Czachowski Kazimierz, Obraz współczesnej literatury polskiej 1884-1933. Tom II

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 456

KAZIMIERZ CZACHOWSKI

OBRAZ WSPÓŁCZESNEJ
UTERATURY POLSKIEJ
1884—1933
•i

T O M D R U G I

NEOROMANTYZM I PSYCHOLOGEM

LWÓW — 1934
NAKŁADEM PAŃSTWOWEGO WYDAWNICTWA KSIĄŻEK SZKOLNYCH
OBRAZ
WSPÓŁCZESNEJ LITERATURY POLSKIEJ
TOM DRUGI
« 1 2 W M ifflS M J
LIÎElilïüflï POLSKIEJ
1884—193S
TOM I iи
NATURALIZM I NEOROMANTYZM
TOM III

EKSPRESJONIZM I NEOREALIZM

Z ZASIŁKIEM WYDZIAŁU SZTU K I M IN ISTERSTW A


W YZNAŃ RELIGIJNYCH I OŚW IECENIA PUBLICZNEGO

OPRACOWAŁ KAZIM IERZ CZACHOWSKI


KAZIMIERZ CZACHOWSKI

O braz W spółczesnej
L it e r a t u r y P o l s k ie j
1884 — 1933

TOM DRUGI

NEOROMANTYZM I PSYCHOLOGIZM

ІРА^'ГЛ'ЯлЩ
HOAWgTWGJ
» KSIĄŻEK «
I SZKOLNYCH I
LWOWIE I

LWÓW - 1934
NAKŁADEM PAŃSTWOWEGO WYDAWNICTWA KSIĄŻEK SZKOLNYCH
PAŃSTWOWE WYDAWNICTWO KSIĄŻEK SZKOLNYCH
Nr. telefonu 28-47 LWÓW, UL. KURKOWA 21 p. K. O. Nr. 141.751

W SZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE.


Copyright by Państw ow e W ydawnictwo
K siążek Szkolnych, Lwów (Poland),
nineteen hundred th irty four.

DRUK. J. ŻYDACZEWSKIEGO W E LW OW IE, UL. LEONA SAPIEHY 77 — T EL . 4-96


Treść tomu drugiego.
29. K ult Słow ackiego. K siążka Ign. M atuszew skiego. P re k u r­
so rsk ie znaczenie Słow ackiego. M onografja Ju lju sza K lei­
n era . P ró b y n aw ią za n ia n o w y ch p rąd ó w do M ickiewicza 1
30. Rozw ój fo rm y poetyckiej. P ow szechne w ezbranie liryzm u.
Znaczenie „C him ery“. W zory francuskie. N arastają ce p rze­
m ian y duchow e. W acław R olicz-Lieder. M arja Grossek-Ko-
ry ck a. C ezary Jellenta. W acław W olski. „F o rp o czty “ i W ac­
ław N ałkow ski o c h a ra k te rz e w spółczesnego pokolenia.
M arja K om ornicka. Ja n W roczyński. A dam Z nam irow ski.
S tanisław K orab-B rzozow ski. W incenty Brzozow ski. K azi­
m ie ra Z aw istow ska. A ntoni Szandlerow ski. M ieczysław S ro­
kow ski. B ogusław A dam owicz. S tanisław W yrzykow ski. Je­
rz y żuław ski. Amel ja H ertzów na . . . . . . 10
31. L eopold Staff. Józef R uffer. L udw ik M arja Staff. A leksan­
d e r Szczęsny. E d w a rd Leszczyński. F ranciszek M irandola.
L udw ik E m inow icz. M ichał C. Bielecki. S tanisław Barącz.
S tanisław W o m e l a . 33
32. M aryla W olska. B ro n isław a O strow ska. M aryla C zerkaw ska 54
33. B olesław L eśm ian. S tanisław M aykow ski...........................................64
34. Z dzisław Dębicki. Or-Ot. (A ntoni B ogusław ski. L ucjan An­
d ré). E d w a rd S łoński . . . . . . . . 70
35. T adeusz M iciński. Ja n R undbaken. T adeusz N alepiński . 77
36. L u cjan Rydel. M otyw y antyczne. T ytus Czyżewski. W ło­
chy. Ja n P ietrzycki. L udw ik H ieronim M orstin. „M useion“.
S tanisław M iłaszew ski. Ja n M ieczysławski. (R om an B ran d ­
sta etter). F eliks Płażek. Tadeusz Z ie liń s k i.............................................94
37. S tanisław W yspiański. . R enesansow y c h a ra k te r jego tw ó r­
czości. M isja sztuki. W ieszczy to n % rom antyzm . R apsody
historyczne. W yspiański a 'S low aclâ. L ite ra tu ra i życie.
Styl W yspiańskiego. M a & stw o . „Życie“ krakow skie. W y­
sp iań sk i i książka. T e a tr W yspiańskiego. D ram at. S ubiekty­
w izm przeżyć. M etafizyka. F o rm a balladow a. L egenda W a­
w elu. R usalność W yspiańskiego. Czynnik antyczny. D ra­
m a ty greckie. C hm ielow ski o W yspiańskim . M otyw pow sta­
n ia listopadow ego. M uzyczność. S tudjum o H am R cie. „W e­
sele“. K. Ii. R ostw orow ski o sym bolice „W ^ eia“. „W y­
zw olenie“. „A kropolis“. „Zygm unt A ugust“. W yspiański a K o­
chanow ski. P o eta życia rodzinnego. A ktuaLiość W yspiań­
skiego .......................................................................................................... ^
38. Z naczenie d ra m a tu i te a tru W yspiańsitiego. K arol H u ­
b e rt R ostw orow ski. W acław G rabiński. B runo W inaw er . 161
39. P ow ieść p olska w dobie neorom antyzm u, jej różne oblicza
i p rzem iany. W acław B e r e n t .............................................................176
40. S tefan Żeromski. K raj m łodości. Stosunek do przy ro d y .
P o e ta k u ltu ry . Człow iek a przyroda. T rad y cje p o w stan ia
Str.

styczniow ego. R zeczyw istość p o lsk a w oczach chłopca. A r­


tyzm a treść. Ind y w id u alizm i pesym izm . K lęska o p ty m izm u
dziecięcego. S p ra w a ojczyzny. B iograf i p sy ch o g raf. Ideo-
logja społeczna „G łosu“. P odziem ny r u c h ośw iatow y. T yp
in teligenta-prom eteisty. K ategoryczny im p e ra ty w „w alk i
z sz atan em “. „L udzie bezd o m n i“ a „W esele“. Ż erom ski
a O rzeszkow a. S zczerość Żerom skiego. C h a ra k te r ek staty czn y
stylu. Ż erom ski a R eym ont. S ym fonje psychiczne. O bjekty-
w izm p sy c h o logizm u. L ogika w zruszeniow o - uczuciow a.
S p ra w a św iadom ości m o raln ej. In k w izy to rsk ie d o cieran ie
do dna. P o e ta m iłości. Z naczenie ero ty zm u w „ P o p io ła c h “ .
A rtyzm . „D zieje g rzechu“. E w a P o b ra ty ń sk a. D ualizm d o b ra
i zła. W alkà z szatanem . Człow iek bezdom ny a „Z aw isza
C zarny“ i „K siążę N iezłom ny“ Słow ackiego. H ym n do
m łodości Żerom skiego. Ideologja społeczno-polityczna. R a­
ch u n e k sum ienia narodow ego. T eatr. Z agadnienie ro m a n ­
tyzm u. „W ia tr od m o rz a “. P ism a publicystyczne. Ciekaw ość
um ysłow a. P ra c a n ad językiem i rod zaj m istrzostw a. K ształ­
to w an ie artyzm u. S p ó r o „P rzed w io śn ie“: S to su n ek k ry ­
tyki do Żerom skiego. A dam czew skiego „Serce n ie n asy c o n e“.
K aden-B androw ski o p o ró w n a n iu Żerom skiego z Sienkie­
wiczem . R ytm p r o z y . 188
41. W pływ Żerom skiego n a rozw ój pow ieści polskiej. G ustaw
D aniłow ski. „Z m in io n y ch d n i“. „ Ja sk ó łk a “. „M arja M agda­
le n a “. R ok 1905 w lite ra tu rz e polskiej. M a rja Je h a n n e W ie­
lopolska. L udw ik S tan isław Liciński. Z ygm unt K isielew ski 234
42. A ndrzej S t r u g ...................................................... ......... • . • 251
43. R om an Jaw orski. Ks. F eliks M ieszkis (C zerski). F eliks B ro ­
dow ski. H elena R om er-O chehkow ska. E d m u n d Z echenter.
P o d h alan ie. P ry m ity w izm ludow y. L ite ra tu ra d la dzieci. '
Ja n u sz K o r c z a k . 260
44. N ow ela jako rod zaj literacki. P io tr C hoynow ski. Je rz y Ban-
drow ski. L udw ik Rpm ocki. Maciej W ierzbiński. W acław Gą-
siorow ski. E u g en ja Żm ijew ska. F e rd y n a n d H oesick. Z uzanna
R abska. Jad w ig a M arcinow ska. T adeusz Ź uk-Skarszew ski.
M a rja R aczyńska. W acław Rogowicz. Je rz y G ąssow ski. Bo­
lesław Szczęsny H erbaczew ski. E d w a rd Ligocki . . . 268
45. K ornel M a k u s z y ń s k i . 278
46. T adeusz Żeleński (Boy). Z ielony B alonik. P oeta. T łum acz.
K rytyk. F ilozof k u ltu ry . . 282
47. D rogi n eo ro m a n ty zm u polskiego. S tan isław B rzozow ski. Życie
i ideologja. In d y w id u aln o ść tw órcza. F ilo zo fja p racy . Myśl
w ychow aw cza. Z m ysł estetyczny. K rytycyzm . L ite ra tu ra te­
ren e m w alki o id eały życiow e. P ow ieściopisarz. P releg en t.
T eoretyk k ry ty k i l i t e r a c k i e j .......................................................................291
48. K aro l Irzykow ski. P a sja szczerości. W iersze. Stosim eli do
zagadnień estetycznych. Intelektualizm . M ęczennik św iad o ­
m ości kry ty czn ej. M ikroskopizm p o zn a n ia psychologicznego.
Sceptycyzm . D ialektyk. S zkoła mózgu. D ra m a t . . .315
49. P io tr C hm ielow ski. W ilhelm F eldm an. A ntoni P otocki. Ma-
r ja n Szyjkow ski. B ro n isław C hlebow ski. M anfred K ridl.
Ja n L orentow icz. K ry ty k a i krytycy. H isto ry cy lite ra tu ry .
A leksander B rü ck n er. Ignacy C hrzanow ski. P rzed staw iciele
p ro zy literack iej z ró żn y c h dziedzin wiedzy. P u b licy sty k a.
A ntoni C hołoniew ski. Z ygm unt W asilew ski. W incenty Rzy­
m ow ski . . .V . 329
50. Jó z ef P iłsu d sk i i jego „P ism a“. Ks. bisk u p W ład y sław Ban-
durski. S tan isław Długosz. Józef. M ączka. A rtu r Ćwikowski.
S tanisław S tw ora. „ K a p ra l Szczapa“ K aro la K rzew skiego 348
DZIAŁ I N F O R M A C Y J N Y ............................................................................... 365
O gólna lite ra tu ra p r z e d m i o t u ...................................................................... 367
W acław B erent. S tan isław B rzozow ski (Czepiel). P io tr Choy-
now ski. (A dolf D ygasiński). (Tadeusz Gałecki). W acław
G rubiński. A m elja H ertzów na. K arol Irzykow ski. Ju lju sz
K leiner. M arja Komornicka:. (Jan L em ański). B olesław Le­
śm ian. K ornel M akuszyński. Ignacy M atuszewski. T adeusz
M iciński. B ro n isław a O strow ska. (S tanisław P rzybyszew ­
ski). (T adeusz R ittn er). K aro l H u b ert Rostw orow ski. W in-
c e n ty Rzym ow ski. L eopold Staff. A ndrzej Strug. S tanisław
W yspiański. T adeusz Zieliński. T adeusz Żeleński. Stefan Że­
ro m ski. Je rz y Żuławski. (A utorzy pom inięci) . . . 367

T om III (ostatni) „ O B R Ą Z U W S P Ó Ł C Z E S N E J
L I T E R A T U R Y P O L S K I E J 1884—1933“ w y jd zie
na je s ie n i 1934.
29.
„Gdy niegdyś jednego z większych, co ostatnie prow a­
dzili b u n t3r i powstania, pytałem, który z wieszczów n a j­
więcej w płynął, najwięcej działał, gdy miecze n a naszej
ziemi zadzwoniły, stwierdzał m i zawsze, że naszym poetą
jest Słow acki“.
Świadectwo to m a za sobą powagę największego w tej
m ierze autorytetu. W ydał je Józef Piłsudski, gdy już jako
pierw szy M arszałek odrodzonej Rzeczypospolitej, n a dzie­
dzińcu zam ku wawelskiego dnia 28 czerwca 1927 roku
przem aw iał nad s p r owad zo n cm i z cm entarza paryskiego
procham i JULJUSZA SŁOWACKIEGO.
Po zakończeniu przem ów ienia M arszałek Piłsudski
zw rócił się do otaczających nosze z tru m n ą oficerów z n a ­
stępuj ącemi słowami:
„W im ieniu rządu Rzeczypospolitej polecam panom
odnieść trum nę do krypty -królewskiej, by królom był
ró w n y “.
D ostojny ten akt był nietylko uczczeniem pam ięci
wielkiego poety, lecz i uznaniem w nim Króla-Ducha,
historycznem stwierdzeniem jego roli, którą dziełami swej
twórczej w yobraźni w jp ełnił w życiu narodu, zastępu­
jąc m u w dobie niewoli m ajestat władzy państwowej',
podtrzym ując i potęgując w nim siły wewnętrzne, nie
dozw alając m u zgnuśnieć i znikczemnieć, budząc w nim
wolę czynu, przewodząc m u na drodze do wyzwolenia.
Znaczenie to, które o wiele wcześniej, bo już za swego
życia, m a Mickiewicz, Słowacki m a dopiero pod koniec
XIX-go wieku. W łaściwą datą, od której rozpoczyna się
era Słowackiego, odkąd oddziaływanie „siły fatalnej“, za­
klętej w twórczości poety, ogromnie n araz przybiera i sze­
roko się rozpowszechnia, było pierwsze wystawienie Kor-
djana dnia 25 listopada 1899 roku na scenie teatru miej-
■Obraz współczesnej literatu ry polskiej. T. H. 1
- 2—

skiego w Krakowie pod dyrekcją Józefa K otarbińskiego,


który i wogóle pierw szy najw olniej się przyczynił do po­
kazania teatralnych w artości dziel pierwszego wielkiego
twórcy dram atu polskiego.
W odczycie, m ianym „z pow odu w ystaw ienia Kor-
cljaim w teatrze“, m ów ił wtedy Kazimierz T etm ajer: „W hi-
storji te atru polskiego zaszedł fakt pierw szorzędnego
znaczenia, jeden z najdonioślejszych: wysławiono — w te­
atrze krakow skim — Kordiana. Dzieło to Słowackiego,
poem at dram atyczny, nigdy dotąd na w idow nię teatraln ą
nie w prow adzane, przez wielu uw ażanem było za piękny
poem at, ale za zły dram at, i zapewne m ało kto rokow ałby
m u był przyszłość w grze aktorskiej, skoro żaden dy­
re k to r te atru eksperym entu tego nie próbow ał, mimo, że
inne dram aty i tragedje Słowackiego, także zapewne przez
sąd powszechny n a lekturę tylko skazane, taki H orsztyń-
ski, taka Lilia W eneda, lub Balladyna, okazały się cza-
rującem i widzów utw oram i. — Sprobow ano w reszcie K or­
diana, sprobow ano z w ielką trwogą, z najpesym istycz­
niej szemi horoskopam i i w teatrze, i poza teatrem —
i eksperym ent się udał. Poem at dram atyczny objaw ił się
n a w idow ni jako dram at o tak ogrom nych skrzydłach,
jakich gdzieś u Schillera szukaćby wypadło, pow iał z wi­
downi teatralnej n a widzów i słuchaczy tak ą poezją, od
jakiej już dawno odwykliśmy, patrząc n a dzieła w spół­
czesnych dram aturgów (K ordian był w ystaw iony n a 2
lata przed W eselem ), tą poezją, k tó rą rodził z siebie duch
ludzki porw any i rozbujały olbrzymiemi w ypadkam i
św iata, olbrzym iem i tragedjam i i tryum fam i; hom eryc-
kiem i zwycięstwami i hom eryckiem i klęskami, rew olucją
francuską, w ojnam i N apoleona; a u nas w strząsającą n a ­
ród i duszę tego n aro d u w posadach ru in ą polityczną
i świeżą, gorącą żądzą odwetu i zm artw ychpow stania;
pow iał poezją, jaką rodził duch ludzki, rozbudzony now ą
i m łodą m yślą nowej ery świata, r o m a n t y z m u “.
Pokolenie neorom antycznej Młodej Polski w Słowac­
kim znalazło Swego poetę. D la ludzi czynu jego poezja
była szkołą bohaterskiego ducha, jego słowa, „namiętne,
pełne łez i krw i i błyskaw ic św ietnych“, najosobistszym
w yrazem tęsknoty za „hucznym lotem olbrzym ich pta-
- З —

ków “. Sprawdziły się dumne wiersze poety: „Lud pójdzie


za m ną!“ „W me imie będzie krew i łzy wylew ał“. Ale
pośm iertne poety za grobem zwycięstwo spełniło się naj-
pierw n a terytorjum literackiem. „Cierpienia (swoje)
i m ęki serdeczne — i ciągłą walkę z szatanów grom adą“
dopiero teraz m iał Słowacki komu przekazać. „Gzem był
Szekspir dla rom antyków niemieckich, — stwierdza Ignacy
M atuszewski — tern stał się Słowacki dla m odernistów
p olskich“.
N astępny po Słowackim wielki twórca dram atu pol­
skiego, W yspiański, temu poprzednikowi swojemu wiele
zawdzięczał. Przedstaw ił to wyczerpująco W ilhelm Bar-
basz Av studjum z roku 1932 o W yspiańskim na tle ro­
m antyzm u. Z poetów tej doby, od Kasprowicza i Tet­
m ajera cło Micińskiego i N alepińskiego, wszyscy w Sło­
wackim widzieli swego arcymistrza, nieraz czerpali z niego
wzory, a pom niejsi naśladow ali go nawet niewolniczo,
np. W ładysław Bukowiński (Selim). Obfite przykłady ze­
b ra ł i zestawił Ferdynand Hoesick w studjum o „Sile fa ­
talne]“ poezji Słowackiego (1921). Płom ienną Apostrofą
do Króla-Ducha na progu Nowego Stulecia Słowackiego
prorokiem swego pokolenia ogłosił Przybyszewski, n a któ­
rego w łasną twórczość silniejszy wpływ w yw arli jednak
rom antycy niemieccy, odzywający się nawet rem iniscen­
cjam i literalnem i. I na innych polach sztuki objaw ia się
kult Słowackiego bardzo znamiennie. Wymienić tu można
zwłaszcza Jacka Malczewskiego w malarstwie, Mieczy­
sław a Karłowicza w muzyce. Brzozowski, który od roku
1908 nosił się z zam iarem pisania o Słowackim, a w ostat­
nich chwilach swego życia poważnie się tą m yślą zajmował,
bodaj najzwięźlej określił istotny charakter siły atrakcyjnej
Słowackiego, w twórczości jego widząc zapewnienie, że
P o l s k a b y ł a i b y ł a p i ę k n a w swej r z e c z y w i ­
s t o ś c i . Lecz neorom antyzm polski odnalazł w Słowac­
kim znacznie więcej, bo odkrył w nim wyjątkowo świet­
nego i zupełnego poprzednika głównych prądów nowej
poezji i sztuki europejskiej. Ujawnił to i przekonywająco
w szczegółach ustalił IGNACY MATUSZEWSKI w znako-
m item studjum krytyczno-piorównawczem: Słowacki i nowa
sztuka (pierw odruk w Tygodniku lllustrow anym z r. 1899,
_ 4 —

oddzielnie wyd. 1902, II wyd. 1904, III wyd. 1911), p racy


w tym zakresie podstawowej i zarazem pom nikow ej,
a wogóle jednem z niewielu w pełnem znaczeniu w yrazu
najpiękniejszych dzieł polskiej krytyki literackiej.
W toku swych rozw ażań poddaw szy dokładnem u roz­
biorow i zasadnicze czynniki nowej sztuki i ich bliskie
związki z tw órczością Słowackiego, zwłaszcza z ostatnich
lat jego życia, wskazawszy pokrew ieństw a i różnice z na-
strojow ym symbolizmem poetów francuskich drugiej po-
łowy XIX-go wieku, z syntetyzm em i liryczno-m uzycznym
stylem W agnera, z indyw idualizm em Nietzschego, z m i­
stycyzmem M aeterlincka i wogóle z panującym w tej
dobie typem w yobraźni twórczej w sztuce, w której ro la
form y artystycznej staje się zagadnieniem zasadniczem,
a stosunek do rzeczywistości przybiera ch arak ter w ybu­
jałego subjektywizm u i naw et egocentryzmu, wogóle zaś
jednym z najgłów niejszych m otorów psychicznych jest
świadom a lub bezw iedna w alka z automatyzmem, — w y­
wody swoje reasum uje Matuszewski: „K rańcow y indywi-
. dualizm, pogarda rzeczywistości i skłonność do m arzyciel-
stwa, dająca uczuciu i w yobraźni przewagę nad chłod­
nym rozum em ; dążność do syntezy liryczno-m uzycznych
i epiczno-plastycznych żywiołów, oraz środków ekspresji
artystycznej w celu możliwie pełnego w ypow iedzenia swo­
jej „jaźni“ w sztuce; nadzw yczajna doskonałość, subtelność
i oryginalność form y, w yrażającej rów nie subtelne i o ry­
ginalne aż do paradoksalności uczucia, m yśli i nastroje;
w yrafinow ana wrażliwość, zdolność odczuw ania i oddaw a­
n ia delikatnych, niepochw ytnych praw ie objaw ów życia
wewnętrznego, a, oo za tern idzie, w stręt do szarej po-
spolitośiCi, oraz pociąg do rzeczy rzadkich, do tem atów
niezwykłych, słowem, do „egzotyzmu“ w najszerszem tego
term in u znaczeniu; nasfrojow ość, m istycyzm i związany
z nim genetycznie symbolizm; w iara w wysokie p o słan ­
nictw o sztuki i transcendentny jej początek, w iara w jed­
ność duszy ludzkiej i duszy wszechświata, połączona
z w iarą w ciągłą ewolucję; dążenie do tego, żeby pierw ia­
stek ideowy, czy uczuciowy, zlewując się organicznie
z form ą, nie był przez nią tłum iony, żeby dzieło sztuki
przy całej barw ności i dekoracyjności, przem aw iało nie-
— 5 —

tylko do oka lub ucha, lecz do głębin jaźni, do myśli


i serca, żeby nietylko baw iło widza, słuchacza lub czytel­
nika, lecz w strząsało jego duszą, odsłaniając przed nią
rozległe horyzonty pozacielesne i pozaświatowe i b u ­
dząc w niej poczucie nieskończoności — oto są ceclry cha­
rakterystyczne, w spólne Słowackiemu i artystom końca
XIX i początku XX w ieku“.
Istotnych różnic Matuszewski nie widzi, a sprow a­
dza je tylko do sposobu ujm ow ania pewnych zagadnień,
oo jest w znacznej m ierze w ynikiem dziedzictwa po póź­
niejszych od rom antyzm u prądach: realizmie, naturaliz­
mie, im presjonizm ie. U w zględniając zaś nowe zdobycze
wiedzy doświadczalnej i teoretycznej, stwierdza rzeczony
krytyk, że „modernizm , pomimo całej swobody, liczy się
więcej, niżeli rom antyzm , z n a tu rą i praw dą objektywną:
bada, obserw uje i a n a l i z u j e “. „Modernizm łączy do
pewnego stopnia precyzję naturalistyczną z fantazją ro ­
m antyczną i tra k tu je zawiłe problem aty psychologii w spo­
sób n ři u к o w у i m i s t y c z n y zarazem. N ajw yraźniej
w ystępuje to w psychologji indywidualizmu i erotyzm u“.
Indyw idualizm rom antyków m iał ch arak ter przeważnie
uczuciowy, ograniczał się do snbjektywnego poczucia od­
rębności i osam otnienia. Indyw idualizm neorom antyków
jest więcej żywiołowy i zarazem mistyczny, jest to niby
praw o natury, wyższe nad inne praw a, utw orzone ' przez
społeczeństwo. Ale w stosunku do Słowackiego, zwłaszcza
z powodu Króla-Ducha, trzeb aby tu może w prow adzić po­
praw kę, w zm acniającą i pod tym względem jego prekur-
sorstwo wobec neorom antyzm u, a ściślej biorąc, nietzsche-
anizmu, aczkolwiek słusznie zauważył Matuszewski, że
„indyw idualistyczna teo rja inne przybiera kształty w um y­
śle polskiego rom antyka, a inne w mózgu proroka arysto­
kratycznego radykalizm u“. „Dla Nietzschego „nadczło­
w iek“ jest celem, dla Słowackiego tylko narzędziem ewo­
lucji, ogarniającej zarówno ziemię, jak cały wszechświat“.
Otóż i neorom antyzm polski, jak się okazało w dalszym
jego rozwoju, poszedł raczej po linji, przez Słowackiego
w tym kierunku лууtkniętej.
Bardziej uderzające różnice występują natom iast
w psychologji erotyzmu. Dla rom antyków miłość to spotę-
— 6 —

gowanie uczuć, w ielka i szlachetna siła duchowa, p rzy ­


bierająca często charakter tragiczny. N aturaliści przeno­
szą punkt ciężkości zagadnienia na teren fizjologiczny.
U neorom antyków jest to nam iętność lub instynkt, ale
rów nież żywiołowa siła kosmiczna. U duchow iona eterycz-
ność erotyzm u Słowackiego m a charak ter zupełnie od­
rębny. W arto jednak zwrócić uwagę n a surow ą m oralność
płciow ą u W yspiańskiego i Brzozowskiego, choć — oczy­
wiście —- sam a tem atyka w ram ach innego ducha epoki
w ysuwa odrazu zasadnicze różnice. Aczkolwiek, jak p o d ­
niósł Kleiner, i Słowacki, którego poezja odznacza się
wręcz odcieleśnioną czystością uczucia miłosnego, feno­
m enalnie um iał odtw orzyć żar nam iętności zmysłowej
w rapsodzie o Bolesławie Śmiałym. N a tern wszakże polu
neorom antyzm w związku z naturalizm em zupełnie nowe
otw iera drogi, a Żeromski, dla którego zresztą Słowacki
m iał również znaczenie doniosłe, rozw inie niebyw ałą
przedtem śm iałość artyzmu.
Pow racając jeszcze do dzieła Matuszewskiego, stw ier­
dzić należy, że m iało ono doniosły w pływ n a kształtow anie
się świadomości artystycznej neorom antyzm u polskiego.
Intuicyjne odczucie poetów, którzy sami naogół rzadko
podejm ow ali samodzielne badania estetyczne, a w swoich
program ach, jeśli je ogłaszali, ograniczali się do w skazań
najogólniejszych, — znalazło w yjaśnienie i oparcie w stu-
djum krytyka, obdarzonego w yjątkow o subtelnym zmy­
słem analitycznym , rozległą i głęboką kulturą estetyczno-
filozoficzną oraz śm iałym polotem myśli syntetycznej. Ma­
tuszewski nietylko w poił ale i uzasadnił przekonanie, że
„obok Shelleya, N ovalisa i innych, młodsza generacja po­
etów polskich postaw iła słusznie Słowackiego, który, gdyby
mógł być czytany przez cudzoziemców 'w oryginale, zająłby
niew ątpliw ie stanow isko arcym istrza szkoły nowoczesnej
nietylko u nas, lecz i w całym świecie“. I Matuszewski
również w K rólu-D uchu w skazał dzieło w swoim rodzaju
jedyne, będące „bogatą syntezą subjektyw nych wrażeń,
myśli i uczuć danej indyw idualności twórczej, a zarazem
krystalizacją wszystkich środków ekspresji, zarów no pla­
stycznej, jak i m uzycznej“ ; utw ór, który, „zrodzony s a ­
m o i s t n i e w w yobraźni poety, ogarnia tak szerokie ho-
ryzontý, stapia w sposób naw skróś subjektyw ny tyle pier­
w iastków dziejowych, mitycznych, filozoficznych i uczu­
ciowych w jedną nastrojow ą całość, iż może być uw ażany
za epopeję par excellence „m odernistyczną“, zwłaszcza,
że form a, w jaką poeta odział swoje podm iotowe wizje,
jest, jak u W agnera, rów nież form ą syntetyczną, t. j.
harm onijnym zespołem wszystkich typów i środków
sztuki“.
Ale już w przypisku do Ii-go w ydania książki dodał
Matuszewski, że „W yspiański, dzięki temu, iż jest rów nie
znakom itym m alarzem , jak poetą, osiąga często, zwłaszcza
w swoich utw orach scenicznych, bardzo oryginalne i piękne
w yniki połączonego działania poezji i plastyki w duchu
w agnerowskiego ideału „syntezy wszystkich sztuk“.
I w W yspiańskim wrskazał zupełnie sam oistny objaw neo-
rpm autyzm u polskiego, zaznaczając nadto, „że t. zw. „mo­
dernizm “ polski zatracił już zupełnie praw ie ślady ob-
cych w pływów i rozw ija się dziś samodzielnie, składając
dowody wielkiej żywotności nietylko na polu poezji rym o­
w anej, ale i w dziedzinie rom ansu, dram atu i sztuk p la ­
stycznych. To już nie p rą d napływowy, lecz bujny roz­
kwit rodzimego artyzm u, w którym błyszczą obok siebie
najróżnorodniejsze typy tw órcze“.
Słowacki pozostał wszakże nadal naczelnym inspi­
ratorem sztuki poetyckiej w literaturze polskiej, nieza-
stąpionym dotąd m istrzem form y artystycznej w najszer-
szem jej rozum ieniu, organizatorem w zruszenia lirycznego,
w ielostronnym w zorem inw encji dram atycznej. W yraził
się o nim jeden z czołowych poetów pokolenia pow ojen­
nego, Jan Lechoń, iż „tak przeniknął sobą naszą sztukę
poetycką, że poprostu trudno mówić o wpływie na nią
Słowackiego, jak się nie mówi o wpływie na poetów
gram atyki“.
W yjątkowo doniosłe dla rozw oju artyzm u poezji pol­
skiej i wciąż aktualne znaczenie Słowackiego, nieograni­
czone bynajm niej jego związkami z neorom antyzm em , lecz
szerszy m ające zasięg i coraz dalsze otw ierające w idno­
kręgi, znaczenie coraz bogaciej różniczkowane swoim
w pływ em na rozm aite prądy i indyw idualności twórcze,
owo piętno genjusza poezji, przezwyciężającego na długo
— s —

szranki czasu i miejsca, w reszcie niebyw ale w szechstronne


w swej doskonałości bogactwo jego twórczości, ogarnia­
jącej rozliczne rodzaje, form y i style, aczkolwiek zogni-
skowane we w spólnym nurcie w yraźnie zarysow anej indy­
widualności, cały ten zestrój zagadnień, którem u n a imię
Słowacki, a co tutaj mogło być tylko najogólniej w ska­
zane, znalazł w literaturze odrodzonej Polski najp ełn iej­
szy i godny siebie kom entarz w pom nikow ej m onogräfji
JULJUSZA KLEINERA (*1886).
Kleiner, w dobie pow ojennej bodaj najśw ietniejszy
przedstaw iciel literatu ry polskiej na katedrze uniw ersy­
teckiej, autor nadto podstaw ow ych m onografij o K ra­
sińskim i Mickiewiczu, doskonałego zarysu dziejów lite­
ra tu ry polskiej oraz innych studjów z h isto rji i teo rji lite­
ratur}^ w swych pięciotom ow ych dziejach twórczości Sło­
wackiego stw orzył dzieło w swoim rodzaju m istrzow skie,
łącząc w niem najskrupulatniejsze w ym agania nowocze­
snej m etody naukow ej, sam odzielność i przenikliw ość ana­
lizy krytycznej, śm iały lecz m ocno ugruntow any polot
m yśli syntetycznej, w raz z niepospolitym artyzm em pi­
sarza. Słowacki, jak stw ierdza Kleiner, „z rom antyków
wszystkich najbardziej rom antyczny“, dopiero w tej1
w szechstronnej interp retacji znakomitego badacza został
pokazany w pełnem świetle i należycie oceniony.
Przygotow aniem atm osfery dla takiej i tak pojętej
p racy był niew ątpliw ie kult Słowackiego, który się ro z­
w inął i najsilniej spotęgował za czasów Młodej Polski.
K ult ów nie ograniczał się bynajm niej do strom^ a rty ­
stycznej, sięgał bowiem wgłąb psychiki narodow ej wielo-
rakiem i rozgałęzieniami, zaznaczał się n a różnych polach
działalności, jako poetycka podnieta czynu, i m iał d o ­
niosłe znaczenie w odrodzeniu polskiej duszy b o h ater­
skiej. Słowacki był istotnym K rólem - Duchem pokolenia,
które wydało nietylko świetny zastęp poetów i artystów ,
ale i now ych szerm ierzy zbrojnej w alki o narodow ą i spo­
łeczną niepodległość. Dwie te sfery tw órczej pracy, m a­
jąc wspólnego p atro n a w Słowackim, choć zdążały od-
m iennem i toram i, wciąż się spotykały n a terenie ideowym.
I gdy codzienne życie społeczne trw ało w zrezygnowanym
spokoju, podziem nym nurtem żłobił się już coraz silniejszy
— 9 —

p rą d wyzwoleńczy, a na szczytach poezji coraz mocniej


i jaw niej brzm iało w ołanie o czyn. W twórczości Wy­
spiańskiego i Żeromskiego osiąga ono wyraz rów nie po­
tężny, jak w wielkiej poezji rom antycznej. Lecz nie ogra­
niczała się w tern lite ra tu ra neorom antyczna, bo jak
i tam ta, ogarniała całość życia i bynajm niej nie w yrzekała
się piękna. I owszem, w łaśnie artyzm formy, zarówno
w poezji i w prozie, rozw ija się potężnie i szeroko. Po­
trzebom zaś czasu i, być może, wogóle rodzajem poetyc­
kiego m istrzostw a lepiej odpow iada Słowacki, niż Mickie­
wicz, zniew alający siłą swego genjusza, ale do naślado­
w ania trudny. Aczkolwiek wspom nieć należy, że już
w ro k u 1898, w artykule drukow anym w Glosie, M arja
K om ornicka podjęła próbę naw iązania nowych , prądów
do Mickiewicza. W późniejszym Monsalwacie (1908) A rtur
Górski osią centralną swej neorom antycznej koncepcji
Mickiewicza uczyni prom eteizm K onradow y wraz z ideą
wiecznego człowieka. Nowy kurs w stosunku do Mickie­
wicza nastanie w odrodzonej Polsce, czego właściwym
wyrazem będzie nie rewizjonizm J. N. Millera, lecz ra ­
czej konkretyzm J. K leinera w m onografji z roku 1934.
Dla neorom antycznej Młodej Polski Królem - Duchem był
Słowacki. O związkach z rom antyzm em rozstrzygało tu
przedewszystkiem pokrewieństw o struktu ry duchowej
epoki i jej ludzi naczelnych. Także więc dlatego, większy
teraz, niż Mickiewicz, który łączył w sobie bujny lot
duszy rom antycznej ze zdrowym realizm em natu ry po­
zytywnej, — w pływ m a Słowacki, najzupełniejszy ro m an ­
tyk, najw szechstronniejszy i najkonsekw entniejszy artysta,
ale i
...wszczynający ruch,
Wieczny Rewolucjonista,
Pod m ęką ciał — leżący Duch.
зо.
Rozkwit poezji, wszczęty na łaniach Życia w arszaw ­
skiego i Świata krakowskiego, osiąga najszersze pole
i najstaranniejszą upraw ę artyzm u w Życiu krakow skiem
i zwłaszcza w Chimerze. Nawet ptaki niższego lotu do­
stra jają się do ogólnego m istrzostw a form y poetyckiej,
w ydoskonalonego do nieznanych przedtem rozm iarów
i stopnia artyzm u. W iersz polski wzbogaca się o nowe,
bardzo zróżniczkow ane rodzaje techniki poetyckiej, bądź
to na drodze rozw oju form tradycyjnych, bądź też, w y­
zwolony z obow iązujących kanonów w ersyfikacyjnych,
z całą swobodą korzystając z nieograniczonych m ożli­
wości organizow ania dźwiękowych w artości słowa. Jan
Łoś w podstaw ow em dziele o W ierszach polskich w ich
dziejow ym rozw oju (1920), mimo stam an e m u zarzuty,
niezastąpionem dotąd źródle inform acyjnem , stwierdza,
że technika w ersyfikacyjna „ostatniem i czasy doszła do
niebywałego ' rozkw itu głównie przez to, że. każdy niem al
z tak licznych poetów ostatniej doby m iał lub m a ce­
chy osobiste i przez to do ogólnej skarbnicy dodał coś
swojego a nowego“.
Objaw ten wiąże się najściślej z pow szechnem wez­
braniem liryzm u, jako żywiołu subiektywnego, dążącego
do indywidualistycznego kształtow ania artystycznego su­
m ienia poety. W yraża się to na wszelkich polach tw ó r­
czości literackiej, naw et w prozie epickiej, zwłaszcza u Że­
romskiego, który w tej dobie dokona najw szechstronniej­
szej syntezy różnych środków ekspresji artystycznej
w granicach dostępnych symbolice słowa, ale liryzm bę­
dzie u niego zawsze czynnikiem przew ażającym . L iryka
jest bowiem najpierw otniejszym i najbezpośredniejszym
sposobem w ypow iadania się wzruszeniowo-uczuciowej n a­
tu ry człowieka. Ale form a w ierszow a staje się w łaśnie
— 11 —

organizatorką poruszonej wyobraźni. Zmusza ona do za­


prow adzenia artystycznego ładu, ujm ującego we w ła­
ściwe karby wewnętrzny pęd poety cło ujaw niania oso­
bistych nastrojów i pragnień. Dałoby się zaryzykow ać
tw ierdzenie, że w liryce form a rozstrzyga o poglądzie na
świat. Stąd w alki o form ę w chwilach przełomowych.
Stąd też w ypływ a dążenie do wyzwalania się z oków tra-
dycyjnych, narzucających konieczność przystosow ania do
istniejącego stanu rzeczy. Ale zarazem tworzy się nowe
ograniczenie, bo każda form a jest ustaleniem, zniewa­
laj ącem do konkretyzacji pom ysłu artystycznego w okre­
ślonych w ym iarach. W ym agania formy, w której kształ­
tuje się utw ór poety, prow adzą do opanowania, ujarz­
m iania żywiołu, do urabiania się świadomości twórczej.
W zasadzie chodzi tu o świadomość estetyczną, ale w grun­
cie rzeczy psychika ludzka nie da się rozdzielić na
odrębnie działające sfery. Że zaś spraw a twórczości a r­
tystycznej w ym aga najwyższego napięcia władz psychicz­
nych, więc równocześnie ze świadomością estetyczną roz­
w ija się świadomość etyczna, a w dziedzinie literatury,
której tw orzyw em jest słowo, czyli symbol myśli, rów ­
nież świadomość umysłowa. Rym czy asonans, rytm ika
sw obodna czy stroficzna, rodzaj i sposób obrazowania,
wogóle program poetycki, bez względu n a to, czy został
świadom ie sform ułow any, czy tylko jest wynikiem dobrej
intuicji artystycznej, m a znaczenie podstawowe. Wymaga
to jednak odrębnych badań, których dotąd m am y ledwo
pró b y częściowe i szczupłe, albo i wypaczone bezduszną,
czczą form alistyką, przeto sprawdzianem tyni, choć n a­
leżało go wskazać i podkreślić, w ram ach naszego za­
dan ia posługiwać się na razie nie da. Podstaw ą do dal­
szych na tern polu studjów stać się w inna wzorowo o p ra­
cow ana książka Kazimierza Wóycickiego: Form a dźw ię­
kow a wiersza polskiego i prozy polskiej (1912).
Samodzielne indyw idualności twórcze stw arzają lub
obierają sobie w łasną formę. W obchodzącym nas tu
okresie czasu łatwo wskazać liczne przykłady, którem i
zajm ujem y się zosobna. Inaczej m a się rzecz z szerszym
ogółem poetów, poddających się przeważnie panującym
w danej chwili wzorom. Dla tej właśnie powszechnej1
- 12 —

kultury poetyckiej znaczenie Chim ery było w yjątkow o


doniosłe. „W zakresie techniki w ersyfikacyjnej — stw ier­
dza Łoś w przytoczonem dziele — położyła ona wielkie
zasługi, unikała bowiem rzeczy płaskich, banalnych, rze­
mieślniczych, dom agała się natom iast, żeby nietylko w tre­
ści, ale i w form ie objaw iały się cechy artystyczno-indy-
widualne, a więc napraw dę artystyczne, nie zaś dające
artyzm pod m aską dziwactwa. To też Chimera nie zro­
dziła żadnego nowego, przedtem nigdy nieistniejącego sy­
stem u rytm iki polskiej; ona tylko hodow ała wszelkie jej
indyw idualne objawy, o ile się zrodziły pod gwiazdą istot­
nej sztuki“.
Znalazł też w yraz w Chimerze w łaściw y tem u po­
koleniu poetów kult Słowackiego, obok którego n a tw ó r­
czości lirycznej najsilniej zaważyły w zory nowej poezji
francuskiej, rów nież w Chimerze obficie uw zględniane
w doborow ych przekładach. Z tej pracy odtwórczej po­
w stają w tym czasie całe antologje, z których oprócz
zbiorów Langego i M iriam a - Przesm yckiego wym ienię tu
nadto trzeba dwie serje L iry ki francuskiej (1911) B ro­
nisławy Ostrowskiej i Leopolda Staffa L iry kó w francu­
skich (1924), w ybór poezyj od XII do XX wieku w prze­
kładach różnych poetów. Liczba tłum aczy, naw et celnych,
jest zresztą bardzo pokaźna i od zadania tego nie uchy-
łają się w ybitni poeci oryginalni. N ieraz te same utw ory
byw ają przekładane kilkakrotnie. Opracow anie porów naw ­
czo - krytyczne zagadnienia, co i jak tłum aczono, mogłoby
stać się bardzo pożądanym przyczynkiem do dokładniej­
szej charakterystyki poezji polskiej tego okresu. Sądząc
n a oko, najżywsze poruszenie budzili B audelaire i Ver­
laine, pozatem głównie sym bołiści francuscy i belgijscy.
Rim baud, o którym M iriam - Przesm ycki dał piękne stu-
djum w II tom ie Chimery (1901), stanie się ulubieńcem
pow ojennego pokolenia poetów, ale i n a Młodej Polsce
w pływ jego już się zaznacza. W yrazem zainteresow ania
dla współczesnej tw órczości francuskiej są także pośw ię­
cane jej studja krytyczne. N a odrębną uwagę zasługują
Ja n a Lorentow icza N ow a Francja literacka (1911) oraz
Zygm unta L. Zaleskiego studjum o Albercie Sam ain
(w książce: Dzieło i twórca, 1913, przedtem w Museionie,
— 13 —

1912), jako prace samodzielne, doskonale przem yślane


i w ybornie ujęte. Zwłaszcza obszerna książka Lorento-
wicza, której rozdziały były drukow ane wcześniej w cza­
sopism ach, m iała dla polskiej kultury literackiej zna­
czenie pow ażne i zapewne niem niejsze od dawniejszych
studj ów Sygietyńskiego o naturalistach francuskich. Ani
rów nać się z n ią pokaźnem u tomowi Jan a Szaroty
o W spółczesnej poezji francuskiej 1880 — 1914 (1917),
który tu przytaczam y, jako późne świadectwo ducha
czasu i jako zresztą pracę, będącą sumiennem i pożytecz-
nem źródłem inform acyjnem . Z tej samej atm osfery w pły­
wów francuskich zrodzi się późniejsza Bibljoteka B oy‘a,
rozpoczęta wszakże już w roku 1909 luźnym przekładem
Balzaka, który-to w ybór może jednak świadczyć o zmie­
n iający ch się koło tej daty prądach.
Tym czasem tw órczość liryczna w yrasta ze spowied­
niczego podłoża literatury Młodej Polski. Ale przez poezję
liryczną dokonyw a się również objektyw izacja subjekty-
wizm u i uniw ersalizacja indywidualizmu. Gdy w latach
1890-tych najczęściej naśladow ano Tetm ajera, jako nie-
tylko n apraw dę wielkiego, w naszej literaturze jednego
z największych, liryka, ale i najczulszy głos pokolenia, —
już od pierw szych lat nowego stulecia poczyna się sze­
rzyć w pływ intelektualistyczno - refleksyjnej poezji Leo­
p o ld a Staffa, który stanie się też najbliższym mistrzem
poetów pokolenia powojennego, a i sam wraz z nimi dalej
w spółdziała. Zanim wszak przejdziemy do tw órcy Snów
o potędze, zająć się najpierw trzeba przeglądem poetów
z okresu od T etm ajera do Staffa. Liczba ich pokaźna.
Z roczników Życia krakowskiego i z dziesięciu tomów
Chim ery wyliczyć m ożna bezm ała setkę nazwisk. Szczu­
plejszy w ybór zaw ierają antologje Staffa i Feldm ana. Na
tem m iejscu ograniczyć się trzeba jeszcze ściślej, wybie­
ra ją c tylko, co znaczniej przenosi przeciętność i co n aj­
lepiej przetrw ało próbę czasu.
Jednym z najwcześniejszych m odernistów w poezji
polskiej bjd stojący 'na uboczu, niedoceniany i przem il­
czany WACŁAW R O L IC Z -LIEDER (1866— 1912, o d ­
dzielne w ydania zbiorów poezyj od roku 1887, W ierszów
Księgi pierwsze, drugie i trzecie, powtóre wydane, 1898,
Ш 14 —

Moja m uza, 1896, W iersze Y, 1897, W iersze VI, 1903,


Poezje niepodległe, 1905), sam otnik - artysta, poszukiwacz
piękna na drogach nieuczęszczanych, badacz języków
wschodnich, tłum acz poetów arabskich i perskich, ale
również i rosyjskich, do w tym czasie było rzadkością,
później także Stefana George, głośnego dziś poety nie­
mieckiego, do którego zbliżył się osobiście i należał do
wczesnych jego wyznawców. O ryginalne popzje Liedera,
klóry początkowo ulegał w idocznem u w pływ ow i Słowac­
kiego, potem szukał własnego w yrazu i najchętniej używ ał
form y gnomicznej, odbiegają od współczesnego im tła
dążeniem do ścisłości poznawczej w odtw arzaniu stanów
lirycznych. Pasow ał się w nim realistyczny intelektualista
z m arzycielskim rom antykiem . N iedostatek w yobraźni
twórczej a n ad m iar niezaspokojonych ambicyj przeszko­
dziły do osiągnięcia pełni artyzm u. N ieporozum ienia
z krytyką, z k tó rą poeta najostrzej się rozpraw iał i z p o ­
w odu czego późniejsze utw ory w ydaw ał w szczupłej liczbie
egzemplarzy, jako rękopis i zastrzeżeniem, że „przedruki
i spraw ozdania w zbronione“, pogłębiły jeszcze odosobnie­
nie, a spotęgowały chłód, u tru d n iający zbliżenie z czy­
telnikiem. U tw ory L iedera zasługują jednak n a odrębną
uwagę, jako w yjątkow y w naszej literaturze objaw poezji
cerebralnej. Pod pew nem i względami nasuw a się dziś p o ­
rów nanie Liedera z Peiperem , a i wogóle Lieder może
uchodzić za nieznanego poprzednika pow ojennej poezji
aw angardow ej.
Z zupełnie innych pow odów MARJA GROSSER-K O ­
RYCKA (1868— 1926) m inęła za życia bez w yraźniejszego
echa i dopiero po śm ierci spotkała się z uznaniem aż
nadm iernie przesadnem . Pierw sze jej poem aty: Apoteoza
i H afciarka, w yróżnione w r. 1900 na konkursie P raw dy,
obok K onopnickiej Snu Jerm aka i P rzez głębinę i D a­
niłowskiego N a w yspie, — odznaczają się oryginalnością
pom ysłu i pogłębieniem ideowem alegorji patrjotyczno - .
wolnościowej, ale jak niem al cała jej tw órczość później­
sza, m ają ch arak ter rom antycznego epigonizmu. Od P o ezyj
z r. 1904 do P am iętnika lirycznego (wyd. 1928) w kilku­
nastu toinach w ierszy i prozy Grossek - Koryckiej prze­
w aża im p ro wiz асу jny rodzaj w yrazu artystycznego, nieraz
— 15 —

form a jest niew ykończona lub naw et niedbale puszczona,


wszędzie w ystępuje typowo rom antyczny idealizm. Cha­
rakterystycznym dla autorki i jednym z najładniejszych
jej utw orów jest H ym n zm artw ychw stania z listopada
1918 roku, gorący w yraz patrjotyzm u, będącego wogóle
przew odnim wątkiem jej twórczości. W innych utw orach
u jm uje nas rozległa ku ltu ra i niepow szednia umysłowość
autorki M edytacyj (1913, II wyd. p. t. O suprem acji zia,
1930), rozwlekłego tom u im presjonistycznych rozw ażań
p ó ł - filozoficznych nad zagadnieniam i czasów współcze­
snych. Jakby nowym tonem odezwała się poetka w b a r­
dzo pięknej i z dużem wyczuciem dźwiękowych w artości
słow a napisanej sym fonji o Wiośnie. Mimo niewątpliwe
zalety poetyckie i w ysoką szlachetność postaw y m oral­
nej, co zapewne było główną przyczyną pietyzmu, z ja ­
kim dokonano pośm iertnych w ydań w latach 1928— 1930
(choć skuteczniej byłoby podać ograniczony w ybór), —
tru d n o przystać na tę m iarę, jaką w ocenie poetki sto­
sowali Aureli Drogoszewski, A rtur Górski i Stefan Ko­
łaczkowski, ale i z Górskim zgodzić się łatwo, że „patos
autorki jest zawsze szczepy i m ocny“.
Ci poeci z poza swego czasu nie są jednak n a tem
m iejscu m im ow olną dygresją. W skazują bowiem odrazu
rozpiętość skali, n a jakiej rozw ija się poezja w obchodzą­
cym nas tu okresie, od krańcowego egocentryzmu do
mickiewiczowskich akcentów prom eteizm u narodowego
i w alki o rząd dusz, od subjektyw nych nastrojów i wy­
rafinow anego estetyzmu m odernistów do obłąkanej Pol­
ską twórczości Micińskiego.
W szystkie te czynniki niesamowicie się mieszają
i plączą w licznych poezjach, dram atach, powieściach
i szkicach krytycznych CEZAREGO JELLENTY (* 1861,
właściwie N apoleon H irszband), wywołując zwłaszcza
w jego tw órczości samodzielnej niespodziewane kontrasty
m yśli i pomysłów, co miejscami posiada osobliwy urok,
nęcący czytelnika niezwykłem napięciem psychicznem,
które jednak nagłe przeryw a się, przechodząc w płaskie
p o rach u n k i osobiste a naw et w jaskraw ą tryw ialność. Głę-
binow ość postaw y umysłowej autora, dążącego w gruncie
rzeczy do ustalania p raw życia według norm wysokich ka-
— 16 —

tegoryj ffiozoficzno-etycznych, jest także charakterystycz­


nym objawem neorom antyzm u, przejętym z w zorów póź­
nego rom antyzm u niemieckiego. N ajbezpośredniej w ypo­
w iedział się Jellenta w liryczno-satyrycznych W iatrakach
Don Chichota (1933). Zasłużył się najkorzystniej wcze-
snem i swemi studjam i krytycznem i, ogłaszanem i od roku
1884, oraz jako red ak to r i wydaw ca niezależnych czaso­
pism literackich: A teneum (1903—1905, 1906. i 1908)
i R ydw anu (1912—1914 i 1918), przy których skupiało
się grono pisarzy o odrębnych talentach i śm iałych u m y ­
słach. N ajlepszą książką Jellenty jest doskonały szkic syn­
tetyczny o Cyprjanie N orw idzie (1909), który dotąd za­
chow ał aktu alną w artość.
O wiele prościej i w sposób m niej zapraw iony nie-
w ątpliw ym rów nież zawodem ambicyj osobistych w y ra­
ziła się poniekąd pokrew na organizacja psychiczna WAC­
ŁAWA WOLSKIEGO (1867—1928). Jego, od ro k u 1891
ogłaszane poem aty i poezje wierszem (N ieznanym , 1902,
Ballady tatrzańskie, 1908, i i.) i p ro zą (Arcana, 1911)
odznaczają się bardzo rozległą tem atyką, od osobistego
w yznania, by „uciec przed codzienności szarzyzną b a ­
n a ln ą “, poprzez obrazy przjmody m orskiej, górskiej (cykl
sonetów : Tatry w zim ie) czy rodzinnego Płocka (Z płoc­
k ich wzgórz), aż do fantastycznych wizyj rozżarzonej w y­
obraźni i zgłębiania tajem nic duchowego piekła (Mare te-
nebrarum , 1912). N iew ątpliw y talent poetycki przejaw ia
się zarów no w subtelnych nastrojach lirycznych, jak
i w patetycznych w zruszeniach potępieńczej grozy czy
erotycznej rozpaczy. E n tu zjasta poezji we W zlotach na
Parnas (1902) nakreślił samodzielnie przem yślane i głę­
boko odczute sylwetki w spółczesnych poetów polskich.
C harakterystykę socjo-psychologiczną poetów neoro-
m antycznych wcześnie już u ją ł i określił znakom ity
uczony, geograf i publicysta, W acław N ałkow ski w w yda­
nej w ro k u 1895 książce zbiorow ej: F orpoczty, napisanej
razem z M ar ją K om ornicką i Cezarym Jellenta. „W życiu
i literaturze naszych czasów — słowa Nałkowskiego z ar-
tjrkułu w stępnego rzeczonej książki — pojaw iają się coraz
częściej typy o przew adze życia wewnętrznego nad zew-
nętrznem , duchowego nad cielesnem, ludzkiego nad zwie-
- 17 —

rzęcem , refleksyjnego nad czynnem. Typy z organizacją


■duchową niezm iernie w rażliw ą i subtelną. Typy, niemo-
gące wyżyć w atmosferze pospolitości, a tem bardziej po­
dłości. Typy o wielkiej nieproporcjonalności pragnień do
możności, a nawet możliwości ich urzeczywistnienia; typy
w iec szarpane bezdennem niezadowoleniem wewnętrznem.
T ypy, dostarczające najw iększej ilości nowych idei, ale
zarazem największej ilości obłąkanych i samobójców.
Typy, zajm ujące wogóle w społeczeństwie stanowisko pod­
rzędne i grające podrzędną rolę w zew nątrznem życiu
ludzkości, w przeciwieństwie do wysoko rozwiniętej indy­
w idualności psychicznej. Typy, które ze stanow iska fi­
zjologicznego m ożnaby nazwać nerw ow em i (nerwowcam i,
m ózgow cam i), ze stanow iska psychologiczno-ewolucyjnego
zaś — ew olucyjnem i („forpocztam i ewolucji psychicz­
n e j“) “. „Ten typi nowy, — rokuje dalej nasz uczony — o b ­
darzony w ielką subtelnością zarów no myśli jak i uczucia,
le n typ o wielkim rozwoju, że tak powiem, zmysłu we­
w nętrznego, o pragnieniach bezm iernych; ten typ, obda­
rzony zdolnością odczuwania prądów przyszłości, urzeczy­
w istni zapewne zczasem, zbankrutow ać'' poczęści, bo
z m niejszem i podjęty siłami, dawny ideał: „sięgać, gdzie
w zrok nie sięga“ i „z idei tw orzyć kam ienie“ ; zdoła — być
może — rozjaśnić ciemne dziś jeszcze zjawiska, drzemiące
w tajem nych głębiach natury ludzkiej“.
Przytoczone ustępy są bardzo znamienne, jako objaw
przełam yw ania się usposobień i dążeń pokolenia przez
pryzm at indyw idualności nawykłej do m yślenia kategor-
jam i przyrodniczego poglądu na świat. Zarazem jest to
uproszczona lecz w nikliw a introspekcja wgłąb duszy po­
kolenia. Tej duszy w yrazem wyjątkowo przeczulonym
i aż osobiście tragicznym była twórczość w ystępującej
rów nież w Forpocziach MARJI KOMORNICKIEJ (* 1870),
poetki łączącej w ybuchow ą żywiołowość uczucia z bo­
lesn ą świadomością bogatej umysłowości, docierającej do
d n a w strząsających zagadnień własnego bytu. Przed­
w czesne załam anie psychiczne, czean K om ornicka przy­
p om ina koleje życiowe Jan a Augusta Kisielewskiego, nie
pozwoliło na pełne rozwinięcie jej niezwykłego talentu,
b ra k zaś zbiorowego w ydania utworów, rozproszonych
«Obraz w spółczesnej literatury polskiej. T. II.
2
— 18 —

przew ażnie po czasopismach, spraw ił, iż niesłusznie u su ­


nięta w cień zapom nienia, nie jest należycie doceniana.
D oniedaw na m ało kom u było wiadomo, że bardzo ostre,
lecz zawsze głęboko, sam odzielnie i bystro a n ad er zwię­
źle ujęte, świetne krytyki utw orów powieściowych w Chi­
merze pod pseudonim em W łast były pisane przez K om or­
nicką. Tamże znajdujem y już pod właściwem nazwiskiem
jej artystycznie najdojrzalsze wiersze i prozę poetycką,
m. i. Czarne płom ienie. Biesy i cykl Ze szlaków ducha,
w których w ypow iedziała się nietylko rozterka duchow a
współczesnego człowieka, ale też w ybitnie-.oryginalna in­
dyw idualność kobieca, daleko sięgająca p rek u rso rk a po-
wojennego feminizmu.
Z powodu pierw szych utw orów dram atycznych i po­
wieściowych, które zwróciły odrazu uwagę poszukiw a­
niem nowej form y i w yłam yw aniem się z u tarty ch szablo­
nów treści, ale spotkały się z zarzutem , iż „autorka nie
w ie czego chce“, w yjaśnia K om ornicka w liście p ry w at­
nym : „Czego ja chcę? powiedzcie tym filistrom , że pragnę
szczerości zam iast obłudy, że szarpię się ku swobodzie
w arkanach jasyru, że w chłodzie rozdzieram piersi za
wszechludzkim uciskiem bratnim , że w pyle ziemi się ta­
rzam , spragniona życia n a słońcu! Powiedzcie im, że
w duszy mojej d rgają bóle m iljonów pokoleń zm arłych bez
śladu, prócz ich jęków, drgających nieśm iertelnie w zim­
nem, m artw em pow ietrzu świata, że śród jego fal trupich
zjada m nie żądza za spienionemi, w rzącem i bałw anam i
oceanów życia. Powiedzcie im, że gdy widzę ich tw arze,
gdzie szkielet nędzy w ewnętrznej ubiera się w strzępy roz­
kładu, poryw a m nie wściekła chęć zm iecenia ich z oblicza
śwjata, w ydarcia im b erła ziemi. Powiedzcie im, żem ak­
tem oskarżenia za pożarte przez nich dusze m i pokrew ne,
żem buntem szarpiącym się w ich b rutalnem jarzm ie, żem
ich sędzią i przekleństw em . Powiedzcie im, że. głowy
ich czerwone krw ią naszą wylaną, że w ich chlebie są
nasze zm arnow ane dusze, że z w iny ich serca nasze pali
stygmat męczeństwa, że, by oni żyć mogli jak wieprze, m y
przykucj do skały um ieram y, nie m ogąc dochow ać p ro ­
m etejskiej iskry. Powiedzcie im, że nędzni są i słabi, że
szczęście nasze pożerają, by m óc wlec swój tłuszcz tru p i
— 19 —

po targow iskach dobrobytu. Powiedzcie im, że wiem. czego


chcę, bom żądzą miłości, k tó ra się nienaw iścią stała!“
Ten nam iętny akt oskarżenia, mimo przesadę nieumo-
tyw ow anych pretensyj młodości, spotęgowaną przez ko­
biecość, jest bezw ątpienia najzupełniej szczery. Trudno
0 dobitniejszy i bardziej charakterystyczny dokum ent
epoki do postaci „szalonej Ju li“ z dram atu Kisielewskiego.
Cała tw órczość Kom ornickiej jest w znacznej części ta­
kim dokum entem rozranionego serca, a niczem niezaspo­
kojonego głodu duszy. Żarzy się w niej „bunt potęgi we­
wnętrznego życia przeciw pospolitości nieożywionego
ta k tu “, pragnienie „odtw orzenia potężnej i w strząsają­
cej sym fonji duchowego życia“. „Chcę — wyznaje po­
e t k a — wielkich w łasnych burz — nie lekkiego marszcze­
nia się życiowej ta li“. Nieokiełzany pęd entuzjazmu zmaga
się w niej z demonicznym dualizmem natu ry ludzkiej,
w swym kształcie kobiecym podwójnie skrępowanej, za­
rów no w polocie ku najwyższym ideałom, jak w niewyży­
tej zmysłowości płonącego ciała. Bujna w yobraźnia tw o­
rzy symboliczne wizje snów i pragnień, ale częściej — co
utw orom K omornickiej nad aje odrębną w artość — wystę­
puje aż niesam ow ita w swej szczerości pasja autoanalizy
psychologicznej. „Dałeś m i — spowiada się poetka
w D ziękczynienia — dziwną duszę i dziwne ciało, bym
się radow ała szczęściem tajem niczem “. Rzadkie to jednak
chwile błysków słonecznych. Tragizm życiowej rzeczywi­
stości przysłania je koszm arnem widmem „obłędu sam ot­
ności“. Biesy Kom ornickiej są jednym z najbardziej
w strząsających utw orów w literaturze powszechnej, w któ­
rym krw aw e dzieje walki z upiorem własnego ducha zo­
stały oddane z niepraw dopodobnie dokładnym realizmem
przeżycia i z niemniej sugestywną siłą myśli i poetyc­
kiego wyrazu. Jest K om ornicka i przez to zjawiskiem
w literaturze rządkiem , że z niepospolitym talentem sprzy­
m ierza się u niej bardzo wysoka i samodzielnie przetra­
w iona k u ltu ra estetyczna i filozoficzna. Form a zaś jej
utw orów , oryginalna i najlepiej dostosow ana do tętna
duchowego, odbija się na tle czasu zupełną niezależnością
1 niezwykłem zgęszczeniem obrazowania, rodzajem swoim
m ającego niekiedy charakter wręcz prekursorski. W poezji
2*
— 20 —

jej pokolenia trudno znaleźć, co pod tym względem dałoby


się postaw ić obok takiego np. fragm entu z w iersza Ko­
m ornickiej p. t. Pełnia:
Z d n ia P rzez n acz en ia zn ik n ęła k re su konieczność.
N iepokój pierzchł, ju ż nie drży k ro k m ój p ośpiechem .
B ezm iar m ą d ro g ą i czasem m oim je st w ieczność,
Ju trz n ia i zm ierzch — ro zfalo w a n y ch m ó rz dechem .
P łu g iem m ym słońce. N oc siecią w M orze gw iaździstą.

Po ro k u 1907 K om ornicka zamilkła, pogrążona w „sa­


m otności obłędu“. Pokrew ną jej organizacją duchow ą był
zm arły samobójczo JAN WROCZYŃSKI (1883—1905),
au to r w ydanego po śm ierci tom u poezyj prozą: Gawoty
gwiezdne (1905). „M etafora — m ów i poeta — stała się
czczym dźwiękiem, cierpienie stało się drew nem krucy­
fiksów...“ W szeregu fragm entów o zadziw iającej nieraz
ekspresji słowa snuje gorączkowe obrazy rozpacznyCh
;s nów i opętańczych m yśli o miłości i śm ierci „człowieka,
który nie może już być so b ą “. M iejscami widoczny tu
jednak w pływ Przybyszewskiego, a ta k i np. Jesiennej,
strzaskanej, harfy zgrzyt: Z w yciężyła w ygląda wręcz n a
parodję m istrza, z pod którego w pływ u W roczyński w y­
zwolić się nie zdążył.
Ulega m u też, niekiedy raczej Słowackiemu, ADAM
ZNAMIROWSKI, autor m akabrycznych poem atów prozą:
Śmierć (1904) i Całun (pis. 1903, wyd. 1912) oraz póź­
niejszego tom u w ierszy z lat 1924—1927: W ir p ersp ektyw
(1933). Apostrofy, w izje i rozpam iętyw ania poety m a ją
dużą sugestywność śm iertelnej grozy a w niektórych spię­
ciach egocentryzm u z kosmicznem tchnieniem patos jest
świeży i mocny. „Męczeństwem li tylko żywy“ ro m an ty k
ro zp raw ia się w im ię doczesności z wiecznością i zatapia
się m arzeniem w „obłąkanej m ogiłą słoneczności“. Gdy
zaś czytamy: „O bjawił m i się w krąg ciała gnijącym p ro ­
stokątem grób i w ciele jeszcze będąc, już nagą kością
zwarłem się z jego zimną, wszechm ogącą p raw d ą“ — przy­
chodzą n a m yśl trum ienne wizje W yspiańskiego, w któ­
rych rów nież w yraził się poniekąd duch epoki w tym jej
szczególnym objawie, jakiego utw ory Znam irowskiego są
bodaj najsilniejszym w swem krańcow em natężeniu akcen­
tem lirycznym.
_ _ 21 —

N aw skróś inaczej występuje m otyw śm ierci w poezji


STANISŁAWA KORAB-BRZOZOWSKIEGO (1876—1901),
syna poety rom antycznego K arola Brzozowskiego. W jego
nielicznych poezjach, zebranych w tom ie p. t. N im serce
ucichło (1910), odznaczających się bogatą rozm aitością
m istrzow skiej form y wiersza, splata się zmysłowość z m i­
stycyzmem w przedziw nie uduchow ionej atmosferze lirycz­
nej tęsknoty. On, który przedwcześnie sam odszedł, wzywa
z upragnieniem :
O przy jd ź, jesienią —
W dziej szatę, lekką, białą, zw iew ną,
P aję cz ą;
R zuć n a hebanow e sw oje w łosy
P e rły rosy,
L śniące zim nych b arw
Tęczą.

O przyjdź, jesienią —
O w iana sk argą tęskną, rzew ną
Żórawi,
W dal płyn ący ch szarą niebios tonią,
T ch n ąca w onią
K w iatów , k tó re m róz
K rw aw i.

O przyjdź, jesienią —
W chw ilę zm ierzchu senną, niepew n ą —
I dłonie
Swe przejrzy ste, m iękkie, w oniejące
N a cierpiące
P ołóż m i skronie —
O Śmierci!..,

Jedno z najpiękniejszych to arcydzieł liryki polskiej,


o rzadkiej doskonałości, gdzie kunsztowność budowy stro-
ficznej nie obniżyła bezpośredniości wyrażonego w niej
stanu uczuciowego, nastrójow ość najzwiewniej eteryczna
znalazła odpow iedni kształt w symbolice słowa z nie-
prześcigłą subtelnością, jaką pozatem wskazać można
jeszcze tylko u Tetm ajera, oryginalność obrazow ania za­
chow ała przejrzystą jasność. W swoim rodzaju jest to
u tw ó r klasyczny.
Z rów ną spraw nością poetyckiego m istrzow stw a prze­
łożył Brzozowski garść liryków francuskich, zwłaszcza
- 22 —

B audelaire'a i Verlaine‘a. W jego to przekładzie słynna


Litanja do szatana B audelaire‘a rozpow szechniła się w ca­
łej poetyckiej Młodej Polsce. W raz z bratem W IN CEN ­
TYM BBZOŻOWSKIM (*1874), autorem zbioru poezyj:
Dusza mówiąca (1910), a którego w łasne życie w ędrow ca
było rom antycznym poematem, napisał cztery sonety:
T ryum fy, rów ne klasycznem u w zorowi f r an с u skie m u T ro­
feów parnasisty J. M. Heredii, co i po zatem w ydatnie
w płynął na poetów polskich tej doby, aczkolwiek w tym
kierunku Sonety K rym skie Mickiewicza m usiały im być
bliższe, pozostając jednak niedoścignionem arcydziełem
ekonom ji słowa.
Młoda Polska, której poeci chętnie się posługiw ali
form ą sonetu, m iała też w łasną nielada jej m istrzynię:
KAZIMIERĘ ZAWISTOWSKĄ (z Jasieńskich, 1870—1902,
zbiorowe Poezje w ydał Stanisław W yrzykowski, 1923).
W ładysław Folkierski, badacz Sonetu polskiego (1925),
stwierdza, że ,,o sonetach Kazim iery Zawistowskiej nie
m ożna m ów ić spokojnie i zimno. Jest w nich taka m oc
zaklętego na zawsze uczucia, taka doza szczerości, tak a
bezpośrednia świeżość poetyckiego wyrazu, że należą one
do najautentyczniejszych pereł sonetu polskiego“. W tej
poetce tęsknoty i m arzenia, również świetnej tłum aczce
liryków francuskich, zwłaszcza B audelaire‘a, V erlaine‘a
i A lberta Samain, obdarzonej naturalnym wdziękiem ko­
biecości i subtelną w ytw ornością wrodzonfej kultury, koja­
rzy się szeroki oddech kresów podolskich z płom iennym
żywiołem zmysłów. Jej erotyki byty dla polskiej poezji
kobiecej rew elacją, dum nem obnażeniem ham ow anego
głosu ciała. Odzywa się w nich, bardzo rzadko, echo
Tetm ajera, którego Zawistowska, jako kobieta, jest w pol­
skiej poezji miłosnej doskonałem dopełnieniem. Jej ero ­
tyka m a posm ak krwi, wszakże m otyw ten nie w yczer­
puje bogactw a różnorodnej skali poetyckiej, obejm ującej
głębokie um iłow anie przyrody, pęd do słonecznych obsza­
rów życia, ale i dojrzałą praw dę cierpienia, skupioną
kontem plację w ew nętrznych uniesień, intuicyjny wgląd
w dusze kobiece, czy są to K urtyzany, czy też Święte,
wreszcie tchnienie m istycznej tęsknoty, bodaj najsilniej
przesycającej organizację psychiczną poetki. Do najpięk-
— 23 -

niej szych, obok sonetów i erotyków, utw orów Zawistow­


skiej należą religijne Pieśni nad pieśniam i i zwłaszcza
w spaniały poemacik o Magdalenie (O, nie patrz ňa m nie!
Jam pełna lęku...).
Rodzajem erotycznego liryzmu, występującego rów no­
legle z żarliw ością mistycznej ascezy, zbliża się poniekąd
do Zawistowskiej ksiądz ANTONI SZANDLEROWSKI
(1878—1911, pseud. Antoni Ziemie i W ładysław Poświat,
osobne w ydania utw orów od 1907, zbiorowe Pisma w 4 to ­
mach, 1912—1914). Autor poem atu dram atycznego: Pa-^
rakiet (1908), dram atów : Marja z Magdali i Tryum f, po
przedwczesnej śm ierci wynoszony przez niektórych na
indyw idualność tw órczą o w ym iarach sięgających Wy­
spiańskiego, obdarzony b u jn ą w yobraźnią ekstatycznego
w izjonera, przeżyw ający wciąż wewnętrzne walki między
wyznawcą i kapłanem w iary Chrystusowej a niedającem
się stłumić pow ołaniem duszy artystycznej, co pogłębiał
jeszcze tragizm ziemskiego uczucia miłosnego, osiągnął
wyżyny duchowego patosu o niezwykłej czystości tonu,
nasuw ające porów nanie z zachwyceniami wielkich m isty­
ków religijnych. Styl poetycki o barw ie odrębnej, tętniący
żywiołową mocą entuzjastycznej natury, kształcił zarówno
na prorokach biblijnych Starego Zakonu jak n a K rasiń­
skim i Przybyszewskim. Jako poeta najpełniej wypowie­
dział się w listach m iłosnych, w ydanych po śmierci p. t.
Confiteor (dwa w ydania z r. 1912). Także w tych listach
widać czasami wpływ Przybyszewskiego, ale ani jeden
z rapsodów autora W igilij nie dorów nał tej przypadkowej
księdze SzandłerOwskiego, k tó rą zesta wi aćby trzeba z li­
stam i m iłosnem i M arianny ďAlcoforado albo z Ustami
Krasińskiego do Delfiny. „Piękniejszej rzeczy — pisał
Józef Jankow ski we w stępie do w ydania Confiteor —
zarów no pod względem lotu, jak i jego tęczy rozsypanej,
zarów no pod względem piękna metafizycznego, jak i jego
w yrazu artystycznego, nie znam w tym zakresie — ani
w Literaturze polskiej, ani w literaturze świata szero­
kiego“. Po upływie czasu, stwierdzić dziś można, że jest
to w każdym bądź razie księga w swoim rodzaju w y jąt­
kowa, jedyna i która zapew nia jej autorow i trw ałe sta­
nowisko w literaturze.
— 24 —

N aprzeciw niej, dla kontrastu, jednakow oż i z po­


w odu wysokiej wartości artystycznej, niesłusznie zaćm io­
nej głośnym ongi skandalem , postaw ić m ożna MIECZY­
SŁAWA SROKOWSKIEGO (1873—1910) powieściowy ale
z praw dy życiowej napisany pam iętnik miłości nawskróś.
ziemskiej, w yłącznie zmysłowej: K ult ciała (1909), utw ór
bardzo śm iały lecz w swoim rodzaju nie do pom inięcia
świadectwo dużego talentu poety Chorych snów (1898)
oraz autora powieści: Epigoni (1904), Anachroniści (1911)
i kilku zbiorów nowel, odznaczających się żywym nerw em
pisarskim , świeżością bystrej obserw acji psychologiczno-
obyczajowej, dobrym choć um iarkow apym realizm em
o zacięciu zlekka satyrycznem w przedstaw ianiu środo­
w iska ziemiańskiego, pom ysłow ą i dow cipną wyobraźnią,,
nadto pięknym stylem czystej, swobodnej i nieraz jędrnej,
polszczyzny. Są to wszakże rzeczy naogół szkìcow-’e, nie-
wrykończone, z w yjątkiem najlepiej jako całość w ytrzy­
manego K ultu ciała, głównej pozycji autora, który nadto-
w rękopisach, m iał zosiawić godne uwagi utw ory poe­
tyckie, częściowo drukow ane po różnych czasopismach,
a według świadectw a w tajem niczonych, znaczące dalszy
rozwój wwbitnego talentu lirycznego.
Jako poeta T m gedji krw i (1897), nam iętnie poszu­
kujący absolutnej prawaly bytu a zgłębiający fizjologiczne
tajem nice popędu płciowego (Nagość, Piąty żyw ioł), w y ­
różnił się BOGUSŁAW ADAMOWICZ (» 1870), talent rze­
telny ale nierów ny, pozostający pod wpływem Baude-
lá ire'a i E. A. Poe. Po w ydaniu kilku seryj poezyj, w" któ­
rych w ybuchy chorobliw ej nam iętności i ponurej zgrozy
zm ieniają się z w ylew am i idealistycznego liryzm u albo
z niepokójącem tchnieniem mistycyzmu (poem at Miasto
um arłych), przeszedł do prozy powieściowej, w której
okazał się dobrym i pom ysłow ym przedstaw icielem fan ­
tastyki, zwłaszcza W starym dworze (1909, II wyd. p. t.
W ojna z ducham i, 1923) i w N ięśm ierteinem głupstw ie
(1912). W pierwszej z tych powieści, będącej w yrazem
jakby idealistycznego spirytyzm u, owianego wdziękiem
rdzennie polskiego sentym entu, odrębną uwagę zw raca
piękno krajobrazu.
W ybitnie estetyczna postaw a życiowa duszy samotnej.
— 25 —

przejaw ia się typowo w poezjach STANISŁAWA WYRZY­


KOWSKIEGO (*1873), przez czas pew ien wydawcy
i w spółredaktora Życia krakowskiego, gdzie zamieszczał
utw ory wierszem i prozą oraz artykuły krytyczne, m. i.
o Reymoncie i Żeromskim. Potem w Chimerze drukow ał
przekłady i w łasne utw ory, także bardzo kunsztow ne
sonety. N iepospolity znaw ca piękna i poławiacz w yszu­
kanych wzorów artyzm u, autor Skrzydlatych ogni w po­
ezjach swych, zebranych w tom p. t. Plon życia dopiero
w roku 1931, o bogato urozm aiconej treści i formie,
o ekspresji nader zwięzłej lecz nasyconej głębią i po­
w agą myśli, zrazu odpycha pozornym chłodem atm o­
sfery uczuciowej, lecz zniew ala uwagę zaciekawieniem,
jakie budzi rzadko' spotykana rozpiętość skali psychicz­
nej. Tłumacz Nietzschego, nowel E. A. Poe i N ostrom a
Josepha Conrada, ostatnio w ystąpił z pow ieścią histo­
ryczną o D ym itrze Samozwańcu p. t. M oskiewskie Gody
(1930), w ybitną historjozoficzno-literacką p ró b ą 'p ra g m a ­
tycznie rozwiniętej kroniki czasu, ale kroniki postaw io­
nej na wysokim poziomie artyzm u. W łaściwym łączni­
kiem organicznym całości, obfitującej w liczne epizody,
naogół żywe i plastyczne, lecz nieraz w prow adzane dość
luźno, jest w yborny styl prozy o świetnie w ytrzym anym
um iarze. Osobami dram atu są tu zbiorowości, polska i ro ­
syjska, w których nikną indyw idualne postaw y jednostek.
Przeciw staw ienie dwóch narodów wypadło jaskraw o, ale
w sposób dobrze uzasadniony, jako obraz dziejów i jako
węzeł tragiczny w ątku powieściowego. Ze stanow iska b u ­
dowy artystycznej najm niej p rzeko ny w aj ąc o w ygląda Go-
łucbowski, w brew swojej woli kochanek M aryny Mnisz­
chówny, a z woli autora rezoner rojeń hum anistyczno -
kulturalnych o charakterze program ow o - dydaktycznym.
W tym stosunku M aryna odgrywa rolę jakby już stendha-
lowskiej Lamiel czy naw et zupełnie nowoczesnej „chłop­
czycy“, przeniesionej w wiek XVII. W Dymitrze zajęło
au to ra przedewszystkiem zagadnienie psychiki tajem ni­
czego cara i jej rozwój, może zbyt nagły u punktu w yj­
ścia, ale później odtw orzony z dobrą intuicją i w pełnych
barw ach praw dy życiowej. Szeroko zakrojony zam iar
epicki nie , ze wszystkiem w ypadł jednakow o szczęśliwie,
— 26 —

obfitość wszakże doskonałych epizodów i nieraz kapi­


talnych charakterystyk oraz ogólny poziom artyzm u sta-
w iają tę próbę powieściową na pierw szym planie w do­
ro b k u poety.
Intelektualizm najm ocniej ugruntow any filozoficznie
w ystępuje w tw órczości JERZEGO ŻUŁAWSKIEGO
(1874--1915), upraw iającego wszelkie rodzaje literackie.
Badacz Spinozy i wyznaw ca wywodzącego się ze Spinozy
syntetycznego m onizm u teoretyczno - poznawczego, Żuław­
ski, opierając się przedewszystkiem na doświadczeniu,
odrzuca dualistyczne przeciwstawienie przedm iotu i pod­
m iotu, uznaje natom iast, że nasze w yobrażenie rzeczy nie
je st bynajm niej obrazem ani skutkiem działania jej na
nas, lecz faktyczną rzeczą, która w stąpiw szy w skład
syntezjr zwanej podm iotem , została uśw iadom iona i zy­
sk ała zmysłowe jakości, a różnica między zjawiskiem po^
znawczem a faktycznym jego przedm iotem jest tylko ilo­
ściowa. Na takiem podłożu filozoficznem rozw inął swą
tw órczość artystyczną, przesyconą, niekiedy nadm iernie,
p ra c ą czysto myślową, lecz ożyw ioną nam iętną żądzą pełni
zmysłowego życia a równolegle uczuciowo podm inow aną
w ytężoną tęsknotą do bohaterstw a, mającego na celu
ideały ludzkości i narodu. Przyjaciel Przybyszewskiego,
którem u poświęcił poem at Lotos (1899), opracow ał syste­
m atycznie mgławicowe teorje estetyczne tego wodza Mło­
dej Polski, którego wpływowi również ulegał. Szeroka
skala zainteresow ań odcisnęła n a nim piętno pewnego
eklektyzmu, a niedostatek indyw idualnej w yobraźni tw ó r­
czej zaważył ujem nie na całej jego twórczości. „Poetycz-
ność Żuławskiego — bystro zauważył Adam G rzym ała-
Siedlecki — podstaw ą swoją p rzy rasta do nauki. Spraw ­
dzić to zresztą m ożna i n a jego lirykach, które w mu-
zycznem napięciu swem dają przeważnie w rażenie dy­
sputy z m ilczącą W iecznością; nawet wówczas, gdy tem ­
p e ra tu ra tw orzenia Żuławskiego dochodzi do żarnego oszo­
łom ienia, a więc w krw istych jego fragm entach erotycz­
nych, naw et i wówczas objekt poezji: kobieta — w i­
dziany jest zawsze poprzez obram ow anie filozoficzne“.
W cześniej już napisał Jan Sten: „W yolbrzym ione p ro ­
porcje o uproszczonym rysunku, w ielka siła poetyckiego
— 21 -
obrazow ania i w ysłowienia przy nieznacznej stosunkowo
rozm aitości sposobów artystycznych, ogrom na skala po­
ruszonych podstawow ych zagadnień bytu i przeważnie
proste, nieprzystępne w ahaniom ich rozwiązanie, większą
niż u innych dusz skłonność do tw ierdzenia, do pozy­
tywnych rozstrzygnięć, większa też zdolność przejm ow a­
nia się zagadnieniam i czysto intelektualnem i, wstrzem ięź­
liwość w odsłonięciu siebie poza sferą czystej myśli —
tow arzyszą Żuławskiemu od pierw szych nawet, bardzo
dziecinnych jeszcze prób poetyckich“. Dodać jednak
trzeba, że uderzający na tle czasu brak bezpośredniości
w utw orach Żuławskiego, ich refleksyjność przechodząca
niekiedy aż w chłodną retorykę, znajduje rekom pensatę
w silnym nerw ie m oralnym , nieodzywającym się jednak
hi gdy w sposób dydaktyczny ani tem bardziej tenden­
cyjny, oraz w szerokiem tchnieniu wzniosłego idealizmu.
Oprócz Spinozy, który pozostał dla’ niego ulubionym
m istrzem , począwszy od niemieckiej pracy doktorskiej
i polskiego o nim studjum z roku 1899 (zamieszczonego
też w zbiorze szkiców filozoficznych: Przed zwierciadłem
praw dy, 1914), n a kształtow anie się myśli Żuławskiego
najw ydatniej w płynęli Schopenhauer i Nietzsche, któ­
rego poezje tłum aczył (w III tomie Poezyf). W poezji,
jak tylu innym współczesnym, patronow ał mu Słowacki,
ale w swoich w ędrów kach po świecie m yśli i piękna,
ébcow al też z poetam i hebrajskim i, z dużym polotem
traw estow ał m otywy Talm udu, tłum aczył Хіеді niektóre
z Żydow skich pism Starego Zakonu wybrane (1905, oraz
w III tom ie Poezyj), napisał entuzjastyczny szkic o Księ­
dze Ijoba (czyli H ioba: P rom eteusz żydow ski, 1902,
w Szkicach literackich, 1913), a jeden z najdojrzalszych
artystycznie dram atów swoich: Koniec Mesjasza (1911),
w którego zwartej akcji postaw ił szereg plastycznych cha­
rakterów z kapitalną postacią sułtana M ohameda IV, po­
święcił dziejom Sabbat aja СSvi z XVII-go wieku. B arw ­
nością zmysłowego obrazu życia przyciągną też jego uwagę
średniowiecze i renesans włoski, z którego tła wysnuje
dram aty miłości i nam iętności: Ijolę (1905) i Donnę
Aluikę (1906) oraz jeden z obrazów Erosa i Psyche (1904,
IV wycl. 1909, V wyd. 1921). Ta — jak nazw ał ją autor —

Q i
— 28

„powieść s.ce:niczna w siedm iu rozdziałach“, czerpiąca


z baśni Apulejusza motyw, w ielokrotnie opracow yw any
w dziejach literatu ry pow szechnej, a m ająca najbliż­
szych poprzedników nietylko w Tragedji człowieka p i­
sarza węgierskiego M adacha, ale i w D uchach Święto­
chowskiego, w ram ach barw nego w idow iska z różnych
epok ludzkości przedstaw ia alegorję tęsknoty do w ym arzo­
nego ideału, krępow anej więzami brutalnej rzeczywistości.
D oskonała optyka teatralna, przystępność popularnej sym ­
boliki ideowej i szczere piękno poetyckie niektórych o b ra­
zów zapew niły tem u utw orow i ogromne, dotąd trw ające,
powodzenie na scenach polskich i obcych. Świetna gra
Ireny Solskiej, pierwszej in terp retato rk i roli Psyche,
w której w ystępow ała rów nież Jadw iga Mrozowska, ostat­
nio zaś H anka O rdonówna, niem ało się przyczyniła do
tego napraw dę wielkiego sukcesu teatralnego. Zgodzić się
jednak trzeba n a określenie Boya-Żeleńskiego, że są to
tylko „ulubione jasełka filozoficzne dla dużych dzieci“;
Żuławskiego zawsze nęciły tem aty o dużych w ym ia­
rach, obejm ujące główne zagadnienia filozoficzne b y tu
ludzkiego. Z n atu ry swego usposobienia m iał skłonność do
m yślenia abstrakcyjnego, skądinąd jednak zmysłowośćj
w ystępująca u mózgowców często w m ierze spotęgowanej^
nasm vala potrzebę konkretyzacji życiowego pędu, a filo­
zof ja syntetycznego m onizm u utw ierdzała poetę n a d ro ­
dze poszukiw ań realnego obrazu świata. „Jestem panteista
trochę i ro m an ty k “ — za Słowackim pow tórzył o sobie;
Poetycki w yraz jego filozofji najpiękniej w ypadł w poe­
m acie: Lotos, księżycowej fantazji o duszy ludzkiej. Czło­
wiek jest ogniskiem staw ania ,się świata. W jego duszy
tw orzy się jednolita synteza „w szechświata bez granic
i końca“. Dusza, poczuwszy się w zupełnej jedności zę
światem, może jego- zjaw iskam i rządzić. Ale w zetknięciu
z rzeczyw istością rodzi się ból metafizyczny. Niem ożność
pogodzenia ideału z życiem prow adzi do pesymizmu, rodzi
się pragnienie N irw any, ukojenia w abstrakcyjnej sferze
niebytu. T on ten wszakże, .znany już u T etm ajera i wogóle
płynący z ducha czasu, choć nieobcy Żuławskiemu, jest
dla niego mniej charakterystyczny. P anteistą był tylko
trochę, więcej rom antykiem , ale też i pozytyw istycznym
— 29 —

racjonalistą. N aw arstw ienia te w ystępują w rozm aitych


okresach jego twórczości z rożnem natężeniem , wciąż są
jed n ak obecne, W filozoficznej poezji Żuławskiego sfera
m yśli i tęsknoty nie w ypiera sfery czynu i walki. Jego
liry k i (najwcześniejsze z roku 1892, ’w ydawane w zbio­
ra c h od roku 1895, zbiorow e Poezje w 4 tomach, 1908)
są jednak przedewszystkiem obrazem poetyckim roz­
m yślań filozofa nad zagadką bytu. „Myśl — m ówi w jed­
nym: z sonetów — jest wszystkiem n a świecie i m yśl jedna
stw arza!“ Dla Żuławskiego symbol poetycki jest środ­
kiem do ujęcia w słowo treści transcendentalnej. Jego
m yśl buntuje się przeciw goryczy poznania, lecz n a b u n ­
cie nie poprzestaje, bo zam iast praw d gorzkich szukać
w świecie, m ożna „je w głębi swego ducha stw arzać“. Jest
to wszakże tylko nakaz, którego urzeczyw istnienie ograni­
cza się. do abstrakcjonizm u oderwanego od życia. Kiedy-
indziej w yznaje poeta: „Ja cię kocham, Życie!“ Ale choć
stw ierdza: „W szystko dałeś mi, Życie, czegom jeno prag­
n ą ł —“, odzyw a się dalej goryczą przeświadczenia:
Snadź by m nie przekonać,
żem źle p ra g n ą ł i że je st w szelakie p rag n ien ie
sam o w sobie boleścią — a spełnienie p rag n ień
n ajżyw szych n ie p rzerw an em pasm em rozczaro w ań ,
chociażby rzeczyw istość p rze szła sny najśm ielsze...

Jako poeta m yśli Żuławski nasuw a porów nanie


z Asnykiem, którego bjd w literaturze polskiej następcą,
ale m u nie dorów nał siłą poetyckiego obrazowania, ani
polotem twórczej wyobraźni.
Pełne krw i są Żuławskiego liryki erotyczne, w któ­
ry ch jako poeta osiągnął najw iększą bezpośredniość uczu­
ciowego wyrazu. Odrębne miejsce w jego twórczości m a
cykl sonetów: Warszawa (1899, Z dom u niewoli, 1902,
i w I tomie Poezyj), piękne świadectwo patrjetycznego
bólu i tęsknoty za „hetm anem zwycięskim“, gdy poeta p a ­
trzy „na ludzi, co w wielkich dom ach żyją m ali“.Zm y­
śli o spraw ie narodow ej, dla której sam czasu w ojny życie
poświeci, pow stał też oryginalnie pojęty, ale słabo zbu-
dow any dram at o Langiewiczu: D yktator (1903). Zagad­
nienie bohatera, przedstaw ione w konflikcie, przypom i­
nającym szekspirowskie przeciwstawienie H am leta i For-
— зо -
ťm brasa, a w ram ach hym nu n a cześć pięknego życia,
jest przedm iotem baśni dram atycznej: Gród słońca (191.1).
Wiersz Żuławskiego w poezjach i dram atach odzna­
cza się dużem pięknem popraw nej i jasnej frazy poetyc­
kiej, układanej w rytm ach i strofach o muzycznej dźwięcz­
ności słowa, osiągającego nieraz m ocne i sugestywne ¡ak­
centy, ale ściśle podporządkowanego logicznym w ym aga­
niom treści. W poszukiw aniu nowej form y stw orzył
w łasną strofę, nazw aną kaskadą (w cyklu Interm ezzo,
1897), napisał też sonet trójzgłoskow y (1897), ale były
to próby dorywcze, bo używał naogół form tradycyjnych,
choć nie unikał trudnego i długiego wiersza, często u p ra ­
w iał sonet, a gdy — zwłaszcza później — czuł potrzebę
swobodnego toku rytm iki, pisał wierszem „w olnym “.
K om pozycja utw orów Żuławskiego posiada przejrzy­
stą logikę w ew nętrzną i starannie obm yślany ład. W ystę­
puje to najw yraźniej w budowie jego dram atów , z których
napisał nadto prozą: W ianek m irtow y (1903), tryptyk
sceniczny: Gra (1906) i komedję omyłek: „Za cenę łez"
(1909). Z nich najciekawszy : W ianek m ir/om y oryginal­
nym pom ysłem zawiłego problem u psychologicznego
w konflikcie m iłosnym trojga ludzi. Ale n a tych dram atach
współczesnych, którym b ra k efektów dekoracyjnych, jakie
przysporzyły wiele jego utw orom z przeszłości, najsilniej
zaważyła słabość Żuławskiego w charakterystyce psycho­
logicznej, czego nie ratu je ani odkryw cza m iejscam i in­
tuicja, ani żywość dobrego dialogu. I pod tym jednak
względem talent pisarza wciąż się rozw ijał, bo w ostatniej
swej powieści: Laus Fem inae (I. Pow rót, 1914, II. P ro­
fesor B utrym , 1916) stw orzył conajm niej dwie napraw dę
żywe postaci ludzkie: kobiety-uwodziciela i garbatego le­
karza.
O pow iadania Żuławskiego (wydaw ane osobno od
r. 1896, zebrane ostatnio w trzech tom ach: Kuszenie sza­
tana, 1914, Bajka o człow ieku szczęśłiw ym , 1914, i Miasta
umarłe, 1918), z których Biały szczur (1898) i Hegesias
Peisitlm natos (1905) zasługują na trw alszą pamięć, m ają
znaczenie kom entarza myślowego do poezyj i d ram atów.
N atom iast drugim sukcesem Żuławskiego u publiczności,
artystycznie lepiej zapewne zasłużonym, niż Eros i P sy ­
- 31 -
che, jest jego fantastyczna powieść księżycowa: Na srebr-t
m jm globie (1903, III wyd. 1912, nowe wyd. 1921), rozw i­
nięta następnie w trylogję, do której wchodzą: Zw ycięzca
(1910) i Stara ziemia (1911). Najwyższą w artość m a część
pierwsza, która zdobyła też powodzenie zagranicą, a naw et
była naśladow ana przez pisarza rosyjskiego Aleksego T oł­
stoja w Aelicie. W tej powieści znalazł Żuławski w ym a­
rzone pole dla swego talentu: jego w yobraźnia m iała tu
oparcie w m aterjale naukowym, z którego w ysnuła fan ta­
styczną lecz realnie skom ponow aną wizję życia na księ­
życu; jego myśl, niekrępowuma probierzem rzeczywistości,
stw orzyła pełny i doskonale związany obraz bytu n a innej
planecie, której świetnie nam alow any krajobraz należy
wogóle do najlepszych kart w twórczości autora. Powieścią
tą Żuławski zajął wr literaturze powszechnej odrębne
miejsce, obok Stevensona i Wellsa, a literaturę polską
wzbogacił śwdeżą pozycją. W dalszym, naogół bardzo ubo­
gim, rozw oju polskiej powieści n au ko wro -f an ta s ty c zn ej, gdy
Stefan Grabiński podąży raczej śladem, wytkniętym przez
E. A. Poe, godnego siebie następcę znajdzie Żuławski
w W acławie Niezabitowskim, jako autorze Ostatniego
na ziem i (1928).
W dziedzinie poezji dram atycznej, ze względu na rodzaj
tem atyki historycznej i ogólny styl duchowy, obok Żuław­
skiego postaw ić należy niesłusznie przeoczaną AMELJĘ
HERTZÓW NĘ (* 1878), lepiej znaną zagranicą autorkę
drukow anych w naukow ych czasopismach francuskich
i niemieckich rozpraw^ z historji i kultury starożytnego
W schodu, aczkolwiek jej dram at W ielki król w roku 1911
odznaczono na konkursie w arszaw skich teatrów rządo­
wych a sztukę Lustra w roku 1913 wystawiono na scenie
łódzkiej. D rukow ana wr tomie IX Chimery z roku 1905
scena dram atyczna: Yseuli o białych dłoniach, obok której
w ym ienić trzeba Fleur-de-Lys (w paryskim Panteonie,
1908) i dram at biblijny Zburzenie T y m (wyd. 1906), po­
kazała odrazu m istrzostw o autorki w osiąganiu wysokiego
napięcia nastrojowo-wzruszeniowego, oryginalną pom y­
słowość i świeżość m otywów dram atycznych, głęboko
ujętą i sugestywnie w yrażoną symbolikę filozoficzną, wy­
pukłość trudnej charakterystyki psychologicznej. W Pa-
— 32 —

storniach (druk. w Sfinksie 1909), gdzie z groteski żarto ­


bliwej stopniowo w yrasta dram at ideowy o głębszem zna­
czeniu, doskonale przeprow adzono świetny pom ysł zde­
m askow ania zakłam anego obrazu życia rokokow o-senty-
mentalnego. Pełnie realistycznego poczucia i odtw arza­
nia żywej rzeczywistości, czego w ybitnem i próbam i były
już akt I Zburzenia Туги i niektóre sceny Pastorali,
zdobywa autorka w szeroko zakrojonym dram acie ideo­
wym z dziejów Bizancjum p. t. W ielki kró l (druk. w Zdroju
1918—1919 i osobno, 1933). Obraz dekadencji kończącego
się św iata znalazł tu oświetlenie w ielostronne a w rozm a­
itych załam aniach poprzez dusze ludzkie odsłania nędzę
zabiegów ludzkich, zarów no na szczytach h ierarch ji spo­
łecznej, jak w nizinach bezimiennego tłum u. D ram at tętni
krw ią a człowiek w ystępuje w nim z całem okrucieństw em
naturalizm u. Gdy po udarem nionym zam achu n a cesa­
rza, spiskowcy ponoszą karę, Justynjan, starzec niem al
stuletni, inną też m ów i praw dę o sobie: ,,Bo ja nie czuję
do was gniewu o m ordercy moi, i żałuję, że czyjeś usłużne
ręce zasłoniły tro n m ój przed wami... stary jestem i zmę­
czony, spragniony spokoju i ciszy, k tó rą znaleźć m ożna
tylko w grobie“... Sym boliczną zaś scenę ostatnią kończą
słowa: „Wieczny jest tylko Bóg!“ B iorąc tem aty z odległej
przeszłości, k tó rą sum iennie w ystudjow ała i odtw arza
z w nikliw ą intuicją, H ertzów na podejm uje zawsze za­
gadnienia ogólnoludzkie, z zawiłych sytuacyj i ch arak te­
ró w psychicznych w ydobyw a praw dę o człowieku, rzu tu ­
jąc przytem śmiało w filozoficzną treść zdarzeń. Twórczość
jej jest w ybitnie intelektualistyczna, ale niem a w niej nic
abstrakcjonizm u, m yśl ideowa jest ściśle skonkretyzow ana
w fakcie, poprzez który autorka otw iera najdalsze p e r­
spektyw y metafizyczne, odsłania istotne w artości m oralne.
H ertzów na jest indyw idualnością wyjątkowo samodzielną,
przytem o rzadko spotykanym stopniu k u ltu ry duchowej.
Зі .

Symbolizm, najistotniejszy i naj wyraźniej szy czynnik


literatu ry neorom antycznej, nadający jej odrębne piętno,
choć bynajm niej nie stanow iący wyłącznego kierunku tej
doby — i dlatego, zwłaszcza w Polsce, gdzie nadto był
odrazu w ypierany przez psychologizm, którędy prow adzi
droga do realizm u, a rów nolegle wciąż trw a naturalizm
w rozm aitych odm ianach, nie m ożna rozciągać tej nazwy
na określenie epoki, przejaw ił się najdojrzialej i najzu­
pełniej w twórczości LEOPOLDA STAFFA (* 1878).
W ładysław Kozicki, tow arzysz m łodości Staffa, opo­
w iada we w spom nieniach o pierwszym, lwowskim okresie
tw órczości poety: „Nietzsche w yw arł wpływ decydujący
na ukształtow anie się poezji Staffa nietylko swą genjalną
koncepcją nadczłowieka, k tó ra tak w spaniałem echem ode­
zw ała się w Snach o potędze, w M istrzu Tw ardow skim
i w pierwszych sonetach Dnia duszy, ale także swoją
gaia scienza, tą ewangelją, która pod znakam i słońca,
orła i węża głosiła nieskończoność, w iekuistą doskona­
łość i pogodną dostojność bytu na ziemi. Także niesły­
chana dynam ika uczuciowa, rew olucyjność pojęciowa i ab­
solutna nowość obrazow ania Nietzschego pomogły Staffowi
do w ytw orzenia sobie swego indywidualnego słowa poetyc­
kiego“. „Nie zapom nę nigdy, — słowa tegoż au to ra o Staf­
fie — w jaki zachwyt, w jakie osłupienie niem al w prow a­
dził nas, gdy zdecydował się wreszcie wyjść z rezerw y
i na wieczorze u Leona Popławskiego pozwolił odczytać
(sam nie czytał, bo zbyt wielką m iał trem ę) kilka swych
poematów, m. in. sław ne później D zwony. I rzecz dziwna,
że Przybyszewski, który później dla Staffa nie m iał dość
słów uwielbienia, nie odrazu poznał się na jego talencie:
D zw onów posłanych do Życia nie w ydrukow ał“. W trącić
•Obraz w spółczesnej literatu ry polskiej. Т. И. 3
- 34 —

tu m ożna uwagą, że Przybyszewski, choć m iał uznanie dla


pokrewnych symbolicznej tw órczości Staffa motyw ów ide­
owych w poem atach Żuławskiego (Lotos, N arodziny P sy­
che), choć Staff spełniał jego program literatu ry „nagiej
duszy“, — z n a tu ry swego usposobienia nie mógł się chwi­
lowo przekonać do poezji, która zapew ne zrażała go po­
zornym chłodem w ew nętrznym i po praw ną dojrzałością
form y, kształtującej się z w yraźnem dążeniem do klasy­
cy znm, a niem al przeciw stawiającej się swobodzie luźnego
w iersza w tym w łaśnie- czasie w Życiu drukow anych
H ym n ó w K asprow icza, które Przybyszew ski — jak w ia­
domo — uw ażał za genjalną rewelację. „Tymczasem —
w spom ina dalej Kozicki — Staff wydał (w łasnym n ak ła­
dem!) swój pierw szy tom: Sny o potędze (1901). Efekt
był rew elacyjny i piorunujący. Młody poeta w stępnym
bojem zdobył um ysły, oczarow ując je heroizm em nad-
człowieczych m arzeń, zastygłych w kształt posągów ze
spiżu o nieskazitelnej, klasycznej, co więcej — parnasow -
skiej form ie (rym y przym iotnikow e, nie mówiąc już o cza­
sownikowych, uchodziły wtedy za niechlujstw o, a asonanse
za obrazę boską). Pierwszym m ocnym rzutem skrzydeł
Staff wydźwignął się odrazu na sam szczyt Olimpu Młodej
Polski, na to wysokie m iejsce obok K asprow icza i T etm a­
jera, które już odtąd n a stałe zatrzym ał“.
Po Snach o potędze w ydaje Staff w ielki poem at
o M istrzu Tw ardow skim (1902), którego określenie w ty­
tule jako Pięć śpiew ów o czynie, a przypom nieć trzeba,
iż było to już po W eselu W yspiańskiego, stało się pow o­
dem wielu nieporozum ień. D opatryw ano się więc w Staffie
rzecznika filozofji czynu, gdy on w tym poemacie, zatrąca­
jącym m iejscam i o Króla-Ducha Słowackiego, ale pojętym
zupełnie indyw idualnie i najlepiej przystosow anym do d u ­
cha czasu, w yrażał tylko idealizm pokolenia, przenoszą­
cego wolę mocy n a w ewnętrzny teren duszy, jak to już
wcześniej głosiły poem aty Żuławskiego, z którego Lotosem
łączy Mistrza Twardowskiego także form a tercyny. W sym ­
bolicznym tym poemacie rozw inął Staff ideę drogi w aż­
niejszej niż cel, a zam ykający go wiersz: „Samem u sobie
zdany dziś sam siebie tw orzę“ ! — usuw a wszelkie w ątpli-
wości co do istotnej intencji poety.
— 35 —

Mimo znam ienny tytuł następnego tom u poezyj, jakim


był D zień duszy (1903), w ydana i w ystaw iona w roku
1904 n a scenach lwowskiej i krakow skiej tragedja p. t.
Skarb była znowu interpretow ana fałszywie. Nawet k ry ­
tycy tak w ytraw ni a przedstaw iający zupełnie odm ienne
kierunki, jak pozytyw ista W łodzimierz Spasowicz i m o­
dernista Ostap Ortwin, widzieli w Skarbie utw ór o dodat­
niej idei społecznej. „Staff jednak — pisał H erbert Sand
w zasługująoem n a lepszą, niż ma, pamięć, głęboko uję-
tem studjum o W spółczesnej polskiej' twórczości dram a­
tycznej (1911) — nie uznaje tego; życie z jego prozą i tra-
gedją jest dla niego tylko przypadkow ym , jednym z po­
śród wielu dostępnych m u światów. Skarb dla niego, to
w łaśnie to wszystko, co m y m arzym y, roimy, czego nie
profanujem y doświadczalnie, dotknięciem dłoni uderza­
jąc, próbując. T rzeba w ierzyć w skarb, w legendarny, wy­
m arzony przez nas, w izjonerską w iarą rozolbrzym iony,
w yobraźnią dźwignięty, rojeniam i z m aestrją wycyzelo­
w any skarb-sen! „Bowiem w to umiem, w co chcę wie­
rzyć“ ! A w ierzyć um ie on, bo chce w to wierzyć, tylko
w świat w łasnej swej chimery, tylko w w yobraźnią swą
poczęty sen. Skarbem jest w łaśnie ta praw da-w iara, ta
rojeniam i wielkiemi zaludniająca próżnię i szarzyznę du­
szy — w iara! Tylko to, co my wyśnimy, co rozdzwonimy
w bezkresie w irującą rytm iką naszych m arzeń i w co
potrafim y wierzyć — jest dla nas tym wielkim a jedynym
skarbem “-
T am cu d a niew idne i m gliste
A jeśli niem a... ja je śnię!
I to je st zdobycz m oja..,

Nic dokładniej nie uzm ysław ia zasadniczej różnicy


między idealizmem neorom antycznym a rom antycznym ,
jak tw órczość dram atyczna Staffa. Romantyzm był w alką
o wcielenie ideału w życie, naw et tam , gdzie się toczyła
n a szlakach napow ietrznych. N a tem stanow isku, które
już wcześniej zajm ują w ykształceni na pozytywizmie spo­
łecznicy, jak Andrzej Niemojewski i Franciszek N o­
wicki, a co w twórczości Żeromskiego znajduje gorliwego
rzecznika nawet ze szkodą dla artyzmu, w ystępując też
W yspiański. N atom iast w poezji Staffa, zwłaszcza w pierw-
3*
— 36 —

szym jej okresie, bo później indyw idualistyczna postaw a


poety różniczkuje się i podlega przem ianom , a w w ojennej
Tęczy łez i krw i (1917) dochodzi naw et do m ocnych
akcentów społecznych, już zaś w Uśmiechach godzin
(1910) występuje głęboki ton współczucia z niedolą bliź­
nich, — w takich nadto utw orach, jak dopełniająca ideę
Skarbu ballada dram atyczna: Godiwa (1906), tom poezyj:
Gałąź kw itnąca (1908), a nawet, m im o bardzo dalekie
echa W yzw olenia W yspiańskiego i ślady atm osfery pore-
w olucyjnej, Igrzysko (1909), gdzie jednak tragedja ak­
tora, który chciał znaleźć i przeżyć siebie we wszystkich
rolach, przechodzi już raczej na teren psychologiczny, —
przejaw ia się najdobitniej idealizm oderw any od życia
i środowiska, najściślej ograniczony do wewnętrznego
doskonalenia się jednostki, dla której „szczyt twórczości
to tw orzenie siebie“.
Pow ołaćby się tu w praw dzie m ożna n a w skazania
0 ulepszaniu dusz w łasnych, głoszone za Chrystusem
1 przez Mickiewicza, ale nie zmieni to poglądu n a k ra ń ­
cowy egocentryzm postaw y twórczej Staffa, dla którego
i w późniejszych jego przem ianach najw ażniejszą spraw ą
jest człowiek jako indyw iduum , a naw et raczej dusza
ludzka. Nie o co innego idzie w jedynym prozą napisanym ,
w spółczesnym dram acie Staffa p. t. Го samo (1912), gdzie
m om enty naturalistyczne, nieobce zresztą i poezji autora,
bynajm niej nie stoją w sprzeczności z przew odnią linją
duchow ą poety. Zresztą, nauczony doświadczeniem STmrńm
którego sym bolika była tak źle rozum iana, Staff już w Go-
diw ie usiłow ał staw iać zagadnienia n a gruncie realn iej­
szym, a w dalszym ciągu swej twórczości, świadom ie dąży
do naturalności i prostoty, co wiąże się nadto z w łasną
przem ianą duchową, od nietzscheanizm u do chrześcijań­
stwa. W W aw rzynach (1912), dram acie osnutym n a le­
gendzie o dwóch wieżach krakow skiego kościoła Mar-
jackiego, ale przedstaw ionym , jak u Staffa zazwyczaj, n a
terenie bliżej nieokreślonym ani czasem ani m iejscem
działania, w ram ach psychologicznego konfliktu ch arak te­
rów, odtworzonego z subtelną intuicją, m oralne zagadnie­
nie grzechu miłosnego zostało rozw iązane naw et konw en­
cjonalnie. W Południcy (1920), którą uw ażać m ożna za
37

now ą próbę klasycznej tragedji przeznaczenia, niew ąt­


pliwe piękno poetyckie uległo aż stłum ieniu przez sztucz­
ność ludowego realizm u, choć nie brak tu dobrych efek­
tów teatralnych.
O Staffie, jako tw órcy dram atycznym , u ta rła się po­
w szechna opinja, że jest to dziedzina dla talentu poety
nieodpowiednia. Z tym uporczywym przesądem ro z p ra ­
wił się ostatecznie K arol Irzykow ski w szkicu z roku 1929
o M otywach dram aturgii Staffa. Podsum ow ując swe w y­
wody, stw ierdza on, że „Staff stara się, tak jak w swych
wierszach, określić pewne sytuacje duchowe czy filozo­
ficzne, czyni to zwykle świetnie, może niezbyt jasno, wy­
ciąga w ten sposób swoje bilanse dram atyczne. — Dlatego
też dram at Staffa u,chodzi za dram at czysto książkowy.
Atoli każdy lepszy, m ądrzejszy dram at w końcu zostaje
dram atem książkowym. Nie jest to w ada lecz chluba. Czy­
sto teatralne są tylko farsy. N aw et o Szekspirze utrzy ­
m uje Craig, że właściwie nie nadaje się na scenę tylko do
czytania. Złączenie akcentów dram atycznych z teatralnem i
jest najw iększą trudnością dla dram aturga — a ta tru d ­
ność jest jedną z głównych przyczyn chronicznego prze­
silenia w europejskim dram acie i teatrze. — N atom iast na
najw iększy podziw i uznanie zasługuje u Staffa to co
jest m niej widoczne: zawiązywanie węzła dram atycznego,
doprow adzenie zdarzeń do punktu, w którym zaczynają
być ważne, nie życiowo, nie- praktycznie, lecz jako pro-
blemiaty, wikłanie i eksploatowianie motywów, słowem to
co się nazyw a „intrygą dram atyczną“. Ten rafaelicki poeta
jest także zręcznym budowniczym; w nikanie w strukturę
jego dram atów spraw ia wielką przyjemność, mimo zarzu­
tów, które m u czynić m ożna, i nawet te zarzuty często
jak gdyby należały do rzeczy i były zgóry przewidziane. —
Ze sztuk Staffa do wznowienia najbardziej nadaje się
Skarb — niechby nowoczesna reżyserja zobaczyła tu dla
siebie wdzięczne zadanie. T a pierw sza sztuka Staffa p o ­
zostaje w jego repertuarze sztuką najreprezentatyw niejszą.
Igrzysko (Irzykow ski uw aża je za najlepszą sztukę Staffa)
wym aga znakomitego aktora, — lecz eksperym ent ze Skar­
bem, po Okręcie spraw iedliw ych (rosyjskiego pisarza M.
Jew reinow a), po W ieży Babel (Antoniego Słonimskiego),
— 38 —

nie byłby nie na czasie. Choć literaci znają tę sztukę n a


wylot, jednak problem at jej jest wciąż aktualny, że przy­
pomnę np. Żeglarza Szaniawskiego“.
Irzykowski, który wogóle widzi w Staffie odnowiciela
stylu klasycznego w naszym dram acie, podnosi, co nie
powinno być przeoczone, że utw ory dram atyczne Staffa
przedstaw iają bogaty m aterja ł do studjów literackich
w szkole wyższej, a naw et średniej. W Skarbie zaś
w szczególności w skazuje m om ent przesilenia sym bo­
lizmu w Polsce, „właśnie dlatego, że go najkonsekw ent­
niej stosuje. Symbol jest tak w ypukły i plastyczny, że w y­
zywa do tego, aby go brać dosłownie. Jakże zdradliw y
jest ten gatunek literacki!“ T a b ystra uw aga najniebez­
pieczniejszego dialektyka naszej współczesnej krytyki li­
terackiej w yjaśnia, dlaczego symbolikę Skarbu in te rp re ­
tow ano zrazu fałszywie. Bo jest za przejrzysta.
Poetyckie w artości form y w najszerszem znaczeniu
pojęcia, czyli budow a wiersza, bogata, urozm aicona i za­
wsze nieskazitelna, obrazowanie, t. j. przenośnie i p o ­
rów nania, w których Staff stał się m istrzem liryki pol­
skiej XX-go wieku, wreszcie zwięzła i sugestyw na afory-
stÿka, słowem cała technika słowa twórczego jest i dra-
m atów Staffa najw iększą ozdobą. Ale ta jego istotna
i niew ątpliw a siła rozw inęła się najpełniej i najsw obod­
niej w liryce. Ona też stanow i najw iększą siłę a tra k ­
cyjną poezji Staffa i rozstrzygnęła o jego w pływ ie n a
współczesne m u pokolenia, aż po najm łodszych. Począw ­
szy od Józefa B ufferà, poprzez poetów Skam andra, z któ­
rych Kazimierz W ierzyński, składający w w ierszu z Gorz­
kiego urodzaju piękny hołd m istrzow i swej młodości, mógł
znaleźć inspirację już w Piosnce ulicznika z tom u Staffa
p. t. P takom niebieskim (1905), aż do M arjana Czuchnow-
skiego, dla którego K artoflisko i inne w iersze ze Ścieżek
polnych (1919) Staffa były zapewne najlepszą jego po­
etycką szkołą. „Dziś po 25 latach — pisał w ro k u 1933
Karol W. Zawodziński, najlepszy znaw ca naszej poezji
współczesnej i jej w zorów , — trudno jest pojąć, jakim
przew rotem w poezji polskiej było pojaw ienie się Staffa.
Inteligent polski z pobliża 1900 r. był obow iązany r o z u ­
m i e ć Słowackiego, W yspiańskiego, K asprow icza — tu
— 39

mógł wreszcie, bez m usu rozum ienia, n a p a w a ć s i ę


pięknością; wypoczywał, zwolniony na tę godzinę poezji od
problem atów narodow ych, religijnych, gdy poeta tej m iary,
tej doskonałości form y, nie opow iadając o m izernych
osobistych zm artw ieniach, pom ijając, choćby ze szkodą
dla bezpośredniości — okolicznościowość, przenosił go
w świat, przetw orzony twórczem tchnieniem w dziedzinę
piękna i fantazji, w dziedzinę rajskiej ułudy, choć nie
było tam ani aniołów, ani szatanów, ani „wzlotów“. Oczaro­
w any urokiem plastycznego obrazowania, harm o n ji słowa,
epigram atycznej zwięzłości dającej doskonałą jedność
przeżycia estetycznego, czytelnik oddaw ał się kontem pla­
cji lirycznej, ledwo rzuciwszy okiem na drobne bezpre­
tensjonalne stronniczki Staffa. Był tu zapach miodnego
łipca, kolory jesieni, piękno św iata nie opłakiwane, lecz
przyjm ow ane z godnością. W tej postawie wobec zmysłom
dostępnej rzeczywistości, w powadze rezygnacji oceniało
się niew ypow iedzianą wielkość nieosiągalnego. Zmęczony
bezskutecznością „poryw ów do absolutu“, których był
przedtem przym usow ym uczestnikiem, czytelnik Staffa
mógł ocenić dalekość perspektyw , otw ierających się
z ziemskiego i śmiertelnego punktu widzenia n a nieskoń­
czoność i wieczność — oczywiście pod w arunkiem , że
się patrzy, a nie bije głową o kam ień“.
Znalazł też Staff szerokie uznanie u krytyki. Szla­
chetność jego postaw y twórczej przekonała do Staffa na-
wet Stanisław a Brzozowskiego, choć w studjum o poecie
z roku 1905, w nikliwie zgłębiając jego świat m arzenia,
zaznaczył też, że „Staff jest z tych, co nazbyt łatwo siebie
w sobie choć sm utnie kochają.“ N ajobszerniej i najrze-
rzetelniej zajął się Postawą twórczą Leopolda Staffa w stu­
djum z roku 1908 (zamieszczonem w tomie p. t. Dzieło
i twórca, 1913) Zygmunt L. Zaleski. Nawet Jan N epo­
m ucen Miller, ponaw iając za Brzozowskim rewizję Mło­
dej Polski, wT swej Zarazie w Grenadzie (1926) dojrzał
w Ścieżkach polnych Staffa zwrot do uniwersalizm u. Czy
słusznie, wolno wątpić, bo jest to raczej egocentryczny
panteizm. Ale w stosunku do Tetm ajera, liryka najdosko­
nalej subjektywnego, intelektualno - refleksyjny liryzm
Staffa był stanowczym zwrotem w kierunku objektywiza-
— 40 —

cji, pogłębianej jeszcze przez obcowanie z klasycznem i


w zoram i poezji antycznej i francuskiej. Rozstrzygającą
była tu oczywiście organizacja psychiczna poety. I jeśli
Tetm ajera, jako liryka, nazwaćby m ożna poetą uczucio­
wych nastrojów , a K asprow icza poetą sumienia, to Staff
jest poetą m yśli i m arzenia, których treścią najczyściej
pojęty idealizm, czyli krócej, poetą idealizmu.
Cała twórczość poetycka Leopolda Staffa jest piel­
grzymką. Pielgrzym ką po bezm iernych szlakach świata,
uczucia i myśli, od początku swej drogi zdążającą do tego
samego ¡celu, wiodącego poprzez w łasne doznania poety
w głąb duszy ludzkiej. Podobnie jak N orw ida, mimo wiel­
kie różnice, dzielące obu poetów, Staffa godzi się też
m ianow ać poetą człowieka. Staffa z N orw idem łączy nadto
w spólne im podłoże postaw y twórczej. Podłożem tetti jest
myśl człowieka o człowieku. Zapewne dlatego w tw ó r­
czości obu poetów przebija się tak dogłębne odczucie
wzniosłej samotności.
W tw órczości Staffa zespoliły się w jednolitą, choć —
oczywiście — podlegającą przem ianom rozwojowym , ale
h arm o n ijn ą całość rozległe wpływy kultury duchowej,
począwszy od Nietzschego aż po F ranciszka z Assyżu,
w łasny tru d m yślowy poety, w ielka siła przeżyć w ew nętrz­
nych, czuła w rażliw ość w stosunku do ludzi i przyrody,
głęboki liryzm uczucia, zmaganie się z życiem, spokój
m ędrca i tw órcza w ola mocy. Zdobycze swe poeta osiąga
wyłącznie w sferze ducha. N iedarm o pierw szy swój cykl
poezyj nazw ał Staff Snam i o potędze. Tern niem niej ze
swych przełęczy czynu i m arzenia poeta nigdy nie zbacza
na bezdroża, lecz wciąż wznosi się coraz wyżej, aby tern
przenikliw iej spoglądać w głąb tajem nicy, a gdy schodzi
w niziny, tern silniej ugruntow yw ać swą praw dę o czło­
wieku.
Rozległa rozpiętość skali w rażeń i niezwykle bogata
różnorodność czynników duchowych, w m iarę n arastan ia
świadomości poety coraz przybierających n a sile i plastyce
wyrazu, wznoszących się od szczytów m ądrości świeckiej
n a wyżyny religijnego poznania, spraw iły, że niem al
w każdym następnym cyklu poetyckim objaw iało się jakby
nowe oblicze duchowe Staffa, w przedziw ny sposób łączą­
— 41 -

cego m arzenie szczerze natchnionego poety, panteistyczne


um iłow anie przyrody, antyczną m iłość klasycznego piękna,
głęboką rozwagę filozofa i bezpośrednią czułość żywego
serca ludzkiego. Pozornie w yw iera na nas Staff w rażenie
wiecznego wędrowca, gnanego głodem niezaspokojonych
tęsknot po wszelkich możliwych szlakach ludzkiego po­
znania. W istocie z najw iększych trudności poeta wychodzi
zawsze stopą zwycięską, z pełną świadomością swej we­
w nętrznej swobody, z radosną wiedzą życia i z głęboko
p ojętą m iłością bliźniego.
W pierwszych utw orach Staffa dałyby się odkryć
pew ne ślady oddziaływ ania Tetm ajera, nieco silniejsze
Słowackiego, U jednego z krytyków obcych spotyka się
zdanie, że Staff jest... naśladow cą ďA nnunzia i H ofmanns-
thala. Obn tych poetów, jak wielu innych, Staff tłu m a­
czył, ale nawet Nietzsche, z którego tw órczością zżył się
pono najbliżej, był na drodze pielgrzymki poety tylko
jednem z wielu doświadczeń poszukiwacza praw dy
i piękna. Jedno jest dzieło, które istotnie n a myśli twórczej
Staffa ¡silnie zaważyło swym wpływem. W danym wszakże
w ypadku nie zwykło się mówić o wpływie literackim, bo
dziełem tern jest Nowy Testam ent, w spólna własność całej
chrześcijańskiej ludzkości. W całej swej twórczości zre­
sztą, jakiekolw iekby wpływ y z niej wyłowić można, jest
Staff zawsze i tylko sobą. Poeta to, mimo¡ wybitnie
refleksyjny charakter swej liryki, wyjątkowo szczery, na­
wet wówczas, gdy przem aw ia z patosem poniekąd reto­
rycznym. W swej postaw ie twórczej i w swem m istrzostw ie
form y poetyckiej, jednakow o bogatej, jak i w szechstronnie
opanow anej, w swej doskonałości naw skróś indyw idual­
nej, o w yjątkow ej gęstości i zwartości w yrazu, posiada
Staff — jak słusznie zauw ażono — jakby w łasny arom at.
Ów odrębny arom at Staffa w ynika nie z form y ze­
w nętrznej, lecz — rzecby m ożna — z form y wewnętrznej.
Arom at ten wypływa z klim atu duchowego poety, z jego
nieutrudzonej pielgrzym ki ku coraz wyższym szcżytom
i rozleglejszym widokom, z jego pojednawczego zarazem
stosunku do żjmia, z jego nieustannego znoju nad ulep­
szaniem dusz ludzkich, z tej wyjątkowo rzadkiej szla­
chetności tonu, jaki w jego twórczości nie obniża się nigdy.
— 42 —

Aromat ten jest przedziw nem połączeniem wzniosłej po­


stawy duchowej z radosną wiedzą życia, tej wręcz nie­
spotykanej w poezji polskiej pogody myśli z najw nikliw -
szą nad życiem zadumą.
K ocham m yśl, pieśń, ludzi i zw ierzęta,
G w iazdy i kw iaty, ciszę p ó l i lasu,
Lecz cz ar p raw d ziw y życia je st u k ry ty
P o tam tej stro n ie gór czasu.

Tak się spowiada w ostatnim cyklu swych liryków


poeta, o którym powiedziano, że cała jego tw órczość jest
jedną w ielką spowiedzią. Spowiedź to jednego z n a j­
większych w literaturze polskiej artystów. Sztuka zaś jest
tą dziedziną ducha, w której człowiek zdolny jest „wszyst­
kie światy lotam i przem ierzyć“, w której „sam em u sobie
zdany“, „sam siebie tw orzy“, w której nic od ludzi nie
bierze ani żąda, lecz w swej bezgranicznej dla nich m iło­
ści wszystko im z siebie daje. Takim w łaśnie tw órcą jest
Leopold Staff, dla którego poezja stała się losem, i pow o­
łaniem, z głębi duszy płynącym obowiązkiem, drogą piel­
grzym a do praw dy i najw yższą życia radością. Ową dobrą
nowiną, o której mówi poeta w Uchu igielnem (1927):
O ddaw na zw iastow ano, że bardziej, niźli ch leba,
P oezji trz e b a w czasach, gdy w cale jej n ie trzeba.

Nazwałem Staffa poetą człowieka. Aby uniknąć nie­


jasności, rzecby było ściślej: poetą praw dy o człowieku.
Tej praw dy szuka poeta przedewszystkiem we w łasnej
duszy' i naw et wówczas, gdy np. w Uśm iechach godzin
poświęci głęboko w zruszające strofy Kryście z pod plota,
są one tylko refleksem w ewnętrznej zadum y poety nad
światem i ludźmi, w danym w ypadku w yrazem dogłębnego
współczucia dla upośledzonych. Stąd nie b ra k tu naw et
gorzkiej ironji, naogół niezbyt częstej u poety, będącego
wyznawcą miłości, rodzącej dobro i piękno. Postaw a tw ó r­
cza Staffa jest naw śkróś liryczna. Ale człowiek jest w jego
oczach także częścią przyrody, obserw uje go więc, jako
obraz doskonałego piękna. T aką jest np. Pochwala w W y­
sokich drzewach (1931), znajdujem y ją wcześniej, w S ka r­
bie i w Godiwie, wszakże pełnię swą osiąga dopiero teraz,
- 43 —

gdy w poecie dojrzała synteza G oljarda i P rzeora franci­


szkańskiego z Berentow skich Żyw ych kamieni.
Źródłem piękna jest dla Staffa przyroda. Motywy
w si w ystępują już w cyklu Ptakom niebieskim , n a jb u j­
niej rozkw itają w Ścieżkach potnych, gdzie poezja
z i e m i znajduje wyraz bardzo wszechstronny i gdzie m i­
łość przyrody osiąga najwyższy stopień ekstazy, w ypo­
w iadając się np. w Szum ach leśnych z sugestywnością
słow a wręcz mistyczną. W rzeczonym utworze, w Skardze
wiatru jesiennego, w poem atach z cyklu Żywiąc się w lo­
cie (1922), wskazaćby należało arcydzieła poezji Staffa,
gdyby nie było tylu innych arcydzieł jego liryki, poczy­
nając od Kowala, sonetu otwierającego Sny o potędze,
pierw szy cykl poety. Lecz w tych utw orach późniejszych
ogrom nie w zrosło napięcie i pogłębiła się m ądrość życia
duchowego poety, a jeśli — jak w danym w ypadku —
m ow a o stosunku do przyrody, wzniósł się tu poeta na
najw yższe szczyty natchnienia, zdołał ogarnąć najete-
ryczniejsze drgnienia i najniklejsze odcienie, prześwietlił
obraz św iata najsubtelniejszem spojrzeniem, zwycięsko
ryw alizując z Shelleyem, z którym jedynie — jako poetą
przyrody — zestawiać go można. Lecz co dziwniejsze',
że naw iązał tu i do polskiej tradycji Lenartowicza, którego
dźwięczność słow a z wielkim artyzmem ulepszył i spo­
tęgował.
Staff, mimo pogański kult piękna i panteistyczne roz­
m iłow anie w przyrodzie, jest wszakże przedewszystkiem
i zawsze poławiaczem praw d ducha. Stąd też gościniec
pielgrzym ki m usiał w końcu zawieść poetę do Boga, jako
do jedynego możliwego w y j a ś n i e n i a sensu i istoty
bytu. Przebłyski religijnego poznania w ystępują już wcze­
śniej, do pełnej jednak świadomości dochodzi ono dopiero
w Uchu igielnem. T ytuł tego zbioru nasuw a odrazu p o ­
rów nanie z Księgą ubogich Kasprowicza (co przeprow adził
Zygm unt W asilewski w swem studjum z r. 1928 o w y­
obraźni intelektualnej Staffa). Ale jak Ścieżki polne są
z M oim światem zupełnie niewspółm ierne, tak samo inną
jest pielgrzym ka dwu poetów do Kanossy. Kasprowicz po
prom etejsku walczył z Bogiem i po prometej sku przed
Nim się ukorzył. W tw órczości Staffa nie było zmagań
_ 44 —

Konrad'owych, więc gdy poczuł, że „Bóg był bliższy mnie,


niż ja sam siebie“, z łatw ością mógł przyjąć od Boga d a r
łaski. A oddając Bogu, co boskie, idzie dalej w poszuki­
w aniu swej wiedzy radosnej. W Uchu igielnem najbardziej
znam iennem w yznaniem Staffa w ydają się wiersze:
Ma d o la je st nieszczęsna, m a d ola je st szczęśliw a!
Muszę m ieć zaw sze w duszy to, n a ćzem w szy stk im zbyw a.

W W ysokich drzewach utrzym uje się podniosły ton


cyklu poprzedniego, ale znowu mocniej odzywa się po­
chw ała życia. Bo, w yznaje poeta:
N a nieskończoną, w ieczną w d ó ł zep ch n ięty karę,
W yzuty z w iedzy nieba, pam iętam o niebie,
O dsvlam do Cię rozpacz, zw ątpienie, n iew iarę,
I nie znacząc sam przez się nic, o b ja śn ia m Ciebie.

