Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 233

~1~

Laurann Dohner

Veslor Mates 5

The Torid Affair

Gdy na planecie Torid wybuchają zamieszki, załoga Defcon Red ma za zadanie stłumić
przemoc i zająć się rannymi. Nawet Jessa Brick, specjalistka ds. badań kosmitów, zostaje
wciągnięta do służby. Czując się bardziej komfortowo w swoim laboratorium, lekarka jest
zszokowana oczywistą nierównością na Torid. Obiecuje pomóc każdemu obywatelowi,
bogatemu lub biednemu, nawet jeśli jest to sprzeczne z życzeniem gubernatora kolonii… i
oznacza ścisłą współpracę z pewnym zrzędliwym kosmitą.

Medyk Veslorów, Maith, jest od dawna zirytowany kłującą doktor Brick i jej
powtarzającymi się próbami zbadania jego rasy jak szczury laboratoryjne. Ale wspólna praca
na Torid pokazuje mu inną stronę Jessy. Im bardziej są blisko, tym bardziej wzrasta jego
podziw i pociąg… zwłaszcza, gdy ma zapewnić bezpieczeństwo Jessie. To oznacza, że
podczas misji muszą spędzić razem każdą minutę. Gdy niebezpieczeństwo się zbliża, nie tylko
obowiązek sprawia, że Maith chroni Jessę. Pierwotnym instynktom Veslora nie można
zaprzeczyć.

~2~
Rozdział 1

- Doktor Brick, rusz tu swój tyłek!

Jessa zagryzła zęby i fantazjowała o uderzeniu Carltona George’a w jego wielką


gębę. Ignorując go, uśmiechnęła się do swojego młodego pacjenta leżącego na noszach,
pomimo swojego gniewu, i skończyła bandażować szwy, które nałożyła na jego
ramieniu.

- Hej! Słyszysz mnie, doktor Brick? Zabieraj tu swój tyłek!

Nadal ignorowała wrzeszczącego gdzieś za nią mężczyznę.

- Utrzymuj go w suchości przez dwa dni. Szwy same się rozpuszczą. Do tego czasu
nie zdejmuj bandaży. Są z floty wojskowej. To znaczy, są pokryte specjalnym żelem,
który powoduje szybkie gojenie. – Mrugnęła do dziesięcioletniego chłopca. – Dla ciebie
to, co najlepsze, dzieciaku.

Sięgnęła do swojego zestawu medycznego i wyjęła dwa czekoladowe batoniki


odżywcze, wsuwając je pod koc okrywający pacjenta. Chciałaby zrobić o wiele więcej.
Nie zabije jej utrata kilku pysznych przekąsek, zwłaszcza gdy chłopak był taki chudy i
wyglądał na wpół zagłodzonego. Jej ukryty zapas został prawie wyczerpany przez
wsuwanie ich potrzebującym pacjentom.

Dziecko złapało je i wepchnęło jedzenie do kieszeni swoich podartych spodni.

- Dziękuję.

- Nie mów strażnikom, że dałam ci coś do jedzenia. Prawdopodobnie ukradną to. –


Rzuciła groźne spojrzenie ubranym na czarno dupkom, którzy obstawiali drzwi
prowadzące z sali balowej rezydencji gubernatora. Została przekształcona w szpital
ratunkowy. Byli tam, by upewnić się, że żaden z pacjentów nie przekradnie się do
reszty masywnego budynku.

- Niech to szlag, doktor Brick. Jesteś głucha?

Zamknęła swoją apteczkę i chwyciła ją, wstała i odwróciła się do Carltona


George’a, który zbliżał się jak burza. Umieściła swoje ciało między nim i chłopcem.

- Nie. Jestem zajęta. Mam tu zadanie do wykonania. A ty nie?

Spojrzał na nią gniewnie, jego twarz zrobiła się czerwona. Mentalnie aktywowała

~3~
swoje sztuczne oko, by go przeskanować, po prostu żeby go przestraszyć, wiedząc, że
normalny niebieski kolor zacznie jasno świecić.

Zaczął się cofać, ale się powstrzymał.

- Przestań w tej chwili! To sprawia, że wyglądasz naprawdę źle.

Udawała niewinność, całkowicie świadoma, że świecące oko ma tendencję do


sprawiania, że ludzie czuli się nieswojo.

- Obrażasz zmodyfikowaną osobę, bo mam sztuczny implant oka? To nie moja


wina, że zespół medyczny musiał dać mi niebieską tęczówkę zamiast brązowej, by
pasowała do koloru, z którym się urodziłam. Istnieją przepisy dotyczące traktowania
zmodyfikowanych ludzi. Łamiesz jeden?

- Nic takiego nie robię – wypluł zanim zmienił temat. – Powinnaś leczyć naszych
obywateli.

Niewielu ludzi naprawdę nienawidziła. Osobisty asystent gubernatora zdobył


miejsce na szczycie tej krótkiej listy. Nienawidziła go od chwili, gdy się poznali. Był
niegrzecznym, totalnym kutasem i miał współczucie skały.

- Chłopiec, którego właśnie leczyłam, jest jednym z waszych obywateli.

Jego twarz poczerwieniała ze złości.

- Nie. Nie jest.

Starała się zachować grzeczny ton.

- Mieszka na Torid. To czyni go obywatelem. Flota ma służyć pomocą wszystkim.


To obejmuje… no wiesz… wszystkich.

- Zgadzamy się, że się nie zgadzamy. Przyniesiono jednego z naszych lojalnych


obywateli. Idź obejrzeć go w tej chwili. Jest dobrym przyjacielem gubernatora.

To była druga wizyta Defcon Red na Torid w krótkim czasie. Planeta kolonii została
założona dziesięć lat temu. Ktoś wysłał raport o problemach w jednym i jedynym
mieście założonym przez kolonistów, ale kiedy przybyli pierwszy raz, wszystko
wydawało się być w porządku.

Teraz flota otrzymała rozkaz powrotu po tym, co sprowadzało się do stanu wybuchu
wojny domowej. Krążyły pogłoski o korupcji, która szła prosto z góry, w tym sam
gubernator Rodney Boyd, który rządził wszystkim, aż do dostawców, którzy
kontrolowali takie rzeczy jak żywność, odzież i mieszkanie. Oczywiście, Boyd temu

~4~
zaprzeczył. Gubernator przysiągł, że planetę zinfiltrowała grupa buntowników, żeby
dokonać aktów terroryzmu.

Były również doniesienia o zabijaniu zaniedbanych mieszkańców Torid. Kiedy


Defcon Red wrócił, cywile twierdzili, że przemoc wobec nich została zarządzona przez
gubernatora. Przysięgali, że walczyli tylko w samoobronie. To był bałagan.

Flota przejęła jurysdykcję w celu przeprowadzenia pełnego śledztwa. Dopóki nie


dowiedzą się na pewno, kto jest winny, wysłali zespoły medyków do leczenia rannych.
A uzbrojone ciała, w postaci zespołów zadaniowych ustawionych na ziemi, miały
powstrzymać przemoc. Rozdawano również potrzebującym jedzenie, wodę i odzież.

Tylko nie w pobliżu rezydencji gubernatora. Nie pozwolił im ustawić ośrodków


dystrybucji zaopatrzenia floty w promieniu półtora kilometra od jego domu. Piekłem
było zdobycie pozwolenia na wykorzystanie części jego ogromnej rezydencji na szpital
tymczasowy prowadzony przez flotę. Flota w zasadzie zmusiła go do zgody, ponieważ
to Ziemia była właścicielem budynku i zapłaciła za jego budowę. Tam niestety została
przydzielona Jessa.

Po spędzeniu trzech dni na planecie, Jessa w pełni uwierzyła biednym cywilom. Nie
kupowała bzdur gubernatora. Zasadniczo każdy mający dobrą pozycję we władzach
miasta wydawał się mieć przyzwoite warunki życiowe. Wszyscy inni – co wydawało się
być alarmującym odsetkiem mieszkańców – mieli przerąbane. Głodowali.

Jej zdaniem, gubernator i wszyscy jego lojalni obywatele stanowili bandę


bezdusznych, chciwych łobuzów. Outsiderzy nie wchodzili, by nie sprawiać kłopotów.
Wszyscy pacjenci, których leczyła, najwyraźniej żyli na Torid w pełnym wymiarze.
Niefortunna ich liczba wydawała się być dziećmi poddanymi różnym formom
przemocy.

- Słyszałaś mnie? Przestań tak na mnie patrzeć – warknął Carlton George. – Rób, co
ci kazano, albo cię zwolnię!

Jessa musiała walczyć z chęcią użycia swojego zestawu medycznego, by fizycznie


go pobić. Naprawdę denerwował ją swoimi bzdurnymi groźbami. Jednak nie
powstrzymywała swojej buzi.

- Nie możesz mnie zwolnić ani mówić mi, co mam robić. Widzisz ten granatowy
mundur, który noszę? Te pagony? Powinny być wskazówką, ale wyglądasz na idiotę.
Więc rób notatki, jeśli musisz: pracuję dla floty. Nie dla ciebie. A teraz zejdź mi z oczu
i przestań wykrzykiwać rozkazy. Obecnie leczę pacjentów w kolejności, w jakiej
przyszli. Dojdę do twojego faceta, kiedy nadejdzie jego kolej.

~5~
Gapił się na nią, jego twarz stała się jeszcze bardziej czerwona. Zacisnął ręce w
pięści, jego oczy się wybałuszyły.

- Powinieneś wziąć pod kontrolę ten swój temperament. Twoje ciśnienie krwi
wzrosło do niebezpiecznych poziomów. Może spowodować udar lub zawał serca. To
byłaby taka szkoda. – Jessa wiedziała, że jest suką, ale zasłużył na to. Krzyczał na nią,
odkąd przyjechała. – Wiesz… ponieważ twoi lojalni obywatele biją wszystkich na
miazgę, jest dużo pacjentów przed tobą, gdybyś potrzebował leczenia.

- Każę cię aresztować, jeśli w tej chwili nie zmienisz swojego nastawienia i nie
zrobisz jak mówię – wrzasnął.

Jessa wolną ręką poklepała pagon na prawym ramieniu.

- Flota. Boże, jak dostałeś tę pracę? Wiesz cokolwiek? Przewyższam stopniem


ciebie i twojego szefa, odkąd Zjednoczona Ziemia przejęła jurysdykcję, dopóki ten
bałagan nie zostanie uporządkowany. Flota rządzi. Spróbuj mnie aresztować, a twój
tyłek dostanie darmowy transport prosto do celi na Defcon Red. Twój szef też nie
będzie zadowolony, bo prawdopodobnie zabiorą go z tobą, ponieważ jesteś jego prawą
ręką. Śledczy mogą się dowiedzieć, czy wiedział z góry, jakie kretyńskie żądania
będziesz rzucał.

- Ty pieprzona cipko – wypluł.

Jessa uśmiechnęła się do niego zaciśniętymi ustami.

- Dla ciebie przełożona cipa. Nie zapominaj, że przewyższam cię rangą. Cieszę się,
że ustaliliśmy jasne granice między nami… nie mówisz mi, co mam robić, i cię nie
lubię. Teraz zejdź mi z oczu.

Obrócił się na pięcie i wybiegł. Właśnie wtedy stała się świadoma, że ktoś stoi nieco
za nią po prawej stronie.

Odwróciła głowę, wpatrując się w Matta. A może miał na imię Mark. Był jednym z
medyków zespołów taktycznych, sądząc po jego innym mundurze i pagonach. W sali
balowej rezydencji pracowało z nią ponad siedemdziesięciu członków floty i tak
naprawdę nie mieli czasu na rozmowę. Medycy zespołów taktycznych nie pracowali w
Centrum Medycznym na Defcon Red. Ani ona.

Przyjrzał się jej twarzy.

- Myślałem, że cię uderzy.

- Chcesz do tego miejsca w pierwszym rzędzie?

~6~
Potrząsnął głową.

- Chciałem wkroczyć.

Jej nastrój złagodniał.

- Doceniam to, ale poradzę sobie. Naprawdę nienawidzę tego faceta.

- Tak samo jak my wszyscy. Zauważyłem, że jest gorszy z kobietami niż z nami
mężczyznami. Pewnie boi się, że odciągniemy go i pobijemy, jeśli odezwie się do nas w
ten sposób. Ja bym tak zrobił.

- Jedynym powodem, dlaczego nie pobiłam go moją apteczką, jest to, że akurat ją
lubię. To nie jest standardowe wyposażenie floty. To był prezent od mojej siostry, kiedy
ukończyłam szkołę medyczną.

Jego spojrzenie przyjrzało się jej włosom.

- Podobają mi się te niebieskie pasemka.

- Dziękuję. Myślę, że dobrze wyglądają w kontraście do mojej naturalnej czerni.


Lekarze dali mi wybór kolorów, by zakryć łysiny na głowie, gdzie po wypadku nie
odrosły prawdziwe włosy. Wybrałam niebieski, by pasował do mojego sztucznego oka.
Pomyślałam, że równie dobrze mogę się tym chwalić, ponieważ jest oczywiście
zmodyfikowane.

Na twarzy faceta pojawił się uśmiech.

- Jestem Michael. Słyszałem o słynnej Jessie Brick.

- Słynnej?

- Jesteś specjalistą ds. badań nad obcymi przydzieloną do Defcon Red. Nie
zazdroszczę ci badań lekarskich Veslorów. Lubię tych facetów, ale jak cholera nie
chciałby prosić ich, żeby odwrócili głowy i zakaszleli.

Zachichotała.

- Mają do tego własnego medyka.

Pochylił się trochę bliżej.

- Jesteś dużo młodsza, niż sobie wyobrażałem. Słyszałem, że masz dwadzieścia


sześć lat? Jedyny inny specjalista. Ten, którego spotkałem był w swoich latach
siedemdziesiątych. Musisz być super mądra.

~7~
- Przeszłam wcześnie edukację i ukończyłam medycynę tuż przed moimi
siedemnastymi urodzinami. Instruktorzy wykorzystali czternaście miesięcy zanim
byłam wystarczająco dorosła, by zostać wysłaną na mój pierwszy statek floty i by
wyszkolić mnie na specjalistę ds. badań nad obcymi.

Jego oczy się rozszerzyły.

- Osierocona w wieku ośmiu lat i wychowana przez flotę. – Spodziewała się, że


rzuci jej zniesmaczone spojrzenie i przestanie z nią rozmawiać. Nie radziła sobie dobrze
z ludźmi, zwłaszcza z mężczyznami tak przystojnych jak on, więc najlepiej będzie, jeśli
szybko to zakończy. Będzie jej unikał, gdy zostawi te informacje.

To był dobrze znany fakt, że wychowany przez flotę oznaczało, że dobrowolnie nie
dołączyła do floty. Sieroty zwykle zgłaszały się do służby, ponieważ flota zazwyczaj
była ich jedyną ofertą pracy. Musiała oddać aż siedemnaście lat życia na służbę. To
było piętno związane z ludźmi takimi jak ona. Jakby brak innych opcji oznaczał, że nie
zasłużyła na taki sam szacunek jak ci, którzy dołączyli z innych powodów.

Zaskoczył ją, wciąż zachowując się przyjemnie.

- Wow, to imponujące, że nauczyłaś się wszystkiego tak młodo. Chociaż przykro


mi, że straciłaś swoją rodzinę.

- Dziękuję, Michael. – Jeśli on potrafił być uprzejmy, ona też. – Powinniśmy wrócić
do pracy.

- Taa. – Rozejrzał się zanim znów na nią spojrzał. – Zjesz ze mną obiad? Naprawdę
chciałbym dowiedzieć się więcej o twoim szkoleniu nad obcymi i co robisz. To jest
fascynujące.

Patrzyła na niego oszołomiona. Chciał z nią więcej rozmawiać?

- Pewnie – wypaliła.

Uśmiechnął się, błyskając spektakularnie białymi zębami.

- Świetnie. To da mi coś, na co będę czekał. Staraj się nie wkurzyć nikogo innego…
ale jeśli to zrobisz, krzyknij na mnie. Skopię im tyłki. Jestem pewien, że potrafisz zrobić
to sama, ale to może opóźnić nasz obiad. Naprawdę nie mogę się doczekać naszego
spotkania, żeby później porozmawiać. – Skinął jej głową i jeszcze raz się uśmiechnął
zanim odszedł, by obejrzeć następnego pacjenta.

Jessa patrzyła jak odchodzi. Miał krótkie blond włosy, muskularne ciało i wydawał
się być miły. Większość załogi Defcon Red unikała jej, więc koncepcja nawiązania

~8~
przyjaźni była ekscytująca.

Zmusiła się do odwrócenia się plecami i przejścia do kolejnego pacjenta. To był


starszy mężczyzna w mundurze strażnika rezydencji. Jego ręce były istnym bałaganem.
Otworzyła swój zestaw medyczny i zeskanowała je, odczytując wiele złamanych kości
pod poszarpaną, spuchniętą skórą.

- Dałeś komuś piekielne lanie.

Skrzywił się na Jessę.

- Upadłem.

Przewróciła oczami i odłożyła skaner. Kłamał. Te obrażenia wyraźnie wskazywały,


że używał pięści, by uderzać w coś wielokrotnie. Albo w kogoś. Kuszące było wysłanie
go do nastawienia kości bez wcześniejszego podania leków przeciwbólowych, ale nie
była taka bez serca. Wstrzyknęła mu w bok szyi niewielką dawkę zanim podniosła dłoń
w rękawiczce, dając sygnał.

Podbiegł do niej sanitariusz, mężczyzna, z którym regularnie rozmawiała. Pete


reprezentował wszystkich sanitariuszy na Defcon Red, kiedy byli na spotkaniach.

- Połamane kości w obu rękach. Zabierz go, proszę, do doktora Jensona.

Pete uniósł obie brwi ze zdziwienia. Marcus Jenson został wysłany na powierzchnię
tylko po to, by pomóc uzupełniać ich apteczki, gdy zabraknie im zapasów. Ich szefowa
personelu w Medycznym, Cynthia Kane, nie ufała już lekarzowi w leczeniu pacjentów.
Jenson zyskał reputację kogoś, kto kłamał i manipulował sytuacjami, próbując zawyżyć
swój status. Także znęcał się nad tymi pod jego opieką. Jedynym powodem, dlaczego
nie został zwolniony, było to, że musiał wywiązać się z kontraktu z flotą.

Jessa wpatrywała się w sanitariusza.

- Jesteśmy zawaleni, Pete. A to jest wyjątkowy pacjent. Zauważyłeś jego mundur?


Zasługuje, by zobaczył go dr Jenson. Powiedz mu, że kazałam mu leczyć tego
mężczyznę, jeśli to konieczne. Wszystkie ręce na pokład.

Pete uśmiechnął się, najwyraźniej rozumiejąc, że pacjent miał dostać gównianą


opiekę od złośliwego idioty.

- Natychmiast, doktor Brick. – Aktywował wózek do ruchu, na którym leżał


strażnik, i poprowadził go na tył pokoju.

Zmieniła rękawiczki i podeszła do następnego wózka. Nie czuła winy, chociaż ta

~9~
sytuacja była przypomnieniem o wdzięczności, że musiała tylko wykonywać
standardowe obowiązki lekarskie, gdy flota potrzebowała każdego zdolnego ciała do
służby. Tęskniła za swoim cichym laboratorium.

- Cześć – powiedziała do bardzo młodej kobiety, gdy się zbliżyła. – Co się dzieje?

- Bardzo boli mnie brzuch.

Jessa aktywowała swoje sztuczne oko, jednocześnie chwytając za ręczny skaner.


Była zaniepokojona zanim jeszcze zdążyła przesunąć urządzeniem nad młodą
dziewczyną. Pacjentka miała lekką gorączkę, ale jej brzuch promieniował nawet
silniejszy gorącem. Skaner potwierdził to, co już zobaczyła swoim okiem, ujawniając
krwawienie wewnętrzne i masywne stłuczenia.

- Kto ci to zrobił?

Dziewczyna odwróciła wzrok, ze strachem na twarzy.

Jessa wyrzuciła rękę w powietrze, wysyłając kilka sygnałów. Potem odblokowała


nogi wózka, prowadząc go szybko do innego dużego pokoju, który przygotowali do
nagłych operacji.

Doktor Arye wybiegł jej na spotkanie przez otwarte podwójne drzwi.

- Co mamy?

- Krwotok wewnętrzny. Została mocno pobita pod ubraniem – szepnęła Jessa. – Nie
mogę powiedzieć dokładnie, skąd pochodzi krwawienie, ponieważ na skanie kilka
narządów wykazuje uszkodzenia. Potrzebuje bardziej dogłębnego.

Pielęgniarki pospieszyły, by przenieść pacjentkę na łóżko medyczne w jednym ze


sterylnych namiotów chirurgicznych, które ustawili w drugim pokoju. Specjalistyczne
łóżka miały możliwość przeprowadzania zaawansowanych skanów i narzędzia do
wykonania skomplikowanych operacji.

Doktor Arye zaklął cicho.

- Ile ona ma? Czternaście? Prawdopodobnie to policja miejska ją skrzywdziła.


Chcesz asystować mi przy jej operacji?

Jessa pokręciła głową.

- Nie. Jestem zbyt zardzewiała. Od kilku lat nie musiałam rozcinać człowieka. Jeśli
jednak przyprowadzą gubernatora lub jego osobistego asystenta, zawołaj mnie. Mogę
poćwiczyć na kimś, na kim mogłabym popełnić błędy.

~ 10 ~
Dr Arye parsknął śmiechem, po czym pobiegł przygotować się do operacji.

Jessa wróciła po swój zestaw medyczny i ruszyła do sekcji segregacji w pobliżu


drzwi wejściowych, którą prowadzili lekarze nie będący we flocie. Spojrzała na dwóch
cywilów zanim znalazła trzeciego siedzącego na krześle z napojem w ręku.

- Yord, na chwilę, proszę? – Odmawiała nazywania go lekarzem. Nie zasłużył na


ten tytuł.

Skrzywił się na nią, ale wstał.

- Co?

Jessa wskazała głową na wolny kąt. Zawahał się.

- Teraz – rozkazała.

Niechętnie poszedł. Odwróciła się do znacznie starszego mężczyzny i kolejny raz


chciała pobić kogoś swoim zestawem medycznym.

- Zechcesz mi wytłumaczyć jak przegapiłeś dziewczynę z krwawieniem


wewnętrznym? Ciemnobrązowe włosy, około czternastu lat, w wytartych ubraniach.
Dzwonią jakieś dzwonki? Wiesz… ta, do której powinieneś natychmiast wezwać
chirurga zamiast kazać jej czekać na noszach? Ta.

- Jej obrażenia nie zagrażały bezpośrednio życiu. Mieliśmy dużo rannych lojalnych
cywilów, którzy najpierw potrzebowali leczenia. Miała czas, żeby poczekać.

Jessa mocniej zacisnęła pięść na rączce swojej apteczki, żałując, że to nie jego
gardło. Z jednej strony musiała przyznać mu punkt, że nie udawał, że nie pamięta
dziewczyny. Z drugiej strony, zasadniczo również przyznał, że jest kutasem z tym
wyjaśnieniem. Wzięła uspokajające oddechy, próbując przejąć kontrolę nad swoim
temperamentem.

- Skończyliśmy tutaj. Zamiast nas nękać, powinnaś robić swoją pracę. – Uśmiechnął
się do niej i zaczął odchodzić.

Jessa poruszyła się i stanęła mu na drodze, upuszczając apteczkę na podłogę z


głośnym hukiem.

- Ja nie skończyłam. Jesteś zwolniony z obowiązku selekcji. Idź znajdź doktora


Jensona i pomóż mu w rozdawaniu zapasów leków, by uzupełniać zestawy.

Pyszałek spojrzał na nią groźnie.

~ 11 ~
- Nie możesz przydzielić mnie gdzieś indziej.

- Właśnie to zrobiłam. Zajmę twoje miejsce przy drzwiach. Widzę pacjentów, a nie
ubrania, które noszą. Odesłałabym cię do domu, ale potrzebujemy każdej pary rąk, jaką
możemy zdobyć. Nawet niekompetentne.

- Nie możesz tak do mnie mówić! Gubernator postawił mnie na czele. Jestem
szefem personelu w naszym głównym szpitalu – krzyknął.

- Cóż, to niefortunne dla ludzi na tej planecie, jeśli jesteś ich najlepszym. Flota
przejęła jurysdykcję. To oznacza, że przyjmujesz rozkazy od członków floty.
Wyraziłam się jasno?

- Jakiś problem?

Jessa spięła się na męski głos.

- Właśnie, kiedy myślałam, że mój dzień nie może być gorszy – mruknęła,
odwracając się powoli, by spojrzeć na Maitha, swoją nemezis… a także medyka
Veslorów. Mężczyzna jej nie lubił. To było wzajemne.

Jej obowiązkiem, jako specjalisty ds. badań nad obcymi, było dowiedzieć się
wszystkiego o grupie Veslorów, która została przydzielona na Defcon Red. Byli
kosmitami, a to oznaczało, że znajdowali się pod jej opieką, gdyby potrzebowali
pomocy medycznej. Zamiast tego przez większość czasu jej unikali, stanowczo
odmawiając jej przeprowadzania jakichkolwiek badań medycznych. Mimo to, dobrze
dogadywała się z większością nich, z wyjątkiem ich medyka. Wydawał się brać to
osobiście, że próbowała zostać ich lekarzem.

- Tak, jest – rzucił pyszałkowaty lekarz. – Przejmij kontrolę nad swoimi ludźmi.

Maith oderwał od niej swój wzrok i zmrużył oczy na Yorda.

- Ona jest człowiekiem, nie Veslorem. Masz problemy ze wzrokiem?

Jessa prawie się uśmiechnęła. To była świetna, przemądrzała odpowiedź. Maith


spojrzał na nią ponownie.

- Próbuje zmienić mi przydział. Nie może tego zrobić – wypluł Yord.

Maith wygiął na nią jedną brew, gdy lekarz przemówił.

- Yord – Jessa wskazała kciukiem na palanta – zdecydował, by młoda dziewczyna z


wewnętrznym krwawieniem czekała na badanie. Ponieważ nie jest jedną z ich
priorytetowych lojalnych obywateli, jej życie ma dla niego mniejsze znaczenie.

~ 12 ~
Powiedziałam mu, że przejmuję segregację. Chcę przy drzwiach kogoś, kto nie pozwoli
umrzeć komuś tylko dlatego, że są biedni.

Złość wykrzywiła rysy Maitha.

- Zmarła młoda kobieta? – Jego głos pogłębił się do warczenia.

- Dotarłam do niej zanim to się stało. W tej chwili jest z zespołem chirurgicznym –
Jessa poinformowała rozzłoszczonego Veslora.

- Dziewczyna mogła poczekać.

Jessa odwróciła się do lekarza.

- Bo tak powiedziałeś, Yord. Co gdyby nie udało mi się dotrzeć do niej przez
kolejną godzinę? Mogłeś ją zabić. Jest dzieckiem. Takim, które ktoś mocno pobił.
Gdzie jest twoje współczucie? Składałeś przysięgę, kiedy zostałeś lekarzem. Pamiętasz
o tym? Powinieneś natychmiast wysłał ją do chirurga.

Drań zadrwił.

- Przesadzasz ze swoim autorytetem.

Wielkie ciało przycisnęło się do pleców Jessy. Spięła się na odczucie dotykającego
ją Maitha.

- Nie, nie przesadza – warknął. – Flota jest tutaj, by poradzić sobie z tą sytuacją.
Mają pełną władzę, żeby zrobić wszystko, co trzeba, by zaprowadzić spokój na waszej
planecie. Jeśli mówi, że nie nadajesz się do tego, by sprostać temu obowiązkowi, to
oznacza, że jesteś częścią problemu… a ja lubię rozwiązywać problemy.

Yord zbladł i cofnął się o krok, wyglądając na przerażonego.

Wtedy Jessa uśmiechnęła się.

- Jak powiedziałam, Yord, idź znajdź Jensona, żeby mu pomóc. Jeśli chcesz złożyć
na mnie skargę, wyślij wiadomość bezpośrednio do Komandora Howarda Billsa na
Defcon Red. On jest odpowiedzialny za statek bojowy floty na orbicie. Nazywam się
Jessa Brick. Pisze się tak jak się mówi. Powodzenia z tym, dokąd cię to zaprowadzi,
gdy ja złożę oświadczenie. Będziesz miał szczęście, jeśli zachowasz swoją licencję
medyczną. Dla twojej wiadomości, jest zatwierdzona przez flotę Zjednoczonej Ziemi,
ponieważ to jest kolonia należąca do Ziemi. – Zamilkła dla efektu. – Co oznacza, że
licencję można cofnąć, jeśli flota zgłosi twoje działania na komisję lekarską… a twój
gubernator nic nie może z tym zrobić. Lepiej ustal swoje priorytety. Najpierw pacjenci,

~ 13 ~
a całowanie tyłka gubernatora jako drugie.

Yord wybiegł jak burza, oddalając się od frontowych drzwi.

Jessa wygładziła swoje rysy i odwróciła się, napotykając spojrzenie Maitha.

- Widzę, że jesteś niegrzeczna wobec wszystkich, nie tylko do mnie.

Jessa skrzyżowała ramiona na piersi.

- Nazywasz to niegrzecznością. Ja widzę to jako gównianą robotę. Musiałam


wyciągnąć kwestię rangi, by powstrzymać tych dupków, żeby ludzie nie umierali.

Wysoki Veslor przechylił lekko głowę, zmrużył oczy.

- Jesteśmy tutaj, by pomóc złagodzić napięcia. Nie dodawać do nich. Kazano nam
być uprzejmymi.

Opuściła ramiona.

- Flota nie powinna była mnie wysyłać, jeśli chciała dyplomaty. To nie jest w moim
zestawie umiejętności. Nawet nie miałam być częścią tej misji. To było zaskoczenie,
kiedy dostałam rozkaz opuszczenia laboratorium i zejścia na tę planetę. Jestem
zmęczona, naprawdę wkurzona tym jak niektórzy z tych biednych ludzi są leczeni i
widzę, dlaczego to miejsce wybuchło przemocą. Widzisz to samo gówno co ja, Maith.
Rząd tutaj jest skorumpowany, a jego zbiry nadużywają swojej władzy.

Westchnął.

- Czy wy, ludzie, nie macie powiedzenia o podejściu do pacjenta?

- Nie jestem normalnym lekarzem, jak dobrze wiesz. Jestem uprzejma dla
kosmitów.

Znów uniósł brew, spoglądając na nią z niedowierzaniem.

- Większości kosmitów. Jesteś wyjątkiem, bo mnie denerwujesz. Czy trudno było


pozwolić mi na wykonanie kilku podstawowych skanów, kiedy twoja grupa przeniosła
się na Defcon Red? Flota wkurzyła mnie na wszelkie sposoby, ponieważ chcą o was
informacji medycznych, ale ty zachowałeś się, jakbym była wrogiem za samo
ośmielenie się, że zapytałam. Moim zadaniem jest dowiedzenie się wszystkiego o
kosmitach… zwłaszcza o tych, którzy mieszkają z nami.

- Nie lubimy, kiedy inne rasy wiedzą o nas zbyt wiele.

- A co, jeśli kiedykolwiek doznasz poważnej kontuzji? Jestem tą, która spróbuje

~ 14 ~
uratować ci życie.

- Nie będziemy o tym dyskutować.

To dlatego Jessa przez większość czasu chciała go udusić. Był stanowczy, uparty i
denerwujący. Postanowiła zmienić temat, ponieważ Maith nigdy nie zobaczy sensu.

- A tak w ogóle, co ty tu robisz? Myślałam, że wasza grupa została wysłana tam,


gdzie wciąż trwa najcięższa walka.

Zamiast odpowiedzieć, dokładnie przeszukał pokój zanim podszedł bliżej.

Zesztywniała, gdy ponownie wtargnął w jej osobistą przestrzeń… a potem sapnęła,


kiedy Maith nagle objął ją ramieniem w talii, wyginając ją na bok, aż straciła
równowagę. Jego druga ręka uniosła się, by ująć jej głowę. Pochylił się, aż jego usta
prawie musnęły jej.

Szalony Veslor chciał ją pocałować! Była zbyt zszokowana, by zareagować.

- Nie walcz i nie ruszaj się – wychrypiał. – Musisz mi zaufać. To jest pilne.

Sięgnęła do góry, chwytając za jego mundur. Jeśli ją puści, uderzy plecami o


podłogę. Jednak skupił na sobie całą jej uwagę.

- Powiedziałaś kiedyś, że twoim fałszywym okiem potrafisz wykryć sygnały


inwigilacji. Obiecałaś, że twoja flota nic nie zobaczy, kiedy Darla urodziła młode.
Wspomniałaś również, że ciągle skanujesz swoje laboratorium na wypadek, gdyby ktoś
umieścił tam kamery bez twojej wiedzy. Czy to prawda?

- Sztuczne oko. I tak.

- Komandor Bills jest okłamywany przez ludzi rządzących tą planetą. Musimy


odkryć prawdę. Clark wspomniał Rothowi, że pod tym budynkiem istnieje piwnica, i
ludzie mogą prowadzić tam obserwację. Potrzebuję twojej pomocy w zlokalizowaniu i
wślizgnięciu się do tej piwnicy dziś wieczorem… tak, żebyśmy nie zostali złapani.

Nienawidziła zauważać, że wąskie tęczówki jego zielonych oczu były fascynujące i


pociągające. Kolor i wzory wewnątrz jego tęczówek były żywe i piękne, przypominały
jej płynne szmaragdy z odrobiną ciemnosrebrnych, wijących się nici. I również
naprawdę ładnie kontrastowały z jego ciemną skórą i czarnymi włosami. Nawet jego
spiczaste uszy podkreślały jego przystojne cechy kosmity. Fakt, że trzymał ją z
łatwością, że jego duże ciało było ciepłe i jędrne przy jej, również został zauważony. I
świetnie pachniał.

~ 15 ~
- Pewnie. Z rozkoszą pomogę odsunąć tych dupków od władzy – powiedziała w
końcu, trochę bez tchu.

- To będzie trudne, ale Roth zasugerował, żebyśmy udawali kopulującą parę


szukającą prywatności, by wyjaśnić, dlaczego opuszczamy obszar, do którego
zostaliśmy przydzieleni. – Na chwilę spuścił wzrok na jej usta zanim ponownie spojrzał
w jej oczy. – Jakbyśmy lubili się na tyle, żeby kopulować – parsknął.

Mówienie, że się nie dogadywali, było zbyt lekko powiedziane.

- Racja – mruknęła.

Nagle wyprostował ich oboje i mocno postawił ją na nogach zanim ją puścił.

- Powiedz każdemu, kto widział tę rozmowę, że splątaliśmy się językami i jesteśmy


kopulującą parą.

Jessa była całkiem pewna, że to oznaczało, że miała powiedzieć, że się całowali i


byli kochankami.

- Czy twoja dziewczyna nie będzie miała nic przeciwko? Nawet jeśli to jest
udawany związek?

Skrzywił się.

- Nie mam kobiety.

- Um, spędzasz dużo czasu z siostrą Darli.

Wydał kolejne parsknięcie.

- Becky to rodzina. Jest siostrą.

To ją zaskoczyło, chociaż Jessa dostrzegła szczerość w jego oczach.

- W porządku. Będę twoją udawaną kochanką. Ale tylko dlatego, że naprawdę chcę
pozbyć się tych kretynów.

Odwrócił się i pomaszerował do korytarza, który prowadził do miejsca, gdzie


przydzielono im kwatery do spania i dostęp do łazienki.

Wciągnęła ostry wdech, przypomniała sobie, żeby złapać swoją prawie zapomnianą
apteczkę i pomaszerowała do obszaru segregacji przy frontowych drzwiach.

- Dzięki władzy floty, ja tu teraz dowodzę – poinformowała pozostałych dwóch


lojalnych cywilnych lekarzy. – Bądźmy szczerzy. To rozkaz. Przestańcie patrzeć na

~ 16 ~
ubrania, jakie noszą te osoby, i skupcie się tylko na obrażeniach. Inaczej, możecie pójść
razem z Yordem wydawać leki i bandaże.

Oboje wyglądali na wściekłych, ale nic nie powiedzieli. Nie obchodziło jej, czy są
nieszczęśliwi.

Czy Komandor Bills będzie wkurzony, gdy dowie się, że wyciągnęła sprawę rangi?
Prawdopodobnie. Nadal nie czuła żalu. Nie był tym, tu na powierzchni, który radził
sobie z dupkami, którzy mogli zabić ludzi, ponieważ nie obchodzili ich biedni. To
wkurzyło ją na tyle, by ponieść konsekwencje… jeśli takie będą. Wyciąganie rangi było
legalne. Tylko to się liczyło. Flota podważała autorytet każdego na planecie, gdy
zajmowali się sytuacją.

Wzięła pierwszą ranną osobę, która ukazała się w drzwiach, i pomogła jej przejść na
nosze, chwytając po drodze skaner.

Podczas pracy, jej myśli wróciły się do Maitha. Był wodą na jej ogień, zawsze ją
gasił. Ale pracowałaby z Veslorem, gdyby to oznaczało pomoc zubożałym cywilom na
Torid, by uzyskali lepsze życie. To była ofiara, którą bardzo chętnie poniesie.

Nawet jeśli Maith piekielnie ją denerwował i przez większość czasu sprawiał, że


chciała strzelić go w jaja paralizatorem.

~ 17 ~
Rozdział 2

Michael odnalazł Jessę, kiedy skończyła zmianę. Wysoki blondyn uśmiechnął się.

- Jesteś gotowa przyjść do mojego namiotu? Zapewni nam prywatność. Nikt nas nie
będzie w stanie zobaczyć. – Przesunął wzrokiem po jej ciele, zatrzymując się na jej
piersiach. – Zrobię ci masaż, razem z kolacją.

Jessa spojrzała na niego, nagle podejrzliwa, dlaczego wcześniej był dla niej taki
miły.

- Masz na myśli seks?

Mrugnął.

- To był mój plan.

Oczywiście. Nie był zainteresowany jej pracą ani zaprzyjaźnieniem się. Tylko
dostaniem się do jej spodni.

- Odpada. Nie uprawiam przypadkowego seksu. Idź znajdź kogoś innego


zainteresowanego tym. – Obeszła go.

- Hej, nie bądź taka.

Zignorowała go, kierując się na tyły budynku. W rezydencji była duża sala
konferencyjna, przygotowana dla członków floty do spania, gdzie miała przydzielone
łóżko. Bolały ją stopy, plecy bolały ją od noszenia ciężkiego zestawu medycznego i
zabiłaby za sen. Jednak to nie miało wydarzyć się w najbliższym czasie. Musiała
spotkać się z Maithem.

Wchodząc do pokoju, znalazła swoje przydzielone łóżko i wsunęła pod nie swój
zestaw medyczny, po czym wyciągnęła swój worek marynarski i szybko go otworzyła.

Rozejrzała się. Musiało tu być z osiemdziesiąt łóżek, chociaż wzdłuż tylnej ściany
zauważyła kilka namiotów. Wszystkie oznaczone logiem zespołów taktycznych. Jeden
z nich był Michaela. Przewróciła oczami. To oznaczało, że mogli wziąć ze sobą
dodatkowy sprzęt. Maith prawdopodobnie też miał prywatny namiot.

Pochyliła się i ściągnęła buty i skarpetki zanim zdjęła mundur. Była łazienka do
przebrania się, dla prywatności, ale to był długi spacer. Obecnie w pokoju przebywało
jakieś dwadzieścia osób i większość z nich spała. Nie obchodziło ją, czy zobaczą ją

~ 18 ~
rozebraną do prostego szarego biustonosza i pasującej bielizny. Wszyscy byli
członkami floty.

Sięgnęła do worka i wyciągnęła czarny kombinezon. Służył jako bielizna nocna i


odzież domowa. Był również na wyposażeniu floty. Wszystkie ubrania, które
spakowała, musiały takie być, ponieważ była na zadaniu, łącznie ze stanikiem i
majtkami w stylu chłopięcym.

Włożyła świeże skarpetki, potem buty, zanim schowała swój brudny mundur do
torby na pranie. Worek miał do tego specjalną przegródkę. Potem wsunęła torbę z
powrotem pod łóżko i skierowała się na miejsce spotkania. Mając nadzieję, że Maith nie
każe jej długo czekać.

Dotarła do korytarza wypełnionego biurami dla reporterów, których gubernator


trzymał jako personel. Żaden z nich nie pracował obecnie w budynku. Wysoka,
znajoma postać była pierwszą rzeczą, jaką zauważyła. Maith odepchnął się od ściany,
gdzie się opierał, i stanął do niej twarzą.

- Spodziewałem się ciebie trzy minuty temu, kiedy zeszłaś ze zmiany.

- Przebierałam się. – Machnęła ręką w dół swojego ciała. – Mój mundur medycyny
śmierdział i chciałam czuć się bardziej komfortowo, skoro mam grać rolę szpiega. –
Utrzymywała niski głos.

Wydał niski, dudniący dźwięk.

Nie była pewna, czy to była zgoda, protest, czy Maith po prostu był zrzędliwy. To
naprawdę nie miało znaczenia.

- Jaki jest dokładny plan?

Wyciągnął rękę. Wpatrywała się w nią tępo zanim spojrzała na jego twarz.

- Weź mnie za rękę. Jesteśmy kopulującą parą.

- Racja. – Jessa wyciągnął rękę i uścisnęła jego dużą dłoń. Promieniujące z jego
ciała ciepło było intensywne. – Więc idziemy na romantyczny spacer?

- Dopóki nie dotrzemy do punktu dostępu do piwnicy. Drak włamał się do ich
głównego komputera i wysłał mi schematy rezydencji. Niedaleko stąd jest punkt
dostępu. Mają piwnicę oznaczoną jako bunkier awaryjny. Jest prawie tak duża jak
budynek naziemny.

- Wow. – Ta informacja ją zaskoczyła. – Każdy członek floty wie, że Zjednoczona

~ 19 ~
Ziemia buduje bunkry awaryjne na skolonizowanych przez siebie planetach, ale
powinny znajdować się tylko pod ośrodkami kultury. Są budowane dla mieszkańców do
wykorzystania w przypadku ataku obcych lub katastrofy planetarnej, by utrzymać ludzi
przy życiu i bezpieczeństwie, dopóki nie nadejdzie pomoc.

- To jest podejrzane. Clark Yenna powiedział, że spojrzał na inne budynki kolonii i


żaden nie ma bunkra pod rezydencją. Rozmawiał także z Komandorem Billsem. Obaj
zgodzili się, że to dziwne miejsce na bunkier.

Jessa zgodziła się w duchu, że coś z tym było nie tak.

- Ziemia raczej unika umieszczania bunkrów pod budynkami rządowymi i


szpitalami, ponieważ to byłyby pierwsze miejsca docelowe podczas ataku. Kolonie są
planowane z co najmniej czterema ośrodkami kultury w każdym mieście. Zwykle
budują je obok parków lub innych otwartych przestrzeni. Służą zarówno jako miejsca
rekreacji jak i miejsca lądowania, jeśli potrzebne są ewakuacje. Mieszkańcy powinni
być przypisani do jednego konkretnego, do którego mogą się udać, jeśli muszą szukać
schronienia w nagłych wypadkach z jakiegokolwiek powodu.

Szli ramię w ramię, trafiając tylko na jednego ze strażników rezydencji. Otworzył


usta, ale natychmiast je zamknął, gdy jego wzrok spotkał się z Maitha. Jessa nie winiła
strażnika, że bał powiedzieć się coś do imponującego Veslora, nawet tego, który był
medykiem. Średnio mężczyźni z jego rasy mieli około dwóch metrów wzrostu i
muskularne ciała. Maith wyglądał, jakby mógł skopać tyłek bez spocenia się.

Minęli strażnika i wśliznęli się zza drzwi wkrótce po tym jak znaleźli się poza
zasięgiem jego wzroku, co doprowadziło ich do długiego, ciemnego korytarza. Jessa
zatrzymała się, sprawiając, że Maith też przestał iść. Mentalnie zmieniła tryby w swoim
sztucznym oku, skanując każdy centymetr przestrzeni od podłogi do sufitu.

Nagle odwróciła się i ustawiła swoje ciało przed ciałem Maitha, sięgając w górę, by
nasunąć palce na jego kark. Był na tyle wysoki, że musiała wspiąć się na palce, żeby
przyłożyć usta do jego ucha. To również oznaczało przyklejenie jej ciała do jego.

- Kamera – szepnęła. – Na końcu korytarza pod sufitem. Jest ukryta w wywietrzniku

Pochylił się i udawał, że ją całuje, trzymając usta o włos od jej własnych.

- Musimy dotrzeć do jednych z tamtych drzwi.

- Daj kamerze swoje plecy, przyciskając mnie do ściany. Ukryj moją twarz, gdy
będę pracowała. Moje sztuczne oko zaświeci się na to, co muszę zrobić.

~ 20 ~
Obrócił ją zgodnie z poleceniem, przyszpilając Jessę do ściany. Przycisnął usta do
jej czoła, zasłaniając jej twarz przed kamerą.

- Możesz to dezaktywować?

Jego gorący oddech łaskotał jej ciało.

- Mogę spróbować. Założę się, że technologia tutaj jest nieco przestarzała. Nie jest
taka jak na Defcon Red, gdzie dokonujemy corocznych aktualizacji. Wojsko zawsze
dostaje najlepszą technologię. – Ukradkiem zakryła dłonią swoje sztuczne oko,
wiedząc, że zaświecić jaśniej niż zwykle od zużycia energii, gdy zaczęła koncentrować
się na sygnale pochodzącym z kamery. – Wadą jest to, że jeśli wyłączę kamerę –
szepnęła – ktoś może przyjść sprawdzić, dlaczego tak się stało, jeśli oglądają transmisje
na żywo.

- Nie wiedziałem, że możesz dezaktywować kamery. – Musnął jej szyję swoimi


ciepłymi ustami. – To nie jest coś, co powinno być w stanie zrobić sztuczne oko, chyba
że masz ukryte lasery optyczne. Jednak nie popsujesz kamery twoim okiem.
Potrzebujesz do tego bezpośredniej linii spojrzenia.

- Mam coś więcej niż tylko ulepszone oko – przyznała, próbując zignorować, że
Maith mówi przy jej skórze, a jego oddechy sprawiają, że jest go super świadoma. – Za
okiem mam dodatkowy implant. Miałam tylko osiem lat, gdy zostałam ranna, więc na
szczęście uszkodzona część mojego mózgu dobrze przyjęła dodatkowe urządzenie.
Dzieci szybciej dostosowują się do takich implantów, a nasze ciała są bardziej
elastyczne na zmiany fizyczne.

Natychmiast pożałowała podzielenia się tak osobistymi informacjami, kiedy ciało


Maith napięło się przy jej ciele. To musiał być niepokój z powodu tego, czym się
podzieliła. I czyste wyczerpanie. Fakt, że był do niej przyciśnięty, jego aksamitne usta
pieściły jej skórę, zdecydowanie to nie było to. Przynajmniej tak sobie mówiła.

Mówiła też sobie, że nie nadaje się na szpiega ani do pracy przez długie, fizycznie
wyczerpujące godziny. Maith kazał jej skradać się po rezydencji i bała się, że zostaną
złapani. Jego dotyk wcale jej nie peszył. Ani trochę.

- Kto cię skrzywdził? – Brzmiał na zagniewanego.

Jego ton zaskoczył ją na ułamek sekundy zanim przypomniała sobie, że wspólną


cechą Veslorów była opiekuńczość.

- To nie tak. Była eksplozja na piętrze nad naszymi kwaterami mieszkalnymi, kiedy
jako dziecko mieszkałam na Marsie. To sprawiło, że większość obszaru się zawaliła.

~ 21 ~
Przeżyłam, ale trochę czasu zajęło ekipom ratunkowym wykopanie nas z sypialni.
Miałam szczęście, że żyję.

- Nas?

- Moja siostra i ja dzieliłyśmy pokój. Stało się to w środku nocy, kiedy spaliśmy.
Ona też przeżyła, ale belka nośna spadła na jej nogi i zmiażdżyła je. Ekipy ratunkowe
musiały je amputować, żeby ją wydostać.

Wydobył się z niego niski pomruk.

Postanowiła opowiedzieć mu resztę, skoro wygadała już tak dużo.

- Nasi rodzice nie przeżyli. Zginęli natychmiast w sypialni obok naszej.


Wiedziałyśmy to, bo żadne z nich nie krzyczało do nas w ciągu dwóch dni, kiedy
byłyśmy w pułapce.

Maith nagle podniósł głowę i zapatrzyła się w niego swoim odsłoniętym okiem. Na
korytarzu było ciemno… ale była pewna, że na jego zacienionych rysach malowała się
litość.

- Dwa dni?

- Tak. Współczuj mojej siostrze. Nie mi. Ciągle traciłam przytomność z powodu
urazu głowy. Ona bardzo cierpiała, ale nie na tyle, by zemdlała.

Sięgnął w górę i delikatnie nakrył jej policzek.

- Nie roztkliwiaj się nade mną, Veslorze. Nie mamy na to czasu. Musiałam spalić
kamerę i całkowicie ją dezaktywować. Była przewodowa, więc nie mogłam
tymczasowo jej wyłączyć. Wywołałam przepięcie na przekaźniku sygnałowym, co
usmażyło przewody. Ktoś wkrótce może przyjść to naprawić.

- Jak to możliwe, że możesz to zrobić?

- To jest wynik kilku eksperymentów przeprowadzonych na mnie. Powiedzmy, że


mogę zhakować pewne rzeczy z niewielkiej odległości i czasami spowodować ich
przeciążenie.

Maith pogładził jej drugi policzek swoim własnym.

- Kto na tobie eksperymentował?

- To opowieść na inny czas. – Na przykład nigdy, dodała w duchu. – Kamera padła.


Zróbmy to.

~ 22 ~
Maith puścił ją i cofnął się, ruszając szybko korytarzem. Opuściła rękę zakrywającą
sztuczne oko, teraz kiedy nie świeciło już tak jasno, i poszła za nim.

Dotarł do oznaczonych drzwi tylko dla upoważnionego personelu i wyjął z kieszeni


maleńkie płaskie urządzenie, kładąc je na ekranie dostępu.

Jessa mogła zgadnąć, co to było.

- Urządzenie hakerskie? Jak miło. Czy to jedno z narzędzi twojego zespołu


taktycznego? Myślałam, że wy po prostu wysadzacie w powietrze albo wykopujecie
wszystko, co stanie wam na drodze.

Maith prychnął.

- To zależy od pracy.

Panel błysnął na zielono i drzwi się otworzyły. Maith schował urządzenie do


kieszeni i wepchnął się do środka. Podążyła za nim, zamykając za nimi drzwi. Czekały
tam wąskie schody, prowadzące w dół do smolistej ciemności. Maith zatrzymał się na
górze.

- Idź za mną. Jestem prawie tak dobra jak latarka, chyba że chcesz iść całkowicie w
ciemności. Widzisz? – Jessa podeszła do niego i aktywowała oko, by znów zaświeciło.

- Tak. Czy są tu jakieś kamery?

Już skanowała dół, mając sprawdzoną górną część klatki schodowej.

- Nie. Są jednak czujniki na trzecim i szóstym stopniu.

- Nie widzę żadnego.

- Ja mogę. Pod schodami jest aktywne okablowanie. To wygląda dla mnie jak jasna
różowa taśma. Unikaj tych stopni. Chodź za mną.

Maith chwycił ją za ramię.

- Pójdę pierwszy.

- Nie możemy zobaczyć całej drogi na dół schodów, ponieważ zakrzywia się poza
pole widzenia. Potrafię dostrzec czujniki; ty nie. Poprowadzę i ostrzegę cię, jeśli jest ich
więcej.

Warknął cicho.

Wzięła to za zgodę i zaczęła schodzić, unikając trzeciego i szóstego stopnia. Schody

~ 23 ~
miały podest tuż przed zakrętem i zatrzymała się.

- Żadne stopnie poniżej nie mają czujników, ale nie dotykaj balustrady. Jest
okablowana.

- Mądrze.

- Taa – zgodziła się. – Gdyby ktoś podejrzewał, że któryś ze schodów aktywuje


alarm, może uniknąć obciążania ich, korzystając z balustrady, żeby się podeprzeć. A tu
ups! To włączy alarm. – Zeszła resztę drogi po schodach i zatrzymała się na dole,
skanując małą, całkiem ciemną przestrzeń. – Dwoje drzwi. Brak tutaj kamer i
czujników ruchu.

- To te po lewej.

Podeszła do nich, ale zatrzymała się, uważnie przeszukując każdy centymetr drzwi i
klamkę.

Maith otarł się o jej bok.

- Co teraz?

- Po prostu sprawdzam. Jest czysto.

- Przestań świecić.

Przełączyła tryby w swoim sztucznym oku.

- Tym razem ja poprowadzę.

Zeszła z drogi Maithowi.

- Nadal potrzebujesz mnie do skanowania w poszukiwaniu kamer i czujników.

Ze skinieniem głowy spróbował otworzyć drzwi. Nie były zamknięte. Pusty pokój
rozciągał się na drugą stronę. Jessa wizualnie zeskanowała i poszukała jakichkolwiek
transmitowanych częstotliwości.

- Nic.

Zbliżył się do kolejnych drzwi, ale obejrzał się na nią zanim je dotknął.

- Też czyste.

Ostrożnie je otworzył i zatrzymał się. Obeszła go i popatrzyła na szeroki korytarz.


Nie było drzwi oprócz jednych na samym końcu, które były duże i metalowe.

~ 24 ~
- To musi być wejście do bunkra – wywnioskowała, gdy zbliżyli się do drzwi. –
Bardzo dziwne. Na Marsie mieliśmy bunkry. Wszystkie były wyraźnie oznaczone, by
pomóc ludziom znaleźć je w nagłych wypadkach. Nie widziałam żadnego znaku
wskazującego, że tu jest. Drzwi i ściany po obu stronach całkowicie blokują moje
skany. Czytam to jako gęstą masę. Prawdopodobnie solidny metal.

- W przeciwieństwie do czego?

- Do innych ścian, które przeskanowałam na tyle, by zobaczyć belki nośne i nawet


sygnatury cieplne, wskazujące na aktywne okablowanie elektryczne. Nie to.

Maith spojrzał na nią.

- Jako medyk, widzę, jaką to byłoby zaletą, móc skanować za sygnaturami ciepła
przez gruzy. Czy twoja flota wysyła cię na misje ratunkowe, jeśli budynki się zawalą?

- Jestem specjalistką ds. badań nad kosmitami. Nie medykiem. To znaczy, że jestem
ludzkim lekarzem z dodatkowym przeszkoleniem, by uczyć się biologii obcych. Ale
nie. Nie wysyłają mnie na tego rodzaju misje.

- Dlaczego nie? Byłabyś wielką zaletą.

Westchnęła, nie chcąc odpowiadać. Ale i tak to zrobiła, bo rozumiała, dlaczego


pyta.

- Po pierwsze, to nie jest wymienione jako umiejętność, którą mam w moim


standardowym pliku. Ludzie zakładają, że mój implant ma mi tylko pomóc widzieć. Po
drugie, nigdy nie byłam zbadana emocjonalnie ani psychicznie do tego rodzaju pracy z
powodu mojej przeszłości. – Uniosła rękę, by powstrzymać go od mówienia. –
Zaproponowałam pomoc w misjach poszukiwawczych. Zespół medyczny
odpowiedzialny za moje zdrowie odmówił, twierdząc, że to może wywołać u mnie uraz,
przypominając mi o wybuchu i o tym, co przecierpiałam, uwięziona pod gruzami jako
dziecko. Od lat doświadczam koszmarów i mam awersję do przebywania w ciemnych,
ciasnych miejscach pod ziemią. Jestem zbyt cenna jako specjalista, by flota
zaryzykowała moje załamanie psychiczne, jeśli okaże się, że terapia nie rozwiązała
całkowicie moich problemów. Nie zgadzam się, ale to nie moje zadanie. – Opuściła
rękę i zmieniła temat. – Na ścianie jest panel dostępu, który prawdopodobnie obsługuje
zamek, ale nie jest taki, jaki kiedykolwiek widziałam.

- To zamek bezpieczeństwa Deki.

W pamięci Jessy błysnął obraz szarego kosmity. Byli rasą mającą około metra
wzrostu, z dużymi głowami i oczami, i było wiadomo, że są samotnikami. Byli też

~ 25 ~
geniuszami technologii. Dowiedziała się o ich rasie podczas swoich badań, ale nigdy
żadnego nie spotkała. Odmówili mieć cokolwiek wspólnego z Ziemią i flotą.

- Jak, u diabła, ktoś na tej planecie mógł kupić od nich technologię? Nie sprzedają
ludziom. Uznaje się nas za niegodnych zaufania.

Maith warknął, ignorując jej pytanie.

- Nie możemy przejść przez ten zamek.

- Twoje urządzenie hakerskie nie działa?

Potrząsnął głową, pochylając się, by przyjrzeć się dziwnemu zamkowi


zamykającemu solidne drzwi.

- Moje urządzenie hakerskie wymaga bezpośredniego dostępu do systemu w jakiś


sposób. Możesz coś zrobić?

- Nie. Mówiłam ci. Dla mnie ukazuje się to jako solidna masa. Nie mogę zobaczyć
niczego poza tym, co zrobisz. – Skupiła się na zamku, próbując wyczuć go swoim
implantem. – Nie ma sygnału, z którym mogłabym nawet spróbować się połączyć.

Obrócił się.

- Musimy się wycofać. Nie mam przy sobie materiałów wybuchowych.

Jej usta opadły, ale szybko je zamknęła.

- Myślisz, że to zadziała? To z pewnością przyciągnie uwagę, że jesteśmy tu na


dole. Prawdopodobnie musiałbyś użyć dużo materiałów wybuchowych, żeby zrobić w
dziurę w całym tym metalu.

Maith odwrócił się i złapał ją za rękę, spiesząc się, by zabrać ich stąd.

- Uważaj – przypomniała mu, kiedy dotarli do schodów. – Nie dotknij balustrady i


pamiętaj o schodach za zakrętem.

Maith warknął.

- Wiem.

Nagle zdecydowanie wpadł w gówniany nastrój. To był Veslor, którego znała i


nazywała zrzędliwym dupkiem.

Jessa szybko podążała za nim, aż dotarli na szczyt klatki schodowej. Powoli


otworzył drzwi i rozejrzał się zanim wyszedł. Wyszła za nim, po chichu zamykając za

~ 26 ~
sobą drzwi.

Maith zatrzymał się w połowie korytarza i odwrócił się, zaskakując ją, gdy nagle
chwycił ją za przedramiona. Oddech został wypchnięty z jej płuc, kiedy sprowadził ją
na podłogę. Nagle miała na sobie rozciągnięte dziesiątki kilogramów Veslora.

Wciągnęła powietrze tuż przed tym jak jego usta nakryły jej.

Jessa była zbyt oszołomiona, by zareagować, gdy złapał ją za nogę i szarpnął w


górę, by objęła jego bok. Poruszał się, aż jego biodra znalazły się między jej
rozłożonymi nogami. Tak naprawdę jednak jej nie pocałował. Po prostu przycisnął
swoje pełne usta do jej.

Sięgnęła do koszuli jego munduru, próbując go z siebie zepchnąć. To nie było


możliwe. Był za duży i ciężki. Przestrzeń była ciemna… ale nagle wokół nich rozbłysły
jasne światła. Jej oczy rozszerzyły się, gdy na korytarzu zadudniły obute stopy.

- Tutaj! – ryknął jakiś facet.

Obok nich otworzyły się gwałtownie kolejne drzwi, na tyle mocno, że uderzyły
głośno w ścianę. Maith oderwał usta od jej i obrócił głowę, warczenie wyrwało się z
jego gardła. Światła go oślepiły i zamknął oczy.

Maith uniósł jedną rękę.

- Co to znaczy?

- Doktor Jessa Brick, pójdziesz z nami – zażądał mężczyzna.

- Skończyliśmy swoje zmiany – warknął Maith. – Czy szukanie prywatności do


kopulowania jest niezgodne z prawem?

- Potrzebujemy lekarki teraz – zażądał strażnik. – Gubernator chce z nią


porozmawiać.

Maith ostrożnie podniósł się z niej, pomagając Jessie wstać. Zauważyła też jak
trzymał swoje duże ciało między nią i uzbrojoną gwardią rezydencji.

Jessa miała złe przeczucia, wyglądając zza Maitha.

- Czy chodzi o to, że kłóciłam się wcześniej z Carltonem Georgem? Nie przyjmuję
od niego rozkazów. Jestem z floty.

- Nie wiem, o co chodzi. Gubernator kazał nam przyprowadzić cię do jego biura –
warknął mężczyzna. – A teraz, ruszaj się!

~ 27 ~
Nie miała ochoty spędzać czasu z tym dupkiem.

- Nie jestem…

- Pójdziemy – powiedział Maith, przerywając Jessie.

Posłała mu piorunujące spojrzenie, zirytowana, kiedy nie pozwolił jej wyjaśnić, że


Gubernator Rodney Boyd nie miał prawa kazać zaciągać ją do jego biura.

- Tylko ona. – Całą rozmowę prowadził ten sam strażnik rezydencji.

- Moja kobieta nigdzie nie pójdzie beze mnie. – Maith warknął te słowa. – Przestań
celować tą bronią. Jeśli chcesz, żeby poszła zobaczyć się z twoim gubernatorem, idę z
nią.

- Nie mamy na to czasu. – Pojawił się Carlton George, odpychając jednego strażnika
na bok. – Rodney w tej chwili chce rozmawiać z tą cipą!

Maith złapał Jessę za rękę i przyciągnął ją bliżej.

- Nie będziesz w ten sposób mówił o mojej kobiecie. Podporządkujemy się, ale
wiedz, że inni medycy są świadomi tego, że to ty byłeś człowiekiem, który groził mojej
kobiecie. Będziesz pociągnięty do odpowiedzialności przez flotę, jeśli coś jej się stanie.
I nie zabierzesz jej gdziekolwiek beze mnie. Mój zespół medyków zgłosi flocie
zaginięcie, jeśli nie wrócimy do mojego namiotu w ciągu połowy jednej z twoich
godzin.

Asystent gubernatora parsknął drwiąco.

Maith wydał z siebie niegrzeczne chrząknięcie.

- Groziłeś mojej kobiecie przy wielu członkach floty, Carltonie George. Wierzyłeś,
że nie podzielą się tym ze mną? Ona jest moją kobietą. Veslorowie są bardzo zaborczy i
opiekuńczy.

- Niech to szlag – zaklął Carlton. – Wiesz co? Zapomnij o tym. Rodney może
porozmawiać bezpośrednio z twoimi przełożonymi. – Asystent wybiegł jak burza,
zostawiając ją i Maitha z kilkoma zdezorientowanymi strażnikami.

- Opuśćcie broń – zażądał Maith. – Wszyscy strażnicy zostaną aresztowani i


przesłuchani przez flotę, jeśli stanie nam się jakakolwiek krzywda. Już zgłosiliśmy na
Defcon Red kilka problemów z ochroną gubernatora.

Strażnicy opuścili broń. Jeden z nich, człowiek, który wydawał się dowodzić,
spojrzał groźnie na Maitha.

~ 28 ~
- Ten obszar jest dla was niedostępny.

- Pójdziemy do mojego namiotu. – Maith ścisnął dłoń Jessy wystarczająco mocno,


że prawie zabolało, i poprowadził ją obok strażników.

Część niej martwiła się, że zostaną postrzeleni w plecy. Bo było tak, że nie spotkała
nikogo pracującego dla gubernatora, lub jego asystenta, który wydawał się być
przyzwoity. Ale szli dalej bez szwanku, milcząc i przechodząc obok jeszcze kilku
uzbrojonych strażników, aż dotarli do dużego pomieszczenia, w którym spała flota.

Jessa próbowała uwolnić rękę, kiedy byli blisko jej łóżka, ale Maith nie chciał
puścić. Warknął nisko, mocno ją szarpiąc, gdy przechodzili obok jej łóżka. Zatrzymał
się przy namiocie ustawionym w odległym kącie, ostatnim w krótkim rzędzie. Wreszcie
puścił jej rękę, pochylił się i otworzył klapę.

- Do środka – syknął.

Jessa skrzyżowała ręce na piersi.

- Nie.

- Spróbują cię zabrać. – Utrzymywał niski głos, kiedy się rozglądał. – Na razie
zostaniesz ze mną.

Kłótnia była kusząca, ale Jessa nie była idiotką. Widziała tę broń wycelowaną w
nich przez strażników. Gubernator wysłał ich, żeby przyprowadzili ją do niego. To, albo
Carlton kłamał. Tak czy inaczej, zostałaby wzięta siłą, gdyby nie było tam Maitha, by ją
chronić. Potem nie wiadomo było, co by się stało. Założyła, że nic dobrego.

- Doceniam, że uratowałeś mój tyłek.

Warknął.

- Do środka.

Westchnęła, zrezygnowana, i pochyliła się, żeby przejść przez otwór. Dach namiotu
był znacznie wyższy, więc mogła się wyprostować. Wnętrze było zdominowane przez
znacznie większe łóżko wzdłuż tylnej ściany. Było prawie dwa razy szersze i dłuższe
niż jej.

- Wszystko jasne.

Maith delikatnie wepchnął ją dalej do swojego namiotu, gdy wszedł, a potem zapiął
klapę. Wyprostował się, ale czubek jego głowy ocierał się o materiałowy dach.

~ 29 ~
- Co powiedziałaś?

Zniżyła głos.

- Wydaje się, że wy, chłopcy z zespołu taktycznego, dostajecie wszystkie


dodatkowe korzyści.

- Zarobiliśmy na nie.

Naprawdę nie mogła temu zaprzeczyć. Przez większość czasu pracowała w


laboratorium, robiąc badania, podczas gdy oni prowadzili cholerne walki z potwornymi
kosmicznymi robalami i ryzykowali własne życia, gdy ludzie byli na tyle głupi, by
próbować osiedlić się na wrogiej planecie. To zdarzało się częściej niż powinno. Była
bardzo świadoma tej rzeczywistości, ponieważ wszystko, co obce, było zgłaszane do
niej przed jakimikolwiek misjami. To pomagało jej się przygotować na wypadek, gdyby
coś poszło medycznie nie tak… na przykład żołnierze wystawieni na działanie obcego
wirusa lub toksyny. To ona ich leczyła.

- Nie powinieneś powiadomić twoich znajomych medyków, że wróciliśmy, i


poinformować ich o tym, co się stało?

- Nie wiedzą, czego właśnie próbowaliśmy.

Była pod wrażeniem, a także trochę zdziwiona.

- Skłamałeś.

- Blefowałem.

- Nie sądziłam, że Veslorowie tolerują nieuczciwość.

- Szybko nauczyliśmy się tego od was ludzi. To jest sposób na unikanie


konfrontacji. – Uniósł nadgarstek, otwierając coś, co wyglądało na hologramową
klawiaturę i wystukując coś na niej.

- Słusznie. – Postanowiła zmienić temat. – Zauważyłam, że masz dwie opaski na


nadgarstkach zamiast jednej. Ten nie jest floty, prawda?

Skończył to, co robił, i wykręcił rękę, żeby jej pokazać. Jessa przyjrzała się jego
opaskom. Jedna była urządzeniem floty, podobnym do jej, tylko nieznacznie grubsza z
kilkoma dodatkowymi guzikami. Była srebrna z pieczęcią floty na powierzchni. Druga
była z ciemnego metalu, prawie pasująca do jego skóry. Była ozdobiona srebrnymi
symbolami, prawdopodobnie w języku Veslorów.

- Jedną dała mi twoja flota. Druga jest od mojej grupy – poinformował ją Maith.

~ 30 ~
- Macie swój własny sposób prywatnej komunikacji ze sobą?

- Tak. Działa tylko dla naszej grupy.

- Więc możesz wysyłać wiadomości tam i z powrotem do twojej grupy. To fajnie.

- Możemy również rozmawiać i słyszeć naszą grupę. Aktywowałem ją dla nich, by


słuchali, kiedy mieliśmy tę konfrontację. Moja grupa słyszała wszystko, co było
mówione. Wysłaliby pomoc, gdyby nas zabrano.

Wpatrywała się w opaskę obcych.

- Czy oni nadal słuchają?

- Nie. Zakończyłem transmisję audio i wysłałem im aktualizację o zamku.

- Dlaczego nie korzystać tylko z opaski floty?

- Nie lubimy, gdy nasze prywatne rozmowy są monitorowane przez twoją flotę.

Kiwając głową, ponownie zmieniła temat.

- Wy, faceci z zespołu taktycznego, dostaliście namiot zapewniający prywatność i


większe łóżka. – Rozejrzała się, marszcząc brwi. – Dwa worki na ubrania zamiast
jednego, plus twoja apteczka. To musi być miłe.

