Professional Documents
Culture Documents
Co Ci Sie Przydarzylo Rozmowy o Traumie Odpornosci Psychicznej I Zdrowieniu E-Book
Co Ci Sie Przydarzylo Rozmowy o Traumie Odpornosci Psychicznej I Zdrowieniu E-Book
Copyright © 2021 by Bruce D. Perry, M.D., Ph.D. and Oprah Winfrey. All rights reserved.
First published in the United States of America. For information, address Flatiron Books,
120 Broadway, New York, NY 10271.
Copyright © Agora SA, 2022
Copyright © for Polish translation by Katarzyna Mojkowska 2022
ISBN: 978-83-268-3935-1
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw,
jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub
osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie
zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie
na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo!
Polska Izba Książki
DEDYKACJE
OD AUTORÓW
WPROWADZENIE
Rozdział 1. POJMOWANIE ŚWIATA
Rozdział 2. W POSZUKIWANIU RÓWNOWAGI
Rozdział 3. W JAKI SPOSÓB NAS KOCHANO
Rozdział 4. SPEKTRUM TRAUMY
Rozdział 5. ŁĄCZĄC KROPKI
Rozdział 6. OD RADZENIA SOBIE DO ZDROWIENIA
Rozdział 7. MĄDROŚĆ POSTtRAUMATYCZNA
Rozdział 8. NASZE MÓZGI, NASZE UPRZEDZENIA, NASZE
SYSTEMY
Rozdział 9. GŁÓD RELACJI WE WSPÓŁCZESNYM ŚWIECIE
Rozdział 10. CZEGO NAM TERAZ TRZEBA
EPILOG
ŹRÓDŁA
PODZIĘKOWANIA I WYRAZY UZNANIA
PRZYPISY
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
Zamówienie nr 15047379053 swiatksiazki.pl
Mojemu klanowi:
Barbarze, Grantowi, Jayowi, Emily, Maddie, Benjiemu, Katharine,
Robertowi i Emily
Pamięci
Marthy McGillis Perry
OPRAH WINFREY:
Ta książka jest dla każdego, czyja matka, ojciec, partner lub dziecko
mogli doświadczyć traumy. A jeśli ciebie lub kogoś z twoich
bliskich kiedykolwiek zaszufladkowano jako osobę, która „chce,
żeby wszyscy byli zadowoleni”, „sama sobie rzuca kłody pod nogi”,
„próbuje zwrócić na siebie uwagę”, jest „kłótliwa”, „nieobecna”,
taka, której „praca się nie trzyma”, czy też „nie radzi sobie
w związkach” – ta książka jest dla ciebie. Jest dla ciebie również
wtedy, kiedy po prostu chcesz lepiej zrozumieć siebie i innych.
Wiemy, że jej lektura będzie doświadczeniem, które da ci
do myślenia i wywoła emocje – czasem trudne i bolesne.
Poruszająca nieraz treści będą dla niektórych wyzwaniem. Z kolei
pojęcia dotyczące mózgu mogą być obce i początkowo trudne
do zrozumienia. Prosimy o cierpliwość i zaufanie nam oraz samemu
sobie. Jeśli poczujesz, że ta lektura to dla ciebie zbyt wiele, przerwij
ją. Odłóż książkę na godzinę lub tydzień. Poczeka na moment, gdy
poczujesz się na siłach, by do niej wrócić. A kiedy znów będziesz
gotów zgłębiać, dlaczego to, co ci się przydarzyło, kształtuje twój
sposób myślenia, odczuwania i działania – zapraszamy. Możliwe,
że znajdziesz w tej książce drogę, która pozwoli ci pójść do przodu.
WPROWADZENIE
— Oprah Winfrey
Pewnego poranka w 1989 roku siedziałem akurat w mojej pracowni
w Laboratorium Neurobiologii Rozwojowej na Uniwersytecie
w Chicago i przyglądałem się wynikom przeprowadzonego
niedawno badania, kiedy do mojego gabinetu zajrzał asystent. „Jest
do ciebie telefon, to Oprah” – powiedział. „Jasne. Niech zostawi
wiadomość”. Całą poprzednią noc pisałem; w wynikach
eksperymentu coś się nie zgadzało. Nie byłem w nastroju do żartów.
Uśmiechnął się pod nosem. „Ale naprawdę. Dzwoni ktoś z Harpo”.
Nie istniał żaden powód, dla którego miałaby dzwonić do mnie
Oprah. Byłem młodym naukowcem w dziedzinie psychiatrii
dziecięcej, zajmowałem się wpływem stresu i traumy na rozwój
dziecka. Jedynie garstka ludzi wiedziała, nad czym pracuję.
Większość moich kolegów psychiatrów nie zaprzątała sobie głowy
neurobiologią ani urazami psychicznymi u dzieci. Rola traumy jako
istotnego czynnika wpływającego na zdrowie psychiczne
i emocjonalne pozostawała niezbadana. Uznałem, że któryś z moich
kolegów po prostu robi mi kawał. Mimo to odebrałem.
„Pani Winfrey zwołuje spotkanie krajowych liderów w dziedzinie
przemocy wobec dzieci, odbędzie się ono za dwa tygodnie
w Waszyngtonie. Chcielibyśmy, żeby wziął pan w nim udział”.
Po dłuższych wyjaśnieniach okazało się, że na zjeździe będzie
wiele znanych i uznanych postaci oraz organizacji. Moja praca –
badania nad wpływem traumy na rozwijający się mózg –
zaginęłaby pośród bardziej akceptowanych politycznie,
dominujących poglądów. Uprzejmie odmówiłem.
Kilka tygodni później otrzymałem kolejny telefon. „Oprah
zaprasza pana na jednodniową wizytę na jej farmie w stanie
Indiana. Poza panem i Oprah będą jeszcze dwie osoby. Chcemy
przeprowadzić burzę mózgów na temat możliwych rozwiązań
problemu przemocy wobec dzieci”.
Zapowiadało się, że tym razem będę mógł coś wnieść
do rozmowy. Przyjąłem zaproszenie.
Tego dnia dominował głos Andrew Vachssa, pisarza i adwokata
specjalizującego się w reprezentowaniu dzieci. W swojej pionierskiej
pracy podkreślał on konieczność monitorowania miejsc pobytu
sprawców przemocy wobec dzieci; w tamtych czasach mogli się oni
przemieszczać pomiędzy stanami. Nie sposób było nadążyć za tym,
gdzie się właśnie znajdują i czy stosują się do ograniczeń
dotyczących kontaktów z dziećmi. Dzięki naszemu spotkaniu w 1989
roku w Indianie powstał w 1991 roku szkic narodowej ustawy
o ochronie dzieci (National Child Protection Act), mającej na celu
ustanowienie krajowej bazy osób skazanych za przemoc wobec
małoletnich. 20 grudnia 1993 roku, po dwóch latach starań, w tym
zeznaniach przed komisją sprawiedliwości Senatu Stanów
Zjednoczonych, zaczęła obowiązywać „Ustawa Oprah”.
Od tego dnia rozmawialiśmy wiele razy. Czasem w programie
„The Oprah Winfrey Show”, podczas którego omawialiśmy historie
dzieci i kampanie społeczne na temat znaczenia wczesnego
dzieciństwa oraz rozwoju mózgu. Jednak najwięcej rozmów
dotyczyło szkoły Oprah Winfrey Leadership Academy for Girls
(OWLAG), którą Oprah ufundowała w 2007 roku w Afryce
Południowej. Ta niezwykła instytucja powstała, by wspierać,
edukować i wszechstronnie rozwijać dziewczyny, które mają
ogromny potencjał, ale są w trudnej sytuacji. Oficjalnym zamiarem
było stworzenie kadry przyszłych liderek. Pomimo wielu
przeciwności losu, takich jak: bieda, traumatyczne straty i przemoc
w rodzinie czy społeczności, wiele z tych dziewcząt wykazało się
odpornością psychiczną i osiągały wysokie wyniki w nauce. Już
na wczesnym etapie działania szkoła wprowadziła w życie wiele
z omawianych w tej książce koncepcji; dziś OWLAG staje się wzorem
wrażliwego na traumę, świadomego rozwojowo środowiska
edukacyjnego.
W 2018 roku w programie „60 Minutes” udzieliłem Oprah
wywiadu na temat tak zwanej opieki uwzględniającej wiedzę
o traumie. Chociaż do emisji trafiły zaledwie dwie minuty z naszej
rozmowy, oglądały nas i słuchały miliony ludzi, a w środowisku
osób zawodowo zajmujących się tematyką traumy zapanowała
wyjątkowa ekscytacja.
Entuzjazm, z jakim spotkała się nasza rozmowa, częściowo
odzwierciedlał osobisty zapał Oprah wobec tego tematu.
W programie CBS „This Morning” powiedziała Gayle King,
że zatańczyłaby na stole, byleby tylko zwrócić uwagę ludzi
na wpływ traumy na rozwijające się dziecięce mózgi. W dodatku
w CBS „News Oprah” nazwała nasz wywiad w „60 Minutes”
najważniejszą rozmową jej życia.
Od początku kariery Oprah podejmuje zagadnienia przemocy,
zaniedbań i zdrowienia. Tematy związane z traumą są znakiem
rozpoznawczym jej programów. Miliony ludzi oglądają Oprah
słuchającą swoich gości doświadczonych życiową traumą lub
znawców tego problemu; widzą, jak nawiązuje z nimi relację,
przynosi pociechę i czerpie z takich spotkań wiedzę. Zgłębiała już
konsekwencje traumatycznej straty, maltretowania, przemocy
seksualnej, rasizmu, mizoginii, przemocy domowej, przemocy
społecznej, problemów związanych z tożsamością płciową bądź
orientacją seksualną, niesłusznego pobytu w więzieniu bądź areszcie
i wielu, wielu innych granicznych sytuacji, pomagając nam zgłębiać
wiedzę na temat zdrowia, procesu zdrowienia, rozwoju
pourazowego i odporności psychicznej.
Przez dwadzieścia pięć lat program „The Oprah Winfrey Show”
zapewniał głębokie i przemyślane spojrzenie na traumatyczne
doświadczenia wczesnego okresu rozwojowego, życiowe wyzwania,
cierpienie, stres i odporność psychiczną. W roku 1989 Oprah
zgłębiała temat dysocjacyjnego zaburzenia tożsamości, w 1997 –
znaczenie doświadczeń wczesnodziecięcych dla rozwoju mózgu,
prawa adoptowanych dzieci w roku 2005, a w 2009 wpływ
głębokich zaniedbań; a takich tematów było o wiele więcej. Jej
program na wiele sposobów wskazał drogę do szerszej, systemowej
świadomości w tych sprawach. W ostatnim sezonie pojawił się
odcinek z udziałem dwustu mężczyzn, między innymi Tylera
Perry’ego, którzy podzielili się swoimi historiami dotyczącymi
przemocy seksualnej. Oprah była i będzie mistrzynią oraz
przewodniczką dla osób, które doświadczyły przeciwności losu
i traumy.
Od ponad trzydziestu lat dyskutujemy z Oprah o traumie, mózgu,
odporności psychicznej i zdrowieniu, a ta książka na wiele sposobów
stanowi zwieńczenie tych rozmów. Naukową stronę tej tematyki
ilustrujemy dialogami oraz autentycznymi ludzkimi historiami.
Rozwój człowieka, mózgu, a także trauma mają tak wiele
aspektów, że nie sposób przedstawić ich w jednej książce,
a szczególnie takiej, która ma formę opisu przypadków. Zawarto
w niej nazewnictwo i koncepcje, które stanowią odzwierciedlenie
pracy tysięcy naukowców, klinicystów i badaczy z wielu dziedzin:
od genetyki, przez epidemiologię, po antropologię. To książka dla
każdego, dla wszystkich.
