W Imię Allaha 1st Edition Daniel Estulin Full Chapter Download PDF

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 57

W imi■ Allaha 1st Edition Daniel Estulin

Visit to download the full and correct content document:


https://ebookstep.com/product/w-imie-allaha-1st-edition-daniel-estulin/
More products digital (pdf, epub, mobi) instant
download maybe you interests ...

Das Tavistock Institut 1st Edition Estulin Daniel


Estulin Daniel

https://ebookstep.com/product/das-tavistock-institut-1st-edition-
estulin-daniel-estulin-daniel/

Mio al 99% 1st Edition Sally Thorne

https://ebookstep.com/product/mio-al-99-1st-edition-sally-thorne/

Os 99 namorados de Micah Summers 1st Edition Adam Sass

https://ebookstep.com/product/os-99-namorados-de-micah-
summers-1st-edition-adam-sass/

Los 99 novios de Micah Summers 1st Edition Adam Sass

https://ebookstep.com/product/los-99-novios-de-micah-summers-1st-
edition-adam-sass/
99 nombres de Dios David Steindl Rast

https://ebookstep.com/product/99-nombres-de-dios-david-steindl-
rast/

Crittografia 1st Edition W. Stalling

https://ebookstep.com/product/crittografia-1st-edition-w-
stalling/

Ampulex 1st Edition Jax W

https://ebookstep.com/product/ampulex-1st-edition-jax-w/

Los 99 novios de Micah Summers Edición española 1st


Edition Adam Sass

https://ebookstep.com/product/los-99-novios-de-micah-summers-
edicion-espanola-1st-edition-adam-sass/

99 Tanya Jawab Masalah Hisab Rukyat Muhyiddin Khazin

https://ebookstep.com/product/99-tanya-jawab-masalah-hisab-
rukyat-muhyiddin-khazin/
Tytuł oryginału:
IN THE NAME OF ALLAH

Copyright © Daniel Estulin, 2015

Copyright © 2016 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga


Copyright © 2016 for the Polish translation by Wydawnictwo Sonia Draga

Wykonanie graficzne okładki: Mariusz Banachowicz

Redakcja: Mariusz Kulan


Korekta: Iwona Wyrwisz, Marta Chmarzyńska

ISBN: 978-83-7999-776-3

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu


niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami
karnymi.

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw,
jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub
osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie
zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na
użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!


Polska Izba Książki

Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl

WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o.


Pl. Grunwaldzki 8-10, 40-127 Katowice
tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28
e-mail: info@soniadraga.pl
www.soniadraga.pl
www.facebook.com/wydawnictwoSoniaDraga

E-wydanie 2016

Skład wersji elektronicznej:

konwersja.virtualo.pl
Spis treści

Prolog
Rozdział 1. Szatańska rozgrywka
Rozdział 2. Saudyjczycy
Rozdział 3. ISIS i inni
Rozdział 4. Paryż – Paryż – Bruksela
Przewodnik po organizacjach terrorystycznych, które prowadzą wojny
na świecie
Zdjęcia
Przypisy
PROLOG

Zacznijmy od tego, że „globalna wojna z terroryzmem” jest mitem


opartym na iluzji i fałszywym założeniu, że jeden człowiek, Osama bin
Laden, zdołał przechytrzyć amerykański aparat wywiadowczy dysponujący
budżetem w wysokości czterdziestu miliardów dolarów. Tak zwana wojna
z terroryzmem to po prostu próba podboju. Z kolei globalizacja jest
ostatnim etapem marszu ku Nowemu Ładowi Światowemu czy też
przedsiębiorstwu pod nazwą Jeden Świat Spółka z o.o., zdominowanemu
przez Wall Street, londyńskie City oraz układ wojskowo-przemysłowy.
Zauważyłeś, że jeśli jakieś państwo ma niezależny rząd, ropę naftową,
finanse, rolnictwo albo strategiczne zasoby, a jeszcze nie znajduje się
w strefie wpływów międzynarodowych korporacji, to prędzej czy później
zostaje zorganizowana pod przywództwem Stanów Zjednoczonych
kampania prowadząca do jego zniszczenia? „Iran, Irak, Afganistan,
Palestyna, Egipt, Libia, Syria – każde z tych państw doświadczyło tego na
własnej skórze przez ostatnie kilkadziesiąt lat, począwszy od obalenia
w 1953 roku socjaldemokratycznego prezydenta Iranu Mosaddegha, aż do
zrównania z ziemią wciąż w miarę niepodległej socjalistycznej Syrii, do
którego doszło współcześnie. Liban przed izraelską inwazją w 1982 roku
był centrum cywilizacji Bliskiego Wschodu, a od tamtej pory jest
podzielony wojną domową. Irak – wiodące w swoim regionie państwo
socjalistyczne, które mogło się pochwalić powszechnym dostępem do
służby zdrowia, darmową edukacją wyższą, publicznym zarządzaniem
wodą i elektrycznością oraz państwowymi dopłatami do rolnictwa
i produkcji żywności – stał się areną wyniszczających i ludobójczych
działań po tym, jak w latach dziewięćdziesiątych wywołano tam trwającą
do dzisiaj wojnę domową”1. Syrię też od 2011 roku rujnuje podsycana
przez obce siły wojna domowa. Irak pod rządami Saddama Husajna został
zniszczony, „dlatego że dryfuje na morzu ropy naftowej”.
„Irak stanowi sztandarowy przykład kontroli nad obiema stronami
dynamicznych konfliktów na Bliskim Wschodzie ustanowionej po to, żeby
zagarnąć dla siebie dobra jednych i drugich uczestników. Temu samemu
celowi służyły bombardowania NATO oraz finansowany przez USA
i przeprowadzony przez Al-Kaidę zamach na Kaddafiego w Libii – kraju
naftowym o ustroju socjalistycznym, który był jeszcze lepiej rozwinięty niż
Irak dzięki programom publicznym i bogatej infrastrukturze, między
innymi dotowanym przez państwo domom dla młodych małżeństw.
Wzniecanie wojen domowych to typowa polityka zagraniczna »dziel
i rządź«, prowadzona zwłaszcza wobec dobrze radzących sobie krajów
o ustroju socjalistycznym, takich jak Irak, Syria i Libia, gdzie ludziom żyje
się wyraźnie lepiej niż narodom w sąsiednich państwach, które pozostają
pod dyktatem Stanów Zjednoczonych”2. Każdym z tych państw steruje się
w taki sposób, żeby sprowadzić je na drogę sekciarskiego szaleństwa
i wyniszczających bratobójczych walk. Jednocześnie rozkradanie zasobów
publicznych i środków pieniężnych przez zagranicznych finansistów
i korporacje (o czym można przeczytać w literaturze dotyczącej Rosji
w latach dziewięćdziesiątych oraz Jugosławii, Iraku, Libii, Syrii czy
Argentyny na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat) odbywa się swobodniej,
gdy zostanie zniszczona stabilna tkanka społeczna nie tylko
w społecznościach będących ofiarami, ale także u opresora.
Historyczną przyczyną takiego stanu rzeczy jest fakt, że „finansowany
przez Amerykę islamski fundamentalizm w połączeniu z monarchią
absolutną przejęły kontrolę nad rządami i innymi instytucjami władzy,
czego koronnym przykładem jest Arabia Saudyjska”3. W drugiej połowie
lat 70. XX wieku nastąpił w polityce międzynarodowej zainicjowany przez
Stany Zjednoczone zwrot: wsparto finansowo i zbrojnie fanatycznych
dżihadystów z całego Bliskiego Wschodu, którzy mieli prowadzić świętą
wojnę z niewiernymi „komunistami” w Afganistanie. Po zamachu z 11
września 2001 roku Stany Zjednoczone wraz ze sprzymierzeńcami
przeznaczały coraz więcej środków finansowych na wsparcie różnych grup
dżihadystycznych, by obalić wszystkie wciąż istniejące państwa
socjalistyczne, które opierały się hegemonicznym zapędom imperium,
a jednocześnie siać śmierć i nędzę.
Model wojny domowej polegający na długoterminowej destrukcji
społeczeństwa po to, żeby bez przeszkód plądrować jego zasoby, nadal jest
w użyciu. Przykłady stanowią konflikty w Pakistanie, Iraku, Syrii
i muzułmańskiej części Afryki – według tego wzoru przebiega też wojna
w samej Europie, na Ukrainie. W dalszej części książki stanie się bardzo
wyraźne, że ISIS jest jednym z narzędzi tej strategii prowadzenia wojny
domowej i otrzymuje pieniądze oraz broń od tych samych sił pod wodzą
Ameryki, które dzisiaj zrzucają bomby na Syrię i Irak. Szaleństwo
w czystej postaci. Cynizm serwowany łatwowiernym i słabym psychicznie.
Kto zada sobie pytanie, jak to możliwe, żeby karawana identycznych,
nowych japońskich ciężarówek wypełnionych terrorystami, którzy nawet
nie próbowali się ukrywać, zdołała przemierzyć pustynię, gdy zachodni
przywódcy wojskowi i polityczni mówią, że „wojna z ISIS może ciągnąć
się bez końca”, ten odnajdzie w labiryncie luster i sztucznej mgły
równoległą alternatywną rzeczywistość.
Zdaniem Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, NATO, a także
Izraela i Arabii Saudyjskiej, masowy rozlew krwi powinien zostać
odczytany jako miara ich „sukcesu” w przekonywaniu świata, że
„terroryzm” w Libii, Syrii, Iraku, Jemenie i większości państw afrykańskich
to oznaka desperacji nikczemnego, wyzbytego moralności wroga.
Nowomowa i dwójmyślenie – narzędzia kontrolowania rzeczywistości,
które Orwell tak dokładnie opisał w powieści Rok 1984 – nie zawsze
przyjmują postać prostych komunikatów, typowych raczej dla systemu
totalitarnego.
Nie po raz pierwszy słyszymy tego rodzaju argumentację. Tam, gdzie
wojnę nazywa się pokojem, a prześladowania – środkami bezpieczeństwa,
gdzie niewola to inaczej wolność, a zabójstwa maskuje się jako akty
wyzwolenia, profanacja języka poprzedza i ułatwia profanację życia
i ludzkiej godności. W ostatecznym rozrachunku państwo, reżim, klasa lub
idee pozostają nietknięte, ale życie ludzi zmienia się w piekło.
„Globalną wojnę z terroryzmem” często przedstawia się jako „starcie
cywilizacji”, pojedynek walczących o prymat wartości i religii, jednak
w rzeczywistości chodzi jedynie o podbój, którego motorem są cele
strategiczne i ekonomiczne.
ISIS, Al-Kaida w Islamskim Maghrebie (AQIM), Bracia Muzułmanie,
Taliban, Hizb ut-Tahrir, Libijska Islamska Grupa Bojowa (LIFG), Ansar al-
Szaria, Libijska Tarcza czy Brygada 17 Lutego tak jak sam terroryzm są
wytworem długofalowej strategii politycznej zaprojektowanej
w Waszyngtonie i Londynie i finansowanej za pośrednictwem saudyjskich
organizacji charytatywnych. ISIS jest prototypem, krokiem ku sterowanej
przez Amerykę kontroli nad Bliskim Wschodem za pomocą terroru, chaosu
i dewastacji społeczeństwa. Dopóki o całe zło można oskarżyć jakiegoś
nieuchwytnego, nieokreślonego Wroga, dopóty nie uda się wskazać
prawdziwych winowajców.
Trzeba zrozumieć, że zagrożenie terrorystyczne ze strony ISIS
i podobnych organizacji terrorystycznych to jeden z najważniejszych
klocków, z których zbudowana jest doktryna wojskowa Stanów
Zjednoczonych i NATO. Usprawiedliwia – nakazem humanitarnym –
prowadzenie na całym świecie „operacji antyterrorystycznych”.
Geografia jest nie mniej ważna niż polityka. Tworzony jest nowy ład,
w którym położenie geograficzne i pieniądze okazują się najsilniejszymi
kartami przetargowymi, ponieważ geografia w najwyższym stopniu wpływa
na podejmowane decyzje ekonomiczne. Właśnie geografia to pierwszy
ważny polityczny uskok tektoniczny.
Istnieje ważny powód takiego stanu rzeczy.
W pierwszej połowie lat 90. XX wieku podjęto decyzję o wycofaniu
kapitału z puli, którą dysponowały kraje grupy G7, i ponownym
zainwestowaniu go wszędzie w taki sposób, by umocnić dominację
interesów finansowych nad całym światem. Manewr ten nazwano
finansowym zamachem stanu. Problemy, które obserwujemy na całym
świecie – w Rosji, Chinach, Ameryce Łacińskiej, na Ukrainie i Bliskim
Wschodzie – są częścią sporu o to, czy Zachód, którego potęga została
zbudowana na hegemonii petrodolara, utrzyma forsowany przez siebie
model finansowy.
„Główne założenia światowego modelu petrodolarowego pozwalają
państwom zachodnim, a głównie Stanom Zjednoczonym, utrzymywać się
kosztem siły roboczej i zasobów naturalnych innych krajów […] dzięki roli
waluty amerykańskiej, która zdominowała światowy system monetarny.
Dolar amerykański jest w światowym systemie monetarnym
najważniejszym środkiem płatniczym”4. To znaczy, że waluta narodowa
Stanów Zjednoczonych jest w strukturze światowego systemu monetarnego
podstawową jednostką akumulacji majątku, a jej wymiana na inną
jednostkę nie ma sensu.
Ludzie, którzy kontrolują przepływ pieniędzy, nie dopuszczą do
rozproszenia tego nadzoru, nawet gdyby wszystko inne wokół nich uległo
degradacji. Pieniądz rządzi się własnymi prawami. To zasada numer jeden
władzy absolutnej. Elity wolą zlikwidować system, by ratować swoje
dysfunkcyjne małżeństwo z rozsądku i chronić rodzica – światowy system
monetarny, niż dopuścić, by świat ujrzał ich prawdziwą twarz.
Jednak nie usłyszycie o tym w mediach. Aktywistka Arundhati Roy
napisała: „W Ameryce przemysł zbrojeniowy i naftowy jednocześnie
wpływają na przekaz wszystkich dużych sieci medialnych, a także na samą
politykę zagraniczną. Dlatego niemądrze byłoby liczyć na szeroką dyskusję
o broni, ropie naftowej i umowach dotyczących obronności”5
w patologicznie wścibskich i rozwiązłych mediach. W środowisku kilkuset
milionów ludzi pozbawionych wszelkich praw, milionów, którym przepadł
dorobek całego życia, oraz kilkuset tysięcy rodzin, które straciły
w tragicznych okolicznościach swoich bliskich, a ich gniew wciąż jest
gwałtowny i świeży, banialuki o „starciu cywilizacji” i „walce dobra ze
złem” trafiają na bardzo podatny grunt. Propaganda cynicznie wygłaszana
przez rzeczników rządów jest jak codzienna dawka witamin i leków
przeciwdepresyjnych.
Rysy i pęknięcia – różnice opinii na temat znaczenia pieniądza jako
broni, zerowego wzrostu, odprzemysłowienia, kryzysu finansowego,
wyczerpywania się zasobów naturalnych, szybko nadciągającego deficytu
żywności i wody na przeważającym obszarze kuli ziemskiej – podkreślają,
że już przekroczyliśmy granicę kryzysu rzetelnej informacji, kłamstwa
i farmazonów. Zmierzamy ku kryzysowi końca. Odwracanie wzroku od
zupełnie nowych zagrażających życiu zjawisk może się okazać tym, czym
naprawdę jest – nie pudrowaniem rzeczywistości, lecz pudrowaniem trupa.
Zmieniające ustrój interwencje w rodzaju kolorowych rewolucji czy też
arabskich wiosen są prowadzone przez siły anglo-amerykańskie po to, żeby
stworzyć nowy system kontroli nad światem, zastąpić coraz bardziej
chwiejny światowy system monetarny – narzędzie, za pomocą którego do
tej pory rządziło światem londyńskie imperium finansowe i jego podwładni,
tacy jak Wall Street. Niekończące się działania wojenne wewnątrz
niektórych krajów, a także wojna satrapów, to podstawa nowych
Mrocznych Wieków – planu kontroli nad niegdyś suwerennymi narodami.
Jak to się robi?
Od co najmniej stu pięćdziesięciu lat strategią Brytyjczyków, a potem
świata anglo-amerykańskiego było wykorzystywanie prymitywnego
charakteru wierzeń religijnych i struktury plemiennej wśród narodów
Bliskiego Wschodu i Azji Środkowej, żeby zapanować nad tamtejszą
ludnością i nie dopuścić do rozwoju cywilizacyjnego na tych terenach.
Metody odwołujące się do zabójstw i destabilizacji odegrały ważną
rolę, kiedy imperium anglo-amerykańskie doprowadziło do śmierci
prezydenta Egiptu Anwara as-Sadata, podjęło próbę zachwiania porządku
w Arabii Saudyjskiej i zniszczyło światową gospodarkę za pomocą
sztucznie wywołanego kryzysu naftowego w 1973 roku, a tym bardziej gdy
obaliło szacha Iranu i zastąpiło go szalonym duchownym ajatollahem
Chomeinim. Istniał jeszcze jeden powód wyniesienia Chomeiniego na
szczyt władzy – chodziło o spisek, wskutek którego miał powstać
zjednoczony, fundamentalistyczny islam. „Islamski fundamentalizm” to
eufemistyczna nazwa przedislamskiego, irracjonalnego, prymitywnego
kultu, który powstał na bazie starożytnych wierzeń sufickich i sztucznie
wpajanych wyznawcom islamu konstrukcji myślowych. Mowa tu
o „Operacjach Angielskich”. Londyn – jak wykażę – jest centrum systemu
nerwowego islamskiego terroryzmu.
Pamiętaj, że destabilizacja i bałkanizacja niemal całego Bliskiego
Wschodu i Azji Środkowej jest długofalową strategią osi anglo-
amerykańsko-izraelskiej od końca lat 70. i pierwszej połowy lat 80. XX
wieku. Zdarzenia, których świadkami jesteśmy w dzisiejszych czasach, nie
powinny nikogo dziwić.
Celem projektowania od nowa Bliskiego Wschodu jest z jednej strony
wyznaczenie nowych granic, jawna próba „bałkanizacji” krajów islamskich,
a szczególnie Iranu, Syrii, Iraku, państw na Półwyspie Arabskim i Turcji;
z drugiej strony chodzi o ekspansję Izraela za pomocą bezpośredniej aneksji
ziem arabskich i stworzenia zdominowanych przez Izraelczyków
„buforowych jednostek administracyjnych”. Nie zapominajmy też
o Saudyjczykach finansujących wszystkie przejawy ekstremizmu i ohydne
działania terrorystów na Bliskim Wschodzie. Saudyjscy królowie pozorują
wyznawanie nowoczesnych poglądów, a tymczasem reprezentują
najbardziej zacofany, zgniły rodzaj wahabistycznego ekstremizmu.
Przekazują miliardowe kwoty na działania terrorystyczne na całym świecie
i odpowiadają za śmierć milionów ofiar.
Żadna z tych rzeczy nie jest przypadkiem. Wszystko zostało
zorganizowane celowo przez te same siły, które wywołały sztuczny kryzys
naftowy, forsowały w latach 80. XX wieku projekt dezindustrializacji
świata, stworzyły ruch talibów i Al-Kaidę oraz finansowały terroryzm
międzynarodowy. Te konflikty spowodują spustoszenie w regionie i mogą
oznaczać koniec rozwoju technologicznego na Bliskim Wschodzie,
ograniczyć zdolność produkcyjną większości państw narodowych,
jednocześnie dziesiątkując wielkie grupy rdzennej ludności, co cofnie
o kilka generacji rozwój cywilizacyjny.
O, jak bardzo zależy pewnym ludziom na tym, żebyśmy uwierzyli, iż
wszystkie kolorowe rewolucje i arabskie wiosny na świecie były
spontanicznymi manifestacjami idealistycznych dążeń, wypowiedzeniem
posłuszeństwa świeckim dyktatorom lub despotom, sprzeciwem wobec
niesprawiedliwości i nepotyzmu. Nigdy tak nie było – faktyczne decyzje
zapadały w gronie przekupywanych lub szantażowanych przez CIA
brutalnych generałów i urzędników najwyższego szczebla, którzy
pozostając za kulisami, pozbywali się takich postaci jak Ben Ali, Mubarak,
Kaddafi i al-Asad.
Słuchajcie uważnie. Ten system jest chory. Dolega mu coś gorszego niż
to, co kiedyś nazywano korupcją. I nie zostanie uzdrowiony, dopóki wojna
światowa i bezprecedensowy upadek gospodarczy burzą wszystkie mury
między człowieczeństwem i tym, co niewyobrażalne. Polityka nie jest
celem, tylko środkiem do celu. Tak jak wśród innych wartości, w niej też
zdarzają się falsyfikaty. Położono tak wielki nacisk na to, co fałszywe, że
stracono z oczu znaczenie prawdy, a polityka zaczęła służyć
upowszechnianiu przebiegłego, podstępnego egoizmu zamiast szerzeniu
szczerych, praworządnych postaw.
Już ostrzy się noże, szybko nadciągają zdarzenia, po których nie będzie
odwrotu. Jeżeli nic się nie zmieni, wkrótce przekonamy się, czy Stany
Zjednoczone i reszta świata będą żyć dalej, czy zginą. Ponadto stanie się
jasne, czy cywilizowane społeczeństwo to jedna z opcji czy mrzonka. Jeśli
okaże się, że to drugie, wtedy barbarzyńcy staną u bram i będą mieli
nienasycony apetyt.