- Widzisz mnie śpiącego na jednym z twoich ludzkich łóżek?

Miał rację. Veslorowie byli zwykle co najmniej o głowę wyżsi niż przeciętny
człowiek i mieli jakieś czterdzieści kilo więcej mięśni na ich postaciach. Jego wzrost i
waga byłyby zbyt duże na standardowe składane łóżko. Nie mógłby nawet leżeć płasko
na plecach, materac nie podpierałby jego ramion z tą szeroką klatką piersiową.
Zwieszałyby się po bokach.

- To cię tłumaczy, ale większość medyków ludzkiego zespołu taktycznego


zmieściłoby się na standardowym łóżku. A oni dostali namioty. Czy dostali też większe
łóżka?

Maith spojrzał na nią groźnie.

- Jestem zbyt zmęczony, żeby się kłócić. Nie znikaj mi z oczu.

- Nie będę tu z tobą spała.

Parsknął.

~ 31 ~
- Będziesz. Ja też nie lubię być tak blisko ciebie, ale nie pozwolę, żeby cię
skrzywdzono. Narobiłaś sobie wrogów swoim donośnym głosem i niegrzecznymi
słowami. Zostanę z tobą. To obejmuje przerwy w łazience.

Westchnęła.

- Dobrze, ale nie biorę prysznica ani nie sikam z tobą obserwującego mnie.

Jego rysy wykrzywiły się w coś przypominającego przerażenie.

- Nie chcę widzieć cię nagą.

- Zetrzyj ten wyraz z twarzy – kipiała, czując się bardzo urażona. – Nie wyglądam
źle.

Maith odwrócił się.

- To nie twój wygląd mnie odstręcza. To twoja niegrzeczna osobowość.

Pokazała palec jego plecom, nawet jeśli w duchu się zgadzała. Jego wygląd był
całkiem gorący. To jego zrzędliwa postawa ją zniechęcała.

- Bierzesz łóżko. Będę spać na podłodze.

Część Jessy wiedziała, że to niesprawiedliwe, ale nie protestowała. To właściwie


było nawet miłe z jego strony, że złożył ofertę.

- Dziękuję.

- Nie kładź się jeszcze na moim łóżku. Zdobędę dla ciebie śpiwór. Nie chcę, żeby
mój pachniał tobą.

Odwrócił się do klapy, otworzył ją jeszcze raz i zostawił ją samą w swoim


namiocie.

- Właśnie myślałam, że nie jesteś całkowitym kutasem – mruknęła. Opuściła brodę


do piersi i wciągnęła powietrze. Nie pachniała źle. Z drugiej strony, prawdopodobnie
przydałby się jej prysznic. Była zbyt zmęczona, by zawracać sobie tym głowę, zanim
najpierw nie złapie co najmniej sześciu godzin snu. Jej następna zmiana zacznie się za
mniej niż osiem godzin.

Zżerało ją zmartwienie, gdy czekała na Maitha. Carlton George, i prawdopodobnie


nawet sam gubernator, uwzięli się na nią. To było coś, przed czym musiała się mieć na
baczności, nawet jeśli to oznaczało, że Maith zostanie jej cieniem. Medyk Veslorów
mógł być niegrzeczny i denerwujący, ale potrafił też wystraszyć ludzi.

~ 32 ~
Maith wrócił niosąc jej śpiwór, jej worek z ubraniami i jej apteczkę. Położył jej
zestaw obok swojego, wepchnął w jej ręce jej pościel i rzucił jej worek w pobliżu
swoich dwóch. Trzymała swoją pościel, gdy on ściągał swój śpiwór z łóżka, by rzucić
go przy wyjściu do namiotu.

Jessa odwróciła się od niego, podeszła do łóżka i rzuciła swój śpiwór. Był znacznie
mniejszy niż materac. Spojrzała przez ramię na Maitha.

Zdjął buty i zaczął się rozbierać.

Zamarła.

- Nie śpisz nago, prawda?

- Nie z tobą tutaj.

To sprawiło, że poczuła się lepiej. Wygładziła rękami swój śpiwór.

- Jestem pewna jak diabli, że nie będę do ciebie uderzać.

- Nadal nie chcę cię kusić. Wy, ludzie, zawsze seksualizujecie obnażoną skórę.

Może jednak uderzyłaby do niego. Dosłownie, ale z pięściami.

Skopała buty i wdrapała się do swojego śpiwora, nie ośmielając się spojrzeć na
Maitha, który sadowił się za nią na podłodze. Nie chciała wiedzieć, ile ubrań z siebie
zdjął. Ale wciąż nie mogła odpuścić jego ostatniego komentarza. Naprawdę ją irytował.

- Chciałbyś. Może gdybyś nie był takim zrzędliwym dupkiem, ludzkie kobiety
rzucałyby się na ciebie.

Parsknął.

- Śpij. Nasze następne zmiany zaczynają się wcześnie. – Potem w namiocie zrobiło
się ciemno, gdy wyłączył lampę.

~ 33 ~
Rozdział 3

Jessa odwróciła wzrok, głównie licząc kafelki na ścianie. Nie mogła uwierzyć, że
Maith zaciągnął ją do małej prywatnej łazienki pod prysznic. Poszedł pierwszy, każąc
jej, by zaczęła przygotowywać się do pracy. Jak by mogła. Nie mogła nawet umyć
zębów, ponieważ nad zlewem wisiało duże lustro – odbijające przejrzyste szklane drzwi
prysznicowe za nią.

Mogłaby umyć zęby, ale musiałaby też oglądać dużego Veslora szorującego swoje
nagie ciało. Duży minus.

- Pospiesz się – zawołała. – Ja też potrzebuję prysznica.

Warknął w odpowiedzi.

- Nie jesteś rannym ptaszkiem. Ani sową. Po prostu zrzędliwym dupkiem, kiedy nie
śpisz – mruknęła.

- Słyszę cię – zagrzmiał z kabiny.

- Powiedziałam to na głos. Ale szczerze mówiąc, ludzie nie byliby w stanie wyłapać
tego, co powiedziałam ponad szumem wody.

- Nie jestem człowiekiem.

Zamknęła oczy, wciąż czując złość na to, że została wysłana na Torid. Przydział na
planetę musiał być odpłatą.

To wszystko było winą Cynthii Kane. Szefowa personelu w Medycznym na Defcon


Red była odpowiedzialna za zebranie listy wszystkich wysłanych na powierzchnię.
Kobieta nienawidziła Jessy. Tak jakby winą Jessy było to, że dostała prywatne
laboratorium. Kane wielokrotnie narzekała na spotkaniach z Komandorem Billsem, że
tą przestrzeń należało przeznaczyć dla Medycznego. Nie zgodził się, będąc mądrym
człowiekiem.

Defcon Red potrzebował specjalisty ds. badań nad obcymi. Często podróżowali w
daleki kosmos, jak każdy inny statek bojowy wyznaczony do ochrony i obrony stacji
kosmicznych oraz kolonii ziemskich na zewnętrznych odcinkach tras o mniejszym
zasięgu. Interakcje z obcymi zdarzały się dość często i większość kolonii nie istniałaby
zbyt długo. To oznaczało posiadanie eksperta, który poradziłby sobie z każdą

~ 34 ~
kosmiczną chorobą lub problemami medycznymi, przez które część załogi mogła
cierpieć z powodu planet lub napotkanych dzikich zwierząt.

Nie było tak, że Jessa miała wybór, gdzie zostanie przydzielona, ani nie wiedziała,
jakie będą jej warunki pracy. Jej poprzedni przydział był na Pływającej Fortecy przez
ponad dwa lata. Dowódca tego okrętu bojowego zmusił Jessę do pracy w Medycznym,
chociaż inni lekarze nie pozwalali jej leczyć ludzkich pacjentów. Praktycznie musiała
błagać szefa personelu, by pozwolił jej korzystać ze sprzętu, kiedy kilka razy potrzebne
były jej umiejętności.

To było niedorzeczne. Dr Kevin Barts nie chciał, żeby robiła jakiekolwiek testy, nie
bez kogoś, kto obserwował każdy jej ruch. Nawet wtedy nie ufał jej, natychmiast
dwukrotnie sprawdzając jej wyniki. Ignorował ją za każdym razem, gdy przypominała
mu, że stopień naukowy w medycynie uzyskała przed podjęciem studiów ds. obcych.
To sprawiło, że była bardziej wykwalifikowana niż on, gdy chodziło o edukację.

Niezależnie od tego, dr Barts traktował ją, jakby nie miała żadnego interesu w jego
Medycznym. Dosłownie siedziała w dyżurce pielęgniarek na każdej zmianie, czytając
wszelkie nowe informacje o kosmitach na swoich tablecie. To było nudne jak diabli i
była bardzo szczęśliwa, kiedy otrzymała nowy przydział.

Praca na Defcon Red była najlepszą pracą, jaką kiedykolwiek miała. Komandor
Bills dał jej prywatne laboratorium wypełnione najwyższej klasy sprzętem. Nikt ciągle
nie zaglądał jej przez ramię. Cynthia Kane była odpowiedzialna za Medyczny, ale nie
za Jessę ani jej laboratorium.

Personel medyczny przydzielony do Medycznego unikał jej tak często jak to było
możliwe. Miała z nimi do czynienia tylko na cotygodniowych spotkaniach z
Komandorem Billsem.

Nie miała nawet wyznaczonych godzin, o ile przepracowała dziesięciogodzinne


zmiany, co najmniej cztery dni w tygodniu, i pojawiała się na obowiązkowych
spotkaniach. Do jej głównych obowiązków należało studiowanie wszystkiego, co
dotyczyło ich podróży, i składanie raportów o możliwych zagrożeniach zanim dotrą na
miejsce lub zespoły zostaną wysłane na misje.

I żeby zdobyć informacje o Veslorach, kiedy zostali przydzieleni na statek.

Ale grupa kosmitów tego nie ułatwiała. Wszyscy czterej mężczyźni odmówili jej
przeprowadzenia jakichkolwiek testów, by zdobyła lepsze medyczne zrozumienie ich
rasy.

~ 35 ~
- Śpisz na nogach?

Głos Maitha nagle wyrwał Jessę z zadumy.

- Nie śpię. Tylko czekam, aż skończysz prysznic, żebym i ja skorzystała. Proszę,


zostaw mi trochę gorącej wody. Chciałabym mieć też czas na zjedzenie zanim będę
musiała zmienić lekarza, który przez noc dyżurował przy drzwiach.

Warknął lekko.

- Nie ufam ci, kiedy jesteś cicho.

- Po prostu myślę o tym, co bym robiła, gdybym nie utknęła na tej planecie. Nie
powinno mnie tu być. Dostałam rozkaz dwadzieścia minut przed tym jak statek zszedł
na dół.

Jessa była bliska sfinalizowania paraliżującego leku, który zadziała na Elthów.


Myśl, że wojsko będzie w stanie zlikwidować ich w kilka sekund, bardzo do niej
przemawiała. Nad tym ostatnio pracowała w swoim laboratorium do późna.
Nienawidziła tych złych kosmitów, odkąd ją porwali i zamordowali jej kolegów z
promu.

Kto by pomyślał, że mała wycieczka krajoznawcza na planetę pyłową, spowoduje


jej porwanie i zmuszenie do udziału w eksperymencie hodowlanym? Dzięki Bogu
zostali uratowani.

Potem był jej projekt drugorzędny. Ten zajmie jej trochę więcej czasu.

Dwa miesiące wcześniej, uzyskała próbki i badała jak działa ślina Ke’terów.
Wyprodukowana przez nich organiczna substancja chemiczna okazała się być bardzo
skomplikowana.

Miała też pomagać nowej ludzkiej partnerce Rotha, która przechodziła poranne
mdłości. Miała nadzieję, że namówi Verę, żeby dała jej próbki krwi i szczegółowe
skany rozwijającego się płodu Veslora, co było fascynujące.

Nie podzieli się tymi badaniami z flotą. Jessa szanowała Veslorów za domaganie się
ich prywatności… chociaż była naprawdę ciekawa. To była jedna z jej najlepszych i
najgorszych cech. Chociaż była specjalistką od kosmitów, była odpowiedzialna za
ludzkie partnerki Veslorów i wszelkie potomstwo, jakie mogli mieć. Ważne było, by
dowiedziała się wszystkiego, co mogła, by pomóc zadbać o ich zdrowie podczas ich
pobytu na pokładzie Defcon Red.

Woda za nią się wyłączyła i spod prysznica wyszedł Maith. Jessa miała zamknięte

~ 36 ~
oczy, wsłuchując się w szelest materiału.

- Jestem głodna. Pospiesz się.

Warknął.

- Spodziewam się, że nie będziesz zerkał na mnie, gdy będę naga. Nie chcę cię
kusić. – Uśmiechnęła się, wiedząc, że znienawidzi to, iż jego słowa z poprzedniej nocy
zostaną mu rzucone w twarz.

Parsknął.

- Jestem okryty.

Jessa otworzyła oczy… a jego widok prawie spowodował, że sapnęła. Maith był
tylko owinięty ręcznikiem w pasie.

Nie mogła się powstrzymać od szybkiego przeskanowała jego ciemnej skóry i


wybrzuszonych mięśni. Veslorowie i ludzie mieli wiele wspólnego pod względem
kształtu ciała. Główne różnice obejmowały cienką, aksamitną warstwę futra na skórze,
spiczaste uszy, kocie oczy i kły.

Ale czasami różnili się jeszcze bardziej, ponieważ Veslorowie mogli przekształcić
się w zabójcze zwierzęta. Byli prawdziwymi zmiennokształtnymi.

Zmusiła się do oderwania wzroku od niego i obeszła jego wielkie ciało.

- Trzymaj się do mnie plecami i unikaj zlewu. Rozumiesz? Ja też będę stała plecami
do ciebie, kiedy skończysz ubierać się w swój mundur.

- Dobry plan. Nie mam ochoty widzieć cię nagą, kobieto.

- Świetnie. W końcu w czymś się zgadzamy. Chociaż rzadko.

Zaczęła się rozbierać. Nie było tak, że Maith był zagrożeniem. Byłaby zmartwiona,
gdyby był jakimś innym przypadkowym facetem, z którym była zamknięta w łazience,
ale bardzo jasno dał do zrozumienia, że go nie pociąga. Zrzędliwy dupek był także
Veslorem; bardziej prawdopodobne było, że w cudowny sposób wypuści skrzydła i
odleci – cecha fizyczna, której nie posiadali po przemianie – zanim seksualnie zaatakuje
kobietę. Rasa obcych wydawała się być honorowa aż do przesady.

Naga Jessa weszła pod prysznic przed odkręceniem wody. Było ciepło i cudownie.

- Czy dziś rano rozmawiałeś ze swoją grupą?

- Nie opuściłem twojego boku.

~ 37 ~
- Ale masz to wymyślne urządzenie do komunikacji na nadgarstku.

- Wysłałem mojej grupie kolejną aktualizację.

Jessa miała ochotę spojrzeć na niego, ale oparła się, gdy zaczęła myć włosy.

- Jaki jest teraz plan?

- Cały czas pozostajemy razem. Roth martwi się o twoje bezpieczeństwo. Jest
świadomy jak narobiłaś sobie wrogów swoimi ustami.

To nie tak, że była suką bez powodu. Zrobiła to, żeby ratować życia. Obróciła się,
patrząc gniewnie na niego przez szybę. Włożył spodnie i buty, ale pozostał bez koszuli,
plecami do niej.

- Mówiłam ci…

Przerwał jej.

- Omówimy to później. Teraz nie jest dobry moment.

- Kiedy tu przybyliśmy, sprawdziliśmy kamery i urządzenia podsłuchowe. Jest


czysto.

- Tak, ale to nie znaczy, że nie może być kogoś za drzwiami, próbując podsłuchać.

- Kurwa – syknęła, odwracając się. Miał rację. Zniżyła głos do szeptu. Żaden
człowiek nie mógł usłyszeć tego przez wodę. – Nadal mnie słyszysz?

- Tak.

- Naprawdę zamierzasz zbombardować te drzwi bunkra?

- Porozmawiamy o tym później.

Irytujący Veslor. Szybko skończyła prysznic i wyłączyła wodę, chwyciła złożony


ręcznik z wysokiej półki wbudowanej w kafelkową ścianę kabiny. Kiedy zakryła już
swoje kobiece części, otworzyła szkło.

- Możesz korzystać z umywalki, kiedy będę się ubierać.

Przeszła do kąta, gdzie leżały ich torby, jej ubrania już czekały na wierzchu worka.
Jedno spojrzenie na Maitha upewniło ją, że poszedł do zlewu. Gdyby odwrócił głowę na
bok, zobaczyłby ją, ale ufała mu, że nie spojrzy.

Rzuciła ręcznik i włożyła szarą bieliznę i szybko przydzielony mundur. W ostatniej

~ 38 ~
chwili, zanim poleciała na powierzchnię Torid, zaopatrzenie floty zapewniło jej sześć
standardowych mundurów medycznych. Były trochę za duże. Normalnie w ogóle nie
nosiła mundurów, ale wymagano, żeby pasowała do wszystkich innych lekarzy floty
przypisanych do tej misji. To sprawiło, że było mniej dezorientujące dla cywilów.

Maith odszedł od umywalki, by włożyć koszulę mundurową, a ona zaczęła


szczotkować zęby, prawie ściekając pastą do zębów na własną. Teraz zrozumiała,
dlaczego Maith zaczekał zanim włożył koszulę. Skończyła i podeszła do Veslora, który
czekał przy drzwiach, trzymając obie ich torby.

Schowała swój zestaw łazienkowy do bocznej kieszeni i spojrzała na niego.

- Co teraz? – wyszeptała.

- Trzymaj się blisko mnie. Moja grupa przybędzie jak tylko będą mogli – mruknął. –
Drak przyniesie mi to, czego potrzebujemy, by przejść ten zamek.

Otworzyła usta, by powiedzieć mu, że bombardowanie drzwi nie było świetnym


pomysłem, że wybuch będzie słyszany na innych piętrach rezydencji, gdy Maith nagle
nakrył jej usta wolną ręką, odwracając głowę w kierunku drzwi.

Kilka sekund później ktoś głośno zapukał.

- Przestań okupować jedyną prywatną łazienkę! – Nie rozpoznała donośnego


męskiego głosu.

Maith puścił ją, odwrócił się i otworzył drzwi. Wyszedł, a ona podążyła za nim. Na
zewnątrz czekało czterech medyków zespołów taktycznych. Jednym z nich
przypadkiem był Michael. Jessa dostrzegła, że jego usta zacisnęły się mocno, kiedy ją
zauważył, zanim przeniósł wzrok na Maitha.

- Nie spotkałeś się z nami na śniadaniu, więc zaczęliśmy cię szukać.

- Nigdy nie spóźniasz się na posiłki – zachichotał rudowłosy medyk. – Ale z drugiej
strony, zaliczyć jest ważniejsze. Dobrze dla ciebie, człowieku.

Jessa poczuła ciepło na policzkach. Było oczywiste, że wszyscy czterej mężczyźni


założyli, że ona i Maith uprawiali seks w łazience.

Czarnowłosy medyk zerknął między Jessą i Michaelem.

- O, cholera! To ją próbowałeś wczoraj przelecieć, prawda? Mutanta. – Założył


ramię wokół Michaela i poklepał jego ramię. – Myślę, że będziesz musiał zapytać tego
oto Maitha, czy ma jakieś inne modyfikacje ciała, skoro zastanawiałeś się, czy dali jej

~ 39 ~
ulepszoną cipkę.

Otworzyła usta, gotowa powiedzieć im, żeby poszli do diabła, ale Maith nie dał jej
szansy. Upuścił obie torby i warknął, rzucając się na czarnowłosego medyka. Zatrzymał
się na odległość oddechu.

- Ośmielasz się przezywać kobietę i nie szanować jej?

Wszyscy czterej mężczyźni się cofnęli.

- Przeproś, Nathan – warknął Maith.

- Przepraszam! – wszyscy mężczyźni natychmiast wypalili.

Maith cofnął się o krok, jego napięte ciało lekko się rozluźniło.

- Musisz się wiele nauczyć. Zapamiętam to podczas naszego następnego treningu.

Mężczyźni wyraźnie zbledli.

Maith obrócił się do medyków plecami i na ułamek sekundy napotkała jego wzrok,
gdy pochylił się, by odzyskać ich torby. Wyglądał na wściekłego.

Odwrócił się, ponownie warcząc na medyków.

- Mamy pracę do wykonania. Ruszajcie.

Mężczyźni bez słowa wybiegli z korytarza.

Maith spojrzał na nią.

- Trzymaj się blisko, Jesso.

W milczeniu poszła za nim z powrotem do jego namiotu. Fakt, że stanął w jej


obronie przeciwko innym medykom, mimo że był częścią ich zespołu w tej misji,
zaimponowało jej. Większość facetów by tego nie zrobiła, zwłaszcza że nie była
ulubioną osobą Maitha.

Może i był zrzędliwym dupkiem, ale zdała sobie sprawę, że nie jest taki zły.

Mimo to cały epizod był nieco upokarzający. To nie był pierwszy raz, kiedy ludzie
drwili z niej z powodu jej różnic lub robili wulgarne uwagi. Zwykle im wygarnęła,
odchodziła i starała się unikać ich w przyszłości. Robienie z tego wielkiej sprawy
ujawniłoby, że jej uczucia zostały zranione. Nie warto było dawać łobuzom takiej
mocy.

~ 40 ~
Jej niebieskie oko i kosmyki włosów nie pomagały. Połowa winy była po jej stronie
za to, że chciała, by jej włosy pasowały do implantu. Nie bez powodu, jej zespół
medyczny specjalnie wybrał ten kolor oczu, bo chodziło o to, że niebieski pomagał
skanerowi osadzonemu wewnątrz implantu działać lepiej.

Maith wprowadził ją do namiotu i upuścił torby, a potem obrócił się, wciąż


nachmurzony.

- Porozmawiam z mężczyznami. Powinni wiedzieć, żeby nie być niegrzecznym


wobec kobiet. Wy, ludzie, potraficie być bardzo lekceważący.

Wzruszyła ramionami.

- Dzięki, że wstawiłeś się za mną.

Odetchnął głęboko i zmarszczył brwi.

- Często cierpisz z powodu tego rodzaju werbalnych obelg? Czy ludzie zawsze są
niegrzecznie dociekliwi o jakąkolwiek inną część twojego ciała, która mogła zostać
naprawiona?

- Nie. – To była prawda. Przeważnie. Ale tylko dlatego, że próbowała unikać ludzi,
w miarę możliwości trzymając się swojego laboratorium lub kabiny. – Kiedy tak się
dzieje, zakładam po prostu, że są idiotami, którzy lubią czepiać się ludzi.

Przez chwilę przyglądał się jej w milczeniu.

- Musimy coś zjeść – powiedział w końcu.

Pierwsza wyszła z namiotu ze swoją apteczką, wiedząc, że depcze jej po piętach.


Tuż obok sypialni znajdowała się kuchnia, w której dostawali swoje posiłki. Członek
floty wydawał ciepłe burrito śniadaniowe i filiżanki z kawą.

Jessa złapała po jednym z nich.

- Dziękuję.

Pracownik służby żywienia floty dał Maithowi cztery burrito bez konieczności
pytania, i butelkę wody. Wyszli na korytarz, żeby szybko zjeść. Żadne z nich nic nie
powiedziało, dopóki nie wyrzucili swoich odpadów do kosza recyklingowego.

- Znowu robisz selekcję przy głównych drzwiach?

Jessa skinęła głową.

- Tak. Nie ufam lekarzom z Torid. Ta dziewczyna przeżyła wczoraj, ale mogła

~ 41 ~
umrzeć, gdybym jej wtedy nie zbadała. Wczoraj w nocy lekarz floty przeprowadzał
selekcję przy drzwiach.

Skinął głową.

- Zostań w zasięgu mojego wzroku. Będę leczyć pacjentów w pobliżu drzwi


wejściowych.

- Naprawdę planujesz czuwać nade mną?

- Tak.

Przygryzła wargę, niechętnie wdzięczna.

- Dziękuję.

Jessa zignorowała gniewne spojrzenia dwóch cywilnych lekarzy stojących przy


głównych drzwiach. Avery Port, lekarka z Medycznego na pokładzie Defcon Red,
posłała jej zmęczony uśmiech. Była zastępczynią Jessy w selekcji rannych.

- Mieliśmy pracowitą noc, Jessa. O drugiej w nocy nastąpił wzrost przemocy. Mamy
dodatkowych czterdziestu dwóch pacjentów. Większość została opatrzona i zwolniona.
Trzech było krytycznych. Jeden zmarł.

Jessa była wdzięczna zarówno za aktualizację jak i za to, że doktor Port użyła jej
imienia. To oznaczało koleżeństwo, które doceniała.

- Przykro mi to słyszeć, Avery. Wyglądasz na wykończoną. Dziękuję, że wzięłaś


drzwi.

Avery z grymasem spojrzała na dwóch pozostałych lekarzy.

- Miałaś rację znajdując mnie zanim zeszłaś ze zmiany ostatniej nocy. Odpoczywam
dziesięć godzin, ale kiedy wrócę, chcesz, żebym znów tu przejęła?

- Wchodzę na czternaście. Chciałabym, żebyś potem przejęła. – Jessa nałożyła na


ręce rękawiczki.

- Będę tu. – Avery podniosła swoją apteczkę i odeszła. Lekarka floty rzuciła
piorunujące spojrzenie dwóm cywilnym lekarzom. – Dobrze, że przejęliśmy selekcję.

Innymi słowy, te dwa dupki chciały postawić na pierwszym miejscu lojalnych


obywateli nad biednymi.

- Odpocznij. Zasłużyłaś na to.

~ 42 ~
Cały personel floty był przepracowany z powodu długich zmian. Jessa naprawdę
miała nadzieję, że wkrótce wszystko załatwią na Torid, i będzie mogła wznowić swoje
normalne obowiązki.

Otworzyły się frontowe drzwi i weszło dwóch nędznie ubranych mężczyzn z


trzecim trzymanym między nimi.

Złapała jedne z leżących pod ścianą noszy i pospieszyła do nich, pomagając im


położyć pacjenta na ruchomym łóżku. Szybki skan wykazał, że odniósł trzy rany od
noża. Jeden trafił w nerkę. Uniosła dłoń w rękawiczce, dając znak pobliskiemu
sanitariuszowi. Pacjent potrzebował operacji.

Maith podał człowiekowi leki przeciwbólowe i nastawił mężczyźnie zwichnięte


ramię. Jego spojrzenie wciąż wędrowało do Jessy w pobliżu podwójnych drzwi,
prowadzących do prowizorycznego Medycznego. Zdjęła zakrwawione rękawiczki i
włożyła świeże, mówiąc coś do siedzących na krzesłach cywilnych lekarzy.

Wyglądała na wkurzoną. Mógł zgadnąć dlaczego. Żaden z lekarzy nie zrobił ruchu,
by pomóc Jessie w ustabilizowaniu kolejnego biednie ubranego mężczyzny, który
przyszedł z raną postrzałową.

Przeszedł do kolejnego pacjenta, którego wskazała jedna z pielęgniarek. Dorosła


kobieta wydawała się być przestraszona, gdy się zbliżył. Udawał, że nie zauważa tego,
gdy wyjął ręczny skaner, by przejechać nad jej zakrwawioną głową tuż przy szczycie jej
linii włosów.

- Jak zostałaś ranna?

- Chciałabym innego lekarza – wypaliła kobieta.

Westchnął, odczytując wyniki. Jej rana była powierzchowna, a krwawienie w


większości ustało.

- Możesz czekać godzinę lub dłużej. To twój wybór, jeśli chcesz to zrobić, lub
możesz pozwolić mi się tobą zająć. Jestem wykwalifikowanym medykiem pracującym
dla twojej floty.

- Poczekam.

Stłumił warknięcie i spojrzał na pielęgniarkę, która skierowała go do innego


pacjenta. To było małe młode płci męskiej. Uśmiechnął się i opadł na kolana obok
noszy.

~ 43 ~
- Jestem Veslorem. Nazywam się Maith. Jak nazywają ciebie? – Przyjrzał się
widocznym zranieniom na twarzy młodego i zauważył jak przytula swoje lewe ramię do
piersi. – Jak zostałeś ranny?

- Toby. – Młode przemówiło cicho. – Wyskoczyłem przez okno i uderzyłem o


ziemię. Naprawdę boli mnie ramię.

Maith sprawdził skaner i znalazł dwa niewielkie złamania. Uszkodzenia na twarzy


młodego były lekkimi otarciami. Przypiął skaner do paska i wyjął iniektor z apteczki,
dozując łagodny środek przeciwbólowy i obniżając dawkę.

- To sprawi, że poczujesz się lepiej. – Szybko to podał i zabrał się do oczyszczania


przecięć. – Dlaczego wyskoczyłeś przez okno?

- Policja podpaliła mój dom. To było jedyne wyjście. Nie chciałem się spalić.

Maitha wypełnił gniew.

- Wiesz, dlaczego to zrobili?

Młode wyglądało na smutne, a jego głos drżał, gdy mówił.

- Mój tata za późno zapłacił czynsz. Zwykle nie podpalają, po prostu przychodzą, by
zabrać rzeczy, jeśli spóźnimy się z płatnościami. Może byli wkurzeni, ponieważ
wszystkie dobre rzeczy już poszły.

- Dobre rzeczy?

- Ostatnim razem zabrali odtwarzacz rozrywki, niektóre nasze meble i wszystkie


nasze zapasy żywności. Taty nie było stać na wymianę czegokolwiek.

Jego wściekłość zapłonęła jeszcze goręcej.

- Tutejsza policja często to robi?

Łzy wypełniły oczy młodego, gdy skinął głową.

- Mój tata nie będzie wiedział, gdzie jestem, kiedy wróci do domu z pracy.
Wszystko się spaliło. Zostałbym, ale moje ramię naprawdę bolało. Elsa przyprowadziła
mnie tutaj i czeka na zewnątrz. Za bardzo się boi, żeby wejść tu ze mną. – Jego wzrok
pomknął do strażników rezydencji, ujawniając jego strach przed nimi.

- Sprawię, że poczujesz się lepiej, a potem odprowadzę cię z powrotem do kobiety.


Nikt cię nie skrzywdzi. – Sięgnął do swojego zestawu medycznego i otworzył ukrytą
komorę wewnątrz, wyjmując mały wtryskiwacz. Przycisnął go do zranionego ramienia

~ 44 ~
młodego i zmusił się do uśmiechu. – Twoje ramię jest w porządku. Za kilka minut
poczujesz się lepiej. – Złamania szybko się zagoją dzięki medycynie Veslorów. Nie
powinien tego użyć, ale młode wycierpiało już dość.

Chłopiec spojrzał w dół.

- Elsa myślała, że może być złamane.

- Czasami, gdy mocno upadniesz, nerwy są oszołomione i wierzą, że uraz jest


gorszy. – Maith stawał się coraz lepszy w opowiadaniu kłamstw, mieszkając z ludźmi.
Wymazał skan złamań młodego ze skanera, wkładając wszystko z powrotem do
swojego zestawu. – Chodź ze mną, Toby. Zabiorę cię do tej kobiety.

Młode uśmiechnęło się.

- Już czuję się lepiej. – Poruszył ramieniem.

Maith poprowadził młode w kierunku drzwi i napotkał spojrzenie Jessy, gdy


przechodzili.

- Zaraz wracam.

Uniosła brwi, ale skinęła głową. Wyprowadził młode na zewnątrz i przez ulicę. Tam
czekała młoda kobieta, prawie przytulając się do drzewa, żeby się ukryć. Wątpił, że
była już dorosła. Wyglądała na przestraszoną.

Maith obrócił swój zestaw medyczny na tyle, by mogła go dobrze zobaczyć. Miał
nadzieję, że zdoła rozpoznać, co oznaczały wybite na nim oznaczenia floty. Założył, że
musiała, bo nie uciekła, gdy zbliżył się z młodym.

Zatrzymał się około sześciu kroków od niej.

- Jesteś ranna?

Potrząsnęła głową.

- Czy jego ramię jest złamane?

- Nie. – Maith uśmiechnął się do młodego, sięgnął do przedniej kieszeni i wyciągnął


mały okrągły krążek. Podał go chłopcu, aktywując go. – Trzymaj to przy sobie. Kilku
mężczyzn, takich jak ja, wkrótce przyjdą do ciebie. To jest tracker. Ochronią was oboje
i zabiorą w bezpieczne miejsce przed walkami.

- Kim jesteś? – Kobieta wyszła zza drzewa.

- Jestem medykiem Veslorów. Nazywam się Maith. Moja grupa, mężczyźni tacy jak

~ 45 ~
ja, będą tymi, którzy przyjdą. Możesz im zaufać. Dostarczą wam jedzenie i schronienie,
i jak powiedziałem, zabiorą was w bezpieczne miejsce z dala od walk, dopóki to się nie
skończy. Wszystkie kobiety i dzieci powinny być chronione przed skrzywdzeniem. To
nasze podstawowe przekonanie.

Młode przycisnęło tropiciela do swojej małej piersi.

- A co z moim tatą?

- Pomogą ci go znaleźć i zabiorą go w bezpieczne miejsce. Możesz zaufać


Veslorom i flocie. Jesteśmy tutaj, by wam pomóc, Toby. A teraz muszę wracać do
środka. – Spojrzał na kobietę.

Skinęła głową i podeszła bliżej, chwytając młode za rękę.

- Dziękuję. – I uciekli szybko.

Maith westchnął i wrócił do rezydencji. Jessa posłała mu pytające spojrzenie, gdy


wszedł. Spojrzał na cywilnych lekarzy zanim ponownie napotkał jej wzrok.

- Chciałem się upewnić, że młode jest bezpieczne.

Jej wyraz twarzy złagodniał.

Zostawił ją, idąc leczyć kolejnego człowieka. Opaska na jego nadgarstku


zawibrowała i stuknął w nią, sięgając, by poprawić słuchawkę w uchu.

- Za czym idziemy? Aktywowałeś tracker.

- Młody chłopiec imieniem Toby, z prawie dorosłą kobietą. Policja spaliła jego dom
wraz z nim w środku. Musiał wyskoczyć z okna, by uniknąć śmierci. Potrzebują
bezpiecznej lokalizacji.

Roth warknął.

- Działamy. Jakieś inne problemy z mężczyznami ścigającymi Jessę?

- Nie. – Spojrzał na nią. Badała starszego mężczyznę, który właśnie wszedł. –


Pilnuję ją. Jakieś postępy w sprawie wejścia do tego bunkra?

- Nie. Wysłałem wiadomość do naszych kontaktów, by sprawdzili, czy znają sposób


na ominięcie blokady Deki. Czekam na odpowiedź.

- Naprawdę musimy wejść do tego bunkra, żeby dowiedzieć się, czy jest tam coś, co
możemy użyć przeciwko mężczyźnie kontrolującemu tę planetę.

~ 46 ~
- Być może nie będziemy musieli tego robić. Sytuacja pogorszyła się w centrum
miasta, a ludzie u władzy nie zacierają już śladów. Clark uważa, że panikują, ponieważ
stało się jasne, że nie wyjedziemy, dopóki nie zapanuje pokój. Zbieramy mnóstwo
dowodów ich działań. Komandor Bills jest wściekły. Jest gotowy wysłać zespoły, by
wzięły ich lidera do aresztu.

To była doskonała wiadomość.

- Dobrze. – Maith spojrzał na strażników rezydencji. – Prawdopodobnie podejmą


walkę, by chronić tego mężczyznę.

- Powiadomię cię zanim to się stanie. – Roth przerwał. – Być może będziesz musiał
zainicjować protokół ustanowienia schronienia na miejscu, by chronić nie biorących w
walce członków floty, jeśli wyślemy zespoły, by aresztowały lidera.

- Zrozumiane. Po prostu daj mi ostrzeżenie.

- Zrobione. Roth wyłącza się.

Komunikacja się skończyła i Maith wrócił do leczenia następnego pacjenta. Zaczeka


na przerwę na posiłek, by podzielić się z Jessą tym, czego się dowiedział. Będzie
potrzebował jej pomocy, by zabezpieczyć wszystkich współpracujących z nimi
członków floty, żeby nie doznali obrażeń, jeśli zespoły taktyczne będą musiały włamać
się do rezydencji.

~ 47 ~
Rozdział 4

- Naprawdę mam nadzieję, że przyjdą aresztować gubernatora i wszystkich jego


zbirów – szepnęła Jessa. – Jakaś oś czasu do tego?

Maith potrząsnął głową, jedząc swoją trzecią kanapkę, i unosząc nadgarstek, aby
pokazać jej opaskę.

- Dostaniesz ostrzeżenie?

Kiwnął głową.

- Strażnicy rezydencji prawdopodobnie spróbują użyć niektórych z nas jako


zakładników. – Ani przez sekundę nie wierzyła, że którykolwiek z nich miał
funkcjonujący moralny kompas. – Co chcesz, żebym zrobiła?

- Jesteś blisko związana z kimś z floty medycznej?

Jessa napotkała jego spojrzenie.

- Nie bardzo. Znam kilku z cotygodniowych spotkań. Czy to jednak ma znaczenie?


Wszyscy jesteśmy flotą.

- Porozmawiam z innymi medykami zespołów taktycznych. Mogą obejść wkoło i


szeptać ostrzeżenia, żeby wszyscy byli przygotowani do wycofania się do pokoju
sypialnianego. Łatwo możemy obronić tę część budynku.

- A co z pacjentami?

- Znasz protokół floty dotyczący schronienia na miejscu.

Jessa znała – ale to nie znaczyło, że się z tym zgadzała. Jeśli doszło do zamieszek,
gdy byli na misji, cały niebiorący w walce personel floty miał wycofać się do
najbezpieczniejszego schronienia najbliższego nich, zamknąć się razem i bronić pozycji
aż do nadejścia posiłków.

- Nie możemy porzucić pacjentów, Maith. Te dupki strażnicy mogliby zabić kilku z
nich.

- Jest zbyt wiele punktów dostępu do obrony tej części budynku. Najlepiej
wykorzystać część sypialnianą. Są tylko dwie drogi wejścia lub wyjścia.

To była prawda.

~ 48 ~
- Cóż, złapię wózek z dzieckiem, jeśli będziemy musieli się schronić. Mam
nadzieję, że inni lekarze i pielęgniarki zrobią to samo.

- To nie jest protokół.

Jessa skrzywiła się na niego.

- Nie obchodzi mnie to.

Przez chwilę trzymał jej spojrzenie, po czym skinął głową.

- Tylko młode. Protokół jest z jakiegoś powodu. Nie zgadzam się z tym, ale moja
grupa przysięgła podążać za zasadami floty, kiedy przenieśliśmy się na Defcon Red, by
pomóc waszym ludziom.

- Wiem, dlaczego jest ta zasada. Cywile mogą zwrócić się przeciwko nam. Tak stało
się w przeszłości. Ale odmawiam zostawienia dzieci na linii ognia, jeśli gówno trafi w
wentylator.

Maith skinął głową.

- Zgadzam się.

- To było miłe z twojej strony, że przeprowadziłeś tego chłopca obok strażników.

Rozejrzał się zanim znów spojrzał na nią.

- Dałem młodemu traker.

- Dlaczego?

- Władze policyjne podpaliły jego dom, gdy jeszcze był w środku. To była
przyczyna jego obrażeń. Musiał wyskoczyć przez okno, żeby uciec śmierci. Była tam
prawie dorosła kobieta, zbyt przestraszona, by wejść z nim do środka. Sądzę, że to
mogła być jego siostra. Mieli takie same włosy i kolor oczu. Wysłałem moją grupę,
żeby zabrała ich do jednego z tymczasowych obozów założonych przez zespoły
taktyczne. Tam będą chronieni.

Jessa nie mogła powstrzymać uśmiechu.

- Jesteś dużym mięczakiem, prawda?

Spojrzał groźnie.

- Młode zawsze powinny być bezpieczne.

~ 49 ~
- Zgadzam się. Cała ta misja jest taka popieprzona. Czasami zapominam jak
okropnie ludzie potrafią traktować się nawzajem. Wszyscy ci koloniści przybyli tu z
wielkimi marzeniami na lepszą przyszłość. Zamiast tego dostali skorumpowany rząd,
który prawdopodobnie robi gorsze rzeczy niż tam, skąd przybyli. Jeszcze nie widziałam,
żeby ktokolwiek z biedniejszych części tego miasta miał przyzwoite buty lub ubrania,
lub, do diabła, nawet miał zdrową wagę. To sprawia, że zastanawiam się jak długo
trwało to gówno zanim flota została uświadomiona… lub jak to wszystko zostało
przegapione, gdy zostaliśmy tu wezwani pierwszy raz.

Maith obserwował ją w milczeniu.

- Flota prawdopodobnie wysłała jeden zespół delegacji, by to sprawdzić, a ten


gówniany rząd okłamał ich i zmusił wszystkich nielojalnych obywateli do ukrycia się.
Tak mi ich żal.

- Ty też jesteś miękka, Jessa.

Potrząsnęła głową.

- Nie bardzo. Po prostu odnoszę się do tych, którzy są na gównianym końcu kija.

- Nie rozumiem znaczenia tego, co powiedziałaś.

Unikała jego wzroku, skupiając się na pakowaniu swoich śmieci.

- To ziemski slang, oznaczający w tym przypadku, że biedni ludzie zostali oszukani


przez system mający ich chronić. Gówniany koniec kija; są na złym końcu.

- Dlaczego się odnosisz?

Wstała, wyrzuciła śmieci zanim ponownie spojrzała mu w oczy.

- Jestem sierotą wychowaną przez flotę. W momencie, gdy wprowadzono mnie do


systemu, pozbawiono mnie podstawowych praw człowieka. – Wzruszyła ramionami. –
Wybory zostały dokonane dla mnie bez mojego pozwolenia lub wkładu.

Wstał i podszedł do niej.

- Wyjaśnij.

Teraz przyszła jej kolej, by się rozejrzeć. Byli w korytarzu przy kuchni
cateringowej. Inni pracownicy floty byli dalej w korytarzu lub kręcili się przy wejściu
do części sypialnej, na ich przerwę.

Znów spojrzała na Maitha i zniżyła głos.

~ 50 ~
- Możesz dać mi twoje słowo Veslora, że nigdy nie powtórzysz tego, co powiem?
Twoją ostateczną przysięgę?

- Masz ją.

Dostrzegła szczerość w jego uderzająco zielonych oczach.

- Od czasu do czasu dostaję skrótowe wiadomości od mojej siostry, ale mam


szczęście rozmawiać z nią dwa razy w roku. Tylko głosowe komunikaty, które zawsze
trwają krócej niż trzy minuty. Oddałabym wszystko, żeby móc przytulić Anabel, a
nawet po prostu znów zobaczyć jej twarz. Ale flota nas rozdziela. Czasami mam do nich
cholerny żal, ale nigdy nie mogę powiedzieć tego głośno. Ufam ci w sprawie tego
wyznania, Maith. Wciągnęliby mnie w przymusową terapię do wypracowania moich
urazów, gdyby podejrzewali, że jestem nawet odrobinę wkurzona. To byłoby piekło i
usunęliby mnie z Defcon Red. Skończyłabym w jakimś tajnym miejscu, dopóki nie
uznaliby mnie ponownie stabilną psychicznie. Niedopuszczalne jest, by ktoś taki jak ja,
okazywał im gniew. Powinnam całować ich stopy i być wdzięczna. Ale w ostatecznym
rozrachunku… moja siostra i ja nie będziemy znowu fizycznie razem, dopóki obie nie
odpracujemy naszych kontraktów.

- Dlaczego się na to zgodziłyście?

Podeszła bliżej i spojrzała na niego.

- Nie zgodziłyśmy się. Nasze kariery zostały wybrane dla nas i powiedziano nam,
ile lat służby jesteśmy winne. Sieroty nie mają wyboru, Maith. Flota zabiera nas,
kształci nas, karmi nas i daje nam zamieszkanie, a w przypadkach takich jak moja
siostra i ja, wykonała medyczne modyfikacje, na które większość ludzi nigdy nie
mogłaby sobie pozwolić, by ponownie być całością. Jedynymi osobami, którym
możemy się poskarżyć, są przywódcy Zjednoczonej Ziemi. Rządzą wszystkim, więc już
są świadomi tego, co się dzieje. Tak naprawdę nie nienawidzę floty. Robią niesamowite
rzeczy i zachowują pokój. Są tutaj, by chronić ludzi, którzy naprawdę potrzebują
pomocy. Jestem wdzięczna za wszystko, co zrobili dla mnie i mojej siostry. Anabel
może chodzić, ja mogę widzieć na oba oczy dzięki temu, że zapłacili za wszystkie nasze
potrzeby medyczne. Ale czasami nienawidzę kosztów tego, co nam dali. To bardzo
wysoka cena do spłaty. Za wysoka.

- Nie widząc twojej siostry – warknął. – Ale po co was rozdzielać?

Jessa jeszcze raz rozejrzała się dookoła, upewniając się, że nikt nie stoi na tyle
blisko, żeby ich podsłuchać. Kiedy była pewna, że tak jest, napotkała ponownie jego
wzrok i jeszcze bardziej zniżyła głos.

~ 51 ~
- Dała mi wskazówki. Myślę, że zrobili z niej szpiega.

Maith wydawał się być zdezorientowany.

- Tajny agent floty. To znaczy, że udaje, że nie jest z floty, by łapać przestępców.
Gdyby ktoś dowiedział się, dla kogo naprawdę pracuje, to może oznaczać jej śmierć.
Dlatego nas rozdzielili. Nie może ryzykować powiązania ze mną, ponieważ jestem
wyraźnie z floty. – Łza wypełniła jej prawdziwe oko, ale zamrugała, wskazując na swój
zestaw medyczny. – Przysłała mi to, ponieważ nie mogła przyjść na moje ukończenie
szkoły medycznej. Są też o niej fałszywe akta, bo każdy, kto sprawdzi moją historię,
może się dowiedzieć, że mam siostrę, która urodziła się na Marsie, jeśli będą kopać
wystarczająco głęboko. To wszystko są kłamstwa, że pracuje w jakiejś zmyślonej firmie
na odległej, surowej planecie, której nikt nie odwiedza, i zdjęcie, które nawet nie jest
jej. Do diabła, stworzyli fałszywe zdjęcia mnie z tą samą osobą. Muszę trzymać je w
mojej kajucie i kłamać, gdy pytają o Anabel. Jedyne jej prawdziwe zdjęcie, jakie mam,
jest ukryte, i wysłała mi je, żebym mogła zobaczyć jak wygląda jako dorosła. Flota by
się zesrała, gdyby wiedzieli, że je mam. Nie widziałam jej na żywo odkąd skończyłam
dziesięć lat, kiedy nas rozdzielili. Ona miała dwanaście. Czasami moja pamięć o niej
jest nawet trochę rozmyta.

Maith zaszokował ją, wyciągając ramiona i przyciągając ją do swojej piersi. Spięła


się, gdy objął ją ramionami, ale rozluźniła się w przeciągu sekund. Dobrze pachniał, był
taki ciepły, a jego uścisk rzeczywiście był kojący. To również sprawiło, że znów się
rozpłakała.

- To musi być trudne – wychrypiał.

- Jest. Wiem, że czasami potrafię być suką, ale muszę być twarda, żeby zostać przy
zdrowych zmysłach, dopóki moja siostra i ja nie będziemy w końcu znowu rodziną.
Obiecałam Anabel, że będę w porządku bez niej… ale czasami tak nie jest.

Przytulił ją mocniej i oparł brodę na czubku jej głowy.

Jessa była trochę zaskoczona, gdy jego klatka piersiowa zaczęła lekko wibrować i z
wielkiego Veslora dobiegł niski mruczący dźwięk. Uśmiechając się, przytuliła się
mocniej do jego twardego ciała. Miło było być obejmowanym.

- Weźcie pokój – zachichotał mężczyzna, który przechodził obok.

Wibracje i mruczenie dochodzące z Maitha ucichły, zamieniając się w groźne


warknięcie.

Jessa przypomniała sobie, gdzie się znajdują. Odsunęła się, a on ją puścił. Sięgnęła

~ 52 ~
do góry i wytarła mokry policzek, ale podbródek miała opuszczony. Zdolność płakania
tylko jednym okiem sprawiało, że te rzadkie razy, kiedy to robiła, łatwiej było ukryć.

- Dziękuję, Maith. Za przytulenie i wysłuchanie mnie. – Pociągnęła nosem i zebrała


się w sobie. – Powinniśmy wrócić do pracy. – Zauważyła, że kilku członków floty
otwarcie się na nich gapiło, wyglądając na oszołomionych.

- Jesteśmy kopulującą parą – głośno stwierdził Maith. – To moja kobieta. Macie z


tym problem?

Kilku z nich szybko pokręciło głowami i odeszło. Pozostali wydawali się być zbyt
przestraszeni, by się ruszyć. To sprawiło, że Jessa się roześmiała.

Maith zmarszczył brwi, gdy napotkał jej spojrzenie.

- Dlaczego jesteś rozbawiona?

- Podoba mi się sposób, w jaki potrafisz być słodki, a jednocześnie przerażający jak
diabli. Tę umiejętność mogę podziwiać.

Mruknął zanim podniósł swoją apteczkę.

- Przerwa się skończyła.

Ona też wzięła swoją.

- Tak. Przekażę wiadomość, żeby byli gotowi na możliwy protokół schronienia na


miejscu.

- Po cichu – przypomniał jej Maith. – Nie chcemy dawać żadnego ostrzeżenia.

Skinęła głową. Jessa nie chciała, żeby gubernator lub jego ludzie spróbowali uciec.
Nie żeby mogli zajść daleko, gdyby to zrobili. Wszelkie prywatne odloty statków z
powierzchni byłyby łatwe do przejęcia przez Defcon Red. Nawet gdyby ktoś zdołał
uniknąć schwytania, zostałby uznany za przestępcę. To byłaby tylko kwestia czasu
zanim zostaliby aresztowani na jakiejś stacji kosmicznej lub innej kolonii.

Ważniejsze było to, żeby ci kretyni nie byli w stanie jeszcze bardziej pogorszyć
warunków na Torid.

Jessa rozdzieliła się z Maithem i zajęła swoje miejsce w sali balowej rezydencji.
Dwaj cywilni lekarze spiorunowali ją wzrokiem z ich wygodnych krzeseł przy ścianie
wewnętrznej. Zignorowała ich. Żaden nie był pomocny, chyba że na badanie zgłosił się
lojalny obywatel. Nie robiła selekcji dla tych pacjentów.

~ 53 ~
Jeden z biegaczy podszedł do niej i otworzył jej apteczkę, przejrzał ekwipunek i
uzupełnił jej zapasy z plecaków, które wszyscy nosili. Posłał jej uśmiech zanim pobiegł
do następnego lekarza.

- Nawet nie potrafią zaopatrzyć własnych apteczek – zadrwił jeden z cywilnych


lekarzy. – Żałosne.

Jessa spojrzała na niego.

- Słowo, którego szukasz, to wydajność. Jesteśmy zawaleni pracą dbając o ludzi,


którzy żyją na waszej planecie. W ten sposób nie musimy przestać leczyć pacjentów co
kilka godzin, by zrobić to samemu. Powinieneś spojrzeć na definicję wydajności, bo
wyraźnie nie masz pojęcia. O, i przeczytaj swoją przysięgę medyczną, kiedy już przy
tym jesteśmy. Tę, którą podpisałeś, kiedy skończyłeś szkołę i obiecałeś jak najlepiej
opiekować się wszystkimi rannymi.

Weszła grupa pięciu osób, wszystkie z oznakami ciężkiego pobicia. Ich niechlujne
ubrania wskazywały, że nie otrzymają pomocy od pozostałych dwóch lekarzy. Ale
nagle pojawił się Maith ze swoim skanerem, pomagając jej ocenić rannych. Doceniła to.
Oboje szybko posortowali mężczyzn, wysyłając ich do różnych części pokoju na dalsze
leczenie. Jeden musiał zostać pospiesznie przekazany na operację.

- Dzięki za pomoc. – Jessa uśmiechnęła się do Maitha, gdy sanitariusze zabrali


ostatniego pacjenta.

Przegapił jej reakcję, zbyt zajęty warczeniem na cywilnych lekarzy. Przymocował


skaner do paska i zacisnął ręce w pięści, robiąc w ich stronę groźny krok.

- Musicie poczuć ból, by przypomnieć wam, dlaczego pacjenci potrzebują leczenia?

Jessa zrozumiała jak bardzo wkurzony był wielki Veslor i szybko wskoczyła między
niego i dwóch idiotów kulących się na swoich miejscach.

- Nie są tego warci. Każdy z nas tutaj określający się mianem lekarza planuje
zgłosić ich do komisji medycznej Zjednoczonej Ziemii, przy pierwszej nadarzającej się
okazji. Za miesiąc będą mieli szczęście, jeśli chociaż będą mogli myć podłogi w
przychodni zdrowia. Ludzie pozbawieni licencji medycznych zazwyczaj mają zakaz
wykonywania jakichkolwiek prac, nawet związanych z opieką zdrowotną.

Jeden z lekarzy za nią sapnął. Obróciła się, patrząc groźnie na mężczyznę.

- Nie udawaj zdziwionego. Wszyscy złożyliśmy tę samą przysięgę… tę, którą obaj
złamaliście podczas służby. Robicie to w rażący sposób na oczach wszystkich obecnych

~ 54 ~
tu członków floty. Wszyscy was widzą, idioci, siedzących na tyłkach, gdy przychodzą
biedni ludzie, i nic nie robicie, żeby im pomóc.

Trzydziestokilkuletni lekarz, który sapnął, wstał.

- Przekonamy się! – Wybiegł jak burza.

Starszy został, ale wyglądał na zmartwionego. Jessa nie winiła go. Obróciła się
znowu do Maitha.

- Nie warto – powtórzyła. – Nie daj się spisać za napaść na cywila. Udało mi się
opanować mój temperament. Musisz zrobić to samo.

- W porządku. – Wziął kilka głębokich oddechów i wydawało się, że się uspokoił,


zanim kontynuował leczenie pacjentów czekających na noszach. Wiele zmienili na
łóżka do badań, ponieważ nie mogli rozdzielić pacjentów do poszczególnych pokojów.

Zmieniła rękawiczki na nowe i skrzyżowała ramiona, czekając, aż do rezydencji


wejdzie kolejna osoba.

- Wy nie unikniecie za to kary.

Jessa odwróciła się, by spojrzeć na wciąż siedzącego cywilnego lekarza. Nazywał


się Wayne Ham, według jego naszywki.

- My? Tylko dlatego, że przeprowadziłeś się na tę kolonię nie oznacza, że jesteś


wolny od praw Zjednoczonej Ziemi czy floty. Zjednoczona Ziemia jest właścicielem
Torid. Nie obchodzi mnie jak zachowują się twoi szefowie; ZZ jest ostatecznym głosem
autorytetu.

Rozejrzał się zanim napotkał jej spojrzenie.

- Nie rozumiesz jak to działa na Torid.

- Co? Przeprowadziłeś się tutaj i nagle zapomniałeś o różnicy między dobrem i


złem?

Zniżył głos.

- Sprzeciw się im i zostaniesz uznany za nielojalnego. Mam żonę i troje małych


dzieci. Poznałem ją podczas pracy na stacji kosmicznej, która nie jest miejscem do
wychowywania dzieci. Obiecano nam tu dobre życie. Świeże powietrze, przestronne
mieszkanie i żadnych zmartwień o jakikolwiek wybuch zamieszek. Teraz jesteśmy
uwięzieni, ponieważ wszystkie prośby o odejście są odrzucane. Moja rodzina też
zapłaci, jeśli nie zgodzę się z tym, czego chce gubernator.

~ 55 ~
Pozwoliła, by jego słowa zagotowały się w jej głowie.

- Coś ci powiem, Ham. Stawię się za tobą, żebyś zachował licencję medyczną, jeśli
zechcesz zeznawać przed śledczymi floty o tym, co naprawdę się tutaj dzieje. To
oznacza podanie im prawdy. Masz na tych dupków coś wystarczająco soczystego, by
aresztować gubernatora?

- Tak, ale zabiją moją rodzinę.

Jessa dostrzegła w jego oczach prawdziwy strach. To naprawdę sprawiło, że mu


współczuła.

- Podaj mi ich imiona i lokalizacje. Postaram się, żeby flota zabrała ich do
bezpiecznego miejsca. Nikt tu na dole nie będzie mógł się do nich dostać. Umowa?

Rozejrzał się wkoło zanim pochylił się, by zgarnąć tablet ze swojej apteczki.
Urządzenie było niskiej jakości, takie, które lekarze stosowali do podawania
pielęgniarkom szczegółowych notatek dotyczących opieki nad pacjentem. Wystukał coś
na nim i położył na krześle obok siebie. Jessa podeszła i chwyciła go, wpychając go do
kieszeni, kiedy uznała, że nikt nie zwraca na nią uwagi.

- Powiem flocie wszystko, jeśli zapewnisz mojej rodzinie bezpieczeństwo. Mam


tyle brudów, by pogrzebać wielu ludzi.

- Na przykład co? Podaj mi jeden przykład, coś, co doprowadzi do ich aresztowania.

Zawahał się.

- Gubernator nakazał nam nie leczyć pacjentów, którzy nie są lojalni. Nie wolno
nam marnować na nich lekarstw. Powiedział, że są obciążeniem dla naszego
społeczeństwa… i mogę to udowodnić, ponieważ zachowałem wszystkie komunikaty
Boyda. Musiałem odprawić setki pacjentów w szpitalu. Dwaj znani mi lekarze
zignorowali polecenia i ich leczyli. Obaj zostali aresztowani i zabici. Wiem, że
sprzedaje również środki medyczne kosmitom. Widziałem jak odbierają zapasy z
naszego doku załadunkowego w szpitalu. Nagrałem nawet film. Zawsze noszę przy
sobie jego kopię.

- Masz swoją umowę. – Jessa odwróciła się, zlokalizowała Maitha i podeszła do


niego, gdy skończył leczenie pacjenta. Skinęła na niego, żeby podszedł bliżej, by nikt
ich nie podsłuchał.

Kiedy do niej dotarł, wyciągnęła rękę i przesunęła palcami po jego mundurze, mając
nadzieję, że każdy, kto patrzy, pomyśli, że flirtuje. Zniżyła głos mówiąc.

~ 56 ~
- Nie patrz… ale cywilny lekarz wciąż będący przy selekcji da nam brudy, których
potrzebujemy na gubernatora, jeśli zapewnimy jego rodzinie bezpieczeństwo.
Powiedział, że inaczej zostaną zabici. – Wsunęła tablet ze swojej kieszeni do jego. –
Tam są ich imiona i lokalizacje. Mówi, że ma dowód na złe postępowanie. Mówimy o
rzeczach, które pokonają tych dupków na dobre. Możesz wysłać swoją grupę, żeby
zabrali jego żonę i trójkę dzieci? Nazywa się Wayne Ham. Powinniśmy też spróbować
wyciągnąć go stąd, kiedy jego rodzina będzie bezpieczna. Chcę, żeby zabrano go jak
najszybciej na Defcon Red do śledczego. Możesz to zrobić?

Maith skinął głową, jego wzrok był utkwiony w jej.

Jessa uśmiechnęła się do niego, objęła jego twarz i posłała mu buziaka. Równie
dobrze mogła się mieć trochę zabawy z nimi udającymi parę.

- Tęskniłam za tobą – powiedziała głośniej, po czym mrugnęła i wróciła do drzwi


wejściowych. – Nie wyglądaj na tak przestraszonego – mruknęła do Hama. Stała twarzą
do drzwi, więc plecy miała do pokoju. – Flota zabierze twoją rodzinę do bezpiecznego
miejsca, a potem przyjdą po ciebie. Możesz nawet polecieć na Defcon Red tym samym
statkiem. Lepiej bądź szczery ze śledczymi i powiedz im to, co powiedziałeś mi.

- Dziękuję – szepnął.

- Teraz spójrz na mnie, jakbym była wrogiem – mruknęła, odwracając się.


Zauważyła, że jedna z cywilnych pielęgniarek pracujących na parterze gapi się na nich.
Jessa rzuciła Hamowi nieprzyjemne spojrzenie i podniosła głos. – Przestań mnie
obrażać, dupku.

Skrzyżował ramiona i spiorunował ją wzrokiem jak kazała. Ukryła uśmiech, gdy


obróciła się do frontowych drzwi. To powinno rozwiać wszelkie podejrzenia ze strony
pielęgniarki, która widziała jak rozmawiają.

Maith skończył przekazywać informacje do Rotha. Jego lider grupy wyśle zespół
taktyczny, by zgarnąć ludzką rodzinę, a drugą po lekarza. Mówił w języku Veslorów,
żeby nikt nie zrozumiał, co zostało powiedziane. Ludzie nie mieli translatora z ich
językiem. Nigdy nie podzielili się tą informacją z Ziemią.

Jessa w pewnym momencie odwróciła się, żeby na niego spojrzeć z pytającym


wyrazem twarzy. Uśmiechnął się do niej i lekko skinął głową. Odwzajemniła uśmiech
zanim wznowiła swoje obowiązki przy drzwiach, kiedy do środka weszło więcej
rannych ludzi.

Dziesięć minut później weszło czterech członków szóstej drużyny taktycznej. Ich

~ 57 ~
przywódca, Joshua, spojrzał na Maitha. Wskazał na siedzącego obok Jessy lekarza.
Mężczyzna skinął głową i podszedł do lekarza.

Jessa skrzywiła się.

- Wreszcie. Ten dupek mi grozi – powiedziała głośno. – Aresztujcie jego tyłek!

Ludzki lekarz wyglądał na przestraszonego, gdy Joshua zakuł go w kajdanki. Usta


Jessy poruszały się, ale jej słowa były zbyt ciche, by nawet Maith mógł je usłyszeć.
Ludzki lekarz zaczął walczyć.

- Nie możecie mi tego zrobić! – wrzasnął mężczyzna.

- Pa – zawołała Jessa, machając do niego. – Nigdy nie groź flocie.

Zespół wyprowadził lekarza bez żadnych incydentów i weszło więcej pacjentów


zajmując Jessę. Miała nadzieję, że człowiek naprawdę ma dowód na wykroczenia i że to
wystarczy do zaprzestania walk, skoro przywódca planety zostanie aresztowany.

Maith spiął się, gdy dziesięć minut później, trzech strażników rezydencji ruszyło
pospiesznie w stronę Jessy. Upuścił swoją apteczkę i rzucił się do przodu, warcząc.
Dotarł do niej zanim oni to zrobili, stawiając swoje ciało przed jej. Żaden z mężczyzn
nie wycelował w nich broni.

Główny strażnik lekko dyszał, był bez tchu.

- Gubernator został dźgnięty. Jesteś szefem personelu floty, prawda? Potrzebujemy


twojej pomocy, doktor Brick.

Jessa otworzyła usta, ale strażnik odezwał się ponownie, zanim zdążyła coś
powiedzieć.

- Dźgnął go jeden z jego zaufanych sekretarzy. Nie wiemy już, którzy obywatele
pozostali lojalni. To źle. On może umrzeć. Potrzebujemy twojej pomocy.

- Pójdziemy – zdecydował Maith.

Jessa przycisnęła się do jego pleców.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł.

- Nie wiemy, komu już ufać. Boyd umiera! – syknął jeden z pozostałych strażników,
wyglądający na spanikowanego.

- Pójdziemy – powtórzył Maith, schylając się i chwytając apteczkę Jessy.

~ 58 ~
- Chcemy tylko jej. – Trzeci strażnik wyglądał na zaniepokojonego, gdy mierzył
Maitha od stóp do głów. – Jesteś kosmitą. Nie wiemy, czy jesteś godzien zaufania.

- Jest z floty – warknęła Jessa. – I jest niesamowitym medykiem polowym. Chcecie,


żebym zbadała Boyda? Zatem Maith idzie ze mną.

- Nie mamy na to czasu. – Pierwszy strażnik odwrócił się. – Możesz zabrać kosmitę.
Gubernator się wykrwawia.

Maith chwycił dłoń Jessy i podążyli za strażnikiem. Dwóch pozostałych szło za


nimi.

Jessa przycisnęła się do jego boku.

- Nie podoba mi się to – szepnęła. – Dlaczego chcą mnie?

- Możliwa pułapka – odszepnął. – Dowiemy się.

Jessa potknęła się i Maith puścił jej rękę, by owinąć ramię wokół jej talii,
utrzymując ją w stałym ruchu. Już aktywował połączenie ze swoją grupą. W jego uchu
zabrzmiał głos Rotha.

- Co jest? Mamy mężczyznę i jego rodzinę w transporcie.

- Powiedziałeś, że kto dźgnął twojego gubernatora? – Maith chciał dać mu


wskazówki bez informowania ludzi, że rozmawia z kimś przez swój komunikator. – Jak
poważny jest uraz, skoro potrzebujesz, żeby doktor Brick i ja go zbadali?

- Został dźgnięty w brzuch – odpowiedział jeden ze strażników za nimi. – Rana jest


poważna. Zabraliśmy go w bezpieczne miejsce, ponieważ nie jesteśmy pewni, kto
jeszcze mógłby spróbować zaatakować.

- Albert zwrócił się przeciwko gubernatorowi – dodał strażnik przed nimi.

Jessa odezwała się przed Maithem.

- Kim jest Albert?

- Osobistym sekretarzem Rodneya – odpowiedział jeden ze strażników. – Dźgnął


go, a potem uciekł. On też może być ranny. Tony strzelił do niego, ale nie jesteśmy
pewni, czy Albert został trafiony, czy nie.

Ludzie na Torid zwracali się przeciwko sobie. To nie zaskoczyło Maitha.

Główny strażnik zaprowadził ich do tego samego korytarza, w którym byli


poprzedniej nocy, kierując się do podziemnej piwnicy, do której próbowali się włamać.

~ 59 ~
- Schodzimy pod ziemię? – Chciał, żeby Roth znał ich dokładną lokalizację w
rezydencji.

- Tak. Idziemy do bunkra. To jedyne bezpieczne miejsce dla Rodney’a w tej chwili.
Personel zmienił się w bandę pieprzonych zdrajców. – Ludzki strażnik wypluł słowa.

Dotarli do schodów i zeszli na dół. Nie włączyły się żadne alarmy. Maith zerknął na
Jessę. Złapała poręcz na drugim biegu schodów i lekko potrząsnęła głową. Czujniki
musiały zostać wyłączone.

Drzwi, które normalnie zamykały bunkier, były otwarte i czekał tam kolejny
strażnik z bronią w pogotowiu. Opuścił ją szybko i zszedł z drogi.

- Pospieszcie się, on umiera!

Maith zauważył krew na schodach, wyczuł ją, a tu zapach był silniejszy. Człowiek
na pewno został ranny. Ta część nie była kłamstwem. Za drzwiami bunkra weszli do
wąskiego korytarza. Rozszerzył się, by ujawnić pokój na około dziesięć metrów.
Przygotował się do walki.

Nie doszło do ataku.

Pokój był duży, z kilkoma długimi biurkami i dziesiątkami pudeł ustawionymi w


stosach od podłogi do sufitu wzdłuż całej ściany. Na jednym z biurek leżał Gubernator
Rodney Boyd. Stojąca obok niego ludzka kobieta najwyraźniej rozerwała jego koszulę,
odsłaniając wzdęty, włochaty brzuch i mnóstwo bladej skóry. Większość tego
pokrywała krew, gromadząc się na powierzchni obok niego. Krople spadały na podłogę.

- Cholera – mruknęła Jessa. Odsunęła się od jego boku i pospieszyła do przodu,


odpychając kobietę z drogi. – Skaner!

Maith zauważył jak jej sztuczne niebieskie oko rozświetla się, lekko świecąc.
Obszedł wokół stół i postawił jej zestaw medyczny na krawędzi, otwierając go i
chwytając jej ręczny skaner.

- Widzę pojedynczą ranę kłutą na brzuchu gubernatora. – Powiedział te słowa do


Rotha.

- Zrozumiano. – Roth zachrypiał mu cicho do ucha. – Wysyłamy do was zespół.

Tylko kilka sekund zajęło mu założenie rękawiczek i przejście na drugą stronę


rannego mężczyzny. Przełączył się na mówienie po Veslorsku. Jessa zszokowała ich
kiedyś mówiąc ich językiem. Jednak nie znał rozmiarów jej wiedzy.

~ 60 ~
- Ile Veslorskiego się nauczyłaś, Jesso?

Wyjęła coś ze swojego zestawu, wstrzykując piankę do rany.

- Dość – odpowiedziała po Veslorsku. – Szybko się uczę. Dlaczego?

Obserwował jej pracę.

- Nadchodzi zespół.

- Mówcie normalnie – wrzasnął jeden ze strażników, podchodząc bliżej i unosząc


swoją broń.

