Srebro

You might also like

Download as doc, pdf, or txt
Download as doc, pdf, or txt
You are on page 1of 104

Opowiadanie to dedykuje Cedzakowi vel Durszlak, koledze z hn, który wypłakał je u mnie

prawie, że na kolanach!

I. Postacie główne

Cedric Silver
Dwudziestosześcioletni pierworodny syn bosa mafii. Zawodowy
morderca, który szaleje za srebrem. Kiedyś podarował życie
czteroletniemu chłopcu o srebrnych włosach. Obecnie przez
przypadek znów go spotkał. Jest zatwardziałym gejem i przed
wykonaniem misji lubi „dopieścić” ofiarę, ale po spotkaniu
nastolatka zaprzestał dawnego życia.

Luz Hikaru.

Szesnastolatek, któremu Silver kiedyś podarował życie. Mieszka


samotnie i do tego bardzo ubogo. Przez wypadek, który miał miejsce
gdy wracał do domu, spotyka oprawcę rodziny. Zostaje zmuszony do
zamieszkania z nim. Towarzystwo mężczyzny przewraca jego
spojrzenie na świat do góry nogami. Jednocześnie ściąga na chłopca
tragedię.

Opowiadanie!!

1.

Luz wyszedł z gabinetu i zamknął za sobą drzwi. Zmęczony westchnął i usiadł na schodach,
by przepakować torbę. Był dosyć wysokim szesnastoletnim chłopcem. Miał delikatną budowę
ciała, ale to nie znaczy, że był drobny. Czynnie uprawiał lekkoatletykę i był wysportowany.
Mimo to, wciąż nie miał aż takich mięśni, jak co niektórzy w szkole. Na świat patrzał
inteligentnymi, szarymi oczyma. Ale najbardziej fenomenalne miał włosy. Zaraz po urodzeniu
były szare. Teraz, przez szesnaście lat nabrały odcienia srebra. Nie wiedział, skąd wzięła się
u niego taka barwa. Zarówno ojciec jak i matka byli szatynami o brązowych oczach. Jego
siostra była ruda o zielonych oczach, po babci. A brat wdał się w rodziców. Nigdy w rodzinie
nie było nikogo takiego, jak on. Westchnął i wsunął do torby plik dokumentów. Mimo, że był
inteligentny, miał jeden problem. Nie był w stanie zapamiętać dat. Dlatego dzisiaj został
zmuszony przez Marco, nauczyciela historii, do odbycia u niego w gabinecie aż pięciu godzin
korepetycji. Oczywiście nie obyło się bez prób molestowania. Luz rozwiązał tasiemkę i
ponownie zaplótł włosy w warkocza. Nie przepadał za wiecznie dotykającym go
nauczycielem, i bardzo się ucieszył, gdy opuścił pokój. Teraz musiał zrobić zakupy i udać się
do domu. Mieszkał w mafijnej dzielnicy. Nikt nie znał jej nazwy. Ale każdy wiedział, że
zamieszkują ją najwyżsi w mafii. Na noc była odgradzana blokadą. Na szczęście było jedno
nie zablokowane przejście, ale Luz nie lubił nim spacerować. Pełno tam było niebezpiecznych
zakrętów, droga była wąska, a i nierzadko kręcili się pedofile i łowcy prostytutek. Często
biegł do siebie. Po wejściu zapalał świeczkę i opłukiwał się lodowatą wodą. Jego kawalerka
mieściła się na poddaszu. Nie było tam ani światła ani ciepłej wody. Zimą było lodowato a
latem można było się ugotować. Mieszkał w niej od pięciu lat. Wcześniej zamieszkiwał w
domu dziecka, ale po zlikwidowaniu placówki, wyjął z banku swe skromne oszczędności i
zamieszkał tam. Płacił co miesiąc i tak wygórowaną kwotę pewnemu blondynowi.
Podejrzewał, że część, i to spora, odchodzi jako haracz do mafii. Teraz, wlekąc się ową drogą
żałował, że tamten mężczyzna nie zabił i jego.
Miało to miejsce dwanaście lat temu. Do tej pory pamięta, jak zobaczył zwłoki
rodziców i rodzeństwa. Pamiętał też chłopaka, który wówczas był w domu. Wysoki, najwyżej
czternastoletni szatyn, ubrany na srebrno i czarno. Luz, wystraszony, cofał się przed nim, aż
trafił na parapet otwartego okna. Wyskoczył przez nie i zaszył się w ogrodzie. Wtedy o mały
włos nie trafiła go kula. Odbiła się od pnia drzewa. Jednak widział, że chłopak go nie ścigał.
Po prostu wsiadł do samochodu i odjechał.
Luz drgnął, gdy po jego sylwetce przejechały światła nadjeżdżającego samochodu.
Kierowca jechał wolno, nie tak jak zazwyczaj wariujący na tej trasie młodociani. Gdy go
zauważył zwolnił i odbił bardziej do skały. Luz machnął szybko dłonią i zaczął biec.
Podejrzewał, że to spóźnialski, taki sam jak on, i wolał nie utrudnić przejazdu, gdyż zakręt
przed nimi był wyjątkowo ostry i niebezpieczny. Przebiegł ów zakręt sprintem i dalej biegł,
odrobinę tylko zwalniając. Samochód ominął go lekko i na pożegnanie mrugnął mu tylnymi
światłami. Zauważył tylko ładny srebrny odcień bmw i zaraz zadrżał. Owa dzielnica była na
tyle biedna, że takie auto mógł mieć tylko ktoś z mafii. Zanim zdążył pomyśleć, co może się
stać, w zakręt wjechał rozpędzony zielony mercedes. Luz wrzasnął i próbował odskoczyć na
pobocze, gdy samochód szarpnął i wpadł w poślizg. Srebrne bmw momentalnie odbiło pod
skalną ścianę, aż z jego boku poszły iskry. Luz poczuł tylko ogłuszający ból i cisnęło nim o
słupek barierki. Chwilę później niecałe dwadzieścia centymetrów od niego mercedes
przeleciał przez barierkę i spadł w dół. Luz czuł tępy ból i co chwila obraz tracił ostrość.
Zdołał jednak zauważyć, że bmw zatrzymało się po kilkunastu metrach i ktoś z niego
wysiada. Szedł teraz w jego stronę. Postać ubrana w strój szary albo srebrny. Za nim
nastąpiła eksplozja. Wtedy ów osobnik pochylił się nad nim i wziął go na ręce. Nogą rozrzucił
jego zakupy, po czym złapał za leżący portfel i jego torbę szkolną i wziął go w stronę
samochodu. Wtedy Luzowi urwał się film.

***

Cedric z irytacją zabębnił paznokciami o kierownicę. Cały bok jego bmw nadawał się do
remontu. Spojrzał w bok, na nieprzytomną dziewczynę. Co ten wariat sobie myślał? To nie
trasa wyścigów, tylko zwykła droga. Przez tamtego matoła spóźnił się na zebranie do ojca.
Mimo, iż był synem przywódcy mafii, obowiązywały go te same kary, co i innych. Już w
wieku dziesięciu lat przyjmował zlecenia na zabijanie. Nawet to lubił. Wręcz przepadał za
zleceniami mordu na mężczyznach lub chłopakach. Zwłaszcza, jak byli ładni. Sam nie
wiedział, kiedy to się zaczęło. Może dlatego, że napatrzył się jak ojciec gwałci lub posuwa
kobiety. W każdym razie czuł wstręt do płci przeciwnej. Wydawały mu się głupie, wciąż się
krygowały i chichotały bez powodu. Dlatego, jak tylko miał zlecenie zabić dziewczynę, robił
to z okrucieństwem. Skargami przekupionych prokuratorów, że jego ofiary albo są
zmasakrowane, albo przed śmiercią były gwałcone, nie przejmował się. Ojciec i pozostali
wiedzieli, że Ced jest gejem i uwielbia takie zabawy. Troszkę żałował, że owa dziewczyna nie
jest chłopcem. Poza tym przypominała mu pewną osobę. Kiedyś miał zabić pewną rodzinę.
Ojciec, policjant do spraw korupcji, porządnie im zaszkodził. Wtedy zobaczył ich syna. Miał
szare włosy, przetykane srebrnymi pasmami. Ced kochał srebro. Zaraz sobie wyobraził, jak
bierze to drobne ciałko w swoje posiadanie. Jednak mały mu umknął. Zabił jego rodzinę, a
tamten po prostu wyskoczył oknem. Celował mu wprawdzie w nogę, by móc skorzystać z
zabawki, ale spudłował. Wtedy to, po raz pierwszy i jedyny, zmasakrował męskie zwłoki –
ojca i brata chłopca. Wówczas tamten chłopczyk miał może cztery lub pięć lat. Teraz ma z
szesnaście. Pilnował go, dowiadując się gdzie przebywa, ale pięć lat temu chłopak nagle
zniknął z jego oczu. Spojrzał znów w bok. Dziewczyna zaczęła się poruszać. Budziła się.

2.

Luz czuł pas, opinający mu tors. Słyszał też pracę silnika. W końcu zrezygnowany otworzył
oczy. Siedział w srebrnym samochodzie. Najprawdopodobniej kierowca BMW zabrał go ze
sobą. Zwilżył usta językiem i zaraz dostał rumieńców, gdy zdał sobie sprawę, że taki gest jest
dwuznaczny. Wyjrzał przez przyciemnione okno. I tak nie miał sił, by odpiąć pas. Starał się
nie drżeć, ale kierowca musiał zauważyć jego niepokój i stan.
- Nie obawiaj się mnie. Nie skrzywdzę cię, ani nie zgwałcę. Jak się czujesz?
- Chyba nie mam żadnych złamań. – niepewnie odparł Luz. – Tylko mnie ogłuszyło.
Dlaczego mi pan pomógł? To nie jest normalne, by ktoś bogaty pomagał biedakom…
- Nie mam serca z kamienia. Poza tym był powód. Widzisz, mam słabość do srebra.
Kocham srebro. Jakbyś była szatynką albo blondynką, pewnie bym cię zostawił na
pastwę łowców dziwek.
- Jest tylko jedno ale – Luz spojrzał z urazą na mężczyznę. Nie lubił jak mylono go z
dziewczyną. – Nie jestem dziewczyną, byłbym wdzięczny za nie zwracanie się do
mnie per ona!
- Nie jesteś dziewczyną?! – Kierowca zjechał na pobocze i zatrzymał auto.
Luz patrzał, jak on odpina pas i obraca się do niego. Kierowcą okazał się około
dwudziestosześcioletni mężczyzna o ciemnym kolorze włosów, opadających wokół jego
głowy. Wiązał je w kitkę. Sięgały mu co najwyżej do połowy pleców. Na srebrnym stroju –
tak podobnym do tego, w którym chodził morderca jego rodziny – miał czarny płaszcz.
Zdziwiony, patrzył na niego niebieskimi oczyma. Oczyma przenikliwymi. Nagle, ni stąd ni
zowąd, pochylił się nad nim i rozpiął mu pasek. Luz drgnął wystraszony i załkał. Oto, czego
się doigrał. Nieznajomy facet maca go po kroczu. Ale kierowca tylko chwilkę manewrował
tam dłonią. Zaraz ją wycofał i zapiął mu spodnie. Wprawdzie ruszyły go instynkty, ale to
małe chłopiątko załkało. Wolał go nie spłoszyć.
- Przepraszam. Chciałem sprawdzić namacalnie, czy mnie nie kłamiesz. No, to zmienia
postać rzeczy. I co ja mam z tobą zrobić?
- Nie rozumiem pana. – Luz spojrzał na niego.
- Skończmy z tym panem. Mam dwadzieścia sześć lat, jestem pierworodnym synem
szefa mafii, zabijam odkąd skończyłem dziesięć lat i na imię mam Cedric Silver.
Luz wytrzeszczył oczy. Siedział w samochodzie najbardziej wpływowego faceta w tym
mieście. Nagle zdał sobie sprawę, że ma otwarte usta i jak dotąd się nie przedstawił.
Zamknął je i usiadł, schylając głowę z niepokojem. Ced obserwował go przez chwilkę. Kiedy
tak siedział ze spuszczoną głową, wyglądał przeuroczo. Nagle usłyszał cichy głosik chłopaka.
- Mam szesnaście lat i jestem zwykłym biednym uczniem pierwszej klasy liceum. Nie
mam rodziny. Nazywam się Luz Hikaru.
Ced podskoczył. O niebiosa, bogowie i wszelkie demony! Jego chłopczyk, ten maluszek,
siedzi teraz przy nim! Przyjrzał mu się uważnie. Całkiem się zmienił. Jego włosy straciły
szarość i były praktycznie srebrne. Oczy nie patrzyły ze strachem, raczej królowała w nich
niepewność i podejrzliwość. Ubrany był w zwykły szkolny mundurek. Miejscami widział
delikatne podłapywanie materiału, strój już był pewnie wysłużony. Ale teraz mógł stwierdzić
bez kłamstwa, że bardzo przypomina owego czterolatka. Wychylił się i złapał za jego portfel.
Już wcześniej widział tam krawędź szkolnej legitymacji. Wyjął ją i spojrzał na nazwisko oraz
zdjęcie. To naprawdę był on. Tymczasem Luz obserwował mężczyznę. Domyślał się, że ten
nie rozpoznał go aż do tej pory. Luz już jakiś czas temu zaczął podejrzewać – głównie przez
kolor stroju i umiłowanie srebra – że ma do czynienia z mordercą swej rodziny. Podejrzenia
te utwierdziły się, gdy przedstawił się jako członek mafii i morderca na zlecenie.
- Co teraz zrobisz? – zapytał lekko zdenerwowany.
- Hmm? – Cedric oderwał się od legitymacji. Jedno spojrzenie wystarczyło, by
zorientował się, że i chłopak go rozpoznał. – A co byś chciał, bym ci zrobił?
- Bardzo śmieszne! Zabiłeś moją rodzinę! Strzelałeś do mnie! – Luz założył ramiona na
klatce piersiowej i patrzył z irytacją. Niech go diabli, nie pokaże strachu przed tym
facetem. Może i cała mafia płaszczy się przed nim, ale on nie da mu tej satysfakcji.
- Bardziej na unieruchomienie, niż na zabicie. Nie zamierzałem brukać takiej istotki jak
ty, zwykłą, ludzką krwią.
- Młodszych mafia zabija z bezwzględnością. Niektórych nawet gwałcicie przed
śmiercią!
- Oj, ja też muszę się zabawić! Nie moja wina, że mam takie upodobania – Cedric
zachichotał na widok szoku na twarzy nastolatka.
- Zboczeniec! I ty zapewniałeś, że mnie nie zgwałcisz. – prychnął z rozbawieniem Luz.
Naprawdę nie rozumiał już tego faceta.
- Wtedy mówiłem tak, bo myślałem, żeś dziewczyna. A mnie te lafiryndy nie interesują.
Nie chce cię okłamywać, wole byś dokładnie wiedział, z kim masz do czynienia –
Cedric wyciągnął dłoń i zaczął bawić się kosmykiem włosów Luza. – Jak mam brać
sobie kogoś do łóżka, to wole chłopca.
- Kpisz sobie!? – Luz odsunął się jak najdalej od niego. – Jesteś gejem?!
- Owszem. I teraz zmieniło to sytuację. Chyba jednak nie odwiozę cię do domu.
Cedric uruchomił ponownie bmw i spokojnie zaczął jechać w stronę dzielnicy. Po kilku
minutach wjechał w uliczkę. Gwizdał przy tym zadowolony. Luz nie miał za to dobrego
humoru. Wiele naczytał się w gazetach o tym, jak wyglądały te zgwałcone ofiary. Zwłaszcza
chłopcy mieli niezbyt miłe dla oka obrażenia. Starając się nie myśleć o tym, jako on będzie
wyglądać po „zabawie” tego mordercy, dyskretnie spróbował wymacać klamkę.
- Drzwi są automatycznie zabezpieczone. Jeśli oczywiście twój gest miał oznaczać
próbę ucieczki. – Ced uśmiechnął się drapieżnie. – Natomiast jeśli szukałeś
wygodniejszej pozycji, radziłbym ci wrócić na fotel. Tym razem mi nie uciekniesz i
lepiej się pogódź z tym… o Cholera!!
Luz zobaczył, że mężczyzna spochmurniał, gdy dostrzegł stojącego nieruchomo na drodze
złotego mercedesa. Samochód ów zaraz zawrócił i zatrzymał się przy chodniku. Kierowca
opuścił szybę.
- Usiądź normalnie, przechyl głowę w moją stronę i udawaj bezwładne, nieprzytomne
ciałko. On lubi strzelać w pasażerów. Szybko!
Luz drgnął i zaraz usiadł normalnie. Przechylił się tak, jak nakazał mu Cedric i przymknął
oczy. Słyszał że Cedric coś robi. Nie wiedział jednak co, bo światło w kabinie już było
zgaszone, zanim wjechali w dzielnicę. Zresztą, mógł tylko siedzieć i udawać nieprzytomnego.
Poczuł jak zwalniają i zaraz włosy zmierzwił mu powiew powietrza. Zatrzymali się.
- Cudownie jest wiedzieć, że nie będę musiał już dłużej tu sterczeć. Jak to miło, że
nasz Silver w końcu przytoczył swój zad… Silver co stało się z Tobą i samochodem?!
– kierowca mercedesa dopiero teraz spojrzał w bok.
Jego oczom ukazał się okropny bok samochodu kompana. Silver również nie wyglądał
najlepiej. On potrafił się oszpecić w kilka sekund. I to w taki sposób, by nikt nie zorientował
się, że on sam to zrobił. Dlatego kierowca mercedesa miał wrażenie, że coś się wydarzyło.
- Jedź za mną! – zamknął szybę i ruszył. W trakcie jazdy jednak znalazł czas, by
powiadomić zebranie o sytuacji.
Cedric odetchnął głęboko i ruszył za nim. Spojrzał na nastolatka.
- Grasz tak dobrze, że nawet mnie mógłbyś oszukać, jakbym nie wiedział o tym, że
udajesz! – wyszeptał i zachichotał.
- Kto to w ogóle jest? – Luz uchylił lekko powieki.
- Gregory? Jeden z ważniejszych pracowników mafii, skarbie. Właśnie jechałem na
zebranie. – Cedric spojrzał na zegarek. – Dzięki tamtemu palantowi mamy
półgodzinne spóźnienie i zarazem usprawiedliwienie. No, to za chwilkę poznasz mego
ojca. Jego nie oszukasz i nawet nie próbuj.
Bmw zatrzymało się i Luz westchnął. Silver, jak go nazywano, nawet wydawał się
sympatyczny. Odpiął pas bezpieczeństwa. W tym czasie Silver okrążył samochód, otworzył
drzwi i wziął go na ręce. Zatrzasnął kopniakiem nie dające się domknąć drzwi. Podążył
marmurowym korytarzem w głąb domostwa. Luz podniósł głowę.
- O! Obudziłeś się, młody. To dobrze. Bo do lekkich nie należysz.
Luz zamrugał i spojrzał na niego. Opuścił stopy na posadzkę. Niepewnie stanął na własnych
nogach. Podążył za Silverem i kierowcą mercedesa. Obcy mężczyzna obserwował go jakiś
czas z dezaprobatą, aż w końcu zrobił minę sugerującą, że on się nie wtrąca. Doszli do
salonu. Czekał tam na nich lokaj.
- Mam zaprowadzić panicza do sali medycznej. Poczekają z zebraniem jeszcze chwilkę,
aż się go ogarnie.
- Chodź ze mną, Luz. Warto sprawdzić, czy i tobie nic nie jest.
- A tak w ogóle, kto to jest? – Gregory spojrzał na chłopaka.
- Mój kochanek. Nawet go nie dotykaj, bo cię zamorduje!
Luz podreptał za Silverem z lekko urażoną miną. Gregory pokręcił głową z uśmiechem na
ustach, po czym poszedł złożyć raport.

3.

Luz szedł za Silverem kolejnym marmurowym korytarzem. Między oknami pełno było
obrazów i różnobarwnych tkanin.
- Dlaczego powiedziałeś im, że jestem twoim kochankiem? – spytał się cicho, z lekkim
wyrzutem w głosie.
- Masz rację, troszkę wyprzedziłem fakty. Dopiero po dzisiejszej nocy będę cię mógł
tak nazywać. Właź! – Cedric pacnął go dłonią w tyłek i zaskoczony Luz z piskiem
wskoczył do pomieszczenia.
Cedric wszedł zaraz za nim. Posadził go na kozetce, sam usiadł na biurku. Po chwili weszło
dwóch medyków i zajęli się nimi. Szybko opatrzyli Cedrica i nastolatka. Ced uśmiechnął się
do niego i wyszli.
- Dokąd teraz?
- Na zebranie. Będziesz musiał poczekać pod drzwiami. Z nikim nie rozmawiaj i czekaj
na mnie. Niezbyt bezpiecznie kręcić się tutaj.
Luz skinął głową. Cedric posadził go w fotelu i wszedł spokojnie do sali. Zamknął za sobą
drzwi, rzucając na odchodnym, że niedługo wróci. Luz został sam. Po chwili drzwi się
otworzyły i wyszedł Gregory. Stanął przed nim.
- Do środka!
- Cedric zabronił mi się stąd ruszać! – zaoponował Luz, łapiąc za poręcze krzesełka.
- Upierdliwyś. – mężczyzna złapał go za ramię i siłą podniósł. Cisnął nim w stronę
drzwi.
- Golden! Trochę delikatniej! To w końcu gość! – rozległ się władczy i ostry głos. –
Zaproś go z odrobiną kultury, nie jak wiejska fujara!
Luz rozmasował sobie obolałe ramię i wyprostował się. Stał w drzwiach sali konferencyjnej.
Siedziało tam ze trzydzieści osób. O dziwo, Luz znał aż dwoje z nich. Po lewej stronie siedział
Cedric, z lekkim uśmiechem na ustach. Osiem miejsc na prawo od niego siedział blondyn,
który wynajmował mu kawalerkę. Teraz patrzyli sobie w oczy. Cedric zmarszczył czoło. Nie
bardzo podobało mu się to, że Luz interesuje się blondynkiem. Spojrzał na niego z taką siłą,
że mężczyzna spiął się i prawie nie schował pod stołem.
- Luz, chodź tu do mnie. – warknął.
Nastolatek drgnął i podszedł do Cedrica. Mężczyzna objął go władczo i posadził sobie na
kolanach. Blondyn roześmiał się i wyprostował.
- Jak rozumiem, Hikaru rezygnuje z wynajmowania u mnie kawalerki?
- Bezwzględnie. On jest mój!
- Mogę się wtrącić? – nieśmiało spytał Luz.
- Nie! – Ced liznął go w ucho.
- Drań! To dzisiaj w nocy nie ma numerka! – obrażony Luz obrócił głowę a Ced zmrużył
oczy.
- Co chciałeś powiedzieć? – na te słowa zebrani wybuchli śmiechem.
- Że mam tam rzeczy, które chce zabrać a nie posłać do wszystkich diabłów, jak to
masz w zwyczaju. – odparł urażonym tonem. – Właściwie dlaczego mnie zawołałeś?
Miałem czekać…
- Ja mu rozkazałem. Chcę cię zobaczyć.
Luz spojrzał na mężczyznę. To on skarcił Gregory’ego za niewłaściwe zaproszenie. Teraz
mężczyzna obserwował go niebieskimi oczyma. Luz zrozumiał, że to ojciec Cedrica. Wtulił się
w szatyna ze zbolałą minką.
- Długo to zobaczenie będzie trwało? – zapytał się cicho. – Nie chce słuchać, ile żeście
zabili osób w tym tygodniu.
- To idź i poczekaj na swego kochanka w salonie. Patryk cię zaprowadzi.
Luz zeskoczył z kolan Cedrica i wyszedł razem z lokajem. Gdy zamknęły się za nim drzwi,
ojciec Cedrica spojrzał na syna przenikliwie.
- Hikaru to nazwisko tego dzieciaka, co zwiał ci dwanaście lat temu. To był on?
- Tak. Dzisiaj przypadkowo na niego wpadłem. Jakiś wariat na drodze o mały włos nie
skasował mnie i jego.
- Ten wybuch godzinę temu? Na skalniaku? – spytał blondyn i spiął się.
Lubił Luza, chłopak był wesoły i uczynny. Co się wydarzyło?
- Mijaliśmy się na zakręcie śmierci i ten debil wyjechał ze stówą na liczniku i próbował
mnie wyprzedzać. Ja odbiłem w prawo i skasowałem połowę samochodu, małego
potrącił palant. Zabrałem go, ale i tak podczas eksplozji trochę mi się oberwało – Ced
skrzywił się i dotknął opatrunku.
- Dobrze, że Luz nie ucierpiał. To takie wesołe dziecko. Jak miał wolną chwilę to mi
pomagał sprzątając w biurze. Dzięki temu zmniejszyłem mu troszkę opłatę.
- No to teraz sobie znajdziesz inną sprzątaczkę. Wpadł mi w oko…
- Zdziwiłbym się, jakby nie wpadł. Zastanawiałem się, jakim cudem wciąż nie masz go
na liście. Znając twoje zamiłowanie do srebra…
Zgromadzeni zachichotali. Ojciec Cedrica przyjrzał mu się uważnie. Od dwunastu lat nie
widział w jego oczach takich błysków. Ironią losu będzie to, że jego syn będzie pieprzył
dzieciaka, którego powinien od razu zastrzelić. Ale to był jego pierworodny. Nie chciał go
zranić. Niech na razie się nim pobawi. Jak dojdzie do stosunku, to zabiją nastolatka. Silver
pewnie go sobie zmumizuje i postawi jako ozdóbkę. Z tym jego shizem na srebro. Mężczyzna
uśmiechnął się drapieżnie.

***

Luz przeciągnął się nad książką. Usłużny lokaj podał mu ciastka i herbatę zaraz po
przyprowadzeniu go do salonu. Poza tym przyniesiono mu jego teczkę i spokojnie odrabiał
prace domowe. Zerknął na zegarek. Zebranie trwało już od pięciu godzin. Dochodziła
pierwsza w nocy. Luz cieszył się, że jutro jest niedziela. Bynajmniej sobie to odeśpi. Liczył też
na to, że Cedric będzie za bardzo zmęczony, by dobierać się do niego. Nagle drzwi się
otworzyły. Do salonu weszli grupkami członkowie zebrania. Na końcu wyszedł Cedric z
ojcem. Mężczyzna popatrzał krytycznie na rozwalone zeszyty i książki.
- Dużo ci się jeszcze zostało?
- Nie, już kończę. – Luz spojrzał mu w oczy.
- No dobrze. Spręż się, a ja zejdę i z bliska obejrzę bmw.
Luz szybko pochylił się i zaczął skrobać w zeszycie. Pismo miał ładne i równe. Cedric
uśmiechnął się i poszedł z ojcem do garażu. Stali tam już pozostali. Rozsunęli im się i ojciec
Cedrica zagwizdał cicho.
- Ładnie cię drasnęło. Wywalisz kilkanaście tysięcy na naprawę i tę swoją specjalną
farbę.
Cedric obszedł skrzywiony całe bmw. Prawy bok auta pełen był wgnieceń i zarysowań. Skały
gdzieniegdzie porobiły aż linie dośrodkowe. Cała farba też była zdarta.
- Czym ja teraz będę jeździć! Naprawa zajmie z dwa tygodnie! A przecież muszę
wykonywać zlecenia i wozić małego do szkoły!
- Dam ci swoje bmw. – zaproponował ojciec.
- Ależ ono jest czerwone! – jęknął Cedric. – Przecież ja je zahaftuje przez ten kolor.
- Wolisz łazić na piechotę?
Cedric westchnął i powiedział, że jutro po niego przyjdzie. Ojciec zaśmiał się, że jutro to go
się z łóżka nie wyrwie. Dodał, że sam mu podeśle auto przez swego szofera. Wrócił z ojcem
do salonu. Luz akurat chował ostatnie zeszyty do plecaka.
- Chyba miałeś rację. Nie sądzę, bym był w stanie z niego zejść.
Luz podszedł do niego i ziewnął. Padał już na oczy od tych książek. Cedric zamruczał
rozkosznie i objął go. Poszli z powrotem do garażu. Luz dopiero teraz zobaczył, jak wygląda
samochód. Cedric otworzył drzwi po stronie kierownicy.
- Wsiadaj tędy. Lepiej nie ruszać tamtych drzwi, bo już wcześniej zauważyłem, że
trudno się je zamyka.
Luz podziękował grzecznie za gościnę, po czym wsiadł do auta. Cedric przewrócił oczy i
machając krótko dłonią wsiadł i zamknął drzwi. Odpalił bmw i wyjechał z garażu. Opuścili
posiadłość i ruszyli ulicą. Luz obserwował trasę przez okno. Nigdy nie był w tej części
dzielnicy. Widział ją tylko z okna. Pełno było tu willi. Nagle zwolnili i wjechali przez bramę,
która zaraz zaczęła za nimi się zamykać. Zatrzymali się w garażu. Luz odpiął pas, gdy poczuł
silną dłoń na swoim ciele a jego usta zostały zaatakowane mocnym pocałunkiem.

4.

Cedric zdusił w sobie śmiech. Z tym dzieciakiem może być nawet fajna zabawa. Tu go
odpycha od swych ust a nawet nie zauważył, że on bawi się jego członkiem i sam nastolatek
porusza już biodrami w rytm jego ruchów. Oderwał się od niego i spojrzał na jego członka.
Luz również spojrzał w dół i zdał sobie sprawę, co wyczynia. Zamarł, po czym zaraz skulił się
w sobie i zasłonił rękoma. Cedric zachichotał. Luz z rumieńcami wyglądał słodko.
- Dlaczego się mnie wstydzisz? – zapytał, przechylając głowę. – I tak nie zrobiłbym
tego tutaj. Wolałbym, by nasz pierwszy raz odbył się bardziej romantycznie.
- A ja wolałbym, by do niego nigdy nie doszło! – Luz odepchnął go od siebie, aż Cedric
uderzył głową o dach auta.
Huknęło. Do jego nosa dotarł zapach prochu. Wówczas zamrugał. Spojrzał na magnum przy
sobie. A jakże, wypalił od uderzenia. Potem zerknął na nastolatka. Szybko go lustrował, by
znaleźć ranę. W końcu ją zauważył. Chłopak dostał w ramię. Mężczyzna westchnął i
podziękował bogom, że nie trafił go w ważne narządy. Wysiadł i wyciągnął chłopca z bmw. I
tak upojna noc poszła w zapomnienie. Może co najwyżej opatrzyć małego i próbować
naprawić błędny krok. Zaniósł go do domu i w salonie ułożył na kanapie. Zerwał z niego te
szmaty, w które był ubrany. Kula tylko drasnęła ramię. Luz drgnął i otworzył oczy. Ced
właśnie przemywał mu ranę i tylko się uśmiechnął. Pogłaskał go uspokajająco po głowie.
- Nic ci nie jest? Zapomniałem cię uprzedzić, że nigdy nie zabezpieczam broni i byś nie
popychał mnie gwałtownie.
- A ja prób zgwałcenia mnie!
- Nie złość się, kotku! Tylko zdarło skórę, nic poza tym. A gdybyś nie podskoczył, aż
uderzyłeś się w głowę, to nie straciłbyś przytomności.
Ced opatrzył mu ramię. Luz wcale nie czuł bólu. Westchnął ciężko, zdając sobie sprawę, że
nie ominie go „powitanie” w nowym domu. Zamrugał i poderwał głowę, rozglądając się.
Potem spojrzał na mężczyznę.
- To twój dom?
- Nie podoba ci się tutaj? – Silver spojrzał na niego przenikliwie.
- Duży… prawie tak samo, jak twego ojca.
Ced uśmiechnął się i przysunął twarz do nastolatka. Poczochrał mu włosy, na co Luz
prychnął i szybko ułożył je po swojemu. W tym czasie Silver objął go i delikatnie pocałował.
Nastolatek drgnął i spojrzał na niego. Ced nie przejmując się tym, przesunął go do pozycji
horyzontalnej. Językiem badał mu wnętrze ust, zahaczając co chwila o język młodzieńca.
Wstał i przez chwilę patrzał się na niego. Jakie on miał słodkie rumieńce... Nie patrzał na
Silvera, tylko w bok.
- Nie bój się, nie rozprawiczę cię tutaj… nawet nie dzisiaj. Obaj jesteśmy zmęczeni,
jutro się pobawimy.
Cedric wstał i wziął Luza na ręce. Zaniósł go po srebrnym dywanie do łazienki. Postawił
chłopaka na kafelkach i podszedł do włącznika na ścianie.
- Jacuzzi… zwykła kąpiel… sauna… sauna z prysznicem… Może to ostatnie, skarbie? –
zwrócił się do niepewnie stojącego nastolatka.
- To twój dom, ty chyba decydujesz, jak się umyjesz…
- Nasz dom! – zaznaczył Ced. – Odpalam ostatnią opcje. I tak te twoje szmaty nadają
się tylko do spalenia.
Ced odpiął klamrę paska i rozpiął spodnie. Świadom tego, że przestraszony nastolatek go
obserwuje, zdjął dolną cześć garderoby i wrzucił do koszyka. Potem zrobił to samo z
płaszczem i koszulą. Zamknął szczelnie kosz i włączył urządzenie. W końcu podszedł w
bokserkach do nastolatka. Odgarnął do tyłu jego włosy. Potem pochylił się i polizał go po
szyi. Luz jęknął wystraszony.
- Spokojnie. Powiedziałem, że dzisiaj cię nie rozprawiczę. – Ced wymruczał mu do
ucha. – Tylko chcę, byś się rozluźnił.
Silver usiadł na kozetce. Luz dopiero teraz zauważył, że koło niej stał. Został przyciągnięty
bliżej. Ced znów wtargnął językiem do jego ust. Jednym ramieniem obejmował chłopaka, by
mu nie uciekł. Zsunął się ustami na tors chłopaka. Pieścił go palcem i jednocześnie sunął
językiem po jego klatce. Chłopak jęczał, by przestał. Odchylał się do tyłu jak tylko mógł. Nie
patrzał na to, że było mu przyjemnie. Nie, on się bał gwałtu. Cedric powalił go na brzuch na
kozetkę i rozsiadłszy mu się na pośladkach, zaczął go rozmasowywać. Luz już nie wytrzymał i
schował twarz w rękach, łkając cicho. Silver westchnął i zszedł z niego. Złapał za szampon i
podszedł do jednej ze ścian. Trysnęła na niego woda z zamontowanego pod sufitem
prysznica. Ten mały go wykończy… ale czego się ma spodziewać? Że zacznie krzyczeć „weź
mnie tu i teraz”? Mały boi się, to zrozumiałe, musi być delikatny.
- Dzisiaj dam ci spokój… tylko dzisiaj. Obiecałem ci to. Chodź się umyć.
Ced mył włosy i całe ciało. Gdy skończył, zobaczył że Luz stoi obok niego i płucze włosy.
Zwilżył usta językiem. Jednak nie zbliżył się. Upomniał się w duchu, że jutro oboje nie wyjdą
z łóżka. Wtedy spełnią się jego sny i marzenia.
- Gotowy? – Silver założył srebrny szlafrok i zawiązał harfą w pasie.
- Czy tutaj jest coś, co ma inny kolor niż srebrny? – Zainteresował się nastolatek,
biorąc od niego taki sam mięciutki szlafrok.
- Tak. – skrzywił się Ced. – Ojciec dał mi rodzinny dywan. Leży w holu.
- A jaka barwa? – Luz wyszedł za nim z łazienki, gasząc światło i zamykając drzwi.
- Taka!
Ced wskazał z obrzydzeniem na czerwony dywan „Only VIP”. Luz poszedł za nim i weszli
przez jadalnię do kuchni. Tak jakby nic między nimi nie zaszło, wspólnie przygotowali
kanapki i zasiedli do posiłku. Nastolatek spokojnie skubał kanapkę. Cedric patrzał zaś się na
niego. On najchętniej smakowałby teraz srebrnowłosego.
- Halo! Proszę pana!
Ced drgnął. Luz machał mu przed nosem dłonią. Chłopak zdążył już pozmywać po posiłku.
Silver wstał i pogłaskał go po głowie.
- Wydawało mi się, że prosiłem wyraźnie, byś nazywał mnie Cedem bądź Silverem. Nie
musisz mówić per pan.
- Przepraszam, ale pan jest starszy ode mnie…
- Pan dał ci pozwolenie! – Ced przewrócił oczami. – Podczas stosunku wolę słyszeć, jak
krzyczysz z rozkoszy moje imię a nie „proszę pana”!
Luz zatrząsł się. A więc mężczyzna nie zapomniał o tym szczególe… A już miał nadzieję, że
zdoła tego uniknąć. Ced kontynuował, nie patrząc na niego, tylko prowadząc go za rękę po
korytarzu i schodach do swej sypialni.
- Dzisiaj mamy ładnie rozplanowany dzień. Prześpimy się, bo jest bardzo późno. Po
południu dostanę od ojca jego BMW – czerwone – i pojedziemy po twoje rzeczy. Przy
okazji zajedziemy do znajomego. Załatwię z nim, byś najbliższy tydzień miał wolny od
szkoły. Musisz się przecież „przeprowadzić”. – Ced skrzywił się, bo nie sądził, by
chłopak miał cokolwiek cennego w tamtej ruderze. – Potem się położymy, bo dzisiaj
prawie całą noc nie spaliśmy. A jutro…
Uśmiech Silvera jasno mówił za siebie. Jutro Ced będzie chciał jego. Luz wszedł za nim po
schodach i zatrzymali się na piętrze przed drzwiami. Wtedy Ced porwał chłopaka na ręce.
Luz pisnął i objął go za szyję.
- Cco… co robisz?!
- Wnoszę swoją kochankę do pokoju. – Ced kopnął w drzwi a te otworzyły się.
Luz rozejrzał się po pokoju. Pośrodku było olbrzymie łóżko – srebrne, a jakżeby inaczej – na
białym dywanie ze srebrnym wzorkiem. Na inne meble na razie nie zwracał uwagi. Cedric
zamknął za sobą drzwi kolejnym kopniakiem i podszedł z nim do łóżka. Posadził nastolatka
na pościeli. Odwiązał z siebie szlafrok i przez chwilę stał przed nim nago, patrząc na
rumieńce chłopaka. Potem go rozebrał. Luz zaczął się trząść. Ale Silver tylko położył się z
nim w pościeli. Okrył oboje kołdrą i wtulił nastolatka w swój tors. Ramię podłożył mu pod
głowę.
- Śpij już. Zaczyna świtać, a my mamy mieć dzisiaj pracowity dzień.
- Dobrze. Dobranoc – Luz zamknął oczy, starając się nie pokazać, jak bardzo krępuje
go taka pozycja.
- A wygodnie ci?
- Tak…
- A nie za zimno? Mogę cię przytulić, będzie cieplej.
Ced objął nastolatka, wtulając go w swe ciało. Zamknął przy tym oczy, wyraźnie pokazując,
że to koniec rozmowy. Luz także przymknął powieki. Nie chciał tak spać, ale był zbyt
zmęczony, by się sprzeciwić. Wkrótce zasnął.

5.

Cedric poruszył się niezadowolony. W końcu otworzył oczy. Przeciągnął się i rozejrzał po
sypialni. Po chwili zauważył zamknięte drzwi. Zdziwił się, gdyż nigdy ich nie zamykał. Wstał i
założył szlafrok. Opuścił pokój. Wówczas usłyszał delikatne melodie. Przeszedł korytarzem i
stanął na szczycie schodów. I zobaczył ojca w salonie. Naprzeciw niego siedział
podenerwowany Luz. A jego tata najwyraźniej doskonale się bawił.
- Jak to się stało, że byłeś w stanie wstać szybciej niż mój syn? Za mało cię gwałcił?
- OJCZE!!!
Ced zdenerwował się i przeskoczył poręcz. Wylądował na dywanie niedaleko nich i podszedł
do nastolatka. Usiadł koło niego i zmierzył płonącym wzrokiem rodzica. Ten tylko się
uśmiechnął, udając niewiniątko.
- Tylko zapytałem. Znając twoje upodobanie do srebra założyłem, że całkowicie
zapomnisz o świecie i aż do nieprzytomności będziesz imprezować. – poprawił się w
fotelu.
- Tato, muszę jechać po jego rzeczy! I załatwić mu zwolnienie ze szkoły na tydzień… A
ty mi wyskakujesz z takim czymś? Tylko go straszysz.
- Właśnie. Jego meble i wszystko z kawalerki jest już w pokoju nad garażem. Daliśmy
tam, bo stał pusty. Poza tym załatwiliśmy mu także zmianę w szkole. Ma lekcje
między szesnastą a dwudziestą. Nauczanie indywidualne a w szkole ma się pokazać
tylko na egzaminy końcowo roczne. Na kartce ma już rozpisany plan nauczania. Jutro
ma bodajże literaturę i angielski. Wtorek to historia z wychowaniem politycznym...
- Chyba wiedza o społeczeństwie a nie wychowanie polityczne? – nieśmiało zauważył
Luz
- Kij z nazwą. W środę masz fizykę i chemię, czwartek biologia i geografia piątek
matematyka z informatyką. Na sobotę masz muzykę i sztukę.
- Dlaczego ty się tym zająłeś? – Ced założył nogę na nogę i zmarszczył brwi. Coś mu
się zdawało, że romantyczny wieczór poszedł w zapomnienie.
- Niestety, zrobiłem to, bo jesteś mi dzisiaj bardzo potrzebny.
Ojciec podał mu kartkę. Silver zmarszczył brwi i zapoznał się z zadaniem. Westchnął
rozgoryczony. Tak jak przypuszczał, czeka go robota. I to dosyć poważna. Objął Luza i oparł
go o siebie.
- Wiadomo, gdzie on teraz jest?
- Tak. Policja go ukrywa w ich słynnym metal pudle. – zachichotał mężczyzna. – Lubisz
tam nurkować, więc to zabawa dla ciebie.
- Kiedy? – Ced spojrzał na zegar. Była siedemnasta z minutami.
- Jak najszybciej. W nocy chcą go przewieść.
Mężczyzna wstał i ze swoimi ludźmi opuścił domostwo. Cedric odłożył dokument i przytulił
nastolatka. Luz popatrzał na niego. Zastanawiał się, co jest w owej kartce. Jakby czytając w
jego myślach, Silver uśmiechnął się.
- To było zlecenie. Dzisiaj wieczorem mnie nie będzie. Muszę uciszyć pewnego durnia.
- Znaczy zabić? – Luz zadrżał.
- Niestety tak. Wrócę koło dwudziestej trzeciej. Pomożesz mi się przygotować, skarbie
ty mój?
- A niby jak mam ci pomóc? Nie znam się na zabijaniu! – Luz się żachnął.
Nawiedziła go myśl, że Ced zabierze go ze sobą i każe zabijać.
- Trzeba mi zrobić kanapki na drogę, bo konam z głodu. Tak z cztery.
- Tylko to? – Luz wstał i zatrzymał się przed nim.
- Wiesz, gdybym ci czegoś nie obiecał, to wystarczyłaby mi tylko twoja śliczna osóbka
wtulona we mnie i prosząca o spełnienie. A tak muszę zadowolić się byle czym…
- Że co? Nie sądzisz, że przeginasz? Jak ty możesz istnieć, myśląc tylko o seksie?!
Luz poszedł do kuchni. Wydobył z szafki chleb i podszedł do lodówki. Przyjrzał się uważnie
jej zawartości. W końcu powybierał odpowiednie produkty. Ułożył wszystko na stole i
sporządził kanapki. Różnił się od Silvera, jak noc od dnia. Tamten uwielbiał wędliny, Luz
wolał nabiał i sery. Ale to kwestia przyzwyczajenia. Jego stać na wszystko, podczas gdy
nastolatek starannie zliczał każdy grosz. Zawinął mu posiłek w papier śniadaniowy i wsadził
w jednorazówkę. Potem odłożył na blat szafki. Odwróci się by posprzątać i o mały włos nie
usiadłby na kanapkach. Tuż za nim stał Silver, unosząc obecnie brwi w geście zdziwienia. Luz
zaczerwienił się ze złości.
- Zwariowałeś?! Chcesz, żebym padł na zawał?! Po co się tak skradasz?!
- Dlaczego się złościsz?
Ced złapał za kanapki i wrócił do salonu. Wsunął je w torbę i przejrzał broń. Kątem oka
zauważył Luza, który na widok magnum i noża odsunął się nerwowo aż do drzwi. Gdy
skończył przegląd broni, zapakował ją do futerału i dopiero wówczas sięgnął po ubranie.
Przebrał się i zarzucił torbę z bronią i kanapkami na plecy.
- Dasz sobie radę samemu? – podszedł do nastolatka
- A mam wybór? Dzięki tobie zawsze sobie radzę sam!
- Dzisiaj jest niedziela. Jeśli ktoś będzie łaził po ulicy mniej napruty, domyśli się, żeś ty
mój. Ale lepiej nie opuszczaj domu. Wolałbym nie łazić po burdelach i cię nie szukać.
Tu łatwo wpaść w ręce alfonsów.
- Rozumiem, że uprzedzasz mnie na wypadek ucieczki?
- Owszem. No, chyba że chcesz wpaść w łapki Grey. Ona lubi rozprawiczać… Tylko
zabija po seksie, a sądzę, że byłoby ciebie szkoda. Nie chcesz skonać z jej mieczem w
sercu, prawda?
Luz zaczerwienił się i uciekł spojrzeniem. Ced potrafił go rozproszyć. Nastolatek objął
ramiona dłońmi. Sam nie wiedział, czego się obawia. Zawsze mieszkał sam, dlaczego więc
jest przerażony na myśl, że nikogo przez kilka godzin nie będzie? Podszedł bliżej Silvera,
który spojrzał zaskoczony.
- Dlaczego nie mogę wybrać się z tobą?
- Wybacz ale łatwiej jest opuścić miejsce samemu niż z partnerem, nawet
wyszkolonym. A ty nie sądzę, byś miał na tyle doświadczenia, by skakać jak kicia po
ścianach.
- Ale śmieszne! Wrócisz?
Tym razem Ced dosłyszał w jego głosie strach. Podszedł do niego i złapał go za ramiona. Luz
spojrzał na niego. Silver przyciągnął go do siebie z uśmiechem. Wsunął swą dłoń w jego
włosy.
- Martwisz się o mnie?
- Może? – Luz spojrzał na niego. Ich usta dzieliła tylko minimalna odległość.
- Oczywiście, że wrócę. Muszę cię posmakować w każdym tego słowa znaczeniu.
Cedric przechylił nastolatka i pocałował go. Luz rozszerzył oczy. Nie do wiary, on wciąż tylko
o jednym! Silver przesunął językiem po jego szyi na obojczyk i tors. Dłońmi rozwiązał
szlafrok i zsunął mu go z ciała. Luz złapał go za włosy i przycisnął bliżej siebie. W owej chwili
było mu już wszystko obojętne. Dzięki jego poczynaniom odprężał się. A pamiętał, że
mężczyzna obiecał, iż go dzisiaj nie tknie. Nagle pisnął. Ced polizał go po członku. Potem
wziął mu go do ust i zaczął ssać i lizać na przemian. Dłonią pieścił mu plecy a drugą
pośladki. Luz oparł głowę o framugę. Zamknął oczy. Ced doprowadził go do stanu
półświadomości. Po raz pierwszy czuł coś aż tak przyjemnego. Zadrżał i odchylił głowę. Po
chwili otworzył oczy i spojrzał przed siebie. Silver stał na nogach, obejmując go i patrząc na
niego.
- Jak ja kocham twe rumieńce! – Mężczyzna starł z kącika ust resztki nasienia
nastolatka.
- Zboczeniec. – Luz przekrzywił głowę. – Obiecałeś mi coś…
- Przecież cię nie rozprawiczyłem! To tylko pieszczota, byś aż tak bardzo nie martwił się
o mnie.
Ced okrył go szlafrokiem. Potem podszedł do drzwi.
- Radzę ci się opłukać. W sypialni masz garderobę. Nie musisz wciąż łazić w szlafroku.
Wrócę niedługo. Zwiedź NASZ dom!
Luz pomachał mu dłonią na pożegnanie i Silver wyszedł. Nastolatek poszedł do łazienki.
Wziął szybki prysznic i nago poszedł do sypialni. W końcu zlokalizował garderobę. Ku jego
uldze były tam ubrania nie tylko w kolorze srebrnym. Założył białą koszulkę na ramionach i
oliwkowe slipki. Potem zarzucił zielony rozpinany polar a na tyłek wdział ciemnozielone
materiałowe spodnie. Potem ruszył na zwiedzanie domu. Ucieszył się, gdy znalazł pracownię
kreatywną. Był tam i fortepian i sztalugi malarskie. Uwielbiał malować. Drugą radość
sprawiło mu odkrycie biblioteki. Była całkiem spora i dzięki temu miał o wiele wygodniejszą
opcje odrabiania zadań. Przeglądając tytuły książek niechcący uruchomił tajne wejście i
natrafił na ukryty gabinet Cedrica. Zasiadł w fotelu i przejrzał sprzęt. Pobuszował mu w
komputerze i odkrył, że może nawet zmienić sobie dowód. Dla żartu, do danych Ceda, dokleił
swoje zdjęcie. Wydrukował to, ciekawy jak wyjdzie. Po chwili komputer zapytał, czy zmienić
dane we wszystkich dokumentach. Zatwierdził a komputer zapytał o zmianę wieku. Kiedy
zobaczył przedział dostępnej zmiany ucieszył się. Zmienił na swój wiek i wydrukował
wszystko. Skoro tyle osób boi się Silvera, to będzie miał niezłą zabawę. Wyłączył komputer i
przyjrzał się dokumentom. Rozpoznał biling rozmów telefonicznych. Gwizdnął na widok
niektórych danych. Już miał wychodzić, gdy w ramce zauważył swoje zdjęcie z gazety.
Pokręcił tylko głową i opuścił pokój. Wrócił do salonu i rozwalił się na kanapie. Złapał za
pilota i włączył telewizor. Bezmyślnie skakał po kanałach, gdy drzwi wyleciały z zawiasów.
- Ręce do góry! Policja!
Do środka wparowało z dwudziestu umundurowanych policjantów. Wszyscy wymierzyli w
niego broń.

6.