Tytuł „Co ci się przydarzyło?” to zmiana perspektywy na taką,
która szanuje wpływ przeszłości na kształtowanie naszego
aktualnego funkcjonowania. To określenie narodziło się
w pionierskiej pracy grupowej pod przewodnictwem dr Sandry
Bloom, która stworzyła Sanctuary Model[2]. Jak sama opowiada:
„Gdzieś około roku 1991 braliśmy udział w zebraniu na oddziale zamkniętym, podczas
którego próbowaliśmy opisać zmianę naszego myślenia na temat rozpoznawania
i reagowania na problem traumy, a szczególnie zjawiska, które dziś znamy pod nazwą
traumatycznego doświadczenia w dzieciństwie, w którym zaczynaliśmy dostrzegać
przyczynę problemów większości leczonych przez nas osób. Wtedy Joe Foderaro,
licencjonowany kliniczny opiekun społeczny, którego obserwacje zawsze są celne,
stwierdził: »Wychodzi na to, że zmieniliśmy nasze podstawowe pytanie z Co jest
z tobą nie tak? na Co ci się przydarzyło?«” [3].
— Dr Bruce Perry
ROZDZIAŁ 1.
POJMOWANIE ŚWIATA
Każdego roku przychodzi na świat ponad 130 milionów dzieci. Każde
z nich otrzymuje na powitanie swój własny, unikalny zestaw
okoliczności społecznych, ekonomicznych i kulturowych. Niektóre są
witane wdzięcznością i radością, a zachwyceni rodzice i rodzina tulą
je w ramionach. Inni, podobnie jak ja, doświadczają odrzucenia
przez młodą matkę, której marzyło się inne życie, przez rodziców
przytłoczonych biedą i wynikającą z niej presją, przez agresywnego
ojca powielającego rodzinny wzorzec przemocy.
Niezależnie jednak od tego, czy noworodek jest kochany, czy nie,
każdy z nich – czy teraz, czy w przeszłości (więc także ty i ja) – ma
pewną niezwykle istotną cechę. Pomimo niezliczonych okoliczności,
jakie witają nas na świecie, rodzimy się z wrodzonym poczuciem
bycia kompletnym. Nie rozpoczynamy życia, zadając sobie pytanie:
Czy jestem wystarczająco dobry? Czy mam jakąś wartość? Czy
na cokolwiek zasługuję? Czy da się mnie pokochać?
Żaden niemowlak w pierwszych przebłyskach świadomości nie
zastanawia się: Czy cokolwiek znaczę? Dla niego świat jest miejscem
pełnym cudów. Jednak już od pierwszych oddechów ta malutka
ludzka istota próbuje pojąć, co się dzieje dookoła niej. Kto będzie ją
karmił i nią się opiekował? Co przyniesie jej pociechę? Wtedy
właśnie dla wielu maluchów zaczynają się trudy życia: zaznają
wybuchów agresji ze strony opiekuna albo po prostu nie
doświadczają kojącego głosu czy delikatnego dotyku. Nasze
pierwsze doświadczenia kontaktu z drugim człowiekiem są
rozbieżne.
Pierwszym dojmującym uczuciem, jakie pamiętam z własnego
dzieciństwa, była samotność. Moja matka Vernita i ojciec Vernon
przeżyli tylko jedno seksualne zbliżenie pod starym dębem
nieopodal jej rodzinnego domu w Kosciusko, w stanie Missisipi.
Ojciec zwykł mi powtarzać, że nigdy bym się nie urodziła, gdyby nie
jego ciekawość, co też kryje się pod różową, rockandrollową,
z motywem pudla spódnicą mojej matki. Pojawiłam się dziewięć
miesięcy po tym jednym jedynym spotkaniu. Od chwili, kiedy
zaczęłam cokolwiek pojmować, wiedziałam, że jestem niechcianym
dzieckiem. Ojciec nie miał nawet pojęcia o moim istnieniu, dopóki
matka nie wysłała mu informacji o moich narodzinach i nie
poprosiła o pieniądze na ubranka. W domu mojej babki Hattie Mae
dzieci było widać, ale nie słychać. Wyraźnie pamiętam, jak dziadek
opędzał się ode mnie laską – nie przypominam sobie jednak,
by kiedykolwiek zwrócił się bezpośrednio do mnie. Odkąd zmarła
babcia, tułałam się pomiędzy matką, która wyjechała
do Milwaukee, a ojcem, który osiadł w Nashville. Ponieważ
żadnego z rodziców nie znałam, trudno mi było zapuścić korzenie
czy nawiązać z nimi więzi. Matka pracowała jako pokojówka
za pięćdziesiąt dolarów tygodniowo w Fox Point, jednym
z północnych przedmieść Milwaukee zwanych North Shore. Robiła
co mogła, by zaopiekować się trójką swoich małych dzieci. Nie było
czasu na pielęgnowanie więzi. Starałam się nigdy jej nie
naprzykrzać ani jej nie martwić. Wydawała mi się obca, chłodna
wobec potrzeb małej dziewczynki. Całą swoją energię poświęcała
na utrzymanie się na powierzchni, na przetrwanie. Zawsze czułam
się jak ciężar, dodatkowa gęba do wykarmienia. Raczej nie
przypominam sobie poczucia, bym była kochana. Odkąd pamiętam,
wiedziałam, że jestem zdana tylko na siebie.
Z rozmów z wieloma ofiarami traumatycznych wydarzeń,
przemocy lub zaniedbania dowiedziałam się, że gdy dziecko
nasiąknie bolesnymi doświadczeniami tego rodzaju, zaczyna
tęsknić. Zakorzenia się w nim głębokie pragnienie poczucia, że jest
potrzebne, ważne i wartościowe. Dorastając, nie ma umiejętności
oceny, na co zasługuje. Jeśli jej nie nabędzie, najczęściej czeka je
powielanie skomplikowanego i frustrującego wzorca, na który
składa się sabotowanie samego siebie, przemoc, rozwiązłość lub
uzależnienia.
Tu właśnie zaczyna się orka, by dokopać się do korzeni, które
zaczęły się rozrastać o wiele wcześniej, niż znaliśmy słowa,
by wyrazić, co się z nami dzieje.
Dr Perry pomógł mi uświadomić sobie, że silne, przerażające lub
izolujące doświadczenia sensoryczne trwające zaledwie sekundy lub
znoszone latami potrafią pozostawić w mózgu głęboki ślad. Podczas
gdy nasze mózgi rozwijają się i nieustannie chłoną nowe
doświadczenia, jednocześnie próbując pojąć otaczający nas świat,
każda kolejna chwila zostaje nadpisana na poprzednich.
Zawsze byłam głęboko przekonana o prawdziwości powiedzenia,
że żołądź zawiera w sobie dąb. Dzięki pracy z dr. Perrym znam
jeszcze jedną prawdę: jeśli chcemy zrozumieć dąb, musimy powrócić
do żołędzia.
— Oprah
Pamiętam, gdy na wczesnym etapie naszej znajomości Oprah
powiedziała: „Wszystko postrzegasz przez pryzmat mózgu. Czy ty
cały czas o nim myślisz?”. Mówiąc krótko: owszem, prawie zawsze.
Ogromnie dużo myślę o mózgu. Studiowałem neurobiologię
i od ukończenia college’u badam mózg oraz jego mechanizmy
reagowania na stres. Jestem także psychiatrą, zająłem się tą
dziedziną już po skończeniu neurobiologii. Odkryłem, że mój punkt
widzenia jako osoby świadomej funkcjonowania mózgu pomaga mi
w zrozumieniu innych ludzi.
Ponieważ pracuję jako psychiatra dziecięcy, jestem często pytany
o kłopotliwe zachowania. Dlaczego dziecko zachowuje się jak
niemowlę? Czy nie może zachowywać się odpowiednio do wieku?
Jak matka może stać i patrzeć, gdy partner bije jej dziecko? Dlaczego
w ogóle ktoś może wyrządzać krzywdę dziecku? Co jest z tym
maluchem nie tak? A z tą matką? A z jej partnerem?
W ciągu lat odkryłem, że pozornie bezsensowne zachowanie
zaczyna nabierać znaczenia, gdy spojrzymy, co się pod nim kryje.
Ponieważ organem odpowiedzialnym za nasze myślenie, uczucia
i działanie jest mózg, kiedy tylko próbuję kogoś zrozumieć, myślę
właśnie o nim. Dlaczego właśnie to zrobił? Co sprawiło, że właśnie
tak się zachował? Musiało się kiedyś zdarzyć coś, co wpłynęło
na funkcjonowanie jego mózgu.
Po raz pierwszy miałem możliwość zastosowania tej
neurobiologicznej perspektywy, by zrozumieć zachowanie pacjenta,
kiedy byłem jeszcze młodym, wciąż uczącym się psychiatrą. Moim
pacjentem był Mike Roseman – starszy, zabawny i życzliwy
mężczyzna. Mike, weteran wojny koreańskiej, brał udział w wielu
walkach. Miał klasyczne objawy zespołu stresu pourazowego
(PTSD), które dokładniej omówimy później; cierpiał na bezsenność,
zaburzenia snu, depresję i epizody flashbacków, podczas których
dosłownie czuł się jak na polu bitwy. Próbował radzić sobie
na własną rękę za pomocą alkoholu i zaczął wpadać w ciągi
alkoholowe. To oczywiście przełożyło się na konflikty w pracy
i w domu, aż wreszcie skończyło się rozwodem i przymusową
emeryturą.
Pracowaliśmy ze sobą od około roku i Mike już dość dobrze
panował nad piciem, jednak pozostałe objawy się utrzymywały.
Pewnego dnia zadzwonił do mnie wyraźnie zdenerwowany.
„Doktorze, czy mógłbym dzisiaj przyjść na wizytę? To ważne. I Sally
chce przyjść ze mną” – usłyszałem. Mike spotykał się z Sally,
emerytowaną nauczycielką; na poprzednich sesjach bardzo dużo
mówił o tym, że nie chce tego „zawalić”. Wyczuwałem, że sprawa
jest pilna, więc zgodziłem się ich przyjąć. Jeszcze tego popołudnia
stawili się w moim gabinecie i usiedli obok siebie na kanapie,
trzymając się za ręce. Sally łagodnie szeptała coś Mike’owi do ucha.
Wyglądał na zawstydzonego, a ona ewidentnie chciała go
uspokoić. Przypominali parę zestresowanych nastolatków.
Zaczął on: „Czy możesz wyjaśnić Sally, na czym polega zespół
stresu pourazowego? Chodzi o to, czemu mam nie po kolei
w głowie”. Zaszkliły mu się oczy. „Co jest ze mną nie tak? Przecież
od Korei minęło ponad trzydzieści lat”. Sally przysunęła się do niego,
by go objąć.
Poczułem, że grzęznę – czy rzeczywiście umiałbym wyjaśnić,
na czym polega stres pourazowy – więc odpowiedziałem
wymijająco: „Czy mogę cię zapytać, Mike, skąd teraz takie pytanie?
Czy coś się stało?”.
„Wyszliśmy wczoraj wieczorem do miasta. Byliśmy na przyjemnej
kolacji i szliśmy spacerem przez centrum do kina. Nagle padłem
na ulicę pomiędzy zaparkowane samochody i leżałem przerażony
na brzuchu z rękami za głową. Wydawało mi się, że ktoś do mnie
strzela. Chyba byłem nieźle zdezorientowany. W pewnym momencie
dotarło do mnie, że gdzieś wystrzelił gaźnik motocykla. Brzmiało to
jak odgłos wystrzału. Podarłem sobie spodnie od garnituru
na kolanach. Byłem zlany potem, miałem kołatanie serca. Było mi
strasznie wstyd. Myślałem, że umrę ze strachu. Chciałem już tylko
wrócić do domu i się upić”.
Sally dodała: „W jednej chwili szliśmy pod rękę, a w następnej był
już myślami w koreańskich okopach i krzyczał wniebogłosy.
Uklękłam i próbowałam mu pomóc, ale tylko się ode mnie opędzał.
Uderzył mnie”. Zamilkła na chwilę. „Mogło to trwać dziesięć minut.
Powiedz mi, jak mu pomóc”. Odwróciła się do Mike’a: „Nie
odpuszczam sobie ciebie”.
