Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 19

ŚLADAMI BERTA HELLINGERA

Matt Draco Octarine

Peru, Piura, Mancora

email: matt.octarine@gmail.com

whatsapp: +51989916171

ROZDZIAŁ PIERWSZY

MOJE TAO

**Magia**

W sierpniu 2004 roku uczestniczyłem w warsztatach z zakresu ustawień rodzinnych. W


przestronnej sali zgromadziło się kilkanaście osób, panowała cisza. Siedziałem naprzeciwko
prowadzącej, zamyślony i odizolowany od wydarzeń ostatnich dni. Zaczęło się ustawienie, a ja
nie wiedziałem, czego dotyczy. Prowadząca wskazała na mnie, informując, że mam
reprezentować określoną osobę. Nie dosłyszałem jednak imienia tej osoby. Wstałem z krzesła z
zamiarem zapytania prowadzącej o imię tej osoby. Wtedy usłyszałem donośne pytanie w mojej
głowie: "A co się stanie, jeśli nie będziesz znał tego imienia? Czy to wtedy też zadziała?"

Stałem wyprostowany, wzrok zamyślony, ręce swobodnie opuszczone. Moje myśli były
rozproszone i chaotyczne. Wiedziałem, że nie powinienem inicjować ruchu własnymi myślami
czy intencjami, zamiast tego miałem poczekać na impuls z mięśni, który poruszy ciało.
Czekałem. Nic się nie działo. Ludzie poruszali się po sali, a ja stałem jak oniemiały. Zakładając, że
nic się nie wydarzy i że bez poznania imienia osoby reprezentowanej to nie działa, zacząłem się
nudzić. Nagle poczułem napięcie w mięśniach nóg, jednoznacznie ciągnące mnie do obrotu w
prawą stronę. Stawiałem lekki, świadomy opór, sprawdzając, czy to nie iluzja, jednak czucie było
wystarczająco wyraźne. Obróciłem się powoli i mój wzrok skierował się na okno i poza okno.
Pojawiła się myśl: „Teraz to ja sobie po prostu pójdę do światła”. Powoli przesunąłem nogę, aby
zrobić pierwszy krok - i światło zgasło. Lot z pozycji stojącej do leżącej trwał zapewne sekundę.
To obiektywne domysły, ponieważ subiektywnie byłem nieobecny. Obudziłem się na podłodze z
pytaniem: "Co ja tutaj robię?"

1
Szybka analiza sytuacji. Leżałem na podłodze, nic mnie nie bolało, nawet siniaka nie było - jak
później sprawdziłem. Czy mam umiejętności upadania w ten sposób na twardą podłogę? Nie.
Czy pamiętam lot? Nie. I dlaczego klientka, dla której jest ustawienie, zaczęła płakać? To pytanie
zadała również terapeutka. Między łzami młodej dziewczyny pojawiły się słowa: „Ten wujek
popełnił samobójstwo”. A więc zasadnicze pytanie brzmi: Jak to jest możliwe? Zadziałałem
inaczej niż należało; właściwie to oszukałem, bo nie dopytałem się o to imię. Jednak czy znając
je, zgodnie z ówczesną procedurą ustawienia, byłbym w stanie wykonać taki ruch? Nie wiem;
raczej nie. Wiele myśli, wiele pytań, wiele hipotez. I nagle decyzja: „W tym życiu chcę rozkminić
fizykę tej magii”. Ustawienie powoli dobiegło końca i mogłem wstać z podłogi. Intensywnie
myślałem o konsekwencjach tego doświadczenia w moim życiu.

**Pierwsze spotkanie**

Pierwszy raz spotkałem Berta Hellingera w listopadzie 2005 roku w Krakowie, w japońskim
muzeum Manggha. W przerwie udałem się do pizzerii i po raz pierwszy zamówiłem pizzę z
owocami morza. Ośmiornica okazała się niesmaczna, więc postanowiłem nigdy więcej jej nie
jeść. Na początku przedstawienia, ponieważ nie były to warsztaty, poproszono wszystkich
mężczyzn, którzy już mieli doświadczenie w procesie reprezentacji, aby przeszli do pierwszego
rzędu, ponieważ "Bert ma słaby wzrok, a w takiej pracy o dobrych mężczyzn nie jest łatwo".
Wraz z wieloma innymi udałem się w dół sali i usiadłem akurat naprzeciwko Berta Hellingera.
Byłem lekko zdziwiony, jednak uznałem to za zwykły przypadek. Rozpoczęło się pierwsze
ustawienie, a ja wędrowałem na scenę razem z innymi. Ruch był swobodny, choć część umysłu
zajmowała analiza sytuacji: "Co ja tu tak naprawdę robię?" Przy drugim ustawieniu znowu
byłem na scenie. Dlaczego ja? W pierwszym rzędzie było trzydziestu mężczyzn, mózg
matematyczny zapalił statystyczną czerwoną lampkę. Trzecie ustawienie. W pewnym momencie
stałem na brzegu sceny. Doprowadził mnie tam ruch, który skończył się dziwnym obrazem: stoję
na brzegu sceny, ręce rozłożone jak u Jezusa, i się nie ruszam. Umysł zaczynał wariować. Co
mam zrobić? Taki ruch, a ja stoję jak dureń. Po chwili usłyszałem donośne pytanie w głowie:
"Długo tak będziesz stał?" Przyjąłem to jako pozwolenie, że mogę się ruszyć z własnej woli, bez
czekania na impuls. Przesunąłem się powoli na bok i po chwili ustawienie się zakończyło. Tym
razem nie było czerwonych lampek. Był szok i niedowierzanie. Czy to był głos Berta Hellingera w
mojej głowie? Za miesiąc miałem 33 urodziny.

**Pomyłka?**

2
W czerwcu 2006 roku podczas mistrzowskich warsztatów ustawień rodzinnych w Krakowie
pracowałem w firmie konsultingowej, zajmując się tłumaczeniami i szkoleniami z zakresu
korporacyjnej wiedzy dotyczącej produkcji klasy światowej. Warsztaty ustawieniowe były
zaplanowane dokładnie wtedy, gdy miałem być w pracy w terenie. To nie była zwykła decyzja,
co wybrać. Byłem świadomy, że to wybór mojej dalszej drogi rozwoju. Z jednej strony ruch w
kierunku zwykłego życia jako ojciec rodziny i szanowany konsultant biznesowy, z drugiej strony
magiczne spotkanie z Bertem Hellingerem, które przecież odmieni moje życie, kierując je na
nowe tory. Jednak była to magia, która nie gwarantowała dochodu na utrzymanie rodziny.
Pierwszy raz świadomie i racjonalnie wybrałem biologię zamiast magii. Później docierały do
mnie wieści, że Bert Hellinger oszalał i że wszyscy polscy psychoterapeuci chórem się mu
sprzeciwiają. Co takiego wydarzyło się na mistrzowskich warsztatach, że tak wszystkimi
wstrząsnęło? Nie wiem. Bert Hellinger wkraczał wtedy na kolejny poziom swojej filozoficznej
ścieżki wglądu i mistyki naturalnej, rozpoczynając szkolenia w zakresie konstelacji rodzinnych w
formacie Ruchy Ducha – the Movements of the Spirit-Mind. Wydaje mi się, że był już wtedy
mną zainteresowany, ponieważ dwa miesiące później złożyłem wymówienie, aby na ołtarzu
ofiary korporacyjnej nie składać mojej godności, a następnie wyjechałem do Wielkiej Brytanii
posprzątać swoją psychikę i ponownie dokonać tego wyboru. Tym razem czekałem dwa lata na
ponowne spotkanie z Bertem Hellingerem.