Jessa przemyła ranę, używając innego narzędzia ze swojego zestawu, którego nie
mógł zidentyfikować. Żałował, że nie ma własnego zestawu. Chociaż niewiele mógł
zrobić z narzędziami wydanymi przez flotę. Ich zaopatrzenie medyczne było w dużej
mierze nieznane.

- Jest Veslorem i właśnie w tym języku mówimy. Angielski nie jest jego pierwszym
językiem. Kiedy pracujemy razem, łatwiej mi mówić w jego języku. Potrzebuję jego
pomocy – wyjaśniła Jessa w ziemskim standardowym. – Chcesz, żeby ten facet żył?
Cofnij się do cholery i daj nam pracować. Jest w krytycznym stanie. – Jessa przeszła z
powrotem na Veslorski. – Nie ufam im. Podałam mu środki usypiające, żeby obrażenia
wyglądały na bardziej poważne. Musimy wydostać się stąd jak najszybciej.

Jej wymowa Veslorskiego nie była najlepsza, ale nadal był pod wrażeniem. Maith
planował zapytać ją, w jaki sposób stała się tak dobra w rozumieniu i mówieniu jego
językiem.

Pochylił się do przodu, badając ranę i używając własnego skanera nadal przypiętego
do jego paska, żeby sprawdzić mężczyznę. Jessa zajęła się całym krwawieniem i
wydawało się, że żadne główne organy nie były uszkodzone. Mężczyzna przeżyje.

~ 61 ~
Rozdział 5

Jessa nienawidziła nieprzytomnego mężczyzny leżącego na biurku przed nią, ale to


nie znaczyło, że pozwoli mu umrzeć. Na szczęście skan medyczny ujawnił, że jego rana
nie była śmiertelna, ale bardzo krwawiła. Gubernator Rodney Boyd mógł nie
zasługiwać na pomoc, ale i tak zamierzała ją udzielić. Była lekarzem. Jednak dobrze
było go uśpić. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała to, żeby się obudził i zaczął ją
krytykować.

- Musimy zabrać go na górę do chirurga jak tylko go ustabilizujemy – skłamała


strażnikom.

Drzwi bunkra zatrzasnęły się wystarczająco mocno, by ją przestraszyć, i Jessa


odwróciła się, widząc, że przybyło jeszcze dwóch strażników i Carlton George. Palant
wyglądał na wstrząśniętego, gdy napotkał jej spojrzenie.

- Napraw go!

- Musimy zabrać go na górę. Potrzebuje chirurga – powtórzył Maith.

- Dlaczego ten obcy jest tutaj? Mówiłem, żebyś wziął tylko ją. Ona musi być jakimś
ważnym lekarzem, który kieruje szpitalem na statku floty – wrzasnął Carlton. – Zabić
tego pieprzonego kosmitę!

- Nie! – Jessa wyrzuciła ramiona i rzuciła się na koniec biurka, stając między
Maithem i strażnikiem, który wycelował w niego swoją broń. – Zrobisz to i twój
gubernator umrze! Veslor jest medykiem polowym. Poradzę sobie bez łóżka
medycznego, ale nie bez niego.

- Więc zabij ją. – Carlton wskazał na Jessę i zadrwił. – Potrzebujemy tylko jedno z
was, żeby uratować Rodney’a.

Maith sięgnął i przyciągnął Jessę do swojego boku, próbując ją osłonić.

- Nie znam dobrze ludzkich ciał. Zabij ją, a twój mężczyzna i tak umrze.
Potrzebujesz nas oboje – warknął.

Carlton wyglądał na wściekłego, gdyż wydał z siebie sfrustrowany dźwięk i zacisnął


pięść we włosach.

- Napraw go, albo oboje umrzecie – zdecydował w końcu, odwracając się, by

~ 62 ~
porozmawiać z innym strażnikiem stojącym przy teraz zamkniętych drzwiach bunkra. –
Pilnuj ich.

Jessa wyrwała się z uścisku Maitha, by wrócić do pacjenta, ale mówiła na tyle
głośno, żeby Carlton mógł usłyszeć.

- Boyda trzeba zabrać na górę. Łóżka medyczne, które przywieźliśmy, mają


dokładniejsze skanery i potrafią wykonać skomplikowane operacje. Z tego co widzę, co
najmniej jedna tętnica została przecięta i część jego jelit została rozcięta. Ja…

- Zamknij się! – ryknął Carlton. – Jeśli on umrze, ty umrzesz. Zastrzel ich, jeśli
Rodney nie przeżyje.

Jessa wróciła do pracy nad gubernatorem. Znowu uruchomiła skaner, szukając


jakichkolwiek innych obrażeń. Nie pokazały się żadne z wyjątkiem kilku mocnych
siniaków na jego ramionach i nogach. Strażnicy prawdopodobnie nieśli go za jego
kończyny po tym jak został pchnięty nożem, żeby zejść do bunkra. Ból musiał być
poważny. Przez to mógł stracić przytomność i to wyjaśniało, dlaczego był
nieprzytomny, kiedy do niego dotarli. Utrata krwi też mogła sprawić, że zemdlał.

- Oni są szaleni – Maith cicho zagrzmiał w Veslorskim. – A teraz jesteśmy w


niedostępnym bunkrze za zamkniętymi drzwiami. – Podniósł wtryskiwacz ze środkiem
usypiającym i podał go Jessie. – Utrzymaj go w śnie przez długi czas.

Spojrzała mu w oczy i skinęła głową. Boyd był dużym facetem, więc nie martwiła
się o przedawkowanie go. Kolejny zastrzyk da im sześć godzin zanim się obudzi. Kupi
im trochę czasu.

- Planują nas zamordować, niezależnie od tego czy on przeżyje, czy nie –


wychrypiał Maith.

Jej żołądek opadł do kolan… a przynajmniej tak się poczuła. Jessa nie do końca
opanowała Veslorski, ale dość dobrze rozumiała język. Maith wydawał się być pewny,
że umrą niezależnie od wyzdrowienia Boyda.

- To byłoby głupie.

- Słyszę jak rozmawiają – poinformował ją.

Jessa nie wątpiła w to. Veslorowie mieli niesamowity słuch, znacznie lepszy od
ludzkiego. Aktywowała własne wzmocnienie ucha. Głos należący do strażnika
szepczącego do Carltona przy drzwiach bunkra wzmocnił się. Przynajmniej założyła, że
właśnie jego słyszała.

~ 63 ~
- Rodney musiał spanikować, kiedy został dźgnięty. Zaledwie sekundy zajęło
upewnienie się, że pokój jest bezpieczny po tym jak Albert go zaatakował, ale już
nacisnął odliczanie. Zanim zemdlał powiedziałem mu, żeby to wyłączył, ale żądał tylko,
żebyśmy go tu przenieśli.

- Nie spanikował. Rodney wiedział, co należy zrobić – syknął Carlton. – Mamy


zdrajców, którzy zasługują na śmierć! Jedynym sposobem na zniszczenie wszystkich
dowodów i zabicie dupków, którzy zwrócili się przeciwko nam, to było pójście z
naszym odwrotem strategicznym. I nikt nie otrzyma ostrzeżenia. To by oznaczało, że
niektórzy mogliby uciec. Tak się, kurwa, nie stanie.

- Nadal mamy tam dobrych, lojalnych ludzi – przekonywał strażnik, jego głos stał
się głośniejszy. – Przynajmniej aktywuj wezwanie, żeby zeszli tu na dół, gdzie będą
bezpieczni.

- Pieprzyć ich! Ufałem Albertowi i zobacz, co zrobił. – Carlton zrobił szyderczy


odgłos. – Łatwiej będzie, gdy jak najmniej z nas zamieszka tutaj na następne kilka
tygodni, aż zakończą się wszystkie próby ratownicze i flota w końcu odleci.

Oczy Jessy rozszerzyły się i spojrzała na Maitha z narastającym przerażeniem.


Zamierzali zrobić coś strasznego. Coś, co może zaszkodzić obywatelom i flocie.

Maith spojrzał na nią i dalej udawał, że pracuje nad Rodney’em. Zrobiła to samo,
zmywając trochę krwi z jego skóry.

Strażnik znów się odezwał.

- Tam jest mój brat! Został przydzielony do drzwi dostawczych w pobliżu kuchni.
Będzie w zasięgu eksplozji, gdy rezydencja wybuchnie. Pozwól mi przynajmniej
skontaktować się z nim i niech do nas dołączy. Nigdy nas nie zdradzi.

Carlton ustąpił.

- Możesz powiedzieć Freddiemu, żeby opuścił swój posterunek i poszedł na


wczesną kolację w dole ulicy. Zostało mu trochę ponad trzynaście minut. Nikt inny.

- Dziękuję.

Usta Jessy opadły i zatrzasnęła je. Maith wyglądał na wściekłego, gdy pochylił się
nad gubernatorem, jakby badał ranę. Mówił szybko Veslorskim w niskich pomrukach,
zbyt szybko, by mogła nadążyć, ale wyłapała kilka słów. Ostrzegał swoją grupę o
bombach w rezydencji i żeby wszyscy uciekali.

- Naprawiłaś go?

~ 64 ~
Jessa wzdrygnęła się, gdy Carlton boleśnie zapiszczał do jej ucha. Szybko
wyłączyła wzmacniacz dźwięku, bolało ją ucho. Nie zauważyła jego podejścia, zbyt
oszołomiona tym, czego się dowiedzieli.

- Boyd potrzebuje łóżka medycznego – zdołała powiedzieć. Zamaskowała swoje


rysy i obróciła się do Carltona, żałując, że nie trzyma laserowego skalpela dla ochrony.
Ale też, mogłaby go nim dźgnąć, gdyby go miała. Był jednym życiem, które kusiło ją
odebrać. Tak była zdenerwowana.

- Nie dostanie go. – Carlton przysunął się tak blisko, że jego ciało musnęło jej
ramię. – Nikt nie opuści tego bunkra. Mamy szaleńca na wolności, który zaatakował
naszego gubernatora. Te drzwi nie zostaną otwarte, dopóki nie zostanie zatrzymany i
postawiony przed wymiarem sprawiedliwości.

Jessa odskoczyła, gdy Carlton skrzywił się nad odkrytą raną gubernatora.

- Co to za gówniana piana?

- Uszczelniacz. Tymczasowe ustabilizowanie go. On potrzebuje operacji – skłamała.

Obszedł ją i stanął na końcu biurka.

- Rodney? Obudź się! – Wyciągnął rękę i lekko uderzył go w twarz.

Jessa była zadowolona, że Maith zasugerował jej głębsze uśpienie ich pacjenta.
Pierwsza dawka była łagodna, by złagodzić ból i uspokoić go. Druga całkowicie go
uśpiła. Carlton spróbował potrząsnąć nim za ramię.

- Przestań! Wznowisz jego krwawienie – poinformowała idiotę.

Carlton spojrzał na nią gniewnie.

- Dlaczego się nie obudził? Został dźgnięty w brzuch. Nie w głowę.

- Uraz i utrata krwi. To powszechne – odpowiedział Maith. – Jego ciało doznało


wielkiego szoku.

- Potrzebuję go przytomnego, do cholery. Ma informacje, których potrzebuję. Jeśli


umrze… – Carlton walnął pięściami w biurko, ledwo chybiając głowę swojego szefa. –
Napraw go!

Jessa otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale Carlton nagle podniósł rękę, prawie tak,
jakby chciał ją uderzyć. Skuliła się, ale nie nawiązał kontaktu.

- Nie waż się jeszcze jeden pieprzony raz wspomnieć o łóżku medycznym!

~ 65 ~
Powiedziałaś, że kosmita jest lekarzem polowym, a ty jesteś genialną grubą rybą w
szpitalu floty. Jeden z moich pracowników podsłuchał jak jakiś facet mówił, że jesteś
specjalistą i masz mnóstwo stopni czy coś takiego. Rodney nie może umrzeć. Tylko on
się liczy. – Carlton cofnął się i skinął na jednego strażnika. – Pilnuj ich. – Odszedł,
kierując się z powrotem do strażnika przy drzwiach.

- Będą mieli czas? – Jessa przeszła na Veslorski. Nie znała słowa na ewakuację.

- Zrobią wszystko, co w ich mocy, by uratować życia – mruknął Maith.

- Dość tego. Mów standardowo – rozkazał obserwujący ich strażnik, ponownie


wymachując bronią.

Jessa odwróciła głowę i rzuciła mu nieprzyjemne spojrzenie.

- Musimy operować. Zadaje mi pytania dotyczące anatomii człowieka. Niektóre


słowa nie dają się przetłumaczyć z jego języka na nasz – skłamała. – Chcesz, żeby twój
szef żył czy nie? Jego jelita zostały przedziurawione. W ciele Veslora tam znajdują się
ich pęcherze.

Maith rzucił jej rozbawione spojrzenie z powodu jej rażącego kłamstwa, ale szybko
ukrył swoją reakcję.

- Rozumiem. Sikanie nie jest funkcją tego organu – powiedział po angielsku.

- Kurwa, nienawidzę suk i kosmitów – mruknął strażnik. – Nie próbujcie żadnego


gówna albo strzelę wam obojgu w głowę.

- Musimy zabawić się w operację – warknęła, wiedząc, że jej wymowa była


straszna. Ludzkie struny głosowe tylko tyle mogły zdziałać z Veslorskim.

Maith napotkał jej spojrzenie.

- Zabawić się?

- Wciąż się uczę – mruknęła po angielsku zanim wróciła do Veslorskiego. Nie znała
słowa udawać w jego języku. – Sfałszować operację.

- Zgoda. Zabiją nas, kiedy się dowiedzą, że ten mężczyzn będzie żył.

Spojrzała na sufit, wciąż zszokowana, że rezydencja zostanie wysadzona. Potem


znów napotkała wzrok Maitha.

Warknął na nią cicho po Veslorsku.

- Musimy zabić, żeby przeżyć. My albo oni. Rozumiesz?

~ 66 ~
Tego się bała. Złożyła przysięgę, że będzie ratować życie, nie je odbierać. Z drugiej
strony, Jessa nie chciała zostać zamordowana. Tak dokładnie się stanie jak tylko Carlton
George zdobędzie informacje, których chciał od gubernatora. Nie będzie miał już
pożytku z niej ani z Maitha. Wszyscy ludzie w pokoju również byli gotowi zamordować
wszystkich w rezydencji. Od nich nie będzie żadnej pomocy.

Trzeba było podjąć decyzję. Wszystko sprowadzało się do jej obietnicy złożonej
siostrze. Musiała żyć, by pewnego dnia znów były razem jako rodzina. Flota i komisja
medyczna nie ukarze jej za jej czyny. To zostanie uznane za samoobronę. Wroga
sytuacja oznaczała, że miała pozwolenie odbierać życia, by ratować własne.

- Zgoda. – Jej starsza siostra zrozumie… i prawdopodobnie zachęciłaby ją do tego,


co miała zrobić.

Rozejrzała się, gdy zdjęła rękawiczki i założyła nową parę ze swojej apteczki.
Widziała ośmiu strażników i Carltona. Plus kobietę skuloną przy innym biurku. To były
złe szanse, nawet jeśli wątpiła, by kobieta stanowiła duże zagrożenie.

Jej spojrzenie padło na sufit i wspomnienia z dzieciństwa spowodowały wzrost


żółci. Ciężko przełknęła ślinę. Nie było mowy, żeby chciała zostać pochowana pod
gruzami, kiedy nastąpi eksplozja. Modliła się w duchu, żeby bunkier został zbudowany
na tyle mocny, by wytrzymać coś takiego, jeśli nie będą w stanie wyjść na czas.

- Jesso? – Chrapliwy głos Maitha przyciągnął jej uwagę. – Musimy zmniejszyć ich
[coś, co nie zrozumiała] zanim to się stanie.

Uzupełniła lukę w nieznanym słowie Veslorów.

- Liczbę – mruknęła po angielsku. – Łapię. – Wyjęła z apteczki tester krwi i


przykleiła go do ramienia Rodney’a Boyda. – Hm, panie George?

Carlton przestał knuć wszelkie straszne rzeczy, jakie planowali zrobić, by odwrócić
się w jej stronę.

- Co?

- Natychmiast potrzebujemy dawcy krwi. Twój gubernator za dużo już stracił. Na


pewno umrze podczas operacji, jeśli nie damy mu transfuzji podczas operacji. Muszę
przetestować kilku z was, by znaleźć pasującą.

Carlton spojrzał na nią z przerażeniem.

- Nie mnie.

~ 67 ~
Spojrzała na strażników.

- Czy ktoś tutaj zna swoją grupę krwi?

Strażnicy pokręcili głowami lub po prostu wyglądali na zdezorientowanych.

- Mogę was przetestować i powinniśmy znaleźć pasującą przy tylu osobach. –


Chwyciła swój tester i podeszła do największego ze strażników.

Spojrzał na nią groźnie i cofnął się, zachowując dystans. Zatrzymała się.

- Pozwól jej zrobić, czego potrzebuje – rozkazał Carlton. – Rodney nie może
umrzeć. Tylko on ma dostęp do… – Nagle przestał mówić. – Po prostu zrób to!

Wielki strażnik wyjął swoją broń i przekazał ją drugiemu. Jessa w duchu przyznała
mu punkt, że nie jest idiotą. Podszedł do niej bliżej i przejechała testerem po jego
skórze. Zapiszczał. Nie pasował, ale wyglądał na największe zagrożenie.

- Pasujesz. Już mamy zwycięzcę. – Szybko usunęła wyniki zanim ktokolwiek mógł
podejść na tyle blisko, by zobaczyć jego grupę krwi. Nie było tak, że naprawdę
planowała zrobić transfuzję.

Odwróciła się i wróciła do swojego zestawu, otwierając kolejną przegródkę i


wyciągnęła najmniejszą rurkę, jaką posiadała. Wielki strażnik nadal wydawał się być
niezdecydowany.

- Weź krzesło. Najlepiej będzie jak usiądziesz do tego. Przeciągnij to nad głową
gubernatora i usiądź wygodnie – powiedziała do niego uprzejmie.

Zawahał się.

- Ile krwi zamierzasz wziąć?

- Nie tyle, żeby cię skrzywdzić – przysięgła zgodnie z prawdą. To nie był jej plan. –
Po prostu usiądź. Oczywiście łóżko medyczne byłoby o wiele lepsze. Przechowujemy w
nich oddaną krew. – Spojrzała na Carltona.

- Kontynuuj to – odpowiedział. – Dean, zrób, co trzeba.

- Nie bądź tchórzliwym kurczakiem – zadrwił jeden ze strażników. – No dalej,


Dean. Dasz radę.

- Pieprz się – mruknął Dean, ale wziął krzesło i przyciągnął je, sadzając na nim
swoją wielką sylwetkę. Zbladł, gdy Jessa błysnęła mu największą igłą do wkłucia, jaką
miała z najmniejszą rurką. Mogła się założyć, że żadne nie posiadało przeszkolenia

~ 68 ~
medycznego.

Jessa zawahała się.

- To może być trochę bolesne, ponieważ muszę improwizować. Chcesz coś, żeby
zdrętwiało ci ramię?

- Tak. – Strażnik skinął głową.

- Tylko jego ramię – dodał Carlton.

- Oczywiście. – Przewróciła oczami, pozwalając palantowi zobaczyć. – Potrzebuję


nieskażonej krwi albo przeniesie się na mojego pacjenta. Pan Boyd jest w stanie
krytycznym. Ostatnią rzeczą, jaką może znieść jego zestresowane serce, to wszelkiego
rodzaju narkotyki, w tym środek uspokajający. – Znowu sięgnęła do swojego zestawu,
chwytając wstrzykiwacz naładowany partią jej specjalnych szczepionek przeciwko
obcym wirusom. Postukała w niego, szukając właściwego. Zawsze trzymała przy sobie
awaryjne dawki na typowe dolegliwości, gdy odwiedzała planetę. – To spowoduje
odrętwienie twojego ramienia i wzmocni twoją odporność – powiedziała do niego,
podchodząc bliżej. – Gotowy?

Strażnik odwrócił głowę, gdy lekko przycisnęła urządzenie do jego ramienia i


wstrzyknęła. Spojrzała na swoją opaskę na nadgarstku, by sprawdzić godzinę. W ciągu
dwóch minut pojawi się efekt. Nie straci przytomności, ale podczas gdy jej szybko
działająca szczepionka wejdzie w jego układ odpornościowy, on sam będzie mentalnie
poza rzeczywistością i będzie czuł, jakby jego ciało ważyło tysiąc kilogramów.
Szczepionka zawierała również paralizator mięśni zmieszany z lekami przeciw-
lękowymi w celu zwalczania normalnych objawów wirusa Regilla. Należały do nich
gwałtowne konwulsje i paranoja, co mogło sprawić, że pacjent stanie się agresywny.

- Przygotujmy wszystko. – Wkłuła szybko igłę z kroplówką w jego ramię, używając


mikromaszyny przepływowej, by rozpocząć pobieranie krwi. Jak tylko jego krew
wpłynęła do cienkiej rurki, udała, że szybko przyczepia drugi koniec do swojego
pacjenta. Zamknęła koniec i wyłączyła maszynę przepływową, gdy probówka wypełniła
się krwią. Założyli, że to wciąż będzie pobierało krew… miała taką nadzieję. – No to
ruszamy. Jesteśmy gotowi do operacji, Maith.

- Oczywiście. – Sprawdził jej apteczkę, chwycił sterylną torbę i zaczął zasłaniać


ranę.

Jessa zmieniła rękawiczki na świeże.

- Co teraz? – warknęła słowa w Veslorskim, patrząc na niego nad pacjentem.

~ 69 ~
Maith odwrócił nieco głowę, by spojrzeć na strażnika podpiętego do kroplówki,
potem rzucił jej zdezorientowane spojrzenie.

Nie miała pojęcia jak powiedzieć w Veslorskim, co zrobiła, żeby przekazać, że


Dean nie jest już zagrożeniem. Musiała starannie dobierać słowa.

- Zignoruj. Nie ma zagrożenia.

- Śpi?

- Nie. Skołowany i bardzo powolny.

Kąciki jego ust wykrzywiły się na ułamek sekundy zanim udał, że wyjmuje więcej
małych pakietów z jej zestawu. Nie były czymś, co faktycznie używali do operacji lub
czegokolwiek.

- Potrzebuję rozproszenia.

- Przestańcie do siebie warczeć. Nie jesteś zwierzęciem, nawet jeśli on jest.


Zachowuj się jak cholerny człowiek – warknął Carlton. – Co mówicie do siebie?

- Omawiamy najlepszy sposób radzenia sobie z perforacją jelit pana Boyda. Muszę
wzmocnić jego układ odpornościowy, by zwalczyć infekcję. – Chwyciła wstrzykiwacz z
lekami przeciwbólowymi i postukała w niego, podnosząc dawkę do śmiertelnego
poziomu i ustawiając go tak, że nie zatrzyma się po jednym wstrzyknięciu. Zaczął pikać
do niej w ostrzeżeniu, ale pominęła bezpieczeństwo.

- Co oznacza to pikanie? – Irytujący strażnik, który trzymał swoją broń skierowaną


w ich kierunku, ruszył w jej stronę.

- Mam mało antybiotyków i potrzebuję uzupełnienia. Widzisz? – Odwróciła się,


trzymając go jedną ręką.

Strażnik podszedł bliżej, by spojrzeć na urządzenie, nawet gdy Jessa użyła drugiej
ręki i chwyciła jego karabin laserowy. Odsunęła lufę na bok, żeby powstrzymać go
przed zastrzeleniem jej i uderzyła urządzeniem w jego odsłoniętą szyję, naciskając
kciukiem i aplikując mu lek.

Potem rozpętało się całe piekło z rykiem, który jak wiedziała pochodził od Maitha.

Coś głośno uderzyło, prawdopodobnie przewracające się krzesło. Ale nie miała
czasu, by zrobić coś więcej niż tylko zgadnąć. Nie była nawet pewna, jaki miał być jej
następny ruch… dopóki strażnik nie zaczął się przewracać, puszczając swoją broń.
Wyrwała ją i zdołała ją utrzymać, gdy kolejny strażnik chwycił ją od tyłu.

~ 70 ~
Silne ramiona boleśnie zacisnęły się wokół jej talii i została poderwana z nóg.
Spojrzała w dół, zobaczyła bladą skórę i nie zawahała się, przyciskając wstrzykiwacz do
ramienia nad jej brzuchem. Nacisnęła zwolnienie i dała mu dawkę. Zaklął i brutalnie
ścisnął jeszcze mocniej zanim jego ramię zaczęło się rozluźniać i zatoczył się.

Jessa dziko wierzgała nogami i uderzyła go w podudzia. Upuścił ją. Potem palant
prawie zabrał ją ze sobą, gdy upadł na podłogę, nieprzytomny.

Odskoczyła z drogi i patrzyła z podziwem jak duża kosmiczna pantera – podarty


mundur floty wciąż przylegał do jego zmienionych nóg – skoczyła, by zdjąć dwóch
strażników. Krzyknęli, gdy jego masywne łapy wbiły się w ich ciała. Krew spryskała
ściany i podłogę.

Jeden ze strażników podniósł broń, celując w Maitha. Strzelił, ale przypadkowo


trafił w innego strażnika, który próbował dźgnąć Maitha w plecy. Strzał powalił tego
strażnika i prawdopodobnie był martwy zanim jeszcze wylądował na Veslorze.

- Kutas! – Jessa rzuciła wstrzykiwaczem w faceta, który właśnie zabił własnego


kolegę. Musiał się uchylić, by uniknąć uderzenia w twarz, i wpadł w pobliskie pudła.
Pogmerała przy broni strażnika, wycelowała i wystrzeliła. To nie był zabójczy strzał,
ponieważ jej oko było gówniane, ale trafił go w ramię, a siła uderzenia obróciła go i
upadł.

Podbiegła do niego, ale kobieta, którą wcześniej zdyskredytowała, nagle


wyskoczyła przed nią z uniesionymi pięściami. Przerażenie zniekształciło rysy twarzy
kobiety, ale w jej oczach była też determinacja.

Jessa zablokowała ramieniem pięść skierowaną w jej twarz i bokiem broni walnęła
kobietę w bark. Jej przeciwniczka krzyknęła i natychmiast upadła.

Jessa rzuciła się w stronę postrzelonego strażnika, który walczył, by przekręcić się
na plecy i podnieś swoją broń, żeby strzelić. Strzeliła pierwsza, tym razem przybijając
go w twarz z bliskiej odległości.

Podniosła się żółć i zadławiła się na widok tego, co zrobiła, ale nie miała na to
czasu. Strażnik nie był już zagrożeniem.

Powietrze wypełnił krzyk i patrzyła jak bojowa postać Maitha dokładnie pokazuje,
dlaczego Veslorowie byli tak zaciekłymi, zabójczymi wojownikami. Zdjął trzech
strażników, a obecnie zabijał czwartego.

Carlton George próbował otworzyć drzwi, których wcześniej nie zauważyła, ukryte

~ 71 ~
za kilkoma pudłami ułożonymi pod ścianą. Przewrócił je, żeby uzyskać dostęp. Był
odwrócony do niej plecami, gdy gorączkowo wystukiwał coś na panelu obok drzwi…

A wtedy rozległ się ogromny huk.

Gwałtowna siła eksplozji nad nimi sprawiła, że solidna podłoga pod jej stopami
zadrżała na tyle, by odrzucić Jessę na bok. Światła zgasły, akurat gdy boleśnie uderzyła
o podłogę.

~ 72 ~
Rozdział 6

Maith zabił walczącego człowieka pod nim, jego uszy boleśnie pulsowały od
głośnej eksplozji. Możliwe, że będzie cierpiał na uszkodzenie słuchu. Absolutna cisza
zdezorientowała go i chociaż mógł normalnie dobrze widzieć w ciemności, nagła utrata
całego światła oślepiła go tymczasowo.

Podniósł się na cztery łapy, sprawdzając, czy nie ma obrażeń, gdy jego wzrok się
poprawiał. Jeden z ludzi postrzelił go w bok, ale to nie spowodowało większych szkód.
Szybko się zagoi.

Powąchał, natychmiast tego żałując. Powietrze było wypełnione kurzem.

Użył łap, by sprawdzić ludzi na podłodze najbliżej niego, ich krew i nieruchome
ciała zapewniały go, że nie są już zagrożeniem. Kuszące było przemienić się z
powrotem, by zawołać Jessę i upewnić się, że nadal żyje, ale czekał, mając nadzieję na
przywrócenie słuchu.

Pulsowanie w końcu ustało i wyłowił dźwięk cichego szlochania.

Powoli podkradł się do niego, mając nadzieję, że to Jessa. Człowiek zdobył jego
podziw. Była odważna i walczyła z mężczyznami, dając mu rozproszenie, jakiego
potrzebował, żeby zmienić postać i zaatakować. W przeciwnym razie, zbyt szybko
zaczęliby strzelać do niego, by mógł użyć swoich zabójczych pazurów.

Znowu wciągnął powietrze i zatrzymał się, dostrzegając kształt. Człowiekiem


skulonym na podłodze nie była Jessa. Ta kobieta śmierdziała perfumami i
przerażeniem. Wyczuł także jej krew. Nie było jej tyle, żeby się martwić.

Ale zmartwienie sprawiło, że przekręcił głowę, szukając Jessy. Mieli swoje różnice,
może często się kłócili, ale nie chciał, by cokolwiek się jej stało.

Cichy dźwięk z jego lewej strony sprawił, że natychmiast ruszył w tamtym


kierunku.

Jessa kucała na dłoniach i kolanach, jedno ramię miała wyciągnięte na oślep, gdy
przesuwała się o kilka centymetrów. Podbiegł do niej i otarł się ciałem o jej dłoń, by dać
jej znać, że tam jest, ponieważ nie mógł mówić słowami w swojej zmienionej postaci.
Zaburczał trochę, by mieć pewność, że będzie wiedziała, że to on.

Jej ręka zamarła na jego boku, potem pogładziła jego futro i szybko podpełzła

~ 73 ~
bliżej, przyciskając swoje ciało do jego. Użyła go do wyprostowania się na kolanach,
potem obie jej ręce pogładziły go, przesuwając się po jego grzbiecie i dalej do głowy.
Delikatnie chwyciła go za szyję.

- Kiwnij głową, jeśli nic ci nie jest. Nic nie widzę – szepnęła.

Skinął głową.

- Dzięki, kurwa – odetchnęła. – Jestem ranna, ale nie poważnie. Słyszę jednego z
nich. Kobietę. Ta suka próbowała mnie zaatakować. Czy żyją jeszcze jacyś strażnicy?

Znowu skinął głową. Ten, z którego udawała, że pobiera krew, wciąż siedział
osunięty na krześle. Wydawał się być oszołomiony i w swoim własnym świecie.

- Jeden?

Skinął głową, po czym zaczął się zmieniać. Musieli porozmawiać.

Jessa oderwała od niego ręce i odsunęła się kilka kroków, prawie przewracając się
na tyłek. Sięgnął po nią szybko, by uchronić ją przed upadkiem, chwytając ją za
nadgarstki.

- Spokojnie.

- Nie wiedziałam, czy bezpiecznie cię dotykać, kiedy się przemieniasz.

- Jest. Gubernator i Carlton wciąż żyją. Tak samo mężczyzna, którego jako
pierwszego odurzyłaś, i druga kobieta. Carlton uciekł do innej części bunkra.

Jessa szarpnęła za nadgarstki i puścił ją. Wyciągnęła ręce na ślepo i położyła obie na
jego klatce piersiowej.

- Widzisz?

- Tak.

- Czy część bunkra się zawaliła? Czuję trochę kurzu i pyłu, ale nic cholera nie
widzę. Czy dach się zawali?

Maith rozejrzał się po konstrukcji.

- Wydaje się trzymać. Jest kilka drobnych pęknięć w suficie, ale żadnych dużych.
To wyjaśniałoby cząsteczki w powietrzu. Belki nośne wydają się być stabilne.

Szybko skinęła głową.

~ 74 ~
- Dobrze. Skontaktowałeś się ze swoim zespołem? Jest jakaś wiadomość, czy byli w
stanie ewakuować wszystkich naszych ludzi?

- Jeszcze nie. Właśnie odzyskałem mój słuch i wzrok. – Przerwał. – Poza tym
straciłem zdolność kontaktu z moją grupą przez urządzenie w uchu, gdy byłem w
bitewnej postaci. Moje uszy rosną i zmieniają kształt. Urządzenie wypadło.

- Racja. – Jej ręce przesunęły się po jego klatce piersiowej na jego ramiona, potem
lekko przejechała palcami po bokach jego szyi. Zadrżał trochę i jego drąg zareagował.
Szarpnął biodra do tyłu, ponieważ stracił całe ubranie, kiedy się zmienił, by zaatakować
strażników. Nie chciał, żeby wiedziała, że jej dotyk go podniecił. Chociaż nie mógł
powstrzymać niskiego pomruku, który uciekł, gdy znalazła jego uszy i delikatnie je
zbadała.

Próbował się wykręcić, ale warknęła na niego. To była żałosna imitacja jego
wokalizacji, ale to zaskoczyło go na tyle, że zamarł.

- Próbuję sprawdzić, czy masz pęknięte bębenki uszne. Jednak nie czuję żadnej krwi

- Bolą, ale nic mi nie jest. Szybko się leczymy.

- Możesz znaleźć swój komunikator?

- Zrobię to, żebym…

- Halo? – krzyknęła kobieta jakieś sześć metrów po drugiej stronie pokoju. –


Pomóżcie mi!

Jessa puściła jego bardzo wrażliwe uszy.

- Idź, upewnij się, że nie jest zagrożeniem, a ja aktywuję moje oko, żebym mogła
widzieć. Będzie trochę świecić. Nie chciałam ujawnić mojej lokalizacji, dopóki nie
wiedziałam, że jest bezpiecznie. Bo jest?

Rozejrzał się.

- Kobieta leży na podłodze, ale blisko niej nie ma broni. Zajmij się nią. Gubernator
nadal jest uśpiony. Poszukam Carltona i mojego urządzenia. Strażnik obok gubernatora
siedzi na krześle. Myślę, że śpi.

- W porządku. – Jej sztuczne oko nagle rozbłysło delikatnym niebieskim światłem.


Uśmiech wykrzywił jej usta. – Widzę cię. Cóż, jednym okiem. – Spojrzała w dół jego
ciała i sapnęła. Poderwała głowę. – Um, sprawdzałam, czy nie ma obrażeń. Domyślam
się, że walka cię ekscytuje?

~ 75 ~
- Tak – skłamał. Walka nie była powodem, że jego drąg zesztywniał. Nie chciał
przyznać, że to od jej dotyku na jego skórze.

- Okej. Sprawdzę cię, to znaczy pod kątem kontuzji, jak znajdziesz jakieś spodnie i
zajmiesz się Carltonem. Ja zajmę się tą suką.

Maith wstał i podciągnął Jessę. Szybko się odwróciła.

- Dobrze. Rozpraw się z dupkami i znajdź lepsze oświetlenie. Potem zbadam cię,
jeśli gdzieś zostałeś ranny. – Odsunęła się, gdy druga kobieta ponownie krzyknęła.

- Pomocy! Myślę, że mam złamane ramię.

- Zasłużyłaś na to – odpowiedziała Jessa, kierując się do kobiety. – Pracujesz dla


tych dupków i zaatakowałaś mnie.

Druga kobieta zwróciła wzrok na Jessę, po czym krzyknęła, kuląc się.

- To mój implant oczny, żebym mogła widzieć w ciemności, idiotko. Nie jestem
zbliżającym się do ciebie pływającym okiem. – Jessa brzmiała na zirytowaną. – Wezmę
mój skaner. Chociaż nie zasługujesz na leczenie.

Druga kobieta zaczęła szlochać.

Jessa westchnęła.

- Trzymanie się dupków oznacza, że nic dobrego ci się nie przydarzy. – Na chwilę
zatrzymała się przy strażniku na krześle. Dotknęła jego twarzy. To sprawiło, że
mężczyzna otworzył oczy i jęknął. – Jest na haju i w większości sparaliżowany. Tak
dokładnie lubię mieć moich złych ludzi. – Podeszła do biurka, gdzie wciąż spał
nieprzytomny gubernator, i sięgnęła do apteczki, wyjmując wstrzykiwacz z lekiem.
Potem postukała w niego, przycisnęła do szyi strażnika i Maith usłyszał lekki syk.

- Co mu dałaś? – zapytał.

- Silny środek uspokajający, ale niewystarczający, by go zabić. Muszę ocalić tych


dwóch wciąż oddychających po przedawkowaniu strażników. Potem możemy ich
związać.

Maith słuchał uważnie, potwierdzając to, co usłyszał, gdy jego uszy przestały boleć
– były tylko odgłosy oddychania czwórki ludzi, w tym Jessy.

- Już za późno.

Zesztywniała, jej twarz wykrzywiła się, gdy zdała sobie sprawę, że drugi strażnik

~ 76 ~
nie żyje.

- Musiałam zaaplikować im dużą dawkę, żeby szybko ich zdjąć. – Westchnęła


ponownie. – Idź znajdź Carltona i, hm, proszę skontaktuj się ze swoim zespołem jak
tylko znajdziesz swoją słuchawkę. – Uniosła rękę, tę trzymającą wstrzykiwacz, i
dotknęła swojego zegarka. – Mój jest zepsuty. – Jessa ruszyła w stronę szlochającej
kobiety. – Ty lub ten palant, który złapał mnie od tyłu, popsuliście komunikator do
mojej floty. – Pochyliła się i przycisnęła iniektor do szyi kobiety. Syknął przy podaniu
dawki, a potem kobieta osunęła się na podłogę.

Maith odwrócił się, szybko skanując podłogę między miejscem, gdzie się zmienił i
gdzie zaatakował ludzi, znajdując swoje urządzenie. Było rozbite. To go wkurzyło, ale
wciąż mógł skomunikować się przez swoją opaskę Veslorów. Wezwie swoją grupę jak
tylko zajmie się wszelkimi zagrożeniami. To był obecny priorytet.

Ruszył w kierunku, gdzie ostatnio widział Carltona. Już dłużej nie ukryte przez
ścianę pudeł, drzwi bezpieczeństwa były częściowo otwarte. Jedno z leżących pudeł
uniemożliwiało ich zamknięcie. Maith otworzył je szeroko i użył jeszcze kilku pudeł, by
tak pozostały. Był tam długi korytarz z wieloma drzwiami, a na końcu skręcał poza
zasięg wzroku. Zatrzymał się, żeby posłuchać, ale nic nie usłyszał. Każde drzwi w tym
korytarzu były zrobione z metalu, z elektrycznymi panelami na ścianie obok każdych.
To oznaczało, że prawdopodobnie wszystkie były zamknięte.

Carltona nie było w zasięgu wzroku ani słuchu, gdy skradał się korytarzem, i skręcił
znajdując kolejny długi pasaż z jeszcze większą liczbą drzwi, zanim korytarz się
kończył. Zdał sobie sprawę, że tu mogą ukrywać się inni ludzie. Maith nie zabił
pozostałych tylko po to, by teraz zginąć lub zostać schwytanym. Warcząc, odwrócił się i
wrócił do bunkra, by znaleźć swoje porzucone ubranie.

Jessa przyciągnęła kobietę bliżej biurka, na którym leżał ich pacjent, i grzebała w
swojej apteczce. Wyciągnęła długie, cienkie paski materiału.

- Carlton jest za zamkniętymi metalowymi drzwiami – poinformował ją, nie


wspominając, że mogą tam być również inni ludzie. – Tam jest około dwudziestu drzwi.
Nie wiem, które otworzył. Jest za dużo kurzu w powietrzu, by wyśledzić go po zapachu.

Odwróciła się, jej oko świeciło jaśniej.

- Pozwól mi ich zabezpieczyć i przyjdę pomóc ci go znaleźć. Próbowałeś


skontaktować się ze swoją grupą?

- Zrobię to teraz. – Odnalazł swoje spodnie. Zostały pobrudzone przez krew jednego

~ 77 ~
z ludzi zanim strząsnął je ze swojego ciała. Opaska również została spalona przez ogień
laserowy. Może dlatego jego biodro nie było tak zranione jak mogłoby być.
Wzmocniony materiał wojskowy wziął na siebie promień lasera. Wyjął z kieszeni
urządzenie hakerskie i znalazł je w kawałkach. Warknął zirytowany.

- Nie masz sygnału?

- Moje spodnie są zniszczone, podobnie jak moje urządzenie hakerskie. – Przerwał.


– Mój komunikator także. Nadal mogę skontaktować się z moją grupą wysyłając
wiadomości.

- Przykro mi, że straciłeś te rzeczy, ale mogło być gorzej – mruknęła Jessa,
odwracając się i kucając przy dużym biurku.

- Co robisz?

- Mam więzy w mojej torbie. Biurko jest ciężkie, zwłaszcza z tym dupkiem Boydem
rozciągniętym na nim. Przywiążę ją i strażnika do nogi. Biurko z jakiegoś powodu
zostało przymocowane do podłogi, więc powinno uniemożliwić im zrzucenie tyłka ich
cennego gubernatora i podniesienie biurka, żeby się uwolnić.

- Dlaczego trzymasz więzy w apteczce? – Jessa często zachowywała się bez sensu
dla niego.

- W szkole medycznej kilka razy miałam do czynienia z wojowniczymi pacjentami.


To nie jest coś, o czym można zapomnieć. Mam więzy wystarczająco mocne dla ludzi i
kilka dla kosmitów. Strażnik dostanie te dla kosmitów.

Maith odwrócił się, ponieważ pozostawał nagi. Komunikatory Veslorów zostały


zbudowane, by rozciągać się do jego bojowej postaci i pozostać na nadgarstku. Włączył
go i aktywował funkcję pisania. Zapalił się język Veslorów, ale rozbłysło też czerwone
ostrzeżenie wskazując, że aktywował się sygnał dla dźwięku. To nie miało znaczenia,
ponieważ już stracił tę zdolność. Parsknął.

- Jakiś problem?

- Z jakiegoś powodu padło audio. – Włączył hologramową klawiaturę i wystukał


wiadomość, wysyłając ją. – I tak nie byłbym w stanie rozmawiać lub słyszeć mojej
grupy.

Coś spadło na podłogę i obrócił się. Jessa wpatrywała się w niego z swoim
świecącym okiem. Strach łatwo było rozpoznać na jej twarzy.

- Czyżbyś mówił, że twoja grupa tak naprawdę nie słyszała, co się tutaj działo przed

~ 78 ~
wybuchem? – Jej podbródek uniósł się, by spojrzeć w sufit, i jej mina zmieniła się w
przerażenie. – Nie dostali ostrzeżenia do ewakuacji?

- Dostali – zapewnił ją. – Było aktywne, dopóki nie przekształciłem się w moją
bitewną postać.

Opuściła podbródek i zobaczył łzy spływające z jej brązowego oka w dół policzka.

- Jesteś pewny?

- Tak. Roth mówił w moim uchu.

- Dzięki Bogu!

Jego nadgarstek lekko zawibrował i odczytał odpowiedź.

- Moja grupa wie, że żyjemy. Flota została ewakuowana z rezydencji i powiedzieli


pacjentom, żeby uciekli. Rezydencja została zniszczona. – Zamilkł, czekając na więcej
informacji. – W pobliżu strefy wybuchu jest wielu rannych ludzi, ale nie z floty.

Napisał, że ich sytuacja jest względnie stabilna, i czekał.

Roth odpowiedział niemal natychmiast.

- Wkrótce nas wykopią. Musimy czekać. Powiedziałem mu, że obecnie nie grozi
nam niebezpieczeństwo.

Od Jessy dobiegł dziwny dźwięk. Poderwał głowę, żeby zobaczyć, że rękami


zakryła oczy. Poruszył się szybko, sięgnął po nią i ujął jej głowę od tyłu.

- Jesteś ranna?

Zaskoczyła go ruszając do przodu, rzucając się na niego. Jej szybki oddech


zaalarmował go, gdy drżała, i odwróciła głowę, by przycisnąć zalany łzami policzek do
jego skóry.

- Jesso? Gdzie jesteś ranna? – Spojrzał groźnie na dwójkę nieprzytomnych ludzi na


podłodze. Zostali przeniesieni, by leżeć po obu stronach, a ona przymocowała ich
nadgarstki do nóg dużego mebla.

- Po prostu trzymaj mnie przez chwilę. Proszę!

Wytężył słuch, żeby usłyszeć jej głos. Był taki niski i przytłumiony przy jego
skórze. Objął ją ramionami, gotowy podnieść ją, gdyby upadła.

- Jessa, gdzie jesteś ranna? Pozwól, że cię przeskanuję. Zostawiłem mój skaner na

~ 79 ~
biurku zanim się przemieniłem.

Jej dłonie wbiły się w jego boki.

- Nic mi nie jest – upierała się, jej głos drżał. – To tylko mały atak paniki. Wróciłam
pamięcią do mojego dzieciństwa, kiedy powiedziałeś, że nas wykopią. Dam radę.
Naprawdę. Dobrze… – Przerwała. – Chociaż twój bardzo duży kutas jest przyciśnięty
do mojego brzucha. Witaj, ołowiana ruro. Cholera! Nic na was, Veslorach, nie jest
małe, prawda?

Chciał ją puścić, ale wbiła paznokcie w jego skórę. To nie bolało. Jej maleńkie
pazurki prawdopodobnie nie przebiłyby skóry, nawet gdyby próbowała.

- Przepraszam. Daj mi chwilę. Zignoruj komentarze o fiucie. Żałosna próba


odwrócenia uwagi od faktu, że zostałam pogrzebana żywcem… znowu.

- Wydobędą nas. Nie jest jak wcześniej. Nie jesteśmy przygnieceni gruzem. – Maith
chciał pocieszyć Jessę, trzymając ją mocniej. Jej oddech zwolnił, gdy zaczął głaskać ją
po plecach. Jej malutkie pazurki rozluźniły się na jego skórze, lekko go drapiąc. – Jesteś
ranna, Jesso?

- Tylko siniaki. Nic, co wymaga leczenia.

- Dobrze.

- Nie mów nikomu, że wpadłam w panikę, dobrze? Przynajmniej zebrałam się w


sobie, gdy uziemiłam tych palantów. Carlton, tchórz, prawdopodobnie pozostanie
zamknięty, gdziekolwiek uciekł. Nie będzie w stanie widzieć w ciemności i nie
przegapimy jego przyjścia, jeśli znajdzie latarki lub latarnie alarmowe. Teraz wiem, że
większość niebezpieczeństwa minęła. Ale nadal jest ważne, żeby nikt się nie
dowiedział, że spanikowałam. Flota wyciągnie mnie z Defcon Red i zmusi mnie do
poddania się ocenie w jakiejś czarnej strefie.

- Co to jest? – Ciągle głaskał ją po plecach.

- Pomyśl o ściśle tajnych miejscach, o których niewielu wie. Na przykład takim,


gdzie robili moje operacje medyczne. To był wahadłowiec z rozbudowaną sekcją
Medycznego. Obiecaj mi, że nie powiesz!

- Nie wspomnę o tym. Masz moje słowo, Jesso.

- Dziękuję. – Pociągnęła nosem. – Już mi przeszło. Taa. Okej. Dach już spadłby na
nas, gdyby miał się zawalić. Zostalibyśmy zmiażdżeni pod gruzami. Dobrze. Logika.
Powinnam być bardziej zaniepokojona tym, czy mamy wystarczającą ilość tlenu do

~ 80 ~
przetrwania. Uduszenie się byłoby do bani po przeżyciu tego wybuchu. Przynajmniej na
Marsie wszędzie były otwory wentylacyjne. Powietrze było pompowane do zawalonych
sekcji, ponieważ wiedzieli, że jest kilku ocalałych.

- Moja grupa nas wyciągnie.

- Racja. Super Veslorowie. Wy możecie zrobić wszystko. – Znowu pociągnęła


nosem i potarła policzkiem o jego skórę. Potem odepchnęła się, obracając się do niego
plecami, jak tylko ją puścił. – Dzięki. Zapomnijmy, że to się stało… i może znajdźmy ci
coś do ubrania.

- Sprawdzę, czy ten bunkier ma zasilanie awaryjne. Większość powinna mieć.

- Dobry pomysł. – Podeszła do biurka, wyciągnęła swój skaner i przesunęła nad


ludzkim gubernatorem, który nadal był nieprzytomny. – Naprawdę chcę, żeby ten dupek
żył, ponieważ oboje wiemy, że to on aktywował bomby. Sądy floty wyrzucą klucz do
jego celi.

- Nie skrępowałaś go.

- Nie ma potrzeby. Boyd będzie nieprzytomny przez godziny, a z tą raną kłutą


poruszanie się będzie bolesne, gdy leki przestaną działać. Usłyszymy go, kiedy się
obudzi. Nie widzę w nim osoby, która cierpi w milczeniu. Do tego mam nadzieję, że
podejmie walkę. Bardzo chciałabym mieć pretekst, żeby walnąć go w jego wielki tłusty
nos.

Maith zauważył, że Jessa wciąż mówi trochę za szybko.

- Lepiej się czujesz?

- Tak. Mam trzech pacjentów do leczenia. Ramię suki nie jest złamane. Tylko
głęboki siniak, który prawdopodobnie bardzo boli. Zasłużyła na to próbując mnie
uderzyć. I myślę, że popsułam mój komunikator na nadgarstku, kiedy musiałam
zablokować jej pięść. Nazwałabym ją inaczej, ale nie znam jej imienia. Nie dbam o to.

- Zaraz wrócę. Krzyknij na mnie, jeśli któryś z ludzi obudzi się i sprawi ci kłopoty.

Jessa odwróciła się do niego, jej świecące oko skupiło się na jego twarzy.

- Moje implanty nie zostały uszkodzone. Może uda mi się przełamać te drzwi. Jeśli
tam jest generator lub awaryjny system zasilania, prawdopodobnie jest za jednymi z
nich. Nie ma sensu, żeby zbudowaliby to miejsce bez niezależnego źródła mocy.

- Poszukam ubrań. Wzdłuż tamtej odległej ściany jest ustawionych mnóstwo pudeł z

~ 81 ~
zapasami.

- Tak. Prawdopodobnie składowali wszystkie rzeczy, które biedni ludzie na tej


planecie powinni otrzymywać. Co za palanty.

- Nie wiem, co to jest.

- To… nieważne. To po prostu zniewaga. Będę tutaj.

Jessa odwróciła się i przeszedł przez pokój do pudeł. Dużo było w ludzkim języku.
Maith uczył się pisanego angielskiego po akcji ratunkowej na Planecie Biter. Program
był powolny w tłumaczeniu pisemnych akt medycznych znalezionych na tej planecie,
więc był zmotywowany się nauczyć.

Kuszące było ukraść ubranie wielkiego strażnika, ale to zostawiłoby mężczyznę w


większości nagiego. Nie chciał wystawiać Jessy na ten widok. Ludzie zawsze wydawali
się seksualizować nagość. Wątpił, by pociągał ją mężczyzna, ale wydostanie ich z
bunkra przez jego grupę i flotę zajmie trochę czasu. W pewnym momencie mężczyzna
się przebudzi się i prawdopodobnie okaże seksualne zainteresowanie Jessą, jeśli będzie
w większości nagi.

Ten pomysł sprawił, że miał ochotę warknąć. To przypomniało mu również to, co


powiedzieli o Jessie medycy zespołów medycznych, kiedy wyszli razem z łazienki.
Wciąż planował wyładować się na nich później na sali treningowej. To była cicha
obietnica.

Jessa wzięła kilka głębokich oddechów i sprawdziła wszystkich trzech


nieprzytomnych pacjentów. Cóż, dwóch było więźniami. Nie chciała myśleć o
martwych ciałach otaczających ją w ciemności. Trzech z nich sama zabiła. Dwóch z
przedawkowania i jeden od trafienia laserem w twarz.

- Anabel zrozumie – mruknęła.

- Co, Jesso?

- Po prostu mówię na głos. Nie zwracaj na mnie uwagi – zawołała do Maitha.

Łatwiej było myśleć o siostrze niż o tym, co właśnie się wydarzyło. Czuła się trochę
zakłopotana, że straciła swoje opanowanie. Logiczna część niej wiedziała, że to było
zrozumiałe. Była ocalałą z okropnej traumy z dzieciństwa. Bycie zakopanym po
eksplozji nigdy nie powinno przytrafić się tej samej osobie dwa razy w ciągu życia.
Byłoby naturalne nie przyjąć tego dobrze.

~ 82 ~
Zebrała się w sobie. To była ważna część. Więc co z tego, że przylgnęła do Maitha,
jakby był jej liną ratunkową? Bardzo doceniała, że nie śmiał się ani nie kpił z niej. To
skłoniło ją do przemyślenia wszystkich opinii na jego temat sprzed miesięcy. Czas
spędzony razem na Torid pokazał jej te strony mężczyzny, które starannie ukrywał.

Nie można też było zapomnieć o odczuciu jego aksamitnej skóry. I miał erekcję, już
dwukrotnie. Chociaż wielu mężczyzn dostawało erekcji podczas walki. Po prostu skoki
adrenaliny. To nie miało z nią nic wspólnego.

- Dobra – mruknęła. – Po prostu wytrzyj to ze swojego umysłu. Będzie najlepiej,


jeśli będę udawać, że to się nigdy nie wydarzyło i zapomnę o tym.

- Nie podzielę się wszystkimi szczegółami, Jesso – zawołał Maith. – Dałem ci moje
słowo.

- Dziękuję. – Przygryzła wargę i prawie się roześmiała. Flota nie była tym, o czym
mówiła. To było odczucie jego dużego, twardego penisa naciskającego na jej brzuch… i
to jak sprawiał, że czuła się bezpieczna, kiedy ją trzymał. Ona również lubiła go
dotykać. Jego gorąca, teksturowana skóra była niezwykle kusząca, żeby ją zbadać.
Może polizać. Skubnąć.

- Kiepski pomysł. Nie idź tam – wyszeptała bezgłośnie. – Skrajne okoliczności.


Wymagane całkowite wyczyszczenie pamięci.

- Znalazłem ubranie.

- Świetnie. – Chociaż tak naprawdę tak nie uważała. Nie byłoby tak źle, gdyby zbyt-
atrakcyjny-dla-jej-własnego-dobra Veslor utknął biegając dookoła nago przez chwilę.
Miał godne pochwały ciało. Tak przyjemne dla oka, że pomogłoby zrekompensować
pogrzebanie żywcem.

Na podłogę głośno upadło pudło i okręciła się. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyła, był
świetny tyłek Maitha. Był pochylony do przodu, wciągając spodnie zanim wyprostował
się do pełnej wysokości. Jedno spojrzenie w dół ujawniło, że spodnie dresowe były za
krótkie na jego długie nogi. Nie tylko pokazywały jego kostki, ale częściowo też łydki.

Jessa uśmiechnęła się. Normalnie powiedziałaby coś, żeby go zdenerwować. Ważne


było, żeby nie zorientował się, że ją pociąga. Byłby bezlitosny w odprawieniu jej. Maith
już był bardzo jasny, że jej nienawidzi. Pracowali razem jako zespół tylko z pilnej
potrzeby.

To zabiło jej rozbawienie. Odwróciła się.

~ 83 ~
- Jesso? Jesteś gotowa sprawdzić, czy możesz ominąć zamki w drzwiach?

- Tak. – Ponownie, dla pewności, sprawdziła wszystkich trzech swoich pacjentów.


Wciąż byli pod wpływem leków i oddychali. Ominęła ciała na podłodze i kałuże krwi,
które niektórzy z nich pozostawili po starciu z Veslorem. – Musimy znaleźć miejsce do
przechowywania zwłok. – Próbowała profesjonalizmu. – Utkniemy tutaj na
nieokreśloną ilość czasu. Wy, Veslorowie, macie bardzo wrażliwe nosy. Ja też nie chcę
wąchać rozkładu. Powinniśmy o tym pamiętać, gdy będziemy szukać Carltona i źródła
zasilania.

- Zgoda. – Maith ruszył przed nią, prowadząc ją długim korytarzem. Zatrzymał się
przy pierwszych drzwiach po prawej i wskazał na nie.

Stanęła obok niego i aktywowała implant za swoim sztucznym okiem, podczas gdy
studiowała panel na ścianie.

- Łatwizna. To przestarzały zamek i dziecinnie proste. Widzę nawet kod zastępczy


producenta, ale nie muszę go wbijać. Ma opcję zdalną.

- Pozwól mi iść pierwszemu. Mężczyzna może mieć broń.

- Nie ma sprawy. – Maith był szybszy i zabójczy. Mentalnie przesłała sygnał i rygiel
zabezpieczający drzwi odsunął się, światła klawiatury zrobiły się zielone. – Cały twój. –
Cofnęła się pod ścianę i wstrzymała oddech, mając nadzieję, że nic złego się nie stanie.

Maith wszedł szybko do zaciemnionego pokoju. Wzięła powolny oddech, jej ciało
napięło się, ale nic się nie stało, dopóki Maith nie pojawił się z powrotem na widoku.
Pokręcił głową.

- Magazyn mrożonej żywności. Nie będziemy głodować. Lodówki mają moc.

- To dobrze. To oznacza, że istnieje system wsparcia. Zapewne światła wystarczy


ręcznie zresetować. – Wróciła na początek szerokiego korytarza, gdzie już zauważyła
przełącznik. – Zamierzam spróbować. Przygotuj się na światła.

Przełącznik był staromodną dźwignią. Pstryknęła w dół, a potem z powrotem do


góry. Nad nimi zapaliły się światła. Również zbyt łatwo. Jessa musiała gwałtownie
zamrugać swoim naturalnym okiem od jasności, mentalnie dostosowując swoje
sztuczne oko, żeby nie pozostał w trybie noktowizyjnym

Teraz, kiedy widziała, zauważyła, że korytarz zakrzywiał się na końcu. Odwróciła


się i zobaczyła, że Maith ją obserwuje.

- Zjednoczona Ziemia musiała oszczędzać pieniądze budując to miejsce przy użyciu

~ 84 ~
naprawdę przestarzałej technologii. Musimy znaleźć pompy powietrza i pstryknąć
włącznik. Wszystko oprócz chłodni, prawdopodobnie potrzebuje ręcznego
zresetowania.

Skinął głową i wskazał najbliższe jej drzwi.

- Racja. – Podeszła do panelu i skupiła się. – Ta sama marka i model. Ten sam kod.
Mogę odblokować je wszystkie na raz, jeśli chcesz.

- Po jednym na raz – powiedział jej.

Kiwnęła głową.

- Gotowa?

Delikatnie uderzył ją w bok, stając przed drzwiami. Zawahała się.

- Najpierw wyłącz światła w korytarzu. – Zniżyła głos. – Carlton nie jest zbyt
mądry. Pewnie nawet nie próbował zapalić świateł w tych pokojach. Ale jeśli cię
zobaczy, strzeli, jeśli będzie uzbrojony.

Maith błysnął kłami.

- Jestem szybki. Odblokuj je i stań za ścianą.

- Okej. – Odsunęła się na bok, nie musiała patrzeć na panel, żeby mentalnie wysłać
sygnał. Zrobiła to i rygiel zamka odsunął się, gdy panel zamigotał na zielono.

Maith pchnął drzwi i szybko zniknął w środku. Nie pojawił się ogień z lasera.
Wrócił do niej w niecałą minutę.

- Tam są szafki i biurko z ekranami ochrony.

Podeszła do drzwi i sięgnęła do środka, przestawiając przełącznik. Światła zalały


pokój.

- To jest pokój ochrony.

- Wiem.

Spojrzała na niego.

- Te szafki mogą zawierać twarde pliki. Możemy mieć tutaj nasze dowody dla
Komandora Billsa. – Cofnęła się do panelu. – Zmienię kody, w tym ten producenta. W
ten sposób nikt oprócz nas nie będzie mógł wejść.

~ 85 ~
- Dlaczego chcesz to zrobić?

- Ponieważ nie ufam nikomu na Torid, kto może pracować dla mężczyzn przy
władzy. Być może nie tylko twoja grupa i personel floty spróbują nas wykopać. Będą
potrzebować pomocy. Nie chcę przypadkowego pożaru lub żeby coś stało się tym
plikom.

- Dobra decyzja.

- Tak myślałam. – Skupiła całą swoją uwagę na klawiaturze. Zmiana kodów zajęła
tylko minutę. – Zrobione. Zamknij drzwi i zablokują się automatycznie. – Opuściła głos
i warknęła do niego coś po Veslorsku. – To jest słowo na nowy kod, ale w języku
angielskim. – Podała mu też numerowany kod, który otworzy wszystkie inne drzwi, na
wypadek gdyby musiał to zrobić bez niej.

Otworzył usta, żeby coś powiedzieć.

Jessa przerwała mu.

- Nie. Nie mów tego. Nie odbieram żadnych sygnałów monitoringu, ale najlepiej
będzie, jeśli napiszesz kody w Veslorskim do swojej grupy, na wypadek, gdyby coś
nam się stało.

- Nie pozwolę na to.

Jessa wymusiła uśmiech.

- W porządku. Więc po prostu rozbaw mnie. Mogę zachowywać się paranoicznie,


ale wolę być zbyt ostrożna niż niewystarczająco. Mam dość tych dupków uciekających
od tego gówna i kłamiących na ten temat.

Uniósł nadgarstek i wyskoczył ekran z hologramem. Wystukał nieznane symbole,


których nie mogła odczytać. Zanotowała sobie w pamięci, żeby spróbować się ich
nauczyć. Jej implant mózgowy pomógł jej zapamiętać wszystko, co Veslorowie mówili
w ich języku, zachował to i tak nauczyła się sama mówić.

Kiedy skończył, Maith opuścił nadgarstek i skinął jej głową.

- Gotowe.

Poczekała, aż zamknie drzwi do biura ochrony i ruszyła korytarzem do następnego


pokoju. Musieli znaleźć Carltona George'a.

~ 86 ~
Rozdział 7

Sześć drzwi później znaleźli zaginionego asystenta. Zgodnie z przewidywaniami,


Carlton wystrzelił z broni do Maitha. Dźwięk tego przestraszył Jessę, ale po strzale z
lasera szybko nastąpił męski wrzask i głośny łomot.

- Mam mężczyznę – zawołał Maith.

Jessa odepchnęła się od ściany, weszła do ciemnego pokoju i przełączyła


wewnętrzny włącznik. Światła rozlały się z góry, ukazując coś, co wyglądało na
maleńkie mieszkanie. Miało łazienkę, łóżko w małym salonie i blat ze zlewem. Jej
spojrzenie szybko przyjrzało się temu zanim ustaliła, gdzie Maith przygniatał Carltona
George'a twarzą do podłogi.

Ruszyła do przodu i kopnęła odrzuconą broń z zasięgu Carltona.

- Miażdżysz mnie! – sapnął asystent.

- Próbowałeś go zabić, dupku – oskarżyła zanim Maith zdążył się odezwać. – Masz
szczęście, że nadal oddychasz. Możesz postawić go na nogi, proszę?

Maith zastosował się, chwycił nadgarstki Carltona w jedną wielką dłoń, następnie
użył pleców koszuli człowieka, żeby go podnieść. Obrócił Carltona, żeby Jessa mogła
zobaczyć czerwoną, rozwścieczoną twarz palanta.

Carlton spojrzał na nią gniewnie.

- Nie ujdzie ci to płazem. Rozkaż temu kosmicie, żeby mnie puścił!

Jessa przewróciła oczami.

- Albo co? Będziesz wrzeszczał i skomlał? Wy dupki, wysadziliście w powietrze


własność Zjednoczonej Ziemi i prawdopodobnie w wyniku tego zabiliście mnóstwo
ludzi. I nie zapomnij jak planowałeś zamordować mnie i Maitha, gdy gubernator był
zabezpieczony. Nikogo by nie obeszło, gdybyśmy wypatroszyli cię po wysłuchaniu
wszystkiego, co zrobiłeś. – Zamilkła. – Jakich kodów dostępu potrzebowałeś od
swojego kumpla Boyda? Jestem ciekawa.

Asystent na chwilę zacisnął usta, po czym wyrzucił.

- Żądam prawnika.

~ 87 ~
Nie mogła uwierzyć w jego zuchwałość.

- Ty i twój gubernator pogrzebaliście nas żywcem. Nikt w najbliższym czasie nie


wejdzie ani nie wyjdzie stąd. Odpowiedz na moje pytanie. Jakie kody ma Boyd, które są
tak ważne? Z pewnością nie były do dezaktywowania bomb. – Sięgnęła i postukała się
w ucho. – Wzmocniony. Słyszałam twoją rozmowę ze strażnikiem. Chciałeś, żeby ta
bomba wybuchła.

- Ja też cię słyszałem – potwierdził Maith. – Chciałeś, żeby rezydencja wybuchła.

Carlton bardziej spiorunował Jessę wzrokiem.

- Żądam prawnika. Nic ci nie powiem.

- W porządku. – Wzruszyła ramionami. – Śledczy floty mogą to z ciebie wydusić. –


Spojrzała na Maitha. – Musimy związać palanta.

- Mam prawa! Nie możesz tego zrobić – zaprotestował Carlton. – Każę was oboje
aresztować. Wniosę oskarżenia!

Jessa podeszła bliżej i sięgnęła, chwytając go za podbródek. Potem walnęła go w


jaja.

Jęknął, instynktownie próbując się zgiąć, ale między nią i Maithem, nie mógł się
ruszyć.

- Suka! – wydyszał Carlton.

- Idiota. Pogrzebałeś nas tutaj. Mam głęboko gdzieś twoje prawa. A co z naszymi?
Albo z ludźmi, którzy byli w rezydencji, kiedy wybuchły bomby? Pieprz. Się. Dopóki
nie zechcesz odpowiedzieć na moje pytania, zamknij swoją cholerną gębę. – Puściła
jego podbródek i cofnęła się. – Albo walnę cię w jaja za każdym razem, gdy zaskomlesz
lub rzucisz czczą groźbę.

Odwróciła się, rozglądając się po pokoju. Łóżko wyglądało na zbyt wygodne, żeby
go tam przywiązać. Również na niewystarczająco wytrzymałe. Weszła do łazienki i
zapaliła tam światło. Toaleta była przymocowana do ściany grubym metalowym
orurowaniem, a muszla klozetowa i zbiornik były jednym kawałkiem, przykręconym do
miejsca. Uśmiechnęła się.

- Przyprowadź go tutaj. Zaraz wracam.

Jessa pobiegła do swojego zestawu medycznego, sprawdziła nieprzytomnych ludzi i


złapała więzy dla kosmitów. Wróciła i odkryła, że Maith zaciągnął Carltona do łazienki,

~ 88 ~
tak jak prosiła.

- Daj go tutaj. Przywiążemy go do tyłu toalety. Może objąć miskę.

Carlton gorączkowo potrząsnął głową, blednąc.

- Nie!

- Będziesz miał wystarczająco dużo miejsca, by wysikać się na kolanach, gdybyś


musiał opróżnić pęcherz, i dać ci dostęp do wody, jeśli będziesz spragniony. – Jessa
uśmiechnęła się. – Możesz użyć brody do spłukania… chyba że wolisz pić własny
mocz.

- Ty pieprzona cipo!

Maith zawahał się tylko na chwilę, po czym przyciągnął walczącego, krzyczącego


Carltona do toalety. Między nimi, zabezpieczyli go. Nie czuła żadnej winy. W
pomieszczeniu ochrony nie było żadnych cel, więc to był wielki kompromis.

Maith zgarnął broń, której użył Carlton, i spotkał się z nią na korytarzu. Jego zielone
oczy zwęziły się, gdy ich spojrzenia się spotkały.

Jessa skrzyżowała ramiona na piersi.

- Jeśli masz problem z tym, gdzie go zostawiliśmy, dlaczego go tam przyciągnąłeś?

- Nie mam problemu. To było solidne miejsce do zabezpieczenia go. Nie jest
wystarczająco silny, by rozbić toaletę lub wyrwać rurę, żeby się uwolnić.

- Więc co to za spojrzenie?

- Podobało ci się to.

Jessa nie mogła temu zaprzeczyć.

- Winna. Ten facet mnie wkurza i jest okropny.

- Nie może rozpiąć spodni, ale może pić, jeśli będzie spragniony.

- Myślę, że mogłabym rozpiąć mu spodnie, ale nie chcę go dotykać.

Surowy wyraz twarzy Maitha złagodniał.

- Będę go sprawdzał co kilka godzin.

Jessa westchnęła.

~ 89 ~
- To tymczasowe rozwiązanie. Takie, którego wprowadzenie w życie bardzo mi się
spodobało. Chciałabym zostawić go przytulającego się do tej toalety na wieczność, ale
nie jestem totalną suką. Musimy znaleźć lepsze miejsce dla niego i innych więźniów.
Będą potrzebować łazienki i dostępu do wody. Ale wszystko, co do tej pory widziałam,
nie pasuje do typowego bunkra awaryjnego Zjednoczonej Ziemi. Wszystkie drzwi
byłyby wyraźnie oznaczone, wyjścia i wejścia, i byłaby duża kuchnia przemysłowa. Ten
tego nie ma. Byłaby w głównej części bunkra, żeby każdemu dać dostęp. Co dokładnie
widziałeś w tych zamrażarkach?