Daniel Estulin
Barcelona, 1 maja 2015 r.
Rozdział 1
Szatańska rozgrywka

W tym rozdziale przyjrzymy się technikom, którymi imperium brytyjskie


posługiwało się w XX wieku, by niszczyć państwa narodowe – od
promowania inicjatyw przeciwnych rozwojowi techniki, niszczenia
tradycyjnych gałęzi przemysłu, hamowania rozwoju gospodarczego, aż do
wspierania ruchów kontrkulturowych i sekt sufickich oraz aktywizacji grup
terrorystycznych, które w danym kraju miały konkretne cele. Powiemy też,
jak imperium wykorzystało historyczne podziały na Bliskim Wschodzie,
żeby ustanowić tam „nowe mroczne czasy”, które dzisiaj zagrażają istnieniu
całej ludzkości.

***

Obalenie szacha Iranu i początek rządów ajatollaha Chomeiniego wyznacza


punkt zwrotny w historii Bliskiego Wschodu i świata islamskiego.
Ustanowienie Islamskiej Republiki Iranu6 otworzyło drogę dla anglo-
amerykańskich interesów finansowych7 i dla stosowanej przez brytyjski
wywiad strategii wprowadzenia „nowych mrocznych czasów”8 w tym
regionie.
Wybuch islamskiego obłędu – czy to w rodzaju ISIS, czy też jego
poprzedników, takich jak Bracia Muzułmanie, pakistański Dżamaat, Al-
Kaida, Ansar al-Islam, Tehrik-i-Taliban, Laszkar-e-Dżangwi al Alami
(Armia Dżangwiego), Grupa Abu Sajjafa, Hizb ut-Tahrir (Partia
Wyzwolenia), a nawet mistyczne bractwa sufickie w Azji – to naprawdę
projekt londyńskiego City.
Można wyodrębnić dwa powiązane ze sobą skutki i polityczne cele
strategii wywołania przez londyńską mafię islamską „nowych mrocznych
czasów”. Pierwszy jest wyraźny i oczywisty: jeżeli muzułmańska rewolucja
dalej będzie przebiegać według obecnego scenariusza, to Bliski Wschód
popadnie w ruinę, a populacja islamskiego świata zmniejszy się o połowę
lub nawet o dwie trzecie.
Jak mogliśmy się przekonać w ciągu ostatnich dziesięciu lat przy okazji
kolorowych rewolucji lub wręcz jawnych zamachów stanu, następstwem
tych zmian są rozbicie władzy centralnej i żądania autonomii stawiane
przez watażków plemiennych albo przywódców sekt religijnych, po danym
kraju zaś krążą armie rebeliantów, które plądrują wszystko w zasięgu
wzroku.
Zdaniem generała pułkownika Leonida G. Iwaszowa, byłego naczelnika
departamentu współpracy międzynarodowej rosyjskiego Ministerstwa
Obrony: „siłą napędową tych działań nie są prowokacje ze strony Syrii,
Iranu, Hezbollahu ani nawet samego Izraela. Pierwsze skrzypce gra bliżej
nieokreślona politycznie światowa oligarchia finansowa, która
bezwzględnie i wytrwale stara się przemodelować układ polityczny,
gospodarczy i społeczny na świecie w taki sposób, żeby zaspokoić własne
interesy. Wśród motywów działania tej »oligarchii finansowej« należy
wymienić: ostateczne zniszczenie ładu westfalskiego opartego na
suwerennych państwach narodowych i zastąpienie go globalną dyktaturą,
przygotowanie gruntu pod ataki na Iran, by w ramach tej dyktatury dokonać
skoku na jego zasoby naturalne, a także nakreślenie od nowa mapy
Większego Bliskiego Wschodu”9.
Obecnie ten proces rozprzestrzenił się na obszary Tunezji, Libii, Syrii,
Egiptu, Sudanu, Jemenu, Bahrajnu, Algierii, Iraku, Iranu, Turcji, Pakistanu
i Afganistanu. Takie rozdrobnienie Bliskiego Wschodu zostało nazwane
„planem Bernarda Lewisa”, islamisty z Oxfordu, który blisko współpracuje
z wywiadami Wielkiej Brytanii i Izraela.
Zanim powstały ISIS, Al-Kaida i ruch talibów, elity dysponowały
innymi armiami, które walczyły w ich sprawie. Jedną z pierwszych
organizacji tego rodzaju było stowarzyszenie Bracia Muzułmanie (al-
Ichwan al-muslimun), sekta islamskich fundamentalistów utworzona
w środowiskach uniwersyteckich Oxfordu i Cambridge przez brytyjską
tajną służbę wywiadowczą i mistyczne kręgi Szkockiego Rytu masonerii.
Bracia Muzułmanie stali się orędownikami starożytnej, antyreligijnej
(pogańskiej) herezji, która niczym choroba toczyła islam od VII wieku, gdy
prorok Mahomet założył pierwszą wspólnotę muzułmańską10.
Bracia Muzułmanie, wyodrębniony w XIX wieku odłam islamu, jest
najstarszą i największą organizacją islamską w Egipcie. To z niej wywodzą
się grupy sunnickie, które rozprzestrzeniły się w świecie arabskim11.
Obecnie stanowi parasol12, pod którym prosperują rozmaite bractwa
i stowarzyszenia radykalnych sufich, sunnitów oraz szyickich ekstremistów.
Oficjalnie rozpoczęła aktywność na Bliskim Wschodzie w 1928 roku
w odpowiedzi na zniesienie kalifatu przez tureckiego reformatora Kemala
Atatürka.
„Bracia Muzułmanie wywodzą się ze sponsorowanych przez
Brytyjczyków sekt islamskich, między innymi tajnych stowarzyszeń
sufickich i takich grup religijnych, jak bahaici. Politycznym patronem Braci
Muzułmanów był Jamal al-Din al-Afghani wspierany przez swoich
wiernych uczniów, »reformatorów« islamu i salafitów”13.
Znawca islamu Robert Dreyfuss pisze: „Wspólne wartości Braci
Muzułmanów nie mają nic wspólnego z islamem, lecz raczej nawiązują do
przedislamskiego, barbarzyńskiego kultu bogini matki”14, mistycyzmu zła,
alchemii, czarnej magii, czarnoksięstwa i guseł, które przeważały
w starożytności na ziemiach arabskich – odwołują się do takich bóstw jak
Allat, Uzza i Manat, które z kolei są kopiami jeszcze starszych wierzeń
związanych z Izydą, Ozyrysem, Apollem i Wielką Matką (Magna Mater).
„Nie byłoby dzisiaj Braci Muzułmanów, gdyby nie fakt, że orientaliści
wywodzący się z brytyjskich uniwersytetów w Oxfordzie i Cambridge
pieczołowicie kultywowali najprymitywniejsze i szkodliwe
z epistemologicznego punktu widzenia wartości i zwyczaje kultury
muzułmańskiej. Bracia to pasożytnicza organizacja, która w najmniejszym
stopniu nie reprezentuje prawdziwej historii ani kultury islamu. Została
metodycznie stworzona od podstaw przez londyńskich agentów wywiadu
prowadzących operacje w świecie islamskim, takich jak Arnold Toynbee15,
H. St.-J. B. Philby16, T.E. Lawrence, E.G. Browne17 i wielu innych”18.
Podstawą tego procesu był trwający od stu lat brytyjski projekt, który
miał wyjaśnić przyczyny spadku znaczenia islamu; Londyn twierdził, że:
„do schyłku i upadku islamskiego świata – a w końcu do dominacji nad nim
sił imperialistycznych – doprowadziła wrodzona słabość muzułmanów,
defekt »muzułmańskiej psychiki«. Takie prawdy wbijała do głów
współczesnych islamskich intelektualistów londyńska mafia
pseudonaukowców specjalizujących się w orientalistyce. By tego dokonać,
Brytyjczycy połączyli siły z niedobitkami przedislamskich sekt wciąż
istniejących w tym regionie. Owe sekty miały korzenie w jeszcze starszych
tradycjach – wywodziły się z pogańskich kultów Grecji, Persji i Cesarstwa
Rzymskiego.
W bliższych nam czasach brytyjscy orientaliści i anglo-jezuicki wywiad
posłużyli się »mrocznymi« tradycjami islamu – należącymi do niego
sektami i mistycznymi odłamami religii – by zepchnąć świat islamski ze
ścieżki postępu akurat w czasie, gdy imperium brytyjskie zaczęło swoją
ekspansję na tych obszarach. Wykorzystując bliskie związki islamskich
obskurantów z sektami mistycznymi, a także ze złożoną z oligarchów
europejską »czarną arystokracją«, której kilkusetletnia historia sięga czasów
IV wyprawy krzyżowej19, dziewiętnastowieczni brytyjscy orientaliści
aktywnie wspierali powstanie i rozwój serii sformalizowanych sekt, które
później stały się podstawą organizacji Braci Muzułmanów i innych grup,
które się z niej wyodrębniły”20.
Należy zrozumieć, że żadne z tych działań nie miałoby szansy
powodzenia, gdyby nie było finansowane i chronione przez ludzi z kręgów
establishmentu. Nikt zaś nie przyczynił się bardziej niż brytyjska służba Jej
Królewskiej Mości do zjednoczenia rozproszonych dżihadystów w ramach
luźno powiązanych ze sobą organizacji, co pozwoliło im dalej się rozwijać.
Dzięki pomocy finansowej, która płynęła z Wielkiej Brytanii do Braci
Muzułmanów i innych organizacji aż do czasów Al-Kaidy i ISIS, „Bractwo
zdołało umiędzynarodowić terror, biorąc pod swoje skrzydła różne bojówki
sunnitów, powszechnie identyfikowane z salafizmem, a także zatruwający
Arabię Saudyjską ruch wahabitów. Kiedy Bracia Muzułmanie pojawili się
w Egipcie, te siły znajdowały się w centrum uwagi po upadku reżimu
Mubaraka i przejęciu steru władzy przez Mursiego, egipskiego inżyniera,
który pobierał edukację w Stanach Zjednoczonych”21.
W dzisiejszych czasach następujące organizacje i fundacje należące do
Braci Muzułmanów stanowią rdzeń sieci brytyjskiego wywiadu: 1)
Federacja Islamskich Organizacji w Europie – ta struktura z siedzibą
w Londynie stanowi parasol, pod którym gromadzą się mniejsze
ugrupowania; 2) Muzułmańska Rada Europy22; 3) Fundacja Islamska – na
czele tej zarejestrowanej w Anglii organizacji stoi Khurshid Ahmad; jest
ona głównym kanałem przepływu środków finansowych między brytyjskim
wywiadem a państwami arabskimi w Zatoce Perskiej, przede wszystkim
Kuwejtem i Arabią Saudyjską; 4) Fundacja Hansa Seidela – szefem tej
fundacji założonej w Monachium był Otto von Habsburg z potężnej
dynastii Habsburgów23.
Pieniądze na działalność tych organizacji i instytucji pod egidą Braci
Muzułmanów pochodzą przede wszystkim z dwóch źródeł. „Część kapitału
zawdzięczają bezpośrednio Brytyjczykom, szczególnie arystokratom z Izby
Lordów, oraz elicie brytyjskich banków i korporacji. Jest wśród nich wiele
instytucji ściśle identyfikowanych z syjonizmem, takich jak Lazard
Frères24. Jednak główna część funduszy na operacje Braci pochodzi
z kręgów zbliżonych do Brytyjczyków na samym Półwyspie Arabskim”25.
W przeszłości pieniądze przechodziły bezpośrednio przez ręce króla Arabii
Saudyjskiej Abdullaha i emira Kuwejtu Sada al-Abd Allaha al-Salem as-
Sabaha26.

