Professional Documents
Culture Documents
Nauczyciel - I - Szkola r2000 t2 - (9) s185 190
Nauczyciel - I - Szkola r2000 t2 - (9) s185 190
2000
Elżbieta Szefler
Przed kilku laty znana baśń „Stoliczku nakryj się” — Jakuba i Wilhelma Grim
m ów została w ydana po raz kolejny. Tym razem w ydaw cą była O ficyna R.A.F.
działająca w Raciborzu. D zieci m ogą znać fragm enty tego utw oru, dzięki często
czytanej (zwłaszcza w młodszym wieku) bajce „Kożucha Kłamczucha” Janiny Po
razińskiej. M ogły rów nież zapoznać się z innym i jej fragm entam i. W w ypisach
klas niższych znajduje się bow iem czytanka „Stoliczku nakryj się” autorstw a A r
tura O ppm ana (O r-O ta)1. Uczniow ie mogli też zetknąć się z w cześniejszym p o l
skim w ydaniem tej baśni w postaci książki wydanej przez N aszą K sięgarnię2.
W ymienieni autorzy polscy3 zaczerpnęli bowiem po jednym w ątku tem atycz
nym z opracow ania Grimmów, przetwarzając je nieco. Czytelnik, który wcześniej
niż utw ór Grimmów pozna utwory wymienionych tu polskich autorów, w „Stolicz
ku nakryj się” G rim m ów wydzieli obydwa wątki bez specjalnych trudności, a p o
tem nazw ie je, posługując się tytułam i polskich książeczek. N ieco starszy czytel
nik zauw aży natom iast istotę przekształceń (najpierw treściow ą, a później może
i form alną). Czy, kiedy i w jaki sposób ta nastąpi, będzie zapew ne zależeć od in
spiracji dorosłych (przede wszystkim nauczycieli), inicjujących działania w zakre
sie tego typu analiz i stw arzających w arunki do w ielokrotnego zetk n ięcia się
uczniów z m ateriałam i um ożliw iającym i takie analizy.
Porów nując utw ór G rim m ów z utw oram i Porazińskiej i O r-O ta, uczniow ie
m ogą mieć czasami wrażenie, że to G rim mowie zapożyczyli pom ysły od autorów
polskich4 i połączyli dw a utw ory w jeden. M otywy: z „K otuchy K łam czuchy” i
1 W. Badalska: Rośniemy razem. Wypisy dla klasy II. WSiP. W arszawa 1988.
2 A. Oppman: Stoliczku nakryj się. N asza K sięgarnia. W arszaw a 195Ó.
3 C hodzi o J. P orazińską i A rtura O ppm ana (Or-Ota).
4 N ależy im w ów czas przybliżyć okres działalności tw órczej każdego autora i tym sam ym
uzm ysłow ić m ożliw ą kolejność pow staw ania utworów.
186 Nauczyciel i Szkota 2(9) 2 0 0 0
wersji baśni „Stoliczku nakryj się” autorstw a Or-O ta stanow ią w baśni G rim mów
fragm enty łączące się w bardzo prosty, by nie rzec — banalny, sposób. W ątki nie
przeplatają się bow iem w zajem nie. Ponadto są bardzo luźno ze sobą pow iązane
i w zasadzie aż razi sztuczność, w jakiej współwystępują. W ątek z „Kotuchy K łam
czuchy” stanowi wstęp oraz zakończenie baśni Grimmów. M otyw czarodziejskiego
stolika, zaczarowanego osła i kija sam obija m ożna uznać natom iast za w ątek pod
stawowy, adekw atny do tytułu całości.
Jak zatem skonstruowany jest pierwowzór, a w czym tkwi wartość zapożyczo
nych i przetworzonych pomysłów? Jakie znaczenie dla w alorów pierw ow zoru ma
jakość dokonanego przekładu?
N ie bieda w domu krawca (jak w baśni Or-Ota) pow oduje — w pierw ow zo
rze utw oru — w ędrówkę syna w poszukiwaniu pracy i w związku z tym opuszcze
nie dom u rodzinnego. W om aw ianym w ydaniu mam y do czynienia z trzem a bo
hateram i — braćm i, którzy zo stają w ypędzeni przez w łasnego ojca. Pow odem
w szystkiego jest koza, która nagminnie kłam ie. Pytana przez starego kraw ca, czy
najadła się podczas całodziennego w ypasu, oskarża kolejno synów kraw ca, że
o nią nie dbali. Czytelnik nie może jed nak dopatrzeć się przyczyn w iary starego
kraw ca w słowa kozy, a nieuw zględniania tłum aczeń synów.