„Powiedz jej, co jest ze mną nie tak” – błagał.
Był to rok 1985. Badania naukowe na temat zespołu stresu
pourazowego jeszcze raczkowały, ja zaś miałem 29 lat i bliskie zera
doświadczenie w psychiatrii, którą wciąż studiowałem, byłem
zielony. „Słuchajcie, nie wiem, czy umiem na to odpowiedzieć –
rzekłem. – Wiem za to, że Mike nie chciał cię skrzywdzić”.
„Tyle, to i ja wiem” – Sally spojrzała na mnie jak na kretyna,
którym rzeczywiście byłem. Jednak, choć nie miałem szerokiej
wiedzy na temat pracy klinicznej, dobrze się znałem na mózgu,
pamięci i reagowaniu na stres. Rzucenie się Mike’a w poszukiwaniu
schronienia na ulicy postrzegałem nie z punktu widzenia klinicysty,
lecz neurobiologa. Co się zadziało w jego głowie, kiedy tamten
motocykl wystrzelił? Zacząłem analizować ten problem kliniczny
przez pryzmat mózgu.
„Myślę, że częścią problemu jest to, że wiele lat temu w Korei mózg
Mike’a zaadaptował się do stanu ciągłego zagrożenia – zarówno
jego ciało, jak i umysł stały się nadwrażliwe i nadmiernie
reaktywne na wszelkie sygnały ze świata mogące sugerować,
że występuje zagrożenie. Żeby utrzymać Mike’a przy życiu, jego
mózg wytworzył powiązanie – możemy je nazwać
wyspecjalizowaną formą pamięci – pomiędzy odgłosami strzałów
i opadających łusek a koniecznością ratowania się za wszelką cenę”.
Zamilkłem na chwilę. „Czy brzmi to sensownie?” – zapytałem.
Sally pokiwała głową: „Mike jest nadpobudliwy”.
Ilustracja 1
MODEL MÓZGU
HIERARCHICZNA ORGANIZACJA MÓZGU CZŁOWIEKA
Mózg można podzielić na cztery powiązane ze sobą obszary: pień mózgu,
międzymózgowie, układ limbiczny i korę mózgową. Złożoność strukturalna
i funkcjonalna wzrasta od dolnych, prostszych, obszarów pnia mózgu ku korze. Kora
odpowiada za większość unikalnych dla człowieka funkcji, takich jak: mowa i język,
myślenie abstrakcyjne i zdolność do refleksji nad przeszłością oraz wyobrażania sobie
przyszłości.
— Dr Bruce Perry
Oprah: Kiedy opowiadasz historię pana Rosemana, pierwszą rzeczą,
która zwraca moją uwagę, jest jego poczucie ułomności; w pewnej
chwili pyta nawet: „Co jest ze mną nie tak?”. Ty jednak skupiłeś się
raczej na tym, „co mu się przydarzyło?” – a dokładnie tę zmianę
chcemy pomóc wprowadzić innym. Jego opowieść pomogła mi też
naprawdę zrozumieć, co masz na myśli, mówiąc o „sekwencyjnej”
organizacji mózgu.
W POSZUKIWANIU RÓWNOWAGI
Jak często myślisz o swoim sercu?
Jeszcze zanim się urodziłeś, ta cudowna maszyna równomiernie
pompowała życiodajną energię do wszystkich zakamarków twojego
ciała.
Każdego dnia wykonywała co najmniej sto piętnaście tysięcy
uderzeń, mając tylko jeden jedyny cel: utrzymać cię przy życiu. Jednak
poza skomplikowanym fizycznym zadaniem, jakim jest dostarczanie
kluczowych składników odżywczych do każdej komórki, tkanki
i organu, bicie serca reguluje również twoją energię emocjonalną.
Silne, równomierne uderzenia mogą uspokajać. Prędkie staccato
wywoła panikę nawet u najzdrowszej osoby.
Przed pięćdziesiątymi urodzinami zauważyłam w rytmie swojego
serca pewną zmianę, mocne łopotanie. Natychmiast zaczęłam
wyobrażać sobie najgorsze scenariusze. Pewnej nocy obudziło mnie
tak intensywne bicie serca, że pierwszy raz w życiu przyszła mi
do głowy myśl: zaraz umrę.
Minęło sześć miesięcy, nim zrozumiałam, o co chodziło. Na stoliku
przed studiem, w którym filmowaliśmy „The Oprah Winfrey Show”,
znalazłam książkę, w której pisano, że palpitacje serca mogą być
symptomem menopauzy. Lekarz potwierdził, że faktycznie moje ciało
przechodziło zmiany związane z menopauzą. Nie mogę znaleźć słów,
by opisać ulgę, którą wówczas odczułam. Ulgę i zachwyt. Ponieważ
dla mnie te bezpośrednie wiadomości od własnego serca stanowiły
jeden z najpotężniejszych sygnałów, jakie otrzymałam od mojego
unikalnego biosystemu. Był to dowód na to, w co wierzyłam już
wcześniej: że moje ciało zawsze do mnie przemawia.
Podobnie jest i w twoim przypadku. Od chwili narodzin serce
nieustannie wysyła ci wiadomości na temat twojego dobrostanu. Jest
wrażliwe na najdrobniejsze zmiany zachodzące w twoim zdrowiu
fizycznym i emocjonalnym, a kiedy wysyła ostrzeżenie, odczuwa je
każda część twojego ciała.
Od czasu przejść z moim własnym sercem odczuwam głęboką
wdzięczność za ten nieustannie czuwający wewnętrzny alarm.
W czasach nasilonego stresu zmiany w jego rytmie były dla mnie
darem.
Jednak, jak nauczył mnie dr Perry, pozostawanie w ciągłym stanie
wysokiej gotowości może mieć druzgocący wpływ na ogół zdrowia
fizycznego i emocjonalnego. Faktem jest korelacja pomiędzy
długotrwałym stresem a takimi dolegliwościami, jak: zaburzenia
lękowe, depresja, udar, choroby serca czy cukrzyca.
Nie miałam jeszcze trzydziestki, kiedy po raz pierwszy musiałam
stawić czoła, i to na dużą skalę, wyzwaniu, jakim jest regulowanie
własnego stresu. Zaczęłam pracę reporterki i pracowałam po sto
godzin tygodniowo. Chciałam mieć swój wkład w pracę zespołu, ale
czułam, że coraz bardziej nie wyrabiam. Jak wyjaśniałam wcześniej,
traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa, w tym rozbita rodzina,
doświadczenie przemocy seksualnej i regularne lania sprawiły,
że byłam świetnie wytresowana w zadowalaniu innych, nawet jeśli
oznaczało to kompletne pozbywanie się energii. I chociaż czułam,
że moje ciało wysyła mi sygnały, że jestem pod wpływem stresu,
ignorowałam je, by uspokajać się najłatwiej dostępnym narkotykiem
– jedzeniem. Im bardziej moje życie wypadało z rytmu, tym bardziej
goniłam poczucie ulgi, zagłuszając sygnały.
Byłam wystarczająco świadoma, by wiedzieć, że się oszukuję.
Wiedziałam, że mam jedynie określoną ilość energii, i wiedziałam,
że należy ją oszczędzać, a także regenerować. Jednak zrozumienie
tego, jak żyć w zgodzie z własnymi rytmami, zajęło mi wiele dekad.
Dziś, kiedy tylko poczuję się przytłoczona, wycofuję się. Nauczyłam
się odmawiać. Kiedy ktoś z mojego otoczenia wysysa ze mnie energię,
odgradzam się od niego niewidzialnym murem, za którym pozostaje
jego negatywna energia.
Stworzyłam również świętą przestrzeń osobistą: rezerwuję sobie
niedziele jako czas na odnowę, kiedy to pozwalam sobie spędzić czas
z samą sobą, pozwalam sobie po prostu być. Kiedy ten czas zostaje
zakłócony przez kogoś, kto zakłóca mój spokój, staję się drażliwa,
podatna na stany lękowe i zrozpaczona, gdy mam podejmować
decyzje – a nie taka chcę być. Najszybszym i najpewniejszym
sposobem na powrót do własnego rytmu jest spacer w otoczeniu
natury. Zwyczajne skupienie się na oddechu, równomiernym biciu
serca, bezruchu drzewa lub skomplikowanej budowie liścia potrafi
sprowadzić mnie z powrotem na moje miejsce we wszechświecie.
Muzyka, śmiech, taniec (nawet jeśli to impreza w pojedynkę),
robienie na drutach, gotowanie – znajdź to, co w naturalny sposób cię
koi, a nie tylko wyregulujesz swoje serce i umysł, ale też łatwiej ci
będzie pozostać otwartym na dobro w tobie samym i w świecie.
— Oprah
Oprah: Pamiętam, gdy spacerowaliśmy kiedyś po kampusie OWLAG,
patrząc, jak dziewczyny razem tańczą, śpiewają i śmieją się,
przechodząc z jednych zajęć na drugie. Pracowałeś tam z uczennicami
już od ponad dziesięciu lat. Kiedy się tak im przyglądaliśmy,
powiedziałeś coś w stylu: „To im pomoże w nauce”. I skończyło się
na rozmowie o tym, dlaczego tak ważny jest rytm.
Dr Perry: Tak jest, i to koi również nasze nerwy. Emocje ludzi, którzy
nas otaczają, są zaraźliwe. Niespokojne dziecko może wprowadzić nas
w ten sam stan. Podchodzimy więc do niego, bierzemy na ręce i tak
z nim chodzimy. Zaczynamy w rytmie, który jest kojący dla nas
samych, a jeśli on nie zadziała, powoli go zmieniamy na taki, który
będzie odpowiedni dla dziecka. Patrzymy, jak maluch reaguje, i na tej
podstawie dobieramy sposób rytmicznego uspokajania go.
Dorastając, znajdujemy nasz własny zestaw regulujących rytmów
i zajęć. Dla niektórych z nas są to spacery. Dla innych – haft lub jazda
na rowerze. Każdy ma swój sprawdzony sposób na chwile, kiedy
czuje się rozbity, zaniepokojony czy sfrustrowany. A ich wspólnym
mianownikiem jest rytm. Ma on działanie regulujące.
DRZEWO REGULACJI
Ilustracja 3
— Dr Bruce Perry
Oprah: Gdybym miała zliczyć ludzi, z którymi przeprowadziłam
wywiady – a wierz mi, że próbowałam – byłoby to ponad
pięćdziesiąt tysięcy. W ciągu blisko czterdziestu lat rozmów,
począwszy od moich wczesnych lat pracy w Nashville, przez „The
Oprah Winfrey Show”, po dziś dzień, nie zmienił się jeden wspólny
mianownik: wszyscy pragniemy wiedzieć, że to, co robimy,
co mówimy i kim jesteśmy, ma znaczenie.
Bez wyjątku, czy to mowa o prezydencie Stanów Zjednoczonych,
Beyoncé z całym jej byciem Beyoncé, matce wyznającej bolesny
sekret, kryminaliście z wyrokiem, który stara się o wybaczenie,
na koniec każdego z wywiadów każda siedząca naprzeciwko mnie
osoba pyta: „Jak mi poszło?”. I analizuje moją twarz w poszukiwaniu
odpowiedzi. Stałe pytanie to: „Czy dobrze wypadłem?”. Pragnienie
akceptacji i potwierdzenia jest takie samo u każdego. Pomijając
kontekst naukowy, wiem, że sprowadza się to do jednego: jak byłeś
kochany.
Ilustracja 5
Oprah: Tak! To, jak byłeś kochany, kompletnie zmienia postać rzeczy.
Podczas wszystkich rozmów, które przeprowadzałam, miałam
odczucie, że dysfunkcje występują wprost proporcjonalnie do tego,
czy byliśmy kochani. Czy otrzymałeś to, czego ci było trzeba,
by rozkwitnąć.
Ilustracja 6
SPEKTRUM TRAUMY
„Nosiła szare ubrania jak chmury deszczowe”.
