Professional Documents
Culture Documents
PL Laurann Dohner - Torid Affair
PL Laurann Dohner - Torid Affair
Laurann Dohner
Veslor Mates 5
Gdy na planecie Torid wybuchają zamieszki, załoga Defcon Red ma za zadanie stłumić
przemoc i zająć się rannymi. Nawet Jessa Brick, specjalistka ds. badań kosmitów, zostaje
wciągnięta do służby. Czując się bardziej komfortowo w swoim laboratorium, lekarka jest
zszokowana oczywistą nierównością na Torid. Obiecuje pomóc każdemu obywatelowi,
bogatemu lub biednemu, nawet jeśli jest to sprzeczne z życzeniem gubernatora kolonii… i
oznacza ścisłą współpracę z pewnym zrzędliwym kosmitą.
Medyk Veslorów, Maith, jest od dawna zirytowany kłującą doktor Brick i jej
powtarzającymi się próbami zbadania jego rasy jak szczury laboratoryjne. Ale wspólna praca
na Torid pokazuje mu inną stronę Jessy. Im bardziej są blisko, tym bardziej wzrasta jego
podziw i pociąg… zwłaszcza, gdy ma zapewnić bezpieczeństwo Jessie. To oznacza, że
podczas misji muszą spędzić razem każdą minutę. Gdy niebezpieczeństwo się zbliża, nie tylko
obowiązek sprawia, że Maith chroni Jessę. Pierwotnym instynktom Veslora nie można
zaprzeczyć.
~2~
Rozdział 1
- Utrzymuj go w suchości przez dwa dni. Szwy same się rozpuszczą. Do tego czasu
nie zdejmuj bandaży. Są z floty wojskowej. To znaczy, są pokryte specjalnym żelem,
który powoduje szybkie gojenie. – Mrugnęła do dziesięcioletniego chłopca. – Dla ciebie
to, co najlepsze, dzieciaku.
- Dziękuję.
Spojrzał na nią gniewnie, jego twarz zrobiła się czerwona. Mentalnie aktywowała
~3~
swoje sztuczne oko, by go przeskanować, po prostu żeby go przestraszyć, wiedząc, że
normalny niebieski kolor zacznie jasno świecić.
- Nic takiego nie robię – wypluł zanim zmienił temat. – Powinnaś leczyć naszych
obywateli.
To była druga wizyta Defcon Red na Torid w krótkim czasie. Planeta kolonii została
założona dziesięć lat temu. Ktoś wysłał raport o problemach w jednym i jedynym
mieście założonym przez kolonistów, ale kiedy przybyli pierwszy raz, wszystko
wydawało się być w porządku.
Teraz flota otrzymała rozkaz powrotu po tym, co sprowadzało się do stanu wybuchu
wojny domowej. Krążyły pogłoski o korupcji, która szła prosto z góry, w tym sam
gubernator Rodney Boyd, który rządził wszystkim, aż do dostawców, którzy
kontrolowali takie rzeczy jak żywność, odzież i mieszkanie. Oczywiście, Boyd temu
~4~
zaprzeczył. Gubernator przysiągł, że planetę zinfiltrowała grupa buntowników, żeby
dokonać aktów terroryzmu.
Po spędzeniu trzech dni na planecie, Jessa w pełni uwierzyła biednym cywilom. Nie
kupowała bzdur gubernatora. Zasadniczo każdy mający dobrą pozycję we władzach
miasta wydawał się mieć przyzwoite warunki życiowe. Wszyscy inni – co wydawało się
być alarmującym odsetkiem mieszkańców – mieli przerąbane. Głodowali.
- Słyszałaś mnie? Przestań tak na mnie patrzeć – warknął Carlton George. – Rób, co
ci kazano, albo cię zwolnię!
- Nie możesz mnie zwolnić ani mówić mi, co mam robić. Widzisz ten granatowy
mundur, który noszę? Te pagony? Powinny być wskazówką, ale wyglądasz na idiotę.
Więc rób notatki, jeśli musisz: pracuję dla floty. Nie dla ciebie. A teraz zejdź mi z oczu
i przestań wykrzykiwać rozkazy. Obecnie leczę pacjentów w kolejności, w jakiej
przyszli. Dojdę do twojego faceta, kiedy nadejdzie jego kolej.
~5~
Gapił się na nią, jego twarz stała się jeszcze bardziej czerwona. Zacisnął ręce w
pięści, jego oczy się wybałuszyły.
- Powinieneś wziąć pod kontrolę ten swój temperament. Twoje ciśnienie krwi
wzrosło do niebezpiecznych poziomów. Może spowodować udar lub zawał serca. To
byłaby taka szkoda. – Jessa wiedziała, że jest suką, ale zasłużył na to. Krzyczał na nią,
odkąd przyjechała. – Wiesz… ponieważ twoi lojalni obywatele biją wszystkich na
miazgę, jest dużo pacjentów przed tobą, gdybyś potrzebował leczenia.
- Każę cię aresztować, jeśli w tej chwili nie zmienisz swojego nastawienia i nie
zrobisz jak mówię – wrzasnął.
- Dla ciebie przełożona cipa. Nie zapominaj, że przewyższam cię rangą. Cieszę się,
że ustaliliśmy jasne granice między nami… nie mówisz mi, co mam robić, i cię nie
lubię. Teraz zejdź mi z oczu.
Obrócił się na pięcie i wybiegł. Właśnie wtedy stała się świadoma, że ktoś stoi nieco
za nią po prawej stronie.
Odwróciła głowę, wpatrując się w Matta. A może miał na imię Mark. Był jednym z
medyków zespołów taktycznych, sądząc po jego innym mundurze i pagonach. W sali
balowej rezydencji pracowało z nią ponad siedemdziesięciu członków floty i tak
naprawdę nie mieli czasu na rozmowę. Medycy zespołów taktycznych nie pracowali w
Centrum Medycznym na Defcon Red. Ani ona.
~6~
Potrząsnął głową.
- Chciałem wkroczyć.
- Tak samo jak my wszyscy. Zauważyłem, że jest gorszy z kobietami niż z nami
mężczyznami. Pewnie boi się, że odciągniemy go i pobijemy, jeśli odezwie się do nas w
ten sposób. Ja bym tak zrobił.
- Jedynym powodem, dlaczego nie pobiłam go moją apteczką, jest to, że akurat ją
lubię. To nie jest standardowe wyposażenie floty. To był prezent od mojej siostry, kiedy
ukończyłam szkołę medyczną.
- Słynnej?
- Jesteś specjalistą ds. badań nad obcymi przydzieloną do Defcon Red. Nie
zazdroszczę ci badań lekarskich Veslorów. Lubię tych facetów, ale jak cholera nie
chciałby prosić ich, żeby odwrócili głowy i zakaszleli.
Zachichotała.
~7~
- Przeszłam wcześnie edukację i ukończyłam medycynę tuż przed moimi
siedemnastymi urodzinami. Instruktorzy wykorzystali czternaście miesięcy zanim
byłam wystarczająco dorosła, by zostać wysłaną na mój pierwszy statek floty i by
wyszkolić mnie na specjalistę ds. badań nad obcymi.
To był dobrze znany fakt, że wychowany przez flotę oznaczało, że dobrowolnie nie
dołączyła do floty. Sieroty zwykle zgłaszały się do służby, ponieważ flota zazwyczaj
była ich jedyną ofertą pracy. Musiała oddać aż siedemnaście lat życia na służbę. To
było piętno związane z ludźmi takimi jak ona. Jakby brak innych opcji oznaczał, że nie
zasłużyła na taki sam szacunek jak ci, którzy dołączyli z innych powodów.
- Dziękuję, Michael. – Jeśli on potrafił być uprzejmy, ona też. – Powinniśmy wrócić
do pracy.
- Taa. – Rozejrzał się zanim znów na nią spojrzał. – Zjesz ze mną obiad? Naprawdę
chciałbym dowiedzieć się więcej o twoim szkoleniu nad obcymi i co robisz. To jest
fascynujące.
- Pewnie – wypaliła.
- Świetnie. To da mi coś, na co będę czekał. Staraj się nie wkurzyć nikogo innego…
ale jeśli to zrobisz, krzyknij na mnie. Skopię im tyłki. Jestem pewien, że potrafisz zrobić
to sama, ale to może opóźnić nasz obiad. Naprawdę nie mogę się doczekać naszego
spotkania, żeby później porozmawiać. – Skinął jej głową i jeszcze raz się uśmiechnął
zanim odszedł, by obejrzeć następnego pacjenta.
Jessa patrzyła jak odchodzi. Miał krótkie blond włosy, muskularne ciało i wydawał
się być miły. Większość załogi Defcon Red unikała jej, więc koncepcja nawiązania
~8~
przyjaźni była ekscytująca.
- Upadłem.
Pete uniósł obie brwi ze zdziwienia. Marcus Jenson został wysłany na powierzchnię
tylko po to, by pomóc uzupełniać ich apteczki, gdy zabraknie im zapasów. Ich szefowa
personelu w Medycznym, Cynthia Kane, nie ufała już lekarzowi w leczeniu pacjentów.
Jenson zyskał reputację kogoś, kto kłamał i manipulował sytuacjami, próbując zawyżyć
swój status. Także znęcał się nad tymi pod jego opieką. Jedynym powodem, dlaczego
nie został zwolniony, było to, że musiał wywiązać się z kontraktu z flotą.
~9~
sytuacja była przypomnieniem o wdzięczności, że musiała tylko wykonywać
standardowe obowiązki lekarskie, gdy flota potrzebowała każdego zdolnego ciała do
służby. Tęskniła za swoim cichym laboratorium.
- Cześć – powiedziała do bardzo młodej kobiety, gdy się zbliżyła. – Co się dzieje?
- Kto ci to zrobił?
- Co mamy?
- Krwotok wewnętrzny. Została mocno pobita pod ubraniem – szepnęła Jessa. – Nie
mogę powiedzieć dokładnie, skąd pochodzi krwawienie, ponieważ na skanie kilka
narządów wykazuje uszkodzenia. Potrzebuje bardziej dogłębnego.
- Nie. Jestem zbyt zardzewiała. Od kilku lat nie musiałam rozcinać człowieka. Jeśli
jednak przyprowadzą gubernatora lub jego osobistego asystenta, zawołaj mnie. Mogę
poćwiczyć na kimś, na kim mogłabym popełnić błędy.
~ 10 ~
Dr Arye parsknął śmiechem, po czym pobiegł przygotować się do operacji.
- Co?
- Teraz – rozkazała.
- Jej obrażenia nie zagrażały bezpośrednio życiu. Mieliśmy dużo rannych lojalnych
cywilów, którzy najpierw potrzebowali leczenia. Miała czas, żeby poczekać.
Jessa mocniej zacisnęła pięść na rączce swojej apteczki, żałując, że to nie jego
gardło. Z jednej strony musiała przyznać mu punkt, że nie udawał, że nie pamięta
dziewczyny. Z drugiej strony, zasadniczo również przyznał, że jest kutasem z tym
wyjaśnieniem. Wzięła uspokajające oddechy, próbując przejąć kontrolę nad swoim
temperamentem.
- Skończyliśmy tutaj. Zamiast nas nękać, powinnaś robić swoją pracę. – Uśmiechnął
się do niej i zaczął odchodzić.
~ 11 ~
- Nie możesz przydzielić mnie gdzieś indziej.
- Właśnie to zrobiłam. Zajmę twoje miejsce przy drzwiach. Widzę pacjentów, a nie
ubrania, które noszą. Odesłałabym cię do domu, ale potrzebujemy każdej pary rąk, jaką
możemy zdobyć. Nawet niekompetentne.
- Nie możesz tak do mnie mówić! Gubernator postawił mnie na czele. Jestem
szefem personelu w naszym głównym szpitalu – krzyknął.
- Cóż, to niefortunne dla ludzi na tej planecie, jeśli jesteś ich najlepszym. Flota
przejęła jurysdykcję. To oznacza, że przyjmujesz rozkazy od członków floty.
Wyraziłam się jasno?
- Jakiś problem?
- Właśnie, kiedy myślałam, że mój dzień nie może być gorszy – mruknęła,
odwracając się powoli, by spojrzeć na Maitha, swoją nemezis… a także medyka
Veslorów. Mężczyzna jej nie lubił. To było wzajemne.
Jej obowiązkiem, jako specjalisty ds. badań nad obcymi, było dowiedzieć się
wszystkiego o grupie Veslorów, która została przydzielona na Defcon Red. Byli
kosmitami, a to oznaczało, że znajdowali się pod jej opieką, gdyby potrzebowali
pomocy medycznej. Zamiast tego przez większość czasu jej unikali, stanowczo
odmawiając jej przeprowadzania jakichkolwiek badań medycznych. Mimo to, dobrze
dogadywała się z większością nich, z wyjątkiem ich medyka. Wydawał się brać to
osobiście, że próbowała zostać ich lekarzem.
- Tak, jest – rzucił pyszałkowaty lekarz. – Przejmij kontrolę nad swoimi ludźmi.
~ 12 ~
Powiedziałam mu, że przejmuję segregację. Chcę przy drzwiach kogoś, kto nie pozwoli
umrzeć komuś tylko dlatego, że są biedni.
- Dotarłam do niej zanim to się stało. W tej chwili jest z zespołem chirurgicznym –
Jessa poinformowała rozzłoszczonego Veslora.
- Bo tak powiedziałeś, Yord. Co gdyby nie udało mi się dotrzeć do niej przez
kolejną godzinę? Mogłeś ją zabić. Jest dzieckiem. Takim, które ktoś mocno pobił.
Gdzie jest twoje współczucie? Składałeś przysięgę, kiedy zostałeś lekarzem. Pamiętasz
o tym? Powinieneś natychmiast wysłał ją do chirurga.
Drań zadrwił.
Wielkie ciało przycisnęło się do pleców Jessy. Spięła się na odczucie dotykającego
ją Maitha.
- Nie, nie przesadza – warknął. – Flota jest tutaj, by poradzić sobie z tą sytuacją.
Mają pełną władzę, żeby zrobić wszystko, co trzeba, by zaprowadzić spokój na waszej
planecie. Jeśli mówi, że nie nadajesz się do tego, by sprostać temu obowiązkowi, to
oznacza, że jesteś częścią problemu… a ja lubię rozwiązywać problemy.
- Jak powiedziałam, Yord, idź znajdź Jensona, żeby mu pomóc. Jeśli chcesz złożyć
na mnie skargę, wyślij wiadomość bezpośrednio do Komandora Howarda Billsa na
Defcon Red. On jest odpowiedzialny za statek bojowy floty na orbicie. Nazywam się
Jessa Brick. Pisze się tak jak się mówi. Powodzenia z tym, dokąd cię to zaprowadzi,
gdy ja złożę oświadczenie. Będziesz miał szczęście, jeśli zachowasz swoją licencję
medyczną. Dla twojej wiadomości, jest zatwierdzona przez flotę Zjednoczonej Ziemi,
ponieważ to jest kolonia należąca do Ziemi. – Zamilkła dla efektu. – Co oznacza, że
licencję można cofnąć, jeśli flota zgłosi twoje działania na komisję lekarską… a twój
gubernator nic nie może z tym zrobić. Lepiej ustal swoje priorytety. Najpierw pacjenci,
~ 13 ~
a całowanie tyłka gubernatora jako drugie.
- Jesteśmy tutaj, by pomóc złagodzić napięcia. Nie dodawać do nich. Kazano nam
być uprzejmymi.
Opuściła ramiona.
- Flota nie powinna była mnie wysyłać, jeśli chciała dyplomaty. To nie jest w moim
zestawie umiejętności. Nawet nie miałam być częścią tej misji. To było zaskoczenie,
kiedy dostałam rozkaz opuszczenia laboratorium i zejścia na tę planetę. Jestem
zmęczona, naprawdę wkurzona tym jak niektórzy z tych biednych ludzi są leczeni i
widzę, dlaczego to miejsce wybuchło przemocą. Widzisz to samo gówno co ja, Maith.
Rząd tutaj jest skorumpowany, a jego zbiry nadużywają swojej władzy.
Westchnął.
- Nie jestem normalnym lekarzem, jak dobrze wiesz. Jestem uprzejma dla
kosmitów.
- A co, jeśli kiedykolwiek doznasz poważnej kontuzji? Jestem tą, która spróbuje
~ 14 ~
uratować ci życie.
To dlatego Jessa przez większość czasu chciała go udusić. Był stanowczy, uparty i
denerwujący. Postanowiła zmienić temat, ponieważ Maith nigdy nie zobaczy sensu.
- Nie walcz i nie ruszaj się – wychrypiał. – Musisz mi zaufać. To jest pilne.
~ 15 ~
- Pewnie. Z rozkoszą pomogę odsunąć tych dupków od władzy – powiedziała w
końcu, trochę bez tchu.
- Racja – mruknęła.
- Czy twoja dziewczyna nie będzie miała nic przeciwko? Nawet jeśli to jest
udawany związek?
Skrzywił się.
- W porządku. Będę twoją udawaną kochanką. Ale tylko dlatego, że naprawdę chcę
pozbyć się tych kretynów.
Wciągnęła ostry wdech, przypomniała sobie, żeby złapać swoją prawie zapomnianą
apteczkę i pomaszerowała do obszaru segregacji przy frontowych drzwiach.
~ 16 ~
ubrania, jakie noszą te osoby, i skupcie się tylko na obrażeniach. Inaczej, możecie pójść
razem z Yordem wydawać leki i bandaże.
Oboje wyglądali na wściekłych, ale nic nie powiedzieli. Nie obchodziło jej, czy są
nieszczęśliwi.
Czy Komandor Bills będzie wkurzony, gdy dowie się, że wyciągnęła sprawę rangi?
Prawdopodobnie. Nadal nie czuła żalu. Nie był tym, tu na powierzchni, który radził
sobie z dupkami, którzy mogli zabić ludzi, ponieważ nie obchodzili ich biedni. To
wkurzyło ją na tyle, by ponieść konsekwencje… jeśli takie będą. Wyciąganie rangi było
legalne. Tylko to się liczyło. Flota podważała autorytet każdego na planecie, gdy
zajmowali się sytuacją.
Wzięła pierwszą ranną osobę, która ukazała się w drzwiach, i pomogła jej przejść na
nosze, chwytając po drodze skaner.
Podczas pracy, jej myśli wróciły się do Maitha. Był wodą na jej ogień, zawsze ją
gasił. Ale pracowałaby z Veslorem, gdyby to oznaczało pomoc zubożałym cywilom na
Torid, by uzyskali lepsze życie. To była ofiara, którą bardzo chętnie poniesie.
~ 17 ~
Rozdział 2
Michael odnalazł Jessę, kiedy skończyła zmianę. Wysoki blondyn uśmiechnął się.
- Jesteś gotowa przyjść do mojego namiotu? Zapewni nam prywatność. Nikt nas nie
będzie w stanie zobaczyć. – Przesunął wzrokiem po jej ciele, zatrzymując się na jej
piersiach. – Zrobię ci masaż, razem z kolacją.
Jessa spojrzała na niego, nagle podejrzliwa, dlaczego wcześniej był dla niej taki
miły.
Mrugnął.
Oczywiście. Nie był zainteresowany jej pracą ani zaprzyjaźnieniem się. Tylko
dostaniem się do jej spodni.
Zignorowała go, kierując się na tyły budynku. W rezydencji była duża sala
konferencyjna, przygotowana dla członków floty do spania, gdzie miała przydzielone
łóżko. Bolały ją stopy, plecy bolały ją od noszenia ciężkiego zestawu medycznego i
zabiłaby za sen. Jednak to nie miało wydarzyć się w najbliższym czasie. Musiała
spotkać się z Maithem.
Wchodząc do pokoju, znalazła swoje przydzielone łóżko i wsunęła pod nie swój
zestaw medyczny, po czym wyciągnęła swój worek marynarski i szybko go otworzyła.
Rozejrzała się. Musiało tu być z osiemdziesiąt łóżek, chociaż wzdłuż tylnej ściany
zauważyła kilka namiotów. Wszystkie oznaczone logiem zespołów taktycznych. Jeden
z nich był Michaela. Przewróciła oczami. To oznaczało, że mogli wziąć ze sobą
dodatkowy sprzęt. Maith prawdopodobnie też miał prywatny namiot.
Pochyliła się i ściągnęła buty i skarpetki zanim zdjęła mundur. Była łazienka do
przebrania się, dla prywatności, ale to był długi spacer. Obecnie w pokoju przebywało
jakieś dwadzieścia osób i większość z nich spała. Nie obchodziło ją, czy zobaczą ją
~ 18 ~
rozebraną do prostego szarego biustonosza i pasującej bielizny. Wszyscy byli
członkami floty.
Włożyła świeże skarpetki, potem buty, zanim schowała swój brudny mundur do
torby na pranie. Worek miał do tego specjalną przegródkę. Potem wsunęła torbę z
powrotem pod łóżko i skierowała się na miejsce spotkania. Mając nadzieję, że Maith nie
każe jej długo czekać.
- Przebierałam się. – Machnęła ręką w dół swojego ciała. – Mój mundur medycyny
śmierdział i chciałam czuć się bardziej komfortowo, skoro mam grać rolę szpiega. –
Utrzymywała niski głos.
Nie była pewna, czy to była zgoda, protest, czy Maith po prostu był zrzędliwy. To
naprawdę nie miało znaczenia.
Wyciągnął rękę. Wpatrywała się w nią tępo zanim spojrzała na jego twarz.
- Racja. – Jessa wyciągnął rękę i uścisnęła jego dużą dłoń. Promieniujące z jego
ciała ciepło było intensywne. – Więc idziemy na romantyczny spacer?
- Dopóki nie dotrzemy do punktu dostępu do piwnicy. Drak włamał się do ich
głównego komputera i wysłał mi schematy rezydencji. Niedaleko stąd jest punkt
dostępu. Mają piwnicę oznaczoną jako bunkier awaryjny. Jest prawie tak duża jak
budynek naziemny.
~ 19 ~
Ziemia buduje bunkry awaryjne na skolonizowanych przez siebie planetach, ale
powinny znajdować się tylko pod ośrodkami kultury. Są budowane dla mieszkańców do
wykorzystania w przypadku ataku obcych lub katastrofy planetarnej, by utrzymać ludzi
przy życiu i bezpieczeństwie, dopóki nie nadejdzie pomoc.
Minęli strażnika i wśliznęli się zza drzwi wkrótce po tym jak znaleźli się poza
zasięgiem jego wzroku, co doprowadziło ich do długiego, ciemnego korytarza. Jessa
zatrzymała się, sprawiając, że Maith też przestał iść. Mentalnie zmieniła tryby w swoim
sztucznym oku, skanując każdy centymetr przestrzeni od podłogi do sufitu.
Nagle odwróciła się i ustawiła swoje ciało przed ciałem Maitha, sięgając w górę, by
nasunąć palce na jego kark. Był na tyle wysoki, że musiała wspiąć się na palce, żeby
przyłożyć usta do jego ucha. To również oznaczało przyklejenie jej ciała do jego.
- Daj kamerze swoje plecy, przyciskając mnie do ściany. Ukryj moją twarz, gdy
będę pracowała. Moje sztuczne oko zaświeci się na to, co muszę zrobić.
~ 20 ~
Obrócił ją zgodnie z poleceniem, przyszpilając Jessę do ściany. Przycisnął usta do
jej czoła, zasłaniając jej twarz przed kamerą.
- Możesz to dezaktywować?
- Mogę spróbować. Założę się, że technologia tutaj jest nieco przestarzała. Nie jest
taka jak na Defcon Red, gdzie dokonujemy corocznych aktualizacji. Wojsko zawsze
dostaje najlepszą technologię. – Ukradkiem zakryła dłonią swoje sztuczne oko,
wiedząc, że zaświecić jaśniej niż zwykle od zużycia energii, gdy zaczęła koncentrować
się na sygnale pochodzącym z kamery. – Wadą jest to, że jeśli wyłączę kamerę –
szepnęła – ktoś może przyjść sprawdzić, dlaczego tak się stało, jeśli oglądają transmisje
na żywo.
- Mam coś więcej niż tylko ulepszone oko – przyznała, próbując zignorować, że
Maith mówi przy jej skórze, a jego oddechy sprawiają, że jest go super świadoma. – Za
okiem mam dodatkowy implant. Miałam tylko osiem lat, gdy zostałam ranna, więc na
szczęście uszkodzona część mojego mózgu dobrze przyjęła dodatkowe urządzenie.
Dzieci szybciej dostosowują się do takich implantów, a nasze ciała są bardziej
elastyczne na zmiany fizyczne.
Mówiła też sobie, że nie nadaje się na szpiega ani do pracy przez długie, fizycznie
wyczerpujące godziny. Maith kazał jej skradać się po rezydencji i bała się, że zostaną
złapani. Jego dotyk wcale jej nie peszył. Ani trochę.
- To nie tak. Była eksplozja na piętrze nad naszymi kwaterami mieszkalnymi, kiedy
jako dziecko mieszkałam na Marsie. To sprawiło, że większość obszaru się zawaliła.
~ 21 ~
Przeżyłam, ale trochę czasu zajęło ekipom ratunkowym wykopanie nas z sypialni.
Miałam szczęście, że żyję.
- Nas?
- Moja siostra i ja dzieliłyśmy pokój. Stało się to w środku nocy, kiedy spaliśmy.
Ona też przeżyła, ale belka nośna spadła na jej nogi i zmiażdżyła je. Ekipy ratunkowe
musiały je amputować, żeby ją wydostać.
Maith nagle podniósł głowę i zapatrzyła się w niego swoim odsłoniętym okiem. Na
korytarzu było ciemno… ale była pewna, że na jego zacienionych rysach malowała się
litość.
- Dwa dni?
- Tak. Współczuj mojej siostrze. Nie mi. Ciągle traciłam przytomność z powodu
urazu głowy. Ona bardzo cierpiała, ale nie na tyle, by zemdlała.
- Nie roztkliwiaj się nade mną, Veslorze. Nie mamy na to czasu. Musiałam spalić
kamerę i całkowicie ją dezaktywować. Była przewodowa, więc nie mogłam
tymczasowo jej wyłączyć. Wywołałam przepięcie na przekaźniku sygnałowym, co
usmażyło przewody. Ktoś wkrótce może przyjść to naprawić.
~ 22 ~
Maith puścił ją i cofnął się, ruszając szybko korytarzem. Opuściła rękę zakrywającą
sztuczne oko, teraz kiedy nie świeciło już tak jasno, i poszła za nim.
Maith prychnął.
- To zależy od pracy.
- Idź za mną. Jestem prawie tak dobra jak latarka, chyba że chcesz iść całkowicie w
ciemności. Widzisz? – Jessa podeszła do niego i aktywowała oko, by znów zaświeciło.
- Ja mogę. Pod schodami jest aktywne okablowanie. To wygląda dla mnie jak jasna
różowa taśma. Unikaj tych stopni. Chodź za mną.
- Pójdę pierwszy.
- Nie możemy zobaczyć całej drogi na dół schodów, ponieważ zakrzywia się poza
pole widzenia. Potrafię dostrzec czujniki; ty nie. Poprowadzę i ostrzegę cię, jeśli jest ich
więcej.
Warknął cicho.
~ 23 ~
miały podest tuż przed zakrętem i zatrzymała się.
- Żadne stopnie poniżej nie mają czujników, ale nie dotykaj balustrady. Jest
okablowana.
- Mądrze.
- To te po lewej.
Podeszła do nich, ale zatrzymała się, uważnie przeszukując każdy centymetr drzwi i
klamkę.
- Co teraz?
- Przestań świecić.
Ze skinieniem głowy spróbował otworzyć drzwi. Nie były zamknięte. Pusty pokój
rozciągał się na drugą stronę. Jessa wizualnie zeskanowała i poszukała jakichkolwiek
transmitowanych częstotliwości.
- Nic.
Zbliżył się do kolejnych drzwi, ale obejrzał się na nią zanim je dotknął.
- Też czyste.
~ 24 ~
- To musi być wejście do bunkra – wywnioskowała, gdy zbliżyli się do drzwi. –
Bardzo dziwne. Na Marsie mieliśmy bunkry. Wszystkie były wyraźnie oznaczone, by
pomóc ludziom znaleźć je w nagłych wypadkach. Nie widziałam żadnego znaku
wskazującego, że tu jest. Drzwi i ściany po obu stronach całkowicie blokują moje
skany. Czytam to jako gęstą masę. Prawdopodobnie solidny metal.
- W przeciwieństwie do czego?
- Jako medyk, widzę, jaką to byłoby zaletą, móc skanować za sygnaturami ciepła
przez gruzy. Czy twoja flota wysyła cię na misje ratunkowe, jeśli budynki się zawalą?
- Jestem specjalistką ds. badań nad kosmitami. Nie medykiem. To znaczy, że jestem
ludzkim lekarzem z dodatkowym przeszkoleniem, by uczyć się biologii obcych. Ale
nie. Nie wysyłają mnie na tego rodzaju misje.
W pamięci Jessy błysnął obraz szarego kosmity. Byli rasą mającą około metra
wzrostu, z dużymi głowami i oczami, i było wiadomo, że są samotnikami. Byli też
~ 25 ~
geniuszami technologii. Dowiedziała się o ich rasie podczas swoich badań, ale nigdy
żadnego nie spotkała. Odmówili mieć cokolwiek wspólnego z Ziemią i flotą.
- Jak, u diabła, ktoś na tej planecie mógł kupić od nich technologię? Nie sprzedają
ludziom. Uznaje się nas za niegodnych zaufania.
- Nie. Mówiłam ci. Dla mnie ukazuje się to jako solidna masa. Nie mogę zobaczyć
niczego poza tym, co zrobisz. – Skupiła się na zamku, próbując wyczuć go swoim
implantem. – Nie ma sygnału, z którym mogłabym nawet spróbować się połączyć.
Obrócił się.
Maith odwrócił się i złapał ją za rękę, spiesząc się, by zabrać ich stąd.
Maith warknął.
- Wiem.
~ 26 ~
sobą drzwi.
Maith zatrzymał się w połowie korytarza i odwrócił się, zaskakując ją, gdy nagle
chwycił ją za przedramiona. Oddech został wypchnięty z jej płuc, kiedy sprowadził ją
na podłogę. Nagle miała na sobie rozciągnięte dziesiątki kilogramów Veslora.
Wciągnęła powietrze tuż przed tym jak jego usta nakryły jej.
Obok nich otworzyły się gwałtownie kolejne drzwi, na tyle mocno, że uderzyły
głośno w ścianę. Maith oderwał usta od jej i obrócił głowę, warczenie wyrwało się z
jego gardła. Światła go oślepiły i zamknął oczy.
- Co to znaczy?
Maith ostrożnie podniósł się z niej, pomagając Jessie wstać. Zauważyła też jak
trzymał swoje duże ciało między nią i uzbrojoną gwardią rezydencji.
- Czy chodzi o to, że kłóciłam się wcześniej z Carltonem Georgem? Nie przyjmuję
od niego rozkazów. Jestem z floty.
- Nie wiem, o co chodzi. Gubernator kazał nam przyprowadzić cię do jego biura –
warknął mężczyzna. – A teraz, ruszaj się!
~ 27 ~
Nie miała ochoty spędzać czasu z tym dupkiem.
- Nie jestem…
- Moja kobieta nigdzie nie pójdzie beze mnie. – Maith warknął te słowa. – Przestań
celować tą bronią. Jeśli chcesz, żeby poszła zobaczyć się z twoim gubernatorem, idę z
nią.
- Nie mamy na to czasu. – Pojawił się Carlton George, odpychając jednego strażnika
na bok. – Rodney w tej chwili chce rozmawiać z tą cipą!
- Nie będziesz w ten sposób mówił o mojej kobiecie. Podporządkujemy się, ale
wiedz, że inni medycy są świadomi tego, że to ty byłeś człowiekiem, który groził mojej
kobiecie. Będziesz pociągnięty do odpowiedzialności przez flotę, jeśli coś jej się stanie.
I nie zabierzesz jej gdziekolwiek beze mnie. Mój zespół medyków zgłosi flocie
zaginięcie, jeśli nie wrócimy do mojego namiotu w ciągu połowy jednej z twoich
godzin.
- Groziłeś mojej kobiecie przy wielu członkach floty, Carltonie George. Wierzyłeś,
że nie podzielą się tym ze mną? Ona jest moją kobietą. Veslorowie są bardzo zaborczy i
opiekuńczy.
- Niech to szlag – zaklął Carlton. – Wiesz co? Zapomnij o tym. Rodney może
porozmawiać bezpośrednio z twoimi przełożonymi. – Asystent wybiegł jak burza,
zostawiając ją i Maitha z kilkoma zdezorientowanymi strażnikami.
Strażnicy opuścili broń. Jeden z nich, człowiek, który wydawał się dowodzić,
spojrzał groźnie na Maitha.
~ 28 ~
- Ten obszar jest dla was niedostępny.
Część niej martwiła się, że zostaną postrzeleni w plecy. Bo było tak, że nie spotkała
nikogo pracującego dla gubernatora, lub jego asystenta, który wydawał się być
przyzwoity. Ale szli dalej bez szwanku, milcząc i przechodząc obok jeszcze kilku
uzbrojonych strażników, aż dotarli do dużego pomieszczenia, w którym spała flota.
Jessa próbowała uwolnić rękę, kiedy byli blisko jej łóżka, ale Maith nie chciał
puścić. Warknął nisko, mocno ją szarpiąc, gdy przechodzili obok jej łóżka. Zatrzymał
się przy namiocie ustawionym w odległym kącie, ostatnim w krótkim rzędzie. Wreszcie
puścił jej rękę, pochylił się i otworzył klapę.
- Do środka – syknął.
- Nie.
- Spróbują cię zabrać. – Utrzymywał niski głos, kiedy się rozglądał. – Na razie
zostaniesz ze mną.
Kłótnia była kusząca, ale Jessa nie była idiotką. Widziała tę broń wycelowaną w
nich przez strażników. Gubernator wysłał ich, żeby przyprowadzili ją do niego. To, albo
Carlton kłamał. Tak czy inaczej, zostałaby wzięta siłą, gdyby nie było tam Maitha, by ją
chronić. Potem nie wiadomo było, co by się stało. Założyła, że nic dobrego.
Warknął.
- Do środka.
Westchnęła, zrezygnowana, i pochyliła się, żeby przejść przez otwór. Dach namiotu
był znacznie wyższy, więc mogła się wyprostować. Wnętrze było zdominowane przez
znacznie większe łóżko wzdłuż tylnej ściany. Było prawie dwa razy szersze i dłuższe
niż jej.
- Wszystko jasne.
Maith delikatnie wepchnął ją dalej do swojego namiotu, gdy wszedł, a potem zapiął
klapę. Wyprostował się, ale czubek jego głowy ocierał się o materiałowy dach.
~ 29 ~
- Co powiedziałaś?
Zniżyła głos.
- Zarobiliśmy na nie.
- Skłamałeś.
- Blefowałem.
Skończył to, co robił, i wykręcił rękę, żeby jej pokazać. Jessa przyjrzała się jego
opaskom. Jedna była urządzeniem floty, podobnym do jej, tylko nieznacznie grubsza z
kilkoma dodatkowymi guzikami. Była srebrna z pieczęcią floty na powierzchni. Druga
była z ciemnego metalu, prawie pasująca do jego skóry. Była ozdobiona srebrnymi
symbolami, prawdopodobnie w języku Veslorów.
- Jedną dała mi twoja flota. Druga jest od mojej grupy – poinformował ją Maith.
~ 30 ~
- Macie swój własny sposób prywatnej komunikacji ze sobą?
- Nie lubimy, gdy nasze prywatne rozmowy są monitorowane przez twoją flotę.
Miał rację. Veslorowie byli zwykle co najmniej o głowę wyżsi niż przeciętny
człowiek i mieli jakieś czterdzieści kilo więcej mięśni na ich postaciach. Jego wzrost i
waga byłyby zbyt duże na standardowe składane łóżko. Nie mógłby nawet leżeć płasko
na plecach, materac nie podpierałby jego ramion z tą szeroką klatką piersiową.
Zwieszałyby się po bokach.
Parsknął.
~ 31 ~
- Będziesz. Ja też nie lubię być tak blisko ciebie, ale nie pozwolę, żeby cię
skrzywdzono. Narobiłaś sobie wrogów swoim donośnym głosem i niegrzecznymi
słowami. Zostanę z tobą. To obejmuje przerwy w łazience.
Westchnęła.
- Dobrze, ale nie biorę prysznica ani nie sikam z tobą obserwującego mnie.
- Zetrzyj ten wyraz z twarzy – kipiała, czując się bardzo urażona. – Nie wyglądam
źle.
Pokazała palec jego plecom, nawet jeśli w duchu się zgadzała. Jego wygląd był
całkiem gorący. To jego zrzędliwa postawa ją zniechęcała.
- Dziękuję.
- Nie kładź się jeszcze na moim łóżku. Zdobędę dla ciebie śpiwór. Nie chcę, żeby
mój pachniał tobą.
~ 32 ~
Maith wrócił niosąc jej śpiwór, jej worek z ubraniami i jej apteczkę. Położył jej
zestaw obok swojego, wepchnął w jej ręce jej pościel i rzucił jej worek w pobliżu
swoich dwóch. Trzymała swoją pościel, gdy on ściągał swój śpiwór z łóżka, by rzucić
go przy wyjściu do namiotu.
Jessa odwróciła się od niego, podeszła do łóżka i rzuciła swój śpiwór. Był znacznie
mniejszy niż materac. Spojrzała przez ramię na Maitha.
Zamarła.
- Nadal nie chcę cię kusić. Wy, ludzie, zawsze seksualizujecie obnażoną skórę.
Skopała buty i wdrapała się do swojego śpiwora, nie ośmielając się spojrzeć na
Maitha, który sadowił się za nią na podłodze. Nie chciała wiedzieć, ile ubrań z siebie
zdjął. Ale wciąż nie mogła odpuścić jego ostatniego komentarza. Naprawdę ją irytował.
- Chciałbyś. Może gdybyś nie był takim zrzędliwym dupkiem, ludzkie kobiety
rzucałyby się na ciebie.
Parsknął.
- Śpij. Nasze następne zmiany zaczynają się wcześnie. – Potem w namiocie zrobiło
się ciemno, gdy wyłączył lampę.
~ 33 ~
Rozdział 3
Jessa odwróciła wzrok, głównie licząc kafelki na ścianie. Nie mogła uwierzyć, że
Maith zaciągnął ją do małej prywatnej łazienki pod prysznic. Poszedł pierwszy, każąc
jej, by zaczęła przygotowywać się do pracy. Jak by mogła. Nie mogła nawet umyć
zębów, ponieważ nad zlewem wisiało duże lustro – odbijające przejrzyste szklane drzwi
prysznicowe za nią.
Mogłaby umyć zęby, ale musiałaby też oglądać dużego Veslora szorującego swoje
nagie ciało. Duży minus.
Warknął w odpowiedzi.
- Nie jesteś rannym ptaszkiem. Ani sową. Po prostu zrzędliwym dupkiem, kiedy nie
śpisz – mruknęła.
- Powiedziałam to na głos. Ale szczerze mówiąc, ludzie nie byliby w stanie wyłapać
tego, co powiedziałam ponad szumem wody.
Zamknęła oczy, wciąż czując złość na to, że została wysłana na Torid. Przydział na
planetę musiał być odpłatą.
