autorytarnej zdrady z namiętności,
tarnego ustroju namiętnościowego. w opozycji do paranoicznego despotycznego oszustwa. Wszystko jest
Coś jeszcze jednak nadal nas dręczy – historia Edypa. Edyp w świe- nikczemnością, jej powszechna historia w wykonaniu Borgesa jednak
cie greckim jest bowiem postacią niemal wyjątkową. Cała pierwsza część zawodzi. Należałoby bowiem odróżnić ogromną dziedzinę oszustwa
tragedii Edypa ma charakter imperialny, despotyczny, paranoiczny, uro- od wielkiej dziedziny zdrady, a następnie wydobyć z niej wielkie figury
jeniowo-interpretacyjny, wróżebny. Druga jednak część, tułaczka Edy- zdrady. Istnieje bowiem jeszcze inna jej postać, wyłaniająca się w nie-
pa, to jego linia ujścia z dwojakim odwrotem, odwróceniem się od włas- których momentach i niektórych miejscach, zawsze jednak skutkiem
nej twarzy i od oblicza Boga. W miejsce ściśle określonych granic, które działania pewnego układu, ulegającego zmianom w zależności od po-
można zgodnie z prawem przekroczyć, bądź, przeciwnie, których prze- jawiających się w nim nowych składowych. Chrześcijaństwo stanowi
kroczyć nie ma się prawa (hybris) – skrycie granicy, w którym zapada się jeden ze szczególnie doniosłych przypadków semiotyki mieszanej, ze
Edyp. W miejsce znaczącego interpretacyjnego promieniowania – linio- swym znaczącym imperialnym zestawieniem, lecz również za sprawą
wy podmiotowy proces, pozwalający Edypowi dochować tajemnicy jako swej postznaczącej formy upodmiotowienia. Przekształca ono bowiem
resztki umożliwiającej uruchomienie na powrót nowego procesu linio- ideacyjny system znaczący w równym stopniu, co namiętnościowy sy-
wego. Edyp zwany atheos: wynajduje on coś gorszego od śmierci i wy- stem postznaczący. Wynajduje nowy układ. Herezje przynależą jeszcze
gnania, obiera linię oddzielenia i deterytorializacji osobliwie pozytywną, do dziedziny oszustwa, podobnie jak ortodoksja – do znaczeniowości.
po której błądzi i na której udaje się mu przeżyć. Hölderlin i Heideg- Istnieją jednak również takie herezje, które są czymś więcej niż herezja-
ger upatrują w tym narodzin dwoistego zwrotu, zmiany oblicza i naro- mi i powołują się na zdradę czystą – bogomili. Nie przypadkiem Bułga-
dzin nowoczesnej tragedii, czym w osobliwy sposób obarczają Greków: rzy zajmują tutaj wyjątkowe miejsce. Strzeżcie się Bułgarów, jak zwykł
zwieńczeniem nie jest tu już zabójstwo i nagła śmierć, lecz (prze)trwa- mawiać niejaki Piórko20. Problem terytorialności w związku z głębino-
nie w zawieszeniu, w bezterminowym odroczeniu18. Nietzsche wysnuł wymi przesunięciami deterytorializacji. I kolejna, jeszcze inna teryto-
myśl, że w przeciwieństwie do Prometeusza, tragedia Edypa jest w isto- rialność wraz z inną deterytorializacją – Anglia: Cromwell, wszędzie
cie semickim mitem Greków, gloryfikacją Męki i bierności19. Edyp gre- wokół zdrajcy, prosta linia namiętnego upodmiotowienia przeciwstaw-
ckim Kainem. Powróćmy jeszcze raz do psychoanalizy. Nie przypadkiem na królewskiemu centrum znaczeniowości i pośrednim kręgom: dyk-
Freud rzucił się tak na postać Edypa. To w istocie przypadek semioty- tator kontra despota. Ryszard III, koślawy, pokrętny, ze swym ideałem
ki mieszanej: despotyczny ustrój znaczeniowości i interpretacji wraz zdradzenia wszystkiego: staje twarzą w twarz z lady Anną, choć odwra-
z promieniowaniem twarzy, ale również autorytarny ustrój upodmio- cając oblicze od jej odwróconego oblicza; oboje jednak wiedzą doskona-
towienia i proroctwa, z odwróceniem się twarzy (niespodzianie postać le, że są dla siebie stworzeni i sobie przeznaczeni. Różni się to od innych
dramatów historycznych Szekspira, w których królowie dopuszczali się
zdrady, by przejąć władzę, mordowali, by przedzierzgnąć się w królów
18 Friedrich Hölderlin, Remarques sur Oedipe, Unin Générale d’Editions 1965,
sprawiedliwych. To mężowie stanu. Ryszard III jednak przychodzi skąd-
s. 10–18 (zob. zastrzeżenia Hölderlina co do greckiego charakteru tego rodzaju
„powolnej i trudnej” śmierci oraz piękne uwagi Jeana Beaufreta na temat na­tury inąd: jego sprawki, w tym jego relacje z kobietami, w większym stopniu
owej śmierci i jej związku ze zdradą: „Kategorycznemu odwróceniu się boga, wiążą się z pewną maszyną wojenną, aniżeli z aparatem państwa. Jest on
który nie jest niczym więcej niż Czasem, człowiek dorównać musi własnym od-
wróceniem się od niego niczym zdrajca”).
19 Friedrich Nietzsche, Narodziny tragedii, tłum. L. Staff, Jakub Mortkowicz/­ 20 Henri Michaux, Noc z Bułgarami, w: tegoż, Niejaki Piórko, tłum. J. Lisowski,
Wydawnictwo Bis, 1907/1990, § 9, s. 65 i nast. Czuły Barbarzyńca 2009 [przyp. red.].

150 151
t ys i ąc P l at e au / 5 / 5 8 7 p. n . e . – 7 0 n . e . – O k i l k u u s t r oj ac h z n a kow yc h

zdrajcą, potomkiem wielkich koczowników i powiernikiem ich tajem- i genealogii21). To wszelako, co zajmuje miejsce księgi, ma tutaj zawsze
nicy. Mówi to od początku, powołując się na tajemny plan, wykracza- pewien zewnętrzny wzorzec, pewne odniesienie, twarz, rodzinę bądź te-
jący dalece poza zamiary przejęcia władzy. Pragnie wprowadzić na po- rytorium, zachowujące oralny charakter księgi. Przeciwnie, można by
wrót maszynę wojenną do kruchego państwa i w uległe pary. Tylko lady rzec, że w ustroju namiętności księga ulega uwewnętrznieniu i wszyst-
Anna odgaduje jego zamysł, urzeczona, przerażona, przyzwalająca. Cały ko uwewnętrznia: staje się Świętą Księga pisaną. To ona zajmuje miej-
teatr elżbietański obfituje w tego rodzaju postaci zdrajców, pragnących sce twarzy, Bóg zaś, który się swej własnej wyzbywa, wręcza Mojżeszowi
w swej zdradzie dostąpić absolutu, w przeciwieństwie do ludzkich po- kamienne tablice z wyrytym na nich pismem. Bóg objawia się w brzmie-
staci dopuszczających się oszustw dworskich czy nawet państwowych. niu trąb i w Głosie: w dźwięku jednak słyszymy nie-twarz, podobnie jak
Wielkim odkryciom chrześcijaństwa, odkryciu ziem i nowych konty- w księdze widzimy słowa. Księga stała się ciałem namiętności, tak jak twarz
nentów, towarzyszyły niezliczone zdrady: linie deterytorializacji, w któ- była ciałem znaczącego. Teraz to księga, ta najbardziej zdeterytorializo-
rych niewielkie grupki dopuszczały się zdrady wszystkiego – własnych wana, wyznacza terytoria i genealogie. Genealogie są takie, jak orzeknie
towarzyszy, króla, pobratymców, sąsiada-odkrywcy, w obłąkańczej na- księga, terytoria znajdują się zaś tam, gdzie wyznaczy im miejsce. Toteż
dziei założenia wraz z małżonką z ich własnego rodu nowej czystej rasy, interpretacja całkowicie zmienia funkcję lub zupełnie znika, ustępując
która zacznie wszystko od początku. Film Herzoga, Aguirre, gniew boży, miejsca wyłącznemu recytowaniu litery, zakazującemu jakiejkolwiek
jest pod tym względem dogłębnie szekspirowski. Aguirre zadaje w nim zmiany, jakiegokolwiek uzupełnienia, jakiegokolwiek komentarza (sła-
pytanie: w jaki sposób można być zdrajcą wszędzie i we wszystkim? To wetne chrześcijańskie przykazanie „stańcie się głupcami!” przynależy do
ja tutaj jestem jedynym zdrajcą. Koniec z oszustwem, nadszedł czas tej samej linii namiętności, Koran zaś jeszcze je radykalizuje). Interpreta-
zdrady. Cóż za zuchwalstwo! Zostanę ostatnim zdrajcą, zdrajcą total- cja może też zostać zachowana, jednak wyłącznie jako wchłonięta przez
nym, czyli ostatnim człowiekiem. A następnie reformacja, z niebywa- samą księgę, zatracając funkcję krążenia między elementami zewnętrza:
łą postacią Lutra jako zdrajcy wszystkiego i wszystkich, jego osobistymi przykładowo, to wzdłuż osi wewnętrznych wobec ksiąg ustalone zosta-
konszachtami z diabłem, z których brała się powszechna zdradzieckość ją odmienne typy skodyfikowanej interpretacji, a w zależności od związ-
wszelkich dobrych, jak i złych uczynków. W tych nowych postaciach ków i odesłań między dwiema księgami, Starym i Nowym Testamentem,
zdrady dopatrzyć się można zawsze tego samego powrotu do Starego ustala się interpretacja, o ile nie wprowadzi się między nie jeszcze jed-
Testamentu: stanę się gniewem bożym. Zdrada jednak zyskuje huma- nej trzeciej księgi, unoszącej się w tym samym żywiole wewnętrzności22.
nistyczny wymiar, nie dokonuje się już w relacji między Bogiem a prze- Bądź też, na koniec, interpretacja odrzuca wszelkie pośrednictwo i udział
zeń wybranymi, lecz opiera się na Bogu, by wejść między wybrańców jakichkolwiek specjalistów, stając się bezpośrednia, księga bowiem jest
i innych, uznanych za oszustów. Na końcu zostaje tylko jeden boży czło- zapisana zarazem sama w sobie, jak i w sercu, raz jako punkt upodmio-
wiek bądź gniew boży, jeden jedyny zdrajca stający przeciw wszyst- towienia, a raz w podmiocie (reformistyczna koncepcja księgi). Tak czy
kim oszustom. Wszelako, zawsze zmieszany, któryż z oszustów nie bie- owak, urojeniowa namiętność księgi jako źródło i przeznaczenie świa-
rze się za owego człowieka i który zdrajca nie przyzna się przed sobą, ta znajduje w tym swój punkt wyjścia. Wyjątkowa księga, dzieło totalne,
że koniec końców był jedynie oszustem? (Zob. osobliwy przypadek wszelkie możliwe zestawienia w obrębie księgi, księga-drzewo, księga-
Maurice’a Sachsa). -kosmos – wszystkie te tak drogie awangardom komunały, które odci-
Co oczywiste, księga i to, co się w niej dzieje, zmienia swe znacze- nają księgę od jej związków z zewnętrzem, są czymś jeszcze gorszym od
nie w przejściu między paranoicznym ustrojem znaczącym a namiętnoś- śpiewu znaczącego. Bez wątpienia ściśle przynależą one mieszanej se-
ciowym ustrojem postznaczącym. W pierwszym przypadku ma miejsce miotyce. W istocie jednak czerpią z nader bogobojnego źródła. Wagner,
przede wszystkim nadawanie despotycznego znaczącego i jego inter-
pretacja przez skrybów i kapłanów, którzy ustalają jego znaczone i na-
21 Na temat natury epickiej „biblioteki” (imperialnego charakteru, roli kapłanów,
dają kolejne znaczące, wszelako między znakami dokonuje się również krążenia między sanktuariami i miastami) zob. Charles Autran, Homère et les
ruch wiodący od jednego terytorium do drugiego, który skutkiem swej origines sacerdotales de l’épopée grecque, Denoël 1938–1944.
okrężności gwarantuje pewną prędkość deterytorializacji (przykłado- 22 Zob. techniki interpretacyjne ksiąg w epoce średniowiecza oraz skrajne pró-
by Joachima z Fiore z jego Ewangelią wieczną, który wprowadził od wewnątrz
wo, krążenie epopei, rywalizacja miast o miano miejsca narodzin dane- pewien trzeci stan czy proces w oparciu o zgodności między obydwoma Testa-
go bohatera, a także rola kapłanów-skrybów w wymianach terytoriów mentami.

152 153
t ys i ąc P l at e au / 5 / 5 8 7 p. n . e . – 7 0 n . e . – O k i l k u u s t r oj ac h z n a kow yc h

Mallarmé i Joyce, Marks i Freud są nadal Bibliami. Jeśli obłęd namięt- ukochanego); Gniew i Uraza (jako skutek nawrotu podmiotu wypowie-
ności jest z gruntu monomaniakalny, to monomania z kolei znajduje za- dzi). Obłęd namiętności to prawdziwe Cogito. Clérambault podkreśla,
sadniczy element swego układu w monoteizmie i w Księdze. Najosob- że w owym przypadku erotomanii, podobnie jak w przypadku zazdro-
liwszy to z kultów. ści i pieniactwa, znak powinien przebyć drogę sięgającą kresu danego
Oto, co dzieje się w ustroju namiętności i upodmiotowienia. Bra- segmentu czy procesu liniowego, zanim rozpocznie kolejny, podczas gdy
kuje w nim już ośrodka znaczeniowości powiązanego z rozchodzącymi w przypadku urojeń paranoicznych znaki nieustannie tkają sieć, która
się kręgami czy rozwijającą się spiralą, istnieje za to w nim pewien punkt rozciąga się we wszystkich kierunkach i nieustannie sama się przerabia.
upodmiotowienia, stanowiący punkt wyjścia linii. Nie ma tutaj już sto- Podobnie Cogito przemieszcza się w czasowym procesie liniowym, wy-
sunku znaczące-znaczone, lecz zachodzi związek między pewnym pod- magającym rozpoczynania na nowo. Dzieje Żydów znaczone były kata-
miotem wypowiedzenia, wyłaniającym się z punktu upodmiotowienia, strofami, w których za każdym razem udawało się ocaleć dokładnie tylu,
a podmiotem wypowiedzi pozostającym w dającym się określić stosun- by wszcząć nowy proces. Całość każdego procesu cechuje się z kolei naj-
ku do pierwszego podmiotu. Nie zachodzi już zatem obieg między zna- częściej tym: póki dokonuje się ruch liniowy, używana jest liczba mnoga,
kami, lecz liniowy proces, w którym znak przepada poprzez podmioty. w stanie spoczynku jednak dokonuje się ponowne skupienie w Pojedyn-
Rozważmy trzy różne dziedziny: czym, dochodzi do zatrzymania wyznaczającego kres pewnego ruchu,
1) Żydzi kontra imperia: Bóg, skrywając swe oblicze, staje się punk- zanim nie rozpocznie się następny23. Zasadnicza segmentowość: jeden
tem upodmiotowienia dla szlaku pewnej linii ujścia czy deterytorializa- proces musi dobiec końca (a jego koniec musi być wyznaczony), by roz-
cji; Mojżesz jako podmiot wypowiedzenia, który ustanawia się w oparciu począć mógł się kolejny.
o tablice otrzymane od Boga w miejsce jego oblicza; lud żydowski, stano- Linia namiętności w ustroju postznaczącym wychodzi z punk-
wiący podmiot wypowiedzi, dla zdrady, lecz również dla nowej ziemi, na- tu upodmiotowienia, ten zaś może być dowolny. Wystarczy, by w opar-
wiązujący przymierze bądź uruchamiający pewien „liniowy” proces, za- ciu o ów punkt można było określić charakterystyczne cechy podmio-
wsze do podjęcia, w miejsce kolistej ekspansji; towej semiotyki: podwójne odwrócenie, zdradę, istnienie w odroczeniu.
2) Tak zwana nowożytna czy chrześcijańska filozofia: Kartezjusz W przypadku anoreksji rolę tę odgrywa pożywienie (osoba anorektycz-
w przeciwieństwie do filozofii starożytnej: idea nieskończoności jako na nie mierzy się ze śmiercią, lecz ocala siebie, zdradzając pokarm, który
pierwsza, jako absolutnie konieczny punkt upodmiotowienia; Cogito, w nie mniejszym stopniu sam jest zdradliwy, podejrzewany jest bowiem
świadomość, „ja myślę” jako podmiot wypowiedzenia, odzwierciedla- o to, że zawiera larwy, robaki i szkodliwe drobnoustroje). Ubiór, bieli-
jący własne zajęcie i pojmujący sam siebie jako podążającego pewną li- zna, obuwie mogą stanowić taki punkt wyjścia dla fetyszystów. Rys twa-
nią deterytorializacji, symbolizowaną przez metodyczne wątpienie; rzowości – dla zakochanego, twarzowość jednak zmienia tutaj swój sens,
podmiot wypowiedzi, nierozdzielność duszy i ciała bądź uczucie, które przestając być ciałem jakiegoś znaczącego, by stać się punktem wyj-
zyskają złożoną gwarancję za sprawą Cogito i które dokonywać będą ko- ścia dla pewnej deterytorializacji, która do umknięcia skłania całą resz-
niecznych reterytorializacji. Cogito, zawsze do podjęcia jako pewien pro- tę – „szeroko rozstawione oczy, głowę wyciosaną w kwarcu, tyłek, któ-
ces, wraz z tkwiącą w nim możliwością zdrady, zwodziciel Bóg i złośliwy ry zdawał się żyć własnym życiem (…), gdy tylko nie potrafimy oprzeć się
demon. Gdy Kartezjusz powiada, że jest w stanie wywieść „myślę, więc urodzie kobiety, daje się ją sprowadzić do jednej cechy”: punkt upodmio-
jestem”, a nie jest w stanie wywieść „spaceruję, więc jestem”, wprowadza towienia u ujścia pewnej linii namiętności24. Ponadto wiele takich punk-
rozróżnienie na dwa podmioty (które współcześni językoznawcy, wciąż tów współistnieć może ze sobą w pojedynczej jednostce czy danej grupie,
w duchu kartezjańskim, określają mianem shifters, zmienników, o ile nie należąc zawsze do wielu odrębnych liniowych procesów jednocześnie,
odnajdują w drugim z nich śladu pierwszego). procesów nie zawsze dających się ze sobą pogodzić. Różnorodne formy
3) Psychiatria w XIX wieku: monomania oddzielona od manii; pod- kształcenia czy „normalizacji” narzucane jednostce służą temu, by nakło-
miotowe urojenia odróżnione od urojeń ideacyjnych; „opętanie” zastępu- nić ją do zmiany punktu upodmiotowienia, zawsze na wyższy, bardziej
jące czary; powolne wyodrębnianie urojeń namiętnościowych, różnych
od paranoi… Schemat urojeń namiętności wedle Clérambaulta wyglą- 23 Przykładowo, Księga Wyjścia 19, 2: „Wyruszyli z Refidim, a po przybyciu na pu-
stynię Synaj rozbili obóz na pustyni. Izrael obozował tam naprzeciw góry”, cytat
da następująco: Postulat jako punkt upodmiotowienia (On mnie kocha); za Biblią Tysiąclecia.
Pycha jako nastrój podmiotu wypowiedzenia (obłąkańcze poszukiwanie 24 Henry Miller, Sexus, tłum. L. Ludwig, Noir sur Blanc 2003, s. 234.

154 155
t ys i ąc P l at e au / 5 / 5 8 7 p. n . e . – 7 0 n . e . – O k i l k u u s t r oj ac h z n a kow yc h

szlachetny, w większym stopniu zgodny z pewnym zakładanym ideałem. „podwojenie zwierciadlane” podmiotów, a swój wywód przeprowadzając
Następnie z tego punktu upodmiotowienia wyłania się podmiot wypo- na przykładzie Boga, Mojżesza i ludu żydowskiego25. Językoznawcy po-
wiedzenia, w powiązaniu z pewną umysłową rzeczywistością określoną kroju Benveniste’a zaś wypracowali przedziwną językoznawczą osobolo-
przez ów punkt. Z podmiotu wypowiedzenia z kolei wywodzi się pod- gię, do złudzenia przypominającą Cogito: owo Ty, które może niewątpli-
miot wypowiedzi, czyli podmiot schwytany przez wypowiedzi zgodne wie wskazywać osobę, do której się zwracamy, lecz ponadto pewien punkt
z pewną panującą rzeczywistością (do której wspominana umysłowa rze- upodmiotowienia, od którego wychodząc, każdy ustanawia się jako pod-
czywistość obok innych przynależy, nawet jeśli wydaje się jej przeciwsta- miot; Ja jako podmiot wypowiedzenia, wskazujący osobę, która wypo-
wiać). Co istotne, tym, co zmienia postznaczącą linię namiętności w li- wiada i odzwierciedla swe uczestnictwo w wypowiedzi („pusty pozba-
nię upodmiotowienia i ujarzmienia, jest zdwojenie – ustanowienie się wiony odniesienia znak”), pojawiający się w zdaniach rodzaju „ja sądzę, ja
dwóch podmiotów i ich nałożenie na siebie – podmiotu wypowiedzenia przypuszczam, ja myślę…”; wreszcie Ja jako podmiot wypowiedzi, wska-
na podmiot wypowiedzi (dostrzegają to językoznawcy, mówiąc o „odciś- zujący na stan, który zastąpić się daje zawsze pewnym On/a/o („ja cierpię,
nięciu się procesu wypowiadania w wypowiedzi”). Znaczeniowość do- ja maszeruje, ja oddycham, ja czuję…”26). Niemniej nie chodzi tutaj o żad-
konywała substancjalnej uniformizacji wypowiedzenia, podmiotowość ną operację językową, nigdy bowiem żaden podmiot nie jest warunkiem
zaś dokonuje teraz jego ujednostkowienia, zbiorowego bądź szczegóło- języka ani przyczyną wypowiedzi: nie ma podmiotów, istnieją jedynie
wego. Jak zwykło się mawiać, substancja stała się podmiotem. Podmiot zbiorowe układy wypowiedzenia, upodmiotowienie zaś jest tylko jed-
wypowiedzenia nakłada się na podmiot wypowiedzi, o ile ten z kolei nie wy- nym z nich, oznaczając z tego tytułu pewną formalizację wyrażenia bądź
łoni podmiotu wypowiedzenia na potrzeby innego procesu. Podmiot wy- pewien ustrój znaków, a nie stanowiąc wewnętrznego warunku języka.
powiedzi staje się poręczającym „odpowiednikiem” podmiotu wypo- Nie chodzi również, jak powiada Althusser, o pewien chwyt znamienny
wiedzenia, skutkiem swego rodzaju redukcyjnej echolalii w stosunku dla ideologii: upodmiotowienie jako ustrój znakowy czy forma wyrażenia
jedno-jednoznacznym. Stosunek ten, owo zjawisko, obejmuje również odsyła do pewnego układu, czyli pewnej organizacji władzy, funkcjonują-
nakładanie się rzeczywistości umysłowej i rzeczywistości panującej. Za- cej już w pełni w dziedzinie ekonomii, a która nie nakłada się bynajmniej
wsze powołuje się on, od wewnątrz, na pewną panującą rzeczywistość na treści czy na stosunki treściowe określone jako rzeczywiste w ostat-
(już w Starym Testamencie, a także w przypadku Reformacji, wraz z han- niej instancji. Kapitał jest punktem upodmiotowienia par excellence.
dlem i nadejściem kapitalizmu). Nie potrzeba już nawet jakiegokolwiek Psychoanalityczne Cogito: psychoanaliza chciałaby uchodzić za ro-
ośrodka władzy, wystarczy pewna władza immanentna, pokrywająca się dzaj ideacyjnego upodmiotowienia, skłaniającego pacjenta do wyzbycia
z „rzeczywistością” i sprawowana za pomocą „normalizacji”. Kryje się się swych dawnych tak zwanych nerwicowych punktów. Pacjent miał-
w tym pewien osobliwy wynalazek: jak gdyby zdwojony podmiot, w jed- by stać się częściowo podmiotem wypowiedzenia we wszystkim tym, co
nej ze swych postaci, warunkował wypowiedzi, do których sam przyna- mówi psychoanalitykowi w sztucznej sytuacji sesji: dlatego nazwany zo-
leży w drugiej swej postaci. Na tym polega paradoksalność podmiotu- staje (psycho)analizantem. We wszystkim jednak, co mówi i robi gdzie in-
-prawodawcy, zajmującego miejsce znaczącego despoty: im bardziej dziej, jest on podmiotem wypowiedzi, psychoanalizowanym w nieskoń-
posłuszny jesteś wypowiedziom panującej rzeczywistości, tym bardziej czoność, przez kolejne liniowe procesy, póki nie zmieni psychoanalityka,
dowodzisz jako podmiot wypowiedzenia w rzeczywistości umysłowej, w coraz większym stopniu ulegając normalizacji pod naporem panującej
ostatecznie bowiem posłuszny jesteś wyłącznie sam sobie, to sobie sa- rzeczywistości. W tym sensie psychoanaliza, w swej mieszanej semioty-
memu ulegasz! A mimo to właśnie ty tutaj dowodzisz, jako istota rozum- ce, porusza się bez jakichkolwiek odstępstw po pewnej linii upodmio-
na… Wynaleźliśmy w ten sposób nową formę zniewolenia, bycie niewol- towienia. Psychoanalityk nie musi już nawet mówić, (psycho)analizant
nikiem siebie samego, czyli czysty „rozum”, Cogito. Czy jest coś bardziej bowiem bierze na siebie cały ciężar interpretacji, jeśli zaś idzie o psy-
owładniętego namiętnościami, aniżeli czysty rozum? Czy istnieje chłod- choanalizowanego, jest on tym lepszym podmiotem, im częściej myśli
niejsza i bardziej skrajna, kierująca się własnym interesem namiętność, o „swej” kolejnej bądź poprzedniej sesji jako o kolejnych segmentach.
aniżeli Cogito?
Althusser trafnie opisał owo społeczne ustanawianie się jednostek 25 Louis Althusser, Ideologie i aparaty ideologiczne państwa, tłum. A. Staroń,
http://www.nowakrytyka.pl/spip.php?article374 (data dostępu: 31.05.2015).
jako podmiotów: nazywa ów proces interpelacją („hej, ty tam!”), mianem 26 Zob. Émile Benveniste, Problèmes de linguistique générale, Gallimard 1976, s. 252
Podmiotu Absolutnego określając punkt upodmiotowienia, rozpatrując i nast., przy czym nazywa on to „procesem”.

156 157
t ys i ąc P l at e au / 5 / 5 8 7 p. n . e . – 7 0 n . e . – O k i l k u u s t r oj ac h z n a kow yc h

Wydaje się, jak gdyby paranoiczny ustrój rozpościerał się wzdłuż formy (Ja = Ja), oraz paradygmatyczną postać pary bądź namiętnego so-
dwóch osi: z jednej strony – osi znaku odsyłającego do znaku (a przez bowtóra, odnoszącą się do substancji (Mężczyzna = Kobieta, jako że so-
to znaczącego), z drugiej zaś – znaczącego odsyłającego do znaczone- bowtór jest w bezpośredni sposób różnicą płciową).
go. Ustrój namiętności, linii upodmiotowienia, również składałby się Można prześledzić stawanie się owych sobowtórów w obrębie se-
z dwóch osi – syntagmatycznej i paradygmatycznej, przy czym pierw- miotyk mieszanych, sobowtórów stanowiących zarówno mieszaniny,
szą, jak się przekonaliśmy, jest świadomość. Świadomość jako namięt- jak i kolejne stopnie rozkładu. Z jednej strony namiętny sobowtór mi-
ność jest właśnie owym rozszczepieniem podmiotu na podmiot wy- łosny, para miłości-namiętności przepadająca w związku małżeńskim
powiedzenia i podmiot wypowiedzi i nałożeniem ich na siebie. Drugą czy wręcz w „scenach małżeńskich”: kto tu jest podmiotem wypowiedze-
postacią upodmiotowienia jest miłość jako namiętność, innego rodzaju nia? Kim jest podmiot wypowiedzi? Walka płci: kradniesz mi moje myśli!;
zdwojenie, rozszczepienie i nałożenie. Również w tym wypadku punkt w małżeńskiej scenie występuje zawsze podwójne Cogito, Cogito wojen-
zmiennego upodmiotowienia posłużyć ma rozmieszczeniu dwóch pod- ne. Strindberg posunął się najdalej w opisywaniu owego upadku miło-
miotów, które zakrywają swe twarze, zwracając je zarazem do siebie ści-namiętności i jej obrócenia się w despotyczną małżeńskość na para-
i obierając linię ujścia, linię deterytorializacji, która na zawsze je do sie- noiczno-histerycznej scenie („Ona” twierdzi, że sama na wszystko sobie
bie zbliża i zarazem oddziela od siebie. Wszystko jednak tutaj się zmie- zapracowała, a przecież wszystko mnie zawdzięcza, powtarza jedynie,
nia: biegun kawalerski świadomości ulega rozszczepieniu, a owładnięta kradnie moje myśli. O Strindbergu!27). Z drugiej strony świadomościowy
miłosną namiętnością para nie potrzebuje już ani świadomości, ani ro- sobowtór czystej myśli, para prawodawca–podmiot ulega bowiem sto-
zumu. Wszelako jest to ten sam ustrój, nawet w swej zdradzie, nawet jeśli sunkowi biurokratycznemu i nowej postaci prześladowania, w którym
zdradę tę gwarantuje jakiś trzeci element. Adam i Ewa, i małżonka Kai- jeden przejmuje rolę podmiotu wypowiedzenia, drugi zaś jest jedynie
na (o której Biblia powinna była wspomnieć coś więcej). Zdrajca Ryszard podmiotem wypowiedzi: samo Cogito zmienia się w „scenę biurową”,
III znajduje swój kres w świadomości, jaką przynosi mu sen, prześcignię- w miłosno-biurokratyczny obłęd, nowa forma biurokracji wypiera zaś
ty jednak przez osobliwe twarzą-w-twarz z lady Anną, dwa skrywające dawną formę biurokracji imperialnej bądź się w nią włącza: biurokra-
się przed sobą oblicza, wiedzące jednak, że są sobie przeznaczone, podą- ta powiada Ja myślę (to Kafka najdalej posunął się na tej drodze, o czym
żające wzdłuż jednej i tej samej linii, która ich jednak od siebie oddzie- świadczy przykład Zamku: Sortini i Sordini, a także rozmaite upodmio-
li. Najwierniejsza, najczulsza i najgorętsza miłość wydziela i rozmiesz- towienia Klamma28). Małżeństwo jest rozwinięciem pary, podobnie jak
cza podmiot wypowiedzenia i podmiot wypowiedzi, które nieustannie Cogito – rozwinięciem biurokracji, choć się w sobie nawzajem zawiera-
się wymieniają miejscami, w błogości bycia samemu nagą wypowiedzią ją w postaci miłosnej biurokracji i biurokratycznej pary. Nazbyt wiele
w ustach drugiego, i na odwrót, bycia cudzym nagim wypowiedzeniem atramentu przelano, opisując sobowtóra, na rozmaite sposoby, w ujęciu
we własnych ustach. W ukryciu jednak zawsze czyha jakiś zdrajca. Jakaż metafizycznym, widząc go wszędzie, w dowolnym zwierciadle, a zara-
miłość nie zostanie zdradzona? Jakiemu Cogito nie towarzyszy złośli- zem nie zauważając właściwego mu ustroju zarówno w pewnej miesza-
wy demon, zdrajca, którego nie sposób się pozbyć? „Tristanie!… Izoldo!… nej semiotyce, do której włącza nowe momenty, jak i w czystej semioty-
Izoldo!… Tristanie!” – jęk dwóch podmiotów wznosi się po wszystkich ce upodmiotowienia, w obrębie której wpisuje się on w linię ujścia, by
szczeblach intensywności ku samemu szczytowi dławiącej świadomo- wprowadzić tam nader szczególne postaci. Znów: dwie postaci myśli-
ści, gdy okręt przemierza linię wód, śmierci i nieświadomości, zdrady, li- -świadomości i miłości-namiętności w ustroju postznaczącym; dwa mo-
nię niekończącej się melodii. Namiętna miłość jest Cogito we dwoje, tak menty biurokratycznej świadomości i relacji małżeńskiej w mieszanym
jak Cogito jest namiętnością żywioną wyłącznie wobec siebie samego.
W Cogito tkwi potencjalna para, jak rozszczepienie pojedynczego wirtu-
27 Jednym z aspektów geniuszu Strindberga było podniesienie pary, a wraz z nią
alnego podmiotu w miłości namiętnej. Klossowskiemu udało się odsło-
sceny małżeńskiej, na poziom intensywnej semiotyki, na którym staje się ona
nić najbardziej osobliwe postaci owego uzupełniania się nazbyt inten- czynnikiem twórczym w ustroju znakowym. Inaczej było w przypadku Jouhan-
sywnej myśli i nazbyt rozpalonej pary. Linia upodmiotowienia jest zatem deau. Klossowski z kolei potrafił odnaleźć nowe źródła i konflikty namiętnego
w całości zajęta przez Sobowtóra; przybiera jednak dwie postaci – po- Cogito we dwoje, z punktu widzenia pewnej ogólnej teorii znaków (Pierre Klos-
sowski, Les lois de l’hospitalité, Gallimard 1965).
dobnie jak istnieją dwojakiego rodzaju sobowtóry – syntagmatyczną po- 28 Zob. również Sobowtór Dostojewskiego, w: tegoż, Białe noce, Sobowtór, tłum.
stać świadomości bądź świadomościowego sobowtóra, odnoszącą się do Z. Podgórzec, Wydawnictwo Dolnośląskie 2005.

158 159
t ys i ąc P l at e au / 5 / 5 8 7 p. n . e . – 7 0 n . e . – O k i l k u u s t r oj ac h z n a kow yc h

upadku i w mieszanym zestawieniu. Wszelako również w mieszanej po- Absolutna deterytorializacja Cogito. Dlatego podmiotowa redundancja
staci pierwotna linia bez trudu daje się wyznaczyć dzięki pewnej anali- zdaje się wszczepiać w redundancję znaczącą i z niej wywodzić, jako re-
zie semiotycznej. dundancja drugiego stopnia.
W świadomości i miłości tkwi pewien nadmiar, różny jednak od Sprawa wygląda na jeszcze bardziej skomplikowaną. Upodmioto-
znaczącego nadmiaru drugiego ustroju. W ustroju znaczącym nadmiar wienie obdarza linię ujścia znakiem pozytywnym, podnosi deterytoria-
jako redundancja jest obiektywnym zjawiskiem częstotliwości występo- lizację do stopnia absolutnego, intensywność do stopnia najwyższego,
wania, wpływającym na znaki czy elementy znaków (fonemy, litery, gru- redundancję zaś ujmuje w formę zwrotną itp. Nie popadając w poprzed-
py liter w języku): istnieje zarazem maksymalna częstotliwość znaczą- ni ustrój, na swój sposób wyrzeka się ono pozytywności, którą wyzwala,
cego w stosunku do każdego ze znaków i względna częstotliwość znaku i relatywizuje absolutny stopień, którego sięga. W redundancji rezonan-
w stosunku do innego znaku. Można by w każdym razie rzec, że ustrój su absolutność świadomości jest absolutnością niemocy, intensywność
ten buduje swego rodzaju ścianę, na której zapisują się znaki zarówno we namiętności zaś – żarem pustki. Upodmiotowienie bowiem uruchamia
wzajemnych związkach, jak i w swym związku ze znaczącym. W ustro- przede wszystkim skończone procesy liniowe, wymagające zakończenia
ju postznaczącym z kolei redundancja jest zjawiskiem podmiotowego jednego przed rozpoczęciem kolejnego: podobnie jest z wiecznie zaczy-
rezo­nansu i oddziałuje przede wszystkim na sprzęgniki, zaimki osobowe nającym od początku Cogito, ożywianą namiętnością czy ponawianym
i nazwy własne. Również w tym wypadku wyróżnić można maksymalny wciąż żądaniem. Każda świadomość podąża drogą śmierci, każda mi-
rezonans samoświadomości (Ja = Ja) i względny rezonans imion/nazw łość-namiętność zmierza do swego kresu, pociągane przez czarną dziurę,
(Tristanie!... Izoldo!...). Tutaj jednak nie ma ściany, na której zachowywa- wszystkie czarne dziury z kolei rezonują wspólnie. Dlatego upodmioto-
łaby się dana częstotliwość; rozwiera się tu raczej czarna dziura, wciąga- wienie dzieli linię ujścia na przekreślające ją segmenty, w proces dete-
jąca świadomość i namiętność, w której one rezonują; Tristan przyzy- rytorializacji zaś wprowadza punkt zniesienia, który nieustannie ją za-
wa Izoldę, Izolda przyzywa Tristana, oboje zmierzają ku czarnej dziurze gradza i odwraca. Powód jest prosty: formy wyrażenia i ustroje znaków
samoświadomości, ku której pcha ich pewien pływ – śmierć. Języko- nadal są warstwami (nawet jeśli rozpatrywać je same w sobie, w oderwa-
znawcy odróżniając dwie formy redundancji – częstotliwości i oddźwię- niu od form treści): upodmiotowienie jest w równym stopniu warstwo-
ku – nadają zwykle drugiej z nich status jedynie wtórny wobec statusu we, co znaczeniowość.
pierwszej i względem niej pochodny29. W istocie chodzi o dwie różne Główne warstwy unieruchamiające człowieka to organizm, lecz
semiotyki, mieszające się ze sobą, oparte jednak na różnych zasadach także znaczeniowość i interpretacja, upodmiotowienie i ujarzmienie.
(można by również określić jeszcze inne formy redundancji: rytmicz- Wszystkie te warstwy łącznie oddzielają nas od płaszczyzny spójno-
ne bądź gestowe, liczbowe, odsyłające do innych ustrojów znakowych). ści i abstrakcyjnej maszyny, w których nie ma już ustrojów znakowych,
Tym, co w najbardziej zasadniczy sposób odróżnia ustrój znaczący od linia ujścia ziszcza swą własną potencjalną pozytywność, deterytoriali-
ustroju podmiotowego, podobnie jak odpowiadające im formy redun- zacja zyskuje zaś moc absolutną. Dlatego zasadniczym problemem oka-
dancyjności, są ruchy deterytorializacji, których one dokonują. Jako że zuje się pod tym względem najkorzystniejsze rozchwianie układu: spra-
znaczący znak odsyła już jedynie do innego znaku, zespół znaków zaś wienie, by odwrócił się jedną stroną od warstw i zwrócił drugą stroną ku
do samego znaczącego, odpowiadająca im semiotyka cechuje się wy- płaszczyźnie spójności i ciału bez organów. Upodmiotowienie wiedzie
sokim stopniem deterytorializacji, nadal jednak względnym, wyrażo- pragnienie ku takiemu nadmiarowi i do takiego stopnia oderwania, że
nym w postaci częstotliwości. W ustroju tym linia ujścia pozostaje ne- musi ono zniknąć w czarnej dziurze bądź zmienić płaszczyznę. Usunię-
gatywna, opatrzona negatywnym znakiem. Przekonaliśmy się, że ustrój cie warstw, otwarcie się na nową funkcję – funkcję diagramatyczną. Świa-
podmiotowy działa w odmienny sposób: właśnie dlatego, że znak zry- domość powinna przestać być swym własnym sobowtórem, namiętność
wa stosunki znaczeniowości ze znakiem i zaczyna się swobodnie prze- zaś – być sobowtórem jednych dla drugich. Uczynić ze świadomości ży-
mieszczać wzdłuż pozytywnej linii ujścia, osiąga stan deterytorializacji cie eksperymentalne, z namiętności zaś – pole ciągłych intensywności,
absolutnej, wyrażającej się w czarnej dziurze świadomości i namiętności. emitujące znaki-cząstki. Ze świadomości i miłości sporządzić ciało bez
organów. Posłużyć się miłością i świadomością w celu zniesienia upod-
29 Na temat tych dwóch postaci redundancji zob. hasło Redondance w: André Mar- miotowienia: „Aby stać się wspaniałym kochankiem, hipnotyzerem i ka-
tinet, La linguistique, guide alphabétique, Denoël 1969, s. 331–333. talizatorem, oślepiającym jądrem i źródłem inspiracji dla świata, trzeba

160 161
t ys i ąc P l at e au / 5 / 5 8 7 p. n . e . – 7 0 n . e . – O k i l k u u s t r oj ac h z n a kow yc h

wpierw doświadczyć głębokiej mądrości zawartej w sytuacji komplet- w niej zagwarantowane przez Liczbę jako formę wyrażenia lub wypowie-
nego głupca”30. Posłużyć się „Ja myślę” celem stawania-się-zwierzęciem, dzenia oraz przez Maszynę wojenną, od której ona zależy; deterytoriali-
miłością zaś, w przypadku mężczyzny, by stać-się-kobietą. Odpodmio- zacja obiera tutaj linię zniszczenia bądź aktywnego zniesienia. Semiotykę
towić świadomość i namiętność. Czy nie ma takich diagramatycznych postznaczącą, w której nadkodowanie zapewnia redundancja świadomo-
nadmiarów, które nie pokrywałyby się ani z redundancją znaczącą, ani ści, w której dokonuje się upodmiotowienie wypowiedzenia na linii na-
podmiotową? Redundancji, które nie byłyby już węzłami struktury drze- miętności nadającej organizacji władzy charakter immanentny i podno-
wiastej, lecz przyjęciem się i wzrostem kłącza? Być jąkałą języka, pozo- szącej deterytorializację na stopień absolutny, mimo że nadal w trybie
stać obcym we własnym języku. negatywnym. Z tego względu rozważyć należy dwa aspekty: z jednej
strony semiotyki te, nawet w oderwaniu od form treści, mają konkret-
wła nie daj pas nie władaj ny charakter, jednak tylko w tej mierze, w jakiej są mieszane, w jakiej sta-
nie władaj pasją swą pasywną nie nowią mieszane połączenia. Każda semiotyka jest mieszana i tylko jako
daj wchłaniać nie nie władaj taka może funkcjonować; każda przechwytuje z konieczności fragmenty
twa myśl twa mysz twe mysie myśli nie nie...31 innej czy też wielu innych semiotyk (wartości dodatkowe kodu). Nawet
z tego punktu widzenia semiotyka znacząca nie cieszy się względem po-
Należałoby wyróżnić trzy typy deterytorializacji: po pierwsze, typ zostałych jakąkolwiek przewagą, która pozwalałaby jej zyskać status se-
deterytorializacji względnych, właściwych warstwom, znajdujących miologii ogólnej; zwłaszcza sposób, w jaki sprzęga się ona z namiętnoś-
zwieńczenie w znaczeniowości; po drugie, typ deterytorializacji absolut- ciową semiotyką upodmiotowienia („znaczące dla podmiotu”), nie wiąże
nych, lecz nadal negatywnych i warstwowych, dokonujących się w upod- się z jakąkolwiek przewagą w stosunku do innych sprzężeń, przykładowo,
miotowieniu (Ratio i Passio); w końcu zaś typ urzeczywistniający możli- między semiotyką namiętności a semiotyką przeciwznaczącą, jak rów-
wość absolutnej deterytorializacji pozytywnej na płaszczyźnie spójności, nież między semiotyką przeciwznaczącą i znaczącą jako taką (gdy ko-
czyli ciało bez organów. czownicy tworzą imperium) itp. Semiologia ogólna nie istnieje.
Bez wątpienia nie udało nam się usunąć wszelkich form treści (przy- Gwoli przykładu, nie uprzywilejowując jakiegokolwiek ustroju
kładowo roli Świątyni czy pozycji pewnej panującej Rzeczywistości itp.). względem pozostałych, możemy sporządzić schematy dotyczące semio-
Wyodrębniliśmy jednak, w sztucznych warunkach, pewną liczbę semio- tyki znaczącej i semiotyki postznaczącej, uwidaczniające wyraźnie moż-
tyk wykazujących się nader różnymi cechami. Semiotykę przedznaczącą, liwości konkretnego ich zmieszania:
w której „nadkodowanie”, stanowiące o przewadze języka, dokonuje się
w trybie rozproszonym: wypowiedzenie ma w niej charakter zbiorowy,
wypowiedzi same w sobie są wielogłosowe, substancje wyrażenia zaś –
mnogie; względna deterytorializacja określona zostaje w niej przez zde-
rzenie terytorialności i podzielonych na segmenty lineaży, które sprzy-
sięgają się przeciw aparatowi państwa. Semiotykę znaczącą, w której
nadkodowanie przebiega w pełni za pośrednictwem znaczącego i nadają-
cego je aparatu państwa; zachodzi tu uniformizacja wypowiedzenia, ujed-
nolicenie substancji wyrażenia, kontrola nad wypowiedziami w okrężnie
działającym ustroju; względna deterytorializacja posunięta jest w niej do
najwyższego punktu skutkiem nieustannego i powtarzającego się odsy-
łania znaków do siebie. Semiotykę przeciwznaczącą: nadkodowanie jest

30 Henry Miller, Sexus, s 216. Sam temat głupca występuje w rozmaitych odmia- 1) Centrum bądź Znaczące, twarzowość boga, despoty; 2) Świątynia bądź Pałac, z kapła-
nach. Jawnie głupotą naznaczone jest Cogito u Kartezjusza i uczucia wedle nami albo biurokratami; 3) Organizacja pod postacią kręgów wraz ze znakiem odsyłającym
Rousseau. Literatura rosyjska jednak temat ten w postaci idioty sprowadza na do znaku w tym samym okręgu bądź między różnymi okręgami; 4) Interpretacyjna przemia-
inne tory, wykraczając poza obszar świadomości i namiętności. na znaczącego w znaczone celem uzyskania kolejnego znaczącego; 5) Kozioł przebłagal-
31 Gherasim Luca, Le chant de la carpe, Soleil Noir 1973, s. 87–94. ny jako zagrodzenie linii ujścia; 6) Kozioł ofiarny jako negatywne oznakowanie linii ujścia.

162 163
t ys i ąc P l at e au / 5 / 5 8 7 p. n . e . – 7 0 n . e . – O k i l k u u s t r oj ac h z n a kow yc h

potrzeby. Przekłady mogą być twórcze. Nowe czyste ustroje znakowe za-
wdzięczają swe powstanie przekształceniom i przekładom. Tutaj rów-
nież nie sposób dopatrzeć się jakiejkolwiek semiologii ogólnej, pozosta-
je nam jedynie transsemiotyka.
W przypadku przekształceń analogicznych częstokroć widać,
w jaki sposób sen, narkotyki, miłosne uniesienia tworzyć mogą wyraże-
nia, przekładające na ustroje przedznaczące ustroje znaczące i podmio-
towe, w które chciałoby się je wtłoczyć, wobec których jednak stawiają
one opór, rozczłonkowując je niespodzianie i wprowadzając w nie wie-
1) Punkt upodmiotowienia, zastępujący centrum znaczeniowości; 2) Dwie odwracające logłosowość. Chrześcijaństwo poddane zostało osobliwym twórczym
się twarze; 3) Podmiot wypowiedzenia, wyłaniający się z punktu upodmiotowienia skut- przekładom u „barbarzyńców”, a nawet „dzikich”. Wprowadzenie zna-
kiem odwrócenia; 4) Podmiot wypowiedzi, na który nakłada się podmiot wypowiedzenia; ków monetarnych do pewnych afrykańskich obiegów handlowych pod-
5) Następstwo skończonych procesów liniowych wraz z nowym kapłaństwem i nową biu-
rokracją; 6) Linia ucieczki, oswobodzona, lecz nadal rozczłonkowana, pozostaje zagrodzo- dało owe znaki nader trudnym do opanowania i kontrolowania prze-
na i oznakowana negatywnie. kształceniom analogicznym (o ile owe obiegi same nie uległy w wyniku
tego niszczycielskiemu przekształceniu32). Pieśni amerykańskich Czar-
nych, włączając ich słowa, a może przede wszystkim słowa, okazują się
Kolejny aspekt, dopełniający poprzedni, acz nader od niego od- pod tym względem jeszcze bardziej znamienne, słychać w nich bowiem
mienny, sprowadza się do możliwości przekształcenia czystej czy abs- przede wszystkim to, w jaki sposób niewolnicy dokonują „przekładu” an-
trakcyjnej semiotyki w jakąś inną, dzięki przekładalności wynikają- gielskiego znaczącego, czyniąc z niego przedznaczący, a niekiedy wręcz
cej z nadkodowania jako szczególnej właściwości języka. Tym razem przeciwznaczący użytek językowy, mieszając i krzyżując je z własnymi
nie chodzi już o konkretne semiotyki mieszane, lecz o przekształce- językami afrykańskimi, tak samo jak wplatają w swą nową pracę przy-
nia pewnej abstrakcyjnej semiotyki w inną (nawet jeśli owo przekształ- musową śpiew towarzyszący dawnym pracom w Afryce, a także spo-
cenie samo pozbawione jest abstrakcyjnego charakteru, czyli zachodzi sób, w jaki wskutek chrystianizacji, a następnie zniesienia niewolnictwa,
faktycznie, bez udziału jakiegokolwiek dokonującego go „translatora” podlegali oni procesowi „upodmiotowienia”, a nawet „ujednostkowie-
jako czystej wiedzy). Analogicznym przekształceniem zwać będziemy ta- nia”, przekształcający ich muzykę równocześnie z analogicznym prze-
kie przekształcenie, które prowadzi do włączenia dowolnej semiotyki kształceniem przez nią owego procesu; także szczególny sposób, w jaki
w ustrój przedznaczący, symbolicznym – w system znaczący; polemicznym podchodzą oni do problem „twarzowości”, gdy Biali „o poczernionej
bądź strategicznym – w ustrój przeciwznaczący, diagramatycznym wresz- twarzy” przejmują ich słowa i pieśni, Czarni zaś, następnie, czernią so-
cie takie przekształcenie, które wiedzie do rozbicia semiotyk i ustrojów bie oblicze i postać kolejną warstwą, odbijając od nich swe tańce i pieśni,
znakowych oraz ich rozproszenia na płaszczyźnie spójności pozytyw- przekształcając i przekładając nawet te, które zapożyczają od Białych33.
nej deterytorializacji w stopniu absolutnym. Przekształcenie nie pokry- Bez wątpienia najwyraźniejsze i najostrzejsze przekształcenia dokonu-
wa się z wypowiedzią z dziedziny czystej semiotyki ani nawet z wypo- ją się w innym kierunku: są to przekształcenia symboliczne, w których
wiedzią niejednoznaczną, w wypadku której określenie semiotycznej to znaczące przejmuje władzę. W tym wypadku można by posłużyć się
przynależności wymaga dogłębnej analizy pragmatycznej; nie pokry- tymi samymi przykładami znaków pieniężnych czy ustroju rytmicznego,
wa się również z wypowiedzią należącą do semiotyki mieszanej (mimo co przywołane powyżej, tyle że w odwrotnym sensie. Przejście od tańca
że przekształcenie może wywołać taki efekt). Wypowiedź przekształce-
niowa oznacza raczej sposób, w jaki pewna semiotyka dokonuje na swój
32 Przykładowo wraz z wprowadzeniem przez białych pieniądza w plemionach
użytek przekładu wypowiedzi pochodzących skądinąd, zniekształca- Siane na Nowej Gwinei ich członkowie banknoty i monety zaczęli traktować
jąc je, pozostawiając z nich niedające się już przekształcić resztki i sta- inaczej, wymieniając je na dwie różne kategorie niewymienialnych zgoła na sie-
wiając czynny opór przekształceniom odwrotnym. Ponadto lista możli- bie dóbr. Zob. Maurice Godelier, Économie politique et antropologie économique,
„L’Homme”, wrzesień 1964, s. 123.
wych przekształceń jest szersza od tej, którą zaproponowaliśmy powyżej. 33 Na temat przekładów-przekształceń zob. LeRoi Jones, Blues People, Morrow
To przekształcenie obdarza nowe semiotyki mocą tworzenia na swe 1963, rozdz. III–VII.

164 165
t ys i ąc P l at e au / 5 / 5 8 7 p. n . e . – 7 0 n . e . – O k i l k u u s t r oj ac h z n a kow yc h

afrykańskiego do tańca Białych odsłania częstokroć pewien staranny diagram zawierają w sobie węzły zbieżności, gotowe stworzyć wirtual-
czy mimetyczny wręcz przekład, skutkiem przejęcia władzy dokonane- ne centra znaczeniowości i punkty upodmiotowienia. Operacja przekła-
go przez znaczeniowość i upodmiotowienie („Taniec w Afryce jest bez- du nie jest rzecz jasna łatwa, jeśli chce się doprowadzić do zniszczenia
osobowy, święty i nieprzyzwoity. Kiedy fallus napręża się i kobiety bio- pewnej panującej w otoczeniu semiotyki. Jedną z najciekawszych rzeczy
rą go do rąk jak banana, nie chodzi o osobisty wzwód, lecz o plemienną w książkach Castanedy, powstałych pod wpływem narkotyków czy in-
erekcję. (…) Rewiowa tancerka w wielkim mieście tańczy sama – to fakt nych używek oraz zmiany otoczenia i okoliczności, jest właśnie pokaza-
o doniosłym znaczeniu. Z prymitywnego rytuału pozostały jedynie »su- nie, w jaki sposób Indianinowi udaje się przezwyciężyć mechanizmy in-
gestywne« ruchy ciała. To, co sugerują, zależy od patrzącego”34). terpretacyjne celem wpojenia swemu uczniowi pewnej przedznaczącej
Jednak to nie wyłącznie proste przekształcenia językowe, leksykal- semiotyki, a nawet nieznaczącego diagramu: Przestań! Nudzisz mnie!
ne, a nawet składniowe nadają wagę prawdziwemu przekładowi semio- Eksperymentuj, a nie oznaczaj, nie interpretuj! Znajdź sobie własne
tycznemu. Jest raczej na odwrót. Nie wystarczy bredzić jak obłąkany. miejsca, własne terytorialności, własne deterytorializacje, własny ustrój,
Każdy przypadek wymaga bowiem dokładnej oceny, czy mamy do czy- własne linie ujścia! Zsemiotyzuj się, zamiast szukać w swym zamknię-
nienia z adaptacją jakiejś starej semiotyki, nową odmianą danej semio- tym już dzieciństwie i zachodniej semiologii!… „Don Juan uważał, że aby
tyki mieszanej, czy też procesem tworzenia nieznanego jeszcze ustroju. osiągnąć widzenie, trzeba najpierw zatrzymać świat. Zatrzymanie świata
Przykładowo, względnie łatwo jest odrzucić posługiwanie się zaimkiem było naprawdę adekwatnym określeniem pewnych stanów świadomo-
„ja”, to jednak nie wystarczy, by wykroczyć poza ustrój upodmiotowienia. ści, w których rzeczywistość zostaje przemieniona. Następuje to dzięki
I na odwrót, można nadal posługiwać się „ja” dla zabawy i przyjemności, temu, że strumień interpretacji, zwykle płynąc nieprzerwanie, zostaje za-
a należeć już do innego ustroju, w którym zaimki osobowe funkcjonu- trzymany przez takie okoliczności, które są obce temu strumieniowi”36.
ją wyłącznie w charakterze fikcji. Znaczeniowość i interpretacja mają na Jednym słowem, prawdziwe semiotyczne przekształcenie odwołuje się
tyle stwardniałą skórę, tworzą z upodmiotowieniem tak lepką i kleistą do wszelkiego rodzaju zmiennych, nie tylko zewnętrznych, lecz również
mieszaninę, że nietrudno jest uwierzyć, że się poza nie wykroczyło, nadal tkwiących w języku i zawartych w wypowiedzi.
ją z siebie wydzielając. Bywa, że odrzuca się interpretację, zachowując Pragmatyka obejmuje wobec tego już dwie składowe. Pierwszą
jednak tak znaczącą twarz, że narzuca się ją zarazem podmiotowi, który z nich nazwać możemy generatywną, o ile pokazuje ona, jak różnorod-
by przetrwać, nadal musi się nią karmić. Kto tak naprawdę wierzy jesz- ne abstrakcyjne ustroje budują konkretne mieszane semiotyki, z po-
cze, że psychoanaliza zdolna jest do zmiany semiotyki, w której łączą się mocą jakich odmian, w jaki sposób łączą się one ze sobą i który z nich
ze sobą wszelkie oszustwa? Zmienia się jedynie rolę. W miejsce znaczące- ma przewagę. Drugą jest składowa transformacyjna, pokazująca z kolei,
go pacjenta i interpretującego psychoanalityka mamy teraz znaczącego w jaki sposób owe ustroje znakowe przekładają się na siebie, a zwłasz-
psychoanalityka i pacjenta, który bierze na siebie całe zadanie interpre- cza, jak wyłaniają w ten sposób nowe ustroje. Pragmatyka generatywna
tacji. Świadczy o tym antypsychiatryczny eksperyment z Kingsley Hall; sporządza zatem w pewnym sensie kalki semiotyk mieszanych, pragma-
w przypadku Mary Barnes, byłej pielęgniarki, która zapadła na „schizo- tyka transformacyjna zaś – mapy przekształcenia. Mimo że semiotyka
frenię”, przyjęcie nowej semiotyki, w tym przypadku semiotyki Podróży, mieszana nie pociąga za sobą z konieczności zaktualizowanej twórczości,
służyć może czasem wyłącznie przejęciu prawdziwej władzy nad wspól- lecz może się zadowalać możliwością samego zestawiania bez udziału
notą i zaprowadzeniu w niej na powrót najgorszego ustroju interpreta- prawdziwego przekształcenia, to składowa transformacyjna odpowiada
cji psychoanalitycznej, przeradzającego się w postać zbiorowego uroje- zarówno za wyjątkowość pewnego ustroju, jak i za nowatorstwo semio-
nia („interpretowała wszystko, co się dla niej czy dla kogokolwiek innego tyk mieszanych, do których się podłącza w danym momencie i w danej
robiło”35). Nader trudno wyzbyć się mocno uwarstwionej semiotyki. Na- dziedzinie. Z tego powodu druga z tych składowych jest głębsza i stanowi
wet semiotyka przedznacząca czy przeciwznacząca, nawet nieznaczący jedyny miernik oceny elementów pierwszej37. Toteż, dla przykładu, moż-

34 Henry Miller, Sexus, s. 447. 36 Carlos Castaneda, Podróż do Ixtlan. Nauki don Juana, Rebis 1996, s. 12.
35 Mary Barnes, Joseph Berke, Mary Barnes. Two Accounts of a Journey Through 37 Określenia „generatywny” i „transformacyjny” zapożyczone zostały od
Madness, Harcourt Brace Jovanovich 1971, s. 233. Porażka antypsychiatrycz- Chomsky’ego, dla którego właśnie transformacyjność jest najlepszym i najgłęb-
nego eksperymentu z Kingsley Hall zdaje się wynikać zarówno z czynników szym narzędziem realizacji tego, co generatywne; używamy tutaj jednak owych
wewnętrznych, jak i okoliczności zewnętrznych. zapożyczonych od niego terminów w nieco innym sensie.

166 167
t ys i ąc P l at e au / 5 / 5 8 7 p. n . e . – 7 0 n . e . – O k i l k u u s t r oj ac h z n a kow yc h

na sobie zadawać odtąd pytanie, kiedy pojawiły się pierwsze wypowie- i upodmiotowienie zakładają pewien układ, a nie na odwrót. Miana, ja-
dzi bolszewickiego rodzaju i w jaki sposób leninizm, wraz z zerwaniem kie nadaliśmy ustrojom znakowym, „przedznaczący, znaczący, przeciw-
z socjaldemokratami, dokonał prawdziwego przekształcenia, tworzące- znaczący, postznaczący”, tkwiłyby nadal w ewolucjonizmie, gdyby nie
go nową niepowtarzalną semiotykę, nawet jeśli miała ona z konieczno- odpowiadały im faktycznie różnorodne funkcje czy różnorakie odmiany
ści wkrótce osunąć się w mieszaną semiotykę organizacji stalinowskiej. układu (rozczłonkowanie, znaczeniowość i interpretacja, liczenie, upod-
W przykładnej pod tym względem pracy Jean-Pierre Faye poddał szcze- miotowienie). Ustroje znakowe określają się bowiem przez zmienne za-
gółowej analizie przekształcenia, które doprowadziły do wyłonienia się warte wewnątrz samego wypowiedzenia, pozostają zaś zewnętrzne wo-
nazizmu, rozpatrywanego tutaj jako pewien system nowych wypowiedzi bec stałych języka i niesprowadzalne do kategorii językoznawczych.
w określonym polu społecznym. Można sobie zadawać pytania w rodza- W tym miejscu jednak wszystko ulega rozchwianiu, powody zaś,
ju: nie tylko w jakim momencie, lecz również w jakiej dziedzinie pojawia dla których dany ustrój znakowy jest czymś mniej, aniżeli język, stają się
się pewien ustrój znakowy? W całym ludzie? W jednym tylko jego odła- zarazem powodami, dla których również jest on czymś więcej niż język.
mie? A może na dającym się wyznaczyć obrzeżu szpitala psychiatrycz- Układ obejmuje wypowiedzenie i formalizuje wyrażenie jedynie po jed-
nego? Przekonaliśmy się wszak, że pewną semiotykę upodmiotowienia nej ze swych stron, po drugiej zaś, nieodłącznej od pierwszej, formalizuje
rozpoznać się daje w starożytnych dziejach Żydów, a zarazem w diagno- on treści, jest układem maszynowym bądź układem ciała. Treści jednak
styce psychiatrycznej z XIX wieku – rzecz jasna, z uwzględnieniem głę- nie są „znaczonymi”, zależnymi od znaczącego w ten czy inny spo-
bokich zmian, a nawet prawdziwych przekształceń w odpowiadającej sób, ani też „obiektami” pozostającymi w jakimkolwiek przyczynowym
semiotyce. Wszystkie te pytania wchodzą w zakres pragmatyki. Bez wąt- związku z podmiotem. Jako że przysługuje im ich własna formalizacja,
pienia dzisiaj najgłębsze twórcze przekształcenia i przekłady nie poja- pozbawione są jakiegokolwiek związku o charakterze symbolicznej od-
wiają się w Europie. Pragmatyka musi wyrzec się w końcu wiary w ideę powiedniości czy liniowej przyczynowości z formą wyrażenia: obie for-
pewnego niezmiennika, który dałoby się wydobyć z przekształceń, choć- my wzajemnie się zakładają i można abstrahować od jednej z nich wy-
by była nim panująca „gramatyczność”. Język bowiem jest sprawą polity- łącznie względnie, w ograniczonym zakresie, są one bowiem dwiema
ki, jeszcze zanim stanie się sprawą językoznawstwa; nawet ocena stopnia stronami jednego układu. Dlatego należy się spodziewać w samym ukła-
gramatyczności jest kwestią polityczną. dzie czegoś o wiele głębszego aniżeli jego strony, czegoś, co odsłoniło-
Czym jest semiotyka, czyli pewien ustrój znakowy bądź pewna for- by zarazem dwie zakładające się formy, formy wyrażenia bądź ustro-
malizacja wyrażenia? Są one czymś zarazem więcej i czymś mniej aniże- je znakowe (systemy semiotyczne) oraz formy treści bądź ustroje ciał
li mowa. Mowę określa jej warunek „nadliniowości”: języki określane są (systemy fizyczne). To właśnie nazywamy maszyną abstrakcyjną, wy-
przez stałe, elementy i stosunki o charakterze fonologicznym, składnio- znacza ona bowiem i sprzęga wszystkie punkty deterytorializacji ukła-
wym i semantycznym. I niewątpliwie każdy ustrój znakowy spełnia wa- du38. I to o owej maszynie abstrakcyjnej należy rzec, że z konieczności
runek mowy, wykorzystując elementy języka, lecz nic ponadto. Żaden
ustrój nie może być tożsamy z samym warunkiem ani obdarzony włas- 38 Michel Foucault opracował całą teorię wypowiedzi, rozwiniętą na kolejnych po-
ziomach i obejmującą całokształt tej problematyki. 1) W Archeologii wiedzy Fo-
nością stałych. Jak słusznie zauważył Foucault, ustroje znakowe są jedy- ucault odróżnia dwa rodzaje „wielości”, treści i wyrażenia, których nie daje się
nie funkcjami istnienia mowy, które raz przebiegają przez rozmaite języki, sprowadzić do stosunków odpowiedniości ani do stosunków przyczynowych,
raz rozmieszczają się w jednym i tym samym języku, nie pokrywając się a które jednakowoż wzajemnie się zakładają. 2). W Nadzorować i karać poszuku-
je on pewnej instancji zdolnej dostarczyć wyjaśnienia dwóm niejednorodnym
ani ze strukturą, ani z jednostkami tego czy innego ustroju, lecz je przeci- zachodzącym na siebie formom, znajdując ją w końcu w układach władzy czy
nają i odsłaniają w przestrzeni i czasie. W tym sensie ustroje znakowe są w mikrowładzach. 3) Wszelako ciąg owych zbiorowych układów (szkoła, woj-
układami wypowiedzenia, których nie objaśni wyczerpująco żadna kate- sko, fabryka, szpital, więzienie itp.) zawiera jedynie kolejne stopnie bądź osob-
liwości w obrębie pewnego „abstrakcyjnego” diagramu, obejmującego samo-
goria językoznawcza: to, co z pewnego zdania, a nawet z najprostszego słowa
dzielnie materię i funkcję (dowolna ludzka wielość podlegająca z konieczności
czyni „wypowiedź”, odsyła do ukrytych, niedających się wyłożyć presupo- kontroli). 4) W Historii seksualności obiera inny jeszcze kierunek, bowiem ukła-
zycji, aktywizujących pragmatyczne zmienne właściwe wypowiedzeniu dy nie są w niej już odnoszone do jakiegoś diagramu ani z nim zestawiane, lecz
(bezcielesne przekształcenia). Wykluczone zatem, by układ można było rozpatrywane są na tle pewnej „biopolityki populacji” w postaci abstrakcyjnej
maszyny. Nie zgadzamy się z Foucaultem jedynie w następujących punktach: 1)
wyłożyć z pomocą znaczącego czy podmiotu, te bowiem, przeciwnie, Układy wydają nam się obejmować nie tyle władzę, ile przede wszystkim prag-
odsyłają do zmiennych wypowiedzenia w układzie. To znaczeniowość nienie jako działające zawsze w pewnym układzie, władza zaś naszym zdaniem

168 169
t ys i ąc P l at e au / 5 / 5 8 7 p. n . e . – 7 0 n . e . – O k i l k u u s t r oj ac h z n a kow yc h

jest czymś „o wiele więcej” niż mowa. Gdy językoznawcy (śladem w zapisie matematycznym czy wręcz w notacji muzycznej. Pismo pracu-
Chomsky’ego) wznoszą się na poziom idei czysto językowej abstrakcyj- je zatem na styku z rzeczywistością, a rzeczywistość zapisuje material-
nej maszyny, z góry zarzucamy im, że owa maszyna, zamiast być nazbyt nie. Diagram przechowuje zatem w najwyższym stopniu zdeterytoria-
abstrakcyjna, jest taka w niedostatecznym stopniu, ogranicza się nadal lizowaną treść i najbardziej zdeterytorializowane wyrażenie, celem ich
bowiem do formy wyrażenia i rzekomych powszechników, stanowią- wzajemnego sprzężenia. Maksymalny stopień deterytorializacji wynika
cych założenia mowy. Toteż abstrahowanie od treści okazuje się operacją zaś raz z pewnego rysu treści, raz z kolei wiąże się z pewnym rysem wyra-
w jeszcze większym stopniu względną i niewystarczającą z punktu wi- żenia, „deterytorializującego” niejako w stosunku do niego, właśnie dla-
dzenia samej abstrakcji. Prawdziwa abstrakcyjna maszyna nie dysponuje tego wszelako, że je diagramatyzuje, zabierając je ze sobą i podnosząc do
jakimkolwiek narzędziem samodzielnego odróżnienia płaszczyzny wy- własnej potęgi. To, co najbardziej zdeterytorializowane, zmusza to, co
rażenia od płaszczyzny treści, wytycza bowiem jedną i tę samą pojedyn- pozostałe, do przekroczenia pewnego progu, umożliwiającego sprzęże-
czą płaszczyznę spójności, formalizującą treści i wyrażenia odpowiednio nie ich własnych deterytorializacji, ich łączne przyspieszenie. To detery-
do warstw i wedle reterytorializacji. Wszelako pozbawiona warstw i zde- torializacja abstrakcyjnej maszyny w stopniu absolutnym, deterytoria-
terytorializowana wobec siebie samej maszyna abstrakcyjna sama w so- lizacja pozytywna. W tym sensie diagramy odróżnić należy od indeksów
bie wyzuta jest również z formy (jak i substancji) oraz nie odróżnia sama jako oznaczeń terytorialnych, lecz również od ikon, będących reteryto-
w sobie treści od wyrażenia, choć poza sobą panuje nad owym rozróżnie- rializacjami, oraz symboli jako deterytorializacji względnych bądź nega-
niem i rozmieszcza je w warstwach, dziedzinach i terytoriach. Abstrak- tywnych40. Określona w ten sposób przez diagramatyczność, abstrakcyj-
cyjna maszyna sama w sobie nie jest ani fizyczna czy cielesna, ani semio- na maszyna nie jest już w ostatniej instancji bazą, podobnie jak nie jest
tyczna, jest bowiem diagramatyczna (pomija również rozróżnienie na to, transcendentną Ideą w instancji najwyższej. Odgrywa raczej rolę ste-
co sztuczne i naturalne). Działa w oparciu o materię, a nie o substancję, ru. Abstrakcyjna czy diagramatyczna maszyna nie działa bowiem w celu
o funkcję, nie o formę. Substancje i formy odnoszą się do wyrażenia „lub” przedstawiania czegokolwiek, nawet czegoś rzeczywistego, lecz buduje
treści. Funkcje zaś nie są już uformowane „semiotycznie”, materie z ko- pewną przyszłą rzeczywistość, nowy jej rodzaj. Nie mieści się zatem poza
lei nie są jeszcze uformowane „fizycznie”. Abstrakcyjna maszyna to czy- historią, lecz zawsze „przed” nią, w każdym momencie, w którym wyzna-
sta Funkcja-Materia – diagram, niezależny od form i substancji, rozdzie- cza punkty tworzenia czy możności. Wszystko uchodzi, wszystko two-
lanych przezeń wyrażeń i treści. rzy, nigdy jednak w pojedynkę, lecz zawsze wraz z pewną abstrakcyjną
Maszynę abstrakcyjną określamy przez aspekt, moment, w którym maszyną, wprowadzającą kontinua intensywności, dokonującą sprzę-
nie ma niczego, prócz funkcji i materii. Diagram w rzeczywistości po- żenia procesów deterytorializacji, wydobywającą wyrażenia i treści. To
zbawiony jest substancji i formy, jak również treści i wyrażenia39. W od- Abstrakcja-Rzeczywistość, w tym większym stopniu przeciwstawiają-
różnieniu od substancji, która jest uformowaną materią, materia jest ca się fikcyjnej abstrakcji pewnej rzekomo czystej maszyny wyrażenia.
substancją nieuformowaną, zarówno pod względem fizycznym, jak i se-
miotycznym. W odróżnieniu od wyrażenia i treści, o odrębnych formach 40 Rozróżnienie na indeksy, ikony i symbole pochodzi od Peirce’a, zob. tegoż, Wy-
bór pism semiotycznych, wyboru dokonała H. Buczyńska-Garewicz, tłum. R. Mi-
i różniących się w rzeczywistości, funkcja ma jedynie „rysy” – treści i wy- rek, A.J. Nowak, Polskie Towarzystwo Semiotyczne 1997. Odróżnia on je od
rażenia, którym zapewnia połączenie: nie sposób już nawet orzec, czy siebie w odwołaniu do stosunków między znaczącym a znaczonym (styczność
jest to partykuła, czy znak. Treść-materia, wykazująca już jedynie stopnie w przypadku indeksu, podobieństwo w przypadku ikony i konwencjonalna re-
guła w przypadku symbolu); prowadzi go to do uznania „diagramu” za szcze-
intensywności, oporu, przewodnictwa, ciepłoty, rozciągłości, prędkości gólny przypadek ikony (ikony stosunku). Peirce jest prawdziwym wynalazcą
czy opóźnienia; wyraz-funkcja przedstawiająca już jedynie „tensory”, jak semiotyki. Dlatego od niego właśnie zapożyczamy terminy, nawet jeśli zmie-
niamy ich znaczenia. Z jednej strony indeksy, ikony i symbole wydają nam się
różnić między sobą w zależności od stosunku terytorialność–deterytorializacja,
jest uwarstwionym wymiarem układu. 2) Diagram czy abstrakcyjna maszyna a nie od stosunków między znaczącym a znaczonym. Z drugiej strony zaś dia-
zawierają pierwotne linie ujścia, które, w układzie, nie są przejawami oporu czy gram wydaje się nam odtąd odgrywać odrębną rolę, niesprowadzalną do roli
przeciwuderzenia, lecz punktami tworzenia i deterytorializacji. ikony czy symbolu. W przypadku rozróżnień pojęciowych u Peirce’a oraz złożo-
39 Hjelmslev przedstawił niezwykle doniosłą koncepcję „materii” lub „sensu” jako nego statusu diagramu odwołujemy się do analiz Jakobsona z tekstu W poszuki-
nieuformowanych, amorficznych czy bezforemnych: tegoż, Prolegomena do te- waniu istoty języka, w: tegoż, W poszukiwaniu istoty języka. Wybór pism, t. I, wy-
orii języka, § 13, Wyrażenie i treść, w: Językoznawstwo strukturalne. Wybór tekstów, bór, red. naukowa i wstęp M.R. Mayerowa, tłum. D. Kurkowska-Urbańska, PIW
tłum. H. Kurkowska, A. Weinsberg, PWN 1979, s. 74–84. 1989, s. 115–134.

170 171
t ys i ąc P l at e au / 5 / 5 8 7 p. n . e . – 7 0 n . e . – O k i l k u u s t r oj ac h z n a kow yc h

To Absolut, który nie jest ani niezróżnicowany, ani transcendentny. Dla- odtwarzający i rozdzielający. Rozbijają kontinua intensywności, doko-
tego abstrakcyjne maszyny noszą imiona własne (i są datowane), nie nując w nich cięć między warstwami i w obrębie każdej z warstw. Bloku-
denotujące już ani osób, ani podmiotów, lecz jedynie materie i funkcje. ją przyłączenia linii ujścia, usuwają punkty deterytorializacji, dokonując
Imienia muzyka czy badacza używa się tak, jak imienia malarza, na ozna- reterytorializacji, które wszelkie ruchy czynią względnymi, bądź obda-
czenie pewnej barwy, odcienia, tonu czy intensywności: chodzi zawsze rzając tę czy inną linię znakiem wyłącznie negatywnym, rozczłonkowu-
o połączenie Materii i Funkcji. Podwójna deterytorializacja głosu i in- jąc ją, przekreślając, tamując, spychając ku swego rodzaju czarnej dziurze.
strumentu oznaczona zostanie pewną abstrakcyjną maszyną-Wagner, Diagramatyczności nie należy przede wszystkim mylić z operacją
abstrakcyjną maszyną-Webern itp. W dziedzinie fizyki i matematyki mó- aksjomatyzacji. Aksjomatyka bowiem nie wytycza twórczych linii uj-
wić się będzie o abstrakcyjnej maszynie-Riemann, w dziedzinie algebry ścia i nie sprzęga rysów pozytywnej deterytorializacji, lecz przekreśla
zaś o abstrakcyjnej maszynie-Galois (określonej ściśle przez dowolną li- wszystkie linie, podporządkowując je pewnemu punktowemu systemo-
nię zwaną linią połączenia sprzęgającą się z pewnym ciałem bazowym) wi, wstrzymując uchodzące dotąd zewsząd algebraiczne i geometrycz-
itp. Zawsze wówczas, gdy szczególna maszyna abstrakcyjna operuje bez- ne zapisy. Podobnie dzieje się w przypadku zagadnienia indeterminizmu
pośrednio w materii, pojawia się diagram. w dziedzinie fizyki: wymaga on „przywołania go do porządku” celem po-
Toteż na poziomie diagramatycznym i na płaszczyźnie spójności godzenia go na powrót z fizycznym determinizmem. Matematyczne za-
nie ma już żadnych ustrojów znakowych w sensie ścisłym, nie ma tam już pisy poddaje się aksjomatyzacji, czyli powtórnemu uwarstwieniu, po-
bowiem formy wyrażenia, która rzeczywiście odróżniałaby się od formy wtórnej semiotyzacji, materialne przepływy zaś – powtórnej fizykalizacji.
treści. Diagram uznaje jedynie rysy i wierzchołki, przynależne treści tyl- To sprawa zarówno naukowa, jak i polityczna: nauka nie może przecież
ko w tej mierze, w jakiej są one materialne, wyrażeniu zaś o tyle, o ile są szaleć… Hilbert wraz z de Broglim byli w równej mierze politykami, co
funkcjonalne, wzajemnie się jednakże pociągające, wymieniające i mie- naukowcami: przywrócili ład. Aksjomatyzacja, semiotyzacja, fizykaliza-
szające we wspólnym procesie deterytorializacji: znaki-cząstki. Nie po- cja nie stanowią diagramu, wręcz przeciwnie. Program warstwowy prze-
winno nas to jednak dziwić; rzeczywiste rozróżnienie na formę wyraże- ciwko diagramowi płaszczyzny spójności. Nie stoi to na przeszkodzie
nia i formę treści przeprowadzić można jedynie w kontekście warstw, temu, by diagram na powrót obrał swą drogę ujścia, wyłaniając z siebie
w każdej z nich zaś w odmienny sposób. Tam dochodzi do dwoistego rój nowych osobliwych maszyn abstrakcyjnych (to wbrew aksjomaty­
powiązania [articulation], pozwalającego sformalizować oddzielnie rysy zacji dokonuje się matematyczne tworzenie nieprawdopodobnych funk-
wyrażenia i rysy treści, wraz z materiami tworzącego uformowane fizycz- cji, a wbrew fizykalizacji – materialna wynalazczość nieoznaczalnych
nie bądź semiotycznie substancje, z funkcjami zaś – formy wyrażenia lub cząstek). Nauka bowiem jako taka nie różni się od niczego innego, tkwi
treści. Wyrażenie stanowią zatem wskaźniki, ikony lub symbole, należą- w niej równie wiele właściwego jej szaleństwa, ile pragnienia zaprowa-
ce do ustrojów bądź semiotyk. Treść zaś stanowią ciała, rzeczy i obiekty, dzania i przywracania ładu, ten sam naukowiec zaś może uosabiać oba
należące do systemów fizycznych, organizmów i organizacji. Najgłębszy aspekty, z właściwym sobie szaleństwem z jednej strony i właściwym
ruch sprzęgający materię z funkcją – deterytorializacja absolutna, tożsa- sobie pragnieniem policyjnej kontroli z drugiej, ze swymi znaczeniami,
ma w pewnym sensie z ziemią jako taką – pojawia się już jedynie pod po- ze swymi upodmiotowieniami, lecz również z pomocą swych abstrak-
stacią odrębnych terytorialności, względnych czy negatywnych detery- cyjnych maszyn – wszystko to jako naukowiec. Określenie „polityka na-
torializacji i uzupełniających reterytorializacji. Wszystko zaś znajduje uki” oddaje dobrze owe wewnętrzne nurty nauki, a nie tylko oddziałujące
swe zwieńczenie w warstwie językowej, umieszczając na poziomie wy- na nią zewnętrzne okoliczności i czynniki państwowe, skłaniające ją raz
rażenia pewną abstrakcyjną maszynę, tym bardziej abstrahującą od tre- do produkcji bomb, raz do realizacji programów kosmicznych itp. Owe
ści, że usiłuje ona wręcz odrzeć treść z właściwej jej formy (imperializm zewnętrzne wpływy czy polityczne uwarunkowania byłyby bez znacze-
języka, uroszczenia semiologii ogólnej). Krótko mówiąc, warstwy sub- nia, gdyby nauka nie była rozdarta między własnymi biegunami, gdyby
stancjalizują diagramatyczne materie, oddzielają uformowaną płaszczy- obce jej były własne wahania, gdyby pozbawiona była warstw i możliwo-
znę treści od uformowanej płaszczyzny wyrażenia. Ujmują wyrażenia ści ich usuwania, pozbawiona linii ujścia i chęci przywrócenia porządku,
i treści, zsubstancjalizowane i sformalizowane ze swej strony, w klesz- jednym słowem – gdyby funkcjonowała poza przynajmniej możliwością
cze podwójnego powiązania, zapewniającego im niezależność i rzeczy- prowadzenia własnej polityki, właściwej sobie „polemiki”, poza własną
wistą odrębność, powołując do władzy pewien dualizm, nieustannie się maszyną wojny domowej (toczonej w historii przez spierających się ze

172 173
t ys i ąc P l at e au / 5 / 5 8 7 p. n . e . – 7 0 n . e . – O k i l k u u s t r oj ac h z n a kow yc h

sobą badaczy, prześladowanych i pozbawianych możliwości pracy na- niejako dwa bieguny czy wektory: jeden zwrócony ku warstwom, w któ-
ukowej). Nie wystarczy stwierdzić, że aksjomatyka nie wyjaśnia wyna- rych rozmieszcza terytorialności, względne deterytorializacje i reteryto-
lazczości i twórczości: tkwi w niej bowiem wola świadomego zatrzymy- rializacje, drugi zaś wektor zwrócony ku płaszczyźnie spójności czy de-
wania i utrwalania, zajmowania miejsca diagramu, umiejscawiania się stratyfikacji, gdzie sprzęga on ze sobą deterytorializacje i podnosi je do
w nim na ustalonym poziomie abstrakcji, nazbyt wysokim dla konkretu, absolutnego stopnia Ziemi. To wzdłuż swego wektora uwarstwienia od-
nazbyt niskim dla rzeczywistości. Przekonamy się jeszcze, w jakim sen- różnia on formę wyrażenia, w której przejawia się jako zbiorowy układ
sie jest to poziom „kapitalistyczny”. wypowiedzenia, od formy treści, w której przejawia się on w postaci ma-
Nie sposób jednak zadowolić się dualizmem płaszczyzny spójno- szynowego układu ciał. Dopasowuje on również te wzajemnie zakładają-
ści, jej diagramów i maszyn abstrakcyjnych, a z drugiej strony warstw, ce się formy i przejawy do siebie. Wzdłuż swego wektora destratyfikacji,
ich konkretnych programów i układów. Maszyny abstrakcyjne nie ist- wektora diagramatycznego, pozbawiony jest on już jednak dwóch stron,
nieją tak po prostu na płaszczyźnie spójności, na której rozbudowu- zachowuje jedynie rysy treści i rysy wyrażenia, z których wydobywa ko-
ją swe diagramy; zawsze już tu są, zatopione na ogół w warstwach bądź lejne stopnie deterytorializacji, dołączające się do siebie oraz sprzęgają-
w nie „wbudowane”, a wręcz rozstawione na tych szczególnych spośród ce się ze sobą wierzchołki.
warstw, w których zarazem składają formę wyrażenia i formę treści. Tym, Ustrój znakowy obejmuje nie tylko dwie, lecz faktycznie cztery
co w ostatnim przypadku złudne, jest idea pewnej maszyny abstrakcyjnej składowe, stanowiące przedmiot Pragmatyki. Pierwsza z nich to składo-
czysto językowej bądź wyrażeniowej, lecz nie idea maszyny abstrakcyj- wa generatywna, pokazująca, w jaki sposób forma wyrażenia, w warstwie
nej tkwiącej w warstwach, która powinna objaśnić względność tych od- językowej, zawsze odwołuje się do wielu połączonych ze sobą ustrojów,
rębnych form. Zachodzi tutaj dwojakiego rodzaju ruch: w jednym ma- czyli sposób, w jaki każdy ustrój znakowy i każda semiotyka ma w kon-
szyny abstrakcyjne dokonują obróbki warstw, skutkiem której coś z nich kretnym wydaniu mieszany charakter. Na poziomie tej składowej można
nieustannie uchodzi, w drugim zaś ulegają faktycznemu uwarstwieniu, abstrahować od form treści, tym bardziej, im większy nacisk kładzie się
zostają schwytane przez owe warstwy. Z jednej strony warstwy nigdy by na mieszaniny ustrojów w formie wyrażenia: nie można stąd zatem wy-
się nie ukształtowały bez uprzedniego przechwycenia materii czy funkcji wieść prymatu jakiegokolwiek ustroju, który stanowiłby postać semio-
diagramu, formalizowanych przez nie dwojako, przez wzgląd na wyraże- logii ogólnej i ujednolicałby formę, nad pozostałymi. Druga składowa,
nie i na treść; przez co każdy ustrój znakowy, łącznie ze znaczeniowością transformacyjna, pokazywałaby sposób, w jaki dowolny ustrój abstrak-
i upodmiotowieniem, jest nadal efektem diagramatycznym (zrelatywi- cyjny da się przełożyć na inny, przekształcić w inny, a przede wszystkim
zowanym jednak bądź oznakowanym negatywnie). Z drugiej strony ma- może powstać z innych. Składowa ta jest bez wątpienia o wiele głębsza,
szyny abstrakcyjne nigdy by się nie pojawiły, nawet w warstwach, gdyby gdyż nie istnieje żaden ustrój mieszany, który nie zakładałby takich ko-
pozbawione były mocy czy możności wydobywania i przyspieszania wy- lejnych przekształceń ustrojów, czy to przeszłych, czy to aktualnych, czy
dobytych z warstw znaków-cząstek (podniesienie do stopnia absolutne- też przyszłych (w związku z tworzeniem nowych ustrojów). Tutaj rów-
go). Spójność nie totalizuje ani nie strukturyzuje, lecz deterytorializuje nież abstrahuje się czy też można abstrahować od treści, gdyż ogranicza-
(warstwa biologiczna na przykład ewoluuje nie dzięki danym statystycz- my się do wewnętrznych przeobrażeń formy wyrażenia, nawet jeśli ta nie
nym, lecz pod naporem wierzchołków deterytorializacji). Bezpieczeń- wystarcza do ich objaśnienia. Trzecia składowa jest diagramatyczna: po-
stwa, spokoju, homeostatycznej równowagi warstw nigdy nic nie może lega ona na objęciu ustrojów znakowych i form wyrażenia w taki spo-
zagwarantować: wystarczy bowiem przedłużyć linie ujścia przecinają- sób, by wydobyć z nich znaki-cząstki, już nie sformalizowane, lecz sta-
ce owe warstwy, wypełnić punktowania, sprzęgnąć procesy deterytoria- nowiące nieuformowane zarysy, dające się połączyć z innymi. Oto szczyt
lizacji, a wyłoni się na powrót płaszczyzna spójności, która wciśnie się abstrakcji, lecz również moment, w którym staje się ona rzeczywista:
w najróżniejsze systemy uwarstwienia, przeskakując swobodnie mię- wszystko w niej faktycznie dokonuje się przy udziale maszyn abstrak-
dzy nimi. Widzieliśmy, na przykład, jak znaczeniowość i interpretacja, cyjno-rzeczywistych (opatrzonych nazwą i datą). A jeśli można w tym
świadomość i namiętność mogą w siebie wzajemnie przechodzić, zara- przypadku abstrahować od form treści, to dlatego, że musimy zarazem
zem jednak otwierając się na pewne ściśle diagramatyczne doświadcze- abstrahować tu od form wyrażenia, zachowujemy bowiem jedynie nie-
nie. Wszystkie te stany i tryby maszyny abstrakcyjnej współistnieją ze uformowane zarysy jednych i drugich. Stąd bierze się niedorzeczność
sobą ściśle w czymś, co zwiemy maszynowym układem. Układ obejmuje abstrakcyjnej maszyny czysto językowej. Owa diagramatyczna składowa

174 175
t ys i ąc P l at e au / 5 / 5 8 7 p. n . e . – 7 0 n . e . – O k i l k u u s t r oj ac h z n a kow yc h

jest bez wątpienia z kolei głębsza od składowej transformacyjnej: prze- Przykładowo rozważmy dowolne „stwierdzenie”, czyli pewną wer-
kształcenia-tworzenia pewnego ustroju znakowego wymagają bowiem balną, składniowo, semantycznie i logicznie określoną całość, jako wy-
wyłaniania coraz to nowych maszyn abstrakcyjnych. Wreszcie ostatnia rażenie pochodzące od pewnej jednostki czy grupy: „Kocham cię” bądź
składowa, ściśle maszynowa, ma pokazać, w jaki sposób maszyny abs- „Jestem zazdrosny…”. Zacznijmy od zadania sobie pytania, jakiej „wypo-
trakcyjne działają w konkretnych układach, nadających odrębną formę wiedzi” odpowiada to stwierdzenie w grupie bądź w jednostce (to samo
rysom wyrażenia, a zarazem równie odrębną formę rysom treści – jako stwierdzenie bowiem może odsyłać do całkowicie różnych wypowiedzi).
że obie formy wzajemnie się zakładają i powiązane są koniecznym nie- Pytanie to oznacza: w jaki ustrój znakowy schwytane jest owo stwierdze-
uformowanym stosunkiem, dodatkowo podważającym samowystar- nie, ustrój, bez którego elementy składniowe, semantyczne i logiczne
czalność formy wyrażenia (mimo że jest ona niezależna i odrębna ze pozostawałyby doskonale pustymi uniwersalnymi warunkami? Jaki ele-
ściśle formalnego punktu widzenia) ment pozajęzykowy, jaka zmienna wypowiedzenia nadaje mu spójność?
Pragmatykę (bądź schizoanalizę) przedstawić zatem można z po- Istnieje pewne przedznaczące „kocham cię” zbiorowego typu, w którym –
mocą czterech składowych na okręgu, pączkujących jednak i tworzą- jak mawiał Miller – taniec poślubia wszystkie kobiety z plemienia; „ko-
cych kłącze: cham cię” przeciwznaczące, dystrybutywnego i polemicznego typu, uję-
te przez wojnę, schwytane w stosunek sił, jak u Pentezylei kierującej je
do Achillesa; jest „kocham cię” zwracające się do pewnego centrum zna-
czeniowości i z pomocą interpretacji spajające relacją odpowiedniości
cały szereg znaczonych z łańcuchem znaczącym; „kocham cię” namięt-
ne i postznaczące, uruchamiające pewien proces, począwszy od pewne-
go punktu upodmiotowienia, a następnie kolejny… itp. Podobnie zdanie
„jestem zazdrosny” staje się bez wątpienia inną wypowiedzią w zależno-
ści od tego, czy zostało schwytane przez namiętnościowy ustrój upod-
miotowienia, czy też paranoiczny ustrój znaczeniowości – wszak to dwa
nader różne rodzaje urojenia. Po drugie, określiwszy wypowiedź, której
odpowiada stwierdzenie w danej grupie czy w przypadku danej jednost-
ki w danym momencie, należałoby poszukać możliwości nie tylko zmie-
szania, lecz również przekładu i przekształcenia w jakimś innym ustroju,
1) Składowa generatywna: badania nad konkretnymi semiotykami mieszanymi, ich miesza-
w wypowiedziach należących do innych ustrojów, znaleźć to, co doko-
ninami i ich zmiennością.
2) Składowa transformacyjna: badanie czystych semiotyk, ich przekładów-przekształceń nuje się, i to, co się nie dokonuje, co pozostaje nieusuwalne, a co prze-
oraz tworzenia semiotyk nowych. pływa w tego rodzaju przekształceniu. Po trzecie, należałoby postarać
3) Składowa diagramatyczna: badanie maszyn abstrakcyjnych z punktu widzenia nieufor- się o zbudowanie nowych, nieznanych jeszcze wypowiedzi dla owego
mowanych materii semiotycznych w powiązaniu z materią nieuformowaną fizycznie.
4) Składowa maszynowa: badania układów budujących maszyny abstrakcyjne i semioty- stwierdzenia, nawet jeśli miałyby one należeć do jakiegoś narzecza zmy-
zujących materie wyrażenia, a zarazem fizykalizujących materie treści. słowości, pokawałkowanych fizyk i rozbitych semiotyk, niepodmioto-
wych afektów, znaków bez znaczenia, w których rozpada się składnia,
semiotyka i logika. Staranie to należałoby podjąć, wychodząc od naj-
Pragmatyka w ujęciu ogólnym polegałaby na: sporządzaniu kalki se- gorszego i zmierzając ku najlepszemu, obejmowałoby ono bowiem za-
miotyk mieszanych w składowej generatywnej; sporządzaniu przekształ- równo ustroje afektowane, metaforyczne i bzdurne, jak i jęki-westchnie-
ceniowej mapy ustrojów, z ich możliwościami przekładu i tworzenia, nia, gorączkowe improwizacje, stawania-się-zwierzętami, stawania się
kiełkowania na kalkach; sporządzaniu diagramu maszyn abstrakcyjnych, cząsteczkowe, rzeczywiste trans-seksualności, kontinua intensywno-
uruchamianych w każdym z przypadków, jako możności bądź jako aktu- ści, budowanie ciał bez organów… Te dwa bieguny zaś, jako takie od sie-
alnych przejawów; sporządzaniu programu dla układów rozporządzają- bie nieoddzielne, powiązane są ze sobą nieustającymi przekształcenia-
cych całością i kontrolujących przepływ w ich obwodach, z ich odmia- mi, wymianami, skokami, upadkami i wzlotami. To ostatnie badanie
nami, skokami i mutacjami. miałoby uwzględnić abstrakcyjne maszyny, diagramy i diagramatyczne

176 177
t ys i ąc P l at e au

funkcje z jednej strony, z drugiej zaś zarazem maszynowe układy, for-


/ 6 /
malne różnice wyrażenia i treści zachodzące między nimi, dokonywane
przez nie wzajemnie się zakładające obsadzenia słów i organów. Przykła-
2 8 l i s to pa da 1 94 7 –
dowo zdanie „kocham cię” w kontekście miłości dworskiej: jak wygląda
jego diagram, jaka abstrakcyjna maszyna się z niego wyłania, jaki nowy J a k s p o r z ą dz i ć s o b i e
układ – zarówno w uwarstwieniu, jak i pod jego nieobecność? Jednym C i a ło b e z O r g a n ów ?
słowem, nie istnieją dające się składniowo, znaczeniowo czy logicznie
określić twierdzenia, które mogłyby przekroczyć i przewyższyć wypo-
wiedzi. Cała metoda transcendentalizacji mowy, cała metoda mająca na
celu obdarzenie mowy uniwersaliami, od logiki Russella począwszy na
gramatyce Chomsky’ego skończywszy, pada ofiarą najgorszej z abstrak-
cji, utrwalając pewien poziom, który jest już nazbyt, a zarazem jeszcze
nie dość abstrakcyjny. Po prawdzie to nie wypowiedzi odsyłają do twier-
dzeń, lecz na odwrót. To nie ustroje językowe odsyłają do mowy, lecz
mowa sama z siebie stanowi pewną abstrakcyjną, strukturalną bądź ge-
neratywną maszynę. Jest na odwrót. To mowa odsyła do ustrojów zna-
kowych, ustroje znakowe zaś – do maszyn abstrakcyjnych, diagrama-
tycznych funkcji i maszynowych układów, wykraczających dalece poza
semiologię, językoznawstwo i logikę. Nie istnieje uniwersalna logika
zdań ani gramatyczność sama w sobie, podobnie jak znaczące samo dla
siebie. „Za” wypowiedziami i semiotyzacjami kryją się jedynie maszyny,
układy, ruchy deterytorializacji, przecinające uwarstwienia rozmaitych
systemów i wymykające się współrzędnym mowy oraz istnienia. Dlate-
go pragmatyka nie jest uzupełnieniem logiki, składni czy semantyki, lecz
przeciwnie, jest podstawą, od której zależy cała reszta.

Dogońskie jajo i rozkład intensywności

Tak czy owak, macie je jedno (bądź macie ich wiele), nie dlatego, że istnie-
je ono już wcześniej czy dane zostało już w całości – choć pod pewnymi
względami rzeczywiście istnieje – lecz sporządzacie je sobie; nie możecie
pragnąć, nie sporządziwszy go sobie – a ono was wyczekuje; to ćwiczenie,
nieuchronny eksperyment, już dokonany z chwilą, w której go podejmu-
jecie, niedokonany, póki go nie podejmiecie. Nie dodaje to otuchy, może

179
t ys i ąc P l at e au / 6 / 2 8 l i s to pa da 1 94 7 – J a k s p o r z ą dz i ć s o b i e C i a ło b e z O r g a n ów ?

on bowiem skończyć się niepowodzeniem. Może też budzić w was prze- gdzie zresztą od razu mógłby być”4. Ciała masochistycznego, które trud-
rażenie, przywieść was do zguby, narazić na śmierć. Jest ono nie-prag- no pojąć w odwołaniu do bólu, jest ono bowiem przede wszystkim po-
nieniem w równym stopniu, co pragnieniem. Nie jest to zgoła pojęcie, wiązane z CbO: każe się przeszywać swemu sadyście czy swej dziwce,
koncepcja, jest to raczej rodzaj praktyki, zespół praktyk. Ciało bez Orga- zaszywać sobie oczy, odbyt, cewkę moczową, piersi, nos; każe się pod-
nów nie jest czymś osiągalnym, nie sposób go dosięgnąć, zawsze się go wieszać, by zatrzymać pracę swych organów, obedrzeć ze skóry, jak gdy-
dostępuje. To granica. Powiadamy: czym jest CbO? – zawsze już jednak by jego narządy trzymały się skóry, każe się pieprzyć od tyłu, podduszać,
na nim jesteśmy, pełzając niczym robactwo, szukając po omacku niczym by wszystko w sobie szczelnie opieczętować.
ślepcy, pędząc jak szaleni, pustynni wędrowcy czy stepowi koczownicy. Skąd ów żałobny orszak zaszytych, zatopionych w szkle, pogrążo-
To na nim zasypiamy, na nim czuwamy, na nim się bijemy – bijemy in- nych w katatonii, wessanych ciał, skoro CbO jest również pełne rado-
nych i zostajemy pobici, poszukujemy swego miejsca, zaznajemy nieby- ści, trwa w uniesieniu, żyje w tańcu? Skąd owe przykłady, czemu trzeba
wałego szczęścia, doznajemy bajecznych upadków, przenikamy i jeste- je przywoływać? Ciała opustoszałe w miejsce ciał pełnych. Co takiego
śmy przenikani, na nim kochamy. 28 listopada Artaud wypowiada wojnę się stało? Czy wykazaliście się dostateczną rozwagą? Nie mądrością, lecz
organom: Skończyć z sądem bożym, „Zwiążcie mnie, jeśli chcecie, ale nie właśnie rozwagą jako dawkowaniem, jako immanentną regułą ekspery-
ma nic bardziej bezużytecznego niż organ”1. To eksperyment nie tylko ra- mentowania: zastrzyki rozwagi. Wielu polegnie w tej bitwie. Czy to na-
diowy, lecz również biologiczny i polityczny, ściągający na siebie cenzurę prawdę do tego stopnia przygnębiające i niebezpieczne: nie móc już dłu-
i represję. Corpus i Socius, polityka i eksperymentowanie. Nie pozwolą żej znieść widzenia oczami, oddychania płucami, przełykania gardłem,
wam prowadzić eksperymentów u siebie! mówienia językiem, myślenia mózgiem, nie móc znieść odbytu i krta-
CbO: jest już w drodze, odkąd ciało ma dość organów i chce się ich ni, głowy i nóg? Czemu by nie chodzić na głowie, nie śpiewać zatokami,
wyzbyć lub je zatraca. Długi marsz. Marsz ciała hipochondrycznego, które- nie patrzeć skórą, nie oddychać brzuchem? Prosta rzecz, Jedność, Ciało
go organy uległy zniszczeniu, zniszczenie się już dokonało, nic już w nim pełne, Podróż w bezruchu, Anoreksja, Skórne widzenie, Joga, Kriszna,
się nie dzieje, „Panna X twierdzi, że pozbawiona jest już mózgu, ner- Love, Doświadczenie. Gdy psychoanaliza powiada: zatrzymaj się, znajdź
wów, piersi, żołądka i trzewi, została jej tylko skóra i kości, to jej własne własne „ja”, należałoby jej odrzec: pójdźcie jeszcze dalej, nie odnaleźliście
słowa”2. Ciała paranoicznego, którego organy nieustannie atakowane są jeszcze własnego CbO, nie wyzbyliście się własnego „ja”. Wspomnienia
przez wpływy i odbudowywane zarazem przez płynące z zewnątrz ener- zastąpcie zapomnieniem, interpretacje – eksperymentem. Wynajdźcie
gie („przez jakiś czas żył on bez żołądka, bez jelit, prawie bez płuc, z roz- sobie ciało bez organów, nauczcie się to robić – to kwestia życia i śmierci,
dartym przewodem pokarmowym, bez pęcherza, z pogruchotanymi młodości i starości, smutku i radości. O to toczy się ta gra.
żebrami, niekiedy częściowo zjadał swą krtań itd., ale boskie cuda [»pro- „Pani, 1) możesz mnie przywiązać do stołu, ciasno spętanego, na
mienie«] za każdym razem dokonywały rekonstrukcji zniszczonej części dziesięć czy piętnaście minut, czas potrzebny na przygotowanie narzę-
ciała”3). Ciała schizola, uczestniczącego czynnie w wewnętrznej walce to- dzi; 2) przynajmniej sto batów, po tym krótka chwila wytchnienia; 3) roz-
czonej z samym sobą, przeciw organom, za cenę katatonii. A następnie poczyna się szycie, zaszywasz otwór w żołędzi, zszywasz skórę wokół
ciała narkomańskiego, eksperymentalnego schizola: „Ciało ludzkie jest niej i przyszywasz ją do żołędzi, by nie dało się ściągnąć napletka, przy-
skandalicznie nieefektywne. Zamiast ust i odbytu mógłby istnieć jeden szywasz mosznę do skóry ud. Szyjesz teraz piersi, przyszywając jednak
otwór do przyjmowania pokarmów i wydalania ich. Zaszyjemy nos i usta, mocno i starannie do każdego sutka guzik o czterech dziurkach. Możesz
odetniemy żołądek, uformujemy otwór oddechowy w klatce piersiowej, je połączyć gumką. Przechodzisz teraz do drugiej fazy: 4) masz do wy-
boru: możesz mnie odwrócić na stole na brzuch, ze związanymi noga-
mi albo przywiązać mnie do słupa ze związanymi nadgarstkami i noga-
mi, całe ciało ma być ciasno spętane; 5) bijesz mnie pejczem po plecach,
1 Antonin Artaud, Skończyć z sądem bożym, tłum. B. Banasiak, „Pismo Literacko-
-Artystyczne”, nr 10, 1988, s. 98. pośladkach i udach, co najmniej sto razy; 6) zszywasz ze sobą pośladki
2 Jules Cotard, Études sur les maladies cérébrales et mentales, J.-B. Braillière et fils wzdłuż całego rowka tyłka. Mocno, podwójnym szwem, przymocowu-
1891. jąc w każdym punkcie. Jeśli leżę na stole, przywiązujesz mnie do słupa;
3 Sigmund Freud, Psychoanalityczne uwagi o autobiograficznie opisanym przy-
padku paranoi (dementia paranoides), tłum. R. Reszke, w: Charakter a erotyka,
KR 1996, s. 113. 4 W.S. Burroughs, Nagi lunch, tłum. E. Arden, vis-à-vis 2012, s. 109.

180 181
t ys i ąc P l at e au / 6 / 2 8 l i s to pa da 1 94 7 – J a k s p o r z ą dz i ć s o b i e C i a ło b e z O r g a n ów ?

7) zadajesz mi pięćdziesiąt razów pejczem; 8) jeśli pragniesz urozmaicić i z użyciem jakich narzędzi, to bowiem przesądza o tym, co się z nim sta-
mękę i spełnić formułowaną ostatnio groźbę, wbijasz mi głęboko w tyłek nie; 2) jakie są jego tryby, co się z nim dzieje, w jakich odmianach, jak za-
igły; 9) możesz mnie teraz przywiązać do krzesła, zadajesz mi trzydzieści skakuje ono i zawodzi nasze oczekiwania? Jednym słowem, między kon-
razów w klatkę piersiową i wbijasz w nią cieńsze jeszcze igły, jeśli chcesz, kretnym CbO danego rodzaju a tym, co się na nim dzieje, zachodzi nader
możesz je wcześniej rozżarzyć nad ogniem, wszystkie lub tylko niektóre. szczególny stosunek syntezy bądź analizy: syntezy a priori, w której coś
Pęta przytrzymujące mnie na krześle powinny być mocne, ręce zaś zwią- zostaje z konieczności wytworzone w takim trybie, nie wiadomo jednak,
zane z tyłu na plecach, by odsłonić piersi. Jeśli nie wspominam o przypa- co to dokładnie jest; analizy nieskończonej, w której to, co wytwarza się
laniu, to dlatego, że niedługo mam wizytę lekarską, a poparzenia wolno na CbO, przynależy już do wytworów owego ciała, jest już w nim zawarte,
się goją”. – To nie fantazja, to program: między psychoanalityczną inter- zostaje na nim, jednak za cenę nieskończoności przejść, podziałów i pod-
pretacją fantazji a antypsychoanalitycznym wykonaniem eksperymen- produkcji. To nader delikatny eksperyment, nie ma w nim bowiem miej-
talnego programu zachodzi zasadnicza różnica. Różnica między fantazją, sca na zastój trybów ani pomieszanie rodzajów: masochista i narkoman
interpretacją, która sama wymaga zinterpretowania, a programem napę- ocierają się nieustannie o takie niebezpieczeństwa, pustoszące ich CbO,
dzającym eksperyment5. CbO jest tym, co pozostaje po odjęciu wszyst- zamiast je wypełniać.
kiego. Tym, co odejmujemy, jest właśnie fantazja, zespół znaczeniowości Porażkę ponieść można dwukrotnie, ale tak samo, za każdym ra-
i upodmiotowień. Psychoanaliza dokonuje czegoś przeciwnego: wszyst- zem ryzykując to samo. Raz na etapie budowania CbO i raz na etapie
ko przekłada na fantazje, wymienia i spienięża na fantazje, strzeże fan- tego, co się z nim dzieje, a co nie. Wydawało nam się, że sporządziliśmy
tazji i chybia rzeczywistości, zaprzepaszcza ją par excellence, zaprzepasz- sobie sprawne CbO, wybraliśmy Miejsce, Moc, Zbiorowość (wszyst-
cza bowiem CbO. ko zawsze jest zbiorowe, nawet jeśli jesteśmy w pojedynkę), nic jednak
Coś się stanie, coś już się dzieje. Nie należy jednak mylić tego, co z nim się nie dzieje, nic w nim nie działa bądź coś je już zepsuło. Punkt
dzieje się na CbO, ze sposobem, w jaki się je sobie sporządza. Stąd ko- paranoiczny, punkt zablokowania, atak urojeń – co doskonale widać na
nieczność dwóch faz wspominanych w przytaczanym liście. Dlacze- przykładzie młodzieńczej książki Burroughsa noszącej tytuł Speed. Czy
go potrzeba dwóch ścisłe odrębnych faz, skoro w obu mamy do czynienia można wyznaczyć ów niebezpieczny punkt, czy należy usunąć tamujący
z tym samym, ze zszywaniem i biczowaniem? Pierwsza z nich służy wy- element, czy też, przeciwnie, mamy „kochać go, czcić i służyć obłędowi
tworzeniu CbO, druga zaś temu, by je uruchomić, by coś się w nim za- wszędzie, gdzie się pojawia”? Czy tamowanie i zatamowanie nie są ko-
częło dziać. Te same operacje regulują obie fazy, wymagają one jednak lejną intensywnością? W każdym wypadku należy określić, co się dzieje,
wznowienia, dwukrotnego podjęcia. Pewne jest, że masochista sporzą- a co się nie dzieje, co umożliwia, a co tamuje zachodzenie i przechodze-
dza sobie CbO w takich okolicznościach, że obfitować może ono jedynie nie. Jak w obiegu mięsa u Lewina, coś płynie kanałami, których odcin-
w intensywności bólowe, fale cierpienia. Nieprawdą jest, że masochista ki wyznaczone są bramkami ze strzegącymi ich odźwiernymi i przewoź-
poszukuje bólu, nieprawdą jest jednak również to, że szuka on przyjem- nikami6. Otwierający i zatrzaskujący drzwi, Malabras i Fierabras. Ciało
ności w jakimś szczególnie odroczonym czy odwróconym trybie. Poszu- jest już tylko zespołem zaworów, śluz, czar i naczyń połączonych: każde-
kuje on CbO, jest to jednak ciało takiego rodzaju, że z racji warunków, mu własne imię, zaludnienie CbO, Metropolis poruszane razami pejcza.
w jakich zostało zbudowane, wypełnić je czy przeszyć może jedynie ból. Co je zaludnia, co w nim przechodzi, a co je blokuje?
Bóle są populacjami, (roz)ruchami, sforami, trybami działania maso- CbO sporządzone jest w taki sposób, że zajmować, zaludniać je
-króla na pustyni, którą wyłania i rozpościera. Podobnie z ciałem narko- mogą wyłącznie intensywności. Tylko intensywności przecinają i krą-
mańskim, z jego mroźnymi intensywnościami, lodowymi falami. W od- żą. CbO nie jest jednak sceną, miejscem, a nawet podłożem, na którym
niesieniu do każdego rodzaju CbO należy zadać pytania: 1) jakiego jest coś by się działo. CbO przepuszcza, przewodzi intensywności, wytwa-
rodzaju, w jaki sposób zostało wytworzone, skutkiem jakich procedur rza je i rozmieszcza w pewnym spatium, które samo ma intensywny,
nierozciągły charakter. Nie jest przestrzenią ani nie mieści się w prze-
5 Przeciwieństwo programu i fantazji pojawia się wyraźnie u Michela de M’Uzana strzeni, jest materią zajmującą przestrzeń w danym stopniu – stopniu
w odniesieniu do przypadku masochizmu; zob. tegoż, Un cas de masochisme per-
vers, w: Ilse i Robert Barande (red.), La sexualité perverse, Payot 1972, s. 36. Choć
nie precyzuje on owego przeciwieństwa, posługuje się pojęciem programu 6 Zob. opis obiegu i przepływu mięsa w amerykańskiej rodzinie: Kurt Lewin,
w celu podania w wątpliwość tematyki kompleksu Edypa, lęku i kastracji. L’écologie psychologique, w: tegoż, Psychologie dynamique, PUF 1959, s. 228–243.

182 183
t ys i ąc P l at e au / 6 / 2 8 l i s to pa da 1 94 7 – J a k s p o r z ą dz i ć s o b i e C i a ło b e z O r g a n ów ?

odpowiadającym wytworzonym intensywnościom. Jest intensywną o zbiorze wszystkich CbO? Problemem nie jest już bowiem Jedno i Wie-
materią, nieuformowaną, nieuwarstwioną, intensywną matrycą, o in- le, lecz wielość stopienia, wykraczająca faktycznie poza przeciwieństwo
tensywności = 0, w tym zerze jednak nie ma nic negatywnego, nie ist- jednego i wielu. Formalna wielość substancjalnych atrybutów stanowi
nieją bowiem intensywności negatywne ani przeciwne. Materia rów- jako taka ontologiczną jedność substancji. Ciągłość wszystkich atrybu-
na się energii. Wytwarzanie rzeczywistości jako intensywnej wielkości, tów czy rodzajów intensywności w jednej substancji i ciągłość intensyw-
wychodzące od zera. Dlatego z CbO obchodzimy się jak z zapłodnio- ności pewnego rodzaju dla danego typu czy atrybutu. Ciągłość wszyst-
nym jajem, przed rozwinięciem się z niego organizmu i wykształce- kich substancji pod względem intensywności, lecz również wszystkich
niem się w nim organów, przed jego uwarstwieniem. To jajo intensywne, intensywności w substancji. Nieprzerwana ciągłość CbO. CbO, imma-
określane przez osie i wektory, gradienty i progi, dynamiczne tenden- nencja, immanentna granica. Narkomani, masochiści, schizofrenicy,
cje przy mutacjach energii, kinetyczne ruchy przy przemieszczaniu się kochankowie, wszystkie CbO składają hołd Spinozie. CbO to pole im-
grup i migracjach, a wszystko to niezależnie od form dodatkowych, orga- manencji pragnienia, płaszczyzna spójności właściwa pragnieniu (gdzie
ny bowiem pojawiają się i działają tutaj wyłącznie w postaci czystych in- pragnienie definiuje się jako proces produkcji, bez odniesienia do jakiej-
tensywności7. Organ przekształca się, przekraczając pewien próg, zmie- kolwiek instancji zewnętrznej, drążącego go braku, mającej go dopełnić
niając swój gradient. „Żaden organ nie ma stałej funkcji ani miejsca (...). przyjemności).
Wszędzie kiełkują narządy płciowe (…). Odbytnice się otwierają i zamy- Wszędzie i zawsze tam, gdzie pragnienie zostaje zdradzone, wy-
kają, wydzielając kał (...). Całe ciało zmienia barwę i gęstość, błyskawicz- klęte, wydarte ze swego pola immanencji, czai się kapłan. Kapłan ob-
nie się przystosowując (…)”8. Tantryczne jajo. rzucił pragnienie potrójną klątwą: klątwą negatywnego prawa, klątwą
Czy koniec końców największym traktatem o CbO nie byłaby Etyka zewnętrznej reguły oraz klątwą transcendentnego ideału. Zwrócony twa-
Spinozy? Atrybutami byłyby typy czy rodzaje CbO, substancjami – moce, rzą ku północy kapłan powiada: pragnienie jest brakiem (jakże mogłoby
intensywności zerowe jako wytwórcze matryce. Modi byłoby to wszyst- mu nie brakować tego, czego pragnie?). Kapłan składa pierwszą ofiarę,
ko, co się dzieje i przechodzi: fale i wibracje, migracje, progi i gradienty, zwaną kastracją, a wszyscy mężczyźni i kobiety północy ustawiają się za
intensywności wywołane przez taki czy inny typ substancjalny, w opar- nim w szeregi, skandując „Brak! Brak! To powszechne prawo!”. Następ-
ciu o daną matrycę. Masochistyczne ciało jako atrybut lub rodzaj sub- nie, zwróciwszy się ku południu, kapłan skuwa pragnienie z przyjemnoś-
stancji, wraz z wytwarzaniem przezeń intensywności, bolesnych modi cią. Istnieją bowiem kapłani-hedoniści, a nawet orgiastycy. Pragnienie
cierpienia w oparciu o jego zszycia, jego poziom 0. Ciało narkomańskie znajdzie teraz ujście w przyjemności, a uzyskana w ten sposób przyjem-
jako inny atrybut, wraz z wytwarzanymi przez nie swoistymi intensyw- ność nie tylko uciszy na chwilę pragnienie, bowiem uzyskanie przyjem-
nościami w oparciu o Chłód absolutny = 0. („Ćpuni zawsze narzekają na ności samo w sobie jest już sposobem na jego przerwanie, rozładowa-
Zimno, stawiają kołnierze czarnych płaszczy i chwytają się za zwiędłe szy- nie go w jednej chwili i zdjęcie z nas zarazem jego ładunku. Przyjemność
je. To zwykłe oszustwo. Narkoman nie chce, żeby mu było ciepło, chce jako rozładowanie: kapłan dokonuje drugiej ofiary zwanej masturbacją.
czuć Zimno, potrzebuje Zimna jak towaru: nie na zewnątrz, ale w środku, Dalej, zwrócony ku wschodowi, wykrzykuje: Rozkosz jest niemożliwa,
żeby siedzieć z kręgosłupem sztywnym jak zamarznięty podnośnik hy- lecz niemożliwość rozkoszy jest wpisana w pragnienie. Taki bowiem jest
drauliczny, z metabolizmem zbliżającym się do zera absolutnego”9). itp. jej Ideał, nawet w samej swej niemożliwości, „brakująca-rozkosz, bę­dąca
Problem tej samej substancji dla wszystkich substancji, jednej substan- życiem samym”. Kapłan dokonał trzeciej ofiary, z fantazji czy też tysiąca
cji dla wszystkich atrybutów, formułuje się następująco: czy istnieje zbiór i jednej nocy, stu dwudziestu dni, gdy mężczyźni ze wschodu śpie­wali:
wszystkich CbO? Jeśli jednak CbO samo jest już granicą, co należy orzec tak, zgadzamy się być waszym fantazmatem, waszym ideałem i waszą
niemożnością, waszą i naszą własną jednocześnie. Kapłan nie zwrócił
się ku zachodowi, wiedział bowiem, że przepełnia go płaszczyzna spój-
7 Albert Dalcq, L’oeuf et son dynamisme organisateur, Albin Michel 1941, s. 95.
„Formy w kontekście kinetycznej dynamiki są czymś przygodnym. Wytworze- ności, wierzył zaś, że drogę tę zagradzają słupy Herkulesa, że jest ona śle-
nie się otworu w zarodku jest czymś warunkowym. Liczy się jedynie sam proces pą uliczką, miejscem niezamieszkałym przez człowieka. Tam właśnie
napływania, a tylko chronologiczne i ilościowe zmiany nadają wgłębieniu zna- jednak schronienie znalazło pragnienie, zachód bowiem jest najkrótszą
miona otworu, szczeliny bądź pierwotnej bruzdy”.
8 W.S. Burrougs, Nagi lunch, s. 13. drogą ze wschodu i z pozostałych stron, odkrywanych na nowo i detery-
9 Tamże, s. 12. torializowanych.

184 185
t ys i ąc P l at e au / 6 / 2 8 l i s to pa da 1 94 7 – J a k s p o r z ą dz i ć s o b i e C i a ło b e z O r g a n ów ?

Najnowszym wcieleniem kapłana jest psychoanalityk uzbrojony Co takiego wyprawia ów masochista? Zachowuje się, jak gdyby naślado-
w swe trzy zasady: Przyjemności, Śmierci i Rzeczywistości. Psychoana- wał konia. Equus Eroticus, to jednak nie to. Koń i ujeżdżający go pan czy
liza pokazała, rzecz jasna, że pragnienie nie jest podporządkowane pro- pani nie są jednak wizerunkiem matki czy ojca. To całkiem inny prob-
kreacji ani nawet genitalności. Na tym polegała jej nowoczesność. Za- lem – stawanie-się-zwierzęciem nieodłączne od masochizmu to kwestia
chowała ona jednak to, co zasadnicze, a nawet znalazła nowe sposoby sił. Masochizm przedstawia ją następująco: „Aksjomat tresury – zniszczyć
i narzędzia wpisania w pragnienie negatywnego prawa braku, zewnętrz- popędowe siły, by zastąpić je siłami przekazanymi”. W istocie idzie nie tyle
nej reguły przyjemności, transcendentnego ideału fantazmatu. Przyj- o zniszczenie, ile o zamianę i obieg („co przydarza się koniowi, przyda-
rzyjmy się interpretacji masochizmu: nie przywołując śmiesznego wy- rzyć się może również mnie”). Koń jest poddawany tresurze: jego popę-
jaśnienia w postaci popędu śmierci, uważa się, że masochista, podobnie dowe, instynktowne siły człowiek nagina siłami przekazanymi, które
jak każdy inny człowiek, szuka przyjemności, może ją jednak osiągnąć będą je odtąd kontrolować, selekcjonować, opanowywać, nadkodować.
wyłącznie na drodze cierpienia, bólu i fantazmatycznego poniżenia, któ- Masochista dokonuje odwrócenia znaków: koń przekaże mu swoje prze-
re miałyby pełnić funkcję uśmierzającą i łagodzić głęboki lęk. Nie w peł- kazane siły, by ujarzmić wrodzone siły masochisty. Mamy zatem do czy-
ni: cierpienia masochisty są bowiem ceną, jaką musi on zapłacić – jednak nienia z dwoma szeregami – szeregiem konia (siła wrodzona, siła przeka-
nie za osiągnięcie przyjemności, lecz za zerwanie pseudowięzi pragnie- zana przez człowieka) oraz szeregiem masochisty (siła przekazana przez
nia z przyjemnością jako jego zewnętrzną miarą. Przyjemność w żadnym konia, wrodzona siła człowieka). Jeden szereg rozpada się w drugim,
razie nie jest tym, czego nie sposób osiągnąć inaczej niż na okrężnej dro- tworząc z nim jeden obieg: przyrost mocy i obieg intensywności. „Pan”,
dze cierpienia, lecz tym, co należy możliwie długo opóźniać, przerywa to a raczej pani – amazonka, jeźdźczyni – odpowiada za zamianę sił i od-
bowiem ciągły proces pozytywnego pragnienia. W pragnieniu tkwi bo- wrócenie znaków. Masochista zbudował cały układ, wytyczający i wypeł-
wiem immanentna mu radość, jak gdyby napełniało się ono sobą samym niający zarazem pole immanencji pragnienia, tworząc wraz ze sobą, ko-
i wypełniało się samoistnie własnym oglądem, nie zakładając jakiego- niem i panią ciało bez organów bądź płaszczyznę spójności. „Rezultaty
kolwiek braku, jakiejkolwiek niemożliwości, nie mierząc się już (z) żadną do osiągnięcia: pozostawanie w stanie nieustannego wyczekiwania na
przyjemnością; to owa radość bowiem szerzy intensywności przyjemno- twe gesty i twe rozkazy, by wszelki opór ostatecznie ustąpił miejsca sto-
ści i zapobiega jej zdławieniu przez lęk, wstyd i poczucie winy. Jednym pieniu się mojej osoby z twoją (…). Do tego trzeba, by samo wspomnienie
słowem, masochista posługuje się cierpieniem jako jednym ze środków twych butów budziło niepostrzeżenie we mnie strach. Tym sposobem to
budowania sobie ciała bez organów i rozpościerania płaszczyzny spójno- już nie kobiece nogi będą na mnie oddziaływać, a jeśli tylko najdzie cię
ści pragnienia. Czy istnieją inne środki, inne służące temu narzędzia niż ochota wymierzenia mi jakiejś pieszczoty, gdy tylko sama jej zaznajesz
masochizm, zwłaszcza skuteczniejsze, to już całkiem inne pytanie. Wy- i jeśli chcesz, bym sam jej zaznał, wyciśniesz na mnie piętno twego ciała,
starczy, że niektórym to pasuje. czego nigdy wcześniej nie zaznałem i nigdy inaczej bym nie zaznał”. Nogi
Rozpatrzmy teraz przykład masochisty, który nie poddał się psy- są nadal organami, buty jednak wyznaczają już jedynie pewną strefę in-
choanalizie: „PROGRAM (…). Nocą, zaraz po kąpieli, załóż uzdę i przywiąż tensywności jako odcisk czy piętno na CbO.
mi ręce, ściślej, łańcuchem do wędzidła lub paska. Niezwłocznie załóż Zarazem, choć z innego powodu, błędem byłoby interpretowa-
całą uprząż, wodze i śruby; śruby przymocuj do uprzęży. Mój penis nie- nie miłości dworskiej przez wzgląd na pewne prawo braku czy też jakiś
chaj znajdzie się w metalowej osłonie. Jazda w cuglach codziennie przez transcendentny ideał. Wyrzeczenie się zewnętrznej przyjemności bądź
dwie godziny, wieczorem wedle życzenia Pana. Uwięzienie przez trzy lub jej odwlekanie, odsuwanie w nieskończoność, świadczy raczej o osiąg-
cztery dni, ręce wciąż związane, cugle na przemian zluzowane lub ściąg- nięciu pewnego stanu, w którym pragnieniu niczego już nie brakuje,
nięte. Pan nigdy nie powinien zbliżać się do konia bez szpicruty i nigdy przepełnia się ono samym sobą i rozpościera własne pole immanencji.
nie powinien powstrzymywać się od jej użycia. Gdyby zwierzę zaczę- Przyjemność jest pobudzeniem osoby bądź podmiotu, to jedyny sposób,
ło okazywać oznaki zniecierpliwienia lub buntu, należy mocniej ściąg- by osoba „odnalazła się” w procesie pragnienia, które się poza nią prze-
nąć cugle, Pan zaś zgodnie z instrukcją da bestii porządną nauczkę…”10. lewa; przyjemności, nawet te najbardziej sztuczne, są reterytorializacja-
mi. Czy jednak odnalezienie siebie jest konieczne? Miłość dworska nie
10 Roger Dupouy, Du masochisme, „Annales Médico-psychologique”, t. II, 1929, obdarza miłością „ja”, podobnie jak nie obdarza niebiańską czy religijną
s. 397–405. miłością całego wszechświata. Chodzi o to, by przysposobić sobie ciało

186 187
t ys i ąc P l at e au / 6 / 2 8 l i s to pa da 1 94 7 – J a k s p o r z ą dz i ć s o b i e C i a ło b e z O r g a n ów ?

bez organów, tam, gdzie przepływają intensywności, które sprawiają, Tao, o wydzielenie pola immanencji, w którym pragnieniu niczego nie
że znika i „ja”, i inny, nie w imię jakiejś przewyższającej je ogólności, ja- brakuje, przez co nie odnosi się ono do żadnego zewnętrznego czy trans-
kiegoś szerszego zasięgu, lecz dzięki osobliwościom, których nie spo- cendentnego kryterium. Co prawda każdy obieg można sprowadzić do
sób już określić mianem osobowych, intensywnościom, które nie zasłu- celów prokreacji (ejakulacja energii we właściwym momencie), jak poj-
gują już na miano ekstensywnych. Pole immanencji nie jest wewnętrzne muje to między innymi konfucjanizm. To prawda, jednak wyłącznie
wobec „ja”, nie wyłania się jednak również z jakiegoś „ja” zewnętrznego w odniesieniu do jednej strony owego układu pragnienia, strony zwró-
czy nawet „nie-ja”. Jest raczej niczym absolutne Zewnętrze, które nie zna conej ku warstwom, organizmom, państwu czy rodzinie… Nie jest to
już „ja”, wnętrze i zewnętrze bowiem w równym stopniu przynależą im- jednak prawda w odniesieniu do jego drugiej strony, strony Tao – strony
manencji, w której się roztopiły. „Radość” w miłości dworskiej, wymiana bezwarstwowości, wyznaczającej płaszczyznę spójności właściwą same-
serc, dowód czy „próba”: dozwolone jest wszystko to, co nie pozostaje ze- mu pragnieniu. Czy Tao jest masochistyczne? Czy dworskość jest Tao?
wnętrzne wobec pragnienia ani transcendentne wobec jego płaszczyzny, Pytania te są niedorzeczne. Pole immanencji czy płaszczyzna spójności
a zarazem nie jest wewnętrzne wobec osób. Najdrobniejsza pieszczo- wymagają zbudowania bądź mogą być zbudowane w obrębie nader róż-
ta może być równie potężna jak orgazm; orgazm jest faktem raczej dość nych formacji społecznych i przez nader różne układy – perwersyjne, ar-
przykrym dla pragnienia sprawującego nadal swe prawo. Wszystko jest tystyczne, naukowe, mistyczne czy polityczne, które wymagają innego
dozwolone: liczy się tylko to, by przyjemność stała się przepływem same- typu ciał bez organów. Zostanie ono zbudowane kawałek po kawałku,
go pragnienia, Immanencją, zamiast być przerywającą i wstrzymującą je przy czym miejsc, warunków i użytych do tego technik nie da się do sie-
miarą czy też straszącą trzema upiorami: wewnętrznego braku, wyższe- bie wzajemnie sprowadzić. Pytanie dotyczy raczej tego, czy te elemen-
go transcendensu, pozornego zewnętrza11. Jeśli pragnienie nie przyjmuje ty da się do siebie dopasować i za jaką cenę? Pojawić się wszak mogą po-
za swą normę przyjemności, to nie w imię jakiegoś niemożliwego do na- tworne krzyżówki. Płaszczyzną spójności byłby zbiór wszystkich CbO,
prawienia braku, lecz przeciwnie, z racji swej pozytywności, czyli płasz- czysta wielość immanencji, której jeden element może być chiński, inny
czyzny spójności, którą w swym przebiegu wyznacza. amerykański, jeszcze inny średniowieczny, kolejny zaś drobno-perwer-
W latach 982–984 dokonano w Japonii gruntownej kompilacji syjny, wszystkie jednak pozostają w ruchu uogólnionej deterytorializa-
chińskich traktatów taoistycznych. Można się w niej dopatrzyć proce- cji, w której każdy z nich bierze i wykonuje, co może, wedle swych upo-
su kształtowania się pewnego obiegu intensywności kobiecych i mę- dobań, które zdoła oderwać od swego „ja”, zgodnie z pewną polityką czy
skich energii, w którym kobieta odgrywa rolę siły popędowej i wrodzo- strategią, którą daje się oderwać od tej czy innej formacji, w procedurze
nej (jin), którą mężczyzna jednak jej odbiera bądź która zostaje przezeń oderwanej od samego swego początku.
przejęta w taki sposób, że jego siła (jang) zyskuje jeszcze bardziej wro- Wyróżniamy zatem: 1) Ciała bez Organów różniące się typem, ro-
dzony charakter: przyrost mocy12. Warunkiem owego krążenia i zwielo- dzajem, substancjalnymi atrybutami, przykładowo Chłód narkomań-
krotnienia jest brak ejakulacji ze strony mężczyzny. Nie chodzi jednak skiego CbO, Cierpienie masochistycznego CbO; każde z nich ma swój
o doświadczenie pragnienia jako wewnętrznego braku ani o opóźnienie stopień 0 jako zasadę wytwarzania (remissio); 2) to, co dzieje się z każ-
przyjemności, by wywołać swego rodzaju dającą się uzewnętrznić nad- dym typem CbO, czyli tryby, wytworzone intensywności, przechodzą-
wyżkę, lecz przeciwnie, o sporządzenie intensywnego ciała bez organów, ce je fale i wibracje (latitudo); możliwy zbiór wszystkich CbO, płaszczy-
zna spójności (Omnitudo, jak niekiedy zwiemy CbO). Nasuwa to jednak
11 Na temat miłości dworskiej i jej radykalnej immanencji, przekreślającej zara-
wiele pytań: jak sporządzić sobie CbO oraz w jaki sposób wytworzyć od-
zem religijną transcendencję i hedonistyczną zewnętrzność, zob. René Nelli, powiednie intensywności, bez których pozostałoby ono puste? – nie jest
L’érotique des troubadours, L’Union générale d’éditions 1974 , s. 10–18, a zwłasz- to wszak to samo pytanie. Jak również: jak osiągnąć płaszczyznę spój-
cza t. I, s. 267, 316, 358, 370; t. II, s. 47, 53, 75 (oraz t. I, s. 128): jedną z największych
ności? W jaki sposób zszyć, schłodzić, zebrać razem wszystkie CbO?
różnić między miłością rycerską a miłością dworską jest to, że „w przypadku ry-
cerzy walor, dzięki któremu zasługuje się na miłość, jest zawsze zewnętrzny wo- Jeśli to możliwe, dokonać tego można jedynie sprzęgając ze sobą in-
bec samej miłości”, podczas gdy w systemie dworskim, jako że próba jest zawsze tensywności wytworzone w każdym CbO w jedno kontinuum łączą-
wewnętrzna wobec miłości, walor wojowniczy ustępuje miejsca „bohaterstwu ce wszystkie intensywne ciągłości. Czy wytworzenie dowolnego CbO
uczuć” – oto jedna z mutacji maszyny wojennej.
12 Robert Van Gulik, La vie sexuelle dans la Chine ancienne, Gallimard 1972, wraz nie wymaga układów, a płaszczyzny spójności – jakiejś ogromnej abs-
z komentarzem J.-F. Lyotarda z Économie libidinale, Minuit 1974, s. 241–251. trakcyjnej Maszyny? Bateson zwie wzniesieniami [plateaux] strefy ciągłej

188 189
t ys i ąc P l at e au / 6 / 2 8 l i s to pa da 1 94 7 – J a k s p o r z ą dz i ć s o b i e C i a ło b e z O r g a n ów ?

intensywności, powstałe w taki sposób, że przerwać ich ciągłości nie jest to już zawsze to samo, sąd boży, z którego korzystają i czerpią swą wła-
w stanie jakikolwiek czynnik zewnętrzny ani nie dopuszczają one moż- dzę lekarze. Organizm nie jest wcale ciałem, CbO, lecz warstwą na CbO,
liwości osiągnięcia w jakimkolwiek punkcie kulminacji, jak w przypad- czyli przejawem akumulacji, koagulacji i sedymentacji, które wtłaczają je
ku niektórych wiążących się z seksualnością czy agresją zachowań w kul- w formy, funkcje, związki, panujące i hierarchiczne organizacje, zorgani-
turze Bali13. Wzniesienie to ułamek immanencji. Każde CbO składa się zowane transcendencje, by wycisnąć z niego użyteczną pracę. Warstwy
z takich wzniesień. Każde CbO samo w sobie jest wzniesieniem, łączą- są pętami, kleszczami. „Spętaj mnie, jeśli chcesz”. Nieustannie jesteśmy
cym się z innymi wzniesieniami na płaszczyźnie spójności. To składo- uwarstwieni. Kim jednak jest owo „my”, które nie jest „ja”, podmiot bo-
wa przejścia. wiem na równi z organizmem przynależy do pewnej warstwy i od niej jest
Powtórna lektura Heliogabala i Tarahumarów. Heliogabal bowiem zależny? Odpowiedzmy teraz: to CbO, to ono, lodowcowy byt, na którym
jest Spinozą, Spinoza zaś – wskrzeszonym Heliogabalem. Tarahumaro- pojawiają się owe nanosy, osady, skrzepy, pofałdowania i uskoki budują-
wie z kolei to eksperymentowanie, pejotl. Spinoza, Heliogabal i ekspery- ce organizm – wraz ze znaczeniem i podmiotem. To nad nim ciąży sąd
ment sprowadzają się do tej samej formuły: anarchia i jedność są tym sa- boży i na nim wykonywany jest jego wyrok, to ono jest podsądnym. To
mym, wszelako nie jedność Jednego, lecz bardziej osobliwa jedność, jaką w nim organy nawiązują ze sobą stosunki składowe, zwane organizmem.
orzekać da się wyłącznie o mnogim [multiple]14. Te dwie prace Artauda CbO wyje: zrobiono mi organizm! Nienależycie mnie sfałdowano! Ukra-
eksperymentują z wielością stopienia, stapialnością jako nieskończo- dziono mi moje ciało! Sąd boży wydziera je z jego immanencji i przera-
nym zerem, płaszczyzną spójności. Materią, z której odeszli bogowie, bia na organizm, znaczenie, podmiot. Oto ono, uwarstwione. Przez to
a zostały w niej zasady jako siły, istoty, substancje, elementy, ustąpienia, rozdarte jest ono między dwoma biegunami: płaszczyznami warstw, na
wytwarzanie; sposoby bycia czy modalności jako wytworzone inten- których się kuli i poddaje osądowi, oraz płaszczyzną spójności, na której
sywności, wibracje, tchnienia, Liczby. Wreszcie trudności w dostąpie- się rozpościera i otwiera na eksperymenty. A jeśli CbO jest granicą, je-
niu owego świata ukoronowanej Anarchii, jeśli poprzestać na organach śli zawsze jest dostępne, to dlatego, że za warstwą zawsze kryje się kolej-
(„wątroba zażółcająca skórę, rozkładający się od kiły mózg, jelito wydzie- na warstwa, umocowana w innej jeszcze warstwie. Trzeba bowiem wielu
lające kał”) i tkwić zamkniętym w organizmie czy w warstwie tamującej warstw, a nie tylko organizmu, by powołać sąd boży. Odwieczna i gwał-
przepływy i zatrzaskującej nas w tym świecie. towna walka między płaszczyzną spójności, wyzwalającą CbO, przeci-
Zauważamy z wolna, że CbO nie jest bynajmniej przeciwieństwem nającą i rozbijającą wszystkie warstwy, a powierzchniami warstw, któ-
organów. Jego wrogiem nie są organy, lecz organizm. CbO przeciwsta- re je blokują i kurczą.
wia się nie organom, lecz owej organizacji organów, którą zwiemy orga- Rozważmy trzy ogromne warstwy w odniesieniu do nas samych,
nizmem. Co prawda sam Artaud toczy walkę z organami, równocześnie te mianowicie, które pętają nas w sposób najbardziej bezpośredni: or-
jednak żal i pretensje ma do organizmu: Ciało to ciało. Jest jedno. I nie po- ganizm, znaczeniowość i upodmiotowienie. Powierzchnia organizmu,
trzebuje organów. Ciało nie jest nigdy organizmem. Organizm to wróg ciał. kąt znaczeniowości i interpretacji, punkt upodmiotowienia i ujarzmie-
CbO nie przeciwstawia się organom, lecz z pomocą swych „prawdzi- nia. Zorganizuj się, zostań organizmem, zwiąż swe ciało! – inaczej cze-
wych organów” przeciwstawia się organizmowi, organicznej organizacji ka cię wyłącznie los zdeprawowanego. Bądź znaczący i znaczony, inter-
organów. Sąd boży, sądownictwo Boga, system teologiczny, to właśnie pretuj i bądź interpretowany! – inaczej będziesz tylko dewiantem. Zostań
chwyt tego, który ustanawia organizm, organizację organów zwaną or- podmiotem, trwaj jako taki, jako podmiot wypowiedzenia sprowadzo-
ganizmem, nie może on bowiem znieść CbO, gdyż ściga je, prześladuje, ny do podmiotu wypowiedzi – inaczej czeka cię tylko tułaczka. Zbiorowi
rozpruwa, by się przez nie przepchnąć i przepchnąć organizm. Organizm warstw CbO przeciwstawia rozwiązanie (bądź też n powiązań) jako właś-
ciwość płaszczyzny spójności, eksperyment jako działanie na tej płasz-
czyźnie (koniec ze znaczącym, nigdy nie interpretuj!), koczowniczość
13 Gregory Bateson, Steds to an Ecology of Mind, Ballantine Books 1972, s. 113.
14 Antonin Artaud, Heliogabal albo anarchista ukoronowany, tłum. B. Banasiak, jako ruch (nawet pozostając w miejscu, ruszajcie się, nie zatrzymujcie
P. Pieniążek, KR 1999, s. 110. Co prawda Artaud uznaje nadal tożsamość Jedne- się, podróż w bezruchu, odpodmiotowienie). Co oznacza takie rozwią-
go i Mnogiego za jedność dialektyczną, zawężając wielość poprzez sprowadze- zanie, wyrzeczenie się bycia organizmem? Jak przekonać, że to takie pro-
nie jej do Jednego. Z Heliogabala czyni swego rodzaju heglistę. Nie trzeba tego
jednak brać dosłownie, gdyż wielość od samego początku przekracza wszelkie ste, że robimy to każdego dnia? Z konieczną rozwagą, jej biegłością w do-
opozycje i znosi ruch dialektyczny. zowaniu, mimo grożącego niebezpieczeństwa przedawkowania. Nie

190 191
t ys i ąc P l at e au / 6 / 2 8 l i s to pa da 1 94 7 – J a k s p o r z ą dz i ć s o b i e C i a ło b e z O r g a n ów ?

uderzeniem młota, lecz najcieńszym ostrzem. Wynajdując sposoby sa- stawić czoła panującej rzeczywistości. Naśladujcie warstwy. Nie dostą-
mozniszczenia inne, niż podsuwa popęd śmierci. Niszczenie organizmu pimy CbO, nie sięgniemy jego płaszczyzny spójności, usuwając war-
nigdy nie oznaczało samobójstwa, lecz otwieranie organizmu na połą- stwy bez namysłu. Dlatego od początku natrafiamy na paradoks ciał ża-
czenia wymagające całego układu, obiegów, sprzężeń, spiętrzeń, stopni łobnych i opustoszałych: wyzbyły się one swych organów, zamiast znaleźć
i progów, przejść i rozkładów intensywności, terytoriów i deterytoriali- punkty, w których cierpliwie i bezzwłocznie mogłyby rozbić ową orga-
zacji (prze)mierzanych krokiem mierniczego. Koniec końców rozbicie nizację organów zwaną organizmem. Istnieje zaiste wiele innych spo-
organizmu nie jest trudniejsze od rozbicia innych warstw – znaczenio- sobów na zaprzepaszczenie CbO: ostateczne czy częściowe niepowo-
wości czy upodmiotowienia. Znaczeniowość przylega do duszy równie dzenie w próbie jego sporządzenia, gdy w trakcie jego budowy okazuje
ściśle, jak organizm do ciała, tak samo trudno się ich pozbyć. A w kon- się, że nic się na nim nie dzieje, a intensywności nie krążą, bo coś je ha-
tekście podmiotu: jak odczepić się od punktów upodmiotowienia, któ- muje. CbO nieustannie bowiem waha się między uwarstwiającymi je
re nas przytrzymują, przykuwają do panującej rzeczywistości? Wyrwać powierzchniami a wyzwalającą je płaszczyzną. Oswobodźcie je nazbyt
świadomość z uścisku podmiotu, by przemienić ją w narzędzie eksplo- gwałtownym gestem, nierozważnie rozbijcie warstwy, a popełnicie sa-
racji, wydrzeć nieświadome znaczeniowości i interpretacji, by przemie- mobójstwo, utkwiwszy w jakiejś czarnej dziurze, wręcz zmierzając nie-
nić je w prawdziwe produkowanie – to bez wątpienia coś równie trud- uchronnie do jakiejś katastrofy, miast rozpostrzeć jego płaszczyznę.
nego, jak wydarcie ciała z organizmu. Sztuka rozwagi jest konieczna we Najgorsze nie jest pozostanie w stanie uwarstwienia – zorganizowania,
wszystkich trzech przypadkach, a jeśli zdarzy nam się otrzeć o śmierć oznaczania, ujarzmienia – najgorsze jest pospieszne doprowadzenie
przy rozbiórce organizmu, otrzemy się jedynie o fałsz, ułudę, urojenia, warstw ku samobójczemu czy obłąkańczemu zawaleniu, wówczas zwa-
śmierć psychicznej natury, wymykając się znaczeniowości i próbom lą się na nas i nas przygniotą, cięższe niż kiedykolwiek wcześniej. Nale-
ujarzmienia. Artaud waży i mierzy każde słowo: świadomość „wie, co dla ży zatem postępować następująco: osadzić się w danej warstwie, wyko-
niej dobre, a co bez wartości; myśli i uczucia, które przyjąć może bez ry- rzystać szanse, które nam ona daje, znaleźć w niej odpowiednie miejsce,
zyka i z korzyścią dla siebie i te, które szkodzić mogą sprawowaniu przez wyczuć ruchy możliwej deterytorializacji, odnaleźć w niej możliwe linie
nią swej wolności. Wie ona przede wszystkim, dokąd sięga jej istnienie ujścia, wypróbować je, tu i ówdzie dokonać sprzężeń przepływów, seg-
i dokąd może jeszcze dążyć, a gdzie nie ma już prawa się zbliżyć, nie po- ment po segmencie sprawdzić kontinua intensywności, w odwodzie
grążając się w nierzeczywistości, złudności, w tym, co niedokonane i nie- mając zawsze pewne poletko nowej ziemi. Drobiazgowo ustosunkowu-
gotowe (…). Płaszczyzna, do której normalna świadomość nie dociera, do jąc się do każdej z warstw, zdołamy oswobodzić w niej linie ujścia, udroż-
której dotrzeć pozwala Ciguri, będąca największą tajemnicą każdej poe- nić kanały i umożliwić sprzężone przepływy, wydobyć ciągłe intensyw-
zji. W człowieku jednak tkwi jeszcze inna płaszczyzna, tym razem mrocz- ności dla CbO. Łączenie, sprzęganie, kontynuowanie: pełen „diagram”
na, bezkształtna, do której świadomość nie ma przystępu, która jednak przeciw wciąż znaczącym i podmiotowym programom. Jako że tkwimy
ją okala, raz niczym jej nieoświetlone przedłużenie, a raz zawisa nad nią zawsze w obrębie określonej formacji społecznej, przede wszystkim na-
niczym groźba. Wydobywając z niej również zuchwałe doznania i po- leży się przyjrzeć jej uwarstwieniu dla nas, w nas, w miejscu, w którym
strzeżenia. To bezwstydne fantazje dotykają schorowanej świadomo- jesteśmy schwytani; delikatnie rozchwiać układ, by obrócił się na stronę
ści. Ja również padłem ofiarą fałszywych doznań, fałszywych postrzeżeń płaszczyzny immanencji. Tylko tak CbO odsłonić się może w całej swej
i w nie uwierzyłem”15. okazałości, jako połączenie pragnień, sprzężenie przepływów, ciągłość
Trzeba zachować dość z organizmu, by mógł on każdego dnia o po- intensywności. Budujemy sobie własną małą maszynę, gotową w okre-
ranku się uformować i związać się na nowo, skromne zaś zapasy znacze- ślonych okolicznościach podłączyć się do innych zbiorowych maszyn.
niowości i interpretacji zachować, choćby po to, by stawić z ich pomocą Castaneda opisuje pewien długotrwały eksperyment (nie ma znaczenia,
opór ich własnemu systemowi, gdy sytuacja będzie tego wymagać, gdy czy z pejotlem czy z czymś innym): zastanówmy się przez chwilę, w jaki
rzeczy, osoby, a nawet okoliczności do tego zmuszą; również skromnych sposób Indianin zmusza go wpierw do poszukiwania pewnego „miej-
racji podmiotowości należy mieć pod dostatkiem na podorędziu, by móc sca”, które to przedsięwzięcie samo w sobie jest już trudne, następnie
do znalezienia sobie „sojuszników”, a w końcu do stopniowego wyrze-
15 Antonin Artaud, Les Tarahumaras, w: tegoż, Oeuvres complètes, Gallimard 1974, czenia się interpretacji, wytyczenia przepływ po przepływie, segment
t. IX, s. 34–35. po segmencie, linii eksperymentowania, stawania-się-zwierzęciem,

192 193
t ys i ąc P l at e au / 6 / 2 8 l i s to pa da 1 94 7 – J a k s p o r z ą dz i ć s o b i e C i a ło b e z O r g a n ów ?

stawania-się-molekularnym itp. Tym wszystkim właśnie jest CbO: z ko- sensu zadawać pytania, czy pies, z którym się bawisz, jest tylko snem, czy
nieczności pewnym Miejscem, z konieczności pewną Płaszczyzną, z ko- jawą, czy jest tą „pierdoloną matką”, czy też czymś innym). Już nie „Ja”
nieczności pewną Zbiorowością (łączącą w pewien układ elementy, rze- odczuwa, działa i przypomina coś sobie, lecz „jaśniejąca mgła, ciemne
czy, rośliny, zwierzęta, narzędzia, ludzi, moce, odłamki wszystkiego, nie żółtawe opary” obdarzone są afektami i doznają ruchów i prędkości. Co
ma bowiem „mojego” ciała bez organów, lecz „ja” może mieścić się tylko ważniejsze jednak, nie pozbywamy się tonala, roztrzaskując go jednym
na nim – „ja” bądź to, co z owego „ja” zostało, oporne i zmieniające swe ciosem. Trzeba go z wolna osłabiać, przyczyniać się do jego skurczenia,
kształty, przekraczające progi). zacierać, i to tylko w niektórych momentach. Trzeba go pozostawić przy
Bywa, że zapoznając się z kolejnymi książkami Castanedy, czytel- życiu, by odeprzeć napaść ze strony naguala. Nagual bowiem, któremu
nik zaczyna wątpić w istnienie Indianina Don Juana i wielu innych rze- udałoby się przełamać opór i wedrzeć do środka, zniszczyć tonal, ciało
czy. To jednak bez znaczenia. Tym lepiej, jeśli książki te są wykładem ra- bez organów, które rozbiłoby wszystkie warstwy, obróciłoby się wkrót-
czej pewnego synkretyzmu aniżeli badań etnograficznych, protokołem ce w nicość, na drodze czystego samozniszczenia, u którego kresu nie ma
z pewnego doświadczenia aniżeli sprawozdaniem z inicjacji. Oto, jak nic prócz śmierci: „Musimy za wszelką cenę chronić tonal”18.
jego czwarta książka, Opowieści o mocy16, ujmuje żywotne rozróżnienie Nie odpowiedzieliśmy jednak nadal na pytanie: skąd tyle zagrożeń?
na tonal i nagual. Tonal zdaje się być zróżnicowaną rozciągłością: jest or- skąd potrzeba tak wielu środków ostrożności? Nie wystarczy bowiem
ganizmem, a zarazem wszystkim tym, co zorganizowane i organizujące. na abstrakcyjnym poziomie przeciwstawić warstwy Ciału bez Organów.
Jest on jednak także znaczeniowością, wszystkim tym, co znaczące i zna- Jego ślady znajdziemy już przecież w równej mierze w warstwach, co na
czone, wszystkim, co daje się zinterpretować, objaśnić, zapamiętać pod warstw pozbawionej płaszczyźnie immanencji, w innej jednak postaci.
postacią czegoś, co przypomina coś innego. Wreszcie jest to Ja, podmiot, Weźmy na przykład organizm jako warstwę: istnieje rzecz jasna pewne
osoba, jednostka społeczna czy historyczna, wraz ze wszystkimi odpo- CbO przeciwstawiające się organizacji organów zwanej organizmem,
wiadającymi im uczuciami. Jednym słowem, tonal jest całością, włącza- istnieje jednak również pewne CbO organizmu należące do owej war-
jąc w nią Boga, sąd boży, gdyż „stwarza reguły, według których potem stwy. Tkanki rakowate: w każdym momencie, w każdej sekundzie jakaś
pojmuje świat, a zatem niejako sam świat ten stwarza”17. A jednak tonal komórka ulega zrakowacieniu, popada w obłęd, zaczyna się namnażać
jest tylko wyspą. Nagual bowiem także jest wszystkim. Jest tą samą cało- i tracić swą właściwą postać, pokonując i obejmując wszystko: organizm
ścią, lecz w warunkach, w których ciało bez organów zajmuje miejsce or- musi ją na powrót podporządkować swej regule i przewarstwić, nie tyl-
ganizmu, eksperymentowanie – miejsce jakiejkolwiek interpretacji, któ- ko po to, by samemu ocaleć, lecz również po to, by utorować jakieś uj-
ra do niczego nie jest mu już potrzebna. Przepływy intensywności, ich ście z organizmu, umożliwić wytworzenie „innego” CbO na płaszczyźnie
strumienie, ciecze, włókna, ciągłości i połączenia afektów, pył, drobne spójności. Rozpatrzmy teraz przykład warstwy znaczeniowości: również
rozczłonkowanie, mikropostrzeżenia zajmują miejsce świata podmiotu. tutaj pojawia się pewna rakowata tkanka znaczeniowości, pączkujące
Stawania, stawania-się-zwierzęciem, stawania-się-molekularnym za- ciało despoty, tamujące wszelki obieg znaków, a zarazem stające na prze-
stępują indywidualną i powszechną historię. W istocie tonal nie jest tak szkodzie narodzinom nieznaczącego znaku na „innym” CbO. Czy też
zróżnicowany, jak się wydaje: obejmuje on zbiór warstw wraz ze wszyst- duszącego się ciała upodmiotowienia, tym bardziej uniemożliwiające-
kim tym, co może być z nimi powiązane, organizacją organizmu, inter- go wyzwolenie, że nie pozwala ono przetrwać jakiejkolwiek odrębności
pretacjami i objaśnieniami wszystkiego tego, co może znaczyć, rucha- podmiotów. Jeśli rozważyć tę czy inną formację społeczną, stwierdzimy,
mi upodmiotowienia. Nagual z kolei rozbija warstwy. To nie organizm że wszystkie one mają swoje CbO, gotowe do przeżarcia, rozmnoże-
tutaj funkcjonuje; buduje się tutaj CbO. To nie działania wymagają wy- nia, pokrycia i objęcia całości ciała społecznego, wchodzące w oparte na
jaśnienia, marzenia senne i fantazje – zinterpretowania, wspomnienia przemocy i konkurencji, jak również sojusznicze i oparte na współpra-
z dzieciństwa – przypomnienia, słowa – znaczeń; zamiast tego są barwy cy stosunki. CbO pieniądza (inflacja), lecz również CbO państwa, woj-
i dźwięki, stawania się i intensywności (a kiedy stajesz się psem, nie ma ska, fabryki, miasta, partii itp. Jeśli warstwy są wynikiem krzepnięcia
i osadzania się, pewna określona prędkość przyspieszonego osadzania
w warstwie wystarczy, by zatraciła ona swą postać i straciła powiązania,
16 Carlos Castaneda, Opowieści o mocy, tłum. Z. Zagajewski, M. Pilarska, Rebis
1996 [przyp. tłum.].
17 Zob. tamże, rozdz. Wyspa tonala [przyp. tłum.]. 18 Zob. tamże, rozdział Kurczenie się tonala [przyp. tłum.].

194 195
t ys i ąc P l at e au / 6 / 2 8 l i s to pa da 1 94 7 – J a k s p o r z ą dz i ć s o b i e C i a ło b e z O r g a n ów ?

a następnie wytworzyła guz właściwy sobie, danej formacji czy aparato- Jajo to CbO. CbO nie jest „przed” organizmem, lecz doń przylega i nie-
wi. Warstwy rodzą własne CbO, totalitarne i faszystowskie, przerażające ustannie się buduje. Jeśli wiąże się z dzieciństwem, to nie w sensie, w ja-
karykatury płaszczyzny spójności. Nie wystarczy zatem odróżnić pełne kim dorosły cofa się do stadium dziecka, dziecko zaś wycofuje się do łona
CbO na płaszczyźnie spójności od pustych CbO powstałych na gruzach Matki, lecz w takim sensie, w jakim dziecko, niczym dogońskie bliźnię,
pozostałych po warstwach skutkiem nazbyt gwałtownego ich rozbicia. zawsze ma przy sobie resztkę łożyska. Wydobywa z organicznej formy
Należy jeszcze uwzględnić rakowate CbO w warstwach, które zaczyna- Matki pewną intensywną i nieuwarstwioną materię, dzięki której możli-
ją się namnażać. Problem trzech ciał. Artaud powiadał, że za „płaszczyzną” we jest zerwanie na zawsze z przeszłością, jego doświadczenie, jego aktu-
istnieje jeszcze inna płaszczyzna, okalająca nas niczym „nieoświetlone alne eksperymenty. CbO jest blokiem dzieciństwa, stawaniem się, prze-
przedłużenie” bądź „zawisająca niczym groźba”. To walka, która jednak ciwieństwem wspomnień (z) dzieciństwa. Nie jest dzieckiem „przed”
z tego tytułu nie jest nigdy dostatecznie jasna. Jak wytworzyć sobie CbO, dorosłym ani matką „przed” dzieckiem – jest ścisłą współczesnością do-
które nie będzie tkwiącym w nas rakowatym ciałem faszysty czy pustym rosłego, dziecka i dorosłego, mapą ich zestawionych ze sobą gęstości
CbO narkomana, paranoika czy hipochondryka? Jak mamy odróżnić te i intensywności, wraz ze wszystkimi ich zmianami, zapisanymi na owej
trzy ciała? Artaud nieustannie mierzy się z tym problemem. Nadzwy- mapie. CbO jest właśnie ową intensywną tkanką rozrodczą, w której nie
czajna budowa Skończyć z sądem bożym: przemowa rozpoczyna się od ma już, nie może być już rodziców ani dzieci (organiczne przedstawienie).
klątw rzucanych pod adresem toczonego rakiem cielska Ameryki, woj- Oto, czego nie pojął Freud u Weissmanna: dziecko jako zarodek współ-
ny i pieniądza; potępia warstwy nazywając je „gównem”, przeciwstawia czesny rodzicom. Toteż ciało bez organów nigdy nie jest twoje, moje… To
im prawdziwy Plan, nawet jeśli to jedynie strumyczek Tarahumarów, pe- zawsze jakieś ciało. Rzutuje w równym stopniu, co się wycofuje. Jest zwi-
jotl. Znane mu są jednak również niebezpieczeństwa wiążące się z nazbyt nięciem, jednak zawsze jest twórczą i zawsze współczesną inwolucją. Or-
gwałtownym, nieostrożnym usunięciem warstw. Artaud nieustannie na- gany rozmieszczają się po CbO, jednak niezależnie od formy organizmu,
potyka ów problem i płynie z nim. W Liście do Hitlera pisze: „Szanow- kształty stają się więc przygodne, a organy są już tylko wytwarzanymi in-
ny Panie, pokazywałem Panu w roku 1932 w kawiarni Ider w Berlinie, tensywnościami, przepływami, progami i gradientami. „Jakiś” brzuch,
jednego z owych wieczorów, podczas których się poznaliśmy i tuż przed „jakieś” oko, „jakieś” usta: zaimkowi nieokreślonemu niczego nie brakuje,
objęciem przez Pana władzy, zapory wyrysowane na mapie, która nie była nie jest nawet niezdeterminowany ani niezróżnicowany, wyraża bowiem
mapą geograficzną, wymierzone we mnie w ramach wielostronnej akcji wyłącznie określenie intensywności, intensywnej różnicy. Zaimek nie-
siłowej, co Pan mi wskazał. Dziś podnoszę, Hitlerze, tamy, które ustawi- określony jest przewodnikiem dla pragnienia. Nie chodzi już bynajmniej
łem! Paryżanom potrzeba gazu. Pozostaje Pańskim A.A. PS. Rzecz oczy- o ciało pokawałkowane, rozerwane, ani też o organy bez ciał (ObC). CbO
wista, szanowny Panie, to nie jest zgoła zaproszenie, to przede wszyst- jest ich przeciwieństwem. Nie ma w nim bynajmniej organów pokawał-
kim ostrzeżenie (…)”19. Ta nie tylko geograficzna mapa to niejako mapa kowanych w stosunku do jakiejś utraconej jedności, nie chodzi też tu-
intensywności CbO, na której zapory wyznaczają progi, gazem zaś są taj o powrót do stanu niezróżnicowania w stosunku do jakiejś dającej
fale i przepływy. Nawet jeśli samemu Artaudowi się nie udało, pewne się zróżnicować całości. Dochodzi jedynie do rozmieszczenia inten-
jest, że dzięki niemu coś udało się nam wszystkim. sywnych racji organów, z ich pozytywnymi nieokreślonymi zaimkami,
CbO jest jajem. Jajo to jednak nie jest uwstecznione, przeciwnie, w łonie pewnej zbiorowości czy wielości, w pewnym układzie i według
jest na wskroś współczesne, zawsze nosimy je ze sobą jako własne środo- mechanicznych połączeń działających na CbO. Logos spermatikos. Błąd
wisko eksperymentu, własne, złączone z nami otoczenie [milieu]. Jajo to psychoanalizy polega na tym, że ujmuje ona przejawy ciała bez organów
ośrodek czystej intensywności, spatium, a nie ekstensja, intensywność jako rodzaj uwstecznienia, rzutowania fantazmatu, w powiązaniu z pew-
zero jako zasada produkcji. Między nauką a mitem, embriologią a mito- nym obrazem ciała. Toteż chwyta jedynie jego przeciwieństwo, zastąpiw-
logią, jajem biologicznym a jajem psychicznym czy kosmicznym zacho- szy rodzinnymi fotografiami, wspomnieniami z dzieciństwa i obiektami
dzi zasadnicza zbieżność. Jajo zawsze wskazuje ową intensywną rzeczy- częściowymi mapę świata intensywności. Niczego nie pojmuje z owego
wistość, nie niezróżnicowaną, lecz taką, w której rzeczy, organy, różnią jaja ani z zaimków nieokreślonych, niczego ze współczesności pewnego
się od siebie jedynie gradientem, zakresem migracji, strefami sąsiedztwa. otoczenia, które nieustannie się wytwarza.
CbO to pragnienie, to jego i przez nie pragniemy. Nie tylko dlate-
19 Zob. „Cause Commune”, nr 3, październik 1972. go, że jest płaszczyzną spójności i polem immanencji pragnienia, lecz

196 197
t ys i ąc P l at e au / 6 / 2 8 l i s to pa da 1 94 7 – J a k s p o r z ą dz i ć s o b i e C i a ło b e z O r g a n ów ?

dlatego, że nawet wówczas, gdy zapada się w pustkę gwałtownej bezwar- układom mogącym podłączyć się do pragnienia, zdolnym do skutecz-
stwowości czy obfituje w namnażające się rakowato warstwy, pozostaje nego zajęcia się pragnieniami, zapewnienia im ciągłych połączeń i po-
pragnieniem. Pragnienie sięga również tam, gdzie pragnie się własnego przecznych powiązań. W przeciwnym razie CbO na płaszczyźnie pozo-
unicestwienia albo gdzie pragnie się tego, co obdarzone jest mocą uni- stałyby odłączone i oddzielone od siebie rodzajami, odsunięte na bok,
cestwiania. Pragnienie pieniądza, pragnienie wojska, pragnienie policji, sprowadzone do roli środków doraźnych, podczas gdy na „innej płasz-
pragnienie państwa, pragnienie-faszystowskie – bowiem nawet faszyzm czyźnie” triumfy święciłyby ich rakowate i wypatroszone sobowtóry.
jest pragnieniem. Pragnienie pojawia się wszędzie tam, gdzie dochodzi
do ustanowienia pewnego CbO w tej czy innej relacji. Nie jest to jednak
problem ideologiczny, lecz kwestia czysto materialna, zjawisko z dzie-
dziny materii – fizycznej, biologicznej, psychicznej, społecznej i kosmicz-
nej. Dlatego materialnym problemem schizoanalizy jest rozstrzygnięcie,
czy dysponujemy środkami pozwalającymi na odróżnienie i oddzielenie
CbO od jego sobowtórów: szklistych ciał pustych, ciał rakowatych, tota-
litarnych i faszystowskich. Próba pragnienia: nie potępiać i nie wyrze-
kać się fałszywych pragnień, a w samym pragnieniu odróżniać to, co pro-
wadzi do namnożenia warstw bądź nazbyt gwałtownego ich usunięcia,
od tego, co wiąże się z budową płaszczyzny spójności (ścigać i nadzoro-
wać faszystę nawet w nas samych, podobnie jak samobójcę i obłąkańca).
Płaszczyzna spójności to nie tylko to, co wyznaczane jest przez wszyst-
kie CbO. Istnieją takie CbO, które zasługują na odrzucenie, to ona do-
konuje wyboru, z pomocą wytyczającej ją abstrakcyjnej maszyny. I nawet
w pewnym CbO (ciele masochistycznym, ciele narkomańskim itp.) od-
różnić trzeba to, co da się złożyć na owej płaszczyźnie, od tego, co złożyć
się nie da. Faszystowski czy samobójczy użytek z narkotyków, ale rów-
nież możliwość użytku dającego się pogodzić z płaszczyzną spójności?
Również paranoja: możliwość czynienia z niej częściowego użytku? Sta-
wiając pytanie o zbiór wszystkich CbO, ujętych jako substancjalne atry-
buty pewnej pojedynczej substancji, w sensie ścisłym należałoby je uj-
mować jedynie w odniesieniu do płaszczyzny. To ona bowiem stanowi
zbiór wszystkich dobranych pełnych CbO (nie ma pozytywnego zbio-
ru obejmującego ciała puste i rakowate). Jakiej natury jest ów zbiór? Czy
tylko logicznej? A może trzeba by uznać, że każde CbO w swym rodzaju
wywołuje skutki identyczne bądź analogiczne do skutków innych CbO
w ich własnym rodzaju? To, co zyskują narkoman i masochista, można
by zyskać również w inny sposób, w warunkach wyznaczonych przez
płaszczyznę: ćpać bez zażywania narkotyków, upijać się czystą wodą, jak
w eksperymentach Henry’ego Millera? A ponadto, czy chodzi tutaj o ja-
kieś rzeczywiste przechodzenie substancji, jakąś intensywną ciągłość
wszystkich CbO? Bez wątpienia wszystko jest możliwe. Powiedzmy tyl-
ko: tożsamości skutków, ciągłości rodzajów, zbioru wszystkich CbO nie-
podobna uzyskać na płaszczyźnie spójności inaczej niż przy udziale pew-
nej abstrakcyjnej maszyny, zdolnej ją pokryć czy wręcz wyrysować dzięki

198
/ 7 /

R o k z e r ow y – Twa r zowo ś ć

Napotkaliśmy, jak dotąd, dwie osie – znaczeniowości i upodmiotowie-


nia. Były to nader odmienne od siebie semiotyki, a wręcz dwie odmien-
ne warstwy. Znaczeniowość jednak nie może obyć się bez białej ściany,
na której zapisuje swe znaki i redundancje. Upodmiotowienie zaś nie
może się obyć bez czarnej dziury, w której składa swoje świadomość, na-
miętność i swój nadmiar. Jako że nie ma semiotyk innych niż mieszane,
a warstwy zawsze układają się parami, nie powinniśmy się dziwić szcze-
gólnemu urządzeniu montowanemu na ich przecięciu. Co zadziwiają-
ce, jest to twarz: system białej ściany-czarnej dziury. Ogromne oblicze
o białych policzkach, kredowa twarz przeszyta oczyma niczym czarnymi
dziurami. Głowa klauna, biały klaun, księżycowy pierrot, anioł śmierci,
święty całun. Twarz nie jest zewnętrzną powłoką tego, kto mówi, myśli

201
t ys i ąc P l at e au / 7 / R o k z e r ow y – T wa r zowo ś ć

czy odczuwa. Forma znaczącego w mowie, a nawet same jego jednostki postaci. Konkretne twarze wyłaniają się z pewnej abstrakcyjnej maszyny
pozostaną niedookreślone, jeśli potencjalny słuchacz nie skieruje swe- twarzowości, która wytwarza je wraz z równoczesnym wydaniem znaczą-
go wyboru ku twarzy mówiącego („zobacz, wygląda na zagniewanego...”, cemu jego białej ściany, podmiotowości zaś – jego czarnej dziury. System
„nie mógł tego powiedzieć!”, „widzisz moją twarz, gdy z tobą rozmawiam”, czarnej dziury-białej ściany nie jest jeszcze twarzą, lecz wytwarzającą twa-
„przyjrzyj mi się dobrze!”). Dziecko, kobieta, matka, mężczyzna, ojciec, rze abstrakcyjną maszyną, zestawiającą je w swych trybach z możliwoś-
szef, nauczyciel czy policjant nie mówią językiem jako takim, lecz języ- cią ich zniekształcenia. Nie spodziewajmy się po maszynie abstrakcyj-
kiem, którego cechy znaczące odnoszą się do swoistych zarysów twa- nej podobieństwa do tego, co ona wytwarza bądź co jeszcze wytworzy.
rzowości. Twarze jednak nie są zgoła jednostkowe, określają raczej pew- Maszyna abstrakcyjna pojawia się nieoczekiwanie, na zakręcie snu,
ne strefy częstotliwości i prawdopodobieństwa, wyznaczając pole, które u zmierzchu, na skraju rojeń, w doświadczeniu fizycznym służącym zain-
z góry unieszkodliwia, buntownicze wobec zastanych znaczeń, wyraże- teresowaniu dzieci… W opowiadaniu Stary kawaler Blumfeld Kafki mamy
nia i połączenia. Podobnie formy podmiotowości, świadomość czy na- do czynienia z taką oto sytuacją: pewien kawaler, wracając pod wieczór
miętność, pozostałyby całkowicie puste, gdyby twarze nie wyznaczały do siebie do domu, zastaje w nim dwie celuloidowe piłeczki, skaczące
miejsc rezonansu, oddzielających umysłową i zmysłową rzeczywistość, samodzielnie po „ścianie” parkietu, odbijające się wszędzie, starające się
dopasowując je z góry do panującej rzeczywistości. Twarz sama w sobie nawet dosięgnąć jego twarzy i wydające się kryć w sobie jeszcze mniejsze
jest redundancją. I w swej redundancji wzmaga redundancję znaczenio- piłeczki elektryczne. Blumfeldowi udaje się jednak ostatecznie zamknąć
wości i częstotliwości, a wraz z nimi – rezonansu i podmiotowości. Twarz je w czarnej dziurze szafy. Scena powtarza się nazajutrz, gdy Blumfeld
buduje ścianę, potrzebną znaczącemu do tego, by mogło się od niej od- usiłuje oddać piłeczki niedorozwiniętemu chłopcu i dwóm grymaszą-
bić, wznosi mur znaczącego, konstruuje ramę i rozpościera ekran. Twarz cym dziewczynkom, a następnie w biurze, gdzie natrafia na swych gry-
drąży czarną dziurę podmiotowości jako świadomości czy namiętności, maszących niedorozwiniętych stażystów, którzy chcą je przepędzić
jest aparatem, trzecim okiem. miotłą2. W znakomitym balecie Debussy’ego i Niżyńskiego piłeczka
A może trzeba by to ująć jeszcze inaczej? W istocie to nie twarz bu- tenisowa odbija się o zmierzchu na scenie, inna pojawia się na koniec.
duje ścianę znaczącego, nie drąży też dziury podmiotowości. Niewyraź- Między tymi krańcami dwie dziewczynki i jeden chłopiec, który je ob-
ne jeszcze zarysy twarzy bowiem, przynajmniej twarzy konkretnej, za- serwuje, rozpościerają swe namiętne zarysy tańca i twarzy w mglistym
czynają się dopiero pojawiać na białej ścianie. Odbijać w czarnej dziurze. blasku (ciekawość, gniew, ironia, ekstaza…)3. Nie ma tutaj nic do wyjaś-
Zbliżenie twarzy w filmie ma niejako dwa bieguny – jeden z nich ma spra- nienia, nic do zinterpretowania. To czysta maszyna abstrakcyjna zmierz-
wiać, by twarz odbijała światło, drugi zaś, przeciwnie, spowija ją cieniem, chania. Biała ściana-czarna-dziura? W innym połączeniu równie dobrze
póki nie pogrąży się ona w „w bezlitosnym mroku”1. Pewien psycholog to ściana mogłaby być czarna, a dziura biała. Piłeczki mogą się odbijać
powiada, że twarz jest widzialnym perceptem, krystalizującym się z „roz- od ściany albo wpadać w czarną dziurę. Mogą nawet przez swe uderze-
maitych odmian mglistego blasku, pozbawionych formy i wymiarów”. nia odgrywać względną rolę dziury wobec ściany, a tocząc się – względną
Sugestywna biel, chwytająca wszystko dziura, oblicze. Bezwymiarowa rolę ściany wobec dziury, ku której zmierzają. Krążą bowiem w systemie
czarna dziura, bezkształtna biała ściana są zatem zawsze już na miejscu. biała ściana – czarna dziura. Nic tutaj nie przypomina twarzy, a jednak
A w tym systemie możliwe jest wiele zestawień: czarne dziury mogą roz- twarze rozproszone są po całym systemie, a rysy twarzowości się porząd-
mieszczać się na białej ścianie, a biała ściana zwęża się, strzępi i ciąży ku kują. Maszyna abstrakcyjna może bez wątpienia działać w czymś innym
czarnej dziurze, która wszystko łączy, przyspiesza bądź zestala. Twarze niż twarze – jednak nie w czymkolwiek bądź, i nie bez koniecznych racji.
raz pojawiają się na ścianie z wydrążonymi w sobie dziurami, a raz poja- Amerykańska psychologia wiele uwagi poświęciła problematy-
wiają się w dziurze, ze swą uliniowioną, zwiniętą ścianą. ce twarzy, zwłaszcza w kontekście relacji dziecka z matką, ich kontaktu
Powieść grozy – twarz jest wszak taką powieścią grozy. Bez wąt- wzrokowego. Maszyna czterooczna? Przypomnijmy kolejne etapy tych
pienia znaczące nie wznosi samodzielnie nieodzownej dla siebie ścia- badań: 1) Badania Isakowera dotyczące zasypiania, zgodnie z którymi
ny, podmiotowość nie drąży, rzecz jasna, w pojedynkę swej dziury. Jed-
nak twarze konkretne również nie pojawiają się w gotowej, skończonej 2 Zob. Franz Kafka, Stary kawaler Blumfeld, w: tegoż, Nowele i miniatury, tłum.
R. Karst i A. Kowalkowski PIW 1961, s. 120-150.
3 Na temat tego baletu zob. Jean Barraqué Debussy, Seuil 1977, przytaczający
1 Josef von Sternberg, Souvenirs d’un montreur d’ombres, Laffont 1966, s. 342-343. tekst streszczenia.

202 203
t ys i ąc P l at e au / 7 / R o k z e r ow y – T wa r zowo ś ć

wrażenia zwane proprioceptywnymi, odbierane w dłoniach, jamie ust- się w podziurawioną płaszczyznę, nie wzywając do tego samego wszyst-
nej czy na skórze, a nawet w pewnym zakresie wzrokowe, wiązać się mają kich pozostałych brył, wszystkich pozostałych jam ciała. To akcja godna
u noworodków z relacją między ustami a piersią; 2) odkrycie przez Lewi- Doktora Moreau: przerażająca i wzniosła zarazem. Dłoń, pierś, brzuch,
na białego ekranu śnienia, na jawie przesłoniętego treściami wzrokowy- penis i wagina, udo, noga i stopa – wszystkie się utwarzowią. Fetyszyzm,
mi, pozostającego jednak białym, gdy treść snu stanowią jedynie wra- erotomania itp. nieodłącznie towarzyszą temu procesowi. Nie chodzi
żenia proprioceptywne (ekranem tym, naszą białą ścianą, byłaby nadal bynajmniej o wyjęcie pewnej części ciała, by upodobnić ją do twarzy czy
zbliżająca się, rosnąca, spłaszczająca się pierś); 3) interpretacja dokona- oblec wymarzoną twarzą niczym obłokiem. Nie ma tu miejsca na an-
na przez Spitza, w myśl której ów biały ekran nie tyle reprezentuje samą tropomorfizm. Utwarzowienie nie dokonuje się na drodze odwzorowa-
pierś jako obiekt dotykowych i kontaktowych doznań, ile jest już sam nia, lecz w porządku racji. To operacja w o wiele wyższym stopniu nie-
w sobie pewnym wizualnym perceptem, zakładającym minimum dy- świadoma i maszynowa, która przeciąga całe ciało przez podziurawioną
stansu i z tej racji wyłaniającym z siebie matczyne oblicze, ku któremu powierzchnię i w której twarz nie odgrywa roli wzorca czy obrazu, lecz
zwraca się noworodek, by chwycić pierś. Dochodziłoby zatem do dwo- nadkodowuje wszystkie zdekodowanie części. Wszystko zachowuje cha-
jakiego rodzaju połączeń nader od siebie różnych elementów: wrażenia rakter seksualny; żadnej sublimacji, jedynie nowe współrzędne. Właś-
proprioceptywne z dłoni, jamy ustnej i skórne; wzrokowa percepcja twa- nie dlatego, że twarz zależna jest od pewnej maszyny abstrakcyjnej, nie za-
rzy widzianej en face na białym ekranie, z zarysem oczu jako czarnych dowala się oblekaniem głowy, lecz dotyka wszystkich pozostałych części
dziur. Tego rodzaju postrzeżenie wzrokowe nabiera od razu decydujące- ciała, a w razie potrzeby także innych pozbawionych odwzorowań obiek-
go znaczenia w stosunku do czynności odżywiania, piersi jako bryły i ust tów. Odtąd rozstrzygnąć należy przede wszystkim, w jakich okolicznościach
jako jamy, doznawanych dotykowo4. maszyna ta wprawiana jest w ruch, wytwarzając twarz i przeprowadzając
Możemy zatem zaproponować następujące rozróżnienie: twarz utwarzowienie. Jeśli głowa, choćby ludzka, nie jest z konieczności twarzą,
przynależy do systemu powierzchnia-dziury, systemu powierzchni po- twarz wytwarzana jest w wymiarze ludzkości, lecz wynika ona z koniecz-
dziurawionej. Systemu tego jednak przede wszystkim nie należy mylić ności, która nie jest „ogólnie” ludzka. Twarz nie jest zwierzęca, nie jest
z systemem bryła – jama, właściwyemu (proprioceptywnemu) ciału. Gło- jednak również ogólnie ludzka, kryje się w niej wręcz coś absolutnie nie-
wa zawiera się w ciele, lecz twarz nie. Twarz jest powierzchnią: rysy, li- ludzkiego. Błędem jest przekonanie, że twarz staje się nieludzka jedynie
nie, zmarszczki twarzowe, pociągła, kwadratowa, trójkątna twarz; twarz po przekroczeniu pewnego progu: w zbliżeniu, przesadnym powiększe-
jest mapą, nawet jeśli odnosi się do jakiejś bryły, jeśli ją spowija, nawet je- niu, w niezwykłym grymasie itp. Twarz jest od początku tym, co nieludz-
śli otacza i okala jamy, istniejące już wyłącznie jako dziury. Nawet u czło- kie w człowieku; ze swej natury jest zbliżeniem – ze swą białą nieożywio-
wieka głowa nie jest z konieczności twarzą. Twarz wytwarza się dopiero ną powierzchnią, swymi błyszczącymi czarnymi dziurami, swą pustką
wówczas, gdy głowa przestaje przynależeć ciału, gdy przestaje być przez i nudą. Twarz – bunkier. Toteż jeśli człowiekowi coś jest pisane, to raczej
nie kodowana, gdy sama pozbywa się cielesnego, wielogłosowego i wie- wymknięcie się twarzy, wyzbycie się i jej, i twarzowości jako takiej, sta-
lowymiarowego kodu – gdy ciało, łącznie z twarzą, ulega zdekodowaniu nie się niedostrzegalnym, potajemnym, nie na drodze powrotu do zwie-
i zostaje nadkodowane przez coś, co określimy mianem Twarzy. Oznacza rzęcości czy nawrotów głowy, lecz poprzez stawania-się-zwierzętami,
to, że głowa wraz z jej wszystkimi elementami rodzaju bryła-jama, musi nader duchowe i nader szczególne, dzięki prawdziwie osobliwym stawa-
ulec utwarzowieniu. Dokona się to dzięki podziurawionemu ekranowi, niom się, które przebiją ścianę i wydobędą się z czarnych dziur, sprawią,
dzięki białej ścianie-czarnej dziurze, abstrakcyjnej maszynie, która wy- że same rysy twarzowości oswobodzą się w końcu spod władzy twarzo-
tworzy twarz. Na tym cała operacja się jednak nie zakończy: głowa i jej wej organizacji i nie dadzą się więcej podporządkować twarzy, piegi od-
elementy nie ulegną przetwarzowieniu, jeśli temu samemu nie ulegnie dalające się na horyzoncie, włosy targane wiatrem, oczy, które staramy
całe ciało, jeśli nie zostanie do tego doprowadzone przez nieuchronnie się przeniknąć, zamiast ujrzeć w nich siebie czy spoglądać w nie w po-
toczący się proces. Usta i nos, a przede wszystkim oczy, nie przekształcą nurym „twarzą w twarz” znaczących podmiotowości. „Przestaję patrzeć
w oczy kobiecie trzymanej w ramionach, tylko płynę, głowa, ręce, nogi,
4 Zob. Otto Isakower, Contribution à la psychopatologie des phénomènes associés i widzę, że za oczodołami kryje się niezbadana kraina, świat przyszłości,
à l’endormissement, „Nouvelle revue de psychanalyse”, nr 5, 1972; Bertram D. Le-
win, Le sommeil, la boucle et l’écran du reje, tamże; René Spitz, De la naissance à la a tu już żadnej logiki (...). Rozwaliłem mur (...). Moje oczy są bezużytecz-
parole, PUF 1968, s. 57-63. ne, gdyż odbijają jedynie obraz rzeczy znanych. Całe moje ciało musi się

204 205
t ys i ąc P l at e au / 7 / R o k z e r ow y – T wa r zowo ś ć

przeistoczyć w stały promień światła, który porusza się z coraz to więk- Ruchami tymi są ruchy deterytorializacji. To one „stwarzają” ciału
szą prędkością, nie zatrzyma się, nie obejrzy za siebie, nie skurczy w so- organizm, ludzki bądź zwierzęcy. Przykładowo chwytna dłoń pociąga za
bie. (...) Dlatego zamykam uszy, oczy i usta”5. CbO. Tak, twarz ma wielką sobą pewną względną deterytorializację nie tylko tylnej kończyny, lecz
przyszłość, o ile zostanie zniszczona, wymazana. Na szlaku wiodącym ku również przedniej kończyny ruchowej. Wyposażona jest ona również
temu, co bezznaczeniowe, bezpodmiotowe. Nic jednak jeszcze nie zdoła- w pewien korelat – przedmiot użytkowy bądź narzędzie: w kij jako zde-
liśmy wyłożyć z tego, co czujemy. terytorializowaną postać gałęzi. Pierś kobiety w postawie wyprostowa-
W przejściu między systemem ciało-głowa a systemem twarzy nie nej oznacza deterytorializację zwierzęcego gruczołu sutkowego; dziecię-
dokonuje się żadna ewolucja, nie ma między nimi jakichś pośrednich sta- ca jama ustna wyposażona w wargi stanowiące wywinięcie na zewnątrz
nów genetycznych. Nie ma też stanowisk fenomenologicznych ani cało- błon śluzowych wskazuje na deterytorializację zwierzęcej gęby bądź py-
ściowania obiektów częściowych w strukturalnych czy strukturujących ska. Wargi-pierś zaś służą sobie nawzajem za korelaty6. Ludzka głowa za-
organizacjach. Tym bardziej nie ma tu odesłania do jakiegoś, istniejącego kłada pewną deterytorializację w stosunku do zwierzęcia, za swój korelat
gdzieś wcześniej czy powołanego tym samym do istnienia, podmiotu nie- mając zarazem organizację pewnego świata jako otoczenia, które samo
zależnego od owej właściwej maszyny utwarzowienia. Tekst Sartre’a po- ulega deterytorializacji (step jest pierwszym „światem” w przeciwień-
święcony spojrzeniu i tekst Lacana o lustrze, dwa przykłady obszernej stwie do środowiska leśnego). Twarz z kolei reprezentuje jednak dete-
literatury na temat twarzy, niesłusznie wiążą ją z pewną formą podmio- rytorializację o znacznie większym stopniu intensywności, nawet jeśli
towości czy człowieczeństwa, odzwierciedlonej w polu fenomenologicz- o wiele wolniej przebiegającą. Można by rzec, że jest to deterytorializacja
nym czy rozszczepionej w polu strukturalnym. Spojrzenie bowiem jest je- absolutna: już nie względna, wydobywa bowiem głowę z warstwy organi-
dynie wtórne w stosunku do oczu ociemniałych, do czarnej dziury twarzowości. zmu, równie ludzkiego, co zwierzęcego, by połączyć ją z innymi warstwa-
Lustro zaś jest zaledwie wtórne wobec białej ściany twarzowości. Trudno tu mi, takimi jak warstwa znaczeniowości czy upodmiotowienia. Korela-
nawet mówić o jakiejś osi genetycznej czy całościowaniu obiektów częś- tem twarzy mającym ogromne znaczenie jest krajobraz, będący nie tylko
ciowych. Zakładanie jakichś stadiów w przebiegu ontogenezy jest zawsze środowiskiem, lecz również zdeterytorializowanym światem. Na owym
arbitralne: wydaje się, że to, co najszybsze, musi być pierwsze, choćby wy- „wyższym” poziomie istnieje mnogość współzależności między twarzą
łącznie po to, by służyć za podstawę czy odskocznię temu, co jeszcze nie a krajobrazem. Chrześcijańskie wychowanie sprawuje duchowy nadzór
nadeszło. Koncepcja obiektów częściowych jest jeszcze słabsza, to kon- nad twarzowością, a zarazem nad krajobrazowością: składajcie jedne
cepcja obłąkanego eksperymentatora, który ćwiartuje, rozcina na kawał- i drugie w taki sam sposób, ubarwiajcie je, dopełniajcie, układajcie w try-
ki, analizuje wszystko, by następnie zszyć z powrotem w całość na chybił bie wzajemnego uzupełniania, odsyłającym do siebie krajobrazy i twa-
trafił. Nietrudno sporządzić dowolną listę obiektów częściowych: dłoń, rze7. Podręczniki wizażu i pejzażu zawierają pedagogiczne wskazówki,
pierś, usta, oczy… Nie wyjdziemy poza Frankensteina. Nie warto brać reguły surowej dyscypliny, inspirujące dla sztuki w równiej mierze,
pod rozwagę organów bez ciał, ciała pokawałkowanego, przede wszyst-
kim warto pochylić się nad ciałem bez organów, ożywianym różnorakimi 6 H. Klaatsch, L’évolution du genre humain, w: H. Kraemer (red.), L’Univers et
l’humanité, Bong et Cie, 1900, t. II, „Na próżno usiłowaliśmy znaleźć jakikolwiek
intensywnymi poruszeniami, które wyznaczą charakter i miejsce owych ślad czerwonej obwódki ust u młodych żywych szympansów, które pod innymi
organów, zmienią owo ciało w organizm, a nawet w system warstw, któ- względami do złudzenia przypominały człowieka (…) Czym byłoby najwdzięcz-
rego ciało jest jedynie jedną z części. Okazuje się nagle, że najpowolniej- niejsze choćby oblicze dziewczęcia, gdyby jej usta wyglądała jak szczelina mię-
dzy dwiema białymi krawędziami? (…) Z drugiej strony, w okolicach klatki pier-
szy z ruchów nie jest wcale najmniej intensywny ani nie zaczyna się i nie siowej u antropoidów występują dwie brodawki gruczołów sutkowych, nigdy
dobiega kresu jako ostatni. A najszybszy z ruchów może się z nim osta- jednak nie wykształca się w nich wyściółka tłuszczowa porównywalna z ludz-
tecznie zbiegać i łączyć wskutek zachwiania równowagi pewnego nie- kimi piersiami”. Wraz ze zdaniem Émile’a Devaux z L’espèce, l’instinct, l’homme,
Le François 1933, s. 264: „To dziecko wykształciło kobiecą pierś, to matka wy-
synchronicznego, acz jednoczesnego procesu rozrostu warstw, występo-
kształciła dziecięce usta”.
wania różnorakich prędkości, wszelako bez następstwa stadiów. Ciało to 7 Ćwiczenia twarzy odgrywają zasadniczą rolę w pedagogicznych zasadach J.-B.
nie kwestia obiektów częściowych, lecz kwestia różnicowych prędkości. de la Salle’a. Wszelako już Ignacy Loyola dołączył do swego nauczania ćwicze-
nia z pejzażu czy „komponowania miejsca”, dotyczące życia Chrystusa, Piekła,
świata itp.: jak powiada Barthes, chodzi o schematyczne obrazy podporządko-
5 Henry Miller, Zwrotnik koziorożca, tłum. A. Kołyszko, Noir sur Blanc 1999, wane pewnemu językowi, lecz również o formy do uzupełnienia, do pokoloro-
s. 106-107. wania, jakie znajdziemy w katechizmach czy w książeczkach do nabożeństwa.

206 207
t ys i ąc P l at e au / 7 / R o k z e r ow y – T wa r zowo ś ć

w jakiej sztuką są inspirowane. W dziedzinie architektury zespoły, bu- srebrzysta linia krajobrazu-twarzy, biegnąca ku czarnej dziurze ryce-
dowle, miasteczka i metropolie, pomniki i fabryki projektuje się niczym rza pogrążonego w głębokiej katatonii. Czy kiedyś jednak, w pewnych
oblicza pośród krajobrazu, który ona przekształca. Malarstwo podejmu- okolicznościach, rycerz ten nie mógłby dotrzeć gdzieś dalej na tej dro-
je się podobnego dzieła, w odwrotnym kierunku wszakże, wiążąc kraj­ dze, przenikając czarną dziurę, przebijając białą ścianę, zacierając obli-
obraz z twarzą i traktując je na równi. Filmowe zbliżenie traktuje twarz cze, choćby narażając się w tej próbie na porażkę9? Wszystko to bowiem
przede wszystkim jako pewien krajobraz, w ten sposób się wręcz okre- nie wyznacza bynajmniej kresu gatunku powieściowego, tkwi w nim od
śla: czarna dziura i biała ściana, ekran i kamery. Również w pozostałych początku i jest od niego zasadniczo nieodłączne. Błędem jest upatry-
dziedzinach sztuki, w architekturze, malarstwie, a nawet w powieści: po- wanie w postaci Don Kichota zmierzchu romansu rycerskiego, powo-
ruszające i ożywiające zbliżenia, wynajdujące wszystkie możliwe kore- łując się na urojenia bohatera, gonitwę myśli, na hipnotyczne czy kata-
lacje. A twoja matka to krajobraz czy twarz? Twarz czy fabryka? (jak za- leptyczne stany, w jakie on popada. Równie chybione jest dopatrywanie
pytuje Godard). Brak oblicza, które nie oblekałoby jakiegoś nieznanego, się w powieściach Becketta końca powieści jako takiej, w odwołaniu do
niezbadanego jeszcze krajobrazu, brak krajobrazu, który nie wypełniał- ich czarnych dziur, linii deterytorializacji ich bohaterów, schizofrenicz-
by się ukochaną czy wymarzoną twarzą, który nie wywoływałby jakie- nej błąkaniny Molloya czy Nienazywalnego, utraty przez nich imienia,
goś przyszłego czy przeszłego oblicza. Jaka twarz nie przywołuje zlepio- wspomnień i zamierzeń. W powieści mamy do czynienia z pewną ewo-
nych przez siebie krajobrazów, morza i gór, jaki pejzaż nie przywołuje lucją, jednak nie na tym ona polega. Powieść nieustannie definiuje się
dopełniającej go twarzy, przydającej mu nieoczekiwanego dopełnienia przez opis losów zaginionych bohaterów, nie znających już swego imie-
w postaci swych rysów i zarysów? Nawet sięgając abstrakcji, malarstwo nia, pozbawionych świadomości tego, ku czemu dążą i co czynią, pogrą-
natrafia jedynie z powrotem na czarną dziurę i białą ścianę. Rozdarte, żonych w amnezji, ataksji czy katatonii. To one stanowią o różnicy mię-
a zarazem rozpostarte przez oś ujścia, punkt ujścia, przekątną, pchnięcia dzy gatunkiem powieściowym a gatunkami dramatycznymi i epickimi
nożem, płótno – szczeliny i czarne dziury: maszyna już tu działa, wytwa- (bohater epicki i bohater dramatu są dotknięci obłędem czy niepamięcią
rzając niezmordowanie twarze i krajobrazy, nawet te najbardziej abstrak- w całkiem inny sposób). Księżna de Clèves jest powieścią z tej właśnie ra-
cyjne. Tycjan rozpoczynał od malowania czernią i bielą, nie po to jednak, cji, która współczesnym jej czytelnikom wydawała się zakrawać na para-
by zaznaczyć kontury wymagające wypełnienia, lecz traktując je jako doks – przez wzgląd na stany nieobecności i „spoczynku”, senność doty-
matrycę wszelkiej przyszłej barwy. kającą jej bohaterów: w powieści zawsze kryje się nauka chrześcijańska.
Powieść – Percewal „(…) widzi i słyszy głośny ciąg dzikich gęsi. Ośle- Molloy wyznacza początek gatunku powieściowego. Powieść u swego
pione odblaskiem śniegu, pierzchały bezładnie przed chyżym sokołem zarania, przykładowo u Chrétiena de Troyes, rozpoczyna się wraz z poja-
(…) jedna z gęsi, odbiwszy się od stada, gubi drogę i pada bezbronna pa- wieniem się bohatera, który towarzyszyć jej będzie nieodłącznie w całym
stwą sokoła: sokół uderza i znęca się nad niebogą tak srodze, że strąca ją toku jej dziejów: bohater romansu dworskiego spędza czas na zapomina-
na ziemię (…) Gdy rycerz ujrzał zdeptany śnieg i krew dokoła, wsparty niu swego imienia, niepomny tego, co czyni, tego, co słyszy, nieświadom
na włóczni patrzał na ten niezwykły widok – krew na śniegu przywiod- tego, dokąd zmierza ani z kim prowadzi rozmowę – wyznaczając jedno-
ła mu na pamięć rumiane jagody Blanchefleur, jego najmilszej. Ta myśl cześnie pewną linię deterytorializacji absolutnej, podążając za którą,
tak mu jest miła, że zapomina, gdzie jest. Jak na liczku przyjaciółki ru- gubi zarazem swą drogę, zatrzymuje się niekiedy i wpada w czarną dziu-
mieniec kraśniał wpośród bieli, tak trzy krople krwi kraśnieją na biało- rę. „W oczekiwaniu na rycerstwo i przygodę”. Otwórzcie dzieło Chrétie-
ści śniegu. A Percewal tak sobie podoba w tej myśli, tak długo wpatruje na de Troyes na dowolnej stronie, a znajdziecie tam obraz pogrążonego
się w śnieg, aż mu się zdaje, że w rzeczy samej patrzy na świeże lice cud-
nej dzieweczki (…) Poza naszymi strażami ujrzeliśmy rycerza, który drze- 9 W powieści Malcolma Lowry’ego Ultramaryna [tłum. A. Patkowska, Dom Wy-
dawniczy REBIS 1997, s. 181-195] odnajdziemy podobną, zdominowaną przez
mał na swoim rumaku”8. Wszystko się już w tym zawiera: redundancja
„maszynerię” statku, scenę, w której gołąb tonie w wodzie pełnej grasujących re-
właściwa twarzy i krajobrazowi, śnieżnobiała ściana krajobrazu-twarzy, kinów, jakby „czerwony liść opadł na biały nurt” (s. 194), nieodparcie przypomi-
czarna dziura sokoła i trzech kropli widniejących na ścianie, a zarazem nającą obraz zakrwawionej twarzy. Scena ta u Lowry’ego ujęta jest w tak różno-
rodne elementy, tak szczególnie skonstruowana, że pozostała bez jakiejkolwiek
kontynuacji, dorównując jedynie scenie z Percewala. To kolejne potwierdzenie
8 Percewal z Walii czyli opowieść o Gralu, tłum. A. Tatarkiewicz, w: Arcydzieła fran- działania prawdziwie abstrakcyjnej maszyny czarnej dziury/czerwonej plamy
cuskiego średniowiecza, PIW, 1968, s. 543-4. i białej ściany (śniegu bądź wód).

208 209
t ys i ąc P l at e au / 7 / R o k z e r ow y – T wa r zowo ś ć

w katatonii rycerza siedzącego na swym rumaku, opartego o włócznię, ulega utwarzowieniu: o domu, narzędziu czy przedmiocie, o ubiorze itp.
w oczekiwaniu, dopatrującego się w krajobrazie oblicza swej oblubieni- można orzec, że na mnie spoglądają, nie dlatego jednak, że przypominają
cy; trzeba nim potrząsnąć, by udzielił jakiejkolwiek odpowiedzi. Lance- twarz, lecz dlatego, że schwytane zostają w proces białej ściany-czarnej
lot, wpatrzony w twarz bladolicej królowej, nie dostrzega swego rumaka dziury, dlatego, że podłączają się do abstrakcyjnej maszyny utwarzowie-
tonącego w rzece; wsiada na przejeżdżający wóz, który okazuje się wo- nia. Filmowe zbliżenie objąć może w równym stopniu nóż, filiżankę, ze-
zem niesławy. Pewien zespół twarzy-krajobrazu przynależy do powieści, gar, imbryk, co twarz czy jakiś jej element: jak u Griffitha, patrzy na mnie
gdzie raz czarne dziury pojawiają się na białej ścianie, raz biała linia hory- czajnik. Czy nie należałoby zatem rzec, że istnieją zbliżenia powieściowe,
zontu biegnie ku czarnej dziurze, niekiedy zaś dzieje się to jednocześnie. jak u Dickensa w zdaniu otwierającym Świerszcza za kominem: „Zaczął
imbryk!”10, czy w malarstwie, gdy martwa natura od wewnątrz przeobra-
ża się w twarz-krajobraz, czy w przypadku narzędzia, filiżanki na obru-
TEOREMATY DETERYTORIALIZACJI, CZYLI TWIERDZENIA MASZYNOWE sie, imbryczka, ulegających przetwarzowieniu u Bonnarda czy Vuillarda.
Twierdzenie czwarte: Maszyna abstrakcyjna działa wobec tego nie tylko
Twierdzenie pierwsze: Nie deterytorializuje się nigdy pojedynczo, lecz za- w wytwarzanych przez siebie twarzach, lecz w rozmaitym stopniu i za-
wsze z użyciem przynajmniej dwóch terminów, dłoń-przedmiot użyt- kresie w częściach ciała, strojach, przedmiotach, które utwarzowia we-
kowy, usta-pierś, twarz-krajobraz. Każdy z tych dwóch terminów zaś dle porządku racji (nie w trybie odwzorowania).
reterytorializuje się w drugim. Toteż nie należy mylić reterytorializacji Pozostaje jednak pytanie: kiedy maszyna abstrakcyjna włącza się
z powrotem do jakiejś pierwotnej czy dawniejszej terytorialności: z ko- do działania? Kiedy wprawia się w ruch? Rozważmy najprostsze przy-
nieczności wymaga ona pewnego zbioru zabiegów, dzięki użyciu któ- kłady: macierzyńskiej władzy, sprawowanej za pośrednictwem twarzy
rych jeden element, sam zdeterytorializowany, służy za nową terytorial- w trakcie samego karmienia piersią; władzy namiętności przejawiającej
ność drugiemu, który również ją zatracił. Stąd wywodzi się cały system się w twarzy ukochanego, nawet w trakcie dotykania; władzy politycznej,
poziomych i uzupełniających się reterytorializacji między dłonią a na- dzierżonej za pośrednictwem oblicza przywódcy (proporce, ikony i fo-
rzędziem, ustami a piersią, twarzą a krajobrazem. Twierdzenie drugie: tografie), nawet w trakcie masowych działań; władzy kina, ucieleśniają-
Spośród dwóch elementów, najszybszym nie jest koniecznie ten najbar- cej się w twarzach gwiazd i ich zbliżeniach, władzy telewizji… Twarz nie
dziej intensywny czy w największym stopniu zdeterytorializowany. In- oddziałuje tutaj jednostkowo, to samo ujednostkowienie wynika z ko-
tensywności deterytorializacji nie należy mylić z prędkością ruchu czy nieczności istnienia twarzy. Liczy się nie tyle jednostkowość twarzy, ile
rozwoju. Toteż najszybszy spośród nich łączy swą intensywność z inten- skuteczność szyfrowania, którego pozwala ona dokonać w danych oko-
sywnością najwolniejszego, która, jako intensywność, nie następuje po licznościach. Nie jest to kwestia ideologii, lecz ekonomii i organizacji
nim, lecz działa równocześnie w innej warstwie czy na innej płaszczyź- władzy. Nie uważamy bynajmniej, że twarz, moc twarzy, rodzi władzę
nie. Tym sposobem relacja między piersią a ustami kieruje się już płasz- i ją objaśnia. Przeciwnie, niektóre układy władzy wymagają wytworzenia
czyzną twarzowości. Twierdzenie trzecie: Wynikać stąd może nawet, że to,
co najmniej zdeterytorializowane, reterytorializuje się na tym, co naj- 10 Charles Dickens, Świerszcz za kominem, w: Kolęda. Świerszcz za kominem, tłum.
bardziej zdeterytorializowane. Tutaj wyłania się drugi system reteryto- K. Tarnowska, Tower Press 2001, s. 55. S. Eisenstein, Dickens, Griffith i my, tłum.
rializacji, pionowy, wiodący z dołu ku górze. W tym sensie nie tylko usta, L. Lewin, w: tegoż, Wybór pism, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe 1959,
s. 46, 48-49 „»Zaczął imbryk« Tak rozpoczyna Dickens swojego Świerszcza za
lecz również pierś, dłoń, całe ciało, samo narzędzie, ulegają „przetwarzo- kominem. (...) Cóż, zdawałoby się, może mieć mniej wspólnego z filmem. (...)
wieniu”. Ogólną regułą jest to, że względne reterytorializacje (transkodo- Ale, choć tak dziwne się to zdaje – stąd właśnie wzięła początek sztuka filmowa.
wanie) reterytorializują się na deterytorializacji absolutnej pod tym czy (...) Wystarczy rozpoznać w tym imbryku typowy »wielki plan«, aby wykrzyk-
nąć: »Że też wcześniej tego nie zauważyliśmy! Oczywiście, że jest to najczystszy
innym względem (nadkodowanie). Przekonaliśmy się bowiem, że zde-
Griffith!« (...) Oczywiście, że ów imbryk to najbardziej typowy wielki plan Grif-
terytorializowanie głowy ku twarzy było absolutne, mimo że pozostało fitha. Wielki plan, nasycony – teraz dostrzegamy to wyraźnie – typowo dicken-
ono negatywne, jako że wiodło od jednej warstwy do drugiej, od warstwy sowską »atmosferą«, jaką Griffith, z równym mistrzostwem potrafił powlekać
organizmu ku warstwie znaczeniowości i upodmiotowienia. Dłoń i pierś zarówno surowy obraz życia w Way Down East (Droga na wschód) jak i mrożący
chłód oblicza moralnego bohaterów, spychających winowajczynię Lilian Gish
reterytorializują się na twarzy, w krajobrazie: utwarzowiają się równo- na chyboczącą krę lodową” (odnajdujemy tutaj tę samą białą ścianę, o której
cześnie ze swym ukrajobrazowieniem. Nawet przedmiot użytkowy wspominaliśmy).