- Mnóstwo mięsa.

- Mięsa, którego nie mamy możliwości ugotowania bez prawdziwej kuchni, jeśli jej
tutaj nie ma.

- To byłby problem. – Maith spojrzał na drzwi, których jeszcze nie otworzyli.

- Nadal możemy znaleźć kuchnię – westchnęła. – I zwykle jest tam zabezpieczone


suche jedzenie, w zamykanych szafach. Cały ten bunkier to osobliwość.

Maith skinął głową i podszedł do następnych zabezpieczonych drzwi, celując w nie


bronią. Jessa skupiła się na panelu wejściowym i odblokowała zamek. Przesunęła się na
bok, gdy wpadł do ciemnego pokoju. Spięła się ponownie, mając nadzieję, że nikt nie
chował się za drzwiami, których jeszcze nie otworzyli.

Maith wyszedł.

- Kolejny pokój.

- Jak ten poprzedni? – Weszła do środka i pstryknęła światła. Ujrzeli identyczne


mieszkanko. – I tajemnica się pogłębia.

- Dlaczego?

- Zwykle mieliby wiele prycz w sypialniach, by pomieścić wiele osób. Bunkry


awaryjne są przeznaczone do pomieszczenia setek ludzi. Czasami tysięcy. To są małe
prywatne kwatery.

- Uzyskamy odpowiedzi.

Jessa miała przeczucie, że Zjednoczona Ziemia nie będzie zadowolona z tego, co


odkryli. Było możliwe, że gubernator Boyd przekupił robotników budowlanych, żeby
zmienili układ bunkra, kiedy był budowany, bez zgody Z.Z. To uczyniłoby go winnym
jeszcze więcej przestępstw. Bunkry awaryjne nie miały być prywatnymi schowkami dla
żądnych władzy palantów.

~ 90 ~
Poczuła się lepiej wiedząc, że Boyd, Carlton i wszyscy związani z tą dwójką
prawdopodobnie spędzą resztę swojego życia w więzieniu. Przypomniała sobie
wszystkich pacjentów, których leczyła, a którzy byli maltretowani przez tych
nadzorujących kolonię. Na wpół zagłodzone i ranne dzieciaki przemówiły do niej
najbardziej.

Kolejne dwa pokoje również były prywatnymi mieszkaniami sypialnymi. W trzecim


była duża kuchnia. Jessa zhakowała blokadę spiżarni. Uderzyła w nią ulga, gdy
zobaczyła, że jest w pełni zaopatrzona w suchą i mrożoną żywność. Nie będą głodni.
Mimo to… zmarszczyła brwi, gdy odwróciła się, by spojrzeć na Maitha.

- Mają tu mrożonki. Więc dlaczego ta druga jednostka?

Wzruszył ramionami.

- Dziwne – mruknęła. – Jak skończymy przeszukiwać te pomieszczenia, chcę


zajrzeć do tamtych zamrażarek.

- O czym myślisz?

- Że gubernator i jego poplecznicy mogli gromadzić wszelkie dobre rzeczy dla


siebie tu na dole, zamiast udostępniać je cywilom. Kiedy byłam na innym statku floty,
kiedyś musieliśmy odpowiedzieć na zamieszki, które miały miejsce na stacji
kosmicznej. Dowódca stacji i jego personel gromadzili całe prawdziwe mięso i
większość skradzionych środków medycznych z dostaw transportowych. Mieszkańcy
byli wkurzeni, kiedy dowiedzieli się, kto naprawdę ich oszukał. Wierzyli, że dostawcy
ich okradali.

Maith wyprowadził ją z kuchni. Za jeszcze kilkoma zamkniętymi drzwiami


znajdowały się kwatery prywatne. Powoli przeszli prawie na koniec drugiego korytarza.
Wysłała kod otwierający kolejne drzwi i czekała.

Wydawał się spiąć w chwili, gdy drzwi się uchyliły, a potem wpadł do środka z
warczeniem.

- Bierz swoją apteczkę.

Obróciła się i bez pytania pobiegła korytarzem. Ufała Maithowi. Cokolwiek


zobaczył lub wyczuł w ciemności, musiało oznaczać, że ktoś, kto był w pokoju, był
ranny. Szybko sprawdziła trzech nieprzytomnych więźniów, zamknęła swoją apteczkę i
pobiegła z powrotem.

Drzwi były otwarte, a Maith włączył światła. Kiedy wpadła do środka, przerażający

~ 91 ~
widok sprawił, że sapnęła.

Pod dwiema bocznymi ścianami dużego pokoju stały zgrupowane po cztery, a w


sumie osiem, metalowe klatki. Wnętrza miały około dwa metry wysokości, może
półtora metra szerokości i tak samo głębokie. Każda zawierała składane łóżko
przymocowane do prętów i podwójny zestaw toaleta / umywalka znajdujące się pod
prostymi łóżkami.

W dwóch celach uwięziono ludzi. Zamek jednej z nich został przecięty karabinem
laserowym, a Maith już klęczał obok rannego mężczyzny na jednym z łóżek.

Drugim więźniem była kobieta. Na jej kości policzkowej widać było siniaki i jedno
oko miała lekko opuchnięte. Siedziała skulona na swoim łóżku, z podciągniętymi
kolanami, i wyglądała na przestraszoną.

- Jesteśmy z floty. – Jessa odzyskała głos. – Teraz jesteś bezpieczna.

- Apteczka – warknął Maith. – Mężczyzna jest krytyczny.

Jessa oderwała wzrok od kobiety i podbiegła do ciasnej klatki. Podłoga była


metalowa i niewygodna, gdy uklękła na kolanach obok Maitha, chcąc przyjrzeć się
pacjentowi.

Zalał ją gniew. Wcale nie był dorosły. Nie w pełni. Miał prawdopodobnie piętnaście
lub szesnaście lat, jeśli miała zgadywać. Dzieciak był nieprzytomny i ledwo oddychał.
Maith podniósł koszulę chłopaka, odsłaniając brzydkie siniaki i to, co jak była pewna,
było połamanymi żebrami. Automatycznie zaczęła sprawdzać go sztucznym okiem, gdy
postawiła zestaw i otworzyła go, by złapać skaner.

Skan potwierdził to, co odkryły czujniki ciepła w jej sztucznym oku.

- Brak wewnętrznego krwawienia. Na szczęście. Tylko naprawdę okropne siniaki i


cztery połamane żebra. – Pobrała próbkę krwi i odczytała wyniki. – Kurwa! – Zaczęła
grzebać w apteczce, otwierając boczną przegródkę.

- Co?

- Ma chorobę Prissa. – Wyjęła swoją szybko działającą kosmiczną szczepionkę i


zaaplikowała chłopcu. Potem wstrzyknęła mu wzmacniacz odporności. Znowu
podniosła wstrzykiwacz szczepionki i przycisnęła do własnej skóry, dozując sobie.
Przygotowała kolejną dawkę i spojrzała na Maitha. – Jesteś odporny na chorobę Prissa?

- Nie wiem, co to jest – odpowiedział.

~ 92 ~
- To maleńki pasożyt przenoszący się w powietrzu, pochodzący z roślin
produkujących zarodniki na planecie, którą nazywamy Prissa. – Skrzywiła się. – Cały
zespół ratunkowy na niezamieszkałej planecie Ziemi, którą obecnie kontroluje, został
od tego powalony. Dziewięciu z nich umarło zanim wysłany na powierzchnię
specjalista ds. badań nad kosmitami zdał sobie sprawę z przyczyny i znalazł lek. Zaraża
każdego, kto wdycha zarodniki. Pasożyt staje się aktywny w ciepłym układzie płuc, a
następnie rozprzestrzenia się po całym ciele. Jest śmiertelny, jeśli pozostaje bez kontroli
i wysoce zaraźliwy od żywego gospodarza. – Jessa pokręciła głową. – Do diabła, jak ten
dzieciak go złapał? Prissa jest teraz ograniczoną planetą. Mogę dać ci dawkę na wszelki
wypadek? Jest bardzo zaraźliwy, Maith. Nawet kaszel może rozprzestrzeniać pasożyty,
ponieważ są obecne we wszystkich płynach ustrojowych. Do tego dotknąłeś go, a on się
poci. Szczepionka zabije pasożyty.

- Powiedziałaś, że to choroba…

- Nie nazwałam tej cholernej rzeczy. Specjalista wysłany na tę planetę nazwał to


tak, prawdopodobnie dlatego, że pasożyty rozprzestrzeniają się jak choroba.

Ostro skinął głową i wstrzyknęła mu dawkę. Potem spojrzała na kobietę w klatce


obok, przekazując wstrzykiwacz Maithowi.

- Ona też potrzebuje dawki. Jest już załadowana.

Maith wstał i wyszedł z klatki, by otworzyć zamek w następnej. To dało Jessie


więcej miejsca do oceny dzieciaka. Odezwała się jednak do kobiety, która zajęczała.

- To jest Maith. Wygląda przerażająco jak diabli, ale Veslorowie mają ogromne
serca, i jest medykiem. Nie skrzywdzi cię. Pracuje z flotą. Pozwól mu podać ci dawkę.
Jesteś metr od tego dzieciaka, a on jest mocno zarażony pasożytami. To oznacza, że
najprawdopodobniej też je masz. To byłby cud, gdybyś nie miała, skoro oddychasz tym
samym powietrzem w zamkniętej przestrzeni.

Kobieta pozwoliła Maithowi się zaszczepić. Odwrócił głowę, wpatrując się w Jessę
przez kraty klatki.

- Mogę użyć twojego skanera? Nie wziąłem swojego. Nie chcę zostawiać cię samą,
żeby go przynieść.

Jessa podała skaner przez kraty. Założyła nastolatkowi kroplówkę.

- Musimy znaleźć więcej środków medycznych. Mój zestaw się wyczerpuje i będę
potrzebować co najmniej dziesięciu worków soli fizjologicznej. Jest bardzo
odwodniony i taki pozostanie, dopóki nie zginą wszystkie pasożyty. To zajmie co

~ 93 ~
najmniej dziesięć do dwunastu godzin, opierając się na tym jak bardzo jest
zainfekowany.

- Widziałem trochę środków medycznych w pudłach schowanych w głównym


pokoju.

Usłyszała to z ulgą.

- Nie dziwię się, że ci dranie to zmagazynowali. Musisz również skontaktować się z


twoją grupą, by powiedzieć im, że każdy potrzebuje szczepionki zanim wejdzie do
bunkra. Każdy, kto wejdzie do tego pokoju lub znajdzie się w pobliżu tej dwójki, będzie
narażony. Defcon Red będzie musiał przysłać tu dawki. Apteka w Medycznym jest
przystosowana do jej produkcji. Choroba Prissy – przypomniała mu.

Aktywował swoją opaskę grupy i wyskoczyła klawiatura. Skupiła się ponownie na


dzieciaku, pracując nad ustabilizowaniem jego złamanych żeber. Jessa naprawdę
chciała wiedzieć, gdzie został zarażony, i dlaczego zamknięto go w bunkrze. Spojrzała
na kobietę.

- Wiesz, dlaczego przyniesiono tu tego nastolatka?

Kobieta zawahała się.

- Już tu był, kiedy mnie aresztowano.

- Jak masz na imię? Jestem Jessa. – Nie chciała być zbyt formalna z przestraszoną
kobietą i utrzymywała kojący ton.

- Wilma Johns. Mój mąż jest koordynatorem ds. osiedleń Zjednoczonej Ziemi.
Aresztowali mnie, żeby trzymać go w ryzach, kiedy przybyła flota.

Jessa wypełniła puste miejsca.

- Więc będzie kłamał dla nich o prawdziwej sytuacji, jaka się tutaj dzieje, albo cię
zabiją?

Wielkie łzy spłynęły po twarzy kobiety.

- Tak.

- Według twojego skanera jest w szesnastym tygodniu ciąży – powiedział Maith,


jego ton ledwo tłumił gniew. – Nienarodzone młode jest w porządku. Pokazuje oznaki
złego odżywiania i została uderzona w twarz i ramiona. Żadnych złamanych kości.

- Jeden z twoich oprawców jest przymocowany do toalety – wypluła Jessa. –

~ 94 ~
Asystent gubernatora. Prawdopodobnie to niewiele pomoże. A Gubernator został
dźgnięty w brzuch. – Chciała sprawiedliwości dla Wilmy Johns. – Czy oni byli
świadomi, że jesteś w ciąży?

Wilma pociągnęła nosem, kolejne łzy spłynęły po jej twarzy.

- Tak. Um, czy ta szczepionka jest bezpieczna dla mojego dziecka?

Maith warknął.

Jessa skinęła głową.

- Jest bezpieczna dla płodu.

- Możesz zabrać mnie do mojego męża? – Nadzieja w głosie Wilmy zasmuciła


Jessę.

- Jeszcze nie. Musimy pozostać w bunkrze, aż te dawki szczepionki zostaną podane


każdemu, kto tu wejdzie. Nie chcesz, żeby to rozprzestrzeniło się na kogoś, na kim ci
zależy. Zabierzemy cię z tej celi i nakarmimy, gdy będziemy czekać. – Jessa spojrzała
na Maitha. Ostatnią rzeczą, o której myślała, by ciężarna pacjentka potrzebowała się
dowiedzieć, to, że zostali pochowani żywcem. – Ale wkrótce zabierzemy cię do
twojego męża. Obiecuję. – Potem warknęła do niego ostrzeżenie po Veslorsku. – Bądź
cicho, żeby ją uspokoić.

Napotkał jej spojrzenie, odpowiadając w Veslorskim.

- Zobaczy uszkodzenia i musiała słyszeć eksplozję.

- Najpierw ją uspokoimy i nakarmimy, a potem wyjaśnimy.

- Tak. – Pomógł kobiecie wstać z łóżka i wyjść z klatki, gdzie się zatrzymał,
przełączając się z powrotem na angielski. – Nakarmię ją.

Jessa też przeszła na angielski.

- Prawdopodobnie będzie chciała wziąć prysznic. – Napotkała wzrok kobiety. – Od


jak dawna cię tu trzymają?

Wilma wzruszyła ramionami.

- Może tydzień? Trudno tu określić czas, a strażnicy rzadko nas sprawdzali i


przynosili jedzenie. Byli zdenerwowani chorobą Neda. To jego imię. Ostatnie kilka dni
był zbyt rozgorączkowany, żeby mówić z sensem. Znam tylko jego imię i wciąż woła
swoją mamę. Czy nic mu nie będzie?

~ 95 ~
- Jego długoterminowe rokowanie powinno być dobre, ale pasożyty narobiły szkód
w jego ciele. Pełne wyzdrowienie zajmie mu kilka tygodni.

Na twarzy Wilmy pojawiła się ulga.

- Myślę, że jest z obszaru portu kosmicznego miasta. – Wskazała na parę butów w


rogu klatki Neda. – Widzisz szary kurz przylepiony do nich? W tej części miasta,
ziemia pokryta jest popiołem. Tam spalają śmieci z dostaw zaopatrzenia. Zauważyłam
to, kiedy udało mi się namówić go do zdjęcia butów podczas jednej z jego świadomych
chwil, żeby poczuł się bardziej komfortowo.

- Dziękuję za podzielenie się tym. Będziemy w stanie zidentyfikować go na


podstawie DNA, kiedy wyjdziemy z bunkra, jeśli nadal będzie nieprzytomny w tym
momencie. Flota ma dostęp do bazy danych kolonii, a on ma tyle lat, że został
przetransportowany na tę planetę – poinformowała ją Jessa. – Wszystkie cywilne
transporty kolonii zachowują zapisy DNA. – Nie zamierzała wspominać, że robili to, by
móc zidentyfikować ciała, jeśli ktoś umrze.

Maith odprowadził kobietę. Jessa patrzyła jak odchodzi z zaniepokojoną kobietą w


ciąży. Wilma musiała oprzeć się ciężko na wysokim Veslorze i wydawała się chwiać na
nogach.

Jessa sprawdziła nastolatka i zobaczyła, że jego funkcje życiowe się stabilizują.


Niewiele, ale to była poprawa. Ponownie sprawdziła badanie krwi, którą pobrała,
dokładniej przeglądając wyniki. Tylko przypuszczała, że był narażony co najmniej trzy
tygodnie wcześniej, biorąc pod uwagę wskaźnik infekcji.

Jessa usiadła na piętach i wpatrywała się w twarz chłopaka. Uzyskanie dostępu do


Prissy było trudne. Na ograniczonej planecie nie mieszkali koloniści. Tylko górnicy,
wszyscy zaszczepieni przeciwko infekcji.

Transporty firmowe mogły odbierać skały quintwinu tylko po tym jak zostały
odkażone. Skały były jedynymi rzeczami, które mogły opuścić tę planetę. Były
transportowane w ładowniach bez powietrza lub ciepła, by upewnić się, że żadne żyjące
zarodniki nie przetrwają. Jako ostatni środek ostrożności, ładunek zawsze był
poddawany kwarantannie i ponownie sprawdzany przed przewiezieniem do miejsca
przeznaczenia. Załogi tych statków również musiały być zaszczepione. Wszystko
obracające się wokół wydobycia na Prissa, było ściśle regulowane.

Nastolatek był za mały, by pracować na Prissie lub na statku transportowym firmy.


A Torid nie miała dużego ruchu. Frachtowce dostawcze i okazjonalne zespoły
inspekcyjne Zjednoczonej Ziemi były jedynymi oficjalnymi gośćmi. Zatem to była

~ 96 ~
kolejna tajemnica.

Wstała i zamknęła apteczkę, wzięła wtryskiwacz z kosmiczną szczepionką i poszła


złożyć wizytę Carltonowi George'owi. Udało mu się obniżyć pokrywę toalety, żeby
użyć ją jako poduszkę, gdy obejmował podstawę.

- Hej, gnoju. Musimy porozmawiać.

Carlton poderwał głowę i spojrzał na nią groźnie.

- Zabiję cię, suko.

Położyła swoją apteczkę na podłodze, daleko poza jego zasięgiem w otwartych


drzwiach do łazienki.

- Nie, jeśli najpierw umrzesz. Porozmawiajmy o nastolatku zamkniętym w klatce w


korytarzu. Wiedziałeś, że jest chory?

Mignięcie przerażenia na jego twarzy wskazało, że nie jest zaskoczony.

- Ma chorobę Prissy. Wiedziałeś o tym? Ma stuprocentowy wskaźnik umieralności,


jeśli nie zostanie poddany leczeniu i jest wysoce zaraźliwy. Na szczęście dla mnie,
jestem specjalistką z Defcon Red, więc mam jedno z tych dziecinek. – Podniosła
wtryskiwacz w swojej dłoni i pomachała nim. – Zasadniczo jestem lekarzem, ale
specjalizuję się w kosmitach. Każdy inny lekarz floty mógł zdiagnozować chłopca, ale
musieliby zamówić transport, żeby przyleciał tutaj z lekarstwem. Na szczęście, zawsze
podróżuję z tym specjalnym wstrzykiwaczem wypełnionym szczepionkami na znane
kosmiczne wirusy i choroby.

Carlton dalej wpatrywał się w nią gniewnie… ale jego spojrzenie przemknęło na
chwilę na urządzenie w jej dłoni.

- Ostatecznie powiem Maithowi, żeby przeniósł cię do jednej z tych klatek. Cały
pokój jest zainfekowany. Od ciebie zależy, czy cię zaszczepię, czy pozwolę pasożytom
zaatakować twoje ciało. Będziesz miał trzy do czterech tygodni zanim umrzesz… chyba
że masz jakieś podstawowe problemy zdrowotne. Wtedy może wytrzymasz dziesięć
dni.

Carlton zbladł.

- Pierwszym objawem jest wysypka i swędzenie skóry, gardło będzie zachrypnięte.


Potem doświadczysz dreszczy i gorączkę. Kaszel jest tak mocny, że czujesz się, jakbyś
chciał wypluć płuca. Następnie pojawiają się skurcze mięśni. Bolesne, które sprawią, że
poczujesz się, jakbyś został pobity do piekła i z powrotem. Każdy cal ciebie będzie

~ 97 ~
bolał. – Zamilkła. – W końcu będziesz majaczył, rzadko będziesz przytomny i będziesz
cierpiał na gwałtowne drgawki aż do śmierci. Nie najgorszy sposób na śmierć. Wierz
mi. Choroba Cuga to jeszcze większy koszmar. Zmienia twoje narządy wewnętrzne w
papkę i wykrwawiasz się. Oczami, uszami, tyłkiem… do diabła, sikasz krwią.
Wymiotujesz. Wstrętna pieprzona rzecz. Większość ludzi zabija się, gdy ją złapią,
zanim nadejdzie pomoc. Taka jest bolesna i straszna.

Carlton zadrwił.

- Nie zrobisz tego. Musisz podzielić się lekarstwem, jeśli je masz. Jesteś
pieprzonym lekarzem.

- Już zaszczepiłam siebie, obcego i dwoje niewinnych ludzi, których zamknąłeś.


Zostały mi tylko trzy dawki – skłamała. – A was jest czterech żyjących dupków. To
oznacza, że jeden z was ma przerąbane, dopóki pomoc nie będzie mogła wykopać sobie
drogi tutaj. Jak myślisz, kto powinien otrzymać dawkę? Twój cenny gubernator? Może
strażnik lub ta kobieta? Decyzje, decyzje. – Postukała wtryskiwaczem o nogę. –
Porozmawiajmy… albo to na pewno nie będziesz ty.

Cały kolor spłynął z jego twarzy.

- Ten biedny dzieciak jest tak strasznie wyniszczony, że chociaż wyzdrowieje,


będzie potrzebował tygodni, by odzyskać siły, nawet żeby wziąć prysznic, czy chodzić
bez pomocy. Pasożyty lubią żywić się na mięśniach. Skąd pochodzi dzieciak? Jak się
zaraził? Potrzebuję szczegółów. Mam dość pytań bez odpowiedzi.

Carlton wciąż spoglądał na wtryskiwacz.

- Kłamiesz. – Jednak nie wyglądał na przekonanego o własnych słowach. Nie ze


strachem, który błysnął w jego oczach.

- W porządku. Pójdę teraz po Maitha, żeby wsadził cię do klatki obok tej dzieciaka.
Zostaniesz zarażony w sekundzie, w której zostaniesz wciągnięty do tego pokoju.

- Ty suko!

- Tak, jestem. – Skrzyżowała ramiona i oparła się o drzwi. – Ciesz się wysypką.
Pojawi się w ciągu godziny od ekspozycji.

- Przysięgnij mi, że jedna z tych dawek jest moja!

Nie spieszyła się, zdając się zastanawiać dla jego dyskomfortu.

- Dobrze. – Skrzywiła się. – Ale chcę szczegółów. Mnóstwo ich.

~ 98 ~
- Czasami kupujemy od niezależnych dostawców. Jeden z nich obiecał nam coś
rzadkiego, ale kiedy przyleciał, nie skontaktował się z nami przed lądowaniem. To
postawiło nas w pogotowiu, bojąc się ataku. Jeden z załogi wytoczył się z ich statku i
upadł. Dzieciak śmieciarz, który przesiaduje w porcie, przeszukiwał pojemniki na
śmieci na rzeczy uszkodzone w transporcie. Wielu tych bezwartościowych drani grzebie
w nich zanim pojemniki zostają spalone. Członek załogi miał konwulsje. Dzieciak
podbiegł mu pomóc.

- Założę się, że nikt inny tego nie zrobił.

- Tylko idiota by to zrobił! Zamknęliśmy obszar i wysłaliśmy odpowiedni zespół


medyczny. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widzieli. Cała załoga była zbyt chora,
by mówić, a jeden z nich już zmarł. Poddaliśmy statek kwarantannie, przenieśliśmy go
w bezpieczne miejsce, a potem zniszczyliśmy. Rodney chciał wrzucić dzieciaka do
statku zanim go zniszczymy, ale zespół medyczny chciał go zbadać, więc umieściliśmy
go tutaj. Strażnicy, którzy go karmią, wiedzieli, żeby go nie dotykać i nie zbliżać się
zbytnio.

- Idiota. Masz szczęście, że to nie rozprzestrzeniło się na całą kolonię. Dlaczego nie
wezwaliście pomocy?

Zacisnął mocno usta.

- Dobrze. Niech zgadnę. Ci niezależni dostawcy nie są legalni i nie chcieliście, żeby
Zjednoczona Ziemia czy flota dowiedziały się o tym.

- Powiedziałem ci jak dzieciak zachorował i dlaczego jest tu zamknięty. Chcę


lekarstwo.

- Jak zdobyłeś zamek Deki do bunkra?

Wzrok Carltona umknął.

- Nie wiem, o czym mówisz.

- Nie dzielę się dawkami z kłamcami. A tobie słabo idzie. Odpowiedz na pytanie.

Zawahał się.

- To był Rodney. Nie ja. Czasami handluje za rzeczy z kosmitami. Kilku z nich nas
odwiedziło.

- Którzy?

- Kurwa, nie wiem!

~ 99 ~
- Opisz, jak wyglądali.

Skrzywił się.

- Nienawidzę kosmitów. Rodney nigdy nie kazał mi się nimi zajmować. Gdyby
spróbował, odmówiłbym. Dobry kosmita to martwy kosmita. Nie miałem zamiaru
zostać zamordowanym, ponieważ Rodney chciał handlować. Nie mam pojęcia jak
wyglądali, ponieważ przebywałem daleko od portu, kiedy wylądowali.

- Właściwie wierzę, że unikałbyś ich za wszelką cenę.

Podeszła do niego i przytknęła wstrzykiwacz do jego gardła, podając mu dawkę.

- Dotrzymuję słowa. – Potem wzięła swój zestaw medyczny i wróciła do nastolatka,


żeby go sprawdzić. Stan Neda wciąż się poprawiał.

~ 100 ~
Rozdział 8

Maith przyniósł Jessie gorący posiłek. Znalazł ją siedzącą na podłodze obok klatki z
chorym młodym. Miała zamknięte oczy, ale jej oddech był za szybki na sen. Przykucnął
i dotknął jej.

Jessa otworzyła oczy i napotkała jego spojrzenie.

- Musisz jeść. – Wyciągnął tacę z jedzeniem i piciem.

Skrzyżowała nogi i wzięła ją, jej wzrok opuścił jego, by przyjrzeć się chłopcu na
łóżku.

- Wygląda lepiej. Powinnam przeprowadzić kolejny skan.

- Zrobię to. – Otworzył jej apteczkę i wykonał skan. – Poprawia się. Jest stabilny.

- Wiem. Prawdopodobnie nie przetrwałby dłużej niż kolejny dzień lub dwa. –
Wypowiedziała te słowa cicho, otwierając napój i pociągając łyk. – Gdzie jest Wilma?
Co z nią?

- Zabrałem ją do jednej z prywatnych sypialni i zostałem do czasu, gdy wzięła


prysznic, by upewnić się, że nie potrzebuje pomocy. Wyszukałem jej również nowe
ubranie. Odpoczywa.

- Zjadła?

Pokiwał głową.

- Oboje zjedliśmy.

- Dobrze. Powinniśmy chyba przeciągnąć strażnika, sukę i gubernatora do tych


pozostałych klatek. Musimy tylko znaleźć klucze.

- Były w pokoju ochrony. – Wyjął z kieszeni zbyt małych spodni dresowych karty
do zamków. – Próbowałaś spać? Możesz wypocząć w jednym z tych prywatnych
apartamentów.

- Nie jestem zmęczona. Trochę medytowałam. – Odgryzła kęs mięsnego pasztecika


ze swojego talerza i skrzywiła się. – To nie jest mój ulubiony smak, ale wystarczy. –
Wzięła kolejny mały kęs. – Wyobrażałam sobie, że jestem wszędzie, tylko nie
wewnątrz tego bunkra. To pomaga. Odkładam też przeniesienie tych martwych ciał. To

~ 101 ~
jest zadanie, którego się boję, ale trzeba to zrobić.

- Już to zrobiłem.

Wyglądała na zaskoczoną.

- Przeniosłem je do pokoju, gdzie znajdują się pierwsze zamrażarki. W


zamrażarkach nie było miejsca, ale położyłem je na podłodze.

- Powinieneś przyjść i poprosić mnie o pomoc.

- Nie było potrzeby. Roth skontaktował się ze mną. Powinni być w stanie zacząć
nasz ratunek w ciągu kilku godzin. Teren wokół rezydencji został ustabilizowany i
wszyscy ranni zaopiekowani.

- Jak źle jest tam na górze? – Zerknęła na chwilę na sufit zanim napotkała jego
wzrok. – Poradzę sobie z prawdą.

- Cały budynek się zawalił. Bomby były dobrze umieszczone. – Usiadł wygodniej
na metalowej podłodze, siadając blisko Jessy. Nie wyglądała dobrze. Była zbyt blada i
niepokoił go jej nijaki ton. – Wydostaną nas stąd. Wymusiłem od Carltona kod do
schowka w głównym pomieszczeniu, gdzie znajdują się pompy tlenowe. Numery, które
mi podałaś, nie działały tam. Włączyły się, kiedy przestawiłem przełączniki. Będzie
dobrze, dopóki moja grupa i flota nie dotrą do nas.

Jessa zmusiła się do uśmiechu, ale wiedział, że jest fałszywy.

- Skrzywdziłeś go?

- Nie. Powiedziałem mężczyźnie, że wszyscy się udusimy, łącznie z nim, jeśli tego
nie zrobi. Chętnie podał mi kod i lokalizację. Chęć życia tego mężczyzny jest silna.

- Taa. To totalnym narcystyczny dupek.

- Nie znam tego słowa.

- Zrobi wszystko, by uratować własny tyłek. – Skończyła mięsny pasztecik i picie. –


Dzięki za obiad. – Spojrzała na zegarek i przewróciła oczami. – Ciągle zapominam, że
jest zepsuty. – Jej spojrzenie napotkało jego. – Która jest godzina?

- Jesteśmy tu od prawie pięciu godzin.

Jessa zamknęła oczy.

- Cholera. Mam wrażenie, jakby to były dni. – Otworzyła oczy i westchnęła. –


Powinniśmy zaciągnąć tu naszych więźniów i zamknąć ich zanim się obudzą. Zmienię

~ 102 ~
kod do drzwi do tego pokoju, na wypadek gdyby któreś z nich było w stanie wydostać
się z klatki. – Spojrzała na młodego. – Możesz podnieść Neda i zanieść go do
prywatnego pokoju? Byłoby mu tam wygodniej i nie ma mowy, żebym zostawiła go
samego z któryś z tych dupków. Zranili go wystarczająco, prawie go zabili. Zamierzali
pozwolić mu umrzeć zamiast poprosić flotę o pomoc medyczną. Ich lekarze nie mieli
pojęcia, co ma, lub jak to leczyć. Co wkurza mnie jeszcze bardziej. Co za leniwe dupki.

Nie zrozumiał.

- Leniwe?

- Ta kolonia powstała dziesięć lat temu. Prissa wydarzyła się sześć lat temu. Flota i
Zjednoczona Ziemia wysłali do wszystkich kolonii i stacji aktualne informacje o
nowych chorobach. Najwyraźniej nie zwracali uwagi na aktualizacje, inaczej
wiedzieliby, czym został zainfekowany i jak go wyleczyć.

- Obudził się i rozmawiał z tobą? Powiedział, że zamierzają pozwolić mu umrzeć?

Jessa pokręciła głową.

- Złożyłam wizytę Carltonowi zaraz po tym jak wyszedłeś z Wilmą.

To rozgniewało Maitha.

- Nie powinnaś zbliżać się do tego mężczyzny beze mnie w pobliżu.

- Nadal jest przykuty w toalecie. – Postawiła tacę pod łóżkiem i chciała wstać.

Maith szybko wstał i pomógł jej. Poczuł, że jej ręka drży trochę w jego. Przyjrzał
się jej twarzy.

- Dobrze się czujesz? Ja dobrze się czuję po twojej szczepionce. Są konsekwencje?


Wilma stała się śpiąca. Czy to normalna ludzka reakcja?

- Gdybym była w ciąży i była trzymana w niewoli przez tych dupków, też byłabym
wycieńczona. – Posłała mu kolejny fałszywy uśmiech. – Zmodyfikowałam szczepionkę
od tej oryginalnej. Nie ma skutków ubocznych, gdy jest podana zdrowym ludziom jako
środek zapobiegawczy. Niektórzy mogą odczuwać łagodne bóle ciała, ale to wymaga
godzin rozprzestrzenienia się i tylko tak długo trwa.

- Trzęsiesz się. – Przytrzymał jej rękę, kiedy próbowała ją zabrać. Podszedł bliżej. –
Chyba powinnaś odpocząć. Poradzę sobie z przeniesieniem ludzi tam, gdzie powinni
być.

- Nic mi nie jest. Naprawdę. Jedzenie pomoże. To stres od wszystkiego.

~ 103 ~
- Moja grupa i flota wydostaną nas, Jesso.

- Wiem. – Ścisnęła jego dłoń i jeszcze raz spróbowała ją wyrwać. – Przenieśmy tu


wszystkich, a potem mogę się położyć. Chociaż wątpię, czy będę spać. Dopiero jak stąd
wyjdę.

Puścił ją.

- Powiedz mi prawdę, Jesso. Jak głęboki jest twój strach?

Spojrzała mu w oczy.

- To nie tyle strach, co niepokój. – Zamilkła. – Jakieś siedem w skali od jednego do


dziesięciu. Jednak trzymam się. Obiecuję, że się nie rozpadnę. Ale cierpię na koszmary
senne. Duże pass na to.

Maith delikatnie podniósł ludzkiego mężczyznę. Prawie w pełni dorosłe młode


potrzebowało kąpieli, ale zajmą się tym później, kiedy człowiek się obudzi. Jessa niosła
swoją apteczkę i otwierała mu drzwi, a potem odciągnęła nakrycie na łóżku, kiedy
weszli do prywatnej sypialni.

Chłopak ani razu się nie poruszył. Jessa ponownie go przeskanowała i przyciemniła
światła, ale zostawiła je włączone na tyle, by mógł zobaczyć, że nie jest już w klatce,
jeśli się obudzi. Odwróciła się do niego i skinęła głową.

- Ma się coraz lepiej. Pasożyty obumierają. Jednak wciąż ma ich dość, by zarażać.
Muszę zaszczepić tych trzech zbirów w głównym pokoju. – Wyjęła wstrzykiwacz i
skaner, chowając je do kieszeni. – Chodźmy ich przenieść. Ty ciągniesz, ja otwieram
drzwi.

Maith podał jej karty do zamków do klatek. Poszli ramię w ramię do głównego
obszaru bunkra. Strażnik, kobieta i gubernator wciąż byli nieprzytomni. Jessa
przeskanowała ich i wstrzyknęła każdemu szczepionkę.

- Mogę złapać sukę, jeśli pociągniesz strażnika.

- Dam radę. – Nie chciał, żeby robiła jakikolwiek fizyczny wysiłek. Jessa wyglądała
na wyczerpaną.

- Będzie szybciej, jeśli popracujemy razem. – Wsunęła karty do kieszeni i zaklęła. –


Zapomniałam zabrać coś do przecięcia więzów.

- Pozwól mi. – Maith wypuścił pazury i przeciął je najpierw u kobiety, zanim zrobił
to samo u mężczyzny.

~ 104 ~
- Częściowa przemiana to całkiem fajna rzecz, żeby móc to zrobić.

- Tak. – Chwycił mężczyznę za nadgarstki i zaczął ciągnąć go za sobą po podłodze.


Jessa zrobiła to samo z kobietą. Musiał zwolnić tempo, by mieć ją w zasięgu wzroku.
Dotarli do pomieszczenia, w którym znajdowały się klatki, ale kiedy wbił kod, nie
zadziałało.

- Przepraszam. – Jessa nie mogła złapać tchu. – Spróbuj ponownie. Właśnie


wysłałam nowy kod. Już je zmieniłam i usunęłam te fabryczne.

Z szarpnięciem otworzył drzwi i zablokował je, po czym wciągnął mężczyznę do


pokoju. Sześć klatek pozostało nieuszkodzonych. Poczekał, aż Jessa puści kobietę i
przekaże mu kartę. Przejechał nią po skanerze i zamek klatki otworzył się. Zostawił
mężczyznę na metalowej podłodze po tym jak zobaczył, że Jessa robi to samo z jej
więźniem. Zamknęli klatki i wrócili po gubernatora.

- Nie masz nic przeciwko, żeby go ponieś? Wiem, nie jest lekki, ale nie chcę, żeby
jego rana ponownie się otworzyła od jakiś wstrząsów.

- Oczywiście. – Starszy ludzki mężczyzna ważył więcej niż większość. To nie był
problem dla Maitha. Jessa prowadziła i otworzyła klatkę. Wszedł i delikatnie położył
mężczyznę na łóżku, które rozłożyła.

- Prawdopodobnie powinniśmy przenieść też Carltona, ale nie masz nic przeciwko,
jeśli zrobimy to później? Kiedy ta trójka się obudzi, będziemy musieli ich nakarmić. –
Zachichotała. – Założę się, że będą naprawdę nieszczęśliwi, kiedy obudzą się w ich
nowej rzeczywistości.

- To cię bawi?

- Tak – przyznała. – Staram się nie chować urazy, ale jestem tylko człowiekiem. –
Tym razem jej uśmiech był prawdziwy. – Nie jesteś na nich choć trochę wkurzony?

- Już nie. Teraz nie stanowią dla nas zagrożenia.

- Jesteś super kosmitą. – Mrugnęła i odwróciła się, wychodząc z pokoju.

Maith poszedł za nią, zastanawiając się, co oznaczało to mrugnięcie. Niektórzy


ludzie robili to, żeby pokazać seksualne zainteresowanie. Wątpił, by to był jej powód.

Jessa czekała w korytarzu. Wpatrywała się w blokadę zamka, kiedy zamknął za


nimi drzwi.

- Co robisz?

~ 105 ~
- Mają ustawienie alarmu, jeśli ktoś pogrzebie w panelu. Włączyłam go. Jeśli wyjdą
ze swoich klatek, będziemy o tym wiedzieć. – Teraz też wyszeptała mu nowy kod
numeryczny do drzwi.

- Wątpię, że się uwolnią.

Oparła się o ścianę.

- Lubię być bezpieczna niż żałować. Poza tym, chociaż te klatki wyglądają na
solidne, nie są prawdziwymi celami. Jestem całkiem pewna, że duży strażnik bierze coś
na wzmocnienie mięśni. Dlatego wybrałam go na potencjalnego dawcę krwi. Wydawał
się być największym zagrożeniem. Zgaduję, z widzianych oznak, że jest uzależniony od
koropiana.

- Co to jest?

- To nielegalny wzmacniacz mięśni. Flota nie pozwala ich mieć na pokładzie.


Każdy, kto zostanie przyłapany na ich braniu, zostaje poddany detoksowi i ukarany
grzywną. Zrób to trzy razy i wywalą cię bez odprawy.

- Dlaczego myślisz, że je bierze?

- Był trochę nerwowy, nie mówił dużo i ciągle przenosił swój ciężar z nogi na nogę.
Miał też przekrwione oczy i często zaciskał szczękę. Powodem, dla którego flota
zakazuje używania tego, podobnie jak większość kolonii i stacji, jest to, że długotrwałe
używanie powoduje, że użytkownicy stają się wyjątkowo agresywni. Nie czują bólu
podczas szaleństwa i to trochę smaży ten mały mózg, jaki mają, dopóki nie zrobią
naprawdę głupiego gówna, które stopniowo się pogarsza. Powszechna jest też paranoja.
Zaczynają myśleć, że wszyscy chcą ich złapać. Stąd przemoc. – Przetoczyła ramionami.
– Do tego, widziałeś jego rozmiar? To nie było normalne. Pracujesz z zespołami
zadaniowymi. Niektórzy z nich są całkiem napakowani… ale nie tak jak on.

- Myślisz, że jest wystarczająco silny z tymi narkotykami, że się uwolni?

- Może. To, co mu dałam, utrzyma go łagodnym przez chwilę po tym jak się obudzi,
a potem zmierzy się z odstawieniem tego, co brał. Między tymi dwoma, mam nadzieję,
że nie przetestuje drzwi klatki. Kiedy pozbędzie się koropianu, nie będzie chciał się
ruszać od masywnej migreny, na którą będzie cierpieć. Doświadczy wrażliwości na
światło, a za dużo poruszania się wywoła u niego mdłości. Ten narkotyk jest trudny do
usunięcia, ale nie jest śmiertelny. Jednak długoterminowe stosowanie już tak. Działa na
serce i powoduje uszkodzenia narządów.

- Dużo wiesz o ludziach jak na lekarza kosmitów.

~ 106 ~
- Technicznie jestem jednym i drugim. I mam zbyt dużo czasu, więc wciąż się uczę,
ponieważ pewna grupa Veslorów nie pozwala mi się zbadać. – Uśmiechnęła się. –
Obwiniam cię za całą wiedzę, jaką zdobywam podczas czytania, ponieważ jestem
znudzona. Nie wszystkie nowe gówna, które widzą lekarze, wkraczają do ich
Medycznego.

Był zaskoczony, że powiedziała to bez gniewu.

- Nasz król mógł wysłać nas do twojej floty, ale nie chciał, żebyśmy dzielili się za
dużo z ludźmi.

- Racja. Na przykład waszą technologią. Zauważyłam, że nie używasz skanera floty,


i nie wszystkie twoje zapasy z apteczki pochodzą z Medycznego.

- Niewielu ludzi zauważa takie rzeczy. Praca z tym, z czym jestem zaznajomiony
jest łatwiejsza. Komandor Bills przysiągł, że nikt nie dotknie mojej apteczki ani nie
zapyta, co jest w środku. Szanuje nasze życzenia.

- Jest dobrym dowódcą. Pracowałam z kilkoma gównianymi. Kocham być na


Defcon Red najbardziej ze wszystkich przydziałów, do których mnie wysłano odkąd
skończyłam osiemnaście lat. Bills pozwala mi robić moją pracę bez nakładania na mnie
ograniczeń i dał mi to niesamowite laboratorium.

- Abby mu ufa, więc moja grupa też. Powiedziała, że Howard jest dla niej rodziną.
To czyni go również naszą.

Jessa odepchnęła się od ściany.

- Powinieneś odpocząć. Wezmę pierwszą wachtę.

- Ustawiłaś alarm, żeby się włączył, gdyby ludzie wydostali się z klatek. Oboje
powinniśmy odpocząć przez kilka godzin zanim sprawdzimy młode i kobietę w ciąży.
Zamknięci ludzie będą potrzebowali jedzenia i picia po przebudzeniu.

- Nie zasnę. Pójdę nakarmić Carltona, a potem zerknę na te akta w pokoju ochrony.
- Rysy jej twarzy stwardniały. – Mamy trochę czasu do zmarnowania.

- Wkrótce zostaniemy uwolnieni – przypomniał jej.

- Wiem. Po prostu chcę być zajęta.

- Odpocznij, gdy ludzie śpią.

- Nie zaryzykuję koszmarów, Maith, a zbyt dobrze siebie znam. Tak się stanie.

~ 107 ~
- Przynajmniej usiądź i zrelaksuj się. Medytuj. – Zapamiętał to słowo. – Prześpię się
trochę. Potrzebuję godziny lub dwóch. Nie odpocząłem dobrze na ostatniej zmianie.

- Ponieważ bałeś się, że ktoś spróbuje zabrać mnie z twojego namiotu? – Podeszła
bliżej. – Dzięki za to. Dobra… powiem ci coś. Idź spać, a ja zamknę się w pokoju
ochrony. Co ty na to? Jesteśmy jedynymi tu na dole, którzy mają nowe kody dostępu.
Będę tam bezpieczna, jeśli nasi więźniowie uciekną.

Delikatnie ujął jej ramię.

- Odpoczniemy razem. Będę spał na łóżku, a ty możesz zająć miejsce siedzące. Nie
wściekaj się, ale wyglądasz na zmęczoną. Twoje ciało potrzebuje odpoczynku, nawet
jeśli nie twój umysł.

- Kanapa – westchnęła, pozwalając mu zaprowadzić się do jednego z nieużywanych


mieszkań. Otworzył drzwi i włączył światła zanim je przyciemnił.

- Kanapa – powtórzył. – Opieranie się na nich jest dziwne.

- To totalna rzecz Veslorów. My, ludzie, lubimy się o coś oprzeć zamiast siedzieć
okrakiem na wyściełanym szezlongu. Tak nazywamy na Ziemi niektóre kanapy bez
oparcia.

- Lubimy wyciągać się na nich i pozwalać, by nasze kończyny zwisały.

- Oczywiście, że tak.

Maith spojrzał na nią, żeby zobaczyć, czy powiedział coś, co ją zdenerwowało, ale
ona się uśmiechała. Wskazał na łazienkę.

- Mogę zdobyć dla ciebie ubranie, jeśli pierwsza chcesz wziąć prysznic. Planuję
wziąć go przed snem. Już przyniosłem do tego pokoju zapasowe ubranie dla mnie. Jest
najbliżej klatek.

- Nie trzeba. Nie opryskano mnie krwią tak jak ciebie. Idź pierwszy. – Podeszła do
kanapy i usiadła.

Zawahał się, patrząc jak pochyla się, by zdjąć obuwie. Wydawało się, że
przynajmniej rozsiadła się komfortowo. Wszedł do łazienki i rozebrał się, odkręcając
prysznic. To była ciasna przestrzeń, zbudowana dla ludzi, ale woda była gorąca.

Kiedy skończył, założył kolejną parę tego, co ludzie nazywali dresami. W jednym z
pudeł, które wcześniej przeszukał, była ich duża torba. Pasowały lepiej niż inne
spodnie, które znalazł w kolejnym pudle. Przynajmniej materiał na odzież do ćwiczeń

~ 108 ~
rozciągał się i prawie sięgał do kostek.

Nie zawracał sobie głowy koszulą. Te ludzkie, zgromadzone w bunkrze, były za


małe i niewygodne. Będzie musiał wyczyścić buty przed ratunkiem. Zostały z jego
zakrwawionym mundurem w głównym pokoju, gdzie zabił strażników rezydencji.

Wyszedł z łazienki, gotów zapytać Jessę, czy chce, żeby sprawdził, co u innych
ludzi zanim pójdzie spać. Pytanie nigdy nie opuściło jego ust.

Oddech Jessy był wolny, jej oczy zamknięte. Podkradł się bliżej, już wiedząc, że
zasnęła. Jej głowa była pochylona pod dziwnym kątem. Niektórzy ludzie z zespołów
zadaniowych narzekali na złe spanie i dostawali skurczu szyi.

Bardzo ostrożnie dotknął Jessy. Nie poruszyła się. Ustawił się, aż jego ramiona
znalazły się pod jej ciałem, a potem delikatnie ją podniósł, niosąc ją na pobliskie łóżko i
kładąc ją na nim. Nie obudziła się, kiedy cofnął ramiona. Zamiast tego lekko
zmarszczyła nos i odwróciła się na bok, pocierając twarzą o poduszkę, która była pod
jej głową.

To był dobry moment, żeby poszedł znaleźć dla niej zapasowe ubranie, kiedy będzie
brała prysznic. Po cichu wyszedł i udał się do głównego obszaru bunkra i przeszukał
pudła. Jedno z nich było oznaczone dla kobiet. Rozerwał je i spojrzał na zdjęcia na
zapieczętowanych paczkach. Wyglądały na koszulki i dolne połowy sukienek. Złapał po
jednym z każdego i wrócił do Jessy. Spała dalej. Umieścił paczki w łazience, a potem
zatrzymał się po wyjściu.

Łóżko było duże… ale nie śmiał dzielić go razem z nią. To nie było właściwe.

Podszedł do kanapy, jego usta wykrzywiły się w cichym szyderstwie. Nienawidził


oparć na nich. Niemożliwe było wygodnie ułożyć się na czymś, gdzie nie mógł
swobodnie opuścić kończyn po obu stronach. Wyciągnął się najlepiej jak mógł i
odchylił głowę do tyłu, by oprzeć ją na bocznym oparciu. Musiał położyć stopy na
drugim oparciu, ponieważ nie pasował. Większość ludzkich kanap była za krótka dla
Veslorów.

Prześpi się szybko. Najwyżej godzinę lub dwie. Był zahartowanym wojownikiem
przyzwyczajony do braku snu, ale też potrzebowali odpocząć. Żadne niebezpieczeństwo
nie mogło dotrzeć do nich zamkniętych w prywatnych mieszkaniach. Czterech ludzi,
których schwytali, nie stanowili zagrożenia. Wcześniej ukrył całą broń w pokoju
ochrony. Mieliby zerową szansę przeciwko Veslorowi w walce wręcz.

Maith zamknął oczy i odtworzył dzień. Zalała go duma za siłę i determinację Jessy,

~ 109 ~
jakie pokazała. Nie polubił jej, kiedy się poznali. Irytowała go. Zwłaszcza kiedy jego
grupa wzięła partnerki i ludzka specjalistka zaprzyjaźniła się z ich kobietami. Musiał
mieć z nią do czynienia podczas narodzin bliźniaków Gnawa i Darli.

To wspomnienie sprawiało, że warczał z frustracji, ale teraz odkrył, że się uśmiecha,


gdy przypomniał sobie jak nadepnęła na jego stopę i łokciem odepchnęła go z drogi, by
przyjąć drugie młode. Mały człowiek nie zamierzał pozwolić mu zagarnąć te dzieci. To
były słowa, które syknęła do niego.

Nigdy nie przestała mu się sprzeciwiać i nie okazywała strachu. Zwykle myślał, że
jest szalona i nie ma wewnętrznego instynktu przetrwania, ponieważ wydawała się nie
zdawać sobie sprawy, że mógł stanowić poważne zagrożenie, gdyby chciał ją
skrzywdzić.

Wierzył też, że jest niegrzecznym i nie do polubienia człowiekiem. Ale Jessa nie
była żadną z tych rzeczy, teraz, gdy poznał jej historię. Miała rany w swoim sercu z
powodu utraty rodziny i bycia samą przez tak długi czas. Nie mógł sobie wyobrazić jak
by to było stracić część swojej grupy z powodu śmierci, a potem ktoś trzyma jedynego
pozostałego z dala od niego.

To wyjaśniało, dlaczego potrafiła być taka kłująca. Ból spowodowałby, że to


zdarzyłoby się nawet u Veslorów. Jessa nie była złośliwa tak po prostu. Była jak ranne
zwierzę, gryząc każdego, kto podejdzie zbyt blisko. To był jej sposób na ochronę siebie,
ponieważ nie było nikogo, kto by się nią opiekował.

Postanowił częściej włączać ją do swojej grupy i nie narzekać, kiedy zostanie


zaproszona na obiad. Właściwie, poprosi ich, by zapraszali ją do wszystkich ich działań.
Nie powinna już nigdy być sama. Zwłaszcza po ty, przez co właśnie przeszli.

Jessa zabiła ludzi, by chronić siebie i jego. Wiedział, że to wywoła jej cierpienie.
Musiała też na nowo przeżywać uwięzienie pod ziemią. Potrzebowała wsparcia, by w
pełni dojść do siebie. Jego grupa może jej to dać.

Po podjęciu decyzji, Maith odepchnął wszystkie inne myśli i wreszcie zasnął.

~ 110 ~
Rozdział 9

Jessa obudziła się z bólu i w całkowitej ciemności. Próbowała się przewrócić, ale
coś ciężkiego wzdłuż jej boku powstrzymywało ją od poruszenia czymś więcej niż ręką.
To było zwinięte przy jej klatce piersiowej, blisko brody. Cokolwiek przykrywało jej
ciało bolało. Każda jej część bolała. Zwłaszcza jej twarz. Spróbowała odwrócić głowę,
ale agonia sprawiła, że krzyknęła.

- Jesso! Żyjesz. – W ciemności usłyszała głos swojej starszej siostry. Dzieliły pokój,
a ich łóżka były oddalone od siebie o około pięć kroków. Anabel pociągnęła nosem. –
Myślałam, że nie żyjesz.

- Coś jest na mnie. Pomocy!

Kolejne pociągnięcie nosem.

- Coś się stało – powiedziała Anabel, jej głos się łamał. – Przez głośniki alarmowe
podano ogłoszenie. Przyjdą po nas.

- Mama i tata?

Jej siostra znowu pociągnęła nosem, ale nic nie powiedziała.

- Anabel?

- To był dowódca bazy Tomes. Zdarzył się wypadek… ale wiedzą, że tu jesteśmy.
Wykopią nas. Powiedział, że zawaliły się dwa piętra, ale odczytują nasze oznaki
życiowe. Wiedzą, że tu jesteśmy, Jesso. Krzyknęłam, ale nie mógł mnie usłyszeć.
Wentylacja wciąż działa. Mogłam poczuć jak powietrze dmuchnęło mocno po tym jak
przemówił.

Jessa była zdezorientowana.

- Spadł na nas sufit. Dlatego nie możemy się ruszać. Ja też utknęłam. – Anabel
pociągnęła nosem. – Bardzo jesteś ranna?

Strach uciszył ją na słowa siostry.

- Jestem tutaj. Nie umieraj. Proszę, Tinker. Nie zostawiaj mnie. – Anabel zaczęła
płakać.

- Nie zostawię. – Fakt, że jej siostra nazwała Jessę jej pieszczotliwym imieniem,

~ 111 ~
którego używał ich ojciec, był jeszcze bardziej przerażający. Anabel używała go tylko
wtedy, gdy chciała być super miła, bo wydarzyło się coś naprawdę złego, jak wtedy gdy
umarła Nana Ann. Była jedyną babcią, jaką miały, i odwiedzała ich co roku na Marsie.

Anabel często się z nią bawiła w tym okropnym tygodniu po tej wiadomości,
nazywając Jessę jej przezwiskiem.

- Mów do mnie – błagała Anabel.

- Bardzo boli mnie głowa, a część mojej twarzy jest mokra. Nie mogę jej dotknąć.
Myślę, że płakałam.

- Ja nie czuję moich stóp – szepnęła jej starsza siostra. – Wszystko boli, ale nie tam.
Próbowałam poruszać palcami, ale nie sądzę, żeby działały.

- Idę do ciebie – obiecała Jessa. Odetchnęła głęboko i używając całej swojej siły, by
odeprzeć ciężar z siebie, spróbowała przetoczyć się na bok swojego łóżka.

Agonia sprawiła, że straciła przytomność.

- Jessa! – zaszlochała Anabel. – Proszę, mów do mnie. Powiedz coś!

Obudził ją dźwięk głosu siostry. Jej głowa bolała mocniej.

- Anabel.

- Nie ruszaj się – poprosiła jej siostra. – Długo mi nie odpowiadałaś. Po prostu leż
nieruchomo. Słyszałam twój krzyk, a potem nic. Nie ruszaj się, Tinker. Pamiętasz, czego
nauczyłyśmy się w szkole? Leż nieruchomo, jeśli jesteś ranna. Możesz mieć złamane
kości.

Jessa chciała spać. Kiedy to robiła, nie było bólu.

- Tinker! Powiedz coś. Nie umieraj!

- Boli – powiedziała swojej siostrze.

- Mnie też. Idą po nas. Słyszę maszyny. Słuchaj.

Jessa próbowała… ale następną rzeczą, jaką wiedziała to, że jej siostra ponownie
krzyczała na nią.

- Mów do mnie. Powiedz coś, Tinker!

- Jestem tutaj.

~ 112 ~
- Znowu nie było cię przez chwilę. Poruszyłaś się? Nie rób tego.

- Okej. – Jessa wysunęła palce w ciasną przestrzeń i znalazła swoje puchate


wypchane zwierzę. Próbowała przyciągnąć je bliżej, ale część niego była przez coś
trzymana. Ścisnęła lekko i korpus zabawki rozjarzył się. Wciąż działał. Miała osiem lat i
nie powinna potrzebować lampki nocnej, ale Nana kupiła jej Flag na jej piąte urodziny.
To była replika króliczka z Ziemi. Nigdy nie widziała żadnego na oczy, ale kochała go.

Ale blade światło z Flag ujawniło coś strasznego.

Widziała tylko jednym okiem. Całkowicie zakrywał ją duży pęknięty kawałek sufitu,
wisząc zaledwie kilka centymetrów nad jej twarzą. Z gruzów wystawał cienki metalowy
pręt, przyciskając się do boku jej nosa. Sekundy zajęło jej uświadomienie sobie, że to
może dlatego nie widzi swoim drugim okiem.

Metal był w jej głowie.

Jessa zaczęła krzyczeć.

- Jessa! – Duże dłonie trzymały jej twarz, gdy obudziła się gwałtownie, i spojrzała
w parę dziwnych zielonych oczu. W pokoju nie było całkiem ciemno i mogła wyraźnie
je zobaczyć. Źrenice były wąskie zamiast owalne.

Rozpoznała tę ciemną, przystojną twarz. Ona i Maith byli uwięzieni w bunkrze na


Torid… ale nic im się nie stało. Nie została pogrzebana pod gruzem na Marsie jako
ośmiolatka. To był koszmar.

- Zwolnij oddech – wychrypiał, pieszcząc jej twarz.

- Nic mi nie jest.

- Krzyczałaś.

- Przepraszam. – Potem się skrzywiła. Veslorowie byli wrażliwi na głośne dźwięki.


– Zraniłam ci uszy?

- Nie. Co cię przestraszyło? – Pochylał się nad nią, przycupnięty na boku łóżka, jego
pierś dotykała jej.

- Retrospekcje z mojego dzieciństwa. Teraz już jest dobrze. Przepraszam.

Nie usiadł ani nie uwolnił jej twarzy.

- Od kiedy jesteś uwięziona? Mówiłaś, że możesz mieć koszmary.

- Chciałabym się mylić. Uznałam, że jednak może być duże prawdopodobieństwo

~ 113 ~
tego, biorąc pod uwagę okoliczności. Nienawidzę mieć racji przez większość czasu.

Maith puścił jej twarz i wyprostował się.

Jessa podniosła się na tyle, by usiąść, i rozejrzała się po pokoju zanim spojrzała na
niego.

- Spałeś? Dlaczego jestem na łóżku?

- Zasnęłaś. Przyniosłem cię tutaj i, tak, spałem. – Podniósł swoją opaskę


komunikacyjną Veslorów. – Ponad trzy godziny. Wystarczy.

Czuła się winna. Jej krzyk najwyraźniej go obudził.

- Naprawdę przepraszam. – Sięgnęła do góry i odgarnęła włosy z twarzy.

Maith nagle chwycił jej rękę w swoją większą, marszcząc brwi.

- Ty drżysz.

- To była zła retrospekcja. Czułam się tak, jakbym nadal była uwięziona na moim
łóżku pod całym tym gruzem.

- To dlatego krzyczałaś?

Zawahała się, zastanawiając się, co mu powiedzieć.

- Już mówiłam ci o mojej siostrze i trochę o tym, co się stało. – Jessa przełknęła i
wzięła głęboki oddech. – To było straszne być uwięzionym pod gruzami w ciemności,
ale udało mi się znaleźć sposób, żeby to zobaczyć. To była zabawka ze światłem w
środku, którą dała mi moja babcia. Była w zasięgu ręki, bo zawsze z nią spałam.

Maith obserwował ją w milczeniu, nie mówiąc ani słowa.

Pomogło, kiedy zerwała z nim kontakt wzrokowy. Poszła o krok dalej i zamknęła
oczy, wskazując na swoją twarz.

- Zobaczyłam, dlaczego nie mogłam ruszyć głową. Pręt z tego, co kiedyś było
sufitem, przebił mi oko. – Zadławiła się trochę, gdy odwróciła głowę i wskazała obszar
tuż za swoją skronią. – Przebił mi oko i wyszedł tutaj. Ekipa ratunkowa musiała obciąć
pręt z obu stron, żeby mnie wydostać, bo nie mogli usunąć go na miejscu.

- Jessa – wychrypiał.

- Uświadomienie sobie, że mam tę rzecz w sobie, było po prostu przerażające…


miałam osiem lat. – Otworzyła oczy, żeby spojrzeć na niego. – Byłam pewna, że umrę.

~ 114 ~
Straciłam oko, musieli odbudować oczodół, żeby włożyć do mojego oka implant, i
dostałam niesamowite przeszczepy skóry, które usunęły wszelkie blizny. Część mojej
czaszki została zreplikowana w miejscu, w którym pręt wchodził w łóżko pode mną.
Czasami mam koszmary o tej chwili, kiedy zdałam sobie sprawę, co się ze mną stało…
tak jak teraz.

Przycisnął jej dłoń do swojej ciepłej, nagiej piersi.

- Teraz jesteś bezpieczna. Teraz jest teraźniejszość. Ale dotyk jest ważny. Czasami
przeżywamy nasze przeszłe bitwy i wtedy moja grupa przemienia się i śpi wokół
mężczyzny mającego trudności. To pomaga nam pamiętać, że jesteśmy ze sobą podczas
snu, by uniknąć złych wspomnień. Chcesz być trzymana? Poczujesz się lepiej.

Zaskoczona gapiła się na niego. Ostatnią rzeczą, jaką mogła sobie wyobrazić, to że
twardzi, niebezpieczni Veslorowie w zasadzie przytulali się do siebie w swoich
postaciach kosmicznych kotów.

- Dlaczego się zmieniacie?

Kąciki jego ust wykrzywił lekki uśmiech.

- Zawsze pytania.

- To jest dobre.

Zachichotał.

- Wydzielamy dużo ciepła, ale mniej się pocimy w naszej postaci bojowej. Jest
wygodniej.

- Czy to prawdziwy powód?

Kiwnął głową.

- To, i mężczyzna przeżywający przeszłość zwykle zmienia się ze stresu.


Zmieniamy się z nim. – Jego twarz spoważniała. – Nie dziel się tym z twoją flotą.

- Nie uwierzyliby mi, nawet gdybym to zrobiła. Nie wydajecie się być tulącymi się
typami. Ale nikomu nie powiem.

Przysunął się bliżej i podniósł ją, sadzając na swoich kolanach. Poprawił się i
przyciągnął ją bliżej, aż znalazła swój policzek przyciśnięty do jego piersi, a jego
ramiona obejmowały ją. Wtedy jego klatka piersiowa zaczęła wibrować, gdy znowu
wydał ten dziwny, ale dziwnie kojący dźwięk mruczenia.

~ 115 ~
Jessa rozluźniła się w jego objęciach i pozwolił jej dotknąć dłonią swojej klatki
piersiowej. Te delikatne wibracje były niesamowite. To było… pocieszające. Był ciepły
i czuła się bezpieczna.

- Dziękuję.

Zaczął delikatnie pocierać jej plecy. Jessa zamknęła oczy i wciągnęła jego zapach.
Maith pachniał cudownie. Zawsze tak było. Teraz bez wątpienia wiedziała, że to nie
było mydło ani szampon, którego używał, ponieważ wziął prysznic bez swoich rzeczy,
gdy byli tu uwięzieni. To był po prostu on. To było obce, ale ponętne, tak bardzo, że
chciała go polizać, by zobaczyć, czy smakował tak samo pysznie.

Powinna zrobić tuzin innych rzeczy. Jessa musiała sprawdzić swoich pacjentów,
następnie upewnić się, że więźniowie są nadal zabezpieczeni w klatkach. Carlton wciąż
obejmował toaletę. Nic z tego nie miało znaczenia, gdy miała zamknięte oczy i cieszyła
się uczuciem trzymania jej przez Maitha. Jego skóra była zbyt kusząca, by nie musnąć
jej opuszkami palców, ponieważ był bez koszuli. Może nawet otrze się o niego
policzkiem.

Dudnienie ustało i Maith podniósł głowę. Poczuła też jak jego ramiona napięły się.
To spowodowało, że otworzyła oczy.

- Co jest? Usłyszałeś coś?

Jego zielone spojrzenie skupiło się na niej.

- Ja… muszę iść. – Zdjął ją z siebie, posadził na łóżku i szybko wstał. Podszedł do
drzwi, ubrany tylko w spodnie, i wyszedł z mieszkania.

Jessa gapiła się, patrząc jak drzwi automatycznie zamykają się między nimi. Jego
nagłe działanie zostawiło ją zdezorientowaną. Co gorsza, to trochę zraniło jej uczucia.

Po tym szybko przyszło zmartwienie. Możliwe, że miał własne problemy z


uwięzieniem w bunkrze. Przepełniło ją poczucie winy. Była tak skupiona na własnej
traumie, że nie poświęcała zbyt wiele uwagi jego uczuciom.

- Muszę zebrać się w sobie i bardziej się postarać – powiedziała na głos.

Jessa spojrzała w dół na swój pognieciony mundur i westchnęła, wstała i poszła do


łazienki. Szczęście było z nią, gdy zobaczyła wyłożone na półce rzeczy. Marki były
okropne, ale udało jej się umyć włosy i użyć odżywki, gdy szybko brała prysznic.

Maith zostawił torby z ubraniami na blacie obok zlewu. Wyraźnie były dla kobiet.
W jednej była spódnica, w drugiej koszulka turystyczna. Parsknęła śmiechem, bo miała

~ 116 ~
nosić na piersiach wydrukowaną nazwę planety, którą znienawidziła.

Kuszące było założyć używaną bieliznę, ale zamiast tego szybko wyprała ją w
zlewie i powiesiła do wyschnięcia na drzwiach prysznica. Potem wyszczotkowała swoje
mokre włosy i wyczyściła zęby. Szybki rzut oka w lustro pokazał cienie pod oczami.
Spała zdecydowanie za mało, odkąd została przypisana do Torid.

Skończywszy, wyszła do drugiego pokoju, wzięła swój zestaw medyczny i poszła


szukać Maitha.

Znalazła go w kuchni, podgrzewającego posiłki. Skądś znalazł koszulkę i zakrył


swój tors. Była za mała i ciasno naciągała się na jego ciele. Śniadaniem były
paczkowane posiłki, które trzeba było tylko zalać wodą i podgrzać.

- Jakiegoś rodzaju płatki?

Napotkał jej spojrzenie.

- Są szybkie do podgrzania i były w przenośnych pojemnikach. Sprawdziłem


wszystkich ludzi.

- Jak się miewa dzieciak?

- Mężczyzna się poprawia. Nie obudził się.

- Nic zaskakującego. Ned był mocno zarażony pasożytami. Pożyczyłeś mój skaner?

Wyjął swój z tylnej kieszeni spodni.

- Odzyskałem mój. Pasożyty są nieznane mojemu rodzajowi, ale wyłapał je.

- Większość z nich powinna już zginąć. Dobrze zareagował na szczepionkę.


Potrzebujesz pomocy?

- Nie. – Włożył skaner z powrotem do tylnej kieszeni i odwrócił się, przygotowując


tace z napojami.

- Dziękuję za ubranie.

- Są za duże dla ciebie, ale to było najlepsze, co mogłem zrobić. Większość odzieży
była dla mężczyzn. Nigdy nie widziałem jak nosisz sukienki. Przepraszam za brak
możliwości wyboru.

- W porządku. Przynajmniej to nie jest mini spódniczka. Opada do łydek i ma


elastyczną talię, więc jest wygodna. – Podeszła do niego bliżej. – Jak się trzymasz?

~ 117 ~
Znowu się do niej obrócił.

- Dobrze. Skontaktowałem się z Rothem, ale spał. Rozmawiałem z Gnawem.


Zaczęli przenosić gruzy nad nami. Defcon Red wysłał specjalne maszyny, by pomogły
w wysiłku.

- Mają wyznaczony czas?

Potrząsnął głową.

- Skupiają się na moim sygnale, żeby nas znaleźć. – Spojrzał na swoją opaskę. –
Gnaw wierzy, że może najwyżej dzień. Duże fragmenty ścian rezydencji w większości
są nienaruszone, ale zawaliły się. To sprawia, że usuwanie ich z drogi jest trudniejsze.
Najlepiej działać powoli i z ostrożnością. Nie chcą nas skrzywdzić przez zawalenie się
bunkra.

- Zgadzam się z tym planem. Będą musieli pociąć gruz na mniejsze, łatwiejsze do
przeniesienia kawałki – domyśliła się. – Cóż, wydostaną nas. – Powiedziała to bardziej
do Maitha niż do siebie, uważnie studiując jego rysy. Ciągle odwracał od niej wzrok.
Jessa postanowiła zająć się problemem. – Przepraszam, jeśli powiedziałam lub zrobiłam
coś, co cię zdenerwowało. Byłam taka samolubna. Nie ma na to usprawiedliwienia.
Byłam zbyt pochłonięta własnymi problemami, by zdać sobie sprawę, że możesz
doświadczać jakiejś klaustrofobii lub coś takiego z powodu uwięzienia tutaj. Potem jest
jeszcze uraz psychiczny, że musieliśmy zabić, by przeżyć. Możesz pogadać ze mną.

Zamknął oczy.