Defcon Red potrzebował specjalisty ds. badań nad obcymi. Często podróżowali w
daleki kosmos, jak każdy inny statek bojowy wyznaczony do ochrony i obrony stacji
kosmicznych oraz kolonii ziemskich na zewnętrznych odcinkach tras o mniejszym
zasięgu. Interakcje z obcymi zdarzały się dość często i większość kolonii nie istniałaby
zbyt długo. To oznaczało posiadanie eksperta, który poradziłby sobie z każdą
~ 34 ~
kosmiczną chorobą lub problemami medycznymi, przez które część załogi mogła
cierpieć z powodu planet lub napotkanych dzikich zwierząt.
Nie było tak, że Jessa miała wybór, gdzie zostanie przydzielona, ani nie wiedziała,
jakie będą jej warunki pracy. Jej poprzedni przydział był na Pływającej Fortecy przez
ponad dwa lata. Dowódca tego okrętu bojowego zmusił Jessę do pracy w Medycznym,
chociaż inni lekarze nie pozwalali jej leczyć ludzkich pacjentów. Praktycznie musiała
błagać szefa personelu, by pozwolił jej korzystać ze sprzętu, kiedy kilka razy potrzebne
były jej umiejętności.
To było niedorzeczne. Dr Kevin Barts nie chciał, żeby robiła jakiekolwiek testy, nie
bez kogoś, kto obserwował każdy jej ruch. Nawet wtedy nie ufał jej, natychmiast
dwukrotnie sprawdzając jej wyniki. Ignorował ją za każdym razem, gdy przypominała
mu, że stopień naukowy w medycynie uzyskała przed podjęciem studiów ds. obcych.
To sprawiło, że była bardziej wykwalifikowana niż on, gdy chodziło o edukację.
Niezależnie od tego, dr Barts traktował ją, jakby nie miała żadnego interesu w jego
Medycznym. Dosłownie siedziała w dyżurce pielęgniarek na każdej zmianie, czytając
wszelkie nowe informacje o kosmitach na swoich tablecie. To było nudne jak diabli i
była bardzo szczęśliwa, kiedy otrzymała nowy przydział.
Praca na Defcon Red była najlepszą pracą, jaką kiedykolwiek miała. Komandor
Bills dał jej prywatne laboratorium wypełnione najwyższej klasy sprzętem. Nikt ciągle
nie zaglądał jej przez ramię. Cynthia Kane była odpowiedzialna za Medyczny, ale nie
za Jessę ani jej laboratorium.
Personel medyczny przydzielony do Medycznego unikał jej tak często jak to było
możliwe. Miała z nimi do czynienia tylko na cotygodniowych spotkaniach z
Komandorem Billsem.
Ale grupa kosmitów tego nie ułatwiała. Wszyscy czterej mężczyźni odmówili jej
przeprowadzenia jakichkolwiek testów, by zdobyła lepsze medyczne zrozumienie ich
rasy.
~ 35 ~
- Śpisz na nogach?
Warknął lekko.
- Po prostu myślę o tym, co bym robiła, gdybym nie utknęła na tej planecie. Nie
powinno mnie tu być. Dostałam rozkaz dwadzieścia minut przed tym jak statek zszedł
na dół.
Potem był jej projekt drugorzędny. Ten zajmie jej trochę więcej czasu.
Dwa miesiące wcześniej, uzyskała próbki i badała jak działa ślina Ke’terów.
Wyprodukowana przez nich organiczna substancja chemiczna okazała się być bardzo
skomplikowana.
Miała też pomagać nowej ludzkiej partnerce Rotha, która przechodziła poranne
mdłości. Miała nadzieję, że namówi Verę, żeby dała jej próbki krwi i szczegółowe
skany rozwijającego się płodu Veslora, co było fascynujące.
Nie podzieli się tymi badaniami z flotą. Jessa szanowała Veslorów za domaganie się
ich prywatności… chociaż była naprawdę ciekawa. To była jedna z jej najlepszych i
najgorszych cech. Chociaż była specjalistką od kosmitów, była odpowiedzialna za
ludzkie partnerki Veslorów i wszelkie potomstwo, jakie mogli mieć. Ważne było, by
dowiedziała się wszystkiego, co mogła, by pomóc zadbać o ich zdrowie podczas ich
pobytu na pokładzie Defcon Red.
Woda za nią się wyłączyła i spod prysznica wyszedł Maith. Jessa miała zamknięte
~ 36 ~
oczy, wsłuchując się w szelest materiału.
Warknął.
- Spodziewam się, że nie będziesz zerkał na mnie, gdy będę naga. Nie chcę cię
kusić. – Uśmiechnęła się, wiedząc, że znienawidzi to, iż jego słowa z poprzedniej nocy
zostaną mu rzucone w twarz.
Parsknął.
- Jestem okryty.
Jessa otworzyła oczy… a jego widok prawie spowodował, że sapnęła. Maith był
tylko owinięty ręcznikiem w pasie.
Ale czasami różnili się jeszcze bardziej, ponieważ Veslorowie mogli przekształcić
się w zabójcze zwierzęta. Byli prawdziwymi zmiennokształtnymi.
- Trzymaj się do mnie plecami i unikaj zlewu. Rozumiesz? Ja też będę stała plecami
do ciebie, kiedy skończysz ubierać się w swój mundur.
Zaczęła się rozbierać. Nie było tak, że Maith był zagrożeniem. Byłaby zmartwiona,
gdyby był jakimś innym przypadkowym facetem, z którym była zamknięta w łazience,
ale bardzo jasno dał do zrozumienia, że go nie pociąga. Zrzędliwy dupek był także
Veslorem; bardziej prawdopodobne było, że w cudowny sposób wypuści skrzydła i
odleci – cecha fizyczna, której nie posiadali po przemianie – zanim seksualnie zaatakuje
kobietę. Rasa obcych wydawała się być honorowa aż do przesady.
Naga Jessa weszła pod prysznic przed odkręceniem wody. Było ciepło i cudownie.
~ 37 ~
- Ale masz to wymyślne urządzenie do komunikacji na nadgarstku.
Jessa miała ochotę spojrzeć na niego, ale oparła się, gdy zaczęła myć włosy.
- Cały czas pozostajemy razem. Roth martwi się o twoje bezpieczeństwo. Jest
świadomy jak narobiłaś sobie wrogów swoimi ustami.
To nie tak, że była suką bez powodu. Zrobiła to, żeby ratować życia. Obróciła się,
patrząc gniewnie na niego przez szybę. Włożył spodnie i buty, ale pozostał bez koszuli,
plecami do niej.
- Mówiłam ci…
Przerwał jej.
- Tak, ale to nie znaczy, że nie może być kogoś za drzwiami, próbując podsłuchać.
- Kurwa – syknęła, odwracając się. Miał rację. Zniżyła głos do szeptu. Żaden
człowiek nie mógł usłyszeć tego przez wodę. – Nadal mnie słyszysz?
- Tak.
Przeszła do kąta, gdzie leżały ich torby, jej ubrania już czekały na wierzchu worka.
Jedno spojrzenie na Maitha upewniło ją, że poszedł do zlewu. Gdyby odwrócił głowę na
bok, zobaczyłby ją, ale ufała mu, że nie spojrzy.
~ 38 ~
chwili, zanim poleciała na powierzchnię Torid, zaopatrzenie floty zapewniło jej sześć
standardowych mundurów medycznych. Były trochę za duże. Normalnie w ogóle nie
nosiła mundurów, ale wymagano, żeby pasowała do wszystkich innych lekarzy floty
przypisanych do tej misji. To sprawiło, że było mniej dezorientujące dla cywilów.
- Co teraz? – wyszeptała.
- Trzymaj się blisko mnie. Moja grupa przybędzie jak tylko będą mogli – mruknął. –
Drak przyniesie mi to, czego potrzebujemy, by przejść ten zamek.
Maith puścił ją, odwrócił się i otworzył drzwi. Wyszedł, a ona podążyła za nim. Na
zewnątrz czekało czterech medyków zespołów taktycznych. Jednym z nich
przypadkiem był Michael. Jessa dostrzegła, że jego usta zacisnęły się mocno, kiedy ją
zauważył, zanim przeniósł wzrok na Maitha.
- Nigdy nie spóźniasz się na posiłki – zachichotał rudowłosy medyk. – Ale z drugiej
strony, zaliczyć jest ważniejsze. Dobrze dla ciebie, człowieku.
~ 39 ~
ulepszoną cipkę.
Otworzyła usta, gotowa powiedzieć im, żeby poszli do diabła, ale Maith nie dał jej
szansy. Upuścił obie torby i warknął, rzucając się na czarnowłosego medyka. Zatrzymał
się na odległość oddechu.
Maith cofnął się o krok, jego napięte ciało lekko się rozluźniło.
Maith obrócił się do medyków plecami i na ułamek sekundy napotkała jego wzrok,
gdy pochylił się, by odzyskać ich torby. Wyglądał na wściekłego.
Może i był zrzędliwym dupkiem, ale zdała sobie sprawę, że nie jest taki zły.
Mimo to cały epizod był nieco upokarzający. To nie był pierwszy raz, kiedy ludzie
drwili z niej z powodu jej różnic lub robili wulgarne uwagi. Zwykle im wygarnęła,
odchodziła i starała się unikać ich w przyszłości. Robienie z tego wielkiej sprawy
ujawniłoby, że jej uczucia zostały zranione. Nie warto było dawać łobuzom takiej
mocy.
~ 40 ~
Jej niebieskie oko i kosmyki włosów nie pomagały. Połowa winy była po jej stronie
za to, że chciała, by jej włosy pasowały do implantu. Nie bez powodu, jej zespół
medyczny specjalnie wybrał ten kolor oczu, bo chodziło o to, że niebieski pomagał
skanerowi osadzonemu wewnątrz implantu działać lepiej.
Wzruszyła ramionami.
- Często cierpisz z powodu tego rodzaju werbalnych obelg? Czy ludzie zawsze są
niegrzecznie dociekliwi o jakąkolwiek inną część twojego ciała, która mogła zostać
naprawiona?
- Nie. – To była prawda. Przeważnie. Ale tylko dlatego, że próbowała unikać ludzi,
w miarę możliwości trzymając się swojego laboratorium lub kabiny. – Kiedy tak się
dzieje, zakładam po prostu, że są idiotami, którzy lubią czepiać się ludzi.
- Dziękuję.
Pracownik służby żywienia floty dał Maithowi cztery burrito bez konieczności
pytania, i butelkę wody. Wyszli na korytarz, żeby szybko zjeść. Żadne z nich nic nie
powiedziało, dopóki nie wyrzucili swoich odpadów do kosza recyklingowego.
- Tak. Nie ufam lekarzom z Torid. Ta dziewczyna przeżyła wczoraj, ale mogła
~ 41 ~
umrzeć, gdybym jej wtedy nie zbadała. Wczoraj w nocy lekarz floty przeprowadzał
selekcję przy drzwiach.
Skinął głową.
- Tak.
- Dziękuję.
- Mieliśmy pracowitą noc, Jessa. O drugiej w nocy nastąpił wzrost przemocy. Mamy
dodatkowych czterdziestu dwóch pacjentów. Większość została opatrzona i zwolniona.
Trzech było krytycznych. Jeden zmarł.
Jessa była wdzięczna zarówno za aktualizację jak i za to, że doktor Port użyła jej
imienia. To oznaczało koleżeństwo, które doceniała.
- Miałaś rację znajdując mnie zanim zeszłaś ze zmiany ostatniej nocy. Odpoczywam
dziesięć godzin, ale kiedy wrócę, chcesz, żebym znów tu przejęła?
- Będę tu. – Avery podniosła swoją apteczkę i odeszła. Lekarka floty rzuciła
piorunujące spojrzenie dwóm cywilnym lekarzom. – Dobrze, że przejęliśmy selekcję.
~ 42 ~
Cały personel floty był przepracowany z powodu długich zmian. Jessa naprawdę
miała nadzieję, że wkrótce wszystko załatwią na Torid, i będzie mogła wznowić swoje
normalne obowiązki.
Wyglądała na wkurzoną. Mógł zgadnąć dlaczego. Żaden z lekarzy nie zrobił ruchu,
by pomóc Jessie w ustabilizowaniu kolejnego biednie ubranego mężczyzny, który
przyszedł z raną postrzałową.
- Możesz czekać godzinę lub dłużej. To twój wybór, jeśli chcesz to zrobić, lub
możesz pozwolić mi się tobą zająć. Jestem wykwalifikowanym medykiem pracującym
dla twojej floty.
- Poczekam.
~ 43 ~
- Jestem Veslorem. Nazywam się Maith. Jak nazywają ciebie? – Przyjrzał się
widocznym zranieniom na twarzy młodego i zauważył jak przytula swoje lewe ramię do
piersi. – Jak zostałeś ranny?
- Policja podpaliła mój dom. To było jedyne wyjście. Nie chciałem się spalić.
- Mój tata za późno zapłacił czynsz. Zwykle nie podpalają, po prostu przychodzą, by
zabrać rzeczy, jeśli spóźnimy się z płatnościami. Może byli wkurzeni, ponieważ
wszystkie dobre rzeczy już poszły.
- Dobre rzeczy?
- Mój tata nie będzie wiedział, gdzie jestem, kiedy wróci do domu z pracy.
Wszystko się spaliło. Zostałbym, ale moje ramię naprawdę bolało. Elsa przyprowadziła
mnie tutaj i czeka na zewnątrz. Za bardzo się boi, żeby wejść tu ze mną. – Jego wzrok
pomknął do strażników rezydencji, ujawniając jego strach przed nimi.
~ 44 ~
młodego i zmusił się do uśmiechu. – Twoje ramię jest w porządku. Za kilka minut
poczujesz się lepiej. – Złamania szybko się zagoją dzięki medycynie Veslorów. Nie
powinien tego użyć, ale młode wycierpiało już dość.
- Zaraz wracam.
Uniosła brwi, ale skinęła głową. Wyprowadził młode na zewnątrz i przez ulicę. Tam
czekała młoda kobieta, prawie przytulając się do drzewa, żeby się ukryć. Wątpił, że
była już dorosła. Wyglądała na przestraszoną.
Maith obrócił swój zestaw medyczny na tyle, by mogła go dobrze zobaczyć. Miał
nadzieję, że zdoła rozpoznać, co oznaczały wybite na nim oznaczenia floty. Założył, że
musiała, bo nie uciekła, gdy zbliżył się z młodym.
- Jesteś ranna?
Potrząsnęła głową.
- Jestem medykiem Veslorów. Nazywam się Maith. Moja grupa, mężczyźni tacy jak
~ 45 ~
ja, będą tymi, którzy przyjdą. Możesz im zaufać. Dostarczą wam jedzenie i schronienie,
i jak powiedziałem, zabiorą was w bezpieczne miejsce z dala od walk, dopóki to się nie
skończy. Wszystkie kobiety i dzieci powinny być chronione przed skrzywdzeniem. To
nasze podstawowe przekonanie.
- A co z moim tatą?
- Młody chłopiec imieniem Toby, z prawie dorosłą kobietą. Policja spaliła jego dom
wraz z nim w środku. Musiał wyskoczyć z okna, by uniknąć śmierci. Potrzebują
bezpiecznej lokalizacji.
Roth warknął.
- Naprawdę musimy wejść do tego bunkra, żeby dowiedzieć się, czy jest tam coś, co
możemy użyć przeciwko mężczyźnie kontrolującemu tę planetę.
~ 46 ~
- Być może nie będziemy musieli tego robić. Sytuacja pogorszyła się w centrum
miasta, a ludzie u władzy nie zacierają już śladów. Clark uważa, że panikują, ponieważ
stało się jasne, że nie wyjedziemy, dopóki nie zapanuje pokój. Zbieramy mnóstwo
dowodów ich działań. Komandor Bills jest wściekły. Jest gotowy wysłać zespoły, by
wzięły ich lidera do aresztu.
- Powiadomię cię zanim to się stanie. – Roth przerwał. – Być może będziesz musiał
zainicjować protokół ustanowienia schronienia na miejscu, by chronić nie biorących w
walce członków floty, jeśli wyślemy zespoły, by aresztowały lidera.
~ 47 ~
Rozdział 4
Maith potrząsnął głową, jedząc swoją trzecią kanapkę, i unosząc nadgarstek, aby
pokazać jej opaskę.
- Dostaniesz ostrzeżenie?
Kiwnął głową.
- A co z pacjentami?
Jessa znała – ale to nie znaczyło, że się z tym zgadzała. Jeśli doszło do zamieszek,
gdy byli na misji, cały niebiorący w walce personel floty miał wycofać się do
najbezpieczniejszego schronienia najbliższego nich, zamknąć się razem i bronić pozycji
aż do nadejścia posiłków.
- Nie możemy porzucić pacjentów, Maith. Te dupki strażnicy mogliby zabić kilku z
nich.
- Jest zbyt wiele punktów dostępu do obrony tej części budynku. Najlepiej
wykorzystać część sypialnianą. Są tylko dwie drogi wejścia lub wyjścia.
To była prawda.
~ 48 ~
- Cóż, złapię wózek z dzieckiem, jeśli będziemy musieli się schronić. Mam
nadzieję, że inni lekarze i pielęgniarki zrobią to samo.
- Tylko młode. Protokół jest z jakiegoś powodu. Nie zgadzam się z tym, ale moja
grupa przysięgła podążać za zasadami floty, kiedy przenieśliśmy się na Defcon Red, by
pomóc waszym ludziom.
- Wiem, dlaczego jest ta zasada. Cywile mogą zwrócić się przeciwko nam. Tak stało
się w przeszłości. Ale odmawiam zostawienia dzieci na linii ognia, jeśli gówno trafi w
wentylator.
- Zgadzam się.
- Dlaczego?
- Władze policyjne podpaliły jego dom, gdy jeszcze był w środku. To była
przyczyna jego obrażeń. Musiał wyskoczyć przez okno, żeby uciec śmierci. Była tam
prawie dorosła kobieta, zbyt przestraszona, by wejść z nim do środka. Sądzę, że to
mogła być jego siostra. Mieli takie same włosy i kolor oczu. Wysłałem moją grupę,
żeby zabrała ich do jednego z tymczasowych obozów założonych przez zespoły
taktyczne. Tam będą chronieni.
Spojrzał groźnie.
~ 49 ~
- Zgadzam się. Cała ta misja jest taka popieprzona. Czasami zapominam jak
okropnie ludzie potrafią traktować się nawzajem. Wszyscy ci koloniści przybyli tu z
wielkimi marzeniami na lepszą przyszłość. Zamiast tego dostali skorumpowany rząd,
który prawdopodobnie robi gorsze rzeczy niż tam, skąd przybyli. Jeszcze nie widziałam,
żeby ktokolwiek z biedniejszych części tego miasta miał przyzwoite buty lub ubrania,
lub, do diabła, nawet miał zdrową wagę. To sprawia, że zastanawiam się jak długo
trwało to gówno zanim flota została uświadomiona… lub jak to wszystko zostało
przegapione, gdy zostaliśmy tu wezwani pierwszy raz.
Potrząsnęła głową.
- Nie bardzo. Po prostu odnoszę się do tych, którzy są na gównianym końcu kija.
- Wyjaśnij.
Teraz przyszła jej kolej, by się rozejrzeć. Byli w korytarzu przy kuchni
cateringowej. Inni pracownicy floty byli dalej w korytarzu lub kręcili się przy wejściu
do części sypialnej, na ich przerwę.
~ 50 ~
- Możesz dać mi twoje słowo Veslora, że nigdy nie powtórzysz tego, co powiem?
Twoją ostateczną przysięgę?
- Masz ją.
- Nie zgodziłyśmy się. Nasze kariery zostały wybrane dla nas i powiedziano nam,
ile lat służby jesteśmy winne. Sieroty nie mają wyboru, Maith. Flota zabiera nas,
kształci nas, karmi nas i daje nam zamieszkanie, a w przypadkach takich jak moja
siostra i ja, wykonała medyczne modyfikacje, na które większość ludzi nigdy nie
mogłaby sobie pozwolić, by ponownie być całością. Jedynymi osobami, którym
możemy się poskarżyć, są przywódcy Zjednoczonej Ziemi. Rządzą wszystkim, więc już
są świadomi tego, co się dzieje. Tak naprawdę nie nienawidzę floty. Robią niesamowite
rzeczy i zachowują pokój. Są tutaj, by chronić ludzi, którzy naprawdę potrzebują
pomocy. Jestem wdzięczna za wszystko, co zrobili dla mnie i mojej siostry. Anabel
może chodzić, ja mogę widzieć na oba oczy dzięki temu, że zapłacili za wszystkie nasze
potrzeby medyczne. Ale czasami nienawidzę kosztów tego, co nam dali. To bardzo
wysoka cena do spłaty. Za wysoka.
Jessa jeszcze raz rozejrzała się dookoła, upewniając się, że nikt nie stoi na tyle
blisko, żeby ich podsłuchać. Kiedy była pewna, że tak jest, napotkała ponownie jego
wzrok i jeszcze bardziej zniżyła głos.
~ 51 ~
- Dała mi wskazówki. Myślę, że zrobili z niej szpiega.
- Tajny agent floty. To znaczy, że udaje, że nie jest z floty, by łapać przestępców.
Gdyby ktoś dowiedział się, dla kogo naprawdę pracuje, to może oznaczać jej śmierć.
Dlatego nas rozdzielili. Nie może ryzykować powiązania ze mną, ponieważ jestem
wyraźnie z floty. – Łza wypełniła jej prawdziwe oko, ale zamrugała, wskazując na swój
zestaw medyczny. – Przysłała mi to, ponieważ nie mogła przyjść na moje ukończenie
szkoły medycznej. Są też o niej fałszywe akta, bo każdy, kto sprawdzi moją historię,
może się dowiedzieć, że mam siostrę, która urodziła się na Marsie, jeśli będą kopać
wystarczająco głęboko. To wszystko są kłamstwa, że pracuje w jakiejś zmyślonej firmie
na odległej, surowej planecie, której nikt nie odwiedza, i zdjęcie, które nawet nie jest
jej. Do diabła, stworzyli fałszywe zdjęcia mnie z tą samą osobą. Muszę trzymać je w
mojej kajucie i kłamać, gdy pytają o Anabel. Jedyne jej prawdziwe zdjęcie, jakie mam,
jest ukryte, i wysłała mi je, żebym mogła zobaczyć jak wygląda jako dorosła. Flota by
się zesrała, gdyby wiedzieli, że je mam. Nie widziałam jej na żywo odkąd skończyłam
dziesięć lat, kiedy nas rozdzielili. Ona miała dwanaście. Czasami moja pamięć o niej
jest nawet trochę rozmyta.
- Jest. Wiem, że czasami potrafię być suką, ale muszę być twarda, żeby zostać przy
zdrowych zmysłach, dopóki moja siostra i ja nie będziemy w końcu znowu rodziną.
Obiecałam Anabel, że będę w porządku bez niej… ale czasami tak nie jest.
Jessa była trochę zaskoczona, gdy jego klatka piersiowa zaczęła lekko wibrować i z
wielkiego Veslora dobiegł niski mruczący dźwięk. Uśmiechając się, przytuliła się
mocniej do jego twardego ciała. Miło było być obejmowanym.
Jessa przypomniała sobie, gdzie się znajdują. Odsunęła się, a on ją puścił. Sięgnęła
~ 52 ~
do góry i wytarła mokry policzek, ale podbródek miała opuszczony. Zdolność płakania
tylko jednym okiem sprawiało, że te rzadkie razy, kiedy to robiła, łatwiej było ukryć.
Kilku z nich szybko pokręciło głowami i odeszło. Pozostali wydawali się być zbyt
przestraszeni, by się ruszyć. To sprawiło, że Jessa się roześmiała.
- Podoba mi się sposób, w jaki potrafisz być słodki, a jednocześnie przerażający jak
diabli. Tę umiejętność mogę podziwiać.
Skinęła głową. Jessa nie chciała, żeby gubernator lub jego ludzie spróbowali uciec.
Nie żeby mogli zajść daleko, gdyby to zrobili. Wszelkie prywatne odloty statków z
powierzchni byłyby łatwe do przejęcia przez Defcon Red. Nawet gdyby ktoś zdołał
uniknąć schwytania, zostałby uznany za przestępcę. To byłaby tylko kwestia czasu
zanim zostaliby aresztowani na jakiejś stacji kosmicznej lub innej kolonii.
Ważniejsze było to, żeby ci kretyni nie byli w stanie jeszcze bardziej pogorszyć
warunków na Torid.
Jessa rozdzieliła się z Maithem i zajęła swoje miejsce w sali balowej rezydencji.
Dwaj cywilni lekarze spiorunowali ją wzrokiem z ich wygodnych krzeseł przy ścianie
wewnętrznej. Zignorowała ich. Żaden nie był pomocny, chyba że na badanie zgłosił się
lojalny obywatel. Nie robiła selekcji dla tych pacjentów.
~ 53 ~
Jeden z biegaczy podszedł do niej i otworzył jej apteczkę, przejrzał ekwipunek i
uzupełnił jej zapasy z plecaków, które wszyscy nosili. Posłał jej uśmiech zanim pobiegł
do następnego lekarza.
Weszła grupa pięciu osób, wszystkie z oznakami ciężkiego pobicia. Ich niechlujne
ubrania wskazywały, że nie otrzymają pomocy od pozostałych dwóch lekarzy. Ale
nagle pojawił się Maith ze swoim skanerem, pomagając jej ocenić rannych. Doceniła to.
Oboje szybko posortowali mężczyzn, wysyłając ich do różnych części pokoju na dalsze
leczenie. Jeden musiał zostać pospiesznie przekazany na operację.
Jessa zrozumiała jak bardzo wkurzony był wielki Veslor i szybko wskoczyła między
niego i dwóch idiotów kulących się na swoich miejscach.
- Nie są tego warci. Każdy z nas tutaj określający się mianem lekarza planuje
zgłosić ich do komisji medycznej Zjednoczonej Ziemii, przy pierwszej nadarzającej się
okazji. Za miesiąc będą mieli szczęście, jeśli chociaż będą mogli myć podłogi w
przychodni zdrowia. Ludzie pozbawieni licencji medycznych zazwyczaj mają zakaz
wykonywania jakichkolwiek prac, nawet związanych z opieką zdrowotną.
- Nie udawaj zdziwionego. Wszyscy złożyliśmy tę samą przysięgę… tę, którą obaj
złamaliście podczas służby. Robicie to w rażący sposób na oczach wszystkich obecnych
~ 54 ~
tu członków floty. Wszyscy was widzą, idioci, siedzących na tyłkach, gdy przychodzą
biedni ludzie, i nic nie robicie, żeby im pomóc.
Starszy został, ale wyglądał na zmartwionego. Jessa nie winiła go. Obróciła się
znowu do Maitha.
- Nie warto – powtórzyła. – Nie daj się spisać za napaść na cywila. Udało mi się
opanować mój temperament. Musisz zrobić to samo.
Zniżył głos.
~ 55 ~
Pozwoliła, by jego słowa zagotowały się w jej głowie.
- Coś ci powiem, Ham. Stawię się za tobą, żebyś zachował licencję medyczną, jeśli
zechcesz zeznawać przed śledczymi floty o tym, co naprawdę się tutaj dzieje. To
oznacza podanie im prawdy. Masz na tych dupków coś wystarczająco soczystego, by
aresztować gubernatora?
- Podaj mi ich imiona i lokalizacje. Postaram się, żeby flota zabrała ich do
bezpiecznego miejsca. Nikt tu na dole nie będzie mógł się do nich dostać. Umowa?
Rozejrzał się wkoło zanim pochylił się, by zgarnąć tablet ze swojej apteczki.
Urządzenie było niskiej jakości, takie, które lekarze stosowali do podawania
pielęgniarkom szczegółowych notatek dotyczących opieki nad pacjentem. Wystukał coś
na nim i położył na krześle obok siebie. Jessa podeszła i chwyciła go, wpychając go do
kieszeni, kiedy uznała, że nikt nie zwraca na nią uwagi.
Zawahał się.
- Gubernator nakazał nam nie leczyć pacjentów, którzy nie są lojalni. Nie wolno
nam marnować na nich lekarstw. Powiedział, że są obciążeniem dla naszego
społeczeństwa… i mogę to udowodnić, ponieważ zachowałem wszystkie komunikaty
Boyda. Musiałem odprawić setki pacjentów w szpitalu. Dwaj znani mi lekarze
zignorowali polecenia i ich leczyli. Obaj zostali aresztowani i zabici. Wiem, że
sprzedaje również środki medyczne kosmitom. Widziałem jak odbierają zapasy z
naszego doku załadunkowego w szpitalu. Nagrałem nawet film. Zawsze noszę przy
sobie jego kopię.
Kiedy do niej dotarł, wyciągnęła rękę i przesunęła palcami po jego mundurze, mając
nadzieję, że każdy, kto patrzy, pomyśli, że flirtuje. Zniżyła głos mówiąc.
~ 56 ~
- Nie patrz… ale cywilny lekarz wciąż będący przy selekcji da nam brudy, których
potrzebujemy na gubernatora, jeśli zapewnimy jego rodzinie bezpieczeństwo.
Powiedział, że inaczej zostaną zabici. – Wsunęła tablet ze swojej kieszeni do jego. –
Tam są ich imiona i lokalizacje. Mówi, że ma dowód na złe postępowanie. Mówimy o
rzeczach, które pokonają tych dupków na dobre. Możesz wysłać swoją grupę, żeby
zabrali jego żonę i trójkę dzieci? Nazywa się Wayne Ham. Powinniśmy też spróbować
wyciągnąć go stąd, kiedy jego rodzina będzie bezpieczna. Chcę, żeby zabrano go jak
najszybciej na Defcon Red do śledczego. Możesz to zrobić?
Jessa uśmiechnęła się do niego, objęła jego twarz i posłała mu buziaka. Równie
dobrze mogła się mieć trochę zabawy z nimi udającymi parę.
- Dziękuję – szepnął.
Maith skończył przekazywać informacje do Rotha. Jego lider grupy wyśle zespół
taktyczny, by zgarnąć ludzką rodzinę, a drugą po lekarza. Mówił w języku Veslorów,
żeby nikt nie zrozumiał, co zostało powiedziane. Ludzie nie mieli translatora z ich
językiem. Nigdy nie podzielili się tą informacją z Ziemią.
Dziesięć minut później weszło czterech członków szóstej drużyny taktycznej. Ich
~ 57 ~
przywódca, Joshua, spojrzał na Maitha. Wskazał na siedzącego obok Jessy lekarza.
Mężczyzna skinął głową i podszedł do lekarza.
Maith spiął się, gdy dziesięć minut później, trzech strażników rezydencji ruszyło
pospiesznie w stronę Jessy. Upuścił swoją apteczkę i rzucił się do przodu, warcząc.
Dotarł do niej zanim oni to zrobili, stawiając swoje ciało przed jej. Żaden z mężczyzn
nie wycelował w nich broni.
Jessa otworzyła usta, ale strażnik odezwał się ponownie, zanim zdążyła coś
powiedzieć.
- Dźgnął go jeden z jego zaufanych sekretarzy. Nie wiemy już, którzy obywatele
pozostali lojalni. To źle. On może umrzeć. Potrzebujemy twojej pomocy.
- Nie wiemy, komu już ufać. Boyd umiera! – syknął jeden z pozostałych strażników,
wyglądający na spanikowanego.
~ 58 ~
- Chcemy tylko jej. – Trzeci strażnik wyglądał na zaniepokojonego, gdy mierzył
Maitha od stóp do głów. – Jesteś kosmitą. Nie wiemy, czy jesteś godzien zaufania.
- Nie mamy na to czasu. – Pierwszy strażnik odwrócił się. – Możesz zabrać kosmitę.
Gubernator się wykrwawia.
Jessa potknęła się i Maith puścił jej rękę, by owinąć ramię wokół jej talii,
utrzymując ją w stałym ruchu. Już aktywował połączenie ze swoją grupą. W jego uchu
zabrzmiał głos Rotha.
~ 59 ~
- Schodzimy pod ziemię? – Chciał, żeby Roth znał ich dokładną lokalizację w
rezydencji.
- Tak. Idziemy do bunkra. To jedyne bezpieczne miejsce dla Rodney’a w tej chwili.
Personel zmienił się w bandę pieprzonych zdrajców. – Ludzki strażnik wypluł słowa.
Dotarli do schodów i zeszli na dół. Nie włączyły się żadne alarmy. Maith zerknął na
Jessę. Złapała poręcz na drugim biegu schodów i lekko potrząsnęła głową. Czujniki
musiały zostać wyłączone.
Drzwi, które normalnie zamykały bunkier, były otwarte i czekał tam kolejny
strażnik z bronią w pogotowiu. Opuścił ją szybko i zszedł z drogi.
Maith zauważył krew na schodach, wyczuł ją, a tu zapach był silniejszy. Człowiek
na pewno został ranny. Ta część nie była kłamstwem. Za drzwiami bunkra weszli do
wąskiego korytarza. Rozszerzył się, by ujawnić pokój na około dziesięć metrów.
Przygotował się do walki.
Maith zauważył jak jej sztuczne niebieskie oko rozświetla się, lekko świecąc.
Obszedł wokół stół i postawił jej zestaw medyczny na krawędzi, otwierając go i
chwytając jej ręczny skaner.
~ 60 ~
- Ile Veslorskiego się nauczyłaś, Jesso?
- Nadchodzi zespół.
Jessa przemyła ranę, używając innego narzędzia ze swojego zestawu, którego nie
mógł zidentyfikować. Żałował, że nie ma własnego zestawu. Chociaż niewiele mógł
zrobić z narzędziami wydanymi przez flotę. Ich zaopatrzenie medyczne było w dużej
mierze nieznane.
- Jest Veslorem i właśnie w tym języku mówimy. Angielski nie jest jego pierwszym
językiem. Kiedy pracujemy razem, łatwiej mi mówić w jego języku. Potrzebuję jego
pomocy – wyjaśniła Jessa w ziemskim standardowym. – Chcesz, żeby ten facet żył?
Cofnij się do cholery i daj nam pracować. Jest w krytycznym stanie. – Jessa przeszła z
powrotem na Veslorski. – Nie ufam im. Podałam mu środki usypiające, żeby obrażenia
wyglądały na bardziej poważne. Musimy wydostać się stąd jak najszybciej.
Jej wymowa Veslorskiego nie była najlepsza, ale nadal był pod wrażeniem. Maith
planował zapytać ją, w jaki sposób stała się tak dobra w rozumieniu i mówieniu jego
językiem.
Pochylił się do przodu, badając ranę i używając własnego skanera nadal przypiętego
do jego paska, żeby sprawdzić mężczyznę. Jessa zajęła się całym krwawieniem i
wydawało się, że żadne główne organy nie były uszkodzone. Mężczyzna przeżyje.
~ 61 ~
Rozdział 5
- Napraw go!
- Dlaczego ten obcy jest tutaj? Mówiłem, żebyś wziął tylko ją. Ona musi być jakimś
ważnym lekarzem, który kieruje szpitalem na statku floty – wrzasnął Carlton. – Zabić
tego pieprzonego kosmitę!
- Nie! – Jessa wyrzuciła ramiona i rzuciła się na koniec biurka, stając między
Maithem i strażnikiem, który wycelował w niego swoją broń. – Zrobisz to i twój
gubernator umrze! Veslor jest medykiem polowym. Poradzę sobie bez łóżka
medycznego, ale nie bez niego.
- Więc zabij ją. – Carlton wskazał na Jessę i zadrwił. – Potrzebujemy tylko jedno z
was, żeby uratować Rodney’a.
- Nie znam dobrze ludzkich ciał. Zabij ją, a twój mężczyzna i tak umrze.
Potrzebujesz nas oboje – warknął.
~ 62 ~
porozmawiać z innym strażnikiem stojącym przy teraz zamkniętych drzwiach bunkra. –
Pilnuj ich.
Jessa wyrwała się z uścisku Maitha, by wrócić do pacjenta, ale mówiła na tyle
głośno, żeby Carlton mógł usłyszeć.
- Zamknij się! – ryknął Carlton. – Jeśli on umrze, ty umrzesz. Zastrzel ich, jeśli
Rodney nie przeżyje.
Spojrzała mu w oczy i skinęła głową. Boyd był dużym facetem, więc nie martwiła
się o przedawkowanie go. Kolejny zastrzyk da im sześć godzin zanim się obudzi. Kupi
im trochę czasu.
Jej żołądek opadł do kolan… a przynajmniej tak się poczuła. Jessa nie do końca
opanowała Veslorski, ale dość dobrze rozumiała język. Maith wydawał się być pewny,
że umrą niezależnie od wyzdrowienia Boyda.
- To byłoby głupie.
Jessa nie wątpiła w to. Veslorowie mieli niesamowity słuch, znacznie lepszy od
ludzkiego. Aktywowała własne wzmocnienie ucha. Głos należący do strażnika
szepczącego do Carltona przy drzwiach bunkra wzmocnił się. Przynajmniej założyła, że
właśnie jego słyszała.
~ 63 ~
- Rodney musiał spanikować, kiedy został dźgnięty. Zaledwie sekundy zajęło
upewnienie się, że pokój jest bezpieczny po tym jak Albert go zaatakował, ale już
nacisnął odliczanie. Zanim zemdlał powiedziałem mu, żeby to wyłączył, ale żądał tylko,
żebyśmy go tu przenieśli.
- Nadal mamy tam dobrych, lojalnych ludzi – przekonywał strażnik, jego głos stał
się głośniejszy. – Przynajmniej aktywuj wezwanie, żeby zeszli tu na dół, gdzie będą
bezpieczni.
Maith spojrzał na nią i dalej udawał, że pracuje nad Rodney’em. Zrobiła to samo,
zmywając trochę krwi z jego skóry.
- Tam jest mój brat! Został przydzielony do drzwi dostawczych w pobliżu kuchni.
Będzie w zasięgu eksplozji, gdy rezydencja wybuchnie. Pozwól mi przynajmniej
skontaktować się z nim i niech do nas dołączy. Nigdy nas nie zdradzi.
Carlton ustąpił.
- Dziękuję.
Usta Jessy opadły i zatrzasnęła je. Maith wyglądał na wściekłego, gdy pochylił się
nad gubernatorem, jakby badał ranę. Mówił szybko Veslorskim w niskich pomrukach,
zbyt szybko, by mogła nadążyć, ale wyłapała kilka słów. Ostrzegał swoją grupę o
bombach w rezydencji i żeby wszyscy uciekali.
- Naprawiłaś go?
~ 64 ~
Jessa wzdrygnęła się, gdy Carlton boleśnie zapiszczał do jej ucha. Szybko
wyłączyła wzmacniacz dźwięku, bolało ją ucho. Nie zauważyła jego podejścia, zbyt
oszołomiona tym, czego się dowiedzieli.
- Nie dostanie go. – Carlton przysunął się tak blisko, że jego ciało musnęło jej
ramię. – Nikt nie opuści tego bunkra. Mamy szaleńca na wolności, który zaatakował
naszego gubernatora. Te drzwi nie zostaną otwarte, dopóki nie zostanie zatrzymany i
postawiony przed wymiarem sprawiedliwości.
Jessa odskoczyła, gdy Carlton skrzywił się nad odkrytą raną gubernatora.