W tej pokorze religijnego naw rócenia nietknięta oca­


lała dum a poety, który już nie sam siebie tworzy, lecz
Boga objaśnia. Zmienił się kształt symbolu, ale jego Ireść
od Snów o potędze do W ysokich drzew bieży niew zru­
szonym nurtem w w yraźnie od początku wytyczonym kie­
runku, jakim jest poszukiwanie praw dy, d o b ra i piękna,
bez oglądania się n a korzyść lub cel u końca drogi, byle
nic nie uronić, co oczy dostrzegą, dusza wyczuje a myśl
zrozumie. Ideą filozoficzną najlepiej odpow iadającą posta­
wie twórczej Staffa jest nietylenietzscheańska „wola m ocy“,
ile bergsonow ski „rozm ach życiowy“, wywodzący się
z platonizm u. Bo i dla idealizm u Staffa chyba P laton był
patronem .
W roku 1903 rów nocześnie z D niem duszy Staffa
wyszło Posianie do d u s z .(ponow nie wydane 1922), jedyny
tom ik poezyj JÓZEFA BUFFEBA (* 1878). Zbieżność ty­
tułów' może nie była przypadkow a, aczkolwiek daty po­
w staw ania oddzielnych utw orów Bufferà, począwszy od
roku 1899, zdają się przem aw iać za niezależnością, a źró­
dło pokrew ieństw a tonu i form y w poezji dwu rów ieśników
w skazaćby się dało w im obu wspólnem środow isku 1wow-
skiem. Z tych w ierszy B ufferà wielką sławę m iał wr swoim
czasie sonet p. t. Pies, drukow any najpierw’ w styczniowym
zeszycie Chimery z r. 1901, noszący jednak datę napisania
z grudnia 1899 roku. Sonet ten, zarów no form ą jak sym-
— 45 —

boliką treści bardzo zbliżony do Snów o potędze Staffa,


należał do najpopularniejszych utw orów Młodej Polski
w pierw szych latach nowego wieku. Z dzisiejszego sta­
now iska w twórczości tego. również jak Staff, poety p la­
tońskiego idealizmu wskazać raczej należy lirykę religijną,
k tó rą na tle swego czasu zajął Ruffer stanowisko zupeł­
nie. odrębne. „W przeciwieństwie do większości utw orów
swych rówieśników , — pisze Ostap Ortw in w bardzo
wnikliw ym na ten tem at szkicu (w Przeglądzie W arszaw­
skim , nr. 16 ze stycznia 1923) — Santo Giuseppe, jak go
t3rle lat wstecz w kole przyjaciół nazywano, Ruffer był
zw iastunem posłanniczej poezji, niosącej z sobą wiew
innego, nieziemskiego świata. Głosił nowinę Rożego słowa,
słodką obietnicę bezgrzechu, radosną, miłościwą łaskę,
przenajśw iętszej dobroci, otuchę przeczystego żywota. Za
całe pokolenie jeden jedyny może posiadł, piastując ją
z h a rd ą dumą, tajem nicę głębokiej, bezchwiejnej ufności,,
pewności i w iary, nie nadw ątlonej rdzą scept3rzmu.“ „Re­
ligijność tych utw orów nie polega wcale na rodzaju ich
tematów. Rzadkie lub nawret żadne w nich napom knie­
nia o Róstwie. Przeciwnie, — w poważnej swej części nie
są one bynajm niej osnute na ściśle religijnych motywach,
n a jakie zwykli przygodnie nastrajać swą twórczość lirycy,
spłacający m im ochodem odczepny haracz kultuw i swego
Obrządku, choćby naw et głęboko wierzący. Choć z gruntu
praw ow ierna i naw skróś katolicka, liryka Ruffera nie
posługuje się zgoła lub nader rzadko aparatem liturgicz­
nym i dew ocjonaljam i kruchcianej bigoterji. Religijność
tkw i w niej i m m a n e n t n i e w u t a j o n y m s t a n i e
j a k o z a s a d n i c z a p o s t a w a p o e t y względem świata
i życia, jako najżywotniejszy, fundam entalny jego akt du-
chowy, rodow ita inklinacja całej jego osobowości, trw ałe
i niezm ienne jej przysposobienie“. Z liryki Ruffera, w któ­
rej języku i Avierszu tenże krytyk Avskazuje akcenty i echa
pokrew ne poezji Kochanowskich, Szarzyńskich i Miaskow-
skich, a jej tw ard y i surow y styl wiąże z m oralną stroną
organizacji psychicznej poety, który nawet a v cyklu ro n ­
deli m iłosnych odzyw a się tonem sakram entalnym , —1
najsugestyw niej przem aw ia wiersz o Matce Roskiej, roz-
poczynający się nadzwyczaj pięknym a v swej zwięzłej
— 46 -

wymowie refrenem : „Jakkolw iek to nad rozum , o Ma­


ryjo P an n o “...
Między Rufferem a w ystępującym już w pow ojennem
pokoleniu poetów Jerzym Liebertem , z którym spokrew nią
go również przedw czesna a świadomie oczekiw ana śmierć,
jako poeta o franciszkańskiej czystości serca i szlachetnej
prostocie uczuć religijnych odrębne m iejsce zajm uje
LUDW IK MARJA STAFF (1890—1914, pseud. Jan Strze­
mię, K ara M ustafa), młodszy b ra t poety Leopolda. W jego
poezjach z cyklu Zgrzebna K antyczka, przygotowanego do
druku w ro k u 1913 (wyd. 1922 z przedm ow ą W acław a
P erenta), odzw ierciedla ,się psychika przym usowego z po­
w odu choroby ascetyzmu, m elanchołja i gorycz żegnania
za światem, w yrażającego się zwłaszcza w m otyw ach ero­
tycznych niezw ykle subtelną grą uczuć, zlekka lecz do­
tkliw ie przepojonych bólem łagodnej ironji, atoli najgłęb­
sze tony serdecznego w zruszenia osiągnął poeta w liryce
religijnej. „Szczerym — napisał o tych w ierszach W acław
B erent — i dogłębnym tonem uderzają te karty, z któ­
rych przem aw ia d u s z y z a d a n i e g ł ó w n e i „wów­
czas“ jedynie już tylko rzetelne“. W spuściżnie po tym
wiele obiecującym talencie, w którym dochodzą do głosu
dążenia nowego pokolenia w kierunku natu raln ej prostoty
człowieka zwykłego i realizm u dnia powszedniego, p o ­
zostały nadto dw a tom y prozy: Dwie pieśni i inne nowele
(wyd. b. r., podczas w ojny) oraz powieść Grzeszne go­
łębie (1914). W tej ostatniej n a tle prow incjonalnego życia
bez zdarzeń z bardzo w nikliw ą intuicją psychologiczną
i z przekonyw ającą ekspresją stylu, którego osobnym
wdziękiem jest pobłażliw a iron ja. połączona ze świeżym
hum orem z jednej strony, z drugiej zaś z odrębną poezją
skąpych blasków słonecznych, — odtw orzył autor drobne
dram aty szarej codzienności n a uboczu od szerokiego go­
ścińca życia. Jest w tej powieści i wogóle w tw órczości
Ludw ika Staffa przeczucie nowego stylu życia i lite ra ­
tury, a jej prekursorstw o podkreśla nadto, p o k ry ta jednak
epicką objektyw izacją i dystansem hum oru, ro zpraw a
z rom antyzm em . Jeśli zakończenie G rzesznych gołębi
nie upraw nia do w yraźnego kom entow ania intencyj au­
tora, bezpośredni ich w yraz znajdujem y w wierszach
— 47 —

Zgrzebnej K antyezki, gdzie poeta nie zdążył się w praw -


dzie wyzwolić z pod w pływ u poezji swego starszego brata,
ale całą objaw ioną w nich indyw idualną stru k tu rą du­
chową oraz w yborem m otywów i wyzwalającym się już
charakterem własnego stylu poetyckiego był poniekąd
zw iastunem późniejszych prądów .
Pierw sze nowele Ludw ika Staffa były drukow ane
w Lam usie już od roku 1909. W ostatnim tomie Chimery
z ro k u 1907 w ystępuje ALEKSANDER SZCZĘSNY (1885—
1929), autor liryków i prozy poetyckiej (To co się stalo,
1912, Tarnina, 1919, Pieśń o Drodze, 1932). Należy tu
o nim wspomnieć, bo z poprzednio omawianymi poetam i
łączy go pokrew ieństw o idealizmu, a z Ludwikiem Staffem
m otyw prostoty. Był to talent niższego lotu, ale o niepo­
szlakowanej czystości poetyckiego wzruszenia. O upodo­
baniach poety świadczy widoczny n a jego technice poetyc­
kiej w pływ N orw ida, przejaw iający się wcześnie, bo już
w pierw szych zbiorach. Pod względem artyzm u najlep­
sze są Szczęsnego fragm enty prozą, był jednak szczerym
poetą w całej swej twórczości. Maluje się w niej dusza
człowieka prostego, który nie zryw ając z szarzyzną dnia
powszedniego, pełen w spółczucia dla ludzkich spraw i n ie­
domagali, m arzeniem , zdążał wciąż* w górę, a choć nieobcy
był m u smutek, z przekonaniem dawał wyraz swej nie­
zachwianej wierze w zwycięstwo dobra.
Przełam yw anie się przez pryzm at poezji tęsknoty
do pogodnej praw dy życia przejaw ia się w sposób nie­
spodziewany i chyba najlepiej świadczący o przem ianach
ducha czasu w tw órczości EDWARDA LESZCZYŃSKIEGO
(1880—1921). F akt zadziwiający tem bardziej, że poeta
ten, rozpoczynający swą działalność literacką już od roku
1898 n a łam ach Młodości i Życia krakowskiego, był to —
jak świadczy Adam Grzymała-Siedłecki — „człowiek nie
z tego świata. W szystko, co było rzeczywistością, prze­
chodziło pobok niego. Wiedział, że istnieją podobno ja ­
kieś zagadnienia pieniądza, pożywienia, zarobków, etc., ale
w iedział o tern tak, jak człowiek, co nie był w Australji,
wie e> istnieniu M elbourne. Życie opowiadało m u o swoich
praw ach, ale on z brzegów swojej rzeczywistości nie
siadł nigdy n a łódkę, która dowozi do przeciętności, do
— 48

powszedniości istnienia“. „On, E dw ard Leszczyński, był


poetą we wszystkiem. Poetą w swoich utw orach, poetą
w myślach, w czynach, w »wyobrażeniach o życiu. Nie
było jednego dnia w jego życiu, w którym by zeszedł ze
szczebla piękna“.
W tw órczości swojej był też Leszczyński św iado­
mym swych zadań artystą, m iał przytem rzadką w tym
stopniu i w takiej skali, w rodzoną i nabytą kulturę inte­
lektualną, estetyczną i filozoficzną, jeden z niewielu swej
doby poetów gruntow nie zastanaw iał się nad zagadnie­
niam i teoretycznem i poezji, czego późniejszem świadec-
twem studjum : H arm onja słowa (1912), o p arta w znacz­
nej części na Lippsie, ale samodzielnie przem yślana p ró b a
sform ułow ania podstaw estetyki poetyckiej, obok czego
wym ienić należy drukow any w roku 1913 w Museionie
szkic o Sym bolice m ow y w świetle bergsoniżmu.
N a poezjach Leszczyńskiego z wcześniejszego okresu
(P oezje, 1901, poem at: Cupio dissolvi, 1903, poem at d ra
m atyczny: Jolanta, 1904, cykl poezyj: P łom ień ofiarny,
1907), znać w yraźne w pływ y literackie, zwłaszcza Sło­
wackiego, nieco T etm ajera, później Staffa i poetów fra n ­
cuskich. Ale naw et tam , gdzie Leszczyński bierze pod­
niety z obcych wzorów, przetw arza je samodzielnie, a za­
wsze z w ielkim artyzm em form y, i jest poetą szczerym,
choć dziś większość tych utw orów razi nas w y tartem i
lub zwietrzałemi, naówczas jednak świeżemi i sugestyw-
nem i, rekw izytam i poetyckiej w yobraźni. Mimo kunsztów)
ność artyzm u, w iersz jego jest zawsze podm inow any n u r­
tem osobistego uczucia, lecz tętniącego bardzo dyskretnie,
w yrażającego się stłum ionym tonem. N iebrak pesymizmu,
ale u Leszczyńskiego gorycz życia nie m a barw ponurych,
na odwrót, prześw ietla ją niebyłej aki, aczkolwiek rów nież
przyciszony hum or. N ajoryginalniej w ypow iada się tu
poeta w balladach, który to rodzaj, pom ysłowo odświe-
świeżony, i później z powodzeniem upraw ia. T aką udra-
m atjrzow aną balladą jest też K onik Zw ierzyniecki (1910),
czteroaktow e widowisko sceniczne, bez żywszego nerw u
dram atycznego (o czem i dram at Atlantyda, 1909, świad­
czy), ale zręcznie wiążące legendę historyczną z rzeczy­
wistym terenem Krakowa.
— 49 —

I oto z tego poety, którego idealizm rozkw itał w ci­


szy i m arzeniu, w ybucha nagle w ulkan żywiołowego li­
ryzm u w piosenkach, pisanych dla Zielonego Balonika,
w ydanych następnie w tom iku p. t. Kabaret szalony
(1908). Gdy się dziś czyta te wiersze, przychodzi n a myśl
porów nanie z jam bam i filom ackich wiwlasów. T aka
w nich bezpośredniość życiowego rozm achu i czynneji
energji. Są oczywiście różnice, w ynikające z odmiennego
tła społecznego i środow iska dziejowego. W gruncie rzeczy
piosenki Leszczyńskiego najm niej m ają w sobie kabaretu,
artyzm zaś poety znalazł tu pole, n a którem rozw inął się
z nieskrępow aną nakazam i kanonów estetycznych swo­
bodą i w ledwo kilkunastu utw orach z ogrom ną rozm ai­
tością poetyckiej form y, od ludowego w iersza pieśni dzia­
dowskiej, poprzez różne m odyfikacje w iersza stroficznego
i wolnego, aż do sonetu. Oto np. uryw ki z najsubjektyw -
niej lirycznego utw oru tego cyklu:
D rgające w iosny tętno
p rag n ie n ie w e m nie budzi,
usłyszeć pieśń n am iętn ą
nie słów , lecz żyw ych ludzi.

W tej pieśni, k tó rą skrycie


w m a rz en ia ch w iosny roję,
sp la ta ło b y w ciąż życie
w ry m now y ludzi dw oje.

I b y łab y ra d o sn a
ta p ieśń p od błękitam i,
bo g rała b y ją w iosna
se rc a m i i kw iatam i.

I d rż a ła b y w błękicie,
ja k ra n n y c h zórz czerw oność,
a g rało b y ją życie
i w io sn a w nieskończoność.

Jakże daleko odbiegł tu poeta od uczonego artyzm u


poprzednich swoich cyklów i jak w pozornie prostej pio­
sence najprzedniej szym zabłysnął kunsztem a zarazem
i najżywszym liryzmem. W następnych zbiorach (W io ­
senne niebo, 1910, Ballady i pieśni, 1916, Radość samotna,
1923, z wstępem Adama Grzymały-Siedleckiego) w raca
Obraz współczesnej literatury polskiej. T. II.
— SO -

do swoich praw „czysta“ poezja, ale choć i nadal świat


m arzenia jest ulubioną poety dziedziną, zm ienia się form a,
dochodząc w cyklu: D om m e j m łodości (z ostatniego
zbioru) do doskonałego sharm onizow ania natu raln ej p ro ­
stoty z rzetelnym artyzmem. W odrodzonej Polsce pisze
poeta bardzo piękną i pełną pogodnej ufności W eselną
pieśń:
U czcie się b ra c ia w esela —
łez przecie b rak n ie ju ż o czom ;
n ie ch już się serce, ośm iela
n u cić pieśń życia ochoczą.

Rozedrgały się dźwięczne, słoneczne struny w tw ór­


czości poety, który pow ołanie swoje najlepiej sam okre­
ślił w w ierszu z Ballad i pieśni:
O, czuć, o słyszeć w szystkie św iata tony
g rają ce życia cz ar n ie w y sło w io n y !
T onów h a rm o n ję d o stro ić do to n u
co je st najw yższym dźw iękiem d u ch a treści
i tej m uzyce w iern y m aż do zgonu
p o zo stać w doti szczęścia i boleści —
tak w ięc czyn d n i sw ych, spełniw szy w zachw ycie,
m uzyką d u c h a w ydzw onić sw e życie! — ■

„U cieleśnioną form ą idealizm u“, jak nazw ano Le­


szczyńskiego, był też FRANCISZEK MIRANDOLA (w ła­
ściwie Pik, 1871—1930), w ostatnich latach życia w opi-
n ji literackiej zdeklasow any niedbale puszczonemi, zre­
sztą nierów nem i, bo zaw ierającem i p artje bardzo piękne,
przekładam i powieściowemi, podejm ow anem i z troski
0 chleb codzienny, za m arny pieniądz a w opłakanych
w arunkach życiowych, — ale rzetelny talent poetycki
1 rów nież niepospolity w irtuoz form y. „Jeden z najszczer­
szych i najrzetelniejszych poetów młodopolskiego poko­
lenia — m ów i o nim Jerzy Eugenjusz Płom ieński (w P rze­
glądzie H um anistycznym , nr. 4—5 z r. 1930). — Pisarz,
który dzieło swoje przeżył o łata całe, żyjąc w tragicznem
zapomnieniu. O rganizacja duchow a przedziw nie miękka,
przerażliw iona, jakby zabłąkana z królestw a czwartego
w ym iaru w świat szarego dnia realnego. N ajdziw niejszy
paradoks losu narzucił tem u żarliw em u prom eteidzie
piękna życie ciężkie, niby Golgota. N ależał do poe­
— 51 —

tów, dla których tw órcza samotność jest klim atem duszy.


Poezja jego nie m iała nigdy szans dotarcia do szerokiej
publiczności. Była zanadto aspołeczna, ezoteryczna i kon­
tem placyjna, jak cała zresztą ówczesna epoka literacka“.
Zadziwiająco rzutki tłum acz Goethego (Cierpienia m ło ­
dego Wertera, 1922) i N ovalisa (H enryk Offterdingen,
1914, inne przekłady niew ydane), Zoli (Germinal, 1906)
i m nóstw a najprzedniejszych utw orów współczesnych
pisarzy obcych, których on nieraz pierwszy albo
i jedyny do Polski w prow adził, Verlaine‘a, J. Laforgue‘a
i in. poetów francuskich, z których dwaj wymienieni
duchowo byli m u najbliżsi, M irandola dworna tom ikam i
w łasnych poezyj: Liber tristium (1898) i L iryki (1901)
w ysunął się n a czołowe miejsce w pokoleniu, którego
był przedstawicielem bardzo typowym, ale i wybitnie
indyw idualnym . Subtelnie uduchow iony nastrojowiec, zu­
pełnie oderw any ód życia, zatopiony w kontem placji w ła­
snego m arzenia, w yraża głęboko subjektywny smutek
schyłkow ca w tonach stłum ionych, niekiedy jakby aż poza
granicam i cielesności, zawsze z niezwykłem poczuciem
dźwiękowych w artości słowa, w wiersz u o wielkiej roz­
m aitości rytm icznej, od prostej piosnki wieśniaczej do
form najbardziej złożonych. Niepospolity talent liryczny,
stanowi o wartości rudy stycznej dwóch późniejszych to­
m ów prozy M irandoli, z których Tem pore belli (1916)
był śm iałym protestem przeciw barbarzyństw u wojny,
ujętym w form ę nowel o niesamowitej groteskowości po­
mysłów, a w Tropach (1918) dochodzi do głosu optymizm
poety, przeświadczonego o zwycięstwie ideału, wypo­
w iadającego sw ą w iarę w nowe drogi ludzkości n a tle od­
wiecznych zagadnień człowieka, przedstaw ionych w cy­
klu fantastycznych nowel symbolicznych w stylu k rań ­
cowego ekspresjonizm u. Oba tom y prozy M irandoli m ają
też znaczenie, jako oryginalny dokum ent czasu, napisany
przez w yjątkow o szczerego w swej chorobliwej w rażli­
w ości i, mimo przerost intelektualizmu, głęboko czującego
poetę.
Odrębny typ wrażliwego mózgowca przejaw ia się
w poezji LUDWIKA EMINOWICZA (* 1881), którego wy­
buchow a uczuciowość i zmysłowe wyczulenie n adają wy-
4*
— 52

bitnie estetycznej postaw ie twórczej świeżość oryginal­


nego obrazow ania i nieraz dużą siłę barw nej ekspresji,
dobrze ujętej w ujarzm iające łożysko form y stroficznej.
W jednym z najw cześniej drukow anych poem atów
(w K rytyce, 1903) pisał Eminowicz:
R om ańskość p ło d n y c h sadów w e w czesnej jesieni,
zachod ów bizantyńskość, b a ro k cichej słoty,
ren e san s d n i kw ietniow ych, w eneckie ro b o ty
lipcow ych p o p o łu d n i, gotyk długich cieni...

to w szystko je st zbyteczne... to tylk o są cienie


o k ru tn ej sam otności oczu — d ziw n a ch u sta,
gdzie W eronika - n u d a poło ży ła u sta
n a w łasn em w idm ie — n a s tró j: z pół-głebin sum ienie...

E rotyki Em inow icza m ają swoisty ton cierpkiej, wy­


zutej z jakiegokolwiek sentym entalizm u, choć żywo od­
czutej goryczy. N ajserdeczniejsze podźw ięki w yw ołują
w spom nienia zm arłej m atki, której poeta poświęcił szereg
utw orów , m. in. piękny poem at Pathétique... (w lw ow skim
D zienniku P olskim , 1913, i w popraw ionej redakcji w Ma-
skach, 1918), na tem at muzyki Beethovena. Ale i tu falę
uczucia pow strzym uje nagła refleksja:
Może zgon tylko zachow ał jej śliczność
i n im b anielstw a, jak im sk ro ń jej stro ję ;
m oże zgon tylko — podglądać się boję
sw oją je d y n ą w życiu tem klasyczność...

Realizm bezpośredniej obserw acji życia, przetw orzo­


nej w pełną ruchu, plastyki i uczuciowej treści wizję
poetycką, w yraził się najdojrzalej w E kspresjoniście na od­
cinka Bem a (w Rydw anie, 1919), poem acie o m alarzu
A ndrzeju Pronaszce na tle walk lwowskich, jednym: z nie­
w ielu napraw dę pięknych utw orów z w rażeń wojennych.
D oskonałą sym boliką m alarskiego obrazow ania i śm iałą
jędrnością konkretnych przenośni w yróżnia się wiersz
jesienny: Oto więdnące kasztany... (w Museionie, 1913).
Muzyczność rytm iki w Tańcu, szeroka rozpiętość w yo­
braźni we fragm entach z poem atu W arjacje (w Maskach,
1918), głęboki oddech w iersza w M arnotrawcy (w N o­
w ym Przeglądzie Literatury i Sztuki, 1920) każą żałować,
że rozproszenie po czasopismach utw orów poety, który
— 53 -

osobno w ydał tylko Poem at (1906), ładny szkic im presjo­


nistyczny o Noci] Listopadow ej Stanisława W yspiańskiego
(1909) i przekład Djablich eliksirów E. T. A. H offm anna,
nie pozw ala na dokładniejszą ocenę bogatej i samodziel­
nej indyw idualności twórczej.
Jeszcze trudniej zorjentow ać się w niew ątpliw ym ta ­
lencie MICHAŁA C. BIELECKIEGO, na którego iielicz-
nych znanych mi (z Chimery i Tygodnika Illustrowanego)
poezjach zaciążył zapewne w pływ Staffa, zw racają jed­
nak uw agę wysokiem napięciem w zruszenia lirycznego,
opanow aniem form y poetyckiej i zwłaszcza świeżem od­
czuciem przyrody. Plastyczną dynam iką w yobraźni poe­
tyckiej budzi zaciekawienie ociemniały od szóstego roku
życia STANISŁAW BARĄCZ (* 1867), autor nastro jo ­
w ych Im presyj (1902, nadto: Poezje, 1933). B rak w ydania
zbiorowego trudno dziś dostępnych (z dawnych roczników
czasopism lwowskich) utw orów STANISŁAWA WOMELI
(f 1911), którego w szechstronny a samodzielny talent wy­
soko ceni K arol Irzykowski, zmusza do ograniczenia się
n a wzmiance. Liczbę nazwisk poetów, nieraz utalentow a­
nych, pom nożyćby się nadto dało choćby na podstawie
opracow ań tego okresu literatury w dziełach Feldm ana
i Potockiego. Pom ijając niejednego, przechodzimy w n a­
stępnych rozdziałach do szerszego omówienia kilku in­
dywidualności wybitniejszych lub podejm ujących od­
m ienne zadania twórcze i dlatego zasługujących na bliż­
szą uwagę.
32.
„Któżby szukał w pam ięci niesłyszanej pieśni?“ —
skarży się MARYLA WOLSKA (z M łodnickich, pseud.
D-mol, Iwo Płom ieńczyk, 1873—1930) w ostatnim zbiorze
swych poezyj: D zbanku m alin z r. 1929. Żał m a jednak
nietylko do pokolenia obecnego, ale i do własnego, „bo
któż wie, czy ją kiedy znali jej w spółcześni?“ Nazwisko
poetki istotnie pokryte było pyłem zapom nienia, ale po­
niekąd z jej winy, skoro ubiegło pełne ćwierć wieku mię-
dzy ostatnim a poprzednim zbiorem jej poezyj. Być jednak
może, iż w łaśnie ta wyjątkow o długa przerw a nietylko
w płynęła w ydatnie n a pogłębienie treści i udoskonalenie
forane do tej m iary, ja k ą pokazuje D zbanek m alin, ale
rów nież stała się przyczyną żywszego stosunku now ych
czytelników do autorki, której dojrzałe, a jednak wciąż
m łode oblicze, pod koniec życia przedstaw iło się naszym
oczom jakgdyby dopiero poraz pierwszy.
We wczesnych swych utw orach, drukow anych w cza­
sopism ach od r. 1893, W olska ulegała wpływ om epigo­
nów rom antyzm u, ale niebawem ogarnia ją oświeżające
tchnienie poezji Młodej Polski, oddziałują n a nią zwłaszcza
W yspiański i Kasprowicz. W iersze drukow ane w Życiu
Przybyszewskiego i Chimerze oraz osobno w ydane : Thème
varié (1901), Sym fonja jesienna (1901), Święto słońca
(1903), Z ogni kupalnych (1904), — są już w yrazem tw ó r­
czości, poczętej w duchu czasu. W yobraźnia poetycka ro z­
legła, choć zbyt łatwo naginająca się do w zorów literac­
kich, w yrobiony artyzm form y, odznaczającej się dużą
m elodyjnością słowa i ujm ującą szlachetnością tonu, nie
m ają tu wszakże dostatecznego oparcia w treści życiowej
i myślowej, naogół nikłej i m ało oryginalnej. Ale już
w pierwszym zbiorze poezyj Wolskiej w skazać się dadzą
mgliste zarysy, przejaw iające zasadniczy to n własnego po-
— 55 —

glądu n a świat, który stopniowo się pogłębia i, z pewnemi


zm ianam i w narastającej strukturze psychicznej, n ajdoj­
rzalszy i artystycznie najdoskonalszy wyraz osiąga
w D zbanku malin. W yjątek stanowi druga część S ym fo n ji
jesiennej, w której widziano powszechnie, co potw ier­
dza Feldm an, jeden z najbardziej sugestywnych utw orów
swego czasu. W tej poezji, owianej tchnieniem pól i łąk,
odzyw ają się smutek i tęsknota, naw et m elancholja i n o ­
stalgia, spotęgowane nadto przez rozlewność formy. Po­
etka jednak sam a jakby usiłow ała opanować i ukryć oso­
biste uczucia i wzruszenia, pogłębiające się aż do n astro­
jów egotycznego bólu życia. O bdarzona w rodzoną inteli­
gencją, dobrym sm akiem estetycznym i polotem myśli,
chow a się poza chłód konsekwentnie stylizowanej po­
ezji. Z upodobaniem ,-zatrącającem niem al m anjerą, obra-"
bia tem aty prasłow iańskie, czy prapolskie w tych utw o­
rach, gdzie i język dostosowywa do sztucznego prym i-
tywu, a których echa odezwą się jeszcze w Dzbanku
m alin, z wynikiem już korzystniejszym, zarówno co do
linji artyzm u jak i oryginalności. Z tego zam iłow ania wy­
n ik ła też ciekawa p ró b a przekładu n a m iarę oryginału
t. zw, starszej E ddy (w I tomie Lamusa, 1909). D ram a­
tyczna „baśń o praw dzie“ p. t. Swanta (1907) jest najlep­
szym przykładem archaizującego stylu Wolskiej. Są tu
w praw dzie ustępy piękne i wzruszające, a „w yśniony“
dram at m a niem ały u rok poetyczności o szczerym pato­
sie, ale świadomie narzucona sobie przez poetkę sztucz­
ność w płynęła ujem nie na plastykę w yrazu i psychologję
postaci.
Z tych samych powodów archaizowane utw ory W ol­
skiej prozą, aczkolwiek wypadły korzystniej, niż podobne
u tw ory wierszem, są jednak znacznie słabsze od nowel
w spółczesnych lub z niedawnej przeszłości, zebranych
tylko częściowo w tomie p. t. Dziewczęta (1910), zreszt;ą
rozrzuconych po czasopismach. N iektóre z tych nowel
są napraw dę piękne, w yróżniają się obrazowaniem b a r­
dzo żywem, psychologją ujętą nadzwyczaj subtelnie i nie­
rzadko świeżą oryginalnością treści. Taka np. Godzina
słoneczna (w Lam usie, 1909) na tle pow stania listopado­
wego przedstaw ia wnikliwie a z doskonałym um iarem ar-
— 56 -

i^yzmii odtw orzony konflikt dwojga kochanków , ro zstają­


cych się w skutek nieporozum ienia. W K onkurencie (w La­
musie, 1912) charakterystyka podlotka oddana z dużą
werwą, z dobrym realizm em i w oryginalnie pom yślanej
sytuacji.
W ostatnim zbiorze poezyj znalazły się utw ory z lat
kilkunastu, ale nie wszystkie, bo z drukow anych w czaso­
pism ach sporo odrzuciła autorka, kierując się bardzo w y­
m agającym krytycyzmem . Jest to więc staran n ie dokp-
nany wybór.
Przew aża stru n a egotyczna. D awny sm utek uspo­
koił się wszakże, tęsknota złagodniała i zarazem się po­
głębiła. Przy niem niejszej, niż w tom ach poprzednich,
rozpiętości skali, poezja to znacznie wyższej m iary, nie­
kiedy o nieskazitelnej form ie artyzm u.
D usza m o ja n ik o m u w ziąć się. nie d a w ręc e;
W łasna, sw oja, niczyja, n ie zn a n a nik o m u ,
W zaśw iat boży sw e serce poniesie dziew częce,
N iby m alin, w ieczorem , p ełn y dzb an do d om u —

w yznaje poetka wr tytułowym wierszu, nienajlepszym


w D zbanku m alin, ale charakterystycznym dla profilu du­
chowego autorki.
Zdarzają się apostrofy do śmierci, to spojrzenie ku
zaświatom nie tłum i jednak pędu życiowego, odzyw ają­
cego się z dużą siłą, choć pod pozoram i właściwego po­
etce sm utku. Gdjr za lat m łodych z pewnem upodobaniem
n a stra ja ła się n a tem at jesieni, teraz
Idzie w io sn a i życie,
Ja k b y n ic sie nie stało.
T yle w sło ń cu przestrzen i,
T akie m łode czekanie ---
Ze się m oże coś zm ieni,
Coś się m oże odstanie...

Poczucie przyciszonej, lecz w gruncie rzeczy żywio­


łowej radości życia daje poetce obcowanie z przyrodą,
czego w yrazem poetyckim bardzo pięknym cykł: Przez
zloty las. W Żar ptaku ogarnia poetkę zaduma, targ ająca
jej sercem i budząca pesym istyczną nutę bólu niespełnio­
nych i nieosiągalnych pragnień. W kilku balladach udatnie
podchw ycony ton pieśni ludowej w yzyskała au to rk a z o ry­
57 —

ginalną pom ysłowością i w ciekawie zróżniczkowanej for­


mie. N ajpiękniejsze utw ory zbioru zaw iera cykl w spom ­
nień: N a dnie zwierciadeł. Głębokie wzruszenie w ychyla
się z w ierszy na tem at młodzieńczego p o rtretu Stefana
Witwickiego. Cykl O daw nym Lw ow ie — czaruje u ro ­
kiem przeszłości, owianej pogodnie zrezygnowanym sm ut­
kiem rzeczy m inionych i niepow rotnych. Wiersz o bracie
Albercie (Adamie Chmielowskim) doskonale uzm ysław ia
naszym oczom tę piękną postać wielkiego człowieka a po­
kornego sługi bliźnich.
Pośrodku tom u zamieszczone czterowiersze p. t. Kro­
ple goryczy przy swej prostocie odznaczają się głębią
treści i artystycznym wdziękiem formy, co i a v o góle
w D zbanku m alin w ybornie jest sharmonizowane; Obja­
w iła się nam w tym zbiorze poetka, jak ktoś oddawna
znany, a jednak nieznany. I jeśli autorka S ym fo n ji je­
siennej zatarła się w naszej pamięci, bo liryka najłatw iej
i najprędzej w ietrzeje i przeżywa się, — D zbankiem m a ­
lin odnow iła swą z nam i znajomość, stała się nam bliska
i u trw aliła się w naszej świadomości.
Takiem dla powojennego pokolenia niespodziewanie
nowem i naw et rew elacyjnem objawieniem stały się też
ostatnie utw ory BRONISŁAWY OSTROWSKIEJ (1881—
1928). Poetka ta w dobie Młodej Polski cieszyła się
znaczną popularnością, gdy nietylko w Chimerze, ale
i w innych, szerzej poczytnych czasopismach często d ru ­
kow ano jej utw ory oryginalne i świetne przekłady liryków
francuskich. N a tych wzorach i, zwłaszcza początkowo,
na Słowackim kształcona, twórczość poetycka O strow ­
skiej odznaczała się zarazem dużem pogłębieniem myślo-
wem i szerokim rozm achem duchowego polotu, bogac­
twem i nierzadko kunsztownością pomysłów poetyckich,
śm iałością obrazowania, opartego na czułej wrażliwości
wzrokowej i słuchowej, w yrobionej w bliskiem współży­
ciu z przyrodą. Uczuciowy stosunek poetki do pizyiody,
w ystępujący jako jeden z motywów przewodnich już
w pierwszym zbiorze poezyj Ostrowskiej (Opale, 1902),
utrzym uje się przez całą jej twórczość, aby w Pierścieniu
życia (1918) w yrazić się w najdojrzalszej form ie i naj-
bezpośredniej, aczkolwiek podnietą literacką tego cyklu
— 58 —

była zapewne Księga ubogich Kasprowicza, której wpływ


przebija się dość wyraźnie.
Wogółe twórczość Ostrowskiej w ykazuje nietylko
dużą chłonność w pływ ów literackich, ale naw et o k re ­
sową ich trw ałość, oo świadczy o głębszym stosunku p o ­
etki do odbieranych w rażeń, wypływającym, z w ew nętrz­
nej potrzeby duchowej i posiadającym znam iona serdecz-
nej przyjaźni. N iem a tu bowiem rem iniscencyj ani usiło-
wanego naśladow nictw a; nie jest to płynięcie za cudzą
falą, co nieraz obserwować m ożna u poetów m in o ru m
gentium ; nie jest to tak częstem, zwłaszcza obecnie, przy­
stosow aniem się do panującego prądu, czyli mimetyzm em
literackim . W pływy literackie w poezji Ostrowskiej m ają
ch arak ter bezpośredniego zżycia się z odpow iadającą du­
chowo atm osferę poetycką. Tak jest przynajm niej w sto­
sunku cło Słowackiego w pierw szych zbiorach O strow ­
skiej, tak samo w stosunku do K asprow icza w Pierścieniu
życia. Kiedyindziej zauważyć się dadzą doraźne potrącenia
duchowe, jak w jednym z ostatnich poem atów O strow ­
skiej, kapitalnem zresztą Kole kredy święconej, gdzie do­
patryw ać się m ożna wpływów Majakowskiego, bezpośred­
nich lub pośrednio przez poetów Skam andra, lub w p ro ­
zie z tom iku W starem lustrze, wydanego już po śm ierci
autorki (1928), gdzie styl nosi miejscam i piętno łatwego
do w skazania w zoru w Domu nad łąkam i N ałkowskiej.
Te związki z tw órczością obcą, zawsze przysw ajaną
szczerze i bez żadnego staran ia o zacieranie śladów, n ajle­
piej przystające do oryginalnej i własnej postaw y ducho­
wej poetki, nasuw ać m ogą przypuszczenie o b ra k u in icja­
tyw y twórczej, potrzebującej oparcia dla treści osobistej
w przyjaznej dla niej atmosferze. W utw orach swoich
O strow ska nieraz daje w yraz dogłębnej tęsknoty za w spół­
życiem z bratniem i duszami, poszukiw ania harm onijnego
współdźwięku, któryby ukoił tragiczne poczucie osam ot­
nienia lub wspom ógł w pokonyw aniu życiowych rozte­
rek i w w yzw alaniu się z szarzyzny otaczającej rzeczy-
wistości. W pierwszym okresie twórczości oparciem , była
dla niej poezja Słowackiego, w której znalazła pożądany
pokarm duchow y i m ocną ostoję dla w łasnych wzlotów
poetyckich. Ale oddziaływanie form alne, choć W Opa-
— 59 —

lach łatw o dostrzegalne i przejaw iające się w utw orach


późniejszych, było raczej w tórne, w ynikało z istotniejszego
w pływ u duchowego, którego ślady są bardzo liczne, acz­
kolwiek już trudniej uchwytne, i znacznie trwalsze. Na
w ew nętrznym rozw oju Ostrowskiej zaważył przedewszyst-
kiem Słowacki dziełami z t. zw. mistycznego okresu.
„Dzieło artysty — w yznaje O strow ska w późniejszych R o z­
m yślaniach (wyd. pośm iertne, 1929) — to ścisły rów no­
w ażnik jego wewnętrznego życia“. Takie są i dzieła
O strowskiej, naw et i może tem bardziej wówczas, gdy
przypom inają Słowackiego czy potem Kasprowicza. W y­
raźn e echa Księgi ubogich w Pierścieniu życia powstały
n a podatnem podłożu, przygotowanem przez osobiste do­
znania w czasie tułaczki w ojennej, której świadectwem
dw a zbiory poezyj, wydane w latach 1916 i 1917 w C har­
kowie: A. B. C. Polaka pielgrzym a i Z raptularza. W ska­
zana przez autorkę w Pierścieniu życia data napisania
tego cyklu w lipcu roku 1918 jest także nieobojętnem wy­
jaśnieniem zauważonego pokrewieństwa. W ystępujące tu
m otyw y w ojny i pokoju, Boga i człowieka, ojczyzny i „ci­
chego szczęścia, najlepszego na ziemi“, ich treść i forma,
tonem swoim odpow iadająca cyklowi Kasprowicza, p rze­
m aw iają ze szczerością rzetelnego natchnienia, w yrastają
z głębi duszy poetki, są jej własne, niezapożyczone, ;choć
potrącenie zzewnątrz w yraźnie się na nich odcisnęło.
Z przedwojennego okresu twórczości osobiście naj-
dojrzałszypm i artystycznie najpiękniejszym zbiorem
Ostrowskiej są Chusty ofiarne (1910). Poprzednie tęsknoty
poetki, co „jak dziwny ptak, na słońcu skam ieniała w lo­
cie“, snuła „zwierciadlanej duszy swej baśń“, przeobra­
żają się tu wobec poznaw ania rzeczywistości życią i od-
n ajdyw ania w niej, obok bardziej dojmującej praw dy
bólu, także pełniejszych tonów piękna. Znamienny jest
zwłaszcza cykl M acierzyństwo, na swój czas wyjątkowo
szczere wyznanie duszy kobiecej. Takie wiersze, jak Praca
lub Ślubowanie, dobitnie stw ierdzają współczujące zro­
zumienie poetki dla prostoty dnia powszedniego, aczkol­
wiek nie uspokoiła się jej dusza, wybiegająca m arzeniem
jm nad szarzyznę ziemskiego padołu i błagająca o „słonecz­
nych ust jedyny pocałunek“. Dla swej tęsknoty nowe tło
— 60 —

znajduje poetka w przyrodzie m orskiej, której w rażenia


odtw arza w w ierszach, najpiękniejszych w całej jej tw ó r­
czości, w swoim rodzaju arydziełkach poezji polskiej. Są
to: Oddech m orza, oryginalnie pom yślana i w pow ojem
nem pokoleniu poetów polskich naśladow ana (przez Mie­
czysława L,isiewicza) Ośmiornica, wreszcie potężna w tre ­
ści i w yrazie Lilanja fal, bardzo już odległemi echam i
przypom inającą m odlitw ę genezyjską Słowackiego.
Chustom ofiarnym dorów nyw a i poniekąd je prze­
wyższa ostatni zbiór O strow skiej: Tartak słoneczny (1928),
od poprzedzającego go Pierścienia życia oddzielony dziesię­
cioletnią przerw ą, w czasie której autorka w d a w a ła w y­
łącznie utw ory dla dzieci, od K siążeczki dla H alasí
z r. 1906 m ając i na tem polu piękne zasługi, pom no­
żone później dw om a zwłaszcza opow iadaniam i, przezna-
czonemi dla „dzieci od lat dziesięciu do stu“ : B ohater­
skim Misiem (1919) i Książką Jutra czyli Tajem nicą Ge-
njusza D rukarni (1922), przedstaw iającem i stylem p ro ­
stym, lecz bardzo sugestywnym, pięknym i w nikliw ym
przygody w ojenne i bodaj głębiej ujęte przeżycia pracy
pokojowej.
W T artaku słonecznym , oprócz poem atu tytułowego
i w ierszy różnych, znajduje się w spom niane już Koło
kredy święconej. Oba te poem aty świadczą o niezmiernej!
prężności duchowej poetki, o spotęgow aniu jej woli tw ó r­
czej, z św iadom ą siebie siłą stającej do w spółzaw odnictw a
z m iodem pokoleniem poetów. W pierw szym z nich, tech­
n ik ą oryginalnego pom ysłu wiążącym się poniekąd
z Książką Jutra, stosunek poetki do przyrody w yraził się
z wzmożonem w ielokrotnie natężeniem ekspresji słow­
nej, zapom ocą obrazow ania o wręcz dram atycznej dyna­
mice, w bogatej zm ienności układu rytm icznego, którego
pozorna swoboda jest ściśle w yznaczona i określona m u ­
zyczną kom pozycją wątków. W niezwykle zgęszczonych
skrótach mieści się tu głębokie w ejrzenie w tajem nicę
człowieka i jego stosunku do świata. Ośrodek poem atu
i jego trzon myślowy stanow i m otyw krzyża, symbol
ofiary, w którego dwóch przecinających się linjach: ,,pio­
nie strzelającym wzwyż“ i „poziomie rozpostartym nad
— 61 —

św iatem “ objaw iła się poetce praw da „dokonań odwiecz­


n y ch “.
W Kole kredy święconej niemal okolicznościowy
subjektywizm treści, w której autorka polemizuje z po­
etam i Skam andra, w ym ieniając ich z im ienia lub nazwiska,
w yw ołuje odrębny lecz kipiący bezpośredniością życia,
dojm ująco niesamowity i głęboko w strząsający nastrój
w yrażonej w poemacie myśli filozoficznej. Gdy w Pier­
ścieniu życia pisała poetka:
O, słodkie piękno stare,
Ja k ciężko cię pogrzebać!
Jak lubi duch k olebać
Przeżytych fo rm ofiarę!

— (w czem, w trącając nawiasem, znowu słychać echo


Słowackiego), teraz, zw racając się do tych, co są „obcy jej
a niekiedy bliscy“, — w ypowiada się w form ie naw skróś
nowej, doprow adzonej do ostatecznych granic ekspresjo-
nizmu, nerw ow o postrzępionej, w spółdrgającej z odkry­
wali em i ranam i życia krwawiącego w walce ze złudą.
Poem at ten, w wulkanicznej wybuchowości w yrażający
chwilę rozpaczliwego szam otania się z rzeczywistością,
niby błyskaw icam i rozświetlający beznadziejność i bez­
celowość istnienia, w strząsa najtajniejszem i pokładam i
duszy ludzkiej, rozpraw ia się z zakłamaniem wątpliwych
ideałów życiowych, odkryw a tajemnice „nieprzekraczalne,
nieodw ołalne, niezawodne, jak śm ierć“, zdobywając je­
dyny punkt oparcia we własnem sercu, bo
W n as sam ych tylko, w nas sam ych n a dnie
Może zbudzić się iskra, co w szechśw iat ozłoci
W ojną dobroci...

W powojennej poezji polskiej Kolo kredy święconej


należy do najboleśniej odczutych i najm ocniej w yrażo­
nych objawów prometeizmu.
Twórczość Ostrowskiej (pom nożoną w w ydaniu zbio-
row em P ism poe/ycMc/p ukazuj ącem się od r. 1932, utw o­
ra m i z czasopism i rękopisów ) zam ykają dwa w spom niane
już, w ydane po śm ierci autorki, tomiki prozy: W starem
lustrze i Rozm yślania. Są to w formie nowelistycznej
— .62 —

w spom nienia z „kraju lat dziecinnych“'o ra z m yśli i uwagi.


W doskonałej sw oją piękną prostotą, aid i pełnej poetyc­
kiego polotu, prozie poetka odsłania podłoże uczuciowe
i drogi myślowe swych doznań i przeżyć, świetnie d o ­
pełniając ten obraz swego oblicza duchowego, jaki
w utw orach w ierszem jest poniekąd u k ry ty pod sym ­
boliką poetyckiego obrazowania. P ro za Ostrowskiej zna­
komicie potw ierdza tę bezpośredniość i szczerość liryzm u,
przez co jej poezja tak głęboko w zrusza i tak sugestyw ­
nie przem aw ia.
Ostatnie dwa zbiorki prozy Ostrowskiej w porów ­
naniu z p rozą Jesiennych Liści z r. 1904 najlepiej przy-
tem uzm ysław iają tę rozległość drogi artystycznego dosko­
nalenia, ja k ą poetka przebyła w swej twórczości. P orów ­
nanie to pom aga nadto jakby naocznie stw ierdzić wielki
rozdział, jaki różni dw a odrębne style literackie: neoro-
m antyczny styl Młodej Polski i neoreali sty czny s tyl
obecny. Dowolnie w yrw ane przykłady, które m ożnaby
tu przytoczyć, nie oddadzą w rażenia, jakie się odbiera,
czytając te tom iki w całości i w bezpośredniem n astęp ­
stwie. Należy sobie uświadomić, że różnice stylu w yni­
k ają w danym w ypadku nietyle z w ydoskonalenia się
autorki w kierunku większej prostoty artyzm u, ile w łaśnie
z odmiennej atm osfery dwóch epok. Możność stw ierdzenia
tego na pokrew nych utw orach tego samego p ió ra jest tem-
bardziej w ym ow na i pouczająca.
Inny objaw przełam yw ania się now ych prąd ó w
przedstaw ia poezja MARYLI CZERKAWSKIEJ (* 1885).
Pierwszy jej zbiór z roku 1908 jest nastrojow ym o b ra­
zem tęsknoty dziewczęcej, w yrażającej się w typow ych
dla tego czasu rekw izytach symbolicznego liryzm u. W Po­
ezjach 191Л—Í915 w ybucha szczerem uczuciem poetycki
zachwyt osobą K om endanta Piłsudskiego. W Zielonym
cieniu (1928), m im o niew ątpliw e piękno niektórych frag­
mentów, program ow y klasycyzm w opisie drzew rozm a­
itych, ale w znacznej części sprow adzonych do jednego
„bezimiennego“ typu, oglądanego pod kątem rzewnego
uczucia, wyrażonego jednak w sposób m ało plastyczny
i niekiedy aż bezbarw ny, nuży bezpłodnością artystycz­
nego wysiłku, aczkolwiek zdajem y sobie sprawę, że był
—e s ­
to w ysiłek rzetelny i poważny. Dopiero w Sieciach na
wietrze (1932) dojrzew a pełnia indywidualnego artyzmu,
który osiągnąwszy tę prostotę, do której się dochodzi nie­
raz z wielkim trudem , znalazł właściwy swój teren zw ła­
szcza w głęboko ujętych realistycznych obserwacjach psy­
chiki dziecięcej, odtworzonej z doskonałym um iarem li-
ryczno-epickiej ekspresji. O niezwykle czułem i wiele od
siebie wymagającem sumieniu artystycznem poetki świad­
czą kolejne etapy jej drogi twórczej, znaczone na prze­
strzeni 25-ciu lat ledwo czteremi tomikami, z których
każdy był coraz w ydatniejszym wysiłkiem i przynosił co­
raz konkretniejsze zdobycze.
33.
Z tego pokolenia Młodej Polski, które w ystępuje
u progu w ieku XX-go, BOLESŁAW LEŚMIAN .(* 1878) n a ­
leży do najw ybitniejszych i najsam odzielniejszych talen­
tów lirycznych. W pierw szych jego utw orach dolatują w y­
raźniejsze echa w pływów Słowackiego i T etm ajera, ale
któż im wtedy nie ulegał. Leśm ian rychło się z nich w y­
zwala i zajm uje stanowisko niezależne, obok Staffa wy­
suwa się n a czoło rów ieśnych m u liryków , w yprzedza zaś
ich niezw ykłą n a owe czasy konkretyzacją poetyckiego
w idzenia i obrazowania. Bo w przeciw ieństw ie do inte-
lektuałizm u Staffa tw órczość Leśm iana jest naw skróś sen-
sualistyczna. Jego w izja artystyczna, choć zbudow ana n a ­
der kunsztownie, w yrasta z wyczulonej w rażliw ości zm y­
słów, w ypow iadających się jak gdyby bezpośrednio, za-
pom ocą w łasnej sym boliki słowa, tw orzącej odrębne m it\',
organizującej swój świat poza udziałem obarczonej dzie-
dzictwem zautom atyzow anych szablonów m yślowych
świadomości. Lub raczej świadomość m a tu rolę organu
podrzędnego, pomocniczego, podporządkow anego pracy
zmysłów, odzyskujących swe naturaln e praw a.
Chciałbym —: m ów i poeta —
Żyć n aoślep, nie w iedząc, że to zw ie się życiem , —
I p ew nej n o cy przez sen zaśm iać się w tw a rz n ie b u
I nie zn a ją c p o k u ty , m odlitw , n i pogrzebu,
Ja k ow oc, co się p aszczy żarłocznej spodziew a,
Z łoskotem i łom otem w m ro k śm ierci sp aść z d rzew a !

Lecz chwile refleksji osobistej są w poezji Leśm iana


nader rzadkie. Jego liryka jest najdoskonalej bezosobista.
W twórczości Leśm iana stany liryczne objekty w izują się
w epikę, albo rzecby lepiej, pow staje nowy rodzaj poe­
tycki, w którym świat w rażeń i doznań, odbieranych przez
człowieka od przyrody, ho Leśm ian jest niem al w yłącznie
- 65 —

poetą przyrody, — organizuje się samoistnie. Niem a tu


ani panteizm u, ani antropom orfizacji. Poeta staje się jakby
opętany demonicznym żywiołem przyrody, konkretyzują­
cym się w jego twórczości z nieznanym przedtem realiz­
mem. Stąd przyroda u Leśm iana objaw ia się, jakby nanowo
odkryta. Motyw przyrody, oddaw na i na różne sposoby
odtw arzany w poezji, znalazł w Leśmianie swego gen-
jusza, czyli m edjum, przez które w yraził w łasny o sobie
mit. Jednym z najdoskonalszych uosobień tego m itu jest
poem at o Łące, w ktorým zarazem indywidualność arty­
styczna poety osiąga najpełniejszy swój tryum f, n a jb ar­
dziej poryw ającą i zniew alającą ekspresję.
A ni zm o ra z jeziora, ani sen skrzydlaty,
Lecz Ł ąk a naw iedziła w nętrze m ojej chaty!
T rw a ła ze m ną n a tej ławie,
R ozm aw iając głośno praw ie, —
N a śc ian ach m oich — rosa, n a podłodze kw iaty...

N ie grążyłem ja w niebie n i steru, ni w iosła,


Lecz m nie ra d o ść sw ym p rąd em zm iotła i uniosła.
W ieczność ku nam znikąd zbiegła,
U stóp naszych, w arcząc, legła,
A p ie rś m o ja tej nocy ch a b ram i porosła.

I było już w iadom o, że p u łap sosnow y


W onnym deszczem , ja k obłok, pokro p i n am głowy,
Bo nie snem się. sny płom ienią,
Jeno deszczem i zielenią, —
D uch m i zb łąk a ł się w ciele, ja k w pośród dąbrow y.

P rzeto Bóg, c o ’ m nie stw orzył, zbladł podziw em zdjęty,


Żem uszedł jego dłoniom w tych pokus odm ęty!
W k ształt m ię ludzki rozżałobnił,
A ja m znów się upodobnił
K w iatom i w szelkim traw o m i źdźbłom gorzkiej mięty.

Kiedyindziej zapytuje poeta:


Czyż nie jestem — o, bracia, nieufni do zgonu, —
O pojem z n ad lazu ró w i sam — lazurow y?

W jednym zaś z erotyków, które u Leśm iana są rów ­


nież nasycone biologizmęm i przez to w yróżniają się od­
ręb n ą barw ą uczuciową i rzadką sugestywnością świe­
żego obrazowania, — poeta wyznaje:
C hce m i się w śnieżność księżyca w biec sanną...
Obraz w spółczesnej literatury polskiej. T. II.
- 66 —

Używana przez Leśm iana już w w ierszach przedw o­


jennych m etafora, rodzajem swoim pokrew na rosyjskiej
szkole poetyckiej „im ażystów “, rozpow szechni się dopiero
w dobie pow ojennej. Co zaś ciekawsze, że w rozm aity
sposób poezja Leśm iana w płynie rów norzędnie na T u ­
w im a i innych poetów Skanm ndra, n a Zegadłowicza i jego
satelitów, naw et n a zryw ających z trad y cją aw angardzi­
stów. Rzekomo nowy program poezji integralnej był już
w znacznej części realizow any przez Leśm iana. Wogółe
Leśmian, po Staffie, najw ybitniej z poprzedników polskich
zaważył n a rozw oju naszej poezji współczesnej, do której
nadto now em i swemi utw oram i, narazie ogłaszanemi tylko
w czasopismach, zwłaszcza w K ulturze i Gazecie Polskiej,
wciąż świeże w prow adza zdobycze, odznaczając się zawsze
skoncentrow anym artyzmem , w którym treść i form a
zespalają się w w yjątkow o jednolitą i nierozerw alną
całość.
Niemal każdy utw ór Leśm iana jest w pełni dojrzałym
skończonym i niepow tarzalnym . Stąd ilościow a szczupłość
jego twórczości. Leśm ian w ystąpił już w ro k u 1897 w Ży­
ciu krakow skiem , a dał się poznać głównie z łam ów Chi­
m ery. W ydał zaś osobno tylko dw a zbiory (właściwie w y­
bory) poezyj: Sad rozstajny w r. 1912 i Ł ąkę w r. 1920.
Ale ten pozornie szczupły plon m a ciężar gatunkow y b a r­
dzo wysoki.
P rzekładać poezję n a prozę byłoby to ją ubożyć.
Zwłaszcza poezję Leśm iana, tak ogrom nie wynalazczą
i nasyconą w swem obrazowaniu. Dowodem szkic O stapa
O rtw ina o Łące, choć ujęty bardzo pięknie i wnikliwie,
ale jakże pozbaw iony tej nieuchw ytnej atm osfery liryzm u,
doprowadzonego do najwyższego napięcia emocjonalnego,
a co przedewszystkiem stanowi o niezrów nanym w swej
zmysłowo wyczuwalnej mięsistości, o naw skróś realistycz­
nym . a jednak tajemniczo uduchow ionym , o indyw idual­
nym klimacie poezji Leśmiana.

D usza tw o ja śm ie m arzyć, że w gw iezdne zam iecie


W dum ana, będzie trw a ła raz jeszcze i jeszcze, —
Lecz ciało ? K tóż p om yśli o n iem w e w szechśw iecie,
P ró cz m nie, co ta k w nie w ierzę i k o ch a m i pieszczę?
— 67 —

Tw orzy więc poeta swoje m ity uczuciowe, w któ­


ry cli jednakow o mieszczą się wielorakie zjaw iska przy­
rody, nie w yłączając pom ijanych dawniej drobnoustro­
jów. Leśm ian jest przedewszystkiem poetą przyrody i wsi.
Ale np. w Zalotach (N ędzarz bez nóg...) albo w Szew ­
czyku daje niemniej sugestywne próby poezji urbanistycz­
nej, o tem atyce naw et proletariackiej. Motyw ten jednak
już wcześniej i na szerszą skalę w prow adza Staff, który
zresztą i jako poeta przyrody bynajm niej nie ustępuje Le­
śmianowi. W spom niano przedtem o różnicy postawy tw ór­
czej obu poetów, co wyjaśnia, dlaczego Leśmian nie osiąga
nigdy tego klasycznego spokoju opanowanego artyzmu,
którego Staff byw a takim mistrzem.
Liryzm Leśmiana, mimo jego bezosobiste pozory
i w brew jego realistycznej tematyce, m a podkład w ybit­
nie rom antyczny. Jest w nim rom antyczna żywiołowość,
w której naw et świadomość objaw ia się jako uczucie.
Z rom antyzm em , poza innem i także czynnikami, łączy Le­
śm iana i upodobanie w balladzie, który to rodzaj literacki,
inaczej w ystępujący równolegle w poezji Leszczyńskiego,
podejm uje on znowu i znakomicie odświeża. Tu jest wzór
Zegadłowicza, który naw et w najnowszych swych po­
ezjach o „niem otw orzu“ zdąża wprawdzie samodzielnie,
ale śladami, znacznie wcześniej wytkniętemi przez Le­
śmiana. Dla Leśm iana zaś najważniejszym w poezji pol­
skiej poprzednikiem był chyba Lenartowicz. W skazując
te pokrew ieństw a, zaznaczyć wszakże trzeba, że są one
bardzo odlegle, choćby dlatego, że Leśmian, ogromnie w ra­
żliwy na doskonałość artystyczną form y poetyckiej, roz­
w ija ją z ogrom ną w irtuozerją, poddaną zawsze więzom
strofy, w iersza i rym u. Mimo swą kunsztowność, poezja
Leśm iana posiada jednak swobodę, czyli giętkość i pręż­
ność ekspresji, która jest niezbędnym w arunkiem rze­
telnego artyzmu.
W przedm owie do swego przekładu Opowieści nad­
zw yczajnych E dgara Allana Poe (1913), a w ybór ten jest
nieobojętną wskazówką do charakterystyki w yobraźni
twórczej tłumacza, pisze Leśmian: „śnić — i widzieć sen
własiry i ująć go w b e z w z g l ę d n e karby b e z w z g l ę d ­
n e g o artyzm u i wywalczyć mu cudaczne praw o bytu
5*
— 68 —

w dookolnych obszarach — oto czyn jedyny, n a który zdo­


być się w inien poeta“. Twórczość L eśm iana jest zwycię­
ską realizacją takiego czynu.
Pokrew ną Leśm ianow i organizację poetycką m ają li­
ryki STANISŁAWA MATKOWSKIEGO (* 1880), au to ra
kilku sztuk teatralnych, w ystaw ionych n a scenie lwow­
skiej, oraz poezyj, rozrzuconych po różnych czasopism ach
od ro k u 1905. Odrazu zw racały one uwagę odrębnością
i świeżością tonu, zwłaszcza w balladzie ludowej osiąg­
n ął poeta bardzo w y s o k i stopień artyzm u, a jego stosu­
nek do zdarzeń codziennych, dla których znajduje eks­
presję pełną sugestywnej prostoty, m iał rów nież ch arak ter
prekursorski. Ocenić należycie talent Maykowskiego bę­
dzie m ożna lepiej, gdy ukaże się oddaw na zapow iadane
w ydanie zbiorow e Ballad o niebie. Ze znanych m i z druku
w czasopism ach utw orów poety najsilniej utrw aliły się
w pamięci: Żebracy, Stary dom (w Lam usie, 1912), P a­
stuszek i Matka Boska (w Ponowie, 1921), W óz (w Ska-
m andrze, 1921), R yby, Ofelja (w Tygodniku Illustrow a-
nyin, 1923), oraz proza: Krucjata dziecięca (w P am iętniku
W arszaw skim , 1930). Osobno w ydana Pieśń o w ydrze
(1931), z niepow szednim wdziękiem swobody w um iar-
kow änie archaizow anym języku z P am iętników Im ć P an a
P aska w ysnuta opowieść wierszem, w której trafn e wczu­
cie się w epokę i swojszczyznę nabrało szczególnego, na-
pół m elancholijnego uroku, jest narazie jed y n ą k s i ą ż k ą
autora.
W bardzo znam iennej autobiografji literackiej (druk.
w Lw ow skich W iadomościach M uzycznych i Literackich,
1933, nr. 70) w yznaje o sobie Maykowski: „Ze załganą
do gruntu poezją t. zw. Młodej Polski nie łączyło m nie nic
oprócz tego chyba, że kolegowałem n a uniw ersytecie k ra ­
kowskim z większością ówczesnych poetów “. „Pisałem
inaczej, niż w skazyw ała wtedy moda, przygotow ując p o ­
dobno drogę poetom dzisiejszym“. „M ontow aniu poezji
po roku 1918 przyglądałem się zdaleka“. „D rukow any
w Skam andrze i Ponowie, nie zbliżyłem się napraw dę do
żadnego z tych ugrupow ań poetyckich“. „N udzi m nie antyk
a czaruje średniowiecze. Nie znoszę lite ra tu r południo­
wych praw ie tak, jak południowego klim atu. Dobrze m i
- 69 —

zato z pisarzam i skandynawskimi. Lubię Banga, kochałem


się niegdyś w H amsunie, a równie drogi jest mi zawsze...
A ndersen“. Z literatury polskiej „osobliwie ciągnie mnie
wiek Potockiego i Paska, których językiem m ógłbym pi­
sać swobodnie, jak współczesnym. Mam w stręt do ro m an ­
tyzm u i jego spóźnionej recydywy, tej, na któ rą patrzyłem
w m łodych latach. Z podległych tej nagminnej chorobie
w yjm uję Zawistowską, nie przewyższoną dotychczas
w szczerości poetessę. Od niej się wywodzi ród wielkich
bryczek polskich, które powoli w ypierają z piśm iennictwa
sfatygowanego, coraz mniej mającego do powiedzenia męż­
czyznę. Bo pisać poezje, co dziś robi wielu, to nie znaczy
jeszcze być poetą. Jest nim bezw ątpienia Leśmian, może
dlatego, że użył um iejętnie poraz pierwszy fałszowanej
niegdyś przez rom antyków ludowości. Bo wierzę w jedną
uzdraw iającą poetów księgę, w której sam siedzę po uszy
i z której nie wyjdę, chyba z wierszami, o jakich m arzę:
w L u d O skara K olberga“. Ta autocharakterystyka, w raz ze
sw oją krańcow ą niezależnością poglądów, dobrze m aluje
poetę, o niepospolitym i bardzo samodzielnym talencie,
ale którego wyłączność w kierunku prym ityw u, tw orzo­
nego zresztą z w ielką intuicją, zwęziła jednak widno­
kręgi jego poezji.
34.
W yrnownem świadectwem przem ian duchow ych p o ­
kolenia i epoki b yła tw órczość ZDZISŁAWA DĘBIC­
KIEGO (1871—1931). Poeta to (oddzielne zbiory poezyj
od r. 1898, W ybór poezyj, 1913, wyd. zbiorowe: Poezje
(1898—1923), 1924) n ajpierw stłum ionych nastrojów , dy­
skretnego lecz szczerego i głębokiego sm utku. Nowego
tonu nie w niósł, zdążał utartym szlakiem poprzedników
lub współczesnych, początkow o ulegał zwłaszcza w pły­
wom T etm ajera, poniekąd K onopnickiej i Kasprowicza.
W łaściwa poezjom Dębickiego n u ta m elancholijnej r e ­
zygnacji, bardzo rzew na i miękka, utrzym ała się w zasa­
dzie do ostatnich jego utw orów , ale w łaśnie w ystępujące
w niej odchylenia są bardzo znam ienne. Poeta żywo i bez­
pośrednio odczutego krajobrazu mazowieckiego, wyanielo-
nych uczuć m iłosnych i zamglonego egotyzmu przechodzi
stopniowo, co potęgowało się w raz z pracam i publicy-
stycznemi, do m otyw ów ogólnych, społecznych, odznacza­
jąc się szlachetnym hum anitaryzm em , którym nacecho-
w ane są rów nież jego poezje patrjotyczne (T a, co nie zgi­
nęła, 1915, zbiór w ydany w spólnie z Edw ardem Słoń­
skim). F o rm a Dębickiego, zarówno w poezji jak w prozie,
w yróżniała się zawsze czystością, jasnością i nieskazi­
telnością. N iem a w niej dążenia do now ych zdobyczy,
jest nieustanne staranie o popraw ność stylu i języka.
Na odrębną uwagę zasługuje publicystyka Dębic­
kiego, gdzie rów nież i może najlepiej w yraził się poeta,
jakim nigdy być nie przestał. Nie był szerm ierzem buntu
ani rzecznikiem nowinek. N aodw rót, skłaniał się raczej
кіг poglądom zachowawczym, i nieraz, zwłaszcza w ostat­
nich czasach przełom ow ych, trudno m u przyszło wczu-
w ać się w nazbyt skrajne przem iany myślowa: i obycza-
jowe; mimo to, starał się te obce a naw et nienaw istne
ř . . . " . .

— 71 —

sobic zjaw iska rozpatryw ać z najdalej posuniętą toleran­


cją. N aj w ybitniej szem tego świadectwem pozostaną — być
może — dwie serje Portretów współczesnych pisarzy pol­
skich (1927 i 1928) i R ozm ow y o literaturze (1927).
Pisząc dla szerszych kół inteligencji polskiej swe sylwetki
literackie (wygłaszane najpierw z rozgłośni R adja Pol­
skiego w W arszawie), z jednakow ą przychylnością i z rów-
nem staraniem o objektywizm sądu oceniał twórczość
pisarzy, bez względu n a w łasny do nich stosunek. Świet­
nym przykładem choćby p o rtret literacki Struga. Podo­
bnie, gdy jak w w ypadku Micińskiego, nie znajdow ał
w sobie pełnego w spółbrzm ienia z dziełami omawianego
pisarza, poszukiw ał jednak drogi do ich zrozum ienia, i je ­
żeli nie udaw ało m u się to całkowicie, w pewnej choć
części odtw arzał właściwe oblicze rozpatryw anego zja-
wiska, rzeczy zaś sobie niejasne usuw ał w cień i pilnie
przestrzegał, aby nigdy nie m askow ać nieprzetraw ionych
nieporozum ień zapom ocą łatwizny frazeologicznego za­
gmatwania. Czytelnik m iał m u praw o wierzyć i nie za­
wiódł się nigdy na jego pisarskiej i krytycznej uczciwości.
Jeżeli zaś niektórym jego ocenom zarzucić wolno brak
pogłębienia albo pew ną skłonność do upraszczania, nie
zboczył Dębicki ani razu na manowce blagi, pokryw anej
aż nazbyt często błyskotliwym szychem zarozum iałej pew­
ności siebie. Majlepiej i najw szechstronniej rozum iał
epokę swojej m łodości, czego pięknym dokum entem są
też dwa tom y w spom nień autobiograficznych (Grzechy
m łodości, 1929, Isk ry w popiołach, 1931). Pokrew ny cha­
ra k te r m a i powieść: Sam na sam (1930), w form ie p a­
m iętnika prow incjonalnego lekarza z końca ubiegłego
wieku przedstaw iony obraz życia w zapadłem miasteczku
' dawnej Kongresówki i na tern tle rozwój duchowy czło­
wieka, przezwyciężającego metafizyczny pesymizm.
Niemniej żywo, niż zagadnienia literackie, zajmowały
Dębickiego spraw y społeczno-kulturalne, nad którem i za­
stanaw iał się w licznych artykułach wstępnych Tygod­
nika Ilustrowanego (był redaktorem tego pisma w la­
tach 1912— 1929) i w osobno w ydawanych dziełkach
(K siążka i człowiek, 1917, Miasteczko, 1917, K ryzys inte­
ligencji polskiej, 1918, Za Atlantykiem , 1921, Podstawy
— 72 —

ku ltu ry narodow ej, 1922, N arodziny ideału, 1923), o któ­


rych nie należy zapom inać ale choćby w um iejętnie doko­
nanym w yborze w łączyć je do kanonu książek, zasługu­
jących n a najszersze rozpowszechnienie. W tych pism ach
Dębickiego m otyw em przew odnim jest rzetelna troska
o dobro narodu, z czem łączy się niepokój o przyszłość
cywilizacji zachodnio-europejskiej. N ieraz polem izuje tu
autor z różnem i poglądam i (niem al zawsze nie w ym ienia­
jąc osób) lub zw raca uwagę społeczeństw a n a zjawiska,
w których dopatryw ał się czynników rozkładow ych. Wy­
sokiej mi ary szlachetność, jaka nigdy go nie opuszcza,
jednała m u uznanie naw et w śród przeciwników. W walce
0 ideę było to aż szkodliwe, bo zniewoleni postaw ą p i­
sarza i człowieka, pow strzym yw ali się od toczenia z nim
bojów. Dębicki zaś był niestrudzonym i nieugiętym szer­
m ierzem walki nietylko o ideę, ale w prost o potrzebę idei.,
Czem w publicystyce Dębicki, a w powieści Rodzie­
wiczówna, tern w poezji swego czasu OR-OT (właściwie
A rtur Oppman, 1867—1931, oddzielne zbior3r poezyj od
ro k u 1889, w ydania zbiorowego ukazały się tom y I: Stare
m iasto, 1926 (I wyd. w roku 1893) i III: Pieśni o sławie,
1927 (I wyd. 1917); po śm ierci autora: Pieśń o R yn ku
1 Zaułkach, 1932, now y cykl o Starem Mieście). Należy
on do tych niew ielu poetów, których utwory' p o p u lar­
nością swoją rów nać się mogą chyba z bezim ienną pieśnią
ludową, skąd zresztą czerpał m otyw y swego artyzm u, do­
skonaląc znakom icie w zory rytm iczne poezji m ieszczań­
skiej i dziadowskiej. B rak m u było szerszego oddechu,
w idnokręgi m yślowe m iał raczej wąskie, ograniczone ra ­
m am i uczuć dostępnych człowiekowi bardzo przecięt­
nemu. Ale te m yśli i uczucia w swoim zakresie tak (Spo­
tęgow ał i w yidealizow ał, że w ydobył z nich tchnienie rze­
telnej poezji, artystycznie corąz się wyżej wznosząc, czego
najpiękńiejszem świadectwem jego ostatni cykl ze Sta­
rej W arszawy.
W tw órczości swej Or-Ot był przedewszystkiem i nie­
m al zawsze rew elatorem przeszłości. N aw et teraźniejszość
i przyszłość w idział w barw ach daw nych tradycyj p a trio ­
tycznych" i w spom nień rodzinnych, ale w barw ach nie
w yblakłych, bo w w yobraźni poety żyw ych, w duszy jego
— 73 —

jakby nadal i rzeczywiście istniejących. To zapatrzenie


w przeszłość, wżycie się w czasy minione, stało się n a ­
tu rą czy klim atem poezji Or-Ota, który nawet, mniej:
liczne, osobiste w yznania liryczne obierał za tem at lite­
racki dopiero wtedy, gdy już całkowicie przestały być
rzeczywistością. Żył więc pogonią za czasem minionym,
za czasem utraconym , ale nie dlatego, aby gubić się w roz-
pam iętyw aniach i udrękach, naodw rót z przeszłości wy­
dobyw ał jej żywotność, w skrzeszał jej piękno, wlewał,
w dusze polskie, gnębione jarzm em niewoli, h a rt i po­
cieszenie. Nie mogło się, oczywista, obyć bez tonów
rzew nej tęsknoty i łagodnej m elancholji, m usiały one
drgać n a lu tni poety, którego pięknie nazwano grajkiem
zabłąkanym w śród współczesnego gwaru.
Treścią poezji Or-Ota jest przeszłość narodow a, ści­
ślej, przeszłość jego rodzinnego miasta. Oryginalnością
Or-Ota bowiem, że był on poetą mieszczańskim, że
w utw orach swych zmitologizował tradycje, w jakich
sam w yrósł, opisał otoczenie, które m iał stale n a swoich
oczach. N auczył ludność stolicy kochać i oceniać piękno
Starego Miasta, jego dawne m ury i zaułki, jego swoiste,
dziś należące do zamierzchłej przeszłości, a pełne ujm u­
jącego wdzięku dusze mieszczańskie z pokrojü tego, co
szewc Kiliński. Mieszczańska poezja Or-Ota pław i się we
w spom nieniach dawnej sławy, butności starych w iaru­
sów napoleońskich, w ukochaniu wolności i czci dla
tych, co za w olność krew przelewali. Ze swego okna
starom iejskiego — pięknie powiedziała K onopnicka —
patrzył Or-Ot n a całą Polskę.
W patrzony w przeszłość, obrazy jej snuł poeta nie
z ksiąg lub tylko w yobraźni, lecz z żywej wtedy jeszcze
trad y cji i z rzeczywistości, którą um iał znaleźć, dojrzeć
i wcielić w kształty poezji. Jako poeta starej W arszawy,
m iał O r-O t poprzednika i starszego współzawodnika
w W iktorze Gomulickim. U tego ostatniego skala wyo­
braźni była bezw ątpienia rozleglejsza, pojem ność duchowa
głębsza, artyzm doskonalszy. Or-Ot wszakże, gdy mową
o poezji starom iejskiej, bezpośredniej w nikał w tło, wy-
łączniej był z niem zżyty, w ątki swe czerpał mniej z za­
dum y i refleksyj, ile z rzeczywistego życia m urów i ich
— 74 —

ludzi. Dlatego nie Gomulicki, lecz w łaśnie Or-Ot stal >się


prawdziwym i popularnym poetą W arszawy. Poezją
swoją, lekką, jasn ą i przejrzystą, o w ierszu łatw ym i m e­
lodyjnie dźwięcznym, trafiał nie przez m yśl do uczucia,
lecz jakby prosto do serc.
Do najcelniejszych w twórczości Or-Ota należą po-^
ezje liryczno-epickie, osnute na życiu ludzi z suteren
i facjatek Starego Miasta. Maciek Flisak, cechm istrz Mel-
chjor H alabarda, szewc Onufer, konsyljarz B arn ab a W a­
lenty, skrybent Roch D enar, dzw onnik K acper Dławi-
duda, kanonik K ropidło, rotm istrz Jacek Cholewa i wielu
innych nie typy to zautom atyzow ane, lecz ludzie żywi,
rzeczywiści, praw dziw i, choć w wizji poetyckiej upięk­
szeni i wyidealizowani. Podobnie w dłuższych poem aci­
kach z dawniejszej przeszłości, jak H istoria wielce ża­
łosna o M alchrze Gąsce, rajcy w arszaw skim , o p ięknej
Zofce i Piórkosie z Francje} (1903, nowe wyd. 1922),
Im ćpanów B arw inków , kupców krakow skich, peregryna­
cja do Ziem ie św iętej (1922), czy Pieśń o grabi z Tęczy na
i o pięknej plainerzance, — świetnie zastosow ana do
epoki historycznej stylizacja nie zatrąca czysto ludzkich
cech postaci, odtw orzonych z plastyką poetyckiego opisu,
w której nikną granice między rzeczyw istością a m a­
rzeniem.
Ów swoistego rodzaju realizm rozstrzygnął nietylko
o popularności Or-Ota, ale i o odrębności jego postaw y
twórczej. Postaw a to rzadkiej jednolitości, o p arta o nie­
w zruszone zasady m oralne, pionem sięgająca szczytnjmh
ideałów młodości, którym myśl i uczucie poety do końca
pozostały wierne. A w zięta po przodkach „ostatnia kro p la
niemieckiej krw i“ nakazyw ała mu tern ofiarniej służyć
polskiej ojczyźnie, tem szczerzej ją miłować i tern silniej
ukochanie swoje głosić. W niepodległej Polsce stał się
też Or-Ot bardem okolicznościowym różnych zdarzeń,
obchodów i rocznic narodow ych (wiersze zebrane w to ­
mie: H ym n wolności, 1925). — Pociągnął za sobą i n a ­
śladowców, z nich najzdolniejszy a niekiedy zdobyw ający
się na akcenty szczerej poezji: ANTONI BOGUSŁAWSKI
(* 1889, H onor i Ojczyzna, 1927, i inne zbiory poezyj),
— 75 —

m ierzący wyżej ambicjami, ale grzeszący frazeologiczną


przesadą i retorycznym patosem : LUCJAN ANDRÉ (* 1899,
S zlakiem N iepodległych 7918— 1928, 1929, nowe wyd.
1933, nadto inne zbiory), — mogą być wymienieni, jako
epigoni tradycyjnej poezji patrjotycznej, której Or-Ot był
ostatnim autentycznym przedstawicielem, aczkolwiek ro ­
dzaj ten podejm ie znowu i — nie bez pewnego powo­
dzenia — spróbuje odświeżyć Kazim iera lilakow iczów na
w Balladach bohaterskich (1934).
Czasu w ojny wyjątkowo szczęśliwe tej poezji chwile
m iał EDWARD SŁOŃSKI (1872—1926), którego pieśni
patrjotyczno-żołnierskie (Ta, co nie zginęła, 1915, Idzie
żołnierz borem, lasem, 1916, Już ją widzieli idącą, 1917)
zyskały w ielką popularność, przesłaniając w pamięci ogółu
poprzednią twórczość poety, który zanim stał się n a j­
lepiej znanym i, obok Józefa Mączki, najrzetelniej uzdol­
nionym bardem legjonowym, już w roku 1905-tym wydo-
byw ał sugestywne i nieraz mocne tony wierszam i rewolu-
cyjno-więziennemi, a znacznie wcześniej dał się poznać
jako liryk (liczne zbiory od roku 1898, m. in.: leszczem
wciąż pelen wiosny, 1909, W ybór poezyj, 1911, N iezżęty
kłos, 1913, Serce poety, 1930). Wyszedłszy z wpływów
K onopnickiej i Słowackiego, odznaczając się odrazu du-
żem poczuciem dźwięczności rytmicznej wiersza, był Słoń­
ski przedewszystkiem poetą serca i do serc przemawiał.
W tw órczości jego nieraz razi nadm ierna łatwość poety­
zowania, rozlewność, przerost sentymentalizmu, rzadziej
rom antyczna poza, bo był to jednak poeta napraw dę'
szczery, p a trjo ta i społecznik gorliwy, co i więzieniem
rosyjskiem i zesłaniem opłacił, człowiek bezwzględnie szla­
chetny. W poezjach Słońskiego, zapraw ionych właściwym
jego pokoleniu smutkiem, obok silnie wzruszających w y­
buchów uczucia, wcześnie występuje zrozumienie niedoli
społecznej, w którą w nika z niepowszednią subtelnością
psychologiczną. B rak m u było pogłębienia intelektual­
nego. aczkolwiek nie ustaw ał do końca w doskonaleniu
zarów no artyzm u, jak i umysłu. Pisał też prozą nowele
i powieści, z których należy wymienić: Partję (1911),
śmiało podjęte zagadnienie psychologiczno-etyczne tragicz­
— 76 —

nych losów osiem nastolatka wykolejonego przez rew o­


lucję, W więzieniu (1911), cykl opow iadań rew olucyj­
nych, oraz Drogi nieznane (1923), z subtelnym wdzię­
kiem, przypom inającym poniekąd Moje życie Czechowa
albo Stłum ione struny H am suna, przedstaw ione życie
włóczęgi-marzycieła n a tle m iasteczka kresowego, opisa­
nego z bardzo dobrym realizmem.
35.
Poetą Polską obłąkanym nazwano TADEUSZA MI-
CIÑSKIEGO (1873—1918). Określenie tylko częściowo
słuszne, bo dla Micińskiego Polska zlewała się z w łasną
jaźnią we w spólną atm osferę jakiegoś żywiołowego cha­
osu, z którego tajem niczych przepaści strzelały w ulka­
niczne w ybuchy irracjonalnej myśli i nieokiełzanej
a w bujności swej nieprześcignionej wyobraźni. T w ór­
czość Micińskiego, jednego z najgłębszych, ale i najszczer­
szych i zapew ne dlatego najtrudniejszych poetów, p o ­
ciąga w ręcz niesam owitym czarem cudowności, chociaż
i odpycha tak w niej częstą, obcą dla człowieka Za­
chodu, jakby wschodnio-bizantyńską, pełną niezrozum ia­
łych zawilców i gongorystycznych ozdób, rozpasaną per-
w ersją pomysłów. Była ona wyrazem tkwiących w duszy
poety sprzeczności, z jakim ś m aniackim uporem w yolbrzy­
m ionych w gigantyczny obraz ponádludzkich zmagań
w ew nętrznych człowieka, postawionego n a pograniczu
między Bogiem a szatanem.
W dziełach Micińskiego dojrzeć łatwo ślady Przy­
byszewskiego i Nietzschego, Słowackiego i Lutosław ­
skiego, E. A. Poe i mistyków hiszpańskich, Apokalipsy
św. Ja n a i rosyjskich „poszukiwaczy Boga“, nauk okul­
tystycznych wszelkiego pochodzenia i filozofji pesy­
m izm u; nie był on jednak mistykiem ani neomistykiem,
jak go nieraz usiłow ano uprościć, lecz raczej gnosty-
kiem, bo może i najsilniej odcisnął się na jego umyśle
w pływ gnostycyzmu. Miciński sam gdzieś mówi o Dzia­
dach niedow iarków . I on też dążył do rozumowego po­
znania absolutu, nie zadowoliłaby go Aviara zzewnątrz
objaw iona ani tem bardziej oparta na cudzym autorytecie.
— 78

Nic oo ludzkiego, co od Boga lub od szatana nie było


obojętne poecie, szukającego swej praw dy wszędzie, ale
przedewszystkiem w m rocznych głębiach w łasnej duszy.
Ale była w nim i niem niej chłonna ciekawość życia.
„Tworzyć będzie — świadczy Jan Lorentow icz — olśnie­
w ające obrazy z życia pałacu Bazylissjr Teofanu, budow ać
pocznie „tajem ną księgę T a tr“ — a jednocześnie popę­
dzi do P etersburga na otwarcie Dumy, do Zakopanego
n a „ciekaw ą“ narad ę hib n a narty, do zatopionej Me-
syny n a oglądanie piekła ludzkiego, do N eapolu n a b a­
danie życia fauny i flory m orskiej, do Sztokholm u n a
igrzyska olimpijskie, do H ellerau n a święto sztuki, do
Sofji n a przyjrzenie się zbliska walczącym o ojczyznę“.
N atu ra naw skróś zmysłowa, ale szalejąca ascetyz­
mem apostolskim i najwyższemi ekstazam i życia ducho­
wego, sław ił Miciński życie ofiarne w służbie n arodu
i społeczeństwa, niemniej jedak w ielbił okrucieństw o
w schodnich czy renesansow ych despotów. „Trzeba, —
m ów ił — żeby ktoś daw ał czasem świadectwo o W ielkiej
Praw dzie“. W rzeczywistości polskiej najw i ekszy w stręt,
najgłębiej odczuw aną odrazę, budziły w nim lenistwo du­
chowe, ospałość kwietystycznego trw an ia i b ra k tęsknoty
do wielkości. Zgłodniały rozstrzygającego znaku, ale i m oc­
nego pod nogam i gruntu, w yrzucał sam sobie „leniwe
zw ątpienia“, a Polsce, że „tkwi jeszcze w sam ym środku
bagna, gdzie la ta ją błędne ogniki“. „Trzeba — w yraził
się — silnej, żelaznej pięści, któraby sam ych Polaków
um iała utrzym ać w karbach. T a pięść m usi w znosić je d ­
nocześnie bram ę w olności i posłuszeństw a“. W gruncie
rzeczy był Miciński zam kniętym w sobie sam otnikiem
i skrajnym indyw idualistą, m yślą swoją przerzucającym
się wciąż od świętości do zbrodni i od piekielnego opę­
tan ia do pobożnej ekspiacji.
J a trw a m n ad w ieczność — i b ó l m il jo n ó w
z m oim się je d n y m nie ró w n a bólem .
J a w ódz w ięzionych śm iercią legjonów —
śm ierć im zbłękitniam gw iazdy lazulem .
P o ję ry ce rstw o h a rfy m ej gniew em
i w b u rz piekielnych strą c a m o tc h ła n ie —
až m głą się sta n ą — zim nym pow iew em —
i tylko gw iazd m y ch la z u r zostanie.
— 79 —
N a m ojej drodze bory zaklęte —
b o ry - m ro ztrzask ał.
N a m ojej drodze p otok ryczący —
w o tc h ła ń zeszedłem .
W ięził m nie w lod ach w ulkan u m arły —
w ykułem słońce.
N ad gw iazdym leciał! Lecz kw iatek łzam i
w y ry ł m i grób.
W w ierszu tym najlepiej się sam scharakteryzow ał
poeta, którego cała twórczość zresztą jest jednym wiel­
kim pam iętnikiem artysty. W yobraźnią krańcowy ro m an ­
tyk a um ysłem racjonalistyczny intelektualista, choć po­
szukujący praw dy metafizycznej na niezbadanych d ro­
gach duchowego w tajem niczenia; jeden z najsubtelniej­
szych i najśw ietniejszych liryków polskich, o którymi
powiedział Brzozowski, że „mógłby być Słowackim swego
czasu“ ; w dram acie śmiały now ator i prekursor; w p ro ­
zie, w rzadkich copraw da ustępach, niekiedy wręcz m istrz
realizm u zarów no w yostrzoną bystrością obserwacji jak
i w nikliw ością intuicji psychologicznej; szyderca bezdusz­
nej rzeczywistości i „budowniczy nadgwiezdnych m iast“ ;
inkw izytor sum ienia ludzkiego i prorok nowego Jeruza­
lem, — w ładał Miciński z rów ną łatwością stylem jasnym
i w yraźnym , jak i fantastycznie wizjonerskim, niezm ier­
nie sugestywnym, ale działającym raczej niepokojącą siłą
ekspresji uczuciowej, niż dostępnością zawiłej symboliki,
pełnej trudnych alegoryj i zwłaszcza niezwykle śmiałych
m etafor o kosmicznej rozpiętości wyobraźni, perw ersyj­
nie w yrafinow anej i aż rozpasanej w swym barokow ym
chaosie.
„A dusza jego — o Micińskhn pisał Przybyszewski —
była, jak m orze — łagodne, dobrotliwe, słodko rozesłane,
to znowu nieokiełznane, wzburzone, pieniące się oszala-
łemi bałw anam i, dyszącemi chorą pianą wścieklizny: m o­
rze biczowane, smagane, nieświadome za co cierpi, dla­
czego niszczyć i burzyć m usi!“ Również Przybyszewski
zostaw ił bardzo ciekawe zeznania o metodzie twórczej
Micińskiego: „Pisał pociemku —- nie znosił światła pod­
czas pisania — nigdy nie byłem w stanie pojąć, jak mógł
te groteskowe gzygzaki, jakie podczas pisania w zupełnej
ciemności na papier rzucał, potem odczytać — a pewno.
— 80 —

że na jawie je inaczej odczytywał: n a jaw ie czekała go


ciężka m ę k a — a najcięższa: zrozum ieć to, co w transie n a ­
pisał. — Tyle się słyszy głupich b red n i o piszących
m edjach — O rinoko głupoty: czytałem tysiące „w ypo­
cin“ mózgów tych m edjów — jedn a idjotyczniejsza od
drugiej — głupie, bezsensowne, płaskie — tego wszystkiego
w rachubę się nie bierze. — Jedynem istotnie n a w ielką
m iarę skrójonem „piszącem “ m edjum , czasam i sięgają-
cem krańców genjalności, o rozpiętości duszy tak olbrzy­
m ich rozm iarów , że się bezustannie rw ała, kurczyła,
w bolesnych konw ulsjach zwijała, był — Tadeusz Mi-
ciński. — Niczem w izjoner Swedenborg, w którego Mi-
ciński tak żarliw ie się wczytywał — wobec tych nie-
pojętych, chwilam i, całkiem niezrozum iałych, chw ilam i
może naw et śm iesznych i obłąkanych wizyj, jakie m ie­
w ał Miciński i je swojemi gzygzakami n a papierze —
wszystko jedno jakim — czasam i naw et n a tym, w jaki
m u funt cukru owinięto — bezświadom ie pętał. — Co
się wtedy przez tę biedną m ęczeńską duszę wielkiego,
ale piekielnie niezrów noważonego artysty nie przele­
wało! i losy biednej, nieszczęsnej jakiejś nauczycielki,
i tajem nice pałacu magnackiego, w którego podziem iach
odbyw ały się potw orne msze szatańskie, a n a górze
najczystsze m isterja dusz z ciał wyzwolonych: poryki,
gwizdy, rozpustą rozw ydrzone śmiechy zlewały się w dziki
hym n w raz z kajającem i się, n a kolanach czołga-
jącem i się m odlitew nem i antyfonam i najpokorniejszych
świętych: noc dzień pożerała, a ledwo świt w stał, już
schłonął w ogniste swe piekło błogosławieństw o dnia —
a jak z otwartego pieca, w którym kruszec się topi, la ła
się law a ognia n a jedną i drugą stronę, rozbryzgiw ała się
w potokach i strum ykach, a żadnego wspólnego łożyska
znaleźć nie mogła. — To było straszną i krw aw ą trage-
dją twórczej duszy Micińskiego!“
Inaczej pokrew ne objawy psychiki Micińskiego oce­
n ia Juljusz K a d e n - Вan d r o w s к i w niem niej ciekawych
w spom nieniach o poecie i człowieku: „Swoisty sobie stan
odświętnego natchnienia widział we wszystkicli, z któ­
rym i się spotykał. Pam iętam np., że w K rakow ie m iał m ó­
wić o Poniatow skim . Gdy oto nagle u m arł jakiś przyjaciel
81 —

Micińskiego w Dreźnie — p rorok gimnastyki rytm icznej.


Miciński pędzi do Drezna. N a odczyt'do K rakow a spóźnia
się o godzinę. Zatrzym uje publiczność wychodzącą już
z sali. Zaklina ją głosem uroczystym, by w róciła na m iej­
sca, stała się bowiem rzecz doniosła. Ludzie w racają,
w sali już n a pół ciemnej zaczyna poeta swą rzecz o Po­
niatow skim , gdy oto nagle ogarnia go -jasnowidzenie. Do­
konyw a się usilna p raca um ysłu i serca, których m ocą za­
cierają się różnice pomiędzy wodzem polskim a szlachet­
nym Niemcem, prorokiem gim nastyki rytmicznej. W m iarę
w ysiłku rzecz n ab iera dla Micińskiego barw coraz real­
niejszych, wszystko się gubi w jednym wielkim poryw ie
miłości, — staje przed nam i w całej krasie Miciński, tw órca
odświętny, całym zasobem niezmordowanej pracy i n a ­
tchnienia oddany nagle chwili. — Był szczery. Nie m iał
czasu n a w arzenie rzeczy w pom iernych tyglach formy.
Zagadnienie słuchaczy, publiczności, czytelników nie ist­
niało dla niego. Świerki, ludzie, góry, — wszystko jedno
kto słuchał. Była w tern nad wszelki wyraz podniosła
w iara w to, że słowo, podane czystem sercem przypadko­
wem u światu, zm arnow ać się nie może.“
Przytoczone świadectwa pozwalają w niknąć w struk­
turę. tw órczości Micińskiego lepiej, niż najw nikliw sze ana-
liz}7 dzieł poety, w znacznej części niedostępnych takiej
analizie, w skutek ich emocjonalnie irracjonalnego cha­
rakteru, graniczącego z patologicznemi zjawiskami psy-
chicznemi, aczkolwiek wciąż czynny intelekt Micińskiego
usiłow ał przedrzeć się przez tajemnicze sfery nieznanego,
aby z podświadom ych pokładów duszy wydobyć wiedzę
praw dy ostatecznej. Miciński bowiem, dopiero pisząc od­
najdyw ał siebie, czyli stawał oko w oko z w łasną duszą-
jaźnią, pojm ow aną przez niego jako jedyna bezpośrednio
dana rzeczywistość, przez którą wyłącznie prow adzi droga
do poznania zagadnień człowieka i bytu. Że zaś dusza Mi­
cińskiego sięgała swemi ambicjami do celów gigantycz­
nych i rozsadzała ją w ola mocy i władzy, a ta nie znaj­
dow ała realnego wcielenia, któreby zaspokoić mogło nie­
pom iernie w ybujałą wyobraźnię, więc literatu ra stała się
dla niej zastępczą funkcją życia. Z tego powodu Józef Al­
bin Herbaczewski, wyraźnie zresztą wrogi Micińskiemu,
O braz'w spółczesne] Hleralury polskiej. Т. U .
— 82 —

zwłaszcza odkąd go on złośliwie skarykalnrow ał w Al­


binie Hebetce z Xiędza Fausta, — m ówi — poniekąd n ie
bez racji — o patologicznie fenom enalnem zjaw isku „tw ór­
czego nadym ania się“. Uważając „rozpętanie wieszczego
tań ca“ za klęskę um ysłow ości polskiej, także Ju lja Oksza-
Kisielewska stwierdza, że „Miciński z całą świadomością,,
z calem przejęciem- się celebruje to nabożeństw o szam ań­
skie, jako najw yższy kapłan logiki m arzeń sennych.“ P o ­
staw a w ieszcza-m aga, coraz narastająca, była niew ąt­
pliwie w ażną przyczyną tragicznych nieporozum ień d la
artysty, choć i potęgow ała niezm iernie sugestyw ność
twórczego napięcia. Sztuka zaś Micińskiego nietylko b y ła
w ybucham i natchnionych transów , lecz przedstaw ia n ie­
m ałe bogactwo now ych czynników artyzm u, w yprzedza­
jąc i dokonaniam i swemi naw et prześcigając późniejsze-
prądy, zarów no ekspresjonizm poznańskiego Zdroju, ja k
i deform ow anie rzeczywistości w d ram atach Stanisław a
Ignacego W itkiewicza, którego twórczość, -choć n a innym
terenie psychiczno-intelektualnym , jest nowem naw iąza­
niem, niekiedy палу et świadomem, do inicjatyw y i pew ­
nych pom ysłów autora Nocy Rabinowej.
„Zdum iew ały m nie лу nim zawsze — o Micińskim m ó ­
w ił Żeromski — dwie cechy zasadnicze. Po pierw sze —
nadzw yczajny, w yjątkow y, fenom enalny zmysł poetyc­
kiego ujm ow ania nowości zjawisk, biegu spraw , chyżości
zmian. Po drugie — upodobanie do przetrącania, negow a­
nia, defo rm o v an ia fenom enów życia, ażebj" z rzeczyw isto­
ści zdruzgotanej jakgdyby m łotem tytana tw orzyć rzeczy­
w istość noлvą, — Ayłasną, nieznaną, u łu d n ą jednię, tw ó r
nowy, po swojem u z kloców, b ry ł i kół ustaw iony, n i-
czem obraz kubistyczny, stw orzony naopak wszystkiemu,,
co m am y i co луіету... W Nietocie każde dane zjaw isko
przyniesione przez życie i poznanie — p ra h isto rja T a tr,
najbardziej nowoczesne wynalazki, życie bieżące i wie­
rzenia ciem nych górali, — wszystko, słowem, tworzy jed­
nię rzeczy i pojęć napotkanych. W Xiędzu Fauście z n a j­
dujem y te same cechy. Z tego to zm ysłu deformowania)
rzeczywistości w yrasta raz efekt bezwzględnej kary k atu ry ,
a drugi raz efekt niewyskrwionej wzniosłości. Cóż m oże
się роголлтас ze w zniosłością sceny poem atu, gdy oto r y ­
83

cerz z herbu Litwy, Pogoni, zsiadł z konia, stowarzyszył


się z poetą i schodzi z nim na cichą, bratn ią rozmowę
w ciemny, i jesienny park Łazienkowski!“
„W ydaje mi się, słowa Stan. Ign. Witkiewicza,
w danym w ypadku najlepiej kompetentnego au to ry tetu ,—
że z rozgałęzień, które wyszły z „Młodej Polski“, jeden
Miciński, oprócz głębokiej łączności z rom antyzm em (i a r­
tystycznej i filozoficznej) wykazuje ten rzut, raczej ty­
grysi skok w przyszłość nowej sztuki całego świata, w prze­
ciwieństwie do innych, którzy, w mniej lub więcej dosko­
nałej formie, utknęli jednak w pewnego rodzaju ślepych
kiszkach. K orzeniam i w rośnięty w daleką przeszłość i tra ­
dycję, koroną w ystrzela Miciński ponad wszystko nawet,
co przyszło po nim, i może będzie jeszcze długie wieki
tak górować nad wszystkiem siłą i j a k o ś c i ą swego ge-
njuszu, dopóki now a sztuka nie w yda rów nych m u ty ta­
nów. Podkreślam tu to, że nie chodzi jedynie o potęgę jego
talentu, tylko o n o w o ś ć n a w e t w s t o s u n k u d o
p r z y s z ł o ś c i , o nieznane obszary przezeń odkryte. Nie­
jeden z artystów dzisiejszego pokolenia będzie m usiał
przyznać, że naw et niezależnie zdobywając jakiś swój
biegun lub Everest, znajduje tam już zatknięty sztandar
Micińskiego. Gdyby term in ten nie był ohydnie zużyty
i nadużyty, nazw ałbym Micińskiego pierwszym futurystą
polskim . W jego Mroku gwiazd tkw ią już wszystkie zasad­
nicze elem enty nowej sztuki — a więc: a) przezwyciężenie
realizm u n a rzecz czystej formy, t. j. traktow anie poezji
nie jako środka dla w yrazu uczuć i myśli, tylko czegoś
sam ow ystarczalnego w znaczeniu artystycznem, formal-
nem ; b) rozszerzenie możliwości poetyckich aż do najdzik­
szych skojarzeń, dla celów czysto-artystycznych, a przy-
tein c) to, czego b rak znowu pewnym odłam om dzisiejszej
poezji: głębokie tło metafizycznych przeżyć, tło nieskończo­
ności, tajem nicy bytu, nie obniżone i nie nadgryzione ani
płytkim pół-św iadom ym m aterjalizmem, ani zbyt doskona­
łym systemem filozofji dyskursywnej, ani żuiserstwem ży-
ciowem, ani naw et zbytniem mnetafizycznieniem proble­
m atów narodow ych, mimo pewnego mistycyzmu specy­
ficznie polskiego w form ie zanikowej, szczątkowej. Co do
tego zagadnienia droga Micińskiego była jasna: od mgli-
6*
84

stých i w naszych czasach niegodnych już n arodu b aje­


czek o nim, do realizacji głębokiego życia, opartego o po­
wszechną, a nie zaściankow ą metafizykę. — Chcę tu je d ­
nak zaznaczyć, że Miciński był przedewszystkiem artystą,
i że wszystkie jego zainteresow ania były dlań, nieśw iado­
mie, tylko m otorem jego artystycznej maszyny. Miał nie­
słychanie ostry i oryginalny intelekt, którego nie używał
dla ostatecznego rozjaśnienia pojęciowego p o z o r n y c h
m roków swego filozoficznego poglądu i zbudow ania ści­
słego systemu, ponieważ instynktem artysty czuł, że w łaś­
nie system ten, w form ie mgławicowej, niesprecyzow anej,
jest dlań źródłem twórczości, skondensow aną wjdmcłiową
siłą dla jego artystycznych koncepcyj, m ożnością nadaw a­
nia dynam icznych napięć poszczególnym jej częściom.
W stosunku do jakości m aterjału, próby pojęciowego opra-
oowania go (np. w Xiędzu Fauście) są filozoficznie stosun­
kowo dość prym ityw ne.“
Jakkolw iek ocenialibyśmy twórczość Micińskiego i jej
podłoże poznawczo-psychiczne, nie ulega wątpliwości, że
artystą był wielkim, lecz sztukę lżej sobie ważył, czując
w sobie pow ołanie do m isji filozofa i refo rm ato ra życia.
Nigdy niezaspokojony na swej drodze do odnalezienia
praw dy wiecznej i zawsze życiem nienasycony, Miciński
dążył do budow y własnego zakonu religijnego braci sło­
necznych. Cały chaos kłębiących w sobie sprzeczności
starał się metafizycznie i psychologicznie uzasadnić i roz-
wikłać w swej teorji Chrystusowego lucyferyzm u. T a idea
znalazła także artystyczny w yraz w rozdw ajaniu się.iw p a-
ralelizm ie postaci i akcji w utw orach Micińskiego, zarówno
w powieściach jak dram atach. Dziwnym trafem ów splot
przeciw staw ień z całym tragizm em odcisnął swe piętno
n a męczeńskiej śm ierci poety, gdy w chwili przedziera­
nia się do Polski zginął zam ordow any przez żołnierzy
bolszewickich czy chłopów białoruskich.
Miciński mimo wzniosłość i niezaprzeczalność swego
polskiego patrjotyzm u, żywił poniekąd kult dla R osji i jej
ludzi, czego wym ow nem i przykładam i i doktór Jew anhe-
liew z Dębów Czarnobylskich, i dram at o Kniaziu Pa-
tiomkinie, i zwłaszcza zakończenie d ram atu n a tle roku
1864 p. t. Wrogowie duchów, gdzie z ust potw ornie dręczo-
- иг» —
nego przez zbirów moskiewskich dziecka polskiego wycho­
dzą pognębiające jego kata słowa: „My zwyciężymy was
m iłością!“ „On, — pisze z tego powodu A rtur Górski —
człowiek tw ardej polskiej w iary i polskiego sumienia, ża­
den zrezygnowany lub duchowo w ynarodow iony pansla-
wista, mimo to kochał napraw dę swoich i naszych ¡nie­
przyjaciół; rozstrzygnął sobie problem at polsko-rosyjski
zwysoka, po Mickiewiczowsku; żadnego Micińskiemu p o ­
dobnego pisarza i człowieka Rosja współczesna w sto­
sunku do nas wykazać nie jest zdolna; i ten to właśnie
szlachetny i ufny jej przyjaciel pośród nas, został przez
jej synów zatłuczony kolbam i.“ Ale bodaj nic dziwnego
w tak dogłębnie ironicznym kresie wędrów ki autora Knia­
zia Patiomkina, bo dla fanatyków marxowskiego m ateria­
lizm u nie mógł b y ć ’ wygodny rzecznik praw ducha, on,
„duch — wieczny rew olucjonista“, w twórczości poetyc­
kiej, postaw ą m oralną i wskazaniam i życiowemi jeden
z najpotężniejszych fanatyków prometeizmu.
Do ostatniej chwili życia nie porzucił Miciński zwitka
papierów , o którym w yraził się był do towarzysza drogi
pow rotnej, zanim pożegnał go na jakim ś rozstaju: „To
najdroższa rzecz, to m oja najdroższa rzecz.“ Były to rę ­
kopisy jego utworów. Aż nadto wymowne świadectwo,
jak drogą m u jednak była twórczość artysty.
Z twórczości Micińskiego znamy dotąd ledwo drobną
część z w ydań oddzielnych lub z druku po różnych cza­
sopismach. Znacznie więcej dochowało się w rękopisach,
których wydawnictwo rozpoczęto w roku 1931 tomem p. t.
Lucyfer, ale na tern się przerwało, z braku czytelników,
których zachęcić nie mogły zoilowskie w ystąpienia pew­
nych recenzentów, tern cyniczniej dufnych w swe zna­
czenie, im słabiej odpowiedzialnych i mniej sumiennych.
Piotr Chmielowski w swej pierwszej wzmiance histo­
ryczno-literackiej o Tadeuszu Micińskim wspomina, nie
w skazując m iejsca druku, napiętnowane goryczą opowia­
dania poety z roku 1895 p. t. Lazarze. W tymże roku n a­
pisana, odznaczona na konkursie Czasu nowela p. t. N a­
uczycielka (1896, przedrukow ana w Dębach Czarnobyl-
skich, 1911), zapraw iona trzeźwym i sceptycznym rea­
lizmem, w skazyw ała w autorze świetnego znawcę dusz
- 86

ludzkich, a Grzymała-Siedlecki, powściągliwy w sądach


0 późniejszej twórczości poety, widzi tu tak w ytraw ne
spostrzeżenia, że nie pow stydziłby się ich „wyga psycho­
logiczny“. Zdolność tę i nadal zachow a Miciński, ale w p o ­
ezjach, drukow anych w Życiu krakow skiem , Młodości,
Krytyce, Chimerze, Ateneum (Jellenty), Sfinksie i róż­
nych innych czasopism ach lub w ydaw nictw ach zbioro­
wych, w drobnej tylko części zebranych w tom ie p. t.
W m ro k u gwiazd (1902), staje się niepospolicie oryginal­
nym, zdum iewającym niesam ow itą bujnością w yobraźni,
zniew alającym sugestyw ną a świeżą dźwięcznością w ier­
sza, w ydobyw ającym now e piękno z m otyw ów m iłosnych,
w strząsającym em ocjonalnem napięciem liryzm u, bardem
m agji swej w łasnej duszy. „Micińskiego poety tw órczość —
pisał Nowaczyński, który bodaj pierwszy dokładniej po­
znał i zrozum iał Micińskiego і діє w ahał się zestawiać go
z Norwidem, co później i Brzozowski podkreśli, — jest
sym foniczną w najczystszem tego pojęcia in terp reto w a­
niu, jest w spółbrzm ieniem w szystkich potęg duszy, in-
strum entow anem z genjalnem odkrywczem m istrzostw em
1 zlewającem się w kompozycje to podziem no-oratoryjne,
to w ciemne posępne rapsodje, to w prelud ja o akordach
zwiewnych m elankolijnych. Ciężką chóralną patetycz-
ność o rato ry j m ają jego: Głębiny duch, Kolosseum, Król
w Ossyaku, Morietur Stella, podczas gdy inne „heroiczny
ry tm “ w ojennych pieśni: Templarjusz, Reinkarnacja, Sa­
mobójca, Umarły świat. Jedne są egzaltacjam i w ybucha-
j ącem i w niebo jak iglawy gotyckie, inne jak hym ny piel­
grzymie o zachodzie słońca, inne znów to antyfony mi­
łosne z róż m istycznych uwite, to łzy znowu niedoli ludz­
kiej zam knięte w mleczno-różowym opalu, to urocze im ­
prow izacje tragiczne z sym bolam i w ybłyskującem i zawsze
wrażeniowo, bezwięźnie ze sobą i ginącem i w ciem no­
ściach słów. Ale zawsze, choć kom pas jego jaźni w skazuje
na au delà, krew żywa wszędzie tu pulsuje, a często
i na w ierzch w ytryska...“
D ni m oje — jako b o ró w p alący ch się szum .
N oce me — to zb łąk a n y ko m eta w niebiosach.
M iłość m a — ja k przez w idm a o p ętan y tum .
P ieśni m e — n ib y k ró le ginący n a stosach.
— 87 Ш

— w yznaje poeta o „sercu popekanem jak w ulkan w pło­


m ien iu “, ale nieustający w pogoni za nowemi i niespodzle-
w anem i horyzontam i, odkryw anem i w świecie im rśli i w y­
obraźni, by je doświadczać i przeżywać z odwagą, nie­
baczną n a krw aw iące rany swego ducha. Przypom nieć
tu należy drukow any w Kry type (1907): Traktat o pie­
kle podhalańskiem, gdzie „fale m orza Gehenny huczą i ude­
rz a ją swym obrusem łez aż pod nasze nogi...“
Gzem dla Micińskiego, który od H iszpanji po Kaukaz
Î B ałkany w ciągłych przebyw ał wędrówkach, były Ta­
try , tego z ich księgi tajem nej w ym arzona powieść: Nie­
lóla (1910) dokum entem najbardziej auLentycznym. „Na
tej ziemi,' gdzie jest zimno, bo T atry, mówi Staszic, rzu­
c a ją srogi i ogromny cień“ — w głębokiej sam otności
w śród głazów n a kam iennej pustyni łam ał się Miciński
z w łasną duszą i ze swoją bolesną zadum ą nad polską
rzeczywistością, w yobraźnię jego zaludniał cały świat dzi-
w otw orów , z którem i rozpraw iał nad zagadnieniam i bytu,
człow ieka i Polaka. I w śród T atr spotkał poeta ludzi,
których w arto „budzić — a gdzie są obudzeni — pod-
trzym yw ać i z nim i razem wznosić na granicach Polskie
Zamki ducha — h ard e!“ Nietola, jak i cała twórczość Mi­
cińskiego, była w łaśnie wysiłkiem nad budow ą tych zam­
ków duchow ych i wież nadgwiezdnych, ale zapisane są
w niej także nagłe upadki z wyżyn w piekielne otchła­
nie zw ątpienia i w ędrów ki po nizinach poziomej rzeczy­
wistości. Jest to pam iętnik m ąk serdecznych i bojów z du­
chów grom adą, z tego samego rodzaju, co Król-Duch Sło­
wackiego. A pokaliptyczna wizja własnych poety w ędró­
w ek ducha, postrzępiona i porw ana, ják myśl człowieka,
dążącego do nieosiągalnego poznania tajemnicy, jak wy­
obraźnia poety, ponoszonego tęsknotą do nieznanych ra ­
jó w i piekieł. Stąd bruljonow ość tej „powieści“ o nad­
ludzkich w ym iarach, w których znalazło się jednak m iej­
sce n a liczne stronice o niepospolitem pięknie poezji
i o grom am i bijącej ekspresji słowa. Następny etap pro-
•meteicznych trudów poetyckiej myśli przedstaw ia Xiądz
Faust (1913), powieść o powstawaniu nowego życia tw ó r­
czego, o budzeniu się w człowieku praw dy duchowej
i o uśw iadam ianiu sobie zdobywanej mądrości, rzucona
— 88

n a rozległe tło geograficzne i psychologiczne, w kom po­


zycji bardziej już zwartej i lepiej przejrzystej. Między
Nietołą a Xiçdzem Faustem pośrednie miejsce w dziejach
twórczości Micińskiego przypada poem atow i p ro zą p. L
N iedokonany (w redakcji z roku 1907 wyd. 1931). Jest
to gigantyczny w ybuch prom eteizm u, ujęty niezwykle pięk­
nym i sugestywnym stylem prozy biblijnej, z doskonale
potęgow anem piętrzeniem barw uczuciowych i rzutów
m yślowych, w głęboko odczutej litanji Lucyfera, kuszącego
C hrystusa na pustyni, zakończony ukojeniem sam otnej du­
szy człowieka u stóp Boga. Powieść fantastyczna: Mené-
M ené-Thekel-Uphai'isìm!... (w dwóch redakcjach, wyd.
pośm. 1931) w redakcji pierwszej, bo druga pokrew na
Nietocie, więc nikną w niej indyw idualne rysy jedno­
stek, — przedstaw ia dzieje ostatniego potom ka m agnac­
kiego rodu, schyłkow ca rasy, człowieka „bez dogm atu“,
m iotanego dogłębnym niepokojem ducha i opętańczem
nienasyceniem „urodą życia“, zdolnego w imię swej nie­
zależnej m oralności do mrożącego krew w żyłach o k ru ­
cieństwa, ale rów nież do najtkliwszego w spółczucia z bliź­
nim, a wyrzekającego się miłości ukochanej kobiety dla
wyższych celów swego ducha. M iejscami w yborny ko­
m entarz do cyklu lirycznego W m ro ku gwiazd, wogóle d u ­
chow a autobiograf ja poety. W drugiej redakcji powieści,
gdzie w prow adził poeta i spraw ę narodow ą, niezwykle su­
gestywnie działa w czytaniu w izja szatana w scenie, b ę­
dącej —; o ile sądzić m ożna ze szczątkowo dochow anego
tekstu — ostatecznem doświadczeniem na drodze poszuki­
w ania Boga, którego odnajduje bohater w końcowym frag­
mencie o „życiu w niebowziętem “. Z innej tu perspektyw y
pokazana treść m yślowa Xiędza Fausta, gdzie jed n ak
spraw ę poznania praw dy odtworzył poeta szerzej i głębiej,
aczkolwiek w sposób psychologicznie gorzej uzasadniony,
choć wogóle potęga w izjonerska, z jak ą Miciński w yobraża
stany duchowe, należy do m ocnych argum entów jego a r­
tyzm u i m a skalę o bardzo szerokiej rozpiętości sw ych
krańców. Tragizm em twórczości Micińskiego było, że nie
um iał on zdecydować się n a w ybór m iędzy stylam i fan ta­
stycznym albo realistycznym , w których osiągał niepospo­
lite wyżyny artyzm u, ale nie zdołał ich sharm onizow ać
w jednolicie skom ponow anem dziele powieściowem. P o ­
wieści Micjińskiego są jak bezdenne wory, w które na-
pchano wszystko, co tylko się dało, bez ograniczenia i wy­
boru. I dlatego, poza lirykam i i fragm entam i większych
utw orów , rzadko znajdujem y u Micińskiego dzieła dojrza­
łego artyzmu, choć trudno zaprzeczyć, że i to barokow e
rozstrzelenie wrażliwości w yw iera swoisty a nawet b a r­
dzo pociągający, nieraz potężny urok. Że jednak poeta
znajdow ał się na dobrej drodze do nowego stylu łiryczno-
epickiego, świadectwem: Wz’ía (wyd. pośm. 1926, wyd.
wznów. 1930). Mniej tu symboliki tajem nej, więcej ser­
decznego przejęcia się losam i bohaterki, w któ rą autor
wcielił w ym arzony ideał kobiecy, bo — w przeciwieństwie
do większości pisarzy Młodej Polski, wyznających za Nie-
tzschem pesymistycznie negatywny pogląd na kobietę, czego
jaskraw ym przykładem Żuławski, ale rzecznikiem również
stanowczym i W yspiański, — Miciński żywił kult dla ko­
biety i widział w niej niezbędną towarzyszkę mężczyzny
w astralnych w ypraw ach po duchowe złote runo. W spa­
niały hym n na cześć kobiety mieści się i w Nietocie, ale
Wita to już niejako kobiece uosobienie królewskiej potęgi
ducha, wywyższenie kobiety do stanu romantycznego bo­
haterstw a. „Wita — wyznaje Miciński — jest moim II
Principe. Jeśli i ona nie stanie się kamieniem szlifierskim
dla dusz w Polsce, zacznę podejrzewać, iż nie autor jest
zbyt „ciem ny“, lecz nasi czytelnicy m ają nie stal w swem
sercu, ale jakąś kądziel! — I jeszcze jedno: bardzo kocha­
jąc m oją Witę, chciałbym — aby ta kobieta — (żywa dla
mnie) m ogła odrodzić depraw ujący się typ dziewicy pol­
skiej. Kto wie, może stanie też — typem Młodości, jak ta,
k tó ra świeciła na rzym skich m onetach Cezara, o którym
głosi napis: Princeps luventutis — książę Młodości“...
A jest przytem w tej powieści szeroki oddech stepów k re­
sowych, krzepka soczystość przyrody, stanowiącej idealnie
dobrane tło dla żywiołowej postaci bohaterki, w ystępują­
cej tu w ram ie czasów Stanisław a Augusta i zjazdu w K a­
niowie. W łaściwy poecie liryzm splata się z dynamizmem
akcji dram atycznej o Wysokiem napięciu w dzieło, pory­
w ające czytelnika niebywałym rozm achem twórczej myśli,
świeżą oryginalnością w yobraźni poetyckiej i zwłaszcza
- 90

bohaterską wzniosłością atm osfery m oralnej, obok W ity


znajdującej w yraz w księciu Józefie Poniatow skim , po­
kazanym nie z realizm em szczegółów historycznych, ale
w bardzo sugestywnym rysunku syntetycznym, n asuw ają­
cym porów nanie z m alarskiem i portretam i psychołogicz-
nem i Stan. Ign. Witkiewicza. Mieści się w Wicie, obok
której z prozy epickiej Micińskiego postaw ić należy n o ­
welę: Dęby Czarnobylskie (1911), ogrom na rozm aitość
szczerego piękna, wręcz zaś arcydziełkiem rozdział o noc­
nym przeglądzie stadniny M ohorta.
Jeśli pom inąć w spom nianych już Wrogów ducha
(druk. w książce zbiorowej: Na nową szkolę, 1907), jako
dla stylu Micińskiego utw ór mniej charakterystyczny, choć
artystycznie bardzo piękny i o doskonałej optyce scenicz­
nego realizm u, — z dram atów poety znamy w dru k u dotąd
trzy: Noc Rabinową (druk. w Ateneum Jellenty, 1903—
1904), Kniazia Patiomkina (1906) i W m rokach złotego pa­
łacu czyli Bazilissę Teofanu (1909). Noc Rabinowa, jak
objaśnia w skazów ka autora, „dzieje się podczas pełni p o ­
etyckich przyw idzeń“. Są to owe „Dziady niedow iarków “
n a etnograficznem tle Litwy, przygody duchowe rozszcze­
pionej na kilka ¡rostaci indyw idualności, „której sobow tór
tuła się im księżycowych pustyniach, zaś ona w arju je za
kratam i tego lichego życia“. Potężna w izja poetycka o nie­
sam owitej dekoratyw ności obrazów scenicznych, w akcji
rozgałęziającej się równolegle w dwóch kierunkach: ziem­
skim i nadziem skim , jak w pierw szych scenach Samuela
Zborowskiego, z którym to utw orem i z Zawiszą Czarnym
Słowackiego m ożnaby zestawiać ten m isteryjny dram at Mi­
cińskiego, zakończony w ołaniem o słońce; czyli słonecz-
ność ducha. Ale choć Perkunatele, t. j. litew ska Gromow-
nica, czczona w święto Matki Boskiej Łaskaw ej, poryw a
rozbłyskującą pochodnię zorzy i biegnie z nią rozśw ietlać
mroki, H apun, w którego zam ierzyła się tylko piorunem ,
„w yprostow uje się — rośnie — wytęża — i dźwiga swe
straszne ponure skrzydła przedpotowego ptaka-gadu“, po-
czem siada n a opuszczonym tronie. I dw a następne d ra-
matjr Micińskiego kończą się przegraną, względnie nieroz­
strzygniętą w alką o zwycięstwo now ych idei ducha: Bo­
wiem nie o ujaw nienie celu chodziło poecie, lecz o w y­
- 91 —

dobycie z człowieka metafizycznej treści na drodze docho­


dzenia jaźni do swej w ewnętrznej samowiedzy. I dlatego
nie ogląda się na zew nętrzny bieg akcji, choć rozw ija nie­
pospolite — zwłaszcza w Bazilissie Teofanu — bogactwo
plastycznych wizyj teatralnych, lecz tworzy odrębną a r­
chitektonike dram atyczną, opartą na kierunkowem n a­
pięciu logiki m om entów psychicznych. „Micińskienm —
pisze W itam Horzyca, rozszerzając uwagi na ten tem at
Stan. Ign. Witkiewicza, — chodzi o nawiązanie głębszej
łączności pomiędzy sceną a sceną, niż łączność akcji; cho­
dzi m u o to, by scena następna była wewnętrznem, nie fa-
bularnem , uzupełnieniem i w ewnętrznym dalszym cią­
giem scen poprzednich. Poszczególną więc scenę traktuje
Micinski jak bryłę, a zapom ocą rozmieszczenia tych brył,
pozornie od siebie niezależnych, w istocie jednak głęboko
i organicznie ze sobą związanych, uzyskuje on swe cele
dram atyczne“. N asuw a się tu uwaga, że taka odrębna
stru k tu ra utw oru dramatycznego, choć niewątpliwie potę­
guje ideowe napięcie wizji, obniża jej realistyczną suge-
stywność, u tru d n ia kontakt z widowni ą teatralną, czyli
w ydaje dram at t. zw. książkowy. Ale co do tego powołać
się m ożna na zdanie Irzykowskiego, przytoczone z po­
w odu dram atów Staffa. Miciński zaś m a tę niew ątpliw ą za­
sługę, że w dram acie idei był pionierem nowej formy, jak
i następnym pio nim w dziedzinie tej pionierem jest Stan.
Ign. Witkiewicz. W Kniaziu Patiomkinie, nie omieszkał
autor objaśnić, idzie mu o zagadnienie „istotnego rew olu­
cjonizmu, tw orzącego przyszły ustrój m oralny i p ań ­
stw owy“. W Bazilissie Teofanu — wyznaje Miciński —
„o głębiny ducha ludzkiego, o tajem nicę Jaźni, przejaw ia­
jącej się w tych świetnych Apokaliptycznych czasach Bi­
zancjum na szczytach jego potęgi, walczę przedewszyst-
kiem, teraz jak i zawsze“. Przedmowę do tej tragedji, ze
znanych dzieł poety najszerzej i najśw ietniej postawionego
jego dram atu, kończy Miciński słowami, które można za­
stosować do całej jego twórczości: „W yjątkowym, którzy
zechcą przemóc, może dość spadziste turnie tego dram atu,
ofiaruję kwiat myśli pewnego Poety perskiego; kwiat ów
umieszczam tu nad Kaukazem duchowym skrzydlatej Ba-
zilissy Teofanu: „Za skarby obu światów nie oddam jed-
— 92 —

nej chwili m arzenia mego, płonę jak gwiazda, znam cenę


bólu iskry niebiańskiej“.
W orbicie wpływów Micińskiego w ystąpił JAN
RUNDBAKEN (* 1883), au to r poem atu: Śladem Rosy-
nanta (1907) oraz wierszy, drukow anych w Chimerze
i Krytyce, nadto późniejszych dywagacyj im presjonislycz-
no-filozoficznych o Polsce Słowackiego, o charakterze m y­
śli Brzozowskiego i t. p. Mniej od swego m istrza żywio­
łowy, n a tu ra raczej cerebralna, n a k tó rą i Norw id oddzia­
ływał, B undbaken swoim poszukiw aniom „Słowa m ister-
jów tajem nych“ i w alkom „z rozum u odm ętem “ nie zdołał
nadać dostatecznej siły ekspresji, któraby zastąpiła b rak
szerszego polotu wyobraźni, niedotrzym ującej kroku d a­
leko sięgającej myśli. Poeta to jednak szczery i nieraz
o pięknych akcentach filozoficzno-religijnego liryzmu.
N a Słowackim, od którego przejął także ulubioną so­
bie form ę oktawy, i na Micińskim kształcił się nieprze­
ciętny talent TADEUSZA NALEPIÑSKIEGO (1884—1918).
A utor rew elacyjnej na swój czas książki: On idzie! Rzecz
o Królu-Duchu Rosji (1907), cyklu poetyckiego: Gaśnienie
(1905), d ram atu metafizycznego: Książę N iew olny (zna­
nego tylko z fragm entów po czasopism ach) i poem atu
o Polsce p. t. Chrzest (1910), uległ też Wpływom ówczesnej
m łodej literatu ry rosyjskiej, siał się bardem krańcowego
indyw idualizm u i bezwzględnej wolności. Strzelisty p o ­
lot w yobraźni, szeroki rozm ach duchowej wzniosłości, b y ­
strość myślowej odwagi i posłuszna m u giętkość pięknego
w iersza korzystnie w yróżniały w pokoleniu przedw ojen-
nam poetę, na którego dalszym rozw oju zaważyły dodatnio
pobyty w Paryżu i Londynie, podróże po E uropie i na
Islandję, skąd nadsyłane w rażenia w ędrow ca, o oczach
ciekawych św iata i czułym zmyśle artystycznym , zasługują
n a zbiorow e w ydanie w książce. Nowoczesność postaw y
twórczej, nieunikającej naw et tem atów drastycznych,
obrabianych z dużą subtelnością analizy psychologicznej,
poszukiw anie niezwykłości w bezpośrednich przygodach
życia, ale także rosnące współczucie ze zbiorowem sum ie­
niem polskiem i z bolesną rzeczywistością narodow ą, naj-
dojrzalej w yraził N alepiński w dwóch tom ach nowel:
Śpiewnik rozdarty (1913) i Kazia (1919). Z pow odu sta-
bego zdrow ia nie w ytrzym ując trudów życia wojennego,
po krótkim pobycie w Legjonach, zmuszony opuścić sze­
regi, przebyw ał kolejno w Zakopanem, Włoszech i Szwaj­
carii, gdzie zajm ował się propagandą prasową. N apisał
w tedy część pierw szą szeroko zakrojonej epopei legjono-
wej: Ave patria! W tym poemacie, znanym tylko z frag­
m entów (drukow anych w Tygodniku ¡Ilustrowanym, kwie­
cie i Kurjerze Porannym ), dał już poeta wyraz kultowi
czynu. W ostatnich w ierszach Nalepińskiego odrębną
uwagę zw racają piękne liryki miłosne.
36.
Jedynym poetą młodo-polskiego K rakow a, co dostąr
p ił łaski aż grubo przesadzonego uznania w oczach . Sta­
nisław a Tarnow skiego, był LUCJAN RYDEL (1870—Г918),
kolega i przyjaciel W yspiańskiego, którem u swym ślubem
z bronow icką w ieśniaczką dostarczył życiowego tw orzyw a
do Wesela, gdzie i on sam jako P a n Młody się znalazł.
Tw órczość R ydla to w pełnem znaczeniu poesia docta.
Jest w niej najlepsza erudycja akadem icka, w yrobiona
technika pisarska, wiersz doskonały i ogrom nie giętki,
polszczyzna wzorowa, ale b rak żywego nerw u bezpośred­
niości, zdecydowanego poglądu n a świat i indyw idual­
nego stylu. N aw et T arnow ski z pow odu wcześniejszych
utw orów RjMla w yraził się: „W yobraźnia była, i two­
rzyła, i cieszyła się że jest i że tw orzy“. Cóż, kiedy i ta
w yobraźnia żyw iła się literatu rą, a z pod jej p ió ra zam iast
krw i spływ ał atram ent. Poezje Rydla (Poezje, 1899, ostat­
nie wyd. 1909), nieraz napraw dę piękne, w form ie zawsze
nieskazitelne, noszą piętno eklektyzmu, z rów ną swobodą
ale i z chłodnym spokojem upraw iającego podniesioną
do w irtuozow skiego artyzm u prostotę piosnki czy baśni
ludowej, idealistycznie rzewne nastro je erotyczne, ciche
tony rozliryzow anej tęsknoty, w zorow ane n a H eredii tra n ­
skrypcje motyw ów antycznych, stylizacje folkloru, ren e­
sansu czy rokoka. Zdarzają się niepospolite cacka, jak
śliczna Bajka o Kasi i Królewiczu (osobno wyd. 1904),
bodaj arcydzieło tego poety, z w ątku ludowego wysnute.
N aw et jednak w cyklu erotyków : Mojej żonie (1902)
z pod m aski w ieśniaka w yziera parnasista, d rapujący się
w teatralny strój sielankowego pasterza. Ro i m iał Rydel
ogrom ny zm ysł dekoratyw ności, co stanow i o najlepszych
zaletach jego utw orów dram atycznych, którem i zyskiwał
tern większe powodzenie, im bardziej i bez zastrzeżeń pod-
95 —

