Professional Documents
Culture Documents
Szturm I Grom - Grisza 02 - Leigh Bardugo
Szturm I Grom - Grisza 02 - Leigh Bardugo
Szturm I Grom - Grisza 02 - Leigh Bardugo
Szturm i Grom
TRYLOGIA GRISZA Tom 2
Przełożyła:
Anna Pochłódka-Wątorek
Tytuł oryginalny:
Siege and Storm
KORPORALNICY
(Zakon Żywych i Umarłych)
ETEREALNICY
(Zakon Przyzywaczy)
MATERIALNICY
(Zakon Fabrykatorów)
Mojej matce,
która wierzyła nawet wtedy,
kiedy mnie brakowało wiary.
PRZEDTEM
1.
2.
- Pij!
Znowu bulion. Tym razem się nie opieram. Nie chcę się
znowu dławić. Kładę się na plecach, opadają mi powieki,
odpływam, za słaba na walkę.
Dłoń na moim policzku.
- Mal - udaje mi się wydusić.
Dłoń znika.
Nicość.
3.
6.
7.
8.
9.
10.
Ravka nigdy nie była piękniejsza niż latem. Pola iskrzyły się
złotem i zielenią, kojące powietrze pachniało słodko ciepłym
sianem. Pomimo protestów Mikołaja uparcie nie chciałam
skorzystać z wygód powozu. Pośladki mnie bolały, a co wieczór
przy zsiadaniu z siodła uda się żaliły, ale dosiadając
wierzchowca, miałam dostęp do świeżego powietrza oraz
okazję codziennie wyszukiwać Mala. Nie odzywał się za dużo,
ale trochę chyba tajał.
Mikołaj rozpowszechnił opowieść o tym, jak Darkling
próbował zgładzić Mala w Fałdzie. Dzięki temu Mal
natychmiast zyskał zaufanie żołnierzy, a nawet pewną sławę.
Od czasu do czasu przeczesywał teren wraz z tropicielami z
jednostki i próbował nauczyć Tolię polować, choć wielkiemu
Griszy nie wychodziło przemykanie się cicho wśród lasów.
Na drodze wychodzącej z Sali przejeżdżaliśmy właśnie przez
zagajnik wiązów, kiedy Mal odkaszlnął i powiedział:
- Myślałem sobie...
Wyprostowałam się i skupiłam na nim całkowitą uwagę. Od
wyjazdu z Kribirska pierwszy raz rozpoczął rozmowę. Poruszył
się w siodle nieswojo, nie patrząc mi w oczy.
- Myślałem sobie, kogo moglibyśmy wziąć do straży.
Zmarszczyłam brew.
- Jakiej straży?
Odkaszlnął ponownie.
- Twojej. Paru ludzi Mikołaja wydaje się w porządku, myślę
też, że trzeba wziąć pod uwagę Tolię i Tamar. To Szuhańczycy,
lecz Griszowie, więc nie powinno to stanowić problemu. No i...
cóż, ja.
Wydaje mi się, że nigdy wcześniej nie widziałam, jak Mal się
czerwieni. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Mam rozumieć, że chcesz być kapitanem mojej gwardii
przybocznej?
Mal zerknął na mnie i uśmiechnął się leciutko.
- Będę mógł nosić fikuśny kapelusz?
- Najfikuśniejszy - odparłam. - A do tego może nawet
pelerynę.
- Będą piórka?
- O tak. Wiele piórek.
- No to wchodzę w to.
Chciałam na tym poprzestać, ale jakoś nie mogłam się
powstrzymać.
- Myślałam... myślałam, że może będziesz chciał wrócić do
swojej jednostki, znowu być tropicielem.
Mal wbił wzrok w wiązania na cuglach.
- Nie ma powrotu. Miejmy nadzieję, że Mikołaj ocali mnie
przed szubienicą...
- Miejmy nadzieję? - pisnęłam.
- Opuściłem swoje stanowisko, Alino. Nawet król nie zrobi ze
mnie na powrót tropiciela.
Mal mówił spokojnym, rzeczowym głosem.
„Dostosowuje się” - pomyślałam. Wiedziałam jednak, że jakaś
cząstka Mala zawsze będzie żałować życia, jakie było mu pisane
- tego życia, które by miał, gdyby nie ja.
Kiwnął głową w przód, gdzie wśród kawalkady jeźdźców
migały plecy Mikołaja.
- I nie ma mowy, żebym zostawił cię sam z Księciuniem
Ideałem.
- Nie wierzysz mi, że zdołam się oprzeć jego urokowi?
- Sam sobie nie wierzę. Nigdy nie widziałem, by ktoś tak jak
on panował nad tłumem. Podejrzewam, że nawet skały i
drzewa szykują się, by złożyć mu przysięgę wierności.
Zaśmiałam się i odchyliłam w tył, czując na skórze ciepło
słońca w pstrym cieniu rzucanym przez korony drzew.
Dotknęłam palcami bransolety z węża morskiego, bezpiecznie
zamaskowanej przez rękaw. Póki co chciałam zachować drugi
wzmacniacz w tajemnicy. Griszowie Mikołaja poprzysięgli
milczenie i mogłam jedynie żywić nadzieję, że będą trzymać
języki za zębami.
Zabłądziłam myślami w stronę ognistego ptaka. W głębi serca
wciąż nie mogłam uwierzyć, że istnieje naprawdę. Czy będzie
wyglądać tak jak na kartach czerwonej książeczki - z
misternymi, biało-złotymi piórami? Czy też będzie mieć
skrzydła zwieńczone ogniem? I co za potwór wypuści strzałę,
by go strącić?