**Magiczny tydzień**

W październiku 2008 roku, gdy przez świat przelewał się dramat finansowy, uczestniczyłem w
magicznych warsztatach o wdzięcznej nazwie: Hellinger Science, Entrenamiento Intensivo
Hellinger Science en Espa, Dirigido por: Bert Hellinger y M(a) Sophie Hellinger. Na koniec
otrzymałem certyfikat za satysfakcjonujące uczestnictwo we wszystkich działaniach
szkoleniowych w wymiarze 48 godzin, wystawiony dla: Sra. D(a). Maciej Jan Majer.

Stoję w progu sali. Przerwa dobiega końca. Podchodzi towarzyszący mi na warsztatach przyjaciel
wraz z młodą Hiszpanką i mówi, że ona ma do mnie pytanie, a on przetłumaczy. Słucham.
Słucham i nie wierzę własnym uszom, jak to się niezdarnie mówi: "Czy chcesz spotkać Berta
Hellingera?" Zaskoczenie na mojej twarzy jest oczywiste. Chwila na szybką analizę sytuacji.
Jestem na warsztatach Berta Hellingera od kilku dni. Spotykam go przez kilka godzin dziennie i
jestem wystarczająco usatysfakcjonowany. Pytanie jest dla mnie nielogiczne. Odpowiadam
przecząco i wracam do swoich myśli. Po kilku sekundach ponownie słyszę pytanie - "Czy chcesz
spotkać Berta Hellingera?" Tym razem do zdziwienia dołącza oburzenie, że ktoś mi tu bezczelnie
coś mąci. Odpowiadam przecząco. Zanim jednak odrywam wzrok w niebyt, ponownie słyszę,

3
tym samym spokojnym tonem, to samo pytanie. Tym razem kobieta patrzy mi głęboko w oczy i
mówi: "Quieres conocer a Bert Hellinger?" Natychmiast poważnieję. Analiza nie jest potrzebna.
Dociera do mnie, że to nie jest pytanie. To jest zaproszenie. Odpowiadam twierdząco.

Prowadzą mnie do siedzącego na sali Berta Hellingera. Zaczynam wertować wszystkie grzechy
popełnione przez ostatnie kilka dni. Zebrało się tego trochę. Zachowywałem się jak dzieciak po
przybyciu do Hogwartu prosto z rodziny mugoli na zacną imprezę magiczną. Chyba trochę
przesadziłem. Karol zaczyna zadawać jakieś pytanie, a ja wzrokiem pieska próbującego
odczuwać skruchę, patrzę na Berta. W tym momencie przeszywa mnie dreszcz i znowu
poważnieję. Nie o grzechy tu chodzi, a o spotkanie. Bert spogląda na mnie, prosto w źrenice, i
nie odrywa wzroku. Mija chwila, a ja zaczynam widzieć czarną pustkę. Sala znika z percepcji
mentalnej, choć zmysły nadal wszystko rejestrują. Jak długo jestem w tym spojrzeniu? Dłużej niż
wszelkie granice przyzwoitości i ciekawości. Czy chcę tam zostać? Tak. Wycofuję się po jakimś
czasie, spoglądam na przyjaciela, który nadal zadaje jakieś pytanie i zaczynam rozumieć.
Wracam miękkim spojrzeniem do oczu Berta i dziękuję za dar, którym mnie obdarzył. Dar ten
nazywam pusto-pełnią. Mój przewodnik duchowy spotkał mnie w swoim spojrzeniu, a ja
spotkałem siebie w nim.

W trakcie medytacji prowadzonej przez Berta unoszę się w błogości niemyślenia. Nagle pojawia
się zjawisko, którego sam nie byłbym w stanie wywołać. Jestem świadomy tego, gdzie jestem
biologicznie, jednak wokół mnie roztacza się wysokiej rozdzielczości trójwymiarowy hologram w
żywych kolorach. Stoję u stóp wodospadu w rajskiej dżungli. Uświadamiam sobie, co się dzieje.
Nigdy wcześniej nie miałem otwartego trzeciego oka, a próby jego otwierania spełzły na niczym.
Logika magii wskazuje, że ten hologram ustawił dla mnie Bert Hellinger. Stoję więc w ciepłej
wodzie, w pełnym słońcu, a na moje plecy spływa wodospad. Moją psychikę wypełnia radość.
To jeszcze nie ten poziom intensywności emocjonalnej, którego doświadczyłem w Indiach w
1994 roku podczas pierwszej mistycznej podróży w świat niewidzialny. Tym razem jest
wszechogarniający spokój i lekka radość. Nie tak intensywnie, a jednak atrakcyjnie. Nagle na
brzegu pojawia się czarna smolista postać. Patrzę na nią z miłością, która wypełnia mnie od
wewnątrz i od zewnątrz, i myślę: „Kim jesteś?”. „Wszystkie twoje grzechy” – odpowiada. Moje
oczy rozszerzają się w uśmiechu, rozpościeram szeroko ramiona i myślę: „W takim razie wskakuj
do mojego serca.” Cała czerń ląduje w płucach, a ja budzę się z medytacji. Dla mnie była to
medytacja głęboko religijna, choć z perspektywy psychologicznej byłyby to tylko halucynacje.
Wśród uczestników są przede wszystkim terapeuci. Jestem jednym z nielicznych, którzy patrzą
na pracę Berta Hellingera jako zjawisko magiczne, wykraczające poza psychologię.
Przygotowanie teologiczne i filozoficzne pozwala mi rozumieć słowa i zachowanie Berta
Hellingera w innej perspektywie. To, co psychologicznie jest nielogiczne, teologicznie i
filozoficznie czasami ma sens.

W kolejnym dniu intensywnej pracy magicznej rozpoczyna się konstelacja magiczna, nazwana
Multi-dimensional Movements of the Spirit-Mind. Biorą w niej udział wszyscy obecni na sali.

4
Konstelacja na 400 osób to potężna energia emocjonalna i mentalna. To jest moc, prawdziwa
moc. Tak tego doświadczam. Siedzę z zamkniętymi oczami, wyprostowany. Spoglądam na
innych od czasu do czasu w zadziwieniu. Sophie chodzi po sali i pomaga tym, którzy krzyczą z
bólu. To doświadczenie ich odmieni na zawsze. Iluzje mentalne pryskają, a rzeczywistość
biologiczna ma pełny głos.

Po oficjalnym zakończeniu szkolenia Sophie wychodzi na środek sali i oznajmia, że poprowadzi


jeszcze jedno ustawienie. Razem z Karolem siedzę w lewym rogu sali. Sophie odwraca się w
naszym kierunku i pyta, który z nas dwóch stanie do ustawienia. Karol głową wskazuje na mnie,
a ja wstaję i powoli wchodzę na magiczny dywan. Mam reprezentować ojca adoptującego.
Adoptowany syn, dla którego jest ta konstelacja, jest słusznego wzrostu i jeszcze słuszniejszej
wagi. W trakcie ustawienia obejmuje mnie. Czuję jego ciężar. Na zakończenie ma łzy w oczach, a
miłość oczyszcza jego ciało. Sophie puszcza piękną melodię, a ja stoję szczęśliwy. Nagle do
moich pleców dociera strumień miłości i przebija klatkę piersiową. Od kogo? Od Berta
Hellingera. Szczęście przechodzi w ekstazę. Tak, można doświadczyć „ecstasy” bez chemii. Pod
koniec tego magicznego tygodnia podejmuję życiową decyzję – Bert Hellinger jest moim
nauczycielem duchowym i zamierzam za nim podążać.