CAABU i MECAS
Mogłoby się zdawać, że po odsunięciu od władzy prezydenta Egiptu
Muhammada Mursiego w 2013 roku Bracia Muzułmanie stracili grunt pod
nogami, ale nic bardziej mylnego! Destabilizacja poszczególnych państw
i całego Bliskiego Wschodu dalej postępuje, chociaż w subtelniejszy
sposób, przez co Bracia są jeszcze groźniejsi niż wcześniej.
By zrozumieć, na czym polega pomoc sił w Londynie dla Braci
Muzułmanów, trzeba się przyjrzeć dwóm archetypowym bastionom
brytyjskiego imperializmu, które wspierają sieć ichwanów. „Pierwszym jest
Centrum Arabsko-Brytyjskie, zwane też Radą Promocji Porozumienia
Arabsko-Brytyjskiego (CAABU). Drugim, obecnie już zamkniętym, było
powiązane z nim Bliskowschodnie Centrum Studiów Arabskich (MECAS)
założone pod patronatem Królewskiego Instytutu Spraw
Międzynarodowych (RIIA) w 1944 roku przez Abbę Ebana, który później
został ministrem spraw zagranicznych i wicepremierem Izraela. MECAS
powstało w Szemlan na południe od Bejrutu jako centrum szkolenia
agentów brytyjskiego wywiadu i pracowników ministerstwa spraw
zagranicznych skierowanych do pracy na Bliskim Wschodzie”27.
Okrągły Stół brytyjskiego Królewskiego Instytutu Spraw
Zagranicznych jest odnogą tajnego stowarzyszenia utworzonego przez
brytyjskiego magnata przemysłowego Cecila Rhodesa w celu zjednoczenia
świata – poczynając od angielskojęzycznych dominiów – pod władzą
oświeconej elity, którą sam reprezentował. Amerykańskim odgałęzieniem
jest Rada Stosunków Międzynarodowych, najpotężniejszy i najbardziej
wpływowy think tank w tym kraju.
„Z projektem MECAS łączono tak ważnych Brytyjczyków, jak dyrektor
Tajnej Służby Wywiadu Martin Charteris, osobisty sekretarz królowej
Elżbiety sir Harold Beeley i Albert Hourani, członek RIIA o libańskich
korzeniach. Po 1940 roku w MECAS szkoliły się dosłownie setki
brytyjskich pracowników i agentów wywiadu – uczyli się języka
arabskiego, a także arabskiej historii i kultury. Do byłych uczniów
i nauczycieli zaliczają się słynny sir John Bagot Glubb i jego syn Faris
Glubb, George Kirk z RIIA, ambasador Wielkiej Brytanii w Arabii
Saudyjskiej A.J. Wilton, Kim Philby, sir Donald Maitland, płk Bertan
Thomas i inni. Wśród najważniejszych abiturientów jest wielu
współczesnych Lawrence’ów z Arabii, którzy powołali do życia Centrum
Arabsko-Brytyjskie.
Lista brytyjskich korporacji i banków, które od kilkudziesięciu lat
wspierają CAABU, brzmi jak imperialistyczny almanach: Barclay’s Bank,
British Aircraft Corp., British Bank of the Middle East, Lazard Brothers,
Lloyd’s International, Lonrho, National Westminster Bank, Rolls Royce
i Unilever. Bliskie związki łączą Towarzystwo Anglo-Arabskie sir Johna
Bagota Glubba z CAABU i MECAS. Glubb, były głównodowodzący
transjordańskiego Legionu Arabskiego, jest najważniejszym
przedstawicielem Wielkiej Brytanii na Bliskim Wschodzie. CAABU,
MECAS, Towarzystwo Anglo-Arabskie i Middle East International tworzą
elitarną sieć wsparcia dla operacji wywiadowczych, która sprawuje nadzór
nad Braćmi Muzułmanami”28.
Przez całe lata 70. XX wieku pojawiały się bezpośrednie dowody
potwierdzające, że kręgi związane z CAABU są łącznikiem Braci
Muzułmanów z kontynentalną Europą. Islamista Robert Dreyfuss pisze, że
„w Aachen w RFN tak zwany meczet Bilal29 związany z grupą o nazwie
Rada Islamska służył jako tajna baza wypadowa sił ajatollaha Chomeiniego.
Podczas próby destabilizacji Iranu przez grupy rewolucyjne Chomeiniego
i ichwanów w 1978 roku meczet Bilal był punktem zbiórki dla
zwolenników Chomeiniego z Paryża i Londynu. Stamtąd przedostawali się
przez Europę na Bliski Wschód. W tym przypadku kontakt był
utrzymywany przede wszystkim za pośrednictwem grup muzułmańskich
ekstremistów ze środowiska studenckiego”30.
Jednak najważniejsze działanie Braci Muzułmanów w imperium
brytyjskim to szerzenie obskurantyzmu, antyfilozoficznego ekstremizmu,
ksenofobii i kontrkultury wśród Egipcjan i Arabów, szczególnie zaś
studentów z tych grup etnicznych. Gdy nasiliły się ruchy syjonistyczne –
także sponsorowane przez Londyn, co wykażę w dalszej części książki –
„Bracia Muzułmanie stali się główną bronią w arsenale podżegaczy
reprezentujących antysemityzm i fałszywy arabski nacjonalizm, przez
których Brytyjczycy i wojsko Wielkiej Brytanii wciąż musieli występować
jako mediatorzy między walczącymi ze sobą frakcjami Arabów i Żydów”31.
Wystarczy się przyjrzeć, jaki efekt wywarła „rewolucja” prowadzona przez
Al-Kaidę i ISIS w Afganistanie, Iraku i Syrii na sposób myślenia
muzułmańskiej populacji, a szczególnie młodzieży. Piekielne hasła
głoszone przez zwolenników tego szaleństwa niszczą twórcze zdolności
umysłowe całego pokolenia.
Oczywiście właśnie taki cel chcieli osiągnąć Brytyjczycy.
Wyrugowanie z islamu wszystkich „wpływów zachodnich” – czyli technik
przemysłowych i rozwoju ekonomicznego – to podstawa prowadzonej
przez Wielką Brytanię polityki kolonialnej, w której chodzi
o doprowadzenie do zacofania podbijanych ziem.

Model psychologii mas


Kontrkultura, którą Brytyjczycy narzucili Bliskiemu Wschodowi, nie jest
pierwszym tego rodzaju przypadkiem w historii tego regionu. Znanym
precedensem było pojawienie się tam pogańskich obrzędów istniejących
w schyłkowym okresie starożytnego Egiptu i Cesarstwa Rzymskiego.
Zresztą o nich też można powiedzieć wiele ciekawych rzeczy. Kult Apolla
do dzisiaj ma duże znaczenie. Istnieje tak zwana czarna szlachta32,
a należące do niej rodziny i rodzinne tradycje polityczne mają swe korzenie
w czasach republiki rzymskiej. „Republika i imperium, pod których
rządami żyli ich przodkowie, były z kolei rządzone przez rzymski odłam
kultu Apolla. W tamtych czasach ich sekta była główną instytucją
udzielającą lichwiarskich pożyczek i czerpiącą korzyści z zadłużania się
regionu śródziemnomorskiego”33, prowadziła wywiad polityczny,
a ponadto sama będąc sektą, tworzyła nowe kulty.
Od śmierci Aleksandra Wielkiego do czasu, gdy kult Apolla34
przekształcił się w kult stoicyzmu35 (w II wieku p.n.e.), centrum tego kultu
było Królestwo Ptolemeuszów, skąd wpływał on na decyzje, które zapadały
w Rzymie. „W Egipcie kult Apolla łączył kulty Izydy i Ozyrysa, naśladując
wprost frygijski kult Dionizosa i rzymski Bachusa. To tam wyznawcy
Apolla stworzyli kult stoickiego irracjonalizmu. To kult Apolla stworzył
Cesarstwo Rzymskie, które z kolei stworzyło prawo rzymskie oparte na
antyhumanistycznej Etyce nikomachejskiej Arystotelesa. Taką tradycję
przekazują dalej stare »czarne« rody rzymskie”36. Te rzymskie rody
z upływem czasu zaczęto nazywać Czarną Szlachtą Wenecką.
W dzisiejszych czasach ich członkowie zajmują najważniejsze stanowiska
w tajnych elitarnych organizacjach, takich jak Klub Bilderberg.
Ich tradycja przetrwała pod przykrywką różnych instytucji, a istota
światopoglądu i doktryny pozostała niezmieniona. Brytyjska monarchia,
pasożytnicza arystokratyczna klasa właścicieli ziemskich i zdominowane
przez Brytyjczyków feudalne frakcje Zakonu Maltańskiego kontynuują
tradycję starożytnej sekty apollińskiej i politykę przez nią uprawianą.
Arystotelik wie, że „powszechny postęp technologiczny i naukowy
w warunkach umożliwiających edukację i swobodną innowacyjność, której
taki postęp wymaga, prowadzi do przywiązania się obywateli do twórczego
potencjału umysłu człowieka – czyli antytezy systemu oligarchicznego.
Rzeczą, której arystotelicy szczerze nienawidzili i której się bali przez
kilka tysięcy lat, była ich wiedza, że długotrwały, powszechny postęp
w nauce i technice, zewnętrzny stymulator polityki społecznej, oznacza
hegemonię republikańskiej formy rządów, która nieodwołalnie
przeciwdziała ustanowieniu oligarchicznego stylu władzy nad światem”37.
Sięgnęli po te same metody, którymi posługiwali się starożytni kapłani
Apolla i egipskiej bogini Izydy w trzecim tysiącleciu przed naszą erą –
propagowali dionizyjski kult używek, wspierali orgiastyczno-erotyczne
przejawy kontrkultury i rozszalałe hordy sabotażystów niszczących
maszyny, a także fanatycznych terrorystów – by z ich pomocą sterować
„ciemnymi masami” i zwrócić je przeciwko zwolennikom postępu
naukowo-technicznego.
Kult Izydy to religia, w której powszechne były narkotyki. Wśród jej
elementów są wysocy kapłani i tajne rytuały. Te tajne rytuały wciąż
praktykowała na przestrzeni wieków brytyjska rodzina królewska i jej
przyjaciele z klasy rządzącej. W Egipcie czczono Izydę za czasów III
dynastii w okresie Starego Państwa, czyli mniej więcej w 2780 roku p.n.e.
W gruncie rzeczy był to prymitywny pogański kult bogini matki. Kapłani
Izydy stanowią zamknięty krąg, a należący do niego członkowie
arystokracji praktykują kontrolę społeczeństwa, totalne ujarzmienie wolnej
woli, wyzysk i zniewolenie podwładnych. Kult Izydy – lecz bez jego
sekretów – został „spopularyzowany” przez dzieło literackie wysokiego
kapłana Izydy, Bulwera-Lyttona, zatytułowane Ostatnie dni Pompei. Syn
Bulwera-Lyttona pełnił funkcję wicekróla i generalnego gubernatora Indii
od 1876 do 1880 roku, kiedy znacznie wzrósł eksport bengalskiego opium
do Chin. Bulwer-Lytton był mentorem wicehrabiego Palmerston, który stał
na czele brytyjskiego parlamentu podczas wojen opiumowych, mających
wymusić na Chinach nie tylko kontynuację, ale też zwiększenie handlu
opium w tym kraju.