- Maith? – Przysunęła się, aż dzieliły ich tylko centymetry, i sięgnęła dotykając jego
twarzy. – Jesteśmy w tym razem. – Chciała być tu dla niego emocjonalnie, tak jak on
był dla niej. – Będzie dobrze. Ty i ja mamy siebie nawzajem, żebyśmy przez to przeszli.
Jestem tutaj.

Otworzył oczy i przyszpilił ją swoim intensywnym zielonym spojrzeniem.

- Musisz przestać mnie dotykać i być tak blisko.

Zmarszczyła brwi, bardziej niż trochę zraniona jego słowami.

- Dlaczego?

Nagle chwycił ją za biodra i podniósł. Jej tyłek uderzył o blat i podszedł bliżej. Z
jego piersi wydobył się niski pomruk… a potem cholernie zszokował Jessę zamykając
oczy i całując ją.

~ 118 ~
Maith delikatnie przygryzł jej dolną wargę jednym ze swoich kłów. Sapnęła na
lekkie ukłucie i wsunął język do jej ust, by pogłębić pocałunek. Smakował tak dobrze
jak pachniał – i wszystkie myśli opuściły jej głowę.

Nikt nigdy nie całował jej tak jak Maith. To było namiętne, jakby potrzebował jej
bardziej niż powietrza. Mogła się odnieść, ponieważ w tej chwili czuła się tak samo.
Całe jej ciało wydawało się, jakby stanęło w płomieniach.

Warknął przy jej języku i oderwał swoje usta od jej.

Jessa dyszała, otworzyła oczy, czując się oszołomiona, gdy zerknęła na niego. Jej
ręce ściskały jego ramiona. Jakoś jej spódnica podniosła się i rozłożyła uda, nawet nie
zdając sobie z tego sprawy. Maith był pomiędzy nimi, jej nogi ciasno owinęły się wokół
niego. Teraz, kiedy znowu mogła rozszyfrowywać informacje w swoim mózgu,
zarejestrowała, że jego kutas jest twardy. Nie można było przegapić odczucia niego
uwięzionego między ich ciałami.

- Musisz przestać mnie dotykać – ostrzegł miękkim głosem, ale ze zdesperowanym


tonem. – Wezmę cię, Jesso.

Jej serce waliło. Maith ją chciał?

- Puść. – Spojrzał na jedną z dłoni trzymających jego ramiona, jednocześnie sam ją


puścił, stukając w jej odsłoniętą zewnętrzną część uda, ponieważ nadal miała nogi
owinięte wokół niego.

- Czy to ostrzeżenie? – Jej głos wyszedł bardzo ochrypły. Taka była podniecona. –
Ponieważ jeśli chodziło o groźbę, nie była przerażająca. Puściła jedno jego ramię, tylko
po to, by sięgnąć i pogłaskać jego policzek.

Maith zamknął oczy i całe jego ciało wydawało się napiąć.

- Weź mnie – szepnęła.

Maith gwałtownie otworzył oczy i warknął. Potem jego usta znów wróciły na jej.
Tak samo jego ręce. Jessa jęknęła, ocierając się o jego wielkie ciało. Nigdy w swoim
życiu nie była tak podekscytowana. Ani też nigdy nie pragnęła nikogo tak bardzo jak
pragnęła jego. Ogarnęło ją pożądanie.

Nagle znowu przerwał pocałunek, ale zanim Jessa zdążyła zaprotestować, duże
dłonie Maitha przesunęły się po jej ciele i podniósł ją z blatu. Obrócił ją i w następnej
chwili miał ją pochyloną przez blat. Materiał jej spódnicy został mocno szarpnięty,
dźwięk rozdzieranej tkaniny wypełnił jej uszy.

~ 119 ~
Jej bose palce ledwo dotykały podłogi, a krawędź blatu wbijała się trochę w jej
biodra. Otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale Maith był szybszy. Pochylił się nad nią,
górna część jego ciała spoczęła na jej plecach. Złapał w garść jej włosy, odgarniając je z
drogi, a potem jego gorące, mokre usta zacisnęły się na boku jej gardła. Użył języka i
kłów, by lizać i podgryzać wrażliwą skórę. Znowu jęknęła, kołysząc się na niego.

Druga ręka Maitha puściła jej talię i pociągnęła za spódnicę, aż chłodne powietrze
uderzyło najpierw w jedno udo, a potem w resztę dolnej części jej ciała. To nie miało
dla niej sensu, ale nie miało znaczenia. Liczyło się tylko odczucie ust Maitha, jak
bardzo wywołał ból we jej wnętrzu i ekscytujący nacisk bycia przygniecioną pod nim.

Coś grubego przycisnęło się do jej mokrej płci i Maith znów warknął. Jessa
wykrzyknęła jego imię, gdy zdała sobie sprawę, że próbuje wsunąć w nią swojego
kutasa. Był duży wszędzie. Jej ciało przyjęło go, nawet jeśli było ciasno dopasowane.

Wbił się jeszcze trochę, zatrzymał się, trochę się wycofał, a potem pchnął głębiej.

Jessa gorączkowo drapała blat, próbując znaleźć coś do przytrzymania się. Zdołała
złapać się boku, zaciskając palce wokół krawędzi. Maith ponownie warknął, głośno,
jego kły przygryzły jej gardło, i ponownie wepchnął się w jej wnętrze. Przygniótł ją
mocno do blatu, gdy jego biodra przycisnęły się do jej tyłka, wypełniając ją bardziej.

Jej oczy otworzyły się szeroko na uczucie czegoś, co uderzało w jej łechtaczkę. To
było śliskie, twarde… a potem Maith pieprzył ją szybko i głęboko. Dowiedziała się, że
mężczyźni Veslorów mają coś, co nazywa się yunce. Darla podzieliła się tym małym
sekretem. Ale dopiero teraz Jessa zrozumiała jak niesamowite jest odczucie ochronnej
chrząstki na ich worku nasiennym, ocierającej się o jej łechtaczkę. Przeszyła ją
przyjemność, kradnąc jej oddech.

Usłyszała głośne jęki wypełniające kuchnię i zdała sobie sprawę, że pochodzą od


niej. Ekstaza narastała w niej coraz wyżej i wyżej, aż była przytłaczająca.

Przetoczył się przez nią orgazm. Krzyczałaby od jego siły, ale jej mózg czuł się,
jakby eksplodował. Dźwięk, który wyszedł, był bardziej rozpaczliwym jękiem.

Maith odsunął usta od jej skóry i wypuścił zwierzęcy pomruk. Potem poczuła
gorący, wilgotny ucisk omywający ją od środka. Jego biodra szarpnęły się gwałtownie
przy jej tyłku, gdy dalej ją ujeżdżał. Pięść dookoła jej włosów lekko odciągnęła jej
głowę do tyłu, ale to nie bolało. W ogóle nie czuła bólu. Tylko następstwa najlepszego
orgazmu, jaki kiedykolwiek doświadczyła.

Maith w końcu znieruchomiał, ale trzymał swojego kutasa głęboko zanurzonego w

~ 120 ~
niej. Opadła bezsilna na blat, jej policzek oparł się o twardą powierzchnię. Oboje
oddychali zbyt szybko. Trzymała zamknięte oczy, po prostu próbując odzyskać komórki
mózgowe. Trudno było sformułować choćby jedną myśl. Wiedziała tylko, że Maith ją
zniszczył.

Uśmiech wygiął jej usta na tę myśl.

- Halo?

Wołający kobiecy głos był niemiłym zaskoczeniem.

Maith wyciągnął swojego wciąż twardego kutasa z jej ciała z taką szybkością, że
Jessa poczuła się tak, jakby część niej została wyrwana. Chwycił jej biodra i ściągnął ją
z blatu. Jej stopy uderzyły o podłogę, a kolana prawie ustąpiły, jej nogi były jak z gumy.

Silny Veslor z błyskawicznym refleksem nie pozwolił jej upaść. Obrócił ją twarzą
do niego, oparł ją o blat i warknął nisko.

- Trzymaj się blatu. Słyszę zbliżającą się ciężarną kobietę.

To wyrwało ją z jej stanu euforii. Patrzyła jak podciąga spodnie, zakrywając


swojego kutasa. Nie mogła powstrzymać się od gapienia się. Wciąż wyglądał na
twardego. Maith schował tego dużego chłopca i ponownie położył na niej ręce,
zmuszając ją, by obróciła się do lekko otwartych drzwi do kuchni.

Jessa z przerażeniem uświadomiła sobie, że musiała ich nie zamknąć, kiedy weszła,
chociaż wtedy nie spodziewała się seksualnego przerywnika. Między nimi i drzwiami
stała centralna wyspa. Maith przycisnął się do jej pleców, kładąc dłonie na blacie,
więżąc ją tam, gdzie stała, kiedy drzwi otworzyły się powoli.

Wilma zajrzała ostrożnie do środka i rozejrzała się zanim weszła do kuchni.


Zatrzasnęła za sobą drzwi, wyglądając na przestraszoną.

- Słyszeliście to? To brzmiało tak, jakby atakowały się dwa zwierzęta! Myślę, że
jedno z nich nie żyje.

Jessa nie miała słów. Wiedziała, że Wilma musiała usłyszeć ich uprawiających seks.
Może brzmieli jak dwa zwierzęta. Ciepło ogrzało jej policzki i była wdzięczna, że
wyspa ukryła fakt, że miała na sobie tylko dużą koszulkę.

- Wszystko jest w porządku – powiedział Maith spokojnym, opanowanym głosem. –


Proszę, wróć do twojego mieszkania sypialnego. Wkrótce przyniesiemy ci posiłek. Nie
jest bezpiecznie dla ciebie wędrować tu na dole. Niektórzy z ludzi, którzy cię zamknęli,
są teraz w tych klatkach, ale nadal jesteś bezpieczniejsza w swoim pokoju, dopóki nie

~ 121 ~
przybędzie flota, by przetransportować ich na nasz statek na orbicie.

- Ale tam nie jest bezpiecznie! – Wilma oparła się o drzwi i objęła ochronnie swój
wystający brzuch. – Słyszeliście wszystkie te przerażające dźwięki? Czyżby psy
stróżujące biegały na wolności? Nie chcę zostać zaatakowana.

- Tu nie ma zwierząt. Ja wydawałem te dźwięki. – Maith zamilkł, prawdopodobnie


próbując wymyślić przekonujące kłamstwo.

Jessa skrzywiła się, ale nie przyznała się, że też była winna.

Wilma spojrzała na podłogę przy wyspie i zmarszczyła brwi. Potem jej oczy
rozszerzyły się i pomknęła wzrokiem z powrotem do nich. Na jej policzkach pojawił się
rumieniec, gdy wpatrywała się najpierw w twarz Jessy, potem Maitha.

- Och! – Opuściła brodę. – Bardzo przepraszam.

Marszcząc brwi, Jessa spojrzała na podłogę obok wyspy. Leżała tam spódniczka,
którą nosiła, część była podarta. Łatwo było to zobaczyć, ponieważ materiał rozłożył się
wachlarzem tam, gdzie leżał, i rozdarcie było wyraźnie widoczne.

Wilma okręciła się, spróbowała chwycić za gałkę i chybiła. Zrobiła to za drugim


razem, z szarpnięciem otwierając drzwi i wybiegając na zewnątrz.

- Przepraszam. Ja… um… będę w moim pokoju! – Potem zatrzasnęła za sobą drzwi.

- Cholera – mruknęła Jessa. – Absolutnie wie, co robiliśmy. Kurwa!

Maith chwycił garść jej włosów i zacisnął je w pięści, lekko ciągnąc, aż przycisnął
swój przód do jej pleców. Nie miała innego wyjścia jak tylko odwrócić głowę i spojrzeć
na niego, gdy pochylił się, by zajrzeć głęboko w jej oczy.

- Żałujesz tego? – Jego szorstki ton pasował do błysku gniewu na jego twarzy.

- Nie. – Przyglądał się jej. – Nie żałuję.

- To nie brzmiało tak.

- Słyszała jak uprawialiśmy seks, Maith.

- Zawstydza cię to, że domyśliła się, że kopulowaliśmy? Twoja twarz jest czerwona.

- Nie! Nie wkładaj słów w moje usta. Nie o to chodzi.

- Więc o co? – Nadal brzmiał i wyglądał na wściekłego.

~ 122 ~
- Śledczy będą ją przesłuchiwać, a ona prawdopodobnie wspomni o tym, co właśnie
zrobiliśmy. Oboje pracujemy dla floty. Można powiedzieć, że to było nieprofesjonalne i
będzie burza gówna, gdy usłyszą o tym, co robiliśmy w tej kuchni? To będzie część
raportu przekazana Komandorowi Billsowi! To znaczy, nie ma żadnych zasad
zakazujących bratania się, ale jestem prawie pewna, że to nie ma znaczenia, gdy
jesteśmy na służbie. Jestem pewna, że ktoś obrzuci nas gównem. Może jeszcze się tego
nie nauczyłeś, ale statki floty żyją plotkami. Ktoś wygada i znajdziemy się na językach
wszystkich.

Skrzywił się.

Jessa westchnęła.

- Poznałeś Cynthię Kane? Kieruje Medycznym. Ta kobieta ma coś do mnie od


pierwszego dnia. To nie ma nic wspólnego z tobą, a wszystko z tym, że wykorzysta to,
że przyłapano nas na gorącym uczynku, jako powód, by uczynić moje życie piekłem.

Maith wciąż się krzywił.

- Ale wiesz co? Pieprzyć ją. – Jessa odwróciła się, ciągnąc swoje włosy. Puścił je.
Wyciągnęła rękę, próbując dotknąć jego twarzy, ale zrobił krok do tyłu.

Spuścił wzrok.

- Musisz wziąć prysznic. Idź. Skończę przygotowywać posiłki i rozdam je. –


Podszedł do zlewu i odkręcił wodę, żeby umyć ręce.

- Maith, nie żałuję tego, co zrobiliśmy. Żałuję tylko, że Wilma naszła nas zaraz po
tym. – Zrobiła krok w jego stronę i zatrzymała się. Jessa nigdy wcześniej nie uprawiała
seksu bez prezerwatywy. Prawdopodobnie było bardzo niechlujnie. Dowodem tego była
wilgoć spływająca po wewnętrznej stronie jej ud.

Maith stał do niej plecami.

- Omówimy to później.

Jego zimny ton zdenerwował ją. Oderwała wzrok i podeszła do swojej porzuconej
spódnicy. Nie nadawała się do noszenia, więc użyła jej do wytarcia śladów tego, co
zrobili, ze swoich nóg, a potem zwinęła materiał. Koszulka, którą miała, zwisała
wystarczająco daleko, by ukryć jej dziewczęce części i tyłek.

- Maith?

- Prysznic. Przyniosę ci coś innego do ubrania, kiedy dostarczę ci posiłek.

~ 123 ~
- W porządku. Porozmawiamy o tym. – Obróciła się, decydując się dać mu czas na
ochłonięcie. Jej nogi wciąż się trzęsły, gdy otwierała drzwi na korytarz i wróciła do
sypialni, z której korzystali. Wilmy nie było na widoku. To była dobra wiadomość.
Kobieta nie kręciła się, żeby się gapić.

- Nie wstydzę się – mruknęła. – Cholera. Dlaczego musi być takim zrzędliwym
dupkiem?

~ 124 ~
Rozdział 10

Maith wszedł do pokoju, w którym trzymali Carltona George'a, po tym jak


nakarmili innych. Mężczyzna nadal był przymocowany do tylnej części toalety. Głowa
człowieka okręciła się w jego kierunku w chwili, gdy wszedł do łazienki.

- Ty pieprzony obcy draniu! Zaraz się zsikam. Zostaniesz za to aresztowany i


wsadzony do więzienia. Cierpię nieludzkie traktowanie!

Maith podszedł do blatu obok zlewu i odstawił tacę z posiłkiem. Pozwolił wyrosnąć
pazurom z koniuszków palców. Mężczyzna je zobaczył i sapnął, próbując mocniej
docisnąć swoje ciało do toalety.

- Nigdy nie ujdzie ci na sucho, jeśli mnie zamordujesz. Jestem ważny, do cholery!
Dostaniesz za to śmiertelny zastrzyk!

Maith nienawidził zbliżać się do nieprzyjemnego człowieka, ale nie miał wyboru.
Pochylił się i wbił pazur kciuka między rurę i więzy, które zabezpieczały mężczyznę.
Przeciął je, uwalniając go, a potem się cofnął.

- Skorzystaj z toalety, a potem zaprowadzę cię do klatki.

Carlton wstał powoli.

- Żądam trochę prywatności.

Maith zablokował drzwi łazienki, piorunując go wzrokiem.

- Opróżnij pęcherz albo pójdziemy teraz. Twój wybór. Chwyć tacę, kiedy się
zdecydujesz. To jest twój posiłek. Nie przyniosę ci późnej następnego, jeśli go
odrzucisz.

Twarz człowieka poczerwieniała, oczy wyszły z orbit.

- Nie zamierzam wystawiać się na takich jak ty. Prawdopodobnie jesteś chorym
zboczeńcem.

Maith prychnął.

- Twój rodzaj ma powiedzenie. Często słyszałem je od kobiet w zespole


taktycznym. Jeśli jakiś facet zachowuje się jak dupek, to dlatego, że ma malutkiego
kutasa. A ty jesteś kimś, kogo nazwałyby totalnym dupkiem. Nie chcę oglądać twojego

~ 125 ~
żałosnego ludzkiego penisa. Nie jesteś inteligentnym mężczyzną. Nie ufaj ci poza moim
zasięgiem wzroku. Teraz opróżnij pęcherz albo pójdziemy. Zdecyduj.

Carlton przeszedł na bok toalety i obrócił się plecami do Maitha. Potem rozpiął
spodnie i otworzył pokrywę toalety. Maith nie lubił być gdziekolwiek w pobliżu
mężczyzny spełniającego prywatne funkcje ciała, i przez to skrzywił się, gdy to słyszał,
ale jak wyjaśnił nie ufał człowiekowi. Kiedy mężczyzna skończył, człowiek zapiął
spodnie i odwrócił się.

- Sprawię, że aresztują ciebie i tę sukę.

- Już to powiedziałeś. Umyj ręce i weź tacę, jeśli chcesz coś zjeść. Rzuć nią we
mnie lub spróbuj uciec, a zrobię ci krzywdę. – Maith spojrzał na niego groźnie. – Nie
jestem w nastroju, żeby radzić sobie z twoją głupotą. Chodź ze mną. – Wycofał się z
łazienki i uważnie obserwował mężczyznę.

Carlton podszedł do blatu i podniósł tacę zanim ruszył w jego stronę.

Maith zadrwił.

- Jesteś obrzydliwy. Dotykałeś się, ale nie umyłeś rąk.

- Odpieprz się! Nie słucham rozkazów od cholernego kosmity.

- Ten kosmita zna się na higienie. Jesteś odpychający. – Maith wskazał na otwarte
drzwi. – Idź. Wiesz, gdzie są klatki. Idź do tych drzwi.

- Nie ujdzie ci to płazem. Możesz mieć teraz kontrolę, ale to nie potrwa długo.

- Przestań mówić. Wkurzasz mnie.

Carlton zatrzymał się przed drzwiami do pokoju z klatkami. Maith odblokował


panel bezpieczeństwa, upewniając się, że człowiek nie zobaczy wbijanych przez niego
liczb, a następnie otworzył je z szarpnięciem.

- Wejdź.

Carlton rzucił mu gniewne spojrzenie, ale zrobił jak mu kazano. Zatrzymał się nagle
wewnątrz.

- Rodney! – Podbiegł do klatki, w której znajdował się gubernator. Mężczyzna


nadal był nieprzytomny. Carlton obrócił się, taca drżała w jego dłoniach. – Zamknąłeś
go? Został dźgnięty nożem! Nie powinien być ruszany.

- Będzie żył.

~ 126 ~
Przez twarz człowieka przemknęła emocja, którą Maith zidentyfikował jako ulgę.

- Dobrze. On nas z tego wyciągnie.

- Wejdź do pustej klatki, w której nie są uszkodzone drzwi. – Maith był więcej niż
gotowy zabezpieczyć mężczyznę i znaleźć Jessę. Już nakarmił Wilmę i sprawdził
prawie dorosłe młode. Poziom pasożytów wciąż spadał, ale młody mężczyzna się nie
obudził. Wsunął tace do klatek z pozostałymi, choć gubernator spał.

Carlton zawahał się.

- Podniosę cię fizycznie i wrzucę do środka.

- Rób jak mówi – szepnęła kobieta w drugiej klatce. – Myślę, że mówi to poważnie.

Ludzki strażnik leżał na swojej pryczy w milczeniu obserwując wszystko.

Carlton wszedł do klatki i Maith ruszył szybko, zamykając drzwi. Przetestował je.
Zamek się zatrzasnął.

- Nie możesz nas tak zostawić. To nieludzkie. – Carlton chwycił za kraty na


drzwiach i szarpnął nimi. Wytrzymały. – Nie ma tu nawet pełnej łazienki!

- To jest twój bunkier. Powinieneś dodać cele bezpieczeństwa, jeśli życzyłeś sobie
czegoś lepszego. Pod miejscem, na którym będziesz spał, znajduje się toaleta i
umywalka. – Maith odwrócił się, wychodząc z pokoju. Wrócił tam, gdzie on i Jessa
spali. Nie było jej w mieszkaniu. Warknął z frustracji, ale zdał sobie sprawę, że nie ma
jej zestawu medycznego.

Wyszedł i najpierw poszedł do pokoju młodego. Jak tylko otworzył drzwi, zobaczył
Jessę siedzącą na krawędzi łóżka z jej skanerem. Miała na sobie swój brudny mundur,
wywołując u niego zmarszczenie brwi.

- Powiedziałem ci, że przyniosę ci więcej ubrań.

- Nie chciałam czekać. – Zwróciła uwagę na młode i włożyła skaner z powrotem do


jej apteczki, wyjmując to, co zidentyfikował jako plaster ze składnikami odżywczymi.
Umieściła dwa na młodym mężczyźnie. – Naprawdę potrzebuję więcej soli
fizjologicznej. Chciałabym w pełni go nawodnić, a mój zestaw jest prawie pusty.

- Znajdę to, czego potrzebujesz. – Rozmowa z nią też musiała poczekać. Chore
młode było pierwsze. Wrócił do głównego pokoju i zaczął przeszukiwać wszystkie
pudła ułożone pod ścianą, sortując artykuły medyczne. Było ich wiele. To go
rozzłościło. Wydawało się, że ludzie przechowują je w bunkrze bez żadnego powodu.

~ 127 ~
Złapał pudło saszetek z solą fizjologiczną i wrócił do Jessy. Stała, pochylając się
nad łóżkiem i przecierała twarz młodego czymś, co wyglądało na mokrą myjkę.

Jessa spojrzała na niego, prostując się.

- On potrzebuje kąpieli, ale to może poczekać, aż mu się polepszy. Mogę


potrzebować cię jako pielęgniarza, by mu pomóc. Bardzo wątpię, że będzie w stanie
samodzielnie stanąć pod prysznicem. Jego mięśnie będą potrzebować czasu, by
odzyskać siły. Biorąc pod uwagę jego wiek, lepiej żebym mu nie pomagała.

Podszedł do stołu obok łóżka i jednym ze swoich pazurów rozerwał zabezpieczenie


na pudełku.

- Jego wiek?

- Hormonalny nastolatek. Nie zamierzam patrzeć jak bierze prysznic nago ani
pomagać mu się umyć.

Kliknęło.

- Ludzie zawsze myślą o kopulacji przy nagości. Pomogę mu, gdy się obudzi. – Nie
podobał mu się pomysł, żeby jakikolwiek mężczyzna miał tego rodzaju myśli o Jessie,
nawet młode. To sprawiło, że warknął.

Uniosła brwi, gdy na niego spojrzała.

- Wszystko w porządku?

Spojrzał na wciąż nieprzytomnego mężczyznę zanim obrócił się do niej.

- Jesteś moja.

Jej usta rozchyliły się, jakby chciała coś powiedzieć, ale tego nie zrobiła. Potem
zacisnęła usta razem.

- Oddałaś mi się.

- Ja… – Spojrzała na niego zmieszana.

- Powiedziałem ci, że cię wezmę. A ty mi się oddałaś.

- Tak – powiedziała powoli. – Nie zaprzeczam, że uprawialiśmy seks. I również nie


wstydzę się tego. Żałuję tylko, że nas przyłapano. Musisz przyznać, że to był naprawdę
zły czas i miejsce, że to wydarzyło się między nami.

- Ciągle mnie dotykałaś. Teraz jesteś moja.

~ 128 ~
Jej brwi znów się uniosły.

- Często się kłóciliśmy, Jessa. Słowa werbalne jako gra wstępna. – Podszedł bliżej.
– Ochroniłem cię i sprawdziłem się.

Jessa cofnęła się o krok.

- Maith, nie mogę być twoją partnerką. Należę do floty. Możemy uprawiać seks…
do diabła, mam nadzieję, że będziemy mieć go dużo. Było cudownie. Ale w tej chwili
to wszystko, co może być. Flota nie zwolni mnie z mojego kontraktu na następne
dziewięć lat. Wiem, że twoja grupa nie zostanie tak długo na Defcon Red. Darla
powiedziała mi, że wszyscy planujecie odejść jak najszybciej, jak tylko dostaniecie
błogosławieństwo waszego króla, żeby żyć na jednej z waszych planet Veslorów, dla
korzyści młodych.

- Pójdziesz z nami. – Podszedł bliżej. – Poproszę, żeby mój król porozmawiał z


twoją flotą. Partnerzy są priorytetem.

Jej rysy pokazywały wiele emocji, szybko się zmieniając. Wreszcie powiedziała.

- Nie rób tego.

- Czego? Być prawdomównym? Wiem, że podobało ci się kopulowanie. Oddałaś mi


się chętnie. Zatrzymam cię, Jesso. – Zacisnął dłoń i uderzył się w pierś, tuż nad sercem.
– Poczułem słuszność tego tutaj. Wciąż czuję.

Zamknęła oczy.

Podszedł do niej i ujął jej twarz w dłonie. Jessa spojrzała na niego i zobaczył wilgoć
w jej brązowym oku.

- Czujesz to, co ja. Przyznaj to. Bylibyśmy dobrymi partnerami.

- Cholera, Maith. – Uniosła obie ręce, kładąc je na jego piersi i zacisnęła je na jego
koszuli. – Proszę, nie rób tego.

- Jesteś moja. – On już zdecydował. Mogą często się kłócić, ale nie pozwoli jej
odejść od niego. To, co odnaleźli razem, było czymś więcej niż zwykłą kopulacją. Jego
uczucia do niej były silne. Była dla niego tą właściwą. Poznał ją dobrze i już nie mógł
wyobrazić sobie życia bez Jessy.

Zaskoczyła go, chowając twarz przy jego piersi, zmuszając go do poprawienia jego
chwytu.

- Myślisz, że nie chcę powiedzieć tak? Chcę. – Jej słowa były stłumione, ale słyszał

~ 129 ~
je. – Nie pozwolą mi odejść, Maith. Zbyt dużo jestem winna flocie. Będą mieli głęboko
gdzieś to, o co poprosi twój król.

- Spłacimy twój dług. Abby zawsze mówi, że ma więcej waszych ziemskich


pieniędzy, niż kiedykolwiek zdoła wydać. Jestem pewien, że pomoże. Jesteś teraz
częścią naszej grupy. Nie będziesz już dłużej radziła sobie sama ze swoimi problemami.
Są nasze. Uwolnimy cię.

Pociągnęła pięściami za jego koszulę, ale potem uniosła głowę. Łza spłynęła po
jednym policzku.

- Chciałabym, żeby to było takie proste. Ale nie jest. Nie rozumiesz.

- Nie puszczę cię. – To była przysięga, nawet jeśli nie rozpoznała jej jako taką.

Puściła jego koszulę i otarła łzę.

- Wiesz co? Przedyskutujemy to po powrocie na Defcon Red. Okej? Teraz skupmy


się na wydostaniu się z tego bunkra, wydaniu naszych więźniów i upewnieniu się, że
gubernator i jego zbiry zostaną zabrani prosto do celi w areszcie. Tam właśnie należą.
Potem porozmawiamy z Abby.

Kiwnął głową.

- Mogę poczekać, by dokończyć nasze parowanie.

- Świetnie. – Znowu pociągnęła nosem i uśmiechnęła się lekko. – To brzmi jak plan.
Teraz pozwól mi zająć się Nedem. Ta torebka z solą fizjologiczną jest prawie pusta i
potrzebuje wymiany.

Maith puścił ją, kiedy się odsunęła. Poczuł ulgę, że go wysłuchała. Nie wiedział jak
działają relacje międzyludzkie, ale znał swoją grupę. Zrobią wszystko, co trzeba, żeby
chronić partnera. To oznaczało również uwolnienie jednego. Ich król zgodzi się, że
partnerzy byli wszystkim. Zjednoczona Ziemia stała się jednym z ich sojuszników.
Ludzie będą musieli zwolnić Jessę z floty.

- Sprawdzę gubernatora.

Jessa zwróciła się do niego.

- Daj mi chwilę i pójdę z tobą. Nie ufam tym palantom, że czegoś nie spróbują.

- Są zamknięci w klatkach, a mężczyzna, którego planuję zeskanować, nie ma


kondycji do podjęcia walki, jeśli się obudzi. Dałaś mu więcej leków przeciwbólowych?
Bo ja nie.

~ 130 ~
- Nie. I nie planuję tego. Tylko antybiotyki, jeśli ich potrzebuje. Niech kutas trochę
pocierpi. Nadal jestem wkurzona o Neda. Jest tylko nastolatkiem, a oni zostawili go na
śmierć.

Maith nagle się uśmiechnął.

- Podoba mi się, że jesteś taka mściwa.

Patrzyła na niego przez kilka sekund zanim się roześmiała.

- Winna.

- Niedługo wrócę. Musisz coś zjeść.

- Później pójdę do kuchni. Spotkamy się tam za jakieś dziesięć minut?

- Tak. – I wyszedł.

Jessa czekała, aż drzwi się zamkną, zanim pozwoliła, by jej uśmiech zniknął. Nie
było mowy, żeby flota pozwoliła jej wcześniej odejść od kontraktu. Zwłaszcza że jest
specjalistką ds. badań nad kosmitami. Obecnie było tylko dziewięciu ustanowionych
pracujących na statkach floty. O wiele więcej dostało swoje certyfikaty, ale pękli pod
presją w ciągu roku służby. Albo uznano ich za nieudolnych i przydzielono ich po
prostu do pracy w Medycznym z ludzkimi pacjentami.

Jeśli lekarz w Medycznym poczuł się przytłoczony lub brakowało mu


doświadczenia z trudnym pacjentem, mogli go przejąć inni lub poprosić o pomoc. Jako
specjalista… w zasadzie byłeś sam, ponieważ nikt inny na pokładzie statku nie miał
odpowiedniego przeszkolenia.

Nacisk umieszczony na ich ramionach czasami mógł być oszałamiający. Pierwszy


specjalista ds. badań nad kosmitami, wysłany na Prissę, był doskonałym przykładem.
Mógł odkryć pasożyta, który spowodował chorobę pięćdziesięciu sześciu członków
zespołu badawczego, i nawet znaleźć lekarstwo, ale najpierw patrzył jak dziewięciu z
tych pacjentów umiera. To spowodowało, że miał załamanie psychiczne zanim
niebezpieczeństwo minęło, i odmówił powrotu do pracy. To dlatego majstrowała przy
jego szczepionce, żeby ją poprawić. Nie było go już w pobliżu, żeby zrobił to sam.

Był też fakt, że dziewięćdziesiąt dwa procent studentów na specjalistę porzucało


szkołę przed zakwalifikowaniem się, by nim zostać. Zakres wiedzy, jakiej należało się
nauczyć, mogła uznać za szaloną. Jej szkolenie obejmowało medycynę ludzi, obcych i
zwierząt, botanikę i miała specjalne kursy z toksykologii. Znajomość jadów i trucizn

~ 131 ~
była obowiązkowa dla specjalisty. Potem był ciągły strumień aktualizacji przychodzący
od każdego, kto miał do czynienia z kosmicznym… czymkolwiek. Musiała być na
bieżąco z całą tą wiedzą. Gdyby się rozleniwiła, to mogłoby kosztować życie.

Jeśli to wszystko nie odwiodło kogoś od zostania specjalistą, było jeszcze gówniane
podejście współpracowników, cywilów i ludzi ogólnie. Jessa dobrze to wiedziała.
Niektórzy koledzy po prostu wyśmiewali się z niej. Bycie specjalistą od kosmitów
uczyniło ją dziwolągiem i celem żartów o tym, jakim musi być dziwakiem z manią na
tle kosmitów.

Lekarze traktowali ją, jakby była jakimś odszczepieńcem, mimo faktu, że nie tylko
potrafiła wykonać bardzo delikatną operację na człowieku, gdyby pojawiła się potrzeba,
ale mogła zrobić to samo na prawie każdym rodzaju zwierzęcia znanym na Ziemi. Jej
umiejętności mogły być zardzewiałe, ale to nie znaczyło, że nie miała wiedzy. Bo
miała. To czyniło ją bardziej wykwalifikowaną niż szefowa personelu, która prowadziła
Medyczny na Defcon Red. Jessa musiała nauczyć się wszystkiego, żeby być
przygotowaną do radzenia sobie z nieznanym.

Fakt, że została przydzielona na Defcon Red, wyraźnie mówił, że flota uważała ją za


najlepszą w tej dziedzinie. Statek bojowy był pierwszym wyborem, by radzić sobie z
kłopotami kosmicznej natury. Nie żeby konkurencja była brutalna. Musiała tylko
przyćmić ośmiu innych uznanych specjalistów. Z jej implantem mózgowym miała dużą
przewagę. To było jak posiadanie minikomputera w głowie, który pomagał jej szybciej
się uczyć i robić różne rzeczy, których nie mogli normalni ludzie.

- Jak potajemne nagrywanie rozmawiających ze sobą Veslorów i odtwarzanie tych


rozmów w kółko w mojej głowie, aż się nauczyłam – mruknęła w tym języku.

Wypełnił ją smutek. Nie, flota nie wypuści jej wcześniej. Często się zastanawiała,
czy w ogóle ją puszczą, kiedy jej kontrakt się skończy. Zjednoczona Ziemia może
znaleźć powody, by przedłużyć jej czas. Może zbyt dobrze wykonuje swoją pracę.

To był prawdziwy strach, odkąd została przydzielona na Defcon Red. Zjednoczona


Ziemia była wszechmocna, gdy chodziło o ludzi, zwłaszcza członków floty. Była
obydwoma. Nie obchodziłoby ich, że chciała zostać partnerką seksownego kosmity,
nawet sprzymierzonego, lub mieć młode. Była postrzegana jako narzędzie do użycia.
Własność.

Sięgnęła w dół, żeby dotknąć swojego brzucha. Pragnienie posiadania dzieci zawsze
było sekretnym pragnieniem. Jedna z pozostałych sierot w szkole medycznej, będąca z
Jessą, sprzeciwiała się otrzymaniu dziesięcioletniego implantu antykoncepcyjnego,

~ 132 ~
kiedy skończyła szesnaście lat. Libby głośno ostrzegła wszystkich odpowiedzialnych,
że będzie miała dzieci bez względu na to, czego wymagał jej kontrakt, po tym jak
osiągnie legalny wiek. To było jej ciało i jej wybór.

Ci sami ludzie przymusowo uśpili Libby i na stałe wysterylizowali. Jedynym


sposobem, w jaki mogła zostać matką, to przez adopcję lub rozległe zabiegi medyczne
mające na celu wyhodowanie nowej macicy, jajników i jajowodów. Co nie byłoby
dozwolone przed wygaśnięciem jej kontraktu.

To było przerażające, kiedy jej koleżanki sieroty dowiedziały się, co zostało


zrobione Libby jako karę za próbę walki z systemem. Wtedy to Jessa zaczęła kłamać,
gdy ktoś pytał o jej nadzieje na przyszłość. Kiedy pojawiał się temat dzieci, twierdziła,
że są niczym więcej jak bólem w tyłku.

Prawda była taka, że chciała mieć co najmniej czwórkę, żeby razem dorastały,
zawsze miały rodzinę do kochania. Chciała dzieci, które doświadczyłyby rzeczy, o
których tylko mogła marzyć, po tym jak jej rodzina została rozdarta przez wypadek na
Marsie.

- Kurwa – mruknęła Jessa, ocierając łzy z oka. – Tak bardzo chcę mieć rodzinę, że
to boli. – Przynależność do grupy Maitha byłaby spełnieniem marzeń. Ale to nie była
główna atrakcja. Mocno i szybko zakochała się w zrzędliwym kosmicie. W grę mogło
wchodzić nawet słowo miłość.

W głębi duszy przyznała, że już tak było. Seksowny Veslor mógł być czasami
zrzędliwy dupkiem… ale chciała, żeby był jej.

Z westchnieniem, Jessa zebrała się w sobie, tak jak zawsze.

- Jedzenie. Zajmij się tą sytuacją. Wynoś się z tego bunkra. A potem zmierzę się z
tym, co przyjdzie następne. Jeden problem na raz.

~ 133 ~
Rozdział 11

Jessa zjadła podgrzany, paczkowany posiłek. Nie było złe, ale tęskniła za
prawdziwym jedzeniem. To była jedna z rzeczy mieszkania na dużym statku floty, jakie
lubiła. Jedzenie w stołówce było bezpłatne dla członków. Mogła jeść wszystkie jej
ulubione potrawy, bez obciążania jej konta żadnymi opłatami.

Czasami przepuszczała część swoich zarobków w jednej z wielu restauracji i barów


na statku. Te nie były darmowe. Przeważnie oszczędzała cały swój dochód na dzień, w
którym zostanie zwolniona z kontraktu. Potrzebowała każdego grosza, ponieważ nie
była pewna, czy jej siostra robiła to samo.

Jej myśli ponownie wróciły do Maitha. Anabel była kolejnym powodem, dlaczego
nie mogła się z nim sparować. Ona i jej siostra miały plany. Veslor i jego grupa nie byli
ich częścią. Siostry zamierzały znaleźć ładną, spokojną planetę należącą do Ziemi, na
której się osiedlą, kupią dom i będą rodziną.

Jessa nigdy nie wyobrażała sobie wyjścia za mąż. Szybko się nauczyła, że związki
nie były opcją dla kogoś takiego jak ona. Jednak ten wybór nie powstrzyma jej przed
posiadaniem dzieci. Planowała kupić nasienie od dawcy i wychować dzieci jako
samotny rodzic.

Wierzyła, że siostra jej pomoże. Może Anabel sama chciała mieć kilkoro dzieci. To
było pytanie, na które nie miała odpowiedzi, nigdy nie ośmieliła się zadać podczas ich
krótkich i najprawdopodobniej monitorowanych rozmów.

Drzwi do kuchni otworzyły się i do środka wszedł Maith. Usiadł naprzeciw niej,
jego mina była ponura.

- Coś nie tak? Czy ekipy ratunkowe napotkały przeszkodę?

Potrząsnął głową.

- Ludzie w klatkach sprawiają mi kłopoty.

To nie zaskoczyło Jessy.

- Takie absolutne dupki nigdy nie lubią widzieć sprawiedliwości, gdy to wiąże się
ze sprawiedliwością dla nich. Boyd już się obudził?

- Tak. Zawiesi moją głowę na tyczce.

~ 134 ~
- Mówimy o bezużytecznych groźbach i nierealistycznych oczekiwaniach. Będzie
miał szczęście, jeśli Zjednoczona Ziemia zamiast skazać go na śmierć wyśle go do
więzienia. Powinien martwić się o własną głowę i o to jak to się skończy.

- Gubernator domaga się rozmowy z tobą. Powiedziałem mu nie.

Dopiła swój napój i wstała.

- A więc pójdę.

Maith warknął nisko, patrząc na nią gniewnie.

- Będzie tylko groził.

- Jestem pewna, że tak. Mam kilka własnych do powiedzenia.

- Jessa – warknął Maith.

- Co? Oboje widzieliśmy na własne oczy jak złe są rzeczy dla biedniejszych
mieszkańców tej planety. On jest za to wszystko odpowiedzialny. Jestem więcej niż
chętna porozmawiać z nim, jeśli domaga się spotkania ze mną. – Obeszła go.

Maith chwycił ją za ramię, zmuszając do zatrzymania.

- Nie powinniśmy zrażać do nas ludzi.

Parsknęła.

- A co on zrobi? Nakrzyczy na mnie ze swojej klatki? Poza tym… absolutni,


pamiętasz? Nie odpuści, dopóki nie postawi na swoim. To znaczy, że doprowadzi cię do
szału, dopóki z nim nie porozmawiam. Jestem pewna, że w jego tępej głowie, myśli
sobie, że może mnie zastraszyć. Czas zniszczyć ten pomysł. – Delikatnie szarpnęła
ramię.

Maith puścił ją i westchnął.

- W porządku.

Jessa wyszła z kuchni i skierowała się do pokoju, w którym były klatki. Maith
trzymał się blisko niej. Obeszła kod używając swojego implantu, by wysłać sygnał, i
weszła do pokoju z ich więźniami.

Dobrze zrobił jej sercu widok Boyda i Carltona w tych klatkach. Zwłaszcza
Carltona, ponieważ nękał ją od pierwszej godziny, kiedy postawiła stopę na Torid.
Zatrzymała się jakieś sześć kroków przed klatką Boyda.

~ 135 ~
Wyraz jego twarzy był buntowniczy, gdy piorunował ją wzrokiem z miejsca, gdzie
siedział. Kilku innych więźniów musiało podać mu swoje poduszki, ponieważ miał co
najmniej trzy wepchnięte między plecy i okratowaną ścianę, by go podeprzeć. Jedną
ręką zakrywał bandaż na swojej ranie.

- Słyszałam, że chciałeś ze mną porozmawiać. Jestem doktor Jessa Brick, członek


floty, przydzielona na Defcon Red.

- Na mocy rozporządzenia siedem-dziewięć praw kolonii, domagam się uwolnienia.

Weszła do tych plików przechowywanych w jej wszczepionej pamięci, a potem


prychnęła.

- Myślę, że miałeś na myśli rozporządzenie sześć-dwa, klauzula siedem.

Oczy Boyda rozszerzyły się, na jego rysach pojawiła się niepewność.

- Siedem dziewięć odnosi się do mieszkalnictwa. Więc, masz prawo do otrzymania


domu nadającego się do zamieszkania. Nacisk na dom, a nie warunki osadzenia. Sześć-
dwa obejmuje wszystko, co dotyczy praw i konsekwencji ich łamania. Klauzula siódma,
w szczególności, dotyczy tego, w jaki sposób rządowy urzędnik może zostać
aresztowany lub oskarżony o popełnienie przestępstwa, gdy inni urzędnicy głosowali i
osiągnęli większość, by to zrobić. – Zamilkła. – A tak przy okazji, czy nie twoim
zadaniem jest wiedza o tych rzeczach od podszewki? Mieszkam na statku floty i nigdy
nie osiadłam na planecie kolonii. To trochę smutne i żałosne, że znam prawa lepiej od
ciebie, gubernatorze Boyd.

- Nie masz prawa mnie zamykać! – wściekł się, jego temperament eksplodował.

- Zarządzenie pierwsze, klauzula pierwsza, stanowi, że wszystkie osoby


mieszkające na planecie kolonii podlegają władzy Zjednoczonej Ziemi, która zostanie
przekazana flocie do utrzymania. To jest sedno tego, ponieważ gdybym przeczytała to
słowo po słowie, bylibyśmy tu godziny. Ktokolwiek napisał te cholerne rozporządzenia
naprawdę kochał swoją pracę. Fizyczny wydrukowany kodeks ma prawie trzy tysiące
stron.

- Złożyliśmy wniosek o oddzielenie od Zjednoczonej Ziemi.

Jessa zachichotała.

- Myślisz, że to jest zabawne? – wypluł Boyd.

- To jest zabawne. Zjednoczona Ziemia jest właścicielem tej planety… i zapłacili za


skolonizowanie jej. Każda budowla, każdy koszt podróży, by sprowadzić tu ludzi, szedł

~ 136 ~
z ich kieszeni. Nie twojej. Zasadniczo jesteś wynajętą pomocą, żądającą, by otrzymał
prawo własności do miejsca, gdzie pracuje, ponieważ jest na tyle śmieszny, by wierzyć,
że zasługuje na to, żeby wziąć to, co nie jest jego. Jak szybko ci odmówili? Obstawiam,
że to było natychmiastowe.

- Jeszcze nie otrzymałem od nich odpowiedzi. Dokumenty złożyłem wczoraj i


przesłałem prośbę. To znaczy, że nie masz tu władzy.

Jessa zwróciła się do Maitha.

- Jesteś pewien, że nie dałeś mu leków przeciwbólowych? To by wyjaśniało,


dlaczego ma takie urojenia. – Obróciła się do Boyda. – Może powinnam wziąć mój
skaner i upewnić się, że nie majaczysz od gorączki. Nawet ty nie możesz być tak głupi.

- Słuchaj go, ty cipo – syknął Carlton. – Odseparowaliśmy się od Zjednoczonej


Ziemi. Byłem świadkiem, że wysłał prośbę.

- Cóż, jako jedyny przedstawiciel floty na miejscu, ponieważ wszyscy jesteśmy


uwięzieni w tym bunkrze po wysadzeniu rezydencji nad nami, pozwól, że dam ci
bezpośrednią odpowiedź. Kurwa nie. – Jessa pokręciła głową. – Jedyną prośbą, jaką
któryś z was może złożyć, żeby Zjednoczona Ziemia lub flota rozważyła zatwierdzenie
tego, to gdybyś chciał śmiertelny zastrzyk lub życie w więzieniu. To będzie zależeć od
składu sędziowskiego, przed którym staniesz, i ze wszystkimi zarzutami, z którymi się
zmierzysz.

Boyd wciągnął gwałtownie powietrze.

Jessa skupiła się na nim.

- Dam ci małe ostrzeżenie. Flota zamierzała cię aresztować zanim zostałeś dźgnięty
nożem. Jesteś w takich kłopotach, że to jest prawie smutne… a ponieważ jesteś
dupkiem, który traktował ludzi pod swoją kontrolą jak absolutne gówno, więc nie mam
współczucia. Och, i wkrótce powinny przybyć ekipy ratunkowe. Wiedzą, że jesteśmy tu
uwięzieni, i że przeżyłeś. Jedyne miejsce, gdzie pójdziesz, kiedy nas odkopują, to cela
na Defcon Red, dopóki nie zostaniesz przetransportowany z powrotem na Ziemię, by
stanąć przed procesem.

Boyd zbladł i chwycił się za pierś.

- Proszę, przynieś moją apteczkę – szepnęła Jessa do Maitha. Nie powinna była
tracić swojego temperamentu. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła, to, żeby gubernator
dostał wylewu lub ataku serca. To by oznaczało, że może nie dożyć kary.

~ 137 ~
Maith warknął i wybiegł z pokoju.

- Mogę się mylić – skłamała, podchodząc bliżej. – Bierz powolne, głębokie


oddechy. Twój osobisty asystent był dla mnie naprawdę paskudny, odkąd go poznałam.
– Aktywowała sztuczne oko, skanując Boyda. Wydawało się, że temperatura jego ciała
jest stabilna. Rana na jego brzuchu też nie krwawiła, bo by to wyłapała.

- Hej, pizdo.

Spojrzała na Carltona.

Uśmiechał się… i celował w nią małym pistoletem laserowym. Mieściła się w jego
ręce.

- Głupi kosmita nie obszukał mnie. – Pchnął drzwi swojej klatki, które się otworzyły
– Potrzebowaliśmy tylko nacisku, by użyć go przeciwko zwierzęciu. Widziałem jak
został postrzelony, ale to go nie zraniło. Nie możesz powiedzieć tego samego, jeśli
strzelimy do ciebie. Zrobi, co zechcemy, jeśli będziesz naszym zakładnikiem. Jesteś
martwa, jeśli on nie.

Patrzyła jak Boyd puszcza swoją klatkę piersiową i z trudem wstaje, krzywiąc się
lekko, gdy przycisnął jedną rękę do rany, po czym skierował się do drzwi swojej klatki.
Była na tyle blisko, by dostrzec ślad spalenia wewnątrz zamka, gdy drzwi się otworzyły.

Dranie najwyraźniej usmażyli zamki od środka. Uszkodzenia były ukryte, dopóki


nie otworzyły się drzwi. Maith prawdopodobnie nie wyczuł tego, ponieważ powietrze
zostało poddane recyklingowi. To również oznaczało, że byli w stanie otworzyć swoje
klatki dobrą godzinę temu, bo tak często świeże powietrze było pompowane z otworów
wentylacyjnych.

Kobieta, która wcześniej próbowała ją zaatakować, rzuciła się ze swojej koi i


pchnęła drzwi własnej klatki. Nawet strażnik cierpiący z powodu przedawkowania
leków zdołał wstać i chwiejnie wyszedł z klatki. Miał zmrużone oczy, ponieważ światło
musiało go ranić, a jego cera była bardzo blada. Jego twarz pokrywała również warstwa
potu. Było oczywiste, że odczuwa poważny ból.

- Kurwa – mruknęła Jessa, cofając się.

Carlton strzelił do niej, sprawiając, że szarpnęła się, by uniknąć trafienia.

- To było ostrzeżenie. Nie ruszaj się znowu, cipo. Chwyć ją, Dean.

Dean, strażnik, potoczył się do przodu. Wydawało się, że trudno jest mu otworzyć
oczy na tyle, by ją zobaczyć, gdy się zbliżał. Pozostali stali w pobliżu swoich otwartych

~ 138 ~
drzwi klatek.

Musiała ich powstrzymać.

- Przestańcie i pomyślcie o tym. Nie ma wyjścia z tego bunkra, a ekipy ratunkowe


aresztują was, kiedy nas odkopią. To jest głupie i bezsensowne.

- Mylisz się! – ryknął Carlton, zaskakując ją. – Mamy drogę wyjścia. Tu jest ukryty
tunel i jest tam nawet prom. Pójdziemy do tej ukrytej sekcji, by przeczekać, aż twoja
popieprzona flota opuści system.

Nikt nie musiał jej mówić, że i tak ją zabiją. Maitha też, jeśli ukryli więcej broni.
Wilma i Ned też zostaną zamordowani.

Dean podszedł bliżej, unosząc rękę, by złapać ją za gardło.

Jessa wysłała silny przypływ energii elektrycznej do swojego sztucznego oka. Nagła
oślepiająca poświata powinna zaboleć… Dean cierpiał na światłowstręt. To zrani go
mocno, jeśli nie bardziej.

Poczuła, że jej sztuczne oko zbyt szybko się nagrzewa, powodując uczucie palenia
za nim, ale zadziałało. Jej oko zaświeciło tak jasno, że Dean szarpnął się do tyłu, jęknął
i uniósł obie ręce, by osłonić oczy.

Jessa rzuciła się do przodu, ignorując utratę połowy wzroku, gdy implant oczny
przegrzał się w wyniku przepięcia i całkowicie się wyłączył. Złapała Deana za biodra i
użyła całej swojej siły, żeby okręcić wkoło dużo większego mężczyznę.

Prawie się potknął i wyrzucił ramiona na boki, próbując znaleźć równowagę.

To było wszystko, co Jessa potrzebowała. Postawiła wielkiego strażnika między


sobą i Carltonem. Obróciła się, w myślach wysyłając sygnał odblokowania do panelu,
mając nadzieję, że jej implant mózgowy nadal mógł transmitować i nie przegrzał się,
ponieważ fizycznie były blisko siebie.

Panel błysnął na zielono, gdy biegła do drzwi. Carlton wykrzyknął przekleństwo i


znowu strzelił. Promień lasera przeciął drzwi, ale ominął Jessę. Złapała za klamkę i
wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi. Obróciła się, wpatrując się w panel, by dać jej coś,
na czym może się skupić. Zamek został włączony.

– Jesso? – Zabrzmiało warknięcie Maitha, ale nie odważyła się odwrócić od tego, co
robiła, żeby spojrzeć na niego idącego do niej korytarzem. Zlokalizowała źródło
zasilania wewnątrz panelu i wyłączyła je. Lampki na panelu zgasły.

~ 139 ~
Odepchnęła się od drzwi, gdy usłyszała ogień laserowy z drugiej strony, akurat gdy
Maith dotarł do niej. Upuścił apteczkę i złapał ją.

- Co się stało?

- Uwolnili się. Odłączyłam moc do zamka, żeby nie byli w stanie otworzyć go z
drugiej strony. Jest całkowicie martwy. Carlton miał mały pistolet laserowy schowany
gdzieś przy sobie. Chcieli dorwać mnie samą, by użyć jako zakładnika i zmusić cię do
pomocy im. Ten pierdolony Boyd udawał możliwy atak serca, żebyś opuścił pokój.
Skurwiele!

Maith warknął, gdy odwrócił ją twarzą do siebie. Dziwnie niepokojące było widzieć
tylko jednym okiem. Lekkie pieczenie zmniejszyło się, ale jej sztuczne oko nie wróciło
do życia. To nie było dobre. Mogła uszkodzić je bardziej niż przewidywała. To też
oznaczało, że musiało zostać naprawione zanim znów będzie działać.

Maith puścił jej ramię i nagle ujął jej twarz w swoje duże ręce, zmuszając jej głowę
do podniesienia. Wydawał się być skoncentrowany na jej sztucznym oku, gdy wydał
dziwny syczący dźwięk, którego nigdy wcześniej nie słyszała.

- Postrzelili cię w twarz? – Opuszek jego kciuka delikatnie musnął bok jej oczodołu
i pochylił się bliżej. – Twoje oko wygląda na uszkodzone, a skóra wokół niego jest
lekko czerwona. Środkowa część już nie jest niebieska. Jest czarna, a biała część jest
żółta.

- Cholera. To nie jest dobra wiadomość.

- Strzelili ci w oko?

- Nie. Wysłałam silny przepływ mocy, by światło w moim oku szybko rozbłysło do
pełnej siły, żeby powstrzymać Deana przed dostaniem mnie w jego mięsiste łapska.
Wiedziałam, że mogę je trochę przeciążyć, ale czarny oznacza, że doszło do większych
uszkodzeń niż się spodziewałam. Musiałam usmażyć jakieś elementy lub przewody.

- Dlaczego to zrobiłaś?

- Światło sprawia ból komuś w stanie Deana. To była jedyna przewaga, jaką
miałam, oślepiając go na kilka sekund i sprawiając, że się odsunął.

- Jak naprawić twoje oko?

Po drugiej stronie drzwi uderzyło więcej ognia laserowego. Jessa spróbowała


odsunąć się od Maitha.

~ 140 ~
- Nie możemy. Będę potrzebowała łóżka medycznego z zaprogramowaną operacją i
zapasowe komponenty przechowywane w moim laboratorium. Puść. Mamy ważniejsze
sprawy do załatwienia.

Maith warknął, ale puścił ją.

- Coś cię boli?

- Nie.

- Czy w ogóle widzisz nim?

- Jest całkowicie martwe i nie reaguje na mnie, ale mam wizję w moim naturalnym
oku.

- Twoja powieka po tej stronie nie działa. To zaczerwienienie mnie niepokoi.


Wydaje się być coraz gorzej.

Próbowała zamknąć oczy.

- Mogłam doznać łagodnych oparzeń od przegrzania implantu. Nic, czego nie


można naprawić lub się uleczy. A teraz?

- Twoje fałszywe nadal jest otwarte.

- Cholera. Pomartwię się i zajmę się tym później. – Odwróciła się od niego, by
zerknąć na drzwi. – Myślisz, że mogą wyciąć sobie wyjście? To są mocne drzwi, ale nie
dla więzienia. Wnętrza mają słabe punkty.

- Nie wiem.

- Znajdźmy broń. – Odsunęła się od niego i podniosła swoja apteczkę. – Zatrzymam


ich, dopóki nie wrócisz, jeśli je otworzą. – Stanęła przy ścianie obok drzwi i obiema
rękami chwyciła uchwyt apteczki. – Pobiję ich tym. Będzie mi żal zniszczyć ją, ale nie
pozwolę, żeby uciekli jeszcze dalej. Jest jakieś sekretne wyjście z tego bunkra. Nie ma
mowy, żebyśmy pozwolili im uciec.

Maith nie spieszył się. Zamiast tego zaczął się rozbierać.

Jessa gapiła się na niego, aż stanął zupełnie nagi zaledwie kilka kroków dalej.

- Nie potrzebuję waszej ludzkiej broni. Idź po ciężarną kobietę i zabierz ją do


młodego. Zabarykadujcie się wewnątrz pokoju. Poradzę sobie z ludźmi, jeśli wyjdą. –
Uniósł nadgarstek, stuknął w niego i pojawiła się holograficzna klawiatura. Postukał
szybko. – Aktualizuję moją grupę odnośnie sytuacji, żeby wiedzieli, że mogą stanąć

~ 141 ~
naprzeciw wrogom, gdy przebiją się do bunkra.

Jessa nie poruszyła się.

- Nie zostawię cię. Ich jest czterech. – Mocniej ścisnęła swoją apteczkę. – Zdejmę
każdego, kogo nie dasz rady.

- Jessa – warknął. – Chroń ciężarną kobietę i młode. Jesteś ranna.

- Jestem ślepa na jedną stronę i prawdopodobnie doznałam drobnych oparzeń. To


nie jest nic poważnego. Nic mi nie jest. Niech mnie diabli, jeśli chociaż jeden z nich
ucieknie. Słyszałeś jak mówiłam o jakimś tajnym tunelu, który stąd wychodzi? Mają też
prom. Teraz ma sens, dlaczego wysadzili rezydencję. Mają drogę wyjścia, o ile ukryją
się i poczekają, aż flota odleci. Dranie zaplanowali to z dużym wyprzedzeniem, gdyby
flota kiedykolwiek ruszyła za nimi.

- Jessa. – Warknął na nią, podchodząc krok bliżej. – Idź zabarykaduj się z kobietą i
młodym.

Po drugiej stronie drzwi słychać było ogień laserowy i poczuła jak coś się pali.
Metal.

- Nie. Najwyraźniej rozpuszczają wewnątrz zawiasy w drzwiach. Nie mamy czasu


na kłótnie. Jesteśmy zespołem, pamiętasz? Zmień się, jeśli zamierzasz to zrobić!

Maith błysnął swoimi ostrymi kłami, po czym rzucił się do przodu, by podeprzeć się
na czworakach na podłodze. Był elastyczny, musiała mu to oddać. Kości zaczęły pękać
i wzdrygnęła się lekko na nieprzyjemnie brzmiące dźwięki. Zmieniał się szybko, aż
mężczyzna, do którego była przyzwyczajona, zniknął zastąpiony przez przerażającą
bestię z kosmosu o skórzastej fakturze. Ryknął, wpatrując się w nią zielonymi oczami.

- Wiem. Możesz nakrzyczeć na mnie później.

Cofnął się, przenosząc wzrok z niej na drzwi. Wzięła kilka głębokich oddechów.
Kiedy te drzwi się otworzą, naprawdę nie chciała zostać zastrzelona, ale więźniowie
wydawali się mieć tylko jedną broń. Szanse były dobre, że Maith najpierw skupi się na
tym trzymającym laser. Musiałaby tylko powstrzymać pozostałą trójkę przed ucieczką
do miejsca, gdzie był ukryty tunel ucieczki. Mógł być wszędzie… z wyjątkiem pokoju,
w którym obecnie byli więźniowie, ponieważ byli zdesperowani wydostać się.

Spojrzała na światła na suficie i wpadła na pomysł. Maith mógł widzieć w


ciemności. Ludzie nie mieli tej zdolności. Mogła spróbować użyć swojego implantu
mózgowego do zdalnego połączenia z systemem elektrycznym, skoro zadziałało na

~ 142 ~
panelu w drzwiach, kiedy wyłączyła zasilanie, ale dostrzegła przełącznik światła na
korytarzu. Odepchnęła się od ściany i rzuciła się w jego stronę.

Maith cicho warknął.

- Wiem, co robię – krzyknęła, biegnąc korytarzem, aż dotarła do przełącznika.


Potem pstryknęła go. Zgasły górne światła i otoczyła ją całkowita czerń. – Kolejna
przewaga – powiedziała do Maitha, wyciągając jedną rękę, by poczuć ścianę i
skierować się z powrotem do miejsca, skąd przyszła.

Maith szybko podbiegł do Jessy, która na oślep próbowała manewrować w dół


korytarza. Otarł się o jej bok i przy tym trącił apteczkę. Jessa upuściła ją. Na podstawie
miękkiego przekleństwa nie miała takiego zamiaru. Warknął na nią nieszczęśliwy.
Chciał, żeby poszła zamknąć się z ciężarną kobietą i młodym, gdzie byłaby bezpieczna.

- Zostaw mnie i idź pilnować tych drzwi – rozkazała.

Pchnął ją na ścianę i przyszpilił tam, warcząc. Otworzył pysk i lekko chwycił ją za


nadgarstek, przygryzając tylko tyle, by dobrze przytrzymać, ale nie na tyle, by zranić ją
swoimi kłami. Delikatnie pociągnął, wskazując, że chce, żeby położyła się na podłodze.

Prawie upadła. Pchnął swoje ciało jeszcze mocniej do niej, żeby przygwoździć ją do
ściany.

- Do cholery, Maith! – poskarżyła się. – Idź obserwuj drzwi. Sama dojdę do nich i
uderzę wszystko, co wyjdzie.

Warknął i potrząsnął głową. Potem znów pociągnął ją za nadgarstek.

- W porządku. Zostanę tutaj.

Puścił jej nadgarstek i cofnął się powoli, upewniając się, że nie upadnie. Jessa
powoli osunęła się na dłonie i kolana, zostając blisko ściany.

- Pchnij do mnie moją apteczkę, proszę. Nie widzę jej. Potem wracaj do tych drzwi.

Użył łapy, by przesunąć zestaw do Jessy. Wymacała pokrywę i skinęła głową.

- Mam ją.

Wydał niski, dudniący dźwięk, mając nadzieję, że zrozumie, że chce, żeby została.
Zmieniłby się i porozmawiał z nią, ale potrzebował energii, jeśli ludzie uciekną z
pokoju. Przekształcanie się w tę i z powrotem w krótkim okresie czasu szybko go
wyczerpie.

~ 143 ~
Zapach palącego się metalu stał się silniejszy i kiedy odwrócił głowę, wpatrując się
w drzwi więżące złych ludzi, zobaczył, że lewa strona ma słabą czerwoną poświatę w
miejscu zawiasów po wewnętrznej stronie. To było spowodowane nagrzewaniem się
metalu.

Ruszył do przodu, ale nie podszedł zbyt blisko. Jessa wyłączają oświetlenie w
korytarzu zrobiła mądrze. Ludzie będą ślepi poza światłem, które było w pokoju. Kiedy
wysuną się wystarczająco daleko, nie zobaczą go idącego na nich w ciemności.

Jego nadgarstek zawibrował, ale w postaci bojowej nie mógł komunikować się ze
swoją grupą. Potem usłyszał głośny huk z drugiej strony drzwi. Brzmiało to tak, jakby
uderzali w nie czymś ciężkim. Część drzwi przesunęła się w miejscu zawiasów i
prześwieciło tam trochę światła. Cofnął się bardziej w ciemność i przykucnął.

- Zaraz się wydostaną – szepnęła Jessa jakieś cztery metry dalej korytarza.

Maitha wypełniła frustracja, i wściekłość. Powinna była go posłuchać i pójść


zamknąć się z ciężarną kobietą i młodym. Nie podobało mu się, że tu jest, a przy
zgaszonych światłach i tak nie będzie w stanie mu pomóc. Czasami ludzie mieli dla
niego mało rozsądku. Teraz nie tylko musiał poradzić sobie z wrogami, ale martwił się,
że Jessa zostanie zraniona, jeśli któryś z nich wystrzeli w panice z broni i to poleci w jej
stronę.

Rozległ się kolejny huk i drzwi poddały się więcej, światło płynące z pokoju zrobiło
się jaśniejsze. Strona zamka nadal była zablokowana, ale bez zawiasów po drugiej
stronie, mogli je wypchnąć, gdyby udało im się wystarczająco szeroko otworzyć drzwi.

Odrzucił głowę do tyłu, rycząc głośno. Miał nadzieję, że groźba spowoduje, że


przestraszą się na tyle, by zaprzestać próby ucieczki.

- Tam jest ten pieprzony kosmita – zaszlochała kobieta. – Przestań, albo on się tu
dostanie!

- Zamknij się, kurwa! – krzyknął Carlton. – Zastrzelę to.

- Daj mi broń. – Dean brzmiał na wkurzonego. – Nawet nie potrafiłeś trafić tej suki
doktorki.

- Chciałem chybić – sprzeczał się Carlton.

- Nie, nie chciałeś. Wszyscy wiemy, że chcesz skrzywdzić tę sukę. Nie trafiłeś dwa
razy. Oddaj go.

- Nawet nie możesz stać prosto i dyszysz – grzmiał Carlton. – Zamknij się, Dean.

~ 144 ~
Wszystko, co musiałeś zrobić, to złapać cipę i przytrzymać ją, żeby ten kosmita nas nie
zaatakował.

- Obaj się zamknijcie. – To był gubernator. – Słyszałeś tę lekarkę. Flota wie, że tu


przeżyliśmy, i nadchodzą. Zanim przybędą musimy zniknąć.

- Daj mi kody dostępu do tunelu i promu. – Głos Carltona przybrał błagalny ton.

- Nie – warknął Boyd. – Już byś mnie porzucił, gdybym to zrobił. Nikt stąd nie
wyjdzie, chyba że pójdziemy razem. Potrzebujesz mnie również do dostępu do
wszystkich funduszy, jakie zgromadziliśmy. Są w zamkniętych pudłach, które spopielą
zawartość, jeśli zostaną naruszone. Jak myślisz, jak długo przetrwasz bez złapania, jeśli
nie możesz nikogo przekupić? Teraz przestań marudzić.

Maitha wypełniła furia. Ludzie nie uciekną. Wiedział, że flota i Jessa chcieli ich
wszystkich żywych, by ujrzeli sprawiedliwość na Ziemi, ale zabije ich, jeśli będzie
musiał, by uniemożliwić im opuszczenie bunkra. Nie zamierzał też zapomnieć o
młodym, Toby’m, który prawie spłonął na śmierć. Albo o wciąż nieprzytomnym,
prawie dorosłym młodym, którego znaleźli umierającego w jednej z klatek. Każdy, kto
krzywdzi własne młode, nie mógł zrobić tego ponownie.

Rozległ się kolejny huk i drzwi otworzyły się mocniej. Zauważył strażnika, Deana,
jak chwycił ich część. Duży mężczyzna nie wyglądał zdrowo ani w pełni sił, ale był
duży jak na człowieka. Siłował się z drzwiami i udało mu się wyrwać je z zamka po
drugiej stronie. Drzwi z trzaskiem opadły do przodu na korytarz.

- Daj mi pistolet – zażądał strażnik, z uniesionymi pięściami, gdy gorączkowo


rozglądał się po ciemnym korytarzu z miejsca, gdzie stał w drzwiach oświetlonego
pokoju. Podniósł jedną nogę i położył but na drzwiach.

- Nie ma, kurwa, mowy. – Carlton chował się za nim, wymachując najmniejszą
ziemską bronią laserową, jaką Maith kiedykolwiek widział.

Prawie parsknął. Naprawdę wierzyli, że mogą go tym zabić? To wydawało się być
dziecięcą zabawką zamiast bronią. Potem spojrzał na powalone drzwi, widząc stopiony
metal, który kiedyś był zawiasami. Przypomnienie, że zabawka rzeczywiście mogła
wyrządzić jakieś szkody. To było bardziej jak skalpel laserowy, z większym zasięgiem.

Każdy mięsień jego ciała napiął się i odwrócił się, by spojrzeć na Jessę.

Światło wylewające się z pokoju nie docierało do żadnego z nich. Była ukryta w
ciemności. Przynajmniej miał nadzieję, że żaden z ludzi nie był w stanie jej zobaczyć.

~ 145 ~
On mógł. Rozpłaszczyła swoje ciało na podłodze, z apteczką częściowo przed nią, i w
jednej ręce trzymała torbę z czymś. Nie miał pojęcia, co to było.

Może rzuci tym w ludzi. Mogła zobaczyć Deana, strażnika. Pozostali nie byli w jej
polu widzenia, dopóki nie wyjdą z pokoju na korytarz.

- Nic nie widzę – wyszeptał Dean. – Znajdź światło.

Boyd przecisnął się obok Carltona, mówiąc cicho.

- Na korytarzu jest włącznik światła, tam na końcu, gdzie się zakrzywia. Idź, włącz
je, żebyśmy mogli zobaczyć, gdzie mamy iść. – Został za większym ludzkim
strażnikiem. – Musimy dostać się do kuchni.