**Dziękuję**

Na kolejne spotkanie z Bertem Hellingerem czekałem dwa lata. Na początek trzydniowy


warsztat szkoleniowy w formacie: Prawa sukcesu w życiu prywatnym i zawodowym. Certyfikat
potwierdzał uczestnictwo Macieja Majera w dniach od 6 do 9 grudnia 2010 roku, bez podania
liczby godzin. Następnie kongres trwający kolejne sześć dni, a na zakończenie spotkanie 16
grudnia z okazji jego 85. urodzin. Bert Hellinger tym razem spotkał mnie na schodach
prowadzących z sali administracyjnej do sali szkoleniowej. Myślałem o czymś intensywnie,
schodząc w dół, gdy zobaczyłem Berta wchodzącego na schody. Spojrzał na mnie i nie odwrócił
wzroku. Gdy mijał mnie po swojej lewej stronie, pomyślałem, że to nie przypadek i że to
zaproszenie. Zawróciłem i poszedłem za nim. Zobaczyłem go, jak przeglądał jedną ze swoich
książek i na kilkanaście sekund zatrzymał wzrok na stronie ze swoim zdjęciem. Po chwili zamknął
książkę, odłożył ją na stół i stanął przede mną, patrząc mi prosto w oczy. Zdziwienie i wzruszenie
opróżniły moją głowę ze zbędnych słów. "Dziękuję za Prawdę w ruchu" – powiedziałem powoli.
Uścisnął mi dłoń i odszedł. Stałem tam jeszcze chwilę. Jego dłoń była magicznie miękka.

Tego samego dnia Bert wykonał telepatyczną interwencję w moje życie, pomagając mi zobaczyć
manipulacje psychiczne, którymi byłem zaślepiony i związany. Siedziałem w holu, pisząc na

5
Skypie z kimś mocno niezadowolonym z mojego postępowania. Bert stał na tych samych
schodach i rozmawiał z kimś, co jakiś czas spoglądając w moim kierunku. W trakcie komunikacji
pisemnej ze znajomym po drugiej stronie internetu odbierałem w głowie komunikaty od Berta,
wskazujące, które treści są manipulacją psychiczną, na czym polega ta manipulacja i jak się z niej
uwolnić. Wszystko trwało około pięć minut. Poznałem wtedy cztery kroki manipulacji, które
pochodzą z obszaru nieświadomości zbiorowej, ponieważ do tej pory już kilka razy
zaobserwowałem, jak ktoś używa ich dokładnie w tej samej kolejności.

**Prawdziwa magia**

Bert Hellinger spotkał mnie w szczególny sposób podczas seminarium „Drogi miłości” we
Wrocławiu we wrześniu 2011 roku. Podczas długiej przerwy poszedłem ze znajomym do
restauracji. Rozmawialiśmy o swoich doświadczeniach. W pewnym momencie obok nas
przechodzą Sophie i Bert z kilkoma innymi uczestnikami warsztatów. Siadają przy stoliku tuż za
Marcinem. Marcin milczy. Po chwili patrzy na mnie i widzę narastającą w nim złość. Mówi
szczerze, że ma ochotę wstać i uderzyć Berta. Mam przerażenie w oczach i muszę natychmiast
coś wymyślić. „Pamiętasz, co Sophie powiedziała dzisiaj rano? Że Bert medytuje 12 godzin
dziennie i że można telepatycznie się z nim kontaktować. Masz teraz okazję to zweryfikować.”
Udało się, oczy Marcina wypełniła zawadiacka ciekawość, która uciszyła złość. Zjedliśmy
spokojnie obiad, rozmawiając o życiu. Marcin poszedł do łazienki. Po kilkunastu sekundach
Sophie wstaje od stołu, patrzy się na mnie z uśmiechem i odchodzi. Następnie Bert, cały czas
patrząc mi w oczy i uśmiechając się, zamienia krzesło Marcina z krzesłem Sophie. Ten ruch jest
nielogiczny i ma tylko jedno wyjaśnienie: Bert usłyszał myśli Marcina. Czuję pustkę i pełnię. Bert
wychodzi z restauracji. Chwilę potem do stolika wraca Marcin. Siada na krześle, pochyla nisko
głowę, potem patrzy na mnie i mówi cicho: „Przestawił krzesła.” Widziałem, że to czuje i że to
nie jest pytanie. Kiwnąłem głową na potwierdzenie. Przyznał, że specjalnie wymyślił coś, co
logicznie nie może się zdarzyć. A ja już myślę o magicznej logice i uśmiechu Berta Hellingera.

Certyfikat za uczestnictwo w seminarium otrzymał Maciej Majer, za 12 godzin szkoleniowych.


Co ciekawego było na tych warsztatach? Na początku Sophie powiedziała o tym, jak
telepatycznie kontaktować się z Bertem, oraz powitała na sali wszystkich widzialnych i
niewidzialnych. Potraktowałem tę informację poważnie. Ustawienia mają swoją fizykę,
ponieważ są elementy powtarzające się. Jednak tak dużo magii sugeruje obecność
niewidzialnych istot inteligentnych, które mają wpływ na ustawienie już samą swoją obecnością.
Doświadczenie poza salą szkoleniową potwierdziło powagę tych informacji.

6
Magiczne spotkania z Bertem Hellingerem zaczęły się w 2005 roku, a sześć lat później słowo
przypadek przestało mieć jakikolwiek sens. Wszedłem na filozoficzną ścieżkę wglądu, a
podążanie śladami Berta Hellingera oznaczało wtedy rozpoczęcie prowadzenia warsztatów
ustawień rodzinnych. Pierwsze mizerne próby podjąłem już w roku 2009, jednak spotkanie w
restauracji było momentem porzucenia wątpliwości i aktywacji wiary. W październiku 2011 roku
wynająłem sale, rozwiesiłem plakaty, zrobiłem prezentację ustawień rodzinnych, a potem kilka
warsztatów przy pustej sali.

**Praktyka i szkolenie**

Mieszkam w Bristolu, w Anglii, i pracuję jako tłumacz języka angielskiego. Czy spodziewam się
kogoś, kto zobaczył mój plakat i przyjdzie na warsztaty? Nadzieja mówi tak, a rozum mówi nie.
Jako intelektualista jestem gotowy na początkową porażkę. Na plakat odpowiadają tylko
niewidzialni. Widzialne osoby nie dotarły. Trzeci raz jadę do tej sali już bez nadziei, ale
szczęśliwy, wiedząc, że i tak nikt nie przyjdzie, a ja sobie po prostu popracuję w polu
konstelacyjnym dla siebie. Rozstawiam krzesła i w pewnym momencie kątem oka widzę ruch
energii w drzwiach. Przez chwilę obserwuję mentalnie, jak duchy siadają na krzesłach. Nie widzę
ich, a przecież nie muszę nawet się zastanawiać, czy to rzeczywistość. Są wystarczająco gęste,
aby oddziaływać na mój umysł i tworzyć wiedzę mentalną. Podchodzę więc do każdego krzesła i
witam się z każdym, pytając, czego potrzebuje. Wśród nich są babcia, dziadek, niepełnosprawny
nastolatek. Dociera do mnie, że wynająłem salę w ośrodku pomocy społecznej. Babcia, po chwili
pobytu w moim ciele, udaje się szczęśliwa do słońca. Dziadek prosi o transport do Glastonbury.
Nastolatek płacze ze szczęścia, że może poczuć moje nogi i znowu chodzić, choć przez chwilę.

Rok później dostaję zaproszenie do Londynu, do grupy Polaków zainteresowanych


ustawieniami. Jestem zdziwiony, bo dawno porzuciłem próby reklamowania swojego nowego
hobby. Pod koniec spotkania pytają mnie, kiedy następne. Zgodnie ze swoim doświadczeniem
odpowiadam, że za rok. "Co?" - pytają zdziwieni. "A kiedy?" - pytam. "Za miesiąc!" -
odpowiadają chórem. Okazało się, że to grupa zaawansowana, która po prostu potrzebuje
kolejnego nauczyciela magii i której spodobały się doświadczenia w moim towarzystwie. W
latach 2013-2015 kilka razy w miesiącu prowadziłem warsztaty ustawień rodzinnych w Anglii. W
trakcie tej praktyki ustawienia zaczęły przejawiać się jako konstelacje magiczne. Wpadaliśmy w
głęboki trans, rozmawialiśmy ze zmarłymi, uzdrawialiśmy na ile to możliwe. Docierały do mnie
informacje o biologicznej lub psychologicznej poprawie zdrowia, psychiki lub relacji
międzyludzkich. Statystycznie było ich zbyt mało, aby mówić o naukowej efektywności, a
jednocześnie zbyt wiele, aby mówić o placebo. Wiedziałem jednak, że nie jestem i nie będę

7
terapeutą. Na moich warsztatach eksperymentowaliśmy z magią.