daw ał się gustom szerokiej publiczności. Talentu d ram a­


tycznego niewiele w nim było, choć utw ory swoje budow ał
z dużą w praw ą, a jak w najwcześniejszych: Matce (1891)
i Dies irne (1891) zręcznie pow tarzał za M aeterlinckiem
symbolizm psychologiczny i nastrojow ość grozy, tak
w najpopularniejsze,m : Zaczarowanem Kole (1900), m ają-
cem istotnie bardzo dekoratyw ną optykę teatralną, bana-
lizował rów nocześnie Balladyną Słowackiego i Dzwon za­
topiony H auptm anna, który-to i pozatem na dram acie
polskim tej doby w yraźne swe piętno odcisnął. Niem ało
w dzięku m a realistyczny obrazek ludowy: Z dobrego serca
(1897, w tom ie I dwutomego zbioru Utworów dramatycz­
nych, 1902). W ątłość charakterystyki psychologicznej po­
psu ła i Jeńców (1902), widowisko patrjotyczne n a tem at
w alk niemiecko-słowiańskich, i Bodenhain (1907), współ-
czesnj- dram at na tle pruskiej polityki eksterm inacyjnej,
i 'Na zawsze (1903), dram at na tle wypadków 63-go roku,
a którego konflikt uczuciowy kobiety między obowiąz­
kiem w stosunku do zaślubionego z rozsądku męża a zja­
w iającym się niespodziewanie dawnym narzeczonym,
zbiegłym z Syberji wygnańcem, — podejmie ponownie
L. H. M orstin: W cichym dworze (1926). Bardzo szczę­
śliwie u d ała się próba literackiego opracow ania jase­
łek w Betleem Boiskiem (1905), jednem z piękniejszych
w idow isk popularnych naszego rep ertu aru teatralnego.
Ale nie mogły dopisać siły na szeroko zakrojone za­
m iary trylogji historycznej: Zygm unt August (1. Kró­
lewski jedynak, 11. Złote więzy, III. Ostatni, 1912). Święcą
tu tryum fy niepospolita erudycja, doskonała znajo­
mość epoki, wielki artyzm w iersza i języka, w teatrze ro ­
b ią w rażenie liczne obrazy skomponowane z dobrem wy­
zyskaniem malowniczych efektów, lecz w tej kronice h i­
storycznej niem a osi dram atycznej, zasadniczy konflikt
między ra c ją stanu a szczęściem osobistem króla grzęźnie
w nadm iarze szczegółów anegdotycznych i w płyciznach
alkow ianej intrygi.
W twórczości Rydla ujm ują czytelnika lub widza
dw a zwłaszcza czynniki: um iłow anie swojskości i histo­
rycznych tradycyj narodowych. Trzecią miłością uczonego
poety była starożytna Grecja. Oprócz poezyj, poświęcił
96 —

jej dwa tomy opow iadań kult u rai n o-oby czaj owych i w ra ­
żeń z podróży: Ferenike i Pejsidoros (1909) i Z greckiego
świata (1910). Pierw szą z tych opowieści, osnutą n a tle
igrzysk olimpijskich, prześcignie znakomicie Jan P aran -
dowski w D ysku Olimpijskim (1933), ale zarów no ta jak
inne greckie pow iastki Rydla, choć zapewne przeciążone
dydaktyzm em ze' szkodą dla artyzm u, nie straciły pow abu
i zasługują nadal na poczytność. Nie skończył, niestety,
Rydel dzieła, którem zasłużyć się mógł najlepiej : prze­
kładu IIjady. Tłum aczenie pieśni I-ej drukow ał w roku
1896 w Tygodniku ¡Ilustrowanym (z ilu stracjam i Stani­
sław a W yspiańskiego, który jednak w osobném w ydaniu
z roku 1903 dołączył do nich tekst polski nie Rydla, lecz
Słowackiego). Ogółem przełożył Rydel 12 pieśni (dotąd
razem niewydane, fragm enty najliczniej podaje Wybór
z dziel pisarzy greckich i łacińskich w przekładach, opra-
cow any bezim iennie przez. Ja n a Czubka, część I, 1902,
wyd. Ossolineum). „Przyznano m u powszechnie, — stw ier­
dza Stanisław W asylewski w bardzo udatnej ch arak tery ­
styce poety — że — najlepiej utrafił w ślad stopy antycz­
nej, a u m iar akadem icki i wirtuozostw o pozwoliły mu p o ­
dejść najbliżej ku tajem nicom helleńskiego eposu. T ytuł
najlepszego z tłum aczy H om era jest najśw ietniejszym lau ­
reen R ydla“. Copraw da i ten tytuł byw ał już podważany,
a przekład — choćby i dlatego, że niezupełny, — nie zdo­
łał w yprzeć Dmochowskiego, i dotąd niezastąpionego.
Helleńskie upodobania Rydla były wybitnym p rzeja­
wem trw ałych w literaturze polskiej związków z tra d y ­
cjam i klasycznemi. Starożytna Grecja, a do jej w ątków
i w zorów sięgają i T etm ajer i Staff, w tw órczości W yspiań­
skiego, którem u W awel — Akropolem i „Skam ander po­
łyska, w iślaną świetłąc się falą“, zlewa się w jedność z wi­
zją m arzonej przez poetę Polski, B erentow i zaś da sym­
boliczne zakończenie Oziminy. Jak w rom antyzm ie pol­
skim i Mickiewicz, naw et gdy balladam i inicjow ał nowy
zw rot w literaturze, nie zaniechał tradycyj klasycznych,
a Pana Tadeusza świadomie kształtow ał n a wzór home-
row y, i Słowacki Króla-Ducha wywodził od H era plato ń ­
skiego, i K rasiński Polskę alegoryzował n a terenie staro ­
żytnego Rzymu, co później w Quo Vadis i Sienkiewicz
— 97 —

czyni, i N orw id na ruinach Hellady i Romy nieraz przy­


staje, zadum any nad zagadnieniam i przyszłego w Polsce
człowieka, — również i neorom antycy obficie czerpią ze
źródeł, odkrytych dla poezji polskiej przez Jan a Kocha­
nowskiego. Liczne przykłady, wprawdzie niewyczerpu-
jące przedm iotu, a choć doprow adzone do czasów najnow ­
szych, przedstaw ione w dość dziwnie zbieranej druży­
nie, wr sposób filologicznie przy ciężki, lecz pouczająco,
zestaw ił ostatnio Tadeusz Sinko w książce p. t. Hellada
i Roma w PoZsce (1933). N iem a tu powodu pow tarzać za
nim, o czem zresztą przygodnie tu i ówdzie się wspomina,
kto i kiedy tem aty klasyczne obrabiał. Choć nadmienić
wszak należy o TYTUSIE CZYŻEWSKIM (* 1883), co
i później, gdy stanie się w dobie powojennej pionierem
form izm u w m alarstw ie i poezji, w Wężu, Orfeuszu
i Euridice (1922) będzie futuryzow ał „wizję antyczną“, —
że już w roku 1907 w ydał obrazek dram atyczny: Śmierć
Fauna (z powodzeniem wystawiony w roku 1934 na
eksperym entalnej scence: Cricot w Krakowie), w któ­
rym — obok nastrojów horacjańskich — w prow adza m o­
tyw dionizyjski, podjęty następnie przez Kasprowicza
w Marchołcie i przez poetów Skamandra. Tymczasem.
wř dalszych przem ianach Młodej Polski coraz wydatniej
zaznacza się zw rot do wzorów rzymskich, aczkolwiek
op arty n a nich neoklasycyzm nie wytworzy ani szerzej
rozwiniętego prądu, ani dzieł bardzo wybitnych. Dlatego,
w yprzedzając nieco czas, a kierując się wytycznemi po­
krew ieństw a zagadnień literackich, już teraz przecho­
dzimy do tego tematu, bynajm niej nie wykraczającego
poza ogólne ram y neoromantyzm u.
N aturalnym spadkobiercą Rzymu są Włochy, skąd
poeci nasi i w tej dobie biorą podniety twórcze. Tetm a­
jer, Kasprowicz, Lemański, Staff i inni ze swoich po­
dróży w łoskich nieraz snują poetyckie w rażenia i reflek­
sje. Poeta mniejszego talentu, ale o formie wypracow a­
nej z precyzją parnasisty, JAN PIETRZYCKI (* 1880,
kilka zbiorów poezyj od roku 1901, ostatni: Włoskie Ma­
donny, 1928), spokojnie wyrażoną, lecz dobitnie zazna­
czoną tęsknotą za słonecznem niebem włoskiem przed-
staw ia objaw bardzo znamienny. Włochy, jako rekwizyt
Obraz w spółczesnej literatu ry polskiej. T. II. 7
— 98 —

poetycki, m ają bowiem i teraz urok rów nie świeży, jak


i dla pokoleń poprzednich, ich atm osfera nie przestaje
działać ożywczo na ośrodki literackiej inspiracji.
Z kultu poetów dawnego Rzymu, renesansu pol­
skiego i ziemi włoskiej w yrasta tw órczość LUDWIKA
HIERONIMA MORSTINA (* 1886), poety uczonego i en­
tuzjasty antycznych tradycyj, o naturze bardzo zbliżonej
do Rydla, za którego bezpośredniego spadkobiercę można
go naw et uważać. D ebiutow ał już w roku 1905 udram a-
tyzow aną baśnią: Na Racławickiem błoniu, któ rą jed­
nak sam w ycofał z obiegu. W ydał następnie 1iczny p o ­
czet utw orów poetyckich i dram atycznych, nadto dwie
powieści i szereg szkiców prozą. W poezji M orstina
(ostatni zbiór p. t. Radość i frasunek, 1930) b ra k m oc­
niejszych akcentów indyw idualnych, ograniczoną skałę
w yobraźni tw órczej, niekiedy naw et prozaizm y — ró w ­
noważy rozległość kultury umysłowej, p o p arta świado­
mym w ysiłkiem artystycznym. Tłum acz Horacego i W er-
giljusza. kiedyś i gorący w pięknym szkicu (druk. w M u­
seionie, 1911) chw alca poetyckich w artości Sielanek Szy-
monowicza, i opiewane przez siebie uroki wsi polskiej
stylizuje na klasyczny ton, ceni m ądrość pogodnego po­
łudnia, piękno dojrzałych kłosów i czar obcow ania z gro­
nem w ybranych przyjaciół. Jedną z najlepszych swoich
książek, zbiór pięknych szkiców: W kraju Laty nów (1925),
poprzedził przedm ow ą, w której m. in. czytamy: „Za­
wsze wierzyłem w to niezłomnie, że sztuki, poezji, lite­
ra tu ry w narodzie nie tw orzą talenta jednostek, nawet
najbardziej uzdolnionych, ale zbiorow y wysiłek n ajszla­
chetniejszych sił społecznych w dążeniu do ideału. Sztuki
i lite ra tu ra nie są też czemś od życia narodow ego oder-
wanem, dającem jednostkom rozkosz estetyczną prze­
m ijającą i chwilową, — one są eterem oczyszczającym
płuca całego organizm u społecznego, co spraw ia, że pod
jego działaniem wszystkie mięśnie lepiej pracu ją i w każ­
dej dziedzinie wytwórczość w zrasta i potężnieje“. Szczere
to przekonanie autora, żywiącego napraw dę wielki kult
poezji i organizującego w łasną twórczość z podziwu
godną w ytrw ałością, a nie uchylającego się też od spo­
łecznej w tym kierunku pracy, czego pięknem świadec-
— 99 —

twe,m w ydawany w raz z W ładysławem Kościelskim w K ra­


kowie w latach 1911 — 1913 miesięcznik literacko-arty-
styczny : Museion, próbą mniej szczęśliwą redagowany
w latach 1930—1931: Pamiętnik Warszawski. Do cha­
rak tery styki poety ważniejsze jednak inne wyznanie:
„Poezję łacińską stawiam wyżej niż grecką, mimo że
większość twierdzi, iż była tylko naśladownictwem tej
ostatniej, bo widzę ją rozedrganą zaświatowych tę­
sknot tchnieniem , marzycielstwem ducha upojoną“.
W utw orach swych nie unika Morstin tematów patriotycz­
nych, ale i zagadnień psy chologiczno-oby czaj owych zu­
pełnie nowoczesnych. Zwłaszcza spraw a niewierności m ał­
żeńskiej interesuje go szczególnie żywo, zajm uje się nią
i w powieści: Rozgrzeszenie (1931), której tytuł określa
stanowisko autora, a słowa: „Zabójczy jest szelest pa­
pieru dla czującego serca żywego człowieka“ — w ska­
zują sceptycyzm w stosunku do martwej litery praw a;
i we w spom nianym już dram acie: W cichym dworze
(1926), zakończonym zdaniem: „Grzechy są wspólne,
a winy niczyje“ ; i w śmiało choć bez dostatecznego
um otyw ow ania rozwiniętej sytuacji w sztuce: Dzika
pszczoła (wystaw. 1932); i w najlepszym swym d ra­
macie: Lilje (1912), osnutym na znanym motywie balla­
dowym o pani co pana zabiła, odkąd jednak daleką prze­
był autor drogę. W dram atach M orstina przeważa liryzm
i najpiękniejsze są w nich sceny o nastrojow em napię­
ciu, budow ane z dobrem poczuciem um iaru. Krwistsze
barw y m ają jego utw ory z dziejów odrodzenia polskiego,
w które doskonale się wczuwa i żywo je odtwarza. Mimo
braki kompozycyjne, bardzo piękne fragmenty zawiera
Legenda o królu (1916), poemat dram atyczny o Janie
Olbrachcie. N ajdojrzalszym dotąd utworem M orstina jest:
Kłos Panny (1929), powieść o Koperniku, którego rozwój
psychiczny i koleje życia, od bujnych rojeń młodzień­
czych aż po osiągnięcie • głównego celu naukowego
i śm ierć sam otną, sugestywnie pokazał na szeroko i obra­
zowo odm alowanem tle czasów, zdarzeń i ludzi współ­
czesnych. Powieść tę zakończył autor wyznaniem swej
w iary: „Im dalej duch się oddala od ziemi, tern silniej-
szem światłem ¡Dłonie jego myśl, zostawiona wśród lu-
l*
— 100 —

tizi. A by tak było, postanow iła niepojęta i niezgłębiona


rozum em człowieka w ola rządzącej O patrzności“. Do­
dać tu wszakże trzeba, że M orstin nie zdaje się n a los,
który zgotuje O patrzność, lecz skrzętnie się przykłada,
aby doskonalić swe zasługi literackie, a dla swego ide­
alizmu stara się znaleźć oparcie n a ziemskim gruncie.
N iedarm o pokrew ną sobie duszę dojrzał w Horacym ,
którem u także ładne studjum poświęcił (druk. w Prze­
glądzie Współczesnym, 1929, p. t. Ecce Poeta).
Museion był poświęcony „jaknajszerszem u um iłow a­
niu piękna klasycznego w artystycznej kulturze n aro d o ­
w ej.“' W tym celu zamieszczano tam rów nież piękne prze­
kłady poetów greckich, łacińskich, ale i francuskich. Zwła­
szcza Jan Moréas, tw órca odrębnego stylu neoklasycznego
w poezji francuskiej, spotkał się z w yróżnieniem przez
wybór utw orów w przekładzie kilku tłum aczy. W śród nich
STANISŁAW M1ŁASZEWSKI (* 1886), autor Gestu we­
wnętrznego (1911, nowe wyd.1929), zbioru poezyj w ła­
snych i tłum aczonych, odznaczający się piękną form ą
poetycką i dużą kulturą um ysłową, intelektualista w swym
chłodnym klasycyzmie, ale i m arzyciel w rom antycznej
pogoni za ideałem w świecie w yobraźni, oo przew aża
w jego poem atach dram atycznych, snutych n a obcej kan-
wie, jak: Don Kiszot (1828), czy z historji, jak: Farys
(1927), którym autor zyskał wielkie powodzenie sceniczne,
co pociągnęło za sobą dwie ładnie rym ow ane i zręcznie
udialogow ane kom edje (Bal w obłokach, 1930, Piękne
Polki, 1931), ale gdy od stylu rom antycznego przeszedł do
realistycznej prozy w Drugiem imieniu miłości (1931),
w ystąpiły n ajaw szablonowe przeżytki i fałsze psycholo­
giczne, czego nie pokryw a niew ątpliw a spraw ność tech­
niki dram atycznej. Przykład Miłaszewskiego jest dość ty ­
powy dla losów podejm ow anych przed w ojną prób neo-
kłasycyzmu polskiego. N a tern tle zjawiskiem w yjątkow em
był JAN MIECZYSŁAWSKI (f 1928), autor Pieśni Jana
Mieczysława (1910) i Pochwały lutni (1922), tłum acz
Szesnastu sonetów miłosnych R onsarda (1922), gorący
wielbiciel poezji Jan a M orèas’a, którego m istrzem swym
uznawał, i Paw ła Valéry, klasyk z tem peram entu i a rty ­
zmu, doskonały cyzelator wiersza, poeta niebyw ale rze-
101

teiny i psychicznie zadziwiająco dojrzały. Już w dobie


powojennej w ślady jego wstępuje ROMAN BRAND­
STAETTER (Jarzma, 1928, Droga pod górę, 1931, Węzły
i miecze, 1933), naw iązujący nie bez powodzenia i do
Ziemiaństwa Koźmiana, odosobniony na swej drodze
w próbach włożenia nowej treści współczesnego świata
pracy w poezję wsi i odświeżenia starych form uczonej
poezji pseudoklasycznej.
Hełlenizował w pierwszych swych utw orach (Erynie,
1914, Achilles na marach, 1918, Lacrimae rerum, 1921)
Jan N epom ucen Miller, o którym jednak z innych powo­
dów dopiero w następnym tomie będzie mowa, jakoteż
o w spom nianym już Janie Parandowskim . Próby zrewi­
dow ania m itów tragedji greckiej podejmuje FELIKS PŁA-
ŻEK (* 1882) w Elektrze (1905, wystaw. 1921), Ejrene
(1907, wystaw. 1908), Trzech strunach (1915: Legenda
o królowej Alkestis), N apiętym luku (1931, motyw dwóch
braci z Fenicjanek Eurypidesa), ale abstrakcyjność ideo-
logji i niejasność symboliki psują piękne pomysły, któ­
rym nadto brak żywszego nerw u dramatycznego. Pom na­
żanie przykładów, poza temi, o których na innych m iej­
scach, m iałoby znaczenie tylko bibliograficzno-staty-
styczne. W ydała jednak Polska hellenistę wielkiej miary,
z w iarą wyznawcy i niemal proroka szerzącego odrodzeń-
czy kult ideałów greckiego klasycyzmu. Do Polski i jej
literatury w kracza on wprawdzie aż po odzyskaniu pań­
stwowej niepodległości, ale znacznie wcześniej działał na
obczyźnie.
„Jest to — słowa Jan a Parandowskiego — jedna z tych
osobistości, co m ają dar w yrastania ponad tłum, za­
wsze i wszędzie, choćby otaczające je mnóstwo nie było
tłumem w pospolitém znaczeniu. Zanim usta otworzy, za­
nim narzuci się ludziom mocą swej wiedzy lub inteli­
gencji, zanim wszyscy się dowiedzą kim jest, potrafi samą
tylko obecnością obudzić najżywszą uwagę. Zdaje mi się,
że nigdy nie zdołałby się ukryć w cieniu.“
TADEUSZ ZIELIŃSKI (* 1859)—o nim-to mowa
zasłynął najpierw w Rosji, gdzie na uniwersytecie peters­
burskim od roku 1884 w ykładał filologję klasyczną, a nie-
mieckiem dziełem z roku 1897 o Cyceronie zyskał coraz
- 102

odtąd pom nażane uznanie ogólno-europejskie. Poliglota,


ogłasza! swe dzieła w różnych językach, zwłaszcza w nie­
mieckim i rosyjskim . Związek z nauką polską utrzym y­
wał, będąc już od roku 1907 członkiem Akademji Umie­
jętności w Krakowie, pierw szą pracę polską w ydał w roku
1909, ale żywsze zajęcie lite ra tu rą ojczystą okazał dopiero
w czasie wojny, gdy wygłoszoną w roku 1917 akadem icką
mowę o Sienkiewiczu, po którym zajął fotel w Rosyjskiej
Akademji N auk, rozszerzył w piękną rozpraw ę: Idea Pol­
ski w. dziełach Sienkiewicza, poprzedzoną w latach 1915—
1916 studjam i o Mickiewiczu (zebrane po polsku w tomie:
Z ojczystej niwy, 1923). Objąwszy w roku 1922 katedrę
w uniw ersytecie w arszaw skim , nowe swe dzieła i liczne
rozpraw y w ydaje już po- polsku, rów nocześnie ukazują
się przekłady lub przeróbki daw niejszych jego p rac ro sy j­
skich, m. i. bodaj najpiękniejszego jego dziełka: Świat
antyczny a m y (po rosyj. 1901, po poi. 1922), tłum aczo­
nego ogółem na siedemnaście języków. W opinji powszech­
nej uw ażany dziś za najgodniejszego polskiego kandydata
do nagrody literackiej Nobla, Zieliński, poza głównemi
swemi zasługami, niezm iernie zresztą czynny w różnych
kongresach i zjazdach m iędzynarodow ych, członek wielu
akademij zagranicznych i doktór honorow y kilku obcych
uniw ersytetów , — stał się też, około roku 1905, rzeczni­
kiem słowiańskiej m isji kulturalnej, ostatnio i związanego
z tern posłannictw a Polski, jako pom ostu między W scho­
dem a Zachodem.
N a czele nowego m agistralnego dzieła Zielińskiego:
Reliyje świata antycznego (wych-odzi od roku 1922, do­
tąd 5 tom ów ), czytamy następujące pew niki: „Bóg się
objaw ia w pięknie, w praw dzie i w dobrem ; doskonała
jest tylko ta religja, która uwzględnia wszystkie te trzy
objaw ienia w ich całości. — Szczytem dążeń religijnych
ludzkości jest chrześcijaństw o w swej najbardziej rozw i­
niętej postaci. — Religja antyczna jest właściwym Sta­
rym Testam entem tego chrześcijaństw a.“ W przytoczonych
słowach sam autor najlepiej streścił przew odnią ideę
swej twórczej działalności. Ale ponadto faktem postaw ie­
nia ich za m otto w pracy o charakterze przedewszystkiem
naukowym dał też świadectwo głębokiej indyw idualnej
— 103

potrzeby duchowej. Że mianowicie jego studja z historji


kultury antycznej nie są bynajm niej tylko zaspokojeniem
ciekawości badacza. Że jego liczne dzieła z tej dziedziny,
a wśród nich niejedno o doniosłem, nieraz przełomowem
znaczeniu w nauce europejskiej, sięgają wgłąb najistot­
niejszych zagadnień myślącego człowieka. Bo Zieliński
to nie jest tylko filolog i historyk, lecz nadewszystko
filozof kultury, albo — jakby to dawniej określano -
wielki m oralista ludzkości. Stąd wyjątkowe znaczenie
znakomitego hellenisty i religjołoga, daleko w ykraczające
poza zwykłe ram y wiedzy filologicznej, a co jeszcze waż­
niejsze, w najwyższym stopniu aktualne, najściślej zwią­
zane z potrzebam i teraźniejszości.
Oto w obecnej dobie przełomowej, gdy gwałtowne
przem iany ustroju społecznego podw ażają najistotniejsze
w artości dóbr kulturalnych, bardziej niż kiedykolwiek
wskazane jest czerpać nowe moce wielkich trądycyj h u ­
m anistycznych u właściwego ich źródła. Odświeżać i wzbo­
gacać pam ięć naszą o tej wciąż życiodajnej sile, płynącej
z ducha starożytnej Hellady, której kultura poprzez Rzym
rozpow szechniła się na naszym kontynencie, założyła pod­
staw y dla całej cywilizacji europejskiej i wykształciła
nowy gatunek człowieka. Upewniać się w niezbitej praw ­
dzie, udokum entow anej wiekami historji, a bezpośrednio
żyjącej w naszej świadomości, że rozwój duchowy euro­
pejskiego typu człowieka myślącego, wszczęty i odrazu
m ocno ugruntow any przez starożytnych Greków, nie da
się już odrzucić ani unicestwić. Że jego wyniki stały się
biołogicznem praw em naszego gatunku ludzkiego. Że po­
ważniejsze odstępstw a od linji tern praw em wytyczonej
zubożyłyby nasze życie, nawet w jego m aterjalistycznem
pojm ow aniu. Że w starogreckiem zaraniu kultury euro­
pejskiej, w dochowanych do naszych czasów kultury
tej pom nikach, w żywym rozwoju przekazanych przez tę
kulturę wartości i w wartości tych dalszej upraw ie odnaj­
dujem y nadal najdoskonalszą harm onję mądrości, cnoty
i piękna, najwznioślejsze i najpłodniejsze wskazania na
drodze postępu w realizacji nowych zadań życia indywi­
dualnego i zbiorowego. Tę właśnie misję ideową spełnia
Zieliński, głosząc i krzewiąc renesans kultury antycznej,
— 104 -

w tajem niczając nas w przedziwne, słoneczne piękno hel­


leńskich m iśterjów religijnych, w ich m ądry i pogodny
humanizm. Przeciw staw iając się ponurym m rokom bi­
blijnego judaizm u, uczony nasz odkryw a najściślejsze
związki, łączące chrześcijański pogląd n a świat z tra d y ­
cjami klasycznego antyku, w nich w łaśnie w skazując
Stary Testam ent katolicyzmu, przypom inając zresztą, że
święta księga chrześcijaństw a, czyli Ew angelja, jest ró w ­
nież księgą grecką, n apisaną w greckim języku i oży­
wioną tym sam ym duchem m iłości człowieka, jaki w świę­
cie starożytnej Grecji tak cudow nie się objawił.
Nie tu miejsce n a roztrząsanie naukow ych sp raw ­
dzianów wielkiej syntez3r historyczno-kulturalnej, w dzie­
łach Zielińskiego szeroko przedstaw ionej, lecz i z d ro ­
biazgową dokładnością najszczegółowiej udokum entow a­
nej. Ale nawet bez względu na naukow ą stronę zagadnie­
nia, sposób, w jaki je Zieliński pokazuje i rozw ija, zna
niezaprzeczalną w artość kultur alzio -wy ch o w aw cz ą . Zada­
nie to, w skali bodaj jeszcze szerszej, spełniają też inne
dzieła autora, zarów no liczne stud ja źródłow e z h isto rji
kultury, jak i świetne opracow ania popularne ogólnych
obrazów świata antycznego. Głęboki i w yjątkow o wszech­
stronny znawca kultury starożytnej i europejskiej, entu­
zjastyczny w yznaw ca ideałów helleńskiego hum anizm u,
wielki uczony i znakom ity pisarz, Zieliński uczy nas
swemi dziełami nietylko poznawać, ale i przedewszyst-
kiem kochać antyczną Grecję. Wiedza, poczęta z miłości,
i miłość, m ocno na wiedzy ugruntow ana, spraw iają, że
książki Zielińskiego poryw ają czytelnika, jak najciekaw ­
szy rom ans, zachw ycają, jak najpiękniejszy poem at, pod­
noszą n a duchu, jak najw znioślejsze dzieło sztuki. Bo­
wiem są one zrodzone z ducha sztuki, należą do najw yż­
szego rodzaju tej literatu ry pięknej, któ ra swój przym iot­
nik nie za darm o nosi.
W bogatej tw órczości Zielińskiego, oprócz studjów
historyczno-literackich, jak np. świetna m onografja o So-
foklesie (polskie wyd. 1928), liczne rozpraw y z różnych
dziedzin (pol. wyd. I serji studjów i szkiców z lat 1899 —
1917: Z życia idej, 1925), albo niezrów nane w swej pięk­
nej zwięzłości i plastycznej obrazow ości zarysy kultury
— 105 —

antycznej (2 tomy, 1922—1924) i literatu ry greckiej


(2 tomy, 1923—1931), które swoim przedm iotem i ro ­
dzajem w ykładu należą już bezsprzecznie do najściślej
pojm owanego zakresu literatury, znajdujem y nadto utw ory
o charakterze epiki artystycznej. Należy tu cykl pięknych
klechd attyćkich: Irezjona (2 serje, 1922, nadto: Córa Ne-
m ezydy, druk. w Tygodniku Illustrowanym, 1923), oraz
w form ę opow iadań ujęty obraz literacki Świata antycz­
nego (w wyd. poi. dotąd 2 tomy, 1930—1933).
Czytając te książki, czujemy się dopraw dy niby żyw­
cem przeniesieni w tam te wieki, tak pozornie odległe,
a jednak tak bardzo nam bliskie. Opowieść o nich toczy
się przed nam i z tak n atu raln ą swobodą, w ynikającą z do­
skonałego opanow ania m aterjału rzeczowego i z niepo­
spolitej intuicji w odtw arzaniu przedstawianego obrazu
życia, — że w odczuciu naszem zatracają się granice, co
tu pochodzi z wymowy samego przedmiotu, a co z tej ma-
gji pisarskiej, która nas swoim talentem niewoli. Łatwo
wszak sprawdzić, że m aterjał faktyczny jest najściślej re ­
alny, trudniej określić, na czem polega niepospolita suge-
stywność opowieści.
Oto np. spraw a Sokratesa, którą przecież znamy,
0 ileż jednak głębiej w nią wnikamy, jakżeż lepiej i wszech­
stronniej ją rozumiemy, gdy ją nam przedstaw ił Zieliński.
1 tutaj znowu m am y do czynienia z m oralistą, ale wnioski
pouczające w ynikają bezpośrednio z przebiegu zdarzeń,
stanow iąc conajwyżej ich n atu raln ą pointę, w której ani
śladu sztucznie narzuconej tendencji. Gdy bowiem z po­
w odu w yroku na Sokratesa czytamy: „Trzeba ojczyzny
słuchać, naw et wtedy, gdy nam wymierza karę... nawet,
gdy karze nas niespraw iedliw ie“, — słowa te, które w oder­
w aniu m ożnaby podejrzew ać o moralizowanie, w związku
z poprzedzającym je tekstem są pro stém istwierdzeniem, jak
w narodzie najw iększych indywidualistów um iano rozu­
mieć interes społeczny. Kiedyindziej oprowadza nas Zie­
liński po m iejskich i wiejskich osiedlach Greków staro­
żytnych, aby ich pokazać w życiu codziennem. Są to wręcz
arcydziełka literackiego m istrzostwa. Tu, gdzie odpadają
koturny wielkości historycznej, najsnadniej podchw ytu­
jem y tajem nicę stylu pisarskiego autora, aby się przekonać,
— 106 —

że w Zielińskim m am y też niepospolitego n a rra to ra epic­


kiego. W jednem ze swych opow iadań ze Świata antycz­
nego stw ierdza Zieliński, że gdy upadek polityczny Sparty
pociągnął za sobą jej zagładę, nie uległy jej Ateny, albo­
wiem za czasów Peryklesa nie m iały już analfabetów
a i najbujniej rozw inęły grecką kulturę um ysłow ą i a rty ­
styczną. Tej w łaśnie kultury ateńskiej Tadeusz Zieliński
jest dziś w śród nas najświetniejszym in terp retato rem
i rapsodem .
Conajm niej w ątpić można, czy przedw ojenne dzieła
Zielińskiego, w ydaw ane w obcych językach, były znane W y­
spiańskiem u. Tem ciekawsze, że u tw órcy Akropolis,
który więcej niż poetą, był potężnym w izjonerem , idea
Satwatora-Apolla, uzasadniana dziś przez Zielińskiego a r­
gum entam i naukowem i, w ystąpiła już zupełnie świado­
mie i z całą wyrazistością.
37.
Twórczość STANISŁAWA WYSPIAŃSKIEGO (1869-
1907) przedstaw ia w całości i w szczegółach taki ogrom
i taką różnorodność zagadnień, iż chcąc njąć syntetyczny
jej obraz w sposób pełny i samodzielnie przemyślany, trze-
baby ogarnąć dziedziny badań bardzo rozległe. Wyspiański
m iał w sobie jakby renesansow y rozmach, skupiał w swej
umysłowości całokształt życia i sztuki. To było zapewne
przyczyną, że — nie znajdując dla swej indywidualności
pełnego w yrazu w dziedzinie m alarstw a sztalugowego,
a w ystarczającego pola, gdzie mógłby rozwinąć swe zakro­
jo n e na w ielką m iarę pom ysły dekoracyjne, — zawczasu
zwrócił się do teatru, aby n a jego deskach wypowiedzieć
się najszerzej. A jeśli W yspiański trwale zapisał swe imię
w poezji, dram acie, teatrze, malarstwie, sztuce dekora­
cyjnej, grafice i drukarstw ie; jeśli w twórczości swej za-
haczył o muzykę, teorję estetyki, politykę i metafizykę;
jeśli w sztuce jego odnajdujem y klasycyzm, romantyzm,
w agnerjanizm , symbolizm, ekspresjonizm, unanimizm, fu­
turyzm, tradycjonalizm i prekursorstw o, — m am y chyba
praw o uważać go za jednego z najwięcej uniw ersalnych
tw órców naszych, który na tle tych wszystkich zagadnień,
w ram ach tych i wielu innych dziedzin, prądów i kierun­
ków, w yrasta jako indyw idualność gęnjalna, w całokształ­
cie i aż do najdrobniejszych szczegółów urobiona z jed­
nej bryły sam orodnego kruszcu. Jak pokrew ny mu du­
chem, niezwykłą rozległością widnokręgów i rozmaitoścją
uzdolnień, Leonardo da Vinci, tak i Wyspiański wypo­
wiedział się w sztuce, w tein mówiąc za Norwidem naj-
wyższem z rzem iosł apostoła, a — według słów współcze­
snego krytyka angielskiego Johna Middleton M urry waż­
nej i ważkiej w stopniu najwyższym dlatego, że daje za­
spokojenie głębokiej potrzeby duszy ludzkiej, potrzeby,
— 108 —

którą zaspokajająca ją ongiś religja chrześcijańska zaspa­


kajać przestała, oraz dlatego, że daje pewność, iż czło­
wiek posiada możność osiągnięcia K rólestw a Niebieskiego
w tern sam em znaczeniu, w jakiem m ożność tę widziały
jasnow idzące oczy Wielkiego Nauczyciela.
U św iadam iał sobie W yspiański wagę swej m isji w tern
najwyższem pojęciu sztuki, gdy traw estow ał Szekspira
w rozw ażaniach o Hamlecie: ,.Gdyby z żyjących zdołał
kto uniknąć — zawiści, zdrady, przejść cało przez zbro­
dnie, — nie skalać duszy w zetknięciu z obłudą — i przez
najw iększe pokusy przejść cichy, z pięknem Aniołów
i Bogów gloryją — i nie mógł zwalczon być dłonią n i­
czyją — i , p rzez' świat chodził, jak anielskie cudo, — zna­
czyłoby to: że on rządzi światem — i Bogu rów ny jest
i Bogom bratem ! — w swej ręce chyli sam tę Losu
szalę, — którą Bóg waży sam “... N a ten ton niebosiężny na­
strojona dusza artysty, przez krótki okres swego ziem­
skiego bytow ania, m ocow ała się z nędzą rzeczywistości,
ponad którą w yrastały potężne wizje oczyma w yobraźni
oglądanego teatru, stającego się w m arzonych „osobach
d ram atu “ jedyną praw dą życia, naprzek ó r zwalczającego
ją kłam u dnia powszedniego i przygniatającej szarości fi-
listerskiego otoczenia. D opiero dziś, gdy żyjeiriy jako n a­
ród wolny we w łasnem państwie, jesteśm y w stanie uśw ia­
domić sobie psychikę tw órcy Wyzwolenia, zrozum ieć ją
bez kom entarzy, niezbędnych w dobie m inionej niewoli.
Jeśli w dumnej sam otności swojej poeta napróżno w ołał
chóru, by m u odpow iadał, przyczyna nieporozum ienia le­
żała przedewszystkiem w niew spółm ierności wolnej i wol­
nością oddychać pragnącej indyw idualności z rzeszą tłum ­
nego otoczenia, pogrążonego w m arazm ie niewoli, w bez-
dziejowości nierealnej atm osfery politycznej, w dem orali­
zującym b rak u osobistej odpow iedzialności narodow ej
i w płynącej stąd bierności m oralnej.
W yspiański poszedł jeszcze dalej w Akropolis, rzu ­
tując na terenie katedry wawelskiej potężną wizję w sta­
jącego dnia K rólestw a Niebieskiego na polskiej ziemi. I tu
w łaśnie leży przed nam i dalsza do niego droga, a zarazem
poręczenie, że jasnow idzenie poety przyoblecze się w rze­
czywistość. N asuw ają się słow a wielkiego budowniczego
— 109 -

życia polskiego, Stanisław a Witkiewicza, że „proroctw a są


to wielkie, głębokie i nagłe syntezy, dokonywujące się
w wielkich um ysłach, bez uśw iadam iania przez nie samego
procesu ich pow staw ania. H istorja uczy też, że wszystko
w świecie ludzkim się spełnia, co w natchnieniach p ro ro ­
czych przeczuw ają wielcy ludzie. Gdzie i kiedy? — wobec
otchłani czasu pytanie drugorzędne. Setki pokoleń mogą
polec i usypać góry ze swoich kości na świadectwo wiel­
kim praw dom , lecz wkońcu praw dy te staną się rzeczy­
wistością, staną się powszednim dniem ludzkiego bytu.
Sztuka polska istnieje dziś i spełnia całkowity zakres
czynu, o jakim m arzył C yprjan Norwid. Możemy go uznać
za p ro ro k a i jeszcze raz stwierdzić, że w świecie ludz­
kim niem a większej potęgi — nad m yśl“. Do tych słów So­
kratesa polskiego, jak O rkan nazwał ich autora, możemy
dodać, iż jednym z głównych wykonawców Norwidowego
testam entu był w łaśnie W yspiański i że był on nadto
z tych proroków , których natchnione przewidywania bądź
spełniły się, bądź nadal na wypełnienie czekają.
Przez wieszczy ton poezji łączy się W yspiański bez­
pośrednio z naszą wielką trójcą rom antyczną. Wiadomo,
że stosunek do poetów rom antycznych był tą myślą, z którą
W yspiański borykał się najżywiej i najgłębiej. Zagadnienie
to skom plikow ane i do rozw iązania niełatwe. Dowodem
niedostatecznego w niknięcia w umysłowość poety było m ia­
now anie go epigonem rom antyzm u, ale bodaj czy nie m niej
jeszcze uspraw iedliw iony był pomysł kom entatora, uzna­
jącego twórczość W yspiańskiego za dopełnienie wieku
XVII-go, za spóźniony wyraz baroku polskiego, w co nie­
dawno próbow ano wtłoczyć także twórczość Słowmckiego.
O dnajdyw anie przez krytykę wspólnych rysów u obu po­
etów jest skądinąd ciekawe i może doprowadzić do n o ­
wych wniosków. Stosunek W yspiańskiego do Słowackiego
przedstaw ia najdalej i najgłębiej sięgające widoki. Mimo
zasadnicze różnice, jakie ich dzielą, tu właśnie wykryć
m ożna najwięcej i najistotniejszych podobieństw i pokre­
wieństw. Zagadnienie to, poruszane przedtem dość ogólni­
kowo, przygodnie, lub tylko w związku z pewnemi szcze­
gółami, np. przez Stanisław a Kotowicza, szerzej rozw i­
nięte i mocniej uzasadnione przez Tadeusza Sinkę, nie­
— 110

dostatecznie wyzyskane przez Stanisław a Kolbuszewskiego.


znalazło swego badacza dopiero w W ilhelmie B arbaszu
(W yspiański na tle rom antyzm u, 1932). Cały pierwszy
okres twórczości poetyckiej W yspiańskiego, aż po W ar­
szawiankę, pozostaw ał w kręgu prom ieniow ania Lilii 11'e-
nedy. N a rapsody W yspiańskiego silnie oddziałał Król-
Dueh, co było już przedm iotem odrębnej rozpraw y Sinki
(Rapsody historyczne St. Wyspiańskiego, 1923), lecz Bar-
basz dokładniej i szerzej to oświetlił. Takie wątki
treściowe, jak w alka z grobami, m otyw czaru, fiłozofja
„m łota“ i szereg innych źródło swe m ają w Słowackim.
Wobec tego (w brew m niem aniom Czesława Lataw ca) od­
pada rzekom y nietzscheanizm W yspiańskiego, bo i z dzieł
niemieckiego tllozofa-poety, z którym duchowo w niejednem
był wszakże spokrewniony, W yspiański (jak stw ierdza
i Leon Płoszewski) znał ledwo kilka fragm entów , d ru k o ­
w anych w przekładzie polskim w Życiu krakow skiem .
N a tle porów nania stylu rapsodów W yspiańskiego z Kró-
lem-Duchem Słowackiego w ystępuje też najjaskraw iej aż
rażące niekiedy niedołęstwo języka i w iersza u W yspiań­
skiego. lecz i jego w ielka sugestywność i oryginalność.
„W tern niezorganizow aniu — słowa B arbasza — daje się
odczuć moc, czasem w ydobyw ająca z słowa nieznane po­
ezji polskiej w alory ekspresyjne prym ityw u czy siły —
z rytm u niezwykłe w artości treściowe czy uczuciowe.
Zresztą należy w ocenie poem atów W yspiańskiego rozróż­
nić między poszczególnemi dziełami: w artość istotną m ają
tylko Kazimierz Wielki i Bolesław Śmiały. Pierw szy wyż­
szy jest jako poem at narodow y, drugi góruje jako dzieło
artystyczne — jednolitością kompozycji, psychologją bo­
hatera, tw órczym rozpędem. To też, jeśli Kazimierz Wielki
więcej zaw ierał ram iniscencyj z Króła-Ducha — to B o ­
lesław Śmiały najbardziej z 1)1iżył się do tonu rapsodów
Słowackiego“. — Celem właściwego zorjentow ania się
w psychice twórczej W yspiańskiego w spom nieć tu trzeba,
ile na pom yśle Kazimierza Wielkiego zaważył Szujski,
o czem najdokładniej w doskonałej rozpraw ie Kazimierza
Wóycickiego (W yspiański i Szujski, 1917), który również
zwrócił w łaściw ą uwagę na drogę, jak ą odbył poeta od
młodzieńczego Daniela (pis. 1893, wyd. pośm. 1908), gdzie
— Ill —

obraz stosunku społeczeństwa z doby pracy organicznej


do poezji rom antycznej był widziany jeszcze oczami epi­
gona rom antyzm u, do Kazimierza Wielkiego (1900). „Ka­
zimierz — mówi W óycieki — to poznanie stanu duszy po­
kolenia najbliższego poecie i pokolenia współczesnego. Tu
już nie starczyła niejasna żądza ofiary, służby czy wodzo­
stwa; konkretne określenie w arunków istnienia, atmosfery
duchowej domagało się konkretnego określenia życiowego
celu poety. Rzut m łota Kazimierzowy to pierwsza myśl
W yspiańskiego o jego czynie narodowym , o wyzwoleniu“.
I jeszcze jedno. T rafn a uw aga Barbasza o względnej w ar­
tości poem atów W yspiańskiego, który je pisał — jak w ia­
domo — w związku z p racą m alarską nad witrażam i kró-
lewskiemi, potw ierdza własne poety poczucie artyzmu.
W yspiański tylko te d w a rapsody wydał oddzielnie (Bole­
sława Śmiałego w r. 1900 i w H-em rozszerzonem wyd.
1902). Zarów no Piasta jak Henryka Pobożnego (pis.
w ł. 1900—1903, druk. w r. 1903 w Krytyce i w Kurjerze
W arszaw skim ) pozostawił w czasopismach, aczkolwiek
/basi nieobojętny był dla poety, znanego z wybitnie antiszla-
checkiej tendencji. Jednak w tym synu mieszczańskim, ja ­
kim był W yspiański, nie dopatryw ać się jakiejkolwiek
„klasowości“, boć i Biskupowi Stanisławowi Szczepanow-
skiemu dodał on do boku chłopski hufiec z kosami na
sztorc nastaw ionem i, i wogóle w ludzie szukał rozwiązania
narodow ej sprawy, wyznał jednak w yraźnie w Notátách
do Bolesława Śmiałego (1903):
C hłop m nie n a sw oją hetkę nie przerobi,
m ag n at nie będzie w naw ie sztuk sternikiem ;
sz tu k a je st z ducha, stw arza się, nie robi -
a raz stw o rzo n a duchem , jest pew nikiem .
Jeszcze to jeden związek Wyspiańskiego ze S ło w a c ­
kim, przeciw nikiem nietylko szlacheckiej ideologji K ra­
sińskiego, ale i zaściankowej szlachetczyzny Pana Tadeu­
sza. W m onografj i B arbasza owe nici pokrewieństwa
przedstaw iono szczegółowo w ich przebiegu rozwojowym,
odkryw ając coraz inne ich sploty, niekiedy tak jasne i w y­
raźne, że zapewne dlatego były dotąd przeważnie niedo-
strzeżone. Punktem w ę z ło w y m jest stwierdzenie, że legenda
Mickiewicza, z którą borykał się w swej twórczości Wy­
- 112 —

spiański, była w łaśnie legendą Słowackiego o Mickiewiczu.


A jeśli ham letyzm ów i W yspiańskiego osobne studjum po­
święcił Ign. Matuszewski, może być też m ow a o ham letyz-
mie Słowackiego, zwłaszcza z pow odu Kordiana. Bo i wo-
góle.obu poetów — choć nie bez różnic pow ażnych — n a j­
ściślej łączy ich psychika. W yspiański, naw et tam , gdzie
Avidocznie zwalczał rom antyzm , był i zawsze pozostał
organizacją duchow ą o typie rom antycznym . Jego istotny
rom antyzm m a charakter w ybitnie stru k tu raln y i dlatego
W yspiański jest najistotniej rom antycznym przedstaw icie­
lem polskiego neorom antyzm u. W świetle badań B arbasza
to dom niem anie, narzucające się odrazu przy pierw szem
czytaniu dzieł W yspiańskiego, zostało m ocno ugruntow ane.
Z rom antyków polskich najsilniej n a W yspiańskiego od­
działał Słowacki.
Kto wie, czy nadto nie dałoby się ustalić, że w alka
Słowackiego z Mickiewiczem była dla W yspiańskiego donio­
słem potrąceniem struny w gamie jego własnego ducha?
W większości daw niejszych rozw ażań n a tem at twórczości
W yspiańskiego najw iększy nacisk kładziono n a walkę poety
z legendą Mickiewicza. W ynika to zresztą z konieczności
przy analizie Legjonu i Wyzwolenia, gdzie ta legenda jest
m otorem dram atu. W alczył z nią W yspiański, jak niegdyś
bojow ał o rząd dusz żywy Słowacki z żywym Mickiewi­
czem. Są pewne ślady w utw orach W yspiańskiego, że mógł
był się on uw ażać za następne wcielenie ziemskie tego sa­
mego ducha, który w jednej z w ędrów ek swych nosił na
sobie ciało nazwiskiem Słowacki. N aprow adza n a to m ło­
dzieńczy Daniel, dobitniej i mocniej w yraża H arfiarz
w Akropolis. W iadomo zaś, że w iara w m etam psychozę
była nie poetycką parabolą, lecz jedną z podstaw m eta­
fizyki W yspiańskiego, najpiękniej u jętą w Achilleis. N apo­
tykając u W yspiańskiego wiele bezpośrednich ech, a n a ­
wet dosłownie z Mickiewicza pow tórzonych w yrażeń, nie
wolno zapom inać, że akcja rozgryw a się w form ie d ra ­
matu, gdzie Króle-Duchy znowu naprzeciw siebie stają,
z tą wszakże różnicą zasadniczą, że duch Mickiewicza żyje
w legendzie narodu, a duch Słowackiego wcielił się
w żywą osobę W yspiańskiego, łub conajm niej m a w nim
swego następcę. Zbyt oryginalna i za sam odzielna była
- и з —

um ysłowość tw órcy Wesela, by to zespolenie m iało być


tylko odblaskiem. W chłonął w siebie W yspiański nie-
tylko w ielką trójcę rom antyczną, bo i K rasiński nie­
m ałą odegrał rolę w kształtow aniu jego poglądów, ale
żywo i głęboko odbiła się w jego twórczości także i prze-
dewszystkiem starożytna Grecja; w równej niemal m ie­
rze Szekspir oddziałał na niego i helleński um ysł Nie­
tzschego i jego filozofja „m łota“ (choć co do tego więcej
zaważył Słowacki) ; nie obeszło się bez wpływów W agnera,
M aeterlincka, Przybyszewskiego, H auptm anna i wielu in­
nych; wszystkie jednak uległy zupełnie indywidualnem u
przetw orzeniu i zostały przysw ojone tak istotnie, że obraz
ogólnjr-osobowości twórczej W yspiańskiego jest nawskróś
oryginalny i samodzielny. Stało się to możliwe, dzięki wy­
jątkow ej intensywności ducha poety, oraz dlatego, że Wy­
spiański, którego chłonność literatury jest dostatecznie
znana, każdą lekturę transponow ał odrazu na świat w ła­
snej myśli, urab iał ją na potrzeby zagadnień życiowych,
jakie tłoczyły się w jego oczach i stawały się bodźcem oglą­
danych w teatrze wizyj. Jasnow idz zaś, jakim był tw órca
Wesela, swym proroczym lub conajmniej dogłębnie prze­
nikliwym wzrokiem dostrzegał nieprzeczuwaną jeszcze,
a z przesłanek dziejowych snutą przyszłość czynów, zda­
rzeń i kształtów. Stąd ta niespodziewana dla nas dzisiej­
sza aktualność m yśli W yspiańskiego, jak np. wysunięte
przez niego zagadnienie dyktatora we fragmencie dram a­
tycznym p. t. Mąż (1905). Stąd prekursorstw o poety —
tu znowu (choćby n a tle znanego studjum Ign. Matuszew­
skiego) nasuw a się zestawienie ze Słowackim — i jego bli­
skie związki z najnow szem i prądam i w literaturze i sztuce.
Równie silnie — jak literatura i sztuka — oddziały­
wało n a W yspiańskiego życie, zwłaszcza życia tego polska
rzeczywistość. Bodaj że właśnie tu leży sedno zagadnie­
nia. Powszechnie wiadomo, że pobudką twórczą Wesela
było praw dziwe wesele poety Lucjana Rydla. Szczegóły
tej Plotki o Weselu znamy ze wspomnień, opowiedzianych
przez Boya-Żeleńskiego (ob. Flirt z Melpomeną, wieczór
IV, 1924, str. 39-71), co następnie uzupełnił i dla ideo­
wego zrozum ienia krytycyzm u i walki poety z samym sobą
szerzej a zwłaszcza głębiej skomentował Stanisław Estrei-
Obraz współczesnej literatury polskiej. Т. П. 8°
— 114 —

cher (N arodziny „Wesela“, 1926). Są to autentyczne świa­


dectwa, jak W yspiański przeobrażał w swoim um yśle rze­
czy widziane. T ak samo było z rzeczam i czytanemi. Jak
pod pędzlem artysty niedbale rzucony n a p ap ier kwiat,
przez celowe ułożenie łodyg, liści i płatków , przez dorzu­
cenie jakichś napozór nieznacznych kresek dekoracyjnych,
u ra stał n a w yraz stylu w sztuce, stylu, jaki tw orzą tylko
wielcy artyści, tak pod piórem poetj^ życie i sztuka n a ­
bierały tych w łaśnie cech w yjątkow ych, tego stylu, który
dziś nazyw am y stylem W yspiańskiego.
Mozolne badania składników pisarskiego stylu W y­
spiańskiego dały w yniki nieobojętne dla charakterystyki
postaw y twórczej poety. U stalono, że m etaforyka W y­
spiańskiego jest niem al w yłącznie em ocjonalna. U lu­
bionym jej tem atem jest orzeł, co zgadza się z p ate­
tycznym nastrojem twórczości poety i z w łaściwym jej
prom eteizm em . Spodziewanego w obrazow aniu przed­
staw ień w tórnych w spółudziału w yobraźni plastycznej
nie stwierdzono. Spraw ą dla W yspiańskiego decydującą
jest m om ent ekspresji: uw ydatnienie — jak określa
H enryk Balk, którego tu streszczamy, — tytanicznego
rozm achu i potężnego patosu uczuciowości, w zm acnia­
nych nadto przez lapidarność, celowo ograniczony do­
b ó r m aterjału porównawczego. W ynik to im pulsyw ności
liryzm u i niezwykłej intensyw ności przeżyć artysty. W yo­
braźnia tw órcza W yspiańskiego w zakresie figur poetyc­
kich była w ybitnie muzyczna. W iąże się to ze znanem za­
m iłow aniem poety do muzyki, z młodzieńczem i pom ysłam i
libret operow ych, z w łasnem i jego m otyw am i muzycznemi
w Weselu i Bolesławie Śmiałym, z ilustrow aniem innych
dram atów , jak Akropolis, kom pozycjam i muzyków, z za­
interesow aniem w reszcie dla W agnera. Łączy się z tem
ekspresjonizm m alarstw a W yspiańskiego, uw ydatniający
się. w ilustracjach do Iljady, osiągający w yraz szczytowy
w kartonach do w itraży królewskich. D la W yspiańskiego
świat zjaw isk był zawsze tylko m aterjałem dla przeżyw a­
nej w duchu wizji twórczej. N awet swe realistyczne studja
kwiatowe stylizował n a ornam ent. U w ypuklał ch arak tery ­
styczne cechy przedm iotu, urab iał je do potęgi symbolu.
U źródeł m alarstw a W yspiańskiego, obok związków
— 115 —

mniej ważnych dostrzeżono wpływy Matejki, które


i w twórczości poety w yraźne i dość liczne zostawiły
ślady, nadto silne w rażenia z katedr gotyckich, Giotta, Pu-
vis de Chavannes, Gauguiiťa, ale już w pierwszem swem
większem dziele plastycznem, w młodzieńczych kartonach
witraż}7 dla katedry lwowskiej, nie sprzeniewierzył się
artysta w łasnem u w yznaniu w liście do przyjaciela: „Chcąc
być m alarzem z tą samowiedzą, że się chce nim być, to
trzeba patrzeć na całą sztukę przeszłości, na ogól, i trzeba
sobie znaleźć m iejsce oryginalne. Trzeba się widzieć innym
niż poprzedni, innym niż otaczający“. Od pierwszych po­
m ysłów cechują sztukę W yspiańskiego, obok poetyckiego
w izjonerstw a i wybitnej dekoratywności, odrębność, ory­
ginalność, samodzielność, inność. Było to przyczyną tra-
gedji artysty, który nie znajdow ał poparcia ani zrozumie­
nia, a gdy w yjątkow o otw arto pole dla jego działalności,
starano się naginać tw órcę do obcych mu i w strętnych
wymagań, dyktow anych zaśniedziałym konwenansem,
a pracę jego wyzyskiwano, nabyw ając za byle co. Dzieje
tych zmagań artysty z im peratyw nym nakazem szt'uki
i z obojętnością lub zasklepieniem ogółu czy w jego
im ieniu działających czynników opowiedział W incenty
Trojanow ski (1927). N ajpłodniejszy okres twórczości m a­
larskiej W yspiańskiego zamyka się w latach 1894—1900.
Wówczas pow stała w spaniała polichrom ja w kościele
Franciszkańskim w Krakowie ze słynną alegorją miłości,
Caritas, pojętą w sposób zupełnie oryginalny i w ytrzy­
m ującą porów nanie z największemi dziełami sztuki euro­
pejskiej; ilustracje do Iliady; witraże franciszkańskie, po­
ryw ające widza głębią i niezwykłością psychologicznego
odczucia w yobrażonych postaci; setki portretów , główek
dziecięcych, studjów kwiatowych. Z lat późniejszych
pochodzą w itraże królewskie, wreszcie malowane na łożu
choroby studja pejzażowe, oglądane przez okno z miesz­
kania przy ulicy Krowoderskiej w Krakowie, widoki Błoń
i Kopca Kościuszki, w coraz innem oświetleniu i w róż­
nych porach roku.
W yspiański nie zam ykał się w jednej technice i jed­
nym m aterjale. F a rb a olejna nie odpowiadała jednak n a ­
turze jego talentu. Najchętniej wypowiadał się pastelem.
8*
— 116 —

Dzieła m alarskie W yspiańskiego, — stw ierdza w spom niany


krytyk sztuki — podobnie jak jego poezja, pełne w yrazu
duchowego, powagi, grozy tragicznej i właściwego mu
smutku, odznaczają się zawsze z głębokiego poczucia de-
koratyw ności płynącem odrzucaniem szczegółów, choć
artysta um iał im poświęcać, np>. w kwiatach, bardzo pie­
czołowite i drobiazgow e studja; silnem zaznaczaniem cech
głównych, co w ystępuje i w jego tw órczości poetyckiej;
używaniem — oo w idać też w jego pom ysłach scenicz­
nych — linij konturow ych, ograniczających płaszczyzny
w ypełnione barw am i czystemi, o szczególnie m iękkim to ­
nie, co znów porów nać m ożna z liryczną treścią, zam ­
kniętą w ram ach jego dram atów , rzadziej w ypow iadaną
w drobnych wierszach przygodnych lub osobistych.
W sztuce W yspiańskiego dopatryw ano się gotyku, skąd­
inąd wpływów j apońszczyzny, przeciw czemu artysta za­
strzegał się stanowczo. N a jego oryginalności poznano
się — jak zwykle - zapóźno. On sam m ów i o tern
w Notátách do Bolesława Śmiałego:
M am ten d a r bow iem : p a trz ę się inaczej.
Inaczej, niźli wy, co nie kształcicie w zroku,
d la k tó ry c h stw o rzy ł Bóg szablony i szem aty,
a duszy p o d d ajec ie studenckie tem aty.
Ale już Zapolska, pisząc spraw ozdanie z lwowskiej pre-
m jery Wesela, zauważyła, że „tw orzył je m alarz, ten
wielki, ten i n n y , który tak samo w m alarstw ie, jak
w poezji zerw ał z szablonem i duszy swej w formę nie
wtłaczał. Był jedynym syntetystą w polskiem m alarstw ie.
Tak samo na scenie. Jest potężnym, wielkim, silnym
a tak dziwnie harm onijnym ! N apozór uryw ane, nie w ią­
zane sceny, w iążą się, jak wieniec polnych kwiatów, prze­
plecionych to krw aw ą chustą kainow ych zbrodni, to bły­
skiem targowickiego złota, to ostrzem kosy, to p u rp u ro ­
wym szalem roztęsknionej panny. Każde słowo m a swoje
echo, swój oddźwięk. Nic nie jest m ów ione n a m arne.
I lęk praw ie ogarnia. Skąd ten człowiek tak się we w szyst­
kie dusze wgryzł? Skąd on je zna i wszystkie, jako m ałe
strum yki, w jedną w ielką rzekę łączy? Są tam w Weselu
sceny, które ro b ią w rażenie zielonych, księżycowych
smug (M arynia, W idmo). Inne p u rp u rą się krw aw ią
— 117 -

(Szela), inne. całe od złota się m ienią (B ranicki), inne


są czarne, z żelaznym odbłyskiem (Zawisza), jeszcze inne
m a ją siność trupiego opalu (końcowa scena). To nie
sztuka, nie scena, to cała tęcza barw , a na tern tle n aj­
potężniejszy dobór słów, tak złożonych, że widz odnosi
bardziej spotęgowane to wrażenie malarskie. Niema nie
tylko w naszej literaturze, ale w literaturze wszechświato­
wej dzieła prostszego a wspanialszego“. Końcowa apo­
strofa znakom itej tw órczyni polskiego dram atu naturali-
stycznego doskonale trafia w główne znam iona stylu Wy­
spiańskiego, w którym ¡połączenie prostoty z w spania­
łością, ludowego prym ityw u z najgłębszemi spraw am i
duszy kulturalnej, śpiewnej m elodji z w ybuchową szorst­
kością ekspresji słownej, szkicowości ostro zarysowanych
konturów z ogrom ną barw nością krajobrazu m alar­
skiego czy poetyckiego, — stw arza odrębną atmosferę,
jednakow o sugestywną, jak niebezpieczną do naślado­
wania.
Nowy zw rot rew izjonistyczny w poglądach na ma­
larstw o W yspiańskiego, którego m alarze — jak zresztą
np. i Stan. Ign. W itkiewicza — uw ażają naogół za „lite­
ra ta “, znalazł w yraz i w jednej z ostatnich, bardzo pięk­
nie ujętej, charakterystyce Tadeusza Seweryna (Indyw i­
dualność plastyczna Wyspiańskiego, 1932), który swe by­
stre uwagi na tem at w ielostronnej działalności artysty
zam knął stwierdzeniem, iż „wyjątkowe stanowisko Wy­
spiańskiego w sztuce polskiej polega na tern, że n a prze­
łomie dwóch epok i rodzącego się ogromu artystycznych
zadań uskrzydlił odwagę twórczą, podjął się olbrzymiego
trudu w yrażenia nieuświadom ionych w duszy narodu
konieczności, a władczą potęgą talentu sięgnął po sztukę,
która chaosowi życia codziennego nadaje artystyczną or­
ganizację. Gdy nastąpiła „w całej naturze polskiej prze­
m ian a“, żywe jest po nim przykazanie: Wszystko „musi
mieć form ę artystyczną... form ę nieodwołalnego piękna,
przed którem nie ostoi się nic, które jak m łot walić
będzie...“
W tej działalności W yspiańskiego, którą tu tylko mi­
m ochodem można, ale i trzeba było zaznaczyć, z litera­
tu rą najściślej się łączy zdobnictwo drukarskie. Zasługi
— 118 —

na polu sztuki drukarskiej staw iają W yspiańskiego w rzę­


dzie najznakom itszych twórców nowoczesnej książki pol­
skiej. Już pierwszy w łasny druk poety : w ydana w roku
1897 pierw sza redakcja Legendy, będąca dziś bibljofil-
skim „białym krukiem “, nosi na sobie ten odrębny cha­
rak ter graficzny, jaki z pew nem i udoskonaleniam i ro z­
pow szechniły późniejsze jego książki. Chcąc ocenić nale­
życie znaczenie tej daty przełomowej w polskiej sztuce
drukarskiej, trzeba sobie uprzytom nić, że okres poprzedni
zaznaczył się zupełnym, jej upadkiem , że naw et w ydaw ­
nictw a artystyczne były naogół tandetą, drukow aną byle
jak, zdobioną jeszcze gorzej, że poruszony tu problem
jakby wcale nie istniał. Inicjatyw ę i zasługi W yspiań­
skiego na tern polu pojm iem y najlepiej, biorąc do ręki
roczniki Życia krakowskiego i śledząc zmiany, jak iew p ro -
w adził on do tego pisma.
Pierw sze num ery z ostatniego kw artału 1897 roku
pod redakcją Ludw ika Szczepańskiego zdobi rysunek ty ­
tułowy R auchingera, skom ponow any w stylu wiedeńskiej
secesji; w ew nątrz oklepane ozdoby graficzne, czerpane
z m aterjału, jakim rozporządzała ówczesna D rukarnia
N arodow a Pobudki ewicza, gdzie pism o tłoczono. Na
przedostatniej stronie n ru 4-go reprodukow any widok
Wawelu W yspiańskiego charakterystycznym swym stylem
znacząco się odbija od zamieszczonych obok szablono­
wych „upiększeń“. W nrze 6-tym, jako przeryw nik pod
artykułem Potockiego o Sienkiewiczu, pojaw ia się jeden
ze znanych później motywów kw iatow ych W yspiańskiego,
ten sam, z jakim w roku 1907 spotykam y się n a okładce
przekładu Corneille’owego Cyda. W nrze 7-ym z 6 listo­
pada 1897 r. zamieszcza W yspiański artykuł o Świętym
Krzyżu, ilustrując go w idokam i kościoła, ścian naw y i o r­
n a m en tó w ze stall i sklepienia. W artykule tym pisze
artysta: „Dzisiejsze m alow anie razi przedewszystkiem h a ­
łasem barw , tam gdzie delikatnie je zaledwo trzeba było
zaznaczyć i rysunek podkreślając kolorem nic nie zagu­
bić z oryginalnych linij starodaw nych“. Przytaczam to
zdanie, aby w łasnem i słowam i artysty podkreślić, jak
dbał on o styl, jak n a styl był czuły i jaki dla stylu m iał
szacunek. W nrze 9-tym oglądamy reprodukcję Szatanów
W '' : -r : ' ■. ' ŕ > ľ - ; ; ľ ::

— 119 —

W yspiańskiego, ale na stronie sąsiedniej zamieszczono ty ­


pow ą ozdobę secesyjną większych rozmiarów. Ta sam a
ozdoba pow tarza się w nrze 10-tym, choć piękny ry su ­
nek tytułow y dał Procajłow icz, a w ewnątrz num eru
W yspiański aż trzy rysunki zdobnicze. Odtąd co num er
pow tarzają się i m nożą róże, koniczyny, lilje, osty, cha­
bry, motyle, a w num erze 13-tym z 18 grudnia 1897 r.
pojaw ia się. pierwszy w Życiu rysunek tytułowy W yspiań­
skiego. Z rysunków W yspiańskiego nie najlepszy, ale
nosi na sobie piętno indywidualności, m a jej styl i sam
w sobie jest stylowy. W tym samym numerze, z powodu
nagrodzenia kartonu W yspiańskiego ze św. Franciszkiem,
znalazł się p o rtret artysty i artykuł o nim Ludwika
Szczepańskiego, pochlebny, ale zarazem klepiący po ra ­
mieniu, a jeśli chodzi o charakterystykę 28-ioletniego ma^
larza, dosyć mętny. Nie sposób tu śledzić num er za
num erem objaw ianie się talentu W yspiańskiego n a ła­
m a c h Życia, tam, gdzie nadal sąsiadował z szablonem
lub, oo gorzej, z w iedeńską secesją. Zaznaczę więc tylko,
że w nrze 1-ym z r. 1898 reprodukow ano Duchy boha­
terów z rysunków do Iljady i karton w itrażu ze św.
Franciszkiem ; w następnych num erach pojaw iają się ry ­
sunki artysty z motywów gotyckich i nowe motywy
kwiatowe; w nrze 3-cim jeden ze szkiców dziewczęcych:
Panna Władzia; w 5-tym Dziecko śpiące; w 11-tym ry ­
sunek z rzeźby K urzaw y Wisła i Waweł; w 12-tym Za­
dumana; później, aż do n ru 22-go, t. j. do końca okresu
redakcji Szczepańskiego, współudział Wyspiańskiego
zanika.
Od czerw ca 1898 r. Życie przeszło n a własność Se-
wera-M aciejpwskiego; redakcję objął A rtur Górski, kie­
row nictw o artystyczne Leon Wyczółkowski. Zaczął się
ten okres pisma, który zapewnił m u znaczenie przeło­
mowe w dziejach sztuki i literatury polskiej. Zmianę
redakcji zaznaczono naw et zmniejszeniem form atu, ale
układ graficzny, a naw et dobór ozdób, niewiele się jesz­
cze różni charakterem przeciętnym od okresu poprzed­
niego, mim o że znać pow ażne wysiłki o nadanie pism u
w yrazu artystycznego. Reprodukcje obrazów i szkiców
W yspiańskiego, od pierwszego num eru pod now ą redak-
— 120 —

cją, zaczynają się znowu pojawiać. Rzecz zrozum iała,


bo był to już organ Młodej Polski.
W październiku 1898 r. Życie przechodzi w ręce Przy-
byszewskiego, aby odtąd stać się w pełni w yrazem n o ­
wej sztuki. Zaraz od następnego n ru 40-go z 29 paździer­
nika 1898 r. kierow nictwo artystyczne pism a obejm uje
W yspiański. „Życiu — pisze Przybyszew ski w swych
w spom nieniach — oddał W yspiański nieocenione przy­
sługi. Co za olbrzym ia różnica w wyglądzie zew nętrznym
Życia za czasów Szczepańskiego, a tego Życia, którem
mógł W yspiański swobodnie rozporządzać“. Istotnie, po­
rów najm y pierw szy przez niego opracow any num er z p o ­
przednim , a zrozumienry odrazu przew rót, jaki w sztuce
drukarskiej m usiał wywołać. Nagłówek num eru zupełnie
prosty, ułożony wyłącznie z m aterjału drukarskiego, ale
m a w sobie ów styl, jaki znam y z książek W yspiańskiego.
N a pierwszej karcie tylko nikły ornam ent kwiatowy, za­
m iast tytułu nad wierszem Or-Ota. T en sam um iar, spo - '
kój, celowość n a kartach następnych. Nazwisko W y­
spiańskiego w składzie redakcyjnym spotykam y po raz
ostatni w nrze 12-tym z 5-go lipca 1899 r., ale n ad an y
przezeń pism u układ i w yraz artystyczny pozostał n a ­
dal. W tym ostatnim , najpłodniejszym i najpiękniejszym
okresie Życia, w yraża się w niem W yspiański nietylko
jako plastyk i grafik, ale i jako poeta. W nrze 45-tym
z 26 listopada 1898 r. drukuje Warszawiankę, w nrze
15-tym z 15 sierpnia 1899 r. Klątwę.
W ydało m i się celowe w przydługiej dygresji p rzypo­
m nieć dzieje stosunku W yspiańskiego do Życia krakow ­
skiego, bo pism o to znane jest dziś raczej z legendy, niż
z oglądania naocznego, a nigdzie tak bezpośrednio, jak
n a jego kartach, nie m ożna śledzić tej rew olucji, jaką
W yspiański w prow adził do d ru k arn i polskiej. N a k a r­
tach Życia pozostało świadectwo przełom u, jakiego W y­
spiański był spraw cą i z pow odu czego w dyplom ie wy­
stawy drukarskiej, urządzonej w r. 1905 przez tow arzy­
stwo Polskiej Sztuki Stosowanej, przyznając m u m edal
srebrny, nazw ano go „artystą, który drukarstw o w spół­
czesne polskie pchnął ria tory praw dziwej sztuki“. P o ­
wiedziano tam, że „poczynając od tygodnika Życie, któ-
— 121 —

rego typ artystyczny stworzył, aż do ostatnich licznych


w łasnych wydawnictw, nadaje on dziełom swoim odrębny
wyraz, nie ograniczając się do rysow ania ozdób i winiet,
lecz okładając osobiście po drukarsku całą książkę.“
W ydając swoje dram aty (nakładem autora!), Wy­
spiański 'dobierał papier, krój czcionek, rysunek liter n a ­
główkowych, zw racał uwagę na wygląd zewnętrzny i we­
w nętrzny książki, tak w w yrazie jej ogólnym, jak i w n aj­
drobniejszych szczegółach. Każda stronica wydanych
przez niego książek jest samodzielnie obmyślona i uło­
żona, stanow i dla siebie całość, której1 nie wolno n a ru ­
szać, a c o — niestety! — przeoczono w pośm iertnem zbio-
rowem w ydaniu Dziel poety. Jak zauważył w spom niany
już Trojanow ski, poczucie dekoracyjności było u Wy­
spiańskiego rozw inięte tak wysoko, że wpłynęło nawet
n a układ i rozm iary niektórych wierszy tekstu. W jego
dram atach spotykają się stronice z wierszami rozłożo-
nem i tak, aby całości nadać form ę jakby figury zdobni­
czej. Jako przykład typowy wskazano stronę 135-tą pierw ­
szego w ydania iVocy Listopadowej.
Za Trojanow skim też w arto przytoczyć pewien cie-
kawy fakt, niem al anegdotyczny. Na drodze poszukiwa­
nia odrębnego kroju czcionki polskiej w padł W yspiań­
ski n a niezwykle oryginalny pom ysł zebrania jaknaj'po-
kaźniejszej ilości autografów w ybitnych Polaków w spół­
czesnych, aby z porównawczego zestawienia ich charak­
terów wydobyć przeciętny typ pisma, a następnie prze­
kształcić w nowy rodzaj czcionki drukarskiej. Potrzebne
rękopisy zaczął naw et zbierać, ale później sam zapewne
zarzucił ten utopijny pomysł.
Zbieraczem książek W yspiański nie był, ale od łat
najm łodszych nam iętnym ich czytelnikiem. W jednym z li­
stów do przyjaciela swego, H enryka Opieńskiego pisał
poeta 28 stycznia 1896 r. ż prośbą o kupno potrzebnych
m u książek, z czego tłum aczył się: „bo ja, widzisz, mam
pasję do książek i kocham się w książkach, odkąd się
w pannie Zosi nie kocham, bo widzisz, kochany H enryku,
ja cierpię n a tę nieuleczalną chorobę umysłową — p rag ­
nienia ciągłego pokarm u pisanego. Ja nie biorę, mój ko­
chany, bjde czego do ręki, ale te rzeczy, które wybiorę,
— 122 —

które podejm uję do czytania, bardzo kocham i upijam


się niem i.“
Poetycki w yraz tej nam iętności dał W yspiański w je­
dnym z najpiękniejszych swych liryków, w w ierszu z roku
1905, zaczynającym się od słów: Pociecho moja ty, ksią­
żeczko...
Teatrow i poświęcał się W yspiański od lat najw cześ­
niejszych, równolegle z m alarstwem . N a deski sceniczne
w kroczył Warszawianką, w ystaw ioną po raz pierw szy 26
listopada 1898 r. w Krakowie. Od tej daty do śm ierci
w dniu 28 listopada 1907 roku, w krótkich ram ach lat dzie­
więciu zam yka się teatraln a działalność W yspiańskiego,
największego polskiego tw órcy dram atycznego, obok Sło-
wackiego, nad którym m iał tę wyższość, że wizje swoje
mógł był oglądać w realizacji scenicznej i sam em u tę
realizację tworzyć. Ale podobnie, jak w itraże wawelskie,
sceniczne pom ysły W yspiańskiego właściwie nie były zre­
alizowane. W ystawiano jego dram aty, uw zględniano —
przynajm niej częściowo — jego wskazówki, ale nie dano
mu pola pod w łasny jego teatr. To, co przyoblekło form ę
sceniczną, było zaledwie skrom ną zapowiedzią tych wszyst­
kich możliwości W yspiańskiego, jako człowieka teatru,
które z dram atów jego — być może — w skrzesi kiedyś
przyszły inscenizator-reżyser, o ile zdoła wczuć się w ów
odrębnjr świat wielkiego poety, aby we Właściwej u k a ­
zać go oprawie. W yspiański mógł był stać się genjałnym
sceny rew olucjonistą, ale nie został nhn, bo u czynników
m iarodajnych należytego zrozum ienia nie znalazł. Zwy­
kła tragedja wielkiego artysty, której rozw iązanie pozosta­
wia się przyszłości-korektorce wiecznej. N a dziś zauw a­
żyć trzeba, że nie m ają nic wspólnego z duchem dzieł
W yspiańskiego próby inscenizacyjne, gdzie — jak to m ie­
wało m iejsce — b ra k bezpośrednich wskazówek dekora­
cyjnych lub kostjum ow ych zkstępuje się w zoram i czer-
panem i z Saszy Schneidra. Tak pow stają nowe nieporo­
zumienia, o które w stosunku do W yspiańskiego nietrudno.
Przykładem choćbj^ w spom niane już w ydanie zbiorowe
Dziel, gdzie w łasną, oryginalną form ę u kładu graficznego'
W yspiańskiego lekkom yślnie zarzucono n a rzecz przecięt­
nego typu w ydaw nictw nakładcy. Niedość więc pow ta­
— 123 —

rzać, że W yspiański, skądkolwiek spojrzeć n a jego tw ór­


czość, ina wszędzie styl własny, odrębny, inny. O tem ka­
żdy, kto przystępuje do jego spuścizny z zam iarem jej roz­
powszechnienia, w inien pamiętać, i stylu tego w dziedzi­
nie twórczości wielkiego artysty nikomu przerabiać ani
dostosowywać nie wolno, raczej zrezygnować ze swych
pobożnych ale niedojrzałych zamiarów. Styl W yspiań­
skiego in a bowiem swoją niezaprzeczalną logikę, m a za
sobą praw o genjusza i wielkość dokonań. Do W yspiań­
skiego dochodzić należy w łasną jego drogą, a jeśli dzieł
jego realizacja wymaga uzupełnień, poszukiwać ich za
tem i w yłącznie wskazówkami, jakie dyktuje twórczość ar­
tysty.
W spółczesnym W yspiańskiego i nam dzisiejszym
tw órczość poety objaw iła się przedewszystkiem w d ra­
macie. Podłoże psychiczne człowieka było bowiem nie­
jako predestynow ane, aby w tej właśnie dziedzinie mo­
gło i m usiało wydobyć się n a jaw. W bardzo ciekawem
studjum o „roli czasu w rodzajach literackich“ określa
prof. K leiner dram at, jako „poezję dążenia w przyszłość“.
Pogląd ten Wynikł z przyjętego przez autora założenia.
Da się on zastosować do zajmującego nas tu zagadnienia,
z konieczności odsuw a on jednak na plan dalszy moment
etyczny, który w każdym wielkim dram acie jest głów­
nym bodźcem tw órczym a zarazem sprawdzianem tragicz­
nego poglądu na świat, bez którego dram at pomyśleć się
nie da. Ów m om ent etyczny, uzasadniający postawę m o­
ra ln ą bohaterów , jest u W yspiańskiego zawsze obecny.
Oczywiście, najłatw iej spostrzec go w utw orach w ro ­
dzaju Klątwy czy Sędziów, gdzie jest wyłącznym węzłem
dram atycznym , w yrastającym przytem z własnych prze­
słanek życiowych poety. Etyka Wyspiańskiego, dotych­
czas nieopraoow ana lub w sposób ledwo szczątkowy, a sta ­
now iąca niezwykle ciekawy i otw ierający rozległe wid­
nokręgi przedm iot studjów, jest oparta o niewzruszone
kategorje nakazów m oralnych. Uświadomiwszy to sobie,
nie dziwimy się rozw iązaniom tragicznych koncepcyj
tw órcy Klątwy i Zygm unta Augusta.
Bodźcem twórczości dram atycznej Wyspiańskiego
były przeżycia subiektywne, kontrolowane niezwykle czu­
— 124 —

łem i najwyższym nakazom m oralnym , społecznym i n a ­


rodow ym podległem sumieniem. D ram at W yspiańskiego
nie jest straw ą łatw ą, wym aga o n czynnej w spółpracy
w idza lub czytelnika, robi go j akby swoim aktorem , zm u­
sza do m yślenia i głęboko wzrusza. W brew odm iennem u
m niem aniu, nie jest m niej zrozum iały dla cudzoziemca,
niż dla widza polskiego. Jest ciekawe, że w łaśnie Wesele,
zdaw ałoby się, utw ór w twórczości poety najbardziej n a ­
rodowy, m im o chybiony pom ysł paryskiego przedstaw ie­
n ia w teatrze m arjonetek, wzbudziło zajęcie w śród p u ­
bliczności francuskiej. Osobiście, jestem przeświadczony,
że dramat}'- W yspiańskiego, o ile doczekają się dobrych
przekładów i tra fią na kongenjalnyeh inscenizatorów ,
m ają przed sobą w ielką przyszłość wśród obcych i stać
się m ogą potężną rew elacją. (Kto wie, czy w łaśnie діє
zzewnątrz, z zagranicznym stemplem, pow rócą dopiero
do nas, aby odnosić n a scenach narodow ych te tryum fy,
jakie się należą Szekspirowi literatury polskiej? Może do­
piero wówczas docenim y oryginalność, wyjątkowość, je-
dyność, głębię i artyzm t e a t r u W yspiańskiego?)
Tragizm m etafizyczny W yspiańskiego, który — jak
świadczy najlepiej Wyzwolenie — poszukiw ał rozw iązań
swego zagadnienia n a drodze rozum u, m usiał dojść do tego
gordyjskiego węzła, jakim dla um ysłu ludzkiego jest Los
czyli Fatum . To tchnienie wieczności, pogłębiające ale
i stylizujące na antyczną modłę konflikt dram atyczny,
n adaje teatrow i W yspiańskiego patos wielkości, jako je­
dynej rękojm i trw ałej sławy człowieka. Gdyby nie cłemo-
nizm Chochoła, Wesele byłoby tylko św ietną kom edją
satyryczną. Przez w prow adzenie sym bolu metafizycznego
obraz rzeczywistości ludzkiej, pozornie dość pospolitej,
w zniósł się na wyżyny m itu o sugestywnie potężnym
tragizm ie. Stąd nieprzem ijająca żywotność tego arcy­
dzieła dram atycznego W yspiańskiego.
Form a, w jakiej kształtował}' się pierw sze pom ysły
dram atyczne W yspiańskiego, m a ch arak ter balladowy.
Zwłaszcza Legenda (w obu redakcjach, czyli wydaniach,,
z r. 1897 i 1904) jest jakby udram atyzow aną balladą na
tem at wzgórza wawelskiego i jego przedhistorycznych
tradycyj. W ystępują tu już zasadnicze m otyw y myśli i w y­
— 125 —

obraźni twórczej Wyspiańskiego. Widowisko jaw i się jakby


przed oczami poety, którego obecność wyczuwamy nie­
ustannie poprzez doskonale zobjektywizowany dram atycz­
nie liryzm. We wstępie poetyckbn do dram atu o Bolesła­
wie Śm iałym (1903) mówi W yspiański we własnem
im ieniu :
Sen m iałem ta k i i w tym śnie w idziałem
rzeczy, k u k tó ry m sercem gonię całem .

W w izji dram atycznej poety w yłania się gród wawelski,


zaludniony zbrojnym orszakiem widm-ludzi, co miecze
dźwigały. Spraw a czynu przez miecz będzie też węzłem
tragicznym w Powrocie Odysa (1907), zaciskającym się
tu już jednak w sum ieniu bohatera dram atu. W Legendzie
(w obu redakcjach) spraw ą zasadniczą jest wola zwy­
cięstwa, choćby za cenę życia, po którem zostanie tylko
sława. N aprzeciw w iary W andy w królestwo zaświatowe
dram atycznym kontrastem jest los Kraka-Martwicy, w d ru ­
giej redakcji w yraźnie zestawionego z Chochołem z We­
sela. W pierwszej redakcji, co w następnej usunięto, K rak
m a przed śm iercią refleksje naw skróś nowoczesnego czło-
wieka, który sobie mówi:
w szak w każdem ciele
d u ch się plącze taki,
co choć u m ie ra ciało,
w iekiem zm ięte,
to ten zostaje...
W redakcji drugiej ta troska K raka odpadła, jak i m o­
m ent przełom u psychologicznego w W andzie uległ znacz­
nem u ograniczeniu, natom iast w ydatnie się spotęgował
osobisty sm utek poety, wyrażony ogólnym tonem utworu,
w którym m otyw y pieśni ludowej skojarzone z treścią
legendarną i z rzeczywistym krajobrazem wiślanym two­
rzą całość o niepospolitej sile ekspresji poetyckiej. N a
tych sam ych czynnikach tworzywa artystycznego osnuł
poeta dram at Bolesława Śmiałego, będący .ńiejako ideo­
wym ciągiem dalszym Legendy. Krasawica, kochanka k ró­
lewska, jest tu naczelną przedstawicielką świata „rusal-
nego“. Ale naprzeciw króla, który w akcie trzecim zmaga
się już sam z sobą we w łasnem sumieniu, jak to i Odys
czyni, naprzeciw króla, co w imię swych ziemskich praw
— 126 —

„na wsz3fstko się w aży“, staje potęga Biskupa, m ającego


za sobą Boga i now ą wiarę, naśw ietloną duchem słonecz-
ności. Bolesław Śmiały, jeden z najlepiej zbudow anych
dram atów W yspiańskiego, utw ór, którego p rem jera w te­
atrze krakow skim (7. Y. 1903) była najw iększym sukce­
sem artystycznym sezonu, m a swe uzupełnienie filozo-
ficzno-liryczne w Skałce (1906). W obu dram atach w ystę­
puje Bapsod, uosobienie poety. N ajbardziej osobistemi to­
nam i lirj^zmu nasycone są słowa Rapsoda:
T ęsknotę jeno w ielką znam
za tem , co hej, w oddali, —
co słyszę, kiedy pieśni gram ,
co się w m ym śpiew ie żali.

W yzw olin chcę, z m a rtw o ty . H ej !


Śm ierć je d n a m nie ocali.

Czuje się człowieka boleśnie doświadczonego w najp ięk ­


niejszej sile wieku chorobą, n a którą nie było dla niego
żadnego ratunku. Tego samego człowieka, co ustam i Odysa
wypowie dogłębną swoją troskę: „N ikt żywy w kraj m ło­
dości raz drugi nie w raca.“ Ale m a on i in n ą świadom ość
swej osobowiości- Mówi o tem R apsod - W yspiański
w Skałce:
N a je d n ą chw ilę sięgnę dusz
i duchem w alkę stoczę.

N aro d u pieśń, n a ro d u śpiew


i m y śl i serce tkliw e
i w szystek ból i żal i gniew
w k rw i m ojej p ły n ą żywe.

Rapsod to przedstaw iciel św iata rusalnegoi W liście


do M arji K rzym uskiej, dziękując za obszerną recenzję
o Legendzie, objaśniając jej pewne szczegóły, pisał W y­
spiański: „W anda jest córką K raka i W iślany, i dlatego
jest „ru saln ą“. „Zadum ałem się przy tem objaśnieniu —
m ówi Boy-Żeleński. — U jrzałem jakby błysk światła. A on?
A W yspiański? Czyż on nie jest m s a l n y l Czy nie m ożnaby
sobie wyobrazić, że stary rzeźbiarz W yspiański, jeden
z owych poetów w duszy którzy lubią zajrzeć do kieliszka,
zabłąkał się pewnej nocy na brzeg W isły i tam spłodził
- 127

syna z ru sałk ą czy w odnicą? Gdyby ta hipoteza m iała


cień upraw nienia naukowego, wiele rzeczy stałoby się
nam jasne w tym najdziwniejszym z ludzi, jakim był Sta­
nisław W yspiański. Z wieloma poetam i obcowałem
w druku, z niektórym i osobiście, ale nigdy nie m iałem
tego uczucia co wobec W yspiańskiego, mianowicie że to
było coś zupełnie inaczej stworzonego od wszystkich in ­
nych ludzi. Już teraz wiem. On jest rusalny. Stąd jego sto­
sunek do roślin, do kwiatów, z którem i łączy go związek
najw yraźniej osobisty (może jacj^ krewni?), stosunek do
św iata duchów, do św iata tych wodnic i rusałek: to nie
poetycki aparat, to rzeczywistość. Bo co my wiemy o świę­
cie? W yobraźm y sobie (a m ożna to sobie wyobrazić dosko­
nale), że tak samo jak zdarzają się międz3^ nam i t. zw.
medja, otoczone światem zjaw, tak samo dawniej mogły
być całe plem iona ludzi, którzy nie zatracili jeszcze tych
właściwości: w takim razie czyż świat ów, który przetrw ał
w legendzie, świat wodnic, rusałek, dziwożon, czyż nie
był rzeczyw istością? Bo wszak rzeczywistość to to, co
widzi większość ludzi: system niemal parlam entarny. Wy­
spiański był rusalny: m am na to jeszcze jeden dowód.
W życiu, w tw órczości był on ascetą; nie czuł kobiety, ko­
bieta praw ie że nie istnieje dla niego. A teraz weźmy,
jak a fala potężnej zmysłowości idzie od tych jego zjaw
wodnych, od tych rusałek. N a ziemi to świat trudu, walki,
pokuty; — tam , w tych falach Wisły, zdławione n a ziemi
tęsknoty budzą się potężnie i kusząco w zetknięciu z lu ­
bieżną falą. Czy to nie spadek poety po matce rusałce?
Czyż te piosenki w iślane nie robią w rażenia czegoś nie
wymyślonego przezeń, ale słyszanego niegdyś? — I ta
Legenda, którą uczeni w piśmie określili jako „najsłab­
sze z dzieł poety“, w \rdała m i się czarująca. Mało który
utw ó r w sposób tak naturalny rzuca pom osty miedz}' nam i
a przyrodą, między życiem indyw idualnem a roztopieniem
się. w wielkiej Jedności; m ało który daje tyle melodji, tyle
pogrążających w zadumie obrazów. Jest to cudowny „ro­
sół z gwoździa“ ; gwoździem był m it o Wandzie: rosół się
ugotował, gwóźdź m ożna wyrzucić. Co nas obchodzi
W anda? Dla m nie uroczym jest tu sam Wyspiański, który,
znalazłszy się w wiślanej fali, w tym świecie, gdzie niema
— 128 —

już żadnych nakazów, obowiązków, w tow arzystw ie (w du­


chu m ojej hipotezy) swoich m iłych kuzyneczek-rusałek,
pozwala odtajać sercu, zmysłom, i daje zakw itnąć temu,
co całe życie dław ił w nim na ziemi „ten trud, co go zabi­
jał...“ To zupełnie nowy W yspiański; jakże inny od tego,
który zabłąkał się na ziemię...“
Ów napół-żartobliw y kom entarz Boya-Żeleńskiego le­
piej od najuczeńszych wywodów objaśnia pew ną stronę
artyzm u W yspiańskiego, w iązaną zazwyczaj z wpływem
W agnera, ale najosobiściej w ysnutą z bezpośredniego ob­
cow ania z krajobrazem . Mocą potężnej wyobraźni, jakiej
ze w spółczesnych nikt (naw et Miciński) w takim stopniu
nie posiadał, a z poprzedników polskich jeden tylko Sło­
w acki p rzerasta go rozpiętością skali, choć nie emocjonal-
nością treści, — W yspiański zaludnił k rajo b raz legendar­
nym światem stw or rozm aitych, co pow tarzać się będzie
zapom ocą innego ap aratu myślowego, ale w podobny spo­
sób, w całej jego tw órczości dram atycznej. W Legendzie
(a poniekąd jeszcze i w Bolesławie Śmiałym, i naw et
w Weselu) rusalność jest ideą przew odnią dram atu, w któ­
rym słow a są tylko m uzyczną in terp retacją w zruszenia
lirycznego. Ale i w niemniej rusalnej Skałce znakom icie
tu spotęgowany czynnik refleksyjno-filozoficzny, w yraża
się zapom ocą zupełnie racjonalistycznego poznania. Mówi
oto Śmierć:
Je st jeden P ra w d y w ieczny bieg:
że niem asz życia, k ro m p rzez g rzech;
je d en je st żyw ym w ieczny los:
w za jem n y ch zb ro d n i w ażyć cios.

Równocześnie bowiem z balladow ym w ystępuje


w twórczości W yspiańskiego czynnik antyczny. Zagadnie­
nie stosunku poety do kultury helleńskiej najkom petent­
niej i najszczegółowiej przedstaw ił Tadeusz Sinko {An­
ty k Wyspiańskiego, 1916, II wyd. 1922), który w twórczo­
ści W yspiańskiego widzi wogóle szczyt oddziaływ ań an­
tyku na literatu rę polską. „To słońce, — pisze rzeczony
autor (w książce: Hellada i Roma w Polsce, 1933) —
na którem z innym i bohateram i przebyw a duch W yspiań­
skiego, to słońce — H om era, sławionego już w w ierszyku
szkolnym, a towarzyszącego poecie przez całe życie, jako
— 129 —

źródło tylu natchnień greckich“. N atchnienia te znalazły


w yraz nietylko w tragedjach, czerpanych w prost z mo­
tywów klasycznych, ale wogóle w twórczości dram atycz­
nej poety. N awet w Skałce, najm niej zresztą spodziewa­
nie, zjaw ia się P andora z m itu Hezjodowego. Jak zaś ry ­
chło i głęboko zżył się W yspiański z antykiem, świadec­
twem już Meleager (1898). N a podstawie szczegółowych
zestawień stw ierdza Sinko, że tragedja ta „jest antyczna
nietylko w przedm iocie i treści, ale także w charakte­
rach, czynach, słowach i tendencji. W yjątek stanowi Mae-
terlinckow ska scena zakochanej p a ry “. Ale Meleager po­
zwala rów nież jasno w niknąć w postaw ę Wyspiańskiego
na progu jego twórczości dram atycznej.
„Jest to — pisze Stanisław Brzozowski w swem b a r­
dzo ciekawem i dogłębnie wnikliwem, niestety nieukończo-
nem, studjum o W yspiańskim (wyd. pośm. 1912) — utwór
tak przejrzysty i logiczny, że czytając go, doznaje się w ra­
żenia analogicznego do tego, jakie pozostaw iają w nas
przedziw ne szkice P atera o Grecji. I analogja nie jest po­
wierzchowna. W tym momencie W yspiański pozostaje
w takim właśnie stosunku do świata, jaki charakteryzuje
w ytw orny estetyzm angielski. Jest to rozumienie cudzych
losów. Rozum ienie artystyczne, a więc naw skróś jasne,
przepojone świadomością. Postacie Meleagra stw arzają
w naszych oczach los swój własny, m y widzimy, jak wy­
ra sta on z ich własnej świadomości i jej granic. Widzimy,
jak zabobon Althei, zwolna, nieuchronnie staje się czemś
nazew nątrz niej istniejącem. Ona sama nie wie, czy jest
to tylko jej wmówienie, czy coś rzeczywistego. Świado­
mość człowieka jest tylko jego świadomością, poza grani­
cami jej istnieje m ożność innego życia. To co wydaje się
nieuchronnem , koniecznem z punktu widzenia danego
stanu świadomości, staje się zbędnem i znikomem dla in­
nych form , innych typów życia. Tragedje nędzy i bez­
siły wobec potęg kulturalnych, niweczące nowoczesnego
europejczyka, nie byłyby tragicznemi *dla entuzjasty ubó­
stwa z czasów F ranciszka z Asyżu, dla indyjskiego fakira.
Życie załam uje się w nas w kategorjach i form ach naszej
.świadomości. To co wiemy, co myślimy, co czujemy, to jest
nasze przeznaczenie, nasza siła i nasza słabość. W momen-
9
Obraz w spółczesnej literatury polskiej. T. II.
— 130 —

eie gdy Althea spaliła ową fatalną głownię, zerw ała łącz­
nik pomiędzy synem a sobą, Meleager został sam, tak jak
tego pragnął. Miał już tylko ¡siebie i oto widzi, że on sam,
cała jego istota zrośnięta jest z tern podłożem, od którego
się oderw ał, że nie odnajduje w sobie żadnej siły w łasnej,
całe jego ja świadome, to jest cząstka, w ynik tego kom ­
pleksu życiowego, którego uosobieniem była m atka. Nasze
m yśli zakreślają ścisłe granice, poza którem i niem a dla
nas życia. Nasze ja to form a, zw iązana tysiącznem i niedo-
strzegalnem i nićm i z pew ną tylko treścią. Aby wyjść poza
nie, aby wyjść poza okręg, stw arzany przez naszą w łasną
świadomość, trzeba m ieć już w sobie to inne życie. Mele­
ager widzi, że gdy cała jego zw iązana z przeszłością istota
spłonęła, zginął o n sam cały, pozostała naga możliwość,
myśl bezkształtna, która widzi tylko śm ierć wszystkiego,
co było treścią. Stary Ojneus wskazuje, jak w yzwala się
człowiek od przeznaczenia. O bum iera się, obojętnieje się
n a życie, dojrzew a się dla śm ierci i to jest wyjście jedyne.
Do pewnego stopnia w chłodnym tym, w yrzeźbionym d ra ­
macie W yspiańskiego jest już cały program jego tw ó r­
czości: tylko, że świat ten jest dopiero ujrzany, nie prze­
żyty. Ludzie żyjąc, żyją zawsze w pew nych form ach,
m ają tylko pew ne myśli, tylko pew ną wolę, pew ną wiedzę.
Każdy snuje z samego siebie to swoje w ew nętrzne fatum ,
każdy w swojem ja m a zarazem i granice, w których obrę­
bie jedynie rozum ie innych, czyny każdego w p ad ają w ży­
cie w ew nętrzne innych nie takiemi, jakiem i je chciał m ieć
sprawca, lecz takiem i, jakiem i czyni je życie w e­
w nętrzne tego, n a kogo czyn działa. Rozumiemy w łaści­
wie ciągle tylko siebie, zam ykam y innych w granicach n a ­
szego ja i to ja nasze ciąży, jak los nietylko n a nas lecz
i n a całym świecie z nam i współżyjącym. Mamy tu całko­
wicie konsekw entną im m anencję psychologiczną. Snują
z siebie ludzie tkankę, w której giną. Kto dzierży jej
przęsła, gdzie początek tkaniny, na to nie odpowie żadna
z ofiar bezwiednie stw arzanego losu. Pojęcie całkiem no­
woczesne: los ludzkości w każdym momencie, to form y
życia i myśli, które zdołała ona w ypracow ać. Życie inne,
możliwe, lecz nieistniejące i niezłom ny kres staw iany przez
to, oo jest pozaludzkie, zlewają się w jedno. Nikt nie od-
- 131 -

różni nieosiągniętej swobody od pozaludzkiej koniecz­


ności, to czein się jest? ciąży zawsze na nas. Ach tak, tak
łatwo ucieka się m yślą od losu, tak łatwo wyobrazić sobie
zamiasť Polski współczesnej Indje lub Ateny, przeżyć
w m yśli zam iast swego dram at Sokratesa, tak łatw o wy­
obrazić sobie Meleagra Bazarowem (z powieści Turge-
niewa: Ojcowie i Dzieci). I czemżeż dla niego ta głow­
nia? — Związek zerw any z gminą, której m iał być dzie­
dzicznym włodarzem. W yjść poza siebie, to znaczy mieć
nagle inną przeszłość, inną krew w żyłach, to znaczj^
zaginąć, a jednak być. N a wstępie twórczości W yspiań­
skiego jest tw arde poznanie, że myśl nie zmienia rzeczywi­
stości, może ją poznać, widzieć, rozumieć, ona trw a nie­
zmienna. Ludzie z widowni, kim jesteście wy, którzy p a­
trzycie na chłodną grę życia? Wyście wolni? Od czego?
Od losów Meleagra, A talanty? Patrzycie na nie tacy bez­
pieczni, spokojni, a wy, wasz los? Co daje wam ten spo­
kój? Ojneus przeczuw a go, on patrzy już na świat tak, jak
ma praw o ten patrzyć, kto zbliża się do grobu. Wzięło życie
wszystko, co było moje, wyplotło ze mnie całego swoją
tkaninę, los cały mój i innych w ysnuł się już ze mnie, po­
zostało to, co w olne już jest od ludzkich losów, bo prze­
staje być człowiekiem. Ludzie z widowni, twórco dram atu,
czy i wasze życie skończone? W yzwala się człowiek od
życia tylko poprzez śmierć! I następny dram at W yspiań­
skiego to elegja tęsknoty za życiem“.
W tej interpretacji MeZeać/ra Brzozowski odsłonił za­
sadnicze m otywy myślowe Wyspiańskiego. Jego poezja
przypom ina m u — jak pisze dalej — „człowieka, z którego
w szystka krew w ypłynęła i w siąka w ziemię bezkształtna.
Jest tu bezkrwistość i jakby woń świeżej krwi: bolesne
rozdarcie w ew nętrzne“. Bo, istotnie, twórczość W yspiań­
skiego to ciągłe zmaganie się ze sobą, walka o swój los,
darem ne przezwyciężanie przeszłości, dążenie do swobody
i wyzwolenia z pod przemożnego czaru grobów i trupiej
m artwicy, bój ze śm iercią o życie, „świadectwo — również
słowa Brzozowskiego — głębokiej m artyrologji duchow ej“.
D ruga zkolei grecka tragedja Wyspiańskiego: Protesi-
las i Laodamja (1899) jest już bardzo zmodernizowaną,
nastrojow ą sceną liryczną na temat miłości aż poza grób.
9*
— 132 —

N atom iast niem al doskonałą transpozycją klasycznego fa­


talizmu n a teren współczesnej wsi polskiej jest Klątwa
(1899), tragedja wzięta z autentycznego zdarzenia, osnuta
na konflikcie księdza i jego nałożnicy z grom adą, n a prze­
ciwstawieniu praw a do swobody stanow ienia o w łasnym
losie z praw em zbiorowem, spotęgowanem tu nadto przez
niew ypartą jeszcze siłę zabobonu. Również praw da serc
prostych, znakomicie jednak psychologicznie pogłębiona
i z przedziw ną konsekw encją w yprow adzona z głębi su­
m ienia ludzkiego, stała się w ybornem tw orzyw em n a ­
stępnej tragedji z kroniki życiowej wsi m ałopolskiej: Sę­
dziów (pierw sza redakcja z roku 1900, ostatecznie oprać.
i wyd. 1907).
Zwrócił już uwagę Piotr Chmielowski w studjum
0 W yspiańskim (1902), które dotąd zachow ało rzeczową
wartość, a obok uznania dla genjalności dram aturga
1 oceny czynników jego artyzmu, zaw iera też wszystkie
później podnoszone zarzuty rewizjonistyczne, — że z dzie­
sięciu pierw szych ogłoszonych przez poetę utw orów każdy
jest naw skróś oryginalny (mimo widoczne tu i ówdzie
ślady obcych wpływów) i każdy jest inny. To samo da się
stwierdzić i o następnych utw orach. „Co — mówi Chmie­
low ski — przy studjow aniu utw orów W yspiańskiego
z'zuca się w oczy przedewszystkiem, to zupełne, całkowite
wyzwolenie się z pod wszelkich szablonów, przyjętych
we współczesnej, czy realistycznej, czy symbolistycznej
poezji. Pisał on tak, jakby się trzym ał zasady, wygłoszonej
przez filozofa XVIII w ieku“, Ju ljan a de La Mettrie: „Pisz
tak, jakgdybyś sam był we wszechświecie i nie obaw iał się
wcale ani zawiści, ani przesądów ludzkich“. „Dwie tra-
gedje (Meleager, Klątwa) odmienne w ątkiem i pojęciem
katastrofy tragicznej, jeden rapsod epiczno-liryczny w fOh­
mie dialogowej (Legenda), jedna scena w spaniała (Protesi-
las i Laodamja), jedna w ielka sytuacja nastrojow a (W a r­
szawianka), jedna rozległa dysputa dram atyzow ana (L e ­
lewel), szereg obrazów wzruszających, w strząsających,
wznoszących um ysł na w yżyny zaw rotne (Legjon) i d ra ­
m at utw orzony z cudownej m ieszaniny scen realnych
i fantazyjnych (W esele): — oto i w treści i w form ie
rzeczy nowe, świeże, oryginalne, w których ledwie tu
138

i ówdzie zabłąka się jakieś dalekie przypom nienie m oty­


wów już znanych“.
Z utw orów tych Warszawianka (1898) była debiutem
scenicznym autora (26. XI. 1898) i wogóle osiągnęła n a j­
większą popularność. Rozpoczyna ona cykl dram atów W y­
spiańskiego na tem at pow stania listopadowego, które było
dla poety zagadnieniem daremnego przelewu krwi, histo-
rycznym terenem doświadczalnym, skąd usiłował wydobyć
praw dę rzeczywistości narodow ej, co nawet na Lelewelu
(1899) odbiło się ujemnie. N atom iast, gdy w Nocij Listom
padowej (1904) przyszedł do głosu i na tym terenie arty-
sta-wizjoner, stw orzył znowu dzieło ogromnie sugestywne.
W acław Borowy, który w studjum o tym utworze (Ła­
zienki a „Noc Listopadowa“ Wyspiańskiego) dał jeden
z najw nikliw szych rozbiorów twórczości dram aturga i Noc
Listopadową w raz z jej motywam i antycznemi najściślej
topograficznie umiejscowił, po szczegółowym obrachunku
składających się na nią czynników, stwierdza, że jest to
„dzieło niezwykle oryginalne, o dziwnym a silnym uroku.
Raz przeczytane czy w ysłuchane ze sceny — dzieło to po­
zostawia w pamięci trw ałe śladj^, które przy lada p o trą­
ceniu zm ieniają się w plastyczne obrazy o charakterystycz­
nej barw ie nastrojow ej“. Jest tu poruszona jedna z n a j­
istotniejszych spraw, gdy się m a do czynienia z twór­
czością W yspiańskiego: oto jakkolwiek interpretow ać bę­
dziemy jego dzieła, cokolwiek będziemy wyliczać z jego
niew ątpliw ych błędów, które ostatnio bystro zauważył
i sum iennie dokum entuje Karol W. Zawodziński (Na m ar­
ginesie jubileuszu Wyspiańskiego, w Drodze, 1933, nr. 9) —
pozostanie zawsze nieobliczalna, choćby najmniej ważka
reszta, która stanowi o nieprzepartym uroku, przesłaniają­
cym pozornie najpoważniejsze, lecz w grucie rzeczy nikłe
grzechy artystyczne. I oto dlaczego dram at Wyspiańskiego,
naw et w swych niedociągnięciach czy potknięciach ra ­
tow any genjalną siłą ekspresji i oryginalnością swego
twórcy, jest nader niebezpieczny, jako wzór do naślado­
wania. Zaświadcza i, Zawodziński, że „można być n a jb ar­
dziej krytycznie względem Wyspiańskiego usposobionym,
a przecież ponow ne odczytanie Wyzwolenia, ujrzenie na
scenie Nocy Listopadowej zmusza — n ie'd o cofnięcia za­
— 134 —

rzutów, lecz do stwierdzenia, że przecie jest w tern „coś“,


jakiś urok zawsze aktywny, jakaś moc suggestywna, ja ­
kaś niewiadom o skąd rażąca poezja“. Mówił już zaś Chmie­
lowski o nieopanow anym żywiole w yobraźni, o niedo­
statku silnego rozm ysłu artystycznego, któryby regulow ał
potok natchnienia, o ponoszeniu poety przez dowolność ko­
jarzenia się w yobrażeń, o b rak u stopniow ania i um iaru,
0 w ybujaniu ponad zam iar, to rtu rac h zadaw anych języ­
kowi literackiem u i innych „w adach w ypływ ających ze
stylu, bardzo o ^g in aln eg o , bardzo świeżego, lecz niezaw-
sze skupionego w sobie, niezawsze w ypow iadającego to
tylko, co nieodzow ne“. W yspiański — zdaniem tegoż k ry ­
tyka — „olśnił nas w yobraźnią, przypom inającą najw ięk­
szych twórców, ale walczył z w yjaśnieniem sobie samemu
idei przew odnich“. O tej walce poety z sam ym sobą w spo­
m inano już, a jej przejaw am i ogrom nie znam iennem i są
1 Achilleis (1903) i Powrót Odysa (1907), będąc więcej,
niż rew izjam i Iljady i Odysei w duchu w łasnych poglą­
dów na losy bohaterów , epicko-lirycznem i objektywiza-
cjam i dram atyzow anem i osobistych doznań życiowych
i stanów subjektywnych. W Nocy Listopadowej, do której
sam poeta naszkicow ał tak zw aną „część m uzyczną“, nie-
posiadającą zresztą większego znaczenia ani artystycznego,
ani interpretacyjnego, dopatryw ać się m ożna rozw inięcia
na innym planie dziejowym, na innym terenie topograficz­
nym i wogóle w innych w ym iarach pojęciowo-wyobraże-
niowych, — balladowo-rusalnego czynnika Legendy. Słu­
sznie to zauważył Ludw ik Em inowicz w swym szkicu
z roku 1909, że „bohaterem N ocy Listopadowej St. W y­
spiańskiego jest w łaśnie noc listopadow a, a raczej przy­
ro d a — a wszystko inne, w alki ludzi i bogów są tylko
igraszką jej schorzałych pulsów bijących coraz to ciszej
w łonie ziemi, konarów i liści“...
Muzyczny punkt w yjścia dram aturgji W yspiańskiego
zaznaczył bodaj pierwszy Stanisław Lack (1876—1909:
Studja o St. W yspiańskim, z lat 1903—1908, wyd. zbio­
row e opracow ał Stanisław Pazurkiewicz, 1924), jeden
z najw nikliw szych kom entatorów poety, bynajm niej —
jak się czasem tw ierdzi — nie zaciem niający jego dzieł,
lecz odsłaniający w nich bardzo rozległe i wgłąb sięga­
jące w idoki myślowe. Także Adam Grzymała-Siedlecki
w swej dotąd podstawowej książce o Wyspiańskim (1909,
II wyd. 1918) zaznacza dobitnie, że „liryzm w spom nienia
jest jedynym niejako realizm em dram atów W yspiańskiego,
jedyną ścisłością zdarzeń. Jeżeli weźmiemy pod uwagę,
że klucz do zrozum ienia tego realizm u tak często pozosta-
w ał przy autorze, to pojąć łatwo, iż całe sceny, całe p a ­
sma motyw ów w tych dram atach pozostać m uszą bez po­
zytywnej egzegezy. — Go więcej, utw ory dram atyczne Wy­
spiańskiego nie zawsze dadzą się powiązać w całość kon­
sekwencji analitycznej. Tak np. akty Akropolis nie w ynu­
rzają się jeden z drugiego, jako konieczne następstwo
dram atyczne, a naw et choćby jako następstw o epiczne.
Każdy akt — z punktu w idzenia najdowolniejszej nawet
estetyki dram atu — jest ogniwem rozerwanego łańcucha.
I takich przykładów przytoczyć m ożna więcej. — Jedyną
w iążącą konsekw encją w dram atach Wyspiańskiego jest
j e d n o ś ć w z r u s z e n i a . W zruszenia twórczego, tow arzy­
szącego pow staw aniu dzieła. Każdy akt i każda poszcze­
gólna scena pow staw ały z jednej łzy, jednej i tej samej
łzy, z jednego gryzącego uśmiechu, z jednego w aloru
uczuciowego. I ta „czw arta“, liryczna jedność dram atów
W yspiańskiego sprawia, że gdy uczucie słuchacza ujmie
jedno z ogniw porw anego łańcucha, łańcuch ten — wbrew
praw om fizycznym, w brew przepisom estetycznym n a­
wet — drgnie cały i ruszy za pierwszem ogniwem“. Z d u-
c h a m u z y k i wywodzi też Sinko twórczość W yspiań­
skiego, znajdując do tego oparcie w fakcie, że pierwsze
próby dram atyczne m alarza były librettam i operowemi, do
których m uzykę m iał pisać H enryk Opieński. Głębiej uza­
sadnił Borowy logikę muzyczną Nocy Listopadowej. Obec­
ność podłoża muzycznego w dram atach Wyspiańskiego
jest przedm iotem ciekawych, szerzej zakrojonych uwag
Stefana Srebrnego (w wileńskim Froncie Teatralnym, z li­
stopada 1932). „A w tern w ysuwaniu na pierwszy plan
żywiołu muzyczności — pisze Karol W. Zawodziński
w przytoczonem studjum rewizjonistycznem — jest W y­
spiański nieodrodnym synem swojej epoki: niedarm o
w czasie jego pobytu w Paryżu, w szczytowej fazie sym­
bolizmu, grzmiało w śród poetów hasło V erlaine^: „de la
— 136

m usique avant toute chose!“ Ale co do drogi wcielenia


tego żywiołu muzyczności w m aterjał sztuk innych niż
muzyka, W yspiański jest zupełnie oryginalny; i tu gdzieś
tkw i niezaprzeczalna m agja jego dzieła. — Magja ta zresztą
może zbyt wąsko byłaby ujęta m etaforycznem określeniem
„m uzyki“ ; może stać się to przyczyną poszukiw ania zbyt
dokładnych analogij z określoną i realn ą sztuką dźwię­
ków. T a „pieśń brzm iąca na dnie dzieła“ ostatecznie daje
się utożsam ić w swem oddziaływaniu z najczystszą esen­
cją liryzm u“.
N ajszerzej pojętą logiką kompozycji muzycznej są
też w ewnętrznie powiązane sceny dram atyczne Leg jonu
(1900), który już Wilhelm Feldm an (1905) nazw ał „ora-
torjum , z uczuciem religijnem w yśpiew anym hym nem
męczenników idących na stos“, a Boy-Żeleński (1932) —
„wielką mszą żałobną, obejm ującą, w olbrzym iem rozpię­
ciu, całą pasję polskiego męczeństwa, polskiej darem ­
ności“.
W raz ze w zm agającą się falą żywiołu muzyczności
potęguje się charakter w izjonerski, który stanow i o nie­
zwykłej sugestywności Legjonu, a po przejściowym na-
pół realistycznym um iarze Wesela (1901), poprzez Wy-
zwolenie (1902) i N oc Listopadową, ro zrasta się do nie-
sam owitych rozm iarów w Akropolis (1904), osiągając tu
szczytowy punkt możliwości inscenizacyjnych. W tw ór­
czości W yspiańskiego arcydziełem artysty, przez swój
u m iar właśnie, pozostało Wesele, wogóle i najdojrzalszy
i najoryginalniejszy jego utw ór dram atyczny, którego w y­
stawienie na scenie krakow skiej (16. III. 1901) było nie­
znaną pozatem w dziejach teatru polskiego rew elacją.
W artykule p. t. W ielki poeta, drukow anym w Tygodniku
Illustrow anym na w iosnę 1901, czyli bezpośrednio .po
prem jerze, napisał Kazimierz Tetm ajer: „W yspiański ude­
rzył naród w serce i naród sercem m u odpow iedział“.
Do te atru W yspiańskiego kom entarzem najlepszym
i najautentyczniejszym są własne rozw ażania poety na
tem at szekspirowskiego H am leta (1905). Co mówi nasz
poeta o Szekspirze, tyczy się przedewszystkiem w łasnej
postaw y twórczej W yspiańskiego. Już n a wstępie tego stu-
cljum w prow adza nas autor w jedno z najistotniejszych
137 —

zagadnień swego teatru. Spraw a roli terenu rzeczywistego


w budowie dram atu szekspirowskiego jest podstaw ow ą dla
dram aturgji Wyspiańskiego. Tern znamienni ej szy jeszcze
jest pod tym względem ustęp o budowie tragedji, jako
artystycznie jedynym momencie rozstrzygającym, gdy n a ­
tom iast charaktery osób nic tu nie znaczą. Teren i b u ­
dowa — do czego rów noleżnikam i myślowemi: naród
i idea — są zasadniczemi składnikam i form y i treści w tea­
trze W yspiańskiego. Z nich w yrasta konstrukcja arty ­
styczna, której współczynnikiem jest stale myśl, wypływa­
jąca z bezpośredniej a niezm iernie żywej wrażliwości na
świat realny, ale zarazem sięgająca do dna zjawisk, aby
zrozumieć ich potrzebę, sens i celowość. W arunkiem , bez
którego byłaby niew ykonalna budow a ani tembardziej n ad ­
budowa, jest teren rzeczywistości. Przykładem n a jb ar­
dziej typow ym Skałka, ale również W isła podwawelska
w Legendzie, chałupa bronow icka w Weselu, deski te­
atru krakowskiego w W yzwoleniu, katedra wawelska
w Akropolis, czy Łazienki warszawskie w N ocy Listopa­
dowe]. Ów istotny związek wizji scenicznej z rzeczy­
w istym terenem akcji da się nawet rozszerzwć. zwłaszcza
przy W eselu i W yzw oleniu na wprowadzone do dram a­
tów postaci, wogóle zaś na całą twórczość Wyspiańskiego,
a to w tern znaczeniu, że jej terenem była zawsze w spół­
czesna poecie rzeczywistość narodow a, w której rozgry­
wały się w łasne jego losy. Jest to właśnie źródłem pa­
tosu patrjotycznego, którego natężenie, doprowadzone do
najw yższych akcentów szyderstwa w Weselu, osobistego
bólu w W yzw oleniu i w iary w Akropolis, a dające się
porów nać jedynie z III częścią Dziadów mickiewiczow­
skich, — wywołuje w teatrze ów m om ent dionizyjskiej
ekstazy, przez co m agja scenicznego czaru najpotężniej
widownię zniewala.
W W eselu żywioł muzyczności Wyspiańskiego został
najdoskonalej zharm onizow any we wszystkich czynni­
kach ekspresji artystycznej, składających się na jednoli­
cie skom ponow aną i rów nom iernie zagospodarow aną ca­
łość. Nigdzie już więcej nie osiągnął poeta tych co
w Weselu, wyżyn oryginalnego artyzmu. Jest to obojętne,
czy wzorem budowy scenicznej była tu ludowa szopka
138

krakow ska, czy z własnej w yobraźni, podśw iadom ie tylko


zasilanej zasobean dawniej zapam iętanym , stworzył po­
eta swój sen o rzeczywistości polskiej w ram ach p ry m i­
tywu, wzniesionego na stopień dojrzałego artyzm u, lecz
stwierdzić trzeba, że największym czynnikiem sugestyw-
ności Wesela jest w łaśnie prostota. N iem a tu żadnego
powodu do naw iązyw ania z m ickiewiczowską ideą sło­
wiańskiego d ram atu przyszłości. Wesele nic z tym p ro ­
gram em nie m a wspólnego, ani też z D ziadam i czy Nie-
boską Kom edią. Jedyne w yraźniejsze ślady pokrew ień­
stwa niektórych pom ysłów artystycznych wskazać m ożna
w Balladynie, aczkolwiek ważniejsze rem iniscencje tre ­
ściowe znaleźć m ożna i w Dziadach, i w Śnie srebrnym
Salomei, i w Księdzu M arku i w różnych innych utw o­
rach, przytem nietylko u wielkich poetów, bo i u po­
mniejszych. Są one jednak rów nie nikłe i nieważkie,
jak podobieństwo — co też już podnoszono — Chrystusa-
Apolla w Akropolis a w Juljanie Apostacie Ibsena. W e­
sele jest arcydziełem dram atu i teatru jedynem , nienaśla-
dowanem i niepow tarzalnem . Przypom nieć tu w arto słowa
Stanisław a Lacka: „W yspiański nie poto pisał Wesele,
żebyście wy potem pisali Pogrzeb (bezwartościow a p ró b a
ironizującego naśladow nictw a Wesela przez Kazimierza
Laskowskiego (Ela), 1902), napisał zaś poto, żeby się
to już nigdy nie mogło stać ani pow tórzyć“. Z ducha
Wesela, ale w każdym w ypadku zupełnie inaczej i od
siebie niezależne, pow stały następnie dwie powieściowe
wizje rzeczywistości polskiej: Ozimina B erenta i Mateusz
Bigda Kadena-Bandrowskiego. To są rów nież krajobrazy
społeczne, jak i krajobrazem społecznym jest Wesele.
Wesele stało się odrazu przedm iotem rozlicznych do­
ciekań kom entatorskich. W utworze łatw o zrozum iałym ,
jeśli go brać poprostu, jak się własnem w rażeniem od­
czuwa, doszukiwano się zagadek, potoczyła się law a roz­
wiązań. K arykaturalnym objawem tej plątaniny rebusów
była broszurka Jerzego Zwidlicza o Sym bolach politycz­
nych w „Weselu" (1919), z k tó rą m ierzyć się może
tylko jeszcze B ronisław a Bakowieckiego: K om entarz praw ­
nika do prologu (sceny I) dram atu Noc Listopadow a
Stanisława W yspiańskiego (1931), ale — mimo znaczne
różnice poziomu '— pokrew nem i zjawiskami są też:
Adama Łady Cybulskiego: Z m roku jaśniejące słowo (1922,
nowe wyd. 1931), Stanisław a Szczutowskiego: N ad głę­
biami „Wesela“ (1932), Eugenjusza Kucharskiego: Wer-
m jhora i złoty róg (1932). Z ostatnich n a ten temat
rozw ażań najwięcej mieli do powiedzenia Rajm und Ber­
get (D ram at w idm ow y w „W eselu“ Wyspiańskiego, 1931)
i Stanisław Cywiński (Sym bolika „Wesela“, 1931), n a j­
lepszą zaś odpraw ę podejm owanej przez wielu w spół­
czesnych krytyków „Syzyfowej pracy, ażeby na polu
ścisłej logiki rozw iązać zagadnienie, jak W yspiański poj­
mował treść W esela“, — dał Karol H ubert Rostworowski
(w artykule druk. w Ilustr. Kuryerze Codziennym, 1933,
nr. 12). Świadectwo poety o poecie okazało się w da­
nym w ypadku najbardziej m iarodajne.
nU tw ór ten — pisze: Jeszcze o „Weselu“ K. H. Ro­
stw orowski — nosi wybitne piętno doraźności natchnie­
nia. Jestem najgłębiej przekonany, że W yspiański jadąc
do Bronow ie jako weselny gość L ucjana Rydla, ani n a ­
wet nie przypuszczał, co z tej jazdy wyniknie. Dopiero
gdy zobaczył, co się tam działo, a przedewszystkiem gdy
usłyszał, co się tam „gadało“, uderzył w jego artystyczny
mózg i w jego patrjotyczne serce piorun z jasnego nieba:
ówczesna krakow ska rzeczywistość, która (tak to u po­
etów bywa) natychm iastow o przeistoczyła się w rzeczy­
wistość całej Polski. —- Ale podobno W yspiański mie­
w ał n a ustach osławiony, niesamowity uśmieszek. Ten
uśmieszek (sądząc po W eselu) był wewnętrznym, gorz­
kim uśm iechem gorąco czującego, koturnowego tragi-sa-
tyryka. Stąd pochodzi odrębność, bezwzględna nowość
i potężna moc Wesela. Jest ono upiornem , nie przesadzę
mówiąc bezlitosnem chłostaniem ludzi, w których gro­
nie W yspiański *się obracał i których (tak to u poetów
bywa) uznał za przedstaw icieli ogółu społeczeństwa.
Dziennikarz, to nie ten lub ów redaktor tego łub owego
pism a — to polskie dziennikarstwo. Gospodarz to nie
ten lub ów „pan W łodzimierz“ — to „praca polska
w śród lu d u “, której w chwili „czynu“ trzeba przypo­
minać, co to obiecywała „zdziałać“ i w imię czego nio ­
sła nie „pochodnię“, ale, jak się okazuje, kopcący ka­
— 140 —

ganek oświaty. Radczyni i jej córki to nie ta Inb owa


burżuazyjna rodzina, ale polskie m iasta b ratające się
łaskawie z polską wsią, gwoli „pow rotu do n a tu ry “ i no­
wych, erotycznych dreszczyków, które pod pozoram i „że
te panny to nas chcom “, k ry ją nagą praw dę, „że tak
one ino kpiom “. Poeta to nie ten lub ów poeta, ale
poezja polska pław iąca się w sztuce dla sztuki, więc
pozbaw iona pierw iastków wieszczych i oderw ana od n a ­
rodowego bytu. W ten sposób moglibyśm y przełożyć na
język satyry wszystkie „cielesne“ osoby dram atu, z w y­
jątkiem jednego jedynego Czepca. W nim widzi W yspiań­
ski uświadom ionego chłopa, gotowego do pójścia za n o ­
wym Kościuszką. Ale już Jasiek, drużba — przedstaw iciel
młodego chłopskiego pokolenia, którem u dostaje się
w rękę „złoty róg“, ponieważ (zgodnie z duchem ów­
czesnej epoki) m iało być budowniczym odrodzonej Pol­
ski, jako że m ając „coś z króla Piasta, chłop potęgą
jest i basta“ — już ten Jasiek dostaje cięgi nad cięgami:
„bez tę czapkę z paw ich p ió r“ partaczy sw oją „dziw­
nie osobliw ą“ chwilę dziejową .a zostaje m u się „ino
sznur“, czyli dalsze trw anie w duchowej niewoli i b ie r­
ności. Że tak jest a nie inaczej, świadczy o tern każda
scena, każda sytuacja, każde zdanie i groźnie satyryczny
n astrój św iata żywych ludzi. — x\le od W yspiańskiego
satyryka przejdźm y do W yspiańskiego tragika. Gdzie go
szukać? Odpowiedź zdaje m i się jedna: w świecie d u ­
chów. Tam satyra milknie, tam zaczyna się. dram at.
W czasie tw orzenia postaci Stańczyka, Zawiszy Czar­
nego, Szeli, wreszcie W ernyhory niesam ow ity uśm ieszek
znika z ust W yspiańskiego, a zaczyna się pow aga nieza-
m ąoona ani jednym zgrzytem. Więcej. Zaczyna się p od­
ciąganie m ałych ludzi do wielkich zagadnień, podciąga­
nie tak silne, że naw et m ałość uderza w fałszywe, lecz
najwyższe tony. A duchy? — „Puszczyku! zgrałeś się
przy zielonym stoliku“ — odpow iada Stańczyk n a w y­
buch szczerej, lecz zabagnionej frazeologją boleści dzien­
nikarza. Żelazną dłonią chw yta Zawisza Czarny Poetę,
gdy w ym yka m u się z rą k jak piskorz. Szela pragnie
„gębę myć, suknie p ra ć “, gdy stary, pam iętny rzezi dziad
w spom ina jego krw aw e czyny. W ernyhora tw ardo za-
m ні —

trzy nm j e Gospodarza, gdy on, „przywódca ludu“, ogląda


się za żoną w alkierzu, zam iast poznać odrazu, że tu
0 „Spraw ę“ idzie. Wreszcie końcowa scena: Kto żyw
„tęży słuch“, obudzony i chwilowo odrodzony wielkim
rachunkiem narodow ego sumienia, którego treścią jest
cały drugi akt Wesela, akt walki D ucha z ciałem. —
Dlatego w ydaje mi się m ylnem twierdzenie, że „duchowe“
osoby d ram atu są przyw idzeniam i weselników i że sam
W yspiański uw ażał je za fikcje, albo że te osoby są
z piekła rodem i schodzą się jedynie po to, ażeby —
po om am ieniu żywych ludzi um arłą, rom antyczną prze­
szłością — w ykazać im bezpłodność ich śmiesznie i dzie­
cinnie pojętego „czynu“ (kosynierzy, m arsz na W ar­
szawę i t. d.), a potem puścić ich w taniec, czyli w trzeźwą
rzeczywistość, której symbolem jest... Chochoł. — Co się
tyczy pierwszej tezy, uważam ją za błędną, ponieważ
wówczas i kaduceus, rzucony pod nogi dziennikarza,
1 opow iadanie Staszka o koniu W ernyhory, i złota pod­
kowa, znaleziona przez tegoż Staszka, i złoty róg, brany
w rękę przez Jaśka, wreszcie cały trzeci akt: ci chłopi
z kosam i n a sztorc, te „tłum y luda“, widziane przez
okno, to tężenie słuchu, ta rozpacz Jaśka, gdy widzi,
że nie może obudzić zasłuchanych weselników — jed-
nem słowem, ten w spaniały finał nie m iałby najm niej­
szego sensu. — W szak jest rzeczą wykluczoną, żeby
czyjeś przyw idzenia udzielały się ludziom nieobecnym.
Staszek wie o W ernyhorze tylko tyle, że robił „strasznie
pańskie m iny“ i że jego koń był taki siarczysty, że aż
ogniem ział. Gospodyni wie o złotej podkowie tylko
tyle, że „szczęście trza szanować“ i chować do skrzyni.
A ci chłopi za sceną? Ten tłum gotowy do walki i zw er­
bow any przez Jaśka? Też przywidzenie? Czyje? Gospo­
darza? — Byłoby to możliwe pod w arunkiem , że w trze­
cim akcie śni m u się, iż jest obudzony i dalej śni nie-
tyłko trzeci akt, ale wogóle całą sztukę. Bo jakżeż jego
„przyw idzenie“ m ogłoby się udzielić na jawie reszcie
tow arzystw a? A jeśli nie na jawie, to Gospodarz po­
w inien był zasnąć w pierwszym akcie, w czasie ż ar­
tobliwego zapraszania Chochoła na wesele przez Państw a
Młodych. Skoro zaś nie zasnął, musimy teorję indywi-
142

dualnych przyw idzeń przekreślić, a na ich miejsce p rzy ­


wrócić tradycjonalne pojaw ianie się duchów n a scenie,
■wywołanych przez „to, co się kom u w duszy śni“,
a o czem tem piękniej się „gada“ hn więcej spiryLusu
flatuje ubi unit. — W Weselu stosunek W yspiańskiego
do duchów jest identyczny jak stosunek Mickiewicza
w Dziadach (np. duch Złego P a n a i Branickiego). One
są, one działają i dają „znaki“, ażeby w ich rzeczywistość
uwierzono. Zarów no kaduceus, jak podkow a i złoty róg,
są m aterjalnem i dow odam i istnienia niem aterjałnych po­
tęg. Wesele oczyszczone z metafizyki, pojętej jako tra n s­
cendentalna rzeczywistość, staje się niedorzecznością.
Bo w stosunku do W yspiańskiego należy, m ojem zdaniem,
pamiętać, że jego twórczość jest w spaniałym gmachem
na polu psychologiczno - metafizycznem, ro zeb ran a zaś
i przeniesiona na pole czystej logiki, zam ienia się w bez­
kształtną kupę luźnych cegieł. B ektor (Józef) M ehoffer
słusznie nazw ał W yspiańskiego Z j a w i s k i e m . Kto chce
go m ierzyć m iarą ścisłego rozum ow ania, ten, o ile jest
szczery i odważny, na każdym kroku potknie się o tre ­
ściowe i form alne nonsensy. — N aprzykład: Chochoł
wchodzi do izby, w której niem a nikogo oprócz małej
Isi, zam iatającej podłogę. W chodzi i zaczyna gadać.
A cóż m ała Isia? Przecież naw et stary chłop pow inien
oszaleć ze strachu! Tymczasem m ała Isia nietylko nie
szaleje, ale naw et zaczyna walić Chochoła m iotłą i wy­
gania go „na pole“. Albo: czyż pytanie Chochoła: „kto
m nie wołał, czego chciał“, zwrócone do małej Isi, nie
jest co najm niej naiw ne? Albo zwyczajny „śmieć“, albo
pierw szy nadprzyrodzony gość. Jeżeli śmieć, to pow inien
nie ruszać się z ogrodu. Jeżeli zaś nadprzyrodzony gość,
to pow inien być lepiej poinform ow any od Isi, tem b a r­
dziej, że choćby potem w ystępuje w ro li jasnow idza, go­
tującego ścieżki dalszym dziwom. — Ale to wszystko d ro b ­
nostki. D opiero trzeci akt zaczyna się sypać n a dobre: —
Kim jest ten Jasiek, od którego czapki zależy los rozbu­
dzonej, uzbrojonej i tężącej słuch Polski? Narzędziem sza­
tan a? A czemże jest ten złoty róg? Sztuczką djabelską?
Przypuśćm y. W takim razie djabeł w ysyła W ernyhorę
i Ska i nam aw ia do „Czynu“ przez wielkie „C“. W ja ­
— 143 —

kim celu? Żeby wykazać, że ten „Czyn“ jest niedorzecz­


nością? Więc poco drugi akt? Poco besztanie „m ałych“
ludzi, skoro ich małość jest w łaśnie tem, czego Polsce po­
trzeba? — A jeśli złotjr róg jest darem nieba, to czemu
niebo natchnęło Gospodarza, żeby ten nieoceniony skarb
oddaw ał w ręce głuptasa a nie np. Czepca? No a Cho­
choł? Czemże on jest? N a wcielenie zła — za głupi, a na
słom iany wiecheć — stanowczo za m ądry. A strona for­
m alna? (Czerpię z innej beczki, bo nie m am Wesela pod
ręką). Czyż wolno mówić: „Im bliższy wiedzy, tem da­
leki“? Albo: „Na zdruzgotany głaz kasztelu Bóg wpisał
swoje p ra w a “ ? — I tak m ożnaby kręcić Weselem (gdzie
podobnych licencyj jest moc), jak szewc kopytem. —
N atom iast kto ścisłe rozum ow anie odrzuci precz i przyj­
mie zasadę Goethego: „Wer den Dichter will verstehen,
m uss in Dichters Lande gehen“ — kto postara się czuć
sercem W3rspiańskiego, myśleć jego myślą, wierzyć jego
w iarą i dać się unosić na skrzydłach jego nieokiełzanej
fantazji, ten w jego „grzechach“ przeciw ścisłej logice
ujrzy praw dę artystyczną, psychologiczną, historyczną,
a poza tem jakiś potężny i nieprzeparty urok brzmienia.
W obcow aniu z nim nie m ożna być myślicielem, trzeba być
wizjonerem. W przeciw nym razie m usi się wyłapywać
form alne „ino pehy“, treściowo zaś musi się zmieniać (co
niezaw odnie i ja robię) szczere złoto szczerej poezji na
bilon m niej lub więcej w artościowych teoryj, dostoso-
w anycn do osobistych widzimisiów i służących najczę­
ściej osobistym celom. — Twierdzeniu o zjawach z pie­
kła rodem i o Chochole w roli „trzeźwej rzeczywistości“
poświęcę tylko parę słów. Gdyby istotnie tak być miało, to
W yspiański byłby napisał Wesele chyba po pijanem u,
a po w ytrzeźw ieniu w rzuciłby je do pieca, gdyż łyył apo­
stołem powstania, l u d o w e g o p o w s t a n i a , w którego
skuteczność wierzył, do którego swój naród nawoływał,
a tych, którzy jego głosu nie słuchają, skazywał n a „drugi
czar“ : n a kręcenie się w kółko przy akom paniam encie
groźnych słów i sennej melodji, granej przez „martwicę-
C hochoła“ na m artw ych jak on patykach“.
T aka jest najbardziej autorytatyw na (choć, oczywi­
ście, nie idealna) in terp retacja symboliki Wesela, utw oru,
— 144 —

w którym poeta z przedziw ną m agją artyzm u dokonał


zbratania cudowności z realną oczywistością. Zjawisko
najściślej naw iązujące do tradycyj rom antyzm u, co i w za­
granicznym neorom antyzm ie m iało za sobą przykład nie-
tylko w H auptm annie, zostało zaś przez W yspiańskiego
postaw ione z tą właściwą mu „rusalnością“, jakiej nie
posiadał nikt z jego współczesnych w Polsce, a poza Pol­
ską może jeszcze irlandzki sym bolista J. M. Synge (1871—
1909). Od czasów wielkiej poezji rom antycznej aż po dzień
dzisiejszy Wesele najgłębiej też zapadło w ogólną świa­
domość i pam ięć narodu, a choć zm ieniła się dola zbio­
row a, nie utraciło nic ze swego „czaru“, którym nadal
działa ze sceny.
W yzw olenie (którego tytułowe podobieństw o ze Zwo-
lonem N orw ida nie jest może bez znaczenia) było przede-
wszystkiem obrazem własnego zm agania się poety z tra-
piącem i go zagadnieniam i. Nie szukać tu dokładnie spre­
cyzowanych poglądów, któreby m ożna u jąć w system a­
tyczny wykład. Cały akt drugi, będący udram atyzow aniem
wielkiego monologu, jest przesycony naw ałem tłoczących
się myśli, częstokroć sprzecznych lub ledwo zaznaczonych,
bez bliższego w ytłumaczenia. Myśli te są połączone znowu
tylko jednością wzruszeniowego napięcia. Podziw zaś
wzbudza, że ta bardzo długa dysputa poety z sam ym sobą
okazała się ogrom nie sceniczną, że w łaśnie rozm ow y Kon­
ra d a z M askami zajm ujące cały akt, w którym się nic nie
dzieje, tylko myśli, trzym ają uwagę widza teatralnego
w niesłabnącem zaciekawieniu. Jest to chyba najwięcej
uderzający dowód instynktu teatralnego, jaki posiadał W y­
spiański w niezwykłym rozmiarze. Również ze stanow i­
ska oceny psychologicznej akt II W yzw olenia przedsta-
w ia w yjątkow y objaw inscenizacji przebiegu procesów
m yślowych w ich niezorganizowanem, dowolnem, lecz n a j­
zupełniej naturalnem kojarzeniu się uczuciowem. Jest tu
także najlepiej zrealizow any program artystyczny znacz­
nie późniejszego surrealizm u. Zam iaru takiego W yspiań­
ski napew no nie miał, bo W yzwolenie, dla którego bodź­
cem m usiało być opracow anie inscenizacji Dziadów Mic­
kiewicza dla te atru krakowskiego (wystaw. 31. X. 1901,
tegoż roku w ydane w książce), było — jak i Wesele —
— 145 —

dziełem doraźnego natchnienia, przyczem — co widoczne


z dochow anych rękopisów — najpierw pow stał akt II,
ukończony 4 stycznia 1902 roku, następnie akt III,
a w końcu akt I, napisany w kwietniu tegoż roku. Ta ko­
lejność tw órcza nie jest bez znaczenia w związku z osiąg-
niętem i wynikami, skoro się zauważy, że akt III skupia się
właściwie w jednej w strząsającej sytuacji o charakterze
w ybitnie ekspresjonistycznego wybuchu, akt zaś \ ze
sceny najm niej sugestywny, jest już nie krajobrazem spo­
łecznym, jak Wesele, lecz zbiorowiskiem rozrzuconych
grup rzeźbiarskich, w yobrażających różne stany w ich
stosunku do polskiej rzeczywistości. 'W tej ekspozycji tła
dram atycznego dla K onrada, mimo mocne fragmenty, nie­
trudno dostrzec chwilę osłabienia polotu twórczego a r­
tysty.
W Weselu pragnął W yspiański społeczeństwem pol-
skiem w strząsnąć i zatargać. Czar słowa spraw ił jednak,
że widzowie — zasłuchani w takt muzyki Chochoła —
nie zbudzili się, jakby wieszcz tego żądał. Artyzm prze­
słonił satyrę. W łaściwy jej ton arystofanesowy zauwa­
żyło niewielu, a pokrew ieństw o to wskazał dopiero Sinko,
choć o wpływie czy naśladow nictw ie nie może być pono
mowy, skoro W yspiański greckiego kom edjopisarza przed
W eselem nie znał. Świadectwem zaś współczesnych poecie
nieporozum ień był także bezimienny pam flet Stanisława
Tarnow skiego p. t. Czyściec Słowackiego (1903).
Rozdźwięk między zam iarem a skutkiem w ydarł
z piersi poety okrzyk: „Poezjo precz!!!! jesteś tyra­
nem!!“ — i stał się przyczyną, że na deskach teatru k ra­
kowskiego rozegrało się W yzwolenie (wystaw. 28. II. 1903),
utw ór porów nyw any dziś z Sześcioma postaciami P iran ­
della, o ileż wszakże potężniejszy. Ale i wtedy nie znalazł
W yspiański swojego chóru, bo go nie było w Polsce, i na-
razie płonne były wysiłki, aby go wychować, choć twórca
w tym właśnie czasie pisanego Powrotu Odysa mocno był
przekonany, że „w byle kpie, żebraku, — dorwie się do
duszy“.
O Weselu i W yzw oleniu w wydanej w roku 1903
książce o W yspiańskim w yraził się Andrzej Niemojewski,
że „wyżej wzbić się nie było można w przestw ory ode-
Obraz w spółczesnej literatury polskiej. Т. П. Ю
_ 146 —

rw anej myśli, w atm osferę historjozofji, filozofji społecz­


n e j“. Tem u sądowi jednego z najw nikliw szych n a ów
czas kom entatorów swoich poeta zaprzeczył, w ydając
Akropolis.
Zgodnie ze zdaniem nowszej krytyki literackiej, A kro ­
polis jest „najwyższym w ysiłkiem artystycznym “ (Sinko)
„renesansow ej pełni ducha W yspiańskiego“ (Kołaczkow­
ski). Ze „zasadniczy pom ysł tego dzieła jest najbardziej
Syntetyczny w całym dorobku twórczym poety“, zauw a­
żył już K otarbiński, który jako ówczesny dyrektor teatru
krakowskiego, w yraził się zresztą w liście do poety, iż
„pomimo wysokich poetycznych piękności i przym iotów
literackich, utw ór nie nadaje się do przedstaw ienia sce­
nicznego“. W yspiański, oburzony nietylko odmową, ale
i rodzajem oceny, odpisał, że „wym awia sobie takie głu­
pie listy i głupie uw agi“ (K otarbiński: Pogrobowiec ro ­
m antyzm u). T a w ym iana listów jest podw ójnie zajm u­
jąca: potw ierdza ona nam tw órczą pew ność artysty i jest
wym ownym przykładem , czem była jego działalność
w oczach ogółu, jeśli naw et tak w ybitnie inteligentny
um ysł mógł wtedy urazić wieszcza stosow aniem do jego
twórczości m iary niewłaściwej. Powodem tego było ubó­
stwo przeżyć ówczesnego czytelnika, -którego pod tym
względem naw et porów nyw ać nie m ożna z pokoleniem
dzisiejszem, bogatem w doświadczenia lat w ojennych,
a zwłaszcza — odrodzonego państw a, leżącego wówczas
w sferze niem al nieosiągalnych ideałów, kiedy dziś stało
się ono naszym chlebem powszednim. Otóż psychika W y­
spiańskiego, który rw ał więzy niewoli i konieczność o d ­
zyskania niepodległości odczuwał wręcz dotykalnie, jest
dzisiejszemu naszem u pojm ow aniu zupełnie bliska i dla­
tego utw ory jego nie przedstaw iają dla nas trudności,
piętrzących się przed społeczeństwem ówczesnem.
Już w pierwszej redakcji Legendy, wydanej w roku
1897, w yraził W yspiański, że „skoro m inie wiele, — wy­
płaczą się łzy, — czar górą będzie w ładać całą — i śpie­
wać w w ichrach ponad skałą — pieśń żywą, pieśń w spa­
niałą“. Motyw W awelu, to w ydobyw anie w ątku artystycz­
nego z terenu, aby na ściśle um iejscow ionem tle snuć
najgłębsze m yśli i najodleglejsze tęsknoty, co w utw orach
— 147 —