Tych sześć słów, ciężkich od prawdy, sprawiło, że natychmiast
wciągnęła mnie bestsellerowa powieść Cynthii Bond „Ruby”. Przy
pracy nad tą wstrząsającą historią odważnej dziewczyny, urodzonej
za sprawą tragedii, w klinczu jednoczesnej walki z koszmarem
przeszłości i własnymi demonami autorka czerpała ze swojego
wieloletniego doświadczenia w pracy z osobami w kryzysie
bezdomności oraz swojego własnego – ofiary przemocy seksualnej.
Po rozmowie ze mną w klubie książki Cynthia napisała esej
do „O Magazine”, w którym wyjawiła szczegóły swoich problemów
ze zdrowiem psychicznym. Pisała, że długo nie zdawała sobie
sprawy z tego, co jest nie tak; wiedziała tylko, że postrzega świat
przez „pryzmat bólu”. Pisała: „Przez wiele lat mało spałam,
czuwałam po nocach, walcząc ze wspomnieniami. W niektóre
poranki miałam poczucie, że jestem przygwożdżona do łóżka.
Dopadał mnie głęboki wstyd: czemu nie potrafię »zacisnąć zębów«
i »już się ogarnąć«. Patrzyłam, jak ludzie stają na nogi
po rozstaniach, wychodzą na prostą po utracie pracy, zajęciu domu
przez bank, a nawet z gorszych sytuacji. A ja nie umiałam sobie
poradzić. Zaczęłam mieć poczucie, że coś jest nie tak z moim
charakterem”.
Cynthia modliła się, by jej „boleść”, jak nazywała ten stan,
przeminęła. I podobnie jak wielu ludzi, a w szczególności kobiet,
nauczyła się ją dzielnie znosić, zakładając maskę silnej osoby.
Jednak w najmroczniejszych chwilach rozważała odebranie sobie
życia.
Wreszcie zdiagnozowano u niej depresję i zespół stresu
pourazowego. Jednak nie wszyscy w jej życiu okazali się wtedy
skorzy do okazywania wsparcia. „Przestałam być wiarygodna.
Kwestionowano moje decyzje, karierę, zdolność do bycia rodzicem.
Byli tacy, którzy nigdy już nie spojrzeli na mnie tak samo”. Z czasem
jednak Cynthia odnalazła wsparcie, jakiego potrzebowała.
„Nauczyłam się, że odczuwanie emocji nie odbiera mi sprawności.
Że nie zrobiłam nic złego. Że nie mam powodów do wstydu”.
Opowieść Cynthii sprawia, że znów dociera do mnie, jak
przytłaczającym zadaniem może być zmaganie się z traumą
z przeszłości. Tak wielu osobom, które zastanawiają się nad
wpływem traumy na własne życie, trudno jest dostrzec związek
pomiędzy doświadczeniami z wczesnego dzieciństwa a schematami,
według których podejmują decyzje jako dorośli. Racjonalizują swoje
zachowanie, mówiąc: „bo tak musi być”. Albo: żeby szybko pozbyć
się wszelkiego dyskomfortu, jaki napotykają, bagatelizują go,
znajdują sposoby (zdrowe lub nie), by go ukoić, ewentualnie
po prostu głęboko go ukrywają. Z traumą trudno się pogodzić.
Esencją traumy są trwałe konsekwencje szoku emocjonalnego.
Jeśli zostawi się traumę samą sobie, może mieć długotrwałe skutki
fizyczne, emocjonalne i społeczne. Całe swoje dorosłe życie
spędziłam na słuchaniu i przyswajaniu opowieści właśnie
o spustoszeniu, jakie sieje nierozwiązana trauma.
Moim zdaniem istnieją dwie soczewki, przez które możemy
spojrzeć na to, „co ci się przydarzyło”. Pierwsza to naukowe
wyjaśnienie tego, jak wczesnodziecięca trauma wpływa na mózg.
Druga zaś to dziesiątki codziennych działań, które każdy z nas
podejmuje w ciągu swojego życia, stanowiących skutek
i odzwierciedlenie urazu psychicznego. Mogą na pierwszy rzut oka
wyglądać jak kiepskie decyzje, złe nawyki, rzucanie sobie kłód pod
nogi czy autodestrukcja – ogółem chodzi o działania, które
wystawiają nas na osąd innych ludzi.
Dlatego tak mocno wierzę w podejście „Co ci się przydarzyło?”;
dzięki niemu unikamy oceny zawartej w „Co jest z tobą nie tak?”.
Wszelkiego rodzaju uzależnienia, zaburzenia lękowe, depresja,
agresja, trudności z utrzymaniem pracy, serie niezdrowych relacji:
jednego jestem pewna – cierpienie jest w tych przypadkach
jednakowe. I wierzę, że rozpacz, która stoi za prawie każdym
destrukcyjnym zachowaniem, jest głęboko zakorzenionym
poczuciem braku wartości. Istnieje różnica pomiędzy myśleniem,
że zasługujesz na szczęście, a wiedzą, że jesteś jego wart. Jakże często
uniemożliwiamy sobie osiągnięcie szczęścia, ponieważ w głębi serca
nie czujemy, że jesteśmy wystarczająco dobrzy, by je mieć. Nawet
jeśli posiadasz własny dom pełen pięknych przedmiotów, a obraz
twojego życia pasuje do pięknej ramki, jeżeli doświadczyłeś traumy,
ale się jej nie przyjrzałeś, zranione części ciebie będą wpływały
na wszystko, co udało ci się zbudować.
Ten rozdział ma pomóc rozpoznać sygnały wskazujące na to,
że mogłeś doświadczyć traumy. Mam nadzieję, że korzystając
z narzędzi opracowanych przez ekspertów, takich jak dr Perry,
zaczniesz namierzać sytuacje, które wpłynęły na to, jaką dziś jesteś
osobą.
Powracając do przeszłości, pamiętaj, że niezależnie od tego, co się
wydarzyło, już sam fakt, że tu jesteś i żyjesz, świadczy o twojej
wartości. Jak napisała Cynthia: „Dobre samopoczucie jest możliwe.
Wydarza się chwila po chwili, krok po kroku”.
— Oprah
Oprah: Od ponad trzydziestu lat rozmawiamy na temat traumy.
Podczas jednej z nich powiedziałeś mi, że blisko czterdzieści procent
dzieci poniżej osiemnastego roku życia doświadczyło jakiegoś
rodzaju traumy. To porażająca liczba.
Ilustracja 7
1. Czy rodzic lub inny dorosły w twoim domu często lub bardzo często... Przeklinał cię,
obrażał, gnębił lub upokarzał? Albo zachowywał się w sposób, który sprawiał, że się
bałeś, że cię skrzywdzi fizycznie?
2. Czy rodzic lub inny dorosły w twoim domu często lub bardzo często... Popychał cię,
szarpał, dawał ci klapsy lub czymś w ciebie rzucał? Albo uderzył cię kiedyś tak mocno,
że miałeś ślady lub byłeś ranny?
3. Czy dorosły lub osoba przynajmniej pięć lat starsza od ciebie kiedykolwiek...
Dotykała czy macała cię albo zmuszała, byś dotykał jej ciała w sposób seksualny?
Albo próbowała lub zdołała odbyć z tobą stosunek oralny, analny lub waginalny?
4. Czy często lub bardzo często miewałeś poczucie, że... Nikt w twojej rodzinie cię nie
kocha ani nie myśli, że jesteś ważny lub wyjątkowy? Albo w twojej rodzinie nie dba
się o innych, nie odczuwa się wzajemnie bliskości ani nie wspiera się nawzajem?
5. Czy często bądź bardzo często miałeś poczucie, że... Nie masz wystarczająco dużo
jedzenia, musisz włożyć brudne ubrania i nikt cię nie chroni? Albo twoi rodzice byli
zbyt pijani lub naćpani, by się tobą zająć lub zabrać cię do lekarza, kiedy tego
potrzebowałeś?
7. Czy twoja matka lub macocha była... Często lub bardzo często popychana, szarpana,
policzkowana lub czymś w nią rzucano? Albo była czasami, często lub bardzo często
kopana, gryziona, uderzana pięścią lub czymś twardym? Albo regularnie bita przez
co najmniej kilka minut, albo grożono jej bronią palną lub nożem?
8. Czy mieszkałeś z kimś, kto miał problem z piciem lub był alkoholikiem, kto zażywał
narkotyki?
Ilustracja 8
Oprah: Naprawdę?
Oprah: Tak, śmiejemy się z czegoś, a już nam się przypomina coś
zupełnie innego. Później czasem wracamy do trudnego tematu,
a czasem nie. Tak się po prostu dzieje, kiedy się ciągle gada
z przyjaciółkami.
Dr Perry: Nie tylko oni nie zdają sobie z tego sprawy, ale nie
wiedzą tego także ich partnerzy, lekarze i koledzy z pracy. A to
prowadzi do ogromnych nieporozumień, które miewają tragiczne
konsekwencje.
Wiele rozmawialiśmy o tym, jak działania opiekunów wpływają
na dziecko, ale ważne, by pamiętać, że ci opiekunowie również byli
dziećmi, na których z kolei wpłynęli ich opiekunowie. Skutki
traumy ciągną się daleko i szeroko poprzez pokolenia i społeczności
i ważne, by zawsze ze współczuciem wracać do naszego głównego
pytania: „Co ci się przydarzyło?”.
ROZDZIAŁ 5.
ŁĄCZĄC KROPKI
Przez ogromną część mojego dorosłego życia bardzo się stresowałam
samotnymi nocami. Nawet w Chicago, gdzie mieszkałam
na pięćdziesiątym siódmym piętrze budynku z ochroną i portierem, nie
czułam się bezpiecznie. Pewnej nocy, a mieszkałam w tym
apartamencie już od kilku lat, byłam tak potwornie przerażona,
że wmówiłam sobie, że jeśli zostanę w domu, stanie mi się coś
strasznego. Wstałam więc z łóżka, wyszłam z mieszkania
i zameldowałam się w hotelu naprzeciwko. Czułam się bezpieczniej,
bo nikt nie wiedział, że tam jestem. Zdawałam sobie sprawę z tego,
że moje lęki wydawały się bezsensowne, ale mimo to było coraz
gorzej. Wiedziałam, że muszę się dowiedzieć, o co chodzi. Nie miałam
jednak pojęcia, od czego zacząć.
W tym samym czasie Chicago dochodziło do siebie po jednej
z pierwszych szkolnych strzelanin w historii kraju. 20 maja 1998 roku
Laurie Dann weszła do sali drugoklasistów w North Shore
w Winnetce na przedmieściu i otworzyła ogień. Postrzeliła sześcioro
dzieci, a ośmioletni Nick Corwin zginął.
Pokłosiem strzelaniny były pełne gniewu i cierpienia nawoływania
rodziców do zamykania szkół na łańcuchy oraz kłódki i obstawiania
ich ochroną. Pewnego dnia przeczytałam artykuł, w którym dyrektor
szkoły wyjaśniał, dlaczego odmówił wprowadzenia tych zmian.
Powiedział, że skuwanie drzwi łańcuchem dawałoby dzieciom
do zrozumienia, że nie są bezpieczne.
Czytając te słowa, nagle się rozpłakałam.
Nie tylko nad dziećmi i ich rodzinami, które dźwigały się
po tragedii, ale też dlatego, że słowa dyrektora odmawiającego
barykadowania dzieci przywołały dawno zatarte wspomnienie,
do którego od lat nie wracałam.
Gdy dorastałam w Missisipi, zawsze spałam z babcią. Dziadek,
który miał demencję, spał w drugim pokoju. Pewnej nocy nagle się
obudziłam i zobaczyłam, że stoi nad naszym łóżkiem. Jeszcze zanim
otworzyłam oczy, czułam, że babcia się boi. Rozbudzona i czujna
powtarzała: „Wracaj do łóżka, Earlest. Wracaj do łóżka, Earlest”. Nie
chciał iść. Rzucił się na nią, próbując ją udusić, starał się zacisnąć
dłonie na jej szyi. Kiedy wreszcie udało jej się go zepchnąć i podbiec
do drzwi, wezwała na pomoc jednego z naszych sąsiadów,
nazywanego przez nas kuzynem Henrym (mieszkał na końcu ulicy).