Podczas jednych z pierwszych warsztatów w Londynie na salę wkracza masywny mężczyzna.


Gdy przechodzi obok mnie, w głowie dostaję polecenie telepatyczne: "To jest twój partner do
pracy konstelacyjnej". Patrzę zdziwiony na niego, jak siada, i to, co widzę, nijak się ma do tego,
co słyszę. Remigiusz to biznesmen. Cywil, jak na moje oko. Jednak po pięciu minutach mówi na
głos, że on już wie, o co tutaj chodzi. Znowu patrzę na niego zdziwiony i rzucam wyzwanie: "O
co?". Odpowiada spokojnie, rzeczowo i trafnie. To jego pierwsze spotkanie z magią, jakąkolwiek
magią. Okazuje się, że ma naturalne zdolności mediumiczne, które właśnie się aktywowały.
Pracujemy razem przez wiele miesięcy, a w lipcu 2014 roku jesteśmy na jednodniowym
seminarium z Bertem i Sophie Hellinger. Certyfikat otrzymał każdy z nas. Mój przypadł pod lekko
zmienionym imieniem: Maciel Jan Majer za 8 godzin szkoleniowych w formacie Konstelator
Rodzinny zgodnie z Hellinger Sciencia. Na sali jest około 200 osób. Po pierwszej konstelacji,
Ruchy Ducha, na sali słychać ciszę i skupienie. Bert pyta, kto chce zadać pytanie. Powoli,
opanowując emocje, podnoszę rękę do góry. Przez kilka ostatnich warsztatów pomijał moją
entuzjastyczną dłoń. Tym razem również spojrzał surowo. Ogarnął wzrokiem całą salę, tam i z
powrotem. Nikt inny nie podniósł ręki, więc w ostateczności wziął mnie na gorące krzesło. Za
chwilę pojawił się nowy chętny, który pierwszy usiadł do pytania.

W skupieniu siedzę po prawej stronie Berta, z zamkniętymi oczami. Już po chwili czuję
skanowanie całego ciała magicznym rentgenem. Uśmiecham się. Nikt tego nie widzi i nie wie, co
doświadczam. Bert jest zajęty odpowiadaniem na pytanie, a jednocześnie robi mi terapię
magiczną. Po chwili słyszę jego donośny głos w swojej głowie: "There are two kinds of people in
this world. Those who serve Death and those who serve Life. We serve Life." "Na tym świecie
istnieją dwa rodzaje ludzi. Ci, którzy służą Śmierci, i ci, którzy służą Życiu. My służymy Życiu." Co
te słowa spowodowały we mnie? Najpierw zdefiniowałem "my". Nie wiem, kto jeszcze należy
do tej grupy, ale ja na pewno. Czy moja twarz wyrażała wtedy radość? Tak, dostałem później
potwierdzenie od Remigiusza. Siadając po lewej stronie Berta, próbowałem sobie przypomnieć
pytanie, z którym tam szedłem. Było takie ważne, a takie nieważne. Spojrzałem na Berta,
zadałem jakieś proste pytanie, dostałem piękny uśmiech i prostą odpowiedź. Szczęśliwy
wróciłem na miejsce. Jestem na zajęciach w szkole magii, choć może to być poza percepcją
niektórych uczestników warsztatu.

Po przerwie na scenę wkracza Remigiusz. Rozpoczyna się dziwna konstelacja. Sophie w pewnym
momencie sugeruje jej zakończenie, jednak Bert gestem dłoni wskazuje na jej kontynuację. Nic
się nie dzieje, a jednak powietrze aż drży. Sophie wyczuwa to i pyta pozostałych, kto czuje

8
połączenie z tym mężczyzną. Wstaje prawie cała sala. Wszyscy są poruszeni, niektórzy płaczą.
Gdy Sophie oznajmia, że otrzymała informację, iż Remigiusz reprezentuje generała SS z czasów
Drugiej Wojny Światowej, emocje przybierają na sile, a konstelacja w końcu może dotrzeć do
końca. Na drugi dzień podchodzę do Berta Hellingera podczas porannej przerwy w szkoleniu.
Zadaję pytanie o hipotezę dotyczącą mnie i mojego systemu rodzinnego. Bert patrzy na moje
trzęsące się jak galareta ciało i z lekkim uśmiechem odpowiada: "Tak, oczywiście, że to prawda,
przecież to widać. Zapomnij, co ci mówili."

**Konstelacja magiczna**

Kilka miesięcy później podchodzi do mnie starszy i poważny mężczyzna i pyta, czy mogę zrobić
konstelację z istotami z innej planety. Jest zbyt poważny, aby potraktować to jako fantazję czy
ciekawość. Od dziecka ma kontakt z takimi istotami i potrzebuje tej konstelacji. Odpowiadam, że
nie mam takiego przeszkolenia, ale wkrótce będę na warsztatach Hellinger Sciencia i jeśli takie
otrzymam, to się podejmę takiej konstelacji. Szkolenie odbyło się w listopadzie, a konstelacja w
grudniu.

Od 2 do 6 listopada 2014 roku trwa seminarium Międzynarodowe Dni Hellingera w formacie


Konstelator Rodzinny zgodnie z Hellinger Sciencia. Tym razem certyfikat otrzymuje Mat Majer za
36 godzin nauki. Szkolenie jest intensywne, a razem z Remigiuszem dbamy o to, aby codziennie
być w bocznym rzędzie tuż przy scenie. Głównym tematem jest coś niezrozumiałego -
strumienie śmierci płynące od matki do dziecka. Jednak konstelacja za konstelacją, jaki by nie
był jej temat, pokazuje obecność takich strumieni. Czekam na rozwiązanie tego problemu, bo
konstelacje tylko go pokazują. Otrzymuję je dopiero na sam koniec seminarium superwizyjnego,
gdy jako ostatni zadaję pytanie: "Całe warsztaty konstelacje pokazują, jak matka może dążyć do
śmierci swojego dziecka. Czy dziecko może obronić się przed tym strumieniem śmierci i
jednocześnie utrzymać strumień miłości od matki?" Bert Hellinger wszedł w stan pustki i po
chwili spokojnym tonem, po angielsku, powiedział patrząc mi w oczy: "Niech ona powie mamie:
'Jestem inna'". Gdy potem mówiłem to zdanie uczestniczkom moich grudniowych warsztatów,
widziałem mocne poruszenie w ich oczach i ciele. To było zdanie mocy, które poszło w świat.

Podczas przerwy stoję przy scenie, a Bert Hellinger jeszcze siedzi na swoim krześle. Spoglądam
na niego, jednak nie daję sygnału, że chcę do niego podejść. Po prostu stoję; spokojny i
zadowolony. Po chwili Bert ręką daje mi znak, abym jednak podszedł. Dziękuję mu za szkolenie,
chwalę się, że za jego warsztaty zapłaciłem z dotacji za dwa moje warsztaty. Widzę jego

9
rozświetlone oczy i uśmiech zadowolenia. Na koniec tego krótkiego spotkania, w którym
świadomość naszego połączenia jako mistrz i uczeń była oczywista, Bert Hellinger powiedział do
mnie dwa zdania po angielsku: "You have a good heart. I will always be with you." - "Masz dobre
serce. Zawsze będę z tobą."