0 świętym Stanisławie będzie związane ze Skałką, a w N o eÿ


Listopadow ej zahaczy o Łazienki Stanisławowskie, n aj­
silniej skoncentrow ał poeta w A kropolis, gdzie naw et
teo rja palingenezy, w ypow iedziana w rozmowie Klio
z P an n ą z m onum entu Sołtyka, rozszerzy się jakby pante-
istycznie, w połyskiw aniu Skam andra, „wiślaną świetlą-
cego się falą“. Z tem m isterjum „wielkanocnem“, za jakie
uw ażać m ożna W yspiańskiego pieśń dram atyczną o kate­
drze n a W awelu, łączy się ideowo w ydana w tymże roku
1904-ty m N oc Listopadowa, przez podobnie w niej
brzm iący akord m itu o Korze, nawiasem mówiąc, mitu,
którym w kilka lat później W acław Berent zakończy Ozi­
miną, osnutą na tle wypadków roku 1905-go. Struna ta
żywo drga w napisanym przez Wyspiańskiego na początku
tego roku 1905-go hym nie Veni Creator, którem u w tym
czasie przypisyw ał poeta znaczenie tak wielkie, że już
naw et przygotow ał oddzielne w ydanie tego swego posła­
nia do n arodu w chwili, gdy zdawało się, że zryw a on
pęta niewoli. W ydania tego W yspiański zaniechał,
a w związku z zawodem, jakim dlań była rew olucja 1905
roku, w drugiem w ydaniu W yzwolenia dokonał też zna­
nego skreślenia słów, wiążących nadzieje odrodzenia na­
rodu z czynem robotniczym. W ienw dziś, o czem wów­
czas wiedziało niewielu, że mężem Czynu, który już wtedy
usiłow ał urzeczyw istnić myśl o niepodległości, był przy­
szły budowniczy wolnego państwa, Józef Piłsudski. Tak
dziś żywa aktualność politycznych poglądów W yspiań­
skiego, na co zwrócono uwagę w studjach Stanisława Kol-
buszewskiego i Czesława Latawca, znajduje, być może,
w yjaśnienie także w nadziejach, jakie m usiał poeta łą­
czyć z osobą Piłsudskiego. I oto dlaczego w r. 1904 zdo­
łał on w ykrzesać ten szczytowy wyraz swej wiary, jakim
jest Akropolis.
N a związki Akropolis ze Snem Cezary i Przedśw i­
tem Krasińskiego, z K rólem-Duchem Słowackiego, z Ka­
tedrą na W awelu E dm unda Wasilewskiego powoływano
się parokrotnie. Nie bez pewnego wpływu mogło tu być
1 stanow isko duchowego przywódcy, jakie — odsuwając
w cień Mickiewicza — zajął Słowacki w obozie ówczesnej
Młodej Polski. Z mistycznym okresem twórczości Słowac-
10*
148 —

kiego, który jak wiemy — m iał się sam za wcielenie


K róla-D ucha, łączy się jaknajściślej W yspiańskiego te-
orja palingenezy. W zupełnie odrębny i naw skróś orygi­
nalny sposób znaczy się refleks Słowackiego poprzez całą
twórczość W yspiańskiego, począwszy od Daniela, przez
rapsody królewskie, dram at o Bolesławie Śm iałym i jego
przeciw niku Świętym Stanisławie, stosunek poety do Mic­
kiewicza, a w Akropolis w naczelnej postaci, H arfiarzu,
czyli K rólu Dawidzie. Praw ie cały akt IV d ram atu zajm uje
przez niego śpiewany chorał, którego słowa: „tak się za
naród mój biedziłem “, dostatecznie świadczą, że w pojęciu
poety był on wcieleniem K róla-D ucha, a zwrot, iż Sa­
muel go powołał, „by był śpiewakiem n a służbie narodu,
by Boży śpiewał chorał“, jest potw ierdzeniem posłannictw a
poety. Kiedy H arfiarz, przypom inając Bogu słowa zapo­
wiedziane, „że przyjdzie, słowem zbawi, że stąpi n a gro­
dzisko, że nas niewolne ułaskaw i i zdejm ie pośm iew isko“,
widzi, iż „bliska już chw ila“ wypełnienia, czujemy w y­
raźnie, że mówi to nie Król Dawid, lecz W yspiański.
W historji Jakóba wykazano w A kropolis (Kretz-M ir-
ski i Bachwał) w prost dosłow ne pow tórzenia zw rotów
ze Starego Testam entu. Są to jednak oddźwięki mniej
istotne, choć ciekawe. N atom iast z A pokalipsą św. Jan a
Akropolis łączy się niem al bezpośrednio, jakby z niej w y ­
rastało to w ielkanocne m isterjum Z m artw ychw stania swą
w izjonerską potęgą i naw et kształtem. Już w akcie p ierw ­
szym Tem pus (Czas) rzuca swoją kosę, w yw ala drzw i n a
świat i b ra ta przeszłość z przyszłością. K ilkakrotnie p o d ­
kreśla poeta, nietylko dla efektu muzycznego, ale przede-
wszystkiem, aby zaznaczyć apokaliptyczny ch arak ter
chwili, że ożywające postaci z posągów katedry W aw el­
skiej trw a ją obecnością, zapom niały trum ien, nie łkają
i nie przeklinają, nie płaczą i nie narzekają, nie w yrze­
kają i nie szlochają, nie w spom inają nic, a tylko ko­
chają i m iłują, sercem rosną i gotują się n a przyjęcie
Zbawiciela.
W akcie II gobeliny katedralne dały poecie sposob­
ność przedstaw ienia tak bliskiego m u św iata bohaterów
Iljady, z których obrońca Troi, H ektor, był m u szczegól­
nie drogi. W tę noc radosną pod osłoną Hektorow ego „m a­
149 —

jestatu woli i m ajestatu siły“ wolno i P a ry so m spokoj­


nie i beztrosko pieścić Helenę. Sceny te, hum orem p rzy ­
pom inające niektóre rozmowy z I aktu Wesela, w prow a­
dził poeta nietylko dla artystycznego odpoczynku, ale za­
pewne także ze względu na wynikające z 'jego filozoficz­
ny eh poglądów skrupuły etyczne. Słuchana przez Priam a
i H ekubę m elodja zegarów wieżowych z różnych epok na
dalekich kościołach Krakowa, jeden z najpiękniejszych
ustępów lirycznych w całej twórczości poety i zarazem
w spaniały w yraz miłości, złożony w hołdzie rodzinnem u
m iastu, jest nastrojow em dopełnieniem obrazu rodzin­
nego szczęścia. Szczytowy to w yraz jednego z ważnych
motywów w twórczości Wyspiańskiego, którego nazwaćby
m ożna także poetą życia rodzinnego. .
W histo rji biblijnej Jakóba pow raca motyw, w yra­
żony przez poetę już w r. 1893 we fragmencie dram atycz­
nym : Królowa P olskiej Korony, słowami króla Jan a Ka­
zim ierza: „Panienko Ty nasza miłościwa! — daj nam tę
miłość bratnią, — niech dumy nie będzie w nas płochej, —
niech poczujem y się rów ni — pod glorją Twoją; — daj
nam tę wolę, — byśmy wolność nieśli — do chat km ie­
cych, — niechaj najlichszy rolnik — będzie wolny, przez
wolę w łasną — i niech serdecznym goreje płomieniem —
ku Tobie Panno! — Tj^ nad polską rolą — roztocz p ro ­
m ienną m iłości zasłonę, — ponad polam i — płyń niebio­
sami, — nad czołem noś polską koronę!“ I tutaj, tym
razem n a tle społecznem, daje poeta obraz życia rodzin­
nego. Przypom inają się z W yzwolenia znane apostrofy
o kobiecie polskiej i scena końcowa aktu II z m atką po­
chyloną nad kolebką dziecka, jeden z najw spanialszych
hołdów poetyckich na cześć domowego ogniska.
W rozmowie Aniołów podczas snu Jakóbowego znaj-
dujem y najdosadniejszy w yraz tragizmu, jaki był z głębi
duszy płynącą właściwością Wyspiańskiego poglądu na
świat. Scena w alki Jakóba z Aniołem nasuwa porów na­
nie z IV obrazem późniejszego Kasprowiczowskiego Mar-
cholla. Gdy jednak M archołta zwalcza „Bóg — sam Bóg“,
Jakób korzy się w końcu przed Aniołem, którego miano
„Konieczność“. Nie znaczy to, aby W yspiański zaprzeczał
istnieniu Boga, gdyż — jak tego dowodzi niejeden ustęp
— 150 —

w jego twórczości — poeta był głęboko wierzącym chrze­


ścijaninem, ale niem niej bezpośrednie zżycie się ze św ia­
tem klasycznym kazało m u przyjąć Fatum , jako jeden
z zasadniczych m om entów jego metafizyki. Podobnie, jak
w naukow ych dziełach prof. Tadeusza Zielińskiego, spo­
tykam y się u W yspiańskiego z poetyckiem zespoleniem
antyku z chrześcijaństwem .
Akropolis, dram at uniw ersalistyczny, taksam o jak
Wesele, uznane przez prof. K leinera za realizację później­
szych idei ekspresjonistyczno-unanim istycznych, nie m a
bohaterów indyw idualnych, bohaterem jest zbiorowość,
społeczeństwo, naród, ludzkość. D ram at kończy znak w y­
pełnienia Zakonu, apokaliptyczne: „Jam jest!“ Salw atora-
Zbawiciela. Przy brzęku druzgotanych blach trum ny Świę­
tego Stanisława, będącej znanym w poezji W yspiańskiego
symbolem m artw ej przeszłości, wjeżdża n a złocistej kwa-
drydze Chrystus-Apollo, aby odtąd nie m ogła pow tórzyć
się zbrodnia, co dnia w katedrze „m ęką św ięcona“. —
„A trąby huczą jako działa, — jak ongi n a tych polach; —
jakby już Polska wszystka w stała, — hej w daw nych swo>-
ich dolach. — Jakby już szczęście swoje m iała — po w ie­
kach, hej po latach — i klęsk i krzyw dy zapom niała —
przy dzwonach swoich sw atach“.
W yraził się prof. W indakiewicz w D ziejach W awelu
(1925), że Akropolis to utw ór, „którego naw et zrozum ieć
nie m ożna bez spoufalenia się z k ated rą krakow ską“.
Uczony, sam pozostając pod urokiem wawelskiej kate­
dry, omylił się. Akropolis pojm ie każdy Polak, jako pieśń
już odrodzonej Ojczyzny, i każdy chrześcijanin, jako cho­
ra ł o Boskiem Zm artw ychw staniu, o w stającym dniu k ró ­
lestw a Niebieskiego na ziemi. Jeśli szczegóły d ram atu są
dostępne tylko głębszym umysłom, jego idea naczelna
przem aw ia do wszystkich. Jest tajem nicą wielkiej poezji,
że symbole, lub raczej — w pojęciu N orw idow em — p a ­
rabole, różnie w yjaśniając, pozostaje się jednak w zgo­
dzie z zasadniczą intencją ich twórcy. W yspiański, jak
tylko nieliczni, był narodow ym , aby być nadnarodow ym .
W twórczości poety Akropolis najszersze ogarnia w idno­
kręgi i najdalsze otw iera perspektyw y, tak jak W yzw olę-
— 151 —

nie odsłania najgłębsze i najistotniejsze pokłady jego m y­


śli twórczej.
Nieuwieńczone spodziewanym i pożądanym przez
przyjaciół poety skutkiem, starania Wyspiańskiego o dy­
rekcje teatru krakowskiego i związane z tem projekty
repertuarow e stały się pośrednio przyczyną zwrotu do
tradycyjnego dram atu historycznego, co bliżej uzasadnia
Leon Płoszewski w doskonałych swą rzeczowością
przedm ow ach, poprzedzających VI—VIII tomy zbiorowego
w ydania Dziel. Złożony ciężką chorobą, W yspiański nie
ustaw ał w pracy i oddawał się jej gorączkowo, skoro po­
zwolił m u jako tako polepszony stan zdrowia. W ostatnim
roku życia w ydaje drukiem Cyda, Pow rót Odysa i Sę­
dziów, od czerwca do w rześnia tegoż 1907-go roku ogła­
sza w czasopism ach krakow skich cztery fragm enty no­
wego d ram atu o Zygm uncie Auguście, którego jednak nie
zdołał już wykończyć. Ostatnie to jego dzieło, łącznie
z fragm entam i, jakie nadto pozostały w puściźnie poety
rękopiśm iennej, mimo pewne luki, stanowi tak zaryso­
w aną całość, że bez wielkich trudności może być w prow a­
dzone na scenę. Całość ogłosił drukiem Leon Płoszewski
dopiero w r. 1930, w dwudziestą trzecią rocznicę zgonu
poety. Poza kilku innem i fragmentami, jedyna to całko­
w ita p ró b a w spom nianego zw rotu do realizm u historycz­
nego. Pom ysł Zygm unta Augusta — jak wiadomo z prze­
kazanych relacyj — pow stał z napisanej pierwotnie, jako
rzecz odrębna, obecnie VI-tej sceny dram atu, której tre­
ścią jest Zgon Barbary Radziw iłłów ny, inscenizowany
przez poetę ściśle według znanego obrazu Simmlera. Scena
ta jest wyrazem fatalizmu, ciążącego nad szczęściem do-
czesnem człowieka. Kończą ją słowa króla, przez chór n a ­
stępnie powtórzeniem podkreślone: „Próżno się cieszysz
kto w tym świecie; — kryj twe radoście, twoje gody; —
w net żywe szczęście Śmierć precz zmiecie, — jak oto kwiat
ten ścięła m łody“. Gdy później narastać poczęły nowe
sceny, kształtując się w dram at, myśl, zaw arta w przyto­
czonych słowach poety, znalazła wyraz jeszcze wymow­
niejszy w scenie III, gdzie król, broniąc swego m ałżeń­
stw a wobec senatorów i posłów sejmowych, mówi: „Chce-
— 152 —

eie ofiary, — żywej chcecie męki? — Niech ją w ym ierza


Bóg, losów świadomy. — Niech człowiek śmiałej nie przy­
kłada ręki, — bo jest we wszystkiem doczesnem znikom y“.
W dalszym ciągu m owy królew skiej czytamy napisaną
odm ienną m ia rą wierszową, głęboko w zruszającą apo­
strofę, zaczynającą się od słów: „D arm o z losem idziesz
w boje“..., zakończoną pełnym w strząsającego bólu zw ro­
tem: „Iżeś kochał, miej to karą. — Iżeś wierzył, miej to
próbą. — Iżeś mierzył, m ierz ofiarą. — Żeś pożądał, padaj
zgubą. — To jest królestw o twojej roli: — nieszczęście ła­
mie, szczęście boli“. Przytoczone w yjątki dostatecznie u z a ­
sadniają wniosek, że walka Zjrgmunta Augusta o praw o do
miłości toczy się nietyle z ludźmi, ile z w yższą nad nich
ręką Losu, który pokonuje króla sam przez śm ierć B ar­
bary, aby — jak m ożna snuć z następnych scen dram atu —
przygotow ać go do innych ślubów, do U nji Lubelskiej
w kończącej dram at scenie XII, do ślubów „na wieczyste
w spólne znoje, — na wieczyste w spólne życie, — czyli
w złym, czy dobrym bycie“... Rzeczywistość zadała kłam
wierze poety w ślubów tych nierozerw alność, w wizji jed ­
nak W yspiańskiego śluby z B arb arą i śluby z Litw ą pozo­
stają w m istycznym związku. Świętość i nierozerw alność
m ałżeństw a była dla W yspiańskiego kanonem w iary, który
nieraz głosił. Mieścił się on w jego apoteozie życia ro d z in ­
nego. Być może zresztą, że z poza niektórych ustępów
ostaniego dram atu poety dosłuchaćby się m ożna także ech
przeżyć osobistych, którym naogół tak niezm iernie rzadko
bezpośredni daw ał wyraz. Pisząc o A rtyzm ie K ochanow ­
skiego (w Czasie, 1930, nr. 130), m iałem sposobność zau ­
ważyć, iż u W yspiańskiego nietylko Troja-W aw el m a swe
źródło i w Odprawie posłów greckich, ale rów nież w jed­
nym z przygodnie skreślonych przez niego listów poetyc­
kich dojrzeć m ożna pokrew ieństw o z ostatnią pieśnią
księgi II-giej i z psalm em 39-tym Ja n a Kochanowskiego.
Zygm unt August dostojnością stylu i charakterem języka
utw ierdza w przekonaniu, że W yspiański m usiał być gor­
liwym czytelnikiem Kochanowskiego, że n a nim w łaśnie
urabiał pełen wysokiej m iary piękna patos słowa, szczero­
złotą polszczyznę, której urokow i poddajem y się od pierw ­
szych k art tych scen dram atycznych. Kogo naw et nie w zru­
— 153 —

szy idea dram atu, nie może pozostać obojętnym wobec


piękna scen oddzielnych, zwłaszcza początkowych, w któ­
rych dialogi m iłosne Zygmunta z B arbarą tchną czarem
0 niewolącym wdzięku. I ten czar w łaśnie spraw ia, że
z d ram atu W yspiańskiego postać B arbary przem aw ia sil­
niej i bezpośredniej, niż ze wszystkich innych dotychcza­
sowych prób literackiego jej opracowania.
W yspiański a Kochanowski — byłby to dość trudny
ale nader wdzięczny tem at rozpraw y doktorskiej. Trudny,
bo w ym agający dokładnego wżycia się w twórczość obu
poetów, tak od siebie odległych rozdziałem czasu, a pozor­
nie różniących się charakteram i postawy życiowej.
Wdzięczny, bo od pierwszego rzutu oka łatwo jednak spo­
strzec, że szczytowego przedstaw iciela neorom antyzm u pol­
skiego, za jakiego przyw ykliśm y Wyspiańskiego uważać
1 jakim jest on niewątpliwie, łączą wcale nieobojętne wę­
zły pokrew ieństw a z najwyższym wyrazicielem odrodze­
nia klasycznego w poezji polskiej. Nie chodzi o t. zw.
w pływy literackie, choć już n a podstawie pobieżnego po­
rów nania wolno przewidywać iż odnajdzie się ich więcej,
niż to wyczuwamy, np. czytając Zygm unta Augusta. Ani
naw et o świadome naw iązyw anie do Odprawy posłów
greckich, o ów fakt, że Kochanowskiemu także „Skaman-
der w iślaną świetłił się falą“. Podobnie jak Kochanowski,
W yspiański zżył się bezpośrednio i ze światem literatury
biblijnej i, w stopniu znacznie wyższym, ze światem kul­
tu ry antycznej. Dla tw órcy Akropolis zdobiąca ścianj*- ka­
tedry wawelskiej, w dalekiej Flandrji dziergana, gobeli­
now a H istoria Jacobi była rzeczywistością rów nie żywą,
jak P sałterz D awidów dla jego tłum acza ze złotego wieku
Jagiellońskiego. Obaj poeci jednakowo swobodnie wiązali
spraw y życia polskiego z mitam i klasycznemi.
Mówiąc o W yspiańskim, zapominać wszakże nie n a­
leży, że nietylko kompleks Mickiewicz-Krasiński, lecz bo­
daj znacznie silniej kompleks Szekspir-Słowacki zaważył
na jego rozw oju intelektualno-psychicznym . Zagadnienie
W yspiańskiego, mimo wybitnie indywidualne, a przez to
pozornie jednolite piętno twórcze, w całej swej renesan­
sowej pełni i wszechstronności jest zbyt skomplikowane,
aby dało się je zam knąć w jakiemkolwiek tradycyjnem ło­
żysku genetycznem. Naodw rót, dla tw órcy Wesela m om en­
tem nadewszystko rozstrzygającym był osobisty, bezpo­
średni stosunek do życia i jego rzeczywistości. Że zaś m y­
ślą ponad swój czas wybiegał, że jak nikt z jego współczes­
nych czuł się odpowiedzialnym za praw dę, stw arzaną
w sztuce, że przy niezm iernie w ybujałem bogactwie w yo­
braźni w izjonerskiej, kierow ał się niem niej dogłębnie w ni­
kliwym u m y s ł e m , że słowem, był W yspiański rów nie ro ­
m antycznie natchnionym poetą, jak i krańcow o reali­
stycznym obserw atorem , że życie przetw arzał w teatr
a w teatrze „zwierciadło naturze pokazyw ał“, — dlatego
jego dzieła, choć w treści naogół ograniczone do dziejów
i świadomości jednego tylko narodu, conajm niej dla n a­
rodu tego zachow ają na długo tę sam ą aktualność, jaką
dotąd podziwiam y w powszechnym dram acie Szekspira.
Przy ocenie naszego poety nie należy zapom inać i o tern,
że dram aty W yspiańskiego, od I-go w ydania Legendy do
zgonu twórcy, pow stały w krótkim okresie lat dziesięciu,
że poeta u m arł w m łodym wieku lat 38, że zwłaszcza
ostatnie lata jego życia były ciężkiem zm aganiem się czło­
wieka z chorobą, której początek sięga roku 1898-go.
Dla W yspiańskiego, który — mimo bezpośrednie po­
czucie współczesnej rzeczywistości — tak niezm iernie żywo
w rastał w przeszłość historyczną, doba renesansu była też
bardzo bliską, na co najłatw iej naprow adzają dośw iad­
czenia artysty w dziedzinie sztuk plastycznych, z czem się
wiąże i kult dla antyku. W dobie renesansu dostrzegać
m usiał ów najpiękniejszy rozkw it polskiej rzeczywistości
narodow ej, której b rak był dla tw órcy W yzw olenia tra-
gicznem zagadnieniem osobistem. I to była jeszcze jedna
droga, która W yspiańskiego mogła prow adzić do K ocha­
nowskiego. W spom niano już przygodnie, że W yspiań­
skiego wolno nazwać także poetą życia rodzinnego, czyli
m ianem nadaném Kochanow skiem u przez prof. Stanisław a
W indakiewicza w jego pięknej książce o poecie czarno­
leskim. N a tym w łaśnie terenie pozostał W yspiański poetą
najm niej rom antycznym i najbliższym K ochanow skiem u
na całym obszarze artystycznej poezji polskiej.
Jak W yspiański pojm ow ał rolę miłości w życiu czło­
wieka, świadectwam i bezspornem i akt I Akropolis, nie­
— 155 —

które sceny Wesela, wreszcie apoteoza Heleny-Afrodite


w zakończeniu Achilleis. Poeta, którem u bohaterem uczu­
ciowo najbliższym był H ektor, a w jego K onradzie nie doj­
rzym y ani cienia z rom antycznej miłości Gustawa, — by­
najm niej nie odrzuca erotyzmu. Naodwrót, w żadnym
z jego utw orów nie znajdziemy ani jednego w tym kie­
ru n k u przedstaw iciela ascetyzmu. Natomiast, gdy w noc
Zm artw ychw stania budzą się do życia posągi z pomników
w katedrze wawelskiej, nabierają rum ieńców od kochania.
N iby w pogańskie święto wiosny, oddają się całkowicie
we władzę bogini miłości. I w Noc Lislopadową Ares
spędza noc m iłosną z Joanną, a K ora „czarem miłości
zniew olona“ - z niecierpliw ością zdąża w podziemia do po­
całunków Orkusa. Są to praw a życia, którym próżno by­
łoby staw iać tamy. I Jakób biblijny w trzecim akcie A kro­
polis, i Bolesław Śm iały z K rasaw icą w dramacie, i Pa­
rys w A kropolis i w Achilleis, jednakowo im ulegają.
W W eselu nie Radczyni to, lecz raczej Klimina ma trzeźwy
pogląd na rzecz. W yrazem zaś miłości rom antycznie udu­
chow ionej jest tylko podlotek. U dorosłych jest to uczucie
zmysłowe, tego charakteru nie pokryw ają żadnemi sztucz-
nem i pozoram i, co potw ierdza i słuszna uwaga insceni­
zacyjna Boya-Żeleńskiego do zachowania się Państw a
Młodych.
Cała ta wszak gra miłosna, sprow adzona do biolo­
gicznego znaczenia, pozbaw iona wszelkiej nadbudowy sen­
tym entalnej, ukazana w swej żywiołowej bujności, m a
wyższjr cel społeczno-etyczny. Dzięki niej powstaje ro ­
dzina a przez to obowiązek. W ystarczy wskazać Klątwę,
aby wejść na właściwy teren. W Zygm uncie Auguście w ier­
ność m ałżeńska i nierozerw alność m ałżeństw a nabierają
znaczenia historjozoficzno-mistycznego. Już w Meleagrze
chór mówi o „harm onji zgody w stadle małżeńskiem, któ­
rego rów now aga pow inna być przykładem dla całego kraju
i osady“... Bolesław Śm iały w poemacie, kajając się z win,
w yrzuca sobie: „żem ja zabył żony, syna, macie“...
W Achilleis, gdy Achilles występuje w obronie H ektora,
tłum aczy go, iż „nad grodowisko ojców wzniósł oręże, —
by bronić chaty i żony i dziecka“... Tamże stwierdza Pen-
tesilea: „Mówią, że H ektor życie swoje całe — jednej nie­
— 156 —

wieście ślubował niezłom nie“... Jakich-to ciepłych tonów


nabiera mowa K onrada w W yzw oleniu, gdy w zakoń­
czeniu aktu z M askami w spom ina „dom ostw o“ swoje.
W dalszym zaś ciągu „otw ierają się podw oje środkowej
ściany w głębi i w idać izbę niew ielką m ieszkalną
i drzewko oświetlone i ustrojone, zawieszone u stropu.
Nad kolebką pochylona m atka ssać daje piersi dzieciątku
i kołysze się w takt nuconej półgłosem kolendy, Anioło­
wie to obstąpili kolebkę chórem “... Pokrew na scena pow ­
tarza się w Achilleis w domostwie H ektora, n a której
początku widzimy A ndrom akę nad kołyską dziecka. We
w spom nianej zaś przedtem scenie W yzw olenia mówi
K onrad :
G w iazda zeszia i św ieci
n ad k o leb k ą dziecięcą
n a d m iłością zab ły sła m atczyną.
Światło błysło stuleci,
ra d o ść no cy tej św ięcą:
G w iazda zeszła n ad ŚWIĘTĄ RODZINĄ.

Oto dziecię w kolebce


m a tk a n a d niem schylona.
Około niej Anieli ?
Dom -że to m ój ? Mnie żona '?
K tóż te słow a m i szepce?:
ta z to b ą dolę podzieli.

K oniec m em u b łąkaniu,
koniec m ojej udręce.
W czyjem — że to szeptan iu ?:
z tą ślubem sprzągniesz ręce...

Potem H estia błogosławi K onrada i wręcza m u pochodnię


płonącą. W objaśnieniu od autora symbol ten znajduje
rozwinięcie i kom entarz, z którego w spom nieć tu należy,
co poeta podkreśla, że pochodnię dał „do ręki kobiecie,
co ogniska-ołtarza strzeże“. A w Akropolis cały już obraz
życia rodzinnego przedstaw ia akt II, w domostwie Priam a.
Oba te ustępy: z W yzw olenia i Akropolis, należą do n a j­
piękniejszych w twórczości poetyckiej W yspiańskiego.
Z dzieł zaś m alarza, któż nie pam iętałby obrazów m atki
karm iącej dziecko.
- 157 —

I oto poeta, który dla zalotów m iłosnych — poza


Meleagrem, gdzie chodzi jednak o boginię, i poza apote­
ozą również bogini Afrodity, — nie znalazł akcentów ro ­
m antycznych, aczkolwiek um iał je ubrać w wyraziste
kształty poetyckie, jak w I-ym akcie Akropolis, — do m i­
łości m ałżeńskiej w prow adza całą skalę rom antycznych
pomysłów, i we wczesnej Laodam ji, i w ostatnim swym
utw orze: Zygm uncie Auguście. Niema jeszcze (tak b a r­
dzo palącego) w ydania zbiorowego listów Wyspiańskiego,
ani też dokładniejszej jego biografji, co pozwoliłoby na
ściślejsze ustalenie subjektywnych czynników w tw ór­
czości poety. Zachodzą zaś tu doniosłe do charakterystyki
psychologiczno-etycznej zagadnienia, jak to np., że spraw a
m ałżeństw a W yspiańskiego — wedle tych skąpych relacyj,
jakie były już publikow ane, — m a wygląd dość problem a­
tyczny. Tymczasem w wierszach okolicznościowych poety,
nieprzeznaczonych do druku a w ydrukow anych poza jego
wiedzą, spotykam y dw a ustępy, które aż dopom inają się
o zestawienie czy to z Z ygm untem Augustem, czy też
z Protesilaśem i Laodamją. W iersze te, z listów do Leona
Stępowskiego, zdobyły dużą popularność. W pierwszym
z nich mówi poeta: „...ślubowałem ślub niewieście, —
...dom stw orzyłem jej i sobie — z m yślą o jednym wspól­
nym grobie“. W drugim zaś wzywa: „Niech nikt nad gro­
bem m i nie płacze, — krom jednej mojej żony“... Czy
z poza tych słów przebija się uczuciowy liryzm, czy tylko
w yraz kultu m ałżeństwa, jako etyczno-m etafizycznego
obowiązku, jako ów Mus, którem u na imię Konieczność,
0 tem rozstrzygnąć mogłaby biografja poety. Do in ter­
pretacji jego twórczości spraw a to nieobojętna.
Motywem z życia rodzinnego, który u Wyspiańskiego
w ystępuje bodaj najczęściej, a przynajm niej najgłębiej
1 najszerzej byw a ujęty, jest miłość ojcowska. „Miłość
ojcowska, miłość św ięta“ — temi słowy rozpoczyna żale
swe Ksiądz w Klątwie. W Sędziach stary Samuel korzy
się przed p raw d ą przez m iłość do syna Joasa. W poe­
macie Bolesław Sm ialy pokutujący raduje się synem i tylko
o jego troszczy się. dolę: „O dziecię! — dla cię zapom nia­
łem siebie“ ! W Meleagrze, gdy Althea poświęca syna na
ołtarzu ambicji rodow ej, ojciec daje wyraz równie głę-
— 158 —

bokiej miłości rodzicielskiej i dojm ującego bólu ojcow­


skiego, jak Laokoon i Priam w Achilleis. Sytuacja z Me­
leagra znajduje pokrew ne rozw inięcie w Akropolis, w roz­
mowie P riam a z H ekubą o H ektorze oraz w scenie P riam a
z H ektorem , ale tu chodzi o losy ojczyzny. Także miłość
syna dla ojca odzwierciedla się w tw órczości W yspiań­
skiego kilkakrotnie: w Lelewelu, w Powrocie Odysa
(„choćby taki, jak w śpiewie pieśniarza przeklęty, jeszcze
to dla m nie ojciec i pan mój jest św ięty“, oraz wogóle wę­
zeł tragedji), naw et w kom entarzu do H am leta, gdzie
scenę z duchem w yjaśnia nasz poeta, jako w yraz tęsknoty
i chęć rozm owy Szekspira ze swym niedaw no zm arłym
ojcem. Znany jest też ulotny wiersz W yspiańskiego o w ła­
snym ojcu: „U stóp W awelu m iał ojciec pracow nię“...
I tu znowu przydałyby się bliższe w yjaśnienia biogra­
ficzne, z których wiadomo szerzej, że W yspiański troskli­
wie opiekował się chorym swym ojcem i zaspakajał n a­
wet w ym agania jego nałogu, a m atkę stracił wcześnie.
Matce (naw et w m alarstw ie, gdzie p. t. M acierzyństwo
przedstaw ia tylko karm icielkę) i wogóle kobiecie nie uży­
cza poeta rów nie jak ojcu tkliwych i ciepłych tonów m i­
łości rodzicielskiej.
K obieta w dziełach W yspiańskiego, poza W arsza­
wianką, gdzie jednak M arja w yrasta do wyżyn sym bolu
ofiary dla miłości ojczyzny, jest albo pokazana zzewnątrz
(jak i w przytoczonej scenie z W yzw olenia), albo w świe­
tle raczej ujem nem , jak Althea w Meleagrze czy naw et1
Penelopa w Powrocie Odysa, naogół zaś ro la jej byw a
podrzędna (poza rusalnem i: W andą w Legedzie, K rasa­
wicą w Bolesławie Śm iałym ), choćby była w ierna, jak
H ipodam ia Achillesowi w Achilleis, albo oddana, jak Go­
spodyni Gospodarzowi w Weselu. Odezwał się tu — być
może — i w pływ Nietzschego, choćby pośredni, np. przez
Przybyszewskiego lub Żuławskiego.
Nie. zapoznaw ał wszak W yspiański znaczenia kobiety
w rodzinie, ale za właściwą i odpow iedzialną głowę ro ­
dziny uznaw ał mężczyznę. Najm ocniejszem świadectwem
w tej spraw ie jest rozm ow a K onrada z M aską 12 w W y­
zwoleniu, do której również mógłby się przydać kom en­
— 159 —

tarz biograficzny. Nie trzeba zapominać, czytając tę scenę,


że pisał ją poeta w roku 1902, gdy spraw a em ancypacji
kobiet była jeszcze daleka od obecnej realizacji, aczkol­
wiek i o tem pam iętać należy, że Kisielewskiego: W Sieci
w ystaw iono już parę lat wcześniej. Gorycz oburzenia
uspraw iedliw iona jest jednak końcowym zwrotem rzeczo­
nej rozmowy. Spraw ą bowiem dla Wyspiańskiego najw aż­
niejszą, w czem znowu obdarza kobietę rolą budzenia do
Sławy, a zarazem i spraw ą najbardziej osobistą była rze­
czywistość Polski ówczesnej, wyzwolenie jej z okowów
niewoli, pow ołanie „polskiego rządu, bo żaden inny n a­
szych interesów , interesów naszej krw i bronić nie bę­
dzie“... I dlatego W yzw olenie nie kończy się obrazem Świę­
tej Rodziny z jej kapłanką Hestią, lecz darem nem bi­
ciem w zam knięte mocnym ryglem w rota żelazne.
Dla W yspiańskiego zaś — jak to wypisał w dedykacji,
otw ierającej książkę o Hamlecie, — teatru „przeznacze­
niem, jak dawniej, tak i teraz, było i jest służyć niejako
za zw ierciadło naturze, pokazywać cnocie, własne jej rysy,
złości, żywy jej obraz, a światu i duchowi wieku, postać
ich i piętno“.
W spom nianą przy rozbiorze Akropolis scenę, gdzie
Tem pus odrzuca kosę, m ożnaby interpretow ać, że czas
zawiesza swe praw a, aby stał się cud radosnegó zm art­
w ychw stania, aby mogło nastąpić wyzwolenie przez
sztukę. Możnaby tu naw iązać do ostatniego tom u powieści
Marcelego P rousta: W pogoni za czasem m inionym , gdzie
w przezwyciężeniu czasu przez sztukę wielki pisarz fran ­
cuski odnalazł zgubiony w ątek swej duszy. Ta pod wpły­
wem filozofji Bergsona zbudow ana koncepcja twórcza słu­
żyć może za kom entarz do przytoczonej sceny z dram atu
W yspiańskiego, a myśl poety wiążąc z nowemi prądam i
m yśli zachodniej, potw ierdza się, że i nad dziełem Wy­
spiańskiego czas w strzym ał swe prawa. W brew przewidy­
w aniom, jakoby w odrodzonej Polsce twórczość W yspiań­
skiego straciła swą aktualność, przekonujem y się, że od­
kryw am y w niej coraz now ą treść i coraz nowe piękno,
choćby się naw et równocześnie podważało ten lub ów
szczegół artyzm u poety. Zwłaszcza zaś przed teatrem Wy­
— 160 —

spiańskiego, którego pełna realizacja sceniczna dopiero


teraz staje się możliwa, otw ierają się świeże możliwości
i nowe drogi. Jest to kardynalnym obowiązkiem, naszych
scen, aby dróg tych nie zaniedbano wyzyskać. Zwłaszcza
teatr krakow ski m a ¡rod tym względem najw iększe przed
sobą zadania, ale i najwdzięczniejsze pole.
38.

H istoryk nowożytnej tragedji polskiej, M arjan Szyj-


kowski, stwierdza, że sztuka Szekspira „również staje, obok
innych, u kolebki teatru W yspiańskiego: pierwszej wiel­
kiej i oryginalnej koncepcji dram aturgicznej, k tó rą stwa­
rza duch polski, przygotow any dziełem Słowackiego i N or­
w ida oraz ogarniający syntetycznie cały dotychczasowy
dorobek europejskiego dram atu: od Ajschylosa do Mae-
terlincka i W agnera“. Wskazawszy w dalszym ciągu tra-
gedję Mieczysława Romanowskiego: Popiel i Piast, jako
pierw szą u nas szczęśliwą próbę syntezy przesłanek kla­
sycznych i rom antycznych, mówi ten sam krytyk, że syn­
tezę tę, której domagano się już na początku XIX wieku,
przeprow adził w pełni dopiero genjusz Wyspiańskiego.
„W teatrze W yspiańskiego da się wskazać cały szereg h i­
storycznych prem is dram aturgji europejskiej (klasycyzm
grecki, renesans francuski, rom antyzm anglogermański),
osadzonych w ram ach rdzennie polskich, na stokach Wa­
welskiego dworca. W ysnuty z legendy i historji, czaru
i mocy języka — poraz pierwszy polski „kostjum histo­
ryczny“ ukazał się w pełnej harm onji swych właściwości
na scenie teatru W yspiańskiego, wybudowanej z mater-
jałów dostarczonych przez kulturę literacką Europy oraz
wiekowy w niej udział polskiej myśli“.
W zwięzłym zarysie historji teatru polskiego Jan Lo-
rentowicz zaznacza, że wprow adzone na scenę przez Jó ­
zefa K otarbińskiego 11twory Wyspiańskiego „na wiele lat
tw orzą specjalną atm osferę artystyczną K rakow a“. Do­
dać tu nadto trzeba, że W yspiański swemi twórczemi p o ­
m ysłam i inscenizacyjno-dekoracyjnem i mógł był dokonać
wielkiego dzieła nowego stylu teatralnego i że ta strona
jego artyzm u podziałała zapładniająco na dalszy rozwój
polskiej sztuki teatralnej. Bezpośrednim uczniem i na-
Obraz współczesnej literatury polskiej. T. II. tl
— 162 —

stępcą W yspiańskiego na tem polu stał się zwłaszcza W in­


centy D rabik, znakom ity m alarz-scenograf o skali wizjo_
nerskiej niemniejszej od swego m istrza, którego idee zre­
alizował i n a w łasnej drodze świetnie rozszerzył. Tym cza­
sem w dziedzinie dram atu, poza próbam i naśladow niczem i
bez większego znaczenia, poza trudniej uchw ytnym wpły-
wem ogólnym, poza łatwiej i częściej widocznemi śla- .
darni, świadczącemi, jak silnie działa m agja potężnej indy­
w idualności artystycznej, — sztuka W yspiańskiego nie wy­
tw orzyła odrębnej szkoły polskiej. Ryzykownie byłoby
twierdzić, że tem atyka d ram atu W yspiańskiego, co w łaś­
nie najw ydatniej rozpow szechniła w świadom ości spo­
łecznej znaczenie poety, pasow anego n a wieszcza państw o­
wości polskiej, zaważyła ujem nie n a artystycznem p ro ­
m ieniow aniu jego twórczości. T a bowiem spopularyzo­
w ana treść dzieł W yspiańskiego ogranicza się do nielicz­
nych uryw ków , przytaczanych aż za często przy n ajrozm a­
itszych okazjach przygodnych, ale dla oceny poety, który
przedewszystkiem był artystą i sztuce, choć naw et ją p rze­
klinał, nigdy się jednak nie sprzeniew ierzył, nie są to rze­
czy najistotniejsze. N atom iast silny subjektywizm, jakim
przepojona jest cała. poezja W yspiańskiego, u tru d n iał bez-
w ątpienia jej rolę w sztuce polskiej organizatorską. Psy­
chika W yspiańskiego o strukturze najidealniej rom antycz­
nej odcisnęła się na twórczości poety piętnem tak znaczą-
cem, że — poza nielicznemi w yjątkam i, do których należy
jednak i Wesele, — chcąc w pełni rozum ieć i odczuwać
jego dzieła, trzeba się najpierw z atm osferą ich oswoić,
czyli w niknąć w przenikającego ją ducha osobistego. Nie
pom niejsza to w artości bezwzględnej sztuki W yspiań­
skiego, ale obniża stopień jej względnego oddziaływania, że
środow isko K rakow a w raz z jego poezją grobów, m iast
ulec szerszej objektywizacji, zostało w swym zlokalizow a­
nym kolorycie w yjaskraw ione; że K onradow a w alka po­
ety z sam ym sobą rozegrała się w abstrakcyjnej dla ów­
czesnej rzeczywistości polskiej sferze miejscowego kon­
fliktu między legendą rom antyczną a ideologją krakow ­
skiej szkoły historycznej; że wreszcie m otyw śmierci, wciąż
obecny w myśli i czuciu beznadziejnie chorego człowieka,
rozrósł się do niesamowicie m akabrycznej m iary. Ale czyn­
- 163

niki te równocześnie spotęgowały napięcie tragiczne,


a w tych szczęśliwych m om entach twórczych, w których
artysta zdołał swój żywioł całkowicie ujarzm ić, stanow ią
rów nież o wielkości jego dzieła. Jest to zaś przedewszyst-
kiem dzieło sztuki i w łaśnie sztuką swoją wzrusza nas
i poryw a.
Otóż tylko m om entem artyzm u zaważył W yspiań­
ski n a jedynym w dram acie polskim godnym siebie n a­
stępcy, którego twórczość, kształtow ana zrazu na wzorach
naturalistycznych, w najlepszych swych dotąd zdobyczach
jest nowem ogniwem syntetyzującem dram at szekspirow­
ski z dram atem klasycznym. Mowa tu o KAROLU HUBER­
CIE ROSTWOROWSKIM (* 1877), znakomitym przed­
stawicielu psychologizmu w polskim dram acie ideowym.
Jako tw órca dram atyczny w ybija się on na czoło nieco
później, jako poeta działa już od roku 1901 (pierwszy zbiór
poezyj, następne poem aty od roku 1907), lecz charakterem
swej twórczości najściślej się łączy z tą przem ianą n a tu ra ­
lizmu w psychologizm, którą w powieści polskiej zaini­
cjow ał Żeromski. Gdy jednak u Żeromskiego, ów w od­
mienny, niż u W yspiańskiego, sposób, — przełam yw ał się
rom antyzm , Rostworowski, niejako K rasiński naszych cza­
sów, jest raczej uniwersalistą. U niw ersalista to wszakże,
niemieszczący się w pow ojennych form ułkach tego prądu,
albowiem, jak i K rasiński, i we F rancji dziś Claudel, uni­
w ersalista chrześcijański.
„M agnetyczna siła i popularność teatru — pisał
w r. 1919 tw órca Judasza i Kaliguli — polega praw do­
podobnie na fakcie, iż oglądanie scenicznych dzieł nie
jest niczem innem, jak rzutem oka na samego siebie“.
Rozw ijając tę myśl, dodaćby można, że podłożem tra-
gedji jest zawsze zagadnienie etyczne. Sprawa sumienia
i ro la obowiązku oto zasadnicze wątki tragicznej po­
staw y wobec życia. Człowiek sam z sobą walczy o sie­
bie, t. j. o swój cel w życiu. Rzecz się jednak wikła
o tyle, że człowiek nie. jest sam, lecz pozostaje w ścisłym
związku z otaczającym go światem. Bo w stosunku do
samego siebie jedynie istotne byłoby zagadnienie m eta­
fizyczne, które również jest węzłem dramatycznym, staje
się. przyczyną wewnętrznego poczucia tragizmu wobec
11*
— 164 —

losu, ale nie stw arza realnych sytuacyj tragicznych. T ere­


nem tragedji jest bowiem dla człowieka rzeczywistość,
którą zastaje. Chęć opanow ania Inb przy z wy cięż eni a, sło­
wem, bunt przeciw zastanej rzeczywistości stw arza trage-
dję. Świadomość irracjonalności istnienia, choć wywołuje
wstrząsy tragiczne, nie prow adzi do tragedji. Przedm iotem
tragedji m usi być realnie postaw ione zagadnienie etyczne,
w ynikające ze spotęgowanej em ocjonalnie i pogłębionej
myślowo woli istnienia, zmagającej się z fatalizm em życia.
Załam aniem tragizmu, niby we wklęsłem zwierciadle, jest
tragikom edja. Pośrodku postawićby trzeba idealnie po­
myślany dram at, jako objektywizację najgłębiej subjek­
ty wnej tragedji. Takiem i w łaśnie dram atam i są dw a arcy­
dzieła Rostworowskiego: Judasz z K ariothu i Ka­
jus Cezar Kaligula (1917).
Oba te dram aty rozgryw ają się w atm osferze tra ­
gizmu, doprow adzonego do najwyższego napięcia, ale
właściwemi tragedjam i nie są. Nie będzie to zapew ne
pomyłką, jeśli stwierdzim y, że taki w ynik pokryw a się
w pełni z zam ierzeniem twórcy. Rostw orowski, podej­
m ując rewizję utartych poglądów na historyczne postaci
swych dram atów , chciał je nie rehabilitow ać, lecz wy­
jaśnić, nie usprawiedliw ić, lecz uczłowieczyć. „Ja prze­
cież... także człowiek!...“ — z dna swej spodlonej duszy
wyj ękuj e Judasz do Kaiphasza. „Tylko człowiek“ —
mówi D em etrius nad trupem Kaliguli. Ale nic nadto.
Ani Judasz, ani Kaligula, choć zew nętrznie tak bardzo
tragiczni, choć w ew nętrznie tak silnie poruszeni, nie
wznoszą się na w yżyny tragizmu. To było w łaśnie ich
winą, że nie mieli poczucia osobistej odpowiedzialności,
że nie dorośli do zadań, które im przypadły w udziale. Ju ­
dasz, jako człowiek m ierny, przeciętny w ykładnik tłum u,
nie dorósł do apostolstw a, a że nie osiągnął spodziew a­
nych stąd korzyści doczesnych, naodw rót, grożono m u
prześladowaniem , więc zdradził z tchórzostw a. Tylko raz
jeden zdobyw a się on naw et na hardość, gdy posta-
wiony przed starszyzną, uśw iadam ia sobie w pewnej
chwili, że jest potrzebny, ale zgrom iony przez K aiphasza,
upokarza się natychm iast. Jestto jedno z tych Strasznych
dzieci (1922), które w swej groteskowej tragifarsie ży-
- 165 —

cia ludzkiego przedstaw i Rostworowski, jako bezmyślne


lalki kierow ane jedynie prym ityw nem i potrzebam i ciała,
aby jednak w końcu dopuścić je także do łaski zbawie­
nia. Zdrada Judasza niem a w sobie nic z demonizmi!,
o p arta była na czysto ludzkich rachubach, w swem drob-
nosklepikarstw ie nie rozróżniających spraw ziemi od
spraw nieba. „R ehabilitacja“ Judasza w dram acie Ro­
stworowskiego polega na wyrozum iałości dla tajemnicy
duszy ludzkiej, dla niezawinionej winy. Dla wypełnienia
Zakonu zdrada ta była konieczna, do niej to powołano
Judasza, aby apostołował. Czyż odmawiaćby mu miano
przebaczenia? Zaiste, nie. Jest w łaśnie wielkim tryum fem
Rostworowskiego, że nie popadając w m odną przesadę
skrajnego rewizjonizm u, zdołał ocalić duszę człowieka
przed potępieniem w sposób czysto ludzki a zarazem
głęboko chrześcijański. D ystans zaś, jaki dzieli twórcę
od dram atycznego tw orzywa, sprawił, że powstało dzieło,
którego treść psychologiczna, w swojem ograniczeniu tak
skom plikowana, w yczerpana bez reszty w silnie posta­
wionych sytuacjach, zindyw idualizow ana w żyw ej,krw ią
pulsującej postaci, uległa tak doskonałej objektywizacji,
że Judasz nie w zbudza w nas wprawdzie współczucia,
bo nie było ono przez autora zamierzone, lecz litość nad
nędzą ludzkiej niedoli. Jakkolwiek w naszem poczuciu
wewnętrznem stać będziemy powyżej Judasza, choć­
byśmy byli ponad śnieg wybieleni, w każdym z nas od­
najdzie się choć nikły rys w spólnoty ze zdrajcą Chry­
stusa. Tembardziej z Judaszem, którego Rostworowski
dał nam poznać i zrozumieć.
N a swej drodze zgłębiania natury ludzkiej, po Ju ­
daszu, stanął Rostw orowski wobec zagadnienia Kaliguli,
degenerata, neurastenika, psychopaty, z fatalizm u losu
władającego Rzymem. W polemice, jaka wywiązała się
po prem jerze tego utw oru w teatrze krakowskim, b ro ­
niąc się przed w ysuniętem i zarzutami, pisał Rostworow­
ski: „Że Kaligula jest niektórym ludziom sympatyczny, to
nie m oja wina. Że nad Kaligulą większość się lituje, to
m oja chluba. Bo litości nie trzeba umieszczać tam, gdzie
duch spokojny, a umysł n a straży godności ludzkiej,
ale tam, gdzie brak życiowego dogmatu krw ią serdeczną
— 1 6 6 —

mózg zalewa, a mózgiem serce oziębia“. N a uwagę jednego


z krytyków, że po zam ordow aniu Kaliguli pozostaje pustka
etyczna, R ostw orowski dodaje: „tę pustkę etyczną w pro­
wadziłem n a scenę, przed podniesieniem zasłony,“ bo —
jak autor wyznaje — „osobą dram atu jest etyka chrześci­
jań sk a“. Ale ta dram atis persona — przeciw nie ¡niż
u W yspiańskiego — nie m a w Kaliguli swej personifika­
cji. D ram at Judasza rozgryw a się w atm osferze wciąż
bliskiej obecności Chrystusa. W dram acie Kaliguli n a ­
wet jej nie przeczuwamy. Jedynie ze słów D em etriusa,
nawiasem mówiąc, dość niezręcznie i sztucznie w prow a­
dzonego do akcji, ale niezbędnego dla w yrażenia idei
autora w zakończeniu dram atu, dow iadujem y się, dla­
czego postaw iono nam przed oczy tę postać tyrana, k a­
ry k atu rę nadczłowieka, gardzącego tłum em , a w swej
praw dzie życiowej człowieka chorego, nieodpowiedzialnego
za swe czjmy, niezdolnego do rządów światem. W całym
dram acie zdolnymi do tragicznej postaw y wobec życia
są jedynie Regulus w swym młodzieńczym heroizmie, któ­
rym zniew ala Kaligulę, ham letyzującego niekiedy w swej
tęsknocie za czynem bohaterskim , oraz Lollia Paulina,
działająca pod wpływem w praw dzie czysto zmysłowej,
ale bądź co bądź wyzwalającej i oczyszczającej siły m i­
łości. Zresztą cała atm osfera dram atu jest przesiąknięta
bezideowością, pozbaw ioną wszelkiej nadziei, niedopu-
szczającą choćby nikłej iskierki, coby pozw oliła n a myśl
0 zbawieniu. A jednak, w łaśnie w Kaliguli znowu odkry­
w am y żywego, wszystkiemi nerw am i drgającego człowieka,
typowego przedstaw iciela ludzkiej nędzy, tym razem n a
szczytach h ierarch ji społecznej. Nie wiem, czy było to
świadomym zam iarem autora, aby obok pro letarju sza Ju ­
dasza postaw ić ten okaz znikczem nienia n a przeciw nym
biegunie stanowym. Możnaby się pow ołać n a późniejszy
przykład Dziadówki i Rogacza w M iłosierdziu (1920).
Ale ten w ybór społecznego stanow iska b o h atera d ram atu
1 nadto jego krańcow a patologiczność pozwoliły auto­
rowi rozw inąć, do niebywałej poza Szekspirem m iary,
m istrzostwo w scenicznem charakteryzow aniu psychiki
ludzkiej. Przez to pogłębienie analizy psychologicznej, do­
konywanej jakby z chemiczną dokładnością i nieom ylno­
— 167 —

ścią, Kaligula n abrał właśnie tych arcyludzkich rysów,


które pozwoliły wyrzec także o nim: „tylko człowiek“,
w yw ołać w widzu litość nad nędzą życia ludzkiego. Już
z pow odu Bratnich dusz (Pod górę, 1910), co również d a
się pow tórzyć o Echu (1911) i Żeglarzach (1912), wcze­
śniejszych utw orach Rostworowskiego, nie dorów nyw ają-
cych następnym , ale zajm ujących śmiałością w stawianiu
zagadnień i w szczegółach zdradzających późniejszego m i­
strza teatru, zwrócił uwagę Irzykowski, że autor charak­
teryzuje swe postaci nietyle w ypow iadanem i przez nie
lub o nich słowami, ile międzypsychicznemi sytuacjam i
aktorów. Skoro są już odtworzone dane charakterolo­
giczne i w skazany splot stosunków ludzkich w obraném
środow isku, jest rzeczą obojętną, jak się potoczy kolej
wypadków. Bez względu bowiem na to, czy dopełni się
m iara losu, nic go już odmienić nie zdoła. Jestto tragiczne
poczucie tw orzenia się tragedji poza nami, gdy człowiek
nie m a możności w yboru, lecz j m d l e g a fatalizmowi da­
nej rzeczywistości. Tak jest i z Kaligulą. Jest rzeczą do­
praw dy obojętną, że spiskowcy zdobyli się wreszcie n a
m orderstw o. Nic się przez to nie zmienia, ani nie staje.
P ustka etyczna nie została przezwyciężona. Z polemicz­
nego kom entarza dow iadujem y się od autora, że tak być
musiało, bo historycznie nie było tu m iejsca n a w prow a­
dzenie niezasłużonego odkupienia za niezawinione winy.
Rostworowski zaś, aż po Kaligulę włącznie, stał twardo
n a terenie realizm u, o tyle tylko stylizując życie w skróty
artystyczne, ile wym agały potrzeby wizji teatralnej, aby
pogłębiając i rozszerzając obraz oglądanej rzeczywisto­
ści, tern wnikliwiej dociekać praw dy człowieka, tern do­
skonalej w ypełniać zadanie sztuki, jako płynące z n aj­
istotniejszych, religijnych czy metafizycznych potrzeb
i pragnień naszych m yśli i uczuć. Nietyle już sztuką
słowa, ile raczej sztuką dźwięku, było wprowadzenie
równoległego instrum entow ania głosów, co autor w Ju­
daszu i w Kaliguli w ykonał w sposób tak dokładnie opra­
cow any w m at er jale słownym i tak muzycznie sharm oni-
zowany we wskazówkach inscenizacyjnych, że sceny zbio­
row e w tych dram atach czynią wrażenie kompozycyj sym­
fonicznych. To podejście do tw orzyw a od strony czysto
— 168 —

form alnej, dostosowujące pojęciową treść słowa do po­


trzeb ekspresji słuchowej, n a taką m iarę i z tem po­
wodzeniem pierw sza i dotychczas najlepsza p ró b a tego
rodzaju w literaturze polskiej, to na swój czas niezwykle
śmiałe now atorstw o, przeoczone zresztą przez później­
szych teoretyków polskich t. zw. „nowej sztuki“, pozw o­
liło Rostw orow skiem u rozszerzyć w teatrze rolę tłumów.
Wówczas autor nie przew idyw ał jeszcze, że niebawem
tłum stanie się bohaterem dram atu.
Twórczość Rostworowskiego przyw ykło się wiązać
z W yspiańskim , do którego uczniów au to r Kaliguli byw a
naw et zaliczany. Jestto o tyle słuszne, że Rostw orow ski
w ystąpił po W yspiańskim, więc nie mógł pozostać obo­
jętny dla dzieła największego realizatora polskiego teatru,
że nadto łatwo wskazać w dram atach Rostworowskiego
rem iniscencje słowne i rytm ikę wiersza, przejęte od W y­
spiańskiego. Są to jednak pokrew ieństw a pozorne, ogra­
niczające się do natu ry form alnej. Choć i pod tym wzglę­
dem zachodzą różnice zasadnicze i poważne, w ynikające
bodaj stąd, że W yspiański przyszedł do teatru od m alar­
stwa, Rostw orow ski od muzyki (co do tego istnieje w łasne
wyznanie autora w książce zbiorowej Pam ięci W ilhelm a
Feldm aim, 1922). Gdy więc w teatrze W yspiańskiego p a n u ­
jącym czynnikiem estetycznym jest dekoracyjność, u Ro­
stworowskiego n a pierwszy plan w ysuw a się akustycz-
ność. W pom yśle twórczym bezpośrednio do W yspiań­
skiego zbliży się Rostw orowski dopiero później, i to przez
Mickiewicza, w Zm artw ychw staniu (1923), ale utw ór ten,
choć niesłusznie lekceważony, bo w swoim rodzaju od­
znaczający się niem ałem i zaletam i teatralnem i i treścio-
wemi, jednak w rozw oju twórczości au to ra zajm uje m iej­
sce podrzędne, podobnie jak, z innych już względów, ze­
psuty przez tendencyjność A ntychryst (1925). Pozatem,
choć już w P od górę zaznacza się obecność akcentów
narodow ych w myśli autora, choć później w ątek ten, n a ­
wet poza Zm artw ychw staniem , coraz silniej i bezpośred­
niej odczuwać się daje, R ostw orowski mógłby pow tórzyć
o sobie znany zw rot K asprow icza o ojczyźnie z Księgi
ubogich. Nie jest to, jak ktoś zauważył, najbardziej kos­
m opolityczny poeta polski, bo określenie takie byłoby
— 169 - -

Avręcz błędne, ale u Rostworowskiego droga myślowa prze­


rzuca się lukiem od człowieka do Boga, granicznem i li-
njam i stykając się tylko, od strony człowieka z narodem ,
od stronjr Boga z ludzkością. Nie jest więc Rostworowski
pisarzem kosmopolitycznym, bynajm niej, natom iast wolno
0 nim powiedzieć, że jest ogólnoludzki. W rażenie to po­
głębia nadto fakt, że Rostw orowski w swej twórczości rzą­
dzi się nie uczuciem, lecz myślą. Myśl to wprawdzie,
z poza której przebija serce, ale gdyby nie było we w spół­
czesnym dram acie polskim Stan. Ign. Witkiewicza, jego
największym intelektualistą w ypadłoby nazwać Rostwo­
rowskiego. Oto cechy, które i pod względem treści tak
bardzo w yodrębniają twórczość Rostworowskiego od tw ór­
czości W yspiańskiego, natom iast spokrew niają ją z tw ór­
czością Krasińskiego, nazywanego też „poetą m yśli“. Z K ra­
sińskim łączy nadto Rostworowskiego głęboka religijność,
widoczna już od pierwszego tom u utworów, od zbioru
młodzieńczych wierszy p. t. Tandeta (1901), dochodząca
do pełni świadomego głosu poetyckiego w poemacie Via
Crucis (1911), w yrażona najsilniej w M iłosierdziu i Strasz­
nych dzieciach. Oba te utw ory, wzajemnie się dopow iada­
jące, stanowiąc najpełniejszy w yraz Rostworowskiego po­
glądu na świat, są znowu śm iałą próbą now atorstw a w te­
atrze. Miłosierdzie tem atem wiąże się z Nieboską Komedją
Krasińskiego, pow stało zaś z bolesnej zadumy nad rze­
czywistością współczesnej chwili dziejowej, z żywego od­
czucia potrzeby reform społecznych, ale choć napiętno­
w ane niemal bezwzględnym pesymizmem, znajduje roz­
wiązanie w zaświatowej pielgrzymce do Boga. Podobnie
rozstrzyga się tragifarsa życia rodzinnego w Strasznych
dzieciach. Ale to już nie spraw a etyki chrześcijańskiej,
lecz cud łaski Boskiej, uzmysłowienie tej najtrudniejszej
tajem nicy w iary katolickiej. Odkupienie nietylko osobni­
ków, jak Judasz czy Kałigula, lecz całych mas ludzkich,
przedstaw ionych tu w alegorycznych postaciach bez n a­
zwisk, lecz o nazwach zawodowych czy stanowych. W za­
kresie form alnym doprowadzenie objawów życia do po­
jęć abstrakcyjnych, aby je następnie skonkretyzować
1 uczynić osobami dram atu. Niezwykle trud n y i w całości
nieosiągalny zam iar tej krańcowej autom atyzacji życia
— 170 —

nie mógł być uwieńczony pełnem powodzeniem. Mimo to


zarówno M iłosierdzie jak Straszne dzieci są utw oram i sil­
nie wzruszaj ącemi widownię, a w prow adzenie w M iło­
sierdziu tłum u jako jedynego aktora zaliczyć w ypadnie
do najlepszych tego rodzaju zdobyczy w sztuce te a tra l­
nej. Nie w dram acie, lecz w łaśnie w sztuce teatralnej,
w której są próbam i niemniej śm iałem i i niem niej zajm u-
jącemi, niż teatr „czystej form y“ W itkiewicza, choć po-
w stały one na zupełnie innej drodze i sięgają w zorów
tak odległej tradycji, jak średniow ieczne m isterja i m o ra­
litety.
Rostworowski, przy swej wręcz w yjątkow ej jedno­
litości drogi rozwojowej w dziedzinie myśli, n a polu form y
dram atycznej w ykazuje niespożytą ruchliw ość i pom y­
słowość w yobraźni twórczej. Co dziwniejsze, że p racu ­
jąc nad dram atem z rew olucji francuskiej p. t. Czerwony
m arsz, który — jeśli m ożna sądzić ze znanych fragm en­
tów — będzie now ą p ró b ą poszukiw ania odrębnej styliza­
cji teatralnej, równocześnie, niejako n a m arginesie głów­
nego swego w danej chwili zadania, w ydaje dzieło, po­
m yślane i w ykonane w form ie wręcz klasycznej tragedji.
Po zautom atyzowanych abstrakcjach, po dram atach silnie
zabarw ionych tendencyjnością poglądów, czerpiąc pod­
nietę z zasłyszanego w ypadku rzeczywistej zbrodni, two­
rzy w Niespodziance (1929) realistyczny obraz życia chłop­
skiego, ujęty w form ę tak zwięzłą w akcji i ta k plastyczną
w posągowości osób, tak nieodw ołalną w problem atyce
i o tak dojrzałym artyzmie, że nie w ahano się stwierdzić,
iż jestto w klasycznem znaczeniu tragedja m atki, n ajsil­
niej postaw iona i w w yolbrzym iającym skrócie w izji a r­
tystycznej najgłębiej n ję ta w literaturze powszechnej. N a­
stępne dw a utw ory: P rzeprow adzka (1930) i U m ety
(1932), związane z N iespodzianką osobam i dram atu, są
znowu realistycznem i próbam i prześw ietlenia rzeczyw i­
stości współczesnej pod kątem społeczno-etycznym. Przed­
miotem eksperym entu, jak to już było w jednym z wcze­
śniejszych utw orów Rostworowskiego, jest pięcie się jed­
nostek z ludu pod górę, ku wyższym stopniom h ierarch ji
kulturalnej, do czego teren obserw acyjny znacznie się
teraz rozszerzył na tle zasadniczej przem iany w stru k tu ­
- 171 - -

rze społecznej. Lecz dla Rostworowskiego i w danym wy­


padku zagadnieniem istotnem jest tylko spraw a etyki
chrześcijańskiej. W Przeprowadzce dał więc dram at grze­
chu i k ajania się, ale U m ety m oralna idea trylogji d ra ­
matycznej zanika w groteskowem widzeniu nowych oby­
czajów, oglądanych przez perspektyw ę komizmu. Lwi p a­
zur d ram aturga i tutaj jednak ujaw nia się w tych scenach,
które w strząsają ludzkiem sumieniem.
W ram ach współczesnego polskiego dram atu psycho­
logicznego odw rotnością wybitnie m oralnej postawy tw ór­
czej Rostworowskiego jest am oralizm WACŁAWA GRU-
RIÑSKIEGO (* 1883). Pierwsze jego dwa utw ory dram a­
tyczne: Na rubieży i Zacisze, pisane w latach 1903 i 1904
(wyd. 1906) poprzedził przedm ow ą Przybyszewski, ale
z pod p a tro n atu tego m istrza m łody autor rychło się w y­
zwolił. Już w cztero aktowym dram acie: Pijani (1907) roz­
w inął świeży i m ocny talent pisarski o charakterze wy­
bitnie intelektualnym . Śmiałość, z jaką Grabiński podej­
m ow ał zawiłe zagadnienia psychologiczne n a tle bardzo
drastycznych sytuacyj, otoczyła go nimbem gorszyciela.
Może to nawet było po myśli pisarza, w którego utw orach
mieści się też szczypta w ilde’owskiego dandyzmu. Ro, wię­
cej niż Przybyszewski, oddziałali na Grubińskiego zapewne
W ilde i France, zwłaszcza w tym ostatnim mógł był on
znaleźć nauczyciela, który m u dobrze odpowiadał. Acz­
kolwiek twórczość Grubińskiego nosi znam iona wysokiej
i świadomie upraw ianej kultury literackiej, m a ona jed­
nak w yraz w łasny i bardzo oryginalny. Nawet tam, gdzie
nasuw ają się widoczne pokrew ieństw a myślowe albo i toż­
samość obrabianych wątków, pisarz nasz jest niezależny.
N ajm niej wspólnego m iał z pokoleniem Młodej Polski,
współczesnem jego początkom literackim. N a tern tle od­
bijał się odrazu racjonalizm em o pokroju encyklopedy­
stów francuskich z XVIII-go wieku. Ale i biskup Krasicki
mógłby się. nim szczerze ucieszyć. Ro G rubiński n ajd raż­
liwszą sprawę przedstaw ia zawsze z niezwykłą wirtuoze-
rją dobrego smaku, a w łada przytem prozą o tak nieskazi­
telnej, jasnej, zwięzłej i pięknej polszczyźnie, że śmiało
między klasyków może być policzony. Umysł to wszakże
naw skróś nowoczesny. Gdy więc w Kochankach (dwie
— 172 —

redakcje z r. 1913 i 1916, wyd. 1915 i 1919, wystaw, także


na scenach obcych) podjął antyczny tem at m iłości kazi­
rodczej, mocno na pięty konflikt tragiczny był m u raczej
pretekstem tylko do dialektycznej obrony p raw miłości.
Echam i filozoficzno-retorycznej sofistyki L ucjana z Sa-
m osa ty zalatują dwa ud r ani a ty z ow a n e dialogi Grubiń-
skiego: Diogenes z Synopy i Aleksander W ielki albo Sła­
wienie próżniactwa (1914) i Piękna Helena albo O zm ien ­
ności pow odów toczącej się w ojny (1917). Poprzez N ie­
wierną (1917) wiedzie droga do N iew innej Grzesznicy
(1926), gdzie niezrów nane m istrzostw o Grubińskiego w p ro ­
wadzeniu dialogu osiąga szczyt artyzm u. Cała akcja po­
lega tu właściwie na rozmowie, a choć ciągnie się ona przez
trzy akty, autor utrzym uje naszą ciekawość w ciągiem
napięciu, stopniow anem z niezaw odną w praw ą urodzo­
nego człowieka teatru, podsycanem dowcipem w najlep­
szym stylu, szerm ierką słow ną o najsubtelniej w ym ierzo­
nych, ale i najtrafniej podanych odcieniach. N iew ątp­
liwie jednak odczuwa się poza tern wszystkiem jak ąś
pustkę, mimo najw nikliw sze spojrzenia w dusze ludzkie,
przebywam y tu wciąż na pow ierzchni życia, otoczeni atm o­
sferą salonowej czy buduarow ej błahości. Dużo racji m iał
Irzykowski, gdy z pow odu K ochanków napisał, że „w ten
sposób robi się burżujską sensację z pozoram i śm iałości“.
Są to przeżycia bez wewnętrznej treści, a po doskonałych
dialogach, którem i — słysząc je lub czytając — rozkoszu-
jem y się z epikurejskim sybarytyzm em, w pam ięci nic się
nie utrw ala na dłużej. Dlatego też twórczość G rubiń­
skiego jest zjawiskiem, które może służyć, jako wzorowy
przykład czysto estetycznego wzruszenia. I naw et hym n
na cześć beztroskiej radości życia, jakim jest Lam pa Ala-
dyna (1923), nie zdołał nas przekonać, że Ż3mie to jest
piękne, aczkolwiek na chwilę, m ożna się niem upoić, jak
butelką dobrego szam pana francuskiego. Ów b rak w ła­
snym trudem w ypracow anej odpowiedzialności za życie
przebija się najjaskraw iej z dwóch chybionych, choć cie­
kawych naw et w swoich omyłkach, prób d ram atu histo­
rycznego, z komedji: Lenin (1921) i z nowego opracow a­
nia tragedji o Salome p. t. K siężniczka żydow ska (1927).
Z powodu Lenina ogłosił Grubiński autoreferat, zam ie­
- 173 —

szczony następnie w wyborze szkiców krytycznych z te­


atru i literatu ry p. t. W m oim konfesjonale (1925). „Au­
to r — mówi G rabiński o sobie — pokazał nam swojego
b o h atera objektywnie, jakby np. tygrysa, lub byka; patrz­
cie, tak wygląda, tak myśli, tak postępuje; ale zdanie
o nim m iejcie własne, jak o byku, lwie, czy kanarku, jak
o tylu swoich znajom ych“. Nie przeczymy temu, lecz au­
to r nas nie przekonał pokazanem i na scenie postaciami,
znanem i już skądinąd, chociaż słusznie zauważył Zyg­
m unt W asilewski z powodu K siężniczki żydow skiej, iż
Grubiński także tym razem dowiódł, „że umie być na sce­
nie i że artystom jest z nim dobrze. Może naw et szkodzi
jego poezji przerost świadomości scenicznej“. Ostatnio
przytoczona uw aga trafia, zdaje się, w sam rdzeń zagad­
nienia: niezawodny artyzm Grabińskiego kręci się w p ró ­
żni, b rak m u istotnego stosunku osobistego do m o ral­
nych praw życia. „Świat to — pisał Boy-Żeleński n a temat
Lam py Aladyna —- zupełnie odrębny od zwykłego świata;
realny z punktu w idzenia cielesności postaci, fantastyczny
z punktu widzenia nitek, które niem i poruszają. N itki te,
to paradoks, kaprys, koncept; akcja toczy się jak jej się
podoba, autor zaś wciąż zaczaja się na nią po drodze
z krzywem zwierciadłem, w którem gębusia logiki i psy­
chologii to w ydłuża się, to spłaszcza uciesznie“.
Niemniej świetnie, jak dialogi sceniczne, Grubiński
buduje i pisze swe nowele, zebrane w tom ach: Pocałunek,
Uczta Baltazara i inne nowele (1912, wydawane przed­
tem oddzielnie, od r. 1906), Bunt (1909), Moc kam ienna
(1911), Baj - B a ju - Baj (1920), L w y i święty Grojosnaw
(1924), Człowiek z klarnetem (1927). Są wśród nich rze­
telne arcydziełka now elistyki n a tu r alistyczno-psycholo-
gicznej. Taki np. Dajm onion-Bib, opowiadanie o konaniu
starca, na którego śm ierć czeka od lat kilkunastu młoda
jego żona, aż zdumiewa opanow aniem artyzmu, z jakim
autor przedstaw ił osoby dram atu życiowego w ich real­
nej prawdzie. W Zabawie sytuacja m iłosna na tle na-
rzeczeństwa w rodzinie mieszczańskiej dała autorow i spo­
sobność do wręcz żonglerskiej zręczności w wydobywaniu
napięcia erotycznego w śród doskonale rozmieszczonych
kontrastów psychiczno-obyczajow3rch. Schadzka jest zna-
174

кош item studjum j )s_yeh о1o gl cz nem n a temat naiw ności


chłopięcej w okresie dojrzew ania. W Lw ach i św iętym
Grojosnawie zracjonalizow anie legendy o cudzie przypo­
m ina sztukę F lau b erta i na porów naniu tem autor nasz
nic nie traci. Cokolwiek zarzucićby się dało G rubińskiem u
ze stanow iska oceny ideowej, przyznać się jednak musi,
że jest on niepospolitym pisarzem , świadom ym środków
swego rzem iosła i używ ającym ich z całą samowiedzą
odpowiedzialności tylko i w łaśnie za swój artyzm. W a r­
tykule o Buncie aniołów F ran ce’a napisał G rabiński: „ P ro ­
sty i m ocny kościec filozoficzny dla literackiego dzieła
jest niezbędny, ale nie wystarcza, aby dzieło w praw iało
nas w zachwyt. N a tym kośćcu m usi być kształtne ciało,
poruszane przez zgrabne mięśnie, pulsujące gorącą krw ią,
drgające n a sieci czułych nerwów, pociągnięte gładką,
cienką skórą. Wówczas dopiero możemy się u pajać dzie­
łem, bowiem dopiero wówczas dzieło żyje i życia swego
nam udziela“. I we własnej twórczości literackiej Gru-
biński takiego nakazu przestrzega. Pow tórzyć tu m ożna
słow a Leona Piwińskiego o now elach ze zbioru L w y
i św ięty Grofosnaw, napisane w czasach, gdy k rytyk ten
stosow ał ostrzejszą, niż dziś to czyni, m iarę oceny, że
G rubiński opow iada „o zdarzeniach i uczuciach wiecz­
nie interesujących, bo przeżyw anych przez ludzi arty ­
stycznie praw dziw ych i żywych ponad wszelką w ątpli­
w ość“. Nie usuw a to bynajm niej zastrzeżenia, podniesio­
nego z innego stanow iska przy om aw ianiu dram atycznej
twórczości pisarza.
Obok hum anisty Grubińskiego postaw ić trzeba BRU­
NONA WINAWERA (* 1883), aż w roga hum anistyki z fa­
natyzm u dła nauk m atem atyczno-przyrodniczych. Przez
lat dziesięć pracow ał jako asystent przy katedrze fizyki
na uniw ersytetach w Amsterdamie, F ran k fu rcie nad Me­
nem i na politechnice warszaw skiej, ale już wcześniej de­
biutow ał w literaturze utw orem powieściowym: N otatnik
Szym ona van Geldern (1907). I nadal pisze nowele, opo­
w iadania i bardzo poczytne feljetony, głównym jego te­
renem stała się jednak komedja. Z licznych sztuk te a tra l­
nych ważniejsze: R oztw ór prof. P ytla (1916), Księga
Hioba (1921, przeł. n a ang. przez Josepha Conrada-Korze-
— 175 —

niowskiego, wyd. 1931), R. H. Inżynier (1923), Znajom ek


z Fiesole (1925), Poprosili truteń (1932). Umysł błyskot­
liwy z dowcipem o dużej werwie, lecz w skali ograniczo­
nej, w prow adził do kom edji polskiej typ uczonego-wyna^-
lazcy, którego życiową niezaradność eksploatuje w roz­
m aitych, choć bliźniaczo podobnych odmianach, n a tle ak­
tualności obyczajowej, podchwyconej bystro i z ostrym
sarkazm em , w ujęciu jednak płytkiem. Dlatego jego ko-
medje, przeważnie w stylu groteskowo-farsowym, rychło
w ietrzeją, albo wym ag aj ą przeróbek, któreby odświeżyły
ładunek hum oru dostosowaniem go do ostatniej chwili.
Rzeczywistość społeczna, jak ą W inaw er nam pokazuje,
jest bowiem tylko dowolnie konstruow anym terenem dla
kom izmu sytuacyjnego. Akcja zazwyczaj nikła i naciąg­
nięta. Postaci narysow ane niedbale, bez pogłębienia psy­
chologicznego czy charakterologicznego. Tło obyczajowe
służy jedynie za rusztow anie dla „kaw ałów“ rozmaitego
kalibru, nie w yłączając w yśw iechtanych i niew ybrednych,
ale nieraz napraw dę doskonałych i żywo podanych. Aby
nasycić dialog treścią, szpikuje go autor gęsto drwiącemi,
nierzadko cynicznemi aluzjam i do aktualnych zdarzeń p u ­
blicznych, jak je w idać z za stolika kawiarnianego. Punkt
obserw acyjny rów nie dogodny, jak każdy inny, gdyby
otaczająca go atm osfera nie przesłaniała widoku na ¡szer­
szy świat czczym dymem feljetonowej łatwizny. Mimo to,
n a dnie każdego utw oru W inaw era tkwi głębsze zaintereso-
wanie intelektualne, a niew ątpliw y zmysł teatralny po­
kryw a błahość faktury dram atycznej. Jestem mocno prze­
świadczony, że talent autora stać conajm niej na jedną do­
b rą komedję o trw ałej w artości literackiej. Komedji ta ­
kiej dotąd W inawer nie napisał. Może Roztw ór prof. Pytla
był n a nią najlepszym zadatkiem.
39.
Doba Młodej Polski zbiega się z okresem, w którym
wielcy pisarze poprzedniego pokolenia pozytywistycznego:
Sienkiewicz, Prus, Orzeszkowa, w ydają główne swe dzieła
powieściowe. Równocześnie zaś z symbolizmem i neoro-
m autyzm em rozw ija się naturalizm , którego naczelna
przedstaw icielka, Zapolska, tw orzy najlepsze swe komedje
i powieści już po tryum fach Przybyszewskiego i W yspiań­
skiego. I ten, co zrewolucjonizow ał polską technikę p o ­
wieściową, rozsadzając jej realistyczną fakturę, nasycając
ją liryzm em i organizując jej budow ę w ram ach jedności
wzruszeniowej, Stefan Żeromski — wychodzi równolegle
z przesłanek naturalizm u i neorom antyzm u, aby zainicjo­
wać i ugruntow ać nowy styl literacki, który stosunkow o
najlepiej się mieści w nazwie psychologizmu. Ale nieba­
wem pojaw i się też dialektyczno-eksperym entalny psycho-
logizm Irzykowskiego, który toruje drogi, u nas zresztą
niewyzyskane, dla nowego typu powieści analitycznej.
Gdy zaś Dygasiński, z wieku i środow iska Szkoły Głów­
nej, z której wyszedł, należąc do czołowego pokolenia p o ­
zytywistów warszawskich, staje się um iarkow anym natu-
ralistą, ostatniem wszakże swem dziełem: Godami życia,
włącza się już w neorom antyzm ; gdy n atu ralista Reym ont
w Chłopach daje stylizację o charakterze symboliczno-mo-
dernistycznym ; gdy inny n aturalista Sieroszewski, nie oglą­
dając się n a estetyczne program y chwili, pokazuje przy­
rodę w w idokach po m alarsku im presjonistycznych, ale
swych ludzi przedstaw ia z realistyczną przedm ioto-
wością; — neorom antyk O rkan w K om ornikach i R ozto­
kach w yw ołuje obraz życia wiejskiego z w iernością nie--
mal fotograficznego objektywu, choć później w Pom orze
i D rzewiej da już nietyle powieści ile sym boliczne poem aty
prozą; tymczasem m łodsze pokolenie powieściopisarzy,
. — 177 —

w stępujące w szranki literackie od połowy pierwszego


dziesięciolecia nowego wieku, ulegając przeważnie w pły­
wom Żeromskiego, ale też indyw idualnie je przekształca­
jąc, staje w yraźnie na gruncie realizm u psychologicznego.
Zarówno N ałkow ska w swych stylizowanych powieściach
0 tajnikach duszy kobiecej, jak Strug w cyklu opowia­
dań o podziem nych ludziach rewolucji, Kaden-Bandrow-
ski w lirycźno-ekspresjonistycznej powieści o Niezgule czy
w charakterologicznych szkicach ze świata pracy rzemieśl­
niczej. Choynowski w naturalistycznych nowelach z ży­
cia mieszczańskiego. A jeśli Przybyszewski analizuje nie­
mal zawsze i jedynie w łasną swą duszę, aby z jej głębin
wydobyw ać wizje o napięciu metafizycznem, Żeromski
1 jego następcy są obserw atoram i życia w jego w ielora­
kich przejaw ach, odkryw ają nietylko jedynie swoją, ale
wogóle praw dę człow ieka.Podana tu klasyfikacja jest, oczy­
wiście, schematycznem uproszczeniem zjawisk literackich,
co wszakże było albo będzie na właściwych m iejscach ro z­
szczepione i zróżnicowane. Tymczasem idzie tylko o w ska­
zanie, jak zawodne i dowolne byłoby wtłaczanie indyw i­
dualności tw órczych w koleje prądu, panującego w pew­
nym okresie czy pokoleniu, koleje, które najczęściej oka­
zać się m uszą za wąskie, albo i wcale nie odpow iadają
istotnem u stanowi rzeczy. Z tern zastrzeżeniem, obowią­
zuj ącem zawsze, ile razy jest m ow a o ogólnikach klasyfika­
cyjnych, stwierdzić można, że w powieści polskiej najpeł­
niejszym objawem neorom antycznego stylu jest twórczość
WACŁAWA BERENTA (* 1873),
Powieści B erenta nazw ano kiedyś krajobrazam i spo-
łecznemi. Bo w jego wizji artystycznej głównym motywem
twórczym jest środowisko, pokazane w ścisłym związku
z pew ną określoną rzeczywistością dziejową. Berent nie
jest wszakże realistą. Obraz oglądanego św iata przedsta­
wia m u się zawsze w m onum entalnych w ym iarach syntezy
artystycznej. N a takiem tle oddzielne postaci stanow ią
tylko szczegóły krajobrazu. Są jednak najplastyczniej od­
tw orzone w tych swoich rysach, gestach, ruchach i drgnie­
niach, które najlepiej odzw ierciedlają ludzkie charaktery
i tem peram enty, a przedewszystkiem w nętrza dusz. Albo­
wiem Berent jest bezkom prom isowym rew elatorem indy-
• Obraz współczesnej literatury polskiej. Т. П. 12
— 178

widiialnej praAvdy człowieka zmagającego się z otaczają­


cym go światem. Posiadając jasn ą świadom ość biologicz­
nych w arunków życia, kształtującego się n a podłożu bytu
gromadzkiego, ograniczonego praw am i ziemi, tern niemniej
silny w iarą w zwycięską potęgę ducha, staw ia najwyżej
m ierzące ideały. One to są dlań spraw dzianem w artości
człowieka. „P o e t a bo oświecony — czytamy w Żyw ych
Kamieniach — na to tylko nieco barw życia w sztukę swą
nagarnia, by niepokoje w sercach rozczyniać, ockniętą
myśl poryw ać hardo na św iata łady i dzierżce!“
W w idzeniu poetyckiem B erenta niem a bynajm niej
rozłew ności lirycznej, jak i niem a jej w tak przepojonej
liryzm em twórczości W yspiańskiego. Czyn i słowo tw orzą
się u B erenta narów ni w klimacie czujnego męstwa, do­
głębnej odpowiedzialności m oralnej, niezłomnego dążenia
do zdobywczej mocy dobra i piękna. Mimo posągowe
kształty, naw skroś żywe postaci Berenta, utrw alające się
w naszej pam ięci z najkonkretniejszą w yrazistością, oglą­
damy zawsze w działaniu. Akcja i rozm owa, jak w d ra ­
macie, są zasadniczemi środkam i, przez które w powieś­
ciach B erenta rozw ija się w ątek epicki, narastający w sze­
regu dynam icznych sytuacyj, w prow adzających czytelnika
bez poprzedniego przygotow ania w bezpośrednią styczność
z w yw ołanem i przez pisarza na scenę naszego w idzenia
osobam i i z w zajem nem i ich między sobą stosunkam i.
T aka w ybitnie dram atyczna ekspozycja dzieła epickiego,
nadająca mu w łaśnie odrębny charak ter i nasycająca je
nadto treścią w yjątkow o zgęszczoną, w chwili w ystąpienia
B erenta była techniczną nowością, któ ra jeszcze i zwłaszcza
w Oziminie niepokoiła zaskoczonego czytelnika. Tem bar-
dziej zaś, że jak z realnego gruntu dokładnie w ystudiow a­
nej a najbystrzejszą intuicją prześw ietlonej rzeczywistości
społęczno-dziejowej tw orzy Berent wielkie syntezy h i­
storiozoficzne, tak samo jego postaci powieściowe sym bo­
lizują określone typy socjopsyekologiczne, ale także obiek­
tyw izują myśl pisarza, nieuchylającą się nigdy od podej­
mowania najtrudniejszych zagadnień, i owszem zagłębia­
jącą się w nie z konsekw entną odwagą docierania do dna.
U podstaw y wizji artystycznej B erenta leży zawsze za­
gadnienie ideowe. W Fachowcu (1895) motywem konstruk-
— í 79

cyjným jest spraw a bezwzględnego podporządkow ania się.


jednostki nakazom społecznym. Krańcowe wnioski ży­
ciowe, w ysnute z doktryny dem okraty czno-pozy ty wis tycz-
nej, łam ią młodzieńczego idealistę, na samym sobie bo­
leśnie doświadczającego, jak niew spółm ierna jest teorja
z rzeczywistością. Przeprow adzony w tej powieści ekspe­
rym ent był m ocnym protestem przeciw gwałceniu indywi­
dualnych praw ducha. „Berent stwierdza Irzykowski —
w swoim Fachow cu trochę głębiej i szczerzej zajrzał
w piekło pracy niż dobroduszni trębacze pracy i dworacy
lum p enp r o 1e t ar j atu “.
W Próchnie (1901), które nazwaćby można monolo-
gją zorkiestrow aną na głosy, występuje antynom ja mię­
dzy sztuką a życiem na tle dekadentyzmu wielkomiejskiej
cyganerji artystycznej: „Próchno Berenta — w spom ina
krytyk dzisiejszy J. E. Skiwski — było w życiu naszem
(„naszem “, t. zn. pokolenia dobiegającego dzisiaj czter­
dziestki) czemś więcej niż przeczytaną książką. Z Próch­
nem kojarzy się u mnie wspom nienie bodaj że pierwszego
wielkiego entuzjazm u literackiego, tego entuzjazmu, który
młodzieniec odczuwa tylko dla dzieła współczesnego. Co
m ożna napisać po Próchnie?, — tak wtedy czułem. Była
to jedna z tych w yjątkow ych książek, które w ygarniają
z nas nasze myśli, tęsknoty, porywy — aż do dna; na
chwilę nie wierzymy, że kiedyś znowu będziemy głodni.
Czujemy pełnię, wzruszenia, która nas niemal przeraża.
Oczywiście, jest to złudzenie — ale jakże niewiele książek
je daje“... „Szlachetny ton „m łodopolskości“, to co było
w niej najlepszego: ambicja, by stać zawsze na najwyższym
poziomie, nie pospolilować się, trzymać wiecznie głowę
do góry — wszystko to przem aw ia do nas ze stronic
Próchna. Dumny gest pisarzy młodopolskich przeradzał
się niekiedy w sztywną hieratyczność, manieryzm, ba
w łatw ą pozę. U Berenta występuje w postaci najczystszej“.
Podobnie pisał rów ieśnik Berenta, Adolf Nowaczyński,
który pod bezpiośredniem wrażeniem Próchna wyraził się,
że jest to „utw ór dający patetyczny wyraz praw ie całemu
współczesnemu światu uczuć“. Rewizjonistyczna ocena
Próchna, jaką nie bez pewnej słuszności podjął ostatnio
M anfred Kridl, nie zmieni faktu, że powieść ta jest nietylko
12*
180 —

jedynym w swoim rodzaju dokum entem artystycznym de­


kadentyzm u z końca minionego wieku, ale i nadal głęboko
w strząsającą w izją zbiorow iska dusz ludzkich n a różny
sposób w ykolejonych, a w swoich najlepszych tęsknotach
dążących do tego samego nieziszczałnego ideału, który
byw a nieokreślonem m arzeniem człowieka n a pewnym
stopniu estetycznej kultury duchowej, bez względu na
epokę i stopień szerokości geograficznej.
Oziminę (1911) • próbow ano określić jako powieść
w stylu dram atu klasycznego. Obraz salonu warszawskiego
w chwili w ybuchu w ojny rosyjsko-japońskiej staje się, jak
chałupa bronow icka w W eselu W yspiańskiego, przek ro ­
jem całego społeczeństw a polskiego z jego tragicznym m a­
razm em w owej chwili dziejowej. W yw ołana zaś w zakoń­
czeniu powieści w izja antycznego m itu z m ister)ów eleu-
zyjskich, co znowu wiąże się z Nocą Listopadow ą W y­
spiańskiego, stw ierdza ponad wszelką wątpliwość, że dzieło
to pow stało z jasno określonej świadomości twórczej, czu­
jącej potrzebę budow ania mocy narodow ej. Zygmunt L.
Zaleski nazw ał Oziminę „pieśnią o tęsknocie do siły“.
„Rozważając koncepcję tego utw oru — pisał po jego u k a­
zaniu się Jan M. Muszkowski — i szukając odpow iedni­
ków w psychice autora, łatwo jest naw iązać nić, urw an ą
n a Próchnie. Tam zagadnienie subjektyw ne w yboru drogi
życia było cieniem, który zasłaniał przed oczyma tw órcy
w idnokręgi wszechltidzkie czy choćby społeczno-narodowe.
P rzeciętna szarość życia przeciętnego; siła czynu bo­
jow nika; abnegacja życiowa m ędrca czy artysty — te trzy
rozw iązania zagadki bytu osobniczego zajm ow ały autora
Próchna. Ale spostrzegł wkrótce, że trzy najgłów niejsze
gościńce krzyżują się z mnóstwem dróg i ścieżek nie tak
prostych, o zygzakowatym, niezdecydow anym kierunku.
Idąc po tych śladach, wyszedł daleko poza obręb zagad­
nień czysto subjektywhych. Wczucie się w „duszę w spólną“
tego pokolenia stało się dlań z początku źródłem rozpaczy:
dostrzegł w niej tylko bezdenną pustkę, niedołężność, b rak
siły.,. Ból przeszył m u serce, — lecz ¡szukać nie przestał.
I odkrył wreszcie skarb, z którego czerpać będzie p rz y ­
szłość. — odkrył go w duszach jednostek czy typów. W ów­
czas już bez w ahania rzucił na czarne, m roczne tło chwili
I 181

obecnej (słowa pisane w roku 1911) plastyczną grupę


ludzi przyszłości w blasku jaśniejącej nadziei“...
Ń a progu pow ojennej literatury polskiej monum en-
talnerai wym iaram i i niebosiężną strzelistością polotu
twórczego w yrasta dzieło powieściowe W acława Berenta:
Żywe Kam ienie: Jak w skazują daty, podane w poznań­
skim Zdroju, gdzie w 1. 1917—1918 drukow ano tę powieść
p. t. Opowieść Rybalta, pisał ją autor w Krakowie w 1.
1913-1- 1914 i w W arszawie w r. 1917. W ydane oddzielnie
w r. 1949, przez swój estetyczny neorom antyzm należąc do
minionego okresu t. zw. Młodej Polski, a połączeniem
słonecznego mistycyzmu franciszkańskiego z radosną zmy­
słowością pędu życiowego zespalając się z treścią duchową
nowego pokolenia i jego ideałowi piękna artystycznego
odpow iadając doskonałością świadomie zorganizowanej
wizji twórczej, Żywe Kamienie są jakby arką przym ierza
między dawn cm i a nowemi laty.
Owa pełna przedziwnego piękna opowieść ryb altowa
o średniowieczu, stapiająca w jednolity amalgamat histo-
ryzm z symbolizmem i riajkunsztowniejszą stylizację z do-
głębnem wcźuciem się w rzeczywistość bytu ludzkiego,
nigdy zapewne nie zyska szerokiej poczylnóści. Jest to
zresztą losem największych dzieł sztuki, choć nie bez wy­
jątków , źe im do szczuplejszego przem aw iają koła wy­
branych, tern trw alej znaczą swój ślad i tern głębiej zapa­
dają w dusze. Treścią Żyw ych Kamieni jest walka o piękno
wr jego najszerszem, rzecby można, platońskiem ujęciu;
odwieczne poszukiw anie pełni życia; bunt przeciw gnuś­
ności mieszczańskiego kołtuństw a; doświadczanie wszyst­
kiego i w nikanie we wszystko, by „nie ustaw ać w szuka­
niu „szukaniem “, „by niepokoje w sercach rozczyniać,
ockniętą m yśl poryw ać“..., „znosić osiadłym nowych w iar
n au k i“, słowem, w ypełniać sjaołeczne powołanie artysty.
Powieść o duszach tułaczych i ó ducha człeczego wiecz­
nym nieukoju, osnuta na opracowanem historycznie ale
syntetycznie odtworzonem tle średniowiecznem, „próchnu“
ginącego świata przeciw staw ia epicznie rozwinięty hym n
na cześć świtającego hum anizm u ducha i renesansowej
bujności życia. Czar słowa, w jaki znakomity jego wirtuoz
zaklął głębię swych myśli i drgańie swego serca, jest tak
182

potężnie zniewalający, że w słuchani weń, przestajem y w ni­


kać w znaczenie słów, aby całkowicie poddać się ich m u­
zyce. Stąd też tą w spaniała sym ionja wymaga znacznego
wysiłku uwagi czytelnika, którego m a ona nietyłko za­
chwycać pięknem , lecz również poryw ać sw oją treścią,
w yrażoną zresztą jasno i dokładnie, w sposób zaś — być
może — najzwięźlej program ow y wr słow ach P rzeo ra F ra n ­
ciszkanów: „Gdziekolwiek D ucha spraw ę jak ą podejm iecie
młodego serca żarem, ku temu, aby się starły sm utki
z oblicza ziemi i odnowiły serca człecze, — tam graalow ą
służbę pełnić będziecie“.
Do Żyw ych Kam ieni za kom entarz służyć może ten
sam list, który po w ydrukow aniu Próchna ogłosił Berent
w Chimerze (1901). Czytamy tam m. in.: „...m orałniejszym
jest oczywiście ten, którego duch nie błądzi, ponieważ śpi,
jego „straw a“ — „zdrow ą“, ponieważ niczego sam nie
szuka, ponieważ rzetelnie, szczerze i w ew nętrznie w nic
już naw et wierzyć nie pragnie. Jem u w ystarcza owa na
użytek zew nętrzny służąca, lecz z własnem w nętrzem
„tw órcy“ nic nie m ająca wspólnego — „sztuka“. — Są
wszakże inni, dla których sztuka jest najostatniejszą po­
trzebą ducha, przyrodzonem piętnem ich umysłowości,
„głodem i bólem ich w nętrzności“, klęskow ą rozterką z ży­
ciem, nieraz fatalistyczną w prost koniecznością w głębia­
nia się całą siłą myśli i uczucia we wszystkie wrażenia,
objaw y i w samych siebie, a więc we wszystkie przekazane
wartości, norm y, dogmaty i w ierzenia“. „...Błądzący duch
jest bądź co bądź więcej w art od sennego i upartego, z któ­
rych pierw szy rodzi wokół łatw e zadowolenia, drugi
z b ru taln ą zawziętością w yryw a wszystkie nowe kiełki
dlatego tylko, że swój w zrost nie tak rozpoczynają jak to
stare drzew a czyniły“. Jeśli wszak słusżnie zauważono,
że Próchno było „krwawem świadectwem żywotnego po­
nad wszystko męczeństwa Sztuki i A rtysty“, od tego „sza­
tańskiego zw ierciadła w spółczesności“ przeniósł się Be­
ren t w Żyw ych Kamieniach w odległą epokę średniow ie­
cza, z której w ykrzesał wizję drogi n a M onsalwat ponad
serc ludzkich oziębłością dla Muz i bodajby z w iary nie­
dostatkiem. Cały w Żyw ych Kamieniach z przeszłości wy­
w ołany świat, w którym abstrakcja jaw i się w barw nych
— 183

kształtach życia a rzeczywistość przeinacza się w rojenia


w yobraźni, m a wciąż wymowę symboliczną, nie m artw ą
jednak, lecz drgającą pełnem tętnem soków żywotnych,
oblaną niepowszednim blaskiem słonecznego światła, zrn-
m ienioną krw istym tem peram entem żywiołowej tężyzny.
Możnaby tu zastosować słowa Berenta z jego cyklu po-'
ezyj z m arginaljów Oziminy (1911): „Życie wokół zwy­
cięskie nad śm ierć każdą świętsze!“
.Jeśli Próchno i Oziminę nazwano swego rodzaju
„krajobrazam i społecznemi“, w wyższym jeszcze stopniu
Żywe Kamienie są syntezą średniowiecza w tej jego chwili
przełom ow ej, gdy świtały już nowe wieki. W brew zbyt
pochopnym sądom niektórych krytyków, jakoby odtwo­
rzony przez B erenta obraz przeszłości miał barw y fanta­
styczne, stwierdzono już na podstawie skrupulatnych b a­
dań, że tw órca Żyw ych Kam ieni budow ał je nie ze zmy­
ślenia wyobraźni, lecz z dokładnie wystudj owanych
i w szechstronnie w yzyskanych źródeł historycznych.
W artykule Janiny Babęckiej o w agantach w Żyw ych
Kamieniach, drukow anym w nrze 7 Ruchu Literackiego
z r. 1930, stwierdzono m. iń., że przedstawione w powieści
B erenta obyczaje i zwyczaje znajdują pełne oparcie w Car­
m ina Burana, Gedichte des Archipoeta, La Bibie Gniot de
Provens, w studjach historycznych Giesebrechta (Die Wa-
ganten und ihre Liedern) i późniejszein prof. Byszarda
Ganszyńca z r. 1930 o Echach pieśni yoljardowej w Polsce.
Wcześniej zresztą w Tygodniku Illustrow anym z r. 1919,
więc bezpośrednio po w ydaniu powieści, autorytatyw ny
znawca średniowiecza zachodnio-europejskiego, prof. E d ­
w ard Porębowicz, pisał o Żywych Kamieniach: „Po owe
granice, do jakich sięga możebność „wczuwania się“, złu­
dzenie średniow iecza jest tam nadzwyczajne. Jakby z min-
ja tu r spółczesnych zdjęte owe sceny kościoła, sukiennic,
rynku, gospody, celi klasztornej; widok ciągu pątników,
w izerunki ubiorów i zbroi. Z głębokich snać studjów do­
byta cecha epoki, groteskowość: ostre i dzikie przeciwień­
stwa askezy i rozwiązłości, m ajestatu i karykatury, ol-
brzymiośici i skarlenia, grozy i pustoty. Rzeczywistość
przedstaw iona jak wizja: owi kozodoje i pankowie, którzy
w zwidzeniach m nicha przedzierzgają się w bożki po­
— 184 —

gańskie, wedle pojęć ówczesnych z djabłam i identyczne;


owe gonitwy satyrów i nim f jakby na obrazku z klasycz­
nej sielanki, lub owo w ylatyw anie skoczki kom inem na
grzbiecie kozła w oczach pijanego goljarda. Nawzajem wi­
zja oddana jak scena realna: wizyta Śmierci u płatnerza,
w alka braciszka z urojonym szatanem i zachwycenie pod
figurą M atki Boskiej. Jest w tern wszystkiem świetne —
nie powiem: przeczucie, gdzie mogę rzec: podpatrzenie
znamiennego dla W ieków Średnich pom ieszania jawy
i zjawiska, zatarcie granic między światem dotykalnym
a w ym arzonym , jakiem u to zatarciu granic sztuka i lite ra ­
tu ra ówczesna zawdzięczają swe najdziw niejsze pom ysły“.
Pięć w ątków powieści: trubadurski, żonglerski, płat-
nerski, goljardow y i mniszy, splatających się w organiczną
całość szeroko rozbudow anej fabuły, bogatej wr różno­
rodne sceny obyczajowe i sytuacje o wy sokiem napięciu
dram atycznem , rozm ieścił B erent w doskonałej kom po­
zycji architektonicznej, w każdym szczególe dokładnie
przem yślanej i w w ykonaniu idealnie rozw iązanej, z nie­
byw ałą logiką, plastyką i artyzmem, niby — jak już p a ro ­
krotnie zauważono — tum średniowieczny, z rów nie m i­
strzow ską celowością, precyzyjnością i p ro p o rcjo n al­
nością.
W charakterach ludzkich w spólnym im rysem, czego
źródło wskazywano w znaném zainteresow aniu B erenta
dla Nietzschego, którego tłum aczył i kom entow ał, ale co
raczej odnieść Wypadnie do tradycyj antycznego klasy­
cyzmu, zastosow anych tu najtrafniej, jest pew na jakby
bezwzględność, obca wszelkiej czułostkowości czy naw et
pobłażliwości. Człowiek sam z sobą i w sobie dochodzi
do w łasnej praw dy wewnętrznej i zdobywa osobiste wi­
dzenie świata. To zmaganie się z losem i p raca nad prze-
zwyciężaniem zastanej rzeczywistości czynią człowieka
tw ardym i nieugiętym. Odrębnie potraktow ana jest ko­
bieta w syntetycznej, lecz z żywym realizm em stworzonej
postaci Skoczki, radościom ziemi oddanej „pani Venus
służebnicy“. Nie bez słuszności podkreślano intelektualizm
Berenta, ale też niem niej trafnie zwrócono uwagę, że w Ży­
w ych K am ieniach i poprzednich B erenta powieściach
— 185 —

0 klerkach serce pisarza jiakby przeniosło się do jego


mózgu i tam tętniało.
Skoro m ow a o w ystępującym w twórczości Berenta
b rak u uczuciowości, co — zastrzec się należy — by n aj­
mniej nie jest zarzutem, pora zaznaczyć emocjonalność
jego w rażliw ości psychicznej, spotęgowanej np. w Próch­
nie aż do bolesności, zaś w Żyw ych Kamieniach n ad ają­
cej poszczególnym epizodom w yjątkow ą siłę ekspresji
w odtw arzaniu rozigranych stanów namiętności ludzkich.
Łączy się to z wyżej napom kniętą .muzycznością, która
wszak w chwilach kulminacyjnego napięcia krzepnie
w posągowość kształtów.
K ultowi swojemu dla sztuki rzeźbiarskiej Berent zło­
żył hołd nie tylko w tytule powieści, ale i w słowach
płatnerza: „Ucieleśniły się śpiże moje: wyruszyły z ko­
ścioła w rót na nowe szukanie Graala... Płonne było o nim
słowo żonglerów, nie wskrzesiły go w życiu i poetów
gęśle: — posąg jeno ze śpiżu budzi przeszłości wielkie
1 w yprow adza w życie bohatery, jak z kościoła bram .
I rozw ala wszystkie m ury zniewolenia, a zacieśnień ży­
w ota naszego... My to jedynie zdziaływać potrafim y, ży­
wych kam ieni i śpiżów mistrze. Bowiem sztuka nasza
jest służką nieśm iertelności“.
Z ducha m uzyki i z ducha rzeźby wypływa też styl
Berenta, kształtow any w zmaganiu się artysty z myślicie­
lem i m yśliciela z artystą. Bzeźbę przypom inają plastyczna
w ypukłość gestów, rozpiętość przenośni o w ym iarach
gigantycznych i zwłaszcza linearność języka. Z rzeźbą
łączy się architektoniczny konstruktyw izm zarówno w b u ­
dowie powieściowej, jak w celowych odstępstwach od
norm alnej składni zdania. Słuchowa dokładność w od­
daw aniu różnych odgłosów, od najpotężniejszych do n a j­
cichszych, falistość kunsztownej rytm iki, przechodząca
gdzie niegdzie w śpiew ną melodyjność, i wogóle nie­
u stan n a ruchliw ość ekspresji słownej m ają charakter
w ybitnie muzycznej w rażliwości artysty. Nad oddziel-
nemi środkam i tw órczem i i nad całością kom pozycyjną
panuje wciąż czujna myśl, dogłębnie przejęta poczuciem
odpowiedzialności zarówno artystycznej jak społecznej.
- 186 —

Żywe Kamienie są jednom z tych w yjątkow ych dziel


sztuki, w których osiągnięto zupełną, h arm onję form y
i treści, nic z jednej ani drugiej, nie tracąc, naodw rót,
w ydobyw ając z nich niepospolite piękno słowa i niezwy­
czajną głębię myśli. Jest to przy tern utw ór w swoim ro ­
dzaju jedyny, nie naśladow any i nie do naśladow ania.
M istrzostwo stylu pisarskiego Berenta, kształtowanego
bardzo kunsztow nie, w ypływ a z doskonale w ytrzym a­
nego um iaru i niekiedy aż grożącej zachwianiem rów no­
wagi n a wąskiem, szczytami biegnącem pograniczu, na
którego piowiehrzonej linji spiętrzone życie doświadcza
się. i h a rtu je w ogniu bezkom prom isowej sztuki.
Każde dzieło B erenta jest wyrazem tragicznego prze­
zwyciężania zastanej rzeczywistości, k tó rą on sam od­
czuwa z wrażliw ością o skali najszerzej rozpiętej i n a j­
silniej napiętej, przetraw ia ją dogłębnie w nikliw ą myślą,
zmaga się z nią ciuchem najostrzej wyczulonym n a nę­
dzę ludzkiego bytu, lecz i najm ocniej ufnym , że re a li­
zowana w sztuce tęsknota do ideału m a za sobą przeko-
nyw ającą moc w ewnętrznej prawdy. Rzeczywistość, wi­
dziana rów nocześnie podw ójnie: oczami m yśliciela
i oczami artysty, przetw arza się n Berenta w celowo zor­
ganizow aną konstrukcję, w której bystra, śm iała i do­
kładna obserwiacja realistyczna ściśle podlega idei
przewodniej i zam iarow i twórczemu, ale zarazem w ybitnie
em ocjonalny stosunek cło życia i jego najistotniejszych
zagadnień nie dopuszcza do estetycznego kwietyzmu.
Sztuka w żera się w życie, a życie postaciuje się w sztuce.
W alka z bezwładem duchowym oraz troska o b a rt
czynu i słowa są też, jak się zdaje ze znanych fragm en­
tów (drukow anych w Pam iętniku W arszaw skim i T y ­
godniku I Ilustrow anym ), podkładem ideowym nowego
utw oru B erenta z czasów napoleońskich pod znam iennym
tytułem : Szabla i Duch.
Pisarz francuski, Marcel Proust, w spom ina, iż „B ar­
rés m awiał, że artysta (jako i T ycjan) pow inien przede-
wszystkiem służyć chwale swojej ojczyzny. Ale może słu­
żyć jej tylko będąc artystą, czyli pod w arunkiem , że
w chwili, kied3r dokonyw a swych eksperym entów , a są
to odkrycia rów nie subtelne jak odkrycia naukowe, o ni-
187

czem iimem nie myśli, naw et o ojczyźnie, lecz wyłącznie


o prawdzie, wobec której on stoi“. Berent należy do nie­
licznych tego właśnie typu artystów. Ma on n ajsk ru p u ­
latniejszą dbałość o pełnię artystycznego w yrazu w ory­
ginalnie pomyślanej i samodzielnie wypracowanej kon­
strukcji twórczej, ale zarazem najwnikliwsze wczucie się
sercem myślącem w człowieka i najdogłębniejsze przetra­
wienie mózgiem czującym zagadnień narodowego życia.
40.