„Henry, Henry, Henry!”. Henry był niewidomy, ale bez wahania
przyszedł w środku nocy, by pomóc mojej babci zamknąć dziadka
z powrotem w jego sypialni. Babcia zaklinowała wtedy krzesło pod
gałką u drzwi naszego pokoju, a dookoła łóżka poustawiała puszki.
Następnego ranka związała je sznurkiem i powiesiła na drzwiach.
Od tamtej nocy zawsze, dopóki mieszkałam z babką, drzwi były
zabezpieczane taką konstrukcją. Próbowałam zasypiać, nasłuchując,
czy aby nie zabrzęczały puszki.
Gdy przeczytałam o dyrektorze, który nie chciał zamykać drzwi
na łańcuch, doznałam olśnienia. Puszki na drzwiach u mojej babci
niosły dokładnie ten sam przekaz, którego chciał uniknąć dyrektor.
Łańcuchy być może ochroniłyby dzieci, ale w jego pojmowaniu
bardziej destrukcyjne dla nich było ciągłe przypominanie
traumatycznego wydarzenia i sprawianie, by uwierzyły, że nie są
bezpieczne.
Wreszcie połączyłam kropki w sprawie mojego problemu bycia
samej w nocy. Atak na moją babcię, kiedy spałyśmy i byłyśmy
najbardziej bezbronne, był dla mnie traumatyczny. To oczywiste,
że zostawił po sobie głębokie rany emocjonalne. Nawet kiedy byłam
już dorosła, gdy tylko próbowałam zasnąć, mój umysł wciąż był
zaprogramowany na ciągły stan mobilizacji i pozostawał
w gotowości na przyjęcie ataku.
Skojarzenie, które pozwoliło mi wreszcie zrozumieć zarówno
przyczynę, jak i skutek moich trudności ze snem, wywróciło moje
myślenie do góry nogami. Choć wciąż odczuwam reakcje płynące
z głęboko położonych czułych punktów, które powstały lata temu
w sypialni babci, to dziś dysponuję narzędziami i świadomością, które
pozwalają mi odsunąć się na krok, poobserwować swoje uczucia
i zadecydować, jak zamierzam działać wobec strachu.
Kiedy zastanawiasz się nad swoimi indywidualnymi wzorcami
uruchamiania reakcji stresowej, pamiętaj, że możesz się na chwilę
zatrzymać pomiędzy nagłym odczuciem a instynktowną reakcją.
Dzięki temu pozwalasz sobie na pozostanie obecnym i ostatecznie
na odzyskanie kontroli.
— Oprah
Oprah: Czy da się odziedziczyć podwyższony poziom lęku?
Wewnątrzmaciczne
— Otoczenie matki (np. stres)
— Toksyny środowiskowe
— Inne (np. alkohol, narkotyki)
Doświadczenie okołoporodowe
— Budowanie więzi i bliskości (kształtowanie pierwotnego rdzenia regulacyjnego
i relacyjnego)
Poporodowe
— Przekazywane przez rodzinę (np. język, wartości i przekonania)
Poporodowe
— Przekazywane przez edukację, społeczność i kulturę
Oprah: Tak, mogłam wyczuć jej strach. A była silną kobietą, która
rządziła w domu; to była dla niej nietypowa reakcja. Wiedziałam
więc, że sytuacja jest niebezpieczna, i wierzę, że zmieniła mnie
na poziomie komórkowym.
Kiedy myślę o społeczności afroamerykańskiej, widzę, jak można
prześledzić traumę na wiele pokoleń wstecz – aż do samego
niewolnictwa. Setki lat internalizacji traum rasizmu, segregacji,
brutalności, strachu, rozmontowywania tzw. rodziny nuklearnej, czyli
dwupokoleniowej – to wszystko było powielane i powtarzane
na poziomie mikro, czyli jednostki, aż stało się dostrzegalne
i odczuwalne na poziomie makro, czyli społeczeństwa. Dlatego
protesty Black Lives Matter z roku 2020 miały taką moc. Zarówno
jednostki na poziomie mikro, jak i społeczeństwo na poziomie makro
doszły do granicy bólu.
Ilustracja 10
SEKWENCJA ZAANGAŻOWANIA
Nasz mózg nieustannie otrzymuje sygnały z naszego ciała (interocepcja) i świata (pięć
zmysłów). Te napływające bodźce są przetwarzane w sposób sekwencyjny, począwszy
od sortowania w niższej części (pień mózgu, międzymózgowie). Żeby móc dyskutować
z drugim człowiekiem, musimy skutecznie przebić się przez niższe obszary i dotrzeć
do kory, części odpowiedzialnej za myślenie, w tym rozwiązywanie problemów, refleksję
i myślenie poznawcze. Ale jeśli ktoś jest zestresowany, rozgniewany, sfrustrowany lub
rozregulowany w inny sposób, nastąpi zwarcie przychodzących bodźców, co doprowadzi
do niewydajnego, zniekształconego napływu danych do kory. Tutaj potrzebne jest
zaangażowanie sekwencyjne. Bez pewnego stopnia wyregulowania trudno nawiązać
relację z drugą osobą, a bez relacji poziom kontaktu rozumowego jest minimalny.
Reguluj, reguluj, dopiero potem dyskutuj. Próba przekonania kogoś argumentami, zanim
będzie wyregulowany, nie zadziała, a jedynie zwiększy frustrację (rozregulowanie) was
obojga. Skuteczna komunikacja, nauczanie, trenowanie, wychowywanie i praca
terapeutyczna wymagają świadomości i przestrzegania tej sekwencji.
Tyra miała bardzo szeroką wiedzę na temat tego, jak insulina
pomaga przetransportować cukier z krwi do komórek ciała, ale nie
miała takiej samej świadomości co do tego, jak adrenalina, uwolniona
podczas zdenerwowania i zagrożenia, „mobilizuje” zmagazynowane
rezerwy cukru, by wsparły działania związane z walką lub ucieczką.
Adrenalina podnosi poziom cukru we krwi. Reakcja Tyry na stres
nadmiernie aktywowana przez niedawne traumy podnosiła u niej
poziom adrenaliny – i stąd skok cukru w jej krwi. Dawka insuliny,
która działała w przeszłości, nie była już wystarczająca. Co więcej,
kiedy była wystawiona na wszelkiego rodzaju bodźce przywołujące
skojarzenie, takie jak dźwięki syren, jej uwrażliwiony mechanizm
reagował nadmiernie, uwalniając bardzo wysoki poziom adrenaliny,
co z kolei prowadziło do uwolnienia dużych ilości cukru. W końcu
spędzała całe dnie w sali, w której przeraźliwy dźwięk syren
powodował nieregularne skoki poziomu cukru we krwi. Nie
manipulowała dawkami insuliny ani nie przemycała jedzenia.
Pytanie o to, co jej się przydarzyło, zmieniło dynamikę regulowania
poziomu cukru w jej krwi.
Przenieśliśmy Tyrę na drugą stronę szpitala, gdzie nie dobiegał
dźwięk syren o każdej porze dnia, oraz zapisaliśmy ją na terapię,
by pomóc jej w dochodzeniu do zdrowia. Po kilku dniach
dawkowanie insuliny zostało ustabilizowane i ustalone, a pacjentka
wróciła do domu.
Oprah: Lekarze nie potrafili wyjaśnić, co się z nią działo pod kątem
„biologicznym”, więc uznali, że winna jest ona sama. Nie wzięli pod
uwagę tego, że na jej biologię może wpływać jakiegoś rodzaju
trauma.
Ilustracja 11
OD RADZENIA SOBIE DO
ZDROWIENIA
Większość pracy zawodowej poświęciłem próbom zrozumienia,
w jaki sposób stres i trauma mogą nas zmienić. Jednak początkowo
nadmiernie koncentrowałem się na doświadczeniach ekstremalnie
traumatycznych. Najpierw setki, a wreszcie tysiące dzieci,
nastolatków i dorosłych dzieliły się ze mną historią swojego życia.
Zastanawiałem się, w jaki sposób to, co słyszę, odpowiada szeroko
zakrojonym badaniom neurobiologicznym dotyczącym stresu, jakie
przeprowadzano na zwierzętach. Wiele razy zdarzało mi się myśleć:
„Aha, teraz już rozumiem. Tak właśnie działa trauma. Tak wpływa
na mózg i zachowanie”. Ale myliłem się. Dowiadywałem się
ważnych rzeczy, ale nie rozumiałem tego zjawiska w pełni.
Zacząłem się zastanawiać głębiej nad dochodzeniem do zdrowia
po urazie psychicznym. Byłem w tamtym czasie przekonany, że im
bardziej ekstremalna historia traumy danej osoby, tym trudniej jej
będzie zdrowieć. Jednak początkowo nie zauważałem niektórych
elementów tej układanki. Dostrzegłem je trzydzieści lat temu,
próbując zrozumieć dwóch dwunastolatków, którzy mieszkali
w ośrodku wychowawczym. Obu umieszczono tam, ponieważ
kolejne rodziny zastępcze i szkoły z internatem nie dawały rady nad
nimi zapanować. Chłopcy byli w szóstej klasie, nie radzili sobie
w szkole, a ich poziom czytania odpowiadał umiejętnościom dzieci
z czwartej klasy. W dokumentacji znalazłem te same etykietki
diagnostyczne DSM: ADHD, głęboka depresja, zaburzenia
eksplozywne przerywane i zaburzenia zachowania. Obaj
przyjmowali wiele leków przepisywanych w nadziei na ukrócenie
destrukcyjnych objawów. I obaj mieszkali w ośrodku
wychowawczym od około roku. Jednak podczas pierwszych spotkań
przy każdym z nich „czułem się” inaczej. Obaj wprowadzali
w pomieszczeniu określony nastrój, tworząc zupełnie odmienny
klimat emocjonalny. Thomas doświadczył przemocy fizycznej
od wybuchowego, agresywnego ojca. Gdy chłopiec miał sześć lat,
odebrano go rodzinie. Przewinął się przez dwanaście rodzin
zastępczych, a po trzech hospitalizacjach trafił do ośrodka, w którym
się poznaliśmy. Było to pierwsze miejsce, w którym osiadł na dłużej.
Wciąż odwiedzała go matka, sporadycznie również ojciec. Pomimo
swojej przeszłości Thomas był kontaktowy, uśmiechnięty i otwarty
na to, byśmy się poznali. Łatwo było jednak dostrzec jego
nadmierną czujność, nerwowość i skrajne wahania nastrojów.
Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, jego tętno w stanie
spoczynku wynosiło sto dwadzieścia osiem uderzeń na minutę.
Zauważalny brak skupienia, opozycyjność, prowokacyjność
i agresja stanowiły przejaw nadaktywnej oraz nadmiernie
reaktywnej reakcji mobilizacji (patrz ilustracje 5 i 6). Thomas był
nieustannie przerażony. Nie wierzyłem w poczwórną diagnozę
z klasyfikacji DSM, którą mu postawiono. Moim zdaniem miał
jedno zaburzenie – dziecięcą wersję zespołu stresu pourazowego.
Jamesa „odbierało” się zupełnie inaczej – a wręcz wcale.
Przypominało to siedzenie z duchem, chłopiec był pusty w środku.
Kiedy z nim przebywałem, czułem się sam. W dokumentacji nie
odnotowano żadnej z „tradycyjnych” traum typowych u dzieci
z rodzin zastępczych. Jego matka, prawdopodobnie cierpiąca
na depresję, zniknęła ze swoim chłopakiem, kiedy James miał trzy
miesiące. Po sześciu tygodniach, które spędził w pogotowiu
opiekuńczym, zgodziła się go przygarnąć samotnie mieszkająca
babcia ze strony matki. Wydaje się, że nie była zadowolona
z przymusu wychowywania Jamesa. Z dawnych akt wyłaniał się
obraz zdemoralizowanej i zgorzkniałej opiekunki. Robiła jednak,
co mogła. Nie odnotowano przemocy fizycznej ani seksualnej,
zażywania narkotyków w obecności dziecka ani traum innego
rodzaju; liczne notatki informowały po prostu o pozbawionym
zaangażowania i interakcji stylu opiekuńczym „wyczerpanej” babci
i minimalnej liczbie interakcji werbalnych, a także fizycznych. James
stał się nieuważny i nieposłuszny. Nie motywowały go nagrody
i pozostawał obojętny na konsekwencje swoich wybryków.