Tak zaw iązana akcja toczy się dalej. Synowie udają się kolejno po naukę do:
stolarza (najstarszy syn), m łynarza (średni syn), snycerza (najm łodszy syn). Po
rocznej nauce i pracy otrzym ują zapłatę w postaci czarodziejskich przedmiotów.
Dlaczego jednak postanaw iają wrócić do rodzinnego dom u? Przecież zostali w y
rzuceni, a w dodatku nic im nie w iadomo o konflikcie starego gospodarza (czyli
w łasnego ojca) z kozą, o je j ogoleniu i wypędzeniu. Dlaczego nie obaw iają się, że
zła i egoistyczna koza może przysporzyć now ych waśni rodzinnych? Czy uw aża
ją, że czarodziejskie przedm ioty udobruchają starego kraw ca i przyw rócą synow
skie miejsce w domu rodzinnym? Taką m otywację m ożna uznać za chęć przekup
stwa. W czym jednak zawinili synowie? Za co chcą takimi niew łaściw ym i m eto
dami przyw rócić szczęście rodzinne? A może tak mierne m niem anie m ają o m o
ralności ojca?
Pytań można stawiać więcej. Z jakiego np. pow odu trzeci syn otrzym uje cza
rodziejski prezent, działający na zupełnie innej zasadzie niż dwa poprzednie? Ten
prezent, w przeciw ieństw ie do stolika i osła, nie przyczynia się do w zbogacenia
osoby nim obdarowanej. Kij wyłącznie karze. I jeśli ju ż ma ukarać synów, to chyba
dw óch starszych — nieudaczników , którzy w naiw ny sposób utracili nagrody
o cudownej mocy. Potem winien zabrać się za karanie głównego winowajcy — zło
dzieja karczm arza. W wersji opracowanej przez O r-Ota oberżysta wydaje na sie
bie wyrok i niechcący dokonuje samosądu. Ów chciw iec, pożądający zawartości
tajemniczej torby, czeka na sen krawczyka. Wymawia w ówczas zaklęcie i ... do
staje nauczkę: „A wtem z torby kij w yskoczy i nuż grzm ocić plecy jego, a prze
Elżbieta Szefler — Refleksje na tem at wyboru tekstu literackiego. 187
mawiać: — Oddaj cudze! A, nie kradnij! Pilnuj sw ego!”5. K raw czyk ułatw ił mu
to zadanie, zdradzając słowa zaklęcia. Zemsta dokonała się więc ja k gdyby sama,
bez czynnego udziału osoby poszkodow anej. Śmiało m ożna stwierdzić, że w za
sadzie nie widać naw et ze strony młodego kraw czyka takiej chęci.
W omawianej wersji baśni zakłada się jednak niejako z góry, że ktoś musi zo
stać ukarany. Ale kto i dlaczego? Tego czytelnicy nie w iedzą dokładnie jeszcze
w ówczas, gdy najm łodszy syn dostaje od swego m ajstra snycerskiego nagrodę za
pracę. Jest nią torba z kijem wewnątrz. Chłopiec mówi wówczas: „Torbę przerzucę
przez ram ię i może mi służyć, ale po co mi kij? Będzie m i tylko zbytecznie cią
żyć”6. M istrz tłumaczy mu, że tym obroni się przed dokuczaniem innych. Dlaczego
jednak w tym m om encie zakłada się, iż bohater popada w konflikty i musi bronić
się? Z treści w cześniejszych zupełnie to nie wynika. Z logicznego punktu w idze
nia nie jest to więc uzasadnione. W baśniowym zaś św iecie teoretycznie w szyst
ko je st możliwe. K ontynuując jednakże myśl dotyczącą następstw a zdarzeń i ich
logiki, m ożna zastanaw iać się, w jakich sytuacjach taki prezent byłby zasadny.