- Co to za gówniana piana?
Jessa była zadowolona, że Maith zasugerował jej głębsze uśpienie ich pacjenta.
Pierwsza dawka była łagodna, by złagodzić ból i uspokoić go. Druga całkowicie go
uśpiła. Carlton spróbował potrząsnąć nim za ramię.
Jessa otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale Carlton nagle podniósł rękę, prawie tak,
jakby chciał ją uderzyć. Skuliła się, ale nie nawiązał kontaktu.
- Nie waż się jeszcze jeden pieprzony raz wspomnieć o łóżku medycznym!
~ 65 ~
Powiedziałaś, że kosmita jest lekarzem polowym, a ty jesteś genialną grubą rybą w
szpitalu floty. Jeden z moich pracowników podsłuchał jak jakiś facet mówił, że jesteś
specjalistą i masz mnóstwo stopni czy coś takiego. Rodney nie może umrzeć. Tylko on
się liczy. – Carlton cofnął się i skinął na jednego strażnika. – Pilnuj ich. – Odszedł,
kierując się z powrotem do strażnika przy drzwiach.
- Będą mieli czas? – Jessa przeszła na Veslorski. Nie znała słowa na ewakuację.
Maith rzucił jej rozbawione spojrzenie z powodu jej rażącego kłamstwa, ale szybko
ukrył swoją reakcję.
- Zabawić się?
- Wciąż się uczę – mruknęła po angielsku zanim wróciła do Veslorskiego. Nie znała
słowa udawać w jego języku. – Sfałszować operację.
- Zgoda. Zabiją nas, kiedy się dowiedzą, że ten mężczyzn będzie żył.
~ 66 ~
Tego się bała. Złożyła przysięgę, że będzie ratować życie, nie je odbierać. Z drugiej
strony, Jessa nie chciała zostać zamordowana. Tak dokładnie się stanie jak tylko Carlton
George zdobędzie informacje, których chciał od gubernatora. Nie będzie miał już
pożytku z niej ani z Maitha. Wszyscy ludzie w pokoju również byli gotowi zamordować
wszystkich w rezydencji. Od nich nie będzie żadnej pomocy.
Trzeba było podjąć decyzję. Wszystko sprowadzało się do jej obietnicy złożonej
siostrze. Musiała żyć, by pewnego dnia znów były razem jako rodzina. Flota i komisja
medyczna nie ukarze jej za jej czyny. To zostanie uznane za samoobronę. Wroga
sytuacja oznaczała, że miała pozwolenie odbierać życia, by ratować własne.
Rozejrzała się, gdy zdjęła rękawiczki i założyła nową parę ze swojej apteczki.
Widziała ośmiu strażników i Carltona. Plus kobietę skuloną przy innym biurku. To były
złe szanse, nawet jeśli wątpiła, by kobieta stanowiła duże zagrożenie.
- Jesso? – Chrapliwy głos Maitha przyciągnął jej uwagę. – Musimy zmniejszyć ich
[coś, co nie zrozumiała] zanim to się stanie.
Carlton przestał knuć wszelkie straszne rzeczy, jakie planowali zrobić, by odwrócić
się w jej stronę.
- Co?
- Nie mnie.
~ 67 ~
Spojrzała na strażników.
- Pozwól jej zrobić, czego potrzebuje – rozkazał Carlton. – Rodney nie może
umrzeć. Tylko on ma dostęp do… – Nagle przestał mówić. – Po prostu zrób to!
Wielki strażnik wyjął swoją broń i przekazał ją drugiemu. Jessa w duchu przyznała
mu punkt, że nie jest idiotą. Podszedł do niej bliżej i przejechała testerem po jego
skórze. Zapiszczał. Nie pasował, ale wyglądał na największe zagrożenie.
- Pasujesz. Już mamy zwycięzcę. – Szybko usunęła wyniki zanim ktokolwiek mógł
podejść na tyle blisko, by zobaczyć jego grupę krwi. Nie było tak, że naprawdę
planowała zrobić transfuzję.
- Weź krzesło. Najlepiej będzie jak usiądziesz do tego. Przeciągnij to nad głową
gubernatora i usiądź wygodnie – powiedziała do niego uprzejmie.
Zawahał się.
- Nie tyle, żeby cię skrzywdzić – przysięgła zgodnie z prawdą. To nie był jej plan. –
Po prostu usiądź. Oczywiście łóżko medyczne byłoby o wiele lepsze. Przechowujemy w
nich oddaną krew. – Spojrzała na Carltona.
- Pieprz się – mruknął Dean, ale wziął krzesło i przyciągnął je, sadzając na nim
swoją wielką sylwetkę. Zbladł, gdy Jessa błysnęła mu największą igłą do wkłucia, jaką
miała z najmniejszą rurką. Mogła się założyć, że żadne nie posiadało przeszkolenia
~ 68 ~
medycznego.
- To może być trochę bolesne, ponieważ muszę improwizować. Chcesz coś, żeby
zdrętwiało ci ramię?
~ 69 ~
Maith odwrócił nieco głowę, by spojrzeć na strażnika podpiętego do kroplówki,
potem rzucił jej zdezorientowane spojrzenie.
- Śpi?
Kąciki jego ust wykrzywiły się na ułamek sekundy zanim udał, że wyjmuje więcej
małych pakietów z jej zestawu. Nie były czymś, co faktycznie używali do operacji lub
czegokolwiek.
- Potrzebuję rozproszenia.
- Omawiamy najlepszy sposób radzenia sobie z perforacją jelit pana Boyda. Muszę
wzmocnić jego układ odpornościowy, by zwalczyć infekcję. – Chwyciła wstrzykiwacz z
lekami przeciwbólowymi i postukała w niego, podnosząc dawkę do śmiertelnego
poziomu i ustawiając go tak, że nie zatrzyma się po jednym wstrzyknięciu. Zaczął pikać
do niej w ostrzeżeniu, ale pominęła bezpieczeństwo.
Strażnik podszedł bliżej, by spojrzeć na urządzenie, nawet gdy Jessa użyła drugiej
ręki i chwyciła jego karabin laserowy. Odsunęła lufę na bok, żeby powstrzymać go
przed zastrzeleniem jej i uderzyła urządzeniem w jego odsłoniętą szyję, naciskając
kciukiem i aplikując mu lek.
Potem rozpętało się całe piekło z rykiem, który jak wiedziała pochodził od Maitha.
Coś głośno uderzyło, prawdopodobnie przewracające się krzesło. Ale nie miała
czasu, by zrobić coś więcej niż tylko zgadnąć. Nie była nawet pewna, jaki miał być jej
następny ruch… dopóki strażnik nie zaczął się przewracać, puszczając swoją broń.
Wyrwała ją i zdołała ją utrzymać, gdy kolejny strażnik chwycił ją od tyłu.
~ 70 ~
Silne ramiona boleśnie zacisnęły się wokół jej talii i została poderwana z nóg.
Spojrzała w dół, zobaczyła bladą skórę i nie zawahała się, przyciskając wstrzykiwacz do
ramienia nad jej brzuchem. Nacisnęła zwolnienie i dała mu dawkę. Zaklął i brutalnie
ścisnął jeszcze mocniej zanim jego ramię zaczęło się rozluźniać i zatoczył się.
Jessa dziko wierzgała nogami i uderzyła go w podudzia. Upuścił ją. Potem palant
prawie zabrał ją ze sobą, gdy upadł na podłogę, nieprzytomny.
Jessa zablokowała ramieniem pięść skierowaną w jej twarz i bokiem broni walnęła
kobietę w bark. Jej przeciwniczka krzyknęła i natychmiast upadła.
Jessa rzuciła się w stronę postrzelonego strażnika, który walczył, by przekręcić się
na plecy i podnieś swoją broń, żeby strzelić. Strzeliła pierwsza, tym razem przybijając
go w twarz z bliskiej odległości.
Podniosła się żółć i zadławiła się na widok tego, co zrobiła, ale nie miała na to
czasu. Strażnik nie był już zagrożeniem.
Powietrze wypełnił krzyk i patrzyła jak bojowa postać Maitha dokładnie pokazuje,
dlaczego Veslorowie byli tak zaciekłymi, zabójczymi wojownikami. Zdjął trzech
strażników, a obecnie zabijał czwartego.
Carlton George próbował otworzyć drzwi, których wcześniej nie zauważyła, ukryte
~ 71 ~
za kilkoma pudłami ułożonymi pod ścianą. Przewrócił je, żeby uzyskać dostęp. Był
odwrócony do niej plecami, gdy gorączkowo wystukiwał coś na panelu obok drzwi…
Gwałtowna siła eksplozji nad nimi sprawiła, że solidna podłoga pod jej stopami
zadrżała na tyle, by odrzucić Jessę na bok. Światła zgasły, akurat gdy boleśnie uderzyła
o podłogę.
~ 72 ~
Rozdział 6
Maith zabił walczącego człowieka pod nim, jego uszy boleśnie pulsowały od
głośnej eksplozji. Możliwe, że będzie cierpiał na uszkodzenie słuchu. Absolutna cisza
zdezorientowała go i chociaż mógł normalnie dobrze widzieć w ciemności, nagła utrata
całego światła oślepiła go tymczasowo.
Podniósł się na cztery łapy, sprawdzając, czy nie ma obrażeń, gdy jego wzrok się
poprawiał. Jeden z ludzi postrzelił go w bok, ale to nie spowodowało większych szkód.
Szybko się zagoi.
Użył łap, by sprawdzić ludzi na podłodze najbliżej niego, ich krew i nieruchome
ciała zapewniały go, że nie są już zagrożeniem. Kuszące było przemienić się z
powrotem, by zawołać Jessę i upewnić się, że nadal żyje, ale czekał, mając nadzieję na
przywrócenie słuchu.
Powoli podkradł się do niego, mając nadzieję, że to Jessa. Człowiek zdobył jego
podziw. Była odważna i walczyła z mężczyznami, dając mu rozproszenie, jakiego
potrzebował, żeby zmienić postać i zaatakować. W przeciwnym razie, zbyt szybko
zaczęliby strzelać do niego, by mógł użyć swoich zabójczych pazurów.
Ale zmartwienie sprawiło, że przekręcił głowę, szukając Jessy. Mieli swoje różnice,
może często się kłócili, ale nie chciał, by cokolwiek się jej stało.
Jessa kucała na dłoniach i kolanach, jedno ramię miała wyciągnięte na oślep, gdy
przesuwała się o kilka centymetrów. Podbiegł do niej i otarł się ciałem o jej dłoń, by dać
jej znać, że tam jest, ponieważ nie mógł mówić słowami w swojej zmienionej postaci.
Zaburczał trochę, by mieć pewność, że będzie wiedziała, że to on.
Jej ręka zamarła na jego boku, potem pogładziła jego futro i szybko podpełzła
~ 73 ~
bliżej, przyciskając swoje ciało do jego. Użyła go do wyprostowania się na kolanach,
potem obie jej ręce pogładziły go, przesuwając się po jego grzbiecie i dalej do głowy.
Delikatnie chwyciła go za szyję.
- Kiwnij głową, jeśli nic ci nie jest. Nic nie widzę – szepnęła.
Skinął głową.
- Dzięki, kurwa – odetchnęła. – Jestem ranna, ale nie poważnie. Słyszę jednego z
nich. Kobietę. Ta suka próbowała mnie zaatakować. Czy żyją jeszcze jacyś strażnicy?
Znowu skinął głową. Ten, z którego udawała, że pobiera krew, wciąż siedział
osunięty na krześle. Wydawał się być oszołomiony i w swoim własnym świecie.
- Jeden?
Jessa oderwała od niego ręce i odsunęła się kilka kroków, prawie przewracając się
na tyłek. Sięgnął po nią szybko, by uchronić ją przed upadkiem, chwytając ją za
nadgarstki.
- Spokojnie.
- Jest. Gubernator i Carlton wciąż żyją. Tak samo mężczyzna, którego jako
pierwszego odurzyłaś, i druga kobieta. Carlton uciekł do innej części bunkra.
Jessa szarpnęła za nadgarstki i puścił ją. Wyciągnęła ręce na ślepo i położyła obie na
jego klatce piersiowej.
- Widzisz?
- Tak.
- Czy część bunkra się zawaliła? Czuję trochę kurzu i pyłu, ale nic cholera nie
widzę. Czy dach się zawali?
- Wydaje się trzymać. Jest kilka drobnych pęknięć w suficie, ale żadnych dużych.
To wyjaśniałoby cząsteczki w powietrzu. Belki nośne wydają się być stabilne.
~ 74 ~
- Dobrze. Skontaktowałeś się ze swoim zespołem? Jest jakaś wiadomość, czy byli w
stanie ewakuować wszystkich naszych ludzi?
- Jeszcze nie. Właśnie odzyskałem mój słuch i wzrok. – Przerwał. – Poza tym
straciłem zdolność kontaktu z moją grupą przez urządzenie w uchu, gdy byłem w
bitewnej postaci. Moje uszy rosną i zmieniają kształt. Urządzenie wypadło.
- Racja. – Jej ręce przesunęły się po jego klatce piersiowej na jego ramiona, potem
lekko przejechała palcami po bokach jego szyi. Zadrżał trochę i jego drąg zareagował.
Szarpnął biodra do tyłu, ponieważ stracił całe ubranie, kiedy się zmienił, by zaatakować
strażników. Nie chciał, żeby wiedziała, że jej dotyk go podniecił. Chociaż nie mógł
powstrzymać niskiego pomruku, który uciekł, gdy znalazła jego uszy i delikatnie je
zbadała.
Próbował się wykręcić, ale warknęła na niego. To była żałosna imitacja jego
wokalizacji, ale to zaskoczyło go na tyle, że zamarł.
- Próbuję sprawdzić, czy masz pęknięte bębenki uszne. Jednak nie czuję żadnej krwi
- Idź, upewnij się, że nie jest zagrożeniem, a ja aktywuję moje oko, żebym mogła
widzieć. Będzie trochę świecić. Nie chciałam ujawnić mojej lokalizacji, dopóki nie
wiedziałam, że jest bezpiecznie. Bo jest?
Rozejrzał się.
- Kobieta leży na podłodze, ale blisko niej nie ma broni. Zajmij się nią. Gubernator
nadal jest uśpiony. Poszukam Carltona i mojego urządzenia. Strażnik obok gubernatora
siedzi na krześle. Myślę, że śpi.
~ 75 ~
- Tak – skłamał. Walka nie była powodem, że jego drąg zesztywniał. Nie chciał
przyznać, że to od jej dotyku na jego skórze.
- Okej. Sprawdzę cię, to znaczy pod kątem kontuzji, jak znajdziesz jakieś spodnie i
zajmiesz się Carltonem. Ja zajmę się tą suką.
- Dobrze. Rozpraw się z dupkami i znajdź lepsze oświetlenie. Potem zbadam cię,
jeśli gdzieś zostałeś ranny. – Odsunęła się, gdy druga kobieta ponownie krzyknęła.
- To mój implant oczny, żebym mogła widzieć w ciemności, idiotko. Nie jestem
zbliżającym się do ciebie pływającym okiem. – Jessa brzmiała na zirytowaną. – Wezmę
mój skaner. Chociaż nie zasługujesz na leczenie.
Jessa westchnęła.
- Trzymanie się dupków oznacza, że nic dobrego ci się nie przydarzy. – Na chwilę
zatrzymała się przy strażniku na krześle. Dotknęła jego twarzy. To sprawiło, że
mężczyzna otworzył oczy i jęknął. – Jest na haju i w większości sparaliżowany. Tak
dokładnie lubię mieć moich złych ludzi. – Podeszła do biurka, gdzie wciąż spał
nieprzytomny gubernator, i sięgnęła do apteczki, wyjmując wstrzykiwacz z lekiem.
Potem postukała w niego, przycisnęła do szyi strażnika i Maith usłyszał lekki syk.
- Co mu dałaś? – zapytał.
Maith słuchał uważnie, potwierdzając to, co usłyszał, gdy jego uszy przestały boleć
– były tylko odgłosy oddychania czwórki ludzi, w tym Jessy.
- Już za późno.
Zesztywniała, jej twarz wykrzywiła się, gdy zdała sobie sprawę, że drugi strażnik
~ 76 ~
nie żyje.
Maith odwrócił się, szybko skanując podłogę między miejscem, gdzie się zmienił i
gdzie zaatakował ludzi, znajdując swoje urządzenie. Było rozbite. To go wkurzyło, ale
wciąż mógł skomunikować się przez swoją opaskę Veslorów. Wezwie swoją grupę jak
tylko zajmie się wszelkimi zagrożeniami. To był obecny priorytet.
Ruszył w kierunku, gdzie ostatnio widział Carltona. Już dłużej nie ukryte przez
ścianę pudeł, drzwi bezpieczeństwa były częściowo otwarte. Jedno z leżących pudeł
uniemożliwiało ich zamknięcie. Maith otworzył je szeroko i użył jeszcze kilku pudeł, by
tak pozostały. Był tam długi korytarz z wieloma drzwiami, a na końcu skręcał poza
zasięg wzroku. Zatrzymał się, żeby posłuchać, ale nic nie usłyszał. Każde drzwi w tym
korytarzu były zrobione z metalu, z elektrycznymi panelami na ścianie obok każdych.
To oznaczało, że prawdopodobnie wszystkie były zamknięte.
Carltona nie było w zasięgu wzroku ani słuchu, gdy skradał się korytarzem, i skręcił
znajdując kolejny długi pasaż z jeszcze większą liczbą drzwi, zanim korytarz się
kończył. Zdał sobie sprawę, że tu mogą ukrywać się inni ludzie. Maith nie zabił
pozostałych tylko po to, by teraz zginąć lub zostać schwytanym. Warcząc, odwrócił się i
wrócił do bunkra, by znaleźć swoje porzucone ubranie.
Jessa przyciągnęła kobietę bliżej biurka, na którym leżał ich pacjent, i grzebała w
swojej apteczce. Wyciągnęła długie, cienkie paski materiału.
- Zrobię to teraz. – Odnalazł swoje spodnie. Zostały pobrudzone przez krew jednego
~ 77 ~
z ludzi zanim strząsnął je ze swojego ciała. Opaska również została spalona przez ogień
laserowy. Może dlatego jego biodro nie było tak zranione jak mogłoby być.
Wzmocniony materiał wojskowy wziął na siebie promień lasera. Wyjął z kieszeni
urządzenie hakerskie i znalazł je w kawałkach. Warknął zirytowany.
- Przykro mi, że straciłeś te rzeczy, ale mogło być gorzej – mruknęła Jessa,
odwracając się i kucając przy dużym biurku.
- Co robisz?
- Mam więzy w mojej torbie. Biurko jest ciężkie, zwłaszcza z tym dupkiem Boydem
rozciągniętym na nim. Przywiążę ją i strażnika do nogi. Biurko z jakiegoś powodu
zostało przymocowane do podłogi, więc powinno uniemożliwić im zrzucenie tyłka ich
cennego gubernatora i podniesienie biurka, żeby się uwolnić.
- Dlaczego trzymasz więzy w apteczce? – Jessa często zachowywała się bez sensu
dla niego.
- Jakiś problem?
Coś spadło na podłogę i obrócił się. Jessa wpatrywała się w niego z swoim
świecącym okiem. Strach łatwo było rozpoznać na jej twarzy.
- Czyżbyś mówił, że twoja grupa tak naprawdę nie słyszała, co się tutaj działo przed
~ 78 ~
wybuchem? – Jej podbródek uniósł się, by spojrzeć w sufit, i jej mina zmieniła się w
przerażenie. – Nie dostali ostrzeżenia do ewakuacji?
- Dostali – zapewnił ją. – Było aktywne, dopóki nie przekształciłem się w moją
bitewną postać.
Opuściła podbródek i zobaczył łzy spływające z jej brązowego oka w dół policzka.
- Jesteś pewny?
- Dzięki Bogu!
- Wkrótce nas wykopią. Musimy czekać. Powiedziałem mu, że obecnie nie grozi
nam niebezpieczeństwo.
- Jesteś ranna?
Wytężył słuch, żeby usłyszeć jej głos. Był taki niski i przytłumiony przy jego
skórze. Objął ją ramionami, gotowy podnieść ją, gdyby upadła.
- Jessa, gdzie jesteś ranna? Pozwól, że cię przeskanuję. Zostawiłem mój skaner na
~ 79 ~
biurku zanim się przemieniłem.
- Nic mi nie jest – upierała się, jej głos drżał. – To tylko mały atak paniki. Wróciłam
pamięcią do mojego dzieciństwa, kiedy powiedziałeś, że nas wykopią. Dam radę.
Naprawdę. Dobrze… – Przerwała. – Chociaż twój bardzo duży kutas jest przyciśnięty
do mojego brzucha. Witaj, ołowiana ruro. Cholera! Nic na was, Veslorach, nie jest
małe, prawda?
Chciał ją puścić, ale wbiła paznokcie w jego skórę. To nie bolało. Jej maleńkie
pazurki prawdopodobnie nie przebiłyby skóry, nawet gdyby próbowała.
- Wydobędą nas. Nie jest jak wcześniej. Nie jesteśmy przygnieceni gruzem. – Maith
chciał pocieszyć Jessę, trzymając ją mocniej. Jej oddech zwolnił, gdy zaczął głaskać ją
po plecach. Jej malutkie pazurki rozluźniły się na jego skórze, lekko go drapiąc. – Jesteś
ranna, Jesso?
- Dobrze.
- Dziękuję. – Pociągnęła nosem. – Już mi przeszło. Taa. Okej. Dach już spadłby na
nas, gdyby miał się zawalić. Zostalibyśmy zmiażdżeni pod gruzami. Dobrze. Logika.
Powinnam być bardziej zaniepokojona tym, czy mamy wystarczającą ilość tlenu do
~ 80 ~
przetrwania. Uduszenie się byłoby do bani po przeżyciu tego wybuchu. Przynajmniej na
Marsie wszędzie były otwory wentylacyjne. Powietrze było pompowane do zawalonych
sekcji, ponieważ wiedzieli, że jest kilku ocalałych.
- Tak. Mam trzech pacjentów do leczenia. Ramię suki nie jest złamane. Tylko
głęboki siniak, który prawdopodobnie bardzo boli. Zasłużyła na to próbując mnie
uderzyć. I myślę, że popsułam mój komunikator na nadgarstku, kiedy musiałam
zablokować jej pięść. Nazwałabym ją inaczej, ale nie znam jej imienia. Nie dbam o to.
- Zaraz wrócę. Krzyknij na mnie, jeśli któryś z ludzi obudzi się i sprawi ci kłopoty.
Jessa odwróciła się do niego, jej świecące oko skupiło się na jego twarzy.
- Moje implanty nie zostały uszkodzone. Może uda mi się przełamać te drzwi. Jeśli
tam jest generator lub awaryjny system zasilania, prawdopodobnie jest za jednymi z
nich. Nie ma sensu, żeby zbudowaliby to miejsce bez niezależnego źródła mocy.
- Poszukam ubrań. Wzdłuż tamtej odległej ściany jest ustawionych mnóstwo pudeł z
~ 81 ~
zapasami.
Jessa odwróciła się i przeszedł przez pokój do pudeł. Dużo było w ludzkim języku.
Maith uczył się pisanego angielskiego po akcji ratunkowej na Planecie Biter. Program
był powolny w tłumaczeniu pisemnych akt medycznych znalezionych na tej planecie,
więc był zmotywowany się nauczyć.
- Co, Jesso?
Łatwiej było myśleć o siostrze niż o tym, co właśnie się wydarzyło. Czuła się trochę
zakłopotana, że straciła swoje opanowanie. Logiczna część niej wiedziała, że to było
zrozumiałe. Była ocalałą z okropnej traumy z dzieciństwa. Bycie zakopanym po
eksplozji nigdy nie powinno przytrafić się tej samej osobie dwa razy w ciągu życia.
Byłoby naturalne nie przyjąć tego dobrze.
~ 82 ~
Zebrała się w sobie. To była ważna część. Więc co z tego, że przylgnęła do Maitha,
jakby był jej liną ratunkową? Bardzo doceniała, że nie śmiał się ani nie kpił z niej. To
skłoniło ją do przemyślenia wszystkich opinii na jego temat sprzed miesięcy. Czas
spędzony razem na Torid pokazał jej te strony mężczyzny, które starannie ukrywał.
Nie można też było zapomnieć o odczuciu jego aksamitnej skóry. I miał erekcję, już
dwukrotnie. Chociaż wielu mężczyzn dostawało erekcji podczas walki. Po prostu skoki
adrenaliny. To nie miało z nią nic wspólnego.
- Nie podzielę się wszystkimi szczegółami, Jesso – zawołał Maith. – Dałem ci moje
słowo.
- Dziękuję. – Przygryzła wargę i prawie się roześmiała. Flota nie była tym, o czym
mówiła. To było odczucie jego dużego, twardego penisa naciskającego na jej brzuch… i
to jak sprawiał, że czuła się bezpieczna, kiedy ją trzymał. Ona również lubiła go
dotykać. Jego gorąca, teksturowana skóra była niezwykle kusząca, żeby ją zbadać.
Może polizać. Skubnąć.
- Znalazłem ubranie.
- Świetnie. – Chociaż tak naprawdę tak nie uważała. Nie byłoby tak źle, gdyby zbyt-
atrakcyjny-dla-jej-własnego-dobra Veslor utknął biegając dookoła nago przez chwilę.
Miał godne pochwały ciało. Tak przyjemne dla oka, że pomogłoby zrekompensować
pogrzebanie żywcem.
Na podłogę głośno upadło pudło i okręciła się. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyła, był
świetny tyłek Maitha. Był pochylony do przodu, wciągając spodnie zanim wyprostował
się do pełnej wysokości. Jedno spojrzenie w dół ujawniło, że spodnie dresowe były za
krótkie na jego długie nogi. Nie tylko pokazywały jego kostki, ale częściowo też łydki.
~ 83 ~
- Jesso? Jesteś gotowa sprawdzić, czy możesz ominąć zamki w drzwiach?
- Zgoda. – Maith ruszył przed nią, prowadząc ją długim korytarzem. Zatrzymał się
przy pierwszych drzwiach po prawej i wskazał na nie.
Stanęła obok niego i aktywowała implant za swoim sztucznym okiem, podczas gdy
studiowała panel na ścianie.
- Nie ma sprawy. – Maith był szybszy i zabójczy. Mentalnie przesłała sygnał i rygiel
zabezpieczający drzwi odsunął się, światła klawiatury zrobiły się zielone. – Cały twój. –
Cofnęła się pod ścianę i wstrzymała oddech, mając nadzieję, że nic złego się nie stanie.
Maith wszedł szybko do zaciemnionego pokoju. Wzięła powolny oddech, jej ciało
napięło się, ale nic się nie stało, dopóki Maith nie pojawił się z powrotem na widoku.
Pokręcił głową.
~ 84 ~
naprawdę przestarzałej technologii. Musimy znaleźć pompy powietrza i pstryknąć
włącznik. Wszystko oprócz chłodni, prawdopodobnie potrzebuje ręcznego
zresetowania.
- Racja. – Podeszła do panelu i skupiła się. – Ta sama marka i model. Ten sam kod.
Mogę odblokować je wszystkie na raz, jeśli chcesz.
Kiwnęła głową.
- Gotowa?
- Najpierw wyłącz światła w korytarzu. – Zniżyła głos. – Carlton nie jest zbyt
mądry. Pewnie nawet nie próbował zapalić świateł w tych pokojach. Ale jeśli cię
zobaczy, strzeli, jeśli będzie uzbrojony.
- Okej. – Odsunęła się na bok, nie musiała patrzeć na panel, żeby mentalnie wysłać
sygnał. Zrobiła to i rygiel zamka odsunął się, gdy panel zamigotał na zielono.
Maith pchnął drzwi i szybko zniknął w środku. Nie pojawił się ogień z lasera.
Wrócił do niej w niecałą minutę.
- Wiem.
Spojrzała na niego.
- Te szafki mogą zawierać twarde pliki. Możemy mieć tutaj nasze dowody dla
Komandora Billsa. – Cofnęła się do panelu. – Zmienię kody, w tym ten producenta. W
ten sposób nikt oprócz nas nie będzie mógł wejść.
~ 85 ~
- Dlaczego chcesz to zrobić?
- Ponieważ nie ufam nikomu na Torid, kto może pracować dla mężczyzn przy
władzy. Być może nie tylko twoja grupa i personel floty spróbują nas wykopać. Będą
potrzebować pomocy. Nie chcę przypadkowego pożaru lub żeby coś stało się tym
plikom.
- Dobra decyzja.
- Tak myślałam. – Skupiła całą swoją uwagę na klawiaturze. Zmiana kodów zajęła
tylko minutę. – Zrobione. Zamknij drzwi i zablokują się automatycznie. – Opuściła głos
i warknęła do niego coś po Veslorsku. – To jest słowo na nowy kod, ale w języku
angielskim. – Podała mu też numerowany kod, który otworzy wszystkie inne drzwi, na
wypadek gdyby musiał to zrobić bez niej.
- Nie. Nie mów tego. Nie odbieram żadnych sygnałów monitoringu, ale najlepiej
będzie, jeśli napiszesz kody w Veslorskim do swojej grupy, na wypadek, gdyby coś
nam się stało.
- Gotowe.
~ 86 ~
Rozdział 7
- Próbowałeś go zabić, dupku – oskarżyła zanim Maith zdążył się odezwać. – Masz
szczęście, że nadal oddychasz. Możesz postawić go na nogi, proszę?
Maith zastosował się, chwycił nadgarstki Carltona w jedną wielką dłoń, następnie
użył pleców koszuli człowieka, żeby go podnieść. Obrócił Carltona, żeby Jessa mogła
zobaczyć czerwoną, rozwścieczoną twarz palanta.
- Żądam prawnika.
~ 87 ~
Nie mogła uwierzyć w jego zuchwałość.
- Mam prawa! Nie możesz tego zrobić – zaprotestował Carlton. – Każę was oboje
aresztować. Wniosę oskarżenia!
Jęknął, instynktownie próbując się zgiąć, ale między nią i Maithem, nie mógł się
ruszyć.
- Idiota. Pogrzebałeś nas tutaj. Mam głęboko gdzieś twoje prawa. A co z naszymi?
Albo z ludźmi, którzy byli w rezydencji, kiedy wybuchły bomby? Pieprz. Się. Dopóki
nie zechcesz odpowiedzieć na moje pytania, zamknij swoją cholerną gębę. – Puściła
jego podbródek i cofnęła się. – Albo walnę cię w jaja za każdym razem, gdy zaskomlesz
lub rzucisz czczą groźbę.
Odwróciła się, rozglądając się po pokoju. Łóżko wyglądało na zbyt wygodne, żeby
go tam przywiązać. Również na niewystarczająco wytrzymałe. Weszła do łazienki i
zapaliła tam światło. Toaleta była przymocowana do ściany grubym metalowym
orurowaniem, a muszla klozetowa i zbiornik były jednym kawałkiem, przykręconym do
miejsca. Uśmiechnęła się.
~ 88 ~
tak jak prosiła.
- Nie!
- Ty pieprzona cipo!
Maith zgarnął broń, której użył Carlton, i spotkał się z nią na korytarzu. Jego zielone
oczy zwęziły się, gdy ich spojrzenia się spotkały.
- Nie mam problemu. To było solidne miejsce do zabezpieczenia go. Nie jest
wystarczająco silny, by rozbić toaletę lub wyrwać rurę, żeby się uwolnić.
- Więc co to za spojrzenie?
- Nie może rozpiąć spodni, ale może pić, jeśli będzie spragniony.
Jessa westchnęła.
~ 89 ~
- To tymczasowe rozwiązanie. Takie, którego wprowadzenie w życie bardzo mi się
spodobało. Chciałabym zostawić go przytulającego się do tej toalety na wieczność, ale
nie jestem totalną suką. Musimy znaleźć lepsze miejsce dla niego i innych więźniów.
Będą potrzebować łazienki i dostępu do wody. Ale wszystko, co do tej pory widziałam,
nie pasuje do typowego bunkra awaryjnego Zjednoczonej Ziemi. Wszystkie drzwi
byłyby wyraźnie oznaczone, wyjścia i wejścia, i byłaby duża kuchnia przemysłowa. Ten
tego nie ma. Byłaby w głównej części bunkra, żeby każdemu dać dostęp. Co dokładnie
widziałeś w tych zamrażarkach?
- Mnóstwo mięsa.
- Mięsa, którego nie mamy możliwości ugotowania bez prawdziwej kuchni, jeśli jej
tutaj nie ma.
Maith wyszedł.
- Kolejny pokój.
- Dlaczego?
- Uzyskamy odpowiedzi.
~ 90 ~
Poczuła się lepiej wiedząc, że Boyd, Carlton i wszyscy związani z tą dwójką
prawdopodobnie spędzą resztę swojego życia w więzieniu. Przypomniała sobie
wszystkich pacjentów, których leczyła, a którzy byli maltretowani przez tych
nadzorujących kolonię. Na wpół zagłodzone i ranne dzieciaki przemówiły do niej
najbardziej.
Wzruszył ramionami.
- O czym myślisz?
Wydawał się spiąć w chwili, gdy drzwi się uchyliły, a potem wpadł do środka z
warczeniem.
Drzwi były otwarte, a Maith włączył światła. Kiedy wpadła do środka, przerażający
~ 91 ~
widok sprawił, że sapnęła.
W dwóch celach uwięziono ludzi. Zamek jednej z nich został przecięty karabinem
laserowym, a Maith już klęczał obok rannego mężczyzny na jednym z łóżek.
Drugim więźniem była kobieta. Na jej kości policzkowej widać było siniaki i jedno
oko miała lekko opuchnięte. Siedziała skulona na swoim łóżku, z podciągniętymi
kolanami, i wyglądała na przestraszoną.
Zalał ją gniew. Wcale nie był dorosły. Nie w pełni. Miał prawdopodobnie piętnaście
lub szesnaście lat, jeśli miała zgadywać. Dzieciak był nieprzytomny i ledwo oddychał.
Maith podniósł koszulę chłopaka, odsłaniając brzydkie siniaki i to, co jak była pewna,
było połamanymi żebrami. Automatycznie zaczęła sprawdzać go sztucznym okiem, gdy
postawiła zestaw i otworzyła go, by złapać skaner.
- Co?
~ 92 ~
- To maleńki pasożyt przenoszący się w powietrzu, pochodzący z roślin
produkujących zarodniki na planecie, którą nazywamy Prissa. – Skrzywiła się. – Cały
zespół ratunkowy na niezamieszkałej planecie Ziemi, którą obecnie kontroluje, został
od tego powalony. Dziewięciu z nich umarło zanim wysłany na powierzchnię
specjalista ds. badań nad kosmitami zdał sobie sprawę z przyczyny i znalazł lek. Zaraża
każdego, kto wdycha zarodniki. Pasożyt staje się aktywny w ciepłym układzie płuc, a
następnie rozprzestrzenia się po całym ciele. Jest śmiertelny, jeśli pozostaje bez kontroli
i wysoce zaraźliwy od żywego gospodarza. – Jessa pokręciła głową. – Do diabła, jak ten
dzieciak go złapał? Prissa jest teraz ograniczoną planetą. Mogę dać ci dawkę na wszelki
wypadek? Jest bardzo zaraźliwy, Maith. Nawet kaszel może rozprzestrzeniać pasożyty,
ponieważ są obecne we wszystkich płynach ustrojowych. Do tego dotknąłeś go, a on się
poci. Szczepionka zabije pasożyty.
- Powiedziałaś, że to choroba…
- To jest Maith. Wygląda przerażająco jak diabli, ale Veslorowie mają ogromne
serca, i jest medykiem. Nie skrzywdzi cię. Pracuje z flotą. Pozwól mu podać ci dawkę.
Jesteś metr od tego dzieciaka, a on jest mocno zarażony pasożytami. To oznacza, że
najprawdopodobniej też je masz. To byłby cud, gdybyś nie miała, skoro oddychasz tym
samym powietrzem w zamkniętej przestrzeni.
Kobieta pozwoliła Maithowi się zaszczepić. Odwrócił głowę, wpatrując się w Jessę
przez kraty klatki.
- Mogę użyć twojego skanera? Nie wziąłem swojego. Nie chcę zostawiać cię samą,
żeby go przynieść.
- Musimy znaleźć więcej środków medycznych. Mój zestaw się wyczerpuje i będę
potrzebować co najmniej dziesięciu worków soli fizjologicznej. Jest bardzo
odwodniony i taki pozostanie, dopóki nie zginą wszystkie pasożyty. To zajmie co
~ 93 ~
najmniej dziesięć do dwunastu godzin, opierając się na tym jak bardzo jest
zainfekowany.
Usłyszała to z ulgą.
- Jak masz na imię? Jestem Jessa. – Nie chciała być zbyt formalna z przestraszoną
kobietą i utrzymywała kojący ton.
- Wilma Johns. Mój mąż jest koordynatorem ds. osiedleń Zjednoczonej Ziemi.
Aresztowali mnie, żeby trzymać go w ryzach, kiedy przybyła flota.
- Więc będzie kłamał dla nich o prawdziwej sytuacji, jaka się tutaj dzieje, albo cię
zabiją?
- Tak.
~ 94 ~
Asystent gubernatora. Prawdopodobnie to niewiele pomoże. A Gubernator został
dźgnięty w brzuch. – Chciała sprawiedliwości dla Wilmy Johns. – Czy oni byli
świadomi, że jesteś w ciąży?
Maith warknął.
- Tak. – Pomógł kobiecie wstać z łóżka i wyjść z klatki, gdzie się zatrzymał,
przełączając się z powrotem na angielski. – Nakarmię ją.
~ 95 ~
- Jego długoterminowe rokowanie powinno być dobre, ale pasożyty narobiły szkód
w jego ciele. Pełne wyzdrowienie zajmie mu kilka tygodni.
Transporty firmowe mogły odbierać skały quintwinu tylko po tym jak zostały
odkażone. Skały były jedynymi rzeczami, które mogły opuścić tę planetę. Były
transportowane w ładowniach bez powietrza lub ciepła, by upewnić się, że żadne żyjące
zarodniki nie przetrwają. Jako ostatni środek ostrożności, ładunek zawsze był
poddawany kwarantannie i ponownie sprawdzany przed przewiezieniem do miejsca
przeznaczenia. Załogi tych statków również musiały być zaszczepione. Wszystko
obracające się wokół wydobycia na Prissa, było ściśle regulowane.
~ 96 ~
kolejna tajemnica.
Carlton dalej wpatrywał się w nią gniewnie… ale jego spojrzenie przemknęło na
chwilę na urządzenie w jej dłoni.
- Ostatecznie powiem Maithowi, żeby przeniósł cię do jednej z tych klatek. Cały
pokój jest zainfekowany. Od ciebie zależy, czy cię zaszczepię, czy pozwolę pasożytom
zaatakować twoje ciało. Będziesz miał trzy do czterech tygodni zanim umrzesz… chyba
że masz jakieś podstawowe problemy zdrowotne. Wtedy może wytrzymasz dziesięć
dni.
Carlton zbladł.
~ 97 ~
bolał. – Zamilkła. – W końcu będziesz majaczył, rzadko będziesz przytomny i będziesz
cierpiał na gwałtowne drgawki aż do śmierci. Nie najgorszy sposób na śmierć. Wierz
mi. Choroba Cuga to jeszcze większy koszmar. Zmienia twoje narządy wewnętrzne w
papkę i wykrwawiasz się. Oczami, uszami, tyłkiem… do diabła, sikasz krwią.