Podbierał innym pozornie pozbawione znaczenia rzeczy – ołówek,
bransoletkę, małą zabawkę. Podczas konfrontacji po kradzieżach
wypierał się wszystkiego nawet w obliczu oczywistych dowodów.
Kilka razy groził, że dźgnie innych uczniów nożem; w dokumentach
znalazły się opisy jego agresywnych wybuchów, ale
po dokładniejszym sprawdzeniu okazywało się, że tak naprawdę
nigdy nikogo nie uderzył, nie popchnął ani nie zaatakował. To były
tylko groźby.
Kiedy James miał osiem lat, jego babka straciła zapał
i zwyczajnie zrezygnowała. Porzuciła go „na rzecz systemu opieki”,
ponieważ „kłamał, kradł i był niewdzięczny”; zaczynała się go bać.
James groził, że ją zabije we śnie. Wylądował więc w państwowym
systemie opieki. Tułał się po rodzinach zastępczych, aż wreszcie trafił
do ośrodka wychowawczego. Brak umiejętności koncentracji, który
doprowadził do diagnozy ADHD, był inny niż u Thomasa, który był
czujny i łatwo się rozpraszał. James był nieuważny, ponieważ nie
przejawiał zaangażowania, najczęściej bujał w obłokach.
W odróżnieniu od Thomasa, którego tętno w spoczynku
wskazywało sto dwadzieścia osiem, u Jamesa wynosiło
sześćdziesiąt.
Choć nadano im te same etykiety w klasyfikacji DMS, Thomas
i James zupełnie nie byli do siebie podobni. Zacząłem się
zastanawiać, jakim James był niemowlęciem. Młoda,
niedoświadczona matka zmagająca się z depresją, przytłoczona
nieustannymi potrzebami dziecka. Może miała jakieś problemy
z tworzeniem relacji czy bliskością? Co jej się przydarzyło wcześniej?
Z próżnego i Salomon nie naleje. Wyobraź sobie wczesne
niemowlęctwo Jamesa, gdy matka co prawda zaspokaja jego
podstawowe potrzeby, ale raczej niewiele więcej. Kiedy tylko
zaczyna „organizować” sobie własną neurobiologię relacyjną, cały
jego świat wywraca się do góry nogami: trafia do pogotowia, gdzie
opiekę nad nim przejmuje cały zespół obcych dorosłych. Każdy
z nich ma inny zapach, głos, sposób dotykania. Po czym wszyscy
znikają równie nagle, jak się pojawili. Szybko rozwijający się mózg
pięciomiesięcznego Jamesa jest już pełen sprzecznych, chaotycznych
„wspomnień” na temat ludzkich więzi. Chłopczyk „dowiaduje się”,
że ludzie znikają, nie są konsekwentni ani przewidywalni. Nie
można polegać na tym, że będą zaspokajać jego potrzeby, pocieszać
go, nagradzać. A teraz wyobraź sobie głodne, wystraszone,
zmarznięte niemowlę, którego opiekun jedynie sporadycznie nad
nim czuwa. Niemowlęcą wersją reakcji walki lub ucieczki jest płacz.
Ale jeśli płacz nie sprowadza czujnego opiekuna albo jeśli dorosły
jest sfrustrowany i agresywny, dziecko musi skorzystać z innych
metod samouspokojenia. W takich sytuacjach dominującą reakcją
przystosowawczą niemowlęcia na stres jest wyłączenie się
z niezrozumiałego, niebezpiecznego świata zewnętrznego
i wycofanie się do swojego wnętrza.
Kiedy poznałem Jamesa, wiedziałem już, że u zwierząt
podstawowym sposobem przystosowania się do określonych
stresorów jest dysocjacja. Korzystają z niej, kiedy od zagrożenia nie
sposób uciec, kiedy są unieruchomione lub kiedy walka nie ma
sensu. Ten rodzaj stresu wywołuje u zwierząt reakcję „kapitulacji”
czy też „poddania się”. W ich organizmach zachodzą zmiany
fizjologiczne. Udają martwe. Istnieją obszerne badania na ten
temat. Dziwne, że po dziś dzień podobne badania na temat
neurofizjologii dysocjacji u ludzi są daleko w tyle.
Tak czy inaczej, mieliśmy dwoje dzieci z tymi samymi etykietami
DSM, które zupełnie inaczej się zachowywały i odmiennie
reagowały na leczenie. Skąd te różnice? Z tego, co im się przydarzyło
w dzieciństwie.
Kiedy spędziłem więcej czasu z Thomasem, wiedziałem coraz
więcej o wszystkich kochających ludziach w jego burzliwym świecie.
Jego matka, ciotka i babcia od strony matki były bardzo czułe
i zabiegały o to, by Thomas mógł wrócić do domu. Jednak matka
chłopca nie chciała zostawić męża, a mąż nie potrafił przestać
zażywać.
Dowiedziałem się, że ojciec Thomasa nie od zawsze stosował
przemoc. Jak przekazała mi rodzina, problem pojawił się wraz z jego
powrotem z Wietnamu. W tamtych czasach nie rozumiano zbyt
dobrze zjawiska zespołu stresu pourazowego i wielu weteranów
tamtej wojny nie otrzymywało żadnej pomocy. Ojciec Thomasa
stracił pracę z powodu nadużywania alkoholu i narkotyków,
a kiedy nie był już w stanie zapewnić bytu najbliższym, ucierpiała
na tym jego samoocena. Cykl traum – wstydu, cierpienia, alkoholu,
gniewu, upokorzenia i straty – przyspieszył rozpad rodziny.
Zanim jego ojcu się pogorszyło, Thomas miał dobry start w życie
oraz czułą i stałą opiekę. Kiedy był niemowlęciem, ojciec nie
stosował przemocy. Jednak wraz z narastaniem trudności w życiu
mężczyzny coraz bardziej cierpiała cała rodzina, a w szczególności
matka. Ojciec zaczął bić Thomasa, kiedy ten próbował ją chronić.
Tym samym chłopak stał się piorunochronem, w który trafiał
ojcowski gniew. Matka i inni członkowie rodziny nie byli w stanie
go całkowicie ochronić, ale robili, co potrafili. Bufor w postaci
wsparcia opiekunów oraz dobry początek życia sprawiły,
że sytuacja Thomasa była diametralnie inna. Mimo uwrażliwionej
przez traumę reakcji na stres, chłopiec był neurobiologicznie zdrowy
w zakresie relacji.
Po wdrożeniu terapii Thomas poczuł się lepiej. Jego prawidłowo
ukształtowane umiejętności relacyjne sprawiły, że bardzo dobrze
sobie radził w skoncentrowanym na nich procesie terapeutycznym.
Po dwunastu miesiącach poziom jego rozregulowania się obniżył.
Thomas nauczył się skupiać i dużo lepiej szła mu nauka. Sprawiał
o wiele mniej problemów, jeśli chodzi o zachowanie, i nadrobił
zaległy rok w szkole. Zaczął zdrowieć.
U Jamesa poprawa nie szła w tym samym tempie. Co więcej, było
z nim gorzej. Wciąż miał skłonność do kradzieży i coraz trudniej było
go złapać. Wszystkie próby kształtowania jego zachowania lub
budowy zdrowych relacji spełzły na niczym. Wychodziło wręcz
na to, że nawet przy pomocy terapeutycznej chłopiec jest
pozbawiony narzędzi, by odnieść sukces.
Kluczem do zdrowienia są relacje – będziemy ten temat omawiać
szerzej w dalszej części książki. W przypadku Jamesa każda
interakcja (próba nawiązania relacji) sprawiała, że chłopak
zamykał się w sobie. Dla niego „inni” nie byli bezpieczni. W jego
świecie ludzie potrafili tylko ranić i porzucać. Nie można im było
ufać. Dzięki jego przypadkowi nauczyłem się, że kluczowym
aspektem pytania „Co ci się przydarzyło?” jest „Co ci się nie
przydarzyło?”. Jakiej uwagi, czułego dotyku, potwierdzenia –
ogólnie mówiąc: jakiej miłości – nie otrzymałeś? Zrozumiałem,
że zaniedbanie jest równie toksyczne jak trauma.
— Dr Bruce Perry
Oprah: Kiedy mówisz „zaniedbanie”, co masz na myśli? Czy
zaniedbanie nie jest traumatyczne z definicji?
Oprah: Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. Czyli żeby poczuć
to ukojenie, musisz być w stanie rozregulowania. Bo jeśli jesteś
wyregulowany, nacięcie będzie boleć, prawda?
Oprah: Naprawdę?
Oprah: Och tak, to prawda. Książki zawsze były dla mnie sposobem
ucieczki. Stanowiły moją drogę do osobistej wolności. Tak w ogóle
to nauczyłam się czytać w wieku trzech lat i dzięki temu szybko się
dowiedziałam, że istnieje ogromny świat poza farmą mojej babci
w Missisipi.
Oprah: Bardzo.
Dr Perry: Taki był twój tryb domyślny. Nie zwracaj na siebie uwagi,
rób, o co cię proszą, nie dawaj nikomu powodu do złości –
po prostu dawaj ludziom to, czego chcą.
Oprah: Masz sto procent racji. Po prostu dawaj ludziom to, czego
chcą.
Dr Perry: Pamiętam.
Dr Perry: Tak jest. Musisz więc dać tym dzieciom czas i zapewnić
odpowiednie doświadczenia. Potrzebują cierpliwości,
wyrozumiałości i odpowiednio wiele nowych doznań, by mogły
rzeźbić i kształtować swoje nowe obrazy świata. Wytworzenie sieci
neuronowych z całym nowym zestawem skojarzeń trwa. I to
właśnie OWLAG daje wielu z tych dziewcząt – całe lata nowych
możliwości, lata uczenia się nowych rzeczy i, co najważniejsze, lata
nowych relacji, struktur, oczekiwań, nowych lekcji społecznych oraz
emocjonalnych. Ich obrazy świata są modyfikowane, poszerzane,
wyjaśniane, utrwalane. To wymaga czasu, cierpliwości, a czasem
i pomocy terapeutycznej.
MĄDROŚĆ POSTTRAUMATYCZNA
„Dzieciaki są odporne – poradzą sobie z tym”.
Tyle razy to słyszałem. Kiedy stałem z urzędnikiem
z nowojorskiego magistratu naprzeciwko wciąż dymiącego
rumowiska po World Trade Center; kiedy siedziałem z agentami FBI
i Strażnikami Teksasu po nalocie Biura ds. Alkoholu, Tytoniu, Broni
Palnej i Materiałów Wybuchowych na farmę należącą do sekty
Gałęzi Dawidowej w Waco; kiedy chodziłem wraz z ratownikami
po skąpanym we krwi mieszkaniu po strzelaninie, której świadkami
było troje dzieci; kiedy rozmawiałem z przedstawicielami dzielnicy
po strzelaninie w szkole – co ja mówię, po dziesiątkach strzelanin
w szkołach. Zawsze ta sama gadka: „Jak dobrze, że dzieci są odporne.
Nic im nie będzie”.
Często wykorzystujemy nasze przekonanie o odporności drugiego
człowieka jako emocjonalną tarczę. Chronimy samych siebie przed
dyskomfortem, zakłopotaniem i bezradnością, jakie odczuwamy
wobec ich traumy. Zachowujemy się tak, jakbyśmy odwracali
wzrok, bo to pozwala nam uniknąć kwestionowania naszego obrazu
świata i możemy żyć sobie dalej, doświadczywszy jedynie
minimalnego zakłócenia.