„Znawcy dziejów ziemi, co jak niedosięgłe krety


b o b ru ją po w arstw icach skorupy, latają, niczem ptaki,
po lądach i m orzach przeddziejów, a skaczą po tysią-
coleciach chyżo i pewnie, w m aw iają we mnie, że zbu-
rzyszcze na szczycie Łysicy osędziałe od mchów, utkane
paprocią i kwieciem, że kwarzec świetlisty od m iki i po­
łyskliwy od górskiego kryształu, co w szczycie pasm a
zalega, — tai w sobie odgnioty w ielkookich raków m o r­
skich, zagrzęzłych ongi w piachach tego przed wiekami
w ybrzeża oceanu północy. T ak jest, cz\r inaczej, — niechże
oni zajm ują się temi pośm iertnem i raków dziejami. J a
śm ierci nienawidzę. Uwielbiam now e życie tej krainy,
choćby ta jego nowość sięgała pierwszego porostu traw y
m orskiej n a tym rączym cmentarzu. Widzę jeszcze dziecię-
cemi oczami wielkie rak i żywe, stw ory czarne o form ie dzi­
wacznej, straszącej w yobraźnię dziecięcą, jak suną po
jasnem , gliniastem dnie potoku, co z mej góry rodzinnej
spada w rozpędach, zakrętach, półkolistych obiegach i n a ­
głych w dół popław ach. Soczyste nad nim traw y, kaliny,
tarki, wilcze łyko i bujne łodygi, w ew nątrz puste, wiel-
kiemi liśćm i nakryte, których pień, łyczkiem cienkiem ob­
ciągnięty, tak się świetnie nadaje do w ciągania w usta lo­
dowatej wody ze źródła, wody, co łupie w zębach. Zarośla,
z brzegu na brzeg przerzucone, splatają się między sobą.
Chmiel je ob wij a, a przetykają leśne m aliny. Srokosze
w ich gęstwinie k ują swe dzwonne pieśni, a zatajona kę­
dyś kukułka baw i się w chowanego z rozbaw ioną, z roz-
igraną dziecięcą duszą. Czarne cienie jodeł kołyszą się
rytm icznym tanem na wiosennej m uraw ie, bezm iarem
kwiatów zasłanej. W ielorakobarw ne, n ak rap ian e i pisane
m otyle latają z m iejsca n a miejsce, jakby szukały tego
tajnego schowania, gdzie się kukułka ukryła. Dzwonny
— 189

szmer ponika w yryw a się z łożyska, chcąc się do zabawy


przyłączyć, lecz żywe jego wody, porozdzierane przez
głazy n a liczne strumienie^ m uszą uciekać, uciekać w do­
linę, Migocą tam w słońcu, m ienią się, połyskują, błysz­
czą, — obraz wieczny jedynego prawdziwego szczęścia,
istotnej, niepodzielnej i skończonej radości życia. 0, p o ­
toku. potoku, gdzieżeś to poniósł, gdzieżeś to podział
tam te wody!...“
Tak oto w spom inał kraj lat dziecinnych, owe „lata
m inione — odpłynione, których nie wróci nikt, nigdy“, —
STEFAN ŻEROMSKI (1864—1925) w ostatnim swym
utw orze: P aszczy Jodłowej (wyd. w grudniu 1925 z datą
1926), książce, której tylko arkusze korektowe oglądał je ­
szcze pisarz w łasnem i oczami ciała. W słowach tych m a­
lu ją się wyraziście postaw a psychiczna i mechanizm tw ór­
czy autora.
N a miejsce naczelne wysuwa się stosunek do przy­
rody. Już w roku 1904 z powodu Popiołów zauważył
m. in. Tadeusz Rakowiecki, jeden z naj s ub tein iej szych in­
terp retatorów dzieła Żeromskiego, że przyroda odgrywa
w niem. w ielką rolę, oraz że jego świetne opisy przyrody
zestawiaćby m ożna tylko z krajobrazam i Pana Tadeusza.
Aczkolwiek pogląd ten należy sprostować, ho swojem po­
czuciem natury, silnie przepojonem liryzmem wzrusze­
niowym a owianem tchnieniem panteistycznej tęsknoty
do zupełnego zespolenia człowieka z przyrodą, zbliża się
Żeromski raczej do Słowackiego i pokrewnego m u Shel­
leya, jako zaś ogniwo pośrednie można tu wymienić
Orzeszkową, z którą — stwierdźmy to odrazu łączy
nadto Żeromskiego motyw powstania styczniowego. Cho­
ciaż W itkiewicz w opisach T atr a Sieroszewski w wido­
kach przyrody syberyjskiej,, kaukaskiej i morskiej by­
najm niej Żeromskiemu nie ustępują, do typu zaś krajo ­
brazów z Pana Tadeusza dochodzi może najlepiej Weys­
senhoff. Nie zapom inając przy tern, że wogóle jest to okres
bujnego rozkw itu krajobrazu jako motywu literackiego
w polskiej . poezji i prozie, powiedzieć trzeba, że na tle
swego czasu i wogóle w literaturze polskiej Żeromski,
jako poeta przyrody, zajmie stanowisko odrębne i zupełnie
wyjątkowe. Słusznie też zaznaczył Rakowiecki, że Żerom-
190

ski w swoich krajobrazach jest „dalszem rozwinięcie,m


Mickiewicza. O dtw arza on polską przyrodę rów nie w ier­
nie i prosto, ale bez porów nania w szechstronniej, a prze-
dewszystkiem znacznie pogłębia i zacieśnia swój do niej
stosunek. (Opisy Żeromskiego — objaśnia rzeczony k ry ­
tyk — nazywam prosterni ze względu n a ich n aturalność
i ze względu na logiczną, a zw artą budowę. Bo chociaż
odznaczają, się one ogrom nem bogactw em szczegółów, jed­
nak szczegóły te tak są rozłożone, że nie p rzesłan iają się
i nie kłócą, ale przeciw nie wzajem nie się d opełniają
i uw ydatniają, tw orząc jednolitą i przejrzystą całość, pod-
porządkow aną zasadniczem u motywowi uczuciowemu).
D la Żeromskiego n a tu ra — to obraz, który się widzi, to
m uzyka, k tó rą się słyszy, pozatem jeszcze — to dusza,
któ rą się czuje, (Porów naj, np., opis sadu w Panu Tade­
uszu i w Popiołach, tom I. str. 6—7). Poeta uw ydatnia
nierozerw alną łączność człowieka z przyrodą. Dusza
ludzka i n a tu ra tw orzą tu jedność zupełną. Żeromski nie
ogląda, nie odczuwa nawet, ale popro stu współżyje z przy­
rodą, a przyroda w spółżyje z nim. (Czytam y w D ziejach
grzechu, t. II, str. 64: „Drzew a żyją w raz z człowiekiem.
Tylko one żyją życiem powszechnem, w którem i nasze
życie się mieści“). Poeta patrzy w nią, jak w obraz ¡swej
duszy. Najczęściej ukazuje ją nam przez pryzm at uczucia
jednej z osób powieści, co nadaje opisom podm iotow y cha­
rakter. Przyczem jednak przedm iotow e ry sy nietylko się
nie zacierają, ale naw et w ystępują z niezw ykłą w yrazistoś­
cią. Opisy te objektywnie są w ierne i plastyczne, a jedno­
cześnie przepojone subjektyw nym nastrojeni. N ieraz pod­
m iotow y nastrój góruje, wtedy p rzy ro d a staje się jakgdyby
częścią człowieka,, symbolicznym obrazem jego stanu wew­
nętrznego“ Otóż — dodać dziś naleŻ3r — tym w łaśnie cha­
rakterem swoich opisów przyrody Żeromski odróżnia się
od swych wielkich poprzedników , a choć naśladow ano
go pod tym względem bardzo skwapliwie, nikt go nie prze­
ścignął a m ało kto i rzadko kiedy m u dorów nał w nastro-;
jiowej sugestywności, z juką narzuca nam on swe w g ru n ­
cie rzeczy na tu rab stycznie kom ponow ane krajobrazy.
Przytoczone n a wstępie w spom nienie Puszczy Jodłowej.
dobrze jednoczy w ielorakie czynniki, z jakiem i się spoty-
- 191 —

kam y w rozmailycłi ¡eh zespołach w licznych opisach


przyrody, hojnie rozrzuconych po dziełach pisarza. Li­
ryzm osobisty, kledyindziej bądź to silniej żywiołowy, bądź
zwłaszcza dogłębniej n urtujący w zjawiskach przyrody,
intensywniej się w nie w cielający,,by z nich wydobywać
odkrycia ludzkiej psychiki, został tu już ujarzm iony, ujęty
w m ocne karby świadomości artystycznej, poddanej czuj­
nej kontroli m yślow ej. Niezwykła ścisłość i drobiazgowa
doskonałość opisu, gdy pom inąć sposób przedstawienia
słownego i kunsztow ną rytm ikę prozy, robią wrażenie
wręcz naukowej metody.Otóż i w dziełach wcześniejszych
Żeromski, obok symboliczno-subjektywnych, daje również
real ¡styczno objektywne obrazy przyrody. W tychże Po­
piołach. gdzie autor odtw arzając uczucia swych boha­
terów , czyni to najczęściej przez pryzm at przyrody, a przy­
ro d a jest m u tworzywem dla charakterystyki stanów w zru­
szeniowych człowieka, z czego licznych przykładów' w ska­
zać należy górską sielankę miłosną, zestawianą z poem a­
tem Słowackiego W Sżwafcarji, tensam jednak epizod ma
za doskonale odm alow ane tło rzeczywisty krajobraz ta­
trzański, opis zaś przypływ u oceanu we wstępnym roz­
dziale tom u III-go, aczkolwiek dosłuchać się w nim można
i jakichś ech modlitwy genezyjskiej Słowackiego, co
i wr Puszczy Jodłow ej zdaleka pobrzm iewają, — m a cha­
ra k te r epickiej przedniiotowóśei. Jest to pierwszy ob­
szerny k rajobraz m orski w twórczości Żeromskiego, który
zanim w W ietrze od morza i M iędzym orzu stal się poetą
polskiego Bałtyku, do czego przygotowaniem było zakoń­
czenie Urody życia, kilkakrotnie opisywał ocean. Z wy­
danego po śmierci pisarza (1933) D ziennika podróży
m ożna dziś śledzić, Wy jaki sposób notatki z autentycznie
odbieranych w rażeń wschodziły następnie w skład utwyoru
artystycznego, co jednak ciekawsze, że np. w spom niany
ustęp z Popiołów wńeloma szczegółami ob s er w acyj n em i
pow tarza się w t krajobrazie z inform acji scenicznej do
czwartej sprawyy Róży. Ów właśnie D ziennik podróży
stwierdza, czego wcześniej m ożna się było ledwo domyślać,
że Żeromski posługiwał się nietylko niebywale spraw ną p a­
m ięcią artystyczną, ale i swoim notatnikiem , w którym za­
pisyw ał nasuw ający się przygodnie m aterjał obserwacyjny.
— 192 —

W iadomo skądinąd, że w dziełach swych obficie korzystał


z wypisów, czynionych przy bardzo rozległej lekturze
książek naukow ych, przyrodniczych, filozoficznych, so­
cjologicznych czy historycznych, jak rów nież i przetw a­
rzał n a w łasną potrzebę, albo w prost cytował, w yjątki
z utw orów poetyckich, raz naw et — w Dziejach Grzechu —
włączył do swej powieści dłuższy angielski tekst w ier­
sza W hitm ana. Udział m aterjału kulturalnego w m echa­
nizmie twórczym Żeromskiego zaznacza się w yraźnie
także w przytoczonym fragm encie Puszczy Jodłowej.
Udział ten, rozciągający się i na dzieła sztuki plastycznej,
np. w Ludziach B ezdom nych: posąg W enus z Milo
i tamże Rybak z obrazu Puvis de Chavannes, a niekiedy
w ystępujący ze szkodą dla artystycznej budow y utworu,
czego objawem krańcow ym długi ekskurs o syndykaliz-
mie francuskim w Nawracaniu Judasza, uderza szcze­
gólnie w związku z motywem przyrody. W роепуасіс
prozą o Wiśle (1918), gdzie, jak stw ierdza W acław Bo­
row y w swej pięknej m onografji tego w ątku w poezji
polskiej, dał Żeromski dzieło „o zupełnie nowym i świet­
nie ekspresyjnym artyzmie, a o zupełnie now em i p ierw ­
szy raz w pełni nowoczesnem odczuciu zarów no natury,
jak i ku ltu ry “, — oba te czynniki zostały doskonałe
sharm onizow ane i najlepiej wyzyskane. M iędzym orze
(1923), poem at prozą o Helu, i Puszcza Jodłowa są
nadto świadectwam i najbezpośredniej i najczyściej w y­
rażaj ącemi, że — według określenia Borowego — „bę­
dąc poetą przyrody, jest Żeromski niem niej poetą kul­
tu ry “. P rzyroda nie jest dla Żeromskiego wrogiem, z któ­
rym człowiek pierw otny, ów idealny schem at m arxistpw ,
zmaga się w w ysiłku fizycznej pracy, rzekom o wy­
łącznie stw arzającej w artości społeczne. Przesłanki fi-
lozofji pracy Brzozow'skiego były też Żeromskiemu zu­
pełnie obce. K rajobraz nie jest dla niego, jak dla Rey­
m onta, tylko tłem dekoracyjnem , bo choć w Chłopach
człowiek żyje w ścisłym związku z przyrodą, ale jest
ona czemś pozaludzkiem. U Żeromskiego człowiek, a ide­
ałem dla niego człowiek o najwyższej kulturze, jest bio­
logicznie najściślej połączony z przyrodą. Przyroda, na
której zjaw iska był w yjątkow o w rażliw y i chłonął je
— 193 —

pełnią zmysłowego czucia, nietylko budziła w Żerom­


skim zachwyt estetyczny, ale zarazem była dla niego nie-
w yczerpanem źródłem przeżyć psychicznych. Zauważył
wnikliwie Brzozowski, że „Żeromski nie wywołuje n a ­
stroju, lecz odsłania nam nieznane dotąd oblicze bytu,
w którem poznajem y to, co rdzeń naszego życia ducho­
wego stanow i“. Nie z praiłów duszy, jak Przybyszewski,
lecz z przyrody czerpał Żeromski wiedzę o wieczystości
istnienia. Poczucie jedności z przyrodą było jedyną praw dą
m etafizyczną dla niego, którego racjonalistyczny umysł
nie poddaw ał się nigdy żadnym pokusom mistycznym.
Nic, co ludzkie, nie było mu obojętne, więc um iał rozu­
mieć i odczuwać różnorodne stany psychiczne człowieka.
W zakończeniu Nawracania Judasza postaw ił piękny pom ­
nik literacki b ra tu Albertowi i jego zakonowi, czynią­
cemu w imię Boga dobre dzieło opieki nad najgorszą nę­
dzą człowieczą; zajm ował go też bardzo św. Augustyn,
którego pism a odcisnęły w yraźne ślady na twórczości Że­
romskiego, a nie jest obojętne, że i córce swej dał on imię
m atki wielkiego doktora Kościoła, św. Moniki, pamiętać
wszakże trzeba, że pociągnęły Żeromskiego i manicheizm
i psychologizm autora W yznań. On sam tylko w przy­
rodzie znajdow ał wtajem niczenie w zagadkę bytu, a w dą­
żeniu do kultury jednakow o wszystkim dostępnej ale
i najw yżej sięgającej widział drogę człowieka. Gdy póź­
niej uśw iadom ił sobie potrzebę harm onijnego powiązania
kultury z przyrodą, spraw a włączenia przyrody w system
kultury podyktow ała m u w zakończeniu Puszczy Jodło­
wej słowa serdecznej obawy i głębokiej troski: „...Któż
może wiedzieć, czy z plem ienia ludzi, gdzie wszystko jest
zmienne i niewiadome, nie w yjdą znowu drwale z sie­
kieram i, ażeby ściąć do korzenia macierz jodłową na pod­
stawie nowego praw a, w interesie jakiegoś handlu, lub czy­
jegoś niezbędnego zysku. Jakiebądź byłoby prawo, czy-
jekolwiekby było, do tych przyszłych barbarzyńców , po­
przez wszystkie czasy wołam z krzykiem: — nie pozwalam!
Puszcza królewska, książęca, biskupia, świętokrzyska,
chłopska m a zostać n a wieki wieków, jako las nietykalny,
siedlisko bożyszcz starych, po którem święty jeleń cho­
dzi, jako ucieczka anachoretów , wielki oddech ziemi
Obraz w spółczesnej literatury polskiej. T. II. 13
— 194 —

i pieśń wieczności ! Puszcza jest niczyja, nie m oja, ani


twoja, ani nasza, jeno boża, św ięta“ ! O statnie te słow a p i­
sarza zostały uszanow ane, bo z puszczy świętokrzyskiej
uczyniono rezerw at pod nazw ą p ark u narodow ego im.
Stefana Żeromskiego. On zaś sam to, z czego w7 ostatnich
swych dziełach jasno zdawał sobie sprawę, od początku
czuł instynktow nie i w całej swej tw órczości realizow ał.
Myśl o jedności człowieka z p rzy ro d ą jest w dziełach jego
ciągle obecna. Gdy w przyrodzie odtw arzał stany psy­
chiczne człowieka, było to tylko irracjonalnem potw ierdze­
niem. najgłębszej praw dy w ewnętrznej, że człowiek z przy­
ro d ą jest nierozerw alnie połączony. Dlatego to widoki
przyrody u Żeromskiego, będąc dla niego narów ni do­
kładnie zaobserw ow anem i szczegółowo przedstaw ioneni
tworzywem jak źródłem uczuć subjektyw nych, nietylko są
pięknem i opisam i literackiem i, lecz i silnie 'wzruszającemi
przeżyciami.
„Zaznajom iłem się był dobrze — w spom ina Żeromski
dalej w Puszczy Jodłowej — w ciągu wielu m łodości lat
z w odam i żywemi tej leśnej Nidy, co się z czystych poto­
ków w bu jn ą rzekę rozrasta. O bejm ow ała mię niegdyś
przychyliłem , lodowa tein ogarnięciem, gdym się w jej
czarne głębie ufnie rzucał po tw ardym , po kam iennym
śnie, skoro tylko świt za szczytem Łysicy niebo zarum ie­
nił. N osiła mię na łonie swem, jak d o b ra m atka, ¡gdym pły­
wał stojąc, naw znak, na piersiach i na bokach. W yrzucała
m ię z w nętrza swego na pow ierzchnię siłą potężną głę­
biny niezgruntow anej, najeżonej rosochatem i kłodam i
drzew puszcz37, ongi zwalonych, w dno w rosłych, — gdym
zbyt długo nurkiem po jej tajnikach chodził. Znałem
się. wówczas n a obyczajach i naturze ryb, n a chytrości,
m ądrości i instynkcie dzikich kaczek, cyranek, bekasów,
kurek w odnych, grzywaczy i jastrzębi. Przeszpiegam i
i chytrością ludzką odpow iadałem na przeszpiegi i obronne
sposoby rogaczy, lisów i zajęcy. Byłem m yśliw cem i ry ­
bakiem, — z nazwy zresztą bardziej, niż ze skutecznego
efektu łowieckich zabiegów. Byłem bowiem największym,
(bo jedynym ), na całe świętokrzyskie góry poetą, u d ają­
cym m yśliw ca i rybaka. Miałem w sobie lekkość lisa, nogi
jelenie i jakgdyby skrzydła bekasa u ram ion. Pisałem swe
— 195 —

m arne wiersze w lasach i wertepach, — w ciągu długich


letnich deszczów pod cieniem olchy obwisłej w n ad n i­
dziańskim smugu, — pod daszkiem b rogu n a wilkow-
skim ugorze, — oraz w leśnych kapliczkach, obok klasz­
toru świętej Katarzyny. — Układałem dram aty, już wów­
czas niesceniczne i chybione, z powstańczych legend tego
zapadłego kraju, gdzie jeszcze był nie w ytchnął ślad stopy
skrw aw ionej pokonanych bojowników, — gdzie jeszcze
ściany przydrożnej austeryi czarne były od kul i podziu­
raw ione, jak rzeszoto, a każdy człowiek dojrzały, co
krw aw e czasy przeżył, tylko o nich mówił, kładł je w moje
USZ3S jak do składu, — a czasem tym dzielił na części
swe życie przed i popow staniow e“.
Rodzinne i okoliczne tradycje pow stania styczniowego
to znowu inny, życiowy wątek w twórczości autora
„obrazków z ziemi mogił i krzyżów“ p. t. Rozdziobią nas
kruki, w rony (1896), Ech leśnych (1905) i „klechdy do­
m ow ej“ o M ierne] rzece (1912). Z książki Stanisław a Pio-
łun-Noyszewskiego (1928) o domu, dzieciństwie i młodości
Żeromskiego znamy dziś dokładnie tworzywo rzeczywi­
stości, która odzwierciedliła się w tych utw orach pisarza.
Bo — mówi Juljusz Kleiner w ładnym szkicu z roku 1913
o Żeromskim jako poecie pow stania styczniowego — „prze­
cież w yrósł Żeromski przedewszystkiem — jako pogrobo-
wiec pow stania. — 'N abrał w um ysł i w serce owego
widmowego całuna, co się rozpostarł nad rosyjskim zabo­
rem. W sączył w siebie gorycz i jad tych stosunków, które
więzieniem wielkiem uczyniły ziemie polskie. Nauczył się
ofiarę i spodlenie, m ękę i okrucieństwo, ironję i ohydę
losu poznaw ać nietylko w chwili dziejowej, ale n a każdym
kroku codziennego życia“. A z tą codzienna rzeczywistoś­
ci ą bytu polskiego w rosyjskiej niewoli zetknął się Że­
rom ski wcześnie sam, jako uczeń gimnazjum kieleckiego,
które później opisał w Syzyfow ych pracach (1897). Jest
to — słowa z recenzji Jan a Kasprowicza po ukazaniu isię
książki — „studjum duszy chłopięcej, która na tle sm ut­
nych niezm iernie stosunków szkolnych w zaborze rosyj­
skim rozw ija się praw ie nieświadomie, wbrew intencjom
działającego nań otoczenia, aby się stać duszą prawdziwie
polskiego obywatela, duszą człowieka, który spostrzegłszy
— 196 -

jad, sączony do jego w nętrza przez chytrych wrogów, tern


większą do nich zaczyna pałać nienaw iścią, im silniejsze
były 'ich zabiegi, aby go w ynarodow ić“. T rafnie spostrzegł­
szy pokrew ieństw o postaw y duchowej Żeromskiego ż P ru ­
sem, stw ierdza tamże poeta a przygodny krytyk: „Obywa-
tełskość, którą dzisiaj — m iejm y nadzieję, że n ad arem ­
nie — u siłują wygnać z poezji, poruszanie żywotnych
kwestyj publicznych, stanow iących zasadnicze podstaw y
naszego życia narodow ego — oto na czem przedewszyst-
kiem polega doniosłe znaczenie młodego p isarza“. Tensam
duch obywatelski, mim o iż Żeromski nieraz daw ał wyraz
tęsknocie za praw em do swobody artysty, niezależnego od
obowiązków służby narodow ej, pozostanie w nim niemal
zawsze czynny, a naw et będzie się potęgował. I aczkol­
wiek w łaśnie jako artysta słowa, jeden z najw iększych
w naszej literaturze, zasłużył sobie Żeromski n a jtrw a l­
szą pam ięć społeczną, tern niem niej twórczość jego była
organizow aniem duszw narodow ej. On, którego w tytułach
swych szkiców o pisarzu nazw ali: W łodzim ierz Jam pol-
ski (1924) — „duchowym wodzeni pokolenia“, Józef U jej­
ski (1926) — „Ostatnim w ajdelotą“, a Juljusz K aden Ban-
drow ski (1930) — „prorokiem niepodległości“, on, co choć
nie ustaw ał nigdy w wielkiej pracy nad doskonaleniem
swego literackiego rzemiosła, wciąż now ych im ał się za­
dań tw órczych a dla wzbogacenia języka czynił najuciąż­
liwsze poszukiwania, nie rozstając śię ze słownikiem L in ­
dego i nadto w ertując rozm aite księgi polskie z wszel­
kich dziedzin kultury narodow ej, — każdem swojem dzie­
łem wywoływał żywe w społeczeństwie poruszenie nie
przez formę, lecz treść. Nie to było ważne, jak o n nas
wzrusza, lecz czem. Tymczasem w utw orach z pow sta­
nia styczniowego okazał się Żeromski więcej, niż gdziein­
dziej, artystą. „Bolesne skutki pow stania ^ mówi Klei­
n er — były jego głównem przeżyciem: nie w ykw itł stąd
żal do pow stańców — tylko zrodziła się solidarność wielka
z tern wszystkiem, co stanow iło bolesnOść pow stania. —
P atrzał na nie przez łzy, oczym a przywykłem i do obrazów
smutnych. P atrzał jak człowiek, którego oko osłabione już
nie obejm uje w idnokręgów rozległych, lecz tylko uporczy­
wie wlepia się w rzecz}: bliskie, jednostkowe, drobiazgowe.
197

Dokoła rzeczy takich krążył wspomnieniami. W skazywał je


boleśnie spokojném skinieniem głowy, mówiąc z goryczą:
„Т ак-ci jest“. — Ni przesadzać nie chciał, ni upiększać,
„Так-ci jest —“ mówił i ran y przed oczyma mając, niel-
tylko krew wskazywał, która jest piękna, lecz i ropę,
któ ra brzydką jest zawsze. Jakby nad miarę się wysilił
cierpieniem, nie tłumaczył, przyczyn nie szukał, nie osą­
dzał, nie oceniał. W spółczuł tylko i solidaryzował się. Iro ­
nizow ał — ale tylko ból własny, nie tych, których cierpie­
nia wskazywał. Symbol m u się czasem wyłonił ze szcze­
gółów, ale jakby przypadkiem , na krańcach - na ram ach
obrazu. Co czuł, co sam cierpiał, w kładał w dziwny ton
słowa i w nerw ow ą rytm ikę zdania: w treści chciał jedno
praw dę dawać — ten dziwny liry к-natur alista. — Stąd
pow stanie przybrało w jego utw orach charakter odrębny:
Przedstaw ieniu jego odebrał, o ile to było możliwe, wszelką
historyczność. Nie zajm uje się żadną historyczną postacią.
W ym ienione są tylko, jakby przypadkiem, nazwiska L an­
giewicza, Czachowskiego, Jeziorańskiego, Czengierego. Tak
samo w cień usuw a wypadki dziejowe; nie zajm uje się
nigdzie szerszeni tłem faktów. — W raz z historycznością
u su n ął pierw iastek batalistyczny. Powieść jego zaczyna
się po bitwie, na pobojowisku krwawem. Gdy do epizodu
z w alk sięga (w Echach leśnych), o samej walce wspo­
m ina ledwie. Treścią czyni śmierć powstańca, którego
stryj własny, kochający, skazał. — Nawet narodow y cha­
ra k te r pow stania usuw a jakby na plan dalszy. Dla niego
pow stanie — to przedewszystkiem człowiek cierpiący. Czy­
sto ludzkie cierpienie skupia jego uwagę, ból jednostki
góruje nad upadkiem sprawy. — Jest w tern jakby rys
groťtgerowskiej W ojny, w której zatarła się myśl, o co
się. w alka toczy, a zostało tylko cierpienie ogromne —
i ohydne spodlenie człowieka“, — „W tern jego ujęciu —
streszcza tenże krytyk swe wnioski — jest niebezpieczny
indywidualizm, który jednostkę wyżej cenić gotów niż
ideę; jest, jak w całej twórczości Żeromskiego, pesymizm,
który m ógłby ubezwładniać; jest umyślne naturalistyczne
w yjaskraw ianie szczegółów przykrych, dręczących; jest
czasem jakieś tchnienie chorobliwe. — Ale dodajmy: jest
odczucie głębokie i potężna praw dą wewnętrzna i jest
198 —

dopełnienie literatury tonem, który sam przez się, w yod­


rębniony i panujący, byłby zabójczy, lecz którego całość
życia w ym aga tak samo, jak wym aga sienkiewiczowskiej
energji, rey monto wej zdrowej rozlew ności i weyssenhof-
fowskiej pogody ludzi zdrowych, sytych a rozum nych“. —
N a ów zarzut, nieraz podnoszony, odpowiedział Żerom­
ski słowami Sulkow skiego ze swej tragedji (1910): „Trzeba
rozryw ać ran y polskie, żeby się nie zabliźniły b ło n ą po­
dłości“. „Może to już — zauważ< y ł Adolf N ow aczyński
w bardzo ciekawym szkicu o Żeromskim z roku 1901 —
ostatni bezlitosny oskarżyciel, który zgrom adził wszystkie
obciążające sum ienia otaczającego społeczeństw a fakta, ze­
b ra ł argum enty świadczące o naszych zbrodniach niepo­
praw nych, o sennej apatji duchów przew odnich, o opor-
tunizow aniu się, koncesjach „obcem u“ duchowi, przysto­
sowaniach się do w arunków duchów słabych, o faryze-
uszostwie kosm opolitycznem i kłam stw ie europejskich h o ­
ryzontów duchów nikczemnych. Może on w swym pesy­
m izm ie bezwzględnym, bo bezpośrednio z życia pły n ą­
cym, o statni już, którem u świat spokojnych i trzeźwych
um ysłów , „urąga cichością i pełzaniem żółw ia za słoń­
cem “, ostątni już, który próżno słowa w yrzuca nam iętne,
pełne łez i krw i i błyskaw ic świetnych, n a serca, które
zawsze m uszą dlań być w strętne, gdy są tak obojętne
i niem e wobec jego wszystkich „bezdom nych ludzi“, id ą­
cych w społeczeństwo z m iłością bratnią, m ądrością zwia­
stunów, w ia rą w lepszą przyszłość. Tw órczości Żerom­
skiego idea końcowa, jej ognisko duchowe: depresja p ra ­
wie że fatalistyCzna — to może ostatnia faza ew olucyjna
tego pesymizmu polskiego, który w Słowackim tak byro-
now ski znalazł wyraz, w K rasińskim tak patetyczny,
w Ujejskim tak religijny, w Asnyku tak abnegacyjny“.
„Dusza dziecięca Żeromskiego, — słow a N ow aczyń­
ski ego z tegoż studjum — nie uśm iechała się w rozkosz­
nym grym asie twarzyczki M urillowskiej do przejasnych
pól, kw ietnych łąk, pięknych pań, dobrych twarzy, nie ro z­
w ijała się jak pączek róży do całujących prom ieni słońca,
nie kołysała rozkosznie i leniwie w takt m ile nuconych
śpiewek, nie rw ała się ku ptaszkom i pocałunkom ; tem u
dziecku o transcendentalnie wgłąb zapatrzonych oczach
i starczych może zmarszczkach na czole, nie przem inęła
m łodość jak sen złoty o domu lalek i ciepłych jak w nętrze
bom bonierki pokoikach, lata chłopięce nie przem knęły
przed jego pamięcią, jak korowód pejzażów ojczystych
z okien wygodnego wagonu. Dusza małego myśliciela,
kiedy pierw szy raz wejrzy na świat widomych zjawisk, jest
już jak H agar na puszczy. Pierwsze wybuchy ukochania,
płacze żałości, krzyki gniewu, śmiechy niepoham owanej
wesołości odbijają się głośnem echem o próżnię nicości,
o pustkę i w dalekich refrenach w racają w duszę dziecka.
Świat to noc, dusza takiego dziecka-poety, to ognik prze­
latujący nad mogiłami. R annym brzaskiem w tym konwul-
syjnym pędzie przez chaos wrażeń i wyobrażeń dziecin­
nych, lak dobrych, a tak potężnych, był dla tej duszy me-
sjanicznej w strząsający moment, w którym w yjątkow a
organizacja psychiczna dziecka uczuwa pierwszy dreszcz
twórczjy kiedy natłok obrazów i wspomnień, barw i ge­
stów, problem ów i pragnień niewysłowionych rozpiera
czaszkę, a z pierw szą syntezą kombinacyj faktycznych
z dom arzonem i, budzi poetę dobry genjusz ze :snu do
czynu. A będzie jego twórczość czynem, praw ie że apo­
stolskim. Czasem przechodnia, śledzącego życie w jego
drobnych przejaw ach, w każdym kwiatku, w każdej
iskierce, ■w gromadce hałaśliwie bawiących się dziecia­
ków zatrzym uje blada tw arz chłopca, co stanął na ubo­
czu, a z zasępienia oczu, gdzieś w zaświaty w patrzo­
nych, przeziera m u w słoneczny świat taki ból, jakby
malec cierpiał za ludzkość i przebaczał tej gromadce
wesołych dzieciaków, co go ukrzyżowała. Takim bladym
Ludwiczkiem Spitznaglem musiał być m ały Żeromski, ta­
kie oczy Orcia z N ieboskiej Komedji m usiały trwożliwie,
ale przenikliw ie patrzeć na te pierwsze sceny prologu
tragikom edji życiowej, gehenny gimnazjalnej M arcina Bo­
rowicza. N a ten najlepszy z istniejących światów, jak
nieśm iertelnie śmiesznie ocenił ten padół nędzy i kłam ­
stwa Leibnitz, nic wszyscy przychodzą w sypialniach za
am arantow em i kotaram i, w asystencji powag ginekologicz­
nych; z jednym m ałym bohaterem Żeromskiego chodziła
ciężarna m atka pod cytadelę i godzinami czekała, nim
ją wpuszczono do chorego męża. Innym złe gadziny ludz­
»

— 200 -

kie rozburzają strzechy domowe, rozrzucają ogniska,


niszczą pam iątki ; a ze Strawczyna, gdzie urodził się
Stefan Żeromski, niem a i śladu. Wieś m odnie rozparce­
low ana, miejsce, gdzie stał dwór, pięknie zaorane, a starą
basztę w ogrodzie, do której biegało rom antyczne chłopię,
rozebrano praktycznie n a kom iny i pod m urów ki chle­
wów. Tę zm ianę ewolucyjną, ru in ę pam iątek i w spom ­
nień, tę klęskę optym izm u dziecięcego, który daje pew ­
ność, że po latach się wrócji i wszystko zastanie n a daw-
nem m iejscu, tylko ku starości tro ch ę pochylone, uczu­
ciowa n a tu ra Żeromskiego odczuła bolesnym zawodem
w latach m łodzieńczych“.
• Mówi dalej Żeromski ustam i Sułkowskiego do ka­
w alera M ordwinowa: „Kiedy m iałem szesnaście lat, n u r­
tow ał m oją duszę nieposkrom iony gniew n a tych w szyst­
kich, naw et najlepszych, w mem plem ieniu, którzy nie
um ieli podźwignąć m as ludu, i rzucić go n a was z po­
tęgą Batorego“. Mówi rów nież Sułkowski do Księżniczki:
„Ojczyzna — to samo życie. Jak krew bije w tętnach, jak
serce w piersiach uderza, jak myśl w mózgu p rze­
pływ a, — tak w nas żyje ojczwzna“. Ale mówi także
Sułkowski do V enture’a: „Niegdyś rycerze polscy osła­
niali piersi karacenow ą kolczugą, ażeby ich zatrute nie
dosięgły strzały. Dziś ojczyzny niema... Niema, czemby
osłonić serce,..“ Gdy zaś w zakończeniu U rody życia
(1912) P io tr Rozłucki, po upadku z płatowcem w fale
B ałtyku znalazł się w yratow any n a pokładzie p an cer­
nika niemieckiego, n a pytanie kom endanta, kto zacz, od­
pow iada: „Poza m ną nie stoi żaden naród, ani p a ń ­
stwo, — ani nikt. Jestem człowiek nagi“.
Jako biograf i psychograf człowieka nagiego w śród
polskiej rzeczywistości stał się w łaśnie Żeromski „wo­
dzem duchow ym pokolenia“. Dla ówczesnej świadomości
społecznej b yła to o stra reakcja przeciw optym izmowi
Sienkiewicza. Bo — w spom ina Aniela Gruszecka (w do­
skonałym szkicu: K lasyfikacja a życie na terenie p o ­
wieści w spółczesnej, druk. w Przeglądzie W spółczesnym
ze stycznia 1934) — „książkę się skończy i trzeba w ra ­
cać do teraźniejszości. W iemy jak w yglądał ten naw rót do
teraźniejszości w śród pokolenia krzepiącego się Ogniem
r
— 201 -

i m ieczem. D rugą falą może nie tak żywiołowego, ale


napew no głębszego entuzjazmu wywołał pisarz, który nie
karm ił czytelników obrazam i chwały, tylko zaczął się
szam otać z tą ciężką, tą nie do zniesienia przykrą rze­
czywistością polską. Nawiązywał do przegranych pow ­
stań, do klęsk, do zgniecionego przez niewolę człowie­
czeństwa w ludziach w Polsce. Uczuciowiec niesłycham e
w rażliw y nie chciał pom ijać żadnego z cierni w ciele
społeczeństwa, żadnej rany ani choroby. Kładł palce czy­
telnika w te rany, w te tryby. Rozpalał najbardziej d o j­
m ującą, jak tortura, wolę pozbycia się najeźdźcy, w ydo­
bycia się na wolny świat, na słońce“.
W ykształcony na ideologji Głosu warszawskiego, gdzie
drukow ał pierwsze swe nowele od roku 1889, a redak-
torow i pism a Bohuszowi - Potockiemu poświęcił później
piękne w spom nienia i w Zwierzeniach Joasi z Ludzi
bezdom nych i jeszcze w Przedwiośniu, głęboko przejęty
w arunkam i bytu p roletarjatu polskiego, miejskiego i wiej­
skiego, choć potom ek szlacheckiego rodu, nie stał się
Żeromski ani sam ani piewcą typu „skruszonego inte­
ligenta“, jakiego odm alow ał Reymont w dziedzicowym
bracie z Chłopów. I owszem, wcale nie szczędził Że­
rom ski aż ponuro w yjaskraw ionych barw, gdy przedsta­
wiał świadomość narodow ą chłopa polskiego. Widział on
rzeczywistość polską zupełnie trzeźwo i jasno, odczuwał
ją tem boleśniej, tern skwapliwiej przystał do podziem­
nego ruchu oświatowego, co także sam więzieniem i re­
presjam i opłacił. Józef Grabiec-Dąbrowski we w spom nie­
niach o Czerwonej Warszawie przed ćwierć w iekiem
(1925) nader zajm ująco opowiedział dzieje tego ruchu.
Stwierdził również, że „typ ówczesnego inteligenta-prom e-
teisty znalazł swego poetę w Żeromskim. Jego D októr
Piotr, Siłaczka (z Opowiadań, 1895), Raduski (z Pro­
mienia, 1897), Judym , Joasia (z Ludzi bezdomnych, 1900)
i t; d., to obraz działaczy i działaczek ówczesnych z ich
psychologją, przeżyciami, stosunkiem do ogółu... Kto dziś,
jak znacznie wcześniej Irzykowski a później i ostrzej
J. E. Skiwski, staw ia Żeromskiemu zarzuty z tytułu cha-
rakterologji lub ideologji, nie wie albo zapomina, że
w łaśnie był tu Żeromski n ad er objektywnym realistą. Bo
— 202 —

i tym razem swój typ człowieka bezdomnego wziął p i­


sarz z rzeczywistości. Rzecz inna, że ten nowy, przez Że­
romskiego do literatu ry w prow adzony, rodzaj bo h atera
stał się jego ulubieńcem , pow tarzającym się w różnych
jego utw orach w coraz innych odm ianach czy raczej sy­
tuacjach życiowych, bynajm niej go jednak nie idealizo­
wał. Nie człowiek bowiem, lecz — jak mówi kom petentny
świadek G rabiec-D ąbrow ski — jest „pięknie w yidealizo­
w any w tw órczości Żeromskiego kategoryczny im peratyw
„walki z szatanem “, o gar ni aj ący w tych czasach wszech-
w ładnie świat podziem ny“. „Ludzie bezdom ni! — pisze
w swych w spom nieniach o Żeromskim inny świadek,
Stanisław Rosner. — Dzisiejsze pokolenie nie rozumie,
nie może zrozum ieć w rażenia, które uczyniła ta powieść.
Nie była to tylko piękna, w spaniała książka. Była to
ewangelja, dosłow nie „zwiastowanie dobrej now iny“ ! Był
to Czyn ! Każdy pepeesowiec w idział w tej książce, obraz
s w o j e g o ż y c i a i swojego M arzenia, „złocistą od m ie­
siąca“ drogę prow adzącą poprzez m oczary ówczesnego
życia zbiorowego! Nie czytaliśmy jej tylko, w chłanialiśm y
ją, jak pielgrzym wodę źródlaną w chłania, znużony długą
w ędrów ką. Każdy z nas kochał Joasię. I wszystkie Jo ­
asie pisać zaczęły pam iętniki na tem at swojego każda
Judym a“. W iadomo dziś nadto, że i Joasię kształtow ał
Żeromski z w zoru życiowego, który i Prusow i posłużył
do Madzi w E m ancypantkach.
Dla ówczesnej podziemnej W arszaw y Ludzie bez­
dom ni byli zdarzeniem rów nie wstrząsajlącem a bodaj
ideowo lepiej zapładniającem , jak W esele W yspiańskiego
dla nadziemnego Krakowa. W arto porów nać przytoczone
na ten tem at świadectwa z tem, co o ideale pośw ięcenia
napisał Irzykow ski w Czynie i słowie, aby się przeko­
nać, jak najdoskonalsza dialektyka nie pokryw a się
z p raw d ą życiową. Bo zresztą Żeromski, choć realista
jako obserw ator, pozytyw ista z przekonania i racjo n a­
lista w myśleniu, był typem psychicznym w ybitnie uczu­
ciowym. N azw ano go naw et „genjalnym niem ow ą“ dla­
tego, że w strząsając sum ieniam i i sercam i, prześw ietla­
jąc rew elacyjnem i błyskam i skom plikow ane zagadnienia
dusz ludzkich, w żerając się aż do raniącego bólu w trze­
— 203 -

wia świadomości społecznej, nie um iał przekonywać ro ­


zumem. H ypertrofja życia uczuciowego, cała psychoło-
gja i sposób traktow ania charakterów przez Żeromskiego
nosi n a sobie — zdaniem Irzykowskiego — „ślady pier­
w iastków w iejskich“. Tenże krytyk bystro zauważył po­
krew ieństwo Żeromskiego z Orzeszkową. „Ale Żerom­
ski — mówi on dalej — jest bardziej w yrafinow anym
niż Orzeszkowa, umie wyobrazić sobie, jakby to stać się
mogło, gdyby się stać miało. Dlatego u Judym a moment
gwałcenia samego siebie, moment przechytrzania własnej
natury, palenia m ostów za sobą, m usiał całkiem w y­
raźnie wystąpić. To jest przyczynek do budowy boha­
terstw a; re p e rtu a r kulturalnego człowieka wzbogacił się
now ą sytuacją duchową. A przy tern Judym zrzeka się
aureoli, nie m a do niej wcale pretensji, jego czyn jest
tylko ostrożnością. .Takie bohaterstw o m a już całkiem
inną barw ę: b ru d n ą barw ę praktycznej próby“. Tyle wy­
czytał diałektyk z w yrzeczenia się Judym a od szczęścia
osobistego. Postaw ił zarzut nieszczerości, aczkolwiek
trzeba tu właśnie przytoczyć zdanie Ignacego Matuszew­
skiego: „Jakkolw iek „społeczna“, nie jest jednak powieść
Żeromskiego tendencyjną — co byłoby pod względem ar­
tystycznym wadą, gdyż tendencja, czyli świadome fał­
szowanie obrazu życia w duchu .pewnej doktryny filo­
zoficznej czy socjalnej, odbiera dziełu sztuki najcenniej­
szy jego przym iot, a mianowicie: bezpośredniość i szcze­
rość. Otóż zarzutu „nieszczerości“ nikt Żeromskiemu nigdy
nie zrobił i zrobić nie mógł, główną bowiem i zasadniczą
cechą, zarówno Ludzi bezdomnych, jak i wszystkich wo-
góle utw orów Żeromskiego, jest s z c z e r o ś ć . Bije ona
z każdej stronicy, z każdego wiersza, z każdego słowa
niemal, i ona to właśnie, nie litość i współczucie, n a­
daje powieści ów nieprzeparty urok, który pozwała za­
pom nieć czytelnikowi o usterkach i nierównościach tech­
niki“.
N atom iast trafnie (z zastrzeżeniem wszakże co do
dalszych konsekwencyj jego wniosków) zaznaczył Irzy­
kowski, „że Żeromski zadowala się wytryśnięciem pierw ­
szej krw i“. Zgadza się to z przytoczonem przez Brzozow­
skiego zdaniem Reym onta o Żeromskim: „Po wszystkiem
20.4

obsuwa się jego zm artw iałe, pragnieniem wieczności


skruszone serce“. Zarów no styl jak i technika powie­
ściowa Żeromskiego m a charakter w ybitnie ekstatyczny.
Nie jest to opow iadanie, lecz przeżywanie. „Świadomość
nasza — pisał Brzozowski w studjum z roku 1904 —
dąży zawsze do podporządkow yw ania oddzielnych sta­
nów pod ogólne punkty w idzenia czy to uczuciowe, czy
myślowe. — Twórczość Żeromskiego dąży w łaśnie do wy­
zwolenia konkretności z pod władzy tych podporządko-
wań, usiłuje uczynić ją najbardziej jedyną, najbardziej
nieprzynależną do niczego, usiłuje każdą chwilę przeżyć,
jak gdyby była zam kniętą w sobie wiecznością, ukochać
ją dla niej samej, jak gdyby nic nie było już poza nią. —
W genjalnej swojej powieści — tym Fauście końca XIX
w ieku — Braciach K aramazowijch — D ostojewski m ówi
o nam iętnem przyw iązaniu, o bezgranicznym lubieżnym
zachwycie dla lepkich klonow ych listków. Jest to stan
duszy pow ierzchow nie tylko pokrew ny temu, który sta­
now i jąd ro twórczości Żeromskiego. U D ym itra K ara­
ni azowa, który mówi o tein uczuciu, przew aża miłość
do tego, czem jest — u Żeromskiego żal za utraconcm ,
wieczne i rzewne ukochanie tego, c o u t r a c o n e m b y ć
m o ż e . — N ajłatw iej zdać sobie spraw ę m ożna z tej
strony indyw idualności twórczej Żeromskiego, porów ny-
w ając go z Reymontem. Możnaby powiedzieć, że za­
sadnicza różnica duchow a między nim i n a tem się za­
sadza, że dla Reym onta świat obrazów, w rażeń prze­
kształca się, znika nieustannie, poto aby zrodzić p rzy ­
szłość z siebie. Tęga w iara w tę przyszłość, krzepka żą­
dza u jrzen ia jej, zdrow a ciekawość czynią dla R eym onta
ze staw ania się i jego fluktuacji zjawisko radosne i miłe.
Żeromski w tym sam ym procesie, w tym sam ym nieustan­
nym potoku, widzi zapadanie wszystkiego W nicość, głu­
chy szum chłonącej otchłani i szle za rzeczą każdą
nienasycony w zrok swój, wytęża obolałe serce. Dla Rey­
m onta świat jest nieustannem rodzeniem się, dla Żerom­
skiego ciągłem um ieraniem . Dla R eym onta śm ierć m a
jeszcze w sobie coś z krzepkości narodzin, widzi ją p n
już ze strony życia, które z niej pow stanie, dla Żerom­
skiego każde pow itanie jest już zapowiedzią nieuniknionej
rozłąki, rzecz każdą przy jej pow staniu już oprom ienia
sm utkiem skonu, przedziwnym urokiem umierającego
piękna, rzewnością, jaką m a każda chwila ostatnia. N a
dnie żywiołowej, organicznej, instynktowej filozofji Rey­
m onta leżj7 przekonanie, iż dobrą jest rzeczą znikanie
każdej pojedyńczości, gdyż jest rękojm ią i źródłem nie­
wyczerpanego bogactwa, że niem a kształtu tak pięknego,
szczęścia tak ukochanego, by mógł jedynością swą za­
stąpić przepych nieustannych przekształceń. Piękno bytu
leży dla niego w jego niewyczerpanej wielości, nieprze-
błaganem bogactwie odcieni, form, różnic. — Dla Żerom­
skiego rzecz każda jest niezastąpiona, nie wydrze z jego
serca nic żałobnej o niej pamięci nieustannie tęsknią­
cego żalu. — Można powiedzieć o nim, że w twórczości
swojej w ydziera on rzecz każdą, kształt, woń, myśl, lub
uczucie — nicości. W serce swoje nieustannie w patrzony,
wydobywa zeń wszystko, co było kiedykolwiek ukocha­
niem jego, choćby przez mgnienie, nazewnątrZ jaźni,
chroni przed spopieleniem. Tytuł Popioły m a głęboko
symboliczne znaczenie dla całej jego twórczości. Jest ona
jednem bolesnem zapatrzeniem w to wszystko, co popio­
łem się staje, nieustannym wysiłkiem wskrzeszania życia
z popiołów. Niem a w niej nigdy żywiołowego oddania
się tem u co napływ a, poryw a wzrok, myśli i duszę, tak
niezm iernie charakterystycznego dla niespożytej jędrności
autora Chłopów“.
Zauważył dalej Brzozowski, że „powieści Żerom­
skiego są pewnego rodzaju s y m f o n j a m i p s y c h i с z-
n e m i , i na tern to zasadza się ich tajem nica kompozy­
cyjna. Nieuświadomione, lecz przemożne i zasadnicze dą­
żenie artyzm u Żeromskiego na tern polega, że usiłuje on
zestroić wszystkie w zruszenia i wszystkie stany duszy
ludzkiej w ten sposób, aby współbrzmieniem swem wy­
w ołały treść głębszą od nich wszystkich, w nich wszyst­
kich obecną i przenikającą je naw skróś“. Jaki to zaś
daje w ynik stw ierdza tenże krytyk, mówiąc: „Sztuka staje
się tu rozszerzeniem duszy. Czytanie książek tych prze­
obraża. Inaczej się po nich widzi, czuje, inaczej życie
— 206 —

w łasne przeżyw a“. Aczkolwiek „Żerom ski nie objaśnia


swoich postaci, nie kom entuje ich czynów, w ygryw a tylko
na nich uczucia i w zruszenia“.
Ten w łaśnie objektywizm psychologizm u byw ał po­
wodem w ielu nieporozum ień i dyskusyj, od L udzi bez­
dom nych i D ziejów grzechu po Przepióreczkę i Przed­
wiośnie. Spraw a tern snadniej i tern częściej kom pliko­
w ała się. jeszcze dlatego, że Żeromski utw ory swe wiązał
jedynie w ątkiem logiki wzruszeni ow o-uozudo w ej, przy-
czem wygrawszy jeden m otyw psychiczny w jego najwyż-
szem napięciu, bez żadnego przygotow ania przeskakiw ał
odrazu do m otyw u innego, nieraz będącego kontrastem
poprzedniego. Ponadto swoje objekty ludzkie obdarzał,
dla w ydobyw ania w łaśnie owych kontrastów z dw oisto­
ści n atu ry ludzkiej, psychiką rów nie bogatą w wielo­
rak ie możliwości, jak podległą irracjo n aln y m zagmatwa-
niom życiowym, skłonną do nieobliczalnych postanow ień
ale i przeżyw ającą wszelkie ich konsekwencje. Niemniej
zaś doniosłym czynnikiem w m echaniźm ie tw órczym Że­
romskiego była spraw a świadom ości m oralnej', czyli su­
mienia. W ynikający jednak stąd m otyw spowiedniczy nie
m a u niego nigdy znaczenia pouczającego, jest tylko
jeszcze jednym stanem psychicznym, odsłaniającym we­
w nętrzną praw dę człowieka w jego osobistej, ściśle zindy­
w idualizow anej rzeczywistości. M oralne oddziaływanie
tw órczości Żeromskiego polega w yłącznie n a obcowaniu
z krańcow o spotęgowaną wrażliwością, podniesioną do
napięcia, w którem dusza ludzka każdą ■swoją ekstazę
i każdą swoją klęskę przeżyw a najdogłębniej, jakby zm a­
gając się w zapasach z kosmicznem tchnieniem wiecz­
ności.
Zaciekłość Żeromskiego w inkw izytorskiem docie­
ra n iu do dna zjaw iska w jego psychicznem postaciow a­
niu nie m ogła była pom inąć zagadnienia płci. Jeszcze
w przypisku do Przedw iośnia skarżył się Żeromski na
p ru d e rję, zm uszającą „do w yryw ania najniezbędniejszej
części swego pom ysłu i w rzucania go do śm ietnika“, miał
bowiem ja sn ą świadomość, jak doniosłe znaczenie m a
sfera życia erotycznego dla zgłębienia najistotniejszej
p ra w d y człowieka. To też śmiałość, z jak ą p odjął on
— 207 —

to zagadnienie w literaturze polskiej, była zdarzeniem


niem niej rewolucyjnem , niż zerwanie z wszelkiemi szab­
lonam i techniki powieściowej. Poetą miłości w najszerzej
rozpiętej skali, od brutalnej gry zmysłów do eterycznego
uduchow ienia, okazał się Żeromski równie świetnym, jak
był i poetą przyrody. Mistrzostwo, z jakiem Żeromski
odsłania tajem nice m echanizm u miłosnego, łącząc m o­
m enty uczuciowej ekstazy z jej wyznacznikami zmysło­
wem i, staw ia go w rzędzie największych twórców litera­
tury powszechnej. Trzeba to stwierdzić bez ogródek, że
z tego tytułu przedewszyistkiem twórczość Żeromskiego
posiada znaczenie nietylko dla literatury polskiej. Wy­
starczy porów nać ją z twórczością ď Annunzia, uznaw a­
nego ogólnie za czołowego przedstawiciela rodzaju w po­
wieści europejskiej, aby uświadomić sobie wysoki sto­
pień artyzm u naszego pisarza. Ze współczesnych Żerom­
skiem u w Polsce Przybyszewski, Brzozowski i Irzykow ­
ski, m ają rów ne m u zrozumienie, że „świat przeżyć płcio­
w ych jest dziedziną, w której m ają swe źródła nieraz
najbardziej zasadnicze bankructw a i upadki duchowe,
zdrady człow ieka względem samego siebie“. I Brzozow­
ski, autor przytoczonego ostatnio zdania, w swej Dębinie
dał rów nież szereg m ocnych a głęboko ujętych epizodów
erotycznych, ale Żeromskiemu nie dorównał, choć skąd­
inąd rozszerzył jego teren, wprow adzając w obręb swych
doświadczeń życie małżeńskie na kilku różnych płaszczy­
znach. U Żeromskiego bowiem przedmiotem jest niemal
zawsze miłość kochanków. Porównanie Żeromskiego
z Przybyszewskim uw ydatni najwyraziściej różnicę m ię­
dzy realistyczną konkretnością psychologizmu a ideali­
styczną abstrakcyjńością symbolizmu, aczkolwiek należy
pam iętać, że Рггл'Ьуszewski silnie powiązał sprawę ero­
tyzm u z zagadnieniem sumienia. U Irzykowskiego góru­
jąca siła dialektyki psychologiczno-poznawczej nie znaj­
duje równego w yznacznika artystycznego w życiowem
tworzywie powieści. Z następców śmiałością i oryginal­
nością opracow ania w yróżnili się zwłaszcza Juljusz Ka­
den - Bandrow ski i Stan. Ign. Witkiewicz, lecz jedynie
pierw szy siłą ekspresji dorów nyw a czasami Żeromskiemu.
Choć więc prześcignięto go w nieliczeniu się z naka­
— 2Ü8

zami pruclerji, w czem i drobne płotki dziś łatwo ce­


lują, pozostał on nadal nieprześcignionym jako poeta m i­
łości zmysłowej w powieści polskiej. Zwłaszcza przed­
staw iając udręczenia m iłosne, autor D ziejów grzechu,
W alki z szatanem , Pavoncella (z tom u: P om yłki, 1923),
naw łockich doświadczeń C zarusia w Przedw iośniu, nie-
tylko odtw arzał realistyczny obraz zdarzeń z niepospo­
litą plastyką, ale i wydobyw ał z nich najw iększy ład u ­
nek psychicznego napięcia. Jeśli w jednym z tych kie­
runków w skazać m ożna w powieści europejskiej więcej
rów norzędnych przykładów , nie sięgając aż do Dosto-
jewskiego, P rousta lub Joyce’a, naw et ci ostatni, p rze­
w yższając Żeromskiego w szczegółach, ustępują m u w tej
zdolności, z jak ą on rów nocześnie ogarnia w ielorakie
znaczenie zjawiska.
Otóż w ydaje m i się, że przedew szystkiem ta w ła­
śnie zdolność Żeromskiego, rozciągnięta n a szersze pole
doświadczeń psychicznych, rozstrzyga o artystycznej w a r­
tości P opiołów (1904), gdzie zresztą i m otyw erotyzm u
poraz pierwszy ujaw nił się w całkow itej skali. P rze­
słanki wskazać m ożna już we wcześniejszych utw orach
Żeromskiego, ale dopiero w tej jego powieści napoleoń­
skiej, którą naw et oględny i bardzo krytyczny Chmie­
lowski pow itał z entuzjazmem, artyzm pisarza w ystę­
puje w swej pełni i świadomie przeciw staw ia się tr a ­
dycyjnym w zorom epiki historycznej. W praw dzie M arja
K om ornicka (W łast), surow y krytyk n a łam ach Chi­
m ery, osądziła ten utw ór ujem nie, tw ierdząc m. in., że
„próba zjednoczenia powieści historycznej z psycholo­
giczną — zam iar gigantyczny — w Popiołach zrobiła
fiasco“, lecz rację m iał raczej Ign. Matuszewski, gdy
podkreśliw szy now ość zastosow ania lirycznego sposobu
traktow ania prozy opisowej, czem byli już Ludzie bez­
dom ni n a gruncie społecznym, do tem atu dziejowego w iel­
kiej m iary, przyznał, „iż Żeromski rozw iązał to trudne
zadanie naogół po m istrzow sku“. „Żerom ski —r słow a te­
goż krytyka — nie chciał być m alarzem danej epoki,
lecz uw ażał ją za bogatą skarbnicę m otyw ów artystycz­
nych, n a których tle snuł przędzę w łasnych m yśli i w któ­
rych wieniec w plalai kwiaty własnego uczucia. Fakty
— 209 —

dziejowe nie stanow ią w Popiołach nieprzerwanego łań ­


cucha w ydarzeń, złączonych z sobą pragmatycznie. Poli-
tyczno-dypłom atycznej strony historji europejskiej i n a ­
szej dotknął autor tyle tylko, ile to było niezbędne dla
ośw ietlenia psychologji bohaterów . Mimo to nie m ożna
zaprzeczyć, że epizody i sceny, stworzone czy odtworzone
przez Żeromskiego, wiążą się w całość organiczną i piękną,
a kom pozycja utw oru posiada swoją logikę. Żeby atoli
podchw ycić ow ą nić logiczną, trzeba zapamiętać m o­
tywy» przewodnie, które w iją się dyskretnie przez stro­
nice książki, nie w kształcie jasno i wyraźnie wypowie­
dzianych zdań i refleksyj, lecz w form ie sugestyjnych
podszeptów “. „Jako dzieło sztuki, górują Popioły nad
całym (słow a pisane w roku 1904), wcale nietuzinko­
w ym dorobkiem literackim Żeromskiego. Przedewszyst-
kiem poeta, który dotychczas obracał się przeważnie
w kole zagadnień etyczno-społecznych i przedstawiał walki
bezwzględnych nakazów m oralnych z równie bezwzględ­
nym buntem instynktów i tęsknot, w rodzonych duszy
ludzkiej, rozszerzył olbrzym io zakres swoich wrażeń i wy­
obrażeń. Problem at, dręczący oddawna poetę, nie zmie­
nił się zasadniczo, lecz rozrósł w olbrzymie drzewo, któ­
rego gałęzie p n ą się ku szczytom, a korzenie pełzają
w głębinach psychicznego życia człowieka. Każdy obraz,
każda figura, każdy epizod, w ystępując napozór samodziel­
nie, jednoczy się z innemi, dzięki temu, że artysta uw ydat­
nia we wszystkich pokrew ne motywy i rozkłada w spo­
sób analogiczny światła i cienie“. „Fakt, że uczucie Że­
romskiego strzela bujniejszym i gorętszym płomieniem,
stykając się z tragicznem i konfliktami życia i dziejów,
niżeli wtedy, kiedy autor odtw arza sceny podniosłe, lecz
proste, jest koniecznym wynikiem ogólnego nastroju psy­
chicznego poety. Wyciągać z tego jakiekolwiek pozy­
tywne czy negatywne w nioski o specjalnym stosunku pi­
sarza do danej epoki byłoby rzeczą dość ryzykowną,
gdyż tw órca Popiołów nie występuje w roli historjozofa,
lecz w roli artysty, który, jak każdy artysta, reaguje moc­
niej n a pewne, a słabiej n a inne grupy wrażeń. Jeden
m alarz kąpie wszystko w radosnych i łagodnych prom ie­
niach słońca, drugi, jak R em brandt пр., oddaje ze wstrzą-
■Obraz w spółczesnej literatury polskiej. T. II. 14
— 210 —

sającą potęgą walkę św iatła z cieniem... To kw estja w ro­


dzonych indyw idualnych uzdolnień i upodobań, które
m ożna badać, z którem i jednak nie m ożna polemizować,
zwłaszcza jeżeli się stoi na gruncie czysto estetycznym,
nie politycznym, m oralnym , albo historycznym . — Somo­
sierra, czy Saragosa? Dlaczego poeta pom inął pierwszj^
moment, a zatrzym ał się szczegółowo nad drugim ? Dlatego
poprostu, że znalazł w nim więcej pierw iastków bole­
snych, więcej ścierających się z sobą ostro i krw aw o
sprzeczności, które zawsze pociągały (i pociągają) w yo­
braźnię autora L udzi bezdom nych i D oktora Piotra. —
Przy całej swobodzie a rty styczno-nastrojow ej jednak,
traktow ał Żeromski tem at pod względem rzeczowym b a r­
dzo ściśle. Ten w ulkaniczny liryk jest niepospolitym re ­
alistą i psychologiem, a w danym w ypadku i doskona-
nałym znaw cą przedm iotu, który w yzyskuje dla swoich
celów fragm entycznie, nad którym jednak panuje w zu­
pełności. O ile mogłem sprawdzić, to nietylko spraw y
wielkiej wagi, ale naw et drobne anegdotyczne szczegóły,
w plecione jakby od niechcenia w tok opowieści, opierają
się n a m aterjale źródłow ym i św iadczą o sum ienności
i erudycji autora, który, w yjąw szy kilku napisanych po
kronikarsku rozdziałów, um iał w ydobyć z ksiąg prze­
szłości iskry prawdziwego życia“. „Z robić“ z tem atu „N a­
poleońskiego“ powieść zajm ującą potrafi naw et epik śred­
niego talentu, ale wyłkać i wyśpiewać, opierając się n a­
wet na tak bogatym motywie, w łasną a potężną sym-
fonję poetyczną — może tylko liryk i tragik niezwykłej
m iary “.
N astępnym po Popiołach wielkim tryum fem p isar­
skim Żeromskiego były Dzieje Grzechu (1908), znowu
śm iała próba, uw ieńczona naogół zupełnem powodzeniem,
przekształcenia powieści o w ątku jaskraw o sensacyjnym
w artystyczne dzieło sztuki, i to przedew szystkiem przez
rozpiętość skali psychologicznego napięcia. „T ragedja Ewy
Pobratyńskiej — pisał o niej Michał Sobeski — to praw ­
dziwie sofoklesowy obraz grozy życia, lecz grozy opro­
mienionej ^wzniosłością. Iście po szekspirowski! kipi ona
pełnią życia i jest nieubłaganą i nieodw ołalną w swej
konieczności, jak życie samo. A korzenie jej koniecz­
ności tkw ią w najgłębszem podłożu, do jakiego wogółe
— 211 -

um ysł ludzki dotrzeć zdolny: w prostej a sm utnej racji


istnienia“.
Ewa, jak Rafał Olbromski w Popiołach, jest ,bez-
w ątpienia aż przeładow ana m aterjałem psychologicznym,
ale oboje są osobam i o krw istych rum ieńcach życia. Po­
wiedział któś, że Żeromski jest fizycznie zakochany w swo­
ich postaciach kobiecych, odtwarza je bowiem w tak nie­
zwykle w abiącym uroku. W przedstaw ianiu postaci ko­
biecych Żeromski okazał się wogóle nielada mistrzem, ja ­
kim przed nim w takiej skali i rozmaitości był w litera­
turze polskiej chyba tylko Słowacki. W spólną cechą kobiet
w tw órczości Żeromskiego to, jak u Szekspira, miłość
zdolna do poświęceń bez granic i ich bierność wobec męż­
czyzny. Nigdzie bardziej nie występuje to równie dobitnie,
jak w stosunku do Ewy, kobiety, którą autor stacza na
dno upadku, ale jednak nie pozbawia jej piękna, cielesnego
i duchowego. R atuje ją właśnie przez to, że w swojej
syntezie artystycznej żywioł uczucia łączy z czynnikiem
etycznym. Cały splot sprzeczności, nagromadzonych ce­
lowo a rozłożonych z nieporów naną w swej hojności
um iejętnością pisarskiego zagospodarowania, skupia się
dokoła Ewy, prow adzonej na drogach swego bujnego ży­
cia przez zbrodnię i cnotę, winę i karę, szczęście i nie­
dolę. Zagadnienie zła było jedną z najgłębszych trosk Że­
romskiego. Stoicki fanatyk prawdy, nie uznający — wbrew
insynuacjom niektórych rewizjonistów naszej krytyki —
żadnych kom prom isów i nie schlebiający nigdy podszep­
tom popularności, wyznawca heroizm u moralnego posu­
niętego aż do ascezy, ale i niemniej rozkochany w wszech­
stronnej pełni życia, którego zmysłowej urody nie przeo­
czą!, w swoim poglądzie n a świat był Żeromski hum ani-
tary stą w najszerszem tego słowa znaczeniu. W każdem
zjaw isku dostrzegał on jednak jakby dwa oblicza: radość
i cierpienie, piękno i brzydotę, szlachetność i nikczem-
ność, dobro i zło, życie i śmierć. W gruncie rzeczy bę­
dąc m onistą, dążył do znalezienia filozoficznego punktu
w yjścia z tego życiowego dualizmu. W Ludziach bezdom ­
nych Korzecki, jedna z najciekawszych postaci w licz­
nym ich szeregu, jaki Żeromski stworzył w swych dziełach
z rozm achem w yobraźni i nasyceniem treścią psychiczną
o w ym iarach pokrew nych Szekspirowi i Słowackiemu,
14*
— 212 —

na zapytanie Judym a: „W ięc myślicie, że zbrodnia jest to


absolutnie to samo, co cnota?“ — odpow iada: „Nie, m y­
ślę tylko, że zbrodnia pow inna być tak samo wyzwolona,
jak cnota“. Aby dokładniej w niknąć w wagę tego za­
gadnienia i znaczenie rozw iązania, wysuwanego przez Ko-
rzeckiego, Avar to uprzytom nić sobie, co n a ten sam tem at
w yraża Zofja N ałkow ska w ostatnich swych dziełach:
Ścianach świata i Dniu jego pow rotu. Ów w ątek myślowy
w ystępuje w tw órczości Żeromskiego za częstemi n aw ro ­
tami. W Popiołach książę Gintułt, rów nież jedna z w ażniej­
szych postaci powieści, studjuje doktryny m anichejskie
i bada kw estję współwieczności zła i dobra. W opowieści:
A rym an m ści się (1904) i w pom orskim Sm ętku z W ia­
tru od m orza i wogóle w całej tw órczości Żeromskiego
w yraźnie w ystępuje to zagadnienie sprzeczności, znaczą
się ślady tej w alki tragicznej, jaka toczyła ¡się w duszy au­
to ra między dogłębnem pragnieniem d o b ra a fatalistýcz-
nem przeświadczeniem o niezniszczalności zła. Rozczyty-
wał się on pilnie, CO' i w Popiołach i w łaśnie w Dziejach
grzechu odzyw a się echem, w pism ach św. Augustyna,
który przeszedłszy w młodości przez w pływy m aniche­
izmu, doktrynę tę później zwalczał. „Azali — pyta książę
Gintułt — ta sam a ręka tw orzy dobre i złe? Czemu tak
bez rachuby skrzywdzony jest um ierający n a korzyść
szczęśliwego Jakóba? Jakaż to nagroda niebios okupi bo­
leść opuszczenia bezsilnego dziecka, stracenia go z oczu,
w ydarcia go z ram ion? Cóż jest gorszego pod słońcem nad
ową przepaść cierpień ojcostw a“ ? Pisząc te słowa, nie
przew idyw ał Żeromski, że po stracie ukochanego syna,
w swojem O Adamie Żerom skim w spom nieniu (1919),
które zestawiano' z Trenam i Kochanowskiego, jako n ie­
mniej w zruszający poem at bólu ojcowskiego, wypowie
skargę: „O, Boże straszliw y“ ! — ale i prośbę: „O, Boże!
przytul do łona przeczystą duszę A dasia“... A w P o m ył­
kach (1923) czytamy słow a Żeromskiego: „Moje rozu­
mienie było zawsze pom yłką. Każdy uczynek, każdy akt,
dokonany przez m oje serce — chybiał celu. W szystko
zawsze inaczej w ypadało, niżem zamierzył, przewidział,
obliczył. W szystko inaczej się stało, niżem wyśnił. Poza
moim logicznym wywodem wszystko szło stronam i, swoją
— 213 —

w łasną drogą. Z ciemności nad moje pole w ypadała burza.


Z ciemności wychodziła na m nie śm ierć“. Jest to najlepszy
kom entarz do trylogji powieściowej Żeromskiego p. t.
W alka z szatanem (1913—1918: I. Nawracanie Judasza,
II. Zamieć, III. Charitas), dzieła pokazującego najszersze
w idnokręgi myślowe i najgłębiej odsłaniającego duszę
autora. Zawarty jest w niem cały tragizm rachub ludzkich,
które nieznana siła rządząca ślepym losem wniwecz
obraca. Zakończył je pisarz, dojm ująco w strząśnięty grozą
wojny, obrazem małej Zosi, subtelnym rysunkiem nakre­
ślonej duszyczki dziecięcej, jak oto patrzy przerażona na
szubienicę, n a której powieszono jej dziadka, jedynego
opiekuna sieroty. „Krzyki o pomoc, wznoszone do kogoś,
bezm yślne w zywania w ydzierały się z m ałych usteczek.
Plaskały wciąż jedna o drugą maleńkie dłonie w próżni
bezdennej rozpaczy. Oczy, ślepe z lęku, obracały się wo­
kół, szukając drogi ratu n k u i miejsca ulgi. Lecz puste
były bezbrzeżne, jesienne poła“. Przeciw tem u pesym i­
stycznem u zakończeniu powieści dopowiedzenie czytamy
znowu w Pom yłkach:
„Śpiewaj skowronku!
„W ślad za twem wieszczem ciałem, co jak grot strzały
wyleciało z ziemi, niech leci w niebo nasz nieulękły nakaz,
który odrzucam y Bogu.
„Odrzucam y w niebiosa ten nakaz, w gromach i drże­
niu ziemi ludziom rzucony:
„Nie zabijaj“ !
Z tych samych pokładów myślowych w yrosły Dzieje
grzechu. Oto bowiem wątpliwość, jaką ustam i Ewy do
spowiednika, zalecającego jej wskazanie apostoła Pawła,
w yraża tam pisarz: „A czy taki stan — „miłość i duch ci­
chości“ nie jest egoizmem? K apłan zadziwił się i spy­
tał po chwili milczenia: — jakże to miłość może być ego­
izmem? Nie um iała oczywiście wyjaśnić... Jąkając się,
bełkocąc sylaby, poczęła coś pleść o tern, że stan własnej
cichości ducha wobec m ęczarni i huraganu żądz, jakie
znosi ten, naprzykład, co zam ordow ał człowieka, albo ten,
co ukradł, ucieka, kryje się, truchleje — jest egoizmem,
gdyż jest niejako używaniem bogactwa, spokojem bogacza
w obliczu ogrom u nędz tych, co nie m ają czemby pła­
— 214 —

czące dzieci nakarm ić“. Więc i E\v.a, jak inni bohaterzy Że­
romskiego, którzy według określenia W łodzim ierza Spaso-
wicza ze szkicu o Popiołach: kochają, walczą І cierpią,
jak święci, — nie m a w sobie owego „ducha cichości“,
lecz będąc demonicznem wcieleniem seksualizm u kobiety,
ulegającej każdem u napotkanem u mężczyźnie z bezwolną
ofiarnością ciała, przechodzi przez całe piekło nam ięt­
ności ludzkich, aby dopiero w chwili śm ierci dostąpić
łaski w ewnętrznego oczyszczenia w uśm iechu, z jakim
patrzy w tw arz ukochanego mężczyzny, który stał się
przyczyną całej jej Golgoty., Bo przytoczm y znowu słowa
Korzeckiego z rozm owy z Judym em : „Duch ludzki jest
niezbadany, jak ocean. Spojrzyjcie w siebie... Czy mie zo­
baczycie tam ciemnej otchłani, w której nikt nie był?
O której nikt nic nie wie? Siłą przym usu, ani żadną inną
nie może być w ytrzebione to, co nazyw am y zbrodnią.
W ierzę mocno, że w tym duchu nieogarniętym sto tysięcy
razy więcej jest dobrego, — ależ co mówię! — w nim
wszystko, praw ie wszystko jest dobre. Niech tylko będzie
wyzwolone! W tedy okaże się, że złe zginie“...
W swej „walce z szatanem “ Żeromski we w łasnej
duszy człowieka i dokoła niego, W społeczeństwie, w prze­
żytkach praw nych i obyczajowych, w niespraw iedliw oś­
ciach i prześladow aniach, w całej rzeczywistości ludz­
kiej i narodow ej tropił wroga, aby przeciw staw iać mu
parcie do wyzwolenia. Jego człowiek bezdomny, którego
poetyckiego poprzednika w skazał Juljusz K leiner w Za­
wiszu Czarnym Słowackiego, może być uw ażany za sym ­
boliczne wcielenie heroizm u m oralnego. W tern samem
znaczeniu ponownem jego uosobieniem i dość w iernem
pow tórzeniem Judym a jest Przełęcki z kom edji: Uciekła
m i przepióreczka... (1924), choć zapewne jeszcze mniej
przekonyw ający w swej decyzji życiowej od pow ieścio­
wego pierwow zoru. С z bo w i e k b e z d o m n у czy później­
szy z Urody życia c z ł o w i e k n a g i w w izjach narodo-
wej przeszłości historycznej spokrew nią się blisko z ide­
ałem Księcia Niezłomnego. Takim jest i b o h ater Powieści
o Udalym Wałgierzu (1906), i Żółkiewski z D um y o het­
manie (1908) i Sułkow ski z tragedji (1910), w ystępujący
także w Popiołach. U tw ory to, zrodzone z tęsknoty za
— 215 —

wyzwoleniem narodow em i z myśli o czynie, lecz w nich


także zagadnienie człowieka jest duchowo rozszczepione,
w sposób oczywiście rozmaity, doskonale za każdym ra ­
zem dostosowany do tła dziejowego, aczkolwiek jest ono
zawsze naśw ietlone pod kątem spojrzenia od strony te­
raźniejszości i przyszłości narodowej. Znamienne są
zwłaszcza' słowa wyzwolonego z więzów Walgierza: „Do
słupa m oja wielkość przykuta. Nowe zamki, jakoby
gniazda Orłowe \vydźwignę na szczyty gór, nowe sioła
rozsadzę po puszczy, jak ule pszczół, pszeniczne i żyt­
nie ziarno rozsieję po stokach, gdzie rośnie jałowiec, po
nizinach, kędy kw itną kaliny... Lecz już wielkości nie
zaznam. W ielkość moja, do słupa żelaznego przykuta,
w tam tych się dymach ogniem przepala“. N astały bo-
wiem czasy na innych bohaterów i na inne zadania spo­
łeczne. Mówi o nich poeta w Słowie o bandosie (1908),
zakończonym nowym h y m n e m d o m ł o d o ś c i . „Tylko
serca nasze — głosi poeta — drżą do tej wiary, że ty się
nisko schylisz do czarnych stóp cierpiącego w ojczyźnie
człowieka, a on cię pasować będzie na swego rycerza.
A gdy się dźwigniesz i rozciągniesz ram iona, zedrzesz
z dłoni rękaw icę i ciśniesz ją z wyzwaniem na walkę
do ostatniego tchu oszustwu, co w m asce cnoty i praw a
przechadza się po naszym świecie. Serca nasze drżą do tej
w iary, że to ty wytępisz w duszach dúfanie polskie w sa­
m ochw alstw o i zmusisz do milczenia usta pochlebcy. Gdy
ujm iesz w rękę żagiew prawdy, pójdziesz w brew leniwym,
bezwolnym, jałow ym powzięciom tłumu, w brew zasko-
rupiałym opinjom partyjnym , wbrew ufortyfikowanym
obozom księży, szlachty, fabrykantów , robotników, chło­
pów i mieszczan. Albowiem — kto się opiera o lud, nie
jest z ludem. Kto jest z ludem, ten m u nie schlebia.
Człowiek, co czci człowieka, opiera się tylko na sobie. Kto
się opiera tylko na sobie, ten walczy aż do śmierci ze
wszelkim m rokiem zalegającym odłamy, na które roz­
szczepił się naród. Kto nie drży przed podjęciem walki
z tak rozszarpanym ideałem narodu, ten się bije o całego
człowieka, o wolność ducha tęskniącego w cielesnem wię­
zieniu i o święte widziadło wielkiego L u d u przyszłości .
„Cała ideologja społeczno-polityczna Żeromskiego, —
— 216 —

stw ierdza sum ienny badacz jej źródeł, Jan Hulewicz —


która w intencji tw órcy Przedw iośnia m iała być zw ar­
tym systemem socjologicznym, w yrasta nie z podłoża b a ­
dawczego, rodzi ją nie nastaw ienie naukowo-socjologiczne,
lecz tendencje reform atorskie w stosunku do istniejącego
u stroju społecznego. Źródłem zaś ustosunkow ania się k ry ­
tycznego wobec istniejących stosunków społecznych jest
hum anitaryzm w stosunku do proletarjatu. Żeromski
wszędzie i zawsze, podchodząc do jakiegokolw iek zagad­
nienia społecznego, m a w pierwszej linji n a oku czło­
w ieka cierpiącego. Postaw a jego wobec zjaw isk społecz­
nych — to postaw a uczuciowo-fil antropijna człowieka do
głębi przenikniętego hum anitaryzm em . Postaw a zaś taka
zgóry przesądzała, żę Żeromski nie mógł być apostołem
żadnego program u społecznego, żadnej grupy czy partji.
W ręcz przeciwnie n a tu ra jego — mimo wszelkie pozory —
daleka i w roga była doktrynerstw u i skostnieniu m yślo­
wemu w ram ach jednego kierunku. To też socjologja jego
nie da się zam knąć w granicach jednej jakiejś doktryny, —
jego pogląd na świat nie da się wtłoczyć m echanicznie
w ram y jednego kierunku. — Zwolennik an ty p arian ien-
tarnego syndykalizm u — za dem okracją p arlam en tarn ą
oświadczający się, — bliski socjalizm owi przez nastaw ie­
nie uczuciowe wobec p ro letarjatu jak i przez jego ten­
dencje federalistjmzne, — a daleki odeń przez jego cha­
ra k te r wyłącznie klasowy, — w róg d y k tatu ry p ro le ta r­
ja tu i bolszewizmu — a rów nocześnie p ro letarjato w i syn­
dyk alistycznem u przyznający rolę p ro m o to ra dziejów, —
w róg klerykalizm u, co pozytyw ną rolę narodow ą katoli­
cyzmu uznaw ał, — zryw ający z chłopom aństw em , a ró w ­
nolegle nad dolą chłopa bezrolnego zastanaw iający się, —
przeciw nik w arstw , co na tradycji b u d u ją — arystokracji
i szlachty — a jednak do tradycji z lubością wciąż w ra ­
cający, entuzjasta Ar jan i Tow arzystw a D em okratycz­
nego — oto Żeromski społecznik, — oto jego oblicze ide­
owe. Był więc w zakresie swych teoryj (społecznych eklek-
tykiem. I tem się tłum aczą pew ne nieraz dość jaskraw o
w ystępujące rozbieżności w jego zapatryw aniach. Ale
z drugiej strony nie szły one tak daleko, by mogły wogóle
podważyć i rozbić jego system poglądów. U podstaw
— 217 —

tych poglądów tkwiły dwa kierunki myśli polityczno-spo-'


łecznej : syndykalizm i radykalizm narodow y Wielkiej
Em igracji. To były te dwa istotne zręby myśli społecznej
Stefana Żeromskiego. Te dwa kierunki zdeterm inowały
i określiły jego pogląd społeczny. Ale spojenie ich do­
konało się nie drogą konstrukcyj myślowych, — ale na
linji pewnej jedności uczuciowej. Był nią hum anitaryzm
i apoteoza św iata pracy. Bo choć nie ¡był jednolity bez­
względnie jego system zapatryw ań społecznych, — był
to jed nak zawsze i tylko system poety świata p racy “.
Żeromski też pierwszy w prowadził do literatury pol­
skiej robotnika i zainteresow ał się gorąco spraw ą ban-
dosa, czyli chłopa bezrolnego i małorolnego. Krzywda
bliźniego była mu najdotkliwszem złem, z którem się bo­
ry k ał w swej „walce z szatanem “. Przez pryzm at tej
krzyw dy oceniał przeszłość i teraźniejszość. W rachunku
sum ienia narodowego, jakim przeniknięta jest cała jego
twórczość, był to grzech główny. Ale że swem inkwizy-
torskiem spojrzeniem dom acał się. także innych grze­
chów, które m u kaziły „święte widziadło wielkiego Ludu
przyszłości“, tego świadectwami i Róża (1909) i Turoń
(1923). Różę nazwano Dziadami roku 1905-go, choć i N ie­
bo,ska K om edfa wchodzićby ¡mogła do porów nania. N ie­
słusznie tylko podnoszono m otyw cudu, jako rzekomy
rekw izyt rom antyczny, bo zarówno w ynalazek Dana
w Róży, jak samolot w Urodzie życia i szklane domy
w Przedw iośniu, są to zupełnie realne pomysły w zakre­
sie czysto technicznej pracy ludzkiej. Bomantyzm, niew ąt­
pliwie bliski uczuciowemu typowi ¡organizacji psychicznej
Żeromskiego, ideowo przejaw iał się u niego właściwie tylko
w iarą w lud, ale i ta w iara m iała swe źródło w pozytywi-
stycznem środow isku warszawskiego Głosu. Jego zaś rol­
ni antyczny ideał rycerza zbrojnej w alki o niepodległość
w yrósł n a tle bliskich stosunków z przygotowaniami Jó ­
zefa Piłsudskiego do realnego czynu. Ale i tego rycerza
nie idealizow ał Żeromski, lecz wcielał go w człowieka
o rozszczepionej psychice, podległego ludzkim błędom,
pokusom i grzechom.
Rom antyzm u Żeromskiego występuje stosunkowo
najw ydatniej w jego teatrze. Stefan Papće w pięknem
— 218 —

śtudjum o teatrze Żeromskiego (1926) poczytuje m u na-


wet za zasługę, że „w okresie panow ania teatru n atu ra-
listycznego pokusił się o w prow adzenie n a scenę teatru
rom antycznego“. „W R óży Czarowic, Dan, Oset i Za-
gozda, „niewolnicy pośw ięcenia“ i działacze z okrzykiem
„W arna“, ludzie m ający praw o powiedzieć ö sobie: „P ol­
ska to ja “ ; potem Sulkow ski, żołnierz i ofiara idei nie­
podległości; w Ponad śnieg (1920) — „wilczyca — rzym ­
ska m a tro n a“, nieznosząca sprzeciwu, tw ardo broniąca
praw do zdobytej przez praojców ziemi, rzucająca w twarz
bolszewickiem u oficerow i: „N ienawidzę waszej chamskiej
rew olucji, waszego p ro le ta rja tu i rząd u Żydów. Jestem
kontrrew olucjonistka i buntow nica“ ; w Turoniu Cedro
i Olbromscy, karnie w ypełniający rozkaz pow stańczy
i W eronika-orlica; w Przepióreczce Przełęcki, śladem
Sułkowskiego bohatersko ujarzm iający m iłość dla u ra ­
tow ania idei; oto w prow adzani przez Żeromskiego w y ­
trw ale, w brew upodobaniom w spółczesnych pisarzy, b o ­
haterow ie nie codzienności, ale obowiązku, h o n o ru i su­
m ienia, bohaterow ie rom antycznego teatru. Jedynie w Ri ď
lej Rękawiczce (1921) naturalizm zatryum fow ał nad ro ­
m antyzm em i codzienność pochłonęła w ielkość“. Podob­
nie jak W acław Borowy w w ybornie ujętem studjum
0 Przepióreczce (1925), w konredji tej w skazuje Papće
arcydzieło dram atyczne Żeromskiego. P odkreśla on w znio­
słość, z jak ą dokonyw a się przem iana duszy Przełęc­
ki ego. „Takie są m oje obyczaje — pow iedział Smugo-
niowi, w ołającem u do niego od samego dna krzyw dy
1 do samego dna w łasnej krzyw dy dotarł, aby uratow ać
ukochaną D orotę i postaw ioną ponad m iłość do kobiety —
ideę. Trzeba to w yraźnie i z naciskiem powiedzieć, że to
zwycięstwo idei nad m iłością mężczyzny do kobiety w Prze~
pióreczce nie jest pierw szą w iktorją, odniesioną nad zm y­
słam i przez bohaterów dram atów Żeromskiego. W Rózg
i S u lko w skim przezw yciężyła ziem ską m iłość bohaterów
idea Niepodległości. W Ponad śnieg b o h aterk ą stała się
pod koniec tragedji ziem ia polska, o k tó rą stoczono k rw aw ­
szy bój niż W iko o Irenę. W Turoniu uczuciowy akcent
autora spoczął nie na uro k u W eroniki, ale n a przem owie
H uberta do Szeli, na sym bolu pokonania cham a w chło-
— 219 —

pie polskim. Nawet w Białej Rękawiczce uczestniczy­


liśmy w gorączkowem, darem nem poszukiwaniu jakiejś
ostoi w tym strasznym pow ojennym świecie, który „za­
trząsł się cały w posadach i z w nętrza swego zgniliznę
n a w ierzch w yrzucił“. Przepióreczka tern się tylko od
swych poprzedników różni, że zwycięstwo idei odbyło
się w tak podniosłym nastroju, w tak słonecznym po­
wszechnym entuzjazmie dla regjonalnego uniw ersytetu,
że poraz pierwszy sam oudręka wzniosła się do uśm iechu
przez łzy i w prom ieniach wzniosłego hum oru zagubiła
cienie swej rozpaczy“. Czÿ na taką ocenę Przepióreczki
przez bardzo wnikliwego krytyka i doskonałego znawcę
teatru, a co popiera swoim ważkim głosem Borowy, nie
w płynęły jednak pewne subjektywne przesłanki, jak owa
zauw ażona właśnie pogoda tragicznego w gruncie rzeczy
rozw iązania, co jest niewątpliwie pomysłem oryginalnie
przez Żeromskiego postawionym i subtelnie zainscenizo-
wanym , ale co nie ratu je dramatycznego uzasadnienia
życiowej praw dy tej decyzji, oraz jak i osobiste zaintere­
sowanie krytyków regjonalizmem, obie przesłanki wypły­
w ające z trw ałych składników ideologji społecznej Żerom­
skiego, więc tern sugestywniej wzmocnione ładunkiem
uczuciowym ? Bo jednak w arto zaznaczyć, że np. Karol
W. Zawodziński, niżej ceniąc Przepióreczkę, w tw órczo­
ści dram atycznej Żeromskiego wysuwa na miejsce naczelne
Turonia, o którym też Papée m. in. zauważył, że w utw o­
rze tym autor „wydobywa umyślnie całą zwierzęcą pod­
łość i nikczem ność z serca ciemnego, wyzyskiwanego ludu,
aby nas jego chamstwem przerazić i za grzech obojętno­
ści p o k arać“.
I poza dram atem łatwo wskazać u Żeromskiego m o­
m enty rom antyczne, ale naw et z pełnem Uwzględnieniem
jego teatru, trzeba w nim uznać znaczną przewagę re a ­
listy. Zarówno zaś jego ekspresja wybitnie liryczna, jak
realizm obserwacyjny, sięgający wgłąb mechanizmu tw ór­
czego, liczne naturalistyczne przejaskraw ienia oraz za­
praw iona rom antyzm em ideologja narodowo - społeczna
m ają swe źródło genetyczne, znajdują silne oparcie i syn­
tetycznie się łączą w psychologizmie. Jedyne to „izma-
tyczne“ określenie, które da się bez reszty dostosować do
— 220 —

twórczości Żeromskiego i jej rodzaj najlepiej ogarnia.


Nazwano ją pięknie: m uzyką duszy.
Jan N epom ucen Miller (w Zarazie w Grenadzie, 1926)
jako kontynuację trad y cji rom antycznej w tw órczości Że­
romskiego w skazuje tendencję indyw idualistyczną, któ ra
w ystąpiła we wszystkich niem al ważiriej szych utw orach
autora L udzi bezdom nych, Popiołów , R óży, Sułkow skiego...
Indyw idualizm wszakże, aczkolwiek stanow i w ażny czyn­
nik rom antyzm u i zwłaszcza neorom antyzm u, mieści się
zupełnie dobrze także w realizm ie. Otóż jeśli z Żeromskim
zestawić w ybitnie rom antyczną w swej strukturze psy­
chicznej organizację tw órczą W yspiańskiego, okaże się
najlepiej, jak zasadniczo różni się od niej au to r D ziejów
grzechu i W ałki z szatanem zarów no postaw ą życiową,
jak i m echanizm em artyzmu. Miller, ro zp atru jąc tw ó r­
czość literacką pod kątem doktryny un i w er salis tycznej,
podnosi też, że w ostatnim okresie sw’ej działalności,
gdy przechodzi do opisowości, z indyw idualisty p rze­
kształca się Żeromski w zupełnie nowy ty p tw órcy przed­
m iotowego i poety pracy. Inaczej określa ten zw rot
Stanisław Adamczewski, który wskazawszy jego począ­
tek przy Urodzie życia, w ujarzm ianiu przez Żeromskiego-
żywiołu lirycznego widzi źródło nowego stylu, w y rab ia­
jącego się pod wpływem świadomego różniczkow ania form
literackich, doświadczenia nabytego w zdobyw aniu sceny
oraz zwłaszcza kształtującej woli pisarza. W świetle tego
poglądu inaczej też się przedstaw ia znaczenie teatru Że­
romskiego, w którym odkąd autor pisze ze świadom ym
zam iarem dla sceny, t. j. Ponad śnieg bielszym się stanę..
(1920), Białą rękaw iczkę, Turonia i Uciekła m i przepió­
reczka..., zarzuca fakturę rom antyczną R óży, nazwanej
przez pisarza „dram atem niescenicznym “, aby trzym ać
się już ściśle przepisów form alnych te atru naturalistycz-
nego. U jarzm ianie żywiołu lirycznego nie było jednak po­
konaniem go, zm ienia się więc tylko styl, co i w powieści
w yraża się przejściem do biografizm u Nawracania Juda­
sza i P rzedw iośnia a do opisowości W iatru od Morza
i poem atów prozą o Wiśłe, M iędzym orzu i P uszczy Jo­
dłowej, ale treść w ew nętrzna jest ta sama, w całej tw ó r­
czości Żeromskiego w yjątkow o jednolita, od S y zy fo w yc h
prac i L udzi bezdom nych do Przedwiośnia i P rzepió­
reczki. W yzwolenie narodow e, o które przez całe życie
swoje bojow ał nieustannie, było dla Żeromskiego przeży­
ciem dogłębnie i radośnie odczułem. „Szczęśliwy jest los
poetów dzisiejszego dnia!“ — zawołał Żeromski w roku
1919. W W ietrze od morza (1922) —• powtarzam y za Mil­
lerem — „opowieść o nowej Polsce, którąby należało po­
znać i przyswoić sobie, by stała się cała, jak długa i sze­
roka, ram ieniem naszego rozm achu i dziejowej pracy, —
rozsnuł człowiek, który wypiastował, wykrwawił z siebie
ojczyznę w okresie niewoli, — o wielkich kamiennych,
otw artych dziejowo oczach,..“ Żeromski, podobnie jak Sie­
roszewski i Strug, był nietylko artystą, ale i działaczem
społecznym i politycznym. „Żeromski — zauważył z tego
pow odu K arol Krzewski, pisząc o W ietrze od Morza, —
z potrzeby swego człowieczego serca — społecznik, nie
w yładow ał się w życiu codziennem w tej mierze, co Siero­
szewski i chodzący do dziś dzień w kieracie różnych
spraw Strug. Dlaczego ? Opowie nam to w przyszłości
biograf ja. Wiele się da tutaj wyjaśnić, jak sądzę, stanem
zdrow ia Żeromskiego, które go zawodziło. To też Żerom­
ski oprócz tego, że tw órczością tkwi w tej świętej służbie
literatu ry polskiej, k tó rą w swym odczycie (z roku 1915)
charakteryzow ał i z której pragnie w swym odczycie
tw órczość polską wyzwolić, jest także działaczem spo­
łecznym lub społeczno-politycznym w... powieści“.
W niepodległej Polsce wydaje Żeromski szereg pism
publicystycznych w różnych spraw ach społecznych, za­
wodowych, literackich: Początek świata pracy (1918),
P rojekt A kadem ji L iteratury Polskiej (1918), Organiza­
cja inteligencji zawodow ej (1919), Snobizm i postęp
(1923), Sprawa K asy Mianowskiego (1924), Bicze z pia­
sku (1925). W pism ach tych, obok dogłębnej obywatel­
skiej troski pisarza o przyszłość ojczyzny i losy w niej
człowieka, bo nie opuszczała go nigdy myśl w yrażona
w L udziach bezdom nych, że „człowiek — jest to rzecz
święta, której krzywdzić nikom u nie wolno“, obok prze­
nikliwie z n u rtu rzeczywistości dziejowej wydobytej
praw dy o potrzebie organizow ania inteligencji w nowym
świacie pracy, obok donośnie wołającego głosu o należne
— 222 —

zabezpieczenie właściw ych w arunków dla rozw oju n a ­


uki, literatury i sztuki, przejaw ia się też bezpośrednio
ów rys postaw y twórczej pisarza, o którym rzecby można,
że i m yśl była dla Żeromskiego stanem psychicznym , a co
ubocznie wskazywaliśmy w przytoczonym n a wstępie tego
rozdziału uryw ku z Puszczy Jodłowe], jakoteż om aw ia­
jąc pewne szczegóły różnych jego utw orów , zwłaszcza
w związku z D ziejam i grzechu. W ielką rolę, jaką w p o ­
etyckim obrazie rzeczywistości odgryw a u Żeromskiego
p raca m yśli kulturalnej, oświetlił n a pew nym odcinku
dokładnie i szczegółowo W acław Borow y w bardzo pięk­
nem studjum : Żerom ski i świat książek (w Przeglądzie
W spółczesnym , nr. 51 z lipca 1926, i w osobnej odbitce).
Z pow odu W iatru od Morza zagadnienie to dało sposob­
ność krytykow i literackiem u Drogi (w n-rze 11 z 1 lipca
1922) do uwag, zasługujących na baczną pam ięć m łod­
szych tw órców naszej literatury. „To, — pisze tam K arol
Lilienfełd-K rzew ski — co każdego uderzy w Żeromskim,
jako tw órcy W iatru od Morza, to jego ciekawość um y­
słowa. Ta cecha um ysłu pisarza przem aw ia do nas z każ­
dej stronicy om awianej przez nas książki. Cóż to jest cie­
kawość um ysłow a pisarza? Odpowiemy n a to słowam i
m ądrego człowieka, który sam pisyw ał powieści. Odpo­
wiemy słowam i Orzeszkowej, zaczerpniętem i z jej listu
do hr. W odzińskiego: „Zdaniem mojem, — pisała 10 w rze­
śnia 1896 z Grodna — tw órcy studjów nad autoram i zbyt
m ało zw racają uwagi n a ciekawość um ysłow ą, k tó ra jest
dla tw orzenia siłą pierwszego rzędu. Są autorow ie niecie­
kaw i i ciekawi. Pierw si, radzi poprzestają n a szczupłym
zasobie wiedzy o świecie, n a ciasnym kręgu zjaw isk n a j­
bliższych, n a tem, co samo przez się w pada do oczu i w y­
obraźni. Tacy, to co widzą, mogą widzieć i następnie
przedstaw ić w ybornie, ale widzą mało, więc też i piszą
niewiele albo, jeżeli wiele piszą, to o b racają się wciąż
około małej liczby przedm iotów , k rążą ciągle po jednym
pokoju, nie czując potrzeby zobaczenia, co może znajdo­
w ać się. za zam kniętem i drzwiami. Drudzy, to jest: cie­
kawi, noszą w głowach wieczne zapytania: co za" mgłą?
co za lasem ? przedzierają się przez mgły i lasy, usiłują
otworzyć wszystkie drzwi, podnieść wszystkie zasłony,
— 223

dotrzeć stref najm niej zwiedzanych, przyjrzeć się temu,


n a co najm niej patrzało oczu — dowiadywać się o tem,
o czem wie najm niej głów. Tacy, to co widzą, mogą dla
rozm aitych niedostatków swoich przedstaw iać niedosko­
nale, ale w idzą wiele i najczęściej — dobrze, bo cieka­
wość prow adząca ich um ysł wdał, prow adzi go też wgłąb.
Objawy zewnętrzne, jakkolwiek drogocenne dla malow-
niczości i plastyki, nie zadaw alają pisarza ciekawego,
pragnie on jeszcze przejrzeć naw skróś to, co pod cia­
łam i i sukm anam i, sam ą Psyche zjawiska i dociec jej
przyczyn twórczych. Od większej lub mniejszej ciekawo­
ści um ysłowej autora zależy przestrzeń jego widnokręgu,
liczba rozpoznanych na nim punktów i ich pogłębienia.
To, co nazyw a się u autora szczerością i głębokością
um ysłu, m a pierwsze swoje źródło w ciekawości um y­
słowej, m niej lub więcej wspomaganej przez czynniki po­
mocnicze: spostrzegawczość i wrażliwość n a objawy
św iata“. — Zaznaczyć dla ścisłości należy, że dając tę cha­
rakterystykę pisarza o umyśle ciekawym, Orzeszkowa m y­
ślała o sobie. Ogólnie rzecz traktując, charakterystyka ta
słuszna i o ileż podpada pod n ią bardziej Żeromski niż
Orzeszkowa! Rozległość „horyzontu“ w Wietrze od Mo­
rza — olbrzymia. — W ypływa ona z tej ciekawości um y­
słu twórcy, k tó ra go bezustannie pchała także do pracy
nad sam ym sobą. Pism a Żeromskiego świadczą o tem, że
niem asz w Polsce pisarza o tak rozległej, jak on wiedzy,
a Wiatr od Morza zdumiewa naukow ą Wprost ścisłością
zaw artego w nim (i jak różnorodnego!) „m aterjału“. Że­
rom ski należy do tych na dobre już u nas znikających po-
w ieściopisarzy, którzy z realizmu, a nawet naturalizm u,
przejęli najlepsze cechy tych kierunków. Dlatego jest p i­
sarzem, do którego i czytelnik i krytyk może mieć głębo­
kie i zupełne zaufanie, gdy m u na swój sposób coś opo­
wie, opisze. Nie o opisy przyrody chodzi nam tutaj. Nie
o rysunek człow ieka współczesnego. Weźmy dla przy­
kładu łódź podw odną z Wiatru od Morza. Żeromski daje
czytelnikom o niej jaknajbliższe pojęcia, a dodajem y od
siebie, że porów nanie tej łodzi podwodnej z jej opisami
w W ydawnictwach fachowych stwierdza, że to jest łódź
nieliteracka, prawdziwa... Czytaliśmy w jakiejś recenzji,
— 224 —

że Wiatr od Morza zrodził powiew m orza, który Żerom­


skiego n a polskim ogarnął brzegu. Pobudkę do napisania
Wiatru od Morza ostatecznie wolno i tak wyjaśnić, ale
zrodził tę książkę um ysł Żeromskiego, um ysł w rów nym
co i niepospolity talent stopniu. — Jest to um ysł nie-
tylko ciekawy, lecz i sumienny. Z świecą szukać po Bo­
żym świecie takiego pow ieściopisarza, który jak Żerom­
ski rodzi w recenzencie przekonanie, że często w ertuje
p a rę tom ów w zam iarze napisania p a ru swoich zdań.
I dlatego książka Żeromskiego budzi nietylko podziw i za­
chwyt, lecz i praw dziw y szacunek. I dlatego w recenzen­
cie, od którego red ak to r w ym aga szybkiego spraw ozda­
nia z książki Żeromskiego, rodzi się upokarzające prze­
konanie (gdy go nie stać n a streszczenie książki i ro zin ­
dyczenie się zachwytliwym bełkotem ), że po przeczyta­
niu własnej recenzji będzie się czuł, jak szczeniak obw ą­
chujący piram idę“.
Przy tak w yjątkow o różnorodnym , dogłębnie przepo­
jonym uczuciem, w nikliw ie odkryw czym w badaniu du-
szy ludzkiej i praw dy człowieka, śm iałym w badaniu
najdrażliw szych zagadnień życiowych i społecznych, po­
tężnym w stw arzaniu postaci o w ielorakich obliczach cie­
lesnej i duchowej rzeczywistości, subtelnym w w ynalaz­
czości i pokazyw aniu rozm aitych pow ikłań psychicznych,
niepospolicie wrażliw ym n a świat przyrody ale i n a ku l­
tu raln e dzieje człowieka, niebyw ale czułym n a spraw y
sum ienia, niepokojąco poruszającym w swem ożyw ianiu
teoryj filozoficznych i socjologicznych, wogóle hojnie d a­
rzącym nas bogactw em nasyconej treści swego dzieła i w ie­
lością artystycznych poszukiw ań, słowem przy pisarzu,
wobec którego m a się zaw rotne poczucie obcow ania z kos­
m iczną siłą narów ni żywiołową jak genjalną, — każda
p ró b a syntetycznej charakterystyki jest potrosze owem
„obw ąchiw aniem “, O czem w spom niał rzeczony krytyk.
Ale i w tych cząstkowych wysiłkach, dalekich od w y­
czerpania przedm iotu i ledwo w skazujących niektóre jego
wytyczne, silniej uderzające naszą uwagę, kilkakrotnie
przyszło zaznaczyć jakiś szczegół od strony w łaśnie owej
trafnie określonej ciekawości um ysłowej Żeromskiego.
N adm ieniono już i o pracy pisarza nad językiem. Otóż
— 225 —

i n a tem polu w śród największych mistrzów słowa pol­


skiego, stając w równym rzędzie obok Mickiewicza, Sło­
wackiego i Sienkiewicza, różni się od nich Żeromski, co
stw ierdza fachowe zdanie uczonego polonisty H enryka
U łaszyna, „owem z a i n t e r e s o w a n i e m i n t e 1 e k t u-
a l n e m , jakie żywił on do języka, do zjawisk językowych
od strony naukowej, teoretycznej. Innem i słowy — to
rzadkie, w yjątkow e zainteresowanie, jakie żywił, on, sa­
mouk i wielki artysta — dla p rac naukowych, badań te­
oretycznych nad językiem polskim. Żeromski nietylkd
p rzejrzał i przeczytał; on przestudjow ał i przepraco­
w ał całe szeregi trudnych tekstów staropolskich i gwa­
row ych oraz całe mnóstwo ściśle naukowych rozpraw...
To, co liczni „fachowcy“ niezawsze znają i z tytułu n a­
wet, to on, samouk, z ży wiolo wem zainteresowaniem prze-
czytywał i przepracow yw ał. — rozmyśliwując, kom binu­
jąc, w nioskując...“ W dalszym ciągu swej rozpraw y p. t.
Żeromski a język polski (w Przeglądzie Współczesnym,
nr. 50 z czerwca 1926) podaje tenże uczony.obfity mate-
rja ł szczegółowy, objaśniający technikę językową pisa­
rza, przyczem podkreśla m. i.: „Indywidualizacja języ-
ków osób w ystępujących w utw orach Żeromskiego jest
praw dziwie m istrzowska. Posiada on ogromny talent w czu­
wań i a się nietylko w psychikę swoich bohaterów , lecz
również w ich język“. W ogólnych swych w nioskach mówi
Ułaszyn- „Język Żeromskiego nosi zarówno znam iona ję­
zyka Mickiewicza: szczerości, narodowości, jędrnościi siły,
jak rów nież znam iona języka Słowackiego : giętkości, barw ­
ności, melodyjności. Ale też przechodzi język Sienkiewi­
cza i nie dlatego tylko, iż Żeromski jest pisarzem m łod­
szym, więc kształconym również i na Sienkiewiczu, lecz
dlatego, iż uposażony został przez naturę większym t a-
1 e n t e m j ę z у к o w y m — pogłębionym, rozszerzonym,
ukształconym następnie i własnem i umiłowanemi stu-
djam i nad językiem. Cechami talentu językowego Stefana
Żeromskiego, którem i przechodzi од wszystkich swoich
poprzedników , są: przede w szy siki em wielka zdolność
u t r z y m y w a n i a w pamięci ogromnych zasobów i nie­
zm iernie różnorodnych m aterjału językowego, oraz wielka
um iejętność aktywnego nim w ł a d a n i a z zachowaniem
Obraz współczesnej literatury polskiej. Т. П.
— 226 —

właściwego um iaru; następnie, spontaniczność, ż y w i o ­


ł o w o ś ć , przejaw iająca się w zadziwiającej możności do­
cierania zapom ocą słow a samego, nie obrazów — do głę­
bin duszy ludzkiej; d a r w strząsan ia duszam i ludzkiem i
samemi wyrazam i, nietylko obrazam i“. — Jak zaś z ró w ­
nie wytężonym, świadomym i nieustannym wysiłkiem
kształtow ał Żeromski potęgę i subtelność swego zmysłu
artystycznego, świadczy Ignacy Matuszewski: „W jednej
z drobniejszych prac, poprzedzających Popioły, Żeromski
próbow ał zrobić eksperym ent, polegający n a tern, żeby
uniknąć, nietylko pow tarzania tych sam ych wyrazów, ale
naw et jednobrzm iących sylab w zdaniu. Było to dośw iad­
czenie zbyteczne, gdyż czułość ucha ludzkiego tak d a­
leko nie sięga, a podobne ograniczenie stylowe zniewala
artystę do nadm iernej, a w stosunku do rezultatów —
bezcelowej pracy. Ale sam fakt świadczy, że w rażliw ość
na spraw y społeczne i ogólno-ludzkie godzi się u Żerom­
skiego z nadzw yczajnem poczuciem i sum iennością a rty ­
styczną — ©o się niezawsze zdarza.“
W literaturze polskiej — uskarżał się Żeromski w od­
czycie z roku 1915 (w ydanym w książce: Sen o szpadzie
i Sen o chlebie, 1916) — „wszystko, niem al bez w yjątku,
przesiąknięte jest naw skroś troską o byt polityczny. P o ­
wieść jaw nie łub skrycie jest dydaktyczną. W sposób
szczególnie w yraźny, specyficznie polski załatw ia ona
spraw y, które wszędzie pełnią już instytucje życia zbio­
rowego, W chłaniają parlam enty, giełdy pracy, kongresy
oświatowe, p artje polityczne i organizacje kulturalne...
Utworów, któreby m iały na oku cel jedynie artystyczny,
dla niego samego podjęty, — któreby m iały za dążność
swoją podchw ytyw anie fenom enów ducha ludzkiego, m a­
larstw o cnót i grzechów, nam iętności, szaleństw, o k ru ­
cieństw , Walk w ewnętrznych, upadków i obłędów —
u nas p raw ie niem a.“ Można mieć w ątpliw ości co do
pełnej słuszności tak sform ułow anych zapatryw ań, ale
bezsprzecznie tragedja losu polskiego w dobie niewoli
politycznej zaw ażyła w wysokim stopniu n a twórczości
najw iększych m ocarzy literatury naszej, od Mickiewicza
i Słowackiego po W yspiańskiego i Żeromskiego. Więzy te
krepow ały naw et Sienkiewicza, z pośród powieściopisa-
— 227

rzy naszych jedynego, który istotnie zdołał twórczością


swoją wyjść poza granice ojczyste, zdobyć poczytność
u obcych. Żaden jednak z naszych wielkich twórców nie
ucierpiał z pow odu tej niedoli narodowej tyle, ile Że­
romski. Ten ostatni z proroków w literaturze polskiej,
a zarazem pierw szy wieszcz odrodzonej Rzeczypospolitej,
tak splótł się dziełem swojem z narodow ą dolą i nie­
dolą, zajm ow ał tak w yjątkow e stanowisko, jako Król-
Duch pokolenia, które wywalczyło Polsce praw o niepod­
ległego bytu, — że choć uczuciem i m yślą ogarniał n a j­
szersze w idnokręgi i sięgał do najgłębszych tajników du­
szy ludzkiej, wciąż uważany był przedewszystkiem za
szerm ierza idei narodow ej i społecznej, dlatego zwalczany
lub uwielbiany, niezawsze zaś w nim doceniano, nie­
kiedy naw et przeoczano — artystę.
Taki stosunek społeczeństwa do Żeromskiego od­
bił się też jaskraw o na polemice, bardzo ożywionej, jaką
wywołało i ostatnie jego dzieło powieściowe: Przedwio­
śnie (wyd. w grudniu 1924 z datą 1925). Z. punktu wi­
dzenia techniki artystycznej był to nowy eksperyment
pisarza, który budując swe dzieło z zamiarem przedsta­
wienia w niem rzeczywistości teraźniejszej chwili, syn­
tetycznie upostaciow anej w ściśle zobjektywizowanym
wycinku życiowym, oparł je na jedności wątku biogra­
ficznego, scalającego oderwane nawet epizody, dlatego
stają się tu one ogniwami ciągłego opowiadania. Z po­
wodu Nawracania Judasza zauważył Juljusz Kleiner, że
jest to „biografja, nie powieść — sprawozdawcze przed­
staw ienie faktów, niekiedy tylko uplastyczniające się
w scenie, czy w dialogu, częściej przechodzące w trak ­
taty o różnych zagadnieniach. Ta metoda, która m a za­
pewne unaocznić, praw dę w notow aniu realnej treści ży­
cia, przypom ina nieco spraWozdawczoi-biograficzne, tu­
dzież ideowe ustępy w Janie Krzysztofie Romain Rol­
land a. Ale zastosow ana jest mniej szczęśliw ie'. Otóż
w Przedwiośniu Żeromski dał już właśnie zupełnie pla­
stycznie ukształtow aną biografję artystyczną, a w^ jej ra ­
m ach odtw orzył w strząsającą wizję rzeczywistości pol­
skiej n a przełom ie społecznego kryzysu. Niemal rów no­
cześnie pokrew ne zagadnienia podjęli Zofja Nałkowska
15*
228 —

w Romansie Teresy H ennert (1924) 1 Andrzej Strug


w Pokoleniu Marka Swidy (1925), ale żaden z tych b a r­
dzo w ybitnych utw orów powieściowych nie stał się zda­
rzeniem kulturalno-społecznem , nie poruszył sum ień i nie
w ywołał tyle oburzenia, jak Przedwiośnie. Zaw arł w niem
bowiem pisarz spraw y i rzeczy, których wtedy jeszcze nie
dostrzegano, a pokazał je na przekroju duchowym m ło­
dego bo h atera powieści w tak doskonale odczutej i w y­
raziście odtw orzonej praw dzie życiowej, a podm inow a­
nej ukrytym lecz boleśnie w ezbranym n u rtem żywiołu
subjektywnego, że tam gdzie był artyzm pow ieściopisa-
rza, dopatryw ano się tendencji działacza społecznego.
Stąd w yrósł gęsty las nieporozum ień i fałszyw ych za­
rzutów. Pow tórzyło się znowu, co m iało m iejsce i z p o ­
w odu poprzednich utw orów pisarza, zwłaszcza po w yj­
ściu Dziejów grzechu, ale już i przedtem , po Ludziach
bezdomnych. W spom ina K aden-B androw ski w swej pię­
knej książeczce o Żeromskim, że jako student w Brukseli
w raz z kształcącą się tam m łodzieżą polską składał hołd
koncertującem u Paderewskiem u, a w trakcie rozm owy,
k tó rą Mistrz ich zaszczycił, „gdy w piękny, a tak sobie
właściwy, szczery sposób zapytał nas Paderew ski, czem
duchowo żyjemy teraz, kto nam przewodzi i gdy od nas
usłyszał, iż obecnie m y i cała chyba młodzież polska p o ­
rw ani jesteśm y wielkiem słowem Żeromskiego... Gdy to
Paderew ski usłyszał, w padł w nagły gniew płom iennego
oburzenia. Uważał bowiem, naw et on, ten Mistrz zna­
komity, że Żeromski jest fatalną, naw et zgubną straw ą
duchow ą dla młodzieży, że rozsiew a pesymizm, i pod
kw iatam i piękna sercom polskim przynosi truciznę“. Otóż
po Przedwiośniu w śród przeciw ników Żeromskiego w po­
dobny Paderew skiem u sposób w ystąpił K arol H ubert
Kostworowski, zarzucając tem u utw o ro w i depraw acyjną
„szkodliwość“, a jego tendencję, pozbaw ioną „nie szkla­
nego, lecz m urow anego, realnego, społecznego p ro g ram u “,
nazw ał „grzechem przeciw naturze narodow ego i spo­
łecznego życia“. Ale i w śród licznych obrońców Żerom­
skiego roiło się od sprzeczności i pomyłek. N ajobszer­
niej i najobjektyw niej objaśnił „Intencje i tendencje
Przedwiośnia“ Tadeusz Sinko w artykule, drukow anym
— 229

w Przeglądzie Współczesnym (nr. 42 z października 1925).


Wcześniej już najautorytatyw niej odparł stawiane Przed­
wiośniu zarzuty ideowe sam Żeromski (w Echu War-
szawskiem z 25 lutego 1925, przedruk w Elegjach, 1928):
„We wszystkich pism ach, a w Przedwiośniu najdobitniej,
potępiałem rzezie i kaźnie bolszewickie. Nikogo nie wzy­
wałem na drogę komunizmu, lecz zapomocą tego utw oru
literackiego usiłowałem, o -ile to możliwe, zabiec drogę
kom unizmowi, ostrzec, przerazić, przestraszyć. Chciałem,
jak to zaznaczył jeden z czujnych krytyków polskich,
a człowiek serca — „uderzyć w sumienie polskie“, —
wezwać do stw orzenia wielkich, wzniosłych, najczyściej
polskich, z ducha naszego w yrastających idei... Nie zro­
zumiano mej przypowieści... Nie zrozum iano ohydy,
okropności, tragedji pochodu na Belweder, — sceny,
przy której pisaniu serce m i się łamało. Koroną moich
usiłow ań stały się pochw alne artykuły w pismach m o­
skiewskich, głoszące, iż przyłączyłem się do kom uni­
stów... Nie, panowie, władcy Moskwy i panowie sym­
patycy w ładców Moskwy! Spraw a „niema tak dobrze“.
Zawsze, wciąż, dawniej i teraz mówię to samo, iż tutaj
w Polsce m usim y wypracować, stworzyć, wydźwignąć,
w drożyć w życie idee, któreby przezwyższyły moskiew­
skie, któreby dały napraw dę i w sposób m ądry ziemię
i dom bezrolnym i bezdomnym, któreby wydźwignęły n a­
szą świętą, wywalczoną ojczyznę na wyżynę świata, gdzie
jest jej m iejsce“. N al eży przytem dodać, o czem zapo­
m ina się zbyt często, że w ,tejże odpowiedzi podkreślił
Żeromski z naciskiem : „Ja i mój bohater to są dwie
różne postacie“.
Stosunek krytyki do Żeromskiego (zagadnienie to
zreferow ał dobrze Jan Hulewicz w Przeglądzie Współ­
czesnym, 1933, n ra 135—136 i 139) nieraz daw ał pole
do publicystycznych nadużyć, bo pod pretekstem oceny
utw oru literackiego dokonywano porachunków p a rty j­
nych. Z całej tej plewy krytycznej tylko nieliczne prace
odpow iadały istotnem u zadaniu. Niektóre z nich wyżej
wskazano ubocznie. Największe znaczenie, dotąd aktu­
alne, m iały sumienne, gruntow ne i obszerne rozbiory
psychologiczno-estetyczne Ign. Matuszewskiego (z lat 1900

So!;--- • • •

I
— 230 —

do 1916, zebrane w Stiidjach o Żeromskim i W yspiań­


skim, 1921). Z nowszych badań nad artyzm em Żerom­
skiego w yróżniła się dobrze opracow ana ro zp raw a Ireny
Drozdowicz-J urgieiewiczowej (Technika powieści Żerom­
skiego, 1929). W reszcie obszerną, doskonale udokum en­
tow aną i bardzo piękną m onografją o tw órczości Że­
romskiego najlepiej się zasłużył S t a n i s ł a w A d a m ­
c z e w s k i (1930). Myśl przew odnią swej książki w y ra­
ził odrazu w jej tytule: Serce nienasycone. Przew ija
się ten m otyw przez całą książkę, przez każdy jej roz­
dział. Miłość życia, wobec grożącej klęski, tern zapam ię­
tałej „św iat -wszystek i jego spraw y“ ogarnia — ser­
cem nienasyconem . Obecność tego serca nienasyconego
w skazuje k rytyk w różnorodnych składnikach „gospo­
darstw a poetyckiego“ Żeromskiego. W w łaściw ym pisa­
rzowa patosie cielesności. W przenikającym jego tw ó r­
czość duchu wiary. W „walce z szatanem “ i m iotaniu się
bezsilnem między „urodą życia“ a „polską ponurością“.
W zapam iętałem nurzaniu się w „niebie i piekle unie­
sień m iłosnych“. W um iłow aniń m uzyki — „sztuki, k tó rą
nazyw ał Żeromski jedyną, wyższą od poezji, najdosko­
nalszą na ziem i“. W bogactwie obrazów przyrody, jakie
pisarz h o jn ą ręką rozsiał w swych utw orach i prze­
pysznie je zespolił ze stanam i duszy ludzkiej. W na-
miętnem rozkochaniu się w form ie literackiej i nićustan ­
ném, aż po kres żywota jednako wytężonem, borykaniu
się z coraz większem jej doskonaleniem i urozm aicaniem .
W pasji do przechodzącej aż w barokow ą m anierę w alki
ze stylem i językiem. W głębi jego w łasnej duszy i w „nie­
dosycie zm ysłów “. W licznym szeregu stw orzonych prze­
zeń postaci, które z tra fn ą intuicją i w ładnie um otyw o­
w any sposób określa kry ty k jako „sobow tóry, m edja
i p artn eró w “. W reszcie i w przełom ow em „ujarzm ianiu
żywiołu“-. „T aką to — kończw Adamczewski swą piel­
grzymkę analityczną po dziele ulubionego pisarza —
mnogość różnych tonów i stylów, form literackich i p i­
sarskich kształtów opanował, rozw inął, w ydoskonalił
w swych dziełach Żeromski. I w tem więc także, jak
we w szystkiem innèm, w ypowiedziała' się głów na siła
sprawcza tej bujnej twórczości: nienasyconość serca“.
— 231 —

W dziejach powieści polskiej Żeromski jest następcą


i przeciwieństwem Sienkiewicza. Porów naniem obu pi­
sarzy zajął się Juljusz Kaden-Bandrowski we w spom i­
nanym już odczycie, przeznaczonym dla młodzieży. W w i­
dzeniu współczesnej rzeczywistości daw ał Sienkiewicz
przykłady pogodnego życia rodzinnego. Żeromski ponad
szczęście osobiste stawił wyrzeczenie się tego zbytku dla
ofiarnej pracy nad walką z krzyw dą społeczną. Z prze­
szłości Sienkiewicz wydobywał pociechę na pokrzepie­
nie serc. Żeromski z bolesnym realizmem m alował okru-
cieństwo i grozę wojny, aby hartow ać dusze polskie.
Optymizm Sienkiewicza każe m u nawet w postaciach
najbardziej ujem nych zostawić jakiś ośrodek dobra. Że­
rom ski był do okrucieństw a bezwzględny w przedsta­
w ianiu nagiej praw dy zła czy nikczemności. W stosunku
do ludu Sienkiewicz koił rany i budził litość. Żeromski
siał ziarno w yrów nania wiekowej krzywdy. W budowie
powieściowej Sienkiewicz daje harm onijnie klasyczny
układ, doskonale rozplanow any i po mistrzowsku usta­
wiony. U Żeromskiego kompozycja jest zawsze nierówna,
w zestaw ieniu z Sienkiewiczem nawet ułomna, posiada
człony aż nadto rozwinięte, inne znów niedokształcone.
Ale Sienkiewicz zam ykał oczy na wiele zawiłych spraw
życia czy procesów dziejowych, pracę swoją dla jej a rty ­
stycznej, doskonałości upraszczał. Żeromski chciał być
przedew szystkiem szczery, aby ogarnąć istotną prawdę
człowieka i życia społecznego, żywiołem swej sztuki
w strząsał sum ienia i niepokoił. To porów nanie obu pi­
sarzy rozciąga następca Żeromskiego w powieści pol­
skiej także n a rytm ich prozy. „Rytm wiersza, — mówi
K aden-Bandrow ski — to rytm rzeki. Rytm prozy, — to
rytm oceanu. Wiersz stara się zatrudnić was na krótszą,
dłuższą, zawsze jednak dosyć ograniczoną chwilę. Wielki,
długi poem at rym ow any jest, wedle mego zdania, znacz-
nem ułatw ieniem i uproszczeniem sprawy rytm u w utwo­
rze piękna, budowanym z pisanego słowa. Zatem wiersz
m a um ilić w am słuch przez niedługi czas. Proza zaś
spraw ić musi, abyście, nie czując tego wcale, zostali
jakgdyby porw ani różnolitą falą rytmu, w różnolitości
tej tak zestrojoną, iżby posiadała cechy własnego pię-
— 232 —

Ima i własnego charakteru. Czy rzecz tak a znajduje się


w prozie? Oczywiście. Porów najcie którykolw iek z w a­
szych listów, czy jakichś obojętnych ustępów prozy zwy­
kłej, nie artystycznej, porów najcie też naw et listy
najw iększych m istrzów pióra, gdy są pisane w pośpie­
chu, lub niedbale. Cóż tu widzicie? Źe rozpęd czytania
i naw et rozpęd myśli raz w raz rzekłbyś osiada jakgdyby
n a mieliźnie. U ryw a się i strzępi. Oto proza bez rytm u.
Lecz, gdy znów rytm posiadła, — kołysze was, ponosi
i tak przenika, jakgdyby- tętnem swem, czy um iarem ,
czy rozpędem k rąży ła w waszej krwi. Zdaje m i się, że
użyłem najwłaściwszego w yrażenia: Rytm prozy, k tó ry
jakgdyby krążył we krw i człowieka. Ależ tak, oczywiście,
niem a w tern żadnej przesady. Ów i'ytm prozy, n a setki
stronic rozciągnięty, nie może pow stać jedynie z świa­
domego zam ierzenia autora. Ów ry tm jest najtajn iejszą
i najgłębszą cechą pisarza, krąży on rzeczywiście w tę ­
tnach krwi, ^vyniká on, — ów rytm , — z n a tu ry danego-
tw órcy, jest ruchom ym odblaskiem najgłębszych m arzeń
i w ierzeń tworzącego rzeczy wielkie autora. P o ró w n aj­
cież teraz rytm iczność prozy Sienkiewicza i Żeromskiego.
Myślę, że jeżeli m ow a o jakiejś klasyczności, czy p o ­
rządku w układzie zdania, lub okresu, Sienkiewicz okaże
się popraw niejszym i trw alszym . Sądzę, że gdyby ktoś,
nie znający nawet języka naszego, słuchał prozy Sien­
kiewicza, to na mocy rówmoważnego układu zdań, n a
zasadzie m iary, jak a cechuje najdłuższe naw et okresy,
na mocy zestroju dźwiękowej m asy słownej z pow ol­
nością, lub szybkością okresu, — m ógłby porów nać przę­
dziwo tej prozy do rozw oju klasycznych utworów7 m u ­
zycznych. Zauważcie, — gdy m ow a o prozie Sienkie­
wicza, — że m istrz ten nigdy w żadnym w ypadku
nie tra c i panow ania nad popraw nością składni, nigdy
w żadnym w ypadku nie poświęci wzorowej swej dosko­
nałości uniesieniom drw ili. Żeromski nie osiągnął był
nigdy tak wysokiej m iary. Jeżeli jednak m ow a o rytm ie
wielkiej prozy, który m a w yrazić i w yraża przecie bez­
pośredniość n a tu ry ludzkiej, jeżeli m ow a o rytm ie, który
jest ruchom ym odblaskiem najgłębszych m arzeń i w ie­
rzeń, — to niem asz chyba w naszej literaturze nad Że-
- 233 —

tom skiego. Nie należy tylko szukać w nim ham io n ji prze­


pisanej. uznanej, form alnej, czy klasycznej. Rytm prozy
Żeromskiego jest w ciągle zmiennym ruchu, od wznio­
słości spada na przestrzeni kilku słów niejednokrotnie
do tw ardego stukotn, od mocy potężnego krążenia do
słabych, zanikających zda się pulsów konania. Spróbuj­
cie kiedykolwiek, tak, jak znaczycie krótką i długą stopy
wierszów, oznaczyć krótkiem i i długiemi znakami stro­
nice prozy Sienkiewicza i Żeromskiego. Oznaczona ta­
kim sposobem stronica Sienkiewicza da wam obraz rów ­
nom ierny i, powiedziałbym jednolity, praw ie że płynny.
Stronica Żeromskiego będzie w ugrupow aniu długich
i krótkich, czy też m ocnych i słabych znaków niejedno­
lita, przeryw ana. Jest ona zawsze dalszą od Sienkiewi­
czowskiej popraw ności, jednakże pozostaje zawsze jak-
gdyby bliższą tego rytm u, który w ybija wzburzone, wiel-
kiem uczuciem ogarnięte serce człowieka“.
41.
W rozw oju powieści polskiej w pływ tw órczości Że­
romskiego okazał się czynnikiem w ielokrotnie zapładnia-
j.ącym. Ze stanow iska techniki artystycznej był on raczej
szkodliwy, bo upraw niał i pociągał do lekcew ażenia form y
kom pozycyjnej, a niepoparty tym indyw idualnym wy­
siłkiem pracy kulturalnej, ja k ą w dzieło swoje w kładał
Żeromski, a zwłaszcza nieożyw iony w łaściw ą m u siłą ży­
wiołowego artyzm u, — prow adził nieraz n a m anow ce nie­
odpowiedzialnej grafom anji. Ale kierow ał on myśli i uczu­
cia do najistotniejszych spraw narodow ych i społecz­
nych, w strząsał stojącą w odą oportunistycznego m a­
razm u, poruszał sumienia, budził wolę do heroizm u, za­
palał serca do czynu. W oczach w spółczesnych rew olu-
cyjność Żeromskiego działała przedew szystkiem przez
swój krytyczny stosunek do tradycyjnych norm społecz­
nych i przez śmiałość w poruszaniu najdrażliw szych za­
gadnień. Bezwątpienia, znaczenie Żeromskiego było pod
tym względem przełomowe, jego twórczość niepom iernie
rozszerzyła i pogłębiła zakres i skalę tem atyki społecz­
nej i psychologicznej w literaturze polskiej. D okonała
ona wogółe gruntow nej przem iany w polskim obyczaju
literackim , zwycięsko i ostatecznie p o konała zapory sta-
wiane postulatom program u naturalistycznego, rozsadziła
m ury złudzeń i obłudy, w prow adziła świadom ość no­
wego św iata pracy. P atrząc dziś n a dzieło Żeromskiego
z dalszego dystansu, wiemy, że nie był on tylko przeciw ­
nikiem Sienkiewicza, co w nim zwłaszcza dostrzegano,
lecz rów nież bezpośrednim następcą P ru sa i poniekąd
Orzeszkowej. Że był on nadto tym, kto kształtow ał du­
szę narodow ą pokolenia do nadchodzących zadań, otwie­
ra ł oczy n a zło, h arto w ał wolę mocy, zam iast błogiego spo­
koju rezjrgnacji narzucał sen o rycerskiej szpadzie, a prze-
— 235 —