Wymiotujesz. Wstrętna pieprzona rzecz. Większość ludzi zabija się, gdy ją złapią,
zanim nadejdzie pomoc. Taka jest bolesna i straszna.
Carlton zadrwił.
- Nie zrobisz tego. Musisz podzielić się lekarstwem, jeśli je masz. Jesteś
pieprzonym lekarzem.
- W porządku. Pójdę teraz po Maitha, żeby wsadził cię do klatki obok tej dzieciaka.
Zostaniesz zarażony w sekundzie, w której zostaniesz wciągnięty do tego pokoju.
- Ty suko!
- Tak, jestem. – Skrzyżowała ramiona i oparła się o drzwi. – Ciesz się wysypką.
Pojawi się w ciągu godziny od ekspozycji.
~ 98 ~
- Czasami kupujemy od niezależnych dostawców. Jeden z nich obiecał nam coś
rzadkiego, ale kiedy przyleciał, nie skontaktował się z nami przed lądowaniem. To
postawiło nas w pogotowiu, bojąc się ataku. Jeden z załogi wytoczył się z ich statku i
upadł. Dzieciak śmieciarz, który przesiaduje w porcie, przeszukiwał pojemniki na
śmieci na rzeczy uszkodzone w transporcie. Wielu tych bezwartościowych drani grzebie
w nich zanim pojemniki zostają spalone. Członek załogi miał konwulsje. Dzieciak
podbiegł mu pomóc.
- Idiota. Masz szczęście, że to nie rozprzestrzeniło się na całą kolonię. Dlaczego nie
wezwaliście pomocy?
- Dobrze. Niech zgadnę. Ci niezależni dostawcy nie są legalni i nie chcieliście, żeby
Zjednoczona Ziemia czy flota dowiedziały się o tym.
- Nie dzielę się dawkami z kłamcami. A tobie słabo idzie. Odpowiedz na pytanie.
Zawahał się.
- To był Rodney. Nie ja. Czasami handluje za rzeczy z kosmitami. Kilku z nich nas
odwiedziło.
- Którzy?
~ 99 ~
- Opisz, jak wyglądali.
Skrzywił się.
- Nienawidzę kosmitów. Rodney nigdy nie kazał mi się nimi zajmować. Gdyby
spróbował, odmówiłbym. Dobry kosmita to martwy kosmita. Nie miałem zamiaru
zostać zamordowanym, ponieważ Rodney chciał handlować. Nie mam pojęcia jak
wyglądali, ponieważ przebywałem daleko od portu, kiedy wylądowali.
~ 100 ~
Rozdział 8
Maith przyniósł Jessie gorący posiłek. Znalazł ją siedzącą na podłodze obok klatki z
chorym młodym. Miała zamknięte oczy, ale jej oddech był za szybki na sen. Przykucnął
i dotknął jej.
Skrzyżowała nogi i wzięła ją, jej wzrok opuścił jego, by przyjrzeć się chłopcu na
łóżku.
- Zrobię to. – Otworzył jej apteczkę i wykonał skan. – Poprawia się. Jest stabilny.
- Wiem. Prawdopodobnie nie przetrwałby dłużej niż kolejny dzień lub dwa. –
Wypowiedziała te słowa cicho, otwierając napój i pociągając łyk. – Gdzie jest Wilma?
Co z nią?
- Zjadła?
Pokiwał głową.
- Oboje zjedliśmy.
- Były w pokoju ochrony. – Wyjął z kieszeni zbyt małych spodni dresowych karty
do zamków. – Próbowałaś spać? Możesz wypocząć w jednym z tych prywatnych
apartamentów.
~ 101 ~
jest zadanie, którego się boję, ale trzeba to zrobić.
- Już to zrobiłem.
Wyglądała na zaskoczoną.
- Nie było potrzeby. Roth skontaktował się ze mną. Powinni być w stanie zacząć
nasz ratunek w ciągu kilku godzin. Teren wokół rezydencji został ustabilizowany i
wszyscy ranni zaopiekowani.
- Jak źle jest tam na górze? – Zerknęła na chwilę na sufit zanim napotkała jego
wzrok. – Poradzę sobie z prawdą.
- Cały budynek się zawalił. Bomby były dobrze umieszczone. – Usiadł wygodniej
na metalowej podłodze, siadając blisko Jessy. Nie wyglądała dobrze. Była zbyt blada i
niepokoił go jej nijaki ton. – Wydostaną nas stąd. Wymusiłem od Carltona kod do
schowka w głównym pomieszczeniu, gdzie znajdują się pompy tlenowe. Numery, które
mi podałaś, nie działały tam. Włączyły się, kiedy przestawiłem przełączniki. Będzie
dobrze, dopóki moja grupa i flota nie dotrą do nas.
- Skrzywdziłeś go?
- Nie. Powiedziałem mężczyźnie, że wszyscy się udusimy, łącznie z nim, jeśli tego
nie zrobi. Chętnie podał mi kod i lokalizację. Chęć życia tego mężczyzny jest silna.
~ 102 ~
kod do drzwi do tego pokoju, na wypadek gdyby któreś z nich było w stanie wydostać
się z klatki. – Spojrzała na młodego. – Możesz podnieść Neda i zanieść go do
prywatnego pokoju? Byłoby mu tam wygodniej i nie ma mowy, żebym zostawiła go
samego z któryś z tych dupków. Zranili go wystarczająco, prawie go zabili. Zamierzali
pozwolić mu umrzeć zamiast poprosić flotę o pomoc medyczną. Ich lekarze nie mieli
pojęcia, co ma, lub jak to leczyć. Co wkurza mnie jeszcze bardziej. Co za leniwe dupki.
Nie zrozumiał.
- Leniwe?
- Ta kolonia powstała dziesięć lat temu. Prissa wydarzyła się sześć lat temu. Flota i
Zjednoczona Ziemia wysłali do wszystkich kolonii i stacji aktualne informacje o
nowych chorobach. Najwyraźniej nie zwracali uwagi na aktualizacje, inaczej
wiedzieliby, czym został zainfekowany i jak go wyleczyć.
To rozgniewało Maitha.
- Nadal jest przykuty w toalecie. – Postawiła tacę pod łóżkiem i chciała wstać.
Maith szybko wstał i pomógł jej. Poczuł, że jej ręka drży trochę w jego. Przyjrzał
się jej twarzy.
- Gdybym była w ciąży i była trzymana w niewoli przez tych dupków, też byłabym
wycieńczona. – Posłała mu kolejny fałszywy uśmiech. – Zmodyfikowałam szczepionkę
od tej oryginalnej. Nie ma skutków ubocznych, gdy jest podana zdrowym ludziom jako
środek zapobiegawczy. Niektórzy mogą odczuwać łagodne bóle ciała, ale to wymaga
godzin rozprzestrzenienia się i tylko tak długo trwa.
- Trzęsiesz się. – Przytrzymał jej rękę, kiedy próbowała ją zabrać. Podszedł bliżej. –
Chyba powinnaś odpocząć. Poradzę sobie z przeniesieniem ludzi tam, gdzie powinni
być.
~ 103 ~
- Moja grupa i flota wydostaną nas, Jesso.
Puścił ją.
Spojrzała mu w oczy.
Chłopak ani razu się nie poruszył. Jessa ponownie go przeskanowała i przyciemniła
światła, ale zostawiła je włączone na tyle, by mógł zobaczyć, że nie jest już w klatce,
jeśli się obudzi. Odwróciła się do niego i skinęła głową.
- Ma się coraz lepiej. Pasożyty obumierają. Jednak wciąż ma ich dość, by zarażać.
Muszę zaszczepić tych trzech zbirów w głównym pokoju. – Wyjęła wstrzykiwacz i
skaner, chowając je do kieszeni. – Chodźmy ich przenieść. Ty ciągniesz, ja otwieram
drzwi.
Maith podał jej karty do zamków do klatek. Poszli ramię w ramię do głównego
obszaru bunkra. Strażnik, kobieta i gubernator wciąż byli nieprzytomni. Jessa
przeskanowała ich i wstrzyknęła każdemu szczepionkę.
- Dam radę. – Nie chciał, żeby robiła jakikolwiek fizyczny wysiłek. Jessa wyglądała
na wyczerpaną.
- Pozwól mi. – Maith wypuścił pazury i przeciął je najpierw u kobiety, zanim zrobił
to samo u mężczyzny.
~ 104 ~
- Częściowa przemiana to całkiem fajna rzecz, żeby móc to zrobić.
- Nie masz nic przeciwko, żeby go ponieś? Wiem, nie jest lekki, ale nie chcę, żeby
jego rana ponownie się otworzyła od jakiś wstrząsów.
- Oczywiście. – Starszy ludzki mężczyzna ważył więcej niż większość. To nie był
problem dla Maitha. Jessa prowadziła i otworzyła klatkę. Wszedł i delikatnie położył
mężczyznę na łóżku, które rozłożyła.
- Prawdopodobnie powinniśmy przenieść też Carltona, ale nie masz nic przeciwko,
jeśli zrobimy to później? Kiedy ta trójka się obudzi, będziemy musieli ich nakarmić. –
Zachichotała. – Założę się, że będą naprawdę nieszczęśliwi, kiedy obudzą się w ich
nowej rzeczywistości.
- To cię bawi?
- Tak – przyznała. – Staram się nie chować urazy, ale jestem tylko człowiekiem. –
Tym razem jej uśmiech był prawdziwy. – Nie jesteś na nich choć trochę wkurzony?
- Co robisz?
~ 105 ~
- Mają ustawienie alarmu, jeśli ktoś pogrzebie w panelu. Włączyłam go. Jeśli wyjdą
ze swoich klatek, będziemy o tym wiedzieć. – Teraz też wyszeptała mu nowy kod
numeryczny do drzwi.
- Lubię być bezpieczna niż żałować. Poza tym, chociaż te klatki wyglądają na
solidne, nie są prawdziwymi celami. Jestem całkiem pewna, że duży strażnik bierze coś
na wzmocnienie mięśni. Dlatego wybrałam go na potencjalnego dawcę krwi. Wydawał
się być największym zagrożeniem. Zgaduję, z widzianych oznak, że jest uzależniony od
koropiana.
- Co to jest?
- Był trochę nerwowy, nie mówił dużo i ciągle przenosił swój ciężar z nogi na nogę.
Miał też przekrwione oczy i często zaciskał szczękę. Powodem, dla którego flota
zakazuje używania tego, podobnie jak większość kolonii i stacji, jest to, że długotrwałe
używanie powoduje, że użytkownicy stają się wyjątkowo agresywni. Nie czują bólu
podczas szaleństwa i to trochę smaży ten mały mózg, jaki mają, dopóki nie zrobią
naprawdę głupiego gówna, które stopniowo się pogarsza. Powszechna jest też paranoja.
Zaczynają myśleć, że wszyscy chcą ich złapać. Stąd przemoc. – Przetoczyła ramionami.
– Do tego, widziałeś jego rozmiar? To nie było normalne. Pracujesz z zespołami
zadaniowymi. Niektórzy z nich są całkiem napakowani… ale nie tak jak on.
- Może. To, co mu dałam, utrzyma go łagodnym przez chwilę po tym jak się obudzi,
a potem zmierzy się z odstawieniem tego, co brał. Między tymi dwoma, mam nadzieję,
że nie przetestuje drzwi klatki. Kiedy pozbędzie się koropianu, nie będzie chciał się
ruszać od masywnej migreny, na którą będzie cierpieć. Doświadczy wrażliwości na
światło, a za dużo poruszania się wywoła u niego mdłości. Ten narkotyk jest trudny do
usunięcia, ale nie jest śmiertelny. Jednak długoterminowe stosowanie już tak. Działa na
serce i powoduje uszkodzenia narządów.
~ 106 ~
- Technicznie jestem jednym i drugim. I mam zbyt dużo czasu, więc wciąż się uczę,
ponieważ pewna grupa Veslorów nie pozwala mi się zbadać. – Uśmiechnęła się. –
Obwiniam cię za całą wiedzę, jaką zdobywam podczas czytania, ponieważ jestem
znudzona. Nie wszystkie nowe gówna, które widzą lekarze, wkraczają do ich
Medycznego.
- Nasz król mógł wysłać nas do twojej floty, ale nie chciał, żebyśmy dzielili się za
dużo z ludźmi.
- Niewielu ludzi zauważa takie rzeczy. Praca z tym, z czym jestem zaznajomiony
jest łatwiejsza. Komandor Bills przysiągł, że nikt nie dotknie mojej apteczki ani nie
zapyta, co jest w środku. Szanuje nasze życzenia.
- Abby mu ufa, więc moja grupa też. Powiedziała, że Howard jest dla niej rodziną.
To czyni go również naszą.
- Ustawiłaś alarm, żeby się włączył, gdyby ludzie wydostali się z klatek. Oboje
powinniśmy odpocząć przez kilka godzin zanim sprawdzimy młode i kobietę w ciąży.
Zamknięci ludzie będą potrzebowali jedzenia i picia po przebudzeniu.
- Nie zasnę. Pójdę nakarmić Carltona, a potem zerknę na te akta w pokoju ochrony.
- Rysy jej twarzy stwardniały. – Mamy trochę czasu do zmarnowania.
- Nie zaryzykuję koszmarów, Maith, a zbyt dobrze siebie znam. Tak się stanie.
~ 107 ~
- Przynajmniej usiądź i zrelaksuj się. Medytuj. – Zapamiętał to słowo. – Prześpię się
trochę. Potrzebuję godziny lub dwóch. Nie odpocząłem dobrze na ostatniej zmianie.
- Ponieważ bałeś się, że ktoś spróbuje zabrać mnie z twojego namiotu? – Podeszła
bliżej. – Dzięki za to. Dobra… powiem ci coś. Idź spać, a ja zamknę się w pokoju
ochrony. Co ty na to? Jesteśmy jedynymi tu na dole, którzy mają nowe kody dostępu.
Będę tam bezpieczna, jeśli nasi więźniowie uciekną.
- Odpoczniemy razem. Będę spał na łóżku, a ty możesz zająć miejsce siedzące. Nie
wściekaj się, ale wyglądasz na zmęczoną. Twoje ciało potrzebuje odpoczynku, nawet
jeśli nie twój umysł.
- To totalna rzecz Veslorów. My, ludzie, lubimy się o coś oprzeć zamiast siedzieć
okrakiem na wyściełanym szezlongu. Tak nazywamy na Ziemi niektóre kanapy bez
oparcia.
- Oczywiście, że tak.
Maith spojrzał na nią, żeby zobaczyć, czy powiedział coś, co ją zdenerwowało, ale
ona się uśmiechała. Wskazał na łazienkę.
- Mogę zdobyć dla ciebie ubranie, jeśli pierwsza chcesz wziąć prysznic. Planuję
wziąć go przed snem. Już przyniosłem do tego pokoju zapasowe ubranie dla mnie. Jest
najbliżej klatek.
- Nie trzeba. Nie opryskano mnie krwią tak jak ciebie. Idź pierwszy. – Podeszła do
kanapy i usiadła.
Zawahał się, patrząc jak pochyla się, by zdjąć obuwie. Wydawało się, że
przynajmniej rozsiadła się komfortowo. Wszedł do łazienki i rozebrał się, odkręcając
prysznic. To była ciasna przestrzeń, zbudowana dla ludzi, ale woda była gorąca.
Kiedy skończył, założył kolejną parę tego, co ludzie nazywali dresami. W jednym z
pudeł, które wcześniej przeszukał, była ich duża torba. Pasowały lepiej niż inne
spodnie, które znalazł w kolejnym pudle. Przynajmniej materiał na odzież do ćwiczeń
~ 108 ~
rozciągał się i prawie sięgał do kostek.
Wyszedł z łazienki, gotów zapytać Jessę, czy chce, żeby sprawdził, co u innych
ludzi zanim pójdzie spać. Pytanie nigdy nie opuściło jego ust.
Oddech Jessy był wolny, jej oczy zamknięte. Podkradł się bliżej, już wiedząc, że
zasnęła. Jej głowa była pochylona pod dziwnym kątem. Niektórzy ludzie z zespołów
zadaniowych narzekali na złe spanie i dostawali skurczu szyi.
Bardzo ostrożnie dotknął Jessy. Nie poruszyła się. Ustawił się, aż jego ramiona
znalazły się pod jej ciałem, a potem delikatnie ją podniósł, niosąc ją na pobliskie łóżko i
kładąc ją na nim. Nie obudziła się, kiedy cofnął ramiona. Zamiast tego lekko
zmarszczyła nos i odwróciła się na bok, pocierając twarzą o poduszkę, która była pod
jej głową.
To był dobry moment, żeby poszedł znaleźć dla niej zapasowe ubranie, kiedy będzie
brała prysznic. Po cichu wyszedł i udał się do głównego obszaru bunkra i przeszukał
pudła. Jedno z nich było oznaczone dla kobiet. Rozerwał je i spojrzał na zdjęcia na
zapieczętowanych paczkach. Wyglądały na koszulki i dolne połowy sukienek. Złapał po
jednym z każdego i wrócił do Jessy. Spała dalej. Umieścił paczki w łazience, a potem
zatrzymał się po wyjściu.
Łóżko było duże… ale nie śmiał dzielić go razem z nią. To nie było właściwe.
Prześpi się szybko. Najwyżej godzinę lub dwie. Był zahartowanym wojownikiem
przyzwyczajony do braku snu, ale też potrzebowali odpocząć. Żadne niebezpieczeństwo
nie mogło dotrzeć do nich zamkniętych w prywatnych mieszkaniach. Czterech ludzi,
których schwytali, nie stanowili zagrożenia. Wcześniej ukrył całą broń w pokoju
ochrony. Mieliby zerową szansę przeciwko Veslorowi w walce wręcz.
Maith zamknął oczy i odtworzył dzień. Zalała go duma za siłę i determinację Jessy,
~ 109 ~
jakie pokazała. Nie polubił jej, kiedy się poznali. Irytowała go. Zwłaszcza kiedy jego
grupa wzięła partnerki i ludzka specjalistka zaprzyjaźniła się z ich kobietami. Musiał
mieć z nią do czynienia podczas narodzin bliźniaków Gnawa i Darli.
Nigdy nie przestała mu się sprzeciwiać i nie okazywała strachu. Zwykle myślał, że
jest szalona i nie ma wewnętrznego instynktu przetrwania, ponieważ wydawała się nie
zdawać sobie sprawy, że mógł stanowić poważne zagrożenie, gdyby chciał ją
skrzywdzić.
Wierzył też, że jest niegrzecznym i nie do polubienia człowiekiem. Ale Jessa nie
była żadną z tych rzeczy, teraz, gdy poznał jej historię. Miała rany w swoim sercu z
powodu utraty rodziny i bycia samą przez tak długi czas. Nie mógł sobie wyobrazić jak
by to było stracić część swojej grupy z powodu śmierci, a potem ktoś trzyma jedynego
pozostałego z dala od niego.
Jessa zabiła ludzi, by chronić siebie i jego. Wiedział, że to wywoła jej cierpienie.
Musiała też na nowo przeżywać uwięzienie pod ziemią. Potrzebowała wsparcia, by w
pełni dojść do siebie. Jego grupa może jej to dać.
~ 110 ~
Rozdział 9
Jessa obudziła się z bólu i w całkowitej ciemności. Próbowała się przewrócić, ale
coś ciężkiego wzdłuż jej boku powstrzymywało ją od poruszenia czymś więcej niż ręką.
To było zwinięte przy jej klatce piersiowej, blisko brody. Cokolwiek przykrywało jej
ciało bolało. Każda jej część bolała. Zwłaszcza jej twarz. Spróbowała odwrócić głowę,
ale agonia sprawiła, że krzyknęła.
- Jesso! Żyjesz. – W ciemności usłyszała głos swojej starszej siostry. Dzieliły pokój,
a ich łóżka były oddalone od siebie o około pięć kroków. Anabel pociągnęła nosem. –
Myślałam, że nie żyjesz.
- Coś się stało – powiedziała Anabel, jej głos się łamał. – Przez głośniki alarmowe
podano ogłoszenie. Przyjdą po nas.
- Mama i tata?
- Anabel?
- To był dowódca bazy Tomes. Zdarzył się wypadek… ale wiedzą, że tu jesteśmy.
Wykopią nas. Powiedział, że zawaliły się dwa piętra, ale odczytują nasze oznaki
życiowe. Wiedzą, że tu jesteśmy, Jesso. Krzyknęłam, ale nie mógł mnie usłyszeć.
Wentylacja wciąż działa. Mogłam poczuć jak powietrze dmuchnęło mocno po tym jak
przemówił.
- Spadł na nas sufit. Dlatego nie możemy się ruszać. Ja też utknęłam. – Anabel
pociągnęła nosem. – Bardzo jesteś ranna?
- Jestem tutaj. Nie umieraj. Proszę, Tinker. Nie zostawiaj mnie. – Anabel zaczęła
płakać.
- Nie zostawię. – Fakt, że jej siostra nazwała Jessę jej pieszczotliwym imieniem,
~ 111 ~
którego używał ich ojciec, był jeszcze bardziej przerażający. Anabel używała go tylko
wtedy, gdy chciała być super miła, bo wydarzyło się coś naprawdę złego, jak wtedy gdy
umarła Nana Ann. Była jedyną babcią, jaką miały, i odwiedzała ich co roku na Marsie.
Anabel często się z nią bawiła w tym okropnym tygodniu po tej wiadomości,
nazywając Jessę jej przezwiskiem.
- Bardzo boli mnie głowa, a część mojej twarzy jest mokra. Nie mogę jej dotknąć.
Myślę, że płakałam.
- Ja nie czuję moich stóp – szepnęła jej starsza siostra. – Wszystko boli, ale nie tam.
Próbowałam poruszać palcami, ale nie sądzę, żeby działały.
- Idę do ciebie – obiecała Jessa. Odetchnęła głęboko i używając całej swojej siły, by
odeprzeć ciężar z siebie, spróbowała przetoczyć się na bok swojego łóżka.
- Anabel.
- Nie ruszaj się – poprosiła jej siostra. – Długo mi nie odpowiadałaś. Po prostu leż
nieruchomo. Słyszałam twój krzyk, a potem nic. Nie ruszaj się, Tinker. Pamiętasz, czego
nauczyłyśmy się w szkole? Leż nieruchomo, jeśli jesteś ranna. Możesz mieć złamane
kości.
Jessa próbowała… ale następną rzeczą, jaką wiedziała to, że jej siostra ponownie
krzyczała na nią.
- Jestem tutaj.
~ 112 ~
- Znowu nie było cię przez chwilę. Poruszyłaś się? Nie rób tego.
Widziała tylko jednym okiem. Całkowicie zakrywał ją duży pęknięty kawałek sufitu,
wisząc zaledwie kilka centymetrów nad jej twarzą. Z gruzów wystawał cienki metalowy
pręt, przyciskając się do boku jej nosa. Sekundy zajęło jej uświadomienie sobie, że to
może dlatego nie widzi swoim drugim okiem.
- Jessa! – Duże dłonie trzymały jej twarz, gdy obudziła się gwałtownie, i spojrzała
w parę dziwnych zielonych oczu. W pokoju nie było całkiem ciemno i mogła wyraźnie
je zobaczyć. Źrenice były wąskie zamiast owalne.
- Krzyczałaś.
- Nie. Co cię przestraszyło? – Pochylał się nad nią, przycupnięty na boku łóżka, jego
pierś dotykała jej.
~ 113 ~
tego, biorąc pod uwagę okoliczności. Nienawidzę mieć racji przez większość czasu.
Jessa podniosła się na tyle, by usiąść, i rozejrzała się po pokoju zanim spojrzała na
niego.
- Ty drżysz.
- To była zła retrospekcja. Czułam się tak, jakbym nadal była uwięziona na moim
łóżku pod całym tym gruzem.
- To dlatego krzyczałaś?
- Już mówiłam ci o mojej siostrze i trochę o tym, co się stało. – Jessa przełknęła i
wzięła głęboki oddech. – To było straszne być uwięzionym pod gruzami w ciemności,
ale udało mi się znaleźć sposób, żeby to zobaczyć. To była zabawka ze światłem w
środku, którą dała mi moja babcia. Była w zasięgu ręki, bo zawsze z nią spałam.
Pomogło, kiedy zerwała z nim kontakt wzrokowy. Poszła o krok dalej i zamknęła
oczy, wskazując na swoją twarz.
- Zobaczyłam, dlaczego nie mogłam ruszyć głową. Pręt z tego, co kiedyś było
sufitem, przebił mi oko. – Zadławiła się trochę, gdy odwróciła głowę i wskazała obszar
tuż za swoją skronią. – Przebił mi oko i wyszedł tutaj. Ekipa ratunkowa musiała obciąć
pręt z obu stron, żeby mnie wydostać, bo nie mogli usunąć go na miejscu.
- Jessa – wychrypiał.
~ 114 ~
Straciłam oko, musieli odbudować oczodół, żeby włożyć do mojego oka implant, i
dostałam niesamowite przeszczepy skóry, które usunęły wszelkie blizny. Część mojej
czaszki została zreplikowana w miejscu, w którym pręt wchodził w łóżko pode mną.
Czasami mam koszmary o tej chwili, kiedy zdałam sobie sprawę, co się ze mną stało…
tak jak teraz.
- Teraz jesteś bezpieczna. Teraz jest teraźniejszość. Ale dotyk jest ważny. Czasami
przeżywamy nasze przeszłe bitwy i wtedy moja grupa przemienia się i śpi wokół
mężczyzny mającego trudności. To pomaga nam pamiętać, że jesteśmy ze sobą podczas
snu, by uniknąć złych wspomnień. Chcesz być trzymana? Poczujesz się lepiej.
Zaskoczona gapiła się na niego. Ostatnią rzeczą, jaką mogła sobie wyobrazić, to że
twardzi, niebezpieczni Veslorowie w zasadzie przytulali się do siebie w swoich
postaciach kosmicznych kotów.
- Zawsze pytania.
- To jest dobre.
Zachichotał.
- Wydzielamy dużo ciepła, ale mniej się pocimy w naszej postaci bojowej. Jest
wygodniej.
Kiwnął głową.
- Nie uwierzyliby mi, nawet gdybym to zrobiła. Nie wydajecie się być tulącymi się
typami. Ale nikomu nie powiem.
Przysunął się bliżej i podniósł ją, sadzając na swoich kolanach. Poprawił się i
przyciągnął ją bliżej, aż znalazła swój policzek przyciśnięty do jego piersi, a jego
ramiona obejmowały ją. Wtedy jego klatka piersiowa zaczęła wibrować, gdy znowu
wydał ten dziwny, ale dziwnie kojący dźwięk mruczenia.
~ 115 ~
Jessa rozluźniła się w jego objęciach i pozwolił jej dotknąć dłonią swojej klatki
piersiowej. Te delikatne wibracje były niesamowite. To było… pocieszające. Był ciepły
i czuła się bezpieczna.
- Dziękuję.
Zaczął delikatnie pocierać jej plecy. Jessa zamknęła oczy i wciągnęła jego zapach.
Maith pachniał cudownie. Zawsze tak było. Teraz bez wątpienia wiedziała, że to nie
było mydło ani szampon, którego używał, ponieważ wziął prysznic bez swoich rzeczy,
gdy byli tu uwięzieni. To był po prostu on. To było obce, ale ponętne, tak bardzo, że
chciała go polizać, by zobaczyć, czy smakował tak samo pysznie.
Powinna zrobić tuzin innych rzeczy. Jessa musiała sprawdzić swoich pacjentów,
następnie upewnić się, że więźniowie są nadal zabezpieczeni w klatkach. Carlton wciąż
obejmował toaletę. Nic z tego nie miało znaczenia, gdy miała zamknięte oczy i cieszyła
się uczuciem trzymania jej przez Maitha. Jego skóra była zbyt kusząca, by nie musnąć
jej opuszkami palców, ponieważ był bez koszuli. Może nawet otrze się o niego
policzkiem.
Dudnienie ustało i Maith podniósł głowę. Poczuła też jak jego ramiona napięły się.
To spowodowało, że otworzyła oczy.
- Ja… muszę iść. – Zdjął ją z siebie, posadził na łóżku i szybko wstał. Podszedł do
drzwi, ubrany tylko w spodnie, i wyszedł z mieszkania.
Jessa gapiła się, patrząc jak drzwi automatycznie zamykają się między nimi. Jego
nagłe działanie zostawiło ją zdezorientowaną. Co gorsza, to trochę zraniło jej uczucia.
Maith zostawił torby z ubraniami na blacie obok zlewu. Wyraźnie były dla kobiet.
W jednej była spódnica, w drugiej koszulka turystyczna. Parsknęła śmiechem, bo miała
~ 116 ~
nosić na piersiach wydrukowaną nazwę planety, którą znienawidziła.
Kuszące było założyć używaną bieliznę, ale zamiast tego szybko wyprała ją w
zlewie i powiesiła do wyschnięcia na drzwiach prysznica. Potem wyszczotkowała swoje
mokre włosy i wyczyściła zęby. Szybki rzut oka w lustro pokazał cienie pod oczami.
Spała zdecydowanie za mało, odkąd została przypisana do Torid.
- Nic zaskakującego. Ned był mocno zarażony pasożytami. Pożyczyłeś mój skaner?
- Dziękuję za ubranie.
- Są za duże dla ciebie, ale to było najlepsze, co mogłem zrobić. Większość odzieży
była dla mężczyzn. Nigdy nie widziałem jak nosisz sukienki. Przepraszam za brak
możliwości wyboru.
~ 117 ~
Znowu się do niej obrócił.
Potrząsnął głową.
- Skupiają się na moim sygnale, żeby nas znaleźć. – Spojrzał na swoją opaskę. –
Gnaw wierzy, że może najwyżej dzień. Duże fragmenty ścian rezydencji w większości
są nienaruszone, ale zawaliły się. To sprawia, że usuwanie ich z drogi jest trudniejsze.
Najlepiej działać powoli i z ostrożnością. Nie chcą nas skrzywdzić przez zawalenie się
bunkra.
- Zgadzam się z tym planem. Będą musieli pociąć gruz na mniejsze, łatwiejsze do
przeniesienia kawałki – domyśliła się. – Cóż, wydostaną nas. – Powiedziała to bardziej
do Maitha niż do siebie, uważnie studiując jego rysy. Ciągle odwracał od niej wzrok.
Jessa postanowiła zająć się problemem. – Przepraszam, jeśli powiedziałam lub zrobiłam
coś, co cię zdenerwowało. Byłam taka samolubna. Nie ma na to usprawiedliwienia.
Byłam zbyt pochłonięta własnymi problemami, by zdać sobie sprawę, że możesz
doświadczać jakiejś klaustrofobii lub coś takiego z powodu uwięzienia tutaj. Potem jest
jeszcze uraz psychiczny, że musieliśmy zabić, by przeżyć. Możesz pogadać ze mną.
Zamknął oczy.
- Maith? – Przysunęła się, aż dzieliły ich tylko centymetry, i sięgnęła dotykając jego
twarzy. – Jesteśmy w tym razem. – Chciała być tu dla niego emocjonalnie, tak jak on
był dla niej. – Będzie dobrze. Ty i ja mamy siebie nawzajem, żebyśmy przez to przeszli.
Jestem tutaj.
- Dlaczego?
Nagle chwycił ją za biodra i podniósł. Jej tyłek uderzył o blat i podszedł bliżej. Z
jego piersi wydobył się niski pomruk… a potem cholernie zszokował Jessę zamykając
oczy i całując ją.
~ 118 ~
Maith delikatnie przygryzł jej dolną wargę jednym ze swoich kłów. Sapnęła na
lekkie ukłucie i wsunął język do jej ust, by pogłębić pocałunek. Smakował tak dobrze
jak pachniał – i wszystkie myśli opuściły jej głowę.
Nikt nigdy nie całował jej tak jak Maith. To było namiętne, jakby potrzebował jej
bardziej niż powietrza. Mogła się odnieść, ponieważ w tej chwili czuła się tak samo.
Całe jej ciało wydawało się, jakby stanęło w płomieniach.
Jessa dyszała, otworzyła oczy, czując się oszołomiona, gdy zerknęła na niego. Jej
ręce ściskały jego ramiona. Jakoś jej spódnica podniosła się i rozłożyła uda, nawet nie
zdając sobie z tego sprawy. Maith był pomiędzy nimi, jej nogi ciasno owinęły się wokół
niego. Teraz, kiedy znowu mogła rozszyfrowywać informacje w swoim mózgu,
zarejestrowała, że jego kutas jest twardy. Nie można było przegapić odczucia niego
uwięzionego między ich ciałami.
- Czy to ostrzeżenie? – Jej głos wyszedł bardzo ochrypły. Taka była podniecona. –
Ponieważ jeśli chodziło o groźbę, nie była przerażająca. Puściła jedno jego ramię, tylko
po to, by sięgnąć i pogłaskać jego policzek.
Maith gwałtownie otworzył oczy i warknął. Potem jego usta znów wróciły na jej.
Tak samo jego ręce. Jessa jęknęła, ocierając się o jego wielkie ciało. Nigdy w swoim
życiu nie była tak podekscytowana. Ani też nigdy nie pragnęła nikogo tak bardzo jak
pragnęła jego. Ogarnęło ją pożądanie.
Nagle znowu przerwał pocałunek, ale zanim Jessa zdążyła zaprotestować, duże
dłonie Maitha przesunęły się po jej ciele i podniósł ją z blatu. Obrócił ją i w następnej
chwili miał ją pochyloną przez blat. Materiał jej spódnicy został mocno szarpnięty,
dźwięk rozdzieranej tkaniny wypełnił jej uszy.
~ 119 ~
Jej bose palce ledwo dotykały podłogi, a krawędź blatu wbijała się trochę w jej
biodra. Otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale Maith był szybszy. Pochylił się nad nią,
górna część jego ciała spoczęła na jej plecach. Złapał w garść jej włosy, odgarniając je z
drogi, a potem jego gorące, mokre usta zacisnęły się na boku jej gardła. Użył języka i
kłów, by lizać i podgryzać wrażliwą skórę. Znowu jęknęła, kołysząc się na niego.
Druga ręka Maitha puściła jej talię i pociągnęła za spódnicę, aż chłodne powietrze
uderzyło najpierw w jedno udo, a potem w resztę dolnej części jej ciała. To nie miało
dla niej sensu, ale nie miało znaczenia. Liczyło się tylko odczucie ust Maitha, jak
bardzo wywołał ból we jej wnętrzu i ekscytujący nacisk bycia przygniecioną pod nim.
Coś grubego przycisnęło się do jej mokrej płci i Maith znów warknął. Jessa
wykrzyknęła jego imię, gdy zdała sobie sprawę, że próbuje wsunąć w nią swojego
kutasa. Był duży wszędzie. Jej ciało przyjęło go, nawet jeśli było ciasno dopasowane.
Wbił się jeszcze trochę, zatrzymał się, trochę się wycofał, a potem pchnął głębiej.
Jessa gorączkowo drapała blat, próbując znaleźć coś do przytrzymania się. Zdołała
złapać się boku, zaciskając palce wokół krawędzi. Maith ponownie warknął, głośno,
jego kły przygryzły jej gardło, i ponownie wepchnął się w jej wnętrze. Przygniótł ją
mocno do blatu, gdy jego biodra przycisnęły się do jej tyłka, wypełniając ją bardziej.
Jej oczy otworzyły się szeroko na uczucie czegoś, co uderzało w jej łechtaczkę. To
było śliskie, twarde… a potem Maith pieprzył ją szybko i głęboko. Dowiedziała się, że
mężczyźni Veslorów mają coś, co nazywa się yunce. Darla podzieliła się tym małym
sekretem. Ale dopiero teraz Jessa zrozumiała jak niesamowite jest odczucie ochronnej
chrząstki na ich worku nasiennym, ocierającej się o jej łechtaczkę. Przeszyła ją
przyjemność, kradnąc jej oddech.
Przetoczył się przez nią orgazm. Krzyczałaby od jego siły, ale jej mózg czuł się,
jakby eksplodował. Dźwięk, który wyszedł, był bardziej rozpaczliwym jękiem.
Maith odsunął usta od jej skóry i wypuścił zwierzęcy pomruk. Potem poczuła
gorący, wilgotny ucisk omywający ją od środka. Jego biodra szarpnęły się gwałtownie
przy jej tyłku, gdy dalej ją ujeżdżał. Pięść dookoła jej włosów lekko odciągnęła jej
głowę do tyłu, ale to nie bolało. W ogóle nie czuła bólu. Tylko następstwa najlepszego
orgazmu, jaki kiedykolwiek doświadczyła.
~ 120 ~
niej. Opadła bezsilna na blat, jej policzek oparł się o twardą powierzchnię. Oboje
oddychali zbyt szybko. Trzymała zamknięte oczy, po prostu próbując odzyskać komórki
mózgowe. Trudno było sformułować choćby jedną myśl. Wiedziała tylko, że Maith ją
zniszczył.
- Halo?
Maith wyciągnął swojego wciąż twardego kutasa z jej ciała z taką szybkością, że
Jessa poczuła się tak, jakby część niej została wyrwana. Chwycił jej biodra i ściągnął ją
z blatu. Jej stopy uderzyły o podłogę, a kolana prawie ustąpiły, jej nogi były jak z gumy.
Silny Veslor z błyskawicznym refleksem nie pozwolił jej upaść. Obrócił ją twarzą
do niego, oparł ją o blat i warknął nisko.
Jessa z przerażeniem uświadomiła sobie, że musiała ich nie zamknąć, kiedy weszła,
chociaż wtedy nie spodziewała się seksualnego przerywnika. Między nimi i drzwiami
stała centralna wyspa. Maith przycisnął się do jej pleców, kładąc dłonie na blacie,
więżąc ją tam, gdzie stała, kiedy drzwi otworzyły się powoli.
- Słyszeliście to? To brzmiało tak, jakby atakowały się dwa zwierzęta! Myślę, że
jedno z nich nie żyje.
Jessa nie miała słów. Wiedziała, że Wilma musiała usłyszeć ich uprawiających seks.
Może brzmieli jak dwa zwierzęta. Ciepło ogrzało jej policzki i była wdzięczna, że
wyspa ukryła fakt, że miała na sobie tylko dużą koszulkę.
~ 121 ~
przybędzie flota, by przetransportować ich na nasz statek na orbicie.
- Ale tam nie jest bezpiecznie! – Wilma oparła się o drzwi i objęła ochronnie swój
wystający brzuch. – Słyszeliście wszystkie te przerażające dźwięki? Czyżby psy
stróżujące biegały na wolności? Nie chcę zostać zaatakowana.
Jessa skrzywiła się, ale nie przyznała się, że też była winna.
Wilma spojrzała na podłogę przy wyspie i zmarszczyła brwi. Potem jej oczy
rozszerzyły się i pomknęła wzrokiem z powrotem do nich. Na jej policzkach pojawił się
rumieniec, gdy wpatrywała się najpierw w twarz Jessy, potem Maitha.
Marszcząc brwi, Jessa spojrzała na podłogę obok wyspy. Leżała tam spódniczka,
którą nosiła, część była podarta. Łatwo było to zobaczyć, ponieważ materiał rozłożył się
wachlarzem tam, gdzie leżał, i rozdarcie było wyraźnie widoczne.