Obserwujemy to zjawisko, gdy ktoś przeżywa traumę lub jest
w żałobie. Wówczas rodzina, przyjaciele czy współpracownicy
zaczynają się z wolna odsuwać wystraszeni potężnym polem
grawitacyjnym przyciągającym cierpienie. Z czasem taka osoba
coraz rzadziej słyszy pytanie: „Jak się czujesz?”. Rozmowy stają się
coraz bardziej powierzchowne, interakcje krótsze, a inni ludzie
powracają do swojego życia. Ona zaś czuje się coraz bardziej
odizolowana i samotna. Emocjonalnego dna nie dotyka się
w pierwszych tygodniach po traumatycznym wydarzeniu. W tym
czasie rodzina, przyjaciele i społeczność zazwyczaj się mobilizują,
by zapewnić wsparcie. Osoba, która cierpi, najczęściej korzysta też
wówczas ze swoich fizycznych i psychicznych rezerw, często dzięki
mocy dysocjacji. Jednak, choć każdy doświadcza tego inaczej,
po mniej więcej sześciu miesiącach zaczyna się opadać na dno.
A potem płynie się dalej wzdłuż niego, to wznosząc się, to opadając,
zależnie od rocznic, bodźców przywołujących wspomnienia oraz
okazji do leczenia ran. Niektórzy będą się wznosić, inni utoną. Nikt
nigdy nie będzie taki sam.
Podobną racjonalizację i unikanie obserwujemy w obliczu traum
o szerokim zasięgu bądź dotyczących całej społeczności – wojny,
głodu, klęsk żywiołowych, strzelanin w szkołach
i międzypokoleniowych konsekwencji niewolnictwa.
Uprzywilejowane grupy odwracają wzrok od cierpienia. W obliczu
systemowego rasizmu mówimy: „Patrzcie, jak daleko zaszli”,
w obliczu kulturowego ludobójstwa: „Oni muszą się lepiej
asymilować”, w obliczu traumy: „Dobrze, że są odporni”. Tak łatwo
stworzyć „innego”. Podział my–wy jest czymś głęboko
zakorzenionym w naszej neurobiologii; to on przeistacza więzi
w miecze obosieczne. Jesteśmy silnie związani z naszym klanem,
a z innymi klanami już nie tak bardzo – konkurujemy z nimi
o ograniczone zasoby.
Kiedy trauma dotyka grupy ludzi albo społeczność, istnieje jakieś
epicentrum, czyli osoby, które najbardziej ucierpiały z powodu
straty i bólu. Następuje natychmiastowa mobilizacja uwagi, energii
i zasobów, która skupia się właśnie tam. Ludzie rzucają się
na pomoc. Jednak często przychodzi ona nie w porę, jest źle
zorganizowana i prawie zawsze nacechowana niewiedzą na temat
traumy. W pierwszych kilku tygodniach tysiące ochotników
poświęcają czas; po sześciu miesiącach nie robi tego już nikt. Gdy
opadnie początkowy wewnętrzny przymus pomagania,
intensywność traumatycznej straty zaczyna być wyczerpująca
i sprawia, że ludzie się odsuwają. Szkoły czy miasta nie chcą być
identyfikowane z traumą; chcą być postrzegane jako normalnie
działające. Ludzi męczy słuchanie o traumie; chcą mówić
o zdrowieniu i nadziei. Pojawiają się oparte na dobrych intencjach
próby „zrobienia czegoś”: koszulki ze sloganami na temat siły, misie
dla wciąż oszołomionych dzieci. Rodzice opłakujący śmierć dziecka
są przyjmowani z zaszczytami na meczu futbolowym. Te nieporadne,
choć życzliwe gesty są częścią naszych zmagań z pomaganiem –
i pozbywaniem się poczucia bezradności.
W obliczu traumy najtrudniejszą rzeczą jest zrozumienie, że nic ani
nikt nie jest w stanie uśmierzyć cierpienia. A jednak desperacko
dokładnie to pragniemy zrobić. Jako że jesteśmy stworzeniami
społecznymi, podatnymi na zarażanie się emocjami, kiedy jesteśmy
otoczeni ludźmi, którzy cierpią, sami również cierpimy. Nie chcemy
tego. Trudno jest przebywać w samym środku zrujnowanego życia
i nie odczuwać rozpaczy. Dlatego dokonujemy odgórnych ocen
wrodzonej odporności innych ludzi. Wygłaszamy ogólnikowe
deklaracje pozwalające nam marginalizować odczucia dzieci, które
doznały traumy. Przenosimy naszą uwagę z dala od tragedii,
idziemy dalej przez życie, mówiąc sobie, że „nic im nie będzie”.
Jednak – o tym ciągle rozmawiamy – konsekwencje traumy nie
rozpływają się w powietrzu.
Możemy pomóc sobie nawzajem w zdrowieniu, lecz często
założenia na temat odporności i wytrzymałości innych nie
pozwalają nam dostrzec tych aspektów, które poprowadzą nas
bolesną drogą ku mądrości.
— Dr Bruce Perry
Oprah: Z naszych rozmów pamiętam jedno z najbardziej
zmuszających do myślenia zdań: „Dzieci nie rodzą się odporne
psychicznie, tylko plastyczne”. Czy możesz wyjaśnić tę różnicę?
Dr Perry: Samotni rodzice, tacy jak twoja matka, często zaczynają się
czuć, jakby nie pasowali – wydaje im się, że coś jest z nimi nie tak,
że nie są wystarczający. A tak naprawdę to współczesny świat jest
niewystarczający.
Silna więź ze społecznością jest równie istotna dziś jak tysiące lat
temu. Tragedią współczesnego świata jest to, że coraz trudniej taką
wspólnotę znaleźć. Nie każdy ma przyjaciół, jak ty Gayle. Mniej
osób udziela się w społecznościach religijnych. Nie każdy ma
poczucie przynależności. Istnieje bezpośrednie powiązanie
pomiędzy stopniem izolacji społecznej człowieka a ryzykiem,
że wystąpią u niego problemy ze zdrowiem fizycznym
i psychicznym.
Kiedy jednak masz więzi – swój „kościół” – masz także
wbudowany bufor wobec doświadczanego stresu czy cierpienia.
— Oprah Winfrey
Oprah: Kiedy pierwszy raz zaczęliśmy rozmawiać o traumie, a było
to ponad trzydzieści lat temu, niezbyt wielu ludzi miało
świadomość jej wpływu na tak wiele aspektów życia. Czy to się
zmieniło? Kiedy spojrzeć na szkoły, na system opieki zdrowotnej,
na system sądownictwa – naprawdę, gdziekolwiek się obrócić –
natrafimy na ofiary traumy, które wciąż pozostają niezrozumiane,
a czasem wręcz doświadczają jej ponownie, tym razem ze strony
systemu, który powinien był im pomóc.
Dr Perry: I tak, i nie. Jak wiesz, nie jestem wielkim fanem tego
określenia. Jestem pod wrażeniem tego, co się dzieje w wielu
miejscach, gdzie próbuje się wprowadzać opiekę uwzględniającą
wiedzę o traumie, mam jednak wrażenie, że na przeszkodzie
postępów staje język. Pozwól, że wyjaśnię dlaczego.
Rozmawialiśmy już o tym, że złożoność traumy wpływa
na wszystkie nasze systemy, od opieki zdrowotnej nad matką
i dzieckiem, przez sprawę zasiłków na dzieci i edukację, organy
ścigania, po zdrowie psychiczne i więcej. Każdy z tych systemów
stanowi oddzielny świat ze swoimi profesjonalistami, własnym
podejściem i językiem. Mówiliśmy też o tym, że każda osoba
tworzy swój unikalny „obraz świata” – cóż, to samo zachodzi
w systemach i organizacjach; rozwija się w nich pewna dominująca
perspektywa. W przeszłości większość z nich nie brała specjalnie
pod uwagę rozwoju, stresu czy traumy ani powiązanych z nimi
spraw, które mogą powodować cierpienie lub urazy psychiczne,
na przykład ukrytych uprzedzeń, rasizmu i mizoginii. Jednak
pojawia się coraz więcej nowych badań na temat tych dziedzin
i kwestii, których nie można już ignorować. I zastanawiając się,
co to znaczy „wiedza o traumie”, w każdym z nich zastosowano
własną soczewkę – swój własny obraz świata.
W efekcie ujednolicenie tej definicji okazuje się wyzwaniem.
Podobnie jak w przypadku samego słowa „trauma”, które jest
stosowane na tyle różnych sposobów, ilu jest ludzi i ile grup.
Uporządkowanie tego może trochę potrwać.
Pojęcie „opieki uwzględniającej wiedzę o traumie” pojawiło się
w 2001 roku, by zachęcić systemy opieki nad zdrowiem
psychicznym i nad dzieckiem do przyznania, że trauma stanowi
istotny, lecz nie zrozumiany czynnik w życiu pacjentów.
Przez lata wiele ugrupowań zaczęło stosować ten termin, bardzo
skromnie go definiując bądź objaśniając. W różnych organizacjach
odbywały się trzygodzinne wykłady, po których obwieszczano,
że zdobyły „wiedzę o traumie”. Miasta przyznawały sobie tę
etykietkę, a nawet niektóre państwa aspirowały do bycia
„pierwszym narodem wyedukowanym na temat traumy”. Jeden
wielki mętlik. Co tak w ogóle stanowi o tym, że miasto jest
„wyedukowane na temat traumy”? Wybrzmiewało całe mnóstwo
modnych słów, ale rzadko wiązały się one z wprowadzaniem
konkretnych planów czy zmian w usługach, programach czy
polityce. „Szkolenia z wiedzy o traumie” zamieniły się w przemysł
chałupniczy obejmujący setki organizacji i „ekspertów” chętnych,
by sięgnąć do twojej kieszeni, byś wraz z twoją organizacją zdobył
wiedzę o traumie. Jakość tych szkoleń była, jak możesz się
spodziewać, bardzo nierówna.
W reakcji na te zagmatwane początki dziesiątki krajów, stanów,
organizacji zawodowych, komisji interdyscyplinarnych i zespołów
specjalistów podjęły pracę nad definicją i wdrażaniem „wiedzy
o traumie”. Niestety, te chaotyczne starania jeszcze bardziej
skomplikowały sytuację. Jak podsumowała to jedna z komisji:
„Pomimo lat pracy nad tą dziedziną nie istnieje wspólna definicja
opieki uwzględniającej wiedzę o traumie”. Pojawiły się dziesiątki
wersji jej kluczowych „elementów”, „zasad”, „filarów”,
„składników”, „założeń” „komponentów”, „domen” i „wytycznych”.
Chociaż narodziły się pewne spójne koncepcje, różnorodność
przyprawia o zawrót głowy.
W efekcie nigdy nie wiadomo, którą wersję „wiedzy o traumie”
ma na myśli nasz rozmówca, kiedy się na nią powołuje. Dlatego
właśnie, kiedy mówię na temat praktyk, programów czy polityki
dotyczącej traumy, zawsze staram się opisywać konkretne
koncepcje, treść czy cel, zamiast stosować pojęcie „wiedza
o traumie”.
Mimo zastrzeżeń, jakie właśnie wypowiedziałem, naprawdę
uważam, że te próby są istotne. I że postęp jest zauważalny. Te
wszystkie organizacje jednak upowszechniają wiedzę na temat
traumy; zabierając publicznie głos, zwiększają świadomość na jej
temat, wspierają badania, a wiele z nich także monitoruje ewaluację
interwencji, które mają na celu uleczenie z traumy. W 1989 roku
w ramach Departamentu do spraw Weteranów utworzono
Narodowe Centrum do spraw Zespołu Stresu Pourazowego, które
prowadziło badania nad traumą oraz wspierało weteranów jej
doświadczających, w szczególności na polu walki. W 2000 roku
powstało Narodowe Centrum do spraw Traumatycznego Stresu
Dziecka. Dopiero w 2018 roku oddziały CDC i SAMHSA badające
traumę ogłosiły siedem zasad „opieki uwzględniającej wiedzę
o traumie”, które, jak podejrzewam, będą ewoluowały wraz
z rozwojem tej dziedziny.