W drugim dniu warsztatów mam pytanie i pojawiam się na scenie. Drugi w kolejności, siedzę po
lewej stronie Berta i odpływam myślami, przestając słuchać zadawanego przez kogoś pytania.
Uważność pojawia się, gdy Bert udziela odpowiedzi. Tym razem również, jak pół roku wcześniej,
moje ważne pytanie było nieważne. Zamiast jednak doświadczenia wewnętrznego, dociera do
mnie tłumaczone na angielski zdanie, którym Bert Hellinger odpowiada na moje pytanie - ale nie
to w umyśle, tylko to w sercu, mówiąc: "Konstelacje rodzinne są prowadzone przez wielkiego
białego człowieka o imieniu Lao Tzu." Intensywnie myślę o konsekwencjach tego, co usłyszałem.
Potem krótkie pytanie do Berta, wymyślone naprędce, Bert z uśmiechem odpowiada jednym
zdaniem, i oboje kiwamy głowami, że to wszystko - wszystko i jeszcze więcej.

W trzecim dniu szkolenia był wykład z fizyki kwantowej, obrazowo wyjaśniający ruch
świadomości przez tunele czasoprzestrzenne. Dociera do mnie wtedy, że faktycznie otrzymuję
szkolenie w zakresie konstelacji kosmicznej. Wieczorem razem z Remigiuszem idziemy na
spotkanie z jednym z nauczycieli szkoły Hellinger Sciencia, który zawodowo ćwiczy sztuki walki.
Joel Weser po krótkim wstępie powiedział, że zademonstruje nowy sposób obrony przed
fizycznym atakiem. Joel spojrzał na Remigiusza, słusznej budowy i słusznej wagi mężczyzny, i
poprosił, aby stanął za jego plecami, zakleszczył jego tułów ramionami i ścisnął jak najmocniej.
Po kilkunastu sekundach takiego uścisku ramiona Remigiusza zwiotczały i upadł na podłogę.
Mnie wyrwało z krzesła na ten widok, gdyż Joel nie zrobił nic innego, jak tylko zamknął oczy i coś
powiedział. Szok i niedowierzanie. Też poprosiłem o możliwość tego doświadczenia, choć mój
uścisk był dużo słabszy. Fakt faktem, po kilku sekundach moje mięśnie zwiotczały i leżałem na
podłodze. Zapytany o sekret tej sztuki, Joel odpowiedział, że to wysyłanie miłości z serca do
serca. Słaby fizycznie człowiek jest w stanie skutecznie obronić się przed atakiem siłowym,
wysyłając strumień miłości ze swojego serca do serca atakującego. To jest praktyczne
zastosowanie magii HellingerTao.

Skąd wzięło się HellingerTao, skoro jest Hellinger Sciencia? Po przedstawieniu magicznego szefa
ustawień rodzinnych, Alexander Shi ogłosił harmonijne połączenie pomiędzy tradycyjnymi
naukami taoizmu oraz naukami Berta Hellingera. Po krótkim uzasadnieniu powiedział, że daje
temu połączeniu nazwę HellingerTao. W czasie przerwy, w pomieszczeniu administracyjnym,
Bert rozmawia z Alexandrem i wzrokiem daje mi sygnały. Rozumiem, o co mu chodzi. Chwilę

10
potem przyglądam się książkom z prywatnej biblioteki Berta, wyłożonych na stole. Wśród nich
jest bindowany wydruk książki: "Kung Tse, Leben und Werk" von Richard Wilhelm, mit Bildnis, 2.
Auflage, Stuttgart: Fr. Frommanns Verlag, 1950. Żółta okładka, a w środku ołówkiem i kredkami
zaznaczone fragmenty i uwagi na marginesie.

Podsumujmy:

1. "Masz dobre serce i zawsze będę z tobą" - to przysięga mistrza duchowego dla swojego
ucznia, jeśli patrzeć z perspektywy wschodnich tradycji duchowych.

2. "Konstelacje rodzinne są prowadzone przez wielkiego białego człowieka o imieniu Lao Tze" -
to mit założycielski nowej organizacji.

3. HellingerTao - to nazwa nowej organizacji, która kontynuuje tradycję mistyczną Berta


Hellingera.

4. "Kung Tse, Leben und Werk" - to talizman magiczny, moje prywatne połączenie z Bertem
Hellingerem.

5. Wykład z fizyki kwantowej - to informacja dla mnie, jak zrobić konstelację kosmiczną.

Miesiąc później prowadzę warsztaty w Londynie i czuję wzrastające wibracje powietrza oraz
gęstniejące pole magiczne. Poddaję się prowadzeniu i świadomie skupiam się na imieniu Lao
Tze. Zamiast normalnej procedury ustawieniowej zaczynam konstelację kosmiczną. Wszyscy
wiedzą, że to eksperyment, więc do pracy zapraszam tylko ochotników. Jestem zdziwiony, gdy z
około trzydziestu osób zgłasza się połowa. Ustawiam ludzi w tunel, który widziałem na
wykładzie. Ich ciała zaczynają wibrować, co jest wyraźnym potwierdzeniem, że działam
prawidłowo. Sprawdzam, czy wszyscy są bezpieczni psychicznie. Gdy wibracje się stabilizują,
wchodzę do tunelu krokiem konstelacyjnym i wychodzę około dwa metry po drugiej stronie.
Remigiusz mówi do mnie zdziwiony, że on nie może wejść. Ta niemoc wynikała z wyraźnej
bariery energetycznej, blokującej mu wstęp. Mówię więc, że on ma tam zostać, a do tunelu ma
wejść mężczyzna, który o tę konstelację poprosił.

Mężczyzna idzie powoli przez tunel i zatrzymuje się metr przede mną. Patrzy w górę i zaczyna
rozmawiać z wielkim białym człowiekiem, który połączył się z moim ciałem eterycznym i
biologicznym, lądując na moim wyprostowanym ciele jak statek kosmiczny. Połączenie było
bezbolesne, choć dotykowo wyraźnie inne niż dotychczasowe doświadczenia dotykowe. Jestem
więc pewny, że to nie iluzja, że to naprawdę się dzieje. Postać Lao Tze ma około trzech metrów i

11
jest mentalnie percypowana jako biała. Podniesiony do góry wzrok mężczyzny potwierdza mi tę
percepcję wewnętrzną biologicznie. Rozmawiają telepatycznie, a ja jestem czystym medium, do
którego nie dociera żadna treść komunikacji. Po zakończeniu połączenia mężczyzna odchodzi
tunelem z powrotem, a wielki biały człowiek powoli opuszcza moje biologiczne ciało. Po
zakończeniu tej nowej procedury konstelacji, każdy ma możliwość opowiedzenia o swoich
doświadczeniach. Wszyscy czujemy podniecenie magiczne, a ostatnie wątpliwości rozwiewają
słowa hipnoterapeutki, która właśnie rozmawiała z córką i usłyszała o białym człowieku, o
którym jej córka wcześniej śniła. To kończy rozmowy i każdy zaczyna mierzyć się z
konsekwencjami tego kosmicznego doświadczenia.

**Refleksje**

Ciało człowieka ma tę magiczną właściwość, że demona może zmienić w anioła, a anioła - w


demona. Bogowie i demony towarzyszą nam na piśmie od początku historii, czyli od około
pięciu tysięcy dwustu lat. Fantazje na temat ich życia prywatnego i pracy kosmicznej są obecne
w magii, mitologii i religii, a także w megalitycznych budowlach rozrzuconych po całym świecie.
Człowiek magiczny i człowiek religijny naturalnie wierzą w istnienie innych istot inteligentnych w
kosmosie niż on sam. Naukowiec zaś, odrzucający taką możliwość z powodu materialistycznego
i ateistycznego paradygmatu nauki akademickiej, to po prostu wyznawca dogmatów
naukowych. Rupert Sheldrake w książce "Nauka - wyzwolenie z dogmatów" (ISBN
9788393678044) zakwestionował dziesięć dogmatów współczesnej nauki, a uzależniony od
grantów naukowiec emocjonalnie odrzuca jego argumenty bez racjonalnej analizy, tylko dlatego
że odpowiedzi na te dziesięć pytań prowadzą do iluzorycznej według niego magii i teologii.
Badania naukowe zjawisk i doświadczeń magicznych to najdalsze obrzeża współczesnej nauki.
Jednak są prowadzone, na przykład w Instytucie Noetycznym, założonym i prowadzonym przez
Deana Radina, który opisał swoje badania między innymi w książce "Prawdziwa magia" (ISBN
9788394499761).