W wersji baśni opracowanej przez Or-Ota, to jeden chłopiec „gubi” podarki i w ra
ca do swego m ajstra po następne. Ten natomiast, wreszcie zniecierpliw iony gapio
stwem swego ucznia, chce nauczyć go pewnej przezorności. Niekoniecznie jednak
zakłada, iż równocześnie należy mu się kara fizyczna. N iew ątpliw ą karę chłopiec
poniósł przecież ju ż w tych momentach, gdy ukradziono mu cenne podarki, stano
wiące zapłatę za rzetelną, uczciw ą pracę. Zatem być może ma być tylko „odkryw
cą” swego prześladow cy i obserwatorem jego klęski (ponoszonej kary cielesnej,
wstydu i podjętej decyzji zwrotu przywłaszczonych przedm iotów). W alternatyw
nym rozw iązaniu zakłada się jednak, iż sam bohater musi ponieść podw ójną karę,
aby zrozum iał swój błąd i nie popełniał go więcej razy. W sytuacji, gdy m am y do
czynienia z trzema bohaterami — braćmi (wersja G rim mów w przekładzie R.A.F.
— w Raciborzu), kara przez nich ponoszona za spraw ą m ajstra może być zasad
na również w pewnych tylko okolicznościach. Można by ją uznać za słuszną wtedy,
gdyby bohaterowie kolejno trafiali po naukę do jednego mistrza. Ale tak przecież
nie je st i to pow oduje absurdalność sytuacji karania takiego, ja k przedstaw ione
w książce. Z treści w ynika ponadto, iż bracia piszą do siebie listy, inform ując się
nawzajem o ważnych wydarzeniach ze swego życia. I w tym brak logiki oraz kon
sekwencji. Przecież byli w ypędzani z domu jeden po drugim i w ędrowali w świat
osobno. K ażdy kolejny syn nie w iedział więc, co dalej działo się w dom u ojca
i jak ie postanow ienia podejm ow ał stary kraw iec. Św iat je st długi i szeroki. Jak
więc znaleźć brata, o którego losach nie w ie się niczego? Po drugie: kto m ógł po
zwolić sobie na korespondencję w erze m ierzenia materiału łokciem krawieckim,
chodzenia w sukm anach (ilustracja tow arzysząca tekstow i) i term inow ania u m i
strzów? I jak taka korespondencja w yglądała? Czy ci chłopcy w ogóle um ieli p i
sać? Zwłaszcza że byli to ubodzy wieśniacy, którzy nie ukończyli żadnych szkół...
W utw orze znajdujem y natom iast informację: „Bracia mu napisali, ja k nieuczci
wy karczm arz pozbaw ił ich czarodziejskich przedm iotów ”7.
Z tekstu w ynika też, że w łaśnie po tym liście m łody snycerz otrzym ał, w na
grodę za dobre zachow anie i pilną pracę, torbę z kijem. Logika konstrukcji utw o
ru nakazuje, aby poinform ow ać czytelnika, iż chłopiec opow iedział historię b ra
ci swemu majstrowi. Konsekwencją tegoż byłby wybór rodzaju nagrody i jej zasad
ność. Jedno jest pewne: to najm łodszy syn okazuje się wybawicielem rodziny. U ru
chamiając działanie czarodziejskich sił, odzyskuje skarby utracone przez braci.
O m aw iany utw ór m ógłby w zasadzie zakończyć się tym, że goście ucztow a
li, a kraw iec odpoczyw ał po trudach pracow itego życia w radości i dostatku (tak
kończy się on w wersji Or-Ota). N ie został jednak przecież zakończony w ątek do
tyczący kozy, która — wygnana przez krawca — przepadła gdzieś w świecie. Z a
mykanie akcji w ystępuje więc ja k gdyby po raz drugi. Z ostają tu w yjaśnione kon
sekwencje wygolenia kozie sierści na głowie. W stydziła się pokazać komukolwiek
i ukryła w lisiej norze. Lisica przyw ołała na pomoc zw ierzęta i w ypłoszyły one to
groźne, straszne zwierzę, które w ciemności błyska wielkimi oczyma. I wtedy koza
„(...) zabeczała i ja k szalona pobiegła przed siebie tak, że nikt do dzisiaj nie wie,
dokąd”8. W innych wersjach opowieści o kozusze kłam czusze spotykamy odmien
ny finał. Jeden z nich jest taki: „Szczypawka poszła do nory, weszła kozie do ucha,
a ta z bólu musiała uciekać. Dopiero wtedy lisica zobaczyła, że to koza. Czego w ie
śniak nie d o kończył, tego dok o n ała lisic a”9. W w ersji o pracow anej przez
J. Porazińską mała Zazulka w yplątuje z obolałej kozy m iotającego się i kłujące
go jeża. Koza, w dzięczna za to, przyznaje się gospodyni do w iny i ta z otwartymi
ram ionam i wita w ypędzoną wcześniej dziew czynkę. „Do dziś dnia za góram i, za
lasami żyją szczęśliwie gospodyni, Zazulka i koza. Teraz, gdy koza ju ż nie kłamie,
trzeba ją jakoś inaczej nazw ać. Ale jak ? M oże wy w łaśnie znajdziecie dla niej
dobrą nazw ę?”10.