Łatwo zapomnieć, jak młodą dziedziną jest nauka o traumie (ang.
traumatology) zajmująca się badaniem urazów psychicznych.
Jeszcze młodsza jest dyscyplina nazywana nauką o traumie
rozwojowej (developmental traumatology). Różne organizacje
i systemy dopiero zaczynają zajmować się kwestiami, które
omawiamy w naszej książce. Niech to robią, ponieważ trauma
przenika wszystkie aspekty życia – pokolenia, rodziny, społeczności,
instytucje, kultury i społeczeństwa. I robi to w bardzo złożony
sposób. Uraz psychiczny może mieć wpływ na nasze geny, białe
krwinki, serce, jelita, płuca i mózg, a także na nasze myślenie,
odczuwanie, zachowanie, wychowywanie dzieci, nauczanie,
trenowanie, konsumowanie, tworzenie, przepisywanie leków,
aresztowania, wydawanie wyroków. I mógłbym tak dalej.
Zależnie więc od twojego punktu widzenia – od twojego obrazu
świata – oraz własnej historii traumy i straty będziesz mieć unikalną
wersję „wiedzy o traumie”.
Oprah: Ale coś takiego zaczyna się tylko wtedy, jeśli zadasz sobie
pytanie: „Zastanawiam się, co mu się przydarzyło?”.
Oprah: Nawet jeśli ta nowa biała osoba nie jest tak samo miła, nie
oznacza to, że zniknie oryginalny wzorzec miłej białej pani
z Minnesoty, ponieważ został on wbudowany głębiej w dziecięce
mózgi.
Oprah: Znam wielu białych, którzy nie znali żadnej czarnej osoby,
dopóki nie poznali mnie. Był też czas, kiedy niektórzy biali
zatrudniali czarnych tylko po to, by móc powiedzieć, że kogoś
takiego znają. Ale jest tak, jak mówisz – dla wielu białych jedynym
skojarzeniem z czarnymi jest to, co widzieli w wiadomościach lub
filmach.
Oprah: Była ona tak głęboka, że tego wieczoru, kiedy Henry został
stracony na krześle elektrycznym, w swoich ostatnich słowach
powiedział, że przez całe życie był w błędzie. Rodzice nauczyli go,
że czarni są wrogiem. I dopiero kiedy został skazany na śmierć,
mógł się dowiedzieć, czym jest miłość.
— Dr Bruce Perry
Oprah: Mówiłeś, że w naszym świecie panuje ubóstwo relacji.
Żyjemy w środowiskach, w których widujemy mniej ludzi, a jeśli
już się spotkamy i nawiążemy rozmowę, tak naprawdę nie
słuchamy się nawzajem ani nie jesteśmy w pełni obecni. To
oderwanie sprawia, że stajemy się jeszcze wrażliwsi.
Oprah: To ciekawe.
Oprah: Dlaczego?
— Oprah Winfrey
Oprah: Jest tak wiele pięknych historii ludzi, którzy mówią,
że udało im się „przerwać błędne koło” przemocy lub traumy w ich
rodzinie. Czy to możliwe, by całkowicie zapobiec przekazaniu
negatywnych lub toksycznych skutków takich doświadczeń?
Oprah: Musimy zadbać o siebie, żeby móc coś z siebie dać. Jest to
szczególnie istotne, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że tak wielu z nas
idzie przez życie z traumą czy niekorzystnymi doświadczeniami
z przeszłości. Nie byłabym tym, kim jestem, bez moich traum.
Przyznaję się więc do nich. Uznaję je. A robiąc to, wierzę,
że znalazłam sposób, jak je wykorzystać, by pomóc innym. Empatia,
współczucie i wybaczanie. Wszystkie są elementami praktyki, która
pcha mnie do przodu przy każdej podejmowanej przeze mnie
decyzji czy doświadczeniu spotkania.
Oprah: Ale to nie może się wydarzyć, dopóki nie nastąpi punkt
zwrotny w świadomości – tego, co zrobiliśmy sobie jako istoty
ludzkie; tego, jaka jest autentyczna kondycja człowieka; tego,
co zrobiła nam trauma. Dopiero wtedy pojawi się świadomość,
że potrzebujemy postąpić inaczej.
— Dr Perry
22 listopada 2018 roku zmarła moja matka, Vernita Lee.
Do samego końca miałam mieszane uczucia w kwestii naszej
relacji.
Prawda jest taka, że dopiero kiedy odniosłam sukces, moja matka
zaczęła okazywać mi jakiekolwiek zainteresowanie. Walczyłam
ze sobą, zastanawiając się, w jaki sposób się nią zająć. Co byłam
winna kobiecie, która dała mi życie? Biblia mówi: „Czcij ojca swego
i matkę swoją”, ale co to tak naprawdę znaczy? Postanowiłam,
że jednym ze sposobów będzie pomoc finansowa. Zawsze
upewniałam się, czy ma wszystko, czego trzeba do wygodnego
życia, ale nigdy nie było między nami autentycznej więzi.
Powiedziałabym, że telewidzowie znali mnie lepiej niż ona.
Kiedy kilka lat temu zaczęła podupadać na zdrowiu, wiedziałam,
że muszę przygotować się na jej odejście. Na kilka dni przed Świętem
Dziękczynienia zadzwoniła do mnie moja siostra Patricia, żeby
przekazać mi, że jej zdaniem nadeszła pora. Poleciałam
do Milwaukee.
Przesiedziałam z matką wiele godzin w pokoju, który lubiła sobie
nagrzać do ponad dwudziestu pięciu stopni. Oglądałyśmy w kółko
teleturnieje Steve’a Harveya i serial „One Life to Live”. Próbowałam
wymyślić, co mogłabym jej powiedzieć. W pewnym momencie
sięgnęłam nawet po poradnik pozostawiony przez personel
hospicjum. Przeczytałam ich rady – myśląc przez cały czas, jakie to
smutne, że ja, Oprah Winfrey, która rozmawiała w cztery oczy
z tysiącami ludzi, muszę czytać poradnik z hospicjum, żeby wiedzieć,
co powiedzieć własnej matce.
Kiedy nadeszła pora, żeby wyjść, coś mi mówiło, że widzę ją
ostatni raz w życiu. Ale kiedy się skierowałam w stronę drzwi, słowa
nadal nie nadchodziły. Byłam w stanie wydusić z siebie tylko: „Pa...
na razie”. I wyszłam, bo miałam, o ironio, zaplanowane
przemówienie.
Kiedy tamtego wieczoru leciałam do domu, cichy głosik w mojej
głowie wyszeptał coś, co w głębi serca wiedziałam: „Będziesz tego
żałowała. Nie dokończyłaś dzieła”. I w tamtej chwili poczułam się
jak hipokrytka; gdyby na moim miejscu był ktoś inny,
powiedziałabym mu: „Musisz tam wrócić i powiedzieć to, co trzeba”.
Zawróciłam do Milwaukee.
Spędziłam kolejny dzień w tamtym gorącym pokoju, a słowa
wciąż nie nadchodziły. Tej nocy modliłam się o pomoc. Rano
medytowałam. Kiedy zbierałam się do wyjścia, sięgnęłam
po telefon i zauważyłam, jaką miałam ustawioną piosenkę –
Mahalia Jackson śpiewała „Precious Lord” („Drogi Boże”). Co jak
co, to musiał być znak. Nie miałam pojęcia, w jaki sposób Mahalia
trafiła na moją playlistę. Kiedy słuchałam słów – „Drogi Boże / Weź
moją dłoń / prowadź mnie, pomóż wstać / jestem zmęczony, słaby,
wycieńczony / prowadź mnie przez światło. Weź mą dłoń” – nagle
wiedziałam, co robić.
Kiedy weszłam do pokoju matki, zapytałam, czy chce usłyszeć
piosenkę. Pokiwała głową. A wtedy wpadłam na inny pomysł:
zadzwoniłam do mojego przyjaciela Wintleya Phippsa, pastora
i artysty gospel. Poprosiłam go, by zaśpiewał „Precious Lord” mojej
odchodzącej matce. Zaśpiewał a cappella przez FaceTime, siedząc
przy kuchennym stole, po czym modlił się o to, by nasza rodzina „nie
odczuwała strachu, tylko spokój”.
Zauważyłam, że moja matka się wzruszyła. Pieśń i modlitwa
sprawiły, że obie się otworzyłyśmy.
Zaczęłam jej opowiadać o jej własnym życiu, o marzeniach
i o mnie.
Wreszcie pojawiły się słowa.
Powiedziałam: „Musiało być ci ciężko. Kiedy zaszłaś w ciążę, nie
miałaś wykształcenia, fachu i nie wiedziałaś, jaka cię czeka
przyszłość. Jestem pewna, że wiele osób mówiło ci, żeby pozbyć się
dziecka”.
Pokiwała głową.
„Ale nie zrobiłaś tego – powiedziałam. – I chciałabym ci za to
podziękować”.
Zamilkłam na chwilę. „Wiem, że wiele razy nie wiedziałaś,
co robić. Robiłaś, co mogłaś, tak jak umiałaś najlepiej. I to dla mnie
w porządku. To w porządku dla mnie. Więc możesz teraz odejść,
wiedząc, że to dobrze. W mojej duszy jest dobrze. I jest tak już
od dawna”.
Był to święty, piękny moment, jeden z tych, z których jestem
najbardziej dumna w życiu. Jako dorosła osoba nauczyłam się
widzieć matkę z innej perspektywy – nie jako matkę, która się mną
nie zajmowała, nie chroniła mnie ani nie kochała, ani nie rozumiała
niczego, co mnie dotyczyło, ale jako młodą dziewczynę, jeszcze
dziecko, przerażoną, samą i bez zasobów, by być dobrym rodzicem.
Lata wcześniej wybaczyłam matce to, że nie była taką matką,
jakiej potrzebowałam, ale ona tego nie wiedziała. I w naszych
ostatnich wspólnych chwilach wierzę, że udało mi się uwolnić ją
od wstydu i poczucia winy z przeszłości.
Wróciłam i dokończyłam to, co było do zrobienia.
Wybaczanie jest porzucaniem nadziei, że przeszłość mogła być
jakakolwiek inna. Ale nie możemy ruszyć do przodu, jeśli dalej
trzymamy się bólu z przeszłości. Wszyscy z nas, którzy zostali
skrzywdzeni i zranieni przez traumę, mają szansę zamienić te
doświadczenia w coś, o czym rozmawialiśmy z doktorem Perrym:
mądrość pourazową.
Wybacz sobie, wybacz im. Wyjdź ze swojej własnej historii
i wkrocz na ścieżkę przyszłości.
Mój przyjaciel, poeta Mark Nepo, mówi, że musieliśmy doznać
bólu, żeby dowiedzieć się, jak wygląda prawda.
Ale teraz nie musimy już podtrzymywać go przy życiu, by prawda
nadal żyła.
Pogodziłam się z moją matką, kiedy przestałam ją porównywać
z matką, jaką chciałabym mieć. Kiedy przestałam się kurczowo
trzymać tego, co powinno lub mogło być, a zwróciłam się ku temu,
co się wydarzyło i co było możliwe.
Wiem na pewno, że wszystko, co ci się przydarzyło, przydarzyło
się również „dla ciebie”. I w tym samym czasie, w tych wszystkich
chwilach budowałeś siłę. Siła pomnożona przez siłę, pomnożona
przez siłę daje potęgę. To, co ci się przydarzyło, może być twoją
potęgą.
— Oprah
ŹRÓDŁA
LEKTURY:
MÓZGU I NEUROBIOLOGII:
BrainFacts.org (po angielsku) to najbardziej rzetelne, dokładne
i przystępne źródło wiedzy dla każdego, kto interesuje się mózgiem.
Owoc współpracy pomiędzy Society of Neuroscience, Kavli
Foundation i Gatsby Charitable Foundation. Zawiera materiały dla
nauczycieli, uczniów i profesjonalistów. Doskonały punkt wyjścia,
by zanurkować głębiej w mózg.