Naukowiec myślący tylko w paradygmacie ateistyczno-materialistycznym wyśmiewa magiczną i


teologiczną wiarę jako fantazję dziecięcą. Wymaga od teologa twardego dowodu na istnienie
Boga, a jednocześnie tworzy fantastyczne hipotezy wyjaśniające fenomen na przykład Machu
Picchu, nie przedstawiając żadnego technologicznego dowodu na umiejętność człowieka do
transportu wielotonowych bloków skalnych po wysokich górach. Taki naukowiec domaga się
nienaukowej wiary w swoje hipotezy, a więc zmienia się z naukowca w teologa. Po oficjalnym
ujawnieniu informacji o obecności innych niż Homo sapiens istot inteligentnych w naszym
trójwymiarowym świecie, z którymi tajne jednostki militarne utrzymują komunikację, możemy

12
racjonalnie przyjąć perspektywę, że bogowie i demony istnieją również w wymiarze
biologicznym, a nie tylko mentalnym.

Walkę o dominację wśród bogów i demonów człowiek nazywa "odwieczną walką dobra i zła".
Taką perspektywę programują w naszej psychice bajki, rodzinne opowieści oraz wczesnoszkolna
edukacja. Psychologiczne narzędzie do eksploracji nieuświadomionych treści takiego
uwarunkowania to na przykład Analiza Skryptów, której Bert Hellinger również używał w swojej
pracy. To "matrixowe programowanie" teologicznie określa się słowem "sumienie", które
każdego człowieka w jego psychice informuje, co jest dobre, a co złe. Teologowie postulują
uniwersalny wymiar sumienia, nazywając go "głosem Boga" w naszej duszy. Bert Hellinger, były
ksiądz i misjonarz, kwestionuje taką interpretację, ponieważ sumienie nie jest uniwersalnym
źródłem obiektywnej informacji dla wszystkich ludzi. Sumienie jest zjawiskiem obiektywnym,
jednak jego treść jest zawsze subiektywna, co racjonalnie można wywnioskować z faktu, że
jeden człowiek potrafi z czystym sumieniem zabić drugiego człowieka. Sumienie, jak definiuje
Bert Hellinger na podstawie fenomenologicznych obserwacji, to instynkt wyznaczający granice
myślenia, czucia i zachowania; sumienie mówi człowiekowi w jego psychice, co jest dobre, a co
złe, a więc co daje mu akceptację grup społecznych istotnych dla jego życia i przeżycia, a co z
takich grup go wyklucza, powodując wyrzuty sumienia. Biologicznie rzecz ujmując, sumienie to
genetycznie, epigenetycznie i kulturowo odziedziczone po przodkach wzorce zachowań, które
zabezpieczają naszą przynależność do rodziny, do społeczności, do narodu i do danej kultury.
Jeśli więc głos sumienia traktujemy jako "głos Boga", to po prostu kierujemy się w swoim życiu
głosem swoich rodziców, dziadków i przodków.

Czy wierzę w istnienie istot inteligentnych, które funkcjonują w wymiarze mentalnym i


biologicznym? Odpowiedź na to pytanie pojawia się wtedy, gdy traci ono swój sens z powodu
kumulacji doświadczeń magicznych - a być może, gdy czytasz te słowa, z powodu powszechnej i
oficjalnej obecności innych ras inteligentnych na Ziemi. Opis moich doświadczeń magicznych i
mistycznych wykracza poza myśl tej książki i nadaje się raczej do opowiadania przy ognisku i
fajce pokoju. Od dziecięcej, naiwnej wiary w istnienie świata magicznego zostałem
doprowadzony do kontaktu i komunikacji z niewidzialnym. Wiara stała się dla mnie faktem
mentalnym i biologicznym. W tym zakresie dyskusję mogę podejmować z takim krytykiem,
który zapali ze mną fajkę pokoju z medycyną DMT. Jest to uniwersalna winda do świata
magicznego, która jednym świstem wymazuje wszystkie wątpliwości. Świat magiczny jest w tym
subiektywnym doświadczeniu tak rzeczywisty, że rzeczywistość biologiczna wydaje się
niekompletna, a zrozumienie platońskiej alegorii jaskini pojawia się natychmiast.

13
Bert Hellinger w trakcie pracy terapeutycznej spotkał się z ustawieniami rodzinnymi na
warsztatach Virginii Satir. Zauważył jednak, że oprócz warstwy kognitywnej i emocjonalnej,
pojawiają się też tajemnicze ruchy ciała reprezentantów. To był dar, o którym mówił
wielokrotnie później, wskazując świat niewidzialny jako źródło tego daru. W okresie rozwoju
Ruchów Duszy odwoływał się do pola morficznego jako źródła informacji dla tych ruchów,
opisując tajemnicze połączenie osoby reprezentującej z osobą reprezentowaną, ale go nie
wyjaśniając. Takie podejście jest wystarczające dla terapeutycznej wersji ustawień rodzinnych.
Poznając jednak konstelacje z perspektywy teologicznej, filozoficznej i magicznej, byłem otwarty
na informację o świadomości - inteligentnej istocie lub istotach - która porusza tym polem i
wpływa na konstelacje. Informacja ta dotarła do mnie bez pytania o nią. Osobą prowadzącą
konstelacje rodzinne jest starożytny mędrzec, który przekazał nam wiedzę o Tao.

**Inicjacja**

Inicjacja magiczna to początek dostępu do percepcji świata, której wcześniej człowiek ani nie
miał, ani nie miał możliwości mieć. Nasza percepcja świata zmienia się z upływem czasu, ale
zazwyczaj powoli i stopniowo. Inicjacja magiczna to nagła zmiana percepcji. Jeśli inicjacja
następuje bez wcześniejszej zapowiedzi i przygotowania, ruch ku śmierci w psychice gwałtownie
przybiera na sile. Ciężkie konsekwencje mogą obejmować załamanie psychiczne, pobyt w
szpitalu psychiatrycznym lub w więzieniu, a najpoważniejszym obciążeniem są myśli
samobójcze. Dlaczego człowiek doświadcza spontanicznych inicjacji magicznych? A może nie są
one wcale takie spontaniczne, tylko planowane?

W Polsce pierwszą inicjacją kulturową jest zazwyczaj chrzest w kulturze chrześcijańskiej. Drugą
inicjacją jest komunia święta, czyli przesunięcie pogańskiego kanibalizmu z wymiaru
rzeczywistego do wymiaru symbolicznego. Trzecią zaś jest bierzmowanie, podczas którego
następuje nadanie nowego imienia poprzez nałożenie piętna. Chrześcijaństwo to proces
rozwoju duchowego człowieka od stanu świadomości dopuszczającego kanibalizm jako formę
przetrwania w rzeczywistości materialnej do stanu świadomości, w którym świadomie
odrzucamy taką możliwość. Z jednej strony to narodziny nowego człowieka; z drugiej zaś, proces
ten polega na wyciskaniu lub wypalaniu znaku rozpoznawczego na skórze zwierzęcia, dawniej
również na twarzy lub plecach przestępcy albo niewolnika. Moje bierzmowanie to Krzysztof.
Mimo dostępu do magicznych inicjacji chrześcijańskich, nie odpowiedziałem na zaproszenie.