Odmówiłam zabicia jelenia i niezliczeni ludzie przez to
poginęli - mieszkańcy Novokribirska, Griszowie oraz żołnierze,
których porzuciłam na skifie Darklinga. Pomyślałam o
wysokich ścianach cerkwi pokrytych imionami zmarłych.
Jeleń Morozova. Rusał. Ognisty ptak. Przez moimi oczyma
ożywają legendy, po to by zaraz zginąć. Pamiętałam drgające
ciało węża morskiego, cienki świst jego ostatnich oddechów.
Był na skraju śmierci, a ja i tak się zawahałam.
„Nie chcę być zabójcą”. Lecz Przyzywaczki Słońca może nie
być stać na dar miłosierdzia. Wybiłam się z zamyślenia. Przede
wszystkim musimy znaleźć ognistego ptaka. Dopóki to nie
nastąpi, wszystkie nasze nadzieje spoczywają na barkach
pewnego niegodnego zaufania księcia.
11.
12.
14.
15.
16.
18.
19.
- Alino.
Obudziło mnie delikatne muśnięcie ust Mala, leciutki dotyk
w skroń, w powieki, w brew. Kiedy pochylił głowę, by
pocałować mnie w szyję, chwiejne światło płomienia na mojej
szafce nocnej zamigotało w jego brązowych włosach.
Przez chwilę się wahałam - zagubiona, nie całkiem
przebudzona. Potem jednak objęłam go i przyciągnęłam. Nie
obchodziło mnie, że się pokłóciliśmy, że całował się z Zoją, że
ode mnie odszedł, że wszystko wydawało się takie niemożliwe.
Liczyło się tylko to, że zmienił zdanie. Wrócił i nie byłam już
sama.
- Tęskniłam za tobą, Mal - mruknęłam mu do ucha. - Tak
bardzo za tobą tęskniłam.
Przesunęłam rękami po jego plecach i objęłam go za szyję.
Znowu mnie pocałował, a ja z westchnieniem powitałam nacisk
jego ust. Poczułam na sobie ciężar jego ciała i pogładziłam
twarde mięśnie jego ramion. Jeśli Mal wciąż był ze mną, jeśli
wciąż mógł mnie kochać, to nadal istniała nadzieja. Serce
dudniło mi w piersi i zalała mnie fala ciepła. W ciszy słychać
było tylko nasze oddechy i szelest ciał. Całował mnie w szyję, w
obojczyki, spijał moją skórę. Zadrżałam i przycisnęłam się do
niego.
Tego właśnie chciałam, prawda? Znaleźć sposób, by naprawić
rozdźwięk między nami? Mimo to poczułam nagłą panikę.
Musiałam widzieć jego twarz, wiedzieć, że między nami
wszystko w porządku. Delikatnie schwyciłam jego głowę i
uniosłam jego brodę, a kiedy spojrzałam mu w oczy,
odsunęłam się z przerażeniem.
Patrzyłam w oczy Mala - niebieskie oczy, które znałam lepiej
niż własne. Tyle że nie były niebieskie. W gasnącym świetle
lampy lśniły szarością kwarcu.
Potem się uśmiechnął zimnym, przebiegłym uśmiechem,
jakiego nigdy wcześniej nie widziałam na jego ustach.
- Ja też za tobą tęskniłem, Alino. - Ten głos. Chłodny, gładki
jak szkło.
Rysy Mala rozpłynęły się w cień, po czym przekształciły jak
twarz wyłaniająca się z mgły. Blady, piękny, kontrast gęstwiny
czarnych włosów, idealny zarys podbródka. Darkling delikatnie
pogładził mnie po policzku.
- Już niebawem - szepnął.
Krzyknęłam. Rozpłynął się w cień i znikł.
Wygramoliłam się z łóżka, obejmując się ramionami. Miałam
gęsią skórkę z obrzydzenia, drżałam ze strachu i resztek
pożądania. Spodziewałam się, że do pomieszczenia wparują
Tamar albo Tolia. Już miałam kłamstwo na ustach.
- Koszmar - powiem. Słowo padnie spokojnie, przekonująco,
pomimo że serce drżało mi w piersi, a w gardle wzbierał nowy
krzyk.
Ale w pokoju panowała cisza. Nikt nie przyszedł. Trzęsłam się
w półmroku.
Zrobiłam płytki, drżący wdech. Potem kolejny.
Kiedy kolana przestały się pode mną uginać, owinęłam się
szlafrokiem i zajrzałam do westybulu. Był pusty.
Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie plecami, wpatrując się w
pogniecioną pościel. Nie zamierzałam znowu zasypiać. Może
już nigdy. Zerknęłam na zegar na kominku. W okresie Białych
Nocy świt nastawał wcześniej, ale minie jeszcze wiele godzin,
nim pałac się przebudzi.
Przegrzebałam stos ubrań z podróży na pokładzie
„Volkvołnego” i założyłam bury płaszcz oraz długi szal. Było na
nie za gorąco, ale mnie to nie obchodziło. Zarzuciłam płaszcz
na koszulę nocną, owinęłam głowę oraz szyję szalem i
włożyłam buty.
Prześlizgując się przez westybul, widziałam, że drzwi do
kwater strażników były zamknięte. Jeśli Mal albo bliźnięta tam
byli, musieli mocno spać. A może Mal był gdzie w innym
miejscu pod kopułami Małego Pałacu, w ramionach Zoi. Serce
mi się ścisnęło niezdrowo. Skręciłam w lewe drzwi, pośpiesznie
minęłam mroczne korytarze i wyszłam zewnątrz, na ciche
dobra pałacowe.
21.
22.
23.