- Przepraszam. Ja… um… będę w moim pokoju! – Potem zatrzasnęła za sobą drzwi.
Maith chwycił garść jej włosów i zacisnął je w pięści, lekko ciągnąc, aż przycisnął
swój przód do jej pleców. Nie miała innego wyjścia jak tylko odwrócić głowę i spojrzeć
na niego, gdy pochylił się, by zajrzeć głęboko w jej oczy.
- Żałujesz tego? – Jego szorstki ton pasował do błysku gniewu na jego twarzy.
- Zawstydza cię to, że domyśliła się, że kopulowaliśmy? Twoja twarz jest czerwona.
~ 122 ~
- Śledczy będą ją przesłuchiwać, a ona prawdopodobnie wspomni o tym, co właśnie
zrobiliśmy. Oboje pracujemy dla floty. Można powiedzieć, że to było nieprofesjonalne i
będzie burza gówna, gdy usłyszą o tym, co robiliśmy w tej kuchni? To będzie część
raportu przekazana Komandorowi Billsowi! To znaczy, nie ma żadnych zasad
zakazujących bratania się, ale jestem prawie pewna, że to nie ma znaczenia, gdy
jesteśmy na służbie. Jestem pewna, że ktoś obrzuci nas gównem. Może jeszcze się tego
nie nauczyłeś, ale statki floty żyją plotkami. Ktoś wygada i znajdziemy się na językach
wszystkich.
Skrzywił się.
Jessa westchnęła.
- Ale wiesz co? Pieprzyć ją. – Jessa odwróciła się, ciągnąc swoje włosy. Puścił je.
Wyciągnęła rękę, próbując dotknąć jego twarzy, ale zrobił krok do tyłu.
Spuścił wzrok.
- Maith, nie żałuję tego, co zrobiliśmy. Żałuję tylko, że Wilma naszła nas zaraz po
tym. – Zrobiła krok w jego stronę i zatrzymała się. Jessa nigdy wcześniej nie uprawiała
seksu bez prezerwatywy. Prawdopodobnie było bardzo niechlujnie. Dowodem tego była
wilgoć spływająca po wewnętrznej stronie jej ud.
- Omówimy to później.
Jego zimny ton zdenerwował ją. Oderwała wzrok i podeszła do swojej porzuconej
spódnicy. Nie nadawała się do noszenia, więc użyła jej do wytarcia śladów tego, co
zrobili, ze swoich nóg, a potem zwinęła materiał. Koszulka, którą miała, zwisała
wystarczająco daleko, by ukryć jej dziewczęce części i tyłek.
- Maith?
~ 123 ~
- W porządku. Porozmawiamy o tym. – Obróciła się, decydując się dać mu czas na
ochłonięcie. Jej nogi wciąż się trzęsły, gdy otwierała drzwi na korytarz i wróciła do
sypialni, z której korzystali. Wilmy nie było na widoku. To była dobra wiadomość.
Kobieta nie kręciła się, żeby się gapić.
- Nie wstydzę się – mruknęła. – Cholera. Dlaczego musi być takim zrzędliwym
dupkiem?
~ 124 ~
Rozdział 10
Maith podszedł do blatu obok zlewu i odstawił tacę z posiłkiem. Pozwolił wyrosnąć
pazurom z koniuszków palców. Mężczyzna je zobaczył i sapnął, próbując mocniej
docisnąć swoje ciało do toalety.
- Nigdy nie ujdzie ci na sucho, jeśli mnie zamordujesz. Jestem ważny, do cholery!
Dostaniesz za to śmiertelny zastrzyk!
Maith nienawidził zbliżać się do nieprzyjemnego człowieka, ale nie miał wyboru.
Pochylił się i wbił pazur kciuka między rurę i więzy, które zabezpieczały mężczyznę.
Przeciął je, uwalniając go, a potem się cofnął.
- Opróżnij pęcherz albo pójdziemy teraz. Twój wybór. Chwyć tacę, kiedy się
zdecydujesz. To jest twój posiłek. Nie przyniosę ci późnej następnego, jeśli go
odrzucisz.
- Nie zamierzam wystawiać się na takich jak ty. Prawdopodobnie jesteś chorym
zboczeńcem.
Maith prychnął.
~ 125 ~
żałosnego ludzkiego penisa. Nie jesteś inteligentnym mężczyzną. Nie ufaj ci poza moim
zasięgiem wzroku. Teraz opróżnij pęcherz albo pójdziemy. Zdecyduj.
Carlton przeszedł na bok toalety i obrócił się plecami do Maitha. Potem rozpiął
spodnie i otworzył pokrywę toalety. Maith nie lubił być gdziekolwiek w pobliżu
mężczyzny spełniającego prywatne funkcje ciała, i przez to skrzywił się, gdy to słyszał,
ale jak wyjaśnił nie ufał człowiekowi. Kiedy mężczyzna skończył, człowiek zapiął
spodnie i odwrócił się.
- Już to powiedziałeś. Umyj ręce i weź tacę, jeśli chcesz coś zjeść. Rzuć nią we
mnie lub spróbuj uciec, a zrobię ci krzywdę. – Maith spojrzał na niego groźnie. – Nie
jestem w nastroju, żeby radzić sobie z twoją głupotą. Chodź ze mną. – Wycofał się z
łazienki i uważnie obserwował mężczyznę.
Maith zadrwił.
- Ten kosmita zna się na higienie. Jesteś odpychający. – Maith wskazał na otwarte
drzwi. – Idź. Wiesz, gdzie są klatki. Idź do tych drzwi.
- Nie ujdzie ci to płazem. Możesz mieć teraz kontrolę, ale to nie potrwa długo.
- Wejdź.
Carlton rzucił mu gniewne spojrzenie, ale zrobił jak mu kazano. Zatrzymał się nagle
wewnątrz.
- Będzie żył.
~ 126 ~
Przez twarz człowieka przemknęła emocja, którą Maith zidentyfikował jako ulgę.
- Wejdź do pustej klatki, w której nie są uszkodzone drzwi. – Maith był więcej niż
gotowy zabezpieczyć mężczyznę i znaleźć Jessę. Już nakarmił Wilmę i sprawdził
prawie dorosłe młode. Poziom pasożytów wciąż spadał, ale młody mężczyzna się nie
obudził. Wsunął tace do klatek z pozostałymi, choć gubernator spał.
- Rób jak mówi – szepnęła kobieta w drugiej klatce. – Myślę, że mówi to poważnie.
Carlton wszedł do klatki i Maith ruszył szybko, zamykając drzwi. Przetestował je.
Zamek się zatrzasnął.
- To jest twój bunkier. Powinieneś dodać cele bezpieczeństwa, jeśli życzyłeś sobie
czegoś lepszego. Pod miejscem, na którym będziesz spał, znajduje się toaleta i
umywalka. – Maith odwrócił się, wychodząc z pokoju. Wrócił tam, gdzie on i Jessa
spali. Nie było jej w mieszkaniu. Warknął z frustracji, ale zdał sobie sprawę, że nie ma
jej zestawu medycznego.
Wyszedł i najpierw poszedł do pokoju młodego. Jak tylko otworzył drzwi, zobaczył
Jessę siedzącą na krawędzi łóżka z jej skanerem. Miała na sobie swój brudny mundur,
wywołując u niego zmarszczenie brwi.
- Znajdę to, czego potrzebujesz. – Rozmowa z nią też musiała poczekać. Chore
młode było pierwsze. Wrócił do głównego pokoju i zaczął przeszukiwać wszystkie
pudła ułożone pod ścianą, sortując artykuły medyczne. Było ich wiele. To go
rozzłościło. Wydawało się, że ludzie przechowują je w bunkrze bez żadnego powodu.
~ 127 ~
Złapał pudło saszetek z solą fizjologiczną i wrócił do Jessy. Stała, pochylając się
nad łóżkiem i przecierała twarz młodego czymś, co wyglądało na mokrą myjkę.
- Jego wiek?
- Hormonalny nastolatek. Nie zamierzam patrzeć jak bierze prysznic nago ani
pomagać mu się umyć.
Kliknęło.
- Ludzie zawsze myślą o kopulacji przy nagości. Pomogę mu, gdy się obudzi. – Nie
podobał mu się pomysł, żeby jakikolwiek mężczyzna miał tego rodzaju myśli o Jessie,
nawet młode. To sprawiło, że warknął.
- Wszystko w porządku?
- Jesteś moja.
Jej usta rozchyliły się, jakby chciała coś powiedzieć, ale tego nie zrobiła. Potem
zacisnęła usta razem.
- Oddałaś mi się.
~ 128 ~
Jej brwi znów się uniosły.
- Często się kłóciliśmy, Jessa. Słowa werbalne jako gra wstępna. – Podszedł bliżej.
– Ochroniłem cię i sprawdziłem się.
- Maith, nie mogę być twoją partnerką. Należę do floty. Możemy uprawiać seks…
do diabła, mam nadzieję, że będziemy mieć go dużo. Było cudownie. Ale w tej chwili
to wszystko, co może być. Flota nie zwolni mnie z mojego kontraktu na następne
dziewięć lat. Wiem, że twoja grupa nie zostanie tak długo na Defcon Red. Darla
powiedziała mi, że wszyscy planujecie odejść jak najszybciej, jak tylko dostaniecie
błogosławieństwo waszego króla, żeby żyć na jednej z waszych planet Veslorów, dla
korzyści młodych.
Jej rysy pokazywały wiele emocji, szybko się zmieniając. Wreszcie powiedziała.
Zamknęła oczy.
Podszedł do niej i ujął jej twarz w dłonie. Jessa spojrzała na niego i zobaczył wilgoć
w jej brązowym oku.
- Cholera, Maith. – Uniosła obie ręce, kładąc je na jego piersi i zacisnęła je na jego
koszuli. – Proszę, nie rób tego.
- Jesteś moja. – On już zdecydował. Mogą często się kłócić, ale nie pozwoli jej
odejść od niego. To, co odnaleźli razem, było czymś więcej niż zwykłą kopulacją. Jego
uczucia do niej były silne. Była dla niego tą właściwą. Poznał ją dobrze i już nie mógł
wyobrazić sobie życia bez Jessy.
Zaskoczyła go, chowając twarz przy jego piersi, zmuszając go do poprawienia jego
chwytu.
- Myślisz, że nie chcę powiedzieć tak? Chcę. – Jej słowa były stłumione, ale słyszał
~ 129 ~
je. – Nie pozwolą mi odejść, Maith. Zbyt dużo jestem winna flocie. Będą mieli głęboko
gdzieś to, o co poprosi twój król.
Pociągnęła pięściami za jego koszulę, ale potem uniosła głowę. Łza spłynęła po
jednym policzku.
- Chciałabym, żeby to było takie proste. Ale nie jest. Nie rozumiesz.
- Nie puszczę cię. – To była przysięga, nawet jeśli nie rozpoznała jej jako taką.
Kiwnął głową.
- Świetnie. – Znowu pociągnęła nosem i uśmiechnęła się lekko. – To brzmi jak plan.
Teraz pozwól mi zająć się Nedem. Ta torebka z solą fizjologiczną jest prawie pusta i
potrzebuje wymiany.
Maith puścił ją, kiedy się odsunęła. Poczuł ulgę, że go wysłuchała. Nie wiedział jak
działają relacje międzyludzkie, ale znał swoją grupę. Zrobią wszystko, co trzeba, żeby
chronić partnera. To oznaczało również uwolnienie jednego. Ich król zgodzi się, że
partnerzy byli wszystkim. Zjednoczona Ziemia stała się jednym z ich sojuszników.
Ludzie będą musieli zwolnić Jessę z floty.
- Sprawdzę gubernatora.
- Daj mi chwilę i pójdę z tobą. Nie ufam tym palantom, że czegoś nie spróbują.
~ 130 ~
- Nie. I nie planuję tego. Tylko antybiotyki, jeśli ich potrzebuje. Niech kutas trochę
pocierpi. Nadal jestem wkurzona o Neda. Jest tylko nastolatkiem, a oni zostawili go na
śmierć.
- Winna.
- Tak. – I wyszedł.
Jessa czekała, aż drzwi się zamkną, zanim pozwoliła, by jej uśmiech zniknął. Nie
było mowy, żeby flota pozwoliła jej wcześniej odejść od kontraktu. Zwłaszcza że jest
specjalistką ds. badań nad kosmitami. Obecnie było tylko dziewięciu ustanowionych
pracujących na statkach floty. O wiele więcej dostało swoje certyfikaty, ale pękli pod
presją w ciągu roku służby. Albo uznano ich za nieudolnych i przydzielono ich po
prostu do pracy w Medycznym z ludzkimi pacjentami.
~ 131 ~
była obowiązkowa dla specjalisty. Potem był ciągły strumień aktualizacji przychodzący
od każdego, kto miał do czynienia z kosmicznym… czymkolwiek. Musiała być na
bieżąco z całą tą wiedzą. Gdyby się rozleniwiła, to mogłoby kosztować życie.
Jeśli to wszystko nie odwiodło kogoś od zostania specjalistą, było jeszcze gówniane
podejście współpracowników, cywilów i ludzi ogólnie. Jessa dobrze to wiedziała.
Niektórzy koledzy po prostu wyśmiewali się z niej. Bycie specjalistą od kosmitów
uczyniło ją dziwolągiem i celem żartów o tym, jakim musi być dziwakiem z manią na
tle kosmitów.
Lekarze traktowali ją, jakby była jakimś odszczepieńcem, mimo faktu, że nie tylko
potrafiła wykonać bardzo delikatną operację na człowieku, gdyby pojawiła się potrzeba,
ale mogła zrobić to samo na prawie każdym rodzaju zwierzęcia znanym na Ziemi. Jej
umiejętności mogły być zardzewiałe, ale to nie znaczyło, że nie miała wiedzy. Bo
miała. To czyniło ją bardziej wykwalifikowaną niż szefowa personelu, która prowadziła
Medyczny na Defcon Red. Jessa musiała nauczyć się wszystkiego, żeby być
przygotowaną do radzenia sobie z nieznanym.
Wypełnił ją smutek. Nie, flota nie wypuści jej wcześniej. Często się zastanawiała,
czy w ogóle ją puszczą, kiedy jej kontrakt się skończy. Zjednoczona Ziemia może
znaleźć powody, by przedłużyć jej czas. Może zbyt dobrze wykonuje swoją pracę.
Sięgnęła w dół, żeby dotknąć swojego brzucha. Pragnienie posiadania dzieci zawsze
było sekretnym pragnieniem. Jedna z pozostałych sierot w szkole medycznej, będąca z
Jessą, sprzeciwiała się otrzymaniu dziesięcioletniego implantu antykoncepcyjnego,
~ 132 ~
kiedy skończyła szesnaście lat. Libby głośno ostrzegła wszystkich odpowiedzialnych,
że będzie miała dzieci bez względu na to, czego wymagał jej kontrakt, po tym jak
osiągnie legalny wiek. To było jej ciało i jej wybór.
Prawda była taka, że chciała mieć co najmniej czwórkę, żeby razem dorastały,
zawsze miały rodzinę do kochania. Chciała dzieci, które doświadczyłyby rzeczy, o
których tylko mogła marzyć, po tym jak jej rodzina została rozdarta przez wypadek na
Marsie.
- Kurwa – mruknęła Jessa, ocierając łzy z oka. – Tak bardzo chcę mieć rodzinę, że
to boli. – Przynależność do grupy Maitha byłaby spełnieniem marzeń. Ale to nie była
główna atrakcja. Mocno i szybko zakochała się w zrzędliwym kosmicie. W grę mogło
wchodzić nawet słowo miłość.
W głębi duszy przyznała, że już tak było. Seksowny Veslor mógł być czasami
zrzędliwy dupkiem… ale chciała, żeby był jej.
- Jedzenie. Zajmij się tą sytuacją. Wynoś się z tego bunkra. A potem zmierzę się z
tym, co przyjdzie następne. Jeden problem na raz.
~ 133 ~
Rozdział 11
Jessa zjadła podgrzany, paczkowany posiłek. Nie było złe, ale tęskniła za
prawdziwym jedzeniem. To była jedna z rzeczy mieszkania na dużym statku floty, jakie
lubiła. Jedzenie w stołówce było bezpłatne dla członków. Mogła jeść wszystkie jej
ulubione potrawy, bez obciążania jej konta żadnymi opłatami.
Jej myśli ponownie wróciły do Maitha. Anabel była kolejnym powodem, dlaczego
nie mogła się z nim sparować. Ona i jej siostra miały plany. Veslor i jego grupa nie byli
ich częścią. Siostry zamierzały znaleźć ładną, spokojną planetę należącą do Ziemi, na
której się osiedlą, kupią dom i będą rodziną.
Jessa nigdy nie wyobrażała sobie wyjścia za mąż. Szybko się nauczyła, że związki
nie były opcją dla kogoś takiego jak ona. Jednak ten wybór nie powstrzyma jej przed
posiadaniem dzieci. Planowała kupić nasienie od dawcy i wychować dzieci jako
samotny rodzic.
Wierzyła, że siostra jej pomoże. Może Anabel sama chciała mieć kilkoro dzieci. To
było pytanie, na które nie miała odpowiedzi, nigdy nie ośmieliła się zadać podczas ich
krótkich i najprawdopodobniej monitorowanych rozmów.
Drzwi do kuchni otworzyły się i do środka wszedł Maith. Usiadł naprzeciw niej,
jego mina była ponura.
Potrząsnął głową.
- Takie absolutne dupki nigdy nie lubią widzieć sprawiedliwości, gdy to wiąże się
ze sprawiedliwością dla nich. Boyd już się obudził?
~ 134 ~
- Mówimy o bezużytecznych groźbach i nierealistycznych oczekiwaniach. Będzie
miał szczęście, jeśli Zjednoczona Ziemia zamiast skazać go na śmierć wyśle go do
więzienia. Powinien martwić się o własną głowę i o to jak to się skończy.
- A więc pójdę.
- Co? Oboje widzieliśmy na własne oczy jak złe są rzeczy dla biedniejszych
mieszkańców tej planety. On jest za to wszystko odpowiedzialny. Jestem więcej niż
chętna porozmawiać z nim, jeśli domaga się spotkania ze mną. – Obeszła go.
Parsknęła.
- W porządku.
Jessa wyszła z kuchni i skierowała się do pokoju, w którym były klatki. Maith
trzymał się blisko niej. Obeszła kod używając swojego implantu, by wysłać sygnał, i
weszła do pokoju z ich więźniami.
Dobrze zrobił jej sercu widok Boyda i Carltona w tych klatkach. Zwłaszcza
Carltona, ponieważ nękał ją od pierwszej godziny, kiedy postawiła stopę na Torid.
Zatrzymała się jakieś sześć kroków przed klatką Boyda.
~ 135 ~
Wyraz jego twarzy był buntowniczy, gdy piorunował ją wzrokiem z miejsca, gdzie
siedział. Kilku innych więźniów musiało podać mu swoje poduszki, ponieważ miał co
najmniej trzy wepchnięte między plecy i okratowaną ścianę, by go podeprzeć. Jedną
ręką zakrywał bandaż na swojej ranie.
- Nie masz prawa mnie zamykać! – wściekł się, jego temperament eksplodował.
Jessa zachichotała.
~ 136 ~
z ich kieszeni. Nie twojej. Zasadniczo jesteś wynajętą pomocą, żądającą, by otrzymał
prawo własności do miejsca, gdzie pracuje, ponieważ jest na tyle śmieszny, by wierzyć,
że zasługuje na to, żeby wziąć to, co nie jest jego. Jak szybko ci odmówili? Obstawiam,
że to było natychmiastowe.
- Dam ci małe ostrzeżenie. Flota zamierzała cię aresztować zanim zostałeś dźgnięty
nożem. Jesteś w takich kłopotach, że to jest prawie smutne… a ponieważ jesteś
dupkiem, który traktował ludzi pod swoją kontrolą jak absolutne gówno, więc nie mam
współczucia. Och, i wkrótce powinny przybyć ekipy ratunkowe. Wiedzą, że jesteśmy tu
uwięzieni, i że przeżyłeś. Jedyne miejsce, gdzie pójdziesz, kiedy nas odkopują, to cela
na Defcon Red, dopóki nie zostaniesz przetransportowany z powrotem na Ziemię, by
stanąć przed procesem.
- Proszę, przynieś moją apteczkę – szepnęła Jessa do Maitha. Nie powinna była
tracić swojego temperamentu. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła, to, żeby gubernator
dostał wylewu lub ataku serca. To by oznaczało, że może nie dożyć kary.
~ 137 ~
Maith warknął i wybiegł z pokoju.
- Hej, pizdo.
Spojrzała na Carltona.
Uśmiechał się… i celował w nią małym pistoletem laserowym. Mieściła się w jego
ręce.
- Głupi kosmita nie obszukał mnie. – Pchnął drzwi swojej klatki, które się otworzyły
– Potrzebowaliśmy tylko nacisku, by użyć go przeciwko zwierzęciu. Widziałem jak
został postrzelony, ale to go nie zraniło. Nie możesz powiedzieć tego samego, jeśli
strzelimy do ciebie. Zrobi, co zechcemy, jeśli będziesz naszym zakładnikiem. Jesteś
martwa, jeśli on nie.
Patrzyła jak Boyd puszcza swoją klatkę piersiową i z trudem wstaje, krzywiąc się
lekko, gdy przycisnął jedną rękę do rany, po czym skierował się do drzwi swojej klatki.
Była na tyle blisko, by dostrzec ślad spalenia wewnątrz zamka, gdy drzwi się otworzyły.
- To było ostrzeżenie. Nie ruszaj się znowu, cipo. Chwyć ją, Dean.
Dean, strażnik, potoczył się do przodu. Wydawało się, że trudno jest mu otworzyć
oczy na tyle, by ją zobaczyć, gdy się zbliżał. Pozostali stali w pobliżu swoich otwartych
~ 138 ~
drzwi klatek.
- Mylisz się! – ryknął Carlton, zaskakując ją. – Mamy drogę wyjścia. Tu jest ukryty
tunel i jest tam nawet prom. Pójdziemy do tej ukrytej sekcji, by przeczekać, aż twoja
popieprzona flota opuści system.
Nikt nie musiał jej mówić, że i tak ją zabiją. Maitha też, jeśli ukryli więcej broni.
Wilma i Ned też zostaną zamordowani.
Jessa wysłała silny przypływ energii elektrycznej do swojego sztucznego oka. Nagła
oślepiająca poświata powinna zaboleć… Dean cierpiał na światłowstręt. To zrani go
mocno, jeśli nie bardziej.
Poczuła, że jej sztuczne oko zbyt szybko się nagrzewa, powodując uczucie palenia
za nim, ale zadziałało. Jej oko zaświeciło tak jasno, że Dean szarpnął się do tyłu, jęknął
i uniósł obie ręce, by osłonić oczy.
Jessa rzuciła się do przodu, ignorując utratę połowy wzroku, gdy implant oczny
przegrzał się w wyniku przepięcia i całkowicie się wyłączył. Złapała Deana za biodra i
użyła całej swojej siły, żeby okręcić wkoło dużo większego mężczyznę.
– Jesso? – Zabrzmiało warknięcie Maitha, ale nie odważyła się odwrócić od tego, co
robiła, żeby spojrzeć na niego idącego do niej korytarzem. Zlokalizowała źródło
zasilania wewnątrz panelu i wyłączyła je. Lampki na panelu zgasły.
~ 139 ~
Odepchnęła się od drzwi, gdy usłyszała ogień laserowy z drugiej strony, akurat gdy
Maith dotarł do niej. Upuścił apteczkę i złapał ją.
- Co się stało?
- Uwolnili się. Odłączyłam moc do zamka, żeby nie byli w stanie otworzyć go z
drugiej strony. Jest całkowicie martwy. Carlton miał mały pistolet laserowy schowany
gdzieś przy sobie. Chcieli dorwać mnie samą, by użyć jako zakładnika i zmusić cię do
pomocy im. Ten pierdolony Boyd udawał możliwy atak serca, żebyś opuścił pokój.
Skurwiele!
Maith warknął, gdy odwrócił ją twarzą do siebie. Dziwnie niepokojące było widzieć
tylko jednym okiem. Lekkie pieczenie zmniejszyło się, ale jej sztuczne oko nie wróciło
do życia. To nie było dobre. Mogła uszkodzić je bardziej niż przewidywała. To też
oznaczało, że musiało zostać naprawione zanim znów będzie działać.
Maith puścił jej ramię i nagle ujął jej twarz w swoje duże ręce, zmuszając jej głowę
do podniesienia. Wydawał się być skoncentrowany na jej sztucznym oku, gdy wydał
dziwny syczący dźwięk, którego nigdy wcześniej nie słyszała.
- Postrzelili cię w twarz? – Opuszek jego kciuka delikatnie musnął bok jej oczodołu
i pochylił się bliżej. – Twoje oko wygląda na uszkodzone, a skóra wokół niego jest
lekko czerwona. Środkowa część już nie jest niebieska. Jest czarna, a biała część jest
żółta.
- Strzelili ci w oko?
- Nie. Wysłałam silny przepływ mocy, by światło w moim oku szybko rozbłysło do
pełnej siły, żeby powstrzymać Deana przed dostaniem mnie w jego mięsiste łapska.
Wiedziałam, że mogę je trochę przeciążyć, ale czarny oznacza, że doszło do większych
uszkodzeń niż się spodziewałam. Musiałam usmażyć jakieś elementy lub przewody.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Światło sprawia ból komuś w stanie Deana. To była jedyna przewaga, jaką
miałam, oślepiając go na kilka sekund i sprawiając, że się odsunął.
~ 140 ~
- Nie możemy. Będę potrzebowała łóżka medycznego z zaprogramowaną operacją i
zapasowe komponenty przechowywane w moim laboratorium. Puść. Mamy ważniejsze
sprawy do załatwienia.
- Nie.
- Jest całkowicie martwe i nie reaguje na mnie, ale mam wizję w moim naturalnym
oku.
- Cholera. Pomartwię się i zajmę się tym później. – Odwróciła się od niego, by
zerknąć na drzwi. – Myślisz, że mogą wyciąć sobie wyjście? To są mocne drzwi, ale nie
dla więzienia. Wnętrza mają słabe punkty.
- Nie wiem.
Jessa gapiła się na niego, aż stanął zupełnie nagi zaledwie kilka kroków dalej.
~ 141 ~
naprzeciw wrogom, gdy przebiją się do bunkra.
- Nie zostawię cię. Ich jest czterech. – Mocniej ścisnęła swoją apteczkę. – Zdejmę
każdego, kogo nie dasz rady.
- Jessa. – Warknął na nią, podchodząc krok bliżej. – Idź zabarykaduj się z kobietą i
młodym.
Po drugiej stronie drzwi słychać było ogień laserowy i poczuła jak coś się pali.
Metal.
Maith błysnął swoimi ostrymi kłami, po czym rzucił się do przodu, by podeprzeć się
na czworakach na podłodze. Był elastyczny, musiała mu to oddać. Kości zaczęły pękać
i wzdrygnęła się lekko na nieprzyjemnie brzmiące dźwięki. Zmieniał się szybko, aż
mężczyzna, do którego była przyzwyczajona, zniknął zastąpiony przez przerażającą
bestię z kosmosu o skórzastej fakturze. Ryknął, wpatrując się w nią zielonymi oczami.
Cofnął się, przenosząc wzrok z niej na drzwi. Wzięła kilka głębokich oddechów.
Kiedy te drzwi się otworzą, naprawdę nie chciała zostać zastrzelona, ale więźniowie
wydawali się mieć tylko jedną broń. Szanse były dobre, że Maith najpierw skupi się na
tym trzymającym laser. Musiałaby tylko powstrzymać pozostałą trójkę przed ucieczką
do miejsca, gdzie był ukryty tunel ucieczki. Mógł być wszędzie… z wyjątkiem pokoju,
w którym obecnie byli więźniowie, ponieważ byli zdesperowani wydostać się.
~ 142 ~
panelu w drzwiach, kiedy wyłączyła zasilanie, ale dostrzegła przełącznik światła na
korytarzu. Odepchnęła się od ściany i rzuciła się w jego stronę.
Prawie upadła. Pchnął swoje ciało jeszcze mocniej do niej, żeby przygwoździć ją do
ściany.
- Do cholery, Maith! – poskarżyła się. – Idź obserwuj drzwi. Sama dojdę do nich i
uderzę wszystko, co wyjdzie.
Puścił jej nadgarstek i cofnął się powoli, upewniając się, że nie upadnie. Jessa
powoli osunęła się na dłonie i kolana, zostając blisko ściany.
- Pchnij do mnie moją apteczkę, proszę. Nie widzę jej. Potem wracaj do tych drzwi.
- Mam ją.
Wydał niski, dudniący dźwięk, mając nadzieję, że zrozumie, że chce, żeby została.
Zmieniłby się i porozmawiał z nią, ale potrzebował energii, jeśli ludzie uciekną z
pokoju. Przekształcanie się w tę i z powrotem w krótkim okresie czasu szybko go
wyczerpie.
~ 143 ~
Zapach palącego się metalu stał się silniejszy i kiedy odwrócił głowę, wpatrując się
w drzwi więżące złych ludzi, zobaczył, że lewa strona ma słabą czerwoną poświatę w
miejscu zawiasów po wewnętrznej stronie. To było spowodowane nagrzewaniem się
metalu.
Ruszył do przodu, ale nie podszedł zbyt blisko. Jessa wyłączają oświetlenie w
korytarzu zrobiła mądrze. Ludzie będą ślepi poza światłem, które było w pokoju. Kiedy
wysuną się wystarczająco daleko, nie zobaczą go idącego na nich w ciemności.
Jego nadgarstek zawibrował, ale w postaci bojowej nie mógł komunikować się ze
swoją grupą. Potem usłyszał głośny huk z drugiej strony drzwi. Brzmiało to tak, jakby
uderzali w nie czymś ciężkim. Część drzwi przesunęła się w miejscu zawiasów i
prześwieciło tam trochę światła. Cofnął się bardziej w ciemność i przykucnął.
- Zaraz się wydostaną – szepnęła Jessa jakieś cztery metry dalej korytarza.
Rozległ się kolejny huk i drzwi poddały się więcej, światło płynące z pokoju zrobiło
się jaśniejsze. Strona zamka nadal była zablokowana, ale bez zawiasów po drugiej
stronie, mogli je wypchnąć, gdyby udało im się wystarczająco szeroko otworzyć drzwi.
- Tam jest ten pieprzony kosmita – zaszlochała kobieta. – Przestań, albo on się tu
dostanie!
- Daj mi broń. – Dean brzmiał na wkurzonego. – Nawet nie potrafiłeś trafić tej suki
doktorki.
- Nie, nie chciałeś. Wszyscy wiemy, że chcesz skrzywdzić tę sukę. Nie trafiłeś dwa
razy. Oddaj go.
- Nawet nie możesz stać prosto i dyszysz – grzmiał Carlton. – Zamknij się, Dean.
~ 144 ~
Wszystko, co musiałeś zrobić, to złapać cipę i przytrzymać ją, żeby ten kosmita nas nie
zaatakował.
- Daj mi kody dostępu do tunelu i promu. – Głos Carltona przybrał błagalny ton.
- Nie – warknął Boyd. – Już byś mnie porzucił, gdybym to zrobił. Nikt stąd nie
wyjdzie, chyba że pójdziemy razem. Potrzebujesz mnie również do dostępu do
wszystkich funduszy, jakie zgromadziliśmy. Są w zamkniętych pudłach, które spopielą
zawartość, jeśli zostaną naruszone. Jak myślisz, jak długo przetrwasz bez złapania, jeśli
nie możesz nikogo przekupić? Teraz przestań marudzić.
Maitha wypełniła furia. Ludzie nie uciekną. Wiedział, że flota i Jessa chcieli ich
wszystkich żywych, by ujrzeli sprawiedliwość na Ziemi, ale zabije ich, jeśli będzie
musiał, by uniemożliwić im opuszczenie bunkra. Nie zamierzał też zapomnieć o
młodym, Toby’m, który prawie spłonął na śmierć. Albo o wciąż nieprzytomnym,
prawie dorosłym młodym, którego znaleźli umierającego w jednej z klatek. Każdy, kto
krzywdzi własne młode, nie mógł zrobić tego ponownie.
Rozległ się kolejny huk i drzwi otworzyły się mocniej. Zauważył strażnika, Deana,
jak chwycił ich część. Duży mężczyzna nie wyglądał zdrowo ani w pełni sił, ale był
duży jak na człowieka. Siłował się z drzwiami i udało mu się wyrwać je z zamka po
drugiej stronie. Drzwi z trzaskiem opadły do przodu na korytarz.
- Nie ma, kurwa, mowy. – Carlton chował się za nim, wymachując najmniejszą
ziemską bronią laserową, jaką Maith kiedykolwiek widział.
Prawie parsknął. Naprawdę wierzyli, że mogą go tym zabić? To wydawało się być
dziecięcą zabawką zamiast bronią. Potem spojrzał na powalone drzwi, widząc stopiony
metal, który kiedyś był zawiasami. Przypomnienie, że zabawka rzeczywiście mogła
wyrządzić jakieś szkody. To było bardziej jak skalpel laserowy, z większym zasięgiem.
Każdy mięsień jego ciała napiął się i odwrócił się, by spojrzeć na Jessę.
Światło wylewające się z pokoju nie docierało do żadnego z nich. Była ukryta w
ciemności. Przynajmniej miał nadzieję, że żaden z ludzi nie był w stanie jej zobaczyć.
~ 145 ~
On mógł. Rozpłaszczyła swoje ciało na podłodze, z apteczką częściowo przed nią, i w
jednej ręce trzymała torbę z czymś. Nie miał pojęcia, co to było.
Może rzuci tym w ludzi. Mogła zobaczyć Deana, strażnika. Pozostali nie byli w jej
polu widzenia, dopóki nie wyjdą z pokoju na korytarz.
- Na korytarzu jest włącznik światła, tam na końcu, gdzie się zakrzywia. Idź, włącz
je, żebyśmy mogli zobaczyć, gdzie mamy iść. – Został za większym ludzkim
strażnikiem. – Musimy dostać się do kuchni.
- To tam jest ukryty tunel? – zapytał Carlton. – Daj mi kod dostępu i pobiegnę
naprzód, żeby go otworzyć.
Maith zirytował się jeszcze bardziej. Ludzie po prostu zostali w pokoju kłócąc się,
zamiast coś zrobić. Może chcieli, żeby wszedł w światło, w którym mogli go zobaczyć.
Kobiety nie było w zasięgu wzroku. Możliwe, że zastawili pułapkę i mieli dostęp do
większej ilości broni. Nie da się na to nabrać. Poczeka, aż wyjdą. Veslorowie mieli
cierpliwość. W pewnym momencie będą musieli opuścić ten pokój.
~ 146 ~
Rozdział 12
Jessa widziała Deana. Wielki bydlak stał w otwartych drzwiach, z jednym butem na
drzwiach, które udało im się przewrócić. Wcale dobrze nie wyglądał, ale była pod
wrażeniem, że utrzymywał się na nogach. Objawy odstawienia od tych leków
wzmacniających mięśnie były piekłem w organizmie.
W ręku trzymała torebkę kremu na oparzenia. Już była rozcięta, więc kiedy ją rzuci,
wyleje się. Nie masowała torby, żeby utrwalić krem w pastę. Był w postaci płynnej… i
będzie śliski jak diabli na podłodze.
To było wszystko, co miała, żeby ich spowolnić. To nie było dużo, ale
prawdopodobnie spróbują uciec, a upadek na pewno ich spowolni, jeśli się poślizgną.
Miała tylko nadzieję, że to nie zadziała na Maitha. Miał te wielkie łapy z zabójczymi
pazurami. Prawdopodobnie tworzyły trochę przyczepności dla niego, niezależnie od
tego jak śliska stanie się podłoga.
- Mam broń i wiem jak się nią posługiwać – krzyknęła. – Na kolana, Dean. Spleć
palce nad głową albo strzelę.
~ 147 ~
Wielki strażnik wskoczył z powrotem do pokoju i zniknął jej z oczu. To też jej nie
zaskoczyło. To było dokładnie to, co miała nadzieję osiągnąć… trzymać ich w środku,
dopóki nie nadejdzie pomoc.
Jessa ściszyła głos do szeptu, wiedząc, że tylko Maith będzie w stanie ją usłyszeć.
- Naprawdę mam nadzieję, że zespoły wkrótce się tu pojawią. Może do tego czasu
uda nam się blefem zatrzymać ich tam, gdzie są.
Do jej uszu dotarł niski warkot. Aktywowała swój implant ucha, wzmacniając
dźwięk.
- Ona blefuje – syknął Carlton. – Ta suka jest lekarzem. Nie żołnierzem. Nawet jeśli
ma karabin laserowy, nie będzie w stanie w nic trafić.
- Pieprz się. – Głos Carltona podniósł się. – Jest mój. Nie oddam go. Nie zapominaj,
że dzięki niemu nie jesteśmy nadal w tych pierdolonych klatkach. To ja jestem tym,
który ukrył to przy moim kutasie.
Jessa wykrzywiła usta z obrzydzeniem. Nic dziwnego, że udało mu się ukryć broń.
Nie chciałaby dotykać go tam, żeby sprawdzić. Maith prawdopodobnie nie sądził, że
ludzie będą takimi prostakami, by wkładać rzeczy w bieliznę. Wątpiła, żeby Dean znów
o to poprosił, wiedząc, gdzie była.
Myliła się.
- Dopóki tam zostaną, będę kłamała jak z nut – szepnęła. – Nie wchodź między
mnie i te drzwi. Rzucę tę torbę. Będzie ślisko. Mam nadzieję, że któryś z nich się
poślizgnie i to go znokautuje, jeśli spróbują uciec.
Opadła na kolana i cofnęła ramię. Potem rzuciła torbę ze wszystkich swoich sił.
Wylądowała na leżących drzwiach i rozprysła się szeroko.
~ 148 ~
Z pokoju dobiegł krzyk. To musiała być kobieta. Lub Carlton przerażony jak
kobieta. Ta myśl wywołała u Jessy uśmiech.
- Nie wiem. Nie krępuj się wystawić głowę, żeby się dowiedzieć – odpowiedział
Dean, brzmiąc na wściekłego.
- Musimy się stąd wydostać. – Boyd urwał. – Słyszałeś tę sukę. Ekipy ratownicze
dokopują się. Musimy zniknąć zanim się tu dostaną. Carlton, ile osób jest już w
bunkrze?
- A więc dwójka – podsumował Dean. – Możemy ich zdjąć. Gdyby suka miała broń,
już by jej użyła. Karen, Rodney, złapcie cokolwiek, co da się użyć jako broni.
Jessa zaklęła cicho. Ci idioci zamierzali uciec. Wstała powoli, ignorując niski
pomruk Maitha. Potem ryknął głośno. Drgnęła. Nie żeby to sprawiło, że wróciła z
powrotem na podłogę.
Przycisnęła się do ściany, jej wzrok skupił się na świetle padającym z otwartych
drzwi.
Wybiegł pierwszy, z Boydem i Carltonem tuż za nim. Jak tylko wszedł całkowicie
na drzwi, obie jego stopy wymknęły się spod niego i upadł ciężko, uderzając o podłogę.