Sufizm
„Pod okiem Brytyjczyków ruch sufich był idealnie spójny z coraz wyraźniej
zarysowaną strategią »nowych mrocznych czasów«. Sufi szczególną uwagę
przywiązują do introspekcji, są przeciwnikami ego i osobowości, dlatego
w ich przypadku intelekt zostaje wyparty przez emocje i zmysłową
medytację. Organizacja i ideologia sufich, a także bardziej tradycyjna
organizacja Braci Muzułmanów opierają się na kontroli ideologicznej
i stanowią inspirację dla postawy zwanej w dzisiejszych czasach
integryzmem. Oligarchia, która rozpowszechnia nurt integrystyczny na
świecie, obecnie wykorzystuje sufizm jako ideologię obskurancką po to, by
manipulować ludźmi i utrzymać nad nimi kontrolę polityczną”38.
Od drugiej połowy XIX wieku, kiedy na Bliskim Wschodzie,
a szczególnie w Iranie i Egipcie, nasilał się antybrytyjski nacjonalizm,
brytyjscy rzecznicy sufizmu i mistycyzmu wymyślili ksenofobiczną
antyintelektualną doktrynę „fundamentalistyczną” obejmującą cały islam,
której mogli użyć przeciwko republikańskim i antykolonialnym ruchom,
jakie powstawały w owym czasie na Bliskim Wschodzie.
Przed I wojną światową i po jej zakończeniu „Arnold Toynbee, historyk
i pracownik brytyjskich służb wywiadu, nadzorował »projekt suficki« i inne
operacje na Bliskim Wschodzie, których owocem był Lawrence z Arabii
i Bracia Muzułmanie. W tych czasach Toynbee pełnił funkcję dyrektora
Królewskiego Instytutu Spraw Zagranicznych (RIIA), znanego też jako
Chatham House. Te same brytyjskie organizacje, które stworzyły ruch Braci
Muzułmanów jako (między innymi) siłę opozycyjną do wspieranego przez
Wielką Brytanię ruchu syjonistycznego, później doprowadziły do powstania
nazizmu z Adolfem Hitlerem na czele oraz faszyzmu z Benitem Mussolinim
jako liderem”39.

Sufizm na miarę XX wieku


Dzisiejszy integryzm islamski jest bezpośrednim wytworem nowego
projektu sufickiego, do którego realizacji Królewski Instytut Spraw
Zagranicznych przystąpił od razu po II wojnie światowej w celu wdrożenia
i upowszechnienia sufizmu.
Sufizm służył za przykrywkę wielu tajnym formacjom w Europie
i kamuflował zadania mieszczące się w ramach ogólniejszego projektu
„Jeden Świat” prowadzonego przez organizacje promujące zażywanie
narkotyków i upowszechniające tezy maltuzjańskie. Wśród członków
utworzonej w połowie lat 60. XX wieku Światowej Organizacji Sufickiej
byli zarówno Johannes Witteveen, były szef Międzynarodowego Funduszu
Walutowego (MFW), jak i Alexander King, jeden z założycieli
maltuzjańskiego Klubu Rzymskiego i były dyrektor komitetu nauki
i techniki Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD)
w Paryżu.
„Tym, co łączy islam i świat zachodni, jest ortodoksyjny, ostry sprzeciw
wobec nowoczesności, a także antynaukowa sieć Klubu Rzymskiego
Alexandra Kinga i Aurelia Peccei, brytyjski establishment
»bliskowschodni« reprezentowany przez sir Harolda Beeleya”40, oraz
Bracia Muzułmanie skupieni wokół już nieżyjącego agenta hitlerowskich
Niemiec i zbrodniarza wojennego Maaroufa al-Dawalibiego41 ze
Światowego Kongresu Muzułmańskiego – organizacji założonej
i prowadzonej od 1931 roku przez wielkiego muftiego al-Husajniego.
Ruchy integrystyczne, zbieżne z fundamentalizmem42, zagrażają
rządom państw w punktach zapalnych na świecie. „To nie są spontaniczne
ruchy duchowe, lecz owoc kilkudziesięciu lat budowy systemu, tworzenia
ideologii i zachęcania do kontaktu z niszczącymi umysł narkotykami po to,
żeby stworzyć siły, których można użyć w czasach kryzysu ekonomicznego
i groźby upadku instytucji państwowych, jak to dzieje się obecnie. Ruchu
integrystycznego – na przykład sił ajatollaha Chomeiniego – używa się jak
broni, kiedy trzeba przejąć świeckie rządy i kontrolować całe narody za
pomocą religii o szczególnej, irracjonalnej strukturze.
Te ruchy, czy to pozornie chrześcijańskie, żydowskie czy
muzułmańskie, są zdecydowanie przeciwne postępowi technicznemu
i istnieniu państw narodowych. Integryzm wręcz wraca do koncepcji
człowieka będącej kompletnym zaprzeczeniem idei, na której zbudowano
cywilizację zachodnią – wspólnej dla wszystkich trzech wielkich religii
i wyrażającej się w przykazaniu: »bądźcie płodni i rozmnażajcie się,
zapełniajcie ziemię i czyńcie ją sobie poddaną« – i próbuje zniszczyć
nowoczesne państwa narodowe, które są podstawą postępu gospodarczego,
naukowego i politycznego”43.
Sekty fundamentalistyczne są powiązane z operacjami terrorystycznymi
prowadzonymi pod hasłem „Europy regionów”, których celem jest
podzielenie europejskich narodów na małe i bezbronne prowincje, a linie
tych podziałów pozornie mają przebiegać wzdłuż granic etnicznych.

Operacje „Made in England”


Kiedy terroryści zabili trzeciego prezydenta Egiptu Anwara as-Sadata,
obalili szacha Iranu, próbowali doprowadzić do destabilizacji Arabii
Saudyjskiej i dokonali zamachu na gospodarkę światową podczas sztucznie
wywołanego w 1973 roku kryzysu naftowego, wyraźnie było widać, że
metody dokonywania zabójstw i wprowadzania destabilizacji zaczerpnięto
z podręcznika stosunków międzyludzkich Instytutu Tavistock.
Przyjrzyjmy się czterem konkretnym przypadkom destabilizacji na
odległość i na szeroką skalę, w których zastosowano te metody.
Destabilizacja Arabii Saudyjskiej w latach 70. XX w. i sztucznie
wywołany w kryzys naftowy
W pierwszej połowie lat 70. XX wieku intelektualiści o elitystycznych
poglądach i promujące globalizm instytucje skupiały się głównie na
wzroście demograficznym i rozwoju przemysłowym jako dwóch
największych wrogach rodzaju ludzkiego. „Organizacja Narodów
Zjednoczonych, Klub Rzymski, Tavistock Institute, Instytut Aspen i wiele
innych organizacji, które służyły za tubę elitom rządzącym, zaczęły
lamentować, że środowisko naturalne ulega degradacji, a industrializacja
staje się strasznym złem. Technika, nauka i postęp coraz bardziej wypadały
z łask. Elity uznały zasoby naturalne za swoją własność i nie chciały się
nimi dzielić z rozwijającym się i nabierającym kształtów Trzecim Światem.
Wzrost cen energii zahamował rozwój Trzeciego Świata, ale arabski
Bliski Wschód bardzo się wzbogacił. To wtedy globaliści zwrócili się
z prośbą o uzdrowienie sytuacji do swoich sprzymierzeńców, islamistów.
Islam miał zostać wykorzystany do ataku na uprzemysłowienie
i modernizację dzięki kłamstwu, że postęp cywilizacyjny jest niezgodny
z jego duchem i stanowi spisek Zachodu przeciwko sługom Allaha.
Tymczasem prawdziwy spisek był wymierzony przeciwko ludziom
o oliwkowej skórze – mieszkańcom Bliskiego Wschodu, którzy przez krótki
okres doświadczyli pozytywnej zmiany w jakości życia wyznaczanej przez
poziom edukacji, zatrudnienia, warunków mieszkaniowych, higieny
i odżywiania. Jednak wywodzący się z kręgów religijnych i inteligenckich
rzecznicy ignorancji, plugastwa i przemocy połączyli siły, by zepchnąć
dobrze prosperujący Bliski Wschód z powrotem do średniowiecza”44.
Przez całe lata 60. i 70. XX wieku Arabia Saudyjska i Iran utrzymywały
sojusz strategiczny i prowadziły wspólnie wiele działań związanych
z polityką, siłami zbrojnymi i służbami bezpieczeństwa45. Arabia
Saudyjska, która mogła się poszczycić produkcją jednej trzeciej
importowanej przez cały świat ropy naftowej, w latach 70. XX wieku
znalazła się na celowniku „rewolucji islamskiej”. Niemal od razu po
triumfalnym zwycięstwie rewolucji islamskiej nowe przywództwo Iranu
zwróciło się przeciwko Arabii Saudyjskiej i panującej w niej rodzinie
królewskiej46. „Wśród sił, które wykorzystano do destabilizacji władzy
saudyjskiej monarchii, był irański rząd ajatollaha Chomeiniego, jego
radykalni zwolennicy ze świata arabskiego i sterujący nimi specjaliści
z Wielkiej Brytanii, którzy większość życia spędzili na zgłębianiu
najskrytszych tajemnic Półwyspu Arabskiego”47. Beneficjentami tego
planowanego zamętu w szeregach najbardziej stabilnego rządu z grupy
OPEC48 były banki z londyńskiego City i kontrolowane przez nie
multinarodowe koncerny naftowe.
Celem Brytyjczyków – na krótką metę – było wprowadzenie
fundamentalnej zmiany w polityce Saudów. Chodziło o to, by przestali oni
utrzymywać stałe, niskie ceny ropy naftowej49 i zrezygnowali z rozliczeń
w dolarach amerykańskich na rzecz „koszyka walutowego”50, na przykład
wyznaczanej przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy międzynarodowej
jednostki rozrachunkowej SDR (Special Drawing Rights [specjalne prawa
ciągnienia]). „Upadek Arabii Saudyjskiej spowodowałby katastrofalny
w skutkach kryzys naftowy, w którym deficyt oraz gwałtowny wzrost cen
doprowadziłyby do narzucenia światowego reżimu energetycznego pod
auspicjami Międzynarodowej Agencji Energetycznej, która tylko czekała na
pretekst, by decydować o kierunkach eksportu ropy naftowej
i o konsumpcji energii”51.
Robert Dreyfuss, jeden z najwybitniejszych znawców Bliskiego
Wschodu, tłumaczy: „Sekret zamieszania w Arabii Saudyjskiej – tak jak
sekret rewolucji ajatollaha Chomeiniego w Iranie – polega na tym, że
Londyn wykorzystał kilka istniejących od dawna, przenikających się siatek
organizacyjnych. Z jednej strony byli to Bracia Muzułmanie, a z drugiej
takie formacje, jak radykalne lewicowe ugrupowanie Ludowy Front
Wyzwolenia Palestyny (PFLP), powszechnie kojarzone z zatwardziałym
marksistą George’em Habashem52.
Chcąc jeszcze bardziej zwiększyć napięcie w Arabii Saudyjskiej,
Brytyjczycy zrobili użytek z coraz silniejszego zagrożenia ze strony koalicji
plemion zbuntowanych przeciwko rodzinie panującej. W typowo
angielskim stylu postanowili podzielić terytorium kraju na mniejsze
państewka, które łatwo poddałyby się kontroli z zewnątrz. Skupili się
przede wszystkim na trzech podstawowych grupach plemiennych: Otaiba,
Kathani i Harb, a także na plemieniu Idrissi z południowo-zachodniej
Arabii. Przedstawicielami tych plemion wśród saudyjskich elit są głównie
wyszkoleni i uzbrojeni przez Brytyjczyków członkowie Gwardii
Narodowej, która jest oparta na strukturze plemiennej, a na jej czele stoi
książę Abdullah – jeden z najhojniejszych sponsorów Braci Muzułmanów
w Arabii Saudyjskiej”53.
Te plemiona ze wschodniej części Arabii Saudyjskiej są pozostałością
po siłach zgromadzonych przez T.E. „Lawrence’a z Arabii” i armię
brytyjską podczas I wojny światowej54. Należą do nich dawni przeciwnicy
króla Ibn Sauda i saudyjskie klany, które w końcu umocniły swoją
hegemonię na całym Półwyspie Arabskim. „Dokładnie w takim zakresie są
poddani władzy Londynu za pośrednictwem rozkazów wydawanych im
przez Braci Muzułmanów”55.