- To tam jest ukryty tunel? – zapytał Carlton. – Daj mi kod dostępu i pobiegnę
naprzód, żeby go otworzyć.

- Nie jestem kretynem, Carl – warknął Boyd. – Idziemy razem.

Carlton wyglądał na wkurzonego.

- Nie zostawiłbym cię. Jesteś jedynym upoważnionym do aktywacji autopilota na


promie… do diabła, nawet do wejścia na niego. Potrzebujemy się nawzajem. Ja też nie
jestem kretynem!

Maith zirytował się jeszcze bardziej. Ludzie po prostu zostali w pokoju kłócąc się,
zamiast coś zrobić. Może chcieli, żeby wszedł w światło, w którym mogli go zobaczyć.

Kobiety nie było w zasięgu wzroku. Możliwe, że zastawili pułapkę i mieli dostęp do
większej ilości broni. Nie da się na to nabrać. Poczeka, aż wyjdą. Veslorowie mieli
cierpliwość. W pewnym momencie będą musieli opuścić ten pokój.

~ 146 ~
Rozdział 12

Jessa widziała Deana. Wielki bydlak stał w otwartych drzwiach, z jednym butem na
drzwiach, które udało im się przewrócić. Wcale dobrze nie wyglądał, ale była pod
wrażeniem, że utrzymywał się na nogach. Objawy odstawienia od tych leków
wzmacniających mięśnie były piekłem w organizmie.

W ręku trzymała torebkę kremu na oparzenia. Już była rozcięta, więc kiedy ją rzuci,
wyleje się. Nie masowała torby, żeby utrwalić krem w pastę. Był w postaci płynnej… i
będzie śliski jak diabli na podłodze.

To było wszystko, co miała, żeby ich spowolnić. To nie było dużo, ale
prawdopodobnie spróbują uciec, a upadek na pewno ich spowolni, jeśli się poślizgną.
Miała tylko nadzieję, że to nie zadziała na Maitha. Miał te wielkie łapy z zabójczymi
pazurami. Prawdopodobnie tworzyły trochę przyczepności dla niego, niezależnie od
tego jak śliska stanie się podłoga.

Słyszała komentarz o kuchni. Znajdowała się za nią, za zakrętem w korytarzu.


Musieliby przejść obok niej, żeby tam dotrzeć. Miała tylko nadzieję, że Wilma została
w jej mieszkaniu, a nastolatek się nie obudzi. Wątpiła, żeby Ned był w takiej kondycji,
by opuścić pokój. Miałby szczęście, gdyby dotarł do łazienki bez pomocy.

Sięgnęła swoim implantem umysłu i próbowała połączyć się z zamkami w ich


drzwiach. Nie zadziałało. Była za daleko.

Zamiast tego wyłączyła źródła zasilania do paneli w każdych drzwiach, z którymi


mógł połączyć się jej implant. To uniemożliwi Boydowi i jego kohorcie próbę wejścia
do najbliższych pokoi podczas ucieczki, gdyby poczuli potrzebę zabarykadowania się
gdzieś. To było najlepsze, co mogła zrobić.

- Musimy iść – syknął Boyd. – Wyjdź, Dean.

Jessa oparła się parsknięciu. Oczywiście tchórzliwy gubernator wyśle najpierw


kogoś innego, prawdopodobnie mając nadzieję, że zostanie zaatakowany, kiedy on
będzie uciekał. To wcale jej nie zaskoczyło.

Postanowiła spróbować nowej taktyki.

- Mam broń i wiem jak się nią posługiwać – krzyknęła. – Na kolana, Dean. Spleć
palce nad głową albo strzelę.

~ 147 ~
Wielki strażnik wskoczył z powrotem do pokoju i zniknął jej z oczu. To też jej nie
zaskoczyło. To było dokładnie to, co miała nadzieję osiągnąć… trzymać ich w środku,
dopóki nie nadejdzie pomoc.

Jessa ściszyła głos do szeptu, wiedząc, że tylko Maith będzie w stanie ją usłyszeć.

- Naprawdę mam nadzieję, że zespoły wkrótce się tu pojawią. Może do tego czasu
uda nam się blefem zatrzymać ich tam, gdzie są.

Do jej uszu dotarł niski warkot. Aktywowała swój implant ucha, wzmacniając
dźwięk.

- Ona blefuje – syknął Carlton. – Ta suka jest lekarzem. Nie żołnierzem. Nawet jeśli
ma karabin laserowy, nie będzie w stanie w nic trafić.

- Wiesz o tym wszystko – odsyknął Dean. – Daj mi ten cholerny pistolet.

- Pieprz się. – Głos Carltona podniósł się. – Jest mój. Nie oddam go. Nie zapominaj,
że dzięki niemu nie jesteśmy nadal w tych pierdolonych klatkach. To ja jestem tym,
który ukrył to przy moim kutasie.

Jessa wykrzywiła usta z obrzydzeniem. Nic dziwnego, że udało mu się ukryć broń.
Nie chciałaby dotykać go tam, żeby sprawdzić. Maith prawdopodobnie nie sądził, że
ludzie będą takimi prostakami, by wkładać rzeczy w bieliznę. Wątpiła, żeby Dean znów
o to poprosił, wiedząc, gdzie była.

Myliła się.

- Pójdę pierwszy i zlikwiduję wszelkie zagrożenie, ale potrzebuję pistoletu –


argumentował Dean.

- Umrzesz zanim zdążysz zastrzelić tę rzecz. Otworzę ogień do każdego, kto


wyjdzie z tego pokoju. Słyszycie mnie? I dość dobrze potrafię strzelać. To część
szkolenia floty. Wszyscy musimy spędzać dziesięć godzin tygodniowo na strzelnicy –
wrzasnęła Jessa, mając nadzieję, że nie domyślą się, że to bzdury.

Od Maitha dobiegł kolejny niski pomruk.

- Dopóki tam zostaną, będę kłamała jak z nut – szepnęła. – Nie wchodź między
mnie i te drzwi. Rzucę tę torbę. Będzie ślisko. Mam nadzieję, że któryś z nich się
poślizgnie i to go znokautuje, jeśli spróbują uciec.

Opadła na kolana i cofnęła ramię. Potem rzuciła torbę ze wszystkich swoich sił.
Wylądowała na leżących drzwiach i rozprysła się szeroko.

~ 148 ~
Z pokoju dobiegł krzyk. To musiała być kobieta. Lub Carlton przerażony jak
kobieta. Ta myśl wywołała u Jessy uśmiech.

- Co to było? – Boyd nie brzmiał na szczęśliwego.

- Nie wiem. Nie krępuj się wystawić głowę, żeby się dowiedzieć – odpowiedział
Dean, brzmiąc na wściekłego.

- Umrzemy! – zawyła kobieta.

- Zamknij się, Karen! – warknął Boyd. – Weź się w garść.

- Tak, sir. – Pociągnęła nosem.

- Przestań płakać. – Carlton brzmiał na zirytowanego. – Jezu. Powinieneś trzymać


się Melissy. Przynajmniej tamta laska miała jakiś kręgosłup. Ta drażni mnie jak cholera.

- Musimy się stąd wydostać. – Boyd urwał. – Słyszałeś tę sukę. Ekipy ratownicze
dokopują się. Musimy zniknąć zanim się tu dostaną. Carlton, ile osób jest już w
bunkrze?

- Tylko cipa i kosmita. Plus umierający dzieciak i ta pochlipująca ciężarna suka,


którą wcześniej tu zamknęliśmy.

- A więc dwójka – podsumował Dean. – Możemy ich zdjąć. Gdyby suka miała broń,
już by jej użyła. Karen, Rodney, złapcie cokolwiek, co da się użyć jako broni.

Jessa zaklęła cicho. Ci idioci zamierzali uciec. Wstała powoli, ignorując niski
pomruk Maitha. Potem ryknął głośno. Drgnęła. Nie żeby to sprawiło, że wróciła z
powrotem na podłogę.

Na ślepo wyciągnęła rękę i chwyciła swój zestaw medyczny, mocno chwytając za


rączkę i podnosząc go do klatki piersiowej. Walizka była ciężka, wytrzymała, by użyć
jej jako broni, a także mogła ochronić ją przed trafieniem laserem w którekolwiek
części ciała, które mogła osłonić. To było wszystko, co miała.

Przycisnęła się do ściany, jej wzrok skupił się na świetle padającym z otwartych
drzwi.

- Teraz! – syknął Dean.

Wybiegł pierwszy, z Boydem i Carltonem tuż za nim. Jak tylko wszedł całkowicie
na drzwi, obie jego stopy wymknęły się spod niego i upadł ciężko, uderzając o podłogę.

Boyd i Carlton też prawie upadli, ale udało im się utrzymać w pozycji pionowej po

~ 149 ~
ślizganiu się jak postacie z kreskówek. Boyd użył ramienia Carltona, żeby złapać
równowagę. Para ruszyła w jej kierunku. Jessa widziała ich zarysy od światła w pokoju.
Karen prawdopodobnie była za nimi, ale Jessa nie mogła jej zobaczyć z powodu ich
zbliżających się dużych ciał. Czuła trochę satysfakcji, gdy wydawali się mieć problemy
z utrzymaniem się na nogach i nie mogli szybko biec.

Jessa wydała okrzyk bojowy – a może bardziej krzyk – i ruszyła w ich kierunku. Jej
buty nie ślizgały się, co dało jej przewagę. Przynajmniej miała taką nadzieję. Celowała
w Boyda. Był tym, który miał kod dostępu do wyjścia z bunkra. Bez niego inni
pozostaną uwięzieni.

Ból uderzył ją w klatkę piersiową, gdy wbiła swoją apteczkę w większego


mężczyznę. Oboje upadli. Wylądowała częściowo na gubernatorze, a on skończył
płasko na plecach. Zignorowała ból w prawym kolanie, które uderzyło o podłogę,
wzmocniła swój uchwyt na walizce.

- Ugggh – jęknął Boyd.

Jessa poczuła to, kiedy próbował usiąść, ponieważ leżała na tym, co myślała, że jest
jego nogą. Szybko podniosła się na kolana, próbując go zobaczyć, ale światło z pokoju,
z którego wyszli, jakoś zgasło. W korytarzu było cholernie ciemno. Ale nie było cicho.
Dean ryczał wulgaryzmy, a Maith warczał głośno.

- Carlton! – wrzasnął Boyd.

To dało Jessie orientację, gdzie jest jego głowa.

Z całych sił zamachnęła się apteczką i uderzyła go, ale to nie wystarczyło, żeby go
znokautować. Jego ręka wymacała przód jej koszuli i poczuła jak coś otarło się o jej
twarz, gdy znowu została pociągnięta na niego. Domyśliła się, że mógł zamachnąć się
na nią drugą ręką.

Upuściła zestaw i przekręciła się na bok, staczając się z niego. Potem zaciekle
podrapała paznokciami trzymającą ją dłoń. Wciągnął ostry, bolesny oddech. Musiało
boleć; czuła jak jej paznokcie odrywają skórę.

Wyprowadziła własny cios, celując tam, gdzie mógł być jego brzuch. Uderzyła go i
wypełniła ją satysfakcja, gdy dłoń zaciśnięta na jej mundurze puściła.

Poczuła to, kiedy zaczął przewracać się na bok, prawdopodobnie w próbie ucieczki.
Jessa nie pozwoliła na to. Rzuciła się, złapała za jego ubranie i dobrze chwyciła.
Uniosła drugie ramię, wbijając pięść w jego ciało.

~ 150 ~
Boyd przetoczył się płasko na coś, co jak przypuszczała było jego brzuchem. Jessa
wspięła się na niego, puściła jego ubranie i zignorowała przerażony krzyk, który
doszedł gdzieś zza niej. Karen.

Dean już nie krzyczał. Maith zamilkł.

- Zdejmij ją ze mnie! – ryknął Boyd.

Jessa okładała go pięściami, siedząc okrakiem na jego tyłku. Za każdym razem, gdy
próbował się podnieść, zbijała go z powrotem, ciągle waląc w jego plecy. Kiedy
spróbował się czołgać, ciągnąc ich oboje po podłodze, przestała go bić i sięgnęła do
jego włosów. Nie miał ich wiele, ale obiema rękami złapała porządną garść i rąbnęła
jego głową. Wydał dźwięk bólu, gdy jego twarz uderzyła mocno o podłogę. Przestał się
ruszać.

Jessa zamarła, dysząc. Może w końcu go znokautowała. Wiedziała, że oddycha.


Leżała głównie na jego plecach; każdy wdech i wydech podnosił i opuszczał jej ciało.

- Myślę, że skończył – stwierdził męski głos.

To wystraszyło Jessę jak cholera. Tak samo dotyk dwóch wielkich dłoni
chwytających ją w talii.

- Puść go, Jesso. Mamy go.

Rozpoznała ten głos. Silne ręce uniosły ją z pleców gubernatora.

- Roth?

- Tak. Weszliśmy pierwsi, bo możemy widzieć. Drak zdjął mniejszego mężczyznę.


Maith zajął się większym nieprzytomnym człowiekiem. Gnaw ma nieprzytomną
kobietę. Wyciągnąłbym cię wcześniej, ale wydawałaś się być zaangażowana w walkę z
mężczyzną.

Roth pomógł jej wstać. Korytarz pozostał całkowicie ciemny, a Jessa zadrżała od
adrenaliny. Veslor trzymał ją mocno.

- Jesteś ranna.

Skądś dobiegł niski warkot.

- Nie jest źle, Maith – zapewnił go Roth. – Zakryj uszy, Jesso.

Zawahała się, a potem zrobiła jak prosił.

- Czysto – zagrzmiał Roth donośnym głosem. Potem go zmiękczył. – A teraz zakryj

~ 151 ~
oczy. Nadchodzą z jasnymi światłami.

Kilka sekund później zza zakrętu korytarza wyłoniło się kilkanaście silnych latarek.
Jessa na chwilę odwróciła głowę, ale chciała zobaczyć końcowy rezultat, by zastosować
się do drugiej części rady Rotha.

Ruchome światła wypełniły teren, ujawniając, że Boyd rzeczywiście leżał


rozpłaszczony na brzuchu, wyraźnie zemdlony. Przy jego twarzy na podłodze była
rozmazana krew, ale nie była w stanie zobaczyć, czy złamała mu nos, czy zrobiła coś
gorszego.

Podniosła wzrok. Maith wciąż był w swojej postaci bojowej, z przednimi łapami na
Deanie. Strażnik miał zakrwawioną twarz. To wyglądało jak ślady pazurów, z tego co
widziała, a jego oczy były zamknięte.

Gnaw wyszedł z pokoju z klatkami z bezwładną Karen udrapowaną na jego


ramieniu. Podniósł wolną rękę, by zakryć oczy, gdy w korytarz rozbrzmiało więcej
obutych stóp. Wyglądało na to, że przybyły zespoły zadaniowe floty.

Zostali uratowani.

Jessa pozwoliła temu wsiąknąć. Teraz było już wyjście z bunkra. Zespoły
zadaniowe floty i grupa Veslor naruszyły go. Była pewna, że słyszeli jak nadchodzą, ale
ona nie.

Nie miało znaczenia jak weszli do środka. Po prostu to zrobili.

Uderzyła ulga. Ich męka się skończyła.

Maith zdjął łapy z rannego człowieka i cofnął się, gdy ludzkie zespoły zadaniowe
dotarły do jego boku. Dwóch z nich uklękło obok Deana i zabezpieczyli jego ręce.
Potem przybył Michael z apteczką. Medyk wraz z dwoma innymi ludźmi przewrócił
nieprzytomnego mężczyznę na plecy, a potem obejrzał jego twarz.

- Wyraźnie cię wkurzył – mruknął Michael, po czym się uśmiechnął. – Ale musiałeś
być ostrożny, kiedy uderzyłeś go łapą. Wciąż żyje, a twoje pazury nie przebiły jego
czaszki.

Hailey podeszła do Maitha, podając spodnie. Ludzki członek zespołu szóstego


uśmiechnął się.

- Roth kazał mi je przynieść, na wypadek gdybyś musiał skopać komuś tyłek.

Maith cofnął się jeszcze, usiadł na zadzie i zamknął oczy. Trudno było uspokoić

~ 152 ~
jego emocje. Wciąż był zbyt wkurzony na złych ludzi… i Jessę. Sam dałby radę
poradzić sobie ze wszystkimi ludźmi. A teraz była ranna. Tak powiedział Roth. Chcąc
na własne oczy zobaczyć wszystkie jej obrażenia, zmotywował się do znalezienia
spokoju potrzebnego do przekształcenia swojego ciała.

Po zmianie wstał, zabierając spodnie od Hailey.

- Dziękuję.

Kobieta uśmiechnęła się szerzej.

- Cała przyjemność po mojej stronie. Zgłosiłam się na ochotnika do tego zadania.

Maith zauważył jak kobieta intensywnie wpatruje się w jego ciało, szczególnie w
jego drąga. Szybko się ubrał. Ludzie naprawdę seksualizowali nagość. Więcej niż kilka
kobiet z zespołów zadaniowych uderzało do niego. Jego grupa nauczyła się tego termin,
odkąd zamieszkali z flotą.

- Później mogę zrobić ci masaż, jeśli chcesz. – Hailey otwarcie podziwiała jego
nagą klatkę piersiową.

- Doceniam ofertę, ale mam kobietę.

- Och. – Jej reakcja zdradziła jej niezadowolenie.

Maith ominął ją i podszedł do Jessy. Stała do niego plecami, gdy rozmawiała z


Rothem. Przywódca jego grupy napotkał jego wzrok i otworzył usta, by przemówić, ale
zanim mógł Maith chwycił Jessę za ramiona i okręcił ją.

- Gdzie jesteś ranna? – Wiedział, że warczy, ale nic nie mógł na to poradzić.
Przyjrzał się jej twarzy. Oprócz uszkodzenia jej sztucznego oka, na policzku było
zadrapanie. Cofnął się lekko, przebiegając wzrokiem w dół jej ciała i wąchając. Poczuł
krew.

Była jej. Po prostu to wiedział.

- Gdzie? – Zdecydowanie warczał.

- Walnęłam się w kolano, ale jest w porządku. – Próbowała odsunąć się od niego.

Przyciągnął ją do swojego ciała i rozejrzał się, dostrzegając Nathana.

- Potrzebuję twojego zestawu, teraz – rozkazał mężczyźnie.

Nathan podbiegł i opadł na kolana, zdejmując plecak i otwierając go, a potem


wyciągając swoją apteczkę.

~ 153 ~
- Gdzie jest ranna?

Myśl o innym mężczyźnie dotykającym Jessy, zwłaszcza człowiek, który wcześniej


ją obraził, rozgniewał go.

- Trzymaj ją, Roth – zażądał.

Oczy jego przywódcy grupy rozszerzyły się, ale nie zawahał się, by stanąć za Jessą i
delikatnie chwycić ją za biodra. Maith opadł na kolana i pociągnął nosem, wyczuwając
krew. To była jej lewa noga. Zobaczył też małe rozdarcie w jej mundurze. Wypuścił
pazury i ostrożnie włożył dwa z nich, by rozerwać materiał szerzej i odsłonić kolano.

- Przestań – warknęła Jessa.

Maith zignorował ją, biorąc małą latarkę, którą podał Nathan, i przesuwając jasnym
promieniem po jej kolanie. Lekko krwawiło. Odwrócił głowę, by spojrzeć groźnie tam,
gdzie zabezpieczyli ludzkiego gubernatora. Nosił lśniący pasek, a jego spodnie miały
guziki. Domyślał się, że szkody wyrządziło jedno z nich, kiedy walczyła z mężczyzną.

Nathan podał mu odkażający spray i Maith spryskał nim jej uszkodzoną skórę.
Następnie medyk dał mu sterylną szmatkę, którą Maith użył do delikatnego starcia
pianki kilka sekund później. Napłynęła świeża krew i wziął podany plaster z lekiem,
żeby go nałożyć.

- Czy jest coś, co powinienem wiedzieć? – spytał Roth w Veslorskim. – Ona nosi
twój zapach.

- Ona jest moja – odpowiedział, również używając Veslorskiego.

- Nie pozwolą na to. – Jessa pokazała swoją wiedzę również mówiąc ich językiem.
– Przestań się tak zachowywać, bo któryś z pozostałych mężczyzn to zgłosi. Nie
puszczą mnie.

- O czym ona mówi?

- Porozmawiamy o tym później – warknął Maith do Rotha. To był też skierowane


do Jessy. Ponownie przesunął po niej wzrokiem, nie widząc żadnych innych rozdarć na
jej mundurze. Wstał i potem oczyścił zadrapanie na jej twarzy, również kładąc tam
medyczny opatrunek. Przeszedł na język Ziemi. – Ona natychmiast musi zostać zabrana
na Defcon Red. Jej implant oczny został uszkodzony.

- Na razie jest w porządku.

Maith warknął głośno na Jessę, patrząc gniewnie w jej jedno widzące oko.

~ 154 ~
- Wrócisz na Defcon Red na leczenie.

Roth westchnął.

- Posłuchaj go, Jesso. – Przemówił w Veslorskim. – Jest wkurzony. Nie lubimy


widzieć rannej partnerki.

- Nie jestem partnerką – odpowiedziała w ich języku. – Flota jest moim


właścicielem. Nie pozwolą mi odejść.

Maith chciał się kłócić, ale Roth puścił Jessę i zrobił niski ostrzegawczy odgłos.

- Później – wychrypiał. – Nie tutaj. Zwracamy uwagę.

- Wszystko w porządku? – Nathan zamknął apteczkę i schował ją do swojego


plecaka, wstając na nogi.

Roth zwrócił się do niego.

- Oko doktor Brick zostało uszkodzone. Potrzebuje transportu do Medycznego na


Defcon Red.

Zapaliły się górne światła i Nathan przyjrzał się oku Jessy. Mężczyzna cicho zaklął.

- Cholera. Wybuchło? – Podszedł bliżej i próbował dotknąć jej twarzy.

Maith warknął, chwycił Jessę i przycisnął ją do swojego boku.

Medyk natychmiast się cofnął.

- Nie zamierzałem jej skrzywdzić. Wygląda na to, że doznała drobnych oparzeń.


Czy została narażona na porażenie prądem, który przeciążył jej implant oczny?
Przekażę informacje Medycznemu, żeby mogli przygotować się na jej przybycie.

- To było przeciążenie mocy – westchnęła Jessa. Odwróciła się, by spiorunować


Maitha widzącym okiem. – Nic mi nie jest. Nie ma znaczenia, jeśli poczekam kilka
godzin. Muszę sprawdzić, co u Wilmy. – Szybko odwróciła się do medyka. – Czy
wszyscy jesteście zaszczepieni przeciwko Prissie?

- Tak – odpowiedział za niego Roth. – Osobiście upewniłem się, że wszyscy to


wzięli, w tym nasza grupa.

- Dobrze. A teraz muszę zobaczyć moich pacjentów. Jest ich dwóch. – Jessa
poruszyła się w uścisku Maitha, próbując się uwolnić.

Jej upór doprowadził go do szału.

~ 155 ~
- Wykorzystuję rangę. Użyłaś tego wystarczająco. Skończyłaś tutaj, Jesso. –
Rozejrzał się, znajdując Bircha. – Dowódca zespołu – zawołał.

Birch podszedł.

- Czego potrzebujesz?

- Odeskortuj tę kobietę do Medycznego na Defcon Red. Potrzebuje natychmiastowej


pomocy medycznej. Zignoruj jej prośby o pozostanie na planecie.

Birch lepiej przyjrzał się Jessie i zbladł.

- Cholera. Jej oko.

- Zabierz ją teraz – rozkazał Maith.

- Dupek – mruknęła Jessa.

Nie obchodziło go, czy była zła.

Birch podał swoje ramię.

- Pomogę ci. Mamy na górze czekające promy. – Mężczyzna skinął głową


Maithowi. – Zabiorę ją tam osobiście.

Maith patrzył jak bardzo nieszczęśliwa Jessa zostaje wyprowadzona. Odwróciła się
zanim okrążyła zakręt i rzucił mu piorunujące spojrzenie.

- Nie zapomnij o Wilmie i Nedzie. To ja powinnam się nimi zająć. Są ludźmi.

- Mamy medyków. Idź – warknął.

Birch delikatnie pociągnął ją poza zasięg wzroku, a Maith westchnął, napotykając


spokojne spojrzenie swojego lidera grupy. Roth uniósł brwi i skrzyżował ramiona na
klatce piersiowej.

- Porozmawiamy o tym wszystkim później – powiedział mu Maith.

- Owszem. – Roth zerknął na ludzkie zespoły zadaniowe, które ładowały rannych


ludzi na nosze i wynosiły ich. Przeszedł na Veslorski. – Sparowałeś się z nią?

- Jeszcze nie. Ale zrobię to.

- Powodzenia z tym. Powiedz mi wszystko.

Podszedł Clark Yenna.

~ 156 ~
- Gdzie są inni pacjenci?

Maith chciał po prostu podążyć za Jessą i być tam, gdy otrzyma pomoc w
Medycznym. Ale nie mógł. Potrzebowali go na miejscu. Ciężarna kobieta mogła wpaść
w panikę, gdyby zjawili się u niej nieznajomi mężczyźni. Miał też nowe kody, by
uzyskać dostęp do pomieszczeń.

To nie oznaczało, że mógł przestać o niej myśleć, gdy wprowadził najbliższych


niego mężczyzn we wszystko, co się wydarzyło. Zaprowadził innych medyków do
dwóch pozostałych ludzi. Oboje zostaną przetransportowani bezpośrednio na Defcon
Red, ponieważ tymczasowy szpital, który założyli, został zniszczony.

Nie byli też pewni, którym ludziom na planecie mogą ufać. Z flotą pacjenci będą
bezpieczniejsi.

~ 157 ~
Rozdział 13

Jessa kłóciła się z Randym Birchem, który praktycznie zaciągnął ją do głównego


obszaru Medycznego z pryszniców odkażających, gdzie zadokował ich wahadłowiec.

- Poradzę sobie z tym sama, jeśli pozwolisz mi pójść do mojego laboratorium. Ma


wszystko, czego potrzebuję, a moja apteczka powinna już czekać na mnie. Pielęgniarka
obsługująca prysznice obiecała, że ją tam podrzuci, gdy zostanie wysterylizowana.

- Nie wkurzę Veslora. Maith kazał mi cię tu zabrać, więc tak robię. Skopie mi tyłek
na treningu, jeśli mu się sprzeciwię. Nie przerazisz mnie, kobieto. On tak.

Jakby nie mogło być już gorzej, lekarzem, który spieszył ich powitać, nie był nikt
inny jak Cynthia Kane. Szefowa personelu skrzywiła się, gdy podeszła bliżej,
przesuwając oceniającym wzrokiem od twarzy Jessy w dół do luźnego kombinezonu,
który dostała po prysznicu.

- Chodź za mną – zażądała wyższa lekarka. – Przygotowaliśmy się dla ciebie w sali
badań numer sześć. Wezwałam doktora Zonera do asysty. Jest naszym okulistą.

- Myślę, że raczej potrzebuje eksperta od elektroniki – odpowiedział Birch.

- Nikogo nie potrzebuję. Poradzę sobie z tym w moim laboratorium. Mam w pełni
działające łóżko medyczne i wszystkie części zamienne do mojego implantu ocznego.

Cynthia Kane odwróciła się i spojrzała gniewnie na Jessę.

- Nie jestem ignorantką w syntetycznych modyfikacjach. – Podeszła bliżej i uniosła


dłoń w rękawiczce, obejmując szczękę Jessy i podnosząc ją wyżej.

Jessa pozwoliła na to, milcząc, gdy lekarka uważnie badała jej uszkodzone oko.

- Myślę, że będziesz potrzebować pełnej wymiany. Będziemy też musieli


zregenerować część tkanki wokół oczodołu. Twoja powieka się nie zamyka. Widzę
oparzenia pierwszego stopnia na górnej warstwie twojej skóry, co oznacza, że obszar
wokół implantu prawdopodobnie doznał bardziej poważnych oparzeń, jeśli to było
spowodowane skokiem napięcia. – Kane przesunęła wzrok, przytrzymując Jessy. – Po
prostu zamknij się i pozwól nam sobie pomóc.

Jessa zawahała się, zastanawiając się.

- Niektóre z moich modyfikacji są tajne. Muszę popracować nad tym sama.

~ 158 ~
Cynthia Kane nie mrugnęła okiem.

- Wysłano mi dodatkowy plik z dowództwa floty, gdy zgłoszono, że zostałaś ranna.


Wygląda na to, że oznaczyli cię, na wypadek takiego właśnie zdarzenia. Zostałam
wprowadzona w pewne sprawy… a doktor Barns przesyła pozdrowienia. – Spojrzała na
Bircha. – Możesz odejść.

Dowódca grupy zadaniowej ostro skinął głową i wyszedł z Medycznego.

Kiedy zostały same, Kane westchnęła.

- Czy wtórny implant jest uszkodzony?

- Nie.

- Jesteś pewna? Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Jest połączony bezpośrednio
do twojego mózgu.

- Przeprowadziłam diagnostykę podczas lotu i ponownie, gdy przechodziłam


odkażanie. Pomiędzy nim i implantem ocznym jest warstwa ochraniająca. Chronił go
przed uszkodzeniem cieplnym, gdy mój implant się usmażył.

- Nadal zamierzam przeprowadzić skanowanie. Otrzymałam instrukcje jak wyłączyć


sygnał, który nadaje, by chronić go przed zobaczeniem, i już przeprogramowałam łóżko
medyczne, by wysłać kod wyłączający. – Cynthia Kane wyglądała na zdenerwowaną,
gdy się rozejrzała. Zniżyła głos, chociaż w pobliżu nie było nikogo, kto by je usłyszał. –
Do diabła, dlaczego zgodziłaś się, żeby ktoś umieścił tego rodzaju technologię w twojej
głowie? Czterdzieści lat temu próbowali wszczepić urządzenia komunikacyjne do
takich minikomputerów, ale wszyscy odbiorcy doznali uszkodzenia mózgu lub w końcu
śmierci. Byłaś tego świadoma?

- Jestem świadoma. Ile informacji otrzymałaś?

- Niewiele. Tylko twoją aktualną dokumentację medyczną, żebym wiedziała, z


czym mam sobie poradzić. Flota wyśle drugi zespół medyczny, jeśli nie zdołam
naprawić tego, co jest z tobą źle. Są w pogotowiu, czekają na mój raport. Jezu!
Myślałam, że jesteś super bystra, Brick. To była głupia, pieprzona decyzja. Chyba teraz
wiem, dlaczego jesteś geniuszem. Dosłownie masz w sobie komputer.

Jessa ponownie się zastanowiła.

- Zobowiązałaś się do zachowania tajemnicy?

- Zagrożono mi, że jeśli kiedykolwiek podzielę się tym, czego dowiedziałam się o

~ 159 ~
tobie, moja kariera i moja przyszłość zostaną zniszczone. Nie mam skłonności
samobójczych.

To nie zaskoczyło Jessy. Flota była pedantem w zachowaniu trzymanych tajemnic.

- Zrobiono mi to, gdy miałam osiem lat. Więc nie zasługuję na wykład od ciebie…
albo być obrażaną.

Szok zniekształcił rysy drugiej kobiety.

Jessa uznała, że to była wystarczająca ilość informacji, by Kane zdała sobie sprawę,
że nie miała tu wyboru. Dorośli podejmowali decyzje medyczne za nieletnich.

- Możemy już się tym zająć? Naprawdę chciałabym sprawdzić nastolatka, który
przyleciał z chorobą Prissy. Jest moim pacjentem. Miałaś jakiś zaszczepiony personel,
który go leczył, prawda? Przestrzegają przepisów dotyczących kwarantanny czwartego
etapu? Był mocno zarażony. Pasożyty szybko wymierają, ale jeszcze przez jakiś czas
może nadal zarażać.

- Tak. Natychmiast pobrałam informacje o chorobie Prissy i przestrzegałam


protokołu.

- Dziękuję ci.

Kane spojrzała na nią z namysłem zanim się odwróciła, a Jessa poszła za nią do sali
badań sześć. Czekało tylko dwóch innych pracowników medycznych. Obie były starsze,
prawdopodobnie flota zawodowa. Dla Jessy to miało sens. Przełożeni floty chcieli w
tym pokoju tylko ludzi, którzy mieliby dużo do stracenia, gdyby wygadali to, co mieli
zobaczyć i zrobić.

- Zdejmij kombinezon – nakazały pielęgniarki, podnosząc prześcieradło, by dać


Jessie ścianę prywatności.

Pielęgniarz przyniósł fartuch, podając go Jessie zanim odwrócił się do nich plecami.

Jessa rozebrała się i włożyła fartuch zanim wspięła się na łóżko medyczne. Kane
rozpoczęła skanowanie. Jessa leżała tam, biorąc wolne oddechy, studiując hologram,
który pojawił się nad nią, widząc obrażenia w jej głowie w implancie ocznym.

To sprawiło, że się wzdrygnęła. Kane miała rację; musiał być całkowicie


wymieniony.

- Nie przechowuję pełnej jednostki zastępczej. Tylko części. Są w szóstej szufladzie


po prawej stronie mojego biurka, w moim laboratorium.

~ 160 ~
- Rozumiem, ale mamy do dyspozycji pełne jednostki – poinformowała ją Kane. –
Mamy na pokładzie siedmiu członków załogi z tymi samymi implantami ocznymi.
Kolory w nowych mają zdolność dopasowania do drugiej tęczówki. To czyni je prawie
niemożliwymi do zidentyfikowania. Jesteś jedyną osobą, jaką znam, która nie próbuje
ukryć, że straciła oko.

- Niebieski ma cel. To wszystko, co wolno mi powiedzieć.

Kane wpatrywała się w hologram.

- Nigdy nie widziałam czegoś takiego jak to wtórne urządzenie. Jest zintegrowane z
częścią twojego mózgu. Nie widzę żadnych uszkodzeń wokół maleńkich macek,
których użyli do zamocowania go. Co to dokładnie robi, poza tym że działa jak
komputer?

- Niejawne – westchnęła Jessa.

Kane ostro skinęła głową.

- Nie odczytuję żadnych uszkodzeń mózgu. Nie ma krwawienia. Nawet jednego


siniaka. To dobrze. Tkanka wygląda na zdrową tam, gdzie ten minikomputer jest
podłączony. – Zapytała o bóle głowy i ból.

- Okolica wokół implantu oka trochę boli, ale to wszystko – przyznała Jessa.

Kane postukała w panel kontrolny na łóżku medycznym.

Jessa zaklęła, gdy coś dźgnęło ją w tyłek.

- Nie usypiaj mnie!

- Za późno. – Kane napotkała jej spojrzenie. – Śpij. Sprowadzę doktora Zonera jak
tylko przeprogramuję łóżko tak, by pokazywał tylko twój implant oczny. Będzie mi
asystował w jego wymianie.

Jessa walczyła, by nie zasnąć, ale lek działał szybko, sprawiając, że była senna.

- Niebieski – wydusiła.

- Słyszałam cię za pierwszym razem. Masz moje słowo. Mam twoją pełną
dokumentację medyczną i jest tam wpisany oryginalny kolor soczewki. Zduplikuję go.

Jessa straciła przytomność.

~ 161 ~
Maith przeszedł odkażanie, wraz ze wszystkimi, którzy byli w bunkrze, kiedy
przylecieli z powrotem na Defcon Red. Większość zespołów zadaniowych pozostała na
powierzchni, korzystając z przenośnych prysznicy, by upewnić się, że nie rozniosą
Prissy wśród ludności. Jego grupa pozostała na Torid. Maith zażądał pójścia do Jessy, a
Roth zgodził się, by pozwolić mu odejść.

Wszedł do Medycznego, ale natychmiast poinformowano go, że sala badań z Jessą


została zamknięta. Jeden z ludzi przyniósł mu krzesło, by mógł czekać na zewnątrz
zablokowanych drzwi.

Mijały godziny. Często wstawał i chodził, zaniepokojony. Żadna procedura nie


powinna trwać tak długo.

W końcu drzwi się otworzyły. I wyszli Cynthia Kane i mężczyzna, którego nigdy
wcześniej nie widział. Kobieta zobaczyła go i zatrzymała się.

- Pan Maith. Z jakiej okazji zawdzięczamy przyjemność twojej obecności?

Mężczyzna odchrząknął.

- Wychodzę teraz. – Pospiesznie odszedł.

Maith chciał zobaczyć Jessę, ale drzwi miały automatyczne zamykanie. Podszedł
bliżej, ale się nie otworzyły. Odwrócił się do doktor Kane.

- Co z Jessą?

- Już omówiłam to wcześniej z twoimi ludźmi, kiedy w Medycznym była panna


Wade. Nie mogę podawać aktualnych informacji o pacjentach. – Kobieta wyglądała na
zirytowaną.

Chciał poinformować kobietę, że Jessa jest jego partnerką, ale się oparł.

- Wiem, jakie są jej obrażenia. Czy oparzenia wokół jej sztucznego oka są lekkie?
Bo tak sugerowała. Muszę wiedzieć, czy ma się dobrze i dojdzie do siebie.

Kobieta rozejrzała się zanim zrobiła krok bliżej.

- Wiem, że wy dwoje się nie dogadujecie. To nie jest tajemnica. Do diabła, są


robione zakłady, czy w końcu pękniesz i przewrócisz ją na tyłek, czy też ona będzie
pierwszą, która cię uderzy. Oboje wdawaliście się w kłótnie przy mnóstwie
świadków… więc co cię to obchodzi?

- Byliśmy razem uwięzieni. Opatrywałem jej drobne obrażenia, a potem zmusiłem

~ 162 ~
ją do powrotu na Defcon Red. I nigdy nie przewróciłbym Jessy na tyłek ani nie
skrzywdziłbym jej w jakikolwiek sposób.

Kobieta zmrużyła oczy.

- Czy to jest sytuacja jak u pana Rotha i panny Wade? Sparował się z nią kilka dni
po tym jak została zwolniona spod mojej opieki.

Maith nic nie powiedział. Nie mógł, wiedząc, że to zdenerwuje Jessę.

- Słuchaj. – Cynthia Kane westchnęła, zniżając głos. – Nie chcesz się z nią
angażować. Musisz mi w tym zaufać. Ona nie jest normalnym człowiekiem, a jej
sytuacja jest… inna. Więcej nie mogę powiedzieć. Powiem ci, że z nią jest dobrze i
zdrowieje.

- Jessa nie ma tu rodziny. Jej jedyna siostra jest w odległym miejscu i nie może do
niej przyjść. Nasza grupa zaakceptowała ją jako rodzinę. Powie ci to sama, jeśli ją
zapytasz. Proszę powiedz mi, czy byłaś w stanie naprawić jej sztuczne oko.

Zawahała się, prawdopodobnie rozważając wszystko, co ujawnił.

- Całkowita wymiana. To jest lepszy model niż oryginał. Zregenerowaliśmy


wszystkie uszkodzone tkanki i nerwy otaczające implant oczny, które zniszczyły się z
powodu oparzeń. Mieliśmy szczęście, bo koncentrator, do którego był podłączony nie
został uszkodzony. To zasadniczo oznacza, że nowy implant zsynchronizuje się z jej
mózgiem. Doktor Zoner podłączył nowy model do wyświetlacza wizualnego, żeby
zweryfikować, czy działa prawidłowo, i dokonał wszelkich niezbędnych poprawek,
jakich potrzebowała. Będzie w stanie widzieć, kiedy się obudzi. To będzie za około
godzinę.

- Chciałbym ją zobaczyć.

- Nie. Przykro mi. Już naruszyłam przepisy dotyczące prywatności, dzieląc się tymi
skrawkami informacji, jakie posiadam. Dowiedziałam się też od pana Rotha, jak uparta
potrafi być wasza rasa, gdy to dotyczy kobiety, którą wzięliście pod swoją opiekę. Nie
potrzebuję, żebyś warczał na mój personel i straszył wszystkich, gdy będziesz kręcił się
za jej drzwiami. Proszę opuść Medyczny, a ja powiem jej, że tu byłeś, kiedy się obudzi.
W tym momencie możesz ją odwiedzić, jeśli da pozwolenie.

- Wrócę.

- Nie mam wątpliwości.

Maith warknął pod nosem i opuścił Medyczny. Natychmiast poszedł poszukać

~ 163 ~
Abby. Była człowiekiem, z którym najbardziej potrzebował porozmawiać. Partnerka
Draka może pomóc znaleźć mu najlepszy sposób na zwrócenie się do Komandora Billsa
w sprawie kontraktu floty Jessy. Mężczyzna był wystarczająco potężny, by pomóc.

Znalazł Abby w ich rodzinnych kabinach. Często pracowała w ich domu. Kobieta
uśmiechnęła się, wstając od stołu po wyłączeniu swojego tabletu. Jej spojrzenie wciąż
wędrowało do drzwi, przez które właśnie przeszedł.

- Reszta naszej grupy została na Torid. Draka nie ma ze mną.

Na jej twarzy pokazało się rozczarowanie.

- Nic ci nie jest? Co stało się z ciemnoszarym kombinezonem i pasującymi butami?


Zostałeś ranny?

- Nie. Musiałem przejść odkażanie. To długa historia. Musimy porozmawiać.

- Czy z Drakiem wszystko w porządku?

- Jest w porządku. – Maith wskazał na stół. – Usiądź. Znasz ziemskie sprawy.


Potrzebuję twojej wiedzy i inteligencji. – Abby była dobrą kobietą. Mądrą.

- Pozwól, że przyniosę nam picie i coś do jedzenia.

Maith pomógł jej postawić na stole jedzenie i napoje zanim oboje usiedli.

Przyglądała mu się uważnie.

- Co chcesz wiedzieć?

- Jessa jest moją partnerką.

Spodziewał się, że będzie zaskoczona tą informacją… ale to on był jedynym


zaskoczonym tą emocją, gdy Abby zachichotała.

- Co w tym śmiesznego?

- To ma sens. Wy dwoje trochę za bardzo się nienawidziliście. Gratulacje.

- Nie jesteśmy jeszcze sparowani, ale będziemy. Wiesz coś o sierotach


wychowywanych przez flotę?

Spoważniała.

- Niezbyt dużo. Ziemia ma własne sierocińce na planecie. Dzieci, które tracą


rodziców, gdy mieszkają w kolonii lub na stacji kosmicznej, zazwyczaj są

~ 164 ~
przekazywane rodzinie. Czasami nie ma nikogo, kto by je zabrał. Większość kolonii i
stacji kosmicznych nie ma możliwości umieszczenia takich dzieci w domu i
wychowania ich w bezpiecznym środowisku, więc słyszałam, że przyjmuje je flota.
Mają swoje własne miasto na Marsie. Przeczytałam kilka historii o tym, co tam się
znajduje. Są tam nie tylko wojskowe obiekty szkoleniowe, ale całe systemy edukacyjne.
Jak dla mnie, to brzmi jak szkoły z internatem. To oznacza mieszkanie i edukację w
jednym. Przypuszczam, że część tego obejmuje miejsce, w którym trzymają osierocone
dzieci.

- Wiedziałaś, że te dzieciaki są zmuszane przez twoją flotę do pracy dla nich, kiedy
dorosną?

Odpowiedź otrzymał z oszołomionej miny Abby.

- Jessa powiedziała mi, że twoja flota ją posiada, dopóki nie skończy trzydziestu
pięciu lat, i że nie miała wyboru.

Abby potrząsnęła głową, zdumiona.

- To nie może być prawda.

- Nie okłamałaby mnie. Jessa powierzyła mi swoje sekrety. Ma też siostrę, którą
twoja flota nie pozwala jej zobaczyć. Jej siostrę również zniewolili, dopóki nie osiągnie
tego samego wieku. Potrzebuję twojej pomocy, żeby dowiedzieć się jak je uwolnić.

Abby odchyliła się na krześle.

- Może źle zrozumiałeś?

- Nie. Jessa upiera się, że twoja flota i Zjednoczona Ziemia nie pozwolą jej zostać
moją partnerką, ponieważ mają ją na własność przez kolejne dziewięć lat. Pracując dla
nich, zmuszają ją do spłacenia całej żywności, edukacji i opieki medycznej, jaką dano
jej w młodości. Kazała mi przysiąc, że dochowam tajemnicy, ponieważ obawia się, że
twoja flota zabierze ją w celu przeprogramowania, ale zgodziła się, że możemy z tobą
porozmawiać. Jesteśmy grupą. Jej problemy i tajemnice są nasze do naprawienia. Ona
jest moją partnerką, Abby. Muszę ją uwolnić. Muszę też uwolnić jej siostrę, albo Jessa
będzie się obawiać, że w odwecie Anabel spotka krzywda. Aż tyle nie powiedziała, ale
wiem, że musi rozważać te konsekwencje.

Abby oparła łokcie na stole i podparła brodę na dłoniach.

- Muszę wciągnąć w to Howarda. Będzie znał prawdę.

- Jest z floty.

~ 165 ~
- Dokładnie. Jest także rodziną. Ufasz mi?

- Tak. – Maith nie musiał o tym myśleć. Abby była częścią jego grupy.

- Ufam Howardowi. Nie zdradzi nas, jeśli z nim o tym porozmawiamy. Pozwól mi
do niego zadzwonić i poproszę, żeby tu przyszedł. Może zweryfikować, czy cokolwiek
z tego jest prawdą, i może naprawi to, jeśli tak jest. Ma kontakty, których nie ma moja
rodzina. Może być w stanie pociągnąć za jakieś sznurki. – Podniosła się na nogi. – Będę
naprawdę wkurzona, jeśli flota zmusza dzieci do służby w wieku dorosłym.

- Co to jest?

- W zasadzie tak to nazwałeś. Niewola. Pozwól, że zadzwonię do Howarda.

Maith myślał o tym. Komandor Bills był dla nich dobry. Roth ufał mężczyźnie
bardziej niż innym na statku.

- W porządku.

Maith zjadł posiłek za namową Abby, dopóki Komandor Bills nie przyszedł do ich
drzwi. Abby go wpuściła. Mężczyzna nie był w mundurze i wyglądał, jakby wracał z
siłowni. Wiedział, że człowiek regularnie trenował, by utrzymać dobrą kondycję
fizyczną, a czasami nawet pojawiał się na sparingach z zespołami zadaniowymi.

- Jestem. Co jest tak ważnego?

Abby położyła ręce na biodrach.

- Wezwałam na rodzinną strefę milczenia. To wszystko jest nieoficjalne, ściśle


tajne. Okej? Teraz nie jesteś z floty, tylko moim wujkiem.

Komendant Bills skrzywił się. Potem jego wzrok powędrował na jej brzuch i
uśmiechnął się.

- Jesteś w ciąży? – Próbował ją przytulić.

Abby położyła dłonie na jego klatce piersiowej.

- Nie. To nie to. Czy teraz jesteś wujkiem Howardem czy Komandorem Billsem?

Westchnął.

- Wujkiem Howardem. Co jest? Czy ktoś znowu sprawia Veslorom kłopoty?

Abby spojrzała na Maitha zanim wzięła głęboki oddech, stając twarzą w twarz z
ludzkim mężczyzną odpowiedzialnym za Defcon Red.

~ 166 ~
- Maith chce sparować się z Jessą. Znasz ją jako specjalistkę ds. badań nad
kosmitami Brick. Powiedziała, że nie może. Wiesz, dlaczego to powiedziała?
Powiedziała Maithowi powód, a on podzielił się tym ze mną… ale powiedziałam mu, że
to nie może być prawda.

Maith zauważył jak rysy mężczyzny stają się ponure, a w jego oczach pojawiła się
rezerwa, gdy ich spojrzenia się spotkały.

- Cóż, cholera – mruknął Komandor Bills. Przeniósł się na kanapę i opadł. – To


będzie problem.

Abby wyrzuciła ręce.

- To prawda? Flota zmusza osierocone dzieci, które wychowali, żeby pracowały dla
nich? Co jest, do cholery?!

Maith ucieszył się widząc, że Abby się wściekła. On już był.

Komandor zgarbił się lekko na swoim miejscu.

- Nigdy się na to nie zgadzałem. Nawet nie wiedziałem, że w ten sposób


zdobywamy niektórych naszych członków, dopóki nie mieliśmy problemu, kiedy byłem
podkomendantem na Vental. Jeden z członków zespołu zadaniowego wziął dwóch
zakładników, żądając, żeby jego młodsza siostra została zwolniona z kontraktu floty,
albo zabije zakładników, a potem siebie. Zakochała się i próbowała popełnić
samobójstwo po tym jak jej prośba o wyjście za mąż została odrzucona. Wtedy to nie
miało dla mnie sensu. Dlaczego w ogóle potrzebowała iść przez oficjalne kanały, żeby
uzyskać pozwolenie na zawarcie małżeństwa? Jej chłopak już stacjonował na naszym
promie. Nie było tak, że odmawiali jej transferu gdziekolwiek będzie jej nowy mąż.
Wtedy mój dowódca wyjaśnił, że rodzeństwo zostało wychowane przez flotę… i co to
właściwie oznaczało.

Abby usiadła na kanapie obok dowódcy.

- Naprawdę mogą powstrzymać Jessę i Maitha przed sparowaniem się?

- Tak. Nawet więcej, bo jej kontrakt nie jest standardowy. Zostałem poinformowany
o każdym, kto został przeniesiony na pokład mojego statku w jej sytuacji, ponieważ
musimy mieć na nich oko. Nikt nie chce powtórki tego, co wydarzyło się na Vental. Ten
członek zespołu zadaniowego zabił zakładników i siebie, tak jak obiecał. Nie mogliśmy
mu przemówić. Powiedział, że jego siostra po prostu zakończy swoje życie jak tylko
dostanie kolejną okazję, jeśli nie zdoła jej uwolnić, więc też nie ma powodu żyć. Te
dwie osoby, które zabił? Myślałem, że to po prostu przypadkowi goście. Okazało się, że

~ 167 ~
zostali wysłani przez kwaterę główną z tajnego oddziału wysoko wyszkolonych
agentów, którzy zajmują się dorosłymi sierotami, jeśli któryś z nich zacznie pękać.

- To jest niewłaściwe, by zmuszać dziecko do odpłaty za opiekę – warknął Maith

- Zgadzam się. – Komandor przytrzymał jego wzrok. – Wyszedłem z siebie, żeby


dać tym osobom szczęśliwe miejsce pracy i wolność, których nie doświadczą na innych
statkach. Uważnie przestudiowałem akta doktor Brick, kiedy została przydzielona do
mnie. Nie spodobało mi się to, co przeczytałem. Jej ostatni dowódca dał jej gówniane
godziny, wsadził ją do pracy w Medycznym, a poza tym były niezliczone doniesienia o
wykroczeniach od jej szefa personelu. Wszystkie bzdurne. Ten palant wydawał się mieć
do niej urazę i nie doceniał jej umiejętności. Przydzieliłem jej prywatne laboratorium,
by uniknąć radzenia sobie z nękaniem ze strony innego personelu medycznego.
Doceniam również jej umiejętności i upewniam się, że o tym wie.

- Jak zerwiemy jej kontrakt?

Maith spiął się, czekając na odpowiedź na pytanie Abby.

Komandor osunął się niżej.

- Nie możemy.

Maith warknął.

Komendant Bills wstał powoli.

- Zrobiłbym to, gdybym mógł, Maith. Ale kiedy wydarzył się ten incydent na
Vental, szybko i głęboko zablokowali wszelką wiedzę o tym, co naprawdę się
wydarzyło. Rozkazy przyszły prosto z góry. Oficjalne raporty zostały zmienione, by
wyglądało na to, że członek zespołu zadaniowego miał załamanie psychiczne, że prawie
utracił siostrę. Zapisy jego żądań i informacje, jakimi podzielił się z negocjatorami na
temat bycia sierotą i zmuszaniem do pracy na rzecz floty, zostały wymazane.
Powiedziano nam, żebyśmy zachowali milczenie i nigdy o tym nie wspominali. Te
rozkazy przyszły bezpośrednio ze Zjednoczonej Ziemi z najwyższego poziomu.
Przyjechał drugi zespół, by odebrać siostrę z Medycznego. Zabrali nie tylko ją, ale także
jej chłopaka. Tydzień później, kiedy spróbowałem zdobyć o nich informacje, było tak,
jakby żadne z nich nigdy nie było we flocie… jakby nigdy nie istnieli. Cholera,
dzienniki lotów zostały zmienione. Nie było zapisu o promie, że przyleciał po nich.
Wszystko zostało wyczyszczone. By osiągnąć coś takiego, potrzeba było do tego
cholernie dużej mocy.

- To nie jest w porządku, żeby flota lub Zjednoczona Ziemia zmuszały dzieci do

~ 168 ~
niewolnictwa, by odpracowały jakiś głupi dług, którego po pierwsze nigdy nie powinny
nabyć – stwierdziła cicho Abby.

- Wiem. Jest również wysoce tajne. Nie chcą, żeby ten sekret został ujawniony. –
Komandor potrząsnął głową. – Obawiam się, że centrala wyśle zespół i sprawi, że
specjalistka ds. badań nad kosmitami Brick zniknie, jeśli nawet poprosi o sparowanie. –
Wpatrywał się w Maitha. – Zabrali z nią chłopaka tej kobiety. Słyszysz, co mówię?
Pewnie domyślili się, że wywoła piekło z powodu jej zniknięcia, i upewnili się, że do
tego nie dojdzie. Jeden z tych tajnych zespołów może uznać ciebie i twoją grupę jako
zagrożenie, jeśli wezmą specjalistkę Brick z tego statku.

Dla Maitha, decyzja już została podjęta.

- Nie mogą zabrać mi Jessy, jeśli wrócimy do przestrzeni Veslorów. Mój król
pójdzie na wojnę, by nas chronić, gdyby wasza planeta ruszyła za naszą grupą lub
partnerkami. Mamy silne sojusze z ponad czterdziestoma rasami kosmitów, które staną
po naszej stronie. Moja grupa odejdzie z naszymi partnerkami zanim twoja flota zdoła
nas zatrzymać.

- Cholera. – Komandor Bills potarł dłonią twarz. – Rezultat może być epicki.
Mówimy o złamaniu sojuszu i możliwej pełnej wojnie.

Abby zerwała się na nogi i uśmiechnęła.

- Tak. Mówimy.

- Postradałaś zmysły? – Dowódca zagapił się na nią.

Maith również zastanawiał się, dlaczego kobieta wydawała się taka szczęśliwa.

- Nie. Mówimy o wojnie na pełną skalę. O takiej, której Ziemia nie może raczej
wygrać. Wujku Howardzie, zastanów się, co się stanie, gdyby wszystkie fakty zostały
przedstawione urzędnikom Zjednoczonej Ziemi i czołowym admirałom floty. Co jest
ważniejsze? Rozwiązanie kilku kontraktów? Czy pójście na wojnę z ponad
czterdziestoma technologicznie zaawansowanymi rasami obcych? Zostalibyśmy
unicestwieni! Nie zapominajmy, że Veslorowie zaczęli zaopatrywać wiele stacji
kosmicznych w jedzenie. Znowu rozpoczną się zamieszki, jeśli te dostawy zostaną
wstrzymane, bo już nie jesteśmy sprzymierzeni z Veslorami. Samo zagrożenie powinno
zmusić ich do zrobienia właściwej rzeczy.

- To by zadziało? – Maith miał nadzieję, że tak.

Abby znów się uśmiechnęła.

~ 169 ~
- Możemy również dodać groźbę uwolnienia informacji o tym, co robią tym
dzieciom. To by rozpoczęło koszmarne gówno w prasie informacyjnej. Już widzę te
nagłówki: Podatnicy Opłacający Flotę i Urzędników Zjednoczonej Ziemi Wykupują
Sieroty do Wymuszonej Służby. Wiem, ile D Corp płaci podatków na rzecz
Zjednoczonej Ziemi. Dowiedzenie się, że zmuszają dzieci do odpracowania długu,
który został już spłacony przez każdy biznes i osobę pracującą, będzie koszmarnym
skandalem.

- Cholera. – Komandor Bills wstał. – To może zadziałać… ale jest ryzykowne.

- Nie, nie jest. – Maith również wstał. – Powiemy im, że nasz król został
powiadomiony o prawdzie, i zostanie. Utrzymujemy bliski kontakt z naszym królem.
Jessa i jej siostra już nie należą do waszej Ziemi. Są Veslorami… a my bronimy
naszych ludzi do śmierci. Powiedz to wyraźnie.

Abby spojrzała na komandora.

- Zadzwonię do rodziców i powiem im, co się dzieje. D Corp ma kluczowe


znaczenie dla Zjednoczonej Ziemi, ponieważ nasza technologia jest obecna w każdym
statku floty. Moi rodzice mają bezpośredni kontakt z ważnymi, potężnymi ludźmi. Nie
wspominając o innych rodzinach, które prowadzą firmy zaopatrujące flotę w kluczowe
produkty. Powiemy wyraźnie, że staniemy zjednoczeni w naprawie niesprawiedliwości,
jeśli musimy grać ostro. Wiesz, że moi rodzice zgodzą się jak tylko dowiedzą się, że
sieroty są zniewolone. Zastosujemy tak mocny nacisk, że nie będą mieli innego wyjścia
jak tylko poddać się z wdziękiem.

Komandor Bills parsknął.

- To może wcześniej zakończyć moją karierę, ale zwołam spotkanie z szefami floty
i Zjednoczonej Ziemi.

- Powiedz mi kiedy. Moja grupa tam będzie.

Komandor Bills wpatrywał się w Maitha.

- Pozwól mi to najpierw zrobić i porozmawiać z nimi. Wierz mi, przekażę


wiadomość i dam jasno do zrozumienia, jakie będą konsekwencje. Jeśli nie będą
rozsądni, wtedy was wprowadzę. – Spojrzał na Abby. – Powstrzymaj się z telefonem do
rodziców. Ostatnia deska ratunku, dobrze?

Abby westchnęła.

- Zamierzam powiedzieć im, co się dzieje, ale zachowamy rodzinne milczenie. Nie

~ 170 ~
podzielą się z innymi żadnymi informacjami, chyba że to stanie się koniecznością.

Maith chciał się spierać, że powinien tam być, kiedy dowódca przemówi w imieniu
Jessy, ale podeszła do niego Abby i dotknęła jego ramienia. Spojrzał na nią.

- Ludzie mają dużo dumy. Czasami tak dużo, że to powoduje, że popełniają głupie
błędy i decyzje. Wujek Howard może podejść do nich w sposób, że nie przyprze ich do
ściany. Pozwól mu najpierw spróbować w jego sposób. – Zwróciła się do komandora. –
Może wskaż, że jeśli odmówią, to, co stało się z Jessą i innymi sierotami, może wyciec
do prasy. Firmy i obywatele finansują Z.Z. i flotę. Nikt nie chce, żeby ich dolary z
podatków wykorzystywano do robienia dzieciom gównianych rzeczy.

Komandor Bills skinął głową.

- Idę pod prysznic, zbiorę moje myśli, a potem złożę wniosek o awaryjne spotkanie
z głównymi admirałami i komisją rządzącą Z.Z. Ściągnięcie wszystkich zwykle zajmuje
kilka godzin. Dam ci znać jak tylko z nimi porozmawiam.

Komandor wyszedł, a Maith natychmiast zaczął chodzić.

Abby ponownie zwróciła się do niego.

- Rozwiążemy to. W najgorszym przypadku, przejmę statek floty, by pomóc


przyjacielowi uciec przed aresztowaniem. Mogę zrobić to jeszcze raz. To jest dobra
rzecz, że tak dobrze znamy ich systemy, ponieważ moja rodzina je zaprojektowała.

- Skontaktuję się z moim królem, by powiedzieć mu, co się dzieje, a potem wrócę
do Medycznego. Chcę, żeby Jessa była w zasięgu mojego wzroku.

- Wykonam kilka telefonów i zostanę tutaj, żeby dać Darli i Verze znać, co jest
grane, kiedy wrócą z młodymi z zabawy. Możesz zaktualizować naszą grupę na Torid?
– Spojrzała na jego urządzenie na nadgarstku.

- Tak. – Zobaczył zmartwienie na jej twarzy i sięgnął, chwytając jej rękę. Była dla
niego siostrą. – Będzie dobrze. Jesteśmy Veslorami.

Jej uśmiech był wystarczającą odpowiedzią, by uwierzył.

- Tak, jesteśmy.

~ 171 ~
Rozdział 14

Jessa obudziła się oszołomiona i zdezorientowana. Wpatrywała się w biały sufit,


gdy powoli wracały jej wspomnienia. Zdała sobie sprawę, że studiuje sufit oboma
oczami.

Zakryła ręką swoje naturalne oko i używała tylko wszczepionego implantu.

Absolutna przejrzystość.

Połączyła się z nim i szybko zorientowała się, że brakuje ważnej funkcji. Nie było
możliwości skanowania w celu złapania sygnatur cieplnych. Będzie musiała później
ulepszyć go w swoim laboratorium, ale miała do tego części zamienne. Ważne było to,
że znów mogła widzieć.

Zamknęła oko i delikatnie zbadała palcem skórę wokół nowego implantu. Nie była
wrażliwa na dotyk, a powieka odpowiedziała doskonale, gdy ją przetestowała. Potem
usiadła i odkryła, że nadal jest w tym samym pokoju zabiegowym. Jedno spojrzenie na
wyświetlacz obok łóżka medycznego pokazało, że jej tętno, ciśnienie krwi i poziom
tlenu są idealne.

Odsunęła koc i zdjęła opatrunek z kolana. Skóra wykazywała tylko niewielkie


podrażnienie, ale w większości się zagoiła. To oznaczało, że leżała co najmniej dziesięć
godzin. Wyciągnęła rękę i wyłączyła monitory zanim zeszła z łóżka.

Jej ciało było słabe, ale doszła do łazienki, skorzystała z niej, a potem przyjrzała się
swojej twarzy w lustrze. Małe zadrapanie na policzku już zniknęło. Patrzyło na nią
jedno brązowe i jedno niebieskie oko. Pochyliła się, zauważając, że kolor jest dokładnie
taki jak wcześniej, ale implant miał bardziej naturalnie wyglądającą źrenicę.

- Ponieważ nie ma tam ukrytego skanera. – Spróbowała funkcji powiększenia, gdy


się odwróciła. Świetnie działało, gdy wzmocniła punkt na podłodze, by zobaczyć, czy to
plamka zaschniętej krwi, prawdopodobnie po poprzednim pacjencie. – Przypomnij,
żeby powiedzieć załodze sterylizującej, by wykonała lepszą pracę.

Wyszła z łazienki i podeszła do drzwi, chcąc wrócić do swojego laboratorium. Nie


otworzyły się.

Zmarszczyła brwi i skupiła się na panelu, łącząc się z nim mentalnie. Pojawił się
gniew, gdy natychmiast włamała się do systemu. Drzwi miały wprowadzony tryb
bezpieczeństwa i tylko dwie osoby miały dostęp. Nie była nią ona.

~ 172 ~
Odblokowała zamek i drzwi się rozsunęły.

Gdy Jessa wyszła, z krzesła wstał duży mężczyzna. Odwróciła się, spodziewając się
konfrontacji ze strażnikiem floty.

Zielone oczy Maitha przytrzymały jej i wyciągnął ramiona, jego duże dłonie
ścisnęły jej talię.

- Jak się czujesz? Nie pozwolili mi siedzieć z tobą.

- Dobrze. Muszę iść do laboratorium, a potem sprawdzić, co u Neda. Powinien być


w jednostce kwarantanny. One znajdują się w pobliżu obszaru skażenia.

- Nie jesteś ubrana.

- Wiem. Zabrali mój fartuch po odkażaniu. Szukałam go, ale zniknął. Dlatego
wybieram się na wycieczkę do mojego laboratorium. Mam tam zapasowe ubrania. Ned
jest moim pacjentem i zamierzam go sprawdzić.

Maith nagle się uśmiechnął.

- Co?

- Czujesz się wystarczająco dobrze, by próbować kłócić się ze mną i innymi.

Jessa przewróciła oczami.

- Nie robię tego. Jestem specjalistką ds. badań nad kosmitami; moim zadaniem jest
sprawdzenie Neda. Znajdę kogoś, kto przekaże mi aktualne informacje o Wilmie, a
potem pójdę do swojej kabiny coś zjeść. Jestem głodna.

- Ciężarna ludzka kobieta ma się dobrze. Została tu przetransportowana z powodu


ciąży i kontaktu z Prissą. Ned nie śpi i dobrze reaguje na leczenie. Nie ma już śladów
życia pasożytów w jego ciele. Niedawno przenieśli obu ludzi z kwarantanny.
Widziałem ich oboje.

Uderzyła ulga.

- Dobrze. Co dzieje się na Torid?

- Twoja flota wezwała inne statki, by pomóc ludziom żyjącym na planecie. Clark
Yenna poinformował naszą grupę, że przejmą kontrolę i posprzątają ten ogromny
bałagan. Powiedział, że to będzie długotrwałe zadanie, by przywrócić stabilność na
powierzchni i postawić na czele nowych liderów. Defcon Red odleci, gdy pojawią się na
scenie, ponieważ nie jesteśmy już potrzebni teraz, gdy skończyły się walki.

~ 173 ~
- To dobra wiadomość. Czy Carlton płakał, kiedy został aresztowany? Widzę go
jako typa, który ma załamanie, kiedy zdaje sobie sprawę, że spieprzył.

- Nie jestem świadom łez, ale mogę zapytać kogoś przydzielonego do przeniesienia
go z planety, jeśli chcesz.

- Chcę. – Jessa wiedziała, że to jest małostkowe, ale naprawdę nienawidziła


Carltona. – Nieważne. Jestem lepszą osobą. Wyobrażanie sobie tego bez potwierdzenia
jest wystarczająco dobre. A co z Boydem? Wiedziałam, że wciąż oddychał, kiedy
przybyła twoja grupa. Czy udało mi się wyrządzić jakieś poważne szkody?

- Wyzdrowieje.

- Szkoda. Czy ktoś zorientował się, gdzie znajduje się ten tajny tunel i znalazł ich
wahadłowiec do ucieczki?

- Tak. Roth powiedział, że znaleźli też więcej ukrytych zapasów niż gubernator
przyznał się, że ukradł, wraz z dużą ilością waluty z kolonii. Groźba śmierci sprawiła,
że zeznawał przed śledczymi. Clark powiedział, że zamkną go na resztę życia, ale nie
zostanie skazany na śmierć za swoje zbrodnie.

- Nie dziwię się, że Boyd zawarł układ z flotą. Jest typem, który zrobi wszystko, by
ocalić własny tyłek przed skazaniem na śmierć.

- Prom, który ukryli, należał do Velenic’ów. Nie był ziemskiej produkcji.

Ta wiadomość ją zaskoczyła.

- Ci kosmici z różnych ras, którzy połączyli się razem, by stać się kosmicznymi
piratami? Tak siebie nazywają, prawda?

Kiwnął głową.

- Wygląda na to, że właśnie z tymi złymi ludźmi handlowali. W ten sposób, też
prawdopodobnie zdobyli technologię Deki. Kupili to od złodziei. Gubernator handlował
żywnością, medykamentami i wysyłał myśliwych z kolonii na rzeź zwierząt z Torid, by
zamrozić mięso dla Velenic’ów. Niektórzy kosmici muszą go spożywać, by przeżyć.

- Pieprzony Boyd – wypluła. – Co za dupek. Chyba teraz już wiemy, dlaczego miał
te wszystkie zamrażarki w bunkrze.

- Rozmawiałem z Abby i Komandorem Billsem. Powiadomiłem także naszego


króla. – Rozejrzał się.

Jessa od razu miała złe przeczucia.

~ 174 ~
- To nie jest miejsce, jeśli mówisz o tym, o czym myślę, że mówisz. Medyczny jest
monitorowany.

- Powinniśmy znaleźć prywatność.

Zaklęła w duchu. Co zrobił Veslor? Potem zakradł się strach. Czy flota sprawi, że
zniknie? To była realna możliwość. Zamknęli ją w pokoju badań. Może planowali ją
więzić, dopóki nie będą mogli jej wywieźć.

- Chodźmy do mojego laboratorium. Jest tuż obok.

- Pójdziemy tam teraz.

- Chcę wkrótce zobaczyć moich pacjentów.

Maith warknął na nią.

- Nie bądź zrzędliwym dupkiem – syknęła.

- Obaj ludzie otrzymują doskonałą opiekę medyczną. Wiesz to. Mamy ważniejsze
sprawy, Jesso. Zapomnij na razie o ludziach.

Był seksowny i przystojny, ale czasami naprawdę ją wkurzał.

- Nie przyjmuję od ciebie rozkazów.

- Zobaczymy.

- Jesteś denerwujący! – oskarżyła go w Veslorskim.

- Jesteś moją partnerką – odwarknął w swoim języku.

Przeszła na angielski, bo w jej obecnym nastroju było po prostu łatwiej.

- Jeszcze nie zawarliśmy tej umowy.