210 211
t ys i ąc P l at e au / 7 / R o k z e r ow y – T wa r zowo ś ć

twarzy, inne zaś nie. W społeczeństwach pierwotnych, jeśli się nad tym Z jednego prostego powodu. Twarz nie jest czymś uniwersalnym.
zastanowić, niewiele dzieje się za pośrednictwem twarzy: ich semioty- Nie jest czymś takim nawet twarz białego człowieka. To biały Człowiek
ka jest nieznacząca, niepodmiotowa, zasadniczo zbiorowa, wielogłoso- we własnej osobie, ze swymi wielkimi bladymi policzkami i czarnymi
wa i cielesna oraz posługuje się nader zróżnicowanymi formami i sub- dziurami oczu. Twarz to Chrystus. Twarz to typ Europejski, którego Ezra
stancjami wyrażenia. Wielogłosowość wymaga pośrednictwa ciał, ich Pound ochrzcił mianem dowolnego człowieka zmysłowego, słowem zwy-
objętości i brył, ich wewnętrznych jam, ich połączeń i zmiennych współ- kły Erotoman (psychiatrzy w XIX wieku słusznie zauważali, że erotoma-
rzędnych zewnętrznych (terytorialności). Element semiotyki dłoni, ma- nia, w odróżnieniu od nimfomanii, zachowuje zwykle czystość i niewin-
nualna sekwencja zostaje skoordynowana bez konieczności podporząd- ność, używa bowiem twarzy i utwarzowienia). To nie coś uniwersalnego,
kowania się ani scalenia się z sekwencją oralną, skórną czy rytmiczną. lecz facies totius universi. Jesus Christ Superstar. To on wynalazł przetwa-
Lizot przykładowo pokazuje, że „rozłam między obowiązkami, rytua- rzowienie całego ciała i rozniósł je po całym świecie (Męczeństwo Jo-
łem a życiem codziennym staje się niemal całkowity (…) osobliwy, nie- anny d’Arc w zbliżeniu). Twarz zatem to idea nader szczególna w swej
mal nie do pojęcia dla naszego umysłu”: w trakcie obrządków żałobnych naturze, co nie przeszkodziło jej w zyskaniu i sprawowaniu ogólniej-
niektórzy opowiadają obsceniczne żarty, gdy inni rozpaczają, pewien In- szej funkcji. To funkcja jedno-jednoznaczności, czyli funkcja binaryzacji.
dianin zaś nagle przestaje lamentować, by naprawić swój flet, czasem zaś Rozróżnić można tutaj dwa aspekty: abstrakcyjna maszyna twarzowości,
wszyscy zapadają w sen11. Podobnie rzecz ma się w przypadku kazirodz- złożona z czarnej dziury i białej ściany, działa w dwóch trybach, z któ-
twa: nie istnieje jego zakaz, są tylko kazirodcze sekwencje, przyłączające rych jeden obejmuje jednostki bądź elementy, drugi zaś – wybory. Z jed-
się do sekwencji zakazu w tych czy innych współrzędnych. Malowanie nej strony, czarna dziura w swym działaniu przypomina centralny kom-
ciał, tatuaże, kaleczenie i oznakowywanie skóry łączą się z wielowymia- puter, Chrystusa, trzecie oko, przemieszczające się po ścianie czy białym
rowością ciał. Same maski są raczej rękojmią przynależności głowy do ekranie jako ogólnej powierzchni odniesienia. Niezależnie od nadawa-
ciała, aniżeli próbą wydobycia z niej twarzy. Dokonują się tam bez wąt- nych jej treści, maszyna przystępować będzie do budowy jednostki twa-
pienia głębinowe ruchy deterytorializacji, zaburzające wszystkie współ- rzowej, elementarnej twarzy w jedno-jednoznaczej relacji z inną: to męż-
rzędne ciała i zarysowujące szczególne układy władzy, podłączające cia- czyzna lub kobieta, bogacz lub biedak, dorosły lub dziecko, przywódca
ło jednak nie do twarzowości, lecz do zwierzęcych stawań się, zwłaszcza lub poddany, „jakiś x lub jakiś y”. Przemieszczanie się czarnej dziury po
z pomocą narkotyków. Nie brak tu, rzecz jasna, duchowości, stawania ekranie czy omiatanie trzecim okiem powierzchni odniesienia ustana-
się-zwierzętami obejmują pewnego zwierzęcego Ducha, ducha-jaguara, wiają wielość dychotomii bądź rozgałęzień jako czteroocznych maszyn,
ducha-ptaka, ducha-ocelota, ducha-tukana, które nawiedzają od środ- którymi są elementarne twarze występujące parami. Twarz nauczyciel-
ka ciało, by nim zawładnąć, wnikają w jego jamy, wypełniają jego obję- ki i ucznia, ojca i syna, robotnika i pracodawcy, gliny i obywatela, oskar-
tość, zamiast przydawać mu jakąś twarz. Przypadki opętania dają wyraz żonego i sędziego („sędzia wyglądał na surowego, jego spojrzenie zda-
bezpośredniej więzi Głosów z ciałem, nie zaś z twarzą. Organizacje wła- wało się nie mieć granic”). Konkretne jednostkowe twarze wytwarzają
dzy szamana, wojownika, łowcy, kruche i tymczasowe, wykazują się tym się i przekształcają wokół owych jednostek i ich zestawień, jak w twarzy
większym uduchowieniem, im bardziej wymagają pośrednictwa cieles- bogatego dziecka, w której daje się już rozpoznać żołnierskie powołanie
ności, zwierzęcości i roślinności. Twierdząc, że ludzka głowa przynale- i żołdacki kark. W twarz się raczej wślizguje, niż się ją posiada.
ży nadal do warstwy organizmu, nie odrzucamy, rzecz jasna, istnienia ja- Z drugiej strony, abstrakcyjna maszyna twarzowości przejmuje rolę
kiejś kultury czy jakiejś społeczności, uznajemy jedynie, że kody owych selektywnej odpowiedzi bądź doboru: w wypadku danej już, konkretnej
kultur i społeczności obejmują ciała, przynależność głów do ciał, goto- twarzy, maszyna decyduje, w oparciu o elementarne jednostki twarzo-
wość systemu ciało-głowa do stawania się, do przyjmowania w siebie we, czy się ona nadaje, czy też nie, czy przechodzi, czy nie przechodzi. Bi-
dusz przyjacielskich i przepędzania od siebie dusz wrogich. Głowy lu- narna relacja w tym wypadku jest typu „tak albo nie”. Puste oko czarnej
dzi „pierwotnych” mogą być najbardziej ludzkie, najpiękniejsze i najbar- dziury pochłania albo odrzuca, niczym na poły zramolały despota, który
dziej duchowe ze wszystkich, ludzie ci nie mają bowiem twarzy i do ni- nadal wykonuje gest łaski albo potępienia. Twarz nauczycielki wykrzy-
czego jej nie potrzebują. wiają nerwowe tiki, przybierając wyraz obawy, sprawiający, że „coś jest
nie tak”. Oskarżony, poddany wykazujący się przesadną służalczością,
11 Jacques Lizot, Le cercle des feux, Seuil 1976, s. 34 i nast. ocierającą się o zuchwałość; bądź też nazbyt układny, by było to szczere.

212 213
t ys i ąc P l at e au / 7 / R o k z e r ow y – T wa r zowo ś ć

Twarz nie będąca ani twarzą mężczyzny, ani kobiety. Również twarz nie są. Cięcie nie przebiega już zatem między wnętrzem a zewnętrzem, lecz
dająca się przypisać ani biedakowi, ani bogaczowi. Czy jest to twarz czło- w obrębie równocześnie istniejących łańcuchów znaczących oraz kolej-
wieka zdeklasowanego, który stracił fortunę? Z każdą chwilą maszyna nych wyborów. Rasizm nie wykrywa nigdy cząstek innego, lecz rozprze-
odrzuca niezdatne twarze, podejrzane grymasy. Wszelako czyni to wy- strzenia zawsze wyłącznie fale tego samego, dopóki nie doprowadzi do
łącznie na danym poziomie wyboru. Trzeba bowiem ustanawiać kolej- wyginięcia tego, co nie daje się utożsamić (bądź daje się utożsamić wy-
no typy odstępstw – odchylenia dla wszystkiego, co wymyka się jedno- łącznie w oparciu o to czy inne odstępstwo). Jego okrucieństwu dorów-
-jednoznacznym relacjom, wprowadzając binarne stosunki między tym, nuje jedynie jego niekompetencja i naiwność.
co akceptowane przy pierwszym wyborze, a tym, co jedynie dopuszczal- Malarstwo posłużyło się wszelkimi dostępnymi zasobami oblicza-
ne przy drugim i kolejnych. Biała ściana wznosi się coraz wyżej, a czarna -Chrystusa w o wiele radośniejszy sposób. Wykorzystało abstrakcyjną
dziura nieustannie wciąga. Nauczycielka popada w obłęd, jej obłęd jed- maszynę twarzowości, połączenie białej ściany z czarną dziurą, na wszel-
nak jest twarzą zgodną z n-wyborem (nie ostatnim jednak, istnieją bo- kie możliwe sposoby, by z pomocą twarzy Chrystusa wytworzyć wszyst-
wiem jeszcze twarze obłąkanych niezgodne z dopuszczalną normą sza- kie możliwe jednostki twarzy, jak również wszelkie możliwe odstęp-
leństwa). Ach, ani to mężczyzna, ani kobieta, to transwestyta! Zawiązuje stwa – odchylenia. Radowanie się taką niczym nieograniczoną swobodą
się tym samym binarny stosunek między „nie” pierwszej kategorii a „tak” uwidacznia się w malarstwie od epoki średniowiecza po odrodzenie.
kategorii kolejnej, mogący zarówno wyznaczać warunkową dopuszczal- Chrystus nie tylko przewodzi utwarzowieniu wszelkich ciał (wraz z jego
ność, jak wskazywać wroga, którego należy za wszelką cenę pokonać. własnym), przekrajobrazowieniu wszelkich środowisk (wraz z włas-
Tak czy owak, rozpoznano cię, abstrakcyjna maszyna wpisała się w swój nym), lecz obejmuje w sobie wszelkie możliwe zestawienia elementar-
parcelacyjny zespół. Nietrudno zauważyć, że w swej nowej roli wykrywa- nych twarzy i szafuje wszelkimi odstępstwami: Chrystus – jarmarczny
cza odchyleń maszyna twarzowości nie poprzestaje na jednostkowych atleta, Chrystus – zmanierowany pedał, czarny Chrystus, a przynajmniej
przypadkach, lecz działa w równie ogólny sposób, jak w swej pierwszej czarna Madonna gdzieś z boku na ścianie. Do największych wybryków
roli – porządkowania i opracowywania normalności. Jeśli Chrystus, in- dochodzi na płótnach za sprawą katolickiego kodeksu. Oto jeden z nie-
nymi słowy: jakikolwiek biały Człowiek, jest twarzą, pierwsze odchyle- zliczonych tego przykładów: na białym tle krajobrazu i sino-czarnej dziu-
nia, pierwsze typy odstępstw mają charakter rasowy: przedstawiciele ry nieba ukrzyżowany Chrystus przemieniony w maszynę latawca prze-
żółtej rasy, czarnej rasy, ludzie drugiej i trzeciej kategorii. Również oni syła promieniami stygmaty świętemu Franciszkowi. Stygmaty dokonują
zapisani zostaną na ścianie, rozmieszczeni przez czarną dziurę. Wyma- utwarzowienia ciała świętego, na obraz i podobieństwo ciała Chrystu-
gają wszak schrystianizowania, czyli trzeba ich utwarzowić. Europej- sa, promienie niosące świętemu stygmaty są jednak zarazem sznurka-
ski rasizm jako uroszczenie białego człowieka nie działał nigdy w trybie mi, którymi steruje on boskim latawcem. Tak oto pod znakiem krzyża
wykluczenia ani wyznaczania kogokolwiek, kogo określałoby się mia- nauczyliśmy się ucierać na wszelkie sposoby twarz i przyrządzać proce-
nem Innego; to raczej w społeczeństwach pierwotnych obcych ujmo- sy utwarzowienia.
wano jako „innych”12. Rasizm działa w trybie określania zakresu obec- Teoria informacji postuluje pewien jednorodny zbiór gotowych
nego w danym odchyleniu odstępstwa w stosunku do twarzy białego znaczących przekazów, ujętych już jako elementy jedno-jednoznacznych
Człowieka, która w swe rozchodzące się kręgami i nieustannie zwalnia- relacji bądź takich, że ich elementy porządkowane są między przekaza-
jące fale włączyć chce niezgodne z normą rysy, by je w danym miejscu, mi wedle tego rodzaju relacji. Ponadto, dobór odpowiednich zestawień
pod pewnymi warunkami, w pewnym getcie tolerować albo zetrzeć je ze zależy od pewnej liczby binarnych podmiotowych wyborów, wprost pro-
ściany, która nie znosi inności (to Żyd, to Arab, to czarny, to szaleniec… porcjonalnej do liczby elementów. Pozostaje problem: cała ta operacja
itp.). Z punktu widzenia rasizmu nie ma żadnego zewnętrza, nie ma ni- ujedno-jednoznacznienia, binaryzacji (która nie zależy wyłącznie, jak
kogo, kto pochodziłby z zewnątrz. Są tylko ci, którzy mają przypominać wiadomo, od jakiejś większej swobody obrachunku) zakłada wcześniej-
nas samych, a których cała zbrodnia sprowadza się do tego, że nami nie sze wzniesienie pewnej ściany czy rozpostarcie pewnego ekranu, zain-
stalowanie centralnej komputerowej dziury, bez czego nie dałoby się wy-
12 Na temat pochwycenia obcego jako Innego zob. André Haudricourt, L’origine różnić żadnego przekazu ani dokonać jakiegokolwiek wyboru. System
des clones et des clans, w: „L’Homme”, styczeń 1964, s. 98-102 oraz Robert Jau-
lin, Gens du soi, gens de l’autre, Union Générale d’Editions 1973, s. 10-18 (przed­ czarnej dziury-białej ściany musi z góry rozparcelować całą dostępną
mowa, s. 20). przestrzeń, wyznaczyć swe rozgałęzienia i dychotomie, wyłącznie po

214 215
t ys i ąc P l at e au / 7 / R o k z e r ow y – T wa r zowo ś ć

to, by zapewnić pojmowalność możliwości rozgałęzień oraz dychoto- uprzednio podmiotu czy znaczącego, lecz jest w nie włączona, obdarza-
mii znaczącego i podmiotowości. Mieszana semiotyka znaczeniowości jąc je konieczną substancją. To nie podmiot dobiera twarze, jak w teście
i upodmiotowienia potrzebuje szczególnej ochrony przed jakąkolwiek Szondiego, to twarze dobierają swe podmioty. To nie znaczące interpre-
zewnętrzną ingerencją. Lepiej nawet, gdyby takiego zewnętrza w ogó- tuje figurę czarnej plamy-białej dziury czy białej kartki-czarnej dziury, jak
le nie było: nie ma tutaj miejsca na żadną koczowniczą maszynę, żadną w teście Rorschacha, to owa figura programuje znaczące.
pierwotną wielogłosowość, z ich zestawieniami i połączeniami niejed- Posunęliśmy się nieco dalej w próbie odpowiedzi na pytanie: co
norodnych substancji wyrażenia. Wystarczającym warunkiem wszelkiej uruchamia abstrakcyjną maszynę twarzowości, skoro nie działa ona za-
przekładalności ma być tutaj jedna jedyna substancja wyrażenia. Budo- wsze i bez ustanku ani w dowolnych formacjach społecznych. Niektóre
wać łańcuchy znaczące z odrębnych, cyfrowych i zdeterytorializowa- spośród społecznych formacji potrzebują twarzy, jak również krajobra-
nych elementów, można jedynie pod warunkiem rozporządzania pew- zów13. Oto cała historia. Dokonał się bowiem, w nader rozmaitych, choć
nym semiologicznym ekranem, pewną chroniącą je ścianą. Dokonywać ściśle czasowo określonych momentach, powszechny rozpad wszyst-
podmiotowych wyborów między dwoma łańcuchami czy w dowolnym kich pierwotnych, wielogłosowych, niejednorodnych semiotyk, wyko-
punkcie łańcucha, można jedynie pod warunkiem, że żadna zewnętrzna rzystujących różnorakie substancje i formy wyrazu, ustępując miejsca
zawierucha nie pociągnie za sobą owych łańcuchów i podmiotów. Nie pewnej semiotyce znaczeniowości i podmiotowości. Niezależnie od ich
sposób utkać osnowy podmiotowości, jeśli nie istnieje jakieś środkowe wzajemnych proporcji czy przewagi jednej z nich nad drugą w danym
oko, jakaś czarna dziura chwytająca wszystko to, co by ją przekraczało, co wypadku, niezależnie od różnych postaci ich faktycznych mieszanin,
przekształcałoby w równym stopniu przypisane z góry afekty i panujące ich cechą wspólną było dławienie wszelkiej wielogłosowości, wyniesie-
znaczenia. Ponadto, niedorzecznością jest wiara w to, by mowa jako taka nie języka do rangi jedynej formy wyrazu, działanie w trybie znaczące-
mogła być nośnikiem przekazu. Język bowiem zawsze jest schwytany go ujedno-jednoznacznienia i podmiotowej binaryzacji. Nadliniowość
przez twarze, zapowiadające jego wypowiedzi, obciążające je wobec bie- właściwa językowi traci swe powiązanie z wielowymiarowymi figura-
żących znaczących i odnośnych podmiotów. To twarzami kierują się wy- mi, spłaszcza teraz wszelkie bryły, podporządkowuje sobie wszystkie li-
bory i wedle nich porządkują się elementy: powszechnej gramatyki nie nie. Czy tylko przypadkiem językoznawstwo natrafia zawsze na począt-
sposób nigdy odróżnić od wyszkolenia w twarzach. Twarz to w istocie ku na problem homonimii i wieloznacznych wypowiedzi, które musi jak
tuba. Wobec tego abstrakcyjna maszyna twarzowości ma nie tylko do- najszybciej poddać zespołowi binarnych redukcji? Ujmując ogólniej, nie
starczyć ochronnego ekranu i czarnej komputerowej dziury, wytwarzać wolno odtąd wspierać jakiejkolwiek wielogłosowości, najmniejszego
ma ona również twarze, wyznaczające wszelkiego rodzaju odgałęzienia choćby zarysu kłączowatości: biegające, bawiące się, tańczące czy rysują-
i dychotomie, bez których z kolei, jako przynależnych im w języku, obyć ce dziecko, które nie skupia swej uwagi na mówieniu i pisaniu, nigdy nie
by się nie mogły również w swym własnym funkcjonowaniu znaczące stanie się należytym podmiotem. Krótko mówiąc, nowa semiotyka wy-
i podmiotowość. Nie ulega wątpliwości, że binaryzmy i jedno-jedno- maga systematycznego niszczenia wielości pierwotnych semiotyk, na-
znaczności twarzy nie są tym samym, co binaryzmy i jedno-jednoznacz- wet jeśli wznosi się na ich gruzach, przechowywanych przez nią w ściśle
ności mowy, jej elementów i jej podmiotów. Nie są do siebie podobne obmurowanych granicach.
pod jakimkolwiek względem. Pierwsze z nich jednak stanowią podstawę Wszelako to nie semiotyki toczą ze sobą w ten sposób wojnę, z po-
podtrzymującą drugie. W istocie przekształcając dowolne uformowane mocą jedynie własnego oręża. To nader szczególne układy władzy za-
treści w jedną substancję wyrażenia, maszyna twarzowości podporząd- prowadzają pewien porządek znaczeniowości i upodmiotowienia jako
kowuje je z góry jednej formie znaczącego i podmiotowego wyrażenia. ich określonych form wyrażenia, zakładających się wzajemnie z nowy-
Przystępuje ona do zastanej parcelacji, dającej możliwość wyróżnienia mi treściami. Nie ma znaczeniowości bez despotycznego układu. Nie
znaczących elementów i dokonania podmiotowych wyborów. Maszyna ma upodmiotowienia bez układu autorytarnego. Nie ma możliwości ich
twarzowości nie jest dołączona do znaczącego i podmiotu, jest ona ra-
czej z nimi połączona i je warunkuje: jedno-jednoznaczności, binarno- 13 Maurice Ronai pokazuje, że krajobraz, zarówno jako rzeczywistość, jak i pojęcie,
ści twarzy powielają inne i kolejne, odbicia twarzy zwielokrotniają zaś odsyła do pewnej semiotyki i nader szczególnych aparatów władzy: swe źródło,
lecz również pewną zasadę politycznej zależności, odnajduje w nich geografia
odbicia znaczące i podmiotowe. Właśnie dlatego, że twarz zależna jest (krajobraz jako „oblicze ojczyzny bądź narodu”), Zob. Paysages, w: „Herodote”,
od pewnej abstrakcyjnej maszyny, nie zakłada ona żadnego istniejącego nr 1, styczeń 1976.

216 217
t ys i ąc P l at e au / 7 / R o k z e r ow y – T wa r zowo ś ć

skrzyżowania bez udziału układów władzy, operujących właśnie znaczą- abstrakcyjną maszyną oraz stosunek między twarzą a układami władzy,
cymi, oddziałujących na dusze i podmioty. To właśnie owe układy wła- wymagającymi tego rodzaju społecznego wytwarzania. Twarz to polityka.
dzy, owe despotyczne czy autorytarne formacje wyposażają tę nową Rzecz jasna, przekonaliśmy się już wcześniej, że znaczeniowość
semiotykę w narzędzia jej imperializmu, czyli jednocześnie w narzę- i podmiotowość są semiotykami całkowicie od siebie odrębnymi pod
dzia niszczenia innych i samoobrony przed jakimkolwiek zagrożeniem względem formalnym, o innych ustrojach (okrężne promieniowanie,
płynącym z zewnątrz. Chodzi o planowe wyzbycie się ciał i cielesnych segmentowa liniowość), o odmiennych zespolonych z nimi aparatach
współrzędnych, w których pleniły się wielogłosowe i wielowymiaro- władzy (despotyczne powszechne niewolnictwo, autorytarna umowa-
we semiotyki. Ciała wymagają dyscypliny, a cielesność wyrugowania, -proces). Żadna z nich jednak nie rozpoczyna się wraz z Chrystusem ani
przepędzić trzeba stawania-się-zwierzętami, deterytorializację zaś po- z białym człowiekiem jako powszechną postacią chrześcijanina. Istnie-
sunąć aż do nowego progu, by móc w końcu przeskoczyć od warstw or- ją azjatyckie, afrykańskie czy indiańskie despotyczne formacje znacze-
ganicznych do warstw znaczeniowości i upodmiotowienia. Wytwarzać niowości, a autorytarny proces upodmiotowienia w najczystszej posta-
się będzie tylko jedną substancję wyrażenia. Zbuduje się system białej ci przejawia się w losie ludu żydowskiego. Niezależnie jednak od różnic
ściany-czarnej dziury, a jeszcze lepiej, wprawi w ruch ową maszynę abs- między tymi semiotykami, tworzą one faktycznie mieszaninę i właśnie
trakcyjną, która ma dopuścić i zagwarantować wszechmoc znaczącego, z poziomu owego zmieszania zgłaszają swoje imperialistyczne roszcze-
a zarazem autonomię podmiotu. Przybiją was do białej ściany, strącą nia, innymi słowy: wspólne im żądanie starcia na proch wszystkich pozo-
was w czarną dziurę. Maszynę tę zwie się maszyną twarzowości dlatego, stałych semiotyk. Nie ma znaczeniowości, która nie zawierałaby w sobie
że służy ona społecznemu wytwarzaniu twarzy, dokonuje przetwarzo- ziarna podmiotowości, nie ma upodmiotowienia, które nie ciągnęłoby
wienia całego ciała, jego okolic i przedmiotów. Deterytorializacja ciała za sobą resztek znaczącego. Skoro znaczące odbija się przede wszystkim
zakłada reterytorializację w twarzy, zdekodowanie ciała – nadkodowa- od ściany, skoro podmiotowość stacza się przede wszystkim ku dziurze,
nie przez twarz, rozpad współrzędnych cielesnych i okolic – skonstru- pora rzec, że ściana znaczącego poprzebijana jest już czarnymi dziura-
owanie pewnego krajobrazu. Semiotyka znaczącego i podmiotowości mi, a czarna dziura podmiotowości kryje już w sobie odłamki ściany. Ich
nie uwzględnia nigdy ciała. Niedorzecznością jest zatem postulowa- mieszanina jest zatem doskonale umocowana w niezniszczalnej i nie-
nie powiązania znaczącego z ciałem. Chyba, że będzie to ciało doszczęt- usuwalnej maszynie białej ściany-czarnej dziury, obie zaś semiotyki nie-
nie już przetwarzowione. Różnica między naszymi mundurami i stro- ustannie się ze sobą mieszają, wzajemnie krzyżując, przecinając i do sie-
jami z jednej strony a malowidłami i odzieniem u ludów pierwotnych bie podłączając, jak u „Hebrajczyka i Faraona”. Kryje się w tym jednak
polega na tym, że te pierwsze dokonują utwarzowienia ciała z pomocą jeszcze coś więcej, natura mieszanin może być nader różna. Jeśli datuje-
czarnych dziur guzików i białej ściany tkaniny. Nawet maska zmienia my maszynę twarzowości, umieszczając jej powstanie w roku zerowym
tutaj funkcję na przeciwstawną tej, którą pełniła poprzednio. Nie ma bo- narodzin Chrystusa i łączymy ją z dziejami białego człowieka, to dlatego,
wiem jakiejś jednej i niezmiennej funkcji maski, za wyjątkiem może ne- że mieszanina ta przestaje być wówczas jedynie krzyżówką i splotem, by
gatywnej (w żadnym razie maska nie służy ukrywaniu, chowaniu cze- stać się całkowicie jednorodnym bytem, w którym każdy element prze-
gokolwiek, nawet poprzez okazanie czy odsłonięcie). Maska bowiem nika i przesyca wszystkie pozostałe, jak kropla czarno-czerwonego wina
albo gwarantuje przynależność głowy do ciała i jego stawanie-się-zwie- białą wodę. Nasza semiotyka nowoczesnego białego człowieka, a wręcz
rzęciem, jak w ramach semiotyk pierwotnych, albo też, przeciwnie, jak semiotyka kapitalizmu, na tyle stała się tego rodzaju mieszaniną, w któ-
obecnie, maska gwarantuje wzniesienie i wyniesienie twarzy, utwarzo- rej znaczeniowość i upodmiotowienie wzajemnie się niemal pokrywa-
wienie głowy i ciała. Maska jest wobec tego twarzą samą w sobie, abs- ją. Tutaj oto twarzowość, czyli system białej ściany-czarnej dziury, zy-
trakcją i operacją twarzy. Nieludzkość twarzy. Twarz nigdy nie zakła- skuje zatem swoje największe natężenie. Powinno się jednak odróżnić
da jakiegoś zastanego znaczącego czy podmiotu. Porządek jest zgoła stany zmieszania od zmiennych proporcji elementów. Zarówno w sta-
inny: konkretny układ despotycznej i autorytarnej władzy → odpalenie nie chrześcijańskim, jak i w stanach przedchrześcijańskich, jeden ele-
abstrakcyjnej maszyny twarzowości, biała ściana-czarna dziura →za- ment może górować nad innymi, mieć większą czy mniejszą moc. Dla-
montowanie nowej semiotyki znaczeniowości i upodmiotowienia na tego należałoby rozstrzygnąć, czym są twarze-granice, których nie należy
owej podziurawionej powierzchni. Dlatego nieustannie rozważamy mylić z jednostkami twarzowości ani z odstępstwami twarzy, omawia-
dwa problemy rozłącznie: stosunek między twarzą a wytwarzającą ją nymi uprzednio.

218 219
t ys i ąc P l at e au / 7 / R o k z e r ow y – T wa r zowo ś ć

I. Tutaj czarna dziura znajduje się na białej ścianie. Nie jest to jed- podmiotowego, namiętnego, refleksyjnego. To twarz czy krajobraz mor-
nak jednostka, gdyż czarna dziura bezustannie przemieszcza się po ścia- ski: rozpościerający się wzdłuż linii oddzielającej niebo od wód, ziemię
nie i działa w trybie binaryzacji. Dwie czarne dziury, cztery czarne dziu- od morza. Tę autorytarną twarz widać z profilu, pomyka ona ku czar-
ry, n czarnych dziur rozmieszcza się niczym oczy. Twarzowość zawsze nej dziurze. Widać też czasem dwie twarze zwrócone do siebie twarzą
jest wielorakością. Krajobraz wypełniają oczy, jak czarne dziury, niczym w twarz, widoczne jednak z profilu od strony obserwatora – ich spot-
na obrazie Ernsta, rysunku Aloïse’go czy Wölfliego. Na białej ścianie za- kanie naznaczone jest jednak od początku niepokonanym oddaleniem.
rysowuje się okręgi obramowujące dziurę: wszędzie, gdzie taki krąg się Czasem są to też twarze odwracające się od siebie, pod ciężarem zdrady,
pojawia, wstawić można oko. Można by nawet postulować następujące która je od siebie oddala. Tristan, Izolda, Izolda, Tristan – w łodzi niosą-
prawidło: im liczniej obwiedziona dziura, tym bardziej ów efekt obwie- cej ich na skraj czarnej dziury zdrady i śmierci. Twarzowość świadomości
dzenia poszerza powierzchnię, po której się ona przesuwa i tym większą i namiętności, redundancja rezonansu i sprzężenia. Tym razem zbliżenie
mocą chwytania obdarza tę powierzchnię. Najdoskonalszym przykła- nie prowadzi do powiększenia powierzchni, którą zwija zarazem, pozba-
dem tego zjawiska są ludowe etiopskie zwoje, przedstawiające demo- wione jest już czasowej funkcji antycypacyjnej. Wyznacza próg pewnej
ny: dwie czarne dziury na białej powierzchni pergaminu, szkicujące za- skali intensywności bądź do niej przynależy, unosi linię, wzdłuż której
rys kwadratowej bądź okrągłej twarzy; te czarne dziury jednak mnożą się podążają twarze w miarę, jak zbliżają się do swego kresu w postaci czar-
i powielają, rozpleniają, za każdym razem zaś, gdy dodajemy kolejny krąg, nej dziury. Zbliżenie Eisensteina kontra zbliżenie Griffitha (intensywne
wytwarza się nową czarną dziurę, gdzie wstawia się oko14. Efekt schwy-
tania pewnej powierzchni, która tym bardziej się zwija, im bardziej się
powiększa. Oto znaczące despotyczne oblicze wraz z właściwym mu po-
wieleniem, namnożeniem, występowaniem w nadmiarze. Pomnożenie
oczu. Despota wraz ze swoimi przedstawicielami są wszędzie. To twarz
widziana z przodu, przez poddany podmiot, który sam tym mniej wi-
dzi, im bardziej pochłaniają go czarne dziury. To figura losu, los doczesny,
obiektywny los znaczący. Filmowemu zbliżeniu figura ta jest doskonale
znana: zbliżenie Griffitha na twarz, element twarzy czy przetwarzowio-
ny przedmiot, które uzyskują tym samym czasowy walor antycypacyjny Maszyna prosta Z efektem Maszyna czterooczna
(wskazówki wahadłowego zegara zawsze coś zwiastują). zwielokrotnienia
II. Tutaj, przeciwnie, biała ściana się zawęża, zamienia w srebrną nić obwiedzeń

biegnącą ku czarnej dziurze. Czarna dziura przyciąga i zestala wszyst-


kie czarne dziury, wszystkie oczy, wszystkie twarze, krajobraz zaś prze-
mienia się w nić zawijającą się u swego najdalszego końca wokół dziu-
ry. Nadal jest to mnogość, tym razem jednak w innej figurze losu – losu

14 Zob. Jacques Mercier, Rouleaux magiques éthiopiens, Seuil 1979, oraz Les pe-
intures des rouleaux protecteurs éthiopiens, „Journal of Ethiopian Studies”, XII,
lipiec 1974; Études stylistiques des peintures de rouleaux protecteurs éthiopiens,
„Objets et mondes”, XIV, lato 1974 („Oko warte jest twarzy, która warta jest cia-
ła (…) W pustych miejscach w środku wyrysowane są źrenice. (…) Dlatego na-
leżałoby mówić o kierunkach wyposażonych w magiczne znaczenie, oparte na
oczach i twarzach, przy użyciu tradycyjnych motywów dekoracyjnych, takich
jak szrafowanie, wzory szachownicy, czteroramienne gwiazdki.). Władza Ny-
gusa, z jego powoływaniem się na wywodzenie się z rodu Salomona, z jego or-
szakiem magów, płynęła z jego oczu czarnych jak węgle, działających niczym Pomnożenie oczu za pomocą zwielokrotnionego obwiedzenia
czarne dziury, anioły czy demony. Zbiór studiów J. Merciera wniósł zasadniczy
wkład do analiz nad problematyką funkcji twarzy.

220 221
t ys i ąc P l at e au / 7 / R o k z e r ow y – T wa r zowo ś ć

spotęgowanie smutku bądź gniewu w zbliżeniach z Pancernika Potiomki- jest całkowicie obwiedziona, a nawet nad-wiedziona, skutkiem zaś owe-
na). Również tutaj doskonale widać, że możliwe są wszystkie zestawie- go obwiedzenia jest bądź zwiększenie powierzchni ściany, bądź spotę-
nia dwóch granicznych figur twarzy. W filmie Lulu Pabsta despotyczna gowanie intensywności linii. Czarna dziura jednak nigdy nie tkwi w oku
twarz upadłej Lulu łączy się z obrazem noża do krojenia chleba, obrazem (jako źrenica), zawsze bowiem znajduje się wewnątrz obwódki, oczy zaś
o walorze antycypacyjnym, zapowiadającym morderstwo; także autory- zawsze tkwią w dziurze: martwe oczy widzą tym lepiej, im głębiej po-
tarna twarz Kuby Rozpruwacza, przebiegająca całą skalę intensywności, grążone są w czarnej dziurze15. Wspólne cechy nie zacierają jednak róż-
wiodącej ją ku nożowi i zabójstwu Lulu. nic-granic między tymi dwiema figurami twarzy oraz stopnia, w jakim
jedna bądź druga dominuje w obrębie semiotyki mieszanej – despo-
tyczna znacząca twarz lądowa albo namiętna i podmiotowa autorytarna
twarz morska (pustynia może stanowić lądową odmianę morza). Dwie
Maszyna kawalerska figury losu, dwa stany maszyny twarzowości. Jeanowi Parisowi udało
się znakomicie pokazać przejawianie się tych dwóch biegunów w malar-
stwie – Chrystusa despotycznego i Chrystusa owładniętego namiętnoś-
cią. Z jednej strony, twarz Chrystusa widziana en face, jak na bizantyń-
skich mozaikach, z czarną dziurą oczu zatopioną w złotym tle, gdzie cała
Maszyna złożona głębia wydobywa się na wierzch, rzutuje się na przestrzeń przed obra-
zem, z drugiej zaś, krzyżujące się i odwracające się od siebie twarze, wi-
dziane z pół-profilu czy z profilu, jak na płótnach z quattrocenta, spo-
glądające z ukosa i swym spojrzeniem wytyczające rozliczne wielorakie
linie, włączające głębię w obręb samego obrazu (można również przy-
toczyć dowolnie wybrane przykłady form przejściowych i mieszanych:
Maszyna sparowana
1. Linia muzyczności
choćby Powołanie apostołów Piotra i Andrzeja Duccia, przedstawione na
2. Linia malarskości tle krajobrazu morskiego, gdzie Chrystus wraz z pierwszym rybakiem
3. Linia krajobrazowości ujęty został już w zgodzie z drugą formułą, drugi rybak zaś nadal odma-
4. Linia twarzowości
lowany jest w stylu bizantyńskim16).
5. Linia świadomości
6. Linia namiętności Miłość Swanna: Proust doskonale potrafił wprawić we wzajemny
itd. rezonans twarze, krajobraz, malarstwo, muzykę itp. Trzy momenty
w historii Swanna-Odetty. Na początku buduje się całościowe urządze-
nie znaczące. Twarz Odetty o wielkich bladych czy żółtawych policz-
kach, z oczyma przypominającymi czarne dziury. Twarz ta jednak sama
Autorytarna podmiotowa twarz morska (na podstawie Tristana i Izoldy) z siebie nieustannie nawiązuje do czegoś innego, także umiejscowione-
go na ścianie. Na tym polega estetyzm, amatorstwo Swanna: wszystko
musi mu przypominać coś innego, schwytane w sieć interpretacji pod
Ujmując rzecz ogólniej, należy zauważyć wspólne cechy obu figur
granicznych. Z jednej strony, biała ściana, ogromne blade policzki mo- 15 To skądinąd również powracający temat powieści grozy i science fiction: oczy
głyby swobodnie stanowić substancjalny element znaczącego, czarna tkwią w czarnej dziurze, nie na odwrót („dostrzegam wyłaniający się z owej
czarnej dziury jaśniejący dysk, niczym oczy”). Kreskówki z kolei, przykładowo
dziura zaś, czyli oczy – refleksyjny element podmiotowości; zawsze idą
drugi numer Circus, przedstawiając czarną dziurę wypełnioną twarzami i ocza-
one ze sobą w parze, na dwa jednak sposoby: raz czarne dziury rozmiesz- mi oraz przeprawę przez ową czarną dziurę. Na temat związku oczu z dziura-
czają się i pomnażają na białej ścianie, a raz, na odwrót, ściana, zawężona mi i ścianami, zob. teksty i rysunki J.-L. Paranta, zwłaszcza Les yeux MMDVI,
do swego szczytu czy linii horyzontu, stacza się ku czarnej dziurze, która Christian Bour­gois 1976.
16 Zob. rozważania Jeana Parisa w: tegoż, L’espace et le regard, Seuil 1965, t. I, rozdz.
scala je wszystkie ze sobą. Nie ma ściany bez czarnych dziur, nie ma dziu- I (a także podobna przemiana wizerunku Madonny oraz odnośnie zmieniają-
ry bez białej ściany. Z drugiej strony, w obu przypadkach, czarna dziura cych się stosunków jej oblicza z obliczem Dzieciątka Jezus: tamże, t. II, rozdz. II).

222 223
t ys i ąc P l at e au / 7 / R o k z e r ow y – T wa r zowo ś ć

egidą znaczącego. Twarz odsyła do krajobrazu. Twarz musi przywoływać nadal ma wymiar katolicki, możliwe jest zatem tylko na drodze uwiecz-
obraz, „przypominać” mu jakiś jego fragment. Zasłyszana melodia pod- nienia. Przez cały czas skupia się na wyznaczaniu punktu, zamiast wyty-
rzucić musi mu jakąś krótką frazę, nawiązującą do twarzy Odetty, fra- czać linie, linie aktywnego ujścia, czyli pozytywnej deterytorializacji. Za-
zę, która ostatecznie okazuje się być niczym więcej, niż pewnym sygna- sadniczo różni się pod tym względem od powieści angloamerykańskiej.
łem. Biała ściana się wypełnia, pojawiają się w niej czarne dziury. Całe to „Umknąć, uciec, daleko stąd! (…) przekroczyć horyzont”17. Od Thomasa
urządzenie znaczeniowości, działające na zasadzie wzajemnego odsyła- Hardy’ego począwszy po Lawrence’a, od Melville’a po Millera, powra-
nia interpretacji do siebie, przygotowuje nadejście kolejnego momentu, ca to samo wezwanie: przekroczyć, wydobyć się, przedostać się – wy-
podmiotowego i namiętnościowego, w którym rozwinąć się będą mogły znaczyć linię w miejsce punktu. Odnaleźć linię oddzielenia, podążyć nią
zazdrość, kłótliwość i erotomania Swanna. Teraz oto twarz Odetty umy- bądź ją stworzyć, choćby za cenę zdrady. Dlatego pisarze ci mają całkiem
ka linią wiodącą ku jedynej czarnej dziurze – Męki Swanna. Pozostałe inny stosunek niż Francuzi do podróży, sposobów podróżowania, in-
linie, krajobrazowości, malarskości i muzyczności także spieszyć będą nych cywilizacji, Wschodu, Ameryki Południowej, jak również do narko-
ku tej katatonicznej dziurze czy wokół niej krążyć, okalając ją kolejnymi tyków i podróży bez ruszania się z miejsca. Doskonale wiedzą, jak trudno
obwódkami. jest wydobyć się z czarnej dziury podmiotowości, świadomości i pamię-
W trzecim momencie wszelako, u kresu swej niekończącej się męki, ci, wyrwać się z konieczności tworzenia par i związków małżeńskich. Jak
Swan udaje się na przyjęcie, w trakcie którego zauważa od razu, że twa- kuszące jest dać się im wchłonąć, dać się im ukołysać do snu, uczepić się
rze domowników i gości rozpadają się na samodzielne rysy estetyczne: pewnej twarzy… „W ciemnościach, gdzie się zaszyła uwięziona w czar-
jak gdyby linia malarskości oswobadzała się, wychodząc zarazem poza nej dziurze (...) oślepiający dynamizm woli zwalniał nieco tempo, przy-
obręb ściany i wydobywając się z czarnej dziury. Następnie na wolność dawał jej blasku topionej miedzi, słowa płynęły z ust niczym lawa, ciało
wydostaje się króciutka fraza z sonaty Vinteuila, łącząc się z linią czystej szukało gwałtownie punktu oparcia, grzędy na czymś stabilnym i sub-
muzyczności, jeszcze bardziej intensywną, bezznaczeniową i bezpod- stancjalnym, czegoś, w czym mogłoby zaznać odnowy i znaleźć chwilę
miotową. Swann już wie, że nie kocha Odetty, a zwłaszcza świadom jest wytchnienia. (...) Z początku brałem to za namiętność, ekstazę (...). Zda-
tego, że Odetta nigdy go nie pokocha. Czy tego rodzaju zbawienie po- wało mi się, że trafiłem na żywy wulkan, na Wezuwiusz w postaci kobie-
przez sztukę było konieczne, skoro nie ocaliło ani Swanna, ani Prousta? ty. Nie podejrzewałem, że to ludzki statek idący na dno oceanu rozpaczy,
Czy w ten właśnie sposób trzeba było przebić ścianę i wydobyć się z dziu- w Morzu Sargassowym impotencji. Teraz myślę o tamtej czarnej gwieź-
ry, na drodze wyrzeczenia się miłości? Czy ta miłość od początku nie była dzie przeświecającej przez dziurę w suficie, o tamtej niezmiennej gwieź-
skażona, zżerana przez znaczeniowość i zazdrość? Czy można było po- dzie, wiszącej nad naszą małżeńską celą, bardziej niezmiennej, bardziej
stąpić inaczej, zważywszy na przeciętność Odetty i estetyzm Swanna? odległej niż sam Absolut, i wiem, że to ona, wyzuta ze wszystkiego, co
W pewnym sensie to samo dotyczy magdalenki przeżuwanej przez nar- w istocie się na nią składało: martwe czarne słońce bez aspektu”18. Blask
ratora: zbytek, czarna dziura mimowolnych wspomnień. Jak się stąd wy- topionej miedzi niczym twarz na dnie czarnej dziury. Trzeba się z niej
dostać? Przede wszystkim jest to coś, z czego należy się wydobyć, czemu wydobyć, nie poprzez sztukę, czyli ducha, lecz z pomocą życia, w realnym
trzeba umknąć. Proust jest w pełni tego świadom, bez względu na to, jak życiu. Nie pozbawiajcie mnie mocy kochania! Wiedzą oni również, ci pisa-
bardzo niepomni na to byliby jego komentatorzy. Wydobędzie się stąd rze angloamerykańscy, jak trudno jest przebić ścianę znaczącego. Wie-
jednak z pomocą sztuki, wyłącznie dzięki sztuce. lu już tego próbowało, od czasów Chrystusa, poczynając od niego same-
Jak wydostać się z czarnej dziury? Jak przebić ścianę? Jak za- go. Samemu Chrystusowi to się jednak nie udało, nie zdołał utorować
trzeć twarz? Niezależnie od swego geniuszu, francuska powieść nie sobie przejścia, nie dał rady przeskoczyć, odbił się ostatecznie od ściany
jest w stanie tego dokonać. Nazbyt zaprzątnięta jest przemierzaniem i w „chwili, gdy chwiał się i kołysał, jak gdyby ogromnie się wzbraniał, za-
i wymierzaniem owej ściany, a wręcz jej wznoszeniem, zgłębianiem kotłował się negatywny wir wodny i wstrzymał jego śmierć. Cały nega-
jej czarnych dziur, rysowaniem twarzy. Francuska powieść jest z grun- tywny impuls ludzkości skłębił się poniekąd w gigantyczną, bezwładną
tu pesymistyczna i idealistyczna, w większym stopniu jest „krytyką ży-
cia, aniżeli do niego powołuje”. Pogrąża swych bohaterów w czarnej 17 D. H. Lawrence, Melville’s »Typee« and »Omoo« Studies in Classic American Lite-
rature, New York: Thomas Seltzer 1923, s. 197; tekst Melville’a rozpoczyna się od
dziurze, każe im odbijać się od ściany. Uznaje jedynie zaplanowane po- przedstawienia cudownego rozróżnienia na oczy ziemskie i oczy morskie.
dróże, a zbawienie – wyłącznie poprzez sztukę. Tego rodzaju zbawienie 18 Henry Miller, s. 204.

224 225
t ys i ąc P l at e au / 7 / R o k z e r ow y – T wa r zowo ś ć

masę, aby utworzyć człowiecze integrum, postać numer jeden, je­dyną tików ani miłosna czy estetyczna przygoda. Skoro twarz to polityka, jej
i niepodzielną”19 – Twarz. Przebić mur, najlepiej chiński, za jaką jednak wyzbycie się również jest polityczne i wymaga rzeczywistego stawania
cenę? Za cenę stawania-się-zwierzęciem, stawania-się-kwiatem bądź skałą, się, całkowitego stawania-się-potajemnym. Wyzbycie się twarzy jest tym
a ponadto, osobliwego stawania-się-niedostrzegalnym, stawania-się-ka- samym, co przebicie ściany znaczącego, wydobycie się z czarnej dziury
mieniem, nieróżniącym się już niczym od miłości20. To kwestia prędkości, podmiotowości. Programem i hasłem schizoanalizy staje się zatem co
choćby nawet osiąganej w bezruchu. Czy również zatarcia twarzy bądź, następuje: odnajdźcie w sobie czarne dziury i białe ściany, poznajcie je,
jak pisał Miller, niewidzenia i niespoglądania dłużej w oczy, przeniknię- rozpoznajcie własne twarze, inaczej się z nich nie odrzecie, inaczej nie
cia ich i przepłynięcia, z zamkniętymi własnymi oczyma, z ciałem obró- wyznaczycie sobie żadnej własnej linii ujścia21.
conym w promień światła, poruszającym się z coraz większą prędkoś- Dlatego musimy teraz wzmóc jeszcze bardziej i pomnożyć środ-
cią? Bez wątpienia, potrzeba do tego wszelkich dostępnych środków ki praktycznej ostrożności. Po pierwsze, nigdy nie chodzi o jakikolwiek
sztuki, i to sztuki najwyższej próby. Potrzeba wszelkich linii pisma, li- powrót do czegokolwiek. Nie chodzi o „powrócenie” do przedznaczą-
nii malarskości, linii muzyczności… To przez pismo bowiem stajemy się cych czy przedpodmiotowych semiotyk ludów pierwotnych. Nigdy nie
zwierzęciem, za sprawą barw stajemy się niedostrzegalni, dzięki muzyce zdołamy upodobnić się do Czarnego ani Indianina, a nawet do Chiń-
zaś – kamieniem, niepamiętnym, niedostrzegalnym zwierzęciem, łącz- czyka, i żadna podróż po południowych morzach, nieważne jak najeżo-
nie: zakochanym. Sztuka jednak nigdy nie jest celem, zawsze jest jedynie na trudnościami, nie pomoże nam przebić ściany, wydobyć się z dziury
narzędziem służącym wytyczaniu linii życia, innymi słowy, wszystkich ani zatracić twarzy. Nigdy nie zdołamy sporządzić sobie od nowa jakiejś
tych rzeczywistych stawań, które nie kończą się na sztuce, wszystkich pierwotnej głowy czy pierwotnego ciała, głowy ludzkiej, duchowej i po-
tych czynnych ujść, które nie polegają na szukaniu w niej ucieczki czy zbawionej twarzy. Przeciwnie, pozostaje nam jedynie robienie kolejnych
schronienia, owych pozytywnych deterytorializacji, które nie reteryto- zdjęć, odbijanie się znów od ściany, zawsze odnajdziemy tam jedynie re-
rializują się w sztuce, lecz unoszą ją ze sobą ku krainom bezznaczeniowo- terytorializacje. Och, moja piękna bezludna wyspo, w której rozpozna-
ści, bezpodmiotowości i bez twarzy. ję obraz Closerie des Lilas! Och, mój głęboki oceanie, odbijający obraz
Zatarcie twarzy nie jest łatwym zadaniem. Jego skutkiem ryzyku- Lasku Bulońskiego. Och, frazo z sonaty Vinteuila, przypominająca mi
je się bowiem popadnięcie w obłęd: czy to przez przypadek schizol tra- jakąś błogą chwilę! Fizyczne i duchowe ćwiczenia ze Wschodu, wyko-
ci zarazem zdolność rozpoznawania twarzy, własnej oraz cudzych, zdol- nywane jednak w parach, w małżeńskim łożu z chińską zasłoną. Czy zro-
ność widzenia krajobrazu, posługiwania się językiem i rozumienia jego biłeś dzisiaj wszystkie ćwiczenia? Lawrence ma za złe Melville’owi tyl-
panujących znaczeń? Organizacja twarzy jest wszak nader potężna. Moż- ko jedno: przeprawiwszy się na drugą stronę twarzy, oczu i horyzontu,
na powiedzieć, że twarz obejmuje swym prostokątem czy owalem cały ściany i dziury, skuteczniej niż ktokolwiek przed nim, przeprawę tę, ową
zespół rysów, rysów twarzowości, które sobie tym samym podporządko- twórczą linię, pomylił z „niemożliwością powrotu”, powrotem do dzi-
wuje i zaprzęga w służbę znaczeniowości i upodmiotowienia. Czym jest kich w Taipi, kolejną artystyczną stylizacją i nienawiścią do życia, ma-
tik? Otóż jest przejawem podejmowanej nieustannie na nowo walki mię- nierą stanowiącą gwarancję tęsknoty za utraconą ojczyzną22 („Melvil-
dzy rysem twarzowości, usiłującym wymknąć się suwerennej organizacji le żywił tęsknotę za swym domem i swą matką, dwiema rzeczami, od
twarzy, a samą twarzą, która chce go w sobie zamknąć, w siebie schwy- których starał się uciec tak daleko, jak tylko zanieść mogły go okręty (…)
tać, tamując jego linię ujścia i narzucając mu na powrót własny porządek Powrócił do domu, by zmierzyć się z resztą swego życia (…) Wyrzekł się
(czy wziąwszy pod uwagę medyczne rozróżnienie na tik kloniczny, czyli życia. Utknął w swym ideale związku doskonałego, spełnionej miłości
drgawkowy oraz tik toniczny, czyli kurczowy, w przypadku pierwszego
nie należałoby dostrzec przewagi rysu twarzowości, który stara się gdzieś
21 W L’analyse caractérielle Wilhelma Reicha (Payot 2006) twarz wraz z rysami twa-
umknąć, w drugim zaś – przewagi organizacji twarzowej, usiłującej go
rzowości rozpatruje się jako jeden z pierwszych fragmentów charakterologicz-
pochwycić i unieruchomić?). Wszelako, jeśli wyzbycie się twarzy nastrę- nego „pancerza” i oporu stawianego przez ja (zob. „pierścień oczny”, a następnie
cza tak wielu trudności, to dlatego, że nie jest to jedynie prosta historia „pierścień ustny”). Pierścienie te łączą się ze sobą na płaszczyznach prostopad-
łych do „strumienia orgonu”, przez co tamują swobodny przepływ tego strumie-
nia przez całe ciało. Stąd paląca konieczność zdjęcia z siebie tego rodzaju pance-
19 Tamże, s. 56-57. rza i „rozerwania pierścieni). Zob. s. 311 i nast.
20 Tamże, s. 57. 22 Zob. Herman Melville, Taipi, tłum. B. Zieliński, Czytelnik 1963.

226 227
t ys i ąc P l at e au / 7 / R o k z e r ow y – T wa r zowo ś ć

idealnej (…). Prawdziwie idealnym związkiem jest ten, w którym każda niczym muszla, porzucona przez morze gdzieś na plaży”24. Niepewna
ze stron pozostawia ogromne krainy nieodkryte w drugiej (…) Melville chwila, w której system białej ściany-czarnej dziury, czarnego punktu-
był w gruncie rzeczy mistykiem i idealistą (…) Uczepił się swego wyidea- -białej plaży, niczym z japońskiej ryciny, stanowić zaczyna jedno z porzu-
lizowanego oręża. Ja swoje odrzucam i powiadam: stara broń niech rdze- ceniem siebie, wymknięciem się sobie i przekroczeniem siebie samego.
wieje. Sporządźcie sobie nową i strzelajcie celnie!”23. Jak się przekonaliśmy, maszyna abstrakcyjna może występować
Niepodobna się już cofnąć. Tylko nerwicowcy, czy jak ich nazywa w dwóch stanach: albo jako schwytana w warstwy, w których dopusz-
Lawrence, „renegaci”, zdrajcy, czynią krok w tył. Biała ściana znaczące- cza jedynie względne deterytorializacje bądź deterytorializacje absolut-
go, czarna dziura podmiotowości, maszyna twarzy nie są niczym wię- ne, które zachowują jednak względny charakter, albo przeciwnie, jako
cej niż ślepym zaułkiem, miarą naszej podległości, naszego ujarzmienia. umieszczona na płaszczyźnie spójności, nadającej jej „diagramatycz-
Skoro jednak w nich przyszło nam się zrodzić, w nich pozostaje nam to- ną” funkcję, zdolność dokonywania deterytorializacji pozytywnej, jako
czyć walkę. Nie w sensie jakiegoś koniecznego momentu, lecz w sensie moc budowania nowych maszyn abstrakcyjnych. Raz ta maszyna abs-
narzędzia, któremu wynaleźć trzeba jakiś nowy użytek. Jedynie przez trakcyjna, jako maszyna twarzowości, tłoczyć będzie przepływy w kana-
ścianę znaczącego bowiem da się przeprowadzić linie bezznaczenio- ły znaczeniowości i upodmiotowienia, zamykać je w drzewiastych wę-
wości, które zatrą wszelkie wspomnienia, wszelki ślad nawiązań, całość złach i strącać w pochłaniające wszystko dziury, raz zaś, na odwrót, jako
możliwego znaczenia i całość dającej się przedstawić interpretacji. Jedy- maszyna dokonująca prawdziwego „odtwarzowienia”, odpalać będzie
nie w czarnej dziurze podmiotowej świadomości i namiętności odna- głowice poszukiwawcze, rozsadzające wszelkie napotkane na swym to-
leźć można schwytane, rozgrzane, przekształcone cząstki, które trzeba rze warstwy, przebijające ściany znaczeniowości i rozjaśniające dziury
wprawić w nowy ruch, dla żywej, niepodmiotowej miłości, w której każ- podmiotowości, wyrywające z korzeniami drzewa, by dać miejsce roz-
dy podłączać się będzie do nieznanych przestrzeni drugiego, nie włącza- rostowi kłączy, naprowadzające przepływy ku liniom pozytywnej de-
jąc się w nie ani nie próbując nimi zawładnąć, gdzie linie składać się będą terytorializacji i twórczego ujścia. Nie będzie już współśrodkowo roz-
jak linie łamane. Jedynie z obrębu twarzy, z głębi jej czarnej dziury i z jej mieszczonych warstw, nie będzie więcej czarnych dziur, wokół których
białej ściany wyłonić da się rysy twarzowości, niczym ptaki, nie powra- krążyć mają obwodzące je linie, nie będzie już ścian, na których zaczepiać
cając do pierwotnej głowy, a wynajdując zestawienia, w których rysy te by się miały dychotomie, binaryzmy, dwubiegunowe wartości. Nie bę-
podłączać się będą mogły do zarysów krajobrazowości, równie wyzwo- dzie już twarzy odbijającej jakiś krajobraz czy obraz, stanowiącej pogłos
lonych z krajobrazu, rysów malarskości, i muzyczności oswobodzonych jakiejś krótkiej muzycznej frazy, gdzie odwiecznie i na wieki jedno przy-
ze swych stylów. Z jakąż rozkoszą, płynącą nie tyle z chęci malowania, pomina drugie, na jednolitej powierzchni ściany czy w dośrodkowym
ile ze wszystkich możliwych pragnień, malarze posługiwali się na wszel- wirze czarnej dziury. Każdy wyzwolony rys twarzowości wplatać się bę-
kie możliwe sposoby twarzą samego Chrystusa! Czy można rozstrzyg- dzie w kłącze wraz z wyzwolonymi rysami krajobrazowości, malarskości
nąć, że katatonia, w jakiej pogrążony jest rycerz z romansów dworskich i muzyczności, tworząc nie tyle zestawienie obiektów częściowych, ile
płynie z tego, że tkwi on w głębi czarnej dziury, czy też bierze się stąd, że pewien żywy blok, splot pędów, w którym rysy danej twarzy włączą się
dosiada on już cząstek, które wydobywają go stamtąd i niosą ku nowej w obręb rzeczywistej wielości, wpiszą w pewien diagram, w powiązaniu
przygodzie? Lawrence, którego porównywano do Lancelota, pisze: „Być z pewnym zarysem nieznanego krajobrazu, z pewnym pociągnięciem
samemu, wolnym od jakiejkolwiek myśli, niepamiętnym czegokolwiek, pędzla, pewnym muzycznym dźwiękiem, które w ten sposób staną się
nad brzegiem morza (…) Równie samemu, równie nieobecnym i obec- efektem wytwarzania, tworzenia w oparciu o kwanty pozytywnej abso-
nym zarazem, jak tubylec, brunatny w blasku słońca (…). Daleko, w od- lutnej deterytorializacji, a nie będą już dłużej czymś przywoływanym czy
dali, niczym ktoś, kto wylądował na obcej planecie, tak jak mógłby czuć przypominanym w ramach systemów reterytorializacji. Rys osy z rysem
się człowiek po śmierci (…) Krajobraz? Kpił sobie z niego. (…) Ludzkość? orchidei. Kwanty wyznaczające mutacje współzależnych od siebie ma-
Nie istniała. Myśl? Przepadła niczym kamień w wodę. Ogrom i przepych szyn abstrakcyjnych. Tym sposobem zarysowuje się pewna możliwość
przeszłości? Zubożała i zużyła się ona, krucha, krucha i przezroczysta kłączomatyki, dokonującej umożnościowienia tego, co możliwe wbrew
drzewiastej możliwości, niosącej domknięcie i niemoc.

23 D. H. Lawrence, Studies… s. 200. 24 D. H. Lawrence, Kangaroo, William Heinemann 1964, s. 339.

228 229
t ys i ąc P l at e au

Twarz, cóż za zgroza! Ze swej natury przypominająca krajobraz księ-


/ 8 /
życowy, ze swymi porami, płaszczyznami, matowymi i błyszczącymi się
okolicami, swą bladością i dziurami: nie trzeba zbliżenia, by nadać jej
1 8 74 – T r z y n ow e l e
nieludzki charakter, ze swej natury jest w zbliżeniu i ze swej natury jest
nieludzką, potworną maską. Dzieje się tak z konieczności, jest ona bo- a lb o „co s i ę w y da r z yło ? ”
wiem wytworem maszyny, i ze względu na wymogi pewnego szczegól-
nego aparatu władzy, który ją wydobywa, który nadaje absolutną moc
deterytorializacji, zarazem zamykając ją w negatywnej postaci. Ulegli-
byśmy jednak tęsknocie za powrotem czy cofnięciem, przeciwstawia-
jąc ludzką, duchową i pierwotną głowę takiej nieludzkiej twarzy. W isto-
cie istnieje wyłącznie to, co nieludzkie, człowiek w całości ulepiony jest
z nieludzkości, nader jednak zróżnicowanych, o całkiem innych natu-
rach i prędkościach. Pierwotna nieludzkość, nieludzkość przedtwarzo-
wa, była siedliskiem wielogłosowości pewnej semiotyki, przesądzającej
o przynależności głowy do ciała, ciała już względnie zdeterytorializowa-
nego i podłączonego do duchowych stawań-się-zwierzęciem. Poza twa-
rzą czeka nas całkiem jeszcze inna nieludzkość: nieludzkość już nie pier-
wotnej głowy, lecz „głowic poszukiwawczych”, gdzie działać poczynają
punkty deterytorializacji, gdzie jej linie zyskują pozytywnie absolutny
wymiar, tworząc osobliwe nowe stawania, budując nowe wielogłoso-
wości. Stawać-się-potajemnym, wszędzie, gdzie to możliwe, rozbudo-
wywać kłącza, w oczekiwaniu na spełnienie cudu nieludzkiego życia,
czekającego na stworzenie. Twarz, moja miłość, która wreszcie zmienia
się w poszukiwawczą głowicę… Rok zen, rok omega, rok ω… Czy jednak
mamy poprzestać na trzech stanach, nie więcej: pierwotnych głowach,
chrystusowych twarzach i poszukiwawczych głowicach?

[W dymkach: „Nie potrafię zrozumieć”, „Co się wydarzyło?”, „Słowo daję!”]

Istotę „noweli” jako gatunku literackiego określić nietrudno: z nowelą


mamy do czynienia wtedy, gdy wszystko zorganizowane jest wokół py-
tania „Co się wydarzyło? Co właściwie mogło się wydarzyć?”. Opowiada-
nie stanowi przeciwieństwo noweli, ponieważ czytelnik wstrzymuje tu
oddech wobec zupełnie innego pytania: co się wydarzy? Zawsze coś ma
nadejść, ma się wydarzyć. Co do powieści – w niej zawsze coś się wyda-
rza, aczkolwiek powieść łączy elementy noweli i opowiadania w zmien-
ności swej ciągłej i żywej teraźniejszości (trwania). Powieść kryminalna
jest w tej mierze gatunkiem szczególnie hybrydycznym, ponieważ naj-
częściej coś = x wydarzyło się w porządku śmierci lub kradzieży, lecz to,
co się wydarzyło, ma zostać odkryte – odkryte w teraźniejszości określo-
nej przez modelowego policjanta. Byłoby jednak błędem sprowadzać te

231
t ys i ąc P l at e au / 8 / 1 8 74 – T r z y n ow e l e a l b o „co s i ę w y da r z yło ? ”

różne aspekty do trzech wymiarów czasu1. Coś się wydarzyło lub coś ma sposoby, na które każdorazowo rozdziela się żyjąca teraźniejszość. W no-
się wydarzyć – każde ze swej strony może wyznaczać przeszłość tak bez- weli nie czekamy, by coś się wydarzyło, czekamy na coś, co już właśnie
pośrednią, przyszłość tak bliską, że tworzą one jedno (jak powiedziałby się wydarzyło. Nowela jest ostatnią nowelą, podczas gdy opowiadanie
Husserl) z retencjami i protencjami2 samej teraźniejszości. Niemniej jed- jest pierwszym opowiadaniem. „Obecność” [„présence”] autora opowia-
nak rozróżnienie pozostaje tu prawomocne wobec rozmaitych ruchów, dania jest całkowicie różna od „obecności” autora noweli (obie różnią się
które pobudzają teraźniejszość, które są współczesne teraźniejszości: je- też od obecności powieściopisarza). Nie powołujmy się tu więc raczej na
den porusza się razem z nią, drugi odrzuca ją już w przeszłość, kiedy tyl- wymiary czasu: nowela ma niewiele wspólnego z pamięcią o przeszłości
ko się uobecnia (des qu’il est present) (nowela), jeszcze inny pociąga ją jed- czy też z aktem refleksji; wprost przeciwnie – rozgrywa się ona w funda-
nocześnie w przyszłość (opowiadanie). Szczęśliwie mamy do dyspozycji mentalnym zapomnieniu. Jeśli rozwija się w żywiole „tego, co się wyda-
ten sam temat opracowany przez autora opowiadania i nowelistę: dwo- rzyło”, to dlatego, że ustanawia nasz związek z niepoznawalnym czy nie-
je kochanków, jedno umiera nagle w pokoju drugiego. W opowiadaniu wykrywalnym (a nie na odwrót: nie dlatego, że mówi o przeszłości, co do
Maupassanta Podstęp wszystko kieruje się ku pytaniom „Co się wyda- której nie może już udzielić nam wiedzy). Ostatecznie nie wydarzyło się
rzy? Jak postać, która pozostała przy życiu, zdoła się wydobyć z tej sytua- nic, ale to właśnie owo nic każe nam powiedzieć: „Cóż takiego mogło się
cji? Co zdoła wymyślić trzecia osoba – wybawca, w tym wypadku lekarz?”. wydarzyć, że zapomniałem, gdzie położyłem klucze, że nie wiem już, czy
W noweli Barbeya d’Aurevilly Karmazynowa zasłona wszystko zwraca się wysłałem ten list itd.? Jaka maleńka żyłka w moim mózgu mogła pęknąć?
ku pytaniu: coś się wydarzyło, lecz co? Nie tylko dlatego, że w istocie nie Czym jest owo nic, które sprawia, że coś się wydarzyło?”. Nowela pozo-
wiadomo, co spowodowało śmierć zimnej młodej dziewczyny. Nigdy staje w podstawowym związku z sekretem (nie z materią czy przedmio-
się nie dowiemy, dlaczego dziewczyna oddała się oficerkowi, a przede tem sekretu, które można by odkryć, lecz z formą sekretu, która pozosta-
wszystkim nie dowiemy się, jak trzecia osoba – wybawca, tu pułkownik, je nieprzenikniona), podczas gdy opowiadanie związane jest z odkryciem
zdołał następnie załatwić tę sprawę3. Nie sądźmy jednak, że łatwiej jest (formą odkrycia, niezależnie od tego, co można odkryć). Ponadto nowe-
pozostawić wszystko rozmyte: coś (lub nawet kilka rzeczy z rzędu), co la wprowadza na scenę postawy [postures] ciała i ducha, podobne fałdom
się wydarzyło i o czym nigdy się nie dowiemy, wymaga nie mniej dokład- lub zwinięciom, podczas gdy opowiadanie rozgrywa pozy [attitudes], po-
ności i precyzji niż przypadek, gdy autor musi szczegółowo wymyślić to, zycje [positions], będące rozpostarciami i rozwinięciami, nawet najbar-
co należy wiedzieć. Nigdy nie będzie wiadomo, co właśnie się wydarzy- dziej nieoczekiwanymi. Widzimy wyraźnie, jak Barbeya pociąga posta-
ło, zawsze się dowiemy, co się wydarzy – w obliczu noweli i opowiada- wa ciała, to znaczy stany, w których ciała są zaskoczone, ponieważ coś
nia czytelnik wstrzymuje oddech na dwa różne sposoby, lecz są to dwa właśnie się wydarzyło. Barbey sugeruje nawet w przedmowie do Diablich
spraw, że istnieje diaboliczność postaw ciała, seksualność, pornografia
1 Rozdział zbudowany jest na grach słów: se passer (wydarzać się, dziać się) – passé i skatologia tych postaw – bardzo różne od tych, które (także oraz jedno-
(przeszłość) oraz présent (obecny) – présent (teraźniejszość) [przyp. tłum.]. cześnie) naznaczają pozy czy też pozycje ciał. Postawa jest niczym od-
2 W tłumaczeniu tej pary terminów podążamy za rozstrzygnięciem Małgo­ wrócony suspens. Rzecz więc nie w tym, że nowela miałaby odnosić się
rzaty Kowalskiej i Jacka Migasińskiego: Maurice Merleau-Ponty, Fenomenolo-
gia percepcji, tłum. M. Kowalska, J. Migasiński, Fundacja Aletheia 2001, s. 438 do przeszłości, opowiadanie zaś do przyszłości, lecz o stwierdzenie, że
(„Husserl nazywa protencjami i retencjami intencje, które zakotwiczają mnie nowela, sama w teraźniejszości, odsyła do formalnego wymiaru czegoś,
w moim otoczeniu. Nie wychodzą one z centralnego Ja, ale niejako z samego co się wydarzyło, nawet jeśli to coś jest niczym lub pozostaje niepozna-
mojego pola percepcyjnego, które ciągnie za sobą swój horyzont retencji i wgry-
za się w przyszłość przez swoje protencje”) [przyp. tłum.].
walne. Tak samo nie będziemy próbowali powiązać rozróżnienia między
3 Por. Jules Barbey d’Aurevilly, Diable sprawy, tłum. J. Guze, PIW 1978. Rzecz jas- nowelą a opowiadaniem z takimi kategoriami, jak „fantastyczność”, „cu-
na, samego Maupassanta nie sposób zredukować do opowiadań: istnieją jego downość” itd.: to byłby inny problem, nie ma żadnego powodu, dla któ-
nowele lub elementy noweli w jego powieściach. Na przykład epizod cioci Lizy
rego to wszystko miałoby się pokrywać. Oto łańcuch noweli: co się wy-
w Historii pewnego życia: „Było to niedługo po tym – albo: – niedługo przed tym
szalonym wybrykiem Lizy. Nie mówiono nigdy nic więcej na ten temat i ów darzyło (modalność lub wyrażenie), sekret (forma), postawa ciał (treść).
»szalony wybryk« pozostał jakby przesłonięty mgłą. Pewnego wieczora dwu- Weźmy Fitzgeralda, genialnego twórcę opowiadań i nowelistę. No-
dziestoletnia wówczas Liza rzuciła się, z niewiadomej przyczyny, do wody. Nic welistą jest on zawsze wtedy, gdy pyta sam siebie: Cóż takiego mogło się
w jej życiu ani w sposobie bycia nie pozwalało przewidzieć podobnego szaleń-
stwa” – Guy de Maupassant, Historia pewnego życia, tłum. M. Kreczkowska wydarzyć, że się tu znaleźliśmy? On jeden potrafił doprowadzić to pytanie
[M. Feldmanowa], Książka i Wiedza 1950, s. 37. do takiego punktu intensywności. W żadnym razie nie jest to pytanie

232 233
t ys i ąc P l at e au / 8 / 1 8 74 – T r z y n ow e l e a l b o „co s i ę w y da r z yło ? ”

pamięci, refleksji ani też starości czy zmęczenia (gdy tymczasem opowia- sposoby, słowa, które trzeba policzyć. Co więcej, jej klatka telegrafist-
danie miałoby przynależeć do dzieciństwa, do działania, do pędu [élan]). ki jest niczym segment przylegający do sąsiedniego sklepu spożywcze-
Jest natomiast prawdą, że Fitzgerald stawia swe pytanie nowelisty jedy- go, gdzie pracuje jej narzeczony. Przyleganie terytoriów. Narzeczony zaś
nie wtedy, gdy sam jest zużyty, zmęczony, chory czy jeszcze gorzej. Lecz nieustannie planuje, wycina ich przyszłość, pracę, wakacje, dom. Istnieje
także tu nie istnieje konieczny związek: to mogłoby być pytanie żywot- tu, jak dla każdego z nas, linia sztywnej segmentacji, gdzie wszystko jawi
ności, miłości. Jest nim jeszcze, mimo rozpaczliwych warunków. Trzeba się jako policzalne i przewidziane, początek i koniec segmentu, przejście
by raczej pojmować rzeczy jako kwestię percepcji: wejść do mieszkania z jednego segmentu do drugiego. Nasze życie jest tworzone w ten właś-
i postrzegać coś jako już tam będące, coś, co właśnie nastąpiło, nawet je- nie sposób: nie tylko wielkie zespoły [ensembles] molowe (państwa, insty-
śli jeszcze nie zostało dokonane. Lub też wiedzieć, o tym, co się właśnie tucje, klasy), lecz także osoby jako elementy zespołu, uczucia jako związki
dokonuje, że to już ostatni raz, już skończone. Słyszymy „kocham cię”, między osobami, podlegają segmentowaniu w sposób, który nie ma ani
o którym wiemy, że zostało wypowiedziane ostatni raz. Semiotyka po- zakłócać, ani rozpraszać, lecz przeciwnie, ma gwarantować i kontrolo-
strzeżeniowa. Boże, cóż takiego mogło się wydarzyć, gdy wszystko jest wać tożsamość każdej instancji, w tym tożsamość osobową. Narzeczony
i pozostaje niedostrzegalne – i aby wszystko było i pozostało niedostrze- może więc powiedzieć dziewczynie: zważywszy różnice między naszymi
galne na zawsze? segmentami, mamy jednak te same upodobania i jesteśmy podobni. Ja
I wreszcie istnieje nie tylko specyfika noweli, lecz również specyficz- jestem mężczyzną, a ty – kobietą, ty jesteś telegrafistką, a ja – sprzedaw-
ny sposób, w jaki nowela traktuje materię uniwersalną. Tworzą nas bo- cą, ty liczysz słowa, a ja ważę rzeczy, nasze segmenty uzgadniają się, łączą,
wiem linie. Nie chcemy mówić jedynie o liniach pisma, linie pisma łączą żenią. Węzeł małżeński. Cała gra wyraźnie określonych, zaplanowanych
się z innymi liniami, liniami życia, liniami szczęścia i nieszczęścia, linia- terytoriów. Stabilna przyszłość zamiast stawania się6. Oto pierwsza linia
mi, które wytwarzają wariacje samej linii pisma, liniami, które znajdu- życia, linia segmentacji sztywnej lub molowej, w żadnym razie nie martwa,
ją się pomiędzy zapisanymi liniami. Możliwe, że nowela ma swój własny skoro zajmuje i przenika nasze życie, i w końcu zawsze zdaje się je wchła-
sposób ukazywania i zestawiania tych linii, które wszakże przynależą do niać. Obejmuje nawet sporo czułości i miłości. Zbyt łatwo byłoby powie-
wszystkich ludzi i do każdego gatunku. Z wielką powściągliwością Wła- dzieć: „ta linia jest zła”, odnajdziecie ją bowiem wszędzie i we wszystkich
dimir Propp zauważył, że opowiadanie należałoby definiować w zależno- innych liniach.
ści od wewnętrznych i zewnętrznych ruchów, kwalifikowanych, formali- Bogata para wchodzi na pocztę i przynosi dziewczynie objawienie,
zowanych i zestawianych w specyficzny sposób4. Chcielibyśmy pokazać, a przynajmniej potwierdzenie innego życia: liczne telegramy, zaszyfro-
że nowela definiuje się w zależności od żyjących linii, linii ciała, których wane, podpisane pseudonimami. Nie wiemy już dobrze, kto jest kim ani
niezwykłego objawienia ze swej strony dokonuje. Marcel Arland słusz- co wszystko znaczy. Zamiast sztywnej linii zbudowanej ze ściśle określo-
nie powiada o noweli: „to nic innego, jak czyste linie, aż po niuanse, i nic nych segmentów, telegraf wytwarza teraz elastyczny przepływ oznaczo-
innego, jak tylko czysta i świadoma siła słowa [vertu du verbe]”5. ny kwantami, które podobne są tylu dokonującym się właśnie drobnym
segmentowaniom, pochwyconym w chwili narodzin niczym w promie-
niu księżyca lub na intensywnej skali [échelle intensive]. Dzięki „swej nad-
Nowela pierwsza zwyczajnej sztuce interpretacji” dziewczyna pojmuje, że mężczyzna ma
Henry James, In the Cage, 1898 sekret, który wystawia go na zagrożenie, coraz większe zagrożenie, po-
stawę zagrożenia. Nie chodzi jedynie o jego związki miłosne z kobietą.
Bohaterka, młoda telegrafistka, wiedzie życie w znacznym stopniu po- Henry James dochodzi tu do tego momentu swego dzieła, gdzie nie in-
przecinane, zarachowane, postępujące poprzez wydzielone segmenty: teresuje go już materia sekretu, a nawet udaje mu się sprawić, że mate-
telegramy, które kolejno nadaje każdego dnia, osoby wysyłające te tele- ria ta okazuje się całkowicie banalna i mało istotna. Tym, co teraz się li-
gramy, klasa społeczna tych osób, wykorzystujących telegraf na różne czy, jest forma sekretu, materia zaś już nawet nie zostanie odkryta (nie
dowiemy się, pozostanie kilka możliwości, obiektywne niedookreślenie,
4 Władimir Propp, Morfologia bajki magicznej, tłum. P. Rojek, Nomos 2011 [fran- swego rodzaju molekularyzacja sekretu). I właśnie w stosunku do tego
cuski termin conte oznacza w tłumaczeniu francuskim Proppa bajkę, w Tysiącu
plateau zaś opowiadanie – dop. tłum.].
5 Marcel Arland, Le Promeneur, Ed. du Pavois 1944. 6 W oryg. gra słów: avenir – devenir [przyp. tłum.].

234 235
t ys i ąc P l at e au / 8 / 1 8 74 – T r z y n ow e l e a l b o „co s i ę w y da r z yło ? ”

mężczyzny, bezpośrednio z nim, młoda telegrafistka rozwija przedziw- linie dezorientacji czy deterytorializacji: cała pod-rozmowa w rozmowie,
ne uczuciowe wspólnictwo, całe intensywne życie molekularne, któ- powiada Sarraute, innymi słowy, mikropolityka rozmowy8.
re nawet nie wchodzi w rywalizację z życiem, jakie wiedzie z własnym Wreszcie bohaterka Jamesa dociera, w swej elastycznej segmentacji
narzeczonym. Co się wydarzyło, co właściwie mogło się wydarzyć? To czy też w swej linii przepływu, do pewnego rodzaju quantum maximum,
życie nie istnieje przecież w jej głowie, nie jest wyobrażone. Powiedzie- poza które nie może już wykroczyć (nawet gdyby chciała, nie ma już do-
libyśmy raczej, że mamy tu do czynienia z dwiema politykami, co dziew- kąd dalej iść). Przenikające nas wibracje – niebezpieczeństwo rozjątrze-
czyna sugeruje w niezwykłej rozmowie z narzeczonym: makropolityką nia ich ponad naszą wytrzymałość. Rozpuszczony w formie sekretu – co
i mikropolityką; w żadnej mierze nie ujmują one w ten sam sposób klas, się wydarzyło? – stosunek molekularny telegrafistki z telegrafującym –
płci, osób, uczuć. Albo też są to dwa typy wyraźnie odrębnych relacji: sto- albowiem nic się nie wydarzyło. Obydwoje znajdą się odrzuceni – każde
sunki wewnętrzne [intrinsèques] w parach, gdzie w grę wchodzą zespoły ku swojej sztywnej segmentacji; on poślubi właśnie owdowiałą damę,
lub dokładnie określone elementy (klasy społeczne, mężczyźni i kobiety, ona poślubi swego narzeczonego. A jednak wszystko się zmieniło. Ona
ta i ta osoba), a dalej stosunki mniej podatne na umiejscowienie, zawsze osiągnęła nową linię – trzecią, rodzaj linii ujścia, równie realnej, nawet
zewnętrzne wobec samych siebie, dotyczące raczej przepływów i cząstek jeśli wytwarza się ona na miejscu: linię, która nie dopuszcza już wca-
wymykających się tym klasom, tym płciom, tym osobom. Dlaczego te le segmentów i która jest raczej jak eksplozja dwóch serii segmento-
ostatnie są raczej stosunkami podwojenia niż pary? „Obawiała się tej dru- wych – przebiła mur, wyszła z czarnych dziur. Osiągnęła pewien rodzaj
giej samej siebie, zapewne czekającej na nią na zewnątrz. Być może to on absolutnej deterytorializacji. „Skończyła wiedząc tyle, że nie mogła już
na nią czekał, on, który był jej drugą nią i którego się bała”7. W każdym ra- niczego interpretować. Nie było już ciemności, które sprawiały, że widzia-
zie, oto linia bardzo różna od poprzedniej, linia segmentowania elastycz- ła wyraźniej, pozostało tylko ostre światło”9. Nie da się dojść w życiu da-
nego lub molekularnego, gdzie segmenty są niczym kwanty deterytoria- lej niż ta fraza Jamesa. Sekret jeszcze raz zmienił swą naturę. Niewąt-
lizacji. Na tej właśnie linii określa się teraźniejszość, której sama forma pliwie sekret jest zawsze sprawą miłości i seksualności. Lecz raz była to
jest formą czegoś, co się wydarzyło, już minionego, jakkolwiek blisko tylko ma­teria – ukryta, tym bardziej ukryta, im bardziej zwyczajna, dana
tego by się nie było, albowiem nieuchwytna materia tego czegoś jest cał- w przeszłości – co do której nie wiedzieliśmy zbytnio, jaką dla niej zna-
kowicie zmolekularyzowana, jej prędkość przekracza zwykłe progi per- leźć formę: patrzcie, uginam się pod moim sekretem, patrzcie, jaka ta-
cepcji. Nie mówimy wszakże, że to koniecznie lepiej. jemnica mnie dręczy – to sposób, by uczynić się interesującym, coś, co
Z pewnością obie linie nieustannie nakładają się na siebie, reagu- Lawrence nazwał „brudnym, małym sekretem”, mój Edyp pewnego ro-
ją jedna na drugą, wprowadzają – jedna w drugą – albo prąd elastyczno- dzaju. Innym razem sekret stawał się formą czegoś, czego materia była
ści, albo punkt usztywnienia. W eseju o powieści Nathalie Sarraute od- w całości zmolekularyzowana, niedostrzegalna, niedająca się określić:
daje cześć powieściopisarzom angielskim, którzy nie tylko odkryli, jak nie coś danego w przeszłości, lecz niedawalne „co się wydarzyło?”. Ale
Proust i Dostojewski, wielkie ruchy, wielkie terytoria i wielkie punkty na trzeciej linii nie ma już nawet formy – nic, tylko czysta linia abstrakcyj-
nieświadomego, pozwalające odnaleźć czas i ożywić przeszłość, lecz tak- na. A to dlatego, że nie mamy już nic do ukrycia, nie możemy już zostać
że podążali nie w czas za owymi liniami molekularnymi, zarazem obec- pochwyceni. Stać się samemu niedostrzegalnym, pokonać miłość, by
nymi [presentes] i niedostrzegalnymi. Sarraute pokazuje, jak dialog czy stać się zdolnym do kochania. Pokonać swe własne „ja”, by wreszcie być
rozmowa poddają się cięciom ustabilizowanej segmentacji, szerokim ru-
chom, których uregulowane rozmieszczenie odpowiada pozom i pozy- 8 Nathalie Sarraute (Conversation et sous-conversation, w: L’ère du soupcon, Galli-
cjom każdego, lecz także jak przebiegają je i porywają mikroporuszenia, mard 1956) pokazuje, jak Proust analizuje najdrobniejsze ruchy, spojrzenia czy
drobne segmentowania, rozmieszczone zupełnie inaczej, niespotyka- intonacje. Ujmuje je wszakże we wspomnieniu, przypisuje im „pozycję”, roz-
waża je jako łańcuch przyczyn i skutków; „rzadko próbował je ożywić, sprawić,
ne cząstki anonimowej materii, maleńkie pęknięcia i postawy, które nie
by ożyły dla czytelnika w teraźniejszości, wówczas gdy kształtują się i rozwija-
przechodzą już przez te same instancje, nawet w nieświadomym, tajne ją jako tyle maleńkich dramatów, z których każdy ma swoje perypetie, swoją ta-
jemnicę i swój nieprzewidywalny wynik”.
7 W oryg. angielskim: „She was literally afraid of the alternate self who might be 9 Tłumaczenie wykorzystane w oryginalnym wydaniu Tysiąca plateau jest
waiting outside. He might be waiting; it was he who was her alternate self, and odległe od oryginału: „She knew at last so much that she had quite lost her ear-
of him she was afraid” – Henry James, In the Cage, w: The Novels and Tales of lier sense of merely guessing. There were no different shades of distinctions –
Henry James, t. 11, Augustus M. Kelley 1979, s. 469 [przyp. tłum.]. it all bounded out” – Henry James, In the Cage, s. 472 [przyp. tłum.].

236 237
t ys i ąc P l at e au / 8 / 1 8 74 – T r z y n ow e l e a l b o „co s i ę w y da r z yło ? ”

samotnym i spotkać prawdziwe podwojenie na drugim końcu linii. Taj- z zewnątrz”13 i postępują przez nazbyt znaczące cięcia, przenoszą nas
ny pasażer w nieruchomej podróży. Stawać się jak wszyscy – lecz właś- z jednego krańca na drugi, w następujących po sobie binarnych „wybo-
nie to stawanie się dostępne jest jedynie komuś, kto umie być nikim, nie rach”: bogaty–biedny... Nawet gdyby zmiana przyjęła inny kierunek, nic
być już osobą10. Kto maluje się szarym kolorem na szarym tle. Jak mówi nie zrekompensowałoby sztywnienia, starzenia się, które nadkodowuje
Kierkegaard, nic nie odróżnia rycerza wiary od niemieckiego mieszczu- wszystko, co nadchodzi. Oto linia sztywnej segmentacji, która wprowa-
cha, który wraca do domu lub udaje się na pocztę: nie emanuje z niego dza do gry wielkie masy, nawet jeśli z początku była elastyczna.
żaden specjalny znak telegraficzny, stale produkuje on lub reproduku- Fitzgerald mówi jednak, że istnieje także inny typ pęknięć, podle-
je skończone segmenty, lecz jest już na innej linii, której się nawet nie gający całkowicie odmiennej segmentacji. Zamiast wielkich cięć poja-
podejrzewa11. W każdym razie linia telegraficzna nie jest symbolem i nie wiają się mikropęknięcia, jak na talerzu: są o wiele subtelniejsze i bar-
jest prosta. Istnieją tu przynajmniej trzy linie: linia segmentacji sztywnej dziej elastyczne, tworzą się wówczas, gdy z drugiej strony wszystko idzie
i wyraźnie podzielonej, linia molekularnego segmentowania i wreszcie dobrze. Jeśli na tej linii mamy do czynienia ze starzeniem, to w inny spo-
linia abstrakcyjna, linia ujścia, nie mniej śmiertelna, nie mniej żyjąca. Na sób: starzejemy się tutaj tylko wtedy, kiedy nie czujemy tego na drugiej
pierwszej jest mnóstwo słów i rozmów, pytań czy odpowiedzi, wyjaśnień linii i dostrzegamy to na owej linii dopiero wtedy, gdy „to” wydarzyło się
bez końca, doprecyzowań; drugą tworzą milczenia, aluzje, pospieszne in- już na tej. W takiej chwili, która nie odpowiada żadnemu wiekowi na dru-
synuacje poddające się interpretacji. Jeśli natomiast trzecia linia błyska, giej linii, osiąga się stopień, kwant, intensywność, poza które nie da się
jeśli linia ujścia podobna jest pociągowi w ruchu, to dlatego, że doskaku- już przejść (to bardzo delikatna sprawa, ta historia intensywności: naj-
je się do niej liniowo [on y saute linéairement]. Możemy wreszcie mówić piękniejsza intensywność staje się szkodliwa, jeśli w danym momen-
tu „dosłownie” – o czymkolwiek, źdźble trawy, katastrofie czy sensacji – cie przekracza nasze siły; musimy być w stanie ją wytrzymać, musimy
w spokojnej akceptacji tego, co się przydarza, gdzie nic już nie może być być we właściwej formie). Ale co właściwie się wydarzyło? W sumie nic,
brane za coś innego [rien ne peut plus valoir pour autre chose]. Te trzy linie co dałoby się przypisać czy dostrzec; zmiany molekularne, redystrybu-
wszakże nieustannie się mieszają. cje pożądania sprawiające, że gdy coś się pojawia, „ja”, które tego czegoś
oczekiwało, jest już martwe, albo też ten, kto mógłby tego czegoś oczeki-
wać, jeszcze nie przybył. Tym razem mamy naciski i pęknięcia w imma-
Nowela druga nencji kłącza zamiast wielkich ruchów i wielkich cięć określonych przez
Francis Scott Fitzgerald, The Crack Up, 1936 transcendencję drzewa. Pęknięcie pojawia się „prawie bez twojej wiedzy,
aż nagle staje się oczywiste”14. Ta molekularna linia, bardziej elastyczna,
Co się wydarzyło? Oto pytanie, którego Fitzgerald nie przestaje stawiać ale nie mniej niepokojąca, nawet o wiele bardziej niepokojąca, nie jest po
pod koniec, kiedy powiedział już, że „całe życie, rzecz jasna, jest proce- prostu wewnętrzna lub osobista: ona także wszystko rozgrywa, ale w in-
sem załamywania się”12. Jak mamy rozumieć owo „rzecz jasna”? Może- nej skali i w innych formach, z segmentacjami o innym charakterze, kłą-
my powiedzieć, przede wszystkim, że życie nieustannie włącza się w co- czastymi zamiast drzewiastych. Mikropolityka.
raz sztywniejszą i coraz bardziej wysuszoną segmentację. Dla pisarza Istnieje dodatkowo trzecia linia, coś jakby linia zerwania, która
Fitzgeralda podróże, z ich wyraźnie wydzielonymi segmentami, utraciły oznacza wybuch tamtych dwóch, ich zderzenie... na rzecz czegoś inne-
swą użyteczność. Pojawia się także, segment za segmentem, kryzys go- go? „Przyszło mi na myśl, że ci, którzy przetrwali, dokonali czegoś w ro-
spodarczy, utrata majątku, zmęczenie, proces starzenia, alkoholizm, roz- dzaju czystego zerwania. To wielkie słowo, którego nie należy kojarzyć
pad małżeństwa, rozwój kinematografii, nadejście faszyzmu i stalinizmu, z wyrwaniem więziennych krat, po którym najprawdopodobniej ucie-
utrata sukcesu i talentu – i tu właśnie Fitzgerald odnajdzie swój geniusz. kinier zostanie skierowany do nowego więzienia lub siłą zawrócony do
„Te wielkie, nagłe ciosy, które przychodzą lub zdają się przychodzić starego”15. Fitzgerald przeciwstawia tu zerwanie strukturalnym pseu-
docięciom w tak zwanych łańcuchach znaczących. Zarazem odróżnia
10 W oryg. „celui qui sait n’être personne, n’être plus personne” [przyp. tłum.]
11 Søren Kierkegaard, Bojaźń i drżenie, tłum. J. Iwaszkiewicz, w: Bojaźń i drżenie.
Choroba na śmierć, PWN 1969, s. 37–38. 13 Tamże.
12 Francis Scott Fitzgerald, The Crack-up, w: The Crack-up. With Other Uncollected 14 Tamże.
Pieces, New Directions 1956, s. 69 i nast. [przyp. tłum.]. 15 Tamże, s. 81.

238 239
t ys i ąc P l at e au / 8 / 1 8 74 – T r z y n ow e l e a l b o „co s i ę w y da r z yło ? ”

je od bardziej sprężystych, bardziej podziemnych więzów czy łodyg Skąd ten ton rozpaczy? Czyż nie jest tak, że linia zerwania czy też praw-
typu „podróżnego”, a nawet od przemieszczeń molekularnych. „Sławet- dziwego ujścia niesie ze sobą własne niebezpieczeństwo, jeszcze gorsze
na »Ucieczka«, owo »zostawić to wszystko za sobą« jest wycieczką w pu- od innych? Pora umierać. Tak czy inaczej Fitzgerald proponuje rozróż-
łapkę, nawet jeśli częścią pułapki są Morza Południowe, dostępne tylko nienie między trzema liniami, które przez nas przechodzą i składają się
dla tych, którzy chcą je malować lub żeglować po nich. Czyste zerwanie na „życie” (tytuł w stylu Maupassanta). Linia przecięcia, linia pęknięcia,
jest czymś, od czego nie ma odwrotu, ponieważ sprawia, że przeszłość linia zerwania. Linia sztywnej segmentacji czy też cięć molowych; linia
przestaje istnieć”16. Czyż nie jest tak, że podróże zawsze są powrotem elastycznej segmentacji i molekularnych pęknięć; linia ujścia lub zerwa-
do sztywnej segmentacji? Czyż nie spotyka się zawsze w podróży mamy nia, abstrakcyjna, śmiertelna i żywa, nie segmentowa.
i taty, nawet wówczas, gdy jak Melville wypuszczamy się na Morza Połu-
dniowe? Zahartowane mięśnie? Czy mamy uznać, że elastyczna segmen-
tacja odtwarza w miniaturze, w mikroskopijnej skali wielkie postacie, od Nowela trzecia
których miała być ucieczką? Niezapomniany werset z Becketta stanowi Pierette Fleutiaux, Histoire du gouffre et de la lunette, 197618
oskarżenie wszelkich podróży: „Nie podróżujemy, o ile mi wiadomo, dla
przyjemności podróżowania; jesteśmy głupi, ale nie aż tak głupi”. Niektóre segmenty znajdują się dość blisko, inne zaś – w mniejszej lub
W zerwaniu ulatnia się nie tylko materia przeszłości; forma tego, większej odległości. Segmenty te zdają się otaczać otchłań, rodzaj ogrom-
co się wydarzyło, tego czegoś, co jest niewykrywalne, co wydarzyło się nej czarnej dziury. Nad każdym segmentem czuwają dwojakiego rodza-
w ulotnej materii, także już nie istnieje. W podróży bez ruchu sami sta- ju nadzorcy, krótkowidze i dalekowidze. Tym, co obserwują, są ruchy,
liśmy się niedostrzegalni i potajemni. Nic więcej nie może się wydarzyć, pchnięcia, pęknięcia, niepokoje i bunty pojawiające się w otchłani. Ist-
nic się nie wydarzyło. Nikt nie może już niczego zrobić ani dla mnie, ani nieje jednak znacząca różnica między nadzorcami obu rodzajów. Krót-
przeciwko mnie. Moje terytoria są poza zasięgiem, nie dlatego, że są wy- kowidze mają proste lunety. W otchłani dostrzegają zarysy gigantycz-
obrażone, ale przeciwnie: ponieważ właśnie je wytyczam. Zakończyły nych komórek, wielkie binarne podziały, dychotomie, jasno określone
się wielkie i małe wojny. Zakończyły się podróże, zawsze wobec czegoś segmenty w rodzaju: „sala lekcyjna, baraki, tanie budownictwo miesz-
spóźnione. Utraciwszy twarz, formę i materię, nie mam już żadnego se- kaniowe czy nawet wieś oglądana z samolotu”. Widzą gałęzie, łańcuchy,
kretu. Teraz jestem już niczym więcej, jak tylko linią. Stałem się zdolny rzędy, kolumny, domino, prążki. Od czasu do czasu na krawędzi odkry-
do kochania – nie do uniwersalnej abstrakcyjnej miłości, ale do miłości, wają niewyraźną postać, drżący kontur. Wówczas sięgają po straszliwy
którą wybiorę i która mnie wybierze, na oślep, mój sobowtór, tak samo teleskop laserowy. Używa się go nie po to, by widzieć, lecz by ciąć, wyci-
jak ja pozbawiony już „ja”. Ocaleć przez miłość i dla miłości, porzucając nać. Oto jest geometryczne narzędzie emitujące promień laserowy, które
i miłość, i „ja”. Być niczym więcej, jak tylko abstrakcyjną linią, jak strza- ustanawia wszędzie panowanie wielkiego znaczącego cięcia oraz przy-
łą przecinającą pustkę. Absolutna deterytorializacja. Stać się jak wszyscy, wraca zagrożony przez chwilę porządek molowy. Tnący teleskop nad-
ale w taki sposób, w jaki nikt nie może stać się takim, jak wszyscy. Wyma- kodowuje wszystko; działa na ciele i krwi, a przecież sam jest zaledwie
lować świat na sobie, nie siebie w świecie. Nie można mówić ani że ge- czystą geometrią, geometrią, która jest sprawą państwową, a także fi-
niusz jest wyjątkowym człowiekiem, ani że każdy jest genialny. Geniusz zyką krótkowidzów w służbie tejże maszyny. Co to jest geometria, co to
to ktoś, kto potrafi uczynić ze wszystkich stawanie się (być może Ulis- jest państwo, kim są krótkowidze? Te pytania nie mają sensu („mówię
ses: zawiedziona ambicja Joyce’a, częściowy sukces Pounda). Wkroczyć dosłownie”), ponieważ idzie tu nie tyle o definiowanie, ile o skuteczne
w stawania-się-zwierzętami, stawania-się-molekularnymi i ostatecznie wytyczanie linii; już nie linii pisma, ale linii sztywnej segmentacji, gdzie
w stawania-się-niedostrzegalnymi. „Byłem już na zawsze po drugiej stro- każdy zostanie osądzony i naprostowany zgodnie ze swymi indywidual-
nie barykady. Nie opuszczało mnie straszliwe uniesienie... Postaram się nymi lub zbiorowymi konturami.
jednak być tak dobrym zwierzęciem, jak to tylko możliwe, a jeśli rzucisz Zupełnie inna jest sytuacja spojrzeń z oddali, dalekowidzów, na-
mi kość z dostateczną ilością mięsa, być może nawet poliżę twoją dłoń”17. wet jeśli wziąć pod uwagę ich dwuznaczność. Jest ich bardzo niewielu,

16 Tamże. 18 Pierette Fleutiaux, Histoire du gouffre et de la lunette et autres nouvelles, Julliard


17 Tamże, s. 82, 84. 1976, s. 9–50.

240 241
t ys i ąc P l at e au / 8 / 1 8 74 – T r z y n ow e l e a l b o „co s i ę w y da r z yło ? ”

najwyżej jeden na segment. Ich lunety są złożone i wyrafinowane. Nie są Dwuznaczność sytuacji dalekowidzów polega na tym, że zdolni są
oni jednak z pewnością przywódcami. Widzą coś całkowicie odmienne- oni wykryć najmniejsze mikronaruszenia w otchłani, których nie widzą
go niż pozostali. Widzą całą mikrosegmentację, detale detali, „szaleństwo inni; stwierdzają także, poniżej jawnej geometrycznej sprawiedliwości
możliwości”, maleńkie ruchy, którym nie jest dane dotrzeć do krawędzi, Tnącego Teleskopu, straszliwe zniszczenia przezeń spowodowane. Mają
linie czy też wibracje, które zarysowują się na długo przed konturami, wrażenie, że mogą przewidywać przyszłość, że wyprzedzają pozostałych,
„segmenty, które szarpią się gwałtownie”. Oto kłącze, molekularna seg- ponieważ widzą najmniejsze rzeczy, które się wydarzyły i przeszły; wie-
mentacja, która nie pozwala, by nadkodowało ją znaczące jak maszyna dzą jednak, że ich ostrzeżenia nie odnoszą skutku, ponieważ tnący tele-
tnąca, czy nawet na to, by przypisano ją określonej postaci, określonemu skop naprostuje wszystko bez ostrzeżenia, bez potrzeby czy możliwości
zespołowi lub elementowi. Tej drugiej linii nie da się oddzielić od ano- przewidzenia. Czasem czują, i mają rację, że widzą coś, czego nie widzą
nimowej segmentacji, która ją wytwarza i która rzuca wyzwanie wszyst- inni, czasem – że to tylko różnica stopnia, bezużyteczna. Współpracują
kiemu w tym samym czasie, bez celu i bez powodu: „Co się wydarzyło”? z najbardziej sztywnym i najokrutniejszym projektem kontroli, jak jed-
Dalekowidze mogą przepowiadać przyszłość, jednak zawsze w for- nak mogą nie doznawać nieokreślonej sympatii dla podziemnej aktyw-
mie stawania się czegoś, co już wydarzyło się w molekularnej materii, ności, jaka się im ujawnia? Dwuznaczność tej linii molekularnej, która
w niewykrywalnych cząstkach. Podobnie jest w biologii: wielkim po- jak gdyby wahała sie między dwiema stronami. Pewnego dnia (czy to się
działom komórkowym i dychotomiom wraz z ich konturami towarzyszą kiedykolwiek wydarzy?) dalekowidz porzuci swój segment, wejdzie na
migracje, wgłobienia, przemieszczenia i morfogenetyczne zrywy, któ- wąską kładkę nad ciemną otchłanią, rozbije lunetę i odejdzie linią ujścia,
rych segmenty oznaczone są nie przez dające się zlokalizować punkty, by spotkać ślepego Sobowtóra zbliżającego się z drugiej strony.
ale przez progi intensywności przechodzące pod spodem, mitozy, gdzie
wszystko jest zamazane, i przez linie molekularne, które krzyżują się we Jednostki czy grupy, wszystkich nas przecinają linie, południki, geodezje,
wnętrzu wielkich komórek i na ich przecięciach. Podobnie w społeczeń- zwrotniki i sfery maszerujące w różnym rytmie i różniące się co do swo-
stwie: sztywne segmenty i segmenty tnące poprzecinane są od spodu jej natury. Powiedzieliśmy, że jesteśmy złożeniem linii, trzech rodzajów
segmentacjami o innym charakterze. Nie jest to jednak ani jedno, ani linii. Czy też raczej: kłębków linii, jako że każdy rodzaj jest wielością. Mo-
drugie; ani biologia, ani społeczeństwo, nie chodzi tu także o podobień- żemy interesować się pewną linią bardziej niż innymi i być może istnieje
stwo między jednym i drugim: „Mówię dosłownie”, wytyczam linie, li- w rzeczy samej taka, która nie jest decydująca, ale ważniejsza niż inne...,
nie pisma, a życie przepływa między liniami. Linia elastycznej segmen- jeśli tam jest. Niektóre z tych linii narzucone są nam z zewnątrz, przy-
tacji odsłoniła się, splątana z inną, zupełnie różną, wytyczoną chwiejnie najmniej częściowo. Inne rodzą się w pewnym sensie przez przypadek,
przez mikropolitykę dalekowidzów. To sprawa polityki, tak samo ogól- z drobnostek, i nigdy nie dowiemy się, dlaczego. Inne musiały zostać
noświatowa jak tamta, nawet bardziej, ale na skalę i w formie, która jest wynalezione, wytyczone, bez żadnego wzoru i nieprzypadkowo: mu-
niewymierna, nie do zastosowania. Jest to także sprawa percepcji, jako simy wynaleźć własne linie ujścia, jeśli jesteśmy do tego zdolni, a jedy-
że percepcja, semiotyka, praktyka, polityka, teoria zawsze stanowią ze- nym sposobem, w jaki możemy je wynaleźć, jest skuteczne wytyczenie
spół. Widzi się, mówi i myśli w danej skali i zgodnie z daną linią, która ich w naszym życiu. Czyż linie ujścia nie są najtrudniejsze ze wszystkich?
może być lub nie być sprzężona z linią innego, nawet jeśli inny nadal jest
jeszcze sobą. Jeśli się nie sprzęgnie, nie należy naciskać, nie należy się
ustalonego schematu. Bohater dysponuje percepcją molową, która obejmuje
kłócić, ale uciekać, uciekać, nawet mówiąc: „Dobrze, dobrze, zgadzam całe złożenia i czysto wycięte elementy, dobrze podzielone obszary pełni i pust-
się tysiąckrotnie”. Nie warto mówić, najpierw trzeba zmienić teleskopy, ki (ta percepcja jest zakodowana, odziedziczona i nadkodowana przez ściany:
usta i zęby, wszystkie segmenty. Nie tylko mówi się dosłownie, także wi- nie zgubić swojego krzesła i tak dalej). Jednakże bohater zostaje także pochwy-
cony przez percepcję molekularną, złożoną z czystych i zmieniających się seg-
dzi się dosłownie, żyje się dosłownie, innymi słowy, podąża się za linia-
mentacji i autonomicznych ścieżek, gdzie otwory pojawiają się w tym, co jest
mi, niezależnie od tego, czy dają się połączyć, a nawet jeśli są heteroge- pełne, a mikroformy w pustce pomiędzy dwiema rzeczami, gdzie wszystko „to-
niczne. Poza tym czasem wówczas, gdy są homogeniczne, to nie działa19. czy się i porusza” przez tysiące pęknięć. Problem bohatera polega na tym, że nie
potrafi wybrać między tymi dwiema liniami i nieustannie przeskakuje z jednej
do drugiej. Czy ocali go trzecia linia percepcji, percepcja ucieczki, „hipotetycz-
19 W innej noweli zamieszczonej w tym samym zbiorze, Le dernier angle de trans- ny kierunek, który ledwie sie zarysowuje” na skrzyżowaniu tamtych dwóch, „na
parence, Fleutiaux rozróżnia trzy linie percepcji, nie stosując jednak wcześniej rogu przejrzystości”, który otwiera nową przestrzeń?

242 243
t ys i ąc P l at e au / 8 / 1 8 74 – T r z y n ow e l e a l b o „co s i ę w y da r z yło ? ”

Pewne grupy, pewni ludzie nie mają żadnych i nigdy nie będą mieć. Pew- i symbolicznych funkcji: realne CbO. Schizoanaliza nie ma innego przed-
nym grupom, pewnym ludziom brakuje linii określonego rodzaju lub je miotu swojej praktyki: jakie jest twoje ciało bez organów? Jakie są twoje
utracili. Malarka Florence Julien szczególnie interesuje się liniami uj- linie? Jaką mapą w procesie tworzenia lub przerabiania jesteś? Jaką wy-
ścia: wynalazła metodę, za pomocą której może wyciągać ze zdjęć linie tyczysz abstrakcyjną linię i za jaką cenę, płaconą przez ciebie i przez in-
niemal abstrakcyjne i pozbawione kształtu. Jednak raz jeszcze mamy do nych? Czy twoja linia ujścia jest twoja? A twoje CbO, które się z nią łączy?
czynienia z kłębkiem wielu różnych linii: linia ujścia dziecka uciekające- Czy pękasz? Czy zamierzasz pęknąć? Czy poddajesz się deterytorializa-
go ze szkoły na wagary różni sie od linii demonstrantów ściganych przez cji? Jaką linię rozbijasz, którą przedłużasz lub odzyskujesz, bez kształtów
policję lub więźnia, który ucieka z więzienia. Linie ujścia różnych zwie- i bez symboli? Schizoanaliza nie dotyczy elementów ani zespołów, nie
rząt: każdy gatunek, każda jednostka ma własną. Fernand Deligny prze- odnosi się do podmiotów, relacji czy struktur. Odnosi się jedynie do li-
pisuje linie i trajektorie autystycznych dzieci i tworzy mapy: starannie niowań [linéaments] przebiegających tak grupy, jak i jednostki. Analiza
rozróżnia „linie błądzenia” i „linie zwyczajowe”. Nie używa tych map je- pragnienia, schizoanaliza, jest bezpośrednio praktyczna i bezpośrednio
dynie w odniesieniu do spacerów: tworzy także mapy percepcji i mapy polityczna, niezależnie od tego, czy zajmuje się jednostką, grupą, czy spo-
gestów (gotowania czy zbierania drzewa), ukazujące zwyczajowe gesty łeczeństwem. Polityka bowiem poprzedza byt. Praktyka nie nadchodzi
i gesty błądzenia. A także mapy dla języka, jeśli się pojawia. Deligny ot- po ustawieniu na właściwych miejscach pojęć i ich relacji, ale aktywnie
worzył swoje linie pisma na linie życia. Linie stale się przecinają, nakła- współuczestniczy w wytyczaniu linii; mierzy się z tymi samymi niebez-
dają na chwilę, podążają jedna za drugą przez jakiś czas. Linia błądzenia pieczeństwami i tymi samymi wariacjami, co one. Schizoanaliza jest jak
przecina linię zwyczaju i w tym punkcie dziecko robi coś, co nie nale- sztuka noweli, nowiny, tego, co nowe. Czy raczej nie ma w niej proble-
ży w pełni do żadnej z nich: znajduje coś, co utraciło – co sie wydarzy- mu zastosowania: uwalnia linie, które mogą być liniami życia, pracy, li-
ło? – lub skacze, klaszcze w ręce, drobny, szybki ruch – a ten gest z kolei teratury i sztuki czy też liniami społeczeństwa – wszystko zależy od ukła-
wypuszcza kilka linii20. W skrócie: linia ujścia, już złożona, ze swymi osob- du współrzędnych.
liwościami; lecz także zwyczajowa czy też molowa linia ze swymi segmenta- Linia segmentacji sztywnej, molowej, linia segmentacji elastycznej
mi; a pomiędzy nimi dwiema (?) linia molekularna ze swymi kwantami, któ- i molekularnej, linia ujścia – pojawia się tu wiele problemów. Pierwszy
re powodują, że przechyla się ona to na jedną, to na drugą stronę. dotyczy szczególnego charakteru każdej linii. Można by uznać, że sztyw-
Jak mówi Deligny, warto zauważyć, że linie te nic nie mówią. To ne segmenty są określone, predeterminowane społecznie, nadkodo-
sprawa kartografii. Składają się na nas, tak jak składają się na naszą wane przez państwo; z drugiej strony pojawia się także skłonność do
mapę. Przekształcają się i mogą nawet przechodzić jedna w drugą. Kłą- interpretowania elastycznej segmentacji jako wewnętrznej aktywno-
cze. Z pewnością nie mają one nic wspólnego z mową; przeciwnie, mowa ści, wyobrażeniowej lub fantazmatycznej. Co zaś do linii ujścia, miałaby
musi za nimi podążać, pismo zaś musi się nimi żywić, między swymi ona być czymś całkowicie osobistym, sposobem, w jaki jednostka umy-
własnymi liniami. Z pewnością nie mają nic wspólnego ze znaczącym, ka na swój własny rachunek, ucieka od „odpowiedzialności”, ucieka od
z określeniem podmiotu przez znaczące; znaczące pojawia się raczej na świata, szuka schronienia na pustyni, a może w sztuce?... Fałszywe wra-
najsztywniejszym poziomie jednej z linii, podmiot zaś rodzi się na po- żenie. Elastyczna segmentacja nie ma nic wspólnego z tym, co wyobra-
ziomie najniższym. Z pewnością nie mają one nic wspólnego ze struk- żone, a mikropolityka ma nie mniej szeroki zasięg i jest nie mniej realna
turą, która zajmuje się jedynie punktami i pozycjami, drzewiastościa- niż makropolityka, Polityka w wielkiej skali nigdy nie jest w stanie ad-
mi, i która zawsze domyka system, właśnie po to, by zapobiec ucieczce. ministrować własnymi molowymi zespołami, o ile nie przechodzi przez
Deligny przywołuje pospolite Ciało, na którym wypisują się te linie, po- mikrowstrzyknięcia, przesiąknięcia, które działają na jej korzyść lub też
dobnie jak tak liczne segmenty, progi lub kwanty, terytorializacje, de- stanowią dla niej przeszkodę; w gruncie rzeczy im większe zespoły, tym
terytorializacje czy reterytorializacje. Linie wypisują się na Ciele bez bardziej molekularyzują instancje, które wprowadzają do gry. Linie uj-
Organów, na którym wszystko wytycza się i ucieka, które samo jest abs- ścia ze swojej strony nigdy nie polegają na uciekaniu ze świata, ale ra-
trakcyjną linią pozbawioną zarówno wyobrażeniowych kształtów, jak czej na umożliwianiu mu ucieczki, jakbyśmy rozsadzali rurę; nie istnie-
je system społeczny, który nie cieknie ze wszystkich stron, nawet jeśli
20 Fernand Deligny, Cahiers de l’immuable, t. I: Voix et voir, „Recherches”, nr 8, stara się maksymalnie usztywnić swoje segmenty, zaplombować linie uj-
kwiecień 1975. ścia. W linii ujścia nie ma nic wyobrażeniowego ani symbolicznego. Ani

244 245
t ys i ąc P l at e au / 8 / 1 8 74 – T r z y n ow e l e a l b o „co s i ę w y da r z yło ? ”

wśród zwierząt, ani wśród ludzi nie ma nic bardziej aktywnego aniże- organów łatwo da się złożyć. Nie ma pewności, że miłość stawi opór czy
li linia ujścia21. Nawet Historia zmuszona jest postępować w ten sposób, też że zrobi to polityka.
zamiast poruszać się w obrębie „znaczących cięć”. Co ucieka w społe- Trzeci problem: wzajemna immanencja linii. Niełatwo je rozplątać.
czeństwie w każdej chwili? To na liniach ujścia wynajdywana jest nowa Żadna z nich nie jest transcendentna, każda pracuje wewnątrz innych.
broń, która zostanie obrócona przeciwko ciężkiemu uzbrojeniu pań- Immanencja wszędzie. Linie ujścia są immanentne wobec pola społecz-
stwa; „uciekam, być może; ale po drodze szukam broni” (George Jack- nego. Elastyczna segmentacja nieustannie rozmontowuje stwardnienia
son). To na liniach ujścia koczownicy zmiatają wszystko na swojej dro- sztywnej segmentacji, po czym wszystko, co rozmontuje, scala na włas-
dze i znajdują nowe bronie, wprawiając faraona w osłupienie. Wszystkie nym poziomie: mikro-Edypy, mikroformacje władzy, mikrofaszyzmy.
linie, które wyróżniamy, mogą pojawić się jednocześnie w jednej grupie, Linia ujścia rozsadza dwie segmentowane serie; zdolna jest jednak do
w jednej jednostce. Zdarza sie jednak, częściej nawet, że to właśnie sama najgorszego, do odbijania się od ściany, upadku w czarną dziurę, wejścia
pojedyncza grupa, sama jednostka działa jako linia ujścia; ta grupa czy na drogę największego regresu, do tego, by przez jej kaprys odtworzyły
jednostka raczej tworzy linię, niż nią podąża, sama jest żywą bronią, któ- się najbardziej sztywne z segmentów. Czy już się wyszumiałeś? To jeszcze
rej się nie zdobywa, lecz wykuwa. Linie ujścia są realnościami; są bardzo gorsze, niż w ogóle nie uciekać: patrz zarzut Lawrence’a wobec Melville’a.
niebezpieczne dla społeczeństw, nawet jeśli społeczeństwa nie mogą się Między materią brudnego małego sekretu w sztywnej segmentacji, pu-
bez nich obyć i niekiedy je zachowują. stą formą owego „Co się wydarzyło?” w segmentacji elastycznej i tajnoś-
Drugi problem dotyczy ważności każdej z linii. Można zaczynać od cią tego, co nie może się już więcej wydarzyć na linii ujścia – jak możemy
sztywnej segmentacji, to jest najłatwiejsze, dane z góry; można następnie nie widzieć podrygów tej mackowatej instancji, Sekretu grożącego roz-
przyglądać się, jak i w jakim zakresie linię przecina elastyczna segmenta- chwianiem wszystkiego? Pomiędzy Parą pierwszego rodzaju segmenta-
cja, rodzaj kłącza otaczającego jej korzenie. Następnie można przyjrzeć cji, Dwójką drugiego a Tajnością linii ujścia istnieje tak wiele możliwych
się temu, jak pojawiają się linie ujścia, oraz sojuszom i bitwom. Ale moż- mieszanek i przejść.
na także za punkt wyjścia przyjąć linię ujścia: może to właśnie ona, wraz I oto ostatni problem, najbardziej niepokojący, dotyczący zagrożeń
z jej absolutną deterytorializacją, jest linią pierwotną. Rzecz jasna, linia właściwych każdej z linii. Niewiele można powiedzieć na temat pierwszej:
ujścia nie przychodzi później, jest tutaj od początku, nawet jeśli czeka na nie grozi jej, że nie zesztywnieje. Niewiele też o dwuznaczności drugiej.
swój czas i wybuch pozostałych. Elastyczna segmentacja zaś nie będzie Dlaczego jednak linia ujścia, niezależnie nawet od tego, że grozi jej upa-
już jedynie rodzajem kompromisu działającego za pomocą względnych dek i powrót do jednej z tamtych, sama przepojona jest tak osobliwą roz-
deterytorializacji i umożliwiającego reterytorializacje, które powodują paczą? I to mimo radosnego przesłania, które ona niesie, tak, jak gdyby
blokady i nawroty w sztywnej linii. Ciekawe jest to, w jaki sposób ela- coś stanowiło zagrożenie dla samego jądra jej właściwego przedsięwzię-
styczna segmentacja pochwycona zostaje między tamtymi dwiema linia- cia – śmierć, zniszczenie, właśnie w chwili, gdy wszystko się rozwią­
mi, gotowa przechylać się to na jedną, to na drugą stronę, zawsze dwu- zuje? Szestow powiedział o Czechowie, wielkim noweliście: „Czechow
znaczna. Ponadto musimy przyjrzeć się różnym kombinacjom: możliwe, podźwignął się, nie może być co do tego wątpliwości. I podźwignął się
że linia ujścia pewnej jednostki lub grupy może nie działać z korzyścią nie na skutek ciężkiej, ogromnej pracy, nie załamał go wielki, nadmierny
dla innej grupy lub jednostki; może, przeciwnie, zablokować ją, zatkać, wysiłek, lecz błahy, niewinny przypadek; upadł, potknąwszy się, poślizg-
wrzucić jeszcze głębiej w sztywną segmentację. Tak zdarza się w miłości, nąwszy… Nie ma już dawnego Czechowa, wesołego i radosnego (...), jest
gdy twórcza linia jednej osoby okazuje się więzieniem dla drugiej. Mamy natomiast ponury, chmurny człowiek, »zbrodniarz«”22. Co się wydarzy-
tu do czynienia z problemem złożenia linii, jednej z drugą, nawet w przy- ło? Raz jeszcze jest to pytanie, przed którym stają wszyscy bohaterowie
padku dwóch linii tego samego typu. Nie ma pewności, że dwie linie uj- Czechowa. Czy przedźwigawszy się, a nawet coś sobie złamawszy, nie
ścia okażą się kompatybilne, składalne. Nie ma pewności, że ciało bez można już uniknąć upadku w czarną dziurę goryczy i piasku? Czy jednak
Czechow naprawdę upadł? Być może jest to jedynie zewnętrzny osąd.
21 Henri Labrit napisał pochwałę ucieczki, Eloge de la fuite (Laffont 1976). Ukazu- Czy Czechow nie miał racji, mówiąc, że jakkolwiek ponure nie byłyby
je w niej biologiczne znaczenie linii ucieczki dla zwierząt, jego podejście jest jed-
nak zbyt formalistyczne; uznaje on, że u istot ludzkich ucieczka wydaje się po-
wiązana z wartościami wyobrażeniowego, które ma za zadanie przynosić więcej 22 Lew Szestow, Twórczość z niczego, w: tegoż, Początki i końce, tłum. J. Chmielew-
„informacji” o świecie. ski, Antyk 2005.

246 247
t ys i ąc P l at e au

jego postacie, wciąż niesie „sto kilogramów miłości”? Rzecz jasna, nic nie
/ 9 /
jest proste na liniach, które nas składają i które stanowią istotę Noweli
[la Nouvelle], będącej niekiedy Dobrą Nowiną [la Bonne Nouvelle].
1 9 3 3 – M i k r o p o l i t y k a i s e gm e n tac j a
Czym są twoje pary, twoje dwójki, twoje tajemnice i czym są ich
mieszanki? Kiedy jedna osoba mówi do drugiej: kocham smak whisky
na wargach tak, jak kocham błysk szaleństwa w twoich oczach, jakimi
liniami są te osoby w procesie składania, czy też przeciwnie, czynienia
nieskładalnym? Fitzgerald: „Jakieś pięćdziesiąt procent naszych przy-
jaciół i krewnych powie wam, w dobrej wierze, że to moje picie dopro-
wadziło Zeldę do obłędu; druga połowa będzie zapewniać, że piję z po-
wodu jej szaleństwa. Żaden z tych sądów nie ma większego znaczenia.
I jedni, i drudzy stwierdzają oto jednogłośnie, że każde z nas miałoby się
o wiele lepiej bez drugiego. Ironia polega na tym, że nigdy w całym na-
szym życiu nie byliśmy bardziej w sobie zakochani. Ona kocha alkohol
na moich ustach. Ja uwielbiam jej najbardziej ekstrawaganckie halu-
cynacje”. „Ostatecznie nic nie jest naprawdę ważne. Zniszczyliśmy się.
A jednak, doprawdy, nigdy nawet nie pomyślałem, że zniszczyliśmy jed-
no drugie”. Piękno tego tekstu. Są tu wszystkie linie: linia rodziny i przy-
jaciół, wszystkich tych, którzy mówią, wyjaśniają, psychoanalizują, roz-
dzielają racje i krzywdy, cała ta binarna maszyna Pary, zjednoczonej czy
podzielonej w sztywnej segmentacji (pięćdziesiąt procent). Jest tu także
linia elastycznej segmentacji, z której wariatka i alkoholik czerpią – jak
z pocałunku w usta i w oczy – pomnażanie dwójki aż do granic tego, co
mogą znieść w swoim stanie i w niedomówieniach, które służą im za we-
wnętrzną wiadomość. I jeszcze linia ujścia, tym bardziej wspólna, im bar-
dziej są rozdzieleni lub też na odwrót, każde ukryte dla drugiego, dwójka
o tyleż bardziej udana teraz, że nic już nie jest ważne i wszystko może za-
cząć się od nowa, skoro są zniszczeni, lecz nie jedno przez drugie. Nic nie
przejdzie we wspomnienie, wszystko dzieje się na liniach, między linia-
mi, w owym I, które uczyniło jedno i drugie niewykrywalnym, I niebędą-
cym ani koniunkcją, ani alternatywą, lecz linią ujścia, która nieustannie
się wytycza ku nowej akceptacji, przeciwieństwem wyrzeczenia, przeci-
wieństwem rezygnacji – nowym szczęściem?

Segmentacje (zespół typów)


t ys i ąc P l at e au / 9 / 1 9 3 3 – M i k r o p o l i t y k a i s eg m e n tac j a

Segmentowanie dokonuje się zewsząd i w każdym kierunku. Człowiek Czemu jednak wracać do ludów pierwotnych, gdy idzie o nasze ży-
to zwierzę segmentowe. Segmentacja jest własnością wszystkich warstw, cie? Jest faktem, że pojęcie segmentacji zostało skonstruowane przez et-
które się na nas składają. Mieszkać, krążyć, pracować, bawić się: to, co nologów opisujących tak zwane społeczeństwa pierwotne, społeczeń-
przeżywane, jest segmentowane – przestrzennie i społecznie. Dom jest stwa bez stałego centralnego aparatu państwa, bez globalnej władzy
segmentowany wedle przeznaczenia jego części; ulice – wedle porządku i bez wyspecjalizowanych instytucji politycznych. Segmenty społeczne
miasta; fabryka – wedle charakteru prac i czynności. Jesteśmy segmen- wykazują tu pewną elastyczność – zależnie od zadań i sytuacji – między
towani binarnie, wedle wielkich dwoistych opozycji: klasy społeczne, dwiema pozycjami skrajnymi, biegunami całkowitego złączenia i pełne-
lecz także mężczyźni i kobiety, dorośli i dzieci itd. Jesteśmy segmen- go rozdzielenia. Stąd zdolność szerokiego łączenia części heterogenicz-
towani kołowo, w coraz szerszych kołach, coraz większych dyskach czy nych – tak, że spojenie segmentu z innym może dokonać się na wiele spo-
kręgach [couronnes], na sposób „listu” Joyce’a1: moje sprawy, sprawy mo- sobów. Dalej – lokalna konstrukcja, która wyklucza możliwość określenia
jej dzielnicy, mojego miasta, mojego kraju, świata… Jesteśmy segmen- z góry domeny bazy (ekonomicznej, politycznej, prawnej, artystycznej).
towani linearnie, po linii prostej, liniach prostych, gdzie każdy segment Następnie – zachowanie zewnętrznych własności sytuacyjnych czy też
przedstawia odcinek lub „proces”: ledwie skończyliśmy jeden proces, relacyjnych, jako nieredukowalnych do wewnętrznych własności struk-
już zaczynamy inny, zawsze dbając o procedury i na zawsze procedurom tury. Wreszcie – ciągła aktywność, która sprawia, że segmentacja nie jest
poddani – rodzina, szkoła, wojsko, zawód. A szkoła mówi nam: „nie je- ujmowana niezależnie od dokonującego się właśnie segmentowania, od-
steś już w domu”, wojsko zaś – „nie jesteś już w szkole…”. Niekiedy róż- działującego przez napory, zerwania, ponowne związania. Segmentacja
ne segmenty odsyłają do różnych jednostek lub grup, kiedy indziej ta pierwotna jest zarazem segmentacją wielogłosowego kodu, ufundowa-
sama jednostka lub grupa przechodzi z jednego do drugiego segmentu. ną na lineażach, ich zmiennych relacjach i usytuowaniach, i segmentacją
Ale te postacie segmentacji – binarna, kołowa, linearna – zawsze ujmo- ruchomej terytorialności, ufundowaną na splątanych lokalnych podzia-
wane są jedna w drugiej, nawet przechodzą jedna w drugą, przekształca- łach. Kody i terytoria, lineaże klanowe i terytorialności plemienne two-
ją się w zależności od punktu widzenia. Poświadczają to już dzicy: Lizot rzą względnie elastyczną tkankę segmentacji4.
wskazuje, że Dom wspólny jest zorganizowany kołowo – od wewnątrz na Wydaje nam się jednak kłopotliwym twierdzenie, że społeczeństwa
zewnątrz, w serię kręgów, w których wykonywane są różne rodzaje da- państwowe, czy wręcz nasze nowoczesne państwa, są mniej segmento-
jących się umiejscowić działań (kult i obrzędy, dalej wymiana dóbr, da- we. Klasyczna opozycja między segmentowym a scentralizowanym wca-
lej życie rodzinne, dalej odpadki i łajno); ale jednocześnie „każdy z tych le nie wydaje się trafna5. Państwo nie tylko oddziałuje na segmenty, które
kręgów sam jest podzielony poprzecznie, każdy segment jest przypisa- utrzymuje, lub którym pozwala przetrwać, lecz samo w sobie ma włas-
ny osobnemu lineażowi i ulega dalszym podziałom między różne gru- ną segmentację – i ją narzuca. Być może ustanowiona przez socjologów
py rodowe”2. W ogólniejszym kontekście Lévi-Strauss wykazał, że du- opozycja segmentowego i centralnego ma praźródło biologiczne: pier-
alistyczna organizacja ludów pierwotnych odsyła do formy kołowej ścieniowaty robak i centralny system nerwowy. Ale centralny mózg sam
i przechodzi także w formę linearną obejmującą „dowolną liczbę grup” jest robakiem, bardziej jeszcze segmentowanym niż inne, gdy wziąć pod
(przynajmniej trzy)3. uwagę całą jego plastyczność – i pomimo niej. Nie istnieje opozycja mię-
dzy centralnym a segmentowym. Współczesny system polityczny jest
1 Oryg. „»Lettre« de Joyce”. Zapytany przez brazylijską tłumaczkę o kontekst, globalną całością, zjednoczoną i jednoczącą, lecz może nią być o tyle,
w związku z dwuznacznością francuskiego słowa lettre, tu jeszcze wziętego
w cudzysłów, Deleuze miał odpowiedzieć, że kontekstu nie pamięta i że można
o ile wymaga istnienia zespołu podsystemów zestawionych razem, zazę-
swobodnie pominąć tę frazę: Felix Guattari, Suely Rolnik, Micropolitiques, Les biających się i skoordynowanych – analiza podejmowanych decyzji wy-
Empêcheurs de penser en rond 2007, s. 223. Tłumacząc termin circulaire jako dobywa na światło dzienne wszelkie rodzaje przegród, procesów częś-
„kołowy/-a”, podążamy za rozstrzygnięciem Krzysztofa Pomiana: Claude Lévi-
ciowych, które zachodzą na siebie nawzajem, czemu towarzyszą zawsze
-Strauss, Antropologia strukturalna, tłum. K. Pomian, Aletheia 2009, s. 136 i nast.
(tam także propozycja tłumaczenia pojawiającego się niżej terminu concentri-
que jako „współśrodkowy”, którą zaznaczamy, decydując się wszakże na termin 4 Por. dwa przykładowe studia w Meyer Fortes, Edward Evans-Pritchard (red.),
„koncentryczny”) [przyp. tłum.]. African Political Systems, Oxford University Press 1978, autorstwa Meyera
2 Jacques Lizot, Le cercle des feux, Éd. du Seuil, s. 118. Fortesa o ludzie Talensi, oraz Edwarda Evans-Pritcharda o Nuerach.
3 Claude Lévi-Strauss, Antropologia strukturalna, tłum. K. Pomian, KR 2000, 5 Georges Balandier analizuje sposoby, w jakie etnologowie i socjologowie defi-
rozdz. VIII: „Czy istnieją organizacje dualistyczne?”, s. 152. niowali tę opozycję: Anthropologie politique, PUF 1967, s. 161–169.

250 251
t ys i ąc P l at e au / 9 / 1 9 3 3 – M i k r o p o l i t y k a i s eg m e n tac j a

przesunięcia i przemieszczenia. Technokracja postępuje naprzód za Szaman rysuje linie między wszystkimi punktami czy duchami, wykre-
sprawą segmentowego podziału pracy (także w międzynarodowym po- śla konstelację, promienisty zespół korzeni, który odsyła do centralnego
dziale pracy). Biurokracja istnieje tylko poprzez swoje wydzielone prze- drzewa. Narodziny władzy scentralizowanej czy też systemu drzewiaste-
pierzeniami biura, funkcjonuje tylko poprzez „przemieszczanie celów” go przyniosą zdyscyplinowanie wykwitów pierwotnego kłącza?6 Drze-
i odpowiadające mu „dysfunkcje”. Hierarchia nie ma jedynie kształtu pi- wo funkcjonuje tu zarówno jako zasada dychotomiczna, binarna, jak i oś
ramidy, biuro szefa znajduje się tyleż na końcu korytarza, co na szczycie obrotu… Lecz władza szamana jest jeszcze w pełni zlokalizowana, ściśle
wieży. Krótko mówiąc, życie współczesne nie porzuciło segmentacji, lecz zależna od poszczególnego segmentu, uwarunkowana przez narkotyki,
przeciwnie, jedynie ją usztywniło. każdy zaś punkt nadal wytwarza własne niezależne sekwencje. Nie da
Zamiast przeciwstawiać segmentowe i scentralizowane, należało- się tego powiedzieć o społeczeństwach nowoczesnych czy nawet o pań-
by więc rozróżnić dwa typy segmentacji, jeden – „pierwotny” i elastyczny, stwach. Oczywiście scentralizowane nie przeciwstawia się segmento-
drugi – „nowoczesny” i sztywny. To rozróżnienie przecina każdą z wcześ- wemu, a koła pozostają wyodrębnione. Stają się jednak koncentryczne,
niej zarysowanych postaci segmentacji: zdecydowanie udrzewione. Segmentacja usztywnia się do tego stopnia,
1) Opozycje binarne (mężczyźni – kobiety, ci na górze – ci na dole że wszystkie centra współdrgają, wszystkie czarne dziury sprowadzo-
itd.), bardzo silne w społeczeństwach pierwotnych, powstają, jak się wy- ne zostają do jednego punktu akumulacji, swoistego punktu przecięcia,
daje, w maszynach i złożeniach, które same binarne nie są. Binarność znajdującego się gdzieś za wszystkimi oczami. Twarz ojca, twarz na-
społeczna: kobiety – mężczyźni w danej grupie, uruchamia reguły, wedle uczyciela, twarz pułkownika, szefa, tworzą powtarzalny nadmiar [se met-
których jedne i drudzy wybierają sobie odpowiednio małżonków w gru- tent a redonder], odsyłają do centrum znaczenia, które przemierza różne
pie innej niż ich własna (stąd przynajmniej trzy grupy). W tym właśnie koła i przenika wszystkie segmenty. Elastyczne mikrogłówki, zwierzę-
sensie Lévi-Strauss mógł wykazać, że organizacja dualistyczna w takich ce utwarzowienia [visagéifications] zostają zastąpione przez makro-twarz,
społeczeństwach sama w sobie nigdy nie jest wystarczająca. Z kolei ce- której centrum znajduje się wszędzie, obwód zaś – nigdzie. Nie ma już
chą społeczeństw nowoczesnych, czy raczej państwowych, jest przyda- n oczu w niebie, w roślinnych i zwierzęcych stawaniach się, lecz tylko
nie wartości maszynom dualnym, które funkcjonują jako takie, działając central­ne zarządzające oko, które promieniuje na wszystkie dziedziny.
w trybie symultanicznym przez relacje jedno-jednoznaczne i ujmując na- Centralne państwo nie konstytuuje się przez zniesienie segmentacji ko-
stępstwa w zbinaryzowane wybory. Klasy i płcie idą dwójkami, a zjawi- łowej, lecz poprzez współśrodkowość odrębnych kół lub też przez koor-
ska trójdzielności wynikają raczej z przemieszczania tego, co podwójne, dynację i współdrganie centrów. Już w społeczeństwach pierwotnych ist-
niż odwrotnie. Widzieliśmy to szczególnie wyraźnie w wypadku maszy- nieje tyle centrów władzy lub, inaczej mówiąc, tyle centrów władzy istnieje
ny Twarzy, która różni się w tej mierze od maszyn pierwotnych głów. Wy- jeszcze w społeczeństwach państwowych. Społeczeństwa państwowe funk-
daje się, że społeczeństwa współczesne wyniosły dwójkową segmentację cjonują wszakże jako aparatura rezonansowa, organizują współdrganie,
na poziom organizacji samowystarczalnej. Nie chodzi więc o to, czy sta- podczas gdy społeczeństwa pierwotne je tłumią7.
tus kobiet lub tych na dole jest lepszy, czy gorszy, ale z jakiego typu orga-
nizacji ten status wynika.
2) Podobnie możemy zauważyć, że u ludów pierwotnych segmenta- 6 O inicjacji szamana i roli drzewa u Janomamów, por. Jacques Lizot, Le cercle des
cja kołowa nie wymaga koniecznie, by koła były koncentryczne, współ- feux, s. 127–135: „Między jego stopami wykopuje się pospiesznie dziurę, w którą
wkłada się dół masztu – tym samym tam zasadzonego. Turaewë rysuje na ziemi
środkowe. W reżimie elastycznym centra już działają – jako tyle węzłów, wyobrażone linie, promieniujące wszędzie dookoła. Mówi: To są korzenie”.
oczu lub też czarnych dziur – ale nie współdrgają wszystkie razem, nie 7 Państwo nie definiuje się więc jedynie przez typ władz publicznych, lecz jako
schodzą się w tym samym punkcie, nie zbiegają się w tej samej centralnej pudło rezonansowe władz zarówno prywatnych, jak publicznych. W tym sen-
sie Althusser mógł powiedzieć: „Rozróżnienie publicznego i prywatnego jest
czarnej dziurze. Istnieje wielość animistycznych oczu, która sprawia, że
wewnętrznym odróżnieniem prawa burżuazyjnego, ważnym w dziedzinach
na każde z nich wpływa na przykład osobny duch zwierzęcy (duch-wąż, (podporządkowanych), w których prawo burżuazyjne sprawuje swoją wła-
duch-dzięcioł, duch-kajman…). Każda czarna dziura zostaje zajęta przez dzę. Dziedzina państwa mu się wymyka, ponieważ jest ono poza Prawem (…),
inne zwierzęce oko. Zapewne widać już, że gdzieniegdzie zarysowują się jest – przeciwnie – warunkiem wszelkiego rozróżnienia między publicznym
a prywatnym” (Louis Althusser, Ideologie i aparaty ideologiczne państwa, tłum.
operacje usztywniania i centralizacji: wszystkie centra muszą przejść A. Staroń, http://www.nowakrytyka.pl/spip.php?article374 [data dostępu:
przez jedno jedyne koło, które samo z kolei ma tylko jedno centrum. 01.01.2015], oryg. „La Pensée”, czerwiec 1970).

252 253
t ys i ąc P l at e au / 9 / 1 9 3 3 – M i k r o p o l i t y k a i s eg m e n tac j a

3) Wreszcie, z punktu widzenia segmentacji linearnej, można po- wzajemną odpowiedniość segmentów pieniężnych, segmentów produk-
wiedzieć, że każdy segment zostaje podkreślony, skorygowany, zhomo- cji i segmentów dóbr konsumpcyjnych.
genizowany sam w sobie, lecz także w odniesieniu do innych. Nie tyl- Możemy podsumować główne różnice między segmentacją sztyw-
ko każdy ma swoją jednostkę miary, lecz owe jednostki są równoważne ną a segmentacją elastyczną. W trybie sztywnym segmentacja binarna
i przekładalne jedna na drugą. Korelatem centralnego oka jest przestrzeń, ma wartość sama dla siebie i zależy od wielkich maszyn bezpośredniej
w której się ono przemieszcza i – w odniesieniu do swoich przemiesz- binaryzacji, podczas gdy w drugim trybie binarności wynikają z „wielości
czeń – samo pozostaje niezmienne. Wraz z polis grecką i reformą Klej- n-wymiarowych”. Po drugie, segmentacja kołowa dąży do formy koncen-
stenesa objawia się homogeniczna i izotopiczna przestrzeń polityczna, trycznej, to znaczy sprawia, że wszystkie jej ogniska stykają się w jednym
która dokonuje nadkodowania segmentów lineażu, jednocześnie zaś od- centrum, które nie przestaje się przemieszczać, lecz pozostaje niezmien-
rębne ogniska zaczynają współdrgać w centrum, które działa jako wspól- ne w swoich przemieszczeniach, odsyłając do maszyny rezonansowej.
ny mianownik8. Paul Virilio pokazał, jak w czasach późniejszych impe- Wreszcie segmentacja linearna przechodzi przez maszynę nadkodowa-
rium rzymskie ustanawia linearną (lub geometryczną) rację stanu, która nia, która wytwarza przestrzeń homogeniczną more geometrico i zakre-
mieści w sobie ogólny zarys obozów i miejsc umocnionych, uniwersal- śla segmenty o określonej substancji, formie i relacjach. Zauważmy, że za
ną sztukę „wyznaczania granic według planów” [borner par des tracés], każdym razem ową usztywnioną segmentację wyraża Drzewo. Drzewo
zagospodarowanie terytoriów, zastąpienie miejsc i terytorialności prze- jest węzłem drzewiastości, zasadą dychotomii; jest osią obrotu, zapew-
strzenią, przekształcenie świata w miasto, krótko mówiąc – coraz sztyw- niającą współśrodkowość; jest strukturą lub siatką dzielącą na kwadra-
niejszą segmentację9. Segmenty, podkreślone lub nadkodowane, zdają ty to, co możliwe. Lecz jeśli przeciwstawiamy w ten sposób segmentację
się w ten sposób tracić zdolność pączkowania, swoją dynamiczną relację udrzewioną kłączastemu segmentowaniu, to nie tylko po to, by wskazać
z segmentowaniami właśnie się dokonującymi, właśnie się tworzącymi dwa stany tego samego procesu, lecz także po to, by odsłonić dwa róż-
i rozkładającymi. Jeśli istnieje geometria „pierwotna” (protogeometria), ne procesy. Albowiem społeczeństwa pierwotne postępują zasadniczo
to jest ona geometrią działania, w której figur nie daje się nigdy oddzie- wedle kodów i terytorialności. Samo rozróżnienie tych dwóch elemen-
lić od ich afektów, linii – od ich stawania się, segmentów – od segmento- tów – plemiennego systemu terytorium i klanowego systemu lineaży –
wania: istnieją „kolistości”, ale nie koła; istnieją „uszeregowania” [aligne- uniemożliwia współdrganie, rezonans10. Tymczasem społeczeństwa no-
ments], ale nie linie proste itd. Z kolei geometria państwa, czy raczej więź woczesne, czy też państwowe, zastąpiły słabnące kody jednoznacznym
państwa z geometrią, objawia się w prymacie elementu-twierdzenia, za- nadkodowaniem, utracone zaś terytorialności – specyficzną reterytoriali-
stępującego elastyczne formacje morfologiczne stałymi, idealnymi esen- zacją (która tworzy się właśnie w nadkodowanej przestrzeni geometrycz-
cjami, afekty – własnościami, dokonujące się właśnie segmentowanie – nej). Segmentacja objawia się zawsze jako wytwór maszyny abstrakcyjnej,
uprzednio określonymi segmentami. Geometria i arytmetyka przejmują ale w sztywnym i w elastycznym nie działa ta sama maszyna abstrakcyjna.
moc skalpela. Własność prywatna wymaga przestrzeni nadkodowanej
i podzielonej na kwadraty przez kataster. Nie tylko każda linia ma swo- Nie wystarczy więc przeciwstawienie scentralizowanego segmentowe-
je segmenty, ale też segmenty jednej linii odpowiadają segmentom innej mu. Ale nie wystarczy też przeciwstawienie dwóch segmentacji, jed-
linii: na przykład reżim płacy roboczej dokona uzgodnienia i ustanowi nej elastycznej i pierwotnej, drugiej – nowoczesnej i usztywnionej. Obie

8 Jean-Pierre Vernant, Mythe et pensée chez les Grecs, Maspero 1971–1974, t. I, cz. III 10 Meyer Fortes analizuje u Talensi różnicę między „strażnikami ziemi” a wodza-
(„Stając się wspólnym, wznosząc się w otwartej i wspólnej przestrzeni agory, już mi. Takie rozróżnienie władz jest dość powszechne w społeczeństwach pier-
nie zaś we wnętrzu mieszkań prywatnych […], ognisko wyraża odtąd centrum, wotnych, lecz to, co się liczy, to fakt, że zostało ono precyzyjnie zorganizowane
jako wspólny mianownik wszystkich domów tworzących polis”, s. 210). w sposób, który miał uniemożliwić rezonans władz. Na przykład wedle anali-
9 Paul Virilio, L’insécurité du territoire, Stock 1975, s. 120, 174–175. O „obozometrii” zy Bertha dotyczącej Baduj na Jawie władza strażnika ziemi jest z jednej strony
[castramétration]: „geometria jest konieczną podstawą skalkulowanej ekspansji uważana za bierną czy też kobiecą, z drugiej zaś – przyznawana pierworodne-
władzy państwa w czasie i przestrzeni; państwo posiada więc już w sobie samym mu: to nie „wtargnięcie pokrewieństwa w porządek polityczny”, lecz odwrot-
postać wystarczającą, idealną pod warunkiem, że będzie idealnie geometrycz- nie – „wymóg porządku politycznego przełożony na pojęcia pokrewieństwa”, by
na (…). Lecz Fénelon, przeciwstawiając się polityce państwa Ludwika XIV, wy- uniemożliwić ustanowienie rezonansu, z którego wyłoniłaby się własność pry-
krzyknie: opierajcie się czarodziejskim urokom i diabolicznym właściwościom watna (por. Louis Berthe, Aînés et cadets, l’alliance et la hierarchie chez les Baduj,
geometrii!”. „L’Homme”, lipiec 1965).

254 255
t ys i ąc P l at e au / 9 / 1 9 3 3 – M i k r o p o l i t y k a i s eg m e n tac j a

bowiem wyraźnie się różnią, lecz są nierozdzielne, splątane jedna z dru- kancelarii, perwersja biurokracji, ciągła wynalazczość lub kreatywność,
gą, jedna w drugiej. Społeczeństwa pierwotne mają już zarodki sztyw- która objawia się nawet w spotkaniu z regulaminami administracyjnymi.
ności, udrzewienia, które w tej samej mierze zapowiadają państwo, co je Kafka jest najwybitniejszym teoretykiem biurokracji właśnie dlatego, że
odpychają. I na odwrót, nasze społeczeństwa wciąż zanurzone są w ela- pokazał, jak na pewnym poziomie (ale którym? – nielokalizowalnym) ba-
stycznej tkance, bez której nie stwardniałyby segmenty sztywne. Nie riery między kancelariami przestają być „określoną granicą” i zanurzają
można zastrzegać elastycznej segmentacji dla ludów pierwotnych. Seg- się w środowisko molekularne, które je rozpuszcza, rozmnażając jedno-
mentacja elastyczna nie jest też przeżytkiem dzikusa w nas, jest funkcją cześnie szefa w mikropostacie, tych zaś nie sposób rozpoznać, zidentyfi-
doskonale nowoczesną i nierozerwalnie związaną z drugą. Każde społe- kować oraz trudniej odróżnić, niż scentralizować: to inny reżim – współ-
czeństwo, lecz także każda jednostka są więc przenikane przez dwie seg- istniejący z oddzieleniem oraz całościowaniem sztywnych segmentów11.
mentacje jednocześnie: jedną molową, drugą – molekularną. Są one od- Powiemy wręcz, że faszyzm wymaga istnienia reżimu molekularnego,
rębne o tyle, o ile nie obejmują tych samych pojęć, tych samych relacji, który nie miesza się ani z molowymi segmentami, ani z ich centralizacją.
tej samej natury, tego samego rodzaju wielości. Ale są też nierozerwalnie Niewątpliwie faszyzm wynalazł pojęcie państwa totalitarnego, ale nie
związane w tej mierze, w jakiej współistnieją, przechodzą jedna w dru- ma powodu, by definiować faszyzm za pomocą pojęcia, które on sam wy-
gą, podług kształtów różnych u ludów pierwotnych i u nas – lecz zawsze nalazł: istnieją państwa totalitarne – typu stalinowskiego lub typu dykta-
zakładając siebie nawzajem. Krótko mówiąc, wszystko jest polityczne, tury wojskowej – w których nie ma faszyzmu. Koncepcja państwa totali-
ale wszelka polityka jest zarazem makropolityką i mikropolityką. Weźmy tarnego ma wartość jedynie w skali makropolitycznej – w odniesieniu do
zespoły typu postrzeżeniowego lub uczuciowego: ich molowa organi- sztywnej segmentacji i specjalnego trybu całościowania i centralizacji.
zacja, ich sztywna segmentacja nie wyklucza całego świata nieświado- Ale faszyzm jest nierozerwalnie związany z ogniskami molekularnymi,
mych mikropostrzeżeń, nieświadomych afektów, subtelnych segmenta- które mnożą się i skaczą z jednego punktu na drugi, wzajemnie na sie-
cji, które nie ujmują i nie doznają tych samych rzeczy, które inaczej się bie oddziałując, zanim zaczną wszystkie razem współdrgać w państwie
rozkładają, które działają inaczej. To mikropolityka postrzeżenia, sym- narodowosocjalistycznym. Faszyzm wiejski i faszyzm miasta, dzielni-
patii, rozmowy itd. Jeśli rozważymy wielkie binarne zespoły, jak płcie czy cy, faszyzm młodzieżowy i faszyzm dawnych kombatantów, faszyzm le-
klasy, zobaczymy, że i one przechodzą w molekularne złożenia innej na- wicy i prawicy, pary, rodziny, szkoły czy biura: każdy faszyzm określony
tury i że istnieje tam podwójna wzajemna zależność. Dwie płcie odsy- jest przez mikro-czarną dziurę, która ma wartość sama przez się i w łącz-
łają bowiem do wielorakich kombinacji molekularnych, które wprowa- ności z innymi, zanim zacznie współdrgać w wielkiej, centralnej, uogól-
dzają do gry nie tylko mężczyznę w kobiecie i kobietę w mężczyźnie, lecz nionej czarnej dziurze12. Faszyzm istnieje wtedy, gdy maszyna wojenna
także relację każdego w drugim ze zwierzęciem, rośliną itd.: tysiąc ma- zostaje zainstalowana w każdej dziurze, w każdej niszy. Nawet ustano-
leńkich płci. Natomiast klasy społeczne same odsyłają do „mas”, których wione już państwo narodowosocjalistyczne wymaga utrzymania tych
ruch, repartycja, cele, wreszcie sposoby walki są zupełnie różne. Wysiłki,
by odróżnić masę i klasę, zmierzają w istocie ku tej granicy: pojęcie masy
11 Franz Kafka, Zamek, tłum. K. Radziwiłł, K. Truchanowski, Zielona Sowa 2003;
jest pojęciem molekularnym, działającym poprzez ten rodzaj segmentowa- przede wszystkim rozdz. XV (wyznania Barnabasa), cytat na s. 145. Przypowieść
nia, który jest niesprowadzalny do molowej segmentacji klasowej. Jed- o dwóch biurach – molowym i molekularnym – nie podlega więc tylko interpre-
nakże klasy są przecież wyodrębniane w masach, krystalizują je. A masy tacji fizycznej, jak ta Arthura Eddingtona, lecz także interpretacji ściśle biuro-
kratycznej. [Na zbieżność fizycznego obrazu świata w The Nature of the Physi-
nie przestają wyciekać, przeciekać z klas. To, że wzajemnie się zakła­dają, cal World Eddingtona i wizji Kafkowskiej zwrócił uwagę Walter Benjamin, por.
nie usuwa różnicy punktów widzenia, natury, skali i funkcji (tak rozu- list do G. Scholema z 12 czerwca 1938 – Walter Benjamin, Briefe, t. II, Suhrkamp
miane pojęcie masy ma zupełnie inne znaczenie niż to zaproponowane 1978, s. 761 – dopisek tłum.]
12 Siła książki Jean-Pierre’a Faye’a, Langages totalitaires (Hermann 1972) polega
przez Canettiego).
na ukazaniu wielości tych ognisk, praktycznych i semiotycznych, które stano-
Nie wystarczy zdefiniowanie biurokracji przez sztywną segmen- wią punkt wyjścia dla ukonstytuowania się nazizmu. Dlatego Faye, który jako
tację, z przepierzeniami oddzielającymi kolejne sąsiadujące z sobą kan- pierwszy dokonał rygorystycznej analizy pojęcia państwa totalitarnego (w jego
celarie, z szefem kancelarii w każdym segmencie i z centralizacją odpo- włoskich i niemieckich początkach), jednocześnie odmówił definiowania fa-
szyzmu włoskiego i nazizmu za pomocą tego pojęcia (które działa w innym pla-
wiadającą końcowi korytarza lub szczytowi wieży. Jednocześnie bowiem nie niż „proces głęboki” [procès sous-jacent]). Ze wszystkich tych kwestii Faye
istnieje całe segmentowanie biurokratyczne, elastyczność i łączność wytłumaczył się w La critique du langage et son économie, Éd. Galilée 1973.

256 257
t ys i ąc P l at e au / 9 / 1 9 3 3 – M i k r o p o l i t y k a i s eg m e n tac j a

mikrofaszyzmów, które dostarczają mu niezrównanego środka oddzia- gdyby molekularne przynależało do domeny wyobrażania i odsyłało wy-
ływania na „masy”. Daniel Guérin słusznie powiada, że jeśli Hitler zdo- łącznie do jednostki lub tego, co międzyjednostkowe. A przecież na jed-
był raczej władzę niż kadry niemieckiego państwa, stało się tak dlatego, nej linii jest nie mniej Realnego-społecznego niż na drugiej. Po trzecie,
że wcześniej miał do dyspozycji formy mikroorganizacji, dzięki którym dwie formy nie różnią się po prostu rozmiarami, jako formy małe i duże.
zyskał „niezrównany, niezastąpiony środek, pozwalający przeniknąć do Jakkolwiek jest prawdą, że molekularne operuje na szczególe i przeni-
każdej komórki społeczeństwa”13, segmentację elastyczną i molekularną, ka małe grupy, to przecież rozciąga się na całe pole społeczne – w tej sa-
przepływy zdolne wchłonąć każdy rodzaj komórek. Z kolei jeśli kapita- mej mierze, co organizacja molowa. Wreszcie, różnica jakościowa dwóch
lizm ostatecznie uznał doświadczenie faszystowskie za katastrofę, jeśli linii nie wyklucza, by mogły się pobudzać lub przeciąć, zawsze bowiem
wolał sprzymierzyć się z totalitaryzmem stalinowskim – z jego punktu istnieje między nimi dwiema relacja proporcjonalności – albo są wprost
widzenia daleko mądrzejszym i przystępniejszym – to dlatego właśnie, proporcjonalne, albo odwrotnie proporcjonalne.
że stalinizm opierał się na bardziej klasycznej, mniej płynnej segmentacji W pierwszym przypadku im silniejsza jest organizacja molowa, tym
i takiejż centralizacji. To właśnie potęga mikropolityczna, molekularna bardziej sama pobudza molekularyzację swoich elementów, relacji i pod-
czyni faszyzm tak niebezpiecznym, jest to bowiem ruch masowy: raczej stawowych aparatów. Kiedy maszyna staje się planetarna lub kosmiczna,
zrakowaciałe ciało niż totalitarny organizm. Kino amerykańskie często złożenia wykazują coraz silniejszą tendencję do miniaturyzacji – prze-
pokazywało owe ogniska molekularne, faszyzm bandy, gangu, sekty, ro- kształcania się w mikrozłożenia. Wedle formuły Gorza, w światowym
dziny, miasteczka, dzielnicy, samochodu, faszyzm, który nie oszczędza kapitalizmie istnieje tylko jeden element pracy – molekularna lub zmo-
nikogo. Jedynie mikrofaszyzm stanowi odpowiedź na globalne pytanie: lekularyzowana jednostka, to znaczy człowiek „masowy”. Korelatem ad-
dlaczego pragnienie pragnie własnego stłumienia, jak może pragnąć ministrowania wielkim, zorganizowanym bezpieczeństwem molowym
swojego stłumienia? Rzecz jasna, masy nie poddają się biernie władzy, jest całe to mikrozarządzanie małymi lękami, cały ten nieustanny mo-
nie „chcą” też – bo nie powoduje nimi żadnego rodzaju masochistyczna lekularny brak bezpieczeństwa – do tego stopnia, że maksyma mini-
histeria – być dławione, co więcej, nie zostały zwiedzione przez ideolo- sterstw spraw wewnętrznych mogłaby brzmieć: makropolityka społe-
giczne złudy. Lecz pragnienie nigdy nie daje się oddzielić od skompli- czeństwa dla i poprzez mikropolitykę braku bezpieczeństwa14. Niemniej
kowanych złożeń, nieuchronnie przenikających poziomy molekularne, jednak drugi przypadek – relacja odwrotnie proporcjonalna – jest jeszcze
mikroformacje, które już kształtują postawy, dyspozycje, postrzeżenia, bardziej istotny w tej mierze, w jakiej ruchy molekularne już nie uzupeł-
oczekiwania, semiotyki itd. Pragnienie nie jest nigdy niezróżnicowaną niają wielkiej, światowej organizacji, lecz dziurawią ją i stawiają jej opór.
energią popędową, lecz samo jest wytworem starannie opracowanego Prezydent Giscard d’Estaing dał temu wyraz w swym wykładzie geogra-
montażu, inżynierii wysokich interakcji: całej tej elastycznej segmenta- fii politycznej i wojskowej: im większa równowaga między Zachodem
cji, która opracowuje energie molekularne i może ukształtować pragnie- a Wschodem, w maszynie dualistycznej, nadkodującej i przezbrojonej,
nie jako już faszystowskie. Organizacje lewicowe nie są wcale najdalsze tym więcej „destabilizacji” na innej linii, z Północy na Południe. Zawsze
od wytwarzania własnych mikrofaszyzmów. To zbyt łatwe – być anty­ jest jakiś Palestyńczyk, lecz także Bask, Korsykanin, gotów dokonać „re-
faszystą na poziomie molowym, nie widząc faszysty, którym się jest, któ- gionalnej destabilizacji bezpieczeństwa”15. A zatem dwa wielkie zespoły
rego się podtrzymuje i karmi, którego się ceni i wielbi w jego molekular- molowe na Wschodzie i na Zachodzie są nieustannie nękane przez mole-
nościach, prywatnych i kolektywnych. kularne segmentowanie, przez zygzakowate pęknięcie, dlatego też z tru-
Chcemy uniknąć czterech błędów związanych z segmentacją ela- dem są w stanie utrzymać swe własne segmenty. Jak gdyby linia ujścia,
styczną i molekularną. Pierwszy jest błędem aksjologicznym i polega nawet jeśli zaczyna się od maleńkiego strumyczka, zawsze przepływała
na wierze, że wystarczy nieco elastyczności, by być „lepszym”. Tymcza-
sem faszyzm jest daleko bardziej niebezpieczny za sprawą swych mikro­
14 O tej komplementarności „makropolityki bezpieczeństwa – mikropolityki lęku”
faszyzmów, a subtelne segmentowania – równie szkodliwe, co najbar- por. Paul Virilio, L’insécurité du territoire, s. 96, 130, 228–235. Często zwracano
dziej usztywnione segmenty. Błąd drugi to błąd psychologiczny, jak uwagę – w odniesieniu do wielkich miast współczesnych – na ową mikroorga-
nizację permanentnego „stresu”.
15 Valéry Giscard d’Estaing, przemówienie z 1 czerwca 1976 w Instytucie Studiów
13 Daniel Guérin, Sur le fascisme II. Fascisme et grand capital, F. Maspero 1969, Wyższych Obrony Narodowej (L’Institut des hautes études de Défense nationa-
s. 277. le), pełny tekst w „Le Monde”, 4 czerwca 1976.

258 259
t ys i ąc P l at e au / 9 / 1 9 3 3 – M i k r o p o l i t y k a i s eg m e n tac j a

między segmentami, wymykając się centralizacji, unikając całościowa- dostosowania i konwersje, które przeprowadza między linią a przepły-
nia. Głębokie ruchy, które wstrząsają społeczeństwem, przedstawiają się wem. Weźmy linię pieniądza i jej segmenty. Segmenty owe mogą zostać
właśnie w ten sposób, nawet jeśli są nieuchronnie „reprezentowane” jako określone z różnych punktów widzenia: np. z punktu widzenia budże-
zderzenie segmentów molowych. Twierdzi się błędnie (szczególnie na tu przedsiębiorstwa – płace realne, zyski netto, płace kierownictwa, od-
gruncie marksizmu), że społeczeństwo definiuje się przez swe sprzecz- setki kapitałowe, rezerwy, inwestycje… itd. Lecz ta linia pieniądza-płacy
ności. Lecz jest to prawdą tylko w wielkiej skali. Z punktu widzenia mi- odsyła do zupełnie innego aspektu, to znaczy do przepływu pieniądza-
kropolityki społeczeństwo definiuje się przez swoje linie ujścia, które są -finansowania, który nie zawiera już w sobie segmentów, lecz bieguny,
molekularne. Zawsze coś płynie lub uchodzi, wymykając się binarnym osobliwości i kwanty (bieguny przepływu to kreowanie i niszczenie pie-
organizacjom, aparatowi rezonansowemu, maszynie nadkodowania: niądza, osobliwości – nominalne aktywa płynne, kwanty – inflacja, de-
składa się to na karb „przemian obyczajowych” – to młodzi, kobiety, sza- flacja, stagflacja itd.). W tym względzie można było mówić o „przepły-
leńcy itd. Maj ‘68 we Francji był molekularny, stąd z punktu widzenia wie mutującym, konwulsyjnym, twórczym i okrężnym”, związanym
makropolityki jego uwarunkowania pozostawały niedostrzegalne. Do- z pragnieniem, zawsze poza i pod zwartą linią, poza i pod segmentami
szło więc do tego, że ludzie bardzo ograniczeni lub bardzo starzy zdo­łali określającymi odsetki, podaż i popyt16. W bilansie płatniczym odnaj-
uchwycić to wydarzenie lepiej niż najbardziej postępowi politycy – czy dujemy binarną segmentację, która rozróżnia na przykład transakcje
raczej ci, którzy się za takich mieli, przyjmując punkt widzenia orga- zwane auto­nomicznymi i transakcje wyrównawcze; ale ruchy kapitału
nizacji. Jak zauważył Gabriel Tarde, trzeba by wiedzieć, którzy chłopi – są właśnie tym, co nie daje się w ten sposób posegmentować, są bowiem
i w których regionach Południa – jako pierwsi przestali kłaniać się oko- „w najwyższym stopniu zdekomponowane, zgodnie ze swą naturą, swoim
licznym właścicielom. Najstarszy, należący do minionej epoki właściciel czasem trwania, osobowością wierzyciela lub dłużnika” – a zatem w od-
mógł w tym względzie oceniać sprawy trafniej niż człowiek nowoczesny. niesieniu do tego przepływu „już zupełnie nie wiadomo, gdzie wytyczyć
Z majem ‘68 jest tak samo: wszyscy, którzy formułowali sądy w termi- linię”17. Niemniej jednak istnieje ciągła korelacja obu aspektów, ponie-
nach makropolityki, nic z tego wydarzenia nie zrozumieli, umknęło im waż właśnie w ujęciu w linii i segmentacji przepływ wyczerpuje się, lecz
bowiem coś, czego nie dało się ściśle przypisać. Politycy, partie, związ- stąd także wyrasta nowe tworzenie. Kiedy mówi się o władzy bankowej,
ki zawodowe, wielu ludzi lewicy odczuwało wobec niego wielką niechęć, skupionej zwłaszcza w bankach centralnych, chodzi właśnie o tę względ-
przypomi­nali przecież bez ustanku, że „warunki” nie dojrzały. I oto jakby ną władzę, która polega na regulowaniu „o tyle, o ile” to możliwe połą-
chwilowo odebrano im całą tę dualistyczną maszynę, która czyniła z nich czeń, konwersji, współdostosowań obu części okręgu. Dlatego centra
poważnych rozmówców. Co dziwne, de Gaulle i nawet Pompidou zrozu- władzy są określone daleko bardziej przez to, co im umyka, przez swo-
mieli dużo więcej niż inni. Molekularny przepływ wymykał się, najpierw ją niemoc, niż przez swoją strefę mocy. Krótko mówiąc, tego, co moleku-
maleńki, później nabrzmiewający, i nieustannie pozostawał nieprzypi­ larne, mikroekonomii, mikropolityki, nie określają niewielkie rozmiary
sany… A przecież prawdą jest i teza przeciwna: ujścia i ruchy molekularne ich elementów, lecz natura ich „masy” – przepływ kwantowy odróżniony
by­łyby niczym, gdyby nie przeniknęły ponownie organizacji molowych, od linii molowych segmentów18. Sprawienie, by segmenty odpowiadały
gdyby nie przekształciły ich segmentów, ich binarnego rozmieszczenia
płci, klas, partii. 16 O „przepływie władzy mutującej” i rozróżnieniu dwóch typów pieniądza zob.
Rzecz w tym, że molowe i molekularne nie różni się jedynie wiel- Bernard Schmitt, Monnaie, salaires et profits, Éd. Castella 1980, s. 236, 275–277.
[Por. też uwagi Marksa o cyrkulacji: „jej bezpośredni byt jest więc czystym po-
kością, skalą czy rozmiarem, lecz naturą danego systemu odniesień. Na- zorem. Jest zewnętrznym przejawem procesu odbywającego się gdzie indziej”
leży więc, być może, zastrzec słowa „linia” i „segmenty” dla organizacji (w tłum. franc. procès sous-jacent) – Karol Marks, Zarys krytyki ekonomii politycz-
molowej i szukać innych słów, które lepiej pasowałyby do składu [com- nej, tłum. Z.J. Wyrozembski, Książka i Wiedza 1986, s. 184 – dopisek tłum.]
17 Michel Lelart, Le dolar monnaie internationale, Éd. Albatros 1975, s. 57.
position] molekularnego. W istocie za każdym razem, kiedy możemy
18 Weźmy analizę Foucaulta i to, co w Nadzorować i karać nazywa on „mikrofizyką
wyznaczyć linię precyzyjnie określonych segmentów, spostrzegamy, że władzy”: po pierwsze, chodzi właśnie o zminiaturyzowane mechanizmy, o ogni-
przedłuża się ona pod inną formą – w przepływ kwantowy. I za każdym ska molekularne, które ujawniają się w szczególe, w tym, co nieskończenie małe,
razem „centrum władzy”, które jesteśmy w stanie zlokalizować, znajdu- i które składają się na tyle „dyscyplin” w szkole, w armii, w fabryce, w więzieniu
itd. (por. Michel Foucault, Nadzorować i karać. Narodziny więzienia, tłum. T. Ko-
je się na granicy między nimi i może zostać zdefiniowane nie przez ab- mendant, KR 1998, s. 134 i nast.). Ale po drugie, same te segmenty, a także og-
solutne wykonywanie władzy w pewnej domenie, lecz przez względne niska, które opracowują je w skali mikrofizycznej, występują jako osobliwości

260 261
t ys i ąc P l at e au / 9 / 1 9 3 3 – M i k r o p o l i t y k a i s eg m e n tac j a

kwantom, odpowiednie dopasowanie segmentów do kwantów wymaga


zmian rytmu i trybu – udaje się to raz lepiej, raz gorzej, nie ma tu bowiem
wszechmocy i zawsze coś uchodzi. A: przepływ i bieguny
a: kwanty
Można podać inne przykłady. Gdy zatem mówimy o władzy Koś- b: linia i segmenty
cioła, staje się widoczne, że władza ta zawsze pozostawała w związku B: centrum władzy
z tym sposobem administrowania grzechem, który zawiera w sobie sil- (Zespół [ensemble] jest
cyklem lub okresem)
ną segmentację: rodzaje grzechów (siedem grzechów głównych), jed-
nostki miary (ile razy?), reguły równoważności i odkupienia (spowiedź,
pokuta…). Lecz czymś zupełnie innym, jakkolwiek komplementarnym,
jest to, co można nazwać molekularnym przepływem grzeszności – który
obejmuje strefę linearną, podlega w niej negocjowaniu, lecz sam w so-
bie zawiera jedynie bieguny (grzech pierworodny – odkupienie lub łaska) W hołdzie Gabrielowi Tarde (1843–1904): jego dzieło, długo za-
i kwanty („grzech nieobecności świadomości grzechu”, grzech świado- pomniane, odzyskało aktualność pod wpływem socjologii amerykań-
mości grzechu, grzech następstwa świadomości grzechu)19. W tej mie- skiej, zwłaszcza mikrosocjologii. Zostało zmiażdżone przez Durkheima
rze można by też mówić o przepływie przestępczości odróżnionym od i jego szkołę (w polemice równie ostrej i tego samego rodzaju, co spór
linii molowej kodeksu prawnego i jego wyodrębnionych paragrafów. Cuviera z Geoffroyem Saint-Hilaire). Durkheim wyróżnionym przed-
Z kolei kiedy mówimy o władzy wojskowej, o władzy armii, rozważa- miotem badań uczynił wielkie przedstawienia zbiorowe – zasadniczo
my linię – podzieloną na segmenty wedle typów wojny ściśle odpowia- binarne, współdrgające i nadkodowane… Tarde oponował, zauważając,
dających państwom toczącym wojnę i celom politycznym, które te pań- że przedstawienia zbiorowe zakładają to, co trzeba wyjaśnić, to znaczy
stwa dla siebie ustanawiają (od wojny „ograniczonej” po wojnę „totalną”). „podobieństwo milionów ludzi”. Dlatego Tarde’a interesuje raczej świat
Lecz, idąc za intuicją Clausewitza, czymś zupełnie innym jest maszyna szczegółu czy też świat tego, co nieskończenie małe: małe naśladowni-
wojenna, to znaczy przepływ wojny absolutnej, który płynie od bieguna ctwa, opozycje i wynalazki, które tworzą całą materię pod-przedstawie-
ofensywnego do bieguna defensywnego i jest oznaczony jedynie kwan- niową. Najlepsze strony, jakie Tarde zapisał, zawierają analizy maleńkiej
tami (siły materialne i psychiczne, stanowiące rodzaj nominalnych akty- innowacji biurokratycznej lub językowej. Szkoła Durkheima odpowia-
wów płynnych wojny). O czystym przepływie da się powiedzieć, że jest dała, że mielibyśmy tu do czynienia nie z socjologią, lecz z psychologią
abstrakcyjny, a jednak rzeczywisty; idealny, a jednak efektywny; absolut- lub interpsychologią20. Ale to prawda tylko pozornie, w pierwszym przy-
ny, a jednak „zróżnicowany”. To prawda, że ująć przepływ i jego kwanty bliżeniu: mikronaśladownictwo wydaje się rzeczywiście przechodzić
daje się tylko poprzez wskaźniki linii segmentów; lecz i odwrotnie – owe z jednostki na jednostkę. Jednocześnie jednak, i na głębszym poziomie,
wskaźniki i linie mogą istnieć tylko poprzez przepływ, który je obmywa. odnosi się do przepływu czy też fali, nie zaś do indywiduum. Naśladow-
W każdym przypadku widzimy, że linia z segmentami (makropolityka) nictwo jest rozszerzaniem przepływu; opozycja to binaryzacja, binarne ujęcie
zanurza się i przedłuża w przepływie z kwantami (mikropolityce), który przepływu; wynalazek zaś – to sprzężenie czy też połączenie różnych przepły-
nieustannie ją przekształca i pobudza jej segmenty: wów. Czym jest przepływ wedle Tarde’a? Wierzeniem lub pragnieniem
(to dwa aspekty wszelkiego złożenia), przepływ jest zawsze przepływem
abstrakcyjnego „diagramu”, przylegające w całości do pola społecznego (s. 208),
wierzenia i pragnienia. Wierzenia i pragnienia stanowią podstawę każ-
lub jako kwanty pobrane z jakiegokolwiek przepływu – jakiegokolwiek przepły- dego społeczeństwa, są bowiem przepływami, i jako takie są „kwanty-
wu określonego przez „wielość jednostek” do kontrolowania (por. s. 200 i nast.). fikowalne”. To prawdziwe Wielkości społeczne, podczas gdy wrażenia
19 W kwestii „grzeszności określonej ilościowo”, kwantów i skoku jakościowego
odwołujemy się do całej mikroteologii zbudowanej przez Kierkegaarda w Poję-
ciu lęku [tłum. A. Szwed, Antyk 2000, s. 38 i 44; cytat w tekście odnosi się do tytu-
łu rozdz. III: we franc. tłum. Kierkegaarda (Le concept de l’angoisse, tłum. K. Fer- 20 W tłumaczeniu tego terminu podążamy za: Gabriel Tarde, Opinia i tłum, tłum.
lov, J.J. Gateau, Gallimard 1935): „L’angoisse, conséquence du péché de ne pas K. Skrzyńska, Gebethner i Wolff 1904, s. 138–139. Termin interpsychologie poja-
atteindre à la conscience du péché”, w tłum. pol. inaczej: „Lęk jako następstwo wia się jako tytuł kilku późnych wystąpień Tarde’a, np. w: „Bulletin de l’institut
grzechu, które jest spowodowane nieobecnością świadomości grzechu” – dopi- général psychologique”, nr 2, 1903, s. 91–118; czy w „Archives d’anthropologie
sek tłum.]. criminelle”, t. 19, 1904, s. 536–564 [przyp. tłum.].

262 263
t ys i ąc P l at e au / 9 / 1 9 3 3 – M i k r o p o l i t y k a i s eg m e n tac j a

są jakościowe, przedstawienia zaś – to proste wypadkowe21. Nieskoń- drugiego, drugi bowiem może skutecznie zatrzymać pierwszy jedynie na
czenie małe naśladownictwo, opozycja, wynalazek stają się więc nieja- „płaszczyźnie” [plan], która nie jest już płaszczyzną pierwszego, pierwszy
ko kwantami przepływu, zaznaczającymi rozszerzanie, binaryzację lub zaś kontynuuje swój pęd [élan] na swojej własnej płaszczyźnie.
sprzężenie wierzeń i pragnień. Stąd znaczenie statystyki – pod warun- Pole społeczne jest nieustannie pobudzane przez wszelkiego rodza-
kiem wszakże, że zajmuje się ona punktami, a nie tylko „nieruchomą” ju ruchy dekodowania i deterytorializacji, które wpływają na „masy” po-
strefą przedstawień. Ostatecznie różnica w żadnym razie nie zachodzi dług różnych prędkości i szybkości. To nie sprzeczności, lecz ujścia. Na
między społecznym a indywidualnym (czy interindywidualnym), lecz tym poziomie wszystko jest zagadnieniem masy. Na przykład, widzimy,
między molową domeną przedstawień, zarówno zbiorowych, jak i jed- jak gdzieś w X–XIV wieku przyspieszają czynniki dekodowania i rosną
nostkowych, a molekularną domeną wierzeń i pragnień, w której roz- prędkości deterytorializacji: masy ostatnich najeźdźców wyłaniające się
różnienie na społeczne i indywidualne traci wszelki sens – przepływy bo- z północy, ze wschodu, z południa; masy zbrojne, które przekształcają się
wiem w tym samym stopniu dają się przypisać jednostkom, co podlegają w łupieżcze bandy; masy kościelne wydane na łup niewiernych i herety-
nadkodowaniu przez wspólne znaczące. O ile przedstawienia definiują ków, wyznaczające sobie coraz bardziej zdeterytorializowane cele; masy
od razu wielkie zespoły czy też określone na linii segmenty, o tyle wierze- chłopskie opuszczające włości senioralne; masy senioralne, które same
nia i pragnienia są przepływami oznaczonymi przez kwanty. Przepływa- muszą znaleźć metody wyzysku daleko mniej terytorialne niż poddań-
mi, które tworzą się, wyczerpują i zmieniają, dodają się, odejmują i łączą. stwo i pańszczyzna; masy miejskie, które oddzielają się od wiejskiego
Tarde jest wynalazcą mikrosocjologii, której nadał zakres i zasięg, wska- zaplecza i znajdują w miastach zaopatrzenie coraz mniej sterytorializo-
zując od razu błędy, jakich padnie ona ofiarą. wane; masy kobiece, zrywające z dawnym kodem namiętności i kodem
Oto jak można rozróżnić linię segmentów i przepływ kwantowy. małżeńskim; masy pieniężne, które przestają być przedmiotem tezaury-
Mutujący przepływ zawiera zawsze coś, co dąży do wymknięcia się ko- zacji i zostają wstrzyknięte w wielkie obwody handlowe23. Można przy-
dom, uniknięcia kodów, kwanty zaś są właśnie znakami lub stopniami wołać krucjaty, widząc w nich operator takiego złączenia tych przepły-
deterytorializacji na zdekodowanym przepływie. Natomiast sztywna wów, że każdy uruchamia i przyspiesza inne (nawet przepływ kobiecości
linia wymaga nadkodowania, które zastępuje słabnące kody, segmen- w princesse lointaine [„dalekiej księżniczce”]24, nawet przepływ dzieci
ty zaś są niejako reterytorializacjami na nadkodującej i nadkodowanej w krucjatach XIII wieku). Lecz w tym samym czasie i w ścisłym związku
linii. Wróćmy do przypadku grzechu pierworodnego: samo oddziały- tworzą się nadkodowania i reterytorializacje. Krucjatom, nadkodowa-
wanie przepływu wyznacza dekodowanie w odniesieniu do stworzenia nym przez papieża, wyznaczone zostają cele terytorialne. Ziemia Święta,
(przy zachowaniu samotnej wysepki dla Dziewicy) i deterytorializację pokój boży, nowe typy zakonów, nowe postacie pieniądza, nowe formy
w odniesieniu do ziemi Adamowej; ale też jednocześnie przeprowadza wyzysku chłopów: dzierżawa i praca najemna (lub też powrót do niewol-
ono nadkodowanie poprzez organizacje binarne i rezonansowe (Wła- nictwa), reterytorializacje miasta itd. – wszystkie tworzą złożony system.
dze, Kościół, imperia, bogaci-biedni, mężczyźni-kobiety itd.), a także Przyjmując ten punkt widzenia, musimy odtąd wprowadzić rozróżnie-
dokonuje komplementarnych reterytorializacji (na ziemi Kaina, w pra- nie między dwoma pojęciami: połączeniem [connexion] i sprzężeniem [con-
cy, w płodzeniu, w pieniądzu…). A zatem: dwa systemy odniesień pozo- jugaison] przepływów. O ile „połączenie” oznacza sposób, w jaki zdeko-
stają w stosunku odwróconym – w tym znaczeniu, że jeden wymyka się dowane i zdeterytorializowane przepływy uruchamiają się nawzajem,
drugiemu, który go wstrzymuje, uniemożliwia mu dalsze ujście – jakkol- przyspieszają swe wspólne ujście i dodają czy też rozgrzewają swe kwan-
wiek są wobec siebie ściśle komplementarne, współistnieją, bo jeden ty, o tyle „sprzężenie” tych samych przepływów wskazuje raczej na ich
może istnieć tylko jako funkcja drugiego; zarazem jednak są różne i pro-
porcjonalne22, choć wyrażenia jednego nie odpowiadają wyrażeniom K. Mrówka, Copernicus Center Press 2013, s. 18 (definicje 6 i 13) [przyp. tłum.].
23 O wszystkich tych punktach por. szczególnie Maurice Dobb, Studia o rozwoju
kapitalizmu, tłum. H. Hagemejer, J. Zdanowicz, Państwowe Wydawnictwo Eko-
21 Według Tarde’a psychologia jest nauką ilościową, lecz tylko w tej mierze, w ja- nomiczne 1964; Georges Duby, Guerriers et paysans, Gallimard 1973.
kiej studiuje komponenty pragnienia i wierzenia we wrażeniu. Natomiast logi- 24 „Daleka księżniczka” to postać pojawiająca się w średniowiecznych romansach
ka jest nauką ilościową, gdy nie trzyma się form przedstawienia, lecz sięga stop- rycerskich – dama serca bohaterów-rycerzy, często niedostępna, a nawet nie-
ni wierzenia i pragnienia oraz ich kombinacji: por. La logique sociale, Alcan 1893. znana (ponieważ rycerz mógł zakochać się w damie, nigdy jej nie widząc, a tyl-
22 Stosunek odwrócony (raison inverse) i proporcjonalność (raison directe): por. Eu- ko słysząc o jej niezwykłej piękności). La Princesse lointaine to także tytuł sztuki
klides, Elementy. Księgi V-VI, teoria proporcji i podobieństwa, tłum. P. Błaszczyk, Edmonda Rostanda z 1895 roku [przyp. red.].

264 265
t ys i ąc P l at e au / 9 / 1 9 3 3 – M i k r o p o l i t y k a i s eg m e n tac j a

względne zatrzymanie, jako na punkt akumulacji, zatykający, tamujący całościuje. Masa i klasa nie mają tych samych konturów ani tej samej dy-
teraz linie ujścia – w tym punkcie dokonuje się ogólna reterytorializacja, namiki, jakkolwiek obu znakom przypisana zostaje ta sama grupa. Bur-
a przepływy zostają poddane jednemu spośród nich, zdolnemu je nadko- żuazja jako masa i jako klasa… Związek masy z innymi masami nie jest
dować. Za każdym razem właśnie ten przepływ, który był – w pierwszym tym samym, co związek „odpowiadającej” jej klasy z innymi klasami.
aspekcie, połączeniu – najbardziej zdeterytorializowany, przeprowa- Oczywiście relacji siły i przemocy po jednej stronie jest nie mniej niż po
dza akumulację czy koniunkcję procesów i – w drugim aspekcie, sprzę- drugiej. Ale właśnie ta sama walka przybiera dwa zupełnie różne aspek-
żeniu – określa nadkodowanie oraz służy za podstawę reterytorializacji ty, stąd zwycięstwa i klęski nie są tym samym. Ruchy mas przyspiesza-
(zetknęliśmy się już z twierdzeniem, zgodnie z którym reterytorializacja ją i zastępują się wzajemnie (lub nikną na dłuższy czas w długotrwałych
dokonuje się zawsze w tym, co najbardziej zdeterytorializowane). A za- stuporach), ale i przeskakują z klasy na klasę, mutują, uwalniają lub emi-
tem miejska burżuazja handlowa sprzęgła czy też skapitalizowała wiedzę, tują nowe kwanty, które przekształcą stosunki klasowe, podadzą w wąt-
technologię, złożenia i okręgi, w zależność od których wejdzie arystokra- pliwość ich nadkodowanie i reterytorializację, sprawią, że gdzie indziej
cja, Kościół, rzemieślnicy i sami chłopi. Właśnie jako szpica deterytoria- przebiegną nowe linie ujścia. Pod reprodukcją klas znajduje się zawsze
lizacji, prawdziwy akcelerator cząstek, burżuazja może również przepro- zmienna mapa mas. Polityka działa poprzez makrodecyzje i binarne wy-
wadzić reterytorializację zespołu. bory, binarnie zorganizowane interesy – ale domena tego, co podlega de-
Zadanie historyka polega na wyznaczeniu „okresu” współistnienia cyzji, pozostaje wąska. Na dodatek decyzja polityczna nieuchronnie za-
czy też równoczesności tych dwóch ruchów (z jednej strony dekodowa- nurza się w świat mikrodeterminacji, przyciągań i pragnień, które musi
nie-deterytorializacja, z drugiej nadkodowanie-reterytorializacja). Do- przeczuwać lub szacować w inny sposób. Oszacowanie przepływów i ich
piero bowiem w ramach tego okresu można wyróżnić aspekt molekular- kwantów – pod linearnym pojmowaniem i segmentowymi decyzjami.
ny i aspekt molowy: z jednej strony masy lub przepływy, z ich mutacjami, Michelet w ciekawym fragmencie zarzuca Franciszkowi I złe oszacowa-
ich kwantami deterytorializacji, ich połączeniami i przyspieszeniami; nie przepływu emigracji, który pchał ku Francji wielu ludzi walczących
z drugiej zaś – klasy lub segmenty, z ich binarną organizacją, ich współ- z Kościołem: Franciszek I dostrzegł tu jedynie źródło potencjalnych żoł-
drganiem, koniunkcją czy też akumulacją, ich samouprzywilejowującą nierzy, zamiast wyczuć molekularny przepływ masy, który Francja mo-
się linią nadkodowania25. Różnica między makrohistorią a mikrohisto- gła obrócić na swoją korzyść, stając na czele reformacji innej niż ta, która
rią w żadnym razie nie dotyczy długości rozważanego trwania, znacz- się dokonała26. Problemy zawsze przedstawiają się w ten sposób. Dobre
nej lub niewielkiej, lecz odrębnych systemów odniesień, podług których czy złe, polityka i jej osądy są zawsze molowe, lecz to właśnie molekular-
rozpatruje się albo nadkodowaną linię segmentów, albo też zmienny ne i jego oszacowanie „robi” politykę.
przepływ kwantowy. System sztywny nie zatrzymuje zmiennego: prze-
pływ istnieje dalej pod linią, nieustannie mutując, gdy tymczasem linia Potrafimy teraz lepiej naszkicować mapę. Jeśli przywrócimy słowu „li-
nia” sens najbardziej ogólny, zobaczymy, że ostatecznie istnieją trzy, nie
zaś jedynie dwie linie: 1) względnie elastyczna linia splecionych kodów
25 Problem różnic i związków między masami a klasami został postawiony przez
Różę Luksemburg (Oeuvres I, Maspero 1969; tom zawiera dwa teksty: Refor- i terytorialności; dlatego wyszliśmy od segmentacji zwanej pierwotną,
ma socjalna czy rewolucja? oraz Strajk masowy, partia i związki zawodowe, tłum. w którym to przypadku segmentowania terytoriów i lineaży tworzyły
polskie w: Róża Luksemburg, Wybór pism, t. I, Książka i Wiedza 1959, s. 141–235, przestrzeń społeczną; 2) sztywna linia, która zmierza do dualnej organi-
492–588), lecz jeszcze z subiektywnego punktu widzenia: masy jako „instynkto-
wa baza świadomości klasowej” (por. artykuł Nicolasa Boulte’a i Jacques’a Mo-
zacji segmentów, koncentryczności współdrgających kół i ogólnego nad-
iroux, Masses et parti, „Partisans” nr 45, 1969: Rosa Luxemburg vivante). Alain kodowania: przestrzeń społeczna wymaga w tym wypadku aparatu pań-
Badiou i François Balmès zaproponowali hipotezę bardziej obiektywną: masy stwa. To system inny niż system pierwotny, przede wszystkim dlatego,
byłyby „inwariantami”, które przeciwstawiają się wyzyskowi i formie-państwu
że nadkodowanie nie jest silniejszym kodem, lecz specyficzną procedu-
w ogóle, natomiast klasy byłyby zmiennymi historycznymi, które określają kon-
kretne państwo i – w wypadku proletariatu – możliwość skutecznego rozpusz- rą, różną od procedury kodów (tak samo reterytorializacja nie jest dodat-
czenia klas (De l’idéologie, Maspero 1976). Nie jest jednak jasne, z jednej strony – kowym terytorium, lecz dokonuje się w innej przestrzeni niż przestrzeń
dlaczego same masy nie są zmiennymi historycznymi, z drugiej zaś – dlaczego terytoriów, ściśle mówiąc, w nadkodowanej przestrzeni geometrycznej);
pojęcie masy zostało zastrzeżone dla wyzyskiwanych („masa chłopsko-plebej-
ska”), skoro słowo to równie dobrze odpowiada masom senioralnym, burżua-
zyjnym – a nawet pieniężnym. 26 Jules Michelet, Histoire de France, la Renaissance, Flammarion 1971.

266 267
t ys i ąc P l at e au / 9 / 1 9 3 3 – M i k r o p o l i t y k a i s eg m e n tac j a

3) linia lub linie ujścia, oznaczone kwantami, określane przez dekodowa- Lepiej byłoby więc odtąd rozważać równoczesne stany Maszy-
nie i deterytorializację (na tych liniach zawsze funkcjonuje coś w rodza- ny abstrakcyjnej. Z jednej strony istnieje abstrakcyjna maszyna nadko-
ju maszyny wojennej). dowania: to ona wyznacza sztywną segmentację, makrosegmentację,
Powyższy wywód zawiera jeszcze pewną niedogodność, powstaje ponieważ produkuje czy raczej reprodukuje segmenty, zestawiając je
bowiem wrażenie, że społeczeństwa pierwotne były pierwsze. W istocie w przeciwstawne pary, zapewniając współdrganie wszystkich centrów
kody nigdy nie są odłączne od ruchu dekodowania, terytoria – od prze- i rozpościerając podzielną, homogeniczną przestrzeń, wyżłobioną we
szywających je wektorów deterytorializacji. Nadkodowanie zaś i rete- wszystkich kierunkach. Taka maszyna abstrakcyjna odsyła do aparatu
rytorializacja nie nadchodzą później. Chodzi więc raczej o przestrzeń, państwa. Nie mylimy jej wszelako z samym aparatem państwa. Może-
w której współistnieją trzy rodzaje ściśle splątanych linii: plemiona, im- my na przykład definiować maszynę abstrakcyjną more geometrico lub
peria i maszyny wojenne. Można więc równie dobrze powiedzieć, że też, w innych warunkach, za pomocą „aksjomatyki”; natomiast aparat
pierwsze są linie ujścia albo już usztywnione segmenty, i że elastyczne państwa nie jest ani geometrią, ani aksjomatyką, jest tylko złożeniem
segmentowania nieustannie oscylują między nimi. Weźmy taką tezę hi- reterytorializacji, które – w tych granicach, w takich warunkach – uru-
storyka Pirenne’a dotyczącą plemion barbarzyńskich: „W tym, że Bar- chamia maszynę nadkodowania. Możemy jedynie powiedzieć, że aparat
barzyńcy rzucili się na Imperium nie było żadnej spontaniczności; zo­stali państwa wykazuje mniejszą lub większą skłonność do utożsamienia się
tam oni wypchnięci przez napór Hunów, który miał stać się przyczyną z maszyną abstrakcyjną, którą wprawia w ruch. Właśnie stąd bierze swój
wszystkich kolejnych inwazji…”27. Oto z jednej strony sztywna segmen- sens pojęcie państwa totalitarnego: państwo staje się totalitarne, kiedy –
tacja imperium rzymskiego, z jego centrum rezonansowym i jego peryfe- zamiast uruchamiać we własnych granicach – światową maszynę nad-
riami, jego państwem, pax romana, geometrią, obozami, limesem. A z dru- kodowania, utożsamia się z nią, tworząc warunki „autarkii”, dokonu-
giej strony, na horyzoncie, zupełnie inna linia, linia koczowników, którzy jąc reterytorializacji „pod kloszem”, w sztucznej pustce (co nie jest nigdy
wyruszają ze stepu, podejmują ujście aktywne i płynne, wszędzie niosą operacją ideologiczną, lecz ekonomiczną i polityczną)29.
deterytorializację, puszczają w ruch przepływy, których kwanty rozgrze- Z drugiej strony, na drugim biegunie znajduje się abstrakcyjna ma-
wają się porwane przez maszynę wojenną bez państwa. Barbarzyńscy szyna mutacji, która działa przez dekodowanie i deterytorializację. To
migranci znajdują się właśnie pomiędzy: odchodzą i przychodzą, prze- ona wytycza linie ujścia: steruje przepływami kwantowymi, zapew-
kraczają raz po raz granice, plądrują lub żądają okupu, lecz także integru- nia tworzenie-połączenie przepływów, emituje nowe kwanty. Sama jest
ją się i reterytorializują. Już to wciskają się w imperium, którego segment w stanie ujścia i ustawia maszyny wojenne na swych liniach. Drugi bie-
sobie zastrzegają, stają się najemnikami lub sprzymierzeńcami, stabili- gun tworzy zaś dlatego, że sztywne, molowe segmenty nieustannie tamu-
zują się, zajmują ziemię lub wykrawają sobie państwa (mądrzy Wizygo- ją, zatykają, zagradzają linie ujścia, ona tymczasem nieprzerwanie spra-
ci). Już to, przeciwnie, przechodzą na stronę nomadów, sprzymierzają się wia, że linie te wyciekają – „między” sztywnymi segmentami i w innym,
z nimi, stając się nieodróżnialnymi (bystrzy Ostrogoci). Być może dlate- submolekularnym kierunku. Ale też między dwoma biegunami znajduje
go, że Hunowie i Wizygoci nieustannie ich bili, Wandalowie, „Goci dru- się cała domena negocjacji, przekładu, prawdziwie molekularnej trans-
giej strefy”, wytyczyli linię ujścia, która uczyniła ich równie silnymi, co dukcji. Niektóre linie molowe zostały tam już przeorane szczelinami i ry-
ich panowie; oto jedyna banda czy też masa, która przebyła Morze Śród- sami, z kolei niektóre linie ujścia zaginają się już ku czarnym dziurom,
ziemne. Ale też to właśnie oni dokonali reterytorializacji najbardziej nie- połączenia przepływów są zastępowane przez ograniczające koniunkcje,
oczekiwanej: imperium w Afryce28. Wydaje się więc, że trzy linie nie tyl- emisje kwantów podlegają konwersji w punkty-centra. I wszystko to na-
ko współistnieją, lecz się wzajemnie przekształcają, przechodzą każda raz. Linie ujścia łączą się, przedłużają swoje intensywności i sprawiają, że
w każdą. Znów podaliśmy zwięzły przykład, w którym linie zostały zob- z czarnych dziur tryskają znaki-cząstki [signes-particules], lecz jednocześ-
razowane przez różne grupy. Tym bardziej stosuje się to do jednej grupy nie owe linie wpadają w mikro-czarne dziury, gdzie zaczynają wirować,
czy do jednostki.
29 Totalitaryzmu nie określa znaczenie sektora publicznego, ponieważ gospodar-
ka pozostaje w wielu przypadkach liberalna, lecz sztuczne wytwarzanie „kloszy”,
27 Henri Pirenne, Mahomet et Charlemagne, PUF 1970, s. 7. szczególnie pieniężnych, a nawet przemysłowych. To przede wszystkim w tym
28 Por. Émile Félix Gautier, Genséric, roi des Vandales, Payot 1935 („właśnie dlatego, sensie – jak pokazał Daniel Guérin (Fascisme et grand capital, Maspero 1965,
że byli najsłabsi, wiecznie spychani, musieli iść najdalej”). rozdz. IX) – faszyzm włoski i nazizm niemiecki ustanawiają państwa totalitarne.

268 269
t ys i ąc P l at e au / 9 / 1 9 3 3 – M i k r o p o l i t y k a i s eg m e n tac j a

w molekularne koniunkcje, które je przerywają, a wreszcie wstępują Nie ma już w szkole Nauczyciela – jest nadzorca, prymus, nieuk, woź-
w stabilne, zbinaryzowane segmenty, ześrodkowane, uszeregowane na ny itd. Już nie generał, lecz młodsi oficerowie, podoficerowie, żołnierz
centralnej czarnej dziurze i nadkodowane. we mnie, także maruder – każdy ze swoimi skłonnościami, biegunami,
Splątanie wszystkich tych linii może ujawnić się w pytaniu: Czym konfliktami i relacjami siły. Przywołujemy adiutanta, woźnego jedynie
jest centrum lub ognisko władzy? Mówi się o władzy armii, Kościoła, szko- po to, by wyjaśnić, że tak jak oni mają stronę molową i stronę molekular-
ły, o władzy publicznej lub prywatnej… Pojęcie centrów władzy dotyczy ną, tak samo, oczywiście, dwie strony mają już także generał i właściciel.
oczywiście sztywnych segmentów. Każdy segment molowy ma swoje Można powiedzieć, że nazwa własna nie traci swej władzy, lecz odkrywa
centrum, centra. Można wysunąć obiekcję, że same te segmenty zakła- nową, gdy wkracza w te strefy nierozróżnialności. Żeby mówić jak Kaf-
dają istnienie centrum władzy – czegoś, co je wyróżnia i ponownie łączy ka, nie trzeba już urzędnika Klamma, lecz może jego sekretarza Momusa
w jedno, co je sobie nawzajem przeciwstawia i sprawia, że współdrga- albo innych molekularnych Klammów, którzy różnią się od Klamma już
ją. Lecz nie ma żadnej sprzeczności między częściami segmentowymi tak bardzo, że nie sposób tej różnicy wskazać („[Urzędnicy] nie zatrzy-
i scentralizowanym aparatem. Z jednej strony najsztywniejsza segmen- mują się nigdy długo przy jednej księdze, ksiąg wszakże nie przekładają,
tacja nie stoi na przeszkodzie centralizacji: centralny punkt wspólny nie lecz zamieniają się miejscami (…) [i wówczas] muszą się przeciskać z po-
funkcjonuje jako punkt, w którym zlewają się i łączą inne punkty, lecz wodu ciasnoty pomieszczenia…”, „Ten urzędnik jest do Klamma bardzo
jako punkt rezonansu znajdujący się na horyzoncie, za wszystkimi inny- podobny. Gdyby siedział we własnym gabinecie i przy własnym biurku,
mi punktami. Państwo nie jest punktem, który zbiera pod sobą inne, lecz a na drzwiach byłaby tabliczka z jego nazwiskiem, nie miałbym żadnych
pudłem rezonansowym dla wszystkich punktów. I nawet kiedy państwo wątpliwości”32, powiada Barnabas, który śnił o segmentacji wyłącznie
jest totalitarne, nie zmienia się jego funkcja rezonansowa, zapewniająca molowej, jakkolwiek by nie była sztywna i straszliwa, jako jedynej rękoj-
współdrganie wyodrębnionych centrów i segmentów; tyle że realizuje mi pewności i bezpieczeństwa. Zmuszony był jednak spostrzec, że mo-
się ona pod kloszem, co zwiększa wewnętrzną donośność lub też podwa- lowe segmenty nieuchronnie zanurzają się w ową molekularną zupę, słu-
ja „rezonans” poprzez „ruch wymuszony”30. Z drugiej strony, i na odwrót, żącą im za strawę i zaburzającą ich kontury). Nie istnieje centrum władzy,
najściślejsza centralizacja nie eliminuje odrębności centrów, segmentów które nie miałoby tej mikrotkanki. To ona – a nie masochizm – wyjaśnia,
i kół. W istocie wytyczenie linii nadkodującej wymaga zapewnienia prze- jak prześladowany gotów jest zawsze wziąć czynny udział w systemie
wagi wybranego segmentu nad innym (w wypadku segmentacji binar- opresji: robotnicy z krajów bogatych aktywnie uczestniczą w wyzysku
nej), przekazania wybranemu centrum względnej władzy rezonansowej trzeciego świata, w zbrojeniu dyktatur, w zanieczyszczaniu atmosfery.
w odniesieniu do innych (w wypadku segmentacji okrężnej), podkreśle- Nie ma w tym nic dziwnego, skoro owa tkanka znajduje się mię-
nia dominującego segmentu, przez który przechodzi sama ta linia (w wy- dzy linią nadkodowania, z jej sztywnymi segmentami, a linią ostateczną –
padku segmentacji linearnej). W tym sensie centralizacja jest zawsze hie- kwantową. Nieustannie oscyluje między nimi dwiema i niekiedy spycha
rarchiczna, ale hierarchia jest zawsze segmentowa. linię kwantową na linię segmentów, niekiedy zaś sprawia, że przepływy
Każde centrum władzy jest również molekularne, rozciąga się na i kwanty z linii segmentów uchodzą. Tu właśnie ujawnia się trzeci aspekt
tkankę mikrologiczną, gdzie istnieje już tylko jako rozsiane, rozpro- centrów władzy lub ich granica. Centra te istnieją tylko po to, by – na ile
szone, pomnożone, zminiaturyzowane i nieustannie przemieszczane, potrafią – dokonywać przekładu kwantów przepływu na segmenty linii
działając poprzez subtelne segmentowania, które operują na szczególe (tylko segmenty poddają się bowiem całościowaniu, w ten czy inny spo-
i szczególe szczegółów. Przeprowadzona przez Foucaulta analiza „dyscy- sób). Lecz tu właśnie napotykają jednocześnie zasadę swej mocy i źródło
plin” czy mikrowładz (szkoły, armii, fabryki, szpitala itd.) poświadcza ist- swej niemocy. Dalekie od zaprzeczania sobie, moc i niemoc uzupełniają
nienie owych „ognisk niestabilności”, gdzie ścierają się przegrupowania się i wzmacniają jedna drugą w swoiście fascynującym zadowoleniu, któ-
i akumulacje, lecz także ucieczki i ujścia, i gdzie tworzą się odwrócenia31. rego najwyższy stopień odnajdujemy u najbardziej przeciętnych mężów
stanu, i które wyznacza ich „chwałę”. Albowiem chwałę czerpią oni ze swej
30 Por. Arystoteles, O niebie III. 2, w: Dzieła wszystkie, t. II, tłum. P. Siwek, PWN 1990,
s. 309 [przyp. tłum.]. rządu (…) – mają niezliczone punkty konfrontacji, ogniska niestabilności, z któ-
31 Michel Foucault, Nadzorować i karać, s. 28: „stosunki te sięgają daleko w głąb rych każde zawiera właściwe sobie ryzyko konfliktu, walki i przejściowego przy-
społeczeństwa, nie sprowadzają się do relacji państwa do obywateli lub do najmniej odwrócenia relacji sił”.
walki klasowej i nie zadowalają się odtwarzaniem (…) ogólnej formy prawa czy 32 Franz Kafka, Zamek, s. 147 i 150 (rozdz. XV).