Przekręt naftowy w 1973 roku


Jednym z działań Londynu było wykorzystanie rewolucji islamskiej do
„wstrząśnięcia” światem i zapoczątkowania „kontrolowanego rozpadu”
światowej gospodarki – głównie za sprawą chaosu na międzynarodowych
rynkach naftowych i walutowych wywołanego rewolucją w Iranie.
Przeprowadzona ukradkiem destabilizacja Arabii Saudyjskiej była jednym
ze sposobów na osiągnięcie tego celu. Drugim był dalekosiężny plan
wywołania kryzysu naftowego, który miał zrujnować globalną gospodarkę
i doprowadzić świat do ekonomicznego upadku.
Trzeba zrozumieć, że zakrojona na szeroką skalę destrukcja światowej
gospodarki nie jest przypadkiem ani wynikiem błędnej kalkulacji wskutek
politycznych krętactw. Została zaplanowana. Jest absolutnie celowa.
Imperium zdaje sobie sprawę z faktu, że postęp ludzkości oznacza rychły
koniec imperialnej polityki. Wie, że nie uda mu się przetrwać w świecie,
w którym zachodzi wszechstronny rozwój naukowo-techniczny. Imperium
wie, że jedyną szansą dla niego jest świat, w którym ludzie są głupi
i posłuszni jak owce, zatem zwalcza struktury w rodzaju państw
narodowych, stanowiące oparcie dla życia i dla ewolucji cywilizacji.
Specjalnie bierze na cel państwa narodowe, niepodległe kraje – podejmuje
działania wymierzone przeciwko gospodarkom poszczególnych narodów,
by zniszczyć źródła, z których czerpią one swoją siłę.
Jest to celowe działanie.
Imperium to bynajmniej nie król czy królowa siedzący na złotym
tronie. Imperia sięgają dalej i wyżej. To system kontroli. Nadzorowania
wszystkiego przez międzynarodowy system finansowy znajdujący się
w rękach międzynarodowych bankierów. Globalizacja to po prostu nowa
postać imperium. To eliminacja bytu, którym jest państwo narodowe;
eliminacja swobody, eliminacja praw.
Jak zatem niszczy się popyt? Oczywiście za pomocą świadomego,
celowego rujnowania światowej gospodarki. Innymi słowy, za pomocą
„kontrolowanego rozpadu”. Właśnie to było sedno dokumentu
programowego sporządzonego przez potężny think tank, Radę Stosunków
Międzynarodowych (CFR) z bazą w Stanach Zjednoczonych. Mowa
o Projekcie na lata osiemdziesiąte. Kontrolowany rozpad i rozbicie
ośrodków zaawansowanego rozwoju naukowego – CFR, jedna z głównych
instytucji oligarchii w Stanach Zjednoczonych nazwała ten projekt
„największym przedsięwzięciem w jej historii”.
„Trzydziestotrzytomowy raport CFR zawierał strategię, którą oligarchia
– używając swoich wpływów – wprowadziła w życie w drugiej połowie lat
70. XX wieku i podczas kolejnej dekady. Członkowie Rady doprowadzili
do jednej z największych zmian w polityce gospodarczej i państwowej
w XX wieku – fundamentalnej zmiany w kierunku gospodarki
postindustrialnej”56.
Co właściwie znaczy „kontrolowany rozpad”? Tyle, że globalna
gospodarka zostanie pchnięta w kierunku dezintegracji – ale nie bez
kontroli. Oligarchia miała nadzieję, że uda jej się sterować tym procesem.
W tym celu siły zewnętrzne musiały wywołać wstrząsy, które miały
zburzyć system ekonomiczny na świecie: kryzysy naftowe, limity
kredytowe, nagłe zmiany stóp procentowych, zahamowanie, a w końcu
odwrócenie wzrostu gospodarczego.
Jednocześnie ustanowiono rynek transakcji natychmiastowych
w branży naftowej, rynki euroobligacji, rynek instrumentów pochodnych,
rozbudowano system prowadzenia rozliczeń w rajach podatkowych oraz
prania przez niektóre z największych na świecie korporacji bankowych
ogromnych kwot pieniędzy pochodzących z handlu narkotykami, które
później służyły do wspierania działań terrorystycznych. W ciągu ostatnich
kilku lat przyłapano niektóre z największych instytucji bankowych na
praniu miliardów dolarów wpłacanych na ich konta przez osoby czerpiące
nielegalne zyski z handlu narkotykami. Byli wśród nich tacy giganci, jak
Wachovia Bank, HSBC, CitiGroup i Coutts, prywatny bank angielskiej
królowej.
„Skutki tej polityki były błyskawiczne i druzgocące, szczególnie
dlatego że oligarchia sztucznie wywołała dwa kryzysy naftowe w latach 70.
XX wieku, by napędzić gwałtowny wzrost cen ropy. W Stanach
Zjednoczonych produkcja przemysłowa i rolna zanotowały ogromny
spadek”57.
Czy to nie wygląda jak zwrot w kierunku społeczeństwa
postindustrialnego? Oczywiście, tak.

System z Bretton Woods i przekręt naftowy w latach 70. XX wieku


Od połowy lat 60. XX wieku aż do końca dekady Brytyjczycy pod rządami
premiera Harolda Wilsona podejmowali działania zmierzające do osłabienia
i faktycznego zniszczenia systemu walutowego zwanego systemem
z Bretton Woods. W 1971 roku Nixon ostatecznie położył kres jego
istnieniu. W ten sposób przygotowano grunt pod transformację systemu
stałych kursów walut, które działały na korzyść produktywnego rozwoju
i inwestycji. Po 1971 roku zyskiwali spekulanci.
Prezydent Nixon ostatecznie odszedł od wymienialności dolara na
złoto, co z kolei doprowadziło do upadku systemu z Bretton Woods
i przerwało tamę, przez którą popłynął strumień manipulacji znanych nam
do dzisiaj – fluktuacji kursu walutowego, gierek na rynku naftowym,
wszelkiego rodzaju baniek spekulacyjnych. Te zdarzenia zbiegły się
w czasie z powstaniem grupy Inter-Alpha, czyli oligarchicznego aparatu
bankowego pod kierownictwem Jacoba Rothschilda, który zaczął
nadmuchiwać bańkę – jak się później okazało, zastąpiła ona poprzedni
system.
System z Bretton Woods zapewniał stabilność. Jeżeli chcesz wywołać
na świecie chaos, przede wszystkim pozbywasz się właśnie stabilizujących
go instytucji. Jak wyeliminować stabilność z rynków? Przede wszystkim
wyrzuć do kosza sztywne kursy wymiany walut i towarów, a potem
przeciągnij na swoją stronę Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz
Walutowy i wbrew zamiarom Franklina Delano Roosevelta, który chciał, by
te instytucje były instrumentami dekolonizacji, zmień je w agencje
imperium.
W pierwszych miesiącach 1973 roku dolar tracił wartość, a gospodarki
Francji, Niemiec i Japonii przeżywały gwałtowny rozkwit. Na początku
1973 roku marka zachodnioniemiecka już prześcignęła brytyjskiego funta,
a na przełomie lipca i sierpnia była na dobrej drodze, by zdobyć przewagę
nad niedomagającym dolarem amerykańskim.
W maju 1973 roku doszło do spotkania Klubu Bilderberg
w ekskluzywnym szwedzkim kurorcie Saltsjöbaden. „Członkowie pewnych
elit związanych z bankami centralnymi w Nowym Jorku uznali, że nadszedł
czas na wywołanie silnego wstrząsu, który zmieni kierunki rozwoju
globalnej gospodarki, nawet jeżeli odbędzie się to kosztem recesji
w gospodarce amerykańskiej – ten skutek uboczny nieszczególnie ich
martwił, pod warunkiem, że sami mieli decydować o kierunkach przepływu
pieniędzy”58.
Głównym punktem tego spotkania Klubu Bilderberg była dyskusja na
temat szoku naftowego – planowanego na najbliższe miesiące
czterystuprocentowego wzrostu cen ropy naftowej ze strefy OPEC.
Ekonomista William Engdahl tłumaczy: „Cała dyskusja nie dotyczyła tego,
w jaki sposób, jako najpotężniejsi przedstawiciele uprzemysłowionych
narodów świata, możemy przekonać arabskie kraje zrzeszone w OPEC,
żeby nie podnosiły tak drastycznie cen. Rozmawiali tylko o tym, co zrobią
z petrodolarami, które nieuchronnie zaczęłyby spływać od arabskich
członków OPEC do londyńskich i nowojorskich banków”59.
Czterokrotny wzrost ceny ropy naftowej w latach 1973–1974 uratował
dolara. W naftowym morzu dolar wypłynął na powierzchnię. Pamiętajmy,
że w sierpniu 1971 roku Nixon odszedł od wymienialności dolara na złoto,
powodując, że wartość tej waluty spadła o mniej więcej czterdzieści procent
względem innych głównych walut, takich jak marka niemiecka i japoński
jen. Czynnikiem, który uratował dolara i Wall Street, ale nie amerykańską
gospodarkę, był wstrząs na rynku naftowym wywołany przez
czterystuprocentowy wzrost cen ropy wydobywanej przez OPEC.
Ten szok cenowy spowolnił rozwój Europy, zadał śmiertelny cios
industrializacji w rozwijających się państwach Trzeciego Świata, które na
początku lat 70. cieszyły się wysoką dynamiką wzrostu, a także przesunął
ciężar władzy z powrotem w kierunku Wall Street i systemu opartego na
dolarze.
Był to początek procesu systematycznego rozkradania prawdziwych
bogactw, które umożliwiały rozwój wszystkich głównych narodów na
świecie. To, co w dzisiejszych czasach można zobaczyć w Arabii
Saudyjskiej i w innych krajach Zatoki Perskiej, jest jedynie imitacją państw
zdominowanych przez londyńskie City.
Zastanawiasz się, jak to możliwe? Widzisz, „rynek produktów
naftowych nie jest kontrolowany przez OPEC, lecz przez imperium
brytyjskie, które dominuje w wielkich firmach naftowych tworzących
międzynarodowy kartel petrochemiczny. Zakres działalności tych firm
kończy się na transporcie, przetwarzaniu i dystrybucji produktów
petrochemicznych – panują nad fizyczną stroną biznesu naftowego –
tymczasem ceny są ustalane za pośrednictwem rynków finansowych. Taki
układ pozwala na regulowanie cen niezależnie od podaży i popytu,
a finansiści, którzy sterują losami Europy, potrafią go doskonale
wykorzystać”60.
Wojna egipsko-izraelska posłużyła jako pretekst, by wprowadzić
embargo na handel ze Stanami Zjednoczonymi i innymi państwami, które
poparły w tym konflikcie Izrael. Sztucznie wywołany kryzys naftowy
spowodował gigantyczne transfery pieniędzy – tak zwanych petrodolarów.
Nominalnie beneficjentami tych transakcji były kraje grupy OPEC, ale
całością środków zarządzały Londyn i Wall Street. W ten sposób oligarchia
finansowa w swoich głównych ośrodkach wykorzystała sztucznie
stworzony kryzys naftowy, by zapewnić sobie dominację w dziedzinie
udzielania światu pożyczek i w ten sposób całkowicie zatrzymać rozwój.
Były to narzędzia niezbędne do przeprowadzenia restrukturyzacji Wall
Street w latach 70. XX wieku – przygotowały grunt dla popularnych
w latach 80. obligacji śmieciowych, a także dla instrumentów pochodnych,
których rynek rozkwitł w latach 90.
Oligarchia wykorzystała sztucznie wywołany kryzys naftowy, by
„sfinansować działania, których celem była transformacja Stanów
Zjednoczonych od wewnątrz, między innymi przejęcie amerykańskiego
systemu bankowego i kartelizacja – maskowana jako fuzje i wykupy –
amerykańskich firm. Wall Street zmieniła się w wielkie kasyno, w którym
inwestycje zastąpił hazardowy obrót instrumentami finansowymi, a kontakt
z rzeczywistością został zerwany. Jednocześnie petrodolary posłużyły do
wytoczenia wojny kulturowej amerykańskiemu społeczeństwu, mającej
zamydlić mu oczy, uniemożliwić dostrzeżenie wyrządzonych szkód,
a nawet kłamliwie wmówić mu, że ma do czynienia z postępem”61.
Imperium posunęło się do wielkiego finansowego przekrętu, żeby
przeprowadzić atak, którego cel stanowiło panowanie nad światem.
„Obecnie zaczynamy obserwować skutki tego ataku. Bańka spekulacyjna
pękła, a wielka machina finansowa, która miała zastąpić przemysł jako siła
napędowa gospodarki, okazała się tak prawdziwa jak nowe szaty cesarza.
Został nam zbankrutowany system bankowy osadzony na przerdzewiałej na
wylot skorupie gospodarki zależnej od »globalnej korporacji« w wielu
dziedzinach życia”62.
Postęp i rozwój zostały zniszczone staraniami karteli finansowych,
które kontrolują światową gospodarkę.