W religii Hare Kryszna, którą praktykowałem entuzjastycznie przez dwanaście lat, procesy

14
inicjacji w ramach narodzin nowego człowieka są podobne. Powszechnie dostępne są trzy
inicjacje kulturowe. Na pierwszej inicjacji adept obiecuje, że będzie czegoś unikał i będzie coś
robił, oraz otrzymuje imię od mistrza duchowego. W sierpniu 1994 roku otrzymałem imię
Dvarkadiś Das od Indradyumny Swamiego. To psychologiczny proces adopcji, z którego
uwolniłem się w 2007 roku, uzyskawszy listowne zwolnienie z warunków inicjacji. Druga
inicjacja kulturowa to oczyszczanie umysłu tradycyjną w tej kulturze mantrą Gajatri.
Otrzymałem tę inicjację od przyjaciela, gdy wracaliśmy w październiku 2008 z tygodniowych
warsztatów Berta i Sophie Hellinger. Trzecia inicjacja to sanjasa. Nie mam jej.

Do warstwy mistycznej, ezoterycznej, dostają się tylko nieliczni i tylko za zaproszeniem. To


zaproszenie to pierwsza inicjacja magiczna w miłosnej mistyce Czaitanji Mahaprabhu (z
sanskrytu, czaitanja to świadomość, a Czaitanja Mahaprabhu to postać historyczna). Inicjację tę
dostałem od Lokanatha Swamiego w Indiach, w marcu 1995 roku. Druga inicjacja magiczna w tej
mistyce nazywa się diksza i oznacza ciągłe zaangażowanie duszy i ciała adepta w proces
oczyszczania serca. Nie mam jej. Natomiast spontaniczną inicjację do strumienia miłości
Czaitanji miałem w sierpniu 1995 roku w Budapeszcie. Wielu otrzymało wtedy tę miłość,
niektórzy przyjmowali ją świadomie, patrząc w moje pogrążone w transie oczy.

Spontaniczną inicjację do strumienia miłości Chrystusowej miałem po wizycie w Katedrze


Świętego Pawła w Londynie, spalonej i zbudowanej na nowo w 1666 roku. Straszenie diabłem i
piekłem to sposób blokowania dostępu do warstwy ezoterycznej dla ludzi o lękliwych sercach.
Nie można się złościć na taki proces. Było to w pociągu z Londynu do Watford w 2008 roku. Do
wagonu wszedł młody mężczyzna i zaczął prosić o jałmużnę. Nie prosił o litość, ponieważ
godność promieniowała z jego ciała. W pewnym momencie do czubka mojej głowy doleciał
strumień miłości, wysłany z tejże katedry (o czym zostałem mentalnie poinformowany), wszedł
w dół do płuc i zaczął się rozprzestrzeniać. Czułem, że moje ciało nim promieniuje.

Radość? Oczywiście. Wyciągnąłem rękę w stronę tego mężczyzny, czułem strumień energii o
średnicy około 20 cm, i zdziwiony zobaczyłem jego ruch ciała biologicznego. Zaczął płakać i
dziękować Bogu za rozsadzającą jego ciało miłość - w jego percepcji zapewne
wszechogarniającą, a na pewno spontaniczną, ponieważ nie widział mnie jako medium. Po kilku
minutach napełnił się i zaczął zamykać, choć strumień nadal płynął w pełni. Uświadomiłem
sobie, że na początku nowej godności - tożsamości serca - po prostu nie jesteśmy w stanie
przyjąć więcej miłości. Miłość w rzeczywistości materialnej ma granice, których przekraczanie
jest celem wyznaczonym przez Berta Hellingera tym, którzy z nim idą.

15
Podążając za Bertem Hellingerem mistyczną ścieżką prawdy w ruchu, otrzymałem od niego dwie
inicjacje magiczno-mistyczno-duchowe. Pierwsza odbyła się w rzeczywistości magicznej, zwanej
też astralną. We śnie uzyskuję samoświadomość. Zostaję wyciągnięty z ciała i przemierzam
dziwną przestrzeń. Wiem, że jestem w podróży astralnej, ale jako pasażer, ponieważ nie mam
zdolności świadomego wychodzenia poza ciało. Następnie wiem, że lecę na warsztaty Berta
Hellingera do Azji. Lot trwa zauważalną chwilę, choć wymiar czasowy nie ma tu zastosowania.
Przylatuję na salę pełną ludzi, na scenie dostrzegam Berta Hellingera, który patrzy w moim
kierunku. Rozglądam się i wiem, że jestem w ciele kogoś siedzącego biologicznie na sali. Słyszę
pytanie: "Czy chcesz inicjację?" W tym momencie wiem, że to jest inicjacja duchowa typu
diksza.

Odpowiadam twierdząco. W następnym momencie jestem w podróży do swojego ciała,


leżącego w łóżku gdzieś w Europie. Lot w tym samym środowisku, te same wrażenia zmysłowe i
podobny czas trwania. Pobyt w ciele zajmuje mi kilka sekund, choć do tej pory nie wiem, po co
tak naprawdę wracałem, czy coś zostawić i coś zabrać? Opuszczam ciało i trzeci raz przemierzam
astralną przestrzeń w podróży do Tajwanu lub Hongkongu - tego nie wiedziałem. Tym razem
ląduję na podłodze przed sceną, na której siedzi Bert Hellinger. Wiem, że jestem w ciele kogoś z
reprezentantów odbywającej się konstelacji rodzinnej. Doświadczam tego procesu od środka, w
percepcji magicznej.

Bert Hellinger mówi: "Miałem do wyboru kilka tradycji, wybrałem chińską, może być?"
Odpowiadam: "Tak." Przede mną pojawia się wtedy kapłan taoistyczny i wykonuje magiczny
rytuał. Przyglądam się temu, czekając na nowe imię, tak jak to jest w tradycji religijnej. Po chwili
pytam Berta: "A imię?" "W naszej tradycji nie nadajemy nowego imienia, bo to proces adopcji" -
odpowiada. Zgadzam się z tym i w następnym momencie budzę się w swoim łóżku.
Rzeczywistość duchowa tego doświadczenia jest dla mnie wystarczająco radosna, aby
potraktować to poważnie. Sprawdzam jednak, czy na pewno Bert Hellinger jest właśnie w Azji.
Okazuje się, że tak. Właśnie prowadzi warsztaty. Jest wiosna 2012 roku.

Do drugiej inicjacji przygotowywałem się prawie dziesięć lat. Wiedziałem, że się odbędzie. Nie
wiedziałem jednak ani jak, ani czego mam się spodziewać. Proces odbył się latem 2021 roku w
Peru i biologicznie był prowadzony przez jedną z lokalnych szkół magii, a magicznie przez Berta
Hellingera. Tydzień przygotowań. Porządkuję sprawy biznesowe i zgłębiam się w
fenomenologiczną obserwację środowiska. Magia wyłania się stopniowo. Początek podróży

16
zaczyna się od dwóch fioletowych owoców, które pojawiają się wśród zielonych owoców na
rosnących w ogrodzie krzakach. Jest czwartek po południu, Usagi mówi mi zaskoczona o
fioletowych winogronach, proszę, aby je przyniosła. Zjadam jeden, Usagi zjada drugi.
Zaczynamy.

Kilka godzin później Usagi wraz z naszym przyjacielem konfrontują mnie z informacją, że
zaczynam przeszkadzać środowisku swoim zachowaniem. Patrzę na nich uważnie i analizuję: jest
to zachowanie historycznie nielogiczne, a więc ma logikę magiczną. Po chwili wiem, że Usagi i
mój przyjaciel są aktorami w teatrze mojej inicjacji magicznej. Zgodnie z otrzymaną instrukcją od
Berta Hellingera rozpoczynam proces milczenia.

W piątek rano przez jednego z aktorów zostaję poproszony o odpowiedź na kilka pytań. W nocy
spałem kilka godzin i już jestem w psychodelicznym stanie świadomości. Poddaję się tej prośbie,
a treść pytań przypomina znane mi testy psychologiczne. Ku mojemu zdziwieniu pojawia się we
mnie impuls, aby wyjść z pozycji pacjenta i przejść do pozycji klienta. Robię skok ciałem, aby
stanąć naprzeciwko "terapeutki". Patrzę jej mocno w oczy i pytam, czy robi mi jakiś test
psychologiczny. Jest tak mocno zaskoczona, że nie wie, co zrobić. Patrzy to na mnie, to na ekran
laptopa i po chwili mówi: "Oni pytają, czy chcesz z nimi porozmawiać".