Boyd i Carlton też prawie upadli, ale udało im się utrzymać w pozycji pionowej po
~ 149 ~
ślizganiu się jak postacie z kreskówek. Boyd użył ramienia Carltona, żeby złapać
równowagę. Para ruszyła w jej kierunku. Jessa widziała ich zarysy od światła w pokoju.
Karen prawdopodobnie była za nimi, ale Jessa nie mogła jej zobaczyć z powodu ich
zbliżających się dużych ciał. Czuła trochę satysfakcji, gdy wydawali się mieć problemy
z utrzymaniem się na nogach i nie mogli szybko biec.
Jessa wydała okrzyk bojowy – a może bardziej krzyk – i ruszyła w ich kierunku. Jej
buty nie ślizgały się, co dało jej przewagę. Przynajmniej miała taką nadzieję. Celowała
w Boyda. Był tym, który miał kod dostępu do wyjścia z bunkra. Bez niego inni
pozostaną uwięzieni.
Jessa poczuła to, kiedy próbował usiąść, ponieważ leżała na tym, co myślała, że jest
jego nogą. Szybko podniosła się na kolana, próbując go zobaczyć, ale światło z pokoju,
z którego wyszli, jakoś zgasło. W korytarzu było cholernie ciemno. Ale nie było cicho.
Dean ryczał wulgaryzmy, a Maith warczał głośno.
Z całych sił zamachnęła się apteczką i uderzyła go, ale to nie wystarczyło, żeby go
znokautować. Jego ręka wymacała przód jej koszuli i poczuła jak coś otarło się o jej
twarz, gdy znowu została pociągnięta na niego. Domyśliła się, że mógł zamachnąć się
na nią drugą ręką.
Upuściła zestaw i przekręciła się na bok, staczając się z niego. Potem zaciekle
podrapała paznokciami trzymającą ją dłoń. Wciągnął ostry, bolesny oddech. Musiało
boleć; czuła jak jej paznokcie odrywają skórę.
Wyprowadziła własny cios, celując tam, gdzie mógł być jego brzuch. Uderzyła go i
wypełniła ją satysfakcja, gdy dłoń zaciśnięta na jej mundurze puściła.
Poczuła to, kiedy zaczął przewracać się na bok, prawdopodobnie w próbie ucieczki.
Jessa nie pozwoliła na to. Rzuciła się, złapała za jego ubranie i dobrze chwyciła.
Uniosła drugie ramię, wbijając pięść w jego ciało.
~ 150 ~
Boyd przetoczył się płasko na coś, co jak przypuszczała było jego brzuchem. Jessa
wspięła się na niego, puściła jego ubranie i zignorowała przerażony krzyk, który
doszedł gdzieś zza niej. Karen.
Jessa okładała go pięściami, siedząc okrakiem na jego tyłku. Za każdym razem, gdy
próbował się podnieść, zbijała go z powrotem, ciągle waląc w jego plecy. Kiedy
spróbował się czołgać, ciągnąc ich oboje po podłodze, przestała go bić i sięgnęła do
jego włosów. Nie miał ich wiele, ale obiema rękami złapała porządną garść i rąbnęła
jego głową. Wydał dźwięk bólu, gdy jego twarz uderzyła mocno o podłogę. Przestał się
ruszać.
To wystraszyło Jessę jak cholera. Tak samo dotyk dwóch wielkich dłoni
chwytających ją w talii.
- Roth?
Roth pomógł jej wstać. Korytarz pozostał całkowicie ciemny, a Jessa zadrżała od
adrenaliny. Veslor trzymał ją mocno.
- Jesteś ranna.
~ 151 ~
oczy. Nadchodzą z jasnymi światłami.
Kilka sekund później zza zakrętu korytarza wyłoniło się kilkanaście silnych latarek.
Jessa na chwilę odwróciła głowę, ale chciała zobaczyć końcowy rezultat, by zastosować
się do drugiej części rady Rotha.
Podniosła wzrok. Maith wciąż był w swojej postaci bojowej, z przednimi łapami na
Deanie. Strażnik miał zakrwawioną twarz. To wyglądało jak ślady pazurów, z tego co
widziała, a jego oczy były zamknięte.
Zostali uratowani.
Jessa pozwoliła temu wsiąknąć. Teraz było już wyjście z bunkra. Zespoły
zadaniowe floty i grupa Veslor naruszyły go. Była pewna, że słyszeli jak nadchodzą, ale
ona nie.
Maith zdjął łapy z rannego człowieka i cofnął się, gdy ludzkie zespoły zadaniowe
dotarły do jego boku. Dwóch z nich uklękło obok Deana i zabezpieczyli jego ręce.
Potem przybył Michael z apteczką. Medyk wraz z dwoma innymi ludźmi przewrócił
nieprzytomnego mężczyznę na plecy, a potem obejrzał jego twarz.
- Wyraźnie cię wkurzył – mruknął Michael, po czym się uśmiechnął. – Ale musiałeś
być ostrożny, kiedy uderzyłeś go łapą. Wciąż żyje, a twoje pazury nie przebiły jego
czaszki.
Maith cofnął się jeszcze, usiadł na zadzie i zamknął oczy. Trudno było uspokoić
~ 152 ~
jego emocje. Wciąż był zbyt wkurzony na złych ludzi… i Jessę. Sam dałby radę
poradzić sobie ze wszystkimi ludźmi. A teraz była ranna. Tak powiedział Roth. Chcąc
na własne oczy zobaczyć wszystkie jej obrażenia, zmotywował się do znalezienia
spokoju potrzebnego do przekształcenia swojego ciała.
- Dziękuję.
Maith zauważył jak kobieta intensywnie wpatruje się w jego ciało, szczególnie w
jego drąga. Szybko się ubrał. Ludzie naprawdę seksualizowali nagość. Więcej niż kilka
kobiet z zespołów zadaniowych uderzało do niego. Jego grupa nauczyła się tego termin,
odkąd zamieszkali z flotą.
- Później mogę zrobić ci masaż, jeśli chcesz. – Hailey otwarcie podziwiała jego
nagą klatkę piersiową.
- Gdzie jesteś ranna? – Wiedział, że warczy, ale nic nie mógł na to poradzić.
Przyjrzał się jej twarzy. Oprócz uszkodzenia jej sztucznego oka, na policzku było
zadrapanie. Cofnął się lekko, przebiegając wzrokiem w dół jej ciała i wąchając. Poczuł
krew.
- Walnęłam się w kolano, ale jest w porządku. – Próbowała odsunąć się od niego.
~ 153 ~
- Gdzie jest ranna?
Oczy jego przywódcy grupy rozszerzyły się, ale nie zawahał się, by stanąć za Jessą i
delikatnie chwycić ją za biodra. Maith opadł na kolana i pociągnął nosem, wyczuwając
krew. To była jej lewa noga. Zobaczył też małe rozdarcie w jej mundurze. Wypuścił
pazury i ostrożnie włożył dwa z nich, by rozerwać materiał szerzej i odsłonić kolano.
Maith zignorował ją, biorąc małą latarkę, którą podał Nathan, i przesuwając jasnym
promieniem po jej kolanie. Lekko krwawiło. Odwrócił głowę, by spojrzeć groźnie tam,
gdzie zabezpieczyli ludzkiego gubernatora. Nosił lśniący pasek, a jego spodnie miały
guziki. Domyślał się, że szkody wyrządziło jedno z nich, kiedy walczyła z mężczyzną.
Nathan podał mu odkażający spray i Maith spryskał nim jej uszkodzoną skórę.
Następnie medyk dał mu sterylną szmatkę, którą Maith użył do delikatnego starcia
pianki kilka sekund później. Napłynęła świeża krew i wziął podany plaster z lekiem,
żeby go nałożyć.
- Czy jest coś, co powinienem wiedzieć? – spytał Roth w Veslorskim. – Ona nosi
twój zapach.
- Nie pozwolą na to. – Jessa pokazała swoją wiedzę również mówiąc ich językiem.
– Przestań się tak zachowywać, bo któryś z pozostałych mężczyzn to zgłosi. Nie
puszczą mnie.
Maith warknął głośno na Jessę, patrząc gniewnie w jej jedno widzące oko.
~ 154 ~
- Wrócisz na Defcon Red na leczenie.
Roth westchnął.
Maith chciał się kłócić, ale Roth puścił Jessę i zrobił niski ostrzegawczy odgłos.
Zapaliły się górne światła i Nathan przyjrzał się oku Jessy. Mężczyzna cicho zaklął.
- Dobrze. A teraz muszę zobaczyć moich pacjentów. Jest ich dwóch. – Jessa
poruszyła się w uścisku Maitha, próbując się uwolnić.
~ 155 ~
- Wykorzystuję rangę. Użyłaś tego wystarczająco. Skończyłaś tutaj, Jesso. –
Rozejrzał się, znajdując Bircha. – Dowódca zespołu – zawołał.
Birch podszedł.
- Czego potrzebujesz?
Maith patrzył jak bardzo nieszczęśliwa Jessa zostaje wyprowadzona. Odwróciła się
zanim okrążyła zakręt i rzucił mu piorunujące spojrzenie.
~ 156 ~
- Gdzie są inni pacjenci?
Maith chciał po prostu podążyć za Jessą i być tam, gdy otrzyma pomoc w
Medycznym. Ale nie mógł. Potrzebowali go na miejscu. Ciężarna kobieta mogła wpaść
w panikę, gdyby zjawili się u niej nieznajomi mężczyźni. Miał też nowe kody, by
uzyskać dostęp do pomieszczeń.
Nie byli też pewni, którym ludziom na planecie mogą ufać. Z flotą pacjenci będą
bezpieczniejsi.
~ 157 ~
Rozdział 13
- Nie wkurzę Veslora. Maith kazał mi cię tu zabrać, więc tak robię. Skopie mi tyłek
na treningu, jeśli mu się sprzeciwię. Nie przerazisz mnie, kobieto. On tak.
Jakby nie mogło być już gorzej, lekarzem, który spieszył ich powitać, nie był nikt
inny jak Cynthia Kane. Szefowa personelu skrzywiła się, gdy podeszła bliżej,
przesuwając oceniającym wzrokiem od twarzy Jessy w dół do luźnego kombinezonu,
który dostała po prysznicu.
- Chodź za mną – zażądała wyższa lekarka. – Przygotowaliśmy się dla ciebie w sali
badań numer sześć. Wezwałam doktora Zonera do asysty. Jest naszym okulistą.
- Nikogo nie potrzebuję. Poradzę sobie z tym w moim laboratorium. Mam w pełni
działające łóżko medyczne i wszystkie części zamienne do mojego implantu ocznego.
Jessa pozwoliła na to, milcząc, gdy lekarka uważnie badała jej uszkodzone oko.
~ 158 ~
Cynthia Kane nie mrugnęła okiem.
- Nie.
- Jesteś pewna? Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Jest połączony bezpośrednio
do twojego mózgu.
- Zagrożono mi, że jeśli kiedykolwiek podzielę się tym, czego dowiedziałam się o
~ 159 ~
tobie, moja kariera i moja przyszłość zostaną zniszczone. Nie mam skłonności
samobójczych.
- Zrobiono mi to, gdy miałam osiem lat. Więc nie zasługuję na wykład od ciebie…
albo być obrażaną.
Jessa uznała, że to była wystarczająca ilość informacji, by Kane zdała sobie sprawę,
że nie miała tu wyboru. Dorośli podejmowali decyzje medyczne za nieletnich.
- Możemy już się tym zająć? Naprawdę chciałabym sprawdzić nastolatka, który
przyleciał z chorobą Prissy. Jest moim pacjentem. Miałaś jakiś zaszczepiony personel,
który go leczył, prawda? Przestrzegają przepisów dotyczących kwarantanny czwartego
etapu? Był mocno zarażony. Pasożyty szybko wymierają, ale jeszcze przez jakiś czas
może nadal zarażać.
- Dziękuję ci.
Kane spojrzała na nią z namysłem zanim się odwróciła, a Jessa poszła za nią do sali
badań sześć. Czekało tylko dwóch innych pracowników medycznych. Obie były starsze,
prawdopodobnie flota zawodowa. Dla Jessy to miało sens. Przełożeni floty chcieli w
tym pokoju tylko ludzi, którzy mieliby dużo do stracenia, gdyby wygadali to, co mieli
zobaczyć i zrobić.
Pielęgniarz przyniósł fartuch, podając go Jessie zanim odwrócił się do nich plecami.
Jessa rozebrała się i włożyła fartuch zanim wspięła się na łóżko medyczne. Kane
rozpoczęła skanowanie. Jessa leżała tam, biorąc wolne oddechy, studiując hologram,
który pojawił się nad nią, widząc obrażenia w jej głowie w implancie ocznym.
~ 160 ~
- Rozumiem, ale mamy do dyspozycji pełne jednostki – poinformowała ją Kane. –
Mamy na pokładzie siedmiu członków załogi z tymi samymi implantami ocznymi.
Kolory w nowych mają zdolność dopasowania do drugiej tęczówki. To czyni je prawie
niemożliwymi do zidentyfikowania. Jesteś jedyną osobą, jaką znam, która nie próbuje
ukryć, że straciła oko.
- Nigdy nie widziałam czegoś takiego jak to wtórne urządzenie. Jest zintegrowane z
częścią twojego mózgu. Nie widzę żadnych uszkodzeń wokół maleńkich macek,
których użyli do zamocowania go. Co to dokładnie robi, poza tym że działa jak
komputer?
- Okolica wokół implantu oka trochę boli, ale to wszystko – przyznała Jessa.
- Za późno. – Kane napotkała jej spojrzenie. – Śpij. Sprowadzę doktora Zonera jak
tylko przeprogramuję łóżko tak, by pokazywał tylko twój implant oczny. Będzie mi
asystował w jego wymianie.
Jessa walczyła, by nie zasnąć, ale lek działał szybko, sprawiając, że była senna.
- Niebieski – wydusiła.
- Słyszałam cię za pierwszym razem. Masz moje słowo. Mam twoją pełną
dokumentację medyczną i jest tam wpisany oryginalny kolor soczewki. Zduplikuję go.
~ 161 ~
Maith przeszedł odkażanie, wraz ze wszystkimi, którzy byli w bunkrze, kiedy
przylecieli z powrotem na Defcon Red. Większość zespołów zadaniowych pozostała na
powierzchni, korzystając z przenośnych prysznicy, by upewnić się, że nie rozniosą
Prissy wśród ludności. Jego grupa pozostała na Torid. Maith zażądał pójścia do Jessy, a
Roth zgodził się, by pozwolić mu odejść.
W końcu drzwi się otworzyły. I wyszli Cynthia Kane i mężczyzna, którego nigdy
wcześniej nie widział. Kobieta zobaczyła go i zatrzymała się.
Mężczyzna odchrząknął.
Maith chciał zobaczyć Jessę, ale drzwi miały automatyczne zamykanie. Podszedł
bliżej, ale się nie otworzyły. Odwrócił się do doktor Kane.
- Co z Jessą?
Chciał poinformować kobietę, że Jessa jest jego partnerką, ale się oparł.
- Wiem, jakie są jej obrażenia. Czy oparzenia wokół jej sztucznego oka są lekkie?
Bo tak sugerowała. Muszę wiedzieć, czy ma się dobrze i dojdzie do siebie.
~ 162 ~
ją do powrotu na Defcon Red. I nigdy nie przewróciłbym Jessy na tyłek ani nie
skrzywdziłbym jej w jakikolwiek sposób.
- Czy to jest sytuacja jak u pana Rotha i panny Wade? Sparował się z nią kilka dni
po tym jak została zwolniona spod mojej opieki.
- Słuchaj. – Cynthia Kane westchnęła, zniżając głos. – Nie chcesz się z nią
angażować. Musisz mi w tym zaufać. Ona nie jest normalnym człowiekiem, a jej
sytuacja jest… inna. Więcej nie mogę powiedzieć. Powiem ci, że z nią jest dobrze i
zdrowieje.
- Jessa nie ma tu rodziny. Jej jedyna siostra jest w odległym miejscu i nie może do
niej przyjść. Nasza grupa zaakceptowała ją jako rodzinę. Powie ci to sama, jeśli ją
zapytasz. Proszę powiedz mi, czy byłaś w stanie naprawić jej sztuczne oko.
- Chciałbym ją zobaczyć.
- Nie. Przykro mi. Już naruszyłam przepisy dotyczące prywatności, dzieląc się tymi
skrawkami informacji, jakie posiadam. Dowiedziałam się też od pana Rotha, jak uparta
potrafi być wasza rasa, gdy to dotyczy kobiety, którą wzięliście pod swoją opiekę. Nie
potrzebuję, żebyś warczał na mój personel i straszył wszystkich, gdy będziesz kręcił się
za jej drzwiami. Proszę opuść Medyczny, a ja powiem jej, że tu byłeś, kiedy się obudzi.
W tym momencie możesz ją odwiedzić, jeśli da pozwolenie.
- Wrócę.
~ 163 ~
Abby. Była człowiekiem, z którym najbardziej potrzebował porozmawiać. Partnerka
Draka może pomóc znaleźć mu najlepszy sposób na zwrócenie się do Komandora Billsa
w sprawie kontraktu floty Jessy. Mężczyzna był wystarczająco potężny, by pomóc.
Znalazł Abby w ich rodzinnych kabinach. Często pracowała w ich domu. Kobieta
uśmiechnęła się, wstając od stołu po wyłączeniu swojego tabletu. Jej spojrzenie wciąż
wędrowało do drzwi, przez które właśnie przeszedł.
Maith pomógł jej postawić na stole jedzenie i napoje zanim oboje usiedli.
- Co chcesz wiedzieć?
- Co w tym śmiesznego?
Spoważniała.
~ 164 ~
przekazywane rodzinie. Czasami nie ma nikogo, kto by je zabrał. Większość kolonii i
stacji kosmicznych nie ma możliwości umieszczenia takich dzieci w domu i
wychowania ich w bezpiecznym środowisku, więc słyszałam, że przyjmuje je flota.
Mają swoje własne miasto na Marsie. Przeczytałam kilka historii o tym, co tam się
znajduje. Są tam nie tylko wojskowe obiekty szkoleniowe, ale całe systemy edukacyjne.
Jak dla mnie, to brzmi jak szkoły z internatem. To oznacza mieszkanie i edukację w
jednym. Przypuszczam, że część tego obejmuje miejsce, w którym trzymają osierocone
dzieci.
- Wiedziałaś, że te dzieciaki są zmuszane przez twoją flotę do pracy dla nich, kiedy
dorosną?
- Jessa powiedziała mi, że twoja flota ją posiada, dopóki nie skończy trzydziestu
pięciu lat, i że nie miała wyboru.
- Nie okłamałaby mnie. Jessa powierzyła mi swoje sekrety. Ma też siostrę, którą
twoja flota nie pozwala jej zobaczyć. Jej siostrę również zniewolili, dopóki nie osiągnie
tego samego wieku. Potrzebuję twojej pomocy, żeby dowiedzieć się jak je uwolnić.
- Nie. Jessa upiera się, że twoja flota i Zjednoczona Ziemia nie pozwolą jej zostać
moją partnerką, ponieważ mają ją na własność przez kolejne dziewięć lat. Pracując dla
nich, zmuszają ją do spłacenia całej żywności, edukacji i opieki medycznej, jaką dano
jej w młodości. Kazała mi przysiąc, że dochowam tajemnicy, ponieważ obawia się, że
twoja flota zabierze ją w celu przeprogramowania, ale zgodziła się, że możemy z tobą
porozmawiać. Jesteśmy grupą. Jej problemy i tajemnice są nasze do naprawienia. Ona
jest moją partnerką, Abby. Muszę ją uwolnić. Muszę też uwolnić jej siostrę, albo Jessa
będzie się obawiać, że w odwecie Anabel spotka krzywda. Aż tyle nie powiedziała, ale
wiem, że musi rozważać te konsekwencje.
- Jest z floty.
~ 165 ~
- Dokładnie. Jest także rodziną. Ufasz mi?
- Tak. – Maith nie musiał o tym myśleć. Abby była częścią jego grupy.
- Ufam Howardowi. Nie zdradzi nas, jeśli z nim o tym porozmawiamy. Pozwól mi
do niego zadzwonić i poproszę, żeby tu przyszedł. Może zweryfikować, czy cokolwiek
z tego jest prawdą, i może naprawi to, jeśli tak jest. Ma kontakty, których nie ma moja
rodzina. Może być w stanie pociągnąć za jakieś sznurki. – Podniosła się na nogi. – Będę
naprawdę wkurzona, jeśli flota zmusza dzieci do służby w wieku dorosłym.
- Co to jest?
Maith myślał o tym. Komandor Bills był dla nich dobry. Roth ufał mężczyźnie
bardziej niż innym na statku.
- W porządku.
Maith zjadł posiłek za namową Abby, dopóki Komandor Bills nie przyszedł do ich
drzwi. Abby go wpuściła. Mężczyzna nie był w mundurze i wyglądał, jakby wracał z
siłowni. Wiedział, że człowiek regularnie trenował, by utrzymać dobrą kondycję
fizyczną, a czasami nawet pojawiał się na sparingach z zespołami zadaniowymi.
Komendant Bills skrzywił się. Potem jego wzrok powędrował na jej brzuch i
uśmiechnął się.
- Nie. To nie to. Czy teraz jesteś wujkiem Howardem czy Komandorem Billsem?
Westchnął.
Abby spojrzała na Maitha zanim wzięła głęboki oddech, stając twarzą w twarz z
ludzkim mężczyzną odpowiedzialnym za Defcon Red.
~ 166 ~
- Maith chce sparować się z Jessą. Znasz ją jako specjalistkę ds. badań nad
kosmitami Brick. Powiedziała, że nie może. Wiesz, dlaczego to powiedziała?
Powiedziała Maithowi powód, a on podzielił się tym ze mną… ale powiedziałam mu, że
to nie może być prawda.
Maith zauważył jak rysy mężczyzny stają się ponure, a w jego oczach pojawiła się
rezerwa, gdy ich spojrzenia się spotkały.
- To prawda? Flota zmusza osierocone dzieci, które wychowali, żeby pracowały dla
nich? Co jest, do cholery?!
- Tak. Nawet więcej, bo jej kontrakt nie jest standardowy. Zostałem poinformowany
o każdym, kto został przeniesiony na pokład mojego statku w jej sytuacji, ponieważ
musimy mieć na nich oko. Nikt nie chce powtórki tego, co wydarzyło się na Vental. Ten
członek zespołu zadaniowego zabił zakładników i siebie, tak jak obiecał. Nie mogliśmy
mu przemówić. Powiedział, że jego siostra po prostu zakończy swoje życie jak tylko
dostanie kolejną okazję, jeśli nie zdoła jej uwolnić, więc też nie ma powodu żyć. Te
dwie osoby, które zabił? Myślałem, że to po prostu przypadkowi goście. Okazało się, że
~ 167 ~
zostali wysłani przez kwaterę główną z tajnego oddziału wysoko wyszkolonych
agentów, którzy zajmują się dorosłymi sierotami, jeśli któryś z nich zacznie pękać.
- Nie możemy.
Maith warknął.
- Zrobiłbym to, gdybym mógł, Maith. Ale kiedy wydarzył się ten incydent na
Vental, szybko i głęboko zablokowali wszelką wiedzę o tym, co naprawdę się
wydarzyło. Rozkazy przyszły prosto z góry. Oficjalne raporty zostały zmienione, by
wyglądało na to, że członek zespołu zadaniowego miał załamanie psychiczne, że prawie
utracił siostrę. Zapisy jego żądań i informacje, jakimi podzielił się z negocjatorami na
temat bycia sierotą i zmuszaniem do pracy na rzecz floty, zostały wymazane.
Powiedziano nam, żebyśmy zachowali milczenie i nigdy o tym nie wspominali. Te
rozkazy przyszły bezpośrednio ze Zjednoczonej Ziemi z najwyższego poziomu.
Przyjechał drugi zespół, by odebrać siostrę z Medycznego. Zabrali nie tylko ją, ale także
jej chłopaka. Tydzień później, kiedy spróbowałem zdobyć o nich informacje, było tak,
jakby żadne z nich nigdy nie było we flocie… jakby nigdy nie istnieli. Cholera,
dzienniki lotów zostały zmienione. Nie było zapisu o promie, że przyleciał po nich.
Wszystko zostało wyczyszczone. By osiągnąć coś takiego, potrzeba było do tego
cholernie dużej mocy.
- To nie jest w porządku, żeby flota lub Zjednoczona Ziemia zmuszały dzieci do
~ 168 ~
niewolnictwa, by odpracowały jakiś głupi dług, którego po pierwsze nigdy nie powinny
nabyć – stwierdziła cicho Abby.
- Wiem. Jest również wysoce tajne. Nie chcą, żeby ten sekret został ujawniony. –
Komandor potrząsnął głową. – Obawiam się, że centrala wyśle zespół i sprawi, że
specjalistka ds. badań nad kosmitami Brick zniknie, jeśli nawet poprosi o sparowanie. –
Wpatrywał się w Maitha. – Zabrali z nią chłopaka tej kobiety. Słyszysz, co mówię?
Pewnie domyślili się, że wywoła piekło z powodu jej zniknięcia, i upewnili się, że do
tego nie dojdzie. Jeden z tych tajnych zespołów może uznać ciebie i twoją grupę jako
zagrożenie, jeśli wezmą specjalistkę Brick z tego statku.
- Nie mogą zabrać mi Jessy, jeśli wrócimy do przestrzeni Veslorów. Mój król
pójdzie na wojnę, by nas chronić, gdyby wasza planeta ruszyła za naszą grupą lub
partnerkami. Mamy silne sojusze z ponad czterdziestoma rasami kosmitów, które staną
po naszej stronie. Moja grupa odejdzie z naszymi partnerkami zanim twoja flota zdoła
nas zatrzymać.
- Cholera. – Komandor Bills potarł dłonią twarz. – Rezultat może być epicki.
Mówimy o złamaniu sojuszu i możliwej pełnej wojnie.
- Tak. Mówimy.
Maith również zastanawiał się, dlaczego kobieta wydawała się taka szczęśliwa.
- Nie. Mówimy o wojnie na pełną skalę. O takiej, której Ziemia nie może raczej
wygrać. Wujku Howardzie, zastanów się, co się stanie, gdyby wszystkie fakty zostały
przedstawione urzędnikom Zjednoczonej Ziemi i czołowym admirałom floty. Co jest
ważniejsze? Rozwiązanie kilku kontraktów? Czy pójście na wojnę z ponad
czterdziestoma technologicznie zaawansowanymi rasami obcych? Zostalibyśmy
unicestwieni! Nie zapominajmy, że Veslorowie zaczęli zaopatrywać wiele stacji
kosmicznych w jedzenie. Znowu rozpoczną się zamieszki, jeśli te dostawy zostaną
wstrzymane, bo już nie jesteśmy sprzymierzeni z Veslorami. Samo zagrożenie powinno
zmusić ich do zrobienia właściwej rzeczy.
~ 169 ~
- Możemy również dodać groźbę uwolnienia informacji o tym, co robią tym
dzieciom. To by rozpoczęło koszmarne gówno w prasie informacyjnej. Już widzę te
nagłówki: Podatnicy Opłacający Flotę i Urzędników Zjednoczonej Ziemi Wykupują
Sieroty do Wymuszonej Służby. Wiem, ile D Corp płaci podatków na rzecz
Zjednoczonej Ziemi. Dowiedzenie się, że zmuszają dzieci do odpracowania długu,
który został już spłacony przez każdy biznes i osobę pracującą, będzie koszmarnym
skandalem.
- Nie, nie jest. – Maith również wstał. – Powiemy im, że nasz król został
powiadomiony o prawdzie, i zostanie. Utrzymujemy bliski kontakt z naszym królem.
Jessa i jej siostra już nie należą do waszej Ziemi. Są Veslorami… a my bronimy
naszych ludzi do śmierci. Powiedz to wyraźnie.
- To może wcześniej zakończyć moją karierę, ale zwołam spotkanie z szefami floty
i Zjednoczonej Ziemi.
Abby westchnęła.
- Zamierzam powiedzieć im, co się dzieje, ale zachowamy rodzinne milczenie. Nie
~ 170 ~
podzielą się z innymi żadnymi informacjami, chyba że to stanie się koniecznością.
Maith chciał się spierać, że powinien tam być, kiedy dowódca przemówi w imieniu
Jessy, ale podeszła do niego Abby i dotknęła jego ramienia. Spojrzał na nią.
- Ludzie mają dużo dumy. Czasami tak dużo, że to powoduje, że popełniają głupie
błędy i decyzje. Wujek Howard może podejść do nich w sposób, że nie przyprze ich do
ściany. Pozwól mu najpierw spróbować w jego sposób. – Zwróciła się do komandora. –
Może wskaż, że jeśli odmówią, to, co stało się z Jessą i innymi sierotami, może wyciec
do prasy. Firmy i obywatele finansują Z.Z. i flotę. Nikt nie chce, żeby ich dolary z
podatków wykorzystywano do robienia dzieciom gównianych rzeczy.
- Idę pod prysznic, zbiorę moje myśli, a potem złożę wniosek o awaryjne spotkanie
z głównymi admirałami i komisją rządzącą Z.Z. Ściągnięcie wszystkich zwykle zajmuje
kilka godzin. Dam ci znać jak tylko z nimi porozmawiam.
- Skontaktuję się z moim królem, by powiedzieć mu, co się dzieje, a potem wrócę
do Medycznego. Chcę, żeby Jessa była w zasięgu mojego wzroku.
- Wykonam kilka telefonów i zostanę tutaj, żeby dać Darli i Verze znać, co jest
grane, kiedy wrócą z młodymi z zabawy. Możesz zaktualizować naszą grupę na Torid?
– Spojrzała na jego urządzenie na nadgarstku.
- Tak. – Zobaczył zmartwienie na jej twarzy i sięgnął, chwytając jej rękę. Była dla
niego siostrą. – Będzie dobrze. Jesteśmy Veslorami.
- Tak, jesteśmy.
~ 171 ~
Rozdział 14
Absolutna przejrzystość.
Połączyła się z nim i szybko zorientowała się, że brakuje ważnej funkcji. Nie było
możliwości skanowania w celu złapania sygnatur cieplnych. Będzie musiała później
ulepszyć go w swoim laboratorium, ale miała do tego części zamienne. Ważne było to,
że znów mogła widzieć.
Zamknęła oko i delikatnie zbadała palcem skórę wokół nowego implantu. Nie była
wrażliwa na dotyk, a powieka odpowiedziała doskonale, gdy ją przetestowała. Potem
usiadła i odkryła, że nadal jest w tym samym pokoju zabiegowym. Jedno spojrzenie na
wyświetlacz obok łóżka medycznego pokazało, że jej tętno, ciśnienie krwi i poziom
tlenu są idealne.
Jej ciało było słabe, ale doszła do łazienki, skorzystała z niej, a potem przyjrzała się
swojej twarzy w lustrze. Małe zadrapanie na policzku już zniknęło. Patrzyło na nią
jedno brązowe i jedno niebieskie oko. Pochyliła się, zauważając, że kolor jest dokładnie
taki jak wcześniej, ale implant miał bardziej naturalnie wyglądającą źrenicę.
Zmarszczyła brwi i skupiła się na panelu, łącząc się z nim mentalnie. Pojawił się
gniew, gdy natychmiast włamała się do systemu. Drzwi miały wprowadzony tryb
bezpieczeństwa i tylko dwie osoby miały dostęp. Nie była nią ona.
~ 172 ~
Odblokowała zamek i drzwi się rozsunęły.
Gdy Jessa wyszła, z krzesła wstał duży mężczyzna. Odwróciła się, spodziewając się
konfrontacji ze strażnikiem floty.
Zielone oczy Maitha przytrzymały jej i wyciągnął ramiona, jego duże dłonie
ścisnęły jej talię.
- Wiem. Zabrali mój fartuch po odkażaniu. Szukałam go, ale zniknął. Dlatego
wybieram się na wycieczkę do mojego laboratorium. Mam tam zapasowe ubrania. Ned
jest moim pacjentem i zamierzam go sprawdzić.
- Co?
- Nie robię tego. Jestem specjalistką ds. badań nad kosmitami; moim zadaniem jest
sprawdzenie Neda. Znajdę kogoś, kto przekaże mi aktualne informacje o Wilmie, a
potem pójdę do swojej kabiny coś zjeść. Jestem głodna.
Uderzyła ulga.
- Twoja flota wezwała inne statki, by pomóc ludziom żyjącym na planecie. Clark
Yenna poinformował naszą grupę, że przejmą kontrolę i posprzątają ten ogromny
bałagan. Powiedział, że to będzie długotrwałe zadanie, by przywrócić stabilność na
powierzchni i postawić na czele nowych liderów. Defcon Red odleci, gdy pojawią się na
scenie, ponieważ nie jesteśmy już potrzebni teraz, gdy skończyły się walki.
~ 173 ~
- To dobra wiadomość. Czy Carlton płakał, kiedy został aresztowany? Widzę go
jako typa, który ma załamanie, kiedy zdaje sobie sprawę, że spieprzył.
- Nie jestem świadom łez, ale mogę zapytać kogoś przydzielonego do przeniesienia
go z planety, jeśli chcesz.
- Wyzdrowieje.
- Szkoda. Czy ktoś zorientował się, gdzie znajduje się ten tajny tunel i znalazł ich
wahadłowiec do ucieczki?
- Tak. Roth powiedział, że znaleźli też więcej ukrytych zapasów niż gubernator
przyznał się, że ukradł, wraz z dużą ilością waluty z kolonii. Groźba śmierci sprawiła,
że zeznawał przed śledczymi. Clark powiedział, że zamkną go na resztę życia, ale nie
zostanie skazany na śmierć za swoje zbrodnie.
- Nie dziwię się, że Boyd zawarł układ z flotą. Jest typem, który zrobi wszystko, by
ocalić własny tyłek przed skazaniem na śmierć.
Ta wiadomość ją zaskoczyła.
- Ci kosmici z różnych ras, którzy połączyli się razem, by stać się kosmicznymi
piratami? Tak siebie nazywają, prawda?
Kiwnął głową.
- Wygląda na to, że właśnie z tymi złymi ludźmi handlowali. W ten sposób, też
prawdopodobnie zdobyli technologię Deki. Kupili to od złodziei. Gubernator handlował
żywnością, medykamentami i wysyłał myśliwych z kolonii na rzeź zwierząt z Torid, by
zamrozić mięso dla Velenic’ów. Niektórzy kosmici muszą go spożywać, by przeżyć.
- Pieprzony Boyd – wypluła. – Co za dupek. Chyba teraz już wiemy, dlaczego miał
te wszystkie zamrażarki w bunkrze.
~ 174 ~
- To nie jest miejsce, jeśli mówisz o tym, o czym myślę, że mówisz. Medyczny jest
monitorowany.
Zaklęła w duchu. Co zrobił Veslor? Potem zakradł się strach. Czy flota sprawi, że
zniknie? To była realna możliwość. Zamknęli ją w pokoju badań. Może planowali ją
więzić, dopóki nie będą mogli jej wywieźć.
- Obaj ludzie otrzymują doskonałą opiekę medyczną. Wiesz to. Mamy ważniejsze
sprawy, Jesso. Zapomnij na razie o ludziach.
- Zobaczymy.
- Zrobimy to.
Jessa warknęła wściekle, robiąc świetne wrażenie Veslora, gdy odwróciła się do
swojej nemezis.
Cynthia Kane pospieszyła do przodu i zatrzymała się o krok, wyższa kobieta oparła
ręce na biodrach.
- Zapytałabym jak się wydostałaś, ale mogę się domyślić. Musisz wrócić do pokoju
~ 175 ~
szóstego i zostać tam.
- Obie wiemy, że nie ma żadnego medycznego powodu, żebym została. Już jest
dobrze. Dzięki za wykonaną pracę. – Jessa prawie czuła ból, żeby być miłą dla kobiety,
która bardzo uprzykrzała jej życia. – Doceniam to.
- Mylisz się. Musisz zostać. Ten zespół medyczny, o którym mówiłam wcześniej,
chce monitorować twoje parametry życiowe i planuje odbyć z tobą czat wideo. Chcą się
upewnić, że nie doznałaś… urazu głowy. Są w gotowości, czekając, aż się z nimi
skontaktuję. Właśnie szłam zobaczyć, czy się obudziłaś.
Jessie nie spodobało się nic, co właśnie usłyszała. Zwłaszcza po tym jak Maith
zasugerował, że mógł wygadać dowódcy, że chcą być partnerami. Potem było jeszcze
zamknięcie w tym pokoju badań. To nie był normalny protokół dla pacjentów, chyba że
zostali uznani za niestabilnych psychicznie lub byli przestępcami.
- Nie o to prosili. – Kane puściła swoje biodra, żeby skrzyżować ramiona na piersi.
- Przykro mi. Nie słyszę cię. Muszę przeprowadzić diagnostykę mojego implantu
słuchowego. Widziałaś to w moim pliku medycznym? Prawdopodobnie nie, ponieważ
nie widziałam tego na hologramowym skanie. – Odwróciła się, ruszając jak burza w
kierunku drzwi wyjściowych Medycznego. – Idę robić tajne rzeczy.
- Nie robiłabym tego. Nie żartowałam o uchu. Teraz zastanów się, czego jeszcze nie
~ 176 ~
wiesz. Pozwól mi wyjść na pół godziny, a potem wrócę. Mam dwóch pacjentów,
których chcę sprawdzić. – Obróciła się ponownie, sięgnęła do tyłu, by spróbować
przytrzymać fartuch razem, i wyszła z Medycznego.
- Co jest?
- Zdradziłem Abby twój sekret o posiadaniu cię przez flotę i dlaczego. Ona jest w
naszej grupie. Potem zadzwoniła do dowódcy. Jest dla niej rodziną. Kazała mu obiecać,
żeby wysłuchał nie jako flota, ale jako jej wujek. Wymyśliliśmy plan uwolnienia ciebie
i twojej siostry. Komandor Bills skontaktuje się z waszą Ziemią, by jasno powiedzieć,
że Veslorowie są gotowi iść na wojnę, jeśli nie uwolnią was obie.
Absolutnie ją oszołomił. Kilka długich sekund zajęło jej wchłonięcie jego słów.
Potem w końcu wsiąkły.
Zrobił krok bliżej, ale odwróciła się, pędząc do jednej ze swoich stacji danych.
~ 177 ~
Chwycił ją za biodra i pociągnął do tyłu, uniemożliwiając jej dotknięcie dysków
danych.
- Maith, puść! Jedyną przewagę, jaką mam, to praca, którą wykonuję. Nie chcę,
żeby tu przyszli i ukradli to. Mogę targować się ze Zjednoczoną Ziemią i flotą, jeśli
mam coś, czego bardzo chcą. – Dalej się szamotała, próbując przełamać uścisk Maitha.
– Moje dwa najważniejsze projekty to praca nad środkiem uspokajającym, który
zadziała na Elthów, i neutralizator, który ma powstrzymać ślinę Ke’terów przed
dalszym mutowaniem DNA u ich ofiar. To nie naprawi już zrobionych uszkodzeń
zanim ofiara zostanie poddana leczeniu, ale powstrzyma od rozprzestrzeniania się. To
początek. To może oznaczać, że można uratować niektóre życia tam, gdzie wcześniej
nie było nadziei. I jestem blisko rozwiązania w obu przypadkach. Flota i Z.Z. będą tego
chcieli. Może uda mi się ich zmusić, by pozwolili mi zostać na Defcon Red.