Ajatollah Chomeini i rewolucja w Iranie


„Upodobnienie Iranu do Kambodży było zaplanowanym skutkiem
interwencji w tym kraju w latach bezpośrednio poprzedzających odsunięcie
od władzy szacha”63. Kryzys dyplomatyczny związany
z przetrzymywaniem zakładników w amerykańskiej ambasadzie
w Teheranie stanowił narzędzie politycznej rozgrywki. „Został wywołany
przez frakcję zwolenników Busha seniora w CIA i przeprowadzony dzięki
zawiązanemu wcześniej sojuszowi z islamskimi fundamentalistami
Chomeiniego”64. Miał dwa cele. Pierwszy: zachować charakter państwowy
Iranu i nie dopuścić do szerzenia się w nim komunizmu, w czym miało
pomóc oddanie Chomeiniemu pełni władzy, i drugi: zasiać chaos
w administracji Cartera i wprowadzić George’a Busha do Białego Domu.
Przy prawdziwej historii rewolucji irańskiej bledną nawet takie
powieści szpiegowskie, jak The Crash of ’79 Paula Erdmana. Chcąc dociec
prawdy, musimy zerknąć za zamknięte drzwi najpotężniejszych, najbardziej
prestiżowych banków, firm naftowych i korporacji przemysłowych, a także
dostać się do sal konferencyjnych w drapaczach chmur, gdzie zbierają się
elitarne kluby, takie jak nowojorska Rada Stosunków Międzynarodowych
lub Królewski Instytut Spraw Międzynarodowych. „Iran stanowi poligon
zakulisowej wojny, która wciąż toczy się w międzynarodowych kręgach
ludzi zarządzających wielkimi pieniędzmi i ich przyjaciół z różnych służb
wywiadu państw Paktu Północnoatlantyckiego, Izraela i Bliskiego
Wschodu”65.
Autorami operacji, która dała władzę nad Iranem ajatollahowi
Chomeiniemu, byli członkowie Klubu Rzymskiego – najważniejszej
instytucji na świecie, która forsuje maltuzjański model depopulacji –
Instytutu Studiów Politycznych, Instytutu Tavistock z Sussex w Anglii,
Instytutu Studiów Humanistycznych w Aspen, Towarzystwa Jezusowego –
czyli jezuitów – i katedry nauk socjologiczno-antropologicznych paryskiej
Sorbony.
Współpracując z poszczególnymi osobami na dworze szacha, takimi jak
cesarzowa Farah, a także urzędnikami odpowiedzialnymi za edukację,
kulturę i planowanie oraz „dworskimi filozofami” w rodzaju Seyyeda
Hosseina Nasra, Klub Rzymski i jego wspólnicy zaszczepili w Iranie
korzenie organizacji dążącej do degradacji przemysłu w kraju.
„Poza granicami Iranu Klub Rzymski miał pod swoją opieką
niechętnych szachowi »dysydentów« ze środowisk emigracyjnych, których
sztandarowym przedstawicielem był ówczesny prezydent Islamskiej
Republiki Iranu Abol Hassan Bani-Sadr. Po obaleniu szacha mieli oni
stworzyć klasę rządzącą o poglądach podobnych do władz Kambodży”66.
Pomijając popularne teorie spiskowe67, trzeba jednak stwierdzić, że:
„Iran nie padł ofiarą żadnego »spisku komunistycznego« ani nie poddał się
obcej indoktrynacji ideologicznej lub rewolucyjnej68. Bani-Sadr, Sadegh
Ghotbzadeh i Ibrahim Yazdi nie byli »agentami komunistycznymi« ani
agentami Stanów Zjednoczonych69, lecz raczej członkami »wyszkolonej
przez jezuitów grupy wywiadowczej, która otaczała Chomeiniego, odkąd
ajatollah przybył do Paryża w 1978 roku«70. Rozpowszechniana przez koła
brytyjskiego wywiadu »komunistyczna« interpretacja dramatycznych losów
Iranu wciąż dominuje wśród wpływowych zwolenników poprzedniego
reżimu. Należy zatem ogólnie przedstawić Klub Rzymski, jego plan
operacyjny wobec Iranu i środki, którymi się posługuje, wywołując
rewolucje radykałów.
Ustaloną przez tę oligarchiczną grupę perspektywą dla Iranu na lata
1968–1975 była przebudowa tego kraju jako zbrojnego podmiotu zdolnego
do »zarządzania sytuacjami kryzysowymi« wynikającymi z jego pozycji
geopolitycznej. Na przełomie lat 1968 i 1969 celem właśnie utworzonego
przez NATO Klubu Rzymskiego71 było zapoczątkowanie w rozwiniętych
częściach świata »epoki postindustrialnej«72 pod pretekstem, że
uprzemysłowienie grozi wyczerpaniem »przetrzebionych złóż surowców
naturalnych« na świecie. Przeprowadzono serię operacji, które miały
poprzeć tę tezę – pierwszą z nich było wywołanie kryzysu naftowego na
przełomie lat 1973 i 1974. Zdaniem założyciela Klubu Rzymskiego Aurelia
Pecceiego propaganda dotycząca »granic wzrostu«73 była elementem
»terapii szokowej« mającej przygotować społeczeństwo na ponadnarodowy
podział zasobów, którymi mieli dysponować zrzeszeni w Klubie Rzymskim
członkowie NATO i ONZ.
Studenci i członkowie ulicznych gangów zostali wtłoczeni do
pojawiających się nagle w drugiej połowie lat 60. XX wieku ruchów
ekologicznych, takich jak Greenpeace i WWF, oraz do innych sekt
kontrkulturowych. Podstawowym celem tego przedsięwzięcia była
dyskredytacja rozwoju przemysłowego opartego na energii jądrowej oraz
jego głównego orędownika w krajach Trzeciego Świata, szacha Iranu.
Począwszy od września 1975 roku, Peccei, Jacques Freymond
z Genewy i inni członkowie Klubu Rzymskiego zmobilizowali europejską
sieć Braci Muzułmanów, żeby: 1) nadać islamowi »perspektywę
edukacyjną«, a potem 2) wykorzystać nową, syntetyczną, stagnacyjną
wersję islamu jako broń przeciwko Europie i Stanom Zjednoczonym.
Organizatorzy tego dwuetapowego procesu, który nazwano: »Islam
i Zachód«, spotkali się po raz pierwszy na sesji organizacyjnej w 1976 roku
na uniwersytecie w Cambridge.
Pod przewodnictwem Pecceiego, lorda Caradona z Wielkiej Brytanii,
przywódcy Braci Muzułmanów Marufa ad-Dawalibiego i innych »Islam
i Zachód« przygotował ogólny program swojej działalności w zakresie
nauki i techniki74. Ów program – opublikowany w 1979 roku – został
sporządzony przez Międzynarodową Federację Instytutów Badań
Zaawansowanych (IFIAS), na której czele stał członek Klubu Rzymskiego
i doradca NATO w sprawach naukowych Alexander King. Sens tego
dokumentu sprowadza się do twierdzenia, że »musimy wrócić do bardziej
duchowej koncepcji życia […] Pierwszą lekcją, którą islam daje nam
o nauce, jest nacisk, jaki kładzie na ideę zbilansowanego wykorzystania
światowych zasobów naturalnych – równowagę, która nie zburzy
ekologicznego porządku, od którego ostatecznie zależy nasze wspólne
przetrwanie«”75. Ten argument już od renesansu służy do ataków na postęp
naukowo-techniczny w Europie i Ameryce Północnej.
Orkiestra marszowa
Robert Dreyfuss tłumaczy, że drugi etap destabilizacji Iranu został
zapoczątkowany w 1977 roku przez brytyjski tajny wywiad (SIS)
i Międzynarodówkę Socjalistyczną przy współpracy administracji
Jimmy’ego Cartera w Stanach Zjednoczonych, Instytutu Studiów
Politycznych i niektórych wydziałów izraelskiego wywiadu. „Klub
Rzymski i lobby obrońców praw człowieka, między innymi ich zwolennicy
w Departamencie Stanu USA, ramię w ramię z Kościołem anglikańskim
i liberalnymi organizacjami spod znaku Światowej Rady Kościołów
połączyły wysiłki, by wzniecić »irańską rewolucję«”76.
W listopadzie 1977 roku w Lizbonie odbyła się konferencja pod
patronatem Międzywyznaniowego Sympozjum Pokojowego, utworzonego
przez między innymi Cyrusa Vance’a (który wówczas pełnił funkcję
dyrektora projektu nowojorskiej Rady Stosunków Międzynarodowych)
i członka Klubu Rzymskiego Sola Linowitza.
„To wydarzenie w Lizbonie w 1977 roku zorganizowali dwaj wiodący
jezuici, William Ryan i Philip Land, którzy pracują dla stowarzyszonej
z Klubem Rzymskim waszyngtońskiej grupy eksperckiej pod nazwą Center
of Concern. Konferencję lizbońską zwołano po to, żeby »ustanowić
powiązanie między religiami świata i konferencją Klubu Rzymskiego pod
tytułem ‘Reshaping the International Order’ [przemodelowanie ładu
międzynarodowego]«”77. Impreza w Lizbonie, zatytułowana: „The
Changing World Order: Challenge to Our Faiths”, zgromadziła takie
osobistości, jak Richard Falk z uniwersytetu w Princeton (członek Klubu
Rzymskiego) i kilku przedstawicieli Braci Muzułmanów, wśród których
znaleźli się: szkolony przez jezuitów Ismail Faruqi z uniwersytetu Temple
oraz Khurshid Ahmad, były szef Fundacji Islamskiej w Leicester, a obecnie
minister planowania strategicznego w rządzie Pakistanu. W 1978 roku
wszyscy oni przyczynili się do tworzenia aparatu wsparcia dla
Chomeiniego.
„Innym człowiekiem zaangażowanym w ten proces był Roger Garaudy,
francuski filozof związany z jezuitami, i jego Instytut Dialogu Cywilizacji.
Garaudy, który stał się de facto doradcą szacha w sprawach planowania
gospodarczego i »strategii rozwoju«, był jednocześnie ważnym
koordynatorem antyzachodnich lewicowych radykałów w Iranie,
ultralewicy w Algierii, podobnych afrykańskich bastionów Klubu
Another random document with
no related content on Scribd:
his wit, at her cost, she was determined to pay, in her way, with an
exorbitant addition of interest upon the debt he made her incur.
The noble lord had, among the other qualifications of the fine
gentleman of the period, an alacrity in lying. He would gravely assure
the princess that her royal highness was in error; that he could never
presume to mimic her; and thereupon he would only watch for a turn
of her head to find an opportunity for repeating the offence which he
had protested could not possibly be laid to his charge.
Caroline was correct in asserting that she had a bitter tongue. It
was under control, indeed; but when she gave it unrestricted
freedom, its eloquence was not well savoured. Indeed her mind was
far less refined than has been generally imagined. Many
circumstances might be cited in proof of this assertion; but perhaps
none is more satisfactory, or conclusive rather, than the fact that she
was the correspondent of the Duchess of Orleans, whose gross
epistles can be patiently read only by grossly inclined persons; but
which, nevertheless, tell so much that is really worth knowing that
students of history read, blush, and are delighted.
The Prince of Wales, dissatisfied with his residences, entered
into negotiations for the purchase of Buckingham House. That
mansion was then occupied by the Dowager-duchess of
Buckingham, she whose mother was Catherine Sedley, and whose
father was James II. She was the mad duchess, who always went
into mourning and shut up Buckingham House on the anniversary of
the death of her grandfather, Charles I. The duchess thus writes of
the negotiation, in a letter to Mrs. Howard:—
‘If their royal highnesses will have everything stand as it is,
furniture and pictures, I will have 3,000l. per annum. Both run hazard
of being spoiled; and the last, to be sure, will be all to be new
bought, whenever my son is of age. The quantity the rooms take
cannot be well furnished under 10,000l. But if their highnesses will
permit all the pictures to be removed, and buy the furniture as it will
be valued by different people, the house shall go at 2,000l. If the
prince or princess prefer much the buying outright, under 60,000l. it
will not be parted with as it now stands; and all his Majesty’s revenue
cannot purchase a place so fit for them, nor for less a sum. The
princess asked me at the drawing-room if I would not sell my fine
house. I answered her, smiling, that I was under no necessity to part
with it; yet, when what I thought was the value of it should be offered,
perhaps my prudence might overcome my inclination.’
At the period when Caroline expressed some inclination to
possess this residence, on the site of the old mulberry garden, there
was a mulberry garden at Chelsea, the owner of which was a Mrs.
Gale. In these gardens some very rich and beautiful satin was made,
from English silkworms, for the Princess of Wales, who took an
extraordinary interest in the success of ‘the native worm.’ The
experiments, however, patronised as they were by Caroline, did not
promise a realisation of sufficient profit to warrant their being
pursued any further.
The town residence of the prince and princess lacked, of course,
the real charms, the quieter pleasures, of the lodge at Richmond.
The estate on which the latter was built formed part of the forfeited
property of the Jacobite Duke of Ormond.
The prince and princess kept a court at Richmond, which must
have been one of the most pleasant resorts at which royalty has ever
presided over fashion, wit, and talent. At this court the young (John)
Lord Hervey was a frequent visitor, at a time when his mother, Lady
Bristol, was in waiting on the princess, and his brother, Lord Carr
Hervey, held the post of groom of the bedchamber to the prince. Of
the personages at this ‘young court,’ the right honourable John
Wilson Croker thus speaks:—
‘At this period Pope and his literary friends were in great favour
at this “young court,” of which, in addition to the handsome and
clever princess herself, Mrs. Howard, Mrs. Selwyn, Miss Howe, Miss
Bellenden, and Miss Lepell, with Lords Chesterfield, Bathurst,
Scarborough, and Hervey, were the chief ornaments. Above all, for
beauty and wit, were Miss Bellenden and Miss Lepell, who seem to
have treated Pope, and been in return treated by him, with a
familiarity that appears strange in our more decorous days. These
young ladies probably considered him as no more than what Aaron
Hill described him—

Tuneful Alexis, on the Thames’ fair side,


The ladies’ plaything and the Muse’s pride.’

Mr. Croker notices that Miss Lepell was called Mrs. according to
the fashion of the time. It was the custom so to designate every
single lady who was old enough to be married.
Upon Richmond Lodge Swift showered some of his most
pungent verses. He was there more than once when it was the
scene of the ‘young court.’ Of these occasions he sang, after the
princess had become Queen, to the following tune:—

Here went the Dean, when he’s to seek,


To sponge a breakfast once a week,
To cry the bread was stale, and mutter
Complaints against the royal butter.
But now I fear it will be said,
No butter sticks upon his bread.
We soon shall find him full of spleen,
For want of tattling to the Queen;
Stunning her royal ears with talking;
His rev’rence and her highness walking.
3
Whilst saucy Charlotte, like a stroller,
Sits mounted on the garden roller.
A goodly sight to see her ride,
With ancient Mirmont at her side.
In velvet cap his head is warm,
His hat, for shame, beneath his arm.

Other poets were occasionally more audacious than Swift in


appropriating domestic incidents in the princess’s family for their
subjects. Early in 1723 one of them thus addresses an expected
member of that family:—
Promis’d blessing of the year,
Fairest blossom of the Spring,
Thy fond mother’s wish;—appear!
Haste to hear the linnets sing!
Haste to breathe the vernal air,
Come to see the primrose blow;
Nature doth her lap prepare,
Nature thinks thy coming slow.
Glad the people, quickly smile
Darling native of our isle.