- Zrobimy to.

- Do diabła, co ty robisz poza swoim łóżkiem?

Jessa warknęła wściekle, robiąc świetne wrażenie Veslora, gdy odwróciła się do
swojej nemezis.

Cynthia Kane pospieszyła do przodu i zatrzymała się o krok, wyższa kobieta oparła
ręce na biodrach.

- Zapytałabym jak się wydostałaś, ale mogę się domyślić. Musisz wrócić do pokoju

~ 175 ~
szóstego i zostać tam.

- Obie wiemy, że nie ma żadnego medycznego powodu, żebym została. Już jest
dobrze. Dzięki za wykonaną pracę. – Jessa prawie czuła ból, żeby być miłą dla kobiety,
która bardzo uprzykrzała jej życia. – Doceniam to.

- Mylisz się. Musisz zostać. Ten zespół medyczny, o którym mówiłam wcześniej,
chce monitorować twoje parametry życiowe i planuje odbyć z tobą czat wideo. Chcą się
upewnić, że nie doznałaś… urazu głowy. Są w gotowości, czekając, aż się z nimi
skontaktuję. Właśnie szłam zobaczyć, czy się obudziłaś.

Jessie nie spodobało się nic, co właśnie usłyszała. Zwłaszcza po tym jak Maith
zasugerował, że mógł wygadać dowódcy, że chcą być partnerami. Potem było jeszcze
zamknięcie w tym pokoju badań. To nie był normalny protokół dla pacjentów, chyba że
zostali uznani za niestabilnych psychicznie lub byli przestępcami.

- Zadzwonię do nich z mojego laboratorium. Prześlij informacje kontaktowe na


moją stację roboczą.

- Nie o to prosili. – Kane puściła swoje biodra, żeby skrzyżować ramiona na piersi.

- Gówno mnie to obchodzi – powiedziała Jessa. – Pachnę jak chemikalia od tego


cholernego prysznica odkażającego, mój tyłek czuje wiatr nosząc ten fartuch i jestem
głodna. Moje laboratorium ma dozownik żywności, w pełni wyposażoną łazienkę i
zapasowe ubrania. Pójdę tam, a potem porozmawiam z tym zespołem medycznym. –
Albo nie, dodała w duchu. To zależało od tego, co Maith miał do powiedzenia, kiedy
znajdą się w bezpiecznym miejscu. Może będzie musiała zniszczyć wszystkie swoje
zaszyfrowane pliki na wypadek, gdyby została aresztowana, a flota planowała jej
zniknięcie.

- Wracaj na swoje łóżko medyczne – warknęła Kane. – To rozkaz.

Jessa podniosła rękę i potarła swoje ucho.

- Przykro mi. Nie słyszę cię. Muszę przeprowadzić diagnostykę mojego implantu
słuchowego. Widziałaś to w moim pliku medycznym? Prawdopodobnie nie, ponieważ
nie widziałam tego na hologramowym skanie. – Odwróciła się, ruszając jak burza w
kierunku drzwi wyjściowych Medycznego. – Idę robić tajne rzeczy.

- Wracaj tutaj albo wezwę ochronę! – wrzasnęła Kane.

Jessa odwróciła się, patrząc na nią groźnie.

- Nie robiłabym tego. Nie żartowałam o uchu. Teraz zastanów się, czego jeszcze nie

~ 176 ~
wiesz. Pozwól mi wyjść na pół godziny, a potem wrócę. Mam dwóch pacjentów,
których chcę sprawdzić. – Obróciła się ponownie, sięgnęła do tyłu, by spróbować
przytrzymać fartuch razem, i wyszła z Medycznego.

Jej laboratorium znajdowało się jakieś sześćdziesiąt metrów w głębi korytarza po


lewej stronie. Maith szedł za nią, nic nie mówiąc. Nie musiała zaglądać przez ramię, by
wiedzieć, że trzyma się blisko. Zatrzymała się przed skanerem drzwi i pochyliła się
lekko, by zbliżyć twarz do panelu i uzyskać dostęp. Potem zaklęła.

- Co jest?

- Skanowanie oczu nie zadziała, ponieważ jedno zostało mi wymienione. –


Zapatrzyła się w panel i zaczęła go hakować. To uruchomiło cichy alarm włamania, ale
alert dotrze tylko do jej uszkodzonego urządzenia na nadgarstku floty, ponieważ była
jedyną, która ustawiła tę funkcję.

Drzwi odblokowały się i rozsunęły. Wmaszerowała do środka, poczekała, aż Maith


wejdzie, a potem ponownie zablokowała drzwi. Szybko sprawdziła szufladę wrzutową.
W środku był jej zestaw medyczny. Wyjęła go i postawiła na pobliskim stole.

- Dlaczego był tam twój zestaw?

- W ten sposób przenoszone są rzeczy do mojego laboratorium, gdy drzwi są


zamknięte. Mój zestaw musiał zostać zdezynfekowany. Chciałam się tylko upewnić, że
go podrzucili. Jest dla mnie ważny, bo dała mi go moja siostra. – Obróciła się do niego,
gotowa na kilka odpowiedzi. – Co robiłeś, gdy byłam nieprzytomna? Myślałam, że
porozmawiamy z Abby razem. Powiedz mi wszystko. I szybko. Prawdopodobnie nie
mamy dużo czasu.

- Zdradziłem Abby twój sekret o posiadaniu cię przez flotę i dlaczego. Ona jest w
naszej grupie. Potem zadzwoniła do dowódcy. Jest dla niej rodziną. Kazała mu obiecać,
żeby wysłuchał nie jako flota, ale jako jej wujek. Wymyśliliśmy plan uwolnienia ciebie
i twojej siostry. Komandor Bills skontaktuje się z waszą Ziemią, by jasno powiedzieć,
że Veslorowie są gotowi iść na wojnę, jeśli nie uwolnią was obie.

Absolutnie ją oszołomił. Kilka długich sekund zajęło jej wchłonięcie jego słów.
Potem w końcu wsiąkły.

- Kurwa. Jakiej części oni sprawią, że zniknę nie zrozumiałeś?!

Zrobił krok bliżej, ale odwróciła się, pędząc do jednej ze swoich stacji danych.

- Muszę wyczyścić wszystkie pliki moich bieżących projektów!

~ 177 ~
Chwycił ją za biodra i pociągnął do tyłu, uniemożliwiając jej dotknięcie dysków
danych.

- Maith, puść! Jedyną przewagę, jaką mam, to praca, którą wykonuję. Nie chcę,
żeby tu przyszli i ukradli to. Mogę targować się ze Zjednoczoną Ziemią i flotą, jeśli
mam coś, czego bardzo chcą. – Dalej się szamotała, próbując przełamać uścisk Maitha.
– Moje dwa najważniejsze projekty to praca nad środkiem uspokajającym, który
zadziała na Elthów, i neutralizator, który ma powstrzymać ślinę Ke’terów przed
dalszym mutowaniem DNA u ich ofiar. To nie naprawi już zrobionych uszkodzeń
zanim ofiara zostanie poddana leczeniu, ale powstrzyma od rozprzestrzeniania się. To
początek. To może oznaczać, że można uratować niektóre życia tam, gdzie wcześniej
nie było nadziei. I jestem blisko rozwiązania w obu przypadkach. Flota i Z.Z. będą tego
chcieli. Może uda mi się ich zmusić, by pozwolili mi zostać na Defcon Red.

Mówiła za szybko, ale musiała wymazać te dyski!

- Jessa, nie musisz tego robić. Zaangażowałem naszego króla. Rozmawiał z twoją
Ziemią, twierdząc, że ty i twoja siostra jesteście Veslorami. Twoja rodzina jest częścią
naszej grupy. To nasz sposób. Komandor Bills uważa, że groźba wojny i zerwania
sojuszu, teraz, gdy twoi ludzie są zależni od naszych zapasów żywności, wystarczą, by
zgodzili się zniszczyć wasze kontrakty.

Poczuła się na tyle sfrustrowana, by zapłakać.

- Widziałam, co flota robi ludziom, którzy jej grożą, Maith. To nigdy nie jest dobre!
Dowodzące osoby potrafią być mściwymi, niegodnymi zaufania dupkami. Szkoda, że
nie zaczekałeś i najpierw nie porozmawiałeś ze mną! – Machnęła ręką w stronę swojej
stacji danych. – Miałam nadzieję wykorzystać niektóre z moich badań, by oderwać
kilka lat służby. To nie było idealne, ale nie wkurzyłoby ich to na tyle, by się zemścić.

Maith obróciła ją twarzą do niego.

- Zaufaj mi.

Jessa zamknęła oczy i chwyciła jego koszulę, walcząc o spokój.

- Potrafisz być taki naiwny.

- Nie. Po prostu nie boimy się ludzi ani twojej planety. Jesteśmy Veslorami. Zawsze
stawiamy na nasze.

- To wcale nie brzmi arogancko. – Przewróciła oczami, ale przynajmniej jej oddech
zaczął zwalniać. – Robią naprawdę okropne rzeczy w odpłacie, Maith. Martwię się.

~ 178 ~
- Wiem, że tak, ale proszę, zaufaj mi. Nasza grupa i nasz król nie pozwolą nikomu
zabrać cię od nas. Jesteś teraz Veslorem.

- Nie bardzo. Jeszcze się nie sparowaliśmy.

- Mogę coś z tym zrobić.

Pocałował ją bez ostrzeżenia.

Planowała dalej się z nim kłócić, ale straciła tok myślenia. Veslor był naprawdę
dobry w sprawianiu, że zapominała o wszystkim, z wyjątkiem jego ust.

Jego wielkie dłonie chwyciły jej nagi tyłek i podniósł ją, idąc przez pokój. Posadził
ją na końcu łóżka medycznego w jej laboratorium, na miękkiej wyściółce pod jej
pośladkami. Rozłożyła uda, kiedy naparł na jej kolana, robiąc dla niego miejsce.

Z klatki piersiowej Maitha wyszło niskie dudnienie, sprawiając, że zabolały ją sutki.


Kiedy przerwał pocałunek, dyszała.

Spojrzała mu w oczy.

- To niesprawiedliwe. Kłóciliśmy się.

- Nie o to.

- Ja…

Znowu ją pocałował, uciszając to, co chciała powiedzieć. Potem słowa całkowicie


jej uciekły. Były tylko jego dręczące gorące usta i język, jego ręce wędrowały po jej
ciele. Cienki fartuch został wyrwany spomiędzy nich zanim przestał ją całować.
Otworzyła oczy na czas, by zobaczyć jak rzuca to na podłogę.

Maith nagle chwycił ją za uda i szarpnął, rzucając Jessę na plecy. Jego zielone
spojrzenie zwęziło się, gdy puścił ją jedną ręką, by sięgnąć do jednego z paneli
kontrolnych z boku łóżka.

- Co robisz?

Oblizał usta, gdy łóżko zaczęło obniżać się do podłogi.

- Nauczyłem się wszystkich operacji tych łóżek. To część mojego treningu z


medykami zespołów zadaniowych. – Opuścił je tak daleko jak się dało, czyli około
siedemdziesiąt sześć centymetrów nad podłogą. Potem znowu chwycił ją za udo, gdy
opadł na kolana. Na jego twarzy pojawił się nikczemny uśmiech. – Jesteś moja, Jessa.

W sekundzie, gdy jego usta zacisnęły się na jej cipce, sapnęła i złapała za krawędzie

~ 179 ~
wyściełanego łóżka medycznego. Ssał, lizał i warczał, tworząc wibracje, które sekundy
później wywołały jej jęki. Na wszelkie pytania, jakie miała odnośnie Veslorów
schodzących w dół kobiet, dostała solidną odpowiedź. Wyraźnie to robili… a
przynajmniej Maith… i był mistrzem. Takim, że jej orgazm uderzył szybko i wściekle
mocno.

Jessa wykrzyknęła jego imię.

- Moja partnerka – warknął.

Jessa próbowała złapać oddech i otworzyć oczy, gdy dochodziła do siebie po


eksplozji swojego umysłu. Poczuła jak Maith zamyka jej nogi i przewraca ją na brzuch.
Otworzyła oczy i znalazła się twarzą w dół, ale skręciła się, więc teraz rozciągała się
bokiem na łóżku medycznym.

Obejrzała się na niego, gdy rozdarł kombinezon odkażający, by odsłonić swoją


górną część ciała. Potem zepchnął go przez biodra. Pochylił się do przodu, przyciskając
ją mocno do miękkiej powierzchni. Jego twarz unosiła się cale od jej.

- Powiedz tak… i rozszerz uda.

Jessa zawahała się.

- Jesteś moją partnerką. – Jego głos stał się szorstki. – Oboje to wiemy. Zgódź się i
rozszerz dla mnie swoje uda. Zaakceptuj mnie, Jessa. Zatwierdzam cię.

Flota i Zjednoczona Ziemia będę wściekłe. Prawdopodobnie wyślą ją do tajnego


więzienia i ukarzą. Ale kiedy zajrzała w piękne oczy Maitha… nic z tego nie miało
znaczenia.

Chciała być jego.

Dokładnie wiedziała, co zamierzał zrobić. Opuścił łóżko medyczne tak daleko jak
mogło opaść, żeby kiedy przybierze swoją bojową postać, nadal mógł ją posiąść. A
Veslorowie parowali się na całe życie. Nigdy jej nie puści.

Nie znała wszystkich szczegółów, ponieważ Veslorowie byli bardzo tajemniczy o


swojej rasie, ale dużo dowiedziała się lecząc Darlę zaraz po tym jak flota uratowała ich
od Elthów. Gnaw przypadkowo zapłodnił Darlę i sparował się z nią, gdy oboje byli
przetrzymywani w niewoli. Jessa dowiedziała się wystarczająco dużo o Veslorach, żeby
zrozumieć sedno, gdy grupa kłóciła się o to jak to nie powinno było się zdarzyć,
ponieważ Gnaw nie przekształcił się w postać bojową przed parowaniem z Darlą.

Z tą odrobiną informacji, Jessa nie miała trudności wypełnić niektóre puste miejsca.

~ 180 ~
Miała też możliwość przeprowadzenia różnych testów na Darli podczas jej ciąży. Nigdy
z nikim nie rozmawiała o swoich odkryciach. DNA Darli nieznacznie się zmieniło… i
to nie było spowodowane ciążą czy noszeniem bliźniaków Gnawa. Jessa podejrzewała,
że to miało coś wspólnego z nasieniem Veslora. Maith właśnie powiedział, że chce ją
zatwierdzić. To oznaczało…

– Jessa – warknął Maith, choć to brzmiało prawie jak błaganie. – Jestem twoim
partnerem. Jesteś moja.

- Mogę zajść w ciążę, jeśli mój implant antykoncepcyjny nie zadziała przeciwko
nasieniu Veslora – wypaliła. – Żaden z was nie podarował mi jej do testów.

Bez mrugnięcia odwzajemnił jej spojrzenie.

- To byłoby idealne. Chcę mieć z tobą młode. Powiedz tak.

Ze zdziwieniem przyjrzała się jego twarzy. Naprawdę tak myślał. Chciał związać
ich ze sobą do końca życia i mieć z nią dzieci.

Jessa mogła w końcu przyznać przed sobą… była w nim zakochana.

Flota i Zjednoczona Ziemia mogli się pieprzyć.

Rozszerzyła uda i sięgnęła na oślep, chwytając za drugą stronę łóżka medycznego,


kilka centymetrów nad swoją głową.

- Tak – powiedziała do niego, przytrzymując jego wzrok.

Maith poprawił swoje ciało i poczuła jak szeroki czubek jego kutasa naciska na jej
cipkę. Była bardzo mokra, ale wszedł w nią powoli. Wyrwał się z niej jęk. Próbowała
utrzymać kontakt wzrokowy, ale nagle sięgnął i owinął część jej włosów wokół swojej
pięści, delikatnie podciągając jej głowę do góry. Obniżył się na jej plecy i pocałował ją
w szyję. Najpierw ustami, potem językiem, a jeszcze później poczuła jego kły.

Wbił się w nią głębiej, na tyle, że ta chropowata i dobrze nawilżona yunce


przycisnęła się do jej łechtaczki. Jessa sapnęła.

Maith przygryzł ją kłami.

- Zamknij oczy – nalegał.

Nie chciała, ale kiedy zaczął pompować w niej głęboko i szybko, nie mogła zrobić
nic innego jak skupić się na intensywnej przyjemności. Jeszcze bardziej przyspieszył
tempo i mocniej owinął się wokół niej, aż w ogóle nie mogła się ruszyć. Puścił jej włosy
i przycisnął przedramiona do jej boków.

~ 181 ~
Zbudował się kolejny orgazm i Jessa krzyknęła, gdy osiągnęła szczyt, ale stłumiła to
w poduszce. Coś mocno przycisnęło się do jej nadgarstka, ale to nie miało znaczenia.
Nie czuła bólu.

Nie można było przegapić tego, kiedy Maith doszedł. Nie tylko poczuła to
wewnątrz, gdy ogrzało ją ciepło tam, gdzie były złączeni, ale uwolnił również niski,
gardłowy jęk.

Jessa zmusiła się do otwarcia oczu i wpatrzyła się w miejsce, gdzie ręka Maitha
przygniotła jej własną. Ale nie to zobaczyła. Zamiast tego była tam ogromna łapa
przyczepiona do grubej, skórzastej kończyny. Dostrzegła tylko przebłysk tego zanim
szybko zmieniła się z powrotem w jego rękę i ramię.

Bez było paniki. Nawet szoku. To tylko potwierdziło to, co już powiedziała jej
Darla. Veslorowie normalnie przekształcali się w ich postać bojową, żeby sparować się
z kobietą.

Maith puścił jej nadgarstek i musnął jej szyję pocałunkiem.

- Moja partnerka.

Zdjął z niej część swojego ciężaru i Jessa odetchnęła głęboko kilka razy, by złapać
oddech. Właśnie sparowała się z Veslorem. To była zakończona umowa.

- Jesso? – Nadal byli intymnie połączeni, gdy pochylił się blisko, by zajrzeć jej w
oczy.

- Wow – udało jej się wydusić. – To było niesamowite.

- Jestem dobrym partnerem, który zawsze da ci głęboką przyjemność.

Wybuchnął z niej śmiech.

- Tak, jesteś. Ale mówiłam o tym jak nie poczułam jak pewna część ciebie się
zmienia. Myślę, że to jedyna część, która pozostaje taka sama, co?

Maith roześmiał się, w jego oczach zaiskrzyło rozbawienie.

- Zawsze z pytaniami.

- Winna. – Nie żałowała tego, co zrobili. To przyjdzie później, kiedy wróci strach o
to, co się stanie, gdy wszyscy dowiedzą się, że się sparowali. – Teraz nie możesz mnie
już powstrzymać przed zbadaniem każdego centymetra ciebie. Twoje ciało należy do
mnie.

~ 182 ~
Poprawił swoje duże ciało nad jej i ujął jej twarz.

- Jak twoje należy do mnie. Będziemy szczęśliwi, Jesso.

Naprawdę w to nie wierzyła. Był naiwny, jeśli wierzył, że parowanie wystarczy, by


uwolnić ją od kontraktu. Ale nie chciała teraz o tym myśleć. Postanowiła zmienić temat.

- Myślę, że jutro powinnam zrobić test ciążowy, żeby dowiedzieć się, czy ludzkie
implanty antykoncepcyjne zatrzymają twoją spermę.

- Chcę mieć z tobą młode. – Pochylił się bliżej. Myślała, że pocałuje ją jeszcze raz,
ale nie. – Chcesz moje młode, Jesso?

- Tak. – Nie okłamie go, mimo tych wszystkich lat, kiedy zaprzeczała temu, żeby
się chronić.

Uśmiechnął się.

- Dobrze.

Rozległo się brzęczenie, przerywające tę chwilę. Dobry nastrój Maith zniknął.

- Co to jest?

- Ktoś jest na zewnątrz i próbuje zwrócić naszą uwagę. Prawdopodobnie Kane,


ponieważ minęło pół godziny. Nie wróciłam o czasie jak powiedziałam. Ta kobieta
doprowadza mnie do szału.

Warknął w odpowiedzi i delikatnie wysunął z niej swojego kutasa. Odwróciła się,


kiedy zsunął się z niej, cofając się na kolanach.

- Wciąż jesteś twardy. Jak to możliwe? Wiem, że doszedłeś. To spływa mi po


udach, teraz gdy mnie odkorkowałeś.

Na jego twarzy malowało się zmieszanie.

Zaśmiała się.

- Idę pod prysznic. Zajmij się Kane… ale nie wpuszczaj jej tutaj. Po prostu wkurza
się, gdy widzi ładne laboratorium, którego tak bardzo pragnie. Powiedz jej, że wkrótce
wrócę do Medycznego.

Maith wstał i podciągnął kombinezon. Przednia część obszaru na klatce piersiowej


była rozerwana tam, gdzie ją rozdarł. Nie da się tego naprawić. Kane zobaczy pasek
jego nagiej klatki piersiowej. Jego buty też były podarte, nie przetrwały przemiany jego
stóp w łapy z ostrymi pazurami.

~ 183 ~
Drzwi znów zabrzęczały. Jessa wstała i szybko wcisnęła kontrolkę do ustawienia
łóżka medycznego z powrotem na standardową wysokość. Jej fartuch medyczny nadal
leżał na podłodze. Nie zadała sobie trudu, żeby go podnieść.

Brzęczyk znów się rozdzwonił. I znowu.

- Pospieszę się. Nie pozwól tej suce gapić się na ciebie. – Mrugnęła do niego. –
Jesteś bardzo seksowny.

Uciekła do prywatnej łazienki w swoim laboratorium. Miała dwa prysznice. Nie


potrzebowała ponownego odkażania, więc mycie i włożenie munduru nie zajmie jej
dużo czasu, bo trzymała dwa zapasowe w szafie. Potem planowała zjeść.

~ 184 ~
Rozdział 15

Maith otworzył drzwi laboratorium Jessy, spodziewając się konfrontacji z


rozgniewaną lekarką. Nie podobał mu się sposób, w jaki Cynthia Kane mówiła do jego
partnerki lub próbowała wydawać jej rozkazy.

Ale to nie ona była na korytarzu.

Roth zaciągnął się głęboko. Tak samo Drak i Gnaw. Wszyscy trzej posłali mu
zaciekawione spojrzenia.

Zaprosił ich do środka. Gdy weszli, a drzwi się zamknęły, Maith otworzył ramiona i
rzucił się na trzech mężczyzn, obejmując ich.

- Mam partnerkę!

Jego grupa uścisnęła go mocno, radosne dźwięki dochodziły z ich gardeł. Trzymał
ich mocno przez dobrą minutę zanim puścił. Najpierw zwrócił się do Rotha.

- Mam ci wiele do powiedzenia.

- Nie tak dużo jak myślisz. Od razu poszliśmy do domu, kiedy wróciliśmy z
powierzchni. Abby przekazała nam nowiny. – Roth przerwał. – Skontaktowałem się z
naszym królem, a potem rozmawiałem z nim. Już skontaktował się z Ziemią.

Radość Maith osłabła.

- Ludzie nie od razu zgodzili się oddać Jessę i jej rodzeństwo, ale powiedzieli, że to
rozważą. Wysłał kilka grup wojowników Veslorów, żeby byli gotowi nam pomóc, jeśli
będziemy potrzebować przenieść nasze partnerki w bezpieczne miejsce.

To nie zdziwiło Maitha.

- Czy dał nam pozwolenie na natychmiast wyjazd?

Roth potrząsnął głową.

- Chce dać szansę Ziemi i ich flocie, by udowodnili swoją wartość. Ludzkie kobiety
dały mężczyznom takim jak my nadzieję na znalezienie partnerek.

To miało sens. Niektóre kobiety Veslorów testowały parowanie z Veslorskimi


wojownikami, handlarzami i myśliwymi, ale kierowała nimi czysta ciekawość, by
dowiedzieć się jak to jest kopulować z mężczyzną, którego uznawano za

~ 185 ~
nieakceptowanego. Dawno temu nauczył się oczekiwać odrzucenia, poza daniem tym
kobietom przyjemności. To zawsze trochę bolało jego serce, ale było oczekiwane.

- Dwie kolejne grupy wojowników poprosiły, żeby nasz król wysłał ich do pracy z
flotą, w nadziei na znalezienie partnerek tak jak my – oznajmił cicho Drak. – Był
przygotowany na to, dopóki nie skontaktowałeś się z nim w sprawie Jessy i tego, co się
dzieje.

Maith warknął, wściekły.

Roth wyciągnął rękę i w wsparciu chwycił go za ramię.

- Spokojnie. Nasz król bardzo docenia to, co mężczyźni tacy jak my, robią dla
naszego ludu i tylko życzy im znalezienia szczęścia.

- Jestem wściekły na ludzi kontrolujących ich planetę i flotę. Nie na naszego króla.
Te grupy powinny mieć możliwość znalezienia partnerek tak samo jak my.

Napięcie opuściło twarz Rotha i ścisnął jego ramiona.

- Ludzie nas potrzebują. Abby jest pewna, że się zastosują i dadzą nam twoją
partnerkę i jej rodzeństwo. Nie będą chcieli zerwania sojuszu. Więcej grup dostanie
swoją szansę.

Gnaw błysnął kłami.

- Próbujemy naprawić zło. Nasz król jest honorowy i inteligentny. Sprawi, że


zrozumieją, że muszą uwolnić swoich zniewolonych.

- Gdzie jest Jessa? – Roth rozejrzał się po laboratorium, jego wzrok zatrzymał się na
jej porzuconym fartuchu.

- Bierze prysznic. – Maith uśmiechnął się. – Potrzebuję waszej pomocy. Nasza


czwórka może przenieść wszystkie rzeczy Jessy do naszego domu.

- Zrobimy to – zgodził się Roth. – Będziemy też trzymać nasze partnerki razem,
dopóki to nie zostanie rozwiązane, na wypadek, gdyby ludzie dokonali złych wyborów.

- Nie mamy statku. – Zostali podrzuceni przez inną grupę na Defcon Red. Ich król
nie chciał, żeby jeden z ich statków został wystawiony dla każdego, kto mógłby
spróbować go zbadać i ukraść ich technologię.

- To nie będzie problem. Grupy wojowników, które wysłał nasz król, pozostaną w
zasięgu, by w razie potrzeby nas odebrać.

~ 186 ~
Maith wiedział, że mężczyźni zrobią wszystko, by zabrać ich i ich partnerki w
bezpieczne miejsce. Nawet jeśli to oznaczało atak na statek floty. To zostawiło go
wewnętrznie chorym. Zawarli dobre przyjaźnie z zespołami zadaniowymi. I Abby
uważała Komandora Billsa również za rodzinę.

- Abby uważa, że komandor rozkaże całej flocie ustąpić i pozwolić odejść nam
wolno, bez względu na rozkazy, jakie otrzyma ze swojej planety – dodał Drak.

Następny przemówił Gnaw.

- Myślę, że powinniśmy podzielić się tym, co się dzieje, z zespołami zadaniowymi,


jeśli sprawy pójdą źle. Odmówią walki z innymi Veslorami, jeśli będą wiedzieli,
dlaczego przybyli. To dobrzy mężczyźni. Wszyscy byli szczęśliwi, kiedy znaleźliśmy
partnerki. Chcieliby, żebyśmy zabrali nasze kobiety, gdyby znalazły się w
niebezpieczeństwie.

- Zgoda. – Maith czuł się trochę winny, choć wiedział, że nie powinien. Nie miał
wyrzutów sumienia, że wziął Jessę za swoją partnerkę, niezależnie od tego, czy to nie
obróci jego ludu przeciwko ludziom. Wykroczenie dotyczyło przywódców Ziemi. –
Jeden z nas powinien również poinformować Clarka. Zasługuje, żeby to wiedzieć.

- Nazywa nas synami – zgodził się Roth, kiwając głową. – Porozmawiam z nim, ale
poczekamy, by zobaczyć jak Ziemia zareaguje na żądania naszego króla, zanim
podzielimy się tym problemem z zespołami zadaniowymi.

Drzwi do łazienki otworzyły się i Maith odwrócił się. Jessa ściągnęła włosy w
mokry kucyk i miała na sobie parę legginsów z długą koszulą. Zobaczyła jego grupę i
zatrzymała się, ale tylko na chwilę.

- Wszyscy wróciliście.

Maith wyciągnął do niej rękę.

Jessa podeszła do niego i złapała go za rękę. Jej uścisk był zaskakująco silny.
Wysunęła podbródek, rzucając Rothowi surowe spojrzenie.

- Masz problem z tym, że się sparowaliśmy?

Roth uśmiechnął się.

- Spokojnie, kobieto. Masz moją przysięgę, że witamy cię w naszej grupie ze


szczęśliwymi sercami, Jesso. – Zacisnął dłoń w pięść i położył na swojej piersi zanim
opuścił ją do boku.

~ 187 ~
To było świetne uczucie, że wszyscy jego bracia z grupy zaakceptowali jego
partnerkę w ten sam sposób. Uśmiechnął się do Jessy.

- Są szczęśliwi z naszego powodu.

- Nie będą, kiedy dowiedzą się, jaką burzę gówna to rozpęta.

- Wiemy – poinformował ją Roth. – Jesteś teraz jedną z nas, Jesso. Nikt nie zabierze
cię od twojego partnera lub naszej grupy. Nasz król sprawi, że twoi ludzie zobaczą
logikę i uwolnią cię.

Uścisk Jessy na jego dłoni wzmocnił się.

- To nie będzie takie proste.

- Damy twoim ludziom szansę na zrobienie właściwej rzeczy. – Maith przesunął się
przed nią, by uzyskać jej pełną uwagę. – Zamieszkasz ze mną. – Przygotował się na
kłótnię Jessy z nim.

- W porządku.

Zaskoczyła go. To musiało ukazać się na jego twarzy, ponieważ zobaczył cień
uśmiechu. Jego partnerka była wyraźnie rozbawiona.

- Nic w moim kontrakcie nie zabrania mi zamieszkania z kimś, tak długo jak
jesteśmy na tym samym statku. Tylko nie możemy legalnie wziąć ślubu. Z radością
każdej nocy będę dzieliła twoje łóżko.

- Przeniesiemy cię teraz do naszego domu.

- W porządku. – Jessa skinęła głową. – To mi odpowiada. – Puściła jego rękę i


podeszła do swojego stanowiska pracy. – Dam waszej czwórce dostęp do mojej kabiny.
Na szczęście nie posiadam zbyt wiele, a najważniejszą rzeczą jest mój zestaw
medyczny. Możecie po prostu rzucić wszystkie moje ubrania na stos na łóżku, a potem
użyć pościeli do przeniesienia ich do kabiny rodzinnej. I… zrobione. Tymczasowy
dostęp trwa dziesięć godzin. Lepiej idźcie. – Odwróciła się, podając im lokalizację. –
Domyślam się, że spotkam się z waszą czwórką w domu za około godzinę?

Maith warknął.

- Nigdzie nie pójdziesz beze mnie.

Jessa przytrzymała jego wzrok.

- To chyba najlepsze rozwiązanie. Kane może spróbować znowu mnie zamknąć. –

~ 188 ~
Spojrzała na Rotha. – Po prostu rzućcie wszystko, co moje na łóżko i zawińcie w koc.
Powinno zadziałać. Wszystkie meble i dzieła sztuki są floty. Proszę nie zostawcie
różnych tabletów danych, które trzymam na biurku w sypialni. Mam na nich zebrane
wszystkie moje najlepsze materiały badawcze. Dziękuję wam.

- Jutro możemy sprawdzić, co z młodym i Wilmą.

Jessa skrzyżowała ramiona i posłała Maithowi nieprzyjemne spojrzenie. Tupnęła


bosą stopą o podłogę. Jedna z jej brwi wygięła się.

- Właśnie się sparowaliśmy. Naprawdę już chcesz mieć naszą pierwszą kłótnię?

- Są pod opieką – przypomniał jej Maith.

Jessa ponownie tupnęła nogą, jej wyraz twarzy się nie zmienił.

Roth zachichotał.

- Pójdziemy po rzeczy twojej partnerki i zobaczymy się, kiedy ona skończy


sprawdzać dwóch rannych ludzi.

Maith stłumił warczenie. Nawet lider jego grupy wiedział, że nie ma mowy, żeby
zmienił zdanie swojej małej partnerki.

- Uparta kobieta.

- I nie zapominaj o tym. – Jessa uśmiechnęła się i opuściła ramiona po bokach. –


Parowanie tego nie zmieni.

- Zobaczymy – wychrypiał, podchodząc do niej. Wiedział jak uzyskać jej uległość.

Jessa cofnęła się, jej rozbawienie wzrosło.

- Żadnego całowania. To niesprawiedliwe. Widzę ten seksowny błysk w twoich


oczach. Nie. Najpierw pacjenci, potem możesz sprawić, żebym zapomniała własnego
imienia.

Duma sprawiła, że poczuł szczęście. Właśnie przyznała przed innymi mężczyznami,


że wiedział jak dać jej wielką namiętność. Obrócił się do swojej grupy, wszyscy
chichotali.

- Proszę przenieście moją partnerkę do naszego domu. Jest też głodna. – Spojrzał na
Draka. – Myślisz, że Abby miałaby coś przeciwko, żebyśmy urządzili ucztę do
celebrowania tego?

Drak ostro skinął głową.

~ 189 ~
- Nalega na zamawianie za dużo z D Corp. Przygotujemy to, żeby była gotowa za
godzinę.

- Będziemy tam. – Maith zwrócił się do Jessy. – Jedna godzina.

- Umieram z głodu. Będziemy tam. – Podeszła do szafki i otworzyła ją, pochyliła się
i wyjęła parę małych butów. Ludzie nazywali je wsuwanymi. Chwyciła swój zestaw
medyczny i podeszła do drzwi wyjściowych. – Jestem gotowa iść.

- A co z badaniami, które obawiałaś się, że ktoś ukradnie?

Jessa uśmiechnęła się.

- Usunęłam wszystko za pomocą mojego implantu. Teraz są tylko w mojej głowie.

Maith podążył za nią. Kilku ludzi na korytarzu rzuciło mu dziwne spojrzenie. To mu


przypomniało, że rozdarł przód kombinezonu i teraz miał odsłonięte dużo skóry, prawie
do pasa. Chwycił materiał razem, gdy pewna kobieta zwróciła zbyt wiele uwagi,
zatrzymując się, by otwarcie się przyglądać.

- Zdobędziemy dla ciebie inny kombinezon – mruknęła Jessa. Potem obniżyła głos,
gdy weszli do Medycznego. – Zanim walnę kogoś za gapienie się na mojego
mężczyznę.

Uśmiechnął się.

Jessa rzuciła mu groźne spojrzenie.

- Będziesz niemożliwy, prawda?

To go otrzeźwiło.

- Będę dobrym partnerem. Jesteś dla mnie wszystkim.

Odwróciła się i podeszła do niego, zatrzymując się kilka centymetrów dalej.

- Mam sukowatą reputację do utrzymania. Sprawiając przez cały czas, że będę


chciała cię pocałować, zrujnuje to. Po prostu zachowuj się jak twoje normalne,
zrzędliwe ja, kiedy jesteśmy publicznie, dobrze? Pomóż dziewczynie.

- Posiadasz moje serce. – Nie mógł się powstrzymać, by jej nie powiedzieć.

Jessa zamknęła oczy, jej dłoń uniosła się, by lekko spocząć na jego piersi, i
warknęła cicho.

- Nie pomagasz. – Otworzyła oczy. Jej prawdziwe wyglądało tak, jakby miało łzy. –

~ 190 ~
Ty też posiadasz moje. Ale to nie jest miejsce. Zatrzymaj tę myśl przez godzinę.
Czekaj, dwie. Naprawdę jestem głodna. Najpierw zjemy. Okej. Sukowata twarz. –
Zdjęła rękę z jego torsu i wskazała na niego. – Zachowuj się.

- Powiedziałaś pół godziny – zawołał znajomy kobiecy głos. – To było dłużej.

- Kurwa – mruknęła Jessa, odwracając się od niego. – Niech zgadnę. Mierzyłaś mi


czas? Nie masz pacjentów do zobaczenia, Kane? Wiem, że ja tak. Zamierzam pójść
sprawdzić Neda. To nastolatek, który miał Prissę.

- Nie, nie pójdziesz. Pójdziemy do mojego gabinetu i skontaktujemy się z tym


zespołem medycznym.

- Dlaczego myślisz, że już tego nie zrobiłam? Jestem specjalistką ds. badań nad
kosmitami i nie możesz blokować mi możliwości zobaczenia któregokolwiek z
pacjentów, którzy zostali przetransportowani tutaj z powierzchni. Choroba Prissy ma
obce pochodzenie.

Maith zamaskował swoje emocje, gdy jego partnerka warknęła na drugą kobietę.

- Nastolatek został wyleczony, a pani Jones nie wykazuje żadnych oznak Prissy –
odwarknęła Kane.

- Wilma otrzymała szczepionkę na Prissę podczas ciąży. – Jessa nie wycofała się. –
Muszę zrobić jej kontrolne badania. To samo z Nedem, nawet jeśli Prissa już nie
pokazuje się w jego systemie. To paskudny pasożyt. A teraz, powiedz mi, które pokoje
zostały im przydzielone, albo sama ich poszukam.

- Cholernie dobrze wiesz, że oboje dobrze się czują i nie muszą się z tobą widzieć. –
Twarz drugiej lekarki zaczerwieniła się trochę. – I to jest choroba. Nie powinnaś tego
wiedzieć?

- To pasożyt – argumentowała Jessa. – To nie moja wina, że jakiś idiota nazwał to


źle i tak utknęło.

- Kobiety – burknął Maith. – Nie walczcie. To będzie wyglądało zbyt dziwnie, jeśli
zaatakujecie się nawzajem. – Skierował zabójcze spojrzenie na wyższą kobietę. – Będę
bronić Jessy.

- Dzwonię do tego zespołu medycznego i mówię im, że odmawiasz przyjścia do


mojego biura. – Kane odeszła wkurzona.

- Zrób to – zawołała za nią Jessa, po czym pospieszyła do stanowiska pielęgniarek.


Uzyskała dostęp do danych, a potem ruszyła tam, gdzie jak założył, musieli być młode i

~ 191 ~
ciężarna kobieta.

Maith podążył za nią. Nikt nie próbował ich zatrzymać.

- Skarżypyta – syknęła Jessa, wściekła na Kane. Ta kobieta naprawdę zasłużyła na


tytuł nemezis.

- Co to jest?

Prawie zapomniała, że Maith ją śledzi.

- Tym właśnie jest Cynthia Kane. Doprowadza mnie do szału. – Zatrzymała się
przed zamkniętymi drzwiami. – Tu jest Wilma. Możesz tu poczekać? Pospieszę się.
Naprawdę powinieneś iść po kolejny kombinezon, który nie jest podarty, a może kilka
fartuchów z magazynku pielęgniarek. Nie wyjdę stąd, dopóki nie wrócisz.

- A ja cię nie zostawię.

Spojrzała na jego przystojną twarz. Był całkiem słodki, nawet jeśli lekko irytujący.

- Okej. Tylko nie wiń mnie, jeśli uderzę jakąś kobietę za ślinienie się nad tobą.

Mocniej chwycił rozdarty kombinezon. To było naprawdę urocze, sposób, w jaki


próbował ukryć swoją niesamowitą klatkę piersiową. Naszła ją nagła potrzeba
pocałowania go.

Wydawało się, że to będzie jej nową ulubioną chętką.

- Zostań tu. – Nacisnęła brzęczyk i weszła nie czekając, znajdując Wilmę siedzącą
na łóżku medycznym z tabletem w ręku. Kolonistka wyglądała na szczęśliwą widząc ją.

- Jessa!

- Hej. Świetnie wyglądasz. – Jessa postawiła swój zestaw na krześle przy łóżku i
wyjęła skaner. – Dobrze cię traktują, Wilmo?

- Tak. Znaleźli mojego męża i pozwolili mi z nim porozmawiać. Jest w porządku.

- To świetna wiadomość. – Skanowanie sie zakończyło. – Ty i twoje dziecko


wyglądacie idealnie.

- Przydzielony mi lekarz powiedział, że powinni być w stanie wysłać mnie z


powrotem do Torid za kilka dni. Dlaczego nie teraz? Dobrze się czuję. Jesteś pewna, że
wszystko jest w porządku?

~ 192 ~
Jessa wzięła ją za rękę.

- Chcesz prawdy? Ty i dziecko macie się świetnie. Nadal cierpisz na niedożywienie,


ale znacznie się poprawiłaś od czasu jak pierwszy raz cię zobaczyłam. Zagrożenie
minęło. Chcą cię tu zatrzymać na kilka dni jako środek ostrożności, ale nie widzę
powodu do zmartwień.

Druga kobieta skinęła głową.

- W porządku. Szczepionka, którą dostałam, jest naprawdę bezpieczna? Zadziałała?

- Tak i tak. Powiem, że po sześciu miesiącach, jeśli ty lub dziecko zostaniecie


ponownie wystawieni na Prissę, weź kolejny zastrzyk. Dawka przypominająca zawsze
jest najbezpieczniejszym sposobem na to. Nie żebym się spodziewała, że kiedykolwiek
znowu się z nią spotkasz.

- Dziękuję ci za wszystko.

Jessa ścisnęła jej dłoń.

- Nie ma za co. Nazywam się Brick. Niech pielęgniarka zawiadomi mnie, gdybyś
mnie potrzebowała. Przyjdę. Teraz idę sprawdzić Neda.

- Widziałam go. Wciąż spał, kiedy przenieśli nas do pokoi, ale wyglądał lepiej.

- Pasożyty w nim umarły. Teraz tylko będzie musiał odzyskać siły. Niedługo
zobaczysz swojego męża. Po prostu dużo odpoczywaj i jedz wszystko, co ci przyniosą.
– Jessa puściła ją i włożyła skaner z powrotem do apteczki.

Maith czekał za drzwiami.

- U niej w porządku. – Jessa poszła do pokoju trzy drzwi dalej i po prostu weszła,
nie chcąc budzić Neda, jeśli spał.

I spał, wyglądał na spokojnego. W pewnym momencie po prysznicu odkażającym,


pielęgniarka uczesała mu włosy. Sprawdziła jego narządy życiowe wyświetlone nad
łóżkiem medycznym i przeprowadziła na nim pełne skanowanie ciała zamiast używać
ręcznego.

Nacisnęła przycisk dla pielęgniarki. Kiedy przyszła jedna, Maith wszedł z nią do
pokoju. Jessa ściszyła głos.

- Nie ma tu jego karty. Czy jego lekarz zalecił fizykoterapię? Będzie jej potrzebował

Pielęgniarka zawahała się.

~ 193 ~
- Nie jesteś przydzielonym do niego lekarzem.

- Wiesz, czym jest choroba Prissy, i że nie pochodzi z Ziemi?

Pielęgniarka skinęła głową.

- Wiesz, kim jestem?

- Specjalistką ds. badań nad kosmitami.

- Racja. Więc proszę odpowiedz na moje pytania. Czy lekarz zalecił mu


fizykoterapię?

- Nie.

- Dodaj to do jego karty. I spójrz. – Wróciła do łóżka medycznego i postukała w


kontrolki, by powiększyć część sekcji mięśni ud, wskazując na to, co lekarz
najwyraźniej przeoczył. – Widzisz to?

Pielęgniarka podeszła bliżej.

- Cholera – sapnęła.

- Tak. Pasożyty są małe, ale lubią żywić się mięśniami, powodując uszkodzenia
wielkości szpilki. Wszystkie jego mięśnie będą tak wyglądały. Widzisz, dlaczego
będzie potrzebował fizykoterapii, by odbudować swoją siłę? Powiedz lekarzowi, że
drżenia na początku są normalne, więc można się ich spodziewać u kogoś, kto cierpiał
na Prissę do tego stopnia. To nie jest oznaka uszkodzenia mózgu. To jedyna część ciała,
którą pasożyty z jakiegoś powodu unikają. Ned będzie potrzebował pomocy przez około
tydzień lub więcej, kiedy wyciągniesz go z łóżka dla podstawowych potrzeb. Podnieś
go jednak. Im szybciej zacznie się poruszać, tym lepiej dla jego powrotu do zdrowia.
Ale zawsze pomagaj. Jego równowaga będzie gówniana i szybko się zmęczy. Wątpię,
żeby dotarł do łazienki bez upadku.

- Dodam wszystkie te informacje do jego karty.

Jessa napotkała jej spojrzenie, widząc tam szczerość. Przeczytała naszywkę


pielęgniarki.

- Dziękuję, Hopper.

- Nie, ja dziękuję tobie, specjalistko Brick. Doktor Zeld nie widział uszkodzeń jego
mięśni.

- To dlatego, że większość lekarzy czyta tylko biuletyny na temat kosmicznych

~ 194 ~
chorób i nie poświęcają czasu na przejrzenie wszystkich informacji.

- A co z drugą pacjentką? Nie jest moja, ale mogę przydzielić jej pielęgniarkę.

- Wilmie nic nie jest. Została zaszczepiona zanim pasożyty mogły się zagnieździć.

Siostra Hopper ściszyła głos.

- Ja też dostałam szczepionkę i powiedziano mi, że nie muszę się specjalnie ubierać.
Czy to prawda? Mam dziecko i męża w domu. Nie chcę ich narażać.

- Nic ci nie będzie, a twoja rodzina jest bezpieczna. Ned był zaraźliwy tylko wtedy,
gdy pasożyty były aktywne. Teraz pokazuje zero infekcji. To, co ci dano, zapobiega
przetrwaniu pasożytów, żeby mogły się wykluć.

- Dziękuję. – Pielęgniarka uśmiechnęła się.

- Nie ma za co. Wrócę jutro, żeby go sprawdzić. Powiedz Zeldowi, żeby


skontaktował się ze mną, jeśli ma pytania odnośnie zaleceń na karcie, które prosiłam
dodać. – Zamilkła. – I proszę skontaktuj się ze mną, jeśli je usunie. Nikomu nie
powiem, że mnie uprzedziłaś, ale następnym razem zażądam wglądu do karty i udam
zdziwienie, jeśli moich poleceń nadal tam nie będzie. Wtedy rozszarpię jego tyłek.

Pielęgniarka zachichotała.

- To brzmi jak plan. Skontaktuję się z tobą, jeśli zajdzie taka potrzeba.

- Naprawdę to doceniam.

- Coś jeszcze, co powinnam dodać do karty pacjenta?

- Nie. Został zidentyfikowany? Poprosiłam zespół zadaniowy, żeby zażądał


sprawdzenia jego DNA, ponieważ był nieprzytomny od czasu zlokalizowania.

- Ned Roger Voil. Piętnastolatek z dwoma żyjącymi krewnymi na Torid. Ma dużo


młodszą siostrę. Jego matka została powiadomiona. Przywiozą ją i siostrę, ponieważ
jest nieletni. Taka jest procedura. I dostał wstępne zatwierdzenia dla dwóch gości, co
oznacza, że wkrótce przybędą.

- Dobrze. – Jessa wyłączyła skaner łóżka medycznego i wyciągnęła rękę, delikatnie


dotykając włosów Neda. Spał głęboko, ale to jej nie niepokoiło. Będzie dużo spał
podczas dochodzenia do siebie po tak bliskiej śmierci. Potem chwyciła swoją apteczkę,
znów zwracając się do pielęgniarki. – Proszę, dobrze opiekuj się Nedem… i przemyć
mu trochę smakołyków, kiedy się obudzi. Te dupki tam na Torid wrzucili go do klatki i
zostawili go tam na śmierć.

~ 195 ~
Na twarzy pielęgniarki pojawiło się przerażenie.

- Taa. Jestem pewna, że dużo o tym usłyszysz, gdy wróci wysłany tam personel
medyczny. Było źle, a rodziny takie jak jego były traktowane jak śmieci.

- Rozpieszczę go – obiecała pielęgniarka.

Jessa podeszła do Maitha.

- Jestem gotowa iść.

Wyszli z pokoju i prawie uciekli.

- Specjalistko Brick!

- Pieprzone życie – syknęła Jessa. Odwróciła się, czekając, aż Cynthia Kane


podejdzie do nich.

- Zespół medyczny powiedział, że się z nimi nie skontaktowałaś. Powiedziano mi,


żebym ci przekazała, że musisz to zrobić, teraz. To polecenie bezpośrednio od doktor
Barns.

Jessa przekazała apteczkę Maithowi. Potem ponownie zmierzyła się z wyższą


kobietą.

- Dr Barns nie jest już moim lekarzem. – Sięgnęła w górę i stuknęła się w głowę. –
Chcesz zgadnąć, kto podejmował wszystkie moje decyzje medyczne, kiedy miałam
osiem lat, po śmierci moich rodziców? Dam ci jedną wskazówkę… właśnie wymówiłaś
jej nazwisko.

Zagniewany wyraz twarzy Kane zmienił się w zszokowany.

Jessa ściszyła głos.

- Gdyby to od niej zależało, wciągnęłaby mnie z powrotem do jej eksperymentu,


żeby osobiście mnie sprawdzać. Tak mnie nazwała. Nie jestem dla niej osobą. Na
szczęście, dostaje odmowy tej prośby za każdym razem, gdy to robi, ponieważ
zapracowywałam się na śmierć, by stać się na tyle ważną, żeby jej przełożeni nie
pozwolili jej już ze mną pieprzyć. Nie chcą ryzykować, że uszkodzi mi mózg. Proszę,
nie pomagaj jej, sugerując, że nie jestem w stu procentach zdrowa. Jesteś po prostu
wykorzystywana przez chorą sukę, która myśli o dzieciach będących pod jej opieką jak
o szczurach laboratoryjnych.

W niewytłumaczalny sposób, oczy Kane wypełniły się łzami.

~ 196 ~
Jessa westchnęła. Nie lubiła litości… ale oto była.

- Chciałaby zobaczyć jak mnie aresztują, lub gorzej, ponieważ zablokowałam jej
dostęp do mnie, gdy skończyłam osiemnaście lat. Jej życiowym motto jest
prawdopodobnie wypadki się zdarzają… i mnóstwo dzieci stało się wypadkami w jej
laboratorium. Powiedz mi, pani doktor, czy nienawidzisz mnie na tyle, by ryzykować
oddanie mnie w jej ręce?

- Nie – wymamrotała Kane.

- W takim razie powiedz jej, że jestem całkowicie zdrowa, i wyślij oficjalny raport,
który stwierdza to samo. Będzie zmuszona się wycofać.

Kane skinęła głową.

- Zaraz to zrobię.

Jessa wyciągnęła rękę i dotknęła jej ramienia. Kane nie szarpnęła się.

- Dziękuję. Naprawdę. Teraz muszę mierzyć się z wystarczająco dużo sprawami,


żeby jeszcze martwić się o nią.

- Jessa, musisz zjeść.

Przypomnienie Maitha dało Jessie pretekst do zakończenia niekomfortowego


spotkania z Kane. Puściła jej ramię i cofnęła się. Gdy opuszczali Medyczny, Maith
chwycił jej rękę.

- Zdradzasz ludziom coraz więcej swoich sekretów.

- Wiem. Już jestem w głębokim gównie z flotą i Zjednoczoną Ziemią. Równie


dobrze mogę naprawdę wykopać tę dziurę.

Skrzywił się na nią, kiedy weszli do windy. Nikt inny nie dzielił jej z nimi, ale
windy były monitorowane. Wymusiła uśmiech do kamery nadzoru.

- Naprawdę myślisz, że Abby przygotuje dla mnie świąteczną ucztę? Ostatni raz,
kiedy zostałam zaproszona na nie do końca prawdziwe Święto Dziękczynienia kolacja
była epicko pyszna.

- Abby zamawia za dużo jedzenia z Ziemi.

- Kocham Abby. – Jessa była właściwie trochę jej fanką. Wszyscy słyszeli o D
Corp. Kiedy dowiedziała się, kim jest Abby, to było podczas incydentu z Gorison
Travelerem. Wielu pracowników floty mówiło o niej bzdury, ale badania były konikiem

~ 197 ~
Jessy. Abby i Vivian Goss były bohaterkami… i były powodem, przez który
Veslorowie sprzymierzyli się z Ziemią.

Mimo tego, Jessa spodziewała się, że bogata kobieta z tak dużą towarzyską mocą,
będzie snobem, kiedy dowiedziała się, że Abby Thomas jest na Defcon Red. Myliła się.
Abby była miła.

- Nie żebym to przyznała – kontynuowała. – To prawdopodobnie zabrzmi dziwnie.

Maith rzucił jej pytające spojrzenie.

- Ludzka rzecz – wyjaśniła.

Winda się otworzyła i ruszyli do kabiny rodzinnej Maitha.

- Dodam cię, żeby dać ci dostęp.

- To byłoby pomocne, żebym nie została odcięta od mojego nowego mieszkania.

Zapach pysznego jedzenia wypełnił jej nos, gdy weszli do dużej kabiny rodzinnej.
Jessa była tu wcześniej wystarczająco często, by wiedzieć, że dwie z największych
kabin dostępnych na Defcon Red zostały połączone. Każda zawierała trzy sypialnie i
dwie łazienki, z zamkniętym biurem, które mogło służyć jako czwarta sypialnia.
Połączona przestrzeń miała również dwie boczne kuchnie i dwa salony.

Abby, Darla i ich partnerzy byli w kuchni. Długi stół już był przygotowany.
Bliźniaki bawiły się na podłodze. Jessa rozejrzała się wkoło, gdy Maith odłożył jej
apteczkę i pociągnął ją bliżej do dwóch par podgrzewających jedzenie.

- Gdzie są Roth i Vera?

Odpowiedziała Darla.

- Ona ucina sobie drzemkę, dopóki jedzenie nie będzie gotowe.

Jessa natychmiast weszła w stan pogotowia.

- Czy wszystko z nią w porządku? Jak jej poranne mdłości?

Jej przyjaciółka uśmiechnęła się.

- Właściwie czuje się lepiej. Po prostu nie spała wiele, gdy nasi partnerzy byli tam
na planecie. Roth kazał jej się zdrzemnąć, jak tylko wrócili do domu, i teraz pewnie jest
w ich sypialni, tuląc się z nią.

Abby uśmiechnęła się do Jessy.

~ 198 ~
- Nic nie powiedzieliśmy. To twoje nowiny.

- Jakie nowiny? – Wydawało się, że Darla po raz pierwszy zauważyła, że Jessa


trzyma rękę Maitha, i sapnęła. Jej wzrok przemknął między nimi. – Spotykacie się?

Maith uśmiechnął się.

- Nie.

Na twarzy Darli pojawiło się rozczarowanie zanim uśmiechnęła się do Jessy.

- Świętujemy powrót naszych partnerów do domu. To nie jest kolacja na święto


Dziękczynienia. Powinnaś zostać.

- To bożonarodzeniowa kolacja, ale nie w to święto – poprawiła Abby. – Mamy


żeberka z ogonami homara i wszystkimi dodatkami.

- Wow – mruknęła Jessa. – Moje Święta Bożego Narodzenia to zwykle plastry


szynki, puree ziemniaczane z sosem i kilka bułeczek. To właśnie serwuje flota. Bardziej
podoba mi się twoja wersja. – Jej żołądek zaburczał na samą myśl o zjedzeniu tego
wszystkiego.

- Zostaniesz, prawda, Jesso? Zrobiliśmy tego mnóstwo.

Zanim Jessa zdążyła odpowiedzieć, jedne z drzwi sypialni otworzyły się.

Wyszedł Roth z ramieniem wokół talii Very. Uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła
Jessę i Maitha.

- Gratulacje! Tak się cieszę za was oboje.

Roth jęknął.

- Przepraszam. Powiedziałem jej.

- Co przegapiłam?

Maith był tym, który przekazał Darli nowiny.

- Jessa i ja sparowaliśmy się. Jest teraz częścią naszej grupy.

Darla pisnęła i rzuciła się, żeby objąć ich oboje. To zmieniło się w grupowy uścisk,
gdy wszyscy otoczyli Jessę i Maitha. Przyjęła wszystkie ich miłe słowa, gdy powitali ją
w rodzinie.

To było naprawdę wzruszające dla Jessy i musiała walczyć ze łzami. Zawsze chciała

~ 199 ~
być częścią dużej rodziny. Myśl o flocie rozdzielającej ją z dala od nich wszystkich była
zbyt bolesna, by nawet to rozważać. Odepchnęła swoje emocje, nie chcąc zepsuć ich
obiadu.

Kiedy usiedli przy stole, Abby wyjęła mały komunikator. Był urządzeniem floty.
Jessa uznała, że został jej przydzielony jeden, skoro pracowała dla Komandora Billsa.
To był typ, jaki widziała u administratorów, i były bardziej jak minikomputery.

Abby skończyła czytać i spojrzała na Rotha.

- Wujek Howard powiedział, że za dwie godziny komisja rządząca i najwyżsi


admirałowie chcą spotkania z Jessą i Maithem.

Jessa pochyliła się do Maitha. Domyślała się, że będą chcieli z nią porozmawiać, ale
spotkanie z ludźmi, którzy rządzili Ziemią i flotą, brzmiało… ponuro.

Maith objął ją ramieniem.

- Będzie dobrze.

Chciałaby w to wierzyć.

- Jedz – rozkazał. – Potem się przygotujemy.

- Będziemy tam – obiecał Roth. – Jesteś Veslorem, Jesso. Należysz do nas.

~ 200 ~
Rozdział 16

Ręce Jessy drżały, gdy zajęła miejsce przy stole konferencyjnym w prywatnym
biurze Komandora Billsa. Jej przyszłość zależała od tego jak pójdzie to spotkanie.
Obecny był dowódca wraz ze swoim podkomendantem, Doltonem Gibsonem.

Maith usiadł obok niej. Roth, Drak, Gnaw i Abby Thomas również nalegali na
swoją obecność, ale siedzieli wzdłuż przeciwległej ściany, poza zasięgiem wzroku
dużego ekranu, który wkrótce się włączy. Wszyscy założyli swoje mundury floty.

- Nie mam pojęcia jak to się potoczy – oznajmił cicho Komandor Bills. – Niestety
nie dali mi żadnych wskazówek. Wiem tylko, bo jeden z moich przyjaciół z naczelnego
dowództwa floty powiedział, że sytuacja była napięta. Kiedy skontaktował się z nimi
wasz król – skrzywił się do Maitha zanim spojrzał z powrotem na Jessę – poszli na
zamknięte spotkanie z radą Zjednoczonej Ziemi i czterema najwyższymi admirałami
floty. Potem dostałem powiadomienie, że chcą rozmawiać bezpośrednio z tobą, Jesso. –
Spojrzał na Maitha. – I z tobą.

- Dlaczego nie z Rothem? Jest moim liderem grupy. – Maith brzmiał na


zirytowanego.

Roth wydał z siebie niski pomruk, jakby się zgadzał.

Komandor Bills rzucił mu groźne spojrzenie.

- Pamiętacie, co powiedziałem. Was czterech nie powinno tu być. Pozwalam na to


ze względu na mój szacunek dla was. Nieważne co się stanie, zachowajcie milczenie aż
do końca. Popracujemy nad rozwiązaniem na osobności, jeśli sprawy nie pójdą po
naszej myśli. To tylko zaostrzy sytuację, jeśli będą świadomi waszej obecności. To
byłoby szkodliwe.

- Przysięgamy – obiecał Roth.

Rozległ się dźwięk, a potem czarny ekran rozbłysnął na biało. W sekundy rozjaśnił
się, ukazując czterech mężczyzn w czerwonych togach, siedzących za długim stołem.
Obok nich siedziały dwie kobiety ubrane tak samo. Jessa domyśliła się, że byli
sześcioma przedstawicielami wybranymi do komitetu rządzącego Zjednoczonej Ziemi.
Poniżej nich siedziało czterech admirałów floty z medalami na ich formalnych
mundurach.

Z boku dołączyła do nich kobieta, ubrana w ciemnoszary medyczny mundur.

~ 201 ~
Jessa natychmiast rozpoznała doktor Narrellę Barns.

Jej widok oznaczał katastrofę. Jessa miała nadzieję, że wcześniejsza odmowa


rozmowy z nią, nie pogorszyła sytuacji. Starsza siwowłosa kobieta usiadła i splotła ręce
na solidnym stole przed nią.

Jeden z mężczyzn w todze odezwał się pierwszy.

- Jestem Darwin Robinson, pierwszy przewodniczący komitetu rządzącego


Zjednoczonej Ziemi. Przysporzyłaś nam trochę bólu głowy, specjalistko Brick. – Nie
wyglądał na szczęśliwego. – Przypomnę ci, że nie wszystkie strony przeczytały o
pewnych aspektach twoich akt osobowych. – Patrzył bezpośrednio na Maitha zanim
przytrzymał jej wzrok. – Czy wyraziłem się jasno?

Chcieli, żeby Jessa filtrowała to, co powie.

- Rozumiem.

- Król Veslorów ułatwił nam podjęcie decyzji. – Darwin Robinson zrobił kwaśną
minę. – Zagroził, że wstrzyma wszelkie dostawy żywności i wezwie do embargo na
Ziemię i jej wspólników każdego sojusznika, jakiego mają Veslorowie, jeśli nie
rozwiążemy naszego kontraktu z tobą, specjalistko Brick. Upierał się, że jesteś
partnerką Veslora. Czy to prawda? Złamałaś swój kontrakt zawierając małżeństwo?

Starannie dobierała słowa, domyślając się, że pytanie było pułapką. Chcieli, żeby
przyznała się do zrobienia czegoś nielegalnego.

- Nie poślubiłam Maitha zgodnie z prawem Zjednoczonej Ziemi. Nigdy nie


naruszyłabym mojego kontraktu. Znacie opis mojego stanowiska i co się z nim wiąże,
ale powtórzę, że studia nad obcymi to moja specjalizacja. Veslorowie parują się po
spotkaniu i spędzeniu z kimś czasu. To się po prostu stało. Zostaliśmy przydzieleni do
wykonania służby medycznej na Torid i to skończyło się uwięzieniem razem pod
ziemią. – Zostawiła to na tym.

Jedna z kobiet pochyliła się do przodu.

- To jest instynktowne z ich strony? Czy to właśnie mówisz?

Zanim Jessa zdążyła odpowiedzieć, zrobił to Maith.

- Wiemy, kiedy poznajemy nasze partnerki i wiążemy się z nimi. Jessa jest moją.

Pierwszy Przewodniczący Robinson odchrząknął i głośno postukał palcem w stół.


Wydawało się, że to znak, żeby wszyscy się zamknęli. Lub przynajmniej tak to widziała

~ 202 ~
Jessa, gdy ponownie przejął kontrolę.

- Czujesz się zmuszona do tego parowania, specjalistko Brick?

- Nie, sir. Absolutnie nie. Jak właśnie stwierdził Maith, związaliśmy się. To nie było
planowane, po prostu się stało. Jestem jego. On jest mój. Więź jest bardzo silna.

W ciszy minęły długie, niezręczne minuty. Mogła zobaczyć, że wszyscy w pokoju


na Ziemi mają przed sobą tablety i w ten sposób po cichu się komunikują, ponieważ
cała jedenastka wydawała się czytać i pisać.

Robinson w końcu podniósł głowę i zmarszczył brwi.

- Sporo w ciebie zainwestowaliśmy, specjalistko Brick. Twoje odejście ze służby


będzie szkodliwe dla floty. Mam przed sobą twoje osiągnięcia. Jest ich wiele, pomimo
młodego wieku. Wszyscy się zastanawiamy, co możesz osiągnąć, gdy skończysz okres
obowiązywania kontraktu.

Strach sprawił, że się spięła. Nie zamierzali unieważnić kontraktu i odmówią jej
wolności.

- Jessa jest teraz Veslorem. – Maith wyciągnął rękę i wziął jej dłoń. – Nie należy do
twojej planety. Mój król zwróci wszelkie pieniądze wydane na koszty edukacji i
leczenia Jessy, jeśli to jest twój powód, żeby ją zatrzymać. Wiem, że już złożył tę
ofertę. Przypominam ci o tym. Żadne dziecko nie powinno odpłacać za wychowanie,
karmienie i opiekę. Znajdujemy tę koncepcję za odrażającą. Każda inteligentna i godna
forma życia zrobiłaby wszystkie te rzeczy dla dobra swoich ludzi. Młodzież to nasza
przyszłość. Ich zdrowie i dobre samopoczucie jest korzystne dla wszystkich.
Zniewolenie dorosłych i nazwanie tego długiem za opiekę w dzieciństwie jest złe.

Jessa uważnie obserwowała komitet. Kilku z nich poruszyło się niewygodnie.

- Tak – przemówił w końcu Robinson. – Twój król bardzo jasno wyraził swoje
uczucia i innych Veslorów. Szkolimy dzieci do pełnienia bardzo potrzebnych ról i to
pomaga całej ludzkości. Są inwestycjami. Nie niewolnikami. Chcę oznajmić to dla
porządku.

Maith warknął.

- Jessa nie może być ze mną… ani robić niczego innego, co sobie życzy… chyba że
zgodzicie się ją uwolnić. To jest istota niewolnictwa. Veslorowie już wcześniej
parowali się z waszymi ludźmi. Żaden z nich nie musiał odbywać spotkania dla
uzyskania zgody komisji, a nasz król nie musiał kontaktować się z waszą planetą, by

~ 203 ~
uzyskać pozwolenie. Jessa nie jest wolna. Rozumiemy to… i to jest problem.
Veslorowie nie zawierają sojuszy z rasami, które wierzą w zniewolenie innych.

Robinson i inne postacie w togach poruszyły się jeszcze bardziej. Zobaczenie tego
dobrze wpłynęło na serce Jessy. Maith wyzywał ich za ich bzdury docierając do sedna
sprawy. Zjednoczona Ziemia i flota wymuszały na dzieciach długie kontrakty jako na
dorosłych, co powinno być uznane za nielegalne. To było korzystne dla nich, więc
odmawiali tym osieroconym dzieciom podstawowych praw jako obywateli.

Doktor Barns napisała coś na swoim tablecie. Robinson spojrzał w dół, czytając. W
końcu podniósł wzrok.

- Masz coś, czego potrzebujemy z powrotem, jeśli masz przestać być obywatelem
Zjednoczonej Ziemi.

To rozwścieczyło Jessę.

- Mogę mówić swobodnie, sir? – zapytała, choć jej spojrzenie było skierowane na
doktor Barns.

- Niezbyt swobodnie. To kwestia informacji niejawnych – przypomniał jej.

- Zrozumiałe. – Jessa wiedziała, że nie chcą, by wspomniała o swoim implancie w


mózgu. Wciągnęła powietrze i dalej piorunowała wzrokiem doktor Barns. – Veslorowie
zdecydowanie przyćmiewają nas nie tylko ich obronną i kosmiczną technologią w
statkach, ale także w postępie medycznym. Szczerze mówiąc, żądanie zwrócenia tego,
co doktor Barns tak desperacko chce, uszkodzi mnie w poważny fizyczny sposób. To,
co zostało zrobione, nie może zostać cofnięte. Doktor Barns wie to… ponieważ to ona
to powiedziała, kiedy poprosiłam o usunięcie przedmiotu. Każda próba usunięcia
spowoduje, że poniosę poważne konsekwencje. – Napotkała spojrzenie Robinsona. –
Miałabym szczęście, gdybym po tym mogła sama się karmić. Veslorowie uznaliby to za
barbarzyństwo, gdyby uświadomili sobie, o czym mówimy, i znowu będąc szczerym,
gdyby chcieli technologii, którą posiadam, już by to wymyślili… i to byłoby tysiąc razy
lepsze. Działałoby zgodnie z przeznaczeniem, bez negatywnych skutków lub
niezamierzonych strat. Czy wyraziłam to wystarczająco ostrożnie? To, co możecie
uznawać za najlepszą technologię jest odpowiednikiem przestarzałych śmieci dla
Veslorów.

Jessa mogła powiedzieć, że to nie zostało dobrze przyjęte w drugim pokoju na


Ziemi, ale taka była prawda. Robinson wykonał ruch, żeby wyciszyć dźwięk, a potem
wszystkie jedenaście osób na ekranie zaczęło mówić i dziko gestykulować. Chciałaby
słyszeć, co się mówi. Wyglądało to na całkiem gorącą debatę.

~ 204 ~
To trwało tylko kilka minut zanim usiedli i kontynuowali spotkanie. Dźwięk z
Ziemi powrócił.

- Jestem Czwartym Przewodniczący, Wanda White – powiedziała kobieta w todze,


przedstawiając się. W jej oczach pojawił się wyrachowany błysk. – Czy Veslorowie
byliby skłonni podzielić się z nami częścią tej technologii?

Maith zaczął mówić, ale tym razem to Jessa mu przerwała.