- Jessa, nie musisz tego robić. Zaangażowałem naszego króla. Rozmawiał z twoją
Ziemią, twierdząc, że ty i twoja siostra jesteście Veslorami. Twoja rodzina jest częścią
naszej grupy. To nasz sposób. Komandor Bills uważa, że groźba wojny i zerwania
sojuszu, teraz, gdy twoi ludzie są zależni od naszych zapasów żywności, wystarczą, by
zgodzili się zniszczyć wasze kontrakty.
- Widziałam, co flota robi ludziom, którzy jej grożą, Maith. To nigdy nie jest dobre!
Dowodzące osoby potrafią być mściwymi, niegodnymi zaufania dupkami. Szkoda, że
nie zaczekałeś i najpierw nie porozmawiałeś ze mną! – Machnęła ręką w stronę swojej
stacji danych. – Miałam nadzieję wykorzystać niektóre z moich badań, by oderwać
kilka lat służby. To nie było idealne, ale nie wkurzyłoby ich to na tyle, by się zemścić.
- Zaufaj mi.
- Nie. Po prostu nie boimy się ludzi ani twojej planety. Jesteśmy Veslorami. Zawsze
stawiamy na nasze.
- To wcale nie brzmi arogancko. – Przewróciła oczami, ale przynajmniej jej oddech
zaczął zwalniać. – Robią naprawdę okropne rzeczy w odpłacie, Maith. Martwię się.
~ 178 ~
- Wiem, że tak, ale proszę, zaufaj mi. Nasza grupa i nasz król nie pozwolą nikomu
zabrać cię od nas. Jesteś teraz Veslorem.
Planowała dalej się z nim kłócić, ale straciła tok myślenia. Veslor był naprawdę
dobry w sprawianiu, że zapominała o wszystkim, z wyjątkiem jego ust.
Jego wielkie dłonie chwyciły jej nagi tyłek i podniósł ją, idąc przez pokój. Posadził
ją na końcu łóżka medycznego w jej laboratorium, na miękkiej wyściółce pod jej
pośladkami. Rozłożyła uda, kiedy naparł na jej kolana, robiąc dla niego miejsce.
Spojrzała mu w oczy.
- Nie o to.
- Ja…
Maith nagle chwycił ją za uda i szarpnął, rzucając Jessę na plecy. Jego zielone
spojrzenie zwęziło się, gdy puścił ją jedną ręką, by sięgnąć do jednego z paneli
kontrolnych z boku łóżka.
- Co robisz?
W sekundzie, gdy jego usta zacisnęły się na jej cipce, sapnęła i złapała za krawędzie
~ 179 ~
wyściełanego łóżka medycznego. Ssał, lizał i warczał, tworząc wibracje, które sekundy
później wywołały jej jęki. Na wszelkie pytania, jakie miała odnośnie Veslorów
schodzących w dół kobiet, dostała solidną odpowiedź. Wyraźnie to robili… a
przynajmniej Maith… i był mistrzem. Takim, że jej orgazm uderzył szybko i wściekle
mocno.
- Jesteś moją partnerką. – Jego głos stał się szorstki. – Oboje to wiemy. Zgódź się i
rozszerz dla mnie swoje uda. Zaakceptuj mnie, Jessa. Zatwierdzam cię.
Dokładnie wiedziała, co zamierzał zrobić. Opuścił łóżko medyczne tak daleko jak
mogło opaść, żeby kiedy przybierze swoją bojową postać, nadal mógł ją posiąść. A
Veslorowie parowali się na całe życie. Nigdy jej nie puści.
Z tą odrobiną informacji, Jessa nie miała trudności wypełnić niektóre puste miejsca.
~ 180 ~
Miała też możliwość przeprowadzenia różnych testów na Darli podczas jej ciąży. Nigdy
z nikim nie rozmawiała o swoich odkryciach. DNA Darli nieznacznie się zmieniło… i
to nie było spowodowane ciążą czy noszeniem bliźniaków Gnawa. Jessa podejrzewała,
że to miało coś wspólnego z nasieniem Veslora. Maith właśnie powiedział, że chce ją
zatwierdzić. To oznaczało…
– Jessa – warknął Maith, choć to brzmiało prawie jak błaganie. – Jestem twoim
partnerem. Jesteś moja.
- Mogę zajść w ciążę, jeśli mój implant antykoncepcyjny nie zadziała przeciwko
nasieniu Veslora – wypaliła. – Żaden z was nie podarował mi jej do testów.
Ze zdziwieniem przyjrzała się jego twarzy. Naprawdę tak myślał. Chciał związać
ich ze sobą do końca życia i mieć z nią dzieci.
Maith poprawił swoje ciało i poczuła jak szeroki czubek jego kutasa naciska na jej
cipkę. Była bardzo mokra, ale wszedł w nią powoli. Wyrwał się z niej jęk. Próbowała
utrzymać kontakt wzrokowy, ale nagle sięgnął i owinął część jej włosów wokół swojej
pięści, delikatnie podciągając jej głowę do góry. Obniżył się na jej plecy i pocałował ją
w szyję. Najpierw ustami, potem językiem, a jeszcze później poczuła jego kły.
Nie chciała, ale kiedy zaczął pompować w niej głęboko i szybko, nie mogła zrobić
nic innego jak skupić się na intensywnej przyjemności. Jeszcze bardziej przyspieszył
tempo i mocniej owinął się wokół niej, aż w ogóle nie mogła się ruszyć. Puścił jej włosy
i przycisnął przedramiona do jej boków.
~ 181 ~
Zbudował się kolejny orgazm i Jessa krzyknęła, gdy osiągnęła szczyt, ale stłumiła to
w poduszce. Coś mocno przycisnęło się do jej nadgarstka, ale to nie miało znaczenia.
Nie czuła bólu.
Nie można było przegapić tego, kiedy Maith doszedł. Nie tylko poczuła to
wewnątrz, gdy ogrzało ją ciepło tam, gdzie były złączeni, ale uwolnił również niski,
gardłowy jęk.
Jessa zmusiła się do otwarcia oczu i wpatrzyła się w miejsce, gdzie ręka Maitha
przygniotła jej własną. Ale nie to zobaczyła. Zamiast tego była tam ogromna łapa
przyczepiona do grubej, skórzastej kończyny. Dostrzegła tylko przebłysk tego zanim
szybko zmieniła się z powrotem w jego rękę i ramię.
Bez było paniki. Nawet szoku. To tylko potwierdziło to, co już powiedziała jej
Darla. Veslorowie normalnie przekształcali się w ich postać bojową, żeby sparować się
z kobietą.
- Moja partnerka.
Zdjął z niej część swojego ciężaru i Jessa odetchnęła głęboko kilka razy, by złapać
oddech. Właśnie sparowała się z Veslorem. To była zakończona umowa.
- Jesso? – Nadal byli intymnie połączeni, gdy pochylił się blisko, by zajrzeć jej w
oczy.
- Tak, jesteś. Ale mówiłam o tym jak nie poczułam jak pewna część ciebie się
zmienia. Myślę, że to jedyna część, która pozostaje taka sama, co?
- Zawsze z pytaniami.
- Winna. – Nie żałowała tego, co zrobili. To przyjdzie później, kiedy wróci strach o
to, co się stanie, gdy wszyscy dowiedzą się, że się sparowali. – Teraz nie możesz mnie
już powstrzymać przed zbadaniem każdego centymetra ciebie. Twoje ciało należy do
mnie.
~ 182 ~
Poprawił swoje duże ciało nad jej i ujął jej twarz.
- Myślę, że jutro powinnam zrobić test ciążowy, żeby dowiedzieć się, czy ludzkie
implanty antykoncepcyjne zatrzymają twoją spermę.
- Chcę mieć z tobą młode. – Pochylił się bliżej. Myślała, że pocałuje ją jeszcze raz,
ale nie. – Chcesz moje młode, Jesso?
- Tak. – Nie okłamie go, mimo tych wszystkich lat, kiedy zaprzeczała temu, żeby
się chronić.
Uśmiechnął się.
- Dobrze.
- Co to jest?
Zaśmiała się.
- Idę pod prysznic. Zajmij się Kane… ale nie wpuszczaj jej tutaj. Po prostu wkurza
się, gdy widzi ładne laboratorium, którego tak bardzo pragnie. Powiedz jej, że wkrótce
wrócę do Medycznego.
~ 183 ~
Drzwi znów zabrzęczały. Jessa wstała i szybko wcisnęła kontrolkę do ustawienia
łóżka medycznego z powrotem na standardową wysokość. Jej fartuch medyczny nadal
leżał na podłodze. Nie zadała sobie trudu, żeby go podnieść.
- Pospieszę się. Nie pozwól tej suce gapić się na ciebie. – Mrugnęła do niego. –
Jesteś bardzo seksowny.
~ 184 ~
Rozdział 15
Roth zaciągnął się głęboko. Tak samo Drak i Gnaw. Wszyscy trzej posłali mu
zaciekawione spojrzenia.
Zaprosił ich do środka. Gdy weszli, a drzwi się zamknęły, Maith otworzył ramiona i
rzucił się na trzech mężczyzn, obejmując ich.
- Mam partnerkę!
Jego grupa uścisnęła go mocno, radosne dźwięki dochodziły z ich gardeł. Trzymał
ich mocno przez dobrą minutę zanim puścił. Najpierw zwrócił się do Rotha.
- Nie tak dużo jak myślisz. Od razu poszliśmy do domu, kiedy wróciliśmy z
powierzchni. Abby przekazała nam nowiny. – Roth przerwał. – Skontaktowałem się z
naszym królem, a potem rozmawiałem z nim. Już skontaktował się z Ziemią.
- Ludzie nie od razu zgodzili się oddać Jessę i jej rodzeństwo, ale powiedzieli, że to
rozważą. Wysłał kilka grup wojowników Veslorów, żeby byli gotowi nam pomóc, jeśli
będziemy potrzebować przenieść nasze partnerki w bezpieczne miejsce.
- Chce dać szansę Ziemi i ich flocie, by udowodnili swoją wartość. Ludzkie kobiety
dały mężczyznom takim jak my nadzieję na znalezienie partnerek.
~ 185 ~
nieakceptowanego. Dawno temu nauczył się oczekiwać odrzucenia, poza daniem tym
kobietom przyjemności. To zawsze trochę bolało jego serce, ale było oczekiwane.
- Dwie kolejne grupy wojowników poprosiły, żeby nasz król wysłał ich do pracy z
flotą, w nadziei na znalezienie partnerek tak jak my – oznajmił cicho Drak. – Był
przygotowany na to, dopóki nie skontaktowałeś się z nim w sprawie Jessy i tego, co się
dzieje.
- Spokojnie. Nasz król bardzo docenia to, co mężczyźni tacy jak my, robią dla
naszego ludu i tylko życzy im znalezienia szczęścia.
- Jestem wściekły na ludzi kontrolujących ich planetę i flotę. Nie na naszego króla.
Te grupy powinny mieć możliwość znalezienia partnerek tak samo jak my.
- Ludzie nas potrzebują. Abby jest pewna, że się zastosują i dadzą nam twoją
partnerkę i jej rodzeństwo. Nie będą chcieli zerwania sojuszu. Więcej grup dostanie
swoją szansę.
- Gdzie jest Jessa? – Roth rozejrzał się po laboratorium, jego wzrok zatrzymał się na
jej porzuconym fartuchu.
- Zrobimy to – zgodził się Roth. – Będziemy też trzymać nasze partnerki razem,
dopóki to nie zostanie rozwiązane, na wypadek, gdyby ludzie dokonali złych wyborów.
- Nie mamy statku. – Zostali podrzuceni przez inną grupę na Defcon Red. Ich król
nie chciał, żeby jeden z ich statków został wystawiony dla każdego, kto mógłby
spróbować go zbadać i ukraść ich technologię.
- To nie będzie problem. Grupy wojowników, które wysłał nasz król, pozostaną w
zasięgu, by w razie potrzeby nas odebrać.
~ 186 ~
Maith wiedział, że mężczyźni zrobią wszystko, by zabrać ich i ich partnerki w
bezpieczne miejsce. Nawet jeśli to oznaczało atak na statek floty. To zostawiło go
wewnętrznie chorym. Zawarli dobre przyjaźnie z zespołami zadaniowymi. I Abby
uważała Komandora Billsa również za rodzinę.
- Abby uważa, że komandor rozkaże całej flocie ustąpić i pozwolić odejść nam
wolno, bez względu na rozkazy, jakie otrzyma ze swojej planety – dodał Drak.
- Zgoda. – Maith czuł się trochę winny, choć wiedział, że nie powinien. Nie miał
wyrzutów sumienia, że wziął Jessę za swoją partnerkę, niezależnie od tego, czy to nie
obróci jego ludu przeciwko ludziom. Wykroczenie dotyczyło przywódców Ziemi. –
Jeden z nas powinien również poinformować Clarka. Zasługuje, żeby to wiedzieć.
- Nazywa nas synami – zgodził się Roth, kiwając głową. – Porozmawiam z nim, ale
poczekamy, by zobaczyć jak Ziemia zareaguje na żądania naszego króla, zanim
podzielimy się tym problemem z zespołami zadaniowymi.
Drzwi do łazienki otworzyły się i Maith odwrócił się. Jessa ściągnęła włosy w
mokry kucyk i miała na sobie parę legginsów z długą koszulą. Zobaczyła jego grupę i
zatrzymała się, ale tylko na chwilę.
- Wszyscy wróciliście.
Jessa podeszła do niego i złapała go za rękę. Jej uścisk był zaskakująco silny.
Wysunęła podbródek, rzucając Rothowi surowe spojrzenie.
~ 187 ~
To było świetne uczucie, że wszyscy jego bracia z grupy zaakceptowali jego
partnerkę w ten sam sposób. Uśmiechnął się do Jessy.
- Wiemy – poinformował ją Roth. – Jesteś teraz jedną z nas, Jesso. Nikt nie zabierze
cię od twojego partnera lub naszej grupy. Nasz król sprawi, że twoi ludzie zobaczą
logikę i uwolnią cię.
- Damy twoim ludziom szansę na zrobienie właściwej rzeczy. – Maith przesunął się
przed nią, by uzyskać jej pełną uwagę. – Zamieszkasz ze mną. – Przygotował się na
kłótnię Jessy z nim.
- W porządku.
Zaskoczyła go. To musiało ukazać się na jego twarzy, ponieważ zobaczył cień
uśmiechu. Jego partnerka była wyraźnie rozbawiona.
- Nic w moim kontrakcie nie zabrania mi zamieszkania z kimś, tak długo jak
jesteśmy na tym samym statku. Tylko nie możemy legalnie wziąć ślubu. Z radością
każdej nocy będę dzieliła twoje łóżko.
Maith warknął.
~ 188 ~
Spojrzała na Rotha. – Po prostu rzućcie wszystko, co moje na łóżko i zawińcie w koc.
Powinno zadziałać. Wszystkie meble i dzieła sztuki są floty. Proszę nie zostawcie
różnych tabletów danych, które trzymam na biurku w sypialni. Mam na nich zebrane
wszystkie moje najlepsze materiały badawcze. Dziękuję wam.
- Właśnie się sparowaliśmy. Naprawdę już chcesz mieć naszą pierwszą kłótnię?
Jessa ponownie tupnęła nogą, jej wyraz twarzy się nie zmienił.
Roth zachichotał.
Maith stłumił warczenie. Nawet lider jego grupy wiedział, że nie ma mowy, żeby
zmienił zdanie swojej małej partnerki.
- Uparta kobieta.
- Proszę przenieście moją partnerkę do naszego domu. Jest też głodna. – Spojrzał na
Draka. – Myślisz, że Abby miałaby coś przeciwko, żebyśmy urządzili ucztę do
celebrowania tego?
~ 189 ~
- Nalega na zamawianie za dużo z D Corp. Przygotujemy to, żeby była gotowa za
godzinę.
- Umieram z głodu. Będziemy tam. – Podeszła do szafki i otworzyła ją, pochyliła się
i wyjęła parę małych butów. Ludzie nazywali je wsuwanymi. Chwyciła swój zestaw
medyczny i podeszła do drzwi wyjściowych. – Jestem gotowa iść.
- Zdobędziemy dla ciebie inny kombinezon – mruknęła Jessa. Potem obniżyła głos,
gdy weszli do Medycznego. – Zanim walnę kogoś za gapienie się na mojego
mężczyznę.
Uśmiechnął się.
To go otrzeźwiło.
- Posiadasz moje serce. – Nie mógł się powstrzymać, by jej nie powiedzieć.
Jessa zamknęła oczy, jej dłoń uniosła się, by lekko spocząć na jego piersi, i
warknęła cicho.
- Nie pomagasz. – Otworzyła oczy. Jej prawdziwe wyglądało tak, jakby miało łzy. –
~ 190 ~
Ty też posiadasz moje. Ale to nie jest miejsce. Zatrzymaj tę myśl przez godzinę.
Czekaj, dwie. Naprawdę jestem głodna. Najpierw zjemy. Okej. Sukowata twarz. –
Zdjęła rękę z jego torsu i wskazała na niego. – Zachowuj się.
- Dlaczego myślisz, że już tego nie zrobiłam? Jestem specjalistką ds. badań nad
kosmitami i nie możesz blokować mi możliwości zobaczenia któregokolwiek z
pacjentów, którzy zostali przetransportowani tutaj z powierzchni. Choroba Prissy ma
obce pochodzenie.
Maith zamaskował swoje emocje, gdy jego partnerka warknęła na drugą kobietę.
- Nastolatek został wyleczony, a pani Jones nie wykazuje żadnych oznak Prissy –
odwarknęła Kane.
- Wilma otrzymała szczepionkę na Prissę podczas ciąży. – Jessa nie wycofała się. –
Muszę zrobić jej kontrolne badania. To samo z Nedem, nawet jeśli Prissa już nie
pokazuje się w jego systemie. To paskudny pasożyt. A teraz, powiedz mi, które pokoje
zostały im przydzielone, albo sama ich poszukam.
- Cholernie dobrze wiesz, że oboje dobrze się czują i nie muszą się z tobą widzieć. –
Twarz drugiej lekarki zaczerwieniła się trochę. – I to jest choroba. Nie powinnaś tego
wiedzieć?
- Kobiety – burknął Maith. – Nie walczcie. To będzie wyglądało zbyt dziwnie, jeśli
zaatakujecie się nawzajem. – Skierował zabójcze spojrzenie na wyższą kobietę. – Będę
bronić Jessy.
~ 191 ~
ciężarna kobieta.
- Co to jest?
- Tym właśnie jest Cynthia Kane. Doprowadza mnie do szału. – Zatrzymała się
przed zamkniętymi drzwiami. – Tu jest Wilma. Możesz tu poczekać? Pospieszę się.
Naprawdę powinieneś iść po kolejny kombinezon, który nie jest podarty, a może kilka
fartuchów z magazynku pielęgniarek. Nie wyjdę stąd, dopóki nie wrócisz.
Spojrzała na jego przystojną twarz. Był całkiem słodki, nawet jeśli lekko irytujący.
- Okej. Tylko nie wiń mnie, jeśli uderzę jakąś kobietę za ślinienie się nad tobą.
- Zostań tu. – Nacisnęła brzęczyk i weszła nie czekając, znajdując Wilmę siedzącą
na łóżku medycznym z tabletem w ręku. Kolonistka wyglądała na szczęśliwą widząc ją.
- Jessa!
- Hej. Świetnie wyglądasz. – Jessa postawiła swój zestaw na krześle przy łóżku i
wyjęła skaner. – Dobrze cię traktują, Wilmo?
~ 192 ~
Jessa wzięła ją za rękę.
- Dziękuję ci za wszystko.
- Nie ma za co. Nazywam się Brick. Niech pielęgniarka zawiadomi mnie, gdybyś
mnie potrzebowała. Przyjdę. Teraz idę sprawdzić Neda.
- Widziałam go. Wciąż spał, kiedy przenieśli nas do pokoi, ale wyglądał lepiej.
- Pasożyty w nim umarły. Teraz tylko będzie musiał odzyskać siły. Niedługo
zobaczysz swojego męża. Po prostu dużo odpoczywaj i jedz wszystko, co ci przyniosą.
– Jessa puściła ją i włożyła skaner z powrotem do apteczki.
- U niej w porządku. – Jessa poszła do pokoju trzy drzwi dalej i po prostu weszła,
nie chcąc budzić Neda, jeśli spał.
Nacisnęła przycisk dla pielęgniarki. Kiedy przyszła jedna, Maith wszedł z nią do
pokoju. Jessa ściszyła głos.
- Nie ma tu jego karty. Czy jego lekarz zalecił fizykoterapię? Będzie jej potrzebował
~ 193 ~
- Nie jesteś przydzielonym do niego lekarzem.
- Nie.
- Cholera – sapnęła.
- Tak. Pasożyty są małe, ale lubią żywić się mięśniami, powodując uszkodzenia
wielkości szpilki. Wszystkie jego mięśnie będą tak wyglądały. Widzisz, dlaczego
będzie potrzebował fizykoterapii, by odbudować swoją siłę? Powiedz lekarzowi, że
drżenia na początku są normalne, więc można się ich spodziewać u kogoś, kto cierpiał
na Prissę do tego stopnia. To nie jest oznaka uszkodzenia mózgu. To jedyna część ciała,
którą pasożyty z jakiegoś powodu unikają. Ned będzie potrzebował pomocy przez około
tydzień lub więcej, kiedy wyciągniesz go z łóżka dla podstawowych potrzeb. Podnieś
go jednak. Im szybciej zacznie się poruszać, tym lepiej dla jego powrotu do zdrowia.
Ale zawsze pomagaj. Jego równowaga będzie gówniana i szybko się zmęczy. Wątpię,
żeby dotarł do łazienki bez upadku.
- Dziękuję, Hopper.
- Nie, ja dziękuję tobie, specjalistko Brick. Doktor Zeld nie widział uszkodzeń jego
mięśni.
~ 194 ~
chorób i nie poświęcają czasu na przejrzenie wszystkich informacji.
- A co z drugą pacjentką? Nie jest moja, ale mogę przydzielić jej pielęgniarkę.
- Wilmie nic nie jest. Została zaszczepiona zanim pasożyty mogły się zagnieździć.
- Ja też dostałam szczepionkę i powiedziano mi, że nie muszę się specjalnie ubierać.
Czy to prawda? Mam dziecko i męża w domu. Nie chcę ich narażać.
- Nic ci nie będzie, a twoja rodzina jest bezpieczna. Ned był zaraźliwy tylko wtedy,
gdy pasożyty były aktywne. Teraz pokazuje zero infekcji. To, co ci dano, zapobiega
przetrwaniu pasożytów, żeby mogły się wykluć.
Pielęgniarka zachichotała.
- To brzmi jak plan. Skontaktuję się z tobą, jeśli zajdzie taka potrzeba.
- Naprawdę to doceniam.
~ 195 ~
Na twarzy pielęgniarki pojawiło się przerażenie.
- Taa. Jestem pewna, że dużo o tym usłyszysz, gdy wróci wysłany tam personel
medyczny. Było źle, a rodziny takie jak jego były traktowane jak śmieci.
- Specjalistko Brick!
- Dr Barns nie jest już moim lekarzem. – Sięgnęła w górę i stuknęła się w głowę. –
Chcesz zgadnąć, kto podejmował wszystkie moje decyzje medyczne, kiedy miałam
osiem lat, po śmierci moich rodziców? Dam ci jedną wskazówkę… właśnie wymówiłaś
jej nazwisko.
~ 196 ~
Jessa westchnęła. Nie lubiła litości… ale oto była.
- Chciałaby zobaczyć jak mnie aresztują, lub gorzej, ponieważ zablokowałam jej
dostęp do mnie, gdy skończyłam osiemnaście lat. Jej życiowym motto jest
prawdopodobnie wypadki się zdarzają… i mnóstwo dzieci stało się wypadkami w jej
laboratorium. Powiedz mi, pani doktor, czy nienawidzisz mnie na tyle, by ryzykować
oddanie mnie w jej ręce?
- W takim razie powiedz jej, że jestem całkowicie zdrowa, i wyślij oficjalny raport,
który stwierdza to samo. Będzie zmuszona się wycofać.
- Zaraz to zrobię.
Jessa wyciągnęła rękę i dotknęła jej ramienia. Kane nie szarpnęła się.
Skrzywił się na nią, kiedy weszli do windy. Nikt inny nie dzielił jej z nimi, ale
windy były monitorowane. Wymusiła uśmiech do kamery nadzoru.
- Naprawdę myślisz, że Abby przygotuje dla mnie świąteczną ucztę? Ostatni raz,
kiedy zostałam zaproszona na nie do końca prawdziwe Święto Dziękczynienia kolacja
była epicko pyszna.
- Kocham Abby. – Jessa była właściwie trochę jej fanką. Wszyscy słyszeli o D
Corp. Kiedy dowiedziała się, kim jest Abby, to było podczas incydentu z Gorison
Travelerem. Wielu pracowników floty mówiło o niej bzdury, ale badania były konikiem
~ 197 ~
Jessy. Abby i Vivian Goss były bohaterkami… i były powodem, przez który
Veslorowie sprzymierzyli się z Ziemią.
Mimo tego, Jessa spodziewała się, że bogata kobieta z tak dużą towarzyską mocą,
będzie snobem, kiedy dowiedziała się, że Abby Thomas jest na Defcon Red. Myliła się.
Abby była miła.
Zapach pysznego jedzenia wypełnił jej nos, gdy weszli do dużej kabiny rodzinnej.
Jessa była tu wcześniej wystarczająco często, by wiedzieć, że dwie z największych
kabin dostępnych na Defcon Red zostały połączone. Każda zawierała trzy sypialnie i
dwie łazienki, z zamkniętym biurem, które mogło służyć jako czwarta sypialnia.
Połączona przestrzeń miała również dwie boczne kuchnie i dwa salony.
Abby, Darla i ich partnerzy byli w kuchni. Długi stół już był przygotowany.
Bliźniaki bawiły się na podłodze. Jessa rozejrzała się wkoło, gdy Maith odłożył jej
apteczkę i pociągnął ją bliżej do dwóch par podgrzewających jedzenie.
Odpowiedziała Darla.
- Właściwie czuje się lepiej. Po prostu nie spała wiele, gdy nasi partnerzy byli tam
na planecie. Roth kazał jej się zdrzemnąć, jak tylko wrócili do domu, i teraz pewnie jest
w ich sypialni, tuląc się z nią.
~ 198 ~
- Nic nie powiedzieliśmy. To twoje nowiny.
- Nie.
Wyszedł Roth z ramieniem wokół talii Very. Uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła
Jessę i Maitha.
Roth jęknął.
- Co przegapiłam?
Darla pisnęła i rzuciła się, żeby objąć ich oboje. To zmieniło się w grupowy uścisk,
gdy wszyscy otoczyli Jessę i Maitha. Przyjęła wszystkie ich miłe słowa, gdy powitali ją
w rodzinie.
To było naprawdę wzruszające dla Jessy i musiała walczyć ze łzami. Zawsze chciała
~ 199 ~
być częścią dużej rodziny. Myśl o flocie rozdzielającej ją z dala od nich wszystkich była
zbyt bolesna, by nawet to rozważać. Odepchnęła swoje emocje, nie chcąc zepsuć ich
obiadu.
Kiedy usiedli przy stole, Abby wyjęła mały komunikator. Był urządzeniem floty.
Jessa uznała, że został jej przydzielony jeden, skoro pracowała dla Komandora Billsa.
To był typ, jaki widziała u administratorów, i były bardziej jak minikomputery.
Jessa pochyliła się do Maitha. Domyślała się, że będą chcieli z nią porozmawiać, ale
spotkanie z ludźmi, którzy rządzili Ziemią i flotą, brzmiało… ponuro.
- Będzie dobrze.
Chciałaby w to wierzyć.
~ 200 ~
Rozdział 16
Ręce Jessy drżały, gdy zajęła miejsce przy stole konferencyjnym w prywatnym
biurze Komandora Billsa. Jej przyszłość zależała od tego jak pójdzie to spotkanie.
Obecny był dowódca wraz ze swoim podkomendantem, Doltonem Gibsonem.
Maith usiadł obok niej. Roth, Drak, Gnaw i Abby Thomas również nalegali na
swoją obecność, ale siedzieli wzdłuż przeciwległej ściany, poza zasięgiem wzroku
dużego ekranu, który wkrótce się włączy. Wszyscy założyli swoje mundury floty.
- Nie mam pojęcia jak to się potoczy – oznajmił cicho Komandor Bills. – Niestety
nie dali mi żadnych wskazówek. Wiem tylko, bo jeden z moich przyjaciół z naczelnego
dowództwa floty powiedział, że sytuacja była napięta. Kiedy skontaktował się z nimi
wasz król – skrzywił się do Maitha zanim spojrzał z powrotem na Jessę – poszli na
zamknięte spotkanie z radą Zjednoczonej Ziemi i czterema najwyższymi admirałami
floty. Potem dostałem powiadomienie, że chcą rozmawiać bezpośrednio z tobą, Jesso. –
Spojrzał na Maitha. – I z tobą.
Rozległ się dźwięk, a potem czarny ekran rozbłysnął na biało. W sekundy rozjaśnił
się, ukazując czterech mężczyzn w czerwonych togach, siedzących za długim stołem.
Obok nich siedziały dwie kobiety ubrane tak samo. Jessa domyśliła się, że byli
sześcioma przedstawicielami wybranymi do komitetu rządzącego Zjednoczonej Ziemi.
Poniżej nich siedziało czterech admirałów floty z medalami na ich formalnych
mundurach.
~ 201 ~
Jessa natychmiast rozpoznała doktor Narrellę Barns.
- Rozumiem.
- Król Veslorów ułatwił nam podjęcie decyzji. – Darwin Robinson zrobił kwaśną
minę. – Zagroził, że wstrzyma wszelkie dostawy żywności i wezwie do embargo na
Ziemię i jej wspólników każdego sojusznika, jakiego mają Veslorowie, jeśli nie
rozwiążemy naszego kontraktu z tobą, specjalistko Brick. Upierał się, że jesteś
partnerką Veslora. Czy to prawda? Złamałaś swój kontrakt zawierając małżeństwo?
Starannie dobierała słowa, domyślając się, że pytanie było pułapką. Chcieli, żeby
przyznała się do zrobienia czegoś nielegalnego.
- Wiemy, kiedy poznajemy nasze partnerki i wiążemy się z nimi. Jessa jest moją.
~ 202 ~
Jessa, gdy ponownie przejął kontrolę.
- Nie, sir. Absolutnie nie. Jak właśnie stwierdził Maith, związaliśmy się. To nie było
planowane, po prostu się stało. Jestem jego. On jest mój. Więź jest bardzo silna.
Strach sprawił, że się spięła. Nie zamierzali unieważnić kontraktu i odmówią jej
wolności.
- Jessa jest teraz Veslorem. – Maith wyciągnął rękę i wziął jej dłoń. – Nie należy do
twojej planety. Mój król zwróci wszelkie pieniądze wydane na koszty edukacji i
leczenia Jessy, jeśli to jest twój powód, żeby ją zatrzymać. Wiem, że już złożył tę
ofertę. Przypominam ci o tym. Żadne dziecko nie powinno odpłacać za wychowanie,
karmienie i opiekę. Znajdujemy tę koncepcję za odrażającą. Każda inteligentna i godna
forma życia zrobiłaby wszystkie te rzeczy dla dobra swoich ludzi. Młodzież to nasza
przyszłość. Ich zdrowie i dobre samopoczucie jest korzystne dla wszystkich.
Zniewolenie dorosłych i nazwanie tego długiem za opiekę w dzieciństwie jest złe.
- Tak – przemówił w końcu Robinson. – Twój król bardzo jasno wyraził swoje
uczucia i innych Veslorów. Szkolimy dzieci do pełnienia bardzo potrzebnych ról i to
pomaga całej ludzkości. Są inwestycjami. Nie niewolnikami. Chcę oznajmić to dla
porządku.
Maith warknął.
- Jessa nie może być ze mną… ani robić niczego innego, co sobie życzy… chyba że
zgodzicie się ją uwolnić. To jest istota niewolnictwa. Veslorowie już wcześniej
parowali się z waszymi ludźmi. Żaden z nich nie musiał odbywać spotkania dla
uzyskania zgody komisji, a nasz król nie musiał kontaktować się z waszą planetą, by
~ 203 ~
uzyskać pozwolenie. Jessa nie jest wolna. Rozumiemy to… i to jest problem.
Veslorowie nie zawierają sojuszy z rasami, które wierzą w zniewolenie innych.
Robinson i inne postacie w togach poruszyły się jeszcze bardziej. Zobaczenie tego
dobrze wpłynęło na serce Jessy. Maith wyzywał ich za ich bzdury docierając do sedna
sprawy. Zjednoczona Ziemia i flota wymuszały na dzieciach długie kontrakty jako na
dorosłych, co powinno być uznane za nielegalne. To było korzystne dla nich, więc
odmawiali tym osieroconym dzieciom podstawowych praw jako obywateli.
Doktor Barns napisała coś na swoim tablecie. Robinson spojrzał w dół, czytając. W
końcu podniósł wzrok.
- Masz coś, czego potrzebujemy z powrotem, jeśli masz przestać być obywatelem
Zjednoczonej Ziemi.
To rozwścieczyło Jessę.
- Mogę mówić swobodnie, sir? – zapytała, choć jej spojrzenie było skierowane na
doktor Barns.
~ 204 ~
To trwało tylko kilka minut zanim usiedli i kontynuowali spotkanie. Dźwięk z
Ziemi powrócił.
- Nie. Nie użyjecie mnie do szantażowania Veslorów lub ich króla. Chcecie ich
technologii? Kupcie ją lub wynegocjujcie towarami handlowymi. Nigdy nie prosiłam,
żeby moi rodzice zostali zabici, czy być wychowaną w sposób, w jaki byłam.
Doceniam, że byłam pod opieką floty, ale skończyłam z traktowaniem mnie, jakbym
była własnością, którą posiadacie. Wymiana informacji technicznych i medycznych za
moją wolność nie jest w grze. Albo unieważnicie mój kontrakt, bo to jest słuszne, albo
wszyscy dowiemy się, co stanie się dalej. – Jessa wyciągnęła rękę i postukała w swoją
skroń. – Umożliwiliście mi, żebym była wysoce inteligentna, wystarczająco do radzenia
sobie z kosmitami wszystkich ras. Przejrzałam scenariusze reakcji Veslorów. –
Uderzyła dłonią o stół. – Wybaczcie mój język, ale byłoby cholernie głupie zmuszać
mnie do pozostania, kiedy na waszą korzyść jest zakończyć kontrakt. W zamian
zyskujecie lepszą pozycję z rasą kosmitów, która dostarcza żywność dla waszych stacji
kosmicznych. – Wiedziała, że prawdopodobnie powinna się zamknąć, ale była zbyt
wściekła. – Ile będzie was kosztować każdy raz, gdy na planecie lub stacji dojdzie do
zamieszek, i będziecie musieli wysłać flotę, by odzyskać kontrolę nad tymi sytuacjami?
Dodaj koszty napraw spowodowane przez te zamieszki. Jestem pewna, że mężczyźni
siedzący pod wami, mają też szczegółowe raporty o umiejętnościach, jakie ich zespoły
zadaniowe nauczyły się od grupy Veslorów, którzy szkolili ich do lepszej walki i
przygotowywali na nieznane problemy z obcymi, z którymi nasza flota może spotkać
się w przyszłości. Veslorowie uratowali Gorison Travelera przed kradzieżą i wszystkich
na pokładzie przed staniem się żywymi posiłkami. Zrobili to ze zwykłej przyzwoitości,
bo to była właściwa rzecz. Nie stawiali żądań przed lub po udzieleniu pomocy ludziom.
Veslorowie są najlepszym sojusznikiem, na jakiego Zjednoczona Ziemia mogła
kiedykolwiek mieć nadzieję. Naprawdę zamierzacie to schrzanić, każąc im myśleć, że
nie jesteście typem ludzi, którym chcą pomagać w przyszłości?
Maith zaburczał obok niej i Jessa nachyliła się do niego, szepcząc w Veslorskim.
~ 205 ~
na to.
- Zaciekła partnerka.
- Zgadzamy się, jeśli będziesz pracowała jako specjalista ds. badań nad kosmitami
na Defcon Red tak długo jak grupa Veslorów będzie pomagać flocie.
- Umowa. Tak długo jak to jest cywilna praca. To znaczy, że muszę dać wam tylko
dziesięć dni wypowiedzenia zanim zrezygnuję… i zachowam swoją obecną płacę. – Nie
była aż tak wdzięczna, że to ją ogłupiło. Z.Z. musiała ją zrekompensować, jeśli chcieli,
by dalej dla nich pracowała. – Chcę potwierdzenia, że oryginalny kontrakt został
unieważniony.
- Zgoda. – Robinson wyraźnie nie był szczęśliwy, ale skinął jej głową. –
Natychmiast uruchomimy proces z dokumentami i prześlemy je do Komandora Billsa.
Chcemy, żeby nasz sojusz z Veslorami pozostał w dobrej kondycji. Jest na tyle warty
dla nas, żebyśmy dali im ciebie. – Przerwał. – To znaczy, że już nie będziesz uważana
za obywatela Zjednoczonej Ziemi. Zastanów się nad tym długo i ciężko… i wszystko,
co się z tym wiąże.
Jessa miała ochotę przewrócić oczami na jego groźbę. Potrafiła czytać między
wierszami. Zasadniczo mówił jej, że będzie musiała błagać na rękach i kolanach, gdyby
kiedykolwiek chciała wrócić do Ziemi, gdyby coś nie ułożyło się z Maithem. Wezmą ją
z powrotem, ale prawdopodobnie zostałby zmuszona do podpisania kolejnego
nielegalnego kontraktu na kilkadziesiąt lat.
- Mój król wspomniał o niej, z kimkolwiek rozmawiał – dodał Maith. – Anabel jest
częścią naszej grupy jako siostra mojej partnerki. Chcemy, żeby przysłano ją do nas.
Ona też jest teraz Veslorem.
~ 206 ~
- Czy wypuszczenie specjalistki Brick to nie dość?
- Moje akta dotyczące jej stwierdzają, że jest po prostu oficerem ochrony niskiego
szczebla w ośrodku badawczym. – Spojrzał. – Nie widzę problemu z wcześniejszym
rozwiązaniem jej umowy i przetransportowaniem jej na Defcon Red. Zrobimy to
natychmiast.
Jeden z admirałów floty wstał i odwrócił się, by pochylić się do Robinsona, sycząc
coś tak cicho, że nie mogli tego wychwycić w transmisji na żywo. Przeszły tylko trzy
słowa od admirała.
- … powiedziałem ci nie…
Robinson zbladł i pochylił się, szepcząc w odpowiedzi. Ich cicha rozmowa stała się
gorąca.
Jessa znów się spięła. Gniew na twarzy admirała tylko potwierdził jej podejrzenia,
że jej siostra wykonuje ściśle tajną pracę. Admirał po cichu kłócił się z Robinsonem i
prawdopodobnie wprowadził go, kim naprawdę jest Anabel, i że jej akta nie są
dokładne.