Siedząc różnorodne konstrukcje utw orów o zbliżonej treści, podobnie jak tu
ukazane, a także porów nując je z innym i11, uczniow ie zastanaw iają się nad treścią
i formą owych modyfikacji. Niewątpliwie takie działania służą budowaniu podstaw
świadom ości literackiej dzieci. Praw dopodobnie m ogą w pływ ać rów nież na udo
skonalanie wypowiedzi tw órczych uczniów (w formie tzw. sw obodnych tekstów
7 Op. cit.
" Op. cit.
9 O kozie. [W:] Bożena Néěmcov: Baśnie czeskich dzieci. Pojezierze. Olsztyn 1990, s. 245-246.
10 J. Porazińska: Kożucha Kłamczucha. N asza K sięgarnia. W arszaw a 1983.
Elżbieta Szefler — Refleksje na tem at w yboru tekstu literackiego. 189
czy opow iadań twórczych) pod w zględem w ielości pom ysłów w zakresie treści,
konstrukcji w ypracow ania (np. w ielow ątkow ość i łączenie w ątków , czerpanie
motywów z własnych doświadczeń czytelniczych, logika wypowiedzi i logika nar
racji, barwność stylu, zasadność zakończenia). U starszych dzieci, mających więcej
dośw iadczeń czytelniczych i w ielokrotnie stykających się z taką form ą pracy, w
pracy twórczej można wyjść też np. od zakończenia utworu. Podać dzieciom m oż
na tylko jedno zakończenie lub kilka je g o w ariantów. Z adaniem dzieci będzie
wówczas próba odtw orzenia treści, doprow adzającej do określonych, podanych
konsekw encji. Sam odzielne próby literackie w tym zakresie m ogą przez dłuższy
czas poprzedzać w yłącznie wypowiedzi (opowiadania) ustne. Innym ćwiczeniem
m ogą być próby rozdzielania różnych wątków w utworze i budowanie nowych, od
rębnych opowieści. Warto przy wszystkich tych ćwiczeniach pamiętać, aby nie w y
korzystyw ać wyłącznie warstwy słownej utworów, lecz uwzględnić także ilustracje
tow arzyszące tekstowi. Zwracam też szczególną uw agę na to, aby nauczyciel do
konujący ich doboru zastanow ił się, które ilustracje posiadają w artości nie tylko
informacyjne, lecz charakteryzują się rów nież waloram i artystycznymi. Ilustracje
oraz tekst omawianej przeze mnie książki, wydanej przez R.A.F. z R aciborza, nie
posiadają takich wartości. Przekład utworu jest, moim zdaniem, w ręcz nieudolnie
dokonany12. Odtworzona zastała wprawdzie dzięki niem u treść utworu, ale nie od
daje ona jego „klimatu”. Zam iast więc wdzięcznego, m elodyjnego, łatwo „w pada
jącego w ucho” tekstu, czytelnik otrzymuje prawie faktograficzną relację. Przykła
dem niech służą wstępy do utworu autorstwa A. Oppmana oraz w tłum aczeniu ra
ciborskim:
1. „Był sobie biedny krawiec i miał syna jedynaka. Zawsze im się licho działo.
Lecz raz przyszła bieda taka, że w chałupie nawet chleba nie zostało ani kęsa; cóż
dopiero jajek, m leka lub smacznego kaw ał m ięsa!” 13
n — K.W. W ójcicki: Koszałki opałki. [W:] Kwiat paproci i inne baśnie polskie. Wybrana
i w stępem opatrzyła H. Lebecka. W ydaw nictw o Polskiego Tow arzystw a Przyjaciół K siążek. W ar
szaw a 1986.
— Dwaj bracia rodzeni. [W:] W. D obaczew ska: Złota studzienka. N asza K sięgarnia. W ar
szaw a 1956.