270 271
t ys i ąc P l at e au / 9 / 1 9 3 3 – M i k r o p o l i t y k a i s eg m e n tac j a

krótkowzroczności, moc zaś ze swej niemocy stanowiącej potwierdzenie, Każde bowiem centrum władzy obejmuje następujące trzy aspekty czy
że nie było wyboru. Jedynymi „wielkimi” mężami stanu są ci, którzy łączą też trzy strefy: 1) swoją strefę mocy, w odniesieniu do segmentów trwa-
się z przepływami niczym znaki-przewodnicy (signes-pilotes), znaki-cząst- łej, sztywnej linii; 2) strefę nierozróżnialności, w odniesieniu do swego
ki, i emitują kwanty, przezwyciężając czarne dziury: nie przypadkiem lu- rozproszenia na tkance mikrofizycznej; 3) swoją strefę niemocy, w od-
dzi tych spotyka się tylko na liniach ujścia, gdy je wytyczają, przeczuwa- niesieniu do przepływów i kwantów, które może jedynie konwertować,
ją, podążają za nimi i je wyprzedzają, nawet gdy się mylą i upadają (Żyd nie osiągając zdolności ich kontrolowania czy określania. A zatem każde
Mojżesz, Wandal Genzeryk, Mongoł Dżyngis-Chan, Chińczyk Mao…). centrum władzy zawsze czerpie swą moc ze źródła własnej niemocy: stąd
Nie istnieje natomiast Władza, która regulowałaby same przepływy. Nie bierze się jego zasadnicza niegodziwość i próżność. Być raczej maleń-
sposób zapanować nawet nad przyrostem „masy pieniężnej”. Kiedy rzu- kim kwantem przepływu niż konwerterem, oscylatorem, dystrybutorem
tujemy na granice wszechświata obraz pana, ideę państwa czy tajnego rzą- molowym! Wracając do przykładu pieniądza – pierwszą strefę reprezen-
du – jakby panowanie oddziaływało na przepływy w nie mniejszej mierze tują narodowe banki centralne; drugą – „nieokreślona seria prywatnych
i w ten sam sposób, co na segmenty – wówczas poddajemy się przedsta- związków między bankami a pożyczkobiorcami”; trzecią – pragnący
wieniom śmiesznym i fikcyjnym. To giełda, nie zaś państwo, dostarcza przepływ pieniądza, przepływ, którego kwanty określone są przez masę
obrazu przepływów i ich kwantów. Kapitaliści mogą zarządzać wartością transakcji ekonomicznych. Jest prawdą, że identyczne problemy poja-
dodatkową i jej rozdzielaniem, lecz nie panują nad przepływami, z których wiają się ponownie na poziomie samych tych transakcji, w związku z in-
pochodzi wartość dodatkowa. Centra władzy oddziałują zatem w punk- nymi centrami władzy. Ale we wszystkich przypadkach strefa pierwsza,
tach, w których przepływy przekształcają się w segmenty: jako wymien- strefa centrum władzy zostaje określona w aparacie państwa jako układ,
niki, konwertery, oscylatory. Same segmenty nie zależą jednak od władzy który wprawia w ruch abstrakcyjną maszynę molowego nadkodowania;
decydowania. Przeciwnie, widzieliśmy, jak segmenty (na przykład klasy) strefa druga określona jest w tkance molekularnej, w którą zanurza się
tworzą się w koniunkcji mas i zdeterytorializowanych przepływów, gdzie ten układ ; trzecia wreszcie jest określona w abstrakcyjnej maszynie mu-
najbardziej zdeterytorializowany przepływ określa dominujący segment: tacji, przepływu i kwantów.
stąd dolar jako dominujący segment pieniądza, burżuazja jako dominują-
cy segment kapitalizmu… itd. Same segmenty zależą więc od maszyny abs- Nie możemy jednak powiedzieć, że któraś z tych trzech linii jest – ze swej
trakcyjnej. Tym, co zależy od centrów władzy, są jednak układy, które ową natury i koniecznie – dobra, inna zaś zła. Badanie zagrożeń na każdej linii
maszynę abstrakcyjną wprawiają w ruch, to znaczy nieustannie dostoso- o tyle stanowi przedmiot pragmatyki czy też schizoanalizy, o ile nie chce
wują zmienności masy i przepływu do segmentów sztywnej linii, w zależ- reprezentować, interpretować ani symbolizować, lecz jedynie tworzyć
ności od segmentu dominującego i segmentu podporządkowanego. Tym mapy i wykreślać linie, zaznaczając, gdzie owe linie są splątane, gdzie zaś
dostosowaniom towarzyszyć może niemało perwersyjnej wynalazczości. się wyodrębniają. Zaratustra Nietzschego, a także indiański Don Juan
W tym właśnie sensie mówi się na przykład o władzy bankowej u Castanedy powiadają: istnieją trzy lub nawet cztery zagrożenia, naj-
(Bank Światowy, banki centralne, banki kredytowe): jeśli przepływ pie- pierw Lęk, potem Jasność, dalej Władza i wreszcie wielkie Obrzydzenie
niądza-finansowania, pieniądza kredytowego odsyła do masy transakcji [Degout], chęć zabijania i umierania, Pasja kresu [abolition]34. Czym jest
ekonomicznych, zadaniem banków jest przekształcenie tego kreowanego lęk – możemy się domyślić. Nieustannie boimy się stracić. Bezpieczeń-
pieniądza kredytowego w pieniądz segmentowej płatności, pieniądz go- stwo; wielka organizacja molowa, która nas podtrzymuje; drzewiastości,
tówkowy, metalowy pieniądz państwa, pozwalający nabywać dobra, któ- których się chwytamy; maszyny binarne, zapewniające nam ściśle okre-
re same są segmentowane (w tym względzie waga stóp procentowych). ślony status; współdrgania, w które wchodzimy; panujący nad nami sy-
Zadaniem banków jest więc konwersja dwóch rodzajów pieniądza, da- stem nadkodowania – wszystkiego tego pragniemy. „Wartości, zasady
lej konwersja segmentów drugiego rodzaju pieniądza w homogenicz- moralne, ojczyzny, religie i osobiste pewności, których nasza próżność
ny zespół i wreszcie konwersja drugiego rodzaju pieniądza w jakiekol- i nasze samozadowolenie szczodrze nam udzielają – tyle miejsc zamiesz-
wiek dobra33. To samo da się powiedzieć o wszystkich centrach władzy. kania świat przysposabia tym, co sądzą, że w ten sposób spoczywają,

33 O tych aspektach władzy bankowej por. Suzanne de Brunhoff, L’offre de mon- 34 Carlos Castaneda, Nauki don Juana. Wiedza Indian z plemienia Yaqui, tłum.
naie, Maspero 1971, passim, przede wszystkim s. 102–131. A. Szostkiewicz, wyd. 2 popr., Rebis 1997, s. 91–97.

272 273
t ys i ąc P l at e au / 9 / 1 9 3 3 – M i k r o p o l i t y k a i s eg m e n tac j a

stojąc pośród rzeczy niewzruszonych; nie wiedzą oni nic o bezmiernej stają się molowe, tym bardziej ich elementy i stosunki między tymi ele-
ucieczce, w którą się puścili… ujściu przed ujściem”35. Uchodzimy przed mentami stają się molekularne, człowiek molekularny dla molowej ludz-
ujściem, usztywniamy nasze segmenty, oddajemy się binarnej logice; kości. Dokonuje się deterytorializacji, tworzy się masę, lecz tylko po to,
o tyle sztywniejsi w jednym segmencie, o ile sztywniej potraktowano nas by spętać i unieważnić ruchy masy i deterytorializacji, by wynajdywać
w innym, reterytorializujemy się gdziekolwiek, nie znamy segmentacji wszelkie marginalne reterytorializacje jeszcze gorsze od innych. Prze-
innej niż molowa – zarówno na poziomie wielkich zespołów, do których de wszystkim jednak elastyczna segmentacja rodzi własne zagrożenia.
przynależymy, jak i małych grup, do których dołączamy, także w tym, co Nie poprzestają one na odtwarzaniu w małej skali zagrożeń segmenta-
dzieje się w nas najbardziej intymnie i prywatnie. To dotyczy wszystkie- cji molowej. Nie wystarczy już, że z nich wypływają albo je kompensują.
go: sposobu postrzegania, rodzaju działania, maniery, z jaką się poru- Jak widzieliśmy, mikrofaszyzmy mają swoją specyfikę, którą mogą wy-
szamy, trybu życia, reżimu semiotycznego. Mężczyzna, który wraca do krystalizować w makrofaszyzmie, lecz mogą ją także na własny rachu-
domu i mówi: „Zupa gotowa?”, żona, która odpowiada: „Co się krzywisz? nek upłynnić na elastycznej linii i w ten sposób wchłaniać każdą małą
Masz zły humor?” – to skutek zderzenia pary sztywnych segmentów. Im komórkę. Wielość czarnych dziur z łatwością może uniknąć centrali-
bardziej sztywna segmentacja, tym więcej daje nam pewności. Oto czym zacji i istniejąc na sposób wirusów, które przystosowują się do najróż-
jest lęk i jak spycha nas na pierwszą linię. niejszych sytuacji, wydrążyć pustkę w postrzeżeniach i molekularnych
Drugie zagrożenie, Jasność, wydaje się mniej oczywiste. Jasność semiotykach. Wzajemne oddziaływania bez współdrgania. Zamiast pa-
bowiem dotyczy tego, co molekularne. I tu także dotyczy wszystkiego – ranoicznego wielkiego lęku – tysiąc małych monomanii, oczywistości
nawet postrzegania, nawet semiotyki – lecz na drugiej linii. Castaneda i jasności, w które jesteśmy pochwyceni, które tryskają z każdej czarnej
wskazuje na przykład, że istnieje postrzeganie molekularne, które ot- dziury. To już nie system, lecz szmer i szum, oślepiające światła, dzięki
wiera nam narkotyk (lecz tyle rzeczy może służyć jako narkotyk): docho- którym ten lub ów odkrywa powołanie sędziego, obrońcy sprawiedli-
dzi się do mikropostrzeżenia dźwiękowego i wzrokowego, objawiające- wości, samozwańczego policjanta, gauleitera budynku czy mieszkania.
go przestrzenie i otchłanie, swoiste dziury w strukturze molowej. Oto Pokonaliśmy lęk, opuściliśmy brzegi bezpieczeństwa, lecz weszliśmy
właśnie – jasność: owe rozróżnienia zachodzące w czymś, co wydawało w system nie mniej skoncentrowany, nie mniej zorganizowany – system
się pełne, owe dziury w zwartym i szczelnym, i na odwrót: tam, gdzie do- małych niepewności, który sprawia, że każdy znajdzie swą czarną dziurę
piero co widzieliśmy zakończenia wyraźnie odrębnych segmentów, te- i w tej dziurze stanie się zagrożeniem, dysponując jasnością co do swo-
raz istnieją raczej niepewne pogranicza, rozmycia, nasunięcia, migracje, jej sprawy, swojej roli i swojej misji, jasnością bardziej niepokojącą niż
akty segmentowania niezbieżne ze sztywną segmentacją. Wszystko sta- pewniki pierwszej linii.
je się wyraziście elastyczne – pustki pośród pełni, mgławicowe kształ- Władza jest trzecim zagrożeniem, ponieważ znajduje się na obu li-
ty, drgające zarysy. Wszystko uzyskało mikroskopową jasność. Sądzimy niach jednocześnie. Przechodzi od sztywnych segmentów, ich nadkodo-
więc, że wszystko zrozumieliśmy i wyciągnęliśmy wnioski. Jesteśmy wania i współdrgania, do finezyjnych segmentowań z ich rozproszeniem
nowymi rycerzami, mamy nawet misję. Mikrofizyka migranta zajęła i wzajemnym oddziaływaniem – i z powrotem. Nie istnieje człowiek wła-
miejsce makrogeometrii tego, co osiadłe. Lecz ta elastyczność i jasność dzy, który nie przeskakiwałby z jednej linii na drugą, który nie wykorzy-
nie tylko niosą zagrożenie, lecz same są zagrożeniem. Po pierwsze dlate- stywałby na przemian stylu niskiego i wysokiego, stylu grubiańskiego
go, że elastyczna segmentacja grozi odtworzeniem w miniaturze afekcji i stylu Bossueta, demagogii kiosku i imperializmu wysokiego urzęd-
i afektacji sztywnych segmentów: rodzinę zastąpi się komuną, małżeń- nika. Lecz ten łańcuch i ta sieć władzy całe zanurzają się w świat, któ-
stwo – reżimem wymiany i migracji. Ale dzieje się jeszcze gorzej: po- ry im umyka, świat mutujących przepływów. I właśnie ta niemoc czyni
wstają mikro-Edypowie, mikrofaszyzmy tworzą prawo, matka czuje się władzę tak niebezpieczną. Człowiek władzy nieustannie chce zatrzy-
zobowiązana brandzlować dziecko, ojciec staje się mamą. Takim właś- mać linie ujścia i dlatego ciągle stara się pochwycić, umocować maszy-
nie smutkiem emanuje mroczna jasność, której nie zsyła żadna gwiaz- nę mutacji w maszynie nadkodowania. Może to wszakże uczynić jedynie
da. Ruchoma segmentacja wypływa bezpośrednio z segmentacji najbar- wytwarzając pustkę, to znaczy stabilizując najpierw samą maszynę nad-
dziej sztywnej, jest jej bezpośrednią kompensacją. Im bardziej zespoły kodowania, umieszczając ją w lokalnym układzie, który ma ją wprawiać
w ruch – krótko mówiąc, nadając układowi wymiary maszyny: to właśnie
35 Maurice Blanchot, L’amitié, Gallimard 1971, s. 232. zachodzi w sztucznych warunkach totalitaryzmu, „pod kloszem”.

274 275
t ys i ąc P l at e au / 9 / 1 9 3 3 – M i k r o p o l i t y k a i s eg m e n tac j a

Lecz istnieje jeszcze czwarte zagrożenie i zapewne ono interesuje militarnej; w tej mierze państwo będzie zawsze napotykać na wielkie
nas najbardziej, ponieważ dotyczy samych linii ujścia. Mogliśmy przed- trudności. Ale właśnie w chwili, gdy maszyna wojenna ma za przedmiot
stawiać te linie jako rodzaj mutacji, tworzenia, jako wykreślające się nie już tylko wojnę, gdy zatem zastępuje mutację zniszczeniem, wówczas
w wyobraźni, lecz w samej tkance rzeczywistości społecznej, mogliśmy uwalnia najstraszliwszy ładunek. Mutacja w żadnym razie nie była prze-
nadać im ruch strzały i absolutną prędkość – byłoby jednak uproszcze- kształceniem wojny, na odwrót – to wojna istnieje jako upadek czy odpad
niem sądzić, że jedynym niebezpieczeństwem, którego się lękają i które mutacji, jedyny przedmiot, jaki pozostaje maszynie wojennej, gdy utraci
napotykają jest to, że mimo wszystko dadzą się pochwycić, zatamować, ona swą moc przekształcania. A zatem o samej wojnie trzeba powiedzieć,
podłączyć, zawiązać, zreterytorializować. One same wydzielają dziwną że jest tylko ohydną pozostałością maszyny wojennej, która albo została
rozpacz, niczym zapach śmierci i ofiarowania, niczym stan wojny, z któ- już przywłaszczona przez aparat państwa, albo, co gorsza, zbudowała so-
rej wychodzi się złamanym; one same niosą własne zagrożenia, różne od bie aparat państwa zdolny jedynie do destrukcji. Tak oto maszyna wojen-
poprzednich. Dokładnie to kazało Fitzgeraldowi powiedzieć: „Miałem na nie wykreśla już mutujących linii ujścia, ale czystą i zimną linię kresu
poczucie, że stoję o zmierzchu na opuszczonej strzelnicy, pusta strzel- (będziemy chcieli niżej przedstawić hipotezę dotyczącą tej złożonej rela-
ba w ręku, cele strącone. Żadnego problemu do rozwiązania. Po prostu cji między maszyną wojenną a wojną.).
cisza i tylko szmer mojego własnego oddechu. (…) Ofiara, którą uczyni- Tu właśnie ponownie docieramy do paradoksu faszyzmu i różni-
łem sam z siebie, była czymś mrocznym i wilgotnym”36. Dlaczego linia cy między faszyzmem a totalitaryzmem. Totalitaryzm jest bowiem spra-
ujścia jest wojną, z której najpewniej wróci się rozbitym, zniszczonym, wą państwa: dotyczy w istocie związku państwa – jako złożenia zlokali-
zniszczywszy wcześniej wszystko, co się dało? Oto właśnie czwarte za- zowanego – z abstrakcyjną maszyną nadkodowania, którą wprawia ono
grożenie: że linia ujścia przedrze się przez mur, wydostanie się z czar- w ruch. Nawet w wypadku dyktatury wojskowej to armia państwa – nie
nych dziur, lecz zamiast łączyć się z innymi liniami i za każdym razem zaś maszyna wojenna – przejmuje władzę i podnosi państwo do stadium
zwiększać swą wartościowość, zmieni się w zniszczenie, kres czysty i prosty, totalitarnego. Totalitaryzm jest w najwyższym stopniu konserwatywny.
pasję kresu. Taką jest linia ujścia Kleista, dziwaczna wojna, którą prowa- Tymczasem w faszyzmie chodzi rzeczywiście o maszynę wojenną. I gdy
dzi, i samobójstwo, podwójne samobójstwo jako wyjście, które z linii uj- faszyzm buduje sobie państwo totalitarne, to już nie w tym znaczeniu, że
ścia czyni linię śmierci. armia państwa przejmuje władzę, lecz przeciwnie – oznacza to, że ma-
Nie odwołujemy się tu do żadnego popędu śmierci. W pragnieniu szyna wojenna opanowuje państwo. Dziwna uwaga Virilia naprowadza
nie ma wewnętrznego popędu, są tylko złożenia. Pragnienie jest zawsze nas na właściwy trop: w faszyzmie państwo jest nie tyle totalitarne, ile
złożone i złożenie określa je, by było tym, czym jest. Na poziomie linii samobójcze. Faszyzm jest urzeczywistnionym nihilizmem. To znaczy, że
ujścia złożenie, które je wytycza, jest typem maszyny wojennej. Muta- w odróżnieniu od państwa totalitarnego, które wytęża siły, by zatamo-
cje odsyłają do tej maszyny, której przedmiotem z pewnością nie jest wojna, wać wszystkie możliwe linie ujścia, faszyzm buduje się na intensywnej
lecz emisja kwantów deterytorializacji, przechodzenie mutujących prze- linii ujścia, którą przekształca w linię czystego zniszczenia i kresu. Cie-
pływów (w tym sensie wszelkie tworzenie przechodzi przez maszynę wo- kawe, że naziści od początku ogłaszali Niemcom, co im przynoszą: jed-
jenną). Istnieje wiele argumentów pozwalających wykazać, że maszyna nocześnie zaślubiny i śmierć, w tym swoją własną śmierć i śmierć Niem-
wojenna jest innym złożeniem niż aparat państwa, wywodzi się skąd- ców. Sądzili, że zginą, lecz ich przedsięwzięcie zostało przynajmniej
inąd. Będąc pochodzenia koczowniczego, kieruje się przeciwko temu rozpoczęte – dla Europy, świata, systemu planetarnego. A ludzie wzno-
aparatowi. Będzie to jeden z podstawowych problemów państwa: przy- sili radosne okrzyki – nie dlatego, że nie rozumieli, lecz dlatego, że chcie-
właszczyć sobie ową maszynę wojenną, która jest mu obca, uczynić z niej li tej śmierci, która miała się dokonać przez śmierć innych. Jakby chcieli
fragment własnego aparatu, nadając jej kształt ustabilizowanej instytucji za każdym razem grać o wszystko, stawiać śmierć innych przeciw swo-
jej i wszystko wymierzyć „deleometrami”37. Powieść Klausa Manna Me-
36 Francis Scott Fitzgerald, La fêlure, Gallimard 1963, s. 350, 354 [The Crack-Up, fisto dostarcza próbek dyskursu czy może całkiem zwyczajnych rozmów
New Directions 1945]; trzyczęściowy esej opublikowany oryginalnie w „Es- nazistowskich: „W naszej egzystencji zanikał coraz bardziej patos boha-
quire” w lutym, marcu i kwietniu 1936 roku. Cytaty pochodzą z cz. 2 (Pasting terski (…). W istocie nie maszerujemy teraz, ale gnamy naprzód. Nasz
It Together) oraz 3 (Handle with Care). Drugi cytat tłumaczymy z oryg. ang. „My
self-immolation was something sodden-dark”, w Tysiącu plateau: „Mon immo-
lation de moi-même était une fusée sombre et mouillée”. 37 Deleo, -ere (łac.), niszczyć, burzyć, kłaść kres [przyp. tłum.].

276 277
t ys i ąc P l at e au / 9 / 1 9 3 3 – M i k r o p o l i t y k a i s eg m e n tac j a

ukochany führer porywa nas w ciemność i nicość. Jakże moglibyśmy, codziennością i jej środowiskiem Hitler znalazł ostatecznie swój naj-
my, poeci, którzy mamy szczególny stosunek do ciemności i do przepa- pewniejszy środek rządzenia, uprawomocnienie swej polityki i strategii
ści, jakże moglibyśmy go za to nie podziwiać? (…) Łuny na horyzoncie, militarnej – i to do samego końca, skoro ruiny, koszmary, zbrodnie i cha-
rzeki krwi na wszystkich drogach i opętany taniec dokoła trupów, taniec os wojny totalnej, dalekie od uderzenia w odrażającą naturę jego władzy,
tych, co przeżyli, tych, których jeszcze oszczędzono!”38. Samobójstwo nie jawi zazwyczaj jedynie powiększały jej zasięg. Telegram 71: Jeżeli wojnę prze-
się jako kara, lecz jako ukoronowanie śmierci innych. Możemy zawsze gramy, zginie również naród, w którym Hitler zdecydował związać swo-
powiedzieć, że to kwestia mglistego dyskursu i ideologii – tylko ideolo- je wysiłki z wysiłkami wroga, by dokonać zniszczenia swojego własnego
gii. Lecz to nieprawda; z faktu, że definicje polityczne i ekonomiczne fa- ludu poprzez unicestwienie ostatnich zasobów środowiska i cywilnych
szyzmu są niewystarczające, nie wynika jedynie konieczność dołączenia rezerw wszelkiego rodzaju (woda pitna, paliwo, żywność) jest natural-
do nich nieostrych określeń zwanych ideologicznymi. Wolimy podążać nym zwieńczeniem…”39. To obrócenie się linii ujścia w linię zniszczenia
za J.-P. Fayem, gdy bada, jak dokładnie kształtowały się nazistowskie wy- wystarcza, by pobudzić wszystkie molekularne ogniska faszyzmu i do-
powiedzenia funkcjonujące zarówno w polityce, w ekonomii, jak i w naj- prowadzić je raczej do współdziałania z maszyną wojenną niż do współ-
bardziej absurdalnej rozmowie. Odnajdujemy w tych wypowiedzeniach drgania w aparacie państwa. Z maszyną wojenną, która miała za przedmiot
zawsze ów okrzyk „głupi i odpychający” – Niech żyje śmierć!, nawet na jedynie wojnę i która pogodziła się raczej z unicestwieniem własnych sług,
poziomie ekonomicznym, gdzie rozprzestrzenienie zbrojeń zastępuje niż z zatrzymaniem zniszczenia. Wszystkie zagrożenia związane z inny-
wzrost konsumpcji i gdzie inwestycje przesuwają się ze środków produk- mi liniami są mało istotne wobec tego niebezpieczeństwa.
cji na środki czystego zniszczenia. Głęboko słuszna wydaje nam się ana-
liza Paula Virilio, kiedy definiuje on faszyzm nie przez pojęcie państwa
totalitarnego, lecz państwa samobójczego: wojna nazwana totalną jawi
się tu w mniejszym stopniu jako przedsięwzięcie państwa, w większym
zaś – maszyny wojennej, która przywłaszczyła sobie państwo i sprawiła,
że przenika je przepływ wojny absolutnej, zmierzający ku jednemu tyl-
ko wyjściu, jakim jest samobójstwo samego państwa. „Uruchomienie
nieznanego procesu materialnego faktycznie bez granic i bez celu. (…)
Raz uruchomiony, jego mechanizm nie może dążyć do pokoju, pośred-
nia strategia bowiem skutecznie umieszcza panującą władzę poza zwy-
kle stosowanymi kategoriami przestrzeni i czasu. (…) To w przerażeniu

38 Klaus Mann, Mefisto, tłum. J. Dmochowska, Książnica 1997, s. 239–241 (rozdz.


IX). Tego rodzaju deklaracji jest pod dostatkiem nawet w chwili sukcesu nazi-
stów. Por. słynne sformułowania Goebbelsa: „W świecie absolutnego fatalizmu,
w którym porusza się Hitler, nic już nie ma sensu, ani dobro, ani zło, ani czas, 39 Paul Virilio, L’insécurité du territoire, rozdz. I. Hannah Arendt, jakkolwiek utoż-
ani przestrzeń, a to, co inni ludzie nazywają sukcesem, nie może stanowić kryterium. samiła nazizm i totalitaryzm, wydobyła tę zasadę nazistowskiego panowania:
(…) Możliwe, że Hitler doprowadzi do katastrofy…” (Hitler parle à ses généraux, „Ich koncepcja panowania stawia wymagania, którym nie potrafi sprostać żad-
Albin Michel 1964) [przywołana książka dostarcza kolejnych ilustracji dla tez ne państwo ani zwyczajny aparat przemocy, lecz tylko ruch społeczny utrzymy-
Deleuze’a i Guattariego, nie jest natomiast źródłem tego cytatu, który pocho- wany w nieustannym napięciu” [w Tysiącu plateau: „mouvement constamment
dzi ze wspomnień księcia Friedricha Christiana zu Schaumburg-Lippe, adiu- en mouvement” – ruch stale w ruchu – dopisek tłum.]; nawet wojna i ryzyko klę-
tanta Goebbelsa – dopisek tłum.]. Ten katastrofizm nie kłóci się ze znacznym ski wojennej włączają się jako akceleratory (Hannah Arendt, Korzenie totalita-
zadowoleniem, czystym sumieniem i wygodnym spokojem, co widzimy rów- ryzmu, tłum. D. Grinberg, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne 2014,
nież, w zupełnie innym kontekście, u niektórych samobójców. Istnieje cała biu- s. 407–408). [Zdanie „Jeżeli wojnę przegramy, zginie również naród” pochodzi
rokracja katastrofy. W kwestii faszyzmu włoskiego odnosimy się przede wszyst- z: Albert Speer, Wspomnienia, tłum. M. Fijałkowski i in., Wyd. MON 1990, s. 525.
kim do analizy Marii A. Macciocchi, Sexualité féminine dans l’idéologie fasciste, O dwunastu dokumentach z marca–kwietnia 1945 roku, nakazujących dokony-
„Tel Quel” nr 66, 1976: kobiecy szwadron śmierci stworzony z wdów i matek wanie zniszczeń na terenie Niemiec zob. tamże, s. 528–548. O państwie nazi-
w żałobie, hasło „Trumna i kołyski” [u Macciocchi: „istnieje tylko śmiertelna stowskim jako państwie samobójczym w kontekście „telegramu 71” zob. także
jedność, stała spójność, od kołyski po grób, czy raczej od trumny do kołyski” – Michel Foucault, Trzeba bronić społeczeństwa. Wykłady w Collège de France, 1976,
do­pisek tłum.]. tłum. M. Kowalska, KR 1998, s. 257 (wykład z 17 marca 1976) – dopisek tłum.]

278
/ 10 /

1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy wn y m ,
s tawa n i e - s i ę -zw i e r z ę c i e m ,
s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a ln y m
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

Wspomnienia widza. Przypominam sobie piękny film, Willard (1972). przyjąć dwóch funkcji, dwóch przeciwstawnych ruchów, w zależności od
Może i jest to film klasy B, jest jednak wspaniały – i niezbyt popular- przypadku?
ny, ponieważ bohaterami są szczury. Nie mam z niego szczególnie wy-
raźnych wspomnień. Opowiem historię w ogólnych zarysach. Willard Wspomnienia naturalisty. Jednym z podstawowych problemów histo-
mieszka z autorytarną matką w starym, rodzinnym domu. Panuje w nim rii naturalnej było zrozumienie stosunków zachodzących między zwie-
okropna, edypalna atmosfera. Matka każe mu zniszczyć szczurzy miot. rzętami. Zupełnie inaczej ma się rzecz z późniejszym ewolucjonizmem,
On jednak oszczędza go (raz, drugi, może kilkukrotnie). Po gwałtownej określającym się w kategoriach genealogii, pokrewieństwa, pochodze-
kłótni matka, która „przypomina” psa, umiera. Willardowi grozi utrata nia czy rodowodu filiacji. Wiadomo, że ewolucjonizm dociera do idei
domu, na który czyha pewien przedsiębiorca. Willard kocha Bena, głów- ewolucji, która niekoniecznie dokonuje się dzięki rodowodowi. Jednak
nego spośród ocalonych przezeń szczurów, odznaczającego się niezwy- na początku nie można było posunąć się naprzód inaczej, niż poprzez
kłą inteligencją. Jest też towarzyszka Bena, biała szczurzyca. Po powro- motyw genealogiczny. Historia naturalna pomijała ten motyw albo też
cie z biura Willard spędza z nimi każdą chwilę. W międzyczasie szczury nadawała mu możliwie nikłe znaczenie. Sam Darwin rozróżniał ewolu-
mnożą się. Willard prowadzi szczurze stado pod przywództwem Bena do cyjny wymiar pokrewieństwa oraz wymiar naturalistyczny, skupiający
przedsiębiorcy, zadając mu okrutną śmierć. Jednak przywiódłszy dwoje się na ilości oraz wartości podobieństw i różnic, jako całkiem niezależ-
swych pupilów do biura popełnia nieostrożność, pozwalając pracowni- nych obszarach: w rzeczywistości grupy o tym samym stopniu pokre-
kom zabić białą szczurzycę. Ben ucieka, rzucając wcześniej długie i suro- wieństwa mogą być odmienne względem przodków w stopniu całkiem
we spojrzenie Willardowi. Ten usiłuje powstrzymać (connait une pau- zróżnicowanym. Ściśle rzecz biorąc, ponieważ historia naturalna zaj-
se) przeznaczenie, powstrzymać stawanie-się-szczurem. Z całych sił stara muje się przede wszystkim ilością i wartością różnic, może ona uchwy-
się pozostać wśród ludzi. Odpowiada nawet na zaloty młodej dziewczy- cić postępy i regresje, ciągłości i wielkie zerwania, nic jednak nie mówi
ny z biura, która bardzo „przypomina” szczura – ale tylko przypomina. o ewolucji, to znaczy o możliwości pochodzenia, w którym stopnie zmian
Tak więc w dniu, w którym zaprosił do siebie dziewczynę, gotów ożenić zależą od warunków zewnętrznych. Historia naturalna może myśleć je-
się, poddać re-edypalizacji, ponownie dostrzega Bena, rzucającego mu dynie za pomocą stosunków (zachodzących między A i B), ale nie w ka-
nienawistne spojrzenie. Stara się go przepędzić, lecz przepędza jedynie tegoriach wytwórczych (A prowadzącego do x).
dziewczynę, następnie schodzi do piwnicy, zwabiony przez Bena, gdzie Ale właśnie na poziomie tych stosunków dzieje się coś bardzo waż-
czeka nieprzebrany szczurzy rój, gotów go rozszarpać. Cała scena przy- nego. Historia naturalna zna dwa sposoby tworzenia stosunków pomię-
pomina baśń; nie jest w żadnym wypadku przerażająca. dzy zwierzętami: serię i strukturę. Zgodnie z serią powiem: a jest po-
Jest tu wszystko: stawanie-się-zwierzęciem, niepoprzestające na dobne do b, b przypomina c… itd.; wszystkie te elementy odnoszą się,
zwykłym podobieństwie, stawanie się, dla którego podobieństwo jest w różnym stopniu, do jedynego, najwybitniejszego elementu – uzasad-
raczej przeszkodą czy też przystankiem; stawanie-się-molekularnym, nieniem serii są tu doskonałość lub jakość. Właśnie to teolodzy nazywa-
rojenie się szczurów, sfory podkopującej najbardziej podstawowe wła- ją analogią proporcjonalności. Zgodnie ze strukturą a ma się do b tak, jak
dze: rodzinę, profesję, małżeństwo. Mamy tu złowrogi wybór, ponieważ c ma się do d, a każdy z tych stosunków realizuje na swój sposób rozważa-
w sforze istnieje ktoś „ulubiony”, a także pewien rodzaj porozumienia, ną w danym przypadku doskonałość: skrzela służą do oddychania w wo-
przymierza, straszliwego paktu z ulubieńcem; mamy tu wprowadzenie dzie, tak jak płuca służą do oddychania w powietrzu; albo też w procesie
pewnego układu, maszyny wojennej albo maszyny kryminalnej, zdolnej oddychania serce ma się do skrzeli tak, jak nieobecność serca do tcha-
posunąć się aż do samozniszczenia; krążenie bezosobowych afektów, al- wicy.... Na tym polega analogia proporcjonalności. W pierwszym przy-
ternatywny nurt, burzący tak znaczące projekcje, jak i subiektywne od- padku mamy do czynienia z podobieństwami, które różnią się między
czucia i ustanawiający nieludzką seksualność; nieodpartą deterytoria- sobą na całej długości serii lub między jedną serią a drugą. W drugim
lizację, z góry znoszącą działania dążące do edypalnej, małżeńskiej lub przypadku mamy do czynienia z różnicami, które odzwierciedlają się
zawodowej reterytorializacji. Czyż nie ma zwierząt edypalnych, z który- w strukturze oraz między poszczególnymi strukturami. Pierwsza postać
mi można „tworzyć Edypa”, rodzinę: mój piesek, mój kotek, a także in- analogii uchodzi za rozsądniejszą i powszechniejszą, wymagającą użyt-
nych zwierząt, wprowadzających nas, przeciwnie, w obręb nieodpartego ku z wyobraźni; jednak chodzi tu o bardzo skrzętny rodzaj wyobraźni,
stawania się? Albo jeszcze inna hipoteza: czy to samo zwierzę nie może zdający sprawę z wszelkich odgałęzień serii, znoszący pozorne zerwania,

282 283
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

odrzucający fałszywe podobieństwa i strzegący tych prawdziwych, zwa- społeczne, służąc badaniu snów, mitów i typów organizacji. Historia idei
żający równocześnie na postępy i regresje, obniżenie w skali. Druga po- nie może być ciągła, musi strzec podobieństw, jak również pochodzenia
stać analogii jest uznawana za szlachetniejszą, ponieważ wymaga raczej czy rodowodu, aby móc wskazać progi przekraczane przez ideę, jej po-
wykorzystania zasobów rozumowych, pozwalających ustanowić stosun- dróże, za sprawą których zmienia się jej natura lub przedmiot. W ten
ki równoważności i odkryć już to zmienne niezależne, dające się włączyć sposób obiektywne stosunki zachodzące między zwierzętami zostały
w strukturę, już to odsyłające do siebie korelaty w każdej strukturze. Jed- odniesione do pewnych stosunków subiektywnych łączących, z punk-
nak bez względu na różnice zachodzące między motywem serii i struk- tu widzenia kolektywnej wyobraźni albo też w ujęciu społecznym, ludzi
tury, choć pozornie tak odmienne, zawsze współistniały one w ramach i zwierzęta.
historii naturalnej, tworząc mniej lub bardziej stabilny układ1. Dwie fi- Jung wypracował teorię Archetypu jako zbiorowej nieświadomości;
gury analogii współistnieją tak samo, w najróżniejszych stanach równo- zwierzę odgrywa tu szczególnie istotną rolę w snach, mitach i wspólno-
wagi, wśród teologów. Dzieje się tak dlatego, że zarówno w jednym, jak tach ludzkich. Ściśle rzecz biorąc, zwierzę nie daje się oddzielić od serii,
i w drugim przypadku Natura postrzegana jest jako bezgraniczna mime- zawierającej podwójny aspekt progresji i regresji, w której każdy element
sis: czy to pod postacią łańcucha bytów, które nieprzerwanie się naśladu- odgrywa rolę potencjalnego transformatora libido (metamorfoza). Każ-
ją w sposób progresywny lub regresywny, dążąc ku wyższemu, boskiemu de podejście do snu, w którym mamy do czynienia z jakimś niepokoją-
elementowi, naśladowanemu na drodze stopniowanego podobieństwa cym obrazem, polega na jego włączeniu w serię archetypiczną. Taka se-
przez wszystkie bez wyjątku oraz będącemu wzorcem i uzasadnieniem ria może zawierać sekwencje żeńskie albo męskie czy też dziecięce, lecz
serii; czy to pod postacią zwierciadlanego Naśladownictwa, w którym to również sekwencje zwierzęce, roślinne, a nawet żywiołowe, molekular-
przypadku nie ma już nic do naśladowania, ponieważ samo ono stanowi ne. W odróżnieniu od historii naturalnej, to nie człowiek jest najważniej-
wzorzec naśladowany przez wszystko, tym razem wedle różnicy porząd- szym elementem serii; może nim być zwierzę dla człowieka – lew, krab,
kowej... (to właśnie owa wizja naśladowcza czy też mimologiczna unie- drapieżny ptak, wesz – dzięki swojemu stosunkowi do danego działania
możliwia w tym momencie ideę ewolucji-produkcji). czy funkcji, zgodnie z aktualnymi wymogami nieświadomego. Bache-
Wcale nie pozbyliśmy się tego problemu. Idee nie umierają. Nie lard napisał wspaniałą jungowską książkę, rozbudowując rozgałęzioną
znaczy to, że mogą po prostu trwać jako archaizmy. W pewnym momen- serię Lautréamonta, zdając sprawę ze współczynnika prędkości prze-
cie mogą osiągnąć stadium naukowe, następnie zaś je stracić albo też kształceń i stopnia doskonałości każdego elementu w odniesieniu do
przenieść się w obręb innych nauk. Mogą więc zmienić swoje zastoso- czystej agresji jako zasady serii: zęby węża, róg nosorożca, psi kieł i dziób
wanie i status, mogą nawet zmienić postać i treść; zachowują jednak coś sowy, a posuwając się dalej: szpon orła lub sępa, szczypce kraba, odnó-
ze swej istoty, zarówno w ramach owych przejść i przesunięć, jak i w ra- że wszy, macka ośmiornicy. W całym dziele Junga wszelkie naśladow-
mach klasyfikacji w obrębie nowej dziedziny. Idee zawsze można wyko- nictwo łączy w swych powiązaniach naturę i kulturę zgodnie z analogią
rzystać ponownie, zawsze tak się nimi posługiwano, choć na różne, aktu- proporcji, gdzie serie i ich elementy, zwłaszcza zaś zwierzęta zajmujące
alne sposoby. Tak więc, z jednej strony, stosunki między zwierzętami nie pośrednią pozycję, zapewniają możliwość cykli konwersji natura-kultura-
są wyłącznie przedmiotem nauki, lecz również snu, symbolizmu, sztu- ­-natura: archetypy jako „analogiczne reprezentacje”2.
ki i poezji, przedmiotem praktyki i praktycznych zastosowań. Z drugiej Czy tylko przez przypadek strukturalizm tak silnie potępił owe
strony, stosunki między zwierzętami są ujmowane w ramach stosun- złudzenia [prestiges] wyobraźni, polegające na usytuowaniu podobień-
ków między człowiekiem i zwierzęciem, mężczyzną a kobietą, dorosłym stwa wzdłuż serii oraz naśladownictwie wykraczającym poza każdą se-
a dzieckiem, człowiekiem a żywiołami, człowiekiem a światem fizycz- rię i sprowadzającym się do utożsamienia z ostatnim elementem? Nic
nym i mikrofizycznym. Podwójna idea „serii-struktury” osiąga w pew- nie jest równie czytelne, jeśli idzie o tę kwestię, jak słynne teksty Lévi-
nym momencie próg naukowy, jednak nie wynika zeń i nie zatrzymuje -Straussa, dotyczące totemizmu: przekroczyć zewnętrzne podobieństwa
się na nim, raczej przenika do innych nauk, ożywia, na przykład, nauki ku wewnętrznym homologiom3. Nie chodzi tu już o wprowadzenie seryjnej

1 Na temat komplementarności między serią i strukturą, a także różnicy wzglę-


dem ewolucjonizmu por. H. Daudin, Cuvier et Lamarck: les classes zoologiques 2 Por. Carl Gustav Jung, zwłaszcza zaś Symbole przemiany, tłum. R. Reszke, Wrota
et l’idée de série animale, Alcan 1926, oraz Michel Foucault, Słowa i rzeczy, tłum. 1998; Gaston Bachelard, Lautréamont, Corti 1939.
T. Komendant, słowo/obraz terytoria 2006, rozdział V. 3 Claude Lévi-Straus, Totemizm, tłum. A. Steinsberg, PWN 1968, s. 105.

284 285
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

organizacji tego, co wyobrażeniowe, lecz o symboliczny i strukturalny archetypicznymi seriami i strukturami symbolicznymi nadal zawiera-
porządek rozumienia. Nie chodzi już o stopniowanie podobieństw do- nych jest wiele kompromisów, tak jak w przypadku historii naturalnej5.
prowadzające ostatecznie do utożsamienia Człowieka i Zwierzęcia na
łonie mistycznego współuczestnictwa. Chodzi o ułożenie różnic w spo- Wspomnienia bergsonisty. Z ograniczonego punktu widzenia, jaki
sób pozwalający uchwycić odpowiedniość stosunków. Samo zwierzę przyjmujemy, żadne z poprzednich ujęć nas nie zadowala. Wierzymy
rozkłada się wedle stosunków różnicujących lub wedle charakterystycz- w istnienie szczególnego rodzaju stawania-się-zwierzęciem, przenika-
nych opozycji gatunkowych, podobnie jak człowiek różnicuje się wedle jącego i przekraczającego człowieka w tym samym stopniu, co zwierzę.
danych grup. W instytucji totemicznej nie mówi się, że dana grupa ludzi „Od 1730 do 1735 słyszy się tylko o wampirach…”. Oczywistą rzeczą jest,
utożsamia się z danym gatunkiem zwierzęcym, mówi się: tak jak grupa że strukturalizm nie zdaje sprawy z owego stawania się, ponieważ upra-
A ma się do grupy B, tak gatunek A’ ma się do gatunku B’. Jest to zupeł- wia się go właśnie po to, aby je zanegować, a przynajmniej umniejszyć
nie inna metoda niż poprzednia: jeśli dane są dwie grupy ludzkie, z któ- jego znaczenie: odpowiedniość relacji nie czyni jeszcze stawania się. Tak
rych każda ma swój zwierzęcy totem, należy ustalić, w jaki sposób ujmo- więc natrafiając na przykłady stawania się, przenikające społeczeństwo
wane są oba te totemy w ramach stosunków analogicznych do tych, jakie z każdej strony, strukturalizm dostrzega w nich jedynie zjawisko degra-
zachodzą pomiędzy obydwiema grupami – Wrona ma się do Sokoła jak... dacji, wywracające rzeczywisty porządek i odsłaniające losy diachronii
Metoda ta odnosi się również do takich stosunków jak Człowiek- (relevent des aventures de la diachronie). Jednak Lévi-Strauss wciąż na-
-dziecko, Mężczyzna-kobieta itd. Stwierdzając na przykład, że wojownik trafia w swych badaniach nad mitem na gwałtowne działania, poprzez
znajduje się w pewnej relacji do młodej dziewczyny, należy powstrzymać które człowiek staje się zwierzęciem w tym samym czasie, gdy zwierzę
się od ustanawiania wyobrażeniowej serii, która by ich łączyła; będzie- staje się… (staje się czym? człowiekiem czy może inną rzeczą?). Próba wy-
my raczej szukać elementu, który umożliwia rzeczywistą ekwiwalencję jaśnienia tych bloków stawania się poprzez odpowiedniość dwóch rela-
stosunków. Dlatego też Vernant może stwierdzić, że małżeństwo jest dla cji jest zawsze możliwa, jednak niewątpliwie zubaża ona rozważane zja-
kobiety tym, czym dla mężczyzny jest wojna, skąd wynika homologia wisko. Czyż nie należy przyznać, że mit jako obramowanie klasyfikacji
dziewicy odmawiającej małżeństwa i wojownika przebierającego się za może rejestrować sposoby stawania się będące niczym fragmenty baś-
niewiastę4. Mówiąc krótko, rozum symboliczny zastępuje analogię pro- ni? Czyż nie należy przyznać słuszności hipotezie Duvignauda, zgod-
porcji analogią proporcjonalności; useryjnienie podobieństw – struktu- nie z którą zjawiska „anomiczne” przenikają społeczeństwa nie jako de-
ryzacją różnic; utożsamienie elementów – równością stosunków; meta- gradacje porządku mitycznego, lecz jako nieredukowalne siły napędowe
morfozy wyobraźni – metaforami zawartymi w pojęciu; wielką ciągłość wyznaczające linie ujścia, prowadzące do innych niż mityczne form wy-
pomiędzy naturą i kulturą zastępuje luką, która rozmieszcza połączenia rażenia, nawet jeśli mity przejmują je, usiłując je zatrzymać6? Jest tak,
bez uwzględniania podobieństwa między obydwiema stronami; w miej- jak gdyby obok tych dwóch modeli, ofiary i serii, instytucji totemicznej
sce naśladownictwa źródłowego wzorca pojawia się pierwotny i pozba- i struktury, było jeszcze miejsce na coś innego, bardziej tajemnego, pod-
wiony modelu mimetyzm. Mężczyzna nigdy nie może powiedzieć: „je- ziemnego: czarownik i stawanie się, które wyraża się raczej w baśniach,
stem bykiem, wilkiem....”, może natomiast stwierdzić: jestem dla kobiety niż w mitach lub rytuałach.
tym, czym byk dla krowy, jestem dla innego człowieka tym, czym wilk dla Stawanie się nie jest odpowiedniością relacji. Ale tym bardziej
jagnięcia. Strukturalizm jest wielką rewolucją: cały świat staje się bar- nie jest ono podobieństwem, naśladownictwem prowadzącym aż do
dziej racjonalny. Rozważając dwa modele, serii i struktury, Lévi-Strauss
nie zadowala się obdarzeniem drugiego z nich wszelkimi urokami praw- 5 Na temat przeciwstawienia serii ofiarnej i struktury totemicznej por. Lévi-
dziwej klasyfikacji; odsyła on serię do mrocznej dziedziny ofiary, którą -Strauss, Myśl nieoswojona, tłum. A. Zajączkowski, PWN 1969, s. 334-342. Wbrew
całej swej niechęci do pojęcia serii, Lévi-Strauss znajduje kompromis pomiędzy
przedstawia jako iluzoryczną, a wręcz pozbawioną zdrowego rozsądku.
obydwoma motywami: rzecz w tym, że sama struktura wiąże się z bardzo kon-
Seryjny motyw ofiary musi ustąpić miejsca motywowi strukturalnemu od- kretnym poczuciem pokrewieństwa (s. 58-61) i sama opiera się na dwóch seriach,
powiednio rozumianej instytucji totemicznej. Lecz również tutaj między pomiędzy którymi organizuje swe homologie stosunków. Zwłaszcza „stawanie-
-się-historycznym” może wywołać komplikacje czy też degradacje, które podsta-
wiają pod owe homologie podobieństwa i utożsamienia elementów (s. 174 i dalej,
4 Jean-Pierre Vernant, Problèmes de la guerre en Grèce ancienne, Mouton 1968, a także to, co Lévi-Strauss określa mianem „odwrotnej strony totemizmu”).
s. 15-16. 6 Por. Jean Duvignaus, L’anomie, Éd. Anthropos 1973.

286 287
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

utożsamienia. Strukturalistyczna krytyka serii zdaje się nieuchronna. być ewolucją opartą na pokrewieństwie i dziedziczeniu oraz nabierając
Stawać się nie oznacza posuwać się wzdłuż serii, w przód czy w tył. Tym komunikatywnego czy też przygodnego charakteru. Wolimy więc okre-
bardziej stawanie się nie dokonuje się w wyobraźni, nawet jeśli wyobraź- ślać tę formę ewolucji, która przebiega między heterogenicznymi obsza-
nia zostaje wyniesiona do najwyższego, kosmicznego lub dynamicznego rami, „inwolucją” – pod warunkiem, że nie będzie się mieszać inwolucji
poziomu, jak u Junga czy Bachelarda. Stawanie-się-zwierzęciem to nie z regresją. Stawanie się jest inwolucyjne, inwolucja jest twórcza. Cofać
sen ani fantazja. Jest ono jak najbardziej realne. W jakiej jednak rzeczy- się oznacza podążać w stronę mniejszego zróżnicowania. Z kolei inwo-
wistości się dokonuje? O ile stawanie-się-zwierzęciem nie polega na za- luować oznacza tworzyć blok, który biegnie wzdłuż własnej linii, „mię-
chowywaniu się jak zwierzę ani na naśladowaniu go, jest równie oczy- dzy” elementami odgrywającymi daną rolę i w ramach przypisywanych
wiste, że człowiek nie staje się „naprawdę” zwierzęciem, tak jak zwierzę mu stosunków.
nie staje się „naprawdę” czymś innym. Stawanie się nie wytwarza nicze- Neoewolucjonizm wydaje się nam ważny z dwóch powodów: zwie-
go poza sobą. Twierdzenie, zgodnie z którym albo się naśladuje, albo się rzę nie określa się poprzez cechy (gatunkowe, rodzajowe itd.), lecz po-
jest, stanowi fałszywą alternatywę. Tym, co rzeczywiste, jest samo sta- przez populacje, zmieniające się przy przechodzeniu od jednego do
wanie się, blok stawania się, a nie rzekomo stałe elementy tego stawa- drugiego środowiska albo w tym samym środowisku; ruch zachodzi nie
nia się. Stawanie się może i musi zostać określone jako stawanie-się- tylko, albo nie przede wszystkim, w ramach wytworów pokrewnych,
-zwierzęciem, bez elementu pod postacią zwierzęcia, którym trzeba się lecz za sprawą poprzecznych łączeń między różnorodnymi populacja-
stać. Ludzkie stawanie-się-zwierzęciem jest rzeczywiste, choć zwierzę, mi. Stawanie się jest kłączem, nie zaś drzewem klasyfikacyjnym czy ge-
którym się stajemy, nie jest rzeczywiste; podobnie zwierzęce stawanie- nealogicznym. Stawać się nie oznacza, z pewnością, naśladować albo
-się-innym jest rzeczywiste, choć samo to inne nie jest rzeczywiste. Oto utożsamiać się, nie oznacza już regresji-progresji, nie jest też już odpo-
punkt, który należy wyjaśnić: w jaki sposób stawanie się może nie posia- wiedniością, wprowadzaniem stosunków odpowiedniości, nie jest pro-
dać podmiotu poza samym sobą; ale również, w jaki sposób nie ma ele- dukcją, wytwarzaniem rodowodu, wytwarzaniem poprzez rodowód.
mentów, skoro sam jego dany element istnieje jedynie o tyle, o ile ujęty „Stawać się” to czasownik zawierający całą swą spójność, nie sprowadza
jest w innym stawaniu się, którego podmiot stanowi, stawaniu się, które się ani nie odsyła do „pozoru”, ani do „bytu”, do „równoważności” czy
współistnieje, tworzy blok wraz z pierwszym. Jest to zasada rzeczywisto- „wytwórczości”.
ści właściwej stawaniu się (bergsonowska idea współistnienia całkowi-
cie odmiennych „trwań”, nadrzędnych i podrzędnych „naszemu”, połą- Wspomnienia czarownika, I. W stawaniu-się-zwierzęciem zawsze
czonych ze sobą). mamy do czynienia ze sforą, bandą, populacją, zaludnieniem, pokrótce:
Stawanie się nie jest też ewolucją – tym bardziej ewolucją ujmowa- z wielością. My, czarownicy, zawsze to wiedzieliśmy. Może być oczywi-
ną poprzez pochodzenie i pokrewieństwo. Stawanie się nie wytwarza ście tak, że różne instancje, całkiem odmienne od siebie, będą inaczej
niczego za pomocą pokrewieństwa; wszelkie pokrewieństwo jest wyob- ujmowały zwierzę: można otrzymać, zachować albo wydobyć ze zwie-
rażeniowe. Stawanie się zawsze pochodzi z innego porządku, niż porzą- rzęcia pewne cechy, rodzaje i gatunki, formy i funkcje itd. Społeczeń-
dek pokrewieństwa. Jest przymierzem (alliance). Jeśli ewolucja obejmu- stwo i państwo mają potrzebę klasyfikacji ludzi za pośrednictwem cech
je rzeczywiste stawania się, to tylko w obrębie rozległej domeny symbioz, zwierzęcych; historia naturalna i nauka potrzebują cech, aby klasyfiko-
które wprowadzają do gry byty z całkowicie odrębnych hierarchii i kró- wać same zwierzęta. Serializm i strukturalizm już to stopniują cechy ze
lestw, bez jakiegokolwiek pokrewieństwa. Istnieje blok stawania się, względu na ich podobieństwo, już to porządkują je wedle właściwych im
który obejmuje osę i orchideę, choć nie wyłania się zeń żadna osa-orchi- różnic. Cechy zwierzęce mogą być mityczne albo naukowe. Jednak to nie
dea. Istnieje blok stawania się obejmujący kota i pawiana, których przy- cechy nas interesują, lecz sposoby ekspansji, rozmnażania się, zajmowa-
mierze spełnia wirus żółtaczki typu C. Istnieje blok stawania się między nia, zakażania, zasiedlania. Moje imię legion. Fascynacja człowieka od
młodymi korzeniami i niektórymi mikroorganizmami, gdzie przymie- wilków grupą wilków, które nań patrzą. Czymże byłby całkowicie samot-
rze jest dokonywane za sprawą materii organicznej syntetyzowanej ny wilk? A wieloryb, wesz, szczur, mucha? Belzebub to diabeł, ale diabeł
w liściach (kłączosfera). Jeśli neoewolucjonizm może wykazać się orygi- jako władca much. Wilk nie jest więc pewną cechą lub pewną liczbą cech,
nalnością, to częściowo dzięki odniesieniu do zjawisk, w których ewolu- jest wywilczaniem się. Wesz jest wszeniem… itd. Czym jest krzyk w ode-
cja nie przebiega od mniejszego do większego zróżnicowania, przestając rwaniu od populacji, do której się odwołuje, którą bierze na świadka?

288 289
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

Virginia Woolf nie czuje się małpą czy rybą, lecz małpim stadem, ławicą niewiarygodne uczucie nieznanej Natury – afekt9. Ponieważ afekt nie
ryb, wedle zmiennego stosunku stawania się łączącego ją z osobami, któ- jest osobistym uczuciem, nie jest on już cechą szczególną, lecz realiza-
re napotyka. Nie chodzi nam o to, że niektóre zwierzęta żyją w sforach; cją mocy sfory, która strząsa i rozchwiewa ja. Któż nie zna gwałtowności
nie chcemy wchodzić w śmieszne klasyfikacje ewolucjonistyczne à la Lo- owych zwierzęcych sekwencji, które wyrywają się z człowieka, choćby
rentz, gdzie istnieją podrzędne sfory i nadrzędne społeczeństwa. Twier- tylko na chwilę, zmuszając go do skubania swego chleba niczym gryzoń
dzimy, że każde zwierzę jest przede wszystkim stadem, sforą. Że ma ono albo przydają jego oczom kociej żółci. Straszliwa inwolucja, która odsyła
nie tyle cechy, co raczej właściwe sobie tryby bycia sforą, nawet jeśli jest ku niesłychanym stawaniom się. Nie są to regresje, choć fragmenty re-
też miejsce na dokonanie wewnętrznych rozróżnień w ramach tych try- gresji, sekwencje regresji mogą się do nich przyłączyć.
bów. To właśnie tutaj człowiek nawiązuje relację ze zwierzęciem. Bez fa- Należałoby wyróżnić trzy rodzaje zwierząt: zwierzęta jednostko-
scynacji sforą, mnogością nie możemy stać się zwierzęciem. Fascynacja we (individues), zwierzęta domowe, emocjonalne, zwierzęta edypalne,
zewnętrzem? A czy mnogość, która nas fascynuje, nie wiąże się z mno- historyjki, „mój” kot, „mój” pies; to one zapraszają nas to poddania się
gością, która zamieszkuje od środka nas samych? W swym największym regresji, wprowadzają nas w stan narcystycznej kontemplacji, a psycho-
dziele H. P. Lovecraft opowiada historię Randolpha Cartera, który czu- analiza rozumie jedynie te zwierzęta, najlepiej odkrywając w nich obraz
je, jak jego „ja” dygocze, doznając strachu większego, niż obawa unice- taty, mamy, młodszego brata (gdy psychoanaliza mówi o zwierzętach,
stwienia : „[byli tam (...)] Carterzy o kształtach zarówno ludzkich, jak te zdają się parskać śmiechem): Wszyscy, którzy kochają koty czy psy, są
i nieludzkich, należący do kręgowców i bezkręgowców, istot rozumnych durniami. Następnie istnieje drugi rodzaj, zwierzęta posiadające cechy
i bezrozumnych, mięsożernych i roślinożerców. Co więcej, byli również szczególne albo atrybuty, zwierzęta pewnego gatunku, podpadające pod
Carterzy nie mający nic wspólnego z ziemskim życiem, lecz poruszają- klasyfikację albo przynależne państwu, o których traktują wielkie, świę-
cy się zuchwale pośród krajobrazów innych planet, systemów, galaktyk te mity, wydobywając z nich serie albo struktury, archetypy czy też wzor-
i kosmicznych kontinuów. (...) Stopienie z nicością jest spokojnym za- ce (Jung jest tu wręcz bardziej głęboki niż Freud). Wreszcie, istnieją też
pomnieniem, ale świadomość istnienia, połączona zarazem z przekona- zwierzęta bardziej demoniczne, właściwe sforom i afektom, tworzące
niem, że nie oddzielasz już swej jaźni od niezliczonego mrowia identycz- mnogość, stawanie się, populację, baśń... Albo jeszcze inaczej – czyż każ-
nych jak ona”, ani też od wszystkich tych stawań się, które nas przenikają, de zwierzę nie może przynależeć do każdego z trzech rodzajów? Zawsze
„stanowi nieznaną, jedyną w swoim rodzaju apoteozę agonii, bólu i doj- istnieje możliwość, że dowolne zwierzę, wesz, gepard lub słoń będzie
mującej grozy”7. Hofmannsthal, czy raczej lord Chandos, wpada w fa- traktowane jak zwierzę domowe, moje maleńkie bydlątko. Ale z drugiej
scynację wobec konającego „szczurzego ludu“, i to w nim, poprzez nie- strony, każde zwierzę może być potraktowane w sposób właściwy sfo-
go, w szczelinach jego wzburzonego ja, „zwierzęca dusza szczerzy zęby rze i rojowi, bliski nam, czarownikom. Nawet kot, nawet pies... pasterz,
wobec potwornego losu“: nie litość, lecz uczestnictwo wbrew naturze8. Tak przewodnik, diabeł ma swe ulubione zwierzę w stadzie, choć z pewnoś-
więc rodzi się w nim dziwny imperatyw: albo zaprzestać pisania, albo cią nie w sensie, o jakim mówiliśmy przed chwilą. Tak, każde zwierzę
też pisać jak szczur... Jeśli pisarz jest czarownikiem, to dlatego, że pis- jest albo może być stadem, jednak wedle zmiennych stopni predyspozy-
mo jest stawaniem się, pisać to przenikać obce stawania się, które nie cji, ułatwiających lub utrudniających odkrycie mnogości albo zawartości
są stawaniem-się-pisarzem, lecz stawaniem-się-szczurem, owadem, wil- mnogości, którą zawiera ono, czy to aktualnie, czy wirtualnie, w zależno-
kiem itd. Należy wyjaśnić dlaczego. Wiele samobójstw pisarzy daje się ści od przypadku. Ławice, bandy, stada, populacje nie są podrzędnymi
wyjaśnić poprzez tego typu uczestnictwo wbrew naturze. Pisarz jest cza- formami społecznymi, są afektami i władzami, inwolucjami, które pod-
rownikiem, ponieważ postrzega on zwierzę jako jedyną społeczność, dają wszystkie zwierzęta stawaniu się równie mocnemu, jak to łączące
wobec której jest odpowiedzialny. Niemiecki pisarz okresu przedroman- człowieka ze zwierzęciem.
tycznego, Karl Philipp Moritz, czuje się odpowiedzialny nie tyle wobec J. L. Borges, autor znany ze swego nadmiaru kultury, spudło-
umierających cieląt, co wobec cieląt, które umierając wzbudzają w nim wał w przypadku co najmniej dwóch książek, których jedynie tytuły są
piękne: chodzi przede wszystkim o Powszechną historię nikczemności,
7 Howard P. Lovecraft, Poprzez bramę srebrnego klucza, w: tenże, W poszukiwaniu
nieznanego Kadath, tłum. R. Lipski, Wydawnictwo SR 1996, s. 172-173.
8 Hugo von Hofmannsthal, Lettres du voyageur à son retour, Mercure de France 9 Por. J. C. Bailly, La légende dispersée, anthologie du romantisme allemand, Union
1969. Générale d’ Editions 1976, s. 36-43.

290 291
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

ponieważ nie dostrzega on tam podstawowej różnicy, jaką czynią cza- biorących udział w procesie zakażenia. Wiemy, że pomiędzy mężczyzną
rownicy między oszustwem a zdradą (same stawania się ulokowane są i kobietą pojawia się wiele bytów, pochodzących z innych światów, przy-
w niej po stronie zdrady). Chodzi też o jego Zoologię fantastyczną, gdzie noszonych przez wiatr, oplatających korzenie kłączem, bytów, których
czyni on z mitu obraz złożony i nieciekawy, eliminując przy tym wszel- nie da się zrozumieć w kategoriach produkcji, a jedynie w kategoriach
kie problemy związane ze sforą, a z punktu widzenia człowieka – powią- stawania się. Wszechświat nie działa poprzez pokrewieństwo. Twierdzi-
zane ze stawaniem się zwierzęciem: „Wykluczyliśmy z owej książki le- my więc jedynie, że zwierzęta są sforami, że sfory tworzą się, rozwijają
gendy dotyczące przekształceń istot ludzkich, lobizón, wilkołak, itd.”10. i przekształcają poprzez zakażenie.
Borges interesuje się jedynie cechami szczególnymi, nawet najbardziej Owe mnogości o różnorodnych członach i wspólnie funkcjonujące
fantastycznymi, podczas gdy czarownicy wiedzą, że wilkołaki tworzą sta- poprzez zakażenie wchodzą w pewne układy, i to właśnie w ich ramach
da, podobnie jak wampiry, i że stada te przekształcają się jedne w drugie. człowiek przeprowadza swe stawania-się-zwierzętami. Nie należy jed-
Jednak, po prawdzie, co to znaczy mówić o zwierzęciu jako o stadzie lub nak mieszać ze sobą owych mrocznych złożeń, poruszających w nas to,
sforze? Czy nie oznacza to, że stado zakłada pokrewieństwo, odsyłające co najgłębsze, z takimi organizacjami, jak instytucja rodziny lub aparat
nas z kolei do reprodukcji pewnych cech szczególnych? Jak należy rozu- państwa. Możemy przywołać tu różnego rodzaju stowarzyszenia, my-
mieć – bez odwoływania się do pokrewieństwa czy dziedzicznego two- śliwskie, wojenne, tajne lub przestępcze. Przynależy do nich również sta-
rzenia – zaludnienie, rozmnażanie się, stawanie się? Wielość bez wspól- wanie-się-zwierzęciem. Nie należy szukać wśród nich systemów pokre-
nego przodka? To bardzo proste i wszyscy to wiedzą, nawet jeśli mówią wieństwa typu rodzinnego ani też sposobów klasyfikacji i przypisywania
o tym jedynie w tajemnicy. Pokrewieństwu przeciwstawiamy epidemię, typu państwowego albo przedpaństwowego, ani nawet urządzeń seryj-
dziedziczeniu – zakażenie, płciowej reprodukcji i produkcji zaś – zalud- nych typu religijnego. Wbrew pozorom i możliwym pomyłkom, mity ani
nienie przez kontakt zakaźny. Stada, ludzkie i zwierzęce, rozrastają się nie wywodzą się z tego obszaru, ani też nie stosują się do niego. Są to baś-
wraz z zakażeniami, epidemiami, polami bitwy i katastrofami. Podob- nie, opowieści i relacje (enonces) ze stawania się. Absurdem byłoby także
nie hybrydy, same będąc bezpłodne, są zrodzone z seksualnego związ- ustanawianie hierarchii między wspólnotami samych zwierząt z punk-
ku, który nie odtwarza się, lecz rozpoczyna za każdym razem od nowa, tu widzenia urojonego ewolucjonizmu, gdzie sfory znajdowałyby się
zdobywając coraz większy teren. Uczestnictwo, zaślubiny przeciw natu- najniżej, ustępując miejsca społecznościom rodzinnym i państwowym.
rze: oto prawdziwa Natura, przenikająca wszystkie królestwa. Rozmna- Przeciwnie, natura i pochodzenie sfor różni się całkowicie od natury
żanie poprzez epidemię, poprzez zakażenie, nie ma nic wspólnego z po- oraz pochodzenia rodzin i państw, nieprzerwanie przepracowywanych
krewieństwem opartym na dziedziczeniu, nawet jeśli obydwa przypadki przez sfory od spodu, podważanych od zewnątrz, za pomocą innych tre-
mieszają się ze sobą i potrzebują siebie nawzajem. Wampir nie spokrew- ści i form wyrażenia. Sfora jest równocześnie zwierzęcą rzeczywistoś-
nia się, lecz zaraża. Różnica polega na tym, że zakażenie czy epidemia cią i rzeczywistością ludzkiego stawania-się-zwierzęciem; zakażenie jest
obejmują całkowicie różnorodne elementy: na przykład człowiek, zwie- równocześnie zwierzęcym zasiedleniem, rozprzestrzenieniem się ludz-
rzę i bakteria, wirus, cząsteczka, mikroorganizm. Można to również za- kich zwierząt. Maszyna myśliwska, maszyna wojenna czy maszyna prze-
obserwować w przypadku trufli, drzewa, muchy i świni. Chodzi o kombi- stępcza wprowadzają wszelkiego rodzaju przypadki stawania-się-zwie-
nacje, które nie są ani genetyczne, ani strukturalne, o między-królestwa, rzęciem, które niemal w ogóle nie wybrzmiewają w micie, a jeszcze słabiej
uczestnictwo wbrew naturze, która działa właśnie w ten sposób, prze- w totemizmie. Dumézil pokazał, w jaki sposób tego typu stawania się wy-
ciw sobie samej. Znajdujemy się daleko od produkcji opartej na pokre- dają się cechować wojownika, jednak o tyle, o ile jest on na zewnątrz ro-
wieństwie, dziedzicznej reprodukcji, gdzie jedyną pozostającą w mocy dziny i państwa, o ile zaburza pokrewieństwo i klasyfikacje. Maszyna
różnicą jest prosty dualizm płci w obrębie jednego gatunku oraz nie- wojenna jest zawsze zewnętrzna względem państwa, nawet wówczas,
wielkie modyfikacje na przestrzeni pokoleń. Dla nas, przeciwnie, istnie- gdy państwo posługuje się nią albo ją przejmuje. Wojownik obdarzony
je tyle płci, ile elementów w ramach symbiozy, tyle różnic, ile elementów jest wszelkim stawaniem się, skutkującym wielością, chyżością, wszech-
obecnością, metamorfozą i zdradą, siłą afektu. Ludzie-wilki, ludzie-nie-
dźwiedzie, ludzie-drapieżnicy, ludzie wszelkiej zwierzęcości, tajne bra-
10 J. L. Borges, Zoologia fantastyczna, tłum. Z. Chądzyńska, Czytelnik 1983 [w pol-
skim przekładzie brak tego zdania – przyp. tłum.] Lobizón – w folklorze Argen­ ctwa ożywiają pole bitwy. Podobnie jak zwierzęce sfory, służące ludziom
tyny i Paragwaju wilkołak [przyp. red.]. w czasie bitwy albo idące w ślad za nią i ciągnące z niej zysk. Wszystkie

292 293
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

one rozprzestrzeniają się poprzez zakażenie11. Istnieje pewien złożony Moby Dickiem. Zawsze istnieje pakt z demonem, a demon pojawia się
zbiór obejmujący ludzkie stawanie-się-zwierzęciem, zwierzęce sfory, już to jako przywódca bandy, już to jako Samotnik żyjący na jej uboczu,
słonie i szczury, wiatry i burze, a także bakterie, które rozsiewają zarazę. już to jako Moc, najwyższa Moc bandy. Jednostka wyjątkowa może za-
Jeden jedyny Furor. Wojna zawierała sekwencje zoologiczne, zanim stała jąć wiele pozycji. Kafka, również wielki autor rzeczywistych stawań-się-
się wojną bakteriologiczną. To tu, wraz z wojną, głodem i epidemią mno- -zwierzętami, opiewa społeczeństwo myszy; jednak Józefina, mysia śpie-
żą się wilkołaki i wampiry. Dowolne zwierzę może zostać przyjęte do ta- waczka, zajmuje uprzywilejowaną pozycję w ramach stada, a nieraz poza
kich sfor i właściwych im stawań się; widziano już koty na polach bitew, nią, wślizgując się raczej i zatracając w anonimowości zbiorowych wypo-
stanowiące nawet część armii. Już choćby z tego powodu należy w mniej- wiedzi bandy. Ujmując rzecz krótko: każde Zwierzę ma swoją Anomal-
szym stopniu zwracać uwagę na zróżnicowanie zwierząt, niż na różnice ność. Należy przez to rozumieć: każde zwierzę, w ramach swego stada
stanów, jakie wnoszą one w obręb instytucji rodzinnych lub do aparatów albo wielości, przyjmuje swoją anomalność. Można zauważyć, że słowo
państwa, maszyn wojennych itd. (a co z maszyną pisarską albo maszyną „anomalny”, przymiotnik obecnie z rzadka używany, miał zupełnie inne
muzyczną, jaka jest ich relacja do stawania-się-zwierzęciem?). pochodzenie niż „anormalny”: a-normalny, łaciński przymiotnik pozba-
wiony rzeczownika, określa to, co nie ma reguły albo przeciwstawia się
Wspomnienia czarownika, II. Jak mówi nasza pierwsza zasada: do sta- regule, podczas gdy „an-omalia” rzeczownik grecki, który stracił swój
wania-się-zwierzęciem dochodzi za sprawą sfory i zakażenia, zakażenia przymiotnik, oznacza nierówny, szorstki, chropowaty punkt deteryto-
sforą. Jednak druga zasada zdaje się mówić coś przeciwnego: wszędzie, rializacji12. Anormalne może określać się wyłącznie poprzez cechy ga-
gdzie istnieje wielość, można odkryć również wyjątkową jednostkę, i to tunkowe lub rodzajowe; z kolei anomalne jest pozycją albo zbiorem pozy-
zawsze z nią należy wejść w przymierze, aby stać-się-zwierzęciem. Być cji określonych poprzez stosunek do wielości. Czarownicy posługują się
może nie ma całkowicie samotnego wilka, istnieje jednak wódz bandy, więc starym przymiotnikiem „anomalny”, aby usytuować pozycję wyjąt-
przywódca sfory albo nawet dawny wódz żyjący obecnie sam, istnieje kowej jednostki w ramach sfory. To zawsze z tym, co Anomalne, z Moby
Odludek, istnieje jeszcze Demon. Willard ma swego ulubieńca, szczu- Dickiem lub Józefiną zawiera się przymierze, aby stać się zwierzęciem.
ra o imieniu Ben, i sam staje się szczurem jedynie poprzez stosunek do Wydaje się, że mamy tu do czynienia ze sprzecznością: między sfo-
niego, w ramach czegoś na kształt miłosnego przymierza, następnie zaś rą a samotnikiem; między masowym zarażaniem i preferencyjnym przy-
z nienawiści. Cały Moby Dick to jedno z największych dzieł na temat sta- mierzem; między czystą mnogością i stanowiącą wyjątek jednostką;
wania się; kapitana Ahaba cechuje przemożne stawanie-się-wielory- między przygodnym zbiorem i predestynowanym wyborem. Jest to rze-
bem, takie jednak, które przebiega obok sfory czy ławicy, przechodząc czywista sprzeczność: Ahab nie mógłby wybrać Moby Dicka, nie mógłby
bezpośrednio poprzez potworne przymierze z Jedynym, z Lewiatanem, dokonać owego przekraczającego, pochodzącego skądinąd wyboru, nie
łamiąc równocześnie prawa wielorybników, nakazującego podążać prze-
11 Na temat wojownika, jego pozycji, zewnętrznej względem państwa, rodziny i re- de wszystkim za sforą. Pentezylea łamie prawo sfory, kobiecej sfory, sfory
ligii, a także na temat relacji stawania-się-zwierzętami, drapieżnikami, w które suk, wybierając sobie za przeciwnika Achillesa. Co więcej, to właśnie po-
człowiek ów wchodzi, zob. zwłaszcza Georges Dumézil, Mythes et dieux des Ger-
mains, E. Leroux 1939; Horace et les Curiaces, Gallimard 1942; Heur et malheur du przez anomalny wybór każde z nich wchodzi w swe stawanie-się-zwie-
guerrier, PUF 1969; Mythe et épopée, Gallimard 1968-1973, t. II. Można odnieść rzęciem, Pentezylea w stawanie-się-psem, Ahab w stawanie-się-wie-
się też do studiów nad społeczeństwami ludzi-lampartów itp. w rdzennej Afry- lorybem. My, czarownicy, wiemy dobrze, że te sprzeczności są realne,
ce: jest możliwe, że społeczności te mają swój początek w bractwach wojennych.
Gdy państwo kolonialne zakazało wojen plemiennych, bractwa te przekształci-
jednak wiemy też, że rzeczywiste sprzeczności nie służą jedynie do za-
ły się w społeczności przestępcze, strzegące swego znaczenia politycznego i te- bawy. Cały problem tkwi wszak w tym: jaka jest, ściśle rzecz biorąc, na-
rytorialnego. Jednym z najlepszych studiów w tym przedmiocie jest: P. E. Joset, tura tego, co anomalne? Jaką funkcję pełni ono względem bandy czy sfo-
Les société secrètes des hommes-léopards en Afrique noire, Payot 1955. Stawania-
ry? To oczywiste, że anomalność nie jest po prostu wyjątkową jednostką,
-się-zwierzętami charakterystyczne dla tych grup wydają się całkiem odmien-
ne od symbolicznych stosunków łączących człowieka i zwierzę, które ujawniają co oznaczałoby sprowadzenie jej do zwierzęcia domowego, oswojone-
się w ramach aparatów państwa, ale też w ramach przedpaństwowych instytu- go, zedypalizowanego na sposób psychoanalityczny, do obrazu ojca...itd.
cji typu totemicznego. Lévi-Strauss trafnie przedstawia sposób, w jaki już to-
temizm wiąże się z zarodkową formą państwa, wykraczając poza granice ple-
mienne (C. Lévi-Strauss, Myśl nieoswojona, tłum. A. Zajączkowski, PWN 1969, 12 Georges Canguilhem, Normalne i patologiczne, tłum. P. Pieniążek, Słowo/obraz
s. 236). terytoria 2000, s. 100.

294 295
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

Dla Ahaba Moby Dick nie jest czymś na kształt kotka albo pieska należą- odtworzenia; jednak mam stawanie się! Moby Dick nie jest ani jednost-
cego do starszej pani, która wielbi go i rozpieszcza. Dla Lawrence’a sta- ką, ani gatunkiem, jest obramowaniem i muszę je rozerwać, aby dopaść
wanie-się-żółwiem nie ma nic wspólnego z sentymentalnym domowym całą sforę, aby dotrzeć do całej sfory i przekroczyć ją. Elementy sfory
stosunkiem. Lawrence należy do tych pisarzy, którzy sprawiają nam są jedynie wyobrażeniowymi „manekinami”, cechy sfory są wyłącznie
problem, wzbudzając w nas podziw, ponieważ byli oni w stanie powią- bytami symbolicznymi, jedyną miarą obramowania – anomalii. „Dla
zać swe pisanie z niebywałymi przypadkami rzeczywistego stawania- mnie ten wieloryb jest jak mur stojący przede mną”, biała ściana, „niekie-
-się-zwierzęciem. Ale słusznie można postawić Lawrence’owi zarzut: dy zdaje mi się, że poza tym nie ma nic, ale cóż z tego”14. Jeśli to, co ano-
„pańskie żółwie nie są prawdziwe”, on zaś odpowie: to możliwe, jednak malne, jest tego typu obramowaniem, można lepiej zrozumieć zarówno
moje stawanie się jest, moje stawanie się jest rzeczywiste, nawet jeśli, jego pozycję w stosunku do sfory albo mnogości, którą otacza, jak i zróż-
a wręcz właśnie dlatego, że nie możecie mnie państwo osądzać, ponie- nicowane pozycje zafascynowanego Ja. Można nawet dokonać klasyfi-
waż jesteście zwykłymi domowymi pieskami...13. Anomalny, preferowa- kacji sfor, unikając pułapek ewolucjonizmu, który widzi w nich jedynie
ny element sfory nie ma nic wspólnego z ulubioną jednostką, domową pośledni stan kolektywny (zamiast rozważać szczególne układy rea-
i psychoanalityczną. Jednak to, co anomalne, nie jest też nosicielem ga- lizowane przez sfory). W każdym razie z obramowaniem sfory i pozy-
tunku, który przedstawiałby sobą cechy gatunkowe i rodzajowe w naj- cją anomalną mamy do czynienia za każdym razem gdy, w ujęciu prze-
czystszej, wzorcowej, egzemplarycznej i jedynej postaci, będąc ucieleś- strzennym, zwierzę znajduje się na linii lub w trakcie wytyczania linii,
nioną typową doskonałością, rzeczywistym członem serii albo podstawą względem której wszyscy inni członkowie sfory zlokalizowani będą po
absolutnie harmonijnej współzależności. Anomalny nie jest ani jednost- jednej z dwóch stron, na lewo albo na prawo: jest to pozycja peryferyj-
ką, ani gatunkiem, dysponuje on jedynie afektami i nie zawiera w sobie na, która sprawia, że nie wiadomo, czy to, co anomalne, stanowi jeszcze
ani uczuć rodzinnych, ani subiektywnych, ani też cech rodzajowych czy część stada, czy znajduje się już poza nim, czy może przekracza właśnie
znaczących. Zarówno czułość, jak i klasyfikacje właściwe ludziom są mu jego granicę. W niektórych przypadkach chodzi o każde zwierzę, które
obce. Lovecraft określa ową rzecz czy też byt mianem Outsidera, tyleż li- zbliża się do tej linii albo zajmuje ową dynamiczną pozycję, jak w roju
nearnej, co mnogiej Rzeczy, która dociera aż do granicy i ją przekracza: komarów, gdzie „każda jednostka należąca do grupy przemieszcza się
„rojący się, bulgoczący, chwiejny, spieniony, szerzący się niczym zakaźna przygodnie aż do momentu, w którym spostrzega wszystkich swych
choroba, ów horror bez imienia”. ziomków w tej samej półprzestrzeni, podejmując się wówczas zmia-
Ani jednostka, ani gatunek. Czym jest więc to, co anomalne? To fe- ny swej pozycji, tak aby móc ponownie dołączyć do grupy; stabilność
nomen, a ściślej: fenomen brzegowy. Nasza hipoteza jest następująca: w obliczu katastrofy gwarantowana jest przez granicę”15. Niekiedy z ko-
mnogość określa się nie poprzez składające się na nią elementy rozcią- lei chodzi o konkretne zwierzę, które wyznacza i zajmuje obramowa-
głe ani też poprzez cechy, które tworzą ją w porządku myślowym, lecz nie, jak na przykład przywódca stada. Czasem wreszcie obramowanie
poprzez linie i wymiary, które zawiera ona w sobie „intensywnie”. Jeśli jest podwajane przez byt innej natury, który nie przynależy już do sfo-
zmienicie wymiary, jeśli dodacie je albo ujmiecie, zmienicie samą mno- ry albo nawet nigdy do niej nie należał, a który posiada moc pochodzą-
gość. Stąd wynika istnienie obramowania biegnącego wzdłuż każdej cą z innego porządku, działając już to jako zagrożenie, już to jako treser,
mnogości, które w żadnym wypadku nie jest centrum, raczej okalającą outsider itd. W każdym razie nie istnieje stado pozbawione owego feno-
linią lub skrajnym wymiarem, w odniesieniu do którego można prze- menu obramowania czy też anomalności. To prawda, że stada są podko-
liczyć pozostałe, wszystkie te, które w danym momencie ustanawia- pywane również przez zupełnie inne siły, wprowadzające w ich obręb
ją sforę (poza tą linią mnogość zmienia swą naturę). To właśnie Ahab wewnętrzne centra typu małżeńskiego i rodzinnego albo typu państwo-
mówi swojemu pierwszemu oficerowi: nie mam żadnych osobistych wego, które odpowiadają za przejście do zupełnie innej formy stowa-
spraw z Moby Dickiem, żadnej zemsty do spełnienia ani też mitu do rzyszania się, zastępując afekty sfory uczuciami rodzinnymi albo takimi,
które są zrozumiałe dla państwa. Rolę przewodnią przyjmuje centrum
13 D. H. Lawrence: „Jestem zmęczony ciągłym słuchaniem, że zwierzęta te nie ist-
nieją. (…) Jak gdybym był żyrafą, podczas gdy poczciwi Anglicy, którzy o mnie 14 Herman Melville, Moby Dick czyli biały wieloryb, tłum. B. Zieliński, PIW 1961,
piszą byli grzecznymi, dobrze wychowanymi psami, o to właśnie chodzi, zwie- s. 213.
rzęta są różne (…) Nie kochacie mnie, nienawidzicie instynktownie zwierzęcia, 15 René Thom, Stabilité structurelle et morphogenèse, Ed. W. A. Benjamin 1972,
którym jestem”. (The Collected Letters of D. H. Lawrence, t. 2, Viking 1962, s. 1154). s. 319.

296 297
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

lub wewnętrzne czarne dziury. Ewolucjonizm może dostrzec postęp epidemicznego paktu; analizując magię Kaczin, pisze on: „Uważano,
właśnie w tym miejscu, w owym zdarzeniu, które ma miejsce zresztą że klątwa jest przenoszona przez żywność przygotowywaną przez ko-
także w obrębie band ludzkich, gdy zaczynają one odtwarzać rodzinny bietę (…). Czary Kaczin są raczej zaraźliwe niż dziedziczne, (…) łączą się
charakter grupy albo nawet autorytaryzm czy faszyzm sfory. z przymierzem, nie zaś z pochodzeniem”. Przymierze albo pakt są for-
Czarownicy zawsze znajdowali się w anomalnej pozycji, na gra- mą wyrażenia dla infekcji albo epidemii, których treść kształtują. W cza-
nicy pól albo lasu. Nawiedzają jego skraje. Żyją na granicy wioski albo rach krew przynależy zakażeniu i przymierzu. Mówi się, że stawanie-się-
pomiędzy dwiema wioskami. Ważne jest ich powinowactwo z przymie- -zwierzęciem jest czymś czarodziejskim, 1) ponieważ prowadzi ono do
rzem, paktem, który nadaje im status przeciwny do statusu określane- wejścia w przymierze z demonem; 2) ponieważ demon realizuje funk-
go przez pokrewieństwo. Z tym, co anomalne, można wejść w stosunki cję obramowania sfory zwierzęcej, przez którą człowiek przechodzi albo
tylko poprzez przymierze. Czarownik zawiera przymierze z demonem w której staje się, poprzez zakażenie; 3) ponieważ owo stawanie się samo
jako mocą anomalną. Dawni teologowie ściśle rozróżniali dwa rodzaje wiąże się z drugim przymierzem zawieranym z inną grupą ludzką; 4) po-
przekleństwa, które stosowano wobec seksualności. Pierwsze dotyczy- nieważ nowe obramowanie pomiędzy dwiema grupami rządzi zakaże-
ło seksualności jako procesu tworzącego pokrewieństwo, poprzez który niem zwierzęcia i człowieka w ramach sfory. Istnieje cała polityka sta-
przenosi ona grzech pierworodny. Drugie dotyczyło seksualności jako wania-się-zwierzęciem, podobnie jak polityka czarów: owa polityka
mocy zawierania przymierza, inspirującego chore związki albo szkarad- wypracowuje się w ramach układów, które nie są ani rodzinne, ani re-
ne formy miłości; tym, co odróżnia drugi typ od pierwszego, jest przede ligijne, ani państwowe. Wyrażają one raczej grupy mniejszościowe czy
wszystkim to, że stara się on przeszkodzić w prokreacji, a jako że demo- opresjonowane, zakazane, zrewoltowane albo zawsze znajdujące się na
ny nie potrafią się rozmnażać, muszą wykorzystywać zapośredniczenia granicy uznanych instytucji, bardziej tajemne niż zewnętrzne – mówiąc
(byłby to na przykład kobiecy sukkub w odniesieniu do mężczyzny, który krótko, anomiczne. Jeśli stawanie-się-zwierzęciem przyjmuje postać Po-
następnie – w relacji do kobiety – staje się męskim inkubem, przekazując kusy i potworów wzbudzanych w wyobraźni przez demona, to dlatego,
jej nasienie pozyskane od mężczyzny). To prawda, że przymierze i pokre- że towarzyszy mu, zarówno u jego źródeł, jak i w działaniu, pewne ze-
wieństwo wchodzą w stosunki regulowane przez prawa małżeńskie, jed- rwanie z instytucjami centralnymi, ustanowionymi albo zmierzającymi
nak nawet w takiej sytuacji przymierze zachowuje niebezpieczną i zaraź- do ustanowienia się.
liwą moc. Jak pokazał Leach, wbrew wszystkim wyjątkom zdającym się Przywołajmy, pospiesznie i chaotycznie, kilka przykładów, nie tyle
zaprzeczać tej regule, czarownik przynależy przede wszystkim do gru- jako mającą powstać mieszaninę, ile raczej jako odrębne przypadki do
py, która jest zjednoczona wyłącznie poprzez przymierze z tym, na kogo analizy: stawanie-się-zwierzęciem w obrębie maszyny wojennej, wszel-
wywiera swój wpływ: a zatem w grupie matrylinearnej czarownika albo kiego rodzaju ludzie-drapieżnicy (wszak maszyna wojenna zawsze przy-
czarownicy należy szukać po stronie ojca. Co więcej, istnieje cała ewo- chodzi z zewnątrz, jest zewnętrzna względem państwa, które traktuje
lucja czarownictwa, w zależności od tego, czy stosunek oparty na przy- wojownika jako siłę anomalną); stawania-się-zwierzętami w społecz-
mierzu będzie trwały, czy nabierze wymiaru politycznego16. Nie wystar- nościach przestępczych, ludzie-lamparty, ludzie-kajmany, pojawiający
czy przypominać wilka albo żyć jak wilk, aby w danej rodzinie pojawił się wówczas, gdy państwo zakazuje lokalnych wojen plemiennych; sta-
się wilkołak: niezbędne jest, aby pakt z diabłem nałożył się na przymie- wania-się-zwierzętami w grupach zbuntowanych, gdy Kościół i pań-
rze zawarte z inną rodziną; owo oddziaływanie drugiej rodziny na pierw- stwo stają w obliczu ruchów chłopskich z elementem magicznym, któ-
szą wytworzy wilkołaka jako efekt feedbacku. O tradycji wiążącej się z tą re chcą stłumić, ustanawiając cały system trybunałów i prawa mającego
złożoną sytuacją przypomina piękna opowieść Erckmanna-Chartiana zdemaskować pakty z demonem; stawania-się-zwierzętami w grupach
Hugues le loup. ascetycznych (pustelnik żywiący się trawą lub pustelnik-dzikie zwierzę –
Dostrzegamy, że sprzeczność pomiędzy tymi dwoma motywami – maszyna ascetyczna znajduje się wszak w pozycji anomalnej, na linii uj-
„zakażeniem zwierzęciem jako sforą” i „paktem z tym, co anomalne, jako ścia z Kościoła, kwestionując jego dążenie do wzniesienia się na poziom
wyjątkiem” – coraz bardziej się rozmywa. Leach może mieć rację, pro- instytucji imperialnej17); stawania-się-zwierzętami w społecznościach
ponując połączenie dwóch koncepcji, przymierza i zakażenia, w formie inicjacji seksualnej typu „defloracji sakralnej”, ludzie-wilki, ludzie-kozły

16 E. R. Leach, Rethinking Anthropology, Humanities Press 1971, s. 18-25. 17 Jacques Lacarrière, Les hommes ivres de Dieu, Fayard 1975.

298 299
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

itd., odwołujący się do nadrzędnego i zewnętrznego względem porząd- domowego psa, jak w potępieniu Henry’ego Millera („lepiej byłoby uda-
ku rodziny przymierza, podczas gdy rodziny będą musiały zdobyć, wal- wać, zrobić z siebie zwierzę, na przykład psa, łapać kość, którą rzucano by
cząc z nimi, prawo do regulowania własnych przymierzy, do określania mi od czasu do czasu”) albo Fitzgeralda („będę próbował być tak popraw-
ich wedle stosunków pochodzenia uzupełniającego (descendance comple- nym zwierzęciem jak tylko się da, a jeśli rzucicie mi kość z mięsem pod
mentaire) i udomawiania owej rozpętanej siły przymierza18. stołem, być może będę nawet w stanie polizać was po ręce”). Odwrócić
Polityka stawania-się-zwierzętami pozostaje więc skrajnie dwu- formułę Fausta: byłoby to więc coś takiego, jakaś wariacja na temat wę-
znaczna, ponieważ społeczeństwa, nawet pierwotne, wciąż przywłasz- drownego studenta? Zwykły pudel!19.
czają sobie owe stawania się, chcąc je nagiąć do stosunków totemicznej
lub symbolicznej odpowiedniości. Państwa wciąż przywłaszczają sobie Wspomnienia czarownika III. Nie trzeba przypisywać ważności wy-
maszynę wojenną pod postacią armii narodowych, które ściśle ograni- łącznie stawaniom-się-zwierzętami. Są one raczej segmentami zajmu-
czają stawania się wojownika. Kościół bez przerwy pali czarowników jącymi obszar środkowy. Natrafia się w nim na stawania-się-kobie-
i wpisuje pustelników w łagodny obraz serii świętych, pozwalając im je- tą, stawania-się-dzieckiem (stawanie-się-kobietą może posiadać, poza
dynie na swojską, udomowioną relację ze zwierzętami. Rodziny nieprze- wszystkimi innymi, również szczególną władzę inicjacyjną, i nie chodzi
rwanie wyklinają demoniczne, przerażające je Przymierze, aby regulo- tu o to, że kobiety są czarownicami, lecz że czary przechodzą przez owo
wać między sobą przymierza bardziej dla nich wygodne. Jak zobaczymy, stawanie-się-kobietą). Znajdują się tu również stawania się pierwiastko-
czarownicy służą wodzom, oferują swoje usługi w służbie despotyzmu, we, komórkowe, molekularne, a nawet stawania-się-niedostrzegalnym.
dokonują kontrczarów, egzorcyzmów, przechodzą na stronę rodziny W stronę jakiej nicości prowadzi je miotła czarownic? Dokąd Moby Dick,
i pochodzenia. To jednak oznacza śmierć zarówno dla czarownika, jak równie bezgłośnie, prowadzi Ahaba? Lovecraft tworzy sytuacje, w któ-
i dla stawania się. Zobaczymy, że stawanie się zrodzi wyłącznie wielkiego rych jego bohaterowie natrafiają na obce zwierzęta, by zgłębić w końcu
najdalsze obszary kontinuum zamieszkałe przez nienazywalne fale i nie-
18 Pierre Gordon (L’initiation sexuelle et l’évolution religieuse, PUF 1964) badał rolę odkrywalne cząstki. Science-fiction przeszło całą ewolucję, prowadzącą
ludzi-zwierząt w rytuałach „defloracji sakralnej”. Ludzie-zwierzęta narzuca- ten gatunek od stawania-się-zwierzętami, roślinami, minerałami do sta-
ją grupom pokrewieństwa sojusz rytualny, sami przynależąc do zewnętrznych wania-się-bakteriami, wirusami, molekułami i stawania-się-niedostrze-
albo granicznych bractw, jako władcy zakażenia, epidemii. Gordon analizuje re-
akcję wsi i miast w momencie, w którym podejmują one walkę z owymi ludźmi-
galnymi20. Właściwie także ściśle muzyczna treść muzyki przenikana jest
-zwierzętami, aby zdobyć prawo do przeprowadzania swoich własnych inicjacji przez stawania-się-kobietą, dzieckiem, zwierzęciem. Jednak we wszyst-
i regulowania swoich linii pochodzenia (na tym, między innymi, polega wal- kich rodzajach wpływów, również tych dotyczących instrumentów, daje
ka ze smokiem). Ten sam temat pojawia się na przykład w: G. Calame-Griaule
się dostrzec coraz silniejsze dążenie do stania się rzeczą molekularną, za-
i Z. Ligers, L’homme-hyène dans la tradition soudanaise, „L’homme”, maj 1961):
człowiek-hiena żyje na pograniczu wioski albo między dwiema wioskami, pa- topioną w czymś na kształt kosmicznego plusku, gdzie daje się posłyszeć
trząc w dwie strony. Bohater albo nawet dwóch bohaterów, z których każdy ma to, co niesłyszalne, a to, co niedostrzegalne, pojawia się jako takie: już nie
narzeczoną w wiosce drugiego, pokonują człowieka-zwierzę. Wydaje się, że na- śpiew ptaków, lecz cząsteczka dźwiękowa. Jeśli eksperymenty z narko-
leżałoby wyróżnić dwa całkiem odmienne stany przymierza: przymierze de-
moniczne, które narzuca się z zewnątrz, narzuca swoje prawo pokrewieństwu tykami odcisnęły ślad na wszystkich, również na tych, którzy nie używa-
(wymuszone przymierze z potworem, z człowiekiem-zwierzęciem); oraz przy- ją narkotyków, stało się tak ze względu na zmianę percepcyjnych współ-
mierze dobrowolne, odpowiadające, przeciwnie, prawu pokrewieństwa, zawie- rzędnych czasoprzestrzennych, a także ze względu na to, że pozwalają
rane, gdy mieszkańcy wioski pokonali potwora i zorganizowali właściwe so-
bie relacje. W tym ujęciu kwestia kazirodztwa może ulec przekształceniu. Nie
nam one wejść do świata mikropostrzeżeń, gdzie stawania-się-moleku-
wystarczy powiedzieć, że zakaz kazirodztwa wynika z pozytywnych wymogów larnym zastępują stawania-się-zwierzętami. Książki Castanedy dobrze
przymierza w ogólności. Mamy do czynienia raczej z przymierzem tak bardzo pokazują tę ewolucję czy raczej tę inwolucję, gdzie, na przykład, afekty
wyobcowanym wobec pokrewieństwa, tak wrogim względem pokrewieństwa,
stawania-się-psem są zastępowane przez afekty stawania-się-moleku-
że z konieczności zajmuje ono pozycję kazirodztwa (człowiek-zwierzę zawsze
znajduje się w relacji do kazirodztwa). Drugie przymierze zakazuje kazirodz- larnym, mikropostrzeżenia wody, powietrza itd. Człowiek słania się od
twa, ponieważ nie może ono poddać się prawom pokrewieństwa, sytuując się
dokładnie pomiędzy odrębnymi rodowodami. Kazirodztwo przejawia się dwu- 19 Goethe, Faust, tłum. Emil Zegadłowicz, PIW 1953, część I, wersy 1323-1324,
krotnie, jako potworna moc przymierza, gdy to obala pokrewieństwo, ale rów- s. 28-29.
nież jako zakazana moc pokrewieństwa, gdy to poddaje się przymierzu i musi 20 Richard Matheson i Issac Asimov są szczególnie ważni dla tej ewolucji (Asimov
rozłożyć się pomiędzy dwiema odrębnymi liniami. znacznie rozwinął temat symbiozy).

300 301
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

jednych drzwi do drugich, a następnie rozpływa w powietrzu: „Mogę ci straszliwą Linią grzechu skrajnej wolności, linią, która przenika mur, do-
jedynie powiedzieć, że jesteśmy płynnymi, świetlistymi istotami złożo- prowadzając kapitana aż do…? Aż do nicości...
nymi z włókien”21. Wszystkie podróże określane mianem inicjacyjnych Błąd, którego powinniśmy się wystrzegać, dotyczy wiary w pewien
zawierają takie progi i drzwi, w których staje się samo stawanie się, i w któ- rodzaj porządku logicznego w ramach amfilady, w owych przejściach czy
rych można zmieniać stawanie się wedle „godzin” świata, kręgów pie- też przekształceniach. Czymś nadto jest już postulować pewien porzą-
kła i przesileń. Od wycia zwierząt, aż po kwilenie pierwiastków i cząstek. dek biegnący od zwierzęcia do rośliny, następnie od cząstek do mole-
Tak więc sfory i wielości wciąż przekształcają się jedne w dru- kuł. Każda wielość jest symbiotyczna i łączy w swym stawaniu się zwie-
gie, wciąż przechodzą w siebie nawzajem. Wilkołaki, gdy zostaną zabi- rzęta, rośliny, mikroorganizmy, szalone cząstki, całą galaktykę. Nie ma
te, zmieniają się w wampiry. Nie ma w tym nic dziwnego, skoro stawa- również porządku logicznego w ramach rozmaitości, wilków, pszczół,
nie się i wielość są jedną i tą samą rzeczą. Wielość nie określa się poprzez odbytów i małych zabliźnień, przywoływanej przez człowieka od wil-
swoje elementy ani przez centrum umożliwiające unifikację czy zrozu- ków. Z pewnością, czarownica wciąż kodyfikuje pewne przekształcenia
mienie. Nie określa się ona przez liczbę swych wymiarów, nie dzieli się, stawania się. Weźmy powieść zanurzoną w czarodziejskich tradycjach,
nie traci ani nie zyskuje żadnego wymiaru bez zmiany swej natury. A jako jak Władca wilków Aleksandra Dumas: w myśl pierwszego paktu, czło-
że wariacje jej wymiarów są jej immanentne, przychodzi nam ponownie wiek z marginesu uzyskuje od diabła zgodę na spełnienie swych życzeń,
stwierdzić, że każda wielość jest już złożona z odmiennych symbiotycznych pod warunkiem, że za każdym razem pukiel jego włosów stanie się czer-
elementów albo że wciąż się przekształca w inne wielości, w nieprzerwanym wony. Znajdujemy się w mnogości włosów, wraz z ich granicznym cha-
ciągu, wedle swych progów i drzwi. To w ten sposób u Człowieka od wil- rakterem. Sam człowiek osadza się na obrzeżu wilków, jako przywódca
ków sfora wilków stała się również rojem pszczół i polem odbytów, jak sfory. Następnie, gdy nie ma już ani jednego ludzkiego włosa, drugi pakt
i zbiorem małych dziur i owrzodzeń (wątek zakażenia): równie zasad- sprawia, że sam staje się wilkiem, staje się bez końca, przynajmniej co do
nym jest twierdzenie, że wszystkie te heterogeniczne elementy składają zasady, ponieważ podlega mu on jedynie przez jeden dzień w roku. Po-
się na „tę właśnie” wielość symbiozy i stawania się. Jeśli wyobraziliśmy między wielością włosów i wielością wilków – wiemy dobrze, że zawsze
sobie pozycję zafascynowanego Ja, to dlatego, że wielość, w stronę któ- można przywołać porządek podobieństwa (czerwień jako wilcza sierść),
rej się ono przechyla, rozpadając się wręcz, jest kontynuacją innej wie- jednak pozostaje on zawsze drugorzędny (wilk będący skutkiem prze-
lości, która je przepracowuje i rozciąga od wewnątrz. Co więcej, Ja jest kształcenia będzie czarny, z jednym tylko białym włosem). W gruncie
jedynie progiem, drzwiami, stawaniem się między dwiema wielościa- rzeczy istnieje pierwotna wielość włosów ujęta w stawaniu się czerwo-
mi. Każda wielość jest określona przez obramowanie działające jak to, ną sierścią; a także druga wielość wilków, która przyjmuje ze swej strony
co Anomalne; jednak istnieje również amfilada obramowań, ciągła linia postać stawania-się-zwierzęciem człowieka. Próg i włókno między oby-
obramowań (włókno), wedle której wielość się zmienia. Na każdym pro- dwoma, symbioza w przejściu tego, co różnorodne. W ten sposób my,
gu lub w każdych drzwiach ma miejsce nowy pakt? Włókna ciągną się czarownicy, działamy – nie wedle porządku logicznego, lecz wedle zdol-
od człowieka do zwierzęcia, od człowieka albo zwierzęcia do molekuł, aż ności lub treści, alogicznie. Powody po temu są proste. Nikt, nawet Bóg,
do tego, co niedostrzegalne. Każde włókno jest włóknem Wszechświa- nie może stwierdzić z góry, czy dwa obramowania zaplotą się, tworząc
ta. Włókno w amfiladzie obramowań tworzy linię ujścia lub też detery- włókno, czy jedna wielość przejdzie w drugą, czy nie, czy dane, różno-
torializację. Jak wiadomo, to, co Anomalne, Outsider, ma wiele funkcji: rodne elementy wejdą w symbiozę, stworzą spójną albo współdziałają-
nie tylko ogranicza każdą wielość, określając wraz z prowizorycznym cą wielość, zdolną do przekształcenia. Nikt nie może powiedzieć, któ-
maksymalnym wymiarem jej czasową albo lokalną stabilność; jest nie rędy przejdzie linia ujścia: czy dopuści ona osunięcie i upadek w stronę
tylko warunkiem przymierza koniecznego do stawania się, ale prze- edypalnego zwierzęcia rodzinnego, jak pudel? Czy też może wpadnie
wodzi przekształcenia stawania się albo przejścia wielości zawsze dalej w inne niebezpieczeństwo, jak zamiana w linie zniesienia, unicestwie-
po linii ujścia. Moby Dick jest Białym murem, który obramowuje sforę, nia, samozniszczenia, Ahab, Ahab...? Zbyt dobrze znamy zarówno nie-
jest on również elementem demonicznego przymierza; jest wreszcie ową bezpieczeństwa towarzyszące linii ujścia, jak i jej dwuznaczności. Ryzy-
ko jest zawsze obecne, jednak zawsze istnieje też szansa jego uniknięcia:
21 Carlos Castaneda, Opowieści o mocy, tłum. Z. Zagajewski i M. Pilarska, Rebis w każdym przypadku można stwierdzić, czy linia jest spójna, to znaczy
1996, s. 184. czy różnorodności rzeczywiście działają w symbiotycznej mnogości, czy

302 303
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

wielości rzeczywiście przekształcają się w stawania się przejścia. Weźmy w nicość. Pozostaje jedno tylko pytanie: czy stawanie się posuwa się do
następujący prosty przykład: x ponownie zaczyna ćwiczyć na pianinie…, tego momentu? Czy wielość może spłaszczyć w ten sposób wszystkie za-
czy jest to edypalny powrót do dzieciństwa? Czy jest to sposób umiera- chowane wymiary, niczym kwiat, zachowujący całe swe życie nawet za-
nia w swoistym zniesieniu dźwiękowym? Czy jest to nowe obramowanie, suszony? Lawrence, w swym stawaniu-się-żółwiem, przechodzi od naj-
niczym linia czynna, mająca przedstawić stawania się całkiem odmien- bardziej zawziętego, zwierzęcego dynamizmu do czystej, abstrakcyjnej
ne od tych polegających na stawaniu się (albo ponownym stawaniu się) geometrii skorup i „części”, nie tracąc niemal niczego z samego dyna-
pianistą, wprowadzająca przekształcenie wszystkich wcześniejszych zło- mizmu: popycha on stawanie-się-żółwiem aż na płaszczyznę spójności23.
żeń, których x był więźniem? Ujście? Pakt z diabłem? Schizoanaliza czy Wszystko staje się niedostrzegalne, wszystko jest stawaniem-się-niedo-
pragmatyka nie mają żadnego innego sensu: tworzycie kłącze, lecz nie strzegalnym na płaszczyźnie spójności – jednak to właśnie tam to, co nie-
wiecie, z kim można to uczynić, który podziemny pęd stworzy rzeczy- dostrzegalne, daje się dostrzec i usłyszeć. Jest to Planomen albo kłączo-
wiste kłącze czy też stawanie się wytworzy populacje na waszej pustyni. sfera, Kryterium (można wymienić wiele innych nazw, wedle przyrostu
Eksperymentujcie więc. wymiarów). Według n wymiarów określa się Hipersferę, Mechanosfe-
Łatwo powiedzieć. O ile jednak porządek logiczny nie poprzedza rę. Jest to Figura abstrakcyjna czy raczej, ponieważ nie ma ona formy,
stawania się albo wielości, to jednak istnieją kryteria i ważne jest to, aby Maszyna abstrakcyjna, której każde urządzenie konkretne jest wielo-
kryteria te nie pojawiały się po fakcie, lecz by stosowały się stopniowo, ścią, stawaniem się, segmentem, drganiem. Ona sama zaś jest częścią
w trakcie procesu, prowadząc nas pośród niebezpieczeństw. Jeśli wie- ich wszystkich. Fale są drganiami, ruchomymi ograniczeniami, wpisu-
lości definiują się i przekształcają poprzez obramowanie, które określa jącymi się w płaszczyznę spójności, tak jak abstrakcje. Abstrakcyjna ma-
za każdym razem liczbę ich wymiarów, można uchwycić możliwość roz- szyna fal. Virginia Woolf, która wiedziała, jak uczynić z całego swego ży-
pięcia ich na tej samej płaszczyźnie, gdzie obramowania następują po so- cia i swego dzieła przejście, stawanie się, wszelkiego typu stawania się
bie, wyznaczając linię połamaną. Płaszczyzna ta „redukuje” zatem licz- między wiekami, płciami, żywiołami i królestwami, przeplata w Falach
bę wymiarów jedynie na pozór; łączy je wszystkie w tej mierze, w jakiej siedem postaci: Bernarda, Neville’a, Louisa, Jinny, Rhodę, Susan i Per-
wpisuje płaskie wielości, mające niemniej wymiary wzrastające i malejące. civala; jednak każde z nich, wraz ze swym imieniem i indywidualnoś-
Lovecraft w monumentalny i uproszczony sposób wygłasza te oto ostat- cią, kreśli wielości (na przykład Bernard i ławica ryb); każde jest równo-
nie słowa czarownictwa: „Potem fale przybrały na sile i zaczęły próbować cześnie w obrębie owej wielości i na jej granicy, przechodząc ku innym.
podwyższyć jego poziom pojmowania, jednając go z wieloformacyjną Percival jest niczym ostateczna wielość, okalająca największą liczbę wy-
Istotą, której jego obecny fragment był nieskończoną cząstką. Powie- miarów. Jednak to nie on ustanawia płaszczyznę spójności. I nawet jeśli
dziano mu, że każda figura przestrzenna jest rezultatem przecięcia przez Rhoda wierzy, że widzi go wyłaniającego się z morza, to mimo wszystko
płaszczyznę adekwatnej figury z wyższego wymiaru, tak jak kwadrat jest nie jest on: „Kiedy białe ramię spoczywa na kolanie, tworzy trójkąt; teraz
wycięty z sześcianu, a koło z kuli. Sześcian i kula, figury trójwymiarowe, unosi się pionowo – jest kolumną, a teraz to opadające wody fontanny.
są zatem wycięte z adekwatnych dla nich form czterowymiarowych, któ- (…) Za nią huczy morze. Jest poza naszym zasięgiem”24. Każdy posuwa
re ludzie znają jedynie dzięki przypuszczeniom i snom i tak dalej, w górę, się niczym fala, jednak na płaszczyźnie spójności jest to jedna i ta sama
po kolejnych szczeblach tej drabiny, ku oszałamiającym, nieosiągalnym abstrakcyjna Fala, której drgania rozchodzą się wedle linii ujścia albo de-
wyżynom archetypicznej nieskończoności”22. Płaszczyzna spójności, terytorializacji, przebiegającej całą płaszczyznę (każdy rozdział powieści
daleka od sprowadzenia cechującej wielość liczby wymiarów do dwóch, Virginii Woolf jest poprzedzony medytacją nad pewnym aspektem fal,
przecina je wszystkie, umożliwiając tym samym współistnienie tyluż nad ich szczęściem, nad ich stawaniami się).
wielości w dowolnej ilości wymiarów. Płaszczyzna spójności jest prze-
cięciem wszystkich konkretnych form. Również wszystkie stawania się, Wspomnienia teologa. Teologia bardzo ściśle określa następującą kwe-
niczym rysunki czarowników, wpisują się w ową płaszczyznę spójności, stię: nie ma wilkołaków, człowiek nie może stać się zwierzęciem. Ozna-
w owe ostateczne Wrota, gdzie odnajdują swe wyjście. Jest to jedyne kry- cza to, że nie jest możliwe przekształcenie form istotowych, że nie dają
terium, które powstrzymuje je przed ugrzęźnięciem albo osunięciem się
23 Por. D. H. Lawrence, pierwsze dwa poematy z Tortoises (T. Selzer 1921).
22 Howard P. Lovecraft, Poprzez bramę srebrnego klucza, s. 176. 24 Virginia Woolf, Fale, tłum. L. Czyżewski, Wydawnictwo Literackie 2003, s. 128.

304 305
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

się one wyobcować i wchodzą jedynie w stosunki analogii. Niemniej stopniami właściwymi rozciągłości, zupełnie jakby istniały stopnie właś-
diabeł i czarownik są realni, ich pakt także, ponieważ istnieje rzeczywi- ciwe ciepłu lub barwie itd. Forma przypadłościowa ma więc „szerokość”
stość diabolicznego ruchu lokalnego. Teologia rozróżnia dwa przypadki (latitude) ustanowioną przez dające się składać ze sobą jednostkowości.
służące za wzór inkwizycji, przypadek towarzyszy Ulissesa oraz przypa- Stopień czy intensywność są jednostkami, istnościami, które składają się
dek towarzyszy Diomedesa: wyobrażeniowa wizja i czar. Niekiedy pod- z innych stopni, innych intensywności, tworząc inną jednostkę. Czyż nie
miot wierzy, że zmienił się w zwierzę, świnię, wołu lub wilka; wierzą w to mówi się, że owa szerokość może się wyrażać, ponieważ podmiot uczest-
również obserwatorzy; jednak istnieje tu wewnętrzny ruch lokalny, przy- niczy w większym lub mniejszym stopniu w formie przypadłościowej?
wracający obrazy zmysłowe zwrócone ku wyobrażeniu oraz sprawiający, Jednak czyż owe stopnie uczestnictwa nie zawierają w samej swej formie
że odbijają się one od zewnętrznych znaczeń. Czasem zaś demon „zakła- pewnego migotania, drgania, które nie ogranicza się do własności pod-
da” ciała rzeczywistych zwierząt, przenosząc nawet przypadłości i afek- miotu? Co więcej, jeśli owe intensywności ciepła nie zostają złożone na
ty, pochodzące z innych ciał (na przykład kot albo wilk, „założone” przez drodze zwykłego dodawania, to dlatego, że trzeba dodać odpowiednie
demona mogą otrzymać rany, które zostaną precyzyjnie odniesione do podmioty, które skutecznie powstrzymają jeszcze większy wzrost ciepła
ciała ludzkiego)25. Jest to sposób mówienia, wedle którego człowiek nie całości. Kolejny powód, by tworzyć podziały intensywności, ustanawiać
staje się rzeczywiście zwierzęciem, lecz jest demoniczną rzeczywistoś- „niekształtnie niekształtne” szerokości, a także prędkości, powolności
cią ludzkiego stawania-się-zwierzęciem. Jest również pewne, że demon i stopnie wszelkiego rodzaju, odpowiadające ciału albo zbiorowi ciał uj-
działa za pomocą lokalnych przeniesień wszelkiego rodzaju. Diabeł jest mowanych jako długość: kartografia26. Mówiąc krótko, między formami
nośnikiem, przenosi nastroje, afekty, a nawet ciała (inkwizycja nie ma substancjalnymi i określonymi podmiotami, między dwoma, nie zacho-
wątpliwości co do tej diabelskiej mocy: miotła czarownicy albo powie- dzą jedynie lokalne demoniczne przeniesienia, lecz również naturalna
dzenie „diabeł w ciebie wstąpił”). Jednak te przeniesienia nie przekra- gra istności, stopni, intensywności, wydarzeń, przypadków, które skła-
czają ani ograniczenia form istotowych, ani ograniczenia substancji lub dają się na indywiduacje, całkiem odmienne od indywiduacji dobrze
podmiotu. Istnieje też kolejny problem, z dziedziny praw natury, nie do- uformowanych podmiotów, które je przyjmują.
tyczący już demonologii, lecz alchemii, zwłaszcza zaś fizyki. Wiąże się
on z formami przypadłościowymi, odrębnymi od form istotowych i od Wspomnienia spinozysty I. Formy istotowe albo substancjalne krytyko-
określonych podmiotów. Formy przypadłościowe są mniej lub bardziej wano na różne sposoby. Spinoza zdecydował się natomiast na radykal-
podatne: mniej lub bardziej szczodre, lecz również mniej lub bardziej ny krok: należy dotrzeć do elementów nie posiadających już ani formy,
małe, bardziej lub mniej ciepłe. Stopień ciepła jest ciepłem doskonale ani funkcji, a więc abstrakcyjnych, choć całkowicie realnych. Odróżnia-
zindywidualizowanym, które nie łączy się z substancją albo z otrzymu- ją się one jedynie poprzez ruch i spoczynek, powolność i szybkość. Nie
jącym to ciepło podmiotem. Stopień ciepła może składać się ze stopnia są to atomy, to znaczy skończone elementy wciąż jeszcze obdarzone for-
bieli albo z innego stopnia ciepła, aby ukształtować trzecią, wyjątkową mą. Nie są one również nieskończenie podzielne. Są to ostateczne, nie-
jednostkowość, która nie będzie mieszać się z jednostkowością podmio- skończenie małe części aktualnej nieskończoności, rozpostarte na tej sa-
tu. Czym jest jednostkowość dnia, pory roku albo wydarzenia? Dzień mej płaszczyźnie spójności i kompozycji. Nie określają się one poprzez
krótszy lub dzień dłuższy nie są, ściśle rzecz biorąc, rozciągłościami, lecz liczbę, ponieważ zawsze przejawiają się jako nieskończone. Jednak we-
dle stopnia prędkości albo stosunku ruchu i spoczynku, w który wcho-
25 Por. podręcznik inkwizycji Młot na czarownice (J. Sprenger, H. Kramer, tłum.
dzą, przynależą one do danej Jednostki, która sama może być częścią in-
S. Ząbkowic, XXL 2008), I, 10 oraz II, 8. Pierwszy, najprostszy przypadek odsy- nej Jednostki, znajdującej się w innym, bardziej złożonym stosunku, i tak
ła do towarzyszy Ulissesa, którzy wierzą oraz którym wierzy się, że zostali zmie- w nieskończoność. Istnieją więc nieskończoności większe i mniejsze,
nieni w świnie (albo król Nabuchodonozor, który został zamieniony w wołu).
określane nie tylko wedle liczby, lecz również wedle kompozycji stosun-
Drugi przypadek jest bardziej skomplikowany: towarzysze Diomedesa nie wie-
rzą, że zmienili się w osły, ponieważ są martwi, lecz demony opętują ciała osłów, ku, w który wchodzą ich części. Każda jednostka jest zatem nieskończoną
biorąc je za ciała towarzyszy Diomedesa. Konieczność rozróżnienia owego bar-
dziej złożonego przypadku wiążę się ze zjawiskiem przenoszenia afektów: na 26 Na temat problemu intensywności w średniowieczu oraz rozbudowy dotyczą-
przykład, feudalny łowca ucina łapę wilka i spotyka w drodze powrotnej swą cych go tez, jak też na temat ustanowienia kinematyki i dynamiki oraz szcze-
żonę, która dopiero co wyszła z domu, z uciętą dłonią; albo też człowiek rani gólnie istotnej roli Mikołaja z Oresme, por. klasyczne dzieło Pierre’a Duhema,
koty, które to rany znajdują się następnie na ciałach kobiet. Le système du monde, t. VII, Hermann 1913.

306 307
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

mnogością, cała zaś Natura jest mnogością mnogości, doskonale zindy- chromosomy przybywają dość wcześnie, by zostać wcielone do komórki
widualizowaną. Płaszczyzna spójności Natury jest niczym ogromna Ma- jajowej? W każdym przypadku chodzi o czystą płaszczyznę immanencji,
szyna abstrakcyjna, jednakowoż realna i jednostkowa, której części są jednoznaczności, kompozycji, gdzie wszystko jest dane, gdzie poszcze-
urządzeniami albo różnymi jednostkami, grupującymi każdą nieskoń- gólne elementy spotykają się w tańcu, a nieukształtowane materiały od-
czoność cząstek w nieskończoności stosunków mniej lub bardziej złożo- różniają od siebie jedynie ze względu na prędkości, wchodzące w takie
nych. Istnieje więc jedność płaszczyzny natury, która obejmuje zarówno lub inne jednostkowe złożenia wedle sposobu, w jaki są połączone ich
rzeczy nieożywione, jak i ożywione, sztuczne, jak i naturalne. Owa płasz- stosunki ruchu. Stała płaszczyzna życia, gdzie wszystko się porusza, kipi,
czyzna nie ma nic wspólnego z formą lub figurą, z projektem czy funkcją. zwalnia lub przyspiesza. Jedno abstrakcyjne Zwierzę dla wszystkich re-
Jej jedność nie ma nic wspólnego z jednością skrywającą się w głębi rze- alizowanych przez nie układów. Jedna i ta sama płaszczyzna spójno-
czy, z celem czy projekcją boskiego Ducha. Jest to płaszczyzna rozprze- ści, kompozycja głowonoga i kręgowca, ponieważ kręgowcowi, by stał
strzeniania, będąca raczej czymś na kształt przekroju wszystkich form, się kalmarem lub ośmiornicą, wystarczy zgiąć się w pół wystarczająco
maszyną wszystkich funkcji, której wymiary przyrastają wraz z wymia- szybko, by połączyć dwie części grzbietu i przysunąć miednicę do nasady
rami mnogości, jak i jednostek, które przecina. To ustalona płaszczy- karku oraz przesunąć członki na jedną z krawędzi ciała, niczym „kuglarz,
zna, na której rzeczy dają się rozróżnić jedynie przez prędkość i powol- przechylający ramiona i głowę w tył, by poruszać się na głowie i rękach”27.
ność. Płaszczyzna immanencji lub jednoznaczności, przeciwstawiająca Plikacja. Pytanie nie dotyczy już wszystkich organów i ich funkcji ani
się analogii. Jedno wyrażające się w jednym tylko i tym samym sensie przekraczającej je Płaszczyzny, która nie może kierować ich organizacją
w odniesieniu do wszelkiej wielości. Byt wyrażający się w jednym tylko inaczej, niż poprzez stosunki analogiczne i różnorakie typy rozwoju. Py-
i tym samym sensie w odniesieniu do wszystkiego, co różnicuje. Nie mó- tanie nie dotyczy organizacji, lecz kompozycji; i to nie kompozycji roz-
wimy tu o jedności substancji, lecz o nieskończoności modyfikacji, które woju lub zróżnicowania, lecz ruchu i spoczynku, prędkości i powolno-
są nawzajem swoimi częściami – na jednej i tej samej płaszczyźnie życia. ści. Dotyczy ono elementów i cząstek, które nabierają prędkości (albo
Zawiła dyskusja między Cuvierem i Geoffreyem Saint-Hilaire’em: i nie), aby działać na rzecz przejścia, stawania się czy skoku ku czystej
obaj zgadzają się mniej więcej co do tego, że istnieją podobieństwa czy płaszczyźnie immanencji. Jeśli rzeczywiście istnieją skoki czy luki mię-
też analogie zmysłowe, wyobrażeniowe. Jednak dla Cuviera określenie dzy układami, nie dzieje się to za sprawą ich istotowej nieredukowalno-
naukowe zakłada relacje między organami oraz między organami i funk- ści, lecz ze względu na to, że zawsze istnieją elementy, które nie dociera-
cjami. Cuvier przenosi zatem do stadium naukowego analogię, analogię ją na czas albo docierają dopiero wtedy, gdy już wszystko dobiegło końca,
proporcjonalności. Jedność płaszczyzny może, według niego, być wy- tak, że muszą przedrzeć się przez mgły lub pustkę, przez przyspieszenia
łącznie jednością analogiczną, a zatem transcendentną, realizującą się i opóźnienia, które same stanowią część płaszczyzny immanencji. Na-
jedynie w podziale na odrębne rozgałęzienia, wedle różnorodnych, nie- wet porażki stanowią część płaszczyzny. Trzeba spróbować pomyśleć
redukowalnych kompozycji. Baër doda: wedle niepołączonych typów ten świat, gdzie sama stała płaszczyzna, którą nazwiemy nieruchomoś-
rozwoju i zróżnicowania. Płaszczyzna jest zatem płaszczyzną skrytej or- cią albo ruchem absolutnym, okazuje się być poprzecinana nieformal-
ganizacji. Punkt widzenia Geoffroya jest zupełnie inny, ponieważ wy- nymi elementami względnej prędkości, wchodzącymi w takie lub inne
kracza on poza organy i funkcje, przechodząc ku abstrakcyjnym elemen- indywidualne złożenie wedle stopni ich prędkości i powolności. Płasz-
tom, które nazywa „anatomicznymi” czy nawet ku cząstkom, czystym czyzna spójności zamieszkana przez anonimową materię, przez kawałki
materiałom, które wchodzą w różne kombinacje, kształtując dany or- nieuchwytnej materii wchodzące ze sobą w różnorakie połączenia.
gan i przyjmując daną funkcję, wedle ich stopnia prędkości i powolności. Dzieci są spinozystami. Gdy mały Hans mówi o „siusiaku”, nie cho-
Prędkość i powolność, ruch i spoczynek, spowolnienie i przyspieszenie dzi ani o organ, ani o funkcję organiczną, lecz o pewien materiał, to zna-
podporządkowują sobie nie tylko formy strukturalne, lecz również typy czy zbiór elementów zróżnicowanych wedle połączeń, stosunków ru-
rozwoju. Ten kierunek zostanie ponownie odkryty później, w znaczeniu chu i spoczynku, różnych, jednostkowych układów, w które wchodzi ów
ewolucjonistycznym, w zjawisku tachygenezy Perriera albo we wskaź-
niku przyrostu zróżnicowania oraz w allometrii: gatunki jako byty kine-
27 Etienne Geoffroy Saint-Hilaire, Principes de philosophie zoologique, Pictonet
matyczne, przedwczesne albo opóźnione. Nawet pytanie o płodność do- Didier 1930. Na temat cząstek oraz ich ruchów zob. tegoż, Notions synthétiques,
tyczy w mniejszym stopniu formy i funkcji, niż prędkości: czy ojcowskie Denain 1838.

308 309
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

materiał. Czy dziewczynka ma siusiaka? Chłopiec mówi, że tak, i nie cho- unikamy teraz definiowania go poprzez cechy gatunkowe czy rodzajo-
dzi mu o analogię ani o przegnanie strachu przed kastracją. Najwyraź- we: próbujemy zdać sprawę z tego, jakie są jego pobudzenia. Tego typu
niej dziewczynki mają siusiaka, ponieważ rzeczywiście siusiają: chodzi studium określa się mianem „etiologii” i to właśnie w tym sensie Spino-
raczej o funkcjonowanie maszyny, niż o funkcję organiczną. Po prostu za pisze prawdziwą Etykę. Istnieje więcej różnic między rumakiem a ko-
ten sam materiał nie ma tych samych połączeń, tych samych stosunków niem pociągowym, niż między koniem pociągowym a wołem. Gdy Von
ruchu i spoczynku, nie wchodzi w te same układy u chłopca i u dziew- Uexküll definiował światy zwierzęce, poszukiwał czynnych i biernych
czynki (dziewczynka nie robi siku na stojąco ani w dal). Czy lokomotywa afektów, do których zwierzę jest zdolne, w jednostkowym działaniu sta-
ma siusiaka? Tak, w innym jeszcze układzie maszynowym. Krzesła go nie nowiącym jego część. Na przykład, kleszcz, którego przyciąga światło,
mają: a to ze względu na to, że elementy krzesła nie mogły przyjąć tego wspina się na gałąź; wrażliwy na zapach ssaka, spada, gdy ten przechodzi
materiału w obręb swoich stosunków albo zdołały poddać go wystar- pod gałęzią; wbija się w skórę w jak najmniej owłosionym miejscu. Trzy
czającej dekompozycji, aby uczynić zeń zupełnie inną rzecz, na przykład afekty i to wszystko, przez resztę czasu kleszcz śpi, niekiedy nawet przez
nogę krzesła. Można było zauważyć, że organ, w przypadku dzieci, ma lata, całkowicie obojętny na wszystko, co dzieje się w olbrzymim lesie.
„tysiąc odchyleń”, które są „trudne do zlokalizowania i zidentyfikowania: Jego stopień mocy jest rozpostarty między dwiema granicami, granicą
jest kością, silnikiem, ekskrementami, niemowlęciem, sercem taty…”. optymalną wyznaczaną przez ucztę, po której umiera, oraz granicą pe-
Jednak nie dzieje się tak dlatego, że organ doświadczany jest jako obiekt symalną wyznaczaną przez oczekiwanie, w trakcie którego głoduje. Po-
częściowy. Dzieje się tak, ponieważ organ będzie właśnie tym, czym czy- wiemy, że trzy afekty kleszcza zakładają już cechy gatunkowe i rodzajowe,
nią go jego elementy w odniesieniu do relacji ruchu i spoczynku, na spo- organy i ich funkcje, odnóża i narząd gębowy. Z fizjologicznego punktu
sób, w jaki stosunek ten komponuje się lub dekomponuje z sąsiednimi widzenia jest to prawda; jednak nie z punktu widzenia Etyki, gdzie cechy
elementami. Nie jest to animizm ani mechanicyzm, lecz powszechny organiczne wynikają, przeciwnie, z długości i jej stosunków, z szeroko-
maszynizm: płaszczyzna spójności zajmowana przez olbrzymią maszynę ści i jej stopni. Nie wiemy nic o ciele, o ile nie wiemy, do czego jest ono
abstrakcyjną, z nieskończoną liczbą układów. Pytania dzieci są źle rozu- zdolne, to znaczy jakie są jego afekty, w jaki sposób mogą one kompono-
miane, gdy nie dostrzega się w nich pytań-maszyn: stąd waga rodzajni- wać się z innymi afektami, z afektami innego ciała, czy to niszcząc je lub
ków nieokreślonych w tych pytaniach (jakiś brzuch, jakieś dziecko, jakiś zostając przez nie zniszczonym, czy to by wymienić z nim działania i na-
koń, jakieś krzesło, „jak powstaje jakaś osoba?”). Spinozyzm jest stawa- miętności, czy wreszcie, by ułożyć z nim ciało jeszcze potężniejsze.
niem się dzieckiem przez filozofa. Długością ciała określa się zbiory czą- Powróćmy do dzieci. Warto zauważyć, jak mówią one o zwierzętach
stek przynależne ciału w danym stosunku, przy czym zbiory te są na- i ich poruszaniu się. Tworzą one listę afektów. Koń małego Hansa nie jest
wzajem swymi częściami zgodnie z kompozycją stosunku określającego reprezentatywny, lecz afektywny. Nie jest on przedstawicielem gatunku,
jednostkowy układ owego ciała. lecz elementem lub jednostką w układzie maszynowym: koń pociągo-
wy-omnibus-droga. Definiuje się on przez listę afektów czynnych i bier-
Wspomnienia spinozysty II. Istnieje inny jeszcze aspekt filozofii Spi- nych, funkcjonujących w ramach tego jednostkowego układu, którego
nozy. Z każdym stosunkiem ruchu i spoczynku, prędkości i powolno- stanowi część: posiadanie oczu zasłoniętych przez klapki, posiadanie
ści, grupującym nieskończoność części, łączy się pewien stopień mocy. wędzidła i uzdy, bycie dumnym, posiadanie wielkiego siusiaka, ciągnię-
Ze stosunkami, które składają się na jednostkę, które ją rozkładają albo cie olbrzymich ładunków, bycie smaganym batem, upadanie, robienie
modyfikują, łączą się intensywności, pobudzające, poszerzające albo hałasu nogami, gryzienie… itd. Afekty te krążą i przekształcają się w łonie
zmniejszające jej moc działania, intensywności pochodzące z części ze- układu: wszystko to składa się na to, co „może” koń. Mają one również
wnętrznych albo też części właściwych jednostce. Afekty są stawaniami ograniczenie optymalne u szczytu mocy-konia, lecz także próg pesymal-
się. Spinoza pyta: do czego zdolne jest ciało? Szerokością ciała nazwiemy ny: koń upada na ulicy! I nie może się podnieść pod zbyt dużym ciężarem
pobudzenia, do których jest ono zdolne wedle stopnia mocy czy raczej i zbyt silnymi ciosami bicza; koń umiera! – było to dawniej zwykłym wi-
wedle ograniczeń tego stopnia. Szerokość powstaje z części intensywnych dokiem (opłakiwali go Nietzsche, Dostojewski, Niżyński). Czym zatem
podpadających pod daną zdolność, podobnie jak długość powstaje za spra- jest stawanie-się-koniem małego Hansa? Sam Hans również jest uwi-
wą części rozciągłych (ekstensywnych) znajdujących się w danym stosunku. kłany w pewien układ, składający się z łóżka mamy, elementu ojcowskie-
Tak samo jak unikaliśmy definiowana ciała poprzez organy i ich funkcje, go, domu, kawiarni naprzeciwko, pobliskiego magazynu, ulicy, prawa

310 311
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

do bycia na ulicy, zdobycia owego prawa, dumy, ale i ryzyka związane- mierze, w jakiej psi pysk służy teraz do zakładania obuwia. Na każdym
go z jego zdobyciem, upadku, wstydu…, to nie fantazje czy subiektywne etapie tego problemu trzeba nie tyle porównywać organy, ile sytuować
rojenia: nie chodzi o naśladowanie konia, o „udawanie” konia, o utożsa- elementy albo materiały w stosunku, który odrywa organ od jego spe-
mianie się z nim ani nawet o okazanie takich uczuć, jak litość albo współ- cyfiki, aby wytworzyć jego stawanie się „z” innym organem. Jednak owo
czucie. Nie jest to już kwestia obiektywnej analogii między układami. stawanie się, które już objęło stopy, dłonie oraz usta, i tak zawiedzie. Za-
Chodzi o to, czy mały Hans może nadać swym elementom stosunki ru- wodzi ono na ogonie. Należałoby nadać ogonowi moc, zmusić go do wy-
chu i spoczynku, afekty, które wytwarzają stawanie-się-koniem, nieza- tworzenia elementów wspólnych organowi płciowemu i kości ogono-
leżnie od form i podmiotów. Czy istnieje jeszcze nieznany układ, który wej tak, że ten pierwszy ujmowany byłby w ludzkim stawaniu-się-psem,
nie byłby ani układem Hansa, ani układem konia, lecz stawaniem się ko- podczas gdy drugi – w stawaniu się psa, w innym stawaniu się, które sta-
niem przez Hansa, w którym – na przykład – koń pokazałby zęby, Hans nowiłoby część układu. Płaszczyzna zawodzi, Slepian nie dociera do tego
zaś pokazałby mu coś innego, swoje stopy, nogi, siusiaka albo cokolwiek punktu. Ogon pozostaje, z jednej strony, ludzkim organem, z drugiej, od-
innego? I w jaki sposób posunęłoby to naprzód problem Hansa, jaką za- rostkiem psa; Slepianowi nie udaje się złożyć owych stosunków w nowy
mkniętą wcześniej kwestię by to otworzyło? Gdy Hofmannsthal rozwa- układ. Wyłania się tu zatem psychoanalityczny dryf i powracają wszyst-
ża agonię szczura, to właśnie w nim zwierzę „szczerzy kły wobec potwor- kie kalki na temat ogona, matki, wspomnienie dzieciństwa, w którym
nego przeznaczenia”. Nie jest to uczucie litości, podkreśla Hofmannsthal, matka szydełkuje, wszystkie konkretne figury oraz symboliczne analo-
ani tym bardziej utożsamienie, jest to kompozycja prędkości i afektów gie28. Jednak Slepian właśnie tego chce w owym doskonałym tekście.
między całkowicie odmiennymi jednostkami, symbioza, coś, co spra- A to dlatego, że w pewien sposób fiasko planu jest jego częścią: płaszczy-
wia, że szczur staje się myślą człowieka, myślą gorączkową, w tym sa- zna jest nieskończona i można ją rozpocząć na tysiąc sposobów, zawsze
mym momencie, w którym człowiek staje się szczurem, szczurem, któ- znajdując jakąś rzecz, która nadchodzi zbyt wcześnie albo zbyt późno,
ry rzęzi i kona. Człowiek i szczur to całkowicie różne rzeczy, jednak Byt zmuszając do zmiany kompozycji wszystkich stosunków prędkości i po-
jest orzekany w jednym i tym samym sensie, w języku nie złożonym już wolności, wszystkich afektów oraz do przerobienia całego układu. Nie-
ze słów, w materii nie składającej się już z form, w afektywności, która skończone przedsięwzięcie. Istnieje jednak jeszcze jeden sposób, w jaki
nie przynależy już podmiotom. Uczestnictwo wbrew naturze, ale tylko na plan zawodzi: tym razem, ze względu na to, że do głosu dochodzi inny
płaszczyźnie spójności, płaszczyźnie Natury, przeznaczonej dla takiego plan, przerywając stawanie-się-zwierzęciem, ponownie zwijając zwierzę
właśnie uczestnictwa, które wciąż montuje i demontuje swe układy przy do zwierzęcia i człowieka do człowieka, rozpoznając jedynie podobień-
użyciu wszystkich dostępnych sztuczek. stwa między elementami i analogie między stosunkami. Slepian staje
Nie jest to ani analogia, ani wyobrażenie, lecz kompozycja prędko- wobec obydwu zagrożeń.
ści i afektów na owej płaszczyźnie spójności: płaszczyzna, program albo Chcemy tu powiedzieć jedną prostą rzecz na temat psychoanalizy:
raczej diagram, problem, maszyna-pytanie. W niezwykle ciekawym tek- często napotykała ona, i to od początku, pytanie o ludzkie stawanie-się-
ście Władimir Slepian przedstawia następujący „problem”: jestem głod- -zwierzętami – u dziecka, które wciąż przez nie przechodzi; w fetyszy-
ny, przez cały czas, człowiek nie powinien być głodny, muszę więc stać zmie, a przede wszystkim w masochizmie, który nieprzerwanie zderza
się psem, ale jak? Nie chodzi ani o naśladowanie psa, ani o podobień- się z tym problemem. Najlepsze, co można powiedzieć, to to, że psycho-
stwo stosunków. Muszę posunąć się do nadania częściom mojego cia- analitycy, nawet Jung, tego nie zrozumieli albo nie chcieli zrozumieć.
ła stosunków prędkości i powolności, które wytworzą stawanie-się- Zarżnęli oni stawanie-się-zwierzęciem, u dorosłego i u dziecka. Nicze-
-psem, w prawdziwym układzie, który nie opiera się na podobieństwie go nie widzieli. Co do zwierzęcia, to widzą w nim przedstawienie popę-
albo analogii. Nie mogę zatem stać się psem, o ile sam pies nie stanie dów albo rodziców. Nie widzą rzeczywistości stawania-się-zwierzęciem,
się inną rzeczą. Aby rozwiązać ten problem, Slepian wpada na pomysł sposobu, w jaki ono samo w sobie jest już afektem, uosobieniem popę-
wykorzystania butów, sztuczki wykorzystującej buty. Jeśli moje dłonie du, a nie przedstawieniem czegokolwiek. Jedynie układy są popędami.
zostaną obute, ich elementy wejdą w nowy stosunek, z którego wyni- Jedyne, co odkrywa Freud w dwóch swoich klasycznych tekstach doty-
ka poszukiwany afekt czy też stawanie się. Jak jednak mogę włożyć but czących stawania-się-koniem przez Hansa, to ojciec; podobnie Ferenczi
na drugą dłoń, skoro pierwsza jest już obuta? Za pomocą ust, które oka-
zują się być zaangażowane w ten układ, stając się psim pyskiem w tej 28 Vladimir Slepian, Fils de chien, „Minuit”, nr 7, styczeń 1974.

312 313
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

w stawaniu-się-kogutem Arpada. Klapy na oczach konia są binoklami Wspomnienia istności (haecceitas). Ciało nie definiuje się przez okre-
ojca, ciemność wokół pyska – wąsami ojca, wierzganie konia – to „ko- ślającą je formę ani też jako dana substancja czy podmiotowość, ani po-
chanie się” przez rodziców. Ani słowa na temat stosunku Hansa do uli- przez organy, jakie posiada, czy funkcje, jakie realizuje. Na płaszczyź-
cy, na temat sposobu, w jaki ulica została mu zakazana, na temat tego, nie spójności ciało określa się wyłącznie przez długość i szerokość: to znaczy
co dla dziecka jest spektaklem: „koń jest dumny, koń ciągnie na oślep, przez całość materialnych elementów, które przynależą mu wedle da-
koń się przewraca, koń jest smagany biczem…”. Psychoanaliza nie ma nych stosunków ruchu i spoczynku, prędkości i powolności (długość);
żadnego wyczucia w kwestii uczestnictwa wbrew naturze ani w kwestii całość intensywnych afektów, do jakich jest zdolne, wedle danej wła-
układów, które dziecko może złożyć – problem, którego rozwiązanie mu dzy lub stopnia mocy (szerokość). Nie ma niczego poza afektami i lokal-
się uniemożliwia: Płaszczyzna, nie zaś fantazmat. Z tego samego wzglę- nymi ruchami oraz różnicującymi prędkościami. Odkrycie tych dwóch
du mówiono by mniej głupot o bólu, upokorzeniu i trwodze w masochi- wymiarów ciała należy przypisać Spinozie, podobnie jak zdefiniowanie
zmie, gdyby zauważono, że to właśnie stawania-się-zwierzętami prowa- płaszczyzny Natury jako czystej długości i szerokości. Długość i szero-
dzą do niego, nie zaś odwrotnie. Zawsze wchodzą w grę jakieś aparaty, kość są dwoma elementami jednej kartografii.
narzędzia, urządzenia, zawsze dokonuje się jakichś wybiegów i ograni- Istnieje pewien tryb indywiduacji, całkiem odmienny od pojęć oso-
czeń mających wydobyć pełnię Natury. Należy znieść organy, zamknąć by, podmiotu, rzeczy czy substancji. Zachowujemy dlań nazwę istności
je w jakiś sposób, aby ich wyzwolone elementy mogły wejść w nowe sto- (haecceitas)30. Pora roku, zima, lato, godzina czy data mają jednostko-
sunki, z których wynikają stawania-się-zwierzęciem, a po stronie układu wość doskonałą, której nie brakuje niczego, nawet jeśli nie łączy się ona
maszynowego – krążenie afektów. Mogliśmy to zauważyć, gdzie indziej, ani z pojęciem rzeczy, ani podmiotu. Są to istności, w tym znaczeniu, że
w odniesieniu do maski, uzdy, wędzidła, pokrowca na penisa w Equuse- wszystko w nich jest stosunkiem ruchu i spoczynku między molekuła-
roticus: układ stawania-się-koniem polega na tym, że, paradoksalnie, mi i cząstkami, mocą pobudzania i doznawania. Demonologia, przed-
człowiek oswaja właściwe sobie siły „instynktowne”, podczas gdy zwie- stawiając diaboliczną sztukę ruchów lokalnych i przenoszenia afektów,
rzę przekazuje mu siły „nabyte”. Odwrócenie, uczestnictwo wbrew natu- wskazuje także na znaczenie ulew, gradobić, wiatrów, cuchnących opa-
rze. Z kolei buty kobiety-dominy służą do zniesienia nogi jako ludzkie- rów albo zanieczyszczeń z ich szkodliwymi cząsteczkami, szczególnie
go organu i do ułożenia jej części w stosunku zgodnym z całością układu: nadających się do przenoszenia owych afektów. Baśnie muszą mieć ist-
„tym, co mnie pobudza, nie będą już nogi kobiet…”29. Aby jednak prze- ności, które nie są po prostu usytuowane w jakimś miejscu, lecz są kon-
rwać stawanie-się-zwierzęciem, wystarczy jedynie wyodrębnić segment, kretnymi indywidualnościami mającymi wartość same w sobie i kieru-
wyabstrahować z niego jeden moment, nie brać pod uwagę wewnętrz- jącymi metamorfozą rzeczy i podmiotów. Jeśli chodzi o typy cywilizacji,
nych prędkości i powolności, zatrzymać krążenie afektów. Wtedy ist- Wschód ma więcej typów indywiduacji poprzez istność, niż przez su-
nieją już tylko wyobrażone podobieństwa między poszczególnymi ele- biektywność czy substancjalność: tak więc haiku musi zawierać w sobie
mentami albo analogie symboliczne między stosunkami. Dany segment zarówno wskaźniki pory roku, jak i wiele dryfujących linii ustanawia-
powraca do ojca, dany stosunek ruchu i spoczynku – do sceny pierwot- jących złożoną jednostkę. U Charlotte Brontë wszystko jest wyrażane
nej itd. Należy jeszcze zauważyć, że sama psychoanaliza nie wystarcza w kategoriach wiatru: rzeczy, osoby, twarze, miłości, słowa. „Piąta po po-
do sprowokowania takiego zerwania. Jedyne, czego ona dokonuje, to łudniu” Lorki, gdy miłość upada, a faszyzm się podnosi. Jakże okrutna
wydobycie na jaw zagrożenia obecnego w ramach stawania się. Zawsze piąta po południu! Mówi się: co za historia, co za upał, co za życie!, aby
istnieje ryzyko cofnięcia się, w trakcie „udawania” zwierzęcia, do edy- podkreślić bardzo szczególną indywiduację. Pora dnia u Lawrence’a czy
palnego zwierzęcia domowego, do Millera robiącego „hau hau” i proszą- u Faulknera. Stopień upału, stopień bieli są doskonałymi jednostkami;
cego o kość, do Fitzgeralda liżącego waszą dłoń, Slepiana powracające- stopień upału może komponować się w szerokości z ciałem, które od-
go do swej matki albo starca udającego konia czy psa na erotycznej kartce czuwa zimno tu, a ciepło tam wedle swej długości. Omlet po norwesku.
pocztowej z 1900 roku („udawanie” dzikiego zwierzęcia nie byłoby lep-
sze). Stawanie-się-zwierzęciem wciąż napotyka te niebezpieczeństwa. 30 Używa się nieraz sformułowania „oto-istność”, wyprowadzając je od słowa „oto”
(łac. ecce), to tu. Jest to błąd, ponieważ Duns Szkot stworzył to słowo i pojęcie
wychodząc od łacińskiego Haec, „ta rzecz”. Jest to jednak błąd płodny, ponie-
waż sugeruje pewien tryb indywiduacji, który nie łączy się ściśle z pojęciem rze-
czy lub podmiotu.
29 Zob. Roger Dupouy, Du masochisme, „Annales medico-psychologiques” 1929, II.

314 315
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

Stopień ciepła może komponować się z intensywnością bieli, jak dzieje podmiotami w rodzaju rzeczy i osób, po drugiej zaś z czasoprzestrzen-
się to w przypadku niektórych białych oparów w upalne lato. Nie jest to nymi współrzędnymi w rodzaju istności. Nie przydacie bowiem nic ist-
w żadnym wypadku jednostkowość natychmiastowa, która przeciwsta- nościom, o ile nie dostrzeżecie, że sami nimi jesteście – a także, iż nie je-
wiałaby się jednostkowości stałej lub ciągłej. Kalendarz jednoroczny nie steście niczym ponadto. Gdy twarz staje się istnością: „jest to intrygująca
ma wcale mniej czasu, niż kalendarz wieczny, choć nie ma go również mieszanina, twarz kogoś, kto po prostu znalazł sposób, aby zadowolić się
tyle samo. Istnieją zwierzęta, które nie żyją dłużej niż dzień albo godzinę; obecną chwilą, czasem w którym działa, obecnymi tu ludźmi”33. Jeste-
i na odwrót, parę lat może być równie długie, co najbardziej długotrwały ście długością i szerokością, zbiorem prędkości i powolności między nie-
podmiot lub przedmiot. Czas abstrakcyjny można odnosić zarówno do ukształtowanymi cząstkami, zbiorem niesubiektywnych afektów. Macie
istności, jak i podmiotów albo rzeczy. Spośród skrajnych długości i za- indywiduację dzienną, sezonową, roczną, życiową (niezależnie od trwa-
wrotnych prędkości geologii i astronomii Michel Tournier wydobywa nia) – klimatu, wiatru, mgły, gromadną, stadną (niezależnie od regular-
meteorologię, w której zjawiska atmosferyczne żyją naszym tempem: ności). A przynajmniej możecie ją mieć, możecie do niej dotrzeć. Chmu-
„Chmura powstaje na niebie niczym obraz w moim umyśle, podmuch ra szarańczy przyniesiona przez wiatr o dziesiątej wieczorem; wampir
wiatru jest niczym mój oddech, tęcza scala dwa horyzonty w czasie, ja- grasujący w nocy, wilkołak przy pełni księżyca. Nie należy sądzić, że ist-
kiego moje serce potrzebuje, aby pojednać się z życiem, lato upływa tak, ność znajduje się po prostu w zdobieniu albo podstawie, która sytuowa-
jak mijają wakacje”. Czy to jednak przypadek, że owa pewność może łaby podmioty, albo w dodatkach podtrzymujących na ziemi rzeczy i oso-
nawiedzić w powieści Tourniera jedynie bliźniaczego bohatera, znie- by. To zindywidualizowany układ w całości okazuje się być istnością; to
kształconego i zdesubiektywizowanego, który nabawił się pewnego ro- on określa się przez długość i szerokość, przez prędkości i pobudzenia,
dzaju wszechobecności?31. Nawet wówczas, gdy czasy są abstrakcyjnie niezależnie od form i podmiotów, które przynależą całkowicie do innej
równe, indywiduacja danego życia nie jest tym samym, co indywidu- płaszczyzny. To sam wilk, koń albo dziecko przestaje być podmiotem, by
acja podmiotu, który ją prowadzi i wspiera. I nie jest to ta sama Płasz- stać się wydarzeniami, w układach, które nie rozróżniają między godzi-
czyzna: w pierwszym przypadku jest to płaszczyzna spójności czy kom- ną, porą roku, pogodą, atmosferą i życiem. Droga składa się z konia, tak
pozycji istności, znająca jedynie prędkości i afekty, w drugim – całkiem jak wystraszony szczur składa się z powietrza, a zwierzę i pełnia księżyca
odmienna płaszczyzna postaci, substancji i podmiotów. I nie jest to ten składają się z siebie nawzajem. Możemy co najwyżej rozróżnić istności
sam czas i ta sama czasowość. Eon jest czasem nieokreślonym wydarze- układów (ciało rozważane wyłącznie jako długość i szerokość) oraz istno-
nia, linią dryfującą, która zna jedynie prędkości i nieprzerwanie dzieli ści międzyukładowe, wskazujące również na potencjał stawania się u pro-
za jednym razem to, co nadchodzi na równoczesne już-tu i jeszcze-nie- gu każdego układu (wypadkowa przyrostu długości i szerokości). Jednak
-tu, na zbyt-późno i zbyt-wcześnie, na rzecz, która zarówno ma się zda- są one ściśle nierozłączne. Okolica, wiatr, pora roku i godzina nie mają
rzyć, jak i się już zdarzyła. Chronos jest z kolei czasem miary, ustalającym innej natury, niż zwierzęta lub postacie, które je zaludniają, przemierza-
rzeczy i osoby, rozwijającym formę i określającym podmiot. Boulez roz- ją, które w nich śpią albo się budzą. To jest jedyny trop, którego należy
różnia w muzyce tempo i nie-tempo, „czas drgający” muzyki formalnej się trzymać: zwierzę-poluje-o-dziesiątej. Stawać się wieczorną porą, sta-
i funkcjonalnej, ufundowanej na wartościach, i „czas niepulsujący” doty- wać się nocą zwierzęcia, krwawymi godami. To zwierzę jest dziesiątą go-
czący muzyki dryfującej, dryfującej i maszynowej, cechującej się już wy- dziną! To zwierzę jest tym miejscem! „Chudy pies biegnie ulicą, ten chu-
łącznie prędkościami albo różnicami dynamiki32. Mówiąc krótko, różni- dy pies jest ulicą”34, woła Virginia Woolf. Trzeba odczuwać w ten sposób.
ca nie zachodzi wyłącznie między efemerydą i czymś trwałym ani nawet Stosunki, czasoprzestrzenne określenia nie są orzecznikami rzeczy, lecz
między czymś regularnym i nieregularnym, lecz między dwoma trybami wymiarami wielości. Droga stanowi zarówno część układu konia pocią-
indywiduacji, dwoma trybami czasowości. gowego, jak i układu Hansa, który otwiera stawanie-się-koniem. Jest się
W istocie należałoby unikać zbyt pochopnego zjednania, sugerują- w całości dziesiątą wieczorem albo też inną godziną czy raczej równo-
cego jakobyśmy po jednej stronie mieli do czynienia z ukształtowanymi cześnie dwiema godzinami, optymalną i pesymalną, północą rozłożoną

31 Michel Tournier, Les meteores, Gallimard 1975, rozdz. XXII, L’ame déppoyée.
32 Pierre Boulez, Par volonté et par hasard, Du Deuil 1975, s. 88-91 („przejawów 33 Ray Bradbury, The Machineries of Joy, Simon and Schuster 1964, s. 53.
tempa nie da się wprowadzić do muzyki w sposób oparty wyłącznie na elektro- 34 Por. Virginia Woolf, Bardzo wrażliwy umysł, w: tejże, Pochyła wieża, tłum.
nicznej kalkulacji, przez długość wyrażaną w sekundach albo minisekundach”). A. Ambros, E. Życieńska, Czytelnik 1977, s. 236 [przyp.red.]

316 317
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

w sposób zmienny. Płaszczyzna spójności zawiera jedynie istności po- podmiotu: próżnym trudem wydaje się nam wobec tego pytać, czy jej
dążające wzdłuż przecinających się linii. Formy i podmioty nie pocho- działanie przypomina, czy też nie wyznaczenie rodzaju, wedle którego
dzą z tego świata. Spacer Virginii Woolf w tłumie, wśród taksówek; lecz podmiot rozpatrywany jest podług innej natury niż, cechująca klasyfi-
spacer jest istnością; nigdy już pani Dalloway nie powie „jestem tym lub kującą go Formę, czy też jedynie jako ostateczny akt owej Formy, grani-
tamtym, on jest tym, on jest tamtym”. I „czuła się bardzo młoda i jedno- ca klasyfikacji37. Ponieważ nazwa własna nie wskazuje podmiotu, nie peł-
cześnie niewypowiedzianie stara”, szybko i powolnie, już tu, choć jeszcze ni ona już funkcji formy albo rodzaju, poprzez które dana nazwa może
nie teraz, „jak nóż przecinający wszystko, do samego środka, i jednocześ- przyjąć wartość nazwy własnej. Nazwa własna desygnuje pewną rzecz
nie była na zewnątrz, obserwowała (...), zawsze uważała, że życie, nawet z porządku wydarzenia, stawania się lub istności. To wojskowi i meteo-
jeden dzień życia, jest czymś bardzo, bardzo niebezpiecznym”35. Istność, rolodzy posiedli tajemnicę nazw własnych, które nadają strategicznym
mgła, światło przyrasta. Istność nie ma ani początku, ani końca, ani źród- operacjom i tajfunom. Nazwa własna nie jest podmiotem czasu, lecz
ła, ani punktu docelowego, jest zawsze pośrodku. Nie składa się z punk- podmiotem (sprawczym) bezokolicznika. Wyznacza długość i szerokość.
tów, lecz wyłącznie z linii. Jest kłączem. Jeśli Kleszcz, Wilk, Koń itd. są prawdziwymi nazwami własnymi, to nie
Nie jest to ten sam język, a przynajmniej nie to samo użycie języka. ze względu na mianowniki rodzajowe i gatunkowe, które je charaktery-
Ponieważ jeśli płaszczyzna spójności jako treść posiada jedynie istności, zują, lecz ze względu na prędkości, z których się składają i afekty, które je
cechuje się ona również całą właściwą sobie semiotyką, która pozwala wypełniają: wydarzenia, którymi są dla siebie samych i w układach, sta-
jej na ekspresję. Płaszczyzna treści i płaszczyzna ekspresji. Semiotyka ta wanie-się-koniem małego Hansa, stawanie-się-wilkiem Wilkołaka, sta-
składa się głównie z nazw własnych, czasowników w formie bezokolicz- wanie-się-kleszczem Stoika (inne nazwy własne).
nika oraz rodzajników albo zaimków nieokreślonych. Rodzajnik nieokre- Po trzecie, rodzajnik i zaimek nieokreślony nie są, ściśle rzecz bio-
ślony + nazwa własna + czasownik w bezokoliczniku tworzą w ten sposób rąc, nieokreślone –nie bardziej niż czasownik w bezokoliczniku. Albo ra-
podstawowe ogniwo ekspresji, współzależne z mniej sformalizowanymi czej: brakuje im określenia wyłącznie w tej mierze, w jakiej stosuje się
treściami – podstawowe z punktu widzenia semiotyki wyzwolonej od je do samej nieokreślonej formy albo do dającego się określić podmio-
formalnych znaczących i osobowych subiektywizacji. Po pierwsze, cza- tu. Nie brakuje im niczego, o ile wprowadzają istności, wydarzenia, któ-
sownik w bezokoliczniku w ogóle nie określa się względem czasu; wy- rych indywiduacja nie przechodzi przez formę i nie dokonuje się po-
raża on czas niepulsujący, dryfujący, właściwy Eonowi, to znaczy czas przez podmiot. Nieokreśloność odmienia się zatem wraz z maksimum
czystego wydarzenia albo stawania się, wypowiadającego prędkości określenia: było to pewnego razu, dziecko jest bite, koń upada...Rzecz
i powolności względne, niezależnie od wartości chronologicznych albo w tym, że działające tu elementy znajdują swoją indywiduację w ukła-
chronometrycznych, które czas przyjmuje w innych trybach. Nawet jeśli dzie, którego są częścią, niezależnie od formy ich pojęcia i podmioto-
ktoś może przeciwstawić bezokolicznik jako tryb oraz czas stawania się wości ich osoby. Kilkukrotnie wskazywaliśmy już na moment, w któ-
wszystkim innym trybom i czasom odsyłającym do Chronosa poprzez rym dzieci używają form nieokreślonych nie tyle w ich nieokreśloności,
tworzenie drgań czy też wartości bytu (czasownik „być” jest, ściśle rzecz ile, przeciwnie, jako kolektywnego czynnika indywidualizującego. Dla-
biorąc, jedynym, który nie miałby bezokolicznika czy raczej którego bez- tego też wciąż zadziwiają nas wysiłki psychoanalizy, chcącej za wszel-
okolicznik byłby jedynie nieokreślonym, pustym wyrażeniem, ujmowa- ką cenę odnaleźć ukryty za nieokreślonymi formami gramatycznymi
nym abstrakcyjnie w celu wyznaczenia całości trybów i czasów określo- rodzajnik określony, zaimek dzierżawczy albo osobowy: gdy dziecko
nych36). Po drugie, nazwa własna pod żadnym względem nie wskazuje mówi o „jakimś brzuchu”, „jakimś koniu”, pyta: „jak powstają jacyś ludzie,

35 Virginia Woolf, Pani Dalloway, tłum. K. Tarnowska, Znak 2003, s. 11. które odpowiadają każdemu z dwóch biegunów. W swym studium na temat
36 Gustave Guillaume zaproponował bardzo interesującą koncepcję czasownika, stylu Flauberta Proust pokazuje, w jaki sposób czas niedokonany u Flauber-
w której wyróżnia czas wewnętrzny, zawarty w „procesie” oraz czas zewnętrzny, ta przybiera wartość bezokolicznika-stawania się (Chroniques, Gallimard 1927,
który odsyła do podziału na epoki (Epoques et niveaux temporels dans le système s. 197-199).
de la conjugaison française, „Cahiers de linguistique structurale”, Université de 37 Na temat owego problemu nazw własnych (tj. w jakim sensie nazwa własna znaj-
Laval 1955). Sądzimy, że te dwa bieguny odpowiadają, z jednej strony bezoko- duje się poza granicami klasyfikacji i innej natury, czy też na granicy, wciąż jesz-
licznikowi-stawaniu się, Eonowi, z drugiej, obecnemu-bytowi, Chronosowi. cze stanowiąc jej część?) zob. Alan Henderson Gardiner, The Theory of Proper
Każdy czasownik przechyla się ku jednemu lub ku drugiemu, nie tylko wedle Names, Oxford University Press 1957, oraz Claude Lévi-Strauss, Myśl nieoswo-
swej natury, lecz wedle niuansów jego trybu i czasu – poza „stawać się” i „być”, jona, rozdz. VII.

318 319
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

ludzie w ogóle?”, mówi: „(jakieś) dziecko jest bite” psychoanalityk słyszy tutaj…?41” – On albo się, rodzajnik nieokreślony, nazwa własna, bezoko-
„mój brzuch”, „ojciec” –„czy urosnę jak mój tata?”. Psychoanalityk pyta: licznik: JAKIŚ HANS STAJE SIĘ KONIEM, JAKIEŚ STADO NAZYWANE WILKIEM
kto jest bity i przez kogo?38. Nawet samo językoznawstwo nie uchroni- OBSERWUJE GO, UMIERA SIĘ, OSA SPOTYKA ORCHIDEĘ, NADCHODZĄ HU-
ło się przed tym samym uprzedzeniem, ponieważ jest ono nieodłączne NOWIE. Ogłoszenia drobne, maszyny telegraficzne na płaszczyźnie spój-
od personologii; i to nie tylko rodzajnik i zaimek nieokreślony, lecz rów- ności (przychodzą nam na myśl jeszcze metody stosowane w poezji chiń-
nież trzecia osoba zaimka osobowego jawią się jej jako pozbawione okre- skiej i zasady tłumaczenia, które proponują najlepsi komentatorzy)42.
ślenia podmiotowego, właściwego dwóm wcześniejszym osobom, sta-
nowiącego warunek wszelkiej wypowiedzi39. Sądzimy, że rzeczy mają się Wspomnienia planisty. Być może istnieją dwie płaszczyzny lub też dwa
wprost przeciwnie, to znaczy nieokreślenie trzeciej osoby: ON, ONI nie sposoby ujmowania płaszczyzny. Płaszczyzna może być ukrytą zasadą,
prowadzi do jakiejkolwiek nieokreśloności z tego punktu widzenia i od- która umożliwia dostrzeżenie tego, co się widzi, usłyszenie tego, co sły-
nosi wypowiedzenie już nie do podmiotu wypowiedzenia, lecz do czyn- chać…itd., sprawiającą w każdej chwili, że dane jest to, co jest dane, w tym
nika zbiorowego jako warunku. Blanchot ma rację mówiąc, że SIĘ oraz stanie, w tym momencie. Lecz ona sama, płaszczyzna, nie jest dana. Jest
ON – umiera się, on jest nieszczęśliwy – w ogóle nie zakładają miejsca pod- ukryta z natury. Można ją jedynie wywnioskować, wyindukować, skon-
miotu, lecz usuwają wszelki podmiot na rzecz czynnika typu istnościo- kludować, wychodząc od tego, co jest dane (równocześnie albo w porząd-
wego, który niesie lub rodzi wydarzenie jako nieuformowane i niemoż- ku następstwa, synchronicznie albo diachronicznie). Taka płaszczyzna
liwe do wytworzenia przez osoby tym, czego nie ukształtował (dans ce ma zarówno charakter organizacji, jak i rozwoju: jest strukturalna albo
qu’il a de non formé), i nie urzeczywistnił przez zaimek („przydarza im genetyczna, albo też ma obie te cechy naraz, strukturę i genezę, płasz-
się coś, co mogą uchwycić tylko o tyle, o ile zrezygnują z władzy mówie- czyznę strukturalną organizacji ukształtowanych zgodnie z ich rozwo-
nia ja”40). Zaimek ON nie reprezentuje przedmiotu, lecz diagramatyzu- jem, płaszczyznę genetyczną różnych form rozwoju ewolucyjnego wraz
je układ. Nie nadkodowuje wypowiedzi, nie przekracza ich tak jak dwie z jej organizacjami. Są to jedynie niuanse owej pierwszej koncepcji płasz-
pierwsze osoby, lecz, przeciwnie, nie dopuszcza, by zostały podporząd- czyzny. Przywiązując się zbytnio do tych niuansów, tracimy z oczu coś
kowane tyranii konstelacji znaczących albo podmiotowych, w porząd- znacznie ważniejszego – to mianowicie, że płaszczyzna, ujmowana w ten
ku pustych redundancji. Wyrażają go takie łańcuchy ekspresji, których sposób lub też tak wytworzona, dotyczy w każdym przypadku rozwoju
treści mogą być sprawcze w odniesieniu do maksimum wystąpień i sta- form i kształtowania się podmiotów. Ukryta struktura, niezbędna dla
wań się. „Przychodzą jak przeznaczenie… skąd pochodzą, jak dotarli aż form; tajemne znaczące, konieczne podmiotom. Siłą rzeczy zatem sama
płaszczyzna nie będzie dana. W rzeczywistości istnieje ona jedynie w wy-
miarze dodatkowym względem tego, co dzięki niej dane (n+1). Dlatego
38 Napotkaliśmy już problem związany z obojętnością psychoanalizy na użycie ro-
dzajników albo zaimków nieokreślonych, w sposób, który pojawia się u dzieci: jest to płaszczyzna teleologiczna, szkic, zasada umysłowa. Jest to płasz-
Freud, a bardziej jeszcze Melanie Klein (dzieci, które analizuje, zwłaszcza mały czyzna transcendencji, płaszczyzna analogii, czy to dlatego, że faktycz-
Ryszard, mówią w kategoriach „kogoś”, „się”, „ludzie”, ale Melanie Klein nie- nie wskazuje na element rozwoju, czy też dlatego, że ustanawia propor-
wiarygodnie wprost forsuje sprowadzanie ich do wyrażeń rodzinnych, dzier-
żawczych i osobowych). W dziedzinie psychoanalizy, jak nam się zdaje, jedy- cjonalne stosunki struktury. Może znajdować się w umyśle boga albo
nie Laplanche i Pontalis mieli pewną świadomość szczególnej roli rodzajników w nieświadomym życia, duszy czy języka; zawsze jednak stwierdza się
i zaimków nieokreślonych i protestowali przeciwko całościowej i pochopnej re- jej istnienie na podstawie właściwych jej skutków. Zawsze jest wywnio-
dukcji interpretacyjnej: Jean Laplanche, Jean-Bertrand Pontalis, Fantasme ori-
ginaire…, „Temps modernes”, nr 215, kwiecień 1964, s. 1861, 1868.
skowana. Nawet jeśli nadaje się jej miano immanencji, jest ona taka jedy-
39 Zob. personalistyczna, lub też subiektywistyczna, koncepcja języka nie poprzez nieobecność, analogicznie (metaforycznie, metonimicznie
u Emile’a Beneviste’a: Problèmes de linquistique générale, N. R. F. 1966, rozdz. XX itd.). Drzewo jest dane w ziarnie, ale z perspektywy funkcji na płaszczyź-
i XXI (zwłaszcza s. 255, 261).
nie, funkcji planistycznej – nie jest. To samo tyczy się muzyki, gdzie zasa-
40 Kluczowe teksty Maurice’a Blanchota są szczególnie cenne jako odrzucenie
teorii „sprzężeń” oraz personologii w językoznawstwie: zob. L’entretien infini, da organizacji czy rozwoju nie ujawnia się sama z siebie w bezpośrednim
Gallimard 1969, s. 556-567. Na temat różnicy pomiędzy dwoma zdaniami „je-
stem nieszczęśliwy” i „umiera się”, zob. La part du feu, Gallimard 1949, s. 29-30, 41 Friedrich Nietzsche, Z genealogii moralności, tłum. L. Staff, Zielona Sowa 2003,
oraz L’espace littéraire, Gallimard 1955, s. 105, 155, 160-161. Blanchot pokazu- Rozprawa Druga, fr. 17, s. 63; [przyp. red.]
je w każdym z tych przypadków, że zaimek nieokreślony nie ma nic wspólnego 42 Na przykład: François Cheng, L’écriture poétique chinoise, Ed. Du Seuil 1977:
z „codziennym banałem”, który znajduje się raczej po stronie zaimka osobowego. jego analiza tego, co określa się mianem „metod pasywnych”, s. 30.

320 321
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

stosunku do tego, co się rozwija albo organizuje: istnieje przekraczają- w której forma jest wciąż rozkładana, przez co wyzwala ona czas i pręd-
ca ją zasada kompozycyjna, która nie ma charakteru dźwiękowego, nie kości. To ustalona płaszczyzna, ustalona płaszczyzna dźwiękowa, wizu-
jest „słyszalna” sama z siebie albo poprzez siebie. Umożliwia to wszelkie alna albo pisemna itd. Ustalona nie znaczy tu jednak nieruchoma: jest
możliwe interpretacje. Formy i ich rozwój, podmioty i ich procesy for- to stan absolutności tak ruchu, jak i spoczynku, stan z którego biorą się
macyjne odsyłają do płaszczyzny, która działa jako transcendentna jed- wszystkie prędkości i powolności względne (i nic poza nimi). Bez wąt-
ność lub ukryta zasada. Można zawsze uwidocznić płaszczyznę, lecz tyl- pienia współcześni muzycy przeciwstawiają płaszczyźnie transcendu-
ko jako odrębną część, która nie jest dana w tym, co za jej sprawą dane. jącej organizacji, która, jak się sądzi, zdominowała całą zachodnią mu-
Czyż nie w ten sam sposób zarówno Balzak, jak i Proust przedstawiają zykę klasyczną, immanentną płaszczyznę dźwiękową, zawsze daną wraz
płaszczyznę organizacji czy też rozwoju ich dzieła, jak gdyby w metajęzy- z tym, co daje, umożliwiającą dostrzeżenie niedostrzegalnego i będącą
ku? Czy Stockhausen również nie miał potrzeby przedstawiania struktu- nośnikiem wyłącznie zróżnicowanych prędkości i powolności w rodza-
ry form dźwiękowych niejako „z zewnątrz nich”, nie mogąc uczynić ich ju molekularnego chlupotu: dzieło sztuki musi wyznaczać sekundy, dziesią-
słyszalnymi? Płaszczyzna życia, plan muzyczny, plan pisma, są do siebie te i setne części sekundy43. Albo raczej: chodzi o wyzwolenie czasu, Eonu,
podobne: jest to płaszczyzna, nieobecna jako taka, która może być jedy- czasu niepulsującego właściwego muzyce dryfującej, jak ujmuje to Bou-
nie wywnioskowana, w funkcji form, które rozwija, i podmiotów, które lez, muzyce elektronicznej, gdzie formy ustępują miejsca czystym mo-
kształtuje, ponieważ istnieje ona dla tych form i podmiotów. dyfikacjom prędkości. To bez wątpienia John Cage jako pierwszy roz-
Istnieje także całkiem inna płaszczyzna czy też zupełnie inna kon- rysował najlepiej ową stałą płaszczyznę dźwiękową, przeciwstawiającą
cepcja płaszczyzny. Tu nie ma już ani form, ani ich rozwoju; nie ma pod- proces wszelkiej strukturze i genezie, czas dryfujący – czasowi pulsują-
miotów ani formacji podmiotowych. Nie istnieje już struktura poza ge- cemu lub tempu, eksperymentowanie przeciwstawiając wszelkiej inter-
nezą. Istnieją jedynie istności, pobudzenia, indywiduacje bez podmiotu, pretacji, na której cisza jako spoczynek dźwiękowy wyznacza również
które ustanawiają zbiorowe układy. Nic się nie rozwija, rzeczy przyda- stan absolutny ruchu. Można to również powiedzieć o stałej płaszczyź-
rzają się z opóźnieniem lub zawczasu, tworząc takie lub inne układy we- nie wizualnej: stała płaszczyzna filmowa została rzeczywiście wprowa-
dle ich kompozycji prędkości. Nic się nie subiektywizuje, istności kształ- dzona na przykład przez Godarda, w tym stanie, w którym formy ulegają
tują się wedle kompozycji sił albo wymykających się subiektywności rozpuszczeniu, pozwalając dostrzec już tylko minimalne, mikroskopij-
afektów. Płaszczyznę tę, której właściwe są jedynie prędkości i istności, ne wariacje prędkości między złożonymi ruchami. Nathalie Sarraute
określamy mianem płaszczyzny spójności albo też kompozycji (prze- proponuje z kolei rozróżnienie dwóch płaszczyzn pisma: płaszczyzny
ciwstawiając ją płaszczyźnie organizacji i rozwoju). Jest to z konieczno- transcendującej, która organizuje i rozwija formy (gatunki, tematy, mo-
ści płaszczyzna immanencji i jednoznaczności. Dlatego też określamy tywy), która rozpisuje i rozwija podmioty (postaci, bohaterowie, uczu-
ją mianem płaszczyzny Natury, choć natura nie ma z nią nic wspólne- cia); oraz zupełnie inną płaszczyznę, która wyzwala cząstki z anonimo-
go, ponieważ owa płaszczyzna nie robi żadnej różnicy między tym, co wej materii, pozwala na ich komunikację poprzez „obejmowanie” form
naturalne, i tym, co sztuczne. Cechuje ją niezwykły przyrost wymia- i podmiotów oraz podtrzymywanie między cząstkami wyłącznie stosun-
rów; nigdy nie ma ona dodatkowego wymiaru, odnoszącego się do tego, ków ruchu i spoczynku, prędkości i powolności, dryfujących pobudzeń
co ją przekracza. Już tylko dzięki temu jest ona naturalna i immanen- tak, że sama płaszczyzna jest postrzegana w tym samym czasie, w jakim
tna. Rzecz ma się podobnie, jak z zasadą sprzeczności: można określać pozwala nam dostrzec niedostrzegalne (mikropłaszczyzna, płaszczyzna
ją również mianem niesprzeczności. Płaszczyznę spójności można rów- cząstkowa)44. W rzeczywistości, z punktu widzenia dobrze ufundowanej
nie dobrze nazwać płaszczyzną niespójności. Jest to płaszczyzna geo- abstrakcji, możemy działać tak, jak gdyby dwie płaszczyzny, dwa pojęcia
metryczna, odsyłająca do konstruktu nie tyle umysłowego, ile abstrak-
cyjnego. To płaszczyzna, której wymiary wciąż przyrastają, wraz z tym,
43 Zob. wypowiedzi amerykańskich muzyków, określanych mianem „repetytyw-
co się przydarza, przy czym nie traci ona niczego ze swej pełni. To za- nych”, zwłaszcza Steve’a Reicha i Phila Glassa.
tem płaszczyzna przyrostu, zaludnienia, zakażenia; jednak owo namna- 44 Nathalie Sarraute w L’ère du soupçon (Gallimard 1956) pokazuje, w jaki sposób,
żanie się materiału nie ma nic wspólnego z ewolucją, z rozwojem formy na przykład, Proust znajduje się między obydwiema płaszczyznami, jako że wy-
dobywa on ze swych postaci „maleńkie kawałki niewyczuwalnej materii”, lecz
albo pokrewieństwem form. W jeszcze mniejszym stopniu stanowi ona również łączy wszystkie cząstki w jedną spójną formę, umieszczając je w tej lub
regresję skierowaną ku pewnej zasadzie. Jest to, przeciwnie, inwolucja, tamtej postaci.

322 323
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

płaszczyzny, przeciwstawiały się sobie jasno i absolutnie. Z tego wzglę- stawanie-się-niedźwiedziem Kleista. Nawet śmierć może być pomyśla-
du powiemy: widzicie doskonale różnicę między dwoma następującymi na jedynie jako przyrost elementarnych reakcji charakterystycznych dla
rodzajami zdań: 1) formy się rozwijają, podmioty kształtują jako funkcje zbyt różnych prędkości. Czaszka eksploduje, obsesja Kleista. Całe dzie-
płaszczyzny, która może być jedynie wywnioskowana (płaszczyzna orga- ło Kleista przenika maszyna wojenna, powołana przeciw państwu, ma-
nizacji-rozwoju); 2) istnieją jedynie prędkości i powolności między nie- szyna muzyczna przywołana przeciw malarstwu albo „obrazowi”. Cie-
ukształtowanymi elementami oraz pobudzenia między siłami niezsu- kawe, jak wielką nienawiścią darzyli to nowe pisarstwo Goethe i Hegel.
biektywizowanymi, jako funkcje na płaszczyźnie będącej z konieczności A to dlatego, że dla nich płaszczyzna musi być nie dającym się rozproszyć,
daną w tym samym czasie, w którym dane jest to, co się na niej znajduje harmonijnym rozwojem Formy i kształtowaniem się zasady Podmiotu,
(płaszczyzna spójności lub kompozycji)45. osobowości lub charakteru (szkoła uczuć, trwałość substancjalna i we-
Weźmy trzy najważniejsze przypadki XIX-wiecznej literatury nie- wnętrzność charakteru, harmonia albo analogia form i ciągłość rozwoju,
mieckiej Hölderlina, Kleista i Nietzschego. Po pierwsze, niezwykła kult państwa itd.). To dlatego, że ich koncepcja Płaszczyzny jako całości
kompozycja Hyperiona u Hölderlina, zgodnie z analizą Roberta Rovi- przeciwstawia się proponowanej przez Kleista. Anty-goetheizm i anty-
ni: znaczenie istności w odniesieniu do danej pory roku, które to ist- -heglizm Kleista, ale także Hölderlina. Goethe trafia w sedno, gdy wy-
ności ustanawiają równocześnie, na dwa różne sposoby, „część opo- tyka Kleistowi równoczesne ustanawianie czystego „procesu stacjonar-
wieści” (płaszczyzna) oraz szczegóły tego, co się przydarza (układ nego” będącego w rzeczywistości ustaloną płaszczyzną, wprowadzenie
i między-układy46). Lecz również, w następstwie pór roku i w wystę- pustek i skoków, uniemożliwiających jakikolwiek rozwój o scentralizo-
powaniu tej samej pory w różnych latach, rozproszenie form i posta- wanym charakterze oraz wzbudzenie przemocy afektów, które wprowa-
ci, uwolnienie ruchów, prędkości, opóźnień, pobudzeń, jak gdyby jakaś dzają wielkie pomieszanie uczuć47.
rzecz wymykała się z nieuchwytnej materii w miarę, jak rozwija się opo- W przypadku Nietzschego możemy zauważyć tę samą rzecz wyra-
wieść. Być może również pewna relacja z „real-polityką”; z maszyną wo- żaną w inny sposób. Nie ma czegoś takiego, jak rozwój form czy kształ-
jenną; z muzyczną maszyną dysonansu – Kleist: sposób, w jaki zarówno towanie się podmiotów. Nietzsche zarzuca Wagnerowi właśnie zbytnie
w jego pisarstwie, jak i w życiu wszystko staje się prędkością i powolnoś- przywiązanie do formy harmonicznej, zbyt wiele postaci pedagogicz-
cią. Następstwo katatonii i granicznych prędkości, omdleń i rozbłysków. nych, „charakterów”: zbyt wiele Hegla i Goethego. Bizet to co innego,
Spać na swym koniu i przechodzić w galop. Przeskakiwać z jednego ukła- mawiał Nietzsche... Zdaje się nam, że u Nietzschego problem nie tkwi
du na drugi, poprzez omdlenia, przechodząc przez pustkę. Kleist mnoży we fragmentaryczności pisania. To raczej problem prędkości albo po-
swoje „płaszczyzny życia”, lecz jest to zawsze jedna i ta sama płaszczyzna, wolności: nie tyle to, czy pisze się wolno, czy szybko, ile to, że pismo,
na której ujmuje swoje pustki i stawki, przeskoki, trzęsienia ziemi i plagi. podobnie jak cała reszta, byłoby wytwarzaniem prędkości i powolno-
Płaszczyzna nie jest zasadą organizacji, lecz środkiem transportu. Żadna ści między cząstkami. Żadna forma nie oprze się takiemu pisaniu, ża-
forma nie rozwija się na niej, nie kształtuje się żaden podmiot, przemiesz- den charakter ani podmiot go nie przetrwa. Zaratustra cechuje się jedy-
czają się jedynie afekty, stawanie się wybija i tworzy bloki – jak stawanie- nie prędkościami i powolnościami, a wieczny powrót, życie wiecznego
-się-kobietą przez Achillesa i stawanie-się-psem przez Pentezyleę. Kle- powrotu, jest pierwszym wielkim, konkretnym wyzwoleniem czasu
ist w cudowny sposób wyjaśnił, w jaki sposób formy i postaci są jedynie niepulsującego. Ecce homo dysponuje jedynie indywiduacjami poprzez
pozorami, wytworzonymi przez przesunięcia punktu ciężkości na abs- istności. Tak ujmowany Plan zawsze, siłą rzeczy, zawodzi, lecz zawód
trakcyjnej linii i przez połączenie tych linii na płaszczyźnie immanencji. ten jest integralną częścią samej płaszczyzny: zob. wielość płaszczyzn
Niedźwiedź jawi mu się jako fascynujące zwierzę, nie dające się zwieść, w Woli mocy. W rzeczywistości w przypadku każdego aforyzmu zawsze
ze względu na swe okrutne oczka, które przenikają pozór kształtów, do- będzie możliwe czy wręcz konieczne wprowadzenie między jego ele-
strzegając prawdziwą „naturę ruchu”, Gemüt albo niesubiektywny afekt: menty nowych stosunków prędkości, szybkości oraz powolności, które
zdołają rzeczywiście zmienić układ, przeskoczyć z jednego urządzenia
45 Zob. rozróżnienie dwóch płaszczyzn u Artauda, z których jedna jest demasko- na drugie (nie jest to zatem kwestia fragmentu). Jak mówi Cage, częścią
wana jako źródło wszelkich iluzji: Les Tarahumaras, w: Oeuvres complètes, IX,
Gallimard 1979, s. 34-35.
46 Wprowadzenie Roberta Rovini w: Friedrich Hölderlin, Hyperion, Union
générale d’éditions 1968, s. 10-18. 47 Posiłkujemy się tutaj niewydanym studium Mathieu Carrière’a na temat Kleista.

324 325
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

planu jest to, że ów zawodzi48. Dzieje się tak dlatego, że nie jest on ani wiążą się z przedsięwzięciem desubiektywizacji. Co więcej, płaszczy-
planem organizacji, ani rozwoju czy formacji, lecz niewolicjonalnych zna spójności nie istnieje uprzednio względem ruchów deterytorializa-
przekształceń. Warto też przywołać Bouleza, który powiada: „Zaprogra- cji, które ją rozwijają, względem linii ujścia, które ją wytyczają i ukazują
mować maszynę tak, że za każdym razem, gdy zmienia się taśmę, nadaje ją na powierzchni albo względem stawań się, z których się składa. Na-
jej ona różne cechy czasowe”. A zatem płaszczyzna czy plan, płaszczyzna wet jeśli płaszczyzna organizacji nieprzerwanie pracuje na płaszczyźnie
życia, pisma, płaszczyzna muzyczna itp. może jedynie zawieść, ponie- spójności, cały czas usiłuje ona zatkać linie ujścia, zastopować albo prze-
waż czymś niemożliwym jest dochować jej wierności; lecz porażki sta- rwać ruchy deterytorializacji, obciążyć je, poddać restratyfikacji, ponow-
nowią część planu, gdyż zwiększają one lub zmniejszają liczbę wymia- nie ustanowić w głębi formy i podmioty. Zachodzi również odwrotna sy-
rów tego, co każdorazowo się rozwija (płaszczyzna mająca n wymiarów). tuacja: płaszczyzna spójności nieprzerwanie wydobywa się z płaszczyzny
Dziwna maszyna, zarówno wojenna, jak i muzyczna, a także zaraźliwie- organizacji, wprawiając cząstki w ruch wirowy poza warstwami, mącąc
-namnażająco-inwolucyjna. formy uderzeniem prędkości albo powolności, łamiąc funkcje siłą ukła-
Dlaczego wszelako przeciwieństwo dwóch rodzajów płaszczyzny dów i mikroukładów. Lecz tu także niezbędna jest ostrożność, by płasz-
odsyła do jeszcze bardziej abstrakcyjnej hipotezy? Rzecz w tym, że wciąż czyzna spójności nie stała się czystą płaszczyzną zniesienia albo śmier-
przechodzi się od jednej do drugiej, bezwiednie i poprzez niewyczuwal- ci. Inwolucja nie może osuwać się wstecz ku niezróżnicowaniu. Czyż nie
ne stopnie albo uświadamiając to sobie dopiero po fakcie. Jedną płasz- trzeba zachować pewnego minimum warstw, minimum form i funkcji,
czyznę ustanawia się na drugiej albo jedną z drugiej wydobywa – wciąż minimum podmiotu, aby wydobywać z nich materiały, afekty, układy?
od nowa. Na przykład, wystarczy wzmocnić dryfującą płaszczyznę im- Tak więc, jeśli przeciwstawiamy sobie dwie płaszczyzny, to jako
manencji, skryć ją w głębinach Natury, zamiast pozwolić jej swobodnie dwa abstrakcyjne bieguny: na przykład, zewnętrznej płaszczyźnie or-
brykać na powierzchni, aby przeszła od razu na drugą stronę, przyjmu- ganizacyjnej właściwej muzyce zachodniej ufundowanej na formach
jąc rolę podstawy, która może być już wyłącznie zasadą analogii z punk- dźwiękowych i ich rozwoju przeciwstawia się płaszczyzna wewnętrz-
tu widzenia organizacji albo prawem ciągłości z punktu widzenia roz- nej spójności muzyki orientalnej, wykonana z prędkości i powolności,
woju49. Płaszczyzna organizacji albo rozwoju faktycznie pokrywa się ruchów i spoczynku. Jednak, wedle hipotezy konkretnej, wszelkie sta-
z tym, co nazywamy stratyfikacją: formy i podmioty, organy i funkcje wanie się muzyki zachodniej, wszelkie muzyczne stawanie się jest zwią-
są „warstwami” albo stosunkami pomiędzy warstwami. W odróżnieniu zane z minimum form dźwiękowych, a nawet funkcji harmonicznych
od tego, płaszczyzna ujmowana jako płaszczyzna immanencji, spójno- i melodycznych, poprzez które przepuszcza się prędkości i powolności,
ści albo kompozycji prowadzi do destratyfikacji całej natury, do ujęcia sprowadzając je właśnie do minimum. Beethoven wytworzył zadziwia-
jej za pomocą najbardziej sztucznych środków. Płaszczyzna spójności jące bogactwo polifoniczne za pomocą względnie ubogich tematów zło-
i Ciało bez Organów. Czyste stosunki prędkości i powolności zacho- żonych z trzech lub czterech nut. Istnieje pewien materialny przyrost,
dzące między cząsteczkami, o ile pojawiają się na płaszczyźnie spójno- który zachodzi wyłącznie wraz z rozproszeniem formy (inwolucja), łą-
ści, wiążą się z ruchami deterytorializacji, podobnie jak czyste afekty czącym się z jej nieprzerwanym rozwojem. Być może geniusz Schuman-
na jest najbardziej uderzającym przypadkiem: forma rozwija się tu wy-
48 „Skąd wziął się pański tytuł, A Year from Monday?” „– Z planu, który mieliśmy łącznie poprzez stosunki prędkości i powolności, na które oddziałuje się
z grupą przyjaciół, aby znaleźć się w Meksyku w rok od najbliższego poniedział- materialnie i emocjonalnie. Muzyka zawsze poddawała swe formy i mo-
ku. Spotkaliśmy się ponownie w sobotę, a naszego planu nigdy nie udało się zre-
alizować. Jest to pewna forma milczenia. (...) Z tego, że nasz plan się nie powiódł
tywy przekształceniom czasowym, poszerzeniom i ścieśnieniom, opóź-
albo z tego, że nie byliśmy zdolni się spotkać, nie wynika, że wszystko zawiodło; nieniom i przyspieszeniom, które powstają wyłącznie wedle praw orga-
plan nie okazał się porażką”; John Cage, Daniel Charles, For the Birds, Marion nizacji, a nawet rozwoju. Mikro-interwały, zwiększane i zmniejszane, są
Boyers 1981, s. 116-117).
ważne dla zakodowanych interwałów. Wagner i postwagneryści w jesz-
49 To dlatego mogliśmy obrać Goethego za przykład transcendentnej płaszczyzny.
Goethe uchodzi raczej za spinozystę; jego studia botaniczne i zoologiczne od- cze większym stopniu starali się wyzwolić wariacje na temat prędkości
krywają płaszczyznę immanentnej kompozycji, są bliskie koncepcji Geoffroya między cząstkami dźwiękowymi. Ravel i Debussy zachowują z formy
Saint-Hillaire’a (podobieństwo to było często sygnalizowane). Goethe jednak właśnie tyle, ile trzeba, aby ją złamać, pobudzić, zmodyfikować poprzez
będzie zawsze bronił podwójnej idei rozwoju Formy i formacji-kształcenia Pod-
miotu: w ten sposób jego płaszczyzna immanencji zostaje wywrócona na drugą prędkości i powolność. Bolero jest doprowadzonym niemal do karykatu-
stronę, ku drugiemu biegunowi. ry przykładem układu zachowującego z formy minimum, doprowadzone

326 327
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

do wybuchu. Boulez mówi o rozroście małych motywów, nagromadze- cząstkowa, niedająca się utrzymać w prawdzie, ponieważ wskazuje ona
niach maleńkich nut, działających kinematycznie i afektywnie, niosą- na dystans, na sąsiedztwo, w którym Albertyna chciałaby się znaleźć
cych ze sobą prostą formę i dodających do niej wskaźniki prędkości oraz i w którym już jest51. Tak też popisy narratora nie będą już zasadniczo
pozwalających wytworzyć skrajnie złożone stosunki dynamiczne po- tymi, które cechują przesłuchującego policjanta; przywołują całkiem od-
przez wychodzenie od wewnętrznie prostych stosunków formalnych. mienną figurę, strażnika więziennego: jak stać się władcą prędkości, jak
Nawet rubato Chopina nie może zostać odtworzone, ponieważ za każ- ją znieść nerwowo, jako ból głowy, czy też zmysłowo, jako rozbłysk, jak
dym razem tempo ma inne cechy szczególne50. To trochę tak, jak gdy- stworzyć więzienie dla Albertyny? I jeśli nie jest to już ta sama zazdrość,
by ogromna płaszczyzna spójności o zmiennej prędkości nieprzerwanie gdy przechodzi się od Swanna do narratora, to tym bardziej odmienne
wprowadzała formy i funkcje, formy i podmioty, aby wydobywać z nich jest postrzeganie muzyki: Vinteuil stopniowo przestaje być rozpoznawa-
cząstki i afekty. Zegarek, który cechowałby się całą gamą prędkości. ny wedle form analogicznych i porównywalnych podmiotów, nabierając
Czym jest młoda dziewczyna, czym jest grupa młodych dziewcząt? niebywałych prędkości i powolności, które łączą się na wariacyjnej płasz-
Proust pokazał to przynajmniej raz na zawsze: w jaki sposób ich indywi- czyźnie pod postacią wariacji. Jest to jedna i ta sama sytuacja: dla muzyki
duacja, czy to zbiorowa, czy osobliwa, dokonuje się nie tyle poprzez su- i dla Poszukiwań (zupełnie jakby motywy wagnerowskie porzuciły wszel-
biektywność, ile poprzez istność, czystą istność. „Byty ujścia”. Są to czy- ką stałość formy i wszelkie przypisanie do postaci). Można rzec, że opła-
ste stosunki prędkości i powolności, nic innego. Młoda dziewczyna jest kane skutki wysiłków Swanna, by zreterytorializować strumień rzeczy
opóźnieniem prędkości: dokonała zbyt wielu rzeczy, przemierzyła zbyt (Odettę w sekret, malarstwo w twarz, muzykę w lasek Buloński) ustąpiły
wiele przestrzeni względem tego, kto na nią czekał. Tak więc powolność miejsca przyspieszonemu ruchowi deterytorializacji, linearnemu przy-
młodej dziewczyny przekształca się w szaloną szybkość naszego oczeki- spieszeniu maszyny abstrakcyjnej, porywającej ze sobą twarze i pejza-
wania. Trzeba stwierdzić, zarówno w odniesieniu do tej kwestii, jak i do że, następnie zaś miłość, zazdrość, następnie malarstwo i samą muzykę,
całego W poszukiwaniu straconego czasu, że Swann nie znajduje się wca- zgodnie z coraz silniejszymi współczynnikami, które będą karmić Dzie-
le w tej samej sytuacji, co narrator. Swann nie jest szkicem czy prekurso- ło, ryzykując, że wszystko rozsypie się i umrze. A zatem narrator, wbrew
rem narratora, chyba że w kwestiach drugorzędnych i to tylko z rzadka. częściowym zwycięstwom, poniesie porażkę w swym przedsięwzię-
Nie znajdują się oni na tej samej płaszczyźnie. Swann wciąż myśli i czu- ciu nie mającym nic wspólnego z odnalezieniem czasu ani wymusze-
je w kategoriach podmiotu, formy, podobieństwa między podmiotami, niem wspomnienia, lecz polegającym na stawaniu się władcą prędkości,
odpowiedniości między formami. Fałsz Odetty jest dlań formą, której w rytm jego astmy. Chodziło o to, by stawić czoło zagładzie. Możliwe jest
tajemna, subiektywna treść musi zostać odkryta i poddana amatorskim też inne wyjście czy też raczej: Proust umożliwił jeszcze jedno wyjście.
czynnościom policyjnym. Muzyka Vinteuila jest dlań formą, która musi
wskazywać na inną rzecz, nakładać się na inną rzecz, tworzyć echo odbi- Wspomnienia molekuły. Stawanie-się-zwierzęciem jest tylko jednym
jające się od innych form, malowideł, twarzy lub krajobrazów. Choćby przypadkiem spośród wielu. Okazujemy się być ujęci w segmenty sta-
narrator miał podążać śladami Swanna, czyni on to na innej płaszczyź- wania się, między którymi możemy ustanowić pewien rodzaj porząd-
nie, w innym żywiole. Kłamstwo Albertyny nie ma już nic z treści, dąży ku albo pozornego postępu: stawanie-się-kobietą, stawanie-się-dzie-
ono, przeciwnie, do połączenia się z emisją cząstki pochodzącej z oczu ckiem; stawanie-się-zwierzęciem, rośliną albo minerałem; wszelkiego
ukochanej, cząstki czerpiącej wartość z samej siebie, która przebiega rodzaju molekularne stawania się, stawania-się-cząstkami. Jedne włók-
zbyt szybko przez pole wzrokowe albo słuchowe narratora; to prędkość na prowadzą do kolejnych, przekształcają jedne w drugie, przenikają
drzwi i progi. Śpiewać albo komponować, malować, pisać – czynności te
50 W kwestii wszystkich tych zagadnień (przyrost-rozproszenie, nagromadzenie,
wskazania prędkości, rola dynamiczna i afektywna) zob. Pierre Boulez, Par vo-
lonté et par hasard, s. 22-44, 88-91. W innym tekście Boulez nalega na pewien 51 Tematyka prędkości i powolności jest szczególnie rozbudowana w Uwięzionej:
pomijany aspekt muzyki Wagnera: nie tylko lejtmotywy wyzwalają się z pod- „Nawet będąc w naszych rękach, istoty te są nieujęte. Aby zrozumieć wzrusze-
porządkowania postaciom scenicznym, lecz również prędkości rozwijają się nia, które nam dają, a których nie dają inne, nawet piękniejsze, trzeba brać w ra-
swobodnie za sprawą utrzymania „formalnego kodu” albo tempa (Le temps chubę, że one nie są nieruchome, ale w ruchu, i trzeba dodać do ich osoby znak
re-cherché w Das Rheingold Programmheft I, Bayreuth 1976, s. 3-11). Boulez skła- oznaczający w fizyce szybkość (…) Tym właśnie istotom wymykającym się na-
da hołd Proustowi, który pojął jako jeden z pierwszych ową przekształcalną tura ich, nasz niepokój przyprawiają skrzydła” (Marcel Proust, W poszukiwaniu
i dryfującą rolę motywów wagnerowskich. straconego czasu, t. 5: Uwięziona, tłum. T. Żeleński (Boy), PIW 1974, s. 95-97).

328 329
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

nie mają może żadnego innego celu, niż rozbudzenie owych stawań się. wchodzą w tę strefę, ponieważ przybierają te stosunki. Istność nie daje
Przede wszystkim zaś muzyka; wszelkie stawanie-się-kobietą, jak i sta- się oddzielić od mgły, która zależy od strefy cząstkowej, od strefy korpu-
wanie-się-dzieckiem przenika muzykę, nie tylko na poziomie głosu (głos skularnej. Sąsiedztwo jest pojęciem zarówno topologicznym, jak i kwan-
angielski, włoski, kontratenor, kastrat), lecz również na poziomie wąt- towym, wskazującym na przynależność do tej samej molekuły, niezależ-
ków i motywów: refrenik (petite ritournelle), biesiadna pieśń, sceny dzie- nie od rozważanych podmiotów i określonych form.
cięce i zabawy dziecka. Instrumentacja i orkiestracja są przeniknięte sta- Schérer i Hocquenghem podkreślali ten kluczowy punkt, gdy roz-
waniami-się-zwierzętami, zwłaszcza ptakami, ale także innymi. Plusk, ważali problem dzieci-wilków. Z pewnością, nie chodzi o rzeczywistą
kwilenie, molekularne piski są tam obecne od początku, nawet jeśli in- produkcję, traktowanie dziecka tak, jak gdyby „rzeczywiście” stawało się
strumentalna ewolucja wraz z innymi czynnikami nadaje im dziś jesz- zwierzęciem; tym bardziej nie chodzi o podobieństwo, traktowanie dzie-
cze większą wagę, uznając je, z punktu widzenia ściśle muzycznej treści, cka tak, jak gdyby miało ono naśladować zwierzęta, które je rzeczywiście
za cechę nowego progu dla treści swoiście muzycznej: molekuła dźwię- wychowały; jednak nie chodzi także o symboliczną metaforę, jak gdy-
kowa, stosunki prędkości i powolności między cząstkami. Stawania- by autystyczne dziecko, porzucone albo zaginione, miało stawać się je-
-się-zwierzętami podążają w głąb molekularnych stawań się. W związku dynie „analogią” zwierzęcia. Schérer i Hocquenghem mają rację w tym,
z tym nasuwa się mnóstwo pytań. że wskazują na fałszywość tego rozumowania, zakorzenionego w kultu-
W pewnym sensie trzeba rozpocząć od końca: wszelkie stawania ralizmie albo moralizmie, odwołujących się do nieredukowalności ludz-
się są już molekularne. Rzecz w tym, że stawanie się nie polega na na- kiego porządku: ponieważ dziecko nie przekształciło się w zwierzę, po-
śladowaniu kogoś lub jakiejś rzeczy, nie chodzi tu o utożsamienie się zostanie ono wobec niego jedynie w relacji metaforycznej, wynikającej
z nią. Nie chodzi również w dostosowanie stosunków formalnych. Żad- z niemocy dziecka lub jego porzucenia. Oni sami z kolei powołują się
na z tych dwóch figur z porządku analogii nie ma nic wspólnego ze sta- na obiektywną strefę nieokreślenia czy niepewności, „pewną wspólną
waniem się, ani imitacja podmiotu, ani proporcjonalność formy. Stawać albo niedającą się rozróżnić rzecz”, sąsiedztwo „uniemożliwiające nie
się to wychodzić poza właściwe sobie formy, poza podmiot, którym się tylko mówienie o granicy między zwierzęciem i człowiekiem”, nie tyl-
jest, poza posiadane organy albo funkcje, jakie się pełni, wydobyć cząstki, ko u dzieci autystycznych, lecz u wszystkich dzieci; tak jakby niezależnie
między którymi ustanawia się stosunki ruchu oraz prędkości i spoczyn- od ewolucji prowadzącej ku dorosłości istniało miejsce na inne stawa-
ku, najbliższe temu, czym się stajemy i poprzez co się stajemy. To właśnie nia się, „inne współczesne możliwości”, nie będące regresją, lecz twór-
w tym sensie stawanie się jest procesem pragnienia. Ta zasada blisko- czą inwolucją, świadczącą „o nieludzkości jako takiej, przeżywanej bezpo-
ści jest faktycznie szczególna i nie wprowadza żadnej analogii. Wskazuje średnio w ciele”; śluby wbrew naturze, „poza zaprogramowanym ciałem”.
ona, w sposób najbardziej ścisły z możliwych, strefę sąsiedztwa lub współ- Rzeczywistość stawania-się-zwierzęciem – bez stawania-się-zwierzę-
obecności cząstki, ruch, który porywa każdą cząstkę, gdy wchodzi ona ciem w rzeczywistości. Na nic zdaje się odtąd formułowanie zarzutu, że
w tę strefę. Louis Wolfson podejmuje się przedziwnego przedsięwzięcia: dziecko-pies jest psem jedynie w granicach swojej formalnej konstytu-
będąc schizofrenikiem, dokonuje jak najszybszego przekładu każdego cji i nie robi niczego psiego, niczego, czego inny człowiek nie mógłby
zdania swego ojczystego języka na obce słowa, mające podobne brzmie- zrobić, gdyby tylko chciał. Tym zatem, co trzeba wyjaśnić, jest właśnie
nie i sens; będąc anorektykiem, rzuca się do lodówki, rozrywa pudełka to, że wszystkie dzieci, a także wielu dorosłych, czynią to w większym
z jedzeniem, jak najszybciej napychając się ich zawartością52. Błędem by- lub mniejszym stopniu i dają świadectwo raczej nieludzkiej zbieżności
łoby wierzyć, że zapożycza on z obcych języków „przebrane” słowa, któ- ze zwierzęciem, niż symbolicznej wspólnocie edypalnej53. Nie damy już
rych potrzebuje. Napycha raczej swój własny język cząstkami werbalny- wiary temu, że dzieci jedzące trawę, ziemię albo surowe mięso odnajdują
mi, które nie mogą już przynależeć do formy tego języka, zupełnie tak w nim jedynie witaminy albo minerały, których brakuje ich organizmo-
samo, jak opycha się pożywieniem, które nie ma już odżywczej postaci: wi. Chodzi o to, by współdzielić ze zwierzęciem ciało, Ciało bez Organów
dwa rodzaje cząstek wchodzą ze sobą w sąsiedztwo. Można równie do-
brze mówić o emisji cząstek, które przybierają takie właśnie stosunki ru- 53 René Schérer oraz Guy Hocquenghem, Co-ire, „Recherches” nr 22, 1976,
chu i spoczynku, ponieważ wchodzą w taką strefę sąsiedztwa; albo: które s. 76-82: zob. ich krytykę tezy Bettelheima, który w dziecięcych stawaniach-się-
-zwierzętami dostrzega jedynie autystyczną symbolikę, wyrażając w ten sposób
raczej lęk rodziców niż dziecięcą rzeczywistość (zob. Bruno Bettelheim, La for-
52 Louis Wolfson, Le schizo et les lanques, Gallimard 1970. teresse vide, Gallimard 1969).

330 331
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

określane przez strefy intensywności i sąsiedztwa. Skąd zatem pochodzi jak mówi, o to, by naśladować kraba; chodzi o skomponowanie z obra-
to nieokreślenie, owa obiektywna nierozróżnialność, o których mówią zem, z prędkością obrazu, czegoś, co ma związek z krabem55. I to właśnie
Schérer i Hocquenghem? ma dla nas kluczowe znaczenie: nie stajemy się zwierzęciem ot tak, za
Chodziłoby na przykład o to, by nie naśladować psa, lecz skom- pomocą dowolnych środków i elementów; emitujemy korpuskuły wcho-
ponować swój organizm z inną rzeczą w sposób, który pozwoli uchwy- dzące w stosunek ruchu i spoczynku charakterystyczny dla cząstek zwie-
cić w skomponowanej tak całości cząstki, które byłyby psie w swej funk- rzęcych albo też – co sprowadza się do tego samego – w strefie sąsiedztwa
cji względem stosunku ruchu i spoczynku albo cząstkowego sąsiedztwa, cząstki zwierzęcej. Zwierzęciem stajemy się wyłącznie na sposób mo-
w jakie wchodzą. Jest zrozumiałe, że owa inna rzecz może być bardzo lekularny. Nie stajemy się molowym szczekającym psem, lecz poprzez
różna i mieć większy lub mniejszy związek ze zwierzęciem, o którym szczekanie, jeśli wkładamy w to dość serca, konieczności i kompozycji,
mowa: może to być naturalne pożywienie zwierzęcia (ziemia i robaki), emitujemy molekularnego psa. Człowiek nie może stać się wilkiem czy
mogą to być jego zewnętrzne stosunki z innymi zwierzętami (staję się wampirem tak, jakby po prostu zmienił gatunek molowy; jednak wampir
psem z kotami, staję się małpą z końmi), może być to aparat albo proteza, i wilkołak są stawaniami się człowieka, to znaczy sąsiedztwem między
z której człowiek czyni użytek (kaganiec, lejce itd.), może to być dowol- molekułami złożonymi ze stosunków ruchu oraz stosunków prędkości
na rzecz, nawet taka, która nie ma już żadnego dającego się „zlokalizo- i powolności, zachodzącym między emitowanymi cząstkami. Z pewnoś-
wać” stosunku z danym zwierzęciem. W odniesieniu do tego ostatniego cią istnieją wilkołaki i wampiry, jesteśmy o tym przekonani; jednak nie
przypadku, mogliśmy zauważyć jak Slepian opiera swój wysiłek stania szukajcie u nich podobieństwa albo analogii ze zwierzęciem, ponieważ
się psem na idei wzucia butów na dłonie, na zasznurowaniu ich swoimi jest to stawanie-się-zwierzęciem w akcie, jest to wytwarzanie zwierzę-
ustami-pyskiem. Philippe Gavi przywołuje wyczyny Lolito, pożeracza cia molekularnego (podczas gdy „rzeczywiste” zwierzę” jest ujmowane
butelek, ceramiki i porcelany, żelaza, a nawet rowerów, który mówi sam pod swą postacią i podmiotowością molową). To w nas zwierzę szczerzy
o sobie: „Uważam się w połowie za zwierzę, w połowie za człowieka. Ra- kły jak szczur Hoffmansthala, a kwiat prezentuje swe płatki – lecz dzie-
czej za zwierzę niż człowieka. Uwielbiam zwierzęta, zwłaszcza psy, czuję je się to na drodze emisji korpuskularnej, poprzez molekularne sąsiedz-
się z nimi związany. Moje uzębienie przystosowało się i w rzeczywistości, two, nie zaś przez naśladownictwo albo proporcjonalność formy. Alber-
gdy nie jem szkła albo żelaza, swędzi mnie szczęka, tak jak u młodego psa, tyna może w nieskończoność naśladować kwiat, lecz dopiero wówczas,
który ma chęć schrupać kość”54. Zinterpretowanie słowa „jak” metafo- gdy śpi i wchodzi w kompozycję z cząsteczkami słońca, jej pieprzyk i fak-
rycznie albo doszukiwanie się w nim strukturalnej analogii (człowiek-że- tura jej skóry wchodzą w stosunek spoczynku i ruchu, który popycha ją
lazo = pies-kość) oznaczałoby, że niczego nie zrozumieliśmy ze stawania ku strefie molekularnej rośliny: stawanie-się-rośliną Albertyny. I dopie-
się. Słowo „jak” jest jednym z tych słów, które bardzo zmieniają swój sens ro wówczas, gdy zostaje uwięziona, emituje cząstki ptaka. Gdy zaś ucieka,
i funkcję, gdy odniesie się je do istności, gdy uczyni się z nich wyraże- rzuca się ku linii ujścia, staje się koniem, nawet jeśli jest to rumak śmierci.
nie stawania się, nie zaś stanów znaczonych albo stosunków znaczących. Tak, wszystkie stawania się mają charakter molekularny; zwie-
Może się zdarzyć, że pies zaciśnie szczęki na żelazie, lecz wówczas użyje rzę, kwiat czy kamień, którymi się stajemy, są molekularnymi zbioro-
swej szczęki jako organu molowego. Gdy Lolito je żelazo, rzecz ma się cał- wościami, istnościami, nie zaś formami, przedmiotami lub podmiotami
kiem inaczej: komponuje on swą szczękę z żelazem w sposób, za sprawą molowymi, które poznaje się poza nami i które rozpoznaje się siłą do-
którego sam staje się szczęką molekularnego psa. Aktor De Niro w jed- świadczenia, nauki czy nawyku. Jeśli to prawda, podobnie ma się rzecz
nej ze scen pewnego filmu porusza się „jak” krab; jednak nie chodzi mu, w odniesieniu do tego, co ludzkie: istnieją stawanie-się-kobietą i stawa-
nie-się-dzieckiem, które nie przypominają kobiety czy dziecka jako wy-
54 Philippe Gavi, Les Philosophes du fantastique w: „Liberation”, 31 marca 1977. raźnie odrębnych molowych jednostek (choć kobieta czy dziecko mogą
We wcześniejszych przypadkach należałoby uznać pewne czynności określa-
mieć – nawet jeśli jest to tylko możliwość – uprzywilejowane pozycje
ne mianem neurotycznych za funkcję stawania się zwierzęciem, zamiast odno-
sić stawania się zwierzętami do interpretacji psychoanalitycznej owych czyn- względem owych stawań się). Tym, co nazywamy tu jednostką molową,
ności. Mogliśmy zaobserwować to w przypadku masochizmu (Lolito wyjaśnia, jest na przykład kobieta o tyle, o ile jest ona ujmowana w dualnej maszy-
że źródło jego wyczynów tkwi w pewnych masochistycznych doświadczeniach; nie, która przeciwstawia ją mężczyźnie, o tyle, o ile jest ona określona
wspaniały tekst Christiana Maurela łączy stawanie-się-małpą i stawanie-się-
-koniem w masochistyczną parę). Należałoby również poddać pod rozwagę
ano­reksję z punktu widzenia stawania się zwierzęciem. 55 Zob. „Newsweek”, 16 maja 1977, s. 57.