- Szpieg – szepnęła.
Robinson przestał mówić i admirał znów zajął swoje miejsce. Admirał wyglądał na
wkurzonego, co dało Jessie nadzieję. Robinson westchnął głośno zanim zwrócił się do
Jessy i Maitha.
~ 207 ~
zdradzi ich sekrety? To było małostkowe i okropne – co ani trochę nie zaskoczyło Jessę.
- Daję – skłamała. Nie aresztują jej siostry. Zabiją ją. – Wszystko, na czym nam
zależy, to być grupą rodzinną. Moja siostra się zastosuje. Mogę mówić w jej imieniu.
Łzy wypełniły oko Jessy, ale zamrugała szybko, żeby nie płakać przed komisją.
- Twoja siostra nie poinformowała nas, dokąd się wybierała. Będę musiał zebrać
zespół, żeby ją wytropić i sprowadzić z powrotem do kwatery głównej. To może chwilę
potrwać.
Jessa nie wierzyła, że Anabel jest na wakacjach. Nie ma mowy, żeby pozwolili
komuś takiemu jak ona lub jej siostra po prostu wyruszyć w nieznane. Flota musiała
pracować pod przykrywką.
Spotkanie szybko się skończyło. Gdy ekran pociemniał, Komandor Bills przeklął.
- Nic nie jest potwierdzone. Nie widziałam Anabel odkąd miałam dziesięć lat, a ona
dwanaście. Flota nas rozdzieliła. Po prostu wiem, że jej oficjalne akta są fałszywe.
Nawet zdjęcie. Moja siostra ma czarne włosy i zielone oczy. Kobieta na zdjęciach ma
~ 208 ~
brązowe włosy i brązowe oczy. Założyłam, że zrobili to, by ukryć jej prawdziwą
tożsamość. Jest tylko kilka powodów, dla których to zrobili.
- Sama ci nie powiedziała? Miałaś z nią kontakt? – Komandor Bills był wyraźnie
zszokowany.
To sprawiło, że Jessa się uśmiechnęła. Niedługo miała być ze swoją siostrą i flota
pozwoliła jej odejść. Dusiły ją emocje i obróciła się do Maitha, obejmując go w pasie,
gdy ukryła twarz na jego klatce piersiowej. Jego silne ramiona owinęły się wokół niej.
- Jesteś moja – zadudnił, całując czubek jej głowy. – Byłaś wolna od momentu, gdy
stałaś się moją partnerką. Wasza Ziemia nie miała nic do powiedzenia, ponieważ
zabrałby cię od nich, nawet gdyby odmówili zgodzić się z naszym królem. Wysłał kilka
grup bojowych, by pozostały w pobliżu, na wypadek, gdybyśmy potrzebowali
szybkiego odbioru.
To ją rozśmieszyło.
- Powinnam być zdziwiona, że to jest wasz plan awaryjny, ale nie jestem.
Nagle przytuliło ją od tyłu duże ciało, a potem stłoczyło się więcej osób. Zdała
sobie sprawę, że są w kolejnym grupowym uścisku. To wydawało się być częstym
zjawiskiem u Veslorów. Jessa mogła się do tego przyzwyczaić.
- Nie ma mowy, żebyśmy pozwolili im zabrać cię od nas. Do diabła, moi rodzice
byli gotowi podzielić się z innymi biznesmenami tym, co zrobiono tobie i twojej
siostrze. Wymyślili plan wstrzymania zapłaty podatku i zaprzestania produkcji tego, co
sprzedajemy Zjednoczonej Ziemi, dopóki was nie uwolnią.
~ 209 ~
Słowa Abby wiele znaczyły dla Jessy. Nie mogła uwierzyć, że tylu ludzi, których
nawet nie spotkała, było gotowych zaryzykować wkurzenie Zjednoczonej Ziemi i floty
w jej imieniu. Wszystko po to, by mogła znaleźć swoją wolność i sparować się z
Maithem.
- Chodźmy do domu – warknął jej do ucha jej partner. – Mam dla ciebie plany.
Uśmiechnęła się, gdy wszyscy się rozdzielili. To będą plany dotyczące seksu, z
mnóstwem jęków i niesamowitych zakończeń.
~ 210 ~
Rozdział 17
Prawie dotarli do swojej kabiny, gdy drobna brunetka ubrana w biznesowy garnitur
ze spódniczką nagle upuścił swoją teczkę na korytarzu, poprawiła osłonę oczu, którą
nosiła, i głośno sapnęła.
- O mój boże! Abby Thomas! Co ty, do cholerki, tu robisz? Minęły wieki, odkąd cię
widziałam! – Wtedy kobieta rzuciła się na Abby, obejmując ją mocno. Chociaż to
wyglądało bardziej na walkę.
Maith warknął nisko, przyciągając Jessę do swojego boku. Inni Veslorowie także
wyglądali na zaniepokojonych, bo warczeli. Jessa nie wiedziała, co myśleć.
Znowu zaczęli iść. Maith był spięty przy boku Jessy, trzymając ramię ciasno
owinięte wokół jej talii. Jedno spojrzenie na jego twarz powiedziało jej, że nie był
zadowolony z ponownego spotkania. Jednak nie protestował, kiedy dotarli do swoich
kwater, a Roth odblokował drzwi. Wszyscy weszli do środka… a potem Drak i Gnaw
prawie przyszpilili nieznajomą do ściany zza drzwiami, trzymając ją z dala od Abby.
Drzwi się zamknęły i Roth też ruszył do przodu, też blokując nieznajomą.
- Kim jesteś?
~ 211 ~
spokojnego i ochrypłego. – Nie zamierzam was skrzywdzić. To, co szepnęłam Abby
jest ważne… jestem tu w sprawie Anabel Brick. Ale nikt nie może wiedzieć.
Jessa odetchnęła gwałtownie, wpatrując się w kobietę. Tylko jedna osoba wiedziała
to wszystko. Anabel. Nie widziała jej, odkąd zostały rozdzielone jako dzieci, ale była
pewna, że ta kobieta nie była jej siostrą.
- Nie.
Rzuciła mu spojrzenie.
- Tylko moja siostra wiedziałaby o tym… i to wszystko jest prawdą. Puść. – Jessa
szarpnęła się, żeby odejść, a on ją puścił.
Trzej Veslorowie cofnęli się i Jessa naprawdę przyjrzała się kobiecie. Miała tylko
~ 212 ~
ponad półtora metra wzrostu, bez obcasów i była drobnokoścista. Osłona, jaką nosiła
na oczach, była dla ludzi, którzy byli wciąż w drodze. Była jak ekran komputerowy, ale
wystarczająco przezroczysta, by w tym samym czasie widzieć wyświetlane informacje i
otoczenie.
Kobieta sięgnęła i zdjęła osłonę. Miała niebieskie oczy. Przy bliższym przyjrzeniu,
Jessa była prawie pewna, że ciemne włosy to peruka. Była dobra, ale zdradzały to jej
jasnoblond brwi.
- Możesz mówić do mnie Paris. Nie mam dużo czasu. Będziesz miała wiele pytań,
ale prawda jest taka, że nie znam wszystkich odpowiedzi.
- Wiesz, że nie mogę tego potwierdzić. Będę powtarzać, że ludzie tacy jak my są
przypisanymi agentami. Zarządzają nami, przygotowują nas do jakiejś pracy, którą
należy wykonać, i nasze życie jest w ich rękach. Mój opiekun zdradził mnie, zgłaszając,
że będę bezużyteczna w mojej pracy po tym jak zostałam schwytana i torturowana. W
~ 213 ~
rzeczywistości zostałam zdradzona przez jego kontakt i byłam jedyną, która mogła to
udowodnić. Więc nie chciał, żebym wróciła. Wielcy szefowie zamierzali mnie tam
zostawić na śmierć i tak by było, gdyby nie przyszła po mnie twoja siostra. Zależało jej
na tyle, by zaryzykować poważne konsekwencje łamiąc bezpośrednie rozkazy i czyniąc
mnie częścią jej misji. Do diabła, ryzykowała życie, żeby mnie uratować. Ludzie w
naszej branży nie przeżywają, jeśli nasi opiekunowie wykonają telefon, jaki zrobił mój.
Opiekun twojej siostry był pierwszą osobą, którą zobaczyłam, kiedy się obudziłam po
tym jak lekarze popracowali nad naprawą mojego ciała. Zrobili to tylko dlatego, że
przepisał mnie, jako jednego ze swoich agentów. Dał mi cel, żeby duzi szefowie nie
kazali zespołowi medycznemu wyciągnąć wtyczki, jak to mówią. Od tamtej pory
pracuję z nim i Anabel.
- Żebyś zrozumiała jak blisko jest nasz zespół. Ten facet, który cię przewrócił i
przekazał ci liścik? Twoja siostra też go uratowała. Dostał mnóstwo postrzałów podczas
misji i jego własna drużyna zostawiła go na śmierć. Anabel widziała jak padał i
zaciągnęła jego nieprzytomną dupę do własnego transportu. Wpadła przez to w kłopoty,
ale jej to nie obchodziło. Nasz opiekun również wziął go pod swoje skrzydła i otrzymał
najlepszą możliwą opiekę medyczną. Anabel i jej opiekun uczynił nas zespołem.
Zawdzięczamy im obojgu wszystko. W przeciwnym wypadku bylibyśmy martwi.
Wszyscy jesteśmy sierotami bez rodziny. Anabel jest jedyną, która ma rodzeństwo. A
wiemy o takich gównach… nie ma funduszu emerytalnego w naszym pakiecie.
Pracujemy, dopóki nie zostaniemy uznani za zbyt kontuzjowanych lub zbyt starych, by
wykonywać tę pracę, a potem bam. Jeśli jest to kontuzja kończąca karierę, jest coś
takiego jak chirurgiczna komplikacja. Albo… zdarzają się śmiertelne wypadki.
- Nie wiem, czy pozwolą czy nie. – Paris westchnęła. – Król Veslorów sprawił, że
wielcy szefowie srają w spodnie. Postanowili się podporządkować zanim jeszcze
zostałaś wezwana na to spotkanie. Nie mieli wyboru. Anabel również wprawia wielkich
szefów w nerwowość z powodu wszystkiego, co wie i robiła przez lata, odkąd ją
aktywowali. Zgaduję, że będzie miała wypadek zanim dotrze do ciebie. Ale wielcy
szefowie nie mają możliwości jej zabicia… ponieważ jej nie mają.
To zszokowało Jessę.
~ 214 ~
- Ona naprawdę jest na wakacjach?
- Nie. – Paris powoli sięgnęła do kieszeni spódnicy i wyjęła kawałek papieru. – Nie
znam wielu szczegółów, ale jest tutaj. – Podała go.
Roth wziął go zanim Jessa mogła. Zmarszczył brwi i podał go Maithowi. Jessa
wyrwała mu go, a potem to ona zmarszczyła brwi. Na papierze były współrzędne
przestrzenne. Przynajmniej tak myślała. Jej uwaga wróciła do Paris.
- Cztery miesiące temu twoja siostra została wysłana na misję. To była praca na
cywilnym frachtowcu kosmicznym. Nie mam pojęcia, dlaczego ani po co została tam
wysłana. Wiem tylko, że to jest bardzo tajne. Po pięciu tygodniach pracy, nasz opiekun
dostał od niej wiadomość. Anabel musiała wysadzić frachtowiec, ale planowała
wskoczyć do kapsuły ratunkowej, by dostać się na najbliższą planetę. Zgłosiła, że
podtrzymuje życie, ale jest prymitywna. Te współrzędne są poza granicami floty.
Mówimy o przestrzeni kontrolowanej przez Elthów i Krirorów. Nasz opiekun wciąż
kłóci się o wysłanie ratunku, by wyciągnąć Anabel, ale za każdym razem mu się
odmawia. Wielcy bossowie nie zaryzykują utraty niewidzialnego lotniskowca lub pełnej
załogi dla jednego pracownika. Spisali twoją siostrę na straty.
- Tak. Znowu, nie znam szczegółów. Tylko te fakty. Nasz opiekun myśli, że to
może być dla ciebie przydatna informacja, jeśli spróbujesz ją zlokalizować. Będzie
gdzieś w zasięgu lotu zniszczonego frachtowca. I nie dostałaś zawiadomienia o śmierci,
ponieważ nasz zespół nie zrezygnował z nadziei na odzyskanie Anabel. Planowaliśmy
zatrudnić najemników. Nie są najbardziej godni zaufania, ale są na tyle szaleni, by
wziąć zlecenia takie jak lot do niebezpiecznej przestrzeni, jeśli łapówka jest dość
wysoka. Próbowaliśmy potajemnie zebrać fundusze, żeby się do nich zwrócić. – Paris
ściszyła głos. – Na nas wszystkich zostanie wystawiony wyrok śmierci, jeśli wielcy
szefowie dowiedzą się, że nawet myślimy o zrobieniu czegoś takiego. Nasz opiekun
wysłał mnie tutaj kilka tygodni temu, żebym była blisko ciebie, na wypadek gdyby
wielcy szefowie ominęli go i wysłali do ciebie zawiadomienie o śmierci. Zostałam
upoważniona do powiedzenia ci prawdy. Zasługujesz na coś lepszego niż nigdy nie
wiedzieć, co stało się z Anabel. I martwiliśmy się, że zhakujesz tajną bazę danych, by
znaleźć informacje na własną rękę, zostając w tym procesie aresztowana. To by
naprawdę wkurzyło twoją siostrę.
~ 215 ~
- Wiesz, co mogę zrobić? – zapytała Jessa.
- Ja – odpowiedział Maith.
Wziął ją w ramiona.
- Pójdziemy.
- Nie mamy statku z wyposażeniem, by poradzić sobie z tego rodzaju bitwą, jeśli
wpadniemy na którąś z ras… ale wiem, kogo wysłać. – Następnie spojrzał na Maitha. –
Łowców.
- Kogo?
- To jest grupa, której ufamy. Pracowaliśmy z nimi już wcześniej. Ich statek jest
mocno uzbrojony i wielokrotnie odzyskiwali ukradzionych kosmitów od Elthów i
~ 216 ~
Krirorów. – Delikatnie odgarnął włosy z jej twarzy zanim nakrył dłonią jej policzek. –
To dobrzy mężczyźni, którzy zawsze znajdują to, czego szukają. Wyślemy ich za
Anabel. Przyprowadzą ją do ciebie. Do nas.
- A co, jeśli Elthowie czy Krirorowie ją znajdą? Co jeśli Anabel została przez nich
schwytana?
Paris odchrząknęła.
- Muszę iść. Nie mogę dać się tu złapać. I proszę nie szukaj mnie. Za każdym
razem, gdy się spotykamy lub rozmawiamy, to naraża nas wszystkich na ryzyko. Będę
w kontakcie, jeśli otrzymam więcej wiadomości. – Przytrzymała spojrzenie Jessy. –
Jesteś zwolniona ze swojego kontraktu. Tak samo Anabel, kiedy ją znajdziesz. Nasz
opiekun już upewnił się, że procedują unieważnienie jej kontraktu, mimo że jest
uważana za straconą. Przekonał ich, że to dobrze będzie wyglądało, gdyby ktoś zażądał
śladu papierowego, i powiedział im, że jeśli tego nie zrobią, nabierzesz podejrzeń. Jako
opiekun Anabel, wielcy szefowie wezwali go, by ocenić najlepszy sposób poradzenia
sobie z tobą. Posłuchaj mojej rady. Jak tylko czas twojego partnera skończy się na
Defcon Red, zabierzcie swoje tyłki do jednego z ojczystych światów Veslorów.
Zjednoczona Ziemia nie jest szczęśliwa z tego wymuszenia. Wielcy szefowie nie
odważą się zrobić ci czegoś teraz… ale nasz opiekun martwi się o przyszłość, kiedy
poczują, że mogą uciec od wypadku, jaki ci się przydarzy. Zwłaszcza jeśli odzyskasz
Anabel. Ona wie o wiele za dużo.
- Mówimy o Anabel. Twoja siostra jest twarda jak cholera i, jeśli ktokolwiek może
przeżyć, to właśnie ona. Zaufaj mi w tym. Stała się niejako legendą jako ta, która
zawsze wykonuje swoją pracę. To oznacza powrót żywą.
~ 217 ~
razem do szkoły z internatem, Abby. Jestem Paris Holden.
- Teraz nią jestem. Obecnie jest w jakiejś cholernie drogiej i bardzo sekretnej klinice
zdrowia przeprowadzając rozległą operację plastyczną, po tym jak jej trzeci bogaty mąż
spłacił ją, żeby mógł być ze znacznie młodszą kobietą, która jest w ciąży. Tymczasowo
zmieniliśmy tożsamość, kiedy jest na uboczu. To dobra przykrywka na kolejny tydzień,
ale potem muszę stać się kimś innym, kiedy będzie mogła wznowić swoje publiczne
życie.
Łzy spłynęły po policzku Jessy, gdy odwróciła się do Maitha, obejmując jego pas.
Przytulił ją mocno i pocałował w czubek głowy.
- Odzyskamy ją z powrotem.
- Zrobimy to. – Obiecał Roth. – Skontaktuję się teraz z łowcami. Jesso? Potrzebuję
wszystkiego, co możesz mi powiedzieć o swoim rodzeństwie. Będą potrzebowali
szczegółów, które pomogą im ją zidentyfikować.
- Mam zdjęcie Anabel ukryte w mojej apteczce. Ma już dziewięć lat, ale to zbliżenie
jej twarzy. Nie mogła aż tak bardzo się zmienić.
To Maith odzyskał jej apteczkę. Cała ich grupa zebrała się w ich salonie, gdy wzięła
ją od niego i postawiła na najbliższym stole. Otworzyła ją, wyjmując wszystkie zapasy,
~ 218 ~
by uzyskać dostęp do tajnego schowka. To nie była duża przestrzeń i była bardzo
wąska. Przez cały czas przechowywała tam swoje cenne zdjęcie.
- Ona jest piękna. Wygląda jak ty. – Maith objął ramieniem talię Jessy.
- Skopiuję ten obraz i wyślę do łowców. – Jego złote spojrzenie było szczere. –
Znajdą ją i przyprowadzą twoją siostrę do domu.
Łzy zalały oko Jessy, sprawiając, że znowu ukryła twarz w solidnej piersi Maitha.
Myśl o odzyskaniu w końcu wolności, ale bez Anabel nie będącą częścią tego, głęboko
bolała. Kimkolwiek byli ci łowcy Veslorów… miała nadzieję, że zdołają znaleźć jej
siostrę.
- Możemy pójść do naszego pokoju? – Nie chciała dalszego załamania przed resztą
grupy. Mogli być rodziną, ale potrzeba było czasu, by przyzwyczaić się do osób,
którym zależało. Była trochę zawstydzona swoimi łzami. Spędziła większość swojego
życia próbując ukryć swoje emocje, poza gniewem i obojętnością. To był jedyny
sposób, w jaki była w stanie chronić siebie tak długo.
Jessa przyciskała twarz do Maitha, dopóki nie wniósł jej do ich sypialni i usłyszała
zamykające się drzwi.
~ 219 ~
- Ja też nie, ale nie obwiniaj wszystkich ludzi. Nie wszyscy z nas są kutasami.
Zachichotał.
Sięgnęła i wytarła twarz, po czym podniosła głowę. Jego zielone oczy były piękne i
zobaczyła troskę w jego spojrzeniu, gdy wpatrywali się w siebie.
To rozśmieszyło Jessę.
- Nie miała na myśli paznokci. To mały kawałek metalu, który na jednym końcu jest
ostry. Uderzasz w drugi koniec czymś twardym, żeby wbić go w solidną powierzchnię.
Są używane do wspierania rzeczy lub do trzymania czegoś razem.
- To ma więcej sensu. – Wyciągnął rękę i ujął jej twarz. – Jesteś moim sercem.
Jestem tu dla ciebie bez względu na to, co się stanie. Nigdy już nie będziesz sama.
Uśmiechnął się.
- Mam to. Czy możesz zrobić ten dudniący dźwięk? Uważam go za bardzo
pocieszający.
1
Małe wyjaśnienie odnośnie tych paznokci. W oryginale jest twarda jak paznokcie / gwóźdź ( tough as nails)
ale w polskim to oznacza twarda jak cholera / twarda jak skała, stąd ta rozmowa miedzy Maithem i Jessą
~ 220 ~
Rozdział 18
Jessa obudziła się wtulona w duże, bardzo ciepłe ciało Maitha. Był niesamowity
ostatniej nocy. To powinien być wieczór celebrowany dużą ilością seksu, ale tak się nie
stało. Rozebrał ich oboje do naga i zwinął się wokół niej, wydając ten kojący dźwięk.
Wibracje z jego piersi na jej plecach i jego ciepło szybko ją uśpiły.
Jessa miała tak wiele powodów do wdzięczności. Ale wciąż druzgocąca była myśl,
że kiedy w końcu mogłaby zobaczyć swoją siostrę… dowiedziała się, że Anabel była
gdzieś tam sama. Prawdopodobnie przetrzymywana w niewoli przez dwie obce rasy,
które krzywdziły ludzi.
Pamiętała dokładnie jak to było, kiedy Elthowie porwali ją i innych członków floty
z ich promu po wizycie na tamtej planecie. Jej mini wakacje zamieniły się w horror.
Zostali zamknięci, przeznaczeni do stania się eksperymentalnymi obiektami testowymi
dla kosmitów. Szczerze sądziła, że nie zostaną uratowani. Obcy byli o wiele bardziej
rozwinięci niż ludzie. Elthowie mogli polecieć w głęboką przestrzeń, gdzie flota nie
mogła podążyć. To byłoby samobójstwo dla każdego statku, który by tego spróbował.
Anabel mogła być teraz w tej samej sytuacji, zamknięta, przestraszona, myśląc, że
pomoc nigdy nie nadejdzie. Krirorowie byli jeszcze gorsi niż Elthowie. Mniej o nich
wiedziano, poza tym, że byli bardzo wrogo nastawieni. Przypadkowo zetknęły się z
nimi trzy nieszczęsne statki Zjednoczonej Ziemi. Wszystkie trzy zostały zniszczone,
wraz z całym życiem na pokładzie. Nie brali jeńców ani nie okazywali litości.
Udowodniły to odzyskane dzienniki danych z tych statków. Krirorowie ścigali również
statki, które próbowały uciec, gdy strzelono do nich bez prowokacji.
Ramiona Maitha nagle zacisnęły się wokół Jessy i trącił nosem jej głowę.
- Po prostu myślę.
~ 221 ~
- Wątpię, żeby się tym zajęli.
Zaśmiała się.
- Drąg, co? Rozumiem, dlaczego tak to nazywacie. Jak powiedziałam, nic na was
Veslorach nie jest małe. – Nie mogła się powstrzymać przed zrobieniem dokładnie tego,
co powiedział, żeby nie robiła, gdy przyglądała się jego kutasowi. Miał prążkowane
żyły, a z główki sączyła się przezroczysta ciecz. Powoli spływała w dół, pokrywając
zewnętrzną stronę. Przesunęła opuszkiem jednego palca wzdłuż grubego trzonu, by
zobaczyć konsystencję jego przedwytrysku. Było ciepłe i bardzo śliskie. Mężczyźni
Veslorów wytwarzali własne nawilżenie. Uznała, że to jest naprawdę fajne.
Maith szarpnął się i usiadł. Jego usta zawładnęły jej. Jessa otworzyła się dla niego.
Uwielbiała sposób, w jaki ją całował. Było w tym tak wiele pasji. Położył ją na plecy,
przygniatając ją pod sobą. Był ostrożny, żeby nie zmiażdżyć jej pod swoim ciężarem.
Cały był ustami, językiem i wędrującymi rękami. Jessa jęknęła i owinęła się wokół
niego. Fakt, że ją przygniatał, tylko zwiększył jej podniecenie. Seks z Maithem był jak
pełnokontaktowy cielesny sport. Niesamowicie przyjemny, gdy ocierał się o nią. Jego
sztywny drąg masował jej łechtaczkę, gdy powoli poruszał biodrami. Z jej gardła
wyrwały się jęki. Wiedział jak sprawić, by za nim tęskniła.
~ 222 ~
Jego usta opuściły jej usta i sięgnął do jej gardła. Dotyk jego gorącego języka i jego
kłów lekko szczypiących i drapiących jej skórę jeszcze bardziej podniosły jej potrzebę.
Maith zrobił w piersi ten dudniący dźwięk i zamiast zrobić to, co zażądała, puścił jej
sutek, by przenieść się na drugi.
- Maith! Teraz.
Mocno ssał jej sutek, sprawiając, że się skręcała. Potem spróbował ruszyć niżej w
dół jej ciała.
Uniósł głowę, jego zielone oczy były zamglone. Jego usta otworzyły się błyskając
na nią jego kłami.
- Później – poruszyła się pod nim bardziej. – We mnie. Teraz. Proszę! Wszystko jest
zbyt nowe, a ty jesteś zbyt cholernie dobry w dotykaniu mnie. Dużo później nauczymy
się robić to wolniej.
To dało jej wystarczająco dużo miejsca, by się przewróciła, planując ustawić się na
rękach i kolanach w sekundzie, kiedy Maith się wyprostował. Ponieważ Veslorowie
mieli yunce, już się zorientowała, że to jest dla niej najprzyjemniejsza pozycja. Mógł
nie tylko być w niej, ale jej łechtaczka dostanie taką samą stymulację… a ona chciała
tego.
- Rozszerz – zażądał.
Jego ostre żądanie sprawiło, że zrobiła to, co chciał. Natychmiast przycisnął do niej
~ 223 ~
swojego drąga i pchnął. Będąc podniecona i z nawilżeniem Maitha, nie było oporu.
Ledwo zauważyła ten fakt zanim podniósł biodra w górę, sprawiając, że wzięła go
całego.
Z Jessy wyrwał się głośny jęk i zaczęła drapać pościel chcąc coś uchwycić. Maith
zaczął pieprzyć ją mocno i głęboko, jego dobrze nasmarowana yunce pocierała jej
łechtaczkę. Jessa zacisnęła oczy i po prostu pozwoliła, żeby przepływała przez nią
ekstaza. Jej orgazm szybko narastał, a kiedy uderzył, krzyknęła w materac.
Maith warknął, gdy doszedł. Poczuła jak jego biodra gwałtownie szarpnęły się przy
jej tyłku, a potem została ogrzana od środka jego nasieniem. Stopniowo zwalniał tempo,
niespiesznie pompując w nią do ostatniej kropli zanim w końcu znieruchomiał.
Oboje ciężko oddychali, gdy poprawił ramiona i podparł je obok niej, żeby trochę
odciążyć jej plecy. Jessa obróciła głowę i uśmiechnęła się.
- Co to znaczy?
Zachichotał.
Uniosła lekko głowę i przekręciła się, starając się lepiej widzieć jego twarz.
Przesunął się, żeby mogła to zrobić, ich spojrzenia się zwarły. Nagle uderzyło w Jessę
trochę niepewności.
~ 224 ~
swoich umiejętności w sprawianiu jej przyjemności podczas kopulacji. Tak kobieta
decyduje, czy jest on godzien zostania jej partnerem.
- A ty wystarczy, że mnie dotkniesz, i już błagam, żebyś mnie wziął. Dla ciebie to
raczej nie jest wyzwanie.
Gniew błysnął na jego twarzy i delikatnie wysunął się z jej ciała. Jessa pożałowała,
że poruszyła ten temat. Przewrócił się na jej bok, a potem szybko ją chwycił. Wciągnął
ją w połowie na siebie, więc górna część jej ciała skończyła rozciągnięta na jego klatce
piersiowej, ich twarze znalazły się blisko siebie. Objął jej twarz obiema rękami.
- Ja też cię kocham. Nigdy nie kwestionuj tego, co mamy. Nigdy. – Musnął swoimi
ustami jej w słodkim pocałunku. Potem uśmiechnął się, pokazując kły. – Jesteś
wszystkim, o czym kiedykolwiek marzyłem, by znaleźć w partnerce.
Roześmiał się.
- Postaram się być mniej irytująca, jeśli przestaniesz być zrzędliwym dupkiem.
Puścił jej twarz i opuścił rękę, delikatnie klepiąc ją w tyłek swoją dużą dłonią.
Przestraszyła się, choć to nie bolało.
- Hej!
- Tak. – Teraz pogłaskał jej tyłek. – Złościłaś mnie, ale jednocześnie podniecałaś.
To właśnie sprawiało, że byłem zrzędliwy.
~ 225 ~
- Ja tak samo – przyznała. – Jesteś zbyt cholernie seksowny dla mojego dobra.
- Zwykle fantazjowałem o pocałowaniu cię, żeby uciszyć twoje usta, kiedy mnie
obrażałaś. Zastanawiałem się też, czy spodobałoby ci się, gdybym włożył moje usta
między twoje uda.
Jessa poczuła reakcję swojego ciała. Był naprawdę dobry z tymi ustami. Już miała
go pocałować, gdy zabrzęczały drzwi. Przekręciła głowę, wpatrując się w nie. Potem
stoczyła się z Maitha, by złapać porzucone nakrycie. Nigdy nie zapytała, czy
Veslorowie po prostu wpadali do sypialni. Chociaż bardzo lubiła być częścią jego
grupy, to nie znaczyło, że chciała być przyłapana na golasa ze swoim partnerem zaraz
po seksie przez któregokolwiek z nich.
- Co jest?
Jessa zobaczyła Rotha. Maith spojrzał na nią zanim odsunął się na bok, zapraszając
Rotha do środka. Jessa mocniej ścisnęła koc. Zrobiła mentalną notatkę, że Veslorowie
nie byli w najmniejszym stopniu nieśmiali. Vera weszła za nim. Żadne nie wydawało
się być zażenowane, że kuli się w łóżku i że było oczywiste, co robili. Prawdopodobnie.
Pomyślała, że i tak mogli się domyślić.
~ 226 ~
Jessa próbowała owinąć się kocem i wstać z łóżka. Maith pospieszył do niej, by
pomóc. Wstała i podeszła do Rotha.
- Szacuję, że trzy lub cztery. Może pięć, biorąc pod uwagę, skąd pochodził ich
sygnał.
Maith podszedł do boku Jessy i objął ją ramieniem w talii, przyciągając jej uwagę.
- Może będą musieli podlecieć bliżej, żebyśmy odebrali ich transmisje. Ludzie mają
satelity w kosmosie, by sygnały podróżowały szybciej, ale inni nie są mile widziani, by
je używać.
- Abby pomogła nam nawiązać kontakt na żywo z inną grupą Veslorów za pomocą
satelitów floty. W przeciwnym razie, bylibyśmy w stanie tylko wysyłać wiadomości,
których dotarcie do nich zajęłoby wiele godzin, i czekalibyśmy równie długo na ich
odpowiedź, prawda? – Vera spojrzała na Rotha, szukając potwierdzenia.
- Łowcy mają jej wizerunek i podzieliłem się tym, co wiemy. Będą szukać
zniszczonego ludzkiego frachtowca i planety, na którą mogła dotrzeć jej kapsuła. Ci
mężczyźni są wysoce wykwalifikowani i nie przestaną, dopóki nie odzyskają Anabel.
Ich przywódca złożył mi swoją przysięgę.
- Dziękuję za informację.
- Niedługo przyjdziemy.
~ 227 ~
Po odpowiedzi Maitha, para wyszła z pokoju.
- Twoja siostra niedługo będzie z nami. Roth ma rację. Ci mężczyźni nie przestaną,
dopóki nie znajdą Anabel.
- Potrzebujemy prysznica.
- Naprawdę? – Posłał jej diabelski uśmiech. – Podoba mi się mój zapach na tobie.
- Naprawdę.
To było kuszące.
- Skończymy uprawiając seks. Jestem głodna. Idź pod prysznic, a kiedy wrócisz
pójdę ja.
- Okej. – Spojrzała na koc owinięty wokół niej. – Myślę, że powinnam się ubrać,
żeby iść do łazienki.
- Nie ma potrzeby. Nie jesteśmy ludźmi. Widziałem jak niektóre partnerki używały
koców, żeby się zakryć, gdy szykowały jedzenie w kuchni, chociaż nagość nie jest
niczym dziwnym ani wstydliwym dla nas. To po prostu oznacza, że lubimy utrzymywać
nasze partnerki nagie i zadowolone.
Jessa ustąpiła.
- Pójdę.
~ 228 ~
Puściła go i uniosła brodę. Potem dumnie wyszła z ich sypialni. W salonie byli
Abby, Drak, Darla, Gnaw i bliźniaki. Roth i Vera byli w kuchni. Jessa trochę mocniej
ścisnęła koc i pomachała, przyjmując ich pozdrowienia. Żadne z nich nie zachowało się,
jakby jej strój był dziwny lub zły.
Szybko wzięła prysznic, rozmyślając, że musi się dowiedzieć, gdzie są jej osobiste
produkty. Użyty przez nią szampon do mycia włosów nie był zły, ale swój lubiła
bardziej. Gdy kończyła, usłyszała jak otwierają się drzwi i sapnęła, wyglądając z
prysznica.
- Złośliwiec.
- Najpierw jedzenie.
Mruknął, ale wszedł do kabiny, wkładając głowę pod wodę. Jessa wytarła się i
założyła ubrania, które jej przyniósł. Były z jej kabiny. To odpowiedziało na pytanie,
czy przenieśli jej rzeczy. Nie widziała ich w sypialni Maitha, ale też tak naprawdę się
nie rozglądała.
- Mogę pomóc?
- To nasz zaszczyt. Zrelaksuj się i karm moje młode. – Z miłością spojrzał na jej
zaokrąglony brzuch.
To przypomniało Jessie, że musi wykonać test ciążowy. Flota dała jej implant
antykoncepcyjny, ale był zaprojektowany dla ludzi. Mimo to była całkiem pewna, że
wynik będzie negatywny. Z drugiej strony, implanty były dobre tylko przez dziesięć lat.
Zaimplantowano ją w wieku szesnastu lat. Za miesiąc powinna go wymienić, bo minie
termin ważności.
~ 229 ~
- Mogę nakryć do stołu – zaproponowała Jessa.
Drak nagle tam był, otwierając szafki kuchenne. Gnaw mu asystował. Nakryli do
stołu. Roth uśmiechnął się do niej.
Włożył kolejne luźne spodnie treningowe i T-shirt, który był na tyle ciasny, by
pokazać muskularne barki, ramiona i klatkę piersiową. Jessę naszła chęć uśmiechu i nie
opierała się. Miała seksownego partnera.
Podszedł do niej.
- Jestem. – Powtórzyła słowa Rotha. Mieli dziesięć minut. Przyszedł jej do głowy
pomysł i chwyciła rękę Maitha. – Zaraz wrócimy. – Potem szarpnęła go za rękę, pędząc
w kierunku drzwi wyjściowych ich rodzinnej kabiny.
- Gdzie idziemy?
- Wychodzimy. Na krótko.
- Nie obchodzi mnie to. Nie jest wymagane. – Wyszli z kabiny. Na korytarzu było
kilku członków załogi, ale Jessa zignorowała ich, gdy przechodzili obok. – Zrobimy
szybką wycieczkę do mojego laboratorium.
- Dlaczego?
Jessa nie odpowiedziała mu, dopóki nie dotarli do windy. Dwie inne osoby dzieliły
ją z nimi.
Jej odpowiedź zaskoczyła Maitha. Jego oczy rozszerzyły się i szybko spojrzał na jej
brzuchu. Potem uśmiechnął się do niej.
~ 230 ~
miesięcy – ostrzegła w Veslorskim. – Mój implant jest ważny jeszcze przez miesiąc. –
Nie chciała być bardziej konkretna, ponieważ załoga była wielkimi plotkarzami.
Szarpnęła głową w ich stronę, żeby Maith zrozumiał, dlaczego zmieniła język.
Dwóch członków gapiło się na nią. Usłyszenie jak człowiek wydaje te dźwięki nie
było czymś, czego prawdopodobnie kiedykolwiek wcześniej byli świadkami. Albo się
spodziewali. Rozumiała to.
- Ja też.
Winda otworzyła się na ich poziomie i wysiedli. Nadal trzymała jego rękę i musiała
użyć swojego implantu, by włamać się do swojego laboratorium. Mówiła po angielsku,
kiedy byli już w środku.
- Naprawdę muszę uaktualnić mój nowy implant oczny, żeby odzyskać mój skaner,
a potem zapisać odcisk w moim zamku.
Puściła jego rękę i otworzyła szufladę, w której trzymała test ciążowy Veslorów,
który stworzyła, wyciągając go. Potem odwróciła się do swojego partnera.
- Muszę wykonać go pięć razy. – Jej serce waliło. – Żeby mieć pewność. Mogę
dzisiaj usunąć mój implant, jeśli od razu chcesz założyć rodzinę.
- Chcę.
Maith stanął za nią i objął ją ramionami, obniżając brodę, żeby oparła się na jej
ramieniu.
- Jak długo?
- Jesteś bardzo mądrą kobietą. Byłem oszołomiony, kiedy stworzyłaś test ciążowy
~ 231 ~
Veslorów.
- Ja…
Wyniki uciszyły ją, gdy przeczytała odczyt wszystkich pięciu testów na ekranie.
Prawie upuściła urządzenie. Ale Maith nagle też je chwycił. Uniósł je wyżej, jakby
chciał lepiej się przyjrzeć. Potem wyrwał je z jej uścisku, odłożył na najbliższą
powierzchnię i obrócił ją.
Jessa została uniesiona ze swoich nóg i mocno przytulona przez swojego partnera.
Była wdzięczna za implant oczny, ponieważ jej naturalne oko było zbyt zalane
łzami, by widzieć go wyraźnie. Zaniemówiła. Wszystkie pięć testów pokazało
pozytywny wynik. Wszystkie pięć. Nie było wątpliwości.
- Jestem.
- Połóż się.
Zawahała się.
- Nie.
- Tak.
- Poczekamy. Cała nasza rodzina będzie obecna, gdy po raz pierwszy zobaczymy
nasze młode lub wiele młodych. Jesteś taką mądrą, opiekuńczą kobietą.
~ 232 ~
Zarzuciła wokół niego ramiona, czując się przytłoczona zbyt wieloma emocjami.
Szczęściem, wdzięcznością, że wszedł w jej życie, i niesamowitą radością, że razem
będą mieli rodzinę. Była w ciąży!
- Powinniśmy pójść powiedzieć naszej grupie. – Jego wzrok opadł na jej brzuch. –
Musisz zostać nakarmiona! – Nagle zgarnął ją w ramiona, pędząc w kierunku drzwi
wyjściowych jej laboratorium.
Owinęła ramiona wokół jego szyi, po prostu ciesząc się niesieniem, gdy zabrał ich z
powrotem do windy. Tym razem więcej załogi się przyglądało. Jessa napotkała ich
spojrzenia i uśmiechnęła się. Nie obchodziło jej, co pomyślą. Jej partner zabierał ją do
domu, żeby ją nakarmić.
Roth wstał.
- Nie. Po prostu chciałem nieść moją partnerkę. – Maith wypiął pierś, wyglądając na
zadowolonego z siebie. – Trzeba ją nakarmić.
Wtedy wiedziała już, że wszystko będzie dobrze. W końcu była częścią rodziny i
miała miłość dobrego mężczyzny. Będą szczęśliwi.
~ 233 ~