ęiw egoistycznym ideałom organicznej pracy i wzboga­


cania dobrobytu staw iał widmo bandosa w zgrzebnych
szm atach, cuchnących od znojnego potu. Ten w łaśnie
ideowy m om ent w twórczości Żeromskiego różnił ją za­
sadniczo od estetycznego symbolizmu Młodej Polski. Cho­
ciaż społecznik, był wszakże Żeromski wielkim artystą
i n a drodze artyzm u tak wysokie stawiającym sobie cele
form alne, że i on przecież należał do współpracowników
Chimery. Otóż, jak treścią ideową swego dzieła zbawien­
nie zaważył n a polskiej twórczości literackiej, taksamo
doniosły był jego wpływ na artystyczną świadomość spo­
łeczeństwa. Żeromski zagadnienia społeczne i narodowe
krystalizow ał w duszy człowieka, ideę czy teorję ożywiał
zapom ocą przełam yw ania jej przez pryzm at psychiczny,
ze zm agań się najściślej zróżnicowanych jednostek z lo­
sem w łasnym i z ich błądzenia na życiowych rozstajach
w ydobywał praw dę ogólnoludzką; docierając do dna i wy­
ciągając krańcow e wnioski z nurtu rzeczywistości — od­
słaniał m echanizm bytu, chociażby i najczęściej kosztem
palącego bólu. Niezwykła wrażliwość na przyrodę, którą
odkrył nanow o i najsubtelniej połączył ze stanam i psy-
chicznemi człowieka, była w twórczości Żeromskiego czyn­
nikiem artystycznie łagodzącym przerost sumienia spo­
łecznego, jakoteż i świadomie wydoskonalonym wyznacz­
nikiem, w którym w yrażał najtrudniejsze do skonkrety­
zow ania słownego przeżycia wewnętrzne. Był to więc
również środek ekspresyjny wiedzy i przenikliwości psy­
chologicznej. Nie inne znaczenie m a w dziele Żeromskiego
sfera erotyzm u, przez którą prowadzi droga do reali­
stycznego poznaw ania zawiłych spraw metafizycznych.
Ośrodkiem m yślowym w twórczości Żeromskiego jest
wszędzie i zawsze żywy w swej cielesności człowiek,
a dusza jego głównym terenem odkrywczych doświad­
czeń. Społeczny hum anitaryzm i filozoficzno-ar ty styczny
psychologizm w yrastają z tych samych korzeni. Jeśli nie-
zawsze zdołał sharm onizow ać swoją wizję, bo nie była
ona nigdy oderw ana, od realnego świata teraźniejszości,
naodw rót, najściślej się zespalała z burzliw ą rzeką ży­
cia, ulegała więc wielorakim załam aniom i nieobliczal­
nym spiętrzeniom , — nie napisał Żeromski ani jednej
— 236 —

karty, któraby m iała poszlaki abstrakcyjnej cli alek łyki,


pouczającej tendencji, estetycznej rozryw ki, czy jakiego-
kolwiek innego grzechu papierow ej literackości. A rtysta
i człowiek był w nim nierozerw alnie złączony. C harak­
te r zaś podłoża życiowego, n a jakiem kształtow ała się in ­
dyw idualność pisarza, spraw ił, że jego tw órczość m usiała
być daleka od klasycznej doskonałości artyzm u. To, że
najgłębiej sięgnął w współczesną m u rzeczywistość pol­
ską, ale i najw nikliw iej przejrzał a najbezlitośniej prze­
świetlił nagą praw dę duszy ludzkiej, stanow i przede-
wszystkiem o sugestywnem oddziaływ aniu jego dzieła,
Z tych zaś, co poszli jego śladami, najbliżsi mu, najw ię­
cej poddani jego literackiem u wpływowi, najsilniej w ra ­
żliwi na magję jego artyzm u byli n ajp ierw ci, którzy stali
po tej samej stronie frontu polityczno-społecznego.
Należy do nich GUSTAW DANIŁOWSKI (1871—
1927, pseud. W ładysław Orwid), syn „czerwonego“ re ­
w olucjonisty z pow stania styczniowego, urodzony na od­
ległej ziemi wygnańczej, on sam także k o n sp irato r i re ­
w olucjonista, Więzień polityczny i żołnierz w alk o nie­
podległość, działacz społeczny i poeta. W pierw szych
utw orach, w Poezjach (1902, II w yd. 1910), a w śród
nich jest i Sonet o sonecie, w zbiorze nowel p. t. Nego
(1900), gdzie m. in. Pociąg, a zwłaszcza w poem acie Na
wyspie (1901), nagrodzonym n a konkursie Prawdy, ale-
goryzował postępow ą ideologję społeczną, czem odrazu
w yw ołał żywy oddźwięk w śród młodzieży. U tw ory te je ­
dnak, choć przeniknięte szczerym altruizm em , płynącym
z serdecznego w spółczucia dla niedoli i krzyw dy bliź­
niego, ale jako poezja chłodne, nazbyt retoryczne, a za
mało obrazowe, rychło straciły sw oją wym owę i prze-
szły do lam usa w yblakłych pam iątek przeszłości. Lecz
już w następnej powieści: Z m inionych dni (1902, przed­
tem w odcinku Gazety Polskiej 1901) dał pisarz swoje
arcydzieło. W tej h istorji współczesnej, rzuconej n a świet­
nie, za widocznym przykładem Żeromskiego, odm alow ane
tło przyrody i wsi polskiej, zam knął au to r całą rzeczy­
wistość polską w raz z jej narodow em Fatum , ciążącem
na życiu zapaleńszych jednostek tragicznym obowiązkiem
ofiarnego wyrzeczenia się p raw do osobistego szczęścia
— 237 —

n a rzecz spraw y ogólnej. W iktor, w którym Daniłowski


bodaj pierwszy dał literacki p ortret Józefa Piłsudskiego,
opuszcza ziemię rodzinną, żonę i dziecko, aby wbrew
wszystkim i za każdą cenę pełnić czyn z niezłom ną
w iarą w ostateczne zwycięstwo idei, a jego poprzednik
z placu bojowego, stary doktór Postański, tajemniczy
daw ny wojak, samotniczo kończy żywot, nieugięty w h a r­
cie duchow ym i w osobistem wyrównywaniu dawnych
krzyw d społecznych. Obie te postaci, uosabiające myśl
ideową autora, wywodzące się jednakowo z wprowadzo­
nego do literatury przez Żeromskiego wzoru człowieka bez­
domnego jak i z bezpośredniego udziału Daniłowskiego
w szkole ruchu podziemnego, są w swoich decyzjach ży­
ciowych psychologicznie lepiej od Judym a umotywowane.
K ontrast dw óch braci, z których naprzeciw W iktora staje
typ osiadłego ziemianina, bynajm niej jednak nie wyczer-
niony, lecz dodatni charakter człowieka pracy na ojcow­
skim zagonie, subtelnie odczute i sugestywnie oddane
różnice dwóch n a tu r kobiecych, wogóle dobra plastyka
środow iska z um iejętnie wprowadzonem przeciwstawie­
niem człowieka idei szarem u tłumowi społecznemu, po­
kazanem u w dwóch grom adach: chłopskiej i żydow­
skiej, — wszystko to zostało odtworzone z bardzo tra f­
nym realizm em, dobrze um iarkow anym i miejscam i obar-
w ach stłum ionych, co wynikało z konieczności liczenia
się z cenzurą rosyjską, pod której okiem powieść druko­
w ano, ale ten zew nętrzny przymus artystycznie okazał
się — być może — naw et dodatnim. Patos liryzmu, opa-
now any z w ybornym um iarem , śladem Żeromskiego wspo­
m agany przenoszeniem stanów uczuciowych na obrazy
przyrody, osiąga najw yższe napięcie w wypraw ie m a­
łego Ignasia po kwiat paproci, zakończonej już nie ale­
goryczną, lecz symboliczną śmiercią na moczarze synka
W iktora, przedstaw iciela następnego pokolenia z tragicz­
nej doby narodow ej niewoli. Największym tryum fem psy­
chologicznego artyzm u Daniłowskiego w tej powieści są
epizody z życia dzieci. Widzimy je najpierw przez pryz­
m at w spom nień W iktora, gdy „zeszła nań owa rzadka
godzina cudu, kiedy ta w ew nętrzna źrenica, wiecznie
o tw a rta i zaogniona od patrzenia, ńaraz ślepnie za je­
— 238 —

dną łzą niewysłowionej słodyczy, a ostry n u rt życia,


rw ący się w nicość i grób, staje w biegu i rozlew ną
falą cicho cofa się wstecz aż do m okrej krynicy dzieciń­
stwa...“ (idy n a miejsce W iktora w dalszym ciągu pow ie­
ści bohaterem jej staje się m ały Ignaś, rzeczyw isty to
już świat doznań i w rażeń dziecięcych dał autorow i
świetnie wyzyskane pole do wnikliwej analizy psycho­
logicznej w szeregu znakomicie skonkretyzow anjm h fak-
tów życiowych. Rozwój uczuciowy i myślowy Ignasia,
oczami dziecka widziane odwiedziny u ojca, więzionego
w cytadeli, przełam yw anie się w jego świadom ości wie­
ści o śm ierci ojca na wygnaniu, o d ręb n y sposób p o j­
m ow ania faktów i odbierania w rażeń przez dzieci wobec
śm ierci m atki Ignasia, zabaw a dzieci w pogrzeb i jak
„m ały Ignaś przy tej sposobności przekonał się poraz
pierwszy, że sieroctwo nie składa się z sam ych przyw ile­
jó w “, inna zabaw a dzieci w „D ucha puszczy“, n a ra sta ­
nie ch arak te ru w Ignasiu, jego stosunek do doktora Po-
stańskiego, bunt chłopca w zajściu z narzeczonym cioci
Mili, wreszcie przedwczesny błysk bezwiednego ofiarnic-
tw a dla idei w tragiczną Noc św iętojańską, wszystkie te
i inne m om enty z życia małego Ignasia należą do n a j­
piękniejszych, najsubtelniej odczutych, najlepiej zrozu­
m ianych i najsilniej odtw orzonych utw orów n a tem at
dziecka w literaturze polskiej, w której ów tem at bogato
jest przecież rozwinięty, od Trenów K ochanowskiego po
Miasto m ojej m atki Kadena-Bandrow skiego. Daniłowski,
który nadto w Paltocika (z tom u W miłości i w bofa),
swej zapewne najpiękniejszej noweli, dał świetny dowód
przenikliw ego znaw stw a duszy dziecięcej, w licznym sze­
regu pisarzy polskich, zajm ujących się tym przedm io­
tem, a nie b rak w śród nich najw iększych, zajął miejsce
własne, odrębne i pokaźne. Pozostanie to zapewne naj-
trw alszą w artością artystyczną jego literackiego dzieła.
Na w spółczesnych pisarzow i najsilniej oddziałała Ja­
skółka (1907), powieściowy obraz ru ch u rew olucyjnego
w ram ach dwóch rzeczywistości społecznych, polskiej i ro ­
syjskiej, prześw ietlonych jaskraw em i k o n trastam i życio-
wemi i charakterologicznem i. Ale całe objęte tą pow ie­
ścią tworzywo, bardzo rozległe i rozm aite, zarów no pod
— 239 —

względem tła geograficznego, jak i m aterjału rzeczowego


i psychologicznego, nie zostało tn pi'zez pisarza prze­
topione w artystycznie zorganizowaną syntezę. Mieszają
się w Jaskółce różne style pisarskie, od Rodziewiczówny
po Żeromskiego, którego wszystkie wady: rozbicie n a
niezw iązane epizody, rozwlekłe dygresje dyskusyjne,
przerost liryzmu, brak panow ania nad nurtem rzeczywi­
stości, — w ystąpiły tu w sposób dla artyzmu wyjątkowo
ujem ny. Są w tej powieści doskonałe fragmenty, zwłasz­
cza w przedstaw ieniu życia ziemiańskiego na kresach,
w przeżyciach Jaskółki na osiedleniu w zapadłem m ia­
steczku rosyjskiem , w nastrojow ych krajobrazach wsi
polskiej, w bardzo plastycznie oddanych stanach uczu­
ciowych, od najsubtelniejszych do najpłom ienniejsżych
epizodów miłosnych. Jest w niej ogromne bogactwo ty­
pów i charakterów ludzkich, od rozmaitego rodzaju roz­
bitków do okazów sytego zadowolenia. Są w niej zadzi­
wiająco przenikliw e podpatrzenia dusz ludzkich, śmiałe
wysiłki zobjektywizowania prądów życiowych w chwili
ich pow staw ania, nieraz wręcz znakomite chwyty rea­
lizmu psychologicznego, np. jedna z wielu refleksyj o afo­
rystycznej ciętości ujęcia: „na żonie się zawiódł — była
to praktyczna, drobiazgowa katolicka dusza“, skala prze-
żyć o rozpiętości wyjątkowo wszechstronnej, wszystko to
jednak przelew a się rozlew ną m asą niezorganizowanego
żywiołu, w którym obok niepospolitych dokazań artyzmu
pojaw ia się czasami aż nieporadność pisarskiego rzemio­
sła. Bije wszakże z tej powieści dojm ująca szczerość
bólu, sięgającego do dna współczesnej rzeczywistości pol­
skiej. D aniłow ski nie m iał tej, co Żeromski, inkw izytor­
skiej siły w wiwisekcjach dokonywanych na duszy indy­
widualnej i sum ieniu zbiorowęm, ale niemniej serdecznie
i może naw et bezpośredniej od swego m istrza odczuwał
tragizm narodow ej teraźniejszości. Bez okrucieństw a Że­
romskiego zatapiał swą myśl w zwyrodniałych objawach
patrjótyzm u, którego pęd do wolności skostniał w dewo-
cyjnem przyw iązaniu do tradycyjnych przeżytków i ja ­
łowego rozpam iętyw ania przeszłości. On sam, bojownik
rewolucji, co walczył ram ię w ram ię z tymi, którym po­
święcił później piękne w spom nienia w książeczce o iro ­
— 240 —

nicznym tytule: Bandyci z Polskiej Partji Socjalistycznej


(1924), niestrudzony działacz społeczny, niesze,zędzący
swego pióra i dla publicystycznej pracy dla idei, k tó rą
szczepił naw et w redagow anym pod okiem rosyjskiej p o ­
licji Witeziu (1908), dla tej samej służby poświęcił swój
duży talent artysty. I dlatego Jaskółka, mimo liczne
piękne fragm enty, jest dziś dla nas przedew szystkiem
ważnym dokum entem literackim epoki. Dla ludzi ów­
czesnych była to żywa księga nam acalnie wyczutej i b o ­
leśnie odkrytej praw dy o doli rew olucjonisty polskiego.
Zwłaszcza cały tom .II Jaskółki zaw iera liczne karty,
jakby spisane z kroniki czasu. Oto np. ów Dulek n a przy­
m usowej em igracji we Włoszech, n a zapytanie, czy rzu ­
cił Kraków, w yjaśnia: „Sami m nie wysiudali, wyleli, jak
z kubła wodę. P opstrykałem się n a jakiem ś ludow em
zgrom adzeniu z F ran c Josephem ; kom isarz, rodak, pa-
trjo ta, zanotow ał — i fertig. Zapom niałem , uważasz,
żem nie żaden Polak, a tylko Królewiak, a K raków leży
nie w Polsce, bo takiego k ra ju m apa nie zna, ale w ce­
sarsko-królew skiej Galicji, ale w net m i to przypom niano
nie po rusku, nie po niemiecku, ale jasn o po polsku,
wyłożono w rodow itym języku, grzecznie i serdecznie,
że ja choć cham z Powiśla, jestem obcym poddanym nad
tą same Wisłą. Poczciwi żandarm i, jeden z Przem yśla,
a drugi z Podgórza rodem , sum ienne, szczere chłopy
„odciupasow ali“ mnie, jak b ra ta rodzonego, w tycich
bransoletkach do samej granicy, no, i od dwóch lat tu
jestem “. — T aka była ówczesna polska rzeczywistość,
k tó rą pod osłoną alegorji historycznej pokazyw ał póź­
niej D aniłow ski i w Marji Magdalenie (1913), gdzie nie-
tylko „rozklejający się“ Judasz uosabiał pew ien typ od-
stępcy od idei, ale wogóle atm osfera rew olucji stanow i
o istotnym nurcie uczuciowym, doskonale ukrytym pod
zobjekfyw izow aną fabułą legendy, bo i w Piłacie do­
patrzeć się m ożna syntetycznego p o rtre tu zaborczego
w ielkorządcy, a w stosunku do niego i do Chrystusa
żydowskich kapłanów i faryzeuszów odbił się nie­
w ątpliw ie sarkazm w ym ierzony przeciw ugodowym
świecznikom polskiego społeczeństwa. Jeśli zaś w Pal­
tociku w skazano już doskonale odm alow aną postać re-
- 241 -

w olucjonistki Gintry czyli Marji G ertrudy Paszkowskiej,


a Linowskiego z Jaskółki zidentyfikowano z Aleksandrem
W ładkiem - Malinowskim, świadomi rzeczy zapewne
i dla M arji Magdaleny i dla otoczenia Chrystusa mogliby
odnaleźć wzory życiowe w śród polskich ludzi podziem-
nych. K toby z tego tytułu rościł jakieś zastrzeżenia co
do upraw nień autora w sprawie przenoszenia rzeczywi­
stości w ram y ewangelicznej legendy, niech sobie przy­
pom ni, o czem dziś mało kto pamięta, że jedno z n aj­
w iększych arcydzieł poezji filozoficzno-religijnej w lite­
ratu rze powszechnej: Boska Komedja Dantego, był to
w swoim czasie paszkwil polityczny. Jeśli zaś nie bez
słuszności, choć może zbyt śmiało, nazwano kiedyś
Dzieje grzechu Żeromskiego najlepszą syntezą rew olu­
cji, tern trafniej określenie to zastosować się da, czego
nie zauważono, do Marji Magdaleny Daniłowskiego,
skądinąd artystycznie najdojrzalszego dzieła tego pisa­
rza. Bo gdy w Jaskółce n u rt rzeczywistości przerastał
św iadom ą wolę artyzm u autora, w Marji Magdalenie dy­
stans epicki w stosunku do legendy historycznej wytwo­
rzył atm osferę lepiej sprzyjającą estetycznemu kształ­
tow aniu w ątku powieściowego. Właściwą podnietą tw ór­
czą stało się. niewątpliw ie pokrewieństwo motywów oso­
biście przez autora przeżytej rzeczywistości z realistycz-
nem tłem środowiska, w którem pełniła się praw da ewan­
geliczna, a co w równoczesnym dram acie Rostworow­
skiego otrzym ało również arcyludzką wymowę. P rzynaj­
m niej Judasz Daniłowskiego, aczkolwiek ujęty w spo­
sób odmienny, m a wiele pokrew ieństw a z Judaszem Ro­
stworowskiego, znacznie jednak więcej czerpał do niego
autor z własnej obserwacji życiowej. I wogóle wszędzie
tam, gdzie w spółczesna rzeczywistość najsilniej nurtuje
w tej powieści historycznej, aż do epizodu z apostołem
Pawłem, m a ona najżywsze barw y praw dy artystycznej.
W niektórych epizodach odbiły się, jak zauważono od­
razu, literackie w pływy Louysa i F rance’a, w zracjona-
iizowanem — z dobrym jednak umiarem — ujęciu tra ­
dycji ewangelicznej nasuw a się porów nanie nietyle z Re­
mmena, ile raczej z Legendami Niemojewskiego, lecz gdy
czytamy: „Jeruzalem , która zabijasz proroki i kamie-
Obraz współczesnej literatury polskiej. T. II.
— 242 —

nujesz tych, którzy do ciebie byli posłani!“ — łatw o się


domyślić, o jak ą to autorow i chodziło Jeruzalem . Z n a j­
większym artyzm em przedstaw ił D aniłow ski głów ną po­
stać powieści. Jego Marfa Magdalena we w szystkich
swych przem ianach duchow ych i w całej swej żywioło­
wej praw dzie jest odtw orzona z niepospolitem m istrzo­
stwem. Przez końcowy cud oczyszczenia spokrew nią się
ona raz jeszcze z E w ą Żeromskiego. N a odrębną uwagę
zasługują obrazy przyrody w Marji Magdalenie, gdzie
nie są już one transpozycjam i stanów pisychicznych, lecz
bardzo pięknem i opisam i realistycznem i. Czytając tę ¡Do­
wieść, jeśli się myśli o zwjązkach literackich, to chyba
najczęściej o Flaubercie. Bo wyzwolił się tu D aniłow ski
z pod w pływ u Żeromskiego i postaw ił już m ocny krok
n a drodze świadomego realizm u, wyzbytego z prze­
rostów liryzmu. Marfa Magdalena, będąc odpow iedni­
kiem Dziejów grzechu z jednej, z drugiej strony jest
poniekąd ich przeciw stawieniem . „U nas jest w szystko
zdrożne — m yślała b o h aterk a pow ieści Daniłowskiego —
spętane surow ym przepisem tw ardego zakonu! a tani na
wschód i zachód szeroki, kipiący radością życia świat,
gdzie upojenie m iłosne nie jest grzechem, lecz darem
bogów, przedm iotem sztuki i religijnego obrządku! Tu
psalm y jęczą pokutne, a tam cudną helleńską m ow ą dzwo­
nią pieśni weselne, słodkie głosy fletni, tańce polotne.
P odniosła w górę, jakby sięgając w szeroką przestrzeń,
ręce, przeciągnęła się rozkosznie i uw ięziła w złożonych
dłoniach w padający przez szczelinę w m urze snop za­
chodzącego słońca“. — Z tęsknoty za słoneczną pogodą
swobodnego życia zrodził się ten ewangeliczno-helleński
sen polskiego Tyrteusza.
Z wcześniejszych utw orów now elistycznych D aniłow ­
skiego (Dwa glosy, 1903, Fragment pamiętnika, 1905,
IV miłości i w boju, 1910) w yróżnia się zwłaszcza
w ostatnim z w ym ienionych zbiorów : Za ścianą, w pierw ­
szej części oryginalnie pom yślany rom ans więzienny.,
przedstaw iony z w łaściw ą autorow i subtelnością psy-
chologji m iłosnej i z niepowszednim polotem m arzenio-
wej wyobraźni. Ta siła m arzenia w łaśnie jest w tw ór­
czości Daniłowskiego czynnikiem najbardziej zniew alają-
— 243 —

суш. Ona to kazała A rturowi Górskiemu stwierdzić, że


„w tym człowieku był jakiś kryształ, który załam yw ał
w sobie najczystsze prom ienie życia“. Czasu wojny Da­
niłow ski był oczywiście jednym z pierwszych, co sta­
wili się do służby żołnierskiej w Legjonach Piłsudskiego.
Jego w ia ra w czyn nareszcie się. i w życiu urzeczywistniła.
W późniejszej twórczości, z której m. in. Lili (1920,
pis. 1917) porusza zagadnienie kobiety kochającej rów ­
nocześnie dwóch mężczyzn, artyzm pisarza nie osiągnął
już wyższych dokonań.
O epiku ludzi podziem nych i ruchu rewolucyjnego
1905 roku, Andrzeju Strugu, m owa będzie w rozdziale
następnym . Przełam yw ał się ten rok w polskiej tw ór­
czości literackiej bardzo rozmaicie, od Wirów Sienkiewi­
cza i H etm anów W eyssenhoffa, poprzez Dzieci P rusa
i Michalika z P. P. S. Perzyńskiego, aż po Różę ‘Że­
romskiego, Ludzi rewolucji Niemojewskiego, Śluby Ar­
tu ra Górskiego, Noce i dnie Marji Dąbrowskiej. W spo­
m ina się o tem na innych miejscach przy właściwych
autorach. Syntetyczny, przekrój socjologiczny: Roku 1905
w literaturze polskiej objaśnił najlepiej W a c ł a w M a ­
k o w s k i (* 1880), znakom ity dziś praw oznaw ca i p ra ­
wodawca polski, który w studjum pod tym tytułem (лее
Wrażeniach i studjach, 1913) oraz лее \vcześniejszym
tom ie w rażeń p. t. Godzina pogardy (1906) dał też
nieobojętne świadectwo swych zainteresowań krytyczno-
literackich. Rewizjonistyczny spór dialektyczny z ideałem
pośw ięcenia i bohaterszczyzny podjął Karol Irzykowski
w Czynie i słowie. Z konieczności ograniczamy się tu do
w ytknięcia najogólniejszych eeskazań, jak rozstrzelona
była naówczas śлeiadomość polityczna społeczeństwa pol­
skiego, oo się jeszcze ролеіоггу ле cheeiłi tworzenia Legjo-
nó\e Piłsudskiego, do których dośлeiadczenia roku 1905-go
były — jak dziś wiadomo — tylko przygotowaniem. Ге-
m at to rów nież ze stanow iska kulturalnego леагі dokład­
nego opracow ania. Sam fakt rewolucji nie oddziałał je­
dnak przełom ow e na polską twórczość literacką, tyle że
лvzboga,cił jej tematykę, a na niektórych pisarzy, zwła­
szcza n a przedstaw icieli starszego pokolenia i poglądów
ргаллпсоллусії, луріувді n алеet ujemnie, pacząc np. utwory
16*
— 244

Sienkiewicza i W eyssenhoffa tendencyjnym , artystycznie


nieugruntow anym dydaktyzm em. Obóz przeciw ny m iał p o ­
łożenie pod tym względem o tyle korzystniejsze, że była
to w dalszym ciągu w alka z filistrem . Stanisław W asylew-
ski w jednym ze swych w ybornych feljetonów p am iętn i­
karskich przypom niał świeżo nazwisko GRZEGORZA
GLASSA (* 1869, pseud. Avanti), ciętego publicysty i wy­
bornego tłum acza Dialogów R enana i Refleksgj Yol-
ta ire ’a. Jego W izerunek człowieka w 1906 roku w Pol­
sce poczciwego, w ydany z datą 1908 roku, ale notow any
w Przew odniku Bibliograficznym W isłockiego już w listo­
padzie 1907 roku, nie m ógł być jednak saty rą n a tle po­
grzebu W yspiańskiego, jaką był Fragment powieści
(o W yspiańskim ) Stanisław a Lacka. Ów zaś fikcyjny „pa­
m iętnik ś. p. W iesława W rony, przem ysłow ca, kupca,
obyw atela i w yborcy“ był saty rą n a ugodę i porew o-
lucyjną reakcję, ale i na literaturę. N aw et inform acyjnie
nie sposób tu jednak w yczerpać bogaty tem at, do którego
należą też m. in. Jak oni! Opowiadania z lat 1906—7.
W spomnienia bojowca o bojówce (1909), An ulicach
W arszawy (1910), Szlakami buntu (1911) WACŁAWA
KOSTKA-EIERNACKIEGO (pseud. R runo Kostecki), co
i teraz, na m arginesie swych zajęć państw ow o-adm ini-
stracyjnych, daje ciekawe próby oryginalnej now elistyki
fantastycznej z ludow ych w ątków i z regjonalnego tła
B iałorusi (Djabeł - Zwycięzca, 1931; Straszny gość, 1932).
Naówczas było to wyżywanie się piórem bujnych tem pera­
mentów, przym usow o nieraz bezczynnych n a porew olucyj-
nej emigracji, skupiającej się zwłaszcza w K rakow ie i Za­
kopanem , ale rozsianej pojedyńczo lub grupkam i po całej
zachodniej Europie, tworzącej tam nowe ośrodki myśli po­
wstańczej, co wpływem swoim na młodzież polską, prze­
byw ającą na studjach zagranicznych, oddziałały szerzej
i m ocniej, niż rew olucja na ogół społeczeństw a w kraju.
Ale i do społeczeństw a wieści o rew olucyjnej ideologji do­
cierały przez literatu rę właśnie. Najwięcej i najw cze­
śniej, bo jeszcze przed rokiem 1905, znaczyli tu Żerom­
ski i Daniłowski, potem Strug. W prow adzały w atm osferę
życia podziemnego także powieści Zofji N ałkow skiej.
O tej jednak autorce, choć pierwsze swe utw ory poetyc­
kie zamieszcza w czasopismach już od roku 1901, była
chyba najm łodszym współpracownikiem Chimery, po­
wieści zaś zaczyna wydawać od roku 1906, ze względu
na obecne jej znaczenie w literaturze polskiej, co się
tyczy i nieco później rozpoczynającego działalność lite­
racką Juljusza Kadena-Bandrowskiego, będzie mowa w n a­
stępnym tomie. Niemało piór kobiecych zasila tę litera­
turę rew olucyjną. Z poetek w yróżnia się zwłaszcza МА­
Ш А MARKOWSKA (* 1878, pseud. Kruk, Poezje, 1910),
co i w Chimerze (1901) drukowanym poematem lirycz­
nym: Babie lato silne w yw arła wrażenie. MARION
(pseud. Cec3dji Grosglikowej), autorka liczniejszych (aż
dotąd) powieści i nowel, w których pęd do swobody
i pełni życia wyczerpuje się w tematyce erotycznej, n aj­
szczęśliwiej, gdy poddaje się liryzmowi m arzenia (np1.
Życie, 1906), najlepiej — być może — wypowiedziała
się w Obrazkach rewolucyjnych (1907). Wysoką kulturą
um ysłow ą, subtelną uczuciowością i głębokim tonem pa-
trjotyzm u odznaczają się utw ory powieściowe MARJI
ZABOJECKIEJ (pseud. Matyldy z Posnerów Garfeinowej,
1869—1932, Dusza, 1897, Gromnice, 1907, Poślubieńcy
buntu, 1908, Powieść o duszy polskiej, 1912), która za­
służyła się. też dodatnio przekładam i i dobrze infonnu-
jącem i studjam i z literatu r obcych, zwłaszcza skandy­
naw skich.
Ciekawość umysłowa, żądna wzruszeń rzadkich, go­
niąca za niezwykłością w życiu i erudycji, spalająca się
w w yzywaniu opinji wolnomyślnością we wszelkich kie­
runkach, zbliżyła do rewolucyjnej lewicy literackiej MA­
R IE JEH A N N E WIELOPOLSKĄ (z Walewskich, * 1884),
k tó ra po wczesnym dram aciku: Sęp ( 1904), przechodzi
do intelektualistycznie perw ersyjnej, śmiałej w stawianiu
zagadnień erotycznych, oryginalnej sposobem ujęcia, za­
stanaw iającej nowym rodzajem estetyzmu obyczajowego
now elistyki cyklu współczesnego o Pani El (1911, z wstę­
pem A ndrzeja Niemojewskiego) i Faunessach (1913),
aby w K ry jakach (1913, z przedmową Stefana Żerom­
skiego) z opowieści o roku 63-cim wydobyć najm ocniej­
szy ton swej nieprzeciętnej indywidualności pisarskiej.
Czynna też w publicystyce, w spółpracująca przed wojną
— 246 —

i w Myśli Niepodległej Niemojewskiego i w Krytyce F eld­


m ana, w ojująca o praw o i praw dę człowieka, w roga
wszelkiemu ostracyzm owi, w głośnej Sprawie Beilisa
(1914) i z pow odu innych aktualnych zdarzeń o szer-
szem znaczeniu um iała docierać do sedna zagadnień i od­
ważnie zdzierała m askę obłudy lub społecznego zakła­
mania. W późniejszych utw orach literackich p ow tarza
m otyw y daw niejszych (Synogarlice, 1915, Kontryfalowe
lichtarze u św. Agnieszki, 1922), kreśli czasem pow ia­
stki o świetnej w erwie narracyjnej (Danina, 1925), w n o ­
w elach o zw ierzętach (Księga o przyjaciołach, 1927, r a ­
zem z Zofją N ałkow ską) popada w stylistyczną przesadę,
w wystawionej w roku 1926 bajce dram atycznej p. t.
N u w o po w ry błysnęła znow u w artkim dialogiem, o k ra­
szonym erudycją i paradoksam i, zdradzając rów nocześnie
zbanalizow anie um ysłu i talentu, stępienie tygrysiego p a ­
zura Pani El i ostrza sarkazm u K ry jaków. „Nie pójdzie
bro k at jako żagiel...“ — n apisała sobie au to rk a w w ier­
szyku pół-sentym entalnym , zamieszczonym w pierwszej
sWej książce.
N a tym sam ym froncie społeczno-ideowym krańco-
wem przeciw ieństw em now elistyki i publicystyki W ielo­
polskiej są dwie książki LUDW IKA STANISŁAWA LI-
CIÑSKIEGO (1874—1908): Z pamiętnika włóczęgi (1908)
i Halucynacje (1911). Niem a tu nic z estetyzm u ani
lubow ania się w pięknie własnego ducha. „N ienaw idzę
w sobie — w yznaje Liciński — tego m istrzow skiego g ra ­
n ia na strunach ludzkiej w rażliw ości“. Jego utw ory to
jakieś pół nowele o koszm arnej widm owości a pół felje-
tony szyderczo chłoszczące rzeczyw istość społeczną,
z k tó rą żaden kom prom is już nie jest możliwy. Porw ane
strzępy pam iętnika o tern, co człowiek sam najboleśniej
przeżył i doświadczył, albo też — jak określił Grzegorz
Glass — „pierw sza w Polsce deklaracja buntu człow ieka“.
Bunt to jednak nie mieszczańskiego niedosytu, lecz au­
tentycznego głodu swobody. „Błogosławię cię, — w oła
ten syn w olności — burzo piorunna! Jak kochanka
w szechm ocna, oparłaś się n a m ojem czole. Szarp ziemię
pazuram i, drzyj, skowycz, burzo! A ulew ę rozsiew aj, jak
słowo dobre, od którego się serce raduje. Nogi m i spu-
247 —

cliły od chodzenia i dreszcz chłodu m nie oplótł... Wy­


począć daj, burzo! Otul oddechami ciepłomięsnego tłu ­
mu...“ „Przeszedłem granicę dwóch państw, — spowiada
się ze swych w rażeń poeta-włóczęga — dwóch urąg ają­
cych „w iernym poddanym “ olbrzymów. Po obu stronach
las szeptał... Nigdzie śladu człowieka. Tętniały tylko nie­
kiedy końskich kopyt odgłosy, lub zawarczały echa strza­
łów: to byli ci, co w imię „ojczyzny i w iary“, kulami
w ojczyznę i w iarę innych celowali“. A gdy ów człowiek
„bez p aszportu“ przekrada się chyłkiem przez „zieloną“
granicę, tropiony przez pogoń straży pogranicznej, uty­
tłany w błocie, z przem okłą odzieżą, z pręgam i od łóz
na tw arzy, przychodzi chwila, iż zdaje m u się, „że tak
w łaśnie pow inno być, jak było; że tak najlepiej było, jak
było... M oknąć i uciekać, chować się. i czaić...“ Zatrzy­
m any i oddany sołtysowi do odstawienia etapem od gminy
do gminy, aż na miejsce urodzenia, kiedy urzędnik wiej­
ski założyć m u chce kajdanki na ręce, opowiada dalej
włóczęga:
„— T rafię bez kajdan — odrzekłem spokojnie.
„Odwinął kawał sukm any i pokazał na piersiach bla­
chę sołtysowską.
„— Znas pon ten m ental?
„A widząc, że blacha nie budzi we mnie pokory,
rozgniew ał się...
„— My tu nie takich ślachciców pędzali w kajdanach.
. „W łaściwie rozgniewał się zupełnie o co innego.
Rozgniewał się o to, że m iał kołtun na łbie i wszy go
gryzły; rozgniew ał się o setki lat niewoli i upokorzeń;
rozgniew ał się o baty, co m u od urodzenia gwizdały nad
uchem. O to się rozgniewał... A mnie rozpacz porw ała,
że on za to n a m nie się gniewa. I nienawiść się we
m nie zagotowała za to, że on taki zły i mściwy; że za­
m iast kwiatów, blachę nosi na piersiach i szczyci się nią
przede m n ą “.
Z takich fragm entów życiowych składają się przy­
powieści i aforyzm y pisarza, miłującego człowieka aż do
nienaw idzenia nienaw iści. „Chciałbym was uczyć Boga
mówi on. — Ale wyuczcie się pierwej Człowieka. Je­
dnego w drugim odnajdziecie“. Poszukiwanie człowieka
— 248 —

wiedzie go w „w arszaw skie zaułki z w ypaczonem i, jak


dusze ludzkie, b ru k a m i“, do wydziedziczonych a w ro­
gich wszelkim więzom, w ponure noce i w obłąkane m a ja ­
czenia „człowieka dumnego, który ja k dziecko jest nie­
w inny“. „W ym arzyłem — w yznaje — w tobie człowieka.
Dlatego anioła kocham w pro sty tu tce“. Do poezji m iej­
skiego lum penproletarjatu, po Dygasińskim , jedynym
jego w literaturze polskiej n a tem polu poprzedniku,
w prow adził Liciński ton zupełnie now y i odrębny, który
później poniekąd podejm uje Ja n W iktor, ale w Liciń-
skim nie było nic z franciszkańskiej czułości au to ra Tę­
czy nad sercem. „Idę, słucham... — kończy on swój fra ­
gment Z pamiętnika włóczęgi — Tyle m i się w oczach
już zmieniło... Tyle dębów b u rza powaliła... Tyle kw ia­
tów rozdeptała... Jakby pobojow isko wkoło... Tyle gro­
bów, tyle wkoło szubienic... Tyle m yśli niezabitych przez
celników, tyle kw iatów rozkw itłych n a nowo. W oczach
łzy mam... Trzeba teraz łzy przekuć n a miecze, n a p ło ­
mienie, na kw iaty i pieśni... Siejmy kwiaty!... A gdy kw ia­
tów nam zbraknie, posiejem y miecze i płom ienie, aby
słońce zeszło do podziemi...“ Myśl ostra jak szpada i nie-
gasnące zarzewie buntu, do krw i zranione serce i niezmo-
żona w iara w wyzwolenie, dojm ujące współczucie dla
nędzy poniżonego człowieczeństwa i tętniący rytm em swo-
body duch bohaterstw a, pogarda dla teraźniejszości spo­
łecznej i szeroki oddech wolności, — oto główne m otyw y
utw orów pisarza, który sam się nazw ał włóczęgą. N asuw a
się porów nanie z najbliżej m u pokrew nym W hitm anem ,
ale Licińskiego trudno byłołyc m ierzyć łokciem oceny li­
terackiej. „Wy, — pisał on w ostatniej swej przypow ie­
ści — którzyście nigdy za siebie i innych nie um ierali, nie
słuchajcie... B ajka bez was żyła... Kto jej w sobie nie
m iał — nie zobaczy jej w nikim... Kto nie szukał jej
w nikim, nie odnajdzie jej w sobie... Kto człowieka hełm
tylko nosi na głowie — nie zobaczy jej głową... B ajka
jest Życiem. — Ale sen o Bajce jest najpiękniejszym snem
życia... Bajkę trzeba kochać ponad Życie... Bajko! snom
o Tobie resztki życia dziś oddaję...“
W yrazem now ych przem ian p o r ew olucyjnych w psy­
chice polskiej inteligencji lewicowej są pierw sze pow ie­
- 249 —

ści i nowele ZYGMUNTA KISIELEWSKIEGO (* 1882,


pseud. Zysław), młodszego b ra ta Jan a Augusta. Świty
(1911), Wędrowiec (1912), Żołnierka (1913) i zwłaszcza
Juljusz Syreń (wyd. 1918) są pod tym względem nieo-
bojętnem i dokum entam i czasu. N atura z gruntu uczu­
ciowa, ale opanow ana, najczęściej odtw arza Kisielewski
konflikty psychiczne między praw em do szczęścia oso­
bistego a obowiązkiem służby społecznej, czyli problem at
najgłębiej w literaturze polskiej ujęty przez Żeromskiego,
który niew ątpliw ie był też i Kisielewskiemu mistrzem
młodości. Z utw orów jego przebija żarliwość społecznika,
co tu i ówdzie naw et szkodzi artyzmowi, dość zresztą
nierów nem u i o stylu niezawsze zdecydowanym. Sub­
telne odczucie kobiecości i świeżość w ujm ow aniu psy-
chołogji m iłosnej osiąga najlepszy wyraz w Siostrze Ma-
rji (1921), głęboko w zruszającej i z trafnym um iarem
realizm u przedstaw ionej opowieści wojennej. W łasne w ra­
żenia legjonowe opowiedział Kisilewski w Krwawych dro­
gach (1916). W biograficznej powieści o Juljuszu Sy-
reniu, której ciąg dalszy p. t. Błąd (1927) jak i Am e­
rykanka (1928) należą do słabszych utw orów autora, n a j­
lepiej przekonyw ujące są momenty kształtowania się i n a­
rastan ia duszy chłopięcej. W Poranku (1927), opartym
na m aterjale autobiograficznym, przeżycia dziecka
i chłopca, środowisko domowe i szkolne, kontrast mię­
dzy synem a ojcem, żywiołowy pęd młodości do swo-
body i szerokiego gościńca życia, odtworzone z rzetelną
szczerością i bezpośredniością faktów i analizy psycho­
logicznej, złożyły się na całość, miejscami wprawdzie za­
nadto szkicową, tem bardziej wszakże zniewalającą do­
skonale tu zastosow aną prostotą naracyjnego artyzmu.
Wogóle, bez względu na taką lub inną ocenę oddzielnych
utw orów Kisielewskiego, jest to pisarz, który zawsze zaj­
m uje głęboko ugruntow aną postaw ą etyczną, samodziel­
nością i niezależnością myśli i pomysłów, czujną w rażli­
wością n a zjaw iska tworzącej się rzeczywistości i równie
bezkom prom isowym jak bezinteresownym polotem idea­
lizmu. W ymownem świadectwem indywidualnej tężyzny
Kisielewskiego jest nietylko śmiałość jego realizmu, co
i w now elach ze zbiorku p. t. Paskareczka (1922) wystę-
25Ü —

puje z nieprzeciętnym talentem , ale i odwaga podejm o­


w ania zagadnień niejako obcych t. zw. duchow i czasu.
Były już tego przykłady w Porcelanowych oczach (1929),
co w yraźnie objaw iło się w Doktorze Pawle (1931), stu-
djum psychologicznego przełom u od naukow o-przyrodni-
ozego racjonalizm u do religijnego mistycyzmu. Motyw po­
święcenia dla bliźnich, w prow adzający jednostkę do­
tkniętą ciosem życiowym w sferę idei chrześcijańskiej,
stal się tu dobrze skonkretyzow aną w swoim realizm ie
drogą niew iernego do naw rócenia. W Margrabi (1933),
sztuce historycznej o W ielopolskim, okazał się Kisielew­
ski także nieprzeciętnym talentem dram atycznym . Osią
tego d ram atu idei jest plastycznie postaw iony k o n trast
psychologiczny m iędzy Trauguttem , człowiekiem czynu
w duchu ofiarnego poświęcenia dla spraw y narodow ej,
a W ielopolskim, rów nież człowiekiem czynu, lecz kiero­
w anym pychą osobistą. Środowisko społeczne i chw ila
dziejowa, duża rozm aitość barw nych scen i charakterów ,
stanow ią tło dobrze zestrojone i bardzo dynamiczne.
42.

D ebiutem literackim Tadeusza Gałeckiego, bo takie


jest właściwe nazwisko ANDRZEJA STRUGA (* 1873),
było studjum o Żeromskim, odznaczone w roku 1901
pierw szą nagrodą Związku Naukowo-Literackiego we
Lwowie. T a pierw sza oddzielnie w ydana w roku 1902
p raca przyszłego powieściopisarza, uzupełniona następnie
studjum o Popiołach, drukow anem w r. 1904 w w ar-
szawskiem Ogniwie, jest podwójnie znamienna. Przedm io­
tem jej bowiem jest pisarz, który na w łasną twórczość
Struga wywrzeć m iał wpływ najdonioślejszy, pow tóre zaś,
w lem studjum o autorze Ludzi bezdomnych przyszły
au to r Ludzi podziemnych podkreślił przedewszystkiem te
wartości, o które sam m iał się później starać. Cokolwiek
powiedzieć m ożna o utw orach Struga, bo zdania krytyki
są podzielone, naw et najbardziej uprzedzeni przyznać m u­
szą, żc w pow ieściach i nowelach tego pisarza zaw arta
jest zawsze głębsza treść, psychologiczna czy ideowa; że
tem atem ich jest wnikliwie analizowana dusza ludzka; że
w ypow iadające się w nich sumienie społeczne płynie ze
szczerego, niezakłam anego uczucia; że społeczna świado­
mość, stając się przyczyną tragedji samotnego człowieka
w zapasach z całym światem, nie wypacza dzieła tenden­
cją, lecz w ynika organicznie z wizji artysty-psychologa,
poszukującego w życiu praw dy; że wreszcie bohaterzy
Struga to nie patentow ani męczennicy, lecz ludzie, głę­
boko czujący i pragnący, może najlepsi z ludzi, lecz tylko
ludzie. Przytaczając tu niemal własne słowa Struga, wy­
głoszone o Żeromskim, mogliśmy je bez zmiany zastoso­
wać do ich autora, jako wprowadzenie w atmosferę jego
utw orów powieściowych. Judym z Ludzi bezdomnych
252

nie m iał w literaturze polskiej bezpośrednich poprzedni­


ków, ale ten pierw szy osobnik nowego gatunku ludzi był
wyrazem nowej, dopiero budującej się polskiej rzeczyw i­
stości. T a now a rzeczywistość polska m iała stać się rów ­
nież troską A ndrzeja Struga w jego działalności życio­
wej i literackiej; jego Ludzie podziemni, od bohaterów nie­
udanej rew olucji 1905 roku aż po pokolenie Marka Swidy,
którego p rzelana na polu bitew krew nie poszła już n a
m arne, ale które po osiągnięciu celu, w jego realizacji nie»
um iało odnaleźć siebie, oni wszyscy są ostatnim !, z Judym a
zrodzonym i rom antykam i. Epikiem tych rom antyków stał
się w łaśnie Strug, w większości dotychczasow ych swych
dzieł odtw arzający znaną sobie z autopsji i z bezpośred­
niego w tych spraw ach udziału rzeczyw istość życia
i chwili dziejowej.
N ieobojętny to fakt, że pierw otnie Strug m iał zam iar
pracow ać na roli i w tym celu kształcił się w instytucie
Puław skim . Ziemiańskie środowisko, z którego w ychodzi
M arek Swida, nie było więc w prow adzone do powieści pod
tjmr tytułem bez subjektywnego podkładu; jak wiele in ­
nych m otyw ów w twórczości Struga, m a ono ch arak ter
poniekąd autobiograficzny. Wcześnie już rozw inął Strug
ru chliw ą działalność oświatową na rodzinnej ziemi lubel­
skiej. W r. 1894, w związku z licznemi aresztow aniam i
w śród w arszaw skiej młodzieży uniw ersyteckiej, był uw ię­
ziony w cytadeli i zesłany do guberni archangielskiej.
Лак świadczy Zdzisław Dębicki w 1-yin tom ie swych P or­
tretów, skąd czerpiemy te szczegóły, w czasie przym uso­
wej bezczynności pogłębił Strug swą ideolog)ę rew olu­
cyjną i poczuł pow ołanie literackie, przyczem um iłow a­
nym pisarzem był mu wtedy Bolesław Prus. Po po w ro ­
cie do k ra ju z właściwym sobie zapałem pośw ięcił się
działalności konspiracyjnej, stał się jednym z ludzi pod­
ziemnych, w których szeregach rychło zajął miejsce przo­
dujące. W akcji bojowej w r. 1905—1906 b ra ł udział
bezpośredni, po upadku zaś ruchu rew olucyjnego w yje­
chał zagranicę i, po przejściow ym pobycie w K rakow ie,
osiadł w Paryżu, gdzie w latach 1908—1914 napisał sze­
reg utw orów powieściowych, osnutych n a tle w łasnych
przeżyć i rozm yślań: Ludzie podziemni (1908), Jutro...
- 253 -

(1909), Ze wspomnień starego sympatyka (1909;, W twar­


dej służbie (1909), Dzieje jednego pocisku (1910), Ojco­
wie nasi (1911) i Portret (1913).
Pierw sze utw ory Struga były dla szerszych kół czy­
telniczych w Polsce rewelacją. Z ich kart czerpano wie­
dzę o ludziach rewolucji, których czyny zaskoczyły ogół
społeczeństw a w b. zaborze rosyjskim ; dowiadywano się,
że byli to ludzie idei i jaka tej idei jest treść. Styl tych
utw orów jasny i prosty, spokojny lecz sugestywny; ży­
wość i plastyka charakterystyk; szczerość ideologji spo­
łecznej, nie narzucanej tendencyjnie, lecz wypływającej
bezpośrednio z przeżyć wprow adzonych przez autora po­
staci; głębokie wreszcie wyczucie ukrytych, lecz najistot­
niejszych dla ówczesnej rzeczywistości polskiej, prądów,
n u rtu jących życiem narodowem , — odrazu przekonały
czytelników i zdobyły pisarzowi imię. O poczytności
Struga n a dalszą metę nie stanowiłaby sama treść jego
dzieł, gdyby nie wartość artystyczna. Trzeba bowiem
stwierdzić, że wszystkie te dokum enty chwili dziejowej,
jakiem i są powieści i nowele Struga o ludziach rewolucji
1905 roku, nie m ają nic wspólnego z publicystyką lub p ro ­
pagandą, lecz pow stały z wewnętrznej potrzeby artystycz­
nej. W ystarczy zresztą zwrócić uwagę, że w większości
tych utw orów Struga oglądam y obrazy klęski, ażeby po­
łożyć kres .poglądom, szerzonym przez niektórych po­
w ierzchow nych, choć pozujących na głębię krytyków, ja­
koby autor Ludzi podziemnych w twórczości swej wy­
chodził z założeń pozaestetycznych i jakoby w artość jego
dzieł m iała być ograniczona do znaczenia pam iętnikarskiej
kroniki czasu. N aodwrót, choć w pierwszych siedmiu to­
m ach utw orów powieściowych Struga, nie wyłączając n a­
wet Ojców naszych, osnutych na tle pow stania stycznio­
wego, m am y do czynienia zawsze z tern samem środow i­
skiem działaczy ideowych i z jednakim niemal typem lu­
dzi, w ram ach tych rozw inął autor takie bogactwo spo­
strzeżeń, taką rozm aitość charakterystyk i zdarzeń, tak
nieprzeciętny dar analizy psychologicznej i literackiego
opisu, że niedostrzeganie w jego dziełach wartości a rty ­
stycznych w ypadnie uznać za dowód nielojalności lub
ignorancji.
— 254 —

W pierw szych i w późniejszych dziełach Struga, po­


dobnie jak u Żeromskiego, niebrak dygresyj ideologicznych,
zwłaszcza dyskusyj, w prow adzanych nie z pobudek arty-
stycznych, lecz jakby dlatego, że w ram y swej twórczości
powieściowej chciał autor wtłoczyć cały .napór myślowy,
w ynikający z zastanaw iania się nad polską rzeczyw istoś­
cią narodow ą i społeczną. Ale są to tylko ustępy, a rty ­
stycznie zbędne, niekiech’ naw et szkodliwe, nie p rzy tła­
czające jednak sobą właściwej treści utw oru, ujm ow anej
zawsze od strony głęboko odczuwanej i świetnie odtw a­
rzanej charakterystyki psychologicznej ludzi i zbioro­
wisk. Ludzie Struga to postaci żywe, realnie postaw ione,
wnikliwie zanalizowane, doskonale w prow adzone w tok
zdarzeń, o swojej praw dzie społecznej świadczące nie
czczą dialektyką, lecz daną rzeczyw istością uw arunkow a­
nym czynem. Z pow odu Struga zwykło się m ówić o t. zw.
„bohatersziczyźnie“, na jego dzieło literackie przerzucając
objaw chwili dziejowej, tym czasem w łaśnie Strug z ca­
łym krytycyzm em w nika we właściwe bodźce psychiczne
swych postaci, nie w aha się przedstaw iać ich załam ania
i w ykolejenia, rzęchy m ożna, z pasją odtw arza kom plika­
cje n atu ry ludzkiej, w yw raca ją podszew ką do góry, u k a­
zuje ją n a tle katastrof i zdrad, aby tern głębiej sięgnąć
w duszę człowieka i tern praw dziw iej i dokładniej odm a-
low ać jego oblicze.
W spom niano już o zależności Struga od Żeromskiego.
Bezsprzecznie, wyszedł on ze szkoły autora Ludzi bez­
dom nych, ale w tern znaczeniu zajm ując bodaj n ajw y b it­
niejsze we współczesnej literaturze polskiej miejsce, m a
w niej rów nież swój własny, indyw idualny ton. Jeśli
zresztą o tern mowa, w pływ Żeromskiego przejaw ia się
u Struga (aż do czasów ostatnich) raczej sporadycznie,
stając się w tedy bardzo w yraźnym i dlatego, że niekiedy
łatw o to spostrzec, byw a m u tak często w ypom inany.
W brew podobnym ¡Doglądom, polegającym n a zbyt u ła ­
tw ionym stosunku do zagadnienia, słuszność m iał raczej
Feldm an, stw ierdzając, że z Żeromskim łączy Struga
wspólność tematów, niektórych rytm ów uczuciowych i spo­
sobów patrzenia, w ynikająca z tożsam ości podłoża ideo-
wego, przy zgoła odmiennej indyw idualności twórczej.
— 255 —

B ohaterzy Struga, jak już wspomniano, należą do ro ­


dziny rom antyków , ale niem a w nich wcale rom antycz­
nego gestu, żadnego „cierpiętnictw a“ ani pozy. Podobnie
i styl Struga odznacza się epicznym objektywizmem
i może naw et niedostatkiem liryzmu. Sytuacje doprow a­
dza Strug do wysokiego napięcia, ale w chwili rozstrzyg­
nięć u n ika ich szczegółowego opisu, przeryw ając tok opo­
wieści, aby go znowu podjąć już po fakcie dokonanym.
Analizuje stany psychiczne i ich pobudki, lecz om ija
opisy ich ucieleśnień. Stąd np. w przedwojennych utw o­
rach Struga aż zastanaw ia brak erotyzmu, choć znaj­
dujem y u niego tak drobiazgową analizę uczucia m iło­
snego, jak пр. w Portrecie. Również w twórczości powo­
jennej, w brew zmienionym pozorom, stosunek Struga do
erotyzm u, naw et wtedy, gdy wskazuje zboczenia na tern
tle, jest bardzo powściągliwy i nie przejaw ia się nigdy
lubow aniem się w opisach scen drażliwych. Comij wyżej
spotykam y sucho zaznaczone fakty jako dopełnienie cha­
rak tery sty k i środow iska lub obyczajów, nawet zaś wów­
czas, gdy w Mogile nieznanego żołnierza lub Pokoleniu
Marka Swidy bodźce erotyczne odgrywają w ażną rolę
w przebiegu zdarzeń, autor wcale się o to nie stara, ażeby
wydobywać z nich „nastrojow e“ efekty. Jako psycholog,
nie m ógł Strug pom inąć tych tak ważnych W życiu czło­
w ieka czynników, ale nie wysuwa ¡ich za w artości wy­
łączne, choć nie b rak m u w tym kierunku zdolności do
tak sugestywnego odtw arzania uroku cielesności, jak np.
w postaci Kseńki z tom u p. t. Klucz otchłani.
Od ograniczonego bądź co bądź koła Ludzi podziem­
nych, w jakiem obracał się w pierwszym okresie swej
twórczości, już przed w ojną pokusił się Strug o próbę
z innej dziedziny, pisząc powieść z życia obcego p. t. Pie­
niądz, drukow aną w r. 1914 w Swiecie warszawskim, w y­
dan ą oddzielnie dopiero w r. 1921. W powieści tej usi­
łow ano dopatryw ać się tendencji społecznej, wymierzonej
przeciw kapitalizm owi. Samo już jej zakończenie, W kló-
rem główny przedstaw iciel kapitalizm u ratuje się z zato­
pionego okrętu, przeczy podobnej ocenie. Rzęchy można,
iż zwycięża tu w ola człowieka i że raczej apoteozę tej woli,
bez względu na to, iż w danym wypadku kapitalistycznej,
dałoby się wyczytać z tej powieści, będącej koszm arnym
wprawdzie, ale głęboko ujętym i ,na szeroko podm alow a-
riem tle przedstaw ionym obrazem życia ludzkiego pod
sugestją wszechwładnego ucisku pieniądza. W swojej wizji
artystycznej uciekł się tu pisarz do podpórek, jaką jest np,
sym boliczna postać tajemniczego Niemego, ale w szeregu
w ybornie odczutych postaci i sytuacyj w ykazał niepospo­
litą zdolność obserw ow ania różnorodnych środow isk, bo­
gatą pom ysłow ość w yobraźni, w niektórych ustępach dał
w prost kapitalne obrazy w niebyw ale plastycznych skró­
tach odtw arzające tragizm współczesnej cywilizacji.
Z chw ilą w ybuchu w ojny Strug stan ął do szeregu
w raz z daw nym i tow arzyszam i bron i pod kom endę P ił­
sudskiego. L ata 1914—1915 spędził n a polu walki, jako
u ła n Beliny. Do twórczości literackiej pow rócił w Zako­
panem w roku 1916. Pisze wtedy Kronikę Swieciechow-
ską (wyd. 1923), artystycznie jeden z najdojrzalszych
swych utw orów , oparty na w spom nieniach młodości, głę­
boko odczuty i z przedziw nym urokiem oddany obraz
psychiczny m arzyciela na tle m ałom iejskiem , o życiu nie-
obfitem w wypadki, ale bogatem w w ew nętrzne doznania
duchowe. Rozpoczyna nowy cykl utw orów , w ysnutych ze
współczesnej rzeczywistości polskiej: Chimera (pis. 1916,
wyd. 1918), na tle psychozy porew olucyjnej, ogólnej pol­
skiej dezorjentacji przedw ojennej, pracy w tajnych związ­
kach wojskowych i przełom u, w ywołanego w ojną i po­
w staniem Legjonów, pod względem budow y najsłabsza
jego powieść, oo w ynikło w skutek niedostatecznego zespo­
lenia fabuły z kroniką czasu, przedstaw ioną z w iernością
dokum entu; Odznaka za wierną służbę (1920), kapitalnie
skonstruow any pam iętnik legjonisty, do złudzenia au­
tentyczny w odtw orzeniu w rażeń i nastrojów ; Mogiła nie­
znanego żołnierza (1922), odpow iednik L u k u K adena-Ban-
drowskiego, obraz życia na tyłach w ojny i w niewoli,
z dw om a rów nolegle przeplatającem i się w ątkam i, jeden
z najpiękniejsych utw orów autora, z niezapom nianą p o ­
stacią Nelly i jej m iłością do ojca; wreszcie Pokołenie
Marka Swidy (1925), obraz ferm entów w polskiem spo­
łeczeństwie pow ojennem i rozdźwięku pomiędzy marzo-
— 257 —

пупі idealem a osiągniętą rzeczywistością, poniekąd od­


pow iednik równoczesnego Przedwiośnia Żeromskiego.
W Fortunie kasjera Śpiewankiewicza (1928) pow ró­
cił Strug do zagadnienia pieniądza, co tym razem ujął od
strony nizin. Główną jednak treścią powieści jest stu-
d jum psychologiczne postaci tytułowej, odczute z wnikliwą
a tra fn ą intuicją i oddane z dobrym a bardzo obrazo­
wym realizmem. M iarą talentu autora jest tu, że zdołał
nas głęboko zająć osobnikiem zupełnie przeciętnym i wcale
nieciekawym, że w szarej jednostce z niepozornego tłum u
p o trafił rozpętać tak bogate życie wewnętrzne, iż istotnie
przeradza się ona w „nowego, nieznanego człowieka“,
stającego u progu „nieznanego świata“. Nie bez słuszności
dopatryw ano się w tej powieści wpływu Dostojewskiego,
0 którym — mówiąc nawiasem — napisał Strug piękne
studjum , drukow ane jako wstęp do polskiego w ydania
zbiorowego dzieł rosyjskiego powieściopisarza. W tym
rodzaju jednak powieści psychologicznej, której rozwój
znalazł jeszcze now ą podnietę w twórczości Prousta, dał
Strug koncepcję, skromniejszej miary, ale własną, zaob­
serw ow aną i pom yślaną oryginalnie, w odrębnych po­
staw ioną w arunkach.
N astępnym , oddzielnie wydanym utworem Struga był
Klacz otchłani (1929), trzy opowieści wojenne, wstępem
1 zakończeniem związane w jeden cykl. W pierwszej z nieb
z m istrzostw em psychologicznem odtworzył Strug zespół
sprow adzonych na jeden plan zbiegów i uciekinierów,
odkryw ając całą głębię owej niezawinionej nędzy duszy
ludzkiej, jak a w yrasta na tle przymusowych w arunków
wojny. Pokrew ny motyw, lecz od innej strony i w od­
m iennych ukazany w arunkach jest treścią opowieści
0 żołnierzu z pod St. Beat. C harakter wręcz odrębny, choć
ideowo zw iązana z poprzedniemi, m a Uczta zwycięstwa,
pod względem naracyjnym utw ór w tym tomie najżywszy
1 najbarw niejszy, ze w spom nianą już wyżej postacią
Kseńki. Epilog jest głęboko wzruszającą apostrofą o ociem­
niałych inw alidach wojennych, których „martwe oczy,
zapatrzone w wieczny m rok niepokoju“, nie widzą, że m i­
nęła już wojna.
17
Obraz w spółczesnej literatury polskiej. T. II.
— 258 —

Rozległa skala w rażliwości i psychologicznej cieka­


wości Struga, jego wciąż czynny, wytężony w ysiłek tw ó r­
czego artyzmu, oraz dociekliwość w dochodzeniu indyw i­
dualnej praw dy człowieka rozw inęły się najbujniej w Żół­
tym Krzyżu (I. Tajemnica Renu; II. Bogowie Germanji;
III. Ostatni film E vy Evard — 1933). Ten szeroko za­
krojony obraz epicki ostatniego roku wielkiej w ojny jest
przedew szystkiem powieścią naw skróś psychologiczną.
Rzeoby m ożna, iż tem at ów dlatego głównie pociągnął pi­
sarza, iż znalazł w nim on żyzne pole do w ydobyw ania
najbardziej złożonych zagadnień psychologicznych, przy-
czem ze szczególnem upodobaniem w różnych sytuacjach
i na kilku osobnikąch odtw orzył stany rozszczepienia
świadomości. Ukazawszy ledwo p a rę m om entów w ojny
frontow ej na m orzu i na lądzie, przedstaw ił tu au to r ku­
lisy wojenne, w prow adzając nas we właściwe centra
mózgowe organizacji wojskowej, do kw ater głównych nie­
mieckiej i francuskiej, do lab o rato rju m b ro n i chemicznej
i w splątaną gm atw aninę szpiegostwa wojennego. W r a ­
m ach fabuły bardzo pomysłowej i wręcz sensacyjnej ro z­
w inął szereg m otyw ów ogólnoludzkich, znakom icie spotę­
gow anych w napięciu uczuciowem pod w pływ em psy­
chozy w ojennej. Z kilku rów noczesnych w ątków pow ie­
ściowych miejsce naczelne zajm ują w strząsające losy a r­
tystki filmowej Evy Evard, k tó ra na drodze poszukiw ania
niezw ykłych przygód, z nam iętnością ryzyka i dla uroku
niebezpieczeństwa podejm uje w ielką grę bezinteresow nego
szpiegostwa, aby zginąć jako niew inna ofiara, zaw ikłana
we w łasną matnię. Niemniej fantastyczne losy przeżyw a
kapitan francuski Despaix, pełniący służbę szpiegowską
w niemieckich zakładach chemicznych pod fałszywem n a ­
zwiskiem Heima. Podobnie jak szereg skupionych przy
nim postaci, jestto jeden z najtragiczniejszych rozbitków
w ojny, której absurdalność autor podkreśla w ielokrot­
nie zapom ocą w łaśnie wnikliw ych prześw ietleń psychiki
indyw idualnej. N a tak przedstaw ionych przykładach pole
chw ały w ygląda istotnie jak pole wielkiej zbrodni. Tę
przexYodnią ideę powieści, choć narzuca się ona bardzo
sugestywnie, autor jednak przeprow adził z niepospoli­
— 259 -

tym um iarem artyzmu, nie w ykraczając nigdzie poza ram y


zam iaru literackiego. Jedna z najlepszych to powieści na
tem at ostatniej wojny w literaturze europejskiej. Nie p a ­
m iętnik, reportaż czy faktomontaż, lecz właśnie powieść,
szeroko nam alow ana, głęboko przem yślana wizja arty­
sty, przeniknięta serdeczną troską serca współczującego
z niedolą bliźniego.

17*
43.

Ocalaniem „istoty rzeczy“ nazw ał Irzykow ski Historje


m anjaków (1909) ROMANA JAWORSKIEGO (* 1883).
W tych now elach groteskow ych fantastyka w izjonera m a
pozory realizm u, opartego na analizie psychologicznej roz-
m aitego rodzaju zboczeńców od t. zw. norm alnego stanu
świadomości ludzkiej. Są to jakby psychologiczne m eta­
fory, w których w yraża się zam askow any patos neorom an-
tyzmu. A utor sam stwierdza, że „cierpienia now oczesnych
bohaterów są brzydkie i dziwaczne, więc trzeba się uczyć
nowego piękna, stw arzać w spółczesną estetykę brzydoty“.
Hisiorje m anjaków zestawiano z obrazam i W itolda W ojt­
kiewicza, który naw et ilustrow ał jeden z utw orów Jaw o r­
skiego. Poza charakterem ogólnym jest wogóle w ich utw o­
rach pew ien dość m ocny rys pokrew ieństw a duchowego,
w yrażający się także w niew spółm ierności w yobraźni in ­
telektualnej z jej w ykładnikam i plastycznem i. Atoli, mimo
w ynikającą stąd zagadkowość pom ysłów kom pozycyjnych
o rebusow atych przenośniach, bije z nich niepospolita
siła metafizycznego niepokoju. U W ojtkiew icza przew aż­
nie złagodzona atm osferą odtw arzanego n a jego obrazach
św iata dziecinnego pokoju. Tem dobitniej podkreślona
u Jaw orskiego przez niesam ow itość patologicznych w y­
naturzeń. Jak w dram atach St. Ign. W itkiewicza, którego
Jaw orski był poniekąd prekursorem , czujemy się tu po­
staw ieni oko w oko z tajem nicą ludzkiego bytu. N a pogra­
niczach nonsensu odkryw am y drogę do objektywnego po­
znania filozoficznego, konkretyzuje się nasza w łasna treść
podm iotowa, czyli ocala się „istota rzeczy“, zagrożona
w swej świadom ości chaosem zewnętrznego świata. Ów
chaos na tle pow ojennych przem ian społeczno-kultural­
nych jest przedm iotem Wesela hrabiego Orgaza (1925),
powieści, w ydanej w 16-cie lat po poprzedniej książce
— 261 —

Jaworskiego, z którego twórczości nieliczne fragm enty


wyłowić nadto można po czasopismach, m. in. w Kro­
kwiach (1920—1921). W Weselu Orgaza, znakomicie prze-
rastającem o ileż głośniejszego Jul/a Jurenitę Erenburga,
odm alow ał Jaw orski beznadziejne położenie twórczej in­
dywidualności w gmatwaninie cywilizacyjnego kryzysu
rozbawionej Europy. Bez mistycyzmu Micińskiego i w wy­
m iarach realnego świata zjawisk stworzył wizję w roz­
piętości swej syntezy filozoficznej niemniej potężną od
Xiçdza Fausta, narów ni sięgającą w nurt rzeczywistości
i jego ukryte znaczenie. Jestto bezlitosna w swym szy­
derczym komizmie krytyka kapitalizmu, podm inow ana
najżyw szą troską o kulturalną przyszłość ludzkości. N ad­
m iar szczegółów i przerost fantastyki anegdotycznej roz­
sadzają spoistość budowy, rozszczepiają linje kompozy­
cyjne, zacierają idee przewodnie. Ale tern wyraziściej
ujaw nia się chaos teraźniejszości.
Duże zainteresow anie wzbudziły niedawno porusza­
jące pokrew ne tematy, z niemałym talentem i z żywym
nerwem aktualności pisane książki publicystyczne księ­
dza FELIKSA MIESZKISA: Upadek mieszczaństwa, Noc
nad Europą, Wojna, Rewolucja (1928). „Nowożytna du­
sza — stw ierdza autor — jest przeciążona drobiazgowo-
ścią tysiącznych odczuć, bolesnych ukłuć, żmudnej m or­
dęgi, upada pod ciężarem tępego cofania się, bezmyśl­
nych zabiegów i okropnych środków na ulepszenie i roz-
słonecznienie życia. Straszne w arunki tymczasowego
istnienia bez radości, zabezpieczenia, bez w iary w jutro,
bez nadziei w przyszłość, smętna wegetacja w bezcelo­
wej pracy, w biernem oczekiwaniu rzeczy nierealnych,
uniem ożliw iają i niszczą subtelny arom at indyw idualno­
ści, wzniosłość szlachetnych emocyj i ofiarność m iło­
ści“. W filipikách, skierow anych zarówno przeciw miesz­
czańskiemu „postępowemu paraliżowi ludzkości“, jak
i przeciw proletarjatow i, licho naśladującem u wzory bur-
żuazyjne, z niepospolitą swadą walczy ksiądz Mieszkis
o potrzebę idei, a jak świadczy przytoczony urywek,
przesłankam i swemi sięga do źródeł romantycznych. Otóż,
dlaczego n a tern miejscu przywołano nazwisko autoia,
ksiądz Mieszkis pod pseudonim em F e l i k s a С z er-
— 262 -

s k i e g o w ydał w roku 1909 powieść p. t. Immoralista,


W pływy Nietzschego i Przybyszewskiego zaważyły nie­
w ątpliwie na tym łiterackim debiucie przyszłego m o ra­
listy. Jest to książka źle zbudow ana, jak i przew aża­
jąca większość naszych powieści, nap isan a stylem dzi­
wacznym i rozw ichrzonym , ale przem aw ia z niej głos
świeżej indywidualności, duża k u ltu ra um ysłow a i chw a­
lebne dążenie do samodzielności, a niechęć do w y tar­
tych szablonów i czczej frazeologji. Podobnych p rzy ­
kładów dałoby się w yłuskać znacznie więcej z bibljogra-
ficznej miazgi nazwisk, a nieraz ci autorzy jednej książki
byw ają znacznie ciekawsi od poczytnych w yrobników
zbanalizowanego rzem iosła powieściowego. Jednak po
większej części byłby to tru d bezcelowy, pom nażający
raczej dokum enty czasu, niż przynoszący odkrycia o trw a l­
szej w artości literackiej. Jałow ość takiego w ysiłku niech
więc w ytłum aczy piszącego te słow a wobec wszystkich,
co czuć się mogą pokrzyw dzeni, że ich pominięto.
Inny rodzaj ref orm atorstw a społecznego odbił się w n a ­
strojow ych w rażeniach i realistycznych now elach F E ­
LIKSA BRODOWSKIEGO .(1864—1934),, pisarza głęboko
współczującego z niedolą bliźniego. Znaczenie jego utw o­
rów, zebranych w kilku tom ach (Chwile, 1903, z przedm ow ą
Stanisław a Krzemińskiego; Liote, 1905; Strącone Uście,
1905; Drzewa, 1907; Respha, 1916; Dom cedrowi], 1922;
Mariem, 1928; Wspomnienia, 1929), polega n a bezpo­
średniej prostocie w przedstaw ianiu praw dy życiowej
w związku ze środow iskiem społecznem. A ltruistyczny h u ­
m anitaryzm pisarza nie narzuca się czytelnikowi estetycz­
nym gestem, lecz w ynika w prost z objektywnie pokazanej
nędzy p ro letarjatu miejskiego. Duchowo pokrew ny Orzesz­
kowej, postaw ą pisarską i niektórem i swemi utw oram i
Brodowski w yprzedził program pow ojennej literatu ry
faktu. Go zaś najciekaw sze i dla tego rodzaju literatu ry
n ader znam ienne, że nietylko m yśl społeczna, ale i nie-
w ątpliw y talent au to ra w yraził się z najlepiej przekony­
w ującą w ym ow ą w Mojej biografji (druk. w Godle, 1915—
1916, książce zbiorowej wydanej przez A rtu ra Górskiego,
następnie w zbiorach nowel autora: Respha i W spom nie­
nia). T a opowieść z własnego życia i działalności lite­
— 263

rackiej (rozpoczął ją autor w roku 1889 na łamach


P raw dy) jest lo przedewszystkiem istotnie szczery doku­
m ent duszy ludzkiej, lecz także bardzo zajm ująca próba
poznania osobistej świadomości i załamującego się w niej
świata. Obserwacje autora w epizodzie z psem Neptusiem
są doskonałym sprawdzianem rzetelności psychicznej
a rozm yślania na tem at ojczyzny ujm ują to zagadnie­
nie w sposób niezwykle prosty i zarazem bardzo głęboki.
Podobnem i zaletami odznaczają się opowieści z Li­
twy HELENY ROMER-OCHENKOWSKIEJ (* 1878: Ma­
jaki, 1911; Swoi ludzie, 1922; Tutejsi, 1930), z większym
już jednak wysiłkiem artyzm u kształtującej swe żywo
odczute i z dobrym realizm em pokazane postaci w ra ­
m ach ściśle skonkretyzowanego środowiska regjonalnego
i na tle pięknie odmalowanego krajobrazu. Psycholo­
giczna wnikliwość autorki najsubtelniej działa w sto­
sunku do ludzi prostych, najlepsze akcenty nieprzecięt­
nego artyzm u osiąga ona, odtw arzając prosterni środ­
kami autentyczne .wykroje życia. Opowieści Romer-Ochen-
kowskiej m a ją bezw ątpienia trwalszą w artość literacką
od sum iennie opracowanych, lecz przeraźliwie rozwle­
kłych tasiem ców powieściowych KAZIMIERZA ZDZIE-
KHOWSKIEGO (* 1878, pseud. Jan Zdora), który m. in.
w Przemianach (1906), Lunie (1908) i Opoce (1911) pod­
ją ł tru d ne a przerastające jego siły zadanie przedstawie­
nia przełom u por ewolucyjnego na kresach wschodnich.
Cyklem nowel chłopskich z Małopolski zachodniej ko­
rzystnie się w yróżnił EDMUND ZECHENTER (1867—
1933: Z chłopskiej niwy, 1909; Wałkowe kochanie, 1914;
Zawzięły Lasowiak, 1930). Aczkolwiek nie był bezpośred­
nio z w sią związany i zzewnątrz ją obserwował, dobrze
jednak w niknął w atm osferę m oralną i obyczajową ludu,
odtw arzał ją z całą praw dą życiową, mimo że nie bez ma­
łej domieszki sentymentalizmu, co wszakże nie odbiło się
ujem nie na literackiej w artości opowiadań. I owszem,
liryczny stosunek autora do przedmiotu, nadając jego
utw orom zabarw ienie poetyckie, pozwolił mu mocniej pod­
kreślić charakterystyczne rysy chłopskiej psychiki, podno­
sząc równocześnie prym ityw na wyżyny rzetelnego artyzmu.
Taki W icek ze Smoka (w ostatnim zbiorze nowel) i dość
— 264

liczny szereg dobrze zróżniczkow anych osobników, ra ­


zem tw orzących w spólną gromadę, u trw a la ją się w p a­
mięci czytelnika nietylko losami, sięgającemi niekiedy aż
tragicznego patosu, ale i wyraziście uw ypuklonem obli­
czem praw dy psychicznej, ujaw nianej w autentycznych
w arunkach wiejskiego bytow ania. N atom iast dość liczni
przedstaw iciele r e g j o n a l i z m u podhalańskiego
w literaturze przew ażnie grzeszą sztuczną stylizacją, da­
leko zostając w tyle za Tetm ajerem , ani nie osiągając rea­
listycznej siły artyzm u Orkana. Z nich ANDRZEJ
STOPKA (f 1934) pom nożył m aterjał legendowy;. AN­
DRZEJ GALICA (Przysięga, 1909; Robert Szporn, 1911;
Janosik, 1922) dał tęgo narysow ane uosobienia ludzkich
nam iętności; JÓZEF JED LICZ (właściwie K apuścieński,
* 1878), o którym była już m ow a z pow odu pięknych p rze­
kładów E urypidesa i Arystofanesa, w nowelach (Jasny
i Czarny, 1909) odtw orzył kilka m ocnych fragm entów
góralskiej nędzy, w poezjach (Słoneczna pieśń, 1904;
Nieznanemu Bogu, 1912) m iewa dobre chwile refleksyj­
nego liryzm u (Dzieci); świeżością regjonalnego tonu lu ­
dowego ujm uje FELIKS GWIŻDŻ (* 1885).
W łaściwie czasby już było zaprzestać prym ityw izm u
ludowego w sztuce. Motywy ludow o-regjonalne ogrom nie
rozszerzyły skalę artystycznego tworzywa, wzbogacił}’ je
nowemi pom ysłam i, oryginalnem i w ątkam i i naw et środ­
kam i technicznem i; odświeżyły ogólną atm osferę zaskle­
pionej w duchowym arystokratyzm ie inteligencji, zasi­
liły świat w rażeń i doznań człowieka kulturalnego orzeź­
w iającym prądem życiowej bezpośredniości, w alnie do­
pomogły do zdem askow ania mieszczańskiej obłudy, od­
kryły piękno estetycznego w zruszenia pracą. Lecz te
sam e m otyw y prow adzą nieraz do upraszczającej łatw i­
zny, do dowolnego stylizowania rzeczywistości n a szopkę
krakow ską, nakryw ania niewygodnej praw dy barw nym
pasiakiem łowickim, kabaretowego wyżywania się w dzi­
kich podrygach „zbójnickiego“, czy świętoszkowatej pozy
pod Frasobliw ym Chrystusikiem z kapliczki przydroż­
nej. P raw da w sztuce polega na najw iększem u tru d n ian iu
zadań i kom plikow aniń zagadnień, przez co dopiero do­
chodzi się do tej prostoty, która byw a najcelniejszlym
— 265 —

przym iotem wielkich arcydzieł, ale poza nią drgać musi


m ocne tętno kultury umysłowej. Rzeczywistość ludowa,
jak każda inna, może i w inna być przedmiotem artystycz­
nego opracow ania, ograniczanie się jednak do jej zew nętrz­
nego kopjow ania, albo — co gorzej — ułomnego naślado­
w ania pow ierzchow nych efektów, choćby były najbarw ­
niejsze, — nie da nigdy rzetelnych wyników, nie przynie­
sie trw alszych wartości, nie pogłębi ani rozszerzy este­
tycznej wrażliwości, nie rozpali twórczej iskry, któraby
się stała zarzewiem nowych dokazań sztuki łub nowej
praw dy człowieka. Wskaźnikiem w sztuce rozstrzygaj ą-
cym jest oryginalność, lecz tylko oryginalność zdobyta
w łasnym trudem artysty, bez względu na to, skąd ją on
czerpie, z realistycznej obserwacji czy z polotu wyobraźni.
To samo, co o ludowym, powtórzyć można bez
zmiany o prym ityw ie dziecięcym. Nie tu miejsce na zaj­
mowanie się. t. zw. literatu rą dla dzieci, tern beznadziej­
nie zachwaszczonem polem, po którem bobrują bezkarnie
grafom ani rozmaitego pokroju, lekkomyślnie reklam ow ani
przez wydawców, a co z przyczyn wychodzących poza za­
kres naszych rozw ażań rzadko bywa przedmiotem rzetel­
nej oceny krytycznej. Nie podejm ując się wygrzebywania
pereł z całego tego śmietnika, pom ijając nawet tak nie­
wątpliw e talenty, jak Z o f j a R o g o s z ó w n a (f 1921 : Pi­
sklęta, 1910) czy później Z o f j a Ż u r a k o w s k a (f 1931:
Pożegnanie domu, 1929) i in., choć pokrótce zająć się
trzeba pisarzem , który wprawdzie nic odkrył, bo i w lite­
raturze polskiej m iał na swem polu wielkiego poprzed­
nika w Rolesławie Prusie, ale nanowo zobaczył zagadnie­
nie dziecka bezdomnego i przedstaw ił je z tak śmiałym
realizm em i w tak daleko sięgających perspektywach,
jak nikt przed nim, a dopiero po nim pisarze Rosji So­
wieckiej. W JANUSZU KORCZAKU (inny pseudonim Hen-
Ryk, właściwe nazwisko H enryk Goldschmid, * 1878) nad
artystą przew aża działacz społeczny. Jego utw ory lite­
rackie, pisane z wyjątkow ym nerwem publicystycznej aktu­
alności, z tem peram entem genjalnego agitatora, z ostrym
sarkazm em dogłębnie poruszonego serca, z silną w iarą
w zwycięską ideę hum anitaryzm u, m ają cierpki smak
największej, bo niczem jeszcze niezasłużonej, niedoli, gry­
— 266

zący zapach nędzy, ale i prom iciiność beztroski ro d zą­


cego się życia. Autor Dzieci ulicy (1899) i Dziecka salonu
(1906) przedstaw ia w jaskraw ych, jednak bynajm niej nie
przejaskraw ionych, barw ach rzeczywistość żyw ota dzie­
cięcego rzuconego sam opas i zdanego na łaskę przypadku.
W wym ienionych i w licznych późniejszych książkach,
w form ie powieściowej lub w ram ach w skazań wycho­
wawczych, walczy Korczak o obowiązek opieki społecz­
nej nad dzieckiem opuszczonem lub zaniedbanem , lecz
i o praw o dziecka dò samodzielności. Gdy najpierw
w strząsał sumieniami, pokazując widoki nieludzkiej
krzywdy, poświęciwszy się p racy ratow ania dzieci bez­
dom nych i organizow ania nowych systemów w ychowaw ­
czych , zadanie to pojął w kierunku ułatw iania rozw oju
psychicznego, nie tam ując w rodzonych popędów. „P o­
etą — mówi Korczak w Prawidłach życia (1930) - jest
człowiek, który bardzo się weseli i bardzo się m artw i,
łatwo się gniewa i mocno kocha, — który silnie czuje,
w zrusza się i współczuje. I takie są dzieci. — A filozofem
jest człowiek, który się bardzo zastanaw ia i chce koniecz­
nie wiedzieć, jak wszystko jest napraw dę. I znów, takie
są dzieci. —- Dzieciom trudno powiedzieć, co czują i .m y­
ślą, bo trzeba mówić wyrazami. A jeszcze trudniej pisać.
Ale dzieci są poetam i i filozofami“. Zagłębia się więc
Korczak w psychikę dziecka i w ydobyw a z niej indyw idu­
alną praw dę człowieka, kształtującego sam odzielnie swój
pogląd na świat. W jego pism ach rozsiane są liczne, szcze­
góły obserwacyjne, b ran e z rzeczywistości i pokazane
n a realnych w ycinkach życia i jego zagadnień, widzianych
oczami dziecka. Posiadł on zdolność tak niezm iernie w ni­
kliwej znajom ości duszy dziecięcej, że w jej kategorjach
w ypow iadać um ie całkowity zakres doznań i wiedzy czło­
w ieka dojrzałego, więcej nawet, bo człowieka jeszcze nie­
skrępowanego szablonam i za u tom alyzo wanego m yślenia
ani nieograniczonego w najdalszych m ożliwościach indy­
widualnego rozwoju. To znów stanow i o rzadko spoty­
kanej oryginalności tw orzyw a i o niepospolitej, nieraz
wręcz zdum iewającej świeżości w widzeniu przedstaw ia­
nej rzeczywistości. Jego utwrory Opowieściowe, przeznaczone
„dla młodzieży“, niesłusznie są przeoczane przez czytelni-
— 267 —

ków dorosłych. Bo np. Król Maciuś Pierwszy (1923, ciąg


dalszy p. t. Król Maciuś na wyspie bezludnej, 1923) to
jest napraw dę satyra na stosunki w państw ie dorosłych,
sposób zaś, w jaki autor przeprow adza swego b o h atera
przez arkana rządzenia i panow ania, jest psychologicznie
i socjologicznie tak realnie skonkretyzowany, plastycznie
uzm ysłow iony i w ytrzym any w stopniowaniu powieścio­
wego napięcia, że losy młodocianego m onarchy śledzimy
z w rastającem zaciekawieniem, nawet nie odczuwając pod
pierwszem w rażeniem czytania, że i my sami inaczej, niż
zazwyczaj, zaczynamy oceniać otaczającą nas rzeczywi­
stość społeczną. Druga część tego zupełnie nowego ro ­
dzaju powieści utopijnej jest słabsza, bo rzecz wiadoma,
że m otyw buntu przedstaw ia dla sztuki pole z natu ry żyz-
niejsze i podatniejsze. Świetne studjum psychologiczne
dziecka o w rodzonych zdolnościach kupieckich na tle
p racy w kooperatyw ie szkolnej dał Korczak w Bankruc­
twie małego Ďžeka (1924). Do najpiękniejszych wszakże
utw orów pisarza należą jego krótkie charakterystyki dusz
dziecięcych i obrazki drobnych zagadnień codziennego
życia, niepozbawione nagłych błysków odrębnego humoru.
N ależą tu m. in. Mośki, Jośki i Srule (1910) oraż Józki,
Jaśki i Franki (1911). Z pism pedagogiczno-pubticystycz­
nych : Prawo dziecko do szacunku (1929) nazwaćby
m ożna pierw szą deklaracją praw człowieka wr imię i dla
dziecka. Poglądy wychowawcze Korczaka najpełniej przed-
staw ione w trzech książeczkach p. t. Jak kochać dzieci
(1919—1920: I. Dziecko w rodzinie; II. Internat. Kolonje
letnie; III. Dom sierot). Próba filozoficzno-społecznęgo
d ram atu w Senacie Szaleńców (wystaw. 1931), mimo
m ocne zacięcie satyryczne, zawiodła.
44.

Niezawsze się o tern pam ięta, że now ela jest odm ien­
nym od powieści rodzajem prozy epickiej. Ze względu
n a b rak potocznie przyjętego określenia dla innych k ró t­
szych opowiadań, choć istnieje niesłusznie zapom inana
polska nazw a „pow iastki“, utarło się, że jako nowelę kla­
syfikujem y wszelki krótki utw ór powieściowy. Tym cza­
sem nowela w znaczeniu „klasycznem “ jest to opow ia­
danie prozą, ograniczone do jakiegoś jednego ważniejszego
zdarzenia życiowego lub zw rotu psychicznego, stąd w y­
różniające się dążeniem do najściślejszego skupienia akcji
dokoła pewnego możliwie najlepiej pogłębionego m om entu.
W skutek tego now ela sposobem ekspozycji środow iska
i charakterów oraz rodzajem napięcia sytuacyjnego zbliża
się raczej do dram atu. N a wąskim w ycinku przedstaw ionej
rzeczywistości w najsilniejszym skrócie pokazać ch arak ­
ter człowieka albo konflikt życiowy oto w łaściw y cel no­
weli. Z takiego ustalenia teoretycznego jest zrozum iałe,
dlaczego w łaśnie ten rodzaj literacki najlepiej się rozw i­
n ął u naturalistów (co bynajm niej nie wyki uczą m istrzo­
stwa nowelistycznego u pisarzy do naturalistów nienależą-
cych, ale — jak łatw o sprawdzić — bliskich im techniką
swej nowelistycznej kompozycji).
Mistrzem noweli naturalistycznej okazał się PIOTR
CHOYNOWSKI (* 1885) od pierw szych swych utw orów ,
w ydanych w tom ie pi. [.Zdarzenie (1911, nowe wyd. p. t.
Ki] w m row isku, 1922). Zwłaszcza Barowską, Sumienie,
Wyznanie, Czyn — zaliczyć należy do arcydziełek now e­
listyki polskiej.
Pierw sza z wym ienionych nowel: Barowska uw y­
datnia najlepiej ogólny charakter talentu Choynowskiego,
który od pierwszego w ystąpienia okazał się w doskonale
— 269 -

dojrzałej pełni. Świetna ekspozycja w prow adza z m iejsca


w zgęszczoną atm osferę drobnomieszczańskiego bytu.
„Przychodzi wczoraj — czytamy — ta stara jędza Ke-
blow a i mówi sobie niby spokojnie patrząc w herbatę:
Chciałabym coś paniusi powiedzieć, ale proszę
pannie W ańdzi ani słóweczka“...
Już w tych kilku pierwszych wierszach noweli autor
odkryw a cały klim at m oralny środow iska i zapow iada
spraw ę W andy, co jest osią kom pozycyjną utworu. Tak
samo w dalszym ciągu, ustęp za ustępem, możnaby no-
welę tę poddać najdrobiazgow szem u rozbiorowi, aby się
przekonać, jak w niej każdy wyraz jest napraw dę ko­
nieczny, jak niem a ani jednego zwrotu, któryby się dało
w ykreślić, jak zarazem w yczerpujący jest ten obrazek ży­
cia, mimo najw iększą ekonomję środków technicznych.
Przyczem cały ów światek drobnoustrojów psychicznych
jest najdokładniej zróżniczkowany. Każda z pokazanych
osób prześw ietlona jednem słowem czy gestem. Aż wresz­
cie przychodzi kapitalne zakończenie, gdy oto nieoczeki­
wanie, ale najrealniej widzimy w Barowskiej, przemęczo­
nej codzienną harów ką szarego życia, tkliwe, współczu­
jące serce kobiece. Z poza najkonsekwentniej w ytrzym a­
nego objektyw izm u w tej scenie ostatniej w yłania się też
subjektyw ny liryzm pisarza, wprawdzie najstaranniej uta­
jony, ale zdradzający się postawieniem mistrzowskiej po­
inty. Bo wyczuwa się, iż nie jest to tylko efekt, choć bez-
w ątpienia inscenizow any ze świadomym artyzmem, lecz
że w łaśnie ten prom ień ludzkiego ciepła napraw dę roz­
jaśn ia nędzę pospolitości. W Czynie objawia się ów rys
postaw y m oralnej pisarza z większą jeszcze wypukłością,
ale nie m a już tam tej nieporów nanej, jak tu, wymowy
lapidarnego skrótu.
Siłą talentu Choynowskiego, czego świadectwem także
najlepsze utw ory z następnych zbiorów nowel (Historja
naiwna, 1913; Pokusa, 1918), jest dar realistycznej obser­
wacji, podchw ytującej zawsze tylko najdosadniejsze lub
naj charakterystyczniej sze szczegóły, a poparty nadto nigdy
niezaw odzącą plastyką dram atycznego przedstaw iania śro­
dow iska i osób oraz niebywale spraw ną um iejętnością
inscenizow ania akcji.
- 270 —

N aturalność tv sposobie w prow adzania osób n a scene


działania w ystępuje jeszcze wyraziściej w K uźni (wyd.
1919), powieści historycznej z doby poprzedzającej p o ­
wstanie styczniowe. Zwłaszcza operow anie przez autora
postaciam i historycznem i (W ielopolski, Apollo K orzeniow ­
ski, Jarosław D ąbrowski, Padlew ski, Gilier, Dionizy Cza­
chowski i in.) ujaw nia ogrom ny zmysł poczucia rze­
czywistości. W powieści tej rozw inął też Choynowski n a j­
w szechstronniej zdolność przedstaw iania środow iska spo­
łecznego (w mieście i na wsi), tym razem związanego
z określoną chw ilą przeszłości dziejowej, więc tem bar-
dziej zadziwia konkretyzacja plastycznego widzenia. Z po­
w odu doskonałej przedm iotow ości Kuźni, w której hi-
sto rja została w yzbyta z abstrakcji, Stefan Kołaczkowski
nie zaw ahał się stwierdzić, iż jest to może n a jobjektyw-
niejsza now a powieść historyczna. W późniejszych utw o­
rach powieściowych Choynowskiego w skazać się da nie­
mało świetnych epizodów, ale jako całość, ta pierw sza po­
wieść au to ra pozostała dotąd szczytowym w yrazem ta ­
lentu autora. Że Choynowski wcznwa się. doskonale w at­
mosferę szlacheckich tradycyj i wogóle w świat polskiej
przeszłości, tego dowodem rów nież nowele historyczne
z tom u: O pięciu panach Sulerzyckich (1928).
W twórczości pow ojennej (D om w śródmieściu, 1923-
Młodość, miłość, awantura, 1926; W m łodych oczach,
1933), stał się Choynowski bodaj jedynym w dobrym stylu
przedstaw icielem tężyzny szlacheckiej. Tej tężyzny, k tó ra
czasu ostatnich w alk przejaw ić się znowu m ogła w n aj­
lepszej swej form ie na polach bitew. Jest to podstaw a ży­
ciowa, odrzucająca wszelkie psychoanalityczne zawiłości.
N ajchętniej i najspraw niej w yraża się czynem. Bez roz­
trząsali ani rozw ażań idzie za popędem w łasnej natury,
kierow anej jedynie w rodzonym instynktem honoru, czer­
piącym soki z gruntu tradycyj narodow ych i rodow ych,
rozw ijanym w kulcie przyw iązania do rodzinnego za-
gona. Choynowski pokazuje jednostki z tej sfery prze­
niesione już przeważnie na obcy im teren m iasta, ale z ich
psychiki w ydobyw a autentyczny optymizm życiowy, od­
porność wobec rozkładow ych przeciw ności losu, b o h a­
tersk ą wolę, przezw yciężającą przeszkody z rycerską fan-
- 271

taz ją i we właściwej chwili gotową do trudów ofiarnych


dla spraw y ogólnej. Z tej samej gleby w yrosła prze­
w ażna większość naszych pisarzy (aż po najskrajniejszych
radykałów ), ale jak rozm aicie przejaw iał się w ich tw ór­
czości stosunek osobisty do szlacheckiego tradycjona-
lizinu najlepszym przykładem rozpiętość skali między
Sienkiewiczem a Żeromskim. U Choynowskiego czynnik
ten w ystępuje wyjątkowo bezpośrednio, otwarcie i szcze­
rze. N iem a tu ani apoteozy, ani kajania się z niewyrówna-
nych grzechów. Poprostu stw ierdzona w iara w dodat-
niość społeczną historycznych sił narodow ych, pogodna
ufność w energję wciąż niespożytą i dotrzym ującą kroku
idącym czasom nowych trudów , zwłaszcza zaś bujny roz­
m ach życiowy. W ystarczy porów nać ostatnie powieści
Choynowskiego z powieściami np. Brzozowskiego, aby
stwierdzić, jak jednak niespodziewanein zjawiskiem jest
ów, zdaw ałoby się, dogasający w naszej literaturze ton.
Ale dość przypom nieć liczne nazw iska bohaterów ostat­
nich w alk wolnościowych, żeby się przekonać, jak żywo
jeszcze biją źródła szlachetnej tężyzny. Zresztą samo czy­
tanie -powieści Choynowskiego, co w danym w ypadku je­
dynie rozstrzyga, w ystarczająco przekonyw a o realizmie
literackiego tworzywa. W młodych oczach — to obraz
życia polskiego w niewoli, na przełom ie dwóch wieków,
oglądany poprzez pryzm at charakteru, wyrabiającego się
n a pograniczu różnych środowisk i wpływów. Zwyciężają
oczywiście, tradycje dobrej rasy. Więc choć m łody Michaś
znalazł się w w arunkach życiowych bardzo skomplikowa­
nych, choć zawczasu zaznał goryczy losu, przez liczne
przygody i doświadczenia przechodzi z junacką swobodą,
bez pow ażniejszych załam ań lub dotkliwszych niepokojów.
Nie da się upokorzyć, ale najcięższe opresje znosi z ry ­
cerskim hartem ducha. Na tle literatury współczesnej
taki stosunek do życia robi w rażenie pewnej błahości.
Już z pow odu pierwszego tomu nowel zauważył Adam
Grzymała-Siedlecki, że Choynowski posiada „lojalność
względem tem atu“. Jestto bezw ątpienia zaleta u pisarza re­
alistycznego bardzo cenna i nawet konieczna. Nasuwa
się jednak i spraw a w yboru tematu. W Domu w śród­
mieściu owa błahość wręcz nas drażniła u autora Barów-
— 272 —

skiej i Kuźni. W m łodych oczach jest uspraw iedliw iona


osobą naratora, z rzadko dziś spotykanym wdziękiem sta­
rej gawędy opowiadającego swe przeżycia i obserwacje.
Po woj enny zw rot w twórczości Choynowskiego m a
uzasadnienie w realnych w artościach życiowych. W ydaje
się wszakże, iż gruntow na dem okratyzacja społeczeństwa,
zw iązana z przem ianam i u stro jowemi niw elacja ekono­
miczna i idące za tern przegrupow anie w yznaczników
hierarchicznych ogromnie u tru d n iają artystyczną objek-
tywizację. współczesności pod kątem bądź co bądź dziś już
zbyt wąskim.
Innego rodzaju próbą odświeżenia stylu gawędy
w powieści polskiej są niektóre utw ory JERZEGO BAN-
DROWSKIEGO (* 1833, pseud. Tersytes), starszego b ra ta
Juljusza Kadena-Bandrowskiego, z którym raz jeden ze­
szedł się na w spólnym terenie autobiograficznych w spom ­
nień z „kraju lat dziecinnych“, jego Miastu m ojej m atki
przeciw staw iając swoją Wieś mojej m atki (1930). Pierw ­
szą książką Jerzego Bandrowskiego był Rom ans Marty
(1909), ale talent autora n abrał mocy i rozw inął się p eł­
niej dopiero pod wpływem przygód i przeżyć w zrew olto­
w anej Rosji. Rozległość zainteresow ań, b y stra spostrze-
gawczość, nieuprzedzona ciekawość św iata i ujm ujący styl
prostej i naturalnej a zawsze zajm ującej opowieści w y­
stąpiły bardzo korzystnie w cyklu utw orów o charakterze
pam iętnikarskim : Pielgrzymi (1920.), Czerwona rakieta
(1921) i Wściekle psy (1921), rów nocześnie w Synie
Dniepru (1920) zaznaczył się świeży polot fantastycznej
w yobraźni poszukującej jednak tw ardego g runtu reali­
stycznej praw dy, a niepospolitym artyzm em w yróżniła się
Krwawa Chmura (1920), Życie kulisów chińskich ukazał
tu autor na tle rew olucji rosyjskiej. W spółczuciem, z ja ­
kiem w niknął w psychikę człowieka egzotycznego, zbli­
żył się poniekąd do Sieroszewskiego, z którym B androw ­
skiego łączy też rodzaj naturalistycznego realizm u. Do­
skonale w tej powieści postaw ił i przekonyw ująco po­
kazał rozwój duchow y przeciętnego p a rja sa chińskiego.
Stopniowe narastanie postaw y m oralnej człowieka w o­
bec popełnianych m orderstw ; przełom w duszy Chińczyka,
porzucającego dotychczasowy cel zebrania pieniędzy, n a
— 273 -

pow rót do wsi rodzinnej, bo zaciąga się dobrow olnie


w szeregi rosyjskiej arm ji rew olucyjnej, znalazłszy w ży­
ciu żołnierskiem „możliwie idealny mechanizm życia“ ; m a­
rzenia o „k raju lat dziecinnych“ na tle krw aw ych czynów
w ykonyw anych na zimno; stoicyzm w chwili śmierci; obok
tych głównych m om entów — szereg drobniejszych, jak
ów, gdy przygodnej kochance zamordowanego przyjaciela
darow uje parę rubli, albo kiedy życiu rodzin rosyjskich
przeciw staw ia w łasną samotność, oraz wiele innych nie­
zwykle śmiało, ale najtrafniej podchwyconych, wszystko
to świadczy o niepospolitej wnikliwości psychologicznej
autora, który nadto każdy fakt najplastyczniej konkrety­
zuje i ujm uje całość w um iejętnie opanowanej budowie
powieściowej. W żadnym już z licznych swych utw orów
nie osiągnął Bandrow ski tej, co w Krwawej Chmurze, rze­
telności artyzm u realistycznego, a zwłaszcza równego
um iaru napraw dę dobrej i w szechstronnie wykończonej
kompozycji. Bo choć obdarzony nieprzeciętnym talentem,
gospodaruje nim bardzo nierówno. Najczęściej doraźnie
chw yta świetne nieraz pomysły i samodzielne spostrze­
żenia, rzuca je na p apier beztroską ręką, nie dbając o jed ­
nolite opracow anie całego utworu. Obok mistrzowskich
fragm entów zdarzają się ustępy „puszczone“, możliwości
niew yzyskane albo urw ane w połowie drogi, b rak starania
0 artystyczne wykonanie, roztrw onione bogactwo talentu.
Zdaje sobie z tego spraw ę sam autor, czego wyrazem ko­
m entarz do Zolojki (1928), powieści z polskiego wybrzeża.
„Miało to być — objaśnia Bandrow ski — przeciwstawienie
lądu m orzu, ale m ojem zdaniem niezupełnie się udało“.
Są jednak w tej powieści bardzo piękne rozdziały, a opis
życia rybaków kaszubskich jest sumiennie wystudjowany
1 um iejętnie opracowany, co zapewnia Zolojce trw ałą
w artość. Albo np. powieść psychologiczno - obyczajowa:
W białem miasteczku (1930). C harakterystyka życia p ro ­
w incjonalnego, konflikty ludzkie, codzienne troski m ał­
żeńskie i rodzinne, oryginalne obrazy i typy i inne cie­
kawie zarysow ane szczegóły z niepojętem m arn o traw ­
stwem zgubione w chybionej całości. Podobnie w Czartach
(1931) nowy lub świeżo ujęty m aterjał realistyczny z wsi
huculskiej i seansów spirytystycznych ginie w feljetono-
Obraz w spółczesnej litera tu ry polskiej. T. II.
18
— 274 —

wej niedbałości kompozycyjnej. N iew ątpliw a to zaleta


Bandrowskiego, że nie byw a banalny, ale o włos graniczy
już z tem niebezpieczeństwem np. w Sile serca (1922), p o ­
wieści lotniczo-harcerskiej, apoteozującej uczucie, zdolne
nawet do w yw ołania cudu. Z przytoczonych przykładów
widać jasno, jak rozległa jest skala w rażliw ości B androw ­
skiego i jak bogate a niew yzyskane możliwości jego ta ­
lentu. Nie jedyny to w ypadek zaniedbanego artyzmu.
Miewał szczęśliwe chwile naturalistycznego realizm u
LUDW IK BOMOCKI (* 1872), nietyle w pow ieściach z ży­
cia zaboru pruskiego (Hakata, 1911), ile w śm iałych
obrazach obyczajowych (Liść figowy, 1912; Mazowsze
1913; Ślubny welon, 1914). Bardzo korzystnie zapo­
w iadał się talent MACIEJA W IEBZBIÑSKIEGO (1862—
1933), au to ra sutelnych Akwarel angielskich (1902),
oryginalnie pom yślanej i pięknie ujętej noweli psy­
chologicznej : Siostra Felicja (osobno 1922, przedtem
w Bibljotece Warszawskiej, 1908) i zajm ującego rom ansu
historycznego z czasów Stanisław a Augusta: Kniaź
i księżna (1908). Poszukiw ał on m otyw ów świeżych i nie-
zużytych, np. P o d Mysią Wieżą (1911) m iłość ojca do
dzieci, w Oazie miłości (1913) gm ina kom unistyczna,
w Małżeństwie na próbę (1913) dopiero znacznie później
aktualne zagadnienie. W p rzeklętym dom u (1908) osobiste
w rażenia z więzienia pruskiego n a d ają utw orow i w artość
życiowego dokumentu. Ale gdy się au to r w yspecjalizow ał
n a epika dzielnicy wielkopolskiej, pośpiech dziennikarskiej
roboty, publistyczna tendencja i fatalnie zaniedbany styl
pogrążyły i talent i dawne ambicje. WACŁAW GĄSIO-
KOWSKI (* 1869, pseud. W iesław Sclavus, J. Mierosze-
wicz), zanim od Huraganu (1902), powieści z czasów
napoleońskich, trafił na swoją żyłę złota w tem atach h i­
storycznych, których stał się zręcznym popiilaryzatorem -
beletrystą, w Pigularzu (1900, IV wyd. 1933) z barw nym
realizm em obyczajowym przedstaw ił zawodowy typ apte­
karza. EUGENJA ŻMIJEWSKA (f 1923) w pierw szych
swych powieściach (P łom yk. Z pamiętnika instytutki,
1907; Dola, 1909, z przedm ow ą Elizy Orzeszkowej; Ser­
duszko, 1911), dała śmiałe i szczere studja kobiece. Do-
brem i zapowiedziami były Brzydka (1901) M i c h a l i n y
- 275 —

D o m a ń s k i e j i Młodość H anny Turskiej (1914) C z e ­


s ł a w a H a l i c z a (pseud. Czesławy Rosenblattowej). Zre­
sztą niejedno dałoby się jeszcze wskazać, co w arte trw al­
szej pamięci.
O ryginalnością pom ysłów psychologicznych, bystrą
w nikliw ością obserw acyjno-analityczną i drobiazgową rze­
czowością odznaczają się powieści FERDYNANDA HOE-
SICKA (* 1867): Nemezis (1913) i Swat (1932), zwłaszcza
pierw sza z nich jest dobrze zobjektywizowaną i subtelnie
ujętą h isto rją m iłosną. Szkodzi tym utworom, jak i stu-
djom historyczno-literackim autora, nadm iar szczegółów
obojętnych oraz bezbarw ność potoczystego stylu. Od­
rębne zaciekawienie budzi zbiór nowel (ostatnio wyd. pod
t. Miłość i życie, 1933), z różnych okresów (począwszy
od roku 1889)1i w rozm aitych rodzajach, od rzeczy owia­
nych staroświeckim , lecz ujm ującym wdziękiem rom an­
tycznej uczuciowości (w zruszający opis Krakow a w Roz­
sianiu, świetnie w ytrzym any nastrój rodzącej się miłości
w Oświadczynach na tle krajobrazu Ojcowa), poprzez
najlepszej próbjr naturalizm (studjum m echanizm u zazdro­
ści w Opętanym, doskonały um iar artyzm u w w yrafinow a­
nej i śliskiej sytuacji Przed obiadem), aż po przedmio-
towy realizm (konflikt dwojga kochanków w Wojnie
i miłości), który w węższych ram ach staje się lepiej
zgęszczony. Duża ku ltura um ysłow a i artystyczna, przy­
czyniająca się w znacznym stopniu do podniesienia w ar­
tości literackiej utw orów Hoesicka, przem aw ia też z no­
wel ZUZANNY RABSKIEJ (* 1885, z K rausharów , pseud.
Zuzanna Aleksandra). Jej niepowszednia inteligencja este­
tyczna w yraziła się najoryginalniej w pierwszych zbiorach
(Z anim światła pogasną, 1909; Dogaressa, 1912), zaw iera­
jących kilka utw orów o świeżych motywach i pięknej
stylizacji. Z poezyj tej autorki najlepszy cykl: Mag ja
książki (1925). Jiest to poezja „na zim no“, ale w danym
w ypadku dobrze odpow iada tematowi. Zapomniano już
o patrjotyczno-historycznych dram atach i poem atach JA­
DWIGI MARCINOWSKIEJ (pseud. Pereświt, osobne wyd.
od 1900), ale jej powieści ( Vox cłamantis, 1914; Anima
mundi, 1920; Chrzciciel, 1922), w których podejm uje tematy
religijne z historycznej przeszłości chrześcijaństw a i z wspól-
18*
— 276 —

czesnych Indyj, mimo wady kompozycyjne, korzystnie się


w yróżniają treścią kulturalną i dnchowem pogłębieniem. Te
same zalety, przy wyższej oryginalności artyzm u, nie po­
zw alają przeoczyć: Pustki (opowieść z życia K artaginy
dzisiejszej, 1914, osobno 1918) i Rum aka Światowida,
dwóch powieści TADEUSZA ŹUKA-SKARSZEWSKIEGO
(1858-—1933), szerzej i lepiej znanego z zasług publi­
cystycznych. Z nieobojętnych utw orów powieściowych
i dram atycznych MARJI RACZYŃSKIEJ najw iększe uzna­
nie zyskały śliczne Listy prababki 1832— 1836 (cykl no­
wel, 1904, II wyd. 1911). WACŁAW ROGOWICZ (* 1879),
znakom ity tłum acz F lauberta i innych pisarzy francu­
skich, głęboki znaw ca kultury zachodniej, po pierwszej
powieści: Zocha (1902), dość anemicznej, dał szereg szki­
ców i nowel o barw nej i bujnej tem atyce, rozw iniętej
w oryginalnych i ciekawych pom ysłach kom pozycyjnych
(Mozaika Kaukaska, 1905; Proscenium, 1906; Rywalki,
1915] Samson, 1923] Dalila, 1925, Pokusa o zmierzchu, 1925;
Historie do niczego niepodobne, 1928), z m niejszem pow o­
dzeniem próbow ał swych sił na polu dram atu (Alchem ik
miłości, 1922 i in.), zawsze jednak zaciekaw ia sam odziel­
nością twórczego um ysłu i w ym agającą dbałością o a r­
tyzm i czystość stylu. Przedwczesna śm ierć (w k a tastro ­
fie hydroplanow ej pod Puckiem) p rzerw ała rozwój w y­
bitnie zapowiadającego się talentu JERZEGO GĄSSOW­
SKIEGO (1891—1921), au to ra Ziarn szaleju (1913), zbioru
nowel, w których przejaw ił się dobry zmysł poszukiw ania
nowych zagadnień psychologicznych i celowego kom pliko­
w ania zadań twórczych. ROLESŁAW SZCZĘSNY HEREA-
CZEWSKI w opowieści lirycznej: Jako bogowie (1912)
wydobył świeży urok miłości otoczonej atm osferą sło­
necznej pogody.
Żywym tem peram entem pisarskim i b u jn ą w yobraź­
nią zw racają uwagę powieści EDWARDA LIGOCKIEGO
(* 1887), który jako poeta debiutował już w ro k u 1906.
W szeroko zakrojonym cyklu powieściowym, związanym
dziejami rodu Kamienieckich, podjął am bitny zam iar
przedstaw ienia współczesnego życia Polski i E uropy
w różnych jego przejaw ach. Niestety, po najlepiej pom y­
ślanej i najstaranniej opracow anej Laguna Morta (1913),
— 277 —

po najgłębiej odczutych i najsilniej wyrażonych epizo­


dach w ojcnnych w Sambrze i Mozie (1916), w innych
licznych jego powieściach przeważ;! publicystyczna ten­
dencja, zdolność tw orzenia bardzo zajmującej fabuły nie-
zawsze m a dostateczne oparcie psychologiczne i społeczne,
skłonność do poruszania głębszych zagadnień rozbija się
o pow ierzchow ność kultury filozoficznej, na artyście do­
tkliwie się m ści zaw odow a- łatwość feljetonisty. Nawet
w najgorzej „puszczonych“ utw orach Ligockiego poziom
intelektualny i estetyczny znacznie jednak przewyższa
różne Trędowate, Iw onki i Dzikuski, których poczytność
może być przedm iotem badania dla historyka obyczajów
kulturalnych, ale dla krytyka literackiego musi pozostać
zjawiskiem obojętnem.
45.

Nowy rodzaj hum oru w prow adza do literatu ry pol­


skiej KORNEL MAKUSZYŃSKI (* 1884). H um or M aku­
szyńskiego jest naw skróś liryczny. Bo też au to r debiutow ał
jako poeta i nie przestał być poetą. Jego tw órczość m a
przytem charakter w ybitnie im prow izatorski. N awet p o ­
bieżnie przejrzaw szy jego poezje (Polów gwiazd, 1907;
Narodziny serca, 1920; Wiersze zebrane, 1931), spostrzega
się łatwość, z jak ą kształtuje sie ich ry m i rytm . Lhoćby
technika była najbardziej złożona, nie odczuwa się n i­
gdzie wysiłku. Rzecby można, że poeta w ierszem „gada“,
bo to jego przyrodzona mowa. Poezja Makuszyńskiego
wzrusza przedewszystkiem barw ą uczuciową. W jego w ier­
szach, poświęconych osobistym uniesieniom , m arzeniom ,
wrażeniom lub wspom nieniom, w yraziły się najczyściej te
same m otyw y psychiczne, które przybrane w m askę h u ­
m oru, zjednał}' serca czytelników autorow i licznych no­
wel, powieści i feljetonów. W Pieśni o Ojczyźnie (1924),
napisanej doskonale przysw ojoną oktaw ą Słowackiego,
zakończonej pięknym hym nem do mowy polskiej,
tęsknoty wygnańca, rozpam iętyw ania przeszłości narodo-
wej, troski i radości żarliwego patrjoty, m imo akcenty
szczerej poezji i wzorowy kunszt strofy, nużą nieuniknio-
nemi a zbyt częstemi potrąceniam i ogranych stru n oraz
nadm iernem i dłużyznam i obszernego poem atu. N atom iast
Piosenki żołnierskie (wyd. zbiorowe 1928, przedtem w la­
tach 1919—1920), pisane z aktualnej potrzeby podnie­
sienia ducha w okopach wojennych, należą do najpięk­
niejszych utw orów tego rodzaju, bezpośredniość serdecz­
nego w zruszenia idzie w nich o lepsze z artystyczną p ro ­
stotą form y i z salw am i sam orodnego hum oru, a swawola
żołnierskiej beztroski doskonale się godzi z b ohaterską
wzniosłością. Temi piosenkam i najlepiej i najtrw alej za-
— 279 —

służył poeta na państw ow ą nagrodę literacką, przyznaną


m u mniej słusznie za Pieśń o Ojczyźnie.
Szerokie koła czytelników zdobył Makuszyński swemi
hum oreskam i, począwszy od Rzeczy wesołych (1909), Ro­
m antycznych historyj (1910) i Dziwnych powieści (1911).
Rozsiał w nich autor ogrom ną rozm aitość komizmu, a nie­
słychanym polotem wyobraźni, zdolnością kom ponow ania
zajm ującej bajki i zgęszczoną plastyką łatwo uchwytnego
dowcipu stał się w swoim rodzaju niezrównany.
N ajpełniej i najbezpośredniej wypowiedział się Maku­
szyński w tych swoich utw orach, gdzie mógł dać całkowity
upust przew alającej się pogodną a wybuchową wesołością
werwie, m ającej źródło w radosnej postawie autora wo­
bec życia. N a tle polskiej rzeczywistości przedwojennej'
był M akuszyński poniekąd anachronizmem, ale anachro­
nizm em takim sarman, za jaki gdzieniegdzie chciano uw a­
żać Pana Tadeusza Mickiewicza i z powodu czego nie
doceniano i dotąd niezawsze się docenia Listy z Afryki
Sienkiewicza. U podstaw hum oru Makuszyńskiego dadzą
się wyśledzić wcale bliskie węzły powinowactwa ducho­
wego ze w spom nianym i arcym istrzam i naszej literatury.
I zapewne dopiero przez Sienkiewicza dotarlibyśm y do
pośredniego pokrew ieństw a także z Dickensem, w yrażają­
cego się przejrzyściej, w sposób jednak cokolwiek zbana-
lizowany, w ostatnich powieściach Makuszyńskiego (np.
Człowiek znaleziony w nocy, 1932), Wskazówki te przy­
toczone są tu dlatego, aby i pod względem literackim h u ­
m or Makuszyńskiego umiejscowić n a właściwem tle. Jak
bowiem u każdego urodzonego hum orysty, a hum orysta
może być tylko urodzonym , ów swoisty stosunek do świata
i ludzi w ypływać m usi w prost z własnej duszy pisarza
i w łasnem w yrażać się słowem. Tak też było i tak jest1
u Makuszyńskiego, który — jeżeli popada niekiedy w ma-
njerę, czego trudno się ustrzec przy obowiązkach zawo­
dowego fełjetonisty, — to dlatego, że pow tarza sam siebie.
Jako pisarz, Makuszyński stanął przed czytelnikiem
odrazu gotowy. Weźmy np. (z Listów zebranych, 1929)
jego listy z r. 1912 z Lido do Boya i porów najm y je
z pow ojennemi listam i z Sopotu lub Zakopanego, nale­
żącemu do najdow cipniejszych i nřijpoczytniejsz_ych utw o­
2 8 0

rów autora. Rozmowa nad Lido o Angliku z Radom ia


żywo się przypom ina w świetnie podchw yconych ro z­
mówkach z nad Bałtyku. Jest tu już i wycieczka w stronę
wydawcy, jeszcze lepiej zrobiona w liście z r. 1913 z N i­
cei do Sichulskiego, a najkapitalniej w Śpiewającym
djable (1934). Jest też bajeczny obrazek kąpiących się.
w m orzu literatów i m alarzy. I są tu owe w yborne „po­
w iedzonka“ o przysłowiowej nędzy literata, który dla­
tego drukuje swe listy, bo nie m a na znaczki, aby prze­
słać je pocztą. Różnice w ystępują w epizodach liryczno-
opisowych. N ajpierw słońce, księżyc i m orze sprow a­
dzały hum orystę na nastrojow e manowce. Później n a ra ­
sta żywa uczuciowość, kiedy np. pisze o dom ach dla
młodzieży suchotniczej w Zakopanem, albo serdeczne
wzruszenie, skoro np. w spom ina pobyt u K asprow icza
n a Harendzie, albo mówi o ukochanym przez siebie Lw o­
wie, że „gdyby było trzeba ni etyl ko uruchom ić teatr,
ale przez noc go zbudować, rano byłby już te a tr“. Ton
wszakże zasadniczy utw orów M akuszyńskiego: hum or
jest w zasadzie ten sam.
Podstaw ow ą cechą hum oru Makuszyńskiego jest ra ­
dosna, swobodna, naturalna, niczem nieskrępow ana w e­
sołość. Gdyby nie było na to dowodów w niektórych
w yjątkow ych utw orach autora, że nieobca m u jest aż me-
lancholja, rzecby można, iż M akuszyński nie um ie być
smutnym, że naw et wówczas, gdy rozrzew nia do łez,
robi to n a wesoło. Często byw a on ironistą,. ale w łaśnie
jego iro n ja nietyle gryzie, ile rozśmiesza. C h arak tery ­
styczna jest np1. w jednym z listów z podróży pochw ała
k raju ojczystego, pełna świetnych spostrzeżeń krytycz­
nych, podanych jednak w taki sposób, iż skłonni jesteśm y
mniemać, że autor, każąc celnikowi granicznem u dybać
na przejezdnych tylko poto, aby nam aw iał ich do nieo-
puszczania polskiej ziemi, w usta jego kładzie w łasną
swoją tęsknotę za polskim lasem i połskiem niebem. B ar­
dzo znam iennie przejaw ia się postaw a m oralna M akuszyń­
skiego n a tle jego feljetonów o Żydach. Ośmiesza ich
i śmieje się z nich, a wszakże patrzy n a nich okiem mi-
łosnem, bo — mim o wszystko — widzi w nich potom ­
ków Mickiewiczowskiego Jankiela. N iew yczerpanym te­
— 281,—

m atem żartów i docinków Makuszyńskiego jest kobieta.


I tu znowu tak samo. Gdy np. przeprow adza bardzo
złośliwe porów nanie kobiety z książką, rzuca jednak
„kobiecie różę i pocałunek rę k ą “. Stosunek Makuszyń­
skiego do św iata i ludzi, w brew pew nym pozorom, pe­
łen jest żywej i głębokiej miłości, stąd właśnie wypływa
owa niczem niezam ącona pogoda radosnego hum orysty.
N ajw szechstronniej i najpełniej dojrzał i hum or i ta­
lent pisarza w trzech powieściach obyczajowych: Słońce
w herbie (pis. 1914), Perły i wieprze (pis. 1915) i Po
mlecznej drodze (pis. 1916). Zwłaszcza dwie ostatnie,
z niezapom nianem i postaciam i Szymona Chrząszcza i m a­
larza Szczygła, poryw ają czytelnika baśniow ą atm osferą
życia, prześwietlonego najszczerszą poezją. N a odrębną
uwagę zasługuje Ballada o św. Jerzym (z Zabawy w szczę­
ście, 1912), gdzie najpiękniej wyraził się hum anitarny
idealizm pisarza, który powiedział kiedyś, iż „choćby
świat do reszty oszalał, zawsze jeszcze rzewnie wspo­
m inać będzie owego brata, Franciszka z Assyżu, świętego
poetę, oo chciał cierpieniu ulżyć ludzkiemu“. Taką ulgą
w ludzkiem cierpieniu są niemal wszystkie książki Ma­
kuszyńskiego.
46.
W roku 1905 Karol Frycz, Jan August Kisielewski,
W itold Noskowski, Juljusz Osterwa, Teofil T rzciński
i inni założyli w Krakowie pod nazw ą Zielonego Balo­
nika pierwszy w Polsce kabaret literacko - artystyczny.
Poetycką duszą i główną sprężyną tej aw angardy pol­
skiej sztuki, przebojem idącej w życie, ostrym sarkazm em
dowcipu lub piosenki przeciwstawiającej się zaśniedzia­
łym obyczajom mieszczańskiego światka, poruszającej
um ysły i odświeżającej atm osferę kulturalną, był zrazu
Jan August Kisielewski, ale rychło się wycofał, poróż-
niwszy się z tow arzyszam i o stosunek do październiko-
kowych m anifestacyj warszawskich. Niebawem czołówymi
pieśniarzam i kabaretu w „Jamie M ichalikowej“ przy ulicy
Florjańskiej stali się E dw ard Leszczyński i zwłaszcza
TADEUSZ ŻELEŃSKI .(*1874, pseudľ BOY), m łody le­
karz krakow ski, który w czasie kilkuletniego pobytu na
studjach w Paryżu rozentuzjazm ow ał się do kultury fra n ­
cuskiej, aby później być jej krzewicielem i duchow ym
am basadorem na gruncie polskim. „Było coś radosnego —
w spom ina Boy-Żeleński ówczesne swe w rażenia z nała-
dowanej elektrycznością „Jam y M ichalikowej“ — w tej
maleńkiej biesiadzie wszystkich sztuk, w tern m isterjm u
duchowej wolności, było jakieś zbawcze odprężenie dzie­
siątków lat zakrzepłej żałoby, frazesu, celebry, załgania.
To też ten w ybuch śmiechu, jaki poszedł n a całą Pol­
skę, m iał energję większą, niżby pozwolił w nosić drobny
krąg zdarzeń, z których się urodził. Bo oto m inęło ćwierć
wieku, a wciąż jeszcze zdaje się, że to ten nabój śm ie­
chu raz po raz eksploduje. Ile i jak oddziałał n a form y
naszego nowego życia, nie m oją rzeczą robić bilans;
— 283

może bardziej niż się niejednem u buchalterow i litera­


tu ry w ydaje“. Ale właśnie Boy-Żeleński, który jako poeta
i pisarz narodził się w Zielonym Baloniku i swoją pio­
senką, jakże rozpow szechnioną z jego Słówek (1913,
o statnie pełne wyd. 1931), stworzył nowy rodzaj pol­
skiej poezji satyrycznej i przygotował rolę pod dzień
powszedni literatury w odrodzonej Polsce, dokonał rów ­
nież najlepszego obrachunku tej przemiany, której Zie­
lony Balonik był twórczym zaczynem. O brachunkiem
tym są nietylko spisane przez niego wspom nienia o Cy-
ganerji Krakowskiej w jednej z najświetniejszych ksią­
żek polskich lat ostatnich p. t. Znasz-li ten kraj?... (1931)
i inne rozrzucone po różnych tom ach jego szkiców i w ra­
żeń, ale i wogóle aż potąd cała jego działalność lite­
racka, ferm entująca czujnym krytycyzmem, żywotną pręż­
nością swobodnego ducha i wciąż świeżą wynalazczo­
ścią kulturalnej myśli. Bo — stwierdza dziś Tymon T er­
lecki, m łody a wybitnie zdolny krytyk lwowski, oceniający
rzecz zdala od sugestyj w arszaw skich czy krakowskich, —
„w Zielonym Baloniku zaznaczyło się najjaskraw iej prze­
niesienie punktu ,c iężkości z idei na życie, z narodu na
człowieka, z m etafizyki n a psychologję, z heroizacji i ide-
alizacji św iata na analizę — najjaskraw iej dokonało się
zejście z patetycznego koturnu na b ruk zwyczajności i —
do k ab aretu “. W tych słowach mieści się wyjaśnienie,
n a czem polega tajem nica magji pisarskiej Boya-Żeleń­
skiego, oraz dlaczego działalność jego napotyka i napo­
tykać m usi na tak zaciekłe z różnych stron ataki.
Ze Słówek Boya niejedno, związane z aktualnem i
zdarzeniam i, stało się już dokumentem minionego czasu,
w ym agającym kom entarza, ale i najm niej dla teraźniej­
szego czytelnika zrozm niałe aluzje, najbardziej zwie­
trzałe szczegóły, nie przeszkadzają odczuwać tę odrębną
atm osferę poetyckiej swawoli, pod którą niepostrzeżenie
się czają najczulej w ysubtelniona kultura literacka i aż
w yrafinow any smak oryginalnego artyzmu, wyzwolonego
z wszelkich więzów poetyckiego obyczaju, a jednak za­
chowującego doskonały um iar nawet w najryzykow niej-
szych zestawieniach i najśm ielszych błyskach dowcipu.
Dość przypom nieć słynną Pieśń o mowie naszej, aby
— 284

stwierdzić, że piosenka Boya to nietylko „łechtanie pol­


skich śledzion“, lecz rów nież rzetelna i wysokiej m iary
poezja. Gdy zaś przypadkiem natrafi się w śród Słówek
na subjektywniej zabarw iony liryzm, jak w w ierszach;
Gdy się człowiek robi starszy..., Polały się łzy me czyste,
rzęsiste..., w cyklu Z mojego dzienniczka i in., z pod
pozornie beztrosko kreślonych rymów, z poza m aski we­
sołka o pow ierzchow nym nalocie cynizm u w ychyla się
spojrzenie m elancholijnie zadumanego poety. Form alnie
w poezji Boya niem a żadnych now ych odkryć, lecz stare,
oklepane w zory w ersyfikacyjne doznały tu niespodziew a­
nego odświeżenia. W lano w nie now ą treść, nasycono je
kipiącą energją życia, okraszono krw istem i rum ieńcam i
wstydliwie przedtem tłum ionej albo obłudnie ukryw anej
cielesności, wzbogacono jęd rn ą i soczystą zapraw ą do­
sadnego słownictwa. Była to na tle swego czasu niem ała
rew olucja obyczajowa, ale i naw iązanie do tradycyj n a j­
bujniejszej polskiej epoki historycznej, do K ochanow ­
skiego i Potockiego. Nie oni byli inspiratoram i, bo za
przykład posłużyła nowoczesna piosenka paryska, ale
osiągnięty w ynik okazał się sięgnięciem do źródeł pol­
skiego renenansu. Tem samem w gruncie rzeczy stanie
się działalność Boya, jako tłumacza.
Bozpoczęła się ta praca, niebawem benedyktyń­
ska, od Fizjologji małżeństwa i Małych niedoli pożycia
małżeńskiego Balzaka, pisarza, który w Bibljotece Boya
poczesne zajmie miejsce, w ypełniając trzecią część ogól­
nej liczby dotąd zgórą setki tomów. Ale już w ro k u 1912
wychodzi przekład wszystkich dzieł Moliera, w 1915 —
Babelais, w 1917 — Montaigne, poczem idą w rozm aitej
kolei Dzieje Tristana i Izoldy i Pieśń o Rolandzie, Vil­
lon i Verlaine, B rantôm e i Bacine, Descartes і Pascal,
La Bochefoucauld і Ghamfort, Le Sage i M arja de La
Fayette, M arivaux і Laclos, D iderot і p an n a de Lespi-
nasse, Crebillon-syn і Voltaire, M ontesquieu, Bousseau
і Beaum archais, X. Prévost і B ernardin de Saint-Pierre,
C hateaubriand і Constant, Musset, G autier і Murger,
Mérimée i od roku 1921 dziesięć tomów’- Stendhala. Nie
dość tego, ho co nowTe wydanie, a zrazu byw-ały często
potrzebne, przekład podlega gruntowmej rew izji i nie­
— 285

raz znacznym popraw kom i zmianom. Najdokładniejszy


rozbiór i najw nikliw szą ocenę tej twórczej pracy Boya-
tłum acza dał W acław Borowy w dwóch obszernych stu-
djach, stw ierdzając w sposób niezbicie udokum entow any
jej wartość, zalety, m istrzostwo i oryginalność. W ykazał
on m. in., że przez przekłady Boya „ujaw nia swoją
now ą przebujną siłę i świeżość język polski“. I tu więc
dokonał Boy tego samego zadania, o którem w Słówkach
i z pow odu Słówek poeta sam się wyraził, iż gwarze oj­
czystej „choć jeden przysporzył klawisz“. N ajkapitalniej-
sza w swym całokształcie i w nieprzerw anej ciągłości
kulturalnej, duchem najbliżej związana z odrodzeńczemi
źródłam i klasycznemi, najpiękniejsza z literatur zachod­
nio - europejskich wysiłkiem indyw idualnym Boya zo­
stała nam trw ale przyswojona. Dopiero przyszłość znaj­
dzie w łaściw ą m iarę, aby ocenić, ile i co w niosła Bi-
bljoteka Boya do polskich wartości kulturalnych. Dziś
już niewątpliwe, że wzbogaciła słownictwo literackie
i pom nożyła nasze hum anislyczne tractycje, znakomicie
je rozszerzając dopełnieniem dziejowej myśli europej­
skiej w jej najżyw otniejszych objawach. Mózgiem i Płcią
zatytułow ał Boy zbiór zebranych z przedmów do prze­
kładów swoich studjów i szkiców krytycznych, stano­
w iących razem jedyny w swoim rodzaju, niezrów nany
przew odnik po arcydziełach literatury francuskiej. W tym
sam ym kierunku: ostrzenia mózgów i wyzwalania płci
rozrośnie się krytyczna działalność Boya, w kraczając
rów nież w dziedzinę aktualnych spraw i zagadnień spo­
łecznych. Nie tu miejsce rozstrzygać o wartości i zna­
czeniu Boya jako reform atora kultury prawno-obycza-
jowej, ale sam fakt, że wystąpieniam i swemi wywołał
niebyw ałe poruszenie umysłów, m usi być uznany za 6
ogrom nie dodatni. Co wszakże ciekawsze, iż nawet ci
sami, co nie szczędzili pochw ał tłumaczowi i literackiem u
essayiście, zwrócili się przeciw krytykow i kultury społecz­
nej, aczkolwiek całkowita treść Boya-publicysty była już
jasno w yrażona w jego przekładach i studjach z lite­
ra tu ry francuskiej.
N ajsłuszniej powiedziano o Boyu, że sam jeden sta­
now i całą instytucję kulturalną. Innym jeszcze odrębnym
- 286

działem tej instytucji są recenzje teatralne, znane od


roku 1920 w w ydaniach zbiorow ych pod nazw ą Flirtu
z Melpomeną, od tom u XI-go pod zm iennem i tytułam i
(Okno na świat, 1933; Ludzie i bydlątka). W przedm o-
wie, poprzedzającej pierw szy zbiór tego Flirtu, pisał Boy-
Żeleński: „Pewnego dnia zatelefonow ał do m nie red ak ­
to r Czasu, czybym, w zastępstwie nieobecnego recen­
zenta, nie zechciał się podjąć zdania spraw y z przedsta­
w ienia Molierowskiego Świętoszka. Zasiadłem tedy przy­
godnie w aksam itnym f otelu kry ty ki ; nie śmiem tw ier­
dzić, iżby tą drogą wniknęło zeń we m nie owo światło,
którego idąc do teatru, nie czułem w sobie jeszcze ani
promyiczka; ale spostrzegłem, iż teatr, oglądany pod tym
kątem, z przym usem ujm ow ania i form ułow ania w rażeń,
może stanowić m iłą rozryw kę i zbaw ienną odtrutkę n a
m iazm aty bibliotecznych pyłów, którem i oddychałem w y­
łącznie od lat kilku...“
Tak odniechcenia i z dnia na dzień narodził się
w Boyu-Źeleńskim najśw ietniejszy ze w spółczesnych pol­
skich krytyków teatralnych. Trzeba tu wszak stw ierdzić
odrazu, iż Boy-Żeleński m iał już za sobą wówczas prze­
kład wszystkich dzieł Moliera, jakim zaś był od lat n a j­
młodszych m iłośnikiem i znawcą teatru i jak doskonale
był obeznany (z czytania i ze sceny) z tw órczością
Szekspira, Słowackiego, F red ry czy W yspiańskiego, tego
ze stanow iska krytyka teatralnego niejeden złożyć m iał
dowód.
Nieraz się później zdarzylo; jak choćby w polemice
0 interpretację Jowialskiego F redry, że Boy-Żeleński to­
czył boje piórem z zawodowymi historykam i literatury,
aby dawszy świadectwo rozległej i na tern polu wiedzy,
ukazać przedm iot od nowej strony. Niezwykle żywa
1 wciąż czujna intuicja krytyczna zaw ażyła tu zapewne
tern więcej, iż choć Boy-Żeleński nie odrzuca m aterjału
anegdotyczno-biografioznego, naodw rót, chętnie zeń ko­
rzysta dla poparcia swych wniosków, te ostatnie jed n ak
buduje przedewszystkiem n a bezpośredniem a dokladném
w nikaniu, w czuwaniu :i naw et w żyw aniu się w tekst
utw oru. Ale na tem nie poprzestaje. Odkrywczość b o ­
wiem Boya-Żeleńskiego wypływ a z w ybitnie nowoczesnego
— 287 —

stosunku do dzieła literackiego, bez względu na wiek


i pochodzenie tego dzieła. T a um iejętność aktualizow a­
nia utw orów naw et z odległej przeszłości, ozemu Boy-
Żeleński w ielokrotnie dáje wyraz w przedm ow ach do
przekładów z dawnej literatu ry francuskiej, tem sil­
niej — oczywista — w ystąpić m usiała wobec dzieł, oglą­
danych n a scenie, że teatr, bez względu na swój cha­
ra k te r realistyczny czy wizyjny, m a właśnie dawać złudę
praw dy życiowej w skrócie artystycznej konstrukcji.
I oba te w łaśnie aspekty: życia i sztuki, znalazły w Boyu-
Żeleńskim, jako krytyku literackim i teatralnym , nie­
pospolitego in terpretatora, który runie je łączyć w spo­
sób, zarazem ożywiający sztukę i wydobywający z ży­
cia spraw dziany dla konfliktów o napięciu, wznoszącem
je n a w yżyny sztuki. Tajem nica tej twórczej zdolności
krytycznej jest tajem nicą stylu pisarskiego Boya-Żeleń­
skiego, tak bardzo poryw ającego i zniewalającego, że
wielu pociągnął już za sobą naśladowców, z których
w szak żaden w zorowi nie dorównał.
Skoro m ow a o krytyce teatralnej, zauważyć należy,
iż podobnie jak krytyka artystyczna, poniekąd zaś także
k rytyka literacka, jest to dziedzina, w której dyletantyzm
stał się objawem chronicznym. Bo zresztą trudnoby tu
ustalić jakikolw iek k anon kwalifikacyjny. Jak wogóie
w literaturze. Àie jeśli w twórczości powieściowej czy
poetyckiej naw et największe talenty w ym agają poparcia
w swym rozw oju odpowiednio zristosowanemi studjami,
tem bardziej w krytyce, z tą jednak różnicą, iż przygo­
tow anie potrzebnego zasobu wiedzy i doświadczenia jest
tu sp raw ą podstaw ow ą, skalą i zakresem znacznie prze­
k raczającą w ym agania, wystarczające np. dla historyka
literatury. Zawód zaś krytyka, zwłaszcza w naszych wa­
ru n k ach kulturalnych, jest właściwie tylko amatorstwem.
Otóż Boy-Żeleński, choć tak przygodnie stał się kryty­
kiem, w stąpił n a tę drogę, m ając do niej przygotowanie
wyj alkowo rozległe i wszechstronne. I to jest drugą ta ­
jem nicą jego wysokiej klasy pisarskiej.
P roblem at Boya-Żeleńskiego, jako pisarza, jest skom­
plikow any. N asuw ające się np. łatwo spostrzeżenie, iż
przez w yjątkow o bliskie i trw ałe związki z francuską
— 2 8 8 —

kulturą literacką w niósł on do naszej literatu ry świetnie


przyswojonego ducha tej kultury, nie w ydaje się cał­
kowicie słuszne. L iteratu ra francuska m usiała go, oczy-
wista, pociągać, skoro się jej tak bardzo poświęcał. Ale
kto wie, czy nie był to tylko przypadek, który przy in ­
nych okolicznościach mógł m u był się zdarzyć z jakąś
in n ą literatu rą o rów nie bogatej treści. F ak t ten zapewne
zaważył na rozw oju duchowym pisarza, ale wolno się
raczej dziwić, iż stosunkowo bardzo m ało, i to raczej
powierzchownie, na pewne zw roty stylistyczne, n a nie­
które właściwości składni, na w ydoskonalenie w rodzonej
autorow i lekkości i ciętości pióra, najtrudniej zaś by­
łoby wykazać u Boya-Żeleńskiego wpływ tego pisarza,
którego najwięcej tłumaczył, t. j. Balzaka. O drębność
zaś i samodzielność postaw y intelektualnej Boya-Żeleń­
skiego dostrzeżemy już w Słówkach, choć wywodzących
się od piosenkarzy paryskiego M ontm artre‘u, zauważym y
w jego ocenach pisarzy francuskich, stw ierdzim y z całą
pewnością, w ybierając z jego Flirtu z Melpomeną szereg
recenzyj z utw orów pisarzy polskich. Takie np. rzeczy,
jak o Rostworowskim, bodaj najw nikliw sze oceny k ry ­
tyczne tego dram aturga, lub o Stan. Ign. W itkiewiczu,
w całości jedyne dotychczas studjum o dram atach tego
pisarza, — wcale nie zdradzają jakichkolw iek wzorów
francuskich. To zaś, co Boy-Żeleński pisze o Mickiewi­
czu czy Źmichowskiej, o Słowackim czy Fredrze, o Ba­
łuckim czy Zapolskiej, o W yspiańskim czy Przybyszew ­
skim, dowodzi najjaśniej, jak pisarz ten duchowo zżyty
jest z k u ltu rą polską, jak dogłębnie przeniknięty nią,
jak w szechstronnie z nią współczujący. D ałoby się n a ­
wet zaryzykować twierdzenie, że i n a literatu rę fra n ­
cuską patrzy Boy-Żeleński przez polskie okulary. Do­
wodem choćby dobór utw orów tłum aczonych, przede-
wszystkiem zaś poprzedzające je przedmowy. Poprzez te
polskie okulary patrzą oczy człowieka naw skróś now o­
czesnego, ale naw et w swoich zapałach reform atorskich
żywo przypom inającego tradycje staropolskiej literatu ry
społeczno-obyczajowej. Jest to trzecią tajem nicą stylu pi­
sarskiego Boya-Żeleńskiego i ona to bodaj najwięcej mu
jedna zwolenników, skądinąd zaś prow adzi do rów nie
— 289 —

bezkom prom isow ych w ystąpień, jak to bywało u jego


poprzedników polskich z XVI-go czy XVII-go wieku,
przyczyniając m u niemniej stanowczych wrogów.
Zm iana tytułu w nowym tomie w rażeń teatrálnych
Boya-Żeleńskiego nie jest przypadkowa. O ile dawny ty ­
tuł: Flirl z Melpomeną, był podkreśleniem tej swobody,
z jak ą autor — niby przygodnie — podejm ow ał swe za­
danie, o tyle nowy tytuł: Okno na życie jest świadectwem
zarów no własnej przem iany duchowej pisarza, jak i zmie­
nionego stosunku współczesnej literatury do życia. W dzia­
łalności Boya-Żeleńskiego zaznaczyło się to przedewszyst-
kiem w znanym jego zwrocie do zadań o charakterze pu­
blicystycznym, co odcisnęło rów nież piętno n a jego re­
cenzjach teatralnych. Mimo to, krytyczny stosunek do
zagadnień teatru i literatu ry nic nie ucierpiał. Pogłę­
bienie czy rozszerzenie w idnokręgów życiowych nie wpły­
nęło wcale na zwężenie lub okrojenie wymagań arty­
stycznych. Boy-Żeleński jest nadal, jak był od początku
swej działalności krytycznej, rzecznikiem w artości kul­
turalnych.
M oment konfrontacji literatury i sztuki z życiem był
zresztą u Boya zawsze obecny. Tylko teraz kładzie nań
jakby większy nacisk. Nie potrzeba dodawać, że spraw ­
dzian ten w zastosow aniu Boya otw iera zawsze rozległe
i dalekie, nieraz zupełnie nowe widoki. Tajem nica nie­
zwykle czujnej, żywej, twórczej myśli krytycznej polega
tu nietylko na bystrej obserwacji przem ian społecznych
i obyczajowych, ale i zwłaszcza na obfitym a gruntow nie
pogłębionym zasobie wprowadzanego wciąż m aterjału
historyczno-kulturalnego. Czyni to Boy z właściwą sobie
swobodą i łatwością, więc czytelnik zgoła nie odczuwa
co to za ogrom erudycji, w najlepszym oczywiście r o ­
dzaju, ukryw a się pod błyskam i świetnego dowcipu i cza­
rującej lekkości stylu. Ot, pisarz jakby sobie ucinał
z nam i niefrasobliw ą, rozkoszną gawędę. Tymczasem, co­
raz on uczy nas szerzej patrzyć na świat, głębiej wnikać
w człowieka, dokładniej rozumieć sztukę. Bo, stwierdzić
trzeba znowu, Boy-Żeleński to przedewszystkiem m ora­
lista, w tern samem znaczeniu, jak m oralistam i byli nie­
tylko określani tą nazw ą pisarze XVII i XVIII wieku, ale
Obraz współczesnej literatury polskiej. T. II. . t9
290 —

i wogóle оо najlepsze europejskie um ysły. W szczegól­


ności zaś jest Boy w yjątkow o przenikliw ym , obdarzonym
rzadkim talentem literackim i szerokim polotem m yśli
syntetycznej, rów nie czułym n a przejaw y życia i sztuki,
ale przedewszystkiem i zawsze w alczącym o p ra w a czło­
wieka, tyleż znawcą niepospolitym dusz ludzkich, ile fi­
lozofem kultury.
47.
N eorom antyzm polski w Lym najzwarciej skupionym
okresie, który pod nazw ą Młodej Polski ognisko swoje
m iał w Krakowie, kulm inacyjne natężenie osiągnął
w tw órczości W yspiańskiego. Spotęgowana wola mocy,
prom etejskie poczucie odpowiedzialności za spraw ę na­
rodow ą i m etafizyczna w alka o rząd dusz znalazły w dzie­
łach W yspiańskiego w cielenia szczytowe. W istocie jednak
W yspiański był oderw any od właściwego podłoża kształ­
tujących się w tym czasie nowych w arunków rzeczywi­
stości społecznej, które zaważyły rozstrzygająco na prze­
m ianach narodow ej świadomości. Bo i wogóle, zastana­
w iając się nad charakterem neorom antyzm u polskiego, nie
należy przeoczać, że m usiał się on inaczej urabiać w ró ­
żnych w arunkach bytu gromadnego pod trzem a zabo­
ram i. W arunki te jeszcze dotąd pozostawiły swoiste pię­
tn a n a psychice społeczeństwa polskiego, nawet na struk­
turze duchowej w ybitnych przedstawicieli elity kultural­
nej, u których nieraz zauważyć się dadzą wpływy środo­
w iska i dziedzictwa ze spuścizny po minionej dobie nie­
woli. Tern większe m usiało być ich znaczenie, gdy od­
działyw ały bezpośrednio, będąc nieuniknioną, choć zze-
w nątrz narzuconą rzeczywistością. Kraków, znajdując się
w dzielnicy, korzystającej z większej swobody narodo­
wej a naw et biorącej udział w państwoWem życiu po-
litycznem, m iał jednak i pozatem stanowisko o tyle wy­
jątkow e, że w nim trw ały najświeższe tradycje niezale­
żności i że był on wciąż oazą, dokąd chroniono się przed
prześladow aniam i rosyjskiem i i pruskiem i, gdzie jaw nie
przeciw zaborcom m anifestowano, gdzie tętno życia pol­
skiego zasilało się tchnieniem przeszłości, ale i najsna-
19*
— 292 —

dniej odprężało się, karm iło się złudzeniem wolności, le­


niwiało w kulcie pam iątek i patrjo tycznego frazesu. W ia­
domo, że w łaśnie twórczość W yspiańskiego przeciw sta­
w iała się grobom i słowu, w zywała do czynu. Było to
jednak wołanie o czyn wielki, rzecby można, odświętny.
Tymczasem, pod zaborem rosyjskim dochodzą do
głosu świeże siły, w których tradycyjna świadomość n a ­
rodow a ściera się, przerabia i przeobraża w walce z n a ­
kazami społecznemi; w oparciu o nowy świat pracy, wrogo
przeciw stawiający się kapitałow i, z n atu ry rzeczy szu­
kającem u porozum ienia z każdym rządem państw ow ym ;
w odmiennych w arunkach podziem nej akcji rew olucyj­
nej, przechodzącej szybko kolejne etapy, od działalności
oświatowo-organizacyjnej, poprzez różne form y w alki po­
litycznej i społecznej, aż po w alną próbę sił w ru ch u p o ­
wstańczym roku 1905-go, prow adzonym już n a terenie ro ­
botniczym, gdy najtrw alsze w tej w łaśnie dzielnicy w spo­
m nienia roku 63-go m iały charakter w ybitnie szlachecki.
Nie kto inny wprawdzie, lecz znowu potom kow ie szla-
cłieccy stoją i teraz na czele i w pierw szych szeregach
rew olucji robotniczej. Tak samo w literaturze najm ocniej­
szym głosem tego pokolenia i najczułszem zwierciadłem
jego świadomości narodow ej i społecznej jest Żeromski,
syn szlachecki. Dzielą go od W yspiańskiego nietylko ró ż­
nice indywidualnej struktury psychicznej, lecz bodaj wię­
cej odmienne w arunki, w jakich kształtow ały się jego
osobiste związki z życiem. Gdy więc W yspiański zmagał
się z wizją bytu narodowego o w ym iarach ¡abstrakcyjnych,
Żeromski jasno widział rzeczywistość społeczną, a ze
swoim snem o szpadzie, łączył zawsze niem niej głęboko
wyczuty sen o chlebie.
Obaj naczelni przedstawiciele W ielkopolski w litera­
turze neorom antycznej : Kasprowicz i Przybyszewski,
uczestniczyli w praw dzie w polskim ruchu robotniczym na
Górnym Śląsku, przeniósłszy się wszakże do Galicji a bio­
rąc żywy udział w krakow skiej Młodej Polsce, stają się
przedewszystkiem wyrazicielami indywidualizm u, opartego
o mocne poczucie odrębności człowieka, przeciw staw iają­
cego się gromadzie i światu, o praw a w łasnej duszy to­
czącego bój metafizyczny z Bogiem.
Я Ш . ■ ... ;■ \ ' i / ’ л - 1; '