332 333
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

przez swą formę i warunkowana przez organy i funkcje oraz przypisa- historii i podmiotu wypowiedzenia, który przeciwstawia męskość ko-
na do pewnej podmiotowości. Stawanie-się-kobietą nie polega na na- biecości w obrębie wielkich maszyn dualnych. Jest to raczej kwestia cia-
śladowaniu owej jednostki ani nawet na przekształceniu się w nią. Nie ła – ciała, które kradnie się nam, aby fabrykować przeciwstawiające się
zapominamy tu o znaczeniu naśladownictwa, o momentach naśladowa- sobie organizmy. Ciało to kradnie się przede wszystkim dziewczynie:
nia u niektórych homoseksualnych mężczyzn, ani tym bardziej, o nie- przestań się tak zachowywać, nie jesteś już małą dziewczynką, nie jesteś
zwykłych próbach rzeczywistego przekształcenia podejmowanych przez chłopczycą itd. Dziewczynie kradnie się przede wszystkim jej stawanie
niektórych transwestytów. Chcemy tylko powiedzieć, że owe aspek- się, aby nadać, narzucić jej historię albo prehistorię. Następny w kolej-
ty, nieodłączne od samego stawania-się-kobietą, muszą być ujmowane ce jest chłopiec, choć jemu pokazuje się przykład dziewczyny, wskazuje
jako funkcja czegoś innego: nie jest to ani naśladowanie, ani przybiera- mu się ją jako przedmiot jego pragnienia, fabrykując mu przeciwstaw-
nie formy kobiecej, lecz emitowanie cząstek wchodzących w stosunek ny organizm, podobnie jak dominującą historię. Dziewczyna jest pierw-
ruchu i spoczynku lub w strefę sąsiedztwa mikrokobiecości, to znaczy szą ofiarą, jednak musi służyć również za przykład i pułapkę. To dlate-
wytwarzanie w nas samych kobiety molekularnej, tworzenie kobie- go, gdy spojrzeć na to z drugiej strony, odtworzenie ciała jako Ciała bez
ty molekularnej. Nie chcemy powiedzieć, że tego typu tworzenie było- Organów, anorganizmu ciała, jest nieodłączne od stawania-się-kobietą
by przywilejem mężczyzny, lecz, przeciwnie, że kobieta ma za jednostkę lub od wytwarzania kobiety molekularnej. Bez wątpienia młoda dziew-
molową stawanie-się-kobietą, o ile mężczyzna również staje się kobietą czyna staje się kobietą w znaczeniu organicznym albo molowym. Jed-
lub może się nią stać. Oczywiście konieczne jest, by kobiety uprawiały nak z drugiej strony, stawanie-się-kobietą czy też kobieta molekular-
politykę molową w celu zdobycia możliwości posługiwania się własny- na jest właśnie młodą dziewczyną. Młoda dziewczyna z pewnością nie
mi organizmami, tworzenia własnej historii czy podmiotowości – „my określa się poprzez dziewictwo, lecz poprzez stosunek ruchu i spoczyn-
jako kobiety...” pojawia się jako podmiot wypowiedzenia. Jednak niebez- ku, prędkości i powolności, poprzez kombinację atomów, emisję cząstek:
piecznie jest ograniczyć się tylko do takiego podmiotu, który działa jedy- istność. Nieprzerwanie biega ona po Ciele bez Organów. Jest linią abs-
nie o tyle, o ile osusza źródło lub tamuje strumień. Pieśń życia jest czę- trakcyjną albo linią ujścia. Młode dziewczęta nie przynależą również do
sto intonowana przez najbardziej wyschnięte spośród kobiet, ożywiane żadnego określonego wieku, płci, porządku czy królestwa: raczej prze-
resentymentem, wolą mocy i matczynym chłodem. Podobnie uschnię- ślizgują się one między porządkami, aktami, wiekami, płciami; wytwa-
te dziecko jest o tyle lepsze, że nie wypływa z niego już żaden strumień rzają n molekularnych płci na linii ujścia, dzięki swemu stosunkowi do
dziecięcości. Tym bardziej nie wystarczy powiedzieć, że każda z płci za- dwoistych maszyn, które nieustannie przemierzają. Jedynym sposobem
wiera w sobie drugą i musi rozwijać w sobie biegun przeciwny. Biseksu- na wyjście poza dualizmy, bycie pomiędzy, przechodzenie między (inter-
alność nie jest wcale lepszym pojęciem, niż podział płci. Miniaturyzacja mezzo), jest to, co przeżywała Virginia Woolf z całych sił i w całym swym
i interioryzacja binarnej maszyny jest równie nieznośna, jak jej rozjątrza- dziele: nieprzerwane stawanie się. Młoda dziewczyna jest niczym blok
nie; nie da się wyjść poza nią w ten sposób. Trzeba zatem zrozumieć ko- stawania się, który pozostaje współczesny każdemu elementowi prze-
biecą politykę molekularną, która wślizguje się do molowych konfron- ciwstawnemu: mężczyźnie, kobiecie, dziecku, dorosłemu. To nie młoda
tacji i przechodzi pod nimi i poprzez nie. dziewczyna staje się kobietą, to stawanie-się-kobietą czyni młodą dziew-
Gdy pytano Virginię Woolf o swoiście kobiece pisarstwo, wzdra- czynę czymś uniwersalnym; to nie dziecko staje się dorosłym, lecz sta-
gała się ona przed ideą pisania „jako kobieta”. Pisarstwo powinno raczej wanie-się-dzieckiem czyni młodość czymś uniwersalnym. Trost, autor
wytwarzać stawanie-się-kobietą, atomy kobiecości zdolne do przemie- nader tajemniczy, nakreślił portret dziewczyny, z którym wiąże się pe-
rzenia i wniknięcia w całe pole społeczne oraz zakażenia mężczyzn, po- wien rodzaj rewolucji: prędkość, jej ciało wolne na sposób maszynowy,
chwycenia ich w tym stawaniu się. Cząstki bardzo delikatne, lecz rów- jej intensywności, jej linia abstrakcyjna czy też linia ujścia, jej molekular-
nież solidne i zawzięte, nieusuwalne i nieposkromione. Pojawienie się na wytwórczość, jej obojętność na wspomnienie, jej niefiguratywny cha-
kobiet w angielskiej prozie nie oszczędziło żadnego mężczyzny: również rakter – „niefiguratywność pragnienia”56. Joanna d’Arc? Szczególna rola
tych uchodzących za najbardziej męskich, najbardziej fallokratycznych,
jak Lawrence czy Miller, bez przerwy pochwytujących i emitujących owe 56 Zob. Dolfi Trost, Visible et invisible, Arcanes 1953, oraz Librement mécanique,
Mino­taure 1955: „znajdowała się równocześnie w swej zmysłowej rzeczywisto-
cząstki, wchodzących w sąsiedztwo albo w strefę nieodróżnialności od ści i idealnym przedłużeniu swych linii, niczym projekcja grupy ludzkiej mają-
kobiet. Stają się oni kobietami pisząc. Nie jest to kwestia organizmu, cej dopiero nadejść”.

334 335
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

młodej dziewczyny w rosyjskim terroryzmie, młoda dziewczyna z bom- dziewczyną, podczas gdy młoda dziewczyna staje się wojowniczką przez
bą, strażniczka dynamitu? Z pewnością polityka molekularna przechodzi zakażenie się zwierzęciem. Wszystko zostaje ponownie zjednoczone
przez młodą dziewczynę i dziecko. Jest jednak równie pewne, że dziew- w asymetrycznym stawaniu się, natychmiastowym zygzaku. Achilles
czyny i dzieci nie czerpią sił z molowego statusu, który je poskramia, ani i Pentezylea dokonują wzajemnego wyboru w serii oszołomień, wirów
z organizmu i subiektywności, które się im nadaje; czerpią one wszyst- i cząsteczkowych omdleń za sprawą istnienia podwójnej maszyny wo-
kie siły ze stawania-się-molekularnym, które umożliwia im przecho- jennej, tej stworzonej przez Greków, która już wkrótce zostanie wypar-
dzenie poprzez płcie i wieki, stawanie-się-dzieckiem tak przez dorosłe- ta przez państwo, oraz maszyny Amazonek, która wkrótce się rozpad-
go, jak i przez dziecko, stawanie-się-kobietą zarówno przez mężczyznę, nie. Achilles i Pentezylea, ostatni wojownik i ostatnia królowa młodych
jak i przez kobietę. Dziewczyna i dziecko nie stają się, to samo stawanie dziewcząt, dokonują wzajemnego wyboru; Achilles w stawaniu-się-ko-
się jest dzieckiem albo dziewczyną. Dziecko nie staje się dorosłym, tak bietą, Pentezylea w stawaniu-się-psem.
jak dziewczyna nie staje się kobietą; jednak dziewczyna jest stawaniem- Rytuałów transwestytyzmu w społeczeństwach pierwotnych, w trak-
-się-kobietą każdej płci, tak jak dziecko – stawaniem-się-młodym każde- cie których mężczyzna staje się kobietą, nie da się wyjaśnić przez organi-
go wieku. Wiedzieć, jak się starzeć, nie jest tym samym, co pozostawać zację społeczną, zapewniającą odpowiedniość danych stosunków, ani też
młodym; chodzi raczej o wydobywanie ze swego wieku cząstek, prędko- przez organizację psychiczną sprawiająca, że mężczyzna pragnąłby być
ści i powolności, przepływów ustanawiających młodość danego wieku. kobietą, tak samo jak kobieta – mężczyzną58. Struktura społeczna i psy-
Wiedzieć, jak kochać, nie oznacza pozostawać mężczyzną albo kobietą, chiczna identyfikacja pomijają wiele szczególnych czynników: zawiąza-
lecz wydobywać ze swej płci cząstki, prędkości i powolności, strumienie, nie, rozwiązanie i komunikacja stawań się, uruchamianych przez trans-
n płci ustanawiających dziewczynę danej seksualności. To sam Wiek jest westytę; moc stawania-się-zwierzęciem, która z niego wypływa; przede
stawaniem się dzieckiem, podobnie jak Seksualność, nieważne jaka, jest wszystkim zaś przynależność tych stawań się do szczególnej maszyny wo-
stawaniem się kobietą, to znaczy dziewczyną – oto odpowiedź na głupie jennej. Rzecz ma się tak samo w przypadku seksualności: kiepsko wyjaś-
pytanie: dlaczego Proust zrobił z Alberta Albertynę? nia się ją przez binarną organizację płci czy przez biseksualną organizację
Jeśli zatem wszystkie stawania się, wliczając stawanie-się-kobietą, każdej z nich. Seksualność wprowadza najróżniejsze stawania się, będą-
mają charakter molekularny, trzeba również stwierdzić, że wszystkie sta- ce niczym n płci; to cała wojenna maszyna przenikana przez miłość. Nie
wania się zaczynają się od stawania-się-kobietą i przez nie przechodzą. oznacza to powrotu do mylących metafor łączących miłość i wojnę, uwo-
Jest to klucz do innych stawań się. Gdy wojownik przebiera się za kobie- dzenie i podbój, walkę płci i sceny z życia małżeńskiego czy wręcz wojnę
tę, ukrywa się w kobiecym przebraniu, nie jest to chwilowy wstydliwy strindbergowską: są one trafne wyłącznie wtedy, gdy miłość dobiegła już
moment w jego karierze. Ukrywanie się, kamuflowanie jest jedną z funk- końca, a seksualność się zasuszyła. Liczy się to, że sama miłość jest ma-
cji wojownika; linia ujścia przyciąga zaś wroga, przenika coś i umożliwia szyną wojenną obdarzoną obcymi, niemal przerażającymi mocami. Sek-
temu czemuś ujście; to z nieskończoności linii ujścia wyłania się wojow- sualność jest wytwarzaniem tysiąca płci, które tym samym są nieokiełz-
nik. Choć jednak kobiecość człowieka wojny nie jest przypadkowa, nie nanymi stawaniami się. Seksualność przechodzi przez stawanie-się-kobietą
należy myśleć o niej jako czymś strukturalnym albo regulowanym przez mężczyzny i stawanie-się-zwierzęciem człowieka: emisja cząstek. Nie ma
odpowiedniość stosunków. Nie ma powodów, by sądzić, że odpowied- tu potrzeby zezwierzęcenia, nawet jeśli może się ono pojawić, o czym za-
niość między dwoma stosunkami, „mężczyzna-wojna” i „kobieta-mał- świadcza w bardzo interesujący sposób wiele anegdot psychiatrycznych,
żeństwo”, mogłaby wprowadzać ekwiwalencję między wojownikiem choć czynią to one zbyt prosto, a więc przewrotnie zbyt głupio. Nie cho-
i dziewczyną jako kobietą, która odmawia małżeństwa57. Wojownik nie dzi o to, aby „udawać” psa, niczym stary jegomość na kartce pocztowej;
daje się oddzielić od Amazonek. Zjednoczenie młodej dziewczyny i wo- nie chodzi też o to, by kochać się ze zwierzętami. Stawania-się-zwie-
jownika nie wytwarza zwierząt, lecz stawanie-się-kobietą jednego z nich rzętami cechują się przede wszystkim inną mocą, ponieważ nie czerpią
i stawanie-się-zwierzęciem drugiego, w jednym i tym samym „bloku”, swej rzeczywistości ze zwierzęcia, które jest naśladowane lub do którego
gdzie wojownik staje się zwierzęciem, poprzez zarażenie się młodą
58 W kwestii transwestytyzmu w społeczeństwach pierwotnych zob. Bruno Bettel­
heim, Symbolic Wounds, Free Press 1954 (gdzie przedstawia on identyfikacyjną
57 Zob. przykłady i wyjaśnienia zaproponowane przez Jean-Pierre’a Vernanta interpretację psychologiczną) a zwłaszcza Gregory Bateson (który proponuje
w Problèmes de la guerre en Grèce ancienne, s. 15-16. oryginalną interpretację strukturalną): Naven, Stanford University Press 1958.

336 337
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

się odsyła, lecz z siebie samych, z tego, co porywa nas w całości w jednej która sama w sobie jest abstrakcyjna. Świat ten tworzy się w ciągłym po-
chwili i sprawia, że się stajemy: sąsiedztwo, nierozróżnialność, która wy- wiązaniu z innymi liniami, innymi fragmentami, tak, aby mógł przykryć
dobywa ze zwierzęcia pewną rzecz wspólną, więcej niż mogłoby dokonać ten pierwszy, niby przezroczysta warstwa. Zwierzęca elegancja, zakamu-
całe udomowienie, użytek czy imitacja: „Zwierz”. flowana ryba, skrytość: przebiega ona przez linie abstrakcyjne, które ni-
Jeśli stawanie-się-kobietą jest pierwszym kwantem czy też segmen- czego nie przypominają ani nawet nie przebiegają wzdłuż swych podzia-
tem molekularnym i skoro stawania-się-zwierzętami wiążą się ze sobą, łów organicznych; jednak ryba, zdezorganizowana i zdezartykułowana,
to ku czemu wszystkie one dążą? Bez cienia wątpliwości: ku stawaniu- tworzy świat wraz z wyraźnymi konturami skał, piasku, roślin, aby stać
-się-niedostrzegalnym. Niedostrzegalność jest immanentnym końcem się niedostrzegalną. Ryba jest niczym chiński poeta-malarz: ani naśla-
stawania się, jego kosmiczną formułą. W ten sposób Zmniejszający się dowczy, ani strukturalny, lecz kosmiczny. François Cheng pokazuje, że
człowiek Mathesona przechodzi przez królestwa, prześlizguje się mię- poeta nie dąży do naśladownictwa ani tym bardziej nie wylicza „geome-
dzy molekułami, aż do stopnia, w którym staje się niewykrywalną cząst- trycznych proporcji”. Utrzymuje on, wydobywa z natury tylko istotne li-
ką, rozmyślającą w nieskończoność o nieskończoności. Pan Zero Pau- nie i ruchy, posługuje się tylko „konturami” ciągłymi albo narzuconymi59.
la Moranda umyka z wielkich krain, przenika te najmniejsze, zstępuje To w tym znaczeniu stawanie-się-wszystkimi, tworzenie świata stawania
w dół skali państw, aby ustanowić w Lichtensteinie anonimowe stowa- się, to światowienie, tworzenie świata, światów, to znaczy odkrywanie
rzyszenie dla siebie samego i umrzeć niepostrzeżenie, formując za po- ich sąsiedztwa oraz stref nierozróżnialności. Kosmos jako maszyna abs-
mocą swych palców partykułę O: „Jestem człowiekiem, który umyka trakcyjna, a także każdy świat jako konkretny układ, który się realizuje.
wijąc się między dwiema skrajnościami, do którego strzelają wszystkie Sprowadzać się do jednej albo kilku linii abstrakcyjnych, które będą się
strzelby świata. (...) nie należy być już więcej celem”. Co jednak oznacza ciągnąć i przenikać z innymi, aby wytworzyć w sposób natychmiastowy,
stawanie-się-niedostrzegalnym, dotarcie do kresu wszystkich cząstecz- bezpośredni, pewien świat, w którym jest ten świat, który się staje, w któ-
kowych stawań się, które miały początek w stawaniu-się-kobietą? Nie- rym stajemy się całym światem, wszystkimi. Pismo niczym linia chiń-
dostrzegalne stawanie się może oznaczać wiele rzeczy. Jaki jest stosunek skiego rysunku-poematu: było to marzenie Kerouaca, a nawet już Vir-
między niedostrzegalnością (anorganiczną), nierozróżnialnością (nie- ginii Woolf. Mówiła ona, że trzeba „nasycić każdy atom”, a tym samym
znaczącą) i bezosobowością (asubiektywną)? eliminować, eliminować wszystko to, co jest podobieństwem i analogią,
Przede wszystkim powiemy: być jak wszyscy. To właśnie ma na my- lecz również „umieścić wszystko”: wyeliminować wszystko to, co wykra-
śli Kierkegaard w swej historii „rycerza wiary”, człowieka stawania się: cza poza moment, ale umieścić wszystko, co on zawiera – sam moment
można go obserwować i nic nie zauważyć, mieszczuch, nic poza miesz- nie jest natychmiastowy, jest istnością, przez którą się prześlizgujemy
czuchem. To właśnie przeżył Fitzgerald: w przypadku prawdziwego ze- i która prześlizguje się po innych istnościach, poprzez przezroczystość60.
rwania, dociera się… tak naprawdę do bycia jak wszyscy. I nie dla każdego Być obecną u początków świata. Oto powiązanie między trzema cnota-
jest to proste: nie wyróżniać się. Być niepoznanym, nawet przez swego mi: niedostrzegalnością, nierozróżnialnością, bezosobowością. Spro-
dozorcę i sąsiadów. Jeśli bycie „jak” wszyscy jest tak trudne, to dlatego, że wadzić się do linii abstrakcyjnej, do konturu, i wejść w ten sposób w ist-
dotyczy ono stawania się. Nie wszyscy stają się jak wszyscy, sprawiają, że ność jako bezosobowość twórcy. Jest się wtedy niczym roślina: tworzy
wszyscy stają się wszystkim. Trzeba tu wiele ascezy, trzeźwości, twórczej się świat lub też stawanie się ze wszystkiego i wszystkich, z całego świa-
inwolucji: angielskiej elegancji, angielskich tkanin, wtopienia się w ścia- ta, ponieważ tworzy się świat z konieczności połączony, usuwa się z sie-
ny, eliminacji tego, co zbyt uchwytne, zbyt dostrzegalne. „Wyeliminować bie wszystko to, co przeszkadza nam prześlizgiwać się między rzeczami,
wszystko, co jest odpadem, co jest martwe lub zbyteczne”, skargi i zaża- przepchnąć się na poziom rzeczy. Łączy się „wszystko”: rodzajnik nie-
lenia, niezaspokojone pragnienia, obronę i tłumaczenie się, wszystko to, określony, nieskończone stawanie się oraz nazwę własną, do której jest
co zakorzenia nas w nas samych, w naszej molowości. Jest tak dlatego, się sprowadzonym. Nasycić, wyeliminować, umieścić wszystko.
że „wszyscy” to molowa całość, choć stawanie-się-wszystkimi jest zupeł-
nie inną sprawą, wprowadzającą do gry cały kosmos wraz ze składają- 59 François Cheng, L’écriture poétique chinoise, s. 20 i nast.
cymi się nań cząsteczkami. Stawanie-się-wszystkimi (tout le monde), to 60 Virginia Woolf, The Diary of Virginia Woolf, Hogarth Press 1980, t. 3, s. 209, t. 1,
10-18, s. 230: „Przyszła mi do głowy myśl, że to, co chciałabym teraz zrobić, to na-
tworzenie świata, pewnego świata. Na mocy procesu eliminacji jest się sycić każdy atom” – itd. W odniesieniu do wszystkich tych kwestii posługujemy
już niczym więcej, niż abstrakcyjną linią czy też fragmentem układanki, się niewydanym studium Fanny Zavin dotyczącym Virginii Woolf.

338 339
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

Ruch jest w istotny sposób powiązany z niedostrzegalnością, jest progów i postrzeżeń, nadającej formy postrzeżeniowe postrzegającym
ze swej natury niedostrzegalny. Rzecz w tym, że percepcja nie może podmiotom. Jest to zatem płaszczyzna organizacji i rozwoju, płaszczy-
czuć ruchu inaczej, niż jako ruchomą translację albo rozwój formy. Ru- zna transcendencji, która nadaje to, co ma być postrzeżone, sama nie
chy oraz stawania się, to znaczy czyste stosunki prędkości i spoczynku, będąc postrzegana, nie mogąc być postrzeżoną. Jednak na innej płasz-
czyste afekty, znajdują się albo pod, albo ponad progiem percepcji. Bez czyźnie, płaszczyźnie immanencji lub spójności, to sama zasada kompo-
wątpienia wszelkie progi percepcji są względne, zawsze istnieje zatem zycji musi być postrzeżona, nie może istnieć inaczej, niż jako postrzega-
taki, który może uchwycić to, co wymyka się innemu: sokoli wzrok… Jed- na, równocześnie z tym, co przez nią dane czy też skomponowane. Tutaj
nak adekwatny próg nie może działać inaczej, niż w funkcji postrzegal- ruch nie odnosi się już do zapośredniczenia we względnym progu, któ-
nej formy i postrzeganego czy też obserwowanego podmiotu. Dlatego remu ze swej natury wymyka się ku nieskończoności; osiągnął on, bez
sam ruch wciąż przechodzi gdzie indziej: jeśli ustanawia się postrzeże- względu na swoją prędkość lub powolność, absolutny, ale i zróżnicowa-
nie w serii, ruch dokonuje się zawsze poza maksymalnym progiem i po- ny próg, będący jednym i tym samym, co konstrukcja danego obszaru
niżej progu minimalnego, w interwałach w ekspansji albo w kontrakcji ciągłej płaszczyzny. Można również powiedzieć, że ruch przestaje być
(mikrointerwały). Tak jak wielcy japońscy zapaśnicy, którzy posuwają się realizowany w ramach zawsze względnej deterytorializacji, aby stać się
naprzód zbyt wolno i wykonują chwyt zbyt szybko i nagle, by można było procesem deterytorializacji absolutnej. Różnica między dwiema płasz-
ich dostrzec: tym, co się ściera, są nie tyle zapaśnicy, ile nieskończona po- czyznami sprawia, że to, co nie może być postrzegane na jednej z nich,
wolność oczekiwania (co się wydarzy?) oraz nieskończona prędkość wy- musi być postrzeżone na drugiej. To, co niedostrzegalne, staje się tutaj
niku (co się wydarzyło?). Należałoby osiągnąć próg fotograficzny czy też z konieczności dostrzegalne, skacząc z jednej płaszczyzny na drugą albo
kinematograficzny, lecz, przez stosunek do zdjęcia, ruch i afekt znów wy- z progu względnego na współistniejący z nim próg absolutny. Kierkega-
mykają się ponad albo pod nim. Odkąd Kierkegaard ukuł wspaniałą de- ard pokazuje, że płaszczyzna nieskończoności, to, co nazywa on płasz-
wizę „przyglądam się jedynie ruchom”, może on uchodzić za niezwykłe- czyzną wiary, musi stać się czystą płaszczyzną immanencji, która nie-
go prekursora kina, mnożącego wersje scenariusza miłosnego Agnieszki przerwanie i bezpośrednio nadaje, oddaje, gromadzi to, co skończone:
i człowieka morskiego61 wedle zmiennych prędkości i powolności. Ma w przeciwieństwie do człowieka nieskończonej rezygnacji rycerz wia-
on jeszcze więcej powodów, aby twierdzić, że istnieje jedynie ruch nie- ry, to znaczy człowiek stawania się, będzie miał młodą dziewczynę, całą
skończony; że ruch nieskończony może dokonywać się jedynie poprzez skończoność i uchwyci to, co nieuchwytne, jako „bezpośredni dziedzic
afekt, namiętność, miłość, w stawaniu się będącym młodą dziewczyną, skończoności”. Percepcja nie znajduje się tu już w relacji z podmiotem
lecz bez odniesienia do jakiegokolwiek „zapośredniczenia”; że, wreszcie, i przedmiotem, lecz w ruchu, służącym za granicę tej relacji, w okresie,
ruch ów jako taki wymyka się zapośredniczającej percepcji, ponieważ w jakim jest on z nimi związany. Postrzeżenie okazuje się konfrontować
jest on już zrealizowany w każdym momencie i niczym tancerz lub ko- z właściwym sobie ograniczeniem; będzie ono znajdować się między
chanek odkrywa się już „w drodze”, w tej samej sekundzie, w której opa- rzeczami, w całości właściwego sobie sąsiedztwa, jako obecność jednej
da, a nawet w chwili, gdy skacze62. Podobnie jak młoda dziewczyna jako istności w drugiej, ujęcie (prehension) jednej przez drugą albo przejście
byt ujścia, ruch nie może być postrzeżony. od jednej do drugiej: należy przyglądać się wyłącznie ruchom.
Jednakże musimy od razu wprowadzić poprawkę: ruch również To ciekawe, że słowo „wiara” służy do opisu płaszczyzny, która zwra-
„musi” być postrzeżony, może być tylko postrzeżony, to, co niedostrze- ca się ku immanencji. Jednak jeśli rycerz jest człowiekiem stawania się,
galne, jest również pericpiendum. Nie ma tutaj sprzeczności. Jeśli ruch to istnieją rycerze wszelkiego rodzaju. Czy nie ma nawet rycerzy narko-
jest niedostrzegalny z natury, to zawsze przez stosunek do pewnego tykowych, w sensie, w jakim wiara jest narkotykiem, a więc w zupełnie
progu percepcji, któremu przynależy w sposób względny, grając w ten innym znaczeniu, niż to, zgodnie z którym religia to opium? Rycerze ci
sposób rolę zapośredniczenia, na płaszczyźnie operującej dystrybucją twierdzą, że narkotyk, przy zachowaniu odpowiedniej dozy ostrożności
i tylko w kontekście niezbędnych eksperymentów, nie daje się oddzie-
61 Zob. Søren Kierkegaard, Bojaźń i drżenie. Choroba na śmierć, tłum. J. Iwaszkie- lić od rozłożenia płaszczyzny. Na płaszczyźnie tej nie tylko dochodzi do
wicz, PWN 1972, s. 103-107. koniugacji stawania-się-kobietą, stawania-się-zwierzętami, stawania-
62 Odnosimy się tu do Bojaźni i drżenia, książki, którą uważamy za największe dzie-
ło Kierkegaarda, za sprawą sposobu, w jaki stawia ona problem ruchu i prędko- -się-molekułami, stawania-się-niedostrzegalnym, lecz również sama
ści, nie tylko w swej treści, lecz również za sprawą swego stylu i kompozycji. niedostrzegalność staje się z konieczności postrzegana, podczas gdy

340 341
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

postrzeżenie staje się z konieczności molekularne: dotrzeć do dziur, do furmana”, rozdzierający twarze i krajobrazy65. Jest to właśnie wszelka
mikrointerwałów między materiami, kolorów i dźwięków, w które wpa- kłączasta praca postrzeżenia, moment, gdy pragnienie i postrzeżenie
dają linie ujścia, linie świata, linie przezroczystości i przekroju63. Zmienić zlewają się ze sobą. Ów problem dotyczący specyficznej przyczynowo-
percepcję; problem został postawiony we właściwych kategoriach, ponie- ści jest ważny. Jeśli przywołuje się przyczynowości zbyt ogólne lub zbyt
waż czyni on całość brzemienną „tym” narkotykiem, niezależnie od dru- zewnętrzne – czy to psychologiczne, czy socjologiczne – aby zdać spra-
gorzędnych podziałów (narkotyki halucynacyjne czy też nie, twarde lub wę z działania, to w istocie nie mówi się nic. Obecnie proponowany dys-
miękkie itp.). Wszystkie narkotyki dotyczą przede wszystkim prędko- kurs na temat narkotyków oferuje jedynie banały dotyczące przyjemno-
ści i modyfikacji prędkości. Tym, co pozwala opisać działanie Narkoty- ści albo nieszczęścia, trudności w komunikacji, przyczyn, które zawsze
ku, niezależnie od jego odmiany, jest linia przyczynowości percepcyjnej, pochodzą skądinąd. Im mniej zdolnym jest się do poznania właściwej
która sprawia, że 1) to, co niedostrzegalne, jest postrzegane, 2) postrzeże- narkotykom przyczynowości, tym bardziej pozorancki charakter ma ich
nie to jest cząstkowe, 3) pragnienie inwestowane jest bezpośrednio w po- zrozumienie. Bez wątpienia układ nie obejmuje nigdy przyczynowej in-
strzeżenie i to, co postrzegane. Już Amerykanie pokolenia beatu zdążyli frastruktury. Obejmuje raczej, i to na wyższym poziomie, abstrakcyjną
wejść na tę drogę i mówili o molekularnej rewolucji charakterystycznej linię specyficznej czy też twórczej przyczynowości, swoją linię ujścia, de-
dla narkotyku. Następny był rodzaj wielkiej syntezy w stylu Castanedy. terytorializacji, która może realizować się jedynie w odniesieniu do ogól-
Leslie Fiedler oznaczył bieguny amerykańskiego snu: w potrzasku mię- nych przyczynowości albo do innej natury, choć nie daje się w żaden spo-
dzy dwoma koszmarami, ludobójstwa Indian i zniewolenia Czarnych, sób przez nie wyjaśnić. Mówimy, że problemów z narkotykami nie da
Amerykanie uczynili z Czarnego wyparty obraz siły afektu, pomnoże- się poznać poza poziomem, na którym pragnienie staje się cząsteczko-
nia afektów, z Indianina zaś stłumiony obraz subtelności postrzeżenia, we, to zaś, co niedostrzegalne, zostaje postrzeżone. Narkotyk jawi się
postrzeżenia coraz doskonalszego, podzielonego, nieskończenie spo- zatem jako sprawca tego stawania się. To właśnie w tym miejscu sytu-
wolnionego albo przyspieszonego64. W Europie Henri Michaux dążył uje się farmakoanaliza, którą należy równocześnie porównać z psycho-
do zwinnego uwolnienia się od rytuałów i cywilizacji, chcąc przyjąć za- analizą i jej przeciwstawić. A to dlatego, że psychoanaliza może posłużyć
chwycające i chwilowe protokoły doświadczenia, wykluczyć pytanie jednocześnie za wzorzec, za coś przeciwstawnego oraz zdradę. Psycho-
o przyczynowość narkotyku, wyłuskać ją do maksimum, oddzielić deli- analiza może być ujmowana jako punkt odniesienia, ponieważ przez sto-
ria i halucynacje. Jednak właśnie w tym miejscu wszystko ponownie się sunek do zjawisk ze swej istoty afektywnych udało się jej skonstruować
łączy: znowu pojawia się wiara, a problem ten zostaje dobrze postawio- schemat szczególnej przyczynowości, odrębnej od zwykłych generaliza-
ny, gdy mówi się, że narkotyk prowadzi do utraty form i osób, pozwa- cji psychologicznych albo społecznych porządków przyczynowych. Lecz
lając rozwinąć szaleńcze prędkości narkotyczne, chwytając jedne i dru- schemat przyczynowy jest zależny od płaszczyzny organizacji, która nie
gie niczym zapaśnicy, nadaje postrzeżeniu cząstkową moc poznawania może być poznana ze względu na siebie samą i zawsze stwierdzana jest
mikrofenomenów, mikrodziałań, a temu, co postrzegane – siłę emisji w innej rzeczy, wyprowadzana z systemu postrzegania, otrzymując na-
przyspieszonych albo spowolnionych cząsteczek, wedle dryfującego zwę Nieświadomego. Płaszczyzna Nieświadomości opiera się zatem na
czasu, który nie jest już naszym czasem, oraz istności, które nie są już płaszczyźnie transcendencji, która musi zagwarantować, usprawiedli-
z tego świata: deterytorializacja, „jestem zdezorientowany…” (takie po- wić istnienie psychoanalizy i konieczność dostarczanych przez nią inter-
strzeganie rzeczy, myśli, pragnień, gdzie pragnienie, myśl, rzecz podbiły pretacji. Owa płaszczyzna Nieświadomego przeciwstawia się molowo
wszelkie postrzeżenie; to, co niedostrzegalne, w końcu postrzeżone). Nic systemowi percepcji-postrzeżenia i jako pragnienie musi być przełożo-
więcej ponad świat prędkości i długości bez formy, bez podmiotu, bez na na tę płaszczyznę, jest sama uwikłana w olbrzymie molowości niczym
widoku. Nic ponad zygzak linii, niczym „rzemień bata rozwścieczonego
65 Henri Michaux Misérable miracle, Gallimard 1972, s. 126: „Najbardziej przera-
63 Carlos Castaneda, Opowieści o mocy, przede wszystkim zaś Podróż do Ixtlan żające było to, że nie byłem niczym poza linią. W normalnym życiu jest się sferą,
(tłum. Z. Zagajewski i M. Pilarska, Rebis 1996, s. 228 i nast.). sferą, która pokrywa panoramy. (...) Tutaj tylko linia. (...) linearne przyspiesze-
64 Leslie Fiedler, The Return of the Vanishing American, Stein and Day 1968. Fied- nie, którym się stałem…”. Zob. linearne rysunki Michaux. Jednak w Les grandes
ler wyjaśnia sekretne przymierze białego Amerykanina z Czarnym lub z India- éprouves de l’esprit, (Gallimard 1966) na pierwszych osiemdziesięciu stronach
ninem przez pragnienie wymknięcia się formie i molowego utrzymania kobiety tej książki, Michaux posuwa się najdalej w analizie prędkości, postrzeżeń cząst-
amerykańskiej. kowych i „mikrozjawisk” lub „mikrodziałań”.

342 343
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

ukryta pod wodą część góry lodowej (struktura edypalna lub skała ka- pod wpływem innych przyczynowości, które interweniują w takim dzia-
stracji). To, co niedostrzegalne, jest niedostrzegalne o tyle, o ile prze- łaniu; sama płaszczyzna rodzi właściwe sobie zagrożenia, za sprawą któ-
ciwstawia się postrzeżeniu w ramach maszyny dualnej. Wszystko za- rych demontuje się ona w miarę swej konstrukcji. Nie jesteśmy już, tak
chodzi na płaszczyźnie spójności lub immanencji, która sama okazuje jak i ona sama nie jest, władcami prędkości. Zamiast tworzyć Ciało bez
się z konieczności postrzegana równocześnie z momentem, w którym Organów wystarczająco bogate lub pełne, aby przechodziły przez nie in-
jest konstruowana: miejsce interpretacji zajmuje eksperyment; nieświa- tensywności, narkotyki tworzą ciało puste czy też zeszklone, ciało rako-
dome stało się molekularne, niefiguratywne i niesymboliczne, zostało, wate: linia przyczynowości, linia twórcza lub linia ujścia obraca się na
jako takie, dane w mikropostrzeżeniach; pragnienie zainwestowane zo- nim natychmiast w linię śmierci i zniesienia. Wstrętne zeszklenie żył
stało bezpośrednio w pole postrzeżeniowe, gdzie to, co niedostrzegalne, albo ropa cieknąca z nosa, sztywne ciało narkotyczne. Czarne dziury i li-
jawi się jako sam postrzegany przedmiot pragnienia, „niefiguratywność nie śmierci; przestrogi Artaud i Michaux łączą się ze sobą (bardziej tech-
pragnienia”. Nieświadome nie wyznacza już ukrytej zasady transcendu- niczne, bardziej spójne, niż dyskurs socjopsychologiczny, psychoanali-
jącej płaszczyzny organizacji, lecz proces płaszczyzny immanentnej, ja- tyczny lub też informacyjny język ośrodków pomocy i terapii). Jak mówił
wiąc się samo sobie w miarę swego powstawania. Nieświadome polega Artaud: nie unikniecie halucynacji, błędnych postrzeżeń, bezwstydnych
na działaniu, nie zaś na odkrywaniu. Nie mamy już do czynienia z du- złudzeń lub złych uczuć, tak jak i czarnych dziur na płaszczyźnie spój-
alną maszyną świadome-nieświadome, ponieważ to, co nieświadome, ności, ponieważ wasza świadomość również będzie zmierzała w tym
znajduje się czy raczej wytwarzane jest tam, gdzie dociera świadomość niedobrym kierunku66. Michaux powiedział: nie będziecie już pano-
przeniesiona przez ową płaszczyznę. Narkotyk nadaje nieświadomemu wać nad własną prędkością, wejdziecie w szalony wyścig niedostrzegal-
immanencję oraz płaszczyznę, którą psychoanaliza bez przerwy pomi- ności i postrzeżenia, który tym bardziej kręci się w kółko, że wszystko
ja (możliwe, że pod tym względem słynny epizod z kokainą wyznaczył w nim jest względne67. Napuszycie się, stracicie kontrolę, będziecie po-
punkt zwrotny u Freuda, skłaniając go do wykluczenia możliwości bez- nad płaszczyzną spójności, w Ciele bez Organów, choć w miejscu, gdzie
pośredniego podejścia do nieświadomego). wciąż będziecie ich chybiać, unikać ich i niszczyć to, co zrobicie, jak bez-
Jednak jeśli prawdą jest, że narkotyk odsyła do owej postrzeżenio- władne łachmany. Jakież słowa mogą być trafniejsze niż „błędne postrze-
wej, cząstkowej, immanentnej przyczynowości, to nadal pozostaje pyta- żenia” (Artaud), „złe uczucia” (Michaux), dla sformułowania tej najbar-
nie dotyczące tego, czy udaje się mu skutecznie wyznaczyć płaszczyznę dziej technicznej z kwestii: w jaki sposób przyczynowość immanentna
warunkującą jego użycie. Narkotyczna linia przyczynowa czy też linia uj- pragnienia, zarówno molekularna, jak i postrzeżeniowa, zapada się
ścia, jest zatem nieprzerwanie segmentowana pod najbardziej trwałą po- w urządzenie narkotyczne. Narkomani wciąż osuwają się w to, od czego
stacią – uzależnienia, od strzału i dawki oraz od dealera. Co może nam chcieliby uciec: w segmentowość tym trwalszą, że marginalną, deteryto-
dać postrzeganie z ptasią bystrością, jeśli prędkość i ruch wciąż umyka- rializację o tyle sztuczną, że opierającą się na substancjach chemicznych,
ją gdzie indziej? Deterytorializacje pozostają względne, kompensowane formach halucynacyjnych i fantazmatycznych subiektywizacjach. Nar-
przez najbardziej odrzucające reterytorializacje, w taki sposób, że to, co komani mogą być ujmowani jako prekursorzy albo eksperymentatorzy,
niedostrzegalne, i postrzeżenie nie przestają nas prześladować albo gnać którzy niezmordowanie wytyczają nową drogę życia; lecz nawet ich roz-
jedno za drugim, nigdy tak naprawdę nie idąc w parze. Zamiast dziur waga nie ma właściwych podstaw rozwagi. Dlatego albo dołączają do ko-
w świecie pozwalających ujść samym liniom świata, linie ujścia skręca- horty fałszywych bohaterów, podążających konformistyczną drogą ma-
ją się i zaczynają przekształcać w czarne dziury, każdy narkotyk we włas- łej śmierci i długiego zmęczenia, albo jeszcze gorzej, udaje im się jedynie
nej dziurze, grupa albo jednostka, niczym kowadło. Raczej wklęsłe niż podjąć próbę działania, które może zostać uchwycone i przynieść poży-
wypukłe. Molekularne mikropostrzeżenia są z góry pokryte, zależnie od tek tylko komuś, kto nie używa albo już nie używa narkotyków, zdolny
narkotyku, już to halucynacjami, już to deliriami czy fałszywymi postrze- do poprawienia zawsze wybrakowanej płaszczyzny narkotyku, odkrycia
żeniami, fantazjami, napadami paranoicznymi, odnawiając w każdej w narkotykach tego, czego im brak do utworzenia płaszczyzny spójno-
chwili postaci i podmioty, takie jak liczne fantomy albo sobowtóry, któ- ści. Czy błąd narkomanów tkwiłby w tym, że za każdym razem zaczynają
re nieprzerwanie blokują konstrukcję płaszczyzny. Co więcej (jak zauwa-
żyliśmy już wcześniej, wyliczając niebezpieczeństwa): płaszczyzna spój- 66 Antonin Artaud, Les Tarahumaras, s. 34-36.
ności nie tylko naraża się na możliwość bycia zdradzoną albo obaloną 67 Henri Michaux, Misérable miracle, s. 164 („Pozostawać władcą swej prędkości”).

344 345
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

oni od zera, czy to biorąc narkotyk, czy to go rzucając, podczas gdy po- o ile przeciwstawia się w ten sposób tajemnicę i jej przykrywkę, niczym
winni raczej uczynić go przerwą w podróży, wyjść „od środka”, rozgałę- w binarnej maszynie, w której istniałyby tylko dwa elementy, tajemnica
zić się w środku? Upić się, ale czystą wodą (Henry Miller). Naćpać się, i ujawnienie, tajemnica i profanacja. Ponieważ, z jednej strony, tajemni-
ale wstrzemięźliwością; „przyjąć i się wstrzymać, przede wszystkim się ca jako treść przechodzi ku postrzeżeniu tajemnicy, które wcale nie jest
wstrzymać”; upijam się wodą (Michaux). Dotrzeć do punktu, w którym mniej tajemnicze, niż sama tajemnica. Cele są tu mało istotne, podob-
pytanie nie brzmi już: „naćpać się czy nie”, lecz: czy narkotyk wystarcza- nie jak to, czy postrzeżenie ma za cel denuncjację, ostateczne ujawnie-
jąco zmieni ogólne warunki postrzegania przestrzeni i czasu, aby ci, któ- nie, wydobycie na jaw. Z punktu widzenia anegdoty, dostrzeżenie tajem-
rzy go nie używają, mogli przejść przez dziury w świecie po liniach ujścia, nicy jest jej przeciwne, lecz z punktu widzenia pojęcia stanowi jego część.
ku miejscu, gdzie potrzebne są inne środki niż narkotyk. To nie narko- Istotne jest to, że postrzeżenie tajemnicy samo może być jedynie tajem-
tyk zapewnia immanencję, to immanencja narkotyku pozwala przezeń ne: szpieg, podglądacz, szantażysta, autor anonimów są równie tajemni-
przejść. Tchórzostwo, żądza zysku, oczekiwanie, aż inni podejmą ryzy- czy jak to, co odkryli, jaki by nie był ich późniejszy cel. Zawsze będzie to
ko? Nie, raczej podejmowanie wciąż na nowo przedsięwzięcia, od środka, kobieta, dziecko lub ptak, potajemnie dostrzegający tajemnicę. Zawsze
zmieniając środki. Konieczność wyboru, doboru odpowiedniej moleku- będzie to postrzeżenie bardziej delikatne niż wasze, postrzeżenie tego,
ły, molekuły wody, wodoru albo helu: trzeba określić cząstki i molekuły, co w was niedostrzegalne, postrzeżenie tego, co jest w waszym pudeł-
poprzez stosunek do których „sąsiedztwa” (nierozróżnialności, stawania ku. Przewiduje się nawet kategorię tajemnicy zawodowej dla tych, któ-
się) wyłaniają się i definiują. Nie chodzi tu o modele, wszystkie mode- rzy znajdują się w sytuacji postrzegania tajemnicy. Ten zaś, kto chroni ta-
le są molowe; chodzi o określenie molekuł i cząstek, w odniesieniu do jemnicę, niekoniecznie jest na bieżąco, lecz sam również odwołuje się do
których wytwarzają się i określają sąsiedztwa (nierozróżnialności, sta- postrzeżenia, ponieważ musi on dostrzegać i wykrywać tych, którzy chcą
wania się). Żywotny układ, układ-życie jest teoretycznie i logicznie moż- odkryć tajemnicę (kontrwywiad). Dany jest zatem pierwszy kierunek,
liwy w połączeniu ze wszystkimi molekułami, na przykład, z molekuła- gdzie tajemnica zmierza ku nie mniej tajemniczemu postrzeżeniu, po-
mi krzemu. Jednak okazuje się, że układ ten nie jest maszynowo możliwy strzeżeniu, które samo chciałoby zostać niepostrzeżone. Najróżniejsze
z krzemem: maszyna abstrakcyjna nie pozwala mu przejść, ponieważ nie rodzaje figur mogą pojawić się wokół tego pierwszego punktu. Następ-
rozprowadza ona stref sąsiedztwa, które mogłyby skonstruować płasz- nie, mamy też drugi punkt, który jest nierozdzielny od tajemnicy jako
czyznę spójności68. Przekonamy się, że racje maszynowe są całkiem inne, treści: sposób, w jaki narzuca się ona i rozprzestrzenia. Tu ponownie, ja-
niż racje możliwości logicznych. Nie dopasowujemy się w ich przypadku kie by nie były jej efekty końcowe czy skutki, tajemnica ma pewien spo-
do wzorca, lecz dosiadamy konia. Narkomani nie wybrali dobrej cząstki sób rozchodzenia się, który sam również przyjmowany jest w tajemnicy.
czy też dobrego konia. Zbyt opaśli, by wejść w stan niedostrzegalny i by Tajemnica jako wydzielina (secretion). Niezbędne jest, by tajemnica ukła-
stać się niedostrzegalnymi, krzyczą, że narkotyk wyznacza im płaszczy- dała się, wślizgiwała, wsuwała się między formy publiczne, wywierała
znę, podczas gdy to płaszczyzna musi wydestylować swoje własne narko- na nie presję i skłaniała do działania znane podmioty (wpływ w rodzaju
tyki, pozostać władcą prędkości i sąsiedztw. „lobby”, nawet jeśli nie jest to, ściśle rzecz biorąc, tajne stowa­rzyszenie).
Mówiąc krótko, tajemnica, rozumiana jako treść, która skryła swą
Wspomnienia tajemnicy. Tajemnica znajduje się w uprzywilejowanej, formę w prostym naczyniu, jest nieoddzielna od dwóch ruchów, które
choć bardzo zmiennej relacji względem percepcji i tego, co niedostrze- mogą przypadkiem zakłócić jej bieg lub ją zdradzić, choć stanowią jej
galne. Treść jest zbyt duża dla jej formy... albo też treści mają same w so- istotną część: coś musi wyciec z pojemnika, coś zostanie dostrzeżone po-
bie formę, lecz taka forma jest zakryta, zdublowana albo zastąpiona przez przez jego ściankę albo uchylone wieko. Tajemnica została wynalezio-
proste naczynie, powłokę lub pojemnik, którego rola polega na usunię- na przez społeczeństwo, jest to pojęcie społeczne czy też socjologiczne.
ciu relacji formalnych. Chodzi tu o treści, które uznaje się, z różnych Wszelka tajemnica jest urządzeniem (agencement) zbiorowym. Tajem-
względów, za warte takiej izolacji. Jednak samo sporządzenie listy ta- nica nie jest wcale statycznym czy też nieruchomym pojęciem, złożona
kich powodów (nawiedzenie, skarb, boskość itp.) jest mało interesujące, jest jedynie ze stawań się, będących tajemnicami; tajemnica ma stawa-
nie się. Ma ona swe źródła w maszynie wojennej, która wprowadziła ta-
68 Na temat możliwości krzemu i jego stosunku do węgla z punktu widzenia che- jemnicę, wraz z jej stawaniami-się-kobietą, stawaniami-się-dzieckiem
mii organicznej zob. hasło Silicum w Encyclopedia Universalis.

346 347
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

i stawaniami-się-zwierzętami69. Tajne stowarzyszenie działa zawsze przypadkach. Tajemnica dziecka w cudowny sposób łączy ze sobą te ele-
w społeczeństwie jako maszyna wojenna. Socjolodzy, którzy zajmują się menty: tajemnicę jako treść w pudełku, wpływ albo rozrost skrytości ta-
tajnymi stowarzyszeniami, wyprowadzili wiele praw dotyczących tych jemnicy, tajemne postrzeżenie tajemnicy (tajemnica dziecka nie składa
społeczeństw: ochrony, równości i hierarchii, ciszy, rytuału, dezindy- się z miniaturowych tajemnic dorosłych, lecz z konieczności towarzy-
widualizacji, centralizacji, autonomii, grodzenia itd.70. Być może jednak szy tajemnemu postrzeżeniu tajemnicy dorosłego). Dziecko odkrywa ta-
nie nadali oni wystarczającego znaczenia dwóm podstawowym prawom, jemnicę… Jednak stawanie się tajemnicy popycha ją do tego, że nie zado-
które rządzą ruchem treści: 1) każde tajne stowarzyszenie zakłada inne, wala się ona skryciem swej formy w zwykłym naczyniu albo wymianie
działające na zapleczu, jeszcze bardziej tajne stowarzyszenie, czy to ma- na naczynie. Teraz niezbędne jest, aby tajemnica pozyskała swą właści-
jące pieczę nad tajemnicą, czy to ją chroniące, czy też stosujące sankcje wą postać, jako tajemnica. Tajemnica rozpościera się od skończonej tre-
za jej ujawnienie (nie trzeba stąd wyciągać wniosku, że należy definiować ści do formy nieskończonej tajemnicy. To właśnie tu tajemnica uzysku-
tajne stowarzyszenie poprzez jego tajne stowarzyszenie zaplecza: stowa- je absolutną niedostrzegalność, zamiast odsyłać do całej gry postrzeżeń
rzyszenie jest tajne wówczas, gdy obejmuje to rozdwojenie, ów szczegól- i względnych reakcji. Jest to ruch od dobrze określonej treści, usytuowa-
ny podział); 2) każde tajne stowarzyszenie ma własny sposób działania, nej albo minionej, ku ogólnej formie a priori czegoś minionego, nie dają-
sam również tajny, poprzez wpływ, prześlizgiwanie się, insynuację, są- cego się zlokalizować. Przechodzi się tu od tajemnicy rozumianej jako
czenie, oczernianie, co rodzi „hasła” i tajemne języki (i nie ma tu sprzecz- dziecięca treść histeryczna do tajemnicy rozumianej jako swoiście mę-
ności, tajne stowarzyszenie nie może funkcjonować niezależnie od pro- ska forma paranoiczna. W tej samej formie odkryć można co najmniej
jektu przeniknięcia całego społeczeństwa, wślizgnięcia się we wszystkie dwie współwystępujące cechy tajemnicy: tajemne postrzeżenie oraz tryb
formy społeczeństwa, zaburzania hierarchii i segmentacji: tajemna hie- działania, tajemny wpływ. Cechy te są jednak stawaniami się „śladów”
rarchia łączy się ze sprzysiężeniem równych, tajne stowarzyszenie naka- formy, którą nieprzerwanie ustanawiają i kształtują na nowo. Z jednej
zuje swym członkom czuć się w społeczeństwie jak ryby w wodzie, lecz strony, paranoik wykrywa międzynarodowy spisek uknuty przez tych,
ono również musi być niczym woda pośród ryb; potrzebuje złożoności którzy chcą zdobyć jego tajemnice, dostać się do jego najskrytszych my-
całego otaczającego społeczeństwa). Widać to dobrze w tak odmiennych śli; albo też przypisuje sobie dar dostrzegania tajemnic innego, zanim
przypadkach, jak stowarzyszenia gangsterów w Stanach Zjednoczonych jeszcze zdołały się one uformować (zazdrosny paranoik nie jest w stanie
czy stowarzyszenia ludzi-zwierząt w Afryce: z jednej strony, świat wpły- uchwycić innego jako kogoś, kto mu się wymyka, lecz, przeciwnie, od-
wu tajnego stowarzyszenia i bossów na osoby publiczne lub okolicznych gaduje lub przewiduje jego najdrobniejsze zamiary). Z drugiej strony, pa-
polityków, z drugiej strony, sposób podwajania tajnego stowarzyszenia ranoik działa albo też doznaje cierpienia poprzez promieniowanie, któ-
w pod-stowarzyszeniu, które może stworzyć zarówno specjalną sekcję re emituje lub odbiera (od promieni Raymonda Roussela po promienie
morderców, jak i strażników71. Wpływ i podwojenie, wydzielina i złóg – Schrebera). Wpływ przez promieniowanie i podwojenie, poprzez prze-
w ten sposób każda tajemnica porusza się między dwiema „dyskretnoś- lot lub echo są teraz tym, co nadaje tajemnicy jej nieskończoną postać,
ciami” (discrets), które mogą między innymi łączyć się, zlewać w pewnych w której postrzeżenia jako działania przechodzą w niedostrzegalność.
Paranoiczny osąd jest niczym antycypacja postrzeżenia, która zastępu-
69 Luc de Heusch pokazał, w jaki sposób to wojownik wprowadził tajemnicę: my- je empiryczne badanie pojemników i ich zawartości: winny a priori i na
śli on, je, kocha, ocenia, pojawia się w tajemnicy, podczas gdy człowiek państwa wszystkie sposoby! (to samo dotyczy ewolucji narratora w Poszukiwaniu
działa publicznie (Le roi ivre ou l’origine de l’Etat, Gallimard 1972). Pojęcie tajem-
nicy państwowej jest późniejsze i zakłada wchłonięcie maszyny wojennej przez
straconego czasu, jeśli chodzi o stosunek do Albertyny). Można to podsu-
aparat państwowy. mować, stwierdzając, że psychoanaliza przeszła od histerycznej koncep-
70 Zwłaszcza Georg Simmel; zob. The Sociology of Georg Simmel, tłum. K. H. Wolff, cji tajemnicy do koncepcji coraz bardziej paranoicznej72. Niekończąca
Free Press 1950, rozdz. III.
się psychoanaliza: nieświadome otrzymuje coraz trudniejsze zadanie by-
71 P.E. Joset zaznaczył wyraźnie te dwa aspekty tajnego stowarzyszenia inicjacyj-
nego, Mambela z Kongo: z jednej strony jej wpływ na zwyczajowych przywód- cia nieskończoną formą tajemnicy, zamiast być wyłącznie pojemnikiem
ców politycznych, dochodzący aż do przekazywania obowiązków społecznych;
z drugiej strony, jego faktyczny związek z Anioto, pod-tajnym podstowarzysze-
niem zbrodni czy też ludzi-lampartów (nawet jeśli Anioto mają inne źródła niż 72 Na temat psychoanalitycznych koncepcji tajemnicy zob. Bernard Pingaut, Du
Mambela). Zob. P. E. Joset, Les sociétés secrètes des hommes léopards en Afrique secret, „Nouvellerevue de psychanalyse”, nr 14, 1976; z kolei na temat ewolucji
noire, rozdz. v. Freuda zob. artykuł Claude Girard, Le secret aux origines (tamże).

348 349
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

na tajemnice. Mówicie wszystko, lecz mówiąc wszystko, nie mówicie ni- Jeśli jakiś pisarz znał się kiedykolwiek na tajemnicach, to był to
czego, ponieważ potrzeba całej „sztuki” psychoanalityka, aby zmierzyć Henry James. Przeszedł on pod tym względem całą ewolucję, która od-
waszą treść wobec czystej formy. Jednakże jeszcze w tym miejscu, gdy ta- daje doskonałość jego sztuki. Tajemnicy szuka on najpierw w treściach,
jemnica zostaje z konieczności wyniesiona do poziomu formy, przydarza choćby nieznaczących, na wpół otwartych, postrzeżonych przelotnie.
się nieuchronna przygoda. Gdy pytanie „co się stało?” przyjmie ową nie- Następnie przywołuje możliwość nieskończonej formy tajemnicy, która
skończenie męską formę, odpowiedź siłą rzeczy musi brzmieć „nic się nie potrzebowałaby już nawet treści i która podbiłaby to, co niedostrze-
nie stało”, niszcząc formę i treść. Szybko rozchodzi się wieść, że męska galne. Jednak przywołuje on tę możliwość jedynie w celu postawienia
tajemnica jest niczym, doprawdy niczym. Edyp, fallus, kastracja, „oścień pytania: czy tajemnica jest zawarta w treści, czy też w formie? – a odpo-
dla ciała73”, to miałaby być ta tajemnica? Wzbudza ona śmiech wśród ko- wiedź jest już dana: ani tu, ani tam74. Tym samym James należy do pisa-
biet, dzieci, szaleńców i molekuł. rzy porwanych przez nieodparte stawanie-się-kobietą. Nieprzerwanie
Im bardziej robi się z tajemnicy strukturyzującą, organizującą po- zmierza on do celu, wynajdując niezbędne środki techniczne. Zmoleku-
stać, tym słabsza i bardziej rozpowszechniona staje się tajemnica, tym laryzować treść tajemnicy, ulinearnić formę. James wszystko to przeba-
bardziej molekularna staje się jej treść, podczas gdy forma rozpuszcza dał, od stawania-się-dzieckiem tajemnicy (zawsze dzieckiem odkrywa-
się. To było naprawdę niewiele, jak mawiała Jokasta. Tajemnica nie zni- jącym tajemnice: O czym wiedziała Maisie) aż po stawanie-się-kobietą
ka przez to, lecz przybiera teraz status bardziej kobiecy. I z czym mieli- tajem­nicy (tajemnica poprzez jawność, nie będąca już niczym ponad
śmy do czynienia w przypadku paranoicznej tajemnicy przewodniczące- czystą linię pozostawiającą ledwie ślad swego przejścia, wspaniała Da-
go Schrebera, jeśli nie z kobiecym stawaniem się, stawaniem się kobietą? isy Miller). James wcale nie jest tak blisko Prousta, jak się nieraz mówi;
Rzecz w tym, że kobiety w ogóle nie obchodzą się z tajemnicami w ten to on właśnie dowartościował okrzyk „niewinna a priori!” (Daisy doma-
sam sposób, jak mężczyźni (poza sytuacją, gdy ponownie ustanawiają one gała się jednie odrobiny szacunku, oddała za to swoją miłość…) przeciw
odwrócony obraz męskiej tajemnicy, pewien typ tajemnicy gineceum). „winna a priori”, skazujący Albertynę. W tajemnicy ważne są nie tyle trzy
Mężczyźni zarzucają im niekiedy niedyskrecję, gadulstwo, niekiedy zaś stany: treść dziecka, nieskończona, męska forma i czysta, kobieca linia,
brak solidarności, zdradę. Jednak to ciekawe, że kobieta może być tajem- ile przypisane do nich stawania się, stawanie-się-dzieckiem tajemnicy,
nicza, nie skrywając niczego, mocą przejrzystości, niewinności i prędko- jej stawanie-się-kobiecą, jej stawanie-się-molekularną – tam, gdzie, ści-
ści. Złożone urządzenie tajemnicy w miłości dworskiej jest ściśle kobie- śle rzecz biorąc, tajemnica nie ma już ani treści, ani formy, wreszcie poja-
ce i działa w najwyższej jawności. Chyżość przeciw ociężałości. Chyżość wia się to, co niedostrzegalne, tajemne, co nie ma już nic do ukrycia. Od
maszyny wojennej przeciw ociężałości aparatu państwa. Mężczyźni, ry- szarej eminencji ku szarej immanencji. Edyp przechodzi przez trzy tajem-
cerze tajemnicy, przyjmują poważne nastawienie: „spójrzcie, pod jakim nice, tajemnicę sfinksa, którego skrzynię przebija, tajemnicę, która za-
ciężarem się uginam, moja powaga, moja dyskrecja”, lecz kończą mó- waży na nim jako nieskończona forma jego winy, wreszcie tajemnicę Ko-
wiąc wszystko, czyli nic. Kobiety natomiast, przeciwnie, mówią wszyst- lonu, która czyni go niedostępnym i sprawia, że zlewa się on z czystą linią
ko, mówią nawet o zbędnych technikaliach, sprawiając, że nie da się już swego ujścia i wygnania, nie mając już nic do ukrycia, czy też, niczym
stwierdzić, gdzie jest koniec, a gdzie początek; skrywają one wszystko za stary aktor teatru Nō , nie mając już nic poza maską młodej dziewczyny,
sprawą chyżości, przezroczystości. Nie mają tajemnic, ponieważ same są
stawaniem się tajemnicy. Czy są bardziej polityczne niż my? Ifigenia. Nie-
74 Bernard Pingaud, opierając się na przykładowym tekście Jamesa The Figure in
winna a priori, tego właśnie młoda dziewczyna domaga się ze swej strony the Carpet (The Novels and Tales of Henry James, C. Scribner’s Sons, 1907-1917,
przeciw sądowi rzucanemu przez mężczyzn: „winny a priori”... Tajemnica t.15) pokazuje, jak tajemnica przeskakuje z treści na formę i wymyka się oboj-
wchodzi tutaj w ostatni stan: jej treść jest molekularna, jest stawaniem się gu: Du secret, s. 247-249. Często komentowano ten tekst Jamesa z punktu wi-
dzenia, który interesuje psychoanalizę; przede wszystkim: Jean-Bertrand Pon-
molekularną, podczas gdy jej forma cofa się, stając się czystą, ruchomą li-
talis, Après Freud, Gallimard 1968. Jednak psychoanaliza pozostaje więźniem
nią – w znaczeniu, w jakim o linii tej można powiedzieć, że jest „tajemnicą” treści koniecznie ucharakteryzowanej na z konieczności symboliczną formę
malarza albo danej komórki rytmicznej, danej cząstki dźwiękowej, która (struktura, nieobecna przyczyna); na poziomie tym określa ona równocześnie
nie ustanawia motywu czy formy, „tajemnicą” muzyka. nieświadome i język. To dlatego w swoich literackich albo estetycznych zasto-
sowaniach śledzi w równym stopniu tajemnicę u autora, co tajemnicę autora.
Zupełnie jak w przypadku tajemnicy Edypa: zajmuje się dwiema pierwszymi
73 2 Kor 12,7. tajemnicami, ale nie trzecią, która jest najważniejsza.

350 351
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

pozwalającą ukryć nieobecność jego własnej twarzy. Niektórzy mogą on nim jedynie wchodząc w mniejszościowe stawanie się, które odzie-
mówić, niczego nie ukrywać, nie kłamać: mamy wówczas do czynienia ra go z jego większościowej tożsamości. Tak jak w powieści Artura Mil-
z tajemnicą skrytą w przejrzystości, nieprzeniknioną niczym woda, nie- lera Focus albo filmie Loseya M. Klein, to nie-Żyd staje się Żydem, jest uj-
zrozumiałą w swej prawdzie; inni z kolei mają tajemnicę, którą można mowany, niesiony przez owo stawanie się, podczas gdy odziera go ono
przejrzeć, nawet jeśli otoczą ją grubą ścianą albo wyniosą do poziomu z jego wzorcowej miary. Odwrotnie, jeśli sami Żydzi mają stawanie-się-
nieskończonej formy. -Żydem, a Czarni – stawanie-się-Czarnym, to tylko w tej mierze, w ja-
kiej sama mniejszość może służyć za czynne medium stawania się, pod
Wspomnienia i stawania się, punkty i bloki. Dlaczego istnieje tyle ty- warunkiem, że przestanie ona być całością określaną przez stosunek do
pów stawania się przez człowieka, ale nie stawanie-się-człowiekiem? większości. Stawanie-się-Żydem, stawanie-się-kobietą itp., wiążą się za-
Przede wszystkim ze względu na to, że człowiek jest w najwyższym stop- tem z równoczesnością podwójnego ruchu, w którym, po pierwsze, ele-
niu większościowy, podczas gdy stawania się są mniejszościowe, wszel- ment (podmiot) wydobywa się lub odrywa się od większości, po drugie,
kie stawanie się jest stawaniem-się-mniejszościowym. Przez większość element (medium albo czynnik) wyłania się z mniejszości. Istnieje za-
nie rozumiemy względnie największej ilości, lecz określenie stanu albo tem blok stawania się, nierozerwalny i asymetryczny, blok przymierza:
wzorca, przez stosunek do którego zarówno największe, jak i najmniej- dwóch „Panów Klein”, Żyd i nie-Żyd, wchodzi w stawanie-się-Żydem
sze ilości będą określane jako mniejszościowe: biały dorosły mężczyzna (tak samo w Focus).
itp. Większość zakłada stan dominacji, nie zaś odwrotnie. Nie chodzi o to, Kobieta ma stać się kobietą, ale w stawaniu-się-kobietą każdego
aby ustalić, czy istnieje więcej komarów albo much niż ludzi, lecz o to, mężczyzny. Żyd staje się Żydem, lecz w stawaniu-się-Żydem nie-Żyda.
w jaki sposób „człowiek” ustanowił w świecie wzorzec, przez stosunek Stawanie-się-mniejszościowym istnieje jedynie dzięki zdeterytorializo-
do którego ludzie tworzą w sposób konieczny (analitycznie) większość. wanemu medium i podmiotowi, które są niczym jego elementy. Podmiot
Podobnie jak „większość” w mieście zakłada istnienie prawa głosu i nie stawania się istnieje wyłącznie jako zdeterytorializowana zmienna więk-
ustanawia się wyłącznie między tymi, którzy je mają, lecz jest egzekwo- szości, medium stawania się istnieje zaś wyłącznie jako deterytorializują-
wana na tych, którzy go nie mają, jaka by nie była ich liczba, większość ca zmienna mniejszości. W stawanie może nas wtrącić cokolwiek, najbar-
w danym uniwersum zakłada już nadanie prawa lub władzy człowiekowi, dziej nieoczekiwana, najmniej znacząca rzecz. Nie zaczniecie odbiegać
to znaczy mężczyźnie75. To w tym znaczeniu kobiety, dzieci, a także zwie- od większości, o ile nie pojawi się jakiś drobny szczegół, który będzie
rzęta, rośliny czy też molekuły są mniejszościami. Być może nawet szcze- rósł i który was poniesie. Bohater filmu Focus, przeciętny Amerykanin,
gólna sytuacja kobiety w relacji do mężczyzny-wzorca stwarza wszystkie potrzebuje okularów, które nadadzą jego nosowi nieco semicki wygląd;
stawania się, bycie mniejszościami, przechodzenie przez stawanie-się- „przez okulary” zostanie on wplątany w dziwną przygodę stawania się Ży-
-kobietą. Nie trzeba dodatkowo mieszać „mniejszości” jako stawania się dem nie-Żyda. Nieważne, co wywołuje aferę, i tak okazuje się ona poli-
czy też procesu z „mniejszością” jako całością albo stanem. Żydzi, Cyga- tyczna. Stawanie-się-mniejszościowym jest sprawą polityczną i odwołu-
nie itp. mogą w takich lub innych warunkach tworzyć mniejszości; nie je się do całej pracy władzy, do czynnej mikropolityki. To przeciwieństwo
wystarczy to jednak, by wywołać stawanie się. Nie reterytorializujemy makropolityki czy nawet Historii, w której chodzi przede wszystkim
się albo pozwalamy reterytorializować mniejszości rozumianej jako stan, o to, w jaki sposób dochodzi do podboju lub zdobycia większości. Jak
lecz deterioralizujemy w toku stawania się. Nawet Czarni określani mia- mawiał Faulkner, nie ma innego wyboru, niż stać się Czarnym, aby nie
nem Czarnych Panter muszą stać się Czarnym. Nawet kobiety muszą okazać się faszystą76. W przeciwieństwie do Historii, stawanie-się-rewo-
stać się kobietą, nawet Żydzi – stać się Żydem (z pewnością nie wystar- lucyjnym pozostaje obojętne na kwestie przyszłości i przeszłości rewolu-
czy do tego państwo). Jednak w ten sposób również stawanie-się-Żydem cji; zdarza się między nimi dwiema. Wszelkie stawanie się jest blokiem
dotyczy z konieczności nie-Żyda podobnie jak Żyda...itd. Stawanie-się- współistnienia. Społeczeństwa, którym odmawia się historyczności
-kobietą dotyka z konieczności tak mężczyzn, jak i kobiety. W pewnym znajdują się poza historią nie dlatego, że zadowalają się odtwarzaniem
sensie to zawsze „mężczyzna” jest podmiotem stawania się; jednak jest
76 Zob. Faulkner, Intruder in the Dust, Vintage 1948, s. 216. O białych z Południa
przed wojną secesyjną, nie tylko biednych, lecz również o starych bogatych ro-
75 Na temat niejasności związanych z ideą większości zob. dwa znane motywy dzinach, Faulkner pisał: „Jesteśmy w sytuacji Niemców po 1933, którzy nie mają
„efektu Condorceta” oraz „teorematu wspólnej decyzji” Arrowa. innej alternatywy poza byciem nazistą albo Żydem”.

352 353
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

niezmiennych modeli albo są rządzone przez ustaloną strukturę, lecz po- To podporządkowanie linii punktowi ustanawia drzewiastość.
nieważ są to społeczeństwa stawania się (stowarzyszenia wojenne, taj- Z pewnością dziecko, kobieta, Czarny mają wspomnienia; jednak Pa-
ne itd.). Nie ma innej historii niż większościowa albo historii mniej- mięć, która je gromadzi, jest nadal niczym więcej, niż męską instancją
szości określonych przez stosunek do większości. To, „w jaki sposób większościową, która ujmuje je jako „dziecięce wspomnienia”, wspo-
dokonać podboju większości”, jest problemem całkiem drugorzędnym mnienia małżeńskie albo kolonialne. Można działać raczej przez ko-
w odniesieniu do ścieżek przemierzanych przez to, co nie­dostrzegalne. niunkcję albo przez dopowiedzenie przyległych punktów, niż poprzez
Spróbujmy ująć to inaczej: nie istnieje stawanie-się-mężczyzną, związek punktów odległych: wtedy mamy do czynienia raczej z fanta-
ponieważ mężczyzna jest bytem w najwyższym stopniu molowym, pod- zjami niż ze wspomnieniami. W ten sposób kobieta może dysponować
czas gdy stawanie się jest molekularne. Funkcja twarzowości pokaza- połączonymi punktem kobiecym i punktem męskim, mężczyzna zaś –
ła nam, pod jaką postacią mężczyzna ustanawia większość czy raczej punktem męskim i kobiecym. Ustanowienie tych hybryd nie zbliża nas
jak wzorzec warunkuje to, co następuje: biały, mężczyzna, dorosły, „ra- do prawdziwego stawania się (na przykład biseksualność, jak zazna-
cjonalny” itd. Mówiąc krótko – dowolny przeciętny Europejczyk, pod- czają to psychoanalitycy, nie przeszkadza wcale w zachowaniu męsko-
miot wypowiedzenia. Zgodnie z prawem drzewiastości jest to centralny ści lub większości „fallusa”). Nie zrywamy ze schematem drzewiastości,
punkt, który przemieszcza się w całej przestrzeni albo na całym ekra- nie utrzymujemy w stawaniu się ani w molekularności, póki linia odno-
nie, za każdym razem podsycając odrębne przeciwieństwo wedle sta- si się do dwóch odległych punktów albo jest złożona z punktów przyle-
łego rysu twarzowości: mężczyzna-(kobieta); dorosły-(dziecko); biały- głych. Linia stawania się nie jest określana ani przez punkty, które łączy,
-(czarny, żółty lub czerwony); istota rozumna-(zwierzę). Punkt centralny ani przez punkty, które się na nią składają; przeciwnie, przechodzi ona
albo trzecie oko ma zatem zdolność organizowania dystrybucji binar- między punktami, wyrasta właśnie przez środek i podąża w kierunku
nych w dualnych maszynach i reprodukowania się w głównym czło- prostopadłym do punktów przyległych albo odległych78. Punkt jest za-
nie opozycji, podczas gdy cała opozycja rezonuje w tym punkcie. Usta- wsze początkiem. Jednak linia stawania się nie ma ani początku, ani koń-
nowienie „większości” jako redundancji. Człowiek ustanawia się w ten ca, wyjścia, ani punktu końcowego, źródła, ani celu; mówić o nieobec-
sposób jako olbrzymia pamięć: zajmuje pozycję centralnego punktu, ności początku, umieszczać u źródła nieobecność źródła, to kiepska gra
mającego określoną częstotliwość o tyle, o ile jest on odtwarzany w spo- słów. Linia stawania się ma wyłącznie środek. Środek nie jest średnią,
sób konieczny przez każdy z punktów dominujących, a także wytwarza- lecz przyspieszeniem; to prędkość absolutna ruchu. Stawanie się zawsze
jących rezonans, o ile całość punktów odnosi się do niego. Każda linia dokonuje się pośrodku, nie można ująć go inaczej niż w środku. Stawa-
przebiegająca przez całość systemu molowego, z jednego punktu do nie się nie jest jednym ani drugim, ani też stosunkiem dwojga, lecz mię-
drugiego i określająca się w związku z tym przez punkty odpowiadające dzy-dwoma, granicą albo linią ujścia, linią spadku biegnącą prostopad-
owym pamięciowym warunkom częstotliwości i rezonansu, stanowić le do obu lokalizacji. Jeśli stawanie się jest blokiem (blokiem-linią), to
będzie część drzewiastej sieci77. dlatego, że ustanawia ono strefę sąsiedztwa i nierozróżnialności, zie-
mię niczyją, niedającą się zlokalizować relację przeprowadzoną przez
77 W kwestii poddania linii punktowi przynależącemu ściśle do schematów drze- dwa punkty, odległe lub przyległe, niosącą jeden ku sąsiedztwu drugie-
wiastości: zob. Julien Pacotte, Le Roseau arborescent, Hermann 1936; zaś w kwe- go – sąsiedztwo, granica są obojętne tak na przyległość, jak i odległość.
stii statusu systemów hierarchicznych albo centrów: P. Rosenstiehl i J. Petitot, W linii albo bloku stawania się, jednoczącym osę i orchideę, wytwarza się
Automate asocial et systèmes acentrés („Communications” nr 22, 1974). Można
przedstawić ten drzewiasty schemat większości w następującej postaci:
78 Linia stawania się w relacji do dającego się zlokalizować powiązania A i B
[od góry i od lewej:] (odleg­łość oraz przez stosunek do jej przyległości:
dorosły
(punkt dominujący);
dziecko;
Człowiek
(punkt centralny);
kobieta;
mężczyzna
(punkt dominujący)

354 355
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

wspólna deterytorializacja; osa o tyle staje się wolnym elementem apa- równolegle do siebie samej, pozioma zaś nakłada się na inne linie po-
ratu reprodukcji orchidei, o ile również orchidea staje się przedmiotem ziome, tak jak wszelki punkt jest określony przez stosunek do dwóch
orgazmu osy, wyzwolonej ze swej normalnej reprodukcji. Współistnie- współrzędnych podstawowych, lecz także zaznaczony na poziomej linii
nie dwóch asymetrycznych ruchów tworzące blok na linii ujścia, która superpozycji oraz na pionowej linii albo płaszczyźnie przemieszczenia.
pochłania presję selekcyjną. Ta linia czy blok nie łączy osy i orchidei, nie Wreszcie, dwa punkty są połączone, jeśli od jednego do drugiego zosta-
bardziej, niż prowadzi do ich koniunkcji i wymieszania: przechodzi ona nie wytyczona dowolna linia. System będzie określony mianem punktowe-
między nimi dwiema, prowadząc ku sąsiedztwu, w którym znika rozróż- go, o ile jego linie będą rozważane w ten sposób: jako koordynaty albo
nialność punktów. System-linia (lub blok) stawania się przeciwstawia się jako dające się zlokalizować połączenia. Na przykład, systemy drzewia-
systemowi-punktowi pamięci. Stawanie się jest ruchem, przez który li- ste albo systemy molowe i wspomnienia są, ogólnie rzecz biorąc, punk-
nia wyzwala się z punktu i czyni punkty nierozróżnialnymi: kłącze, prze- towe. Wspomnienie ma organizację punktową, ponieważ wszystko, co
ciwstawione drzewiastości, wyradza się z drzewiastości. Stawanie się jest obecne, odsyła równocześnie do linii poziomej upływu czasu (kinema-
antypamięcią. Bez wątpienia istnieje coś takiego, jak wspomnienie mo- tyka), która biegnie od dawnej teraźniejszości do obecnej, oraz do linii
lekularne, lecz jest ono czynnikiem integracji z systemem molowym czy pionowej porządku czasu (stratografia), która biegnie od teraźniejszości
też większościowym. Wspomnienie ma zawsze funkcję reterytorializa- ku przeszłości albo ku reprezentacji dawnej teraźniejszości. Bez wątpie-
cji. Wektor deterytorializacji, przeciwnie, wcale nie jest nieokreślony, nia jest to schemat podstawowy, który nie daje się rozwinąć bez znacz-
lecz pozostaje umocowany bezpośrednio w wymiarach molekularnych; nych komplikacji, który jednak jest odkrywany w przedstawieniach
im bardziej jest w ten sposób umocowany, tym bardziej jest zdeterytoria- artystycznych, kształtujących „dydaktykę”, to znaczy mnemotechni-
lizowany: to deterytorializacja „utrzymuje razem” całość molekularnych kę. Przedstawienie muzyczne wytycza poziomą linię melodyczną, linię
elementów składowych. Z tego punktu widzenia blok dzieciństwa lub basu, na którą nakładają się inne linie melodyczne albo też określane
stawanie-się-dzieckiem przeciwstawione jest wspomnieniu dzieciństwa: są punkty, przechodzące z jednej linii na drugą w relacji kontrapunktu;
wytworzono „jakieś” dziecko molekularne… „jakieś” dziecko współist- z drugiej strony, wytycza linię albo płaszczyznę pionową, harmonicz-
nieje z nami w strefie sąsiedztwa czy bloku stawania się, na linii detery- ną, która przesuwa się wzdłuż linii poziomej, lecz już od niej nie zależy,
torializacji, która niesie oboje – przeciwnie do dziecka, którym byliśmy, przechodząc z góry na dół, ustalając akord zdolny do powiązania z ko-
które przypomina nam się albo o którym fantazjujemy, dziecka molo- lejnymi. Przedstawienie obrazowe ma analogiczną formę wraz z właści-
wego, którego przyszłością jest dorosły. „Będzie to dzieciństwo, lecz nie wymi sobie środkami: nie tylko dlatego, że obraz ma pion i poziom, lecz
może to być moje dzieciństwo”, pisała Virginia Woolf (Orlando nie dzia- ponieważ kontury i kolory, każdy na swój sposób, odsyłają do pionów
ła już poprzez wspomnienia, lecz poprzez bloki: bloki wieków, epok, blo- przesunięcia i do poziomów superpozycji (w ten sposób pion to zimna
ki królestw, płci, wytwarzając w ten sposób procesy stawania się między forma albo biel, światło albo tonalność; poziom to forma ciepła, czerń,
rzeczami lub też linie deterytorializacji79). Zawsze, gdy na poprzednich chromatyczność, modalność itd.). Doskonale widać to – ograniczmy się
stronach używaliśmy słowa wspomnienie, był to błąd; chcieliśmy bo- jedynie do najnowszych przykładów – w systemach dydaktycznych czy
wiem powiedzieć „stawanie się”, mówiliśmy: stawanie się. to Kadinsky’ego, Klee, czy Mondriana, które implikują konieczną kon-
Jeśli linia przeciwstawia się punktowi (albo blok – wspomnieniu, frontację z muzyką.
stawanie się – pamięci), to nigdy w sposób absolutny: system punk- Podsumujmy podstawowe cechy systemu punktowego: 1) syste-
towy zakłada pewne użycie linii, blok przypisuje zaś punktom pewne my takie obejmują dwie linie podstawowe, poziomą i pionową, służą-
nowe funkcje. W systemie punktowym punkt odsyła przede wszyst- ce za współrzędne umożliwiające określanie punktów; 2) linia pozioma
kim do współrzędnych linearnych. Nie tylko reprezentuje się tu linię może nałożyć się pionowo, linia pionowa może się przemieścić pozio-
poziomą i linię pionową, lecz również linia pionowa przemieszcza się mo, w sposób, za sprawą którego nowe punkty byłyby wytwarzane albo
odtwarzane w warunkach poziomej częstotliwości i pionowego rezo-
79 Virginia Woolf, The Diary of Virginia Woolf, t. 3 s. 236. To samo dotyczy Kafki, nansu; 3) od jednego punktu do drugiego może (choć nie musi) zostać
u którego bloki dzieciństwa funkcjonują jako przeciwieństwa wspomnień dzie- wytyczona linia, lecz przybiera ona postać dającego się zlokalizować po-
ciństwa. Przypadek Prousta jest bardziej skomplikowany, ponieważ dokonuje
on wymieszania obu. Psychoanaliza poszukuje wspomnień i fantazji, lecz nigdy wiązania; przekątne grają zatem rolę powiązań dla punktów z różnych
bloków dzieciństwa. poziomów i momentów, wprowadzając częstotliwości i rezonanse z tymi

356 357
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

zmiennymi punktami poziomu i pionu, przyległymi i odległymi80. Syste- transhistorycznym. Nie ma aktu stworzenia, który nie byłby transhi-
my te są drzewiaste, pamięciowe, ustrukturyzowane, są systemami te- storyczny i który nie zakradałby się od tyłu albo nie przechodził przez
rytorializacji albo reterytorializacji. Linia oraz przekątna pozostają cał- wyzwoloną linię. Nietzsche przeciwstawia historię nie tylko wieczno-
kowicie poddane punktowi, ponieważ służą one za współrzędne punktu ści, lecz również subhistoryczności albo nadhistoryczności. Niewczes-
albo dające się zlokalizować połączenia dla jednego i drugiego punktu, ność, inne imię dla istności, stawania się, niewinności stawania się (to
od jednego punktu do drugiego. znaczy zapomnienie przeciw pamięci, geografia przeciw historii, mapa
Systemowi punktowemu przeciwstawiają się systemy linearne czy przeciw rachunkowi, kłącze przeciw drzewiastości). „Niehistoryczność
raczej multilinearne. Wyzwolić linię, wyzwolić przekątną: nie ma mu- podobna jest otaczającej atmosferze, w której jedynie wytwarza się ży-
zyka ani malarza, który nie miałby takiego zamiaru. Rozwija się system cie, by ze zniszczeniem tej atmosfery znów zniknąć (…) Gdzie są czyny,
punktowy czy też dydaktyczne przedstawienie, lecz celem jest dopro- które by człowiek mógł zdziałać nie wszedłszy wprzód w ową warstwę
wadzenie do ich pęknięcia, wywołanie wstrząsu sejsmicznego. System mgły żywiołu niehistorycznego?”81. Stworzenia są niczym zmutowane
punktowy byłby tym bardziej interesujący, że muzyk, malarz, pisarz, filo- linie abstrakcyjne, wyzwolone od swych obowiązków polegających na
zof przeciwstawiają mu się, a nawet wytwarzają go po to, aby mu się prze- przedstawianiu świata, dlatego właśnie, że wytwarzają one nowy typ
ciwstawić, jak gdyby ustawiając trampolinę do skoków. Historię tworzą rzeczywistości, który historia może jedynie ująć w systemie punktowym.
ci, którzy się jej przeciwstawiają (nie zaś ci, którzy się w nią wpasowu- Gdy Boulez czyni się historykiem muzyki, robi to po to, aby po-
ją czy też ją zmieniają). Nie dzieje się tak ze względu na prowokację, lecz kazać w jaki sposób, za każdym razem inaczej, wielki muzyk wynajduje
ponieważ system punktowy, który odkryli oni czy nawet wynaleźli, po- i wprowadza pewien rodzaj przekątnej między pionową harmonią i po-
zwalał na takie działanie: wyzwolić linię i przekątną, wytyczyć linię za- ziomą linią melodyczną. Za każdym razem jest to inna przekątna, inna
miast tworzyć punkt, wytworzyć niedostrzegalną przekątną, zamiast technika i inne tworzenie. Na owej poprzecznej linii, która jest w rzeczy-
trzymać się pionu i poziomu, nawet jeśli są one złożone czy poprawione. wistości linią deterytorializacji, porusza się zatem blok dźwiękowy, nie
Takie działanie zawsze osuwa się w Historię, chociaż się z niej nie wy- mający już punktu pochodzenia, ponieważ jest on zawsze już w środ-
wodzi. Historia może próbować zerwać swe więzy z pamięcią; może ona ku linii, która nie ma współrzędnych poziomych i pionowych, ponie-
komplikować schematy pamięci, nakładać i przemieszczać współrzęd- waż tworzy swe własne współrzędne, których nie formuje już z lokalizo-
ne, podkreślać powiązania albo pogłębiać zerwania. Granica nie prze- walnych powiązań między jednym a drugim punktem, gdyż znajduje się
biega jednak tutaj. Granica nie przebiega między historią i pamięcią, w „czasie niepulsującym”: jest to zdeterytorializowany blok rytmiczny,
lecz między systemami punktowymi „historii-pamięci” oraz urządze- porzucający punkty, współrzędne i miarę, niczym pijany statek, który
niami multilinearnymi lub diagonalnymi, które nie przynależą wcale do zlewa się z linią albo wytycza płaszczyznę spójności. Prędkości i powol-
wieczności, lecz do stawania się, odrobiny stawania się w stanie czystym, ności wsuwają się w formę muzyczną, pchając ją już to do rozrostu, już to
do mikrorozrostów linearnych, już to ku zagładzie, zniesieniu dźwięku,
inwolucji – i obu naraz. Muzyk może powiedzieć wprost: „nienawidzę
80 Na przykład w systemie pamięci formacja wspomnienia zakłada przekątną,
która przekształca teraźniejszość A w reprezentacji A’ przez stosunek do nowej pamięci, nienawidzę wspomnienia”, a to dlatego, że afirmuje on moc
teraźniejszości B, w A’’ przez stosunek do C itd.: stawania się. Przypadek egzemplaryczny takiej przekątnej, linii-bloku,
można odkryć w szkole wiedeńskiej. Jednak można również mówić, że
szkoła wiedeńska odkrywa nowy system terytorializacji, punktów, pio-
nów oraz poziomów, który sytuuje ją w Historii. Inny wysiłek, inny akt
twórczy pojawił się później. Ważne jest jednak to, że każdy muzyk zawsze
działał w ten sposób: wyznaczyć przekątną, nawet nietrwałą, poza punk-
tami, poza współrzędnymi i dającymi się zlokalizować powiązaniami, by
[od góry]: bieg czasu; spławić blok dźwiękowy wzdłuż wyzwolonej linii, puścić w przestrzeń
porządek czasu.

Zob. Edmund Husserl, Wykłady z fenomenologii wewnętrznej świadomości czasu, 81 Fryderyk Nietzsche, Pożyteczność i szkodliwość historii dla życia w: Niewczesne
tłum. J. Sidorek, PWN 1989. rozważania, tłum. L. Staff, Zielona Sowa 2003, s. 67.

358 359
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

ów blok ruchomy i poruszający się, istność (na przykład, chromatyzm, dźwiękowa: „ciało schumannowskie nie pozostaje w miejscu. (…) Inter-
agregaty i złożone nuty, a nawet wszystkie zasoby i możliwości poli- mezzo jest współistotne wszelkiemu dziełu. (…) u kresu nie ma nic poza
fonii itd.82). W przypadku organów można było mówić o „wektorach intermezzami. (…) Ciało schumannowskie zna jedynie rozgałęzienia:
ukośnych”. Przekątna jest często tworzona ze skrajnie złożonych linii nie składa się ono, lecz rozchodzi, w sposób stały, dzięki akumulacji in-
i przestrzeni dźwiękowych. Czy to tajemnica małej frazy albo bloku ryt- termediów. (…) Schumannowski trzepot jest oszalały, lecz również za-
micznego? Bez wątpienia, punkt zyskuje nową funkcję, z istoty twórczą: kodowany; a ponieważ oszołomienie uderzeń pozornie utrzymuje się
nie chodzi tu po prostu o nieuchronny szkic, który ustanawia ponownie w granicach rozsądnego języka, zwykle przechodzi niezauważone. (…)
system punktowy; przeciwnie, teraz to punkt okazuje się poddany linii Wyobrażenia dotyczące tonalności dwóch sprzecznych, choć przecież
i to właśnie on wyznacza przyrost linii albo jej gwałtowny zwrot, jej po- równoległych stanów: z jednej strony, ekran (…), język przeznaczony do
śpiech, jej spowolnienie, jej furię i agonię. „Mikro-bloki” Mozarta. Blok wyrażenia ciała wedle znanej organizacji (…), z drugiej strony, przeciwnie,
może nawet zostać sprowadzony do punktu, jakby do pojedynczej nuty tonalność staje się sprytną sługą uderzeń, które usiłuje ona udomowić
(blok-punkt): si, Berga w Wozzecku, la Schumanna. Hołd dla Schuman- na innym poziomie”83. Czy to samo, dokładnie to samo, dotyczy malar-
na, szaleństwo Schumanna: przemoc błądzi poprzez rusztowanie orkie- stwa? W rzeczywistości to nie punkt tworzy linię, to linia niesie zdetery-
stracji i wytycza swą przekątną tam, gdzie przechodzi zdeterytorializo- torializowany punkt, utrzymując go pod swym wpływem, który pocho-
wany blok dźwiękowy; albo też pewien typ niezwykle prostego refrenu dzi z zewnątrz: a zatem linia nie biegnie z jednego punktu do drugiego,
zostaje „wyty­czony” przez linię melodyczną i architekturę polifoniczną – lecz między punktami, ciągnie się w innym kierunku, który czyni ją nie-
obie bardzo rozbudowane. rozróżnialną. Linia stała się przekątną, która wyzwala się od pionu i po-
W systemie multilinearnym wszystko dzieje się równocześnie: linia ziomu; przekątna jednak już stała się linią poziomą, półprzekątną albo
wyzwala się z punktu rozumianego jako źródło; przekątna wyzwala się swobodną prostą, linią złamaną lub kątową albo nawet krzywą, zawsze
z pionu i poziomu jako współrzędnych; również linia poprzeczna wy- pośrodku nich samych. Między białą pionową linią i czarną poziomą leży
zwala się z przekątnej jako dającego się zlokalizować połączenia między szarość Paula Klee, czerwień Kandinskiego, fiolet Moneta; każda formu-
dwoma punktami; mówiąc krótko, linia-blok przechodzi przez środek je blok koloru. Linia bez początku, ponieważ zaczyna się poza obrazem,
dźwięków, sama ciągniona przez swój właściwy, niedający się zlokalizo- który ujmuje ją wyłącznie od środka; bez współrzędnych, ponieważ mie-
wać środek. Blok dźwiękowy to intermezzo. Ciało bez Organów, antypa- sza się ona z płaszczyzną spójności, na której się unosi i jest tworzona,
mięć, która przechodzi przez muzyczną organizację i o tyle jest bardziej bez dającego się zlokalizować związku, ponieważ straciła nie tylko swą
funkcję przedstawieniową, lecz również wszelką funkcję tworzenia ja-
kiejkolwiek formy – linia sama przez się stała się abstrakcyjna, praw-
82 Na temat wszystkich tych motywów zob. Pierre Boulez: 1) w jaki sposób, za każ-
dym razem, przekątne dążą do wymknięcia się muzycznym współrzędnym dziwie abstrakcyjna i zmutowana staje się blokiem wizualnym, a punkt,
pionowym i poziomym, wytyczając nawet niekiedy „linie wirtualne” (Relevés w swych współrzędnych, odkrywa na nowo funkcje twórcze jako punkt-
d’apprenti, Éd. du Seuil 1966, s. 230, 290-297, 372.; 2). Na temat idei bloku dźwię- -barwa albo punkt-linia84. Linia znajduje się między punktami, pośrodku
kowego albo „bloku trwania”, w stosunku do owej przekątnej: Penser la musique
aujourd’hui, Gallimard 1987, s. 59-63; na temat rozróżnienia punktów i bloków,
„całości punktowych i „całości agregatywnych” oraz zmiennej jednostkowości: 83 Roland Barthes, Rasch, w: Langue, discours, société, Éd. du Seuil 1975, s. 217-228.
Sonateque me veux-tu?, „Méditations” nr 7, 1964. Nienawiść do pamięci poja- 84 Istnieje wiele różnic pomiędzy malarzami, i to pod wszelkimi względami, jed-
wia się często u Bouleza: zob. Eloge de l’amnésie („Musique en jeu”, nr 4, 1971), nak zachodzi również pewien wspólny ruch: zob. Wassily Kandinsky, Punkt i li-
J’ai horreur du souvenir (w Roger Desormière et son temps, Ed. Du Rocher 1966). nia, płaszczyzna, tłum. S. Fijałkowski, PIW 1986; Paul Klee, Théorie de l’art mod-
Trzymając się przykładów współczesnych, można znaleźć podobne deklaracje erne, Gallimard 1998. Deklaracje, takie jak ta złożona przez Mondriana, na
u Strawińskiego, Cage’a, Berio. Z pewnością, istnieje pamięć muzyczna związa- temat wyłącznej wartości linii pionowych i poziomych mają na celu wskazanie,
na ze współrzędnymi, która realizuje się w ramach społecznych (wstawać, kłaść w jakich warunkach wystarczą one do wyprowadzenia przekątnej, która sama
się, wycofywać się). Jednak postrzeżenie „frazy” muzycznej w mniejszym stop- nie musi być kreślona: na przykład, ponieważ współrzędne nierównej grubości
niu odwołuje się do pamięci, nawet pamięci typu reminiscencji, niż do rozcią- wcinają się we wnętrze kadru i przedłużają poza kadr tworząc „dynamiczną oś”
głości czy też skurczu percepcji typu spotkania. Należałoby zbadać, w jaki spo- przebiegającą w linii poprzecznej (zob. komentarze Michela Butora w Le carré et
sób każdy muzyk uruchamia prawdziwe bloki zapomnienia: na przykład to, co son habitat w: Répertoire III, Éd. de Minuit 1960). Warto również zajrzeć do arty-
Barraqué określa mianem „plastrów zapomnienia” oraz „nieobecne rozwinię- kułu Michaela Frieda na temat linii Pollocka: Three American Painters, Fogg Art
cia” u Debussy’ego (Debussy, s. 169-171). Odnosimy się tu do ogólnego studium Museum 1965), oraz fragmentów u Henry’ego Millera poświęconych linii u Na-
Daniela Charlesa, La musique et l’oubli, „Traverses”, nr 4, 1976. sha (On Turning Eighty, Village Press 1973).

360 361
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

punktów, nie przebiega już między jednym punktem a drugim. Nie wy- deteterytorializacji towarzyszy niebezpieczeństwo: może się ona ob-
tycza już konturu. „Nie maluje samych rzeczy, lecz to, co między rzecza- rócić w zniszczenie, zniesienie. Melisanda, kobieta-dziecko, tajemni-
mi”. W malarstwie nie ma bardziej fałszywego problemu, niż ten doty- ca, umiera dwa razy („teraz kolej biednego maleństwa”). Muzyka nigdy
czący głębi, a ściśle rzecz biorąc, perspektywy. Perspektywa jest bowiem nie jest tragiczna, muzyka jest radością. Jednak z konieczności dochodzi
jedynie historycznie określonym sposobem zajmowania przekątnych do tego, że nadaje nam ona posmak śmierci, nie tyle śmierci ze szczęś-
albo poprzecznych czy linii ujścia, to znaczy reterytorializacji ruchome- cia, ile radosnej śmierci, zamarcia. Pobudza nas ona nie na mocy popędu
go bloku wizualnego. Mówimy „zajmować” – w znaczeniu: dawać zaję- śmierci, lecz poprzez swój układ dźwiękowy, swoją maszynę dźwiękową,
cie, ustalać pamięć i kod, przypisywać funkcję. Jednak linie ujścia, linie moment, któremu trzeba stawić czoło, tam gdzie linia poprzeczna prze-
poprzeczne, mogą przyjmować wiele innych funkcji poza funkcją molo- chodzi w linię zniesienia. Spokój i złość85. Muzyka pragnie zniszczenia,
wą. Linie ujścia nie są tworzone po to, aby przedstawiać głębię; to one wszelkich jego rodzajów, wymarcia, złamania, przetrącenia. Czyż nie
wynajdują możliwość takiego właśnie przedstawienia, które zajmuje je w tym tkwi jej potencjalny „faszyzm”? Jednak za każdym razem, gdy mu-
jedynie przez chwilę, w danym momencie. Perspektywa, a nawet głę- zyk pisze In memoriam, chodzi mu nie o motyw inspiracji, nie o wspo-
bia, są reterytorializacją linii ujścia; one same stwarzają obraz, przeno- mnienie, lecz, przeciwnie, o stawanie się, które zdoła stawić czoła swemu
sząc go dalej. Co istotne, perspektywa określana mianem centralnej wy- właściwemu zagrożeniu, wymknąć się upadkowi, aby się odrodzić: sta-
trąca w czarną dziurę punktową mnogość ujść i dynamizm linii. Prawdą wanie-się-dzieckiem, stawanie-się-kobietą, stawanie-się-zwierzęciem,
jest jednak także rzecz przeciwna: problemy z perspektywą rozbudziły o ile są one samą treścią muzyki i pozostaną nią aż do śmierci.
całą obfitość linii twórczych, całe bogactwo bloków wizualnych, w tym Mówimy, że śpiewka (ritournelle) jest treścią ściśle muzyczną, blo-
samym momencie, w którym usiłowano je opanować. Czy obraz, w każ- kiem treści właściwym muzyce. Dziecko chce się uspokoić będąc
dym ze swych aktów twórczych, jest zaangażowany w stawanie się tak in- w ciemności, klaszcze albo też wymyśla chód dopasowany do pęknięć
tensywne, jak stawanie się muzyki? płyt chodnikowych lub odśpiewuje „Fort-Da” (psychoanalitycy bardzo
nietrafnie wypowiadają się na temat Fort-Da, próbując odkryć w nim fo-
Stawanie się muzyką. W odniesieniu do muzyki zachodniej (choć inne nologiczną opozycję albo komponentę symboliczną nieświadomości-ję-
rodzaje muzyki stają przed podobnym problemem, pod innymi warun- zyka, podczas gdy jest to śpiewka). Tra la la. Kobieta nuci, „słyszałem, jak
kami, a także rozwiązują je inaczej), staraliśmy się zdefiniować blok sta- cicho nuci”. Ptak wznosi swój świergot. Pieśń ptaków przenika całą mu-
wania się na poziomie wyrażenia, blok wyrażenia, za pomocą linii po- zykę, na tysiąc sposobów, od Jannequina po Messiaena. Frrr, Frrr. Muzy-
przecznych, które wciąż wymykają się współrzędnym czy systemom ka przeniknięta jest przez bloki dzieciństwa i kobiecości, przez wszystkie
punktowym funkcjonującym w danym momencie jako kody muzyczne. mniejszości, a jednak ma ona wielką moc. Szwargot dzieci, kobiet, grup
Oczywiste jest, że owemu blokowi wyrażenia odpowiada blok treści. Nie etnicznych, terytoriów, miłości i zniszczenia: narodziny rytmu. Dzieło
jest to nawet odpowiedniość; ruchomy blok nie istniałby, gdyby treść, Schumanna składa się ze śpiewek, bloków dzieciństwa, z których czy-
sama mająca charakter muzyczny (nie będąca zaś tematem ani moty- ni on szczególny użytek: swoiste dla niego stawanie-się-dzieckiem albo
wem), nie nachodziła wciąż na wyrażenie. O co chodzi w muzyce, co to za stawanie–się-kobietą, Klarą. Można by stworzyć katalog przekątne-
treść nieoddzielna od wypowiedzi dźwiękowej? Trudno to wyjaśnić, jed- go lub poprzecznego użytku, jaki czyniono z refrenu w historii muzy-
nak jest to coś takiego: jakieś dziecko umiera, jakieś dziecko się bawi, ja- ki – wszystkie dziecięce Zabawy i Kinderszenen, wszystkie śpiewy pta-
kaś kobieta się rodzi, jakaś kobieta umiera, nadlatuje jakiś ptak, jakiś ptak ków. Katalog taki byłby jednak bezużyteczny, ponieważ zdawałby się on
odlatuje. Chcemy powiedzieć, że nie ma przypadkowych motywów mu- nagromadzeniem przykładów motywów, tematów, wątków, podczas gdy
zycznych, nawet jeśli można mnożyć ich przykłady; tym bardziej nie ma chodzi tu o najistotniejszą i najbardziej niezbędną dla muzyki treść. Mo-
działań naśladowczych, lecz raczej działania istotowe. Dlaczego mowa tywem refrenu może być lęk, strach, radość, miłość, praca, marsz, tery-
o dziecku, kobiecie czy ptaku? Dlatego, że wyrażenie muzyczne jest nie- torium…, ale treść muzyki stanowi sama śpiewka.
oddzielne od stawania-się-kobietą, stawania-się-dzieckiem, stawania-
-się-zwierzęciem; to one ustanawiają jego treść. Dlaczego dziecko umie- 85 „Było coś napiętego, dochodzącego aż do nieznośnego gniewu rodzącego się
ra, a ptak spada niczym przeszyty strzałą? Z tego samego powodu, dla w jego dzielnej piersi, gdy grał muzykę. Im bardziej wyborna była muzyka, z tym
którego każdej wymykającej się linii, wszelkiej linii ujścia lub twórczej większą doskonałością i pełnią szczęścia ją odgrywał; równocześnie rosła w nim
jednak szaleńcza złość”, D. H. Lawrence, Aaron’s Rod, Thomas Seltzer 1922, s. 16.

362 363
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

Wcale nie twierdzimy, że refren (ritournelle) jest źródłem muzy- zaś ma za swój korelat środowisko, biotop; można dostrzec, jak rodzi ono
ki albo że muzyka zaczyna się wraz z nim. Nie wiemy tak naprawdę, linie już od razu czyste, niczym w rytuałach ze „źdźbłem trawy”; 2) or-
skąd wzięła się muzyka. Śpiewka jest raczej środkiem powstrzymują- ganizacja twarzy, biała ściana-czarne dziury, twarz-oczy albo też twarz
cym albo pozwalającym odegnać muzykę, wydostać się z niej. Muzyka oglądana z profilu oraz oczu spoglądających z ukosa (ta semiotyka twa-
istnieje jednak, ponieważ istnieje również śpiewka, ponieważ muzyka rzowości ma za swój korelat organizację pejzażu: utwarzowienie całego
przyjmuje, obejmuje we władanie śpiewkę jako treść zawartą w formie ciała oraz upejzażowienie wszystkich środowisk, Chrystus jako europej-
wyrażenia, ponieważ tworzą one razem blok, pozwalający jej przenosić ski punkt centralny); 3) deterytorializacja twarzy i pejzaży na korzyść gło-
się gdzie indziej. Dziecięca śpiewka, nie będąca muzyką, tworzy blok wraz wic poszukiwawczych, z liniami, które nie zarysowują już żadnej formy,
ze stawaniem-się-dzieckiem muzyki: raz jeszcze natrafiamy na tę asyme- które nie kształtują już żadnego konturu, barwami, które nie wypełnia-
tryczną kompozycję. Mozartowskie wariacje na temat Ah vous dirai- ją już pejzażu (oto semiotyka piktoralna: umożliwić ujście twarzy i pejza-
-je maman, jego refreny. Temat w C-dur, po którym następuje dwana- żowi. Przykładem może być to, co Mondrian słusznie określa mianem
ście wariacji: nie tylko każda nuta tego tematu jest podwojona, lecz sam „pejzażu”, czystego pejzażu zdeterytorializowanego w sposób abso-
temat dwoi się wewnątrz. Muzyka czyni szczególny użytek ze śpiewki, lutny). – Dla wygody przedstawiamy trzy całkiem odrębne i następujące
poddając ją przekątnym i poprzecznym, wyrywając ją z jej terytorialno- po sobie stany, lecz jest to czysto prowizoryczne rozróżnienie. Nie mo-
ści. Muzyka jest działaniem czynnym, twórczym, które polega na de- żemy określić, czy przypadkiem już zwierzęta nie tworzą obrazów, nawet
terytorializowaniu refrenu. Podczas gdy refren jest ściśle terytorialny, jeśli nie malują one na płótnach i nawet jeśli to hormony decydują o ich
terytorializujący albo reterytorializujący, muzyka czyni zeń zdeteryto- barwach i liniach: nawet tu rozróżnienie przeprowadzone między czło-
rializowaną treść dla deterytorializującej formy wyrażenia. Jeśli wyba- wiekiem i zwierzęciem nie rozpoczyna się wraz ze sztuką określaną mia-
czycie nam to sformułowanie, chodziłoby o to, aby muzyka, czyli to, co nem abstrakcyjnej, lecz z odtworzeniem sylwetki i kształtu ciała, a także
robią muzycy, samo było muzykalne, pisane w języku muzyki. Posłużmy działa już w pełni w organizacji twarzy-pejzażu (tak jak malarze, którzy
się raczej figuratywnym przykładem: Kołysanka Musorgskiego w Pieś- „wypracowują” oblicze Chrystusa i sprawiają, że uchodzi ono we wszyst-
niach i tańcach śmierci przedstawia wyczerpaną matkę, czuwającą przy kich kierunkach poza kod religijny). Malarstwo nigdy nie przestało mieć
chorym dziecku; zastępuje ją Śmierć, która składa jej wizytę i śpiewa za cel deterytorializacji twarzy oraz pejzaży, czy to przez ponowne uru-
kołysankę – każda jej zwrotka kończy się zwartym i natarczywym re- chomienie cielesności, czy to przez wyzwolenie linii albo barw, albo oby-
frenem, powtarzającym się rytmem jednej nuty, blok-punkt: „cichut- dwu tych procesów naraz. W malarstwie istnieje wiele stawań się zwie-
ko, maleństwo, śpij maleństwo” (nie tylko dziecko umiera, lecz również rzętami, kobietą i dzieckiem.
deterytorializacja śpiewki zostaje podwojona przez Śmierć we własnej Problem muzyki jest więc odmienny, o ile prawdą jest, że dotyczy
osobie, która zastępuje matkę). on refrenu. Deterytorializowanie śpiewki, wynajdywanie dla niej linii
Czy, i w jaki sposób, sytuacja obrazu jest podobna? Nie wierzymy deterytorializacji wiąże się ze sposobami postępowania i konstrukcjami,
w system sztuk pięknych, lecz w problemy zupełnie innej natury, któ- które nie mają nic wspólnego z działaniami związanymi z malarstwem
re znajdują rozwiązanie w różnorodnych sztukach. Sztuka jawi nam się (co najwyżej niewyraźne analogie, do których odwoływali się niekiedy
jako fałszywe, wyłącznie nominalne pojęcie; nie staje to jednak na dro- malarze). Bez wątpienia, znów nie jest tu jasne, czy można przekroczyć
dze możliwości czynienia równoczesnego użytku ze sztuk w ramach granicę między zwierzęciem a człowiekiem: czyż, jak zauważa Messiaen,
określonej mnogości. Malarstwo wpisuje się w „problem” określany nie ma ptaków-muzyków, różniących się od ptaków niemuzykalnych?
mianem twarzy-pejzażu. Muzyka zaś – w zupełnie inny problem, miano- Czy świergot ptaka jest siłą rzeczy terytorialny, czy może znajduje się on
wicie problem śpiewki. Każde z nich rodzi się w określonym momencie już w stanie bardzo subtelnych deterytorializacji, selekcyjnych linii uj-
i w pewnych warunkach, na linii swego problemu; jednak żadna sym- ścia? Różnica między hałasem a dźwiękiem z pewnością nie jest tym, co
boliczna lub strukturalna odpowiedniość nie jest możliwa między tymi pozwala zdefiniować muzykę, ani nawet tym, co pozwala odróżnić ptaki
dwoma przypadkami, o ile nie przełoży się ich na systemy punktowe. Po muzykalne od niemuzykalnych; pozwala na to jednak praca śpiewki. Czy
stronie problemu twarzy-pejzażu wyróżniliśmy trzy stany: 1) semio­tyki pozostaje ona terytorialna i terytorializująca, czy też może zostaje unie-
cielesności, sylwetki, kształty, barwy i linie, owe semiotyki są obecne siona przez ruchomy blok, wytyczający linię poprzeczną poprzez wszyst-
i funkcjonują już u zwierząt, u których głowa stanowi część ciała, ciało kie współrzędne? A co ze wszystkimi stanami pośrednimi pomiędzy

364 365
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

tymi dwoma? Muzyka jest przygodą śpiewki: sposobem, za pomocą któ- narzędziami klasyfikacji i łączenia. Możliwe, że muzycy byliby, w ujęciu
rego muzyka osuwa się ponownie w świergot (w naszej głowie, w gło- jednostkowym, bardziej reakcyjni niż malarze, bardziej religijni, mniej
wie Swanna, w głowach pseudonaukowców z telewizji i radia, wielki „społeczni”; niemniej jako zbiorowość dysponują oni nieskończenie po-
muzyk jako radiowy przerywnik albo szlagier); sposób, w jaki chwyta się tężniejszą siłą, niż ta właściwa malarstwu: „więź, którą tworzy chór za-
ona świergotu, czyniąc go coraz prostszym, ograniczonym do kilku nut, wiązany przez zgromadzenie ludzi, jest potężna...”. Można zawsze wy-
przenoszących go na jeszcze bogatszą linię twórczą, której źródeł ani celu jaśnić tę siłę poprzez materialne warunki emisji i muzycznej recepcji,
nie znamy... lecz częściej stosowany jest zabieg odwrotny: to raczej warunki wyjaś-
Leroi-Gourhan ustanowił rozróżnienie i korelację między dwoma nia się przez siłę deterytorializacji właściwą muzyce. Można powiedzieć,
biegunami, „dłoń-narzędzie” oraz „twarz-język”. Chodzi tu jednak o to, że z punktu widzenia zmutowanej maszyny abstrakcyjnej obraz i muzy-
aby rozróżnić formę treści oraz formę wyrażenia. Teraz, gdy rozważamy ka nie korespondują z tymi samymi progami albo że maszyna obrazkowa
wyrażenia mające treści w sobie samych, posługujemy się innym rozróż- (machinepicturale) i maszyna muzyczna nie mają tego samego oznacze-
nieniem: twarz z jej wizualnymi korelatami (oczy) odsyła do obrazu, głos nia. Istnieje pewna „wsteczność” obrazu względem muzyki, co zauważył
odsyła do muzyki wraz ze swymi korelatami słuchowymi (ucho samo jest Klee, najbardziej muzyczny z malarzy87. Być może dlatego właśnie wie-
świergotem, ma jego formę). Muzyka jest przede wszystkim deterytoria- lu ludzi woli malarstwo, a estetyka przyjęła malarstwo za uprzywilejowa-
lizacją głosu, który staje się coraz słabiej związany z językiem, zupełnie ny model: pewnym jest, że wzbudza ono mniejszy „strach”. Nawet jego
tak, jak obraz jest deterytorializacją twarzy. Cechy głosowości (vocabi- relacje z kapitalizmem i z formacjami społecznymi nie są wcale tego sa-
lité) mogą być więc całkiem dobrze zindeksowane na rysach twarzowo- mego rodzaju.
ści, jak w sytuacji, gdy ktoś odczytuje słowa z ruchu warg, jednak nie są Bez wątpienia, w każdym z przypadków odnosimy się do teryto-
one zgodne, tym mniej jeśli są niesione za pomocą ruchów muzycznych rialności, deterytorializacji, lecz również reterytorializacji. Śpiewki
albo malarskich. Głos znacznie wyprzedza twarz, jest na przedzie. Za- zwierzęcia i dziecka zdają się być terytorialne: nie są zatem przynależ-
tytułowanie dzieła muzycznego Twarz zdaje się z tej perspektywy jed- ne „muzyce”. Lecz gdy muzyka bierze w posiadanie refren, aby rozwi-
nym z największych paradoksów dźwiękowych86. Odtąd jedyny sposób nąć go w rytmiczny blok dźwiękowy, gdy śpiewka „staje się” Schuman-
„ułożenia” obu problemów, malarstwa i muzyki, polega na przyjęciu kry- nem albo Debussy’m, to dzieje się to za sprawą systemu harmonicznych
terium zewnętrznego względem fikcji sztuk pięknych, to znaczy na po- i melodycznych współrzędnych, w którym muzyka reterytorializuje się
równaniu sił deterytorializacji obecnych w obydwu przypadkach. Zdaje w sobie samej, jako muzyka. I na odwrót, zobaczymy, że nawet zwierzę-
się, że muzyka ma znacznie większą, bardziej intensywną i jednocześ- cy zaśpiew w pewnych przypadkach miałby już znacznie intensywniej-
nie zbiorową siłę deterytorializującą, głos zaś – znacznie większą siłę by- szą moc deterytorializacji, niż zwierzęce sylwetki, kształty i barwy zwie-
cia zdeteryterializowanym. Być może cecha ta wyjaśnia powszechną fa- rzęce. Należy zatem wziąć pod uwagę wiele czynników: terytorialności
scynację wzbudzaną przez muzykę, a nawet możliwość „faszystowskiego” względne, wzajemne deterytorializacje, lecz również współzależne rete-
zagrożenia, o którym wspominaliśmy wcześniej: muzyka, bębny, trą- rytorializacje, i to wiele ich typów, na przykład, wewnętrzne, jak współ-
by, wprowadzają ludy i armie na tor mogący prowadzić aż ku otchłani rzędne muzyczne albo zewnętrzne, jak osunięcie się śpiewki we frazes,
i czynią to o wiele silniej, niż sztandary i chorągwie, które są obrazami, albo muzyki w szlagier. To, że nie istnieje deterytorializacja bez szcze-
gólnej reterytorializacji, zmusza nas do przemyślenia na nowo korelacji
86 Chociaż Berio wskazuje na co innego, zdaje nam się, że jego utwór Visage
tego, co molowe, i tego, co molekularne: żaden strumień, żadne stawa-
(Twarz) jest skomponowany wedle trzech etapów twarzowości: przede wszyst- nie-się-molekularnym nie umyka formacji molowej bez jednoczesnego
kim mnogość ciała i postaci dźwiękowych, następnie krótka dominująca i sym- procesu, za sprawą którego molowe składowe schodzą się, pozwalając
foniczna organizacja twarzy, wreszcie zaś wystrzelenie głowic we wszystkich
na ukształtowanie przejścia albo postrzegalne wytyczne dla procesów
kierunkach. Nie chodzi tutaj z pewnością o muzykę, która „naśladowałaby”
twarz i jej przemiany, czy też o głos stanowiący metaforę. Dźwięki przyspiesza- niedostrzegalnych.
ją deterytorializację twarzy, nadając jej ściśle akustyczną moc, twarz zaś reaguje
muzycznie, wywołując deterytorializację głosu. Jest to twarz molekularna wy- 87 Paul Gorhmann, Paul Klee, Flammarion 1955: „powiedział na wpół przekona-
tworzona przez muzykę elektroniczną. Głos poprzedza twarz, formuje ją na- ny, na wpół rozbawiony, że można go uznać za szczęściarza, skoro doprowadził
tychmiast, trwa poza nią zwiększając prędkość – pod warunkiem, że pozostaje obraz, przynajmniej pod względem formalnym, do poziomu, do jakiego Mozart
niewyartykułowany, a-znaczący, a-subiektywny. wyniósł muzykę przed śmiercią”, s. 66-67.

366 367
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

Stawanie-się-kobietą, stawanie-się-dzieckiem muzyki daje o sobie mamy tu do czynienia z uogólnieniem i prostotą, lecz z istnością, śmierć,
znać w problemie maszynowania głosu. Maszynowanie za pomocą gło- która jest tu oto, ta oto noc. Muzyka obiera za swą treść stawanie-się-
su to jedno z pierwszych działań muzycznych. Wiadomo, jak – na dwa -zwierzęciem; jednakże na przykład koń przyjmuje ze swe wyrażenie lek-
różne sposoby – problem ten rozwiązano w muzyce zachodniej, w Anglii kie uderzenia kotłów, uskrzydlonych niczym niebiańskie lub piekielne
i we Włoszech: z jednej strony, śpiew w rejestrze głowowym, kontrateno- kopyta; z kolei ptaki zyskują wyrażenie z pomocą ozdobników: gruppet-
ru, „ponad swym głosem”, czy też ten, w którym głos pracuje w zatokach, tów, appogiatury, staccata, przekształcających je w wielość dusz89. Tym,
gardle i podniebieniu, nie opierając się na przeponie ani nie przekra- co kształtuje formę diagonalną u Mozarta są akcenty, przede wszyst-
czając granicy oskrzeli; z drugiej strony, głos przeponowy u kastratów, kim akcenty. Gdyby nie akcenty, gdyby ich nie zauważano, osunięto by
„potężniejszy, głębszy i bardziej ospały”, jak gdyby nadawali oni cieles- się we względnie ubogi system punktowy. Muzyk będący człowiekiem
ną materię temu, co niedostrzegalne, nieuchwytne i ulotne. Dominique deterytorializuje się w ptaku, lecz to sam ptak jest zdeterytorializowa-
Fernandez napisał na ten temat wspaniałą książkę, w której wystrzegając ny: „przemieniony”, niebiański ptak, który staje się w tym samym stop-
się na szczęście psychoanalitycznego ujęcia związku muzyki i kastracji, niu jak to, czym się staje. Kapitan Ahab jest uwikłany w nieodparte sta-
pokazał, że muzyczny problem operowania głosem wiąże się z koniecz- wanie-się-wielorybem wraz z Moby Dickiem; jednak konieczne jest, aby
ności ze zniesieniem maszyny dualnej, to znaczy formacji molowej, któ- w tym samym czasie zwierzę, Moby Dick, stawało się czystą, nieznoś-
ra rozdziela głosy między „mężczyznę i kobietę”88. W muzyce nie ma już ną bielą, jaśniejącą białą ścianą, włóknem czystego srebra, które ciągnie
miejsca na bycie mężczyzną albo kobietą. Jednak nie jest w pełni pew- się i wije „niczym” młoda dziewczyna, skręca niczym bicz albo ustawia
ne, czy przywoływany przez Fernandeza mit androgynii jest wystarcza- się jak wał obronny. Czy jest możliwe, aby literatura mogła pochwycić
jący. Nie chodzi bowiem o mit, lecz o rzeczywiste stawanie się. Głos sam równocześnie malarstwo, a nawet muzykę (Moré przywołuje ptaki Paula
musi osiągnąć stawanie-się-kobietą albo stawanie-się-dzieckiem. To tu Klee, jednak z drugiej strony, nie rozumie tego, co Messiaen mówi na te-
zawiera się cudowna treść muzyki. Odtąd, jak zauważa Fernandez, nie mat ich śpiewu)? Żadna sztuka nie ma naśladowczego charakteru, żadna
chodzi o naśladowanie kobiety lub naśladowanie dziecka, nawet jeśli nie może być naśladowcza czy też figuratywna: załóżmy, że obraz „przed-
jest to śpiewające dziecko. To sam głos muzyczny staje się dzieckiem, stawia” ptaka; w rzeczywistości, to stawanie-się-ptakiem może się wyda-
jednak równocześnie dziecko staje się dźwiękiem, nabiera charakte- rzyć jedynie w mierze, w jakiej sam ptak jest w trakcie stawania się inną
ru czysto dźwiękowego. Żadne dziecko nigdy nie mogło tego dokonać, rzeczą, czystą barwą, czystą linią. Tak więc imitacja, naśladownictwo
a jeśli nawet, to tylko poprzez stawanie się również inną rzeczą, niż dzie- niszczy samo siebie, jako że to, co naśladuje, wchodzi bezwiednie w sta-
cko, dzieckiem z innego świata, dziwnie niebiańskiego albo zmysłowe- wanie się, które wiąże się z bezwiednym stawaniem się tego, co naśla-
go. Mówiąc krótko, deterytorializacja jest tu podwójna: głos deteryto- dowane. Naśladuje się jedynie o tyle, o ile się zawodzi, gdy się zawodzi.
rializuje się w stawaniu-się-dzieckiem, lecz dziecko, którym się on staje, A zatem malarz albo muzyk nie tyle naśladują zwierzę, ile raczej stają się
samo zostaje zdeterytorializowane, stające się. „Dziecku wyrosły skrzyd- zwierzęciem, podczas gdy zwierzę staje się tym, czym chcieliby oni, żeby
ła”, mówi Schumann. Ten sam zygzakowaty ruch odnajdujemy w stawa- było, w głębi ich zgody z Naturą90. Blok jest ruchomy i nigdy nie osiąga
niach się zwierzętami przez muzykę: Marcel Moré pokazuje, jak muzyka stanu równowagi właśnie za sprawą faktu, że tworzące go stawanie się
Mozarta jest przenikana przez stawanie-się-koniem albo stawanie-się- jest zawsze podwójne, ponieważ to, czym ktoś się staje, staje się w tym
-ptakiem. Jednak żadnego muzyka nie bawi „udawanie” konia albo pta- samym stopniu, jak to, co się staje. Doskonały kwadrat, czyli kwadrat
ka. Blok dźwiękowy nie ma za swą treść stawania się zwierzęciem, o ile Mondriana, rozchwiewa się na jednym wierzchołku i wydobywa prze-
zwierzę równocześnie nie stało się w sensie dźwiękowym jakąś inną rze- kątną otwierającą jego domknięcie, uchylającą go z obu stron.
czą, jakąś rzeczą absolutną, nocą, śmiercią, radością – z pewnością nie

88 Dominique Fernandez, La rose des Tudors, Julliard 1976 (a także powieść Porpo- 89 Marcel Moré, Le dieu Mozart et le monde des oiseaux, Gallimard 1971.
rino, Grasset 1974). Fernandez powołuje się na muzykę pop jako nieśmiały po- 90 Jak widzieliśmy, naśladownictwo może być ujmowane jako podobieństwo ele-
wrót do wielkiej angielskiej muzyki wokalnej. Należałoby tu rozważyć techni- mentów kulminujące w archetypie (seria) albo jako odpowiedniość stosunków
ki oddechu cyrkulacyjnego, gdzie śpiewa się na wdechu i wydechu albo filtracji ustanawiających porządek symboliczny (struktura); jednak stawanie się nie
dźwięku wedle sfer rezonansu (nos, czoło, kości policzkowe – ściśle muzyczny daje się sprowadzić ani do jednego, ani do drugiego. Pojęcie naśladownictwa
użytek z twarzy). jest nie tyle niewystarczające, co fałszywe u samej swej podstawy.

368 369
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

Stawanie się nigdy nie jest naśladownictwem. Gdy Hitchcock „odgry- barwami i dźwiękami (przejdziemy do tego później) poprzez komponen-
wa” ptaka, nie odtwarza on żadnego ptasiego krzyku, lecz wytwarza elek- ty i deterytorializacje. Etiologia jest wystarczająco zaawansowana, by za-
troniczny dźwięk niczym pole intensywności lub niewyraźnych wibracji, jąć się tą dziedziną.
ciągłą wariację, będącą niczym straszliwe zagrożenie, którego doświad- Nie walczymy tu wcale o estetykę jakości, jak gdyby czysta jakość
czamy w nas samych91. Rzecz nie odnosi się wyłącznie do „sztuk”: rów- (barwa, dźwięk, itd.) zawierały tajemnicę bezmiernego stawania się, jak
nież stronice Moby Dicka zawierają czyste przeżycie podwójnego sta- w Filebie. Jakości czyste jawią się nam jeszcze jako systemy punktowe: są
wania się, co przesądza o pięknie tej książki. Tarantela jest dziwacznym to reminiscencje, czy to dryfujące albo transcendujące wspomnienia, czy
tańcem, który zaklina i egzorcyzmuje rzekome ofiary ugryzienia taran- to zarodki fantazji. Ujęcie funkcjonalistyczne cechuje przeciwne podej-
tuli; gdy jednak ofiara wykonuje swój taniec, to czy można powiedzieć, ście, które nie dostrzega w jakości niczego poza funkcją, spełnianą przez
że naśladuje ona tarantulę, że identyfikuje się z nią, choćby w utożsamie- nią w konkretnym układzie albo w przejściu z jednego układu do drugie-
niu „agonistycznym”, „archetypicznym”? Nie, ponieważ ofiara, pacjent, go. Jest to jakość, która musi być rozważana w uchwytującym ją stawa-
chory, stają się tańczącym pająkiem jedynie o tyle, o ile sam pająk ma niu się, nie zaś jako element stawania się jakości wewnętrznych, które
stać się czystym kształtem, czystą barwą i czystym dźwiękiem, do któ- miałyby walor archetypu albo filogenetycznego pragnienia. Na przykład
rych ktoś inny tańczy92. Nie naśladuje się: ustanawia się blok stawania biel, barwa, jest ujmowana w stawaniu-się-zwierzęciem, które może być
się, naśladownictwo wkracza jedynie po to, aby umożliwić dostosowa- przynależne malarzowi albo kapitanowi Ahabowi, znajdując się równo-
nie do tego bloku, niczym ostatnie pociągnięcie pędzla, mgnienie oka, cześnie w stawaniu-się-barwą, stawaniu się samą bielą, która może przy-
podpis. Jednak wszystko, co ważne, rozgrywa się gdzie indziej: stawanie- należeć samemu zwierzęciu. Biel Moby-Dicka jest specjalnym wskaźni-
-się-pająkiem tańca, pod warunkiem, że pająk sam staje się dźwiękiem kiem jego stawania-się-samotnym. Zwierzęce barwy, sylwetki i śpiewy
i barwą, orkiestrą i obrazem. Weźmy przykład bohatera z lokalnego folk- są wskaźnikami stawania-się-połączonym albo stawania-się-społecz-
loru: Alexis Kłusak, który biegał „jak” koń, z niezwykłą prędkością, sma- nym, wiążącymi się również z elementami składowymi deterytorializa-
gał się małą laseczką, rżał, unosił nogi, wierzgał nimi, machał i opuszczał cji. Jakość działa wyłącznie jako linia deterytorializacji układu, albo też
w koński sposób, stawał do wyścigów z końmi, ścigał się też z cyklista- przechodząc od jednego układu do drugiego. To właśnie w tym sensie
mi i pociągami. Naśladował konia dla zabawy. Jednak miał on też głęb- blok zwierzęcy jest czymś innym, niż wspomnienie filogenetyczne, blok
szą strefę sąsiedztwa albo nierozróżnialności. Wedle przekazów, nigdy dziecięcy jest zaś czymś innym, niż wspomnienie dzieciństwa. U Kafki
nie był koniem bardziej niż w chwilach, gdy grał na harmonijce: właś- żadna jakość nie działa sama przez się ani jako wspomnienie, lecz popra-
nie dlatego, że nie miał potrzeby wtórnego czy też regulatywnego naśla- wia układ, w którym tworzy linię deterytorializacji: w ten sposób rodzin-
downictwa. Mówią, że nazywał on harmonijkę swoim „starym gratem” na wioska z czasów dzieciństwa staje się wieżą zamku, wynosi ją na po-
(ruine-babines) oraz, że podwajał wszystko za pomocą tego instrumen- ziom swej strefy nierozróżnialności („niepewne blanki”), aby wystrzelić
tu, podwajał czas akordu, narzucał nieludzkie tempo93. Alexis stawał się ją ponad linią ujścia (jakby jakiś mieszkaniec „rozpruł” dach). Jeśli jest to
tym samym koniem tak, jak harmonijka jego wędzidłem, a koński kłus – bardziej skomplikowane i mniej trzeźwe w przypadku Prousta, to dlate-
podwójną miarą. Trzeba to też powiedzieć, jak zawsze, o samych zwie- go, że jakości zachowują u niego klimat reminiscencji albo fantazji; a jed-
rzętach. Ponieważ zwierzęta nie tylko mają własne barwy i dźwięki, lecz nak są to również funkcjonalne bloki, działające nie jako wspomnienia
także nie wymagają malarza czy muzyka, którzy mogliby stworzyć obraz i fantazje, lecz jako stawanie-się-dzieckiem, stawanie-się-kobietą, jako
albo utwór muzyczny pozwalający im wejść w stawania się określonymi elementy składowe deterytorializacji, przechodzące od jednego układu
do drugiego.
91 François Truffaut, Le cinéma selon Hitchcock, Seghers 1975, s. 332-333 („na po- Do twierdzeń dotyczących deterytorializacji prostej, które przy-
trzeby dramatyzmu zdecydowałem się nie odtwarzać głosu ptaków…”).
taczaliśmy przy okazji twarzy, możemy obecnie dodać jeszcze kilka in-
92 Zob. E. de Martino, La terre du remords, Gallimard 1966, s. 142-170. Martino
trzyma się raczej interpretacji opartej na archetypie, imitacji i utożsamieniu. nych, dotyczących uogólnionej podwójnej deterytorializacji. Twierdze-
93 J. C. Larouche, Alexis le trotteur, Éd. du Jour 1971. Przywoływane świadectwo: nie piąte: deterytorializacja jest zawsze podwójna, ponieważ zakłada ona
„Grał ustami muzykę inaczej, niż którykolwiek z nas; miał bardzo dużą harmo- współistnienie zmiennej większej i zmiennej mniejszej, stających się
nijkę, na której nikt z nas nie mógł grać. (...) Gdy grał z nami, nagle postanawiał
nas dublować. To znaczy podwoić tempo akordu; jeśli my graliśmy jedno tem- w tym samym czasie (w stawaniu się oba elementy nie wymieniają się,
po, on grał je podwójnie, co wymagało niezwykłego tchu” (s. 95). nie utożsamiają się ze sobą, lecz są wpasowywane w asymetryczny blok,

370 371
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

w którym jeden zmienia się wyłącznie o tyle, o ile zmienia się również to w pieśniach, zwłaszcza zaś w pieśni Schumanna, pojawia się po raz
drugi, co ustanawia strefę sąsiedztwa). Twierdzenie szóste: podwójna nie- pierwszy ów czysty ruch, wprowadzający głos i pianino na tę samą płasz-
symetryczna deterytorializacja pozwala przypisać siłę deterytorializują- czyznę spójności i tworzący z pianina instrument szaleństwa stanowią-
cą i siłę deteterytorializowaną, nawet jeśli ta sama siła przechodzi od jed- cego przygotowanie do opery wagnerowskiej. Nawet w wypadku Verdie-
nej wartości do drugiej w zależności od danego „momentu” lub aspektu; go często mówiło się, że jego opera pozostaje liryczna i wokalna, mimo
co więcej, najsłabiej zdeterytorializowany element wywołuje zawsze de- rozkładu bel canta, jakiego dokonuje, a także na przekór wadze orkiestra-
terytorializację elementu najbardziej deterytorializującego, który z ko- cji w ostatnich jego dziełach; wystarczy rzec, że głosy są instrumentali-
lei reaguje nań zwrotnie jeszcze silniej. Twierdzenie siódme: element de- zowane i zyskują pojedynczość oraz zakres czy też rozciągłość (wytwo-
terytorializujący odgrywa względną rolę wyrażenia, deterytorializowany rzenie barytonu-Verdiego, sopranu-Verdiego). Nie chodzi jednak o tego
zaś – względną rolę treści (co widać wyraźnie w sztuce); a zatem nie tyl- konkretnego kompozytora, zwłaszcza nie o Verdiego, ani o ten czy inny
ko treść nie ma nic wspólnego z przedmiotem lub podmiotem zewnętrz- gatunek, lecz o najbardziej ogólny ruch oddziałujący na muzykę, o po-
nym, ponieważ tworzy asymetryczny blok z wyrażeniem, lecz również wolną mutację maszyny muzycznej. Jeśli głos odkrywa binarną dystry-
deterytorializacja przenosi ekspresję i treść w takie sąsiedztwo, w któ- bucję płci, czyni to w relacji do skupisk binarnych instrumentów w or-
rym ich rozróżnienie przestaje być istotne, albo w którym deterytoria- kiestracji. W muzyce zawsze istnieją systemy molowe jako współrzędne;
lizacja tworzy ich nierozróżnialność (przykład: przekątna dźwiękowa od kiedy jednak odkrywa się na poziomie głosu płciowy system dualny,
jako forma wyrażenia muzycznego oraz stawania się kobietą, dzieckiem, owo rozmieszczenie punktowe i molowe okazuje się warunkiem dla no-
zwierzęciem jako treści ściśle muzyczne, śpiewki). Ósme twierdzenie: wych strumieni molekularnych, które przyrastają, łączą się, roznoszą po-
dany układ nie ma tych samych sił lub tych samych prędkości detery- przez instrumentację i orkiestrację, dążące do stania się częścią samej
torializacji, co inny układ; należy za każdym razem obliczyć wskaźniki twórczości. Głosy mogą być reterytorializowane na dystrybucji dwóch
i współczynniki wedle rozważanych bloków stawania się, a także mutacji płci, jednak strumień dźwiękowy i ciągły przechodzi między nimi obo-
maszyny abstrakcyjnej (na przykład, pewna powolność, pewna kleistość ma jak poprzez różnicę potencjału.
obrazu w stosunku do muzyki; jednakże nadal nie można przekroczyć I to właśnie tutaj znajduje się drugi punkt, który należy zaznaczyć:
symbolicznej granicy między człowiekiem i zwierzęciem, można jedy- jeśli, wraz z nowym progiem deterytorializacji głosu, problemem zasad-
nie obliczyć i porównać moce deterytorializacji). niczym nie jest już stawanie się ściśle wokalną kobietą albo dzieckiem, to
Fernandez pokazał obecność stawań-się-kobietą czy stawań-się- dlatego, że zasadniczy okazuje się obecnie problem stawania-się-mole-
-dzieckiem w muzyce wokalnej. Protestuje on przeciw wprowadzeniu kularnym, gdzie sam głos jest instrumentem. Z pewnością stawania się
muzyki instrumentalnej i orkiestrowej; zwłaszcza Verdiemu i Wagne- kobietą i dzieckiem zachowują całą swą wagę, a nawet okazują się istot-
rowi wyrzuca, że zreseksualizowali głos, przywrócili maszynę binarną, ne z innego względu, jednak tylko w mierze, w jakiej wyzwalają one inną
idąc na kompromis z wymaganiami kapitalizmu, który chciałby, by męż- prawdę: to, co zostało wytworzone, było już dzieckiem molekularnym,
czyzna był mężczyzną, kobieta – kobietą i by każdy miał swój głos: głos- molekularną kobietą… Wystarczy pomyśleć o Debussym: stawanie-się-
-Verdi, głos-Wagner są reterytorializowane na mężczyźnie i kobiecie. -dzieckiem, stawanie-się-kobietą są intensywne, jednak nie dają się już
Wyjaśnia on przedwczesne odejście Rossiniego i Belliniego (wycofanie oddzielić od molekularyzacji motywu – prawdziwa „chemia”, która two-
się z muzyki pierwszego i śmierć drugiego) uczuciem rozpaczy wynika- rzy się wraz z orkiestracją. Dziecko i kobieta nie dają się już oddzielić od
jącej z tego, że wokalne stawania się opery nie były już możliwe. Jednakże morza, od molekuły wody (Syreny przedstawiają właśnie owe pierwsze
Fernandez nie pyta z korzyścią dla kogo i dla jakich nowych typów prze- całościowe usiłowania zmierzające do integracji głosu i orkiestry). Już
kątnej to nastąpiło. To prawda, że głos przestaje być maszynowany dla Wagnerowi czyniono wyrzuty, zwracając uwagę na „elementarny” cha-
samego siebie, wraz z prostym akompaniamentem instrumentalnym: rakter tej muzyki, jej wodnistość czy też „atomizację” motywu, „podział
przestaje być on warstwą albo linią wyrażenia mającą własną wartość. na nieskończenie małe jednostki”. Widać to jeszcze lepiej, gdy weźmie
Z jakiego jednak powodu? Muzyka przekroczyła kolejny próg deteryto- się pod uwagę stawanie-się-zwierzęciem: ptaki zachowały całą swą wagę,
rializacji, gdzie to instrument umaszynawia głos, gdzie głos i instrument a jednak zdaje się, że panowanie ptaków ustąpiło miejsca epoce owadów,
są niesione na tej samej płaszczyźnie, już to w stosunku konfrontacyj- wraz z ich bzyczeniem, cykaniem, drganiem, brzęczeniem, trzaskiem,
nym, już to zastępstwa, już to wymiany i uzupełnienia. Prawdopodobnie skrobaniem, tarciem, dźwiękami znacznie bardziej molekularnymi.

372 373
t ys i ąc P l at e au / 1 0 / 1 7 3 0 : S tawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m , s tawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m , s tawa n i e - s i ę - n i e d o s t r z eg a l n y m

Ptaki są wokalne, owady zaś – instrumentalne, bliższe bębnom i skrzyp- przywilejem człowieka: wszechświat, Kosmos jest złożony ze śpiewów;
com, gitarom i cymbałom94. Stawanie-się-ptakiem zostało zastąpione pytanie o muzykę jest pytaniem o moc deterytorializacji, która przeni-
stawaniem-się-owadem albo też stworzyło wraz z nim blok. Owad jest ka Naturę, zwierzęta, elementy i pustynie w równym stopniu, co czło-
bliższy, umożliwia usłyszenie owej prawdy, zgodnie z którą wszystkie wieka. Chodzi przede wszystkim o to, co nie jest muzyczne w człowie-
stawania się są molekularne (zob. fale Martenota, muzyka elektronicz- ku, i o to, co jest takie już w naturze. Co więcej, to samo, co etiolodzy
na). Rzecz w tym, że molekularność ma możliwość połączenia tego, co odkryli u zwierząt, Messiaen odnalazł w muzyce: człowiek nie ma żad-
elementarne i tego, co kosmiczne: ściśle rzecz biorąc, dlatego, że działa ona nego przywileju, poza środkami nadkodowania, jeśli chodzi o tworzenie
poprzez rozproszenie formy, które ustanawia stosunek między najróż- systemów punktowych. Jest to wręcz przeciwieństwo przywileju: po-
niejszymi długościami i szerokościami, prędkościami i powolnościami przez stawania-się-kobietą, dzieckiem, zwierzęciem czy molekułą, natu-
najróżniejszego rodzaju, zapewniając tym samym ciągłość i poszerze- ra przeciwstawia swą moc oraz moc muzyki maszynom człowieka, zgieł-
nie wariacji daleko poza jej formalne ograniczenia. Trzeba ponownie kowi fabryk i bombowców. I trzeba przejść aż tu, trzeba, by niemuzyczny
odkryć Mozarta oraz to, że już „temat” był wariacją. Varèse wyjaśnia, dźwięk człowieka utworzył blok ze stawaniem się muzyką dźwięku, kon-
że cząstka dźwiękowa (blok) rozkłada się na elementy, rozmieszczone frontując się ze sobą lub obejmując z nią, niczym dwaj wojownicy, którzy
rozmaicie wedle stosunków prędkości, a także niczym niezliczone fale nie mogą już poluzować chwytów, i prześlizgnąć na linię spadku: „Chór
i strumienie energii dźwiękowej promieniujące w całym wszechświe- przedstawia ocalałych (...). Słychać słabe cykanie świerszczy. Następnie
cie – ogromna oszalała linia ujścia. To w ten sposób zasiedlił on pusty- trele skowronka, następnie śpiew przedrzeźniacza. Ktoś się śmieje, ko-
nię Gobi owadami i gwiazdami, które uformowały stawanie się muzy- bieta wpada w szloch. Mężczyzna wznosi lament: »Jesteśmy zgubieni!«
ką świata, przekątną dla kosmosu. Messiaen przedstawił liczne trwania Głos kobiety: »Jesteśmy ocalone!« Krzyki dochodzą ze wszystkich stron
chromatyczne w koalescencji, „na zmianę największe i najmniejsze, pro- »Zgubieni! Ocaleni! Zgubieni! Ocaleni!«”96.
ponując ideę relacji między nieskończenie długimi czasami gwiazd i gór
oraz nieskończenie krótkimi czasami owadów i atomów: moc elemen-
tarna, kosmiczna, która (...) nadchodzi przed wszelką pracą rytmu”95. To,
co pozwala muzykowi odkryć ptaki, pozwala mu również odkryć to, co
elementarne i kosmiczne. Jedno i drugie tworzy blok, włókno wszech-
świata, linię przekątną albo złożoną przestrzeń. Muzyka wysyła mole-
kularne przepływy. Z pewnością, jak mówi Messiaen, muzyka nie jest

94 AndréeTétry, Les outils chez les êtres vivants, Gallimard 1948, rozdział poświę-
cony „instrumentom muzycznym” oraz bibliografia: hałas może być skutkiem
ruchu albo pracy zwierzęcia, jednak o instrumentach muzycznych mowa za-
wsze, gdy zwierzęta dysponują aparatami, których jedyną funkcją jest wytwo-
rzenie różnych dźwięków (charakter owej muzyki, o ile w ogóle daje się określić,
jest bardzo zróżnicowany, co odnosi się również do aparatu głosowego ptaków;
wśród insektów znajdują się prawdziwi wirtuozi). Z tego punktu widzenia daje
się wyróżnić: 1) aparaty cykające jak instrumenty strunowe, polegające na po-
cieraniu jednej sztywnej płaszczyzny o drugą (insekty, skorupiaki, pająki, skor-
piony, nogogłaszczki) 2) aparaty perkusyjne, takie jak bęben cymbały, ksylofon,
polegające na bezpośrednim działaniu mięśni na wibrującą membranę (świer-
szcze i niektóre ryby). Zachodzi tu nie tylko różnorodność aparatów i dźwięków,
lecz również samo zwierzę różnicuje swój rytm, tonalność, intensywność, sto-
sownie do okoliczności albo jeszcze bardziej tajemniczych wymogów. „Jest to
zatem pieśń gniewu, lęku, strachu, triumfu, miłości. Pod wpływem żywej ekscy-
tacji rytm cykania ulega zmianie: w przypadku Criceris Lilii częstotliwość potarć
waha się od 228 do 550 uderzeń na minutę”.
95 Gisèle Brelet, Musique contemporaine en France, w: Histoire de la musique, II, 96 Tekst Henry’ego MilleradlaVarèsa, Le cauchemar climatisé, Gallimard 1954,
Gallimard 1977, s. 1166. s. 189-199.

374
/ 11 /

1837 – O refrenie

Paul Klee, Maszyna do świergotania


t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

I. Dziecko błądzące w ciemności, po omacku, owładnięte strachem, do- gdyby ów krąg sam dążył do otwarcia się na przyszłość, dzięki działają-
daje sobie otuchy nucąc pod nosem. Posuwa się i zatrzymuje w takt swej cym w nim, a chronionym w jego wnętrzu, siłom. Tym razem po to, by
piosenki. Zagubione, szuka dla siebie schronienia, gdzie tylko się da, usi- złączyć je z siłami przyszłości, siłami kosmicznymi. Wyrywając się, zmu-
łując w miarę możliwości kierować się swoją piosenką. Przypomina ona szeni jesteśmy niekiedy improwizować. Improwizacja to jednak złą-
szkic jakiegoś stałego i stabilnego centrum spokojnego ośrodka, uspo- czenie się ze Światem, zlanie się z nim. Opuszczamy własne miejsca
kajającego, dającego poczucie stałości pośród zamętu. Bywa, że dziecko z pomocą piosenki. Wzdłuż ruchowych, gestowych i dźwiękowych li-
podskakuje w rytm nuconej piosenki, przyspiesza kroku bądź zwalnia, nii, znaczących codzienną wędrówkę dziecka, wszczepiać się bądź kieł-
lecz piosenka jest już sama w sobie takim podskokiem, wyskakuje z za- kować zaczynają „linie tropów” z właściwymi im pętlami, zawęźleniami,
mętu jako zaczyn ładu, choć sama niekiedy sięga granicy załamania. Nić różnorodnymi prędkościami, ruchami, gestami i dźwiękami1.
Ariadny zawsze dźwięczy, śpiew Orfeusza nigdy nie milknie. Nie należy rozpatrywać powyższych punktów jako trzech następu-
II. Teraz przeciwnie, jesteśmy u siebie. „U siebie” nie jest jednak jących po sobie stadiów ewolucji. Są one raczej trzema aspektami jed-
czymś zastanym: należało wytyczyć okrąg wokół pewnego kruchego nego i tego samego – Refrenu (ritournelle). Odnajdziemy go w opowieś-
i nieznanego środka, uporządkować odgraniczoną przestrzeń, z pomo- ciach grozy i w bajkach, a także w lieder (pieśniach). W refrenie występują
cą wielu rozmaitych składowych, punktów orientacyjnych i wszelkiego równocześnie, bądź w postaci mieszanej, wszystkie te trzy aspekty: raz…,
rodzaju oznaczeń. Podobnie było w poprzednim przypadku. Teraz jed- raz…, raz. Raz chaos jest niczym ogromna czarna dziura, w której usiłu-
nak składowe służą uporządkowaniu pewnej przestrzeni, nie zaś natych- jemy ustalić jakiś tymczasowy punkt ośrodkowy. Raz wokół tego punk-
miastowemu wyznaczeniu jakiegoś centrum. Tym sposobem siły zamę- tu staramy się zbudować pewną „postać” (raczej aniżeli formę), spokojną
tu trzymane są na zewnątrz tak długo, jak to tylko możliwe, wewnętrzna i trwałą: w ten sposób czarna dziura przekształca się w pewne „u siebie”.
przestrzeń zaś chroni zarodkowe siły będące częścią pewnego zadania Raz zaś, wszczepiamy w ową postać pewien wyłom, umożliwiający ujście
do wykonania, pewnego dzieła do stworzenia. Ogromnej pracy doboru, z czarnej dziury. Paulowi Klee udało się dogłębnie ująć te wszystkie trzy
eliminacji czy wyłączania, potrzeba, by ukryte ziemskie siły, siły tkwiące aspekty wraz z zachodzącymi między nimi związkami. Z czysto malar-
we wnętrzu Ziemi, nie zostały wchłonięte, by zachowały moc stawiania skich powodów czarną dziurę zwie on „szarym punktem”. Jest ona jed-
oporu, a wręcz zdolność czerpania z chaosu z pomocą filtra czy sita wy- nak przede wszystkim bezwymiarowym, niedającym się umiejscowić
tyczonej wcześniej przestrzeni. Składowe głosowe i dźwiękowe mają tu- chaosem, potęgą chaosu, pogmatwaną wiązką odchylających się linii.
taj zasadnicze znaczenie: ściana dźwięku, a w każdym razie ściana, któ- Punkt ten następnie „przeskakuje siebie” i wypromieniowuje przestrzeń
rej pewne cegły dźwięczą. Dziecko nuci pod nosem, by zebrać siły do wymiarową, z jej poziomymi warstwami, pionowymi przekrojami, nie-
wymaganej od niego w szkole pracy. Gospodyni domowa podśpiewuje zapisanymi zwykłymi liniami – całą swą wewnętrzną ziemską mocą
sobie bądź włącza radio, zaprzęgając w swej pracy wszelkie siły do wal- (moc ta przejawia się również w bardziej rozproszonej postaci, w powie-
ki z chaosem. Radiowe i telewizyjne odbiorniki w każdym domu są ni- trzu i wodzie). Szary punkt (czarna dziura) wydobył się zatem z zastoju
czym dźwiękowa ściana, wyznaczając swoje terytoria (sąsiad awanturu- i przedstawia odtąd nie tyle chaos, ile zamieszkiwanie i bycie u siebie.
je się, gdy nastawione są zbyt głośno). W przypadku bardziej wzniosłych Wreszcie punkt wyrywa się i wydobywa z siebie samego pod wpływem
przedsięwzięć, takich jak założenie miasta czy ulepienie Golema, należy odśrodkowych sił wędrownych, które rozpościerają się aż ku granicom
wyrysować krąg, a przede wszystkim zataczać koła jak w dziecięcej za- Kosmosu. „Podejmujemy zrywami wysiłek oderwania się od ziemi, na
bawie, zestawiając przy tym spółgłoski z samogłoskami w rytmie odpo- kolejnym szczeblu jednak naprawdę udaje się nam z niej unieść (…) pod
wiadającym wewnętrznym siłom twórczym, będącym niczym zróżnico- naporem odśrodkowych sił, pokonujących siłę ciążenia”2.
wane części pewnego organizmu. Jakikolwiek błąd w prędkości, rytmie Po wielokroć podkreśla się rolę refrenu: jest on terytorialny, jest te-
czy zestroju byłby katastrofalny w skutkach, druzgocząc wytwórcę wraz rytorialnym układem. Ptasi śpiew. Swym świergotem ptaki wyznaczają
z jego wytworem i dając na powrót dostęp siłom chaosu.
III. Wreszcie odmykamy krąg, otwieramy go, dając czemuś dostęp, 1 Zob. Fernand Deligny, Voix et voir, „Recherches” nr 8, kwiecień 1975: Cahiers de
kogoś doń przyzywamy bądź sami zeń wychodzimy, wyrywamy się zeń. l’immuable: sposób, w jaki „linia tropienia” u dzieci dotkniętych autyzmem zba-
cza z ustalonego toru, „rozchwiewa się”, „rwie się”, „gwałtownie skręca”…
Nie otwieramy kręgu od strony, od której napierają dawne siły chaosu, 2 Paul Klee, Théorie de l’art moderne, Gallimard, s. 56, 27. Zob. komentarz
lecz w całkiem innym obszarze, samoistnie przezeń wytworzonym. Jak Henri’ego Maldineya, Regard, parole, espace, L’Âge d’homme 1973, s. 149-151.

378 379
t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

terytorium. Greckie skale, indyjskie rytmy same w sobie są terytoriami, nieustannie przemieszczają się między środowiskami, również środowi-
prowincjami, regionami. Refren przybierać może inne jeszcze funkcje: ska nieustannie wzajemnie w siebie przechodzą i łączą się ze sobą. Jed-
miłosną, zawodową czy społeczną, liturgiczną bądź kosmiczną. Zawsze nocześnie zaś zagraża im wdarcie się chaosu, który doprowadzić może
jednak ciągnie za sobą pewną ziemię. Ziemia, choćby w duchowej po- do ich unicestwienia. Odpowiedzią środowisk na to zagrożenie ze stro-
staci, towarzyszy mu zawsze, jest on bowiem ściśle związany z tym, co ny chaosu jest rytmizacja. Wspólna chaosowi i rytmowi jest właściwość
rodzinne, rodzime. Muzyczny nomos to melodyjka, krótki wzorzec me- bycia pomiędzy – między dwoma środowiskami: zrytmizowany chaos –
lodyczny, łatwy do rozpoznania i zapamiętania, będący podstawą i grun- chaosmos. „Między nocą a dniem, między tym, co zbudowane, a tym, co
tem dla polifonii (jako cantus firmus). Nomos w znaczeniu zwyczajowego, samoistnie wzrasta, między nieorganicznymi przeobrażeniami a orga-
niepisanego prawa nieodłączny jest od pewnego podziału przestrzeni, nizmami, od rośliny do zwierzęcia, od zwierzęcia do gatunku ludzkiego,
rozmieszczenia w przestrzeni, przez co jest również ethosem, ethos jed- przy czym ciągowi temu daleko jest od postępu”. W tym byciu pomię-
nak to zarazem zamieszkiwanie3. Raz zmierza się z chaosu ku pewnemu dzy chaos przeobraża się w rytm, nie w sposób nieuchronny, lecz korzy-
progowi terytorialnego układu: składowe kierunkowe, podukłady. Raz stając z nadarzającej się okazji. Chaos nie jest przeciwieństwem rytmu,
buduje się układ: składowe wymiarowe, układ wewnętrzny. Raz zaś po- jest on raczej środowiskiem wszystkich innych środowisk. Rytm poja-
rzuca się układ terytorialny na rzecz innych układów bądź zmierza jesz- wia się wraz z przekodowanym przejściem jednego środowiska w drugie,
cze gdzie indziej: międzyukłady, składowe przejścia, a nawet ucieczki. z ich połączeniem, skoordynowaniem niejednorodnych czasoprzestrze-
Wszystkie trzy razem: siły chaosu, siły ziemskie i siły kosmiczne – ściera- ni. Wyczerpywanie się, śmierć, wdzieranie się przybierają pewien rytm.
ją się ze sobą i zbiegają w refrenie. Wiadomo, że rytm nie jest taktem ani tempem, choćby nieregularnym.
Metrum tam-tamu nie jest 2/4, walca – 3/4, muzyka nie jest dwudzielna
Z chaosu rodzą się Środowiska i Rytmy. Świadczą o tym już najstarsze ani trójdzielna, jest raczej 47-miarowa w podstawowych odmianach, jak
kosmogonie. Chaos nie jest pozbawiony składowych kierunkowych, w muzyce tureckiej. Takt bowiem, czy to regularny, czy nie, zakłada pew-
będących jego własnymi ekstazami. Przy innej okazji przekonaliśmy ną zakodowaną formę, w której jednostka metryczna może się wpraw-
się, w jaki sposób wszelkiego rodzaju środowiska prześlizgują się mię- dzie zmieniać, lecz tylko w środowisku niepołączonym z żadnym innym;
dzy sobą i w siebie nawzajem wślizgują, każde z nich jest zaś określo- rytm natomiast jest tym, co nierówne i niewspółmierne, będąc zawsze
ne przez pewną składową. Każde środowisko wprawiane jest w drganie, w toku przekodowywania. Metrum jest dogmatyczne, rytm zaś – kry-
co oznacza, że stanowi czasoprzestrzenny blok, złożony wskutek okre- tyczny, splata ze sobą krytyczne momenty bądź wplata się w przejścia
sowej powtarzalności pewnej składowej. Dlatego to, co żywe, osadzo- między środowiskami. Nie wybija się w jednorodnej czasoprzestrze-
ne jest w pewnym środowisku zewnętrznym, powiązanym z materią; ni, lecz w niejednorodnych blokach. Zmienia kierunek. Jak trafnie za-
ma też swoje środowisko wewnętrzne, powiązane z elementami składo- uważa Bachelard, „powiązanie momentów prawdziwie czynnych (rytm)
wymi i złożonymi substancjami; ma swe środowisko pośrednie, wiążą- dokonuje się zawsze na płaszczyźnie innej niż ta, na której przebiega
ce się z błonami i granicami; na koniec, ma środowisko powiązane, sta- działanie”4. Rytm nigdy nie jest na tej samej płaszczyźnie, na której mie-
nowiące źródło energii i powiązane z postrzeżeniami oraz czynnościami. ści się to, co rytmizowane. Działanie przebiega bowiem w środowisku,
Każde środowisko rządzi się kodem, który znamionuje okresowa powta- rytm zaś umieszcza się między dwoma środowiskami bądź dwoma mię-
rzalność, każdy kod jednak jest nieustannie przekodowywany i prze- dzy-środowiskami, niczym między wodami, godzinami, między psem
noszony. Przekodowywanie i przenoszenie jest sposobem, w jaki pew- a wilkiem, między twilight a zwielicht: istność. Zmiana środowiska na
ne środowisko służy za podstawę innemu środowisku albo, na odwrót, gorąco to właśnie rytm. Lądowanie, wodowanie, odlot… Tym sposobem
osadza się w innym środowisku, rozprasza się w nim bądź rozbudowuje. bez trudu pozbywamy się aporii, która groziła sprowadzeniem metrum
Pojęcie środowiska nie jest bowiem jednoznaczne: nie tylko istoty żywe do rytmu, wbrew wszelkim deklaracjom dobrej wiary. W istocie, w jaki
sposób można postulować zasadniczą nierównomierność rytmu, zara-
3 Na temat muzycznego nomosu oraz gleby i ziemi, zwłaszcza w kontekście polifo- zem skrycie zakładając jako jego podstawę drgania, okresową powta-
nii, zob. Joseph Samson, Histoire de la musique, Gallimard 1977, t. 1, s. 1168-1172. rzalność składowych (harmonicznych)? Środowisko faktycznie istnieje
W przypadku muzyki arabskiej uwzględnić tutaj należy również rolę makamu
jako zarazem skali modalnej i wzorca melodycznego: Simon Jargy, La musique
arabe, PUF 1971, s. 55 i nast. 4 Gaston Bachelard, La dialectique de la durée, Boivin 1936, s. 128-129.

380 381
t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

dzięki okresowej powtarzalności, jej skutkiem jednak jest wyłącznie wy- energii. Jest z zasady oznakowane pewnymi „wskaźnikami”, zapożyczo-
twarzanie różnicy, dzięki której przechodzi ono w kolejne środowisko. nymi z kolei od składników wszystkich środowisk: substancjami, pro-
To różnica jest rytmiczna a nie powtarzalność, która ją wprawdzie wy- duktami organicznymi, stanami błon i skóry, źródłami energii, zagęsz-
twarza. To wytwórcze powtórzenie okazuje się jednak ostatecznie nie czeniami postrzegania-działania. Ujmując ściśle, terytorium pojawia się
mieć nic wspólnego z odtwórczym metrum. Oto „krytyczne rozwiąza- wówczas, gdy składniki środowisk tracą swą kierunkowość na rzecz wy-
nie antynomii”. miarowości, a z funkcjonalnych stają się wyrażeniowe. Terytorium poja-
Jeden ze szczególnie ważkich przypadków przekodowania zacho- wia się wraz z uzyskaniem przez rytm swego wyrażenia. To wyłonienie
dzi wówczas, gdy dany kod nie poprzestaje na odebraniu czy przejęciu się materii wyrażenia (jakości) przesądza o zaistnieniu terytorium. Za
inaczej zakodowanych składowych, lecz odbiera bądź przejmuje frag- przykład niech posłuży nam tutaj ubarwienie ptaków i ryb: ubarwienie
menty innego kodu jako takiego. Pierwszy przypadek dotyczy stosun- jest pewnym stanem błony, który z kolei stanowi przejaw wewnętrznych
ku liść – woda, drugi zaś stosunku pająk – mucha. Wielokrotnie zauwa- stanów hormonalnych. Ubarwienie zachowuje jednak funkcjonalny
żano, że pajęczyna zawiera w swym kodzie sekwencje kodu samej muchy, i przejściowy charakter, gdyż jest związane z pewnym typem zachowa-
przez co pająk ma niejako, można by tak to ująć, muchę na myśli – w jego nia (seksualność, agresja, ucieczka). Zyskuje zaś charakter wyrażenio-
głowie rozbrzmiewa pewien „motyw muchy”, muszy „refren”. Relacja wy, gdy przejawia pewną stałość w czasie oraz przybiera określony za-
ta może być wzajemna, jak w przypadku osy i storczyka, lwiej paszczy sięg przestrzenny, przekształcający je w oznaczenie terytorium, a raczej
i trzmiela. Jakob von Uexküll opracował zdumiewającą teorię przekodo- w oznakę terytorializującą – swoisty podpis6. Nie chodzi o to, by roz-
wań, odkrywając w składowych niezliczone kontrapunktujące ze sobą strzygnąć, czy ubarwienie przejmuje jakieś funkcje, czy też pełnić zaczy-
melodie, z których jedna służyć może drugiej za motyw i na odwrót: na- na nowe w obrębie tego samego terytorium. To oczywiste, że powyż-
tura jako muzyka5. Ilekroć zachodzi przekodowanie, możemy być pewni, sze zmiany mają miejsce; wszelako owa zmiana funkcji wymaga przede
że nie odbywa się ono wyłącznie w trybie dołączania, lecz że pociąga za wszystkim tego, by rozważana składowa zyskała charakter wyrażenio-
sobą skonstruowanie nowej płaszczyzny, niejako pewnej wartości dodat- wy, a jej sensem z tego punktu widzenia stało się oznakowanie pewnego
kowej. Płaszczyzna rytmiczna i melodyczna, wartość dodatkowa w po- terytorium. Ten sam gatunek ptaków może niekiedy prezentować dane
staci przejścia czy pomostu – oba te zjawiska nie występują jednak nigdy ubarwienie, niekiedy zaś nie; osobniki ubarwione są terytorialne, biała-
w czystej postaci, w rzeczywistości zawsze są ze sobą zmieszane (stąd liść we zaś – stadne. Znana jest rola moczu i odchodów w oznakowywaniu
wiąże się nie tyle z wodą w ogóle, ile z deszczem…). terytorium; właśnie dlatego jednak służące oznaczeniu terytorium od-
Wszelako nie zajęliśmy jeszcze Terytorium, nie jest ono bowiem ja- chody, przykładowo u królików, wydzielają specyficzną woń dzięki po-
kimś środowiskiem; nie jest też środowiskiem dodatkowym ani ryt- siadanym przez króliki wyspecjalizowanym gruczołom zlokalizowanym
mem, ani przejściem między środowiskami. Terytorium jest w istocie wokół odbytu. Wiele gatunków małp, stojąc na czatach, eksponuje swe
pewnym działaniem, wpływającym na środowiska i rytmy, środkiem jaskrawo ubarwione narządy rozrodcze: penis staje się u nich wyrażenio-
ich „terytorializacji”. Stanowi wynik terytorializacji środowisk i ryt- wym i zrytmizowanym nośnikiem barw, wyznaczającym granice teryto-
mów. Do jednego sprowadza się pytanie o to, kiedy środowiska i rytmy rium7. Składnik środowiska staje się zarazem jakością i własnością, quale
ulegają terytorializacji, i o to, na czym polega różnica między zwierzę-
ciem pozbawionym terytorium a zwierzęciem terytorialnym. Dane te-
6 Konrad Lorenz, Tak zwane zło, tłum. A. D. Tauszyńska, Z. Stromenger, PIW 1972,
rytorium zapożycza się u wszystkich środowisk, żeruje na nich, chwy- s. 42-43: „Ich wspaniałe szaty są tak trwałe (…) Wyzywająco jaskrawy – jakby pla-
ta je wpół (mimo że samo również pozostaje podatne na kontratak z ich katowy – układ barw, występujących w stosunkowo dużych kontrastujących ze
strony). Buduje się ono z aspektów czy elementów środowisk. Zawiera sobą płaszczyznach, różni się od sposobu ubarwienia nie tylko większości ryb
słodkowodnych, ale w ogóle większości mniej agresywnych i w mniejszym
w sobie pewne środowisko zewnętrzne, środowisko pośrednie i środo-
stopniu osiadłych gatunków (…) Zarówno ubarwienie ryb koralowych, jak pieśń
wisko powiązane. Obejmuje sobą strefę wewnętrzną jako swą siedzibę słowika, szeroko głoszą współplemieńcom – bo tylko ich to dotyczy – że w tym
czy schronienie, zewnętrzną strefę domeny, granice i mniej lub bardziej rewirze znajduje się mocno zasiedziały i gotowy do walki posiadacz”.
kurczliwe błony, strefy pośrednie czy wręcz obojętne, zapasy i dodatki 7 Irenäus Eibl-Eibesfeld, Éthologie, Éd. Scientifiques 1972: na temat małp, s. 449;
królików, s. 325; ptaków, s. 151: „Zeberki timorskie, o nader strojnym jaskrawym
upierzeniu, trzymają się od siebie na pewną odległość, te zaś o upierzeniu bar-
5 Jacob von Uexküll, Mondes animaux et monde humain, Gonthier 1965. dziej białawym częściej się do siebie zbliżają”.

382 383
t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

i proprium. W wielu wypadkach zauważyć da się nawet prędkość owego rytm i melodię, czyli w wyłanianiu się własnych jakości (barwa, zapach,
stawania się, tempo tworzenia terytorium i równoczesnego z nim dobo- dźwięk, postawa…).
ru czy wytwarzania jakości wyrażeniowych. Ptak z gatunku scenopoietes Czy owo stawanie się, owo wyłanianie się godne jest miana sztuki?
dentirostris ustala swe punkty orientacyjne, strącając codziennie z drze- Terytorium byłoby wówczas dziełem sztuki. Artystą zaś – pierwszy czło-
wa oderwane przez siebie liście, a następnie odwracając je na drugą stro- wiek, który stawia kamień graniczny, który pozostawia po sobie oznaki…
nę, by ich wewnętrzna powierzchnia odcinała się od tła gleby: odwró- Stąd bierze się grupowa i indywidualna własność, nawet jeśli służyć ma
cenie wytwarza materię wyrażeniową8… Terytorium nie jest pierwotne jedynie wojnie i uciskowi. Własność ma pierwotnie charakter artystycz-
wobec jakościowego oznakowania, to oznakowanie stwarza terytorium. ny, sztuka bowiem jest pierwotnie plakatem, afiszem. Jak powiada Lo-
Funkcje w obrębie danego terytorium nie są pierwotne, lecz zakładają renz, ryby z mórz koralowych są plakatami. Wyrażeniowość jest wcześ-
uprzednią wyrażeniowość, która to terytorium wyznacza. W tym sen- niejsza od dzierżenia, jakości wyrażeniowe zaś bądź materie wyrażenia,
sie terytorium, wraz ze sprawowanymi w nim funkcjami, jest wytworem z konieczności mają charakter przywłaszczenia, wiążą się w znacznie
terytorializacji. Terytorializacja z kolei jest efektem nadania wyrażenia większym stopniu z posiadaniem, niż z istnieniem10. Czynią to nie jako
rytmowi, a składnikom środowiska – jakościowego charakteru. Oznako- przynależne pewnemu podmiotowi, lecz jako coś, co wytycza pewne te-
wanie terytorium wyraża się wymiarowo, nie jest ono jednak jego mia- rytorium przynależne podmiotowi w tej mierze, w jakiej jest ich nośni-
rą ani metrum, jest rytmem. Zachowuje najogólniejszą właściwość ryt- kiem bądź wytwórcą. Jakości te są sygnaturami, sygnatura jednak, imię
mu, polegającą na tym, że wpisuje się w inną płaszczyznę niż płaszczyzna własne, nie jest oznaką ustanowioną przez podmiot, lecz oznaką usta-
działań. Teraz jednak obie płaszczyzny różnią się od siebie tak, jak płasz- nawiającą pewną dziedzinę, pewien obszar do zamieszkania. Sygnatura
czyzna terytorializujących wyrażeń różni się od płaszczyzny sterytoriali- nie jest oznaczeniem jakiejś osoby, lecz ryzykownym aktem wydzielenia
zowanych funkcji. Z tego powodu nie możemy przyjąć tezy Lorenza, któ- pewnego obszaru. Siedziby, siedliska noszą własne imiona i są natchnio-
ry skłania się ku uznaniu agresji za podstawę terytorialności: zgodnie z nią ne. „Natchnieni i ich siedziby…”, lecz to właśnie z siedziby czerpie się na-
gatunkowa ewolucja pewnego instynktu agresji miałaby prowadzić do tchnienie. Kochając pewną barwę, czynię z niej równocześnie własny
wykształcenia się terytorium z chwilą, w której instynkt ten zyskiwał- sztandar, swoją deklarację. Podpisuję przedmiot tak, jak zatyka się w zie-
by wewnątrzgatunkowy charakter, jako zwrócony przeciw pobratym- mi flagę. Główny przełożony liceum stemplował wszystkie liście, któ-
com. Zwierzęciem osiadłym, terytorialnym, byłoby takie zwierzę, które rymi usłany był szkolny dziedziniec, by następnie odnieść je na miejsce.
kieruje swą agresję przeciw innym przedstawicielom własnego gatun- Podpisywał je. Terytorialne oznaki są ready-mades. Również to, co zwie-
ku, co zapewnić miałoby gatunkowi jako takiemu selektywną przewagę my art brut, nie kryje w sobie nic patologicznego czy prymitywnego, to
polegającą na rozmieszczeniu się w przestrzeni, w której każdy, tak jed- jedynie budowanie, wyzwalanie materii wyrażeniowych w ruchu teryto-
nostka, jak i grupa, miałby zapewnione własne miejsce9. Ta dwuznaczna rialności: piedestał i podglebie sztuki. Czynić ze wszystkiego, co napot-
teza, wyposażona w niebezpieczny wydźwięk polityczny, wydaje nam się kane, materię wyrażenia. Wspomniany scenopoietes tworzy dzieła w stylu
pozbawiona większych podstaw. Jest oczywiste, że funkcja agresji przyj- art brut. Każdy artysta jest takim scenopoietesem, o ile nie pozdziera włas-
muje nową postać w obrębie jednego gatunku. Wszelako tego rodzaju nych plakatów. Rzecz jasna, z tego samego powodu sztuka nie jest apa-
zmiana wymaga terytorium, zamiast objaśniać jego powstanie. W łonie nażem człowieka. Messiaen nie bez racji powiada, że wiele ptaków jest
terytorium zachodzi wiele tego rodzaju zmian, wpływających na sek- nie tylko wirtuozami, lecz również artystami, przede wszystkim z powo-
sualność, sposób polowania itp.; wykształcają się w nim również nowe du swego terytorialnego śpiewu (gdy jakiś rabuś „chce bezprawnie zająć
funkcje, takie jak budowa siedlisk. Funkcje te jednak porządkowane są miejsce mu nieprzynależne, jego prawdziwy właściciel wyśpiewuje swe
bądź wykształcane jako już same w sobie sterytorializowane, nie zaś na pieśni tak pięknie, że tamten zmuszony jest w końcu się wynieść. Jeśli
odwrót. Czynnika T – czynnika terytorializującego – doszukiwać się na- jednak rabuś przewyższa go w śpiewie, właściciel ustępuje mu miejsca”11).
leży gdzieś indziej, właśnie w owym stawaniu-się-wyrażeniowym przez
10 Na temat życiowego i estetycznego prymatu „posiadania”, zob. Gabriel Tarde,
8 Zob. W. H. Thorpe, Learning and Instincts in Animals, Methuen and Co. 1956, L’opposition universelle, Alcan 1897.
s. 364. 11 Szczegóły dotyczące koncepcji Messiaena odnoszących się do ptasiego śpie-
9 Lorenz nieustannie przedstawia terytorialność jako skutek agresji wewnątrz­ wu, oceny jego jakości estetycznych, jego własnych metod, wiążących się
gatunkowej. Zob. Konrad Lorenz, Tak zwane zło. z próbami zarówno jego odtworzenia, jak i posłużenia się nim jako materiałem

384 385
t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

Refren to rytm i melodia, które uległy terytorializacji, zyskały bowiem i zak są odmiennie akcentowane, a wręcz różnie ukierunkowane. Z dru-
wyrażeniowość. A zyskują wyrażeniowość dlatego, że dokonują tery- giej strony, jakości wyrażeniowe nawiązują również inne stosunki we-
torializacji. Nie kręcimy się tutaj w kółko. Chcemy przez to jedynie po- wnętrzne, stanowiące terytorialne kontrapunkty: odnosi się to do sposobu,
wiedzieć, że zachodzi pewien samoczynny ruch jakości wyrażeniowych. w jaki na danym terytorium wyznaczają one punkty, które w warunkach
Wyrażeniowość nie sprowadza się do bezpośrednich skutków jakiegoś zewnętrznych znajdują dla siebie kontrapunkt. Przykładowo, nadcią-
bodźca, który wywołuje pewną czynność w danym środowisku; tego ro- ganie wroga, atak z jego strony, opady deszczu, wschód słońca, zachód
dzaju skutki są jedynie subiektywnymi wrażeniami czy emocjami, a nie słońca… W tym przypadku także punkty i kontrapunkty cieszą się samo-
wyrażeniami (stąd ubarwienie, jakie tymczasowo przybiera ryba słodko- dzielnością, są stałe bądź przemieszczają się w zależności od warunków
wodna pod wpływem takiego bodźca). Jakości wyrażeniowe z kolei, ta- środowiska zewnętrznego, którego związek z terytorium same wyraża-
kie jak ubarwienie ryb koralowych, są samoobiektywne, czyli zyskują ją. Związek ten może być dany, mimo że warunki nie są znane, podob-
obiektywność w obrębie terytorium, które same wyznaczają. nie jak związek z pobudzeniami może być dany nawet mimo to, że samo
Na czym polega tego rodzaju obiektywny ruch? Co takiego sprawia, pobudzenie dane nie jest. A nawet, gdy dane są pobudzenia i warunki,
że pewna materia staje się materią wyrażeniową? Początkowo jest ona związek ten jest pierwotny wobec tego, co sam wiąże. Stosunki między
plakatem i afiszem, choć na tym nie poprzestaje. Przekracza je, to wszyst- materiami wyrażenia są wyrazem związków terytorium z wewnętrzny-
ko. Sygnatura jednak zmienia się w styl. Faktycznie, jakości wyrażenio- mi pobudzeniami i zewnętrznymi warunkami: w obrębie samego tego
we czy materie wyrażenia nawiązują ze sobą zmienne stosunki, które wyra- wyrażenia cieszą się one samodzielnością. Prawdę mówiąc, terytorial-
żać będą relację między wyznaczanym przez nie terytorium a wewnętrznym ne motywy i kontrapunkty wypróbowują możliwości tkwiące w środo-
środowiskiem pobudzeniowym oraz środowiskiem warunków zewnętrznych. wisku zarówno wewnętrznym, jak i zewnętrznym. Etologowie ujęli ze-
Wyrażanie nie oznacza jednak zależności; wyrażenie cieszy się pew- spół owych zjawisk w postaci pojęcia „rytualizacji”, pokazując związki
ną samodzielnością. Z jednej strony, jakości wyrażeniowe nawiązują ze łączące zwierzęce rytuały z terytorium. Słowo to nie jest jednak całko-
sobą stosunki o charakterze wewnętrznym, stanowiące motywy teryto- wicie zdolne do uchwycenia owych niepulsujących motywów, niedają-
rialne: niekiedy te ostatnie dominują nad pobudzeniami wewnętrznymi, cych się umiejscowić kontrapunktów, nie oddaje również w pełni ani ich
niekiedy się na nie nakładają, niekiedy zaś umocowują jedno pobudze- zmienności, ani trwałości. Nie jest to bowiem alternatywa rozłączna, re-
nie w innym; czasem z kolei przekazują bądź wspomagają przenosze- lacja albo-albo: albo trwałość, albo zmienność; niektóre motywy i punk-
nie pobudzeń, wślizgują się między nie, same jednak nie będąc pulsu- ty są bowiem stałe o tyle jedynie, o ile inne się zmieniają bądź zostają
jące. Niekiedy te niepulsujące motywy przejawiają się w trwałej formie, ustalone w pewnych okolicznościach o tyle, o ile w innych są zmienne.
a przynajmniej zdają się tak przejawiać, innym razem zaś ich prędkości, Należałoby wobec tego rzec, że terytorialne motywy stanowią ob-
powiązania i przejawy, a także prędkości motywów pozostałych, różnią licza bądź postaci rytmiczne, terytorialne kontrapunkty zaś – krajobrazy
się od siebie. Ich zmienność, w równym stopniu, co ich stałość, przesą- melodyczne. Z rytmiczną postacią mamy do czynienia wówczas, gdy nie
dza o ich niezależności od popędów, które zestawiają czy hamują. „Wie- sposób już w prostej sytuacji rozpoznać rytmu, który wiązałby się z pew-
my, że nasze psy wykonują namiętnie szereg takich ruchów, jak węsze- ną postacią, podmiotem bądź pobudzeniem. Wówczas to sam rytm sta-
nie, myszkowanie, bieganie, ściganie, chwytanie i uśmiercanie zdobyczy nowi całą postać, a z racji tego może zachować stałość, lecz również ulec
przez potrząsanie, również i wtedy, gdy nie są głodne”12. Podobnie jest zwiększeniu bądź zminiejszeniu, poprzez dodanie bądź ujęcie dźwię-
w tańcu ciernika – wykreślane przez niego zygzaki stanowią motyw, ków, wydłużanie się bądź skracanie trwań, wzmocnienie bądź usunię-
w którym zyg łączy się z popędem agresji skierowanym na partnera, zak cie, przesądzające o zamieraniu lub odradzaniu się, pojawianiu się i za-
zaś z popędem seksualnym skierowanym ku gniazdu, przy czym zyg nikaniu. Podobnie melodyczny krajobraz nie jest już melodią związaną
z jakimkolwiek krajobrazem; jest to melodia sama w sobie i z siebie wy-
dźwiękowym, znaleźć można w: Claude Samuel, Entretiens avec Olivier Messiaen, łaniająca dźwiękowy krajobraz, w kontrapunkcie ujmująca wszelkie re-
Belfond 1967 oraz Antoine Goléa, Rencontres avec Olivier Messiaen, Julliard lacje z krajobrazem wirtualnym. Tym sposobem przekraczamy stadium
1960 – zwłaszcza, jeśli idzie o odpowiedź na pytanie, dlaczego Messiaen nie plakatu. Nawet bowiem jeśli każda jakość wyrażeniowa, każda mate-
posługiwał się w tym celu zwyczajowymi narzędziami ornitologów, takimi jak
magnetofon czy sonograf. ria wyrażenia ujmowana z osobna jest plakatem czy afiszem, ich uję-
12 Konrad Lorenz, Tak zwane zło, s. 118. cie pozostaje w domenie abstrakcji. Jakości wyrażeniowe nawiązują ze

386 387
t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

sobą wzajemne relacje stałe bądź zmienne (tego właśnie dokonują ma- bardziej są tymczasowe, uwydatniając swą ciągłą zmienność, której się
terie wyrażenia) już nie w celu sporządzenia plakatów oznakowujących opierają14. To Proust jako jeden z pierwszych podkreślił ową żywotność
jakieś terytorium dla zbudowania motywów i kontrapunktów, wyraża- wagnerowskiego motywu: w miejsce motywu, który byłby powiązany
jących związek terytorium z wewnętrznymi pobudzeniami bądź warun- z pojawiającą się postacią, to raczej każde pojawienie się motywu samo
kami zewnętrznymi, nawet jeśli te ostatnie nie są dane. To już nie sygna- w sobie stanowi postać rytmiczną, w „muzycznej pełni wypełnioną nie-
tury, to styl. Tym, co obiektywnie odróżnia ptasiego muzyka od ptasiego zliczonymi melodiami, z których każda jest bytem”. Nie przez przypa-
dyletanta, jest właśnie owo zamiłowanie do motywów i kontrapunktów, dek w okresie przygotowań, przedstawionym we W poszukiwaniu stra-
które, niezależnie od tego, czy są one stałe czy zmienne, sprawia, że sta- conego czasu, dokonuje się podobne odkrycie, w związku z króciutkimi
ją się czymś więcej niż plakat, tworzą pewien styl, wybijają bowiem rytm frazami z Vinteuila: nie nawiązują już one do żadnego krajobrazu, lecz
i harmonizują melodię. Można zatem uznać, że ptasi muzyk przechodzi w sobie samych niosą i rozpościerają krajobrazy, nieistniejące już ni-
od uczucia smutku do radości bądź wita wschód słońca, a także, że sam gdzie na zewnątrz (biała sonata i czerwony septet…). Odkrycie ściśle me-
wystawia się na niebezpieczeństwo swym śpiewem, śpiewa piękniej niż lodycznego krajobrazu i ściśle rytmicznej postaci wyznacza ten moment
pozostałe ptaki itp. Żadne z tych sformułowań nie naraża się na zarzut w sztuce, w której przestaje być ona milczącym ściennym malowidłem.
antropomorfizmu i nie wymaga jakiejkolwiek interpretacji. To w moty- Nie jest to, być może, jej ostatnie słowo, lecz sztuka uleciała w tę stronę,
wie i kontrapunkcie przejawia się więź z radością i smutkiem, ze słoń- niczym ptak, wypracowując motywy i kontrapunkty stanowiące rodzaj
cem, niebezpieczeństwem, doskonałością, nawet jeśli żaden z członów samodzielnego rozwinięcia, czyli pewien styl. U Liszta znajduje równie
owych relacji nie jest dany. To w motywie i kontrapunkcie słońce, radość wzorcową formę uwewnętrznienia krajobrazu dźwiękowego i melodycz-
bądź smutek, niebezpieczeństwo zostają udźwięcznione, obdarzone ryt- nego, co uwewnętrznienie postaci rytmicznej u Wagnera. Ogólniej, lied
mem i melodią13. jest muzyczną sztuką krajobrazu, najbardziej malarską, najbardziej im-
W podobny sposób działa muzyka u ludzi. Dla Swanna, miłośnika presjonistyczną formą muzyki. Oba te bieguny są jednak na tyle ściśle ze
sztuki, króciutka fraza z Vinteuila jest niczym plakat nawiązujący do kra- sobą powiązane, że również w przypadku lied natura objawia się w ryt-
jobrazu Lasku Bulońskiego, twarzy i postaci Odetty – jak gdyby niosła micznej postaci, ulegającej niezliczonym przekształceniom.
ona Swannowi gwarancję tego, że Lasek Buloński jest jego terytorium, Terytorium to przede wszystkim krytyczny dystans między dwoma
Odetta zaś – jego własnością. W tym sposobie słuchania muzyki kryje się okazami tego samego gatunku: wyznaczanie dystansu. Tym, co do mnie
wiele ze sztuki. Debussy potępił Wagnera, porównując jego lejtmotywy należy, jest wpierw dystans, nie mam nic, prócz niego. Nie chcę, by mnie
do drogowskazów, wskazujących ukryte uwarunkowania danej sytua- dotykano, warczę, gdy ktoś narusza moje terytorium, rozstawiam wokół
cji, potajemne pobudki, jakimi kierują się postaci. I rzeczywiście tak jest, niego plakaty. Krytyczny dystans jest stosunkiem wynikającym z mate-
przynajmniej na pewnym poziomie i w pewnych momentach. Wraz jed- rii wyrażenia. Stawką jest trzymanie na dystans sił chaosu, pukających
nak z rozwojem dzieła, motywy zaczynają się ze sobą łączyć, by następ- do mych drzwi. Manieryzm: ethos to zarazem siedziba i maniera, ojczyzna
nie zdobyć dla siebie własną płaszczyznę, następnie zaś usamodzielniają i styl. Uwidacznia się to wyraźnie w terytorialnych tańcach, zwanych ba-
się w stosunku do akcji dramatycznej, pobudek, sytuacji, dalej – unie- rokowymi czy manierystycznymi, w których każda poza, każdy ruch za-
zależniają się od postaci i krajobrazów, by następnie same przerodzić prowadza taki dystans (sarabanda, allemande, bourré, gawot…15). Istnie-
się w melodyjne krajobrazy, przybrać rytmiczną postać, wzbogacając je cała sztuka przybierania póz, postaw, sylwetek, sztuka kroków i głosów.
nieustannie swe wewnętrzne relacje. Z tego powodu mogą zachować Dwoje schizofreników rozmawiających ze sobą, kroczących podług praw
względną trwałość, zwiększając się bądź zmniejszając, wzrastając i kur- granicy i terytorium, które mogą nam umykać. Jak ważne jest, w obli-
cząc się jednocześnie, zmieniając prędkość swego rozwoju. W obu przy- czu zagrażającego chaosu, móc wyznaczyć przenośne, nadmuchiwane
padkach nie są już one niczym wzbudzane ani nie dają się nigdzie umiej- terytorium! W razie potrzeby będę nosił moje terytorium ze sobą, we-
scowić, nawet ich stałość ciąży ku zmianie; utrwalają się tym bardziej, im zmę je na siebie, sterytorializuję własne ciało: skorupa żółwia, pustelnia

14 Pierre Boulez, Le temps re-cherché, w: Das Rheingold, Bayreuth 1976, s. 5-15.


13 Omówienie wszystkich tych kwestii znaleźć można u Claude Samuela w: tegoż, 15 Na temat manieryzmu i chaosu, tańców barokowych oraz związku schizofrenii
Entretien avec Olivier Messiaen, rozdz. IV, w szczególności pojęcia „postaci ryt- z manieryzmem i tańcem zob. Évelyne Sznycer, Droit de suite baroque, w: Léo
micznej” na stronach 70-74. Navratil (red.), Schizophrénie et art, Complexe 1978.

388 389
t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

skorupiaka, a także wszelkiego rodzaju tatuaże, zmieniające w tery- jedna czynność nie miała innych wykonawców na tym samym teryto-
torium samo ciało. Krytyczny dystans to nie metrum, to rytm. Jednak rium. Refreny zawodowe krzyżują i splatają się ze sobą w tym samym
właśnie ów rytm schwytany jest w pewne stawanie, unoszące ze sobą dy- środowisku, na wzór kupieckich nawoływań, każdy z nich wyznacza
stanse między postaciami, by uczynić z nich postaci rytmiczne, mniej jednak pewne terytorium, gdzie nie wolno wykonywać innej czynności
lub bardziej od siebie odległe, łatwiejsze czy trudniejsze do zestawienia ani nawoływać do czegoś innego. U zwierząt, podobnie jak u człowie-
(interwały). Starcie dwóch przedstawicieli tej samej płci i tego samego ka, obowiązują pewne reguły krytycznego dystansu kierujące współza-
gatunku zwierzęcego: rytm jednego „przyspiesza” wraz ze zbliżaniem się wodnictwem: to mój kawałek chodnika! Jednym słowem, terytorializa-
przezeń do jego własnego terytorium czy jego ośrodka, rytm drugiego cja funkcji jest warunkiem ich przemiany w „prace” czy „zawody”. W tym
zaś zwalnia wraz z oddalaniem się przez niego od własnego terytorium, znaczeniu wewnątrzgatunkowa czy wyspecjalizowana agresja siłą rzeczy
między nimi zaś, na pograniczu obu terytoriów, zachodzi nieustanne wa- jest przede wszystkim agresją sterytorializowaną, która nie objaśnia te-
hanie: rytm czynny, zrytmizowanie, rytm jako świadectwo. Z kolei wów- rytorium, sama bowiem się z niego wywodzi. Okazuje się więc, że na da-
czas, gdy zwierzę odmyka swe terytorium, dając do niego dostęp partne- nym terytorium wszelkie czynności przybierają nową praktyczną postać.
rowi innej płci, wykształca się złożona postać rytmiczna, w formie duetu, Nie należy stąd jednak wnioskować, że sztuka nie istnieje na nim sama
naprzemiennego czy antyfonalnego śpiewu, jak u dzierzby afrykańskiej. dla siebie, jest bowiem obecna w czynniku terytorializacji, warunkują-
Ponadto, objaśnienia wymagają jednocześnie dwa aspekty terytorium: cym wyłonienie się funkcji-pracy.
nie tylko zapewnia ono podstawy i zasady współistnienia przedstawicie- Do podobnych wniosków dojść można rozważywszy drugie zjawi-
li tego samego gatunku, oddzielając ich od siebie, lecz umożliwia rów- sko terytorializacji, wiążące się już nie z pracą, lecz z rytuałami i religią,
nież współistnienie maksymalnej liczby różnorodnych gatunków w tym polegające zaś na tym, że jedno terytorium przegrupowuje i łączy wszyst-
samym środowisku, prowadząc do ich wyspecjalizowania. Równocześ- kie siły z różnych środowisk w jedną wiązkę, powiązaną przez siły ziemi.
nie przedstawiciele tego samego gatunku włączają się w postaci rytmicz- Jedynie na najgłębszym poziomie każdego terytorium wszelkie rozpro-
ne, a różnorodne gatunki wpisują w krajobrazy melodyczne: krajobrazy szone siły przydzielone mogą zostać ziemi jako naczyniu czy podstawie.
zaludnione są przez postaci, postaci zaś przynależą do krajobrazów. Oto „Ponieważ otaczające środowisko przeżywano jako całość, z trudnością
źródło Chronochromii Messiaena, złożonej z osiemnastu ptasich śpie- w tych pierwotnych intuicjach można odróżnić to, co ściśle odnosi się do
wów, tworzących zarazem samodzielne postaci rytmiczne i rozpościera- ziemi jako takiej, od tego, co jest objawione tylko za jej pośrednictwem:
jące nadzwyczajny krajobraz o złożonym kontrapunkcie, z wynajdowa- od gór, lasów, wód, roślinności”16. Siły powietrza i wody, ptak i ryba, sta-
nymi nowymi bądź dającymi się wyprowadzić współbrzmieniami. ją się tym sposobem siłami ziemi. Ponadto, inaczej niż w swej rozciągło-
Sztuka nie tylko nie oczekuje człowieka, by się narodzić, lecz moż- ści, skutkiem której terytorium oddziela wewnętrzne siły ziemi od ze-
na wręcz zapytywać, czy tak naprawdę kiedykolwiek wykształciła się ona wnętrznych sił chaosu, w swej intensywności, w swej głębi, te dwa typy
w naszym gatunku w formie innej niż późna i sztuczna. Wielokroć za- sił tkwią w nierozerwalnym uścisku, wzajemnie się przenikając i zespala-
uważano, że sztuka przez długi czas zaprzęgana była przez człowieka do jąc w walce, której jedynym arbitrem, a zarazem stawką, jest sama ziemia.
prac i rytuałów innej niż ona sama natury. Wszelako teza ta wydaje się Na danym terytorium istnieje zawsze takie miejsce, drzewo czy zagajnik,
równie chybiona, jak teza o narodzinach sztuki wraz z człowiekiem. Na w którym dochodzi do połączenia wszystkich sił, w starciu wręcz i zwar-
danym terytorium zachodzą bowiem dwojakiego rodzaju zjawiska: prze- ciu energii. Ziemia jest niczym innym, jak owym starciem wręcz. Ów
miana funkcji i przegrupowanie sił. Z jednej strony, czynności funkcjonal- ośrodek intensywności tkwi w terytorium, a zarazem mieści się poza roz-
ne nie mogą ulec terytorializacji, nie przybierając nowej postaci (tworze- licznymi terytoriami, które zbiegają się ku niemu u kresu niekończącej
nie nowych funkcji na wzór budowy siedliska, przekształcenie dawnych się wędrówki (stąd wieloznaczność ojczystości). W sobie czy poza sobą,
funkcji, jak w przypadku agresji, która zmienia swą naturę i staje się zja- terytorium wiąże się z pewnym ośrodkiem intensywności, który jest ni-
wiskiem wewnątrzgatunkowym). Dostrzec w tym można coś na kształt czym nieznana ojczyzna, ziemskie źródło wszystkich sił, tak przyjaznych,
tematu rodzącego się ze specjalizacji czy profesjonalizacji: jeśli teryto-
rialny refren tak często przechodzi w refreny zawodowe, to dlatego, że
zawodowstwo wymaga, by zróżnicowane funkcjonalnie czynności wy- 16 Mircea Eliade, Traktat o historii religii, tłum. J. Wierusz-Kowalski, Książka i Wie-
konywane były w jednym i tym samym środowisku, ale również, by dza 1966, s. 241.

390 391
t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

jak i wrogich, gdzie wszystko się rozstrzyga17. Również w odniesieniu do nowe gatunki. Wszędzie tam, gdzie pojawia się terytorialność, wprowa-
tego stwierdzić należy, że religia, jako rzecz wspólna człowiekowi i zwie- dza ona wewnątrzgatunkowy krytyczny dystans między przedstawiciela-
rzęciu, zajmuje dane terytorium tylko dlatego, że jest zależna od surowe- mi tego samego gatunku. Z racji zaś istnienia odstępu między nią samą
go, warunkującego ją pierwotnego czynnika estetycznego, czynnika te- a różnicami gatunkowymi, staje się ona pośrednim i zależnym środkiem
rytorializującego. To on w całości zmienia funkcje środowiska w prace różnicowania. We wszystkich tych znaczeniach zdekodowanie jawi się
i wiąże siły chaosu w rytuał i religię, siły ziemi. Terytorializujące oznacze- jako „negatyw” terytorium, a najbardziej oczywiste rozróżnienie na zwie-
nia przemieniają się w motywy i kontrapunkty, a równocześnie zmieniają one rzęta osiadłe, czyli terytorialne, i pozbawione terytorium, sprowadza się
funkcje i przegrupowują siły. Tym samym jednak terytorium wyzwala już do tego, że pierwsze z nich są w znacznie mniejszym zakresie podległe
coś, co je przekroczy. kodowi aniżeli drugie. Wystarczająco wiele krytycznych uwag wypowie-
Zawsze powracamy do tego samego „momentu”: uwyrażeniowienia dzieliśmy już pod adresem terytorium, dlatego przyszła teraz pora, by do-
się rytmu, wyłonienia się właściwych jakości wyrażeniowych, wykształ- cenić wszelkie możliwe wytwory, które ku niemu dążą, w nim powstają
cenia się materii wyrażeniowych, rozwijających motywy i kontrapunk- i z niego się wydobywają, a lepiej jeszcze – wydobędą.
ty. Potrzeba nam zatem pewnego pojęcia, choćby na pierwszy rzut oka Od sił chaosu przeszliśmy do sił ziemi. Środowiska przywiodły nas
negatywnego, by uchwycić ten surowy czy fikcyjny moment. Istota tkwi ku terytorium. Funkcjonalne rytmy – ku uwyrażeniowieniu rytmu. Zja-
w odstępie między kodem a terytorium. Terytorium wyłania się na ubo- wiska przekodowywania – ku zjawiskom dekodowania. Funkcje środo-
czu swobodnego kodu, nie tyle nieuwarunkowanego, ile uwarunkowane- wiska – ku funkcjom sterytorializowanym. Mamy przy tym do czynienia
go inaczej. Jeśli to prawda, że każde środowisko ma własny kod, a między nie z ewolucją, lecz z przejściami, pomostami, tunelami. Same środo-
środowiskami zachodzi nieustanny proces przekodowywania, wydaje wiska nieustannie wszak w siebie nawzajem przechodziły. Teraz jed-
się, że terytorium, na odwrót, kształtuje się na poziomie pewnego zdeko- nak to środowiska przechodzą w terytorium. Jakości wyrażeniowe, zwa-
dowania. Biologowie podkreślają wagę owego uwarunkowanego ubocza, ne przez nas estetycznymi, nie są z pewnością jakościami „czystymi” ani
którego jednak nie należy mylić z mutacjami, czyli z wewnętrznymi zmia- symbolicznymi, lecz jakościami-właściwymi, czyli własnościowymi,
nami kodu: w tym przypadku chodzi o podwojenie niektórych genów przejściami prowadzącymi od składników środowiska ku składnikom
czy nadliczbowe chromosomy, których nie uwzględnia kod genetyczny, terytorium. Samo terytorium jest obszarem przejściowym. Teryto-
a które przez to są funkcjonalnie niezależne i dostarczają materii mogącej rium jest pierwszym z układów, pierwszą rzeczą budującą układ, układ
podlegać dowolnym zmianom18. Nadal pozostaje jednak wielce niepraw- zaś ma pierwotnie charakter terytorialny. Jakim jednak sposobem nie
dopodobne, by tego rodzaju materia powołać mogła do istnienia nowe miałby on przechodzić nieustannie w coś innego, w inne układy? Dlate-
gatunki, niezależnie od wszelkich mutacji, jeśli nie będą temu towarzy- go nie sposób mówić o ustanawianiu terytorium bez uprzedniego omó-
szyć zdarzenia innego rodzaju, zdolne zwielokrotnić możliwości i szan- wienia jego wewnętrznej organizacji. Niepodobna opisać podukładu
se współdziałania organizmu z jego środowiskami. Terytorializacja jest (plakaty, afisze) nie ująwszy wcześniej układu wewnętrznego (motywy
właśnie tego rodzaju czynnikiem, działającym na uboczu kodu jednego i kontrapunkty). Nie sposób również powiedzieć czegokolwiek o ukła-
gatunku, zapewniającym jego przedstawicielom z osobna możliwość róż- dzie wewnętrznym, nie podążywszy wcześniej drogą wiodącą nas ku in-
nicowania się. Z racji pewnego odstępu między terytorialnością a kodem nym układom bądź wyprowadzającą jeszcze gdzie indziej. Przejście re-
gatunkowym, terytorialność może w bezpośredni sposób wprowadzić frenu. Refren zmierza bowiem ku układowi terytorialnemu, sadowi się
w nim bądź zeń wydostaje. W najogólniejszym sensie: refrenem zwiemy
17 Na temat „pierwotnej intuicji ziemi jako »formy« religijnej” tamże, s. 241; na te- zespół materii wyrażenia, wyznaczający pewne terytorium i rozwijający się
mat ośrodka terytorium zob. tamże, Centrum świata, s. 368 i nast. oraz Symbo- do postaci terytorialnych motywów i krajobrazów (istnieją refreny rucho-
lizm centrum, s. 373 i nast. Eliade trafnie podkreśla, że ośrodek mieści się poza te-
we, gestowe, wzrokowe itp.). W sensie węższym o refrenie mówić moż-
rytorium i jest nader trudny do osiągnięcia, a zarazem tkwi w jego obrębie, jest
w naszym bezpośrednim zasięgu. na w odniesieniu do układu dźwiękowego bądź „zdominowanego” przez
18 Biologowie częstokroć odróżniają od siebie dwa rodzaje czynników transfor- dźwięk – skąd jednak tego rodzaju jawne uprzywilejowanie?
macyjnych: jeden o typie mutacji, drugi zaś oddzielenia czy odłączenia, któ-
re może mieć charakter nie tylko genetyczny, ale również geograficzny, a na-
wet psychiczny: terytorialność byłaby zatem czynnikiem typu drugiego. Zob. Znajdujemy się teraz w układzie wewnętrznym, który przejawia nader
Lu­cien Cuénot, L’espèce, Doin 1936. bogatą i złożoną budowę. Obejmuje nie tylko układ terytorialny, lecz

392 393
t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

również ułożone, sterytorializowane funkcje. Weźmy za przykład strzy- walor domu rodzinnego”20. W obrębie grup bądź w parach wyróżnić za-
żyki, rodzinę ptaków z rzędu wróblowatych: samiec, obejmując w posia- tem można grupy i pary środowiskowe, nierozpoznające się jednostko-
danie terytorium, wydaje z siebie „świergot przypominający dźwięk po- wo, grupy i pary terytorialne, w których rozpoznanie dokonuje się wy-
zytywki” jako środek obrony przez możliwymi intruzami; sam buduje łącznie w ramach danego terytorium, a na koniec grupy społeczne i pary
na tym terytorium kolejne gniazda, czasem dochodząc do liczby dwu- zakochanych, w przypadku których rozpoznanie dokonuje się niezależ-
nastu, a gdy przybywa samica, staje u wejścia do gniazda i zaprasza ją do nie od umiejscowienia21. Dwór czy grupa nie należą już do układu teryto-
odwiedzin, zwija skrzydła, obniża natężenie swego śpiewu, który osta- rialnego, to układ dworski i grupowy ulegają autonomizacji – nawet jeśli
tecznie ogranicza się do pojedynczego trylu19. Wydaje się, że funkcja bu- pozostają wewnątrz terytorium. Z kolei w obrębie nowego układu doko-
dowania gniazd jest ściśle sterytorializowana, gniazda bowiem przygo- nuje się reterytorializacja w jednym z osobników z pary bądź w człon-
towywane są samodzielnie przez samca jeszcze przed przylotem samicy, kach danej grupy, którzy „mają walor dla czegoś” (wartościowanie). Tego
która je jedynie odwiedza i wykańcza. Funkcja „zalotów” jest również rodzaju otwarcie terytorialnego układu na inne układy wymaga szczegó-
sterytorializowana, jednak w mniejszym stopniu, terytorialny świer- łowego rozważenia i przybiera wiele nader zróżnicowanych form. Przy-
got bowiem zmienia swe natężenie, by przybrać bardziej kuszącą postać. kładowo, samiec, który nie wije gniazda i poprzestaje na zgromadzeniu
W podukładzie występują wszelkiego rodzaju niejednorodne składowe, potrzebnych do tego surowców, a czasem wręcz pozoruje jego budowę,
nie tylko oznaki układu, wiążące materiały, barwy, wonie, dźwięki, po- jak u zięb australijskich, niekiedy zaleca się do samicy, trzymając w dzio-
stawy itp., lecz również rozmaite elementy tego czy innego ułożonego bie źdźbło trawy (ptaki z rodzaju Bathilda), niekiedy wykorzystuje inne-
zachowania, należące do pewnego motywu. Przykładowo, ptasie rytua- go rodzaju materiał niż ten, z którego zrobione jest gniazdo (u rodzaju
ły godowe, zwane tokami, składają się z tańców, odgłosów wydawanych Neochmia), niekiedy posługuje się źdźbłem trawy jedynie w początkowej
dziobem, prezentowania ubarwienia, wyciągania szyi, gładzenia piór, fazie zalotów, a czasem jeszcze zanim do nich przystąpi (u rodzaju Aide-
ukłonów, świergotu… Należałoby tutaj przede wszystkim ustalić, co łą- mosyne i Lonhura), czasem zaś tylko go szuka, niczego samicy nie ofia-
czy ze sobą wszystkie te terytorializujące oznaki, terytorialne motywy, rowując (ptaki z rodzaju Emblema)22. Można by uznać, że owe zachowa-
sterytorializowane funkcje w obrębie jednego układu wewnętrznego. nia wiążące się z użyciem źdźbła trawy są jedynie reliktem, pozostałością
To kwestia spójności: spajania niejednorodnych elementów. Początko- rytuału budowania gniazda. Wszelako samo pojęcie zachowania wydaje
wo bowiem stanowią one jedynie luźny, odrębny zespół, który dopiero się w tym przypadku niewystarczające w porównaniu z pojęciem ukła-
z czasem nabiera spójności… du. W wypadku bowiem, gdy gniazdo nie zostanie uprzednio uwite przez
Kolejne pytanie zdaje się przekreślać i przecinać pytanie powyż- samca, jego budowanie przestaje być składnikiem terytorialnego układu,
sze. W wielu przypadkach bowiem ułożona, sterytorializowana funkcja odkleja się niejako od terytorium. Ponadto, rytuał zalotów, występują-
zyskuje pewną niezależność, samodzielnie tworząc pewien nowy układ, cy tutaj przed przystąpieniem do budowy gniazda, sam staje się względ-
w mniejszym lub większym stopniu sterytorializowany. Nie trzeba fak- nie samodzielnym układem. Z kolei materia wyrażeniowa, jaką jest owo
tycznie opuszczać terytorium, by podążyć tym szlakiem: to, co poprzed- źdźbło trawy, działa tutaj w charakterze składnika przejściowego mię-
nio było jeszcze funkcją wykształconą w obrębie terytorialnego układu, dzy układem terytorialnym a układem zalotów. Fakt, że w tym wypad-
staje się teraz elementem tworzącym inny układ, elementem prowa- ku rola źdźbła trawy u pewnych gatunków ulega ograniczeniu, a niekie-
dzącym do innego układu. Podobnie jak w wypadku miłości dworskiej, dy stopniowo wręcz usunięciu, jak w rozważanym przez nas ciągu, nie
pewna barwa zatraca swą terytorialność, by włączyć się w układ dworski. wystarcza do tego, by uznać je za pozostałość, a tym bardziej za symbol.
W ten sposób układ terytorialny otwiera się na układ dworski, stanowią-
cy społeczny układ usamodzielniony. Do tego właśnie dochodzi w przy-
20 Określenie zapożyczone od Moniki Meyer-Holzapfel, zob. Konrad Lorenz,
padku swoistego rozpoznania partnera seksualnego czy członków włas-
Tak zwane zło, s 249.
nej grupy, co nie pokrywa się z rozpoznawaniem terytorium. Powiada się 21 W swej pracy Tak zwane zło Lorenz odróżnia „anonimowe stada”, takie jak ławi-
wówczas, że partner jest Tier mit der Heimvalenz, „zwierzęciem mającym ce ryb, stanowiące bloki środowiskowe, „grupy lokalne”, w których rozpozna-
nie odbywa się wyłącznie w granicach terytorium i odnosi się w największym
stopniu do „sąsiadów” oraz społeczności oparte na samodzielnej „więzi”.
22 K. Immelmann, Beiträge zu einer vergleichenden Biologie australicher Prachtfinken,
19 Paul Géroudet, Les passereaux, Delachaux et Niestlé 1951-1957, t. II, s. 88-94. „Zoologische Jahrbücher” nr 90, 1962.