— O ośle, stoliku i kiju samobiju. [W :] J. Jacobs: Baśnie angielskie. N a sz a K sięgarnia.
W arszaw a 1963.
— E. Szelburg-Zarem bina: Kije samobije. W ydaw nictw o Polskiego Tow arzystw a Przyjaciół
K siążek. W arszaw a 1988.
— M. Pyda: Zaczarowany stolik. „Św ierszczyk” 1988/25.
— Biedak i chciwy bogacz. Wyd. Biuro Propagandy R adzieckiej Sztuki K inow ej. M oskw a
1982.
12 J. W. Grimm : Stoliczku nakryj się, op. cit.
13 Or-Ot: Stoliczku nakryj się , op. cit.
190 N auczyciel i Szkota 2(9) 2 0 0 0
2. „D aw no, dawno tem u żył sobie stary kraw iec, który m iał trzech synów
i kozą. Koza swoim mlekiem wszystkich żywiła i dlatego musiała mieć dobrą opie
kę i codziennie dobrze się napaść”.14
Inne porów nywalne konstrukcje, to np.:
— „Tylko karczmarz nie spal. Myśl o zaczarowanym stoliku nie opuszczała go.
Przypomniał sobie, że w komórce wśród staroci ma bardzo podobny stolik. Po cichutku
go przyniósł, a widząc, że chłopiec twardo śpi, ostrożnie go wymienił” (R.A.F.);
— „Więc gdy krawczyk się położył, czas nadarzył się sposobny. Oberżysta za
brał stolik i postaw ił tam podobny” (Or-Ot).
Są w omawianej książce błędy gram atyczne (np.: „zapytał się”; „N iedźw iedź
się jej spytał”; „przyjmie m ię”), a także powtórzenia określeń i zwrotów w bliskim
sąsiedztwie. Błędnie stosowane są także znaki określające dialog i m yśli odautor
skie. Np. uczeń klas niższych (a taki przede w szystkim jest potencjalnym czytel
nikiem tego utw oru), uczący się czytania z podziałem na role, nie pow inien mieć
bezpośredniej styczności wzrokowej z tym tekstem, a najwyżej może go w ysłu
chać. W przeciwnym razie całkowicie zagubi się w oznaczeniach ról. Oto przykła
dy nieudolności redakcyjnych:
1) „Poczekaj, ty niewdzięcznico! — zawołał. — U rządzę cię tak, że ju ż nigdy
nie zjaw isz się u uczciwych m istrzów kraw ieckich”.
2) „Co przyniosłeś z w ędrów ki?” — „C enną rzecz, ojcze. Kij w torbie” . —
„Co? — zdziw ił się ojciec — kij? Przecież kij m ożesz sobie w yciąć z każdego
drzew a!” 15
Brak tu konsekwencji w stosowaniu myślników, cudzysłowów. Raz zdarza się
nadm iar zastosow anych znaków, a innym razem ich brak.
Bilansując dokonany przegląd raciborskiego przekładu i wydania baśni G rim
mów „Stoliczku nakryj się” stwierdzam, iż wydawca winien zdecydowanie bardziej
zadbać o dobry, literacki przekład oraz wartościową artystycznie ilustrację. W sytu
acji dużej konkurencyjności na rynku wydawniczym, jaką obecnie spotykamy, szansę
przebicia się ma wyłącznie książka najlepsza. Tą drogą uczulam również nauczycieli,
aby mieli świadomość funkcjonowania złej literatury i w dodatku niestarannie w y
danej. Zatem ich zadaniem staje się jej właściwa selekcja, ale i jednoczesne, stop
niowe wyposażanie ucznia w instrumentarium umożliwiające mu własną, samodziel
ną ocenę i wybór. Wydaje się, że jednym z takich sposobów osiągnięcia celu jest
budowanie świadomości literackiej dzieci m. in. w takich zakresach, jakie w niniej
szym opracowaniu starałam się lansować. Słuszność przyjętego kierunku działań
upatruję i w tym, iż umożliwia on dziecku odkrywanie pewnych prawd (np. o do
brych i złych autorach, przekładach, wydawcach itp., albo o tym, co jest literaturą,
a co nią nie jest lub być nie powinno) w miejsce ich przyswajania (podawania i przyj
mowania jako pewnik, bez dowodów).
14 Op. cit.