Cedric wjechał właśnie w swoją ulicę, gdy zobaczył Grey. Machała na niego i dawała pilne
znaki. Zatrzymał się, a ona wskoczyła do auta.
- Zawracaj!! Wpadłeś!! Policja jest u ciebie! Ojciec kazał ci przyjechać do niego, ma
obraz na wizjerze i wszystko widzi.
Ced zaraz się jej posłuchał. Szybko podjechał inną trasą do domu ojca. Zaparkował w garażu
i pobiegł do środka. Zobaczył Goldena. Ten machnął na niego i zaczął wyjaśniać sprawę w
czasie drogi.
- Mieli mikrokamerę zamontowaną w kontakcie. Nagrało cię. Teraz policja wpadła do
twego domu…
- Skąd wiedzieli? – Ced poczuł ucisk w żołądku. Luz tam jest… sam…
- Najwidoczniej podał im wcześniej twe dane i opis. Może sugerował, że ciebie
wyślemy…
- Dawno są?
- Nie, dopiero mieli dojeżdżać, jak wychodziłem.
Otworzył drzwi i weszli do pomieszczenia. Zgromadzeni spojrzeli na nich a potem dalej
wlepili oczy w ekran. Ced też tam spojrzał. Z dwudziestu obcych gliniarzy i dwóch
„mafijnych” celowało w jego skarb. A Luz tylko podniósł brwi i patrzał na to z lodowatą
kalkulacją. W pewnej chwili spokojnie odłożył pilot i podszedł do jednej z osób. Wyciągnął
dłoń, jak gdyby oczekiwał na wręczenie czegoś. Po chwili uśmiechnął się.
- Nie masz? Oj to będą kłopoty, prawda?
Nie czekając na odpowiedz podszedł do aparatu. Wykręcił jakiś numer i poczekał na
połączenie. W końcu usłyszał kobiecy głos.
- Policja? Chciałbym zgłosić, że do mojego domu wparowała grupa przestępców
przebrana w mundury!
- W mundury?!
- Tak. A wiem, że aby prawdziwa policja mogła wejść, to muszą zapukać i pokazać
nakaz rewizji. A takowego nawet nie mają!
- Rozumiem. – usłyszał, jak policjantka dusi się ze śmiechu. – Już zajmiemy się tą
sprawą. Mogę poznać imię i nazwisko zgłaszającego?
- Nazywam się Cedric Silver. Dziękuje za pomoc. – Luz odłożył słuchawkę.
Policjanci popatrzeli po sobie. Część z nich wciąż miała wielkie oczy. A w domu ojca Cedrica
wszyscy ryczeli ze śmiechu. Cedowi drgała lekko brew. Mały troszkę przesadził. Zaraz go
wylegitymują i się wyda…
- Dobrego masz kochanka! – Golden zachichotał. – Tak ich załatwić, nawet ja bym o
tym nie pomyślał.
- Są! Przyjechało coś na sygnale!
Ced spojrzał na wizjer. Każdy czekał, co się wydarzy. Do mieszkania weszło dwóch
mundurowych. Tyle że ci, widząc wyrwane drzwi, uśmiechnęli się pod nosem i kulturalnie
zapukali we framugę.
- Proszę. – Luz zachęcił ich gestem do wejścia.
- Przepraszam, że przeszkadzamy. Dostaliśmy zgłoszenie o napaści.
- Tak, zgłaszałem.
- Tutaj mam zapis zgłoszenia. Czy mogę prosić dowód tożsamości w celu
potwierdzenia autentyczności zgłoszeniodawcy?
Luz wstał i podszedł do szafki. Wziął dwa dokumenty i podszedł do nich.
- Paszport oraz tymczasowy dowód osobisty.
- Dziękuję.
Policjant wziął do ręki oba dokumenty i wraz z kolegą sprawdził dane w notebooku. Po chwili
oddał dokumenty.
- Dane się zgadzają. Przykro mi, że pana napastowali. Ktoś, podając pańskie dane
nakierował nas, że chce pan go zabić. Osobę tę dzisiaj zamordowano, dlatego nasi
koledzy z wydziału terrorystycznego przyszli tutaj…
- Naprawdę? A kto niby zabił? – Luz udał zdziwienie.
- Trzydziestoletni facet w kitce, czarne włosy, ubrany na czarno…
- Ja mam szesnaście lat! To mój naturalny kolor włosów, ubieram się tak jak teraz albo
na srebrno. A tu mam watahę psów bez nakazu rewizji, którzy zdemolowali mi całe
mieszkanie!! – Luz ostro zakończył wypowiedź.
Policjanci o dziwo podkulili się i cicho zajęli oglądaniem swoich paznokci czy broni. Luz
jeszcze troszkę posapał na nich, aż w końcu do drzwi zapukała kolejna osoba. Okazał się nim
jego znajomy z zebrania mafii, a przedstawił się jako pracownik policji do spraw niesłusznie
wyrządzonych szkód.
- Dzień dobry, Hikaru.
- Zaraz! Silver czy Hikaru! – policjanci już zdębieli.
- Oj, nie czytasz danych?! Dwanaście lat temu zamordowano rodzinę policjanta i
ocalało jedno dziecko…
- No tak, miało mieć zmienione imię i nazwisko.
- No i mam. Pokaż mi gdziekolwiek osobę, która ma takie nazwisko! A wy, przez swoją
głupotę wystawiacie mnie tamtemu debilowi na odstrzał!
- Spokojnie, Luz… Znów coś odwaliłeś?
Nastolatek obejrzał się i nagle roześmiał. Z piskiem rzucił się na detektywa. To był Mara,
jego ojciec chrzestny. Wywiązali rozmowę, podczas gdy wyliczano szkody i naprawiano
drzwi. Jeszcze pod koniec wpadł jeden policjant, że ów morderca przed chwilą zabił brata i
resztę rodziny ofiary. Luz o mały włos a nie udusiłby się ze śmiechu. Jedyne co, to modlił się,
by Silver teraz nie wrócił do domu. W końcu został sam w salonie. Opadł na kanapę i głośno
wyraził swoją opinie o Cedricu. Po chwili coś zastukało w okno. Mały złapał za wiszącą na
ścianie szpadę i podszedł do okna. Uchylił zasłony i zobaczył czyjeś plecy.
- Otwieraj okno! Przysłał mnie ojciec Ceda!
Luz odłożył szpadę i wpuścił gościa. Okazało się, że jest to około dwudziestodwuletnia
kobieta. Uwagę przykuwał miecz.
- Wiem kim jesteś! Ced mi mówił! Grey!
- Karmen Grey. – poprawiła go. – Niezły jesteś, mały! Tak wykiwać ich wszystkich!
Sikaliśmy ze śmiechu, rzecz jasna w kwaterze. Żebyś widział minę Cedrica, jak
podałeś im dokumenty a oni potwierdzili ich zgodność.
- Ced jest z wami?!
- Tak, zwinęliśmy go, jak tylko dostaliśmy cynka.
- Jak do tego doszło, że wpadł?! To nie był seks, żeby gumka pękła…
- No wiesz?! – Grey zachichotała, ale szybko się opanowała. – Mieli cynk, u kogo
szukać w razie zabicia. A wygląd znali, bo miał mikrokamerę w pomieszczeniu. No, a
teraz zarzuć na plecy kurtkę i jakieś laczki. Idziesz ze mną do Silvera.
Luz skoczył i złapał za swoją starą kurtkę. Założył ją i przez to wyglądał dość nietypowo.
Podszedł do drzwi i zamknął je za nimi na klucz. Karmen wzięła go w ramiona.
- A dlaczego tak? – Luz złapał ją kurczowo za przód bluzki.
- Bo tak poruszam się szybciej.
Luz nawet nie zdążył krzyknąć, gdy dziewczyna pobiegła i lekko przesadziła mur. Po
dwudziestu minutach szalonego skakania zatrzymali się przed domem ojca Cedrica. Postawiła
chłopca i spokojnie weszli do środka. I chwilę później Luz zobaczył Ceda i rzucił mu się na
szyję, aż oboje wpadli przez okno do ogrodu, ku ogólnej wesołości zebranych.
- Do domu, a nie pieprzycie się w moich różach!
- Odezwał się święty król prawiczków! – odgryzł się Cedric, ale wstał z chłopca, nie
omieszkawszy złapać go za męskość i doprowadzić do rumieńca. – Idziemy.
Weszli z powrotem do salonu. Cedric usiadł przy ojcu i od razu posadził sobie Luza na
kolanach. Chłopak prychnął rozłoszczony.
- A buu! Męczysz srebro! To grzech! – Odwrócił nosek do jego ojca.
- Ty się nie mądruj, bo masz tego nochala za bardzo długiego! Kto pozwolił grzebać w
moim prywatnym gabinecie?!
- Ty? – niewinnie spojrzał Luz. – Sam kazałeś mi zwiedzić NASZ dom!
- Co za żmija. – burknął Ced, ale nie zaprzeczył. – Och wolałem, jak nie pokazywałeś
różków.
- Jakbyś nie spalił się w robocie, to nie świeciłbym za ciebie oczami!
- Ty mi robisz wymówki?! – Ced niebezpiecznie zmrużył oczy a pozostali aż się
popłakali ze śmiechu.
- No, to skoro wymówki zrobione, to jutro zapraszam was na obiad! A teraz wypad
spać do siebie!
Ced wstał, trzymając w ramionach nastolatka. Poszli do garażu i wsiedli do czerwonego bmw
(Wrrr zawarczał Ced) i pojechali do domu. Cedric podjechał do garażu a Luz wyskoczył na
zewnątrz i wpadł do ogrodu. Zauważył tam bowiem białe róże, a uwielbiał takie kwiaty.
Zerwał sobie kilkanaście sztuk a jedną, starannie pozbywszy się kolców, wpiął sobie we
włosy. Odwrócił się, by zobaczyć osłupiałego Silvera. Luz był w Jego ogrodzie, zrywał Jego
kwiaty… i wyglądał tak seksownie, że gdyby nie było tak upiornie zimno położyłby go tutaj i
wziął, nawet wbrew jego woli. Zamiast tego ujął go za dłoń i zaprowadził do mieszkania. Nie
wiedzieli, że z jednego, dobrze zamaskowanego miejsca, obserwuje ich mężczyzna w
samochodzie.

7.

Mara spojrzał ciepło na zdjęcie chrześniaka. Odnalazł go po pięciu latach… Miał właśnie
wychodzić z pracy, gdy wprowadzono kogoś, kogo pochwycono przy zabijaniu. I ów osoba
zawołała go, prosząc o prywatną rozmowę. Weszli więc do jego biura. Chłopak usiadł
naprzeciwko niego.
- Herbatki lub kawy? – zapytał Mara.
- Nie, dzięki. Nie chce też ciasteczek. Wiesz, że należę do jednego gangów? Złapano
mnie na morderstwie i nie zamierzam zaprzeczać ani zdradzać swoich… Ale on do
moich nie należy! – powiedział mściwie.
- Kto konkretnie? – Mara okazał czujność.
Kogo on chce wydać? Może jakiś konkurujący gang? Co mu szkodzi, i tak czeka go krzesło
elektryczne, najpóźniej jutro rano…
- Kogoś, kto zamordował mi brata… a także twego kumpla. Tego twego Hikariego.
Wraz z rodziną! I być może chce skończyć dzieło.
Mara wyprostował się. Miał prawo odnaleźć i zastrzelić drania! Dostał na to specjalne
pozwolenie! I Luz mógłby z nim zamieszkać! Tak dawno go nie widział. Jak się cieszył, gdy
chłopak przypadkowo się odnalazł. Podjął decyzję.
- Mów. – nachylił się z groźną miną. – Mam na niego zezwolenie, ale drania dorwać nie
mogę! Nikt nie wie, kim jest!
- Nic dziwnego. To syn mafii z dzielnicy podgórza. Cedric Silver. I ma twego
chrześniaka w niewoli…
- Coś ty powiedział?! – Mara miał się roześmiać, ale ostatnie słowa go zmroziły.
- No, młody Luz Hikaru, jego niedoszła ofiara. Mieszka od kilku dni z nim… bez swej
woli. Chłopak został przez niego zauważony i uprowadzony. Ponoć go szantażuje albo
narkotyzuje i nastolatek nie ucieka od niego. Silver to maniak. Nie zabił chłopca
dlatego, że miał srebrne włosy. On kocha srebro…
Mara przypomniał sobie wystrój domu Luza. Wszystko było srebrne. Niedobrze, to może być
prawda.
- I… Najgorsze… Cedric Silver to pedofil i gej. On odpowiada za brutalne gwałty i
morderstwa. Podejrzewam… albo raczej wiem, że twój chrześniak jest u niego na
celowniku. Poobserwuj sobie dzisiaj ten dom, to go zobaczysz. Łatwo poznasz! Silver
zabił wam właśnie ów świadka w metal pudle! Luz się boi i go ochrania, bo zginie gdy
tego nie będzie w pobliżu, mafia o to zadba. – więzień wstał i podszedł do drzwi. –
Słyszałem, że jak się zaspokoi, to zabija zabaweczkę. Ty zdecyduj o losie chrześniaka.
Mi i tak już zwisa. Silver zabił mi całą rodzinę, z chęcią do nich dołączę.
Mara siedział przez godzinę w biurze. A potem załadował broń. Luz… sam w domu pełnym
srebra… I na łasce drania. Wsiadł do samochodu i podjechał tam, skąd miał dobry widok na
mieszkanie. O dziwo wyglądało na puste! Przecież Luz nie wyszedłby na dwór w taki wieczór,
a już na pewno nie w tej dzielnicy. Ma w głowie rozsądek. I w końcu obserwacja się
przydała. Na posiadłość wjechało czerwone bmw. Od strony pasażera ktoś wysiadł i podbiegł
radośnie do ogrodu. Przyjrzał się przez lornetkę. Chłopiec, bo to był na pewno chłopak,
zrywał róże. Księżyc wyszedł zza chmur i rozpoznał swego chrześniaka. Luz wsunął sobie zza
ucho różę i odwrócił się, by znieruchomieć. Dopiero wówczas zauważył, że za nim ktoś jest.
Ów osobnik ujął go za ramię i zaprowadził do mieszkania. I gdy zapłonęły światła w salonie
miał idealną okazje by ich zobaczyć.

***
Luz wbiegł do salonu.
- Silver, masz jakiś wazon?
- W jadalni stoi na stole. Taki srebrny, w kształcie łezki!
- Ta! Czemu wiedziałem, że srebrny? Przecież nie różowy.
Chłopak pisnął i umknął przed kapciem, którym rzucił w niego mężczyzna. Do salonu wszedł
Cedric. Założył papucia na prawą nogę i ziewnął.
- Z tobą wszystko w porządku? – zapytał, słysząc, jak z łazienki płynie woda. Luz
musiał wlewać wodę do wazonu.
- Tak… chociaż troszkę boli mnie głowa. Pewnie od dymu papierosowego! W tej waszej
kwaterze śmierdzi.
- Serio? – zapytał Cedric, wydmuchując dym papierosowy.
On też palił i nie wyczuwał tego. Cholera, musi przy małym ograniczyć palenie.
- No tak… o fuj! Draniu ty jeden! – Luz wrócił, postawił kwiatki na stole i otworzył
okno. – Musisz kopcić?
- Już gaszę, księżniczko. – Cedric dmuchnął mu w nos obłoczek dymu i zachichotał,
gdy Luz zamachał kapryśnie dłonią. – Mam proszek na ból głowy. Rozpuszczalny.
Najlepszy z multiwitaminą.
-Pijasz środki przeciwbólowe? – zakpił Luz, po raz setny poprawiając kwiaty w
wazonie.
- Każdego czasem boli głowa. Zaraz ci zrobię.
Cedric poszedł do kuchni.

***

Mara zacisnął dłonie na lornetce. Luz siedział w salonie a tamten morderca poszedł do
kuchni… zaraz, to nie są narkotyki? Biały proszek, wsypuje do szklanki, zalewa wodą
mineralną i dodaje multiwitaminę… pewnie by ukryć smak narkotyku. Udław się tym,
narkomanie… Ej zaraz dokąd ty z tym leziesz?! Mara patrzał z przerażeniem, jak jego
chrześniak odbiera szklankę i duszkiem wypija napój. O nie! On tego nie zostawi od tak
sobie.

***

- Lepiej ci? – Cedric odstawił szklankę.


- Troszkę. Szybko zadziała?
- Maksymalnie dziesięć minut. Zjadłbym coś.
- Mam sałatkę. – Luz skoczył do kuchni.
Cedric poszedł za nim. Usiadł, ale zmacał Luza w pupę, a chłopak z oburzeniem rzucił go
widelcem.
- Draniu! Obiecałeś!
- Wiem. Do rana masz spokój. Obudzę cię pocałunkiem w nosek… potem czółko…
rozbiorę, wyssam i wyliże każdy skrawek twej skóry…
- Ced?
- Hm?
- Zamknij się, bo będziesz spał dzisiaj na kanapie!
- A ty w trumnie! – Ced zmrużył oczy.
Złapał go za rękę i pociągnął na swoje kolana. Posadził sobie okrakiem na udach i zaczął
łaskotać chłopaka. Luz zwijał się i wiercił. Nienawidził łaskotania.
- Silver… spalę… mleko!
- No idź. A potem do wanny. Ja muszę popracować chwileczkę.
Szybko zjedli. Luz poszedł pod prysznic. Ani przez chwilkę nie zamierzał moczyć się w
wannie. Jeszcze by przylazł i go macał! Szybko umył włosy, ku radości odnajdując swój
ulubiony szampon. Założył szlafrok i wrócił do salonu. Zagwizdał, informując o swej
obecności. Usiadł naprzeciw Silvera, który czyścił broń. Mężczyzna nawet nie zwrócił na
niego uwagi.
- Długo jeszcze? Spać mi się chce!
- Długo. Jeszcze na jutro musze napisać raport. Połóż się. Niedługo przyjdę. – Cedric
skupił się na polerowaniu lufy. Co jak co, ale broń musi być niezawodna i zadbana.
- Dobranoc.

***

Mara zauważył, że jego chrześniak wychodzi z salonu i po schodach udał się na górę. Gdy
zapaliło się światło odkrył, że jest w sypialni. Pokój był srebrny. Chłopiec rozebrał się do
naga i wsunął pod kołdrę.
- Dlaczego on śpi nago? A może to ten narkotyk? I dzisiaj chce się dobrać do niego?
Poczekam jeszcze kilka minut i zadziałam. Nie dam skrzywdzić swego skarbu.
W końcu uznał, że chłopiec zasnął i wysiadł. Podkradł się do domu. Cedric aktualnie był w
kuchni i grzebał coś w lodówce.
- Mój boże! Czy on nie jada w ogóle mięsa? Nie jestem królikiem! Trzeba by go
nauczyć wcinać wędliny. – Ced mamrotał pod nosem. Zjadł sałatkę tylko po to, by
zrobić chłopcu przyjemność.
- Dobrze ci pójdzie, zwłaszcza jak go narkotyzujesz!
Ced wyprostował się lekko. Zmierzył spojrzeniem jego mundur i odznakę.
- A ty tu czego? – skrzywił się. – To włamanie i najście. I nawet nie krzycz, bo mi
lokatora zbudzisz!
- Lokatora?! Raczej kochanka…
- Nawet nie wiesz, jak o tym bym marzył! Ale… niestety, jestem niewinny sędzio i
władco. Chłopak ma ze mną umowę na wynajem pokoju w zamian za dbanie o dom.
Tam leży, pod twym łokciem. – Ced schylił się do lodówki.
Powoli rozpoznał obcego. To ojciec chrzestny Luza. Tymczasem Mara zerknął szybko na
szafkę. Faktycznie, była tam umowa najmu.
- Dałem mu swoje nazwisko. Nawet i imię. I nie potrzebujemy niani. Odwróć się
grzecznie i wyjdź, inaczej zapomnę, żeś jego ojciec chrzestny i oberwiesz! – Ced
zamknął lodówkę i postawił wędzone udka z kurczaka na stole. – Poczęstujesz się?
Luz pewnie śpi, inaczej zawołałbym go.
- Zabiłeś jego rodzinę.
- No i? Ty bierzesz pieniądze za swoją pracę a ja za swoją. Mam zdechnąć z głodu, bo
nie mogę znaleźć pracy? A tak mam dom, pieniądze i spokojnie zapewnię dobrobyt
Luzowi. Bo go kocham i tyle.
- Nie dam ci go!
Na korytarzu zapaliło się światło. Do kuchni wszedł Luz. Pocierał zaspane oczka. Już nie był
nagi, miał na sobie jedwabną koszulkę do połowy ud i spodenki. Wziął szklankę i, zasypiając,
próbował nalać sobie soku. Ced zachichotał, wstał i nalał mu go do szklanki.
- Zjesz kurczaka?
- Yhym – Luz oparł się o niego i omal nie odpłynął w krainę Morfeusza.
- No to chodź, ty mój śpioszku. A ty siadaj! Nie będziemy się kłócić… czy walczyć, gdy
Luz jest na dole.
Mara usiadł. Został zmuszony do patrzenia, jak ten drań sadza sobie na kolanach jego
chrześniaka i karmi go małymi kawałkami kurczaka.

8.

Luz poczuł silne dłonie wokół swej talii i po chwili siedział na czyichś kolanach. Pokręcił się
troszeczkę, by znaleźć wygodniejszą pozycję i oparł głowę o obojczyk towarzysza. W pewnej
chwili coś wsunięto mu do ust. Momentalnie otworzył oczy. Siedział na Cedricu, a przed nim
przy stole siedział Mara.
- Ced… co ty myślisz, że robisz?
- Karmię cię? – podsunął Silver. – Nie rób scen przy gościu!
- Wujek? – Luz spojrzał badawczo na niego. – Co tu robisz?!
- Przyszedł sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. I chyba doszedł do wniosku, że
jest OK. Prawda? – spojrzał na niego groźnie.
- Jeśli za Ok uważasz trzymanie swych zboczonych łap na moim chrześniaku…
- Kotku, ja nie tylko trzymam łapki. – Cedric zachichotał. – Zamierzam rozkochać go w
sobie i nigdy nie pozwolić mu odejść.
- Zamierzasz go zgwałcić?! – Mara zawarczał, przez co Luz momentalnie się rozbudził.
- Nie! Gwałcą tylko gliniarze na komisariacie. Jeśli mam się z nim bzykać wolę, by było
to spowodowane miłością a nie przymusem. Nie widzisz, że czekam?! – Luz położył
mu palec na ustach, zażenowany taką szczerością.
Cedric przycisnął go bardziej do siebie i wstał. Wyniósł chłopca z kuchni i wszedł z nim po
schodach. Mara wykorzystał to i sprawdził szafkę, z której Silver brał lek. I znalazł tylko leki
przeciwbólowe.
- Szukasz kokainy? Powiedziałem, że go nie narkotyzuje. Rusz dupę za mną. – Silver
spojrzał na niego i odwrócił się.
Mara warknął, ale poszedł za nim. Weszli po schodach.
- Tu jest łazienka… a tu twój pokój! I spróbuj zranić moje kochanie, a znajdę cię i nie
będzie co z ciebie zbierać! – Silver wskazał mu oba pomieszczenia i podszedł do
drzwi. – Dobranoc.
Mężczyzna zmierzył go złym spojrzeniem. Wszedł jednak do łazienki, umył się i poszedł do
sypialni. Rzucił się na łóżko i rozmyślał. W tym czasie Silver opierał się o drzwi. W końcu
podniósł zmęczony wzrok i zauważył, że Luz patrzy na niego z niepokojem. Podszedł do
nastolatka i położył się obok.
- Dałem mu pokój niedaleko naszego. – wymamrotał i odruchowo złapał za kosmyk
włosów Luza.
- A właściwie skąd tutaj się wziął wujek? – Luz zignorował dłoń Silvera, obecnie
bawiącą się jego włosami. – Wujek nie jest po stronie mafii…
- Ty też, a mimo wszystko mam cię. Pewnie chciał sprawdzić co z tobą…
Rozległ się odgłos komórki Cedrica. Mężczyzna przeklął siarczyście, aż Luz się skrzywił.
Wiedział jednak, co odczuwa czarnowłosy. Tak bardzo chciał być z nim, że każde zdarzenie
wyprowadzało go z równowagi. Odebrał telefon i zawarczał w niego tak, że Luz aż
zachichotał. Przysunął się bliżej, by słyszeć całą rozmowę. Dzwonił właśnie Golden.
- Nie pieprz swego srebrzystowłosego! Macie glinę na karku!
- Wiem… wujek Luza. Dałem mu pokój obok, byleby mi się nie szwendał po podwórku.
- Dałeś mu pokój?! – Golden wrzasnął, aż Luz pisnął ze strachu. – Ej, to był Luz?
- Tak. Wystraszyłeś go krzykiem. Ten gliniarz pilnuje tylko, by chłopcu nic się nie stało.
A chciałem sprawić mojemu kochankowi radość i zaprosiłem go do siebie… przez co
znów nie mogę go rozprawiczyć, ale ważne by on był szczęśliwy.
- Silver, czy ty się nie zakochałeś? Ale tak serio nie zakochałeś?! No wiesz co mam na
myśli. – Ton Goldena zmienił się na podejrzliwy.
- Dlaczego tak sądzisz? – Ced oblał się rumieńcem.
- Rumienisz się! – zaśmiał się Luz. – Ty zboczony dziadku! Zakochany zbir! Zakochany
zbir!
Ced spojrzał na tarzającego się po łóżku Luza, jak na normalnego inaczej. Potem pokręcił
głową, znów skupił się na rozmowie… i uniósł wargi w grymasie wściekłości, gdy usłyszał
ryki śmiechu przez słuchawkę. Pewnie wszyscy tam byli i każdy usłyszał głupie słowa
chłopaka. Znów spojrzał na Luza. Akurat on również spojrzał na niego i pisnął cichuteńko, po
czym spadł z łóżka. Odczołgał się pod drzwi i umknął z pokoju. Cedric nie zwrócił na niego
uwagi, pochłonięty rozmową.

***

Mara spojrzał na zegarek. Od godziny siedział i rozmyślał. Owszem, Cedric był mordercą i
zabił rodzinę Luza – sam mu to powiedział. Ale nie wyglądało na to, by chciał zabić również
chłopaka. Oboje się lubili. I, sądząc po zachowaniu Luza, on wiedział prawdę. Te jego
przerażone spojrzenie… Naraz rozległ się straszliwy krzyk. Zerwał się i wybiegł z pokoju. W
tej samej chwili dwa pokoje dalej otwarły się drzwi i wybiegł Silver. Spojrzeli po sobie.
- Zadzwońcie później! Zajęty jestem! – Silver odrzucił komórkę. – Luz u ciebie?
- Nie! – Mara nie widział go, odkąd Ced wyniósł chłopaka do pokoju.
- Cholera! Sprawdź prawą stronę domu! Ja lewą…
Za oknem przesunęły się ze zgrzytem jakieś czarne przedmioty. Cedricowi zaschło w gardle.
Dach był niestabilny…
- On wlazł na dach! Zwariował?! Mówiłem mu, że trzeba go naprawić i miał się od
niego trzymać z daleka!
Pobiegli szybko na poddasze a stamtąd otwartymi drzwiami – Ced omal nie zeszedł na zawał
na ten widok – na dach. I wówczas go zobaczyli. Luz musiał poślizgnąć się na drabinie, gdy
szedł na specjalny taras i teraz z trudem trzymał się za rynnę. Co za dzieciak! Cedric
zauważył skaczącą niedaleko po dachach Grey. Ona się przyda! Najlepsza do takiej akcji
ratunkowej.
- Grey!!! – wrzasnął, aż Mara zatkał uszy.
Karmen obejrzała się. Momentalnie ogarnęła i zrozumiała sytuację.
- Szefie! Oni mają mały wypadek! Dlatego Silver rzucił telefonem! Idę im pomóc. I to
jak najszybciej…
Karmen pobiegła w stronę domu. I w ostatniej chwili złapała za dłoń chłopca, który dłużej
już nie był w stanie się trzymać i puścił. Luz spojrzał na nią zdziwiony, poprzez załzawione
oczy. Karmen podciągnęła go lekko do siebie.
- Mam cię! Przysuń się bliżej mnie, bo oboje spadniemy!
- Dobrze!
Luz przysunął się z trudem do niej, gdy złapała go za kark silna dłoń. Oboje drgnęli
zaskoczeni i spojrzeli w górę. Cedric stał na chybotliwych dachówkach a drugą dłonią wbił się
w rynnę, po której obecnie ciekła jego krew. Podciągnął chłopaka wyżej i objął.
- Odbiło ci?! Po coś tu wlazł?! Samobójca od siedmiu boleści! Nie pozwalam ci umrzeć!
Jeszcze cię nie przeleciałem!
- Mam czekać ze śmiercią aż twój kutas się zaspokoi?! Za kogo ty się masz! – Luz
szarpnął się w tył, aż obaj się zakołysali. Karmen wspięła się i stanęła koło nich. –
Napalony szmaciarz!
- Licz się ze słowami! To, że masz seksową dupę nie znaczy, że ci wszystko wolno…
- Cedric! – Karmen zatrzęsła się. Znała ten ton i spojrzenie. Wielu zdrajców je znało.
Trzeba ich natychmiast rozdzielić. – Zostaw, chłopak jest przerażony i pyskuje! Nie
mów ani nie rób niczego, co potem obaj będziecie żałowali.
- Spokojnie. – Cedric szarpnął i pchnął chłopaka w górę, do jego wujka, ignorując
rozdzierający okrzyk Luza. – Zabierz go do pokoju. Zanim znowu zrobi jakieś
szaleństwo.
- Nie dziękuje! Sam dojdę! – Luz wstał i spojrzał na niego inaczej niż zwykle. Ced
drgnął. – Nienawidzę cię, Cedricu Silver.
Chłopak poszedł i chwiejnie wślizgnął się do domu poprzez właz.

9.

Mara pomógł Silverowi wspiąć się na dach i obaj zeszli na poddasze. Mężczyzna poprowadził
go do kuchni. Tam opłukał mu dłoń pod kranem i sprawnie ją zabandażował. Po jakimś
czasie zszedł Luz. Na ich widok skulił się i spróbował uciec. Cedric skoczył przez stół i złapał
go w pasie. Pociągnął za sobą na krzesło. Luz cały się trząsł, ale posłusznie opadł okrakiem
na jego kolana.
- Dowiem się, co cię napadło? – Ced objął go mocno w pasie.
- Wystraszyłem się. – wyszeptał Luz, trzymając się za brzuch.
- Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć, kotku. – Cedric pocałował go w usta. – To
rozmowa przez telefon mnie zdenerwowała, nie ty. Przepraszam cię za to… i
przepraszam za tamto na dachu! Wystraszyłem się o ciebie. Dlatego tak gwałtownie
wypchnąłem cię w górę… Zresztą mówiłem ci, byś tam nie chodził!
- Mówiłeś? Ciekawe kiedy?! – Luz spojrzał z urazą. – Jedyne słowa o domku, to było
„Zwiedź nasz dom”!
- Nie uprzedziłem cię, że tam ma być remont? – Ced spurpurowiał ze wstydu.
- Nie. Tak byłeś zajęty oglądaniem mego tyłka, że ci wyleciało! – Hikaru podszedł do
niego i złapał za koszulkę na torsie. – Może i byłem spokojny, ale mam cierpliwość.
- Nie złość się. Przepraszam! – Ced wytrzeszczył oczy, gdy Luz puścił go i skrzywił się
jakby cierpiał. – Kotku, co ci jest?
- Porysowałeś mnie. – powiedział Luz. – Mam zdartą skórę… boli…
- Gdzie?! – Mara podskoczył.
Cedric także drgnął i zauważył drugą dłoń na brzuchu. Położył chłopca na stole i podciągnął
koszulkę. Mara zajrzał mu przez ramię. Na szczęście otarcie nie było groźne, tylko parę
rysek, dość bolesnych. Szybko przemyli, odkazili i opatrzyli nastolatka. Potem Luz dyskretnie
ziewnął. Mara zachichotał a Cedric wziął go w ramiona.
- No, słońce, czas spać. Mogę dzisiaj cię macać? – mężczyzna droczył się chłopcu.
- Nie! Nie pozwalam! – Luz wystawił mu język. – Jakbym nie wiedział, że i tak mnie
zmacasz! – dodał po chwili.
We trójkę weszli na górę. Luz wtulił się mocno w Ceda, który tylko zachichotał, zanim zniknął
w drzwiach pokoju wraz z nim. Mara poszedł do sypialni wyznaczonej mu przez Ceda.

***

Luz z trudem oderwał się od ust Silvera. Złapał oddech i spojrzał w błyszczące oczy
mężczyzny. Jego rozpuszczone włosy łaskotały mu twarz.
- Zwolnij, ja nie potrafię tak od razu! – wydyszał.
Cedric tylko zachichotał, sunąc językiem po jego szyi. Uwielbiał to. Zawsze czuł, jak ofiara
trzęsła się w szoku, jak błagała spojrzeniem o litość. Tym razem było jednak inaczej. Luz wił
się pod nim, rozkosznie wygięty w łuczek. Musiał go pieścić delikatnie, by nie naruszyć
opatrunków. Ale mimo to i tak był szczęśliwy. Nastolatek pierwszy go pocałował, tym samym
prowokując do zabawy. Wprawdzie Cedric wciąż pytał się spojrzeniem, czy nie odczuwa bólu,
ale chłopak mu zaprzeczał. Owijał uda wokół jego bioder, mocno dociskając go do siebie.
Ced z początku nie był zbytnio zadowolony. Wolał ostry seks, a tu został zmuszony do
powolnych, delikatnych i jedynie drażniących ruchów wewnątrz chłopca. Jednak teraz był
zachwycony. Ta nowość w wykonaniu Luza była urocza. W pewnych chwili poczuł gwałtowne
ściśniecie mięśni Luza a potem chłopak zwiotczał mu w ramionach. Równocześnie poczuł coś
lepkiego na udzie. Zachichotał i przyspieszył ruchy. Wkrótce również on doszedł. Przez
chwilkę był nieruchomy. Spoglądał tylko w szare oczy Luza. Nastolatek odwzajemniał ów
spojrzenie. Potem jednak jego powieki zamknęły się i obrócił głowę. Cedric zszedł z niego i
westchnął. Położył się obok chłopaka a Luz od razu wtulił się mu w tors.
- I co teraz? – spytał sennym głosem. – Jak masz mnie zabić, to teraz, póki nie myślę
zbyt jasno.
- Nie zabiję cię, głuptasku.
- Zakochany zbir. – zakpił.
- Tak, zakochany. Nie odchodź z mego świata… chyba, że wtedy, gdy ja umrę wraz z
tobą.
- Nie! Jakby co, moim ostatnim życzeniem jest to, byś żył dalej, nawet jak ja zginę.
Uszanujesz to?
- Ech, jak sobie życzysz. – stwierdził bez przekonania Cedric. – Zwariuję z tobą.
Zakochałem się i owijasz mnie wokół swego palca.
Luz zachichotał. Wkrótce zasnęli. Rano Luz wstał pierwszy, dlatego zszedł na dół, by zrobić
śniadanie. Zdziwił się więc, gdy zobaczył gotowy posiłek na stole. Rozejrzał się i dostrzegł
chrzestnego. Mara pił kawę z ekspresu i przyglądał się mu.
- Zakładam, że sam chciałeś. – wymamrotał znad kubka.
- Tak. – Luz usiadł i po chwili podskoczył z piskiem.
- Auć, takie są skutki seksu. – zakpił Mara.
- To nie jest śmieszne!
Przez chwilkę byli cicho. Luz jadł sałatkę. Po chwili na dół zszedł Cedric. Nastolatek spojrzał
na niego i zaczął się niekontrolowanie śmiać. Mężczyzna spojrzał na Marę a potem na
chłopaka.
- Słońce, o co chodzi?
- Ty jesteś mordercą?! Ty?! – Luz kpił sobie z niego.
- Owszem! Wątpisz?! – Ced się nastroszył.
- No z takim kukuryku na głowie, to możesz być tylko kogutem i robić za budzik! – Luz
w końcu zdradził, z czego się śmiał.
- Oż ty! – Cedric skoczył i potargał mu głowę.
- Jakie ładne sianko. – Mara odwrócił się i zaczął zmywać kubek.
Luz i Ced wymienili spojrzenia. U obu wykwitł szelmowski uśmiech. Skoczyli i wspólnie
wytargali mu krótkie włosy. Mara ryknął, nabrał wody do kubka i ścigał ich z zamiarem
oblania. Skończyło się na tym, że mężczyzna poszedł do pracy a chłopaki do pokoju. Luz
zrzucił mokrą koszulkę. Cedric zachichotał i polizał go po ramieniu.
- Ced!
- Spokojnie. Przecież idziemy na proszony obiad. Ubieraj się.
Luz wskoczył w spodnie i białą koszulę. Cedric oczywiście założył srebrną.
- Masz świra na punkcie srebra! Ciekawe, kiedy ci zbrzydnie? – zauważył nastolatek, z
niezadowoleniem poprawiając mu krawat.
- Nigdy!
Wyszli z domu i wsiedli do samochodu, który już na nich czekał. Luz całą drogę wiercił się
niemiłosiernie. Cedric wciąż obrzucał go rozbawionymi spojrzeniami. Dla niego Luz
zachowywał się jak dziewica wieziona na ślub. Pochylił się i pocałował chłopaka w czoło.
- Nie musisz się tak bać. To tylko obiad. – wyszeptał.
- Obiad w towarzystwie mafii. Faktycznie, nic groźnego. – zironizował srebrnowłosy.
- Nie panikuj. Będę przy tobie. Zawsze…
Obaj drgnęli na nagłe otwarcie drzwi. Ced wysiadł pierwszy i nonszalancko podał mu dłoń,
pomagając wysiąść z mercedesa. Potem poprowadził go do jadalni. Na ich widok wszyscy
zaczęli chichotać. Ced zmierzył ich nieufnym spojrzeniem.
- O co wam chodzi? – zawarczał, odsuwając nastolatkowi krzesło.
- Podałeś mu dłoń przy wysiadaniu, prowadziłeś za rękę a teraz kulturalnie sadzasz za
stołem… to on w końcu facet czy dziewczyna?! – zakpił Golden, podczas gdy
czerwony Luz usiadł za stołem.
- I co z tego? Dbam o swój skarb…
- W nocy też? – Grey nalała sobie zupy.
- Nie, w nocy on dba o mnie! – Cedric się rozmarzył a Luz pragnął w tej chwili uciec
najdalej od nich wszystkich.
- To już go rozprawiczyłeś? – Ojciec spojrzał na syna.
- Niestety nie! Ktoś pierwszy sam się zaczął rozprawiczać.
- Ooo, to on ma charakterek! – zamruczał Golden.
Luz w tym momencie złapał za brukselkę i rzucił nią w Goldena. Rozmiękłe warzywo
rozmazało mu się dokładnie na nosie, między oczami. Cedric zamarł z zaskoczenia. Pozostali
również wstrzymali oddech. Golden znany był z porywczego charakterku, a co do swego
wyglądu, to miał bzika. Mężczyzna długą chwilkę nie poruszył się a potem w ułamku sekundy
skoczył przez cały pokój i złapał chłopaka. Obaj wypadli przez drzwi na taras. Zgromadzeni
parsknęli w talerze.
- Cedric! – dotarło do nich z tarasu niewyraźne wołanie.
- Nie znam! – odparł mężczyzna. – Sam wpakowałeś się w kłopoty, to teraz
powodzenia ci życzę.
- Ale ja…
Resztę słów zabrzmiało niewyraźnie, jakby Golden zasłonił usta nastolatkowi. Wszyscy
spodziewali się, że Golden będzie go teraz męczył do wieczora. Rozmowa zeszła więc na
sprawy mafijne. W pewnej chwili, ku ogromnemu zdziwieniu zebranych, Golden wniósł Luza
do jadalni.
- Ceduś, ja nie będę nikomu psuł obiadku. Zrób moje zlecenie a ja w tym czasie
zemszczę się na chłopaku. – mówiąc to przeglądał pióra, najwidoczniej zamierzając
załaskotać nastolatka.
- Nie… Ja… jadę z nim! Chcę go zobaczyć w akcji.
- Nie ma mowy. Ceduś odbierze cię jutro o dwunastej, a dzisiaj jedziesz do mnie!
Załaskotam cię na śmierć, bo zabić to raczej nie, Silver by mnie wykastrował.
Luz usiadł koło Silvera. Mężczyzna objął go ramieniem.
- To się wpakowałeś. Przyda ci się takie coś. Rano i tak miałem coś załatwić, więc sam
nie będziesz. Dawaj to zlecenie.
Luz spojrzał na nich, jak wymienili się zleceniem. Zebrało mu się na mdłości. Oddał się
Cedowi i w zamian został po prostu potraktowany jak rzecz do wymiany. Z trudem
powstrzymał łzy. Po posiłku Golden zabrał go ze sobą. Dopiero na parkingu wymienił
zdezorientowanego nastolatka na zlecenie.
- Nie patrz tak na mnie. Przecież to był żart. Ced nigdy nie oddałby nikomu swej
nocnej przytulanki. – Golden chichotał.
- No pewnie. Chodź, mój ty misiaczku, potulmy się do snu.
- Zboczeniec! – Luz się obraził.
Ced i pozostali ryknęli śmiechem. Grey przez chwilkę obserwowała przyjaciela. Odkąd miał
tego chłopaka, minęło raptem kilka dni. Ale w tym czasie Ced diametralnie się zmienił.
Wyglądał na kogoś, kto jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Mimo to, Grey miała
przeczycie, że coś się wkrótce stanie. Drgnęła, gdy Golden pomachał jej dłonią przed nosem.
- Śpiochu, wszyscy już jadą.
- Jasne, spoko. Do zobaczenia jutro o jedenastej.

10.

Luz zasnął w mercedesie, zanim zdążyli pokonać połowę drogi. Kiedy wysiadali, Silver wziął
go na plecy i ruszył do domu. Był pusty. Najwyraźniej Mara dzisiaj nie przyjechał. Ced
pomyślał, że szkoda. Zdążył polubić go, i już mu nie przeszkadzał. Rozumiał jego strach o
Luza. Sam przecież panikował, czy z nastolatkiem wszystko jest dobrze. Mężczyzna ułożył
chłopaka wygodnie na kanapie. Sam udał się pod prysznic a następnie zasiadł do komputera.
Przejrzał pliki i zlecenia. Zauważył nową misje. Jutro ma wykraść dane ze skarbca innej
organizacji. Zaczął przygotowywać się do misji. W pewnej chwili spojrzał na kanapę i zamarł.
Luz patrzał się na niego tymi swoimi oczyma. Zostawił więc przygotowania i przykucnął
przed nastolatkiem. Pogłaskał go po włosach.
- Obudziłem cię?
- Nie, sam wstałem. – Luz spojrzał na broń.
- Mam zlecenie. Jutro muszę się włamać do naszych wrogów i ukraść im dane. –
mężczyzna dalej głaskał go po włosach.
- A jak cię zabiją?
- Mała strata. Będziesz miał wówczas całe to mieszkanie dla siebie.
- Ale śmieszne! – Luz się obrócił do niego plecami. – Widzę, że polubiłeś kpiny i żarty
moim kosztem…
- Oj, słonko. On cię by nie skrzywdził.
Cedric powrócił do przygotowań. Nastolatek zaś wstał i poszedł do kuchni. Przygotował mu
kanapki i zaniósł do gabinetu. Cedric uśmiechnął się niepewnie. Naszła go wizja troskliwej
żony wyprawiającej do pracy męża. Niezła parodia ich związku i aż zachichotał na takie
porównanie. Luz spojrzał na niego, wkładając mu kanapki do torby. Potem poszedł do
łazienki i wykąpał się. Kiedy wszedł do salonu, zobaczył Ceda stojącego przy schodach.
- Wychodzę. Rano załatwię parę spraw. Wrócę między jedenastą a dwunastą. Bądź
grzeczny, nie spal domku i zrób obiad, żonko.
- Zrobię, jak zjesz tego kurczaka. Bo się zaraz popsuje.
- No dobrze. – skapitulował Cedric. – Do jutra, kotku. Zadzwoń po Marę, jakby co!
- Dobrze. Bye.
Cedric wyszedł z domu i ruszył na piechotę. Wolał nie brać auta. Luz obserwował go z okna.
Kiedy odwrócił się, zobaczył na środku salonu Grey, stojąca na stole. Zamrugał.
- Przepraszam panią, ale na tym stole się je!
- Oj, słodki jesteś. Wpadłam na chwilkę. Za godzinkę mam misję...
- Co wy z tymi misjami?! On też właśnie poszedł na jedną. – Luz się skrzywił.
- Takie życie, chłopcze. – Grey patrzała, jak Luz znika w kuchni.
- Niestety. A ja się wiecznie martwię, że ktoś przyjdzie i usłyszę, iż go zabili! – chłopak
wrócił z dwoma szklankami z sokiem.
- No tak. Ciekawe, coś byś wtedy zrobił. – Karmen odebrała od niego szklankę i wypiła
łyk.
- Poprosił was o naukę tego zawodu i poszedł szukać jego oprawców. Zabiłbym ze
szczególnym okrucieństwem i zajął miejsce Ceda, licząc iż i mnie zabiją. – Luz
spokojnie wyrecytował odpowiedź i napił się soku.
- Dwa zakochane wariaty. – Grey nie pokazała, jak zaimponowały jej słowa nastolatka.
- Mogę się o coś spytać?
- A pytaj, byle nie nic mafijnego! – uprzedziła
- Czemu wasze ksywki są kolorami? Grey…Golden… Silver?
- Nie wiem. No, Silver to wiadomo. – zachichotała. – A reszta ponoć od charakteru i
zachowań czy upodobań.
- Fajnie. Pójdę i pomaluje sobie. Szybciej mi minie noc i czekanie.
- Dobrej zabawy.
Grey błyskawicznie opuściła posesję. Właściwie nie powinna była przerywać obchodu, ale coś
ją pociągało w stronę tej dwójki. Byli wspaniałą parą. Podjęła się zadania.

***

Karmen stała jak sparaliżowana. Oni nie mówią poważnie?! Naprawdę zamierzają go zabić?!
Odwróciła się i podeszła do okna. Podjęła decyzję.
- Za chwilkę będę gotowa. Skorzystam jeszcze z łazienki.
- Grey! – ostrzegł ją Golden.
- Nie zamierzam nic robić! Zależy mi na życiu.
- Ja myślę. – ojciec Cedrica popatrzał na nią.
Grey weszła do łazienki. Miała tylko jedną szansę. Kiedyś zbudowała sobie z Cedem
urządzenie komunikacyjne. Napisała mu krótką wiadomość: „Wracaj do domu, Luzowi grozi
śmierć! Błagam, pospiesz się”. Potem wyłączyła komunikator. Nie mogła dopuścić do
odkrycia tej zdrady. Wyszła do nich i razem wsiedli do limuzyny ojca Ceda. Pojechali do
domu Cedrica. Wysiedli i udali się prosto do pracowni. Luz stał do nich odwrócony plecami.
Malował pejzaż, i to bardzo ładnie. Naraz drgnął i obejrzał się. Na ich widok uśmiechnął się
szczerze i odłożył paletę.
- Cedric dzwonił. – poinformował. – Zaraz tu będzie. Zrobić wam coś do picia? –
Sięgnął po ręcznik i wytarł dłonie.
- Nie, nie trzeba. – Golden przełknął ślinę. – My w pewnej sprawie… do ciebie.
Luz spojrzał na nich uważniej. Mężczyźni mieli rozluźnione postawy, natomiast Grey dawała
mu oczami niepokojące sygnały. Nastolatek spiął się.
- O co chodzi? Mam się uczyć na członka mafii? – zapytał niepewnie.
- Nie. Jak wiesz, Cedric zabił ci całą rodzinę...
- Wiem. Wybaczyłem mu to przecież, jesteśmy razem a tamto to przeszłość. – Luz
naraz poczuł, że wie o co im chodzi. Oni nie mogą…
- Ale my nie możemy wybaczyć. Ced powinien cię zabić już dawno temu.
A więc dobrze przypuszczał. Gorąco pomodlił się, by Ced wrócił jak najszybciej. Tymczasem
Golden najspokojniej w świecie podszedł do niego, ładując pistolet. Ciekawe, czy tamta
brukselka spowoduje znęcanie się na nim.
- Bardzo odważne. Boicie się, że Ced was powstrzyma i dlatego robicie to wówczas,
gdy go nie ma?!
- Zamknij się! – Golden powalił go pięścią.
W chwili, gdy nastolatek upadł, drzwi od domu huknęły i na górę ktoś zaczął biec. Do
pracowni wpadł zdyszany Cedric. W ręku trzymał komunikator. Obrzucił ich wściekłym
spojrzeniem. Drgnął, gdy zauważył Luza na panelach.
- Kto go uderzył? – zapytał lodowatym tonem.
- Ja. Robię to, co ty powinieneś zrobić już dawno temu...
- Kocham go i równie dobrze możesz najpierw mnie zastrzelić! Precz od niego z łapami!
Cedric sięgnął po broń. W tej samej chwili odezwał się jego ojciec.
- Golden, daj mi tego dzieciaka! – wyciągnął rękę w ich kierunku.
- Proszę. – Mężczyzna pchnął nastolatka do swego szefa.
- A więc. – Luz utknął w silnym uścisku ramion. – Chcesz go z powrotem, ponieważ go
kochasz?
- Dokładnie. Oddaj mi go. – Cedric był cały spięty.
- Proszę bardzo, synku.
Silver odetchnął z ulgą. Gdyby nie wiadomość Karmen, spóźniłby się. Jego ojciec rzucił mu
srebrnowłosego. Jednak zanim Cedric zdążył go złapać, rozległ się huk strzału. I w jednej
chwili szare oczy zgasły. Ced w szoku patrzał, jak martwe ciałko jego kochanka opada
bezwładnie na panele. Dopiero wówczas zobaczył, kto to zrobił. Jego własny ojciec.
Tymczasem mężczyzna jak gdyby nigdy nic schował magnum do kieszeni i dał znak
podwładnym. Wychodząc, zatrzymał się koło syna.
- Zrób sobie z niego rzeźbę, skarbie. Wieczorem o dziewiętnastej jest zebranie,
pospiesz się więc z tym. – powiedział i wyszedł.
Dla niego nie miało to znaczenia. Zabił kolejną osobę. Opuścili posesję i pojechali do niego
do domu, podczas gdy Silver wpatrywał się w nieruchome zwłoki.

***
Kiedy o dwudziestej Cedrica dalej nie było, jego ojciec był wściekły. Nikt się nie odzywał,
mimo iż wszyscy wiedzieli już o śmierci nastolatka. Blondyn, który wynajmował chłopakowi
kawalerkę, nie mógł uwierzyć w to wszystko. Bardzo lubił roześmianego Luza. Wiadomość o
jego zabójstwie była wstrząsem. On jeden wiedział, że Cedric dzisiaj nie przyjdzie. Kilka
minut później weszło dwóch pracowników. Jeden z nich wręczył szefowi kartkę oraz
dokumenty Cedrica. Zgromadzeni zamarli. Czy to znaczy, że Cedric zdezerterował?!
Mężczyzna zirytowanym gestem otworzył kartkę. A potem jego świat wywrócił się do góry
nogami, gdy przeczytał wiadomość od ukochanego syna.

Zrujnowałeś mi życie. Odchodzę. Możesz mnie zabić, z chęcią dołączę do swej miłości.
Nienawidzę cię, śmieciu. Jesteś potworem i draniem!

Jego syn nawet się nie podpisał.


- Sprawdziliśmy wszystkie trasy. On naprawdę zniknął. – wyjaśnił jeden z
pracowników.
- Nieważne. Odnaleźć go i sprowadzić żywego. Policzę się z nim osobiście. Już ja mu
pokaże, co grozi za dziecinne bunty. – warknął przywódca mafii.
11.

Informacja: Od tej pory wydarzenia dzieją się dziesięć lat później. Oczywiście wspominam w
jedenastym i dwunastym rozdziale, co działo się przez ten czas, jako wspomnienia kilku
osób. A właściwe wydarzenia zaczynają się od rozdziału 13.

Grey spojrzała na swojego szefa. Akurat dzisiaj to jej przypadł dobowy dyżur ochronny.
Zazwyczaj nie miała nic przeciwko, ale dzisiaj była rocznica. Dziesięć lat… tyle minęło, odkąd
cały ich świat się zawalił. Obecność na dyżurze skreślała także szansę na udanie się na mszę.
Ku pamięci tragedii dwojga kochanków, jak pisało w gazecie. Dzień po śmierci nastolatka,
kraj obiegła wieść, że Cedric Silver zgłosił się na policję i zażądał karę śmierci dla siebie za
wszelkie przestępstwa. Cudem jej uniknął podczas przyspieszonego procesu. Karmen
pamiętała, jak ojciec chrzestny Luza wygłosił przemówienie. Cedric się wówczas załamał. I
świat dowiedział się o tej tragedii. Rozprawę odroczono na następny tydzień, gdyż nie można
było uspokoić Silvera, a także chciano przesłuchać Marę, gdyż z jego słów wywnioskowano,
że wiedział co się dzieje. A gazety oszalały. Cedric w artykułach wyrósł na zakochanego od
pierwszego wejrzenia demona. Luz też miał swoją rolę. Jego zdjęcia i historia poruszała
każdego. Na pogrzebie było mnóstwo ludzi z wyższych sfer. Nawet prezydent i wojskowa
salwa honorowa. Czegoś takiego nigdy nie widziano. Także grób nastolatka był starannie
zadbany. Żaden złodziej nawet nie ośmielał się spojrzeć na złote literki czy piękne ozdoby.
Miasto złożyło się nawet na zalanie specjalną substancją zwłok. Dzięki temu Luz wciąż
wyglądał tak, jak w chwili śmierci. Nawet narządy nie miały jak się psuć i zgnić. A Cedric
otrzymał dożywocie i był pilnowany. Odwiedzał go Mara, awansowany na komendanta, wraz
ze swoją partnerką w pracy, Nicole. Oczywiście ludzie z mafii próbowali odebrać mężczyznę.
Goldenowi udało się nawet dotrzeć do niego przez zabezpieczenia… a potem musiał wiać z
raną, gdy rozwścieczony Cedric wyrwał broń z jego kabury i rozorał mu kulą skroń. Do tej
pory miał paskudną bliznę. W pewnej chwili poderwała głowę. Jej szef stał wpatrzony w
okno.
- Grey… zostaw mnie na chwilkę samego, dobrze? – poprosił.
Kobieta skinęła głową i wyszła. Mężczyzna spoglądał na ogród. Białe róże, ulubione kwiaty
syna. Na wspomnienie utraconego dziecka, poczuł w gardle żółć. Wówczas nie zwracał uwagi
na uczucia. Podejrzewał, że chłopak szybko się ogarnie i zapomni o tym nic nie wartym,
biednym dzieciaku. A syn wywinął mu taki numer. Żałował, że zlecił zabójstwo… a raczej, że
to on odebrał synowi szczęście i wolę życia. I to odebrał własnoręcznie! Często śniły mu się
oczy syna, gdy zdał sobie sprawę, że ten szczeniak zginął. Gdyby wiedział, jak potoczą się
sprawy, zostawiłby przy życiu tę plamę na honorze mafii. Teraz zostało mu tylko plucie w
brodę. Odwrócił się i włączył telewizję. Ironia, trafił na transmisję mszy… i wstrzymał
oddech. Jego syn był w kościele! Oczywiście, z mega obstawą, ale go widział. Podrósł
jeszcze troszkę, włosy miał dłuższe (pewnie znów pokłócił się z nożyczkami fryzjera) i miał
na sobie - o dziwo - czarny strój z białymi elementami. Zero srebra. No tak, w końcu spędził
dziesięć lat w więzieniu, tam nie ma luksusów. Kiedy msza dobiegła końca, Cedric po prostu
odszedł. Jednak kamery bezlitośnie zrobiły zbliżenie na twarz i mężczyzna zachłysnął się
powietrzem. Jego syn płakał… czyli dalej cierpi po śmierci tego smarkacza. Zgasił telewizor i
zapatrzył się w ścianę. Pragnął odzyskać syna. Jeśli nie dla mafii, to chociażby dla siebie. Ale
wiedział, że skoro on zabrał mu miłość, to nie będzie łatwo. Żeby wyrzucić podobne
rozmyślania z głowy, złapał za papiery mafii i jakiś czas zajmował się sprawami
organizacyjnymi. A potem zaświtał mu w głowie niebezpieczny pomysł...

***

Golden wpatrywał się tępo w ponury dom, stojący naprzeciwko jego tarasu. Kiedyś panowało
tam bujne ego jego rywala. Teraz nie było nic. Postanowił tam zajść. Ubrał szary płaszcz
przeciwdeszczowy. Podszedł do bramy i przeskoczył nad nią. Zerwał z drzwi policyjną taśmę.
Nie zapalał światła, bo jeszcze ktoś by podniósł szum, że jest włamanie. Zresztą, dopiero
zaczynało robić się szaro. Chodził po dawnym mieszkaniu. Kiedy dotarł do pracowni,
zatrzymał się. To tutaj zginął tamten nastolatek. Wówczas także patrzał w te drzwi. Kiedy
weszli, chłopak malował. Przemknęło mu przez myśl, że obraz mógł ktoś zabrać i dokończyć.
Ale nie… kiedy uchylił drzwi, zobaczył na sztaludze pokryty pajęczynami pejzaż. Podszedł i
delikatnie zdjął pajęczyny. Chłopak miał talent. A potem obrócił się i zobaczył na panelach
zeschniętą krew. Przypomniał mu się ten moment. Jak ciało dzieciaka wygięło się w
paroksyzmie i gdy upadał na te panele. I ta krew… momentalnie rozbryzgała się na tych
włosach. Pomyślał, że bynajmniej dzieciak długo nie cierpiał. Za to ucierpiała cała mafia.
Strata Cedrica odbiła się na misjach i prestiżu. Z czasem się unormowało, ale pustka wciąż
pozostała. Na każdym zebraniu było wolne miejsce Silvera. A do tego, ta wredota na jego
widok dostała szału.
- „Ty?!… Ty masz czelność pokazać się mi po tym, jak pomogłeś temu draniowi
zrujnować mi życie?!”
Do tej pory pamiętał te słowa i huk strzału. Bliznę nosił, mimo iż mógł usunąć ją operacyjnie.
Była to pamiątka po utracie bliskiej osoby. Utracie dwóch bliskich osób. Czasami śniła mu się
owa brukselka. Parsknął śmiechem a portem odwrócił się i zdjął ów pejzaż. Zatrzyma go
sobie na pamiątkę.