To mnie uspokaja. Po pierwsze, wykonałem ruch poza skryptem i zostało to zauważone. Po


drugie, zostaję potraktowany nie jako pacjent, ale jako klient. Odpowiadam twierdząco. Okazuje
się, że moją przygodę nadzoruje panel psychiatrów i innych specjalistów. Nasza komunikacja nie
była planowana, jednak zaskoczyłem ich umiejętnością, którą nazwali "przeskakiwaniem między
skryptami". Zapytali, czy możemy dalej kontynuować, co potwierdziłem. W końcu po to tu
przyjechałem i ktoś traktuje mnie poważnie.

Przez kolejne trzy doby nie mówiłem, nie jadłem i nie spałem. W głowie pojawiło się kilka
głosów, z których jeden był głosem Berta Hellingera, kolejny osoby prowadzącej moją podróż,
głos wykładowcy, a inne pojawiały się i znikały w zależności od poziomu świadomości, na
którym funkcjonowałem. Byłem prowadzony przez dwanaście poziomów świadomości, które
znałem z teorii. Drugiej nocy doświadczyłem wyjątkowej halucynacji. Na niebie pojawiły się dwa
księżyce w pełni.

17
Wiem, że jeden z nich jest zwyczajny, a drugi niezwyczajny, choć nie znam jego natury. Pojawia
się w miejscu, które wskazuje na odbicie lustrzane. Mam wybrać, który jest "prawdziwy". Patrzę
spokojnie i myślę, że to musi być coś niezwykłego. Poprosiłem na początku podróży o nie
włączanie halucynacji i do tego momentu było to respektowane. Po chwili zastanowienia
odpowiadam więc: obydwa. Następnie wiem, że jestem na trzynastym poziomie świadomości i
że aktorzy biorący udział w tej przygodzie przestają rozumieć moje zachowanie i zaczynają się
mnie bać. To jest świadomość wampirów. Rozumiem to, jednak ta świadomość jest dla mnie nie
tyle obca czy dziwna, ale wręcz naturalna. Zostaję w niej przez kolejne kilkanaście godzin.

W niedzielę Usagi gotuje obiad, a ja myję naczynia. Usagi pyta mnie, czy obrać ziemniaki. Zanim
kiwnąłem głową, moje oczy dostrzegły wyłaniające się ze skórek głowy jaszczurek. Patrzę na
ziemniaki i na Usagi i wiem, że ona tego nie widzi, a jednocześnie nie mogę jej powiedzieć, co
widzę i żeby nie obierała teraz tych ziemniaków. Zastygam, a po chwili słyszę pytanie: "Obrać je
później?" Z ulgą odpowiadam, że tak. W tym momencie widzę, jak ciało Usagi przestaje się
ruszać, a ja słyszę donośny głos: "Zatrzymaj się na chwilę, bo przeskoczyłeś kilka naszych
skryptów i nie jesteśmy przygotowani na taką sytuację". Czekam cierpliwie, aż Usagi zacznie się
ruszać. Gdybym i ja się poruszył, z jej perspektywy byłaby to translokacja. Wiem więc, że
kontrola mnie i aktorów odbywa się nie tylko mentalnie i elektronicznie, ale również z
możliwością kontrolowania układu motorycznego i samoświadomości.

Ostatniej nocy zostaję poddany próbie maksymalnego nacisku mentalnego. Leżę w łóżku i czuję
narastający przymus, aby wstać i iść. Jest trzecia w nocy. Aktorzy śpią. W końcu jestem
znudzony stawianiem skutecznego oporu i wstaję. Idę krokiem, który rozpoznaję jako obcy, a
więc moje ciało jest sterowane. Docieram do miejsca, gdzie pojawia się intensywna myśl, aby
wejść na teren posesji należącej do jednego z aktorów. W ciągu dnia byłem przecież na tej
posesji. Moje ciało skręca wraz z tą myślą, a ja z pozycji obserwatora zadaję pytanie: "Czy jest
obiektywne i racjonalne uzasadnienie, aby wszedł na obcy prywatny teren o trzeciej w nocy?"
Odpowiedź: "Nie." Natychmiast przejmuję kontrolę nad swoim układem nerwowym i skręcam w
drugą stronę. Chodzę jeszcze przez dwie godziny i wracam do hotelu. W poniedziałek przy
śniadaniu podchodzi do mnie jeden z aktorów i mówi: "Dlaczego wszedłeś na teren posesji i
straszyłeś naszych gości?"

Patrzę na niego z przyjemnym zaskoczeniem - a więc lokalni nie spodziewali się, że mogę oprzeć
się ich kontroli? Uśmiecham się i po kilku sekundach odpowiadam spokojnie, że nie wszedłem
na teren ich posesji i nikogo nie straszyłem, choć fakt faktem, byłem na spacerze i widziałem

18
zapalone światło.

Do kilku testów byłem teoretycznie i praktycznie przygotowany. Do kilku otrzymywałem


wskazówki na bieżąco od przyjacielskich duchów. Bezpieczeństwo zapewniała mi obecność
Berta Hellingera, którego główna instrukcja brzmiała: "Drobne niedoskonałości". Każdy może tę
instrukcję zastosować w swoim życiu. Przygoda zakończyła się w poniedziałek po południu, gdy
wracaliśmy z Usagi taksówką z miasteczka z zakupami. Oboje doświadczyliśmy translokacji,
trwającej kilka kilometrów jazdy taksówkarza. Po pojawieniu się w swoich ciałach, spojrzeliśmy
na siebie, wiedząc dokładnie, czego doświadczyliśmy, i nie pamiętając nic z tego doświadczenia.
Powiedzieliśmy kierowcy, aby zawrócił, bo przysnęliśmy i minęliśmy już nasz hotel.

Kilka miesięcy później dostałem potwierdzenie, że w trakcie tej przygody byłem "najbardziej
sobą", czyli osiągnąłem pełną możliwą iluminację układu nerwowego. Fakt, że brak percepcji
normalnego bólu był jednym z czynników potwierdzających biologiczną rzeczywistość tej
przygody. Dowiedziałem się również, że przeciwstawiłem się tradycji magicznej trwającej
dziesięć tysięcy lat. Było "grubo", jak to się mówi, ale nie wiedziałem, że aż tak "grubo".
Przeciwstawiłem się tradycji magicznej, wykorzystującej krew ludzką do zapewnienia
efektywności rytuału. Taka tradycja jest żywo obecna we wszystkich kulturach, a czarna magia
jest nadal praktykowana. Nikt oczywiście nie zdradzi tego, co wie ze swojej magicznej tradycji
rodzinnej. To grozi śmiercią.

Jestem nauczycielem. Od kilkunastu lat prowadzę konstelacje rodzinne. Od trzech lat jestem na
służbie w ruchu duchowym, podążając śladami Berta Hellingera. Na bieżąco wiem, co mam
robić. Instrukcje od Berta Hellingera otrzymuję z jego książek filozoficzno-mistycznych, z pola
mentalnego, które stworzył, a także osobiście, ponieważ ma ze mną stałe połączenie mentalne,
szczególnie w trakcie mojej pracy magicznej w zakresie konstelacji rodzinnych. Zadedykowałem
swoje życie kontynuowaniu jego tradycji, którą rozpoczął otwarciem dużego pola duchowego
wiosną 2011 roku w Bozen we Włoszech. Błogosławieństwa na rozwój swojej tradycji oraz
odpowiednie inicjacje Bert Hellinger otrzymał w grudniu 2010 roku od Nahuala o imieniu Tata
Kachora.

19

You might also like