394 395
t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

Materia wyrażeniowa nie jest niczym szczątkowym ani symbolicznym. w układzie wewnętrznym, zarazem jednak może ona wytyczać linię dete-
Źdźbło trawy jest składnikiem zdeterytorializowanym albo w trakcie de- rytorializacji opisującą inny układ. Stąd bierze się rozmaitość stosunków
terytorializacji. Nie jest żadnym reliktem ani też obiektem częściowym między seksualnością a terytorium, jak gdyby ta się od niego „dystan-
czy przejściowym. Jest czynnikiem sprawczym, nośnikiem. To przetwor- sowała”… Fach, zawód, specjalizacja wymagają czynności sterytorializo-
nik układu. I właśnie z racji tego, że jest takim składowym czynnikiem wanych, mogą jednak czasami odrywać się od swego terytorium, by wy-
sprawczym przechodzenia od jednego układu do drugiego, stopniowo tworzyć wokół siebie i między sobą jakiś nowy układ. Terytorialna czy
zanika. Potwierdza owo przekonanie choćby to, że nie zanika ono bez sterytorializowana składowa może zacząć kiełkować i wytwarzać: do
równoczesnego pojawienia się w jego miejsce kolejnego składnika, zy- tego stopnia dotyczy to refrenu, że być może wszystko w tym wypadku
skującego stopniowo na znaczeniu, czyli refrenu – świergotu o charak- należałoby nazywać refrenem. Trudność w odróżnieniu terytorialności
terze nie tylko terytorialnym, lecz również z czasem w coraz większym od deterytorializacji dorównuje wieloznaczności tego, co ojczyste. Ła-
stopniu miłosnym i społecznym, wywołującym innego rodzaju skutki23. twiej być może byłoby je zrozumieć, gdyby uznać, że terytorium wiąże
Odpowiedzi na pytanie, dlaczego dźwiękowa składowa refrenu w budo- się z jakimś tkwiącym w jego głębi ośrodkiem intensywności, wszela-
wie nowych układów ma mocniejszą wartość, niż składowa wykorzystu- ko przekonaliśmy się już, że ów ośrodek intensywności może mieścić
jąca gesty, czyli „źdźbło trawy”, udzielić będziemy mogli dopiero później. się poza terytorium, u zbiegu nader różnych i odległych od siebie tery-
Na razie wystarczające wydaje się samo stwierdzenie faktu wykształce- toriów. Rodzimość jest na zewnątrz. Przytoczyć by tutaj można pewną
nia się nowych układów w obrębie układu terytorialnego, czyli przej- liczbę słynnych i niepokojących, bardziej lub mniej tajemniczych przy-
ścia od układu wewnętrznego do międzyukładów z pomocą składników kładów, obrazujących przypadki cudownego odklejenia się od teryto-
przejścia i wymiany. Nowatorskiego otwarcia terytorium na samicz- rium, pokazujących nam potężne ruchy deterytorializacji obejmujące
kę, a także grupę. Dobór dokonuje się pod naciskiem między­układów. całe terytoria i dogłębnie nimi wstrząsające: 1) płynięcie ku źródłom, jak
Jak gdyby siły deterytorializacji działały już wewnątrz samego teryto- u łososi; 2) nadliczbowe skupiska, jak w przypadku chmary szarańczy czy
rium, wymuszając przejście od układu terytorialnego do układów innego stad zięb itp. (dziesiątki milionów zięb w okolicach Thun w latach 1950-
typu – zalotów czy godów, układów grupowych czy społecznościowych. 1951); 3) długie wędrówki, jak u langust24.
Źdźbło trawy wraz z refrenem są dwoma sprawczymi czynnikami owych Niezależnie od przyczyn każdego z tych ruchów, widać wyraźnie,
sił, dwoma sprawczymi czynnikami deterytorializacji. że ich natura jest różna. Nie wystarczy nawet stwierdzić, że mamy tu-
Układ terytorialny nieustannie przechodzi w inne układy. Tak taj do czynienia z układem wewnętrznym, przejściem od jednego układu
samo, jak podukładu nie da się oddzielić od układu wewnętrznego, a tym terytorialnego do drugiego, należałoby raczej zauważyć, że opuszczamy
bardziej układu wewnętrznego od międzyukładów, przy czym przejścia
nie są niczym koniecznym i dokonują się „w zależności od okoliczności”. 24 Zob. L’Odyssée sous-marine de l’équipe Cousteau, film nr 36, commentaire Cou­
Powód tego jest prosty: układ wewnętrzny, układ terytorialny terytoria- steau-Diolé, La Marche des langoustes: kolczaste langusty, zamieszkujące wzdłuż
lizuje funkcje i siły, seksualność, agresywność, stadność itp., i przekształ- północnych wybrzeży Jukatanu, porzucają swe terytoria. Gromadzą się one
wówczas na początku w małe grupy, przed pierwszymi zimowymi burzami, za-
ca je, poddając terytorializacji. Wszelako owe sterytorializowane funkcje nim jeszcze człowiekowi uda się wykryć na swych urządzeniach jakikolwiek ich
i siły mogą w sposób nieprzewidywalny się usamodzielnić, co pchnie je zwiastun. Następnie, wraz z nadejściem burzy, ustawiają się w długie szeregi go-
ku innym układom, do stworzenia innych zdeterytorializowanych ukła- towe do wędrówki, gęsiego, z langustą – przewodnikiem na czele, u końca sze-
regu zaś z grupą stanowiącą straż tylną (prędkość pochodu wynosi 1 km na go-
dów. Seksualność może przejawiać się jako funkcja sterytorializowana dzinę, na szlaku przeszło 100 km). Ich wędrówka nie wydaje się być związana ze
składaniem jaj, które występuje zwykle dopiero pół roku później. Herrnkind,
specjalista od langust, zakłada, że mamy tutaj do czynienia z jakąś „pozostałoś-
23 Irenäus Eibl-Eibesfeld, Éthologie, s. 201. „Z zachowań służących gromadze- cią” po epoce lodowcowej (ponad dziesięć tysięcy lat temu). Cousteau jednak
niu materiału na budowę gniazda, w rytuałach godowych samca rozwinęły się skłania się ku bardziej aktualnej interpretacji, dopuszczającej wręcz, że chodzi
działania z wykorzystaniem źdźbeł trawy. U niektórych gatunków uległy one tutaj o zapowiedź nowego zlodowacenia. Faktycznie jednak mamy tu do czynie-
stopniowemu ograniczeniu, a funkcja ptasiego śpiewu, pierwotnie służącego nia z otwarciem się terytorialnego układu langust w wyjątkowy sposób na układ
wyznaczeniu terytorium, znaczącej zmianie, ptaki te stały się bowiem nader to- społeczny, ten zaś powiązany jest z siłami Kosmosu lub, jak powiada Cousteau,
warzyskie. Samczyki, w miejsce zalotów z użyciem źdźbła trawy, słodko świer- z „tętnieniem ziemi”. Niemniej „zagadka pozostaje nierozwiązana”, tym bar-
goczą do ucha samiczce”. Eibl-Eibesfeld interpretuje jednak użycie źdźbła tra- dziej, że ów pochód langust daje rybakom możliwość ich wytrzebienia, ponadto
wy jako zachowanie szczątkowe. zwierząt tych nie da się oznakować z racji zrzucania przez nie pancerza.

396 397
t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

tutaj wszelki układ, wykraczamy poza możliwości układu jako takiego, i funkcje w grze w obrębie terytorialnego układu, a zarazem przenoszą-
by przenieść się na całkiem inną płaszczyznę. Nie jest to już w istocie ce terytorium ku układowi zabawy, który sam się usamodzielnia25); 4) re-
nawet ruch czy rytm środowiska, a tym bardziej ruch czy rytm teryto- freny zbierające czy gromadzące siły, bądź w obrębie terytorium, bądź
rializujący czy sterytorializowany, w tych ruchach o ogromnym zasię- w celu jego opuszczenia (to śpiewki starcia bądź śpiewki do odejścia, nie-
gu bowiem przejawia się Kosmos. Mechanizmy umiejscawiania działają kiedy torujące drogę absolutnej deterytorializacji: „Żegnajcie, odchodzę
tutaj z niezrównaną precyzją, lecz samo umiejscowienie zyskuje wymiar nie oglądając się za siebie!”. Śpiewki te w nieskończoność wtórują pieś-
kosmiczny. To już nie są siły sterytorializowane, złączone w postaci sił niom Molekuł, kwileniu nowonarodzonych pierwotnych Żywiołów, jak
ziemi, to odnalezione i wyzwolone siły zdeterytorializowanego Kosmo- mawia Millikan. Zrzucają swą cielesną postać, by przybrać kosmiczną:
su. Migracjami rządzi już nie ziemskie słońce, panujące nad terytorium, gdy religijny Nomos rozlega się i cichnie gdzieś w oddali molekularne-
choćby powietrznym, lecz niebiańskie słońce Kosmosu, niczym w opo- go panteistycznego Kosmosu, gdy ptasi śpiew ustępuje miejsca zespole-
wieści o dwóch Jerozolimach z Apokalipsy. Poza tymi wyjątkowymi sy- niu wody, wiatru, obłoków i mgieł. „Na zewnątrz wicher i słota…”. Kos-
tuacjami jednak, w których deterytorializacja sięga stopnia absolutnego, mos niczym niekończąca się zdeterytorializowana śpiewka).
nie tracąc nic na swej precyzji (obejmuje ona bowiem zmienne kosmicz- Problem spójności dotyczy przede wszystkim sposobu zespolenia
ne), terytorium, co należy zauważyć, nieustannie podlega ruchom dete- składowych terytorialnego układu. Dotyczy on również jednak sposobu,
rytorializacji względnej, a niekiedy wręcz deterytorializacji w bezruchu, w który spajają się ze sobą różne od siebie układy, z ich składowymi przej-
w której zachodzi przejście od układu wewnętrznego do międzyukła- ścia i wymiany. Być może jest nawet tak, że spójność znajduje całkowity
dów, bez konieczności opuszczenia terytorium ani porzucenia układów, zespół swych warunków jedynie na planie ściśle kosmicznym, na któ-
by pojednać się z Kosmosem. Terytorium jest zawsze w toku deterytoria- rym przywołane zostają wszystkie rozproszone i niejednorodne jej ele-
lizacji, przynajmniej potencjalnie, w przejściu ku innym układom, o ile menty. Wszelako, ilekroć niejednorodne składowe zespolone są ze sobą
reterytorializacji nie dokona jakiś inny układ (coś, co ma „walor domu w ramach pewnego układu czy w międzyukładach, pojawia się problem
rodzinnego”). Przekonaliśmy się, że terytorium buduje się na uboczu de- spójności jako współistnienia bądź następstwa lub obu równocześnie.
kodowania oddziałującego na środowisko; teraz widzimy, że owo ubocze Nawet w ramach układu terytorialnego, to być może najbardziej zdete-
deterytorializacji oddziałuje na terytorium samo w sobie. Jest to szereg rytorializowana ze składowych, nośnik deterytorializacji taki jak refren,
oderwań. Terytorium nie sposób oddzielić od pewnych współczynni- zapewnia terytorium spójność. Gdybyśmy ujęli to zagadnienie, w najo-
ków deterytorializacji, dających się oszacować w każdym przypadku, gólniejszej postaci, w pytaniu: „Co odpowiada za zespolenie”?, najjaś-
które wpływają na zmianę relacji każdej ze sterytorializowanych funkcji niejszej, najłatwiejszej odpowiedzi na nie dostarczyłby model drzewiasty,
do terytorium, a zarazem relacji terytorium do każdego zdeterytorializo- scentralizowany, zhierarchizowany, liniowy i formalizujący. Przykłado-
wanego układu. Ta sama „rzecz” pojawia się tutaj jako sterytorializowa- wo, schemat Tinbergena, pokazujący zakodowane uszeregowanie form
na funkcja, schwytania w układ wewnętrzny, tam zaś – jako układ samo- czasoprzestrzennych w ośrodkowym układzie nerwowym: pewien wyż-
dzielny czy zdeterytorializowany, międzyukład. szy ośrodek czynnościowy zaczyna działać samoczynnie, wywołując re-
Jeśli to uwzględnić, klasyfikacja refrenów mogłaby wyglądać na- akcje popędowe, służące wyszukiwaniu swoistych bodźców (ośrodek
stępująco: 1) refreny terytorialne, wyszukujące, oznakowujące i układa- migracji); skutkiem bodźca kolejny ośrodek, dotąd zahamowany, ule-
jące pewne terytorium; 2) refreny funkcji sterytorializowanych, przybie- ga wyzwoleniu, wywołując kolejną reakcję popędową (ośrodek teryto-
rające szczególną funkcję w ramach układu (kołysanka terytorializująca rium); następnie włączają się kolejne niższe ośrodki – walki, budowania
zasypianie dziecka, pieśń miłosna terytorializująca seksualność i oblu-
bieńca/oblubienicę, przyśpiewka robocza, terytorializująca wykonywa-
25 Najlepszym zbiorem wyliczanek, a zarazem najlepszą pracą na ten temat [w ję-
ny zawód i pracę, przyśpiewka kupiecka, terytorializująca podział i do-
zyku francuskim] wydaje nam się: Jean Beaucomont, Franck Guibat (red.), Les
bra; 3) refren jako coś, co oznakowuje teraz nowe układy, co przechodzi comptines de langue française, Seghers 1970. Terytorialny charakter najwyraź-
do nowych układów na drodze deterytorializacji – reterytorializacji (cze- niej przejawia się w wyliczance Pimpanicaille, która występuje w dwóch róż-
go nader skomplikowanym przykładem są dziecięce wyliczanki – są one nych odmianach w Gruyères, „po dwóch stronach ulicy” (s. 27-28), wyliczanka
w sensie ścisłym wymaga jednak podziału na wyspecjalizowane role w grze oraz
refrenami terytorialnymi, różniącymi się od siebie znacznie w zależno- ukształtowania pewnego samodzielnego układu zabawy, zmieniającego sposób
ści od miejsca – dzielnicy, a czasem nawet ulicy; rozdzielającymi role uporządkowania danego terytorium.

398 399
t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

gniazda, zalotów, aż po pojawienie się bodźców wywołujących działania linowej wiążącej ośrodki, zakłada za to istnienie pewnych pakietów re-
służące wykonaniu odpowiednich czynności26. Tego rodzaju wizja opie- lacji sterowanych przez molekuły: współdziałanie i koordynacja mogą
ra się jednak na uproszczonych binarnościach: zahamowanie-wyzwole- mieć charakter pozytywny albo negatywny (wywołanie albo zahamowa-
nie, wrodzone-nabyte itp. Etologowie mają wielką przewagę nad etnolo- nie), nigdy zaś bezpośredniego oddziaływania, jak w reakcji liniowej czy
gami: nie ulegają oni strukturalnej pokusie dzielenia swego „terenu” na chemicznej, wiążą zaś zawsze molekuły o dwóch przynajmniej głowach,
formy pokrewieństwa, polityki, ekonomii, mitu itp. Etologowie zacho- w każdym ośrodku z osobna28.
wują w nietkniętej postaci pewien niepodzielny „teren”. Wszelako, usi- Uwidacznia się tutaj cała „maszynowość” biologiczno-behawioral-
łując na siłę ukierunkować go za pomocą osi zahamowania-wyzwolenia, na, cała molekularna inżynieria, która powinna pozwolić nam lepiej po-
wrodzonego-nabytego, ryzykują powtórne danie dostępu do każdego jąć problem natury spójności. Filozof Eugène Dupréel opracował teo-
miejsca i w każdym powiązaniu takim elementom, jak dusze czy ośrod- rię zestalenia, pokazując, że życie nie rozwija się od pewnego środka na
ki. Dlatego nawet autorom, którzy kładą ogromny nacisk na rolę tego, co zewnątrz, lecz z zewnątrz ku pewnemu wnętrzu, a ściślej, na drodze ze-
obwodowe i nabyte na poziome bodźców wyzwalających, nie udaje się stalenia pewnego rozmytego albo wyodrębnionego zbioru. Pociąga to za
tak naprawdę zburzyć tego liniowego drzewiastego schematu, nawet je- sobą trzy kwestie. Po pierwsze, nie ma początku, z którego wywodził-
śli dają radę zmienić czasem zwrot jego wektorów. by się jakiś liniowy ciąg, zachodzą jedynie spadki i wzrosty natężenia,
Ważniejsze zdaje nam się podkreślenie niektórych czynników mo- procesy wzmocnienia, wnikania, szpikowania, niezliczone włączenia
gących podsunąć całkiem inny schemat funkcjonowania, o charakterze („nie ma wzrostu innego, niż przez włączenie”). Po drugie, co nie prze-
w większym stopniu kłączastym, aniżeli drzewiastym, nie wymagający czy pierwszemu, konieczne jest wygospodarowanie odstępów, nierów-
już udziału tego rodzaju dualizmów. Po pierwsze, to, co nazywamy ośrod- ności w przydziale, zestalenie wymaga bowiem czasem przebicia dziury.
kiem czynnościowym, dokonuje nie tyle rozmieszczenia, ile rozprosze- Po trzecie, ma miejsce nakładanie się różnorodnych rytmów, dokonu-
nia danej populacji wyspecjalizowanych neuronów w całym ośrodko- jące się od wewnątrz zestrojenie rytmów w postaci swoistej międzyryt-
wym układzie nerwowym, na wzór „sieci kablowej”. Odtąd w odniesieniu miczności, jednak bez narzucenia jakiegokolwiek wspólnego metrum
do całości takiego układu, rozważanego przez wzgląd na niego samego czy tempa29. Zestalenie nie jest czymś, co dokonuje się post factum, jest
(doświadczenie z sekcją dróg dośrodkowych), mówić będziemy nie tyle twórcze. Początek rozpocząć się może bowiem jedynie między czymś
w kategoriach samoczynności pewnego wyższego ośrodka, ile w kate- a czymś, jako intermezzo. Spójność jest właśnie takim zestaleniem (dzia-
goriach wzajemnego koordynowania się ośrodków, zbiorowisk komó- łaniem wytwarzającym to, co zestalone) następstwa ze współistnieniem
rek oraz molekularnych populacji, dokonujących owych sprzężeń. Nie przy udziale trojakiego rodzaju czynników: włączeń, odstępów oraz na-
ma tu jakiejkolwiek koniecznej formy czy właściwej struktury, narzuco- kładania się-powiązania. Architektura jako sztuka budowania domostw
nej z zewnątrz czy odgórnie, mamy raczej do czynienia z powiązaniem
oddolnym, jak gdyby drgające cząsteczki, niejako oscylatory, wahadło- „zespołu wahadłowych cząsteczek”, które miałyby tworzyć systemy powiązań
wym ruchem przemieszczały się między dwoma różnorodnymi ośrod- od wewnątrz, niezależnie od jakiejkolwiek wspólnej miary. Zob. A. Reinberg,
„La chronobiologie”, w: Sciences, I, 1970; T. van Driessche, A. Reinberg, Rythmes
kami, nawet jeśli tylko po to, by zapewnić przewagę wyłącznie jedne- biologiques, w: Encyclopaedia Universalis, t. XIV, s. 572: „Niemożliwe wydaje się
mu z nich27. Wyklucza to, rzecz jasna, możliwość jakiejkolwiek relacji sprowadzenie mechanizmu rytmiki dobowej do jakiegokolwiek prostego na-
stępstwa procesów podstawowych”.
28 Jacques Monod, Przypadek i konieczność: esej o filozofii biologii współczesnej, tłum.
26 Nikolaas Tinbergen, The Study of Instinct, The Clarendon Press 1969. J. Bukowski, Głos 1979: na temat pośrednich interakcji i ich nieliniowego cha-
27 Z jednej strony, doświadczenia W. R. Hessa dowiodły, że istnieje nie tyle jakiś rakteru s. 48 oraz 51-52; na temat dwugłowości cząsteczek s. 46-47, zaś na temat
pojedynczy ośrodek mózgowy, ile wielość punktów, skupionych w pewnym ob- hamującego lub wyzwalającego charakteru owych interakcji s. 48. Rytmy dobo-
szarze, rozsianych w innym, a zdolnych wywołać ten sam skutek, z kolei sku- we również są uwarunkowane tego rodzaju właściwościami (zob. tablica w: En-
tek ten może być inny w zależności od długości trwania i natężenia pobudzenia cyclopedia Universalis pod hasłem Rythmes biologiques).
jednego i tego samego punktu. Z drugiej strony, doświadczenia Von Holsta na 29 Eugène Dupréel wypracował zespół oryginalnych pojęć takich jak „spójność”
rybach pozbawionych dróg dośrodkowych, wskazują na znaczenie ośrodkowej (w powiązaniu z „tymczasowością”), „zestalenie”, „odstęp”, „włączenie”. Zob.
koordynacji nerwowej w przypadku rytmu, w jakim poruszają one płetwami, tegoż, Théorie de la consolidation: La cause et l’intervalle (M. Lamertin 1933), La
czyli interakcje, które schemat Tinbergena uwzględnia jedynie w ograniczo- consistance et la probabilité objective (Académie Royale de Belgique 1961); Es-
nym zakresie. Wszelako to w odniesieniu do problematyki rytmów dobowych quisse d’une philosophie des valeurs, Alcan 1939. Bachelard powołuje się na niego
najbardziej wiarygodna staje się hipoteza pewnej „populacji wahadłowej”, w swej pracy La dialectique de la durée, Les Presses universitaires de France 1963.

400 401
t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

i siedlisk – sztuka terytorialna – jest tego najdobitniejszym świadectwem: obejmuje grupę od czterech do czternastu nut o narastającej dynami-
jeśli istnieją zespolenia post factum, istnieją również zespolenia stano- ce, a malejącej częstotliwości, druga – grupę składającą się z dwóch do
wiące nieodłączne elementy pewnej całości w rodzaju zwornika. Ostat- ośmiu nut, o stałej częstotliwości, niższej jednak od poprzedniej, trze-
nio wykorzystywane materiały budowlane w rodzaju zbrojonego betonu cia zaś kończy się fioryturą czy innym skomplikowanym ozdobnikiem.
dają jednak architekturze możliwość zerwania z jej drzewiastopodobny- Z punktu widzenia nabywania cech, ów pełny śpiew (full song) poprze-
mi modelami, w których dominują słupy przypominające drzewa, belko- dzony jest podśpiewem (subsong), który w typowych warunkach wyma-
wania niczym gałęzie oraz sklepienia na kształt listowia. Beton nie tyl- ga dysponowania jakąś uniwersalną tonacją, określonej długości trwa-
ko okazuje się niejednorodnym materiałem, którego spoistość waha się nia całości, także treści zwrotek, a nawet ciążenia ku kończeniu wyższą
w zależności od proporcji składników mieszaniny; w pewnym rytmie nutą30. Podział na trzy zwrotki, ich uporządkowanie czy szczegółowe
wciska się weń również żelazo, tworząc pewną złożoną postać rytmiczną opracowanie ozdobników nie są jednak czymś danym. Można by rzec
w samonośnych płytach, których pręty mają odmienne przekroje, odstę- właśnie, że to, czego tutaj brakuje, to wewnętrzne powiązania, interwa-
py zaś – różniące się wymiary, zależnie od natężenia i kierunku siły noś- ły, nuty wtrącone, wszystko to, co buduje motywy i kontrapunkty. Roz-
nej (uzbrojenie kontra struktura). W tym sensie dzieło muzyczne i lite- różnienie na podśpiew i śpiew pełny można by przedstawić następująco:
rackie również ma budowę architektoniczną: „nasycić każdy atom”, jak podśpiew jako oznakowanie czy plakat, śpiew pełny jako styl czy motyw
mawiała Virginia Woolf czy, jak pisał Henry James, należy „rozpoczynać oraz skłonność do przechodzenia od jednego do drugiego, skłonność
w oddali, tak daleko, jak to tylko możliwe”, wykorzystując do tego „bloki jednego do zestalania się w drugim. Jest zrozumiałe samo przez się, że
obrabianego tworzywa”. Rzecz już nie w tym, by narzucić pewnej materii ich sztuczne oddzielenie nieść będzie nader odmienne skutki w zależ-
formę, lecz w tym, by wzbogacić materiał tak dalece, jak to tylko możliwe, ności od tego, czy nastąpi przed, czy po nabyciu składowych podśpiewu.
nadać mu w obróbce taką spoistość, by zdolny był od tej pory wychwy- Tym, co na razie zajmuje nas bardziej, jest raczej rozstrzygnięcie, co
tywać i przenosić najpotężniejsze nawet siły. Tym, co wzbogaca materiał, dzieje się wówczas, gdy składowe te rzeczywiście rozwijają się w moty-
tym, co spaja niejednorodne elementy, nie ujednorodniając ich zarazem, wy i kontrapunkty w śpiewie pełnym. Wychodzimy jednak teraz z ko-
tym, co utrzymuje je wspólnie, są zatem oscylatory, dołączające syntety- nieczności poza warunki jakościowej jednorodności, które przedstawi-
zatory, przynajmniej dwugłowe, analizatory odstępów – synchronizatory liśmy. Ograniczając się bowiem do oznak, stwierdzić można tylko tyle,
rytmów (przy czym określenie „synchronizator” jest nieco dwuznaczne, że oznaki jednego rodzaju współistnieją z oznakami innego rodzaju, nie
gdyż owe synchronizatory molekuł nie stosują jakiejkolwiek ujednolica- więcej: dźwięki współistnieją z barwami, gestami, postawami u jedne-
jącej czy ujednorodniającej miary, działają od wewnątrz, między dwoma go i tego samego zwierzęcia, bądź dźwięki jednego gatunku współist-
rytmami). Czy zestalenie nie jest ziemskim mianem spójności? Teryto- nieją z dźwiękami wydawanymi przez inne gatunki, niekiedy nader od
rialny układ jest środowiskowym zestaleniem, zestaleniem czasoprze- siebie różnie, lecz lokalnie ze sobą sąsiadujące. Z kolei uporządkowanie
strzeni, współistnienia i następstwa. Refren zaś korzysta ze wszystkich określonych oznakowań w postaci motywów i kontrapunktów siłą rze-
tych trzech czynników. czy pociągać będzie za sobą uspójnienie, czyli wychwycenie oznakowań
Materie wyrażeniowe muszą jednak same zyskać takie cechy, które innej jakości, wzajemne podłączenie się do siebie brzmień-barw-gestów
umożliwią tego rodzaju uspójnienie. Przekonaliśmy się już o ich skłon- bądź dźwięków różnych gatunków… itp. Uspójnienie dokonuje się z ko-
ności do wchodzenia ze sobą w relacje wewnętrzne, tworzących motywy nieczności na drodze wiodącej od jednego niejednorodnego elementu
i kontrapunkty: terytorializujące oznaki stają się motywami bądź kon- do drugiego. Nie dlatego, że zapoczątkowuje się tutaj jakieś różnicowa-
trapunktami terytorialnymi, sygnatury i plakaty zaś tworzą pewien „styl”. nie, lecz dlatego, że niejednorodne elementy, które wcześniej zadowala-
Były to elementy rozmytego albo wyodrębnionego zbioru, teraz nato- ły się współwystępowaniem czy następowaniem po sobie, nawzajem się
miast się zestalają, zyskują spójność. W równej mierze wywołują także teraz chwytają, na drodze „zestalenia” ich wcześniejszego współwystę-
skutki pod postacią zmian funkcji i gromadzenia sił. By lepiej uchwy- powania z następstwem. Odstępy, włączenia i powiązania, jako nieod-
cić tego rodzaju skłonność, możemy ustalić pewne warunki jednorod- zowne dla motywów i kontrapunktów w porządku pewnej wyrażeniowej
ności i rozważyć na początek oznakowania i materie tego samego rodza-
ju: przykładowo, zespół oznakowań dźwiękowych w postaci ptasiego 30 Na temat śpiewu zięby oraz rozróżnienia na subsong i full song zob. W. H. Thorpe,
śpiewu. W śpiewie zięby zwykle występują trzy odrębne frazy: pierwsza Learning and Instinct in Animals, s. 420-426.

402 403
t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

jakości, obejmują również inne jakości z innego porządku bądź jakości do swej melodii. Jak słusznie zauważa Thorpe, pojawia się tutaj podob-
z tego samego porządku, innej zaś płci, a nawet innego gatunku zwierząt. ny problem, jak w przypadku fal radiowych – problem zajmowania czę-
Pewna barwa „odpowiadać” będzie pewnemu brzmieniu. Nie będzie stotliwości (dźwiękowy aspekt terytorialności)32. Sedno tkwi nie tyle
motywów ani kontrapunktów danej jakości, rytmicznych postaci i me- w naśladowaniu jakiegoś śpiewu, ile w zajmowaniu odpowiadających
lodycznych krajobrazów w danym porządku, jeśli nie skomponuje się mu częstotliwości, niekiedy bowiem bardziej korzystne może okazać
zarazem cała maszynowa opera łącząca niejednorodne porządki, gatunki się ograniczanie do pewnej ściśle określonej wąskiej strefy, gdy kontra-
i jakości. Maszynowością zwiemy tę właśnie syntezę niejednorodnych punkty pozyskiwane są z innego miejsca; innym razem zaś – poszerza-
elementów jako taką. Ponieważ owe niejednorodne elementy są mate- nie i pogłębienie owej strefy celem samodzielnego zapewnienia sobie
riami wyrażenia, naszym zdaniem, sama ich synteza, ich spójność czy owych kontrapunktów i wynalezienie akordów, które będą się rozprze-
chwytliwość tworzą pewną „wypowiedź”, pewne ściśle maszynowe „wy- strzeniać bez przeszkód, jak w lasach deszczowych, gdzie napotkają jak
powiedzenie”. Zmieniające się stosunki, jakie nawiązują ze sobą barwa, największą liczbę ptasich „naśladowców”.
dźwięk, gest, ruch czy postawa w obrębie jednego gatunku i u różnych Z perspektywy spójności materii wyrażenia nie należy rozpatrywać
gatunków, również tworzą tego rodzaju maszynowe wypowiedzenia. wyłącznie w powiązaniu z ich zdolnością do budowania motywów i kon-
Powróćmy do scenopoietesa, magicznego, operowego wręcz pta- trapunktów, lecz również z działającymi na nie hamowaczami i wyzwa-
ka. Pozbawiony jest on jaskrawo barwnego upierzenia (jak gdyby w grę laczami oraz z mechanizmami wrodzoności i uczenia się, dziedziczenia
wchodziło tutaj jakieś hamowanie). Jego śpiew, jego refren, słychać jed- i nabywania, które je modulują. Tyle, że błędem etologii jest poprzesta-
nak nawet z oddali (czy jest to rodzaj kompensacji, czy też czynnik pier- wanie na dwudzielności owych czynników, zwłaszcza i przede wszyst-
wotny?). Wyśpiewuje on pieśni uczepiony swej pałeczki (singing stick), kim wtedy, gdy stwierdza się konieczność jednoczesnego ich objaśnienia
liany bądź gałązki tuż nad szykowaną przez siebie do pokazu sceną oraz uwzględnienia ich występowania w mieszanej postaci na wszyst-
(display ground), oznakowaną odciętymi przez siebie i odwróconymi na kich poziomach „drzewa zachowań”. Należałoby raczej obrać za punkt
drugą stronę listkami, odcinającymi się od podłoża. Śpiewając, równo- wyjścia pewne pojęcia pozytywne, zdolne zdać sprawę z nader szczegól-
cześnie odsłania żółtą nasadę niektórych piór u dołu dzioba – zarazem się nych cech, jakich nabiera to, co wrodzone, i to, co nabyte w splocie kłącza,
uwidacznia i udźwięcznia. Jego śpiew zaś tworzy złożony i zróżnicowa- co zarazem stanowiłoby niejako rację ich zmieszania. Uzyskamy te poję-
ny motyw, utkany z nut jemu właściwych oraz nut cudzych, zapożyczo- cia, umieszczając je nie w kontekście zachowań, lecz w kontekście ukła-
nych od innych ptaków, które naśladowuje w interwałach31. Dokonuje dów. Niektórzy autorzy podkreślają rolę samoistnych przebiegów zako-
się w ten sposób swego rodzaju zestalenie, „spojenie” złożone z dźwię- dowanych w pewnych ośrodkach (wrodzoność), inni zaś – rolę nabytych
ków swoistych, dźwięków pochodzących od innych gatunków, barwy li- ciągów reakcji regulowanych przez wrażenia obwodowe (uczenie się).
ści, ubarwienia szyi: maszynowa wypowiedź bądź układ wypowiedzenia Raymond Ruyer pokazał jednak, że zwierzę wydane jest raczej na pastwę
scenopoietesa. Niezliczone ptaki „naśladują” śpiew innych ptaków. Nie „muzycznych rytmów”, „tematów rytmicznych i melodycznych”, których
jest jednak pewne, czy naśladownictwo to najlepsze pojęcie dla określe- nie sposób wyjaśnić ani przez analogię do informacji zakodowanych na
nia zjawisk, które zmieniają się w zależności od tego, w jaki układ się włą- nagranej płycie fonograficznej, ani jako reakcji służących ich wykonaniu,
czają. Subsong zawiera elementy, które należeć mogą do organizacji ryt- które zarazem dostosowują je do warunków/okoliczności33. Przeciwnie,
micznych i melodycznych różnych od tych, jakie właściwe są danemu rytmiczne i melodyczne tematy poprzedzają samo ich wykonanie i zare-
gatunkowi, obdarowując w ten sposób śpiew pełny prawdziwie obcy- jestrowanie. Wpierw występuje spójność refrenu, jakiejś krótkiej pieśni,
mi i wtrąconymi nutami. Jeśli niektóre gatunki, takie jak zięba, wyda- czy to w postaci dającej się zapamiętać melodii, która obywa się bez po-
ją się wzbraniać przed naśladownictwem, dzieje się tak o tyle, o ile obce trzeby lokalnego wpisania w jakiś ośrodek, czy to w postaci swobodnie
dźwięki usuwane są ze śpiewu pełnego gwoli spójności. Z kolei w wpad- traktowanego motywu, który nie wymaga ani taktowania, ani wzbudza-
ku, kiedy dołączone frazy schwytane zostają przez śpiew pełny, powo- nia. Poetyckie i muzyczne pojęcie na kształt pojęcia Rodzimości – w lied,
dem może być istnienie pewnego układu międzygatunkowego rodzaju
pasożytniczego, bądź też to, że ów ptasi układ sam buduje kontrapunkt 32 W. H. Thorpe, Learning and Instinct in Animals, s. 426. Śpiew nastręcza pod tym
względem całkiem inne problemy, aniżeli odgłosy, które zwykle mało się od sie-
bie różnią i u wielu gatunków są do siebie podobne.
31 Zob. A. J. Marshall, Bower birds, Clarendon Press, 1954. 33 Raymond Ruyer, La genèse des formes vivantes, Flammarion 1958, rozdz. VII.

404 405
t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

czy u Hölderlina, a w jeszcze większym stopniu u Thomasa Hardy’ego – sztucznych czynników. Wiele gatunków ptaków daje się przenikać śpie-
więcej mogłoby nas nauczyć, aniżeli wyświechtane i pogmatwane kate- wom innych ptaków, obcym śpiewom zasłyszanym przez nie w okresie
gorie tego, co wrodzone, i tego, co nabyte. Odkąd bowiem mamy układ krytycznym, a następnie przez nie podchwytywanym i odtwarzanym.
terytorialny, rzec można, że to, co wrodzone, przybiera wysoce szcze- Zięba jednak wydaje się wykazywać zamiłowanie przede wszystkim do
gólną postać, okazuje się bowiem nieodłączne od przebiegu dekodo- własnych materii wyrażenia, a wystawiona na działanie obcych synte-
wania, umiejscawia się na uboczu kodu, w przeciwieństwie do tego, co tycznych dźwięków, zachowuje wrodzony zmysł swej własnej tonacji.
wrodzone i jednocześnie zanurzone w środowisku wewnętrznym. Na- Wszystko zależy od momentu, w którym oddziela się od siebie ptaki, czy
bywanie w tym przypadku również przybiera nader szczególną postać, to po okresie krytycznym, czy też przed nim, w pierwszym wypadku bo-
ulega bowiem terytorializacji, innymi słowy, kształtowane jest w opar- wiem zięby rozwijają śpiew w typowym kształcie, w drugim zaś osobni-
ciu na materiach wyrażenia, a nie na podstawie bodźców płynących ze ki z oddzielonej grupy, które słyszeć mogą tylko same siebie, wykształ-
środowiska zewnętrznego. Rodzimość to właśnie wrodzoność, taka jed- cają nietypową jego formę, nieswoistą, a zarazem wspólną dla tej grupy
nak, która uległa już zdekodowaniu – tym samym wszakże jest zarazem (zob. Thorpe). Dlatego należy tak czy owak uwzględnić wpływ detery-
to, co nabyte, wszelako w sterytorializowanej postaci. Rodzimość jest torializacji oraz odrodzinnienia na dany gatunek w danym okresie cza-
nową postacią, jaką przybiera to, co wrodzone, i to, co nabyte, w obrębie su. Ilekroć układ terytorialny włączony zostaje w deterytorializujący go
układu terytorialnego. Stąd afekt właściwy rodzimości, pobrzmiewający proces (w tak zwanych warunkach naturalnych albo, przeciwnie, w wa-
w lied, uczucie wiecznego zagubienia bądź odnalezienia się, a także ten, runkach sztucznych), w ruch wprawiona zostaje pewna maszyna. W tym
kto wiąże się z poszukiwaniem nieznanej ojczyzny. W rodzimości to, co tkwi różnica między maszyną a układem, którą chcielibyśmy tutaj zapro-
wrodzone, na ogół się przemieszcza: jak powiada Ruyer, w pewnym sen- ponować: maszyna jest niczym zbiór ostrzy wciskających się w układ bę-
sie jest u przodu, u ujścia działania. Odnosi się nie tyle do czynności czy dący w toku deterytorializacji, celem dokonania w nim zmian i mutacji.
zachowania, ile do samych materii wyrażenia, rozpoznających je, selek- Nie istnieją bowiem żadne skutki mechaniczne, skutki są zawsze ma-
cjonujących je postrzeżeń, gestu, który je funduje, samoczynnie buduje szynowe, czyli zależne od pewnej maszyny chwytającej układ i odpala-
(stąd pojawianie się „krytycznych okresów”, w trakcie których zwierzę nej przez deterytorializację. To, co zwiemy wypowiedziami maszynowy-
oszacowuje pewien przedmiot czy sytuację, „przesiąkając” niejako ma- mi, jest w istocie niczym innym, jak owymi skutkami działania maszyny,
terią wyrażenia, jeszcze zanim stanie się zdolne do podjęcia odpowied- określającymi spójność obejmującą materie wyrażenia. Skutki te mogą
niej dla nich reakcji). Nie oznacza to wszak, że zachowania zdane są na się od siebie znacznie różnić, nigdy jednak nie są symboliczne ani wyob-
przypadek wiążący się z procesem uczenia, są one bowiem uprzednio już rażeniowe, zawsze zaś obdarzone są rzeczywistą wartością służącą przej-
zdeterminowane przez owo przemieszczenie i z własnej terytorializacji ściu i wymianie.
czerpią reguły rządzące ich układem. Na rodzimość składają się zatem Na ogół i z reguły maszyna podłącza się do swoistego układu tery-
dekodowanie wrodzoności oraz terytorializacja uczenia się, nakładają- torialnego i otwiera na inne układy, zmuszając je do przejścia przez mię-
ce się na siebie i przebiegające równocześnie. Spójności tego, co rodzi- dzyukłady tego samego gatunku. Przykładowo, układ terytorialny jed-
me, nie sposób wyjaśnić jakąś mieszanką tego, co wrodzone, i tego, co nego gatunku ptaków otwiera się na międzyukłady zalotów i stadności,
nabyte, to rodzimość bowiem wyjaśnia ów splot w obrębie terytorial- prowadząc w kierunku doboru partnerów oraz budowania socius. Ma-
nego układu oraz układów wewnętrznych. Jednym słowem, pojęcie za- szyna jednak równie dobrze może otworzyć układ terytorialny danego
chowania okazuje się niewystarczające, nazbyt liniowe w stosunku do gatunku na układy międzygatunkowe, jak w przypadku ptaków zapoży-
pojęcia układu. Rodzimość rozciąga się od tego, co zachodzi w układzie czających obce śpiewy, co jeszcze silniej uwydatnia się w przypadku pa-
wewnętrznym, ku ośrodkowi, który rzutuje się na zewnątrz, przebiega- sożytnictwa34. W tym wypadku również maszyna może wykroczyć poza
jąc kolejne międzyukłady na swej drodze wiodącej ku bramom Kosmosu. wszelkie układy celem doprowadzenia do otwarcia na Kosmos. Bądź na
Dlatego układu terytorialnego niepodobna oddzielić od linii czy odwrót, zamiast otworzyć zdeterytorializowany układ na coś innego,
współczynników deterytorializacji, przejść i wymian prowadzących
ku innym układom. Prześledziliśmy już wielokrotnie wpływ sztucz- 34 Świadczy o tym zwłaszcza przykład rodziny wdówek (Viduidae), pasożytu-
jących ptaków o swoistym śpiewie terytorialnym oraz śpiewie wykonywa-
nych czynników na ptasi śpiew, jego rezultaty różnią się jednak częścio- nym podczas zalotów, którego uczą się one od swych przybranych gospodarzy.
wo w zależności od gatunku, częściowo zaś – od rodzaju i stanu owych Zob. J. Nicolai, Der Brutparasitismus der Viduidae, Z. Tierps, t. XXI, 1964.

406 407
t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

może ona wywołać jego domknięcie, w sytuacji, w której cały zbiór wpa- zaś, z mocą rodzimości. Kryje się tutaj jednak jeszcze pewien inny aspekt –
da w swego rodzaju czarną dziurę, gdzie nieustannie się obraca – tak ich nader szczególny związek z molekularnością (maszyna naprowadza
właśnie dzieje się w warunkach przedwczesnej i gwałtownej deterytoria- nas właśnie na tę drogę). Samo pojęcie „materii wyrażenia” oznacza, że
lizacji i gdy zagrodzone zostają swoiste, międzygatunkowe i kosmiczne wyrażenie łączy wyjątkowa więź z materią. W miarę, jak materie wyra-
drogi ujścia. Maszyna wywołuje wówczas „jednostkowe” skutki w gru- żenia zyskują spójność, budują one semiotyki, składowe semiotyczne są
pie, kręcącej się w kółko, jak w przypadku przedwcześnie oddzielonych jednak nieodłączne od składowych materialnych i pozostają w wyjątko-
od siebie zięb, w których zubożałym, uproszczonym śpiewie pobrzmie- wo bliskim kontakcie z poziomami molekularnymi. Rzecz zatem w tym,
wają już tylko odgłosy czarnej dziury, w niej bowiem zostały one schwy- by przekonać się, czy stosunek molowe-molekularne nie przybiera tu-
tane. Warto tutaj uwypuklić znów ową funkcję „czarnej dziury”, pozwoli taj nowego kształtu. Rzeczywiście, można na ogół wyróżnić zestawienia
ona bowiem lepiej zrozumieć zjawiska hamowania oraz zerwać z nazbyt „molowe-molekularne” różniące się znacznie między sobą w zależno-
ścisłym dualizmem hamowacza-wyzwalacza. Czarne dziury przynale- ści od obranego kierunku. Po pierwsze: jednostkowe zjawiska atomo-
żą w istocie do układów w równym stopniu, jak linie deterytorializacji. we mogą tworzyć statystyczne czy probabilistyczne skupiska, które cią-
Przekonaliśmy się wcześniej, że pewien układ wewnętrzny może zawie- żą ku zatarciu ich jednostki, na początku w obrębie molekuły, następnie
rać w sobie linie zubożenia i utrwalenia, prowadzące ku czarnej dziurze, zaś – całego zespołu molowego. Mogą one jednak ulegać również kom-
o ile wymienią się one na linię bogatszej i pozytywnej deterytorializacji plikacji skutkiem rozmaitego rodzaju wzajemnych oddziaływań, zacho-
(tak składowa „źdźbła trawy” u zięb australijskich wpada w czarną dziu- wując jednak swą jednostkowość w obrębie molekuły, następnie ma-
rę, póki nie zostanie wymieniona na składową „refrenu”35. Z tego wzglę- kromolekuł itd., tworząc bezpośrednie połączenia jednostek różnego
du czarna dziura okazuje się być skutkiem działania maszyny w układach, rodzaju36. Po drugie, doskonale wiadomo, że różnica nie zachodzi mię-
pozostającym w złożonej relacji z innymi skutkami. Bywa, że wywołanie dzy tym, co jednostkowe, a tym, co statystyczne; w rzeczywistości zawsze
procesów wprowadzających pewną nowość wymaga wpadnięcia w czar- mamy do czynienia z populacjami, a statystyka odnosi się do zjawisk jed-
ną dziurę, prowadzącego do katastrofy. Zastoje wynikające z zahamo- nostkowych, tak jak antystatystyczna jednostkowość działa wyłącznie
wania towarzyszą pojawianiu się zachowań krzyżowych. Z kolei w przy- poprzez populacje cząsteczkowe. Różnica zachodzi zatem między dwo-
padku współbrzmienia czarnych dziur i wiązania się współdźwięczących ma rodzajami ruchu grupowego, jak w równaniu d’Alemberta, w którym
hamowań, jesteśmy świadkami domknięcia się układu jako zdeteryto- jedna grupa dąży ku stanom o coraz większym prawdopodobieństwie,
rializowanego w próżni, zamiast otwarcia się go na spójność, jak w przy- wyższym stopniu ujednorodnienia i bardziej zrównoważonym (fala roz-
padku oddzielonych od siebie grup młodych zięb. Maszyny są zawsze nie- bieżna i opóźniony potencjał), druga grupa zaś – ku stanom skupienia
podrabialnymi kluczami otwierającymi bądź zamykającymi pewien układ o coraz mniejszym prawdopodobieństwie wystąpienia (fala zbieżna i po-
czy terytorium. Ponadto, nie wystarczy włączenie maszyny w określony tencjał przyspieszony)37. Po trzecie, wewnętrzne, wewnątrzmolekularne
układ terytorialny, działa ona już bowiem od początku w materiach wy- siły, nadające pewnemu zespołowi jego molową formę, mogą być dwoja-
rażenia, czyli w samej budowie owego układu oraz w pracujących w nim kiego typu: albo są to dające się wyznaczyć, liniowe, mechaniczne, drze-
od początku nośnikach deterytorializacji. wiaste, kowalentne relacje, podlegające chemicznemu uwarunkowaniu
Spójność materii wyrażenia wiąże się zatem, z jednej strony, z ich jako akcje i reakcje, reakcje sprzężone, albo też są to reakcje nie dające się
dążnością do tworzenia melodycznych i rytmicznych tematów, z drugiej wyznaczyć, nadliniowe, maszynowe, nie zaś mechaniczne, niekowalen-
tne, pośrednie i zachodzące raczej w trybie stereotypowego rozróżniania
35 Przynależność czarnej dziury do układu przejawia się w rozlicznych przykła- czy odróżniania, aniżeli szeregowania38.
dach hamowania czy oczarowania-ekstazy, zwłaszcza w przypadku pawia: „Sa- Istnieje wiele sposobów wyrażenia tej samej różnicy, wydaje się
miec rozpościera swój ogon (…) następnie ugina go do przodu i z wyprostowaną
ona jednak o wiele szersza w swym zakresie, aniżeli ta, której poszukuje-
szyją dziobem wskazuje na ziemię. Nadbiega samica, szukając pożywienia do-
kładnie w miejscu, w którym mieści się ognisko określone przez odbicie wklę- my: dotyczy ona w rzeczywistości materii i życia, a raczej nawet, jako że
słości pawiego ogona. Samiec w ten sposób swym ogonem oświetla niejako wy-
obrażone pożywienie”. (Irenäus Eibl-Eibesfeld, Éthologie, s. 109). Wszelako
podobnie jak źdźbło trawy u zięb nie jest pozostałością ani symbolem, ognisko 36 Raymond Ruyer, La gènese des formes vivantes, s. 54 i nast.
pawiego ogona nie ma w sobie nic wyobrażonego – jest przetwornikiem układu, 37 François Meyer, Problématique de l’évolution, PUF 1954.
przejściem ku układowi zalotów, dokonanym tutaj z pomocą czarnej dziury. 38 Zob. Jacques Monod, Przypadek i konieczność.

408 409
t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

istnieje jedna tylko materia, dotyczy ona dwóch stanów, dwóch rodzajów wstecz i przecinanie w poprzek. To samo pytanie pojawia się jednak rów-
dążności atomowej materii (przykładowo, istnieją takie wiązania, które nież wówczas, gdy życie nie poprzestaje już na obejmowaniu środowisk,
unieruchamiają połączone ze sobą atomy oraz takie, które dopuszcza- lecz buduje układy terytoriów. Układ terytorialny zakłada zdekodowa-
ją ich swobodny ruch obrotowy). Jeśli mielibyśmy ująć tę różnicę w jej nie, sam zaś jest nieodłączny od oddziałującej nań deterytorializacji (dwa
najogólniejszej postaci, rzeklibyśmy, że wprowadza ona między uwar- nowe typy wartości dodatkowej). Zrozumiałe teraz stają się powody, dla
stwione systemy, z jednej strony, systemy uwarstwienia, z drugiej zaś, których „etologię” uznać należy za dziedzinę nadzwyczaj zdatną do uka-
zespoły spójne, samospoiste. Spójność ta wszelako nie jest bynajmniej zania sposobu, w jaki najrozmaitsze składowe: biochemiczne, behawio-
zarezerwowana dla złożonych form życiowych, lecz dotyczy już nawet ralne, postrzeżeniowe, dziedziczne, nabyte, wytworzone na poczeka-
samych atomów i najbardziej elementarnych cząstek. Zakodowany sy- niu, społeczne – mogą skrystalizować się w postaci układów, które ani
stem uwarstwienia pojawia się wówczas, ilekroć, w poziomie zachodzą nie przestrzegają rozróżnienia porządków, ani nie uwzględniają hierar-
linearne związki przyczynowe między elementami, w pionie istnieje chii form. Tym, co spaja wszystkie składowe, są poprzeczne, poprzeczna
hierarchia stopni między zgrupowaniami, celem zaś zespolenia w głąb zaś sama w sobie jest jedną ze składowych, która przyjmuje na siebie wy-
zachodzi następstwo form obramowujących, z których każda formuje specjalizowany nośnik deterytorializacji. W rzeczywistości bowiem, to
pewną substancję, służąc następnie za substancję innym. Owa przyczy- nie dzięki grze obramowujących form ani linearnych związków przy-
nowość, warunkowania, hierarchie i obramowania równocześnie bu- czynowych układ się utrzymuje, lecz dzięki swej, w największym stop-
dują pewną warstwę, jak umożliwiają przejście między warstwami oraz niu zdeterytorializowanej składowej, wierzchołkowi deterytorializacji,
uwarstwione zespolenie tego, co cząsteczkowe, z tym, co molowe. Z kolei w akcie bądź w możności, o czym świadczyć może przykład refrenu, bar-
o złożeniach spójności/spójnych mówić można wówczas, gdy w miejsce dziej zdeterytorializowanego, aniżeli źdźbło trawy, co nie przeszkadza
uporządkowanego następstwa form-substancji natrafiamy na zestalenia mu być „uwarunkowanym”, czyli pozostawać w bezpośrednim kontak-
nader niejednorodnych elementów, sprzężenia stopni, a nawet warun- cie ze składowymi biochemicznymi i cząsteczkowymi. Układ utrzymu-
kowanie wsteczne, wzajemne pochwytywanie się materiałów i sił różnej je się dzięki najbardziej zdeterytorializowanej ze swych składowych, ta
natury: jak gdyby jakaś maszynowa gromada, rozsadzająca warstwy po- jednakże nie jest z tego powodu bynajmniej nieuwarunkowana (refren
przeczność przecinała wszystkie elementy, porządki, stopnie, formy i sub- może ściśle wiązać się z męskimi hormonami39). Tego rodzaju składo-
stancje, zarazem to, co molowe, i to, co molekularne, celem wyzwolenia wa zawierająca się w układzie może być najściślej uwarunkowana, a na-
materii i wychwytu sił. wet zmechanizowana, z tego powodu jednak dopuszcza nie mniejszy za-
Wszelako, jeśli zadać sobie pytanie o „miejsce życia” w ramach po- kres swobody i „gry” w tym, na co się składa, ułatwia wręcz włączenie
wyższego rozróżnienia, bez najmniejszych trudności przekonamy się, się nowych wymiarów środowisk i uruchamia procesy rozpoznawania,
że życie pociąga za sobą pewien przyrost spójności, innymi słowy, pew- specjalizacji, kurczenia się, przyspieszania, dające nowe możliwości i ot-
ną wartość dodatkową (wartość dodatkową wiążącą się z rozbiciem wierające terytorialny układ na międzyukłady. Powróćmy znów do sce-
warstw). Przykładowo, obejmuje ono większą liczbę samospoistych ze- nopoietesa: jego zachowanie, jedno z jego działań, polega na rozpozna-
społów, procesów zespalania, i nadaje im molowy zasięg. Samo w sobie waniu i skłonieniu do rozpoznania dwóch stron liścia. Zachowanie to
obdarzone jest już ono mocą rozsadzania warstw, jego kod bowiem nie wiąże się z trwałym uwarunkowaniem w postaci ząbkowanego dzioba.
jest rozproszony po całej warstwie, lecz zajmuje wysoce wyspecjalizowa- W rzeczywistości tym, co określa układy, są zarazem materie wyrażenia,
ną linię genetyczną. Pytanie to kryje jednak w sobie niejaką sprzeczność, które nabierają spójności niezależnie od stosunku między formą a sub-
gdyż zapytywanie o miejsce życia oznacza traktowanie go jak jakiejś stancją; przyczynowość działająca wstecz bądź warunkowanie działające
szczególnej warstwy, odpowiednio uporządkowanej i swemu uporząd- w przód, zdekodowane cechy wrodzone, odnoszące się do uszeregowa-
kowaniu podporządkowanej, obdarzonej własnymi formami i substan- nych reakcji; cząsteczkowe zestawienia, dokonujące się na drodze nieko-
cjami. Prawdą zaś jest to, że jest ono czymś dwoistym: zarazem pewnym walentnych wiązań, a nie stosunków liniowych, jednym słowem, pewna
systemem o szczególnie złożonym uwarstwieniu i zespołem uspójnie-
nia, wywracającym wszelkie porządki, formy i substancje. Widzieli-
39 Samiczki ptaków, które w normalnych warunkach są nieme, zaczynają śpiewać
śmy, jak życie dokonuje przekodowania swego środowiska, które można wskutek podania im męskich hormonów płciowych i „odtwarzają śpiew gatun-
uznać zarówno za utworzenie pewnej warstwy, jak też za warunkowanie ku, który sobie wdrukowały” (EiIrenäus Eibl-Eibesfeld, Éthologie, s. 241).

410 411
t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

nowa „postać” wytworzona skutkiem zachodzenia na siebie tego, co se- nam jeszcze tej ostatecznej mocy, szukamy nadal ludowego wsparcia, roz-
miotyczne, i tego, co materialne. W tym znaczeniu spójność układów prze- poczęliśmy w Bauhasie, ale nie możemy już dłużej za nim podążać…”40.
ciwstawiać można temu, co wiązało się jeszcze z uwarstwieniem środo- Przez klasycyzm rozumiemy stosunek formy i materii, a raczej for-
wisk. Przeciwstawienie to jednak nadal ma jedynie charakter względny, my i substancji, przy czym ta ostatnia jest właśnie nieuformowaną mate-
w dodatku całkowicie względny. Tak jak środowiska, które wahają się rią. Następstwo oddzielonych od siebie, scentralizowanych, zhierarchi-
między stanem warstwowym a ruchem rozbijającym warstwy, tak ukła- zowanych względem siebie form porządkuje i organizuje materię, każda
dy wahają się między terytorialnym domknięciem, które dąży do ich z nich zaś bierze na siebie mniej czy bardziej znaczącą część. Każda forma
ponownego uwarstwienia a deterytorializującym otwarciem, podłącza- przypomina kod pewnego środowiska, przejście zaś między jedną a dru-
jącym je z kolei do Kosmosu. Nic dziwnego zatem, że różnica, której do- gą formą jest prawdziwym przekodowaniem. Nawet pory roku są śro-
ciekamy, zachodzi, jak się okazuje, nie tyle między układami a czymś in- dowiskami. Zachodzą tutaj równocześnie dwie operacje: jedna, w toku
nym, ile między dwiema granicami wszelkiego możliwego układu, czyli której forma się różnicuje w oparciu na binarnych rozróżnieniach, dru-
między systemem warstw a płaszczyzną spójności. I nie należy zapo- ga zaś, w trakcie której nieuformowane części substancjalne, środowi-
minać, że to na płaszczyźnie spójności warstwy się osadzają i twardnie- ska czy pory włączają się w pewien porządek następstwa, który w obu
ją, w warstwach zaś buduje się i pracuje płaszczyzna spójności – w obu kierunkach może być taki sam. W toku owych operacji artysta klasycy-
przypadkach kawałek po kawałku, krok po kroku, działanie po działaniu. styczny zapuszcza się jednak na odległe i skrajnie niebezpieczne tereny.
Rozdziela środowiska, odrywa je od siebie i zgrywa ze sobą na powrót,
Od uwarstwionych środowisk przeszliśmy do sterytorializowanych przesiewa ich mieszaniny, przemieszcza się między nimi. Tym, co napo-
układów, jednocześnie zaś od sił chaosu, rozprowadzanych, kodowa- tyka na swej drodze, jest bowiem chaos, siły zamętu, siły surowej niepo-
nych i przekodowywanych przeskoczyliśmy do sił ziemi, gromadzonych skromionej materii, wymagające wtłoczenia je w Formy, by obrócić je
w układach. Następnie od terytorialnych układów podążyliśmy ku mię- w substancje, i Kody, by stworzyć z nich środowiska. Cóż za niebywała
dzyukładom, ku otwarciom układów dokonującym się wzdłuż linii dete- zwinność! W tym sensie nigdy nie jesteśmy w stanie wytyczyć granicy
rytorializacji, a jednocześnie przeszliśmy od sił zgromadzonych w ziemi między barokowością a klasycyzmem41. W głębinach klasycyzmu zawsze
do sił zdeterytorializowanego, a raczej deterytorializującego Kosmosu. już kłębi się barok, jego jedynym zawołaniem jest zaś Tworzenie! Twór-
Jak to ostatnie przejście obrazuje Paul Klee, przejście, które nie jest już czość! Drzewo Stworzenia! Brzmienie drewnianego fletu porządkuje
ziemską „postacią”, lecz kosmicznym prześwitem, ucieczką, ujściem? chaos, ten jednak przypomina raczej Królową Nocy. Artysta klasyczny
Dlaczego potrzeba takich wielkich słów, jak Kosmos, by mówić o dość postępuje zawsze z wykorzystaniem Jednego-Dwojga: jedno-dwoje róż-
precyzyjnej wszak operacji? Klee pisze, że „podejmujemy ogromny wy- nicowania się formy jako podzielnej na dwa (mężczyzna-kobieta, rytmy
siłek, zrywami, by oderwać się od ziemi”, że „wznosimy się ponad zie- męskie i żeńskie, głosy, rodziny instrumentów, wszelkie możliwe dwoi-
mię pod naporem odśrodkowych sił, pokonujących ziemskie ciążenie”. stości artis novae), jedno-dwoje podziału na odpowiadające sobie części
Dodaje również, że artysta rozpoczyna od rozejrzenia się wokół siebie, (czarodziejski flet i cudowne dzwoneczki). Piosnka, ptasi śpiew to dwo-
po otaczającym go świecie, by wytropić w nim ślady tworzenia w stwo- ista jedność tworzenia, różnicująca jednostka czystego zapoczątkowy-
rzeniu, natury tworzącej w naturze stworzonej, a następnie, stając „na wania: „Najpierw samotny fortepian skarżył się niby ptak opuszczony
rubieżach ziemi”, zasiada za mikroskopem, by przyjrzeć się kryształom, przez towarzyszkę; skrzypce usłyszały go, odpowiedziały mu jak gdyby
molekułom, atomom i najmniejszym cząstkom, nie z jakiegoś konfor- z sąsiedniego drzewa. Było to jakby na początku świata; jak gdyby było
mistycznego zamiłowania do nauki, bynajmniej, lecz ze względu na ruch, tylko ich dwoje na Ziemi lub raczej w owym świecie zamkniętym wszyst-
wyłącznie dla immanentnego ruchu. Artysta mówi sobie, że ten świat kiemu innemu, wzniesionym logiką twórcy i gdzie będzie zawsze tylko
miał rozmaite strony, będzie miał ich jeszcze więcej i jeszcze inne na in- ich dwoje. Światem tym — sonata”42.
nych planetach. Wreszcie otwiera się na Kosmos, by wychwycić jego siły
i zamknąć je w „dziele” (bez którego otwarcie na Kosmos byłoby jedy- 40 Paul Klee, Théorie de l’art moderne, Gallimard 1998, s. 27-33.
nie mrzonką, niezdolną do rozepchnięcia granic ziemi); stworzenie go 41 Zob. Renaissance, maniérisme, baroque, materiały z XI stażu w Tours, Vrin 1972,
cz. I poświęcona periodyzacjom.
wymaga zaś dość prostych środków, nader czystych, niemal dziecinnych, 42 Marcel Proust, W stronę Swanna, tłum. T. Boy-Żeleński, https://wolnelektury.pl/
lecz wymaga również sił pewnego ludu i tego jeszcze nam brakuje: „brak media/book/pdf/w-strone-swanna.pdf (data dostępu: 8.06.2015), s. 169-170.

412 413
t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

Podejmując próbę równie zwięzłego zdefiniowania romantyzmu, i śpiewka dziecięca pod koniec stanowią niezliczone niebywałe układy,
przekonujemy się jednak, że wszystko tutaj ulega zmianie. Wybrzmie- napędzane potężną machiną ziemi i jej trybami. Głos Wozzecka, dzię-
wa nowe zawołanie: Ziemia, terytorium i Ziemia! Wraz z nadejściem ki któremu brzmienie zyskuje ziemia, jęk umierającej Marii, rozchodzą-
romantyzmu artysta wyrzeka się roszczeń do formalnej uniwersalno- cy się po stawie, podwojony dźwięk si, wydobywający się z ryku ziemi…
ści oraz statusu twórcy: terytorializuje siebie samego, przyłącza się do Ów rozdźwięk, owo zdekodowanie nadają kształt doświadczeniu teryto-
terytorialnego układu. Pory roku teraz również się terytorializują. Zie- rium, jakie dane jest artyście romantycznemu, doświadcza on go jednak
mia zaś nie jest zgoła tym samym, co terytorium. Ziemia jest bowiem zawsze jako czegoś utraconego, siebie samego zaś zawsze jako wygnań-
tym punktem intensywności, który tkwi w najgłębszej głębi terytorium, ca, wędrowca, na szlaku deterytorializacji, zepchniętego ku środowiskom,
bądź który rzutowany jest poza niego jako jego ognisko, a w nim, w bez- niczym Latający Holender czy król Waldemar (w odróżnieniu od arty-
pośrednim starciu, gromadzą się wszystkie siły. Ziemia nie jest już jed- sty klasycznego, który zamieszkiwał środowisko). Równocześnie jed-
ną z wielu sił, nie jest bezforemną substancją ani zakodowanym środo- nak to nadal Ziemia kieruje owym ruchem, to ciążenie Ziemi odpowia-
wiskiem, które czekałoby na swą kolej i dysponowało swoim udziałem. da za odpychanie od terytorium. Drogowskaz wskazuje już tylko drogę
Ziemia staje się owym zwarciem wszystkich sił, zarówno ziemskich, jak bez powrotu. W tym tkwi dwuznaczność rodzimości, przejawiająca się
sił wszystkich innych substancji, toteż artysta nie mierzy się już z chao- w lied, lecz również w symfonii i w operze: lied jest zarazem terytorium,
sem, lecz z piekłem i podziemnymi głębiami, z bezdennością. Nie gro- terytorium utraconym i ziemią nosicielką. Na znaczeniu zyskuje inter-
zi mu już rozproszenie się w środowisku, lecz pogrążenie się zbyt głębo- mezzo, gra bowiem na wszystkim, rozdźwiękach między ziemią a tery-
ko w ziemi. Empedokles. Nie utożsamia się on już z Tworzeniem, lecz torium, wślizguje się między nie, wypełnia na swój sposób, „między jed-
z gruntem, z podwalinami – to one zyskują moc twórczą. Nie jest on już ną porą a drugą”, „między południem a północą”. Z tego punktu widzenia
Bogiem, lecz Bohaterem rzucającym Bogu wyzwanie: Kładźmy grunt rzec można, że zasadnicze nowatorstwo romantyzmu sprowadza się do
i podwaliny, a nie twórzmy! Faust, zwłaszcza Faust z drugiej części, ule- tego, że nie uznaje on już jakichkolwiek substancjalnych części odpowia-
ga tej skłonności. Miejsce dogmatyzmu, środowiskowego katolicyzmu dających formom, środowisk odpowiadających kodom, chaotycznej ma-
(kodu) zajmuje krytycyzm, ziemski protestantyzm. Ziemia zaś, to pewne, terii, w której porządek, zaprowadzony przez kod, ziszczałby się w for-
jest niczym intensywny punkt, tkwiący w głębi bądź rzutowany, jako ra- mie. Części uznaje się tutaj raczej za układy budujące się i rozpadające
cja bytu zaś zawsze odstaje od terytorium, terytorium z kolei, jako racja na powierzchni. Sama forma zaś staje się ciągłym rozwojem wielkiej formy,
poznania, zawsze odstaje od ziemi. Terytorium jest niemieckie, Ziemia zbiorem sił ziemi, wiążących ze sobą wszystkie części. Materia zaś nie
zaś – grecka. I właśnie owo odstawanie przesądza o statusie artysty ro- jest już wymagającym poskromienia i uporządkowania chaosem, lecz
mantycznego jako kogoś, kto nie pławi się już w błogości chaosu, lecz cią- jest materią w toku ciągłej zmiany. Stosunek i zmienność zyskują rangę
ży ku podstawie. Piosnka i ptasi świergot zmieniają postać: nie są już za- uniwersalności. Ciągłe zmiany materii i ciągły rozwój formy. Poprzez
raniem świata, lecz wyrysowują na ziemi układ terytorialny. Refren nie układy materia i forma nawiązują tym samym ze sobą nowy stosunek:
składa się odtąd z dwóch współbrzmiących części, poszukujących siebie materia przestaje być materią treści, by przemienić się w materię wyra-
i sobie odpowiadających, lecz zwraca się ku bardziej głębinowemu śpie- żenia, forma zaś przestaje być poskramiającym siły chaosu kodem, by sa-
wowi, który tkwi u jego podwalin, lecz również się z nim zderza, pory- mej przedzierzgnąć się w siłę, zespół sił ziemi. Tym samym nawiązuje się
wa go i wprawia w rozdźwięk. Refren nierozerwalnie łączy się z piosn- nowy stosunek z niebezpieczeństwem, szaleństwem, pograniczem: ro-
ką terytorialną, komponuje się zawsze z pieśni ziemi, wznoszącą się, by mantyzm nie dotarł dalej niż barokowy klasycyzm, lecz zdołał sięgnąć
go pochłonąć. Stąd w Pieśni o Ziemi Mahlera, pod sam jej koniec współ- czegoś innego, z pomocą innych danych i innych nośników.
istnieją ze sobą dwa motywy – jeden melodyczny, przywołujący ptasi Romantyzmowi najbardziej zabrakło ludu. Terytorium nawiedza-
układ, drugi zaś rytmiczny, głęboki, odwieczny i wiekuisty oddech zie- ne jest przez samotniczy głos, któremu głos ziemi jeszcze nie odpowiada,
mi. Mahler powiada, że ptasi śpiew, barwy kwiatów, woń lasów nie wy- jest dlań jedynie pogłosem i odbiciem. Nawet jeśli pojawia się jakiś lud,
starczą, by oddać Naturę, trzeba do tego jeszcze boga Dionizosa i bożka zapośredniczony jest on przez ziemię, wyłania się z jej trzewi gotów na-
Pana. Pierwotny refren ziemi wychwytuje wszystkie terytorialne i niete- tychmiast powrócić do jej łona – to podziemny, nie ziemski lud. Bohate-
rytorialne śpiewki, wszelkie śpiewki środowiska. W Wozzecku Berga re- rem jest tu bohater ziemski, mityczny, a nie z ludu, historyczny. W nie-
fren-kołysanka, śpiewka wojskowa, śpiewka pijacka, śpiewka myśliwska mieckim duchu, w duchu niemieckiego romantyzmu tkwi przeżywanie

414 415
t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

terytorium nie jako pustkowia, lecz jako „samotni”, niezależnie od za- jest zgrupowanie mocy, stanowiących w sensie ścisłym afekty, w drugim
gęszczenia ludności, ta bowiem jest jedynie emanacją ziemi i liczy się za zaś, to grupowe ujednostkowienia ustanawiają afekty i podlegają zorkie-
Tylko-Jedno. Terytorium nie otwiera się na lud, lecz odmyka na Przyja- strowaniu. Ugrupowania mocy są dogłębnie zróżnicowane, lecz właś-
ciela, Ukochaną; Ukochana jednak już nie żyje, Przyjaciel zaś nie jest spo- nie jako stosunki właściwe Uniwersalności, podczas gdy w odniesieniu do
legliwy i niepokoi43. Niczym w lied, poprzez terytorium wszystko rozgry- grupowych ujednostkowień należałoby zastosować inny termin, Podziel-
wa się między Tylko-Jednym duszy a Jedno-Wszystkim ziemi. Dlatego ności, na określenie tego innego typu stosunków muzycznych i przejść
romantyzm przybiera inną postać i domaga się wręcz dla siebie innego wewnątrz- i międzygrupowych. Rola i miejsce podmiotowego i uczu-
imienia, innego plakatu w krajach romańskich i w krajach słowiańskich, ciowego elementu głosu zmieniają się w zależności od tego, czy napoty-
gdzie z kolei wszystko rozgrywa się wokół tematu ludu i jego sił. Tutaj kają one od wewnątrz nieupodmiotowione zgrupowania mocy, czy też
ziemia zapośredniczona jest przez lud i istnieje tylko dzięki niemu. Tutaj nieupodmiotowione grupowe ujednostkowienia, stosunki uniwersalno-
ziemią może być „pustkowie”, jałowy step, rozebrane, spustoszone tery- ści czy też stosunki „podzielności”. Debussy trafnie sformułował prob-
torium, ziemia nie jest nigdy samotnią, zawsze przepełniona jest koczu- lem Jednego-Tłumu zarzucając Wagnerowi, że nie potrafi „powołać do
jącą ludnością, odłączającą się i nieustannie przegrupowującą, doma- istnienia” ani tłumu, ani ludu. Tłum musi być w pełni ujednostkowio-
gającą się czegoś bądź cierpiącą, powstającą i poddającą się na zmianę. ny, lecz jedynie na drodze ujednostkowień grupowych, nie dających się
Tutaj bohater wywodzi się z ludu, a nie z ziemi, wiąże się z Jedno-Tłu- sprowadzić do jednostkowości tworzących go podmiotów44. Lud wyma-
mem a nie z Jedno-Wszystkim. Nie posuniemy się, rzecz jasna, do roz- ga ujednostkowienia, jednak nie jako podziału na osoby, lecz wedle afek-
strzygnięcia, po której stronie kwitnie więcej nacjonalizmu, nacjonalizm tów, jakich doznaje jednocześnie bądź po kolei. Zaprzepaszczamy więc
bowiem gnieździ się we wszystkich odmianach romantyzmu, niekiedy i Jedno-Tłum, i Podzielne, sprowadzając lud do pewnego zestawienia
jako jego siła napędowa, niekiedy zaś jako jego czarna dziura (faszyzm bądź pewnej mocy uniwersalności. Istnieją zatem niejako dwie zasadni-
w o wiele mniejszym stopniu czerpał z Verdiego, aniżeli nazizm z Wag- czo różniące się od siebie koncepcje orkiestracji i stosunku między gło-
nera). Problem ten jest z gruntu muzyczny, techniczny wręcz, przez co sem a instrumentem ze względu na to, czy kierujemy się ku siłom Ziemi,
tym bardziej jest on natury politycznej. Romantyczny bohater, jego ro- czy też ku siłom Ludu, by obdarzyć je dźwiękiem. Najprostszym w tym
mantyczny głos, działa jako podmiot, jako upodmiotowiona jednost- kontekście przykładem byłaby bez wątpienia różnica między Wagnerem
ka, obdarzona „uczuciami”, jednakże ów głosowy podmiotowy element a Verdim, w tej mierze, w jakiej Verdi coraz większe znaczenie nadawał
znajduje swe odbicie w zespole instrumentalnym i orkiestrze, wydo- związkowi głosu z instrumentacją i orkiestracją. Również dzisiaj, przy-
bywających z kolei nieupodmiotowione „afekty”, co nabiera pełni zna- kładowo u Stockhausena czy u Berio, mamy do czynienia z wypracowa-
czenia wraz z nadejściem romantyzmu. Nie jest jednak tak, że te dwa niem nowej odmiany owej różnicy, mimo że borykają się oni z innymi
elementy, głos i zespół orkiestrowy, pozostają ze sobą wyłącznie w sto- problemami muzycznymi, aniżeli romantycy (Berio poszukuje wielora-
sunku zewnętrznym: orkiestracja bowiem narzuca głosowi ściśle okre- kiego krzyku, jęku ludności w podzielności Jedno-Tłumu, a nie ryku zie-
śloną rolę, głos zaś wymaga ściśle określonej orkiestracji. Orkiestracja – mi w uniwersalności Jedno-Wszystkiego). Koncepcja Opery świata czy
instrumentacja łączy albo oddziela, gromadzi albo rozprasza dźwiękowe muzyki kosmicznej wraz z rolą odgrywaną w nich przez głos, zmienia
siły, sama jednak również się zmienia, a wraz z nią zmienia się rola głosu się zatem szczególnie w zależności od tego, który z biegunów orkiestracji
w zależności od tego, czy siły te przynależą Ziemi czy Ludowi, Jednemu-
-Wszystkiemu czy też Jednemu-Tłumowi. W jednym przypadku sednem 44 „Lud u Musorgskiego w jego Borysie Godunowie nie tworzy prawdziwego tłumu,
raz śpiewa w nim jedna grupa, raz druga, nigdy zaś trzecia, zawsze w kolejności,
na przemian, najczęściej jednak unisono. Jeśli idzie o Śpiewaków Norymberskich
43 Zob. niejednoznaczna rola przyjaciela pod koniec Pieśni o Ziemi Mahlera, a tak- Wagnera, nie stanowią oni tam tłumu, lecz armię, zorganizowaną silną ręką, po
że wykorzystany w pieśni Schumanna Zwielicht (opus 39) wiersz Eichendorf- niemiecku, maszerującą w szeregach. Pragnąłbym czegoś bardziej rozproszo-
fa Półmrok: „Gdy przyjaciela nosisz w sercu / To mu nie ufaj w tej godzinie: nego, oddzielonego, bardziej swobodnego, nieuchwytnego, czegoś z pozoru
/ Choć miłe słowo z ust mu płynie, / Gotuje wojnę myśl zdradziecka”, w: Jo- nieorganicznego, w istocie zaś ułożonego”. (cyt za J. Barraqué, Debussy, Seuil
seph von Eichen­dorff, Wiosna i miłość: poezje, tłum. Andrzej Lam, Elipsa 2004, 1977, s. 159). Problem ten – problem uformowania tłumu – znaleźć można rów-
s. 35; w kwestii problematyki Tylko Jednego i „samotnego bytu” w niemieckim nież w innych dziedzinach sztuki, w malarstwie czy kinie. Odwołać się tutaj na-
romantyzmie odsyłamy do Hölderlina: Le cours et la destination de l’homme en leżałoby przede wszystkim do Eisensteina, który w swych filmach wykorzys­
général, tłum. Emmanuel Marineau, „Poésie” nr 4, 1978. tuje właśnie ten nader szczególny rodzaj grupowych ujednostkowień.

416 417
t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

przeważa45. Nie poprzestając na prostym przeciwstawieniu Wagnera do obrobienia materiału myślenia tak, by wychwycił on siły nie do po-
Verdiemu, należałoby pokazać, w jaki sposób orkiestracja u Berlioza myślenia same w sobie. To filozofia-Kosmos, w stylu Nietzschego. Mole-
z niebywałą łatwością przemieszcza się, a wręcz waha nieustannie, mię- kularny materiał jest do tego stopnia zdeterytorializowany, że nie sposób
dzy tymi biegunami – dźwięczną Naturą a brzmiącym Ludem. W jaki już nawet mówić o materiach wyrażenia, jak w ramach terytorialności
też sposób muzyka kompozytorów pokroju Musorgskiego była zdolna romantycznej. Materie wyrażenia ustępują miejsca materiałowi chwytne-
wyłonić tłum (wbrew temu, co twierdzi Debussy). Jak z kolei muzyka mu. Odtąd siłami do wychwycenia nie są już siły ziemi, tworzące jakąś
kompozytorów pokroju Bartóka w oparciu o ludowe czy ludnościowe ogromną wyrażeniową Formę, lecz siły pewnego energetycznego Kos-
przyśpiewki sama udźwięczniła ową ludność, sporządzając dla niej swo- mosu, bezforemnego i niematerialnego. Milletowi zdarzało się powie-
istą instrumentację i orkiestrację, wprowadzające nową gamę Podziel- dzieć, że tym, co liczy się w malarstwie, nie jest bynajmniej to, co taszczy
ności, nową cudowną postać chromatyczności46. Zespół niewagnerow- ze sobą jakiś chłop, nie ma znaczenia, czy to jakaś świętość, czy worek
skich głosów… ziemniaków, liczy się tylko ciężar tego, co dźwiga na swych barkach. Na
Jeśli istnieje jakąś epoka nowoczesna, jest to z pewnością epoka tym polega zwrot postromantyczny – rzecz odtąd nie w formach i mate-
kosmiczności. Paul Klee w następujących słowach ogłasza swą antyfau- riach, ani też w tematach, ale w siłach, gęstościach i natężeniach. Sama
stowską postawę: „zwierzęta i wszelkie inne stworzenia, nie obdarzam ziemia drży w posadach, chwieje się pod nogami, licząc się coraz częściej
was ziemską miłością, rzeczy ziemskie bowiem interesują mnie znacznie tyle, co czysty materiał siły ciążenia czy przyciągania. Być może czekać
mniej, niż kosmiczne”. Układ nie ściera się tutaj już z napierającymi si- trzeba będzie aż na Cézanne’a, by skały mogły zawdzięczać swe istnienie
łami chaosu, nie tonie już głębiej w siłach ziemi ani w siłach ludu, otwie- jedynie wychwyconym przez siebie siłom fałdowym, krajobrazy – siłom
ra się bowiem teraz na siły Kosmosu. Wszystko to wydawać by się mogło magnetycznym i termicznym, jabłka zaś – siłom kiełkowania: siłom nie-
skrajnym, z gruntu heglowskim uogólnieniem, przejawianiem się wręcz widzialnym, lecz uczynionym widzialnymi. Z konieczności siły zysku-
Ducha absolutnego. Wszelako koncepcja ta jest ściśle techniczna, tyl- ją wymiar kosmiczny tak, jak materiał – wymiar molekularny: potężna
ko i wyłącznie techniczna. Zasadniczy stosunek nie łączy tu już bowiem moc działa w nieskończenie małej przestrzeni. Problemem nie jest już
materii z formami (ani substancji z jej atrybutami), a tym bardziej nie tutaj początek, a tym bardziej ugruntowanie-podwalina. Problemem sta-
sprowadza się do ciągłego rozwoju formy i ciągłej zmienności materii. je się spoistość i zestalenie: jak zestalić materiał, jak nadać mu spoistość,
Przejawia się on tutaj w postaci bezpośredniego stosunku materiału i sił. by w ten sposób był on zdolny do wychwycenia milczących, niewidzial-
Materiał to materia przemieniona w cząstki, a z tego powodu zdolna „wy- nych, nie do pomyślenia sił? Nawet refren urasta do rangi molekularnej
chwytywać” siły, którymi odtąd mogą już być wyłącznie siły kosmiczne. i kosmicznej, jak u Debussy’ego. Muzyka rozbija dźwiękową materię na
Nie ma tu już miejsca na materię, która w formie odnajdywałaby odpo- cząsteczki, tym samym jednak zyskuje zdolność wychwytywania bez-
wiednią dla siebie zasadę zrozumiałości. Teraz chodzi o obrobienie ma- dźwięcznych sił, takich jak Trwanie czy Natężenie47. Udźwięcznić Trwa-
teriału obdarzonego mocą przechwytywania sił pochodzących z innego nie. Przywołajmy tutaj jedną z idei Nietzschego – ideę wiecznego powro-
porządku: widzialny materiał wychwytywać powinien niewidzialne siły. tu jako krótkiego refrenu, jako śpiewki, wychwytującej jednak milczące
Uczynić widzialnym – jak mawiał Klee, nie zaś oddać czy odtworzyć to, co i nie dające się pomyśleć siły Kosmosu. Opuszczamy tym samym ukła-
widzialne. W tym ujęciu filozofia okazuje się podążać tą samą drogą, co dy, by wkroczyć w epokę Maszyny, bezmiar maszynosfery, rozmieścić
innego rodzaju działania. W odróżnieniu od filozofii romantycznej, po- się na płaszczyźnie ukosmicznienia wychwytywanych sił. Wzorcowe
wołującej się jeszcze na formalną syntetyczną tożsamość, gwarantującą pod tym względem okazują się środki podjęte przez Varèse’a u zarania
ciągłą zrozumiałość materii (synteza a priori), filozofia nowoczesna dąży naszej epoki: muzyczna maszyna spójności, maszyna dźwiękowa (nie
zaś odtwarzająca dźwięki), molekularyzująca i atomizująca, jonizująca
45 Na temat związku krzyku, głosu, instrumentu i muzyki rozumianych jako „teatr”
zob. komentarze L. Berio prezentujące nagrania jego utworów. Przywołać tu- 47 Barraqué, w swej pracy poświęconej Debussy’emu, rozważa m.in. „rozmowę
taj należałoby również, rzecz jasna, nietzscheański, w najwyższym stopniu mu- wiatru z morzem” w kategoriach sił, a nie tematów: J. Barraqué, Debussy, s. 153-
zyczny temat jednego, acz wielorakiego, krzyku wszystkich wyższych Ludzi, 154. Zob. wypowiedzi Messiaena na temat jego własnych dzieł: dźwięki jego
pojawiający się pod koniec To rzekł Zaratustra Nietzschego. zdaniem nie są już niczym więcej niż „pospolitymi środkami wyrazu dającymi
46 Na temat chromatyczności brzmienia u Bartóka, zob. praca Gisèle Brelet, możliwość oszacowania długości ich trwania” (w: Antoine Gola, Rencontres avec
w: Histoire de la musique, t. II, s. 1036-1072. Olivier Messiaen, s. 211).

418 419
t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

dźwiękową materię i wychwytująca energię z Kosmosu48. Jeśli maszynie odnoszące się do niego operacje uspójnienia czy zespolenia. Zasadnicze
tej potrzeba jakiegoś układu, to wyłącznie w postaci syntetyzatora. Skła- znaczenie ma bowiem to, że zbiór rozmyty, synteza różnorodnych elemen-
dając ze sobą moduły, elementy pochodzące ze źródła i poddawane ob- tów określone są jedynie przez stopień spójności, umożliwiający samo rozróż-
róbce, oscylatory, generatory i transformatory, budując mikrointerwały, nienie różnorodnych elementów, które doń przynależą (rozpoznawalność)50.
czyni on słyszalnym sam proces dźwiękowy, przebieg owego procesu od Materiał bowiem musi być w wystarczającym zakresie zdeterytorializo-
początku do końca, podłączając nas jednocześnie do innych jeszcze ele- wany, by można go było rozbić na cząstki i otworzyć na kosmiczność, nie
mentów, wykraczających poza materię dźwiękową49. Włącza on odręb- popadając przy tym na powrót w wyłącznie statystyczne skupisko. Speł-
ne i różnorodne elementy w pewien materiał, przestawiając parametry nić ten warunek można jedynie za cenę pewnej prostoty w niejednolitym
między formułami. Syntetyzator, dzięki swym operacjom uspójniania, materiale: maksimum obrachowanego umiaru w stosunku do różnorod-
zajmuje miejsce podstawy sądu syntetycznego a priori: syntetyzuje to, co nych elementów i parametrów. Właśnie ów umiar przynależny układom
molekularne, z tym, co kosmiczne, materiał z siłą, nie zaś formę z ma- decyduje o potencjalnym bogactwie działań maszynowych. Wykazuje-
terią i Grund z terytorium. Filozofia z generatora sądów syntetycznych my się nazbyt silną skłonnością do reterytorializowania się na dziecku,
zmienia się w syntetyzator myśli, by myśl wyprawić w podróż, wprawić szaleńcach, na szumie. Tym samym jedynie rozmywamy, zamiast nada-
ją w ruch, zmienić w siłę kosmiczną (podobnie jak dźwięk…). wać spójność rozmytemu zbiorowi czy chwytać kosmiczne siły w zdete-
Tego rodzaju synteza różnorodnych elementów budzi jednak pew- rytorializowany materiał. Stąd wściekłość, w jaką wpadał Paul Klee, sły-
ne wątpliwości. Być może takiego samego rodzaju, jakie budzi współ- sząc zarzuty o „infantylizm” kierowane wobec jego rysunków (podobnie
czesne docenienie dziecięcych bazgrołów, tekstów pisanych przez sza- jak Varèse, gdy jego kompozycje nazywano szumowymi). Zdaniem Pau-
leńców, koncerty szumów i hałasów. Bywa, że popadamy w przesadę, la Klee, „uczynienie widzialnym” i schwytanie Kosmosu wymaga tylko
pogrążając się w owym nadmiarze, bezładzie i gmatwaninie linii i dźwię- czystej prostej linii, połączonej z pewną ideą przedmiotu, niczego więcej:
ków, zamiast bowiem zbudować w ten sposób kosmiczną maszynę, ob- mnożąc linie i podejmując każdy napotkany przedmiot, nie uzyskujemy
darzoną mocą „udźwięczniania”, otrzymujemy ostatecznie jedynie ma- niczego więcej, prócz zakłócenia, wizualnego szumu51. Wedle Varèse’a,
szynę do odtwarzania, powielającą gryzmoły zacierające wszelkie linie, do tego, by rzutowanie ukształtowało wysoce złożoną formę, bliską
zakłócenie i szum, zamazujące jakiekolwiek dające się wyróżnić dźwięki. rozkładowi zmiennych w Kosmosie, potrzeba prostej ruchliwej figury
Stawiając sobie za zadanie otwarcie muzyki na wszystkie możliwe zda- oraz równie ruchomej płaszczyzny, inaczej uzyskujemy jedynie szum.
rzenia, na działanie dowolnych przypadkowych elementów zewnętrz-
nych, ostatecznie odtwarzamy tylko magmę, stojącą na przeszkodzie ja- 50 W rzeczywistości zdefiniowanie zbiorów rozmytych nasuwa cały szereg rozma-
itego rodzaju trudności, nie sposób bowiem nawet powołać się w tym celu na lo-
kiegokolwiek wydarzenia. Pozostajemy w ten sposób jedynie z komorą
kalne określenie: „Zbiór dowolnych obiektów znajdujących się na tym oto stole”
pogłosową, przemieniającą się w czarną dziurę. Materiał nazbyt bogaty z pewnością nie jest zbiorem rozmytym. Dlatego matematycy zainteresowani
to materiał nadal nazbyt „sterytorializowany” w źródłach szumu, w natu- tą kwestią posługują się jedynie pojęciem „podzbiorów rozmytych”, za zbiór od-
rze przedmiotu (dotyczy to również preparowanego fortepianu Cage’a)… niesienia uznając z konieczności zbiór normalny (zob. Arnold Kaufmann, Intro-
duction à la théorie des sous-ensembles flous, Masson 1975 oraz Hourya Sinaceur,
Zbiór można rozmyć, ale nie da się zdefiniować rozmytego zbioru przez Logique et mathématique du flou, „Critique”, maj 1978.). Celem rozważenia ka-
tegorii „rozmycia” jako właściwości pewnych zbiorów postąpiliśmy odwrotnie,
wychodząc od definicji funkcjonalnej, nie zaś lokalnej: zbiór rozmyty to zbiór
48 W swej pracy Varèse (Seuil 1973), Odile Vivier przedstawia w następujący spo- niejednorodnych elementów pełniących funkcję terytorialną, a raczej terytoria-
sób zabiegi Varèse’a służące obróbce materii dźwiękowej: użycie czystych to- lizującą. Była to jednak definicja tylko nominalna, nie wyjaśniająca tego, „co się
nów w charakterze pryzmatu (s. 36), mechanizmy rzutowania na płaszczyznę w nim dzieje”. Jego definicję realną sformułować można jedynie na poziomie
(s. 45, 50), skale nieoktawowe (s. 75), zabieg „jonizacji” (s. 98 i nast.). Wszędzie procesów, które toczą się w rozmytym zbiorze: zbiór jest rozmyty wówczas, gdy
również przewija się tam temat cząsteczek dźwiękowych, których przekształ­ jego elementy przynależą do niego jedynie na mocy swoistych działań uspójnie-
cenia określone są przez siły i energie. nia i zespolenia, rządzących się zatem własną, szczególną logiką.
49 Zob. wywiad ze Stockhausenem na temat roli syntetyzatorów i faktycznie „kos- 51 Paul Klee, Théorie de l’art moderne, s. 31: „Opowieści o infantylizmie mojej kreski
micznego” wymiaru muzyki w „Le Monde”, 21 lipca 1977: „Pracuję na nader brać się muszą z moich prac z wykorzystaniem linii, w których starałem się po-
ograniczonym materiale po to, by weń włączyć cały wszechświat za pomocą cią- wiązać ideę przedmiotu, przykładowo postaci ludzkiej, z czystym przedstawie-
głych przekształceń”. Richard Pinhas przeprowadził znakomitą analizę możli- niem elementu liniowego. Do przedstawienia człowieka takim, jakim jest, po-
wości, jakie pod tym względem dają syntetyzatory w dziedzinie muzyki popu- trzebowałbym oszałamiającej gmatwaniny linii. Wówczas jednak osiągnąłbym
larnej w: Input, Output, „Atem”, nr 10, 1977. nie czyste przedstawienie tego elementu, a jedynie nieprzeniknioną plątaninę”.

420 421
t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

Wstrzemięźliwość i oszczędność – oto wspólny warunek deterytoriali- własną dziedzinę: wektor rozbijający na cząstki, wektor atomizacji ma-
zacji materii, molekularyzacji materiału, kosmizacji sił. Być może udaje teriału w powiązaniu z kosmizacją sił przez ten materiał wychwyconych.
się to osiągnąć dzieciom. To wstrzemięźliwość właściwa stawaniu-się- Odtąd zasadniczym pytaniem jest, czy wszelkiej maści atomowe i mole-
-dzieckiem, nie będąca wszak z konieczności tym samym, co stawanie kularne „populacje” (środki masowego przekazu, środki kontroli, kom-
się dziecka, wręcz przeciwnie, to również wstrzemięźliwość właściwa putery, pozaziemskie armie) nadal będą bombardować żywy lud celem
stawaniu-się-szaleńcem, które nie jest wszak koniecznie tym samym, co jego wytresowania, poddania go kontroli, a może wręcz gwoli jego uni-
stawanie się szaleńca, wręcz przeciwnie. Co oczywiste, trzeba nader czy- cestwienia, czy też jakieś inne molekularne populacje są możliwe – popu-
stego i prostego tonu, emisji i fali pozbawionej składowych harmonicz- lacje, które będą w stanie wślizgnąć się w obecne i powołać do istnienia
nych, by wysłać dźwięk w podróż, by móc podróżować wokół niego (co w przyszłości jakiś nowy lud. Jak zapytuje Virilio w swej nader surowej
udało się La Monte Youngowi). Im bardziej rozrzedzona atmosfera, tym analizie wyludnienia ludu i deterytorializacji ziemi, „zamieszkiwać jako
więcej można w niej znaleźć różnorodnych elementów. Ich synteza zaś poeta czy jako zabójca”52? Zabójcą jest ten, kto bombarduje żywy lud mo-
będzie tym potężniejsza, im oszczędniejszym gestem zostanie dokonana, lekularnymi populacjami, domykającymi wszelkie układy i pchającymi
jako akt uspójnienia, wychwycenia bądź wydobycia w obróbce materia- je ku czarnej dziurze, coraz obszerniejszej i coraz szerzej rozwierającej
łu nie tyle zwięzłego, ile cudownie uproszczonego, twórczo zawężone- się ku niemu. Poetą z kolei jest ktoś, kto wypuszcza molekularne popu-
go i dobranego. Wyobraźnia bowiem schronienie znaleźć może jedynie lacje na wolność w nadziei, że zapłodnią, a wręcz zrodzą lud, który na-
w technice. Na wskroś nowoczesna nie jest figura dziecka ani szaleńca, dejdzie, przenikną go, otwierając zarazem dlań Kosmos. Również w tym
tym mniej figura artysty; na wskroś nowoczesna jest figura kosmiczne- przypadku jednak nie należy traktować poety tak, jak gdyby karmił się
go rzemieślnika – rzemieślnicza bomba atomowa, to nader proste tak on wyłącznie metaforami: nie jest bynajmniej pewne, czy dźwiękowe
naprawdę, zostało to już dowiedzione, zostało dokonane. Być rzemieśl- molekuły muzyki pop nie wydają już z siebie, tu i ówdzie, jakiegoś rojne-
nikiem, już nie artystą, twórcą czy założycielem – oto jedyny sposób, by go ludu nowego typu, szczególnie obojętnego na nakazy płynące z radia,
stać się kosmicznym, opuścić środowisko, porzucić ziemię. Zawezwanie opornego na kontrolę ze strony komputerów, śmiejącego się z zagroże-
Kosmosu nie jest metaforą, przeciwnie, jest skuteczną operacją artysty, nia wojną atomową. W tym sensie znacząco zmienił się związek artystów
który wiąże napotkany materiał z siłami spójności i zestalenia. z ludem: artysta przestał być Tylko-Jednym, wycofanym i zamkniętym
Materiał wykazuje się zatem trzema zasadniczymi właściwościami: w sobie, zarazem przestał jednak również zwracać się do ludu, przywo-
jest materią rozbitą na molekuły, wiąże się z siłami, które ma wychwy- ływać go jak jakąś ustanowioną siłę. Nigdy bardziej tego ludu nie potrze-
cić, określa się zaś przez obejmujące go operacje uspójnienia. Oczywi- bował, lecz u swego szczytu przekonuje się, że ludu brak – że ludu naj-
ste w końcu staje się to, że więź z ziemią i ludem ulega tutaj całkowitej bardziej brakuje. Artyści tacy nie są bynajmniej popularni, nie są to też
zmianie i nie przypomina już więzi typu romantycznego. Ziemia jest od- populiści – wszak to Mallarmé już zauważył, że Księga potrzebuje ludu,
tąd tym, co w najwyższym stopniu zdeterytorializowane – nie tylko jako Kafka – że literatura jest sprawą ludu, Paul Klee zaś, że lud, choć zasad-
punkt w galaktyce, lecz także jako galaktyka pośród innych galaktyk. Lud niczy, jest jednak tym, czego brakuje. Problemem artysty jest zatem to, że
zaś teraz jest tym, co najbardziej molekularne – molekularna ludność, lud nowoczesne wyludnienie ludu wiedzie ku otwartej ziemi z pomocą środ-
oscylatorów, stanowiący nieprzeliczoną wielość współdziałających ze ków właściwych sztuce bądź takich, do których wytworzenia ona sama
sobą sił. Artysta odrzuca romantyczne maski, wyrzeka się sił ziemi w rów- się przyczynia. Zamiast bombardować lud i ziemie zewsząd w otaczają-
nym stopniu, co sił ludu. Walka bowiem, jeśli w ogóle się toczy, toczy się cym je Kosmosie, trzeba je zmienić w nośniki porywającego je Kosmo-
gdzie indziej. Panujące władze zajmują ziemię i zaprowadzają porządek su, wówczas sam Kosmos przemieni się w sztukę. Z wyludnienia wyłonić
w ludach. Środki masowego przekazu, wielkie organizacje ludności typu kosmiczny lud, z deterytorializacji zaś kosmiczną ziemię – oto życzenie
partyjnego czy związkowego są maszynami reprodukcji, maszynami za-
mazywania, zakłócającymi skutecznie wszelkie ludowe siły ziemi. Panu- 52 Paul Virilio, L’insécurité du territoire, Stock 1975, s. 49. Temat ten rozwinął
jące władze zmuszają nas do walki zarazem atomowej i kosmicznej, ga- również Henry Miller w pracy The Time of the Assassins. A Study of Rimbaud,
laktycznej. Wielu artystów świadomych jest tej sytuacji już od dawna, Norfolk, Conn. J. Laughlin 1956 oraz w tekście napisanym dla Varèse’a, Lost!
Saved! The Air-Conditioned Nightmare, New York: New Directions 1945. Mil-
jeszcze zanim do niej doszło (o czym świadczy przykład Nie­tzschego). lerowi bez wątpienia udało się najszerzej rozwinąć typowo nowoczesną figurę
Mogli ją sobie uświadomić dlatego, że ten sam wektor przecinał ich pisarza jako kosmicznego rzemieślnika, zwłaszcza w Sexusie.

422 423
t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

artysty-rzemieślnika, przejawiające się już tu i ówdzie, miejscowo. Skoro Teraz powrócić możemy do refrenu, proponując inną jeszcze klasy-
nasze rządy wtrącają się w to, co molekularne i kosmiczne, nasza sztuka fikację jego odmian: śpiewki środowiskowe, przynajmniej dwuczęścio-
również powinna się zająć ich sprawą, tocząc grę o tej samej stawce, o lud we, w których części wzajemnie sobie odpowiadają (fortepian i skrzypce);
i ziemię, z użyciem nieporównywalnych wprawdzie, acz stanowiących śpiewki rodzime, terytorialne, w których wszystko wiąże się z ojczyzną,
dla nich konkurencję środków. Czy właściwe twórczości nie jest działanie łącznie z wielką pieśnią ziemi stanowiącą refren zmieniający się ciągle
w milczeniu, miejscowo, doszukiwanie się wszędzie możliwości zestale- wraz ze zmianą stosunków, za każdym razem wyznaczających odstęp
nia, podążenie z poziomu molekuł ku nieprzewidywalnemu Kosmoso- między ziemią a terytorium, ich nieustanny rozdźwięk (kołysanka, pi-
wi, podczas gdy procesy niszczenia i zachowywania przebiegają w spo- jacka przyśpiewka, pieśni myśliwskie, przyśpiewki robocze i pieśni woj-
sób jawny, na proscenium, zajmując cały Kosmos po to, by poskromić skowe); śpiewki ludowe i folklorystyczne, powiązane z potężnym śpie-
to, co molekularne, zakonserwować i zamknąć co najwyżej w bombie? wem ludu, kształtujące się podług zmiennych relacji jednostkowienia
Tych trzech „epok”, klasycyzmu, romantyzmu i nowoczesności tłumu, grające jednocześnie na afektach i narodach (polka, owerniacz-
(z braku lepszej nazwy) nie należy interpretować jako stadiów ewolucji ka, almandka, madziarka, rumunka, lecz również patetyczka, paniczka,
ani jako struktur, między którymi zachodzą znaczące cięcia. Są one bo- mścicielka… itp.); śpiewki cząsteczkowe (morze, wiatr) powiązane z siła-
wiem układami obejmującymi różne Maszyny bądź też różnymi związ- mi kosmicznymi, ze śpiewką Kosmosu. Sam Kosmos bowiem jest śpiew-
kami z Maszyną. W pewnym sensie wszystko, co przypisujemy da- ką, podobnie jak ucho (wszystko, co dotąd braliśmy za błędność i błą-
nej epoce, obecne było już w poprzedniej. Dlatego zawsze chodzi o siły, dzenie, błędnik i labirynt, jest nawracającą śpiewką). Z jakich jednak
a podstawowe pytanie brzmi, czy przynależą one do chaosu, czy też są to powodów właśnie refren ma mieć charakter przede wszystkim dźwię-
siły ziemi. Podobnie rzecz ma się z malarstwem, które zawsze usiłowało kowy? Skąd owo uprzywilejowanie, skoro już same zwierzęta, zwłaszcza
uczynić widzialnym, nie zaś odtwarzać to, co widzialne, oraz z muzyką, ptaki, prezentują nam tyle niezliczonych śpiewek w postaci gestów czy
która chciała uczynić dźwięcznym, nie zaś odtwarzać brzmienia. Zbio- postaw, śpiewek chromatycznych i wizualnych? Czy malarz dysponuje
ry rozmyte nieustannie powstają, wynajdując swoiste procesy zestale- mniejszą liczbą śpiewek, aniżeli muzyk? Czy u Cézanne’a czy Klee jest
nia. Wyzwalanie molekuł zaś odnajdujemy już w klasycznych materiach mniej śpiewek, niż u Mozarta, Schumanna i Debussy’ego? A w przykła-
treści, działających w trybie rozbijania warstw, oraz w romantycznych dach z Prousta, czy niewielki fragment żółtej ściany z Vermeera, kwiaty
materiach wyrażenia, działających w trybie dekodowania. Wszystko, co malowane przez pewnego malarza, róże Elstira są w mniejszym stopniu
można tutaj rzec, sprowadza się do stwierdzenia, że siły wyłaniające się śpiewką, aniżeli fraza z sonaty Vinteuila? Rzecz nie w tym, by przyznać
z ziemi czy z chaosu nie są ujmowane bezpośrednio jako siły, lecz jedy- pierwszeństwo którejś ze sztuk w ramach jakiejś formalnej hierarchii
nie odzwierciedlane w stosunkach między materią a formą. Chodziłoby i z zastosowaniem bezwzględnych kryteriów. Skromniejszym proble-
nam jednak raczej o progi postrzeżenia, progi rozpoznawalności, przy- mem będzie raczej porównanie ze sobą mocy i współczynników dete-
należne danemu układowi. Tylko w dostatecznie zdeterytorializowanej rytorializacji określonych składowych dźwiękowych i obrazowych. Wy-
postaci materia sama przejawiać się może w sposób molekularny i wy- daje się, że dźwięk, w toku deterytorializacji, jednocześnie oczyszcza się
łaniać z siebie siły, które przypisać można odtąd wyłącznie Kosmoso- i subtelnieje, precyzuje się i zyskuje samodzielność. W odróżnieniu od
wi. Działo się tak „od zawsze”, wszelako w innych warunkach postrzeże- niego barwa coraz bardziej się skleja, nie tyle w konieczny sposób z ja-
niowych. Potrzeba jednak nowych warunków, by to, co było pogrążone kimś przedmiotem, ile z terytorialnością. W toku deterytorializacji roz-
gdzieś w głębi i skryte, domniemane jedynie i wyprowadzalne, wynurzy- prasza się ona i zaciera, dając się prowadzić innego rodzaju składowym.
ło się teraz na powierzchnię. To, co złożone, w układzie, co jak dotąd tyl- Uwidacznia się to wyraźnie w zjawisku synestezji, która nie sprowadza
ko było złożone, staje się czymś, co składa się na nowy układ. W tym zna- się do jakiejś prostej odpowiedniości między barwą a dźwiękiem, lecz
czeniu cała historia sprowadza się do historii percepcji, tym zaś, z czego w której dźwięki przejmują rolę sterowniczą i prowadzą za sobą bar-
się ona składa, jest materia pewnego stawania, nie zaś przedmiot opo- wy, a te nakładają się na widzialne barwy, przekazując im pewien rytm
wieści. Stawanie się jest niczym maszyna, obecna na różne sposoby i wprawiając je w ściśle dźwięczny ruch53. Tego rodzaju moc zawdzięcza
w każdym układzie, przemieszczająca się jednak zarazem między nimi,
otwierająca je na siebie, bez względu na jakąkolwiek stałość porządku 53 Na temat związków barw z dźwiękami zob. Messiaen i Samuel, Entretiens,
czy określoność następstwa. s. 36-38. Tym, co Messiaen zarzuca narkomanom, jest zbytnie uproszczenie

424 425
t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

dźwięk nie jakimś wartościom znaczącym czy „komunikacyjnym” (któ- funkcją katalityczną – nie tylko przyspiesza zmiany i reakcje w swym oto-
re, przeciwnie, ją zakładają) ani właściwościom fizycznym (które uprzy- czeniu, lecz również wspiera pośrednie interakcje między elementami
wilejowywałyby raczej światło). To linia filogenetyczna, maszynowa gro- pozbawionymi tak zwanego naturalnego powinowactwa, tworząc w ten
mada, działają za pośrednictwem dźwięku, by uczynić zeń wierzchołek sposób uporządkowane masy. Refren przypomina zatem kryształ czy
deterytorializacji. Nie obywa się to jednak bez znacznych trudności, wią- cząsteczkę białka. Jeśli idzie o ukryty zalążek czy wewnętrzną struktu-
żących się z jego wieloznacznością: dźwięk na nas napada, włada nami, rę, mają one dwa zasadnicze aspekty: przyrost i spadek, rozbudowanie
pcha nas, ciągnie i pociąga, porywa i przeszywa. Opuszcza on Ziemię, za- i skurczenie, wzmocnienie i usunięcie w oparciu na nierównych mia-
razem po to, by strącić nas w czarną dziurę, jak otworzyć nas na Kosmos. rach, lecz również obecność pewnego wstecznego ruchu, przebiegające-
Sprawia, że pragniemy śmierci. Obdarzony największą mocą deteryto- go w obu kierunkach, niczym „w bocznych oknach jadącego tramwaju”.
rializacji, dokonuje również najbardziej masowych, najbardziej otępia- Osobliwy ruch wstecz Joke’u. Znamienne dla refrenu jest skurczenie się
jących, najbardziej wtórnych i zbędnych reterytorializacji. Ekstaza albo w trybie ujmowania na jednej skrajnie krótkiej chwili, niejako od krań-
hipnoza. Nie wstrząśniemy ludem z pomocą barw. Flagi na nic się nie ców ku środkowi, bądź, na odwrót, rozpostarcie się, w trybie dorzucania,
zdadzą bez trąb, lasery moduluje się dźwiękiem. Śpiewka jest dźwięcz- od środka do skrajów, niekiedy przebiegające również w obu kierunkach
na par excellence, swą moc przejawia jednak na równi w chwytliwej me- jednocześnie54. Refren wytwarza czas. Jest „czasem uwikłanym”, o któ-
lodyjce, jak w najczystszym motywie czy we frazie z Vinteuila. Niekiedy rym wspominał językoznawca Guillaume. Tym samym jeszcze bardziej
zaś w obu jednocześnie, o czym świadczą choćby melodie Beethovena, uwidacznia się wspomniana wieloznaczność, jeśli bowiem ruch wstecz-
przemienione w sygnał dźwiękowy czy muzyczny zwiastun. W muzy- ny tworzy jedynie zamknięte koło, jeśli przyrosty i spadki dokonują się
ce tkwi faszystowski potencjał. Można by rzec najogólniej, że muzyka jedynie w regularnych miarach, jak w przypadku podwojenia czy prze-
podłączona jest do maszynowej gromady nieskończenie potężniejszej połowienia, to owa fałszywa czasoprzestrzenna ścisłość jeszcze bardziej
niż maszynowa gromada malarstwa: linia wybiórczego nacisku. Dlate- rozmywa zewnętrzny zbiór, który z zalążkiem wiążą już jedynie stosunki
go muzyk nie jest związany w taki sam sposób z ludem, maszynami czy skojarzeniowe, wskazujące i opisowe – „składowisko podrobionych su-
panującą władzą, jak malarz. Władze zwłaszcza odczuwają żywotną po- rowców służących wytwarzaniu nieczystych kryształów”, już nie czysty
trzebę sprawowania kontroli nad rozmieszczeniem czarnych dziur i linii kryształ wychwytujący kosmiczne siły. Refren pozostaje w stadium for-
deterytorializacji w obrębie owej gromady dźwięków, by zażegnać bądź muły przywołującej pewną postać czy krajobraz, sam jednak nie stano-
przywłaszczyć sobie efekty muzycznej maszynowości. Malarz, przynaj- wi ani rytmicznej postaci, ani melodycznego pejzażu. Są one zatem nie-
mniej w naszym wyobrażeniu, może być o wiele bardziej otwarty pod jako dwoma biegunami refrenu. Bieguny te zaś zależne są nie tylko od
względem społecznym, o wiele silniej zaangażowany politycznie i mniej jakieś wewnątrzpochodnej jakości, lecz również od pewnego stanu sił
podatny na kontrolę od zewnątrz i od wewnątrz. Dlatego, że sam musi u słuchającego. Z tej racji fraza z sonaty Vinteuila na długo towarzyszy
stworzyć bądź odtworzyć tę gromadę i za każdym razem posłużyć się miłości Swanna, wiąże się z postacią Odetty i kojarzy z pejzażem Lasku
w tym celu ciałami światła i barw, które wytwarza, w przeciwieństwie Bulońskiego, póki sama nie zwróci się ku sobie, nie otworzy na samą sie-
od muzyka, który z kolei dysponuje swego rodzaju zalążkową ciągłością, bie, by odsłonić i wydobyć z siebie nieznane dotąd możliwości, by nawią-
choćby w ukrytej, pośredniej postaci, z użyciem której wytwarza swe zać nowe połączenia, oswobodzić i pchnąć miłość ku innym układom.
brzmieniowe ciała. To całkiem różny rodzaj twórczego ruchu: jeden wie- Nie ma Czasu jako apriorycznej formy, to refren bowiem jest apriorycz-
dzie od soma ku germen, drugi zaś – od germen ku soma. Refren malarski ną formą czasu, wytwarzającą za każdym razem czas inny.
jest odwrotnością refrenu muzycznego, negatywem muzyki. Zdumiewające, że muzyka nie pozbywa się przeciętnej czy wy-
Czym więc tak naprawdę jest refren? Harmonika szklana – refren świechtanego refrenu ani nie żegna się z jego niewłaściwym użyciem,
jest pryzmatem, kryształem czasoprzestrzeni. Oddziałuje na to, co go lecz unosi go ze sobą, posługując się nim niczym odskocznią. „Ah, vous
otacza, czy będzie tym dźwięk, czy światło, by wydobyć stąd rozmaite dirai-je maman”, „Mam chusteczkę haftowaną” czy „Panie Janie, Panie
drgania, rozkłady, rzuty i przekształcenia. Refren obdarzony jest również

54 W kwestii kryształu i jego typów, wartości dorzuconych i ujętych oraz ruchu


tego stosunku, który zachodzi u nich odtąd między szumem a barwą, zamiast wstecznego odwołujemy się zarówno do tekstów Messiaena, zawartych w En-
wykorzystywać pewne złożenia dźwięków-trwań oraz złożenia barw. tretiens, jak Paula Klee z jego Dzienników.

426 427
t ys i ąc P l at e au / 11 / 1837 – O refrenie

Janie…”. Dziecięca czy ptasia (przy)śpiewka, piosenka ludowa, piosen- ronda, wkradają się zniekształcenia zdolne schwycić ogromne siły. Sce-
ka pijacka, walc wiedeński, krowie dzwonki – muzyka wszystko znie- ny z dzieciństwa, dziecinne igraszki – wychodzimy wprawdzie od dzie-
sie, wszystko uniesie i wykorzysta. Nie dlatego bynajmniej, że dziecię- cięcej piosnki, dziecko jednak unosi się już na skrzydłach, jest dzieckiem
ca piosenka, ptasie trele czy ludowa przyśpiewka sprowadzić się dają do niebiańskim. Stawaniu-się-dzieckiem przez muzyka towarzyszy sta-
skojarzeniowej i zamkniętej formuły, o której wcześniej wspominaliśmy. wanie-się-powietrznym u dziecka, w niedającym się już rozbić bloku.
Należałoby raczej pokazać, dlaczego muzykowi potrzebna jest śpiew- Wspomnienie anioła to stawanie się dla Kosmosu. Kryształ: stawanie-
ka pierwszego typu, śpiewka terytorialna i śpiewka układu, by następnie -się-ptakiem u Mozarta nieodłączne jest od stawania-się-wtajemniczo-
przekształcił ją on od wewnątrz, zdeterytorializował, a wreszcie stworzył nym u ptaków, tworzą wspólnie blok56. To niebywale głęboka praca nad
śpiewkę typu drugiego, jako ostateczny cel muzyki, kosmiczną śpiewkę pierwszym typem śpiewek tworzy śpiewki typu drugiego, czyli krótkie
dźwiękowej maszyny. Gisèle Brelet znakomicie omówiła ów problem frazy Kosmosu. W jednym z koncertów Schumannowi potrzebne były
dwóch typów na przykładzie muzyki Bartóka, formułując go następują- wszystkie możliwe orkiestrowe układy do tego, by wyprawić wiolonczelę
co: w jaki sposób, czerpiąc z melodii terytorialnych i popularnych, samo- w wędrówkę, podążającą przed siebie niczym uchodzące w oddali i gas-
dzielnych, samowystarczalnych, zamkniętych w sobie jako pewne modi, nące światło. U Schumanna cała wielka użyta tutaj uczona melodyczna,
zbudować nowy chromatyzm, który umożliwiłby łączność między nimi, harmoniczna i rytmiczna praca prowadzi do tego prostego i skromne-
tworząc w ten sposób „tematy”, wspierające rozwój Formy, a raczej sta- go rezultatu – do deterytorializacji śpiewki57. Wytworzenie zdeterytoria-
wanie się Sił? Problem ten jest natury ogólnej, gdyż w wielu przypadkach lizowanej śpiewki – oto ostateczny cel muzyki, wypuszczenie jej w Kos-
w śpiewki zostaje wszczepiony nowy zalążek, który odzyskuje modi i za- mos jest o wiele ważniejsze, aniżeli budowa nowego systemu. Otwarcie
pewnia im łączność, rozbija temperację, stapia dur z moll, rozpuszcza układu na kosmiczne siły. Od jednego do drugiego – od układu dźwięków
system tonalny, raczej przesączając się przez jego sieć, aniżeli całkowi- do maszyny udźwięczniającej – od stawania-się-dzieckiem przez mu-
cie z nim zrywając55. Zawołać można: niech żyje Chabrier, na pohybel zyka ku kosmicznemu-stawaniu-się dziecka. Na drodze tej czyha wie-
Schoenbergowi, jak Nietzsche życzył Bizetowi, i to z tych samych powo- le niebezpieczeństw: czarne dziury, pułapki, paraliż palców i urojenia
dów, w tych samych muzycznych i technicznych zamiarach. Od modal- ucha, obłęd Schumanna, rozgniewana i zła siła kosmiczna, prześladują-
ności przechodzimy do poszerzonej, nietemperowanej chromatyki. Nie ce nuty, przeszywające dźwięki. Wszystko jednak już wcześniej się w so-
ma potrzeby rezygnować z tonalności, wystarczy ją rozluźnić i rozpuś- bie zawarło – kosmiczna siła w materiale, nieskończona wielka śpiew-
cić – pozwolić jej ujść. Od śpiewek w układzie (terytorialnych, ludowych, ka w krótkich przyśpiewkach, wielkie posunięcie w drobnych zabiegach.
miłosnych itp.) przechodzimy do niekończącej się, wielkiej maszyno- Nigdy tylko nie jesteśmy pewni, czy starczy nam sił, nie mamy bowiem
wej śpiewki kosmicznej. Praca stwórcza trwa już jednak w pierwszym w odwodzie żadnego systemu, a jedynie linie i ruchy. Schumann.
ich typie, cała się w nich ziszcza. W krótką formę śpiewki, refrenu czy

55 Zob. artykuł Roland-Manuela na temat rozwoju harmonii we Francji i jej od-


nowy od roku 1880 w: L’Histoire de la musique, t. II s. 867-879, oraz artykuł
Delage’a poświęcony Chabrierowi (tamże, s. 831-840), zwłaszcza zaś studium
Gisèle Brelet o Bartóku, w którym pisze ona: „Czyż właśnie nie z owej antyno-
mii melodii i tematu wypływa owa trudność, z jaką muzyka artystyczna bory-
ka się za każdym razem, gdy próbuje wykorzystać do swych celów muzykę lu-
dową? Muzyka popularna to melodia w najszerszym sensie, melodia, która nas
przekonuje, że jest samowystarczalna i tożsama z muzyką jako taką. Jakżeby
miała ugiąć się przed muzyką artystyczną i poddać się jej obróbce do postaci
dzieła muzycznego, kierującego się wyłącznie własnymi celami? Wiele czerpią-
cych z folkloru symfonii to symfonie jedynie na tematy ludowe, wobec których
uczone rozwinięcie pozostaje czymś obcym i zewnętrznym. Melodia ludowa
nie może stać się prawdziwym tematem, dlatego w obrębie muzyki ludowej jest
ona całym dziełem, skończonym raz na zawsze i mogącym się odtąd jedynie po- 56 Marcel Moré, Le dieu et le monde des oiseaux, Gallimard 1971, s. 168 oraz, o krysz-
wtarzać. Czy jednak melodia nie może przekształcić się w temat? Bartók jednak tale, s. 83-89.
ostatecznie rozwiązuje ów uznawany jak dotąd za nierozwiązywalny problem 57 Zob. słynna analiza jego Marzenia, przeprowadzona przez Albana Berga,
(s. 1056). w: Écrits, Rocher 1957, s. 44-64.

428
/ 12 /

1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i :
m a s z y n a woj e nn a

Wóz koczowników, w całości z drewna, Ałtaj, IV-V wiek p.n.e.

Aksjomat I: Maszyna wojenna jest zewnętrzna wobec aparatu państwa


Twierdzenie I: Zewnętrzność ta jest poświadczana, po pierwsze, przez
mitologię, epos, dramat oraz gry

Georges Dumézil w rozstrzygających analizach dotyczących mitologii


indoeuropejskiej wykazał, że suwerenność polityczna, czyli panowanie,
była dwugłowa: miała głowę króla-maga i głowę kapłana-prawodawcy.
Rex i flamen, raj i Brahman, Romulus i Numa, Waruna i Mitra, despota

431
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

i prawodawca, ten, który wiąże, i ten, który organizuje. Bez wątpienia, binarnych podziałów na „stany”, doświadcza wszystkiego w stosun-
te dwa bieguny są sobie ściśle przeciwstawne, jak mrok i jasność, gwał- kach stawania się: czy to stawania-się-zwierzęciem przez wojownika,
towność i spokój, prędkość i powolność, to, co straszliwe i to, co upo- czy stawania-się-kobietą, przekraczających zarówno dualizm określeń,
rządkowane, jak „więź” i „pakt” itp.1. Jednak ich przeciwstawność jest jak i zgodność relacji. Maszyna wojenna w każdym razie należy do innej
względna: działają one w parze, naprzemiennie, jakby wyrażały podział przestrzeni i innej jest natury, jej źródłem nie jest aparat państwa.
Jednego lub same składały się na suwerenną jedność. „Zarazem antyte- Należy przywołać tutaj konkretny przykład, porównując maszynę
tyczne i komplementarne, potrzebne sobie nawzajem, a w konsekwencji wojenną z aparatem państwa na gruncie teorii gier. Posłużą nam zań sza-
wyzute z wrogości, pozbawione mitologii konfliktu: każde poszczegól- chy i go, ujmowane z punktu widzenia pionków, zachodzących między
ne określenie na jednym z planów przywołuje automatycznie podobne nimi relacji i właściwej im przestrzeni. Szachy są grą przynależną pań-
określenie na drugim z nich, a wspólnie wyczerpują pole funkcji”. Oto za- stwu czy też grą dworską – grał w nią cesarz Chin. Figury szachowe są
sadnicze elementy aparatu państwa, działającego w trybie jedno-drugie, kodowane, mają wewnętrzną naturę, charakterystyczne właściwości,
rozmieszczającego binarne podziały i kształtującego pewne wewnętrzne z których wynikają ich ruchy, sytuacje i ich zderzenia. Wyposażone są
środowisko. To podwójne powiązanie czyni z aparatu państwa warstwę. w jakości, skoczek pozostaje skoczkiem, goniec – gońcem, a pion – pio-
Warto zauważyć, że wojna nie należy do tego aparatu. Albo państwo nem. Każdy z nich jest, niczym podmiot wypowiedzi, obdarzony względ-
dysponuje przemocą, która nie wyraża się przez wojnę, pozbawione jest ną władzą, a owe względne władze łączą się w podmiocie wypowiedzenia:
broni i jej nie potrzebuje, działa przez bezpośredni magiczny chwyt, „ła- w samym szachiście lub też w wewnętrznej formie gry. Kamienie w go są,
pie” i „wiąże”, zapobiegając jakiejkolwiek walce. Albo też państwo po- przeciwnie, ziarnami, granulkami, prostymi jednostkami arytmetyczny-
zyskuje armię, co zakłada jednak włączenie wojny w porządek prawny mi, pełnią wyłącznie anonimową, kolektywną, trzecioosobową funkcję:
i organizację funkcji militarnej2. Sama maszyna wojenna wydaje się nie- „porusza się” – równie dobrze mężczyzna, kobieta, pchła czy słoń. Ka-
sprowadzalna do aparatu państwa, zewnętrzna wobec jego suwerenno- mienie w go są elementami maszynowego, niesubiektywnego układu;
ści, uprzednia względem jego prawa: pochodzi skądinąd. Indra, bóg wo- pozbawione są specyficznych własności poza tymi, jakie wynikają z da-
jownik, przeciwstawia się Warunie w równej mierze, co Mitrze3. Nie daje się nej sytuacji. Również relacje są w obydwu przypadkach bardzo różne.
sprowadzić ani do pierwszego, ani do drugiego z nich, nie jest też trze- W swym wewnętrznym środowisku figury szachowe wchodzą, ze sobą
cim. Jest raczej niejako czystą mnogością bez miary, sforą, szturmem i z figurami przeciwnika, we wzajemnie jednoznaczne relacje: ich funk-
ulotności i mocą metamorfozy. Zrywa więzy i łamie pakt. Przedkłada cje mają charakter strukturalny. Kamień w go tymczasem działa jedynie
on furor (wściekłość) nad umiar, chyżość nad ociężałość, tajemnicę nad w środowisku zewnętrznym czy też w zewnętrznych relacjach z mgławi-
jawność, moc nad władzę, maszynę przeciwstawia aparatowi. Poświad- cami i konstelacjami, wobec których pełni funkcje przyłączające lub sy-
cza inną sprawiedliwość, przejawiając niekiedy niepojęte okrucieństwo tuacyjne, jak ograniczanie, otaczanie, przerywanie. Kamień w go może,
lub niebywałą litość (zrywa wszak więzy…4). Przede wszystkim wyraża całkiem sam, zniszczyć synchronicznie całą konstelację, czego nie jest
on inny typ stosunku do kobiet i zwierząt, bowiem zamiast dokonywać w stanie dokonać figura szachowa (zdolna do tego jedynie w wymiarze
diachronicznym). Szachy są rzecz jasna wojną, ale wojną zinstytucjonali-
1 Georges Dumézil, Mitra-Varuna, Gallimard 1948 (na temat nexum i mutuum, zowaną, uregulowaną i zakodowaną, z frontem, tyłami i bitwami. Dome-
więzi i kontraktu, zob. s. 118-124). ną go jest z kolei wojna bez linii walki, bez starć i zaplecza, wręcz bez bi-
2 Państwo, ze swego pierwszego bieguna (Waruna, Uranos, Romulus), działa
przez magiczne powiązanie, zajęcie lub bezpośredni chwyt: nie walczy ono i nie
tew: to czysta strategia, w odróżnieniu od szachów, w których mamy do
posiada maszyny wojennej, „wiąże i nic ponadto”. Z drugiego swego bieguna czynienia z semiologią. Wreszcie, sama przestrzeń jest w obydwu przy-
(Mitra, Zeus, Numa) przyporządkowuje ono sobie armię, narzucając jej jednak padkach całkowicie inna: w szachach chodzi o zajęcie zamkniętej prze-
zasady instytucjonalne i prawne, będące jedynie częścią aparatu państwa: z tego
strzeni, a więc o przesunięcie się z jednego punktu do drugiego, o zaję-
powodu Mars-Tyr (Mars-Tiwaz) nie jest bogiem wojownikiem, lecz bogiem
„jurystą wojny”. Zob. Dumézil, Mitra-Varuna, s. 113 i następne, s. 202 i następne. cie jak największej liczby miejsc za pomocą jak najmniejszej liczby figur.
3 Georges Dumézil, Heur et malheur du querrier, PUF 1969. W go natomiast chodzi o rozmieszczenie się w przestrzeni otwartej, o jej
4 Na temat roli wojownika jako tego, który „zrywa więzy” i przeciwstawia się ma- utrzymanie, o zachowanie możliwości pojawienia się w dowolnym miej-
gicznym zobowiązaniom, jak również paktom prawnym, por. Georges Dumézil,
Mitra-Varuna, s. 124-132. Zob. też passim u Dumézila, przy okazji analizy pojęcia scu: ruch nie przebiega już z jednego punktu do drugiego, lecz staje się
furor. ciągły, pozbawiony celu i kierunku, punktu wyjścia i dojścia. „Gładka”

432 433
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

przestrzeń go przeciwstawia się „żłobionej” przestrzeni szachów. No- militarną, albo znajduje się w sytuacji całkowitego niezrozumienia. Hi-
mos go przeciwko państwu szachów, nomos przeciw polis. Tak więc sza- storykom, zarówno burżuazyjnym, jak i radzieckim, zdarza się podą-
chy kodują i dekodują przestrzeń, podczas gdy go działa zupełnie inaczej, żać śladem tej negatywnej tradycji myślenia i przekonywać, że Dżyngis-
terytorializuje i deterytorializuje (ustanawia terytorium z zewnątrz, w ra- -Chan niczego nie pojął: „nie pojął” zjawiska państwowości, „nie pojął”
mach danej przestrzeni, spaja je wytwarzając terytorium przyległe, dete- też miejskości. Łatwo powiedzieć. Rzecz w tym, że zewnętrzność maszy-
rytorializuje przeciwnika, rozbijając wnętrze jego terytorium, deteryto- ny wojennej wobec aparatu państwa przejawia się wprawdzie wszędzie,
rializuje też siebie samo, porzucając je, przechodząc gdzie indziej...). To lecz z trudem daje się pomyśleć. Nie wystarczy stwierdzić, że maszyna
inna sprawiedliwość, inny ruch, inna czasoprzestrzeń. jest zewnętrzna wobec aparatu, należy przysposobić się do ujmowania
„(…) przychodzą jak przeznaczenie, bez powodu, wbrew rozumo- samej maszyny wojennej jako czystej formy zewnętrzności, w odróż-
wi, bez względu, pozoru”5. „W jakiś niepojęty dla mnie sposób prze- nieniu od aparatu państwa, stanowiącego formę wewnętrzności, obie-
darli się aż do stolicy, chociaż granica jest bardzo daleko. W każdym ra- ranej przez nas zwykle za wzór kierujący z nawyku naszym myśleniem.
zie są, i wygląda na to, że każdego ranka jest ich coraz więcej”6 – Luc de Wszystko komplikuje się przez to, że zewnętrzna moc maszyny wojennej,
Heusch przedstawił mit ludu Bantu, odsyłający nas do tego samego sche- w pewnych okolicznościach, sama niekiedy upodabnia się do jednej czy
matu: Nkongolo, tubylczy władca, organizator wielkich robót, człowiek drugiej głowy aparatu państwa. Niekiedy łączy się ona z magiczną prze-
spraw publicznych i policyjnych, oddaje swe przyrodnie siostry myśli- mocą państwa, niekiedy zaś – z jego instytucją wojskową. Maszyna wo-
wemu Mbidi, który wspiera go, następnie zaś odchodzi. Syn Mbidi, czło- jenna, przykładowo, odkrywa prędkość i tajemnicę; ale przecież pewna
wiek skryty, przyłącza się do swego ojca, jednak po to tylko, by powrócić prędkość i pewna tajemnica, warunkowo czy też wtórnie, przynależne są
z zewnątrz, wraz z ową niewyobrażalną rzeczą – armią – i zamordować również państwu. Znaczne ryzyko wiąże się zatem z określeniem struk-
Nkongolo, gotów budować nowe państwo7... „Pomiędzy” państwem de- turalnego stosunku między dwoma biegunami politycznej suwerenności
spotyczno-magicznym a państwem prawnym, obejmującym instytucję oraz dynamicznego stosunku obydwu biegunów wziętych wraz z mocą
wojskową, dochodziłoby zatem do owego rozbłysku maszyny wojennej, wojny. Dumézil przytacza w tym kontekście lineaż królów Rzymu: sto-
przybywającej z zewnątrz. sunek Romulus-Numa odtwarza się seryjnie, z wariantami i naprze-
Z punktu widzenia państwa oryginalność wojownika, jego niezwy- miennie, w odniesieniu do tych dwóch typów równie prawomocnych
kłość, z konieczności przejawia się przez zaprzeczenie: głupotę, szkarad- władców; ale wspomina on także o „złym królu”, Tullusie Hostilliuszu
ność, szaleństwo, bezprawie, uzurpację, grzech... Dumézil analizuje trzy czy Tarkwiniuszu Pysznym, wcieleniu wdzierającego się wojownika, po-
występujące w tradycji indoeuropejskiej „grzechy” wojownika: przeciw staci siejącej zamęt, bezprawnej9. Można przywołać tu również szekspi-
królowi, przeciw kapłanowi, przeciw prawom wypływającym z państwa rowskie postaci królów; nawet przemoc, zabójstwa i perwersje nie zdo-
(może to być wykroczenie płciowej natury, podważające podział na męż- łały przeszkodzić państwowej sukcesji w obieraniu „dobrych” władców;
czyzn i kobiety, a nawet zdrada ustanowionych przez państwo praw wo- wślizguje się do niej jednak pewna niepokojąca postać: Ryszard III, któ-
jennych8). Wojownik dopuszcza się zdrady całkowitej, włączając funkcję ry na początku już oznajmia, że jego zamiarem jest wynalezienie na nowo
maszyny wojennej i wytyczenie linii jej ruchu (jako szpetny łotr i zdrajca,
5 Friedrich Nietzsche, Z genealogii moralności, tłum. L. Staff, Zielona Sowa 2003, ma on „tajemne zamiary” zupełnie inne, niż zdobycie władzy państwo-
Rozprawa Druga, fr. 17, s. 63 [przyp. red.]. wej, a co więcej, inny ma stosunek do kobiet). Ujmując rzecz pokrótce:
6 Franz Kafka, Stara karta, tłum. A. Wołkowicz, „Literatura na Świecie” 2 (187)
1987, s. 22 [przyp. red.].
za każdym razem, gdy gwałtowność wojennej mocy myli się z sukcesją
7 Luc de Heusch (Le roi ivre ou l’origine de l’Etat, Gallimard 1972) podkreśla pub- państwowego panowania, wszystko się zaciera i nie sposób już wówczas
liczny charakter gestów Nkongolo, w przeciwieństwie do skrytości gestów zrozumieć maszyny wojennej inaczej, niż w negatywnej postaci, ponie-
Mbidi i jego syna: przede wszystkim spożywa on posiłki publicznie, gdy tam-
waż nie dopuszcza się wówczas istnienia czegokolwiek zewnętrznego
ci chowają się w ich trakcie. Dostrzeżemy istotny, podkreślany częstokroć przez
komentatorów związek, łączący maszynę wojenną z tajemnicą, zarówno co do wobec samego państwa. Maszyna wojenna wszelako, umieszczona na
zasady, jak ze względu na konsekwencje: szpiegostwo, strategia, dyplomacja.
8 Georges Dumézil, Mythe et épopée, Gallimard, 1973, s. 17-19: podobne trzy grze-
chy można odnaleźć również u hinduskiego Indry, skandynawskiego bohatera 9 Georges Dumézil, Mitra-Waruna, s. 135, Dumézil rozważa niebezpieczeństwa,
Starcatherusa [Starkadra], czy greckiego herosa Heraklesa. Zob. również Heur jakich nastręcza owo pomieszanie oraz jego powody, mogące wiązać się ze
et malheur du guerrier. zmianami gospodarczymi, zob. s. 153, 159.

434 435
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

powrót w swym zewnętrznym środowisku, objawia inne oblicze, inną Całe dzieło Kleista opiewa maszynę wojenną, przeciwstawną apa-
naturę, inne pochodzenie. Sytuuje się ona, jak się zdaje, między dwiema ratowi państwa w przegranej z góry walce. Arminius, rzecz jasna, za-
głowami państwa, między dwiema artykulacjami, jako coś niezbędnego powiada germańską maszynę wojenną, zrywającą z imperialnym po-
do przechodzenia między nimi. Jednak właśnie jako znajdująca się „mię- rządkiem sojuszy i armii, występującą po wsze czasy przeciw państwu
dzy” nimi dwiema, utwierdza ona natychmiast swą niesprowadzalność rzymskiemu. Jednak Książę Homburga żyje już tylko we śnie, skazany
do żadnej z nich, nawet jeśli tylko chwilowo, błyskawicznie. Państwo nie za odniesienie zwycięstwa, oznaczającego wypowiedzenie posłuszeń-
ma własnej maszyny wojennej, może ją jedynie zdobyć w postaci instytu- stwa prawu państwowemu. Maszyna wojenna Kohlhaasa z kolei nie
cji wojskowej, która, jako taka, nie przestaje mu przysparzać trudności. może działać inaczej niż w trybie rozboju. Czy owa maszyna z chwilą
Stąd bierze się nieufność państw wobec ich instytucji wojskowych, dzie- triumfu państwa skazana jest na wybór między obróceniem się w zdy-
dzictwa zewnętrznej maszyny wojennej. Domyślał się tego Clausewitz, scyplinowany, państwowy organ wojenny, a zwróceniem się przeciw so-
wskazując na przepływ wojny absolutnej jako Idei, przyjmowanej przez bie samej jako maszynie samobójczej dla obojga: samotnego mężczyzny
państwa częściowo wedle jego potrzeb politycznych, Idei, której są one i samotnej kobiety? Goethe i Hegel, myśliciele państwa, widzieli w Kle-
lepszymi lub gorszymi „przewodnikami”. iście potwora; Kleist od początku był zgubiony. Z jakiego zatem powo-
Zakleszczony między dwoma biegunami politycznej suweren- du nowoczesność w swej najdziwaczniejszej postaci stoi po jego stro-
ności, wojownik zdaje się pokonany, potępiony, bez przyszłości, spro- nie? Ponieważ żywiołem jego dzieła są tajemnica, prędkość i afekt11. Co
wadzony do własnej wściekłości, którą zwraca przeciw samemu sobie. więcej, tajemnica nie jest u niego już treścią ujmowaną w wewnętrznej
Potomkowie Heraklesa, Achilles, a następnie Ajax, mieli jeszcze dość postaci, lecz zyskuje postać i utożsamia się z postacią zewnętrzną, pozo-
siły, by potwierdzić swoją niezależność od Agamemnona, człowieka stającą zawsze poza sobą samą. Podobnie uczucia zostają oderwane od
starego państwa, nie mogli jednak już nic zdziałać w obliczu Ulissesa, wnętrza „podmiotu” i brutalnie rzutowane na obszar czystego zewnę-
człowieka rodzącego się nowego państwa, pierwszego człowieka pań- trza, nadającego im nieprawdopodobną prędkość, siłę katapulty: miłość
stwa nowoczesnego. To właśnie Ulisses odziedziczył armię po Achil- lub nienawiść nie są już uczuciami, to afekty. A afekty te przynależne są
lesie, zmieniając jej zastosowanie, poddając ją prawu państwa, nie zaś również stawaniu-się-kobietą, stawaniu-się-zwierzęciem przez wojow-
Ajax, potępiony przez boginię, którą zlekceważył i przeciw której zgrze- nika (niedźwiedziem, suką). Afekty te przeszywają ciało niczym strzały,
szył10. Nikt lepiej niż Kleist nie odmalował sytuacji, w jakiej znajduje stają się orężem w walce. Prędkość deterytorializacji afektu. Nawet sny
się wojownik, jednocześnie dziwaczny i potępiony. W Pentezylei bo- (jak u Księcia Homburga czy u Pentezylei) zostają uzewnętrznione przez
wiem Achilles pozbawiony jest już swej mocy: maszyna wojenna prze- system zamienników, rozgałęzień i zewnętrznych połączeń, wprzęg-
szła na stronę Amazonek, pozbawionego państwa ludu-kobiety, u któ- niętych w maszynę wojenną. Roztrzaskane pierścienie. Ten zewnętrz-
rego sprawiedliwość, religia i obyczaje miłosne zorganizowane są bez ny element, panujący nad wszystkim, wynaleziony przez Kleista (jako
reszty w trybie wojennym. Potomkinie Scytów, Amazonki, pojawiają pierwszego) w literaturze, nada czasowi nowy rytm – niekończące się
się niczym piorun, „między” dwoma państwami, greckim i trojańskim, następstwo nawracającej katatonii lub omdleń, rozbłysków i porywów.
w proch obracając wszystko, co stanie im na drodze. Achilles napoty- Katatonia to ów „afekt nazbyt silny jak dla mnie”, rozbłysk zaś to „siła
ka swego sobowtóra, Pentezyleę. W trakcie dwuznacznej walki Achilles tego afektu, który mną owładnął”, przy czym owo Ja okazuje się jedy-
nie może się powstrzymać przed sprzęgnięciem się z maszyną wojenną, nie pozostawioną na śmierć postacią o całkowicie odpodmiotowionych
czyli przed pokochaniem Pentezylei, wiążącym się ze zdradą Agamem- gestach i emocjach. Oto osobista formuła Kleista: następstwo szaleń-
nona i Ulissesa. Okazuje się on jednak na tyle nieodrodnym synem gre- czych pędów i zakrzepłych katatonii, w których nie może się już utrzy-
ckiego państwa, że Pentezylea nie może nawiązać z nim namiętnej rela- mać jakakolwiek forma subiektywnej wewnętrzności. U Kleista znaj-
cji wojennej, nie zdradzając zarazem zbiorowego prawa własnego ludu, dziemy wiele z Orientu: japoński wojownik, zastygły w bezruchu aż do
owego prawa sfory, zakazującego „doboru” przeciwnika i konfrontacji, momentu, w którym wykona gest nazbyt gwałtowny, by można go do-
czy binarnych rozróżnień. strzec. Gracz w go. Wiele z nowoczesnej sztuki wywodzi się od Kleista.

10 Na temat Ajaksa i tragedii Sofoklesa zob. analizę Jeana Starobinskiego, Trois 11 Wątki podejmowane przez Mathieu Carrière’a w niewydanym studium na te-
fureurs, Gallimard 1974, w której stawia on wprost problem wojny i państwa. mat Kleista.

436 437
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

W porównaniu z nim Goethe wraz z Heglem są tylko parą starców. Czy perswazja, jakiejkolwiek wytycznej poza przeczuciem co do pragnień
to możliwe, by maszyna wojenna, już nieistniejąca, bowiem pokonana grupy: wódz przypomina bardziej lidera lub gwiazdę niż człowieka wła-
przez państwo, dawała najwyższe świadectwo swej nieusuwalności, ro- dzy, narażony jest zawsze na odrzucenie, porzucenie przez swoich ludzi.
jąc się w maszynach do myślenia, kochania, umierania, tworzenia, dys- Co więcej jednak, Clastres uznaje wojnę w społeczeństwach pierwotnych
ponujących siłami życiowymi i rewolucyjnymi zdolnymi do tego, by raz za najbardziej niezawodny mechanizm wymierzony przeciw kształtowa-
jeszcze podważyć u podstaw zwycięskie państwo? Czy maszyna wojen- niu państwa: wojna podtrzymuje rozwarstwienie i segmentację grup, zaś
na, zniesiona, potępiona i przejęta, nie przybiera zarazem nowych form, sam wojownik jest uwikłany w proces akumulacji swych czynów, wio-
przeobrażając się i potwierdzając swą nieuchronność, swą zewnętrz- dący go do zaszczytnego osamotnienia i chwalebnej śmierci, choć nie
ność? Czy nie powinniśmy poszerzać owego obszaru czystej zewnętrz- do władzy12. Clastres może wobec tego powoływać się na Prawo natural-
ności, który zachodnie państwo, wraz z zachodnimi myślicielami, wciąż ne, całkowicie odwracając jego podstawowe twierdzenie: podobnie jak
usiłują ograniczyć? Hobbes zdawał sobie doskonale sprawę, że tak jak państwo jest zaprze-
czeniem wojny, tak wojna jest zaprzeczeniem państwa, uniemożliwia jego
Problem I: Czy dysponujemy narzędziami pozwalającymi powstrzymać powstanie i funkcjonowanie. Nie należy wyciągać stąd wniosku, że woj-
kształtowanie się aparatu państwa (lub jego grupowych odpowiedników)? na byłaby stanem natury, przeciwnie, jest ona trybem stanu społecznego,
Twierdzenie II: Zewnętrzność maszyny wojennej znajduje potwierdze- który zażegnuje i powstrzymuje państwo. Wojna pierwotna nie prowadzi
nie również w dziedzinie etnologii (w hołdzie Pierre’owi Clastresowi) do powstania państwa ani z niego nie wynika. Nie daje się ona wyjaśnić
ani przez państwo, ani przez wymianę: wojna nie tylko nie daje się wy-
Segmentowe społeczeństwa pierwotne często definiowało się jako spo- prowadzić z wymiany, nawet jako sposób usankcjonowania jej niepowo-
łeczeństwa pozbawione państwa, czyli takie, w których nie występują dzenia; jest tym, co ogranicza wymiany, utrzymuje je w ramach „sojuszy”,
odrębne organy władzy. Wyciągano stąd wniosek, jakoby społeczeństwa czymś, co nie pozwala im stać się czynnikiem państwotwórczym, dopro-
te nie osiągnęły stopnia rozwoju ekonomicznego lub poziomu zróżnico- wadzić do łączenia się grup.
wania politycznego, który zarówno umożliwiałby, jak i czynił nieuchron- W twierdzeniach tych interesujące jest przede wszystkim to, że
nym, wykształcenie aparatu państwa: ludzie pierwotni „nie pojmują” za- zwracają one uwagę na wspólnotowe mechanizmy zakazu. Mechani-
tem tak złożonego aparatu. Najciekawsze w twierdzeniach Clastresa jest zmy te mogą być subtelne i działać jako mikro-mechanizmy. Dobrze to
zerwanie z tego rodzaju ewolucjonistycznym postulatem. Nie tylko po- widać w pewnych zjawiskach znamiennych dla band czy sfor. Na przy-
wątpiewa on w to, by państwo mogło być wytworem określonego roz- kład Jacques Meunier, poruszając problem dziecięcych band żyjących
woju ekonomicznego, ale zadaje również pytanie, czy aby społeczeństwa na ulicach Bogoty, przywołuje trzy środki zapobiegające zdobyciu przez
pierwotne nie są w stanie powstrzymać i odegnać owo monstrum, które- jednego lidera trwałej władzy: członkowie bandy zbierają się, prowa-
go rzekomo nie pojmują. Powstrzymywanie powstawania aparatu pań- dzą wspólnie swój złodziejski proceder zbiorowo dzieląc łupy, następ-
stwa, uniemożliwianie samego procesu jego kształtowania, byłoby za- nie się jednak rozpraszają, śpią i jedzą już osobno: z drugiej strony, co
tem celem niektórych pierwotnych mechanizmów społecznych, nawet ważniejsze, każdy członek bandy dobiera się z dwoma, trzema innymi
jeśli nie w pełni świadomym. Na czele społeczeństw pierwotnych sta- członkami, by w wypadku poróżnienia się z przywódcą nie zostać same-
li rzecz jasna wodzowie, lecz państwo określa się nie przez istnienie wo- mu i pociągnąć za sobą swych popleczników, których odstępstwo nie-
dzów, a przez utrwalanie i zachowanie w istnieniu organów władzy. Pań- sie ze sobą ryzyko rozpadu całej bandy. Istnieje wreszcie określone ogra-
stwo troszczy się o zachowanie. Do tego, by przywódca stał się mężem niczenie wiekowe, zgodnie z którym po osiągnięciu piętnastu lat jest
stanu – człowiekiem państwa – niezbędne są zatem specjalne instytu-
cje; potrzeba wszakże również rozproszonych mechanizmów wspólno-
towych, które go przed tym powstrzymają. Mechanizmy zażegnujące 12 Pierre Clastres, La société contre l’Etat, Minuit 2011; rozdz. „Archeologia prze-
lub zapobiegawcze stanowią część przywództwa niepozwalającą na jego mocy” i „Nieszczęście dzikiego wojownika” w: Recherches du antropologie politi-
okrzepnięcie w odrębnym aparacie samego ciała społecznego. Clastres que, Libre I i II, Payot 1977, 1978. W ostatnim z wymienionych tekstów Clastres
kreśli szkic losu wojownika w społeczeństwie pierwotnym i analizuje mecha-
opisuje tę sytuację wodza, którego jedyną instytucjonalną bronią jest nizm powstrzymujący koncentrację władzy (śladem Maussa, który w potlaczu
jego prestiż, wodza pozbawionego środków oddziaływania innych niż upatrywał mechanizm zapobiegający koncentracji bogactwa).

438 439
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

się zmuszonym opuścić bandę, odszczepić się od niej13. Zrozumienie wielkich przedsięwzięć, wytwarzanie nadwyżek oraz ustanawianie od-
owych mechanizmów wymaga porzucenia ewolucjonistycznej perspek- powiednich urzędów publicznych. To ono wszak umożliwia podział na
tywy, w której banda czy sfora są podstawową, słabo zorganizowaną for- rządzących i rządzonych. Nie wiadomo, jak wyjaśnić państwo poprzez
mą uspołecznienia. Nawet w stadach zwierząt przywództwo jest skom- coś, co je zakłada, nawet uciekając się do dialektyki. Wydaje się, że pań-
plikowanym mechanizmem, które nie tyle sprzyja najsilniejszemu, ile stwo wyłania się nagle, w imperialnej postaci, bez odwołania do czyn-
ogranicza przede wszystkim możliwość trwałego obsadzenia stanowi- ników postępu. Jego pojawienie się jest niczym przebłysk geniuszu, na-
ska władzy, umacniając raczej tkankę wewnętrznych relacji14. Również rodziny Ateny. Zgadzamy się z Clastresem również w tym, że maszyna
w przypadku najwyżej ewolucyjnie rozwiniętych społeczności ludzkich wojenna jest skierowana przeciw państwu, bądź to przeciw państwom
można przeciwstawić „towarzyskość” „uspołecznieniu”: grupy towa- potencjalnym, których kształtowanie się zażegnuje zawczasu, bądź to,
rzyskie bliskie są bandom i działają raczej na mocy upowszechnione- nawet w jeszcze większym stopniu, przeciw państwom aktualnym, któ-
go prestiżu niż przez odniesienie do ośrodków władzy, jak w przypad- rych zniszczenie stawia sobie za cel. W rzeczywistości maszyna wojen-
ku grup społecznych (znakomicie ową rozbieżność między wartościami na buduje się raczej w układach „barbarzyńskich”, właściwych wojow-
towarzyskimi a społecznymi przedstawił Proust). Eugène Sue, świato- nikom wiodącym koczowniczy tryb życia aniżeli w układach „dzikich”,
wiec i dandys, któremu legitymiści wytykali bywanie u członków rodu typowych dla społeczeństw pierwotnych. Tak czy inaczej, wykluczyć na-
d’Orléans, mawiać miał: „Nie trzymam się z rodziną, lecz ze sforą”. Sfory leży możliwość, by wojna prowadziła do powstania państwa, jak również
i bandy to grupy kłączastego typu, w przeciwieństwie do typu drzewia- to, by państwo było wynikiem wojny, której zwycięzcy narzucaliby w ten
stego, skupiającego się w organach władzy. To dlatego bandy, nawet ban- sposób nowe prawo zwyciężonym; maszyna wojenna skierowana jest
dy zbójeckie czy towarzyskie, są na ogół wcieleniami maszyny wojen- bowiem przeciw samej formie państwowej, zarówno aktualnej, jak i wir-
nej, różniącej się formalnie od każdego aparatu państwowego czy jego tualnej. Państwa nie sposób objaśniać ani jako wyniku wojny, ani przez
odpowiedników, który, przeciwnie, kształtuje strukturę społeczeństw rozwój sił ekonomicznych i politycznych. Pierre Clastres drąży zatem
scentralizowanych. Z pewnością dyscypliny nie należy uznawać za właś- przepaść między społeczeństwami przeciw-państwu, określanymi mia-
ciwość maszyny wojennej: dyscyplina staje się wymogiem armii z chwi- nem pierwotnych, oraz społeczeństwami państwowymi, określanymi
lą pozyskania jej przez państwo. Maszyna wojenna podlega jednak in- mianem potwornych, których kształtowania się nie sposób już objaśnić.
nym regułom, o których z pewnością nie sposób powiedzieć, że są więcej Clastres zafascynowany jest problemem „dobrowolnego poddaństwa”
warte, zachęcają jednak wojownika do zasadniczego niezdyscyplinowa- w duchu Boecjusza: w jaki sposób i z jakich powodów ludzie mogą chcieć
nia, podważania hierarchii, ciągłego szantażowania możliwością dezer- czy pragnąć własnego zniewolenia, w które nie popadli skutkiem nie-
cji i zdrady, karmiąc jego niezwykle drażliwe poczucie honoru, co kolej- chcianej i przegranej wojny? Dysponują wszak anty-państwowymi narzę-
ny raz staje na przeszkodzie kształtowaniu się państwa. dziami – skąd zatem bierze się i czemu służy państwo? Dlaczego zwycięża?
Co sprawia jednak, że tego rodzaju argumentacja nie w pełni nas Zgłębiając ten problem, Pierre Clastres zdaje się pozbawiać się środków,
przekonuje? Zgadzamy się z Clastresem, gdy wykazuje on, że państwa pozwalających na jego rozwiązanie15. Próbuje zhipostazować społeczeń-
nie daje się wyjaśnić ani rozwojem sił wytwórczych, ani różnicowaniem stwa pierwotne, czyniąc z nich swego rodzaju samowystarczalny byt (co
sił politycznych. Przeciwnie, to państwo pozwala na podejmowanie
15 Pierre Clastres, La société contre l’Etat, s. 170: „Pojawienie się państwa doko-
nało znaczącego typologicznego podziału na Dzikich i Cywilizowanych, cię-
13 Jacques Meunier, Les gamins de Bogota, Lettès 1977, s. 159 („szantażowanie roz- cia, po którym wszystko się zmieniło, czas bowiem przemienił się w Historię”.
proszeniem”), s. 177: jeśli trzeba, „to inni chłopcy, przez złożoną grę złośliwo- Chcąc wyjaśnić ów fakt, Clastres przywołuje przede wszystkim czynnik de-
ści i przemilczeń, zaszczepiają w nim przekonanie, że pora już opuścić ban- mograficzny („ani myśląc jednak o zastąpieniu determinizmu ekonomiczne-
dę”. Meunier podkreśla, jak bardzo kruchy jest los byłego ulicznika: nie tylko go jakimś determinizmem demograficznym”), jak również możliwy rozruch
ze względu na stan zdrowia, ale również z powodu trudności w integracji z „pół- wojowniczej maszyny (?) oraz, zupełnie nieoczekiwanie, pośrednią rolę swoi-
światkiem”, który jest dla niego społecznością nazbyt zhierarchizowaną, za bar- stego prorokowania, skierowanego wpierw przeciw „wodzom”, które wyłoniło
dzo scentralizowaną, zbytnio skupioną na organach władzy (s.178). Na temat następnie nowy rodzaj siejącej postać władzy. Nie sposób wszakże, rzecz jasna,
dziecięcych band por. również powieść Jorge Amado, Capitâes de areia, Livra- jednoznacznie rozstrzygnąć, jakich dogłębniej opracowanych rozwiązań tego
rio Martins 1944. problemu dostarczyć mógłby Clastres. Temat możliwej roli proroctw podję-
14 Por. I. S. Bernstein, La dominance sociale chez les primates, w: „La Recherche”, ty został w pracy Hélène Clastres, La terre sans mal, le prophétisme tupi-guarani,
nr 91, czerwiec 1978. Seuil 1975.

440 441
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

usilnie podkreśla). Z formalnej zewnętrzności czyni realną niezależność. społeczeństwa plemiennego, opisanego przez McLuhana. Kierunki te
Tym samym pozostaje więźniem ewolucjonizmu, zakładając stan natu- obecne są w każdym polu społecznym i w każdym okresie. Zdarza się na-
ry. Jednakże ów stan natury jest wedle niego rzeczywistością dogłębnie wet, że częściowo się na siebie nakładają: przykładowo, organizacja han-
społeczną, nie zaś czystym pojęciem, ewolucja zaś – gwałtowną zmia- dlowa jest również bandą grabieżców czy piratów – na pewnym odcinku
ną, nie powolnym rozwojem. Z jednej strony bowiem państwo wyłania przemierzanego przez siebie szlaku i w przypadku większości podejmo-
się nagle, od razu w całej okazałości, z drugiej zaś, społeczeństwa prze- wanych przez siebie działań. Również organizacje religijne rozpoczyna-
ciw-państwu dysponują precyzyjnymi mechanizmami, pozwalający- ją swą działalność jako bandy. Wynika stąd, że bandy, w nie mniejszym
mi je uniemożliwić, przeszkodzić w jego wyłonieniu. Sądzimy, że oba te stopniu niż organizacje światowe, zakładają pewną formę niesprowadzal-
twierdzenia są słuszne, brakuje jednak ich powiązania. Znamy oklepany ną do państwa, jak również to, że forma ta, jako zewnętrzna z koniecz-
schemat „od klanów do imperiów” i „od band do królestw”, nic jednak ności, przejawia się pod postacią wielokształtnej i rozproszonej maszyny
nie wskazuje na to, że ewolucja przebiegała w tym kierunku, skoro ban- wojennej. Oto, czym jest nomos, skrajnie odmienny od „prawa”. Forma
dy i klany są równie wysoko zorganizowane, jak królestwa-imperia. Nie państwowa, jako postać wewnętrzności, zmierza na ogół do samoodtwa-
sposób zerwać z ewolucjonistyczną hipotezą, pogłębiając rozziew mię- rzania, tożsama ze sobą mimo wszystkich odmian, w jakich się przeja-
dzy tymi dwoma terminami, innymi słowy przypisując bandom samo- wia, łatwo rozpoznawalna w granicach zakreślonych przez swe bieguny,
wystarczalność, a państwu tym bardziej cudowny czy potworny początek. odwołująca się zawsze do publicznego uznania (nie istnieje coś takiego,
Należałoby stwierdzić, że państwo istniało od zawsze w doskonałej, jak zamaskowane państwo). Zewnętrzna forma maszyny wojennej spra-
w pełni ukształtowanej formie. Im więcej odkryć dokonują archeologowie, wia jednak, że istnieje ona wyłącznie w swych metamorfozach: istnieje
tym częściej odkrywają imperia. Hipoteza Urstaat zdaje się znajdywać w równej mierze w innowacjach przemysłowych, w technologicznej wy-
potwierdzenie: „państwo we właściwym rozumieniu sięga najbardziej nalazczości, w obiegu handlowym, w wytworach religijnych, we wszyst-
zamierzchłych dziejów ludzkości”. Nie potrafimy sobie zgoła wyobrazić kich nurtach i prądach, dających się opanować państwom jedynie wtór-
społeczeństw pierwotnych nie mających kontaktu z państwami imperial- nie. Zewnętrzność i wewnętrzność, zmiennokształtne maszyny wojenne
nymi, czy to na peryferiach, czy w słabiej kontrolowanych strefach. Naj- wraz z tożsamościowymi aparatami państwa, bandy i królestwa, mega-
ważniejsza jest jednak hipoteza odwrotna, głosząca, że samo państwo od maszyny i imperia – wszystko to należy ujmować nie w kategoriach nie-
zawsze nawiązywało stosunki z pewnym zewnętrzem i jako takie nie daje zależności, lecz koegzystencji i konkurencji, w polu nieustannych interakcji.
się pomyśleć w oderwaniu od nich. Państwem nie rządzi prawo „Wszyst- To samo pole wpisuje swą wewnętrzność w państwa i opisuje swe zewnę-
ko albo Nic” (czy to w przypadku społeczeństw państwowych, czy prze- trze na tym, co wymyka się państwom lub się im przeciwstawia.
ciw państwu), włada nim raczej prawo wnętrza i zewnętrza. Państwo to
suwerenność. Suwerenność rządzi jednak jedynie o tyle, o ile jest zdol- Twierdzenie III: Zewnętrzność maszyny wojennej potwierdza rów-
na do uwewnętrznienia, lokalnego przywłaszczenia. Nie tylko nie istnie- nież epistemologia, pozwalająca uchwycić istnienie i trwałość „nauki
je uniwersalne państwo, ale i samo zewnętrze państw nie daje się sprowa- mniejszej” i „nomadyczności”
dzić do „polityki zewnętrznej” jako zbioru stosunków między państwami.
Zewnętrze rozpościera się w dwóch kierunkach jednocześnie: ku wiel- Istnieje rodzaj nauki czy też podejście naukowe, którego zaklasyfikowa-
kim maszynom światowym, rozgałęziającym się, w danym momencie, po nie, a nawet prześledzenie jego dziejów nastręcza, jak się zdaje, znaczne
całym oikumene i cieszącym się znaczną niezależnością względem państw trudności. Nie chodzi o „techniki” w obiegowym znaczeniu. Nie są to
(na przykład organizacje handlowe w rodzaju „wielkich kompanii”, kom- również „nauki” w sensie królewskim czy prawnym, ustalonym przez hi-
pleksy przemysłowe czy nawet formacje religijne, jak chrześcijaństwo, is- storię. Zdaniem Michela Serresa, jej ślad odnaleźć można zarówno w ato-
lam i niektóre ruchy profetyczne, mesjanistyczne itp.). Zarazem jednak mistycznej fizyce Demokryta i Lukrecjusza, jak i w geometrii Archime-
ku mechanizmom lokalnym, jak bandy, marginesy, czy mniejszości, któ- desa16. Cechy tej niezwykłej nauki można by ująć następująco: 1) przede
re wciąż jako społeczności segmentowe roszczą sobie prawa przeciw or-
ganom władzy państwa. Świat współczesny odsłania przed nami nad
16 Michel Serres, La naissance de la physique dans le texte de Lucrè. Fleuves et turbu-
wyraz szczegółowe obrazy tych dwóch ukierunkowań – ku maszynom lences, Minuit 1977. Serres jako pierwszy wyróżnił trzy wymienione tutaj punk-
ekumenicznym, ale również w stronę nawrotu pierwotności, nowego ty, czwarty natomiast zdaje się z nich wynikać.

442 443
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

wszystkim, byłaby ona oparta na modelu hydraulicznym, nie będąc te- większym stopniu „wydarzenie”, niż istotę: kwadrat nie istnieje już nie-
orią ciał stałych rozpatrującą ciecze jedynie jako szczególny przypadek; zależnie od kwadratury, sześcian od – kubatury, prosta – od rektyfikacji.
starożytny atomizm w istocie nie daje się oddzielić od przepływów jako O ile teoremat należy do porządku racjonalnego, to problem ma charak-
samej rzeczywistości, czyli ciekłości; 2) byłaby również wzorcem stawa- ter afektywny, nie daje się oddzielić od przekształceń, wywiedzeń i wy-
nia się i heterogeniczności, sprzeciwiającym się temu, co stabilne, wiecz- tworów w ramach samej nauki. Wbrew temu, co twierdzi Gabriel Marcel,
ne, tożsame i stałe. Podnosić samo stawanie się do rangi wzorca, a nie problem nie jest „przeszkodą”, lecz jej przezwyciężeniem, prze-rzuce-
drugorzędnej cechy właściwej kopii, wydaje się czymś „paradoksal- niem, czyli maszyną wojenną. To ów ruch, który królewska nauka stara
nym”. W Timajosie Platon przywołuje taką możliwość, jednak tylko po się powstrzymać, ograniczając, na ile to możliwe, udział „żywiołu proble-
to, aby ją wykluczyć i wykląć w imię nauki królewskiej. Na gruncie ato- mowego” i podporządkowując go „żywiołowi teorematycznemu”.
mizmu natomiast osławione odchylenie atomu dostarcza właśnie mo- Ta archimedejska nauka, czy też koncepcja nauki, jest z istoty zwią-
delu heterogeniczności i przechodzenia czy też stawania się heteroge- zana z maszyną wojenną: problematy są samą maszyną wojenną i nie
nicznym. Clinamen, jako kąt minimalny, ma sens jedynie między prostą dają się oddzielić od równi pochyłych, dążeń ku granicy, wirów i rzuto-
a krzywą, między krzywą a jej styczną, a jako taki dokonuje on pierwsze- wań. Zdaje się, że maszyna wojenna rzutowana jest na wiedzę abstrakcyj-
go zakrzywienia ruchu atomu. Clinamen to najmniejszy kąt, pod którym ną, formalnie odmienną od tej, która odbija aparat państwa. Zdaje się, że
atom zbacza z linii prostej. To dążenie do granicy, wyczerpywanie, model cała koczownicza wiedza rozwija się odśrodkowo, całkowicie inną dro-
paradoksalnie „wyczerpujący”. Z taką samą sytuacją mamy do czynienia gą niż nauki królewskie czy imperialne. Co więcej, owa koczownicza na-
w ramach geometrii archimedesowej, w której prosta, definiowana jako uka nieustannie jest „przekreślana”, tamowana lub zakazywana przez
„najkrótsza droga między dwoma punktami”, służy wyłącznie określeniu wymogi i warunki nauki państwowej. Archimedes, pokonany przez pań-
długości krzywej za pomocą rachunku przed-różniczkowego; 3) nie prze- stwo rzymskie, staje się symbolem18. Rzecz w tym, że obydwa typy nauki
chodzi się już od prostej do jej równoległych, w przepływie fazowym czy różnią się od siebie sposobem formalizacji, nauka państwowa zaś wciąż
warstwowym, lecz od krzywoliniowych odchyleń do kształtowania spiral narzuca swą formę suwerenności odkryciom nauki koczowniczej. Nie
i wirów na równi pochyłej: największa pochyłość dla najmniejszego kąta. przyjmuje ona z tej ostatniej niczego, czego nie może przechwycić i so-
Od turba do turbo, czyli od sfor lub band atomów do ogromnych organi- bie przyswoić, resztę zaś zmienia w zestaw ściśle określonych reguł, po-
zacji wirowych. Modelem jest tutaj ruch wirowy, w otwartej przestrze- zbawionych z gruntu statusu naukowego, lub też zwyczajnie ją zwalcza
ni, w której rozprzestrzeniają się rzeczy-przepływy, zamiast rozpoście- bądź obejmuje zakazem. W tej sytuacji, w której parający się koczowni-
rać zamkniętą przestrzeń dla rzeczy liniowych i stałych. Na tym polega czą nauką „mędrzec” wzięty jest niejako w dwa ognie, z jednej strony, ma-
różnica między przestrzenią gładką (wektorową, rzutową lub topologicz- szyny wojennej, karmiącej go, budzącej w nim natchnienie, z drugiej zaś,
ną) a przestrzenią żłobioną (metryczną): w pierwszym przypadku moż- państwa, wpajającego mu porządek rozumowy. Obrazuje ją, z całą właś-
na „zajmować przestrzeń bez jej uwzględniania/przeliczania”, w drugim ciwą jej dwuznacznością, figura inżyniera (zwłaszcza wojskowego). To-
przypadku „uwzględnia/przelicza się ją, by móc ją zająć”17. 4) Wreszcie też najważniejsze być może są przypadki graniczne, w których nauka ko-
model ten nie jest już teorematyczny, lecz problematyczny: figury roz- czownicza napiera na naukę państwową i odwrotnie, nauka państwowa
waża się w nim jako pobudzenia, sekcje, cięcia, łączenia i rzuty. Nie prze- przechwytuje, przywłaszcza sobie i przekształca osiągnięcia nauki ko-
chodzi się tutaj od rodzaju do gatunku przez swoiste różnice ani też przez czowniczej. Dotyczy to choćby sztuki zakładania obozów, czyli „kastra-
dedukcję od stałej istoty do wynikających z niej własności, lecz od prob- metacji”, która od zawsze wymaga operacji rzutowania oraz wytyczania
lemu do przypadłości, warunkujących go i pozwalających go rozwiązać. równi pochyłych: państwo zawłaszcza ów wymiar maszyny wojennej,
Mieszczą się w nim wszelkiego rodzaju odkształcenia, przekształcenia, podporządkowując go regulacjom cywilnym i metrycznym, pozwala-
dążenia do granicy, działania, w których każda figura oznacza w o wiele jącym znacznie zawęzić zasięg nauki koczowniczej, poddać ją kontroli

17 Pierre Boulez wyróżnił w ten sposób dwie czasoprzestrzenie muzyczne: w prze- 18 Paul Virilio, L’insécurité du territoire, Stock 1975, s. 120: „wiadomo, że wraz z Ar-
strzeni żłobionej metrum może być zarówno regularne, jak i nieregularne, jed- chimedesem kończy się młody wiek geometrii jako swobodnego i twórczego
nak zawsze daje się ono określić; w przestrzeni gładkiej z kolei cięcia lub prze- dociekania” (…) Nić tę, jak uczy tradycja, przeciął miecz rzymskiego legioni-
sunięcia „będzie można dokonać swobodnie, wedle własnej woli”; zob. Penser la sty: mordując geometryczną twórczość, państwo rzymskie podjęło się zadania
musique aujourd’hui, Gonthier 1963, s. 95-107. skonstruowania właściwego zachodowi geometrycznego imperializmu.

444 445
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

i ściśle umiejscowić, uniemożliwiając jej wyprowadzanie konsekwencji Carnot, Poncelet, Perronet i in.: zdanie sprawy ze szczególnej sytuacji
dla pola społecznego (w tym ujęciu Vauban, niejako następca Archime- każdego z tych uczonych, którymi nauka państwowa wysługiwała się,
desa, ponosi podobną porażkę). Dotyczy to geometrii wykreślnej i rzuto- ograniczając ich znajomość, poddając kontroli i zwalczając ich koncep-
wej, z których nauka królewska chce uczynić proste, praktyczne pochod- cje społeczne i polityczne, wymagałoby osobnej monografii.
ne tak zwanej wyższej geometrii analitycznej (stąd wynika dwuznaczna Morze jako przestrzeń gładka jest swoistym problemem maszyny
pozycja Monge’a czy Ponceleta jako „uczonych”19). Dotyczy to w równej wojennej. To na morzu, jak dowodzi Virilio, postawiony został problem
mierze rachunku różniczkowego, traktowanego przez czas dłuższy jako tzw. fleet in being [„floty w pogotowiu”], czyli zadania polegającego na zaj-
para-nauka i określanego mianem „gotyckiej hipotezy”, któremu nauka mowaniu otwartej przestrzeni za pomocą ruchu wirowego, wywołujące-
królewska przypisywała jedynie rangę wygodnej konwencji lub porząd- go skutki w dowolnym jej miejscu. Z tego względu najnowsze studia po-
nie ugruntowanej fikcji. Wielcy matematycy państwowi starają się mu święcone rytmowi i pochodzeniu tego pojęcia nie wydają się nam w pełni
nadać wyższy status, pod jednym wszak nie do odrzucenia warunkiem: przekonujące. Przekonuje się nas bowiem, że rytm nie ma nic wspólnego
usunięcia zeń wszelkich pojęć dynamicznych i koczowniczych, takich z ruchem fal, lecz określa ogólną „formę”, w szczególności zaś formę ru-
jak stawanie się, heterogeniczność, wielkości nieskończenie małe, dąże- chu „miarowego i taktowanego”21. Rytm wszelako nigdy się w pełni nie
nie do granicy, zmienna ciągła itp., poddając go cywilnym, statycznym pokrywa z miarą. A jeśli atomista Demokryt jest jednym z tych autorów,
i porządkowym regułom (pod tym względem zrozumiała staje się dwu- którzy posługują się pojęciem rytmu w znaczeniu formy, to nie wolno
znaczna sytuacja Carnota). Dotyczy to wreszcie modelu hydrauliczne- zapominać, że dotyczy to jedynie ściśle określonych warunków przepły-
go: skoro również państwo potrzebuje, bez wątpienia, nauki hydraulicz- wu, formy atomów zaś ustanawiają w pierwszym rzędzie wielkie nie-me-
nej (nie ma potrzeby powracać do tez Wittfogela, dotyczących wielkich tryczne zbiory, gładkie przestrzenie, takie jak powietrze, morze, a nawet
przedsięwzięć hydraulicznych podejmowanych przez imperium). Cho- ziemia [magnae res]. Istnieje oczywiście rytm miarowy, taktowany, któ-
dzi tutaj jednak o zupełnie inną jej postać, ponieważ państwo ma potrze- ry odsyła do biegu rzeki wyznaczanego przez jej koryto lub do formy żło-
bę skanalizowania owej siły hydraulicznej, poprowadzenia jej rurami bionej przestrzeni; jednak istnieje również rytm bez miary, który odsy-
i rowami, zapobiegającymi powstawaniu wirów, narzucającymi rucho- ła do rozpływającego się przepływu, czyli sposobu, w jaki płyn zajmuje
wi prostoliniowość, a samej przestrzeni żłobioną formę i miarę, płynom gładką przestrzeń.
zależność od ciał stałych, przepływom zaś bieg równoległy, nieciągły Przeciwieństwo to, a zwłaszcza owo graniczne napięcie między na-
i warstwowy. Tymczasem hydrauliczny model właściwy koczowniczej uką koczowniczą właściwą maszynie wojennej a właściwą państwu na-
nauce i maszynie wojennej polega na wirowym rozprzestrzenianiu się uką królewską, ujawnia się w różnych momentach i na różnych pozio-
po gładkiej powierzchni, wprawianiu w ruch zajmujący przestrzeń rów- mach. Dzieła Anne Querrien pozwalają ustalić dwa z tych momentów:
nocześnie wzbudzający wszystkie jej punkty, a nie byciu przez nią zatrzy- budowę gotyckich katedr w XII wieku oraz budowę mostów w XVIII i XIX
manym w przebiegu lokalnym, od jednego punktu do drugiego20. Demo- wieku22. Gotyk jest z zasady nieodłączny od chęci wznoszenia kościołów
kryt, Menaichmos, Archimedes, Vauban, Desargues, Bernoulli, Monge, większych i wyższych niż w epoce romańskiej. Zawsze więcej i wyżej...
Różnica ta nie ma jednak charakteru czysto ilościowego, wskazuje ona
19 Dzięki Monge’owi, a zwłaszcza Ponceletowi udało się wreszcie skutecznie wy- również na zmianę jakościową: stały stosunek między formą a materią
kroczyć poza ograniczenia zmysłowej, a nawet przestrzennej (przestrzeń żłobio- zanika, zaczyna się zacierać, ustępując miejsca dynamicznemu stosun-
na) reprezentacji, nie tyle ku symbolicznej władzy abstrakcji, ile ku wyobraźni
pozaprzestrzennej czy pozaoglądowi (ciągłość). Można odwołać się tutaj do ko-
kowi między materiałem a siłami. Ciosanie czyni kamień materiałem
mentarza Brunschvicga na temat Ponceleta zawartego w Les étapes de la philo-
sophie mathematique, PUF 1947. 21 Por. Émile Benveniste, Problèmes de linguistique générale, Bibliothèque des
20 Michel Serres (La naissance de la physique…, s. 105 i nast. analizuje pod tym ką- Sciences humaines 1966, Pojęcie rytmu w swym wyrazie językowym, s. 327-375.
tem spór między d’Alembertem a Bernoullim. Sprowadza się on, najogólniej Ten częstokroć uważany za rozstrzygający tekst wydaje się nam jednak niejed-
ujmu­jąc, do różnego modelowania przestrzeni: „Morzu Śródziemnemu braku- noznaczny, powołuje się on bowiem na Demokryta i atomizm, nie zdając spra-
je wody, a władzę dzierży ten, kto drenuje wody. Stąd też wynika ów świat fizycz- wy z problematyki hydraulicznej, także dlatego, że czyni z rytmu „wtórne wy-
ny, w którym istotą jest drenaż, clinamen zaś jawi się jako wolność, ponieważ jest specjalizowanie” formy cielesnej.
właśnie owym zaburzeniem, odrzucającym kontrolę pływów (…). Oto coś nie- 22 Anne Querrien, Devenir fonctionnaire ou le travail de l’État, Cerfi 1977. Posiłku-
pojętego dla teorii naukowej, niepojętego dla władcy wód. (…) Stąd też bierze się jemy się zarówno niniejszą książką, jak i innymi niepublikowanymi pracami
wielka postać Archimedesa – władcy ciał pływających i maszyn wojennych”. Anne Querrien.

446 447
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

zdolnym do udźwignięcia i złożenia sił nośnych i sił nacisku oraz umoż- i miary. Nauka królewska przyjmuje i wspiera jedynie perspektywę sta-
liwia wznoszenie coraz to wyższych i obszerniejszych sklepień. Sklepie- tyczną, podporządkowaną centralnie ulokowanej czarnej dziurze, zasy-
nie nie jest formą, lecz linią wyznaczającą zmienną ciągłą kamieni. To sającej jej cały heurystyczny i płynny potencjał. Niezwykła przygoda czy
tak, jak gdyby gotyk dokonywał podboju gładkiej przestrzeni, podob- przypadek Desargues’a był już jednak wcześniej wspólnym udziałem
nie jak romanizm pozostawał częściowo w ramach przestrzeni żłobionej gotyckich „czeladników”. Bowiem nie tylko Kościół w swej imperial-
(w której sklepienie zależy od układu równoległych filarów). Ciosanie nej postaci zdradzał potrzebę ścisłej kontroli posunięć koczowniczej na-
kamieni jest zatem nieodłączne, z jednej strony, od płaszczyzny rzutowa- uki – powierzył wszak templariuszom zadanie ustalenia miejsc i przed-
nia, bezpośrednio na ziemi, pełniącej funkcję płaskiej granicy, z drugiej miotów, zarządzania warsztatami i narzucenia dyscypliny budownictwu.
zaś, od serii następujących po sobie przybliżeń (ociosań) lub od naprze- Państwo świeckie jednakże, w postaci królewskiej, zwróciło się przeciw
miennego osadzania ogromnych kamieni. Z pewnością, uzasadnie- templariuszom, z rozmaitych powodów potępiając bractwa rzemieślni-
nia tego przedsięwzięcia szukano w aksjomatycznej geometrii Euklide- cze, między innymi w sprzeciwie wobec tego rodzaju operacyjnej czy też
sa: cyfry i równania miały być inteligibilną formą zdolną uporządkować mniejszej geometrii.
płaszczyzny oraz trójwymiarową przestrzeń. Wedle legendy wszelako, Czy Anne Querrien słusznie odkrywa echo tej samej historii w kon-
Bernard de Clairvaux szybko się jej wyparł jako nazbyt „trudnej”, po- tekście budowy mostów w XVIII wieku? Bez wątpienia do tego czasu wa-
wołując się na specyfikę operacyjnej geometrii archimedejskiej, rzuto- runki znacznie się zmieniły, gdyż podział pracy był wówczas określa-
wej i wykreślnej, określanej mianem nauki mniejszej, rozumianej raczej ny zgodnie z wymogami państwa. Niemniej, w ramach całości działań
jako mategrafia niż mateologia. Jego towarzysz, mnich-mularz Garin de departamentu Mostów i traktów sprawy drogowe podlegały ściśle scen-
Troyes, przywołuje z kolei operacyjną logikę ruchu, pozwalającą „wta- tralizowanej administracji, w odróżnieniu od spraw budowy mostów,
jemniczonemu” na wytyczenie, następnie zaś wycięcie, wielkości prze- nadal stanowiących materię aktywnych, dynamicznych i wspólnie po-
nikających przestrzeń oraz sprawienie, że „kontur zastępuje liczbę”23. dejmowanych eksperymentów. Trudaine organizował u siebie intrygu-
Nie chodzi zatem o reprezentację, lecz o tworzenie i przebieganie. Na- jące, wolne „zgromadzenia powszechne”, Perronet czerpał natchnienie
ukę tę charakteryzuje nie tyle brak równań, ile zupełnie odmienna przy- ze swobodnego modelu wschodniej proweniencji, w którym most nie
pisywana im rola: nie form bezwzględnie doskonałych, organizujących powinien zagradzać i tamować rzeki. Ciężarowi mostu, żłobionej prze-
materię, a „wytwarzanych” i „wyznaczanych” przez materiał na podsta- strzeni grubych i regularnych filarów, przeciwstawia on ich przerzedze-
wie jakościowego rachunku optimum. Cała ta archimedejska geometria nie i nieciągłość, obniżenie sklepienia, lekkość i ciągłą zmienność cało-
najwyższy swój wyraz, a zarazem tymczasowy punkt graniczny osiągnie ści. Jednak próba ta szybko napotkała zasadniczy opór i jak to się często
w XVII wieku, za sprawą niezwykłego siedemnastowiecznego matema- zdarza, państwo, mianując Perroneta dyrektorem szkoły, zablokowa-
tyka Desarguesa. Wzorem mu podobnych, sam Desargues napisał nie- ło tego rodzaju eksperymentalne przedsięwzięcia, miast je nagrodzić.
wiele, mimo to wywarł ogromny wpływ praktyczny, pozostawiwszy po Cała historia szkoły mostów i traktów pokazuje proces podporządko-
sobie szkice, bruliony oraz projekty skoncentrowane nieodmiennie na wywania starego i plebejskiego „ciała” górnictwu, pracom publicznym,
problemach-zdarzeniach: „Mroczna wiedza”, „szkic projektu ciosania politechnice i odpowiadającym im agendom rządowym i instytucjom
kamieni”, „szkic projektu sposobu postępowania z przecinaniem stoż- oświatowym, w którym właściwe mu działania poddawane są coraz bar-
ków przez płaszczyznę”... Desargues zostaje jednak potępiony przez pa- dziej rygorystycznej normalizacji25. Docieramy zatem do pytania: Czym
ryski parlament, zwalczany jest przez królewskiego sekretarza, a jego jest ciało kolektywne? Bez wątpienia wielkie ciała przynależne pań-
ćwiczenia z perspektywy zostają objęte zakazem24. Nauka królewska stwu są organizmami zróżnicowanymi i zhierarchizowanymi, które,
czy też państwowa nie uznaje i nie przyjmuje ciosania kamieni na spo- z jednej strony, dysponują monopolem władzy lub funkcji, z drugiej zaś,
sób inny niż panelowy (stanowiący przeciwieństwo przyciosywania)
w sytuacji przywrócenia prymatu ustalonego modelu formalnego, liczby 25 Anne Querrien, s. 26-27: „Czy państwo wznosi się na gruzach eksperymentu?
(…) Państwo nie jest placem budowy, jego przedsięwzięcia budowlane muszą
23 Zob. Raoul Vergez, Les illuminés de l’art royal, Julliard 1976. być krótkie. Narzędzia wytwarzane są po to, by działać, nie zaś w trybie społecz-
24 Girard Desargues, Oeuvres, Leiber 1864 (wraz z tekstem Michela Chasles’a, nej konstrukcji: z tego punktu widzenia państwo do prac budowlanych zatrud-
w którym rozpoznana zostaje ciągłość między Desarguesem, Monge’em i Pon- nia jedynie opłacanych przez siebie wykonawców i zarządców, zobligowanych
celetem, jako „założycielami współczesnej geometrii”). do postępowania zgodnie ze z góry ustalonym modelem doświadczalnym”.

448 449
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

rozdysponowują one lokalnie swych przedstawicieli. Łączy je szczególna dzę organiczną ani do lokalnej reprezentacji, a co odsyła do mocy ciała
relacja z rodzinami, ponieważ zapewniają one łączność pomiędzy dwo- wirowego w koczowniczej przestrzeni, choć z pewnością trudno rozwa-
ma krańcami: modelem rodzinnym i modelem państwowym, same zaś żać olbrzymie ciała nowoczesnego państwa tak, jak plemiona arabskie.
żyją jako wielkie rodziny urzędników, komisarzy, intendentów lub dzier- Chcemy rzec przede wszystkim, że ciała kolektywne mają zawsze obrze-
żawców. Wszelako wydaje się, że w wielu spośród tych ciał działa coś in- ża i mniejszości, stanowiące odpowiedniki maszyny wojennej, niekiedy
nego, co nie daje się sprowadzić do tego schematu. Nie jest to wyłącznie przybierające nader niespodziewane formy, w określonych układach, jak
uparta obrona ich przywilejów. Byłaby to również pewna zdolność, na- choćby budowanie mostów, wznoszenie katedr, wydawanie sądów, kom-
wet jeśli karykaturalna czy bardzo zdeformowana, do stania się maszyną ponowanie muzyki czy budowanie nauki i techniki… Oddział przywód-
wojenną (se constituer comme machine de guerre), przeciwstawiającą pań- czy egzekwuje swoje wymogi w trybie organizacji urzędników i organi-
stwu inne modele, inną dynamikę (dynamisme), inną koczowniczą am- zmu ich zwierzchników. Pojawiają się okresy, gdy państwo jako organizm
bicję. Istnieje na przykład bardzo stary problem lobby, grupy o płynnych ma problem z podległymi sobie oddziałami, i gdy oddziały te, roszcząc
konturach i w bardzo dwuznacznej pozycji względem państwa, na które sobie przywileje, są zmuszone do otwarcia się, wbrew sobie, na coś, co je
usiłuje ono wpływać, oraz względem maszyny wojennej, którą próbuje przekracza – krótki rewolucyjny moment, eksperymentalny pęd. To za-
promować, jakikolwiek byłby jej cel26. gmatwana sytuacja, w której za każdym razem trzeba analizować bieguny
Ciało nie daje się sprowadzić do organizmu, podobnie jak duch jed- i tendencje, charakter ruchów. Oddział rejentów niespodzianie występu-
ności nie sprowadza się do duszy organizmu. Duch nie jest lepszy, lecz je naprzód w roli Arabów czy Indian, następnie opanowuje się i przegru-
jest lotny, podczas gdy dusza ciąży, wyznacza ośrodek ciężkości. Czy powuje: cóż za komiczna opera, w której nigdy nie wiadomo, co zdarzy się
trzeba jeszcze przywoływać wojskowe źródło służby i poczucia jedności? za chwilę (bywa nawet, że ktoś rzuca hasło: „policja jest z nami!”).
Sama „wojskowość” nie liczy się tutaj tak bardzo, jak zamierzchłe źród- Husserl wspomina o proto-geometrii, odnoszącej się do błądzących
ło koczownictwa. Ibn Chaldun określił maszynę wojenną jako rody czy istot morfologicznych, istot wędrownych czy koczowniczych. Są one
line­aże, połączone z duchem jedności. Maszyna wojenna nawiązuje z ro- różne tak od rzeczy zmysłowych, jak i od istot idealnych, królewskich
dami zupełnie inny stosunek niż z państwem. Jest nie tyle podstawową czy imperialnych. Zajmująca się nimi nauka, proto-geometria, sama by-
komórką, ile nośnikiem gromadnym, toteż genealogia przenosi się z jed- łaby równie błądząca, w sensie wędrowności: ani niedokładna, jak rze-
nego rodu na drugi wedle możliwości danego rodu, do momentu, w któ- czy postrzegane, ani też ścisła, jak istoty idealne, lecz nie-dokładna, a jed-
rym osiągnięte zostaje maksimum „agnatycznej jedności”. To nie publicz- nak ścisła („niedokładna ze swej istoty, a nie przez przypadek”). Koło jest
na chwała decyduje o miejscu rodu w ramach organizmu państwa, lecz ustaloną istotą idealną, organiczną, lecz okrąg jest istotą błędną i płyn-
przeciwnie, to moc czy też sekretna cnota solidarności i zależności, odpo- ną, odrębną zarówno od koła, jak i od rzeczy okrągłych (wazonu, opo-
wiadające pochodzeniu, warunkują świetność w ramach oddziałów woj- ny, słońca). Figura teorematyczna jest istotą stałą, lecz jej przekształce-
skowych27. To coś, czego nie daje się sprowadzić do monopolu na wła- nia, deformacje, zerwania czy przyrost, wszystkie jej wariacje, tworzą
figury problematyczne i błędne, a zarazem ścisłe, pod postacią „soczew-
26 W kwestii „lobby Colbert” por. Daniel Dessert i Jean-Louis Jornet, Le Lobby ki”, „baldaszku” czy „solniczki”. Rzec można, że istoty błędne wydoby-
Colbert. Un royaume, ou une affaire de famille?, „Annales” 30, nr 6, listopad 1975. wają z rzeczy określenie stanowiące ich rzeczowość, będącą tym, co cie-
27 Zob. Ibn Chaldun, La Muqaddima, tłum. V. Monteil, Hachette 1965. Jeden lesne i prowadzące, być może, wręcz do samego ducha jedności28. Tylko
z głównych wątków tego arcydzieła dotyczy socjologicznego problemu „du-
cha jedności” oraz jego dwuznaczności. Ibn Chaldun przeciwstawia beduinizm
(rozumiany jako sposób życia, nie zaś jako pochodzenie etniczne) życiu osiad- beduińskie lineaże mobilizują „poczucie jedności” i wpisują się w nie jako nowy
łemu, czy też miejskiemu. Spośród wszystkich aspektów tego przeciwstawie- wymiar: asabijja czy isztirak, z którego to ostatniego określenia wywodzi się
nia pierwszy dotyczy odwróconego stosunku między tym, co publiczne a tym, arabskie określenie socjalizmu (Ibn Chaldun nalega na nieobecność „władzy”
co tajemne: nie tylko istnieje tajemnica beduińskiej maszyny wojennej, w prze- u przywódcy plemienia, który nie dysponuje monopolem na przymus państ­
ciwieństwie do jawności obywatela państwa, lecz w pierwszym przypadku wowy). Miejskość natomiast czyni z ducha jedności wymiar władzy oraz upo-
„chwała” wypływa z tajemnej solidarności, w drugim zaś tajemnica podporząd- dabnia go do „samowładztwa”.
kowuje się wymogom chwały. Po drugie, beduinizm znamionuje równocześnie 28 Podstawowe teksty Husserla to Idee I, tłum. D. Gierulanka, PWN 1967, par. 74
wielka czystość i swoboda lineaży oraz genealogii, miejski tryb życia zaś buduje i O pochodzeniu geometrii, (L’ origine de la géométrie , tłum. J. Derrida, PUF 1962;
lineaże nader nieczyste, a jednocześnie sztywne i niezmienne: między jednym wraz z bardzo ważnym komentarzem Derridy, s. 125-138). Jako że problem doty-
a drugim biegunem solidarność zmienia swój sens. Po trzecie i najważniejsze, czy nauki mętnej, a równocześnie ścisłej, należy odnieść się do sformułowania

450 451
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

dlaczego Husserl upatruje w tym proto-geometrię, coś jedynie pośred- katedry tu i tam, zaludniających place budów, dysponujących niewygod-
niego, nie zaś czystą naukę? Dlaczego uzależnia on czyste istoty od dąże- ną dla państw czynną i bierną władzą (ruchliwość oraz strajk). W odpo-
nia ku granicy, choć każde dążenie ku granicy należy, jako takie, do tego, wiedzi na nie państwo uciekało się do kontroli nad warsztatami, prze-
co błądzące? Istnieją przede wszystkim dwie formalnie różne koncep- prowadzania we wszystkich obszarach podziału pracy nadrzędnego
cje nauki oraz jedno i to samo – ontologicznie rozumiane – pole współ- rozróżnienia między tym, co intelektualne, a tym, co wykonywane ręcz-
oddziaływania, gdzie nauka królewska nie przestaje zawłaszczać treści nie, między teorią a praktyką, wzorowanego na podziale na „rządzących”
koczowniczej czy też mętnej nauki, i gdzie ta nie przestaje prowadzić do i „rządzonych”. W naukach koczowniczych, podobnie jak w naukach
wycieku treści nauki królewskiej. Ostatecznie liczy się tylko stale rucho- królewskich, dopatrzyć się można pewnej „płaszczyzny”, jednak zupeł-
ma granica. U Husserla (podobnie jak u Kanta, choć w przeciwnym zna- nie innego rodzaju. Naziemnej płaszczyźnie gotyckiego rzemieślnika
czeniu – okrąg jako „schemat” koła) odnaleźć można równocześnie nader przeciwstawia się bowiem metryczny plan zapisany w papierach archi-
uczciwą ocenę nieusuwalności nauki koczowniczej, ale również troskę tekta poza placem budowy. Płaszczyźnie spójności, czy też kompozycji,
człowieka oddanego państwu lub opowiadającego się za państwem, tro- przeciwstawia się inna płaszczyzna – płaszczyzna organizacji i forma-
skę o utrzymanie ustawodawczego i ustanawiającego prymatu nauki cji. Ciosaniu kamieni przez obciosywanie przeciwstawia się ciosanie
królewskiej. Za każdym razem, gdy obstaje się przy owym prymacie, przez łupanie panelowe, zakładające przygotowanie reprodukowalnego
czyni się z nauki koczowniczej instancję przednaukową, paranaukową, modelu. Nie chodzi jedynie o to, że praca wykwalifikowana jest już nie-
subnaukową. Przede wszystkim zaś nie sposób wówczas zgłębić stosun- potrzebna – potrzeba pracy niewykwalifikowanej, dekwalifikacji pracy.
ków łączących naukę z techniką czy naukę z praktyką, ponieważ nauka Państwo nie nadaje władzy intelektualistom lub projektantom, przeciw-
koczownicza nie jest zwykłą techniką lub praktyką, lecz polem nauko- nie, czyni z nich ściśle zależny od siebie organ, obdarzony jedynie złud-
wym, w którym problem owych stosunków zostaje postawiony i rozwią- ną autonomią, a jednocześnie wystarczający do pozbawienia wszelkiej
zany zupełnie inaczej, niż z punktu widzenia nauki królewskiej. Państwo mocy tych, którzy jedynie odtwarzają lub wykonują plan. Nie zapobie-
nie przestaje wytwarzać i odtwarzać kół idealnych, do wykonania okrę- ga to trudnościom, jakie wciąż napotyka owo państwo, z owym zespo-
gu potrzeba jednak maszyny wojennej. Dlatego też ustalenia wymagają łem intelektualistów, które samo zrodziło, a które zagraża mu, zgłaszając
właściwości nauki koczowniczej, zarówno w celu zrozumienia represji, wciąż nowe, koczownicze i polityczne roszczenia. W każdym razie, jeśli
jakiej podlega, jak i obejmującego ją współdziałania. państwo wciąż zmuszane jest do tłumienia nauk mniejszych i koczow-
Nauka koczownicza nie pozostaje w takiej samej relacji do pracy, niczych, jeśli przeciwstawia się istotom błędnym, operacyjnej geometrii
jak nauka królewska. Nie dlatego, że cechuje ją mniejszy podział pracy, rysu, to nie ze względu na nieścisłość czy niedoskonałość treści owych
tylko inny. Znany jest problem, jaki państwa miały zawsze z „cechami”, nauk ani też ze względu na ich magiczny bądź tajemny charakter, lecz
koczowniczymi czy wędrownymi zespołami murarzy, cieśli, kowali itp. dlatego, że niosą one ze sobą podział pracy przeciwstawiający się samym
Unieruchomić, osadzić siłę roboczą, uregulować strumień pracy, wtło- normom państwowym. Nie jest to różnica o charakterze zewnętrznym:
czyć go w kanały i przewody, stworzyć korporacje w znaczeniu organi- sposób, w jaki nauka lub jej koncepcja uczestniczą w organizacji pola
zmów, a co do reszty, wykorzystać przymusową siłę roboczą, rekrutowa- społecznego, zwłaszcza zaś narzuca podział pracy, stanowi część samej
ną na miejscu (pańszczyzna) bądź wśród rdzennej ludności (warsztaty tej nauki. Nauka królewska nie daje się oddzielić od modelu „hylemor-
organizacji dobroczynnych) – od zawsze było to jedną z podstawowych ficznego”, zakładającego równocześnie formę organizacji materii oraz
spraw państwa, domagającego się równocześnie położenia kresu włóczę- materię przygotowaną na potrzeby formy. Częstokroć pokazywano, że
gostwu band i koczownictwu oddziałów. Wracamy do przykładu gotyku schemat ten wynika nie tyle z techniki czy życia, ile z podziału społeczeń-
po to, by przywołać sposób podróżowania rzemieślników, wznoszących stwa na rządzących i rządzonych, a następnie na intelektualistów i pra-
cowników fizycznych. Co dlań znamienne, wszelką materię umieszcza
Michela Serresa, będącego komentarzem do figury zwanej salinonem: „jest ona się po stronie treści, wszelka forma zaś przechodzi w wyrażenie. Nauka
ścisła i nie-dokładna. A nie określona dokładnie czy niedokładnie. Dokładna koczownicza jest zatem, jak się zdaje, bardziej wyczulona bezpośrednio
jest jedynie metryka” (Michel Serres, La naissance de la physique, s. 29). Praca na związek treści i wyrażenia dla nich samych, przy czym każdy z tych
Gastona Bachelarda Essai sur la connaissance approchée (Vrin 1927) pozostaje
najlepszym studium zabiegów i sposobów ścisłego ustanawiania tego, co nie- dwóch terminów miałby formę i materię. Toteż dla nauki koczowniczej
-dokładne i jego twórczej roli w nauce. materia nigdy nie jest czymś gotowym, czyli ujednorodnionym, lecz ze

452 453
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

swej istoty jest nośnikiem osobliwości (ustanawiających formę treści). zamiast ustanawiać jakąś formę ogólną. Dokonują one ujednostkowień
Wyrażenie z kolei nie jest formalne, lecz nieodłączny od właściwych cech za sprawą wydarzeń oraz istności, nie zaś poprzez „przedmiot” jako zło-
(stanowiących materię wyrażenia). Przekonamy się, że to zupełnie inny żenie materii i formy; istoty błędne są właśnie owymi istnościami. Pod
schemat. Pewien pogląd na ową sytuację daje przywołanie najogólniej- każdym z tych względów logos przeciwstawia się nomos, prawo zaś – no-
szej charakterystyki sztuki koczowniczej, w której dynamiczne połącze- mos, co pozwala stwierdzić, że prawo ma wciąż jeszcze „nazbyt moralny
nie podkładu ze zdobieniem zastępuje dialektykę materii i formy. Tym posmak”31. W każdym razie, rzecz w tym, że model prawny ignoruje siły,
samym, na gruncie owej nauki, przejawiającej się zarówno jako sztuka, grę sił. Widać to szczególnie dobrze w przestrzeni jednorodnej, odpo-
jak i technika, istnieje już pełen podział pracy, nie zapożycza on jednak wiadającej modelowi równomierności. Jednorodna przestrzeń nie jest
dwoistości formy i materii (nawet w przypadku wzajemnie jednoznacz- w żadnym razie przestrzenią gładką, przeciwnie, jest to forma przestrze-
nych odniesień). Podąża ona raczej za związkami między osobliwościa- ni żłobionej. Przestrzeni filarów. Jest ona żłobiona przez spadanie ciał,
mi materii i właściwościami wyrażenia, sytuując się na poziomie tych przez pionowe linie ciążenia, rozmieszczenie materii w równoległych
związków; naturalnych lub wymuszonych29. Jest to inna organizacja pra- obszarach, płaszczyznowy czy warstwowy przepływ strumieni. To owe
cy i pola społecznego przez pracę. prostopadłe równoległe, które uformowały niezależny wymiar, zdolny
Należy przeciwstawić dwa modele nauki śladem Platona, który do udzielania się wszędzie, do formalizowania wszelkich innych wymia-
dokonał tego w Timajosie30. Pierwszy można określić mianem równo- rów, do żłobienia dowolnej przestrzeni we wszystkich kierunkach i przez
miernego, drugi zaś – mianem nierównego. Równomiernym jest wzorzec to do jej ujednolicania. Pionowa odległość między dwoma punktami za-
prawny lub prawniczy zapożyczony przez naukę królewską. Badania nad pewnia tryb porównania dla odległości poziomej dwóch innych punk-
prawami opierają się na wydobywaniu pewnych stałych, nawet jeśli są tów. Powszechne ciążenie byłoby w tym znaczeniu prawem każdego
one wyłącznie stosunkami między zmiennymi (równania). Niezmien- prawa, o ile reguluje ono wzajemnie jednoznaczne odniesienie między
na forma zmiennych, materia zmienna tego, co niezmienne, to właś- dwoma ciałami; a za każdym razem, gdy nauka odkryje nowe pole, stara
nie leży u podstaw wzorca hylemorficznego. Z drugiej strony, nierówność się je sformalizować na modłę pola grawitacyjnego. Nawet chemia sta-
jako element nauki koczowniczej odsyła raczej do relacji między ma- ła się nauką królewską właśnie poprzez teoretyczne rozwinięcie pojęcia
teriałem a siłami, niż między materią a formą. Nie idzie tutaj już ściśle ciężaru. Przestrzeń euklidesowa opiera się na słynnym postulacie o li-
o wydobycie stałych w oparciu na zmiennych, lecz o wprawienie samych niach równoległych, jednak linie te mają charakter grawitacyjny i odno-
zmiennych w proces ciągłej zmiany. Jeśli nadal istnieją równania, są to szą się do sił, jakie ciążenie wywiera na wszystkie elementy danego ciała,
jedynie do-równania, nierówności, równania różniczkowe, niesprowa- mającego tę przestrzeń wypełnić. Oto punkt zaczepienia dla wypadko-
dzalne do postaci algebraicznej i niedające się oddzielić od zmysłowe- wych wszelkich sił równoległych, który pozostaje niezmienny wraz ze
go oglądu zmienności. Uchwytują one lub określają osobliwości materii zmianą ich wspólnego kierunku czy obrotem ciała (punkt ciężkości). Mó-
wiąc krótko, siła ciążenia, jak się zdaje, leży u podstawy przestrzeni war-
stwowej, żłobionej, jednorodnej i wyśrodkowanej; warunkuje ona ściśle
29 Gilbert Simondon znacznie pogłębił analizę i krytykę schematu hylemorficz-
nego oraz jego społecznych założeń („forma odpowiada temu, co człowiek, któ- mnogości zwane metrycznymi, drzewiastymi, których wielkości pozo-
ry dowodzi, pomyślał w swoim wnętrzu, a co musi wyrazić w sposób pozytywny stają niezależne od sytuacji i wyrażają się w jednostkach lub punktach
w uporządkowaniu: forma przynależy zatem do porządku tego, co wyrażalne”). (ruchach z jednego punktu do drugiego). To nie z powodu metafizycznej,
Temu schematowi formy i materii przeciwstawia Simondon schemat dyna-
miczny, w którym materia obdarzona jest osobliwościami-siłami bądź energe-
lecz z powodu z gruntu naukowej troski uczeni w XIX wieku częstokroć
tycznymi warunkami systemu. Pojawia się tutaj całkiem odmienna koncepcja głowili się nad możliwością sprowadzenia wszystkich sił do siły ciążenia,
stosunków między nauką a techniką. Por. L’individu et są genèse physico-biolo­ a zwłaszcza do formy przyciągania, nadającej mu walor powszechności
gique, PUF 1964, s. 42-56.
(stały stosunek wszystkich zmiennych) i wzajemnie jednoznaczny za-
30 W Timajosie (28-29) Platon rozważa przez krótką chwilę możliwość tego, by sta-
wanie się nie było wyłącznie nieuchronną cechą kopii czy odwzorowania, lecz kres (za każdym razem dwa ciała i ani jednego więcej...). Oto wewnętrz-
samo stanowi model mogący konkurować z Tożsamością i Jednością. Przywo- na forma wszelkiej nauki.
łuje on tę hipotezę jednak tylko po to, by natychmiast ją odrzucić, prawdą jest
bowiem, że jeśli stawanie się jest wzorcem, znika nie tylko dwoistość wzorca
i kopii, wzorca i odwzorowania, również same pojęcia wzorca i odwzorowania 31 Friedrich Nietzsche, Werke. Kritische Gesamtausgabe, opr. Giorgio Colli, Mazzi-
tracą wszelki sens. no Montinari, VII-3 (tzn. t. VII cz. 3), De Gruyter 1974, s. 283.