***

Zadrżał. Nigdy nie zdawał sobie sprawy, jak on miał tu zimno. To go denerwowało.
Wynajmował kawalerkę komuś, kto był skazą dla mafii. Wiedział o tym, ale nie ruszał go,
póki płacił. A potem pokochał nastolatka jak syna. Gdy Silver mu go zabrał, pomagał w
przeprowadzce. Wówczas zdał sobie sprawę, że zapomniał odkręcić mu ogrzewanie i ciepłą
wodę. I ten dzieciak przez pięć lat nie powiedział słowa skargi. Do tego wciąż płacił
wymaganą stawkę. Kiedy dziesięć lat temu wszedł do kwatery i usłyszał, co zrobił szef, nie
mógł uwierzyć. Jedynie dla niego to, co zrobił Silver, nie było zaskoczeniem. On go kochał z
całego serca. Zresztą przeczuwał to w chwili, gdy „przypadkowo” oszczędził malca, gdy
mordował jego rodzinę. A dzisiaj jest rocznica. Dla niego podwójna. Bo w dniu śmierci mijało
pięć lat, odkąd chłopak wynajął u niego kącik. Drgnął, gdy poczuł komórkę. Odebrał ją.
- Miziami, przynieś mi wszelkie dane o tym bachorze Ceda. Wraz z informacjami, jak
zakonserwowano ciało.
- Szefie? Po co to? Jakie to ma mieć znaczenie? – zaprotestował.
- Potrzebuje to do planu związanego z Cedriciem. Pospiesz się.
Rozłączył się i wstał. Co on znowuż zaplanował?! Wrócił do domu i zebrał ów dane. Wiele nie
musiał szukać, w końcu miał większość na komputerze. Zgrał i ruszył do kwatery. Po wejściu
spotkał Grey.
- Szef rozkazał porwać najlepszych specjalistów w dziedzinie genetyki oraz jakichś
innych. Nie podoba mi się to…
- Mi też. Ode mnie zażądał danych Luza… Dziwne to, przecież nie sklonuje dzieciaka,
bo to bezsensowne.
- Każde takie eksperymenty kończą się przecież najdłużej miesięcznym życiem klona.
Co, on go będzie klonował co miesiąc?
Weszli i podał dane szefowi. Ten odebrał je i odprawił ich machnięciem dłoni. Poszli do sali
obrad, gdzie każdy już huczał od plotek. Golden spojrzał na nich.
- Słyszeliście już wieści?
- Tak. A ty wierz, że szef zainteresował się genetyką i kazał zebrać dane Luza?
- Luza?! – Golden wykrzyknął a reszta spojrzała na nich w ciszy.
Grey szybko wyjaśniła, co poprosił szef. Każdy zaraz zaczął się zastanawiać, jak połączyć
owe sprawy w jedną całość.
12.

- Hey, durszlak!
Cedric jęknął. Lubił Nicole, ale denerwowała go tym swoim głosikiem. Po chwili drzwi jego
celi uchyliły się i weszła cała procesja. Mężczyzna spojrzał na nich i powrócił do golenia się.
Luz nie lubił, jak miał zarost. Zawsze cmokał, chociaż nie powiedział słowa skargi...
- O co chodzi? – zapytał, gdy skończył i sięgnął po ręcznik.
- Wiesz, dzisiaj śnił mi się Luz. – wypaliła Nicole.
Efekt był natychmiastowy. Ced oparł się ciężko o zlew, który zatrzeszczał pod naporem ciała.
Mara spojrzał z zaniepokojeniem. Nie podobał mu się pomysł przekazany przez ten sen,
nawet jeśli był świetny. Nicole posadziła Ceda na łóżku. Mężczyzna zakrył oczy dłońmi.
- Dlaczego akurat teraz? – wyjęczał żałośnie.
- Nie chcesz wiedzieć, co mi się śniło? Inni wiedzą już i zgodnie mówią, że pomysł na
taką pokutę ma sens.
- Pokutuje, nie zabijając i cierpiąc. – wymamrotał Silver. – Co jeszcze mam zrobić?
Nic…
- Możesz pomóc chronić ofiary takie jak Luz. I to nie poprzez zdradzenie danych, tylko
w inny sposób.
Cedric spojrzał na nią a potem na resztę. Wyglądali na poruszonych. Co on znowu
wykombinował? Sam miewał sny o nastolatku. Każdy pomysł go rozbrajał. Najwidoczniej
mały chciał mu wywinąć mały dowcip. Jak znowu będzie to coś śmiesznego, udusi ich za to
zamieszanie.
- To co wymyślił ten cwaniak?
- Byś pracował w policji jako detektyw i uniemożliwiał zabijanie na zlecenie.
W następnej chwili Mara skoczył i podał mu szklankę wody. Mężczyzna bowiem zakrztusił się
własną śliną. W końcu Cedric jakoś się uspokoił i oparł głowę o Marę.
- Ja mam być gliniarzem? To nierealne. Przecież ja znam wszystkie style i techniki całej
mafii, więc to by było…
Wszyscy patrzeli, jak oczy Silvera stają się wielkie. Mężczyzna analizował cały pomysł i
wkrótce na jego twarzy rozlał się podły uśmiech.
- Kusząca propozycja. A czy jest możliwa do wykonania?
- Jest. Nawet wszystko gotowe. Będziesz pracował z Marą i Nicole.
- Nagłośnijcie to! Ojciec musi się dowiedzieć.
- Się robi. Jutro wychodzisz do pracy. Będziesz mieszkał z Marą.
- Super. Nie mogę się doczekać.
Kiedy Ced został sam, położył się i pogrążył w rozmyślaniach. Dwa dni temu po raz pierwszy
opuścił więzienie. Był na mszy ku pamięci Luza oraz pozwolono mu odwiedzić grób. A teraz
wyjdzie na wolność, za pomoc w powstrzymaniu zabójstw. Po dziesięciu latach…Gdyby nie
Luz, nie wnikałby w prośby Mary i pozwolił się powiesić. Ale miał racje, przecież obiecał mu,
że będzie żył. I żyje, każdą sekundą tęskniąc za nim. Nagle go zobaczył. Nastolatek był w
jego myślach dorosłym mężczyzną. Miał pocieniowane włosy, długie do pośladków. Zaplatał
je w warkocza. Chodził na brązowo lub oliwkowo. I wciąż cudownie całował. Najgorsze były
noce. Kiedyś strażnik go przyłapał na śnie o Luzie i potem mu docinał, że jego kochanie
dobrze mu zrobiło. Ale na szczęście nikomu nie powiedział. Za to nabrał zwyczaju
przynoszenia mu czystej bielizny i ręcznika. A może wkrótce ojciec zleci zabicie go? Byłoby
cudownie. Zasnął i znów śnił o swoim kochanku. Następnego dnia zbudził go strażnik,
rzucając ręcznik i bieliznę na głowę.
- Wstawaj bo zaśpisz do pracy. Miałeś mokry sen?
- Alex, daj spokój. Już wstaje... – Cedric zwlekł się z pryczy i opłukał twarz w zlewie.
Potem poczłapał do natrysku, pod czujnym spojrzeniem straży. Po raz pierwszy miał natrysk
sam dla siebie. Umył się i owinął ciasno ręcznikiem. Nie lubił na sobie spojrzeń innych
więźniów. Każdy wiedział, że jest gejem i do tego przystojnym. Ale oni go nie kręcili. Co było
im w niesmak. Gdyby nie straż, mieliby tutaj już niejednego trupa. A kilka osób pobił i to
porządnie. O tak, on tu zaprowadził swoje rządy. Nawet, jeśli przymykano na to oko. Kiedy
wrócił do pokoju (celi?), zastał nowe ubranie. Założył garnitur, pokrzywił się troszkę, po
czym opuścił więzienie. Na zewnątrz czekał tłum dziennikarzy oraz osłona. Zauważył również
kilku szpiegów mafii. To będzie ciekawy dzień, nie ma co. Przechodząc pomiędzy reporterami
wsiadł do samochodu. Szybko odjechali.
- Widziałeś ten tłum? – zagadnął Mara. – Patrzyłem, ale nie widziałem nikogo z Mafii…
- Ja widziałem. Jest ich dziesięciu. Nieźle zapowiada się dzisiejszy dzień.
- Sam chciałeś, by rozgłosić.
- Czy ja narzekam? – Cedric wyjrzał przez szybę. – Ej, co się dzieje w okolicy grobu
Luza?! – wykrzyknął.
Samochód od razu skręcił i zajechali pod cmentarz. Cedric wybiegł z auta i pognał na grób
ukochanego. A potem zamarł. Ludzie przepuścili go bez słowa. Grób był splądrowany a
trumna zniknęła. Mężczyzna rozejrzał się. Wystarczyło kilka chwil, by wiedział, że maczał w
tym palce Golden. Rozejrzał się i zauważył go. Zaraz wyrwał jednemu z gliniarzy broń i
pomknął w jego kierunku. Chwilę później zimna lufa wciskała się w nos dawnego rywala.
- To rozkaz twego ojca. On planuje coś z nim, byś ty wrócił do kwatery. Na mnie nie
zwalaj winy. Znasz zasady – wykonaj rozkaz lub giń.
- Oddawajcie ciało Luza! – wydyszał Silver, odbezpieczając broń.
- Idź w tej sprawie do ojca. Ja nic nie mogę poradzić. Kazali mi zostawić swoje ślady i
przekazać ci wiadomość od ojca.
- Gadaj więc!
- Masz wrócić do domu i podjąć się przerwanych obowiązków rodzinnych. On nie
wyciągnie żadnych konsekwencji twej głupoty i uda, że tych dziesięciu lat nie było.
Jeśli nie, sprawi, że Luz cię znienawidzi...
- Teraz ty przekaż wiadomość. Luz nie żyje, więc niech mnie nim nie szantażuje. A ja
będę wam mieszał szyki i sprawie, że skończycie w pudle a on zawiśnie za to, co mi
zrobił. Wynoś się.
Cedric odwrócił się i podszedł do grobu. Wyjaśnił im, co odkrył i oddał broń. Potem wrócił
wraz z Marą do samochodu. Obaj czuli niesmak przez to, co zrobiła mafia. Włamanie do
grobowca uważano za największe zbeszczeszczanie w ich kraju. Silver zaś całą drogę
zastanawiał się, jak uchronić samego siebie przed wpływami ojca. W końcu dotarli do
komisariatu. Silver z radością odkrył, że dzieli biuro z komisarzem. Wolał uniknąć ciekawskich
spojrzeń i zaczepek. I tak wszyscy obserwowali go z ciekawością. Pierwszy dzień poświęcił z
zapoznaniem się ze współpracownikami i poznaniu zasad panujących w nowej pracy.
Wieczorem pojechał z Marą i Nicole do swego „domu”. Mara wprowadził go do pokoju z
błękitnymi ścianami.
- Wybacz, ale Luz pomalował kawałek ściany na ten kolor jak miał prawie cztery latka.
Dlatego nie zmieniłem tapety...
- Nie szkodzi. Nie chce nic srebrnego. Przypomina mi go…
- W takim razie, łazienkę masz po prawej, kuchnię na dole. Jakby co, wołaj.
Cedric został sam. Obejrzał zawartość szafy a potem zwyczajnie wziął prysznic. Jutro czekał
go pierwszy prawdziwy dzień w robocie.

***

Wysoki, pięćdziesięcioletni mężczyzna wszedł do laboratorium. Wystraszeni naukowcy


spojrzeli na niego. Zostali porwani po to, by dokonać prawie niemożliwego.
- Jak idzie?
- Pomału, tutaj nie możemy pozwolić sobie na pomyłki. Na razie jesteśmy w fazie
testów, proszę pana. – odparł jeden z zakładników.
- Rozumiem. Liczę, że nie zawiedziecie mnie. – podszedł do stołu i chwycił kosmyk
srebrnych włosów. – Potrzebuje to coś do przechwycenia Silvera.
- Oczywiście. Żaden z organów nie jest uszkodzony. Trumnę czymś zalali i ciało
wygląda jak w chwili śmierci. Nawet rozwijało się dalej. – mężczyzna pokazał na
długie paznokcie. – Wystarczą dwa urządzenia – na rozruch układu nerwowego i
serca.
- Ale odbudowa i przestawienie go na odpowiedni wiek potrwa dość długo. – dodał
inny mężczyzna.
- Nieważne. Ma wam się udać. Inaczej poznacie mój gniew. – mężczyzna odwrócił się i
wyszedł.

***

Kiedy nastał poranek, Cedric skończył przygotowania. Na sobie miał białą koszulę i czarną
kamizelkę. Pod kamizelką ukryta była broń. Spodnie oraz bluzę miał czarną, z materiału
skóro podobnego. Na to narzucił płaszcz, również czarny. Buty miał ukryte pod spodniami –
kozaki ze skóry, z nożem i pistoletem ukrytymi w cholewkach. Założył cienki łańcuszek na
szyję z krzyżykiem. Znalazł go w pokoju i był podpisany jako L. Hikaru. Własność jego
miłości. Założył jeszcze okulary przeciwsłoneczne i zszedł na śniadanie. Nicole podała mu
coś. Wziął to i otworzył. Był to laptop z wysuwaną klawiaturą a z drugiej strony aktówka.
- Pomyślałam, że ci się przyda.
- Dzięki.
Po chwili do kuchni wszedł Mara i musnął ustami policzek kobiety a Ceda w czoło. Mężczyzna
stropił się a tamci zaczęli się śmiać. Kiedy dojeżdżali do pracy, Ced spiął się. Wczorajszy
dzień w pracy mu się spodobał, ale co będzie dzisiaj? Odpowiedź poznał zaraz po wejściu.
Grupka ruszała do akcji i od razu się przyłączył. I bardzo się zdziwił, gdy odkrył po śladach,
komu depczą po odciskach. Ta grupka bardzo dała się we znaki jego ojcu. Uśmiechnął się
podle.

13. Powrót…

Ced spojrzał na kalendarz. Zdziwił się porządnie. Nawet nie zauważył, jak w pracy minęło mu
jedenaście miesięcy. Przez ten czas przetrzepał mafijne szeregi i to dokładnie. I to nie tylko
obce organizacje, swoją rodową również. Irytował się, że jego ojciec mimo to zabronił go
zabić. Ktoś zapukał do drzwi i zajrzała Alex, jego partnerka, którą nieodłącznie kojarzył z
dawnym więziennym strażnikiem. No cóż, była jego córką... nawet z imienia.
- Srebrny pocisku, jesteś proszony do sali konferencyjnej.
- Idę.
To była kolejna zmiana. Współpracownicy przyjęli go nadzwyczaj przychylnie. Z czasem
dostał ksywkę „srebrny pocisk na mafię” i niezmiernie go to ubawiło. Ced ruszył długim
korytarzem i w niecałą minutę był pod salą. Miał to szczęście, że znajdowała się na piętrze,
gdzie miał swoje biuro. Zapukał, otworzył drzwi i wszedł do środka. Usiadł obok Alex.
- Słuchajcie, mamy problem… Ced, szczególnie liczę na ciebie. – powiedział Mara i
rozdał im akta.
Kilka chwil przeglądali owe dokumenty. Gdy skończyli, Mara oparł się o stół.
- Mamy nowego członka mafii. Niewiele o nim wiemy. Najprawdopodobniej to
odpowiedź ojca Cedrica na jego zachowanie. Cedricu?
- Cóż, czytałem akta. Niestety, to musi być naprawdę nowa osoba. Nie znam tej
taktyki, nie potrafię także ocenić, kim może być, a mam w tym doświadczenie. –
Cedric złożył dłonie. – Czy mamy jakieś dodatkowe informacje?
- Niewiele. Jak na razie zniszczył nam pięć akcji. Poranił kilku ludzi, strzały były
perfekcyjne, lecz nie nastawione na zabicie. – Alex zaczęła czytać akta. – Chodzi
ubrany na ciemne kolory, czerń z brązem lub odcieniem zieleni. Najprawdopodobniej
ma długie włosy, zaplata je lub zostawia luzem. Więcej nie wiadomo.
- A pseudonim? – Mark zastukał ołówkiem w swój notes. – Znamy go?
- Nie. W tym właśnie kłopot. Nie znamy pseudonimu ani szczegółów wyglądu. I to jest
zadanie dla naszego pocisku sprawiedliwości.
Zgromadzeni zaśmiali się a Ced spurpurowiał. Niektóre docinki Mary go załamywały. Alex
uścisnęła pokrzepiająco jego dłoń.
- Ced, masz doświadczenie w wywiadzie, o mafii nie wspominając. Chcę, byś ty i twój
partner spróbowali rozgryźć tajemniczego nowicjusza.
- Rozkaz, szefie! – Ced machnął zbywająco dłonią.
- W takim razie, pozostali niech uważają na siebie, wy zresztą też. Rozejść się.
Ced wstał i wyszedł, zabierając akta ze sobą. Rozsiadł się za swoim biurkiem i zaczął
dokładniej analizować zdjęcia i wszelkie dane, jakie tam były. Wkrótce wpadła Alex.
- Głodna jestem. Postaw obiad!
- Twoja kolej dzisiaj. – zauważył mężczyzna.
- Draniu! Kobietom się stawia! – Alex wyjęła portfel i przeliczyła zawartość. – Stać mnie
tylko na tanią chińszczyznę.
- Może być. – Ced schował akta i złapał za płaszcz.
Razem wyszli na zalaną słońcem ulicę. Alex paplała jak zwykle o wszystkim naraz, ale mu to
nie przeszkadzało. Kiedy dostał do podszkolenia nowicjusza, zalała go krew. Nienawidził mieć
przy sobie partnera. A jak okazało się jeszcze, że to kobieta, o mało nie rzucił tej pracy. A
ona już na początku go rozśmieszyła. Powiedziała mu, że musiała zostać mu przydzielona, by
nikt się nie patrzał mu na kształtny tyłek, tylko na zadanie do wykonania. I w czasie wielu
akcji dogadali się. Do tego stopnia, że oboje zostali na stałe partnerami, ku niezadowoleniu
Mary.
- Ced! – Alex spojrzała wilkiem.
- Tak? – otrząsnął się z rozmyślań.
- Daj Luzowi odetchnąć bynajmniej w dzień! Bo inaczej w nocy ja cię zamęczę!
Roześmiał się, po czym weszli do knajpki. On zamówił leczo a ona ramen. Oczywiście przy
płaceniu on zapłacił, zawsze tak było. A potem wrócili do pracy. Żadne nie zauważyło, że byli
obserwowani przez mężczyznę, siedzącego w ogrodzie kawiarni naprzeciw ich lokalu. Kiedy
wrócili do pracy, ów mężczyzna wstał i udał się do zaułka niedaleko komisariatu. Czekała
tam na niego Grey.
- Tamta blondynka, kto to był? – zapytał się kobiety melodyjnym głosem.
- Alex Kivesona, partnerka Silvera w pracy. Zazdrosny?
- Może. Odniosłem wrażenie, że są sobie bliscy...
- Są. Od dziewięciu miesięcy razem współpracują. – Karmen spojrzała na niego z
rozbawieniem. – Słyszałeś ową naradę?
- Tak. Cedric ma mnie rozgryźć. Zapowiada się ciekawa rozgrywka.
Mężczyzna usiadł na śmietniku. Oboje czekali na osiemnastą, kiedy to Silver kończył pracę.
Alex wyszła o dwudziestej, ale dopiero dwie godziny później Cedric opuścił budynek. W
zębach niósł okulary. Zawsze ssał ich końcówki, jakoś nabrał tego nawyku. Niespiesznie udał
się do domu Mary. Mężczyźnie urodził się syn. Cedric dostawał szału na dźwięk płaczu i wolał
być poza domem najdłużej, jak to tylko możliwe. Kiedy zbliżał się do posesji, przystanął.
Poczuł mrowienie na plecach. Był obserwowany. Obrócił się i zamarł. Na płocie kucała Grey.
Sądząc po pozycji, dopiero wylądowała. Patrzyli na siebie krótką chwilę.
- Jak zawsze czujny. – spokojnie powiedziała kobieta.
- Jak tam Caroline?
Caroline była jej partnerką. Ced już ją spotkał w tym tygodniu… i z niemałą frajdą skopał
tyłek. Ale nie aresztował. Karmen i Caroline były nielicznymi, które miały ulgi. Właściwie,
były jedynymi członkami mafii z ulgami. Ced nie zapomniał, że to kobieta zdradziła mafię,
ostrzegając go o planach ojca.
- A, lepiej. Już nie skomli przy sikaniu.
- A skomlała? – zainteresował się.
- Ale śmieszne. Założyłeś nam celibat… PRZEPRASZAM.
- Nie szkodzi. – Mimo to na jego twarzy pozostał smutek i cierpienie. – Ponoć macie
nowego pracownika?
- Mamy. A ty masz go rozgryźć. I bardzo się zdziwisz. Większość w mafii do tej pory
jest w szoku. A trenowaliśmy go przecież sześć miesięcy.
- Jak wygląda? I zdradź mi chociaż pseudonim...
- Luz Hikaru.
Cedric drgnął. W jego sercu zatrzepotał żal. Jak oni mogą sobie tak kpić?! Nadali komuś
pseudonim jego kochania. Zawrzał gniewem.
- Zdenerwowało cię to?
- Jeszcze się pytasz! Jak ja dorwę tego dowcipnisia to…
- To co? – rozbrzmiał głos nad nim. – Co mi zrobisz?
Cedric poczuł suchość w gardle. Ten głos… ładniej zmodulowany, głęboki, fascynujący…
znajomy. Silver podniósł głowę i spojrzał na latarnię. Stał na niej mężczyzna w brązowym
płaszczu. Zdjął okulary przeciwsłoneczne i spojrzał na niego. Wstrząśnięty Cedric patrzał w
oczy swego ukochanego.

14. Ced, uwierz mi!

Luz uśmiechnął się na widok zszokowanego spojrzenia Cedrica. Zeskoczył, robiąc wdzięczny
obrót w powietrzu i wylądował tuż przed nim. Cedric cofnął się o krok. Wciąż był
zszokowany. Przecież Luz nie żył od prawie jedenastu lat… Tylko dlaczego ów mężczyzna ma
jego głos i oczy oraz wygląda zupełnie jak dorosły Hikaru z jego snów.
- Kim jesteś? – zapytał szeptem.
Brwi mężczyzny uniosły się lekko z rozbawieniem.
- Jestem kimś, kto kiedyś nazywał cię zakochanym zbirem. Tym, który zmusił cię do
łagodnego seksu, tym którego ostrzegłeś, że Golden lubi strzelać w pasażerów i
miałem udawać nieprzytomnego.
- NIE!!! NIEMOŻLIWE!! Luz nie żyje!! – Ced cofnął się kilka kroków.
- Mam ci w nocy udowodnić, kim jestem? – Luz się odwrócił. – Rusz się, zgłodniałem.
Wracajmy do domu.
Podszedł do Grey i odwrócił się do niego. Cedric dalej stał w tym samym miejscu.
- Nie jestem iluzją. Powróciłem do życia, zresztą domyślasz się już, jak.
- Dokonali tego ci naukowcy, których porwano kilka miesięcy temu. Niedawno
znaleźliśmy ich zwłoki i wszyscy zginęli z ręki mego ojca.
- Dokładnie. Przywrócono mi życie, byś wrócił w końcu do domu. – Luz drgnął i
spojrzał w dół ulicy. Zmarszczył brwi.
- Nie. – Cedric pokręcił głową. – Luz nie żyje. Jesteś tylko imitacją, pół cyborgiem, pół
zwłokami. Po to cię wykradli z grobu. Prawdziwy Luz nigdy nie wróci.
- Jak sobie życzysz. Dzisiaj ci podaruje. Następnym razem sprowadzę siłą. Dobranoc,
mój kochanku. Śnij o tym, jak już wkrótce będziesz rozkosznie wił się w mych
ramionach.
Luz posłał mu buziaka i wraz z Grey szybko umknęli. Chwilkę później Cedric zrozumiał.
Nadjeżdżały radiowozy. Drgnął i obejrzał się. Niedaleko stał przerażony Mara.
- Ced, chodź do domu – Nicole minęła męża i złapawszy za rękaw Silvera, pociągnęła
go do mieszkania.
Kiedy podała mu wodę i środki na uspokojenie, po raz pierwszy zażył je bez jakiegokolwiek
sprzeciwu. Pół godziny później wrócił Mara. Usiadł naprzeciw.
- Fałszywy? – zapytał po prostu.
- Wątpię. Znał szczegóły, który znałem tylko ja i Luz. – Cedric złapał za krzyżyk na szyi.
– Jak to możliwe?
- No cóż, tak jak mówiłeś, ci naukowcy musieli maczać w tym palce…
- Mogę się zająć tą sprawą?
- Chyba musisz. Raz, bo twoje wyznaczone zadanie to rozgryźć go. Dwa, on zagraża
głównie tobie. Trzy, i tak się tym byś zajął, dla spokoju sumienia. – Mara się
uśmiechnął. – Jutro ogłoszę, że ty i Alex macie wolne na czas tej misji.
- Dzięki za wszystko. Nie sądziłem, że będą zdolni aż do tego.
- Ja też nie. Ale nie narzekam. Cieszę się, że wrócił. Szkoda tylko, że nie po tej stronie,
co trzeba.
Ced wstał i udał się do swego pokoju. Umył się szybko i w bokserkach położył na łóżku.
Luz… po jedenastu latach koszmar powraca. Właśnie wtedy, gdy już się prawie z tym
pogodził. Wstał i podszedł do okna. Na zewnątrz padał deszcz. Zamrugał i westchnął. Oparł
głowę o szybę i zamknął oczy. Zaczął planować jutrzejszy dzień. Najpierw powinien zbadać
jedyny ślad, który ma. Czyli miejsce zbrodni. Zadrżał na wspomnienie swego starego domu.
Ma tam znów się pokazać? Potem, jak czas pozwoli, wrócą do biura i sprawdzi dane
dotyczące owych naukowców. W końcu otworzył oczy… po to, by z niemym wrzaskiem
odskoczyć od okna. Dopiero po chwili rozpoznał przemoczoną postać na zewnątrz. Stał tam
Luz w krótkiej koszulce i niczym więcej na sobie. Ced zastanawiał się przez chwilkę, jednak
uznał w końcu, że to dobra okazja, by wydobyć dodatkowe informacje. Podszedł do okna i z
wahaniem je otworzył. Cofnął się odrobinę, by Luz mógł wejść. Mężczyzna wzruszył tępo
ramionami i wślizgnął się do środka. Silver zamknął okno i wykopał suchy podkoszulek z
szafy. Następnie poszedł do łazienki i wrócił z ręcznikiem. Podał go mężczyźnie. Luz stał bez
jakiegokolwiek ruchu. Obserwował jedynie uważnie Ceda i jego poczynania. W końcu Silver
westchnął.
- Zardzewiejesz od wody. Wytrzyj się. – powiedział zrezygnowany.
Luz drgnął, ale wziął ręcznik. Wytarł się i przebrał. Potem usiadł na łóżku.
- Nie jestem robotem, Silver. Nie zardzewieję, najwyżej się rozchoruję.
- To czym w takim razie jesteś? Zjawą… a może Zombie? – Ced patrzał na niego
uważnie.
- Sam nie wiem. Zapewne tylko narzędziem, by stary piernik spełnił swe marzenie.
Wiesz, jak on zabija? – Luz spojrzał uważniej.
- Słyszałem, że to specyficzny sposób. Ale nie znam szczegółów.
- Bo to doskonale dopracowane. Widzisz, kula przerywa trzy ważne nerwy w mózgu. I
tam utknie, więc nie mogą się zgoić. Człowiek znajduje się w zawieszeniu.
- Zawieszeniu? – Ced przełknął ślinę.
- Tak. Czułem, jak płakałeś nade mną. Jak zadzwoniłeś na policję i przyznałeś im się.
Czułem, jak zalewano mi narządy. Ba, słyszałem huk na pogrzebie. Poza tym, moje
ciało się rozwijało w dalszym ciągu.
- Tak jakby śmierć kliniczna. – zauważył Ced, wpatrując się w ukochanego z bólem.
- Kiedy mnie wykradli, zmusił naukowców do zbudowania dwóch mikro urządzeń.
Jedno miało połączyć te nerwy i działać poprawnie. Drugie to rozruch serca i płuc.
Poza tym, musieli oczyścić mi wnętrze i zmienić krew. Tamto osocze było zniszczone.
Dlatego dopiero po pół roku po raz pierwszy wyszedłem z sali. Miałem nadzieję, że
cię ujrzę. Ale tam nie stałeś, więc pobiegłem do domu. I tam też nie było ciebie.
- Siedziałem w więzieniu.
- Grey mi o tym powiedziała. Wyjaśniła wszystko. – Luz wzruszył ramionami. – Ale
cieszę się, że dotrzymałeś słowa i mimo mej śmierci radziłeś sobie.
- Mara mnie zmusił. Miałem zamiar dołączyć do ciebie. Jakie plany ma twój szef, że aż
sprofanował grobowiec? – Ced podkulił nogi na krześle.
- Spadniesz. – wesoło zauważył Luz. – Czytając między wierszami, potraktował mnie
tak jak zwykle. Czyli jako przedmiot, by odzyskać ciebie. Innymi słowy norma.
Wątpię, by żałował tego, co mi zrobił. Raczej zabolały go konsekwencje ów czynu. W
każdym razie, mam mieszkać u niego w domu. Ale jakoś nie mogłem zasnąć. W
twoim domu było za cicho, więc przyszedłem tu. – Luz stłumił ziewnięcie.
- Rozgość się, ale raczej długo nie pośpisz. – zauważył Ced.
Jak na zawołanie, syn Mary rozpoczął płaczliwy koncert. Luz zamrugał. Ced westchnął,
wyszedł z pokoju i po chwili wrócił z niemowlakiem. Zaczął go kołysać w ramionach, aż
dziecko pomału się uspokoiło.
- Mara ma tak twardy sen, że zanim wstanie, to by sąsiedzi się nam zwalili na głowy. –
zaśmiał się.
- To dziecko Mary? – zainteresował się Luz.
- Niestety tak. Bez przerwy drze papę. Przez nie przyłażę na styk.
- Na styk? – Luz zachichotał. – W jakim sensie?
- Mam być w domu między 22 a 6 rano. Więc wyłażę minutę po szóstej a przychodzę
minutę przed dwudziestą drugą!
- No to słodko. Bynajmniej wiem, kiedy przychodzić. A tak na marginesie, obserwuje
cię od kilku dni. Gdzie się podziała miłość do srebra?
- Zmarła wraz z tobą. Idź spać.
Zaskoczony Luz patrzył, jak Ced wychodzi z niemowlakiem. Potem wzruszył ramionami i
rozłożył się na łóżku. Kiedy Cedric wrócił, Luz spał w najlepsze na jego miejscu. Mężczyzna
westchnął, po czym położył się z drugiej strony i również zasnął. Gdy zadzwonił mu budzik,
parsknął i wychylił się, by go wyłączyć, ale ktoś go ubiegł. Otworzył jedno oko, gdy poczuł
obcą dłoń. Okazało się, że patrzy w szare oczy Luza. Mężczyzna zamruczał i wtulił się w
Cedrica.
- Musisz już wstawać? – zapytał, rozkosznie wtulony w ciepłe ciało.
- Tak. Praca mnie wzywa. – Ced spojrzał na zegarek i przeciągnął się.
- Musisz tam pracować? – Luz oparł głowę na torsie Silvera.
- Tak. Nie chce mieć już nic wspólnego z Mafią. Za wiele przez nią straciłem. I choćbyś
mnie przekonywał, nie będę w stanie tego zapomnieć.
- Tak się zastanawiam, czy ty nie złożyłeś przysięgi nad mym grobem…
- Złożyłem. Że pomszczę cię i zniszczę mafię za to, co mi odebrała.
Luz odsunął głowę i spojrzał w okno. Stała tam Grey z Goldenem. Dyskretnie machnął
dłonią, by się nie wtrącali, po czym wstał.
- Idę. Nie będę ci przeszkadzał. Przyjdę wieczorem oddać wypraną koszulkę.
- Zatrzymaj ją sobie. To przecież twoja koszulka. Była tutaj, zostawiłeś kiedyś, jak
odwiedzałeś Marę.
Luz wyskoczył na parapet. Pożegnał się jeszcze raz, po czym zniknął wraz z towarzyszami.
Grey zatrzymała się w zaułku i podała mu ubranie.
- Dowiedziałeś się coś?
- Tak. Mój chrzestny ma niemowlaka więc przyłazi na 22 a wyłazi o 6 rano. Poza tym,
złożył przysięgę nad mym grobem, że zniszczy mafię za zrujnowanie jego szczęścia.
Ale poza tym, nie wywalił mnie i okazał troskę… więc chyba będzie dobrze. W
każdym razie nie zastrzeli mnie od razu. – Luz skończył się ubierać.
Potem spojrzał na dom. Ced właśnie wychodził. Mara wyjrzał za nim i udzielił mu kilka rad.
Cała trójka wywnioskowała, że Silver zamierza udać się do swego starego domu. Luz
zachichotał.
- Chyba pójdę tam i go pomęczę. – zauważył wesoło.
- Idź, tylko nie przesadź. On ma wrócić do mafii a nie wylądować w psychiatryku.

***

Cedric spojrzał przez szybę na stary dom. Obok niego Aleks zgasiła silnik.
- Jesteś pewny, że chcesz tam wejść? – spytała.
- Muszę. To w ramach zadania.
Razem wysiedli z samochodu i weszli do środka. Ced zamarł. Sam nie wiedział dlaczego, ale
naszło go podejrzenie, że nie są tutaj sami. Zatrzymał Aleks przy drzwiach. Ta nawet nie
skomentowała, tylko włączyła przekaźnik radiowy. Zawsze tak robili, tym bardziej, że intuicja
Ceda rzadko zawodziła. Mara zaraz nadał im kod i przygotował kilka grup do interwencji.
Aleks rozejrzała się po salonie. Zagwizdała przeciągle, aż nadajnik o mało nie ogłuszył Ceda.
- No, to ładnie mieszkałeś. – zauważyła. – Tylko jak dla mnie za monotonnie dobrałeś
kolory.
- Wiem. Teraz nie mogę na to patrzeć. I nie oddalaj się ode mnie.
- Wiem, nie jesteśmy tu sami. Tyle czasu z tobą pracuję, że widzę większość tego, co
ty. Ktoś tu jest. Pewnie Luz…
- Taa. Poza nim jest Grey, Golden i mój ojciec piętro wyżej. A na parterze kilka osób z
mafii. – Ced umyślnie mówił głośno.
Chwilę potem pokazali się. Okazało się, że na nich czekali i zdążyli otoczyć. Do środka weszły
także trzy osoby, blokując im ucieczkę.
- Oj. Teraz będę robiła za zakładnika? – wesoło zauważyła Aleks.
- Pewnie tak, są mało kreatywni w tej dziedzinie. Zaraz nas zaprowadzą do ich szefa. –
Ced wzruszył ramionami.
Jeden z otaczających ich ludzi podszedł i rozbroił oboje. Potem związali im ręce za plecami i
wyprowadzili tylnym wyjściem. Wepchnięto ich do samochodu i zawiązano oczy. Potem
odjechali.

15. Zemsta

Silver jęknął głucho. Ktoś obok niego wymamrotał przeprosiny. Mężczyzna żałował, że nie
może pomasować ramienia, którym zderzył się przed chwilą z jakąś powierzchnią. Po chwili
usłyszał podobny jęk Aleks i zachichotał.
- Co za cioty nas prowadzą, że dwa razy popełniają ten sam błąd?
- Nie wiem. Ja zaryłam głową. W końcu jestem mniejsza od ciebie. Może nie liczą tego
jako taki sam błąd?
- Zamknijcie się oboje. – rozległ się zirytowany głos Goldena. – Silverze, witaj w domu.
W końcu nas odwiedziłeś.
Aleks i Ced zostali siłą posadzeni na krzesłach i przypięci do nich kajdankami. Dopiero
wówczas odsłonięto im oczy. Ced się skrzywił. Tak jak przypuszczał, znajdowali się w
kwaterze głównej. Powiódł ponurym wzrokiem po dawnych znajomych. Każdy kręcił się, gdy
ich spojrzenia się krzyżowały. Jego ojciec nawet się nie poruszył. Na jego miejscu siedział
Luz i posłał mu buziaka.
- Zdrajca. – warknął na niego Ced. – Powiedziałeś im, gdzie będę.
- Nieprawda. To nie ja. – Luz spochmurniał.
- Zdrajca i kłamca. – Aleks także spojrzała na niego wilkiem. – Ced, jak widzisz, to nie
twój Luz, tylko twór mafii. Olej sprawę.
- Dzięki za radę, sam wiem o tym od dawna.
- Lubisz mi dogryzać? – Luz zmarszczył zabawnie nos w udawanej wersji gniewu. –
Skargi i wnioski do Goldena, bo to ta paskuda nie umie trzymać mordy na kłódkę.
- Tyle to i ja wiem. – parsknął Ced. – Skończmy te błazenadę i niech oni zaczną swoje
ściemnianie.
- Jakie ściemnianie?! – Golden zawarczał na niego.
- Że chcecie mnie z powrotem, że macie żale i tak dalej. Uparte głąby, do których nie
dociera, że odmawiam i to samo zrobię teraz. – wyrecytował znudzonym tonem Ced.
- Mogą jeszcze próbować przekonać cię do mieszkania, ale nie brania udziału w
akcjach. – Alex rzuciła propozycję numer dwa.
- Nie. – warknął Ced.
Wszyscy już wiedzieli, że Silver zdania nie zmieni. Znali ten ton. Ojciec Silvera westchnął. I
co on ma zrobić z tym jakże upartym synem?
- Oboje pudłujecie. Po prostu twoja matka chciałaby cię spotkać. – powiedział
spokojnie.
Ced zachłysnął się i spojrzał – po raz pierwszy – na niego. Mężczyzna już wiedział, że trafił
we właściwą strunę. Cedric rzadko spotykał się z własną matką. On mu nie pozwalał. Mimo,
iż kobieta bardzo chciała się z nim spotkać. Wczoraj słyszał, jak Luz rozmawiał z nią przez
telefon i uznał, że to wykorzysta. Teraz patrzył na skupionego syna. Pozostali uśmiechali się
wymownie. Nikt nie zauważył, że Luz dał znak Cedowi. Mężczyzna zrozumiał, że to był
kolejny wybieg.
- Nie, dziękuje. Jeszcze się bardziej rozchoruje na mój widok. Zawsze mi tak mówiłeś,
szkoda więc przerywać owe kłamstwo.
- Uparciuch. – jego ojciec zachichotał. – Goldenie. Dopilnuj, by Aleks trafiła bezpiecznie
na komisariat. A mój syn przestanie strzelać fochy i dorośnie.
- On jest dorosły. Chyba, że masz kataraktę i niedowidzisz.
Zarówno Cedric jak i Luz nie wytrzymali i ryknęli śmiechem. Pozostali dyskretnie
zakamuflowali chichot, podczas gdy dłonie starszego mężczyzny zwinęły się w pięści.
- Dowcipnisiu, mnie to nie bawi. – warknął.
- A mnie tak. Już rozumiem, dlaczego lubisz z nią pracować. – Luz possał picie przez
słomkę.
- Dokładnie. Jak ona coś powie, to musisz się roześmiać. Po to mi ją dali do drużyny. –
Ced z trudem próbował zapanować nad chichotem.
- No dobra, panno mądralo. Idziemy.
- Oj zamknij się, brukselko. – Aleks się nachmurzyła.
Luz zerwał się z fotela i rzucił solniczką w Ceda, który na swoje szczęście spadł z krzesła ze
śmiechu. Golden stał zdezorientowany, chociaż widać było, że stara się nad sobą zapanować.
Ced zastanawiał się, jakim cudem nie złamał żadnej kości, biorąc pod uwagę pozycję, w
jakiej teraz był. W końcu Grey podeszła do niego i posadziła go normalnie. Ced łkał ze
śmiechu w jej sweter.
- Ey, dość tego. Dlaczego ty za każdym razem jak wspominam brukselkę sikasz ze
śmiechu? – Aleks jeszcze bardziej się nachmurzyła. – Co jest śmiesznego w
rozgotowanej, zielonej mazi?!
- Właśnie to. – Karmen lekko zachichotała. – Stara historia, jeszcze za czasów Ceda
działającego w mafii i Luza nie odstępującego go na kroczek.
- Aha. Nigdy mi nie wyjaśnił, dlaczego to go bawi. Z czasem każdego nazywałam
brukselką, byle mu humorek poprawić.
- I tym razem nazwałaś prawidłową osobę. – Luz też starał się uspokoić.
- Koniec tego dobrego. Idziemy, smarkulo.
Golden przerzucił Aleks przez swoje ramię i opuścił pomieszczenie. Luz wciąż chichotał.
Potem podszedł do Ceda i usiadł mu na kolanach. W tym czasie wrócił Golden i zameldował,
komu przekazał odesłanie dziewczyny.
- Mogę cię pomęczyć? – zachichotał Luz, dmuchając mu w nos.
- Nie. – Ced odepchnął się do tyłu.
- Uparciuch. – Luz nachylił się nad nim, obejmując go. – Bo mi się wydaje inaczej.
Gdyby nie to, co poczuł Ced, zepchnąłby go z siebie. Ale czuł, że Luz poluźnia mu kajdanki.
Najwidoczniej chciał umożliwić ucieczkę. Poczekał więc, aż ten skończy zabawę. W końcu Luz
wyprostował się.
- Zostajesz?
- Nie!
- Ale ja cię kocham.
- Nie!
- A powiesz coś innego?
- Nie!
Tym razem Luz już się lekko uśmiechnął. A potem podskoczył.
- Wiem jak cię zmusić! Zagramy. Jak wygrasz, to damy ci spokój. Jak przegrasz, to
powrócisz do mafii.
Zgromadzeni zamarli zaskoczeni, podczas gdy Ced najwyraźniej się zastanawiał. Potem
wyprostował się.
- Powiedzmy, że jestem zainteresowany, ale chce wiedzieć dokładnie o czym mówisz,
zanim podejmę decyzję. – spojrzał na niego przenikliwie.
- Zagramy w rosyjską ruletkę. – Luz zachichotał. – Nie wolno ci się obracać ani wstać.
Możesz jedynie się pochylać do przodu...
- Co to ma być, pobijanie rekordu w skłonie w przód? – Ced uniósł jedną brew.
- Nie. Dam ci pistolet z trzema kulami. Jeśli chociaż raz trafisz w pobliże swego ojca,
odejdziesz wolny. Ale liczy się pierwsze zetknięcie kuli z jakąkolwiek powierzchnią.
Czyli rykoszety odpadają.
- Luz, to niewykonalne… - zaoponowała Grey.
- Dlatego mu to zadaje. Nie wykona i będzie musiał zostać z nami. – Luz wyszczerzył
się niczym diabełek.
Cedric jednak widział w jego oczach coś innego. Coś, co go bardzo zaniepokoiło. Lecz
jednego był pewien. Intuicja mówiła mu, że może zaufać chłopakowi. Tylko… czy naprawdę
może powierzyć swe życie w ręce roztrzepanego nastolatka? I dlaczego odpiął mu kajdanki
od krzesła i poluźnił je? W końcu postanowił zaryzykować.
- Dawaj. Miejmy tę twoją zabawę za sobą. – prychnął. – Mara uczył mnie strzelać z
takiej pozycji bez rykoszetu. Poradzę sobie. Zawsze na pięć strzałów trzema trafiałem
w tarczę.
- O, to dobrze. Czeka nas zabawa. Golden daj mi swój pistolet.
Mężczyzna podał mu swoją broń i Luz załadował ją trzema pociskami. Potem wsunął ją w
palce Ceda. I zdążył mu szepnąć.
- Spudłuj dwa pierwsze razy…
- W to nie wątpię. Ściemniam przecież, ale ufam twemu planowi. Wiem, że mnie nie
skrzywdzisz. – Ced warknął na niego, wykręcając dłonie.
- To dobrze. – Luz tajemniczo się uśmiechnął. – Wieczorem zapraszam na kolację i
deserek.
Ced zachichotał i zaczął się gimnastykować. Za pierwszym strzałem wymierzył nawet celnie,
ale gdy pociągał za spust Luz wskazał mu na okno i zdekoncentrował go. Wszyscy
zachichotali a urażony Ced zawarczał na niego, że mu przeszkadza. Luz, jak to miał w
zwyczaju, wcale się tym nie przejął i przy drugim strzale przeszedł przed Cedem po picie, co
poskutkowało tym, że ten zaklął i strzelił w inną stronę.
- Przestań! Te dwa strzały specjalnie mi sknociłeś. To się nawet nie powinno liczyć. –
Ced niemal nie rzucił się na niego.
- Marudzisz. Nie zwalaj na mnie, że ty nie umiesz strzelać. – Luz spojrzał na niego z
irytacją.
- Wypchaj się, dzieciaku. Strzelam lepiej niż ty.
- Akurat! Jakbyś sobie lepiej radził, nie siedziałbyś teraz jak idiota w niewoli. – Luz się
najeżył, co dosyć komicznie wyglądało.
- Ja się tu wcale nie prosiłem! – Ced się zdenerwował.
- Nie trzeba było zostawać gliną. Nawet strzelać cię oduczyli!
- To był twój pomysł! I sam sobie strzelaj, jak ci tak dobrze to idzie! – Ced spojrzał na
niego najzimniej, jak potrafił.
- To patrz i się ucz!
Luz jednym płynnym ruchem wydobył broń i odwracając się do bossa, oddał w niego trzy
strzały.
16. Ucieczka

Cedric zamarł w szoku. Jego ojciec dostał w szyję, ramię i brzuch, po czym upadł pod stół.
Nikt się najwidoczniej tego nie spodziewał, gdyż zamarli zaskoczeni. W tym czasie Luz oddał
kolejne strzały, przewracając przez to meble i tym samym blokując pozostałych. Po czym
złapał Ceda za ramiona i wybiegł z nim z sali. Kilkakrotnie ktoś próbował ich zatrzymać, ale
Luz strzelał precyzyjnie, chociaż nie zabijał. Silver spróbował rozerwać kajdanki, ale nie udało
mu się.
- Zaraz ci je rozwalę, ino oddalimy się od domu. – Luz wziął go w ramiona i zeskoczył z
tarasu.
- Dlaczego? – Ced spojrzał na niego z lękiem.
- Potem.
Luz przesadził ogrodzenie i pociągnął go do tej starej kamienicy, gdzie mieszkał, nim się
poznali. Ukryli się tam. Mężczyzna założył tłumik i przestrzelił zamek w kajdankach. Ced
potarł nadgarstki, patrząc na niego. Ten podniósł głowę i Ced zamarł. Zero tamtych min.
Teraz wyglądał tak niewinnie, jak gdy się spotkali. Lekki rumieniec, niepewność, strach.
- Luz? – zapytał niepewnie.
- Och! – Luz podbiegł do okna, otworzył je i zwymiotował.
Ced podszedł niepewnie do niego i poklepał współczująco po plecach.
- Mały, co ci? – odciągnął go od okna, zamknął je i położył Luza na podłodze.
- Zabiłem człowieka… to straszne… jestem mordercą… - Luz jęknął i znów
zwymiotował.
- To po co to zrobiłeś?! – wyjął chusteczkę i wytarł mu usta.
- Głównie dla ciebie. Bo obiecałem sobie, że cię ochronię. – Luz jęknął i zasłonił oczy.
- Nie myśl o tym. A poza mną? Był jakiś jeszcze powód? – Ced podszedł do kranu i
zmoczył chusteczkę. Położył ją na czole Luza.
- Prawo zemsty, kotku. On mnie zabił, ja zabiłem jego. Poza tym, nie podoba mi się to,
że traktuje mnie jak przedmiot do szantażowania ciebie. Jesteś mi bliski i nie chcę, by
wykorzystano twoje uczucia w takim celu. To cię mogło zniszczyć psychicznie,
jakbyśmy walczyli jako wrogowie.
- Będą chcieli cię zabić. – Ced spojrzał za okno, gdzie właśnie rozchodziła się grupka
mafii. – Zabiłeś im szefa.
- Ale nie będziemy po przeciwnych stronach. – Luz spojrzał gorąco na niego. – Wiele o
tym myślałem. Nie chce cię krzywdzić i szanuję twój wybór. Chyba cię pokochałem…
ja… chcę być z tobą… tam gdzie ty… zawsze po tej samej stronie. – wargi mu drżały.
Ced spojrzał na skuloną postać. W tych szarych oczach widział błaganie. By byli razem, nie
osobno. I doznał olśnienia. Luz, który nienawidził śmierci, złamał zasady dla niego. Więc
naprawdę mocno go kochał…
- Znaczy… ty… Będziesz ze mną w policji?! – Oczy Ceda rozbłysły nadzieją.
- Taki jest mój plan. O ile chcesz… - Luz posmutniał. Bał się odrzucenia.
- Chcę! – Ced objął go i wtulił się. – Co za pytanie! Moje małe, pyskate srebrne
trofeum. Jak ja cię kocham!!
Zemstę mógł zrozumieć. A pragnienie bycia razem tym bardziej. Przez kilka godzin siedzieli w
ukryciu. Dopiero po zachodzie słońca Luz wyprowadził go i ruszyli główną drogą do przejścia.
- Namierzą nas. – słabo zaoponował Cedric.
- Nie, gdyż obstawiają zaułki. Na główną nikt nie zwraca uwagi. Zejdziemy tajnym
przejściem. Pamiętasz je? Tam się spotkaliśmy.
- Tak, pamiętam. A właściwie dokąd idziemy? – Ced z ulgą powitał zejście w te boczną
drogę.
- Do twego… znaczy naszego domu. Mara się ucieszy. Chyba.
Luz zaśmiał się… a niecałą sekundę później pociągnął go za barierkę. Chwilę potem zza
zakrętu wyszła Grey z Goldenem.
- Też nie wiem, co mu odbiło. – Golden westchnął. – Teraz władza przeszła oficjalnie
na Cedrica…
- Którego zabrał ze sobą nasz Luz. Nie, żebym miała jakieś wąty, ale dobrze zrobił.
Należało mu się za to, co im zgotował. Ced będzie wniebowzięty. Znów zacznie
brykać w srebrnym kolorze.
- No wiesz… oficjalnie cię upominam, chociaż nieoficjalnie popieram. Ja widziałem oczy
Ceda w tamtej chwili. To było… jakbym to ja stracił coś cennego, a nie on...
Ich głosy oddalały się, w miarę jak oboje szli w górę. W końcu Luz uznał, że mogą
bezpiecznie wyjść. Podciągnął Ceda w górę i wepchnął na drogę. Sam wskoczył zwinnie tuż
za nim i złapawszy go za rękę, pobiegł naprzód.
- Widzę, że okupują każdą drogę. Trzeba będzie uważać.
- No raczej tak. Jak ich wyminiesz na słynnym zakręcie? Na pewno tam stoją! – Silver z
ulgą stwierdził, że za chwilę miną połowę drogi.
- Przejdziemy pod drogą. Cieszę się, że mnie akceptujesz. – Luz spojrzał na niego.
- Jak się kogoś kocha, to raczej nie ma się wyboru.
Hikaru zwolnił i przybliżył się do ścianki. Wyjrzał za nią i zaraz się cofnął. Ced miał rację, było
ich tam z dziesięciu. Poczekał, aż towarzysz odsapnie, po czym pociągnął go do tyłu. Podeszli
do barierki i Luz śmiało przeszedł przez nią. Silver widocznie się wahał. Srebrnowłosy
westchnął i przeczesał palcami włosy. W międzyczasie Ced powoli i ostrożnie przeszedł do
niego.
- Na pewno wiesz, co robimy? – jego głos drżał.
- Pewnie, często tędy przechodziłem, jak polowali na kogoś. Jeszcze zanim cię
poznałem. – Luz zaczął schodzić w dół po skale.
Ced przełknął ślinę, po czym dołączył do niego. Wkrótce odkrył, że była tam wąska ścieżka.
Mogła po niej przejść jedna osoba, gdy ściśle przyległa do skał. W ten sposób przeszli
połowę trasy, gdy od miasta w dolinie zaczął lecieć do nich helikopter. Luz zaklął w duchu.
Byli bardzo widoczni a maszyna najprawdopodobniej leciała do grupki nad nimi. Rozejrzał się
i zauważył drzewo pod nimi. Złapał Ceda, zakneblował i skoczył wraz z nim. Wpadli w gałęzie
akurat wtedy, gdy helikopter włączył światła i oświetlił drzewo.
- Zauważył nas. – Skrzywił się Luz, częściowo z irytacji a częściowo z bólu.
Przy upadku zranił się w nogę.
- Co teraz? – Ced uwolnił usta z jego dłoni. – Możesz biegać z tą nogą? – zerknął na
krople krwi na białych spodniach.
- Przeżyję. Nie martw się. Tylko znajdą nas po śladzie krwi. – Luz wyjął pistolet i
wycelował w maszynę. – Jeśli nas zauważą, trzeba będzie ich rozwalić...
- I pokazać gdzie jesteśmy?
- Ceduś, to już będzie bez znaczenia.
Ced chciał zaoponować, gdy maszyna zatrzymała się nisko nad drzewem. Rozpoznał pilota –
akurat obaj się nienawidzili. Jego towarzysz oświetlał latarką drzewo. Mimo hałasu maszyny
usłyszeli wyraźnie, że pytał się pilota, czy to na pewno był Luz a nie kamień.
- Kamień spadłby na ziemię a tu nic nie spadło! Oni tu są, idę o zakład.
- Zgadza się! – Luz wychylił się i oddał serię w maszynę, wysadzając ją.
Potem złapał Silvera i zeskoczyli z drzewa, od razu biegnąc w dół trasy. Kątem oka
zauważyli, że grupka ruszyła samochodami w pościg. Luz jeszcze bardziej przyspieszył. I na
szczęście udało im się przebiec drogę, zanim wyjechali zza zakrętu. Było to trudne, ale
ułatwiał im fakt, że droga była pełna zakrętów. Dzięki temu zaszli się na wysokim drzewie
jakieś dwieście metrów od miejsca, gdzie tamci zatrzymali się i zaczęli poszukiwania. Ced
dziwił się, że nie słyszą jego spazmów. Po chwili zebrani zeszli w dół, przeczesując każdy
zakamarek. Poczekali chwilę, aż się oddalą, zeskoczyli na trawę i ruszyli w górę. A potem
niespodziewanie ktoś ich złapał i pociągnął w niszę. Ced niemal nie wrzasnął.
- Cicho, kochasie. – Grey i Golden zachichotali.
- Skąd?! – Luz był zdezorientowany.
- Przecież cię znamy. A i widzieliśmy was, jak schodziliście w dół. Bo poszliśmy tylko po
picie i jakąś przekąskę. Spokojnie, nie wydamy kochanków. – Grey chichotała.
- Spoważniej. Luz, Ced został teraz przywódcą mafii.
- Nie. Wciąż żyje jego matka. – Luz uśmiechnął się. – Poza tym, nie zamierzam go
zmuszać do niczego, no poza seksem. Spodobał mi się nasz pierwszy raz.
Ced parsknął coś, co zabrzmiało bardzo podobnie do nimfoman. Jakiś czas odpoczywali, a
potem Golden pociągnął ich do swego mercedesa i pojechali w dół, do miasta w dolinie. Tam
ich wysadzili.
- Powodzenia na nowej drodze życia. Podejrzewam, że nam nakopiecie do tyłków?
- A jak! – Luz odbiegł ze śmiechem, z Silverem pod rękę.
Patrzeli, jak się oddalali, już bezpieczni. Potem Grey spojrzała na zaniepokojonego
towarzysza i poklepała go po plecach.
- Nie smuć się. Oni na pewno będą teraz szczęśliwi. – powiedziała.
- Wiem. Mam nadzieję, że dobrze zrobiliśmy. – Golden wsiadł do auta.
- Dobrze. W każdym razie oni nam tego nie zapomną. – Grey też wsiadła i zawrócili.