The gentle Princess Mary (subsequently the unhappy Princess


of Hesse) cannot be said to have kept the linnets or the primroses
waiting, the birth of this fourth daughter of the Prince and Princess of
Wales having taken place on the 22nd of February 1723.
During a large portion of the married life of George Augustus and
Caroline, each was supposed to be under the influence of a woman,
whose real influence was, however, overrated, and whose
importance, if great, was solely so because of the undue value
attached to her imaginary influence. Both those persons were of the
‘young court,’ at Leicester House and Richmond Lodge.
The women in question were Mrs. Howard, the prince’s
‘favourite,’ and Mrs. Clayton, bedchamber-woman, like Mrs. Howard,
to Caroline. The first lady was the daughter of a Knight of the Bath,
Sir Henry Hobart. Early in life she married Mr. Howard, ‘the younger
brother of more than one Earl of Suffolk, to which title he at last
succeeded himself, and left a son by her, who was the last earl of
that branch.’ The young couple were but slenderly dowered; the lady
had little, and her husband less. The court of Queen Anne did not
hold out to them any promise of improving their fortune, and
accordingly they looked around for a locality where they might not
only discern the promise, but hope for its realisation. Their views
rested upon Hanover and ‘the rising sun’ there; and thither,
accordingly, they took their way; and there they found a welcome at
the hands of the old Electress Sophia, with scanty civility at those of
her grandson, the Electoral Prince.
At this time, the fortunes of the young adventurers were so low,
and their aspirations so high, that they were unable to give a dinner
to the Hanoverian minister, till Mrs. Howard found the means by
cutting off a very beautiful head of hair and selling it. If she did this in
order that she might not incur a debt, she deserves some degree of
praise, for a habit of prompt payment was not a fashion of the time.
The sacrifice probably sufficed; for it was the era of full-bottomed
wigs, which cost twenty or thirty guineas, and Mrs. Howard’s hair, to
be applied to the purpose named, may have brought her a dozen
pounds, with which a very recherché dinner might have been given,
at the period, to even the most gastronomic of Hanoverian ministers,
and half-a-dozen secretaries of legation to boot.
The fortune sought for was seized, although it came but in a
questionable shape. After the lapse of some little time, the lady had
made sufficient impression on the hitherto cold Prince George
Augustus to induce him, on the accession of his father to the crown
of England, to appoint her one of the bedchamber-women to his
wife, Caroline, Princess of Wales.
When Mrs. Howard had won what was called the ‘regard’ of the
prince, she separated from her husband. He, it is true, had little
regard for, and merited no regard from, his wife; but he was resolved
that she should attain not even a bad eminence unless he profited by
it. He was a wretched, heartless, drunken, gambling profligate; too
coarse, even, for the coarse fine gentlemen of the day. When he
found himself deserted by his wife, therefore, and discovered that
she had established her residence in the household of the prince, he
went down to the palace, raised an uproar in the courtyard, before
the guards and other persons present, and made vociferous
demands for the restoration to him of a wife whom he really did not
want. He was thrust out of the quadrangle without much ceremony,
but he was not to be silenced. He even appears to have interested
the Archbishop of Canterbury in the matter. The prelate affected to
look upon the princess as the protectress of her bedchamber-woman
and the cause of the latter living separate from her husband, to
whom he recommended, by letter, that she should be restored.
Walpole says, further, that the archbishop delivered an epistle from
Mr. Howard himself, addressed through the Princess Caroline to his
wife, and that the princess ‘had the malicious pleasure of delivering
the letter to her rival.’
Mrs. Howard continued to reside under the roof of this strangely-
assorted household. There was no scandal excited thereby at the
period, and she was safe from conjugal importunity, whether at St.
James’s Palace or Leicester House. ‘The case was altered,’ says
Walpole, ‘when, on the arrival of summer, their royal highnesses
were to remove to Richmond. Being only woman of the bedchamber,
etiquette did not allow Mrs. Howard the entrée of the coach with the
princess. She apprehended that Mr. Howard might seize her upon
the road. To baffle such an attempt, her friends, John, Duke of
Argyle, and his brother, the Earl of Islay, called for her in the coach of
one of them, by eight o’clock in the morning of the day by noon of
which the prince and princess were to remove, and lodged her safely
in their house at Richmond.’ It would appear, that after this period the
servant of Caroline and the favourite of George Augustus ceased to
be molested by her husband; and, although there be no proof of that
gentleman having been ‘bought off,’ he was of such character,
tastes, and principles, that he cannot be thought to have been of too
nice an honour to allow of his agreeing to terms of peace for
pecuniary ‘consideration.’
George thought his show of regard for Mrs. Howard would stand
for proof that he was not ‘led’ by his wife. The regard wore an
outwardly Platonic aspect, and daily at the same hour the royal
admirer resorted to the apartment of the lady, where an hour or two
was spent in ‘small talk’ and conversation of a generally
uninteresting character.
It is very illustrative of the peculiar character of George
Augustus, that his periodical visits, every evening at nine, were
regulated with such dull punctuality ‘that he frequently walked about
his chamber for ten minutes, with his watch in his hand, if the stated
minute was not arrived.’
Walpole also notices the more positive vexations Mrs. Howard
received when Caroline became Queen, whose head she used to
dress, until she acquired the title of Countess of Suffolk. The Queen,
it is said, delighted in subjecting her to such servile offices, though
always apologising to her good Howard. ‘Often,’ says Walpole, ‘her
Majesty had more complete triumph. It happened more than once
that the King, coming into the room while the Queen was dressing,
has snatched off the handkerchief, and turning rudely to Mrs.
Howard, has cried, ‘Because you have an ugly neck yourself, you
hide the Queen’s.’
One other instance may be cited here of Caroline’s dislike of her
good Howard. ‘The Queen had an obscure window at St. James’s
that looked into a dark passage, lighted only by a single lamp at
night, which looked upon Mrs. Howard’s apartment. Lord
Chesterfield, one Twelfth Night at court, had won so large a sum of
money that he thought it not prudent to carry it home in the dark, and
deposited it with the mistress. Thence the Queen inferred great
intimacy, and thenceforwards Lord Chesterfield could obtain no
favour from court; and, finding himself desperate, went into
opposition.’ But this is anticipating events. Let us speak of the other
bedchamber-woman of the Princess of Wales and subsequently of
Queen Caroline, also a woman of considerable note in the quiet and
princely circle at Leicester House, and the more brilliant réunions at
St. James’s and Kensington. She was a woman of fairer reputation,
of greater ability, and of worse temper than Mrs. Howard. Her
maiden name was Dyves, her condition was of a humble character,
but her marriage with Sir Robert Clayton, a clerk in the Treasury,
gave her importance and position, and opportunity to improve both.
Her husband, in addition to his Treasury clerkship, was one of the
managers of the Marlborough estates in the duke’s absence, and
this brought his wife to the knowledge and patronage of the duchess.
The only favour ever asked by the latter of the House of Hanover
was a post for her friend Mrs. Clayton, who soon afterwards was
appointed one of the bedchamber-women to Caroline, Princess of
Wales.
Mrs. Clayton has been as diversely painted by Lord Hervey and
Horace Walpole as Chesterfield himself. It is not to be disputed,
however, that she was a woman of many accomplishments; of not so
many as her flatterers ascribe to her, but of more than were
conceded to her by her enemies. The same may be said of her
alleged virtues. Walpole describes her as a corrupt, pompous
simpleton, and Lord Hervey as a woman of great intelligence and
rather ill-regulated temper, the latter preventing her from concealing
her thoughts, let them be what they might. The noble lord intimates,
rather than asserts, that she was more resigned than desirous to live
at court, for the dirty company of which she was too good, but whom
she had the honesty to hate but not the hypocrisy to tell them they
were good. Hervey adds, that she did good, for the mere luxury
which the exercise of the virtue had in itself. Others describe her as
corrupt as the meanest courtier that ever lived by bribes. She would
take jewels with both hands, and wear them without shame, though
they were the fees of offices performed to serve others and enrich
herself. The Duchess of Marlborough was ashamed of her protegée
in this respect, if there be truth in the story of her grace being
indignant at seeing Mrs. Clayton wearing gems which she knew
were the price of services rendered by her. Lady Wortley Montague
apologises for her by the smart remark, that people would not know
where wine was sold if the vendor did not hang out a bush.
Of another fact there is no dispute—the intense hatred with
which Mrs. Howard and Mrs. Clayton regarded each other. The
former was calm, cool, cutting, and contemptuous, but never unlady-
like, always self-possessed and severe. The latter was hot, eager,
and for ever rendering her position untenable for want of temper, and
therefore lack of argument to maintain it. Mrs. Clayton, doubtless,
possessed more influence with the Queen than her opponent with
the King, but the influence has been vastly overrated. Caroline only
allowed it in small matters, and exercised in small ways. Mrs.
Clayton was, in some respects, only her authorised representative,
or the medium between her and the objects whom she delighted to
relieve or to honour. The lady had some influence in bringing about
introductions, in directing the Queen’s notice to works of merit, or to
petitions for relief; but on subjects of much higher importance
Caroline would not submit to influence from the same quarter. On
serious questions she had a better judgment of her own than she
could be supplied with by the women of the bedchamber. The great
power held by Mrs. Clayton was, that with her rested to decide
whether the prayer of a petitioner should or should not reach the eye
of Caroline. No wonder, then, that she was flattered, and that her
good offices were asked for with showers of praise and compliment
to herself, by favour-seekers of every conceivable class. Peers of
every degree, and their wives, bishops and poor curates,
philosophers well-to-do, and authors in shreds and patches; sages
and sciolists; inventors, speculators, and a mob of ‘beggars’ which
cannot be classed, sought to approach Caroline through Mrs.
Clayton’s office, and humbly waited Mrs. Clayton’s leisure, while they
profusely flattered her in order to tempt her to be active in their
behalf.
Caroline not only ruled her husband without his being aware of it,
but could laugh at him heartily, without hurting his feelings by
allowing him to be conscious of it. Hereafter mention may be made
of the sensitiveness of the court to satire; but before the death of
George I., it seems to have been enjoyed—at least by Caroline,
Princess of Wales—more than it was subsequently by the same
illustrious lady when Queen of England. Dr. Arbuthnot, at the period
alluded to, had occasion to write to Swift. The doctor had been
publishing, by subscription, his ‘Tables of Ancient Coins,’ and was
gaining very few modern specimens by his work. The dean, on the
other hand, was then reaping a harvest of profit and popularity by his
‘Gulliver’s Travels’—that book of which the puzzled Bishop of Ferns
said, on coming to the last page, that, all things considered, he did
not believe a word of it!
Arbuthnot, writing to Swift on the subject of the two works, says
(November 8, 1726) that his book had been out about a month, but
that he had not yet got his subscribers’ names. ‘I will make over,’ he
says, ‘all my profits to you for the property of “Gulliver’s Travels,”
which, I believe, will have as great a run as John Bunyan. Gulliver is
a happy man, that, at his age, can write such a book.’ Arbuthnot
subsequently relates, that when he last saw the Princess of Wales
‘she was reading Gulliver, and was just come to the passage of the
hobbling prince, which she laughed at.’ The laugh was at the cost of
her husband, whom Swift represented in the satire as walking with
one high and low heel, in allusion to the prince’s supposed vacillation
between the Whigs and Tories.
The princess, however, had more regard, at all times, for sages
than she had for satirists. It was at the request of Caroline that
Newton drew up an abstract of a treatise on Ancient Chronology, first
published in France, and subsequently in England. Her regard for
Halley dates from an earlier period than Newton’s death or Caroline’s
accession. She had, in 1721, pressed Halley to become the tutor of
her favourite son, the Duke of Cumberland; but the great perfector of
the theory of the moon’s motion was then too busy with his syzygies
to be troubled with teaching the humanities to little princes. It was for
the same reason that Halley resigned his post of secretary to the
Royal Society.
This question of the education of the children of the Prince and
Princess of Wales was one much discussed, and not without
bitterness, by the disputants on both sides. In the same year that the
Princess of Wales desired to secure Halley as the instructor of
William of Cumberland (1721) George I. made an earl of that
Thomas Parker who, from an attorney’s office, had steadily risen
through the various grades of the law, had been entrusted with high
commissions, and finally became Lord Chancellor. George I., on his
accession, made him Baron of Macclesfield, and in 1721 raised him
to the rank of earl. He paid for the honour by supporting the King
against the Prince and Princess of Wales. The latter claimed an
exclusive right of direction in the education of their children. Lord
Macclesfield declared that, by law, they had no right at all to control
the education of their offspring. Neither prince nor princess ever
forgave him for this. They waited for the hour of repaying it; and the
time soon came. The first ‘Brunswick Chancellor’ became notorious
for his malpractices—selling places and trafficking with the funds of
the suitors. His enemies resolved to impeach him. This resolution
originated at Leicester House, and was carried out with such effect
that the chancellor was condemned to pay a fine of 30,000l. George
I., knowing that the son whom he hated was the cause of so grave,
but just, a consequence, promised to repay to the ex-chancellor the
amount of the fine which Lord Macclesfield had himself paid, a few
days after the sentence, by the mortgage of a valuable estate. The
King, however, was rather slow in acquitting himself of his promise.
He forwarded one instalment of 1,000l., but he paid no more, death
supervening and preventing the further performance of a promise
only made to annoy his son and his son’s wife.
In one respect Lord Macclesfield and the Princess of Wales
resembled each other—in entertaining a curious feeling of
superstition. It will be seen, hereafter, how certain Caroline felt that
she should die on a Wednesday, and for what reasons. So, like her,
but with more accuracy, the fallen Macclesfield pointed out the day
for his decease. In his disgrace he had devoted himself to science
and religion. He was, however, distracted by a malady which was
aggravated by grief, if not remorse. Dr. Pearce, his constant friend,
called on him one day and found him very ill. Lord Macclesfield said:
‘My mother died of the same disorder on the eighth day, and so shall
I.’ On the eighth day this prophecy was fulfilled; and the Leicester
House party were fully avenged.
The feelings of both prince and princess were for ever in excess.
Thus both appear to have entertained a strong sentiment of aversion
against their eldest child, Frederick. Caroline did not bring him with
her to this country when she herself first came over to take up her
residence here. Frederick was born at Hanover, on the 20th of
January 1707. He was early instructed in the English language; but
he disliked study of every description and made but little progress in
this particular branch. As a child, he was remarkable for his
spitefulness and cunning. He was yet a youth when he drank like
any German baron of old, played as deeply as he drank, and entered
heart and soul into other vices, which not only corrupted both, but his
body also. His tutor was scandalised by his conduct, and complained
of it grievously. Caroline was, at that time, given to find excuses for
conduct with which she did not care to be so far troubled as to
censure it; and she remarked that the escapades complained of
were mere page’s tricks. ‘Would to Heaven they were no more!’
exclaimed the worthy governor; ‘but in truth they are tricks of grooms
and scoundrels.’ The Prince spared his friends as little as his foes,
and his heart was as vicious as his head was weak.
Caroline had little affection for this child, whom she would have
willingly defrauded of his birthright. At one time she appears to have
been inclined to secure the Electorate of Hanover for William, and to
allow Frederick to succeed to the English throne. At another time she
was as desirous, it is believed, of advancing William to the crown of
England and making over the Electorate to Frederick. How far these
intrigues were carried on is hardly known, but that they existed is
matter of notoriety. The law presented a barrier which could not,
however, be broken down; but, nevertheless, Lord Chesterfield, in
his character of the princess, intimated that she was busy with this
project throughout her life.
Frederick was not permitted to come to England during any
period of the time that his parents were Prince and Princess of
Wales. An English title or two may be said to have been flung to him
across the water. Thus, in 1717, he was called rather than created
Duke of Gloucester. The Garter was sent to him the following year. In
1726 he became Duke of Edinburgh. He never occupied a place in
the hearts of either his father or mother.
It is but fair to the character of the Princess of Wales to say that,
severe as was the feeling entertained by herself against Lord
Macclesfield—a feeling shared in by her consort—neither of them
ever after entertained any ill feeling against Philip Yorke,
subsequently Lord Chancellor Hardwicke, who defended his friend
Lord Macclesfield, with great fearlessness, at the period of his
celebrated trial. Only once, in after life, did George II. visit Lord
Hardwicke with a severe rebuff. The learned lord was avaricious,
discouraging to those who sought to rise in their profession, and
caring only for the advancement of his own relations. He was once
seeking for a place for a distant relation, when the husband of
Caroline exclaimed, ‘You are always asking favours, and I observe
that it is invariably in behalf of some one of your family or kinsmen.’
We shall hereafter find Caroline making allusions to ‘Judge Gripus’
as a character in a play, but it was a name given to Lord Hardwicke,
on account of his ‘meanness.’ This feeling was shared by his wife.
The expensively embroidered velvet purse in which the great seal
was carried was renewed every year during Lord Hardwicke’s time.
Each year, Lady Hardwicke ordered that the velvet should be of the
length of one of her state rooms at Wimpole. In course of time the
prudent lady obtained enough to tapestry the room with the legal
velvet, and to make curtains and hangings for a state bed which
stood in the apartment. Well might Pope have said of these:—

Is yellow dirt the passion of thy life?


Look but on Gripus and on Gripus’ wife.