454 455
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

Wszystko pozostałe to nomos bądź nierówność. Nie oznacza to jed- ani tym bardziej struktury mitologicznej (mimo wykazania przez Du-
nak, że pozostałe siły przeczą grawitacji czy sprzeciwiają się przyciąga- mézila mitologicznej doniosłości owej opozycji, zwłaszcza w odniesie-
niu. Co prawda nie pozostają z nimi w sprzeczności, niemniej z nich nie niu do roli aparatu państwa, jego „ciężkości”). Przeciwstawienie to ma
wynikają, nie są od nich zależne, lecz zaświadczają zawsze o zdarzeniach równocześnie charakter jakościowy i naukowy, jako że prędkość nie
dodatkowych czy „afektach zmiennych”. Za każdym otwarciem pewne- jest wyłącznie właściwością abstrakcyjną ruchu w ogóle, lecz ucieleśnia
go pola nauki, w warunkach, które czynią je pojęciem dalece ważniej- się w ruchomym ciele, które odchyla się w możliwie niewielkim stop-
szym od formy i przedmiotu, pole to utwierdza przede wszystkim swą niu od linii pionowego spadku lub ciężkości. Powolność i szybkość nie są
niesprowadzalność do pola przyciągania oraz do modelu sił ciążenia, ilościowymi stopniami ruchu, lecz dwoma jakościowo różnymi typami ruchu,
mimo że się im nie sprzeciwia. Domaga się „czegoś więcej”, potwierdza bez względu na prędkość pierwszego i opóźnienie drugiego. O puszczo-
swą nadmiarowość, osadzając się samo w owym nadmiarze, w owym nym i spadającym ciele, niezależnie od szybkości, z jaką leci, nie powie-
odstępie. Chemia dokonuje decydujących postępów na drodze wzbo- my, że obdarzone jest prędkością, lecz przede wszystkim powolnością,
gacenia ciężaru i ciążenia wiązaniami innego typu, na przykład elek- nieskończenie malejącą zgodnie z prawem ciążenia. Ciężki byłby ruch
trycznymi, przekształcającymi charakter równań chemicznych32. Nale- warstwowy, drążący przestrzeń, przemieszczający się z jednego punk-
ży wszakże zauważyć, że już najprostsze rozważania dotyczące prędkości tu do drugiego. Szybkość wszelako, chyżość orzekałoby się jedynie o ru-
uwzględniają rozróżnienie na pionowe spadanie i ruch krzywoliniowy chu, który odchyla się w stopniu minimalnym i wprawia się w konse-
lub, bardziej ogólnie, między prostą a krzywą w różniczkowej postaci cli- kwencji w ruch wirowy, zajmując gładką przestrzeń, a wręcz samemu ją
namenu, czyli najmniejszego możliwego odchylenia, minimalnego przy- wytyczając. W przestrzeni tej materii jako przepływu nie daje się już po-
rostu. Przestrzeń gładka to właśnie przestrzeń najmniejszego odchyle- dzielić na równoległe części, ruchu zaś nie da się przypisać jakichkolwiek
nia, wszak jednorodność zachodzi wyłącznie między nieskończenie wzajemnie jednoznacznych relacji między punktami. W tym znaczeniu
bliskimi sobie punktami, zetknięcie i zespolenie zaś dokonuje się nie- jakościowe przeciwieństwo między ciężkością a szybkością, ciężkim
zależnie od jakiegokolwiek określonego toru. To przestrzeń styku, drob- a lekkim, powolnym i gwałtownym, gra nie tyle rolę wymiernego, na-
nych działań stycznych, dotykowych czy ręcznych w większym stopniu ukowego określenia, ile warunku pokrywającego się z nauką jako taką,
niż wzrokowych, inaczej niż w przypadku żłobionej przestrzeni euklide- który określa zarówno rozdzielenie, jak i mieszanie się dwóch wzorców
sowej. Przestrzeń gładka jest polem bez przewodów i kanałów. Pole, gład- czy modeli, ich wzajemne przenikanie, dominację jednego nad drugim,
ka, niejednorodna przestrzeń, obejmuje pewien bardzo szczególny typ ich alternatywność. I to właśnie w kategoriach alternatywnej relacji mię-
mnogości: mnogości niemetryczne, acentryczne, kłączaste, zajmujące dzy mieszaninami a złożeniami Michel Serres rozpatruje całość nauki fi-
przestrzeń bez jej „uwzględniania” czy „zliczania”, a które „zgłębiać moż- zyki, która w jego nad wyraz trafnym sformułowaniu „sprowadza się do
na jedynie przez nie wędrując”. Nie są posłuszne wzrokowemu warunko- dwóch gałęzi: ogólnej teorii dróg i ścieżek oraz globalnej teorii pływów”33.
wi władzy obserwowania z określonego punktu zewnętrznej względem Należy przeciwstawić sobie dwa rodzaje nauk lub protokołów na-
nich przestrzeni: system dźwięków czy kolorów w przeciwieństwie do ukowych: pierwszy z nich opiera się na „odtwarzaniu”, drugi na – „podą-
euklide­sowej przestrzeni. żaniu”. Jeden byłby odwzorowywaniem, powtarzaniem i nieustannym
W przeciwstawieniu prędkości i powolności, szybkości i ociężało- powielaniem, drugi zaś – wędrówką, czyli całością wędrownych, podróż-
ści, celeritas i gravitas nie można upatrywać jedynie różnicy ilościowej nych nauk. Zbyt łatwo sprowadza się wędrowność do warunków tech-
nicznych czy zastosowań i sprawdzalności nauk. Nie jest tak – podążanie
32 W istocie sytuacja ta jest w sposób oczywisty o wiele bardziej skomplikowa- nie jest zgoła tym samym, co odtwarzanie, i nigdy nie podąża się za czymś,
na, grawitacja nie jest bowiem jedyną cechą panującego modelu: do grawita- by to odtwarzać. Ideał odtwórstwa, dedukcji albo indukcji, przynależy
cji dołączyć należałoby jeszcze ciepło (już na gruncie chemii, z ciężarem łączy
do nauki królewskiej zawsze i wszędzie, traktując różnice czasu i prze-
się spalanie). Jednak nawet tam problemem staje się ustalenie, w jakiej mierze
pole termiczne odbiega od przestrzeni ciążenia albo się z nią łączy. Typowy przy- strzeni jak mnogość zmiennych, z których prawo wydobywa jakąś sta-
kład w tym kontekście podaje Monge, wychodząc od powiązania ciepła, świat- łą ich postać: w przestrzeni grawitacyjnej i żłobionej wytworzenie tych
ła i elektryczności ze „zmiennymi pobudzeniami ciała”, którymi zajmuje się „fi- samych zjawisk wymaga jedynie zachodzenia tych samych warunków
zyka szczegółowa”, w odróżnieniu od fizyki ogólnej, traktującej o rozciągłości,
ciężkości i rozmieszczeniu. Dopiero w drugiej kolejności Monge scala pola na
gruncie fizyki ogólnej (Anne Querrien). 33 Michel Serres, La naissance de la physique, s. 65.

456 457
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

lub tego samego stosunku między różnymi warunkami i zmiennymi zja- przestrzeni odtwarzania, zamiast podążać za nią nieustannie w trybie
wiskami. Odtwarzanie zakłada stałość ustalonego punktu widzenia, ze- „badania przez wędrowanie”35. Oto triumf logosu czy prawa nad nomosem.
wnętrznego względem tego, co odtwarzane: obserwowanie przepływu, Wszelako, ściśle biorąc, złożoność tego działania świadczy o oporze, jaki
gdy stoi się na brzegu. Podążanie jednak różni się od ideału odtwarzania. musi ono przezwyciężyć. Zawsze, gdy odnosimy dane podejście i proces
Nie jest czymś lepszym, lecz czymś innym. Zmuszonym do podążania podróżny do właściwych im wzorców, okazuje się, że punkty odzyskują
jest się wobec tego wówczas, gdy poszukuje się „osobliwości” materii czy swe osobliwe umiejscowienie, co wyklucza jakąkolwiek wzajemnie jed-
raczej materiału, nie zaś w dążeniu do odkrycia formy; gdy ucieka się od noznaczną relację, strumień zaś wprawiony zostaje w swój krzywolinio-
siły grawitacyjnej, chcąc włączyć się w pole szybkości; gdy przestaje się wy i wirowy bieg, odrzucający jakąkolwiek wektorową równoległość;
kontemplować przepływ warstwowego strumienia w określonym kie- przestrzeń gładka odzyskuje własności styczne, odbierające jej jednorod-
runku i zostaje się porwanym przez strumień wirowy; gdy angażuje się ny i żłobiony kształt. Pewien nurt nie pozwala królewskim naukom od-
w ciągłą zmianę zmiennych, zamiast wydobyć z niej stałe itd. Sens Zie- twórczym uwewnętrznić w pełni i włączyć w siebie nauk podróżnych czy
mi ulega dogłębnej przemianie: zgodnie z modelem prawnym, nie prze- wędrownych. Zawsze też znajdzie się pewien wędrowny uczony, które-
stajemy się reterytorializować w pewnym punkcie widzenia, w pewnym go państwowi uczeni za wszelką cenę usiłują pokonać, włączyć czy wejść
obszarze, w oparciu na pewnym zestawie stałych relacji; w modelu po- z nim w sojusz, proponując mu niekiedy wręcz jakieś pomniejsze miej-
dróżnym z kolei sam proces deterytorializacji ustanawia i rozpościera te- sce w prawnym systemie nauki i techniki.
rytorium. „Najpierw idź do starej rośliny zwracając baczną uwagę, w któ- Nie chodzi o to, że nauki podróżne w większym stopniu przesiąk-
rą stronę spłynęła deszczówka. Deszcz musiał daleko ponieść nasiona. nięte są irracjonalnym duchem, tajemnicą czy magią. Stają się takie, je-
Przyjrzyj się rowkom wyżłobionym przez wodę i na tej podstawie ustal dynie wychodząc z użycia, popadłszy w zapomnienie. Nauki królewskie
kierunek strumienia. Wszystkie okazy czarciego ziela rosnące pomię- w równym stopniu otaczają się kapłaństwem i magią. Rywalizacja obu
dzy tymi dwoma punktami należą do ciebie. Później (...) będziesz mógł modeli ukazuje raczej to, że nauki podróżne czy koczownicze nie pre-
rozszerzyć swoje terytorium”34. Istnieją nauki podróżne, wędrowne nauki destynują nauki do objęcia władzy ani nawet do samodzielnego rozwo-
opierające się na podążaniu za strumieniem ku polu wektorowemu, w któ- ju. Nie mają po temu środków, ponieważ podporządkowują wszystkie
rym osobliwości rozkładają się niczym niezliczone „przypadki”. Przykłado- swe procedury zmysłowym warunkom oglądu i konstruowania, podą-
wo, z jakich powodów pierwotna metalurgia jest z konieczności nauką żając za strumieniem materii, śledząc i łącząc gładką przestrzeń. Wszyst-
podróżną, nadającą kowalom na poły koczowniczy status? Można by wy- ko ujęte jest w obiektywną strefę falowania, pokrywającą się z rzeczywi-
suwać zarzuty, że w takich przykładach cały czas idzie o przemieszczanie stością jako taką. Niezależnie od subtelności i ścisłości „przybliżonego
się z jednego punktu do drugiego (nawet jeśli są one osobliwe), wzdłuż poznania”, podlega ono nadal zmysłowym i czułym ocenom, sprawia-
pewnych kanałów, a także, że ów strumień daje się dzielić na odcinki. To jącym, że przysparza więcej problemów, niż ich rozwiązuje: działa wy-
prawda jedynie o tyle, o ile podróżne procesy i działania odnosi się wy- łącznie w trybie problematyki. Właściwością nauki królewskiej z kolei,
łącznie do przestrzeni żłobionej i o ile formalizuje je nauka królewska, teorematycznej czy aksjomatycznej władzy, jaką sprawuje, jest odar-
oddalająca je od właściwego im wzorca i podporządkowująca je włas- cie wszelkich procedur z charakteru oglądu, co pozwala uczynić z nich
nemu modelowi, pozwalającemu im trwać jedynie w postaci „techniki” prawdziwie pojęcia wewnątrzpochodne, czyli „kategorie”. Oto dlaczego
czy „nauk stosowanych”. Co do zasady przestrzeń gładka, pole wekto- deterytorializacja na gruncie tej nauki zakłada reterytorializację w apa-
rów, niemetryczna mnogość dają się przełożyć i z konieczności przekła- racie pojęciowym. Bez tego kategorycznego i apodyktycznego aparatu
dają się na „nierównomierność”: to podstawowe działanie, poprzez które działania różniczkowe byłyby zmuszone podążać za linią rozwoju dane-
przystawia się nieustannie w każdym punkcie gładkiej przestrzeni stycz- go zjawiska; co więcej, w przypadku eksperymentów prowadzonych na
ną do niej przestrzeń euklidesową, obdarzoną wystarczającą liczbą wy-
miarów, przez co wprowadza się na powrót równoległość dwóch wekto- 35 Albert Lautman wykazał nader przekonująco, że przestrzenie riemannowskie
rów, rozpatrując mnogość jako zanurzoną w owej jednorodnej i żłobionej przykładowo dopuszczają euklidesową koniunkcję umożliwiającą w sposób
stały określać równoległość dwóch sąsiednich wektorów; odtąd zamiast badać
mnogość na drodze jej przemierzania, rozważa się ją jako „zanurzoną w prze-
34 Carlos Castaneda, Nauki don Juana, tłum. A. Szostkiewicz, Wydawnictwo Lite- strzeni euklidesowej o wystarczającej liczbie wymiarów” (zob. Les schémas de
rackie 1991, s. 137. structure, Hermann 1938, s. 23-24, 43-47).

458 459
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

wolnym powietrzu, budowli wznoszonych na gołej ziemi, nie dysponu- Problem II : Czy istnieje sposób na odcięcie myślenia od modelu pań-
je się nigdy współrzędnymi pozwalającymi na podniesienie ich do rangi stwowego?
trwałego wzorca. Niektóre spośród tych wymogów przekłada się na ka- Twierdzenie IV: Zewnętrzność maszyny wojennej jest zaświadczana,
tegorie „bezpieczeństwa”: pod koniec XII wieku walą się w gruzy dwie wreszcie, przez noologię
katedry, w Orleanie i Beauvais, bilanse kontrolne w odniesieniu do bu-
dowli wzniesionych na podstawie nauk podróżnych trudno wszak prze- Zdarza się krytykować treść myśli uznawanych za nazbyt konformistycz-
prowadzić. Wszelako, mimo że bezpieczeństwo ma kluczowe znaczenie ne. Zasadnicze pytanie dotyczy jednak przede wszystkim samej formy.
dla teoretycznych norm państwowych, podobnie zresztą jak ideał poli- Myślenie już samo z siebie ma być zgodne z wzorcem zapożyczonym od
tyczny, idzie również o coś innego. Ze względu na wszystkie swe proce- aparatu państwa, który wyznaczałby jego cele i drogi, ścieżki, przewody,
dury osiągnięcia nauk podróżnych nader szybko zaczynają przekraczać kanały, organy, cały organon. Mielibyśmy zatem do czynienia z obrazem
wszelkie możliwości obrachunkowe: miejscowią się one raczej w owym myśli pokrywającym się z wszelkim myśleniem, stanowiącym wyróżnio-
czymś-więcej, przelewającym się poza przestrzeń reprodukcji, szybko ny przedmiot „noologii”, który byłby niczym forma-państwa rozwinięta
natrafiając na nieprzekraczalne w tym ujęciu trudności, które rozwią- w myślenie. Tylko że ów obraz ma dwie głowy, odsyłające odpowiednio
zać można jedynie w trybie doraźnym. Oczekuje się, że rozwiązania wy- i ściśle do dwóch biegunów suwerenności: imperium myślenia-prawdy,
nikną z zespołu działań nadających im niesamodzielny charakter. Tyl- działającego przez magiczne przechwycenie, pochwycenie czy związa-
ko nauka królewska dysponować może mocą metryczną, ustanawiającą nie, przesądzające o skuteczności ufundowania (mythos); republika wol-
aparaturę pojęciową i autonomię nauki (w tym nauki eksperymental- nych duchów, działająca w oparciu na pakcie bądź umowie, stanowiąca
nej). Stąd bierze się konieczność łączenia w pary przestrzeni podróżnej organizację ustawodawczą i prawną, sankcjonująca pewien fundament
z przestrzenią jednorodną, bez której prawa fizyki zależałyby od poszcze- (logos). Obie te głowy w klasycznym obrazie myśli wciąż na siebie wza-
gólnych punktów w przestrzeni. Dokonuje się to jednak nie tyle w trybie jemnie wpływają: „republika duchów, której księciem byłaby idea naj-
przekładu, ile stanowienia: ściśle rzecz biorąc ustanowienia, którego nie wyższej Istoty”. Jeśli zaś obie te głowy współoddziałują na siebie, to nie
dokonały nauki podróżne, nie dysponowały skądinąd potrzebnymi do tylko ze względu na wielość zapośredniczeń czy przejść między nimi, czy
tego narzędziami. W polu współoddziaływań między obydwiema nauka- też z powodu tego, że nawzajem się umożliwiają, posługują się sobą i wza-
mi, nauki podróżne zadowalają się wynajdywaniem problemów, których jemnie zachowują, lecz również z racji tego, że mimo swej antytetyczno-
rozwiązanie odsyła do całokształtu działań wspólnych i nienaukowych, ści i komplementarności są sobie nawzajem niezbędne. Nie jest jednak
lecz których naukowe rozwiązanie należy, przeciwnie, do nauki królew- wykluczone, że przejście od jednej do drugiej wymaga zajścia „między”
skiej i zależy od sposobu, w jaki nauka królewska przekształca przede nimi zdarzenia zupełnie innej natury, skrywającego się poza obrazem,
wszystkim problem, wprzęgając go w swój aparat teorematyczny i włą- pochodzącego z zewnątrz37. Jeśli wszak ograniczamy się do obrazu, za
czając w swój tryb organizacji pracy. Nieco podobnie jak w przypadku in- każdym razem wydaje nam się, że gdy mowa o imperium prawdy i repub-
tuicji i intelektu u Bergsona, u którego jedynie intelekt dysponuje nauko- lice duchów, nie jest to zwykła metafora. To warunek ustanowienia my-
wymi narzędziami niezbędnymi do formalnego rozwiązania problemów śli jako zasady lub formy wewnętrzności, jako warstwy.
stawianych przez intuicję, zadowalającą się wpisaniem ich w obręb dzia- Widać dobrze, co w ten sposób zyskuje myśl: ciężkość, której ni-
łań jakościowych ludzkości, mającej podążać za materią36. gdy nie miałaby sama z siebie, centrum, które sprawia, że wszystkie
rzeczy, włączając państwo, zdają się istnieć na mocy własnej sprawczo-
ści czy własnej sankcji. Nie mniej zyskuje państwo. Dzięki temu forma

36 Stosunki między intelektem a intuicją są wedle Bergsona nader złożone i stale


wzajemnie na siebie oddziałują. Można w tym kontekście odwołać się również 37 Marcel Detienne (Les maîtres de vérité dans la Grèce archaïque, Maspero 1973)
do wątku podjętego przez Bouliganda: dwa elementy matematyczne, „problem” słusznie podkreślił te dwa bieguny myślenia, odpowiadające dwóm aspek-
i „ogólna synteza”, rozwijają swą dwoistość jedynie wchodząc w pole współod- tom suwerenności u Dumézila: mowy magiczno-religijnej despoty czy „starca
działywań, w którym ogólna synteza ustala za każdym razem „kategorie”, bez znad morza” oraz miejskiej mowy-dialogu. Nie tylko podstawowe postacie my-
których problem pozostawałby bez ogólnego rozwiązania. Zob. Georges Bouli- śli greckiej (Poeta, Mędrzec, Fizyk, Filozof, Sofista) ustawiają się w odniesieniu
gand, Jean Desgranges, Le déclin des absolus mathématico-logiques, Société do tych biegunów; Detienne wprowadza również między nie specyficzną grupę
d’édition d’enseignement supérieur, 1949. Wojowników, zapewniającą możliwość przejścia czy ewolucji.

460 461
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

państwowa zyskuje coś niezbędnego do swego rozwoju w myślenie: cał- ustanowionych władz i odwzorowywać swej doktryny fakultetów na or-
kowitą jednomyślność. Tylko myśl wymyślić może fikcję uniwersalnego ganach władzy państwowej. Zdrowy rozsądek jednoczy wszystkie wła-
formalnie państwa, wynieść państwo do rangi formalnej powszechno- dze-fakultety jako centrum Cogito; to państwowy konsensus podniesiony
ści. Jak gdyby władca pozostał sam na świecie, objął sobą całą ekumenę do rangi absolutu. Tym było zwłaszcza ogromne przedsięwzięcie „krytyki”
i miał do czynienia już wyłącznie z poddanymi, aktualnymi i potencjal- kantowskiej, podjęte następnie i rozwijane przez heglizm. Kant nie usta-
nymi. Nie jest to już pytanie o potężne organizacje zewnętrzne ani o obce wał w krytyce złego użytku, by tym bardziej uświęcić urząd. Nie ma nic
bandy: państwo staje się jedyną zasadą podziału na zbuntowanych pod- dziwnego w tym, że filozof staje się profesorem publicznym albo funkcjo-
danych, skazanych na stan natury, oraz poddanych przyzwalających, któ- nariuszem państwa. Wszystko zostało przesądzone z chwilą, gdy forma
rzy z własnej woli zwracają się ku jego formie. Jeśli w interesie myślenia państwowa podsunęła obraz myśli. Nie bez wzajemności. I bez wątpienia,
leży oparcie się na państwie, w interesie państwa leży objęcie myśli i uzy- wraz ze zmianami owej postaci, sam obraz przybiera inne kształty: nie za-
skanie od niej sankcji jednolitej powszechnej formy. Odrębność państw wsze opisywał i wskazywał on filozofa i nie zawsze go będzie opisywał.
ma już wyłącznie charakter faktyczny; podobnie jak ich zepsucie czy nie- Możliwe jest przejście od funkcji magicznej do funkcji racjonalnej. W od-
doskonałość. Bowiem z formalnego punktu widzenia nowoczesne pań- niesieniu od państwa archaicznego, w państwie imperialnym poeta mógł
stwo definiuje się jako „racjonalna i rozsądna organizacja wspólnoty”, odgrywać rolę sporządzającego obrazy39. W państwach nowoczesnych
wspólnota zaś może zachować odrębność jedynie wewnętrzną lub mo- socjolog mógł zająć miejsce filozofa (jak na przykład Durkheim wraz ze
ralną (duch ludu), jej organizacja przyczynia się zaś do uzgodnienia tego, swymi uczniami, pragnącymi ofiarować republice świecki wzorzec my-
co powszechne (duch absolutny). Państwo nadaje myśli postać wewnętrz- ślenia). Jeszcze dziś psychoanaliza pretenduje do roli cogitatio universa-
ności, myśl wszelako nadaje owej wewnętrzności postać uniwersalności: lis, jako myśl prawna, za sprawą nawrotu magii. A przecież znajdą się też
„celem organizacji światowej jest zaspokojenie potrzeb racjonalnych jed- inni konkurenci i pretendenci. Noologia, która nie pokrywa się z ideo-
nostek w ramach poszczególnych, wolnych państw”. Osobliwa to wymia- logią, jest, ściśle rzecz biorąc, studium obrazów myśli oraz ich historycz-
na między Państwem a rozumem; jest to również twierdzenie analitycz- ności. W pewnym sensie rzec można, że to właściwie bez znaczenia, myśl
ne, ponieważ urzeczywistniony rozum pokrywa się z państwem prawa, bowiem nigdy nie miała nic, prócz śmiechu wartej ważkości. Nie doma-
dokładnie tak, jak państwo de facto jest stawaniem się rozumu38. W filo- ga się ona wszak niczego ponadto, by nie brać jej poważnie, ponieważ tym
zofii określanej mianem nowoczesnej oraz w ramach tak zwanego nowo- samym lepiej może myśleć za nas, płodząc nowych swych funkcjonariu-
czesnego czy racjonalnego państwa, wszystko obraca się wokół prawo- szy, a ponadto, im mniej poważnie ludzie ją biorą, tym łatwiej i chętniej
dawcy oraz poddanego. Państwo zmuszone jest dokonywać podziału na myślą w zgodzie z tym, czego chce państwo. Któremuż z mężów stanu nie
prawodawcę i poddanych w takich warunkach formalnych, w których marzyła się ta błaha nieosiągalna możliwość – zostać myślicielem?
myśl, ze swej strony, pomyśleć może ich tożsamość. Zawsze bądźcie po- Noologia napotyka zatem kontr-myśli, działające brutalnie, przeja-
słuszni, ponieważ im bardziej tacy będziecie, tym bardziej będziecie pa- wiające się w sposób nieciągły, zmienny w toku dziejów. Ich działania to
nami, posłuszni wyłącznie czystemu rozumowi, a więc sobie samym... Od sprawki „myśliciela prywatnego”, wroga profesora publicznego: Kierke-
kiedy filozofia przypisała sobie rolę fundamentu, nie przestaje uświęcać gaard, Nietzsche czy nawet Szestow... Wszędzie, gdzie zamieszkują oni,
znajduje się step czy pustynia. Burzą obrazy. Schopenhauer jako nauczy-
ciel Nietzschego jest najprawdopodobniej najostrzejszym atakiem, jaki
38 Spotyka się swoistą prawicową odmianę heglizmu, wciąż żywą w oficjalnej filo­
zofii politycznej, splatającą los myślenia z losem państwa. Za współczesnych
podjęto przeciw obrazowi myśli i relacji łączącej go z państwem. Wyraże-
przedstawicieli owego nurtu uznać można Alexandre’a Kojève’a (Tyrania i mą- nie „myśliciel prywatny” wszelako nie jest satysfakcjonujące, stawia ono
drość, w: Leo Strauss, O tyranii, WUJ 2009) oraz Erica Weila (Hegel et l’Etat; Phi- bowiem na wewnętrzność, podczas gdy idzie o pewną myśl zewnętrza40.
losophie politique, Vrin 1974). Od Hegla po Maksa Webera snuje się refleksję nad
stosunkami między nowoczesnym państwem a Rozumem, zarówno racjonalno-
­-technicznym, jak i rozsądkowo-ludzkim. Na zarzut, jakoby owa racjonalność, 39 Na temat roli starożytnego poety jako „funkcjonariusza suwerenności” zob.
obecna już w ramach archaicznego państwa imperialnego, była optimum sa- Georges Dumézil, Servius et la Fortune, Gallimard 1943, s. 64, nast. oraz Marcel
mych rządzących, hegliści odpowiadają, że to, co racjonalno-rozsądkowe nie Detienne (Les maîtres de vérité dans la Grèce archaïque, s. 17 i nast).
może istnieć bez minimalnego uczestnictwa wszystkich. Pytanie dotyczy jed- 40 Zob. rozważania Foucaulta odnośnie Maurice’a Blanchota i formy zewnętrz-
nak raczej tego, czy sama forma racjonalno-rozsądkowa nie zostaje wydobyta ności myślenia: Myśl zewnętrza, w: Powiedziane, napisane, Szaleństwo i litera­tura,
z państwa na sposób, który ma koniecznie dać mu „rację”. tłum. B. Banasiak i in., Aletheia 1999.

462 463
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

Sprawić, by myśl nawiązała bezpośredni stosunek z zewnętrzem, najcelniejszym dowodem mądrości jej zamiarów. Trafiają zawsze jedy-
z siłami zewnętrza, czyli przekształcić ją w maszynę wojenną – osobli- nie nielicznych, choć winni trafić wszystkich – a i tych nie z tą siłą, z jaką
we to przedsięwzięcie, którego poszczególne kroki prześledzić można wysyłają swe pociski”41.
u Nietzschego (aforyzm przykładowo jest czymś nader różnym od mak- Mamy na myśli przede wszystkim dwa teksty patetyczne w zna-
symy, ta bowiem, w republice uczonych, jest niczym organiczny akt czeniu, w jakim myśl osiąga w nich prawdziwy pathos (antylogos i anty­
państwowy lub suwerenny sąd, aforyzm natomiast wyczekuje zawsze mythos). Chodzi o tekst Artauda z jego listów do Jacquesa Rivière’a,
nadejścia swego sensu ze strony nowej, zewnętrznej siły, siły ostatecz- wyjaśniający, że myśl wypływa z zasadniczego załamania, że żyć może
nej, mającej go podbić lub sobie podporządkować, użyć go). Znajdzie jedynie dzięki własnej niemożności obleczenia się w formę, zdolna je-
się również inny powód, dla którego wyrażenie „myśliciel prywatny” dynie odcisnąć ślady ekspresji w materiale, rozwijając się na obrzeżach,
nie jest fortunne, gdyż o ile prawdą jest, że owa kontr-myśl zaświadcza w czystym środowisku zewnętrznym, w zależności od niedających się
o absolutnej samotności, jest to samotność nadzwyczaj zaludniona, ni- zuniwersalizować osobliwości, niedających się uwewnętrznić okolicz-
czym sama pustynia, samotność, która nawiązuje już łączność z nadcho- ności. Chodzi również o tekst Kleista „W kwestii stopniowego opraco-
dzącym ludem, nawołując go i wyczekując, istniejąc tylko dzięki niemu, wania myśli w mowie” [Uber die allmachliche Verfertigung der Gedanken
nawet jeśli wciąż go brakuje... „Brak nam tej ostatecznej siły, brak ludu, beim Reden]. Kleist potępia w nim podstawową wewnętrzność poję-
który nas poniesie. Szukamy tej ludowej podpory...”. Wszelka myśl jest cia, pojęcia jako narzędzia kontroli, kontroli mowy, języka, ale również
już plemieniem, przeciwieństwem państwa. Taka forma zewnętrzności afektów, okoliczności, a nawet przypadku. Przeciwstawia on myśl jako
nie jest dla myśli ani trochę symetryczna względem formy wewnętrz- proces i postęp, w dziwacznym antyplatońskim dialogu, anty-dialogu
nej. Ściśle ujmując, nie ma innej symetrii niż ta, która zachodzi między brata i siostry, w którym jedno mówi bezwiednie, drugie natomiast zo-
biegunami czy różnymi ośrodkami wewnętrzności. Forma zewnętrzno- stało zastąpione, jeszcze zanim zrozumie: oto myśl przynależna Gemüt,
ści myśli wszelako, siła zawsze względem siebie zewnętrzna, siła osta- twierdzi Kleist, postępująca niczym generał zawiadujący maszyną wo-
teczna, n-ta potęga, nie jest zgoła innym obrazem, przeciwstawnym obra- jenną czy ciało obdarzone ładunkiem elektrycznym, czystą intensyw-
zowi podsuwanemu przez państwo. Przeciwnie, jest to siła niszcząca nością. „Mieszam nieartykułowane dźwięki, rozciągam przechodnie
obraz i jego odbicia, wzór wraz z jego odwzorowaniami, wszelką moż- określenia, używam również przydawek tam, gdzie nie jest to koniecz-
liwość podporządkowania myśli modelowi tego, co Prawdziwe, Spra- ne”. By zyskać na czasie, następnie zaś, być może, wyrzec się i trwać
wiedliwe czy Prawe (kartezjańska prawda, kantowska sprawiedliwość, w oczekiwaniu. Potrzeba wyrzeczenia się kontroli nad językiem, wyob-
heglowskie prawo itp.). „Metoda” jest żłobioną przestrzenią cogito uni- cowania we własnym języku, przyciągania mowy do siebie i „sprowa-
versalis, wytyczającą drogę, którą podąża się od jednego punktu do dru- dzenia na świat czegoś niezrozumiałego”. Tym byłaby forma zewnętrz-
giego. Jednak forma zewnętrzności sytuuje myśl w przestrzeni gładkiej, ności, stosunek łączący brata i siostrę, stawania-się-kobietą przez
którą ona zajmuje, nie mogąc jej zarazem przeliczyć ani uwzględnić, po- myśliciela, stawania-się-myślą przez kobietę. Oto Gemüt nie dający się
zbawionej metody i możliwości uchwytnego, w której jest miejsce wy- już dłużej kontrolować, stanowiący maszynę wojenną? Oto myśl zma-
łącznie dla zamienników, intermezzów i nawrotów. Myśl jest niczym gająca się z zewnętrznymi siłami, nie dająca się pochwycić przez ja-
wampir, odarta z obrazu ustanawiającego wzorzec i pozwalającego spo- kąkolwiek formę wewnętrzną, działająca przez wymienniki zamiast
rządzić kopię. W gładkiej przestrzeni Zen strzała nie przeleci z jednego kształtować obrazy, myśl-wydarzenie, istność (heccéité), w miejsce my-
punktu do drugiego, ale podniesiona w dowolnym punkcie, odesłana śli-podmiotu, myśl-problem zamiast myśli-istoty czy myśli-teorema-
zostanie do dowolnego innego, na zmianę ze strzelcem i celem. W przy- tu, myśl odwołująca się do ludu, a nie stawiająca się w pozycji władzy.
padku maszyny wojennej chodzi o problem zastępowania i wymiany, Czy to przypadek, że za każdym razem, gdy „myśliciel” w ten sposób
nawet z pomocą ubogich środków, nie zaś o architektoniczny problem wypuszcza strzałę, pojawia się mąż stanu, cień czy obraz męża stanu,
wzorca czy gmachu. Wędrowny lud zastępców w miejsce wzorcowego udzielający mu rad i przestróg, gwoli ustalenia „celu”? Jacques Rivière
miasta. „Natura strzela filozofem niczym strzałą, w człowieka nie mie- nie waha się odpowiedzieć Artaudowi: niech pan pracuje, niech pan
rzy, lecz ożywiana jest nadzieją, że strzałą gdzieś wreszcie utkwi. Myli się
przy tym w nieskończoność, w gniewie na siebie samą. (…) Artysta i filo­ 41 Friedrich Nietzsche, Schopenhauer jako wychowawca, w: Niewczesne rozważania,
zof są dowodami przeciw celowości natury w jej środkach, mimo że są tłum. L. Staff, Zielona Sowa 2003, s. 169-170.

464 465
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

pracuje, to się załatwi, dotrze pan w końcu do metody i wyrazi swą za- i wiążący faszyzm lub po prostu w arystokratyzm czy też sekciarstwo
sadniczą myśl (cogitatio universalis). Rivière nie jest szefem państwa, i folklor, w mikro-faszyzm? I jak sprawić, by biegun Wschodni nie stał
choć nie jako jedyny z grona redaktorów „Nouvelle Revue Française” się fantazmatem, w inny jedynie sposób reaktywującym faszyzmy czy
bierze się za sekretnego księcia republiki uczonych i szarą eminencję niezliczone formy folkloru, jogę, zen i karate? Z pewnością nie wystar-
w państwie prawa. Lenz i Kleist stawiają czoło Goethemu, wielkiemu czy podróżować, by wymknąć się temu fantazmatowi; nie wystarczy też
geniuszowi, prawdziwemu mężowi stanu w gronie literatów i uczo- przywołać przeszłość, czy to rzeczywistą, czy mityczną, by umknąć ra-
nych. Nie to jest jednak najgorsze: najgorsze tkwi w tym, że teksty sa- sizmowi. Kryteria podziału są również tutaj proste, bez względu na fak-
mego Kleista i Artauda kończą jako pomnik, jako natchnienie dla po- tyczne pomieszanie zaciemniające je na tym czy innym poziomie, w tym
wielanego wzorca, znacznie bardziej zdradliwe niż inne, zważywszy na czy innym momencie. Plemię-rasa istnieje jedynie na poziomie rasy
cały szereg sztucznie bełkotliwych niezliczonych prób ich skopiowania, uciskanej i w imię ucisku, któremu podlega: istnieje tylko rasa podle-
próbujących im dorównać. gła, mniejszościowa, nie ma rasy panującej, rasy nie definiuje się przez
Klasyczny obraz myśli wraz ze żłobieniem mentalnej przestrze- czystość, lecz przez nieczystość, którą przypisuje jej panowanie. Bę-
ni, jakiego dokonuje, rości sobie pretensje do uniwersalności. Dzia- kart i mieszaniec – oto prawdziwe imiona rasy. Rimbaud ujął tę kwestię
ła on w istocie w oparciu o dwa „uniwersalia”: Całości jako ostatecznej wyczerpująco: do rasy poczuwać się może ten tylko, kto powiada: „Za-
podstawy bytu czy scalającego horyzontu oraz Podmiotu jako zasady wsze należałem do rasy podległej, (…) pochodzę z odwiecznie podległej
obracającej byt jako taki w byt-dla-nas42. Imperium i republika. Mię- rasy (…), oto ja na armorykańskiej plaży (…) jestem zwierzęciem, czar-
dzy jednym a drugim znajdziemy wszelkie odmiany tego, co realne nuchem (…) jestem z rasy odległej, moimi przodkami byli Skandynawo-
i prawdziwe, odnajdujące swe miejsce w mentalnej przestrzeni żłobio- wie”. Jak rasy nie da się odzyskać, tak Wschodu nie da się naśladować:
nej, z podwójnego punktu widzenia, Bytu i Podmiotu, podług „uniwer- istnieje on jedynie jako rozpostarcie gładkiej przestrzeni, podobnie jak
salnej metody”. Odtąd łatwo będzie nam scharakteryzować myśl ko- rasa istnieje jedynie w budowaniu plemienia, które ją zaludnia i prze-
czowniczą jako odrzucającą ten właśnie obraz i postępującą inną drogą. mierza. Oto wszelka myśl, która jest stawaniem, podwójnym stawaniem
Nie powołuje się ona na uniwersalny myślący podmiot, lecz przeciw- się, a nie atrybutem Podmiotu czy odwzorowaniem Całości.
nie, na osobliwą i szczególną rasę; nie wspiera się na spajającej total-
ności, lecz, przeciwnie, rozpościera się w środowisku bezbrzeżnym, po- Aksjomat II: Maszyna wojenna jest wynalazkiem koczowników (o ile
zbawionym horyzontu, niczym gładka przestrzeń, step, pustynia bądź jest zewnętrzna wobec aparatu państwa i odrębna od instytucji woj-
morze. To całkowicie inny rodzaj zgodności, ustanawiającej się mię- skowej). Dlatego maszyna wojny koczowniczej ma trzy aspekty: prze-
dzy rasą rozumianą jako „plemię” i gładką przestrzenią rozumianą jako strzenno-geograficzny, arytmetyczny lub algebraiczny oraz afektywny
„środowisko”. Plemię na pustyni w miejsce uniwersalnego podmiotu Twierdzenie V: Koczownicze istnienie urzeczywistnia z konieczności
w horyzoncie wszechogarniającego Bytu. Kenneth White podkreślał sytuację maszyny wojennej w przestrzeni
niedawno tę właśnie niesymetryczną komplementarność między ple-
mieniem-rasą (Celtowie oraz ci, którzy czują się Celtami) a przestrze- Koczownik ma swoje terytorium, przemierza zwyczajowe trasy, prze-
nią-środowiskiem (Wschód, Pustynia Gobi...). White pokazuje, jak to chodzi z jednego punktu do drugiego, nie pomija ich (miejsca takie jak
dziwaczne zestawienie, zaślubiny Celta ze Wschodem, ożywia myśl wodopój, obozowisko, zgromadzenie itp.). Pytanie dotyczy jednak tego,
ściśle koczowniczą, która porwie literaturę angielską i zrodzi literatu- co jest zasadą, a co wyłącznie konsekwencją w życiu koczowniczym. Po
rę amerykańską43. Uwidacznia to natychmiast niebezpieczeństwa i wąt- pierwsze, nawet jeśli punkty wytyczają trasy, punkty te są ściśle pod-
pliwości, jakie wiążą się z tego rodzaju przedsięwzięciem, jak gdyby każ- porządkowane określanym przez siebie szlakom, inaczej niż w modelu
dy wysiłek i każdy twór zagrożone były możliwością hańby. Albowiem osiadłym. Wodopój istnieje tylko po to, by go opuścić, a każdy punkt jest
jak sprawić, by temat rasy nie przekształcił się w rasizm, w dominujący postojem i istnieje wyłącznie jako postój. Trasa przebiega zawsze między
dwoma punktami, jednak cała konsekutywność sprowadza się do owe-
42 Niezwykły tekst Karla Jaspersa, zatytułowany Descartes und die Philosophie go „między dwoma”, cieszącego się samodzielnością jako właściwy kie-
(De Gruyter 1956), rozwija to ujęcie, wyprowadzając zeń ostateczne wnioski.
43 Kenneth White, Intellectual Nomadism, drugi tom tego niewydanego dzieła nosi runek. Koczownicze życie to intermezzo. Nawet elementy jego siedliska
właśnie tytuł Poetry and Tribe. rozmieszczone są w zależności od wprawiającej je nieustannie w ruch

466 467
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

trasy44. Koczownik nie jest bynajmniej migrantem, ten bowiem prze- wobec tego, olbrzymia różnica zachodzi w przestrzeni: przestrzeń osiad-
mieszcza się z jednego miejsca do drugiego, nawet jeśli jest ono niepew- ła jest żłobiona przez mury, ogrodzenia i drogi prowadzące między nimi,
ne, nieoznaczone czy trudno je znaleźć. Koczownik z kolei przemiesz- w odróżnieniu od przestrzeni koczowniczej, gładkiej, znaczonej jedynie
cza się z miejsca na miejsce jedynie w konsekwencji i z konieczności „śladami”, zacierającymi się i przemieszczającymi wraz ze szlakami. Na-
faktycznej: zasadniczo punkty są dla niego jedynie postojami na szlaku. wet pustynne faliste pręgi ślizgają się po sobie, wytwarzając niepowta-
Koczownicy i migranci mieszać się mogą ze sobą na rozmaite sposoby, rzalny dźwięk. Koczownik sadowi się w gładkiej przestrzeni, zajmuje, za-
formując wspólną grupę, niemniej przyczyny i uwarunkowania ich ru- mieszkuje i trzyma tę przestrzeń, w tym tkwi jego terytorialna zasada.
chu są nader różne (dla przykładu, ci, którzy przyłączyli się do Mahome- Dlatego błędne jest definiowanie koczownika przez ruch. Toynbee miał
ta w Medynie, mieli wybór między przysięgą koczowniczą a beduińską, głęboką rację twierdząc, że koczownikiem jest raczej ten, kto się nie poru-
między przysięgą Hidżry a przysięgą emigracji)45. sza. W odróżnieniu od migranta porzucającego środowisko, które stało
Po drugie, choć koczownicy podążać mogą utartymi szlakami i dro- się bezkształtne bądź jałowe, koczownik nie odchodzi, nie chce odejść,
gami, przemierzana przez nich droga nie pełni funkcji właściwej osiadłe- uczepia się owej gładkiej przestrzeni, tam, gdzie cofa się las, lub gdzie step
mu trybowi życia, w przypadku którego ludziom udostępnia się zamkniętą krzyżuje się z pustynią, wynajdując koczownictwo jako odpowiedź na
przestrzeń przez przypisanie każdemu przynależnej mu części oraz re- owo wyzwanie47. Koczownik, rzecz jasna, porusza się, ale jest osadzony;
guluje kontakty między nimi. Szlak koczowniczy, przeciwnie, rozmiesz- osadzony jest wyłącznie, gdy się porusza (Beduin w galopie, z kolanami
cza ludzi (lub zwierzęta) w przestrzeni otwartej, nieokreślonej, niepołączo- w siodle osadzony na podeszwach stóp, „cnota równowagi”. Koczownik
nej. Nomos zaczął stanowić prawa przede wszystkim dlatego, że był on potrafiący czekać, obdarzony nieskończoną cierpliwością. Nierucho-
rozdziałem, sposobem podziału. To jednak szczególny rodzaj przydziału, mość i prędkość, katatonia i porywczość, „nieruchomy rozwój”, postój
bez podziałów, w przestrzeni pozbawionej granic i niedomkniętej. Nomos jako rozwój – owe ślady Kleista należą w najwyższym stopniu do koczow-
to spójność zbioru o zatartych granicach: w tym znaczeniu przeciwsta- nika. Odróżnić należy również szybkość od ruchu: ruch, w odróżnieniu od
wia się on prawu, czyli polis, jako śródziemie, zbocze góry czy niezmie- niej, może być nader gwałtowny; szybkość bowiem może okazać się bar-
rzona przestrzeń opasująca miasto („albo nomos, albo polis”46). Po trzecie, dzo powolna, wręcz nieruchoma; mimo to pozostaje prędkością. Ruch
jest ekstensywny, prędkość zaś intensywna. Ruch określa względny cha-
44 Anny Milovanoff, La seconde peau du nomade, „Nouvelles littéraires”, 27 lipca
rakter pewnego ciała rozważanego jako „dowolne”, przemieszczającego
1978: „Koczownicy Larba, zamieszkujący pogranicze algierskiej Sahary, używa- się z jednego miejsca do drugiego; prędkość zaś określa absolutny charak-
ją słowa triga, oznaczającego ogólnie drogę, szlak, do opisania parcianych pa- ter ciała i jego nieusuwalnych części (atomów), zajmujących lub wypełniają-
sków służących do wzmocnienia mocowania wiązań przy stelażu namiotów. (…)
cych gładką przestrzeń na sposób wirowy, wraz z możliwością wyłonienia
Siedlisko w koczowniczym myśleniu wiąże się nie tyle z terytorium, ile ze szla-
kiem. Odmawiając zajęcia przemierzanej przez siebie przestrzeni, koczownik się w jakimkolwiek miejscu. Nic zaskakującego zatem w przywoływaniu
tworzy sobie środowisko z wełny czy koziego futra, nie pozostawiających śla- podróży duchowych, odbywających się bez ruchu względnego, intensyw-
dów w tymczasowym miejscu, jakie zajmuje. (…) W ten sposób wełna, ów mięk- nie, w miejscu: stanowią one nieodłączny element koczownictwa. Mó-
ki materiał, nadaje spójność życiu koczownika. (…) Koczownik poprzestaje na
odwzorowaniu swych szlaków, nie na unaocznieniu przestrzeni, jaką przemie- wiąc krótko, powtórzymy zgodnie z utartym przeświadczeniem: jedynie
rza. Przestrzeń pozostawia przestrzeni. (…). Wielokształtność wełny”. koczownik obdarzony jest ruchem bezwzględnym, czyli prędkością; ruch
45 Por. W. M. Watt, Mohammed at Medine, Oxford University Press 1965, wirowy lub obrotowy przynależy w sposób istotny do maszyny wojennej.
s. 85-86, 242.
46 Emmanuel Laroche, Histoire de la racine Nem en grec ancien, Klincksieck 1949.
To w tym sensie koczownik pozbawiony jest punktów, tras i zie-
Rdzeń nem wskazuje na rozdział, a nie podział, nawet jeśli oba te terminy są ze mi, mimo że na pozór jest w ich posiadaniu. Jeśli koczownika określić
sobą związane. Wszelako, w sensie ścisłym, pasterskim, rozdział zwierząt doko-
nuje się w przestrzeni nieograniczonej bez związku z podziałem ziem: „Zawód
pasterza, w epoce homeryckiej, nie ma nic wspólnego z podziałem ziem; od mo- przez prawo a okolicami, rozumianymi jako siedliskiem nomos, podobną do tej,
mentu wysunięcia się kwestii rolnej na plan pierwszy, w epoce Solona, wyra- którą odnajdujemy u Ibn Chalduna między hadaraą rozumianą jako miejskość
ża się ona w zupełnie innym słowniku: „[zwrot] wypasać (nemô) nie odsyła do a badiją w znaczeniu nomos (to, co nie jest miastem, lecz przed-miejską wsią,
podziału, lecz do rozmieszczenia, tu i ówdzie, rozdzielenia bydła. I to dopiero płaskowyżem, stepem, górą lub pustynią).
od czasów Solona słowo nomos zaczyna opisywać zasadę ustaw i prawa (thesmoï 47 Arnold Toynbee, A Study of History, Oxford University Press 1947, s. 164-186:
i dikè), następnie zaś zostaje utożsamione z ustawami jako takimi. Wcześniej „Wypuszczają się na step, nie po to, by przekroczyć jego ograniczenia, granice,
mieliśmy do czynienia z alternatywą między miastem lub polis, kierowanym lecz by się w nim osadzić, poczuć się w nim jak u siebie”.

468 469
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

można mianem postaci w najwyższym stopniu zdeterytorializowanej, istotnym śladem gładkich przestrzeni kłączastego rodzaju, przekształca-
to właśnie dlatego, że reterytorializacja nie dokonuje się u niego w na- jącym ich kartografię. Koczownik, koczownicza przestrzeń, jest umiej-
stępstwie, jak u migranta, ani w czymś innym, jak u człowieka osiadłe- scowiony, nie zaś oznaczony. Ograniczona i ograniczająca jest przestrzeń
go (w istocie, stosunek człowieka osiadłego do ziemi zapośredniczony żłobiona, względna ogólność: ograniczona w swych częściach, do których
jest w czymś innym, w systemie własności, aparacie państwa...). Dla ko- przytwierdzone są stałe kierunki, zorientowane wobec siebie, podziel-
czownika zaś to deterytorializacja ustanawia stosunek do ziemi, mimo ne przez granice i dające się złożyć w całość; tym, co ogranicza (limes lub
że reterytorializuje się on na samej deterytorializacji. To ziemia retery- mur, już nie granica), jest owa całość w stosunku do przestrzeni gładkich,
torializuje się sama, w sposób, w jaki nomada odnajduje w niej swe tery- które w sobie „zawiera”, których przyrost spowalnia bądź powstrzymu-
torium. Ziemia przestaje być ziemią, zmieniając się stopniowo w zwykły je, zawężając je bądź wyrzucając na zewnątrz. Nawet jeśli koczownik po-
grunt czy glebę. Ziemia nie deterytorializuje się w globalnym i względ- zostaje pod jej wpływem, nie przynależy on do owej względnej ogólności,
nym ruchu, lecz w ściśle określonych miejscach, tam, gdzie cofa się las w której przechodzi się z jednego punktu do drugiego, z jednego obszaru
lub gdzie sięga step i pustynia. Hubac nie bez racji twierdzi, że koczow- do drugiego. Jest raczej lokalną bezwzględnością, bezwzględnością prze-
nictwo objaśnia nie tyle powszechna zmiana klimatyczna (co dotyczy ra- jawiającą się w lokalności, rodzącą się w szeregu lokalnych działań o róż-
czej migracji), ile „lokalne wahania klimatu”48. Koczownik jest tutaj, na nych ukierunkowaniach: pustynia, step, lud, morze.
tej ziemi, w takt kształtowania się gładkiej przestrzeni, wdzierającej się Objawiać absolut w dowolnym miejscu – czyż nie jest to najbardziej
i rozrastającej się we wszystkich kierunkach. Koczownik zamieszkuje te ogólna właściwość religii (pozostawmy do rozstrzygnięcia kwestie natu-
miejsca, odpoczywa w tych miejscach i samodzielnie je poszerza, w rów- ry i prawomocności odwzorowujących go obrazów)? Świętym miejscem
nym stopniu rodząc pustynię i będąc przez nią rodzony. Jest wektorem religii jest jednak przede wszystkim centrum odpierające mroczny no-
deterytorializacji. Dodaje on pustynię do pustyni, step do stepu za po- mos. Absolut religii jest z istoty scalającym horyzontem, a jeśli przejawia
mocą serii działań lokalnych, których orientacja i ukierunkowanie nie- się w danym miejscu, to jedynie po to, aby ustalić solidny i trwały ośro-
ustannie się zmieniają49. Pustynia piaszczysta składa się nie tylko z oaz dek ogólności. Częstokroć zwracano uwagę na scalającą rolę przestrze-
niczym ze stałych punktów, lecz również z kłączastej roślinności, tym- ni gładkich, pustyni, stepów czy oceanu w monoteizmie. Pokrótce, re-
czasowej i zmieniającej się w rytm lokalnych opadów, które określają ligia nawraca absolutne. Religia w tym sensie jest elementem aparatu
zmiany orientacji i przebiegów50. W tych samych kategoriach opisuje państwa (i to pod dwiema postaciami, „więzi” oraz „paktu czy sojuszu”),
się pustynię piaszczystą i lodową: żadna linia nie oddziela na niej ziemi nawet jeśli obdarzona jest ona mocą wyniesienia tego modelu do ran-
od nieba; nie istnieje w nich odległość pośrednia; a jednak mają one nie- gi powszechności lub ustanowienia absolutnego imperium. Problem ko-
zwykłą i subtelną topologię, opierającą się nie na punktach czy obiek- czownika rysuje się odmiennie: miejsce w istocie nie jest oznaczone; ab-
tach, lecz na istotnościach, na zbiorze relacji (wiatry, falowanie śniegu solut nie przejawia się więc w danym miejscu, lecz łączy się z miejscem
czy piasku, śpiew piasku i pękanie lodu, dotykowe jakości obydwu); to nieograniczonym; owo połączenie w pary, powiązanie miejsca z absolu-
przestrzeń dotykowa, a raczej przestrzeń haptyczna i dźwiękowa w więk- tem, nie zachodzi skutkiem ześrodkowanego i ukierunkowanego uogól-
szym stopniu niż wzrokowa51. Zmienność i rozmaitość kierunków jest nienia czy upowszechnienia, lecz skutkiem nieskończonego następstwa
działań lokalnych. Ograniczając się do tych przeciwstawnych punktów
48 Por. Pierre Hubac, Les nomades, La Renaissance du livre 1948, s. 26-29 (chociaż widzenia, stwierdzić można, że koczownicy nie są żyzną glebą dla religii;
Hubac ma skłonność do mylenia koczowników z migrantami).
49 Odnośnie nomadów morskich lub żyjących na archipelagach, J. Empraire pi-
wojownik żywi zawsze pewną urazę wobec kapłana czy boga. „Monote-
sze: „Nie ujmują oni żadnego szlaku jako całości, lecz traktują go jako coś roz- izm” koczowników jest rozmyty, dosłownie błędny, im jednak wystarcza,
członkowanego, zestawiając w porządku kolejne odmienne etapy, od obozowi- podobnie jak ich błędne ognie. Koczownikom nieobce jest poczucie ab-
ska do obozowiska, rozłożone na całą podróż. W odniesieniu do każdego z tych
solutu, jest to jednak wyłącznie absolut ze swej natury ateistyczny. Reli-
etapów szacują trwanie podróży i kolejne znaczące ją zmiany kierunku” (Les no-
mades de la mer, Gallimard 1954, s. 225). gie powszechne, mające do czynienia z koczownikami – jak w przypad-
50 Wilfred Thesiger, Le désert des désert, Plon 1978, s. 155, 171, 225. ku Mojżesza, Mahometa, a nawet chrześcijaństwa w kontakcie z herezją
51 Zob. dwa wspaniałe opisy: pustyni piaszczystej autorstwa Wilfreda Thesigera
oraz pustyni lodowej Edmunda Carpentera (Eskimo, Toronto 1964: wiatry, jako-
ści dotykowe i dźwiękowe, drugorzędny charakter danych wizualnych, zwłasz- w zamian za co cała ogromna nauka mniejsza o zmianach jakościowych oraz
cza zaś obojętność koczowników wobec astronomii jako nauki królewskiej; śladach).

470 471
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

nestoriańską – zawsze napotykały problemy w tej kwestii, stając w obli- do „istoty” religii w nie mniejszym stopniu, niż samo to marzenie. Dzie-
czu tego, co określały mianem trwania w grzechu. W związku z tym religie je krucjat znaczy niesłychany szereg zmian kierunków: niezmienne ukie-
te nie dawałyby się oddzielić od nieugiętego i niezmiennego ukierunko- runkowanie miejsc świętych jako ośrodka, do którego należy dotrzeć,
wania, od imperialnego formalnie państwa, nawet (zwłaszcza) pod nie- wydaje się często jedynie pretekstem. Błędem wszelako w tym przypad-
obecność państwa faktycznego; wspierały one ideał osadnictwa, odwo- ku byłoby odwoływanie się wyłącznie do gry pragnień albo czynników
łując się częściej do żywiołu migracyjnego aniżeli koczowniczego. Nawet ekonomicznych, handlowych i politycznych, zawracających krucjatę
islam u swego zarania uprzywilejował wątek hidżry i migracji względem z jej prostej drogi. Sama idea krucjaty zakłada sama z siebie ową zmienność
koczownictw; i to raczej skutkiem pewnych rozłamów (jak w przypadku kierunków, załamanych i niestałych, to z niej samej pochodzą wszystkie
ruchu charydżytów), zjednał sobie arabskich koczowników i Berberów52. te czynniki i zmienne, z pomocą których zmienia religię w maszynę wo-
Prosta opozycja punktów widzenia, czyli przeciwstawienie reli- jenną, a równocześnie korzysta z wiążącego się z nią koczownictwa i je
gii koczownictwu, okazuje się jednak niewyczerpująca. Jest tak, ponie- wspiera54. Potrzeba jak najbardziej ścisłego rozróżnienia między osiad-
waż u najgłębszych podstaw swej skłonności do rzutowania na wszelką łymi, migrantami i nomadami nie przeszkadza wprawdzie faktycznemu
ekumenę uniwersalnego czy duchowego państwa, religia monoteistycz- się ich mieszaniu; nie staje się jednak przez to mniej pilna. I nie sposób
na nie jest bynajmniej pozbawiana ambiwalencji i rozbieżności, wykra- rozważać ogólnego procesu osadnictwa, który doprowadził do wypar-
czając poza idealne nawet ograniczenia państwa, również imperialne- cia koczowników bez równoczesnego rozpatrzenia porywów lokalnej
go, i wkraczając w bardziej mglistą strefę, mieszczącą się poza obszarem nomadyzacji, które unosiły ze sobą osadników i umacniały migrantów
państwa, w której zyskuje możliwość nader szczególnego rodzaju mu- (z korzyścią zwłaszcza dla religii).
tacji i adaptacji. Chodzi o religię jako element maszyny wojennej oraz Gładka i koczownicza przestrzeń rozpościera się między dwiema
ideę wojny świętej napędzającej ową maszynę. W sprzeciwie wobec pań- przestrzeniami żłobionymi: przestrzenią lasu, z jej pionowymi liniami
stwowej figury króla i religijnej postaci kapłana, prorok wskazuje dro- ciążenia, oraz przestrzenią rolnictwa, z jej siatką i uogólnionymi linia-
gę, na której religia przeradza się w maszynę wojenną bądź przechodzi mi równoległymi, jej uniezależnioną drzewiastą strukturą, jej sztuką wy-
na jej stronę. Często powiada się, że Islam i prorok Mahomet doko­nali rębu drzewa i pozyskiwania drewna z lasu. Jednak owo „między” ozna-
tego rodzaju religijnego przewrotu, wpajając prawdziwe poczucie jed- cza również, że przestrzeń gładka kontrolowana jest z tych dwóch stron,
ności; zgodnie ze sformułowaniem Georges’a Bataille’a: „rodzący się is- które ją odgraniczają, przeciwstawiają się jej rozpostarciu i przypisują
lam, społeczeństwo sprowadzone do rangi działania wojennego”. Na to jej, jeśli to tylko możliwe, rolę łącznika, a także to, że przeciwnie, zwraca
właśnie powołuje się Zachód w uzasadnieniu swej niechęci wobec isla-
mu. Krucjaty wszelako były swoiście chrześcijańską odmianą tego ro-
zdolni do pociągnięcia za sobą nieprzeliczonych mas Indian (…) Powstanie
dzaju przedsięwzięcia. Prorocy mogą sobie jednak do woli potępiać ko- proroków przeciw wodzom nadawało im samym, za sprawą dziwnego obrotu
czowniczy tryb życia; maszyna wojny religijnej – uprzywilejowywać ruch spraw, nieskończenie większą władzę niż ta, jaką sprawowali ci ostatni (La so-
migracji i ideał osadzenia; religia jako taka zaś – kompensować swą spe- ciété contre l’Etat, s. 185).
54 Jednym z najbardziej interesujących wątków w klasycznej pracy Paula
cyficzną deterytorializację duchową, a wręcz fizyczną reterytorializacją, Alphandéry’ego (La chrétienté et l’idée de croisade, Albin Michel 1959) jest pokaza-
dzielącą ze świętą wojną ściśle ukierunkowany aspekt podboju miejsc nie, że zmiana miejsc postojowych i zboczenia z wcześniej obranej drogi stano-
świętych jako centrum świata. Wbrew temu wszystkiemu religia, przy- wią nieodłączny element krucjaty: „(...) oto oddziały krzyżowców, wskrzeszone
współcześnie w postaci wojsk przez Ludwika XIV czy Napoleona, maszerujące
bierając kształt maszyny wojennej, uruchamia i wyzwala ogromny ła- z całkowitą biernością, podług woli swego przywódcy, gabinetu dyplomatycz-
dunek koczownictwa, czyli bezwzględnej deterytorializacji, zestawia nego. Taka armia doskonale wie, dokąd zmierza i błądzi jedynie świadomie. Hi-
migranta w parę z towarzyszącym mu lub potencjalnym, w trakcie stawa- storia wyczulona na różnice przedstawia jednak inny, bliższy rzeczywistości
obraz wojsk krzyżowców. To wojsko swobodnie i w pewnym sensie anarchicz-
nia się, koczownikiem, wreszcie zwraca na powrót przeciw formie pań-
nie żywotne. (…) Wojsko to poruszane jest od środka, mocą pewnych złożonych
stwowej swe marzenie o państwie absolutnym53. Zwrot ten przynależy powiązań sprawiających, że nic, co się mu przydarza, nie jest przypadkowe. Nie
ulega wątpliwości, że podbój Konstantynopola miał swoje powody, był niejako
52 E. F. Gautier, Le passé de l’Afrique du Nord, Payot 1952, s. 267-316. konieczny, dokonał się z pobudek religijnych, podobnie jak to się działo w przy-
53 Z tego punktu widzenia analizę Clastresa dotyczącą indiańskich proroctw moż- padku wielu innych zdarzeń w okresie krucjat (t. II, s. 76). Alphandéry pokazuje
na uogólnić: „z jednej strony przywódcy, z drugiej zaś zwróceni przeciw nim przede wszystkim, że idea wojny z niewiernymi, w dowolnym miejscu, poja­wiła
prorocy. Maszyna prorocka działała w pełni sprawnie dlatego, że karai byli się wcześnie, wraz z ideą wyzwolenia ziemi świętej (t. I, s. 219).

472 473
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

się ona przeciw nim, z jednej strony, wgryzając się w las, z drugiej zaś, elementów umożliwia z kolei, na Zachodzie, przekształcenie formy pań-
przejmując ziemie uprawne, przejawiając tym samym swą rozłączającą stwowej skutkiem rewolucji. Co prawda sama idea rewolucji jest dwu-
i rozszczepiającą moc, niczym wbijający się „klin”. Koczownicy zwracają znaczna: jest ona ze swej natury zachodnia o tyle, o ile nawiązuje do
się przede wszystkim przeciw drwalom i góralom, następnie ruszają na przeobrażenia państwa, ze swej natury zaś orientalna o tyle, o ile prze-
rolników. Mamy tutaj do czynienia niejako z rewersem czy zewnętrzem widuje zniszczenie i zniesienie państwa56. Toteż wielkie imperia Wscho-
formy państwowej – w jakim jednak sensie? Ta forma, jako przestrzeń du, Afryki i Ameryki zderzają się z olbrzymimi gładkimi przestrzeniami,
ogólna i względna, obejmuje pewną liczbę składników: karczowanie które przenikają je i utrzymują rozwarstwienie między ich elementami
lasu, uprawę roli, hodowlę podporządkowaną pracy na roli i zaopatrze- składowymi (nomos nie staje się wsią, wieś nie łączy się z miastem, wiel-
niu osady; całość połączeń między miastem a wsią (polis-nomos) w opar- ka hodowla jest sprawą nomadów itd.): państwa Wschodu napotykają
ciu na handlu. Historycy w dociekaniach nad przyczynami zwycięstwa koczowniczą maszynę wojenną. Maszyna ta może powrócić na drogę in-
Wschodu nad Zachodem przywołują przede wszystkim następujące ce- tegracji, działając jedynie w trybie rewolty i zmiany dynastycznej; to ona
chy, niesprzyjające ogólnie pojętemu Wschodowi: przewaga wylesiania wynajduje jednak abolicjonistyczne marzenia i rzeczywistość, jako ma-
nad karczunkiem, z czego wynikają ogromne trudności w pozyskiwaniu, szyna koczownicza. Państwa Zachodu są znacznie lepiej chronione przez
a nawet zdobywaniu drewna; przewaga kultur typu „ryżowiska i ogrodu” swą żłobioną przestrzeń, przez co dysponują większą swobodą w utrzy-
nad zadrzewieniem i polem; hodowla w znacznej części wymykająca się maniu w całości swych elementów składowych, stawiając czoło koczow-
spod kontroli osadników, przez co brakowało im siły pociągowej i mięs- nikom jedynie pośrednio, za pośrednictwem wywoływanych przez nich
nego wyżywienia; niewielka gęstość powiązań między miastem a wsią, bądź uosabiających się w nich migracji57.
z czego wynika znacznie mniej elastyczny handel55. Nie należy z pew- Jednym z podstawowych zadań państwa jest żłobienie przestrzeni,
nością wyciągać stąd wniosku, jakoby na Wschodzie brakowało formy nad którą sprawuje ono władzę, lub korzystanie z przestrzeni gładkich
państwowej. Przeciwnie, potrzebna staje się znacznie silniejsza instan- jako środka łączności na potrzeby przestrzeni żłobionej. Nie tylko ce-
cja do utrzymania i scalenia różnych elementów składowych, znie- lem przezwyciężenia koczownictwa, lecz również kontrolowania migra-
kształconych i odchylonych przez wektory ujścia. Skład państwa zawsze cji oraz, szerzej, objęcia prawnym panowaniem wszelkiego „zewnętrza”.
jest taki sam: jeśli w politycznej filozofii Hegla tkwi choć jedna prawda, Zawładnięcie wszelkimi prądami przebiegającymi przez ekumenę – oto
brzmi ona: „każde państwo zawiera w sobie istotne momenty swego ist-
nienia”. państwa nie składają się wyłącznie z ludzi, lecz również z lasów, 56 Uwagi Marksa dotyczące formacji despotycznych w Azji znajdują potwierdze-
pól i ogrodów, ze zwierząt i towarów. Wszystkie państwa wykazują jed- nie w analizach Maxa Gluckmana w odniesieniu do Afryki (tenże, Custom and
Conflict in Africa, Free Press 1959): formalna niezmienność idzie w parze z nie-
ność swego składu, nie rozwijają się jednak ani nie są zorganizowane w ten
ustanną rebelią. Idea „przekształcenia” państwa wydaje się z gruntu zachodnia.
sam sposób. Na Wschodzie elementy składowe są znacznie bardziej po- Niemniej kolejna idea, idea „zniszczenia” państwa, odsyła w sposób bardziej
szatkowane, rozczłonkowane, a utrzymanie ich w całości wymaga potęż- bezpośredni do wschodu oraz sytuacji koczowniczej maszyny wojennej. Podej-
nej i trwałej formy: „formacje despotyczne”, azjatyckie czy afrykańskie mowano próby ujęcia obu tych idei jako następujących po sobie faz rewolucji;
zachodzą jednak między nimi nader istotne różnice, przez co ich pogodzenie
targane są nieprzerwanymi rewoltami, rozłamami i przewrotami dyna- nastręcza pewne trudności, co przejawia się m.in. w sporze między nurtami so-
stycznymi, które nigdy jednak nie naruszają formy jako takiej. Złożoność cjalistycznymi a anarchistycznymi w XIX wieku. Sam zachodni proletariat roz-
patruje się z dwóch punktów widzenia: jako dążący do przejęcia władzy i prze-
kształcenia aparatu państwa, czyli z punktu widzenia siły roboczej, ale także jako
55 Zatarg między Wschodem a Zachodem od wieków średnich (ujęty w pytaniu: domagający się zniszczenia państwa, czyli z punktu widzenia siły nomadyza-
dlaczego kapitalizm na Zachodzie, a nie gdzieś indziej) stanowił inspirację dla cji. Nawet Marks określa proletariat nie tylko mianem wyalienowanego (przez
wielu znakomitych analiz, jakie znaleźć można u współczesnych historyków. pracę), lecz również mianem pozbawionego swego terytorium. Proletariat,
Zob. zwłaszcza Fernand Braudel, Kultura materialna, gospodarka i kapitalizm w tym ostatnim aspekcie, okazuje się spadkobiercą koczownika. Nie tylko wie-
XV-XVIII wiek, tłum. M. Ochab, P. Graff, PIW 1992, s.147-156; Pierre Chaunu, lu anarchistów przywołuje wątki koczownicze zaczerpnięte ze Wschodu; prze-
L’expansion européenne du XIIIe au XV siècle, PUF 1959s. 334-339; Maurice Lom- de wszystkim sama dziewiętnastowieczna burżuazja ochoczo utożsamia prole-
bard, Espaces et réseaux du haut Moyen Age, Mouton 1971, rozdz. VII (i s. 219): tariuszy z koczownikami, porównując Paryż do miasta prześladowanego przez
„to, co na wschodzie zwie się wylesianiem, na zachodzie nazywa się karczun- koczownicze hordy (por. Louis Chevalier, Classes laborieuses et classes dange­
kiem; pierwsza zasadnicza przyczyna przesunięcia się ośrodków panowania ze reuses, LGF 1978, s. 602-604).
Wschodu na Zachód jest zatem natury geograficznej, leśna polana okazuje się 57 Por. Lucien Musset, Les invasions, le second assault, PUF 1965: przykładowo ana-
mieć większy potencjał od pustynnej oazy”). liza trzech duńskich „faz”, s. 135-137.

474 475
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

sprawa życia i śmierci dla każdego państwa. Państwo nie odcina się za- nomadów, pułapkę i tamę, na których załamywać miał się bezwzględny
tem, jeśli tylko może, od procesu tamowania wszelkiego rodzaju przepły- ruch wirowy. Z kolei, gdy państwu nie udaje się wyżłobić swej wewnętrz-
wów – populacji, towarów, handlu, pieniądza, kapitałów itp. Wciąż jesz- nej czy sąsiedniej przestrzeni, przepływające przez nie strumienie przy-
cze potrzebuje ono utartych szlaków biegnących w ściśle określonych bierają z konieczności prędkość maszyny wojennej skierowanej przeciw
kierunkach, ograniczających prędkość, regulujących obroty, relatywizu- niemu, rozmieszczonej w przestrzeni gładkiej, wrogiej i buntowniczej
jących ruch i szczegółowo obrachowujących względne ruchy podmiotów (nawet jeśli inne państwa zdołają ukradkiem zarysować ją własnymi żło-
i przedmiotów. bieniami). Był to przypadek Chin, które pod koniec XIV wieku, mimo za-
Stąd doniosłość tezy Paula Virilio, który pokazuje, że „władzę po- awansowania swej techniki żeglarskiej i sztuki nawigacji, odwróciły się
lityczną państwa stanowi polis, policja, to znaczy zarząd dróg”, a „bramy od bezmiaru morskiej przestrzeni, by następnie biernie przyglądać się
polis, jego myta i cła to zapory, filtry płynności mas, możliwości przenika- temu, jak strumień handlowy zwraca się przeciw nim w przymierzu z pi-
nia migranckich sfor”, osób, zwierząt i dóbr58. Ciążenie, gravitas, to isto- ractwem, nie potrafiąc na to zareagować inaczej, ani­żeli za pomocą poli-
ta państwa. Nie jest wcale prawdą, że prędkość jest państwu nieznana; tyki bezruchu, wprowadzenia surowych restrykcji handlowych, które je-
domaga się ono jednak odebrania ruchowi, nawet najgwałtowniejsze- dynie umocniły związek handlu z maszyną wojenną59.
mu, statusu absolutnego stanu ruchomego ciała zajmującego przestrzeń Sytuacja jest jeszcze bardziej zagmatwana, niż moglibyśmy przy-
gładką i przekształcenia owego ruchu we względną właściwość cze- puszczać. Morze jest najprawdopodobniej najbardziej podstawową
goś „poruszonego”, co przemieszcza się z jednego punktu do drugiego gładką przestrzenią, najdoskonalszym modelem hydraulicznym. Jed-
w przestrzeni żłobionej. W tym sensie państwo nadal rozkłada, składa na nak spośród wszystkich gładkich przestrzeni jest ono również tą, którą
powrót i przekształca ruch oraz reguluje prędkość. Państwo jako dróżnik, najwcześniej usiłowano wyżłobić i przekształcić w powiązaniu z ziemią
przetwornik, węzeł drogowy: w tym ujęciu pełni ono funkcję inżyniera. poprzez wytyczenie stałych dróg, ustalenie kierunków, zaprowadzenie
Prędkość i ruch bezwzględny nie obywają się bez praw, owe prawa przy- ruchu względnego, uruchomienie całej tej kontr-hydraulicznej sieci ka-
należą wszak do nomos, gładkiej, rozmieszczającej go przestrzeni, zalud- nałów i przewodów. Jedną z przyczyn hegemonii Zachodu jest zdolność
niającej go maszyny wojennej. Koczownicy zbudowali maszynę wojenną jego aparatów państwa do żłobienia morza, dzięki połączeniu technik
dzięki wynalezieniu prędkości bezwzględnej, jako „synonimu” prędko- Północy z technikami śródziemnymi, przywłaszczeniu sobie Atlantyku.
ści. I zawsze, gdy mamy do czynienia z działaniem skierowanym przeciw Jednak przedsięwzięcie to natychmiast zaowocowało zupełnie nieocze-
państwu, niezdyscyplinowaniem, rozruchami, partyzantką czy rewolu- kiwanymi skutkami: pomnożenie ruchów względnych, przyspieszenie
cją jako aktem, rzec można, że maszyna wojenna ożywa, że pojawia się względnych prędkości w przestrzeni żłobionej kończy się ponownym
nowy koczowniczy potencjał wraz z ponownym rozpostarciem gładkiej rozpostarciem przestrzeni gładkiej i wprowadzeniem ruchu bezwzględ-
przestrzeni czy przywróceniem sposobu bycia w przestrzeni tak, jak gdy- nego. Jak podkreśla Virilio, morze jest siedliskiem floty w pogotowiu,
by ta była gładka (Virilio powołuje się na ważny dla rewolucji i zamieszek w którym nie przemieszcza się już z jednego punktu do drugiego, lecz
wątek „zajmowania ulicy”). Z tego względu jedyną odpowiedzią państwa zajmuje się całą przestrzeń z jednego dowolnego punktu: zamiast żłobić
na wszystko, co mu się wymyka, jest żłobienie przestrzeni. Państwo nie przestrzeń, ogarnia się ją za pomocą wektora deterytorializacji w ruchu
może przywłaszczyć sobie maszyny wojennej jako takiej bez wprawie- stałym. Tego rodzaju nowoczesna strategia z morza przeniosła się w at-
nia jej w ruch względny, co dokonało się wraz z wprowadzeniem mo- mosferę jako nową przestrzeń gładką, obejmując również całą Ziemię,
delu twierdzy jako regulatora ruchu, mającego stanowić przeszkodę dla ujmowaną odtąd jako pustynia czy morze. Jako przetwornik i wychwyt-
nik, państwo nie tylko relatywizuje ruch; przywraca ono również ruch
58 Paul Virilio, Prędkość i polityka, tłum. S. Królak, Sic! 2008, s. 21-22 i passim. Nie bezwzględny. Nie przechodzi ono wyłącznie od gładkiego do żłobio­
tylko „miasta” nie sposób pomyśleć w oderwaniu od zewnętrznych strumieni,
nego, lecz rozpościera na powrót przestrzeń gładką, przywraca gładkość
z którymi się styka i których przepływ reguluje, lecz również ściśle architekto-
niczne zespoły, takie jak przykładowo forteca, są tak naprawdę transformato- na skraju żłobień. To prawda, że ów nowy koczowniczy ruch towarzyszy
rami, dzięki ich wewnętrznym przestrzeniom umożliwiającym analizowanie,
kontynuowanie lub przywracanie ruchu. Virilio stwierdza, że problem tkwi nie 59 Informacje dotyczące chińskiej i arabskiej nawigacji, powodów ich niepowo-
tyle w zamknięciu, ile w zarządzaniu drogami i kontroli ruchu. Foucault doko- dzenia oraz wagi tego zagadnienia w kontaktach między Wschodem a Zacho-
nał w podobnym duchu analizy szpitala morskiego jako pewnego operatora i fil- dem, znaleźć można w: Fernand Braudel, Kultura materialna, s. 331-340 oraz
tra; zob. Nadzorować i karać, tłum. T. Komendant, KR 2009, s. 139-140. Pierre Chaunu, L’expansion européenne, s. 288-308.

476 477
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

maszynie wojny światowej, której organizacja wykracza poza aparaty odmiennych strategii, zawsze jednak zachodzi związek między Liczbą
państwa i przechodzi w kompleksy energetyczne, wojskowo-przemy- a maszyną wojenną. Nie chodzi o ilość, a o organizację i kompozycję. Po-
słowe, wielonarodowe. Chodzi o przypomnienie, że przestrzeń gładka wołanie armii przez państwo nie może obyć się bez owej liczbowej zasady,
i forma zewnętrzności nie są bynajmniej z konieczności powołane do przejętej jednak przez nie jedynie wraz z przywłaszczeniem sobie maszy-
rewolucji; zmieniają raczej radykalnie swe znaczenie w wyniku działań, ny wojennej. Gdyż owa idea liczbowej organizacji właściwa jest przede
w których współuczestniczą oraz w konkretnych warunkach, w których wszystkim nomadom. To Hyksosi, koczownicy i zdobywcy, przynieśli ją
funkcjonują lub są ustanawiane (przykładem może być wzajemne zapo- ze sobą do Egiptu; Mojżesz z kolei użył jej w odniesieniu do swego ludu
życzanie od siebie metod przez maszynę wojny totalnej, ludowej, a na- w trakcie Wyjścia za radą swego teścia-koczownika Jetro Kenity (Reue-
wet partyzantki60). la), budując maszynę wojenną, której tryby wylicza Księga liczb. Nomos
jest przede wszystkim liczbowe, arytmetyczne. Porównując grecki geo-
Twierdzenie VI: Koczownicze istnienie wymaga z konieczności liczbo- metryzm z indo-arabską arytmetyką, możemy zauważyć, że ta ostatnia
wych trybów maszyny wojennej zakłada nomos przeciwstawny logosowi, nie tylko dlatego, że koczownicy
„wynajdują” arytmetykę czy algebrę, ale również z tego powodu, że aryt-
Dziesiątki, setki, tysiące, miriady: wszystkie armie utrzymują zgrupo- metyka i algebra kształtują się w świecie rojącym się od koczowników.
wania dziesiętne, do tego stopnia, że za każdym razem, gdy się na nie Od tego momentu znane są już trzy główne typy organizacji ludz-
natrafi, spodziewać się można organizacji o charakterze wojskowym. kich: rodowy, terytorialny oraz liczbowy. Organizacja rodowa cechuje spo-
Czyż nie w ten właśnie sposób armia deterytorializuje swych żołnierzy? łeczeństwa zwane pierwotnymi. Rody klanowe są z istoty segmentami
Armia składa się z jednostek, z kompanii i dywizji. Liczby mogą zmie- w działaniu, tworzącymi się lub dzielącymi, zmieniającymi się w zależno-
niać swe funkcje, kombinacje, stanowić element w zasadzie całkowicie ści od uznanego pochodzenia, celów i okoliczności. Z pewnością liczba
odgrywa wielką rolę w określeniu rodu i tworzeniu nowych lineaży. Zie-
60 Virilio nader trafnie opisuje „flotę w pogotowiu” oraz jej losy historyczne: „flo- mia również, gdyż plemienna segmentowość powiela i umacnia segmen-
ta w pogotowiu to nieustanna obecność niewidzialnej floty gotowej uderzyć towość klanową. Ziemia jednak jest przede wszystkim materią, w któ-
w przeciwnika w dowolnym miejscu i czasie (…), to nowa koncepcja przemo- rą wpisują się dynamika rodowa oraz liczba, będąca narzędziem zapisu:
cy, rodzącej się już nie z bezpośredniego starcia, lecz z odmiennych właściwo-
ści ciał, z oceny ilości dozwolonego im ruchu w wybranym żywiole, nieustan-
zatem to rodowość i pochodzenie zapisują ziemię, a wraz z liczebnoś-
nej weryfikacji ich dynamicznej sprawności (…) Nie idzie już o przemierzanie cią stanowi pewien rodzaj „geodezji”. Wszystko ulega zmianie wraz z na-
kontynentów i oceanów, przemieszczanie się od miasta do miasta, przeprawia- dejściem społeczeństw państwowych: powiada się częstokroć, że zaczy-
nie z jednego brzegu na drugi, flota w pogotowiu wynajduje nowe pojęcie ruchu
na panować zasada terytorialna. Równie dobrze można by jednak uznać,
pozbawionego określonego celu w przestrzeni i czasie (…). Strategiczny okręt
podwodny nie musi już nigdzie zmierzać, zadowala się zajęciem morza, zacho- że dochodzi do deterytorializacji, ziemia bowiem z czynnego elementu
wując przy tym niewidzialność (…), ziszczenie bezwzględnie okrężnej, nieprze- materialnego, wiążącego się z rodem, zamienia się w przedmiot. Włas-
rwanej niczym podróży, nie ma ona bowiem początku ani końca (…) Jeśli, jak ność jest właśnie owym zdeterytorializowanym stosunkiem człowieka
twierdził Lenin, chaos jest doborem punktów przyłożenia sił, zmuszeni jeste-
śmy uznać, że punkty te obecnie nie są już geostrategicznymi punktami pod- do ziemi: bądź to jako własność stanowiąca dobro państwa, nakładająca
parcia, gdyż wychodząc z dowolnego punktu można dziś sięgnąć dowolnego się na trwałe posiadanie właściwe wspólnocie rodowej, bądź przeobraża-
innego (…). Geograficzne umiejscowienie wydaje się ostatecznie tracić na stra- jąca się sama w dobro prywatne jednostek powołujących do życia nową
tegicznym znaczeniu, to z kolei przypisuje się delokalizacji nośników, pozosta-
jących w nieustannym ruchu” (s. 46-49 i 132-133). Teksty Virilio są pod każdym
wspólnotę. W obydwu przypadkach (po obu biegunach państwa) mamy
względem ważkie i nowatorskie, jedyny punkt, który wydaje się nam proble- do czynienia z czymś na kształt nadkodowania ziemi, zastępującego geo-
matyczny, dotyczy łącznego potraktowania przez Virilio trzech grup prędkości, dezję. Rody bez wątpienia zachowują olbrzymie znaczenie, a liczby zy-
które nam wydają się czymś odrębnym: 1) prędkości o tendencji koczowniczej
skują znaczenie własne, tym jednak, co wysuwa się na plan pierwszy, jest
bądź rewolucyjnej (zamieszki, partyzantka); 2) prędkości regulowanych, prze-
kierowywanych, przywłaszczanych przez aparat państwa („nadzór drogowy”); organizacja „terytorialna”, w której segmenty rodu, ziemi i liczby ujmuje
3) prędkości odzyskanych przez światową organizację wojny totalnej bądź glo- się w nadkodowującej je przestrzeni astronomicznej lub w rozciągłości geo-
balne zbrojenia (od floty w pogotowiu po strategię jądrową). Virilio skłania się metrycznej. W archaicznych państwach imperialnych wygląda to z pew-
do utożsamienia tych grup z racji na podstawie ich wzajemnych oddziaływań,
obnażając z gruntu „faszystowski” charakter prędkości jako takiej. Zarazem jed- nością inaczej niż w państwach nowoczesnych. Rzecz w tym, że państwo
nak jego własne analizy dają możliwość przeprowadzenia takiego rozróżnienia. archaiczne obejmuje spatium u szczytu, jako przestrzeń zróżnicowaną,

478 479
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

w głąb i na wielu poziomach, państwa nowoczesne zaś (poczynając od Odsyła wyłącznie do warunków możliwości, jakie stanowi koczowni-
greckiego miasta-państwa) rozpinają jednorodną extensio, wewnętrznie ctwo, oraz do warunków urzeczywistnienia, jakie zapewnia maszyna wo-
ześrodkowaną i składającą się z podzielnych podobnych części, który- jenna. To w armiach państwowych ujawnia się problem obchodzenia się
mi rządzą symetryczne i zwrotne relacje. Te dwa modele, astronomicz- z wielkimi liczbami; w stosunku do innych kwestii, maszyna wojenna
ny i geometryczny, nie tylko ściśle się ze sobą łączą, lecz nawet w zakła- działa w oparciu o nieznaczne ilości, przetwarzane za pomocą liczb nie-
danej rozdzielnej postaci każdy z nich zakłada podporządkowanie rodów mianowanych. W istocie liczby te ujawniają się wraz z rozmieszczeniem
i liczb owej metrycznej mocy, niezależnie, czy przejawia się ona w po- rzeczy w przestrzeni, a nie podziałem przestrzeni czy rozmieszczaniem
staci imperialnego spatium czy politycznej extensio61. Arytmetyka i liczba jej samej. Liczba staje się podmiotem. Niezależność liczby od przestrzeni
odgrywały zawsze rozstrzygającą rolę w aparacie państwa, począwszy nie wynika z abstrakcji, lecz z konkretnej natury gładkiej przestrzeni, zaj-
od biurokracji imperialnej z jej trzema łącznymi operacjami spisu, cen- mowanej bez jej przeliczania. Liczba nie jest już w tym wypadku narzę-
zusu i wyboru. Dotyczy to w jeszcze większym stopniu nowoczesnych dziem obrachunkowym ani miarą, lecz służy przesunięciu: sama prze-
form państwowych, które nie rozwinęłyby się bez użycia rachunkowości suwa się po gładkiej przestrzeni. Przestrzeń gładka nie jest rzecz jasna
jako metody wypracowanej na pograniczu nauk matematycznych i so- pozbawiona geometrii, ale w jej przypadku jest to, o czym zdążyliśmy się
cjotechniki (rachunek społeczny na bazie ekonomii politycznej, demo- już przekonać, geometria mniejsza, operacyjna i praktyczna, oparta na
grafii, organizacji pracy itp.). Ów element arytmetyczny państwa zyskał rysie i śladzie. Ściśle biorąc, liczba tym bardziej jest niezależna od prze-
swoistą moc w obróbce wszelkiego rodzaju materii: materii pierwszej strzeni, im bardziej przestrzeń niezależna jest od metryki. Geometria
jako surowca, wtórnej materii wytwarzanych przedmiotów i ostatecznej jako nauka królewska nie ma większego znaczenia dla maszyny wojen-
materii, jaką stanowi populacja ludzka. Liczba tym samym zawsze słu- nej (z wyjątkiem państwowych sił zbrojnych, a i tam tylko w odniesieniu
żyła opanowywaniu materii, kontroli jej zmienności i ruchów, czyli wpi- do osiadłych fortyfikacji, sprowadzając jednak wówczas na generałów
sywaniu ich w czasoprzestrzenne ramy państwa, czy to w postaci impe- dotkliwe klęski63). Liczba podniesiona zostaje do rangi zasady tam, gdzie
rialnego spatium, czy też nowoczesnego extensio62. Zasadą państwa jest zajmuje przestrzeń i rozmieszcza się jako podmiot, a nie przemierza już
terytorialność lub deterytorializacja, wiążące liczbę z wielkościami me- żłobionej przestrzeni. Liczba to ruchliwy okupant, ruchomość w gład-
trycznymi (zważywszy na coraz bardziej złożone metryki dokonujące kiej przestrzeni, przeciwstawiona geometrii nieruchomości w żłobio-
nadkodowania). Nie sądzimy, by Liczba mogła w niej znaleźć przesłanki nej przestrzeni. Koczownicza jednostka liczbowa to wędrowny ogień,
dla swej niezależności czy samodzielności, mimo obecności wszystkich a nie wyłącznie namiot zastygły w nadmiernym bezruchu: „ogień bie-
czynników niezbędnych do jej rozwoju. rze górę nad jurtą”. Liczba niemianowana nie jest już podporządkowana
Liczba niemianowana, czyli samodzielna organizacja arytmetyczna, określeniom metrycznym ani wymiarom geometrycznym, znajduje się
nie wymaga ani jakiegoś wyższego stopnia abstrakcji, ani wielkiej ilości. wyłącznie w dynamicznej relacji z kierunkami geograficznymi: jest licz-
bą kierunkową, a nie wymiarową czy metryczną. Koczownicza organi-
61 J.-P. Vernant poddał analizie związek między greckim miastem a jednorodną zacja nomadyczna jest trwale arytmetyczna i kierunkowa: wszędzie rzą-
geometryczną rozciągłością (Mythe et pensée chez les Grecs, Maspero 1971-1974,
części I, III). Problem ten, w przypadku archaicznych imperiów czy formacji dzi w niej ilość, dziesiątki, setki, wszędzie tylko kierunki, prawo i lewo:
późniejszych od klasycznego miasta, okazuje się z konieczności o wiele bardziej wódz liczbowy to również wódz lewa lub prawa64. Liczba niemianowa-
skomplikowany. Przestrzeń w ich przypadku ma całkowicie odmienny charak- na jest rytmiczna, a nie harmoniczna. Nie wiąże się ani z kadencją, ani
ter. Również tam wszakże dochodzi do podporządkowania liczby przestrzeni,
co sugeruje Vernant w odniesieniu do platońskiego idealnego miasta-państwa.
z taktem; w takt maszerują jedynie państwowe siły zbrojne, w drylu i pa-
Pitagorejskie i neoplatońskie koncepcje liczby obejmują astronomiczne prze- radach; samodzielna organizacja liczbowa czerpie swój sens skądinąd, ze
strzenie imperialne innego rodzaju aniżeli przestrzenie jednorodnie rozciągłe,
zachowują jednak podrzędny status liczb, dlatego mogą one mieć charakter ide-
alny, lecz już nie w sensie ścisłym „niemianowany” . 63 Clausewitz podkreśla drugorzędną rolę geometrii w taktyce oraz strategii:
62 Dumézil podkreśla rolę elementu arytmetycznego w najstarszych formach po- O wojnie, tłum. A. Cichowicz, L. Koc, Mireki 2007, s. 164-166 („Czynniki geo-
litycznej suwerenności, starając się wręcz określić trzeci biegun suwerenno- metryczne”).
ści; zob. Servius et la Fortune, oraz Le troisième souverain, Maisonneuvre 1949. 64 Zob. jeden z wielkich starożytnych tekstów wiążących liczbę z kierunkiem
Ów arytmetyczny element pełni jednak raczej funkcję organizowania materii, w kontekście maszyny wojennej, Ts’ien Sy-ma, Syn Smoka. Fragment zapisków
a tym samym podporządkowania jej jednemu albo drugiemu z podstawowych historyka, tłum. M. Künstler, Czytelnik 2000 (zwłaszcza rozdział o organizacji
bie­gunów. koczowniczego ludu Xiongnu).

480 481
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

stepu i pustyni, gdzie wymagany jest porządek przesunięcia, gdzie linie nigdy nie wyłania z siebie wielkich, jednorodnych wielkości, jak liczby
lasu, państwowe figury i formy tracą na znaczeniu. „Poruszał się nierów- państwowe czy liczba zliczona, lecz wywołuje właściwy sobie efekt bez-
nym krokiem, dzięki czemu piasek wydawał tylko naturalne dźwięki pu- miaru skutkiem swego zróżnicowanego wewnętrznego powiązania, to
styni. W jego wędrówce nie było niczego, co zwróciłoby uwagę czerwia. znaczy poprzez rozkład różnorodności w swobodnej przestrzeni. Nawet
Ten sposób chodzenia tak wszedł mu w krew, że Leto nie musiał o nim armie państwowe, obchodząc się z większymi liczbami, nie zapominają
myśleć. Nogi poruszały się same i w jego krokach nie sposób było odkryć o tej zasadzie (mimo prymatu liczby 10 jako „podstawy”). Legion rzym-
jakiegokolwiek rytmu”65. W maszynie wojennej i w koczowniczej egzy- ski jest różnicowo powiązaną liczbą liczb, dzięki czemu jego oddziały zy-
stencji liczba przestaje być liczona i przemienia się w cyfrę, dzięki cze- skują mobilność, jego posunięcia zaś są geometryczne, zmienne, wie-
mu stanowi „ducha jedności”, rodzi tajemnicę i jej potomstwo (strategię, lokształtne. Złożona czy też wewnętrznie różnicowo powiązana liczba
szpiegostwo, podstępy, zasadzkę, dyplomację itd.). nie składa się wyłącznie z ludzi, lecz, siłą rzeczy, również z broni, zwie-
Liczba niemianowana, ruchoma, samodzielna, kierunkowa, ryt- rząt i pojazdów. Podstawowa jednostka arytmetyczna jest więc jednost-
miczna, cyfrowana: maszyna wojenna jest nieuchronną konsekwencją ką składania: na przykład, człowiek-koń-łuk (1x1x1), która to formuła
koczowniczej organizacji (wraz ze wszystkimi jej konsekwencjami za- umożliwiła triumf Scytom; komplikuje się ona jednak w miarę, jak „oręż”
znał jej Mojżesz). Nazbyt pochopnie kwestionuje się dzisiaj tę liczbową składa lub wiąże ze sobą większą liczbę ludzi i zwierząt, jak w przypadku
organizację, wytykając jej wojskowy, a wręcz koncentracyjny charakter dwukonnego rydwanu z dwójką wojowników, z których jeden nim kie-
jako typu społeczności, w której ludzie nie są już niczym więcej, niż zde- ruje, drugi zaś strzela (2x1x2 = 1) lub słynnej tarczy z dwoma uchwytami,
terytorializowanymi „numerami”. Niesłusznie. Koszmar wart koszmaru, wprowadzonej w ramach reformy hoplickiej, spajającej ludzkie łańcu-
liczbowe organizowanie ludzi nie jest z pewnością bardziej okrutne, ani- chy. Niezależnie od swej wielkości „jednostka” jest zawsze wewnętrznie
żeli organizacja rodowa czy państwowa. Traktowanie ludzi jak liczb nie różnicowo powiązana. Liczba niemianowana zawsze opiera się na wielu
ustępuje koniecznie traktowaniu ich jak drzew, które się wycina, czy jak podstawach jednocześnie. Uwzględnienia wymagają również stosunki
figur geometrycznych, które się wykrawa i modeluje. Co więcej, użycie arytmetyczne zewnętrzne, ujęte mimo to liczbowo, a wyrażające udział
liczby w charakterze numeru, jako elementu statystycznego, właściwe walczących w zbiorze wszystkich członków danego rodu czy plemienia,
jest państwowej liczbie zliczonej, nie zaś liczbie niemianowanej. Świat rolę rezerw i zasobów, utrzymania ludzi, rzeczy oraz zwierząt. Logistyka
koncentracyjny działa zaś w równym stopniu w trybie numerowania, co jest sztuką utrzymywania tych stosunków zewnętrznych, przynależnych
w oparciu o rody i terytoria. Pytanie nie dotyczy zatem oceny, lecz spe- do maszyny wojennej w równym stopniu, co wewnętrzne stosunki stra-
cyfiki. Specyfika organizacji numerycznej wynika ze sposobu istnienia tegii, czyli wzajemnego ułożenia walczących jednostek. Obydwie stano-
koczownika oraz z maszynowej funkcji wojny. Liczba niemianowana wią naukę wiązań liczb wojennych. Wszelki układ obejmuje aspekt stra-
przeciwstawia się równocześnie kodom rodowym i państwowemu nad- tegiczny oraz logistyczny.
kodowaniu. Budowa arytmetyczna, z jednej strony, służy selekcji, wy- Jednak liczba niemianowana ma również inną, bardziej tajemni-
dobycia z lineaży elementów, które dadzą się włączyć w koczownictwo czą cechę. Maszyna wojenna zawsze wywołuje osobliwy proces replika-
i sprząc z maszyną wojenną; z drugiej zaś, skierowaniu ich przeciw apa- cji bądź arytmetycznego potęgowania, jak gdyby działała na dwóch nie-
ratowi państwa, przeciwstawieniu maszyny istnieniu aparatu państwo- symetrycznych i nierównych seriach. Z jednej strony, rody lub plemiona
wego, wytyczeniu linii deterytorializacji, przecinających zarazem po- organizowane są i reorganizowane podług liczby: skład liczbowy nakła-
siadłości rodowe, jak i terytoria bądź deterytorialność państwa. da się na rody, wyłaniając nową nadrzędną zasadę. Z drugiej strony, rów-
Podstawową cechą liczby niemianowanej, czy to nomadycznej, czy nocześnie z każdego rodu wyciąga się poszczególnych ludzi, by stworzyć
wojennej, jest to, że jest zawsze złożona, czyli wewnętrznie zróżnicowa- z nich szczególne ciało liczbowe. Jak gdyby nowy liczbowy skład ciała-
na i powiązana. Jest zawsze układem, zespoleniem liczb. Dlatego właśnie -rodu nie mógł się powieść bez stworzenia właściwego mu ciała, które
samo miałoby wymiar liczbowy. Sądzimy, że nie jest to zjawisko przy-
65 Frank Herbert, Dzieci Diuny, tłum. Ł. Jerzyński, Zysk i S-ka 1999, s. 265-266. padkowe, lecz konstytutywna, istotowa właściwość maszyny wojennej,
Można w tym kontekście przywołać definicyjne cechy liczby niemianowa- działanie warunkujące usamodzielnienie się liczby; liczba ciała/oddzia-
nej, zaproponowany przez Julię Kristevę: „rozkład”, „mnogi i przypadkowy po-
dział” „punkt-nieskończoność”, „ścisłe przybliżenie” itp. (Semeiotike, Seuil 1969, łu musi mieć za swój korelat ciało/oddział liczby, liczba musi się więc po-
s. 293-297). dwajać w wyniku dwóch uzupełniających się operacji. Ciało społeczne

482 483
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

nie jest numerowane, o ile liczba nie kształtuje szczególnego ciała/od- oryginalności ze strony koczowniczej egzystencji. Z chwilą przywłasz-
działu. Dżyngis-Chan, dokonując wielkiego dzieła złożenia stepu, zorga- czenia przez państwo maszyny wojennej w armiach państwowych po-
nizował numerycznie rody i wojowników z każdego rodu, przyporządko- jawia się ten sam problem. Skoro arytmetyzacja ciała społecznego wią-
wując im cyfry i podporządkowując je wodzom (dziesiątki i dziesiętnicy, że się z ukształtowaniem odrębnego, szczególnego ciała/oddziału, które
setki i setnicy, tysiące i trybuni). Wyodrębnił on również z każdego tak samo jest arytmetyczne, możliwe jest wyłonienie i złożenie owego szcze-
arytmetycznie ujętego rodu niewielką liczbę ludzi stanowiących jego gólnego ciała/oddziału na parę sposobów: 1) z uprzywilejowanego rodu
straż przyboczną, czyli dynamiczną formację sztabu wojskowego, ko- bądź plemienia, którego dominacja nabiera odtąd nowego znaczenia
misarzy, posłańców i dyplomatów (antrustie66). Jedno nie może obyć się (przypadek Mojżesza i Lewitów); 2) z przedstawicieli każdego z rodów,
bez drugiego: podwojona deterytorializacja, gdzie druga podniesiona które od tej pory służą za zakładników (pierworodni – azjatycki przypa-
jest do wyższej potęgi. Mojżesz dokonując swego wielkiego dzieła złoże- dek Dżyngis-Chana); 3) z zupełnie innych elementów, zewnętrznych wo-
nia pustyni, poddawszy się siłą rzeczy raczej wpływom koczowników, niż bec podstawowej społeczności – niewolników, obcych lub wyznawców
mocy Jahwe, przeprowadził spis wszystkich plemion i zorganizował je innej religii (przypadek ustroju saksońskiego, w którym król wyłaniał
w trybie liczbowym. Równocześnie ogłosił jednak prawo, na mocy któ- swe szczególne ciało z grona frankijskich niewolników; jednak dotyczy
rego to pierworodni z każdego plemienia mieli odtąd podlegać jurysdyk- to jednak przede wszystkim islamu, co znalazło wyraz wręcz w wytwo-
cji Jahwe, a jako że są oni, z oczywistych względów, jeszcze zbyt młodzi, rzeniu szczególnej kategorii socjologicznej „wojskowych niewolników”;
ich rolę w Liczbie przejąć miało wyróżnione plemię Lewitów, oblekają- jak w przypadku egipskich mameluków, niewolników uprowadzanych ze
ce w ciało Liczbę i tworzące specjalną przyboczną straż arki przymierza. stepów czy z Kaukazu, kupowanych za młodu przez sułtana, czy osmań-
Ponieważ jednak Lewici byli mniej liczni niż nowi pierworodni spośród skich janczarów, wywodzących się ze wspólnot chrześcijańskich)67.
wszystkich plemion, ci stanowiący nadwyżkę pierworodni mieli zostać Czyż nie stąd wziął się ów ważny wątek „koczowników jako pory-
wykupieni przez plemiona w postaci pobieranych podatków (co odsyła waczy dzieci”? Zwłaszcza ostatni z przywołanych przypadków jaskrawo
nas do fundamentalnego aspektu logistyki). Maszyna wojenna nie mo- unaocznia, w jaki sposób szczególne ciało staje się elementem warunku-
głaby sprawnie działać bez tego rodzaju podwójnej serii: skład liczbowy jącym władzę w maszynie wojennej. Rzecz w tym, że maszyna wojenna
musi zastąpić organizację rodową, a zarazem zażegnać terytorialną or- wraz z koczowniczą egzystencją muszą zażegnać zarazem powrót arysto-
ganizację państwa. Wzdłuż tej podwojonej serii określa się władza w ma- kracji rodowej, jak również uporać się z nowo wyłonionymi funkcjona-
szynie wojennej: moc nie zależy już od członów i ośrodków ani poten- riuszami imperium. Wszystko komplikuje dodatkowo fakt, że samo
cjalnego współbrzmienia ośrodków i nadkodowania członów, lecz od państwo jest często zmuszone do posługiwania się niewolnikami w roli
owych wewnętrznych relacji z Liczbą, niezależnych od ilości. Dotyczy to wysokich urzędników. Przekonamy się, że działo się tak z różnych po-
również napięć i walk o władzę: między plemionami a Lewitami w cza- wodów i że oba te nurty łączą się ze sobą w instytucji armii, wypływa-
sach Mojżesza, między „nojanami” a „antrustiami” w epoce Dżyngis-Cha- jąc jednak z dwóch odmiennych źródeł – z racji tego, że władza dzierżo-
na. Nie jest to jednak bynajmniej opór rodów, które pragnęłyby odzyskać na przez niewolników, obcych i uprowadzonych w maszynie wojennej
swą dawną samodzielność, ani zapowiedź walki o aparat państwa: to na- nomadycznego pochodzenia, różni się zasadniczo od władzy arystokra-
pięcie właściwe maszynie wojennej, jej szczególnej władzy i swoistemu cji rodowych, jak również tej, jaką sprawują urzędnicy państwowi i biu-
ograniczeniu władzy „wodzowskiej”. rokraci. Pełnią oni zwykle funkcję „komisarzy”, wysłanników, dyploma-
Skład liczbowy, czyli liczba niemianowana, obejmuje zatem kilka tów, szpiegów, strategów i logistyków, a czasami nawet kowali. Swej roli
działań: arytmetyzację wyjściowych całości (rody); połączenie wydoby- nie zawdzięczają jednak wyłącznie jakiemuś „kaprysowi sułtana”. To ra-
tych pod-całości (dziesiątek i sotni itd.); formowanie przez zastępowanie czej kaprysowi wodza wojennego objaśnienia dostarcza obiektywne ist-
innego zbioru odpowiadającego zbiorowi złączonemu (szczególne ciało). nienie i potrzeba szczególnego liczbowego ciała/oddziału, owej Cyfry,
To ostatnie działanie wymaga największego urozmaicenia i najwięcej
67 Wyjątkowo interesującym przypadkiem byłby szczególny oddział kowali u Tua­
66 Boris Iakovlevich Vladimirtsov, Le régime social des Mongols, Maisonneuve regów, zwanych Enadami („Innymi”); wywodzący się od sudańskich niewol-
1948. Termin, którym posługuje się Vladimirstsov, antrustie, zapożyczony zo- ników, żydowskich osadników z Sahary bądź potomków wojowników świę­
stał z porządku saksońskiego, w którym król tworzył wokół siebie kompanię, tego Ludwika. Zob. René Pottier, Les artisans sahariens du métal chez les Touareg,
u Franków „trust”. w: ,,Métaux et civilizations”, vol. 1, nr 2, 1945-1946.

484 485
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

która liczy się tylko dzięki nomos. Deterytorializacja i stawanie się częś- wasalstwo). W obydwu przypadkach liczba podporządkowana jest „nie-
cią maszyny wojennej jako takiej dokonują się równocześnie: ciało/od- ruchomej” organizacji fiskalnej, zarówno celem ustalenia, które ziemie
dział szczególne/-y, zwłaszcza zaś niewolnik-niewierny-obcy, jest tym, mogą zostać nadane lub przekazane, jak i celem oszacowania świadczeń
kto staje się żołnierzem i wyznawcą, zdeterytorializowany jednocześnie wymaganych od samych beneficjentów. Koczownicza organizacja wraz
w stosunku do rodów i państwa. By stać się wyznawcą, trzeba się urodzić z maszyną wojenną ucinają te problemy, zarówno na poziomie ziemi, jak
niewiernym, by stać się żołnierzem, trzeba się urodzić niewolnikiem. Po- i fiskalizmu; wojownicy-wojowie, wbrew temu bowiem, co się zwykło
trzeba do tego szczególnych instytucji i szkół: to wynalazek maszyny wo- sądzić, byli wielkimi innowatorami. Wynajdują oni właśnie „ruchomą”
jennej, nieustannie przez państwo wykorzystywany i dostosowywany terytorialność i „ruchomy” fiskalizm, świadczące o samodzielności za-
do jego własnych celów, póki nie stanie się nie do poznania bądź nie zo- sady liczbowej: mimo możliwości pomieszania czy połączenia obu syste-
stanie przywrócony pod biurokratyczną postacią sztabu czy technokra- mów, swoistość systemu koczowniczego polega na podporządkowaniu
tyczną postacią oddziału do zadań specjalnych bądź w różnych odmia- ziemi liczbom, które się po niej przemieszczają i na niej rozmieszcza-
nach „poczucia jedności”, służących państwu w równej mierze, w jakiej ją oraz opodatkowaniu wewnętrznych stosunków między tymi liczba-
się mu opiera, czy też w osobie komisarzy oszukujących państwo o tyle, mi (na przykład u Mojżesza podatek wkracza w stosunek między ciała-
o ile mu służą. mi liczbowymi a szczególnym ciałem/oddziałem liczby). Mówiąc krótko,
To prawda, że koczownicy pozbawieni są historii; mają jedynie geo- demokracja wojskowa oraz feudalizm nie tyle wyjaśniają liczbowy ko-
grafię. Ich klęska była tak sromotna i nieodwołalna, że można by rzec, iż czowniczy skład, ile świadczą raczej o tym, co z niego przetrwało w ustro-
historia stanowi jedność z triumfem państwa i wraz z nim się rozpoczy- jach osiadłych.
na. Dlatego stali się oni obiektem powszechnej krytyki, odmawiającej
im jakiegokolwiek nowatorstwa, czy to technologicznego, metalurgicz- Twierdzenie VII: Afekty nomadycznej egzystencji stanowią oręż
nego, politycznego czy metafizycznego. Zarówno burżuazyjni, jak i ra- maszyny wojennej
dzieccy historycy (jak Grousset i Vladimirtsov) przedstawiają koczowni-
ków jako istoty ubogie w człowieczeństwo, niczego nie rozumiejące, nie Broń i narzędzia rozróżnić można na podstawie użytku (niszczenie lu-
znające ani technik, wobec których pozostają obojętni, ani rolnictwa, ani dzi lub produkcja dóbr). Choć zewnętrzne rozróżnienie wyjaśnia pew-
miast, ani państw, które podbijają i obracają w perzynę. Trudno zatem ne drugorzędne zastosowania przedmiotu technicznego, dopuszcza ono
pojąć, jakim sposobem koczownicy mogli odnosić zwycięstwa w woj- jednak możliwość ogólnej wymienności między obydwiema grupami,
nach przy tak niskim u nich poziomie rozwoju metalurgii: przypuszcze- dlatego rozróżnienie wewnętrzne między bronią a narzędziami nastrę-
nie, że otrzymywali oni techniczne uzbrojenie oraz polityczne rady od cza znacznych trudności. Typy uderzenia, jak je określił Leroi-Gourhan,
zdrajców i zbiegów z imperialnego państwa, wydaje się mimo wszystko mieszczą się po obydwu stronach. „Przez kolejne wieki najprawdopo-
niewiarygodne. Trudno zrozumieć, jakim sposobem nomadzi mogli po- dobniej narzędzia rolnicze pozostawały tożsame z bronią wojenną”68.
dejmować wysiłek niszczenia miast i państw, jeśli nie w imię jakiejś orga- Można więc mówić w tym przypadku o pewnym „ekosystemie”, który
nizacji koczowniczej i maszyny wojennej, nie określającej się przez nie- nie jest usytuowany jedynie u zarania, a w którym narzędzia pracy i broń
wiedzę, lecz przez ich cechy pozytywne, swoistą dla nich przestrzeń, ich wojenna zamieniają się swymi określeniami: wydaje się, że nawet ma-
właściwy skład, zrywające z porządkiem rodowym i odrzucające formę szynowa gromada obejmuje jedne i drugie. Odnosimy jednak wrażenie,
państwową. Historia nie przestaje wymazywać nomadów. Próbowano że zachodzą między nimi znaczne różnice wewnętrzne, nawet jeśli nie są
stosować w odniesieniu do maszyny wojennej kategorie ściśle militar- one istotowe, czyli logiczne bądź pojęciowe, i nawet jeśli pozostają one
ne (tzn. „demokracji wojskowej”), do koczownictwa zaś kategorie nawią- uchwytne jedynie w przybliżeniu. W pierwszym przybliżeniu broń po-
zujące do osiadłości i osadnictwa (tzn. „feudalizm”). Obie hipotezy za- zostaje w zasadniczej relacji z rzutem. Bronią jest przede wszystkim to,
kładają jednak pewną zasadę terytorialną: albo, że państwo imperialne co wyrzuca/wystrzela bądź jest wyrzucane/wystrzeliwane, przy czym
przywłaszcza sobie maszynę wojenną, dokonując przydziału ziemi wo- wyrzutnik jest tutaj elementem kluczowym. Broń ma charakter bali-
jownikom (cleroi i lenna) w nagrodę za ich przysługi, albo, że własność, styczny; samo pojęcie „problemu” odnosi się do maszyny wojennej. Im
zyskując charakter prywatny, sama ustanawia stosunki zależności mię-
dzy posiadaczami tworzącymi armię (lenność w sensie ścisłym oraz 68 J. F. Fuller, Armament and History, Scribner 1945, s. 5.

486 487
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

więcej mechanizmów rzutowych/rzutowania zawiera narzędzie, w tym wojenna wraz z hodowlą i tresurą wprowadza ekonomię przemocy, czyli
szerszym zakresie działa jako broń, potencjalna bądź tylko metaforycz- narzędzia zapewniające jej trwałość i bezgraniczność. „Rozlew krwi, po-
nie. Ponadto, narzędzia nieustannie równoważą zawarte w nich mecha- syłanie na bezpośrednią śmierć, to przeciwieństwa nieograniczonego
nizmy rzutujące/wyrzucające lub dostosowują je do innych celów. Co użytkowania przemocy, czyli jej ekonomii. (…) Ekonomia przemocy przy-
prawda broń miotająca (ściśle ujmując, rzucana bądź wyrzucająca) to tyl- należna jest nie myśliwemu kryjącemu się w hodowcy, lecz zwierzynie łownej.
ko jeden spośród wielu rodzajów broni; nawet broń ręczna wszelako wy- W jeździectwie zachowuje się energia kinetyczna, prędkość konia, a nie
maga od dłoni i ramion, które się nią posługują, innego użytku niż narzę- proteiny (nie mięso, a motor). (…) W polowaniu z kolei, myśliwy dąży do
dzia, użytku rzutującego, o czym świadczą sztuki walki. Narzędzie z kolei powstrzymania ruchu dzikiego zwierzęcia przez systematyczny ubój, za-
w znacznie większym stopniu znamionuje się wychwytem, (wy)rzutem daniem hodowcy jest zachowanie go przy życiu, a dzięki tresurze, jeź-
do wewnątrz; obrabia ono materię z oddali, by doprowadzić ją do stanu dziec włącza się w ów ruch, wywołując jego przyspieszenie”. Choć na-
równowagi lub przysposobić jej formę wewnętrzności. Działanie na dy- pęd technologiczny rozwinie tę tendencję, „jeździectwo jest pierwszym
stans istnieje w obydwu przypadkach, jednak w jednym jest ono odśrod- wyrzutnikiem wojownika, jego pierwszym uzbrojeniem”69. Stąd stawa-
kowe, w drugim – dośrodkowe. Można by rzec również, że narzędzie na- nie-się-zwierzęciem w maszynie wojennej. Czy oznacza to, że przed wy-
potyka opór, który ma przezwyciężyć lub spożytkować, broń natomiast nalezieniem jeździectwa i kawalerii nie istniała maszyna wojenna? Nie-
działa w trybie przeciwnatarcia, służąc odparowywaniu ciosów, których właściwe to pytanie. Rzecz w tym, że maszyna wojenna prowadzi do
ma uniknąć lub które powinna zadać (przeciwnatarcie jest wręcz czyn- wyzwolenia wektora prędkości, przeradzającego się w niezwiązaną czy
nikiem wynalazczym, napędzającym maszynę wojenną, pod warunkiem, niezależną zmienną, z czym nie mamy do czynienia w przypadku polo-
że nie sprowadza się ono jedynie do ilościowego podbijania stawek czy wania, gdzie prędkość odsyła przede wszystkim do zwierzyny łownej.
do obronnej parady). Możliwe, że ów wektor biegu daje się wyzwolić w piechocie bez koniecz-
Po drugie, broń i narzędzia „na ogół” (w przybliżeniu) pozosta- ności uciekania się do jeździectwa: co więcej, jeździectwo służyło jedynie
ją w odmiennym stosunku z ruchem i prędkością. Podkreślenie faktu transportowi czy przewozowi, bez związku z owym swobodnym wekto-
wzajemnego uzupełniania się broni i prędkości uznać należy za kolej- rem. Tak czy owak, wojownik zapożycza od zwierzęcia ideę napędu ra-
ny ważki teoretyczny wkład Paula Virilio: broń wynajduje prędkość czy czej, aniżeli model ofiary. Nie uogólnia on idei ofiary w odniesieniu do
też odkrycie prędkości wynajduje broń (skąd wynika rzutujący charak- wroga, lecz odrywa ją od idei motoru, by zastosować do siebie samego.
ter broni). Maszyna wojenna wyzwala własny wektor prędkości, na tyle Rodzi to jednak natychmiast dwojakiego rodzaju zastrzeżenia. Po
szczególny, że wymaga własnego imienia; nie jest to wyłącznie moc nisz- pierwsze, maszyna wojenna dopuszcza tyleż ciążenie i ciężkość, co pręd-
cząca, to również „dromokracja” (czyli nomos). Poza innymi korzyściami, kość (rozróżnienie na ciężkie i lekkie, niesymetryczność obrony i ataku,
jakie daje, idea ta wyraża nowy tryb podziału między polowaniem a woj- przeciwieństwo spoczynku i napięcia). Łatwo byłoby pokazać, że zjawi-
ną. Albowiem, nie tylko nie ulega wątpliwości, że wojna nie wywodzi się ska „uczasowienia” czy nawet znieruchomienia i katatonii, tak ważne na
od łowów, lecz samo polowanie jako takie nie wspiera użycia broni: albo wojnie, uwzględniają pod pewnymi względami składową czystej prędko-
prowadzi do zatarcia samego rozróżnienia oraz całkowitej wymienności ści. W innych przypadkach zaś odsyłają do warunków, w jakich aparaty
broni na narzędzia, albo też wykorzystuje dla własnych potrzeb broń już państwa przywłaszczają sobie maszynę wojenną, zwłaszcza urządzając
wyróżnioną i ustanowioną. Jak powiada Virilio, wojna nie pojawia się
bynajmniej w momencie, w którym człowiek podchodzi do człowieka 69 Paul Virilio, Métempsychose du passager, „Traverses”, nr 8, 1977. Virilio wszela-
jak łowca do zwierzyny, lecz przeciwnie, gdy przechwytuje siłę zwierzyny ko wskazuje na pośrednie przejście od polowania do wojny, odkąd kobieta służy
łownej, by nawiązać z człowiekiem relację o zupełnie innym charakterze – za zwierzę „pociągowe i juczne”, co pozwoliło myśliwym nawiązać między sobą
stosunek „homoseksualnej konkurencji”, wykraczający poza stosunek łowny.
stosunek wojenny (już nie jak ze zdobyczą, lecz jak z wrogiem). Nic więc
Zdaje się jednak, że sam Virilio skłania nas do odróżnienia prędkości jako rzu-
dziwnego w tym, że maszyna wojenna jest wynalazkiem koczowniczych towania i wyrzucania od przemieszczenia jako ruchu i nośności. Maszyna wojen-
hodowców: hodowla i tresura nie łączą się ani z pierwotnym polowa- na określa się z pierwszego punktu widzenia, drugi zaś odsyła do sfery wspólnej.
niem, ani z osiadłym udomowieniem, są one w sensie ścisłym wynikiem Koń, przykładowo nie przynależy do maszyny wojennej, o ile służy wyłącznie do
transportu ludzi, zsiadających z niego, by podjąć walkę. Maszyna wojenna okre-
odkrycia systemu rzutującego i wyrzucającego. Zamiast odpowia- śla się przez działanie, nie przez transport, nawet jeśli transport jest odpowie-
dać przemocą na przemoc czy sprawować ją „raz na zawsze”, maszyna dzią na działanie.

488 489
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

żłobioną przestrzeń, w której przeciwstawne siły mogą się zrównowa- przestrzeni wprawia broń w ruch bezwzględny. Jak gdyby broń była ru-
żyć. Bywa, że prędkość odrywa się, jako własność pocisku, kuli, szrap- choma, poruszała się sama z siebie, narzędzie zaś było wyłącznie poru-
nela, unieruchamiając samą broń i żołnierza (tym było znieruchomienie szane. Ów związek narzędzi z pracą nie jest bynajmniej oczywisty, póki
w czasie pierwszej wojny światowej). Równowaga sił jest jednak zjawi- pracy nie zdefiniuje się motorycznie bądź realnie, co właśnie uczynili-
skiem oporu, ponieważ odparowanie zakłada porywczość i zmianę pręd- śmy. To nie narzędzie określa pracę, lecz na odwrót – narzędzie zakłada
kości, zaburzające równowagę: to czołg podporządkował całość swych pracę. Ponadto również broń wymaga, w sposób oczywisty, odnowienia
operacji wektorowi-prędkości i przywrócił przestrzeń gładką dla ruchu, przyczyny, wydatkowania czy nawet rozpłynięcia się w skutku, zderze-
odrywając od ziemi broń wraz z ludźmi70. nia z zewnętrznym oporem, przesunięcia siły itp. Próżno przypisywać
Bardziej złożone jest odwrotne zastrzeżenie, w myśl którego pręd- broni jakąś magiczną moc, w przeciwieństwie do ograniczeń narzędzi:
kość wydaje się przynależeć narzędziu w nie mniejszym stopniu niż bro- broń i narzędzia podlegają tym samym prawom, określającym wspólną
ni i w żadnym razie nie jest właściwością maszyny wojennej. Historia im sferę. Zadaniem wszelkiej technologii jest jednak wykazywanie, że
napędu nie jest wyłącznie historią wojskową. Być może jednak w tym dany techniczny element zachowuje abstrakcyjny, a właściwie nieokre-
przypadku nazbyt usilnie dąży się do rozważania ilości ruchu, zamiast ślony charakter, o ile nie odniesie się go do pewnego zakładanego prze-
poszukiwać modeli jakościowych. Dwoma modelami napędów ideal- zeń układu. Maszyna jest pierwotna względem elementu technicznego;
nych byłby pęd (do) pracy oraz pęd (do) swobodnego działania. Praca jest jednakże nie jest to maszyna techniczna, która sama stanowi złożenie
przyczyną napędową, napotykającą rozmaite przeszkody i opory, dzia- elementów, lecz maszyna społeczna czy też kolektywna, układ mecha-
ła na zewnątrz, wyczerpuje się i wydatkuje w swych skutkach i musi niczny, który określał będzie to, co w danym momencie jest elementem
być nieustannie odnawiana. Swobodne działanie również jest przyczy- technicznym, zastosowania tego elementu, jego zakres, ujęcie itp.
ną napędową, taką jednak, która spotyka się z oporem do przezwycię- Przez zapośredniczenie układów typ selekcjonuje, kwalifikuje,
żenia, nie działa jedynie w odniesieniu do ruchomego ciała jako takiego, a wręcz wynajduje elementy techniczne. Nie sposób zatem mówić o bro-
nie wyczerpuje się w swych skutkach i umiejscawia się między dwie- ni czy narzędziach bez wcześniejszego określenia zakładanych przez nie
ma chwilami. Niezależnie od jej miary i stopnia, w pierwszym wypad- urządzeń, w skład których wchodzą. Dlatego twierdziliśmy, że broń i na-
ku prędkość jest względna, w drugim zaś – bezwzględna (idea perpetuum rzędzia różnią się od siebie nie tylko zewnętrznie, mimo że pozbawio-
mobile). Co istotne w pracy, to punkt przyłożenia siły wypadkowej wy- ne są istotowych odróżniających je cech. Mają pewne cechy wewnętrz-
wieranej przez ciężar na ciało rozważane jako „jedno” (ciężkość) oraz ne (choć nie istotowe), które odsyłają do odpowiednich układów, w które
przesunięcie względem tego punktu przyłożenia. W działaniu swobod- się je ujmuje. Tym, co urzeczywistnia model swobodnego działania, nie
nym istotny jest zaś sposób, w jaki elementy ciała wymykają się ciąże- jest więc sama broń w rozumieniu fizycznym, lecz raczej układ „maszy-
niu, by zająć bezwzględnie przestrzeń nieoznaczoną. Broń i jej obsługa ny wojennej” jako przyczyna formalna broni. Z drugiej strony, tym, co
odnoszą się, jak się zdaje, do modelu swobodnego działania, narzędzia urzeczywistnia model pracy, nie są narzędzia, lecz układ „maszyny robo-
zaś – do modelu pracy. Przesunięcie liniowe z jednego punktu do drugie- czej” jako formalna przyczyna narzędzia. Powiadając, że broń nie daje się
go wprawia narzędzia w ruch względny, natomiast wirowe zajmowanie oddzielić od wektora-prędkości, w odróżnieniu od narzędzia, które po-
zostaje przywiązane do warunków ciężkości, usiłujemy po prostu wska-
70 J. F. Fuller (Armament and History, s. 137 i nast.) pokazuje, że pierwszą wojnę zać na różnicę między dwoma typami układów, nawet jeśli narzędzie
światową ujmowano przede wszystkim jako wojnę ofensywną, opartą na ru-
chu i na artylerii. Artyleria jednakże zwróciła się przeciw sobie, prowadząc do
we właściwym mu układzie jest abstrakcyjnie „szybsze”, broń zaś – abs-
znieruchomienia. Ponownie rozpętać wojny nie mogło zwiększenie liczby ar- trakcyjnie „cięższa”. Narzędzie jest z istoty związane z ciężkością, z prze-
mat, leje po pociskach uczyniły bowiem teren jeszcze trudniejszym do zdobycia. mieszczeniem i zależnością od siły, które odkrywają jego prawa w pra-
Rozwiązaniem, do którego w decydujący sposób przyczynili się Anglicy, zwłasz-
cy, podczas gdy broń dotyczy wyłącznie sprawowania lub przejawiania
cza zaś generał Fuller, okazał się czołg: jako „okręt naziemny” przywracał on zie-
mi charakter swego rodzaju morskiej czy gładkiej przestrzeni, „wprowadzając się siły w przestrzeni i w czasie, w trybie swobodnego działania. Broń
taktykę morską do wojny lądowej”. Zgodnie z ogólną zasadą, w odparowaniu ni- nie spada z nieba, wymaga, rzecz jasna, wyprodukowania, przemiesz-
gdy nie odpowiada się tym samym na to samo: czołg jest odpowiedzią na artyle- czenia, zależności i oporu. Aspekt ten odsyła jednak do sfery wspólnej
rię, helikopter wyposażony w rakiety jest odpowiedzią na czołg, itd. Stąd bierze
się innowacyjny charakter maszyny wojennej, odmienny od innowacyjności broni oraz narzędziu i nie dotyczy jeszcze specyfiki broni, ujawniającej
maszyny roboczej. się wyłącznie przy uwzględnieniu siły dla niej samej, bez odniesienia do

490 491
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

liczby, ruchu, przestrzeni i czasu, gdy prędkość dodaje się do przemieszcze- Układy są namiętne, to zestawy pragnienia. Pragnienie nie ma nic
nia71. Ściśle rzecz biorąc, broń jako taka nie odnosi się do modelu pracy, wspólnego z naturalnym lub samoistnym uwarunkowaniem, nie ma
lecz do modelu swobodnego działania, przy czym zakłada się, że warun- pragnienia, które nie tworzyłoby układu, jest ono zestawione i maszyno-
ki pracy spełniane są gdzie indziej. Jednym słowem, z punktu widzenia we. Racjonalność, sprawność i wydajność układu nie może się obyć bez
siły, narzędzie wiąże się z systemem ciężkości-przemieszczenia, ciężaru-­ wywoływanych przezeń namiętności, pragnień, tyleż go stanowiących,
-wysokości, broń zaś – z systemem prędkości-perpetuum mobile (w zna- co przezeń ustanawianych. Detienne wykazał, że greckiej falangi niepo-
czeniu, że prędkość jest sama z siebie „uzbrojeniem”). dobna oddzielić od całkowitego odwrócenia wartości ani od zmiennych
Nader ogólna przewaga urządzenia mechanicznego i kolektywne- namiętności, szarpiących stosunkami pragnienia związanymi z maszy-
go nad elementem technicznym przejawia się wszędzie, zarówno w na- ną wojenną. To jeden z tych przypadków: gdy człowiek schodzi z konia,
rzędziach, jak i w broni. Broń i narzędzia są tylko i wyłącznie konse- a relacja człowiek-zwierzę ustępuje miejsca stosunkowi między ludźmi
kwencją. Częstokroć podkreślano, że broń jest niczym poza organizacją w oddziale piechoty, zwiastującym nadejście żołnierza-wieśniaka, żoł-
bojową, która po nią sięga. Broń „hoplicka” przykładowo istniała jedy- nierza-obywatela. Dogłębnej przemianie ulega cały Eros wojny, właści-
nie dzięki falandze jako odmianie maszyny wojennej: ów układ stworzył wy grupie Eros homoseksualny zastępuje z wolna Erosa zooseksualnego,
jedyną nową w owym czasie broń, czyli dwuuchwytową tarczę, inne ro- typowego dla jeźdźca. Państwo, przywłaszczając sobie maszynę wojenną,
dzaje broni istniały wprawdzie już wcześniej, jednak tutaj ujęte zosta- dążyło bez wątpienia do pogodzenia edukacji obywatela z wykwalifiko-
ły w innym zestawieniu, w którym nie pełniły tej samej funkcji i miały waniem pracownika i wyszkoleniem żołnierza. Jednak, jeśli to prawda,
odmienną naturę72. To zawsze układ stanowi system bojowy. Włócznia że każdy układ jest układem pragnienia, rzecz w tym, by przekonać się,
i miecz istnieją od epoki brązu w zestawieniu człowiek-koń, stanowią- czy układ wojenny i układ pracy, rozważane ze względu na siebie same,
cym przedłużenie sztyletu i oszczepu, oraz wypierając pierwsze uzbro- nie wywołują przypadkiem wpierw namiętności z innego porządku. Na-
jenie piechoty, jakim był młot i topór. Strzemię z kolei wprowadza nową miętności to operacje pragnienia, różnią się w zależności od układu: inna
postać zestawienia człowiek-koń, wymuszając nowy rodzaj włóczni sprawiedliwość, inne okrucieństwo, inna litość itd. Reżim pracy jest nie-
i nowe uzbrojenie; wszelako również to złożenie człowiek-koń-strzemię oddzielny od organizacji i przemian formy, której odpowiadają formacje
podlega zmianom i wywołuje rozmaite skutki, w zależności od tego, czy podmiotowe. To namiętnościowy porządek uczucia jako „formy robot-
wiąże się je z ogólnymi warunkami koczownictwa, czy też odnosi w póź- niczej”. Uczucie wymaga szacowania materii i oporu, jaki stawia, oceny
niejszym okresie do osiadłej sytuacji feudalizmu. Sytuacja przedstawia znaczenia formy i jej przemian, ekonomii siły i jej przemieszczeń, wszel-
się zatem tak samo, jak w wypadku narzędzia: również tam wszystko za- kiej ciężkości. Ustrój maszyny wojennej z kolei to raczej porządek afek-
leży od organizacji pracy, od układów, zmiennych między ludźmi i rze- tów, odsyła wyłącznie do ruchomości jako takiej, do prędkości i złożenia
czami. W ten sposób pług funkcjonuje jedynie jako specyficzne narzę- prędkości między poszczególnymi elementami. Afekt to gwałtowne wy-
dzie w pewnym zestawie, w którym dominują „rozległe otwarte pola”, ładowanie emocjonalne, riposta, w odróżnieniu od uczucia jako emocji
gdzie koń stopniowo wypiera wołu w roli zwierzęcia pociągowego, zie- zawsze już przemieszczonej, odwleczonej, opornej. Afekty są pociskami,
mię zaczyna się uprawiać metodą trójpolową, gospodarka zaś staje się podobnie jak broń, uczucia zaś wiążą się z introspekcją, podobnie jak na-
kwestią wspólnoty. Pług mógł wprawdzie istnieć wcześniej, lecz jedynie rzędzia. Do broni podchodzi się afektywnie, o czym świadczą nie tylko
pobocznie względem innych układów, nie wydobywających jego specy- mitologie, lecz również średniowieczne poematy epickie, romanse ry-
fiki i nie wykorzystujących jego odmiennych od radła właściwości73. cerskie i dworskie. Broń przynależy afektom, afekty zaś – broni. Z tego
punktu widzenia, najbardziej bezwzględna nieruchomość, czysta katato-
71 Na temat ogólnego podziału na dwa modele, „pracy-swobodnego działania”, nia, podążają za wektorem-prędkości, niesione przez ów wektor, łączący
„siły, która się wyczerpuje-siły, która się zachowuje”, „skutku realnego-skut-
ku formalnego”, itp. zob. wystąpienie Martiala Guéroulta, Dynamique et méta­
physique leibniziennes, Les Belles Lettres 1934, s. 55, 119 i nast. oraz s. 222-224. azjatyckiej suchej kultury ryżu, na której przykładzie można pokazać, że pa-
72 Marcel Detienne, La phalange, problėmes et controverses, w: Problėmes de guerre tyk do dłubania w ziemi, motyka czy pług zależne są, każde z osobna, od zbioro-
en Grèce ancienne, Mouton 1968, „Technika to swego rodzaju wnętrze tego, co wych układów, zmieniających się wraz z wahaniami gęstości populacji i okresami
społeczne i mentalne”, s. 134. ugoru, co pozwala Braudelowi stwierdzić, że „narzędzie w tym ujęciu jest konse-
73 Na temat strzemienia i pługu, zob. Lynn White junior, Medieval Technology and kwencją, nie zaś przyczyną” (Kultura materialna, gospodarka i kapitalizm, s. 148-
Social Change, Oxford University Press 1962, rozdz I i II. Podobnie w przypadku 149 [w polskim przekładzie nie udało się odnaleźć tego zdania – dopisek tłum.].

492 493
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

paraliż gestu z pędem ruchu. Rycerz zasypia na swym wierzchowcu, by pracy. Inaczej w przypadku broni, pozostającej w zasadniczym stosunku
następnie rzucić się na nim do galopu niczym strzała. Kleistowi udało się z klejnotami. Nie wiemy już tak naprawdę, czym są klejnoty, ponieważ
odmalować najznakomitsze zestawienie tych nagłych ataków katatonii, uległy wielu kolejnym adaptacjom. Coś jednak świta nam w głowie, gdy
omdleń, napięć, a zarazem największych prędkości maszyny wojennej: słyszymy, że złotnictwo było sztuką „barbarzyńską”, sztuką w najwyż-
odsłania przed nami zatem stawanie-się-bronią przez element technicz- szym stopniu koczowniczą, gdy widzimy tych mistrzów sztuki mniej-
ny, a zarazem stawanie-się-afektem elementu namiętnego (równanie szej. Te wszystkie klamry, złote i srebrne tabliczki, te cacka, te drobne
Pentezylei). Sztuki walki od zawsze podporządkowywały broń prędko- ruchome przedmioty, nie tylko łatwe do transportu, lecz również przy-
ści, zwłaszcza prędkości mentalnej (bezwzględnej); z tego powodu jed- należne przedmiotowi, o ile się porusza. Te tabliczki stanowią ślady wy-
nak są one zarazem sztukami napięcia i nieruchomości. Afekt przebiega rażenia czystej prędkości, na samych przedmiotach ruchomych i ru-
poprzez punkty skrajne. Toteż sztuki wojenne nie domagają się kodeksu chliwych. Obcy jest im stosunek między formą a materią, funkcjonują
jako sprawy państwowej, lecz „dróg” jako torów, jakimi podążają afek- raczej w stosunku między motywem a podłożem, gdzie ziemia jest już
ty; na tych drogach tyleż oducza się używania broni, ileż uczy posługi- tylko gruntem, a nawet sam grunt się usuwa, podłoże jest bowiem równie
wania się nią, jak gdyby moc i kultura afektu były prawdziwym celem mobilne, co motyw. Nadają one barwom prędkości światła, czerwieniąc
układu, broń zaś jedynie doraźnym środkiem. Uczyć się odczyniać, od- złoto, ze srebra czyniąc zaś białe światło. Przynależą do końskich uprzę-
czyniać siebie samego – oto cecha maszyny wojennej: „nie czynić” wo- ży, pochwy miecza, stroju wojownika, do rękojeści broni: zdobią rzeczy
jownika, odczynić podmiot. Ruch dekodowania przebiega maszynę wo- używane nawet tylko raz, jak choćby grot strzały. Niezależnie od wysił-
jenną, nadkodowanie zaś zespala narzędzie z organizacją pracy oraz ku i trudu, jakie w nie włożono, przynależą one do swobodnego działa-
państwem (nie oducza się używania narzędzia, można jedynie kom- nia, odnoszonego do czystej mobilności, nie zaś do pracy, ze swą ciężkoś-
pensować jego brak). Co prawda sztuki walki wciąż oparte są na pew- cią, stawianym oporem i nakładem, jakiego wymagają. Wędrowny kowal
nym punkcie ciężkości i regułach przesunięcia. Drogi bowiem nie są ści- odnosi złotnictwo do broni i na odwrót. Złoto i srebro nabierają wielu
śle wytyczone. Jak daleko by nie sięgały, nadal przynależne są domenie innych funkcji, jednak nie sposób ich zrozumieć bez owego koczowni-
Bytu i jedynie przekładają w przestrzeń wspólną ruchy bezwzględne in- czego wkładu maszyny wojennej; są nie tyle materiałem, ile śladami wy-
nej natury: wykonywane w pustce, nie w nicości, lecz w gładkości pust- rażenia, pasującymi do broni (cała mitologia wojny nie tylko przecho-
ki, pozbawionej już celu: ataków, przeciwuderzeń i działań na oślep...74. wuje się w srebrze, lecz jest w nim czynnikiem sprawczym). Biżuteria to
Z punktu widzenia układu istotny stosunek wiąże narzędzia ze zna- afekty odsyłające do broni, unoszone przez ten sam wektor-prędkości.
kami. Narzędzie określane jest przez model pracy, przynależny do apa- Złotnictwo, biżuteria, zdobnictwo, nawet dekoracja nie tworzą pis-
ratu państwa. Często powiadano, że człowiek w społeczeństwie pierwot- ma, mimo że obdarzone są mocą abstrakcji, która w niczym mu nie ustę-
nym nie podejmuje pracy w sensie ścisłym, nawet jeśli jego działania są puje. Moc ta jedynie inaczej się rozkłada. Koczownicy nie odczuwa-
jasno określone i unormowane; wojownik również jako taki pracy nie ją najmniejszej potrzeby tworzenia pisma, zapożyczając je od osiadłych
wykonuje („prace” Herkulesa wymagają podporządkowania się kró- imperialnych sąsiadów, którzy dostarczają im nawet fonetycznej tran-
lowi). Element techniczny staje się narzędziem wówczas, gdy odrywa skrypcji ich własnych języków75. „Złotnictwo jest sztuką barbarzyńską
się od terytorium i odnosi się do ziemi jako przedmiot: jednak równo- par excellence: filigrany i złote lub srebrne okrycia. (…) Sztuka scytyjska,
cześnie znak przestaje być zapisywany na ciele i zaczyna wpisywać się związana z koczowniczą i wojenną ekonomią, równocześnie uczestniczą-
w obiektywną nieruchomą materię. Praca wymaga przechwycenia dzia- ca w wymianie handlowej zarezerwowanej dla cudzoziemców, przybierze
łania przez aparat państwowy; jego semiotyzacji przez pismo. Stąd powi- ową zbytkowną i zdobniczą postać. Barbarzyńcy nie odczuwają potrze-
nowactwo układu znaków-narzędzi, układu znaków pisma-organizacji by tworzenia bądź posługiwania się jakimś ścisłym kodem, przykładowo

74 Traktaty poświęcone sztukom walki przypominają, że Drogi, wciąż jeszcze pod- 75 Por. Paul Pelliot, Les systèmes d’écriture en usage chez les ancien Mongols, „Asia
ległe ciężkości, muszą przejść w pustkę. O teatrze marionetek Kleista, jeden z naj- Major” nr 2, 1925: Mongołowie posługiwali się pismem ujgurskim na rów-
bardziej instynktownie wschodnich tekstów literatury zachodniej, przedstawia ni z alfabetem syriackim (Tybetańczycy opracowali fonetyczną teorię pisma
podobny ruch: linearne przemieszczenie centrum ciężkości jest jeszcze „me- ujgurskiego); dwie wersje „Tajna historia Mongołów” dotarła do nas w dwóch
chaniczne” i odsyła do czegoś bardziej „mistycznego”, dotyczącego duszy i nie- wersjach: w przekładzie na chiński oraz w fonetycznej transkrypcji zapisanej
znającego ciężaru. chińskimi znakami.

494 495
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

podstawową pikto-ideografią, a tym bardziej pismem sylabicznym, mo- i narzędzia, z co najmniej pięciu punktów widzenia: znaczenia (rzucanie-
gącym konkurować z pismem używanym przez ich wyżej rozwiniętych -chwytanie), wektora (prędkość-ciężkość), wzorca (swobodne działa-
sąsiadów. Około IV i III wieku p.n.e. sztuka scytyjska z okolic Morza Czar- nie-praca), wyrażenia (błyskotki-znaki), zabarwienia namiętności bądź
nego ulega tym samym graficznej schematyzacji form, bliższych linear- pragnienia (afekt-uczucie). Bez wątpienia aparat państwa dąży do ujed-
nemu ornamentowi aniżeli proto-pismu”76. Istnieje rzecz jasna możli- nolicenia tych porządków na drodze dyscyplinowania swej armii, prze-
wość zdobienia pismem błyskotek, metalowych płytek, a nawet broni, kształcania pracy w jednostkę podstawową, innymi słowy, nadawania
można wszelako używać do tego jedynie uprzednio istniejącego pisma. im swojego własnego charakteru. Niewykluczone jednak, że broń i na-
Większe trudności nastręcza pismo runiczne, gdyż zdaje się ono pochodzić rzędzia pozostają ze sobą w innych jeszcze sojuszniczych stosunkach, je-
od biżuterii, klamer, elementów złotniczych, drobnych elementów wy- śli ujmować je w nowych układach przekształcenia. Zdarza się wpraw-
posażenia bądź pozostawać w ścisłym z nimi związku. W początkowym dzie wojownikowi nawiązywać sojusze chłopskie czy robotnicze, przede
okresie bowiem runy pozbawione są większej wartości komunikacyjnej, wszystkim jednak to robotnicy, pracownicy i chłopi wynajdują na nowo
a ich funkcja publiczna jest nader ograniczona. Ich tajemniczy charak- maszynę wojenną. Chłopi wnieśli znaczący wkład do historii artylerii
ter sprawia, że często interpretuje się je jako pismo magiczne. Działa ono w okresie wojen husyckich, gdy Zizka uzbroił w przenośne armaty ru-
jednak raczej w oparciu o afektywną semiotykę, obejmującą: 1) sygnatu- chome fortyfikacje złożone z zaprzężonych w woły taborów. Łączność
ry, takie jak znaki określające przynależność bądź wykonanie; 2) krótkie między robotnikiem a chłopem, bronią a narzędziem, uczuciem a afek-
komunikaty wojenne bądź miłosne. Tworzy ono raczej „tekst ornamen- tem, wyznaczają dogodny, choć przelotny moment do wzniecenia rewo-
talny” aniżeli piśmienniczy, „umiarkowanie przydatny, na wpół nieuda- lucji i wojen chłopskich. Schizofreniczny charakter narzędzia pozwa-
ny wynalazek”, substytut pisma. Charakter pisma przybiera ono dopie- la mu obrócić pracę w swobodne działanie, schizofreniczny charakter
ro w późniejszym okresie, wraz z duńską reformą, przeprowadzoną w IX broni zaś pozwala jej przedzierzgnąć się w narzędzie pojednania, za-
wieku n.e, w którym pojawiają się inskrypcje monumentalne, wraz z roz- prowadzania pokoju. Równocześnie przeciwnatarcia i oporu. Wszyst-
wojem władzy państwowej i w powiązaniu z pracą”77. ko jest dwuznaczne. Nie sądzimy jednak, by owa dwuznaczność mogła
Można by poczynić zastrzeżenie, że narzędzia, broń, znaki i biżu- podważyć analizy Jüngera, kreślącego portret Buntownika jako ponad-
teria są w istocie wszechobecne, pozostając we wspólnym użytkowa- historycznej postaci, z jednej strony, Robotnika, z drugiej zaś, Żołnierza,
niu. Problem leży jednak gdzie indziej, i nie chodzi o doszukiwanie się umieszczając je wzdłuż wspólnej linii ujścia, wobec których można zara-
źródła w każdym pojedynczym przypadku. Chodzi raczej o rozpoznanie zem rzec „podejmuję broń” i „posługuję się narzędziem”: wytyczanie linii
układów/złożeń, czyli określenie wyróżniających cech, przesądzających bądź, co na jedno wychodzi, jej przekraczanie, przechodzenie, linię ową
o formalnej przynależności danego elementu do tego czy innego układu. wytycza się bowiem jedynie przekraczając linię podziału79. Bez wątpienia
Można by również rzec, że architektura i kuchnia powiązane są z apara- nie ma bardziej niemodnej postaci od wojownika: dawno już przekształ-
tem państwa, w odróżnieniu od muzyki i środków leczniczych o cechach cił się on w całkiem inną postać, w wojskowego. Koleje losu robotnika
wyróżniających, które sytuują je po stronie koczowniczej maszyny wo- okazują się równie nieszczęsne. Wojownik jednak się odradza, w zmien-
jennej78. Jest to więc metoda różnicująca, która wprowadza podział na broń nych i niejednoznacznych postaciach wszystkich tych, którzy zaznali
bezużyteczności przemocy, lecz którym bliska jest wizja odbudowy ma-
76 Georges Charrière, L’art barbare scythe, Du Cercle d’art. 1971, s. 185. szyny wojennej, czynnego i rewolucyjnego przeciwnatarcia. Odradza się
77 Por. Lucien Musset, Introduction à la runologie, Aubier 1965.
78 W przypadku koczowniczej maszyny wojennej mamy, rzecz jasna, do czynienia
również robotnik, pozbawiony już wiary w pracę, któremu jednak bliska
zarówno z kuchnią, jak i z architekturą, różnych jednak w swym „ocechowaniu” jest wizja odbudowy maszyny pracy, czynnego oporu i technologicznego
od swej postaci osiadłej. Koczownicza architektura, na przykład igloo Eskimo-
sów czy drewniany pałac Hunów wywodzą się z namiotu; jego wpływ na sztu-
kę osiadłą przejawia się w kopułach i pół-kopułach, a zwłaszcza w wykreśleniu 79 W Traktacie o buntowniku najbardziej zdecydowanie Jünger przeciwstawia się
przestrzeni, która rozpościera się u i od dołu, jak w przypadku namiotu. Koczow- narodowemu socjalizmowi, rozwijając niektóre uwagi zawarte w Robotniku
nicze posiłki z kolei składają się z kończącego post śniadania (tradycja paska- (tłum. W. Kunicki, PWN 2010), przedstawiając koncepcję „linii” jako czynnego uj-
liańska jawi się w tym świetle jako ściśle koczownicza). Z tego względu kuchnia ścia, przebiegającą między dwiema figurami, dawnego Żołnierza i nowoczesne-
ta może stanowić element maszyny wojennej: janczarzy przykładowo obrali za go Robotnika, wyznaczając im inną rolę, zestawiając w innym układzie (z tego
swój punkt zborny kocioł, tworzyli kucharskie rangi i stopnie, w ich nakryciach jej aspektu nic już nie zostaje zachowane przez Heideggera w jego rozważaniach
głowy tkwiła zaś warząchew. poświęconych pojęciu Linii, mimo że są one dedykowane właśnie Jüngerowi).

496 497
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

wyzwolenia. Nie wskrzeszają oni starych mitów ani archaicznych posta- frontu. Scytowie sprowadzili szablę do Indii i Persji, gdzie przejęli ją Ara-
ci, lecz stanowią nowe wcielenie pewnego ponadhistorycznego układu bowie. Jak wiadomo, koczownicy stracili swą rolę innowatorów w wy-
(ani historycznego, ani ponadczasowego, lecz niewczesnego): postać ko- twarzaniu broni wraz z pojawieniem się broni palnej, a zwłaszcza armat
czowniczego wojownika i wędrownego robotnika. Ciągnie się za nimi („wyparł ich proch armatni”). Niekoniecznie jednak był to wynik nie-
cień ponurej karykaturalnej postaci najemnika i sprzedajnego doradcy umiejętności posługiwania się ową bronią: nie tylko takie armie jak ture-
wojskowego, technokraty i wszędobylskiego analityka. CIA i IBM. Owa cka, podtrzymująca koczownicze tradycje, rozwinęły nadzwyczajną siłę
ponadhistoryczna postać musi jednak w równym stopniu wystrzegać ogniową, zakreślając nową przestrzeń; lecz również, co jeszcze bardziej
się martwych mitów, jak i żywych, wychylonych w przyszłość wypa- charakterystyczne, lekka artyleria bez najmniejszego trudu zintegrowała
czeń. „Nie cofamy się, by wskrzesić dawny mit, napotykamy go na nowo, się z ruchomymi oddziałami wojskowymi i pirackimi okrętami. Armata
gdy czas drży w swych posadach przed nadciągającym straszliwym nie- wyznacza kres koczownictwa raczej dlatego, że wymaga nakładów eko-
bezpieczeństwem”. Sztuki walki wraz z zaawansowaną technologią są nomicznych, które ponieść jest w stanie jedynie aparat państwa (na któ-
ważkie jedynie ze względu na to, że dają możliwość zjednoczenia mas re nie mogą sobie pozwolić nawet kupieckie miasta). Niemniej jednak,
robotniczych i wojennych w nowy sposób. Wspólna linia ujścia broni jeśli idzie o broń białą, a nawet armaty, na horyzoncie każdego technolo-
i narzędzia: czysta możliwość, mutacja. Powstają podziemni, powietrz- gicznego postępu rysuje się postać koczownika80.
ni, podwodni technicy, przynależni w mniejszym lub większym stopniu Każdy przypadek rzecz jasna budzi spory, czego przykładem są za-
do porządku światowego, którzy wynajdują jednak i gromadzą, niezależ- żarte dyskusje toczące się wokół strzemienia81. Na ogół wynika to stąd,
nie od swej woli, ładunki wirtualnej wiedzy i mocy działania, dające się że trudno odróżnić coś, co pochodzi bezpośrednio od koczowników, od
użyć przez innych, drobne, acz łatwe do pozyskania i użycia na potrzeby tego, co przejmują oni od imperium, z którym utrzymują kontakty, które
nowych układów. Między partyzantką a aparatem wojskowych, między podbijają lub z którym się integrują. Między armią imperialną a koczow-
pracą a swobodą działania, zapożyczenia dokonują się zawsze obustron- niczą maszyną wojenną istnieje taka mnogość zazębień, zapośredniczeń
nie, celem w coraz większym stopniu zróżnicowanej walki. i połączeń, że częstokroć wiele wywodzi się raczej od tej pierwszej. Przy-
kład szabli w tym kontekście jest typowy i w odróżnieniu od strzemienia
Problem III: Jak koczownicy wynajdują bądź odkrywają broń? nie budzi najmniejszych wątpliwości: jeśli Scytowie rzeczywiście upo-
Twierdzenie VIII: Metalurgia samoistnie stanowi strumień z koniecz- wszechnili szablę i przekazali ją Hindusom, Persom i Arabom, to rów-
ności współbieżny z koczownictwem nież padli jej ofiarą, jako pierwsi uległszy jej ciosom; szablę wynalezio-
no w imperium chińskim w okresie dynastii Qin i Han, niezrównanym
Ludy zamieszkujące stepy znane są znacznie mniej ze swego ustroju po- w wyrobie i tyglowym wytopie stali82. Przykład ten pozwala na wskaza-
litycznego, ekonomicznego czy społecznego, aniżeli z wynalazków wo- nie trudności, jakie napotykają archeolodzy i współcześni historycy. Nie-
jennych w zakresie broni ofensywnej i defensywnej, organizacji czy stra- chęć, a nawet pogarda żywione do koczowników, nieobce są nawet ar-
tegii wojskowej, osiągnięć technologicznych (siodło, strzemię, okucie, cheologom. W przypadku szabli, w którym fakty wystarczająco silnie
uprząż…). Historia nieustannie usiłuje zatrzeć ślady koczowników, nigdy
jednak nie zdoła dokonać tego całkowicie. Koczownicy bowiem wynaj- 80 Lynn White, raczej nieprzychylnie nastawiony wobec przypisywania innowa-
dują złożenie/układ człowiek-zwierzę-broń, człowiek-koń-łuk. A dzięki cyjnej mocy koczownikom, przedstawia niekiedy niezwykle rozbudowane ciągi
technologiczne, których pochodzenie okazuje się zaskakujące: techniki oparte
temu układowi/złożeniu prędkości, epoki metalu znaczone są kolejnymi na ciepłym powietrzu i turbinach, wywodzące się z Malezji (Medieval Techno-
innowacjami. Hyksosów topór z brązu w oprawie czy żelazny miecz He- logy, s. 95: „W ten oto sposób można odkryć łańcuch bodźców technicznych,
tytów nie różnią się od niewielkiej mocy bomb atomowych. Można spo- biegnący od określonych wielkich osiągnięć nauki i technologii z epoki wczes-
nej nowoczesności, poprzez kres wieków średnich, aż ku malezyjskiej dżungli.
rządzić nader dokładną periodyzację tworzenia kolejnych broni stepo-
Drugi malezyjski wynalazek, tłok, musiał wywrzeć znaczny wpływ na studia
wych, przedstawiając sposób, w jaki przeplatają się ze sobą uzbrojenie nad ciśnieniem powietrza i jego zastosowaniami”).
ciężkie i lekkie (typu scytyjskiego i sarmackiego), z ich formami miesza- 81 W szczególnie skomplikowanej kwestii strzemienia zob. Lynn White, Medieval
nymi. Szabla z wytapianej stali, często zakrzywiona i ścięta, broń siecz- Technology , rozdz. I.
82 Zob. znakomity artykuł autorstwa A. Mazaheriego Le sabre contre lépée, „Anna-
na, zadająca cios wyprowadzany z boku, obejmuje inną przestrzeń dy- les”, t. 13, nr 4, 1958. Zastrzeżenia, jakie tutaj wysuwamy, w niczym nie umniej-
namiczną aniżeli broń kolna, miecz kuty z żelaza, którymi atakuje się od szają ważności tego tekstu.

498 499
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

przemawiają za jej imperialnym pochodzeniem, nawet najznamienit- różnym porządkom i dotyczących ich działania, jak proces odkształca-
szy znawca tematu nie omieszkał dodać, że jej wynalezienia nie sposób nia czy przekształcania; jakości afektywnych czy też cech wyrażenia, przy-
przypisać Scytom ze względu na ich koczowniczy ubogi tryb życia, tyglo- należnych różnym poziomom, które odpowiadają owym osobliwościom
wy wytop stali bowiem, rzekomo z konieczności wiązać się musi z osiad- i działaniom (twardość, ciężar, kolor itd.). Powróćmy do przykładu szab-
łością. Czemu mamy podążać za nader dawnymi, oficjalnymi źródłami li, jak również stali tyglowej: wymaga on aktualizacji pierwszej osobliwo-
chińskimi, uznając, że to uciekinierzy z armii cesarskiej wyjawili ów se- ści, czyli stopienia żeliwa w wysokiej temperaturze; następnie drugiej
kret Scytom? I co właściwie oznacza „wyjawienie sekretu”, skoro Scyto- osobliwości, odsyłającej do stopniowego odwęglania; odpowiadają im
wie nie byli zdolni do posługiwania się nim i nic zeń nie zrozumieli? Ucie- cechy wyrażenia niesprowadzające się wyłącznie do twardości, łamliwo-
kinierzy mają twarde karki. Nie buduje się bomby atomowej w tajemnicy, ści, gładkości, lecz również do fal czy wzorów kreślonych przez krystali-
podobnie, jak nie wyrabia się szabli, jeśli nie potrafi się jej odtworzyć zację, wynikających z wewnętrznej struktury wytapianej stali. Miecz z że-
i użyć w innych warunkach, włączyć w inne układy. Udostępnienie i upo- laza odsyła do innych osobliwości, ponieważ się go wykuwa, nie wytapia,
wszechnienie stanowi wszak nieodłączny element postępu innowacyjne- odlewa, chłodzi wodą, a nie powietrzem, wytwarza w całości, w jednym
go jako jeden z jego przełomowych momentów. Ponadto skąd przekona- kawałku, a nie stopniowo; jego cechy wyrażenia są z konieczności inne,
nie, że stal tyglowa z konieczności wiąże się z osiadłym czy imperialnym ponieważ przebija on zamiast ciąć, atakuje z przodu, nie z ukosa; a nawet
stylem życia, skoro jej wynalezienie zawdzięczamy przede wszystkim me- kształt wyrażenia otrzymuje on w zupełnie inny sposób, dzięki zdobie-
talurgom? Zakłada się, że metalurdzy ci muszą podlegać kontroli apara- niu84. O gromadzie maszynowej czy ciągu/szeregu technologicznym mó-
tu państwa; wszelako, siłą rzeczy, musieli oni cieszyć się również pewnym wić można zawsze wówczas, gdy natrafiamy na zbiór/zespół dających
zakresem technicznej autonomii i społecznej niewidzialności, przez co, się poszerzyć – z pomocą określonych działań – osobliwości, zbiegających się
nawet pod kontrolą, w równym stopniu podlegali państwu, co cieszyli się i uzbieżniających wokół jednej lub kilku przyporządkowanych cech wyraże-
koczowniczą swobodą. Nie ma żadnych uciekinierów zdradzających ta- nia. Jeśli osobliwości lub działania są rozbieżne, w różnym lub w tym sa-
jemnicę, są tylko metalurdzy, którzy ją przekazują i umożliwiają jej do- mym materiale, wówczas mamy do czynienia z dwoma różnymi od sie-
stosowanie i rozpowszechnienie: to zupełnie inny rodzaj „zdrady”. Osta- bie gromadami: to właśnie przypadek żelaznego miecza pochodzącego
tecznie tym, co utrudnia w tak wielkim stopniu całą tę dyskusję (zarówno od sztyletu oraz szabli wywodzącej się od noża. Każdą gromadę określa-
w spornym wypadku strzemienia, jak i bezspornym wypadku szabli), ją jej swoiste osobliwości i działania, jej jakości i cechy, wyznaczające sto-
nie są wyłącznie przesądy odnoszące się do koczowników, lecz również sunek między pragnieniem a elementem technicznym (afekty „właściwe”
brak dostatecznie opracowanego pojęcia ciągu/sekwencji technologicz- szabli różnią się od afektów miecza).
nej (w jaki sposób określa się ciąg/sekwencję lub continuum technologicz- Możliwe zawsze pozostaje usadowienie się na poziomie osobliwo-
ne i jego zmienne rozszerzenia/odgałęzienia z danego punktu widzenia?). ści dających się przeciągnąć między gromadami poprzez ich połączenie.
Niczemu nie służy twierdzenie, że metalurgia jest nauką dlate-
go, że odkrywa stałe prawa, na przykład temperatury topnienia metalu, 84 Mazaheri trafnie pokazuje, w jaki sposób szabla i miecz odsyłają do dwóch od-
rębnych ciągów technologicznych. Warto zauważyć, że damastowanie, które
niezależnie od czasu i położenia. Metalurgii bowiem nie sposób przede wcale nie pochodzi od Damaszku, lecz od greckiego lub perskiego słowa ozna-
wszystkim oddzielić od licznych linii zmienności: zmienności meteory- czającego diament, wskazuje na taką obróbkę wytopionej stali, która nadaje jej
tów i rodzimych złóż; zmienności rud i proporcji metalu; zmienności sto- twardość diamentu, oraz na wzory, które powstają w tej stali poprzez krystali-
zację cementytu („prawdziwy damast wykonywany był w centrach, które ni-
pów, naturalnych i sztucznych; zmienności obróbki metali; zmian jakości, gdy nie zaznały rzymskiej dominacji”). Natomiast damaskinaż, wywodzący się
które umożliwiają daną obróbkę lub z niej wynikają (jak w wypadku dwu- z Damaszku, oznacza wyłącznie zdobienia metalu (lub tkanin), przypominają-
nastu odmian miedzi wyróżnionych, opisanych i zestawionych ze wzglę- ce wzory świadomie przywołujące damastowanie za pomocą zupełnie innych
środków. [żadna z tych technik nie dotyczy stali damasceńskiej, która wykony-
du na miejsce pochodzenia i stopnie rafinacji w Sumerze83). Wszystkie
wana była inną techniką niż damast. Damastowanie oznacza po prostu skuwa-
te zmienne mogą zostać pogrupowane w dwóch wielkich rubrykach: nie ze sobą kolejnych warstw stali, podczas gdy stal damasceńska wytapiana
osobliwości, czyli czasoprzestrzennych istności (heccéités), przynależnych była w sposób jednorodny – broń wytwarzania metodą damastowania rzeczy-
wiście nosiła podobne do stali damasceńskiej wzory, jednak sposób ich powsta-
wania był w obydwu wypadkach całkowicie odmienny. Za czasów Deleuze’a cały
83 Henri Limet, Le travail du métal au pays de Sumer au temps de la IIIe dynastie d’Ur, czas sądzono, że stal damasceńska wytwarzana była metodą skuwania. Niedaw-
Les Belles Lettres 1960, s. 33-40. ne badania wykazały jednak, że ma ona raczej jednolitą strukturę – przyp. tłum]

500 501
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

Koniec końców, istnieje tylko jeden filogenetyczny rodowód, jedna i ta Bez wątpienia istnieje pewna zmienna maszynowa gromada, tworząca
sama gromada (phylum) maszynowa, idealnie ciągła: strumień materii- układy techniczne, podczas gdy układy wynajdują zmienne gromady. Li-
-ruchu, strumień materii znajdującej się w ciągłej zmianie, nośnik osob- nia technologiczna różni się znacząco w zależności od tego, czy kreśli się
liwości i cech wyrażenia. Ten sprawczy i wyrażeniowy strumień jest ją w gromadzie, czy też wpisuje się ją w układy; w obu wypadkach jednak
w równym stopniu naturalny, co sztuczny: jest niczym ludzka i naturalna pozostają one od siebie nieodłączne.
jednostka. Jednakże w tym samym czasie nie realizuje się on tu i teraz bez W jaki zatem sposób można określić ową materię-ruch, materię-
podziału, różnicowania się. Nazywać będziemy układem (agencement) -energię, materię-przepływ, materię podlegającą ciągłej zmianie, któ-
wszelki zbiór osobliwości i cech wyprowadzonych/podjętych z owego ra wchodzi w układy i je opuszcza? Jest to materia odwarstwiona, zdete-
strumienia – dobranych, zorganizowanych, uwarstwionych – w sposób rytorializowana. Zdaje nam się, że to Husserl wykonał decydujący krok
umożliwiający sztuczne i naturalne uzbieżnienie (spójność); układ w tym na drodze myślenia, odkrywszy obszar istot materialnych i mętnych, to
znaczeniu jest najprawdziwszym wynalazkiem. Układy mogą się grupo- znaczy rozproszonych, niedokładnych, a jednak ścisłych, wyróżnia-
wać w ogromne całości, stanowiące „kultury”, a nawet „epoki”; różnicują jąc pośród nich istoty stałe, metryczne i formalne. Widzieliśmy, że owe
jednak zarazem gromadę czy przepływ, dzieląc ją na inne gromady danej mętne istoty różnią się zarówno od rzeczy uformowanych, jak istot for-
rangi czy stopnia, wprowadzając wybiórczo nieciągłości w idealną cią- malnych. Stanowią one nieostre całości. Uwypuklają one cielesność (ma-
głość materii-ruchu. Jednocześnie układy rozcinają gromadę na odrębne terialność), która nie pokrywa się ani z formalną rozumową istotnością,
różniące się od siebie rody, zaś maszynowa gromada przecina je wszyst- ani ze zmysłową, ukształtowaną i postrzeganą rzeczowością. Cielesność
kie jednocześnie, odchodzi z jednego, by pojawić się w drugim, bądź za- ta ma dwie właściwości: z jednej strony, nie daje się oddzielić od dążenia
pewnia im koegzystencję. Pewna osobliwość skryta na skraju groma- ku granicy jako zmiany stanu, od procesu odkształcenia i przekształce-
dy, przykładowo chemia organiczna, zostaje wydobyta na powierzchnię nia działającego w równie niedokładnej czasoprzestrzeni, działając ni-
przez określony układ, który ją wybierze, zorganizuje, odkryje w danym czym wydarzenie (odcięcie, dodawanie, rzutowanie…); z drugiej strony,
miejscu i momencie. Można wyróżnić w tym wypadku wiele odmien- jest nieodłączna od jakości ekspresywnych lub intensywnych, wyższe-
nych linii: jedne, filogenetyczne, przemierzają znaczne odległości, bieg- go lub niższego stopnia, wytworzonych w sposób właściwy zmiennym
nąc poprzez układy epok i rozmaitych kultur (od dmuchawy do armaty? afektom (opór, twardość, ciężar, kolor...). Istnieje zatem rodzaj krążącego
od kamiennego młyna do śmigła? od kotła do silnika?); inne, ontoge- łączenia, wydarzeń-afektów, stanowiącego mętną istotę cielesną, odróż-
netyczne, zamykają się w pewnym układzie i wiążą ponownie jego roz- niającego się od osiadłego wiązania „określonej/stałej istoty – własno-
maite elementy, lub przemieszczają dany element, niekiedy z pewnym ści wynikających z niej w rzeczy”, „istoty formalnej – rzeczy uformowa-
opóźnieniem, do innego układu o odmiennej naturze, jednak w obrębie nej”. Husserl bez wątpienia wykazywał się skłonnością do czynienia
tej samej kultury lub tej samej epoki (na przykład podkowa, która prze- z mętnej istoty swego rodzaju zapośredniczenia między istotą a bytem
mieszcza się do układów rolniczych). Uwzględnienia wymaga zatem wy- zmysłowym, między rzeczą a pojęciem, co przypomina nieco schemat
biórcze oddziaływanie układów na gromadę i ewolucyjną reakcję gro- kantowski. Czyż okrąg nie jest istotą mętną lub schematyczną, zapośred-
mady, o ile podziemny nurt, biegnący od jednego układu do drugiego niczeniem między zmysłowymi, okrągłymi rzeczami a pojęciową isto-
lub wypływający z niego, porywa go za sobą i otwiera. Elan vital? Naj- tą okręgu? Wobec tego okrąg istnieje jako afekt progowy (ani ostry, ani
dalej w technologicznym witalizmie, wzorującym ewolucję techniczną szpiczasty) i jako proces graniczny (kolistość), za pośrednictwem rzeczy
na pojmowanej ogólnie ewolucji biologicznej, posunął się Leroi-Gour- zmysłowych i czynników technicznych: koła młyńskie, garncarskie, sa-
han: pewna powszechna tendencja, naładowana wszelkimi osobliwościa- mochodowe, kołowrotki, tuleje... Jednak można tu mówić o „pośredni-
mi i cechami wyrażenia, przenika wewnętrzne środowiska oraz techni- czeniu” jedynie o tyle, o ile to, co pośredniczące, jest niezależne, o ile roz-
ki, w których się załamuje bądź różnicuje w zależności od osobliwości ciąga się samo między rzeczami, miedzy myślami, by ustanowić całkiem
i cech, jakie każde z nich zachowuje, dobiera, łączy, grupuje, wynajduje85. nowy stosunek pomiędzy myślami, mglistą tożsamość między nimi.
Pewne zaproponowane przez Simondona rozróżnienia przypomi-
85 André Leroi-Gourhan, Milieu et technique, Albin Michel 1945, s. 356 i nast. Gil- nają te, które znaleźć można u Husserla. Simondon wskazuje bowiem
bert Simondon podjął, w kilku krótkich seriach, pytanie o „ostateczne źródła
linii technologicznej” czy też o powstanie „istoty techniki (essence technique)” na technologiczną niewystarczalność modelu złożenia materia-forma,
w: Du mode d’existence des objets techniques, Aubier 1969, s. 41 i nast. gdyż zakłada on pewną stałą formę i uznawaną za jednorodną materię.

502 503
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

Idea prawa zaś zapewniać ma spójność tego modelu, bowiem to prawa pewnej strefy o średnim i pośrednim wymiarze”, strefy energetycznej,
podporządkowujące materię danej formie i na odwrót, urzeczywistnia- cząsteczkowej – właściwej przestrzeni, rozpościerającej swą material-
ją w materii daną istotową własność wywiedzioną z formy. Simondon ność w materii, właściwej liczby, pozostawiającej swe ślady w formie...
jednak pokazuje, że model hylemorficzny odsuwa na dalszy plan wiele Powracając do naszej definicji: gromada maszynowa to material-
rzeczy, czynnych i afektywnych. Z jednej strony, materii uformowanej ność, naturalna lub sztuczna bądź taka i taka równocześnie, materia
lub formowalnej należy przydać całą ruchomą materialność energetycz- w ruchu, przepływ materii, nieustannie się zmieniająca, jako nosiciel-
ną, nosicielkę osobliwości lub istności, które są niczym ukryte formy, ra- ka osobliwości i cech wyrażenia. Wynikają z tego oczywiste konsekwen-
czej topologiczne niż geometryczne, i łączą się z procesami deformacji: cje: za materią-przepływem można jedynie podążać. Owo działanie
na przykład różnorodne rodzaje ugięcia i skręcenia włókien w drewnie, polegające na podążaniu może, rzecz jasna, dokonywać się w miejscu:
wzdłuż których rozłupuje się je na szczapy. Z drugiej strony, istotowym rzemieślnik, który hebluje, podąża za drewnem i jego słojami, nie ru-
własnościom materii, wynikającym z istot formalnych, należy przydać szając się z miejsca. Jednak to podążanie jest jedynie szczególną sek-
zmienne afekty intensywne, które niekiedy są wynikiem działania, niekie- wencją ogólniejszego procesu. Rzemieślnik bowiem zmuszony jest do
dy zaś, przeciwnie, je umożliwiają: na przykład mniej lub bardziej poro- podążania również w innym sensie, szukając drewna tam, gdzie go nie
wate czy elastyczne i oporne drewno. W każdym razie chodzi o to, by po- brak, drewna o odpowiednich słojach. W przeciwnym wypadku musi je
dążać za drewnem i wzdłuż jego słojów, łącząc działanie i materialność, sprowadzić: tylko dlatego, że kupiec bierze na siebie obsługę transpor-
zamiast narzucać materii formę: nie tyle o odnoszenie się do materialno- tu w odwrotnym kierunku, rzemieślnik może oszczędzić sobie samemu
ści poddanej prawu, ile do materialności obdarzonej nomosem. Chodzi tej wyprawy. Jednak rzemieślnik jest samowystarczalny jedynie wów-
nie tyle o formę zdolną narzucić określone własności, ile o materialne ce- czas, gdy jest zarazem poszukiwaczem; organizacja zaś, która wprowa-
chy wyrażenia, które stanowią afekty. Niewątpliwie zawsze istnieje moż- dza podział na poszukiwacza, kupca i rzemieślnika, zdążyła już okaleczyć
liwość „przekładu” na pewien model tego, co mu się wymyka: dlatego rzemieślnika, czyniąc zeń „robotnika”. Mianem rzemieślnika określamy
moc zmienności materialności można odnieść do praw, które przyjmują zatem kogoś, kto decyduje się podążać za strumieniem materii, za ma-
ustaloną postać i materialną trwałość. Nie obywa się to jednak nigdy bez szynową gromadą. Jest on drogowcem, wędrowcem. Podążać za strumie-
pewnego zakłócenia, polegającego na wyrwaniu zmiennych z ich stanu niem materii, to przemierzać pewien szlak, wędrować. To bezpośredni
ciągłej zmienności i wydobyciu z nich stałych punktów oraz trwałych re- ogląd w działaniu. Z pewnością istnieją podrzędne drogi, gdzie nie stru-
lacji. Tym samym dochodzi tu do rozchwiania zmiennych, wskutek cze- mień materii jest przedmiotem poszukiwań, lecz na przykład rynek. Tak
go zmienia się sama natura równań, które odrywają się od materii-ruchu czy owak, zawsze podąża się za strumieniem, nawet jeśli nie jest to stru-
(nierówności, adekwatności) i stają się wobec niej zewnętrzne. Sęk nie mień materii. Istnieją także trasy drugorzędne, wiodące z innego „wa-
w tym, czy tego rodzaju przekład jest pojęciowo uprawniony (gdyż jest), runku”, nawet jeśli wywodzą się zeń w sposób konieczny. Przykładowo
lecz wyłącznie w tym, jaki ogląd zostaje tutaj utracony. Ujmując rzecz wędrowny pasterz owiec, czy to rolnik, czy hodowca, porzuca grunty wraz
w skrócie, Simondon zarzuca modelowi hylemorficznemu ujmowanie z ich wyjałowieniem bądź zmianą pory roku; jednak podąża on za stru-
formy i materii jako dwóch określonych z osobna terminów, jako krań- mieniem gruntów jedynie pośrednio, ponieważ przemieszcza się prze-
ców dwóch łańcuchów, których łączącego ogniwa nie sposób już dostrzec, de wszystkim ruchem obrotowym, który od początku przywieść ma go
jako prostego stosunku modelowania, nie ma bowiem już w nim miej- z powrotem na miejsce, z którego wyruszył, gdy las się już odrodził, zie-
sca na ciągłe i nieprzerwanie zmienne kształtowanie86. Krytyka sche- mia użyźniła, zmieniła się pora roku. Wędrowny pasterz owiec nie po-
matu hylemorficznego opiera się na „istnieniu, między materią a formą, dąża za strumieniem, lecz wytycza okrąg, nie podąża też wzdłuż stru-
mienia, lecz krąży po jego obwodzie, nawet jeśli ten stale się powiększa.
Wędrowny pasterz jest zatem podróżnym jedynie w konsekwencji, sta-
86 W kwestii stosunku między modelowaniem a kształtowaniem oraz tego, jak
modelowanie skrywa lub ogranicza działanie kształtowania nieodzowne dla je się sobą jedynie wówczas, gdy dobiegnie końca jego okrężna droga
materii ruchu, zob. Gilbert Simondon, Du mode d’existence, s. 28-50 („kształto- po polach i pastwiskach, a okrężna droga wydłuży się na tyle, że stru-
wanie i modelowanie w sposób ciągły i nieprzerwanie zmienny”, s. 42). Simon­ mień ten wymknie się z jej obwodu. Nawet kupiec jest wędrownym pa-
don trafnie wskazuje na to, że schemat hylemorficzny zawdzięcza swą moc nie
działaniu technologicznemu, a społecznemu modelowi pracy, który je sobie sterzem w tej mierze, w jakiej strumienie handlowe podporządkowane
podporządkowuje (s. 47-50). są krążeniu między punktem wyjścia a celem (poszukiwać-sprowadzać,

504 505
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

importować-eksportować, kupować-sprzedawać). Niezależnie od wza- się z kuciem ponad przyjmowaniem formy. A w przypadku odlewnictwa,
jemnych powiązań strumień i obwód znacznie się od siebie różnią. Mi- metalurg w pewnym sensie działa wewnątrz odlewniczej formy. Wyta-
grant, o czym się przekonaliśmy, jest kimś jeszcze innym. Koczownika zaś piana i odlewana stal zaś przechodzi szereg kolejnych odwęgleń. Na ko-
nie określa się ani jako podróżnego, ani jako wędrownego pasterza, ani jako niec, w metalurgii jest możliwość ponownego przetopu i użycia mate-
migranta, mimo że w konsekwencji nim jest. Pierwotnym określeniem rii, której nadano formę sztabki: dziejów metalu niepodobna oddzielić od
koczownika jest w istocie to, że zajmuje on i obejmuje gładką przestrzeń: owej szczególnej formy, której nie należy mylić ani z zapasem, ani towa-
pod tym względem określa się go mianem koczownika (co do jego istoty). rem; wypływa z niej wartość monetarna. Ujmując ogólniej, metalurgicz-
Koczownicy sami mogą stać się wędrownymi pasterzami lub podróżny- na idea „reduktora” wyraża podwójne wyzwolenie materialności poprzez
mi jedynie ze względu na wymogi narzucane przez gładkie przestrzenie. stosunek do materii przygotowanej do przekształcenia oraz przekształ-
Jednym słowem, niezależnie od faktycznych powiązań między koczow- cenia poprzez stosunek do formy mającej się ucieleśnić. Materia i formy
nictwem, podróżą a wędrownym pasterstwem, ich podstawowe pojęcie nigdy nie wydawały się tak trwale ze sobą splecione jak w metalurgii; jed-
różni się w każdym z trzech przypadków (przestrzeń gładka, strumień nakże to forma pewnego ciągłego rozwoju dąży do zastąpienia następ-
materii, krążenie). Wobec czego, jedynie wychodząc od odrębnego po- stwa form, to materia ciągłej zmiany dąży do zastąpienia zmienności ma-
jęcia, ocenić można owo złożenie, sposób jego wytwarzania, formę oraz terii. Jeśli metalurgia jest istotnie powiązana z muzyką, to nie tylko za
porządek, w jakim się wytwarza. sprawą odgłosów kucia, lecz z powodu przenikającego obydwie sztuki
Wyszliśmy jednak powyżej od pytania: dlaczego gromada maszy- dążenia do wydobycia spoza odrębnych form ciągłości rozwoju formy,
nowa, strumień materii, miałyby być z istoty metaliczne czy też meta- spoza zmiennych materii ciągłej zmiany materii: poszerzona chromaty-
lurgiczne? Również tutaj jedynie odrębne pojęcie może nam podsunąć ka dźwiga zarówno muzykę, jak i metalurgię; muzyczny kowal to pierw-
właściwą odpowiedź, wskazując na szczególny, pierwotny stosunek po- szy „transformator”88. Jednym słowem, metal i metalurgia wydobywają
między podróżą a metalurgią (deterytorializacja). Wszelako przykłady na światło dzienne życie właściwe materii, żywotny stan materii jako ta-
przywołane za Husserlem i Simondonem obok metali odnoszą się do kiej, materialny witalizm, który, bez wątpienia, działa wszędzie, jednak
drewna oraz gliny; co więcej, czyż nie istnieją strumienie ziół, wody, trzo- zazwyczaj pozostaje w ukryciu lub w głębi, niepoznawalny, rozbity przez
dy, które również tworzą niezliczone gromady lub materie w ruchu? Te- model hylemorficzny. Metalurgia jest świadomością lub myślą materii-
raz łatwiej odpowiedzieć nam na te pytania. Wszystko dzieje się tak, jak -strumienia, metal zaś korelatem owej świadomości. Jak ujmuje to pan-
gdyby metal i metalurgia wprowadzały i wynosiły na poziom świadomo- metalizm: metal pokrywa się z wszelką materią, materia zaś w całości jest
ści coś, co kryje się bądź tkwi pogrążone w innych materiach i działa- metalurgią. Nawet wody, zioła, drzewa i zwierzęta są przesycone solami
niach. Bowiem gdzieś indziej każde działanie dokonuje się między dwo- i składnikami mineralnymi. Nie wszystko jest metalem, ale metal jest we
ma progami, z których jeden stanowi materię przygotowaną do działania, wszystkim. Jest przewodnikiem wszelkiej materii. Maszynowa groma-
drugi zaś formę do ucieleśnienia (na przykład glina i forma odlewnicza). da jest metalurgiczna, a przynajmniej obsadzona jest metaliczną głowicą,
Stąd model hylemorficzny czerpie swą ogólną wartość, gdyż ucieleśnio- swym naprowadzającym, ruchomym urządzeniem. Myśl rodzi się wraz
na forma, wyznaczająca kres i cel działania, może służyć za materię no- z metalem, nie wraz z kamieniem: metalurgia to uosobienie nauki mniej-
wego działania, choć jedynie w ramach pewnego ustalonego porządku, szej, nauki „niewyraźnej”, albo fenomenologii materii. Cudowna idea ży-
wyznaczającego kolejność progów. Natomiast w przypadku metalurgii, cia nieorganicznego – tej samej, z której Worringer uczynił barbarzyńską
działania nieustannie przeskakują i omijają progi, przez co materia ener- ideę par excellence89 – jest odkryciem, poznaniem metalurgii. Metal nie
getyczna wykracza poza materię przygotowaną, zaś odkształcenie i prze-
kształcenie jakościowe wykracza poza formę87. Dlatego zwilżanie zazębia i jakościowego przekształcenia: kucie i chłodzenie stali, odpowiednio, poprze-
dzają i następują po czymś, co można by nazwać przyjęciem formy we właś-
ciwym sensie: kucie i chłodzenie są jednak ustanowieniami przedmiotów”
87 Simondon nie skupia się jakoś szczególnie na problemach metalurgii. W isto- (Simon­don, L’individu, s. 59).
cie, jego analiza nie ma charakteru historycznego i odnosi się raczej do elektro- 88 Nie należy brać pod uwagę jedynie mitów, ale również historię pozytywną: na
niki. Jednak, w ujęciu historycznym, nie istnieje elektronika, która nie byłaby przykład rola „mosiądzu” w ewolucji formy muzycznej; albo wprowadzenie
uwikłana w metalurgię. Stąd też hołd, jaki składa jej Simondon: „Metalurgia nie „metalicznej syntezy” w muzyce elektronicznej (Richard Pinhas).
daje się całkowicie ująć za pomocą schematu hylemorficznego. Przyjęcie for- 89 Wilhelm Worringer definiował sztukę gotycką przez „pierwotną, acz ożywioną
my nie dokonuje się natychmiast, w sposób widoczny, lecz na drodze szeregu linię geometryczną”. Tyle, że to życie nie jest organiczne, tak jak było w świecie
następujących po sobie operacji: nie można wyraźnie wyróżnić przyjęcia formy

506 507
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

jest ani rzeczą, ani organizmem, lecz Ciałem bez Organów. „Linia pół- każda kopalnia stanowi linię ujścia, łącząc się z innymi przestrzeniami
nocna albo gotyk” to przede wszystkim linia górnicza i metaliczna, oka- gładkimi – której odpowiednikiem obecnie byłyby szyby ropy naftowej.
lająca owo ciało. Stosunek między metalurgią a alchemią nie opiera się, Archeologia i historia pozostają zaskakująco powściągliwe w kwe-
wbrew Jungowi, na symbolicznej wartości metalu i odpowiedniości du- stii kontrolowania kopalń. Zdarza się, że imperia cechują się silną orga-
szy organicznej, lecz na immanentnej mocy cielesności w każdej materii nizacją metalurgiczną, mimo że nie posiadają kopalń; na Bliskim Wscho-
oraz na duchu jedności – solidarności, która się z nią wiąże. dzie brakuje cyny, tak potrzebnej przy produkcji brązu. Znaczną ilość
Pierwszym i pierwotnym podróżnikiem jest rzemieślnik. Jednak metalu sprowadza się tam pod postacią sztab, i to z bardzo daleka (jak
rzemieślnik nie jest myśliwym, rolnikiem ani hodowcą. Nie jest czyś- cynę z Hiszpanii, a nawet Kornwalii). Tak złożona sytuacja prowadzi nie
cicielem zboża ani garncarzem parającym się rzemiosłem jedynie przy tylko do silnej imperialnej biurokracji oraz znacznej rozbudowy obwo-
okazji. To on podąża za materią-strumieniem jako czystą produktyw- dów handlowych. Pociąga ona za sobą również inną politykę ruchu, w ra-
nością, a zatem pod postacią mineralną, nie zaś roślinną czy zwierzęcą. mach której państwa natrafiają na zewnętrze, w ramach której zderzają
Nie jest człowiekiem ziemi ani gleby, lecz człowiekiem podziemia i pod- się między sobą rozmaite ludy, a nawet się organizują w celu objęcia ko-
glebia. Metal jest czystą produktywnością, tak jak ten, kto podąża za me- palń kontrolą w danym aspekcie (wydobycie, węgiel drzewny, warsztaty,
talem, jest wytwórcą przedmiotów par excellence. Jak pokazał Gordon transport). Nie wystarczy stwierdzić, że na świecie toczą się wojny gór-
Childe, metalurg jest pierwszym wyspecjalizowanym rzemieślnikiem nicze i podejmuje się wydobywcze ekspedycje; nie wystarczy przywo-
i jako taki kształtuje i stanowi ciało (ciało tajnych stowarzyszeń, gildii, łać „eurazjatycką syntezę koczowniczych warsztatów od skraju Chin po
związków). Rzemieślnik-metalurg jest podróżnym, podąża bowiem za zachodnie krańce Europy”, uznawszy że „koczownicza ludność od cza-
materią-strumieniem podglebia. Metalurg pozostaje rzecz jasna związa- sów prehistorycznych pozostaje w kontakcie z głównymi centrami me-
ny z „innymi”, przynależnymi glebie, ziemi czy niebu. Nawiązuje stosun- talurgicznymi starego świata”91. Należałoby zgłębić stosunki koczowni-
ki z rolnikami, z osiadłych wspólnot i niebiańskimi funkcjonariuszami ków z owymi ośrodkami, z kowalami, których zatrudniają lub których
imperium, którzy nadkodowują owe wspólnoty: faktycznie, potrzebu- odwiedzają, z ościennymi ludami i grupami z gruntu metalurgiczny-
je ich do życia, jego przetrwanie zależy wręcz od rolnych zasobów im- mi, z którymi sąsiadują. Jaka jest sytuacja na Kaukazie i w Ałtaju? W Hi-
perium90. W swej pracy pozostaje on jednak w związkach z leśnikami, szpanii i w Afryce Północnej? Kopalnie są źródłem strumieni, mieszanin
częściowo od nich zależny: budować musi swe warsztaty w pobliżu lasu i ujść, pozbawionymi niemal jakiegokolwiek historycznego odpowied-
z racji zapotrzebowania na opał. W swej przestrzeni jest on również zwią- nika. Nawet w przypadku kopalń podlegających ścisłej kontroli impe-
zany z koczownikami, ponieważ podglebie łączy glebę przestrzeni gład- rium, będących w ich posiadaniu (jak w przypadku imperium chińskiego
kiej z ziemią przestrzeni wyżłobionej: nie ma kopalni w aluwialnych do- czy rzymskiego), górnicy częstokroć prowadzą pokątną działalność wy-
linach imperialnych rolników, przemierzać trzeba pustynie, wspinać się dobywczą, nawiązują sojusze czy to z koczowniczymi najeźdźcami i bar-
na góry, kontrolowanie kopalń zawsze należy do ludów koczowniczych, barzyńcami, czy ze zbuntowanymi wieśniakami. Badania mitów, a nawet
rozważania etnograficzne nad statusem kowali odwracają naszą uwagę
klasycznym: linia ta „nie kryje żadnego organicznego wyrazu, choć w całości od tego rodzaju pytań natury politycznej. Rzecz w tym, że mitologia i et-
jest żywa. (…) jako że pozbawiona jest jakiegokolwiek organicznego zabarwie- nologia nie dysponują w tym względzie stosowną metodą. Nazbyt często
nia, jej życiowa ekspresja musi być czymś odrębnym od życia organicznego. (…) pada pytanie, jak inni, „reagują” na kowali: tym samym popadamy w te
W takiej ożywionej geometrii, zapowiadającej ożywioną algebrę architektury
gotyckiej, tkwi patetyczność ruchu, skłaniającego nasze zmysły do obcych im
wszystkie komunały dotyczące dwuznaczności uczucia, powiadając, że
dotąd wyczynów” (L’art gothique, tłum. D. Decourdemanche, Gallimard 1941, kowal jest jednocześnie czczony, budzi lęk i pogardę (wśród koczowni-
s. 69-70). ków), czcią otaczany częściej wśród ludów osiadłych92. Przez to jednak
90 To jeden z kluczowych punktów tezy Childe’a z jego pracy The Prehistory of Eu-
ropean Society (Cassell 1962): metalurg jest pierwszym wyspecjalizowanym rze-
mieślnikiem, któremu przetrwanie umożliwia wykształcenie się pewnego rol- 91 Maurice Lombard, Les métaux dans l’ancien monde du V e au XI e siècle, Mouton
nego nadmiaru. Związek kowala z rolnictwem nie opiera się więc wyłącznie na 1974, s. 75, 255.
wytwarzanych przez niego narzędziach, lecz również na uzyskiwanym dzięki 92 Sytuacja społeczna kowala, zwłaszcza na terenie Afryki, była swego czasu
nim pożywieniu. Dogoński mit, analizowany w rozmaitych swych odmianach przedmiotem szczegółowych analiz,: zob. klasyczne studium W. Cline, Mining
przez Griaule’a, wskazuje na stosunek, w którym kowal otrzymuje lub kradnie and Metalurgy in Negro Africa (,,General Series in Anthropology”, nr 5, 1937);
ziarno, ukrywając je w swoim „młocie”. i Pierre Clement, Le forgeron en Afrique noire (,,Revue de géographie humaine

508 509
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

traci się z oczu powody tej sytuacji, specyfikę samej postaci kowala, nie-
symetryczną relację, w którą on sam wchodzi z koczownikami i ludami
osiadłymi, swoiste afekty, jakie wynajduje (afekt metalurgiczny). Poszu-
kiwanie uczuć żywionych przez innych wobec kowala powinno być po-
przedzone ujęciem samego kowala jako Innego, z tej przyczyny pozo-
stającego w odmiennych stosunkach afektywnych z wiodącymi osiadły
bądź koczowniczy tryb życia.
Nie ma kowali koczowników ani kowali osiadłych. Kowal jest wę-
drowny, jest podróżnikiem. Szczególnie ważny z tego punktu widzenia
jest sposób zamieszkiwania przezeń przestrzeni, która nie jest ani wyżło-
biona, jak w przypadku życia osiadłego, ani nie jest gładką przestrzenią
koczowników. Kowal zamieszkuje namiot czy domostwo tak, jak metal
spoczywa w złożu; dlatego może mieszkać w grocie, norze czy ziemiance,
w na poły czy całkowicie ukrytej w ziemi jamie. Jest troglodytą, nie z na-
tury jednak, lecz z potrzeby i z racji sztuki, jaką się para93. Jeden ze znako-
mitych tekstów Éliego Faure’a obrazuje piekielny pochód wędrownych
ludów indyjskich, drążących przestrzeń i wyłaniające się z niej fanta-
styczne formy, przypominające wyłomy, żywotne formy nieorganiczne-
go życia. „Na brzegu morza, u podnóża góry, natrafiali na ściany grani- Przestrzeń wydrążona
tu. Wdzierali się weń, żyli, kochali, pracowali, umierali i rodzili się w jego
cieniu, po trzech lub czterech wiekach wychodzili w odległych miejscach,
przeniknąwszy górę. Pozostawiali za sobą wydrążoną skałę, z chodnika- ze swych nor na rozkopanym polu. Znamię Kaina to cielesny i afektywny
mi wykutymi we wszystkich kierunkach, wyrzeźbionymi, wyciosanymi znak podglebia, przenikający równocześnie wyżłobioną ziemię osiadłej
ścianami, filarami naturalnie ukształtowanymi lub sztucznie wydobyty- przestrzeni i koczowniczą glebę przestrzeni gładkiej, nie zatrzymujący
mi na światło dzienne, pokrytymi przez dziesięć tysięcy przerażających się przy żadnej z nich tułacze, znamię podróży, podwójna grabież i po-
lub czarujących postaci. (…) człowiek przystaje tutaj bez walki na swo- dwójna zdrada metalurga, sprzeniewierzającego się rolnictwu i ho­dowli.
ją siłę i swoją nicość. Nie domaga się on od formy potwierdzania jakie- Czy należy zatem zachować imię Kainitów lub Kenitów jedynie dla tych
goś określonego ideału. Wydobywa go brutalnie z bezkształtu, zgodnie metalurgicznych ludów, które wyłaniają się z pomroki dziejów? Prehi-
z pragnieniem samej bezkształtności. Wykorzystuje zacienione zaka- storyczną Europę przemierzają ludy z toporami bojowymi, nadciągające
marki i skalne nierówności”94. Metalurgiczne Indie. Przekuwanie gór ze stepów, metaliczna gałąź koczowników, która się od nich oderwała,
zamiast ich zdobywania, rycie w ziemi, zamiast jej żłobienia, drąże- oraz ludy kultury pucharów dzwonowatych, pochodzące z Andaluzji, ga-
nie przestrzeni zamiast jej wygładzania, drążenie dziur w ziemi niczym łąź wywodząca się z megalitycznych ludów rolniczych95. Ludy obce, doli-
w szwajcarskim serze. Jedno z ujęć z filmu Strajk przedstawia wydrążo- chocefaliczne i brachycefaliczne, krzyżujące się ze sobą i rozpierzchłe po
ną przestrzeń, z której wygląda niepokojąca zgraja ludzi, wychodzących całej Europie. Czy to one kontrolowały kopalnie, ryjąc europejską prze-
strzeń we wszystkie strony, kształtując naszą, europejską przestrzeń?
Kowal nie jest koczownikiem pośród koczowników, osadnikiem
et d’ethnologie”, nr 2, 1948). Badania te jednak nie są rozstrzygające; bowiem,
pośród osadników czy półkoczownikiem pośród koczowników ani
choć przywoływane przesłanki są ścisłe, („reakcja pogardy”, „akceptacja”, „lęk”),
o tyle płynące z nich wnioski są niejasne i wzajemnie uwikłane, o czym świad- półosadnikiem pośród osadników. Stosunek do innych wynika z jego
czą tabele Clementa.
93 Por. Jules Bloch, Les Tziganes, PUF 1969, s. 47-54. Bloch pokazuje dokładnie,
w jaki sposób rozróżnienie osiadły-nomadyczny staje się wtórne względem 95 Na temat owych ludów i ich tajemnic zob. analizy Gordona Childe’a, The Prehi-
sposobu zamieszkiwania właściwego troglodytom. story of European Society (rozdział VII „Misjonarze, kupcy i wojownicy Europy
94 Élie Faure, Histoire de l’art, l’art médiéval, Le Livre de poche 1964, s. 38. Środkowej”) oraz The Dawn of European Civilization, Knopf 1958.