17. Decyzje

Mara skończył właśnie zebranie z przerażoną ekipą. A na zewnątrz czekali dziennikarze.


Wiadomość o odrodzeniu Luza już wczoraj wyciekła do gazety. Teraz należało wszystko
wyjaśniać. A to nie było im na rękę, zwłaszcza gdy znaleźli związaną Alex przed
komisariatem. Porwanie Ceda przez mafię też nie było zbyt szczęśliwe. Wyszli grupką przed
tłum dziennikarzy i mężczyzna wszedł na podium. Zaraz wyrwał się jakiś dziennikarz.
- To prawda, że Luz Hikaru został ożywiony? – spytał.
- Tak, chociaż wciąż nie wiemy dokładnie, jak to się stało. – Mara prawie nie oklapł.
Zaczyna się…
- Macie jakieś podejrzenia? – wyrwała się kobieta.
- Tak. Podejrzewamy, że owi zamordowani naukowcy z dziedziny genetyki maczali w
tym palce. Zostali porwani dwa dni przed sprofanowaniem grobowca Hikaru i
odnalezieni martwi dzień po jego pierwszym pojawieniu się.
- A to prawda, że wczoraj próbował porwać swego dawnego ukochanego?
Mara nie wiedział, kto zadał to pytanie, ale po nim zapadła cisza.
- Tak. Co gorsza, podobno to mu się dzisiaj udało, chociaż nie powiedziałbym, że to
było porwanie...
- Co, poszedł dobrowolnie? – zakpił jakiś blondyn.
- Proszę pana. Cedric Silver mieszka w moim domu i dzisiaj moja żona znalazła w jego
pościeli długi, srebrny włos. Była tam także przemoczona koszulka z inicjałami Luza.
Tak więc nie wiadomo, czy to było porwanie, czy sami się umówili na randkę...
- Ced, powinno się ich zaskarżyć o ujawnianie danych osobowych!
Każdy obrócił się. Luz siedział na którejś z furgonetek telewizyjnych. Koło niego dyszał Ced.
Najwyraźniej biegli jakiś czas. Najpierw każdy trwał w bezruchu a potem rzucili się na
zdezorientowanego mężczyznę niczym hieny na padlinę. Ced zaczął się śmiać i osłonił go
sobą. Najpierw porwał swoją koszulę i zabandażował mu nogę. Potem się odsunął.
- Byle nie za długo, musi go obejrzeć fachowiec. – rzucił, siadając obok niego.
- Ej, no. Nie zostawiaj mnie samego! Ja nie wiem co mówić! – Luz spanikował na
widok mikrofonów i kamer.
- Luz, jesteś maszyną czy Zombie? – kobieta nie podarowała mu.
- Jestem żywym człowiekiem. Jedynie w dwóch miejscach mam mikroskopijne wstawki,
które miały za zadanie rozruch serca i układu nerwowego. – Hikaru spojrzał na
Silvera z błaganiem o pomoc.
- A co z pamięcią i wspomnieniami? – blondyn niemal nie wsadził mu w usta
mikrofonu.
- Kula, od której zginąłem, trafiła w ośrodek nerwowy, blokując go i wszelkie
podstawowe polecenia, typu pompowanie serca czy oddychanie. Natomiast pamięć
pozostała nieuszkodzona, dzięki czemu nic nie straciłem… poza jedenastoma latami,
kiedy byłem pochowany, ale to się nadrobi.
- Prawda, że wczoraj nocowałeś o Silvera?
- Tak. Jakoś nie mogłem zasnąć w pustym pokoju i chciałem z nim troszkę pobyć.
Tylko bez romansów, do niczego nie doszło i nie byliśmy na żadnej randce.
- Skąd macie te rany? I co planujecie teraz robić?
- Oj. Widzicie, Ceda porwała mafia i troszkę pomogłem mu uciec. A co do planów, to
mamy jeden… ale nie jest on na razie do waszej wiadomości. A teraz wybaczcie,
muszę porozmawiać z Marą i resztą.
Luz zeskoczył i w towarzystwie Ceda przeszli do komisariatu. I na szczęście dziennikarze nie
widzieli, jak pod Luzem ugięły się nogi. Mara wziął go na ręce i przeszli do sali obrad. Zaraz
wezwali lekarzy i w międzyczasie Alex zrobiła im herbaty. Podczas gdy Luz leżał na stole i
odpoczywał, Ced postanowił wyjaśnić im sytuację. Powiedział o tym Marze, i ten zaraz
uspokoił podwładnych. Polecił też wezwać prokuraturę, bo coś spodziewał się wstrząsu.
Kiedy wszyscy już dojechali a lekarze zaczęli leczyć Hikariego, Ced wstał.
- Zapewne już wiecie, że mój kochany ojciec porwał mnie do mafii. – popatrzał po
nich.
Odpowiedziały mu pomruki. Każdy już wiedział o tym, nawet szefowie Mary.
- Ojciec chciał zmusić mnie do powrotu. Podczas swego wywodu nie zauważył jednej
rzeczy. Właściwie, nawet ja nie domyślałem się aż takiej zawziętości u Luza. Otóż,
nosił on w sobie zamiar zemsty za zabicie go przez mego ojca. Więc wykorzystał
sprytnie sytuacje i zastrzelił go. Innymi słowy, boss mafii nie żyje...
- Ale dlaczego? – ktoś nie zrozumiał. – Przecież mimo wszystko wykosztował się, by go
ożywić...
- Zrobił to tylko z egoizmu!
Obejrzeli się. Luz siedział już spokojnie. Koło niego stało dwóch lekarzy, pakując się. Po
chwili wyszli a Luz pokuśtykał do Ceda i wtulił się w jego plecy. Mara i reszta powstrzymała
uśmiechy, zwłaszcza, że Ced zamruczał.
- Zemsta? – Alex podrapała się ołówkiem w nos. – Wiesz, że cię zabiją?
- Wiem. Ale on zabrał mi życie i wszystko, co kochałem. Dostał to, na co zasłużył. Poza
tym, nie chcę walczyć przeciw Silverowi. On do mafii nie wróci, więc ja muszę przejść
na jego stronę.
- Co?! Chcesz pracować z nami na komendzie?! – Mara aż wstał.
- Jemu pozwoliłeś! – Luz się naburmuszył. – Dlaczego ja nie mogę mieć tej samej
szansy? On zabił więcej osób niż ja. Ja tylko jedną… na razie.
- Ależ nie o to mu chodziło. – Nicole posadziła męża na krześle. – On się po prostu
martwi o ciebie. Jesteś na celowniku mafii.
- Wiem. – Luz się uspokoił. – Ale nie chce się chować. Poza tym, jeden z naukowców
wszczepił mi jeszcze jeden układ, o którym nikt nie wiedział. Nie zginę, póki sam tego
świadomie nie wyłączę. Przyda się wam ktoś taki. Chce tylko pracować z Cedem, to
źle?
Ced objął go ramieniem.
- Będziesz pracował. Może nie od razu, bo najpierw musisz prawnie być uznany za
żywego. Ale nie będzie tak źle.
- Wiem. Ale zostań ze mną. Możesz być moim ochroniarzem do tego czasu. – Luz
poczochrał mu długie włosy.
- Ey! Nie ja o tym decyduje, napaleńcu.
Wkrótce każdy zaczął się z nich śmiać i większość policjantów podeszła do nich. Gawędzili
sobie swobodnie, podczas gdy Mara rozmawiał z prokuraturą. Ced starał się wyłowić z ich
gestów, czy udało mu się przekonać sztywniaków do pomysłu Luza. W końcu podeszli do
nich i każdy zamilkł.
- Luz, wiem, że chciałbyś być cały czas z Cedem, ale spójrzmy prawdzie w oczy.
Zabiłeś właśnie kogoś… a do tego nie masz dokumentów. Musimy cię chwilowo
zatrzymać w tej celi, w której urzędował Ced. Tylko do czasu ustalenia, co z tobą
zrobić.
- Nie obawiaj się, raczej będzie to na twoją korzyść, ale wyrabianie dokumentów,
przesłuchania w sprawie śmierci ojca Ceda i tak dalej. To tylko formalność. –
Prokurator uścisnął go przepraszająco.
- Dobrze. Pa Ceduś. Jak wyjdę, to nie wstaniesz z łóżka kilka dni. – posłał mu buziaka i
wyszedł z prokuratorem.
Ced parsknął, ale nikt tego nie usłyszał. W końcu wszyscy śmiali się jak wariaty. Tymczasem
Luz wsiadł w samochód prokuratora i zajechał z nim do ośrodka Ceda. Rozejrzał się.
- Ale obstawa. Dwudziestu ludzi mafii naokoło. – zauważył.
Prokurator zaraz wezwał posiłki, by go bezpiecznie wprowadzić. Luz tuż przed wejściem do
budynku pomachał im, co jedynie zezłościło mafiosów. Potem jednak zniknął wewnątrz.
Prokurator zaprowadził go do celi Ceda. Oczywiście więźniowie już wiedzieli, kto tu
przybywa. Zaraz jakiś bardziej odważny złapał go za włosy. Luz jednym ruchem złapał
śmiałka za gardło i wyszarpnął mu głowę przez drzwi. Potem przyłożył w nią z kolana.
- Pierwsze i ostatnie ostrzeżenie. Nie myśleć, że pozwolę komukolwiek się dotykać. –
Luz wepchnął go do środka.
Po tym pokazie już nikt nie wyciągał ręki. Teraz wiedzieli, że Luz nie należy do „łatwych”. Za
to Hikaru roześmiał się, jak wszedł do celi Silvera.
- Ten naprawdę ma fioła na moim punkcie. – zauważył.
Każdy kawałek ściany pokrywały obrazki rysowane dłonią Ceda. Większość dotyczyła
Hikariego, ale było też sporo martwej natury i przyrody. Mężczyzna położył się na
jednoosobowym łóżku i złapał za jakąś książkę. Przyda mu się poczytać, czekając na
zakończenie formalności.

18. Nowa znajomość.

Cedric z ulgą wtoczył się do komisariatu. Koło niego Alex niemal nie szła na czworakach.
Każdy śmiał się na ten widok.
- I jak, macie go? – Mara podparł dziewczynę.
- Jest już w prokuraturze. Naganiałem się za dupkiem. Przypadkowo zobaczył to
Golden i trafił go w nogę. Dlatego złapałem…
- A jak mafia reaguje na to wszystko? – Mara spojrzał na niego.
- Różnie. Ale większość ze zrozumieniem. Grey i Golden ostatnio rozmawiali ze mną.
Moja matka teraz rządzi. Przesyła całuski dla mnie i Luza. A propos mego skarbu,
gdzie on jest? I ile potrwają te formalności?
- A właśnie, w biurze czeka na ciebie „raport” w tej sprawie.
Ced przyspieszył, nie zauważając porozumiewawczych spojrzeń. Otworzył drzwi do siebie.
- Szefie, dzień dobry. – Luz przewrócił stronę gazety.
Na sobie miał podkoszulek policji i spodnie, tak podobne do jego. Spojrzał na niego z
uśmiechem. Ced odwzajemnił spojrzenie i uśmiech.
- Panie Hikaru, od dzisiaj podlega pan pod moje polecenia?
- Tak… z tym, że nie jestem panem Hikaru. – Luz zaczął się śmiać.
- A kim? – Ced usiadł przy nim i zajął się papierami, nalewając sobie kawy.
- Nazywam się Luz… Silver - Hikaru.
Ced zakrztusił się dopiero co upitym łykiem kawy. Luz zaraz poklepał go przyjacielsko po
plecach. Mężczyzna spojrzał na niego z urazą.
- Ale śmieszne!
- Prawdę ci powiedział.
W drzwiach stał Mara. Rzucił mu gazetę i wyszedł. Ced złapał za nią a tam na pierwszej
stronie widniało zdjęcie jego i Luza. A tytuł też nim wstrząsnął. „ Cedric Silver oraz Luz Hikaru
małżeństwem – połączenie kochanków po latach”. Szybko otworzył gazetę i zaczął czytać.
Najpierw była przypomniana ich tragedia, wraz ze zdjęciami. Poczuł, że zerkający mu przez
ramię Luz zadrżał na widok swego martwego ciała. Potem jednak Silver zamarł. Według
gazety, oni mieli się wczoraj pobrać. W tej samej chwili Luz założył mu obrączkę.
- Nie mieli jak cię wezwać. Po prostu nie chciano mi dać dokumentów na stare
nazwisko a ktoś powiedział, że my i tak się pobierzemy, prędzej czy później.
Gniewasz się? Najwyżej jakoś się to odkręci…
- Nie, spokojnie. Nie przeszkadza mi to. Zaskoczyło mnie, ale to wszystko.
Ced objął go w pasie, a potem pociągnął na swoje kolana. Luz zaśmiał się i pokręcił w
poszukiwaniu wygodniejszej pozycji. Ced zaraz pochylił się i wsunął dłonie pod jego
koszulkę. Luz zamruczał. Wygiął mu się w łuczek i oparł dłońmi o biurko. Ced polizał go po
brzuchu. I w takiej chwili weszła im Alex.
- Nie przeszkadzajcie sobie, ja tylko biorę kasę i idę na obiad, kochasie.
- Ja też chcę. Głody jestem. – Luz zeskoczył z kolan Ceda. – Mężu, postaw mi obiad! –
złapał go za rękę i wyrwał z fotela.
- Obiad, czy coś innego. – spojrzenie Alex na jego krocze nie pozostawiło złudzeń, o
czym mówiła.
- To… swoją drogą. Na razie idziemy jeść. – Luz niemal nie spalił się ze wstydu.
Ced wyjął portfel i sprawdził zawartość. Na szczęście miał sporo przy sobie. Postanowił więc
zabrać ich do lepszej knajpki. Wyszli i ruszyli w dół ulicy. Alex niemal nie czołgała się ze
śmiechu. Ced szedł z nosem w raporcie a Luz zamiast iść po chodniku, to szedł po barierce,
przy czym podskakiwał na niej jak małe dziecko. Ludzie oglądali się za nimi i wskazywali
rękami. Ale zauważyła tylko jeden przypadek, gdy dwóch chłopaków od razu nie rozpoznało
Luza. Za to potem rozdarli się tak, że ten niemal nie spadł z tej barierki wprost pod
śmieciarkę. Silver śmiał się przez to jak szalony, aż Luz skoczył na niego i poczochrał mu
włosy. W końcu dotarli do kawiarenki. Ced posadził ich w ogrodzie a sam poszedł zamówić
coś do jedzenia.
- Gratulacje z powodu zdobycia… żony?
Ced obejrzał się. Golden zdjął okulary i spojrzał na niego. Niedaleko siedziała Grey i
najwyraźniej czekała na towarzysza. Obaj złożyli zamówienie i ta dwójka przeniosła się do
Luza i Alex.
- Hey. Dosiądzie się do nas Grey i Brukselka. – Ced usiadł przy Luzie.
- Hmm? – mężczyzna przerzucił swój warkocz na jego szyję i spojrzał na gości. –
Siema. Randka?
- Nie, obiad. Nie idzie wytrzymać w kwaterze. Matka Ceda to gorsza despotka niż jego
ojciec i on razem wzięci i przemnożeni przez milion. – Grey ponuro dziabnęła swoje
ziemniaki.
- Znów to robi? – Ced skrzywił się. – Przejdź do nas!
- Ced, my nie możemy zdradzić mafii tak jak ty! – Golden poczekał aż dwóch kelnerów
podało im zamówione potrawy. – To niebezpieczne.
- Ale to nie byłaby zdrada, tylko wykonanie rozkazu. Przecież Ced jest prawidłowym
władcą mafii. – Luz zachichotał. – Zawsze możecie do niego zwiać. Będzie mafia
policyjna.
- Żona, cicho tam. – Ced zaczął się śmiać. – Mafia policyjna, to przecież…
Ced zamarł. Pomyślał, że zwalczanie mafii policyjną brygadą dawnych mafiosów, byłoby
czymś idealnym. Łatwe wyrównanie rachunków i do tego pod opieką policji. Luz wymienił
spojrzenia z Goldenem i Grey. Oni znali ten stan. Chyba mu się spodobało takie coś. Silver
już do końca obiadu nie odezwał się ani słowem. Nawet mimo zaczepek Luza. Po obiedzie
Grey i Golden westchnęli i poszli sobie. Alex odebrała telefon i także wkrótce ich zostawiła. W
pewnej chwili Luz zadrżał, gdy Ced niechcący musnął mu dłonią kolano.
- No wiesz?! – Luz zachichotał. – Chcesz noc poślubną?
- O niczym innym nie marzę. – Ced wstał i zapłacił za nich.
Potem ruszyli spacerkiem w stronę parku. Luz znów podskakiwał na każdej ścieżce będącej
wyżej niż chodnik. Ced obserwował go. Mimo iż wyglądał na dwadzieścia parę lat, jego
umysł wciąż pozostał taki, jakim był w chwili śmierci. Było to nawet zabawne. Z kolei Luz
czuł się nieswojo. Ci wszyscy ludzie, otwarcie gapiący się na nich. Tak się zamyślił, iż nie
zauważył końca ścieżki. Przed rozbiciem nosa ocaliło go mocne ramię.
- Radziłbym ci uważać na swą żonę. – rozległ się miękki głos.
Ced obejrzał się i zobaczył nieznanego mu faceta, jak obejmował jego Luza. Zaraz podszedł
do nich i wyrwał mu go. Luz zachichotał.
- Zakochany zbir, zakochany zbir. – zanucił mu w ucho.
- Luz, co ty robiłeś w jego ramionach?! – Ced teraz przypominał dawnego Silvera.
- Twoja żona zagapiła się i spadłaby. Powinieneś mi podziękować, że go ocaliłem przed
krwotokiem z nosa, a nie naskakiwać na mnie. – mężczyzna zdjął okulary i
uśmiechnął się. – Dacie się zaprosić na kawę? Zaraz zacznie padać…
Ced spojrzał w niebo. Faktycznie, w każdej chwili mogło rozpętać się piekło. Za to oni byli na
przedmieściu i nie było tu żadnych lokali. Tymczasem mężczyzna wrzucił worek ze śmieciami
do kontenera i zaprosił ich do siebie. Luz zaraz pobiegł do środka schować się przed
deszczem i Silver, rad nierad poszedł za nim. Mężczyzna uśmiechnął się lekko, po czym
wszedł za nimi i niepostrzeżenie zamknął drzwi na klucz. Potem poszedł do kuchni wstawić
wodę.
- Co wam zrobić do picia? – krzyknął do salonu.
- Colę pan ma? – Luz wskoczył na kanapę.
- Mam pepsi. To prawie to samo. Dwa razy… czy Ced chce coś innego?
- Silver, jak już. Kawę poproszę. – Ced oparł się o ścianę i obserwował Luza, jak ten
zaplata warkocz.
Mężczyzna zawarczał i znów rozplótł włosy. A potem, gdy nie wyszło mu po raz kolejny, po
prostu je rozpuścił. Ced przełknął ślinę. Teraz wyglądał jak w nocy, gdy mieli swój pierwszy
raz. Mimowolnie podszedł do niego i w tej samej chwili wrócił gospodarz. Ced zamaskował
to, siadając koło Luza. Wziął kawę i obserwował nieznajomego. Luz zaś szperał w pamięci.
Gdzie on widział tego faceta. W chwili, gdy Ced chciał upić łyk, mężczyzna położył na jego
ramieniu dłoń, powstrzymując go.
- Nie pij tego. – powiedział spokojnie, obserwując gospodarza.
- Nic nie dodałem. Powiedzmy, że chce was żywych. – gospodarz zachichotał. –
Poznałeś mnie, mimo tylko jednego przelotnego spotkania.
- Sebastin Troth. Młody dziedzic konkurencyjnej mafii.
Ced zakrztusił się powietrzem.
- Spokojnie. Nie zaprosiłem was w ramach spraw mafii czy porachunków.
- To po co? – Silver przesunął się przed Luza, osłaniając go.
- Jak wiecie, lubię pisać. Wydałem nawet kilka książek. Teraz wy mnie interesujecie,
pod względem literackim.
- Ale nas to nie interesuje. – Luz był stanowczy.
- Ależ nie zamierzam wam nic rozkazywać czy podglądać. Chciałbym tylko bliżej was
poznać. To chyba nie problem?
- Zastanowimy się. – Ced odstawił kawę na stolik i zobaczył, że już nie pada. –
Pójdziemy stąd.
Sebastin nie protestował. Widać było, że rozumie ich decyzję. Luz troszkę się wlekł z
zapięciem butów, podczas gdy Silver stał już na chodniku i cmokał z niecierpliwością.
Wówczas zza zakrętu wyjechał mercedes i zahamował przed nim. Z wewnątrz auta wysunęło
się uzi i posłało serię w drzwi. Troth zasłonił sobą Luza i schował z nim za ścianą. W tym
czasie dwóch mężczyzn na siłę wciągnęło Ceda do auta i samochód zaraz odjechał. Sebastin
wychylił się i sprawdził okolicę. Luz drżał w jego ramionach.
- To nie była moja ekipa. Musiała to być grupka matki Ceda. – napisał coś na kartce. –
Masz, to jej adres. Ja zwołam swoją ekipę i też pomożemy.
- Dlaczego? – Luz uniósł brew.
- Powiedziałem, że interesujecie mnie jako postacie do książki. A teraz leć ratować
ukochanego.
Luz odwrócił się i przebiegł szybko trawnik. Troth wyjął telefon i wezwał straż.

19. Wyrodna matka

Ced drgnął. Pamiętał, że został wciągnięty do mercedesa i uspany jakimś środkiem. Teraz
nie wiedział, gdzie jest, kim są porywacze i przede wszystkim, co z Luzem. Uchylił powieki i
aż się poderwał do siadu. Znał to miejsce. To było tajne miejsce egzekucji zdrajców ich
organizacji. Sam znajdował się w specjalnej komorze z mocnego szkła. Poza nim nikogo nie
było w pomieszczeniu. Ced wstał. Czyżby zamierzali go zabić?
- Dobry wieczór, synku. – z głośnika przy suficie komory rozległ się głos jego matki. –
Wybacz niewygody, ale wolę przekonywać cię do powrotu skuteczniej, niż twój ojciec.
- Gdzie jest Luz?! – Ced poprawił sobie obrączkę.
- A… tak. Nie mogę uwierzyć w to, co zrobiłeś. Powinieneś mieć za żonę kobietę, nie
nadmuchanego lalusia.
- Milcz! To mój partner i nie pozwalam go obrażać!
- Och. Dorośnij, chłopcze. Albo chociaż domyśl się, co cię czeka w momencie
odmówienia mi. A ty się martwisz o tę małą szmatę?
Ced zauważył ruch za sobą. Obejrzał się i cofnął ze zgrozy. Poznał substancje w tej rurze. To
był kwas siarkowy. Tymczasem ramię robota podłączyło tę rurę do zbiornika kwasu… a
następnie do dozownika nad nim.
- Rozumiesz już, co cię czeka, jeśli dalej będziesz się upierał przy pracy w policji... –
jego matka zaczęła, ale jej przerwał.
- Nie wrócę do mafii. Prędzej zginę! – Ced drżał, ale nie zamierzał zmieniać
postanowienia.
- Jak sobie życzysz. Chociaż radzę ci się zastanowić, zanim cię nie zabije.
Ced usłyszał sygnał otwierania pomniejszych śluz w suficie i po chwili w jednym miejscu
zaczął spływać wąski strumyk kwasu. Od razu umknął w najdalszy kąt.

***

Grey zacisnęła pieści. Nie była w tym jedyna. Po południu, przed przyjściem szefowej,
opowiedziała reszcie o spotkaniu z nimi i pomyśle Luza. A teraz wraz z resztą patrzyła w
przerażeniu, jak ich dawny przyjaciel walczy o życie. Była wściekła. Kobiety nie było z nimi,
więc nie mogli nic zrobić. Tylko patrzeć. Ced właśnie wspiął się na podstawkę nad podłogą.
Obok niej Golden zawarczał.
- Jak ona może, własne dziecko?!
- Nie wiem. – Ktoś z boku nie pozostał obojętny. – Co robimy?!
Zanim zdążyli odpowiedzieć, w pomieszczeniu, gdzie była komora z Cedem, rozległ się huk.
Po chwili z obłoku kurzy wynurzyła się smukła sylwetka.

***
Ced spojrzał w przerażeniu na gruzowisko. Po chwili z obłoku coś wyleciało i uderzyło w rurę
z dozownikiem. Cały sprzęt górny rozerwał się i rura odpadła. Spora część kwasu
natychmiast wpłynęła do środka, ale Ced miał już nisko kawałki sufitu i, zaciskając zęby,
złapał się ich.
- Ced?!
Obejrzał się. Po drugiej stronie stał Luz. Cofnął się i zaczął patrzeć w komputerze. Znalazł
system sterowniczy i włączył próżnię pod komorą, co zaowocowało oczyszczeniem podłogi z
kwasu. Ced z ulgą puścił się i oparł o ściankę, zostawiając smugi krwi z rozciętych rąk. Luz
jeszcze poszperał w komorze i udało mu się opuścić ścianki na wysokość nieco ponad głowę
Ceda. Ten wspiął się i wydostał z komory. Równocześnie wpadli ludzie konkurencyjnej mafii,
złapali obojga – mężczyźni zaprotestowali krzykiem – po czym znikli. Grey spojrzała z
uśmiechem na Goldena. Pozostali również się uśmiechali. Chyba jednak każdy uznał, że
warto przemyśleć propozycję Luza.

***

Silver syknął, gdy Sebastin wylał troszkę więcej środka odkażającego na jego ręce.
Mężczyzna wymamrotał przeprosiny, po czym powrócił do opatrywania mu ran. Luz siedział
naprzeciwko. Jego drobne ranki zostały już dawno opatrzone. Ced posłał mu tęskne
spojrzenie. Omal nie zginął i bardzo pragnął mu pokazać, że żyje. Luz z kolei wyczuł jego
zamiary i zaczął się kręcić. Troth zaśmiał się. Jego ludzie także rozumieli to spojrzenie.
Pomału więc wyszli, obstawiając teren. Mężczyzna zaś, jak tylko skończył opatrywać Silvera,
zaraz zaprowadził ich do pokoju gościnnego. Tam Luz poczekał, aż zostaną sami, po czym
wtulił się w Silvera. Ten go objął.
- Bałem się, że cię stracę. – wyszeptał, pocierając policzek o tors Ceda.
- No… ja też. – spojrzał na niego łobuzersko, złapał go za pośladki, lekko podniósł i
zrobił krok w stronę łóżka.
- Ey! Tobie tylko jedno w główce. – Luz warknął, ale sam wykonał następny krok.
- I kto to mówi. – tym razem już upadli na łóżko.
Silver spojrzał na niego. Luz leżał pod nim tak ładnie wygięty. Jego biodra – co dopiero teraz
zauważył – ocierały się o niego. Mężczyzna zachichotał. Zdjął przez głowę koszulę i pochylił
się po pocałunek. Luz zaraz przewrócił go na plecy i odwzajemnił go, dłońmi błądząc po
nagim torsie kochanka. W końcu oderwał się od niego, polizał mu żuchwę i zsunął się ustami
na szyję.
- Luz… skąd ty masz takie doświadczenie. Co? – Ced z trudem mógł wydusić
poprawnie jedno zdanie.
Ramiona, które go obejmowały, usta, które go pieściły… nie wiedział jak się zachować. Jego
malutkie, zadziorne uke właśnie okazało się lepsze niż on.
- Miałem sześć miesięcy na marzenia i literaturę tematyczną.
Luz zaśmiał się, dmuchając mu na męskość i zaraz wziął ją w usta. Osiągnął tym szarpnięcie
Silvera do góry i stłumiony okrzyk rozkoszy. Wtedy mu tego nie zrobił. Podczas ich
pierwszego razu wystarczyły im tylko pocałunki i głaskanie. Teraz chciał pokazać, jak bardzo
go kocha. I do tego, że wciąż jest tym samym, żywych Luzem. Nie maszyną, nie Zombie.
- Luz… ja… do… cho… dzę…
Mężczyzna przyspieszył i łapczywie spił nasienie. Ugryzł przy tym go w nasadę członka, aż
Ced zabawnie pisnął. Pomyślał, że troszkę przesadził i polizał delikatnie to miejsce.
- Draniu… katujesz mnie! – Ced złapał go za włosy i podciągnął po pocałunek.
Tym razem on go przewrócił. Nie zamierzał być na dole. Może kiedyś, ale nie teraz. To
miejsce Luza i tak ma zostać. Zaczął się o niego ocierać. I tak wiele nie potrzebował. Sam
zapach erekcji kochanka znów go pobudzał. Rozpiął mu spodnie, zsunął do kolan wraz z
bielizną i przechylił go na bok. Luz nie pozostał mu dłużny, delikatnie ściągając spodnie z
niego. Ale Ced się wahał. Nie chciał go krzywdzić.
- Wiem jak lubisz… możesz to mieć… na co czekasz…
- Ale… skrzywdzę cię. – Ced spojrzał w te szare oczy.
- Bo pójdę do Sebastina! – zagroził srebrnowłosy.
Na Ceda podziałało to jak płachta na byka. Od razu wszedł w niego i rozpoczął gwałtowne
ruchy. Luz jęczał z rozkoszy, co jeszcze bardziej go podjudzało do poruszania się. Jednak
mimo to ani jeden ani drugi nie odwrócili wzroku. Po prostu patrzyli sobie w oczy. Kiedy Ced
doszedł – po raz drugi – Luz zachichotał.
- Co cię tak bawi? – Silver opuścił jego wnętrze i położył się obok.
- Twoje oczy są pełne miłości, jak dochodzisz. Zastanawiałem się, czy poprzednie
ofiary też to widziały.
- Nie wiem. Raczej nie. – Ced podłożył ręce pod głowę a Luz okrył ich obu i ułożył
głowę na jego torsie, patrząc na niego.
- Dlaczego to robiłeś? Znaczy to ofiarom. Przecież ich nie kochałeś.
Silver przez chwilę obserwował sufit i Luz uznał, że nie doczeka się odpowiedzi. Jednak ten
westchnął i zebrał się w sobie.
- Wiele czynników. – powiedział powoli. – Na pewno wrodzona, mafijna perfidia
znęcania się nad ofiarami. Poza tym, hormony i dojrzewanie. Ale głównie
podejrzewam, iż prosta zazdrość. Po prostu nie potrafiłem pogodzić się z tym, że
rodziny ich kochały. Mnie nie. Ojciec liczył na mnie jako na przyszłego bossa. Matka…
nie miałem z nią kontaktów. Widywałem ją raz na kilka lat. Kazama mówił, że jest
chora i nie chce by wzruszała się na mój widok.
- Przykro mi. I dlatego krzywdziłeś ofiary? Bo miały to, co ty nie? – Luz zaczął bawić
się kosmykiem włosów Ceda. – Nikogo nie kochałeś…
- Kochałem. Najpierw samego siebie. Uznałem, że jestem wyjątkowy, jak
najszlachetniejsze i najczystsze srebro. To wpędziło mnie w obsesję na ten kolor. A
potem miałem zabić pewną rodzinę i dzięki tej manii zakochałem się w z miejsca w
pewnym cwanym czterolatku. Chciałem mu dać wszystko, co tylko możliwe. Ale mi
uciekł. – Silver zachichotał i spojrzał na niego. – Wiesz, o kim mówiłem?
- O mnie. Ja za to myślałem, że ty jesteś gościem i chciałem nalać ci szklankę soku. I
wtedy zobaczyłem mamę i siostrę. Leżały martwe w kałuży krwi. A byłem wyuczony,
co robić w takim momencie. Poskakałem po szklankę i w końcu poprosiłem cię o nią.
- Wiem. Fajnie to wyglądało. Nawet, jakbym nie zakochał się w tobie, to bym ci podał.
Jako ostatnie życzenie.
- Ta, tylko jak podawałeś, to ja hyc przez okno. Wtedy strzeliłeś, co obudziło sąsiadów.
Bo trafiłeś zamiast mnie to kamień i rykoszet poleciał w ich Porsche.
- No. Musiałem uciec. Potem bardzo pilnie śledziłem twoje losy. Widziałem, jak ciężko
ci w domu dziecka. To wam wpłacałem na kolonie, wycieczki. Zawsze cieszyła mnie
twoja radość. Mam kilka twoich zdjęć z plaży. I dwóch pedofili na sumieniu, bo
ostrzyli pazurki na ciebie.
- Zakochany zbir. – Luz dmuchnął mu w czoło. – A jak się spotkaliśmy ponownie, to
mnie wziąłeś za dziewczynę.
- Niechcący. I kolor włosów cię ocalił. Bo wiedziałem, że ma być łapanka na
dziewczyny, ale żal mi było srebra do burdelu. A, że straciłem cię jakieś pięć lat
wcześniej z oczu, nie wiedziałem, że to ty.
- Ale się poznaliśmy.
- I to dobrze. Oczywiście zakuło, że mając tylu szpiegów nie umiałem wyszukać kogoś
mieszkającego dwie ulice dalej. A nasz znajomy blondynek też cię ochraniał. Może nie
przede mną, ale przed ojcem. Kazama wciąż warczał, że nie znalazłem cię i nie
dokończyłem zlecenia. A ty? – spojrzał na kochanka. – Co poczułeś, jak mnie
rozpoznałeś? Bałeś się? Miałeś do mnie żal za rodzinę?
- Troszkę. Obudziłem się w samochodzie obcego, do tego z magnum wystającym ze
schowka. Ale nie chciałem się płaszczyć, błagać o litość. Troszkę czytałem o mafii, jak
odwiedzałem z sierocińca Marę. Wiedziałem, że nie miałeś wyjścia. Albo moi rodzice,
albo ty. Takie są ceny za zlecenie. Tylko bałem się, że zabijesz mnie boleśnie. A
wyszło, że mnie przygarnąłeś. Długo się nie cieszyłem. Aż cztery dni.
Ced objął go. Obaj pomyśleli o tym samym. O chwili, gdy Silver wbiegł ratować go i
momencie strzału.
- Jak to jest?
- Ja co jest? – Luz zachichotał, chociaż czuł, o co mu chodzi.
- Umrzeć. Co czułeś? Bolało? – na wszelki wypadek objął go.
- Nic. Nie ma białego światełka na końcu czarnego tunelu. Raptem poczułem straszny
ból z tyłu głowy, senność i odrętwienie. I nic. Czułem się, jakbym zasnął.
- Mhm. Chodź spać. – Ced przytulił go i zamknął oczy. – To już za nami.
- Wiem. Jesteśmy znów razem i trzeba by bomby atomowej, by nas rozdzielić.
Silver uchylił oko i spojrzał na Luza. Ale ten miał już zamknięte oczy i przysypiał. Pokręcił
głową rozbawiony i również zasnął.

***

Sebastin skończył spisywać ostatnie zdania. Troszkę czerwienił się na myśl, że podsłuchiwał
ich w tak intymnej chwili, ale dzięki temu miał materiał na pierwsze rozdziały. Powrócił do
swego gabinetu. Napisał maila do Mary, by nie martwił się o nich. Odpowiedź nadeszła
momentalnie.

„Paskudne dwa Silvery! Zamorduje Was za ten pomysł! Rano macie klapsy od całego
komisariatu! Mara”

Sebastin zaczął się śmiać i wydrukował maila. Rano im pokaże. Teraz jednak zajął się
pisaniem pierwszego rozdziału.

20. Pomysł wcielony w życie.

Luz wstał pierwszy. Popatrzał czule na śpiącego Ceda i powędrował do kuchni po jakieś
jabłko. Po wejściu zauważył kipiące od dawna mleko. Wyłączył gaz i udał się na
poszukiwanie winowajcy. Znalazł go od razu. Sebastin usnął przez laptopem w salonie. Już
miał go obudzić, gdy zobaczył, o kim pisał. Pierwszy akapit był niesamowity.

„Powoli szedł ozdobionym korytarzem. Delikatne panele na ścianie ozdabiały tkaniny i


portrety. Młody, dwunastoletni chłopak mijał je z wyrazem obrzydzenia na kształtnej twarzy.
Podszedł do starych, mahoniowych drzwi i zastukał…”

Gdzieś huknęły drzwi. Sebastin podniósł głowę a Luz drgnął.


- Luz! Luz!!! – jego nieobecność musiała przerazić Silvera.
- Tutaj, kochanie. Śniadanie już czeka w kuchni. – mężczyzna zostawił Sebastina i
pobiegł do Cedrica.
Wpadł w jego ramiona i zachichotał. Mężczyzna pocałował go w czoło.
- Gdzie znów znikłeś, co? Obudziłem się a ciebie nie było.
- Czytałem kawałek powieści Sebastina. Bo on robił śniadanie i nie miałem nic do
zrobienia. – zamruczał oparty o niego. – Poza wyłączeniem mleka…
- Mam dla was złe wiadomości. – Sebastin ziewnął, ukazując się w drzwiach. – Mara
przysłał wam maila.
- A skąd wiedział, gdzie jesteśmy? – Wkroczyli do jadalni i Ced usiadł przy Luzie.
- Pomyślałem, że napiszę mu iż nocujecie u mnie. By się nie martwił.
Sebastin podał im wydruk i sam zajął się tostem. Ced zmarszczył czoło.
- Kiedy to napisał? – spojrzał na niego dziwnie.
- Wczoraj. Zaniosłem wam… i potem zapomniałem, bo usłyszałem jak rozmawiacie o
przeszłości.
- Podsłuchiwacz. – Luz duszkiem wypił mleko.
- Niemowlak! – Sebastin prychnął na widok strużki mleka na brodzie.
Cedric uśmiechnął się, trącając pod stołem kolano Luza. W tej samej chwili otworzyły się
drzwi i do kuchni wkroczyła kobieta. Pochyliła się nad szafką, szukając mleka w szafce.
Potem nalała sobie go do szklanki i oparła się o lodówkę.
- Cześć. – przywitała się z nimi, pokazując białe zęby.
- Witaj, Aguś. – Sebastin posłał jej buziaka.
Ced uśmiechnął się. Znał ją doskonale. Była to doskonała dekoratorka wnętrz. Często
również bywała na komisariacie. Więc była w związku z Sebastinem... A tak to ukrywała. Aga
wypiła mleko i umyła szklankę. Wyszła do sypialni, skąd dobiegły wkrótce odgłosy
przebierania się. Sebastin czule spojrzał na zamknięte drzwi. Potem, jakby otrząsnął się z
zamroczenia, znów spojrzał w talerz. Złapał za drugą kanapkę i ugryzł ją.
- O której jedziecie? – spojrzał na nich.
- Nie wiem. – Luz wzruszył ramionami. – Jak czeka mnie lanie, to jak najpóźniej.
Roześmiali się. Po śniadaniu Cedric zamknął się w łazience i wbił się pod ogromny,
czteroosobowy prysznic. Wcześniej, jak wstał, to zobaczył datę. Dzisiaj była rocznica śmierci
Luza. Dokładnie jedenaście lat temu o godzinie dziesiątej siedemnaście, zastrzelił go
Kazama. I dlatego, gdy nie zobaczył go, spanikował. Ale tym razem Luz był z nim.
- Może odkręcisz tę wodę? – zasugerował miękki głos za nim.
Drgnął i obejrzał się. Luz opierał się o drzwiczki prysznicu i spoglądał na jego tyłek. Sam miał
na biodrach tylko ręcznik.
- Przyłączysz się? – Ced wyciągnął dłoń.
- A mogę? – podbiegł i wtulił się w ramiona.
- Co za pytanie. – żachnął się Ced.
Odkręcił wodę i złapał za żel do mycia. Wciąż troszkę obawiał się o Luza. A jeśli te maszynki
w nim zardzewieją? Teraz nie działały, ale mogły ulec zniszczeniu i skrzywdzić go. Odtrącił te
myśli. Jest przy nim i potem dopiero będzie się martwić. Począł namydlać plecy Luza, który
zamruczał i wygiął się w łuczek. Sam również zaczął myć plecy Cedowi. Chichotał przy tym,
że ten aż nie wytrzymał i wsunął mu palce w dziurkę.
- Oj. Ktoś ma ochotę? – Luz zaśmiał się już otwarcie.
- Nawet nie wiesz jaką.
Ced zmiażdżył mu usta wargami. Uwielbiał to. Smak Luza bardzo przypominał mu słodką
mandarynkę. Zaczął ssać mu wargę, nie zwracając uwagi na nic innego. Dopiero stękniecie
mężczyzny otrzeźwiło go. Puścił mu usta i obejrzał uważnie. Poza lekkim sińcem nic im nie
było. Pochylił go więc i od razu wszedł w niego. Luz jakoś zabawnie pisnął, próbując się
obrócić. Ale nie pozwolił mu na to. Pchał go bardzo brutalnie… ale mężczyźnie to chyba nie
przeszkadzało. Sam bowiem wypinał się jeszcze bardziej, pojękując rozkosznie. W końcu
jednak Luz nie wytrzymał i zaczął mu się wiercić. Dlatego Ced przyspieszył i kilka minut
później doszedł. Opuścił jego ciało i Luz zaraz osunął się na kolana.
- Słońce, co ci? – Ced podniósł go i opłukał pod wodą.
- Zmęczony…
- Ale dopiero wstał dzień.
Cedric zaśmiał się, po czym zakręcił wodę. Razem wytarli się i w samych ręcznikach wrócili
do pokoju. Luz szybko ubrał się. Cedric zrobił to znacznie wolniej. Potem zeszli do salonu,
gdzie Sebastin dał im klucz od domu.
- Wpadajcie, kiedy chcecie. – po czym wyszedł z domu.
Gdy wyszli i zamknęli drzwi na klucz, Luz zaśmiał się i zaraz wskoczył na murek. Wracali do
miasta nie do końca chętnie. Ced myślał, za co Mara ich zabije. Pewnie za nieobecność. Nie
zgłosili się wieczorem. Chociaż mógłby zrozumieć, że chcieli pobyć sami. A on miał dziecko.
Wprawdzie nie darło się tak jak wcześniej, ale jak nic nie dałoby im spać. Oni są dosyć
głośni, zwłaszcza Luz gdy dochodzi. Powinien więc się cieszyć. I dlaczego niby cały
komisariat miałby ich zabić? Mieli wolne... I po co im mówił?! Drgnął, gdy Luz złapał go za
rękę.
- Jesteśmy na miejscu. – powiedział cicho.
Razem wkroczyli do budynku.
- O! W końcu się pokazali. – Golden zaśmiał się na ich widok, składając gazetę.
- Co ty tu robisz?! – Luz wytrzeszczył oczy.
- Pracuje. A wy macie lanie w sali zebrań.
Poszli za nim, wymieniając zdumione spojrzenia. Okazało się, że w pomieszczeniu jest
również Grey i kilkanaście osób z mafii. Luz zaczął się śmiać a Ced opadł na krzesło.
- Co wy tu robicie?! – wyszeptał.
- Pomysł Luza chwycił. – Grey uśmiechnęła się. – Wita cię twój oddział mafijny.
- O Boże. – Ced zakrył dłonią oczy. – Ty jak coś wymyślisz?! – spojrzał na Luza.
Luz nagle posmutniał. Ramiona mu obwisły. Ced zaraz zreflektował się i pocałował go w
nosek.
- Chodziło mi, że jak coś wymyślisz, to się to sprawdza z dnia na dzień i nie ma jak się
do tego przygotować. – poprawił się od razu.
Luz uśmiechnął się i odzyskał werwę. Mara wstał.
- A gdzie panowie byli całą noc?! – warknął.
- Bzykali się. – Alex założyła ręce za głowę.
Luz aż pisnął a Ced spadł z krzesła.
- Niby skąd możesz wiedzieć! – Ced po chwili znów usiadł na krześle.
- Luz ma pogryzione wargi a ty spermę na palcach. – Alex błysnęła
spostrzegawczością.
Zebrani roześmiali się, gdy Luz zaczął pocierać usta a Ced pospiesznie umył dłonie przy
zlewie. Potem Mara, jakoś udobruchany słowami Alex, rozdał im plany na dzień. Luz śmiał
się z nich. On i Ced mieli mieć miesięczny urlop.
- Luz, masz ochotę potrenować na sali? – Karmen przeciągnęła się i wszyscy wolni
policjanci jęknęli na widok jej ud.
- Pewnie. Za godzinkę, bo muszę zjeść coś słodkiego.
- To czekam w sali. Dzisiaj skopie ci zadek. – Grey parsknęła.
- Zobaczymy.
Luz wybiegł po jakąś czekoladę. Ced zaś zaczął organizować strukturę zespołu.

Rozdział 21 – Porwanie Luza.

Cedric ugryzł kawałek czekolady, gdy koło niego wbił się miecz Grey. Uniósł tylko brew,
spoglądając na matę, gdzie Luz odrzucił właśnie swój miecz. Oboje od godziny tłukli się
zawzięcie. Oczywiście zespół kibicował Grey. Najwidoczniej Luz i ona podczas jego
przymusowego szkolenia walczyli na białą broń. Po chwili uniósł obie brwi, gdy Luz skoczył
na nią z pazurkami. Grey zastosowała unik i zaraz zripostowała się kopniakiem. Teraz z kolei
Luz uciekł jej i podciął kobiecie nogi. Dodatkowo złapał ją za włosy i przerzucił tym chwytem
przez plecy. Karmen rozłożyła się na macie.
- Aua! Kretynie, co mną rzucasz za włosy?! To nie czasy jaskiniowców.
- Bywa. – Luz zaśmiał się.
Cedric zachichotał, gryząc kolejny kawałek czekolady.
- Ej! To moja czekolada! – Luz wrzasnął na niego. – Ty masz gorzką!
- Nie lubię gorzkiej. Sam sobie ją jedz! – Ced oparł się o barierki.
- Dupsko ci przytyje i rozerwiesz mi w nocy zgrabny tyłeczek! Foch z przytupem. –
Jakby na potwierdzenie swoich słów, Luz zabawnie tupnął nóżką.
Mara zaśmiał się z nich. Obaj troszkę się zmienili. Cedric odwiedził fryzjera i jakoś
doprowadził do porządku włosy. W każdym razie nie sterczały już w każdą stronę. Jednak
Luz miał o wiele więcej zmian. Jego włosy dalej były srebrne. Ale skrócił je sobie do dawnej
długości. I ściął grzywkę. Miał ją krótszą i bardziej roztrzepaną. I, ku zdziwieniu całego
komisariatu, malował się. Wprawdzie mało widocznie, ale jednak. Alex pierwsza to
zauważyła. Nad rzęsami miał cieniutkie pasemko srebrnej kredki. I nosił kolczyki. Dwa w
lewym uchu i jeden w prawym. Wszystkie w kształcie srebrnych gwiazdek. Obecnie stał nad
Karmen w spodniach dresowych i koszulce do talii. Uroku dodawały mu pieszczochy na
nadgarstkach i obróżka na szyi. Jak prawdziwy metalowiec.
- Gotowa na drugą turę? – zaśmiał się do niej.
- Gotowa! Powybijam ci te białe kły.
Karmen rzuciła się na niego, ale on zgrabnie ją przeskoczył, tak jak przeskakuje się kozła na
lekcji w-f. Kobieta zamarła na podłodze. No, czegoś takiego nikt jej jeszcze nie zrobił. Golden
śmiał się z jej miny. Grey w końcu pozbierała się do kupy i kopnęła Luza w tyłek. Ten pisnął
zabawnie, odwrócił się i kopnął ją między nogi. Po sali rozeszło się zbiorowe „Uuu” oraz
„auć”. Ced aż zakrztusił się czekoladą. Tymczasem Karmen wrzasnęła na Luza i zaczęła go
ganiać po sali. Gdy dopadła go, zaczęła łaskotać. Luz wił się na macie, błagając Ceda o
pomoc.
- Ja się w to nie mieszam. – Ced pochłonął resztę czekolady i uniósł ręce do góry.
- Draniu jeden! Jak ty bronisz swoją miłość?!
- Ja z nią nie zadzieram. – Ced zabrał się za gorzką czekoladę.
- Znaczy… jakby mnie chciała zabić, nie obroniłbyś mnie? – Luz przestał się ruszać.
- Raczej nie. A to dlatego, że…
Zanim Ced skończył, trzasnęły drzwi. Ced zaraz wychylił się przez okno.
- Dlatego, że ona nie zabiłaby cię, bo by się bała o swe życie! – dokończył wrzaskiem
za Luzem.
Doskonale wiedział, że mały wyszedł. Obraził się po prostu. Luz zaś, mimo iż słyszał słowa
Cedrica – tak samo jak cała ulica – jakoś nie kwapił się wracać. Niech się troszkę pomartwi.
Idąc po mieście zatrzymał się w dzielnicy handlowej. Podszedł do jakiejś kawiarenki i
zamówił frytki z colą. Zapłacił i czekał na zamówienie. W międzyczasie zaczął czytać sobie
jakaś gazetę. Nie wiedział, że niedaleko niego siedzi młody pracownik mafii. Ten wyjął
telefon i cicho zadzwonił do matki Silvera.
- O co chodzi? – warknęła na niego. – Jestem zajęta...
- Luz jest w knajpce. Sam… – powiedział cicho.
- No i? – głos Kyoko zdradził jednak zainteresowanie.
- Nie znasz go. Może spróbuj z nim porozmawiać. On jest przyczyną buntu Ceda.
- Dobra. Sprowadź go, jak możesz. Ale nie ryzykuj. – upomniała go.
Chłopak rozłączył się i wziął swoje zamówienie. Gdy wracał, okazało się, że ktoś zajął już
jego miejsce. Podszedł więc do Luza.
- Przepraszam, można? Właśnie zajęli mi miejsce i nie mam gdzie zjeść. – bąknął.
- Pewnie. Siadaj.
Gdy on usiadł, Luz poszedł akurat po swoje zamówienie. Wrócił z nim i znów zaczął czytać,
zajadając się frytkami. On zaś zajął się swoim hamburgerem. W pewnej chwili obaj wzięli
picie i posiorbali głośno przez słomkę. Równocześnie zachichotali.
- Jestem Ander. – podał mu dłoń.
- Luz. – Uścisnął ją.
- Luz? Dość dziwne i chyba rzadkie imię. – Ander uśmiechnął się.
- Ander to starożytne, egipskie imię. – Luz uśmiechnął się. – Tak miał na imię kapłan,
który przepowiedział zniszczenie sfinksa i wiele innych proroctw.
- Naprawdę? Nie wiedziałem. – drgnął zaskoczony. – Skąd wiesz?
- Brałem udział w konkursie o państwach starożytnych. Jak chodziłem do szkoły.
- A ile masz lat? – uśmiechnął się do niego.
- Już prawie dwadzieścia siedem. Jutro mam urodziny. – Luz posmutniał.
Zastanowił się, czy Cedric będzie o tym pamiętał. Pewnie nie, gdyż nigdy nie powiedział mu
o tym dniu. Westchnął i wyjrzał przez okno. Zauważył wystawę, której wcześniej nie widział.
Szybko skończył swoje frytki i wyszedł pod ten sklep. Był to sklep dla dzieci. Wszedł do
środka i zaczął oglądać towar. Ander wkroczył za nim.
- Masz rodzeństwo, czy będziesz ojcem? – rozejrzał się.
- Niestety nie. Nie będę nigdy ojcem a rodzeństwa też już nie mam. – W oczach Luza
zaszkliły się łzy.
Wyszedł szybko ze sklepu i pobiegł do parku. Usiadł na ławce i obserwował, jak dzieci bawią
się na placu, pod opieką przedszkolanek. W pewnej chwili poczuł na ustach jakąś szmatę i
zachłysnął się środkiem, którym była nasączona. Próbował się wyrwać, ale to nie pomogło.
Wkrótce zasnął. Został przeniesiony do samochodu i odjechali. Ander oparł sobie jego głowę
na swych kolanach.

Rozdział 22 Luz kontra Kyoko.