- Nie. Nie użyjecie mnie do szantażowania Veslorów lub ich króla. Chcecie ich
technologii? Kupcie ją lub wynegocjujcie towarami handlowymi. Nigdy nie prosiłam,
żeby moi rodzice zostali zabici, czy być wychowaną w sposób, w jaki byłam.
Doceniam, że byłam pod opieką floty, ale skończyłam z traktowaniem mnie, jakbym
była własnością, którą posiadacie. Wymiana informacji technicznych i medycznych za
moją wolność nie jest w grze. Albo unieważnicie mój kontrakt, bo to jest słuszne, albo
wszyscy dowiemy się, co stanie się dalej. – Jessa wyciągnęła rękę i postukała w swoją
skroń. – Umożliwiliście mi, żebym była wysoce inteligentna, wystarczająco do radzenia
sobie z kosmitami wszystkich ras. Przejrzałam scenariusze reakcji Veslorów. –
Uderzyła dłonią o stół. – Wybaczcie mój język, ale byłoby cholernie głupie zmuszać
mnie do pozostania, kiedy na waszą korzyść jest zakończyć kontrakt. W zamian
zyskujecie lepszą pozycję z rasą kosmitów, która dostarcza żywność dla waszych stacji
kosmicznych. – Wiedziała, że prawdopodobnie powinna się zamknąć, ale była zbyt
wściekła. – Ile będzie was kosztować każdy raz, gdy na planecie lub stacji dojdzie do
zamieszek, i będziecie musieli wysłać flotę, by odzyskać kontrolę nad tymi sytuacjami?
Dodaj koszty napraw spowodowane przez te zamieszki. Jestem pewna, że mężczyźni
siedzący pod wami, mają też szczegółowe raporty o umiejętnościach, jakie ich zespoły
zadaniowe nauczyły się od grupy Veslorów, którzy szkolili ich do lepszej walki i
przygotowywali na nieznane problemy z obcymi, z którymi nasza flota może spotkać
się w przyszłości. Veslorowie uratowali Gorison Travelera przed kradzieżą i wszystkich
na pokładzie przed staniem się żywymi posiłkami. Zrobili to ze zwykłej przyzwoitości,
bo to była właściwa rzecz. Nie stawiali żądań przed lub po udzieleniu pomocy ludziom.
Veslorowie są najlepszym sojusznikiem, na jakiego Zjednoczona Ziemia mogła
kiedykolwiek mieć nadzieję. Naprawdę zamierzacie to schrzanić, każąc im myśleć, że
nie jesteście typem ludzi, którym chcą pomagać w przyszłości?

Ponownie wyciszyli swoją stronę na Ziemi i naradzali się.

Maith zaburczał obok niej i Jessa nachyliła się do niego, szepcząc w Veslorskim.

- Przepraszam. Ale bawią się w gierki i zdenerwowali mnie. Absolutnie zamierzali


szantażować twojego króla, żeby dał im technologię, by mnie uwolnić! Nie pozwolę im

~ 205 ~
na to.

- Zaciekła partnerka.

Jego odpowiedź wywołała jej uśmiech.

Pierwszy Przewodniczący Robinson wznowił posiedzenie.

- Zgadzamy się, jeśli będziesz pracowała jako specjalista ds. badań nad kosmitami
na Defcon Red tak długo jak grupa Veslorów będzie pomagać flocie.

Ulga uderzyła tak mocno, że Jessa prawie opadła na krzesło.

- Umowa. Tak długo jak to jest cywilna praca. To znaczy, że muszę dać wam tylko
dziesięć dni wypowiedzenia zanim zrezygnuję… i zachowam swoją obecną płacę. – Nie
była aż tak wdzięczna, że to ją ogłupiło. Z.Z. musiała ją zrekompensować, jeśli chcieli,
by dalej dla nich pracowała. – Chcę potwierdzenia, że oryginalny kontrakt został
unieważniony.

- Zgoda. – Robinson wyraźnie nie był szczęśliwy, ale skinął jej głową. –
Natychmiast uruchomimy proces z dokumentami i prześlemy je do Komandora Billsa.
Chcemy, żeby nasz sojusz z Veslorami pozostał w dobrej kondycji. Jest na tyle warty
dla nas, żebyśmy dali im ciebie. – Przerwał. – To znaczy, że już nie będziesz uważana
za obywatela Zjednoczonej Ziemi. Zastanów się nad tym długo i ciężko… i wszystko,
co się z tym wiąże.

Jessa miała ochotę przewrócić oczami na jego groźbę. Potrafiła czytać między
wierszami. Zasadniczo mówił jej, że będzie musiała błagać na rękach i kolanach, gdyby
kiedykolwiek chciała wrócić do Ziemi, gdyby coś nie ułożyło się z Maithem. Wezmą ją
z powrotem, ale prawdopodobnie zostałby zmuszona do podpisania kolejnego
nielegalnego kontraktu na kilkadziesiąt lat.

- Rozumiem. Teraz jestem Veslorem. A co z moją siostrą? Jest częścią umowy.

Robinson wahał się zbyt długo. Jego rysy pozostały nieszczęśliwe.

- Wspominałem o tym – wyraźnie stwierdził Komandor Bills. – Wielokrotnie.


Rodzeństwo partnera Veslora jest również uważane za część ich grupy.

- Mój król wspomniał o niej, z kimkolwiek rozmawiał – dodał Maith. – Anabel jest
częścią naszej grupy jako siostra mojej partnerki. Chcemy, żeby przysłano ją do nas.
Ona też jest teraz Veslorem.

Robinson zawahał się.

~ 206 ~
- Czy wypuszczenie specjalistki Brick to nie dość?

- Nie – oznajmił bez ogródek Maith. – Będziemy walczyć o tę kobietę.

Pierwszy Przewodniczący Robinson użył swojego tabletu i wydawał się szukać


informacji. Znalazł je, sądząc po jego głośnym westchnieniu.

- Moje akta dotyczące jej stwierdzają, że jest po prostu oficerem ochrony niskiego
szczebla w ośrodku badawczym. – Spojrzał. – Nie widzę problemu z wcześniejszym
rozwiązaniem jej umowy i przetransportowaniem jej na Defcon Red. Zrobimy to
natychmiast.

Jeden z admirałów floty wstał i odwrócił się, by pochylić się do Robinsona, sycząc
coś tak cicho, że nie mogli tego wychwycić w transmisji na żywo. Przeszły tylko trzy
słowa od admirała.

- … powiedziałem ci nie…

Robinson zbladł i pochylił się, szepcząc w odpowiedzi. Ich cicha rozmowa stała się
gorąca.

Jessa znów się spięła. Gniew na twarzy admirała tylko potwierdził jej podejrzenia,
że jej siostra wykonuje ściśle tajną pracę. Admirał po cichu kłócił się z Robinsonem i
prawdopodobnie wprowadził go, kim naprawdę jest Anabel, i że jej akta nie są
dokładne.

- Co się dzieje? – Komandor Bills zakrył usta, gdy wyszeptał do niej.

Jessa zastanawiała się, co mu powiedzieć, decydując, że zasługuje wiedzieć to, co


podejrzewała. Odwróciła głowę i pochyliła się za Maithem, żeby ukryć usta przed
kamerą.

- Szpieg – szepnęła.

- Kurwa – mruknął dowódca.

Robinson przestał mówić i admirał znów zajął swoje miejsce. Admirał wyglądał na
wkurzonego, co dało Jessie nadzieję. Robinson westchnął głośno zanim zwrócił się do
Jessy i Maitha.

- Specjalistko Brick, twoja siostra będzie musiała podpisać umowę o zachowaniu


poufności, jeśli wcześniej zakończymy jej kontrakt. Jeśli ją naruszy, zostanie wysłany
list gończy. Chcę twoją uroczystą przysięgę, że powiadomisz nas, jeśli złamie umowę.

Właściwie prosił Jessę, by przekazała siostrę Ziemi, jeśli Anabel kiedykolwiek

~ 207 ~
zdradzi ich sekrety? To było małostkowe i okropne – co ani trochę nie zaskoczyło Jessę.

- Daję – skłamała. Nie aresztują jej siostry. Zabiją ją. – Wszystko, na czym nam
zależy, to być grupą rodzinną. Moja siostra się zastosuje. Mogę mówić w jej imieniu.

- W porządku. Jest jeden problem. – Robinson zawahał się. – Obecnie jest na


wakacjach ze swojej pracy. Będziemy musieli ją namierzyć i poinformować ją o tym, co
się stało. Potem może podpisać umowę o zachowaniu poufności i złapać podwózkę na
Defcon Red.

Łzy wypełniły oko Jessy, ale zamrugała szybko, żeby nie płakać przed komisją.

- Jak długo to potrwa?

Odpowiedział wkurzony admirał.

- Twoja siostra nie poinformowała nas, dokąd się wybierała. Będę musiał zebrać
zespół, żeby ją wytropić i sprowadzić z powrotem do kwatery głównej. To może chwilę
potrwać.

Jessa nie wierzyła, że Anabel jest na wakacjach. Nie ma mowy, żeby pozwolili
komuś takiemu jak ona lub jej siostra po prostu wyruszyć w nieznane. Flota musiała
pracować pod przykrywką.

- W porządku. Chcę, żeby jej kontrakt unieważniono, i udowodniono to, gdy


wyślecie mój. Przetransportujcie ją do nas tak szybko jak to możliwe. Bardzo doceniam
decyzje, które dzisiaj podjęliście. Dziękuję wam.

Robinson jeszcze nie skończył. Skupił się na Maith’cie.

- Proszę, powiadom swojego króla, że z radością współpracujemy ze wszystkimi


Veslorami, a sojusz jest dla nas bardzo ważny. Mamy głęboki szacunek do Veslorów.

- Powiem – przysiągł Maith. – Dziękuję za oddanie mojej partnerki i jej siostry


mojej grupie.

Spotkanie szybko się skończyło. Gdy ekran pociemniał, Komandor Bills przeklął.

- Twoja siostra jest tajną agentką, a ty mnie nie ostrzegłaś?

Jessa spojrzała na niego.

- Nic nie jest potwierdzone. Nie widziałam Anabel odkąd miałam dziesięć lat, a ona
dwanaście. Flota nas rozdzieliła. Po prostu wiem, że jej oficjalne akta są fałszywe.
Nawet zdjęcie. Moja siostra ma czarne włosy i zielone oczy. Kobieta na zdjęciach ma

~ 208 ~
brązowe włosy i brązowe oczy. Założyłam, że zrobili to, by ukryć jej prawdziwą
tożsamość. Jest tylko kilka powodów, dla których to zrobili.

- Sama ci nie powiedziała? Miałaś z nią kontakt? – Komandor Bills był wyraźnie
zszokowany.

- Flota pozwala na okazjonalną komunikację głosową między nami. Ostatni raz


rozmawiałam z nią jakieś pięć miesięcy temu. Wszystko, co mówimy, jest
monitorowane. Anabel stara się nigdy nie mówić o swojej pracy. To również było dla
mnie wskazówką, że cokolwiek robi jest ściśle tajne.

Komendant Bills skinął głową. Zwrócił się do Rotha.

- Planujecie wprowadzisz tę siostrę do swojej rodzinnej kabiny, czy będziecie


potrzebować prywatnej dla niej do przygotowania?

- Będzie mieszkała z nami – zdecydował Roth.

To sprawiło, że Jessa się uśmiechnęła. Niedługo miała być ze swoją siostrą i flota
pozwoliła jej odejść. Dusiły ją emocje i obróciła się do Maitha, obejmując go w pasie,
gdy ukryła twarz na jego klatce piersiowej. Jego silne ramiona owinęły się wokół niej.

- Zrobiliśmy to. – Wciąż drżała po ich zwycięstwie. – Jestem wolna.

- Jesteś moja – zadudnił, całując czubek jej głowy. – Byłaś wolna od momentu, gdy
stałaś się moją partnerką. Wasza Ziemia nie miała nic do powiedzenia, ponieważ
zabrałby cię od nich, nawet gdyby odmówili zgodzić się z naszym królem. Wysłał kilka
grup bojowych, by pozostały w pobliżu, na wypadek, gdybyśmy potrzebowali
szybkiego odbioru.

To ją rozśmieszyło.

- Powinnam być zdziwiona, że to jest wasz plan awaryjny, ale nie jestem.

Nagle przytuliło ją od tyłu duże ciało, a potem stłoczyło się więcej osób. Zdała
sobie sprawę, że są w kolejnym grupowym uścisku. To wydawało się być częstym
zjawiskiem u Veslorów. Jessa mogła się do tego przyzwyczaić.

Abby skończyła ściśnięta obok niej i uśmiechały się do siebie.

- Nie ma mowy, żebyśmy pozwolili im zabrać cię od nas. Do diabła, moi rodzice
byli gotowi podzielić się z innymi biznesmenami tym, co zrobiono tobie i twojej
siostrze. Wymyślili plan wstrzymania zapłaty podatku i zaprzestania produkcji tego, co
sprzedajemy Zjednoczonej Ziemi, dopóki was nie uwolnią.

~ 209 ~
Słowa Abby wiele znaczyły dla Jessy. Nie mogła uwierzyć, że tylu ludzi, których
nawet nie spotkała, było gotowych zaryzykować wkurzenie Zjednoczonej Ziemi i floty
w jej imieniu. Wszystko po to, by mogła znaleźć swoją wolność i sparować się z
Maithem.

- Chodźmy do domu – warknął jej do ucha jej partner. – Mam dla ciebie plany.

Uśmiechnęła się, gdy wszyscy się rozdzielili. To będą plany dotyczące seksu, z
mnóstwem jęków i niesamowitych zakończeń.

Jessa mocno ścisnęła jego dłoń.

- Zabierz mnie do domu.

~ 210 ~
Rozdział 17

Prawie dotarli do swojej kabiny, gdy drobna brunetka ubrana w biznesowy garnitur
ze spódniczką nagle upuścił swoją teczkę na korytarzu, poprawiła osłonę oczu, którą
nosiła, i głośno sapnęła.

- O mój boże! Abby Thomas! Co ty, do cholerki, tu robisz? Minęły wieki, odkąd cię
widziałam! – Wtedy kobieta rzuciła się na Abby, obejmując ją mocno. Chociaż to
wyglądało bardziej na walkę.

Maith warknął nisko, przyciągając Jessę do swojego boku. Inni Veslorowie także
wyglądali na zaniepokojonych, bo warczeli. Jessa nie wiedziała, co myśleć.

Drak z głośnym warczeniem próbował odciągnąć nieznajomą od swojej partnerki.


Brunetka przytuliła się tak mocno do Abby jak to było możliwe, szepcząc coś do jej
ucha.

- W porządku – nagle wyrzuciła Abby. – Znam ją. Chodźmy do domu i przedstawię


was mojej starej przyjaciółce.

Brunetka puściła Abby, uśmiechając się szeroko, a potem się cofnęła.

- Przepraszam! Jestem po prostu podekscytowana widokiem twarzy, którą znam, tak


daleko w kosmosie. – Kobieta obróciła się, pochyliła i podniosła teczkę z podłogi. – Ile
to było? Sześć? Siedem lat? Wyglądasz tak dobrze! Chcę usłyszeć wszystko, co robiłaś,
Abby. – Wtedy kobieta zauważyła Veslorów i wyraźnie przełknęła ślinę. – O, mój
Boże. Jak fajnie! – Wrócił jej szeroki uśmiech. – Nie dziwię się, że Abby Thomas
spotyka się z kosmitami. Z takimi świetnie wyglądającymi.

Znowu zaczęli iść. Maith był spięty przy boku Jessy, trzymając ramię ciasno
owinięte wokół jej talii. Jedno spojrzenie na jego twarz powiedziało jej, że nie był
zadowolony z ponownego spotkania. Jednak nie protestował, kiedy dotarli do swoich
kwater, a Roth odblokował drzwi. Wszyscy weszli do środka… a potem Drak i Gnaw
prawie przyszpilili nieznajomą do ściany zza drzwiami, trzymając ją z dala od Abby.

Drzwi się zamknęły i Roth też ruszył do przodu, też blokując nieznajomą.

- Kim jesteś?

- Co się dzieje? – Jessa szepnęła do Maitha.

- Spokojnie, Veslorowie. – Głos kobiety zmienił się z wysokiego i dziarskiego do

~ 211 ~
spokojnego i ochrypłego. – Nie zamierzam was skrzywdzić. To, co szepnęłam Abby
jest ważne… jestem tu w sprawie Anabel Brick. Ale nikt nie może wiedzieć.

Kobieta wyciągnęła szyję, aż mogła zobaczyć wokół Rotha, patrząc na Jessę.

- Twoja babcia zawsze pachniała kwiatami. Nosiła wisiorek i pasująca bransoletkę z


czerwonych róż i opowiadała o tych wszystkich, które hodowała w swoim ogrodzie na
Ziemi. Kiedy twoja babcia umarła, Anabel zaczęła nazywać cię Tinker, za każdym
razem gdy chciała cię pocieszyć. To było przezwisko twojego ojca dla ciebie. To
dlatego, że zawsze próbowałaś wszystko rozebrać, żeby dowiedzieć się jak to działa. To
obejmowało jeden z jego służbowych tabletów, kiedy miałaś pięć lat. Ale nie wkurzył
się. Po prostu nauczył cię to naprawić. Wszyscy zakładali, że wyrośniesz na inżyniera.

Jessa odetchnęła gwałtownie, wpatrując się w kobietę. Tylko jedna osoba wiedziała
to wszystko. Anabel. Nie widziała jej, odkąd zostały rozdzielone jako dzieci, ale była
pewna, że ta kobieta nie była jej siostrą.

- Przysłała cię Anabel?

- Niedokładnie. Czy mogę uzyskać trochę przestrzeni, proszę? Sprawiacie, że jestem


nerwowa. – Spojrzała na trzech tłoczących się wokół niej Veslorów. Potem ponownie
zapatrzyła się w Jessę. – Twoja siostra przysłała ci apteczkę na ukończenie szkoły. Dwa
dni później, zderzył się z tobą facet i oboje upadliście. Wsunął liścik do twojej kieszeni,
gdy pomógł ci stanąć na nogi, i powiedział ci, że przysłała go Anabel. Miałaś
przeczytać liścik w samotności, a potem go zniszczyć. Mówił ci, która komora w
apteczce ma fałszywe dno, jak to otworzyć, a w środku było jej zdjęcie. Powiedziałaś
swojej siostrze, że wszystko, czego chcesz na ukończenie szkoły, to zobaczyć ją.
Wielcy szefowie nie pozwolili jej tam być, więc to było najlepsze, co mogła zrobić.

Jessa zakrztusiła się.

- Odsuńcie się od niej. – Spróbowała podejść bliżej do kobiety.

Maith warknął nisko, mocno trzymając ją w talii.

- Nie.

Rzuciła mu spojrzenie.

- Tylko moja siostra wiedziałaby o tym… i to wszystko jest prawdą. Puść. – Jessa
szarpnęła się, żeby odejść, a on ją puścił.

Trzej Veslorowie cofnęli się i Jessa naprawdę przyjrzała się kobiecie. Miała tylko

~ 212 ~
ponad półtora metra wzrostu, bez obcasów i była drobnokoścista. Osłona, jaką nosiła
na oczach, była dla ludzi, którzy byli wciąż w drodze. Była jak ekran komputerowy, ale
wystarczająco przezroczysta, by w tym samym czasie widzieć wyświetlane informacje i
otoczenie.

Jessa zatrzymała się kilka kroków od niej.

- Czy jesteś przyjaciółką mojej siostry?

Kobieta sięgnęła i zdjęła osłonę. Miała niebieskie oczy. Przy bliższym przyjrzeniu,
Jessa była prawie pewna, że ciemne włosy to peruka. Była dobra, ale zdradzały to jej
jasnoblond brwi.

- Możesz mówić do mnie Paris. Nie mam dużo czasu. Będziesz miała wiele pytań,
ale prawda jest taka, że nie znam wszystkich odpowiedzi.

- Co to za niski szum, który słyszę? – To był Roth i nagle spojrzał wściekle na


teczkę, którą kobieta postawiła na podłodze.

- Z podszewki mojej teczki nadawany jest bloker sygnału – odpowiedziała Paris. –


Masz niesamowity słuch, jeśli potrafisz to wyłapać. Pieprzy dowolne urządzenia
nagrywające. Możemy przy tym rozmawiać i nie martwić się, że ktoś cokolwiek
podsłucha. – Zwróciła ponownie uwagę na Jessę. – Cztery lata temu, poznałam twoją
siostrę, kiedy uratowała mi życie. Zostałyśmy wyszkolone do tej samej pracy. Zostałam
wysłana, by odzyskać coś ważnego. Zanim mój opiekun zorientował się, że zostałam
zdradzona i schwytana, zdecydował, że będę zbyt uszkodzona, by zawracać sobie głowę
ratowaniem. Wysłali twoją siostrę, by dokończyła moją nieudaną misję. Słyszała o
mnie, ale kazano jej nie próbować ratunku. Wprost skłamała i powiedziała im, że
znajdowałam się w tym samym miejscu, co przedmiot, po który została wysłana. W ten
sposób mogła uzasadnić sprowadzenie mnie z powrotem. Praktycznie zaniosła mnie do
swojego promu, bo miałam złamaną nogę. Anabel powiedziała, że nie zostawi jednego
ze swoich. Twoja siostra to niesamowita osoba.

Jessa poczuła łzy w oku.

- Jest szpiegiem. Mam rację?

Paris spojrzała na nią smutno.

- Wiesz, że nie mogę tego potwierdzić. Będę powtarzać, że ludzie tacy jak my są
przypisanymi agentami. Zarządzają nami, przygotowują nas do jakiejś pracy, którą
należy wykonać, i nasze życie jest w ich rękach. Mój opiekun zdradził mnie, zgłaszając,
że będę bezużyteczna w mojej pracy po tym jak zostałam schwytana i torturowana. W

~ 213 ~
rzeczywistości zostałam zdradzona przez jego kontakt i byłam jedyną, która mogła to
udowodnić. Więc nie chciał, żebym wróciła. Wielcy szefowie zamierzali mnie tam
zostawić na śmierć i tak by było, gdyby nie przyszła po mnie twoja siostra. Zależało jej
na tyle, by zaryzykować poważne konsekwencje łamiąc bezpośrednie rozkazy i czyniąc
mnie częścią jej misji. Do diabła, ryzykowała życie, żeby mnie uratować. Ludzie w
naszej branży nie przeżywają, jeśli nasi opiekunowie wykonają telefon, jaki zrobił mój.
Opiekun twojej siostry był pierwszą osobą, którą zobaczyłam, kiedy się obudziłam po
tym jak lekarze popracowali nad naprawą mojego ciała. Zrobili to tylko dlatego, że
przepisał mnie, jako jednego ze swoich agentów. Dał mi cel, żeby duzi szefowie nie
kazali zespołowi medycznemu wyciągnąć wtyczki, jak to mówią. Od tamtej pory
pracuję z nim i Anabel.

- Dlaczego mi to mówisz? – Chociaż Jessa była wdzięczna, że Paris podzieliła się


tyloma informacjami.

- Żebyś zrozumiała jak blisko jest nasz zespół. Ten facet, który cię przewrócił i
przekazał ci liścik? Twoja siostra też go uratowała. Dostał mnóstwo postrzałów podczas
misji i jego własna drużyna zostawiła go na śmierć. Anabel widziała jak padał i
zaciągnęła jego nieprzytomną dupę do własnego transportu. Wpadła przez to w kłopoty,
ale jej to nie obchodziło. Nasz opiekun również wziął go pod swoje skrzydła i otrzymał
najlepszą możliwą opiekę medyczną. Anabel i jej opiekun uczynił nas zespołem.
Zawdzięczamy im obojgu wszystko. W przeciwnym wypadku bylibyśmy martwi.
Wszyscy jesteśmy sierotami bez rodziny. Anabel jest jedyną, która ma rodzeństwo. A
wiemy o takich gównach… nie ma funduszu emerytalnego w naszym pakiecie.
Pracujemy, dopóki nie zostaniemy uznani za zbyt kontuzjowanych lub zbyt starych, by
wykonywać tę pracę, a potem bam. Jeśli jest to kontuzja kończąca karierę, jest coś
takiego jak chirurgiczna komplikacja. Albo… zdarzają się śmiertelne wypadki.

Jessa miała złe przeczucia.

- Flota nie pozwoli Anabel odejść, prawda?

- Nie wiem, czy pozwolą czy nie. – Paris westchnęła. – Król Veslorów sprawił, że
wielcy szefowie srają w spodnie. Postanowili się podporządkować zanim jeszcze
zostałaś wezwana na to spotkanie. Nie mieli wyboru. Anabel również wprawia wielkich
szefów w nerwowość z powodu wszystkiego, co wie i robiła przez lata, odkąd ją
aktywowali. Zgaduję, że będzie miała wypadek zanim dotrze do ciebie. Ale wielcy
szefowie nie mają możliwości jej zabicia… ponieważ jej nie mają.

To zszokowało Jessę.

~ 214 ~
- Ona naprawdę jest na wakacjach?

- Nie. – Paris powoli sięgnęła do kieszeni spódnicy i wyjęła kawałek papieru. – Nie
znam wielu szczegółów, ale jest tutaj. – Podała go.

Roth wziął go zanim Jessa mogła. Zmarszczył brwi i podał go Maithowi. Jessa
wyrwała mu go, a potem to ona zmarszczyła brwi. Na papierze były współrzędne
przestrzenne. Przynajmniej tak myślała. Jej uwaga wróciła do Paris.

- Cztery miesiące temu twoja siostra została wysłana na misję. To była praca na
cywilnym frachtowcu kosmicznym. Nie mam pojęcia, dlaczego ani po co została tam
wysłana. Wiem tylko, że to jest bardzo tajne. Po pięciu tygodniach pracy, nasz opiekun
dostał od niej wiadomość. Anabel musiała wysadzić frachtowiec, ale planowała
wskoczyć do kapsuły ratunkowej, by dostać się na najbliższą planetę. Zgłosiła, że
podtrzymuje życie, ale jest prymitywna. Te współrzędne są poza granicami floty.
Mówimy o przestrzeni kontrolowanej przez Elthów i Krirorów. Nasz opiekun wciąż
kłóci się o wysłanie ratunku, by wyciągnąć Anabel, ale za każdym razem mu się
odmawia. Wielcy bossowie nie zaryzykują utraty niewidzialnego lotniskowca lub pełnej
załogi dla jednego pracownika. Spisali twoją siostrę na straty.

Jessa poczuła jak zalewa ją szereg emocji. Głównie gniew i żal.

- Nie zostałam powiadomiona. – Potem wsiąkły pozostałe szczegóły. – Wysadziła


frachtowiec?

- Tak. Znowu, nie znam szczegółów. Tylko te fakty. Nasz opiekun myśli, że to
może być dla ciebie przydatna informacja, jeśli spróbujesz ją zlokalizować. Będzie
gdzieś w zasięgu lotu zniszczonego frachtowca. I nie dostałaś zawiadomienia o śmierci,
ponieważ nasz zespół nie zrezygnował z nadziei na odzyskanie Anabel. Planowaliśmy
zatrudnić najemników. Nie są najbardziej godni zaufania, ale są na tyle szaleni, by
wziąć zlecenia takie jak lot do niebezpiecznej przestrzeni, jeśli łapówka jest dość
wysoka. Próbowaliśmy potajemnie zebrać fundusze, żeby się do nich zwrócić. – Paris
ściszyła głos. – Na nas wszystkich zostanie wystawiony wyrok śmierci, jeśli wielcy
szefowie dowiedzą się, że nawet myślimy o zrobieniu czegoś takiego. Nasz opiekun
wysłał mnie tutaj kilka tygodni temu, żebym była blisko ciebie, na wypadek gdyby
wielcy szefowie ominęli go i wysłali do ciebie zawiadomienie o śmierci. Zostałam
upoważniona do powiedzenia ci prawdy. Zasługujesz na coś lepszego niż nigdy nie
wiedzieć, co stało się z Anabel. I martwiliśmy się, że zhakujesz tajną bazę danych, by
znaleźć informacje na własną rękę, zostając w tym procesie aresztowana. To by
naprawdę wkurzyło twoją siostrę.

~ 215 ~
- Wiesz, co mogę zrobić? – zapytała Jessa.

- Do niedawna nie. Ale nasz opiekun wiedział. Zostałam poinformowana.


Powiedział, że Anabel martwiła się o to, co byś zrobiła, gdyby ona kiedykolwiek
umarła, i zmusiła go do obiecania, że spróbuje powstrzymać cię przed popełnieniem
zdrady, by uzyskać odpowiedzi. – Machnęła ręką w dół swojego ciała. – Więc… oto
jestem. Potem sparowałaś się z Veslorem. – Paris spojrzała na Rotha, Gnawa, Maitha i
Draka. – Który jest twój?

- Ja – odpowiedział Maith.

Paris skinęła mu głową.

- To wszystko zmieniło. Niecałe pół godziny temu dostałam bezpieczny telefon od


mojego opiekuna. Usłyszał, co się dzieje i kazał mi natychmiast przyjść do ciebie. –
Rzuciła Jessie spojrzenie. – Veslorowie podróżują w obszarach kosmosu, których ludzie
nie mają odwagi zbadać. Wiadomo, że Krirorowie bez ostrzeżenia wysadzają ziemskie
statki i w zasadzie jesteśmy w stanie wojny z Elthami… ale twój partner i jego ludzie
mogą ruszyć za Anabel, skoro już wiesz, gdzie ona jest.

Jessa obróciła się do Maitha.

Wziął ją w ramiona.

- Pójdziemy.

- Nie – natychmiast oznajmił Roth.

Jessa oderwała się od swojego partnera, by spojrzeć gniewnie na Rotha.

- Tak, polecimy. To moja siostra!

Spojrzał na nią spokojnie.

- Nie mamy statku z wyposażeniem, by poradzić sobie z tego rodzaju bitwą, jeśli
wpadniemy na którąś z ras… ale wiem, kogo wysłać. – Następnie spojrzał na Maitha. –
Łowców.

Jessa chwyciła koszulę Maitha, zacisnęła na niej pięści.

- Kogo?

Pochylił głowę, ponownie przyciągając ją do siebie.

- To jest grupa, której ufamy. Pracowaliśmy z nimi już wcześniej. Ich statek jest
mocno uzbrojony i wielokrotnie odzyskiwali ukradzionych kosmitów od Elthów i

~ 216 ~
Krirorów. – Delikatnie odgarnął włosy z jej twarzy zanim nakrył dłonią jej policzek. –
To dobrzy mężczyźni, którzy zawsze znajdują to, czego szukają. Wyślemy ich za
Anabel. Przyprowadzą ją do ciebie. Do nas.

Jessa nie wiedziała, co myśleć. Była zbyt zdenerwowana.

- A co, jeśli Elthowie czy Krirorowie ją znajdą? Co jeśli Anabel została przez nich
schwytana?

- Łowcy znajdą ją i odzyskają. To właśnie robią – zapewnił Maith. – Zaufaj mi,


partnerko. Roth ma rację. To tych mężczyzn należy wysłać. Są najlepsi w swojej pracy.

Paris odchrząknęła.

- Muszę iść. Nie mogę dać się tu złapać. I proszę nie szukaj mnie. Za każdym
razem, gdy się spotykamy lub rozmawiamy, to naraża nas wszystkich na ryzyko. Będę
w kontakcie, jeśli otrzymam więcej wiadomości. – Przytrzymała spojrzenie Jessy. –
Jesteś zwolniona ze swojego kontraktu. Tak samo Anabel, kiedy ją znajdziesz. Nasz
opiekun już upewnił się, że procedują unieważnienie jej kontraktu, mimo że jest
uważana za straconą. Przekonał ich, że to dobrze będzie wyglądało, gdyby ktoś zażądał
śladu papierowego, i powiedział im, że jeśli tego nie zrobią, nabierzesz podejrzeń. Jako
opiekun Anabel, wielcy szefowie wezwali go, by ocenić najlepszy sposób poradzenia
sobie z tobą. Posłuchaj mojej rady. Jak tylko czas twojego partnera skończy się na
Defcon Red, zabierzcie swoje tyłki do jednego z ojczystych światów Veslorów.
Zjednoczona Ziemia nie jest szczęśliwa z tego wymuszenia. Wielcy szefowie nie
odważą się zrobić ci czegoś teraz… ale nasz opiekun martwi się o przyszłość, kiedy
poczują, że mogą uciec od wypadku, jaki ci się przydarzy. Zwłaszcza jeśli odzyskasz
Anabel. Ona wie o wiele za dużo.

Jessa odsunęła się od Maitha i podeszła bliżej Paris.

- Naprawdę myślisz, że ona żyje?

Paris uśmiechnęła się.

- Mówimy o Anabel. Twoja siostra jest twarda jak cholera i, jeśli ktokolwiek może
przeżyć, to właśnie ona. Zaufaj mi w tym. Stała się niejako legendą jako ta, która
zawsze wykonuje swoją pracę. To oznacza powrót żywą.

- Mam tyle pytań – przyznała Jessa.

- Zapytaj swoją siostrę o wszystkie, kiedy ją zobaczysz. – Paris założyła z powrotem


osłonę na oczy. – Jeśli ktokolwiek zechce wiedzieć, kim był wasz gość, to chodziłyśmy

~ 217 ~
razem do szkoły z internatem, Abby. Jestem Paris Holden.

Abby zmarszczyła brwi.

- Nie, nie jesteś. Pamiętam ją.

Z Paris wyrwał się chichot.

- Teraz nią jestem. Obecnie jest w jakiejś cholernie drogiej i bardzo sekretnej klinice
zdrowia przeprowadzając rozległą operację plastyczną, po tym jak jej trzeci bogaty mąż
spłacił ją, żeby mógł być ze znacznie młodszą kobietą, która jest w ciąży. Tymczasowo
zmieniliśmy tożsamość, kiedy jest na uboczu. To dobra przykrywka na kolejny tydzień,
ale potem muszę stać się kimś innym, kiedy będzie mogła wznowić swoje publiczne
życie.

Paris odwróciła się do wyjścia.

- Dziękuję – powiedziała do niej Jessa. – Podziękuj też twojemu opiekunowi i


zespołowi.

Kobieta zatrzymała się przy drzwiach.

- Odzyskaj Anabel i chroń ją przed wielkimi szefami. To całe podziękowanie,


jakiego potrzebujemy. Zawsze chciałam się jej odwdzięczyć za uratowanie mojego
tyłka. Teraz mogę.

Potem Paris zniknęła.

Łzy spłynęły po policzku Jessy, gdy odwróciła się do Maitha, obejmując jego pas.
Przytulił ją mocno i pocałował w czubek głowy.

- Odzyskamy ją z powrotem.

- Zrobimy to. – Obiecał Roth. – Skontaktuję się teraz z łowcami. Jesso? Potrzebuję
wszystkiego, co możesz mi powiedzieć o swoim rodzeństwie. Będą potrzebowali
szczegółów, które pomogą im ją zidentyfikować.

- Mam zdjęcie Anabel ukryte w mojej apteczce. Ma już dziewięć lat, ale to zbliżenie
jej twarzy. Nie mogła aż tak bardzo się zmienić.

- Przynieś je – polecił Roth. – Wyślę łowcom wiadomość, że mam dla nich


priorytetowe zadanie. Mam nadzieję, że szybko odpowiedzą.

To Maith odzyskał jej apteczkę. Cała ich grupa zebrała się w ich salonie, gdy wzięła
ją od niego i postawiła na najbliższym stole. Otworzyła ją, wyjmując wszystkie zapasy,

~ 218 ~
by uzyskać dostęp do tajnego schowka. To nie była duża przestrzeń i była bardzo
wąska. Przez cały czas przechowywała tam swoje cenne zdjęcie.

- To jest Anabel – powiedziała do nich, wyciągając je i wpatrując się w zdjęcie.


Patrzyły na nią duże zielone oczy z pozbawionej makijażu twarzy. Czarne włosy
Anabel zostały przycięte tuż przy jej głowie. Mała blizna szpeciła jej czoło. To było po
wypadku, gdy zostały sierotami. Skaza, którą łatwo można było naprawić, ale Jessa
podejrzewała, że została celowo pozostawiona jako przypomnienie przeszłości.

- Ona jest piękna. Wygląda jak ty. – Maith objął ramieniem talię Jessy.

- Teraz będzie starsza. – Zawahała się, po czym przekazała ją Rothowi. – To


wszystko, co o niej mam, oprócz apteczki.

Roth ostrożnie je przyjął.

- Skopiuję ten obraz i wyślę do łowców. – Jego złote spojrzenie było szczere. –
Znajdą ją i przyprowadzą twoją siostrę do domu.

Łzy zalały oko Jessy, sprawiając, że znowu ukryła twarz w solidnej piersi Maitha.
Myśl o odzyskaniu w końcu wolności, ale bez Anabel nie będącą częścią tego, głęboko
bolała. Kimkolwiek byli ci łowcy Veslorów… miała nadzieję, że zdołają znaleźć jej
siostrę.

- Grupa przyprowadzi ją do nas – obiecał Maith, mocno przytulając Jessę. To było


prawie tak, jakby odgadł jej myśli.

- Możemy pójść do naszego pokoju? – Nie chciała dalszego załamania przed resztą
grupy. Mogli być rodziną, ale potrzeba było czasu, by przyzwyczaić się do osób,
którym zależało. Była trochę zawstydzona swoimi łzami. Spędziła większość swojego
życia próbując ukryć swoje emocje, poza gniewem i obojętnością. To był jedyny
sposób, w jaki była w stanie chronić siebie tak długo.

Maith zrobił coś nieoczekiwanego, zgarniając ją w ramiona.

- Zamierzam pocieszyć moją partnerkę.

Jessa przyciskała twarz do Maitha, dopóki nie wniósł jej do ich sypialni i usłyszała
zamykające się drzwi.

- Przepraszam. Powinnam świętować uwolnienie się od mojego kontraktu, ale…

- To jest niezrozumiałe. Obiecali ci Anabel, ale skłamali. Nie mieli zamiaru


przetransportować jej do nas. – Warknął. – Nie lubię twoich przywódców.

~ 219 ~
- Ja też nie, ale nie obwiniaj wszystkich ludzi. Nie wszyscy z nas są kutasami.

Zachichotał.

- To słowo znam. – Usiadł na łóżku z nią na kolanach. – Spójrz na mnie.

Sięgnęła i wytarła twarz, po czym podniosła głowę. Jego zielone oczy były piękne i
zobaczyła troskę w jego spojrzeniu, gdy wpatrywali się w siebie.

- Odzyskamy Anabel. Słyszałaś tę kobietę. Twoje rodzeństwo jest twarde jak


cholera. Nie wiem jednak jak rozważać coś za twarde, skoro twoje paznokcie nie są
wystarczająco mocne lub ostre, by spowodować jakiekolwiek rzeczywiste uszkodzenia.
Czy to ludzka rzecz? Czy twoi ludzie boją się małych zadrapań?1

To rozśmieszyło Jessę.

- Nie miała na myśli paznokci. To mały kawałek metalu, który na jednym końcu jest
ostry. Uderzasz w drugi koniec czymś twardym, żeby wbić go w solidną powierzchnię.
Są używane do wspierania rzeczy lub do trzymania czegoś razem.

- To ma więcej sensu. – Wyciągnął rękę i ujął jej twarz. – Jesteś moim sercem.
Jestem tu dla ciebie bez względu na to, co się stanie. Nigdy już nie będziesz sama.

- Ja też cię kocham.

Uśmiechnął się.

- Kocham cię. To ty jesteś moim sercem.

- Mam to. Czy możesz zrobić ten dudniący dźwięk? Uważam go za bardzo
pocieszający.

- Zrobię dla ciebie wszystko, partnerko. – Potem przytulił ją mocno i postąpił


dokładnie tak jak prosiła.

1
Małe wyjaśnienie odnośnie tych paznokci. W oryginale jest twarda jak paznokcie / gwóźdź ( tough as nails)
ale w polskim to oznacza twarda jak cholera / twarda jak skała, stąd ta rozmowa miedzy Maithem i Jessą

~ 220 ~
Rozdział 18

Jessa obudziła się wtulona w duże, bardzo ciepłe ciało Maitha. Był niesamowity
ostatniej nocy. To powinien być wieczór celebrowany dużą ilością seksu, ale tak się nie
stało. Rozebrał ich oboje do naga i zwinął się wokół niej, wydając ten kojący dźwięk.
Wibracje z jego piersi na jej plecach i jego ciepło szybko ją uśpiły.

Trzymał ją całą noc i nie miała żadnych koszmarów. Wiedziała, że to dlatego, że


sprawił, że czuła się bezpieczna i kochana.

Jessa miała tak wiele powodów do wdzięczności. Ale wciąż druzgocąca była myśl,
że kiedy w końcu mogłaby zobaczyć swoją siostrę… dowiedziała się, że Anabel była
gdzieś tam sama. Prawdopodobnie przetrzymywana w niewoli przez dwie obce rasy,
które krzywdziły ludzi.

Pamiętała dokładnie jak to było, kiedy Elthowie porwali ją i innych członków floty
z ich promu po wizycie na tamtej planecie. Jej mini wakacje zamieniły się w horror.
Zostali zamknięci, przeznaczeni do stania się eksperymentalnymi obiektami testowymi
dla kosmitów. Szczerze sądziła, że nie zostaną uratowani. Obcy byli o wiele bardziej
rozwinięci niż ludzie. Elthowie mogli polecieć w głęboką przestrzeń, gdzie flota nie
mogła podążyć. To byłoby samobójstwo dla każdego statku, który by tego spróbował.

Anabel mogła być teraz w tej samej sytuacji, zamknięta, przestraszona, myśląc, że
pomoc nigdy nie nadejdzie. Krirorowie byli jeszcze gorsi niż Elthowie. Mniej o nich
wiedziano, poza tym, że byli bardzo wrogo nastawieni. Przypadkowo zetknęły się z
nimi trzy nieszczęsne statki Zjednoczonej Ziemi. Wszystkie trzy zostały zniszczone,
wraz z całym życiem na pokładzie. Nie brali jeńców ani nie okazywali litości.
Udowodniły to odzyskane dzienniki danych z tych statków. Krirorowie ścigali również
statki, które próbowały uciec, gdy strzelono do nich bez prowokacji.

Ramiona Maitha nagle zacisnęły się wokół Jessy i trącił nosem jej głowę.

- Partnerko, co się dzieje?

Kochała jego chrapliwy poranny głos.

- Po prostu myślę.

- Łowcy znajdą twoją siostrę.

- Nie, jeśli Krirorowie lub Elthowie znajdą ją pierwsi.

~ 221 ~
- Wątpię, żeby się tym zajęli.

Odwróciła głowę, spoglądając na niego. Zostawili przygaszone światła na całą noc.

- Dlaczego tak sądzisz?

- Kobieta powiedziała, że twoja siostra planuje udać się na prymitywną planetę. Na


żadnej z nich nie ma nic do zabrania przez którąkolwiek z ras. Nie będą zawracali sobie
głowy zatrzymaniem się i zbadaniem jej.

- Och. – To sprawiło, że poczuła się lepiej. Nieznacznie. Pogłaskała tors Maitha.


Aksamitna tekstura pokrywająca jego jędrne ciało była zbyt kusząca, by oprzeć się
przejechaniu po niej ręką, kolejna rzecz, która ją uspokajała.

Wydobył się z niego cichy jęk.

- Chcę cię, Jesso. Przestań, chyba że też mnie chcesz.

Już był podniecony. Jessa usiadła i ściągnęła koc z jego bioder.

- Pozwól mi najpierw pobadać.

- Nie dotykaj mojego drąga, jeśli oczekujesz ode mnie cierpliwości.

Zaśmiała się.

- Drąg, co? Rozumiem, dlaczego tak to nazywacie. Jak powiedziałam, nic na was
Veslorach nie jest małe. – Nie mogła się powstrzymać przed zrobieniem dokładnie tego,
co powiedział, żeby nie robiła, gdy przyglądała się jego kutasowi. Miał prążkowane
żyły, a z główki sączyła się przezroczysta ciecz. Powoli spływała w dół, pokrywając
zewnętrzną stronę. Przesunęła opuszkiem jednego palca wzdłuż grubego trzonu, by
zobaczyć konsystencję jego przedwytrysku. Było ciepłe i bardzo śliskie. Mężczyźni
Veslorów wytwarzali własne nawilżenie. Uznała, że to jest naprawdę fajne.

- Wiesz, zamierzam cię tu posmakować.

Maith szarpnął się i usiadł. Jego usta zawładnęły jej. Jessa otworzyła się dla niego.
Uwielbiała sposób, w jaki ją całował. Było w tym tak wiele pasji. Położył ją na plecy,
przygniatając ją pod sobą. Był ostrożny, żeby nie zmiażdżyć jej pod swoim ciężarem.

Cały był ustami, językiem i wędrującymi rękami. Jessa jęknęła i owinęła się wokół
niego. Fakt, że ją przygniatał, tylko zwiększył jej podniecenie. Seks z Maithem był jak
pełnokontaktowy cielesny sport. Niesamowicie przyjemny, gdy ocierał się o nią. Jego
sztywny drąg masował jej łechtaczkę, gdy powoli poruszał biodrami. Z jej gardła
wyrwały się jęki. Wiedział jak sprawić, by za nim tęskniła.

~ 222 ~
Jego usta opuściły jej usta i sięgnął do jej gardła. Dotyk jego gorącego języka i jego
kłów lekko szczypiących i drapiących jej skórę jeszcze bardziej podniosły jej potrzebę.

Zmusił ją do rozluźnienia ciasnego uchwytu na jego biodrach, by mógł zsunąć się


niżej, i jego usta zbadały jej prawą pierś. Jessa wygięła plecy, wijąc się pod nim. Zassał
jej sutek i uszczypnął go kłami. To wywołało wstrząs przyjemnego bólu, który strzelił
prosto do jej łechtaczki. Brakowało jej nacisku jego drąga ślizgającego się o nią.

- Kurwa – wydyszała. – Chcę, żebyś był już we mnie. Teraz!

Maith zrobił w piersi ten dudniący dźwięk i zamiast zrobić to, co zażądała, puścił jej
sutek, by przenieść się na drugi.

Jessa wbiła palce w jego gęste włosy z tyłu, dobrze przytrzymując.

- Maith! Teraz.

Mocno ssał jej sutek, sprawiając, że się skręcała. Potem spróbował ruszyć niżej w
dół jej ciała.

Jessa szarpnęła go za włosy.

- Do cholery, potrzebuję cię teraz!

Uniósł głowę, jego zielone oczy były zamglone. Jego usta otworzyły się błyskając
na nią jego kłami.

- Zamierzam cię posmakować.

- Później – poruszyła się pod nim bardziej. – We mnie. Teraz. Proszę! Wszystko jest
zbyt nowe, a ty jesteś zbyt cholernie dobry w dotykaniu mnie. Dużo później nauczymy
się robić to wolniej.

Mruknął, ale uniósł nieco ciało.

To dało jej wystarczająco dużo miejsca, by się przewróciła, planując ustawić się na
rękach i kolanach w sekundzie, kiedy Maith się wyprostował. Ponieważ Veslorowie
mieli yunce, już się zorientowała, że to jest dla niej najprzyjemniejsza pozycja. Mógł
nie tylko być w niej, ale jej łechtaczka dostanie taką samą stymulację… a ona chciała
tego.

Maith zaskoczył ją, nagle opuszczając ciało, przyciskając ją płasko na brzuchu.

- Rozszerz – zażądał.

Jego ostre żądanie sprawiło, że zrobiła to, co chciał. Natychmiast przycisnął do niej

~ 223 ~
swojego drąga i pchnął. Będąc podniecona i z nawilżeniem Maitha, nie było oporu.
Ledwo zauważyła ten fakt zanim podniósł biodra w górę, sprawiając, że wzięła go
całego.

Z Jessy wyrwał się głośny jęk i zaczęła drapać pościel chcąc coś uchwycić. Maith
zaczął pieprzyć ją mocno i głęboko, jego dobrze nasmarowana yunce pocierała jej
łechtaczkę. Jessa zacisnęła oczy i po prostu pozwoliła, żeby przepływała przez nią
ekstaza. Jej orgazm szybko narastał, a kiedy uderzył, krzyknęła w materac.

Maith warknął, gdy doszedł. Poczuła jak jego biodra gwałtownie szarpnęły się przy
jej tyłku, a potem została ogrzana od środka jego nasieniem. Stopniowo zwalniał tempo,
niespiesznie pompując w nią do ostatniej kropli zanim w końcu znieruchomiał.

Oboje ciężko oddychali, gdy poprawił ramiona i podparł je obok niej, żeby trochę
odciążyć jej plecy. Jessa obróciła głowę i uśmiechnęła się.

- Nie miałam szans, żeby ci się oprzeć.

Maith pochylił się i trącił jej głowę brodą.

- Co to znaczy?

- Jesteś w tym cholernie dobry. Do diabła, we wszystkim.

Zachichotał.

- Razem jesteśmy dobrzy.

Uniosła lekko głowę i przekręciła się, starając się lepiej widzieć jego twarz.
Przesunął się, żeby mogła to zrobić, ich spojrzenia się zwarły. Nagle uderzyło w Jessę
trochę niepewności.

- Nie przeszkadza ci, że jestem człowiekiem?

Wydawał się być zdezorientowany.

- Jesteś doskonała taka, jaka jesteś.

- Dowiedziałam się kilku rzeczy o zwyczajach godowych Veslorów. Wiem, że


wasze kobiety angażują was w walkę przed seksem, żebyście udowodnili, że jesteście
dominujący i silniejsi.

- Nasze kobiety testują nasze umiejętności, by upewnić się, że jesteśmy w stanie


chronić je lepiej niż one same, ponieważ partnerzy mają młode. Instynktownie szukają
tej siły w partnerze. Jeśli mężczyzna wygra, wtedy oczekuje od niego, że dowiedzie

~ 224 ~
swoich umiejętności w sprawianiu jej przyjemności podczas kopulacji. Tak kobieta
decyduje, czy jest on godzien zostania jej partnerem.

- A ty wystarczy, że mnie dotkniesz, i już błagam, żebyś mnie wziął. Dla ciebie to
raczej nie jest wyzwanie.

Gniew błysnął na jego twarzy i delikatnie wysunął się z jej ciała. Jessa pożałowała,
że poruszyła ten temat. Przewrócił się na jej bok, a potem szybko ją chwycił. Wciągnął
ją w połowie na siebie, więc górna część jej ciała skończyła rozciągnięta na jego klatce
piersiowej, ich twarze znalazły się blisko siebie. Objął jej twarz obiema rękami.

- Jesteś idealna. Słyszysz mnie, Jesso. Idealna. Jestem wdzięczny, że najpierw ze


mną nie walczyłaś. Że nie jestem obolały, kiedy cię dosiadam. Przyjemność jest z tobą
wspanialsza. Jestem wdzięczny, że nie jesteś kobietą Veslorów. Słyszysz moje słowa?
To jest najlepsze. Jesteś dla mnie odpowiednia. Jestem szczęśliwy i chcę tylko ciebie. –
Całkowita szczerość lśniła w jego zielonych oczach i w poważnym tonie jego głosu.

- Kocham cię – wypaliła.

- Ja też cię kocham. Nigdy nie kwestionuj tego, co mamy. Nigdy. – Musnął swoimi
ustami jej w słodkim pocałunku. Potem uśmiechnął się, pokazując kły. – Jesteś
wszystkim, o czym kiedykolwiek marzyłem, by znaleźć w partnerce.

- Nawet jeśli zadaję zbyt wiele pytań i czasami cię denerwuję?

Roześmiał się.

- Oto moje wyzwanie.

Śmiała się razem z nim.

- Postaram się być mniej irytująca, jeśli przestaniesz być zrzędliwym dupkiem.

Puścił jej twarz i opuścił rękę, delikatnie klepiąc ją w tyłek swoją dużą dłonią.
Przestraszyła się, choć to nie bolało.

- Hej!

Znowu się roześmiał.

- Od dawna chciałem to zrobić.

- Założę się. Doprowadzałam cię do szału, prawda?

- Tak. – Teraz pogłaskał jej tyłek. – Złościłaś mnie, ale jednocześnie podniecałaś.
To właśnie sprawiało, że byłem zrzędliwy.

~ 225 ~
- Ja tak samo – przyznała. – Jesteś zbyt cholernie seksowny dla mojego dobra.

- Zwykle fantazjowałem o pocałowaniu cię, żeby uciszyć twoje usta, kiedy mnie
obrażałaś. Zastanawiałem się też, czy spodobałoby ci się, gdybym włożył moje usta
między twoje uda.

Jessa poczuła reakcję swojego ciała. Był naprawdę dobry z tymi ustami. Już miała
go pocałować, gdy zabrzęczały drzwi. Przekręciła głowę, wpatrując się w nie. Potem
stoczyła się z Maitha, by złapać porzucone nakrycie. Nigdy nie zapytała, czy
Veslorowie po prostu wpadali do sypialni. Chociaż bardzo lubiła być częścią jego
grupy, to nie znaczyło, że chciała być przyłapana na golasa ze swoim partnerem zaraz
po seksie przez któregokolwiek z nich.

Maith przetoczył się na drugą stronę i wstał z łóżka.

- Co jest?

Zakryła się i usiadła.

- Czy któryś z nich po prostu wejdzie?

- Nie. Mamy granice prywatności. – Podszedł do komody i otworzył szufladę,


wyjmując parę spodni treningowych. Założył je, a potem podszedł do drzwi, otwierając
je.

Jessa zobaczyła Rotha. Maith spojrzał na nią zanim odsunął się na bok, zapraszając
Rotha do środka. Jessa mocniej ścisnęła koc. Zrobiła mentalną notatkę, że Veslorowie
nie byli w najmniejszym stopniu nieśmiali. Vera weszła za nim. Żadne nie wydawało
się być zażenowane, że kuli się w łóżku i że było oczywiste, co robili. Prawdopodobnie.
Pomyślała, że i tak mogli się domyślić.

Roth napotkał jej spojrzenie.

- Rozmawiałem z łowcami i zatrudniłem ich, żeby znaleźli Anabel.

- Już? Myślałam, że przyjdziesz po mnie, kiedy oddzwonią. – Chciała spotkać się z


łowcami Veslorami i porozmawiać z nimi.

- Mieli trudności z uzyskaniem do nas solidnego sygnału. – Roth spojrzał na Maitha.


– Przyjęli nagrodę po tym jak wyjaśniłem, że kobieta jest siostrą twojej partnerki. –
Przytrzymał spojrzenie Jessy. – Mężczyźni mieli inną pracę, ale rzucili ją. Wiem, że
odzyskanie twojej siostry będzie dla nich jedynym priorytetem. Mają wszystko, co
potrzebują, żeby ją znaleźć.

~ 226 ~
Jessa próbowała owinąć się kocem i wstać z łóżka. Maith pospieszył do niej, by
pomóc. Wstała i podeszła do Rotha.

- Powiedziałeś nagrodę? Moja siostra nie jest przestępcą.

- Nagrodą Veslorowie nazywają ściganie kogoś. Nie tylko przestępców. I dużo


podróżowaliśmy. Rozpoznałem, jaki system reprezentują te liczby. Łowcy zmienią kurs
i powinni dotrzeć tam w kilka dni. Zlokalizują twoją siostrę i przyprowadzą Anabel.

Jessa miała nadzieję, że szybko znajdą jej siostrę.

- Ile dni? Powiedzieli?

Roth potrząsnął głową.

- Szacuję, że trzy lub cztery. Może pięć, biorąc pod uwagę, skąd pochodził ich
sygnał.

- Czy od razu dadzą nam znać, kiedy ją znajdą?

Maith podszedł do boku Jessy i objął ją ramieniem w talii, przyciągając jej uwagę.

- Może będą musieli podlecieć bliżej, żebyśmy odebrali ich transmisje. Ludzie mają
satelity w kosmosie, by sygnały podróżowały szybciej, ale inni nie są mile widziani, by
je używać.

- Abby pomogła nam nawiązać kontakt na żywo z inną grupą Veslorów za pomocą
satelitów floty. W przeciwnym razie, bylibyśmy w stanie tylko wysyłać wiadomości,
których dotarcie do nich zajęłoby wiele godzin, i czekalibyśmy równie długo na ich
odpowiedź, prawda? – Vera spojrzała na Rotha, szukając potwierdzenia.

Roth skinął głową swojej partnerce, po czym spojrzał na Jessę.

- Łowcy mają jej wizerunek i podzieliłem się tym, co wiemy. Będą szukać
zniszczonego ludzkiego frachtowca i planety, na którą mogła dotrzeć jej kapsuła. Ci
mężczyźni są wysoce wykwalifikowani i nie przestaną, dopóki nie odzyskają Anabel.
Ich przywódca złożył mi swoją przysięgę.

A Veslorowie zawsze dotrzymują swojego słowa, przypomniała sobie w myślach


Jessa. Poczuła się lepiej.

- Dziękuję za informację.

- Wkrótce zjemy posiłek. – Roth uśmiechnął się do nich. – Dołączcie do nas.

- Niedługo przyjdziemy.

~ 227 ~
Po odpowiedzi Maitha, para wyszła z pokoju.

Jessa przylgnęła do Maitha. To stało się jej ulubionym nawykiem.

- Twoja siostra niedługo będzie z nami. Roth ma rację. Ci mężczyźni nie przestaną,
dopóki nie znajdą Anabel.

- Dziękuję ci. – Uśmiechnęła się do niego.

- Przyszykujmy się i chodźmy jeść.

- Potrzebujemy prysznica.

- Naprawdę? – Posłał jej diabelski uśmiech. – Podoba mi się mój zapach na tobie.

Żartobliwie uderzyła go w klatkę piersiową.

- Naprawdę.

- Dobrze – warknął, ale jego spojrzenie rozjaśniało rozbawienie.

- Najpierw ty weź prysznic, a ja pójdę później.

- Moglibyśmy zrobić to razem.

To było kuszące.

- Skończymy uprawiając seks. Jestem głodna. Idź pod prysznic, a kiedy wrócisz
pójdę ja.

- Możesz iść pierwsza.

- Okej. – Spojrzała na koc owinięty wokół niej. – Myślę, że powinnam się ubrać,
żeby iść do łazienki.

- Nie ma potrzeby. Nie jesteśmy ludźmi. Widziałem jak niektóre partnerki używały
koców, żeby się zakryć, gdy szykowały jedzenie w kuchni, chociaż nagość nie jest
niczym dziwnym ani wstydliwym dla nas. To po prostu oznacza, że lubimy utrzymywać
nasze partnerki nagie i zadowolone.

Jessa ustąpiła.

- Jestem teraz Veslorem.

- Jesteś. Idź z dumą do łazienki.

- Pójdę.

~ 228 ~
Puściła go i uniosła brodę. Potem dumnie wyszła z ich sypialni. W salonie byli
Abby, Drak, Darla, Gnaw i bliźniaki. Roth i Vera byli w kuchni. Jessa trochę mocniej
ścisnęła koc i pomachała, przyjmując ich pozdrowienia. Żadne z nich nie zachowało się,
jakby jej strój był dziwny lub zły.

Szybko wzięła prysznic, rozmyślając, że musi się dowiedzieć, gdzie są jej osobiste
produkty. Użyty przez nią szampon do mycia włosów nie był zły, ale swój lubiła
bardziej. Gdy kończyła, usłyszała jak otwierają się drzwi i sapnęła, wyglądając z
prysznica.

Maith uśmiechnął się do niej i położył na blacie złożone ubrania.

- Przyniosłem ci coś do założenia. – A potem zdjął swoje spodnie.

Widok go nagiego sprawił, że wyszła spod prysznica i chwyciła ręcznik.

- Złośliwiec.

- Możesz cofnąć się ze mną pod prysznic.

- Najpierw jedzenie.

Mruknął, ale wszedł do kabiny, wkładając głowę pod wodę. Jessa wytarła się i
założyła ubrania, które jej przyniósł. Były z jej kabiny. To odpowiedziało na pytanie,
czy przenieśli jej rzeczy. Nie widziała ich w sypialni Maitha, ale też tak naprawdę się
nie rozglądała.

Wyszła z łazienki i boso weszła do kuchni.

- Mogę pomóc?

To Vera odpowiedziała ze swojego miejsca przy blacie. Szepnęła głośno.

- Nasi partnerzy przygotowują większość naszego jedzenia. Lubią nas rozpieszczać.

Roth rzucił jej złote spojrzenie.

- To nasz zaszczyt. Zrelaksuj się i karm moje młode. – Z miłością spojrzał na jej
zaokrąglony brzuch.

To przypomniało Jessie, że musi wykonać test ciążowy. Flota dała jej implant
antykoncepcyjny, ale był zaprojektowany dla ludzi. Mimo to była całkiem pewna, że
wynik będzie negatywny. Z drugiej strony, implanty były dobre tylko przez dziesięć lat.
Zaimplantowano ją w wieku szesnastu lat. Za miesiąc powinna go wymienić, bo minie
termin ważności.

~ 229 ~
- Mogę nakryć do stołu – zaproponowała Jessa.

Drak nagle tam był, otwierając szafki kuchenne. Gnaw mu asystował. Nakryli do
stołu. Roth uśmiechnął się do niej.

- Jemy za dziesięć minut.

Cokolwiek gotował, ładnie pachniało. Nie używali podgrzewacza, więc to musiały


być wszystkie świeże składniki. Jessa zastanawiała się, czy to będzie coś z jednego z
ojczystych światów Veslorów. Już miała zapytać, gdy z łazienki wyszedł Maith.

Włożył kolejne luźne spodnie treningowe i T-shirt, który był na tyle ciasny, by
pokazać muskularne barki, ramiona i klatkę piersiową. Jessę naszła chęć uśmiechu i nie
opierała się. Miała seksownego partnera.

Podszedł do niej.

- Jesteś szczęśliwa. Cieszę się.

- Jestem. – Powtórzyła słowa Rotha. Mieli dziesięć minut. Przyszedł jej do głowy
pomysł i chwyciła rękę Maitha. – Zaraz wrócimy. – Potem szarpnęła go za rękę, pędząc
w kierunku drzwi wyjściowych ich rodzinnej kabiny.

Maith nie stawiał oporu.

- Gdzie idziemy?

- Wychodzimy. Na krótko.

- Nie mamy obuwia.

- Nie obchodzi mnie to. Nie jest wymagane. – Wyszli z kabiny. Na korytarzu było
kilku członków załogi, ale Jessa zignorowała ich, gdy przechodzili obok. – Zrobimy
szybką wycieczkę do mojego laboratorium.

- Dlaczego?

Jessa nie odpowiedziała mu, dopóki nie dotarli do windy. Dwie inne osoby dzieliły
ją z nimi.

- Muszę zrobić test. – Wzruszyła na niego ramionami. – Chcę wiedzieć.

Jej odpowiedź zaskoczyła Maitha. Jego oczy rozszerzyły się i szybko spojrzał na jej
brzuchu. Potem uśmiechnął się do niej.

- To prawdopodobnie nie będzie możliwe przez przynajmniej kilka następnych

~ 230 ~
miesięcy – ostrzegła w Veslorskim. – Mój implant jest ważny jeszcze przez miesiąc. –
Nie chciała być bardziej konkretna, ponieważ załoga była wielkimi plotkarzami.
Szarpnęła głową w ich stronę, żeby Maith zrozumiał, dlaczego zmieniła język.

Dwóch członków gapiło się na nią. Usłyszenie jak człowiek wydaje te dźwięki nie
było czymś, czego prawdopodobnie kiedykolwiek wcześniej byli świadkami. Albo się
spodziewali. Rozumiała to.

Część szczęścia zniknęła z jego twarzy.

- Chcę, żebyś nosiła moje młode.

- Ja też.

Winda otworzyła się na ich poziomie i wysiedli. Nadal trzymała jego rękę i musiała
użyć swojego implantu, by włamać się do swojego laboratorium. Mówiła po angielsku,
kiedy byli już w środku.

- Naprawdę muszę uaktualnić mój nowy implant oczny, żeby odzyskać mój skaner,
a potem zapisać odcisk w moim zamku.

- Pomogę ci zrobić to dzisiaj później, jeśli chcesz.

Puściła jego rękę i otworzyła szufladę, w której trzymała test ciążowy Veslorów,
który stworzyła, wyciągając go. Potem odwróciła się do swojego partnera.

- Muszę wykonać go pięć razy. – Jej serce waliło. – Żeby mieć pewność. Mogę
dzisiaj usunąć mój implant, jeśli od razu chcesz założyć rodzinę.

- Chcę.

Z jego strony nie było wahania.

- W porządku. – Trzymała urządzenie w jednej dłoni i wsunęła palec w końcówkę


po drugiej stronie, aktywując go, by pobrała jej krew. Igła dźgnęła ją szybko, po czym
spray odkażający złagodził ukłucie. Cofnęła palec i ścisnęła urządzenie, gdy
przeprowadziło testy.

Maith stanął za nią i objął ją ramionami, obniżając brodę, żeby oparła się na jej
ramieniu.

- Jak długo?

- Wyniki powinny pojawić się w każdej chwili. To jest szybkie.

- Jesteś bardzo mądrą kobietą. Byłem oszołomiony, kiedy stworzyłaś test ciążowy

~ 231 ~
Veslorów.

- Ja…

Wyniki uciszyły ją, gdy przeczytała odczyt wszystkich pięciu testów na ekranie.

Prawie upuściła urządzenie. Ale Maith nagle też je chwycił. Uniósł je wyżej, jakby
chciał lepiej się przyjrzeć. Potem wyrwał je z jej uścisku, odłożył na najbliższą
powierzchnię i obrócił ją.

Jessa została uniesiona ze swoich nóg i mocno przytulona przez swojego partnera.

- Będziemy mieć młode! – prawie ryknął, radość zmieniła jego twarz.

Była wdzięczna za implant oczny, ponieważ jej naturalne oko było zbyt zalane
łzami, by widzieć go wyraźnie. Zaniemówiła. Wszystkie pięć testów pokazało
pozytywny wynik. Wszystkie pięć. Nie było wątpliwości.

- Jessa, powiedz mi, że jesteś szczęśliwa.

Owinęła ramiona wokół jego barków i skinęła głową.

- Jestem.

Szedł z nią, aż dotarli do łóżka medycznego i umieścił na nim jej tyłek.

- Połóż się.

Zawahała się.

- Nie.

Jego radość zmieniła się w zmarszczenie brwi.

- Wiem, że chcesz przeprowadzić skan, by dowiedzieć się, ile młodych noszę. –


Wtedy się uśmiechnęła, gdy zaczęło docierać do niej, że zostanie matką. – Ja też chcę…
ale chcę poczekać, aż Anabel będzie z nami zanim zrobimy dokładny skan. Czy tak jest
okej? Chcę, żeby była częścią tego.

Objął jej twarz i pocałował.

- Powinniśmy też zaprosić naszą grupę.

- Tak.

- Poczekamy. Cała nasza rodzina będzie obecna, gdy po raz pierwszy zobaczymy
nasze młode lub wiele młodych. Jesteś taką mądrą, opiekuńczą kobietą.

~ 232 ~
Zarzuciła wokół niego ramiona, czując się przytłoczona zbyt wieloma emocjami.
Szczęściem, wdzięcznością, że wszedł w jej życie, i niesamowitą radością, że razem
będą mieli rodzinę. Była w ciąży!

Maith przytulił ją mocno, po czym cofnął się.

- Powinniśmy pójść powiedzieć naszej grupie. – Jego wzrok opadł na jej brzuch. –
Musisz zostać nakarmiona! – Nagle zgarnął ją w ramiona, pędząc w kierunku drzwi
wyjściowych jej laboratorium.

- Postaw mnie, Maith.

- Nie. – Jego głos się pogłębił. – Zamierzam cię rozpieszczać, partnerko.

Owinęła ramiona wokół jego szyi, po prostu ciesząc się niesieniem, gdy zabrał ich z
powrotem do windy. Tym razem więcej załogi się przyglądało. Jessa napotkała ich
spojrzenia i uśmiechnęła się. Nie obchodziło jej, co pomyślą. Jej partner zabierał ją do
domu, żeby ją nakarmić.

Gdy weszli do ich kabiny, wszyscy siedzieli przy stole.

Roth wstał.

- Czy Jessa jest ranna?

- Nie. Po prostu chciałem nieść moją partnerkę. – Maith wypiął pierś, wyglądając na
zadowolonego z siebie. – Trzeba ją nakarmić.

- Czekaliśmy na was oboje zanim się zabierzemy – powiedziała Vera. – Gdzie


poszliście?

- Będziemy mieć młode! – wypalił Maith.

Jessa zobaczyła wyrazy zaskoczenia, szoku, a potem całkowitego szczęścia.


Wszyscy oprócz młodych opuścili stół, by rzucić się do nich. Po raz kolejny, Jessa
znalazła się w centrum ogromnego grupowego uścisku.

Wtedy wiedziała już, że wszystko będzie dobrze. W końcu była częścią rodziny i
miała miłość dobrego mężczyzny. Będą szczęśliwi.

I wierzyła, że wkrótce zostanie odnaleziona Anabel.

~ 233 ~

You might also like