510 511
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

wewnętrznego błądzenia, z jego niewyraźnej istoty, a nie na odwrót. schwytania gromady, przyjmują cechy wyrażenia w pewnej formie lub
W swej swoistości, o ile jest podróżnym, o ile wytycza wydrążoną prze- w postaci kodu, wprawiają w rezonans wszelkie wydrążenia, zatykają li-
strzeń, porozumiewa się z konieczności z osadnikami i koczownikami nie ujścia, podporządkowują działanie technologiczne modelowi pracy,
(oraz innymi, z wędrownymi leśnikami). Przede wszystkim w nim sa- narzucają połączeniom cały porządek drzewiastych przyłączeń.
mym tkwi owa dwoistość: jest hybrydą, mieszaniną, bliźniaczym two-
rem. Jak twierdzi Griaule, dogoński kowal nie jest „nieczysty”, jest „mie- Aksjomat III: Nomadyczna maszyna wojenna jest formą wyrażenia,
szańcem” i właśnie z tego względu jest on endogamiczny, nie żeni się której jako forma treści odpowiada wędrowna metalurgia
z czystymi o uproszczonym pochodzeniu, a sam odtwarza bliźniacze
pokolenie96.
Treść Wyrażenie
Gordon Childe wskazuje na to, że metalurg z konieczności się roz-
dwaja, istnieje po dwakroć, raz jako postać schwytana i trzymana przez Przestrzeń wydrążona (gromada
Substancja Przestrzeń gładka
aparat wschodniego imperium, raz jako postać znacznie bardziej mobil- maszynowa albo strumień materii)
na i wolna w świecie egejskim. Nie sposób zatem oddzielić od siebie obu Koczownicza
Forma Wędrowna metalurgia
członów, odnosząc jedynie każdy z nich do jego własnego kontekstu. Me- maszyna wojenna
talurg imperium, robotnik, wymaga metalurga-poszukiwacza, nawet na-
der odległego, poszukiwacz odsyła zaś do kupca, który dostarczy temu Twierdzenie IX: Przedmiotem wojny niekoniecznie musi być bitwa,
pierwszemu metalu. Co więcej, metal wyrabia się w każdym z odcinków, zwłaszcza zaś przedmiotem maszyny wojennej niekoniecznie musi
a wszystkie one przyjmują postać sztaby: segmenty należy ujmować nie być wojna, nawet jeśli wojna i bitwa mogą (w pewnych okolicznoś-
tyle z osobna, ile jako taśmę/łańcuch mobilnych warsztatów, które mię- ciach) okazać się koniecznością
dzy wydrążeniami tworzą zmienną linię, chodnik. Związek metalurga
z koczownikami i z osadnikami obejmuje zatem również jego związek Natrafiamy na trzy następujące problemy: czy bitwa jest „przedmiotem”
z innymi metalurgami97. Ten metalurg-hybryda, wytwórca broni i narzę- wojny? Czy wojna jest przedmiotem maszyny wojennej? I wreszcie: w ja-
dzi, wiąże się równocześnie z osadnikami i koczownikami. Wydrążona kiej mierze maszyna wojenna stanowi „przedmiot” państwa? Dwuznacz-
przestrzeń łączy się sama z siebie z przestrzenią gładką lub linią meta- ność dwóch pierwszych pytań wiąże się niewątpliwie z samym określe-
liczną, prowadzącą przez wszystkie układy: nic nie jest równie zdetery- niem przedmiot, wskazując jednocześnie na ich zależność od trzeciego.
torializowane, jak materia-ruch. Dokonuje się to jednak w obu przypad- Należy jednak rozważać je po kolei, nawet jeśli zmusza nas to do mnoże-
kach całkiem inaczej, nie są one symetryczne. Worringer uznawał, że nia przypadków. Pierwsze pytanie, dotyczące bitwy, wprowadza w isto-
w dziedzinie estetycznej abstrakcyjna linia abstrakcyjna zyskuje całkiem cie bezpośrednie rozróżnienie na dwa przypadki, pierwszy, w którym
odmienny wyraz w barbarzyńskim gotyku, aniżeli w organicznym kla- dąży się do bitwy, i drugi, w którym maszyna wojenna zasadniczo jej uni-
sycyzmie. Gromada spaja się bowiem równocześnie w dwóch różnych ka. Oba te przypadki nie sprowadzają się do ofensywy i defensywy. Nie-
trybach: złączona zawsze z przestrzenią koczowniczą i zawsze przyłącza- mniej wojna w sensie ścisłym (na gruncie koncepcji osiągającej zwień-
jąca się do przestrzeni osiadłej. Od strony koczowniczych łączeń i ma- czenie w strategii Focha) zdaje się mieć za przedmiot bitwę, podczas gdy
szyn wojennych, jest to swego rodzaju kłącze, z jego zerwaniami, skrę- partyzantka uznaje siebie wprost za nie-bitwę. Wszelako przemiana woj-
tami, podziemnymi połączeniami, łodygami, wylotami, rysami, norami ny w wojnę manewrową, a następnie w wojnę totalną, podważa również
itd. Z drugiej strony, wszakże układy osiadłe i aparaty państwa dokonują samo pojęcie bitwy, tak z punktu ofensywy, jak i defensywy: nie-bitwa
może, jak się zdaje, wyrażać prędkość błyskawicznego ataku, jak i prze-
ciw-prędkość bezpośredniego kontrataku98. Z drugiej strony, postępy
96 Maurice Griaule i Germaine Dieterlen, Le renard pâle, Institut d’ethnologie
1965, s. 376.
97 Praca Roberta Jamesa Forbesa, Metallurgy in Antiquity, Brill 1950, analizuje róż- 98 Jednymi z najważniejszych tekstów na temat partyzantki pozostają: Siedem fi-
ne epoki metalurgii, jak również typy metalurgów w wieku rudy: górnik, wydo- larów mądrości, T. E. Lawrence’a (tłum. J. Schwakopf, Rebis 1998, rozdz. XXXIII)
bywca, „wytapiacz”, kowal, „blacharz”. Specjalizacja ta komplikuje się dodatko- oraz hasło „Nauka partyzantki” w Encyclopedia Britanica (1929), prezentujące
wo w wieku żelaza, w którym równocześnie różnicują się podziały na nomadę, się jako „anty-Fochowskie” i rozwijające pojęcie nie-bitwy. Jednak nie-bitwa
podróżnego i osadnika. ma swą historię, która nie jest związana wyłącznie z partyzantką: 1) tradycyjne

512 513
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

partyzantki wymagają schwytania okazji i form aktywnego do niej dąże- że owo uzupełnienie jest ujmowane w ramach stopniowego, podszytego
nia w stosunku do zewnętrznych i wewnętrznych „punktów oparcia”. To lękiem objawiania. Jak w przypadku Mojżesza, który wychodząc z egip-
prawda, że partyzantka i wojna nieprzerwanie zapożyczają od siebie na- skiego państwa, zapuszczając się w głąb pustyni, rozpoczął od budowy
wzajem metody (na przykład, częstokroć wskazuje się na inspiracje, jakie maszyny wojennej, zgodnie z dawną tradycją hebrajskich koczowników
partyzantka lądowa czerpie z wojny morskiej). Na razie można stwier- i za radą swego teścia, wywodzącego się z koczowników. Oto maszyna
dzić jedynie, że bitwa i nie-bitwa są podwójnym przedmiotem wojny, Sprawiedliwych, już maszyna wojenna, ale nie obierająca jeszcze woj-
wedle kryterium, które nie wiąże się ani z ofensywą, ani defensywą, ani ny za swój przedmiot. Tak więc Mojżesz stopniowo, z wolna, zdaje sobie
nawet z wojną jako taką czy wojną partyzancką. sprawę z tego, że wojna jest koniecznym uzupełnieniem owej maszyny,
Wobec tego, odrzucając powyższe pytanie, zastanawiamy się, czy ponieważ napotyka ona i musi przemierzyć miasta i państwa, ponieważ
wojna sama stanowi przedmiot maszyny wojennej? Nie jest to bynaj- trzeba jej tam posłać wpierw szpiegów (zbrojna obserwacja), następnie
mniej oczywiste. O ile wojna (z bitwą lub bez niej) zmierza ku unice- zaś może posunąć się do skrajności (wojna na wyniszczenie). Naród ży-
stwieniu lub zmuszeniu sił wroga do kapitulacji, maszyna wojenna nie dowski zatem zaznał zwątpienia i lęku przed brakiem dostatecznej siły,
musi koniecznie obierać wojny za swój przedmiot (przykładowo na- przed słabością; Mojżesz jednak również popada w zwątpienie, cofa się
pad byłby raczej innym przedmiotem, aniżeli szczególną postacią woj- przed objawieniem tego rodzaju uzupełnienia. To na barkach Jozuego,
ny). Na ogólniejszym poziomie okazało się jednak, że maszyna wojen- nie Mojżesza, spocznie ostatecznie zadanie prowadzenia wojny. Przywo-
na była wynalazkiem koczowniczym, ponieważ stanowiła, ze swej istoty, łując wreszcie język Kanta, powiedzieć można, że stosunek między woj-
konstytutywny element gładkiej przestrzeni, zajmowania tej przestrze- ną a maszyną wojenną jest konieczny, lecz „syntetyczny” (do dokonania
ni, rozmieszczania w niej ludzi i odpowiedniego ich grupowania: w tym syntezy niezbędny okazuje się Jahwe).
tkwi jej jedyny i prawdziwy, pozytywny przedmiot (nomos). Przyczyniać Kwestia wojny z kolei zostaje tym samym oddalona, podporząd-
się do rozrostu pustyni, stepu, nie wyludniać, nie pustoszyć ich, prze- kowana relacjom łączącym maszynę wojenną z aparatem państwa. To
ciwnie. Jeśli wojna wywodzi się w sposób konieczny z maszyny wojen- nie państwa bowiem jako pierwsze zaczęły toczyć wojny: wojna, rzecz
nej, to dlatego, że sama ta maszyna zderza się z państwami, mierzy się jasna, nie jest zjawiskiem spotykanym powszechnie w naturze, w do-
z miastami, niczym z siłami (żłobienia) przeciwstawiającymi się pozy- wolnej postaci przemocy. Jednak wojna nie jest przedmiotem państw,
tywnemu przedmiotowi. Wrogiem maszyny wojennej jest odtąd pań- raczej wprost przeciwnie. Najdawniejsze z państw zdają się wręcz funk-
stwo, miasto, formy państwowe i miejskie, których unicestwienie stawia cjonować pozbawione maszyn wojennych, a jak się przekonamy, ich pa-
sobie ona za zadanie. Tutaj właśnie rozgorzeć może wojna: unicestwie- nowanie wspiera się na innych instancjach (obejmujących raczej poli-
nie sił państwa, zniszczenie formy państwowej. Losy Attyli czy Dżyn- cję i dozór). Można przypuszczać, że spośród tajemniczych powodów
gis-Chana trafnie pokazują owo zamienianie się miejscami przedmiotu gwałtownego rozpadu potężnych państw starożytności, to właśnie in-
pozytywnego i negatywnego. W języku Arystotelesa powiemy, że woj- terwencja zewnętrznej czy koczowniczej maszyny wojennej odpowiada
na nie jest ani warunkiem, ani przedmiotem maszyny wojennej, lecz za ich zniszczenie. Państwo jednak nader szybko się uczy. Jedno z wiel-
z konieczności jej towarzyszy lub ją dopełnia; w języku Derridy powie- kich pytań historii powszechnej będzie dotyczyło tego, w jaki sposób
my, że wojna jest „uzupełnieniem” maszyny wojennej. Zdarza się nawet, państwo może przejąć maszynę wojenną, innymi słowy, zbudować ją na
swą miarę, poddać swemu panowaniu i swym celom? Jakie ryzyko bę-
rozróżnienie między „bitwą” a „manewrem” w teorii wojny (por. Raymond Aron,
dzie się z tym wiązać? (mianem instytucji wojskowej bądź armii okre-
Penser la querre, Clausewitz, Gallimard 1976, t. I, s. 122-131); 2) sposób, w jaki woj- śla się nie tyle samą maszynę wojenną, ile tę jej postać, w jakiej zostaje
na manewrowa przywraca rolę i znaczenie bitwy (od czasów marszałka Saskie- ona przejęta przez państwo). Celem zgłębienia paradoksalnego charak-
go i sporów o miejsce bitwy w wojnach napoleońskich); 3) wreszcie, całkiem
teru owego przedsięwzięcia, warto podsumować w całości rozważaną
niedawno, krytyka bitwy w imię zbrojeń nuklearnych, pełniących rolę odstra-
szającą oraz kwestia sił konwencjonalnych, pełniących jedynie „testową” lub tutaj hipotezę: 1) maszyna wojenna jest wynalazkiem koczowniczym,
„manewrową” rolę (por. gaullistowska koncepcja nie-bitwy oraz Guy Brossol- dla którego wojna jest jedynie drugorzędnym, uzupełniającym lub syn-
let, Essai sur la non-bataille, Belin 1975). Niedawny powrót do pojęcia bitwy nie tetycznym celem, w znaczeniu, w jakim wiąże się ona ze zniszczeniem
daje się wytłumaczyć wyłącznie czynnikami technicznymi, takimi jak rozbudo-
wa taktycznej broni jądrowej, lecz wynika ze względów natury politycznej, za- form państwowych lub miejskich, na które natrafia; 2) państwo, przej-
leżnych właśnie od roli przypisywanej bitwie (lub nie-bitwie) w ramach wojny. mując maszynę wojenną, zmienia jej naturę i funkcję, ponieważ kieruje

514 515
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

ją wówczas przeciw koczownikom i wszelkim niszczycielom państwa; wojennej przeciw koczownikom może ściągnąć na państwo równie wiel-
wyrażać ona może odtąd również stosunki pomiędzy państwami, o ile kie ryzyko, jak to, jakie stanowią koczownicy kierujący maszynę wojen-
dane państwo zmierza do zniszczenia innego państwa lub wykorzysta- ną przeciw państwu.
nia go do swych celów; 3) jednakże, właśnie skutkiem przejęcia przez Drugi typ problemów dotyczy konkretnych form przywłaszcze-
państwo owej maszyny, zaczyna ona obierać za swój bezpośredni i głów- nia maszyny wojennej: najemnych i terytorialnych. Armia zawodowa
ny przedmiot, za przedmiot „analityczny”, wojnę (podobnie jak wojna czy z poboru? Ciało specjalne czy pobór powszechny? Rozstrzygnięcia
zaczyna obierać za swój przedmiot bitwę). Jednym słowem, wraz z prze- te nie tylko nie są sobie równoważne, lecz dopuszczają całą gamę roz-
jęciem i przywłaszczeniem przez aparat państwa maszyny wojennej, ta maitych ich kombinacji. Najbardziej trafnym i najogólniejszym było-
za swój przedmiot obiera wojnę, która z kolei podporządkowana zosta- by prawdopodobnie następujące rozróżnienie: „zajęcie” albo „przejęcie”
je celom państwowym. maszyny wojennej w sensie ścisłym. Przejęcie maszyny wojennej przez
Owo pytanie o przejęcie i przywłaszczenie występowało w tak od- aparat państwa dokonało się w istocie na dwa sposoby, poprzez „zajęcie”
miennych historycznych sformułowaniach, że należałoby w jego przy- społeczności wojowników (przybyłych z zewnątrz lub ze środka) lub też,
padku rozróżnić kilka rodzajów problemów. Pierwszy z nich dotyczy przeciwnie, przez ustanowienie dla niego reguł odsyłających w całości do
możliwości działania: właśnie ze względu na to, że wojna stanowiła je- społeczeństwa obywatelskiego. Kolejne przesunięcie i przejście od jed-
dynie uzupełniający czy też syntetyczny przedmiot maszyny wojennej, nej formuły do drugiej... Trzeci typ problemów dotyczy wreszcie środ-
ta ostatnia napotyka wątpliwość, która okaże się dla niej zgubna, po- ków owego przejęcia. Z tego punktu widzenia należałoby uwzględnić
zwalając aparatowi państwa zawładnąć wojną i użyć maszyny wojen- rozmaite dane wiążące się z zasadniczymi aspektami aparatu państwa:
nej przeciw koczownikom. Wahania koczownika często przedstawia- terytorialność, pracę albo roboty publiczne oraz fiskalizm. Wprowadzenie
no w mityczny sposób: co miał on począć z przemierzonymi i podbitymi instytucji wojskowej czy też armii wiąże się nieodłącznie z terytorializa-
ziemiami? Obrócić je w pustynię, w step, w wielkie pastwisko? A może cją maszyny wojennej, czyli z nadaniem ziem, czy to „kolonialnych”, czy
pozostawić na nich aparat państwowy, zdolny do ich bezpośredniej eks- wewnętrznych, mogącym przyjmować bardzo odmienne formy. Rów-
ploatacji, ryzykując nawet, że prędzej czy później stanie się on po pro- nocześnie porządek fiskalny określa zarówno charakter usług i obciążeń
stu jego nową dynastią. Okres, w którym się to stanie, może być dłuższy podatkowych ponoszonych przez wojowników, jak i typ podatku obywa-
lub krótszy, ponieważ, przykładowo, następcy Dżyngis-Chana w po- telskiego, któremu podlega część lub całość społeczeństwa ze względu
wolny i stopniowy sposób integrowali się z podbitymi imperiami, za- na konieczność utrzymania owej armii. Wymaga to jednoczesnej zmia-
chowując zarazem gładką przestrzeń stepów, której podporządkowy- ny metod organizowania przez państwo prac publicznych przez wzgląd
wali ośrodki imperialnej władzy. Na tym polegał ich szczególny talent, na „zagospodarowanie terenu”, w którym kluczową rolę odgrywa armia,
Pax mongolica. Tak więc integracja koczowników z podbitymi imperia- nie tylko ze względu na fortece i warownie, lecz ze względu na strategicz-
mi była jednym z najpotężniejszych środków służących przejęciu maszy- ne środki i szlaki komunikacyjne, strukturę logistyczną, infrastrukturę
ny wojennej przez aparat państwa: nieuniknionym zagrożeniem, któ- przemysłową itd. (rola i funkcja Inżyniera w owej formie przejęcia100).
remu w końcu ulegli. Istniało jednak również inne niebezpieczeństwo, Pozwala nam to zestawić tę hipotezę w całości ze sformułowaniem
czyhające na państwo wraz z przywłaszczeniem sobie maszyny wojen- Clausewitza: „wojna jest (…) dalszym ciągiem stosunków politycznych,
nej (państwo czuje na sobie ciężar tego niebezpieczeństwa oraz ryzyka przeprowadzaniem ich innymi środkami”101. Jak wiadomo, formuła ta
wiążącego się z tym przejęciem). Najbardziej jaskrawego przykładu tego
dostarczył Tamerlan, nie tyle jako następca, ile całkowite przeciwień- 100 Por. A. Chastagnol, C. Nicolet (red.), Armées et fiscalité dans le monde antique,
stwo Dżyngis-Chana: to właśnie on skonstruował niesamowitą maszy- CNRS 1977. W rozprawie tej znajduje się omówienie przede wszystkim aspek-
tu fiskalnego, jednak porusza ona również dwie pozostałe kwestie. Nadawa-
nę wojenną zwracającą się przeciw koczownikom, co zmusiło go do bu-
nie ziem żołnierzom lub ich rodzinom było powszechną praktyką o kluczowym
dowy rozdętego i bezproduktywnego aparatu państwowego, będącego znaczeniu. W swej szczególnej postaci stanowiło ono podstawę lenna i feuda-
wyłącznie pustą formą dla przejęcia tej maszyny99. Zwrócenie maszyny lizmu. Legło ono jednak już wcześniej u podstaw „pseudolenna” w wielu miej-
scach na świecie, zwłaszcza u Kleruchów w Kleruchii, starożytnej kolonii ateń-
skiej (por. Claire Préaux, L’économie royale des Lagides, Ed. de la Foundation
99 Na temat najważniejszych różnic pomiędzy Dżyngis-Chanem a Tamerlanem, Egyptologique Reine Elisabeth, 1939, s. 463 i nast.).
zob. René Grousset, L’empire des steppes, Payot 1965, zwłaszcza s. 495-496. 101 Carl von Clausewitz, O wojnie, s. 28.

516 517
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

wywodzi się ze zbioru stosunków teoretycznych, praktycznych, histo- urzeczywistnia ona owego uzupełniającego przedmiotu ani nie dokonu-
rycznych i ponadhistorycznych, którego elementy są ze sobą powiązane: je syntetycznego powiązania, o ile państwo, ze swej strony, nie zyska spo-
1) istnieje czyste pojęcie wojny jako wojny absolutnej, bezwarunkowej, sobności do przywłaszczenia sobie maszyny wojennej i obrócenia wojny
Idea nie jest dana w doświadczeniu (pokonanie lub „obalenie” wroga, w bezpośredni przedmiot tej odwróconej maszyny (stąd wchłanianie ko-
w założeniu pozbawionego jakiegokolwiek innego określenia, w ode- czownika przez państwo jest tendencją tkwiącą w koczownictwie od po-
rwaniu od polityki, ekonomii czy stosunków społecznych); 2) dane są czątku, od pierwszego aktu wypowiedzenia wojny państwu).
rzeczywiste wojny jako służące celom państw, w mniejszym lub więk- Stawką jest zatem przejęcie maszyny wojennej, a nie stoczenie woj-
szym stopniu „wiodące” do wojny absolutnej, warunkujące pod każdym ny. Aparat państwa równocześnie przywłaszcza sobie maszynę wojen-
względem jej urzeczywistnienie w porządku doświadczenia; 3) te rzeczy- ną, wykorzystuje do celów „politycznych” i wyposaża ją w bezpośredni
wiste wojny wahają się między dwoma biegunami, podporządkowanymi przedmiot, jakim jest wojna. Ta sama historyczna tendencja przyczynia
w równym stopniu polityce państwa: wojny wyniszczającej, która może się do rozwoju państwa w trójnasób: przejście od zajmowania do form
przekształcić się w wojnę totalną (zgodnie z celami, do których osiąg- przejmowania w sensie ścisłym, przejście od wojny ograniczonej do
nięcia prowadzi wyniszczenie), i przybliża się stopniowo do czystego, wojny określanej mianem totalnej oraz przekształcenie stosunku do
bezwarunkowego pojęcia poprzez parcie ku skrajnościom; wojny ogra- celu i przedmiotu. Czynniki zaś, które wojnę państwową przemieniają
niczonej, nie tyle wojny „pomniejszej”, ile dążącej ku warunkom granicz- w wojnę totalną, ściśle wiążą się z kapitalizmem: chodzi o inwestowanie
nym, mogącej obrócić się w zwykłą „zbrojną obserwację”102 . kapitału stałego w surowiec, przemysł i gospodarkę wojenną oraz o in-
Po pierwsze, rozróżnienie na wojnę absolutną jako Ideę i wojny rze- westowanie kapitału zmiennego w populację fizyczną i moralną (zarów-
czywiste, choć, jak nam się wydaje, o niezaprzeczalnym znaczeniu, może no toczącą wojnę, jak i padającą jej ofiarą)103. W zasadzie, wojna totalna
zakładać jednak inne kryterium, aniżeli przyjmowane przez Clausewitza. nie jest wyłącznie wojną na wyniszczenie, lecz pojawia się wówczas, gdy
Przedmiotem czystej Idei nie musi być bowiem abstrakcyjne usunięcie zniszczenie za „centrum” obiera nie tylko wrogą armię czy wrogie pań-
przeciwnika, lecz maszyna wojenna nie mająca właśnie za swój przed- stwo, lecz całą populację wraz z jej gospodarką. Fakt, że takiej podwój-
miot wojny i wiążąca się syntetycznie z wojną jedynie potencjalnie lub nej inwestycji nie sposób dokonać inaczej, niż w warunkach uprzednio
uzupełniająco. Toteż maszyna wojenna nie jawi się nam, w odróżnieniu przygotowanych przez wojnę ograniczoną, pokazuje nieuchronny cha-
od Clausewitza, jako jeden z przypadków wojny rzeczywistej, lecz prze- rakter kapitalistycznej tendencji do wykształcenia wojny totalnej104. Jest
ciwnie, jako właściwa treść Idei, wynalazek Idei, wraz z właściwymi so- więc prawdą, że wojna totalna ma cele polityczne określane przez pań-
bie zadaniami, przestrzenią i kompozycją nomosu. Jednakże jest to na- stwo i ziszcza wyłącznie maksimum warunków przechwycenia maszyny
dal Idea i trzeba utrzymać pojęcie Idei czystej, choćby rzeczona maszyna wojennej przez aparat państwowy. Jednak prawdą pozostaje również, że
wojenna miała zostać urzeczywistniona/zbudowana przez koczowników. gdy przedmiotem przejętej maszyny wojennej staje się wojna totalna, na
Wszak to przede wszystkim koczownicy, i to z kilku powodów, pozostają
abstrakcją, Ideą, czymś rzeczywistym, a nie aktualnym: po pierwsze, dla-
103 Erich Ludendorff (Der Totale Krieg, Ludendorff Verlag, 1935) podkreśla, że ewo-
tego że, jak się przekonaliśmy, przesłanki koczownictwa łączą się w isto- lucja nadaje w toku wojny coraz większe znaczenie „ludowi” oraz „polityce we-
cie z przesłankami migracji, wędrówek i koczownictwa, nie podważając wnętrznej” – w odróżnieniu od Clausewitza, który uprzywilejowywał wciąż
czystości pojęcia, lecz wprowadzając przedmioty, które zawsze są czymś jeszcze armię i politykę zewnętrzną. Ta krytyka jest słuszna z ogólnego punktu
widzenia, nawet wbrew niektórym tekstom samego Clausewitza. Można ją od-
zmieszanym, bądź kombinacje przestrzeni i kompozycji, zawczasu od- kryć między innymi u Lenina i marksistów (nawet jeśli proponują oni całkowi-
działujące na maszynę wojenną. Po drugie, nawet w czystości swego po- cie inną koncepcję ludu i polityki wewnętrznej aniżeli Ludendorff). Niektórzy
jęcia, maszyna wojenna urzeczywistnia z konieczności swój syntetyczny autorzy wskazywali na militarne, zwłaszcza zaś morskie i przemysłowe źród-
ła kształtowania się proletariatu; zob. Paul Virilio Prędkość i polityka, s. 46-47
związek z wojną jako uzupełnienie, odkryte i rozwinięte przeciw for-
oraz 61-63.
mie państwowej, którą stara się zniszczyć. Wszelako, właśnie dlatego nie 104 Jak pokazuje J. U. Nef, to w okresie święcącej triumfy „wojny ograniczonej”
(1640-1740) wyłoniły się takie zjawiska, jak koncentracja, akumulacja i inwesty-
cje, które stały się warunkami „wojny totalnej”: por. La guerre et le progrès hu-
102 Tamże, zwłaszcza księga VIII. Zob. również komentarz Raymonda Arona, Penser main, Alsatia 1949. Napoleoński kodeks wojenny stanowi tutaj punkt zwrot-
la querre, Clausewitz, t. I (zwłaszcza „Porquoi les guerres de la deuxième espèce?” ny, który przeforsowuje elementy wojny totalnej, między innymi mobilizację,
s. 139 i nast.). transport, obleganie, informację, itd.

518 519
t ys i ąc P l at e au / 1 2 / 1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : m a s z y n a woj e n n a

tym poziomie w zbiorze wszelkich uwarunkowań, przedmiot i cel na- walki z partyzantką, dzięki czemu można ją zaskoczyć już tylko raz, ni-
wiązują ze sobą nowe stosunki, póki nie wejdą ze sobą w sprzeczność. gdy dwa... Wszelako same warunki państwowej czy światowej maszyny
Stąd też bierze się wahanie Clausewitza, który pokazuje, że wojna total- wojennej, czyli kapitał stały (surowce i materiały) oraz zmienny kapitał
na jest tyleż uwarunkowana politycznymi celami państwa, ile dąży do ludzki, nieustannie odtwarzają warunki możliwości niespodziewane-
urzeczywistnienia Idei wojny bezwarunkowej. W rzeczywistości cel za- go kontruderzenia, nieprzewidzianych inicjatyw, określających maszy-
chowuje w swej istocie polityczny charakter, określony przez państwo, ny – mutanty, maszyny mniejszościowe, ludowe, rewolucyjne. Świadczy
sam przedmiot jednakże traci swe ograniczenie. Można by rzec, że prze- o tym chociażby sama definicja Wroga jako takiego/dowolnego: „wielo-
jęcie się odwraca, a raczej, że państwa dążą do ponownego uruchomie- kształtny, zwrotny i wszechobecny (…) wywodzący się z porządku eko-
nia bądź odbudowy nieograniczonej maszyny wojennej, wobec której nomicznego, wywrotowy, polityczny, moralny itd.”, nieuchwytny, mate-
są jedynie przeciwstawnymi lub przyległymi elementami. Owa maszy- rialny Sabotażysta bądź ludzki Zbieg, występujący pod najróżniejszymi
na wojny światowej, która w pewnym sensie „napędza” państwa, przy- postaciami106. Najważniejsze z teoretycznego punktu widzenia jest to,
biera dwie następujące po sobie postaci: wpierw postać faszyzmu, który że są to nader odmienne znaczenia maszyny wojennej, co wynika stąd
przemienia wojnę w nieograniczony pęd, pozbawiony już jakiegokol- właśnie, że maszyna wojenna miewa skrajnie różny stosunek do samej wojny.
wiek celu poza samym sobą; jednak faszyzm jest jedynie zarysem, po- Maszyna wojenna nie określa się bowiem w sposób jednoznaczny, nie
stacią post-faszyzmu jest natomiast maszyna wojenna, obierająca za przybiera jednolitej postaci, nie składa się wyłącznie z obliczalnej ilo-
swój cel pokój jako pokój Terroru czy też Przetrwania. Maszyna wojen- ści przyrastającej siły. Podjęliśmy próbę opisania dwóch biegunów ma-
na przeobraża gładką przestrzeń, która chciałaby odtąd przejąć kontrolę szyny wojennej: na jednym z nich obiera ona za swój przedmiot wojnę,
nad Ziemią, objąć ją w całości. wykreślając granicę zniszczenia, którą można przedłużać aż po granicę
Wojna totalna przechodzi samą siebie, przedzierzgając się w jeszcze wszechświata. Tak więc pod wszystkimi, rozważanymi tutaj względa-
bardziej przerażającą postać pokoju. Maszyna wojenna bierze na siebie mi wojna ograniczona, wojna totalna, organizacja światowa, nie stano-
cel: porządek światowy, państwa zaś nie są odtąd niczym więcej, aniże- wią bynajmniej domniemanej istoty maszyny wojennej, lecz jedynie to,
li celami czy środkami przejmowanymi przez tę nową maszynę. W tym co jest jej siłą, sposób, w jaki całość warunków, w których państwa przy-
punkcie formuła Clausewitza ulega rzeczywistemu odwróceniu; aby bo- właszczają sobie ową maszynę, póki nie uda im się rozpostrzeć na hory-
wiem móc stwierdzić, że polityka jest kontynuacją wojny innymi środ- zoncie całego świata maszyny wojennej jako panującego ustroju, w któ-
kami, nie wystarczy odwrócić szyku słów, jak gdyby można było nadać rym państwa jedynie uczestniczą. Drugi biegun naszym zdaniem zdaje
im raz taki, raz inny sens; trzeba zaznać rzeczywistej zmiany, skutkiem się dotyczyć istoty, bowiem maszyna wojenna, z jej nieskończenie mały-
której państwa, przejąwszy i przywłaszczywszy sobie maszynę wojen- mi „ilościami”, za swój przedmiot ma nie tyle wojnę, ile kreślenie twór-
ną i dostosowawszy ją do własnych celów, przekazują maszynę wojenną, czej linii ujścia, rozpościeranie gładkiej przestrzeni oraz wprawianie
która sama obiera sobie cele, przywłaszcza sobie państwa oraz przejmu- w ruch przemierzających ją ludzi. Na drugim z tych biegunów rzeczo-
je kolejne funkcje polityczne105. na maszyna natrafia jednak na wojnę jako swój przedmiot syntetyczny
Nie ulega wątpliwości, że obecna sytuacja jest rozpaczliwa. Prze- i uzupełniający, wymierzony zatem w państwo, w globalną aksjomatykę
konujemy się, jak maszyna wojny światowej potężnieje, niczym w opo- wyrażaną przez państwa.
wiadaniach z gatunku science-fiction: widzieliśmy, jak obiera sobie ona Wydało nam się pewne, że tego rodzaju wynalazek maszyny wojen-
za cel pokój, być może jeszcze bardziej przerażający aniżeli faszystow- nej odnaleźć można u koczowników. Wszelako jedynie w trosce o histo-
ska śmierć; widzieliśmy, jak podtrzymuje i wytwarza coraz straszniejsze ryczną ścisłość zależało nam na wykazaniu, że maszyna wojenna jako
wojny lokalne, swe właściwe elementy; przekonujemy się, jakiego no- taka jest wynalazkiem, nawet jeśli od początku cechowała ją pewna
wego wroga sobie obiera, wroga, którym nie jest już inne państwo ani dwuznaczność, skłaniająca ją do łączenia się z drugim biegunem i ciąże-
inny ustrój – „wroga dowolnego”; jak przygotowuje narzędzia i metody nia ku niemu. Jednakże, zgodnie z jej [maszyny wojennej] istotą, to nie

106 Guy Brossollet, Essai sur la non-bataille, s. 15-16. Aksjomatyczne pojęcie „do-
105 Na temat owego „przejścia” od faszyzmu wojny totalnej oraz na temat nowego wolnego wroga” zostało już opracowane w oficjalnych i nieoficjalnych tekstach
odwrócenia formuły Clausewitza, zob. rozważania Virilio zawarte w L’insécurite ministerstw obrony narodowej, w dziedzinie prawa międzynarodowego oraz
du teritoire, zwłaszcza rozdział I. w dziedzinie sądownictwa i sił policyjnych.

520 521
t ys i ąc P l at e au

koczownicy posiedli na wyłączność jej tajemnicę: potencjalną maszyną


/ 13 /
wojenną może być ruch artystyczny, naukowy, „ideologiczny”, o ile właś-
nie wytycza on, w stosunku do pewnej gromady, płaszczyznę spójności,
7 0 0 0 p. n . e . – Apa r at p o c h w yc e n i a
twórczą linię ujścia, gładką przestrzeń przemieszczenia. Nie koczownik
określa ów zespół cech, to ów zespół określa tyleż koczownika, ile maszy-
nę wojenną. Jeśli partyzantkę, wojnę mniejszościową, ludową i rewolu-
cyjną, łączy ta sama istota, to dlatego, że obierają one za swój przedmiot
wojnę zarazem jako coś koniecznego, jak i jedynie „uzupełniającego”: nie
mogą toczyć wojny bez równoczesnego wytwarzania czegoś innego, a ściślej,
bez tworzenia nowych, nieorganicznych stosunków społecznych. Zasad-
nicza różnica zachodzi między tymi dwoma biegunami, a nawet – właści-
wie zaś przede wszystkim – ze względu na śmierć: linia ujścia, która two-
rzy albo zamienia się w linię zniszczenia; płaszczyzna spójności, która
rozpościera się, choćby kawałek po kawałku, albo obraca się w płaszczy-
znę organizacji i panowania. Nieustannie rzuca nam się w oczy, że obie
te linie i obie te płaszczyzny łączą się ze sobą, karmią się wzajemnie: naj-
straszliwsza maszyna wojny światowej odtwarza gładką przestrzeń, aby
osaczyć i ogrodzić Ziemię. Ziemia jednak wzmaga swe własne moce de-
terytorializacji, podkreśla swe własne linie ujścia, rozciąga swe gładkie
przestrzenie, żywe i torujące drogę dla nowej Ziemi. Idzie bowiem nie
o ilość, lecz o niewspółmierność ilości ścierających się ze sobą w dwóch
typach maszyny wojennej, między dwoma jej biegunami. Maszyny wo-
jenne budują się w opozycji do przywłaszczających maszynę aparatów,
obierających wojnę za swą sprawę i przedmiot: mnożą i umacniają one
połączenia w obliczu wielkiej koalicji aparatów chwytania i panowania.

Twierdzenie X: Państwo i jego bieguny

Powróćmy do tez Dumézila: 1) suwerenność polityczna miałaby dwa bie-


guny: groźnego władcę-czarownika, działającego poprzez pochwycenie,
więzy, węzły i sieci, oraz króla-kapłana-jurystę, posługującego się trak-
tatami, paktami i umowami (to para Waruna-Mitra, Odyn-Tyr, Wotan-
-Tiwaz, Uranos-Zeus, Romulus-Numa…); 2) funkcja wojenna jest ze-
wnętrzna względem suwerenności politycznej i odróżnia się zarówno od
pierwszego, jak i drugiego bieguna (to Indra, Thor, Tullus Hostiliusz...1).

1 Główną książką Georges’a Dumézila dotyczącą tej kwestii jest Mitra-Varuna,


Gallimard 1948 (znajduje się tam również analiza „Jednookiego” i „Bezrękiego”).

523
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

1) Dziwny rytm pobudza więc aparat państwa, będący przede zawsze w imię celów, sojuszy i praw… Ostatecznie przemoc maszyny wo-
wszystkim wielką tajemnicą, tajemnicą Bogów związujących czy też ma- jennej może wydawać się łagodniejsza i bardziej elastyczna od przemocy
gicznych władców, Jednookich wysyłających z jedynego oka znaki, które aparatu państwa: maszyna wojenna nie ma jeszcze wojny za „przedmiot”,
chwytają (capturent), które wiążą na odległość. Królowie-juryści to raczej bowiem wymyka się dwóm biegunom państwa. Oto dlaczego człowiek
Jednoręcy, unoszą jedyną rękę jako element prawa i techniki, aktu praw- wojny, w swej zewnętrzności, nieustannie protestuje przeciwko soju-
nego i narzędzia. Pośród następujących po sobie ludzi władzy szukaj- szom i paktom króla jurysty, jak również rozplątuje więzy władcy cza-
cie zawsze Jednookiego i Jednorękiego, Horacjusza Koklesa i Mucjusza rownika. Jest on kimś, kto rozwiązuje, a zarazem wiarołomcą: podwój-
Scewoli (de Gaulle’a i Pompidou?). Nie jest jednak tak, że jeden ma wy- nym zdrajcą5. Cechuje się inną ekonomią, innym okrucieństwem, lecz
łączność na znaki, drugi zaś – na narzędzia. Groźny władca jest już panem także inną sprawiedliwością, inną litością. Znakom i narzędziom pań-
wielkich prac; mądry król przejmuje i przekształca cały ustrój znakowy. stwa człowiek wojny przeciwstawia swą broń i swe klejnoty. I znowu, kto
W każdym razie to kombinacja narzędzia-znaki ustanawia różnicujący może stwierdzić, co lepsze, a co gorsze? To prawda, że wojna zabija i po-
rys politycznej suwerenności czy też komplementarności państwa2. twornie okalecza. Lecz tym bardziej czyni to, gdy państwo przywłaszcza
2) Rzecz jasna, obaj ludzie władzy są nieustannie wplątywani w hi- sobie maszynę wojenną. To przede wszystkim za sprawą aparatu pań-
storie wojenne. Lecz ściśle rzecz biorąc, magiczny władca albo posyła stwa okaleczenie, a nawet śmierć nadchodzą jako pierwsze. Aparat pań-
w bój nie swoich wojowników, których pochwycił na swe usługi; albo, stwa potrzebuje ich, już dokonanych, potrzebuje, by ludzie już tacy się
przede wszystkim ukazując się na polu bitwy, zawiesza walkę, zarzuca rodzili – ułomni, zombie. Mit zombie, żywego trupa, to mit pracy, a nie
sieć na wojowników, jedynym okiem wprawia ich w skamieniały bez- wojny. Okaleczenie jest konsekwencją wojny, lecz także warunkiem,
ruch, „wiąże bez walki”, obudowuje maszynę wojenną (z pewnością nie przed założeniem aparatu państwa i organizacji pracy (stąd też wrodzona
należy więc mylić tego państwowego pochwycenia (capture) z pochwy- ułomność nie tylko pracownika, lecz również samego człowieka władzy,
ceniami wojennymi, podbojami, jeńcami, grabieżami3). Co do drugie- w rodzaju Jednookiego albo Jednorękiego): „Oszołomił mnie ten bru-
go bieguna – król jurysta jest wielkim organizatorem wojny; ujmuje ją talny pokaz pociętych części ciała. (...) Czyż nie była to integralna część
wszakże w prawa (lois), porządkuje jej pole, wynajduje prawo wojenne, doskonałości technicznej i związanego z nią upojenia (...)? Ludzie toczą
narzuca jej dyscyplinę, podporządkowuje celom politycznym. Czyni wojny od zarania dziejów, lecz nie przypominam sobie w całej Iliadzie
z maszyny wojennej instytucję wojskową, przystosowuje maszynę wojen- jednego choćby przykładu, gdzie wojownik traciłby ramię lub nogę. Mit
ną do aparatu państwa4. Nie należy nazbyt pospiesznie mówić o złago- zachowywał okaleczenia dla potworów, ludzkich bestii w rodzaju Tanta-
dzeniu, humanizacji: być może tu właśnie, na odwrót, maszyna wojenna la czy Prokrusta. (...) Sprowadzanie owych okaleczeń do nieszczęśliwe-
ma już tylko jeden cel, samą wojnę. Przemoc: odnajdujemy ją wszędzie, go wypadku (Unfall) jest złudzeniem optycznym. W istocie wypadki wy-
podlega ona jednak różnym ustrojom i ekonomiom. Przemoc władcy nikają z okaleczeń, jakich doznały już zarodki naszego świata; a liczbowy
czarownika: jego węzeł, jego sieć, jego „cios raz na zawsze”... Przemoc przyrost amputacji jest jednym z symptomów zdradzających triumf mo-
króla jurysty, który rozpoczyna wciąż od nowa wraz z każdym ciosem, ralności skalpela. Utrata miała miejsce na długo, zanim jawnie wzięto ją
w rachubę”6. To właśnie aparat państwa potrzebuje, tak u swego szczy-
2 Motyw Boga związującego i magicznego węzła stanowił przedmiot studiów mi- tu, jak i u podstawy, upośledzonych już u zarania, preegzystujących lub
tologicznych na całym świecie: zwłaszcza Mircea Eliade, Obrazy i symbole (tłum. poronionych ułomnych, okaleczonych od urodzenia, jednookich i jed-
M. Rodak, P. Rodak, PWN 2009, rozdz. III, „Bóg związujący i symbolizm wę-
złów”). Jednak studia te są dwuznaczne, ponieważ posługują się metodą synkre- norękich.
tyczną lub archetypową. Metoda Dumézila, przeciwnie, jest różnicująca: temat Mielibyśmy tu więc kuszącą trójstopniową hipotezę: maszyna wo-
pochwycenia albo związania gromadzi rozmaite dane jedynie ze względu na rys jenna znajdowałaby się „między” dwoma biegunami politycznej su-
różnicujący, precyzyjnie wyznaczony przez polityczną suwerenność. O prze-
werenności i zapewniałaby przejście od jednego bieguna do drugiego.
ciwstawieniu tych dwóch metod, por.: Edmond Ortigues, Le discours et le sym-
bole (Aubier 1962). W micie czy też w historii rzeczy zdają się przedstawiać w tym właś-
3 Georges Dumézil, Mitra-Varuna, s. 113-114, 151, 202-203. nie porządku: 1-2-3. Weźmy dwie wersje z Jednookim i Jednorękim,
4 Tamże, s. 150: „Bóg wojny istnieje na wiele sposobów, a Tiwaz [Tyr] określa ten
spośród nich, który etykietki boga wojownika, boga walczącego wyrażają bar-
dzo niedoskonale... Tiwaz jest czymś innym: jest jurystą wojny i jednocześnie, 5 Tamże, s. 124-132.
w pewien sposób, dyplomatą” (tak samo Mars). 6 Ernst Jünger, Abeilles de verre, tłum. H. Plard, Bourgois, s. 182.

524 525
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

przeanalizowane przez Dumézila: 1) Bóg Odyn jedynym okiem krępu- i rozwoju państw. Każde państwo musi też mieć dwa bieguny jako istot-
je czy też związuje Wilka wojennego7, chwyta go w swe magiczne wię- ne momenty swego istnienia, jakkolwiek organizacja ich obu jest od-
zy; 2) jednak wilk ma się na baczności i rozporządza całą swą mocą ze- mienna. Po trzecie, jeśli nazywamy „pochwyceniem” ową wewnętrz-
wnętrzności; 3) bóg Tyr udziela wilkowi prawnej gwarancji, pozostawia ną istotę czy też ową jedność państwa, to musimy stwierdzić, że słowa
rękę w jego pysku, by wilk mógł ją odgryźć, gdyby nie zdołał się wyzwo- o „magicznym pochwyceniu” dobrze opisują sytuację, ponieważ jawi się
lić z więzów. 1) Horacjusz Kokles, jednooki, samą tylko twarzą, gryma- ono zawsze jako już dokonane i zakładające samo siebie; jak jednak je
sem i magiczną mocą powstrzymuje etruskiego wodza przed atakiem wyjaśniać, skoro nie odnosi się ono do żadnej dającej się określić od-
na Rzym; 2) wódz wojenny decyduje się jednak na oblężenie; 3) Mucjusz rębnej przyczyny? Oto dlaczego tezy o pochodzeniu państwa są zawsze
Scewola przejmuje pałeczkę polityczną i oferuje jako gwarancję swą rękę, tautologiczne. Niekiedy przywołuje się czynniki egzogeniczne, związa-
by przekonać wojownika, że lepiej byłoby dlań odstąpić od oblężenia ne z wojną i maszyną wojenną; niekiedy czynniki endogeniczne, które
i zawrzeć pokój. W zupełnie innym kontekście, historycznym, Marcel miałyby doprowadzić do narodzin własności prywatnej, pieniądza itd.;
Détienne proponuje analogiczny trójstopniowy schemat dla starożytnej niekiedy wreszcie specyficzne czynniki, które miałyby określać kształ-
Grecji: 1) Suweren-czarownik, „Pan prawdy”, dysponuje maszyną wojen- towanie się „funkcji publicznych”. Znajdujemy te trzy tezy u Engelsa,
ną, która bez wątpienia nie pochodzi od niego i która cieszy się w jego podług koncepcji różnorodnych dróg Panowania. Jednak wszystkie
imperium względną autonomią; 2) ta klasa wojowników ma własne re- one zakładają już to, o co dopiero pytamy. Wojna wytwarza państwo tyl-
guły, określane przez „izonomię”, izotropową przestrzeń, „środowisko” ko wówczas, gdy co najmniej jedna z dwóch stron jest już zawczasu pań-
(łupy znajdują się na środku (au milieu), ten, kto mówi, staje w środku stwem; z kolei organizacja wojenna jest czynnikiem państwowym jedy-
zgromadzenia): jest to inna przestrzeń i inne reguły, niż te wyznaczone nie wówczas, gdy należy do państwa. Albo państwo nie zawiera w sobie
przez suwerena, który pochwytuje i mówi z góry; 3) reforma hoplicka, maszyny wojennej (ma ono policjantów i strażników, zanim ma żołnie-
opracowana w klasie wojowników, rozprzestrzeni się na cały organizm rzy), albo też zawiera ją, lecz pod postacią instytucji wojskowej czy też
społeczny, doprowadzi do powstania armii żołnierzy-obywateli, pod- funkcji publicznej9. Tak samo własność prywatna wymaga państwowej
czas gdy resztki imperialnego bieguna suwerenności ustępują miejsca własności publicznej i wycieka przez oka jej sieci; pieniądz zaś wymaga
prawnemu biegunowi państwa-miasta (izonomia jako prawo, izotropia podatku. Jeszcze trudniej pojąć, jak funkcje publiczne mogłyby poprze-
jako przestrzeń)8. Widzimy, jak we wszystkich tych przypadkach maszy- dzać państwo, którego wymagają. Zawsze zostajemy odesłani do pań-
na wojenna zdaje się wkraczać „między” dwa bieguny aparatu państwa, stwa, które rodzi się dorosłe i wyłania się za jednym zamachem – nie-
aby zapewnić i wymusić przejście od jednego do drugiego. uwarunkowanego Urstaat.
Nie można jednak przypisywać temu schematowi znaczenia przy-
czynowego (przywołani autorzy tego nie robią). Po pierwsze, maszy- Twierdzenie XI: Co jest pierwsze?
na wojenna niczego nie wyjaśnia, jest ona bowiem albo zewnętrzna
względem państwa i skierowana przeciw niemu, albo już do niego na- Pierwszy biegun pochwycenia nazywać będziemy imperialnym lub de-
leży, obudowana lub przywłaszczona, i go wymaga. Wywiera wpływ spotycznym. Odpowiada on z marksowskiej formacji azjatyckiej. Arche-
na przeobrażenia państwa nieuchronnie tylko w połączeniu z inny- ologia odkrywa ją wszędzie, często okrytą niepamięcią, w horyzoncie
mi, wewnętrznymi czynnikami. I tu pojawia się drugi punkt: jeśli pań- wszystkich systemów czy też państw, nie tylko w Azji, lecz także w Afry-
stwo podlega przeobrażeniom, to drugi biegun, biegun przeobrażony, ce, w Ameryce, w Grecji, w Rzymie. Niepamiętne Urstaat, obecne od
musi współdrgać z pierwszym, w pewien sposób nieustannie go doła-
dowując, państwo zaś musi mieć tylko jedno środowisko wewnętrzno-
9 Jacques Harmand (La guerre antique, PUF 1973, s. 28) przywołuje „przedsięwzię-
ści, to znaczy jedność budowy, mimo wszystkich różnic w organizacji
cie wymagające znacznych sił wojskowych, prowadzone w szczególny sposób –
za panowania faraona Pepi I, około roku 1400 [powinno być 2400 p.n.e. – przyp.
7 Fenrira [przyp. tłum.]. tłum.] – przez cywilnego urzędnika imieniem Weni”. Nawet demokracja woj-
8 Marcel Détienne, Les maîtres de vérité dans la Grèce archaïque, Maspero 1973; skowa, opisywana przez Morgana, wymaga archaicznego państwa typu impe-
oraz La phalange, problèmes et controverses (w: Problèmes de la guerre en Grèce rialnego i nie wyjaśnia go (jak wynika z prac Détienne’a i Vernanta). Samo to
ancienne, Mouton). Por. również Jean-Pierre Vernant, Źródła myśli greckiej, imperialne państwo działa najpierw raczej za sprawą strażników i policjantów,
tłum. J. Szacki, L. Brogowski, Słowo/obraz terytoria 1996. niż wojowników: zob. Georges Dumézil, Mitra-Varuna, s. 200-204.

526 527
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

neolitu, a może jeszcze dawniejsze. Wedle opisu marksistowskiego: apa- Historyk Marks i archeolog Childe zgadzają się w następującej
rat państwa ustanawia się na pierwotnych wspólnotach rolniczych, któ- kwestii: archaiczne państwo imperialne, które właśnie nadkodowało
re mają już kody rodowo-terytorytorialne, lecz je nadkodowuje, poddaje wspólnoty rolnicze, wymaga przynajmniej pewnego rozwoju ich sił wy-
władzy despoty – jedynego i transcendentnego właściciela dóbr publicz- twórczych, ponieważ potrzebuje potencjalnych nadwyżek, by ustanowić
nych, pana nadwyżek czy też rezerw, organizatora wielkich robót (pra- państwowe rezerwy, utrzymywać wyspecjalizowane rzemiosło (meta-
ca dodatkowa), źródła funkcji publicznych i biurokracji. To paradygmat lurgię) i stopniowo wytworzyć funkcje publiczne. Dlatego Marks wiązał
związania, węzła. Oto ustrój znakowy państwa: nadkodowanie czy też państwo archaiczne z pewnym „sposobem produkcji”. Wszelako ciągle
Znaczące. To system maszynowego poddaństwa: pierwsza „megamaszy- przesuwamy coraz dalej w czasie początki owych państw neolitycznych.
na”, jak mówił Mumford, w ścisłym tego słowa znaczeniu. Cudowny suk- A gdy dopuszcza się możliwość niemal paleolitycznych imperiów ar-
ces za jednym zamachem: w odniesieniu do tego modelu inne państwa chaicznych, to nie chodzi tu jedynie o czas ujęty ilościowo, ale o zmia-
będą tylko karłowate. Władca-despota nie jest królem ani tyranem; ci ist- nę problematyki jakościowej. Çatal-Hüyük w Anatolii pozwala bardzo
nieją bowiem jedynie jako funkcja własności już prywatnej10. Tymcza- wzmocnić paradygmat imperialny: to rezerwa, zapas ziaren dzikich zbóż
sem w ustroju imperialnym wszystko jest publiczne: posiadanie ziemi oraz względnie oswojonych zwierząt pochodzących z różnych obszarów,
jest tu wspólnotowe, każdy posiada tylko jako członek wspólnoty; nad- oddziałuje i pozwala działać, początkowo na zasadzie przypadku, krzy-
zwyczajna własność despoty jest własnością założonej Jedności komun; żowaniu (hybrydyzacji) i doborowi, z których wyłania się rolnictwo i nie-
natomiast sami urzędnicy mają jedynie ziemię przypisaną do pełnionej wielka hodowla12. Można dostrzec znaczenie tej zmiany na poziomie zało-
funkcji, choćby dziedzicznej. Pieniądz może istnieć, szczególnie w for- żeń, przesłanek zagadnienia. To już nie rezerwa wymaga potencjalnych
mie podatku, który urzędnicy winni są władcy, lecz nie służy kupnu- nadwyżek, lecz odwrotnie. To już nie państwo wymaga ukształto­wanych
-sprzedaży, ponieważ ziemia nie istnieje jako towar podlegający odstą- wspólnot rolniczych i rozwiniętych sił wytwórczych; przeciwnie, usta-
pieniu. Jest to ustrój nexum (łac. „połączenie”), związania: pewna rzecz nawia się ono bezpośrednio w środowisku zbieraczy-łowców, bez wcześ-
jest użyczana czy nawet nadawana bez przekazania własności, bez pry- niej istniejącego rolnictwa, bez metalurgii i to ono właśnie tworzy rol-
watnego przywłaszczenia, nadający nie czerpie w zamian zysków, odse- nictwo, hodowlę i metalurgię, najpierw na własnej ziemi, następnie
tek, lecz raczej „rentę”, która mu przypada, towarzysząc wypożyczeniu narzuca je otaczającemu światu. Już nie wieś stopniowo tworzy miasto,
w użytkowanie albo przekazaniu przychodów11. lecz miasto tworzy wieś. Nie państwo wymaga sposobu produkcji, lecz
odwrotnie, to państwo czyni z produkcji „sposób”. Ostatnie argumenty,
10 Sama idea azjatyckiej formacji despotycznej pojawia się w XVIII wieku, szcze- pozwalające zakładać, że rozwój przebiega stopniowo, zostają unieważ-
gólnie u Monteskiusza, ma jednak opisywać pewien stan rozwoju imperiów
nione. Niczym ziarna w worku: wszystko zaczyna się przez przypadko-
i pozostaje we współzależności z monarchią absolutną. Punkt widzenia Mar-
ksa jest zupełnie inny: Marks tworzy to pojęcie na nowo, by zdefiniować im- wą mieszaninę. „Rewolucja państwowa i miejska” może być paleolitycz-
peria archaiczne. Główne teksty dotyczące tej kwestii to: Karol Marks, Zarys na, a nie neolityczna, jak sądził Childe.
krytyki ekonomii politycznej, tłum. Z. J. Wyrozembski, Książka i Wiedza 1986, Ewolucjonizm kwestionowano na wiele sposobów (ruchy zygza-
s. 371 i nast.; Karl August Wittfogel, Władza totalna. Studium porównawcze de-
spotyzmu wschodniego, tłum. M. Suchomski i in., Wydawnictwo Adam Marsza- kiem, brakujące tu i tam etapy, nieusuwalne rozcięcia całości). Widzie-
łek 2004 (a także przedmowa Vidal-Naqueta w pierwszym wydaniu Le despo- liśmy zwłaszcza, jak Pierre Clastres starał się rozbić ramy ewolucjoni-
tisme oriental, Minuit 1964, usunięta z drugiego na żądanie Wittfogela); Ferenc zmu za pomocą dwóch tez: 1) tak zwane społeczeństwa pierwotne nie
Tökei, Sur le mode de production asiatique, Academiai Kiado 1979; badania ze-
społu CERM, Sur le mode de production asiatique, Éd. Sociales 1969.
były społeczeństwami bez państw, w tym znaczeniu, w jakim miałyby
11 Warron stworzył słynną grę słów pomiędzy nexum i nec suum fit (= rzecz nie sta-
je się własnością tego, kto ją otrzymał). Nexum jest w istocie podstawową for- 12 Por. wykopaliska i prace Jamesa Mellaarta, Earliest Civilizations in the Near East,
mą archaicznego prawa rzymskiego, gdzie tym, co zobowiązuje, nie jest zgoda McGraw-Hill 1965 oraz Çatal-Hüyük, McGraw-Hill 1967. Urbanistka Jane
pomiędzy stronami zawierającymi umowę, lecz jedynie słowo pożyczkodawcy Jacobs wywiodła z nich model imperialny, który nazwała „Nowym Obsydia-
lub nadającego, w trybie magiczno-religijnym. Nie jest to umowa (mancypacja, nem” (od skały wulkanicznej, zastygłej lawy, z której wykonywano narzędzia),
mancipatio) i nie obejmuje ani kupna-sprzedaży, nawet kredytowanego, ani zy- sięgający początków neolitu, a nawet czasów dużo wcześniejszych. Jacobs kła-
sku, choć może, jak się nam zdaje, obejmować pewien rodzaj renty. Por. szcze- dzie nacisk na „miejskie” pochodzenie rolnictwa i rolę krzyżowań dokonują-
gólnie Pierre Noailles, Fas et Jus, Les Belles Lettres; a także Dumézil, który pod- cych się w miejskich spichlerzach: to rolnictwo wymaga rezerw, nie odwrotnie.
kreśla stosunek pomiędzy nexum i związaniem magicznym: Georges Dumézil, W mającym się ukazać studium Jean Robert analizuje tezy Mellaarta i hipotezę
Mitra-Varuna, s. 118-124. Jane Jacobs oraz włącza je w nowe perspektywy badawcze: Décoloniser l’espace.

528 529
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

nie osiągnąć pewnego stadium, lecz społeczeństwami antypaństwowy- określa przede wszystkim stosunki między grupami, które się nie rozu-
mi, które wykształciły mechanizmy odpierania formy państwowej, unie- mieją: jeśli istnieje mowa, to przede wszystkim między tymi, którzy nie
możliwiające jej krystalizację; 2) państwo wyłania się pod postacią nie- mówią tym samym językiem. Mowa jest wytwarzana właśnie dlatego:
redukowalnego przecięcia, nie jest ono bowiem wynikiem stopniowego dla przekładu, nie dla komunikacji. W społeczeństwach pierwotnych ist-
rozwoju sił wytwórczych (nawet „rewolucja neolityczna” nie może zostać nieje tyleż dążności „poszukujących” państwa, tyleż wektorów działają-
zdefiniowana jako funkcja bazy ekonomicznej)13. Jednakże nie da się ze- cych w kierunku państwa, ile jest ruchów w państwie lub poza nim, zmie-
rwać z ewolucjonizmem przez wytyczenie samego tylko cięcia: Clastres, rzających do tego, by się od niego oddalić, by się w nim schronić lub też
w ostatnim stadium swej pracy, utrzymywał, że społeczeństwa antypań- by skłonić je do ewolucji, lub nawet znieść je: wszystko to współistnieje,
stwowe istniały uprzednio, autarkicznie i przypisywał wykształcony w ciągłej interakcji.
przez nie mechanizm bardzo tajemniczemu przeczuciu tego, co odpie- Ewolucjonizm ekonomiczny jest niemożliwy, nie da się w ogóle
rały, a co jeszcze nie istniało. Mówiąc ogólniej, zdumiewająca jest dzi- uwierzyć w ewolucję, nawet rozgałęziającą się: „zbieracze – łowcy – ho-
waczna obojętność, jaką etnologia objawia wobec archeologii. Można dowcy – rolnicy – przemysłowcy”. Nie lepiej ma się rzecz z ewolucjoni-
powiedzieć, że etnolodzy, odgrodzeni każdy na własnym obszarze, wolą zmem etologicznym: „koczownicy – pół-koczownicy – osiadli”. Ani też
porównywać je między sobą metodą abstrakcyjną czy też strukturalną, z ewolucjonizmem ekologicznym: „rozproszona autarkia lokalnych
z całą ścisłością, lecz odmawiają zestawienia ich z obszarami archeolo- grup – wioski i osady – miasta – państwa”. Wystarczy sprawić, aby te abs-
gicznymi, które naraziłyby na szwank tę autarkię. Wywołują zdjęcia swo- trakcyjne ewolucje nałożyły się na siebie, a cały ewolucjonizm upada:
ich dzikich, lecz z góry odrzucają możliwość współistnienia i nakładania na przykład, oto miasto, które tworzy rolnictwo, nie przechodząc przez
się na siebie dwóch map – etnograficznej i archeologicznej. A przecież osady. Kolejny przykład, to nie koczownicy nie poprzedzają osiadłych,
Çatal Hüyük mogło obejmować strefę wpływu o średnicy trzech tysię- to nomadyzm jest ruchem, stawaniem się, oddziałującym na osiadłych,
cy kilometrów; i jak można nie wyjaśnić stale pojawiającego się zagad- podczas gdy osiedlanie jest zatrzymaniem, które unieruchamia koczow-
nienia stosunku współistnienia społeczeństw pierwotnych i imperiów, ników: Gryaznov pokazał w tym względzie, że najdawniejszy nomadyzm
choćby nawet neolitycznych? Tak długo, jak nie uwzględnia się archeo- może zostać ściśle przypisany jedynie populacjom, które porzuciły swe
logii, kwestia stosunku etnologii i historii sprowadza się do idealistycz- quasi-miejskie osiedlenie, swą pierwotną trasę wędrówki, by oddać się
nego porównania i nie zostanie odsłonięta poza absurdalnym moty- koczownictwu14. To w tych warunkach koczownicy wynajdują maszy-
wem społeczeństwa bez historii lub też społeczeństwa przeciw historii. nę wojenną, jako to, co zajmuje czy wypełnia przestrzeń koczowniczą,
Wszystko nie jest państwem, właśnie dlatego, że państwa istniały zawsze przeciwstawiając się miastom i państwom, do których zniesienia dąży.
i wszędzie. Nie tylko pismo wymaga państwa, lecz także mówienie, ję- Ludy pierwotne miały już mechanizmy wojenne, współdziałające w po-
zyk i mowa. Samowystarczalność, autarkia, niezależność, uprzednie ist- wstrzymywaniu kształtowania się państwa; lecz mechanizmy te zmie-
nienie wspólnot pierwotnych – to marzenie etnologa: nie dlatego, że te niają się, gdy zyskują autonomię w szczególnej maszynie nomadyzmu,
wspólnoty koniecznie zależą od państw, lecz dlatego, że współistnieją odpierającej państwa. Nie da się stąd jednak wyprowadzić tezy o ewo-
z nimi w złożonej sieci. Jest prawdopodobne, że oddalone od siebie spo- lucji, choćby biegnącej zygzakiem od ludów pierwotnych do państw i od
łeczeństwa pierwotne utrzymywały stosunki „od początku”, i to nie tyl- państw do nomadycznych maszyn wojennych: lub przynajmniej zygzak
ko za pośrednictwem kolejnych sąsiadów, i że stosunki te przenikały też nie wyznacza następstw, lecz przechodzi przez miejsca topologii okre-
przez państwa, nawet jeśli państwa dokonywały jedynie lokalnego i częś- ślającej tu społeczeństwa pierwotne, tam państwa, ówdzie maszyny wo-
ciowego ich pochwycenia. Samo mówienie i język, niezależnie od pisma, jenne. Nawet wówczas, gdy państwo przywłaszcza sobie maszynę wo-
nie definiuje grup zamkniętych, które rozumieją się między sobą, lecz jenną, zmieniając jej naturę, jest to zjawisko z zakresu przemieszczenia,
przeniesienia, a nie ewolucji. Nomada istnieje wyłącznie w stawaniu się,
13 Pierre Clastres, La société contre l’Etat, Minuit 1974. Widzieliśmy już jak, według w interakcji; dotyczy to jednak także ludów pierwotnych. Historia to
Clastres’a, pierwotna wojna była jednym z zasadniczych mechanizmów odpie-
rania państwa, jako że podtrzymywała ona opór i rozproszenie niewielkich, seg-
mentowych grup. Jednak, z tego punktu widzenia, pierwotna wojna pozostaje 14 Według Gryaznova to osiadli rolnicy w epoce brązu oddali się koczownictwu
również podporządkowana mechanizmom sprzysiężenia i nie autonomizuje na stepie: jest to przykład zygzakowatego ruchu ewolucji. Zob. Mikail Gryaznov,
się w maszynę, nawet gdy zawiera wyspecjalizowane ciało. Sibérie du Sud, Nagel 1969, s. 99, 133-134.

530 531
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

nic innego, jak tylko przekład współistnienia stawań się na następstwa. konieczne jest zatem przemyślenie współczesności lub współistnie-
Wspólnoty mogą być wędrowne, na wpół osiadłe, osiadłe albo koczow- nia dwóch przeciwstawnych ruchów, dwóch kierunków czasu – ludów
nicze, co nie oznacza, że stanowią stadia przygotowawcze państwa, któ- pierwotnych „przed” państwem i państwa „po” ludach pierwotnych – ni-
re już tam jest, lub jest gdzie indziej albo gdzieś z boku. czym dwóch fal, które z naszej perspektywy zdają się wzajemnie wyklu-
Czy można stwierdzić przynajmniej, że zbieracze-łowcy są „praw- czać lub też następować po sobie, rozwijając się równocześnie w mikro-
dziwymi” ludami pierwotnymi i pozostają mimo wszystko podstawą logicznym, mikropolitycznym, „archeologicznym” polu molekularnym.
czy też minimalnym warunkiem wstępnym kształtowania się państwa, Istnieją również mechanizmy wspólnotowe, które równocześnie
jakkolwiek daleko byśmy jej nie sytuowali? Taki punkt widzenia moż- odpierają i antycypują kształtowanie się władzy centralnej. Pojawia się
na przyjąć jedynie pod warunkiem przyjęcia pewnej nader niewystar- ona zatem w zależności progu albo stopnia, względem którego to, co an-
czającej koncepcji przyczynowości. To prawda, że nauki humanistyczne, tycypowane, nabiera spójności lub nie, to zaś, co odpierane, przestaje być
wraz z ich materialistycznymi, ewolucjonistycznymi, a nawet dialek- odpierane i nadchodzi. Ów próg spójności czy też przymusu nie ma ewo-
tycznymi schematami, są uboższe i mniej złożone pod względem relacji lucyjnego charakteru, lecz współistnieje z tym, co znajduje się poniżej
przyczynowych w porównaniu z fizyką, a nawet biologią. Fizyka i biolo- niego. Co więcej, należy rozróżnić progi spójności: miasto i państwo nie
gia stawiają nas wobec przyczynowości wspak, pozbawionych celowości, są tym samym, niezależnie od tego, jak bardzo by się uzupełniały. „Re-
niemniej zaświadczających o oddziaływaniu przyszłości na teraźniej- wolucja miejska” i „rewolucja państwowa” mogą zbiec się ze sobą, jed-
szość czy teraźniejszości na przeszłość: dlatego fala zbieżna i antycypo- nak nie mogą się zlać w jedno. W obydwu przypadkach istnieje władza
wany potencjał implikują odwrócenie czasu. To owe modele przyczyno- centralna, jednak nie ma ona tej samej postaci. Niektórzy autorzy zdołali
wości na wspak, bardziej niż cięcia czy zygzaki, zakłócają ewolucję. Tak odróżnić system imperialny czy pałacowy (pałac-świątynia) od systemu
samo, w dziedzinie, która nas zajmuje, nie wystarczy stwierdzić, że pań- miejskiego. W obydwu przypadkach mamy do czynienia z miastem, lecz
stwo neolityczne czy nawet paleolityczne, kiedy już się pojawi, oddziału- w pierwszym jest ono wynikiem rozrostu pałacu albo świątyni, w dru-
je na otaczający świat zbieraczy-łowców. Działa ono już zanim się poja- gim zaś pałac jest wynikiem okrzepnięcia miasta. W pierwszym wy-
wi, jako aktualna granica, którą społeczeństwa pierwotne ze swej strony padku miastem, w pełnym znaczeniu tego słowa, jest stolica, w drugim
odpierają albo jako punkt, ku któremu się schodzą, nie mogąc go jed- zaś – metropolia. Już przykład Sumeru świadczy o przyjęciu miejskie-
nak osiągnąć bez samounicestwienia. W społeczeństwach tych istnieją go rozwiązania, w odróżnieniu od imperialnego rozwiązania egipskie-
jednocześnie wektory skierowane ku państwu, odpierające państwo me- go. Jednak to przede wszystkim świat śródziemnomorski, wraz z Pelaz-
chanizmy i punkt zbiegu, wypychany, umieszczany na zewnątrz, w miarę gami, Fenicjanami, Grekami i Kartagińczykami stworzył tkankę miejską
jak się do niego zbliżamy. Odpieranie to także antycypowanie. Oczywi- odrębną od imperialnych organizmów Orientu16. Nie mamy tu znów do
ście, sposób, w jaki państwo zaczyna istnieć, nie jest tym samym sposo- czynienia z ewolucją, lecz z dwoma współistniejącymi ze sobą progami
bem, w jaki preegzystuje ono z powodu odpierania granicy; stąd nieusu- spójności. Różnią się one pod wieloma względami.
walna przygodność. Aby jednak nadać pozytywny sens idei „przeczucia” Miasto jest korelatem drogi. Istnieje ono jedynie w związku z krą-
czegoś, co jeszcze nie istnieje, należy pokazać, jak to, co nie istnieje, już żeniem i obiegami; jest wyróżniającym się punktem tworzących je albo
działa pod postacią inną, niż postać jego istnienia. Pojawiwszy się, pań- tworzonych przez nie obiegów. Miasto określa się przez wejścia i wyj-
stwo oddziałuje na zbieraczy-łowców, narzucając im rolnictwo, hodowlę, ścia, coś musi do nich wjeżdżać i coś musi je opuszczać. Wprowadza
zaawansowany podział pracy itd.: a zatem przybiera kształt fali odśrod-
kowej lub rozbieżnej. Zanim jednak jeszcze się pojawi, państwo już działa, pewien punkt krytyczny, miasto emituje ku światu wiejskiemu coraz bardziej
przybierając kształt zbieżnej czy też dośrodkowej fali zbieraczy-łowców, imperatywne wiadomości” i staje się eksporterem (Décoloniser l’espace).
16 Na temat miast chińskich i ich podległości zasadzie imperialnej zob. Étienne
fali, która znosi się właśnie w punkcie zbiegu, wyznaczającym odwrócenie
Balazs, La bureaucratie cèleste, Gallimard 1968. A także Braudel: „tak w Indiach,
znaków albo pojawienie się państwa (stąd wewnętrzna i funkcjonalna nie- jak i w Chinach struktura społeczna przeszkadza w swobodnym rozwoju miast.
stabilność owych pierwotnych społeczeństw15). Z tego punktu widzenia Nie stają się one niezależne nie tylko z powodu wymierzanych przez mandary-
na kar chłosty czy okrucieństw władcy wobec kupców lub prostych obywateli,
lecz i dlatego, że społeczeństwo tkwi w ramach wyznaczonych przez wcześniej-
15 Jean Robert podkreśla to pojęcie „odwrócenia znaków i przekazów”: „W pierw- sze procesy krystalizowania się jego form”, Fernand Braudel, Kultura material-
szej fazie informacje krążą zasadniczo od peryferii ku centrum, lecz osiągając na i kapitalizm XV-XVIII wiek, t.1, tłum. M. Ochab, P. Graff, PIW 1992, s. 436.

532 533
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

ono określoną częstotliwość. Dokonuje ono polaryzacji materii, biernej, od oddźwięku; jest to strefa samoodniesienia, która odrywa się w ten
żywej lub ludzkiej; sprawia, że gromada, przepływ, płyną to tu, to tam, sposób od reszty sieci, by tym ściślej kontrolować stosunki z resztą sie-
wzdłuż linii poziomych. Miasto jest zjawiskiem trans-spójności, siecią, ci. Idzie nie o to, by stwierdzić, czy to, co pozostaje, jest naturalne, czy
ponieważ u swych podstaw jest powiązane z innymi miastami. Stano- sztuczne (granice); z całą pewnością zachodzi tu deterytorializacja, lecz
wi ono próg deterytorializacji, dowolny materiał powinien być bowiem wynika ona z tego, że samo terytorium jest ujmowane jako przedmiot,
wystarczająco zdeterytorializowany, aby wejść w obręb sieci, poddać się jak materiał podlegający uwarstwieniu, wprawiany w rezonans. Dlatego
polaryzacji, włączyć się w obieg miejskiego i drogowego przekodowa- władza centralna państwa jest hierarchiczna i ustanawia służbę urzędni-
nia. Deterytorializacja osiąga maksimum w dążeniu miast handlowych czą; centrum nie mieści się w środku, lecz u góry, gdyż może łączyć to, co
i nadmorskich do oddzielania się od głębi kraju, od wsi (Ateny, Karta- oddziela, wyłącznie przez podporządkowanie. Z pewnością, państwa są
gina, Wenecja…). Często podkreślano handlowy charakter miasta, choć równie wielorakie jak miasta, lecz jest to wielość zupełnie innego typu:
handel może mieć również całkiem duchowy wymiar, jak w przypadku istnieje tyle państw, ile pionowych cięć w głąb, każde z nich jest oddzie-
sieci klasztorów lub miast-świątyń. Miasta są punktami-obiegami wszel- lone od pozostałych, miasto zaś nie daje się oddzielić od horyzontalnej
kiego rodzaju, stanowiącymi kontrapunkt dla linii poziomych; punkta- sieci miast. Każde państwo jest globalną (a nie lokalną) integracją, nad-
mi pełnej, choć lokalnej integracji biegnącej od miasta do miasta. Każ- miarem wynikającym ze swego rezonansu (a nie częstotliwością), dzia-
de z nich stanowi władzę centralną o polaryzującym i środowiskowym łaniem stratyfikacji (a nie polaryzacji ośrodka).
charakterze, wymuszająca koordynację. Stąd egalitarne pretensje wła- Można odtworzyć sposób, w jaki społeczeństwa pierwotne odpie-
dzy, bez względu na przybraną przez nią postać, tyrańską, demokratycz- rały oba progi naraz, jednocześnie je antycypując. Lévi-Strauss pokazuje,
ną, oligarchiczną czy arystokratyczną... Władza miasta wynajduje ideę jak te same wioski przedstawiane są na dwa sposoby, segmentowy i ega-
magistratury, całkiem odmienną od państwowej koncepcji urzędu17. Jed- litarny oraz otaczający i hierarchiczny. Istnieją jakby dwa potencjały, je-
nak kto wie, w czym tkwi największa miejska przemoc? den, który antycypuje wspólny dwóm poziomym segmentom punkt cen-
tralny, i drugi, będący, przeciwnie, punktem centralnym zewnętrznym
Państwo działa inaczej: w jego wypadku zachodzi zjawisko wewnętrznej względem prostej18. Społeczeństwom pierwotnym wcale nie brak for-
spójności. Wprawia ono w rezonans wszystkie punkty, niekoniecznie bę- macji władzy: mają ich one całkiem sporo. Jednak tym, co przeszkadza
dące już biegunami-miastami, lecz punktami zupełnie odmiennego cha- w krystalizacji potencjalnych punktów centralnych, w nabraniu przez
rakteru, zwłaszcza geograficznego, etnicznego, językowego, moralnego, nie spójności, są właśnie mechanizmy, które sprawiają, że owe formacje
ekonomicznego czy technologicznego..., wprawia ono we wzajemny re- władzy nie rezonują ze sobą w wyższym punkcie ani nie polaryzują się
zonans miasto i wieś. Działa poprzez uwarstwienie, to znaczy formuje w punkcie wspólnym: kręgi nie są w rzeczywistości koncentryczne, dwa
pionową i zhierarchizowaną całość, która przecina linie poziome, podą- segmenty wymagają zaś trzeciego, za pośrednictwem którego się łączą19.
żając w głąb. Utrzymuje ono więc dane elementy jedynie poprzez zerwa- To w tym znaczeniu społeczeństwa pierwotne znajdują się poniżej progu
nie ich relacji z innymi elementami, które stają się przez to zewnętrzne, miejskiego, tak jak i poniżej progu państwowego.
wyhamowuje je, spowalnia lub kontroluje te relacje. Jeśli państwo samo Jeśli weźmiemy teraz pod uwagę dwa progi spójności, zobaczy-
ma obieg, to jest to obieg wewnętrzny, który zależy przede wszystkim my wyraźnie, że prowadzą one do deterytorializacji w stosunku do pier-
wotnych kodów terytorialnych. Na próżno można pytać, co jest pierw-
17 W odniesieniu do wszystkich tych wątków, François Châtelet podważa klasycz- sze, miasto czy państwo, rewolucja miejska czy państwowa, ponieważ
ne pojęcie państwa-miasta i wyraża wątpliwość, jakoby miasto ateńskie mogło wzajemnie się one zakładają. By dokonać żłobienia przestrzeni, potrze-
zostać porównane z jakimkolwiek państwem (La Grèce classique, la Raison, l’Etat ba zarówno melodycznej linii miast, jak i harmonicznych cięć państwa.
w: tegoż, En marge. L’Occident et ses autres, Aubier 1978). Podobne problemy
Jedyne pytanie, jakie się tu narzuca, dotyczy możliwości odwrotnego
pojawiają się w odniesieniu do islamu, lecz również do Włoch, Niemiec i Flan-
drii w XI wieku: władza polityczna nie wymaga formy państwowej. Na przykład
wspólnota miast hanzeatyckich, pozbawiona urzędników, bez armii, a nawet 18 Claude Lévi-Strauss, Antropologia strukturalna, tłum. K. Pomian, Wydawni-
bez osobowości prawnej. Miasto jest zawsze wplątane w sieć miast, właśnie dla- ctwo KR 2000, s. 135-6.
tego „sieć miast” nie jest zbieżna z „mozaiką państw”: w kwestii wszystkich tych 19 Na przykład Louis Berthe analizuje konieczność istnienia „trzeciej wioski”,
zagadnień zob. rozważania François Fourqueta i Liona Murarda, Généalogie des utrudniającej domknięcie się usytuowanego obiegu: Aînés et cadets, l’alliance et
équipements collectifs, 10-18 UGE 1976, s. 79-106. la hiérarchie chez les Baduj, „L’Homme” nr 3/4, 1965, s. 214-215.

534 535
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

stosunku zachodzącego w ramach tej wzajemnej relacji. Ponieważ, o ile cenę; w rzeczywistości, jeśli to nowoczesne państwo dostarcza kapita-
archaiczne państwo imperialne obejmuje z konieczności znaczną licz- lizmowi wzorców realizacji, tym, co okazuje się w ten sposób zrealizo-
bę miast, to miasta te pozostają mu podporządkowane na tyle, na ile Pa- wane, jest niezależna, światowa aksjomatyka, będąca niczym jedno i to
łac strzeże monopolu na handel zewnętrzny. Z drugiej strony, miasto samo Miasto, megalopolis lub „megamaszyna”, którego częścią są pań-
dąży do wyzwolenia się, o ile nadkodowanie państwa samo wzbudza zde- stwa niczym dzielnice.
kodowane przepływy. Dekodowanie dołącza się do deterytorializacji i ją Formacje społeczne definiujemy przez procesy maszynowe, a nie
wzmacnia: niezbędne przekodowanie przechodzi zatem w pewną auto- przez sposoby produkcji (które zależą właśnie od tych procesów). W ten
nomię miast albo też przebiega bezpośrednio poprzez miasta handlowe sposób społeczeństwa pierwotne definiują się przez mechanizmy odpie-
i związkowe wyzwolone z formy państwowej. Ten właśnie proces rodzi rania-antycypacji; społeczeństwa państwowe definiują się przez apara-
miasta, które nie znajdują się już w żadnej relacji do swej właściwej zie- ty pochwycenia; społeczeństwa miejskie – przez narzędzia polaryzacji;
mi, ponieważ zapewniają handel między imperiami albo jeszcze lepiej, społeczeństwa koczownicze – przez maszyny wojenne; organizacje mię-
same tworzą swobodną sieć handlową z innymi miastami. Istnieje zatem dzynarodowe czy raczej ekumeniczne definiują się wreszcie przez obej-
pewna historia właściwa miastom znajdującym się w strefach najbar- mowanie różnorodnych formacji społecznych. Właśnie dlatego, że pro-
dziej intensywnego dekodowania: zarówno w egejskim świecie staro- cesy te są zmiennymi współistnienia stanowiącego przedmiot topologii
żytnym, jak i w zachodnim świecie średniowiecza i odrodzenia. Czy nie społecznej, różne, łączące się ze sobą formacje współistnieją ze sobą. Co
można stwierdzić, że kapitalizm jest owocem miast i rodzi się wówczas, więcej, współistnieją one na dwa sposoby, na sposób zewnętrzny i we-
gdy miejskie przekodowanie stopniowo zastępuje państwowe nadkodo- wnętrzny. Z jednej strony, społeczeństwa pierwotne nie odpierają for-
wanie? Nie zawsze jednak jest to prawda. To nie miasta tworzą kapita- mowania się imperium lub państwa, o ile go równocześnie nie antycy-
lizm. Miasta handlowe i bankowe bowiem, wraz z ich bezproduktywnoś- pują, jednak nie antycypują go, o ile nie jest ono już obecne, pozostając
cią, ich obojętnością na resztę kraju, nie dokonują przekodowania, o ile już w jego horyzoncie. Z kolei państwa nie dokonują pochwycenia, o ile
nie wchłoną również ogólnego sprzężenia zdekodowanych przepływów. to, co pochwytywane, nie współistnieje z nimi, stawiając im opór w ob-
Jeśli prawdą jest, że antycypują one kapitalizm, to wyłącznie o tyle, o ile rębie społeczeństw pierwotnych i wymykając się ku nowym formom,
równocześnie go odpierają. Są poniżej tego nowego progu. Należy za- miastom, maszynom wojennym... Liczbowy skład maszyn wojennych
tem postawić hipotezę dotyczącą mechanizmów, które równocześnie nakłada się na pierwotną organizację rodową, a równocześnie sprzeci-
antycypują i wchłaniają: mechanizmy te działają również w miastach wia się geometrycznej organizacji państwa i fizycznej organizacji mia-
„przeciw” państwu i „przeciw” kapitalizmowi, zachodzą więc nie tylko sta. To właśnie zewnętrzne współistnienie – interakcja – wyraża się samo
w społeczeństwach pierwotnych. W ostatecznym rozrachunku, to dzię- przez siebie w międzynarodowych całościach. Z całą pewnością nie cze-
ki formie państwowej, a nie dzięki formie miejskiej zatriumfuje kapita- kały one na kapitalizm ze swym uformowaniem: od czasów neolitu, a na-
lizm: gdy państwa zachodnie staną się wzorcami realizacji dla aksjoma- wet od paleolitu, znajdujemy ślady organizacji ekumenicznych, które
tyki zdekodowanych przepływów, a przez to ponownie ujarzmią miasta. świadczą o istnieniu handlu prowadzonego na duże odległości, obec-
Jak mówi Braudel, „za każdym jednak razem w takich wyścigach brało ne równocześnie w najróżniejszych formacjach społecznych (już wcześ-
udział dwu zawodników, państwo i miasto. Zwykle państwo zwyciężało niej widzieliśmy to na przykładzie metalurgii). Problem dyfuzji i dyfu-
(...), wszędzie w Europie z instynktowną gorliwością poddało ono mia- zjonizmu jest źle postawiony, o ile zakłada się istnienie ośrodka dyfuzji.
sta dyscyplinie, uciekając się niekiedy do użycia siły (...). [Państwa] przy- Wymaga ona bowiem połączenia potencjałów pochodzących z bardzo
łączyły się do szybkiego pędu miast”20. Jednak dzieje się tak tylko za jakąś odmiennych porządków: każda dyfuzja działa w środowisku, poprzez
nie, jak wszystko to, co się „rozrasta”, niczym kłącze. Ekumeniczna or-
ganizacja międzynarodowa nie rozwija się, wychodząc od jakiegoś im-
20 Fernand Braudel, Kultura materialna…, s. 427, 432, 437 (na temat stosunków
miasto-państwo na Zachodzie). Jak zauważa Braudel, jedną z przyczyn zwycię- perialnego centrum, które zostaje wprowadzone do danego środowi-
stwa państw nad miastami poczynając od XV wieku było to, że samo państwo ska zewnętrznego, dążąc do jego ujednorodnienia; nie sprowadza się
zdołało zawłaszczyć sobie maszynę wojenną: poprzez pobór wojskowy zwią-
zany z terytorium, inwestycje materialne, uprzemysłowienie wojny (to raczej
w manufakturach wytwarzających broń niż w wytwórniach szpilek pojawia potrzebują wojen gwałtownych, opartych na najemnikach, nie mogą skoszaro-
się produkcja seryjna i jej mechaniczny podział). Miasta handlowe przeciwnie, wać maszyny wojennej.

536 537
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

ona tym bardziej do stosunków między formacjami tego samego rodza- w jakiej kapitalizm wprowadza aksjomatykę (produkcję na potrzeby ryn-
ju, na przykład, między państwami (Liga Narodów lub ONZ). Przeciwnie, ku) wszystkie państwa i wszystkie formacje społeczne dążą do wzajem-
tworzy ona środowisko pośrednie pomiędzy różnymi, współistniejący- nej izomorfizacji, w oparciu na wzorcach realizacji: istnieje tylko jeden,
mi porządkami. Nie ma ona również charakteru wyłącznie ekonomicz- centralny, światowy rynek, to znaczy rynek kapitalistyczny, do które-
nego czy handlowego, jest w równym stopniu religijna, artystyczna itd. go należą nawet kraje określane mianem socjalistycznych. Organizacja
To w tym znaczeniu określić można mianem organizacji międzynarodo- światowa nie przebiega już „między” różnorodnymi formami, ponieważ
wej wszystko, co zdolne jest przebiegać jednocześnie przez różne forma- zapewnia ona izomorfizm formacji. Jednak błędem jest mylenie izo-
cje społeczne, przez państwa, miasta, pustynie, maszyny wojenne, spo- morfizmu z jednorodnością. Z jednej strony, izomorfizm pozwala trwać
łeczeństwa pierwotne. Wielkie, historyczne formacje handlowe nie mają albo nawet wzbudzić wielką różnorodność państw (państwa demokra-
po prostu miast-biegunów, lecz segmenty pierwotne, imperialne, ko- tyczne, totalitarne, a tym bardziej państwa „socjalistyczne”, nie są wy-
czownicze, przez które przechodzą, ryzykując wyjście pod inną postacią. łącznie konstrukcjami fasadowymi). Z drugiej strony, międzynarodowa
Samir Amin ma zdecydowanie rację, twierdząc, że nie istnieje ekono- aksjomatyka kapitalizmu jest w stanie zagwarantować izomorfizm roz-
miczna teoria stosunków międzynarodowych, nawet wówczas, gdy mają maitych formacji jedynie tam, gdzie rynek wewnętrzny rozwija się i po-
one ekonomiczny charakter, a to dlatego, że obejmują one jednocześnie większa, to znaczy „w centrum”. Jednak wspiera ona pewną peryferyj-
różnorodne formacje21. Organizacja ekumeniczna nie wychodzi od pań- ną polimorficzność czy wręcz jej wymaga; pomimo że nie jest nasycona,
stwa, choćby imperialnego, jako że państwo imperialne stanowi jedynie czynnie przesuwa swoje granice: stąd też wynika istnienie heteromor-
jej część, i to we właściwy sobie sposób, na miarę swego porządku, pole- ficznych formacji społecznych na peryferiach; z pewnością nie stanowią
gającego na wychwytywaniu z niej wszystkiego, co się da. Organizacja one przeżytku lub formy przejściowej, ponieważ realizują ultranowoczesną
nie działa poprzez stopniowe ujednorodnienie ani przez scałościowanie, produkcję kapitalistyczną (ropa, kopalnie, plantacje, surowce, stal i żela-
lecz przez nabranie spójności lub zestalenie tego, co różnorodne jako ta- zo, chemia...), mając zarazem przed- lub pozakapitalistyczny charakter,
kie. Na przykład, religia monoteistyczna odróżnia się od kultu terytorial- w związku z innymi aspektami ich produkcji oraz wymuszonej nieade-
nego za sprawą roszczenia do uniwersalności. Roszczenie to nie ma jed- kwatności rynku wewnętrznego względem rynku światowego23. Na-
nak na celu ujednorodnienia i obowiązuje tylko o tyle, o ile zgłaszane jest wet uzyskawszy postać kapitalistycznej aksjomatyki, organizacja mię-
wszędzie: tak właśnie chrześcijaństwo nabrało zarówno imperialnego, dzynarodowa wymaga niejednorodności formacji społecznych, buduje
jak i miejskiego charakteru, choć za cenę zmontowania własnych band, i wspiera swój „trzeci świat”.
pustkowi, własnych maszyn wojennych22. To samo dotyczy ruchu rze- Zachodzi tu nie tylko zewnętrzne współistnienie formacji, lecz tak-
mieślniczego, który nie mógł się obyć nie tylko bez swych miast i impe- że wewnętrzne współistnienie procesów maszynowych. Dzieje się tak ze
riów, lecz również bez swych koczowników, band i własnych dzikusów. względu na to, że każdy proces może funkcjonować w innej „mocy” niż
Można zgłosić zastrzeżenie, że przynajmniej w przypadku kapita- ta, która jest mu właściwa, może być przejęty przez moc, która łączy się
lizmu międzynarodowe stosunki ekonomiczne, a ostatecznie wszystkie z innym procesem. Państwo jako aparat pochwycenia ma moc zawłasz-
stosunki międzynarodowe, dążą do ujednorodnienia formacji społecz- czenia; jednak ściśle rzecz biorąc, moc ta nie polega wyłącznie na tym,
nych. Można tutaj przywołać nie tylko bezwzględne i skoordynowa- że chwyta ono wszystko, co może, wszystko, co jest możliwe, z materii
ne niszczenie społeczeństw pierwotnych, lecz również upadek ostat- określanej jako gromada. Aparat pochwycenia zawłaszcza także maszy-
nich formacji despotycznych – na przykład, imperium osmańskiego, nę wojenną, narzędzia polaryzacji, mechanizmy antycypacji-odpierania.
które stawiało zbyt wielki opór i cechowało się zbyt wielkim bezwła-
dem. To zastrzeżenie jest uzasadnione tylko częściowo. W tej mierze, 23 Samir Amin analizuje tę specyfikę „formacji peryferyjnych” Trzeciego Świata
i wyróżnia dwa zasadnicze ich rodzaje, wschodni i afrykański oraz amerykań-
ski: „Ameryki, Azja i arabski Wschód, a także czarna Afryka nie były przekształ-
21 Jest to motyw często rozwijany przez Samira Amina: „Ponieważ teoria stosun- cane w ten sam sposób, ponieważ nie zostały dołączone do centrum na tych sa-
ków pomiędzy różnymi formacjami społecznymi nie może mieć charakteru mych etapach kapitalistycznego rozwoju, a zatem nie pełniły w jego ramach
ekonomicznego, stosunki międzynarodowe, które sytuują się dokładnie w tych tych samych funkcji” (Le développement inégal, s. 257 i nast.; oraz L’accumulation
ramach, nie mogą dać podstaw dla wypracowania teorii ekonomicznej” (Samir à l’échelle mondiale, Éd. Anthropos 1970, s. 373-376). Wiemy w każdym razie, że
Amin, Le développement inegal, Minuit 1974, s. 124 i nast.). centrum i peryferia, w pewnych warunkach, są zmuszone do wymieniania się
22 Zob. Jacques Lacarrière, Les hommes ivres de Dieu, Fayard 1975. wzajemnie własnościami.

538 539
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

Można to ująć odwrotnie: mechanizmy antycypacji-odpierania obdarzo- poza którym układ nie będzie mógł istnieć jako taki. Tak więc jest to ele-
ne wielką mocą przenoszenia, nie działają wyłącznie w społeczeństwach ment przedostatni, drugi od końca, ponieważ znajduje się przed samym
pierwotnych, lecz przechodzą w miasta, które odpierają formę państwo- końcem. Z ostatecznym elementem mamy do czynienia, gdy układ musi
wą, w państwa odpierające kapitalizm, w sam kapitalizm, o ile odpiera zmienić swoją naturę: B ma zasadzić dodatkowe ziarno, A z kolei ma
on lub rozszerza swe własne granice. Nie ograniczają się one również do przyspieszyć rytm swych nasadzeń i pozostać na tej samej ziemi.
użycia innych mocy, lecz odkształcają ogniska oporu czy ogniska zapal- Możemy zatem wprowadzić pojęciową różnicę między „granicą”
ne, jak widzieliśmy w przypadku zjawiska „bandy”, mającej własne mia- a „progiem” w sposób następujący: granica oznacza to, co przedostatnie,
sta, własny internacjonalizm itd. Podobnie maszyny wojenne mają moc to, co wyznacza konieczne wznowienie, z kolei próg oznacza to, co osta-
przemiany, za sprawą której dają się schwytać państwom, lecz dzięki któ- teczne, co wyznacza nieuchronną zmianę. Jest to cecha każdego przed-
rej zarazem opierają się temu pochwyceniu i odradzają się pod innymi sięwzięcia ekonomicznego – zawierać ocenę granicy, za którą musi ono
postaciami, mając „cele” inne niż wojna (rewolucja?). Każda moc jest siłą zmodyfikować swoją strukturę. Marginalizm usiłuje pokazać częstotli-
deterytorializacji, wchodzącą w sojusz z innymi siłami bądź się im prze- wości występowania owego mechanizmu opartego na tym, co przed-
ciwstawiającą (nawet w społeczeństwach pierwotnych istnieją nośniki ostatnie: nie tylko ostatni z przedmiotów na wymianę, lecz również
deterytorializacji). Każdy proces może wystąpić w innej mocy, jednak ostatni z przedmiotów do wyprodukowania, a wręcz ostatni producent,
może również podporządkować inne procesy swej własnej mocy. producent graniczny albo krańcowy, zanim zmianie ulegnie cały układ24.
Jest to ekonomia życia codziennego. A więc, czymże jest owa ostatnia
Twierdzenie XII: Pochwycenie szklanka, jak mówi alkoholik? Alkoholik dokonuje subiektywnej oceny
tego, co może znieść. To, ile może znieść, określa właśnie granicę, za któ-
Czy można ujmować „wymianę” między obcymi sobie grupami pier- rą, według niego, będzie mógł rozpocząć od nowa (uwzględniając zmia-
wotnymi niezależnie od jakichkolwiek odniesień do takich pojęć jak za- nę, przerwę...). Jednak za tą granicą istnieje jeszcze próg, który skłania go
pas, praca czy towar? Zdaje się, że zmodyfikowana wersja marginalizmu do zmiany całego układu, zarówno w odniesieniu do natury trunków, jak
pozwala sformułować tu pewną hipotezę. Znaczenie marginalizmu nie i miejsca i pory, w których zwykł pić; może być też jeszcze gorzej, może
wynika z jego skrajnie wadliwej teorii ekonomicznej, lecz z mocy logicz- włączyć się w układ samobójczy albo układ medyczny, szpitalny itd...
nej, która uczyniła, na przykład, z Jevonsa kogoś pokroju Lewisa Carolla Nie ma znaczenia, czy sam siebie oszukuje, czy też posługuje się moty-
w dziedzinie ekonomii. Dane są dwie abstrakcyjne grupy, z których jed- wem pod tytułem „zamierzam z tym skończyć”, motywem tego, co ostat-
na (A) oferuje zboże, a otrzymuje siekiery, druga (B) zaś odwrotnie. Do nie. Liczy się tylko istnienie pewnego krańcowego kryterium i margina-
czego odnosi się wspólna ocena wartości przedmiotów? Opiera się ona listycznej oceny, które mają spontaniczny charakter i regulują wartość
na idei ostatnich otrzymanych przedmiotów czy raczej takich, które by- całej serii „kieliszków”. Stąd też znaczenie zwrotu „mieć ostatnie słowo”
łyby do przyjęcia, odpowiednio z jednej i z drugiej strony. Przez „ostat- w układzie-scenie małżeńskiej. Każdy z partnerów od początku szacu-
ni” lub „marginalny” należy rozumieć nie tyle ostatnio otrzymany czy je objętość lub ciężar ostatniego słowa, które da mu przewagę i zamknie
ostateczny, lecz raczej przedostatni, drugi od końca, to znaczy ostatni za- dyskusję, wyznaczając koniec ćwiczenia czy też cyklu w układzie, dzięki
nim – zanim rzekoma wymiana straciła wszelką opłacalność dla wymie- czemu wszystko może się rozpocząć od nowa. Każdy kalkuluje swe słowa
niających albo zmusiła ich do wejścia w inny układ. Przyjmuje się zatem, w zależności od oceny tego ostatniego słowa i luźno określonego czasu,
że grupa kopieniacza A, która otrzymuje siekiery, ma pewną „koncep- w którym trzeba je wygłosić. Poza tym ostatnim słowem (przedostatnim)
cję” dotyczącą liczby siekier wymuszających zmianę układu; z kolei gru-
pa wytwórcza B ma „koncepcję” dotyczącą ilości zboża, które zmusiłoby
24 Gaetan Pirou, Économie libérale et économie firigée, Éd. Sedes 1946-1947, t. I.,
ją do zmiany jej układu. Można by zatem powiedzieć, że stosunek zboża
s. 117: „Wydajność krańcowego robotnika określa nie tylko jego płacę, lecz rów-
do siekier jest określany przez ostatnią masę zboża (dla grupy B), która nież płacę wszystkich pozostałych, tak samo jak w przypadku handlu, gdzie uży-
odpowiada ostatniej siekierze (dla grupy A). Ostatni element jako przed- teczność ostatniego wiadra wody albo ostatniego worka zboża decyduje nie tyl-
miot wspólnej oceny wartości będzie określał wartość całego szeregu. ko o ich wartości, lecz o wartości wszystkich pozostałych wiader i wszystkich
pozostałych worków“ (marginalizm usiłuje rozważać układ w kategoriach iloś-
Wyznacza on punkt, w którym układ musi się odtworzyć, zacząć dzia- ciowych, choć w ocenie „ostatniego” pod ocenę podpadają wszelkiego rodzaju
łać na nowo albo wejść w nowy cykl, ulokować się na innym terytorium, czynniki jakościowe).

540 541
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

pozostają inne słowa, tym razem ostateczne, które pozwolą na wejście niż użyteczności krańcowej. Chodzi o pewną pożądalność jako składową
w nowy układ, na przykład, rozwód, ponieważ ktoś przekroczył „miarę”. układu: każda grupa pożąda wedle wartości ostatniego przedmiotu, któ-
Podobnie z ostatnią miłością. Proust pokazał, że miłość może kierować ry może otrzymać, nie będąc zmuszoną do zmiany układu, a każdy układ
się ku swej granicy, swemu krańcowi: odgrywa ona właściwy sobie ko- ma ściśle dwie strony, umaszynowienie ciał i przedmiotów, grupowe wy-
niec. Następnie pojawia się nowa miłość, jako że każda miłość ma seryj- powiadanie. Ocena ostatniego elementu jest zbiorowym wypowiedze-
ny charakter, a zatem istnieje również seria miłosna. Jednak „poza nią” niem, któremu odpowiada cały szereg przedmiotów, to znaczy pewien
jest jeszcze ta ostateczna, za sprawą której układ ulega zmianie, układ mi- cykl lub działanie układu. Grupy pierwotne, które prowadziły tego ro-
łosny ustępuje miejsca układowi artystycznemu – Dzieło do stworzenia, dzaju wymianę, okazują się grupami szeregowymi. Jest to system szcze-
problem Prousta... gólny, nawet jeśli idzie o przemoc. Nawet przemoc może bowiem pod-
Wymiana to tylko pozór: każdy jej uczestnik lub każda grupa oce- legać rytualnej marginalizacji, to znaczy ocenie dotyczącej „ostatniego
nia wartość ostatniego przedmiotu do otrzymania (przedmiotu-granicy) aktu przemocy” jako przesycającego cały ich szereg (poza którym rozpo-
i wynikającą zeń pozorną równoważność. Zrównanie wynika z dwóch czyna się kolejny system przemocy). Zdefiniowaliśmy wcześniej społe-
różnorodnych szeregów, wymiana lub komunikacja wynika z dwóch czeństwa pierwotne przez istnienie mechanizmów antycypacji-odpie-
monologów (gadaniny). Nie ma ani wartości wymiennej, ani warto- rania. Teraz widzimy lepiej, w jaki sposób mechanizmy te kształtują się
ści użytkowej, lecz jest jedynie szacunkową oceną ostatniego elemen- i rozmieszczają: to ocena ostatniego elementu jako granicy stanowi anty-
tu każdej strony (rachunek ryzyka doprowadzający do przekroczenia cypację, która zarazem odpiera to, co ostanie, rozumiane tym razem jako
granicy), ocena-antycypacja, która zdaje sprawę z charakteru w równej próg lub ostateczność (nowy układ).
mierze rytualnego, co użytecznego, seryjnego, co wymiennego. Okre- Próg znajduje się „poza” granicą, „poza” ostatnimi przedmiotami,
ślenie granicy dla każdej z grup jest tu obecne od początku i rządzi już które można otrzymać: wyznacza on moment, w którym pozorna wy-
pierwszą wymianą. Z pewnością dokonuje się to po omacku, oceny nie miana nie przynosi już zysku. Sądzimy zatem, że zapas ma swój początek
da się oddzielić od wspólnego wysiłku jej namacania. Jednak nie opie- właśnie w tym momencie; wcześniej można było mieć spichlerze prze-
ra się ona wcale na ilości pracy społecznej, lecz na idei ostatniego ele- znaczone na wymianę, spichlerze służące do wymiany, ale nie zapas we
mentu tak z jednej, jak i z drugiej strony, i dokonuje się z różną prędkoś- właściwym znaczeniu tego słowa. To nie wymiana zakłada uprzednio
cią, lecz zawsze szybciej, niż czas potrzebny do skutecznego dotarcia do zgromadzony zapas, zakłada ona jedynie „elastyczność”. O zapasie moż-
ostatniego przedmiotu, a nawet przejścia od jednej operacji do drugiej25. na mówić dopiero w momencie, gdy wymiana nie przynosi zysku, a tym
W tym znaczeniu ocena ma z gruntu uprzedzający charakter i zawie- samym przestaje być pożądana przez obie strony. Niezbędny jest jesz-
ra się już w pierwszych elementach serii. Widać, w jaki sposób użytecz- cze warunek, który nadaje zapasowi jego właściwą zyskowność, czyni go
ność krańcowa (odnosząca się do ostatnich przedmiotów do przyjęcia w sensie ścisłym godnym pożądania (inaczej niszczono by albo konsu-
po obu stronach) w żadnym razie nie odnosi się do abstrakcyjnie zakła- mowano przedmioty, zamiast je składować: konsumpcja jest w rzeczy-
danego zapasu, lecz do wzajemnego układu między obydwiema grupa- wistości sposobem odpierania zapasu przez grupy pierwotne, pozwala-
mi. Pareto podążał w tym kierunku, gdy mówił raczej o „ofelimiczności”, jącym podtrzymać im ich układ). Sam zapas zależny jest od nowego typu
układu. Bez wątpienia w takich wyrażeniach jak „poza”, „nowy”, „ustępo-
wać miejsca” kryje się wiele dwuznaczności. Problem dotyczy tego, jaki
25 Na temat wagi i znaczenia teorii oceny szacunkowej oraz namacywania na
gruncie marginalizmu zob. krytyczny referat Jacques’a Fradina, Les fondaments
jest ów inny układ, który nadaje aktualną zyskowność zapasowi, czyniąc
logiques de la théorie néoclassique de l’échange, Preses Universitaires de Grenob- go godnym pożądania. Zapas zdaje się nam mieć swój konieczny korelat:
le 1976. Również według marksistów istnieje ocena dotykowa, lecz może się albo współistnienie terytoriów eksploatowanych równocześnie, albo następ-
ona opierać jedynie na ilości pracy społecznie niezbędnej; Engels mówi właś-
stwo eksploatacji na jednym i tym samym terytorium. W ten sposób teryto-
nie o tym przy okazji społeczeństw przedkapitalistycznych. Przywołuje on „od-
bywający się częstokroć po ciemku, omackiem proces zbliżania się zygzakami” ria formują Ziemię, czynią na nią miejsce. Tym właśnie jest układ, który
(Fryderyk Engels, Uzupełnienie do III tomu Kapitału, w: Kapitał, t. III, cz. 2, tłum. obejmuje w sposób konieczny pewien zapas i który jest w pierwszym przy-
E. Lipiński, Książka i Wiedza 1959, s. 485), które w mniejszym lub większym padku kulturą ekstensywną, w drugim zaś – intensywną (zgodnie z pa-
stopniu regulują konieczność, zgodnie z którą „wszyscy musieli wychodzić na
ogół na swoje” (można zapytać, czy ostatni człon tego zdania nie odtwarza pew- radygmatem Jane Jacobs). Widać zatem, pod jakim względem próg-za-
nego rodzaju marginalistycznego kryterium). Zob. Engels, tamże. pas różni się od granicy-wymiany: układy pierwotne łowców-zbieraczy

542 543
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

cechują się jednością działania, które określa się poprzez eksploatację dodatkowy dochód wiążący się z najlepszymi gruntami: wydobywa ona
pewnego terytorium; prawo jest prawem następstwa czasowego, po- „różnicę (...) otrzymaną przez zastosowanie dwóch jednakowych ilości
nieważ układ utrzymuje się jedynie dzięki zmianie terytorium na koń- kapitału i pracy”28. Oto kolejny rodzaj aparatu pochwycenia, niedający
cu każdej jego realizacji (wędrowność, wędrówka); w każdym działaniu się oddzielić od procesu względnej deterytorializacji. Ziemia jako przed-
dokonuje się powtórzenie lub też czasowe uszeregowanie, zmierzające miot rolnictwa pociąga za sobą w rzeczywistości deterytorializację, po-
ku ostatniemu przedmiotowi jako „indeksowi”, przedmiotowi-grani- nieważ, zamiast ludzi, rozproszonych po wędrownym terytorium, to
cy lub krańcowi terytorium (powtórzenie, które rządzi pozorną wymia- działki ziemi rozdzielane są między ludzi na podstawie wspólnego kryte-
ną). W innym układzie z kolei rządzi prawo przestrzennego współistnie- rium ilościowego (płodność na równej powierzchni). To dlatego ziemia
nia. Dotyczy ono równoczesnej eksploatacji różnych terytoriów; albo też, leży u samych podstaw żłobienia, posługującego się geometrią, syme-
w przypadku eksploatacji sukcesywnej, następstwo działań odnosi się trią i porównaniem – w odróżnieniu od innych żywiołów: inne żywioły,
do jednego i tego samego terytorium; w ramach każdego działania bądź woda, powietrze i wiatry czy podłoże nie mogą być wyżłobione, a przez
eksploatacji siła powtórzenia w szeregu ustępuje miejsca mocy symetrii, to samo nie odnoszą się do renty – poza przypadkiem, gdy są przypisa-
odbicia oraz całego porównania. Przeciwstawić zatem należy, wyłącznie ne przez ich umiejscowienie, to znaczy wyłącznie poprzez ziemię29. Zie-
w opisowych kategoriach, układy szeregowe, wędrowne i terytorialne mia obdarzona jest dwoma potencjałami deterytorializacji: jej jakoś-
(działające poprzez kody) układom osiadłym, powtórzeniowym, zbior- ciowe różnice są porównywalne między sobą z punktu widzenia ilości,
czym bądź układom Ziemi (działającym w oparciu o nadkodowanie). która pozwala odnieść do siebie eksploatowane działki ziemi; z punk-
Renta gruntowa, jako abstrakcyjny model, pojawia się wraz z zesta- tu widzenia monopolu, który zamierza ustalić jednego lub kilku właści-
wieniem różnych eksploatowanych równocześnie terytoriów albo jed- cieli ziemskich, możliwe jest zawłaszczenie całości ziem użytkowanych,
nego i tego samego terytorium eksploatowanego raz za razem. Najbar- w odróżnieniu od dzikiej ziemi zewnętrznej30. Drugi potencjał warunku-
dziej nawet jałowa ziemia (albo najbardziej intensywna eksploatacja) je pierwszy. Ale terytorium odpiera oba potencjały poprzez terytorializa-
nie obejmuje renty, lecz sprawia, że inne ją obejmują, „wytwarzając” ją cję ziemi, wskutek czego urzeczywistniają się one teraz dzięki zapasowi
przez zestawienie26. Dochody mogą być porównane właśnie w formie
zapasu (ten sam zasiew na różnych ziemiach albo różne zasiewy po ko- 28 Karol Marks, Kapitał, t. III, cz. 2, s. 215.
29 Zob. David Ricardo, Zasady ekonomii politycznej, s. 79: „Gdyby istniało powie-
lei na tej samej ziemi). Kategoria ostatniego elementu potwierdza tutaj trze, woda, prężność pary i ciśnienie atmosferyczne różnej jakości, gdyby je
swoją ekonomiczną wagę, jednak całkowicie zmienia sens: nie oznacza można było zawłaszczyć i gdyby każdy z tych elementów różnej jakości znajdo-
już kresu pewnego ruchu, który spełnia się sam w sobie, lecz ośrodek sy- wał się w ograniczonej ilości, to w miarę tego, jak by je użytkowano kolejno we-
dług jakości, przynosiłyby one rentę, podobnie jak ziemia”.
metrii dla dwóch ruchów, z których jeden się zmniejsza, a drugi przyra-
30 Obie formy renty różniczkowej są oparte na porównaniu. Jednak Marks stwier-
sta. Nie oznacza ona już granicy pewnej serii porządkowej, lecz najmniej- dza istnienie jeszcze innej formy, nieznanej teoretykom (Ricardo), znanej za to
szy element zbioru kardynalnego, próg zbioru – ziemia najmniej żyzna ze doskonale praktykom: jest to renta absolutna, ufundowana na szczególnym cha-
rakterze własności gruntowej jako monopolu. W rzeczywistości ziemia nie jest
wszystkich równocześnie eksploatowanych ziem27.
towarem jak inne, ponieważ nie daje się ona odtworzyć na poziomie dającej się
Ujednorodniona renta gruntowa porównuje ze sobą rozmaite wy- określić całości. Istnieje więc monopol, będący czymś innym niż „cena mono-
dajności, wiążąc z pojedynczym właścicielem ziemskim nadmiar najwięk- polowa” [prix du monopole] (cena monopolowa oraz ewentualna i odpowiadają-
szej wydajności w stosunku do najniższej: tak jak cena (łącznie z zy- ca jej renta pozostają odrębnymi kwestiami). Ujmując rzecz najprościej, renta
różniczkowa i renta absolutna różnią się od siebie w następujący sposób: jako
skiem) ustala się wedle ziemi najmniej wydajnej, tak renta wydobywa że cena produktu, jest wyliczana wedle najgorszego gruntu, użytkownik najlep-
szego terenu miałby dodatkowy przychód, gdyby nie przekształcił się on w ren-
26 David Ricardo, Zasady ekonomii politycznej i opodatkowania, tłum. J. Drewnow- tę różniczkową właściciela; jednak z drugiej strony, rolnicza wartość dodatkowa
ski, PWN 1957, rozdz. II. Zob. również przeprowadzoną przez Marksa analizę jest proporcjonalnie większa niż przemysłowa wartość dodatkowa (?); przedsię-
dwóch form „renty różniczkowej”: Kapitał, t. III, cz. 2, dział 6. biorca rolnik, ogólnie rzecz biorąc, uzyskiwałby dodatkowy zysk, gdyby ten nie
27 Z pewnością ziemia najmniej płodna jest również, teoretycznie, najnowszym przekształcił się w absolutną rentę właścicielską. Renta jest więc koniecznym
lub ostatnim elementem pewnego szeregu (co pozwala wielu komentatorom elementem zrównania lub wyrównania zysku: czy to poprzez zrównanie stopy
twierdzić, że Ricardo swoją teorią renty wyprzedził marginalizm). Jednak nie zysku rolnika (renta różniczkowa), czy to przez zrównanie tej stopy ze stopą zy-
jest to ta sama reguła, a Marks pokazuje, w jaki sposób „ruch naprzód” jest tak sku przemysłowego (renta absolutna). Oczywiście ekonomiści marksistowscy
samo możliwy, jak „ruch wstecz”, a „najniższe miejsce, zajmowane dotychczas zaproponowali całkiem inny schemat renty absolutnej, zachowując jednak nie-
przez najgorszy grunt, zajmie lepszy”; zob. Kapitał, t. III, s. 222 i 227. zbędne rozróżnienie Marksa.

544 545
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

i w układzie rolniczym, na drodze deterytorializacji terytorium. Ziemia mocy, jeśli nie określimy wewnętrznego stosunku, od którego zależy to-
zawłaszczona i zrównana wyłania w ten sposób z terytoriów ośrodek war. Odnośnie do greckiego państwa-miasta, zwłaszcza zaś tyranii ko-
zbieżności, usytuowany na zewnątrz – ziemia to idea miasta. rynckiej, Edouard Will pokazał, w jaki sposób pieniądz nie wyłonił się
Renta nie jest jednak jedynym aparatem pochwycenia. Zapas bo- ani z wymiany, ani z towaru, ani z wymogów handlu, lecz z podatku, któ-
wiem ma za swój korelat nie tylko ziemię, w dwoistej postaci jako po- ry wprowadził po raz pierwszy możliwość równoważności między pie-
równanie gruntów oraz jako monopolistyczne zawłaszczenie ziemi; in- niądzem a dobrami bądź świadczeniami i uczynił z pieniądza powszech-
nym jego korelatem jest praca, w swym dwojakim aspekcie zrównania ny ekwiwalent. W rzeczywistości pieniądze są odpowiednikiem zapasu,
czynności i monopolistycznego zawłaszczenia pracy (praca dodatkowa). jego podzbiorem, jako że mogą nimi być dowolne trwałe przedmioty.
W rzeczywistości, tu również, w związku z zapasem czynności w rodza- W Koryncie metalowe pieniądze są przede wszystkim rozdzielane po-
ju swobodnego działania wymagają porównania odniesienia do siebie między „biedotę” (jako wytwórców), która posługuje się nimi w celu wy-
i podporządkowania pewnej jednorodnej i wspólnej ilości, zwanej pra- kupu prawa do ziemi; przechodzą więc w ręce bogaczy, pod warunkiem,
cą. Praca nie tylko dotyczy zapasu, sama w sobie jest jego gromadzeniem, że pozostaną w obiegu, pod warunkiem, że wszyscy, bogaci i biedni, będą
odtwarzaniem, sama w sobie jest dającym się składować działaniem, tak płacić podatki, biedni w świadczeniach lub dobrach, bogaci w pienią-
jak pracownik jest składowanym „działaczem”. Ponadto, nawet wówczas, dzu, co zaprowadzi równoważność między pieniędzmi i dobrami oraz
gdy praca jest wyraźnie oddzielona od pracy dodatkowej, nie można uj- świadczeniami32. Dojdziemy jeszcze do tego, co oznacza owo odniesie-
mować ich niezależnie; nie istnieje praca określana mianem koniecznej nie do bogaczy i biedoty w przypadku późnych dziejów Koryntu. Jed-
i praca dodatkowa. Praca i praca dodatkowa są ściśle tym samym, jedna nak niezależnie od kontekstu i szczególnych okoliczności tego przykła-
orzekana jest w odniesieniu do ilościowego porównania czynności, dru- du, pieniądze są zawsze rozdzielane przez aparat władzy w warunkach
ga – do monopolistycznego zawłaszczenia pracy przez przedsiębiorcę umożliwiających obieg i obrót, w których możliwe okazuje się ustalenie
(już nie przez właściciela). Nawet wówczas, gdy są one odrębne i oddzie- równoważności pomiędzy dobrami-świadczeniami-pieniądzem. Nie
lone, to, jak widzieliśmy, nie ma pracy, która nie wymaga pracy dodat- wierzymy więc w następstwo, w którym miałaby istnieć najpierw ren-
kowej. Praca dodatkowa nie jest tym, co wykracza poza pracę; przeciw- ta w postaci pracy, następnie renta w naturze, następnie zaś renta pie-
nie, praca jest tym, co wywodzone z pracy dodatkowej i co ją zakłada. To niężna. Podatek jest bezpośrednio tym momentem, w którym rozwija się
właśnie tutaj można mówić o wartości pracy oraz o ocenie odnoszącej się równoważność i wszystkie te trzy elementy występują równocześnie. Na
do ilości pracy społecznej, podczas gdy grupy pierwotne znajdowały się ogół to podatek monetaryzuje gospodarkę, to on tworzy pieniądz; z ko-
w porządku działania swobodnego lub też czynności podlegającej ciągłej nieczności tworzy go w ruchu, w obiegu i obrocie, i również z koniecz-
zmianie. W znaczeniu, w jakim zależy on od pracy dodatkowej i od war- ności tworzy je w połączeniu ze świadczeniami i dobrami włączonymi
tości dodatkowej, zysk przedsiębiorcy stanowi aparat pochwycenia, tak
jak renta właściciela: nie tylko praca dodatkowa pochwytuje pracę i nie 32 Edouard Will (Korinthiaka, Éd. De Boccard 1955, s. 470 i nast.) analizuje póź-
tylko własność pochwytuje ziemię, lecz praca i praca dodatkowa są apa- ny, lecz egzemplaryczny przypadek, reformy tyrana Kypselosa w Koryncie:
a) część gruntów należących do arystokracji rodowej jest konfiskowana i roz-
ratem pochwycenia czynności, jak porównanie ziem i zawłaszczenie zie- dzielana między ubogich chłopów, b) w tym samym czasie, poprzez zajęcie ma-
mi są aparatem pochwycenia terytorium31. jątku na zasadzie proskrypcji, zgromadzony zostaje zapas metalu; c) pieniądz
Istnieje wreszcie trzeci, poza rentą i zyskiem, aparat pochwycenia, ten sam jest rozdzielany wśród ubogich, aby mogli go oni zwrócić jako odszko-
dowanie dawnym posiadaczom; d) ci zaś są odtąd zwolnieni z podatku w pienią-
to znaczy podatek. Nie sposób zrozumieć tej trzeciej formy i jej twórczej dzu, co zapewnia obieg i krążenie pieniądza oraz równoważność dóbr i świad-
czeń. Można odnaleźć podobne figury bezpośrednio włączone już w archaiczne
31 Bernard Schmitt (Monnaie, salaries et profits, Éd. Castella 1980, s. 289-290) roz- imperia, niezależnie od problemów, jakie nastręcza własność prywatna. Na
różnia dwie formy pochwycenia lub „ujęcia”, które odpowiadają skądinąd dwóm przykład grunty bywały rozdzielane między urzędników, użytkujących je albo
głównym postaciom łowów, czatom i pogoni. Renta byłaby zatem resztkową for- oddających w dzierżawę. Jeśli jednak urzędnik otrzyma z tego tytułu rentę w po-
mą pochwycenia, bądź czymś na kształt czatów, ponieważ zależy ona od sił ze- staci pracy bądź w naturze, to spoczywa na nim ciężar podatkowy wobec wład-
wnętrznych i działa w trybie przeniesienia; byłby jako pochwyceniem o charak- cy, płacony mu w postaci pieniężnej. Stąd też potrzeba istnienia „banków”, któ-
terze pogoni bądź podboju, ponieważ wiążę się on ze szczególnym działaniem re w tych złożonych warunkach zapewniają równoważność, wymienność oraz
i wymaga właściwej mu siły bądź „stworzenia”. Jest to jednak prawda wyłącznie obieg pieniędzy-dóbr w ramach całej gospodarki: zob. Guillaume Cardascia,
w stosunku do renty różniczkowej; jak zauważył Marks, renta absolutna przed- Armée et fiscalité dans Babylonie achémédine, w: Armées et fiscalité dans le monde
stawia aspekt „tworzący” własności gruntowej (Kapitał, t. III, cz. 2, s. 329). antique, CNRS 1977.

546 547
}
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

w ten obieg. Państwo odkrywa w podatku narzędzie handlu zewnętrzne- Ziemia


go w tej mierze, w jakiej przywłaszcza sobie ów handel. Jednak to z po- (w odróżnieniu od terytorium)
datku, a nie z handlu rodzi się forma pieniężna33. Z kolei forma pienięż- a) bezpośrednie porównanie gruntów, Renta
na pochodząca od podatku umożliwia monopolistyczne zawłaszczenie renta różniczkowa; Właściciel
zewnętrznej wymiany przez państwo (handel pieniężny). W systemie b) monopolistyczne zawłaszczenie ziemi,
wymiany rzeczy mają się całkiem inaczej. Nie znajdujemy się już w sy- renta absolutna.

}
tuacji „pierwotnej”, gdzie wymiana dokonuje się w sposób pośredni, su-
biektywnie, poprzez wzajemne zrównanie ostatnich przedmiotów moż-
liwych do przyjęcia (prawo popytu). Z pewnością wymiana pozostaje Praca
taka, jaka jest z zasady, to znaczy nierówna i pociągająca za sobą zrów- (w odróżnieniu od czynności)
nanie: jednak tym razem istnieje możliwość bezpośredniego porówna- Zapas a) bezpośrednie porównanie czynności, Zysk
nia w postaci obiektywnej ceny, zrównania pieniężnego (prawo podaży). praca; Przedsiębiorca
To za sprawą podatku dobra i usługi są traktowane jak towary, a towar b) monopolistyczne zawłaszczenie pracy,
jest mierzony i zrównywany przez pieniądz. To dlatego, nawet dzisiaj, praca dodatkowa.

}
sens i waga podatku przejawiają się w tak zwanym podatku pośrednim,
to znaczy takim, który stanowi część ceny i wpływa na towar niezależnie
od rynku i spoza niego34. Jednakże podatek pośredni jest tylko elemen- Pieniądz
tem dodatkowym, który dołącza się do ceny, prowadząc do jej wzrostu. (w odróżnieniu od wymiany)
Jest on jedynie wskazówką lub wyrazem bardziej zasadniczego ruchu, a) bezpośrednie porównanie Podatek
zgodnie z którym podatek stanowi pierwszą warstwę ceny „obiektyw- przedmiotów wymiany, towar; Bankier
nej”, pieniężny magnes, do którego inne elementy ceny, renta i zysk do- b) monopolistyczne zawłaszczenie środka
łączają się, przyczepiają, zbiegają w jednym aparacie pochwycenia. Wiel- miary, emisja pieniądza.
kim momentem kapitalizmu było spostrzeżenie przez kapitalistów, że
podatek może być produktywny, szczególnie korzystny dla zysków, a na-
wet rent. Jednak rzecz ma się tu podobnie, jak z podatkiem pośrednim,
stanowiącym szczególnie dogodny przypadek, który nie powinien prze- 1. Zapas ma równocześnie trzy aspekty: grunty i zboże, narzędzia
słonić nam o wiele głębiej ukrytego i bardziej archaicznego porozumie- oraz pieniądz. Ziemia wiąże się ze składowanym terytorium, narzędzie –
nia, zbieżności i zasadniczej tożsamości trzech różnych aspektów tego ze składowaną czynnością, pieniądz zaś – ze składowaną wymianą. Jed-
samego aparatu. Trójgłowy aparat o „trynitarnej formule” wywodzącej nak zapas nie pochodzi od terytoriów, czynności ani od wymian. Wyzna-
się z formuły Marksa (choć ujmuje ona rzecz nieco inaczej): cza on inny układ, pochodzi z innego układu.
2. Układ ten to „megamaszyna” lub też aparat pochwycenia, ar-
33 Tacy autorzy jak Will czy Gabriel Ardant pokazali, że funkcja handlowa wca- chaiczne imperium. Funkcjonuje on w trzech trybach, które łączą się
le nie zdaje sprawy ze źródeł pieniądza, związanych z ideami „opłaty”, „spłaty” z trzema aspektami zapasu: poprzez rentę, zysk i podatek. Te trzy tryby
i „opodatkowania”. Wykazują to zwłaszcza w odniesieniu do świata greckiego
i zachodniego; jednak nawet w imperiach Wschodu monopol handlu zmone- zbiegają się i zlewają w nim w postaci nadkodowania (albo znaczeniowo-
taryzowanego wydaje się nam zakładać podatek pieniężny. Zob. Edouard Will, ści) – despotę, rzeczywistego właściciela ziemi, inicjatora wielkich robót,
Reflexions et hypothèses sur origines du monnayage, „Revue numismatique”, 1955; pana podatków i cen. Są to jakby trzy kapitalizacje władzy lub trzy powią-
Gabriel Ardant, Histoire financière de l’antiquité à nos jours, Gallimard 1976 (s. 28
zania „kapitału”.
i nast.: „ośrodki, które zrodziły podatek, zrodziły również pieniądz”).
34 Na temat tego aspektu podatku pośredniego zob. Emmanuel Arghiri, L’échange 3. Aparat pochwycenia kształtują dwa działania, na które natrafiamy
inégal, Maspero 1975, s. 55-56, 246 i nast. (w stosunku do handlu zewnętrznego). za każdym w razem w zbieżnych trybach: bezpośrednie porównanie i mo-
Szczególnie interesującym z historycznego punktu widzenia przypadkiem re- nopolistyczne zawłaszczenie. Porównanie zawsze zakłada zawłaszczenie:
lacji między podatkami a handlem okazuje się merkantylizm, rozważany przez
Erica Allieza w jego nieopublikowanej dotąd pracy Capital et pouvoir (praca nie- praca zakłada pracę dodatkową, renta różniczkowa zakłada rentę absolut-
publikowana). ną, pieniądz obrotowy zakłada podatek. Aparat pochwycenia ustanawia

548 549
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

ogólną przestrzeń porównania i ruchome centrum zawłaszczenia. To sy- C. Nie można zatem powiedzieć nawet, że płaca, ujmowana jako
stem białej ściany-czarnej dziury, który widzieliśmy wcześniej jako usta- podział, wynagrodzenie, jest nabywaniem; wręcz przeciwnie, to moc
nawiający oblicze despoty. Punkt rezonansu krąży w przestrzeni porówna- nabywcza z niej wypływa: „wynagrodzenie wytwórców nie jest kupnem,
nia i krążąc wytycza ową przestrzeń. To właśnie odróżnia aparat państwa jest działaniem, przez które kupno staje się możliwe w następnej kolej-
od mechanizmów pierwotnych, wraz z ich terytoriami, które nie współ- ności, gdy pieniądz nabierze nowej mocy...”. W rzeczywistości to jako
istnieją, i centrami, które nie rezonują ze sobą. Wraz z państwem czy też zbiór rozdzielony B staje się bogactwem lub uzyskuje władzę porównaw-
aparatem pochwycenia wkracza ogólna semiologia, nadkodująca pier- czą w stosunku do czegoś jeszcze innego. Tym czymś innym jest określo-
wotne semiotyki. Zamiast cech wyrażenia, które podążają za maszynową ny zbiór wytworzonych dóbr, które przez to mogą stać się przedmiotem
gromadą, dołączając do niej w pewnym rozkładzie osobliwości, państwo kupna. Pieniądz, pierwotnie odmienny od wytworzonych dóbr, upodab-
ustanawia formę wyrażenia, która zniewala gromadę: gromada albo ma- nia się do produktów, które może nabyć, pozyskuje siłę nabywczą, któ-
teria jest już niczym ponad porównaną, ujednorodnioną i zrównaną treść, ra wygasa wraz z rzeczywistym nabyciem. Albo też, na bardziej ogólnym
podczas gdy wyrażenie staje się formą rezonansu lub zawłaszczenia. Apa- poziomie, między dwoma zbiorami, zbiorem rozdzielonym B i zbiorem
rat pochwycenia to w pełni semiologiczne działanie... (w tym sensie filo­ rzeczywistych dóbr C, ustala się odpowiedniość, równoważność („siła na-
zofowie asocjacjoniści mieli rację, wyjaśniając władzę polityczną przez bywcza powstaje w bezpośrednim połączeniu ze zbiorem rzeczywistych
działania duchowe zależne od kojarzenia idei). aktów wytwórczych”).
Bernard Schmitt zaproponował model aparatu pochwycenia, który D. To tutaj, w pewnym rodzaju przemieszczenia, tkwi tajemnica czy
uwzględnia działania porównawcze i zawłaszczające. Bez wątpienia mo- też magia. Ponieważ, jeśli określimy B’ jako zbiór porównawczy, to zna-
del ten został stworzony w związku z pieniądzem w gospodarce kapita- czy zbiór odpowiadający dobrom rzeczywistym, przekonujemy się, że
listycznej. Jednak zdaje się on opierać na abstrakcyjnych zasadach, wy- jest on z konieczności niższego rzędu względem zbioru rozdzielonego.
kraczających poza tak zakreślone granice35. B’ jest zbiorem niższego rzędu od B: nawet jeśli założymy, że siła nabyw-
A. Rozpoczynamy od niepodzielonego strumienia, który nie został cza obejmuje wszystkie wytworzone w danym okresie przedmioty, to
jeszcze ani zawłaszczony, ani porównany; to „czysta dostępność”, „nie-po- zawsze istnieje nadmiar zbioru rozdzielonego względem zbioru użytego
siadanie i nie-bogactwo”: właśnie z tym mamy do czynienia wraz ze stwo- albo porównanego, tak więc bezpośredni wytwórcy mogą wymienić tyl-
rzeniem pieniędzy przez banki, lecz na bardziej ogólnym poziomie jest to ko jego część. Płace realne są jedynie częścią płac nominalnych; i podob-
również określenie zapasu, stworzenie niepodzielonego strumienia. nie, praca „użyteczna” jest jedynie częścią pracy, a ziemia „użytkowana”
B. Niepodzielony strumień dzieli się teraz, o ile rozkłada się na jedynie częścią ziemi rozdzielonej. Tak więc Pochwyceniem będziemy
„czynniki”, rozdziela się pomiędzy „czynniki”. Istnieje tylko jeden rodzaj określać tę różnicę albo ten nadmiar, które stanowią zysk, pracę dodat-
czynników, bezpośredni wytwórcy. Można nazwać ich „biedotą” i stwier- kową czy też produkt dodatkowy: „Płace nominalne obejmują wszyst-
dzić, że strumień jest rozdzielony między biednych. Jednak nie byłoby ko, lecz pracownicy najemni zachowują jedynie przychody, które zdołali
to ścisłe, ponieważ nie ma żadnych uprzednio istniejących „bogatych”. wymienić na dobra, tracą zaś przychody przechwycone przez przedsię-
Ważne jest to, że wytwórcy nie wchodzą jeszcze w posiadanie, a tym, co biorców”. Można więc powiedzieć, że wszystko zostało dobrze rozdys-
jest im przydzielane i co jest między nich rozdzielane, wciąż jeszcze nie ponowane między „biedotę”; lecz sama biedota okazuje się odarta z tego
jest bogactwo: wynagrodzenie nie zakłada ani porównania, ani zawłasz- wszystkiego, czego nie zdołała wymienić w owym dziwnym wyścigu; po-
czenia, ani kupna-sprzedaży; w dużo większym stopniu jest to działanie chwycenie dokonuje odwrócenia fali i podzielnego strumienia. To właś-
w rodzaju nexum. Istnieje jedynie równość zbiorów B i A, zbioru rozdzie- nie pochwycenie jest przedmiotem monopolistycznego zawłaszczenia.
lonego i zbioru niepodzielonego. Mianem płacy nominalnej określić mo- Samo zaś zawłaszczenie (przez „bogaczy”) wcale nie zachodzi później: za-
żemy zbiór rozdzielony, jako że płace nominalne są formą wyrażenia ca- wiera się w płacach nominalnych, całkowicie wymykając się płacom re-
łego zbioru niepodzielonego („całkowite wyrażenie nominalne”, albo, alnym. Znajduje się pomiędzy, wsuwa się między podział bez posiada-
jak często się mówi, „wyraz całości dochodu narodowego”): aparat po- nia oraz zamianę na drodze odpowiedniości bądź porównania; wyraża
chwycenia okazuje się tutaj aparatem semiologicznym. różnicę mocy dwóch zbiorów, B i B’. Ostatecznie tajemnica się rozwie-
wa: mechanizm pochwycenia stanowi już część ustanowienia zbioru, na któ-
35 Bernard Schmitt, Monnaie, salaires et profits, Éd. Castella 1975. rym się ono realizuje.

550 551
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

Jest to, zdaniem autora, schemat trudny do zrozumienia, choć ma- Jest tak dlatego, że pracownik narodził się w nim całkiem nagi, kapitali-
jący zastosowanie. Polega on na wydobyciu abstrakcyjnej maszyny po- sta zaś obiektywnie „odziany”, jako niezależny właściciel. To, co ukształ-
chwycenia lub też wymuszenia, poprzez przedstawienie bardzo szcze- towało w ten sposób pracownika i kapitalistę, umyka nam, ponieważ
gólnego „porządku racji”. Na przykład, wynagrodzenie nie jest samo działa w innych sposobach produkcji. Jest to przemoc, która przedsta-
w sobie nabyciem, ponieważ siła nabywcza jest wobec niego wtórna. Jak wia się jako już dokonana, choć cały czas jest ona odtwarzana36. Pora
mówi Schmitt, nie ma tu ani złodzieja, ani okradzionego, ponieważ wy- stwierdzić, że okaleczenie jest uprzednie, pierwotne. Należy zatem posze-
twórca traci jedynie to, czego nie ma i nie ma żadnej szansy mieć: podob- rzyć analizy Marksa. Przede wszystkim dlatego, że istnieje równie pier-
nie jak w filozofii XVII wieku, istnieją tu negacje, lecz nie brak..., a wszyst- wotna akumulacja imperialna, poprzedzająca rolniczy sposób produkcji,
ko współistnieje w owym logicznym aparacie pochwycenia. Następstwo z pewnością zeń nie wypływając; zgodnie z ogólną zasadą, do akumula-
jest tu tylko logiczne: pochwycenie samo w sobie wyłania się między B cji pierwotnej dochodzi, ilekroć montuje się pewien aparat pochwyce-
i C, lecz istnieje również między A i B oraz między C i A; przesyca ono nia, któremu towarzyszy z tą bardzo szczególną przemocą, tworząca lub
cały aparat, działa jako niedające się zlokalizować połączenie systemu. przyczyniająca się do stworzenia tego, wobec czego jest stosowana i z ra-
To samo dotyczy pracy dodatkowej: w jaki sposób można ją zlokalizować, cji czego sama siebie zakłada37. Problem polegałby więc na rozróżnieniu
skoro zakładana jest przez pracę? Państwo – a w każdym razie archaicz- porządków przemocy. Możemy tu wskazać rozmaite porządki: walkę,
ne państwo imperialne – jest zatem samym tym aparatem. Zawsze błęd- wojnę, zbrodnię i przemoc policyjną. Walka byłaby porządkiem przemo-
nie odwoływano się do państwa jako dodatkowego wyjaśnienia: w ten cy pierwotnej (co obejmuje pierwotne „wojny”): jest to przemoc, w któ-
sposób przesuwamy państwo poza państwo, w nieskończoność. Lepiej rej cios odpowiada na cios, której jednak nie brak kodu, ponieważ war-
byłoby umieścić je tam, gdzie znajduje się ono od początku, ponieważ tość ciosów jest ustalona wedle prawa serii, według wartości ostatniego
istnieje punktowo ponad granicą pierwotnych szeregów. Do działania dającego się wymienić ciosu, ostatniej kobiety do zdobycia itd. Stąd
aparatu wystarczy, by ów punkt, punkt porównania i przejęcia, był sku- swego rodzaju rytualizacja przemocy. Wojna, przynajmniej w odniesie-
tecznie zajęty, odtąd aparat ten będzie nadkodowywał kody pierwotne, niu do maszyny wojennej, jest innym porządkiem, ponieważ wiąże się
podstawiał zbiory pod ciągi i odwracał sens znaków. Czy to zajęty, czy z mobilizacją i autonomizacją przemocy, skierowanej przede wszystkim
zrealizowany, punkt ten jest taki z konieczności, ponieważ istnieje on już i zasadniczo przeciw aparatowi państwa (maszyna wojenna jest w tym
w zbieżnej fali, która przebiega szeregi pierwotne i kieruje je ku progowi,
w którym przekraczając ich granice, sama zmienia sens. Życie człowie- 36 Marks często podkreśla następujące punkty, zwłaszcza w swej analizie akumu-
ka pierwotnego nie było nigdy niczym więcej, aniżeli przeżyciem, obmy- lacji pierwotnej: 1) akumulacja pierwotna jest tym, co poprzedza sposób pro-
dukcji i go umożliwia; 2) wymaga więc ona szczególnego działania państwa
wanym zawsze już przez powracającą falę (nośnik deterytorializacji). Od
i prawa, które nie przeciwstawiają się przemocy, lecz przeciwnie, pobudzają
okoliczności zewnętrznych zależy wyłącznie miejsce, w którym działa ją („Metody te po części oparte są na najbardziej brutalnej przemocy… Wszyst-
aparat – miejsce, w którym może narodzić się rolniczy „sposób produk- kie zaś posługują się władzą państwową, skoncentrowaną i zorganizowaną prze-
cji”, Orient. To w tym znaczeniu aparat jest abstrakcyjny. Jednak, sam mocą społeczną”, Kapitał, t. I, Książka i Wiedza 1956, s. 810) ta zgodna z pra-
wem przemoc jawi się przede wszystkim w swej surowej postaci, lecz zatraca
w sobie, nie oznacza on po prostu abstrakcyjnej odwracalności, oznacza swój świadomy charakter w miarę ustanawiania się sposobu produkcji i zda-
rzeczywiste istnienie pewnego punktu odwrócenia, jako nieusuwalnego, je się odsyłać wyłącznie do Natury („przemoc pozaekonomiczna, bezpośrednia,
samodzielnego zjawiska. jest wprawdzie jeszcze stosowana, ale tylko jako wyjątek”, Kapitał, t. I, s. 796.);
4) ruch ten wyjaśnia się przez szczególny charakter owej przemocy, który nie
Wynika stąd bardzo szczególny charakter przemocy państwowej: pozwala się w żadnym przypadku sprowadzić do kradzieży, zbrodni lub nierów-
trudno ją przypisać czemukolwiek, ponieważ jawi się ona zawsze jako ności: ściąganie z robotnika nie jest ściąganiem jego skóry, kapitalista „nie tylko
już dokonana. Nie wystarczy nawet stwierdzić, że przemoc odsyła do »ściąga« czy »rabuje«, lecz wymusza wytwarzanie wartości dodatkowej, a zatem
wpierw przyczynia się do wytworzenia tego, co się ściąga… w wartości »kon-
sposobu produkcji. Marks zauważył to w odniesieniu do kapitalizmu:
stytuowanej« nie przez pracę kapitalisty tkwi pewna część, którą może sobie
istnieje przemoc, która z konieczności wymaga państwa, która poprze- »prawnie« przywłaszczyć, tzn. bez pogwałcenia prawa rządzącego wymianą to-
dza sposób produkcji kapitalistycznej, ustanawia „akumulację pierwot- warów”, Karol Marks, [Uwagi na marginesie książki Adolfa Wagnera „Podręcz-
ną” i umożliwia sam ten sposób produkcji. Jeśli sytuujemy się w miej- nik ekonomii politycznej”], tłum. S. Bergman, MED 19, Książka i Wiedza 1972,
s. 400-401.
scu kapitalistycznego sposobu produkcji, trudno jest mówić o tym, kto 37 Jean Robert dobrze pokazał w tym kontekście, że akumulacja pierwotna wiąże
jest złodziejem, a kto jest okradanym, a nawet gdzie kryje się przemoc. się z brutalną konstrukcją jednorodnej, „skolonizowanej” przestrzeni.

552 553
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

znaczeniu wynalazkiem pierwotnej organizacji koczowniczej, która oznacza ono stan przepływu, który nie jest już ujmowany poprzez swój
zwraca się przeciw państwu). Zbrodnia jest czymś jeszcze innym, ponie- własny kod, który wymyka się swemu własnemu kodowi. A zatem, z jed-
waż jest to przemoc bezprawia, która polega na zdobyciu i pochwyceniu nej strony, przepływy, które wspólnoty pierwotne zakodowały względ-
czegoś, do pochwycenia czego nie się ma „prawa”. Jednak policja pań- nie, znajdują okazję do ujścia, gdy owe pierwotne kody nie znajdują już
stwowa czy też przemoc prawna ma jeszcze inny charakter, ponieważ po- zastosowania same z siebie i zaczynają podlegać wyższej instancji. Jed-
lega ona na pochwyceniu, stanowiąc równocześnie prawo do chwyta- nak z drugiej strony, to właśnie nadkodowanie przez archaiczne państwo
nia. Jest to przemoc strukturalna, ucieleśniona, która przeciwstawia się umożliwia i wzbudza nowe strumienie, które mu się wymykają. Państwo po-
wszelkim formom przemocy bezpośredniej. Często określano państwo dejmuje wielkie roboty jedynie o tyle, o ile tworzy jednocześnie przepływ
poprzez „monopol na przemoc” jednak definicja ta odsyła do jeszcze in- pracy niezależnej, wymykający się jego biurokracji (zwłaszcza w przy-
nej, która określa państwo jako „państwo Prawa” (Rechtstaat). Zdolność padku kopalń i metalurgii). Tworzy ono pieniężną formę podatku, o ile
państwa do nadkodowania to właśnie owa strukturalna przemoc defi- uwalnia też i zasila strumienie pieniędzy, te zaś rodzą zupełnie nowe po-
niująca prawo, przemoc „policyjną”, a nie wojenną. Z przemocą prawa tęgi (zwłaszcza handel i bankowość). Przede wszystkim zaś tworzy ono
mamy do czynienia, ilekroć przemoc przyczynia się do tworzenia tego, system własności publicznej jedynie, jeśli z boku wypływa i płynie poza
na czym jest wywierana lub, jak mówi Marks, ilekroć gdy pochwycenie jego zasięgiem przepływ prywatnego zawłaszczenia: ta własność pry-
przyczynia się do stworzenia tego, co pochwytywane. Jest to bardzo od- watna nie wynika bezpośrednio z systemu archaicznego, lecz powstaje
mienne od przemocy związanej ze zbrodnią. Z tego powodu również, od- na marginesie, w tym bardziej konieczny i nieuchronny sposób, prze-
wrotnie niż w przypadku pierwotnej przemocy, przemoc prawna i pań- chodząc przez sito nadkodowania. Tökei najpoważniej przedstawił prob-
stwowa zdają się same siebie zakładać, ponieważ ich istnienie poprzedza lem źródeł własności prywatnej w powiązaniu z systemem, który zdaje
samo ich sprawowanie: państwo może zatem stwierdzić, że przemoc jest się wykluczać ją pod każdym względem. Nie może się ona narodzić ani
„pierwotna”, jest prostym zjawiskiem natury, a także, iż nie jest za nią od- po stronie imperatora-despoty, ani po stronie chłopów, których częścio-
powiedzialne państwo, które stosuje przemoc jedynie przeciw tym, któ- wa swoboda wiąże się z własnością gminną, ani po stronie urzędników,
rzy stosują przemoc, przeciw „bandytom” – przeciw dzikusom, przeciw którzy w owej publicznej formie gminnej odnajdują podstawę swego ist-
koczownikom, by przywrócić pokój... nienia i dochodu („arystokraci mogą stać się w tych warunkach mały-
mi despotami, lecz nie prywatnymi właścicielami”). Nawet niewolni-
Twierdzenie XIII: Państwo i jego formy cy należą do wspólnoty albo pełnią funkcje publiczne. Pytanie okazuje
się więc być następujące: czy istnieją ludzie, którzy wyłaniają się w ra-
Wyszliśmy od archaicznego imperialnego państwa, nadkodowania, apa- mach nadkodującego imperium jako z konieczności wykluczeni i zdeko-
ratu pochwycenia, maszyny zniewolenia, od państwa, które obejmuje dowani? Zdaniem Tökeia, człowiekiem takim jest wyzwoleniec. To on nie
własność, pieniądz, roboty publiczne, uformowanego w pełni za jednym ma już swego miejsca. To jego lament rozchodzi się w całym chińskim
razem, lecz nie zakładającego niczego z „prywatności”, nie zakładające- imperium: skarga (elegia) zawsze stanowiła czynnik polityczny. Jednak
go nawet uprzedniego sposobu produkcji, ponieważ to ono go zrodzi- to on kształtuje również pierwociny prywatnej własności, rozwija han-
ło. Taki punkt wyjścia przyjęty we wcześniejszych analizach znajduje del, wynajduje w obrębie metalurgii prywatne niewolnictwo, w ramach
potwierdzenie w archeologii. Pytanie brzmi zatem: w jaki sposób „roz- którego będzie nowym panem38. Przekonaliśmy się poprzednio o roli,
winie” się państwo, które już się pojawiło, uformowane za jednym zama-
chem? Jakie są czynniki ewolucji czy mutacji i w jakiej relacji do impe- 38 Ferenc Tökei, Les conditions de la propriété foncière dans Chine de l’époque Tch-
rialnego państwa archaicznego znajdują się państwa rozwinięte? eou, „Acta antiqua”, t. 6, 1958. Marks i Engels przypominali już, że rzymski
plebs (częściowo składający się z publicznych wyzwoleńców) posiadał wyłącz-
Bez względu na podtrzymujące je czynniki zewnętrzne, przyczyna
ne prawo, na mocy którego „jako jedyny miał prawo przydzielania własności zie-
rozwoju tkwi wewnątrz. Państwo archaiczne nie może nadkodowywać bez mi z ager publicus”, Karol Marks, Zarys krytyki ekonomii politycznej, tłum. Z. J.
jednoczesnego wyzwalania olbrzymiej ilości zdekodowanych przepływów, Wyrozembski, Książka i Wiedza 1986, s. 392): plebejusze stawali się prywatny-
które mu się wymykają. Przypomnijmy, że „dekodowanie” nie oznacza mi właścicielami nieruchomości jako majątków handlowych i rzemieślniczych,
dokładnie dlatego, że „stanowili oni pozbawiony wszelkich praw publicznych
bycia strumieniem, którego kod dałoby się pojąć (odszyfrować, przetłu- plebs”: Fryderyk Engels, Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa,
maczyć, przyswoić), lecz przeciwnie, w najbardziej podstawowym sensie MED 21, Książka i Wiedza 1969, s. 142.

554 555
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

jaką odgrywał wyzwoleniec w ramach maszyny wojennej, ze względu zgromadzić nadwyżkę, lecz nie są wystarczająco dalekie ani wystarcza-
na kształtowanie się jej specjalnej jednostki. Jego znaczenie dla aparatu jąco ubogie, by zignorować rynki Wschodu. Co więcej, to nadkodowa-
państwowego, ewolucji tego aparatu i ukształtowania ciała prywatnego nie przez Wschód samo przypisało swym kupcom długodystansową rolę.
dokonuje się w zupełnie innej postaci i z całkiem odmiennych powodów. Oto, w jaki sposób ludy egejskie znalazły się w sytuacji pozwalającej ko-
Obydwa aspekty mogą się ze sobą łączyć, choć odsyłają one do dwóch rzystać z zapasów Wschodu, bez konieczności samodzielnego ich gromadze-
różnych linii. nia: grabili je jak tylko mogli, a częściej pozyskiwali ich część w zamian
Tak więc szczególny przypadek wyzwoleńca nie ma tu znaczenia. za surowce, nawet pochodzące z Europy środkowej i zachodniej (zwłasz-
Tym, co się liczy, jest zbiorowa figura Wykluczonego. Liczy się to, że cza drewno i metale). Z pewnością Wschód musiał bez przerwy odtwa-
w ten czy inny sposób aparat nadkodowania pobudza również zdeko- rzać swe zapasy; jednak formalnie zdołał to zrobić za „jednym zama-
dowane strumienie – pieniądza, pracy, własności…, są one jego korela- chem”, z czego Zachód korzystał, nie musząc ich odtwarzać. Okazuje się,
tem. Korelacja nie ma wyłącznie społecznego charakteru w ramach ar- że rzemieślnicy zajmujący się metalurgią oraz kupcy zyskali na Zacho-
chaicznego imperium, lecz również charakter geograficzny. To właśnie dzie całkowicie inny status, ponieważ ich egzystencja nie zależała bezpo-
w tym punkcie dochodzi do konfrontacji Wschodu i Zachodu. Zgodnie średnio od zakumulowanej przez lokalny aparat państwa nadwyżki; na-
z doniosłą archeologiczną tezą Gordona Childe’a, archaiczne państwo wet jeśli chłop poddawany był wyzyskowi równie ciężkiemu, a niekiedy
imperialne wiąże się ze składowaniem rolniczej nadwyżki, która umoż- nawet cięższemu niż na Wschodzie, to rzemieślnik i kupiec cieszyli się
liwia wprowadzenie specjalnego ciała rzemieślników, metalurgów i han- bardziej wolnym statusem i mieli dostęp do bardziej różnorodnych ryn-
dlarzy. W rzeczywistości, naddatek jako właściwa treść nadkodowania ków, stanowiąc prefigurację klasy średniej. Wielu metalurgów i kupców
musi być nie tylko składowany, lecz również wchłaniany, konsumowa- ze Wschodu przenosiło się do świata egejskiego, gdzie odkrywali oni te
ny i realizowany. Bez wątpienia ów ekonomiczny wymóg wchłonięcia warunki, równocześnie bardziej swobodne, bardziej zróżnicowane i bar-
nadwyżki jest jednym z zasadniczych aspektów zawłaszczenia maszyny dziej stabilne. Krótko mówiąc, te same przepływy, które są nadkodowane
wojennej przez państwo imperialne: od początku instytucja wojskowa na Wschodzie, dążą do zdekodowania w Europie, w nowej sytuacji, która
jest jednym z najsilniejszych środków wchłaniania owej nadwyżki. Je- jest niczym odwrotna strona lub korelat tamtej. Wartość dodatkowa nie
śli założy się jednak, że instytucja wojskowa i biurokratyczna nie są wy- jest już wartością dodatkową kodu (nadkodowanie), lecz staje się wartoś-
starczające, powstaje miejsce dla owego wyspecjalizowanego ciała rze- cią dodatkową przepływu. Jest tak, jakby ten sam problem doczekał się
mieślniczego, które nie para się rolnictwem i którego praca wzmacnia dwóch rozwiązań, najpierw wschodniego, później zaś zachodniego, któ-
osiadły charakter rolnictwa. Warunki te zachodzą w Afrazji, na Wscho- re zaszczepia się na pierwszym, wydobywając go z impasu, a jednak je za-
dzie: na Bliskim Wschodzie, w Egipcie, Mezopotamii, lecz również nad kłada. Europejski czy też zeuropeizowany metalurg i kupiec stają w ob-
Indusem (oraz na Dalekim Wschodzie). Tam właśnie dochodzi do na- liczu rynku międzynarodowego, który jest znacznie mniej zakodowany,
gromadzenia zapasów tak rolniczych, jak towarzyszących im zapasów nie ogranicza się do rodu lub klas imperialnych. Jak mówi Childe, pań-
biurokratycznych, wojskowych, a także metalurgicznych i handlowych. stwa egejskie i zachodnie od początku zostają wchłonięte w ponadnaro-
Jednak temu imperialnemu czy też orientalnemu „rozwiązaniu” grozi dowy system ekonomiczny: pławią się w nim, zamiast trzymać się grani-
impas: państwowe nadkodowanie utrzymuje metalurgów, rzemieślni- cy własnych sieci39.
ków i handlarzy w ścisłych ramach, pod kontrolą potężnej władzy biu- Tak pojawia się również inny biegun wyłaniającego się państwa,
rokratycznej, monopolistycznego zawłaszczenia handlu zewnętrznego, który pokrótce zdefiniujemy. Sfera publiczna nie charakteryzuje już
na służbie klasy rządzącej, tak że sami chłopi mają niewielki zysk z pań- obiektywnej natury własności, lecz raczej jest wspólnym środkiem za-
stwowych innowacji. Odtąd jest niewątpliwie prawdą, że forma-pań- właszczenia, które nabrało sprywatyzowanego charakteru; natrafia-
stwowa rozrasta się i że archeologia odkrywa ją wszędzie na horyzoncie my w ten sposób na mieszaninę publicznego i prywatnego, która składa
świata egejskiego; jednak nie w tych samych warunkach. Minos i Myke-
ny to raczej karykatura imperium, Agamemnon z Myken nie jest chiń- 39 Zob. dwie znakomite prace V. Gordona Childe’a, The Most Ancient East (K. Paul,
skim cesarzem ani egipskim faraonem, a Egipcjanin może powiedzieć Trench, Trübner 1928) i zwłaszcza The Prehistory of European Civilization (Cassell
1962). Analiza archeologiczna pozwala Childe’owi przede wszystkim dojść do
Grekom: „Zawsze będziecie jak dzieci...”. Ludy egejskie są równocześnie wniosku, że świat egejski pozbawiony był miejsc akumulacji bogactw i dóbr kon-
zbyt oddalone, by dostać się pod wpływ Orientu, zbyt biedne, by same sumpcyjnych, porównywalnych z tymi, które istniały na Wschodzie. s. 107-109.

556 557
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

się na współczesny świat. Więź staje się osobista; stosunki osobistej za- się kaprys czy wymienność osób, lecz stałość stosunków i zrównanie
leżności, zarówno między właścicielami (umowy), jak i między własnoś- podmiotowości, które może posunąć się aż do obłędu wraz z określony-
ciami i właścicielami (zwyczaje), towarzyszą relacjom wspólnotowym mi działaniami, które stanowią źródło praw i zobowiązań. Edgar Quinet
i urzędniczym bądź je zastępują; nawet niewolnictwo nie definiuje się już w pięknych słowach podkreśla ową zbieżność między „obłędem dwuna-
przez możliwość publicznego dysponowania wspólnym pracownikiem, stu Cezarów i złotym wiekiem rzymskiego prawa”43.
lecz przez własność prywatną, która sprawowana jest nad poszczególny- Upodmiotowienia, połączenia, przejęcia nie przeszkadzają zatem
mi pracownikami40. Prawo w całości podlega mutacji, staje się prawem płynąć zdekodowanym przepływom, bez przerwy rodzą się nowe, wy-
podmiotowym, łącznym, „topicznym”: państwo staje bowiem przed no- mykające się przepływy (widzieliśmy to, na przykład, w odniesieniu do
wym zadaniem, które polega w mniejszym stopniu na nadkodowaniu już mikropolityki wieków średnich). Na tym właśnie polega dwuznaczność
zakodowanych przepływów, niż na tworzeniu połączeń przepływów zdeko- owych aparatów: nie działają one bez zdekodowanych przepływów i jed-
dowanych jako takich. Ustrój znakowy zmienił się zatem: działanie impe- nocześnie nie pozwalają im się połączyć, dokonując połączeń topicznych,
rialnego „znaczącego” ustępuje pod każdym względem miejsca procesom które funkcjonują jak węzły i naciągi. To stąd wynika przekonanie histo-
upodmiotowienia; mechaniczne zniewolenie dąży do bycia zastąpionym ryków, twierdzących, że kapitalizm „mógłby” powstać w danym momen-
przez porządek społecznego ujarzmienia. W przeciwieństwie do względ- cie – w Chinach, w Rzymie, w Bizancjum, w Średniowieczu – gdyż ist-
nie ujednoliconego bieguna imperialnego, drugi biegun występuje niały po temu warunki, choć nie zostały one zrealizowane, a wręcz były
w bardzo różnorodnych formach. Jednak niezależnie od zróżnicowa- nie do zrealizowania. Rzecz w tym, że napór przepływów drąży formę
nia stosunki osobistej zależności za każdym razem oznaczają połączenia kapitalizmu, lecz by ją zrealizować, niezbędna jest całość zdekodowanych
topiczne i określone. To przede wszystkim rozwinięte imperia, tak na przepływów, całe uogólnione połączenie, które zalewa i obala wcześniejsze
Wschodzie, jak i na Zachodzie, wypracowały nową publiczną sferę pry- aparaty. W istocie, gdy Marks definiuje kapitalizm, zaczyna od przywo-
watnego w takich instytucjach, jak concilium albo fiscus imperium rzym- łania nadejścia pewnej globalnej, a nie określonej Podmiotowości, która
skiego (to właśnie w ich ramach wyzwoleniec zdobywa władzę politycz- kapitalizuje wszystkie procesy upodmiotowienia, „wszystkie działania
ną, dublującą tę, jaką dysponują urzędnicy41). Jednak czynią to również bez różnicy”: „aktywność wytwórczą w ogóle”, „wyjątkową subiektywną
wolne miasta, lenna... Pytanie, czy wymienione przed chwilą formacje istotę bogactwa...”. Ów wyjątkowy podmiot wyraża się obecnie w dowol-
nadal podpadają pod pojęcie państwa, nie może zostać postawione bez nym Przedmiocie, już nie w tym lub tamtym stanie jakościowym: „Wraz
zdania sprawy z pewnych współzależności. Rozwinięte imperia, miasta z abstrakcyjną ogólnością działalności tworzącej bogactwo mamy też
i lenna zakładają imperium archaiczne, które służy im za podstawę; mają i ogólność przedmiotu określonego jako bogactwo – produkt w ogóle –
one kontakt z rozwiniętymi imperiami, które oddziałują na nie; tworzą albo znów pracę w ogóle, lecz jako pracę minioną, uprzedmiotowioną”44.
one w sposób czynny nowe formy państwa (na przykład monarchię ab- Cyrkulacja ustanawia kapitał jako podmiotowość dorównaną do całego
solutną jako zwieńczenie prawa podmiotowego i procesu feudalizacji42). społeczeństwa. Ta nowa podmiotowość społeczna może ustanowić się
W rzeczywistości, w bogatej dziedzinie stosunków osobistych nie liczy jedynie w tej mierze, w jakiej zdekodowane przepływy wykraczają poza
swoje połączenia i osiągają poziom dekodowania, którego aparaty pań-
40 Na temat różnic pomiędzy „upowszechnionym niewolnictwem” w archaicz- stwa nie mogą już pochwycić. Z jednej strony, przepływ pracy nie może
nych imperiach, prywatnym niewolnictwem oraz feudalną pańszczyzną, itd., być już określany w ramach niewolnictwa lub poddaństwa, lecz stał się
zob. Charles Parain, Protohistoire méditerranée et mode de production asiatique,
w: CERM, Sur le mode de production asiatique, Éditions Sociales 1970, s. 170-173. pracą wolną i nagą; z drugiej strony, bogactwo nie może być dłużej okre-
41 Zob. Gérard Boulvert, Domestique et fonctionnaire sous le haut-empire romain, ślane jako gruntowe, handlowe, finansowe i staje się czystym kapitałem,
Les Belles Lettres 1974. Paul Veyne przeanalizował z bardziej ogólnej perspek- jednorodnym i niezależnym. Bez wątpienia co najmniej w tych dwóch
tywy kształtowanie się „prawa podmiotowego” w imperium rzymskim, łączą-
przypadkach stawania się (ponieważ płyną wraz z nimi też inne prze-
ce się z nim instytucje i nowe, publiczne znaczenie tego, co prywatne. Pokazuje
on, w jaki sposób owo prawo rzymskie jest „prawem bez pojęć”, które działa po- pływy) uczestniczy wiele tych przygodnych okoliczności z każdej z linii.
przez „topikę” i przeciwstawia się w tym znaczeniu nowoczesnej koncepcji pra-
wa „aksjomatycznego”: zob. Le pain et le crirque, Éd. du Deuil 1976, rozdz. II i IV
oraz s. 744. 43 Edgar Quinet, Le génie des religions, Hachette 1899.
42 Zob. François Hincker, La monarchie absolue française w: CERM, Sur le féodalisme, 44 Karol Marks, Wprowadzenie [do krytyki ekonomii politycznej], MED 13, Książka
Éditions Sociales 1971. i Wiedza 1966, s. 726; zob. też Zarys… , s. 55.

558 559
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

Jednak ich abstrakcyjne sprzężenie, dokonujące się za jednym zama- Kiedy strumienie osiągają ów kapitalistyczny próg dekodowa-
chem, ustanawia kapitalizm, zapewniając jednemu i drugiemu status nia i deterytorializacji (naga praca, niezależny kapitał), zdaje się, że ści-
uniwersalnego-podmiotu i dowolnego-przedmiotu. Kapitalizm kształ- śle rzecz biorąc, nie potrzeba już państwa ani odrębnego politycznego
tuje się wówczas, gdy przepływ nieokreślonego bogactwa napotka prze- i prawnego panowania, by zapewnić zawłaszczenie, które zyskało bez-
pływ nieokreślonej pracy i łączy się z nim45. To dlatego uprzednie po- pośrednio ekonomiczny charakter. Ekonomia stanowi w rzeczywisto-
łączenia wciąż jeszcze określone i topiczne, zawsze były hamowane ści pewną globalną aksjomatykę, „energię kosmopolityczną, powszechną,
(dwoma czynnikami hamującymi były organizacja feudalna wsi i orga- obalającą wszelkie bariery, zrywającą wszelkie więzy”48, ruchomą i wy-
nizacja cechowa miast). Innymi słowy, kapitalizm kształtuje się wraz mienną substancję „jako całkowitą wartość rocznego produktu”. Moż-
z ogólną aksjomatyką zdekodowanych przepływów. „Kapitał jest prawem na by sporządzić dziś wykaz olbrzymiej masy pieniężnej określanej mia-
albo ściślej, stosunkiem produkcji, który przejawia się jako prawo i jako nem bezpaństwowej, która jest w obiegu wymian i przekracza granice,
taki jest niezależny od konkretnej formy, jaką przybiera w każdym mo- wymykając się kontroli państwowej, kształtując wielonarodową ekume-
mencie swego produktywnego działania”46. Własność prywatna nie wy- niczną organizację, ustanawiając ponadnarodową moc, niewrażliwą na
raża już więzów osobistej zależności, lecz niezależność pewnego Pod- decyzje rządów49. Jednak niezależnie od tego, jakie byłyby jego rzeczy-
miotu, który ustanawia teraz jedyną więź. Na tym polega zasadnicza wiste wymiary i zakres, kapitalizm od początku mobilizował siłę dete-
zmiana w rozwoju własności prywatnej: własność prywatna sama odsy- rytorializacji, która nieskończenie wykraczała poza deterytorializację
ła teraz do prawa, zamiast opierać się poprzez prawo na ziemi, rzeczach właściwą państwu. Państwo bowiem, od czasów paleolitu i neolitu, jest
albo osobach (skąd wynika słynny problem wyrugowania renty grun- siłą deterytorializującą w tej mierze, w jakiej czyni z ziemi przedmiot swej
towej w kapitalizmie). Nowy próg deterytorializacji. I skoro kapitał staje nadrzędnej jedności, wymuszoną całość do współistnienia, zastępującą
się w ten sposób czynnym prawem, cała historyczna figura prawa ulega swobodną grę między terytoriami i rodami. Jednak to właśnie w tym
zmianie. Prawo przestaje być sposobem nadkodowania zwyczajów, jak sensie państwu przypisuje się „terytorialny” charakter. Kapitalizm zaś
w imperium archaicznym; nie jest zbiorem topik, jak w państwach roz- nie jest wcale terytorialny, nawet u swego zarania: jego moc deterytoria-
winiętych, miastach i lennach, przybiera ono, w coraz większym stopniu, lizacji zawiera się w przyjęciu za przedmiot nie samej ziemi, lecz „zmate-
bezpośrednią formę i cechy właściwe aksjomatyce, co widać w naszym rializowanej” pracy, towaru. Własność prywatna z kolei nie jest już włas-
„kodeksie” cywilnym47. nością ziemi lub gruntu ani nawet środków produkcji jako takich, lecz
abstrakcyjnych wymiennych praw50. To dlatego kapitalizm wywołuje
45 Na temat historycznej niezależności obu serii i ich „spotkania” zob. Louis pewną mutację w organizacjach ekumenicznych lub światowych, któ-
Althusser, Étienne Balibar, Czytanie kapitału, tłum. W. Dłuski, PIW 1975, s. 30-311.
re same w sobie nabierają spójności: zamiast stanowić rezultat różno-
46 Emmanuel Arrighi, L’echange inégal, s. 68-69 (a także cytat ze Sweezy’ego: „Ka-
pitał nie jest zwykłym synonimem środków produkcji, są to środki produkcji rodnych formacji społecznych i stosunków między nimi, to aksjomatyka
sprowadzone do pewnej podstawy jakościowo jednorodnej i ilościowo współ- światowa po większej części rozdziela te formacje, ustala ich wzajemne
miernej wartości”, stąd wynika wyrównanie dochodu). W swojej analizie pier-
stosunki, ograniczając międzynarodowy podział pracy. Pod wszystki-
wotnej akumulacji kapitału, Maurice Dobb pokazuje jasno, że nie opiera się ona
na środkach produkcji, lecz na „prawach i tytułach do bogactwa”, które można mi tymi względami kapitalizm kształtuje porządek ekonomiczny, który
zamienić w określonych okolicznościach na środki produkcji (The Theory of Ca- może obyć się bez państwa. W rzeczywistości kapitalizmowi nie jest obcy
pitalist Development, Monthly Review Press 1942).
47 Zob. opozycję na którą wskazują niektórzy prawoznawcy, a którą podejmuje
Paul Veyne, między prawem rzymskim „topicznym” i prawem nowoczesnym 48 Karol Marks, Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r., MED. 1, Książka i Wiedza
w postaci kodeksu cywilnego, mającym „aksjomatyczny” charakter. Można 1960, s. 570.
zdefiniować pewne zasadnicze aspekty, które zbliżają francuski Kodeks Cywil- 49 Zob. Jean Sain-Geours, Pouvoiret finance, Fayard 1979. Saint-Geours jest jed-
ny raczej do aksjomatyki niż do kodeksu: 1) uprzednia przewaga formy wypo- nym z najlepszych analityków systemu monetarnego, jak również mieszaniny
wiedzeniowej nad nakazową i nad formułami afektywnymi (potępienie, upo- „prywatnego-publicznego” w światowej gospodarce.
mnienie, ostrzeżenie itd.); 2) roszczenie Kodeksu do ustanowienia się w postaci 50 Na temat stopniowej eliminacji renty gruntowej w kapitalizmie zob. Samir
pewnego racjonalnego, domkniętego i nasyconego systemu; 3) równoczesna Amin i Kostas Vegopoulos, La question paysanne et le capitalisme, Éd. Anthro-
względna niezależność poszczególnych przepisów, która pozwala dodawać ak- pos 1974. Samir Amin analizuje przyczyny, dla których renta gruntowa i ren-
sjomaty. W odniesieniu do tych kwestii zob. Jean Ray, Essai sur la structure logi- ta górnicza na dwa różne sposoby zachowują lub przybierają współczesne zna-
que du code civil français, Alcan 1926. Jak wiadomo, systematyzacja prawa rzym- czenie na obszarach peryferyjnych: La loi de la valeur et le matérialisme historique,
skiego dokonała się bardzo późno, w XVII i XVIII wieku. Minuit 1977, rozdz. IV i VI.

560 561
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

antypaństwowy bojowy okrzyk – nie tylko w imię rynku, lecz także jego Kapitalizm zawsze potrzebował nowej siły i nowego prawa państwowe-
własnej nadrzędnej deterytorializacji. go, by się zrealizować, tak na poziomie przepływu nagiej pracy, jak i na
Jest to jednakże bardzo ograniczony aspekt kapitału. Jeśli nie sto- poziomie przepływu niezależnego kapitału.
sujemy słowa „aksjomatyka” na prawach zwykłej metafory, trzeba przy- Państwa nie są więc już wcale zewnętrznymi paradygmatami nad-
wołać to, co odróżnia aksjomatykę od całego gatunku kodów, nadkodo- kodowania, lecz wewnętrznymi wzorcami realizacji dla aksjomatyki
wań i przekodowań: aksjomatyka uwzględnia bezpośrednio elementy zdekodowanych przepływów. Kolejny raz słowo „aksjomatyka” nie jest
i stosunki czysto funkcjonalne, których natura nie jest ściśle określona, tu metaforą, jako że w odniesieniu do państwa można zauważyć ściśle
które realizują się od razu w bardzo różnych dziedzinach, podczas gdy te same problemy teoretyczne, jakie stawiają przed nami wzorce aksjo-
kody są względne w stosunku do tych dziedzin, wyrażając szczególne re- matyki. Wzorce realizacji, jak różne by były, powinny bowiem być izo-
lacje między określonymi elementami, które mogą być sprowadzone do morficzne w stosunku do aksjomatyki, którą realizują; wszelako ów izo-
nadrzędnej formalnej jedności (nadkodowanie) jedynie z zewnątrz lub morfizm, biorąc pod uwagę konkretne wariacje, zgadza się z większością
pośrednio. W tym sensie immanentna aksjomatyka znajduje w dziedzi- różnic formalnych. Co więcej, ta sama aksjomatyka może, jak się zdaje,
nach, które obejmuje, niezliczone (tak zwane) modele urzeczywistnienia. zawierać wzorce polimorficzne, nie tylko w takiej mierze, w jakiej nie jest
Można uznać nawet, że kapitał jako prawo, jako element „jakościowo jed- jeszcze „zupełna”, lecz również jako elementy scalające jej zupełność51.
norodny i ilościowo współmierny”, realizuje się w obszarach i środkach „Problemy” te zyskują szczególnie polityczne znaczenie w odniesieniu do
produkcji (albo że „globalny kapitał” realizuje się w „kapitale rozparce- państw współczesnych. 1) Czyż między wszystkimi państwami współ-
lowanym”). Nie są to jednak różne sektory, służące sobie same za model czesnymi nie zachodzi izomorfizm w stosunku do aksjomatyki kapita-
urzeczywistnienia, lecz państwa, z których każde grupuje i łączy w so- listycznej, wskutek czego państwa demokratyczne, totalitarne, liberalne
bie liczne obszary, wedle zasobów, populacji, bogactwa, wyposażenia czy tyrańskie, zależą wyłącznie od konkretnych zmiennych i od świato-
itd. Wraz z nadejściem kapitalizmu państwa nie zostają więc zniesione, wej dystrybucji tych zmiennych, które podlegają ciągłym ewentualnym
lecz zmieniają postać i przyjmują nowe znaczenie jako wzorce urzeczy- przebudowom? Nawet państwa określane mianem socjalistycznych są
wistnienia pewnej przekraczającej je światowej aksjomatyki. Jednak to izomorficzne, w tej mierze, w jakiej istnieje tylko jeden rynek światowy, ry-
przekroczenie nie oznacza wcale obywania się bez nich... Przekonaliśmy nek kapitalistyczny. 2) I na odwrót, czyż światowa, kapitalistyczna aksjo-
się bowiem, że kapitał wymaga raczej formy państwowej, niż miejskiej; matyka nie wspiera rzeczywistej polimorficzności, a nawet heteromor-
zasadnicze zaś mechanizmy opisane przez Marksa (władza kolonialna, ficzności modeli, i to z dwóch przyczyn? Z jednej strony, ponieważ kapitał
dług publiczny, nowoczesny fiskalizm i podatek pośredni, protekcjonizm jako stosunek produkcji w ogóle może bardzo skutecznie włączać w sie-
przemysłowy, wojny handlowe) mogą być przygotowane w miastach, jed- bie konkretne sektory lub sposoby produkcji niekapitalistycznej. Jed-
nak działają jako mechanizmy akumulacji, przyspieszenia i koncentracji nak, z drugiej strony, a właściwie przede wszystkim, ponieważ biurokra-
jedynie w tej mierze, w jakiej są zawłaszczane przez państwa. Niedawne tyczne państwa socjalistyczne mogą same rozwijać odmienne stosunki
wydarzenia potwierdziły w inny sposób tę zasadę: na przykład NASA zdo- produkcji, sprzęgające się z kapitalizmem jedynie po to, aby ukształto-
łało pozyskać znaczne kapitały na badania przestrzeni międzyplanetar- wać zbiór, którego „moc” jest większa, niż sama aksjomatyka (należałoby
nej, jak gdyby kapitał miał nośnik, który wysłał go na księżyc; jednak na
skutek podejścia ZSRR, ujmującego pozaziemskość raczej jako pas, któ-
51 Książki wprowadzające do metody aksjomatycznej zwracają uwagę na pewną
ry powinien otaczać ziemię jako „przedmiot”, rząd amerykański obciął liczbę problemów. Weźmy wspaniałą pracę Roberta Blanché’a, L’axiomatique,
finansowanie badań kosmosu i przywrócił w tym przypadku bardziej PUF 1959. Pojawia się tam przede wszystkim pytanie o wzajemną niezależność
scentrowany model kapitału. Tym samym właściwym zadaniem pań- aksjomatów i o zupełność albo niezupełność systemu (§§ 14. i 15.). Po drugie,
„wzorce realizacji”, ich różnorodność, lecz również ich izomorfizm w stosun-
stwowej deterytorializacji jest łagodzenie nadrzędnej deterytorializacji
ku do aksjomatów (§ 12.). Następnie możliwość polimorficzności wzorców,
kapitału i zapewnienie mu kompensacyjnych reterytorializacji. Ujmując nie tylko w systemie niezupełnym, lecz nawet w samej aksjomatyce zupełnej
rzecz ogólniej, niezależnie od powyższego, skrajnego, przykładu musi- (§§ 12., 15. i 26.). Także pytanie dotyczące „twierdzeń nierozstrzygalnych” o któ-
my wziąć pod uwagę „materialistyczne” określenie nowoczesnego pań- re rozbija się aksjomatyka (§ 20.). Ostatecznie, pytanie o „moc”, która sprawia,
że zbiory nieskończone nie dające się dowieść wykraczają poza aksjomatykę
stwa lub też państwa narodowego: grupa wytwórców lub praca i kapitał (§ 26. i moc kontinuum). Właśnie na tych aspektach opiera się zatarg między
krążą swobodnie, to znaczy bez zasadniczych zewnętrznych przeszkód. polityką a aksjomatyką.

562 563
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

spróbować określić naturę tej mocy: dlaczego myślimy o niej tak często realizuje się przede wszystkim jakościowa jednorodność i ilościowa ry-
na sposób apokaliptyczny, jakie konflikty wywołuje, jakie szanse nam walizacja abstrakcyjnego kapitału.
daje...) 3) Typologia państw współczesnych łączy się tym samym z meta- Należy odróżnić pojęcie maszynowego zniewolenia od pojęcia spo-
ekonomią: niesłusznie byłoby traktować wszystkie państwa jako „siebie łecznego ujarzmienia. Ze zniewoleniem mamy do czynienia wówczas, gdy
warte” (nawet izomorficzność nie niesie ze sobą takich konsekwencji); ludzie sami stają się trybami maszyny, składającej się z nich oraz z innych
jednak równie niesłuszne byłoby uprzywilejowanie danej formy pań- rzeczy (zwierząt, narzędzi), podlegając kontroli pewnej nadrzędnej jed-
stwa (zapominając, że polimorficzność wprowadziła ścisłą komplemen- ności. Z kolei ujarzmienie ma miejsce wówczas, gdy nadrzędna jedność
tarność, na przykład, między demokracjami zachodnimi i kolonialnymi ustanawia człowieka jako podmiot, który odnosi się do uzewnętrznio-
lub neokolonialnymi tyraniami, które państwa te ustanawiają czy pod- nego przedmiotu, niezależnie od tego, czy ten przedmiot będzie zwie-
trzymują na różne sposoby); niesłusznością byłoby też zrównanie biuro- rzęciem, narzędziem, czy nawet maszyną: człowiek nie jest więc odtąd
kratycznych państw socjalistycznych z totalitarnymi państwami kapita- elementem maszyny, lecz robotnikiem, użytkownikiem..., jest on pod
listycznymi (zapominając, że aksjomatyka może obejmować rzeczywistą jarzmem maszyny, a nie zniewolony przez maszynę. Nie oznacza to, że
heteromorficzność, z której wyłania się wyższa moc zbioru, nawet jeśli ten drugi ustrój ma bardziej ludzkie oblicze. Pierwszy zdaje się odsy-
nic dobrego z tego nie wynika). łać wprost do archaicznej formacji imperialnej: ludzie nie są podmiota-
Tym, co określa się mianem państwa narodowego, w jego najróż- mi czy też poddanymi, lecz częściami pewnej maszyny, nadkodowują-
niejszych postaciach, jest właśnie państwo jako wzorzec realizacji. W rze- cej całość (to, co określa się mianem „upowszechnionego zniewolenia”,
czywistości narodziny narodów wiążą się z wieloma zabiegami. Narody w przeciwieństwie do niewolnictwa prywatnego właściwego czasom
nie tylko bowiem powstają w czynnej walce z systemami imperialny- starożytnym lub feudalnego poddaństwa). Sądzimy, że Lewis Mumford
mi rozwiniętymi, z feudalizmem czy z miastami, lecz same uciskają swe słusznie określa archaiczne imperia mianem megamaszyn, precyzując,
„mniejszości”, to znaczy zjawiska mniejszościowe, które można też okre- że nie chodzi tutaj już o metaforę: „Jeśli, mniej lub bardziej w zgodzie
ślić mianem „narodowościowych”, które drążą je od wewnątrz i w razie z klasyczną definicją Reuleaux, można rozważać maszynę jako złożenie
potrzeby zyskują pewien zakres swobody czy wolności w ramach sta- trwałych elementów, z których każdy ma swoją określoną funkcję, a każ-
rych kodów. Elementy konstytutywne dla narodu to ziemia i lud: „rodzi- dy działa pod kontrolą ludzką w celu przenoszenia ruchu i wykonywania
mość”, niekoniecznie wrodzona, „ludowość”, niekoniecznie dana. Prob- pracy, wówczas maszyna ludzka będzie jak najprawdziwszą maszyną”52.
lem narodu ulega zaognieniu w dwóch skrajnych przypadkach, ziemi Z pewnością to nowoczesne państwo i kapitalizm umożliwiają triumf
bez ludu i ludu bez ziemi. W jaki sposób stworzyć ziemię i lud, to zna- maszyn, zwłaszcza zaś maszyn napędowych (podczas gdy państwo ar-
czy naród – refren? Środki najbardziej krwawe i najbardziej zatrważające chaiczne nie wykroczyło poza maszyny proste); jednak mówi się tu z ko-
rywalizują tutaj z porywami romantyzmu. Aksjomatyka jest czymś zło- lei o maszynach technicznych, definiowalnych z zewnątrz. To właśnie ma-
żonym i nie brakuje jej namiętności. Tubylec lub ziemia, o czym już się szyna techniczna nie tyle zniewala, ile ujarzmia. Zdaje się, że to w tym
przekonaliśmy, wiążą się z pewną deterytorializacją terytoriów (wspól- znaczeniu, wraz z rozwojem technologicznym, nowoczesne państwo za-
nych przestrzeni, prowincji imperialnych, domen senioralnych itd.), stąpiło maszynowe zniewolenie coraz silniejszym społecznym ujarzmie-
lud zaś – z dekodowaniem ludności. To właśnie na tych zdekodowanych niem. Już starożytne niewolnictwo i feudalne poddaństwo były formami
i zdeterytorializowanych przepływach buduje się naród, nieodłączny od ujarzmienia. Jeśli chodzi o „wolnego” czy też nagiego robotnika w ka-
nowoczesnego państwa, które zapewnia spójność ziemi i ludu. To prze- pitalizmie, ujarzmienie przybiera najbardziej radykalną postać, ponie-
pływ nagiej pracy tworzy lud, tak jak strumień Kapitału tworzy ziemię waż procesy upodmiotowienia nie wchodzą nawet w częściowe połą-
i jej uposażenie. Krótko mówiąc, naród jest samym działaniem zbioro- czenia, które zaburzałyby jego bieg. W rzeczywistości kapitał działa jako
wego upodmiotowienia, któremu odpowiada nowoczesne państwo jako punkt upodmiotowienia czyniący podmiotami wszystkich ludzi, lecz
proces ujarzmienia. To właśnie w formie państwa narodowego, wraz ze jedni, „kapitaliści”, są niczym podmioty wypowiedzenia, które stanowią
wszystkimi możliwymi wariacjami, państwo staje się wzorcem realizacji prywatną podmiotowość kapitału, podczas gdy drudzy, „proletariusze”,
dla kapitalistycznej aksjomatyki. Nie sprowadza się to wcale do stwier- są podmiotami wypowiedzi, ujarzmionymi przez maszyny techniczne,
dzenia, że narody są pozorne albo że są zjawiskami ideologicznymi, lecz,
przeciwnie: mówimy, że są żywymi i namiętnymi formami, w których 52 Lewis Mumford, La première mégamachine, „Diogéne”, lipiec 1966.

564 565
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

w których realizuje się kapitał stały. System pracy najemnej może zatem charakter maszynowy, a sama rama poszerza się tak, by objąć całe spo-
ujarzmiać ludzi w niebywały sposób, dając świadectwo szczególnego ok- łeczeństwo. Równie dobrze można by rzec, że odrobina upodmiotowie-
rucieństwa, niemniej nadal ma on słuszne powody, by wydawać z siebie nia oddala nas od zniewolenia, lecz za dużo podmiotowości ponownie
humanistyczny lament: nie, człowiek nie jest maszyną i nie traktujemy nas zniewala. Niedawno podkreślaliśmy, że sprawowanie nowoczes-
go jak maszyny, nie mieszajmy kapitału zmiennego ze stałym... nej władzy nie sprowadza się do klasycznej alternatywy „represja albo
Jeśli jednak kapitalizm wydaje się globalnym przedsięwzięciem ideologia”, lecz obejmuje procesy normalizacji, modulowania, modelo-
upodmiotowienia, to właśnie poprzez ustanowienie aksjomatyki zde- wania i informacji, które odnoszą się do języka, postrzegania, pragnie-
kodowanych przepływów. Społeczne ujarzmienie jako korelat upod- nia, ruchu itd., oraz przechodzą przez mikroukłady. Jest to zbiór obej-
miotowienia przejawia się zatem dużo silniej we wzorcach urzeczy- mujący równocześnie ujarzmienie i zniewolenie, doprowadzone do
wistnienia aksjomatyki, niż w samej aksjomatyce. To w łonie państwa skrajności, jako dwie równoczesne części nieprzerwanie wzmacniające
narodowego czy też podmiotowości narodowych przejawiają się odpo- się i karmiące się sobą nawzajem. Na przykład: pod jarzmo telewizji do-
wiadające im procesy upodmiotowienia i ujarzmienia. Jeśli zaś chodzi stajemy się o tyle, o ile czynimy z niej użytek i ją konsumujemy, znajdu-
o samą aksjomatykę, dla której państwo stanowi wzorzec urzeczywist- jąc się w dziwnej sytuacji podmiotu wypowiedzi, który traktowany jest,
nienia, przywraca ona lub odkrywa na nowo, pod nowymi, odtąd tech- w mniejszym lub większym stopniu, jako podmiot wypowiedzenia („to
nicznymi postaciami cały system maszynowego zniewolenia. W żadnym wy, drodzy telewidzowie, tworzycie telewizję…”); maszyna techniczna
razie nie jest to powrót do maszyny imperialnej, ponieważ znajdujemy jest medium między dwoma podmiotami. Z kolei zniewoleni przez tele-
się obecnie wewnątrz pewnej immanencji, a nie na zewnątrz, w ramach wizję jako maszynę ludzką jesteśmy o tyle, o ile telewidzowie nie są kon-
formalnej Jedności. Jest to jednak jak najbardziej ponowne wynalezie- sumentami i użytkownikami ani nawet podmiotami rzekomo ją „tworzą-
nie maszyny, której ludzie stanowią części konstytutywne, zamiast być cymi”, lecz wewnętrznymi elementami składowymi, punktami „wejścia”
podległymi jej robotnikami bądź jej ujarzmionymi użytkownikami. Jeśli i „wyjścia”, sprzężeniami zwrotnymi lub rekurencjami, przynależnymi te-
maszyny napędowe wprowadziły drugi wiek maszyny technicznej, ma- raz maszynie, a nie służącymi jej wytwarzaniu bądź się nią posługujący-
szyny cybernetyczne i informatyczne kształtują wiek trzeci, który doko- mi. W maszynowym zniewoleniu nie ma niczego, poza przekształcenia-
nuje przebudowy porządku upowszechnionego zniewolenia: „systemy mi lub wymianą informacji, z których jedne są mechaniczne, inne zaś
ludzie-maszyny”, odwracalne i rekurencyjne, zastępują dawne stosun- ludzkie54. Z pewnością ujarzmienie nie ogranicza się do aspektu narodo-
ki ujarzmienia między dwoma elementami; nieodwracalny i niereku- wego, w odróżnieniu od międzynarodowego czy światowego zniewole-
rencyjny stosunek człowieka i maszyny zachodzi w postaci wzajemnej, nia. Informatyka jest bowiem również właściwością państw, które two-
wewnętrznej łączności, nie zaś użytku czy działania53. W składzie orga- rzą systemy ludzie-maszyny. Dzieje się to jednak właśnie w tej mierze,
nicznym kapitału kapitał zmienny określa porządek zniewolenia pra- w jakiej oba te aspekty, czyli aspekt aksjomatyczny i aspekt dotyczący
cownika (ludzka wartość dodatkowa) w ramach wyznaczanych przez wzorca urzeczywistnienia, wciąż w siebie przechodzą i łączą się ze sobą.
przedsiębiorstwo lub fabrykę; gdy jednak proporcje kapitału stałego Niemniej społeczne ujarzmienie odnosi się do wzorca urzeczywistnie-
zwiększają się stopniowo wraz z automatyzacją, pojawia się nowe znie- nia, tak jak zniewolenie maszynowe rozciąga się na aksjomatykę zrea-
wolenie, wraz ze zmianą systemu pracy, wartość dodatkowa zyskuje zaś lizowaną w tym wzorcu. Mamy przywilej doświadczać, za sprawą tych
samych rzeczy i tych samych zdarzeń, obu sposobów działania równo-
53 Ergonomia rozróżnia systemy „człowiek-maszyna” (lub stanowiska pracy) oraz cześnie. Ujarzmienie i zniewolenie tworzą raczej dwa współistniejące
systemy „ludzie-maszyny” (zbiory łączące ze sobą elementy ludzkie i nieludz- bieguny, niż następujące po sobie stadia.
kie). Nie jest to więc różnica stopnia, a drugi punkt widzenia nie jest uogól- Możemy powrócić teraz do różnych form państwa, z punktu widze-
nieniem pierwszego: „pojęcie informacji traci swój aspekt antropocentrycz-
nia historii powszechnej. Rozróżniamy trzy wielkie formy: 1) imperialne
ny”. Problemy nie dotyczą zaś już adaptacji, lecz doboru elementu ludzkiego,
albo nieludzkiego – w zależności od przypadku. Zob. Maurice Montmollin, Les
systèmes hommes-machines, PUF 1967. Pytanie nie dotyczy już adaptacji, nawet 54 Pokazanie, w jaki sposób zniewolenie maszynowe łączy się z procesami ujarz-
pod przymusem, lecz umiejscowienia: gdzie jest twoje miejsce? Nawet ułom- mienia, wykraczając poza nie i odróżniając się od nich, dokonując jakościowe-
ności mogą okazać się przydatne i nie wymagają już korekty czy kompensacji. go skoku – wszystko to jest jednym z powracających wątków science-fiction; jak
Głuchoniemy może mieć kluczowe znaczenie w ramach systemu komunikacji u Roya Bradbury’ego, u którego telewizja nie jest już tylko narzędziem wokół
„ludzie-maszyny”. którego skupia się całe życie domowe, lecz staje się ścianami domu.

566 567
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

państwa archaiczne, paradygmaty, które ustanawiają maszynę zniewo- się wrażenie, iż kapitalizm nieprzerwanie rodzi się, zanika i odżywa, na
lenia, poprzez nadkodowanie już zakodowanych przepływów (państwa wszystkich zakrętach dziejów. Między zaś III i I korelacja jest równie ko-
te cechowały się niewielką różnorodnością, z racji pewnego formalne- nieczna: państwa nowoczesne III ery odrestaurowują najbardziej abso-
go bezwładu właściwego im wszystkim); 2) państwa bardzo się między lutne imperium, nową „megamaszynę”, niezależnie od nowości czy też
sobą różniące, rozwinięte imperia, miasta, systemy feudalne, monar- aktualności swojej uwewnętrznionej formy, wprowadzając w życie pew-
chie…, działające poprzez upodmiotowienie i ujarzmienie i ustanawia- ną aksjomatykę, działającą w trybie zarówno maszynowego zniewolenia,
jące topicznie lub jakościowo określone połączenia zdekodowanych jak i społecznego ujarzmienia. Kapitalizm budzi Urstaat ze snu, nadając
przepływów; 3) współczesne państwa narodowe, które popychają deko- mu nowe moce55.
dowanie jeszcze dalej i które są niczym wzorce urzeczywistnienia pew- Nie tylko, jak mawiał Hegel, każde państwo wymaga „istotowych
nej aksjomatyki lub ogólnego sprzężenia przepływów (państwa te łączą elementów swego istnienia jako państwa”, zakłada także wyjątkowy mo-
ujarzmienie społeczne z nowym maszynowym zniewoleniem, sama ich ment, połączenie sił; tym momentem państwa jest właśnie pochwycenie,
zaś różnorodność opiera się na izomorfizmie, polimorfizmie albo hete- więź, węzeł, nexum, magiczny chwyt. Czy trzeba mówić o drugim bie-
romorfizmie wzorców w stosunku do owej aksjomatyki). gunie, który działa przede wszystkim poprzez pakt i umowę? Czyż nie
Istnieje oczywiście mnóstwo różnych okoliczności zewnętrznych, jest to raczej jakaś inna siła, którą pochwycenie kształtuje w owym wy-
które wyznaczają głębokie cięcia między tymi typami państw, a prze- jątkowym momencie połączenia? Tymi dwiema siłami są nadkodowa-
de wszystkim pogrążają archaiczne imperia w głębokim zapomnieniu, nie zakodowanych przepływów i obróbka przepływów zdekodowanych.
z którego wydobywa je już tylko archeologia. Imperia te znikają niespo- Umowa jest prawnym wyrazem tego drugiego aspektu: jawi się ona jako
dziewanie, jakby za sprawą jakiejś nagłej katastrofy. Jak w wypadku na- proces upodmiotowienia, którego skutkiem jest ujarzmienie. Niezbęd-
jazdu Dorów, maszyna wojenna pojawia się i działa od zewnątrz, zabijając ne jest, aby umowa dotarła aż do końca, to znaczy, aby nie zawiązywała
pamięć. Ale sprawy toczą się zupełnie inaczej wewnątrz, gdzie państwa się wyłącznie między dwiema osobami, lecz sama ze sobą, w jednej i tej
rezonują wszystkie razem, pozyskują armie i podkreślają jedność swe- samej osobie, Ich = Ich, jako poddanego i suwerena. Skrajna perwersja
go składu, mimo różnic w organizacji i rozwoju. Jest jednak pewne, że umowy, która przywraca najczystszy z węzłów. Jest to węzeł, więź, po-
wszystkie te zdekodowane przepływy, niezależnie od swego charakte- chwycenie, które przechodzi w ten sposób przez całą długą historię: naj-
ru, zdolne są zbudować maszynę wojenną skierowaną przeciw państwu; pierw obiektywna, imperialna więź zbiorowa; następnie wszelkie formy
wszystko jednak zmienia się z chwilą, gdy przepływy podłączają się do osobistych związków podmiotowych; wreszcie Podmiot, który wiąże się
maszyny wojennej albo, przeciwnie, wchodzą w połączenia czy ogól- sam ze sobą, przywracając tym samym najbardziej magiczne z działań,
ne sprzężenia oddające je we władanie państwa. Z tego punktu widze- „energię kosmopolityczną, powszechną, obalającą wszelkie bariery, zry-
nia nowoczesne państwa łączy z państwem archaicznym swego rodzaju wającą wszelkie więzy, aby zająć ich miejsce jako jedyna polityka, jedyna
ponadczasoprzestrzenna jedność. Między państwem I a II ery korelacja forma wspólnoty, jedyna bariera i jedyna więź”56. Nawet ujarzmienie jest
wewnętrzna ujawnia się najwyraźniej w tej mierze, w jakiej rozdrobnio- jedynie momentem zmiany dla fundamentalnego momentu państwa,
ne formy świata egejskiego zakładają wielką formę imperialną Wscho- obywatelskiego pochwycenia lub maszynowego zniewolenia. Z pewnoś-
du i odkrywają właśnie tam zapas albo rolną nadwyżkę, której same nie cią państwo nie jest ani miejscem wolności, ani czynnikiem narzucone-
muszą wytwarzać ani akumulować. A skoro państwa II ery mimo wszyst- go zniewolenia czy też wojennego pochwycenia. Czy trzeba zatem mó-
ko są zmuszone do odtworzenia zapasu, czy nie dzieje się tak w wyni- wić o „dobrowolnym zniewoleniu”? Jest to wyraz „magicznego chwytu”:
ku okoliczności zewnętrznych – jakież państwo mogłoby się bez niego jego jedyną zasługą jest uwypuklenie pozornej tajemnicy. Istnieje znie-
obejść? – dokonuje się to zawsze poprzez ożywienie pewnej rozwinię- wolenie maszynowe, które za każdym razem niejako zakłada samo siebie,
tej formy imperialnej, którą odnajdujemy na nowo w świecie greckim, pojawia się zawsze jako dokonane, tyleż „dobrowolne”, ile „narzucone”.
rzymskim czy feudalnym: zawsze imperium aż po horyzont, grające wo-
bec podmiotowych państw rolę elementu znaczącego i obejmującego. 55 Zob. Lewis Mumford, Mit maszyny, tom 2: Pentagon władzy, tłum. M. Szczu-
Z kolei między II i III korelacja nie jest wcale mniejsza: nie brakuje rewo- białka, PWN 2014, s. 361-399 (porównanie nowoczesnej i „starożytnej mega­
maszyny”: wbrew pismu, starożytna maszyna cierpiała przede wszystkim na
lucji przemysłowych, a różnica między topicznymi połączeniami i wiel- niedobór „komunikacji”).
kim sprzężeniem zdekodowanych przepływów jest tak niewielka, że ma 56 Karol Marks, [Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 r.], s. 570.

568 569
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

Twierdzenie XIV: Aksjomatyka a sytuacja obecna To właśnie rzeczywiste cechy aksjomatyki skłaniają do stwierdzenia, że
kapitalizm i obecna polityka są dosłownie aksjomatyką. Właśnie z tego
Polityka nie jest z pewnością nauką logicznie konieczną. Posługuje się powodu nic nie jest z góry przesądzone. Możemy dzięki temu zapropo-
ona eksperymentami, poszukuje po omacku, wstrzykuje się i wycofu- nować pewną skrótową tablicę „danych”.
je, naciera i rejteruje. Jej czynniki decyzyjne i prognostyczne są ograni-
czone. Niedorzecznością byłoby zakładać istnienie jakiegoś światowe- 1. Dodawanie, odejmowanie. Aksjomaty kapitalizmu nie są oczywiście
go rządu zwierzchniego, który podejmowałby ostateczne decyzje. Nie twierdzeniami teoretycznymi ani formułami ideologicznymi, lecz wypo-
da się nawet przewidzieć przyrostu masy pieniężnej. Państwa zaś podle- wiedziami operacyjnymi, stanowiącymi semiologiczną formę kapitału,
gają wszelakiego rodzaju wpływom współczynników niepewności i nie- wchodzącymi jako części składowe w układy produkcji, cyrkulacji i kon-
przewidywalności. Kenneth Galbraith i François Châtelet wypracowa- sumpcji. Aksjomaty są pierwotnymi wypowiedziami, które nie są wy-
li pojęcie stałych i rozstrzygających błędów, które przysparzają chwały prowadzane z innych ani nie zależą od nich. W tym znaczeniu przepływ
mężom stanu nie mniej, niż ich rzadkie trafne szacunki. Oto kolejny po- może stanowić przedmiot kilku aksjomatów (zbiór aksjomatów stano-
wód do zestawienia polityki i aksjomatyki. Aksjomatyka w nauce jest bo- wiłby bowiem sprzężenie przepływów); jednak może on również być po-
wiem niczym innym, niż zewnętrzna moc, niezależna i decydująca, któ- zbawiony własnych aksjomatów, a wówczas będzie ujmowany jako kon-
ra przeciwstawia się podejściu eksperymentalnemu i intuicji. Z jednej sekwencja innych aksjomatów; może on wreszcie znajdować się poza
strony, poszukuje ona po omacku we właściwy sobie sposób, ekspery- polem, rozwijać się bez ograniczeń, być pozostawiony w stanie „dzikiej”
mentuje, posługuje się intuicją. Skoro aksjomaty są niezależne od siebie, zmienności w systemie. W kapitalizmie tkwi skłonność do nieustannego
to czy można je do siebie dodawać i do jakiego stopnia (system zupełny)? dodawania aksjomatów. W wyniku I wojny światowej połączony wpływ
Czy można je odejmować i do jakiego stopnia (system „słaby”)? Z dru- światowego kryzysu i rewolucji rosyjskiej zmusił kapitalizm do pomno-
giej strony, znamienne dla aksjomatyki jest natrafianie na twierdzenia żenia aksjomatów, do wynalezienia nowych, dotyczących klasy robotni-
określane mianem nierozstrzygalnych albo mierzenie się z mocami koniecz- czej, zatrudnienia, organizacji związkowej, instytucji społecznych, roli
nie wyższymi, których nie może ona opanować57. Wreszcie, aksjomatyka państwa, rynku zewnętrznego i rynku wewnętrznego. Ekonomia Keyne-
nie stanowi szczytu nauki, lecz raczej jej blokadę, przywrócenie porząd- sa czy New Deal, stanowiły laboratoria aksjomatów. Przykłady tworzenia
ku, które powstrzymuje zdekodowane przepływy semiotyczne, matema- nowych aksjomatów po drugiej wojnie światowej: plan Marshalla, formy
tyczne i fizyczne przed ucieczką na wszystkie strony. Wielcy aksjomatycy pomocy i kredytów, przekształcenia systemu monetarnego. Aksjomaty
są mężami stanu oddanymi nauce, którzy zatykają linie ujścia tak liczne mnożą się nie tylko w okresie ekspansji czy odrodzenia. Tym, co różni
w matematyce, starając się narzucić nowe nexum, choćby tymczasowo, aksjomatykę w zależności od państwa, są rozróżnienia i stosunki między
i którzy realizują oficjalną politykę nauki. To dziedzice teorematycznego rynkiem zewnętrznym i wewnętrznym. Namnożenie aksjomatów za-
pojęcia geometrii. Gdy intuicjonizm przeciwstawiono aksjomatyce, nie chodzi zwłaszcza przy organizacji zintegrowanego rynku wewnętrzne-
uczyniono tego tylko w imię intuicji, konstrukcji i tworzenia, lecz rów- go, który stara się sprostać wymogom rynku zewnętrznego. Aksjomaty
nież w imię rachowania problemów, problematycznej koncepcji nauki, dla młodych, starych, dla kobiet itd. „Socjaldemokratyczny” biegun Pań-
nie mniej abstrakcyjnej, lecz związanej z całkowicie innym rodzajem ma- stwa można określić najbardziej ogólnie właśnie poprzez tę skłonność
szyny abstrakcyjnej, pracującej w obszarze nierozstrzygalności i ujścia58. do dodawania, wynajdywania aksjomatów, w stosunku do obszarów in-
westycyjnych i źródeł zysku: rzecz już nie w wolności i przymusie albo
57 Historycznie rzecz biorąc, są to dwa wielkie problemy aksjomatyki: napotkanie centralizmie i decentralizacji, lecz w sposobie, w jaki kontroluje się prze-
twierdzeń „nierozstrzygalnych” (twierdzenia sprzeczne są także niedowodliwe); pływy. Ich kontrolowanie w tym przypadku polega na mnożeniu kie-
natrafienie na moce zbiorów nieskończonych, które wymykają się z natury uję-
runkujących aksjomatów. W kapitalizmie występuje również skłonność
ciu aksjomatycznemu („kontinuum, na przykład, nie sposób ujmować aksjoma-
tycznie w jego strukturalnej specyfice, ponieważ wszelka aksjomatyka, w którą przeciwstawna: skłonność do ujmowania, odejmowania aksjomatów.
ją ujmiemy, zawierać będzie pewien model przeliczalny”; zob. Robert Blanché,
L’axiomatique, s. 80).
58 Szkoła „intuicjonistyczna” (Brouwer, Heyting Griss, Bouligand itd.) ma konstrukcjonistyczne, lecz dlatego, że rozwija pojęcie problemów i rachunku
wielkie znaczenie matematyczne, nie dlatego, że podkreśla ona niezbywal- problemów, które wewnętrznie współzawodniczy z aksjomatyką i działa wedle
ne prawa intuicji, ani nawet ze względu na to, że rozwija całkiem nowe ujęcie innych reguł (zwłaszcza w odniesieniu do zasady wyłączonego środka).