Delikatna dłoń musnęła mu czoło. Luz skrzywił się, ale otworzył powoli oczy.
- Spokojnie, malutki. – Miziami przytrzymał go, by nie wstawał.
- Mi… Miziami! – Luz wciągnął ręce i ten go przytulił.
- Wszystko będzie dobrze. Na razie jesteś bezpieczny. – Miziami puścił go i poprawił
mu koc.
Teraz dopiero Luz przypomniał sobie porwanie. Usiadł powoli i rozejrzał się. Nie wyglądało to
na pokój. Raczej na jakaś zatęchłą piwnicę lub lochy.
- Co to za miejsce? – spojrzał na niego.
- Piwnice domu Kyoko. Tu zazwyczaj więzi ludzi. Ona kazała cię porwać. – zadumał się
przez chwilę. – Pewien chłopczyk próbował cię ratować. Ander bodajże…
- Co mu zrobiła?! – Luz się wystraszył.
- Nic. Na razie ma go na górze. Pewnie przygarnie do mafii. Chłopak nie ma rodziny. A
szkoda zabijać niewinne dziecko. Wolno też go nie puści, bo powiadomi Cedrica. –
Miziami uspokoił Luza.
- Narazi go na śmierć. – Luz podkulił nogi.
- Nie sądzę. Raczej każe pracować na komputerze. Nie umie przecież zabijać. Jednak
jestem przewidywalny... chociaż nie do końca.
- W sensie? – szarooki spojrzał na przyjaciela.
- Przewidywałem, że Kyoko będzie walczyła z tobą o Ceda. Dlatego tu zostałem. Mam
przekaźnik Ceda i w razie czego powiadomię was, że coś nie tak. Grey ma drugi. Tym
urządzeniem powiadomiła właśnie Ceda, że chcą cię zabić.
- Wiem, wspominała mi o tym. I dobrze, że to zrobiłeś. A Ced wie, że tu jestem.
- Jeszcze nie. Ale ten wasz Sebastin odwoził Agę na lunch z klientem i wszystko
widział. Idę o zakład, że mu to powie. Więc nie będę się zdradzał. – Miziami wstał.
Luz obserwował go, gdy ten wychodził. Potem znów się położył i zamknął oczy. Więc spotka
się z matką Ceda. Do tej pory raz tylko z nią rozmawiał, przez minutę. Obiecał jej tylko, że
nie skrzywdzi Ceda. Kobieta pewnie nawet nie wiedziała, że to on zamiast Kazamy odebrał
telefon. Uśmiechnął się lekko. Ced nie był podobny do ojca. Może więc przypominał matkę?

***

Sebastin w pędzie zatrzymał się przed posterunkiem. Dwóch policjantów zamarło, po czym
położyli dłonie na kaburach.
- Porwano Luza! Przypilnujcie mi auto, ja powiem Cedowi! – krzyknął do nich,
wbiegając do środka.
Ci drgnęli i szybko zamknęli drzwiczki od auta. Potem stanęli na straży. Wprawdzie skończyli
już pracę, ale jeśli chodziło o któregokolwiek Silvera, byli gotowi skoczyć w ogień.
Tymczasem Sebastin wbiegł na jedną z narad.
- Tu nie wolno wcho… - zaczął Mara.
- Porwała Luza! – Sebastin krzyknął głośniej niż Mara.
- Co?! – Ced oraz jego zespół podnieśli się.
- Twoja matka porwała Luza i jakiegoś młodego chłopaka, który z nim rozmawiał. Od
razu przyjechałem ci powiedzieć. – Sebastin opadł na jakieś wolne krzesło.
- Cholera! – Alex zaraz zaczęła szukać danych matki Cedrica.
Golden przytrzymał Silvera. Ten był przerażony. Jego mały Luz… W końcu namierzyli dom
Kyoko. Znajdował się poza miastem, więc było trudniej dostać się tam. Tym bardziej, że Ced
nigdy nie był w tym domu, zawsze spotykali się z matką u ojca. Zbiegli do samochodów.
- Dzięki. Powiadomię cię, jaki jest wynik akcji... – Ced zdołał jeszcze zawołać do
Sebastina.
Ten tylko machnął mu dłonią. Potem zawrócił i podziękował tamtej dwójce za przypilnowanie
samochodu. Oczywiście poddali go serii pytań, ale na wszystkie odpowiedział. Ci także
wsiedli w radiowóz i pojechali za Cedriciem.

***

Luz wytarł włosy. Jakiś kwadrans temu ktoś wyprowadził go do łazienki i poinformował, że
Kyoko chcę zaprosić go na podwieczorek. Dała mu tylko pół godziny na wyszykowanie się.
Ale jedyne, co musiał zrobić, to wziąć prysznic i przebrać się. Teraz otworzył szafkę, gdzie
były ubrania. Specjalnie mu to wstawili. Zdecydował się na ciemną koszulkę i białe spodnie.
Na koszulkę narzucił biały polar. Oczywiście, nie zapomniał o paskach na broń, boleśnie
odnotowując jej brak. A miał wrażenie, że mu się przyda. Martwił się również dopiero co
poznanym chłopcem. Miał góra siedemnaście lat. Rozmyślania przerwało mu skrzypnięcie
drzwi i wszedł jego strażnik. Kiwnął na niego palcem.
- Na mnie nie kiwa się brudnymi paluchami. – Luz hardo uniósł głowę i sam wyszedł.
Zmieszany strażnik wyszedł za nim, oglądając palce. Potem poprowadził go do jadalni.
Ledwo wkroczyli do środka, oczy Kyoko spoczęły na Luzie. Wiele o nim słyszała, ale widziała
go po raz pierwszy, nie licząc zdjęć z pogrzebu. Był dość wysokim mężczyzną, z ładną twarzą
i przepięknymi włosami. Ale oczy miał tajemnicze i ujmujące słodyczą. Już zrozumiała,
dlaczego jej syn poświęcił tak wiele dla niego.
- Nie jestem zwierzęciem w ZOO. – Luz warknął na nią.
- Och, daruj. – Uśmiechnęła się, poprawiając sobie na kolanach Andera. – Usiądź.
Luz opadł na siedzenie, obserwując lekko wystraszonego chłopaka. Już domyślał się, po co
on Kyoko. Znalazła sobie nieletnią prostytutkę. Bezgłośnie warknął na nią, co ona zauważyła.
- Do rzeczy. Coś chciałaś? – Luz założył ręce na klacie.
- Poznać cię. Ewentualnie wyeliminować. Jesteś przyczyną, przez którą odszedł mój
syn. – oczy Kyoko błysnęły wściekłością.
- Sami jesteście sobie winni. Tylko kretyn zabija coś, co należy do ich dziecka. Każdy
wiedział, jak to się skończy. A jedynie wy byliście głupi i nie zorientowaliście się.
- Nie sądzę, by każdy wiedział. – Kyoko warknęła, upijając łyk wina.
- Gdyby mu na mnie nie zależało, zabił by mnie własnoręcznie po seksie. A Ander to
nie seksualny niewolnik, zostaw to dziecko w spokoju. – Luz jednym ruchem posłał w
nią swój kieliszek.
Kyoko odskoczyła a Ander upadł na podłogę. Wcześniej Miziami powiedział mu, jaką wersję
podał Luzowi. Dzięki temu miało to mu ułatwić kontakty z nim. Teraz więc poderwał się i
odbiegł pod ścianę. Kyoko zaś domyśliła się, że ten nie chce wydać, iż pracuje dla niej. Może
to i lepiej. Teraz wstała z gniewem w oczach.
- Zapłacisz mi za to. – rzuciła wściekle, ścierając wino z twarzy.
- No cóż, portfel też mi zabrałaś. Tam masz zapłatę.
Ander zachichotał. Jednak Luz był bardzo sympatycznym mężczyzną. Zaczynał go już lubić.
Tymczasem wściekła Kyoko nakazała złapać go i przygotować sznur.
- Powieszę cię za to, coś zrobił. – wrzasnęła na niego w szale.
- Powodzenia. – Luz zaśmiał się.
Doskonale pamiętał, że ma w sobie urządzenie, które nie pozwoli mu zginąć od kuli czy
jakiejkolwiek innej metody. Chyba, że wykona ją własnoręcznie. Teraz więc zachichotał, gdy
założyli mu sznur na szyję. Jak zaczęli podnosić go, to jeszcze poinstruował ich, jak się
wiesza prawidłowo człowieka. Kyoko wytrzeszczyła na niego oczy. To było coś, czego nie
mogła pojąć. Luz powinien szarpać się i błagać o darowanie życia. A on tymczasem huśtał
się na sznurku i nucił pod nosem...

***

Cedric wywarzył drzwi i jego oczom ukazał się dość „ciekawy” widok. Jego matka stała z
szokiem na twarzy, a Luz huśtał się jak wahadełko, śpiewając sobie „My heart will go on”.
Całość była tak śmieszna, że nie wytrzymał i ryknął śmiechem. Za nim zrobili to pozostali.
Luz odwrócił głowę i przestał śpiewać.
- Cedek! Może byś się przestał śmiać a odciął mnie? Muszę siusiu.
Grey powstrzymała się jako jedyna. Reszta bowiem dalej śmiała się jak wariaci, nawet
jeszcze bardziej niż wcześniej. Kobieta wyjęła miecz i skoczyła naprzód. Jednym cięciem
przecięła sznur. Luz z piskiem upadł na dywan.
- Aua! Nigdy sobie nie znajdziesz faceta, jak będziesz taka brutalna! – wrzasnął na nią.
- Mam dziewczynę. – Karmen schowała miecz do pochwy.
- Ją też okładasz maczugą? Współczuje jej. – Luz wstał i otrzepał tyłek. – Gdzie tu jest
toaleta? – spytał jakiegoś mężczyznę.
- Tamten korytarz, pierwsze drzwi na prawo. – wskazał mu, całkowicie zaskoczony.
Luz pobiegł raźno do toalety. Ced zaś w końcu opanował się chociaż troszkę.
- Kyoko, nie zabijesz go, skoro on oficjalnie już nie żyje. – stwierdził.
- No właśnie. – Grey wróciła do nich. – Jak można zabić kogoś, kto dzięki Kazamie ma
wbudowane urządzenie chroniące go przed tym. On może się zabić tylko
własnowolnie.
Tymczasem Luz wrócił właśnie z toalety i zawiesił się na szyi Ceda. Ten zaraz pochylił się i
pocałował go. Kyoko westchnęła i odwróciła się. Złapała zaskoczonego Andera za rękę i
wyprowadziła do swego samochodu. Odjechali. Luz warknął za nią.
- To był ten młody, który próbował cię ratować? – Ced również spojrzał dziwnie za
matką.
- Tak. Przygarnęła go do mafii i zrobiła sobie z niego nieletnią prostytutkę. Pewnie
posadzi go na komputerze.
Odwrócili się i wyszli z domu. Luz wsiadł do radiowozu Ceda i odjechali. Podczas jazdy Luz
wciąż czuł dłoń Ceda na kolanie a jego język w swych ustach. Na szczęście prowadziła Grey,
której to nie przeszkadzało. Jedynie raz tam spojrzała, gdy usłyszała dziwny jęk. Okazało się,
że panowie poszli troszkę dalej niż buziaki. Pokręciła głową i skupiła na prowadzeniu.
- Tylko nie nakładać mi gaci na głowę, bo zatrzymamy się na drzewie.
- Nie zamierzam. – Cedric przestał na chwilę poruszać się w kochanku.
- A ja nie mam jak to zrobić! – Luz tkwił w silnym uścisku i pokręcił tyłkiem, przez co
Ced ponowił pchnięcia.
Grey zachichotała. Kiedy wjechali w miasto, spojrzała na nich, ale już skończyli. Po
opuszczeniu auta kazała umyć je od środka. Reszta już zrozumiała, co ci zrobili i spłonęli
rumieńcami. Dwóch stażystów zaraz wydelegowano do posprzątania a oni wrócili na sale
zebrań. Luz oparł się o Cedrica i zasnął.

Rozdział 23 - Przeprowadzki.

Łup! Mara i reszta podnieśli głowy, by zobaczyć sprawców. A jakże, Grey dobrze
przepowiedziała. Cedric próbował obudzić Luza a ten przyłożył mu z liścia przez sen. Golden
zaczął się śmiać. Ced zaś wstał z podłogi i złapał za ręce Luza. Podciągnął go do góry, aż ten
pisnął i otworzył oczy.
- Co?! – mruknął nieprzytomnie.
- Draniu jeden! Za co mnie bijesz?! – Ced pocałował go, przytulając do siebie.
- Pewnie przez sen. Wybacz. – Luz wpił się w usta Ceda.
- Nie tutaj. Nie wystarczyło wam w samochodzie? – Mara prychnął. – Luz, o której
wrócicie do domu?
- Nie wiem. Może wcześniej, co Ced? Trzeba go posprzątać. I wywalić to zepsute żarcie
z lodówki. – Luz zaczął wyliczać. – I kupić nowe...
- Gdzie ty masz u mnie w domu zepsute jedzenie, co? – Mara skrzywił się.
- Wujku, miałem na myśli willę Ceda. – Luz spojrzał na niego. – Tam, gdzie mnie
zastrzelili. To przecież nasz dom.
Wytrzeszczyli na niego oczy. Ced aż sprawdził, czy nie ma gorączki.
- Co? – Luz posmutniał.
- Zabili cię tam a ty chcesz znów zamieszkać w tamtej posesji? – Golden spojrzał na
niego dziwnie.
- Lepsze to niż wycie syna Mary po nocach. A i jakoś wolę większe łóżko niż te małe.
Podczas gdy oni przekomarzali się, Alex wraz z Goldenem wyszli zanieść papiery do biura.
Przy okazji sprawdzili pocztę.
- Rachunki… kartki od urlopowiczów… Alex, list do ciebie… jakaś ulotka. – Golden
podał jej list.
- O, do mnie?
Odebrała kopertę i odeszła z kawą kawałek dalej. Otworzyła list i upiła łyk. Minutę potem
kubek rozbił się o podłogę. Golden obejrzał się, by zobaczyć jej przerażone oczy i nerwowe
schowanie listu. Podszedł i wyrwał go jej.

„Zabiję Cię, suko. Tak jak zapowiedziałam Ci to ostatnio.”

Spojrzał na zdrętwiałą Alex. Według listu już wcześniej jej grożono.


- Co to znaczy? – spytał groźnie.
- Nic… pewnie głupi żart. – machnęła zbywająco dłonią.
- To nie wygląda na żart. Albo powiesz mi wszystko, albo pokaże to reszcie…
- Nie! Proszę, nie pokazuj im. – dziewczyna spanikowała.
- To pójdziemy na kolację i mi wszystko wyśpiewasz. – Golden wrócił i powiadomił ich,
że wychodzi wraz z Alex na kolację.
Luz zaśmiał się z niego. Jednak ten pokazał grafik i stwierdził, że nie będą nad nim
pracowali, gdy obojgu burczy w brzuchu. To ich uspokoiło. Golden wrócił, złapał za płaszcz i
wyprowadził kobietę. Podjechali jego mercedesem do drogiej restauracji.
- Nie stać mnie na posiłek tutaj. – nieśmiało zaoponowała Alex.
- Ja stawiam. – Wprowadził dziewczynę i zamówił stolik „ten sam co zwykle”.
Poprowadził ją do odosobnionego stolika. Rozsiedli się tam niepewnie.
- Bywasz tu często, jak mniemam? – Alex zdjęła płaszcz i położyła na półeczce obok.
- Dosyć.
W tej chwili podeszła wysoka brunetka, która zmroziła Alex spojrzeniem. Ta z trudem udała,
że nie widzi tego, czytając menu. Jednak Golden zauważył jej niepokój.
- Suz, jest Rai? Niech on nas obsłuży, bo mam do niego sprawę. – poprosił ją.
- Oczywiście, już go wołam.
Kobieta odeszła, mierząc Alex gniewnym spojrzeniem.
- Suz wysyła ci te listy? – nie musiał długo się zastanawiać, by odnaleźć powód jej
strachu.
- Tak. Od kilku tygodni. – Alex posmutniała.
- Gregory… o i masz panienkę. Co się stało? – Rei stanął przy nich.
- Suz groziła Alex jakiś czas temu w parku, więc chcę byś to ty przygotował nam coś
do zjedzenia. Żeby nie dosypała jej czegoś, sam rozumiesz. – Golden westchnął.
- Coś poważnego? – Rei zaraz przejrzał menu, wybierając im smakołyki.
- Suz była zazdrosna o faceta, z którym Alex się spotykała.
- Zaraz podam wam posiłek.
Gdy Rei odbiegł do kuchni, Alex spojrzała na niego.
- Niewiele się pomyliłeś.
- Naprawdę? – drgnął zdziwiony.
- Tak. Podczas jednej z misji ścigałam z Cedem handlarza narkotyków. Ale najpierw
wywiązała się strzelanina. On trafił mnie w biodro, ja go w płuco. Zmarł w szpitalu.
To był jej narzeczony. Teraz wciąż mi grozi i prześladuje. – Alex westchnęła i
spojrzała na niego.
- Próbowała już cię atakować? – Golden spojrzał na kelnera, który przyniósł im dania.
- Smacznego. – Rei odebrał dwieście dolarów od Goldena i odszedł bez słowa.
- Skąd wiesz, że to tyle będzie kosztować?
- Reszta to napiwek dla niego. Zawsze mu tak daje. – Gregory nabrał na widelec
spaghetti. – Odpowiesz mi?
- Raz omal nie oblała mnie kwasem. Kilka razy próbowała dźgnąć nożem. Często
zmieniam miejsce zamieszania. Najłatwiej ją wówczas zgubić.
- Dzisiaj zanocujesz u mnie. Naprzeciw mnie mieszka Silver, więc nie zdziwi się moją
obecnością. A Grey mieszka dwa domy dalej.
Alex już miała się sprzeciwić, gdy znów zobaczyła Suz. Przełknęła więc kawałek kurczaka i
postanowiła skorzystać z opieki Goldena.

***

Luz wyglądał właśnie przez okno, gdy zobaczył mercedesa ich przyjaciela. Jakież było jego
zdziwienie, gdy Golden wypakował skromny dobytek Alex, podczas gdy ta nerwowo wbiegła
do jego domu. Wyskoczył z okna i podbiegł do nich. Golden zauważył go, gdy wyszedł po
resztę rzeczy.
- Co się dzieje? – Luz złapał za dwie walizki a Golden za walizkę i torbę.
- Suz grozi Alex. Suz to taka wysoka brunetka. Alex zastrzeliła jej narzeczonego
podczas akcji, był dilerem. Muszę rozprawić się z nią, ale Alex nie chce was martwić.
- Dobra, będę miał oko na ulicę wraz z tobą. Powiem też Grey. Ale Ced niech nie wie.
On zaraz by dostał nerwicy.
Razem wnieśli jej rzeczy do środka. Luz zaraz pobiegł do Grey i wyjaśnił jej sytuację. Ta
także obiecała mu pomóc, ale również dochować sekretu. Potem Luz wrócił do domu. Akurat
zobaczył to Ced.
- Ja cię wołam a ty sobie łazisz?! – warknął na niego.
- Byłem u Goldena i Grey. Oboje wrócili do dawnych mieszkań, jak my. – Luz podszedł
do schodów. – Sypialnia gotowa?
- Po to cię wołam, byś zobaczył.
Ruszyli do sypialni. Tam Luz usiadł na łóżku, nawet nie patrząc na czystość. Tylko wyglądał
przez okno. Ced zamarł, po czym podszedł do niego.
- Luz?
- Hmm? – mężczyzna spojrzał na niego smutno.
- Wszystko w porządku? – Ced usiadł obok.
- Brakuje mi czegoś. – Luz westchnął.
- Co, skarbie? Co lub czego ci brakuje? – Ced pogłaskał go po włosach.
- Nie czegoś, a kogoś. – Luz znów westchnął
- No to kogo ci brakuje? – Ced usiadł prosto.
Nie wiedział już, o co chodzi Luzowi. Jak to kogoś? Mają przecież siebie. Jest Grey, Golden,
Mara, Alex... Kogo on chce?!
- Chce mieć dziecko, Silver. Chce być ojcem! – Luz spojrzał na niego.

Rozdział 24 – Wstrząs Ceda.

Cedric drgnął, po czym odwrócił się i podszedł do okna. Oparł czoło o szybę i przez chwilę
stał w takiej pozycji. Tymczasem Luz poczuł się troszkę urażony. Nie cierpiał, jak wyduszano
z niego powód smutku a potem doszczętnie olewano.
- Luz? – Ced odwrócił się w końcu. – Ty to powiedziałeś najzupełniej poważnie?
- Tak. – burknął urażony.
- Jasne…
Ced podszedł do łóżka i usiadł na nim.
- Nie ma sprawy. Jutro złożymy wniosek o adopcję. – przeciągnął się.
Nienawidził dzieci. Ale dla Luza gotów był się poświecić. Może pokocha to dziecko i nie
przekaże mu nienawiści? Spojrzał na Luza, który był – o dziwo – raczej zagniewany.
- No, dzisiaj już za późno na adopcję. – Ced spróbował mu wyjaśnić.
- Nie chce adopcyjnego! Chce rodzone dziecko! – Luz odwrócił głowę na bok.
- Ale… ale… przecież my…
- Ced, to nie wyklucza posiadania dziecka! – Luz poprawił sobie trampka.
- Niby jak, kretynie?! W mosznie ci go nie przechowam a nie urodzę kutasem!!

***

Alex wyjrzała przez otwarte okno na dom Ceda. Właśnie skończyła zmywać gdy usłyszała
jego podniesiony głos z pierwszego piętra. Golden spojrzał znad laptopa na to okno.
- Kłócą się. Oby nie denerwował Luza, bo dostanie mu się z prawego...
Łup! Zagrzechotały szyby w ich szafkach a równocześnie Ced spadł wraz z oknem na
trawnik.
- Mówiłem, że dostanie z prawego sierpowego.
Golden wybiegł na zewnątrz. Alex wolała poczekać w środku. Nigdy nie opuszczała domu
poza wyjściem do pracy i wolała także i tu zachować środki bezpieczeństwa. Zobaczyła, jak
Grey przeskoczyła przez płotek i stanęła obok Goldena.
- Co, wkurzyłeś Luza? – zaśmiała się Grey.
- Tak… wymyślił coś sobie! – warknął, wstając.
- Zaufaj mu. On wie, co robi. – Golden zawrócił. – Muszę coś pilnego załatwić, więc
sam wstawiaj sobie okno.
- Ja też idę. – Grey podbiegła do Goldena. – Za wami przyjechała jakaś brunetka.
Obserwuje Alex. Tamten szary złom. – wskazała mu cicho, po czym znikła.
Golden wrócił do domu. Alex już siedziała na swoim laptopie, pracując nad grafikiem
zespołu. Zagryzł wargę, ale postanowił sam zająć się tą sprawą.
- Możesz spać dzisiaj u mnie w sypialni. A i miej załadowaną broń przy sobie. – rzucił
mimochodem. – Na wszelki wypadek.
- Zawsze tak śpię. – zachichotała. – Proszę, to twój grafik pracy.
Golden przejrzał grafik. Potem oddał go jej bez słowa.
***

W końcu udało mu się jakoś zastawić okno szafą. Był lekki przeciąg, ale prawie
niezauważalny. Gdy to skończył, wrócił do łóżka. Luz leżał pod pościelą, czytając książkę i
ignorując go.
- Kotku, nie złość się. Moja wina, zareagowałem impulsywnie. Po prostu nie widzę
innej opcji niż adopcja. – odrzucił mu książkę i pocałował w noska.
- Czytałem to. – Luz złapał za książkę, dalej go ignorując.
- Oż ty…
Ced wślizgnął się pod kołdrę. Nie pozwoli na ignorowanie siebie, zwłaszcza Luzowi. Ulokował
się między jego nogami i podciągnął w górę.
- Przeszkadzasz mi! – Luz spojrzał na niego znad książki, ale rozchylił uda szerzej, by
było im wygodniej.
- A ty mnie ignorujesz. – Ced skrzywił się.
- Powiedziałeś już swoje „głębokie wywody”. – Luz przewrócił stronę kartki.
- Głęboko, to ci mogę wsadzić, wiesz?
Ced pociągnął go za nogi i równocześnie wszedł w niego. Już od dawna miał erekcję,
spotęgowaną jeszcze taką pozycją. Luz pisnął dziwnie i wygiął się, gdy tylko ten rozpoczął
ostre ruchy. Jednak Silver nie zwalniał, przeciwnie. Jego ruchy były coraz szybsze i silniejsze.
Luz piszczał dziwnie, wijąc się na łóżku. Szare, otwarte oczy błyszczały. Ced spojrzał w
tęczówki i doszedł. Zawisnął nad nim, dysząc ciężko.
- Tak płodzić dziecko z tobą… to ja mogę całą wieczność. – odetchnął.
- Akurat. Wcześniej powiedziałeś…
- Luz, po prostu nie wiem, jak dwóch facetów ma rodzić. Dziwisz mi się? Pokaż mi
mężczyznę, który zareagowałby inaczej.
Luz zarumienił się. Nie pomyślał o tym.
- No dobrze. W przypływie nagłej łaski wybaczam.
Ced zaśmiał się, ściskając mu męskość. Luz pisnął, zdając sobie sprawę, że dochodzi. Potem
Silver położył się koło niego. Luz podniósł książkę z ziemi i odłożył na stolik. Wziął za to
laptopa i podał mu go. Potem położył się koło niego i czekał, aż ten zaloguje się do
Internetu. Silver podsunął mu komputer i Luz szybko wystukał mu dane zamordowanych
naukowców. Ced podniósł głowę.
- Po co ci to? – poprawił mu włosy.
- Oni by nam pomogli. Z tym dzieckiem. – Luz poszukał maili do ich rodzin.
- Ale oni nie żyją. – zauważył Ced.
- A ich rodziny? Wielu miało naśladujących ich dzieciaków. Może pomogą?
Ced spojrzał, jak Luz niechętnie wymyka się spod kołdry i idzie do łazienki. Chwilę wahał się,
ale potem odrzucił wątpliwości. Napisał maile do tych ludzi. Nawet jak się nie uda,
bynajmniej spróbowali.

***

Poczekała, aż światła pogasną. Dzisiaj ręka jej nie zadrży. Mogła mieć wszystko. Pieniądze,
spokój, kochającego męża. A ona jednym strzałem zabrała jej to. Suz była materialistką.
Zawsze dostawała co chciała. Mogła się schować i jakoś to przeboleć. Ale nie zamierzała. Ta
kobieta zapłaci jej za to. Wysiadła z samochodu. Pasował jej czarny strój przestępcy.
Uśmiechnęła się. Być może to będzie dobra praca? Zobaczy z czasem. Tymczasem
przekradła się do ogrodu Goldena. O dziwo, okno nie było zamknięte. Prychnęła. Ludzie
naprawdę bywają głupi. Dają przepustki do włamań a potem biadolą, że stracili wszystko.
Wślizgnęła się przez nie do środka. Sekundę potem poczuła coś zimnego na skroni i zapaliło
się światło.
- Długo kazałaś na siebie czekać, Suz. – Golden odbezpieczył broń.
- Ale… ale…
- Jestem dawnym członkiem mafii. Myślisz, że nie wiem jak myślą takie głupie pustaki
jak ty?
Suz powoli obejrzała się i od razu rozpoznała go. Miał na sobie złote ubranie. Jej narzeczony
robił z nim interesy i uprzedzał ją, by nigdy nie nadepnęła mu na odcisk. Przełknęła ślinę.
- Zabijesz mnie? – spytała przerażona.
- Chciałem, ale Alex prosiła, by nie robić tego. To, co się stało nie było jej winą. To ja
strzeliłem do Jessa. Zaczął sypać, a nie pozwoliłby na to żaden szanujący się
przestępca. – zwęził oczy. – Powinnaś dorosnąć. Siłą nic nie zdziałasz.
- Nie wierzę ci! Ona go zastrzeliła. Widziałam to! – jakimś cudem udało jej się kopnąć
go w kolano i zachwiał się.
Suz w międzyczasie pobiegła na górę. Ale ledwo otworzyła drzwi jego pokoju, poczuła
potworny ból. Spojrzała w dół i zobaczyła długą klingę wystającą z piersi. W tej samej chwili
Alex zapaliła światło.
- Co… Suz?!
Alex błyskawicznie poderwała się.
- Spokojnie. Nic już nie zrobi. – Grey wyprostowała się.
- Widzę, że nie tylko ja czuwałem. – Golden wyminął Suz i usiadł na łóżku, zasłaniając
sobą Alex
- No pewnie, braciszku. – Karmen uśmiechnęła się. – Suz, nie zaczyna się z rodzinką.
- Wy… jesteście rodzeństwem?! – Alex z trudem przyjrzała im się.
- Mamy inne matki, ale tak. – Golden uśmiechnął się do niej. – A tak w ogóle, Suz
żyje?
- Tak. Zablokowałam jej tylko możliwość poruszania się i właśnie powiadomiłam
smsem Marę. – Grey opadła na łóżko. – Ale nie mów nikomu o tym, Alex.
- Nie ma sprawy. W życiu nie powiedziałabym, że jesteście rodzeństwem.
Zaśmiali się z tego. Grey położyła się w poprzek jej łóżka.
- Gregory bardzo dba o to, by nie wydało się cokolwiek o nim. Prawie tak samo, jak o
wygląd. – podparła się dłonią.
- Ale śmieszne, Karmen. – Golden wyjrzał za okno, gdzie nadjechała policyjna karetka.
Po chwili wkroczył Mara z kilkoma podwładnymi. Grey opisała im sytuacje Alex, pokazała listy
i wyjaśniła, co dzisiaj zaszło. Mara westchnął, zabrał Suz i polecił im zaraz z rana zgłosić się
w celu złożenia zeznań. Potem Grey zwiała do siebie a Golden udał się do łazienki. A
następnie, całkowicie odruchowo, wkroczył sennie do swej sypialni i pacnął się spać na Alex.
Ta tylko zamrugała, ale posunęła mu się troszkę. A uciec też nie miała jak, gdyż blokowały
jej to jego ręce. Z lekką irytacją wzięła zamach i przyłożyła mu z łokcia.
- Co do…
- Puść. – Alex prychnęła na niego.
- Dlaczego? – oczy mu błysnęły i zawiesił się nad nią.
- Miałeś spać gdzie indziej. – Alex warknęła.
- Tego nie mówiłem. Proponowałem ci tylko spanie w mej sypialni.
Golden zadziornie schylił się i pocałował ją. Potem położył się za jej plecami, objął ją i
zaśmiał się. Alex prychnęła z oburzenia.
- Dobranoc, mała.
- Wypchaj się, impotencie.
Usłyszała tylko wesoły i psotny chichot. To ją uspokoiło. Nie, nie zamierzał jej napastować.
Tylko się droczył, zapewne za ten cios. Kopnęła go w kolano, po czym zachichotała. Na to on
parsknął i wtulił się w nią. Alex pokręciła się troszkę, aż znalazła w miarę wygodną pozycję.
Zasnęła.
Rozdział 25 – Odezwa.

Luz ugryzł właśnie kanapkę, gdy uchyliły się drzwi. Mruknął, zerkając na nie.
- Hey. Przyniosłam wam grafik. – Lisa podała mu rozpiski. – Fajnie masz. Miesięczny
urlop.
- A Ced? – udało mu się w końcu przełknąć.
- Ma najpierw zająć się zespołem a potem uczyć ciebie dowództwa.
- Fajnie.
Gdy został sam znów zajął się wstukiwaniem danych do komputera. Ced i jego zespół
wyraźnie dali mu do zrozumienia, że on ma „klepać w klawisze” a oni zajmą się akcjami.
Akurat skończył większość raportów, gdy wziął do ręki wyrok Suz. Zmarszczył brwi. Kobieta
mogła dostać jedynie rok w zawieszeniu, ale w jej domu znaleźli plany morderstwa oraz
narkotyki. Na rozprawie z dumą chwaliła się jak chciała zabić Alex. Dostała dwadzieścia lat i
czipa pod skórę. Zachichotał lekko. Żal mu jej było. Ale jeszcze bardziej było żal Alex, która
najwyraźniej miała ochronę. Konkretnie Golden i Grey pilnowali jej zawzięcie. Nawet warczeli
na Ceda, gdy ten próbował dowiedzieć się, dlaczego nic nie powiedziała. Mara i Nicole śmiali
się, czy zamierza ją także pilnować podczas seksu z kochankiem. Grey zaś rzuciła, że pewnie
tak. Golden śmiał się, że ktoś tam będzie musiał udzielać im instrukcji jak to się robi. Bo to
jeszcze dziecko i nie wie co i jak. Śmiali się do czasu, aż dostali zgłoszenie. Zespół wybrał się
więc na akcję a on został i pukał. W pewnej chwili znów usłyszał kroki. Kto mógł tu iść?
Drzwi uchyliły się i zajrzała Nicole.
- Luz? Mara poprosił, bym przyszła i powiedziała, że masz się zjawić w pokoju
siódmym. – wzruszyła ramionami.
- Siódmym? – mimo zdziwienia wstał.
Zszedł na parter i skręcił w korytarz do pokoi przesłuchań. Nigdy nie był w siódmym. Zapukał
więc tam i uchylił drzwi. Zaraz wytrzeszczył oczy.
- Katsumi!! – zawołał na widok blondynka.
- Znasz to dziecko? – Mara wyprostował się.
- Nie z widzenia. Ale ze zdjęcia jednego naukowca. To jego syn. Co się stało?
- Nic, przyszedł do ciebie. – Mara zostawił ich samych.
Luz usiadł naprzeciwko. Katsumi podsunął mu maila, którego wysłał im Ced. Luz przeczytał
go i uśmiechnął się.
- Więc jednak postanowił spróbować. A co z tatą? Próbujecie go odtworzyć tak jak on
mnie? Zginął w taki sam sposób.
- Wiem, ale nie umiem tego zrobić. Próbowałem ale ciężko idzie. Nie mogę ustalić co
jest źle robione.
- Pomóc wam? Na wszelki wypadek, gdyby coś mi się stało, zgrał informacje do tego
trzeciego urządzenia. – Luz przerwał, gdyż drzwi otworzyły się.
Nicole bez słowa wniosła im kawę. Mara dołożył troszkę ciastek. Przed wyjściem obrzucił ich
zdecydowanie niespokojnym spojrzeniem. Katsumi odetchnął głęboko, gdy zostali sami.
- Byłoby miło, jakbyś mi pomógł. Ale… nie przybyłem tu o tym rozmawiać.
- Chodzi o tego maila? – Luz spoważniał lekko.
- Tak. Akurat dobrze trafiliście. Ja i mój zespół pracujemy nad genetyką. I mieliśmy
podobny projekt ale żadna para gejów nie chciała ryzykować. Jeśli więc chcecie, to za
darmo wam pomożemy, o ile dasz mi te dane, bym odzyskał tych naukowców.
Luz szybko wypił kawę. To była wiadomość, jaką chciał usłyszeć. Wiedział o pracach
Katsumi, jego ojciec wciąż go chwalił. Poczekał, aż ten skończył kawę i wyszli z komisariatu.
Mara obserwował ich przez okno, po czym wrócił do pracy.

***
Alex usiadła w restauracji. Tym razem Golden wybrał taką, gdzie mieli własny pokój. Można
było nawet zasunąć drzwi.
- Dlaczego dzisiaj tutaj? – Alex odłożyła gazetę, gdy kelner przywiózł im jedzenie.
- Chcę w ciszy uczcić koniec koszmaru z Suz. A co ty tak czytasz? – nie dostrzegł tytułu
gazety.
- Szukam mieszkania. Przecież nie będę ci siedziała i sprawiała kłopoty. – Alex
wzruszyła ramionami, kosztując zupę. – Tracisz przeze mnie czas i pieniądze.
- No wiesz?! I tak mam ich od groma. Nie miałem na co wydawać, skoro za wszystko
płacił Kazama. Grey miała bynajmniej Caroline i traciła na nią. Ced zaczął tracić na
Luza. Co ty za zupę zamówiłaś? – spojrzał dziwnie na zieloną maź.
- Krem z brukselki. – w oczach dziewczyny pokazały się złośliwe błyski. – Chcesz
troszkę?
- Oż ty, złośliwa żmijo! – Golden wstał i jednym susem usiadł przy niej.
Alex zaśmiała się, robiąc mu miejsce na sofie. Celowo wybrała tę zupę. Musiała mu
podokuczać. Teraz chichotała, gdy Golden wisiał nad nią z ogniem w oczach.
- Udusić cię? – zawarczał.
- A dasz radę? – na wszelki wypadek odsunęła się lekko.
- Może nie. Ale zemszczę się za tę zniewagę.
Golden pochylił się i wbił w jej usta. Alex coś mruknęła, czego nie zrozumiał. Skupił się
jedynie na jej ustach. W końcu oderwał się od nich.
- Masz na wargach paskudny smak brukselki. – prychnął.
Roześmiała się na to a on przeniósł się na jej szyję.
- Golden! Nie wygłupiaj się!
- W życiu nie byłem tak poważny i pewny czynów.
Spojrzała na niego. Widząc te poważne spojrzenie, zrozumiała iż nie żartował.
- Co chcesz zrobić?
- Nic. Dokuczam ci tylko.
Golden wstał i wrócił na swoje miejsce. Z trudem zamaskował erekcję. Grey miała
dziewczynę, Ced chłopaka. W mafii to było normą. Dlaczego więc on musiał pożądać tej
wrednej kobietki? Wprawdzie Miziami też miał żonę, ale jak za to z niego szydzono...
Otrząsnął się z tych myśli i machinalnie nabrał zupy. Po chwili opluł nią cały stół. Alex wyła
ze śmiechu na widok jego miny. Specjalnie zamówiła również mu ten krem. Tym razem
Golden nie pohamował się. Ten śmiech go prowokował. Skoczył na nią i przyssał się do niej,
wsuwając rękę pod sukienkę. Alex drgnęła, ale nie była w stanie się uwolnić. Teraz dopiero
poczuła erekcję towarzysza. Bezwiednie szarpnęła się do niego.
- Mrrrr… Widzę, że ktoś też ma ochotę. - Prychnął, rozpinając spodnie.
Problemem tego miejsca było to, że kelner mógł wejść w każdej chwili. Nie bawił się więc w
podchody, tylko od razu w nią wszedł. Alex zagryzła wargę, nie chcąc krzyknąć. Sprawił jej
chwilowy ból, ale nie przejęła się tym. Skupiła się na tych głębokich pchnięciach, próbując
się rozluźnić. Wkrótce poczuła, że doszedł i odetchnęła. Golden zaś uspokoił oddech i wstał z
niej. Szybko poprawił ubranie swoje i Alex. Usiadł znów na swoim miejscu i zajął się tą zupą.
Teraz jakoś mu nawet smakowała. Alex wytrzeszczyła oczy.
- Nie szukaj mieszkania. – powiedział, gdy skończył zupę. – Zostajesz u mnie.
- Sama zdecyduję, gdzie zamieszkam…
- Już nie. Nie trzeba było prowokować. Teraz nie pozwolę ci tak szybko odejść ode
mnie.
Alex prychnęła coś na niego, zajmując się teraz jedzeniem kurczaka. Golden zachichotał. Już
wiedział, że ona nie odejdzie. Zostanie tam, gdzie jej kazał. Tylko będzie musiał uprzedzić
Ceda o tym. Dlatego szybko zjadł swoją porcję, poczekał na nią i szybko opuścili ten lokal.
Przyjechali do komisariatu. Ced uśmiechnął się do nich. Niedawno wrócił z zespołem z akcji.
- Jak tam rozprawa? – podał im kawę.
- Suz dostała ładny wyrok. Ale nie o tym chce ci powiedzieć.
-Och. Czyżby Alex nie miała gdzie się podziać i zatrzymujesz ją u siebie. – Grey
spojrzała na jego rozporek, nie do końca zapięty.
- Częściowo. Zaproponowałem jej wynajem. Będzie bliżej Ceda i nas wszystkich. –
Golden usiadł do komputera, w ukryciu dopinając rozporek. – O, Luz już wklepał
wszystko do bazy. A tak w ogóle, gdzie on jest?
- Nie wiem. Miałem nadzieję, że mi to powiecie. – Ced spojrzał na godzinę.
- Luz wyszedł z kimś o jedenastej i dotąd nie wrócił. – Lisa uśmiechnęła się do nich,
przechodząc korytarzem. – Ponoć to bardzo pilna sprawa i muszą ją załatwić jak
najszybciej.
- Z kim? – Ced poderwał się.
- Katsumim. To syn jednego z zamordowanych naukowców. Ponoć pisaliście do niego.
- Och… więc o to poszło. A kiedy wrócą?
- Nie powiedział tego. No, ja idę bo Marta czeka na raporty.
Ced znów spojrzał na zegarek. Spóźniali się.

***

Luz z ulgą powitał odpięcie od komputera. To było bardzo nieprzyjemne uczucie. Ale zgrali
dane.
- Chcesz z nami jechać? – Katsumi pomógł mu usiąść.
- Dokąd? – Luz spojrzał na chłopaka.
- Do mojego laboratorium. Podrzucę cię i spakujesz się. Jakby był kłopot z danymi,
przydałbyś się.
Kiwnął głowa na zgodę.

Rozdział 26 – Wyjazd Luza.

Ced zabębnił z irytacją w biurko. Dwudziesta druga. Gdzie on się włóczy?! Nie wie, że Kyoko
na nich poluje?! Nikt z zespołu nie odważył się powiedzieć ani jednego słowa. Znali ten stan
aż za dobrze. Jakiekolwiek zbliżenie groziło śmiercią.

***

Zamarł nad walizką. Nie, nie mógł pojechać bez uprzedzenia kogokolwiek. Zadzwonił do
Mary. Chwilkę czekał na odebranie.
- Tak, słucham?
- Wujku? Tu Luz ale nie wołaj Ceda. – poprosił cicho.
- Luz?! Auu, Ced, on prosił byś nie wiedział. – w słuchawce rozległa się szarpanina. –
No, dał chwilowy spokój. Co się dzieje, słońce?
- Muszę wyjechać i za pięć minut odlatuje mój samolot. Pomyślałem, że was uprzedzę,
byście się nie martwili. Powód zapewne niedługo usłyszycie w telewizji. Tak za dwa
dni. Pa. – Rozłączył się, zapiął torbę i wyszedł z domu.

***

Ced wyrwał się z uścisku.


- Co powiedział?! – niemal nie udusił Mary.
- Że ten syn naukowców potrzebuje go do badań i jedzie z nim. I nie mamy się
martwić. Mówił coś o telewizji za dwa dni. – Mara zamyślił się.
- Wyjechał?! Dokąd?! – Ced opadł na krzesło.
- Nie powiedział.
- Zabije go jak wróci! Pojechał sobie i to beze mnie!
-Nie złość się. Może to coś ważnego. – Grey położyła na nim ręce.
-Może Luz nie chce ci pokazać, że ma w sobie maszynki? Będzie musiał je zbadać. –
Alex spojrzała na niego.
Ced spojrzał na nią już normalnie.
- Nie pomyślałem o tym. Pewnie dlatego jedzie sam, by nie wstydzić się przede mną
posiadania w ciele maszyn. – usiadł do raportu, co przyjęli z ulgą.

***

Luz siedział za szybą. Niedaleko znajdowało się ciało naukowca. Pracowali nad nim. To miało
trwać krótko. Nie był zalany żadną substancją. Wystarczyły więc tylko wstawki. Poza nim
znajdowały się ciała pozostałych. Ich rodziny siedziały niedaleko niego, z nadzieją w oczach.
- Dziękuję. – usłyszał naraz od jednej z nich.
Spojrzał na brzemienną kobietę. Była żoną jednego z nich.
- Nie ma za co. Tęsknie za nimi. – znów spojrzał na salę operacyjną.
- Ale nie musiałeś się poświęcać. Mogłeś sobie żyć dalej bez wspominania ich.
- Oni mnie ocalili. Wiedzieli, że i tak zginą. – Luz spojrzał na palce. – Mówili mi o tym
od razu. Ale byli szczęśliwi, że się udało, że będę żył. Nawet wmontowali zapis ich
prac krok po kroku do pamięci urządzenia, by w razie awarii lub uszkodzenia można
było to odtworzyć.
- I to im dałeś? Ten zapis? – kobieta uśmiechnęła się.
- Tak.
Uśmiechnął się do niej i razem spojrzeli na sale. Grupa Katsumiego stała metr od stołu i
szykowała się do ostatecznego rozruchu urządzeń. A potem był tylko rozbłysk. I pełno dymu.
- Chyba się nie udało. – jęknął załamany Luz.
Ale w tej samej chwili usłyszał pełen radości wrzask Katsumiego. Gdy dym opadł, zobaczył
również jego ojca, jak się tulą do siebie.

***

Obudził się drugiego dnia. Jack czekał na niego. Przywitali się jak dzieci.
- Dzisiaj zwalą się nam na głowę media. – poinformował.
- O nie. – jęknął Luz, wygrzebując się z pościeli.
Spał na kozetce. Jack bowiem uparł się, by był blisko, gdy ożywiali kolejne ofiary. Każdy miał
coś wspólnego, witał się najpierw z rodziną, potem dziękował naukowcom… a na końcu
rzucał się mu na szyję i męczył pytaniami jak ON się czuje. Bawiło ich jego zdenerwowanie
tą opiekuńczością. Teraz szybko ubrał się i zbiegł do sali ćwiczeń. Zrobił sobie rozgrzewkę
wraz z nimi. Tak mu zalecali, ale on to olał. Po co mu ćwiczenia, nie chce być pustym
mięśniakiem. Ale tu musiał. Sami ćwiczyli i nie podarowano mu. Oczywiście wyzywał za to
równo, ale tylko się śmiano.

***

Kyoko oglądała telewizję, bawiąc się włosami Andera. Chłopak, tak jak przypuszczał Miziami,
„awansował” na jej osobistą zabawkę. I nie podobało mu się to wcale a wcale. Całe dnie
roboty w papierach, bezsenne noce polegające na zaspokajaniu tej nimfomanki. Chciał uciec,
ale jak? Miziami obiecał mu pomoc. Dzisiaj miał zwiać. Czekali tylko na to, co miało być w
telewizji. Jakie więc było dla nich zaskoczenie, gdy zobaczyli komunikat o Luzie.
- Zginął? – Kyoko aż się uśmiechnęła.
- Nie. To jakaś sprawa medyczna związana z nim. – Ander wczytał się w napisy.
- Szkoda! – kobieta usiadła ponuro.
Razem wczytali się w informację. Jednak to była tylko zapowiedź do głównych wiadomości o
osiemnastej. Ander westchnął. Plan poszedł do kosza, Kyoko nie odejdzie teraz z pokoju, aż
się nie dowie, o co poszło.

Rozdział 27 – Powrót i odrodzenie.

Ced rąbnął kubkiem w biurko. Nabrał tego zwyczaju, gdy Luza nie było przy nim. Reszta
skuliła się. Dwa dni… tyle trwało już ich piekło. Ced albo zasuwał całą dobę bez snu,
jedzenia picia czy toalety, albo rozwalał wszystkie sprzęty.
- Jak Luz dzisiaj się nie odezwie, to nie wiem co z nami będzie? – Alex bezmyślnie
skakała po kanałach.
- Jak się nie weźmiesz do roboty, to cię uduszę! – Ced warknął na nią.
- Dzisiaj mam wolne w grafiku, nie muszę się ciebie słuchać. Przyszłam tylko po to, by
zobaczyć tę wiadomość od Luza w telewizji.
- Cwaniara. – warknął Ced, znów waląc kubkiem o biurko.
Tym razem nieszczęsny kubek pękł.
- Dobrze, że pijesz rozpuszczalną i kubek był już pusty. – Golden spojrzał na tonę
papierów zawalającą biurko.
- Milcz, bo będziesz kible szorował.
- Też mam dzisiaj wolne. Jestem w grupie Alex i Grey, zapomniałeś? – zachichotał.
Ced zmełł w ustach chamską wypowiedź. W tej samej chwili Alex pogłośniła kanał naukowy.

„…Doprawdy niesamowita wdzięczność Luza Silver-Hikaru. Ta dziesiątka osób była


najlepszymi genetykami i większość pracowała nad leczeniem wirusów i przeróżnych
pandemii. Ich odrodzenie zostało uznane za jedną z największych przysług dla świata
medycyny…”

Oczywiście każdy wlepił oczy w telewizor. Zapowiadano więcej informacji o osiemnastej, w


głównym wydaniu wiadomości. Spojrzeli po sobie.
- Udało mu się. – Golden zaśmiał się.
- No to co?! Ale jeszcze nie wrócił!!
Łup. Tym razem Ced rozwalił całe biurko w gniewie i wyszedł z biura. Grey pobiegła za nim.
Dogoniła go w windzie.
- Nie wygłupiaj się. To cena, byście byli szczęśliwi. Nie masz powodów do złości. Luz
wróci lada dzień.
- Wiem, ale boję się, że go skrzywdzą. – oparł się o ścianę.
- On im ufa. – cicho zauważyła Grey.
Ced kiwnął głowa. Właśnie dojechali na parter, otworzyli drzwi…
- Ceduś! – Luz wpadł do środka i zawiesił mu się na szyi.
- O proszę. Ty za nim płaczesz a on tu! – Grey zaśmiała się lekko.
Luz wystawił jej język, dalej łasząc się do Ceda jak kotek.
- Ty mały potworze! Dlaczego nie zadzwoniłeś do mnie! – Ced przytulił go mocno,
dmuchając we włosy.
- Bałem się, że będziesz na mnie krzyczał. – Luz spojrzał smutno.
- Ukarzę cię w inny sposób. Teraz pomóż mi bo muszę wyszukać coś z archiwum.
Grey wróciła spokojnie do biura a obaj zawędrowali do archiwum. Tam Luz poczuł mocne
dociśnięcie do szafki i raczej zaborczy pocałunek.
- Miałeś szukać! – wyrwał się lekko, czując odpinanie spodni.
- To szukam! Coś bardzo ważnego.
Ced wsunął dłoń pod jego bokserki i ścisnął męskość. I tu skończył się opór Luza. Zarzucił
ramiona na jego plecy i wygiął się. On po prostu uwielbiał ten dotyk. I już był Ceda. Zanim
się zorientował, półka boleśnie wbiła mu się w kolana. Równocześnie zdał sobie sprawę, że
Ced szaleje sobie w nim w najlepsze.
- Czekaj, jak ja się zabiorę za bycie na górze, będziesz wiedział jak to boli! – warknął.
- Nie dam ci być na górze! – mimo to podniósł go z kolan i utrzymał w powietrzu. –
Mocno boli? Jakby co mogę przestać.
- Nie, czuje, że zaraz dojdziesz. Więc nie przeszkadza mi to. Tylko szybko i potem
opatrzysz mi kolana, bo wieczorem jedziemy na spotkanie.
Ced przyspieszył i doszedł. Pomógł mu ubrać się i wziął w ramiona.
- Wiesz, to głupi zwyczaj i chyba tylko my tak robimy. – wyszli z archiwum a Ced złapał
po drodze kartotekę jakiegoś więźnia.
- Co? – objął go czule.
- Widziałeś jakąś parę gadającą sobie ot tak podczas seksu? – popchnął drzwi od
korytarza i podszedł do windy.
Było tam kilka osób, więc nic nie powiedział na to. Wsiedli do windy i podjechali na ich
piętro. Tam, widząc, że są sami, Luz odpowiedział.
- Ponieważ my się kochamy.
- Co to ma do gadania i seksu? – Ced uchylił drzwi i wniósł go do biura.
- Bo w większości związków ludzie nie umieją się prawidłowo kochać. – Luz czuł, jak go
sadza na biurku a reszta spojrzała na nich w szoku.
- W sensie? – Ced wydobył apteczkę i podciągnął mu spodnie. – Boże, coś ty zrobił
sobie? – warknął na widok ranek.
- Wywaliłem na półkę, widziałeś sam. Co do wywodu, dla nich seks to rodzaj zabawy.
W prawdziwym związku partnerzy powinni rozmawiać ze sobą nawet podczas
igraszek. To buduje więź. Co to za seks, gdy partner nie umie znieść głosy partnera i
każe mu siedzieć cicho bo on rucha? To potworna zbrodnia… Aua! To boli! – warknął
na niego.
- Moja wina, że wziąłeś sobie za modlitewnik najniższą półkę.
Cała sala zadrżała. Najniższe półki miały ostre kanty zabezpieczające. Już wiedzieli jak
wyglądają kolana. Jakby uklęknął na ostrze noża. Ced skończył przemywać ranki i
zabandażował je. Na szczęście były powierzchowne.
- Miałeś szczęście. Ranki nie są groźne, tylko zdarta skóra. – zdjął go z biurka i
przytulił.
- Luz przyjechał i już spokój. – Grey zaśmiała się z nich.
- A wariował? – Luz spojrzał na nich.
- Jeszcze jak. Teraz będzie spokój.
- Na pewno, Goldenie. W domu czekają na nas Katsumi z ojcem. Przyjechałem tylko po
Ceda. – Luz zeskoczył, syknął lekko i pociągnął mężczyznę do samochodu.
Mężczyzna powędrował za nim, ale nie pozwolił mu poprowadzić. Powoli podjechali do
domu. Już z daleka widział, że ktoś tam chodzi w salonie. Powoli wjechał na podjazd i
zamknął bramę. Luz wysiadł i po drodze znów ogołocił mu róże. Naszło go wspomnienie
wieczoru, gdy wrócili od ojca po akcji w więzieniu. Wówczas też zrywał te same róże.
- Idziesz? – Luz spojrzał na niego.
- Tak, wspominałem. – zerwał sobie białą róże i szedł do domu, starannie usuwając
kolce.
W środku zobaczył obce osoby w salonie. Dwaj blondyni spoglądali na niego. Nie przejął się
tym, tylko usiadł przy Luzie i wsunął mu różę we włosy.
- Ale dba o ciebie. – Katsumi przywitał się z Cedem i pokazał im projekt. – Najwięcej
problemu zajmie przerobienie dna. Geny matki będą dominowały, więc trzeba to
wypośrodkować.
- Jak już dojdzie do zapłodnienia, to bez obawy. – wtrącił się ojciec Katsumiego. – Syn
już rozmnażał ludzi w sztucznym łonie, to popularna metoda dla osób, które nie mają
jak zajść w ciążę, bo zarodek się nie zagnieżdża.
-Czyli kiedy możemy zaczynać? – Luz wtulił się w Ceda.
-Jutro? – Katsumi spojrzał na nich. – I tak jest szum medialny wokół ojca. Unikniemy
przez to biurokratycznych obrad.
Luz spojrzał niepewnie na Ceda. Ten tylko uśmiechnął się.
- Jutro… powiedzmy o dziewiątej… w którym miejscu? – spytał.
Podano im rozpiskę. Potem obaj wyszli i odjechali taksówką. Luz pobiegł zrobić kolację. A
Ced obserwował projekt. Będzie miał dziecko. Z Luzem. Uśmiechnął się. Jeszcze bardziej się
wyszczerzył, jak dostał pod nos ulubioną zupę. Po szybkim posiłku Luz uciekł do łóżka a Ced
zaraz za nim.