—- 293 ~

Rozszerzając pogląd na całość literatury polskiej


z początku XX-go stulecia, łatwo zauważyć, że najbardziej
w niej uderzającym objawem jest właśnie kult tw ór­
czego indywidualizmu. Hasło niezależności sztuki wytwo­
rzyło typ artysty, który poczuł się wyzwolony z więzów
doktryny społecznej a wyższym ponad kategorje życia gro­
madnego. Ale w arunki życia narodowego w niewoli nie
dopuszczały do estetycznego kwietyżmu, który nie mógł
być ani trw ałym , ani powszechnym. Równolegle z potę­
gowaniem się poczucia swobody twórczej artysty występu­
jący czynnik entuzjazm u przeciw staw ia s,ię ideologji po­
zytywistycznego pogodzenia z życiem nietylko pod hasłem
sztuki, ale zarazem wr imię walki o najszerzej pojm ow aną
wmlność. W ytw arza się atm osfera irracjonalnego napięcia
uczuciowego, w której żądza dotarcia do absolutu sprzy­
m ierza się z oczekiwaniem czegoś niesłychanego, nadzwy­
czajnego. „Poprzez całą Młodą Polskę — pisał Rrzozowski
w studjum o Żeromskim z roku 1904 — wypowiada się
jedno zasadnicze dążenie: znalezienia czy też odzyskania
najgłębszych źródłisk mocy duchowej, zdobycia podstaw
dla życia, zdobycia świętości, w której zestrzelićby się m o­
gły wszystkie dusze i na um iłow aniu której zaw isnąć“.
Na takiem podłożu duchowem, którego literatu ra
i wogóle sztuka była tylko jednym z objawów, choć
w szczególnych w arunkach życia narodowego w niewoli
objawem w yjątkow o doniosłym, dojrzew a też myśl spo­
łeczna o czynnej w'oli, świadomie organizującej swój świat
drogą w alki i pracy. Potrzeba ruchu m oralnego przenosi
się ze sfery jednostki n a teren stosunku jednostki do
ogółu. W polskiej literaturze znaczy się to nowym prze­
łomem ku neorealizmowi, pow stającem u po przegranej
rew olucji roku 1905-go, ale pow strzym anem u czasem wiel­
kiej wojny, aby zasilony w nabyty stąd zasób doświadczeń
życiowych, w następstw ie tern wszechwładn 1ej się roz­
wijał. Ów przełom w yraził się najpełniej w twórczości
STANISŁAWA RRZOZOWSKIEGO (1878—1911, pseud.
A. Czepiel), którego Legenda Młodej Polski, w ydana
w roku 1909, stanowi datę, zam ykającą polski neoro-
mantyzm.
- 294

Postać Brzozowskiego jest najgłębiej tragiczna. Może


właśnie dlatego to przesilenie m oralne polskiej świado­
mości duchowej zaznaczyło się w jego dziełach z taką
ogromną siłą. Jako dwudziestoletni student uniw ersy­
tetu warszawskiego, cieszący się dużem zaufaniem wśród
kolegów, bardzo popularny i łubiany, Brzozowski w ybija
się odrazu ruchliw ością i żywością swego niepospolitego
umysłu. W ychowany jednak w najniekorzystniejszych w a­
runkach życiowych i rodzinnych, a z n atu ry m ało o d ­
porny i łatwo podlegający nieopanow anym odruchom , nie
posiadał równej swemu umysłowi siły charakteru. Samo­
wolne użycie powierzonych mu pieniędzy stow arzyszenio­
wych w nagłym w ypadku na potrzeby chorego ojca i nie­
ostrożne, pod wpływem załam ania psychicznego, złożenie
zeznań, gdy był więziony w sprawie tajnego Tow arzystw a
Oświaty Ludowej, aczkolwiek zainteresow ani, uznawszy
okoliczności łagodzące, wybaczyli je m łodem u koledze, za­
ciążyły na późniejszych losach Brzozowskiego z fatali-
styczną mocą. Ciężko mu przyszło odpokutow ać za te
młodzieńcze winy, gdy wywleczono je następnie i rozdm u­
chano, aby użyć za argum ent w walce politycznej prze­
ciw niewygodnemu działaczowi. Ale oczekiwały go przej­
ścia znacznie boleśniejsze i dotkliwsze, tęm bardziej, że —
jak się dopiero teraz stwierdza — zupełnie niezasłużone.
Oskarżono go mianowicie o szpiegostwo n a rzecz ro sy j­
skiej „O chrany“ politycznej, sąd zaś party jn y który się ze­
b rał na żądanie Brzozowskiego, spraw y ostatecznie nie
rozstrzygnął. Aczkolwiek sprawę zawieszono z pow odu
braku dowodów, czyli tem samem oskarżenia nie utrzy­
mano w mocy, tendencyjne jednak dla celów p artyjnych
odroczenie w yroku, którego, mimo dopom inania się o to
z wielu stron i opublikow ania licznych dowodów, za­
przeczających możliwości tej winy Brzozowskiego, a oba­
lających argum ent wiarygodności oskarżyciela, dotąd nie
wydano, m usiało być dla Brzozowskiego ciosem m oral-
иут? głęboko znaczącym ślad w jego organizacji psychicz-
ne.i- ^yjńc przytem pod grozą rychłej śmierci n a gruźlicę
płuc, na którą cierpiał od czasu więzienia w Cytadeli
i z tego pow odu już od roku 1898 przeryw ać m usiał sw oją
pracę wyjazdam i kuracyjnem i do Otwocka, Zakopanego
— 295 —

і N ervi a w końcu n a stałe zamieszkać we Florencji, —


przez ostatnie trzy lata życia, po owej spraw ie o szpie­
gostwo, Brzozowski oddaje się gorączkowej pracy: z w y­
tężeniem studjuje literaturę angielską, kształci się w tym
języku, aby m óc bezpośrednio obcować z najtrudniejszem i
dziełami poezji i filozofji, pisze i w ydaje główne swe
dzieła krytyczne, filozoficzne i powieściowe, wreszcie po­
dejm uje studja do zam ierzonej, ale już niewykonanej^
książki o Słowackim. U m arł w 33-tym ro k u życia, lecz
w ciągu niespełna 10-ciu lat samodzielnie przeorał i prze-
traw ił wszystkie ważniejsze, w tern rów nież mniej znane,
dzieła literatury i filozofji polskiej, rosyjskiej, niem iec­
kiej, francuskiej, włoskiej i angielskiej; n a tej podstaw ie
w prow adził czytelnika polskiego, najczęściej poraz pierw ­
szy, w krąg nowoczesnej m yśli i kultury europejskiej od
rom antyzm u do początku XX-go wieku; o każdej rzeczy,
po gruntow nem jej zbadaniu, m iał sąd w łasny i przenik­
nięty w yjątkow em poczuciem odpowiedzialności myślowej
i m oralnej; w niebywale żywotny sposób zainicjow ał
i przeprow adził dyskusję publicystyczną nad szeregiem
doniosłych zagadnień kulturalnych; rozszerzył niepom ier­
nie w idnokręgi polskiej m yśli krytycznej i filozoficznej;
stworzył w Polsce ruch um ysłow y w zam ierzonym kie­
ru n k u ; założył podw aliny pod polską filozofję pracy; wy­
w arł silny wpływ na w spółczesnych; w yw iera go nadal
temi kilkunastom a tom am i pism, które są nietylko trw ałą
puścizną niepospolitego, w swoim rodzaju wręcz genjal-
nego um ysłu, lecz m ają wciąż aktualne znaczenie i za­
chow ają je jeszcze na długo, nabrzm iałe — mówiąc sło­
wami M arjana Zdziechowskiego — „pierw iastkiem życia,
który odm ładza starych a m łodym podw aja siły“. Jak ą
zaś w tym sam ym czasie przebył sam drogę w ewnętrznej
pracy duchowej i odrodzenia m oralnego, świadectwem
w yznanie księdza włoskiego, który, wyspowiadawszy Brzo­
zowskiego przed śm iercią, w yraził się do otoczenia, że
um iera „święty“.
„N ikt z pisarzy naszych w ostatnich czasach — pi­
sał Jan Sten już w ro k u 1905 — nie zaznaczał tak do­
bitnie, tak nam iętnie praw ie swej odpowiedzialności przed
życiem, nikt silniej w walce słów nie odczuwał — w alki
— 296

idei, w walce myśli — walki dusz i czynów — jak Stani­


sław Brzozowski“.
Było to powiedziane na podstawie działalności Brzo­
zowskiego ledwo trzyletniej, w praw dzie już po jego kam-
panji publicystycznej przeciw Sienkiewiczowi i Miriamo-
wi-Przesmyckiemu, ale zanim wyszły jego główne dzieła:
Współczesna powieść polska (1906), Współczesna k rytyka
literacka w Polsce (1907), Kultura i życie (1907), Pło­
mienie (1908), Legenda Młodej Polski (1909), Idee (1910),
Sam wśród ludzi (1911), oraz wydane po śm ierci p i­
sarza Glosy wśród nocy (1912), studja o Stan. W yspiań­
skim (1912), Pamiętnik (1913) i fragm ent Książki o sta­
rej kobiecie (1914).
W czasie sądu partyjnego nad Brzozowskim, w roku
1908 napisał o nim Karol Irzykowski, że dla tjmh, „którzw
żyją w atmosferze idei Brzozowskiego..., jego słowa przy­
spieszały oddech w piersiach i wydzierały z serc p rzy ­
sięgi tajem ne“. „W całej Polsce niem a n a razie nikogo,
któryby wobec Brzozowskiego mógł zająć stanow isko
szersze czy wyższe, zam iast uczyć się od niego. Przeciw nie:
jego praca stała się już powoli, pocichu, ale organicznie,
mocą praw dy swojej ośrodkiem pracy innych; pracujem y
w jego płaszczyźnie, kontynuujem y jego problem aty, uży­
wamy nawet jego zwrotów “. Potem Irzykow ski odszedł
od Brzozowskiego, różniąc się z nim w poglądach filozo­
ficznych, ale i w późniejszem studjum, napisanem w roku
1911, stwierdza: „Często cytowane zdanie jego, że myśl
polska pow inna się. stać szpadą i lemieszem, przystaje
bardzo dobrze zwłaszcza do działalności Brzozowskiego n a
polu krytyki literackiej. Może nie każde pchnięcie jego
szpady było trafnie wymierzone, ale zato lemiesz jego
przeorał polską duszę literacką do szczętu. Nie było
spraw y literackiej, w którejby on nie zabrał głosu; nie
było pisarza polskiego, którego roliby nie określił, m ając
zawsze na oku jego funkcję społeczną, choćby bardzo
ukrytą i nieskoordynow aną z oficjałnemi objaw am i życia
n arodu“.
Również wobec sądu partyjnego, Ostap O rtw in n a :
pisał o Brzozowskim, że „jego bogaty szereg dzieł w prost
przełomowych stał się dla twórczości nowego pokolenia
— 297 —

młodej Polski m om entem zw rotnym w kierunku um ysło­


wym, punktem w yjścia dla m nóstw a niespodzianych za­
gadnień i zadań tw órczych“.
Z pow odu Legendy Młodej Polski B ronisław Chle­
bowski, historyk literatu ry starszego pokolenia i w za­
sadzie innych zapatryw ań, w yraził się, że „skoncentro­
w ana w dziele Brzozowskiego sum a energji duchowej, zu­
żytej na przem yślenie, przeżycie jego rozdziałó\y, będą­
cych zarazem kartam i duszy samego tw órcy — pozwala
do niego zastosować zasadę, przyjętą w ocenie zasług wo­
jowników, spełniających w tw ierdzy oblężonej służbę, wy­
m agającą ciągłych, gorączkowych, heroicznych wysiłków“.
„P racą potężną myśli doszedł on do zespolenia się, zbra­
tania, z dwom a ta k pięknym i, bogatym i i podniosłym i du­
chami, jak N orw id i W yspiański, a do pokrew ieństw a
w dążeniach, sile przekonania i wymowy, żarliwości
0 przyszłość narodu, z Modrzewskim, Skargą, Staszicem,
M ochnackim i Szujskim “. Dziejowe znaczenie Legendy
Młodej Polski zestawia Chlebowski z pojaw ieniem się
w roku 1785 Uwag Staszica, porów nując nadto treść
1 form ę obu tych dzieł, pokrew nych „bezpośredniością
w udzieleniu ogółowi przeżyć i odczuć w łasnej duszy, go­
rącem um iłow aniem dobra przepojonej i tchnącej energją
podniecającą do czynu“.
Cytowany wyżej M arjan Zdziechowski przytacza
słowa Ignacego Baranowskiego: „Odkąd czytam Brzozow­
skiego, narodziłem się nanowo, jestem nowym czło­
w iekiem “.
W rew izjonistycznem z roku 1918 studjum Em ila
B reitera o Brzozowskim czytamy: „Był czas w Polsce,
kiedjr książki jego staw ały się osobistem przeżyciem każ­
dego myślącego Polaka, niem al katechizmem młodego po­
kolenia“.
Lecz w kilka lat później Stanisław Baczyński, przed­
stawiciel myśli krytycznej pokolenia powojennego, stw ier­
dza znowu, że Brzozowski „poprzez zamęt przeszłości
związał swoją m yśl z teraźniejszością naszą, stw orzył o p ar­
cie dla wszelkiej nowej pracy twórczej pokoleń idących“.
Z krytycznym objektywizmem oceniając w gruntow -
nem studjum z roku 1933 rozwój ideologji Brzozowskiego,
— 298

Bogdan Suchodolski wskazuje „praw dziw ą aktualność


Brzozowskiego-moralisty, który, walcząc z fetyszami myśli
i wyobraźni, uczył rzetelnej postaw y w obec w łasnych
przeżyć psychicznych i przekonyw ał o istnieniu zasadni­
czego związku między etyką a myślą, sztuką i życiem oo~
dziennem“.
W iadomo zresztą, iż w chwili obecnej zainteresow anie
Brzozowskim w zrasta i rozszerza się, jego myśli, idee
i sądy znajdują silny oddźwięk w pow ojennych pokole­
niach różnych obozów, jego pism a nie straciły w naszych
oczach żywych barw , świeżego blasku i tętniącego w nich
n u rtu duchowego. Przypom nieć w arto jeszcze jedno zda­
nie wcześniejsze, napisane w roku 1912 przez zajm ującego
inne stanowisko Adama Grzymałę-Siedleckiego, który w y­
raził się o Brzozowskim, że „był to pośród nas, krytyków ,
najbogatszy dar myślenia. Jego n a tu ra oddychała m yśle­
niem; żywiła się docieraniem do ostatecznych konkluzyj“.
Dodać tu m ożna odrazu, iż właśnie dzięki temu, że Brzo­
zowski pisał zawsze tylko to, co sam najgłębiej przeżywał,
jego dzieła zachowały niezm niejszoną siłę oddziaływ ania
na nasze umysły. Słusznie bowiem zauważył Sten już
w roku 1905, że do rozum u trafia Brzozowski — d ro ­
gami serca.
Stw ierdzając tę rom antyczną postaw ę indyw idual­
ności Brzozowskiego, stajem y wobec kardynalnego zagad­
nienia jego twórczej myśli, której nie tylko wytyczonym
celem, lecz najpraw dziw szą istotą, nieuchronną potrzebą
życia, nigdy nieopuszczającą troską, było poszukiw anie
zdobywanego w łasnym trudem poglądu n a świat, w któ­
rym znalazłoby się rozum em dające się ogarnąć rozw ią­
zanie konfliktu między metafizycznym głodem odczuwa­
nego w ew nętrznie irracjonalnego dążenia do osobistej
swobody a tw ardą koniecznością społecznego poznania,
nakazującego podporządkow anie jednostki organicznym
prawom gromady, niw elującym wszelkie różnice duchowe
obowiązkiem pracy fizycznej, stwarzającej jedyne realne
w artości w stosunku człowieka do przyrody. Zagadnienia
tego Brzozowski sam dla siebie rozstrzygnąć nie zdołał.
Choć wyszedłszy z socjalizmu, w uniw ersalizm ie katoli­
cyzmu dostrzegał wkońcu najlepsze rozw iązanie w szyst­
і
— 299 —

kich wątpliwości, ale jasno zdając sobie z tego spraw ę na


drodze rozum ow ania, czuł nadto potrzebę potw ierdzenia
wewnętrznego przez poznanie religijne. N a ostatnich k a rt­
kach Pamiętnika, pisanego wyłącznie dla siebie, zanoto­
wał: „Każda w iara w zbawienie człowieka m usi być u n i­
wersalna. Katolicyzm jest nieuchronny. N ieuchronnym ,
w samej idei człowieka zakorzenionym faktem jest kościół.
Człowiek jest niezrozum iałą zagadką bez kościoła. Życie
ludzkie jest szyderstwem i igraszką, jeśli kościoła niem a“.
W jednym zaś z ostatnich swoich studjów napisał: „Re-
ligja jest płaszczyzną ostatecznego i bezpośredniego w i­
dzenia; tu trzeba patrzeć już prosto w oczy każdem u fak­
towi i każdej właściwości życia“. Otóż, osiągnąwszy istot­
nie zdolność takiej religijnej postaw y wobec życia, zna­
lazłszy w niej jedyne możliwe oparcie dla swego filo­
zoficznego poglądu na świat, nie zdobył, przynajm niej do­
tąd, dopóki jeszcze mógł nam to był wyznać, owej pew­
ności, k tó rą daje stan łaski Boskiej. Jego w yostrzony
i czujny zmysł krytyczny żądał racjonalnego prześw iad­
czenia, choć w łasnym rozum em najdokładniej pojmował,
że jest to już spraw a wyłącznie mistyczna. Znam ienne pod
tym względem są słowa ostatniego listu Brzozowskiego do
W itolda Klingera, pisanego na krótko przed śmiercią:
„Gdyby katolicyzm taki, jakim jest — jako nauka, m o ral­
ność, system sakram entalny, pojm ow anie przyrody,
m iejsca człowieka w bycie — nie był jednocześnie fak­
tem nadprzyrodzonym , wym agającym żywego poczucia
udziału w tym fakcie, byłbym katolikiem, gdyż rozumowo
nietylko on m ię zadaw alnia, ale ciągnie z dniem każdym
silniej; jest to jednak siła logiczna argum entów przekony­
wających, nie żadne osobiste działanie z mojej strony; nie
umiem sobie dać rady z tym faktem... nie potrzebuję m ó­
wić, że nie stałem się wielbicielem istniejącego Kościoła...
że swoboda działania, żądza praw dy i poznania nie kapi­
tulują we mnie, lecz one w łaśnie i, niestety,'tylko one p ro ­
w adzą m ię do katolicyzm u; żyję w całkowitej rozterce
duchowej i nie um iem przewidzieć, dokąd mię zapro­
wadzi w łasna m oja praca... ciągle i nieustannie obraca
się (we mnie) jakieś koło rozpędowe, które zam yka
wszystko... w sylogizm o tym właśnie, a nie innym sensie...
m
- 300 —

pomimo wszystko jestem zimny, i mózg jest najgorętszą


częścią istoty mojej... W idać jnż wystygło we mnie
wszystko, i muszę oswoić się. z dziw ną i straszną rolą
człowieka, „widzącego praw dę“, lecz niezdolnego przejąć
się nią, by to widzenie mogło go zbawić“.
„Ojczyzna m oja — czytamy w Płomieniach — jest
wszędzie, gdzie jest m yśl“. Atoli n a kształtow anie się świa­
domości intelektualnej Brzozowskiego w pływ rozstrzyga­
jący w ywarło poznanie dzieła Marxa, n a którego podsta­
wie urabia Brzozowski w łasny socjalistyczny pogląd na
świat, przeobrażony następnie i pogłębiony pod w pły­
wem P roudhona i zwłaszcza Soreła. G runt przygotow ała
wczesna, za czasów nauki w gim nazjum niem irow skiem ,
lektura pisarzy rosyjskich. Pisarew zaszczepił mu po­
stulat w alki z autorytetam i. Michajłowskij w yrobił w nim
postawę ascetyzmu życiowego i przejął go religijnym sto­
sunkiem do spraw y społecznej. Zwłaszcza jednak Bie­
lińskiego wspom ina później, jako najukochańszego n au ­
czyciela swej młodości. Bielinskij oddziałał n a Brzozow­
skiego także psychicznie, wpoił weń właściwość swoją,
abj" tę sam ą myśl wciąż czytelnikom pow tarzać, podcho­
dzić do niej z różnych stron, wskazywać ją nieustannie,
potęgować w rozlicznych przenośniach, utrw alać w p a ­
mięci za pomocą aforyzmów. Myślą tą jest u Brzozow­
skiego socjalizm, ale pojęty jako z a k o n p r a c y .
Brzozowskiego filozof ja pracy stanow i dziś n a jb a r­
dziej atrakcyjną siłę jego poglądów i pism. Pod tym wzglę­
dem Brzozowski najlepiej odpowiada obecnym prądom
kulturalnym . Jest to też istonie główna idea przew odnia
całej jego twórczej działalności, w której jednak darem ­
nie byłoby szukać ustalonego systemu, ale w brew nieja­
kim pozorom, linja przekonań Brzozowskiego nie przed­
stawia poważniejszych odchyleń. Między jej punktem
wyjścia a momentem, w którym uryw a ją przedw czesna
śmierć myśliciela, niem a różnic zasadniczych, aczkolwiek
zachodzą naw et znaczne zmiany w szczegółach. Nie tu
miejsce na przedstaw ianie rozw oju ideologji Brzozow­
skiego. Zagadnieniem tern obszernie i sum iennie zajął się
Bogdan Suchodolski w swej książce o Brzozowskim, do­
kąd się odsyła. Suchodolski zwrócił też uwagę n a związki
— 301 -

ideowe Brzozowskiego z jego polskim i poprzednikam i,


wskazał liczny ich szereg i wyznaczył pokrew ieństw a
i różnice. Nas tu obchodzi najwięcej stosunek Brzozow­
skiego do własnego pokolenia. „Ten — reasum uje Su­
chodolski w yniki swego studjum — surow y sędzia grze­
chów Młodej Polski, jej lirycznych zakłam ań, nastrojo-
wych słabości i psychicznych łatwizn, był przecież synem
swej epoki, w iernym jej zawsze wówczas, gdy nie uchy­
lała się od obowiązku spełnienia zadań wychowawczych,
jakie w ykonane być powinny. I dlatego — mimo wszelkie
różnice i odrębności — godził się z poezją W yspiańskiego,
będącą najgłębszym w yrazem ideowych potrzeb i dążeń
pokolenia, które czuło się słabe, a pragnęło wytworzyć
zahartow any typ nowoczesnego P olaka“.
Brzozowski, już wcześniej przez Nowaczyńskiego n a­
zwany „heroicznym publicystą“ i „Mochnackim naszych
.czasów“, chciał być przedew szystkiem pedagogiem spo­
łeczeństwa polskiego. On sam, gdy zetknąwszy się bliżej
z lite ra tu rą angielską, znalazł w niej atm osferę indyw i­
dualnego h a rtu i społecznego obowiązku, jaką przez całą
sw oją działalność szczepił na gruncie polskim, — w w y­
znaniach pryw atnych stwierdzał, że w jego pism ach był
ton kaznodziejski a naw et demagogiczny. Od tonu tego
już po Legendzie wyzwala się. Ale mimo to, jeszcze na
kilka miesięcy przed śmiercią, notuje w Pamiętniku: „Mój
Boże, mój Boże! dlaczego nie mogę pracow ać jakbym
mógł, bo mógłbym: Zmieniłbym c h a r a k t e r polskiej li­
teratu ry na całe pokolenia i byłbym szczęśliwy, ale m u­
szę żyć w ciągłym b rak u książek i dręczyć się w yrzutam i
sumienia, gdy się kształcę zam iast pisać“.
Już w roku 1906 we Współczesnej powieści polskiej,
w rozdziale o Bolesławie Prusie, którego przodownicze
znaczenie bodaj on pierw szy n ależyeie ocenił, pisał Brzo­
zowski, iż m ylą się „ci, którzy przypuszczają, że dość
jest być zdeklasowanym szlachcicem, lub mieszczaninem,
aby stać się już przez to samo pow ołanym przedstaw icie­
lem pracy i jej potrzeb. W ostatnich szczególniej cza­
sach za podstaw ę do sądu o praktycznem stanowisku czło­
w ieka służyły wygłaszane przez niego negacje. Dość było
w ym yślać ugodowoom, by býé patrjotą, kląć na k apita­
— 302 —

lizm, aby być socjalistą, kląć na księży, by być w olnom y­


ślicielem. Jako człowiek, który tę chorobę przebył grun­
townie, a naw et z entuzjazmem, mogę m ówić o niej ze
znajom ością rzeczy. N egacja byw a bardzo dogodną form ą
próżniactwa. To też dobrzeby było, aby socjaliści polscy
pojęli, że socjalizm jest to światopogląd praktyczny p ra ­
cowników, że zrozumienie pracy, rozkochanie się w niej
stanow i jego podstawę. U nas z konieczności wchodzi
się w socjalizm przez politykę, nie jest to jed n ak n a tu ­
ra ln a droga“.
Dla Brzozowskiego idea pracy była oparciem dla tw ór­
czej, pozytywnej postawy życia. Z całą stanow czością w ie­
lokrotnie w rozm aity sposób pow tarzał, iż chodzi o to „nie,
jak m am myśleć, ale jak m am żyć“. Socjalizm był więc
dla Brzozowskiego nadewszystko, jeśli nie wyłącznie, za­
gadnieniem m oralnem . A w swem dążeniu do krańcow ych
konsekwencyj, Brzozowski pod p racą rozum iał tylko p racę
fizyczną. „Nowy kurs dem okracji — pisał w Głosach
wśród nocy — polega na zerw aniu z założeniam i intektual-
nemi i sentym entalnem i praw człow ieka“. „Pojaw ienie
się — czytamy tamże — świadomej i dążącej do całkow i­
tego wyzwolenia pracy klasy robotniczej jest czynnikiem,
który potężnie zmienia w arunki istnienia i życia, nade­
wszystko zaś sumiennego życia innych klas“.
T aka była podstaw a w alki Brzozowskiego z ro m an ­
tyzmem i z jego odrodzeniem w Młodej Polsce, z tych
samych przesłanek ideowych w yrosły jego wcześniejsze
kam panje, w roku 1903 przeciwko Sienkiewiczowi, jako
pisarzowi, w którego ideologji sytego m ieszczaństw a w i­
dział niebezpieczeństwo, zagrażające rozleniw ieniem i gnu­
śnością, oraz w roku 1904 przeciwko M iriamowi, w któ­
rego Chimerze dogłębnie zaniepokoił go' program este-
tyzmu, jako ucieczki od twórczego życia społecznego
i przed odpowiedzialnością za rzeczywistość. W Legendzie
Młodej Polski stw ierdza Brzozowski: „nie idzie m i o k ry ­
tykę estetyczną, boi na tę tu nie m am m iejsca, lecz o du­
chową stru k tu rę“. Ten czynnik walki o m o raln y ch arak ter
twórczości artystycznej zapraw iał wszystkie jego pism a
krytyczne o literaturze polskiej ostrym tonem bojowym,
— 303 —

który nieraz przechodzi w krańcow ą bezwzględność pam ­


fletu. Ale wtedy, gdy Brzozowski m ów i 0 pisarzach, w któ­
rych znajduje ducha pokrewnego swej własnej postaw ie
życiowej, z płom iennym entuzjazmem kreśli swe nieraz
świetne, zadziwiające wnikliwością jasnowidza, przeko­
nyw ające bystrością lapidarnie sform ułowanych spostrze­
żeń, narzucające się sugestywnością tem peram entu p isar­
skiego, wręcz mistrzowskie charakterystyki psychologicz-
no-etyczne. Miał jednak Brzozowski również ogromnie
wyczulony zmysł estetyczny, który naw et w stosunku do
Sienkiewicza nie pozwolił m u przeoczyć wielkiego w nim
m istrza sztuki powieściowej. Bzadziej zdobywał się na
objektywizm oceny, jak np¡. w wybornej sylwetce ducho­
wej Zapolskiej. Gdy zaś ponosiła go idea, której ograniczo­
nym spraw dzianem m ierzył wielorakie wartości, stawał się
wówczas niespraw iedliw ym aż do zaślepienia. Zwłaszclza
wówczas, gdy było to nieświadomym bojem wewnętrznym
z sam ym sobą. Taki charakter m a przedewszystkiem jego
kam panja przeciw romantyzmowi, przy ozem nieporozu­
m ienie zostało tu nadto pogłębione przez zastosowanie do­
świadczeń 'Obcych, niewspółm iernych z polskim stanem
rzeczy i odrębnem i w arunkam i jego rzeczywistości dzie­
jowej. Bozpęd satyrycznego krytycyzmu ustępował w Brzo­
zowskim, gdy staw ał wobec twórczości obcej, z której po­
znaw ania spowiadał się na gorąco przed czytelnikiem pol-
kim, aby m u jaknajprędzej odkryć źródła nowych zaczy­
nów twórczych. Obok zaś idei pracy, drugą pasją Brzo­
zowskiego była europejskość. Gzem jest się wobec świata
pracj" i. ja k się wygląda na m iarę cywilizacji europejskiej,
oto były spraw dziany sądów Brzozowskiego. Stosował je
i do siebie. Zresztą wszystkie jego pism a były jakby pam ię­
tnikiem naw skróś osobistym. Ten spowiedniczy charakter
tw órczości literackiej Brzozowskiego wiąże się najściślej
z atm osferą Młodej Polski, której był on synem nieodro­
dnym. Fakt ów najwymowniej potw ierdza własne jego
wyznanie: „ L i t e r a t u r ę p o l s k ą k o c h a m m i ł o ś c i ą
ś m i e r t e l n ą ; w ie rz ę w jej o lb rz y m ie zadanie,
w s i ł y , k t ó r e o n a j e d n a u »n a s z o r g a n i z o w a ć
m o ż e “. W Płomieniach zaś ustam i swego bohatera taka
- 304 -

złożył hołd językowi polskiem u: „N iechby ktokołwiek-


bądź i niechby cokolwiekbądź mówił, byle w naszej roz-
słonecznionej, uśm iechniętej mowie“.
Tę najgorętszą miłość, piastow aną jako n a jta jn iej­
sza tęsknota, Brzozowski, jednak tłum ił w sobie, widząc
przed sobą ważniejsze zadania. Świadomie zabijał niepo­
spolitego twórcę, aby pełnić m isję wychowawczą. Był
to również rodzaj mesjanizmu, „ale — jak określił M arjan
Zdziechowski — ideę m esjanizm u Brzozowski wziął re ­
alistycznie i z w y ż y n romantycznego m arzenia ściągnął
ją na tw ardy grunt codziennej, tw ardej w alki z życiem“.
I dla tej potrzeby głosił też filozofję ¡ascezy życiowej, spotę­
gowanej we w łasnem odczuciu i zahartow anej w tw ardej
szkole osobistych doświadczeń. Z tego podłoża uczucio­
wego w yrasta a z ideologją świata pracy najściślej się
wiąże głoszony przez Brzozowskiego obowiązek surowej
m oralności płciowej, co znajduje rów nież w yraz w czę-
stym pow rocie do wątku pożycia małżeńskiego, wielo­
stronnie przedstawionego na różnych przykładach w po­
wieści: Sam wśród ludzi. Stosunek Brzozowskiego do ko­
biety był naogół bardzo krytyczny, gdyż w niej dostrzegał
przedewszystkiem w ybujałość czynnika erotycznego, acz­
kolwiek przedstaw ił też inny typ kobiety, będącej ofiarną
tow arzyszką i w spółpracow nicą w walce o nowe form y
życia. N a ujem ny sąd o kobiecie w płynąć u Brzozowskiego
mogły w spom nienia o własnej matce, z czego zwierza
się w Pamiętniku, choć w świetle fragm entu Książki
o starej kobiecie spraw a ta się komplikuje. Gdy się m ów i
„ t y l k o m atka“, jak widnieje w nagłówku jednego z roz­
działów tej powieści, można to również w yrazić przez
„ w ł a ś n i e m atka“. Opowieść zaś o tej matce, w ydającej
sąd nad tymi, którzy jej syna zabrali, należy do n ajsil­
niejszych ustępów w twórczości powieściowej Brzozow­
skiego, a stanowi jedną z najpiękniejszych k art w litera­
turze polskiej z doby narodow ej niewoli. U Bzozowskiego
zresztą zagadnienie rodziny zostało raczej pominięte. Bo-
dziną jego ideową była ludzkość pracująca, albo ściślej
Polska pracująca, gdyż według Brzozowskiego: „ n a r o d y
są j e d y n em i o r g a n a m i d z ie j o w e g o d z i a ł a n i a
p s y c h i k i i czysto ludzka, m iędzynarodow a płaszczy­
— 305 -

zna kulturalnej inteligencji jest złudzeniem“. „Wierzę —


pisał tamże w roku 1909 z powodu Kryzysu w litera­
turze rosyjskiej — i jestem przekonany, że E u r o p a ,
l u d z k o ś ć nie są czczemi słowami, lecz wierzę też, że
m ożna działać w nich i dla nich tylko przez swój n a ­
ró d “. Tak samo pracę jednostki w iązał Brzozowski n a j ­
ściślej z jej środowiskiem społecznem, a psychikę czło-
w ieka — zgodnie ze swoją filozof ją czynu — wywodził
nie z abstrakcyjnego poznania myślowego, lecz z gruntu
rzeczywistości życiowej, której w arunki stanow ią o ra ­
cji istnienia. „Życie każdej jednostki — mówi Brzozow­
ski — jest, niezależnie od tego, co myśli ona o niem
i o samej sobie — całkiem określonym, całkiem kon­
kretnym procesem biologiczno - ekonomicznym“. N a tern
tle dochodzi do zasadniczej różnicy poglądów teorjopo-
znawczych między Brzozowskim a Irzykowskim, k ra ń ­
cowo intelektualistycznym alchemikiem duszy ludzkiej.
Nie przeszkadza to, że w łaśnie Irzykowski w książce
p. t. Czyn i słowo dał dotąd najlepszą charakterystykę
twórczości Brzozowskiego i najgruntow niejszy rozbiór
krytyczny jego filozofji.
Pow iedział Brzozowski o swoich książkach, że „są
zawsze system atem wezwań i podniet intelektualnych:
że nie m ają gotowej treści i napróżnoby jej w nich ¡szu­
kał. Moją rzeczą jest czytelnika tak zaskoczyć, usytuo-
wać, by, jeżeli chce on zgody z sobą i życiem, m usiał
myśleć i znaleźć m niej więcej te myśli, o które mi cho­
dzi“. W yjaśnienie to dowodzi czujnego autokrytycyzmu,
z jakim Brzozowski um iał trafnie określić charakter
w łasnej twórczości. W ynikał on jednak nietyle zapewne
ze świadomego w tym kierunku zamiaru, ile z rodzaju
pracy myślowej Brzozowskiego, którą odkryw ał przed
czytelnikiem w jej staw aniu się. Ale zgadza się to rów ­
nież z filozoficzno-etycznym poglądem Brzozowskiego na
świat, z temi jego w skazaniam i, aby nie zasklepiać się
w złudzeniu świadomości, upraszczającej obraz rzeczy­
wistości do form y gotowej, skończonej, lecz pojmować
go wciąż w jego dram atycznem działaniu, ze stanow i­
ska twórczego, czynnego, dynamicznego stosunku czło­
wieka do życia. Gdy n a schyłku swego krótkiego życia
Obraz współczesnej literatury polskiej. Т. П.
20
— 306 -

zastanaw iał się Brzozowski nad zam ierzonem i pracam i,


zapisał w Pamiętniku rozmowę w ew nętrzną z w łasnem
sumieniem: „Dzień po dniu zbieraj fakty, ucz Się two­
rzyć je z własnego w nętrza, rozszerzaj łączność swą
i pokrew ieństw o z całym pracow itym i m ężnym gatun­
kiem. Nie dbaj, gdÿ cię będą posądzać, że czynisz to
przez próżność, chęć popisania się nowem i nazwiskami.
Miałeś tę wadę, masz ją w stopniu m niejszym. Nie jest
to w ada nazbyt trująca, lepiej byłoby, żeby nie była
ona osłabła, jeżeli w raz z nią osłabnąć m iał naiw ny
pociąg do zdobyw ania nowej wiedzy. W ola m usi dźwi­
gnąć Wszystko, czego już instynkt, pociąg i nam iętność
nie dźwigają. Nie pomoże, gdy będziesz m ów ił o wiel­
kości um ysłu europejskiego, m usisz nakreślić jego d ra ­
mat, nakreślić w stu, w ilu zdołasz, patetycznych, ale
myślowo tylko — rozdziałach. Musisz pokazać całą d ra ­
m atyczną nieprzewidzianość, cały polim orfizm praw dy,
rozkochać w niej umysły, jak w poszukiw aniu p rzy ­
gód“. Już sam a form a dram atyczna tego wewnętrznego
z sobą dialogu jest bardzo znam ienna. Świadczy ona po­
raz któryś, jak dla Brzozowskiego każda jego p raca
m yślowa była dogłębnem przeżyciem m oralnem . Po­
tw ierdza również, co ktoś zauważył, że pism a Brzo­
zowskiego były publicznem traw ieniem w łasnej jego nad
sobą pracy. Cokolwiek zaś zwróciło uw agę jego myśli,
m usiał to poznać i zbadać najdokładniej. C hłonność
Brzozowskiego, jako czytelnika, była fenom enalna, tem-
bardziej, jeśli się zważy, że to jego czytanie łączyło się.
zawsze z w ytężonym trudem w łasnej pracy myślowej..
Należałoby pod tym Względem zbadać źródłow o stosunek
Brzozowskiego cło literatury angielskiej w ostatnich la­
tach jego życia. Dałoby to rzeczowy m aterjał do oceny
m echanizm u świadomości krytycznej i myśli twórczej
Brzozowskiego. W iadomo zresztą, że nie cierpiał on na
b rak wyobraźni, że um iał wywoływać i plastycznie o b ra­
zować swoje wizje rzeczywistości, ale nad tę pracę a r­
tysty wyżej staw iał swoją niemniej tw órczą p racę po­
znania krytycznego, czerpiącego podniety z konkretnych
dokum entów m yśli europejskiej. Jego tem peram ent li­
ryczny w yraził się naw et form ą w ierszow ą niektórych
307

partyj jego studjów i powieści, a w rzeczy o Dostojew­


skim całością ujętą w ram y poematu, co bynajm niej
zresztą nie okazało się pom yślnem rozwiązaniem zaga­
dnienia ekspresji, ale widocznie było istotną potrzebą
autora. W późniejszych swych dziełach Brzozowski wy­
pow iada się już wyłącznie prozą. Liryzm zaś jego znaj­
duje ujście nie w powieściach, które są właściwie udialogo-
w anem i traktatam i na tem at zajm ujących go zagadnień,
a form ę dialogu w prow adził już przedtem w szkicach
o filozofji i o Nietzschem, — lecz n aj b ezpośr edn i ej ¡wy­
raża się w niektórych studjach krytycznych. Najpiękniej,
być może w studjum o Lambie. „W przededniu — świad­
czy Ostap O rtw in — nowej, drugiej z rzędu operacji,
już z widmem przedwczesnej śmierci na oczach, koń­
czy studjum o Lambie, arcydzieło intuicji i subtelności
krytycznej, najwiotszą, najstrzelistszą ze wszystkich, ja­
kie kiedykolwiek wysnuł, tkaninę myśli muślinowo zwie-
w nych, pierzchliwych, w ym ykających się i nieuchw yt­
nych, tających m nóstwo niesamowitych przemilczeń, przę­
dziwo kontem placji duszoznawczej, uwite z obłocznie
bezcielesnych przeczuć, najm isterniejsze, najkruchsze
może, najbardziej uduchow ione i z ciężaru gatunkowego
wyzwolone studjum literackie, jakie wogóle literatura pol­
ska posiada“. Obok rozdziału o matce Marcie Zajączkow­
skiej z Książki o starej kobiecie, studjum o Lambie n a­
leży bezw ątpienia do artystycznie najpiękniejszych utwo­
rów Brzozowskiego. Rzadko już gdzieindziej był on do
tego stopnia i tylko artystą.
Chociaż Brzozowski używał rozm aitych form lite­
rackich, aby ująć w nich swój dram at myślowy, między
utw oram i jego trudno byłoby przeciągnąć wyraźne gra­
nice, są one wszystkie i zawsze wyrazem jego osobistej
treści duchowej, dla której form a była tylko przypadkiem,
dobieranym dowolnie, co się potwierdza i przechodze­
niem od jednej form y do drugiej w tym samym utworze.
Bo dla niego twórczość literacka była terenem walki
o ideały życiowe i pracy nad ich realizacją. Ale mimo
konkretny stosunek do zagadnień rzeczywistości, na tern
w łaśnie polu nieraz b rał w nim górę poeta. Trudno nie
zauważyć, że cały Brzozowskiego sprawdzian Polski pra-
20*
— 308 -

cującej, tak jak on go ujm ował, był właściwie oderw a­


nym od realnego podłoża faktów, w yim aginow anym przez
tęsknotę jego w yobraźni myślowej, abstrakcyjnie w ybu­
dowanym mitem. Nie konkretnym obrazem życia, lecz
m arzeniem poety. I on sam zdaw ał sobie chyba z tego
sprawę, gdy mówił: „Cała siła m oja jest w s z c z e r o ś c i
d ą ż e n i a “. Jego myśl, człowieka chorego i zmuszonego
do pobytu poza krajem własnym, przepojona bezustanną
tro ską o spraw y narodow ej rzeczywistości, zm agająca
się z pętam i niewoli, której jakże boleśnie sam zaznał,
dogłębnie osam otniona i bez sprzym ierzeńców, — rzu ­
tow ała śmiało w przyszłość, tw orzyła nowe fakty, w y­
przedzała życie, które pod niejednym względem m iało
później stwierdzić praw dę swego proroka. Główną wszakże
zasługą Brzozowskiego, co i nadal zapew nia trw ałą w a r­
tość jego dziełom, jest ów wysokogórski klim at duchowy,
w którym płuca nasze zmuszone są do głębokiego o d ­
dechu, orzeźwiającego cały organizm, lecz i zniew ala­
jącego do dalszej świadomej i wytężonej w tym kie­
ru nku pracy. Jest to zaiste cudowne zdarzenie, iż ten
schorow any fizycznie i gnębiony m oralnie człowiek stał
się m ocarzem ducha, zapładniającym swemi dziełami ży­
ciodajne siły narodowego zdrowia. N apisał Brzozowski
w Płomieniach: „Człowiek myśli nie tylko głową, ale
i całem ciałem. Plecy chore nie W yprostowujące się,
przez całe życie, nogi, które pow ykrzyw iały się pod brze­
m ieniem ciężarów, ręce pełne odcisków stw arzają także
w łasny swój św iatopogląd“. W łasna tw órczość Brzozow­
skiego jest jednak zaprzeczeniem tego skądinąd praw dzi­
wego uogólnienia, podyktow anego przez m aterjalizm eko­
nomiczny, który — jak się i tym razem okazuje — ’zo­
staje podw ażony w swych pozornie żelaznych praw ach
wszędzie tam , gdzie siła ducha przezwycięża słabość
ciała. W tym punkcie ujaw nia się też najoczywiściej k ru ­
chość fundam entów logicznych myśli filozoficznej Brzo­
zowskiego. Lecz w myśli jego nie ta jedna jest sprzecz­
ność, a jej doniosłość nie polega bynajm niej n a argu­
m entach, lecz na otaczającej ją i prom ieniującej z niej
atmosferze m oralnej. Z w ystaw ionych n a scenie dwóch
wczesnych dram atów Brzozowskiego MUczenie jest trą -
— 309 —

gedją apostoła praw dy, w Mocarzu zaś kulm inacyjnym


m om entem są słowa bohatera: „jest we m nie coś, cd
dom aga się czystości, usprawiedliwienia. U spraw iedli­
w ienia!“ Jan August Kisielewski w recenzji z tego d ra­
m atu zauważył, że ów człowiek „ponad wszystko, ponad
władzę, działanie, ponad swoją sprawę, ukochał czystość
swoją, za którą tęskni i bez której nie umie żyć. Już
nie ludzkim dram atem , lecz nadludzką tragedją jest dla
niego niepewność czystości jego idei, jego żądzy, treści,
jego istnienia, a tern nipiej środków do nich prow adzą­
cych“. Z tej w łaśnie idei czystości m oralnej uczynił Brzo-
zowski oś swego życia, na którego progu przeszedł przez
podw ójne załamanie. Te winy nieopatrznej i niedoświad­
czonej m łodości okupił potem wielokrotnie. Jeśli ¡one
w czem kol wiek wpłynęły na dalszą drogę twórczą Brzo­
zowskiego, stały się zaczynem świętości, do której wzniósł
się on w ytężoną pracą umysłową swego fenom enalnie
żywotnego ducha. Oto znowu sprzeczność życiowa u tego
ideologa pracy fizycznej. Sprzeczność ta sama, co i po­
przednia. I tym razem wypływa ona z m aterjalizm u eko­
nomicznego, pojmowanego w w ąskich ram ach jednostron­
nej doktryny, zbudowanej z m aterjału ograniczonego
św iata zjawisk. Brzozowski nie zdążył przezwyciężyć su-
-gestji m arxizmu, choć już wprowadził dó niego daleko
posunięte popraw ki, a nawet wyraźnie przechylał się do
katolicyzmu, lecz również zracjonalizowanego jako dok­
tryna. Swojej filozofji p r a c y nie zdołał przerobić w fi­
lozof je c z y n u , ale sam postulat mocno ugruntow ał
w świadomości myślącej Polski, dla której dzieła jego
i pod tym względem m iały i m ają nadal nieocenione zna­
czenie wychowawcze. Czem Witkiewicz był dla Młodej
Polski w jej zaraniu, tern u jej schyłku stał się Brzo­
zowski. Ze struktury psychicznej Brzozowski jednak n aj­
więcej przypom ina Staszica, do którego zbliża się też
w swej idei pracy i w poglądach na społeczne metody
wychowawcze, ale przedewszystkiem postaw ą kaznodziej­
ską, której do końca nie zatracił, sposobem i śmiałością
rozum ow ania, bezwzgi ędności ą sądów, tem peram entem
pisarskim i zwłaszcza dogłębnem poczuciem osobistej
odpowiedzialności m oralnej. Mentorstwo krytyczne, które

/
— 310 —

Żeromski Brzozowskiemu zarzucał, w takiej w łaśnie o r­


ganizacji psychicznej m iało swe źródło, ale wiadomo,
że natura Brzozowskiego, jak i Staszica, była bardzo bo­
gata i obejm ow ała rozliczne możliwości.
Jeśli Legenda Młodej Polski, mimo swe znakom ite
z różnych powodów fragm enty i mim o wysokość ogól­
nego napięcia uczuciowego, w całości zadow ala nas mniej,
niż inne Brzozowskiego dzieła krytyczne, z których zwła­
szcza Współczesna powieść polska i Głosy wśród nocy
w ysuw ają się na m iejsca naczelne, a jedne z nielicznych
tego znaczenia w literaturze polskiej, — jeśli nadto Legenda
Młodej Polski, jako akt oskarżenia jest w znacznej czę­
ści chybiona, a jej uporczywy ton kaznodziejski tylko m a­
skował w ew nętrzną rozterkę duchow ą autora, — w obu
ukończonych powieściach Brzozowskiego spotykam y nie­
mniej szy chaos sprzeczności, a jednak są to rów nież
dzieła fenom enalnego talentu i niepospolitej wartości. Ze
stanow iska oceny estetycznej zarówno Płomienie jak Sam
wśród łudzi są to hybrydy, przepełnione dialogow anem i
traktatam i filozoficznemi, socjologicznemi, historjozoficz-
nemi, politycznem i i etycznemi, ale i te tra k ta ty są na-
gól świetnie z a inscenizo wa nem i dram atam i myślowemi.
W pierwszej z tych powieści przedstaw ił Brzozowski na
historycznem tle „N árodnej W oli“ losy jednostki w y n ara­
daw iającej się, bo spragnionej czynu, a nie znajdującej
pola w w arunkach życiowych własnego narodu, pogrą­
żonego w apatji niewoli. W drugiej powieści odtw orzył
chaos św iata romantycznego, narastanie psychiczne świa­
domości człowieka i kontrasty środow isk narodow ych.
W tych ram ach dał szereg m istrzow skich przekrojów d u ­
szy indyw idualnej i zbiorowej, rozw inął ogromne b o ­
gactwo charakterystyk ludzkich, tętniących krw istą praw dą
życia, ze zdum iew ającą plastyką pokazał realne obrazy
świata, używ ając najrozm aitszych środków opisowych,
a w ykazując niezw ykły d ar spostrzegawczości i niem niej-
szą wnikliwość intuicji. Wszystkie zaś swe postaci po­
wieściowe, a jest ich m nóstwo, zróżniczkow ał w ich roz­
maitej odrębności w yjątkow o całkowicie; N ietylko pod
względem wyglądu, charakterów , organizacji psychicznej,
kolei życia, załam ań i konfliktów, środow iska i tradycyj,
— 311 —

aie i zwłaszcza jako typowych przedstawicieli określo­


nych poglądów na świat. Co zaś szczególnie a w związku
z w łasną postaw ą życiową Brzozowskiego niespodziewa­
nie uderza, to głęboki sposób ujm owania wzajemnych
stosunków dwóch płci, jako doniosłego czynnika w kształ­
tow aniu się losów i struktury duchowej człowieka. Na
miejsce wszakże główne w obu powieściach wysuwa
się zagadnienie duszy bohaterskiej. Ono to stanowi oś
środkow ą, skupiającą rozstrzelone i rozbieżne, powikłane
i fragm entarycznie rozluźnione w iązadła budowy po­
wieściowej, której spójnią rów norzędną jest wspólność
tła dziejowego, ogarniającego jednak wielorakie środo­
w iska bytow ania społecznego. W Sam ym wśród ludzi je­
d ną z postaci epizodycznych, ale odm alowaną z niezwykłą
pasją, jest filozof niemiecki T ruth, uosabiający Hegla.
O tych rozdziałach „niem ieckich“ powieści zauważył
Adam Grzymała-Siedleeki, że „m ają w sobie gest pistoletu
celującego w przeciwnika, są bez wstępu, raptow ne, jak
zrzut od skroni do ram ienia, całe w patrzone w objekt celu,
nielitosne i mierzące w serce germanizmu: w oschły sen­
tym entalizm “. Dodać tu wszakże trzeba, że rozdziały te
są świadomie przez Brzozowskiego zorganizowaną w fo r­
mie powieściowej satyryczną krytyką heglizmu. Sposób
zaś, w jaki Brzozowski dram atyzuje filozoficzną treść
swej powieści, jest bodaj najlepszym sprawdzianem jego
artyzmu. Nietylko z tego powodu i nietylko ze względu
na znakomicie wcieloną postać jezuiłyzmu w Giavie, jakże
świetnym do pary z N aphtą, nasuw a się sm utna re ­
fleksja, że nie pam iętało się bodaj wcale o tej powieści
Brzozowskiego, gdy wiele i szeroko pisano o Górze Cza­
rodziejskiej Tomasza Manna, której temat właśnie zasłu­
giwałby poniekąd na konfrontację z dużo wcześniejszym
utw orem pisarza polskiego.
Zanim stan zdrowia ograniczył teren jego działał-
ści, był też Brzozowski bardzo wybitnym prelegentem,
co zwłaszcza w latach 1905—1906 przyczyniło mu no­
wego rozgłosu, a pośrednio wywołało ze strony prze­
ciwników politycznych poruszenie w walce z w zrastającą
popularnością Brzozowskiego jego grzechów młodości.
Prelegenta charakteryzuje Zygmunt L. Zaleski: „Mówił
— 312 —

cicho, chociaż słowu jego nie brakło ¡akcentów muzycz-


nych. Jednak słuchający staw ał się wobec Brzozowskiego
nietyle s ł u c h a c z e m , ile ś w i a d k i e m m yślenia mówcy :
proces m yślenia rozw ijał się i przesuw ał przed oczyma
audytorjum . Przem ów ienia Brzozowskiego były poryw a-
jącem i dialogam i człowieka z głębią-tajem nicą, czy może
z niew iarą własną. To też m ów ca nie p atrzał n a słu­
chacza, nie podnosił oczu: — m ów ił do siebie i w siebie
przedewszystkiem. Zaś audytorjum słyszało jedną, b o h a­
terską tego dialogu połowę — druga głuchła n a dnie du­
szy m ówiącego“. Z pew nem i zastrzeżeniam i ch arak tery ­
stykę tę rozszerzyć m ożna na całą działalność publiczną
Brzozowskiego. Ten ostatni wiel ki ro m an ty k pokolenia
przedwojennego, pozostający w ciągłej ze sobą walce we­
w nętrznej, w swej twórczej postaw ie życiowej św iado­
mie sięgający po rząd dusz, obdarzony bardzo rozległą
skalą w rażliw ości artystycznej i niezm iernie czujnym k ry ­
tycyzm em myśli filozoficznej, dla którego sztuka była nie­
odzowna jako teren najgłębszych przeżyć m oralnych,
a który własne życie uczynił świadom ie polem dosko­
nalenia wewnętrznego, drogą do poczucia bezwzględnej
odpowiedzialności wobec siebie i św iata,— był w polskiej
kulturze duchownej zjawiskiem przetomowein. W nim się
świetnie zakończył i dopełnił neorom antyzm polski. Od
niego rozpoczyna się now a epoka polskiej świadom ości
kulturalnej. I jeśli W yspiańskiego nazw ano p o etą p a ń ­
stwowości polskiej, Brzozowskiemu przysługuje m iano
poety polskiego ducha obywatelskiego.
W dziejach literatury polskiej Brzozowski zajm uje
nadto odrębne a wyjątkow o doniosłe znaczenie jako teo­
retyk krytyki. Jego stanowisko streszcza się w zdaniu,
że „krytyk m usi być najgłębszą i najsubtelniejszą świa­
domością danej epoki“. „K rytyk — objaśnia dalej wr dziełku
o Współczesnej krytyce literackiej w Polsce — m usi być
przedew szystkiem kimś, m usi do czegoś dążyć, czegoś
pragnąć, musi czuć się siłą oddziałującą n a świat du­
cha ludzkiego, pragnącą m u nadać pewien kierunek,
licrw szćm pytaniem , z jakiem należy zwTÓcić się do
k ry ty k a 1 jest: kim jesteś, czego chcesz, jaki kierunek
pragniesz nadać św iatu? Jeżeli zaś uznaje on jedynie swrą
— 313 —

próżniaczą ciekawość, swe rozproszone i szukające roz­


ryw ki gnuśne zwątpienie, jeżeli ,s łowo ludzkość jest dla
niego pustym dźwiękiem, jeżeli ze sztuką i krytyką łączy
go tylko nuda i czczość życia, jakie wiedzie, jeżeli do
dzieł genjusza przystępuje nie z m iłością lub nienawiścią,
lecz z chłodnym uśmiechem lustrującego swój harem
duchow y enucha, wtedy bez litości, bez skrupułu wy­
gnać go należy z obrębu, w którym tylko miłość i ¡nie­
nawiść, tylko w iara i wola m ają praw o głosu. Kto nie
w ierzy w ludzkość, niech milczy“. „Od szeregu lat —
pisał w roku 1910 w Glosach wśród nocy — twierdzę, że
k rytyka nie jest nauką, polega bowiem na innem usto­
sunkow aniu doświadczeń osobistych i m etod społecz­
nych, niż to m a miejsce w nauce, że tu zawsze osobiste
doświadczenie będzie rozstrzygające...“ „Najgłębszą rze­
czywistością jest dla człowieka zawsze konkretne ludz­
kie życie: wszystkie ogólne perspektywy, głębsze światy
trzy m ają się zawsze na takiem życiu i m ają znaczenie
o tyle tylko, o ile życie takie konkretne, więc całkowi­
cie określone w swej treści, nadaje im je, t. j. o tyle tylko,
o ile są takiem u życiu potrzebne“. „K rytyk nie powi­
nien nigdy pisać teodycei. Powinien kochać właśnie dra-
m atyczność życia, w którem nie m ożna kochać ani nie-
nawidzieć, ani zachwycać się, ani potępiać, nie narażając
się n a niebezpieczeństwa wewnętrzne. Powinien walczyć
z tak łatwo pow stającem w tego w łaśnie rodzaju n a ­
tu rach ciążeniem do życia bez konfliktu, do życia, w któ­
rem jego ja nie potrzebowałoby walczyć, czuć nieustan­
nego przym usu i rozdarcia. Krytyk jest istotą uprzy­
wilejowaną. Ma przed sobą życie, które dla nowoczesnego
człowieka powinno być tern wszystkiem, czem były r y ­
cerskie poszukiw ania przygód, w ypraw y szal onych że-
glarzów na nieznane morza. Ale właśnie dlatego też i on
pow inien wiedzieć, że sam sobie jako instynkt, odwaga,
w oła jest nieustannie potrzebny. Musi on przejść szkołę,
k tó ra w ytworzyłaby w nim zdolność widzenia cudzych
w idnokręgów, nie zabijania, nie kaleczenia żadnej po­
staci twórczości. Pow inien mieć szeroko otw arte oczy
dziecka, franciszkańskiego żebraka i piraty; jednocześnie
nigdy nie pow inien zrastać się. ze swem metodologicz-
— 314

nem niezaangażowaniem “. „W szystko, co może stać się


motywem działania i wszystko, co jest w tem działaniu
widnokręgiem — należy dla krytyka do n atu ry ludzkiej,
nie wyklucza' on niczego i jest kartografem dziwnych
podróży“. „Ale — pisał wcześniej, w szkicu z roku 1904
o Żeromskim — m arzę o innej krytyce. O krytyce, któ-
raby potęgow ała niebezpieczeństwa wielkości, któ ra m ia­
łaby w państw ie ducha moc ściągania gromów, któraby
rad liła dusze dla siewu błyskawic, któraby była przygo­
towaniem cudu, twórczem oczekiwaniem, pogłębieniem
tęsknot i łaknienia, skupieniem dążeń i myśli, tak, by
grom gdy spadnie najwięcej dusz przekrysztalił. K rytyka
w inna budzić w duszach żądzę, tw órczych niebezpie­
czeństw, w inna skupiać tam, gdzie niebezpieczeństw a te
są największe, w inna otw ierać dusze i czynić je do­
stępnemu płodnym błyskaw icom “.
Ten w łaśnie wcześniej w rom antycznym stylu sfor­
m ułow any program w ypełniał Brzozowski w swej dzia­
łalności krytycznej. Należał do tego rzadkiego typu k ry ­
tyka, który jest najistotniej twórczy. Pociągało to za
sobą liczne niesprawiedliwości, ale i stanow i o jego
sile heroicznej.

s
48.

Równocześnie z Brzozowskim, jako rewizjonista-li-


kwiclator Młodej Polski występuje KAROL IRZYKOW­
SKI (* 1873). Ody jednak Brzozowski Wszystkiemi swemi
korzeniam i był wrośnięty w grunt Młodej Polski a ,¡cha­
rakterem i tem peram entem organizacji psychicznej n a j­
w yraźniej ciążył do neorom antyzm u, gdy więc-jego bój
z Młodą Polską był najkrw aw szą a w ostatecznym ob­
rach u n ku nierozegraną w alką wewnętrzną, Irzykowski
stał się przeciw nikiem Młodej Polski z najistotniejszych,
w rodzonych skłonności swej krańcowo intelektualnej po­
staw y życiow ej.
W literaturze polskiej i powszechnej przedstaw ia
Irzykow ski w yjątkow y w swej zaciekłości typ pasjonata.
Jego p asją jest szczerość, posunięta do ostateczności.
Irzykow ski nie zadaw ala się samem przekonaniem, lecz
poddaje je zawsze w szechstronnem u i drobiazgowemu
badaniu pod m ikroskopem analizy logicznej. Nie zależy
m u n a stwierdzeniu samego faktu, lecz na ustaleniu,
ja k a jest je:go o tym fakcie świadomość. Aby zaś do­
trzeć cło dna swej własnej istoty, używa najrozmaitszych
podejść i wybiegów. F anatyk rozumu, jest. też Irzykow­
ski z d e су d ow a ny m wrogiem szablonu. Dążenie do ory­
ginalności jest jego drugą namiętnością, działającą rówr
nież n a terenie w łasnej myśli. Otaczająca rzeczywistość
jest m u naogół obojętna. Obchodzi go tylko wewnętrzna
praw d a człowieka, której szuka na drodze odkryć psy­
chologicznych, służących m u jako m aterjał do przera­
biania go we własnej świadomości. Konkretyzując swą
myśl w dociekaniach psychologicznych, unika w ten spo­
sób abstrakcjonizm u. W róg przemilczeń, pozorów i kom­
prom isów , najchętniej w prow adza nas bezpośrednio do
własnego w arsztatu twórczej myśli, odkrywając nawet
— 316 —

jego zaułki i zakam arki. N a lakiem postaw ieniu zaga­


dnienia literackiego op arta jest cała stru k tu ra kom pozy­
cyjna i analityczno - psychologiczna pow ieści Irzykow ­
skiego p¡. t. Paluba (1903). Lecz i kiedy indziej, także
w pism ach krytycznych, kom entarz osobisty byw a u Irzy­
kowskiego bardzo częstym środkiem technicznym.
A utorskie kom entarze niezawsze są m iarodajne. By­
w ają naw et wręcz mylne. Tw órca jest też najm niej kom ­
petentnym krytykiem własnego dzieła. Ale i w krytyce
obcych utw orów om yłki zdarzają się aż nazbyt często.
Są to pewniki, których udow adniać nie trzeba, zwłaszcza
że względność poznania jest dziś pow szechnie przyjętym
truizm em . W twórczości Irzykowskiego krańcow e objawy
takich sprzeczności czy nieporozum ień w ystępują nieraz
w sposób bardzo jaskraw y, nie obniżając przez to by­
najm niej, owszem, nawet w zm acniając pozycje tej w y­
bitnie samodzielnej a w yjątkow o niezależnej indyw idual­
ności umysłowej.
Około roku 1907, Irzykowski, będąc wówczas nietyle
już znanym , ile raczej okrzyczanym autorem wydanej
przed p aru laty Paluby, puszcza w świat niem al rów no­
cześnie trzy książki: znakomite studjurn krytyczne o F ry ­
deryku Hebblu jako poecie konieczności, który jest jedy­
nym napraw dę i głęboko um iłow anym pisarzem autora,
oraz dwa tomy utw orów przeważnie dawniejszwch, się­
gających aż roku 1893, p. t. Nowele (z tych niektóre wejdą
do nowego zbioru z r. 1922 p. t. Z pod ciemnej gwiazdy)
i Wiersze i dramaty. Zestawione daty bibliograficzne są
naocznem uprzytom nieniem , że m am y tu do czynienia z p i­
sarzem, którego lwi pazur objawił ,się już w pełnej okaza­
łości. Jednakże ten sam pisarz z całą świadomością, co
ponad wszelką w ątpliw ość stw ierdza zamieszczony na
końcu tom u kom entarz autorski, że nie są to paro d je ani
próby szantażow ania czytelnika, drukuje wiersze, żywo
przypom inające osławionego rym okletę Solera Rozbic-
kiego. Aby nie być gołosłownym, oto próbki:
P a stu c h p astuszce zagrał n a fu jarce,
I w zboża w abi ją łany.
W idziałem u n ic h w iadom e p ozn ak i —
P ro c e d e r pow szechnie znany.
— 317 —

E rotyków w tym rodzaju w ybraćby m ożna z Wierszy


Irzykowskiego dość sporą porcję. Są to igraszki, ale wy­
drukow ane z poważnym zamiarem, więc ze stanowiska
oceny artystycznej wręcz komprom itujące. Mają one jed­
n ak nieobojętne dla nas znaczenie, jako dokument. Te p ry ­
m ityw y erotycznego naturalizm u, których odpowiedniki
łatw o odnaleźć w niektórych partjach Paluby, zdradzają
uczuciową oschłość autora. W ich perspektywie zrozu­
m iałą staje sie bezwzględność niektórych ostrych uwag
o Irzykowskim, zanotowanych przez Brzozowskiego w p i­
sanym n a w łasny użytek Pamiętniku.
Bodaj jeszcze wymowniejszy w swojej artystycznie
naiw nej niezaradności, ale tematycznie niemniej ciekawy
jest wiersz Irzykowskiego pi. t. Być czy nie być? — bliżej
związany z intelektualistycznym charakterem postawy
twórczej autora:
A więc m yślenia otw orzyłem kurki,
P ra w ie nie jestem i znikają ch m urki
N a horyzoncie.
I różne hece, które są na świecie,
I w iele osól), k tó re lam znajdziecie,
J a k m ałe lalki spieszą, i w ycinki
Z życia d o stały skądś m ałe nożynki,
I rozm aite strzępy, fatałasżki
Po niew idzialnych ścieżkach, dla igraszki,
J a d ą do głowy mej na rendez-vous,
N iby do Mekki, zbudow anej z snu,.
A przecież jest to tylko sobie głowa,
"P okryta sk ó rą; skóra czaszkę chowa,
Z w ierzchu zaś czarn ą czupryną porasta,
W ew nątrz tej czaszki jest coś na kształt ciasta
I m ózgiem zów ią to anatom ow ie,
I o p isu ją ja k klatkę na duszę.
Że coś takiego jest i w m ojej głowie,
P rzez analogję tylko w ierzyć muszę.
Z późniejszych wierszy Irzykowskiego znane mi jest
tylko kilka, drukow anych w roku 1918 równolegle w k ra­
kowskich Maskach i warszawskiej Myśli Polskiej. Jako
poezja, niewiele lepsze.
Trzeba jednak przytoczyć kilka wybranych zdań
z kom entarza autorskiego do tej poezji: „W rażenia este­
tyczne są swobodnie obranym przym usem “. „Uważam li­
— 318

ryki; za instrum ent zbyt delikatny, by mogła w ypow iadać


m yśli“. „L iryka jest wiekiem dziecięcym zdarzeń ducho­
wych, jak ich wiekiem dojrzałym jest m yśl“. „Liryk w o­
bec każdego nowego zjawiska, które go uderzy, pow i­
nien być bezradnym i zaczynać od p u n k tu zero“.
„ F o r m y “, pojętej w tem znaczeniu, ja k się. to dziś u nas
dzieje, nikt m i nie zarzuci“.
Gdyby z pow odu bodaj jednego w iersza lirycznego,
napisanego choć dla eksperym entu, ów zarzut f o r m y ,
przed którym Irzykow ski zawczasu się broni, m ożna było
podnieść, nie narzucałoby się podejrzenie, że taki program
infantylizm u poetyckiego, realizow any zresztą i w da-
daiżm ie, jest tylko upraw nieniem dla w łasnej nieudol­
ności. N asuw a się tu uwaga, że zachw yt dziecka czy
barbarzyńcy a zachwyt dziecinny czy barbarzyński jest
to zupełnie ¡co innego. N ikom u to wszakże nie uw ła­
cza, że jest m arnym poetą. Można być wici kim pisa­
rzem, nie um iejąc sklecić byle popraw nego wiersza. Do
w yjątków należą pisarze zarówno tędzy w poezji i p ro ­
zie, jak Słowacki, albo w śród w spółczesnych W ierzyń­
ski czy Iwaszkiewicz. Częściej się zdarza, że naw et
wielcy na innych polach pisarze byw ają kiepskim i po­
etami. Przykłady wskazać m ożna bardzo rozm aite,
od darem nych, lecz nieogłaszanych, prób wierszowych
Sienkiewicza i zwłaszcza Reym onta, poprzez takie roz­
lewne liryzmy, jak u Brzozowskiego, który naw et cały
swój szkic im presjonistyczny o Dostojewskim spaskudził
lichą form ą wierszową, aż po liczne poezje Krasińskiego,
w znacznej części jakże nieudolne, czy po Zygzaki Ros­
tworowskiego, jakże niew spółm ierne z jego w ielkością
w twórczości dram atycznej. Ale w ypadek Irzykowskiego
jest w swej krańcow ości bardzo wyjątkowy.
W iersze Irzykowskiego wraz z dodanym do nich ko­
m entarzem autorskim rzucają jednak ciekawe światło
boczne na ogólną charakterystykę tw órczej indyw idual­
ności pisarza. W ystępuje w nich niespodziew anie jakby
niedorozwój zmysłu estetycznego. Otóż i kiedyindziej n a­
suw ają się liczne zastrzeżenia, zwłaszcza wtedy, gdy Trzy-
kowski w kracza na teren w yobraźni artystycznej. P od­
niesione przez niego poWiązanie genetjmzne m etafory po-
- 319 -

etyckiej ze zwykłym dowcipem, aczkolwiek otw iera roz­


ległe perspektyw y na charakter i istotę twórczości poe­
tyckiej, może służyć również za wskazówkę do właściwego
zrozum ienia psychiki artystycznej Irzykowskiego. Zagad­
nienie form y nie jest dla niego zagadnieniem estetycznem.
lecz zagadnieniem poznawczo-logicznem, czyli wyłącznie
myśtowem. Bo również nie jest zagadnieniem moralnem,
w czem w łaśnie leży główna różnica stanowisk między
Irzykow skim a Brzozowskim. Osobną książkę p. t. Dzie­
siąta m uza (1924) poświęcił Irzykowski „zagadnieniom
estetycznym kina“. „Sprawiało mi przyjemność — wyznaje
sam — rozm yślać nad kinem jako dziedziną jeszcze przez
myślicieli nietkniętą“. Choć więc w tytule książki wysu­
nięto m om ent estetyczny, podjął go jednak Irzykowski
od strony teoretyczno-poznawczej. W odmiennych i nie-
skrystalizow anych jeszcze w ym iarach znalazł tu w yjąt­
kowo dla siebie podatny teren, na którym mógł rozwinąć
cały ap arat konstruow ania nowej rzeczywistości w ra ­
m ach fantastyki intelektualnej, rządzonej ścisłemi, lecz
niezależnemu od niespodzianek realizmu, czystemi kate-
gorjam i logicznego myślenia.
W arto przypom nieć wysokie zainteresowanie Irzy- .
kowskiego dla fantastyki w twórczości Stefana Grabiń­
skiego. Bównież niektóre własne nowele Irzykowskiego
przedstaw iają szereg oryginalnie poczętych i doskonale
skom ponow anych pomysłów w tym rodzaju. Lecz up.
w Pahtbie, tej genjalnej w swej niepowtarzalnej odręb­
ności powieści psychologiczno-analitycznej, piętą achille-
sową jej artyzm u jest nieprawdopodobnie naiw na w wielu
p a rtja ch fabuła. Bo uważał ją autor za sprawę zupełnie
podrzędną. Można tu znowu stwierdzić, co najwyraziściej
przejaw iło się w Wierszach, że dla Irzykowskiego za­
gadnienie artyzm u ogranicza się w zasadzie do pojm ow a­
nia w yłącznie intelektualnego. Jest on niezrównanym
m istrzem introspekcji myślowej. Prawdziwym, rzetelnym
artystą logiki, w której niem a dla niego żadnych tajem nic
ani niemożliwości w kształtowaniu najszykow niejszych
pociągnięć zapomocą pojęć w yrażalnych słowem. W ystar­
czy wskazać bogactwo i trafność Wprowadzonych w Pa-
lubię term inów, określających różne zjawiska życia psy­
- 320

chicznego, z tych w łaśnie najtrudniej uchw ytnych i n ajsta­


ranniej nawet przed sam ym sobą ukryw anych. Zjaw iska
te w przedstaw ieniu Irzykowskiego są najdokładniej skon-
kretyzowane, najprzejrzyściej, choć bynajm niej nie naj-
plastyczniej, pokazane. Lecz jako swój ideał w ysuw a on
tamże utopijne m arzenie, że „kiedyś będzie się opisywać
ch araktery ludzi za pom ocą przybliżeń w rodzaju fo r­
m uł m atem atycznych“. W prawdzie było to poniekąd prze­
czuciem konstytucjonalizm u K retschm era, lecz w zastoso­
w aniu do charakterystyki ściśle indyw idualnej pozostają
nadal nieograniczone możliwości różniczkow ania. Skrajny
inlelektualizm Irzykowskiego prow adzi w konsekw encji do
lekcew ażenia tworzywa, zarówno czerpanego z obserw a­
cji życiowej ja k i kształtowanego z w yobraźni artystycz­
nej. Irzykow skiem u idzie zawsze tylko o pu n k t zaczepie­
nia dla pracy myślowej. Skoro zaś myśl n a b ra ła już roz­
m achu, porzuca swą odskocznię, nagina do siebie wszystko
co spotka na swej drodze, stw arza sobie dowolne kom ­
binacje, nie licząc się ani z rzeczywistością, ani z artyz­
mem, byle sam a wybiegać m ogła najdalej i docierać n a j­
głębiej. Że z takich igraszek pow stają często genjalne p o ­
mysły, chwyty, podejścia i odkrycia, jest to tajem nicą nie­
pospolitego um ysłu Irzykowskiego, który wypowiedzieć
mógłby się zupełnie, gdyby abstrakcyjny ideał czystej m y­
śli dał się skonkretyzow ać w jakiejś nieistniejącej, nieosi'ąr
gain ej formie. Ponieważ jest to niew ykonalne, więc Irzy ­
kowski, zapam iętały męczennik świadomości intelektual­
nej, pogardza form ą, choć w istocie rzeczy najgłębiej sam
cierpi na głód formy. Całe to kardynalne zagadnienie Irzy ­
kowskiego przedstaw iono tu w sposób bardzo u prosz­
czony, lecz do takiego prym ityw izm u myślowego upow aż­
nia w danym w ypadku stosunek Irzykowskiego do p o ­
ezji, w yrażony w jego własnych wierszach. Choć zdarza
się, że także Irzykow ski zdobywa się na niebyłejaki patos
poetyckiej apostrofy, np. gdy swoje studjum o H ebblu
zam yka słowami: „W ydzieranie grom ów konieczności l ö ­
gest, z którym wieki p rzetrw a ten granitow y, ten spo­
kojny i zuchwały, ten mój drogi poeta“. W ydaje się jed­
nak, że raczej śladem w ypranych z poetyckiego artyzm u
Wierszy prow adzi najkrótsza droga do bliższego w niknię-
— 321

cia w strukturę psychiczną Irzykowskiego, jako twórcy


i jako krytyka. Jego zaś Walka o treść (1929) ze Stan.
Ign. Witkiewiczem, męczennikiem czystej formy, będą­
cej zresztą inną znowu m aską metafizycznego głodu, jest
także w alką o formę. Ci dwaj przeciwnicy, n a tym te­
renie jedyni siebie godni, mimo bardzo poważne różnice,
są blisko spokrewnieni. Nawet i pod tym względem, że
są w ew nętrznie jednakowo tragiczni: talenty, jakiemi roz­
porządzają, choć bardzo wybitne- nie dorastają do miary
ich genj uszów.
„Ideałem — pisał Irzykowski w Palubie — byłoby
właściwie opisywać bezpośrednią rzeczywistość, w cza­
sie teraźniejszym , ze wszystkienii szczegółami — i na ta ­
kim m aterjale . dopiero wypowiadać swe spostrzeżenia
i uwagi. Ale uważam to za zadanie niesłychanie trudne,
tem trudniejsze, że dotychczasowa m etoda powieściopi-
sarska, polegająca na kreśleniu fałszywych wycinków z ży­
cia, przeważnie rozmówkowa lub nastrojow a, przyzwy­
czaiła nas do tylu form ułek i sposobów upraszczania rze­
czywistości, z których się trudno otrząść, że prawie
zatarasow ała niemi widok na ogromne nietknięte obszary.
Dlatego zadowalam się streszczaniem jakiegoś m aterjału,
który nibyto leży w całości przede m ną; streszczam go zaś,
kratkuję, prześwietlam, posługując się często abstrakcjami,
jużto znanemi, jużto wynalezionemi przeze mnie. Ale
mimo to usiłow aniem m ojem w Palubie jest docierać
wciąż do tych w arstw życia, gdzie ono abstrakcji urąga,
z pod uogólnień się usuw a i objawia się jako trudne do
rozw ikłania, rozpaczliwe, wyjątkowe. W yjątkowe więc
w łaśnie z zatrzym aniem tych cech przypadkowych, które
wedle recepty dotychczasowych estetyków (zwłaszcza
w zakresie dram atu) odrzucać należało, aby niby wydo­
być to, co jest „wieczne“, „istotne“, „typowe“ ; a więc
czego ani zrozumieć, ani wyobrazić sobie nie można,
czyli co nie istnieje, a co zaopatrzone przymiotnikiem
„transcendentalny“ jest dobrowolną zgryzotą poetów.
W spom nianą wyjątkowość dostrzegamy w chwilach cier­
pienia i rozkoszy, a zwłaszcza podczas cierpień intelektu­
alnych na tle zdarzeń osobistych, które zmuszają nas za­
pom nieć o znanych kategorjach, pobudzają do wynalaz-
TT 2 1
Obraz w spółczesnej literatury polskiej. T . 11.
— 322 —

czości we w łasnym zakresie, do tego sprawiedliwego


uwzględnienia wszystkich specjalnych czynników, w któ-
rem m am y jedyny środek praktycznego ratunku. W chw i­
lach takich n a chwilę nie kłamiemy, jesteśm y oryginalni,
wiszący nad nam i bicz losu pędzi nas do wszechwiedzy,
do „genjalności“, do strasznej, uspokajającej analizy, aż
wreszcie stajem y przy jakichś atomach. W atom ach jest
to, co jest bezimienne, bogate, rzeczywiste, to co jest bo­
skie, niew ym ierne, niedające się z niczem porów nać, w y­
jątkow e“.
Przytoczony w yjątek swoją najrzetelniej poetycką
klam rą rów now aży z sowitym nadm iarem prozaiczne cy­
taty z Wierszy, wziętych za punkt w yjścia do naszych o au­
torze rozważań. W skazuje, skąd bierze Irzykow ski swe
najistotniejsze, niezaprzeczone praw o do tw ierdzenia
w przedmowie, poprzedzającej Walkę o treść: „Czuję się
raczej tw órcą niż krytykiem zaw odow ym “. Rzeczony w y­
jątek, doskonale streszczając zam iar tw órczy Paluby, jest
również najzwięźlej ujętą au loch a rak I:e ryrs 1угк ą pisarza,
w prow adzającą konieczne popraw ki do poprzednich n a ­
szych wywodów i wniosków. Słowa te z drugiej redakcji
Paluby, ukończonej w roku 1902, a pierw sza jej red ak cja
była napisana już w roku 1899, podkreślają prek u rso r-
stwo Irzykowskiego, w ystępującego znacznie wcześniej
z program em a w pewnym kierunku z realizacją, zupełnie
przytem odrębnie dokonaną, zwrotnego m om entu w dzie­
jach powieści europejskiej, w prow adzonego n a szerszym
terenie z jednej strony przez Prousta, z drugiej zaś przez
Joyce’a. W szczególności Irzykow skiem u przy p ad a n ie­
wątpliwe, choć następnie niew ykorzystane, pierw szeństw o
w zakresie m ikr oskop izmu psychologicznego połączonego
z najdalej posuniętą wnikliw ością drobiazgowej analizy
!ogiczno-poznawczej. E m pirj ©krytycyzmem swego poglądu
n a świa I różni się Irzykow ski zasadniczo od bergsonow-
skiego intuicjonizm u Prousta, ale w badaw czej w ynalaz­
czości dociekań psychologicznych, choć prow adzonych od-
miennemi metodami, dochodzą obaj do w yników bardzo
zbliżonych w swem nasileniu, sposobem wszakże pojm ow a­
nia rzeczywistości i naturalizm em widoków psychicznych
Irzykow ski wyprzedził raczej Joyce’a, którem u nadto jakby
— 323

przepisał program , wskazany jako ideał na wstępie przyto­


czonego tu ustępu z Paluby. Rewelacyjne znaczenie i wy­
jątkow ość Paluby w pełni oceniono dopiero w latach ostat­
nich, czego objawem krytycznym są m. i. poświęcone tej
powieści stud ja K arola Ludw ika Konińskiego i K onstan­
tego Troczyńskiego. Brak jednak nowego wydania, gdy
dawne należy już do rzadkości bibljofilskich, utrudnia
szersze przysw ojenie z tej oryginalnej powieści polskiej
z przed lat trzydziestu wyników i wskazań, które się dziś
czerpie z nowych wzorów zagranicznych. Bo nawet m o­
tyw koinpozycyjny, w prow adzający czytelnika do w arsztatu
pisarza, a w Palubie wyzyskany do ostatecznych konsek-
wencyj, utonął w zapom nieniu w chwili, gdy na ten te­
m at obszernie dyskutowano z powodu powojennych Fał­
szerzy Gide’a, który bynajm niej nie osiągnął pod tym
względem w yników ani nie pokazał perspektyw, jakie dla
czytelnika polskiego oddaw na są otwarte w Palubie.
W tok dotychczasowych rozważań, aby dopełnić
obraz oświetleniem z nowego punktu, wybranego na prze­
ciwnym krańcu drogi rozwojowej Irzykowskiego, należy
tu włączyć słowa, w yjęte z Walki o treść. „Poezja —
mówi Irzykow ski — jest czemś szerszem niż sztuka,' choć
m a ją w sobie; jej drugie znaczenie to zachłanność,
wszechobjemność, występywanie z brzegów, unorm owane
szaleństwo, nienasycenie treścią, a przeto i form ą“. Bo
choć pozornie od słów tych daleki dystans do kom enta­
rza Wierszy i dramatów, w istocie rzeczy Irzykowski od
początku swej literackiej działalności był zawsze nienasy-
ceńoem, zarówmo co do treści jak i formy, ale niena-
syceńcem. który najszaleńsze wybryki mózgowej wyo­
b raźni pragnąłby ująć w ścisłe karby myślowego ładu,
czyli dać im logiczne podstawy i wiązania. Jest to ideą
przew odnią Irzykowskiego Walki o treść. Jest to także
w alną zdobyczą jego twórczej myśli krytycznej. Ktoś, kto
chciałby przekonyw ująco wykazać zbędność krytyki lite­
rackiej, m usiałby najpierw uzasadnić, że studja nawet
tak wyraźnego i najczęściej wyłącznego intelektualisty, ja ­
kim jest Irzykowski, nie rozszerzają naszej chłonności
wzruszeń estetycznych i nie pogłębiają naszego osobistego
stosunku do sztuki poetyckiej.
21’
— 324 —

Uzbi'ojony w rzadką um iejętność niezwykle logicz­


nego rozum ow ania, opartego o gruntow nie zdobyw aną
wiedzę filozoficzną, w yjątkow o głęboką kulturę literacką
i nadzwyczaj w yczuloną w rażliw ość krytyczną, Irzykow ­
ski nietylko dokładnie nicuje od w ew nątrz każde zaj-
m ujące go zagadnienie czy zjawisko, ale ustaw ia je rów no­
cześnie na szeroko zarysow anem tle teorjopoznaw czem ,
analizę szczegółów łącząc z m aterjałem porów naw czym
z różnych dziedzin wiedzy o człowieku. Umysł niezależny
i z zasady rew olucyjnie opozycyjny, kiedy in dziej scep­
tyczny, choć niepozbaw iony dobrze zam askow anego en­
tuzjazmu, Irzykow ski chętnie w yolbrzym ia z a lets' lub
w ady badanych utworów, stąd też jego oceny dość często
ro bią w rażenie jakgdyby odbitych w zw ierciadle wklę­
słem albo wypukłem, lecz za\Vsze, naw et gdy się z nim
nie zgadzamy, Irzykow ski zniew ala nas przenikliw ością
analizjr, w ynalazczością spojrzenia, a przedew szystkiem
niezw ykłą rzetelnością myśli poznawczej. Irzykow ski nie
pom ija nigdy nasuw ających mu się trudności, naodw rót
przystępuje do nich z tern większą zaciekłością. Jeśli
Brzozowski był chyba najczulszem sum ieniem św iado­
mości m oralnej swej epoki, Irzykow skiem u przypadła rola
najwrażliwszego sum ienia świadom ości intelektualnej
w naszej literaturze współczesnej. Ale wszędzie tam, gdzie
w ystępuje sumienie, nie może się obejść bez niespraw iedli­
wości, zwłaszcza gdy nieunikniony fanatyzm rzecznika
określonego poglądu na świat zbiegnie się z osobistem za­
łam aniem psychicznem. Wówczas pojaw ić się może nawet
głęboka rysa, jaką w działalności Irzykowskiego był Ben-
jam inek (1933), książka o Boyu-Żeleńskim, gdzie autor
m etyle rozpraw iał się ze swym przeciwnikiem , ile starał
się go zdyskredytow ać w opinji, nie przebierając w środ­
kach. Była to niespodzianka o charakterze zupełnie w y­
jątkow ym , naw et u Irzykowskiego, aczkolwiek do różnych
u niego niespodzianek zdążyliśmy się już przyzwyczaić.
Bo Irzykow ski często nas niepokoi, niekiedy irytuje,
niezadaw ala lub aż zawodzi. Jest on jak kap ry śn a i nieo­
bliczalna kochanka. Albo jak koń bardzo szlachetnej rasy,
lecz mocno narow isty. Nawet wtedy, kiedy Irzykow ski
robi człowieka z tłum u, niby to karnie poddającego się
- 325 -

fetyszowi demokratyzm u, jak tip. w sprawie Akademji


L iteratury, nie obejdzie się bez wyrafinowanego gestu so­
biepaństw a. Niczem u tego konia, co w paradnym m arszu
niby to się trzyma szeregu, lecz krokiem hiszpańskim
perfidnie, umęczy jeźdźca, wciąż niepewnego, czy nie
w ytnie m u on szczupaka i z siodła nie wysadzi. Zawsze
tkw ią w nim rezerwy niedającego się okiełzać tem pe­
ram entu. Kto chce się zabezpieczyć przed niespodzianką,
lepiej niech tego konia nie dosiada. Kto łaknie spokoju,
raczej m u unikać takiej kochanki. Lecz kto ceni urok
niebezpieczeństwa lub nagłej przeszkody i przekłada to
nad jednostajność równego, utartego gościńca, nie znajdzie
rozkoszniejszej do rom ansu okazji. Do rom ansu, oczywi­
sta, platonicznie intelektualnego. Nad uczuciami rozu­
mem tu trzeba panować. Biada temu, kogo uwiodłyby po­
zory. Zabłąkałby się w śród manowców, zagubiłby się na
pow ikłanych rozstajach. Nie pomoże mu ten, w kim da­
rem nie szukać sojusznika, bo to idzie gra z przeciwnikiem
zajadłym by wymacywać słabe strony w najmocniejszej
obronie, a gdy ich nie dostrzega, zadającym uderzenia
kryte łnb zwodzone. Nieznośna sytuacja w codziennem
pożyciu, małżeńskiem. Atoli teren do rom ansu idealnie
wym arzony. Nie do kochania, ale do rozkochania się. Byle
się potem w porę wy co lać za swój w łasny szaniec.
Schadzki z taką kochanką nie sprzykrzą się nigdy. Ma ona
zawsze świeży choć cierpki smak zakazanego owocu. Boz-
nam iętnia, ale nie zaspakaja. W racamy jednak do niej, bo
nie spodziew ając się, aby udało się wreszcie tajemnicę
jej zgłębić, czujemy się zniewoleni tym właśnie swoistym
urokiem rozwiązłego nienasycenia.
Obcowanie z pism am i Irzykowskiego, nieprześcignio-
nego w krytycyzm ie dialektycznym, toczącego spory z sobą
sam ym o istotny sens każdej rzeczy, pozostającego w cią­
giem pogotowiu do wałki na rozumy, jest dziś najlepszą
w Polsce szkołą miłości intelektualnej. Szkoła to w praw ­
dzie m oralnie poniekąd deprawująca. Ale jest to przesą­
dem, że w szkole nabyw am y charakteru. W yrabia go
życie, zdobywa go człowiek osobistym trudem. Irzykowski
zaś jest m istrzem nieocenionym dla naszych mózgów. Jest
on przytem tyleż samodzielną, niezależną indywidualnoś-
- 326 -

cią, ile zdecydowanym, konsekw entnym indyw idualistą.


Chadza zawsze osobno i bokiem. Zapew nia m u to stano-
wisko zgoła wyjątkowe. Dlatego naw et jego wiersze,
choćby najnieudplniejsze, zasługują na pamięć. Zwłaszcza,
gdy przez swe słabizny otw ierają perspektyw y n a widne
zdala szczyty.
W śród tych szczytów Irzykowskiego, obok n ajo k a­
zalszej Paluby, obok najstrzelistszego studjum o Hebblu,
obok w yraźnie zarysowanego łańcucha szkiców krytycz­
nych o Brzozowskim, o Stan. Ign. W itkiewiczu, o zdob­
nictwie w poezji, o perfidji, o dram acie, o kinie i i., z któ­
rych tylko niektóre dostępne są w książkach, przew ażnie
zaś są rozproszone po różnych czasopism ach, a w niejed­
nym z tych ostatnich najlepiej w yraziła się przedewszyst-
kiem w łasna indyw idualność pisarza, — szczytem dziś nie­
znanym a w swoim czasie niedostrzeżonym jest kom edja
w pięciu aktach p. t. Dobrodziej złodziei (1907), n ap isan a
razem z H enrykiem M ohortem, recte Feigenbaum em , wy­
staw iona w roku 1906 na scenie lwowskiej, następnie wy­
dana w książce, ironicznie poświęconej ,,lwowskiej p u ­
bliczności prem jerow ej“.
Nie znam polemiki, jaką po tej prem jerze wiedli au­
torzy z recenzentam i, zwłaszcza z K ornelem M akuszyń­
skim. Feldm an w swej Literaturze zanotow ał, że „Dobro­
dzieja złodziei publiczność i artyści we Lwowie odrzu­
cili“. W arto odgrzebać i przypom nieć tę kam panję p ra ­
sową, aby się przekonać, dlaczego położono tę bezwąt-
pienia znakom itą kom edję społeczno-polityczną. Dom y­
ślać się można, że dla publiczności polskiej Dobrodziej
złodziei aktualny stał się dopiero teraz, gdy skupione w tej
kom edji zagadnienia rządu, władzy i społecznego refor-
m atorstw a są przedm iotem naszego bytu codziennego, gdy
ideał sięgnął b ru k u i jako pow szednia rzeczywistość pod­
lega owym załam aniom , kontrastom i konfliktom , które
dopuszczają ostre światło satyrycznego spojrzenia. Być
może nadto, że gwałtowne przem iany w artości, dokony-
w ujące się w naszych oczach, inaczej każą nam dziś re ­
agować na krytykę uświęconego dawniej porządku spo­
łecznego i jego dem okratycznych przesądów. K rytyka zaś
to bezwzględna i przenikliw a, mimo fantastyczne ram y
- 327

oryginalnie pomyślanej akcji, życiowo doskonale skon­


kretyzow ana, ujęta w łożyskach najistotniejszych zagad­
nień, nadal zupełnie aktualnych, bo pokazanych w ich
nieprzem ijającem znaczeniu filozoficznem, jednak bez
nadm iernego przeciążenia dialektyką dyskusyjną, lecz
w zastosow aniu do fikcyjnej wprawdzie, ale żywo skom­
ponow anej rzeczywistości. Tak swego Wroga ludu lub ra ­
czej Branda napisałby jakiś nowy Ibsen w naszych cza­
sach. Bo Dobrodziej złodziei pow stał niewątpliwie w kręgu
oddziaływ ania Ibsena, ale komędję Irzykowskiego (bo
nieznanego pozatem M ohorta wolno tu chyba pominąć)
uznaćby też m ożna za satyrę na ibsenowski idealizm.
Gdyby Dobrodziej złodziei nie liczył już lat dwudziestu
siedmiu, rzęchy o nim wypadło, że patronow ał mu ra ­
czej Shaw.
Dialog nasycony w ybornym intelektualizmem i cię-
temi paradoksam i, lotny, żywy, napraw dę dowcipny. Akcja
o świetnie wytrzym anem , w zrastającem napięciu dram a
tycznem. w ynikaj ącem ze stopniow ania coraz pomysłow-
szych efektów sytuacyjnych, zaskakujących nieoczekiwa­
nym komizmem. Słowem, zalety najlepszych sztuk Shawa
w popraw nej edycji. Przytem Irzykowski, niemniej bły-
skotliwy mózgowiec, m a nad pisarzem angielskim tę prze­
wagę, że nie jest obciążony dziedzictwem protestantyzm u.
Że w jego kom edji niem a tej odrębnej przypraw y, wypły­
wającej z trądycyj kościoła anglikańskiego, a która w d ra­
m atach Shawa byw a dla kontynentalnego Europejczyka
niezawsze łatw ą do straw ienia i poniekąd ogranicza zna­
czenie znakomitego dram aturga angielskiego.
Z zawodowego nałogu myślenia kategorjam i literac-
kiemi zabrnąw szy w wyszukiwanie pokrewieństw, do­
dać trzeba jeszcze jedno, że nad kapitalną sceną końcową
Dobrodzieja złodziei unosić się zdaje duch Norwida, m ia­
nowicie jego Tajemnici] lorda Singełwortha, z którym
zresztą centralna postać komedji ma, być może, na­
praw dę coś wspólnego. Bo pozatem niem a tu właściwie
ani Ibsena ani Shawa. Jest natom iast autentyczny Irzy­
kowski, który w tym w łaśnie utworze oraz nadto w nie­
których nowelach, a z nich Okno z r. 1901 wprowadza
m otyw kom pozycyjny początku i końca jak w Zazdrości
— 328 —

i Medycynie M ichała Choromańskiego, — okazał się także


niepospolitym artystą. Oto znow u przykład, ja k pod­
w aża się w niosek o zmyśle estetycznym, postaw iony z po­
w odu Wierszy. Ale niem a powodu, by go odwoływać.
Tam był n a miejspu, tutaj zaś zawodzi. Jest w tem
sprzeczność, nie pierw sza ani ostatnia, gdy m ow a o Irzy­
kowskim. „N iem a tu — pisał on sam w Palubie — nie­
konsekwencji, przy charakterze bow iem idzie nie tyle
o treść emmcjacyj ludzkich, co o pew ien gest objawów
charakteru, a gest ten jest w niekonsekw encjach ten
sam “. Irzykow ski zaś należy do tych śm iałych bohaterów
myśli, którzy dla dobra praw dy i w imię osobistej szcze­
rości m ają odw agę być niekonsekw entnym . Pozwólm y
więc i m y sobie n a tę jeszcze jedną pozorną n iekon­
sekwencję. Komu w yjaśnienie to nie trafi do gustu,
niech m a na uwadze, że sąd literacki, ja k i każdy sąd
ludzki, jest zawsze tylko względny. Zresztą pow iedział
gdzieś Irzykowski, że wszelka k ry ty k a m usi być rabu-
listyką. Zapiszmy m u ją więc n a jego rachunek.
Za Irzykow skim pow ołajm y się n a Heßbla, który
mówi, iż „praca artystyczna polega n a tem, że rozum
zadaje fantazji pytania“, U Irzykowskiego najczęściej też
rozum za fantazję odpowiada. Bywa to jego słabością,
ale i w tej słabości leży jego siła.
49.

Pierw szą chronologicznie próbą op¡isn i oceny okresu,


który wchodzi w zakres naszych tu rozważań, było
czw arte w ydanie Zarysu najnowszej literatury polskiej
(1864— 1897) przez PIOTRA CHMIELOWSKIEGO (1848
do 1904). U zupełniają go tegoż autora: Najnowsze prądy
w pnezji naszej (1901), Dramat polski doby najnowszej
(1902) oraz osobne studja o Stanisławie Wyspiańskim
(1902) i Janie Kasprowiczu (1904), nadto rozdziały z in­
nych dzieł i artykuły rozrzucone po czasopismach (nie­
zupełną ich bibljografję opracował Jan Swierzowicz,
1933). W latach Młodej Polski Chmielowski, jako krytyk
i h isto ry k literatury, nie cieszył się uznaniem. Nawet
Ignacy Chrzanow ski twierdził, że „wogóle na sądy este­
tyczne Chmielowskiego godzić się niepodobna“. Inni,
przyznając Chmielowskiemu wrażliwość umysłową, p ra­
cowitość i sumienność, zarzucają mu b rak wrażliwości
artystycznej i psy cholo gi cznej, pogląd, który naogół się
utrw alił i dotąd uchodzi za sprawiedliwy. Chmielowski
bezw ątpienia odstręcza naukową oschłością stylu, ale
ten uczeń Taine’a i tłumacz K anta czytał wszystko i czy­
tał rzetelnie, choć nie zawsze rozumiał nowe zjawiska li­
terackie i oceniał je m iarą użyteczności kulturalnej,
a trzym ał się zasady, że sztuki nie tworzy bezwiedne-
natchnienie, lecz świadom a praca myśli, nie m iał żadnych
zgóry powziętych uprzedzeń i um iał się poznać zarówno
n a Popiołach Żeromskiego, jak i na genjalnej oryginalno­
ści W yspiańskiego. Nie przeoczą! wad i błędów, wskazy­
w ał je najściślej, naw et wtedy, gdy z innych powodów
najw yżej wychwalał. Cokolwiek napisał, ma to trw ałą
i nieprzedaw nioną wartość. „L iteratura najsłuszniej
Brzozowski ocenił Chmielowskiego — nie daw ała m u
-- 330

rozkoszy estetycznych: bj^ła m u obowiązkiem. Obowiązek


ten spełniał z gorliw ą stanowczością. W ydaje mi się nie­
kiedy, że był on jak budowniczy, m ający badać i oce­
niać w ytrzym ałość bloków, z których m a być wzniesiony
gmach kultury polskiej. Jeden po drugim b ra ł i pró b o ­
w ał je swoim kilofem, pracow ał bez w ytchnienia, nie
p atrząc niekiedy i nic widząc, że to czego mocy p ró ­
buje jest nie p ły tą nagą lecz płaskorzeźbą, nie słupem
m ającym podtrzym yw ać sklepienie, lecz posągiem. Nie
chciałbym rzucać tak jego czcigodnej p ra c ą i zasługą
pamięci. Niech m i wolno wypowiedzieć pragnienie, aby
kiedyś to, co po m nie zostanie, w ydaw ało pod uderze­
niem m łota-ргоЬіегісу, ten sam niesfałszow any dźw ięk
tw ardej praw dy, k tó ra brzm i w jego pism ach. To, co
koichał on w literaturze, tem u służył szczerze, z poświę­
ceniem, mozołem i w ytrw ałością, nie frazesem , lub
pozą“. Po latach dwudziestu pięciu słow a Brzozowskiego
0 Chmielowskim pow tórzyć dziś m ożna bez zmiany. P i­
szący zaś, gdy w śród sądów poprzedników trafiał na
zdanie Chmielowskiego, przekonyw ał się niem al zawsze,
iż ze w szystkich krytyków' polskich z ostatniego półw ie­
cza jedynie jeszcze na Matuszewskim, który kierow ał się
już innemi wskazaniam i, polegać m ożna w' rów nej m ie­
rze, jak i na Chmielowskim. Byli i są tacy,; co lepiej
1 głębiej wmiknęli w pewne zjawiska literackie, w ypo­
wiedzieli się piękniej i sugestywniej, ale nie było i niem a
nikogo, ktoby Chmielowskiego, zwłaszcza uw zględniająć
rozm iary objętego badaniam i m aterjału, przewyższył rze­
telnością, dokładnością i ob j ek tywdzmem literackiego
sądu. Dlatego, choć Chmielowski należał do poprzedniego
pokolenia, nieobjętego ram am i zakreślonego tu czasü, nie
m ożna go było pom inąć. Poproś tu z wdzięczności za
niezastąpioną pomoc, jaką się w nim znalazło.
W łaściwym historykiem neorom antyzinu polskiego
stał się W ILHELM FELDMAN (1868 1919, bibljografja
dzieł i ocena działalności w książce zbiorowej : Pamięci
Wilhelma Feldmana, 1922; dalsze w skazówki u K orbuta
i wr B adom ira V rtela: Bibliografii hist. lit. i kryl. lit.
polskiej za ro k 1908 i 1909, 1933). Ten bardzo zdolny
i niebywale pracow ity samouk, działacz społeczny, pu-
blicysta, redaktor, wydawca, pisarz i krytyk rozw inął
działalność lak w ielostronną, że pełna jej ocena wy­
kracza poza zakreślone tu zadanie. W historji kultury
polskiej swej epoki zajął on stanowisko jedno z najw y­
bitniejszych, czego w niczem nie obniżyły z różnych p o ­
w odów inspirow ane przeciw niemu naganki, aczkolwiek
b ra li w nich udział Ignacy Rosner, Kazimierz Tetm ajer,
Jerzy Żuławski i inni. W pierwszych swoich powieściach
dał Feldm an świeże, głęboko, odczute i żywo odtworzone
obrazy psychologiczno-obyczajowe ze środowiska żydow­
skiego. Zwłaszcza Źydziak (1889) zasługuje na przy­
pom nienie i trw alszą pamięć. Mniej szczęśliwe, choć pi­
sał je i w późniejszych latach, były jego próby dram a­
tyczne, w których podejm ow ał różne zagadnienia, n aj­
mocniej walkę z ciem notą żydowską. Najwybitniej i n aj­
głośniej zasłużył się, jako historyk Współczesnej litera­
tury polskiej, wydanej poraz pierwszy w roku 1902,
w następnych w ydaniach przerabianej i rozszerzanej,
po śm ierci autora dw ukrotnie jeszcze przedrukow yw a­
nej z uzupełnieniam i Stanisława Lam a i ostatnio Ste­
fan a Kołaczkowskiego (YIII wyd. 1930). Największe zna­
czenie m a trzecie wydanie tego dzieła p. t. Piśmiennictiuo
polskie 1880— 190-'i- (1905, w 4-ch tomach). Dzieło to
było nietylko p racą historyka, który pierwszy systema­
tycznie i w duchu czasu opracował swój przedmiot. Pi­
sane w ogniu walki, w której autor b rał bezpośredni
udział, jest ono także dokumentem epoki. W yrosło ono
z życia, z jego k a rt odczuwamy bezpośredniość ujm o­
w ania zjaw isk literackich i wielkie ich umiłowanie, ale
leż niepospolitą znajom ość m aterjahi i prądów, wielką
zdolność szeregowania dzieł i indywidualności w dobrze
przem yślanym układzie, a stosowany przez autora sche­
matyzm, choć pociągnął za sobą poniekąd naginanie nie­
których charakterystyk do przyjętych zgóry założeń, ma
jednak zalety dużej przejrzystości. W wielu szczegółach,
niejedno dziś nasuw a się zastrzeżenie i niezawsze po­
glądy krytyka w ydają się trafne, zwłaszcza że miejscami
nie obyło się bez tendencji, dyktowanej przez radyka­
lizm ideoWo-społeczny. Ale kto chce poznać atmosferę
epoki i Wczuć się w jej twórczość pod kątem ówcze-
- 332 -

snego program u estetycznego, nie znajdzie przew odnika


lepszego od Feldniana. Zwłaszcza okres burzy i n a p o m
znalazł w nim doskonałego obserw atora-odtw órcę. D rw ił
N ow aczyński z Literatury Feldm ana, że była nic pisana,
lecz telefonowana. Gdyby naw et tak poczęści było,
w oczach naszych dodaje to jej wartości. Zarzucano
Feldm anowi, że zbyt niewolniczo szedł za w zoram i nie-
mieckiemi i, biorąc stam tąd natchnienie, nie przem yślał
samodzielnie przedm iotu, nie pogłębił go filozoficzniie
i naw et dopuszczał się sprzeczności. W ydaje się jednak,
że zarzuty to w znacznej części niewłaściwe, bezprzed­
m iotowe i stronnicze. U Feldm ana jest bez porów nania
m niej im presjonistycznego w czuw ania się, niż się za-
zwyczaj m niem a i niż się spotyka u innych krytyków
współczesnych. Miał on szeroki pogląd n a tw órczość a r­
tystyczną i w rażliwość w yczuloną na różnorodne zja­
wiska, m iał i um ysł jasno patrzący i naogół bardzo
dobry zmysł estetyczny. Był z n a tu ry entuzjastą, więc
nie dziw, że — jak się to o nim mówi — wspi nał się
po drabinie zachwytu. Um iał jednak przeprow adzać sto­
pniow anie hierarchiczne i był inform atorem dobrym
i przekonywającym . K ilka pokoleń czytelników polskich
nauczyło się z jego książki cenić polską tw órczość lite­
racką i rozum ieć jej związki z k u ltu rą europejską. I dziś
ktokolwiek chce bliżej poznać dzieje polskiej literatu ry
przedw ojennej, m usi sięgnąć po dzieło Feldm ana. Do
najlepszych w niem należy bezw ątpienia rozdział o W y­
spiańskim (w Vl-tem w ydaniu z roku 1919). Bo i wo-
góle dla ustalenia i utrw alenia kultu W yspiańskiego za­
służył się Feldm an najwięcej. Także n a łam ach w yda­
wanej i redagow anej przez niego K ry ty ki (1901—1914),
czasopism a społeczno-literackiego, które w dziejach Mło­
dej Polski na gruncie krakow skim było dalszym ciągiem
Życia Górskiego i Przy by sz ew s k i e go, a rów nocześnie
przyczyniło się w alnie do krzew ienia ideologji niepodle­
głościowej. (N a gruncie w arszaw skim odpow iednikiem
Krytyki, społecznie jednak mniej radykalnym , był w la­
tach 1908—1914 Sfinks W ładysław a Bukowińskiego).. Ża­
dne inne czasopismo tego pokroju nie zdziałało dla ów­
czesnej świadomości kulturalnej społeczeństw a tyle, ile
- 333

K rytyka Feldm ana. Bo liczne pozatem próby, jakie podej­


mowano, albo zbyt krótko trwały, albo miały za szczupły
zasięg czytelników, a przedewszystkiem nie były ożywione
ta niepospolitą a w najlepszym stylu werwą publicystyczną
1 tym nerw em aktualności, co zapewniało miesięczni­
kowi Feldm ana poczytność nawet we wrogich mu obo­
zach politycznych. W dziejach literatury Krytyka była
jednym z naczelnych organów bojowych Młodej Polski,
a skupiała przy sobie liczny zastęp najtęższych piór swego
czasu.
Nie dorów nał Feldmanowi nową próbą samodziel­
nego opracow ania Polskiej literatúry współczesnej (1912,
2 tom y) ANTONI POTOCKI (* 1867). Książka to jednak
n ap isan a bardzo żywo i zajmująco, w niejednym szcze-.
góle p rostująca poglądy Feldmana, a choć nierówna,
grzesząca frazesem i często zapraw iona tendencyjnością
sądów, posiada liczne karty, które dotąd nie straciły w ar­
tości. W adą jej metodyczną rozbicie m aterjału — za przy­
kładem Tarnow skiego — na dziesięciolecia, ale niepo­
śledni; bezpo r ówn ani a większy niż u Feldmana, talent
pisarski dziś jeszcze czytelnika pociąga. Potocki, którego
studjum o „czującem wiedzeniu“ Żeromskiego (w Szki­
cach i wrażeniach literackich, 1903) jest słusznie zali­
czane do najpiękniejszych prac krytycznych o tym pisa­
rzu, m a stosunek do sztuki wybitnie -impresjonistyczny,
a choć odznacza się szeroką skalą wrażliwości estetycz­
nej, pow oduje się jednak nieraz wskazaniami bardzo sub-
jektyw nem i i nadm iernie polega na osobistej intuicji nie­
kontrolow anej żadnym sprawdzianem porównawczym. Jest
to typow y przykład t. zw. krytyki bezpośredniej, zasto­
sowanej do h istorji literatury całego półwiecza (i860—
1910), przyczem uwzględniono tu bezmała wszystkich pi­
szących, aż po najpośledniejszych. W stosunku do Feld­
m ana odznacza się Potocki lepszą znajomością środowiska
warszaw skiego i, choć również jest entuzjastą, patrzy
n a przedm iot przez inne okulary. Dlatego, ze stanowiska
historyczno-literackiego, trzeba w dziele Potockiego uznać
pożądane i pożyteczne dopełnienie dzieła Feldmana.
N astępną z kolei obszerniejszą próbą historycznego
opracow ania Współczesnej literatury polskiej (1923, II
— 334

wyd. 1930) jest książka MARIANA SZYJKOWSKIEGO


(* 1883), zasłużonego badacza źródeł prerom antyzm u pol­
skiego, dziejów now ożytnej tragedji polskiej i polskich
wpływów kulturalnych w czeskiem odrodzeniu narodo-
wem. Dzieło, zwłaszcza w drugiem w ydaniu, przeznaczone
do użytku szkolnego, w głównych swych linjach zbliżone
do stanow iska Feldm ana, zasługuje n a uwagę sam odziel­
nością sądów i dobrym smakiem literackim .
Literatura polska 1795— 1905 jako główny wyraz ż y ­
cia narodu po utracie niepodległości (1923) BRO N I­
SŁAWA CHLEBOWSKIEGO (1846—1918), n ap isan a d la
w ydawnictw a rosyjskiego, czyli dla cudzoziemców, w y­
d ana dopiero po śm ierci zasłużonego historyka k ultury
polskiej (ostatnio przełożona na język francuski), wy­
różnia się bardzo korzystnie spokojnym um iarem sądów
krytycznych, doskonale podm alow anem i z przedm iotem
w ykładu ściśle zespokmem tłem h isto ry czno-kułturalnem ,
bardzo trafnym doborem m aterjału, przejrzystym jego
układem i pięknym patosem idei przew odniej, dopro­
wadzonej do szczytowego m om entu w obszernej c h arak ­
terystyce tw órczości W yspiańskiego.
Szkolny podręcznik MANFREDA KRIDLA (* 1882 .
Literatura polska wieku XIX (Część V: Główne p rąd y
literatu ry europejskiej. Okres pozytywizmu. M łoda Pol­
ska — w 2 t., 1931—1933) uchyla się w znacznej m ierze
od szczegółowej oceny ze stanow iska literackiego, gdyż
zgodnie z w ym aganiam i program u naukowego au to r sto­
suje m etodę heurystyczną. Zarów no jednak tam , gdzie w y­
kłada od siebie, jak i w rozkładzie dał au to r świadectwo
dokładnej znajom ości przedm iotu, niezależności sądów
krytycznych, opartych na gruntow nej wiedzy literackiej
i rzetelnej sum ienności opracow ania. Byłoby niew ątpli­
wie pożądane, aby przedm iot ten zechciał ponow nie pod­
jąć w form ie dostępnej dla szerszych kół czytelniczych.
Dla tych ostatnich bardzo pożyteczna jest część w stępna,
w ydana także osobno, przedstaw iająca w zwięzłym i ja ­
snym wykładzie najw ażniejsze prądy i indyw idualności
nowoczesnej literatu ry europejskiej aż po dobę ostatnią.
W spom inam o tern także dlatego, że w niniejszem m ojem
opracow aniu nieraz przychodzi napom knąć o związkach
— 335 —

z lite ra tu rą obcą. Przyjm ując, że spraw y to w ogólnym


zarysie czytelnikowi znane, a nie chcąc rozszerzać rozm ia­
rów w ykładu, pom ijam charakterystykę powoływanego tła
porównawczego. Komu więc potrzebne byłyby w yjaśnie­
nia w tym kierunku, z calem zaufaniem odsyłam do wspo­
m nianego zarysu Kridla.
N ajnow sze samodzielne opracowanie Literatury pol­
skiej od r k 1863 (1932) ¡zawdzięczamy JANOWI LOREN-
TOWICZOWI, o . którego działalności krytycznej była już
tu m ow a parokrotnie. Także i ten jego zarys odznacza się
właściwemi m u zaletami wysokiej kultury literackiej i do­
brego sm aku estetycznego. Wyznawca, jak w zasadzie i Po­
tocki, niezależności sztuki, Lorentowicz trzym a się kate-
goryj w zruszenia estetycznego i natchnienia twórczego.
Rozległa skala wrażliwości umysłowej i artystycznej po­
zwala m u jednak wczuwać się w rozm aite zjawiska lite­
rackie z jednakow ą biegłością i oświetlać je z wytwornym
krytycyzmem . Rzadko się z nim lnie zgadzamy, często prag­
nęlibyśm y głębszego uzasadnienia poglądów. Styl Loren-
towicza chłodny i spokojny, nuży pewną jednostajnością.
Gdy żywiej zajmie go przedmiot, wówczas kreśli bardzo
piękne charakterystyki, np. Reymonta lub Tarnowskiego.
N ajstaranniej i najciekawiej opracował twórczość dram a­
tyczną, co jednak znacznie obszerniej i szczegółowiej
przedstaw ił w Dwudziestu latach teatru (od roku 1929,
dotąd 3 tom y), którego tom I i niewydany jeszcze tom IV
w iążą się bezpośrednio z obchodzącym nas przedmiotem.
Jest to zbiór recenzyj teatralnych, ale sposobem syntetycz­
nego ujęcia i analizy krytyczno-literackiej Lorentowicz
i w tern swojem dziele, jak przedtem w trzech serjach
studjów o Młodej Polsce (1908—1913), dał pracę o do­
niosłem znaczeniu historycznem. W ostatnim zarysie ogól­
nym odrębną nadto uwagę zwraca sumienny przegląd
współczesnej polskiej literatury podróżniczej, dodatkową zaś
książki ozdobą jest bardzo ciekawy m aterjał ilustracyjny.
W ybitnemi indywidualnościam i twórczemi z dzie­
dziny krytyki literackiej zajmujemy się w związku z ich
przynależnością do pewnych zagadnień lub stanowisk, za­
leżnie od wskazań przyjętych w układzie tej pracy. Inni,
liczniejsi lecz o znaczeniu przygodneni lub za mało wy-
336 —

raźnem, są naogół tu i ówdzie uw zględniani przy po­


w oływ aniu się im iennem na ich określenia łub sądy. Przy
tej sposobności pragnę w yjaśnić, bo się jednak okazało
potrzebne, że każdy historyk dłuższego okresu litera­
tu ry korzysta z pracy poprzedników , odpowiednio ją przy­
sw ajając sobie lub indyw idualizując, rzadziej cytując i to
zazwyczaj w yrw ane tylko zdania. N a czem polega inaczej
tu stosow any obyczaj, łatwo zauważyć. W prow adzona
przytem większa różnostronność poglądów, naw et ¡cza­
sami sprzecznych, ma - n a celu skierow anie czytelnika na
drogi samodzielnego myślenia, aczkolwiek niech mi wolno
w yrazić przeświadczenie, że i w łasny m ój pogląd n a
każde ważniejsze zjawisko literackie jest zawsze za­
znaczony.
Systematyczny przegląd krytyki literackiej w ym a­
gałby osobnej książki, opartej na innych k ry terjach i m a­
jącej z konieczności charakter polemiczny. W form ie afo-
rystyczno-leksykalnej napisałem był kiedyś taką Rewję
Areojmgu, ale wydawcy, do których się zw racałem , oświad­
czyli m i w yraźnie, że nie mogą i nie chcą się narażać.
Może w przyszłości pow róci się jeszcze do tej tym czasem
przestarzałej pracy, aby ją przerobić i rozszerzyć n a o b ­
szerniejszą rzecz o naszej współczesnej krytyce literackiej.
Niech to zastąpi w yjaśnienie, dlaczego w tym obrazie lite­
ra tu ry — krytyka, jako odrębny rodzaj t w ó r c z o ś c i li­
terackiej, zajm uje m iejsca za mało w stosunku do swego
istptnego i niewątpliwego znaczenia dla kształtow ania się
świadomości artystycznej a naw et do swej niezależnej луаг-
tości kulturalnej. Krytycy natom iast zyskują w yrów nanie
tej w yrządzonej im „krzyw dy“ przez cytaty z ich studjów
i szkiców oraz w bibljografji. Do tych, których prace,
najczęściej rozrzucone po czasopismach, choć w wyborze
zebrano w książkach, łatwiej czytelnikowi dotrzeć. P rzy ­
godnie więc nadm ieniam , iż byłoby nad er pożądane i ce­
lowe, abjr w ydano obszerne w ybory prac krytycznych A li­
r e 1 ę g o D r o g o s z e w s k i e g o (* 1863, zwłaszcza z Glosa),
W a l e r e g o G o s t o m s k i e g o (1854—-1915,tylko w d ro b ­
nej części znane też z książek), O s t a p a O r t w i n a (w łaś­
ciwie O skara Katzenellenbogena, zwłaszcza o W yspiań­
skim, co samo dałoby pokaźny a n ad er zajm ujący tom),
— 337 —

M a r j i R a k o w s k i e j (z literatur angielskiej i fran ­


c u sk iej, m. in. jedno z najwcześniejszych studjów polskich
0 Conradzie-Korzeniowskim), J a n a K a c z k o w s k i e g o
(o niemieckiej kulturze duchowej, pod pseud. J. P. ďArde-
schah lepiej znanego z niemieckich przekładów N orwida
1 Reym onta), W a c ł a w a M o r a c z e w s k i e g o (* 1867),
A d o l f a S t r z e l e c k i e g o (którego Powieść polska 1908
do 1909, 1910, może być wzorem, jak się pisze taki prze­
gląd rocznego dorobku), A d a m a G r z y m a ł y - S i e d l e c ­
k i e g o (zwłaszcza z Museionu), T a d e u s z a D ą b r o w ­
s k i e g o (1887—1919, por. poświęconą mu Księgę pa­
miątkową, 1927, oraz osobno wydane o nim studjum Je ­
rzego Eugenjusza Płomieńskiego), K a z i m i e r z a B e r e -
ż y h s k i e g o (1888—1916, por. artykuł o nim Tadeusza
Szantrocha w Gazecie Literackiej, czerwiec 1932, nr. 9) i in.
Najściślej z krjdyką literacką wiąże się krytyka arty­
styczna, u praw iana zresztą u nas znacznie słabiej. I tu
nieraz najciekaw sze i najpiękniejsze studja, zagrzebane
w zapom nianych rocznikach czasopism, rychło schodzą
z uw agi czytelnika. Przychodzi na myśl zwłaszcza L e o n
P i n i ń s k i (* 1857), który wydał też dwutomowe dzieło
o Shakespearze (1924), samodzielnie wzbogacając obfitą
na ten tem at europejską literaturę krytyczną. Przy tej spo­
sobności chociaż wspom nieć trzeba o W ł a d y s ł a w a
M a t l a k o w s k i e g o (1851—1895) studjum o Hamlecie
(1894). Z filozoficznych p ra c nad teorją sztuki, oprócz
tych, o których była tu na innych miejscach mowa, n aj­
więcej uwagi zw raćają książki M i c h a ł a S o b e s ki e g o
(* 1877). Pozatem w yróżniają się m. in. studja R o m a n a
Z r ę b o w i c z a (*1884), pożyteczną próbę syntezy dał już
ostatnio S t a n i s ł a w O s s o w s k i (U podstaw estetyki,
1933). Znakom ita dwutomowa Historja Filozofji (1930)
W ł a d y s ł a w a T a t a r k i e w i c z a (* 1886), z głównego
swego zawodu historyka sztuki, ułatw ia niezbędną orjen-
tację podstaw ow ą w zagadnieniach ogólnych w ich roz­
w oju dziejowym. Odosobnionem zjawiskiem były studja
o K rytyce literackiej we Francji (wyd. 1899, 2 t.) E d ­
w a r d a P r z e w ó s k i e g o (1852—1897). Książki J u l j u -
s z a T e n n e r a (Estetyka żywego słowa, 1904; Technika
żywego słowa, 1906; O twórczości aktorskiej, 1912; Pod-
Obraz w spółczesnej literatury polskiej. Т. П.
22
— 338 —

ręcznik sztuki czytania, 1917) torow ały drogę m ało przed­


tem uwzględnianym zagadnieniom. N ieobojętne dziś je­
szcze są dawniejsze studja eslelyczue M a r j a n a M a s s o ­
n i l i s a (* 1862) oraz E d w a r d a Ab r a m o w s k i e g o
(1868—1918, nieukończone zbiorowe wyd. Pism wychodzi
od r. 1924, dotąd 4 t.), którego rów nież sam odzielne, nieraz
prekursorskie, prace z psychologji i socjologjd w yw arły
m. in. w pływ n a Żeromskiego, a pięknem swej form y lite­
rackiej tern sugestywniej przem aw iają do ciekawości um y­
słowej czytelnika. Nie idzie tu o w yczerpującą bibljografję
zagadnień, jedynie o kilka najogólniejszych Чуskazali, w jak
wielu i różnych kierunkach rozszczepiają się zaintere­
sowania, skoro podejm ie się próbę pobieżnego choćby
przeglądu twórczej m yśli krytycznej w dziedzinie sztuki.
Bo sztuka ogarnia najw szechstronniej w ielorakie zagad­
nienia życia ludzkiego, m ożna ją więc oceniać z różnych
aspektów i m a to zawsze swoje krytyczne uzasadnienie.
O znaczeniu m yśli krytycznej w ¡sztuce i dla sztuki n a j­
mniej rozstrzygają choćby najm ocniej ugruntow ane za­
sady metodyczne, czasami n a wet stanow isko pozaeste-
tyczne przynosi w yniki istotniejsze, pozw ala głębiej w nik­
nąć w strukturę w łaśnie artyzm u. W ym ow nym przykła­
dem Brzozowski, że w krytyce głów ną w artością jest
tw órczy stosunek do przedm iotu badań. Nie przesądza
to jednak sprawy, że m iara estetyczna w sztuce obowią­
zuje przedewszystkiem i że nie m ożna jej odrzucać n a ­
wet wtedy, gdy się dzieła sztuki ocenia pod kątem zainte­
resow ań psychologicznych, społecznych, filologicznych czy
jakichkolw iek innych. Gdy ktoś ro zp atru jąc w ątki kla­
syczne we współczesnej polskiej poezji n a tem aty spor­
towe, na rów nym poziomie zestawiać zechce L a u t Olim­
pijski W ierzyńskiego np. z Podszeptami p rometejskiem i
Franciszka Janczyka, będzie to nietylko jaskraw ym dowo­
dem, że się jest pozbawionym poczucia m iary estetycznej,
ale rów nież momentem, dyskwalifikującym w artość ta ­
kiego studjum filologicznego ze stanow iska choćby n a j­
szerzej pojm ow anych zasad krytyki literackiej. N iepo­
rozum ienia estetyczne zdarzają się jednak naw et w ybit­
nym badaczom sztuki. Czy bowiem np. W ł a d y s ł a w
K o z i c k i (* 1879), autor bardzo pięknej m onografji
— 339 —