570 571
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

Ograniczamy się wówczas do bardzo niewielkiej liczby aksjomatów, re- samo nasycenie jest już raczej względne. Jeśli Marks pokazał funkcjo-
gulujących dominujące przepływy, podczas gdy inne przepływy otrzy- nowanie kapitalizmu jako pewien rodzaj aksjomatyki, to dokonał tego
mują status pochodny (ustalony przez „teorematy”, wynikające z aksjo- przede wszystkim w słynnym rozdziale dotyczącym tendencji spad-
matów) albo zostają pozostawione w dzikim stanie, który nie wyklucza kowej stopy zysku. Kapitalizm jest aksjomatyką przede wszystkim ze
jednak brutalnej interwencji ze strony władzy państwowej – wręcz prze- względu na to, że rządzi się jedynie wewnętrznymi prawami. Chciałby
ciwnie. To „totalitarny” biegun państwa ucieleśnia ową tendencję do sprawiać, by sięgał granic, aż po kres zasobów i energii. Tym jednak, cze-
ograniczania liczby aksjomatów, działając przez wyłączną promocję sek- go sięga, są wyłącznie jego własne granice (okresowe spadki wartości ist-
tora zewnętrznego, odwołując się do obcych kapitałów, rozwijając prze- niejącego kapitału), i może tylko je przesunąć albo przemieścić (budo-
mysł nastawiony na eksport surowców lub żywności, powodując upadek wanie nowego kapitału w nowych przemysłach cechujących się wysoką
rynku wewnętrznego. Państwo totalitarne nie jest maksimum państwa, stopą zysku). Świadczy o tym historia ropy i energii nuklearnej. Obie sy-
lecz raczej, wedle formuły Virilio, państwem minimalnym, anarchoka- tuacje zachodzą jednocześnie: kapitalizm w tym samym czasie osiąga
pitalistycznym (zob. Chile). Ostatecznie jedynymi zachowanymi ak- swe granice i przemieszcza je jeszcze dalej. Można powiedzieć, że totali-
sjomatami są: równowaga sektora zewnętrznego, poziom rezerw i sto- tarna tendencja polegająca na ograniczaniu liczby aksjomatów łączy się
pa inflacji; „ludność nie jest już czymś danym, lecz staje się wyłącznie z dobiciem do granic, podczas gdy tendencja socjaldemokratyczna łączy
konsekwencją”; jeśli idzie o dzikie ewolucje, pojawiają się one między in- się z ich przesunięciem. Jedno wymaga zatem drugiego, czy to w dwóch
nymi w wahaniach zatrudnienia, w zjawiskach migracji ze wsi do miast, różnych, choć współistniejących miejscach, czy to w następujących po
urbanizacji ubogich dzielnic itp. Przypadek faszyzmu („narodowego so- sobie, lecz ściśle powiązanych momentach, zawsze ujmujących siebie
cjalizmu”) różni się od totalitaryzmu. Pokrywa się on z biegunem totali- nawzajem, a nawet w sobie zawartych, w jednej i tej samej aksjomaty-
tarnym przez zmiażdżenie rynku wewnętrznego i ograniczenie liczb ak- ce. Typowym przykładem może być tutaj dzisiejsza Brazylia, wraz ze swą
sjomatów. Jednak pobudzenie sektora zewnętrznego nie dokonuje się dwuznaczną alternatywą „totalitaryzm albo socjaldemokracja”. Co do
wcale przez odwołanie się do kapitałów zewnętrznych i przemysłu na- ogólnej zasady, granice są na tyle ruchome, że w jednym miejscu moż-
stawionego na eksport, lecz poprzez ekonomię wojny, która pociąga za na odjąć aksjomaty, dołączając je gdzie indziej. Błędem byłoby nie przy-
sobą ekspansjonizm obcy totalitaryzmowi, a także niezależną fabryka- wiązywać wagi do walki na poziomie aksjomatów. Bywa, że w kapitali-
cję kapitału. Na rynku wewnętrznym realizuje się to poprzez swoiste wy- zmie lub w jego państwach uznaje się, iż każdy aksjomat jest czymś „do
twarzanie Ersatzu. Dlatego faszyzm obejmuje namnażanie aksjomatów, odzyskania”. Jednak takie odczarowane pojęcie nie jest zbyt dobre. Cią-
co sprawia, że często porównuje się go z ekonomią keynesowską. Tyle, że głe przeróbki kapitalistycznej aksjomatyki, to znaczy dodawanie (wypo-
jest to fikcyjne i tautologiczne namnożenie, mnożenie przez odejmowa- wiadanie nowych aksjomatów) oraz ich odejmowanie (tworzenie aksjo-
nie; czyni to z faszyzmu nader szczególny przypadek59. matów wykluczających), stanowią przedmiot walk, które nie ograniczają
się w żadnym razie do technokracji. W rzeczywistości walki robotnicze
2. Nasycenie. Czy nie można zestawić obu odwróconych tendencji, mó- wszędzie wykraczają poza ramy zakładów pracy, które to ramy wiążą się
wiąc, że zupełność systemu wyznacza punkt odwrócenia? Nie, ponieważ przede wszystkim z twierdzeniami pochodnymi. Przedmiotem walk są
bezpośrednio aksjomaty, które rządzą przede wszystkim państwowymi
59 Jedną z najlepszych analiz ekonomii nazistowskiej zaproponował Jean-Pierre wydatkami albo nawet dotyczą takiej lub innej międzynarodowej orga-
Faye w Langages totalitaires (Hermann 1972), s. 664-676: pokazuje on, w jaki
sposób nazizm jest totalitaryzmem właśnie z powodu swojego państwa-mini-
nizacji (na przykład, międzynarodowej firmy, która może planować li-
mum, swojego odrzucenia wszelkiej etatyzacji ekonomii, zmniejszenia płac, kwidację fabryki w jakimś kraju). Związane z tym niebezpieczeństwo
wrogości wobec wielkich robót publicznych; a zarazem, jak nazizm podcho- światowej robotniczej biurokracji czy technokracji, która miałaby wziąć
dzi do wytworzenia wewnętrznego kapitału, do planowania strategicznego, do
na siebie rozwiązanie tego rodzaju problemów, może zostać zażegnane
przemysłu zbrojeniowego, które pozwalają mu współzawodniczyć, a niekiedy
wręcz pokrywać się z gospodarką o ciągotach socjalistycznych („coś, co zdaje jedynie o tyle, o ile walki lokalne obiorą za swój bezpośredni cel naro-
się przypominać szwedzkie kredyty promowane przez Myrdala, przeznaczo- dowe i międzynarodowe aksjomaty w miejscu ich włączenia w pole im-
ne na wielkie roboty publiczne, co jednak jest w istocie od samego początku manencji (w tej kwestii istotny jest potencjał świata wiejskiego). Zawsze
ich przeciwieństwem, pisaniem gospodarki zbrojeniowej i ekonomii wojennej”
oraz różnica między „przedsiębiorcą podejmującym roboty publiczne” i „do- istnieje fundamentalna różnica między żywymi przepływami i aksjo-
stawcą broni na potrzeby wojska” – s. 668-674). matami, które podporządkowują je centrom kontrolnym i decyzyjnym,

572 573
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

dopasowującym je do określonego segmentu i wymierzającym ich produkcji, z których wynika. Może nawet zdarzyć się, że biurokratyczny
kwanty. Jednak napór żywych przepływów wraz z problemami, które plan socjalistyczny miałby funkcję pasożytniczą w stosunku do planu ka-
one stawiają i narzucają, musi przejawiać się w ramach aksjomatyki, za- pitału, który świadczyłby o wielkiej kreatywności typu „wirusowego”.
równo po to, aby zwalczać totalitarne redukcje, jak i po to, by ułatwiać Wreszcie trzecia, zasadnicza dwubiegunowość dotyczy centrum i pery-
ich dodawanie oraz ukierunkowywanie i by przeszkodzić ich technokra- ferii (Północ-Południe). Ze względu na wzajemną niezależność aksjoma-
tycznemu wypaczeniu. tów, można powtórzyć za Samirem Aminem, że aksjomaty peryferii nie
pokrywają się z aksjomatami centrum60. Tutaj także różnice i niezależ-
3. Wzorce, izomorfizm. W zasadzie wszystkie państwa są izomorficzne, to ność aksjomatów nie osłabiają w żaden sposób spójności aksjomatyki
znaczy są dziedzinami realizacji kapitału w odniesieniu do jednego i tego całości. Przeciwnie, centralny kapitalizm wymaga owych peryferii, ja-
samego, zewnętrznego rynku światowego. Pierwsze pytanie dotyczy jed- kie stanowi Trzeci Świat, na który przerzuca on znaczną część swego
nak tego, czy izomorfizm prowadzi do jednorodności lub wręcz ujedno- najnowocześniejszego przemysłu, nie zadowalając się inwestycjami ka-
licenia państw. Rzeczywiście jest tak, jak widać na przykładzie współ- pitałowymi, lecz zapewniając sobie z ich strony dopływ kapitału. Z pew-
czesnej Europy, w kwestii policji i sprawiedliwości, kodeksu drogowego, nością kwestia zależności państw Trzeciego Świata jest oczywista, lecz
cyrkulacji towarów, kosztów produkcji itd. Jednak jest to prawda jedynie nie jest ona najważniejsza (stanowi dziedzictwo dawnego kolonializmu).
w tej mierze, w jakiej istnieje tendencja do wytworzenia jednolitego, po- Jest oczywiste, że sama niezależność aksjomatów nie gwarantowała ni-
jedynczego rynku wewnętrznego. W innym przypadku izomorfizm nie gdy niezależności państw, zapewniała raczej międzynarodowy podział
wiąże się zgoła z jednorodnością: istnieje wprawdzie izomorfizm, lecz nie pracy. Ważną kwestią pozostaje, również tutaj, izomorfizm w stosunku
jednorodność, między państwami totalitarnymi i socjaldemokratyczny- do światowej aksjomatyki. Zachodzi zatem w znacznej mierze izomor-
mi, przy tym samym sposobie produkcji. Ogólne zasady w tym przypad- fizm między Stanami Zjednoczonymi i najbardziej okrutnymi tyrania-
ku są następujące: spójność, całość lub jedność aksjomatyki definiowane mi Ameryki Południowej (lub też między Francją, Anglią, Niemcami
są przez kapitał jako „prawo” lub stosunek produkcji (w odniesieniu do a niektórymi państwami afrykańskimi). Wszelako dwubiegunowość
rynku); wzajemna niezależność aksjomatów nie przeczy w niczym tej ca- centrum-peryferii, państw centralnych i Trzeciego Świata, może spo-
łości, lecz wynika z podziałów i poszczególnych obszarów sposobu pro- kojnie przejąć na swe potrzeby cechy wyróżniające dwie wcześniejsze
dukcji kapitalistycznej; izomorfizm wzorców wraz z obydwoma biegunami dwubiegunowości, wymykając się im jednocześnie i stawiając odmien-
dodawania i odejmowania sprowadza się każdorazowo do rozdzielania ne problemy. W znacznej części Trzeciego Świata ogólny stosunek pro-
zarówno rynku wewnętrznego, jak i zewnętrznego. To dopiero pierw- dukcji może być bowiem określany przez kapitał; dotyczy to nawet całe-
sza dwubiegunowość, która dotyczy państw centrum, działających w ra- go Trzeciego Świata, w znaczeniu, w jakim sektor uspołeczniony może
mach kapitalistycznego sposobu produkcji. Centrum wprowadza, jak się czerpać korzyść z tego stosunku, samemu przejmując go na swe potrze-
okazuje, drugą dwubiegunowość, między Wschodem i Zachodem, mię- by. Jednak sposób produkcji nie jest z konieczności kapitalistyczny, nie
dzy państwami kapitalistycznymi i socjalistycznymi państwami biu- tylko w formach określanych mianem archaicznych lub przejściowych,
rokratycznymi. O ile zatem to nowe rozróżnienie może przyjąć pewne lecz również w obszarach najbardziej produktywnych i cechujących się
cechy poprzedniego (państwa określane mianem socjalistycznych upo- największym uprzemysłowieniem. Oto więc trzeci przypadek, wchodzą-
dabniałyby się do państw totalitarnych), problem przedstawia się inaczej. cy w skład aksjomatyki światowej: kapitał działający jako stosunek pro-
Liczne teorie „konwergencji”, usiłujące przedstawić możliwość ujedno- dukcji, lecz w ramach niekapitalistycznych sposobów produkcji. Moż-
licenia państw Wschodu i Zachodu są niezbyt przekonujące. Nawet izo- na zatem mówić o polimorfizmie państw Trzeciego Świata w stosunku
morfizm nie jest tutaj adekwatny: zachodzi tu bowiem rzeczywista he- do państw centrum. Jest to wymiar aksjomatyki co najmniej równie po-
teromorficzność, nie tylko ze względu na to, że sposób produkcji nie ma trzebny jak inne: nawet dużo bardziej, ponieważ heteromorfizm państw
charakteru kapitalistycznego, ale ponieważ stosunku produkcji nie okre- określanych mianem socjalistycznych został narzucony kapitalizmo-
śla Kapitał (lecz Plan). Jeśli jednak państwa socjalistyczne są kolejnymi wi, który przetrawił je tak jak mógł, podczas gdy polimorfizm państw
wzorcami urzeczywistnienia kapitalistycznej aksjomatyki, to ze wzglę-
du na istnienie pewnego jednego zewnętrznego rynku światowego, któ- 60 Zob. krytyczną listę aksjomatów peryferii, ułożoną przez Samira Aminia
ry pozostaje tu czynnikiem rozstrzygającym, nawet ponad stosunkami w: Accu­mulation on a World Scale, s. 390-394 i 373-376.

574 575
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

Trzeciego Świata jest częściowo zorganizowany przez centrum, jako ak- jak i jej urzeczywistnianie, stała się wyłącznym przedmiotem tej maszy-
sjomat zastępujący kolonizację. Wciąż odkrywamy na nowo dosłowną ny, lecz jako wojna mniej lub bardziej ograniczona. Co do celu zaś, pozo-
kwestię sposobów realizacji aksjomatyki światowej: izomorfizm wzor- stawał on politycznym celem państw. Różne czynniki, które dążyły do
ców przede wszystkim w państwach centralnych; heteromorfizm narzu- przekształcenia wojny w wojnę „totalną”, z czynnikiem faszystowskim
cony przez socjalistyczne państwa biurokratyczne; zorganizowany po- na czele, wyznaczają początek odwrócenia tego ruchu: jak gdyby pań-
limorfizm państw Trzeciego Świata. Również w tym przypadku byłoby stwa, po długim okresie zawłaszczania, zdołały w toku wojny, którą to-
absurdem wierzyć, że włączenie ruchów ludowych w całe to pole imma- czą ze sobą, odtworzyć autonomiczną maszynę wojenną. Jednak owa
nencji zasługuje z góry na potępienie, a także zakładać jako jednej skraj- wyzwolona czy rozpętana maszyna wojenna miała za przedmiot nadal
ności istnienie „dobrych” państw demokratycznych, socjaldemokra- wojnę urzeczywistnioną, teraz już totalną, nieograniczoną. Cała faszy-
tycznych lub socjalistycznych, albo też przeciwnie, uznawać wszystkie stowska ekonomia stała się ekonomią wojenną, jednak ekonomia wojen-
państwa za równoważne i jednorodne. na nadal potrzebowała wojny totalnej jako swojego przedmiotu. Odtąd
wojna faszystowska pozostawała podporządkowana formule Clause-
4. Moc (puissance). Załóżmy, że aksjomatyka wyzwala z konieczności witza, będąc „kontynuacją polityki innymi środkami”, nawet jeśli owe
moc większą niż ta, którą przetwarza, to znaczy większą od mocy zbio- inne środki stały się wykluczające czy też gdy wyłączny cel politycz-
rów służących jej za wzorce. Jest to jakby moc ciągłości związana z ak- ny wchodził w sprzeczność z przedmiotem (stąd bierze się teza Virilio,
sjomatyką, lecz wykraczająca poza nią. Rozpoznajemy tę moc od razu zgodnie z którą państwo faszystowskie byłoby raczej państwem „samo-
jako moc zniszczenia, wojny ucieleśnionej w technologicznych kom- bójczym” niż totalitarnym). Dopiero po II wojnie światowej automaty-
pleksach wojskowych, przemysłowych i finansowych, przechodzących zacja, a następnie automatyzacja maszyny wojennej przyniosły prawdzi-
w siebie nawzajem. Z jednej strony, wojna podąża tą samą drogą, co ka- wy rezultat. Jeśli wziąć pod uwagę nowe, przenikające ją antagonizmy,
pitalizm: tak, jak kapitał stały przyrasta proporcjonalnie, tak wojna sta- maszyna nie miała już wojny za swój wyłączny przedmiot, lecz obrała za
je się coraz bardziej „wojną na surowce”, gdzie człowiek nie prezentuje przedmiot i przejęła kontrolę nad pokojem, polityką, porządkiem świa-
sobą zmiennego kapitału ujarzmienia, lecz jest czystym elementem ma- towym, krótko mówiąc – nad swym celem. Tutaj właśnie pojawia się od-
szynowego zniewolenia. Z drugiej, ważniejszej strony, rosnące znaczenie wrócenie formuły Clausewitza: to polityka staje się kontynuacją wojny,
kapitału stałego w aksjomatyce sprawia, że spadek wartości istniejące- to pokój wyzwala technicznie materialny, nieograniczony proces wojny to-
go kapitału i formowanie się nowego kapitału nabiera rytmu i rozpię- talnej. Wojna przestaje być materializacją maszyny wojennej, lecz jest ma-
tości, które z konieczności przechodzą przez maszynę wojenną ucie- szyną wojenną, która sama stała się zmaterializowaną wojną. W tym sensie
leśnioną teraz w kompleksach: maszyna ta uczestniczy w ponownym faszyzm nie jest już potrzebny. Faszyści byli jedynie dziecięcymi prekur-
podziale świata wedle wymogów eksploatacji zasobów morskich i pla- sorami, absolutny pokój zaś, którego ramy wyznacza przetrwanie, zdołał
netarnych. Istnieje pewien ciągły „próg” mocy, który za każdym razem dokonać tego, czego nie udało się dokonać wojnie totalnej. Znajdujemy
towarzyszy przesuwaniu „granic” aksjomatyki; jak gdyby moc wojny za- się, już teraz, w stanie trzeciej wojny światowej, maszyna wojenna spra-
wsze przesycała zupełność systemu warunkując ją. Do klasycznych kon- wuje władzę nad całą aksjomatyką jako moc ciągłości, która otacza „go-
fliktów między państwami centrum (a także w ramach peryferyjnej kolo- spodarkę-świat”, łącząc ze sobą wszystkie części uniwersum. Świat po-
nizacji) dołączają się, a raczej je zastępują dwie wielkie linie konfliktowe: nownie stał się przestrzenią gładką (morze, powietrze, atmosfera), gdzie
między Zachodem i Wschodem oraz między Północą i Południem; krzy- rządzi wyłącznie jedna maszyna wojenna, nawet jeśli przeciwstawia so-
żują się one ze sobą i pokrywają całość. Zbrojenie Zachodu i Wschodu bie ona swoje poszczególne części. Wojny stały się częścią pokoju. Co
nie tylko pozwala w całości trwać i nadaje nową siłę oraz stawki lokal- więcej, państwa nie zawłaszczają już maszyny wojennej, lecz ją odtwarza-
nym konfliktom; nie tylko tworzy ono „apokaliptyczną” możliwość bez- ją, same stanowiąc jedynie jej część. Spośród wszystkich autorów, któ-
pośredniego starcia na obu wielkich osiach; zdaje się również, że maszy- rzy rozwinęli motyw apokaliptyczny czy też milenarystyczny, to Paul Vi-
na wojenna nabiera szczególnego dodatkowego sensu, przemysłowego, rilio wskazał pięć ściśle określonych punktów głoszących: że maszyna
politycznego, prawnego itd. Prawdą jest, że państwa w toku swych dzie- wojenna odkrywa swój nowy przedmiot w absolutnym pokoju terroru
jów nieustannie zawłaszczały maszynę wojenną; działo się to w tym sa- i zastraszenia; że działa ona poprzez „kapitalizację” technonaukową; że
mym czasie, gdy wojna, obejmująca zarówno gotowanie się do wojny, owa maszyna wojenna jest przerażająca nie tyle ze względu na możliwą

576 577
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

wojnę, obiecywaną niczym w szantażu, lecz przeciwnie, ze względu na jest przypadkowa, lecz stanowi (teorematyczną) konsekwencję aksjo-
rzeczywisty, bardzo szczególny pokój, który propaguje i który już zapro- matów kapitalizmu, zwłaszcza zaś niezbędnego dla jego funkcjonowa-
wadziła; że owa maszyna wojenna nie potrzebuje już określonego wro- nia aksjomatu określanego mianem nierównej wymiany. Formuła ta jest
ga, lecz zgodnie z wymogami aksjomatyki realizuje się przeciw „jakie- współczesną wersją dużo starszej formuły, która odnosiła się już do ar-
mukolwiek wrogowi”, wewnętrznemu lub zewnętrznemu (jednostce, chaicznych imperiów, choć pod innymi warunkami. Im bardziej impe-
grupie, klasie, ludowi, wydarzeniu, światu); że wynika stąd nowa kon- rium archaiczne nadkodowywało przepływy, tym silniej pobudzało ono
cepcja bezpieczeństwa jako ucieleśnionej wojny, jako zorganizowane- przepływy zdekodowane, które zwracały się przeciw niemu i wymusza-
go niebezpieczeństwa lub zaprogramowanej katastrofy, rozproszonej ły jego zmianę. Im więcej zdekodowanych przepływów wchodzi w ob-
i zmolekularyzowanej61. ręb centralnej aksjomatyki, tym silniej dążą one do wymknięcia się na
peryferia i postawienia problemów, których aksjomatyka ta nie może
5. Włączony środek. Nikt nie pokazał lepiej niż Braudel, że kapitalistycz- rozwiązać ani kontrolować (nawet za pomocą specjalnych aksjomatów,
na aksjomatyka potrzebuje centrum i że to centrum ustanowiło się na które dodaje w odniesieniu do peryferii). Cztery główne przepływy, za-
Północy w wyniku długiego procesu historycznego: „gospodarka-świat truwające życie przedstawicielom gospodarki-świata czy też zaburzają-
może istnieć jedynie wtedy, gdy sieć jest wystarczająco ciasna, a wy- ce aksjomatykę, to: przepływ materii-energii, przepływ populacji, prze-
miana przebiega w sposób regularny i jest wystarczająco duża, by stwo- pływ żywnościowy i przepływ miejski. Sytuacja wydaje się zagmatwana,
rzyć strefę centralną”62. Wielu autorów uważa, że pod tym względem oś ponieważ aksjomatyka wciąż tworzy te problemy, podczas gdy jej aksjo-
Północ-Południe, centrum-peryferia jest dziś jeszcze ważniejsza, niż oś maty, nawet pomnożone, ujmują jej środków potrzebnych do ich roz-
Wschód-Zachód, a nawet zasadniczo ją określa. To właśnie wyraża po- wiązania (na przykład cyrkulacja i dystrybucja, które umożliwiłyby wy-
pularna teza, podjęta i rozwinięta przez Giscarda d’Estaing: im większa żywienie świata). Nawet socjaldemokracja zaadaptowana do Trzeciego
równowaga panuje w centrum między Wschodem a Zachodem, poczy- Świata nie podejmuje się integracji całej wynędzniałej populacji z ryn-
nając od równowagi zbrojeniowej, tym większa nierównowaga czy „de- kiem wewnętrznym, lecz dokonuje raczej zerwania w ramach klasy, któ-
stabilizacja” zachodzi między Północą a Południem, przekładając się na re pozwoli wybrać możliwe do zintegrowania elementy. Z kolei państwa
destabilizację równowagi centralnej. Jest jasne, że w tym ujęciu Połu- centrum mają do czynienia nie tylko z Trzecim Światem, mają nie tyl-
dnie jest abstrakcyjnym pojęciem, które odnosi się do Trzeciego Świa- ko zewnętrzny Trzeci Świat, lecz również wewnętrzne „Trzecie Światy”,
ta czy peryferii; czy wręcz, że Południe lub Trzeci Świat są wewnętrzne które istnieją i rosną w ich obrębie oraz działają od wewnątrz. Pod pew-
względem centrum. Jest również jasne, że rzeczona destabilizacja nie nym względem można nawet stwierdzić, że peryferia i centrum wymie-
niają się określeniami: deterytorializacja centrum, odklejenie centrum
61 Paul Virilio, L’insécurité du territoire, Stock 1975; Prędkość i polityka, tłum. w stosunku do terytorialnych i narodowych całości sprawia, że forma-
S. Królak, Sic! 2008; Défense populaire et luttes écologiques, Galilée 1978: maszy- cje peryferyjne stają się prawdziwymi odwróconymi centrami, podczas
na wojenna odnajduje swój przedmiot w całości poza faszyzmem i wojną total- gdy formacje centralne podlegają peryferyzacji. Tezy Samira Amina zo-
ną, w pokoju grożącym nuklearną zagładą. To właśnie tutaj odwrócenie formuły
Clausewitza przyjmuje konkretne znaczenie, podczas gdy Państwo Politycz- stają tu równocześnie wzmocnione i zrelatywizowane. Im więcej rozwi-
ne dąży do zaniku, a maszyna wojenna przejmuje maksimum funkcji cywil- niętego przemysłu i uprzemysłowionego rolnictwa pojawia się na pery-
nych („ustawić całość społeczeństwa obywatelskiego w porządku wojskowego feriach za sprawą światowej aksjomatyki, prowizorycznie pozostawiając
bezpieczeństwa”, „znieść całość globalnego środowiska, odzierając ludy z cech
właściwych ich miejscu zamieszkania”, „wymazać rozróżnienie pomiędzy cza-
centrum działalność określaną mianem poprzemysłowej (automatyza-
sem wojny i pokoju (...)”: zob. rola mediów w tym względzie). Dobrego przykła- cja, elektronika, informatyka, podbój kosmosu, zbrojenia...), tym więcej
du dostarczają niektóre policje europejskie, gdy odwołują się do prawa do „za- peryferyjnych, niedorozwiniętych stref, wewnętrznych „Trzecich Świa-
strzelenia na miejscu”: przestają być one trybikami aparatu Państwa, stając się
tów”, wewnętrznych „Południ” pojawia się w centrum. „Masy” populacji
elementami maszyny wojennej.
62 Braudel pokazuje, w jaki sposób centrum grawitacyjne zawiązało się na północy wydane są na pastwę pracy prekarnej (outsourcing, praca tymczasowa lub
Europy, ale w wyniku ruchów, które od IX i X wieku wywołały konkurencję lub na czarno), utrzymując się oficjalnie jedynie z państwowych zasiłków czy
też rywalizację między Południem a Północą Europy (problemu tego nie należy prekarnej płacy. Myślicielom takim jak Negri, udało się wyjść od egzem-
mieszać z zagadnieniem formy miejskiej i formy państwowej, choć pokrywają
się one ze sobą). Zob. Naissance D’une économie-monde w: „Urbi”, I, wrzesień plarycznego przypadku Włoch i wypracować teorię owego wewnętrzne-
1979. go marginesu, który w coraz większym stopniu upodabnia studentów

578 579
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

do emarginati63. Zjawiska te potwierdzają różnicę między nowym ma- co zatem określa mniejszość, nie jest liczba, lecz relacje wewnętrzne
szynowym zniewoleniem i klasycznym ujarzmieniem. Ujarzmienie po- względem liczby. Mniejszość może być liczna lub nawet nieskończo-
zostaje skoncentrowane na pracy i odsyła do organizacji dwubiegunowej, na; tak samo większość. Tym, co je rozróżnia jest fakt, że w przypadku
własności-pracy, burżuazji-proletariatu. Z kolei w przypadku centralne- większości relacja wewnętrzna względem liczby ustanawia zbiór, skoń-
go zniewolenia i dominacji kapitału stałego, praca zdaje się odchylać czony albo nieskończony, lecz zawsze przeliczalny, podczas gdy mniej-
w dwóch kierunkach: w kierunku intensywnej pracy dodatkowej, któ- szość określa się jako zbiór nieprzeliczalny, niezależnie od tego, jaka by-
ra nie przechodzi już przez pracę, oraz w kierunku pracy ekstensywnej, łaby liczba jego elementów. Tym, co cechuje nieprzeliczalność nie jest
która staje się prekarna i dryfująca. Totalitarna tendencja do porzuca- ani zbiór, ani elementy; jest to raczej połączenie (connexion), „i”, które
nia aksjomatów zatrudnienia i socjaldemokratyczna tendencja do mno- wytwarza się między elementami, między zbiorami, które nie przynale-
żenia ustaw mogą się tutaj połączyć, lecz jedynie po to, by zarządzać roz- ży do żadnego z nich, które wymyka się im i ustanawia linię ujścia. Ak-
warstwieniami klasowymi. W ten sposób jeszcze bardziej podkreślana sjomatyka posługuje się zatem jedynie zbiorami przeliczalnymi, nawet
jest opozycja między aksjomatyką i przepływami, których nie udaje się nieskończonymi, podczas gdy mniejszości ustanawiają zbiory „roz-
jej opanować. myte”, nieprzeliczalne, niepoddające się aksjomatyzacji, jednym sło-
wem, owe „masy”, owe wielości ujścia lub przepływu. Niezależnie od
6. Mniejszości. Nasz wiek staje się wiekiem mniejszości. Widzieliśmy tego, czy będzie to zbiór nieskończony peryferyjnych nie-białych, czy
kilkukrotnie, że definiują się one niekoniecznie przez małą liczebność, zbiór sprowadzony do Basków, Korsykan itd., wszędzie widzimy prze-
lecz przez stawanie się lub linię fluktuacji, to znaczy przez lukę oddzie- słanki dla światowego ruchu: mniejszości odtwarzają zjawiska „narodo-
lającą je od tego czy innego aksjomatu ustanawiającego nadmiarową wościowe”, które państwo stara się kontrolować i zdusić. Obszar socja-
większość („Ulisses lub też dzisiejszy przeciętny Europejczyk, miesz- listyczno-biurokratyczny nie jest z pewnością wolny od tych ruchów i,
kaniec miasta” czy, jak ujmuje to Yann Moulier, „obywatel państwa, ro- jak zauważył Amalrik, dysydenci nic nie znaczą czy też służą wyłącznie
botnik wykwalifikowany, płci męskiej, powyżej trzydziestego piąte- jako pionki w międzynarodowej polityce, jeśli abstrahuje się od oddzia-
go roku życia”). Mniejszość może składać się z małej liczby, lecz może łujących na ZSRR mniejszości. Z punktu widzenia aksjomatyki i rynku
również obejmować liczbę największą, ustanawiać większość abso- to, że mniejszości są niezdolne do ustanowienia trwałych państw, ma
lutną, nieskończoną. Zdarza się, że autorzy, nawet uznawani za lewi- niewielkie znaczenie, ponieważ w dłuższej perspektywie sprzyjają one
cowych, biją na kapitalistyczny alarm: za dwadzieścia lat „biali” będą kompozycjom, które przechodzą przez kapitalistyczną gospodarkę nie
stanowić jedynie dwanaście procent światowej populacji... Nie zado- bardziej, niż przez formę państwową. Odpowiedź państw czy aksjoma-
walają się przy tym stwierdzeniem, że większość się zmienia albo że już tyki może oczywiście polegać na przyznaniu mniejszościom regional-
się zmieniła, lecz raczej że znajduje się ona pod wpływem namnażają- nej, federalnej lub prawnej autonomii, czyli, krótko mówiąc, na doda-
cej się i nieprzeliczalnej mniejszości, która może zniszczyć samo po- niu aksjomatów. Jednak to akurat nie stanowi problemu: mielibyśmy
jęcie większości, to znaczy większość ujmowaną jako aksjomat. Dziw- tu do czynienia jedynie z działaniem polegającym na przekładzie mniej-
ne pojęcie nie-białych nie tworzy wszak zbioru przeliczalnego. Tym, szości na zbiory czy podzbiory przeliczalne, które wchodziłyby jako ele-
menty w skład większości, mogłyby być uznane za część większości.
W ten sam sposób ma się rzecz ze statusem kobiet, młodzieży, prekar-
63 Ruch w badaniach marksistowskich, który ukształtował się pod wpływem Ma-
rio Trontiego (Operai e capitale, Einaudi 1966; wyd. fr.: Ouviers et capital, Bour-
nych pracowników itd. Można nawet ujmować, zarówno w kategoriach
gois 1977) rozwijał się następnie za sprawą włoskiej autonomii i Antonio Ne- kryzysu, jak i krwi, bardziej radykalny zwrot, który uczyniłby z białego
griego jako analiza nowych form pracy i walki przeciwko pracy. Skupił się on świata peryferia żółtego centrum; byłaby to bez wątpienia całkiem od-
na równoczesnym wykazaniu, że: 1) nie jest to zjawisko przypadkowe czy „mar-
mienna aksjomatyka. Jednak mówimy o czymś innym, co nie dałoby się
ginalne” dla kapitalizmu, lecz ma kluczowe znaczenie dla składu kapitału (pro-
porcjonalny przyrost kapitału stałego); 2) lecz również, że zjawisko to rodzi w ten sposób uregulować: kobiety, nie-ludzie jako mniejszość, jako prze-
nowy typ walk robotniczych, ludowych, etnicznych, światowych, toczących się pływ lub zbiór niepoliczalny, nie otrzymują żadnego adekwatnego wy-
we wszystkich obszarach. Por. Antonio Negri, zwł. Marx oltre Marx, Feltrinelli razu, stając się elementami większości, to znaczy skończonego, przeli-
1978; K. H. Roth, Die andere Arbeiterbewegung, Trikont 1974; oraz obecne fran-
cuskie prace takich autorów jak Yann Moulier, Alain i Danièl Guillerm, Benja- czalnego zbioru. Nie-biali nie otrzymują żadnego adekwatnego wyrazu,
min Coriat i in. stając się nową żółtą, czarną większością, przeliczalnym, skończonym

580 581
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

zbiorem. Właściwością mniejszości jest nadawanie wartości mocy nie- wojny absolutnej, którą maszyna ta ma przegnać. Widzieliśmy także, jak
przeliczalności, nawet wówczas, gdy jest ona złożona z jednego człon- maszyna wojenna wprowadza procesy ilościowe i jakościowe, minia-
ka. Jest to właśnie formuła wielości. Mniejszość jako figura uniwersal- turyzacje i adaptacje umożliwiające stopniowanie ataków albo kontr-
na czy też stawanie się wszystkimi. Kobieta: wszyscy mamy się nią stać, ataków, odnoszących się zawsze do „jakiegokolwiek wroga” (jednostki,
niezależnie od tego, czy jesteśmy płci męskiej, czy żeńskiej. Nie-biali: grupy, ludy...). W tych warunkach jednak kapitalistyczna aksjomatyka
wszyscy mamy się nimi stać, niezależnie od tego, czy jesteśmy biali, żół- nieprzerwanie wytwarza i odtwarza to, co maszyna wojenna stara się
ci czy czarni. Tu także nie chodzi o to, że walka na poziomie aksjoma- wyeliminować. Nawet organizacja głodu mnoży głodnych, w tym sa-
tów jest bez znaczenia; przeciwnie, ma ona rozstrzygający charakter (na mym stopniu, w jakim ich zabija. Nawet organizacja obozów, w czym
najróżniejszych poziomach: walki kobiet o prawo głosu, o aborcję, za- obszar „socjalistyczny” wiedzie zatrważający prym, nie zapewnia rady-
trudnienie; walki regionów o autonomię; walki Trzeciego Świata; walki kalnego rozwiązania, o którym śni władza. Eksterminacja mniejszości
uciskanych mas i mniejszości w rejonach Wschodu i Zachodu...). Istnie- rodzi kolejną mniejszość, mniejszość tej mniejszości. Pomimo stało-
je jednak zawsze również pewien znak pokazujący, że walki te są wskaź- ści masakr jest czymś względnie trudnym doprowadzenie do likwidacji
nikiem innego, współistniejącego boju. Jak umiarkowane byłoby dane grupy czy ludu, nawet w Trzecim Świecie, od kiedy został on powiąza-
roszczenie, przedstawia ono zawsze punkt, którego aksjomatyka nie ny z elementami aksjomatyki. Przyjmując jeszcze inny punkt widzenia,
może wesprzeć, jako że ludzie odwołują się do samodzielnego przedsta- można przewidzieć, że problemy związane z ekonomią, a dotyczące re-
wiania swoich problemów, do określenia przynajmniej partykularnych formy kapitału w stosunku do nowych zasobów (ropa znajdująca się na
warunków, pod którymi mogliby uzyskać bardziej ogólne rozwiązanie dnie morza, złoża metali, zasoby żywnościowe) będą wymagały nie tyl-
(trzymać się Partykularności jako innowacyjnej formy). Zawsze zdumie- ko ponownego podziału świata, który mógłby zmobilizować światową
wa powtórka tej samej historii: umiarkowanie żądań mniejszości na po- maszynę wojenną i wyznaczyć jej częściom nowe cele; w stosunku do
czątku, połączone z niezdolnością aksjomatyki do rozwiązania choćby omawianych obszarów dojdzie również do formowania się czy też re-
najmniejszego związanego z nimi problemu. Krótko mówiąc: walka formowania zbiorów mniejszościowych. W ogólnym ujęciu, integracja
wokół aksjomatów jest tym ważniejsza, że manifestuje ona i drąży lukę nie dostarcza lepszego rozwiązania problemu mniejszości, nawet jeśli
między dwoma typami – twierdzeń przepływów i twierdzeń aksjoma- dotyczy ona aksjomatów, uzyskania statusu prawnego, autonomii czy
tów. Moc mniejszości nie mierzy się przez jej zdolność do wejścia w ob- niezależności. Ich taktyka prowadzi tędy z konieczności, jeśli jednak
ręb systemu większościowego lub narzucenia się mu ani nawet do oba- mniejszości te są rewolucyjne, to dlatego, że wspierają one głębszy ruch,
lenia z konieczności tautologicznego kryterium większości, lecz przez kwestionujący samą światową aksjomatykę. Moc mniejszości, partyku-
zdolność do nadania wartości sile zbiorów nieprzeliczalnych, nieważ- larności, odnajduje swą postać lub też powszechną świadomość w prole-
ne jak małych, i przeciwstawienia ich sile zbiorów przeliczalnych, choć- tariacie. O ile jednak klasa robotnicza określa się przez pozyskany status
by nieskończonych, odwróconych lub przekształconych, choćby im- czy nawet przez teoretycznie zdobyte państwo, jawi się ona jedynie jako
plikowały one nowe aksjomaty czy wręcz nową aksjomatykę. Pytanie „kapitał”, jako partia kapitału (kapitału zmiennego) i nie wychodzi poza
wcale nie dotyczy kwestii „anarchia czy organizacja” ani nawet centrali- płaszczyznę kapitału. Co najwyżej płaszczyzna ta staje się biurokratycz-
zmu i decentralizacji, lecz rachunku lub koncepcji problemów dotyczą- na. To za sprawą wyjścia poza płaszczyznę kapitału, za sprawą nieprze-
cych zbiorów nieprzeliczalnych, przeciwstawionych aksjomatyce zbio- rwanego jej opuszczania, masa nieprzerwanie staje-się-rewolucyjna
rów przeliczalnych. Rachunek ten może mieć zatem swe kompozycje, i niszczy dominującą równowagę przeliczalnych zbiorów64. Nie wia-
swe organizacje, nawet swe centralizacje, choć nie przechodzą one ani domo, czym miałoby być państwo Amazonek, państwo kobiet, a nawet
przez drogi państw, ani przez proces aksjomatyki, lecz przez stawanie
się mniejszością.
64 Jest to jedna z podstawowych tez Trontiego, który określił nową koncepcję „ro-
botnika masowego” i stosunku do pracy. Aby walczyć przeciw kapitałowi, kla-
7. Twierdzenia nierozstrzygalne. Można zgłosić zastrzeżenie, że sama ak- sa robotnicza musi walczyć również przeciw sobie samej; jest to krańcowe
sjomatyka uwalnia moc nieskończonego, niepoliczalnego zbioru, ściślej stadium sprzeczności, nie dla robotników, lecz dla kapitalistów. (…) Kapitali-
styczna płaszczyzna zaczyna działać na wspak, już nie jako społeczny rozwój, lecz
zaś: moc swej maszyny wojennej. Jednak ogólne „traktowanie” mniej- jako proces rewolucyjny”. Zob. Ouviers et capital, s. 322; to właśnie Negri nazwał
szości maszyną wojenną wydaje się dosyć trudne bez wywoływania kryzysem państwa planującego.

582 583
t ys i ąc P l at e au / 1 3 / 7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a

państwo prekarnych pracowników, państwo „odmowy”. Mniejszości stawaniu-się-molekularnym...65. Nie istnieje walka, która nie toczyłaby
nie ustanawiają trwałych państw, w sensie kulturowym, politycznym się z pominięciem nierozstrzygalnych twierdzeń i nie tworzyłaby rewo-
czy ekonomicznym, dlatego, że forma państwowa nie jest z nimi zbież- lucyjnych połączeń przeciw aksjomatycznym sprzężeniom.
na, tak samo jak aksjomatyka kapitału i związana z nią kultura. Często
możemy zauważyć, jak kapitał wprowadza i organizuje nietrwałe pań-
stwa zgodnie ze swymi potrzebami tylko po to, by zniszczyć mniejszo-
ści. Również sama kwestia mniejszości dotyczy raczej obalenia kapita-
lizmu, redefinicji socjalizmu, ustanowienia maszyny wojennej zdolnej
odpowiedzieć światowej maszynie wojennej kontratakiem za pomocą
innych środków. Jeśli oba rozwiązania – eksterminacja i integracja – wy-
dają się całkiem niemożliwe, to ze względu na najbardziej fundamental-
ne prawo kapitalizmu, zgodnie z którym wciąż stawia on i przesuwa swe
granice, wzbudzając tym samym liczne przepływy, płynące we wszyst-
kich kierunkach, które wymykają się jego aksjomatyce. Spełnia się on
w zbiorach przeliczalnych, które służą mu za wzorce jedynie o tyle, o ile usta-
nawia tym samym gestem zbiory nieprzeliczalne, które przenikają i zaburza-
ją te wzorce. Kapitalizm dokonuje „sprzężenia” zdekodowanych i zdete-
rytorializowanych przepływów jedynie o tyle, o ile idą one jeszcze dalej,
wymykając się sprzęgającej je aksjomatyce oraz reterytorializującym je
wzorcom, o ile dążą do „połączenia”, kreślącego nową Ziemię, o ile usta-
nawiają maszynę wojenną, nie mającą już za cel wojny ani też ekstermi-
nacji czy pokoju opartego na powszechnym terrorze, lecz rewolucyjny
ruch (połączenie przepływów, komponowanie zbiorów nieprzeliczal-
nych, stawanie-się-mniejszościowymi przez wszystkich). Nie chodzi tu
o rozproszenie czy rozdrobnienie: ponownie odkrywamy tu raczej prze-
ciwstawienie płaszczyzny spójności i płaszczyzny organizacji oraz rozwoju
kapitału lub płaszczyzny biurokratycznego socjalizmu. Konstruktywizm,
„diagramatyzm”, działają w każdym przypadku poprzez określenie wa-
runków problemu i przez linie poprzeczne biegnące między nimi: prze-
ciwstawiają się one tyleż automatyzacji kapitalistycznych aksjomatów,
ile biurokratycznemu programowaniu. W tym znaczeniu to, co nazy-
wamy „twierdzeniami nierozstrzygalnymi”, nie polega na niepewności
dotyczącej konsekwencji, która z konieczności stanowi cechę każde-
go systemu. Jest to, przeciwnie, współistnienie i nierozdzielność tego,
co system stara się odegnać i tego, co wciąż mu się wymyka wzdłuż da-
jących się łączyć linii ujścia. Nierozstrzygalność jest w pełnym znacze-
niu tego słowa zarodkiem i miejscem rewolucyjnych decyzji. Niekiedy
65 Jest to jeszcze inny aspekt obecnej sytuacji: nie tylko nowe walki związane z pra-
przywołuje się tu nowoczesne technologie systemu światowego znie- cą i ewolucją pracy, lecz cała domena tego, co określa się mianem „praktyk alter-
wolenia; lecz nawet, a wręcz przede wszystkim, to maszynowe zniewo- natywnych” i konstrukcja tych praktyk (wolne stacje radiowe byłyby przykładem
lenie obfituje w twierdzenia i ruchy nierozstrzygalne, które nie tylko nie najprostszym, lecz chodziłoby również o wspólnotowe zasoby miejskie, alterna-
tywę dla psychiatrii itd.). Na temat wszystkich tych wątków oraz związku pomię-
odsyłają do wiedzy zaprzysięgłych specjalistów, lecz oferują broń stawa- dzy obydwoma aspektami zob. Franco „Bifo” Berardi, Finalemente el cielo e cadu-
niu-się-wszystkim, stawaniu-się-radiem, stawaniu-się-elektronicznym, tosulla terra, Squilibri 1978, oraz Les Untorelli, „Recherches” nr 30, 1977.

584
/ 14 /

1 4 4 0 – G ł a dk i e i w y ż ło b i o n e

Kołdra

Przestrzeń gładka i przestrzeń wyżłobiona – przestrzeń koczownicza


i osiadła – przestrzeń, w której rozwija się maszyna wojenna i przestrzeń
ustanowiona przez państwo – nie mają one tej samej natury. Niekiedy
możemy wyznaczyć prostą opozycję między dwoma rodzajami prze-
strzeni. Czasami musimy jednakże wskazać dużo bardziej złożoną róż-
nicę, sprawiającą, że kolejne elementy rozważanej opozycji w ogóle się
ze sobą nie zbiegają. Musimy też pamiętać, że obie przestrzenie istnie-
ją jedynie jako mieszaniny łączące jedną i drugą: przestrzeń gładka jest

587
t ys i ąc P l at e au / 1 4 / 1 4 4 0 – G ł a d k i e i w y ż ło b i o n e

cały czas przekładana na przestrzeń wyżłobioną i z nią krzyżowana; prze- Wśród elastycznych i stałych wytworów istnieje jednak również fil-
strzeń wyżłobiona jest wciąż odwracana, zwracana przestrzeni gładkiej. cowanie, które działa zupełnie inaczej, jak anty-tkanina. Nie wiąże się
W pierwszym przypadku nawet pustynia jest organizowana; w drugim, ono z przesuwaniem przędzy lub jej krzyżowaniem, lecz z plątaniem włó-
to pustynia poszerza się i rozrasta; oba przypadki mogą zachodzić rów- kien, uzyskiwanym przez folowanie (na przykład poprzez naprzemienne
nocześnie. Faktyczne mieszaniny nie przeszkadzają zatem w dokonaniu walcowanie bloku włókien w przód i w tył). Tym, co się plącze, są mikro-
rozróżnienia co do zasady, abstrakcyjnego rozróżnienia między obiema łuski włókien. Plątanina ta nie ma nic z jednorodności: jest raczej gładka
przestrzeniami. To właśnie dlatego nie łączą się one ze sobą w ten sam i przeciwstawia się punkt po punkcie przestrzeni tkaniny (jest zasadni-
sposób: owo rozróżnienie co do zasady określa formy, takiej lub innej, czo nieskończona, otwarta, nieograniczona we wszystkich kierunkach;
faktycznej mieszaniny, a także jej znaczenie (czy przestrzeń gładka jest nie ma ani spodu, ani wierzchu, ani centrum; nie wyznacza elementów
schwytana, otoczona przez przestrzeń wyżłobioną, czy to raczej prze- stałych i ruchomych, lecz raczej dokonuje rozkładu ciągłej zmiany). Na-
strzeń wyżłobiona rozpuszcza się w gładkiej, umożliwiając jej rozwój?). wet technolodzy mający zatem największe wątpliwości co do innowa-
Istnieje więc szereg równoczesnych pytań: proste opozycje dwóch prze- cyjności koczowników, muszą uznać ich zasługi w odniesieniu do filcu:
strzeni; złożone różnice; faktyczne mieszaniny i zachodzące między nimi doskonały izolator, genialny wynalazek, materiał nadający się na na-
przejścia; przyczyny mieszanin, które wcale nie są symetryczne i które miot, ubranie, a nawet zbroję (jak u Turko-Mongołów). Bez wątpienia
sprawiają, że przechodzi się już to od przestrzeni gładkiej do wyżłobio- koczownicy z Afryki i Maghrebu traktowali wełnę jak tkaninę. Czyż nie
nej, już to od wyżłobionej do gładkiej, za sprawą zupełnie różnych ru- odkrywamy tu (nawet jeśli ryzykujemy przemieszczenie przeciwstawie-
chów. Konieczne jest zatem przyjrzenie się pewnej liczbie modeli, które nia) dwóch koncepcji, a nawet dwóch bardzo odmiennych praktyk tka-
byłyby niczym zmienne aspekty dwóch przestrzeni i relacji między nimi. ctwa, które różnią się od siebie mniej więcej tak, jak filc i tkanina? Wszak
wśród ludów osiadłych tkanina używana do produkcji odzieży i tkani-
Model technologiczny – Tkanina ma zasadniczo pewien szereg cech po- na stosowana do obić dążą do wchłonięcia już to ciała, już to przestrze-
zwalających zdefiniować ją jako przestrzeń wyżłobioną. Po pierwsze, ni zewnętrznej wobec nieruchomego domu: tkanina łączy ze sobą ciało
tworzą ją dwa równoległe elementy: w najprostszym przypadku są to i zewnętrze w zamkniętej przestrzeni. Koczownik z kolei klasyfikuje za-
elementy pionowe i poziome, krzyżujące się ze sobą prostopadle. Po równo ubiór, jak i dom w ramach przestrzeni zewnętrznej, gładkiej prze-
drugie, dwa rodzaje elementów pełnią dwie różne funkcje; jedne są sta- strzeni, w której się porusza.
łe, drugie natomiast ruchome i przechodzą nad i pod elementami stały- Tkanina i filc wiążą się ze sobą i mieszają na wiele sposobów. Czy
mi. Leroi-Gourhan przeanalizował tę figurę „elastycznych ciał stałych”, nie możemy zatem jeszcze raz przesunąć opozycji? Na przykład robienie
zarówno w odniesieniu do wikliniarstwa, jak i tkactwa: pręty wikliny na drutach, tworzące przestrzeń wyżłobioną, tak, że każdy z drutów peł-
i nici, osnowa i wątek1. Po trzecie, przestrzeń wyżłobiona w ten sposób ni na zmianę rolę wątku i osnowy. Z kolei szydełko wyznacza przestrzeń
jest z konieczności ograniczona, zamknięta co najmniej z jednej strony: otwartą we wszystkich kierunkach, dającą się przedłużać w każdą stronę,
tkanina może mieć nieskończoną długość, ale nie szerokość, określaną jakkolwiek przestrzeń ta nadal posiada centrum. Dużo bardziej znaczą-
przez ogniwa łańcucha ramy osnowy; konieczność przechodzenia na po- ce jest jednak rozróżnienie haftu, wraz z jego tematem czy też motywem
wrót prowadzi do przestrzeni zamkniętej (koliste i cylindryczne figury centralnym, oraz patchworku, z właściwymi mu połączeniami bok-w-
są wszak zamknięte). Wreszcie, tego typu przestrzeń zdaje się z koniecz- -bok i nieskończonym dodawaniem kolejnych fragmentów tkaniny.
ności mieć spód i wierzch; nawet jeśli przędze osnowy i wątku mają do- Niewątpliwie haft może być niezwykle skomplikowany, zarówno jeśli
kładnie tę samą naturę, tę samą liczbę i tę samą gęstość, to tkanie odtwa- chodzi o jego elementy zmienne, jak i stałe, ruchome i nieruchome. Na-
rza spód poprzez przeniesienie supłów na jedną stronę. Czyż to nie ze tomiast patchwork może przedstawiać coś na kształt motywów, syme-
względu na te wszystkie cechy Platon obiera tkactwo za wzór dla „kró- trii, współbrzmienia przypominającego haft. Sama płaszczyzna powsta-
lewskiej nauki”, to znaczy sztuki rządzenia ludźmi lub zarządzania apa- je jednak w zupełnie inny sposób: nie ma tu centrum; wzór podstawowy
ratem państwowym? (block) składa się z pojedynczego elementu; powrót do tego elementu
wyzwala niezwykle rytmiczne walory, odmienne od harmonii cechują-
1 André Leroi-Gourhan, L’homme et la matière, Albin Michel 1973, s. 244 i nast. cej haft (zwłaszcza crazy patchwork, łączący fragmenty tkaniny w różnym
(a także opozycja tkaniny i filcu). kształcie i kolorze, bawiący się jej teksturą). „Pracowała już nad nim od

588 589
t ys i ąc P l at e au / 1 4 / 1 4 4 0 – G ł a d k i e i w y ż ło b i o n e

piętnastu lat, nie rozstając się nigdy z nieforemnym woreczkiem z wy-


tartego i przybrudzonego brokatu, zawierającym przedziwną kolekcję Model muzyczny – Pierre Boulez jako pierwszy rozwinął zbiór prostych
skrawków materiału wszelkiego możliwego kształtu i koloru. Nigdy nie przeciwstawień i złożonych różnic, a także niesymetrycznych współza-
mogła się zdecydować na ułożenie ich według jakiegoś określonego wzo- leżności pomiędzy przestrzenią gładką i wyżłobioną. Stworzył te poję-
ru ani sama wybrać wzór; próbowała wciąż i zmieniała zdanie, zastana- cia i terminy w polu muzycznym, definiując je ściśle na kilku poziomach,
wiała się i przymierzała na nowo skrawki niby klocki układanki, usiłu- aby za jednym zamachem zdać sprawę z abstrakcyjnego rozróżnienia
jąc dopasować je do jakiegoś wzoru czy też wzór dopasować do nich, bez i z konkretnych mieszanin. Ujmując rzecz najprościej, Boulez stwierdził,
użycia nożyczek, wygładzając kolorowe gałganki miękkimi palcami”2. To że gładką czasoprzestrzeń zajmuje się bez liczenia, podczas gdy w czaso-
bezkształtna zbieranina poskładanych ze sobą kawałków, które można przestrzeni wyżłobionej liczy się, aby ją zająć. Takie ujęcie pozwala wy-
połączyć na nieskończenie wiele sposobów: widzimy, że patchwork jest czuć czy też dostrzec różnicę pomiędzy wielościami nie-metrycznymi
dosłownie przestrzenią riemannowską czy raczej przestrzenią odwróco- i wielościami metrycznymi, pomiędzy przestrzeniami kierunkowymi
ną. Stąd wynika ustanowienie bardzo szczególnych grup pracy przy sa- i wymiarowymi. Przywraca im to dźwięczność i muzyczność. Bez wąt-
mej pracy nad patchworkiem (warto zwrócić uwagę na znaczenie, jakie pienia jego własne dzieło wykonane jest z tych relacji, stworzonych czy
w Ameryce miało quilting party, a także rolę, jaką pełniło ono w odnie- też odtworzonych w formie muzycznej4.
sieniu do kobiecej wspólnotowości). Przestrzeń gładka patchworku po- Na drugim poziomie można stwierdzić, że przestrzeń podlega
kazuje też, że „gładkość” nie oznacza jednorodności; przeciwnie, jest to dwóm typom zerwania: jeden definiowany jest przez wzorzec, a drugi –
przestrzeń bezkształtna, amorficzna, będąca prefiguracją op-artu. nieregularny i nieokreślony, mogący realizować się w dowolnym miejscu.
Szczególnie interesująca pod tym względem jest historia Kołdry. Na jeszcze innym poziomie można stwierdzić, że częstotliwości mogą
Kołdrą nazywa się połączenie dwóch fragmentów tkaniny, zszytych ra- rozdzielać się w interwałach, pomiędzy zerwaniami albo też rozkładać
zem i wypchanych. Dlatego może ona nie ani wierzchu, ani spodu. Je- się statystycznie, bez zerwania: w pierwszym przypadku reguła podzia-
śli nałoży się historię kołdry na krótką sekwencję migracji (koloniści, łu zerwań i interwałów określana jest jako „modulo”; może ona być sta-
którzy opuścili Europę, udając się do nowego świata), można zauwa- ła i nieruchoma (przestrzeń wyżłobiona prosto) albo może być zmien-
żyć przejście od formuły zdominowanej przez haft (tak zwane „zwykłe” na, czy to w sposób regularny, czy nieregularny (przestrzenie żłobione
kołdry) do formuły patchworku („kołdry zdobione”, a przede wszyst- w krzywizny, skupione, jeśli modulo jest zmienne w sposób regularny,
kim „kołdry z łączonych kawałków”). Choć więc pierwsi osadnicy w XVI i nieskupione, jeśli jest nieregularne). Jednak gdy nie ma modulo, roz-
wieku przywieźli zwykłe kołdry, wyjątkowo piękne haftowane i żłobio- dział częstotliwości zachodzi bez cięcia: dokonuje się on „statystycznie”,
ne przestrzenie, to do końca XVII wieku rozwijają oni stopniowo techni- na skrawku przestrzeni, nieważne jak mały by on nie był; ma ona jednak
kę patchworku, przede wszystkim ze względu na brak tekstyliów (resztki co najmniej dwa aspekty, wedle których rozdział jest równy (przestrzeń
tkanin, kawałki wycinane ze zużytych ubrań, wykorzystanie zawartości gładka nieukierunkowana) lub też cechujący się różnym stopniem roz-
„worka ze ścinkami”), a także z powodu sukcesu indyjskich materiałów rzedzenia albo gęstości (przestrzeń gładka ukierunkowana). Czy w przy-
bawełnianych. Zupełnie jakby gładka przestrzeń narodziła się lub wyszła padku gładkiej przestrzeni pozbawionej zerwania i modulo można mó-
z przestrzeni wyżłobionej, nie bez wzajemnej korelacji, załatania jednej wić również o braku interwału? Albo przeciwnie, czy w takim przypadku
przez drugą albo przejścia jednej w drugą, obecnej mimo zachodzących wszystko nie staje się interwałem, intermezzo? To, co gładkie, stanowi
między nimi różnic. Zgodnie z migracją, w stopniu, w jakim łączy się ona nomos, podczas gdy to, co wyżłobione, zawsze ma logos, na przykład ok-
z nomadyzmem, patchwork przyjmuje nie tylko nazwy przebytych tras, tawę. Problem Bouleza polega na połączeniu dwóch typów przestrzeni,
lecz również je „reprezentuje”, jako nieoddzielny od prędkości czy też ru-
chu w obrębie otwartej przestrzeni3.
pobudzić pewne tendencje w malarstwie amerykańskim: z jednej strony za
sprawą „bieli na bieli” zwykłych kołder, z drugiej za sprawą kompozycji patch­
2 William Faulkner, Sartoris, tłum. K. Wojciechowska, PIW 1969, s. 146. workowych („można tu odkryć efekty optyczne, obrazy ułożone w serie, za-
3 Na temat historii kołdry i patchworku w wyobraźni amerykańskiej zob. Jo- stosowanie kolorowych pól, rzeczywiste pojmowanie przestrzeni negatywnej,
nathan Holstein, American Pieced Quilts, Viking 1973 (wraz z reprodukcjami sposób ujęcia abstrakcji formalnej itp., s.12).
i bibliografią). Holstein nie udaje, że kołdra jest zasadniczym źródłem sztuki 4 Pierre Boulez, Penser la musique aujourd’hui, Gonthier 1963, s. 95 i nast. Analizę
amerykańskiej, lecz zaznacza, w którym miejscu mogła ona zainspirować lub Bouleza podsumowujemy w kolejnym paragrafie.

590 591
t ys i ąc P l at e au / 1 4 / 1 4 4 0 – G ł a d k i e i w y ż ło b i o n e

ich naprzemienności i nakładaniu się: w jaki sposób „silnie ukierunko- przestrzeń). Przestrzeń gładka, ukierunkowana czy nie, zwłaszcza jed-
wana, gładka przestrzeń miałaby dążyć do mieszania się z przestrzenią nak nieukierunkowana, ma charakter kierunkowy, nie zaś wymiarowy
wyżłobioną”, w jaki sposób „przestrzeń wyżłobiona, gdzie statystycz- czy też metryczny. Przestrzeń gładka zajmowana jest przez wydarzenia
ny rozkład faktycznie wykorzystywanych wysokości byłby równy, mia- lub istności w znacznie większym stopniu, niż przez rzeczy uformowa-
łaby dążyć do mieszania się z przestrzenią gładką”; w jaki sposób oktawa ne i postrzegane. Jest to przestrzeń raczej afektywna niż nacechowana
może być zastąpiona przez „skale nieoktawowe” odtwarzające się we- własnościami. Postrzeżenie w jej obrębie ma raczej haptyczny niż optycz-
dle zasady spiralnej; w jaki sposób „tekstura” może być przepracowana ny charakter. O ile w przestrzeni wyżłobionej formy organizują materię,
tak, by utracić swe stałe i jednorodne wartości, by stać się wsparciem dla w przestrzeni gładkiej to materiały opisują siły lub służą im za sympto-
prześlizgów w czasie, przesunięć w ramach interwałów, przekształceń my. Jest to zatem raczej intensywna, a nie ekstensywna przestrzeń, prze-
son-artu porównywalnych z tymi, jakie zachodzą w op-arcie. strzeń odległości, nie zaś miar. Intensywne Spatium zamiast Extensio.
Powróćmy do prostego przeciwstawienia: o wyżłobieniu możemy Ciało bez Organów zamiast organizmu i organizacji. Postrzeżenie skła-
mówić w odniesieniu do krzyżowania tego, co stałe i zmienne, tego, co da się raczej z symptomów i szacunków niż z miar i własności. To dlate-
organizuje poziome linie melodyczne i pionowe płaszczyzny harmonicz- go gładką przestrzeń zajmują intensywności, wiatry i szmery, siły, jakości
ne. Gładkość dotyczy z kolei ciągłej zmiany, ciągłego rozwoju sprzyjają- dotykowe i dźwiękowe, jak na pustyni, na stepie albo na lodzie6. Pękanie
cego tworzeniu ściśle rytmicznych wartości, czystego wytyczania linii lodu i pieśń piasków. Tym, co osłania wyżłobioną przestrzeń, jest, prze-
przekątnej poprzez to, co pionowe i poziome. ciwnie, niebo i wynikające z niego mierzalne jakości wizualne.
W tym właśnie miejscu pojawia się szczególny problem morza. Mo-
Model morski – Z pewnością tak w przestrzeni wyżłobionej, jak i gładkiej rze jest w najwyższym stopniu powierzchnią gładką, a przez to jest naj-
istnieją punkty, linie i powierzchnie (również objętości, lecz tę kwestię bardziej podatne na wymogi coraz bardziej ścisłego żłobienia. Problem
odkładamy na razie na bok). A zatem w przestrzeni wyżłobionej linie ten nie pojawia się w pobliżu lądu. Przeciwnie, to nawigacja dalekomor-
i trasy mają tendencję do podlegania punktom: przechodzi się od jed- ska żłobi morza. Przestrzeń morska żłobi się w odniesieniu do dwóch
nego punktu do drugiego. W przestrzeni gładkiej rzecz ma się odwrot- naukowych zdobyczy, astronomicznej i geograficznej: punkt albo poło-
nie: punkty są poddane trasie; w przypadku koczowników jest to wektor żenie, które uzyskuje się w wyniku szeregu obliczeń opierających się na
odzienie-namiot-przestrzeń zewnętrzna. Chodzi o podporządkowanie dokładnej obserwacji gwiazd i słońca; mapa, na której przecinają się po-
siedliska trasie, o uzgodnienie przestrzeni zewnętrznej i wewnętrznej: łudniki i równoleżniki, długości i szerokości, wytyczając tym samym
namiot, igloo, łódź. Zarówno w gładkiej, jak i w wyżłobionej przestrze- obszary znane i nieznane (niczym tablica Mendelejewa). Czy, zgodnie
ni istnieją postoje i trasy; jednak w przestrzeni gładkiej to trasa wprowa- z tezą portugalską, należy wyznaczyć datę przełomu w okolicach 1440
dza postój, to interwał bierze wszystko, to interwał jest substancją (stąd roku, wyznaczającego pierwsze, decydujące żłobienie, które umożliwi-
też wartości rytmiczne)5. ło wielkie odkrycia? Wolimy podążać raczej za Pierre’em Chaunu, odwo-
W przestrzeni gładkiej linia jest zatem wektorem, kierunkiem, nie łującym się do długiego trwania, w którym to, co gładkie i wyżłobione,
zaś wymiarem czy określeniem metrycznym. Jest to przestrzeń stwo- stawiają sobie czoła na morzu, a żłobienie jest ustanawiane stopniowo7.
rzona przez lokalne działania oraz zmiany kierunków. Zmiany te mogą Jeszcze zanim wprowadzono długość, istniała cała koczownicza nawiga-
być spowodowane samą naturą przemierzanych tras, jak u koczowników cja, empiryczna i złożona, która doprowadziła do wynalezienia wiatrów
żyjących na archipelagach (przypadek „ukierunkowanej” gładkiej prze- i odgłosów, kolorów i dźwięków morza; następnie istnieje też nawigacja
strzeni); lecz mogą one również wynikać ze zmienności celu lub punktu ukierunkowana, zarówno przed-astronomiczna, jak i już astronomiczna,
docelowego, jak w przypadku koczowników pustynnych, którzy zmie- posługująca się geometrią stosowaną, choć nie używająca jeszcze szero-
rzają ku lokalnej i tymczasowej roślinności (gładka, „nieukierunkowana” kości, a tym samym niezdolna do „wyznaczenia położenia”, dysponująca

5 Na temat klasyfikacji wnętrza w ramach zewnętrza u pustynnych koczowni- 6 Dwa zbieżne opisy przestrzeni lodowej i piaszczystej: Edmund Carpenter, Eski-
ków zob. Anny Milovanoff, La seconde peau du nomade, „Nouvelles Litteraires” mo oraz Wilfred Thesiger, Arabian Sands, Longmans, Green 1959 (w obu przy-
27 lipca 1978, s. 18. Z kolei na temat stosunków pomiędzy igloo a zewnętrzem padkach uderza obojętność wobec astronomii).
u koczowników żyjących na lodzie, Edmund Carpenter, Eskimo, Toronto Uni- 7 Zob. wykład Pierre’a Chaunu, L’expansion européenne du XIII e au XV e siècle, PUF
versity Press 1964. 1969 s. 288-305.

592 593
t ys i ąc P l at e au / 1 4 / 1 4 4 0 – G ł a d k i e i w y ż ło b i o n e

jedynie portulanami8, którym brak „przekładalnej generalizacji” praw- rozróżnić zjawiska fizycznego, lotu szarańczy i „wrogiego” ataku nad-
dziwych map; mamy też do czynienia z postępem prymitywnej nawiga- chodzącego z dowolnego miejsca? Chodzi tu o przypomnienie, że nawet
cji astronomicznej, w szczególnych warunkach na szerokościach oceanu to, co gładkie, może zostać wytyczone i zajęte przez diabelskie siły or-
Indyjskiego, następnie w eliptycznych kręgach Atlantyku (przestrzenie ganizacji; jednak przede wszystkim, niezależnie od wszelkiego wartoś-
proste i pokrzywione9). Wygląda to tak, jakby morze było nie tylko arche- ciowania, chodzi o pokazanie, że istnieją dwa niesymetryczne ruchy, je-
typem wszystkich gładkich przestrzeni, lecz również pierwszą przestrze- den, który żłobi, i drugi, przywracający gładkość ze żłobienia (nawet jeśli
nią gładką, która została poddana żłobieniu, przyrastającemu stopniowo za punkt odniesienia przyjmiemy gładką przestrzeń organizacji świato-
i pokrywającemu ją siatką, to tu, to tam, raz z jednej, raz z drugiej stro- wej, czyż nie ma tu także nowych gładkich albo dziurawych przestrzeni,
ny. Miasta handlowe uczestniczyły w tym żłobieniu, często wprowadza- które rodzą się w paradnych przebraniach? Virilio przywołuje początki
jąc innowacje, ale tylko państwa były w stanie doprowadzić je do końca, śródziemnomorskiego osadnictwa w „warstwie mineralnej”, mogącego
wynieść je na globalny poziom „polityki nauki”10. Ukierunkowanie pod- przyjąć różnorodne wartości).
porządkowuje się wymiarowości czy też się na nią nakłada. Wróćmy do prostego przeciwstawienia gładkiego i żłobionego, po-
nieważ nie możemy jeszcze poddać pod rozwagę konkretnych i asyme-
To z pewnością dlatego morze, archetyp przestrzeni gładkiej, było rów- trycznych mieszanin. Gładkie i wyżłobione rozróżniają się, po pierw-
nież archetypem wszystkich żłobień dokonywanych w gładkiej prze- sze, przez odmienny stosunek do linii (linia między dwoma punktami
strzeni: żłobienie pustyni, żłobienie powietrza, żłobienie stratosfery w przypadku wyżłobionego, punkt między dwiema liniami w przypad-
(dzięki temu Virilio może mówić o „pionowym wybrzeżu” jako zmia- ku gładkiego). Po drugie, różnią się ze względu na naturę linii (gładkie-
nie kierunku). To przede wszystkim na morzu przestrzeń gładka zostaje -ukierunkowane, interwały otwarte; wyżłobione-wymiarowe, interwa-
oswojona i to właśnie w nim odnaleziono wzorzec spożytkowania, uło- ły zamknięte). Istnieje wreszcie trzecia różnica dotycząca powierzchni
żenia żłobienia tak, aby mogło zostać wykorzystane gdzie indziej. Nie czy też przestrzeni. W przestrzeni wyżłobionej zamyka się powierzch-
przeczy to innej hipotezie Vrilio: przy żłobieniu morze oddaje pewien nię i „rozdziela” ją wedle określonych interwałów, zgodnie z przypisany-
typ przestrzeni gładkiej zajętej przez fleet in being („flotę w gotowości”), mi im cięciami; w gładkiej dokonuje się „rozkładu” w przestrzeni otwar-
następnie zaś przez stały ruch strategicznych łodzi podwodnych, ota- tej, wedle częstotliwości i długości tras (logos i nomos12). Jak jednak prosta
czających wszelką siatkę kartograficzną, wynajdujących neonomadyzm by nie była ta opozycja, nie daje się ona łatwo usytuować. Nie można za-
w służbie maszyny wojennej, jeszcze bardziej niepokojącej niż państwa, dowolić się natychmiastowym przeciwstawieniem gładkiej ziemi ho-
które odbudowują ją na granicy swych żłobień. W przedziwnym odwró- dowcy-koczownika i żłobionej ziemi osiadłego rolnika. Oczywiste jest,
ceniu morze, a następnie powietrze i stratosfera odzyskują swe gładkie że chłop, nawet osiadły, uczestniczy w pełni w przestrzeni wiatrów, jako-
przestrzenie, lecz po to, aby lepiej kontrolować przestrzeń wyżłobioną11. ści dźwiękowych i dotykowych. Gdy starożytni Grecy mówią o otwartej
Gładkie zawsze ma większą moc deterytorializacji niż wyżłobione. Gdy przestrzeni nomos, nieograniczonej, niepodzielnej, przedmiejskiej wsi,
mowa o nowych zawodach, czy nawet o nowych klasach, czyż można nie o zboczu i górze, wzniesieniu, stepie, przeciwstawiają je oni polis, miastu.
wspomnieć o wojskowych technikach, którzy dnie i noce spędzają przed Gdy Ibn Chaldun mówi o badiya, beduińskości, odwołującej się zarówno
ekranami, którzy zamieszkują i jeszcze przez długi czas będą zamieszki- do rolników, jak i koczowników-hodowców, przeciwstawia ją hadarze, to
wali strategiczne łodzie podwodne i satelity, którzy, co gorsza, nie mogą znaczy „miejskości”. Taka ścisłość jest nieodzowna, choć niewiele zmie-
nia. Od najdawniejszych czasów bowiem, od neolitu, a nawet paleolitu,
8 Portulany – mapy żeglarskie Morza Śródziemnego, używane w XIII i XIV wieku to miasto wynajduje rolnictwo: to pod wpływem miasta rolnik i jego wy-
[przyp. red.]. żłobiona przestrzeń nakładają się na przestrzeń, która jest wciąż jeszcze
9 Zwłaszcza Paul Adam, Navigation primitive et navigation astronomique,
gładka (wędrowny rolnik, na wpół osiadły albo już osiadły). Jeśli można
w: M. Mollat, P. Adam (red.), Colloques d’histoire maritime, t. V, SEVPEN 1960 (zob.
geometria stosowana bieguna polarnego). odkryć na tym poziomie prostą opozycję, to poprzez przeciwstawienie
10 Guy Beaujouan, Science livresque et nautique au XV e siècle, tamże.
11 Zob. Paul Virilio, L’insécurité du territoire, Stock 1975, na temat sposobu w jaki 12 Emmanuel Laroche (L’Histoire de la racine nem en grec ancien, Klincksieck
morze oddaje przestrzeń gładką wraz z fleet in being itd.; a także na temat spo- 1949) słusznie wskazuje na różnicę pomiędzy ideą rozdziału i rozkładu, pomię-
sobu, w jaki z dominacji powietrznej i stratosferycznej rodzi się pionowa gładka dzy dwiema grupami językowymi, pomiędzy dwoma rodzajami przestrzeni, po-
przestrzeń (zwłaszcza rozdz. IV, Le littoral vertical). między biegunem „prowincji” i biegunem „stołecznym”.

594 595
t ys i ąc P l at e au / 1 4 / 1 4 4 0 – G ł a d k i e i w y ż ło b i o n e

sobie rolników i koczowników, ziemi wyżłobionej i gładkiej: jednak tyl- podróże w miejscu: nie myślimy tu o narkotykach, których doświadcze-
ko dokonując zapośredniczenia w mieście jako sile żłobiącej. Od tej pory nie jest dosyć dwuznaczne, lecz raczej o prawdziwych koczownikach. To
nie tylko morze, pustynia, step czy powietrze są miejscem rozgrywki po- w odniesieniu do nich można powiedzieć to, co sugerował Toynbee: nie
między gładkim a wyżłobionym, lecz jest nim również sama ziemia, w za- poruszają się. Są oni koczownikami na mocy swego bezruchu, ze względu
leżności od tego, czy mamy do czynienia z kulturą w przestrzeni-nomosie, na to, że nie migrują, ze względu na to, że trzymają się gładkiej przestrze-
czy z kultywacją w przestrzeni-mieście. Co więcej: czy nie należałoby po- ni, odmawiając jej opuszczenia, chyba że po to, aby dokonać podboju lub
wiedzieć tego samego o mieście? Inaczej niż morze, jest ono przestrze- umrzeć. Podróż w miejscu: oto nazwa odnosząca się do wszelkich inten-
nią wyżłobioną w najwyższym stopniu; jednak tak jak morze było gład- sywności, nawet jeśli rozwijają się one również ekstensywnie. Myśleć to
ką przestrzenią, która daje się żłobić, tak miasto jest siłą żłobiącą, która podróżować, a my podjęliśmy wcześniej próbę naszkicowania teo-noo-
oddaje czy raczej odtwarza przestrzeń gładką, tak na ziemi, jak i w obrę- logicznego modelu przestrzeni gładkich i wyżłobionych. Mówiąc krótko,
bie innych żywiołów – poza sobą, lecz również w sobie. Oto więc gład- tym, co odróżnia od siebie podróże, jest nie obiektywna jakość miejsca
kie przestrzenie wykraczające poza miasto, nie będące jedynie częścią ani mierzalna ilość ruchu – ani nawet coś, co znajdowałoby się jedynie
organizacji światowej, lecz stanowiące również ripostę, łączącą gładkie w naszej głowie – lecz tryb uprzestrzennienia, sposób bycia w przestrze-
i dziurawe, zwracającą się przeciw miastu: olbrzymie, ruchome i tymcza- ni, bycia dla przestrzeni. Podróżować po gładkim lub wyżłobionym i tak
sowe dzielnice nędzy, koczownicy i troglodyci, skrawki metalu i tkaniny, samo myśleć..., zawsze też pamiętać o przejściach między jednym a dru-
patchworki, nieobjęte już żłobieniem pieniądza, pracy lub zamieszkania. gim, o przekształceniach i odwróceniach. W filmie Z biegiem czasu Wen-
Wybuchowa nędza, skrywana przez miasto, odsyłająca do matematycz- ders krzyżuje ze sobą i nakłada na siebie drogi dwóch postaci, z których
nej formuły Thoma: „retroaktywne wygładzanie”13. Skondensowana siła, jedna odbywa podróż goethańską, kulturalną, wspominkową, „poucza-
potencjalność riposty? jącą” i całkiem wyżłobioną, podczas gdy druga zdołała już dokonać pod-
Tak więc za każdym razem prosta opozycja „gładkie-wyżłobione” boju gładkiej przestrzeni, oddając się eksperymentom i zapomnieniu na
odsyła nas do coraz większych komplikacji, do naprzemienności i na- niemieckiej „pustyni”. Jednak, co dziwne, to pierwsza z postaci otwiera
kładania się. Jednak komplikacje te potwierdzają przede wszystkim roz- przestrzeń i posługuje się pewnym rodzajem retroaktywnego wygładza-
różnienie, właśnie dlatego, że wprowadzają ruchy asymetryczne. Na ra- nia, podczas gdy na drugiej ponownie formują się żłobienia, zamykają-
zie należałoby jedynie zaznaczyć, że istnieją dwa rodzaje podróży, które ce jej przestrzeń. Podróżować gładko, to stawać się, a nawet stawać się
różnią się rolą, jaką odgrywa w nich punkt, linia i przestrzeń. Podróż- w trudny, niepewny sposób. Nie chodzi o powracanie do przedastrono-
-Goethe i Podróż-Kleist? Podróż francuska i podróż angielska (lub ame- micznej nawigacji ani do starożytnych koczowników. Przeciwstawienie
rykańska)? Podróż arabska i podróż-kłącze? Jednak nic nie dzieje się rów- tego, co gładkie, i tego, co wyżłobione, przechodzenie jednego w drugie,
nocześnie, wszystko miesza się ze sobą, przechodząc w siebie wzajem. naprzemienność i wzajemne nakładanie się – wszystko to, w najróżniej-
Rzecz w tym, że różnice nie są obiektywne: można zamieszkiwać żło- szych znaczeniach, ma miejsce dzisiaj.
bienia pustyni, stepów albo mórz; można zamieszkiwać gładkość miast,
być miejskim koczownikiem (na przykład spacer Millera w Clichy albo Model matematyczny – Wydobycie przez matematyka Riemanna tego,
po Brooklynie, będący koczowniczym marszem po gładkiej przestrzeni, co mnogie, z jego orzecznikowego stanu i uczynienie z niego rzeczow-
sprawia, że miasto wypluwa patchwork, dyferencjały prędkości, opóź- nika „wielość” było rozstrzygającym wydarzeniem. Oznaczało to koniec
nienia i przyspieszenia, zmiany orientacji, ciągłe wariacje..., bitnicy wie- dialektyki na rzecz typologii i topologii wielości. Każda wielość definio-
le zawdzięczają Millerowi, zmienili oni jednak orientację, zrobili nowy wała się przez n określeń, lecz niekiedy były one niezależne od sytua-
użytek z przestrzeni poza miastami). Fitzgerald powiedział dawno temu, cji, niekiedy zaś od niej zależały. Można na przykład porównać wielkość
że nie chodzi o to, aby wyruszać ku morzom Południa, nie to określa po- pionowej linii pomiędzy dwoma odcinkami i wielkość linii poziomej po-
dróż. Istnieją nie tylko dalekie podróże w obrębie miasta, lecz również między dwoma innymi: widać tu, że wielość jest metryczna wtedy, gdy
pozwala się żłobić, a jej określeniami są wielkości. Z drugiej strony jed-
13 Sformułowanie to znajdujemy u René Thoma, który stosuje je w odniesieniu do nak, nie można porównać różnicy dwóch dźwięków o tym samym na-
ciągłej wariacji, w której zmienna reaguje na swój poprzednik: Modèles mathé-
matiques de la morphogenèse, Collection 10-18, Union Générale d’Éditions 1974, tężeniu i odmiennej wysokości oraz dwóch dźwięków o różnym natę-
s. 218-219. żeniu i tej samej wysokości; w tym przypadku można porównać dwa

596 597
t ys i ąc P l at e au / 1 4 / 1 4 4 0 – G ł a d k i e i w y ż ło b i o n e

określenia jedynie wtedy, gdy „jedno jest częścią drugiego i jeśli zado- jednorodna rozciągłość podział można zawsze przeprowadzać tak dłu-
wolimy się stwierdzeniem, że jeden jest niższy od drugiego, nie mogąc go, jak się chce, nie zmieniając niczego w stałym przedmiocie; wielko-
stwierdzić, o ile”14. Ten drugi rodzaj wielości nie jest metryczny i daje się ści również mogą zmieniać się, z tym tylko skutkiem, że zwiększa się lub
żłobić oraz mierzyć jedynie za pomocą środków pośrednich, którym jed- zmniejsza przestrzeń, którą żłobią. Bergson wprowadził więc „dwie zu-
nakże często się opiera. Są one niedokładne (anexacte), choć ścisłe. Me- pełnie odmienne przestrzenie wielości”, jedną jakościową, fuzyjną i cią-
inong i Russell przywołują pojęcie odległości, przeciwstawiając mu wiel- głą; drugą liczbową i jednorodną, dyskretną. Należy zaznaczyć, że ma-
kość (rozmiar15). Odległości nie są, ściśle rzecz biorąc, podzielne: dają się teria działa przechodząc i wracając obydwoma rodzajami przestrzeni,
dzielić właściwie wyłącznie w przypadku, w którym dane określenie już to otoczona w przestrzeni jakościowej, już to rozwinięta w „schemat”
przynależy do innego. W przeciwieństwie jednak do wielkości, odległo- metryczny, który wyprowadza ją poza nią samą. Konfrontacja Bergsona
ści zmieniają swoją naturę za każdym razem, gdy są dzielone. Intensywność, z Einsteinem, przeprowadzona z punktu widzenia Względności, pozo-
na przykład, nie jest złożona z dających się sumować i przesuwać wiel- staje niezrozumiała bez odniesienia do przekształconej przez Bergsona
kości: temperatura nie jest sumą dwóch mniejszych temperatur, a pręd- podstawowej teorii riemannowskich wielości.
kość nie jest sumą dwóch mniejszych prędkości. Każda intensywność,
sama będąc różnicą, dzieli się zgodnie z porządkiem, w którym każdy Często zdarzało nam się napotkać wszelkie rodzaje różnic między dwo-
element podziału odróżnia się co do swej natury od innego. Odległość ma typami wielości: metryczne i niemetryczne; rozciągłe i jakościowe;
jest więc całością uporządkowanych różnic, to znaczy zawierających się centryczne i acentryczne; drzewiaste i kłączaste; liczbowe i płaskie; wy-
jedne w drugich tak, że można oceniać zarówno większą, jak i mniejszą miarowe i kierunkowe; różnice mas i stad; wielkości i odległości; zerwa-
niezależnie od dokładnej wielkości. Dzielimy na przykład ruch na galop, nia i częstotliwości; gładkie i wyżłobione. Wielością zmieniającą swą na-
kłus, stęp, tak, że to, co dzielone, zmienia naturę przy każdym podziale, turę przy podziale jest nie tylko to, co zaludnia gładką przestrzeń – jak
tak, że żaden z nich nie wchodzi w kompozycję z innymi. To w tym zna- w przypadku pustynnych plemion: bez przerwy zmieniające się odle-
czeniu wielości składające się na „odległość” są nierozdzielne od proce- głości, stada wciąż podlegające przemianie – również sama gładka prze-
su ciągłej zmiany, podczas gdy wielości „wielkości”, przeciwnie, dzielą strzeń, pustynia, step, morze albo lód jest tego typu wielością, nieme-
się na stałe i zmienne. tryczną, acentryczną, kierunkową itd. Można zatem uznać, że Liczba
To dlatego sądzimy, że Bergson (w znacznie większym stopniu niż przynależy wyłącznie innym wielościom i że nadaje im status naukowy,
Husserl czy nawet Meinong i Russell) miał wielki wpływ na rozwój teo- którego jakości niemetryczne są pozbawione. Jednak jest to prawda je-
rii wielości. W tekście O bezpośrednich danych świadomości przedstawia dynie po części. Jest prawdą, że liczba odnosi się do metryczności: wiel-
trwanie jako pewien typ wielości, który przeciwstawia się wielości me- kości żłobią przestrzeń jedynie o tyle, o ile odsyłają do liczb, i odwrotnie,
trycznej albo wielkości. Trwanie wcale nie jest niepodzielne, jednakże liczby pojawiają się, aby wyrazić coraz bardziej złożone stosunki mię-
nie dzieli się ono bez zmiany natury przy każdym podziale (bieg Achille- dzy wielkościami, wprowadzając tym samym przestrzenie idealne, któ-
sa dzieli się na kroki, rzecz jednak w tym, że nie składają się one w sposób re wzmacniają żłobienie i czynią je współistotnym ze wszelką materią.
właściwy wielkościom16). Podczas gdy w takiej wielości, jak na przykład W łonie wielości metrycznych istnieje więc ustanawiająca naukę większa
współzależność między geometrią i arytmetyką oraz geometrią i algebrą
14 Na temat przedstawienia wielości Riemanna i Helholtza zob. Jules Vuillemin, (najbardziej przenikliwi w tym względzie autorzy to ci, którzy dostrzegli,
Philosophie de l’algèbre, PUF 1962, s. 409 i nast.
15 Zob. Bertrand Russell, The Principles of Mathematics, Norton 1964, rozdz. XXXI.
że począwszy od najprostszych jej postaci, liczba ma tu wyłącznie kar-
Poniższe omówienie nie zgadza się z teorią Russella. Świetna analiza pojęć dys- dynalny charakter, a jednostka – charakter z istoty podzielny)17. Można
tansu i wielkości według Meinonga i Rusella znajduje się u Alberta Paiera (La
pensée et la quantité, Alcan 1927).
16 Poczynając od drugiego rozdziału tekstu O bezpośrednich danych świadomo- dotyczy kroku żółwia; zaś pod-wielości „obu stron” różnią się również między
ści (tłum. K. Bobrowska, Rubieszewski i Wrotnowski 1913 ) Bergson raz po raz sobą.
stosuje rzeczownik „wielość” w kontekstach, które powinny zwrócić uwagę ko- 17 Zob. Henri Bergson, O bezpośrednich danych świadomości, s. 57: jeśli wielość „za-
mentatorów: obecne implicite w tekście odniesienie do Riemanna nie pozo- wiera w sobie możliwość uważania liczby za jedność prowizoryczną, która do-
stawia dla nas wątpliwości. W Materii i pamięci (tłum. R. Weksler-Waszkinel, dawać się będzie z sobą, to odwrotnie, jedności z kolei są prawdziwymi liczba-
Zielona Sowa 2006) wyjaśnia on, że bieg, a nawet krok Achillesa dzielą się na mi zmniejszającymi swą wielkość nieograniczenie, ale które musimy uważać za
„pod-wielości”, jednak różnią się one co do natury od tego, co dzielą; to samo prowizorycznie niepodzielne, by móc je układać ze sobą”.

598 599
t ys i ąc P l at e au / 1 4 / 1 4 4 0 – G ł a d k i e i w y ż ło b i o n e

stwierdzić w odpowiedzi, że wielości niemetryczne czy też przestrzeń poprzez warunki częstotliwości czy też akumulacji zbioru sąsiedztw, wa-
gładka odsyłają jedynie do geometrii mniejszej, geometrii stosowanej runki całkowicie odrębne od tych, które określają przestrzenie metrycz-
i jakościowej, gdzie obliczenia są z konieczności bardzo ograniczone, ne i ich cięcia (nawet jeśli stosunek między dwoma rodzajami przestrze-
gdzie lokalne działania nie nadają się nawet do ogólnej przekładalności ni musi z nich wynikać)18. Mówiąc krótko: jeśli podążać za tym pięknym
ani do jednorodnego systemu oznaczeń. Jednakże ta „podrzędność” jest opisem Lutmana, to przestrzeń riemannowska byłaby czystym pa-
tylko pozorna, jako że owa niezależność geometrii niemal analfabetycz- tchworkiem. Ma ona połączenia lub relacje styczne. Ma wartości ryt-
nej, ametrycznej, umożliwia niezależność liczby, która nie pełni już funk- miczne, których nie da się znaleźć gdzie indziej, pomimo że dają się one
cji miary wielkości w przestrzeni wyżłobionej (lub nadającej się do wy- przełożyć na przestrzeń metryczną. Jest to przestrzeń gładka, różnorod-
żłobienia). Liczba sama rozkłada się w gładkiej przestrzeni, nie dzieląc na, wciąż się zmieniająca, o ile gładka przestrzeń może być bezkształtna
się już bez każdorazowej zmiany natury, bez zmieniania jednostek, z któ- i niejednorodna. Zdefiniujmy więc, w ogólnym ujęciu, podwójnie po-
rych każda przedstawia odległość, nie zaś wielkość. Jest to liczba wypo- zytywny charakter gładkiej przestrzeni: z jednej strony, z gładką prze-
wiedziana, nomadyczna, kierunkowa, porządkowa, liczba niemianowa- strzenią mamy do czynienia wówczas, gdy określenia, z których jedno
na, która odsyła do gładkiej przestrzeni, tak jak liczba mianowana odsyła stanowi część innego, odsyłają do objętych odległości lub do uporządko-
do przestrzeni wyżłobionej. Tak też w odniesieniu do wszelkiej wielo- wanych różnic, niezależnie od wielkości; z drugiej strony, wówczas, gdy
ści trzeba stwierdzić, że jest ona już liczbą i jeszcze jednostką. Jednak pojawiają się określenia, które nie mogą stanowić części innych okre-
w obydwu przypadkach nie jest to ani ta sama liczba, ani ta sama jednost- śleń, łączące się poprzez niezależny od metryczności proces częstotliwo-
ka, sposób jej podziału również nie jest ten sam. Nauka mniejsza wciąż ści albo akumulacji. Są to dwa aspekty nomosu gładkiej przestrzeni.
wzbogaca naukę większą, łącząc z nią swoją intuicję, swoje drogi i sposo- Jednakże zawsze znajdujemy się w stanie niesymetrycznej koniecz-
by ich przemierzania, swoje znaczenie i upodobanie materii, osobliwo- ności przejścia, tak od gładkiego do żłobionego, jak i od żłobionego do
ści, wariacji, intuicjonistycznej geometrii i liczby niemianowanej. gładkiego. Jeśli prawdą jest, że właściwa gładkim przestrzeniom wę-
Rozważyliśmy na razie tylko pierwszy z aspektów wielości gład- drowna geometria i liczba nomadyczna stale inspirują królewską naukę
kich czy też niemetrycznych, przeciwstawionych wielościom metrycz- przestrzeni wyżłobionej, to i odwrotnie – metryczność wyżłobionych
nym: jak możliwe jest, aby dane określenie mogło znajdować się w sytua- przestrzeni (metron) jest nieodzowna dla dokonania przekładu dziwacz-
cji czyniącej je częścią innego określenia, bez możliwości przypisania tej nych danych gładkiej wielości. Wszelako tłumaczenie nie jest prostą
sytuacji ani dokładnej wielkości, ani wspólnej jednostki, ani nawet obo- czynnością: nie wystarczy zastąpić ruchu przemierzoną przestrzenią,
jętności. Jest to otaczająca lub też otoczona cecha gładkiej przestrzeni. potrzebna jest seria bogatych i złożonych operacji (Bergson powiedział
Ważniejszy jest jednak drugi aspekt: gdy sama sytuacja dwóch określeń to jako pierwszy). Tłumaczenie nie jest też czynnością drugorzędną. Jest
wyklucza ich porównanie. Wiemy, że jest to przypadek przestrzeni rie- to działanie polegające na oswajaniu, nadkodowaniu, metryzacji gładkiej
mannowskich czy raczej odniesionych do siebie riemannowskich frag- przestrzeni, na neutralizowaniu jej, lecz również na zapewnianiu jej oto-
mentów przestrzeni: „przestrzenie Riemanna są pozbawione wszelkiej czenia, w którym może się rozchodzić, rozszerzać, załamywać, odnawiać,
jednorodności. Każda z nich jest określana przez formę wyrażenia, wy- napierać, otoczenia, bez którego być może sama by umarła: jest ono ni-
znaczającą kwadrat odległości dwóch nieskończenie bliskich punktów. czym maska, bez której nie mogłaby ona ani oddychać, ani uzyskać ogól-
(…) W związku z tym dwóch sąsiadujących ze sobą obserwatorów może nej postaci wyrażenia. Nauka większa stale potrzebuje inspiracji pocho-
oznaczyć w przestrzeni Riemanna punkty będące w ich bezpośrednim dzącej od nauki mniejszej; jednak nauka mniejsza byłaby niczym, gdyby
sąsiedztwie, jednak nie mogą, bez przyjęcia nowej konwencji, oznaczyć nie konfrontowała się z wyższymi wymogami naukowymi i nie prze-
siebie poprzez swój wzajemny stosunek. Każde sąsiedztwo jest więc ni- chodziła przez nie. Weźmy dwa tylko przykłady ilustrujące bogactwo
czym maleńki kawałek przestrzeni euklidesowej, ale połączenie jednego i konieczność przekładów, dających tyleż szans na otwarcie, co gróźb
sąsiedztwa z kolejnym nie jest zdefiniowane i może się dokonać na nieskoń- zamknięcia albo zastoju. Po pierwsze, chodzi o złożoność środków, za
czenie wiele sposobów. Przestrzeń Riemanna w najbardziej ogólnym ujęciu pomocą których tłumaczy się intensywności na ilości ekstensywne czy
przedstawia się tym samym jako bezkształtny zbiór zestawionych, ale nie- też, ogólniej, wielości z porządku odległości na systemy wielkości, które
powiązanych ze sobą fragmentów”. Możliwe jest też zdefiniowanie owej
wielości niezależnie od jakiegokolwiek odniesienia do metryczności, 18 Albert Lautman, Les schémas de structure, Hermann 1938, s. 23, 34-35.

600 601
t ys i ąc P l at e au / 1 4 / 1 4 4 0 – G ł a d k i e i w y ż ło b i o n e

mierzą je i żłobią (warto zwrócić tu uwagę na rolę logarytmów). Z drugiej


strony, czy wręcz przede wszystkim, o subtelność i złożoność środków,
poprzez które riemannowskie fragmenty gładkiej przestrzeni uzysku-
ją euklidesowe łączenie (rola równoległości wektorów w odniesieniu do
nieskończenie małych żłobień19). Nie należy mieszać łączenia właściwe-
go fragmentom przestrzeni riemannowskiej („akumulacji”) oraz eukli-
desowego łączenia przestrzeni Riemanna („równoległości”). Obie są jed-
nakże powiązane i podbijają się. Nic nigdy nie jest skończone: sposób,
w jaki przestrzeń gładka daje się żłobić, lecz również sposób, w jaki prze-
strzeń wyżłobiona oddaje gładkość, wraz z ewentualnie bardzo różnymi
wartościami, zakresami i znakami. Być może należy stwierdzić, że wszel- Rys 2.
Gąbka Sierpińskiego: więcej niż powierzchnia, mniej niż
ki postęp dokonuje się poprzez przestrzeń wyżłobioną i w niej, a wszel- objętość. Zasada drążenia tego sześcianu jest intuicyjna

kie stawanie się ma miejsce w przestrzeni gładkiej.


i daje się pojąć w mgnieniu oka. Każda kwadratowa dziura
jest otoczona ośmioma dziurami, jednej trzeciej ich wiel-
Czy można podać bardzo ogólną matematyczną definicję prze- kości; tych osiem dziur również otoczone jest ośmioma
Rys 1. dziurami wielkości jednej trzeciej. I tak dalej, w nieskoń-
strzeni gładkich? Zdaje się, że „obiekty fraktalne” Benoît Mandelbro- Krzywa Von Kocha: więcej niż linia, mniej niż powierzchnia. czoność. Rysownik nie mógł przedstawić nieskończono-

ta mogą nas do niej doprowadzić. Są to zbiory mające cząstkową liczbę Od odcinka AE (1) ujmuje się jego trzecią część pośrodku, za-
stępując ją trójkątem BCD (2). W (3) powtarza się to działa-
ści coraz mniejszych dziur wykraczających poza czwarty
stopień, ale jasne jest, że ów sześcian jest nieskończenie
wymiarów, niecałkowitą albo całkowitą, ale z ciągłą zmienną kierunku. nie osobno dla każdego z odcinków AB, BC, CD i DE. W ten wydrążony, zaś jego całkowita objętość dąży ku zeru,
sposób dana jest kanciasta linia, której wszystkie odcinki są chociaż jego całkowita powierzchnia boczna przyrasta
Na przykład odcinek, którego środkowa trzecia część zostaje zastąpio- równe. Na każdym z tych odcinków powtarza się po raz trze- w nieskończoność. Wymiar tej przestrzeni to 2,726 8. Za-
na przez kąt trójkąta równobocznego, następnie zaś operacja ta zosta- ci (4) to, co zrobiono w (2) i (3); i tak dalej w nieskończoność.
Na końcu otrzymujemy „krzywą” utworzoną z nieskończonej
wiera się więc ona pomiędzy płaszczyzną (o dwóch wy-
miarach) i objętością (o trzech wymiarach). Dywan Sier-
je powtórzona na każdym z czterech odcinków itd. w nieskończoność, liczby kanciastych punktów, która nie dopuszcza stycznej w pińskiego to jeden z boków tego sześcianu, wydrążenia

wedle stosunku jednokładności – taki odcinek będzie stanowił nieskoń-


żadnym ze swych punktów. Przedłużenie tej krzywej jest nie- są wówczas kwadratami, a wymiar takiej powierzchni to
skończone i ma ona więcej niż jeden wymiar: przedstawia ona 1,261 8 (reprodukcja z: Leonard Blumenthal, Karl Mayer,
czoną linię albo krzywą o liczbie wymiarów większej niż 1, ale mniejszej przestrzeń o wymiarze 1,261859 (dokładnie log 4/log 3). Studies in Geometry, Freeman and Company 1970).

niż liczba wymiarów płaszczyzny (= 2). Podobne rezultaty można uzy-


skać przez dziurawienie czy też wycinanie „otworów” z okręgu zamiast Odnośnie obiektów fraktalnych B. Mandelbrota
dodawania „wierzchołków” do trójkąta; tak samo sześcian wydrąża-
ny zgodnie z zasadą jednokładności staje się czymś mniej niż objętość,
czymś więcej jednak niż powierzchnia (jest to matematyczne przedsta- wskaźnikiem ściśle kierunkowej przestrzeni (o stałej zmiennej kierun-
wienie bliskości między wolną i wydrążoną przestrzenią). Ruchy Brow- ku, bez stycznej); 4) przestrzeń gładka definiowana jest zatem przez to,
na, turbulencje czy sklepienie niebieskie, także są „obiektami fraktalny- że nie ma dodatkowego wymiaru w stosunku do tego, który ją przebiega
mi”, choć w innej postaci20. lub się w nią wpisuje: w tym znaczeniu jest to wielość płaska, na przykład
Być może więc pozwala to zdefiniować na nowo zbiory rozmyte. Prze- linia, która wypełnia płaszczyznę właśnie jako linia; 5) przestrzeń i to, co
de wszystkim jednak przestrzeń gładka uzyskuje tu ogólne określenie, ją zajmuje, dążą do utożsamienia się, do posiadania tej samej mocy, pod
zdające sprawę z jej różnic i relacji z przestrzenią wyżłobioną: 1) wyżło- niedokładną, lecz ścisłą postacią liczby niemianowanej albo niecałkowi-
bionym albo metrycznym będziemy nazywać każdy zbiór, którego licz- tej (zajmującej bez zliczania); taka bezkształtna przestrzeń gładka ustana-
ba wymiarów jest całkowita i któremu można przypisać stałe kierunki; wia się poprzez akumulację sąsiedztw, a każda akumulacja definiuje strefę
2) przestrzeń gładka, niemetryczna jest ustanawiana poprzez konstruk- nierozróżnialności właściwą „stawaniu się” (więcej niż linia i mniej niż po-
cję linii o wymiarze cząstkowym większym niż 1 albo powierzchni o wy- wierzchnia, mniej niż objętość i więcej niż powierzchnia).
miarze cząstkowym większym niż 2; 3) liczba cząstkowa wymiarów jest
Model fizyczny – Za sprawą tych różnych modeli potwierdza się pewna
idea żłobienia: dwie serie linii równoległych przecinają się pod kątem
19 Na temat owego ściśle euklidesowego połączenia (całkiem różnego od procesu
akumulacji), zob. Albert Lautman, Les schémas de structure, s. 45-48. prostym, przy czym pionowa pełni rolę nieruchomej albo stałej, pozio-
20 Benoît Mandelbrot, Les objets fractals, Flammarion 1975. ma zaś – raczej rolę zmiennej. Ujmując rzecz bardzo pobieżnie, jest to

602 603
t ys i ąc P l at e au / 1 4 / 1 4 4 0 – G ł a d k i e i w y ż ło b i o n e

przypadek osnowy i wątku, harmonii i melodii, długości i szerokości. Jest zatem jasne, że żłobienie ustanowione w ten sposób ma swo-
Im regularniejsze jest skrzyżowanie, tym bardziej zwarte jest żłobienie, je granice: nie tylko wtedy, gdy w grę wchodzi nieskończoność (tego, co
tym bardziej przestrzeń dąży do stania się jednorodną: to właśnie z tego nieskończenie wielkie, i tego, co nieskończenie małe), lecz również wte-
powodu jednorodność jawiła się od początku nie jako cecha przestrzeni dy, gdy rozważane są więcej niż dwa ciała („problem trzech ciał”). Pró-
gładkiej, lecz, przeciwnie, jako skrajny rezultat żłobienia lub też granicz- bujemy jak najprościej określić sposób, w jaki przestrzeń wymyka się
na forma przestrzeni wyżłobionej we wszystkich kierunkach i w każdej ograniczeniom swego żłobienia. Na jednym biegunie mamy ucieczkę
z części. Jeśli gładkie i wyżłobione pozornie łączą się ze sobą, to tylko poprzez zboczenie, to znaczy przez najmniejsze, nieskończenie małe od-
w tej mierze, w jakiej wyżłobione, osiągnąwszy ideał doskonałej jed- chylenie między pionową linią ciężkości oraz łukiem okręgu, dla które-
norodności, gotowe jest przywrócić gładkie, zgodnie z ruchem, który go prosta ta jest styczną. Na drugim biegunie mamy ucieczkę przez spi-
choć nakłada się na jednorodność, to jest od niej całkowicie odmienny. ralę albo wir, to znaczy figurę zajmującą równocześnie wszystkie punkty
W każdym z modeli to, co gładkie, jawiło się nam w istocie jako przyna- przestrzeni zgodnie z prawami częstotliwości i akumulacji, rozkładu,
leżne do podstawowej różnorodności: filc czy patchwork, nie zaś tka- przeciwstawiające się rozdziałowi określanemu jako „laminarny”, któ-
ctwo, wartości rytmiczne, a nie harmonia-melodia, przestrzeń rieman- ry odpowiada żłobieniu linii równoległych. Od najmniejszego odchy-
nowska, a nie euklidesowa – ciągła zmiana, wykraczająca poza podział lenia po wir ma zatem zachodzić słuszna i konieczna konsekwencja:
na stałe i zmienne, wyzwolenie linii nieprzechodzącej między dwo- tym, co rozciąga się między jednym a drugim, jest właśnie gładka prze-
ma punktami, uwolnienie płaszczyzny, która nie rozwija się w oparciu strzeń, która za swój żywioł ma odchylenie, zaludniona jest zaś przez
o linie równoległe i prostopadłe. spirale. Gładka przestrzeń jest ustanawiana przez minimalny kąt, któ-
Ów związek jednorodności i tego, co wyżłobione, można wyrazić ry odchyla się od linii pionowej, a także przez wir, który wylewa się poza
za pomocą elementarnej, wyobrażeniowej fizyki: 1) zaczynacie od żłobie- żłobienie. Siła książki Michela Serresa polega na ukazaniu owego związ-
nia przestrzeni pionowymi liniami grawitacyjnymi, równoległymi mię- ku z clinamenem jako generatywnym elementem różnicującym oraz na
dzy sobą; 2) owe linie lub siły mają wypadkową, która zostaje przyłożona przedstawieniu formowania się wirów i turbulencji jako tego, co zajmu-
do punktu ciała zajmującego przestrzeń, centrum grawitacyjnego; 3) pozy- je wytworzoną gładką przestrzeń. W rzeczywistości starożytny atom, od
cja tego punktu nie zmienia się przy zmianie kierunku sił równoległych, Demokryta po Lukrecjusza, nigdy nie był ujmowany niezależnie od hy-
gdy stają się one prostopadłe w stosunku do swego pierwotnego kierun- drauliki lub też uogólnionej teorii przepływów i strumieni. Nie da się
ku; 4) odkrywacie, że siła ciężkości jest szczególnym przypadkiem po- zrozumieć starożytnego atomu, o ile nie dostrzeże się, że jego własność
wszechnego przyciągania towarzyszącego dowolnym liniom prostym stanowią płynięcie i cieknięcie. To na poziomie tej teorii zachodzi ścisła
albo wzajemnie jednoznacznym relacjom pomiędzy dwoma ciałami; zbieżność geometrii archimedesowej, całkiem odmiennej od jednorod-
5) definiujecie ogólne pojęcie pracy jako stosunku między siłą a prze- nej i wyżłobionej przestrzeni Euklidesa, oraz fizyki demokrytejskiej, cał-
mieszczeniem w pewnym kierunku; 6) w ten sposób uzyskaliście fizycz- kiem odmiennej od materii stałej lub uwarstwionej22. Ta sama zbieżność
ną podstawę coraz doskonalszej przestrzeni żłobionej, nie tylko w pionie uwidacznia, że zbiór ten nie jest już wcale związany z aparatem państwa,
i poziome, lecz we wszystkich podporządkowanych punktom kierun- lecz z maszyną wojenną: fizyka sfor, turbulencji, „katastrof ” i epidemii,
kach. Nie trzeba nawet przywoływać newtonowskiej pseudofizyki. Już odnosząca się do geometrii wojny, do wojennej sztuki i maszyn. Serres
Grecy przeszli od przestrzeni wyżłobionej pionowo, z góry na dół, do może wskazać to, co zdaje mu się głównym celem Lukrecjusza: przejść
przestrzeni centrycznej posiadającej symetryczne relacje, dające się od- od Marsa do Venus, oddać maszynę wojenną na usługi pokoju23. Jednak-
wracać we wszystkich kierunkach, czyli do przestrzeni żłobionej w każdą że działanie to nie przechodzi przez aparat państwa, przeciwnie, wyraża
stronę, w sposób ustanawiający jednorodność. Jest pewne, że były to jak- ono ostateczną przemianę maszyny wojennej i dokonuje się w ramach
by dwa wzorce aparatu państwa, pionowego aparatu imperium oraz izo- gładkiej przestrzeni.
tropowego aparatu miasta21. Geometria sytuuje się na przecięciu proble-
mu fizycz­nego i sprawy państwowej. 22 Michel Serres, La naissance de la physique dans le texte de Lucrèce, Minuit
1977: „fizyka opiera się na przestrzeni wektorowej w znacznie większym stop-
niu niż na przestrzeni metrycznej” s. 79. Na temat problemu hydraulicznego
21 Na temat tych dwóch przestrzeni zob. Jean-Pierre Vernant, Mythe et pensée chez zob. s. 104-107.
les Grecs, Maspero 1971-1974, t. l, s. 174-175. 23 Michel Serres, La naissance de la physique…, s. 35, 135 i nast.

604 605
t ys i ąc P l at e au / 1 4 / 1 4 4 0 – G ł a d k i e i w y ż ło b i o n e

W innym miejscu natrafiliśmy na rozróżnienie na „swobodne działa- Po drugie, praca realizuje uogólnione działanie żłobienia czasoprzestrze-
nie” w gładkiej przestrzeni i „pracę” w przestrzeni wyżłobionej. W istocie, ni, jest ujarzmieniem swobodnego działania, unieważnieniem gładkich
w XIX wieku podjęto się opracowania dwóch pojęć: fizyko-naukowego przestrzeni, mającym swoje źródło i środek w kluczowym dla państwa
pojęcia Pracy (ciężar-wielkość, siła-przesunięcie) oraz socjoekonomicz- przedsięwzięciu, w jego podboju maszyny wojennej.
nego pojęcia siły roboczej lub pracy abstrakcyjnej (jednorodna abstrak- Kontrdowód: tam, gdzie nie ma aparatu państwa ani pracy dodat-
cyjna ilość dająca się odnieść do wszelkiej pracy, podatna na mnożenie kowej, nie ma również modelu-Pracy. Jest natomiast ciągła zmienność
oraz podział). Zachodził więc głęboki związek między socjologią, która swobodnego działania, przechodzącego od mowy do działania, od da-
dostarczyła społeczeństwu ekonomicznej miary pracy, a fizyką, która za- nego działania do innego, od działania do pieśni, od pieśni do mowy
pewniła „mechaniczną walutę” pracy. Systemowi płacowemu odpowia- i od mowy do przedsięwzięcia, w ramach dziwnego chromatyzmu, wraz
dała mechanika sił. Fizyka nigdy nie była bardziej społeczna, a to dlate- z rzadkimi, lecz intensywnymi momentami szczytowymi albo momen-
go, że w obydwu przypadkach chodziło o zdefiniowanie stałej średniej tami wysiłku, które obserwator zewnętrzny może jedynie „przełożyć” na
wartości dla siły wykorzystywanej do dźwigania i ciągnięcia, wydatko- kategorie pracy. O Czarnych mówi się od wieków: „oni nie pracują, oni
wanej jak najbardziej jednakowo przez standardowego człowieka. Na- nie wiedzą, co to jest praca”. To prawda, że zmuszono ich do tego, by pra-
rzucenie wzorca Pracy wszelkiej aktywności, przełożenie każdej czyn- cowali, więcej niż ktokolwiek inny, wedle abstrakcyjnej ilości. Wydaje się
ności na pracę możliwą albo wirtualną, zdyscyplinowanie swobodnego również prawdą, że Indianie nie pojmowali ani nie byli zdolni do jakiej-
działania, albo też (co sprowadza się do tego samego) przerzucenie go na kolwiek zorganizowanej pracy, choćby niewolniczej: Amerykanie przy-
stronę „czasu wolnego”, istniejącego wyłącznie w odniesieniu do pracy. wieźli tak wielu Czarnych tylko dlatego, że nie byli w stanie wykorzystać
Odtąd można zrozumieć, dlaczego wzorzec Pracy, w swym podwójnym, Indian, którzy woleli raczej umrzeć. Niektórzy wybitni etnolodzy po-
fizycznym i społecznym wymiarze, stał się podstawową częścią aparatu stawili kluczowe pytanie. Zdołali oni odwrócić problem: społeczeństwa
państwa. Człowiek standardowy był najpierw człowiekiem prac publicz- określane mianem pierwotnych nie są społeczeństwami ubóstwa albo
nych24. To nie wytwórnia szpilek jest miejscem, w którym po raz pierwszy społeczeństwami zdolnymi tylko do wyżywienia się w związku z bra-
pojawia się problematyka pracy abstrakcyjnej, zwiększania wydajności kiem pracy, lecz, przeciwnie, są to społeczeństwa swobodnego działania
czy podziału zadań: to przede wszystkim na publicznych budowach oraz i gładkiej przestrzeni, które nie potrzebują czynnika-pracy, o ile nie two-
w organizacji armii (chodzi nie tyko o dyscyplinę, lecz również o prze- rzą zapasu25. Nie są to leniwe społeczeństwa, choć ich różnica względem
mysłową produkcję broni). Nic bardziej normalnego: to nie maszyna pracy może zostać wyrażona pod postacią „prawa do lenistwa”. Społe-
wojenna doprowadziła do tej normalizacji. Lecz państwo, między XVIII czeństwa te nie są też pozbawione praw, choć ich różnica względem pra-
a XIX wiekiem, pozyskało nowy środek zawłaszczania maszyny wojen- wa może zostać wyrażona pod postacią pozoru „anarchii”. Posiadają one
nej: podporządkowanie jej przede wszystkim wzorcowi Pracy właściwe- raczej prawo nomos, regulujące ciągłą zmienność czynności z właściwym
mu budowie i fabryce, rozwijanemu również w innych miejscach, choć mu rygorem i okrucieństwem (pozbyć się tego, czego nie można prze-
wolniej. Maszyna wojenna została być może wyżłobiona jako pierwsza, nieść, starców albo dzieci...).
wytwarzając czas pracy abstrakcyjnej pozwalającej mnożyć skutki i dzie- Jeśli jednak praca ustanawia wyżłobioną czasoprzestrzeń odpo-
lić poszczególne działania. To tutaj swobodne działanie w gładkiej prze- wiadającą aparatom państwa, to czyż nie jest to prawdą przede wszyst-
strzeni musiało zostać przezwyciężone. Fizyko-społeczny wzorzec Pracy kim w odniesieniu do form archaicznych i starożytnych? To właśnie tam
przynależy do aparatu państwa jako jego wynalazek z dwóch powodów. praca dodatkowa jest wyizolowana, wyróżniona pod postacią daniny
Po pierwsze, pojawia się on jedynie wraz z ustanowieniem naddatku; pra-
ca jest wyłącznie pracą gromadzenia, praca (mówiąc ściśle) zaczyna się 25 Jest to wspólny punkt w opowieściach misjonarzy: żadna czynność nie łączy
się z kategorią pracy, nawet w wędrownym rolnictwie, choć karczowanie jest
właściwie wyłącznie wraz z tym, co określa się mianem pracy dodatkowej.
mozolną czynnością. Marshall Sahlins nie zadowala się odnotowaniem krót-
kości czasu pracy koniecznej dla utrzymania i reprodukcji; podkreśla również
24 Anne Querrien trafnie wykazała znaczenie Szkoły Dróg i Mostów w tym rozwi- czynniki jakościowe: ciągłą zmienność regulującą aktywność, mobilność albo
nięciu pojęcia pracy. Na przykład Navier, inżynier i profesor mechaniki, napi- swobodę ruchu wykluczającego możliwość składowania zapasów i mierzo-
sał w roku 1819: „należy ustanowić mechaniczną walutę, za pomocą której moż- nego poprzez „wygodę transportowania danego przedmiotu” (La première so-
na będzie ocenić ilości pracy stosowanej przy wykonywaniu każdego rodzaju ciété d’abondance, „Temps modernes”, październik 1968, s. 654-656, 662-663,
wyrobu”. 672-673).

606 607
t ys i ąc P l at e au / 1 4 / 1 4 4 0 – G ł a d k i e i w y ż ło b i o n e

lub pańszczyzny. Tak więc to tam pojęcie pracy może ujawnić się z całą zajmowane punkty, jak i bieguny wymiany stają się niezależne od kla-
ostrością: na przykład, wielkie prace podejmowane w ramach imperium, sycznych szlaków żłobienia. Tym, co nowe, są zawsze nowe postacie ro-
prace hydrauliczne, rolnicze lub miejskie, gdzie narzuca się „laminarny” tacji. Obecne przyspieszone formy cyrkulacji kapitału czynią coraz bar-
przepływ wód przez równoległe warstwy (żłobienie). Zdaje się, że w ka- dziej względnymi rozróżnienia na kapitał stały i zmienny, a nawet kapitał
pitalizmie rzecz ma się przeciwnie, praca dodatkowa w coraz mniejszym trwały a obrotowy; kluczową rzeczą jest raczej rozróżnienie na kapitał
stopniu nie daje się odróżnić od pracy „po prostu” i wypełnia ją całkowi- wyżłobiony i kapitał gładki oraz sposób, w jaki pierwszy wytwarza drugi,
cie. Współczesne prace publiczne nie mają tego samego statusu, co wiel- poprzez kompleksy, które przelatują ponad terytoriami i państwami,
kie prace imperialne. W jaki sposób można by odróżnić czas konieczny a nawet różnymi typami państw.
do reprodukcji i czas „wymuszony”, skoro przestały być one oddzielne
w czasie? Ta uwaga nie stoi w sprzeczności z marksistowską teorią war- Model estetyczny: sztuka koczownicza – Kilka praktycznych i teoretycz-
tości dodatkowej, ponieważ Marks pokazuje właśnie, że w systemie ka- nych pojęć może posłużyć do zdefiniowana sztuki koczowniczej i jej
pitalistycznym wartość dodatkowa nie daje się zlokalizować. Jest to wręcz następstw (barbarzyńskich, gotyckich i nowoczesnych). Jest to przede
jego główny wkład. Dzięki temu Marks może lepiej wykazać, że maszy- wszystkim „widzenie z bliska” w odróżnieniu od widzenia z oddali; to
ny same stają się twórcami wartości dodatkowej oraz że cyrkulacja ka- również „przestrzeń dotykowa” czy raczej „przestrzeń haptyczna” w od-
pitału stawia pod znakiem zapytania podział na kapitał zmienny i stały. różnieniu od przestrzeni optycznej. „Haptyczny” to lepsze słowo niż „do-
W tych nowych warunkach pozostaje prawdą, że wszelka praca wykony- tykowy”, ponieważ nie przeciwstawia dwóch narządów zmysłowych,
wana jest ze względu na pracę dodatkową; jednak praca dodatkowa nie lecz pozwala przypuszczać, że samo oko może posiadać ową nieoptyczną
wymaga już pracy. Praca dodatkowa i kapitalistyczna organizacja ujmo- funkcję. We wspaniałym opisie Aloïs Riegl nadał parze widzenie z bliska-
wana jako całość w coraz mniejszym stopniu wymagają żłobienia czaso- -przestrzeń haptyczna zasadniczo estetyczny status. Na razie zapomnij-
przestrzeni odpowiadającej fizyczno-społecznemu pojęciu pracy. Jest ra- my jednak o kryteriach zaproponowanych przez Riegla (następnie przez
czej tak, że ludzka alienacja w pracy dodatkowej została zastąpiona przez Worringera, dzisiaj zaś przez Henriego Maldineya), abyśmy sami zary-
upowszechnione „zniewolenie maszynowe”, tak że wartość dodatko- zykowali i swobodnie posłużyli się tymi pojęciami26. To właśnie gładkie
wa dostarczana jest niezależnie od jakiejkolwiek pracy (dziecko, emeryt, jawi nam się równocześnie jako przedmiot bliskiego widzenia oraz jako
bezrobotny, telewidz itp.). Nie tylko użytkownik jako taki staje się stop- element przestrzeni haptycznej (który może być zarówno wizualny, jak
niowo pracownikiem, lecz sam kapitalizm działa w mniejszym stopniu i słuchowy czy dotykowy). Wyżłobione przeciwnie, zwraca się ku dal-
w oparciu na ilości pracy, w większym zaś – na złożonym jakościowym szemu widzeniu i ku przestrzeni bardziej optycznej – nawet jeśli oko nie
procesie, obejmującym sposoby transportu, miejskie wzorce, media, jest jedynym organem, który ma tę zdolność. Jeszcze raz, jak zawsze, na-
przemysł rozrywkowy, sposoby postrzegania i odczuwania, wszelkiego leży skorygować te ustalenia za pomocą współczynnika przekształcenia,
rodzaju semiotyki. Rzecz ma się tak, jakby w wyniku żłobienia, które ka- wedle którego przejścia pomiędzy wyżłobionym i gładkim są tyleż ko-
pitalizm wyniósł do poziomu niezrównanej doskonałości, cyrkulujący nieczne, co niepewne, i o tyle bardziej wstrząsające. Prawem obrazu jest
kapitał z konieczności odtworzył, czy też ustanowił ponownie, pewien to, że jest wykonywany z bliska, nawet gdyby był oglądany ze względnie
rodzaj gładkiej przestrzeni, na której odgrywany jest ludzki los. Z pew- dużej odległości. Można cofnąć się od rzeczy, lecz nie jest dobrym ma-
nością żłobienie trwa pod swymi najdoskonalszymi i surowymi posta- larzem ten, kto cofa się od obrazu w trakcie jego wykonywania. Doty-
ciami (nie jest ono już tylko pionowe, lecz działa we wszystkich kierun- czy to nawet „rzeczy”: Cézanne mawiał, że koniecznym jest nie dostrzegać
kach); jednakże odsyła ono przede wszystkim do państwowego bieguna już pola zbóż, być zbyt blisko nich, zatracić się, bez punktu odniesienia,
kapitalizmu, to znaczy do funkcji, jaką nowoczesne aparaty Państwa peł- w gładkiej przestrzeni. Wówczas, w następstwie tego może narodzić się
nią w organizacji kapitału. Za to na komplementarnym i dominującym żłobienie: rysunek, warstwy, ziemia, „uparta geometria”, „miara świata”,
poziomie zintegrowanego globalnego (czy raczej integrującego) kapitali-
zmu wytwarzana jest nowa gładka przestrzeń, w której kapitał osiąga swą 26 Podstawowymi tekstami są tutaj: Aloïs Riegl, Spätrömische Kunstindustrie,
prędkość „absolutną”, umocowaną już nie na ludzkiej pracy, lecz na me- Staadt­druckerei 1927; Wilhelm Worringer, Abstraction et Einfühlung, tłum.
D. Vallier, Klincksieck 1978; Henri Maldiney, Regard, parole, espace L’Age
chanicznych komponentach. Wielonarodowe korporacje fabrykują pe- d’homme 1973, przede wszystkim L’art et le pouvoir du fond, a także komentarze
wien rodzaj zdeterytorializowanej, gładkiej przestrzeni, gdzie zarówno Maldineya na temat Cézanne’a.

608 609
t ys i ąc P l at e au / 1 4 / 1 4 4 0 – G ł a d k i e i w y ż ło b i o n e

„podwaliny geologiczne”, „wszystko wali się w dół”... Bez względu na to, stanie się palcem, choćby poprzez oko (w bardzo dużym uproszczeniu
że żłobienie ginie w „katastrofie”, ustępując miejsca nowej gładkiej prze- taka jest właśnie rola kalejdoskopu: nadać oku funkcję cyfrową). Prze-
strzeni i innej przestrzeni wyżłobionej... strzeń wyżłobioną definiuje się, przeciwnie, za pomocą wymogów wi-
Obraz tworzy się z bliska, nawet jeśli jest oglądany z daleka. Mówi dzenia na odległość: stałość orientacji, niezmienność odległości spowo-
się też o kompozytorze, że nie słyszy: rzecz w tym, że słucha on z bliska, dowana przez wymianę bezwładnych punktów odniesienia, połączenie
podczas gdy słuchacz słucha z oddali. Również pisarz pisze za pomocą dokonujące się poprzez zanurzenie w otaczającym środowisku, ustano-
pamięci krótkotrwałej, podczas gdy czytelnik obdarzony jest pamięcią wienie centralnej perspektywy. Jednak nie tak łatwo ocenić twórczy po-
długotrwałą. Oto pierwszy aspekt gładkiej przestrzeni, haptycznej i od- tencjał owej wyżłobionej przestrzeni oraz to, jak potrafi ona wyjść z gład-
syłającej do widzenia z bliska: jest ona ciągłą zmianą orientacji, punk- kiej przestrzeni, nadając jednocześnie pęd wszystkim rzeczom.
tów orientacyjnych i połączeń; postępuje ona stopniowo. Tak samo jest Wyżłobione i gładkie nie przeciwstawiają się sobie w prosty sposób,
w przypadku pustyni, stepu, lodu lub morza – lokalnych przestrzeni czy- jako to, co globalne, i to, co lokalne. W pierwszym przypadku to, co glo-
stego połączenia. W przeciwieństwie do tego, co się niekiedy mówi, w ta- balne, jest wciąż jeszcze względne, podczas gdy w drugim lokalne jest już
kich przestrzeniach nigdy nie widzi się z oddali, nie dostrzega się ich też absolutne. Tam, gdzie widzenie jest bliskie, przestrzeń nie jest wizual-
z daleka, nigdy nie znajdujemy się „naprzeciw”, nie bardziej niż „we- na, a samo oko ma funkcję haptyczną, nie zaś optyczną; żadna linia nie
wnątrz” (jest się „na”...). Kierunki nie są stałe, lecz zmieniają się wedle oddziela ziemi i nieba, są one tą samą substancją; nie ma horyzontu ani
okresów wegetacji, zajęć, opadów... Punkty odniesienia nie mają wzor- głębi, ani perspektywy, ani granicy, nie ma konturu ani formy, nie ma
ca wizualnego, który umożliwiałby ich wzajemną wymienność i łączył też centrum; nie ma pośredniej odległości albo raczej wszelka odległość
je w jednej inercyjnej klasie dającej się odnieść do nieruchomego ze- jest pośrednia. Tak jak w wypadku przestrzeni Eskimosów28. W całkiem
wnętrznego obserwatora. Przeciwnie, są one związane z wieloma obser- inny sposób, w zupełnie innym kontekście, arabska architektura wyty-
watorami, których można zakwalifikować jako „monady”, choć są oni cza przestrzeń zaczynającą się bardzo blisko i bardzo nisko, umieszcza
raczej nomadami wchodzącymi między sobą w relacje dotykowe. Po- lekkość i lotność u dołu, a to, co masywne i ciężkie – w górze, na prze-
łączenia nie wiążą się z żadną otaczającą je przestrzenią, w której wie- kór prawom ciążenia, czyniąc z braku kierunku i negacji objętości siły
lość byłaby zanurzona i które zapewniałyby niezmienność odległości; konstrukcyjne. Koczowniczy absolut istnieje jako lokalne włączanie
ustanawiają się one, przeciwnie, wedle uporządkowanych różnic, któ- w całość, przechodzące od jednej części do drugiej, ustanawiające gład-
re wprowadzają wewnętrzną różnorodność podziału danej odległości27. ką przestrzeń w nieskończonym ciągu połączeń i zmian kierunku. Abso-
Pytania te, dotyczące orientacji, punktów odniesienia i połączeń poja- lut ten stanowi jedno ze stawaniem się, z procesem. Jest to absolut przej-
wiają się za sprawą najbardziej znanych dzieł sztuki koczowniczej: owe ścia, zlewający się w koczowniczej sztuce ze swą manifestacją. Absolut
powykrzywiane zwierzęta nie mają już ziemi pod nogami; grunt wciąż jest tutaj lokalny właśnie dlatego, że miejsce to nie jest ograniczone. Je-
zmienia kierunek, niczym w podniebnej akrobacji; łapy zorientowane śli odniesiemy się zamiast tego do przestrzeni optycznej i wyżłobionej,
są w odwrotnym kierunku niż głowa, tylna część ciała jest odwrócona; przestrzeni widzenia z daleka, zobaczymy, że względna globalność albo
„monadologiczne” punkty widzenia mogą zostać połączone tylko w ra- całość, charakteryzująca tę przestrzeń również wymaga absolutu, choć
mach przestrzeni nomadycznej; całość i części nadają oglądającemu je w zupełnie inny sposób. Absolut jest tutaj horyzontem albo tłem, to zna-
oku funkcję, która nie jest już optyczna, lecz haptyczna. To zwierzęcość, czy Spoiwem, Scaleniem, bez którego nie byłoby ani całości, ani tego, co
której nie da się dostrzec, o ile nie dotknie ona umysłu, o ile umysł nie scalone. To na tym tle uwidacznia się względny kontur czy forma. Sam
absolut może pojawić się w tym, co Scalone, lecz jedynie w uprzywile-
jowanym miejscu, dobrze odgraniczonym jako centrum i pełniącym
27 Wszystkie te punkty odsyłały już do przestrzeni Riemanna, poprzez swój klu-
czowy związek z „monadami” (w przeciwieństwie do jednolitego Podmio-
tu przestrzeni euklidesowej): zob. Gilles Châtelet, Sur une petite phrase de Rie- 28 Zob. opis przestrzeni lodowej i igloo autorstwa Edmunda Carpentera, Eskimo:
mann, „Analytiques”, nr 3, maj 1979. Jednak jeśli „monady” nie są już ujmowane „Brak tutaj jakiejkolwiek pośredniej odległości, brak perspektywy i jakichkol-
jako zamknięte w sobie i miałyby utrzymywać bezpośrednie, stopniowe relacje, wiek konturów, oko uchwycić może jedynie tysiące parujących śniegiem piór.
to czysto monadologiczny punkt widzenia wydaje się niewystarczający i musi Ziemia bez głębi i bez kresu (…), żywy labirynt wypełniony natłokiem ludzi,
ustąpić miejsca „nomadologii” (idealność wyżłobionej przestrzeni, ale realizm gdzie oko i ucho nie ma się czego uczepić prócz płaskich nieruchomych ścian,
przestrzeni gładkiej). oko może jedynie prześlizgiwać się tutaj i gubić gdzieś tam…”.

610 611
t ys i ąc P l at e au / 1 4 / 1 4 4 0 – G ł a d k i e i w y ż ło b i o n e

w związku z tym funkcję odrzucania poza granice wszystkiego, co za- się w żłobionej przestrzeni, która zmierza od imperiów do miast lub też
graża procesowi włączania w obręb całości. Widać tu dobrze, w jaki spo- do rozwiniętych imperiów. Nie przez przypadek Riegl dąży do usunię-
sób gładka przestrzeń jest w stanie przetrwać, choć wyłącznie po to, aby cia ściśle koczowniczych czy wręcz barbarzyńskich czynników w sztuce;
wydobyć z siebie to, co wyżłobione. To dlatego pustynia, niebo, morze, nie jest też przypadkiem, że Worringer, choć wprowadza przecież ideę
Ocean czy to, co Nieograniczone, grają przede wszystkim rolę scalają- sztuki gotyckiej w najszerszym znaczeniu, odnosi tę ideę, z jednej stro-
cą i dążą do stania się horyzontem: ziemia jest więc otoczona, zglobali- ny, do niemieckich i celtyckich migracji z Północy, z drugiej zaś, do Im-
zowana albo scalona, „ufundowana” na elemencie, który utrzymuje się periów Wschodu. Pomiędzy nimi jednakże istnieli jeszcze koczowni-
w nieruchomej równowadze, umożliwiając Formę. W tej mierze, w jakiej cy, którzy nie pozwalają się sprowadzić do imperiów, stawiając im czoła,
to, co scala, samo pojawia się w centrum ziemi, odgrywa ono drugą rolę, ani też do migracji, które wywołują; ściśle rzecz biorąc, Goci wraz z Hu-
która polega tym razem na spychaniu w czeluść, do siedziby umarłych, nami i Sarmatami stanowili część owych stepowych koczowników, bę-
wszystkiego, co gładkie i niemierzalne, a co zdołało przetrwać29. Żłobie- dących kluczowym wektorem łączącym Wschód z Północą, ale również
nie ziemi ma za swój warunek owo podwójne traktowanie tego, co gład- czynnikiem niedającym się usunąć ani z jednego, ani z drugiego wymia-
kie – z jednej strony, jest ono wyniesione albo sprowadzone do stanu ab- ru30. Z jednej strony, Egipt miał już swych Hyksosów, Azja mniejsza –
solutnego, scalającego horyzontu, z drugiej zaś, wygnane poza obręb Hetytów, Chiny – Turko-Mongołów; z drugiej strony, Hebrajczycy mie-
tego, co podlega względnemu scaleniu. Wielkie religie imperialne po- li swych Habiru, a Germanie, Celtowie i Rzymianie – Gotów, Arabowie
trzebują więc gładkiej przestrzeni (na przykład pustyni), ale po to, by na- zaś – Beduinów. Istnieje pewna koczownicza specyfika, którą zbyt szyb-
dać jej prawo, które pod każdym względem przeciwstawia się nomosowi ko sprowadza się do jej skutków, włączając koczowników w obręb impe-
i przemienia absolut. riów albo zaliczając do migrantów, sprowadzając już to do jednych, już
Być może to właśnie wyjaśnia nam dwuznaczność świetnych ana- to do drugich, odmawiając im ich własnej „woli” sztuki. Powtórzmy, od-
liz Riegla, Worringera i Maldineya. Ujmują oni przestrzeń haptyczną mawia się pośrednikowi pomiędzy Wschodem a Północą jego absolutnej
w imperialnych warunkach sztuki egipskiej. Definiują ją przez obec- swoistości, odrzuca się to, że pośrednik, interwał, pełnił właśnie ową za-
ność tła-horyzontu, redukcję przestrzeni do płaszczyzny (pion i poziom, sadniczą rolę. Skądinąd nie pełni on jej poprzez „wolę”, ma tylko stawa-
wysokość i szerokość) a także przez kontur liniowy, który zamyka jed- nie się, wynajduje „stawanie się artystą”.
nostkowość, chroniąc ją przed zmianą. Dotyczy to również formy pira- Jeśli przywołujemy pierwotną dwoistość gładkiego i wyżłobione-
midy, mającej na każdym ze swych boków płaską powierzchnię, na tle go, to po to, aby stwierdzić, że różnice „haptyczne-optyczne”, „widze-
nieruchomej pustyni. Z drugiej strony, pokazują oni, jak sztuka grecka nie z bliska-widzenie z daleka” również podlegają temu rozróżnieniu.
(następnie zaś bizantyjska, aż po renesans) odróżnia przestrzeń optycz- Nie będziemy więc definiować tego, co haptyczne, przez nieruchome
ną od haptycznej, wprowadzając tło w obręb formy, nakładając na siebie tło, płaszczyznę i kontur, ponieważ jest to już stan wymieszany, w któ-
płaszczyzny, pozyskując głębię, pracując na objętości albo w sześcianie, rym to, co haptyczne, służy do żłobienia i wykorzystuje swoje gładkie
organizując perspektywę, grając wypukłościami i cieniami, światłami elementy składowe jedynie po to, by przemienić je w inny rodzaj prze-
i barwami. Od początku zatem natrafiają oni na przestrzeń haptyczną, strzeni. Funkcja haptyczna i widzenie z bliska zakładają przede wszyst-
w momencie jej mutacji, w warunkach, w których służy ona już do żłobie- kim to, co gładkie, nie dopuszczając ani tła, ani płaszczyzny, ani konturu,
nia przestrzeni. Optyka czyni to żłobienie doskonalszym, bardziej zwar- lecz tylko zmiany kierunkowe i lokalne łączenia części. Rozwinięta funk-
tym czy też doskonałym w inny sposób, zwartym w inny sposób (nie cja optyczna, odwrotnie, nie zadowala się przepchnięciem żłobienia na
mamy tu do czynienia z tą samą „artystyczną wolą”). Wszystko odbywa nowy poziom doskonałości, nadającej mu wyobrażeniowe, uniwersalne

29 Oba aspekty, czyli To, co Scala i Centrum, można znaleźć w dokonanej przez 30 Niezależnie od wzajemnych interakcji, istnieje pewna specyfika „sztuki ste-
Jean-Pierre’a Vernanta analizie przestrzeni Anaksymandra (Mythe et pensée pów”, która dotarła do Germanów za sprawą migracji: zwrócił na to uwagę
chez les Grecs, t. I, część trzecia). Z innego punktu widzenia jest to cała historia René Grousset pomimo licznych zastrzeżeń pod adresem kultury koczowniczej
pustyni: jej możliwość stania się elementem scalającym oraz bycia odrzuconą (L’empire des steppes, Payot 1965, s. 42-62). Sztuka scytyjska nie daje się spro-
przez centrum, jak w odwróceniu ruchu. W fenomenologii religii, którą propo- wadzić do sztuki asyryjskiej, sztuka sarmacka do perskiej, a sztuka hunicka do
nuje Van der Leeuw, sam nomos pojawia się jako scalająca granica albo tło, lecz chińskiej. Można by stwierdzić wręcz, że sztuka stepowa miała więcej wpływów
również jako to, co odepchnięte, wykluczone w ruchu odśrodkowym. niż zapożyczeń (zob. zwłaszcza sztukę ordyjską i jej stosunki z Chinami).

612 613
t ys i ąc P l at e au / 1 4 / 1 4 4 0 – G ł a d k i e i w y ż ło b i o n e

wartości i zakres; jest ona również zdolna do przywrócenia tego, co gład- dlatego, że posługuje się ona abstrakcyjną, choć nie prostą, linią: „Sztu-
kie, wyzwolenia światła i modulacji barwy, przywrócenia pewnego ro- ka pierwotna ma swój początek w tym, co abstrakcyjne, wręcz prefigu-
dzaju powietrznej przestrzeni haptycznej, która ustanawia nieograniczo- ratywne (…) sztuka jest abstrakcyjna od początku i nie mogła być inna
ne miejsce współoddziaływania płaszczyzn31. Krótko mówiąc, gładkie u swych źródeł”33. W istocie linia jest o tyle abstrakcyjna, o ile nie ma pis-
i wyżłobione muszą być zdefiniowane najpierw, zanim wyprowadzi się ma, niezależnie od tego, czy nie ma go jeszcze, czy też jest, lecz wyłącz-
z nich relatywne podziały na to, co haptyczne i optyczne, bliskie i dalekie. nie na zewnątrz lub z boku. Gdy pismo rządzi abstrakcją, jak w impe-
Tutaj wkracza trzecia para: „linia abstrakcyjna-linia konkretna” riach, linia tracąc na znaczeniu, dąży z konieczności do stania się linią
(obok „haptycznego-optycznego” i „bliskiego-dalekiego”). To Worringer konkretną czy wręcz figuratywną. Dzieci nie potrafią już rysować. Gdy
nadał zasadniczą wagę owej idei linii abstrakcyjnej, widząc w niej począ- jednak nie ma pisma lub też gdy ludy nie potrzebują własnego pisma, po-
tek sztuki lub też pierwszy wyraz wartości artystycznej. Sztuka, maszy- nieważ jest im ono zapewniane przez bliższe lub dalsze imperia (tak jak
na abstrakcyjna. Bez wątpienia, będziemy tu ponownie dążyć do pod- u koczowników), wówczas linia może być wyłącznie abstrakcyjna; korzy-
kreślenia tych samych zastrzeżeń, co poprzednio: dla Worringera linia sta koniecznie z całej mocy abstrakcji, która nie znajduje żadnego innego
abstrakcyjna zdaje się pojawiać przede wszystkim pod egipską, imperial- wyjścia. To dlatego sądzimy, że różne wielkie typy linii imperialnej, egip-
ną postacią, geometryczną albo krystaliczną, przede wszystkim prosto- ska linia prosta, syryjska (albo grecka) linia organiczna, scalająca, ponad-
liniową; dopiero później przechodzi ona szczególny rodzaj przemiany, -zjawiskowa linia chińska, przemieniają linię abstrakcyjną, wydzierają ją
ustanawiającej „linię gotycką albo północną” w bardzo szerokim zna- z jej gładkiej przestrzeni i nadają jej konkretne walory. Można jednak-
czeniu32. Dla nas, przeciwnie, abstrakcyjna linia jest przede wszystkim że stwierdzić, że owe linie imperialne są równoczesne z linią abstrakcyj-
„gotycka” czy raczej koczownicza, nie zaś prostoliniowa. Nie rozumiemy ną; jest ona tyleż „początkiem”, co biegunem zawsze zakładanym przez
więc w ten sam sposób motywacji estetycznej linii abstrakcyjnej ani jej wszystkie linie zdolne do ustanowienia innego bieguna. Linia abstrak-
tożsamości z początkiem sztuki. Egipska linia prosta (czy też „regularnie” cyjna znajduje się na początku, tyleż przez historyczną abstrakcję, co
zaokrąglona) znajduje negatywną motywację w lęku przed tym, co prze- przez prehistoryczne datowanie. Ujawnia się ona więc w oryginalno-
mija, płynie albo zmienia się, i wznosi stałość oraz wieczność W sobie. ści, nieredukowalności sztuki koczowniczej, nawet wówczas, gdy mię-
Z kolei linia koczownicza jest abstrakcyjna w zupełnie inny sposób, ści- dzy nią a liniami sztuki osiadłej zachodzi interakcja, wpływ, konfronta-
śle rzecz biorąc dlatego, że ma ona wieloraką orientację i przechodzi mię- cja lub wzajemność.
dzy punktami, postaciami i konturami: jej pozytywna motywacja tkwi Abstrakcja nie przeciwstawia się bezpośrednio figuratywności:
w gładkiej przestrzeni, którą wytycza, nie zaś w żłobieniu, którym mo- to, co figuratywne, nie przynależy nigdy jako takie do „woli sztuki”; nie
głaby się posłużyć, by odegnać lęk i podporządkować to, co gładkie. Linia można przeciwstawiać w sztuce linii figuratywnej i takiej, która nie by-
abstrakcyjna jest wzruszeniem przestrzeni gładkich, nie zaś uczuciem łaby figuratywna. To, co figuratywne, czy też imitacja, reprezentacja, są
lęku odwołującym się do żłobienia. Z drugiej strony, jest prawdą, że sztu- konsekwencją, rezultatem, który wynika z pewnych cech linii, gdy przy-
ka rozpoczyna się wraz z linią abstrakcyjną, ale nie dlatego, że linia pro- biera ona taką czy inną formę. Tak więc to właśnie te cechy należy zde-
sta miałaby być pierwszym sposobem zerwania z naśladownictwem na- finiować. Weźmy system, w którym linie poprzeczne są podporządko-
tury, to znaczy z naśladownictwem nieestetycznym, od którego miałaby wane przekątnym, przekątne podlegają liniom poziomym i pionowym,
zależeć prehistoryczność, dzikość, dziecięcość, jako coś, czemu brakuje te zaś – punktom, choćby wirtualnym: taki prostoliniowy albo jednoli-
„woli sztuki”. Przeciwnie, jeśli istnieje w pełni prehistoryczna sztuka, to niowy (niezależnie od liczby linii) system wyraża warunki formalne, pod

33 André Leroi-Gourhan, Le geste et la parole, Albin Michel 1964-1965, t. I, s. 263


31 Na temat owego pytania o światło i barwę, zwłaszcza w sztuce bizantyjskiej, zob. i nast.; t. II, s. 219 i nast. („Znaki rytmiczne są uprzednie względem wyraźnych
Henri Maldiney, Regard, parole, espace, s. 203 i nast, 239 i nast. postaci”). Pozycja Worringera jest bardzo dwuznaczna; uznając, że sztuka prehi-
32 Już Riegl sugerował pewną korelację pomiędzy tym, co „haptyczne-bliskie-abs- storyczna była przede wszystkim figuratywna, wykluczył on ją ze Sztuki, na tej
trakcyjne”. Jednak to Worringer rozwija motyw linii abstrakcyjnej. I choć ujmuje samej podstawie co „bazgroły dziecka”: Abstraction et Einfühlung, s. 83-87. Na-
on ją głównie pod postacią egipską, to opisuje też jej drugą postać, w której to, co stępnie zasugerował hipotezę, zgodnie z którą mieszkańcy jaskiń są być może
abstrakcyjne nabiera intensywnego życia i ekspresjonistycznego waloru, pozo- „ostatecznym elementem” serii, która miałaby się zacząć od abstrakcji s. 166. Czy
stając całkiem nieorganiczne: Abstraktion et Einfühlung, rozdz. V, przede wszyst- jednak taka hipoteza nie zmusiłaby Worringera do przeformułowania jego kon-
kim zaś L’art gothique, tłum. D. Decourdemanche, Gallimard 1941, s. 61-80. cepcji abstrakcji i zaprzestania utożsamiania jej z egipską geometrycznością?

614 615
t ys i ąc P l at e au / 1 4 / 1 4 4 0 – G ł a d k i e i w y ż ło b i o n e

którymi przestrzeń jest żłobiona, a linia ustanawia kontur. Taka linia jest wyrażenia, które opisują gładką przestrzeń i łączą się z materią-przepły-
przedstawieniowa w sobie, formalnie, nawet jeśli nie przedstawia ona wem, ze żłobieniami, przemieniającymi przestrzeń i czyniącymi z niej
żadnej rzeczy. Przeciwnie, linia, która nie ogranicza niczego, która nie kreśli formę wyrażenia, znaczącymi ją siatką i organizującymi materię.
już żadnego konturu, która nie biegnie już od jednego punktu do drugie- Najpiękniejsze stronice Worringera to te, gdzie przeciwstawia on to,
go, lecz przechodzi między punktami, linia, która wciąż odchyla się od co abstrakcyjne, i to, co organiczne. To, co organiczne, nie oznacza czegoś
poziomu i pionu, od stawania się przekątną przez ciągłą zmianę kierun- przedstawionego, lecz przede wszystkim formę przedstawienia, a nawet
ku – taka mutująca linia bez zewnętrza ani wnętrza, bez formy i tła, bez uczucie, które jednoczy przedstawienie z podmiotem (Einfühlung). „We
początku i końca, równie żywa jak ciągła zmienna, jest prawdziwą linią wnętrzu dzieła sztuki rozwijają się procesy formalne, które łączą się z na-
abstrakcyjną, opisującą przestrzeń gładką. Nie jest ona nieekspresywna, turalnymi, organicznymi dążeniami obecnymi w człowieku”. Jednakże
choć rzeczywiście nie ustanawia żadnej stabilnej i symetrycznej formy tym, co przeciwstawia się temu, co organiczne, nie może być liniowość
wyrażenia, ufundowanej na współbrzmieniu punktów, na połączeniu li- czy geometryczność. Grecka linia organiczna, która podporządkowuje
nii. Niemniej ma ona materialne cechy wyrażenia, które przemieszczają się objętości czy też przestrzenności, przejmuje pałeczkę po geometrycz-
się wraz z nią i których skutek stopniowo się pomnaża. To w tym znacze- nej linii egipskiej, która sprowadza je do płaszczyzny. To, co organiczne,
niu Worringer mówi o linii gotyckiej (dla nas jest to linia koczownicza, wraz ze swą symetrią, konturem, swym zewnętrzem i wnętrzem, odno-
nacechowana abstrakcją): ma ona moc wyrażenia, a nie formy, o jej mocy si się ponadto do liniowych współrzędnych przestrzeni żłobionej. Cia-
stanowi powtórzenie, nie zaś symetria rozumiana jako forma. To po- ło organiczne przedłuża się w linie proste, łączące je na odległość. Stąd
przez symetrię systemy oparte na linii prostej ograniczają powtórzenie, pierwszeństwo człowieka lub twarzy, ponieważ jest on samą formą wy-
utrudniając nieskończony postęp i podtrzymując organiczną dominację rażenia, zarówno najwyższym organizmem, jak i stosunkiem wszelkiego
centralnego punktu i promienistych linii, jak w odbitych albo gwiaździ- organizmu do przestrzeni metrycznej w ogólności. To, co abstrakcyjne,
stych figurach. Jednakże wyzwolenie mocy powtórzenia jako siły maszy- przeciwnie, zaczyna się jedynie wraz z tym, co Worringer przedstawia
nowej, pomnażającej swój skutek i podejmującej nieskończony ruch, jest jako przemianę „gotycką”. To właśnie o tej koczowniczej linii mówi on:
właściwym swobodnym działaniem, działającym poprzez przesunięcie, jest mechaniczna, ale działa swobodnie, obraca się; jest nieorganiczna,
decentrację, a przynajmniej przez ruch peryferyjny: raczej przesunięty jednakże żyjąca i o tyle właśnie żywsza. Odróżnia się ona zarówno od
politeizm niż symetryczny antyteizm34. Nie należy więc mieszać cech tego, co geometryczne, jak i od tego, co organiczne. Wznosi ona na po-
ziom intuicji relacje „mechaniczne”. Głowy (nawet ludzka głowa, niebę-
dąca już twarzą) rozwijają się i zwijają się we wstążki w nieprzerwanym
34 Worringer przeciwstawia moc powtórzenia, mechaniczną, pomnażającą, po-
procesie; usta wykręcają się w ślimaka. Włosy, odzież.... Ta frenetyczna
zbawioną stałej orientacji, oraz moc symetryczną, organiczną, addytywną, zo-
rientowaną i mającą centrum. Dopatruje się on zasadniczej różnicy pomiędzy linia zmienności, wijąca się, spiralna, zygzakowata, w kształcie litery S,
zdobnictwem gotyckim oraz zdobnictwem greckim albo klasycznym: L’art wyzwala moc życia, którą człowiek naprostował, a organizmy zamknęły,
gothique, s. 83-87 („nieskończona melodia i linia północna“). W pięknej książ- materia zaś wyraża ją obecnie jako rys, strumień lub przenikający ją pęd.
ce Esthétiques d’Orient et d’Occident, E. Leroux 1937, Laure Morgenstern oma-
wia szczególny przykład, rozróżniając „antytetyzm symetryczny” sztuki persko- Jeśli wszystko żyje, to nie dlatego, że wszystko jest organiczne i zorgani-
-sasanidzkiej i „przesunięty antytetyzm” sztuki iranizujących się koczowników zowane, lecz przeciwnie, ze względu na to, że organizm jest zaprzecze-
(Sarmatów). Wielu komentatorów podkreślało jednak motywy symetryczne niem życia. Mówiąc krótko, intensywne życie jest nieorganiczne w za-
i centryczne w sztuce koczowniczej. Ale Worringer odpowiedział z góry: „Za-
miast regularnej i pod każdym względem geometrycznej gwiazdy, zamiast ro-
rodku: potężne życie bez organów, Ciało żyjące właśnie o tyle, o ile jest
zety albo innych figur w spoczynku, natrafiamy na obracające się koło, turbinę bez organów, wszystko to, co uchodzi między organizmami („Gdy raz
albo koło określane mianem słońca; wszystkie te modele wyrażają gwałtowny naturalne ograniczenia czynności organicznej zostały zerwane, nie ma
ruch; kierunek ruchu nie jest promienisty, lecz peryferyjny”. Historia techno-
dla niej już więcej granic”). Często próbowano zaznaczyć w sztuce ko-
logii potwierdza znaczenie turbiny w życiu koczowniczym. W innym, bioeste-
tycznym kontekście Gabriel Tarde przeciwstawiał powtórzenie jako nieokre- czowniczej pewien rodzaj dwoistości, między abstrakcyjną linią zdob-
śloną moc i symetrię jako ograniczenie. Wraz z symetrią życie uczyniło z siebie niczą oraz motywami zwierzęcymi; albo też bardziej subtelnie, między
organizm i przybrało gwiaździstą lub odbitą, pofałdowaną postać (zwierzęta prędkością, w obręb której linia włącza cechy wyrażenia, oraz powolnoś-
promieniste i mięczaki). To prawda, że symetria wyzwala przez to inny typ po-
wtórzenia, realizujący się w zewnętrznej reprodukcji; zob. L’opposition univer- cią czy skostniałą stałością przekraczanej w ten sposób materii zwierzę-
selle, Alcan 1897. cej, między linią ujścia bez początku i końca oraz niemal nieruchomym

616 617
t ys i ąc P l at e au / 1 4 / 1 4 4 0 – G ł a d k i e i w y ż ło b i o n e

krążeniem w kółko. Jednak wszyscy są ostatecznie zgodni, że chodzi tu Nie należy mnożyć modeli. Wiemy dobrze, że istnieje wiele innych: mo-
o tę samą wolę czy też to samo stawanie się35. Nie, że to, co abstrakcyjne, del ludyczny, w którym gry zestawiane są ze sobą wedle typu przestrzeni,
tworzy motywy organiczne przez przypadek albo przez asocjację. Właś- a teoria gier nie ma tych samych zasad – na przykład gładka przestrzeń go
nie ze względu na to, iż czysta zwierzęcość przeżywana jest jako nieor- i wyżłobiona przestrzeń szachów; lub też model noologiczny, który do-
ganiczna lub ponadorganiczna, można ją tak łatwo zestawić z abstrak- tyczy nie tyle treści myśli (ideologia), ile formy, sposobu czy trybu, funk-
cją, a nawet zestawić powolność lub ciężar materii ze skrajną prędkością cji myśli, wedle wytyczanej przez nią przestrzeni mentalnej, z punktu wi-
linii, która jest już tylko duchowa. Owa ociężałość stanowi część tego dzenia ogólnej teorii myśli, myślenia myśli itd. Co więcej, należy zdać
samego świata, co skrajna prędkość: stosunki prędkości i powolności sprawę z jeszcze innych przestrzeni: przestrzeń dziurawa i różne sposoby,
między elementami, które przekraczają zarówno sposób poruszania się w jakie łączy się ona z przestrzenią gładką i wyżłobioną. Tym, co nas in-
właściwy formie organicznej, jak i organiczne określenie. Linia wymyka teresuje, są właśnie przejścia i kombinacje działań żłobienia i wygładza-
się geometrii za sprawą uchodzącej ruchliwości w tym samym momen- nia; to, w jaki sposób przestrzeń pozostaje wyżłobiona pod wpływem sił,
cie, w którym życie odrywa się od organiczności poprzez permutacyj- które w niej działają; w jaki sposób rozwija ona równocześnie inne siły
ne wirowanie w miejscu. To właśnie ta życiowa siła właściwa Abstrakcji i rodzi nowe gładkie przestrzenie poprzez żłobienie. Nawet najbardziej
wyznacza przestrzeń gładką. Linia abstrakcyjna jest namiętnością prze- wyżłobione z miast tworzy gładkie przestrzenie: zamieszkiwać miasto
strzeni gładkiej, tak jak organiczna reprezentacja była uczuciem kieru- jako koczownik lub troglodyta. Niekiedy wystarczą ruchy, prędkość albo
jącym przestrzenią wyżłobioną. A zatem różnice haptyczne-optyczne powolność, by odtworzyć przestrzeń gładką. Oczywiście przestrzenie
i bliskie-dalekie muszą zostać poddane owej linii abstrakcyjnej i linii or- gładkie nie są wyzwalające same przez się. Jednak to w nich zmienia się
ganicznej, aby odkryć swoją zasadę w bardziej ogólnej konfrontacji prze- i przemieszcza walka, i to w nich życie odtwarza swe stawki, staje w ob-
strzeni. Linia abstrakcyjna nie może być zdefiniowana jako linia geome- liczu nowych przeszkód, wynajduje nowe sposoby postępowania i zmie-
tryczna lub prosta. Skąd pytanie: jak należy określić abstrakcję sztuki nia przeciwników. Nigdy nie należy wierzyć, że sama gładka przestrzeń
nowoczesnej? Linia w zmiennym kierunku, która nie wytycza żadnego wystarczy, by nas ocalić.
konturu i nie ogranicza żadnej formy...36.

35 Na temat wszystkich tych kwestii zob. bardzo intuicyjną książkę Geor-


ges’a Charrière, L’art barbare, Éd. Du Cercle d’Art 1971, w której znajduje się ol-
brzymia liczba reprodukcji. To bez wątpienia René Grousset najtrafniej zwracał
uwagę na „powolność” jako dramatyczny biegun sztuki koczowniczej: L’empire
des steppes, s. 45.
36 Dora Vallier ma rację, gdy w przedmowie do Abstraction et Einfühlung zazna-
cza wzajemną niezależność Worringera i Kandinskiego oraz różnicę dzielącą
problemy, przed którymi obaj stają. Niemniej utrzymuje ona, że może zacho-
dzić między nimi zbieżność czy też rezonans. W pewien sposób wszelka sztuka
jest abstrakcyjna, a figuratywność wynika jedynie z niektórych typów abstrak-
cji. Jednak z drugiej strony, ponieważ istnieje tyle różnych typów linii – egip-
ska-geometryczna, grecka-organiczna, witalna-gotycka itd. – chodzi o okre-
ślenie, która z nich pozostaje abstrakcyjna lub też realizuje abstrakcję jako taką.
Wątpliwe, by była to linia geometryczna, jako że wciąż wyznacza ona figurę, na-
wet jeśli abstrakcyjną albo nieprzedstawieniową. Linią abstrakcyjną byłaby ra-
czej ta zdefiniowana przez Michaela Frieda na podstawie pewnych dzieł Pol-
locka: wielokierunkowa, bez wnętrza ani zewnętrza, bez formy ani tła, niczego
nie ograniczająca, nie opisująca konturu, przechodząca między plamami albo
punktami, wypełniająca gładką przestrzeń, mieszająca wizualną materię hap-
tyczną i bliską, taka, która „równocześnie przyciąga oko widza i nie pozostawia
mu żadnego miejsca dla odpoczynku” (Three American Painters, Fogg Art Mu-
seum 1965, s. 14). U samego Kandinskiego abstrakcja jest w mniejszym stopniu
zrealizowana przez struktury geometryczne niż przez linie marszu czy marszru-
ty, które zdają się odsyłać do mongolskich, koczowniczych motywów.

618
/ 15 /

W n i o s k i – Ko nk r e t n e r e g u ły,
a b s t r a kc yjn e m a s z y n y

Komputerowy Einstein
t ys i ąc P l at e au / 1 5 / W n i o s k i – Ko n k r e t n e r eg u ły, a b s t r a kc yj n e m a s z y n y

W jest różny w trzech wielkich zwyczajowych warstwach (mamy do czy-


Warstwy, uwarstwienia [Strates, stratification] nienia na przykład z „uliniowieniem” wyrażenia w warstwie organicznej
lub „nadliniowością” w przypadku warstw antropomorficznych). Dlate-
Warstwy są zagęszczeniami na Ciele ziemi, równocześnie molekular- go właśnie to, co molowe, i to, co molekularne, występują, zależnie od
3 nymi i molowymi: to nagromadzenia, skrzepy, osady, fałdy. Są Pasami, warstwy, którą bierze się pod uwagę, w nader różnych kombinacjach.
Szczypcami, Powiązaniami. Zwykle wyróżniamy ogólnie trzy główne Jaki ruch, jaki impuls wypycha nas poza warstwy (metastrata)? Rzecz 3i4
warstwy: fizykochemiczną, organiczną i antropomorficzną (lub „allopla- jasna, nie ma powodu sądzić, że cała materia ograniczona jest do warstw
styczną”). Każda warstwa lub powiązanie składa się z zakodowanych śro- fizykochemicznych: istnieje tam submolekularna, nieuformowana Ma-
dowisk, uformowanych substancji. Formy i substancje, kody i środowiska teria. Podobnie nie całe Życie ogranicza się do warstw organicznych; or-
nie są tak naprawdę czymś odrębnym od siebie. Stanowią abstrakcyjne ganizm jest raczej tym, co życie przeciwstawia sobie, by się ograniczyć;
składowe każdego powiązania. istnieje życie tym bardziej intensywne, tym potężniejsze, że anorganicz-
Na warstwy składają się, rzecz jasna, bardzo różne formy i substan- ne. Tak samo mają miejsce nieludzkie Stawania się człowieka, które roz-
cje, różne kody i środowiska. Tym samym warstwa ma zarówno różne lewają się w warstwie antropomorficznej na wszystkie strony. Jak jednak
Typy formalnych organizacji, jak i różne Tryby substancjalnego rozwoju, dosięgnąć tej „płaszczyzny” czy raczej: jak tę płaszczyznę skonstruować
które dzielą ją na parastraty i epistraty – przykładem podziały w warstwie i jak wytyczyć „linię”, która nas tam poprowadzi? Poza warstwami, czy
organicznej. Parastraty i epistraty, na które podzielona jest warstwa, tak- też bez warstw, nie mamy form ani substancji, uporządkowania, ani roz-
że można potraktować jako warstwy (tak, że lista nigdy się nie wyczer- woju, treści, ani wyrażenia. Jesteśmy niepowiązani, nawet rytmy nie wy-
puje). Niemniej dowolna warstwa zachowuje jedność składu mimo róż- dają się nas już dłużej wspierać. Jak nieuformowana materia, nieorga-
norodności swojej organizacji i działania. Jedność składu dotyczy cech niczne życie, nieludzkie stawanie się mogłyby być czymkolwiek innym
formalnych, wspólnych dla wszystkich form lub kodów warstwy oraz dla aniżeli czystym i prostym chaosem? Dlatego wszystkie przedsięwzięcia
substancjalnych elementów, materiałów, wspólnych dla wszystkich jej podejmujące się rozbijania warstw (na przykład wyjście poza organizm,
substancji i środowisk. pogrążanie się w stawaniu) powinny, co za tym idzie, przestrzegać kon-
Warstwy są niezwykle ruchliwe. Jedna warstwa zawsze zdolna jest kretnych reguł skrajnej ostrożności: zbyt gwałtowne usunięcie warstw
posłużyć za podłoże innej, lub zderzyć się z inną, niezależnie od porządku może stać się samobójcze, zrakowacieć; innymi słowy, niekiedy otwiera 6
rozwojowego. A przede wszystkim między dwiema warstwami czy też się na chaos, pustkę i zniszczenie, a niekiedy zamyka nas w warstwach,
między dwoma warstwowymi podziałami pojawiają się zjawiska między- które stają się jeszcze sztywniejsze, tracąc swój stopień różnorodności,
warstwowe: transkodowanie i przejścia między środowiskami, mieszanki. zróżnicowania i ruchliwości.
Do tych międzywarstwowych ruchów, które są również działaniami
uwarstwiającymi, odsyłają rytmy. Uwarstwienie jest niczym stwarza-
nie świata z chaosu, ciągłe, wciąż ponawiające się tworzenie. A warstwy U
stanowią sąd boży. Artysta klasyczny jest jak Bóg, powołuje świat do ist- Układy [Agencements]
nienia, porządkując formy i substancje, kody i środowiska oraz rytmy.
Powiązanie budujące daną warstwę jest zawsze podwójne (dwu- Układy są wszelako czymś całkowicie odmiennym od warstw. Tworzą
chwytne szczypce). Wiąże w istocie treść i wyrażenie. A o ile forma i sub- się w warstwach, ale operują w sferach dekodowania środowiska: prze- 11
stancja nie są od siebie odrębne, treści i wyrażenia już są. Warstwom de wszystkim wydobywają terytorium ze środowisk. Każdy układ jest
odpowiada więc rusztowanie Hjelmsleva, albowiem powiązanie treści przede wszystkim terytorialny. Pierwszą konkretną regułą układów jest
i powiązanie wyrażenia oraz treść i wyrażenie mają każde własną formę odkrycie terytorialności, którą obejmują, ponieważ takowa zawsze ist-
i własną substancję. Między nimi, między treścią a wyrażeniem, nie za- nieje: w swoich śmietnikach i na swoich ławkach postacie z Becketta wy-
chodzi ani odpowiedniość, ani związek przyczynowy, ani związek zna- tyczają terytorium. Odkryć czyjś układ terytorialny, człowieka lub zwie-
czące–znaczone: istnieje tu rzeczywista różnica, wzajemne zakładanie rzęcia: „o walorze domu”. Terytorium zrobione jest ze zdekodowanych
i jedynie izomorficzność. Jednak treść i wyrażenie nie odróżniają się od fragmentów wszelkiego rodzaju, zapożyczonych ze środowisk, które na-
siebie w ten sam sposób w każdej warstwie: rozkład treści i wyrażenia stępnie nabrały cech „własności”: nawet rytmy przybierają tu nowy sens

622 623
t ys i ąc P l at e au / 1 5 / W n i o s k i – Ko n k r e t n e r eg u ły, a b s t r a kc yj n e m a s z y n y

(refreny). Terytorium stanowi układ. Terytorium to coś więcej niż orga- i kosmiczne, które wprawiają w działanie. I tak, jak terytorialność układu
nizm, środowisko i ich stosunek wzajemny; właśnie dlatego układ wy- bierze swój początek ze zdekodowania środowisk, w nie mniej koniecz-
kracza poza proste „zachowania” (stąd znaczenie względnej różnicy mię- ny sposób znajduje swoje przedłużenie w liniach deterytorializacji. Te-
dzy zwierzętami terytorialnymi a środowiskowymi). rytorium jest równie nieodłączne od deterytorializacji, jak kod od deko-
Jako terytorialne, układy należą jeszcze do warstw, wiążą się z nimi dowania. I gdy układ podąża za tymi liniami, nie pojawia się w nim już
przynajmniej pod jednym względem. I właśnie pod tym względem roz- wyrażenie różne od treści, a jedynie nieuformowane materie, siły i funk-
różniamy w każdym układzie treść i wyrażenie. Trzeba koniecznie zna- cje bez warstw. Konkretne reguły układu działają zatem wzdłuż dwóch
leźć treść i wyrażenie każdego układu, ocenić ich rzeczywiste różnice, osi: z jednej strony, czym jest terytorialność złożenia, czym jest ustrój
ich wzajemne założenia, ich wstawki wprowadzane kawałek po kawał- znakowy i system pragmatyczny? Z drugiej strony, jakie są wierzchołki
ku. Powodem, dla którego układu nie da się sprowadzić do warstw, jest to, deterytorializacji i jakie abstrakcyjne maszyny są przez nie wprawianie
że wyrażenie staje się systemem semiotycznym, ustrojem znakowym, treść w ruch? Czterowartościowość układu: (1) treść i wyrażenie, (2) terytorial-
zaś staje się tam systemem pragmatycznym, działaniem i doznawaniem. ność i deterytorializacja. Właśnie dlatego w ulubionym przykładzie Kaf-
Oto podwójne połączenia, twarzy z ręką, gestu z mową, oraz ich wzajem- kowskich układów pojawiły się cztery aspekty.
ne zakładanie się. Oto pierwszy podział każdego układu: jest on, z jed-
nej strony, układem maszynowym, a z drugiej, nierozdzielnie, układem
wypowiedzenia. W każdym przypadku konieczne trzeba znaleźć jedno K
i drugie: co zostało zrobione i co zostało powiedziane? Między tymi dwo- Kłącze [Rhizome]
ma, między treścią a wyrażeniem, ustala się nowy stosunek, który nie
pojawia się w warstwach: wypowiedzi czy też wyrażenia dają wyraz bez- Nie tylko warstwy, ale i układy są kompleksem linii. Można określić 10
cielesnym przekształceniom, które się „przypisują” jako takie (własności) pierwszy stan linii, pierwszy rodzaj: linia jest podporządkowana punkto-
ciałom lub treściom. W warstwach ani wyrażenia nie tworzą znaków, ani wi; przekątna jest podporządkowana poziomowi i pionowi; linia zakre-
treści nie tworzą pragmata, toteż nie pojawia się samodzielna strefa bez- śla kontur, figuratywny bądź nie; przestrzeń, jaką wytycza, jest żłobiona;
cielesnych przekształceń, wyrażanych przez pierwsze i przypisywanych policzalna wielość, jaką ustanawia, pozostaje podporządkowana Jedne-
drugim. Rzecz jasna, ustroje znakowe rozwijają się jedynie w allopla- mu w wymiarze zawsze wyższym lub uzupełniającym. Linie tego typu są
stycznych lub antropomorficznych warstwach (włączając w to zwierzę- molowe i stanowią system drzewiasty, binarny, okrężny i segmentowy.
ta terytorialne). Niemniej przenikają one wszystkie warstwy i przelewa- Drugi rodzaj jest bardzo odmienny, cząsteczkowy, w typie „kłącza”. 9i1
ją się nad nimi. W takim zakresie, w jakim układy podlegają podziałowi Przekątna uwalnia się, łamie lub skręca. Linia nie tworzy już konturu,
na treść i wyrażenie, należą nadal do warstw i można rozważać ustroje przechodzi między rzeczami, między punktami. Należy do przestrze-
znakowe, systemy pragmatyczne jako coś, co z kolei ustanawia wszyst- ni gładkiej. Wytycza płaszczyznę, która ma równie wiele wymiarów,
kie warstwy, we wspomnianym wcześniej szerokim znaczeniu. Ponie- jak to, co ją przecina; dlatego wielość, jaką ustanawia, nie podporząd-
waż jednak rozróżnienie treść–wyrażenie przyjmuje nową postać, znaj- kowuje się już Jednemu, ale samoistnie się uspójnia. To wielości mas 2, 10,
dujemy się już, w wąskim znaczeniu, w innym żywiole niż żywioł warstw. i sfor, nie klas; wielości nieprawidłowe i koczownicze, a nie normalne 12 i 14
Układ podzielony jest jednak także wzdłuż jeszcze innej osi. Jego te- czy legalne; wielości stawania się i przekształcania, nie zaś policzalne
rytorialność (włączając w to treść i wyrażenie) to jedynie pierwszy aspekt; elementy i uporządkowane relacje; zbiory rozmyte zamiast wyraźnych
inny aspekt ustanawiany jest przez linie deterytorializacji, które przemie- itd. Z punktu widzenia pathosu wielości te wyrażają się w psychozach,
rzają go i unoszą. Te linie są bardzo różne: niektóre otwierają terytorial- a zwłaszcza w schizofrenii. Z punktu widzenia pragmatyki posługuje
ny układ i przemieszczają się ku innym układom (na przykład terytorial- się nimi czarnoksięstwo. Z punktu widzenia teorii status wielości jest
na śpiewka zwierzęcia staje się śpiewką zalotów lub śpiewką grupową…). współzależny ze statusem przestrzeni i na odwrót: przestrzenie gład-
11 i 4 Inne operują bezpośrednio na terytorialności układu i otwierają ją na kie, w typie pustyni, stepu lub morza, nie są bezludne; nie są wyludnio-
ekscentryczną ziemię, odwieczną lub tę, która nadchodzi (na przykład ne, ale raczej właśnie zaludnione przez wielości tego drugiego rodzaju
gra terytorialności i ziemi w niemieckiej lied albo, szerzej, u artysty ro- (matematyka i muzyka zaszły bardzo daleko w opracowywaniu teorii
mantycznego). Jeszcze inne otwierają układy na maszyny abstrakcyjne owych wielości).

624 625
t ys i ąc P l at e au / 1 5 / W n i o s k i – Ko n k r e t n e r eg u ły, a b s t r a kc yj n e m a s z y n y

Nie wystarczy jednak zastąpić przeciwieństwa między Jednym złożeń intensywnych afektów („długość” i „szerokość” płaszczyzny).
9 a Mnogim rozróżnianiem typów wielości. Odróżnienie dwóch ty- W innym znaczeniu spójność w sposób konkretny obejmuje i łączy to, co 11
pów wielości nie wyklucza bowiem ich immanencji, każda „wyłania niejednorodne i rozproszone jako takie; zapewnia zestalenie rozmytych
się” z drugiej na swój sposób. Nie tylko niektóre wielości są drze­wiaste, zbiorów (innymi słowy, wielości typu kłączastego). W rezultacie spój-
a inne nie, zachodzi także drzewienie wielości. To właśnie wydarza się, ność, działając za pomocą zestalenia, działa z konieczności w środowi-
kiedy czarne dziury tkwiące w kłączu zaczynają dźwięczeć wspólnie, sku, przez środowisko i przeciwstawia się wszystkim płaszczyznom za-
lub gdy pędy tworzą segmenty, które żłobią przestrzeń we wszystkich sady lub celowości. Spinoza, Hölderlin, Kleist, Nietzsche są geodetami
kierunkach, czynią ją porównywalną, podzielną, jednorodną (jak wi- tego typu płaszczyzny spójności. Żadnego ujednolicenia, żadnego sca-
12 dzieliśmy w szczególnym przypadku Twarzy). Zdarza się to także wów- łościowania, tylko spójności i zestalenia.
czas, kiedy ruchy „masowe”, molekularne pływy, sprzęgają się w punk- Tym, co zapisuje się na płaszczyźnie spójności, są: istności, wydarze- 10
ty nagromadzenia lub blokady, które je segmentują i naprostowują. Lecz nia, bezcielesne przekształcenia, zrozumiałe same dla się; istoty koczow-
także i na odwrót (bez symetrii), łodygi kłącza zawsze uciekają od drzew, nicze czy też błądzące, a jednak ścisłe; ciągłości intensywności czy też cią- 4, 6
masy i prądy nieustająco umykają, wynajdując połączenia, które prze- głe wariacje przekraczające stałe i zmienne; stawania się, które nie mają 7, 9
skakują od drzewa do drzewa i je wykorzeniają: całkowite wygładza- kresu ani podmiotu, ale wciągają jedno i drugie w strefy bliskości lub nie-
nie przestrzeni, która ze swojej strony oddziałuje na przestrzeń żłobio- rozstrzygalności; gładkie przestrzenie, które układają się z przestrzeni żło-
ną. Te głębokie ruchy oddziałują nawet, a może zwłaszcza, na terytoria. bionej. Można powiedzieć, że we wszystkim uczestniczy ciało bez orga-
Albo język: kiełkowanie i kłącza potrząsają drzewkami językoznawstwa. nów lub też ciała bez organów (plateau [plateaux]): w ujednostkowieniu 6 i 10
Tym sposobem linie kłącza faktycznie wahają się między liniami drze- przez istność, w wytwarzaniu intensywności przez wyjście od punktu ze-
wa, które je segmentują, a nawet uwarstwiają, a liniami ujścia lub zerwa- rowego, w materii i wariacji jako medium stawania się lub przekształ-
nia, które je unoszą. cania, czyli wygładzania przestrzeni. Potężne życie nieorganiczne, które 14
8i9 Jesteśmy zatem zrobieni z trzech linii, ale na każdej linii czyhają wymyka się z warstw, przemierza układy i wytycza abstrakcyjną linię bez
jakieś zagrożenia. Dotyczy to nie tylko linii segmentowych, które nas konturu, linię koczowniczej sztuki i wędrownej metalurgii.
rozszczepiają i ustanawiają nad nami żłobienia jednorodnej przestrze- Czy płaszczyzna spójności ustanawia ciało bez organów, czy też cia-
ni, ale także linii molekularnych, unoszących swoje mikro-czarne dziury, ło bez organów składa się na płaszczyznę? Czy ciało bez organów i Płasz-
i wreszcie samych linii ujścia, którym grozi, że całkowicie utracą swoje czyzna są tym samym? Tak czy owak, to, co składające, i to, co składane,
twórcze możliwości i obrócą się w linie śmierci, w linie najzwyklejszego mają tę samą moc: linia nie jest wymiaru wyższego niż punkt, ani po-
zniszczenia (faszyzm). wierzchnia wyższego wymiaru niż linia, ani też objętość wyższego niż
powierzchnia, ale zawsze mają liczbę wymiarów ułamkową, niecałkowi- 10 i 14
tą, które to wymiary nie przestają zwiększać lub zmniejszać liczby swoich
S/C części. Płaszczyzna dokonuje podziału wielości o zmiennych wymiarach.
Płaszczyzna Spójności, Ciało bez Organów Pytanie dotyczy zatem sposobu łączenia różnych części płaszczyzny: do
[Plan de Consistance, Corps sans Organes] jakiego stopnia ciała bez organów łączą się ze sobą nawzajem? Jak roz-
budowuje się ciągłość intensywności? W jakim porządku tworzą się ciągi
Płaszczyzna spójności lub kompozycji (planomenon, wędrownicza) prze- przekształceń? Jakie są te logiczne powiązania, które dokonują się zawsze
10 ciwstawia się płaszczyźnie uporządkowania i rozwoju. Uporządkowanie w trakcie i przez które płaszczyzna buduje się kawałek po kawałku, zgod-
i rozwój dotyczą formy i substancji: zarazem rozwoju formy i formowa- nie z malejącym lub rosnącym szeregiem ułamkowym? Płaszczyzna jest
nia się substancji lub podmiotu. Jednakże płaszczyzna spójności nic nie jak rząd drzwi. A konkretne reguły budowania płaszczyzny mają zasto-
wie o substancji ani o formie; istności, które wpisują się w tę płaszczyznę, sowanie tylko o tyle, o ile spełniają funkcję doboru. W rezultacie to płasz-
są ściśle modi takiego właśnie ujednostkowienia, które nie wymagają dla czyzna, innymi słowy – sposób łączenia, dostarcza środków usuwania
swego działania ani formy, ani podmiotu. Płaszczyzna składa się – abs- pustych i rakowatych ciał, które współzawodniczą z ciałem bez organów,
trakcyjnie, ale w sposób rzeczywisty – ze stosunków prędkości i powol- odrzucania jednorodnych powierzchni, które pokrywają powierzch-
ności między elementami nieuformowanymi i z odpowiadających im nię gładką, oraz zacierania linii śmierci i zniszczenia, które zmieniają 6

626 627
t ys i ąc P l at e au / 1 5 / W n i o s k i – Ko n k r e t n e r eg u ły, a b s t r a kc yj n e m a s z y n y

kierunek linii ujścia. To tylko zostaje zachowane i jest chronione, a co za a „ziemią”. Po pierwsze, terytorium jako takie nie daje się oddzielić od
tym idzie – tworzone, to tylko się składa, co zwiększa liczbę połączeń na każ- nośników deterytorializacji, które pracują w jego wnętrzu: albo dlatego,
dym poziomie podziału lub składania, a zatem zarówno w ciągu maleją- że terytorialność jest elastyczna i „uboczna”, innymi słowy, wędrowna, 9 i 13
cym, jak i rosnącym (to, co nie może zostać podzielone bez zmiany swojej albo dlatego, że układ terytorialny sam otwiera się na innego typu ukła-
natury, to, co nie składa się bez zmiany kryteriów porównania...). dy, które go niosą. Po drugie, D ze swojej strony nie daje się nigdy od- 11
dzielić od współzależnych reterytorializacji. Dlatego właśnie D nigdy nie
jest prosta, zawsze jest wieloraka i złożona: nie tylko dlatego, że uczest-
D niczy w różnych formach w tym samym czasie, ale także dlatego, że ze-
Deterytorializacja [Déterritorialisation] stawia ze sobą odrębne, współzawodniczące prędkości i ruchy, na pod-
stawie których w określonym momencie możemy wyróżnić „element
Funkcja deterytorializacji: D jest ruchem, w którym „się” opuszcza tery- deterytorializowany” i „element deterytorializujący”. Reterytorializacja
5 torium. Jest to działanie linii ujścia. Mogą jednak wystąpić różne przy- jako operacja początkowa nie oznacza bowiem powrotu do terytorium,
padki. D może zostać pokryta przez reterytorializację, która ją zrówno- lecz stosunki różnicujące wewnętrzne wobec samej D, tę wielość we- 7 i 10
waży, tak, że linie ujścia zostaną zablokowane: wówczas mówi się, że D wnętrzną wobec linii ujścia (patrz „teorematy D”). I wreszcie, ziemia nie
jest negatywna. Wszystko może pełnić funkcję reterytorializującą, inny- jest przeciwieństwem D: widać to już w tajemnicy „rodzimości”, gdzie
mi słowy, „zająć miejsce” utraconego terytorium; w rezultacie można re- ziemia jako żarliwe ognisko, ekscentryczne bądź intensywne, znajduje 11
terytorializować coś, co istnieje, przedmiot, książkę, aparat czy system... się poza terytorium i istnieje jedynie w ruchu D. Co więcej, Ziemia, zlo-
Na przykład błędem jest mówienie, że aparat państwa jest terytorialny: dowaciała, jest Zdeterytorializowana w najwyższym stopniu: właśnie 3
w rzeczywistości dokonuje on D, ale D natychmiast pokrywanej przez dlatego należy do Kosmosu i stanowi materiał, dzięki któremu człowiek
reterytorializację we własności, w pracy i w pieniądzu (jest oczywiste, że wychwytuje kosmiczne siły. Można powiedzieć, że ziemia, jako zdete-
własność ziemska, publiczna czy prywatna nie jest terytorialna, lecz rete- rytorializowana, sama jest ścisłym korelatem D. Aż do tego stopnia, że
rytorializująca). Wśród ustrojów znakowych ustrój znaczący z pewnością D można nazwać stwórczynią ziemi – nowej ziemi, wszechświata, już nie
osiąga wysoki poziom D; ponieważ jednak równocześnie ustanawia cały tylko reterytorializacją.
system reterytorializacji na tym, co znaczone, i nad samym znaczącym, To właśnie znaczy słowo „absolutna”: absolut nie wyraża tu nicze-
blokuje linię ujścia, pozwalając utrzymać się jedynie D negatywnej. Ina- go transcendentnego, niczego niezróżnicowanego; nie wyraża nawet
czej przedstawia się sytuacja, kiedy D staje się pozytywna, innymi słowy, ilości, która przekraczałaby wszelką daną ilość (względną). Wyraża je-
kiedy utwierdza się przez reterytorializacje, które odgrywają rolę zale- dynie pewien typ ruchu, jakościowo odmienny od ruchu względnego.
dwie drugorzędną, a mimo to pozostaje względna, ponieważ linia ujścia, Ruch jest absolutny wówczas, gdy bez względu na swoją liczbę i pręd-
jaką wytycza, jest rozczłonkowana, podzielona na następujące po sobie kość wiąże pewne ciało jako mnogie z przestrzenią gładką, którą zajmuje
„procesy”, pogrąża się w czarnych dziurach czy doprowadza do powsta- ono na kształt wiru. Ruch jest względny, niezależnie od liczby i prędkości, 7 i 14
nia powszechnej czarnej dziury (katastrofa). Tak jest w przypadku pod- wówczas, gdy wiąże ciało rozumiane jako Jedno z przestrzenią żłobioną,
miotowego ustroju znakowego, wraz z D namiętnościową i świadomoś- w której się przemieszcza i którą przemierza wzdłuż przynajmniej wir-
ciową, o charakterze pozytywnym, ale jedynie w znaczeniu względnym. tualnych linii prostych. D jest negatywna lub względna (a jednak spraw-
Od razu można zauważyć, że te dwie główne formy D nie wchodzą ze cza) wówczas, gdy działa tak, jak w tym drugim przypadku: albo za po-
sobą w prosty stosunek rozwojowy: druga może wymykać się pierwszej mocą naczelnych reterytorializacji, które blokują linie ujścia, albo przez
lub może do niej doprowadzić (widzimy to zwłaszcza wówczas, gdy seg- reterytorializacje drugorzędne, które je segmentują i dążą do ich zatarcia.
9 mentowanie równoległych linii ujścia pociąga za sobą reterytorializację D jest absolutna, jak w pierwszym przypadku, ilekroć tworzy nową zie-
całości bądź dokonuje się z korzyścią dla jednego z segmentów, a co za mię, to znaczy ilekroć łączy linie ujścia, podnosi je do potęgi abstrakcyj-
tym idzie, ruch ucieczki zostaje zatrzymany). Możliwe są wszelkie rodza- nej linii życiowej lub wytycza płaszczyznę spójności. Tak więc problem
je mieszane formy, które czerpią z nader różnorodnych form D. polega na tym, że absolutna D z konieczności podąża drogą względnej,
Czy istnieje D absolutna i co znaczy „absolutna”? Musimy naj- właśnie dlatego, że nie jest transcendentna. I na odwrót, względna lub
pierw lepiej zrozumieć związki między D, terytorium, reterytorializacją negatywna D potrzebuje absolutnej, by działać: czyni absolutną czymś

628 629
t ys i ąc P l at e au / 1 5 / W n i o s k i – Ko n k r e t n e r eg u ły, a b s t r a kc yj n e m a s z y n y

„obejmującym”, czymś całościującym, co nadkodowuje ziemię, a na- intensywności (opór, przewodnictwo, ogrzewanie, rozciągliwość, pręd-
stępnie sprzęga linie ujścia po to, by je zatrzymać, zniszczyć – zamiast kość lub opóźnienie, indukcję, przetwarzanie...) i diagramowych funk-
połączyć je po to, by tworzyć (właśnie w tym sensie przeciwstawiliśmy cji wykazujących jedynie równania różniczkowe czy też, bardziej ogól-
sprzęgnięcie połączeniu, chociaż na bardzo ogólnym poziomie często nie, „tensory”. Rzecz jasna, w wymiarach układu abstrakcyjna maszyna
9 i 14 traktowaliśmy je jak synonimy). Dlatego właśnie w ściśle negatywnych czy maszyny ziszczają się w formach i substancjach, ze zmiennym zakre-
lub względnych D działa już coś absolutnego i ograniczającego. I prze- sem swobody. Maszyna abstrakcyjna musi jednak najpierw siebie złożyć,
de wszystkim na skraju absolutu linie ujścia nie są po prostu blokowa- a równocześnie złożyć płaszczyznę spójności. Abstrakcyjne, osobliwe
ne lub segmentowane, ale obracają się w linię zniszczenia i śmierci. O to i twórcze, tu i teraz, realne, a jednak niekonkretne, aktualne, a jednak nie-
właśnie toczy się gra negatywności i pozytywności w tym, co absolut- zrealizowane – dlatego właśnie maszyny abstrakcyjne są ściśle datowa-
11 ne: ziemia opasana, scalona, nadkodowana, sprzęgnięta jako przedmiot ne i mają imiona (abstrakcyjna maszyna Einstein, abstrakcyjna maszy-
wszechogarniającego śmiertelnego i samobójczego porządku, albo zie- na Webern, ale też Galileusz, Bach, Beethoven itd.). Nie chodzi o to, że
mia zestalona, połączona z Kosmosem, zawisła w Kosmosie na liniach odnoszą się one do ludzi albo do działającej chwili; przeciwnie, to imio-
tworzenia, które przemierzają go jako nieprzeliczone stawania się (wyra- na i daty odnoszą się do osobliwości maszyn i do skutków ich działania.
żenie Nietzschego: Niech ziemia stanie się lekka...). Istnieją zatem przy- Jeśli jednak abstrakcyjnym maszynom obce są forma i substancja,
najmniej cztery postacie D, które zderzają się i łączą, i które trzeba odróż- to co się dzieje z innymi określeniami warstw, a nawet układów – treś-
niać za pomocą konkretnych reguł. cią i wyrażeniem? W pewnym sensie można powiedzieć, że to rozróż- 3
nienie także jest nieadekwatne w stosunku do maszyny abstrakcyjnej,
właśnie dlatego, że nie ma ona już form i substancji, których to rozróż-
M nienie wymaga. Płaszczyzna spójności jest płaszczyzną ciągłej zmienno-
Maszyny Abstrakcyjne (Diagram i Gromada) ści; każda abstrakcyjna maszyna może zostać uznana za „plateau” zmien-
[Machines abstraites (diagramme et phylum)] ności, która buduje ciągłość zmiennych treści i zmiennych wyrażenia.
W konsekwencji treść i wyrażenie osiągają najwyższy stopień względno-
W pierwotnym sensie nie istnieje żadna abstrakcyjna maszyna czy ma- ści, stając się „funktywami jednej i tej samej funkcji”, czyli materiałami
szyny, które byłyby czymś w rodzaju platońskiej Idei, transcendentnej, (z) jednej materii. W innym sensie jednak można powiedzieć, że rozróż- 4i5
uniwersalnej, wiecznej. Maszyny abstrakcyjne działają w ramach kon- nienie istnieje, a nawet zostaje odtworzone, na poziomie rysów: istnieją
kretnych układów: określa je czwarty aspekt układów, innymi słowy, rysy treści (nieuformowane materie lub intensywności) i rysy wyrażenia
11 wierzchołki dekodowania i deterytorializacji. Wytyczają one te wierz- (nieformalne funkcje lub tensory). Tutaj rozróżnienie ulega całkowite-
chołki. Co za tym idzie, sprawiają, że terytorialne układy otwierają się mu przemieszczeniu, a nawet całkowitej zmianie, jako że odtąd doty-
na coś innego, układy innego typu, na to, co molekularne i kosmicz- czy wierzchołków deterytorializacji. Absolutna deterytorializacja za-
ne; ustanawiają stawania się. Są zatem zawsze osobliwe i immanentne. kłada „element deterytorializujący” i „element deterytorializowany”,
W przeciwieństwie do tego, co dzieje się w warstwach i układach roz- z których pierwszy w każdym przypadku zostaje przydzielony do wyra-
ważanych w innych aspektach, maszynom abstrakcyjnym obce są for- żenia, a drugi – do treści, albo na odwrót, jednak zawsze w taki sposób,
my i substancje. To właśnie sprawia, że są abstrakcyjne, a także określa aby wyrazić względną różnicę między nimi dwoma. Toteż ciągła zmien-
pojęcie maszyny w sensie ścisłym. Maszyny abstrakcyjne wykraczają ność z konieczności oddziałuje zarówno na treść, jak i na wyrażanie, nie-
poza wszelką maszynowość. Przeciwstawiają się temu, co abstrakcyjne mniej czyni to, przypisując im dwie asymetryczne role jako elementom
w sensie potocznym. Składają się z nieuformowanych materii i niefor- tego samego stawania się lub jako kwantom pojedynczego przepływu.
5 malnych funkcji. Każda abstrakcyjna maszyna jest zestalonym zespołem Stąd niemożność takiego określenia ciągłej zmienności, które nie ob-
materii i funkcji (gromada i diagram). Widać to wyraźnie na płaszczyź- jęłoby zarazem treści i wyrażenia, by uczynić je nieodróżnialnymi, ani
nie technologicznej: taka płaszczyzna nie jest po prostu zrobiona z ufor- takiego, które by nie działało przez jedno lub przez drugie, dla określe-
mowanych substancji (aluminium, plastiku, drutu elektrycznego itd.) ani nia względnych i ruchomych biegunów tego, co staje się nieodróżnial-
z porządkujących form (programów, pierwowzorów itd.), ale ze złożenia ne. W ten sposób trzeba określić jednocześnie cechy czy też intensyw- 1, 2
nieuformowanych materii wykazujących zawsze jedynie pewien stopień ności treści oraz cechy czy też tensory wyrażenia (zaimek nieokreślony,

630 631
t ys i ąc P l at e au / 1 5 / W n i o s k i – Ko n k r e t n e r eg u ły, a b s t r a kc yj n e m a s z y n y

4, 10 imię własne, bezokolicznik i data), które po kolei wymieniają się miej- zamieniają się w linie śmierci i zniszczenia. Stąd nazwa maszyna „wo-
scami, jednocześnie pociągając się wzajemnie, na płaszczyźnie spójno- jenna”; jest ona o wiele bliższa maszynie abstrakcyjnej niż aparat pań-
ści. Dlatego nieuformowana materia, gromada, nie jest martwą, surową, stwa, który ogałaca maszynę wojenną z jej mocy przekształcania. Pisanie
jednorodną materią, ale materią-w-ruchu obejmującą osobliwości bądź i muzyka mogą być maszynami wojennymi. Im bardziej układ się otwie-
4 istności, jakości czy wręcz operacje (wędrowne technologiczne lineaże); ra, mnoży połączenia i wytycza płaszczyznę spójności z jej kwantyfika-
natomiast nieformalna funkcja, diagram nie jest metajęzykiem, pozba- torami intensywności i zestalenia, tym bliższy jest żywotnej maszynie
wionym wyrazu i składni, lecz wyrażeniowością w ruchu, która obejmu- abstrakcyjnej. Jednak oddala się od niej w miarę jak zastępuje twórcze 1, 4
je zawsze pewien język obcy w łonie każdego języka i niejęzykoznawcze połączenia sprzężeniami powodującymi blokady (aksjomatyka), formo- 5, 9
kategorie w mowie (koczownicze lineaże poetyckie). Czy zatem pisze się waniem porządku i warstw (warstwometry), reterytorializacjami drążą- 12 i 14
na styku rzeczywistości o pewnej nieuformowanej materii, gdy równo- cymi czarne dziury (segmentometry) i przejściami w linie śmierci (dele-
cześnie ta sama materia przemierza i rozpościera w całości mowę nie- ometry). W ten sposób dokonuje się dobór układów wedle ich zdolności
10 formalną: stawanie się zwierzęciem, jak u myszy Kafki (s. 295), szczurów wytyczania płaszczyzny spójności ze wzrastającą liczbą połączeń. Schi-
Hoffmansthala (s. 333), cieląt Moritza (s. 290–291)? Maszyna rewolucyj- zoanaliza nie jest jedynie jakościową analizą maszyn abstrakcyjnych
na, tym bardziej abstrakcyjna, że rzeczywista. Ustrój, który nie działa już w stosunku do układów, ale także ilościową analizą układów w stosunku
poprzez znaczące ani podmiot. do pewnej założonej czystej maszyny abstrakcyjnej.
Dotyczy to pojedynczych i immanentnych maszyn abstrakcyjnych. Jest jeszcze ostatni punkt widzenia, perspektywa analizy typolo-
To, co powiedzieliśmy, nie wyklucza możliwości, by „maszyna abstrak- gicznej. Istnieją bowiem ogólne typy maszyn abstrakcyjnych. Maszyna
cyjna jako taka” w bardzo szczególnych warunkach posłużyła za trans- abstrakcyjna czy maszyny abstrakcyjne płaszczyzny spójności nie wy-
cendentalny model. Tym razem konkretne układy wiążą się z pewną czerpują całości operacji ani nad nią nie panują; operacji ustanawiających
abstrakcyjną ideą Maszyny i zależnie od sposobu jej uruchomienia po- warstwy czy nawet układy. Warstwy „przyjmują się” na samej płaszczyź-
zostają pod wpływem współczynników zdających sprawę z ich możliwo- nie spójności, tworząc na niej obszary zagęszczenia, skrzepy i pasy roz-
ści, ich twórczości. Współczynniki, które kwantyfikują układy, dotyczą budowujące się i rozwijające wzdłuż osi innej płaszczyzny (substancja-
zmiennych składowych układu (terytorium, deterytorializacja, reteryto- -forma, treść-wyrażenie). Znaczy to, że każda warstwa zachowuje pewną 3
rializacja, ziemia, Kosmos), splotu rozmaitych linii stanowiących „mapę” jedność spójności i składu w odniesieniu przede wszystkim do substan-
pewnego układu (linie molowe, linie molekularne, linie ujścia) i od- cjalnych elementów i formalnych rysów, świadczącą również o istnieniu
miennych stosunków między układem a płaszczyzną spójności (groma- właściwie uwarstwionej maszyny abstrakcyjnej, sterującej tą inną płasz-
da i diagram). Na przykład składowa „źdźbło trawy” może zmieniać swój czyzną. Istnieje także typ trzeci: na alloplastycznych warstwach, które
współczynnik w układach różnych gatunków zwierząt, które mimo to są szczególnie sprzyjają układom, budują się maszyny abstrakcyjne, które 9
blisko spokrewnione (s. 395). Co do zasady układ jest o tyle bliższy ma- deterytorializacje kompensują reterytorializacjami, a zwłaszcza dekodo-
szynie abstrakcyjnej, że zawiera linie bez konturu, przechodzące między wanie – nadkodowaniem lub równoważnikami nadkodowywania. Prze-
rzeczami, i obdarzony jest mocą (przekształcania i przeistaczania) odpo- konaliśmy się zwłaszcza, że jeśli maszyny abstrakcyjne otwierają układy,
wiednio do materii-funkcji: patrz Maszyna fal (s. 305). to także je zamykają. Maszyna nakazowa nadkodowuje język, maszy- 11
Rozważyliśmy w szczególności dwa wielkie alloplastyczne i antro- na twarzowości nadkodowuje ciało, a nawet głowę, maszyna zniewole- 4, 7 i 8
pomorficzne układy: maszynę wojenną i aparat państwa. Chodzi o dwa nia nadkodowuje lub aksjomatyzuje ziemię: nie są to w żadnym razie
układy, które nie tylko różnią się co do natury, lecz także odmiennie dają złudzenia, lecz rzeczywiste efekty maszynowe. Nie możemy zatem już
się mierzyć ilościowo w stosunku do „właściwej” maszyny abstrakcyjnej. dłużej twierdzić, że układy dają się zmierzyć w pewnej skali ilościowej,
Nie pozostają one w tym samym stosunku z gromadą i diagramem; nie są wedle której można określić, jak blisko lub daleko znajdują się od ma-
to te same linie czy te same składowe. Owa analiza dwóch układów i ich szyny abstrakcyjnej i płaszczyzny spójności. Istnieją różne typy maszyn
12 i 13 współczynników pokazuje, że maszyna wojenna nie ma za przedmiot woj- abstrakcyjnych, które nieustannie na siebie oddziałują, określają ukła-
ny sama z siebie, ale z konieczności przyjmuje ją za przedmiot, kiedy po- dy: abstrakcyjne maszyny spójności, osobliwe i mutujące, z mnogimi po-
zwala się zawłaszczyć aparatowi państwa. W tym bardzo dokładnie okre- łączeniami; abstrakcyjne maszyny uwarstwienia, które powlekają płasz-
ślonym punkcie linia ujścia i żywotna linia abstrakcyjna, którą wyznacza, czyznę spójności inną płaszczyzną; i aksjomatyczne lub nadkodowujące 5 i 13

632 633
t ys i ąc P l at e au

maszyny abstrakcyjne, które przystępują do całościowania, ujednorod- Sp i s t r e ś c i


nienia, domykających sprzężeń. Toteż każda maszyna abstrakcyjna od-
syła do innych maszyn abstrakcyjnych, nie tylko dlatego, że są one nie-
odłącznie polityczne, ekonomiczne, naukowe, artystyczne, ekologiczne,
kosmiczne – postrzeżeniowe, afektywne, czynne, myślące, fizyczne i se-
miotyczne – ale także dlatego, że ich różne typy tak się przeplatają, jak ich
działania się zbiegają. Mechanosfera. M i c h a ł H e r e r T y s i ąc p l at e au – k s i ą ż k a o s o b l i wa V

U wag a w st ę p n a 1

/ 1 /
W p rowa dz e n i e : K ł ąc z e 3
Korzeń, korzonek i kłącze. – Problemy książki. – Jedno
i Mnogie. – Drzewo a kłącze. – Kierunki geograficzne,
Wschód, Zachód, Ameryka. – Niedogodności drzewa. –
Czym jest plateau?

/ 2 /
1 9 1 4 – J e d e n c z y w i e l e w i l ków ? 31
Nerwica a psychoza. – Ku teorii wielości. – Sfory. –
Nieświadome i molekularne.

/ 3 /
1 0 0 0 0 p. n . e . – G eo lo g i a m o r a l n o ś c i 47
Warstwy. – Podwójne powiązanie (segmentacja). –
Co przesądza o jedności warstwy. – Środowiska. –
Wewnętrzne zróżnicowanie warstwy: formy i substancje,
epistraty i parastraty. – Treść i wyrażanie. Różnorodność
warstw. – Molowe i molekularne. – Maszyna abstrakcyjna
i układ: porównanie ich stanów. – Metastraty.

/ 4 /
2 0 l i sto pa da 1 9 2 3 – P o st u l at y j ę z y koz n aw st wa 87
Nakaz. – Mowa zależna. – Nakazy, czynności i bezcielesne
przekształcenia. – Daty. – Treść i wyrażenie: zmienne w obu
wypadkach. – Aspekty układu. – Stałe, zmienne i ciągła
zmienność. – Muzyka. – Styl. – Dur i moll. – Stawanie się. –
Śmierć i ucieczka, postać i metamorfoza.

635
t ys i ąc P l at e au spis treści

/ 5 / / 10 /
5 8 7 p. n . e . – 7 0 n . e . – O k i l k u u st roj ac h z n a kow yc h 133 1 7 3 0 – Stawa n i e - s i ę - i n t e n sy w n y m ,
stawa n i e - s i ę -z w i e r z ęc i e m ,
Despotyczny ustrój znaczący. – Namiętnościowy
stawa n i e - s i ę - n i e u c h w y t n y m 2 8 1
ustrój subiektywny. – Dwa obłędy a problem
psychiatrii. – Starożytne dzieje ludu żydowskiego. – Stawanie się. – Trzy aspekty czarów: wielorakości;
Linia ujścia a prorok. – Twarz, odwrócenie się, zdrada. – anomalny i outsider; przekształcenia. – Ujednostkowienie
Księga. – System podmiotowości: świadomość i namiętność, i Istność: o piątej wieczorem… – Długość, szerokość
Sobowtóry. – Scena małżeńska i scena biurowa. – a płaszczyzna spójności. – Dwie płaszczyzny i dwie ich
Nadmiarowość. – Postaci deterytorializacji. – Maszyna koncepcje. – Stawanie-się-kobietą, stawanie-się-dzieckiem,
abstrakcyjna a diagram. – Generatywne, transformacyjne, stawanie-się-zwierzęciem, stawanie-się-cząsteczkowym:
diagramatyczne i maszynowe. strefy sąsiedztwa. – Stawanie-się-nieuchwytnym. –
Cząsteczkowe postrzeganie. – Tajemnica. – Większość,
/ 6 / mniejszość, mniejszościowe. – Mniejszościowość
2 8 l i sto pa da 1 94 7 – J a k s p o r z ą dz i ć i niesymetryczność stawania się: podwójne stawanie
s o b i e C i ało b e z O rg a n ów ? 179 się. – Punkt i linia, pamięć a stawanie się. – Stawanie się
Ciało bez Organów a fale, intensywności. – Jajo. – a blok. – Przeciwieństwo systemów punktowych i systemów
Masochizm, miłość dworska, tao. – Warstwy a płaszczyzna wieloliniowych. – Muzyka, malarstwo i stawania się. –
spójności. – Antonin Artaud. – Sztuka rozwagi. – Problem Refren. – Ciąg twierdzeń deterytorializacji. – Stawanie się
trzech Ciał. – Pragnienie, płaszczyzna, dobór i skład. jako przeciwieństwo naśladownictwa.

/ 7 / / 11 /
Ro k z e row y – T wa r zowo ś ć 201 1 8 3 7 – O R e FRENIE 377
Biała ściana, czarna dziura. – Abstrakcyjna maszyna W ciemnościach, u siebie, ku światu. – Środowisko
twarzowości. – Ciało, głowa i twarz. – Twarz i rytm. – Plakat a terytorium. – Wyrażenie jako
a pejzaż. – Romans dworski. – Twierdzenia styl: rytmiczne twarze, melodyjne pejzaże. – Śpiew
deterytorializacji. – Społeczne funkcje twarzy. – Twarz ptaków. – Terytorialność, układy i międzyukłady. –
i Chrystus. – Dwie postacie twarzy: twarz a profil, Terytorium a ziemia, Rodzime. – Problem spójności. –
odwrócenie się. – Zatarcie twarzy. Maszynowy układ a maszyna abstrakcyjna. – Klasycyzm
i środowiska. – Romantyzm, terytorium, ziemia i lud.
/ 8 / Sztuka nowoczesna i kosmos. Forma i substancja, siły
1 8 74 – T r z y n ow e l e a l b o „Co s i ę w y da r z yło ? ” 231 i materiał. – Muzyka i śpiewki, ogromna i nikła śpiewka.
Nowela a opowiadanie: tajemnica. – Trzy linie. – Cięcie,
rysa, pęknięcie. – Podwójność, sobowtórność i ukrycie. / 12 /
1 2 2 7 – T r a k tat o n o m a d o lo g i i : M a s z y n a woj e n n a 431
/ 9 / Dwa bieguny państwa. – Niezbywalność i zewnętrzność
1 9 3 3 – M i k ro p o l i t y k a i S eGMENTACJA 249 maszyny wojennej. – Człowiek wojny. – Większe i mniejsze:
Segmentacja, pierwotna i ucywilizowana. – Molowa nauki mniejsze. – Ciało i łączność. – Myślenie, państwo
i molekularna. – Faszyzm i totalitaryzm. Linia segmentów, i nomadologia. – Pierwszy aspekt: maszyna wojenna
przepływ kwantowy. – Gabriel Tarde. – Masy i klasy. – i przestrzeń koczownicza. – Drugi aspekt: maszyna
Maszyna abstrakcyjna: mutacja i nadkodowanie. – Czym wojenna i skład osobowy, koczownicza liczba. – Trzeci
jest centrum władzy? – Trzy linie i niesione przez nie aspekt: maszyna wojenna i koczownicze afekty. – Swoboda
zagrożenia. – Lęk, jasność, władza i śmierć. działania a praca. – Natura układów: narzędzia a znaki,

636 637
t ys i ąc P l at e au

oręż i klejnoty. – Metalurgia, wędrowność i koczownictwo.


Maszynowa gromada i technologiczne lineaże. – Przestrzeń
gładka, przestrzeń wyżłobiona, przestrzeń wydrążona. –
Maszyna wojenna a wojna: złożoność ich stosunku.

/ 13 /
7 0 0 0 p. n . e . – A pa r at p o c h w yc e n i a 523
Państwo paleolityczne. – Grupy pierwotne, miasta,
państwa i organizacje globalne. –Antycypowanie
i odpieranie. – Sens słowa „ostatni” (krańcowość). –
Wymiana i zapas. – Pochwycenie: własność gruntowa
(renta), fiskalizm (podatek), roboty publiczne (zysk). –
Problemy z przemocą. – Formy państwowości i trzy
wieki prawa. – Kapitalizm a państwo. – Ujarzmienie
i zniewolenie. – Aksjomatyka i wiążące się z nią problemy.

/ 14 /
1 4 4 0 – G ł a d k i e i WYŻŁOBIONE 587
Model technologiczny (tekstylny). – Model muzyczny. –
Model morski. – Model matematyczny (wielości). – Model
fizyczny. – Model estetyczny (sztuka koczownicza).

/ 15 /
W n i o s k i : Ko n k r e t n e r eg u ły i a b st r a kc yj n e m a s z y n y 621
Redakcja merytoryczna i językowa
Joanna Bednarek

Współpraca merytoryczna
prof. Bogdan Banasiak

Tekst przedmowy
Michał Herer

Korekta tekstu
Kacha Szaniawska, Anna Wojczyńska

Projekt graficzny i skład


Grzegorz LaszukK+S, Anna HegmanK+S

Koordynacja
Ela Petruk

Wydawca

Fundacja Nowej Kultury Bęc Zmiana


ul. Mokotowska 65/7
00-533 Warszawa
www.beczmiana.pl
bec@beczmiana.pl
zamówienia: www.sklep.beczmiana.pl, sklep@beczmiana.pl

Partner
Centre national du livre

Druk
Drukarnia Stabil
Ul. Nabielaka 16
41-310 Kraków

ISBN
978-83-62418-56-5

You might also like