Rozdział 28 - Początki koszmaru

Ced dmuchnął w srebrne włosy. Luz wciąż spał. Uśmiechnął się do niego, bezwiednie
gładząc go po biodrze. Mężczyzna jedynie zamruczał, bardziej wtulając się w niego. Ceda
niezmiernie bawił fakt, że Luz upatrzył sobie spanie na jego lewej stronie klatki piersiowej.
Po prawej wiercił się, marudził i przesuwał się na lewą stronę. Było to zabawne, gdyż kiedy
spali osobno, zawsze układał się na lewym boku. Zaś z nim spał na prawym. Nagle poczuł
złośliwe uszczypnięcie.
- Nie myśl tyle bo ci się mózg przegrzeje. – Luz pocałował go w nosek i uciekł z pokoju
z głośnym śmiechem.
Ced zaraz przyjął zaproszenie do zabawy, odrzucając kołdrę i biegnąć za nim. Luz, jak tylko
go zobaczył, pisnął i pobiegł w dół po schodach. Silver za nim. Złapał go przy oknie i razem
wypadli do ogrodu.
- Jak się nie pospieszymy, to się spóźnimy. – zauważył Luz.
- Wiem.
Ced wstał i wziął go w ramiona. Bezceremonialnie wrzucił go do wanny z lodowatą wodą,
którą zapomnieli wczoraj spuścić. Młodszy mężczyzna prychał niezadowolony, gramoląc się z
wody. Zaraz wbił się Cedowi pod ciepły prysznic i razem się odświeżyli. Luz stanął potem w
pokoju przed szafą i nie wiedział co ubrać.
- Najlepiej idź nago, dziewico. – zaśmiał się Ced, zapinając buty i schodząc do
samochodu.
- Poczekaj, już ja ci pokażę. – Luz zawarczał.

***

Ced pogwizdywał sobie wesoło w samochodzie. Tak więc gdy usłyszał odgłos zamykania
drzwi, zachichotał tylko i odwrócił się.
- I co, ubrałeś się…
Zamarł, wytrzeszczając oczy. Po chwili je przetarł. Nie, wzrok go nie mylił. Luz stał przed
samochodem w delikatnej sukieneczce i pończoszkach. We włosy wplótł kwiaty. Ced jęknął,
boleśnie uświadomiwszy sobie twardość w majtkach.
- Ty potworze! – jęknął. – Obudziłeś smoka!
Luz tylko uniósł łagodnie brew, po czym złapał za telefon.

---

Golden spojrzał na telefon, który się rozdzwonił. Ale nie ma głupich, poza Cedem i Luzem
wbili się do niego wszyscy na śniadanie, to nie wstanie bo mu miejsce zajmą. Poczekał aż
przejdzie na tryb głośno mówiący.
- Halo? – odezwał się, podczas gdy reszta grzecznie umilkła.
- Hey, to ja. – odezwał się uroczy głos Luza.
- O, cześć mały. Co tam? – Alex upiła kawę.
- Macie wolną chwilę? Bo musimy jechać na badania a Cedowi stanął i nie może
prowadzić. – Luz jak zwykle był szczery.
Alex opluła Goldena kawą. Pozostali zaś ryknęli śmiechem. Podnieśli się i ruszyli na ich
podwórze. Na widoku stało srebrne BMW Ceda. On sam klęczał na zewnątrz. I jak się
okazało, Luz nie kłamał. Jego erekcja była wyraźnie widoczna. Podeszli koło niego.
- Mały, podły, wredny, złośliwy… - Ced mamrotał pod nosem i najwyraźniej chodziło o
Luza.
- Co on ci zrobił? – Mara spojrzał na niego z politowaniem.
- Sam sobie zobacz. – wskazał mu głową gdzie ma patrzeć.
Spojrzeli na drzwi samochodu, które właśnie się otworzyły. Najpierw zobaczyli stopy w
eleganckich szpilkach, potem sukienkę a na końcu bluzkę Luza i jego włosy, upięte kwiatami.
- No… łał. - Grey z trudem zdusiła chichot.
- Golden, zawieziesz nas? Czas ucieka a jemu nie opada. – Luz zatrzepotał uroczo
rzęsami.
- Zawiozę. – poddał się, śmiejąc pod nosem.
Pomogli im usadzić Silvera z tyłu i Golden siadł za kierownicą. Pozostali wrócili do jego domu,
śmiejąc się na całą ulicę. Tymczasem mężczyzna zapytał się ich, dokąd trzeba jechać. Podali
mu kartkę z adresem. Przez całą drogę Luz bezlitośnie kpił sobie z męża.
- Ale śmieszne! – Ced w końcu nie wytrzymał.
- Po co się mi drażniłeś, że cokolwiek założę i tak nie zrobi na tobie wrażenia?
- I teraz tego żałuje. Męczyciel ludzi. – Ced przestał się przejmować Goldenem.
Nie miał po prostu wyjścia i musiał sobie ulżyć. Usłyszał tylko śmiech Luza i prychnięcie
Goldena, ale nic nie potrafił poradzić. Luz oczywiście obserwował jego poczynania z uwagą.
- Jak mi się rozbierzecie to was zostawiam. – Golden spojrzał we wsteczne lusterko.
- Nie martw się, tylko rozładuje problem i będzie dobrze. – Ced syknął.
- Ciekawe kiedy, jak dojeżdżamy. Chowaj tego mikrusa. – Luz poprawił sobie torebkę,
wskazując na budynek.
Ced warknął gniewnie. Za późno się zabrał za rozładowywanie. Zapiął spodnie i w tej samej
chwili auto zatrzymało się na parkingu. Czekała na nich reszta. Nigdy nie widzieli Ceda i
troszkę byli ciekawy. Dlatego Katsumi nie zauważył przebrania Luza i dopiero śmiechy jego
ojca i zespołu otrzeźwiły go.
- Luz, co ty znów odwalasz? – spojrzał na jego mini.
- Pokazuje ładne nogi i drażnię mu się, by miał dobrą erekcję a co? – niewinnie spytał
mężczyzna, elegancko wchodząc do środka.
Ced ruszył za nim, wlepiając wzrok w kształtne pośladki. Nie mógł zaprzeczyć, jego ukochany
miał krok modelki. I te uda… Jęknął na sam ich widok, co reszta znów skwitowała śmiechem.
- Dobrze, że cię rusza, bo musicie obaj dać mi nasienie. – Katsumi zaśmiał się.
- Oj byle szybko, bo się ciężko chodzi. – Ced jęknął i usłyszał śmiech Luza. – Ty mały…
Podbiegł do niego i złapał go w pasie, ku uciesze zebranych. Luz piszczał jak dziecko, ale
mimo to śmiał się. Katsumi dał im pojemniczki i posłał obu do osobnych kabin. Cedowi
szybko poszło, ale Luz wyszedł dopiero po godzinie, całkowicie wyczerpany.
- Co, za mało podniecony? – Ced zakpił z niego, ale zaraz okrył go swoją marynarką.
- No, widać nie umiesz eksponować swoich walorów. – Luz wtulił się w niego i poszli za
uradowanym Katsumim.
Ten zaprowadził ich do laboratorium, gdzie przywitali się z niedawno ożywionymi
naukowcami. Ci ciekawie ich obserwowali, zwłaszcza Luza w mini i Ceda, o którym już wiele
się nasłuchali. Katsumi wyjaśniał im cały proces. Luz, jako dawny laureat konkursów
genetycznych, zaraz zasypał go pytaniami. Ced zaś oglądał aparaturę i dla odmiany pytał o
skutki uboczne takiego rozwoju dziecka.
- Nie jest to szkodliwe. Dziecko rozwinie się normalnie. Nawet bezpieczniej, gdyż jest
całą dobę pod kontrolą i idzie od razu korygować wady. – młoda kobieta pokazała mu
działanie aparatury.
-Czyli jest w tym pudełku i obserwujecie rozwój komórek przez pierwsze dni?
-Niezupełnie pudełku. To środowisko wodne z osoczem. Zastępuje macicę. – Katsumi
podszedł do nich. – Ced, przepraszam ale mam prośbę.
- Tak? – mężczyzna podniósł się i spojrzał na niego.
- O ile rozumiem, Luz robi za „mamę”, prawda?
- Tak – Ced kiwnął głową.
- Chodzi o dodatkowe badanie, czy obwody tych urządzeń nie skoligują z dźwiganiem
dziecka. Luz nie chce go przeprowadzić bez twojej zgody.
- Nie, no spokojnie. Już z nim rozmawiam.
Podbiegł do mężczyzny i troszkę z nim porozmawiał. Luz już bez obaw poddał się badaniom.
Jednak potrwały one dłużej, niż to było warte. W pewnej chwili Ced, dotąd siedzący przy
nim, został poproszony do telefonu. Luz i Golden, którzy czekali na wyniki badania,
obserwowali go z niepokojem. Mężczyzna złościł się podczas rozmowy. W końcu rozłączył się
i podszedł do nich, wręczając im pieniądze.
- Wybacz, skarbie. Alex coś namieszała w naszym komputerze a tylko ja mam hasło
Admina. – musnął mu czoło ustami. – Golden odwiezie was taksówką. Chyba, że
zdążę to szybko załatwić i wrócę po was.
- Poczekamy na ciebie. – Luz uśmiechnął się smutno. – Przy okazji poobserwuje prace
Katsumiego.
Ced pożegnał się z nimi i wybiegł z sali. Luz zaś zeskoczył z kozetki i zawiesił się nad
mężczyzną.

***

Ced pogwizdywał z irytacji, bębniąc palcami w kierownice. Jak zawsze musi się napatoczyć
na pociąg. I po co zamykają dziesięć minut przed przyjazdem?! W końcu przejechał i
podniesiono zaporę. Daleko nie zajechał. Jakieś dwieście metrów przed wyjazdem z miasta
znów zabłysło ostrzeżenie na bez zaporowym. Znał tę akurat dobrze. To był długi pociąg
towarowy i już go widział nawet. Przepisowo zwolnił jako pierwszy. Niestety, drugi kierowca
roztrąbił się i staranował go. Najwidoczniej uważał, że zdążyliby przejechać. Sekundę potem
Ced poczuł tylko uderzenie. Obaj zostali wepchnięci pod pociąg. On miał troszkę szczęścia,
drugi kierowca mniej. A potem wszystko znikło w rozbłysku wybuchu…

Rozdział 29 – Znów wrogowie.

Mara siedział z Nicole na sali zebrań i omawiał z wszystkimi funkcjonariuszami plan akcji, gdy
wbiegła Lisa. Była zapłakana i przerażona.
- Zabili Cedrica Silvera! – zawyła.
- Co?! – Grey podskoczyła.
Zaraz pokazała im wiadomości. Na zdjęciach z reportażu był pociąg towarowy i jakieś Audi. I
Srebrne BMW Ceda. Jego auta, nawet zmasakrowanego, nie szło nie rozpoznać.
- Lisa, przełącz nas na radar z tamtej ulicy! – Alex wskazała na foto radar.
Kobieta drżącymi rękoma zaraz zaczęła wyszukiwać. Wkrótce obraz pojawił się na ekranie.
Było widać, że Silver zatrzymuje się przy przejeździe, widząc nadjeżdżający pociąg. Za to
jego staranował bus dostawczy i wepchnął pod lokomotywę. Pociąg uderzył w przód busa i
tył BMW. Siła uderzenia wyrzuciła Ceda z auta prze otwarte okno i to zapewne ocaliło go
przed wybuchem i spaleniem się wewnątrz samochodu. Mara zaraz wyłączył to i spróbował
skontaktować się z radiowozem, który tam był.
- Komendant Mara? – tego głosu nie znal.
- Tak. Co z Silverem?! Prowadził BMW... – drżał.
- Żyje. Uderzył silnie o betonowy pomost i przewożą go właśnie helikopterem do
szpitala na sale operacyjną. Nie wiem, co się stało...
- My wiemy, tam jest foto radar i przejrzeliśmy już całą akcję. To ten nowszego typu,
ma również kamerę.
- Och, kto zawinił? – zaraz usłyszał robienie zapisków.
- Kierowca busa staranował i wepchnął prawidłowo zatrzymane BMW wprost pod
pociąg. – Nicole podała mu coś na uspokojenie i wypił. – Rodzina kierowcy BMW jest
w laboratorium pięć przecznic od was. Powiadomcie ich a ja już jadę na szpital z
ubezpieczeniem Silvera.
- Nie ma sprawy. Luz będzie zrozpaczony. – pożegnał się rozmówca.
Mara zaraz zebrał dokumentacje Silvera. A jeszcze godzinę temu był z nimi i, śmiejąc się,
naprawiał komputer. Łzy cisnęły mu się do oczu. Kiedy wyszedł na zewnątrz, zobaczył cały
zespół Ceda. Wsiadł do mercedesa Goldena i pozwolił się zawieść im pod szpital. Nie dziwiła
go zbytnio ich postawa. Znali się z Cedem od dawna i nie chcieli jego krzywdy. Kiedy
pomyślał o Luzie, serce niemal mu nie pękło. Mężczyzna tyle poświecił, by z nim być a teraz
przez kretyna ma stracić Silvera. Zacisnął dłonie na teczce dokumentów. Silvera traktował
jak rodzinę. Był rodziną, co prawda przez małżeństwo z Luzem, ale jednak. I był ojcem
chrzestnym jego synka. Niemal nie roześmiał się, gdy przypomniał sobie ich pierwsze
spotkanie. Myślał, że faszeruje Luza narkotykami. A tu okazało się, że nie widział świata poza
nim. A kiedy Luz zginął, postanowił ocalić Ceda. I Luz wrócił, byli szczęśliwi. Aż do dzisiaj...
Spojrzał na szpital, już będący w zasięgu jego wzroku.
- Zbliżamy się. – Grey odezwała się po raz pierwszy.
- Wiem. – odpowiedział i akurat w tej chwili mercedes zatrzymał się na parkingu.
Wysiedli a Alex zabezpieczyła auto. Idąc na górę nagle Grey uświadomiła sobie coś.
- Nie wiedziałam, że Golden dał ci uprawnienia do sterowania mercedesem. – spojrzała
na blondynkę.
- Nie dał, sama sobie wzięłam. Nawet nie wie, że jeżdżę dzisiaj jego autem. Jest cały
dzień z Luzem. – posmutniała.
- Wiem, byliśmy przy tym.
Zatrzymali się przed windą wsiedli do niej i ruszyli na dwunaste piętro. Tam mara udał się do
ordynatora a reszta usiadła przy salach operacyjnych. Na trzech paliło się światełko,
oznaczające przeprowadzany zabieg.
- Ciekawe na której sali jest Silver? – Grey przyjrzała się wszystkim trzem.
- Na żadnej. – koło nich pojawił się Mara. – Za mną!
Poszli za nim piętro niżej. Na sali intensywnej terapii zobaczyli go. Nie wpuszczono ich do
środka, ale była szyba. Widzieli Marę, który dostał uprawnienie, jak podchodzi do lekarza i
wdaje z nim w rozmowę. Po godzinie wyszedł stamtąd.
- I co?! – Grey poderwała się.
- Nie był operowany, gdyż nie miał aż tak wielkich obrażeń. Ale jest coś, co się Luzowi i
nam nie spodoba. Uderzenie o ten pomost uszkodziło obszar pamięci.
- Stracił pamięć? – Alex spojrzał przez szybę na leżącego nieruchomo mężczyznę.
- Chwilowo tak, ale lekarze twierdzą, że przy częstej obecności Luza i naszej pomocy
ona z czasem mu wróci.
Nagły rumor i pisk szpilek uświadomił im, że właśnie do szpitala wpadł obiekt rozmowy.
Wkrótce zobaczyli Luza, jak przebiega koło nich i wpada do salki Ceda.
- Poproszę kartę zezwoleń…
Łubudu! Ochroniarz już leżał za drzwiami na korytarzu. Roześmiali się i zajrzeli przez szybę.
Luz siedział przy Cedzie, trzymając go za dłoń.
- Są razem uroczy. – Golden uśmiechnął się.
- Oby nic im się nie stało.

***
Luz poczuł ból i poderwał się. Znów uderzył głową o poręcz łóżka. Czuwał już trzecią dobę.
Mało jadł, spał, wcale nie wychodził. Ale Ced nie budził się. Spojrzał na ukochanego, ale ten
nie poruszył się. Dopiero po chwili zrozumiał, co go obudziło. W kieszeni wibrował mu
telefon. Wyjął go i zobaczył nadawcę.
- Katsumi? – wyszeptał, odsuwając się od monitorów.

---

Poruszył się, gdy ciepło odsunęło się. Jakieś dwie godziny temu ocknął się, ale wciąż nie
uchylał oczu. I tak świat kręcił się jeszcze w koło.
- To naprawdę ważne? Wiesz, w jakim stanie jest Silver? Nie mogę go teraz zostawić…
- chwila ciszy. – Dobrze, zaraz przyjadę. Będę uważać na siebie.
Glos był przepiękny. Pragnął otworzyć oczy, spojrzeć na tę osobę. Naraz poczuł znów to
ciepło i delikatne muśnięcie ust na czole.
- Zaraz wrócę, Cedricu. Nie umieraj, dobrze? Nie możesz umrzeć i mnie zostawić
samego, prawda?
Po twarzy przejechały mu miękkie pasma i uchylił oczy zobaczył delikatną smugę srebra, jak
podchodzi do drzwi i wychodzi, śląc mu jeszcze buziaka. Po chwili zmusił się by usiąść i
wyjrzeć przez okna. Jednak tam nie było ani ulicy ani parkingu. Kim była ta istota? Aniołem,
demonem? Nie wiedział tego. Po chwili znów usłyszał otwieranie drzwi. Powoli spojrzał na
obcą kobietę. Ta na widok przytomnego Ceda pisnęła cicho i przytuliła go.
- Obudziłeś się, synku. – wyszeptała. – Teraz można już cię przenieść do domu pod
opiekę lekarza domowego.
Poodcinała mu kabelki i wzięła go na ręce. Wyszła z nim na korytarz, całkiem pusty. Ale ktoś
tam stał przy schodach i pociągnął ich do wnęki. Chwilę później wyszedł z windy Mara i
skierował się do ordynatora. Szybko więc wbili się do drugiej windy i zjechali do auta. Ced
nie odezwał się ani słowem. Nie pamiętał tej kobiety… matki? I dlaczego uciekali przed
policjantem? Dopiero, jak byli już w samochodzie, spojrzał na nią.
- W domu ci wyjaśnię, skarbie. – uśmiechnęła się do niego. – Na razie trzeba cię
zabrać, nim odkryją twoje obudzenie się.
- Kim ja jestem… kim ty jesteś?
- Nazywasz się Cedric Silver, jesteś pierworodnym synem przywódcy mafii. Ja jestem
twoją matką. Może imiona rodziców ci pomogą? Kyoko oraz Kazama.
Te imiona poruszyły go. Pamiętał te osoby. Wychowywały go. Kazama uczył czyścić broń i
strzelać. Ale rozbolała go głowa i zaraz przestał o tym myśleć. [od autorki – pamiętajcie, że
Ced ma częściowe uszkodzenie obszaru mózgu, nie utracił całkowicie pamięci i strzępy
wspomnień od czasu do czasu się objawiają.] Wyjrzał przez okno. Zajechali pod willę. Tu
mieszkał? Nie, raczej nie, ale potrzebował opieki lekarza. A jeśli był synem mafii, to stąd
policja. Pewnie oberwał w akcji i zaczęto go obserwować by osądzić.

---

Kyoko dopilnowała, by jej syn został gruntownie przebadany. A także dopilnowała, by poznał
spaczoną przeszłość. Wmówiła mu, że Luz i reszta to policja czyhająca na niego. I była
zadowolona. Ced na imię dawnego kochanka zgrzytał zębami. Tym bardziej, że pokazała mu,
jak zabił Kazamę. Teraz była pewna sukcesu. Syn wróci w szeregi mafii a do tego sam zabije
Hikariego. Teraz stukała z radością w klawisze. Musiała wykasować z komputerów dane o
przeszłości Ceda i Luza. Zastąpi je swoją wersją. Syn nigdy się nie zorientuje, co naprawdę
działo się w jego przeszłości. Ander nie był zadowolony. Przypomniało mu się, jak Luz
obserwował wózeczek dla dziecka. Czyżby adoptowali niemowlę? Rozbije im rodzinę?
Żałował, że tak potoczyły się wydarzenia. Pragnął teraz uciec jak najszybciej. Wyszedł po
kawę i wówczas Miziami wyprowadził go w ukryciu do żywopłotu. Przerzucił go i ktoś obcy
odebrał go po drugiej stronie.
- Wywieziemy cię, ale uciekaj do Luza i uprzedź ich co się stało. Zaopiekujemy się
Cedem. On musi wrócić do dziecka i Luza.
Więc jednak. Oni adoptowali niemowlę. Zacisnął zęby i pobiegł naprzód.

Rozdział 30 – Cierpienie zagłusza radość.

Luz raźno wbiegł do kliniki, gdzie Katsumi i jego ojciec pracowali nad potomkiem. Trochę
krzywił się na takie określenia, ale nie umiał inaczej tego powiedzieć.
- Kats, co jest? – wkroczył do sali.
Wszyscy spojrzeli na nich z uśmiechem.
- Przedstawiam ci najmłodszego członka rodu Silver – Hikaru. – Katsumi wskazał mu
na sztuczną macicę. – Przywitaj się z nienarodzonym dzieckiem.
Luz zamarł, po czym przypadł do ekranu. Zobaczył mały zarodek przyczepiony do ścianki
narządu. Był dopiero wielkości paznokcia, ale unosił się i jakby… poruszał.
- To zmiany, on wciąż się rozwija. – Katsumi był dumny. – Płci jeszcze nie znamy, ale
cieszę się, że udało się. A co u Ceda?
- Wciąż nieprzytomny. – Luz westchnął. – Niepotrzebnie prosiłem by po nas wracał.
Mógł jechać do domu a my wrócić taksówką.
- Nie obwiniaj się. Jak się obudzi, ucieszy się z niespodzianki.
Luz ponownie spojrzał na maleństwo. Już widział siebie, jak nosi maleństwo w ramionach.
- Nie będzie problemów? – spojrzał wystraszony na przyjaciół.
- Nie. Można będzie karmić mlekiem modyfikowanym. Jak noworodka, gdy matka nie
ma pokarmu.
- To dobrze. – uspokoił się.
- Żadnych chorób też nie będzie. W sensie nowotworów czy genetycznych.
Wyeliminowaliśmy to.
Luz przeszedł za Katsumim do biura i zaczął przeglądać, co musi kupić na wyprawkę. Miał
sporą listę. Po godzinie usłyszeli krzyki i bieg. Drzwi otworzyły się z hukiem i wbiegł ojciec
Katsumiego. Oparł się zdyszany o ścianę.
- Tu są. – zawoła.
- Lecę. – Luz poznał głos Goldena.
- Gregory? Coś się stało? – poderwał się.
- Luz! Ced zniknął z oddziału. Przeszukaliśmy szpital, ale on chyba wyszedł na miasto!
Golden również oparł się o framugę. Luz zaś szybko wybiegł z biura, wcześniej prosząc
Goldena, by zabrał dla niego te papiery. Zatrzymał się na bramą kliniki. Nie, nie znajdą go
również na mieście. Ced byłby za słaby, by iść samemu. Musiała wynieść go Kyoko. Czyli
będą w jej drugiej kwaterze. Tej, gdzie chorowała i ukrywał ją Kazama. Na szczęście
wiedział, gdzie to jest. Przejrzał dokumenty Kazamy jeszcze za jego życia. Pobiegł na skróty
w las.

***

Ander zamarł. Ktoś nadbiegał w stronę domu Kyoko. Zatrzymał się i przykucnął. Tego mu
jeszcze brakowało, by go złapano na ucieczce. Ale po chwili zobaczył dziwny odblask
biegnącej osoby.
- Luz! – zawołał, nim zdołał się powstrzymać.
- Ander?
Pisnął zabawnie i pobiegł do mężczyzny. Więc dobrze rozpoznał. To naprawdę był Luz. Wtulił
się w jego ramiona.
- Urosłeś przez ten miesiąc. – Luz odsunął go lekko i przyjrzał mu się.
- Da się przeżyć. Ty jak zwykle, przystojny i szalony. – wyjął mu gałązkę z włosów.
- Co tu robisz? – Luz przeciągnął się.
- Korzystam z okazji i uciekam. Może mi się uda.
- To uciekaj do mnie do domu. Ale najpierw odpowiedz mi, czy ona ma Ceda.
- Ma. Sprowadziła go ale…
Luz już nie słuchał tylko biegł dalej.
- Powodzenia. Spotkamy się wieczorem.
Zawołał jeszcze, biegnąc jego trasą. Ander westchnął. Luz nie wiedział, co spotka u Kyoko.
Liczył, że chłopak naprawdę wróci. Ale na pewno będzie załamany. Westchnął i dalej pobiegł
trasą Luza. Lepiej nie robić dodatkowych ścieżek. Tymczasem Luz powoli widział już
prześwity w lesie. A także okazałą willę. Zatrzymał się na granicy posesji. Spojrzał krytycznie
na siebie. Niestety, nie zaprezentuje się Cedowi zbyt elegancko. Miał na sobie tylko policyjny
mundurek i to porwany. Przeczesał palcami włosy i westchnął. Potem wskoczył na płot i
przekroczył granice. Nie wiedział, że z okna obserwował go Ced. Ten zaś załadował broń.
Morderca ojca przyszedł do ich domu. Albo poluje na matkę… albo na niego. Więc jest
policjantem. Wprawdzie jego dziwne włosy coś mu przypominały, ale nie potrafił skojarzyć,
co. Zszedł na dół i czekał.

---

Luz delikatnie uchylił drzwi. Nieśmiało wkroczył do środka, zdejmując buty. Już to zdziwiło
Ceda. Od kiedy mordercy zachowują się tak miło?
- Pani Kyoko? – Luz zawołał jego matkę. – Halo, jest tu Pani? Czy Cedric żyje i jest
zdrowy?
- Tak, zdrowy.
Obaj spojrzeli w górę. Kyoko stała na piętrze i obserwowała go ciekawie, przechylona przez
poręcz.
- Jak ty tu trafiłeś? – aż uniosła brwi.
- Cóż, jak odebrałem telefon od pani za czasów Kazamy, to pokazał się adres. – Luz
podrapał się po głowie. – Przepraszam, że niezapowiedzianie.
- Nie szkodzi, Hikaru. Zapewne już wiesz, że zabrałam syna.
- Wiem. Przyszedłem po niego. Ordynator bał się, że odłączenie mu zaszkodzi. To było
nierozsądne. A jakby Ced zmarł?
- To niech cię nie obchodzi, psie. – Ced postanowił się ujawnić.
Luz drgnął i spojrzał w bok. To, co zobaczył, wstrząsnęło nim. Jego ukochany patrzył na
niego z nienawiścią. Całości dopełniał odbezpieczony pistolet, skierowane na niego.
- No co ty, Ced?! Nie wygłupiaj się. – zareagował odruchowo, wpatrując się w muszkę.
- Zabiłeś mi ojca. I jesteś psem. Mafia zabija psy.
Rozległ się huk. Na szczęście Luz zdołał się odchylić i dostał tylko w bok. Syknął i złapał się
za ranę. Potem spojrzał z nienawiścią na Kyoko.
- Co ty mu zrobiłaś?!
- Nie mów tak do mojej matki!
Tym razem był przygotowany na strzał. Odskoczył w bok. Widząc, jak Silver nie zamierza
ustąpić, śmignął do drzwi. Złapał za buty i wybiegł na podwórze. Kiedy Ced wypadł za nim,
Kyoko uśmiechnęła się triumfalnie. W końcu koniec ich miłości. Może nawet zabije tego
dzieciaka? Tymczasem Luz znów odskoczył, tym razem za murek. Kamień rozwalił się cal od
jego nosa. Pobiegł boso w las. Zdołał wskoczyć na drzewo sekundę przed pokazaniem się
Ceda. Wkrótce za nim pojawił się Miziami.
- Silverze! Jesteś chory! Twoja śmierć zrani szefową. Ja się nim zajmę, proszę. Wróć i
połóż się, jesteś dla nas cenny.
- Dobrze. Ale nie zabijaj go jak ci się uda. Sam go sprzątnę, jak nabiorę sił.
- Rozkaz.
Ced zawrócił do domu. Miziami zaś podszedł do drzewa.
- Spokojnie Luz, jeszcze nie ujawniaj się. – Kyoko nas obserwuje.
- Wiem, widzę. Przejdę po drzewach w głąb lasu.
Miziami udawał, że szuka go a on przeskakiwał z drzewa na drzewo. W końcu zeskoczył w
dół i założył buty.
- Trafił cię? – Miziami zamarł na widok krwi.
- W domu w bok brzucha a potem w ramię. – oparł się o drzewo. – Miziami?
- Ona nie powiedziała mu o tobie. Ot, tylko to, że był pierworodnym Kazamy. I że ty
jesteś mordercą jego ojca i polujesz na nich.
Luz spojrzał w górę. Księżyc prześwitywał przez liście i błyszczał w jego łzach.
- Chce cię zabić osobiście. Musisz uważać. – Miziami zawiązał mu chustkę na ramieniu.
– Uciekaj lepiej, nim się wykrwawisz. Zaopiekuje się Cedem.
- Powinienem cię postrzelić, by był powód przerwania pościgu.
Luz wyjął z kabury pistolet z tłumikiem i zranił przyjaciela w udo. Starał się zrobić to
delikatnie. Nie, nie chciał zabić. To miało być tylko tłumaczenie.
- Dobra. – Miziami nawet się nie skrzywił. – Opiekuj się Anderem.
Mężczyzna skinął głową i pobiegł znów do miasta. Obie rany strasznie pulsowały, ale nie
zważał na to. Tak samo jak na łzy. Jedyne, co pozostało po Cedzie to jego dom, pieniądze… i
ich dziecko. Ile pożyje z maluszkiem, zanim Ced ich zaatakuje? Czy zdoła sobie przypomnieć
coś do tego czasu? Miał nadzieję, że tak. Nie zniósłby cierpienia Silvera, gdyby przypomniał
sobie, że byli razem dopiero nad zwłokami jego i dziecka. Przy klinice zasłabł. Oparł się więc
o mur i oddychał z trudem. Zauważył, że ktoś wybiega z kliniki, po czym osunął się w niebyt.

Rozdział 31 – Prośba

Powoli otworzył oczy. Leżał na sali kliniki. Nie miał do tego żadnej wątpliwości. Obok
siedziała Grey, czuwając.
- Hey, mała. Jak zawsze na posterunku? – przywitał się cicho.
- Luz?! Dzięki bogu, chociaż z tobą wszystko w porządku. Od pięciu dni czuwamy na
zmianę.
- Pięć dni? Tak długo? – nagle wspomnienia dotarły do niego i znów popłynęły mu łzy.
- Silver tu był. – niepewnie zaczęła Grey.
- Chciał mnie zabić, wiem. – zachlipał. – To on mnie zranił. Potem wam wyjaśnię.
Grey zadzwoniła do Mary. Wkrótce przyjechał po nich samochód z obstawą. Do tego czasu
Luz przeszedł wszystkie badania. Dostał jakiś kleik, ale odłożył go i zaszedł do Katsumiego.
Ten bez problemu pokazał mu dziecko.
- To będzie…
- Nie mów płci. Proszę. – Luz spojrzał na zarodek.
- Dobrze. Dasz sobie radę? Teraz, gdy… on…
Nie musiał kończyć. Wszyscy wiedzieli, że Ced zwariował.
- Dam. Jak odzyska pamięć, to chce, by wiedział, że poradziłem sobie… dla niego.
- Więc zmodyfikowano mu pamięć?
Luz jedynie kiwnął głową, obserwując maleństwo. Było już większe. Widział nawet zarys
rączek. W tej samej chwili znalazł go Golden i poszedł z obstawą do samochodu. Katsumi
wcisnął mu ten kleik „na drogę, by nie padł z głodu”. Dlatego ciapał go bez namysłu. Był
paskudny i niewiele mógł poradzić na to. Mara obserwował go z bólem. Nie powiedzieli mu,
że Silver wznowił działalność mafijną. Za to wiedzieli, że Silver był sprawcą postrzału. Ander
im wyjaśnił. I jak tylko dowiedzieli się, że mężczyzna odzyskał przytomność, powiadomili
prokuraturę. Teraz wprowadzali Luza na posiedzenie. Chrześniak ledwo stał na nogach, ale
sam szedł. Dopiero w sali zebrań opadł z ulgą na fotel.
- Luz? – prokurator usiadł przy nim. – Cedric Silver…
- Zabija w mafii. – dokończył spokojnie. – Kyoko nie wyjawiła mu całej przeszłości.
Ponieważ zaś podparła się zdjęciami i metryką Ceda, uwierzył jej. – ramiona mu
zadrżały.
- Jaka to wersja? – Nicole zadrżała. Oby nie…
- Że nigdy nie było mnie. Że Ced jest dalej mafijnym mordercą a ja i reszta
policjantami, którzy zabili Kazamę i polują na nich.
Mara złapał go w ramiona i przytulił. Luz rozpłakał się. Urywanymi zdaniami opisał ich
spotkanie i starcie. Potem rozpoczęła się narada. Luz siedział cicho, ciapiąc dalej swój zimny
kleik. Pod koniec jednak zebrał się w sobie.
- Przepraszam… mam prośbę. – odezwał się.
Zaraz umilkli. Wiedzieli, jak bardzo cierpi.
- Nie zabijajcie ani nie aresztujcie Ceda. Prędzej czy później zrozumie, że to
nienaturalne i będzie szukał powodu. Może też odzyska pamięć i wróci. – poprosił.
- Luz ma rację. – prokurator poparł go. – Nie możemy skreślać Ceda. Nie odpowiada za
swoje czyny.
- Ced miał zabezpieczenie, że nie wpuszczało go do domu, jak był nalot policji. Włączę
ci je. Myśl o waszym dziecku. Ono teraz jest najważniejsze.
- Dziecku?!
Wszyscy spojrzeli na Grey jak na wariatkę.
- Ced i ja zgłosiliśmy się do projektu Katsumiego. W chwili obecnej nasze dziecko ma
niecały miesiąc. – Luz im wyjaśnił
- Ceda i twoje? – Mara uśmiechnął się.
- Tak. Rozwija się w sztucznej macicy, ale jest urocze. Kats zna już płeć ale
poprosiłem, by nie mówił mi jeszcze.
Na wspomnienie dziecka oczy mu rozbłysły. Ma po co żyć. Musi wychować potomka. Nawet
jeśli będzie to musiał zrobić sam. Ced już dawno przepisał mieszkanie i wszystkie konta na
niego. Zresztą Kyoko założy mu własne konta. Lub odda swoje. Wiedziała o przepisaniu.
Pewnie wmówi mu, że mieli wspólne i jakoś nie przeszkadzało jej to. Wstał powoli i pozwolił
Grey i Goldenowi zawieźć się do domu. Grey włączyła mu tę osłonę i udał się do pokoju.
Położył się. Łóżko wydawało się zimne bez drugiej osoby.
- Ced, wracaj do mnie, proszę.
Tym razem nie było nikogo i to poduszka wchłonęła w siebie jego łzy.

***

Kyoko była zła.


- Po co tam chodzisz?
- Matko, on zabił tatę! – Ced spakował dodatkowy magazynek. – Żyje sobie w luksusie
a my się chowamy!
- Nie z jego powodu. – Kyoko posadziła go. – Ja choruje. Zresztą, sam widziałeś. Zna
adres ale szanuje prywatność. Nie było dotąd policji tutaj. Nie ruszaj go.
Nie rozumiał obaw matki.
- Mamo…
- Ced, Kyoko ma racje. Jesteś najlepszym mordercą i on nie zasługuję na twoją uwagę.
Poza tym, nie pamiętasz, ale…
- Ale co?
Kyoko spojrzała na Miziamiego z furią.
- Luz wydobył ciebie z wraku auta. Spłonąłbyś żywcem, gdyby nie on. A twój ojciec
stosował zasadę, że…
- Nie krzywdzi się tego, kto ocalił ci życie. – Ced w końcu opadł, ku uldze Kyoko.
- Nie liczą się motywy. Ocalił cię. Jeśli podczas akcji nie będziesz miał wyboru, zabijesz
go. Ale tak, to unikaj, przez pamięć ojca i jego zasad.
- Masz rację. Niech mu będzie. – Ced ziewnął i powędrował do łazienki.
Miziami opadł na fotel koło szefowej.
- Myślałem, że uprze się iść. – westchnął. – Wybacz, ale pomyślałem, że tak
utrzymamy go jak najdalej od Hikariego. Nie może sobie przypomnieć przeszłości a
jakby się często widywali, coś mogłoby mu się poprawić.
- Masz rację, nie gniewam się.
Kyoko poszła do pokoju syna. Siedział przy komputerze, czytając jakąś gazetę.
- Mamo? Nie stój w drzwiach. – nawet nie spojrzał na nią.
- Nie, nic. Tak tylko patrzę. Miło widzieć dawnego Ceda.
Wyszła z uśmiechem. To był znów jej synek. Zawzięty, szybki, groźny. Z uśmiechem poszła
do siebie, planować kolejne akcje.

Rozdział 32 – bunt

I już za nami większa część srebra. Teraz czas zacząć, jak ja to mówię – Trzeci „sezon”
Srebra. Dla wyjaśnienia, całe opo podzieliłam na trzy sezony. Pierwszy sezon aż do śmierci
Luza. Drugi do rozdziału 31. I teraz zaczyna się ostatni, aż do końca opowieści. Akcja
zaczyna się sześć lat po wypadku Ceda. Wciąż nie odzyskał pamięci, ale pomału niepokoi go
zachowanie policji a wyjaśnienia Kyoko coraz mniej mu pasują. Czy w końcu przypomni sobie
przeszłość i rodzinę, dowiecie się w tym sezonie. Tu także zrozumiecie rolę Sebastina Trotha.
Zapraszam

Rozdział 32 – Bunt

Zamknął książkę, bujając się w wiklinowym fotelu. Potem spojrzał na śpiące dziecko. Wstał i
opatulił Irę kołderką. Chłopczyk obudził się podczas burzy i troszkę namęczył się z
ponownym uspaniem go. Zostawił tylko zapaloną lampkę koło łóżka i wyszedł do siebie. W
sypialni musnął stojące na stoliku zdjęcie.
- Ced, jak sobie radzisz? Ja straciłem już nadzieję, że wrócisz.
Luz rozpuścił włosy, ponownie musnął palcem zdjęcie i położył się spać. Całą tę scenę
obserwował Golden z tarasu. Wkrótce dołączyła do niego Alex.
- Powinnaś spać. – skarcił ją.
- Wiem, wyszłam tylko do łazienki. Więc w końcu stało się? Luz poddał się?
- Tak. Najwyraźniej zrozumiał, że Ced nie wróci. – zgasił papierosa.
- Myślisz, że poszuka innego rodzica dla Iry? – Alex usiadła na ławeczce.
- Nie wiem. Chyba tak, dzieci potrzebują obojga rodziców. Ira ma już prawie pięć lat.
Nie można dłużej mu mówić, że tatuś pojechał za granice do pracy. No, spać!
Alex podniosła się i razem wrócili do domu. Udała się do pokoju. Nie zapomniała zostawić
otwartych drzwi, na wypadek gdyby potrzebowała Goldena. Często miewała bule i
mężczyzna uparł się na takie zachowanie. Kładąc się pożałowała, że los zniszczył coś tak
cudownego. Miała nadzieje, że Ced przeczyta książkę i się opamięta, ale albo jej nie czytał,
albo zlekceważył.

***

Mara podpisał się na protokole obecności i wyszedł z pracy. Kiedy zobaczył żonę i synka,
posmutniał. Mu się udało, ale chrześniak nie miał tego szczęścia. Westchnął, nie potrafiąc
pogodzić się z niesprawiedliwością. Wprawdzie Ceda irytowało to traktowanie i próbował
wydusić z nich powód, nie mówili nic. Każdy chyba już uznał, że stracili go bezpowrotnie.
Nawet prokurator dzisiaj mu zapowiedział, że jeśli nie opamięta się przez najbliższe cztery
miesiące, po nowym roku rozkażą go zlikwidować.
- Nie stój tak, tato. Kolacja czeka. – Jego synek wychylił się z auta.
- Idę, idę.
Podszedł do środka i wsiadł.

***

Z wściekłością zatrzasnął drzwi od pokoju. Jeszcze zamknął się na klucz. Zaczynał powoli
mieć już wszystkiego dość. I coraz mniej wierzył matce. Najpierw zaczęło się od mętnych
wyjaśnień odnośnie zachowania policji. Potem wczorajsza sprawa z Miziamim i Anderem.
Złapał chłopaka w towarzystwie mężczyzny. Zastrzelił więc go i żonę blondyna. Tak samo jak
córkę i nienarodzone dziecko. Ale to słowa Miziamiego tuż przed zabiciem jego wstrząsnęły
nim najbardziej.
- Oby Bóg ukarał cię odzyskaniem pamięci nad zwłokami rodziny, gdy i ją zabijesz.
Te słowa go zdenerwowały. Zabił go z zimną krwią. Zgłosił to właśnie matce a ta
spanikowała. Zaczęła się wydzierać, rzucać porcelaną. Teraz zrozumiał, że postąpił głupio.
Kyoko coś ukrywała. Miał tę pewność. Zwłaszcza, jak wczoraj usłyszał o książce o nim i
zaczął ją męczyć, dlaczego o tym nie wie. Też była awantura. Nagle poczuł napór na klamkę.
Matka chciała wejść do pokoju. Niedoczekanie. Złapał za płaszcz i wyskoczył oknem.
Przesadził ogrodzenie i wbiegł w las. Nieśmiało przypomniał mu się dzień sprzed sześciu lat i
aż przystanął. Luz Hikaru. On też był miły dla niego. I nie strzelał, mimo posiadania przy
sobie broni. Może on będzie wiedział, co to wszystko znaczy? Przyspieszył, gdy usłyszał za
sobą pościg. Matka musiała go zauważyć. Wbiegł w tunel. Zawszę tędy uciekał. A i nim biegł
Hikaru. Znalazł kilka włosów. Tylko on miał takie dziwne. Wkrótce zatrzymał się przy klinice.
Odbił w prawo i z uporem skierował się na tory. Matka znała jego strach. Bał się pociągów.
Nic dziwnego, skoro tak oberwał. Wiedział, że tam nie będzie go szukać. Nigdy jeszcze nie
przekroczył torów, nieważne jak go ścigano. Policję to chyba bawiło, bo uśmiechali się i
zostawiali go w spokoju. Chociaż wiele tam było też współczucia, co niektórzy nawet radzili
mu, jak pozbyć się tego lęku. I posłuchał się teraz ich rad. Przebiegł szybko tory i wpadł za
murek. Chwilę oddychał ciężko. Potem obejrzał się. Zrobił to. Dobrowolnie przebiegł tory. Już
miał się podnieść, gdy zobaczył, że przed nim kolejne. A także, mały wisiorek, zakopany pod
mchem. Zaintrygowany podniósł go. Najpierw wyczyścił z brudu. Podczas wycierania
niechcący wcisnął przycisk i medalik otworzył się. Zamarł. Zobaczył policję, która go wciąż
wypuszczała. I on stał między nimi. Na drugim zdjęciu był on z Hikarim. Teraz kompletnie
zbaraniał. Dlaczego obejmuje mordercę ojca? Z rozmyślania wyrwał go huk przejeżdżającego
pociągu. Przejechał tuż przed nim. I wówczas coś pojawiło się w jego głowie.

Brzdęk tylniej szyby, gdy bus wjechał w BMW… wepchnięcie wprost pod pociąg… siła
uderzenia wyrzucająca go z auta wprost na betonowy murek… Luz przed oczami, gdy tracił
przytomność.

To tu miał wypadek. I to jego medalik. Podniósł się i gdy pociąg przejechał, przebiegł dalsze
tory. Tym razem nie zatrzymał się. Nie było miejsca, by schować się przed wzrokiem matki.
Dopiero w alejce skręcił w pierwszą otwartą dla ludzi bramę. Okazało się, że to księgarnia.
Przeszedł niepewnie po niej. Miał troszkę pieniędzy, ale co miałby szukać?
- Witam Pana. W czymś pomóc, doradzić? – obok pojawiła się kobieta.
- Em, szukam coś do snu. Ale nie jakieś wymysły. Ani romanse, to nudne. Chociaż
troszkę pikanterii przydałoby się. – wymyślił na poczekaniu.
- Hm… A może książkę o Luzie i Cedzie?
- Co?! – zbaraniał. Luzie i Cedzie?
Kobieta poprowadziła go do półki z powieściami dokumentalnymi.
- To opowieść o Cedricu Silverze i jego życiu. On i Luz mieszkają w naszym mieście.
Bardzo wzruszająca, oparta na faktach. Jeśli pan nie czytał, polecam. –
zareklamowała.
- Ile kosztuje? Nie wiem, czy mam przy sobie tyle.
Pokazała mu cenę i sprawdził portfel. Miał, aż nadto. Kupił więc ją. Przy wychodzeniu
rozejrzał się. Niedaleko była taksówka i podszedł do niej.
- Dobry wieczór. – zagadał.
- O, pan Silver. Jak się miewa Luz? – kierowca zamknął książkę.
Ced niemal nie zaśmiał się. Znał go z imienia, gdyż czytał właśnie książkę, którą on nabył.
- Dobrze. Chyba, byłem na wyjeździe.
- Pewnie chciałby się pan dostać do domu?
- Niezupełnie. Umówiliśmy się u autora tej książki. A ja mam wciąż kłopoty z
zapamiętaniem adresów od wypadku i nie za bardzo wiem, jak tam trafić i ile
wyniósłby kurs.
Mężczyzna sprawdził cennik. Podał mu cenę a Ced sprawdził resztę portfela. Tu nie miał
szczęścia. Zabrakło mu. Ale kierowca zaśmiał się. Po minie poznał, że nie ma tyle przy sobie.
- Policzę za paliwo piętnaście a za resztę autograf. Co ty na to?
- Tyle mam. – Ced wsiadł do środka. – Gdzie mam podpisać. – podał mu dwudziestkę.
- Koło podpisu żony. – pokazał mu i chciał wydać resztę.
- Nie trzeba, daje dwadzieścia na paliwo. – Wstrząśnięty Ced odmówił piątaka.
Podczas jazdy bił się z myślami. Więc to miał na myśli Miziami, mówiąc tamte słowa. Matka
ukryła przed nim, że ma żonę. Może i dziecko? Rodzina to nie tylko żona. Miał czterdzieści
dwa lata. Kim jest jego rodzina? I to o tą książkę Kyoko się musiała rzucać. Zamyślony nie
zauważył gdzie są i przy zahamowaniu szarpnęło nim.
- Jesteśmy na miejscu. – kierowca wskazał mu dom.

Rozdział 33 – Spotkanie

Ced spojrzał na dom, gdzie najwidoczniej trwało spotkanie. Potem drgnął. Uśmiechnął się do
kierowcy i wysiadł.
- Dziękuje. – wyszeptał.
- Nie ma za co, ale moją książkę oddaj, zatrzymaj swoją.
Ced zaśmiał się i sprawdził, którą podpisał. Oddał ją kierowcy z przeprosinami. Ten śmiał się
tylko, po czym odjechał. Ced chwilkę postał przed bramą. Na pewno powinien przeszkadzać?
- No nie. Zakurzony Silver. – zakpił głos za nim.
Odwrócił się. Stała tam kobieta z czteroletnią córką w ramionach. Nie znał jej, ale ona go
widocznie tak. Może kolejna osoba z przeszłości?
- Nie stój tak, otwórz bramkę i chodź.
Drgnął i otworzył furtkę. Oboje weszli na podwórko. Aga wpuściła go do środka. Podczas gdy
zdejmował pantofle, przeszła do salonu.
- Ced, kawę? Czy zmieniłeś gust?
Zebrani umilkli ale ona pokazała palcem na książkę. I Sebastin zrozumiał. Ced w końcu
znalazł ją i być może ona pomoże mu teraz odzyskać pamięć. Po chwili w wejściu nieśmiało
pokazał się Silver. Widać było, że jest niepewny.
- Ced! Jak ja cię dawno nie widziałem. Siadaj, my już kończymy.
Ced nieśmiało usiadł na sofie. Kiedy Aga podała mu kawę, uprzedziła go, że posłodzona dwie
łyżeczki. Uśmiechnął się. Nawet matka nie wiedziała, ile słodził. Naprawdę musieli często się
widywać. Wkrótce przyjaciele Sebastina wyszli i zostali sami.
- Sądząc po książce, w końcu udało ci się uwolnić z niewoli na tyle, że dostałeś się do
niej. – zagadnął.
- Niezupełnie. – po raz pierwszy się odezwał. – Uciekłem przed matką podczas kolejnej
awantury. Miałem dość jej wścibskości i kontroli… W każdym razie, schroniłem się w
księgarni i tam mi ją polecono. I znalazłem też medalik przy murku między torami.
Zakładam, że to tam był wypadek.
- Tak, tam. Luz niemal trzy razy nie został rozjechany, gdy szukał go. Co do twojej
przeszłości, proponuje ci przeczytać to. – wskazał na książkę. – Do tego mam
archiwalne numery gazet. Na podparcie dowodów. Potem odpowiem ci na
niejasności.
Ced kiwnął głową. Pozwolił się zaprowadzić do jego gabinetu i usiadł w fotelu. Sebastin
rozłożył mu na biurku stosy gazet. Potem został sam i otworzył książkę.

***

W zamyśleniu wstał od gazety. Zbliżała się druga w nocy. A on godzinę temu skończył czytać
cienką książeczkę i teraz sprawdzał dowody. Wiedział, że stenogramy policyjne nie są
fałszowane bo widać znaki wodne przy kopiowaniu. I tu je widział. Miał wszystko – zdjęcia,
akt ślubu, akt zgonu Luza. I metrykę Iry… Jego dziecka, powstałego z eksperymentu.
Zamknął oczy. Jak bardzo musiał kochać srebrzystowłosego Luza? Dla niego odszedł z mafii,
zdradził rodzinę, został policjantem… i z nim miał dziecko. I to do niego strzelał po wypadku.
Jak on się musiał czuć? Ukochany próbuje go zabić. Złapał się za głowę. Przypomniał sobie
pobyt w szpitalu i smugę srebra znikającą z pokoju. To musiał być on… i słyszał jego głos!
Stąd skojarzył tę modulację.
- Jak tam? – Sebastin zajrzał do niego. – Przyniosłem ci sałatkę.
- Zabiłbym Luza… - wyszeptał.
- Wiemy o tym. – postawił talerz na stole. – To Luz poprosił, by cię nie dotykać. Miał
nadzieję, że zrozumiesz iż to nie jest normalne i zaczniesz szukać powodów.
- Ira…
- Ira, bądź Aira. Luz tak na niego mówi. Wciąż mu opowiada, że tatuś pracuje za
granicą, by im nic nie brakowało. Rano zabieram Irę do przedszkola wraz z moją
małą. Chcesz jechać ze mną?
- Chcę. Tylko…
- On czeka na ciebie od sześciu lat. Nie wiesz o tym, ale w nowym roku mieli polecenie
już cię odstrzelić. Wszyscy stracili nadzieję na powrót. Luz bardzo to przeżył, ale nie
umiał się sprzeciwić. – Sebastin spojrzał na niego. – Teraz się zdrzemnij.
Bez sprzeciwu wyszedł z nim. Pokazał mu łazienkę. Także dawną sypialnie i nie omieszkał
wspomnieć, co tu robili. Ced zarumienił się i umknął pod prysznic. Te wiadomości spadły na
niego tak nagle. Już rozumiał Miziamiego. On go chronił a w zamian dostał kulkę. Szybko
umył się i wkroczył do sypialni. Położył się na łóżku i zamrugał. Coś leżało pod
prześcieradłem. Wyjął to i zobaczył małe zdjęcie. Srebrzystowłosy Luz w otoczeniu przyjaciół
z policji z niemowlęciem w ramionach. Pewny siebie i dumny, chociaż oczy pozostawały
smutne. Musnął palcem niemowlę. To Ira, jego synek. Widział pulchniutką rączkę jasnawe
włoski. Uśmiechnął się.
- Nie ma włosów po żadnym z nas? – pogładził zdjęcie.
- Ciemnieją mu. Katsumi mówił, że to tak będzie się działo do dwunastego roku życia.
– Sebastin podał mu piżamę.
- Skąd masz to zdjęcie? – pokazał mu.
- Luz pewnie zostawił. Jak remontował małemu pokój, to tu nocował.
- A coś się stało? – spojrzał z niepokojem.
- Nie, odmalował chłopcu bo chciał niebieski pokój. Troszkę się wkurzał bo miałeś
tapetę ze szczerego srebra ale jakoś poszło.
- A co z nią zrobił? – Ced założył piżamę i spojrzał na zegarek.
- Złożył w banku. Już prawie druga w nocy. Śpij.
Sebastin zamknął drzwi i udał się do siebie. Ced zaś szybko położył się i zamknął oczy. Z
początku żałował buntu, ale teraz cieszył się. Miziami miał rację, mógł zabić własną rodzinę i
jakby wróciła mu pamięć, to najpewniej oszalałby. Przekręcił się na bok i zasnął
niespokojnym snem. Rano obudził się z przeczuciem, że ktoś siedzi w pokoju. Uchylił powieki
i zobaczył ich córkę.
- Wstałeś? – wpakowała się mu na poduszkę.
- Tak. – potarł oczy.
Nie lubił dzieci, ale ta była jakaś miła. Zastanawiał się, co ona od niego chce.
- Przyszłam zobaczyć wujcia. Aira się ucieszy, zawsze tęsknił za wujciem. –
zaszczebiotała.
- Na pewno. – spojrzał z roztargnieniem na zegarek. Była prawie ósma. - A ty nie
miałaś jechać do przedszkola? – potarł twarz.
- Mam na dziewiątą. Mama zaraz miała cię oblać woda, bo ponoć wujek za mało śpi i
nie da się dobudzić. – pomachała wesoło nóżkami.
Przeciągnął się i szybko ubrał. Potem zawiązał buty i wyszedł z pokoju. Dziewczynka ujęła go
za rączkę i razem wkroczyli do salonu.
- Shannon! Obudziłaś go! – Aga spojrzała z urazą na córkę.
- Nic się nie stało. A mąż gdzie? – usiadł i nalał sobie kawy.
- Pojechał zawieść Irę do przedszkola. On już ma na ósmą, bo jest starszy. – postawiła
przed nim kanapki z szynką. – Zaraz będzie. Posiedzisz z małą? Ja muszę jechać do
pracy.
Kiwnął głową, skubiąc kanapkę. Nie bała się zostawić z nim dziecka? Przestał jednak
zawracać sobie tym głowę. Dziewczynka piła jakiś sok i obserwowała go ciekawie. Jednak już
po kwadransie zajechało auto. Sebastin wpadł w biegu do kuchni.
- Jeszcze nie gotowa? – szybko założył jej buciki i płaszczyk. – Zaraz wracam, Ced, to
kwadrans w obie strony.
- Spokojnie, dopiero wstałem. – wzruszył ramionami.
Po chwili został sam. Skończył śniadanie. Posprzątał po sobie i z lekka kuchnie. Także w
pokoju posprzątał. Skończył i odwrócił się, gdy zobaczył Sebastina.
- Nie musiałeś. – usiadł w fotelu.
- Wiem, ale i tak się nudziłem. – Ced również usiadł.
- Twoja matka nie ustępuje. Szuka cię zawzięcie. – Sebastin zapalił papierosa.
- Niech szuka. Po tej stronie raczej nie. – wzruszył ramionami.
- Na razie nie. Luz jest w domu. Ma od dzisiaj urlop a wrócił o czwartej rano. Alex
mówiła, że śpi.
Nie zapytał, kim jest Alex. Wciąż mało pamiętał. Najpewniej znał ją, ale minie jeszcze troszkę
czasu, zanim przypomni sobie o niej coś więcej.
- Alex jest w ciąży. – Sebastin spojrzał na niego. – Już drugi raz.
- Naprawdę? – udał ciekawość.
- Z Goldenem. Jego to już chyba kojarzysz?
To go poruszyło. Goldena znał. Więc Alex to ta blondynka. Zamyślił się i powiódł wzrokiem
po pomieszczeniu. Zauważył zdjęcie. Podniósł się i obserwował je przez chwilę. W końcu
sobie przypomniał.
- Zaraz, to nie jest…
- Matka Luza. Dokładnie. Anette była moją siostrą. Dlatego bardzo mi zależy na tym,
by mój siostrzeniec miał jak najlepiej. – podszedł bliżej. – Nie mów mu. Ja
pokrewieństwo odkryłem dopiero podczas pisania książki. Anette odeszła od taty. Nie
wiedziała o mnie za dużo. Była już prawie dorosła.
- Nie ma sprawy.
Ced odstawił zdjęcie. Rozumiał doskonale obawy mężczyzny. Bał się, że Luz będzie miał mu
za złe, że nie zajmował się nim.
- Jesteś gotowy? – Sebastin założył płaszcz.
- Nie wiem. – Ced złapał za swój płaszcz.
- Chcesz poczekać jeszcze troszkę? – zamarł.
- Nie. To nic nie da. Lepiej jedźmy, póki nie stchórzyłem.
Sebastin kiwnął głową i ruszył do wyjścia. Ulokował Ceda w samochodzie i poszedł zamknąć
dom. Jednak znalazł jeszcze czas na wysłanie smsa do Grey. Poprosił ją by obstawili dom
Luza. Tylko miało to się odbyć dyskretnie. Osoba, którą mieli obserwować przyjedzie wraz z
nim. Wychodząc dostał smsa. Grey pytała o Irę, więc uspokoił, że już wywiózł do
przedszkola. Potem wsiadł, odpalił silnik i ruszyli do dzielnicy mafijnej.