But this is again anticipating the events of history. Let us go back


to 1721, when Caroline and her husband exercised a courage which
caused great admiration in the saloons of Leicester House and a
doubtful sort of applause throughout the country. Lady Mary Wortley
Montague had just reported the successful results of inoculation for
the small-pox, which she had witnessed at Constantinople. Dr. Mead
was ordered by the prince to inoculate six criminals who had been
condemned to death, but whose lives were spared for this
experiment. It succeeded admirably, and the patients were more
satisfied by the result of the experiment than any one besides. In the
year following, Caroline allowed Dr. Mead to inoculate her two
daughters, and the doctor ultimately became physician-in-ordinary to
her husband.
The medical appointments made by Caroline and her husband
certainly had a political motive. Thus, the Princess of Wales
persuaded her husband to name Freind his physician-in-ordinary just
after the latter had been liberated from the Tower, where he had
suffered incarceration for daring to defend Atterbury in the House of
Commons when the bishop was accused of being guilty of treason.
Caroline always had a high esteem for Freind, independently of his
political opinions, and one of her first acts, on ceasing to be Princess
of Wales, was to make Freind physician to the Queen.
It is said by Swift that the Princess of Wales sent for him to
Leicester Fields no less than nine times before he would obey the
reiterated summons. When he did appear before Caroline, he
roughly remarked that he understood she liked to see odd persons;
that she had lately inspected a wild boy from Germany, and that now
she had the opportunity of seeing a wild parson from Ireland. Swift
declares that the court in Leicester Fields was very anxious to settle
him in England, but it may be doubted whether the anxiety was very
sincere. Swift’s declaration that he had no anxiety to be patronised
by the Princess of Wales was probably as little sincere. The
patronage sometimes exercised there was mercilessly sneered at by
Swift. Thus Caroline had expressed a desire to do honour to Gay;
but when the post offered was only that of a gentleman usher to the
little Princess Caroline, Swift was bitterly satirical on the Princess of
Wales supposing that the poet Gay would be willing to act as a sort
of male nurse to a little girl of two years of age.
The Prince of Wales was occasionally as cavalierly treated by
the ladies as the princess by the men. One of the maids of honour of
Caroline, the well-known Miss Bellenden, would boldly stand before
him with her arms folded, and when asked why she did so, would
toss her pretty head, and laughingly exclaim that she did so, not
because she was cold, but that she chose to stand with her arms
folded. When her own niece became maid of honour to Queen
Caroline, and audacious Miss Bellenden was a grave married lady,
she instructively warned her young relative not to be so imprudent a
maid of honour as her aunt had been before her.
But strange things were done by princes and princesses in those
days, as well as by those who waited on them. For instance, in 1725,
it is reported by Miss Dyves, maid of honour to the Princess Amelia,
daughter of the Princess of Wales, that ‘the Prince, and everybody
but myself, went last Friday to Bartholomew Fair. It was a fine day,
so he went by water; and I, being afraid, did not go; after the fair,
they supped at the King’s Arms, and came home about four o’clock
in the morning.’ An heir-apparent, and part of his family and consort,
going by water from Richmond to ‘Bartlemy Fair,’ supping at a
tavern, staying out all night, and returning home not long before
honest men breakfasted, was not calculated to make royalty
respectable.
CHAPTER II.
THE FIRST YEARS OF A REIGN.

Death of George the First—Adroitness of Sir Robert Walpole—The first royal


reception—Unceremonious treatment of the late King’s will—The
coronation—Magnificent dress of Queen Caroline—Mrs. Oldfield, as Anne
Boleyn, in ‘Henry VIII.’—The King’s revenue and the Queen’s jointure, the
result of Walpole’s exertions—His success—Management of the King by
Queen Caroline—Unseemly dialogue between Walpole and Lord
Townshend—Gay’s ‘Beggars’ Opera,’ and satire on Walpole—Origin of
the opera—Its great success—Gay’s cause espoused by the Duchess of
Queensberry—Her smart reply to a royal message—The tragedy of
‘Frederick, Duke of Brunswick’—The Queen appointed Regent—Prince
Frederick becomes chief of the opposition—His silly reflections on the
King—Agitation about the repeal of the Corporation and Test Acts—The
Queen’s ineffectual efforts to gain over Bishop Hoadly—Sir Robert
extricates himself—The Church made the scapegoat—Queen Caroline
earnest about trifles—Etiquette of the toilette—Fracas between Mr.
Howard and the Queen—Modest request of Mrs. Howard—Lord
Chesterfield’s description of her.

Sir Robert Walpole was sojourning at Chelsea, and thinking of


nothing less than of the demise of a king, when news was brought
him, by a messenger from Lord Townshend, at three o’clock in the
afternoon of the 14th of June 1727, that his late most sacred Majesty
was then lying dead in the Westphalian palace of his serene
highness the Bishop of Osnaburgh. Sir Robert immediately hurried to
Richmond, in order to be the first to do homage to the new
sovereigns, George and Caroline. George accepted the homage with
much complacency, and on being asked by Sir Robert as to the
person whom the King would select to draw up the usual address to
the privy council, George II. mentioned the speaker of the House of
Commons, Sir Spencer Compton.
This was a civil way of telling Sir Robert that his services as
prime-minister were no longer required. He was not pleased at being
supplanted, but neither was he wrathfully little-minded against his
successor—a successor so incompetent for his task that he was
obliged to have recourse to Sir Robert to assist him in drawing up
the address above alluded to. Sir Robert rendered the assistance
with much heartiness, but was not the less determined, if possible, to
retain his office, in spite of the personal dislike of the King, and of
that of the Queen, whom he had offended, when she was Princess
of Wales, by speaking of her as ‘that fat beast, the prince’s wife.’ Sir
Robert could easily make poor Sir Spencer communicative with
regard to his future intentions. The latter was a stiff, gossiping, soft-
hearted creature, and might very well have taken for his motto the
words of Parmeno in the play of Terence:—‘Plenus rimarum sum.’
He intimated that on first meeting parliament he should propose an
allowance of 60,000l. per annum to be made to the Queen. ‘I will
make it 40,000l. more,’ said Sir Robert, subsequently, through a
second party, to Queen Caroline, ‘if my office of minister be secured
to me.’ Caroline was delighted at the idea, intimated that Sir Robert
might be sure ‘the fat beast’ had friendly feelings towards him, and
then hastening to the King, over whose weaker intellect her more
masculine mind held rule, explained to her royal husband that as
Compton considered Walpole the fittest man to be—what he had so
long been with efficiency—prime-minister, it would be a foolish act to
nominate Compton himself to the office. The King acquiesced, Sir
Spencer was made president of the council, and Sir Robert not only
persuaded parliament, without difficulty, to settle one hundred
thousand a year on the Queen, but he also persuaded the august
trustees of the people’s money to add the entire revenue of the civil
list, about one hundred and thirty thousand pounds a year, to the
annual sum of seven hundred thousand pounds, which had been
settled as proper revenue for a king. Sir Robert had thus the wit to
bribe King and Queen, out of the funds of the people, and we cannot
be surprised that their Majesties looked upon him and his as true
allies. Indeed Caroline did not wait for the success of the measure in
order to show her confidence in Walpole. Their Majesties had
removed from Richmond to their temporary palace in Leicester
Fields, on the very evening of their receiving notice of their
accession to the crown; and the next day all the nobility and gentry in
town crowded to kiss their hands. ‘My mother,’ says Horace Walpole,
‘among the rest, who, Sir Spencer Compton’s designation and not
his evaporation being known, could not make her way between the
scornful backs and elbows of her late devotees, nor could approach
nearer to the Queen than the third or fourth row; but no sooner was
she descried by her Majesty than the Queen said aloud: “There I am
sure I see a friend!” The torrent divided and shrank to either side,
“and as I came away,” said my mother, “I might have walked over
their heads, had I pleased.”’
George I. had drawn up a will which he coolly thought his
successor would respect. Perhaps he remembered that his son
believed in ghosts and vampires, and would fulfil a dead man’s will
out of mere terror of a dead man’s visitation. But George Augustus
had no such fear, nor any such respect, as that noticed above.
At the first council held by George II., Dr. Wake, Archbishop of
Canterbury, in whose hands George I. had deposited his last will and
testament, produced that precious instrument, placed it before the
King, and composed himself to hear the instructions of the deceased
parent recited by his heir. The new King, however, put the paper in
his pocket, walked out of the room, never uttered a word more upon
the subject, and general rumour subsequently proclaimed that the
royal will had been dropped into the fire by the testator’s son.
That testator, however, had been a destroyer of wills himself. He
had burnt that of the poor old Duke of Zell, and he had treated in like
manner the last will of Sophia Dorothea. The latter document
favoured both his children more than he approved, and the King,
who could do no wrong, committed a felonious act, which for a
common criminal would have purchased a halter. Being given to this
sort of iniquity himself, he naturally thought ill of the heir whom he
looked upon as bound to respect the will of his father. To bind him
the more securely to such observance, he left two duplicates of his
will; one of which was deposited with the Duke of Wolfenbüttel, the
other with another German prince, whose name has not been
revealed, and both were given up by the depositaries, for fee and
reward duly paid for the service. The copies were destroyed in the
same way as the original. What instruction was set down in this
document has never been ascertained. Walpole speaks of a
reported legacy of forty thousand pounds to the King’s surviving
mistress, the Duchess of Kendal, and of a subsequent compromise
made with the husband of the duchess’s ‘niece’ and heiress, Lady
Walsingham—a compromise which followed upon a threatened
action at law. Something similar is said to have taken place with the
King of Prussia, to whose wife, the daughter of George I., the latter
monarch was reported to have bequeathed a considerable legacy.
However this may be, the surprise of the council and the
consternation of the primate were excessive. The latter dignitary was
the last man, however, who could with propriety have blamed a
fellow-man for acting contrary to what was expected of him. He
himself had been the warmest advocate of religious toleration, until
he reached the primacy and had an opportunity for the exercise of a
little harshness towards dissenters. The latter were as much
astonished at their ex-advocate as the latter was astounded by the
act of the King.
We will not further allude to the coronation of George and
Caroline than by saying that, on the occasion in question, these
Sovereigns displayed a gorgeousness of taste of a somewhat
barbarous quality. The coronation was the most splendid which had
been seen for years. George, despite his low stature and fair hair,
which heightened the weakness of his expression at this period, was
said to be on this occasion ‘every inch a king.’ He enjoyed the
splendour of the scene and of himself, and thought it cheaply
purchased at the cost of much fatigue.
Caroline was not inferior to her lord. It is true that of crown jewels
she had none, save a pearl necklace, the solitary spoil left of all the
gems, ‘rich and rare,’ which had belonged to Queen Anne, and
which had, for the most part, been distributed by the late King among
his favourites of every degree. Caroline wore on the occasion of her
crowning, not only the pearl necklace of Queen Anne, but ‘she had
on her head and shoulders all the pearls and necklaces which she
could borrow from the ladies of quality at one end of the town, and
on her petticoat all the diamonds she could hire of the Jews and
jewellers at the other; so,’ adds Lord Hervey, from whom this detail is
taken, ‘the appearance and the truth of her finery was a mixture of
magnificence and meanness, not unlike the éclat of royalty in many
other particulars, when it comes to be nicely examined and its
sources traced to what money hires and flattery lends.’
The Queen dressed for the grand ceremony in a private room at
Westminster. Early in the morning she put on ‘an undress’ at St.
James’s, of which we are told that ‘everything was new.’ She was
carried across St. James’s Park privately in a chair, bearing no
distinctive mark upon it, and preceded, at a short distance, by the
Lord Chancellor and Mrs. Howard, both of whom were in ‘hack
sedans.’ She was dressed by that lady. Mrs. Herbert, another bed-
chamber woman, would fain have shared in the honour, but as she
was herself in full dress for the ceremony, she was pronounced
incapable of attiring her who was to be the heroine of it. At the
conclusion of the august affair the Queen unrobed in an adjacent
apartment, and, as in the morning, was smuggled back to St.
James’s in a private chair.
Magnificent as Caroline was in borrowed finery at her
coronation, she was excelled in point of show by Mrs. Oldfield, on
the stage at Drury Lane. The theatre was closed on the night of the
real event—the government had no idea then of dividing a multitude;
but the management expended a thousand pounds in getting up the
pageant of the crowning of Anne Boleyn, at the close of ‘Henry VIII.’
In this piece, Booth made Henry the principal character, and Cibber’s
Wolsey sank to a second-rate part. The pageant, however, was so
attractive, that it was often played, detached from the piece, at the
conclusion of a comedy or any other play. Caroline went more than
once with her royal consort to witness this representation, an honour
which was refused to the more vulgar show, which had but indifferent
success, at Lincoln’s-Inn-Fields.
The King’s revenue, as settled upon him by the Whig parliament,
was larger than any of our Kings had before enjoyed. Caroline’s
jointure, 100,000l. a year, with Somerset House and Richmond
Lodge, was double that which had been granted previously to any
Queen. This success had been so notoriously the result of Walpole’s
exertions, that the husband of Caroline, who dealt in very strong
terms, began to look complacently on the ‘rogue and rascal,’ thought
his brother Horace bearable, in spite of his being, as George used to
call him, ‘scoundrel,’ ‘fool,’ and ‘dirty buffoon,’ and he even felt less
averse than usual to the two secretaries of state of Walpole’s
administration, the Duke of Newcastle, the ‘impertinent fool,’ whom
he had threatened at the christening of William, Duke of
Cumberland, and Lord Townshend, whom he was wont to designate
as a ‘choleric blockhead.’ The issue of the affair was, that of
Walpole’s cabinet no one went out but the minister’s son-in-law, Lord
Malpas, roughly ejected from the Mastership of the Robes, and
‘Stinking Yonge,’ as the King used elegantly to designate Sir William,
who was turned out of the Commission of Treasury, and whose sole
little failings were, that he was ‘pitiful, corrupt, contemptible, and a
great liar,’ though, as Lord Hervey says, ‘rather a mean than a
vicious one,’ which does not seem to mend the matter, and which is
a distinction without a difference. After all, Sir William only dived to
come up fresh again. And Lord Malpas performed the same feat.
Henceforth, it was understood by every lady, says Lord Hervey,
‘that Sir Robert was the Queen’s minister; that whoever he favoured
she distinguished, and whoever she distinguished the King
employed.’ The Queen ruled, without seeming to rule. She was
mistress by power of suggestion. A word from her in public,
addressed to the King, generally earned for her a rebuke. Her
consort so pertinaciously declared that he was independent, and that
she never meddled with public business of any kind, that every one,
even the early dupes of the assertion, ceased at last to put any faith
in it. Caroline ‘not only meddled with business, but directed
everything which came under that name, either at home or abroad.’
It is too much, perhaps, to say that her power was unrivalled and
unbounded, but it was doubtless great, and purchased at great cost.
That she could induce her husband to employ a man whom he had
not yet learned to like was in itself no small proof of her power,
considering the peculiarly obstinate disposition of the monarch.

You might also like