Rozdział 34 – W domu

Grey pierwsza zauważyła auto Sebastina i zaraz nadała im to przez radio. Ale to Caroline
pierwsza poznała, kto jeszcze jedzie.
- Ludzie, on wiezie Cedrica! – pisnęła im w słuchawki.
Jak jeden mąż spojrzeli na siedzenie pasażera. Akurat auto zatrzymało się i naprawdę
wysiadł stamtąd Ced. Więc to jego mieli pilnować?!

***

Ced spojrzał z niepokojem na biały dom. Sebastin nic nie powiedział. Doskonale czuł, jak
bardzo boi się mężczyzna. Poprowadził go do domu i zdjął blokadę. Potem otworzył mu
drzwi, wepchnął go i zamknął go na klucz w domu. Ced został sam. Oparł się ciężko o drzwi i
z trudem oddychał. Potem, gdy w końcu uspokoił się, podniósł głowę i zobaczył całkiem
srebrny pokój. Przy stopniach stały kapcie. Zauważył półeczkę z napisem Ced i zmienił
obuwie. Oczywiście jego były srebrne. Wiedział, że miał manię i miał całkiem srebrny dom,
ale ponoć spłonął. Teraz rozumiał, że dom teraz należy do Iry i Luza i tamto było
kłamstwem, by go utrzymać z dala od nich. Powoli przeszedł do salonu. Wprawdzie niewiele
się zmieniło, ale już nie był całkowicie srebrny. Gdzieniegdzie walały się pluszaki. Ściany były
błękitne, ale był na nich srebrny wzorek tapety. Meble pozostały bez zmian. Rozejrzał się po
domu, teraz ozdobionym roślinami. On nigdy ich nie stawiał, za bardzo się lenił z dbaniem, a
sprzątaczki nie chciał wpuszczać do tak drogiego domu. Luz najwyraźniej radził sobie
doskonale z tym kłopotem. Rozglądając się zobaczył na kominku kilka zdjęć i jakąś
książeczkę. Kiedy podszedł bliżej rozpoznał album z fotografiami. Najpierw przejrzał zdjęcia.
Przedstawiały głównie przyjaciół. Rozpoznał jedno zdjęcie z sobą. Stał przy Luzie i wyraźnie
zabierał się za niego. Nie wiedział, czy ktoś zrobił to znienacka czy było zamierzone.
Niedaleko na zdjęciu Luz chrzcił noworodka. Wzruszył się i złapał za album. Podszedł do
kanapy i zaczął przeglądać zdjęcia. Większość przedstawiała Luza i Irę. Ale było też
kilkanaście z nim. W pewnej chwili usłyszał muzykę z piętra. Zatrzasnął album i szybko
schował się między szafą i narożnikiem. Po chwili na dół zszedł Luz w ręczniku na tyłku a
drugim wokół głowy. Przeszedł do kuchni i nalał sobie do szklanki jakiś napój. Wrócił do
salonu i postawił picie na stoliku. Samemu otworzył szafę i wyjął piżamę. Szybko ubrał się i
wówczas zdjął ręcznik z głowy. Złapał za szczotkę i zaczął rozczesywać mokre kosmyki.
Pasma srebrnych włosów lśniły w świetle porannego słońca. W pewnej chwili skończył
rozczesywać włosy i Ced niemal nie jęknął. Mężczyzna złapał za telefon i wybrał numer.
- Halo? Lisa? Daj komendanta. – poprosił rozmówcę.
Przez chwilę czekał w ciszy. Ramieniem dociskał słuchawkę, aż zdenerwował się i dał na tryb
głośno mówiący. Zajął się więc zaplataniem włosów w warkocz dobierany.
- Luz? – głos Mary zaskoczył mężczyznę i podskoczył.
- Hey, wujku. Mam małe pytanko. – Luz zawiązał włosy.
- Pytaj a potem idź spać. Jesteś na nogach od trzydziestu godzin.
- Wiem, właśnie się szykuje do spania. A co do pytania, czy Kyoko dalej jeździ po
mieście jak wariatka?
- Tak. – mara westchnął. – I uprzedzam kolejne pytanie – Ceda z nią nie ma.
Luz złapał się za serce.
- Jesteś pewny? – zapytał płaczliwie. – Boję się o niego.
- Nic na to nie poradzisz. Na wszelki wypadek kazałem obstawić przedszkole Iry. Twój
dom również obstawia zespół Goldena. Nie bój się o synka… no i idź wreszcie spać!
Luz westchnął i rozłączył się. Potem podszedł do kominka.
- Nic ci się nie stało prawda? – spytał, dotykając zdjęcia Ceda. – Nie może ci się nic
stać. Nie przeżyje wiadomości, że zginąłeś. Proszę, bądź bezpieczny…
Pochylił się i pocałował postać ukochanego na zdjęciu. Potem z szafki wyjął tabletki nasenne.
Zażył jedną i popił sokiem. Zdołał jeszcze odstawić szklankę do zlewu i podszedł chwiejnie
do schodów. Przeszedł do pokoju i położył się. Muzyka sama ściszyła się ale Ced dopiero po
upływie godziny ruszył się z miejsca. Najpierw poszedł do kuchni. Była w miarę czysta, poza
stołem, kuchenką i zlewem. Zdjął płaszcz i pozmywał naczynia. Zrobił to co prawda
odruchowo, ale czuł się, jakby to było coś naturalnego. Zmywając zrozumiał siebie. Tu było
jego miejsce. Przy Luzie, Irze, przyjaciołach. Matka nich chodzi sobie nadąsana nawet latami,
nie dbał o to. Po pozmywaniu przeczyścił stół i kuchenkę. Potem zamarł, z częściowo
wyciśniętą ścierką.

…Cedric aktualnie był w kuchni i grzebał coś w lodówce.


- Mój boże! Czy on nie jada w ogóle mięsa? Nie jestem królikiem! Trzeba by go
nauczyć wcinać wędliny. – Ced mamrotał pod nosem. Zjadł sałatkę tylko po to, by
zrobić chłopcu przyjemność.
- Dobrze ci pójdzie, zwłaszcza jak go narkotyzujesz!
Ced wyprostował się lekko. Zmierzył spojrzeniem jego mundur i odznakę.
- A ty tu czego? – skrzywił się. – To włamanie i najście. I nawet nie krzycz, bo mi
lokatora zbudzisz!
- Lokatora?! Raczej kochanka…
- Nawet nie wiesz, jak o tym bym marzył! Ale… niestety, jestem niewinny sędzio i
władco. Chłopak ma ze mną umowę na wynajem pokoju w zamian za dbanie o dom.
Tam leży, pod twym łokciem. – Ced schylił się do lodówki.…

Upuścił ścierkę i podszedł chwiejnie do szafki. W głowie rozbłysła mu kolejna wizja.

… Do kuchni wszedł Luz. Pocierał zaspane oczka. Już nie był nagi, miał na sobie jedwabną
koszulkę do połowy ud i spodenki. Wziął szklankę i, zasypiając, próbował nalać sobie soku.
Ced zachichotał, wstał i nalał mu go do szklanki.
- Zjesz kurczaka?
- Yhym – Luz oparł się o niego i omal nie odpłynął w krainę Morfeusza.
- No to chodź, ty mój śpioszku. A ty siadaj! Nie będziemy się kłócić… czy walczyć, gdy
Luz jest na dole.
Mara usiadł.…

Otworzył oczy. Te dwa obrazy były jak żywe.


- Przebywając tutaj przypomniałem sobie dwie sceny. Może reszta wspomnień również
wróci?
Powoli rozglądał się po kuchni. Zauważył małą szafeczkę w rogu i podszedł tam. Jak mówiła
mu intuicja, była to apteczka. To mu przypomniało starcie z Marą.

…Cedric przycisnął Luza bardziej do siebie i wstał. Wyniósł chłopca z kuchni i wszedł z nim
po schodach. Kiedy wrócił, odkrył iż Mara wykorzystał to i sprawdził szafkę, z której Silver
brał lek.
- Szukasz kokainy? Powiedziałem, że go nie narkotyzuje. Rusz dupę za mną. – Silver
spojrzał na niego i odwrócił się.
Mara warknął, ale poszedł za nim. Weszli po schodach.
- Tu jest łazienka… a tu twój pokój! I spróbuj zranić moje kochanie, a znajdę cię i nie
będzie co z ciebie zbierać! – Silver wskazał mu oba pomieszczenia i podszedł do
drzwi. – Dobranoc.
Mężczyzna zmierzył go złym spojrzeniem. Wszedł jednak do łazienki…

Ced odepchnął się i wyszedł z kuchni. W salonie naszło go wspomnienie Luza, jak ustawiał
kwiaty w wazonie i warczał na niego, że pali. Uśmiechnął się mimowolnie, na wspomnienie
nastolatka z naręczem białych róż. Powoli wszedł po schodach i rozejrzał się. Było tam kilka
drzwi. Przeszedł je po kolei. Niemal w każdym przypominało mu się coś. W gabinecie
przypomniał sobie jak pisał raporty a Luz obserwował go stojąc w drzwiach. W bibliotece
naszło go wspomnienie, jak pakował się na misje i stracił kwadrans na kłótnie z Luzem o to,
że ma zabrać ze sobą kanapki. Zatrzymał się dłużej przy łazience. Ponieważ wcześniej minął
garderobę, odwrócił się i wyjął z garderoby koszulkę i srebrny polar. Na nogi zaś wybrał
czarne spodnie. Położył to w łazience i zamknął drzwi rozebrał się i z ulgą wyrzucił
wczorajsze ubranie do prania. Szybko ruszył pod prysznic i odświeżył się. Myjąc głowę
odzyskał kolejne wspomnienie.

… Cedric wstał i wziął Luza na ręce. Zaniósł go po srebrnym dywanie do łazienki. Postawił
chłopaka na kafelkach i podszedł do włącznika na ścianie.
- Jacuzzi… zwykła kąpiel… sauna… sauna z prysznicem… Może to ostatnie, skarbie? –
zwrócił się do niepewnie stojącego nastolatka.
- To twój dom, ty chyba decydujesz, jak się umyjesz…
- Nasz dom! – zaznaczył Ced. – Odpalam ostatnią opcje. I tak te twoje szmaty nadają
się tylko do spalenia.
Ced odpiął klamrę paska i rozpiął spodnie. Świadom tego, że przestraszony nastolatek go
obserwuje, zdjął dolną cześć garderoby i wrzucił do koszyka. Potem zrobił to samo z
płaszczem i koszulą. Zamknął szczelnie kosz i włączył urządzenie. W końcu podszedł w
bokserkach do nastolatka. Odgarnął do tyłu jego włosy. Potem pochylił się i polizał go po
szyi. Luz jęknął wystraszony.
- Spokojnie. Powiedziałem, że dzisiaj cię nie rozprawiczę. – Ced wymruczał mu do
ucha. – Tylko chcę, byś się rozluźnił.
Silver usiadł na kozetce. Luz dopiero teraz zauważył, że koło niej stał. Został przyciągnięty
bliżej. Ced znów wtargnął językiem do jego ust. Jednym ramieniem obejmował chłopaka, by
mu nie uciekł. Zsunął się ustami na tors chłopaka. Pieścił go palcem i jednocześnie sunął
językiem po jego klatce. Chłopak jęczał, by przestał. Odchylał się do tyłu jak tylko mógł. Nie
patrzał na to, że było mu przyjemnie. Nie, on się bał gwałtu. Cedric powalił go na brzuch na
kozetkę i rozsiadłszy mu się na pośladkach, zaczął go rozmasowywać. Luz już nie wytrzymał i
schował twarz w rękach, łkając cicho. Silver westchnął i zszedł z niego. Złapał za szampon i
podszedł do jednej ze ścian. Trysnęła na niego woda z zamontowanego pod sufitem
prysznica. Ten mały go wykończy… ale czego się ma spodziewać? Że zacznie krzyczeć „weź
mnie tu i teraz”? Mały boi się, to zrozumiałe, musi być delikatny.
- Dzisiaj dam ci spokój… tylko dzisiaj. Obiecałem ci to. Chodź się umyć.
Ced mył włosy i całe ciało. Gdy skończył, zobaczył że Luz stoi obok niego i płucze włosy.
Zwilżył usta językiem. Jednak nie zbliżył się. Upomniał się w duchu, że jutro oboje nie wyjdą
z łóżka. Wtedy spełnią się jego sny i marzenia.
- Gotowy? – Silver założył srebrny szlafrok i zawiązał harfą w pasie.
- Czy tutaj jest coś, co ma inny kolor niż srebrny? – Zainteresował się nastolatek,
biorąc od niego taki sam mięciutki szlafrok.
- Tak. – skrzywił się Ced. – Ojciec dał mi rodzinny dywan. Leży w holu.
- A jaka barwa? – Luz wyszedł za nim z łazienki, gasząc światło i zamykając drzwi.
- Taka!
Ced wskazał z obrzydzeniem na czerwony dywan „Only VIP”.…
Silver zachichotał. Teraz, gdy Luz porobił dom na swój styl, podobał mu się bardziej niż
ostatnio. Szybko skończył się myć i wytarł do sucha. Szybko założył świeże ubranie i wyszedł
na korytarz. Po tej stronie schodów zostało mu się tylko zejście w dół oraz wejście w
pracownie. Była jako jedyna pełna pajęczyn. Nie zrozumiał tego, do czasu aż nadepnął na
tubkę farby. Spojrzał wówczas na podłogę i zobaczył zaschłą krew. I zrozumiał. Czytał o tym
w książce – tu zginął Luz. Usiadł spokojnie na podłodze, próbując sobie przypomnieć tę
scenę. W końcu coś zamajaczyło mu w głowie.

… Przywalił skradzionym autem w garaż. Rzucił się biegiem na górę. Do pracowni wpadł
zdyszany. W ręku trzymał komunikator. Obrzucił ich wściekłym spojrzeniem. Drgnął, gdy
zauważył Luza na panelach.
- Kto go uderzył? – zapytał lodowatym tonem.
- Ja. Robię to, co ty powinieneś zrobić już dawno temu...
- Kocham go i równie dobrze możesz najpierw mnie zastrzelić! Precz od niego z łapami!
Cedric sięgnął po broń. W tej samej chwili odezwał się jego ojciec.
- Golden, daj mi tego dzieciaka! – wyciągnął rękę w ich kierunku.
- Proszę. – Mężczyzna pchnął nastolatka do swego szefa.
- A więc. – Luz utknął w silnym uścisku ramion. – Chcesz go z powrotem, ponieważ go
kochasz?
- Dokładnie. Oddaj mi go. – Cedric był cały spięty.
- Proszę bardzo, synku.
Silver odetchnął z ulgą. Gdyby nie wiadomość Karmen, spóźniłby się. Jego ojciec rzucił mu
srebrnowłosego. Jednak zanim Cedric zdążył go złapać, rozległ się huk strzału. I w jednej
chwili szare oczy zgasły. Ced w szoku patrzał, jak martwe ciałko jego kochanka opada
bezwładnie na panele. Dopiero wówczas zobaczył, kto to zrobił. Jego własny ojciec.
Tymczasem mężczyzna jak gdyby nigdy nic schował magnum do kieszeni i dał znak
podwładnym. Wychodząc, zatrzymał się koło syna.
- Zrób sobie z niego rzeźbę, skarbie. Wieczorem o dziewiętnastej jest zebranie,
pospiesz się więc z tym. – powiedział i wyszedł.
Dla niego nie miało to znaczenia. Zabił kolejną osobę. Opuścili posesję i pojechali do niego
do domu, podczas gdy Silver wpatrywał się w nieruchome zwłoki.…

Rozdział 35 – Wspomnienia

Ced otworzył oczy i poczuł, że na ręce spadają mu łzy. Przypomniał sobie szok, gdy Luz
wrócił do życia. Kazama celowo wykorzystał miłość Ceda, by przywrócić go na swoją stronę.
I nareszcie przypomniał sobie śmierć ojca. Przez głowę przeleciała seria wspomnień
pozostawiając po sobie ból i sporą migrenę.

…Tak jak przypuszczał, znajdowali się w kwaterze głównej. Powiódł ponurym wzrokiem po
dawnych znajomych. Każdy kręcił się, gdy ich spojrzenia się krzyżowały. Jego ojciec nawet
się nie poruszył. Na jego miejscu siedział Luz i posłał mu buziaka.
- Zdrajca. – warknął na niego Ced. – Powiedziałeś im, gdzie będę.
- Nieprawda. To nie ja. – Luz spochmurniał.
- Zdrajca i kłamca. – Aleks także spojrzała na niego wilkiem. – Ced, jak widzisz, to nie
twój Luz, tylko twór mafii. Olej sprawę.
- Dzięki za radę, sam wiem o tym od dawna.
- Lubisz mi dogryzać? – Luz zmarszczył zabawnie nos w udawanej wersji gniewu. –
Skargi i wnioski do Goldena, bo to ta paskuda nie umie trzymać mordy na kłódkę.
- Tyle to i ja wiem. – parsknął Ced. – Skończmy te błazenadę i niech oni zaczną swoje
ściemnianie.
- Jakie ściemnianie?! – Golden zawarczał na niego.
- Że chcecie mnie z powrotem, że macie żale i tak dalej. Uparte głąby, do których nie
dociera, że odmawiam i to samo zrobię teraz. – wyrecytował znudzonym tonem Ced.
- Mogą jeszcze próbować przekonać cię do mieszkania, ale nie brania udziału w
akcjach. – Alex rzuciła propozycję numer dwa.
- Nie. – warknął Ced.…

…Golden przerzucił Aleks przez swoje ramię i opuścił pomieszczenie. Luz wciąż chichotał.
Potem podszedł do Ceda i usiadł mu na kolanach. W tym czasie wrócił Golden i zameldował,
komu przekazał odesłanie dziewczyny.
- Mogę cię pomęczyć? – zachichotał Luz, dmuchając mu w nos.
- Nie. – Ced odepchnął się do tyłu.
- Uparciuch. – Luz nachylił się nad nim, obejmując go. – Bo mi się wydaje inaczej.
Gdyby nie to, co poczuł Ced, zepchnąłby go z siebie. Ale czuł, że Luz poluźnia mu kajdanki.
Najwidoczniej chciał umożliwić ucieczkę. Poczekał więc, aż ten skończy zabawę. W końcu Luz
wyprostował się.
- Zostajesz?
- Nie!
- Ale ja cię kocham.
- Nie!
- A powiesz coś innego?
- Nie!
Tym razem Luz już się lekko uśmiechnął. A potem podskoczył.
- Wiem jak cię zmusić! Zagramy. Jak wygrasz, to damy ci spokój. Jak przegrasz, to
powrócisz do mafii.
Zgromadzeni zamarli zaskoczeni, podczas gdy Ced najwyraźniej się zastanawiał. Potem
wyprostował się.
- Powiedzmy, że jestem zainteresowany, ale chce wiedzieć dokładnie o czym mówisz,
zanim podejmę decyzję. – spojrzał na niego przenikliwie.
- Zagramy w rosyjską ruletkę. – Luz zachichotał. – Nie wolno ci się obracać ani wstać.
Możesz jedynie się pochylać do przodu...
- Co to ma być, pobijanie rekordu w skłonie w przód? – Ced uniósł jedną brew.
- Nie. Dam ci pistolet z trzema kulami. Jeśli chociaż raz trafisz w pobliże swego ojca,
odejdziesz wolny. Ale liczy się pierwsze zetknięcie kuli z jakąkolwiek powierzchnią.
Czyli rykoszety odpadają.
- Luz, to niewykonalne… - zaoponowała Grey.
- Dlatego mu to zadaje. Nie wykona i będzie musiał zostać z nami. – Luz wyszczerzył
się niczym diabełek.
Cedric jednak widział w jego oczach coś innego. Coś, co go bardzo zaniepokoiło. Lecz
jednego był pewien. Intuicja mówiła mu, że może zaufać chłopakowi. Tylko… czy naprawdę
może powierzyć swe życie w ręce roztrzepanego nastolatka? I dlaczego odpiął mu kajdanki
od krzesła i poluźnił je? W końcu postanowił zaryzykować.
- Dawaj. Miejmy tę twoją zabawę za sobą. – prychnął. – Mara uczył mnie strzelać z
takiej pozycji bez rykoszetu. Poradzę sobie. Zawsze na pięć strzałów trzema trafiałem
w tarczę.
- O, to dobrze. Czeka nas zabawa. Golden daj mi swój pistolet.
Mężczyzna podał mu swoją broń i Luz załadował ją trzema pociskami. Potem wsunął ją w
palce Ceda. I zdążył mu szepnąć.
- Spudłuj dwa pierwsze razy…
- W to nie wątpię. Ściemniam przecież, ale ufam twemu planowi. Wiem, że mnie nie
skrzywdzisz. – Ced warknął na niego, wykręcając dłonie.
- To dobrze. – Luz tajemniczo się uśmiechnął. – Wieczorem zapraszam na kolację i
deserek.
Ced zachichotał i zaczął się gimnastykować. Za pierwszym strzałem wymierzył nawet celnie,
ale gdy pociągał za spust Luz wskazał mu na okno i zdekoncentrował go. Wszyscy
zachichotali a urażony Ced zawarczał na niego, że mu przeszkadza. Luz, jak to miał w
zwyczaju, wcale się tym nie przejął i przy drugim strzale przeszedł przed Cedem po picie, co
poskutkowało tym, że ten zaklął i strzelił w inną stronę.
- Przestań! Te dwa strzały specjalnie mi sknociłeś. To się nawet nie powinno liczyć. –
Ced niemal nie rzucił się na niego.
- Marudzisz. Nie zwalaj na mnie, że ty nie umiesz strzelać. – Luz spojrzał na niego z
irytacją.
- Wypchaj się, dzieciaku. Strzelam lepiej niż ty.
- Akurat! Jakbyś sobie lepiej radził, nie siedziałbyś teraz jak idiota w niewoli. – Luz się
najeżył, co dosyć komicznie wyglądało.
- Ja się tu wcale nie prosiłem! – Ced się zdenerwował.
- Nie trzeba było zostawać gliną. Nawet strzelać cię oduczyli!
- To był twój pomysł! I sam sobie strzelaj, jak ci tak dobrze to idzie! – Ced spojrzał na
niego najzimniej, jak potrafił.
- To patrz i się ucz!
Luz jednym płynnym ruchem wydobył broń i odwracając się do bossa, oddał w niego trzy
strzały.…

Podniósł się i wyszedł na korytarz. Już wiedział, co jest na dole. Garaż z jego srebrnym BMW.
Zastanowił się, czy dali radę go naprawić i zajrzał tam. A jakże, stało jak nowe. Ale zauważył
zbiornik pod chłodnicą. Luz musiał nim jeździć i przerwał przewód. Pokręcił głową i ruszył na
górę. Spojrzał jeszcze na ogród, gdzie leżały dachówki.

Za oknem przesunęły się ze zgrzytem jakieś czarne przedmioty. Cedricowi zaschło w gardle.
Dach był niestabilny…
- On wlazł na dach! Zwariował?! Mówiłem mu, że trzeba go naprawić i miał się od
niego trzymać z daleka!
Pobiegli szybko na poddasze a stamtąd otwartymi drzwiami – Ced omal nie zeszedł na zawał
na ten widok – na dach. I wówczas go zobaczyli. Luz musiał poślizgnąć się na drabinie, gdy
szedł na specjalny taras i teraz z trudem trzymał się za rynnę. Co za dzieciak! Cedric
zauważył skacząca niedaleko po dachach Grey. Ona się przyda! Najlepsza do takiej akcji
ratunkowej.
- Grey!!! – wrzasnął, aż Mara zatkał uszy.
Karmen pobiegła w stronę domu. I w ostatniej chwili złapała za dłoń chłopca, który dłużej
już nie był w stanie się trzymać i puścił. Luz spojrzał na nią zdziwiony, poprzez załzawione
oczy. Karmen podciągnęła go lekko do siebie.
- Mam cię! Przysuń się bliżej mnie, bo oboje spadniemy!
- Dobrze!
Luz przysunął się z trudem do niej, gdy złapała go za kark silna dłoń. Oboje drgnęli
zaskoczeni i spojrzeli w górę. Cedric stał na chybotliwych dachówkach a drugą dłonią wbił się
w rynnę, po której obecnie ciekła jego krew. Podciągnął chłopaka wyżej i objął.…

Pokręcił głową.
- Pamiętam to jakby to miało miejsce wczoraj. Mały, szalony Luz. – zachichotał i wrócił
na górę.
Zajrzał jeszcze do dwóch pokoi. Oba były puste. Niepewnie zerkając na otwarte drzwi zajrzał
do pokoju naprzeciwko. Była to sypialnia dziecka. Znajdowało się tam pełno zabawek,
ubranek, małe łóżeczko. Luz naprawdę elegancko ozdobił pokoik synka. Uśmiechnął się, gdy
zobaczył swojego starego misia. Luz musiał wykopać go z kryjówki na strychu. Potem stanął
w drzwiach sypialni, którą dzielił z Luzem i przybrał groźną minę.

Rozdział 36 – Znów razem.

W ciszy obserwował łóżko. Leżał na nim mężczyzna. Młodszy od niego o osiem lat. Powoli
wkroczył do pokoju. Usiadł na łóżku i odgarnął kosmyki włosów z jego twarzy. Przymknął
oczy. Bardzo pragnął przypomnieć sobie Luza. Jak daleko zaszła już ich znajomość? Jak się
poznali? W pewnej chwili Luz obrócił się i wówczas przypomniał sobie wszystko.

… Ciemna noc… spóźnienie… dziewczyna o srebrnych włosach na wąskim przejściu… wariat


w mercedesie… huk… nieprzytomne ciało… Cedric z irytacją zabębnił paznokciami o
kierownicę. Cały bok jego BMW nadawał się do remontu. Spojrzał w bok, na nieprzytomną
dziewczynę. Co ten wariat sobie myślał? To nie trasa wyścigów, tylko zwykła droga. Przez
tamtego matoła spóźnił się na zebranie do ojca. Mimo, iż był synem przywódcy mafii,
obowiązywały go te same kary, co i innych. Już w wieku dziesięciu lat przyjmował zlecenia
na zabijanie. Nawet to lubił. Wręcz przepadał za zleceniami mordu na mężczyznach lub
chłopakach. Zwłaszcza, jak byli ładni. Sam nie wiedział, kiedy to się zaczęło. Może dlatego,
że napatrzył się jak ojciec gwałci lub posuwa kobiety. W każdym razie czuł wstręt do płci
przeciwnej. Wydawały mu się głupie, wciąż się krygowały i chichotały bez powodu. Dlatego,
jak tylko miał zlecenie zabić dziewczynę, robił to z okrucieństwem. Skargami przekupionych
prokuratorów, że jego ofiary albo są zmasakrowane, albo przed śmiercią były gwałcone, nie
przejmował się. Ojciec i pozostali wiedzieli, że Ced jest gejem i uwielbia takie zabawy.
Troszkę żałował, że owa dziewczyna nie jest chłopcem. Poza tym przypominała mu pewną
osobę. Kiedyś miał zabić pewną rodzinę. Ojciec, policjant do spraw korupcji, porządnie im
zaszkodził. Wtedy zobaczył ich syna. Miał szare włosy, przetykane srebrnymi pasmami. Ced
kochał srebro. Zaraz sobie wyobraził, jak bierze to drobne ciałko w swoje posiadanie. Jednak
mały mu umknął. Zabił jego rodzinę, a tamten po prostu wyskoczył oknem. Celował mu
wprawdzie w nogę, by móc skorzystać z zabawki, ale spudłował. Wtedy to, po raz pierwszy i
jedyny, zmasakrował męskie zwłoki – ojca i brata chłopca. Wówczas tamten chłopczyk miał
może cztery lub pięć lat. Teraz ma z szesnaście. Pilnował go, dowiadując się gdzie przebywa,
ale pięć lat temu chłopak nagle zniknął z jego oczu. Spojrzał znów w bok. Dziewczyna
zaczęła się poruszać. Budziła się.…

… Starał się nie drżeć, ale kierowca musiał zauważyć jego niepokój i stan.
- Nie obawiaj się mnie. Nie skrzywdzę cię, ani nie zgwałcę. Jak się czujesz?
- Chyba nie mam żadnych złamań. – niepewnie odparł Luz. – Tylko mnie ogłuszyło.
Dlaczego mi pan pomógł? To nie jest normalne, by ktoś bogaty pomagał biedakom…
- Nie mam serca z kamienia. Poza tym był powód. Widzisz, mam słabość do srebra.
Kocham srebro. Jakbyś była szatynką albo blondynką, pewnie bym cię zostawił na
pastwę łowców dziwek.
- Jest tylko jedno ale – Luz spojrzał z urazą na mężczyznę. Nie lubił jak mylono go z
dziewczyną. – Nie jestem dziewczyną, byłbym wdzięczny za nie zwracanie się do
mnie per ona!
- Nie jesteś dziewczyną?! – Kierowca zjechał na pobocze i zatrzymał auto.
Luz patrzał, jak on odpina pas i obraca się do niego. Kierowcą okazał się około
dwudziestosześcioletni mężczyzna o ciemnym kolorze włosów, opadających wokół jego
głowy. Wiązał je w kitkę. Sięgały mu co najwyżej do połowy pleców. Na srebrnym stroju –
tak podobnym do tego, w którym chodził morderca jego rodziny – miał czarny płaszcz.
Zdziwiony, patrzył na niego niebieskimi oczyma. Oczyma przenikliwymi. Nagle, ni stąd ni
zowąd, pochylił się nad nim i rozpiął mu pasek. Luz drgnął wystraszony i załkał. Oto, czego
się doigrał. Nieznajomy facet maca go po kroczu. Ale kierowca tylko chwilkę manewrował
tam dłonią. Zaraz ją wycofał i zapiął mu spodnie. Wprawdzie ruszyły go instynkty, ale to
małe chłopiątko załkało. Wolał go nie spłoszyć.
- Przepraszam. Chciałem sprawdzić namacalnie, czy mnie nie kłamiesz. No, to zmienia
postać rzeczy. I co ja mam z tobą zrobić?
- Nie rozumiem pana. – Luz spojrzał na niego.
- Skończmy z tym panem. Mam dwadzieścia sześć lat, jestem pierworodnym synem
szefa mafii, zabijam odkąd skończyłem dziesięć lat i na imię mam Cedric Silver.
Luz wytrzeszczył oczy. Siedział w samochodzie najbardziej wpływowego faceta w tym
mieście. Nagle zdał sobie sprawę, że ma otwarte usta i jak dotąd się nie przedstawił.
Zamknął je i usiadł, schylając głowę z niepokojem. Ced obserwował go przez chwilkę. Kiedy
tak siedział ze spuszczoną głową, wyglądał przeuroczo. Nagle usłyszał cichy głosik chłopaka.
- Mam szesnaście lat i jestem zwykłym biednym uczniem pierwszej klasy liceum. Nie
mam rodziny. Nazywam się Luz Hikaru.
Ced podskoczył. O niebiosa, bogowie i wszelkie demony! Jego chłopczyk, ten maluszek,
siedzi teraz przy nim! Przyjrzał mu się uważnie. Całkiem się zmienił. Jego włosy straciły
szarość i były praktycznie srebrne. Oczy nie patrzyły ze strachem, raczej królowała w nich
niepewność i podejrzliwość. Ubrany był w zwykły szkolny mundurek. Miejscami widział
delikatne podłapywanie materiału, strój już był pewnie wysłużony. Ale teraz mógł stwierdzić
bez kłamstwa, że bardzo przypomina owego czterolatka. Wychylił się i złapał za jego portfel.
Już wcześniej widział tam krawędź szkolnej legitymacji. Wyjął ją i spojrzał na nazwisko oraz
zdjęcie. To naprawdę był on. Tymczasem Luz obserwował mężczyznę. Domyślał się, że ten
nie rozpoznał go aż do tej pory. Luz już jakiś czas temu zaczął podejrzewać – głównie przez
kolor stroju i umiłowanie srebra – że ma do czynienia z mordercą swej rodziny. Podejrzenia
te utwierdziły się, gdy przedstawił się jako członek mafii i morderca na zlecenie.
- Co teraz zrobisz? – zapytał lekko zdenerwowany.
- Hmm? – Cedric oderwał się od legitymacji. Jedno spojrzenie wystarczyło, by
zorientował się, że i chłopak go rozpoznał. – A co byś chciał, bym ci zrobił?
- Bardzo śmieszne! Zabiłeś moją rodzinę! Strzelałeś do mnie! – Luz założył ramiona na
klatce piersiowej i patrzył z irytacją. Niech go diabli, nie pokaże strachu przed tym
facetem. Może i cała mafia płaszczy się przed nim, ale on nie da mu tej satysfakcji.
- Bardziej na unieruchomienie, niż na zabicie. Nie zamierzałem brukać takiej istotki jak
ty, zwykłą, ludzką krwią.
- Młodszych mafia zabija z bezwzględnością. Niektórych nawet gwałcicie przed
śmiercią!
- Oj, ja też muszę się zabawić! Nie moja wina, że mam takie upodobania – Cedric
zachichotał na widok szoku na twarzy nastolatka.
- Zboczeniec! I ty zapewniałeś, że mnie nie zgwałcisz. – prychnął z rozbawieniem Luz.
Naprawdę nie rozumiał już tego faceta.
- Wtedy mówiłem tak, bo myślałem, żeś dziewczyna. A mnie te lafiryndy nie interesują.
Nie chce cię okłamywać, wole byś dokładnie wiedział, z kim masz do czynienia –
Cedric wyciągnął dłoń i zaczął bawić się kosmykiem włosów Luza. – Jak mam brać
sobie kogoś do łóżka, to wole chłopca.
- Kpisz sobie!? – Luz odsunął się jak najdalej od niego. – Jesteś gejem?!
- Owszem. I teraz zmieniło to sytuację. Chyba jednak nie odwiozę cię do domu.
Cedric uruchomił ponownie BMW i spokojnie zaczął jechać w stronę dzielnicy. Po kilku
minutach wjechał w uliczkę. Gwizdał przy tym zadowolony. Luz nie miał za to dobrego
humoru. Wiele naczytał się w gazetach o tym, jak wyglądały te zgwałcone ofiary. Zwłaszcza
chłopcy mieli niezbyt miłe dla oka obrażenia. Starając się nie myśleć o tym, jako on będzie
wyglądać po „zabawie” tego mordercy, dyskretnie spróbował wymacać klamkę.
- Drzwi są automatycznie zabezpieczone. Jeśli oczywiście twój gest miał oznaczać
próbę ucieczki. – Ced uśmiechnął się drapieżnie. – Natomiast jeśli szukałeś
wygodniejszej pozycji, radziłbym ci wrócić na fotel. Tym razem mi nie uciekniesz i
lepiej się pogódź z tym… o Cholera!!

…Luz podziękował grzecznie za gościnę, po czym wsiadł do auta. Cedric przewrócił oczy i
machając krótko dłonią wsiadł i zamknął drzwi. Odpalił BMW i wyjechał z garażu. Opuścili
posiadłość i ruszyli ulicą. Luz obserwował trasę przez okno. Nigdy nie był w tej części
dzielnicy. Widział ją tylko z okna. Pełno było tu willi. Nagle zwolnili i wjechali przez bramę,
która zaraz zaczęła za nimi się zamykać. Zatrzymali się w garażu. Luz odpiął pas, gdy poczuł
silną dłoń na swoim ciele a jego usta zostały zaatakowane mocnym pocałunkiem. Cedric
zdusił w sobie śmiech. Z tym dzieciakiem może być nawet fajna zabawa. Tu go odpycha od
swych ust a nawet nie zauważył, że on bawi się jego członkiem i sam nastolatek porusza już
biodrami w rytm jego ruchów. Oderwał się od niego i spojrzał na jego członka. Luz również
spojrzał w dół i zdał sobie sprawę, co wyczynia. Zamarł, po czym zaraz skulił się w sobie i
zasłonił rękoma. Cedric zachichotał. Luz z rumieńcami wyglądał słodko.
- Dlaczego się mnie wstydzisz? – zapytał, przechylając głowę. – I tak nie zrobiłbym
tego tutaj. Wolałbym, by nasz pierwszy raz odbył się bardziej romantycznie.
- A ja wolałbym, by do niego nigdy nie doszło! – Luz odepchnął go od siebie, aż Cedric
uderzył głową o dach auta.
Huknęło. Do jego nosa dotarł zapach prochu. Wówczas zamrugał. Spojrzał na magnum przy
sobie. A jakże, wypalił od uderzenia. Potem zerknął na nastolatka. Szybko go lustrował, by
znaleźć ranę. W końcu ją zauważył. Chłopak dostał w ramię. Mężczyzna westchnął i
podziękował bogom, że nie trafił go w ważne narządy.…

…Luz z trudem oderwał się od ust Silvera. Złapał oddech i spojrzał w błyszczące oczy
mężczyzny. Jego rozpuszczone włosy łaskotały mu twarz.
- Zwolnij, ja nie potrafię tak od razu! – wydyszał.
Cedric tylko zachichotał, sunąc językiem po jego szyi. Uwielbiał to. Zawsze czuł, jak ofiara
trzęsła się w szoku, jak błagała spojrzeniem o litość. Tym razem było jednak inaczej. Luz wił
się pod nim, rozkosznie wygięty w łuczek. Musiał go pieścić delikatnie, by nie naruszyć
opatrunków. Ale mimo to i tak był szczęśliwy. Nastolatek pierwszy go pocałował, tym samym
prowokując do zabawy. Wprawdzie Cedric wciąż pytał się spojrzeniem, czy nie odczuwa bólu,
ale chłopak mu zaprzeczał. Owijał uda wokół jego bioder, mocno dociskając go do siebie.
Ced z początku nie był zbytnio zadowolony. Wolał ostry seks, a tu został zmuszony do
powolnych, delikatnych i jedynie drażniących ruchów wewnątrz chłopca. Jednak teraz był
zachwycony. Ta nowość w wykonaniu Luza była urocza. W pewnych chwili poczuł gwałtowne
ściśniecie mięśni Luza a potem chłopak zwiotczał mu w ramionach. Równocześnie poczuł coś
lepkiego na udzie. Zachichotał i przyspieszył ruchy. Wkrótce również on doszedł. Przez
chwilkę był nieruchomy. Spoglądał tylko w szare oczy Luza. Nastolatek odwzajemniał ów
spojrzenie. Potem jednak jego powieki zamknęły się i obrócił głowę. Cedric zszedł z niego i
westchnął. Położył się obok chłopaka a Luz od razu wtulił się mu w tors.…

… Spojrzał na niego, żałośnie skurczonego i smutnego.


- Wszystko w porządku? – Ced usiadł obok.
- Brakuje mi czegoś. – Luz westchnął.
- Co, skarbie? Co lub czego ci brakuje? – Ced pogłaskał go po włosach.
- Nie czegoś, a kogoś. – Luz znów westchnął
- No to kogo ci brakuje? – Ced usiadł prosto.
Nie wiedział już, o co chodzi Luzowi. Jak to kogoś? Mają przecież siebie. Jest Grey, Golden,
Mara, Alex... Kogo on chce?!
- Chce mieć dziecko, Silver. Chce być ojcem! – Luz spojrzał na niego.…
Cedric drgnął, po czym odwrócił się i podszedł do okna. Oparł czoło o szybę i przez chwilę
stał w takiej pozycji. Tymczasem Luz poczuł się troszkę urażony. Nie cierpiał, jak wyduszano
z niego powód smutku a potem doszczętnie olewano.
- Luz? – Ced odwrócił się w końcu. – Ty to powiedziałeś najzupełniej poważnie?
- Tak. – burknął urażony.
- Jasne…
Ced podszedł do łóżka i usiadł na nim.
- Nie ma sprawy. Jutro złożymy wniosek o adopcję. – przeciągnął się.
Nienawidził dzieci. Ale dla Luza gotów był się poświecić. Może pokocha to dziecko i nie
przekaże mu nienawiści? Spojrzał na Luza, który był – o dziwo – raczej zagniewany.
- No, dzisiaj już za późno na adopcję. – Ced spróbował mu wyjaśnić.
- Nie chce adopcyjnego! Chce rodzone dziecko! – Luz odwrócił głowę na bok.
- Ale… ale… przecież my…
- Ced, to nie wyklucza posiadania dziecka! – Luz poprawił sobie trampka.

Luz znów się poruszył i delikatnie dotknął jego uda. To obudziło Ceda z transu.
- Jesteś cudem, Luz. Pozwoliłeś mi odnaleźć wspomnienia, których szukałem prawie
sześć lat. Cieszę się, że udało mi się tutaj trafić.
Schylił się i pocałował go w rękę. Wówczas Luz otworzył oczy i spojrzał na niego
półprzytomnie.

Rozdział 37 – Koniec mafii

Luz zamarł. Teraz żałował, że zasłonił okno. W pokoju panował półmrok i nie wiedział
dokładnie, kim jest osoba siedząca na łóżku. Przełknął głośno ślinę.
- Kim jesteś?! – wyszeptał przerażony.
- Twoim panem, jak już.
Ced przechylił się i zapalił światło. Luz drgnął. Spojrzał na zegarek. Ira mógł wrócić z Nicole
lada chwila i obaj zginą. Ced poruszył się i skupił się na nim. Wydawało mu się, że sięga po
broń i już zamierzał się na niego rzucić, gdy zobaczył książkę Sebastina w jego ręce.
- Och. – odetchnął i spojrzał na niego odrobinę spokojniej. – To dlatego…
- Sebastin mnie wpuścił. – Ced objął ramionami kolana. – Słyszałem cię, jak
rozmawiałeś w salonie, zaplatając włosy.
- Dlaczego się nie ujawniłeś?! – Luz spojrzał na niego dziwnie. – Ja się martwię od
dwóch dni.
- Więc już wiesz? – Ced mocniej zacisnął palce na ramionach.
- Wiem…
Katsumi zaraz zadzwonił do niego i zabrał ciała. Teraz robili co mogli, by im zwrócić życie.
Miziami i Ander już żyli, ale kobieta i dzieci nie miały tego szczęścia.
- Zdradziłem cię. – Ced spojrzał na niego.
- To też wiem, Miziami mnie uprzedził.
Teraz to już mało bolało, ale przeżył szok, gdy dowiedział się, że Kyoko zmusza Ceda do
zostania ojcem i Ced dla spokoju przespał się z kobietą. Spojrzał na niego i podniósł się
bliżej.
- Nie wiedziałeś o mnie. Kyoko w życiu by ci nie powiedziała. – pogłaskał go po
włosach. – Nie smuć się, najważniejsze to pomóc teraz tej dziewczynie.
- Nie jest w ciąży, ale mimo to trzeba ją uwolnić. – Ced spojrzał z bliska w szare oczy i
pochylił się.
Przylgnął całym sobą do Luza, delikatnie muskając ustami jego wargi. Luz najpierw spiął się,
po czym uchylił je i pozwolił mu na głębszą pieszczotę. Ced bez wahania skorzystał z okazji i
zaczął delikatnie ssać mu wargę. Również przechylił Luza na pościel i ułożył się na nim. Jego
dłonie zaraz zjechały na tors i zaczęły rozpinać jego piżamę. Luz szarpnął się do niego a on
tylko zachichotał, zsuwając się ustami na szyję i całując go coraz niżej. Tak bardzo za tym
tęsknił. Ale był pewien, że Ced nie odzyskał jeszcze pamięci. Tylko powoli powracają do
niego momenty. Jęknął, gdy poczuł ciepły oddech na swoim udzie. Kiedy Ced zdążył zdjąć
mu bieliznę?! Spojrzał w dół wprost w niebieskie oczy, teraz błyszczące wesołością. Ced
pochylił się i pochłonął mu członek ustami, lekko przygryzając go. Luz tylko usiadł i zaczął
przebierać nogami, pojękując rozkosznie. Całkiem zapomniał, jak kiedyś reagował.
Wspomnienia uderzyły go wraz z orgazmem, po którym opadł bezsilnie na łóżko. Obrócił się,
dysząc w poduszkę. Ced znów go rozpuścił. I nagle poderwał się gwałtownie, jak poczuł
mocne pchnięcie. Ced zaraz zakleszczył go i od razu rozpoczął pchnięcia. Językiem pieścił mu
ucho i szyję. Mruczał przy tym zachwycony.
- Ced… mogłeś uprzedzić. – Luz zaparł się mocniej i wypiął bardziej.
- Ile można czekać? Nie miałem cię od sześciu lat. Pragnę tego tu i teraz.
Ugryzł go w szyję niczym wampir i w tej samej chwili doszedł. Obaj opadli na łóżko. Ced
jednak objął Luza i gładził mu plecy.
- Kocham cię. Mimo, iż nie odzyskałem wszystkich wspomnień, to tego jestem pewny.
– pocałował go w czoło. – Nienawidziłem dzieci ale my mamy syna. Gdybym nie
kochał nie zgodziłbym się na ten eksperyment.
- Też cię kocham.
Luz przewrócił go na plecy i usiadł na nim. Troszkę pokręcił się, celowo drażniąc go przez to.
- Tęskniłem.
- Domyślam się. Nie wiem, czy kiedykolwiek wybaczę sobie. Omal cię nie zabiłem.
Spojrzał na niego z bólem i zobaczył, że Luz śmieje się i przewraca oczami.
- Było, minęło. Nie pamiętałeś mnie więc nie odpowiadasz za ten czyn… o do diabła,
już trzynasta! Ira zaraz będzie a ja obiadu nie zrobiłem.
Luz zerwał się i zeskoczył z niego, w biegu łapiąc ubranie z krzesła. Ced chwilkę również
poleżał, po czym wstał i zapiął spodnie. Zszedł na dół i wkroczył do kuchni. Widząc jak Luz
gorączkowo szykuje ziemniaki i mięso złapał za nóż i pomógł mu obierać. Mężczyzna tylko
uśmiechnął się, mamrocząc podziękowania. Potem jednak pogonił go z kuchni, mówiąc, że
da już sobie radę. Ced wyszedł więc na werandę i usiadł w cieniu. Nie mógł się doczekać, by
poznać synka. Wkrótce zobaczył radiowóz i wysoka kobieta wysiadła z małym chłopcem.

***

Ira z ulgą wysiadł. Nie cierpiał radiowozów. Zdecydowanie wolał ich BMW. Obrócił się by
podbiec do mamy, ale Luza nie było. Za to na werandzie siedział ktoś, kogo znał tylko ze
zdjęć. Oczy rozszerzyły mu się na ten widok.
- Tata! – ryknął i zaczął wyrywać się z ramion ciotki Nicole.
Zaraz zjawiła się reszta zespołu. Sebastin też tam był, ale stali tylko z boku. Ced tymczasem
podniósł się i podszedł do bramy. A raczej podbiegł, gdyż Ira wyrywał się tak, że lada chwila
mógł spaść i skręcić sobie kark. Złapał go na sekundę przed zderzeniem z chodnikiem i
postawił na nim. Przyklęknął naprzeciwko niego.
- Pokaż mi się, rozrabiako. – pocałował go w czoło i obejrzał uważnie.
Ira miał dłuższe włosy. Wydawały się brązowe, ale czasem widział przebłyski błękitu. Oczy
wydawały się niebieskie, ale przebijała się przez nie zieleń.
- Długo będzie się zmieniał wygląd? – Ced wziął go w ramiona i wstał.
Spojrzał na Sebastina w skupieniu.
- Do ośmiu, czy nawet dwunastu lat od narodzin. – Troth wzruszył ramionami. –
Ostatnio miał żółte jak sraczka.
- Nie obrażaj mi syna. I jak możesz to powiedz Marze, żeby przybył tu w sekrecie. O ile
chce oczywiście pozbyć się mojej matki, bo póki ona tu mieszka, nie zaznamy od niej
spokoju.
- Od dwóch dni wariuje. – Grey spojrzała na niego niepewnie.
- Bo mnie wkurzyła i jej uciekłem. I dzięki za rady jak przełamać lęk. Ona wciąż chyba
nie wie, że jestem po drugiej stronie torów.
- A tak na marginesie, gdzieś ty dorwał moją książkę? – Sebastin otworzył furtkę i
razem poszli usiąść na werandzie.
- Proste. Jak uciekłem od niej i przebiegłem tory, schowałem się w pierwszym sklepie.
I to była księgarnia. To ściemniłem, że szukam coś ciekawego do snu i wcisnęli mi ją.
Postawił sobie Irę na nogach i zaczął się z nim bawić. Był to dość zaskakujący widok, ale
Sebastin z miejsca ucieszył się.
- A wspomnienia? – spojrzał na zegarek.
- Część wróciła jak Luz spał. Sporo też jak z nim… cóż…
Zebrani roześmiali się. Więc jednak od razu przywitali się swoim sposobem.
- Właśnie, chyba powinienem mu pomóc przy obiedzie bo troszkę straciliśmy rachubę
czasu.
- Wiadomo, ale nie ma potrzeby. Skończyłem. Wszyscy marsz do kuchni. – Luz pokazał
się w drzwiach i pogonił ich chochelką do mieszkania.
Ced przerwał zabawę w łapki z Irą i razem poszli do kuchni. Tam Luz zabrał chłopczyka do
zlewu, umył mu rączki, zdzielił ścierką Ceda w głowę, że też ma grabie umyć i posadził Irę w
jego krzesełku. Silver troszkę pomarudził, ale jednak umył ręce. Oczywiście oddawał sałatę
Luzowi. Ira też tak robił, ale obaj kategorycznie mu zabronili.
- Musisz ją jeść by być silnym. – Luz oddał mu sałatę.
- Tata nie je. – Ira się naburmuszył.
- Bo tata to głupi cep i nie wie, co dobre. – Ced spojrzał na synka. – Musisz mieć siłę
zająć się mamą, jak nie będzie umiała już nawet pierdnąć bez pomocy.
- Ced!
Luz wsadził mu w usta por. Ira zachichotał. Ced prychał, ale zjadł warzywo.
- Ja nie królik. – zaoponował jak skończył.
- Musisz jeść warzywa, bo oślepniesz i na przyszłość w dobrą dziurę nie trafisz. – Luz
zakpił z niego.
- Drań… ale ty możesz mi dogryzać.
- Ja wszystko mogę.
Przechylił się przez stół i pocałował go. Nagle usłyszeli syrenę radiowozu i spojrzeli na drzwi.
Wbiegł do nich Mara i prokuratura. Na widok Luza karmiącego synka i Ceda zamarli.
- Mara! Ced w końcu przypomniał sobie o mnie! – Luz zawiesił się na szyi komisarza.
Prokuratura spojrzała na Ceda.
- Chyba będę znów aresztowany. – zauważył Ced, karmiąc Irę zamiast Luza.
- Dlaczego niby? – Mara spojrzał na niego.
- Może i nie wiedziałem, że nie jestem mordercą tylko policjantem, ale zabijałem. To
jednak zbrodnia.
- Ty masz usprawiedliwienie. Oficjalnie wysłaliśmy cię za granice na misję. A zbrodnie
przeszły na twoją matkę.
- Rozumiem… i dziękuję. Ale chciałbym wam chociaż dać dane mafii. Kyoko może
atakować moje dziecko i Luza.
Prokurator postawił na blacie laptopa i Ced oddał posiłek Iry Luzowi. Sam ruszył do laptopa i
zaczął wgrywać im dane ze swojego notatnika. Mara uśmiechał się lekko. Wziął się za
karmienie Iry a Luz zjadł, po czym zaczął dokarmiać Ceda. Psioczył troszkę na
srebrnowłosego, ale posłusznie jadł. W końcu, po prawie godzinie skończył i odkrył, że poza
Marą i Sebastinem reszty nie ma. Rozejrzał się zaskoczony.
- Poszli do domów. Luz zaś zabrał Irę do wanny i pewnie siedzą w pokoju. – Mara
wstał i zamknął notes. – Masz dwa miesiące płatnego wolnego. Luz ma miesiąc
urlopu więc i ty skorzystaj. Bawcie się dobrze. Poza tym, idziemy łapać Kyoko i
najpewniej będziesz zeznawał na tajnym procesie. Nastaw się na to.
Ced kiwnął głową i mężczyźni wyszli. Pobiegł na górę i już na schodach słyszał głos Luza.
Czytał on bajeczkę Irze. Chłopczyk pokazywał mu na obrazki a Luz opisywał mu do czego się
to odnosi. Ced oparł się o framugę i obserwował rodzinę.
- Nie stój w drzwiach, tatusiu! Chodź do nas. – Ira wyczuł go bezbłędnie.
Luz spojrzał na niego i lekko uśmiechnął się. Silver podszedł do nich i usiadł przy synku. Ira
zaraz przeszedł do niego.
- Cieszę się, że wróciłeś. Tęskniłem. – wtulił się mu w tors.
- Też tęskniłem, skarbie. I już nigdy nigdzie nie pojadę bez ciebie i mamy.
Przygarnął do siebie także Luza.

Rozdział 38 – Proces i poród

Luz potrząsnął Cedem, aż ten się obudził.


- Co się stało? – zapytał, zapalając światło.
- Koszmar. – Ced uciekł spojrzeniem.
Od tygodnia budził go ten sam koszmar. On sam nad zwłokami Luza i Iry. Bał się tego snu,
ale nie umiał przełamać lęku. Poczuł dłoń Luza i po chwili spoglądał w szare oczy.
- Boisz się o mnie i Irę? Nie przejmuj się, dzisiaj będzie proces i zakończy się to piekło.
W sumie za godzinę musimy wstawać.
Luz oparł się głową o jego klatkę piersiową i objął go ciepłymi ramionami. Ced uśmiechnął
się, gdy przypomniał mu się ich wieczór. Luz miał nieprzebrane pomysły na zabawę w łóżku.
Zaczęło się niewinnie. Zaproponował mu kolacje w sypialni. Zgodził się, chcąc mu sprawić
radość. Oczywiście Luz tak nacierał przyprawami garnek, że erekcja niemal nie przebiła
spodni Ceda. Potem wzajemnie się dokarmiali i nawet nie wiedział, kiedy wylądowali w łóżku.
A do tego Luz tak go rozkręcił, że pozwolił mu nawet być na górze. Ced usiadł z sykiem.
Zaczął mu współczuć. Jeśli to naprawdę aż tak mocno bolało…
- Ty jesteś masochista? – potarł tyłek.
Luz roześmiał się.
- Ja jestem przyzwyczajony. Wstawaj. Trzeba wyszykować Irę. Po raz pierwszy
pokażemy go światu.
Ced spoglądał na niego, jak wychodzi, kręcąc kusząco tyłeczkiem. Potem również wstał i
dołączył do nich w łazience. Skorzystał z prysznica, dziwiąc się samemu sobie. Mieszkali
razem raptem siedem dni a on nie umiał już bez nich żyć. Opłukał włosy i wyszedł z kabiny.
Założył srebrny szlafrok i przysiadł koło Iry.
- Nic nie mów, to będzie najlepiej. – poczochrał włosy synka. – Dziennikarze bywają
podli.
- Dobrze tato. A długo to potrwa? – Ira namydlił mu policzki. – Ogól się bo porysujesz
mamę w nocy.
Luz zaśmiał się i wskazał mu swoją maszynkę. Potem wyniósł Irę do pokoju. Gdy Ced wrócił
do ich sypialni, już ogolony, Ira siedział na łóżku i podpowiadał Luzowi jak ma się ubrać.
- A mi podpowiesz? – Ced cmoknął aniołka w nosek.
- Tato, zacznij od czarnych slipów. Potem na to spodnie, koszula i marynarka. Nie
zapomnij o skarpetkach i butach, koniecznie wypastowanych.
- Ira od dziecka uwielbiał mnie ubierać. – Luz podał mu wymienione rzeczy.
- Widzę, że mam utalentowanego stylistę.
Luz zaśmiał się z miny i pokłonu Ceda. Sam szybko założył buty i zegarek. Był już gotowy to
zszedł z Irą do samochodu. Usiadł z synkiem z tyłu. Wkrótce nadszedł Golden i Grey. Zajęli
oni miejsca z przodu.
- A gdzie Ced?
- Idę, Idę! – Ced zamknął dom na klucz i także wsiadł. – Zmieścimy się?
- Kotek, to ty przerabiałeś te BMW. Więc na pewno. – Karmen odpaliła silnik.
Ira poprawiał włosy Ceda całą drogę. Luz czytał gazetę i co chwila kreślił w krzyżówce. Ced
tylko podziwiał widoki, poza przejazdem przez tory, kiedy skulił się i zamknął oczy. Luz zaraz
przytulił męża i uspokajał. Ced oczywiście nie popuścił, gdy usłyszał o zaproszeniu na
obiadek i już śmiał się jak wariat. W końcu dotarli przed sąd.
- Ale tłum. – Golden przygotował broń.
- Tato, a jak mnie zdepczą? – Ira wkleił się w koszulę Ceda.
- Tatuś zaniesie cię w ramionach.
Zatrzymali się i Ced wysiadł. Zaraz obskoczyli go fotografowie i zaczęli zasypywać pytaniami.
Ced jednak wziął w ramiona syna i pomógł wyjść żonie. A potem fuknął na fotografa,
pchającego się do Iry.
- Dzieciakowi oko wydłubiesz tym złomem! Won od maleństwa, zanim je okaleczysz.
Tyle siły było w jego głosie, że zaraz każdy się cofnął. Kiedy napór zniknął, Ira wysunął
ciekawie główkę zza ramienia ojca i obserwował wszystko ciekawie. Zwłaszcza intrygowało
go błyskanie fleszów.
- To to po co tak się błyska? – spytał jakąś kobietę.
- A żeby cię utrwalić na zdjęciu. – uśmiechnęła się do niego.
- A taty i mamy aparat nie błyska. – Ira skorzystał, że rodzice rozmawiali z prokuraturą
i podszedł bliżej.
Zaraz go otoczyli, ale ostrożnie.
- Błyska, by był lepszy efekt, zobacz.
Kobieta zaraz pokazała mu jakie ma ładne zdjęcie. Ira zaraz zaciekawił się jak to się robi i
nawet zrobił kilka zdjęć własnoręcznie.
- Aira! Nie przeszkadzaj Pani w pracy! – Luz zaraz podszedł i wziął dziecko w ramiona.
– Przepraszam za niego. Wszystko go ciekawi i od razu meczy.
- Nie szkodzi, jest uroczy. – Kobieta zaśmiała się uroczo.
- Papa. – Ira pożegnał się z nią.
Ced nie chciał strofować chłopca, ale bardzo się wystraszył, jak zniknął mu z oczu. Razem
wkroczyli na salę sądową. Kyoko już tam była wraz z większością mafii. Zamarła na widok
Ceda z dzieckiem w ramionach. Kiedy koło nich usiadł Luz, zrozumiała. Syn poznał przeszłość
i to on ich zdradził. Wkrótce wkroczył sędzia. Prawie dwie godziny odczytywał oskarżenie. Ira
spoglądał na wszystko z ciekawością, ale Ced i Luz niemal nie spali. W końcu sędzia skończył
i spytał oskarżonych, czy chcą coś dopowiedzieć. Kyoko wstała.
- Tak. Potwierdzam, że to wszystko zrobiliśmy, więc streszczaj się z wyrokiem.
Na sali zapanowało poruszenie. Kyoko spojrzała smutno na syna.
- Wiem, kto to wydał i być może to była moja wina. Niepotrzebnie ukrywałam
przeszłość i teraz za to odpokutuje. Nie ma sensu zaprzeczać i kłamać, Ced za dużo
wie o organizacji. Zabijcie nas i będzie święty spokój. Tylko może lepiej wyprowadźcie
stąd to dziecko.
Ced spojrzał na Luza. Ten tulił do siebie Irę, ale również był wstrząśnięty. Chłopiec zdołał w
międzyczasie wydostać od Luza cukierka i ciamciał go. A potem wyrwał się Luzowi i wbił na
kolana Kyoko. Ta zaniemówiła, ale nic nie powiedziała.
- A po co ci tu to stoi? – Ira zajrzał jej w bluzkę.
- Aira!! – Ced poderwał się.
- A po to, byś się mógł wygodnie ułożyć do spania. – Kyoko zachichotała.
Wprawdzie czytała, że mają syna, ale nie wiedziała, że to małe coś jest takie urocze.
Poprawiła go sobie i objęła. W międzyczasie podszedł Ced z Luzem, gotowi w każdej chwili
reagować.
- To jest Ira, tak? – spojrzała na Luza.
Ten sztywno kiwnął głową.
- Zamierzałam ci go wyrwać dla Ceda. – dmuchnęła na włosy chłopca. – Nie
zasługujesz na mojego syna i wnuka. Oni powinni mieć normalne rodziny.
- Mają normalną rodzinę. Troszkę tolerancji. – Luz się nastroszył.
- Geje to normalność?! Kobieta powinna go utemperować a ty co zdziałałeś? – Kyoko
rozgniewała się.
- Na tyle utemperowałem, że przestał zabijać. – Luz nachylił się nad nią. – Ty męża
odwieść od mordów nie umiałaś! Byłaś jego niewolnicą, dziwką a mimo to dalej
pchałaś się do jego zachowań.
Kyoko nic nie powiedziała. Pochyliła się tylko i zaczęła bawić z Irą w łapki. Tymczasem sędzia
wyszedł z pozostałymi. Trwała burzliwa dyskusja. W końcu postanowiono, że kara będzie
wysoka, ale Kyoko dostanie ulgę. W końcu była babcią i najwidoczniej wadził jej tylko Luz.
Wrócili więc i ogłosili wyrok. Poza Kyoko skazano ich na karę śmierci. Kobieta dostała
dożywocie a jej fundusze i własności przeszły na Luza. Kyoko powiedziała, że już wolałaby
śmierć, bo to było dla Ceda a nie tego drania. Ced troszkę się z niej śmiał, zwłaszcza gdy Ira
szczelił jej z stanika po plecach i Kyoko odtańczyła jakiś taniec.

***

Luz wyszedł z kancelarii adwokata. Podpisywał właśnie akt przejęcia własności. Przy okazji
od razu przepisał wszystko na Irę. Ced również zdecydował się na ten krok. Zaproponował
jednak, by to Sebastin przejął majątek jeśli Ira będzie miał z tym kłopot. Luz nie odmówił mu
tego, więc Troth przyjechał do nich i także podpisał akty. Obecnie stali na parkingu.
- Luz, tylko nie wiem, dlaczego się boisz. Przecież możesz żyć wiecznie. – Sebastin
otworzył drzwiczki.
- Ponieważ za tydzień mamy badanie i chce poprosić o coś Katsumiego. A wolałbym,
by Ira miał fachową pomoc prawną i tak dalej, jeśli nam coś się stanie. – Luz zamarł,
po czym wysunął się przed nich.
Ced także spojrzał, kto do nich biegnie.
- To nie jest ta dupa Karmen? – zapytał bardzo inteligentnie.
- Ta dupa ma na imię Caroline. – Luz zamaskował uśmiech.
- Ludzie… i pół roboty… - Caroline dopadła do nich. – Karetka zabrała Alex Kivesonę do
szpitala. Golden szaleje na korytarzach i nie możemy sobie z nim poradzić.
Luz zaraz wsiadł za kierownice BMW. Ced z Irą wbili się na tylne siedzenie a Caroline usiadła
z przodu i zaczęła go kierować, do jakiego szpitala mają jechać. Po pół godzinie, dwóch
ostrych wjazdach na skrzyżowanie i rozwalonym hydrancie, dotarli pod szpital. Ced zamknął
auto. Obejrzał się. Luza i dziewczyny już nie było. Objął więc mocniej Irę i spokojnie ruszył
do budynku. Sprawdził w informacji, gdzie jest Alex i ruszył na salę porodową. Chcąc sobie
skrócić wkroczył tam przez sale lekarzy i niepostrzeżenie stanął przy niej. Wraz z Irą złapał ją
za rękę. Ta spojrzała na niego w szoku, ale akurat złapał ją skurcz i nic nie powiedziała poza
krzykiem. Ira zaczął ją dopingować, że da radę i Alex zaśmiała się przez łzy bólu. Zanim
lekarze wyrzucili ich, usłyszeli płacz noworodka. Alex opadła z ulgą na łóżko i spojrzała na
Ceda.
- Dziękuję. – mocniej uścisnęła jego dłoń. – Gdyby nie wy, nie dałabym rady.
- Nie ma sprawy. Po to przyjechałem. Odpoczywaj, ja zajrzę do reszty. Jaka płeć?
- Dziewczynka. – położna zajęła się maleństwem.
Ced wyszedł z sali i podszedł do nich.
- Hey tatusiu. – klepnął go. – Masz w domu kolejną kobietkę.
- Dziewczynka? – Luz uśmiechnął się. – I jak ty się tam dostałeś?! Już się martwiłem,
co ty tak długo robisz!
- Dostałem się inną drogą. Alex jest wyczerpana, ale zadowolona.
- I ja też.
Dopiero teraz Ced zauważył, że Golden ma w ramionach dwuletniego, pyzatego chłopca.
- Och, to drugie dziecko?
- Tak. To nasz synek. Bardzo lubi Irę.
Zanim Ced zdołał zapytać o imię, Ira ziewnął i zaburczało mu w brzuszku. Luz zaraz
pociągnął ich do wyjścia i pożegnali się. Pojechali do domu. Tam mężczyzna zakręcił się nad
kolacją a Ced przebierał syna. Razem zasiedli do makaronu z serem i wśród śmiechów zabrali
się za jedzenie.

Rozdział 39 – Prośba Luza.

Głuchy rumor poderwał Luza od dokumentów. Po chwili usłyszał śmiech syna i głos Ceda.
Najpewniej to on bawił się z Irą i upadli na dywan. Powrócił do dokumentacji. Mara
przedłużył im urlop i bardzo go to cieszyło. Ira był zachwycony powrotem taty i mógł robić
wiele scen, gdyby Ced ruszył do pracy. Jakoś nie lubił zostawać z Sebastinem. W pewnej
chwili zamknął dokumenty i spakował je do torby. Za pięć godzin mieli stawić się na badania.
Zszedł do salonu i usiadł na kanapie.
- Emm… Ced?
- Tak, kochanie? Już chcesz jechać? – Ced spojrzał na niego.
- Myślałem, że może zechcesz odwiedzić matkę… Jaka nie była, chciała w końcu dla
ciebie jak najlepiej.
Silver spojrzał dziwnie na ukochanego. Potem westchnął.
- Jak chcesz to zajedziemy do niej.
- Chciałbym, byś jej nie skreślał. Ona chciała, byś był szczęśliwy i nie wiedziała, że
byłeś. – Luz uśmiechnął się.
- Dobra, dobra, nie podlizuj się. Ubieraj Irę i jedziemy.
Ced oddał mu roześmiane dziecko a sam uciekł do łazienki. Tam opłukał się i przebrał.
Zszedł do auta, gdzie Luz nakłaniał Irę do fotelika.
- Tato! Mama mnie torturuje fotelikiem. Powiedz coś terrorystce! – chłopczyk poskarżył
się.
- Terrorysta ma rację. Musisz nauczyć się przywyknąć do takiej jazdy. Nie możesz
siedzieć z nami z przodu. To niebezpieczne. – Ced zasiadł za kierownicą.
Luz poszedł po torbę i wkrótce usiadł przy nim. Z tyłu naburmuszony Ira kopał mu siedzenie.
- Aira, zachowuj się. Bo tatuś pojedzie sobie i nie spędzicie razem Urodzin. – Luz
spojrzał na dziecko.
Ira natychmiast się wyprostował.
- A między nami. – po angielsku odezwał się Ced. – Kiedy on ma urodziny?
- Za dwa tygodnie skończy pięć lat.
Ced tylko mruknął coś niezrozumiale. Teraz miał dylemat. O ile wiedział, Luz również ma za
dwa tygodnie urodziny. Co podarować tej dwójce? Westchnął i skupił się na kierowaniu.
Wkrótce zatrzymali się na parkingu więziennym. Luz uparł się, by zostać w aucie. Wobec
tego Ced zabrał Irę na ręce i ruszyli.
- O, pan położny. – Ojciec Alex zaśmiał się. – Co cię tutaj sprowadza?.
- Luz uparł się, bym odwiedził Kyoko. Bo to matka i nie wypada. – Ced postawił Irę i
dał się obszukać.
- Nieźle. Chodźcie!
Ruszyli za nim. Zatrzymali się nad salą wspólną więźniarek.
- Kyoko! – strażnik spojrzał na nią. – Twoja synowa skopała Ceda, by cię odwiedził.
- Dzięki, wiesz? – Ced dosunął mu kopniaka.
- Dobra, dobra. Bez szaleństw. Macie tylko godzinę. Pilnuj dziecka.
Ced zszedł z Irą na dół. Kyoko stała już przy bramce. Była zaskoczona. Luz nakłonił Ceda do
odwiedzin? To było niepojęte.
- Naprawdę go kochasz. – zauważyła cicho, jak stanął przed nią.
- Wiem.
Ira przeskoczył do niej na ręce. Powędrowali do stolika. Inne więźniarki zerkały na nich
ciekawie, ale nie zbliżały się. Kyoko kilka minut bawiła Irę.
- Jak wam się układa? – znienacka spytała syna.
- Wyśmieliście. Odzyskałem już prawie całkowicie pamięć. Dzisiaj mamy mieć
ostateczne badania. A ty? Radzisz sobie?
- Jakoś. Bolała mnie śmierć przyjaciół. Chciałam umrzeć z nimi. – westchnęła.
- Mogło to się skończyć inaczej. Moglibyśmy siedzieć teraz w twoim domu, Luz by
rządził w kuchni i tak dalej. Jednak wyszło inaczej.
- Wiem i troszkę żałuje. On naprawdę cię zmienia a ja tego nie widziałam. Sumienie
mnie męczy od procesu. Że mogłam ci powiedzieć chociaż o dziecku i najlepiej całą
prawdę. Ale na to się wpływu już nie ma.
Jakiś czas siedzieli spokojnie, rozmawiając o błahostkach. W końcu Ced zwierzył się jej, że
nie wie, co ma kupić rodzinie na zbliżające się urodziny. Zaproponowała mu, by wybrał się za
dwa dni do centrum. Miała tam być mega impreza, więc o upominki nietrudno. Podziękował
jej, gdy usłyszał dzwon. Spojrzeli na górę i zobaczyli strażnika, wpatrującego się w niego.
- Chyba już po wizycie. – Ced wziął w ramiona drzemiącego synka.
- Raczej tak. – Kyoko również wstała. – Odwiedzisz mnie jeszcze?
- Postaram się. Nie wiem jak mam rozpiskę w pracy. Wszystko zależy od badań.
Podeszli do bramki i Ced ucałował ją w policzek. Ira obudził się za bramką.
- Pa babciu! – dossał się do szybki.
Strażnicy uchylili okienko i Ira pocałował Kyoko w czoło. Ta zarumieniła się. Ced zaśmiał się
na to i szybko pobiegł do Luza. Zastał go w aucie, drzemiącego. Obudził go całuskiem i
posadził Irę w foteliku. Potem ruszyli do kliniki.

***

Ced zaparkował na parkingu i odetchnął z ulgą. Przejazd przez tory kolejowe był męką. Ale
udało mu się to i byli już bezpieczni. Spojrzał w bok i zobaczył zaniepokojonego Luza.
- Nic mi nie jest. – zaśmiał się i wysiadł.
- Na pewno? – Luz wyniósł Irę i podszedł do niego.
- Oj daj spokój, nic mi nie jest.
Luz poszedł za nim do budynku. Po chwili obaj zamarli. Na powitanie wyszedł im Ander.
- Ale… zabiłem cię…
- Katsumi zajął się mną i Miziamim. – Ander spojrzał na Luza. – Pozostałych nie udało
się ocalić.
- Nie szkodzi. – Pojawił się Miziami. – Ander miesza teraz ze mną. Poradzimy sobie. A
ty? Wróciłeś w końcu do domu?
- Wrócił… syn marnotrawny. – Luz poczochrał włosy ukochanego.
Razem wkroczyli do laboratorium. Katsumi najpierw zabrał się za Irę. Chłopiec chętnie dał się
osłuchać. Sam również osłuchał lekarza i Luza. Potem przyszła kolej na Ceda. On posiedział
troszkę dłużej niż syn. Ale ucieszyły go wyniki. Był już zdrowy. Kiedy nadeszła kolej Luza,
bardzo się stropił.
- Luz? – Katsumi zamarł.
- Obiecaj, że nie będziesz się złościł. – Luz nie patrzył na nich.
- Obiecuje, ale jak coś sobie zrobiłeś, zakuje cię w pampersie i rok nie wypuszczę! –
Ced pogroził mu palcem.
- Chciałbym, by Katsumi usunął mi wszystkie trzy mikro urządzenia.
Obaj zamrugali.
- Dlaczego? – Ced objął go.
- Bo one nie pozwolą mi się zestarzeć. Chce z tobą być cały czas, ale nie jako wiecznie
młody. – Luz wtulił się w koszulkę Ceda.
- Zdajesz sobie sprawę, że jak usunę je to będzie można cię zabić? – Katsumi spojrzał
na niego.
- Ceda też można zabić w każdej chwili. Nie chce także przeżyć Airy.
- Jeśli tego chcesz, to nie mam nic przeciwko. To będzie cudowne. Starzeć się razem. –
Ced pocałował go.
- Może jeszcze bara-bara, co? – wskazał im swoje biuro.
Ced podał mu Irę i razem uciekli do jego biura. Blondyn warknął kilka słów, ale jakby nigdy
nic zabawiał chłopca. Po dość długiej chwili wrócił Ced.
- Tata nie umie pić mleka! – Ira wskazał go palcem. – Tacie cieknie po brodzie!
- Cicho. – Ced objął synka.
Luz zaśmiał się i podszedł do przyjaciela.
- Jeśli naprawdę chcesz pozbyć się tych urządzeń, nie powstrzymam cię.
- Dziękuję, Katsumi. – Luz zawiesił się na nim.
- Bo będę zazdrosny. – Ced zawarczał.
Katsumi poszedł przygotować salę operacyjną. Wkrótce zeszli się pozostali naukowcy.
Troszkę kpili z Luza, ale ogólnie akceptowali jego decyzję.
- Zachowujecie się jak potwory! – Luz w końcu nie wytrzymał kpin. – Jesteśmy już
razem, nic nam nie grozi.
- Żebyś się nie pomylił. – Katsumi mu pogroził. – Samo życie jest groźne.
Nawet nie wiedział, jak prorocze są ich słowa. Jednak teraz święcie wierzyli, że nic się nie
stanie. Dlatego poddali Luza trzem zabiegom.

***

Późnym wieczorem Ced wyszedł z pokoju syna. Maluch bardzo płakał na widok stanu matki i
ciężko było go uspokoić. W końcu jednak zasnął. Zmęczony Ced wkroczył do sypialni i
położył się koło Luza.
- Jak się czujesz? – mężczyzna spojrzał na niego.
- Dobrze. A ty?
- Bywało lepiej. Środek przeciwbólowy by się przydał.
Ced zwlókł się z łóżka i ruszył do kuchni. Wziął z szafki podwójną dawkę i wymieszał z
multiwitaminą. Zaniósł to Luzowi, który wypił lek z wdzięcznością.
- A miałem nadzieje na coś mocnego w nocy. – poskarżył mu się Luz, podając mu
szklankę.
- Lepiej nie. Zdrowiej. A przy okazji… pojutrze zostalibyście z Sebastinem?
- A ty? – Luz spojrzał uważniej.
- Chce iść kupić Irze i ci prezent urodzinowy. – pokręcił się nieśmiało.
Luz zaśmiał się i oparł głowę na jego kolanach.
- Ja już dostałem prezent. Ty wróciłeś i mi to wystarczy. A Ira nie może jeść ciemnej
czekolady, bo mu się zmienia kolor włosów. Najlepiej kup mu coś nietrwałego, co mu
sprawi radość. Może jakieś bilety?
- Wesołe miasteczko? – Ced zamyślił się.
- Byłem z nim dwa dni przed twoim powrotem. – Luz także pomyślał. – Może weekend
nad morzem? Nigdy nie widział oceanu. Spodoba mu się.
- Popatrzę. Ale za dwa dni jest wyprzedaż w centrum i Kyoko poradziła, bym tam też
poszukał. – bawił się kosmykami srebrnych włosów.
- Ey! Nie opisałeś mi spotkania z matką.
- Porozmawialiśmy sobie. Nic wielkiego. A teraz spać.
Ced pocałował go i położył się obok niego.

---

Huk wybuchu… krzyk Luza… Ira…


Ced poderwał się do siadu. Chwilę oddychał ciężko, gdy zapaliło się światło.
- Co jest? – Luz spojrzał na niego wpółprzytomnie.
- Nic. Koszmar. Przepraszam, że cię obudziłem.
Położył się koło Luza i zgasił światło. Teraz, gdy przekonał się, że to był tylko zły sen, czuł
się jak naiwna krowa. Po co boi się głupich snów?

Rozdział 40 – Prezent Ceda.

Hałas centrum doprowadzał go do szału. Ced niepewnie wszedł do kompleksu pięciu


budynków. Zatrzymał się przed planem centrum.
- A ty co, stringi sobie kupujesz? – zaśmiał się ktoś do jego ucha.
Drgnął i obejrzał się. Stała tam Caroline.
- Ty jesteś tą dupą Karmen? – jak zwykle błysnął inteligencją. – Już pamiętam,
Caroline.
- Tak. A co ty robisz w damskiej części centrum?
- Pierwszy raz tu jestem a szukam prezentu dla Luza i Iry na urodziny.
Caroline poprowadziła go przejściem do drugiego budynku.
- Tu dostaniesz coś dla Luza i Iry. Pochodzę z tobą, jak chcesz. – zaproponowała.
- A co na to Karmen?
- Wolne sobie zrobiłam.
- Nieładnie. Bez niej…

***

Ced opadł z ulgą na fotel. Po pięciu godzinach i tysiącach kilometrów przewędrowanych po


centrum Caroline zarządziła obiad. Jak na razie straci tylko pieniądze na szewca by podbić
buty. Caroline poleciała zamówić im obiad. Silver zaś pilnował miejsc. Z nudów otworzył
jakąś gazetę. Przeglądając reklamy trafił na prospekt reklamowy biura podróży. Coś go
tknęło i przejrzał go uważnie. Zaciekawiła go zwłaszcza jedna z ofert. Odpiął prospekt od
gazety i zaczął studiować ofertę.
- Obiad! – Caroline podała mu tacę. – Co czytasz?
- Chyba znalazłem prezent.
Zajrzała mu przez ramię.
- Tunezja? – przekrzywiła głowę. - Zapowiada się fajnie. Karmen była tam ze mną dwa
lata temu.
- Jak było? – Ced spojrzał na nią.
- Bardzo fajnie. Mogę zabrać cię do tego biura, co my byliśmy. Oni nawet BMW wam
przewiozą, więc nie będziecie uzależnieni od nikogo.
Ced zamknął prospekt i uśmiechnął się. Zjedli a potem pokłócili się, kto ma zapłacić. W
końcu jednak wyszli z centrum. Słońce już zachodziło, ale nie przejmowali się tym. Wsiedli
do BMW i ruszyli. Caroline podała mu adres i zajechali do biura podróży. Ced wkroczył tam z
gradową miną. Kobieta śmiała się z niego, ale nie kłóciła się.
- W czym pomóc? – młody pracownik zaprosił ich na fotele.
- Przyjaciel szuka prezentu dla Luza i Iry. Zaproponowałam im wasze biuro.
- Nazwisko i pomysł prezentu. – mężczyzna zaczął stukać w klawisze.
- Silver, trzyosobowa rodzina, pomysł to wycieczka na Tunezję.
Pracownik spojrzał na niego dziwnie. Wiele słyszeli o tej rodzinie, w końcu to była
najsławniejsza para gejów na ich wyspie.
- Z własnym samochodem? – spojrzał na srebrne BMW.
- Tak. Ale przydało by się ubezpieczyć. Dość cenne autko. – Ced spojrzał z czułością na
swój wrak.
- Pięć tysięcy, wyjazd za dwa dni, zwiedzanie stolicy oraz pięciu miast. W cenę wliczone
tankowanie, noclegi i wyżywienie. A także ubezpieczenie.
- Jakie miasta, jeśli można wiedzieć.
-Tunis, Susa, Safakis, Gafsa, Kaserin i El Kaf. Powrót do Tunis i tam dwa dni
odpoczynku w oczekiwaniu na samolot powrotny. Każdy klient naszego biura ma
specjalną nakładkę na rękę. Informuje nas ona o wypadku i natychmiast reagujemy.
- Rozumiem. Biorę to.
- Forma płatności? – pracownik spojrzał na niego.
Ced wyjął portfel i odliczył pięć tysięcy dolarów. Położył to przed osłupiałym mężczyzną. Ten
chwilę siedział wstrząśnięty, po czym wystawił pokwitowanie i bilety. Ced zabrał to i ruszył
do auta.

***

- Tata!
Ira wyskoczył do garażu, jak tylko Ced otworzył drzwiczki. Mężczyzna złapał syna i pocałował
w czoło.
- Gdzie byłeś? – Ira pomachał wychodzącej Caroline.
- A kupić wam prezenty. Gdzie mama?
- W kuchni… rządzi. Sebastin poddał się i tylko czuwa, by nie zemdlał.
Ced zaśmiał się i ruszył do kuchni. Zaraz po wejściu posadził Luza na krześle i wcisnął mu
Irę.
- Przywiozłem prezent. – uśmiechnął się tajemniczo.
- Jaki? – Luz posadził sobie Irę na kolanach.
- Z okazji waszych urodzin zarezerwowałem małą wycieczkę do Tunezji.
Ira zaczął skakać i Ced czym prędzej zabrał go z kolan Luza. Potem położył bilety i plan
trasy. Luz zaraz spojrzał na to.
- Możemy zabrać ze sobą BMW? – spojrzał dziwnie na Ceda.
- Możemy. Caroline mi to podpowiedziała.
- To kiedy jedziecie? – Sebastin postawił im obiad.
- Za dwa dni na półtorej tygodnia. – Ced nalał sobie zupy.
Luz również zabrał się za obiad. Pomysł bardzo mu się spodobał i już nie mógł się doczekać.
- Prawie jak miesiąc miodowy. – zauważył cicho.
Ced uśmiechnął się.
- Zamierzasz robić jutro zakupy?
- Tak, pojedziemy we trójkę.
- A może ja jednak dzisiaj zabiorę Irę?
- Dlaczego? – Ced spojrzał się dziwnie.
- Shannon ma małe przyjęcie i coś mi się zdaje, że będziecie chcieli pobyć sami.
Luz ochoczo się zgodził. Ira także chciał jechać, więc Ced poddał się i pożegnał z synkiem.
Po dwóch godzinach poszli spać.
- Pusto mi, jak go nie ma. – Ced zauważył w łóżku. – Nie mogłem sobie miejsca
znaleźć przez te dwie godziny.
- Marudzisz.
Luz objął go nogami, delikatnie cisnąc mu talię. Ced nie potrzebował zaproszenia i polizał
wierzch jego kolana. Przez to Luz jęknął i otarł się mocno o jego przyrodzenie.
- Ty to lubisz. – Cedric zaśmiał się mocniej.
Schylił się po pocałunek. Luz bez wahania odwzajemnił go i znów się o niego otarł.
- Ale ty napastliwy. No masz.
Ced ugryzł go lekko w ucho i równocześnie wszedł w mężczyznę.
- A ty nie lubisz przygotowywać. – Luz wił się pod liźnięciami i mocnymi pchnięciami.
- I dobrze, wiem co chce i nie będę się bawił w podchody jak do dziewicy, skoro mam
przechrzczonego kochanka.
- Nie strosz się tak kogucie, tylko kończ, bo Imprezy u dzieci trwają tylko do
dwudziestej trzeciej.
Ced przyspieszył, łapiąc go za włosy. Odchylił głowę Luza i ugryzł go w szyję, dochodząc.
Zaskoczony Luz pisnął i również doszedł. Kilka chwil leżeli spokojnie. W końcu Silver wyszedł
z niego i położył się obok.
- Poplamiłem pościel. – Luz wtulił się w Ceda.
- Psujesz urok. – Silver poczochrał mu włosy.
Głośny śmiech Iry sprawił, że podskoczyli. Ale Sebastin zabrał go do pokoiku i ułożył spać.
- Oni śpią. Bądź cichutko, bo rano zaśpicie na zakupy.
- Dobrze, wujku.
Sebastin zajrzał jeszcze do nich, ale udali sen. Okrył więc ich tylko dokładniej i zgasił światło.
Kilka minut po jego odjeździe Ced podniósł głowę.
- Ira. – szepnął Luz, także w ciszy obserwując drzwi.
Rzeczywiście, z pokoju chłopca było słychać sapania i mamrotanie. Nagle usłyszeli głuchy
odgłos i szybkie kroki. Ira wpadł do nich do sypialni i próbował wdrapać się na łóżko. Luz
złapał go w ramiona a Ced szybko starł nasienie.
- A co pan tu robi? – Luz ulokował go między nimi.
- A pan przyszedł spać z wami. Musicie się nauczyć mojej obecności bo na wyjeździe
śpimy razem.
Zaśmiali się i razem zasnęli. Rano Ced wstał jako ostatni. Umył się, obserwując jak Ira pod
kontrolą Luza pakuje się. Potem złapał za tosta i ruszył do auta.
- Gdzie jedziemy? – spytał się, żując tost.
- Załamię cię. Do centrum. – Luz zapiął Irę w foteliku.
Ced westchnął i zapuścił obroty. Podjechali do centrum i ruszyli na szaleństwo zakupowe. Po
godzinie Ced niósł więcej paczek niż kupiłby samemu sobie przez pięć lat. Ira wesoło bawił
się na placu zabaw a Luz wybierał obuwie.
- Długo jeszcze? – Ced spojrzał błagalnie, gdy dostał kolejne sześć paczek.
- Koniec. Resztę się kupi na miejscu.
Luz podszedł do Iry i zabrał go z placu. Zdążyli jeszcze zjeść obiad w restauracji i wrócili do
domu. Luz pojechał pozgłaszać ich wyjazd w pracy i urzędach. Ira zamęczył więc Ceda
czytaniem, klockami a także zabawą maskotkami.

***

Luz spoglądał na światła sygnalizacyjne.


- Jedzie nasz samochód. – zauważył.
Ced wyjrzał i zobaczył jak holownik umieszcza ich auto w samolocie. Potem usłyszeli
zapowiedź do kontroli i ruszyli. Ira trzymał się spodni Luza tak, że srebrnowłosy cudem
szedł. Cedric zdał dokumenty do kontroli. Jego syn wzbudzał wesołość kontrolerów,
zaglądając im przez ramię i pytając o wszystko. W końcu jednak dostali się do przejścia
samolotu i ruszyli korytarzem. Przy wejściu spotkali stewardessę i pokazali bilety. Ta
natychmiast zaprowadziła ich na ich miejsca i dopilnowała by zapięli pasy. Luz zaraz wsadził
nos w książkę a Ira obserwował wszystko przez okno. Wkrótce samolot zaczął kołować na
start i wyruszyli.

---

Irę zachwyciły palmy. Obserwował je już z samolotu, gdy czekali nad podłączenie przejścia.
Ced zatrzymał stewardessę.
- Coś się stało?
- Nie, jeden samolot ma awarie i ewakuują pasażerów. Zaraz i my wysiądziemy. Podać
coś do picia?
- Nie. Poczekamy już. Nie ma sensu robić zamieszania.
Kobieta odeszła. Ira pociągnął go za rękaw i pytał, co to za dziwna trawa. Luz śmiał się z
nich, gdy naraz samolot ruszył i podjechał na pas rozładunku. Wkrótce stewardessa
oznajmiła, że można wysiadać i ruszyli do wyjścia.

Rozdział 41 - Burza.

Ced zabębnił palcami o kierownicę, obserwując burzę za oknem. Zaczynał żałować, że


wjechali na tę górską drogę. Ale wiele samochodów tak zrobiło. Także i ich autokar a oni z
racji posiadania własnego samochodu jechali za nimi. Luz spoglądał niespokojnie na
wyraźnie przerażonego syna.
- Tatusiu, to jest okropne. Piasek zasypał tamte wysokie drzewka z trawą. – Ira pisnął.
- Wiem, skarbie. A jak się nie ruszą ci przed nami, to zasypie i nas.
- Ced! Nastraszyłeś go!
Luz spojrzał z wyrzutem i odpiął pas. Złożył siedzenie i przesiadł się do tyłu, tuląc płaczącego
chłopca.
- Tata żartował, to mistrz kierownicy. Nic nam nie będzie. – uspokajał synka.
- Ja już nie chce tych wspaniałych wspomnień.
- O, a może obejrzymy zdjęcia?
Luz wydobył aparat i zaczął pokazywać Irze zdjęcia. Najpierw z Tunis. Ira rozchmurzył się na
widok pałaców.
- A co to? – wskazał na kilka zdjęć.
- To moje fotki. To jest mauzoleum. A to szkoły koraniczne. Tu jest świątynia a tu
uniwersytet.
Pokazywał mu każde zdjęcie. Potem pokazał mu zdjęcia z kurortu w Susa. Ira przypomniał
sobie wodę i oceanarium. A także nurkowanie na rafie z rodzicami. Spędzili także noc na
jachcie. Ale najbardziej podobało mu się muzeum historyczne oraz katakumby. Ced
uśmiechał się na wspomnienia Safakisu. To miasto najbardziej mu się spodobało. Nie było
robione pod turystów. Stamtąd także mieli oryginalne pamiątki. Potem jechali dwa dni do
Gafsy. Była to oaza, ale zadbana i rozwinięta. Doskonale nawodniona i dzięki temu było tam
pełno owoców. Irze zasmakowały daktyle oraz mango. Odpoczęli tam trzy dni i ruszyli do
Kaserinu. Mieli zamiar zwiedzić górę, najwyższą w tym kraju, ale nadeszły burze. Bardzo to
zasmuciło Luza, który od początku cieszył się na myśl o wspinaczce. Cóż, teraz też się
wspinali, ale samochodem. Burze odcięły im dojazd do El Kaf, więc aby je ominąć musieli
pojechać autem. Jednak Luz źle się poczuł i ruszyli trzy godziny po autokarze. Ale już go
widzieli i zgłosili się radiowo. Widział, jak co kilka minut w oknie autokaru pojawia się czyjaś
głowa i ich obserwuje.
- Silvery, uwaga. Przed nami skrzydło burzy, będzie niewygodnie. – zabrzmiał głos w
nadajniku.
- Oj. – Luz obejrzał się i spojrzał przed auto.
Przed nimi piętrzyła się zwarta ściana deszczu. Ale kilometr dalej już było słońce.
- Miejscowi dobrze mówili, że przejedziemy przed przejściem burzy, jak się
pospieszymy. – Ced spojrzał w lusterko. – Mógłbyś zapiąć pasy?
- Ira się boi. Wolę, by mnie widział. – Luz porobił kilka minek do synka.
- A ja się boję o ciebie. Nie masz już urządzeń i może ci się coś stać. Zobacz jak majta
autobusem.
- To niedobrze. Autobus ma lepszą przyczepność niż osobowy. Ced, lawina błotna!
Był to okrzyk niepotrzebny, bo Silver już zdążył dać na wsteczny i cofał autem. Jednak na ich
oczach jadące przed nim auta i autokar zdmuchnęło. Na niższe partie. Po chwili stracili ich z
oczu. Ced zatrzymał się za skałą i to ona ochroniła ich przed zmyciem.
- O mój Boże. – Luz tulił płaczącego Irę.
- Jeszcze większe Boże, bo zrobiłem błąd zatrzymując się tu. – Ced zmierzył
spojrzeniem kolejną falę błota.
- Dlaczego? – Luz drgnął.
- Bo nie mamy się jak ruszyć i jeśli dostanie się skale za dużo ziemi, to będą srebrne
placki.
- Ale śmieszne. Spójrz, fala nas minęła i poza ufajdaniem szyby nic nam nie zrobiła.
Jakiś czas czekali. W końcu, po godzinie, usłyszeli trzask nadajnika.
- halo… halo… Silvery?
- Jezu, żyjecie! – Ced złapał za nadajnik.
- Tak, ale wy chyba utknęliście.
- Utknęliśmy.
- To bierzcie dzieciaka i uciekajcie. Burza przesuwa się na was. Pioruny idą po błocie i
to niebezpieczne.
Nagły trzask przerwał połączenie. Luz w tym czasie poszturchał Ceda. Ten spojrzał na niego
a potem na to, co on zobaczył. Widok przeraził go do reszty.
- Padnij!
Luz rzucił się do syna i zasłonił go sobą. Ced osłonił się rękoma, a piorun przeszedł po
przednim zderzaku i uderzył w skałę nad nimi. W dach powbijały się odłamki. Ced spojrzał
do tyłu, ale Luz już odpiął chłopca.
- Drugi piorun. – Ira wskazał na szybę, gdy Ced był już na zewnątrz i otwierał właśnie
im tylne drzwi.
Zamarli. Ced szarpnął ich do wysiadania, ale Luz skulił się tylko, osłaniając Irę. Drugi piorun
przeszedł rykoszetem przez środek, cal od stopy srebrnowłosego. Także roztrzaskał się o
skały a tym razem odłamki były większe. Zepchnęły auto na samą granicę. Ced, którego
trafił odłamek i położył na drodze, z trudem wstał. Rzucił się do samochodu, który chwiał się
na granicy. Ledwo złapał karoserie, jak auto przechyliło się i runęło w dwunastometrową
przepaść. Pierwsze zderzenie odrzuciło Ceda od auta, które staczając się w dół pędziło na
ostre skały.

***

Luz wydobył koce i owinął nimi Irę.


- Tata? – chłopiec łkał.
- Potem! Teraz muszę uratować ciebie.
Przechylił go do siebie i w tej samej chwili auto kolejny raz przekoziołkowało i urwało drzwi.
Kątem oka zobaczył w zbliżających się skałach wyrwę. Przesunął się pod urwane drzwi.
- Aira… Cokolwiek się stanie, wiedz, że bardzo cię kocham. Nie wychodź, póki nie
nadejdzie pomoc, chyba, że będzie zagrażało ci zalanie błotem lub zasypanie lawiną
kamieni.
- Ale… mamo… - Chłopiec spojrzał na desperacką twarz Luza.
Luz pocałował synka i gdy przelatywali nad tymi skałami, wepchnął go między nie. Chłopczyk
uderzył o nie bardzo silnie i znieruchomiał. Był oszołomiony. W końcu zamrugał, ale nie mógł
się poruszyć. Niedaleko niego płonęło auto. A wkrótce przebiegł Cedric.
- Luz! Ira!
Dopadł do auta i wgramolił się na nie.
- Ced do diabła! Aira… ratuj Airę! Jest w skałach, zbyt blisko auta i wybuch go zabiję!
- Najpierw ciebie wydobędę. Masz gorsza opcję! – Ced przechylił się.
- Ratuj Airę! – Luz zawył.
- Nie drzyj się, tylko chodź.
Ced wyciągnął Luza z auta.
- Aira! Jest! Widzę go, jest tam! – Luz i Ced już mieli zeskoczyć, gdy buchnął ogień i
szczelił zbiornik.
Sekundę później auto wybuchło, pogrążając ich w ogniu. Ira patrzał, jak ogień i strzępki auta
docierają do niego. Skały się topiły i wkrótce zapadły wraz z nim. Zanim i on zgasł, poczuł na
twarzy krew martwych rodziców.

***

W biurze rozpieszczały się nadajniki. Obserwujący je pracownik natychmiast powiadomił


wyższe służby. Posłano pomoc śmigłowcem z El Kaf. Potem zajęto się identyfikacją nakładek.
I po identyfikacji zamarli. Jeden z właścicieli wybrał numer.
- Komenda miejsca. W czym pomóc?
Była to Grey, która siedziała na radiu.
- Proszę połączyć mnie z Marą i resztą drużyny Silverów. Dzwonię z biura podróży.
- Już.
Grey szybko powiadomiła przyjaciół.
- Tak słucham? – Mara był zasapany. – Dałem na głośno mówiący.
- Państwo wiedzą, że nakładamy nakładki by od razu wiedzieć w razie wypadku.
- Mieli wypadek?! – Golden wypluł kawę.
- Nadajniki migają na czarno.
- Czyli? – Mara zaczął ogryzać paznokieć.
- Najprawdopodobniej był to wypadek śmiertelny…
Słuchawka wypadła z ręki Mary.
- Niemożliwe. – Grey zaśmiała się. – Może są w stanie krytycznym, ale żyją. Na pewno
Luz, bo ma mikro urządzenia.
- Nie wiemy, wysłano już śmigłowce. Ale jesteście rodziną, więc obowiązkiem jest
powiadomić was o wypadku.
Drzwi otworzyły się i wkroczył Katsumi z Anderem i Miziamim.
- O, jesteście. – Golden spojrzał na nich. – Wyjaśnijcie temu panu, że Luza nie da się
zabić.
- Da się. – Katsumi zabrał mu kawę i upił łyk. – Poprosił nie o usunięcie tych mikro
urządzeń, bo chcą się razem postarzeć.
Po tych słowach zapanowała cisza.

Rozdział 42 – Puste Nadzieje.

Mara wszedł do sali narad. Był tam cały komisariat a także kilku gości. Spojrzeli na niego.
- Mam raport z Tunezji. – pociągnął nosem.
Grey także pociągnęła nosem. Wszyscy spojrzeli na ścianę, gdzie były zdjęcia Luza, Ceda
oraz Iry. Zdjęcia, kwiaty, znicze…
- I co? Jest nadzieja? – Sebastin opanował się odrobinę.
- Żadna. Zidentyfikowano zwłoki Luza i Ceda. Obaj nie żyją.
- A Ira? – Aga zadrżała.
- Najpewniej Luz owinął go kocem przed wybuchem i wywalił z auta. Ale za blisko
upadł. Znaleziono tylko stopione skałki granitu z wystającą stamtąd nakładką Iry i
kawałkiem zwęglonej skóry.
- To nie dowód. Może siła uderzenia zdarła nakładkę ze skórą i ona wpadła w skały! –
Nicole spojrzała z nadzieją.
- Chciałbym w to wierzyć. Ale przeszukano cały teren. Dokopali się nawet do sieci
podziemnych tuneli. One są pełne płynnego błota. Ira nie miał szans.
- Nie wierzę! – Sebastin wstał. – Póki się da, będę płacił za list poszukiwawczy dla
niego.
- Jak chcesz. – Mara oklapł. – Ale nie dlatego do was przyszedłem.
- To po co? Odebrać nadzieję?! – Alex przytuliła córeczkę.
- Nie. Przywieziono ciała Ceda i Luza.
Otworzył drzwi i wniesiono dwie trumny. Wszyscy zamarli. Tymczasem tragarze postawili je
wśród kwiatów. Otworzyli trumny i uchylili je. Po czym stanęli przed Marą.
- Jutro o siedemnastej pogrzeb. Możecie się dzisiaj pożegnać. O czternastej zajdziemy
po nich.
Wyszli a pozostali powoli podeszli do nich. Obaj byli już przebrani i umyci. Leżeli nieruchomo,
nic nie robiąc sobie z płaczu przyjaciół.
- Jakby spali. – Sebastin rozpłakał się.
Żałował, że nie przyznał się Luzowi, że są rodziną. Teraz było za późno. Spoglądał w
spokojną twarz siostrzeńca.
- Nie mogę uwierzyć. Pojechali tacy szczęśliwi. – wyszeptał.
Przeniósł spojrzenie na Ceda. On także zapadł mu w serce. Przeszli tyle by być razem, po to,
by zginąć. I mały Ira, ich skarb… Drzwi otworzyły się i wpadła zalana łzami Lisa.
- Nie mów, że kolejna śmierć.
- Dzwoniono z Tunezji. Przebadano skałę, gdzie była nakładka Iry.
- I?
- Wewnątrz są zwęglone szczątki i kawałek koca.
Sebastin usiadł ciężko na krześle. Kątem oka zauważył, że dwie osoby omdlały. Reszta znów
się rozpłakała.

***

Mara złapał Kyoko za ramiona.


- Uspokój się, proszę.
Kobieta dalej wyła i rozdrapywała sobie ramiona. Właśnie powiedział jej o śmierci Ceda.
- Luz ustanowił cię opiekunką Iry i dlatego próbował go ratować.
- Udało mu się to?
- Niestety, Ira albo upadł za blisko albo potoczył się w dół. Także nie żyje.
- A on?
- Też. Wymontował mikro urządzenia i zginął wraz z Cedem. Chcesz być na pogrzebie?
Skinęła głową, że chce. Mara poszedł więc załatwić pozwolenie. Pozostałe więźniarki, które
obserwowały całą sytuację, przestąpiły z nogi na nogę. Z szeregu wyszła Akane, największy
wróg Kyoko w całym więzieniu. Przykucnęła przy zrozpaczonej kobiecie i objęła ją.
- Przyjmij najszczersze kondolencje. – wyszeptała, tuląc ją. – Nikomu nie życzę
dowiedzieć się, że jego dziecko nie żyje. Moją córkę też zabito i znam ten ból. Jeśli
coś będziesz potrzebowała, chociażby wypłakać się… Masz nas.
- Dziękuje. – Kyoko objęła ją.
Wkrótce inne kobiety również zaczęły składać kondolencje.
- Przepraszam, że przerywam. Kyoko idź do bramki. A wy, jak chcecie, ustawimy wam
kamerę.
Pokiwały głowami i na telebimie ogłoszeń pokazała się lokalna stacja telewizyjna. Po pół
godzinie pokazała się tam Kyoko. Stała nad podwójną trumną. Telewizja zrobiła zbliżenie,
gdyż otworzono ją. W świetle kamer zobaczono dwa ciała. A także łzy matki i teściowej,
hojnie je kropiące. W końcu zamknięto trumnę i rozpoczęło się kazanie. Ktoś podał Kyoko
dwa wieńce. Wkrótce trumny spuszczono i postawiono nagrobek. Kyoko ułożyła wieńce i
poczekała, aż inni poskładają jej kondolencje.

---

Mara podszedł do moknącej na deszczu kobiety. Stała samotnie nad świeżym grobem, mimo
iż pogrzeb skończył się trzy godziny temu.
- Kyoko, już czas. – położył dłoń na jej ramieniu.
- Już czas.
Ostatni raz spojrzała na grób syna, Luza i wnuka. Potem odwróciła się i ruszyła do
radiowozu. Deszcz zmywał krople łez, wciąż cieknące po jej policzkach.

Koniec

I oto stało się. Skończył się czterdziesty drugi rozdział, czy raczej rozdzialik. Przyznam się, że
płakałam trzy godziny, jak go pisałam i drugie tyle, przepisując. W końcu zżyłam się z
naszym Luzem i resztą i to troszkę bolesne, że odeszli. A teraz chciałabym podziękować co
niektórym, którzy bardzo mi pomogli pisać Srebro:
- Zacznę oczywiście od Cedrica Silvera. A raczej Ceda Augiasa, bo tak go znałam z
czata. To on wypłakał u mnie srebro na kolanach, jak tylko pokazałam mu początki
trylogii. To dzięki niemu i jego marudzeniu z uporem maniaka kończyłam Srebro.
- Drugą osobą jest Emma. Emma posłużyła mi za stworzenie charakteru i postaci Luza
Hikaru. Więc i jej chcę podziękować.
- Trzecią osobą jest Green Tea, która wcieliła się w naszego małego Irę. Dziękuję ci, że
podsunęłaś mi postać chłopczyka, który jest wszystkiego ciekawy. A także, że na
pomysł nazwania go i utożsamienia z tobą, nie warczałaś, tylko zgodziłaś się.
- Kolejna osoba, to znana Wam Karmen Grey. Dla mnie Karmen Feivrine. Dzięki za
prace nad przeróbką pierwszych zdjęć, zwłaszcza paskudnych kudełków nastoletniego
Luza i swojej postaci.
- Lusiek i Tobie dostanie się podziękowanie. Dzięki za przywalenie patelnią w łepetynę
za zakończenie oraz za poprawianie tekstów z literówek.
- Teraz, Rox. Za podwójną rolę – kochanki Karmen, Caroline, oraz Kyoko – matki Ceda.
- No i Jin – za rolę Kazamy.
- Agę szarą i Sebka Trota, za rolę przykładnego małżeństwa Troth. Tu musze zdradzić,
dla tych co nie zorientowali się, że Shannon – ich córeczka – jest jednym z bohaterów
The Silver Eyes. Szkoda tylko, że to nie jest kontynuacja „Srebra” tylko zupełnie nowa
opowieść…
- Alex Hope tę naszą drogą „dupodajkę” dla Goldena, czyli Alex Kivesonę, mistrzynie w
gotowaniu kremu z brukselek, którym nauczyła Goldena manier i spokoju. Także ich
pierworodne dziecko – Siren – Znane wam jest z The Silver Eyes...
- A także innym, których zapominałam wymienić. Jak sobie przypomnę to Was dopisze.

I teraz największe podziękowania. Dla Was, wytrwałych czytelników. Dziękuję, że byliście ze


mną całą opowieść i wspieraliście mnie komentarzami. Czytając je czułam się, jakbym rosła,
gdy widziałam Wasze zżycie się z postaciami. Może kiedyś napisze jeszcze notkę z Luzem i
Cedem, do Epizodów. Sayonara…

You might also like