0 Michale Aniole (1908) i innych studjów artystycznych,


którem i zasłużył się i ze stanowiska literackiego na miano
wybitnego pisarza, łączącego zalety uczonego z rzetel­
nym polotem poety, nie trw oni zbytecznie swych niew ąt­
pliw ych zdolności na chybione próby dram atyczne lub po­
wieściowe? Przykładów takich więcej wskazaćby można.
W zakres krytyki literackiej wchodzi też oczywiście
h isto rja literatury. Granice między krytyką literacką a hi-
storją literatury są nieustalone i pozostaną zawsze w ąt­
pliwe, t. zw. zaś „nauka o literaturze“ jest doktryną, przy­
najm niej jak dotąd, nierokującą trwalszego istnienia, bo
w swych napraw dę doniosłych zagadnieniach (najciekaw­
sze w tym kierunku prace dali ostatnio Juljusz Kleiner,
Zygmunt Łem picki (* 1886), Tadeusz Grabowski (*1871)
1 in. m łodsi badacze) należy do estetyki, gdzie na szerszym
terenie porów naw czym osiąga się wyniki pewniejsze i po­
ważniejsze, a w węższym zakresie jest poprostu albo hi-
sto rją literatury albo krytyką literacką. Dając obraz tw ór­
czości literackiej, pozornie łatwiej jest wskazać, dlaczego
pom ija się w nim historyków literatury. Ale utykam y na
pierw szym z brzegu przykładzie, bo czyż np. monografie
historyczno-literackie K leinera o Słowackim, Józefa Kal­
lenbacha (1861—1929) o Mickiewiczu, Józefa Ujejskiego
(* 1883) o Malczewskim, Tadeusza Piniego (* 1872) o K ra­
sińskim i t. p., nie należą do t. zw. literatury pięknej
w rów nym stopniu, co powieść historyczna lub zwłasz­
cza rozpow szechniona ostatnio powieść biograficzna? Je­
dyna istotna między niemi różnica to w ostatnich brak
ujaw nionej odpowiedzialności naukowej i związana z tem
większa swoboda w organizowaniu artystycznem m aterjału
rzeczowego. Czyż skądinąd dzieła historyków literatury nie
odznaczają się pięknem indywidualnego stylu? Nie wy­
w ierają niekiedy w ybitnie zapładniającego wpływu arty-
s tyczno-kul turai n ego ? Nie odgryw ają ważnej roli w roz­
w oju twórczości literackiej? Dla przykładu, t. zn. nie wy­
czerpując bynajm niej przedm iotu i związanych z nim
zagadnień literackich, wymienić starczy dwa nazwiska:
A l e k s a n d r a B r u c k n e r a (* 1856) i I g n a c e g o
C h r z a n o w s k i e g o (* 1866).
Pierw szy z nich, magnus parens naszych historyków
22 *
— 340 —

kultury, autor kapitalnego zarysu D ziejów literatury, pol­


skiej (1903, III wyd. 1924, 2 t.) i jedynej w języku po l­
skim H istorji literatury rosyjskiej (1922—1923, 2 t.), o d ­
kryw ca najdaw niejszych pom ników prozy polskiej i licz­
nych zabytków literackich średniow iecza polskiego-, bio ­
graf M ikołaja Reja (1905) i Różnow ierców polskich
(1905), rew indykator zasług literackich W acław a Potoc­
kiego i wogóle polskiego siedemnastowiecza, h isto ry k Dzie­
jów języka polskiego (1906, III W3rd. 1925) i tw órca
Słow nika etymologicznego języka polskiego ( 1927), w Dzie­
jach ku ltu ry polskiej (1930—1931, 3 tomy) dał rozległą
syntezę badań naukow ych, w czem lw ia część jego w łas­
nych. Oto główne tytuły zasług uczonego, badacza o za­
dziwiającym ogrom ie plonów pracy i o niezwykłym tem ­
peram encie twórczym, odbijającym się także w stylu b a r­
dzo oryginalnym i niezm iernie żywym. Że uniesiony za­
pałem, przeholow ał niekiedy w ocenie krytycznej zjaw i­
ska literackiego, np>. przy Potockim lub K onopnickiej, że
nie unikał śm iałych hipotez i nie w ahał się kierow ać in-
tuicją, opartą zresztą zawsze o bezprzykładny obszar do­
świadczenia i wiedzy z dziedzin bardzo rozległych, że
wreszcie na karcie tytułowej Słow nika etym ołogicznego
m iał odwagę zacytować słow a poety (N orw ida), w ytaczano
przeciw B rücknerow i zarzuty b rak u ścisłości filologicz­
nej. M niejsza tu o nie, bo jako uczony w niósł on do nauki
polskiej więcej zdobyczy, niż ktobądź ze w spółzaw odni­
ków, dzięki zaś w ybitnie twórczym zaletom um ysłu i p ió ra
rozbudził pow szechną ciekawość do nieprzebranych sk ar­
bów wiedzy kulturalnej, jakie w dziełach swoich o d ­
kryw a i przedstaw ia w sposób, dostępny naw et dla laika,
więcej niż to, bo i obojętnego dla rzeczy czytelnika zdolny
porw ać, z obcą m u nauką oswoić i do niej pociągnąć.
We współczesnej polskiej twórczości literackiej niem ało
od B riicknera skorzystali i Żeromski, i ostatnio Kossak-
Szczucka, i w ielu innych.
Jak zaś odświeżająco w płynął na znajom ość D ziejów
literatury niepodłegłej P olski i czem wogóle dla kilku
pokoleń przedw ojennych był podręcznik szkolny Ignacego
Chrzanowskiego (1908, X wyd. 1930), przypom inać chyba
zbyteczne. W ysokiej m iary patrjotyzm , niem niej szczery
— 341 -

dem okratyzm , dobre poczucie m iary estetycznej i głę­


bokie um iłow anie przedm iotu oto, co czerpano z tej
książki, napisanej stylem, który dziś wydaje się nazbyt
patetyczny, ale wówczas sugestywnie oddziaływał n a
młode um ysły i serca, a lapidarnem i określeniam i utrw a­
lał w pam ięci główne wiadomości bezporów nania skutecz­
niej od najdoskonalej przeprowadzonej heurezy. Była to
św ietna szkoła twórczego ducha obywatelskiego. Z po­
w odu innej książki Chrzanowskiego zauważył Karol
Krzewski, że należy ona do tych, „z któremi nie można
zrobić jednego doświadczenia. Oto nie można na niej prze­
kreślić nazw iska autora i zmienić je na inne, co na wielu
pracach fachowych m ożna zrobić bez krzywdy dla nich“.
I dlatego, choć książki krytyków starzeją się prędzej, niż
książki powieściopisarzjr czy poetów, książki Chrzanow­
skiego długo jeszcze nie stracą pioczytności i nie przestaną
samem ich czytaniem, bez względu na zainteresowanie
naukow e, spraw iać rzetelnej przyjemności. Czyż to nie
w ystarczający powód, aby ich autora zaliczyć do tw ór­
ców literatu ry pięknej?
Z tegoż i z innych tytułów liczne z różnych dziedzin
wiedzy zgłaszać można pretensje do miejsca w literaturze
w ściślejszem znaczeniu tego pojęcia. Kilka jeszcze do­
w olnie w ybranych przykładów. Z historji literatury, po­
wszechnej i polskiej dzieła M a r j a n a Z d z i e c h o w-
s k i e g o (* 1861), niezwykle zawsze żywe, rozciekawia-
jące m yśl czytelnika i budzące silne wzruszenie este­
tyczne, bo przeniknięte subjektywnie przeżywanym sto­
sunkiem autora do badanego przedmiotu, ¡a przytem wy­
rażające głęboko ugruntow any i silnie zarysowany indy­
w idualny, religijno-filozoficzny pogląd na świat. Z hi­
sto rji literatu ry i kultury angielskiej i angloamerykańskiej
świetnie napisane i również indyw idualną treścią duchową
nabrzm iałe książki R o m a n a D y b o s k i e g o ('1 8 8 3 ),
którego nadto pam iętnik o Siedm iu latach w Rosji i na
Syberji 1915— 1921 (1922) jest utw orem o wartości li­
terackiej niemniejszej od pokrew nych pamiętnikówr Kos-
sak-Szczuckiej lub Goetla. Była już przedtem mowa o dziej
łach Kazimierza Morawskiego i Tadeusza Zielińskiego
z h isto rji kultury Grecji i Rzymu i o ich wysokich zale-
— 342 —

tacli indywidualnego artyzmu. Z histo rji m uzyki n asu ­


waj ą się pam ięci nazw iska H e n r y k a 0 p i e ú s k i e g ю
(* 1870) i Z d z i s ł a w a J a c h i m e c k i e g o (* 1882), któ­
rych pew ne dzieła fachowe pobudzają w rażliw ość um y­
słową i artystyczną naw et u czytelników obojętnych n a
świat dźwięków i rozdźwięków. Z h isto rji politycznej za­
m iast wielu innych wystarczy przypom nieć S z y m o n a
A s k e n a z e g o (* 1866) m onografję o Księciu Józefie P o ­
niatow skim (1905), co tak silnie w zruszyła W yspiań­
skiego i bezw ątpienia należy do literackich arcydzieł hi-
storjografji polskiej. Nawet z pozornie niepodatnej dla a r­
tystycznego opracow ania nauki gospodarstw a społecznego
wskazać m ożna dziełko H e n r y k a R a d z i s z e w s k i e g o
o P olskiej idei ekonom icznej (1918) albo E d w a r d a Mi ­
l e w s k i e g o niezrów nane Sklepy społeczne (1910), któ­
rych czytanie potęguje napięcie duchowe, niczem syn-
dykalistyćzne emocje w powieściach Żeromskiego. Z dzieł
praw ników W ł a d y s ł a w a L e o p o l d a J a w o r s k i e g o
(1865—1930): N otatki (1929) albo O s w a l d a B a l z e r a
(1858—1933): Przygodne słowa (1912). Z dzieł p rzy ro d ­
ników szkice filozoficzne W ł a d y s ł a w a N a t a n s o n a
(* 1864: Odczyty i szkice, 1908; Oblicze natury, 1924;
Porządek natury, 1928) naw et treścią swoją zahaczają
o tem atykę literatury, z form y bezsprzecznie do niej nale­
żąc, jak i szeroko przed w ojną poczytne dzieła J ó z e f a
N u s b a u m a-H i 1 a r o w i c z a albo W y praw y polarne
(1914) A n t o n i e g o B o l e s ł a w a D o b r o w o l s k i e g o ,
czy też ze świadom ym zam iarem artystycznym pisane nie­
które utw ory M i c h a ł a S i e d l e c k i e g o (* 1873: Głę­
biny, 1902; Jawa, 1913; Opowieści m alajskie, 1917; Skarby
wód, 1923), J e r z e g o S m o l e ń s k i e g o (* 1881: K raj­
obraz Polski, 1912; Morze i Pom orze, 1928) i in. Możnaby
długo jeszcze w ybierać z katalogów różnych nauk, aby się
coraz mocniej utw ierdzać w przekonaniu, iż gdyby do
obrazu współczesnej literatu ry polskiej- zaliczyć rów nież
tych przedstaw icieli rozm aitych dziedzin naszego piśm ien­
nictwa, co na to form ą ¡swych dzieł w pełni zasługują
a polotem w yobraźni poetyckiej wznoszą się często do syn­
tez, bynajm niej nieustępujących siłą w yrazu np. Jeansowi,
głośnemu dziś i w Polsce astronom ow i angielskiemu,
- 343 -

a ,c zasami potężniejsze dających widoki od najśm ielszych


fantazyj czystej poezji, — przyszłoby zakres badanego
przedm iotu rozszerzyć niepomiernie, przyczem kto wie,
czy dzieła zrodzone z fikcji literackiej nie zeszłyby w takim
parlam encie do znaczenia jakiejś „mniejszości narodow ej“.
T ak zresztą i w życiu teraźniejszem z literaturą dziś bywa.
Ale chociaż zam iar objęcia całego obszaru piśmiennictwa,
0 ile ono form ą literacką względnie językową odpowiada
niezbędnym wymaganiom artyzmu, byłby nader nęcący,
p rzerasta to siły piszącego te słowa. Należało jednak wska­
zać owe najdalsze widoki otwierające się przed history­
kiem literatury, a uzmysłowiwszy je sobie, stwierdzić tem
samem, że i histo rja literatury, i w pewnej mierze n a­
wet krytyka literacka może i musi być wykluczona z ogól­
nego obrazu twórczości literackiej. W myśl znanego przy­
słowia i tu jednak byw ają nieuniknione wyjątki, które
też zostały już lub będą jeszcze uwzględnione.
Jakże obszerny dział piśmiennictwa przedstawia
nadto t. zw. publicystyka, którą i najznakomitsi pisarze
lub poęci nie gardzą. I niejeden z polityków, zwłaszcza
z tych, co bezpośrednią wymową jednają zwolenników
dla w yznaw anej czy nawet tylko krzewionej przez siebie
idei, zasługiwałby na poczesne miejsce wśród mistrzów
literatury. Znalazłby się tu więc i R o m a n D m o w s k i
(* 1864) obok I g n a c e g o D a s z y ń s k i e g o (* 1866),
1 S t a n i s ł a w S t r o ń s k i (* 1882) obok A u g u s t a Z a ­
l e s k i e g o (* 1883), i bardzo wielu innych z różnych
obozów. W iadomo, że Polacy „gadać“ umieją. Ograni­
czając teren naszych badań nawet do publicystyki w ści­
ślej szem, bardziej „literackiem “ znaczeniu, włączyćby tu
przyszło pokaźny poczet nazwisk i dzieł. Publicystyka
jednak przez sWój z założenia tendencyjny charaktei wy­
chodzi poza granice twórczości artystycznej. Wymaga ona
odrębnych spraw dzianów oceny krytycznej. Dla pizy-
kładu więc raczej wybieram y tu kilka nazwisk z po­
śród tych, co wysokim poziomem stylu literackiego wy
różniają się z bardzo licznej rzeszy.
Jednym z najwięcej niezależnych a zarazem najczuj­
niejszych przedstaw icieli ducha narodowego w przed­
w ojennej prasie polskiej był ANTONI CHOŁONIEWSKI
— 344 —

(1872—1924), przygodnie pośw ięcający swe świetne pióro


także zaganieniom literatu ry i w ogóle sztuki, z baczną
zaś uwagą śledzący spraw y kultury duchowej. W czesnym
objawiem jego talentu literackiego b y ła niew ielka b ro ­
szura p. t. N ieśm iertelni, Fotografie literatów lw ow skich
(1898), w których dał znakomicie uchw ycone i bardzo
żywo pokazane sylwetki, rysow ane z n atu ry i z sub­
telnego wyczucia twórczego ch arak teru przedstaw ionych
postaci. W licznych swych artykułach, z których nie­
które w ydaw ał także w osobnych odbitkach, walczył,
zawsze z najczystszych pobudek i z rzadką szlachetnością
postaw y polemicznej, ze wszystkiem, co realnie zagra­
żało narodow em u stanow i posiadania, przyczem spraw y
ducha uznaw ał za najistotniejszy zrąb społecznego bytu.
Czy to w N ieobecnych w yrzucał arystokracji polskiej
b rak udziału w pracy nad budow ą k u ltu ry polskiej, czy
w spraw ie żydowskiej zajm ow ał stanow isko dalekie od
jakiegokolwiek antysem ityzm u, ale jasno podkreślając o b ­
jaw y i skutki separatyzm u n ar o do w o ś cio w e go, czy
w Tańcu w śród m ieczów i w szeregu innych artykułów
i broszur zwalczał niebezpieczeństwo niemieckie, czy też
w ystępow ał jako jeden z najgorętszych rzeczników pol­
skości Pom orza i p raw polskich do Bałtyku, czynił to
zawsze z doskonale um otyw ow anem prześw iadczeniem ,
z rzetelnością sumiennego przekonania, z pow agą szcze­
rego patrjoty i z głęboko przekonyw ającą sw adą pisarza,
który niepospolity artyzm swego p ió ra poświęcił całko­
wicie na rzecz aktualnych zagadnień społecznych. Jego
talent literacki w yraził się najpełniej w D uchu dźiejów
P olski (1917). Przeciw staw iając się historycznej szkole
krakow skiej i w arszaw skim pozytyw istom w poglądach
na przeszłość narodow ą, Chołoniewski w ystąpił tu jako
apologeta pięknych tradycyj na tle ogólnego obrazu du­
chow ych dziejów Polski, odmalowanego z dużym polo­
tem syntezy w pełnych artyzm u skrótach historycznego
widzenia. W skazuje on m. in. skarby wolności, zdobyte
w państw ow ym rozw oju niepodległej Polski, tolerancję
i dem okratyzm , zalety obywatelskie i społeczne psychiki
narodow ej, jako czynniki naturalne, najpiękniej zazna­
czone w naszej przeszłości i najlepiej rokujące o wielkich
— 345 —

zadaniach naszej przyszłości. Dziełko Chołoniewskiego,


bez względu na jego krytyczną ocenę polityczno-histo-
ryczną, poryw a czytelnika tym rodzajem pisarskiego a r­
tyzmu, co wypływa z głębokiego um iłow ania ojczyzny
i z optymistycznej w iary w świetlane jutro dodatnich
sił narodow ych.
Głębszym krytycyzmem, ale ograniczonym przez fa­
natyzm partyjnego działacza, odznacza się ZYGMUNT
WASILEWSKI (* 1865), który również jako krytyk lite­
racki jest przedewszystkiem psychologiem duszy narodo­
wej. Zasłużony biograf Goszczyńskiego i Kasprowicza,
w licznych swych dziełach, z których ważniejsze: Listi]
dziennikarza w sprawach kultury narodowej ' (1908),
O sztuce i człowieku w iecznym (1910), Myśl przebudowy
(1912), Na w schodnim posterunku (1919), O życiu i ka­
tastrofach cyw ilizacji narodowej (1921), Dyskusje (1925),
W asilewski stara się ugruntow ać ideologję stronnictw a
d emo k r a ty cz no -n ar od o wego w rozważaniach nad struk­
tu rą psychiki narodow ej. Pod tym samym kątem rozpa­
truje też zagadnienia polskiej twórczości literackiej w sze­
regu studjów, zebranych ostatnio w tomach p. X. Mickie­
w icz i Słow acki (1922), Jan Kasprowicz (1922), Seweryn
G oszczyński (1923), W spółcześni (1924), Wspomnienia
0 Janie Kasprowiczu i Stefanie Żeromskim (1927), Poeci
1 teatr (1929), Pieśń w górach (1930), oraz w redagowa­
nej od roku 1925: Myśli Narodowej. We współczesnej
polskiej krytyce literackiej jest dziś Wasilewski jedynym
konsekw entnym i świadomym przedstawicielem głębszego
kierunku społecznego, ' będąc równocześnie rzecznikiem
niezależności sztuki od innych dziedzin narodowej twór­
czości, ale w skazując to samo ich podłoże biologiczne
we wspólnych źródłach dziejowej przeszłości, stanowią­
cych rów nież o idealistycznej sile artyzmu. Obdarzony by­
strą przenikliw ością ps\rch ologicznego wejrzenia i czu­
łym zmysłem estetycznym przy równoczesnej zdolności
syntetycznego ujm ow ania zjawisk, Wasilewski daje nie­
raz bardzo głębokie charakterystyki indywidualności tw ór­
czych i trafnie wskazuje ich związki ze środowiskiem
dziejowo-społecznem. N apisał J. E. Skiwski, że Wasilew­
ski to „um yśl konkretny, nie dający się nigdy zwieść
— 346 —

frazeologji w jakąkolw iek uderzyłaby nutę, przytem b o ­


gata organizacja uczuciowa, naw iązująca z niesłychaną
łatw ością kontakt z tem wszystkiem, co w jakiejkolw iek
postaci kryje zarodki życia“. To apologetyczne zdanie
nietyle wyznawcy, ile chwilowego nań wczas sojusznika
sprostow ać przyjdzie o tyle, że W asilewski, pow odując
się w skazaniam i stronnictw a politycznego, którego jest
jednym z głównych filarów, niezawsze może lub raczej
chce widzieć rzeczy w istotnej ich praw dzie, choć trzeba
przyznać, że jego wysoka i rzetelna k u ltu ra um ysłow a
nie dopuszcza nigdy do naiw nych fałszów.
Publicystą i krytykiem niezwykle czujnym n a tw ór­
cze w yznaczniki życia w polskiej kulturze duchowej jest
W INCENTY RZYMOWSKI (* 1883), odznaczający się nie­
mniej bystrą spostrzegawczością i w nikliw ą intuicją psy­
chologiczną, jak i zdolnością głębokiego ujm ow ania za­
gadnień ogólnych i doskonałem wyczuciem w artości kul­
turalnych. Od początku swej działalności n a łam ach p rzed ­
w ojennej Praw dy, poprzez w spólnie z Tadeuszem Ho-
łów ką czasu w ojny redagow any W idnokrąg, aż po obecną
pracę publicystyczno-literacką w K urjerze P orannym ,
Rzymowski w ystępuje zawsze jako przeciw nik d o k try n er­
stwa i dogmatyzmu, wróg przeżytych szablonów i cia­
snych form ułek partyjnych, a rzecznik indyw idualnej
praw dy wolnego człowieka w walce o ideę wspólnego do­
bra. Świetna w erw a polem iczna i bujn y tem peram ent p i­
sarski przejaw iły się najzwięźlej i najw yraziściej w no­
tatkach i aforyzm ach p. t. Polskie — arcypolskie (19.19,
przedtem w M yśli P olskiej 1917—1918 pi. t. P am iętnik ry-
balla, podpisyw any pseudonim em Ignacego Boruty). „Ra­
cją bytu pam iętnika — pisał tam Rzymowski — jest szcze­
rość, podobnie jak ra c ją bytu żołnierza jest odwaga. Lecz
czemże jest szczerość, jeśli nie odw agą p ió ra? Gzem jest
odwaga, jeśli nie szczerością miecza? Dlatego to, zape­
wne, pam iętniki zazwyczaj piszą żołnierze i — heretycy“.
H eretykiem byw a Rzymowski o tyle, że jest fanatykiem
szczerości i praw dy. Przedewszystkiem wszakże jest on
żołnierzem idei wolności narodow ej. W im ię tej idei chło­
stał swem ciętem piórem żałobne nastro je przedw ojen­
nych rocznic narodow ych, twierdził bowiem, że „niewól-
— 347 —

nik sm utny się, nie buntuje“, a chciał w narodzie rozża­


rzyć wolę bohaterskiego czynu. W imię tej samej idei
w Sygnałach historji (1929) prześwietlał wnikliwem spoj­
rzeniem blaski i cienie faszyzmu włoskiego. W publi­
cystyce polskiej jest też Rzymowski najwybitniejszym
i naj charakterystyczniej szym przedstawicielem epoki
i obozu M arszałka Piłsudskiego. Najpiękniejszym tego wy­
razem jego książka o Tadeuszu Holów,ce p. t. W walce
i burzy (1932). N a biograficznem tle wzniosłego żywota
przedwcześnie a tragicznie zeszłego przyjaciela i działa­
cza rozsnuł tu Rzymowski podchwycone w ich rzeczy-
w istem pow staw aniu i narastaniu, subjektywnie odczute
i przeżyte, ale i ze zmiennej falistości zdarzeń ujęte
w w yraźnie nakreślone linje Syntetyczne, idee współcze­
snej polskiej myśli politycznej. Piękno prozy Rzymow­
skiego, znanego również z w ybornych przekładów Ma-
chiavella i Papiniego, osiąga tu najmocniejsze akcenty
bojow nika o duchową praw dę nowej rzeczywistości
polskiej.
50.
„Czas nareszcie przestać pisać o sztuce. Co innego
zapewne m am y teraz w głowie i w sercu. Im prow izow a­
liśmy najśliczniejsze poem a N arodowego pow stania. Ży­
cie nasze już jest poezją. Zgiełk oręża i huk dział: ten
będzie odtąd nasz rytm i ta m elodja“.
Owe pam iętne słowa Maurycego Mochnackiego, n a­
pisane w chwili, gdy w ybuch pow stania listopadowego
nakazyw ał oddać wszystkie swe siły n a czynną walkę
za Ojczyznę, — nieodparcie n a m yśl przychodzą, gdy
m am y oto zdać spraw ę z lite ra tú ry polskiej czasu wiel­
kiej wojny.
N a tern m iejscu niech m i wolno przytoczyć w ła­
sne słowa, pisane i drukow ane w roku 1916 w Ziem i Kie­
leckiej (nr. 45) pi. t. Poeta Czynu: „W całej tw órczości
W yspiańskiego niem a praw ie ustępu, któryby nie prze­
siąkł m yślą o Ojczyźnie. O W yspiańskim m ożna pow tó­
rzyć bez zastrzeżeń, co kiedyś M aurycy M ochnacki p o ­
wiedział o sobie: jedynym rom ansem jego życia była Pol­
ska. — Kiedy K onrad z W yzw olenia znajduje się w za­
m knięciu i bez wyjścia, poeta przew iduje, że w ro ta do
swobody odemknie m u wyrobnik, albo dziewka bosa.
W iersze te z następnych w ydań dram atu W yspiański u su ­
nął. Ruch rew olucyjny 1905 roku zdaw ał się poecie ju ­
trzenką w olności narodow ej. Stw orzył wtedy kilka hym ­
nów, w zyw ających do Gzynu. Gdy jed n ak nadzieje za­
wiodły, napisane wiersze zniszczył, w nowem w ydaniu
W yzw olenia w spom niany zw rot usunął, ocalał tylko po­
tężny przekład-parafraza łacińskiego Veni Creator. I to
jedno orędzie pozostało, jako testam ent ducha poety, prze­
kazujący następnym pokoleniom nieziszczone pragnienia
narodow ego wieszcza. On chciał widzieć Polskę nie pod
czarem skrzypek Chochoła, lecz pod znakiem Złotego
— 349 -

Rogu. T aką była tragecłja twórczości Wyspiańskiego. —


Po jego zgonie nie było i w danej chwili nie mogło być
nikogo, ktoby zdołał objąć dziedzictwo po narodowym
Rapsodzie. Zastąpić jego Słowo mógł już tylko Czyn. In ­
nym pozostawało jeno targać narodowem trzewiem, by
nie zakrzepło w bezmocy. (Takim wielkim inkwizytorem
duszy polskiej był Stefan Żeromski). — Tymczasem w ci­
chości pracy podziemnej nabierano sił do walki i przygo­
tow yw ano hufiec orężny. Nieznany szerszemu ogółowi
wódz wielkiej spraw y czekał na chwilę. Imię Józefa Pił­
sudskiego ujaw niło się światu i Polsce dopiero w sierp­
niu 1914 roku. On wziął n a barki swoje spełnienie woli
wieszczów. U zbrojony w wolę Mocy i pragnienie Czynu,
oprom ieniony w ielką miłością Ojczyzny, zapatrzony w je­
den święty cel W olności narodowej, nie zawahał się pod­
jąć um ilkłe Słowo, by wskazać narodow i drogę. I nic to,
że zniewolone społeczeństwo nie chciało przyłożyć ucha
do ziemi, by wyczuć tentent cwałującego rum aka Werny-
hory, i nic to, że nie umiało wśród zawrotnych prądów
dosłyszeć dźwięków Złotego Rogu. On trw a — Naczelnik
Narodow ej Sprawy. — Ten jest poeta Czynu“.
Przytoczyłem powyższe słowa bez zmiany (przyw ra­
cając tylko przedostatnie zdanie, skreślone z tekstu przez
au strjacką cenzurę w ojenną), wydaje mi się bowiem, iż
choć dziś napisałbym je zapewne inaczej, w yrażają one
atm osferę chwili, w której poezja, żywicielka ducha nie­
podległościowego w dobie niewoli, realizowała się w czy­
nie. Gafy zastęp1pisarzy polskich z Wacławem Sieroszew­
skim n a czele od pierwszych dni sierpniowych 1914 roku
pióro n a oręż zamienił, by zbrojnie walczyć pod dowódz­
twem „rom antyka celów — pozytywisty środków “.
W pierw szych latach wojennych także pióra, jeśli dzia­
łały, nie sztuce już służyły, lecz aktualnym zadaniom nie­
podległościowej propagandy.
Nie miejsce tu na przedstawianie politycznych dzie­
jów tych lat, w których spraw a narodowego wyzwolenia
dram atyczne przechodziła koleje. D ram atu tego jest dziś
już czytelnikom dostępny najlepszy dokument historyczny,
ale nieobojętny i pod względem literackim, jakim są
JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO (* 1867) zebrane Pisma —
— 350 —

Mowy — Rozhazy z lat 1893—1926 (8 tomów, 1930—1933;


uzupełniają je: Przem ów ienia, w yw iady, a rtyku ły 1926—
1930, 1931, oraz P opraw ki historyczne, 1931).
Nie z zam iaru literackiego i nie dla literatu ry po­
w stały te pisma, od pierw szych num erów nielegalnego
Robotnika aż po rozkazy i przem ów ienia N aczelnika P a ń ­
stwa i pierwszego M arszałka odrodzonej Rzeczypospoli­
tej. Nie p o ra też jeszcze na ocenę literackiego artyzm u,
mimowolnie i dodatkowo wypływającego z niewątpliwego
i pod tym względem talentu autora. Z pism tych w yrasta
przed nam i postać wielkiego m ęża czynu, naw et z cza­
sów, które dla ogółu społeczeństwa były legendą, osło­
niętą mgłą tajem nicy lub zniekształconą przez dowolną
interpretację różnych kom entatorów . Otóż, oo każdego
czytelnika P ism Piłsudskiego uderza przedewszystkiem ,
to niezłomność powziętej idei, rozw ijanej w najm niej p o ­
m yślnych w arunkach, z tern większą stanowczością w y­
suwanej, jako niezbędny obowiązek narodow ego bytu,
z coraz potężniejącą świadomością dążącej do realizacji.
W przeciw staw ianiu się ówczesnej rzeczywistości polskiej
h artow ała się wola przyszłego jej wodza, w podejm ow a­
nych próbach i pracach przygotowawczych kształtow ały
się władze charakteru i umysłu, dzięki którym stał się
on niezastąpionym w chwili przełom ow ej kierow nikiem ,
co nietylko poprow adził naród do zwycięstwa, lecz rów ­
nież utrw alił zdobyte podstaw y i w ytyczył drogi idącej
w przyszłość twórczej myśli państwowej. Czytając chrono­
logicznie zebrane Pism a Piłsudskiego, śledzimy kolejne
etapy drogi, niezakończonej zwycięstwem, bo po zwycię­
stwie nadal najeżonej walkam i i trudnościam i w we­
w nętrznej pracy nad kształtow aniem duszy narodow ej.
Mamy tu w yjątkow ą m ożność w niknięcia w narastan ie
psychiki indyw idualności twórczej w tej najodpow iedzial-
niejszej dziedzinie, jaką jest kierow anie losam i zbioro-
wemi. Są to niezrów nanej m iary dokum enty, z których
poznajemy, jaką była „szkoła“ i droga wielkiego wodza.
Świadomość m oralnej strony zagadnienia w ystępuje
już w najwcześniejszych artykułach Piłsudskiego. Pisząc
w roku 1895 O Rosji, w yraża Piłsudski niew iarę w ro sy j­
ski ruch rew olucyjny, który — zdaniem au to ra — w walce
— 351 —

z caratem mógł odegrać tylko rolę pomocniczą. Nie w i­


dział w nim bowiem m oralnej siły duchowej. W liście
z ro k u 1908 do Daszyńskiego z całą stanowczością stwier­
dza Piłsudski: „Nie rozpacz, nie poświęcenie mną kieruje,
a chęć zwyciężenia, przygotowania zwycięstwa...“ W a r­
tykule z roku 1911 p. t. K ryzysy bojów pisał, że w k ry­
zysach boju zwycięstwo dokonywa się w tajnikach du­
szy ludzkiej; szala zwycięstwa rozstrzyga się w sercu,
woli, charakterze i w um iejętności trw ania w człowieku;
w kryzysie technika ustępuje miejsca charakterowi.
W prawdzie w Zarysie historji m ilitarnej powstania stycz­
niowego (1912) z całą trzeźwością Piłsudski zaznaczył,
że dla celów w ojny nie m ożna liczyć na siłę moralną,
jako n a konkretną w artość m aterjalną, ale znaczenie
tej siły m oralnej w sposób zupełnie stanowczy podkreśla
na w ielu m iejscach P ism z ostatnich lat przedwojennych.
W artykule o Mobilizacji powstania kładzie nacisk na po­
trzebę „ulepszenia duszy ludzkiej“. W studjach: Z wojny
bałkańskiej (1914) co chwila napotykam y zwroty, z któ­
rych w ynika praktyczna rola wiary w powodzenie, oraz
spraw a t. zw. „m orale“ wojska.
W danych w arunkach rzeczywistości polskiej, kiedy
nadto siły trzeba było mierzyć n a zamiary, bo — jak
w ro k u 1914 napisał Piłsudski — „wiele może, kto
m usi“, —- jedyną platform ą, na której przyszły wódz n a­
rodu mógł był praktycznie rozwinąć wolę zwycięstwa,
były k adry p a rtji socjalistycznej. Co go tam skierowało,
opow iada sam w drukow anem w roku 1903 wspomnieniu:
Jak stałem się socjalistą. Z wyznań tego artykułu pod­
kreślić tu należy wczesne umiłowanie pism Słowackiego,
ściśle związane z demokratyzm em przekonań, a już w nie-
podległej Polsce potwierdzone aktem sprowadzenia p ro ­
chów pośm iertnych poety na Wawel. Nadmienia tam rów ­
nież Piłsudski o swej odrazie do literatury rosyjskiej
i o krytycznym stosunku do doktryny Marxa.
Głównym motorem działalności Piłsudskiego była od
początku i zawsze spraw a niepodległości narodowej. W a r­
tykułach, drukow anych od roku 1893 w londyńskim Przed­
świcie, organie polskiej emigracji socjalistycznej z zaboru
rosyjskiego, oraz od roku 1894 w tajnym Robotniku, k ra­
— 352 —

jowym organie inform acyjno-agitacyjnym Polskiej P a rtji


Socjalistycznej, przy każdej sposobności porusza Piłsud­
ski sprawą, niepodległości, w ysuw ając ją, jako hasło pro-
letarjatu, przyczem b ra k swobody politycznej uw ażał za
pierwszą zawadą na drodze ruchu robotniczego. N a jb ar­
dziej stanowczo zwalczał argum enty kosm opolityzm u,
z całą siłą własnego prześw iadczenia i n a wszelkie spo­
soby przekonyw ał czytelników Robotnika, że „niew ola
nie jest ciężarem urojonym “. Czytając dziś zebrane a rty ­
kuły z Robotnika, w prost u źródła czerpiem y wiedzę o roli
Piłsudskiego w unarodow ieniu socjalizm u polskiego;
o znaczeniu jego w alki z ugodą, m ającej w swoim prze­
biegu m om enty o tak tragicznem napięciu, jak spraw a
warszawskiego pom nika Mickiewicza; wreszcie o jego od
pierwszej chwili działalności wychowawczej w kierunku
zwalczania psychozy niewoli w społeczeństwie oraz stop­
niowego przygotow yw ania gruntu pod nowe pow stanie
narodowe. „Patrjotyzm polski, — pisał Piłsudski w ode­
zwie z roku 1898 — jeśli m a doprow adzić do niepodle­
głości narodu, m usi być przeciwrządowym, rew olucyjnym ,
musi czerpać życiodajną siłę w politycznej świadomości
mas szerokich“. Takim wychowawcą p ro letarjatu pol­
skiego był w łaśnie Piłsudski w okresie swej działalności,
jako pisarz, red ak to r i drukarz tajnego Robotnika
(1894—1900).
W jaki sposób i w jakich w arunkach odbywało się
w tych latach sprow adzanie drukow anej zagranicą, druk
w kraju oraz kolportaż literatury rew olucyjnej, o tern P ił­
sudski opow iada obszernie w książce p. t. W atka rew olu­
cyjna w zaborze rosyjskim . F akty i wrażenia z ostatnich
lat dziesięciu. Część I. Bibula (1903). Była to pierw sza
osobno w ydana i pod w łasnem nazwiskiem książka P ił­
sudskiego. Bibula, po której m iały nastąpić nienapisane
już jednak następne dwie części, zajm uje w pisarskiej
działalności autora stanowisko wyjątkowe. Obok znacz­
nie późniejszych Moich 'pierwszych bojów i pom niejszych
w spom nień autobiograficznych, książka ta m a ch arak ter
poniekąd świadomie literacki. Było to w danym w ypadku
dyktow ane potrzebą chwili, a rodzaj feljetonowy, w ja ­
kim autor ujął opowiadanie, m iał n a celu ułatw ić dotar-
353

eie książki do szerszego ogółu czytelników, aby zwrócić


uwagę społeczeństwa na istnienie zorganizowanej \valki
niepodległościowej „ludzi podziem nych“, stać się próbą
jaw nej agitacji rewolucyjnej. Pamiętać należy, że było
to w roku 1903, że dopiero rok 1905 wywołał liczniej­
sze i wyraźniejsze na ten temat utwory Żeromskiego,
Daniłowskiego, Niemojewskiego, Struga, Słońskiego, N ał­
kowskiej, Zabojeckiej i innych pisarzy rewolucji. Bibuli],
k tó rą uznać dziś trzeba za inicjatorkę tego obszernego
działu literatury, a . przewyższając.ą utwory powieściowe
autentycznością, jakby dziś powiedziano, faktograf ją,
nadto i osobą i znaczeniem celowo tu w cień usunię­
tego autora, po roku 1905 nie przypomniano. Podzieliła
więc zwykły los prekursorstw a: zapomnienie, trwające
długo, bo naw et w niepodległej Polsce autorzy książek-
o Piłsudskim Bibułą przeofczali. Dopiero na krótko przed
w ydaniem Pism zwrócono na to uwagę w jednej z recen-
zyj, następnie w artykule b zapomnianej książce, na ła­
m ach W iadomości Literackich. Dotychczas brak jest no­
wego oddzielnego wydania Bibuły, któreby tę „reporta­
żow ą“ opowieść rozpowszechnić dziś mogło. Opowieść to
zaś, niezależnie od znaczenia historycznego i biograficz­
nego, odznaczająca się dużemi zaletami literackiem i: da­
rem łatwej i zajmującej naracji, sugestywnie odtwarza­
jącej powszednie znoje w walce z zaborcą.
Pod Względem literackim z wcześniejszych Pism Pił­
sudskiego podobnie jak Bibuła, napisane są Ze wspo­
m nień (1905) wrażenia z pierwszego przymusowego po­
bytu Piłsudskiego w słynnym X pawilonie cytadeli w ar­
szawskiej, dokąd był przewieziony w roku 1900 z wię­
zienia w Łodzi po nakryciu „drukarni“ Robotnika, wspo­
m nienia z roku 1887 o Buncie Więziennym w Irkucku
(1911), częściowo też niezwykle żywo ujęta opowieść
z roku 1912 o 22 stycznia 1863, pierwsza książka Piłsud­
skiego, która trafiła do szerszych kół polskiej inteligen­
cji, równocześnie zaś z krakowskiemi wykładami o H i­
storii m ilitarnej powstania styczniowego (1912) pobu­
dziła w zrost zainteresowania rokiem 1863-cim, co i w li­
teraturze pięknej wydało szereg wybitnych utworów, jak
W ierna rzeka Żeromskiego (1913), Ojcowie nasi Struga,
23
Obraz w spółczesnej literatury polskiej. Т. П.
— 354 —

63 Bartkiewicza, K ryjaki W ielopolskiej, K uźnia C hojnow ­


skiego i i. W dwóch ostatnio wym ienionych książkach do-
patryw aćby się m ożna nawet bezpośrednich związków
z Pism am i Piłsudskiego, który w w ykładzie z 12 m aja
1912 roku nazw ał pierwszy okres pow stania, przedsta­
wiony w powieści Chojnow skiego, „kuźnią tej m yśli wo­
jennej, k tó ra m a nadal trw ać w Polsce“, w książce zaś
0 nocy styczniowej w spom ina „księdza Brzóskę, który
zczasem m iał się wsławić, jako ostatni partyzant Polski“,
a czemu W ielopolska poświęciła najsilniej w zruszające
karty swej opowieści. Że w spółdziałanie literatu ry pięknej
z działalnością Piłsudskiego nie było przypadkow e, wy­
nika to i ze stosunków osobistych, jakie z przyszłym wo­
dzem polskim łączyły wybitnych pisarzy polskich, Że­
romskiego, Sieroszewskiego, Daniłowskiego, Struga i in.,
wpływało zaś ono na urabianie nastrojów społeczeństw a
w myśl tej intencji Piłsudskiego, o której m ów ił on w za­
kończeniu swych w ykładów krakow skich, że „szczerze
pragnie zbudować m ost między teraźniejszem pokoleniem
a pokoleniem 1863 ro k u “.
Nie wymieniamy tu tytułów różnych P ism Piłsud­
skiego, związanych z pracą w założonym w roku 1908
Związku W alki Czynnej i w półjaw nych od roku 1910
Związkach i D rużynach Strzeleckich, które były kuźnią
późniejszego czynu Legjonowego. Pisma, przem ów ienia
1 rozkazy z lat 1914—1918,, w roku 1917 w więzieniu
m agdeburskiem pisany pam iętnik wodza p. t. Moje pierw ­
sze boje (wyd. 1925), w yróżniający się najlepszym po­
lotem werwy pisarskiej i niepospolitą plastyką opow ia­
dania, dzieło o R oku 1920 (1924) o charakterze głównie
strategicznym, zestawione razem, d a ją bardzo ostry po­
gląd n a różnice w alki z wrogiem w odm iennych prow adzo­
nej w arunkach. Gdy w pism ach z okresu legjonowego
wódz m iał do pokonania szereg przeszkód pozawojsko-
wych i we w łasnej duszy m usiał ciężko łam ać się z w ziętą
na siebie odpowiedzialnością za naród, w ro k u 1920
istnieją wpraw dzie nadal innego rodzaju przeciw ności
pozawojskowe, ale w zmaganiach się z w rogiem wszystko
pokryw a spraw a wojny, toczonej o przyszłość narodu,
lecz oświetlanej już pod kątem w ygranej, więc prze-
- 355 —

clewszystkiem w związku z zagadnieniami sztuki wojen­


nej i sztuki dowodzenia. O ile ta pierwsza, jako wyma­
gająca wiedzy zawodowej, mniej może interesować szer­
szy ogół czytelników, o tyle sztuka dowodzenia i wo-
góle w ojna jako sztuka przedstawia szereg ścisłych po­
krew ieństw z życiem, z jego najistotniejszemi zagadnie­
niam i n a wszelkich polach pracy twórczej. Jest bowiem
rzeczą niewątpliwą, że o takim czy innym kierunku myśli
społecznej rozstrzygają wielkie indywidualności, w yrasta­
jące ponad m iarę przeciętną. Bez względu na zakres dzia­
łania, sztuka dowodzenia polega na wnikaniu w psychikę
tłumu. Stąd też przykłady z jednej dziedziny znajdować
mogą zastosowanie i sprawdzian w wielu rozmaitych wy­
padkach. Pism a M arszałka Piłsudskiego m ają wartość tern
wyższą, że z poza właściwego toku myśli o wojnie prze­
bija wciąż troska szersza, mianowicie zagadnienie dowo­
dzenia narodem . Nic w nich niema z „literatury“, żadnej
usiłow anej troski o piękno wyrazu, lecz dążenie do prze­
konania samego siebie czy do pokonania poglądów prze­
ciwnych doprow adza do poszukiwania odpowiedniej siły
także w słowie, albo może raczej, indywidualność męża
czynu nadaje również słowu tę moc wyrazu, jaką spo-
tykamy pozatem tylko w wielkich dziełach natchnionej
poezji.
W jednym z późniejszych odczytów, omawiając stosu­
nek społeczeństwa i wojska w 1863 roku, właściwy przed­
miot poprzedził Marszałek Piłsudski rysem historycznym
zagadnienia, aby na jego tle uwydatnić dodatnie znacze­
nie ideologji pow stania styczniowego, po którego upadku
w ystąpił dopiero ostateczny rozstrój myśli niepodległoś­
ciowej, z czem — jak wiadomo — ciężko zmagał się Pił­
sudski, tw orząc polski czyn zbrojny, i co dotkliwie od­
czuwał w trudnych chwilach odrodzonego już państwa,
gdy jako jego Naczelnik i Wódz Naczelny coraz napoty­
kał przeżytki niewoli, zatruwające duszę narodu. W służ­
bie wojskowej Marszałek wskazuje właśnie uprawę tych
cnót, których niedostatek w społeczeństwie myśl jego wo­
dza przypraw ia o niepokój. „Proszę panów — mówił Mar­
szałek w styczniu 1926 w odczycie dla wojskowych —
dobiegam do końca i chciałbym na ostatek powiedzieć
23*
— 356 —

o jednej prawdzie, która m nie sam em u ciężko niegdyś


przyszła, która jednak jest niezbita. P raw d a ta mówi: je­
żeli porów nam y wszystkie fachy i wszystkie zajęcia, które
ludzie wykony wują, jeżeli porów nam y wszystkie praw dy
0 pewnej jakiejś w artości człowieka w w ykonyw aniu jego
pracy, to jest jedna praw da, która żołnierza najwyżej sta­
wia, jest jeden fakt niezaprzeczony, który się rzuca w oczy,
a który tak trudno się przyjm uje, — że żołnierz jest tą
istotą, która m usi żyć i um ierać nie dla siebie, a dla in­
nych. Jest coś, co jest związane ze stanem żołnierza, i czy
ten żołnierz gdzieś siekierą czy dzidą wywijał, szukając
czaszki przeciw nika i narażając swoją, czy ten żołnierz
czy rycerz w szranki wyjeżdżał i bił się z przypiętą p a
piersi kokardą damy swego serca, czy też m usiał patrzeć,
stojąc w szeregu, gdy kule korytarze w ciałach ludzkich
przebijały, czy też w okopach gdzieś um ierał, — to zawsze
jest jedna praw da, że żołnierz cierpi i um iera nigdy dla
siebie. Więc um iera on dla czegoś, um iera dla kogoś i żyć
m usi inaczej, niż inni, i czynić to musi także dla kogoś,
także dla czegoś. Nie jest to w niczem w spółm ierna p raca
1 w spółm ierne życie z innymi współobywatelam i. Żoł­
nierz walczy i żyje dla wszystkich, podczas gdy wszyscy
inni walczą o swoje jedynie interesy. Jest coś, co duszę
żołnierską, gdy jest prawdziwa, podnosi, coś, co ją czyni
piękniejszą wewnętrznie od innych, co łączy wszystkich
żołnierzy w jedno — to jest symbol i em blem at narodowy.
Kto z naszych współobywateli dla symbolu i emblematu
um ierać zechce? A tym symbolem, tym em blem atem nie
są nasze w łasne żołnierskie osobiste spraw y, bo żołnierz
jest znowu obojętny, czy nad głową dowódców powiewa
buńczuk z włosia końskiego, czy kolory i tarcze h e r­
bowe królów, czy też m a trupem paść, bro n iąc biało-
czerwonych sztandarów narodowych. Jest coś wyższego,
niż ludzkie rachunki, jest coś, co jest wyższe nad po­
ziom powszedni. Moi panowie, gdy żołnierz straci szacu­
nek zarówno dla tych emblematów, jak i tego, co jest
wyższe, co go wyżej stawia od innych, gdy piękności we­
wnętrznej niem a — boję się o naród taki, gdy p ró b a wo­
jenna- w ypadnie“.
Przytoczona pochw ała stanu żołnierskiego sięga
— 357 -

w głąb najistotniejszych zagadnień bytu narodowego.


Zwrot o wewnętrznem pięknie ducha odkrywa nam za­
razem ów wieczny romantyzm, który w działalności Pił­
sudskiego stał się czynem realnym i pozytywnym. Rów­
nież pism a publicystyczne Piłsudskiego ¡są świadectwem
bezustannej walki o życiowe praw a romantyzmu, są auto­
rytatyw nym komentarzem do żywota męża, co czynem
swoim wcielił w życie tęsknoty wieszczów romantycznych
i główne postulaty ideowe przywódców neoromantyzmu
polskiego, W yspiańskiego i Żeromskiego. „Literatura —
mówił Piłsudski w odczycie o Psychologii więźnia — jest
odbiciem życia, i te czarne literki, rzucane na papier,
m ają tę własność, że gdy są rzucone ręką talentu, zostają
nietylko świadectwem talentu człowieka, lecz i świa­
dectwem tego, co było w życiu całego m iljona ludzi“. Ży­
wot Piłsudskiego łączy się najściślej ze szczytowemi dzie­
łam i natchnionych twórców literatury narodowej. Jak
w życiu, tak i w pism ach Piłsudskiego wewnętrzne piękno
ducha ukazuje się naszym oczom, jako najniezbędniejsza
potrzeba i zarazem m iara czynu narodowego i pracy spo­
łecznej. T a potrzeba właśnie, pokryw ająca się najdokład­
niej z zagadnieniam i bytu ludzkiego i z praw dą czło­
wieka, występuje u Piłsudskiego nie jako odświętny ideał,
lecz jako życiowa konieczność narodowa. Stąd roz-
dźwięk między Piłsudskim a zakłamaniem współczesnych,
głoszących wielkie hasła dla celów demagogicznych, aby
pod ich pozorem jedynie swoim własnym służyć intere­
som. Tej obłudzie, w wysokim stopniu znieprawiającej
życie publiczne, Piłsudski wypowiedział wojnę stanowczą
i bezkompromisową. Znaczenie i czynniki tej walki do­
piero przyszłość zdoła wpełni ocenić. Dla nas wskazania
Piłsudskiego, zawarte w jego Pismach, isą aktualną nauką
m oralności obywatelskiej.
Poszukiwanie c z ł o w i e k a zajmuje Marszałka i -
sudskiego również wtedy, gdy zastanawia się nad najcięż-
szemi zagadnieniam i swych doświadczeń życiowych, mia
nowicie nad istotą dowodzenia. Stąd też Pisma, w któryc
autor zajm uje się sprawam i pozornie bardzo specjalnemi,
zaw ierają zawsze spostrzeżenia i uwagę rozszerzające ba­
d ania szczegółowe na widnokręgi, ogarniające sprawy naj
— 358 —

powszechniejsze i najistotniejsze dla każdego zastanaw ia­


jącego się nad sobą człowieka. Mieliśmy tego przykład
w przytoczonej pochw ale stanu żołnierskiego. Ten rys
Piłsudskiego, jako myśliciela i pisarza, w ystępuje tern
wyraźniej i tern silniej się. pogłębia, gdy np. w Psychologii
więźnia lub artykule O istocie dowodzenia rozw ażania
na temat doświadczeń m ęża czynu p rzy b ierają ch arak ­
ter — rzecby m ożna — filozoficzny. „Życzę Polsce i jej
armji, — zakończył M arszałek swój w ykład ze stycznia
1925 — by w nich było jaknajwięcej ludzi, nie bojących
się. myśleć“. Odwaga konsekwentnego i rzetelnego m y­
ślenia, stanow iąca jeden z podstawowych składników psy­
chiki Piłsudskiego, jest również spraw ą pierw szorzędnej
doniosłości wychowawczej dla narodu, kierującego się
więcej uczuciem, niż rozumem.
W swej próbie charakterystyki Pierw szych dni R ze­
czypospolitej Polskiej Naczelnik Państw a w yznaje o sobie:
„W każdem ugrupow aniu ludzkiem, w którem kiedykol­
wiek byłem, byłem uważany za coś w rodzaju heretyka,
za człowieka, który z zamiłowaniem walczy przeciw sło-
worn, walczy przeciw świętościom, walczy przeciw sło­
wom, które treści nie m a ją “. To poczucie sam otności
w gromadzie ludzkiej, właściwe jednostkom w yrastającym
ponad tłum, m a zawsze, jak każda wielkość, znam iona
tragizmu, nierozłącznego z wszelką silną indywidualnością,
z wewnętrznego m usu przeciw staw iającą się zastanej rze-
czywistości i otaczającem u światu. Zrozumienie w yjątko­
wej roli historycznej w ytw arza tern ostrzejsze konflikty
między wodzem a społeczeństwem, zarazem zaś nakłada
obowiązek nieustającej czujności i pogotowia. Od tego
natężenia ducha, przejętego dogłębną tro sk ą o przyszłość
narodu, chwile w ytchnienia znajduje Piłsudski w atm o­
sferze wspom nień legjonowych. K arty jego Pism , n a któ­
rych kreśli fragm enty pam iętników z najszczęśliwszej doby
swego życia, odznaczają się. pogodą i nieraz niepow szed­
nim hum orem . Są też one najlepszem świadectwem nie­
pospolitego talentu literackiego autora. Takie np. prze­
mówienie na zjeździe Legjonistów w r. 1925, pod wzglę­
dem nietylko treści ale i formy, m a wyraz szczerze od­
czutej i sugestywnie oddanej poezji.
- 359 -

D.rugiem środowiskiem, gdzie Marszałek odpoczywa


od swych trosk powszednich, jest świat dzieci. One to
nadto krzepią go w iarą w przyszłość nowych pokoleń.
„Idą teraz — mówi Piłsudski — godziny za godzinami,
zwycięstwo za nami, przed nami szerokie życie. Burz dla
nerw ów niema, piękno jakby stygnie i człowiek czeka na
nowego człowieka, aby piękno odrodzenia gdzieś wyszło,
piękno chwili wiosny — wiosny nowego polskiego życia.
Gdy m yślę o tem, zbliżając się co krok do grobu, to zawsze
m i się zdaje, że odrodzenie, piękno i pieśń odrodzenia
nie z naszych niewolniczych piersi się wyrwie, — że piersi
dziecinne i głosiki dziecięce tę pieśń, gdy dorosną, wy­
śpiewają, że one zobaczą Polskę odrodzoną, pełną śmie­
chu i szczęścia, gdy my, niestety, spotkaliśmy Polskę
z kwasem śledzienników i burczeniem łudzi o chorych
żołądkach“.
Z pośród wielu ludzi wybitnych, którzy działali lub
d ziałają jako wykonawcy program u ideowego Marszałka
Piłsudskiego, jakoteż i z pośród tych, co w przełomie
dziejowym odrodzonej Rzeczypospolitej występowali na
innych odcinkach społecznego frontu, niejeden wydał
w spom nienia lub rozważania, zasługujące na uwagę rów ­
nież ze stanow iska literackiego. Potęgą twórczej idei, siłą
wewnętrznego przekonania i z piękna duchowego pły­
nącą sugestywnością słowa Marszałkowi Piłsudskiemu
nikt dziś nie dorównał. Wyjątkowe znaczenie jego Pism,
o zapładniającem znaczeniu dla całej polskiej kultury
duchowej i o wychowawczej doniosłości w dziele m oral­
nego odrodzenia narodu, wskazało konieczność uwzględ­
nienia ogólnych ich myśli przewodnich w obrazie polskiej
twórczości literackiej ostatniej doby. Stanowią też Pisma
Piłsudskiego najpiękniejsze zamknięcie polskiej poezji ro ­
m antycznej i otw ierają widoki najdalej sięgające w przy­
szłość twórczej myśli narodowej. Ta pierwsza, wobec
b rak u potrzebnego dystansu badawczego bezwątpienia
ułom na i nieudolna, próba włączenia ich również do do­
robku literatury polskiej nie ma, mimo pewne pokuszenia,
bynajm niej na celu oceny estetycznej, lecz przedewszyst-
kiem uw ydatnienie zawartej w nich siły moralnej. Piszący
te słowa będzie uważał swe zadanie za wypełnione, jeśli
— 360 -

przyczyni się do rozszerzenia poczytności Pism , z których


przyszłe pokolenia czerpać będą znacznie więcej, dojrzą
w nich zupełniej i jaśniej wielkość ducha, ocenią sku­
teczniej także kulturalną w artość ich prom ieniow ania.
Z natury swego powołania, ale i z osobistych zam iło­
wań, co przed w ojną zaznaczyły się także utw oram i poe-
tyckiemi, ksiądz biskup WŁADYSŁAW BANDURSKI
(1863—1932), znakom ity kaznodzieja i stylista, należy
również do literatury. Ten wielki p a ir jota, czego dowo­
dem i jego kazania przedw ojenne (D ucha nie gaście,
II wyd. 1911), czasu wojny stał się „prym asem ducho­
wym Polski odradzającej się i wielkim ducha narodo-
wego chorążym “, jak określono słowam i rozkazu Ko-
mendy Legjonów ich obozowego kaznodzieję. Jego k a­
zania, mowy, odezwy, artykuły i listy z czasów Wojny
1914—1918 r. zebrano w tomie p. t. K rw i ofiarnej cześć
(1928, właściwie 1930). Temi „naukam i pasterskiem i“ je­
den z najśw ietniejszych przedstaw icieli duchow ieństw a
polskiego budził ducha narodu i podtrzym yw ał w iarę
w czyn wśród tych, co n a pierwsze wołanie, nie oglądając
się na żadne kunktatorstw a, poszli złożyć ofiarę krw i
za wyzwalającą się Ojczyznę. Miłość Boga i Ojczyzny
osiąga tu ton głębią, siłą i pięknem rów ny Skardze i Kaj-
siewiczowi. Słowo, jako pobudka do czynu, jako w alka
z „trądem niewoli“ i w ołanie o jedność narodu, odezwało
się w kazaniach i przem ówieniach ks. Bandurskiego
z niem niejszą potęgą, niż przed wiekami w K azaniach
Sejm ow ych i Źołnierskiem nabożeństwie. Gdy wszakże
Skarga kazał narodow i żyjącemu we w łasnem państw ie,
Bandurski podnosił ducha tych, co rw ali więzy niewoli.
Stąd też w jego kazaniach n a miejsce naczelne w ysuw a
się m otyw odmienny, mianowiicie odwaga wolności. Przez
tę odwagę B andurski naw iązyw ał bezpośrednio do n a ­
szych bohaterów w alk o niepodległość i do1 poezji wiesz­
czów narodow ych z doby niewoli aż po W yspiańskiego
włącznie. W yjątków z „nauk“ ks. biskupa Bandurskiego
należałoby uczyć n a pam ięć młodzież szkolną, podobnie
jak uczono ją Kazań Sejm ow ych Skargi.
O pisarzach, co jak Sieroszewski, K aden-Ban d rò wski,
Choynowski, Daniłowski, Zyg. Kisielewski, N alepiński, Or-
— 361 —

kan, Strug, Żuławski i in., w pismach swoich pozostawili


świadectwa osobistego udziału w trudach i walkach żoł­
nierskich, albo i pieśnią, jak Słoński, stali się bardam i
w alk wyzwoleńczych, — była lub będzie mowa przy ogól­
nych charakterystykach ich twórczości. Wcale liczny jest
poczet tych, których nazwiska zapisały się w literaturze je­
dynie poezją, legjonową, odnawiającą bohaterskie tradycje
daw nych poetów legjonowych i powstańczych. Przedsta­
wicielami ich są zwłaszcza Stanisław Długosz i Józef
Mączka.
STANISŁAW DŁUGOSZ (1892-1915, pseud. Jerzy
Tetera, zbiorowe wyd. utworów p. t Przed złotym cza­
sem..., 1917, z przedmową Andrzeja Struga) należał do
tego przedwojennego pokolenia młodzieży, w którem pod
wpływem Józefa Piłsudskiego obudził się i rozwinął nowy
ideał żołnierza polskiego. „Bogate było, — wspomina An­
drzej Strug — barw ne i głębokie życie młodzieży w K ra­
kowie i we Lwowie w ciągu trzech lat, poprzedzają­
cych w ybuch wojny. Obok studjów wojskowych, wykła­
dów i ćwiczeń w rzał ruch ideowy, rodziły się i dojrze­
w ały nowe zjawiska duchowe: dzielność, gotowość do
ofiar, żądza zwycięstwa nad odwiecznym wrogiem. w iara
w żywy czyn, pragnienie zbudzenia w narodzie własnej
rodzimej siły, wskrzeszenie poczucia godności i honoru
w ujarzm ionem społeczeństwie polskiem. Przeobrażał
się-typi młodzieży. Żądza czynu i żywej prawdy usunęły
precz jałowe, uczone, programowe, partyjne, nieskoń­
czone dyskusje, które niegdyś były nieuleczalnym nało­
giem młodzieży. Spory stały się rzeczowe, prawdy jasne.
Albo — albo, tak lub nie — godzina dziejowa domagała
się rozstrzygnięcia, postanowienia, za słowem stał czyn.
Znikł z widowni typ wiecowego wichrzyciela, najgłoś­
niejszego mówcy na komersach, szkodnika stowarzyszeń
akademickich. W drażał się umysł do karności, tem pera­
m enty i animusze znajdowały ujście w realnej robocie,
prostota zagadnienia, owo „tak lub nie , nadały Współżyciu
ideowemu młodzieży cechę szczerości i braterstwa. Or­
ganizacje akademickie wyszły z pod komendy menercw
politycznych — młodzież stała się sobą. N a tern e
w yrastały postaci wybitne, noszące w sobie w całej pe ni
— 362

urok i piękno młodości. Do takich należał Stanisław Dłu­


gosz“. Obdarzony niewątpliwym talentem literackim , nie
zdążył go wyrobić, gdyż m łode swe życie położył n a polu
bitwy pod Kamionką, w pierw szą rocznicę w ym arszu
Legjonów. Spełnił, o czem napisał sam w w ierszu z roku
1911:
Ano, trze b a pieczętow ać krw ią,
co się kiedyś w yszeptało skrycie, —
trze b a m łode dziś położyć życie,
trze b a m ło d ą pieczętow ać krw ią!...

W jednym ze swych listów wojennych w yraził się


Długosz:
C hciałbym zebrać w szystkie polskie ciernie,
w szystkie w iary, dochow ane w iernie,
w szystkie nasze w iary rom antyczne
i usy p ać z nich kopce graniczne...
ŕ '

Takim kopcem granicznym jest, też tom wierszy


i prozy Długosza, dokument literacki jednej z najpiękniej
świetlanych postaci pokolenia. Poem at swój o księciu Jó ­
zefie zakończył słowami: „...Będzie w Polsce od tej śmierci
jasno“. To samo i o nim powtórzyć należy.
N ajpopularniejszym bardem legjonowym stał się JÓ­
ZEF MĄCZKA (1888—1918, zbiór poezyj: Starym szla­
kiem, 1918, nowe wyd. 1933), szczery i prosty talent p o ­
etycki, przem aw iający z żywą bezpośredniością w trady­
cyjnych form ach wierszowych, z rzetelnym artyzm em od­
świeżający dawne tem aty polskiej pieśni żołnierskiej:
N iech za n am i n ik t nie woła!
N iech tam po n as n ik t nie płacze!
G órą ja sn e niesieni czoła —
ra d o ść w p ie rsiac h nam kołacze,
du m a ogniem lica płoni,
że idziem jr — jako Oni!

Zm arł na dalekim Kaukazie, skąd prochy poety-żoP


nierza dopiero w piętnastą rocznicę jego śm ierci sprow a­
dzono na wieczny spoczynek do ziemi ojczystej, za którą
wałczy] orężem i pieśnią.
Z licznej rzeszy poetów legjonowych i wogóle w ojen­
nych, których utw ory będą częściowo w spom niane póź­
niej, wymienić tu należy ARTURA ČWIKOWSKIEGO
- 363 -

(* 1882). W jego poezjach odbijała się już naga praw da


pobojowiska, która dopiero w kilka lat po wojnie stanie
się częstym i aż nadużywanym przedmiotem literackiego
opracow ania :
Żołnierz opodal, jęcząc, dyszał...
Jęk to żałosny był, niemęski,
N iby kwilenie niemowlęce...
A przejm ujący tak, męczeński,
Że czułem, jak b y m i kto w ręce
Szorstkie, lodow em zim nem skrzepłe,
B rał serce żywe, miękkie, ciepłe.

Odgłosy w ojny odzywały się żywem echem także


n a zapleczu bojowego frontu. Ciekawsze jednak, niż te
w tórne lub okolicznościowe wiersze, z których zapewne
udałoby się w ybrać i celniejsze ziarna poetyckiego wzru­
szenia, są tu objawy współczucia dla szerzącej się nędzy
ludzkiej. Dużą bezpośredniością gorzkiego ale upraw nio­
nego pesymizmu wyróżnia się zwłaszcza Ulica (1917,
przedtem w czasopismach krakowskich) STANISŁAWA
STWORY (* 1888), będąca niejako poetyckiem dopełnie­
niem prozy Ludwika Stan. Licińskiego. Z głębi duszy,
z czującego serca i z własnej doli i niedoli wysnuty cykl,
w którym odtworzył rzeczywistość nędzy życia miej­
skiego, gdzie
...zdaje się, że nic tu... nikogo nie czeka,
p ró cz śm ierci, k tó ra jedna stąd swe żniwo zbiera,
a przecież się w ty ch śm ieciach, b ru d ac h poniew iera
w zgardzona dola, życie... biednego człowieka...
— zam knął poeta wstrząsającem wołaniem:
O głuche jeno nieb sklepienia
ru n ą ł błagalny krzyk : sumienia!

To była odw rotna strona skutków wojny, pomnaża­


jących ludzki ból nietylko na polach bitew, ale i na uli­
cach m iast, gdzie tern silniej zaznaczały się kontrasty mię­
dzy fanfaram i zwycięstw a wzrastającą nędzą wydzie­
dziczonych.
Tymczasem i na froncie legjonowym zmieniła się sy­
tuacja, odkąd — wskutek braku dostatecznych gwarancyj
w spraw ie niezależności polskiego wojska ochotniczego
a wobec niebezpiecznych zakusów rządów zaborczych —
— 364 —

akcja przenosi się znowu do „podziem nej“ pracy w Pol­


skiej Organizacji Wojskowej. Najciekawszem dokum entem
literackim tej przem iany były w ydane bezim iennie: Ka­
prala 1. Brygady Piłsudskiego Szczapy poglądy różne na
rzeczy rozm aite (1917). Autorem tej świetnej i z nie­
pospolitą w erw ą napisanej satyry, której tytułow a postać
legjonowego łazika godna jest stanąć obok kapitalnych ty­
pów żołnierskich dawnej komedji rybałtow skiej, jest
KAROL LILIENFELD-KRZEW SKI, znany pozatem z do­
skonałych artykułów krytyczno-literackich, rozrzuconych
po różnych czasopismach, zwłaszcza w Drodze i ostatnio
w Gazecie Polskiej. W K apralu Szczapie najlepiej, być
może, w yraziła się w tych latach dosadna jędrność sam o­
rodnego hum oru żołnierskiego, ale i przem yślna zapobie­
gliwość człowieka z ludu. Charakterystycznem znam ieniem
polskiej literatury powojennej będzie też w ybitny w niej
udział tego w łaśnie człowieka z ludu. On to, w raz ze
zdemobilizowanym i nieraz w ytrąconym poza naw ias n o r­
malnego życia żołnierzem, wprowadzi now y styl realistycz­
nego prymitywu.
DZIAŁ INFORMACYJNY
Dział informacyjny.
O gólna literatura przedmiotu ( U z u p e ł n i e n i a ) . Jan Lorentow icz-
„ L ite ra tu ra polska od r. 1863“ (1932, odbitka z „W iedzy o P ol­
sce“ ); L eon P om irow ski: „W alka o now y realizm “ (1933); te­
goż: „N ow a lite ra tu ra w now ej Polsce“ (1933); H. S. K amień­
sk i: „ P ó ł w ieku literatu ry polskiej“ (Tom I, Moskwa 1931,
C en traln e W ydaw nictw o Ludów Z. S. R. R.; por. recenzję Ka­
ro la Irzykow skiego w „W iadom. L iter.“ nr. 499 p. t. „L iteratura
p o lsk a w zw ierciadle kom unisty“ ); F erdynand Hoesick: „Siła
fa ta ln a “ poezji Słowackiego. Przyczynek do sław y pośm iertnej
p o ety “ (1921); Tadeusz Sinko: „H ellada i Roma w Polsce. Prze­
gląd u tw o ró w n a tem aty klasyczne w literaturze polskiej
ostatniego stulecia“ (1933); Jan Ł oś: „W iersze polskie w ich
dziejow ym ro zw o ju “ (1920); M ichał Janik: „N ajnow sza poezja
p o lsk a “ (1903); A. J. Jacim irskij: „N ow iejszaja połskaja lite­
r a tu r a “ (1908, 2 tom y).
C zasopism a literackie (c. d.): „A teneum “ Cezarego Jellenty
(1903—1905, 1906 i 1908); „Sfinks“ W ładysław a Bukowińskiego
(od 1908); „L am us“ M ichała Pawlikowskiego (1909—-19ІЗ,
4 tom y) ; „M iesięcznik literacki i artystyczny“ J. H. Retingera
(1911); „M useion“ W ładysław a Kościejskiego i Ludw ika Hie­
ro n im a M orstina (1911—1913); „Sztuka“ H enryka Juszkiewicza
(1912—1914); „N a now ą szkołę, książka zbiorow a“ (1907, wy­
d a n a p od kierunkiem Stefana Żeromskiego).
Źródła bibljograficzne : (A leksander G uttry i Jan Muszkowski) :
„K siążka p olska zagranicą (w językach obcych' 1900—1933“
(W arszaw a 1933, katalog wystawy, zaw ierający obfite m aterjały
b ib ljo g raficzne do przekładów z literatu ry polskiej n a języki
obce).

Berent W acław (pseud. Wł. Rawicz, S. A. M.) * 28. IX. 1873 w W ar­
szawie. Syn znanego optyka warszawskiego, współw łaściciela
firm y B erent i Plew iński. N auki w szkole pryw atnej W oj­
ciech a Górskiego w W arszawie, w ydział przyrodniczy n a uniw.
w Z u rich u i M onachjum , gdzie się doktoryzow ał n a pod­
staw ie ro zp raw y : „Z ur K enntniss des P arablattes und der
K eim b lätterd ifferen ziru n g im Ei der K nochenfische“ (Jena
1896). D łuższe pobyty w Paryżu, Berlinie, Krakow ie i Mona­
ch ju m . Stale m ieszka w W arszawie. D ebiutował w roku 1894
n o w elą: „N auczyciel“, druk. w „A teneum '1 pod pseud. Wł. Ra­
wicz. W tym że roku w „Gazecie P olskiej“ powieść „F acho­
w iec“. W ro k u 1920 należał do składu redakcji „Nowego P rze­
glądu L ite ra tu ry i Sztuki“. W ro k u 1924 redagow ał w ydaw ­
nictw o „O pow ieści zw ięzłe“ (10 tom ików). W roku l.L .l zor­
ganizow ał i redagow ał „Pam iętnik W arszawski . O trzym ał
w ro k u 1929 nagrodę, literacką m. W arszawy i w roku 1933
p ań stw o w ą nagrodę literacką za „W ywłaszczenie Muz ^ (druk.
w r. 1931 w „P am iętniku W arszaw skim “, dalsze części tego
u tw o ru : „S zabla i du ch “ i „W ódz“ - w „Tygodniku Ilłu str
1932—1933). Od 1933 A kadem ik L iteratury. — Osobno w ydał.
368
„F achow iec“ (1895, pow ieść; toż wyd. 1897 n a d b ite jak o pre-
m jum dla p re n u m e ra to ró w „W ędrow ca“ ; II w yd. w łaściw ie
I li wyd. 1903; III wyd. w łaściw ie IV wyd. 1912 z d ołączeniem :
„W puszczy — k ra jo b ra z y “, druk. przed tem w „Bibi. W arsz.“ 1896;
V wyd. 1925 z przed m o w ą St. P azurk iew icza; VI w yd. jak o to m i
„P ism “ 1933) ; „ P ró c h n o “ (1903, pow ieść, z ry su n k a m i Ma­
ria n a W aw rzenieckiego; p ie rw o d ru k w „C h im erze“ 1901, tom
II—IV, tam że t. IV str. 464—467 kom entarZ : L ist a u to ra
„ P ró c h n a “, dat. 30. III. 1902; II wyd. 1907; III w yd. 1920;
IV wyd. w I i i III t. „P ism “ 1933; p rz e k ła d czeski 1920);
„Ź ródła i u jścia n ietzscheanizm u“ (1906, stu d ju m , p rzed tem
w „C him erze“ 1905, t. IX ); „Idea w ru c h u rew o lu c y jn y m “
(1906, stu d ju m społeczne, pod pseud. S. A. M.) ; „O zim ina“ (1911,
pow ieść; II wyd. zm ienione, 1924; III w yd. w IV i V t.
„P ism “ 1933; n ad to usunięte z pow ieści podczas k o rek ty
3 u tw o ry w ierszem : Z m arginaliów „O zim iny“ — w „Mies.
liter, i "art.“ 1911, tom I, str. 247—249); „Żywe K am ienie“
(1918, pow ieść; p ie rw o d ru k w „Z d ro ju “ t., I—IV, 1917—1918,
p. t. „O pow ieść R y b ałla“, dat. K raków 1913/14 — W arszaw a
1917; II wyd. 1922; tegoż ro k u III wyd. ozdobne z lito g ra fjam i
W acław a B orow skiego; IV wyd. w VI i VII t. „P ism “ 1933;
p rze k ład franc. P. Cazin, 1931; w w yd. „M in ja tu ry “ frag m en t
p. t. „B acłian alja“, z przedm ow ą E d w ard a P o ręb o w icza; 1924);
„O negdaj“ (1934, M owa m iana przy o tw arc iu A kadem ji L i­
te ra tu ry , wyd. ozdobne z drzew orytam i St. O stoi-C hrostow -
skiego); „P ism a“, tom y I—VII, 1933, wyd. n a k ład e m G eb eth n era
i W olffa w W arszaw ie (jako tom V IIÎ zapow iedziano do w y­
d an ia n a w iosnę 1934: „Szabla i D uch. O pow ieści b io g ra­
ficzne“ ). — N adto d rukow ane w czasopism ach : „R óże“ (cykl
poezyj — „C h im era“ 1905, t. IX, str. 448—453); „F atu m p u ­
ścizny F r. N ietzschego“ (w „Tyg. 111.“ 1921, t. I I ) ; „N iezgłę­
bione tajem n ice pew nej b a jk i“ (Goethego — w „Przegl. W arsz.“
1925, n r. 41, t. XIV, str. 129—142, jako w stęp do p rze k ład u
tam że, str. 143—162); „G eniuszowi S tefana Żerom skiego w h o ł­
dzie“ (w „Tyg. 111.“ 1925, nr. 49). — P o p rz ed z ił p rzed m o w ą
w ydanie „Zgrzebnej kantyczki“ L udw ika M arji S taffa .(1922). —
P rzek ład y : Chr. D. G rabbe: „Żart, satyra, iro n ja i głębsze zn a­
czenie“ (w „C him erze“ 1901, t. II—III, i o so b n o ); F ry d e ry k
N ietzsche: „Ž psychologji sztuki“ (w ybór z pism — w „C hi­
m erze“ 1902, t. V I); F ry d e ry k N ietzsche: „T ako rzecze Z ara­
tu stra “ (1905; II wyd. p rzejrzan e i ponow nie p o ró w n a n e z o ry ­
ginałem , 1908); J. P. Jacobsen: „D októr F a u s t“ (w „C him erze“
1902, t. V ); „U paniszady Kena, Isa, oraz fra g m en t z W ielkiej
A ranyaki" (n a w iersz i prozę polską przełożył, n ajk o n ieczn iej-
szemi o b jaśn ien iam i o p atrzy ł i w stępem p o p rze d ził — w „C hi­
m erze“ 1907, t. X) ; Goethe : „G awęda o d u ch a ch o raz II i sto r ja
m o ra ln a “ (1924); K nut H am sun: „W łóczęga“ (1924); M aupa­
ssan t: „B ary leczk a“ (1924); S tendhal: „Z k ro n ik w ło sk ich “
(1924); R om ain R olland: „Żywot M ichała A nioła“ (1924); L afca­
dio F learn: „H isto rja gejszy oraz M niszka i Żona“ (1924);
L afcadio H earn : „Opowieści niesam ow ite i u p io rn e “ (1924);
Ib sen : „W róg lu d u “ (1925); C harles K ingsley: „H ero je czyli
klechdy greckie o b o h a te ra c h “ (1926). — O B-cie: P io tr' Chm ie­
low ski: „Z arys najnow szej lit. pol.“ (IV wyd. 1898, str. 275);
tegoż: „P ró c h n o “ („N ow a Ref.“ 1903, n r a 126 i 1271; Ign.
M atuszew ski: „ P ró ch n o “ („T w órczość i tw ó rc y “, 1904, str.
239—255); W iktor Gom ulicki: „F achow iec“ i „ P ró c h n o “ („ K ra j“,
1903, nr. 31); Stanisław L ack: „O doktryn e ra c h “ („N ow e S łow o“,
1903, str. 476); Tadeusz G ałecki: „P ró c h n o “ („O gniw o“ 1903,
n ra 31—33); A rtu r Śliwiński: „F achow iec“ („ P ra w d a “ 1903,
- 369 -

sir. 346).;: W łast (M arja K om ornicka): „P ró ch n o “ .'(„Chim era"


1932, t. VI, sir. 455—459); Adolf N ow aczyński: „P ró ch n o “
: „W czasy literackie“, 1906, str. 202—223); W ilhelm F eldm an:
„Piśm iennictw o polskie 1880—1904“ (III wyd. 1905, t. III, str,
155—159 i 169—171); tegoż: „W spółcz. lit. pol.“ (VIII wyd.
1930, str. 430—435; tam że uzupełnienie Stefana Kołaczkow ­
skiego, str. 622—623); tegoż,: „Żywe K am ienie“ („N ow a Ref."
1919); W łodzim ierz Spasow icz: „P róchno“ (w „K raju" 1904
i w „P ism ac h “, t. IX, 1908); Ja n August Kisielewski : O „P ró ­
ch n ie“ („P am nusaion", 1906, str. 131—118); H enryk T rzpis:
„ P ró c h n o “ B erenta (1907); S tanisław Brzozowski: „W spół­
czesna pow ieść p olska“ (1907, sir. 147—154); Stanisław Maci-
szew ski: „P ró ch n o " W acław a B erenta (T arnopol 1908); Adam
G rzym ała-Śiedlecki : N a m arginesach „Oziminy" („M useion“ 1911,
kw iecień, str. 105—121, m aj. str. 59—76, czerwiec, s.lr. 58—75);
Z ygm unt L. Zaleski: „O zim ina“ („Dzieło i tw órca", 1913, str.
153—162); tegoż: V. B. („A ttitudes et Destinées“, 1932, str.
284—293); J. M. M uszkow ski: „Sum ienie ruch u " (1914, sir.
16 I I ) ; K o nrad Libicki: Vitae lam padae traditae (o „Ozimi­
nie" — w książce zbiorow ej: „Bez przyłbicy“, 1912); Tadeusz
N alepiński: „O zim ina1 („N ow a Gaz.“ 1911, nr. 69, Dod. „Lit.
i Szt." nr. 5); M anfred K ridl: „Ozim ina“ („K siążka“ 1911, nr.
6 ; tegoż: „ P ró ch n o “ B erenta jako zwierciadło epoki („Wiad.
L ite r.“ 1933, nr. 497 ; A ntoni Potocki: „Polska lit. w spółcz.“
'1912, t. II, str. 46—48 i 268—271); Antoni Mazanowski: „Po­
głosy M łodej P olski" (1915, str. 90—93); Kazimierz Bukowski:
W. 'B. („S ylw etki“, 1914, str. 2—37); B ronislaw Chlebowski:
L ite ra tu ra p olska 1795—1905 (wyd. 1923, str. 4 9 1 -4 9 2 ); Jan
D ąb row ski: „O zim ina“ („K rytyka" 1911, czerw iec); E dw ard Po-
ręb ow icz: L isty literackie (o „Żywych K am ieniach" — „Tyg.
111' 1919, n r. 35; w skróceniu przedruk, jako w stęp do ¡wy­
d an ia „B achanalji" B erenta, 1924); Stanisław Cywiński: Be­
reu la „Żvwe K am ienie“ (1919, odb. ze „Spraw y“); Jarosław
Iw aszkiew icz: O „Żywych K am ieniach“ B erenta list do przy­
ja ció ł („Z d ró j“ 1919, t. VII, sir. 141); Jan S tur: „Żywe Ka­
m ienie“ („Z drój" 1920 i w „Na przełom ie O now ej i starej
poezji" 1921 str. 46—50); Jadw iga P etrażycka-T om icka: O „ży­
w ych k a m ie n ia c h “ („Z drój" 1922, t. XIV, i w książce p. t
„O żyw ych kam ieniach", 1928, — Berent i W. H ugo); Wdam
H o rzyca: „Żywe K am ienie" („P ro A rte“ 1919 nr. 4, str. IS—J ) ) ;
S tanisław L am : „Żywe K am ienie“ („Przegląd Powsz 1919,
l 1 4 3 -1 4 4 , str. 3 4 3 -3 4 6 ; por. tegoż uzupełnienie do VII wyd.
„W spółcz. lit. pol.“ W. Feldm ana, 1923, str 368); Jan Dąbrow-
ski: „Żywe K am ienie" („Świat““ 1919, n r 26); H enryk E lz e i-
l.erg: „Żywe K am ienie“ („K siążka zbiorow a b m w Poznan 1920
Z dzisław Dębicki-: W. B. („P ortrety" 192/, str. 8 7 -1 0 5 ) Leon
P o m irow ski : „Żywe K am ienie („W iad. Liter 19-5 n r . 54),
te°'oż * D oktryna a tw órczosc (1928, str. 130—133), le,„oz
„W alka o now v realizm “, (1933, s tr 4 4 - 4 5 ) ; Tadeusz M ato-
w iecki: „Żywe K am ienie“ („Pani. Warsz. ^ 1930, m . -, ;

ä k 'ŕ ä ň«*

m ZSí ь.
jssfS; - - f f ™ В с :,, ( „ r *

O braz współczesnej literatury polskiej, lom II


— 370 —
сіш 0 “ _ „Tyg. 111.“ 1933, n r. 7); T adeusz K u d liń sk i: „ P ró ­
ch n o “ i „O zim ina1 („G azeta L ite r.“ 1933, n r a 5 i 8 ); S ta n i­
sław K olbuszew ski: W izja średniow iecza w „Ż yw ych K am ie­
n ia c h “ В-a („Gaz. L it.“ 1933, n r. 6); T adeu sz Z ieliński i Z yg­
m u n t K isielew ski: o B erencie („Gaz. L it.“ 1933, n r. 6 ); S tan i­
sław P igoń: Skala arty zm u В-a J„G az. L it.“ 1933, n r. 7 ); Adam
Szczerbow ski: „O zim ina“ i „W esele“ („Myśl. K a ro d .'1 192(5, n r. 17);
S tanisław Cyw iński: Typ polskiego rew o lu c jo n isty w „O zim i­
n ie“ В-a („M yśl N aró d .“ 1932, n r. 33); Ja n L o ren to w icz: „L ite­
r a tu r a p o lsk a od r. 1863“ (1932, str. 338—340 i 392); R.: W. B.
la u re ate m P aństw ow ej N agrody L iterackiej („G azeta P o l.“ 3 0 .1.
1933); René L alou: „Les p ie rres vivantes“ („P ologne L itt.“ 1933,
n r. 78); Jerzy S tem pow ski: Sceptycyzm w p ow ieści W. B-a
(„W iad. L ite r.“ 1933, n r. 508); K arol Irzy k o w sk i: „S łoń w śró d
p o rce lan y “ (1934, str. 260: o „F ach o w cu “ ); S tan isław P iaseck i:
B onzow nictw o („P rosto z m ostu“, 1934, str. 84—90 — n iesm acz­
nie u ję ta k ry ty k a stylu В-a); K azim ierz C zachow ski: A rcy­
dzieło В-a („Czas“ 1932, nr. 295); tegoż: Serce m yślące a m ózg
czujący („Św iat“ 1933, n r. 7); tegoż: W. B. („G azeta P o l.“ 1933,
n r. 333).

Brzozowski S tanisław (w łaściw ie L eopold S tanisław , pseud. A dam


Czepiel) * 29. VI. 1878 w W ojsław icach (C hełm szczyzna) f 30. IV.
1911 w e F lorencji. Ze zubożałej ro d zin y ziem iańskiej. N au k i
w L ublinie i N iem irow ie (n a P odolu), gdzie w r. 1896 u k o ń ­
czył gim nazjum . W ydział p rzyrodniczy w u n iw ersy tecie w a r­
szaw skim . W ydalony z drugiego k u rsu za u d ział w m a n ifesta­
cjach studenckich w r. 1898. Jako prezes B ratn iej P o m o cy do­
puścił się nielegalnego użycia pieniędzy sto w arzy szen io w y ch
w nagłej p otrzebie n a leczenie chorego ojca. W r. 1898 w ię­
ziony w C ytadeli za spraw ę T ow arzystw a O św iaty Ludow ej.
P o d w pływ em załam an ia psychicznego złożył n ieo stro żn e ze­
znania, w rezu ltacie je d n ak m ało znaczące. S p raw y te w yw le­
czono i rozd m u ch an o w r. 1906 w czasie odczytów В-go n a
politechnice lw ow skiej (ob. w y d an ą „staran iem b. członków
Tow. Ośw. L ud.“ w e 'L w o w ie Ï906 b ro szu rę: „M aterjały śledz­
tw a żandarm skiego w spraw ie T ow arzystw a O św iaty L u d o ­
wej. I. Z eznania L eopolda S tanisław a L eo n a (3 im io n ) B rzo­
zow skiego“ ; bezstro n n e ośw ietlenie w „NLVI sp raw o zd a n iu
rocznem W ydziału T ow arzystw a B ratniej P o m o cy S łuchaczów
P olitechniki L w ow skiej za ro k ad m in istra cy jn y 1906/1907“,
Lw ów 1908, tam że list o tw arty В-go oraz listy w tej sp raw ie
E d w ard a Słońskiego, T adeusza U lanow skiego, A lek san d ra Świę­
tochow skiego i Ja n u sza K orczaka; oh. nad to J. G rabiec: „C zer­
w ona W arszaw a p rze d ćw ierć w iekiem . M oje w sp o m n ie n ia“,
1925, zw łaszcza str. 24, 25, 28, 29 i 30—33). Z w olniony z w ię­
zienia w listopadzie 1898 zapada po raz p ierw szy n a gruźlicę
i w yjeżdża do O tw ocka. Już jako jed en asto letn i ch ło p iec p isał
w iersze i d ram aty. W gim nazjum n iem irow sk iem silny w pływ
w y w arła n a niego le k tu ra p isarzy ro sy jsk ich , zw łaszcza Mi­
chajłow skiego, Bielińskiego, D obro lju b o w a i P isarew a. B ieliń­
skiego i znacznie później n azy w ał „najd ro ższy m n au czy cie­
lem sw oich lat m ło d y ch “ (oh. „G łosy w śró d n o cy “, str. 163).
W r. 1900 „P rzegląd F ilozoficzny“ zam ieścił p ierw sza recen zje
В-go, w r. 1901 w „P raw d zie“ szkic o Amielu. W ro k u 19ÓÍ
ożenił się z A nną Kolberg. Do ro k u 1905 p rze b y w a ł n ap rze-
m ian w W arszaw ie i O twocku. M iew ał ta jn e w y k ład y d la ro ­
botników . W la tac h 1902—1905 w sp ó łp raco w ał w „G łosie“ w a r­
szaw skim , gdzie ni. i. w ro k u 1903 głośna k a m p a n ja publicy-
— 371 —

sty czna przeciw Sienkiewiczowi, w roku 1904 przeciw Miria-


m ow i (polem iki w obu spraw ach referu je Stef. Zdziechow ska
w książce o В-im.; z pow odu M iriam a zbiorow y pro test pisarzy),
tam że pod pseud. A. Czepiela polem iczno-satyryczne „W idm a
m o ich w spółczesnych“, nadto niezebrane razem szkice i a r­
ty k u ły krytyczno-literackie, recenzje teatralne, w r. 1904 po­
w ieść p. t. „W iry“. Zam ieszcza też swe p race w „Przeglądzie
ł*ilozo licznym “, „Przeglądzie Tygodniow ym “ (1902), Bibljo-
tece S am okształcenia“ (1903), „K rytyce“ (1905, m. i. prolog
d ram a ty cz n y „W arszaw a“, recenzje z teatru krakowskiego,
glossy), „N aprzodzie“ (1905, korespondencje ze Lwowa), „Glo­
sie ro b o tn iczy m “ (1905, jako członek redakcji), „Przeglądzie
S połecznym “ (1906—1907), „Społeczeństw ie“ (1907—1908), „Świ­
cie“ (1907), „P anteonie“ (1907—1908). N iezupełna bibljografja
ty c h arty k u łó w w K arola Irzykowskiego i O stapa O rtw ina:
„Lem iesz i szpada przed sądem publicznym . W spraw ie Stan.
Brzozow skiego“ (Lw ów 1908, tam że p rzedruk oświadczenia Wa­
cław a N ałkow skiego). W r. 1903 odznaczony drugą nagrodą n a
k o n k u rsie łódzkim im. Sienkiew icza za d ram at w pięciu ak­
tach p. t. „M ocarz“ (wystaw , w T eatrze Rozm aitości w W arsza­
wie, 30. X. 1903). W ystaw ił nadto sztukę w 1 akcie p. t. „Mil­
czenie“ n a scenie lw ow skiej w r. 1906. W latach 1905—! 906 wy­
głosił: cykle w ykładow e w K rakow ie, Zakopanem i Lw owie
(O В-im jako m ów cy ob. Zygm unt L. Zaleski: „Dzieło i tw órca“,
1913, str. 147). Od ro k u 1906 redagow ał dla księgarni A. Stauda-
c h e ra w Stanisław ow ie cykl m onografii krytycznych p. t. „Li­
te ra tu ra i Sztuka“. Z pow odu pogarszającego się stanu zdrow ia
d w u k ro tn y w yjazd do Nervi, od roku 1906 osiada na stale we
F lo rencji. W ro k u 1908 oskarżony przez Bakaja o szpiegostwo
d la rosyjskiej „O chrany“, zażądał od Polskiej P a rlji Socjali­
stycznej śledztw a i sądu. Zwlekano z tem. dopiero broszura
Irzykow skiego i O rtw ina w płynęła n a zw ołanie sądu z końcem
ro k u 1908, n a którym m ężam i zaufania В-go byli W itold Buber
i Jędrzej M oraczewski. Sąd z b rak u dowodów obrady zawiesił.
P o n o w n ie zw ołany sąd n a początku r. 1909 nie dał rów nież
rezu ltatu . N a podstaw ie now ych m aterjałów , które w ypłynęły
po w ojnie, a p o dw ażają w iarogodność Oskarżenia B akaja i w y­
ja ś n ia ją szereg w ątpliw ości n a korzyść Brzozowskiego, żądano
zw o łania sądu partyjnego celem oczyszczenia pam ięci pisarza
z obciążającego zarzutu, ale, ja k dotąd, bezskutecznie. O stat­
nio Irzykow ski zapow iedział, że spraw ę tę w niesie n a ^ teren
P olskiej' A kadem ji L iteratury. (Ob. Brzozowskiego : „Oświad­
czenie“ z r. 19Ó8, przedrukow ane w książce _ Stefanji Zdzie-
ch o w skiej; nadto m. i.: M ieczysław L im anow ski: „List otw arty
do sąd u party jn eg o zwołanego w K rakow ie w spraw ie Stanisław a
B rzozow skiego“, K raków 1909: W itold K linger: „Stanisław Brzo­
zow ski jako człow iek“, K raków 1912; tegoż: „Do spraw y Sta­
n isław a Brzozow skiego“ w „Przeglądzie W spółczesnym , 1926,
stycz. str. 111 n.; tegoż: „O rehabilitację m ęczennika“ w „Wiad.
L ite r“ 1926 n r 42; tegoż: „Czy czas już zam knąć spraw ę ßt.
Brzozow skiego ?“ w „Przegl. W spółcz.“ 1928, grudz. str. 470 n ;
„Do sp raw y S tanisław a Brzozowskiego przyczynek w Przegl
W spółcz.“ i 932, lu ty ; L isty В-go do K lingera z lat 1908—1909
w W iad L iter.“ 1924, n ra 7—9; Stefan Drzewiecki: „Co m ów ią
a k ta policii. Jeszcze w spraw ie S tanisław a Brzozowskiego
w W iad. L iter.“ 1926, nr. 44; Paw eł E ttm ger: „Feliks Kon
o procesie Brzozow skiego“ w „W iad. Lit.“ 1 Ш . йг; Д , 6 ; 0 5(f7p
O rtw in: „O procesie Brzozowskiego w „W iad. Lit. 192/ n i. ib/_,
A rtu r P rę d sk i: „S praw a S tanisław a Brzozowskiego. Co mówi
W łodzim ierz B urcew “ w „W iad. L iter.“ 1926, nr. 49; R afał Lu-
24*
ber: „Czas zam knąć spraw ę B rzozow skiego“ w „W iad. L ite r.“
1927. nr. 24; A dam SkW arczyński: ..O w znow ienie sp raw y Brzo­
zow skiego“ w „D rodze“ 1922, nr. 9; J. G. D obkow ski] : „B urcew
a spraw a S tanisław a Brzozow skiego“ w „W iad. L iter.“ 1931,
nr. 29; R om an Z rębow icz: „R ew elacje w sp raw ie St. B rzozow ­
skiego“ (list В-go do K lingera) — w „K u ltu rze“ 1932, n r. 12; Jan
K rzesław ski: „W ątpliw ości“ w „W iad. L ite r.“ 1931, n r. 398; H en­
ry k L ukrec i W acław K ubacki: ,„S tanisław B rzozow ski p rze­
m aw ia z za g ro b u “ w „W iad. L iter.“ 1933, n r. 506, 509, 510
i 514). W o sta tn ic h lalach, ciężko chory, B. o d d aw ał się gorącz­
kow ej pracy. O prócz zam ierzonych stu d jó w z lite ra tu ry angiel­
skiej, zam yślał m. i. n ad książką o Słow ackim . Życiorys B-go
i przegląd lite ra tu ry krytycznej o n im w książce S tefan ji Zdzie-
chow skiej : „Stanisław . Brzozow ski jako k ry ty k lite ra tu ry p o l­
sk iej“ (1927, tam że uw zględniono rów nież arty k u ły k ry ty czn e
В-go z czasopism ). В-go „P am iętnik“ (od 10. XII. Ì910) w ydał,
frag m en tam i listów au to ra i o bjaśnieniam i u zu p ełn ił O stap O rt-
wiii (1913). L uźne fragm enty z p uścizny ręk o p iśm ien n ej w cza­
sopism ach, m. i. w „K rokw iach“, „S k am an d rze“, „A strei“, „W ia­
dom ościach L it.“, „P am iętniku W arsz.“, „K u ltu rze“, „D ro d ze“ ,
„P ionie“ — ogłaszał głów nie R om an Zrębow icz. D zieła B-go
w ydane oddzielnie: „Józef K rem er jako pisarz, filozof i estety k “
(1902, szkic k ry ty cz n y ); „H ipolit f a in e i jego poglądy n a filo­
zof ję, psychologję i h islo rję “ (1902); „H ipolit T aine jak o este­
tyk i k ry ty k “ (1902); „Co jest filozof j a i co o n iej w iedzieć
należy“ (1902, cz. I — do K anta, cz. ІІ — o d K an ta ; II wyd.
1938); „Józefa K rem era poglądy n a .sztukę i jej h is to rję “ (1903);
„Jędrzej Śniadecki jego życie i dzieła“ (1903); „S tan isław W y­
spiański jako p o e ta “ (1903); „Jan Śniadecki. Życie i d zieła“
(1904); „Z asady psychologji p o p u larn ie w yłożone“ (1904); „L o­
gika“ (1905, zarys p o p u la rn y ); „O Stefanie Ż erom skim “ .(1905,
cenzur. 1. VIII. 1904); „T eodor D ostojew ski. Z m ro k ó w duszy
ro sy jsk ie j“ (1906, w olnym w ierszem ); „W stęp do fiło zo fji“ (1906,
dialog); „W spółczesna pow ieść p o lsk a“ (1906); „W spółczesna
k ry ty k a literac k a w P olsce“ (1907) ; „F ry d ery k N ietzsch e“ (1907,
d ialog); „Ich rew izjonizm “ (1907, szkic p u b lic y sty c zn y ); „K ul­
tu ra i życie: Z agadnienia sztuki i tw órczości. W w alce
o św iatopogląd“ (1907, stu d ja z la t 1904—1906, tu m.. i. o M iria-
mie,_ o Staffie, o N orw idzie); „Płom ienie. Z p a p ieró w po M ichale
K aniow skim . W ydal i przedm ow ą p o p rzed ził“... (1908, 2 t., p o ­
w ieść; dw a p rze k ład y niem . 1920 i 1924, p rze k ład rosyj. 1923.
wyd. skróć. 1.926); „L egenda Młodej Polski. S tu d ja o stru k tu rz e
duszy k u ltu ra ln e j“ (1909, II wyd, 1.910; pisan e w la ta c h 1906—
1909); „Idee. W stęp do fiłozofji dojrzałości d ziejo w ej“ (1910.
stu d ja z lat 1 9 0 3 -1 9 1 0 ); „S karga to straszn a. Rzecz o „R óży“
Józefa K ate rli“ (1910. szkic); „D ebina. I. Sam w śró d lu d zi“ (19Ì1,
pow ieść); „G losy w śród nocy, S tudja n ad p rzesilen iem ro m an -
lycznem k u ltu ry eu ro p ejsk iej“ (1912; z lat 1901—191.1, z teki
p ośm iertnej w y d ał i p rzedm ow ą p oprzedził O stap O rtw in ; ta
przedm ow a jest w ażnem stu d ju m do lite ra tu ry o В-im ); „Stan.
W yspiański (1912. w ydanie pośm iertne, z p rzed m o w ą K aro la
Irzykow skiego g stu d ja z la t 1905—1908, od m ien n e od szkicu
z i. 190.) ; „W idm a m oich w spółczesnych (F ik cy jn e p o rtre ty sa-
^ n e ) T ~ K siążka o sia r e j kobiecie (F rag m e n t p o w ieści)“
( 1J1 4 ); „J. H. N ew m an: P rzyśw iadczenia w iary. W p rzek ład zie
r.i 7\ Przec' m o)va. SL B-go“ (1915, z przedm o w ą L. S taffa, p rze-
M ichał R udnicki); „F ilozofja ro m an ty zm u pol-
Si4ict!<? in o , lz,ecz z r - HiOfi- p ierw o d ru k w „K u rjerze L w ow ­
skim , 1921 w ydal Ostań O rtw in ); „Myśli i w sk azan ia“ (1929.
y ) b o i i u k ła d R om ana Zrębow icza, w bibljoleczce „M in ja tu ry “ ).
— 373
N adto ? pierw szego okresu kilka przekładów dziełek filozoficz­
n y c h z francuskiego i niemieckiego. — Z w ażniejszej literatu ry
o В-im : W ilhelm F eldm an: „Piśm iennictw o Polskie 1880—190-1'
(III wyd. 1905, t. III, str. 87—88, t. IV, sir. 2 0 7 - 2 1 4 i 369—370);
tegoż: „W spółczesna lite ra tu ra polska“ '(Т ! wyd. 1919, str. 77—
91)5 tegoż i toż (VIII wyd. 1930, str. 483—499); Jan Sten: S. B.
(„K ry ty k a“, 1905, I, str. 328—332); Adolf N ow aczyński: S. 15.
(„W czasy L iterackie“, 1906, str. 270—285); Jan August Kisielew­
ski: „M ocarz“ B-go , („P anm usaiou“, 19Ó6, str. 64-77); Korne]
M akuszyński: „M ilczenie“ В-go („Dusze z , pap ieru “, I, 1911, sir.
79—86); M ar ja n M assonius: „M ocarz“ В-go („K urjer W arsz.“
1903, n r. 304); Ja n Bełcikow ski: S. B. („A teneum “ 1905, II, str.
147—149); A dam M ahrburg: „Bez m aski“ („Ogniwo“ 1905, str
11); K aro l Irzykow ski: „Czyn i słow o“ (1913, str. 37—38,
5 7 - 5 8 , 69, 78, 81, 84, 123-124, 143, 150-188, 2 5 7 -2 7 5 i 364—
378, a rty k u ły z lat 1905 i n .); tegoż: „W alka o treść“ (1929,
str. 126—133); Aureli D rogoszew ski: S. B. („Šwit“, Kijów 1907,
a r a 43—46); Andrzej N iem ojew ski: „P aranoia B-go“ („Myśl Nie­
p o d leg ła“ 1909, n r. 99); E m il H aecker: „Rzecz o „Płom ieniach“
Stan. Brzozow skiego“ (1909, jaskraw y przykład krytyki tenden­
cy jnej w zw iązku z procesem p arty jn y m ); Adolf Strzelecki: „Pio-,
m ienie“ („P ow ieść p olska 1908/9“ w „Sfinksie.“ 1909, t. VI, str.
123—128 i osobno); B ronisław Chlebow ski: „Książka B-go“
(o „Legendzie Młodej P olski“ w „K siążce“ 1910 i w „Pism ach .
t IV 1912, str. 350—362, m. i. porów nuje „Legendę“ z „Uwa-
m m i“ Staszica i : tesoż: ..Spuścizna B-go“ („K siążka“ 1913г

.W poszukiw aniu nowego św iatopoglądu“ (o „Ideach“ _


w „P raw d zie“ 1910, n r a 33—37); Leo Belm ont: „Czterdzieści
cztery B-go“ (w W olnem Słowie“ 1910, n ra 128, 132 i 133,
o „Legendzie“ ); Józef Albin H erbaczew ski:_ Neo-Pankracy-

1911 czerw iec, str. 114—125); tegoż: o krytyku (tamże, 1912


w rzesień, str. 96—108); W acław M oraczewski: „Z pow odu Idei
: W idnokręgi“ 1910, II. str. 65); W alery Gostomski : „Problem at
p ra c y p o lsk iej“ („Sfinks“ 1911 s ty c z e ń -c z e rw ie c G ¿ « i L
L. Z aleski: „Dzieło i tw órca (1913, str. 319, 32-—JM x 3 o L ,
An ton i P otocki: „P olska lite ra tu ra w spółczesna 1912, l . J i .
sir. 369—370 i 377, p rzykład gruntow nego n iep o ro zu m ien ia),
B ro n isław G ałczyński: B-go „Idee“ („Książka 1911 s i . . ,
Ja n W ładysław D aw id: „Psychologja rehgji , ЇЛ А
str 275—280); Z. G utek: „St. B. w świetle swego „1 am iętm ka
(„P rzegląd P ow szechny“ 1914,; t TI str. pa); Cezary JeUente-
„P ow ieść stosow ana St. B-go • („Ryďwan 191-, sl1- ' , ’
ginunt W asilew ski: „N oc czy poranek (o Głosach '^ i o d nocy (
w „Przeglądzie N a r ó d “ 1913, str. 5 2 8 -5 3 5 ); tegpz: Idea m acy
(z pow odu książki Zdziechowskięgo w .f^ z e c ie W a is^ 19 L
n r a 56, 57, 60 i 61); M ar ja n Zdziechowski : „G loi\fikac.ja pi а с у
M yśli z pism i o pism ach Stanisław ą В г а °/.о т к іс „ о • ■ ■ ,
І Ґ w yd 1921)- Stefan Żerom ski: „N aw racanie Judasza ).
s tr 900—203) ■’ tegoż: „P rojekt Akademji L iteratu ry Polskiej
(II wyd. 1925’ stn 4 2 -4 3 i' 4 6 - 5 0 ; por. K arola Irzykowskiego
„P ojedynek dw óch duchów “ w „W iad. j 141g ’ t IV
B reiter- St B-ao: Módl się. i pracuj („Zdroj J-
s ir 93 196 i 186 t. V,- sfr. 54); tegoż: „Na rum ach Młodej Pol
ski: S.’ B “ („M aski“ 1918, n r a 2, 3 i 4); S tan.sław B aczy n sk r
— 374 —

„Sum ienie in telektu polskiego“ („S ztuka w alcząca“ 1923. sir.


61—96): M anfred K rid l: „K ry ty k a i k ry ty c y “ (1923, str. 5, 47,
48—49, 59—62, 77 ,80—83, 87—90, 112— 113 i 236); Ja n Rund-
b aken: „C h arak ter m yśli B-go“ („D roga“, 1922, n r. 2 ); Tadeusz
D ąbrow ski: „M lodziez p o trze b u je p ro ro k a “ („K u rjer L w o w sk i“,
1926, n r a 22Ö—223); M arja L ipińska: „W arto ści etyczne so c ja­
lizmu В-go'“ („N asze drogi“, 1925, n r. 2); K azim ierz Z akrzew ­
ski: „F ilozofja n aro d u pracującego i w alczącego“ („Słow o P o l.“
1929, n r a 26, 27, 32; (oż osobno w B ibljolece „Z espołu S tu “,
Lw ów 1929); tegoż: „B rzozow ski i kom u n iści“ („D ro g a“, 1929,
nr. 7); S tanisław A dam czew ski: „P ojęcie ro m an ty zm u u Stan.
В-go“ („P rzegląd W spółcz.“ 1929, lipiec, n r. 87); tegoż: „T e atr
idej В-go“ („K u ltu ra“ 1932, nr. 9); B ogdan S u ch o d o lsk i: „S ta­
nisław Brzozow ski. Rozw ój ideologji“ (1933); tegoż: „R ękopisy
St. B-go‘ („R uch L iter.“ 1931. n r. 5 ); tegoż: „St. В. i Al. Świę­
tochow ski“ („R uch L iter.“ 1932, n r. 4); tegoż: „W yspiański
i B rzozow ski“ („R uch L iter.“ 1932, nr. 9); K. Ja w o rsk i: S. B.
(„D roga" 1933, n r a 6 i n .); K azim ierz W yka: „O ak tu aln o ści
St. B-go“ („P o lo n ista“ 1933, zesz. I); tegoż: „В-go k ry ty k a k ry ­
tyki“ („P io n “ 1933, nr. 4); D. B ochan: w stęp do rosyjskiego
p rze k ład u p o em atu B-go o D ostojew skim (W ilno 193Í; por.
Józef M ondschein: „В. po ro sy jsk u “, w „Gazecie P o l.“- 1931,
nr. 249); K on stan ty T roczyński: „S. B. — filozof k u ltu ry “
(„P io n “, 1933, nr. 5 )j K azim ierz W yka: „M yśl B-go“ („P io n “
1933, nr. 13); K azim ierz C zachow ski: „S ocjalizm B-go“ („Ga­
zeta P ol.“ 1934, nr. 8). . .

C hoynow ski P io tr * 27. VIII. 1885 w W arszaw ie. Syn ad w o k ata p rz y ­


sięgłego P io tra i E ugenji z Ja strz ę b c ó w -K o z ło w sk ic h . Po
śm ierci ojca i p ow tórnem m ałżeństw ie m atk i od ro k u 1892
u w u ja - le k a r z a n a U ralu. Szkoła re a ln a w U ralsk ú , p o tem w Sa­
m arze, od 1896 w W arszaw ie. N a w ydziale chem iczn y m P o li­
techniki w arszaw skiej b ra l żyw y udział w ak c ji strajk o w e j 1905
roku. P otem n a politechnice we Lw owie, w r. 1908 p rz e rz u ­
ci] się n a stu d ja histo ry czn e n a u niw ersy tecie w Z urichu,
w 1. 1910—1912 w K rakow ie. W ro k u 1910 odznaczo n y n a k o n ­
kursie now elistycznym „T ygodnika Illu stro w an eg o “ za „B arow -
sk ą“. W ro k u 1913 w ystaw ił n a scenie k rak o w sk iej d ra m a t
„R uchom e piaski“. W 1-ym p u łk u Legjonów b r a ł u d ział w p ie rw ­
szych w alkach. Z pow odu ch o ro b y n a u rlo p ie zd ro w o tn y m
w Z akopanem . D łuższy p o b y t w W iedniu. Od 1916 w ró cił do
W arszaw y. W la tach 1920—І9 2 2 redagow ał „T ygodnik Illu stro -
w an y “. W ro k u 1930 za tom now el „O pięciu p a n a c h Snle-
rzy c k ich “ . o trzy m ał n agrodę Tow. L ite ra tó w i D zien n ik arzy
P olskich w W arszaw ie. Od listo p ad a 1933 A kadem ik L ite ra ­
tu ry . — O sobno w ydał: „Z darzenie“ (1911, now ele, tu m. i.
„B arow ska"; now e wyd. 1922, z d a tą 1923, p. t. „K ij w m ro ­
w isku", z dodaniem now eli tytułow ej, usunięto n a to m ia st „C zyn“
w łączony do tom u: „P okusa“ ); „ H isto rja n a iw n a “ (1913, n o ­
w ele); „R uchom e p iaski" (1913, d ra m a t); „P o k u sa“ (1918, n o ­
w ele); „K uźnia" (pow ieść h isto ry c zn a z lat 1861—1863, wyd.
1919); „Dom w śródm ieściu" (1923, p ow ieść); „M łodość, Mi­
łość, A w antura" (1926, pow ieść; p rze k ład y ch o rw ac k i 1927.
czeski 1929); „O pięciu p a n a c h S ulerzyck ićh “ (1928, n o w ele):
„Rzeczy d ro b n e i zabaw ne" (1930, feljeto n y z „T yg o d n ik a
Illu stro w an eg o “ ); „W m łodych oczach“ ' (1933 pow ieść). —
O Ch-im : Z dzisław D ębicki: ",P o rtre ty " (II, 1928, str. 337—350);
Adam G rzym ała - Siedlecki : „Z darzenie" („M useion“, styczeń
1912, str. 1 2 3 -1 3 0 ); tegoż: „K uźnia" („Tyg. I l l " 1919, n r. 32);
— 375 —

tegoż: „Dom w śródm ieściu“ („R zeczpospolita“, 1924, nr. 28);


W ładysław K łyszew ski: „Zdarzenie“ („Świat“ 1912, nr. 2); Wil­
h elm F eldm an: „W spółcz. lit. pol.“ (VIII wyd. 1930, str. 568—
570; tam że uzupełnienie S tefana Kołaczkowskiego — str. 635);
S tefan K ołaczkow ski: „K uźnia“ („Rydw an“, m aj 1919, str. 180—
182); K azim ierz B ukow ski: P. Ch. („K rytyka“ 1914, nr. 10); Zy­
gm unt L. Zaleski: „Z darzenie“ („Dzieło i tw ó rca“, 1913, str.
208—210); tegoż: „K uźnia“ („A ttitudes et Destinées“, 1932, str.
344—346); Jan L orentow icz: „L iteratu ra polska od r. 1863“
(1932, str. 388 i 396); Leon P om irow ski: „N ow a literatu ra
w now ej P olsce“ (1933, str. 209—211); Leon Piw iński: „W m ło­
d y ch oczach“ („W iad. L iter.“ 1933, nr. 525); Adam Galis: „P io tr
C hoynow ski m ów i o sw ojej w izji roku 63-go“ („Tyg. 111.“
1933, n r. 4); K azim ierz Czachow ski: P. Ch. („Gazeta Pol.“ 1933,
n r. 328) ; tegoż : „W m łodych oczach“ („Czas“, 1933, nr. 260).

Dygasiński Adolf — w t. I, str. 303, z utw orów D-go skreślić: „Dzieci


p a n i Sojeckiej“ (1876), które — w edle łaskawego sprostow a­
n ia zięcia p isarza, p. W ładysław a W olerta — były tam błęd­
n ie podane. — N adto o D-ini: W ładysław W olert: ..„A D.
i S tanisław W itkiew icz“ („P am iętnik Świętokrzyski — 1930“
i odb., Kielce 1931 — w ażne do histo rji „W ędrow ca“ Gruszec­
kiego i do dziejów tw órczości D-go; tam że: Zofja W olertow a:
„ P o eta P onidzia“, W ładysław W olert: „Drogi i bezdroża p u ­
ścizny literackiej ś. p. A. D.“).

Gałecki Tadeusz, zob. S trug Andrzej.

Grubiński W acław *23. I. 1883 w W arszawie. Z rodziny aktorskiej,


od dziecka zżvł się z teatrem . Po skończeniu szkoły realnej
w łasnym w ysiłkiem kształcił się. z zam iłow ania w literaturze
i filozofji, a idąc za ówczesnym p rądem także w_ naukach
społecznych. Jako feljetonista oraz krytyk teatraln y i literacki
w sp ó łp rac u je w pism ach w arszaw skich, m. i. od roku 190o
oceny u tw orów dram atycznych w „Książce“. W r. 1909 w y­
staw ił n a scenie w arszaw skiej „P ijanych“. N a recenzje odpo­
w iedział k rytykom listem w „Przeglądzie P oran n y m (190J,
n r 78). N iem niej żyw ą dyskusję w yw ołało w r. 1919 w ysta­
w ienie „K ochanków “ w T eatrze Małym (w ystaw ienia tej sztuki
___ _•__ •• WT i- 1Q31 -7Я r.yłnwipka z к ar-

MYlbll W VY d l WLYYWJLJ T) Y• • и" J i


z przedm ow ą Stan. Przybyszew skiego; „N a rubieży , d ram at
w 2 aktach, luty 1903; „Zacisze“, d ram at w 1 akcie, 30 VIL
1904); „P ocałunek“ (1906); „Uczta B altazara (1906, przekład
ro syj. 1908 t 1926); „P ijan i“ (dram at w 4 aktach wyd. 190/,
pis. 1 9 0 5 -1 9 0 6 ); „B unt“ (1909, now ele: Bunt 18. I. 1906,
Schadzka. 2. XII. 1906; N iedokończony poem at. ЇХ -Х П . 190/
Z abaw a. 4. X. 1908; Pierw iosnek. 7. X. 1908; — „B unU i inne
now ele, z p rzedm ow ą Przybyszewskiego, tłum . n a ro sy j.), „Moc
k am ien n a“ (1911, now ele: D ajm om on Bib. Jerzy. Moc ka­
m ienna- — tlum . n a czeski); „O K lątwie“ W yspiańskiego. Szkic
an ality czn y (1911); „Pocałunek, Uczta B altazara i m ne no­
w ele“ (1912: P ocałunek albo Sm utna bajka o dniu pow szed­
nim . 19. X. 1904; P rzeszłość (O statni arkusz z pam iętnika).
18 II 1904- Baal 21. III. 1905; Uczta Baltazara. Q. V. 1906),
„D yogenes z Synopy i A leksander W ielki albo Sław ienie proz-
— 376 —
niaclw a“ ' (191-1, F ilozofja w 1 ak cie); „K ochankow ie “ (D ra­
m at w 3 ak tac h ; dw ie red a k cje : 24. VIII. 1913 — ,6. I. 1916;
dw a wyd. 1915, 1919, zm ienione zakoń czen ie; w ystaw , także
n a scenach obcych, m. i. w P ary żu i L o n d y n ie ); „P ięk n a H e­
lena albo O zm ienności pow odów toczącej się w o jn y “ (1919,
kom edja w 1 akcie; dat. Moskwa, 12. IV. 1917); „N iew iern a“
(1919. kom edja w i akcie; dat. M oskwa. 5. VÎ. 1917); :„Baj-
B ąju-B aj“ (1920, now ele: Zdziś i L u ń ; K o ch an e n ic ; Zły
uczeń opow iadanie naiw ne; S traszn y p a ja c S tasia; P a n B a r­
n a b a ; M aciuś; P anicz i P iern ik — szkic do n o w eli; Złodzieje).;
„Z abaw a“ (1921:; „L enin“ (1921, k o m e d ja; p rze k ład czeski).;
„B aal“ ',(1922); „L am pa A ladyna“ (w ystaw . 1923; niew yd.J;
„Lw y i św ięty G rojosnaw “ (1924, now ele: L w y i św. G rojo-
sn aw ; O braza; O dw iedziny; O statnia b a jk a S zec h erez ad y );
„W m oim k onfesjonale“ (1925. recenzje (te a tra ln e i in n e a r­
tykuły k rytyczno-literackie) ; „N iew inna g rzeszn ica“ - (1926, ko­
m edja w spółczesna i w ieczna w 3 a k tac h ) ; „K siężniczka ży­
dow ska““ ,(1927, łragedja w 3 a k ta c h ); „C złow iek z k la rn e te m ““
(1927, now ele: Człowiek z k larnetem . M oja żona. M ężczyzna
czterdziestoletni. K rem ow e róże. Kociak. Ona. N ap arstek . Ogień.
K sięga żyw ota. G rzeczny ch łopczyk); „T an iec (1934). — O G-im-
Zdzisław D ębicki: W. G. („ P o rtre ty “, II, 1928, sir. 273—285);
Adam G rzym ała-Siedlecki : z pow odu „Mocy k am ien n e j“ („M u­
seion“, w rzesień 1911, sir. 101—105); S tan isław B rzozow ski:
„L egenda M łodej P o lsk i“ (II wyd. 1910, str. 320 ; W ilhelm
F eldm an: „W spółcz. lit. pol.“ (VIII wyd. 1930, str. 368—369;
tam że uzupełnienie S tefana K ołaczkow skiego, str. 669—670);
S tefan K ołaczkow ski: „Z sofizm atów m o d e rn izm u “ („ N a ró d “5,
dod. lit., 1921, n r a 19—21); Stefan K ołaczkow ski i W. G.: P o ­
lem ika z pow odu H am su n a („P rzegląd W arsz.“ 1923. n r. 22,
str. 47, nr. 24, str. 414—416); A ntoni P o to ck i: .,P o lsk a lit.
w snółcz.“ (1912, t. II, str. 252) ; Boy-Żeleński : „ F lirt z Meloo-
m eną“ (IV, 1924, str. 2 9 6 -3 0 3 ; V.' 1925, str. ' 282—286; VÌI,
1927, sir. 49—54); Zygm unt W asilew ski: „Poeci i te a tr“ (1929,
sir. 104—108); K arol Irzykow ski: Z p ow odu „K o ch an k ó w “
(„P ro A rte“. 1919, zesz. XXI, str. 26—28 j ; tegoż: W ielbiciel
uro k u „sam ej w ib racji życia“ („W iad. L iter.“ 1927, n r. 163);
Leon P iw iń sk i: „Lw y i św ięty G rojosnaw “ („P rzeg ląd W arsz. “,
luty 1925, str. 225); Ja n L o re n tow icz: „ L ite ra tu ra .polska od
r. 1863““ (1932, sir. 369—370, 390 i 4l2); L eon P o m iro w sk i;
„N ow a lite ra tu ra w. now ej P olsce“ (1 9 3 3 ,'str. 218—219 i 275);
Tadeusz S inko: „H ellada i R om a w P o lsce“ 1933, str.
3 7 6 -3 7 7 ).

Hertzówna Am elja. Nieco obszerniejsza c h a ra k te ry sty k a jej tw ó r­


czości dram aty czn ej w arty k u le K azim ierza Czachow skiego-
„N ieznana p o etk a d ram a ty cz n a“ („Gaz. P ot.“ 1932, n r. 231).
O prócz dram ató w , ogłosiła od ro k u 1917 szereg u tw orów n o ­
w elistycznych w „Sfinksie“, „Swiecie“ (1918), „N ow em Życiu“'
(1924', „N aokoło św iata“ (1927—1929 i 1931).

Irzykowski K arol. * 25. I. 1873 w B laszkow ej (G alicja W sch o d n ia).


S lud ja uniw ersyteckie n a w ydziale filozoficznym we Lw owie,
zw łaszcza germ an isty k a u prof. R ich ard a M arii W ern era, pod
którego k ierunkiem slu d ja n ad H ebblem . W latach 1896—1904
w sp ó łp raco w ał w lw ow skim „P rzeglądzie“. Od ro k u 1908
urzędnik c. k. B iu ra korespondencyjnego w K rakow ie. W ro k u
1908 w ystępow ał w spraw ie Brzozow skiego jak o jego o brońca
Я 377 -
p rze d sądem p arty jn y m (ob. K arol Irzykow ski i Ostap O rtw in:
„Lem iesz i szpada przed sądem publicznym . W spraw ie Stan.
B rzozow ski ego“j Lwów 1.908), później przygotow ał do dru k u
i p o p rzedził przedm ow ą w ydanie pośm iertne książki Stan. Brzo­
zow skiego p. t. „Stan. W yspiański“ (1912), ostatnio w śród za­
d ań Polskiej A kadem ji L ite ra tu ry w skazał Leż potrzebę ostatecz­
nego w yjaśnienia spraw y Brzozowskiego (ob. w yw iad z I-kim
w „Sw iecie“, 1933, nr. 46). W latach 1919—1933 kierow nik
b iu ra stenografów Sejm u i Senatu w W arszawie. Od r. 1924
sp raw ozdaw ca te atraln y i literacki „R obotnika“. Zamieszcza
n ad to arty k u ły w różnych czasopism ach, . m. i. w .„Głosie“
(1904—1905: „Glossy do w spółczesnej literatury polskiej“),
„N aszym K ra ju “ (1908), „P raw dzie“ (m. i. w r. 1911 „Afo­
ry zm y o czynie“ ), „Nowej R eform ie“ (m. i. w r. 1916 cykl
.„'Sonetów G orlickich“ ), „W idnokręgach“ . (1910), „Museionie“
'(w r. 1913: „P rolegom ena do charakterologji“, „Zdobnictwo
w p oezji“, „G ranice pury zm u “ ;, „Sfinksie“ ’ (1914: „Przesądy
0 d ram a cie“ ), „M askach“ (1918: '„Z te a tru krakow skiego“, „Po­
ezje“, „P ro jek t akadem ji literackiej w Polsce“, „Filozofja ko­
ra lo w a w obec religji“, „P rzegląd tendencyj w literaturze nie­
m ieckiej o statnich lal“, „S tudja chem iczne“. „F an tasty k a“ i i . ) ,
„Myśli P o lsk iej“ (1916:' „W pływ w ojny n a literatu rę“, 1917:
„ P o rad n ik dla p u ry stó w “, 1918: „Poezje“), „Pro arte“ (1919),
„ K ro k w iach “ . (1920: „Stanisław W om ela“, 1921: „Alchemja
ciała“ ), „S kam andrze“ (1920: „P rogram ofobja“, 1923: „O perfi-
d ji“ )p „P onow ie“ (1922: „F uturystyczny tap ir“), „Przeglądzie
W arszaw skim “ (1922: „U roki n aturalizm u“, „Na Giewoncie fo r­
m izm u“ )* „U. K urjerze Codziennym “ (1922: „K ultura m urzyń­
sk a w P olsce“ i dalsza polem ika z Brunonem Jasieńskim , wy­
w o łan a drukow anym w „R obotniku“ artykułem I-go: „P la­
giatow y c h a ra k te r przełom ów literackich w Polsce“), „W iado­
m o ściach L iterack ich “ (liczne artykuły, spis w nrze 521 „Wiad.
L ite r.“ z r. 1933),; „Tygodniku 'Illustrow anym “. Czynny także
w literac k ich zjazdach i organizacjach. W dyskusji o Akade-
m je L ite ra tu ry był jej przeciw nikiem , w ysuw ał dem okratyczny
p ro je k t Izby ' L iterackiej. Przegłosow any n a pośw ięconym tej
sp raw ie zjeździe literackim zaprzestał dalszej walki. Od. roku
1933 A kadem ik L iteratury. — Osobno w ydał: „P alu b a (sdudjum
biograficzne). — Sny M arji D unin palim psest 1903, po­
w ieść); N ow ele“ (1906, utw ory z lat 1893—1901, z nich „Mał­
żeństw o M aran“, napis. 1897, ze względów cenzuralnych tu
skrócone, w całości było drukow ane po niemiecku w Die
G esellschaft“ ; n a końcu tom u w yjaśnienia „Od au to ra“ ; „W ier­
sze i d ram a tv “ (1907, w iersze z lat 1 8 9 3 - 1 8 9 /, d ram aly z k t
1894—1904, m. i. „Zw ycięstwo“, kom edja trium falna w dw óch
a k ta c h ; n a końcu tom u w yjaśnienia i uwagi Od a u t o r a ,
d at 30 w rześnia 1906); „D obrodziej złodziei '1 9 0 / kom edja
w pięciu aktach, n ap isan a razem, z H enrykiem MohorLem, czUi
F eigenbaum em ; w ystaw iona we Lwowie w r 1906; a u lo ielei al
au to ró w o sztuce w „Słowie Polskiem 1.106, m a Д9/ 1.19
1 201- R ecenzja K ornela Makuszyńskiego w „Słowie ło i. 1,106,
n ra “>15 i 228; List otw arły autorów w Dod. „ k iirje ra Lwow.
1906, nr. 137; Oświadczenie autorów dotyczące recenzji K. Ma­
kuszyńskiego — w „K urjerze Lwow. 1906. nr. 1 ' ' л ...
F eld m a n a do redakcji z pow odu islu. olw arlcgo .
w „Słow ie P ol.“ 1906, nr. 227); „F ryderyk H ę l) b e l ako poeta
k o nieczności“ (1907, studjum krytyczne);
H ebilla Ju d y ta “ (19081; przekład w yboru „Dzienników Heuma
(1911)- ’’Czyn i słowo. Glossy sceptyka“ (1913, w ybór szkiców
krytycznych, m. i. „Z kuźni b lu źn ierslw : Aforyzm y o czynie ,
— 378 —
„Glossy do w spółczesnej literatu ry p o lsk iej“, „N iezro zu m ialcy “,
„S tanisław B rzozow ski“. „O brona lite ra tu ry se n sac y jn ej“, „P o ­
w ieści N ałkow skiej“, „O statnia pow ieść B rzozow skiego“, „Z za
kulis k ry ty k i“ ); „Z pod ciem nej gw iazdy“ (1922, now elę, z lat
1894—1911 i późniejsze, w łączono tu ró w nież n ie k tó re z p o ­
przedniego tom u „N ow el“ ) ; „P rolegom ena _do c h a ra k te ro lo g ji“
(1924, przed tem w ,,M useionię“ 1913); „D ziesiąta Muza. Z agad­
nienia estetyczne k in a“ (1924); „W alka o tre ść “ (1929, S lud ja
z literackiej le o rji p oznania: I. Zdobnictw o w poezji. II. T reść
i fo rm a ; tii m. i. o Stan. Ign. W itkiew iczu; au lo re fe ra t I-go
w „W iad. L iter.“ n r. 339; o b ro n a — tam że nr.- 344); „B en ja­
m ínek — Rzecz o Boyu-Źeleńskim “ ,(1933; odpow iedź Boya-
Żeleńskiego p. t. „B rzydka książka“ — w „W iad. L ite r.“ n r. 500
i w „W akacjach z p ry d u m k ą“ ; z recenzentów n ajo b sze rn iej za­
ją ł się tą sp raw ą J. E. Skiw ski w cyklu arty k u łó w w „T ygodn.
Illu str.“ 1933); nadto zapow iedział w ro k u 1933 n o w y tom
studjów p. t. „Słoń w śród p o rce lan y “ (wyd. 1934j. — O 1-im:
S tanisław L ack: „P alu b a“ („N ow e Słow o“ 1903, str. 356, 388,
401, 424 i 449); S tanisław Brzozow ski: „C ogitationes m o ro sae“
(o „P ału b ie“ — „G łos“ 1903, str. 749 i 764); tegoż: „W spół­
czesna pow ieść p o lsk a“ (1906, str. 162^-171); tegoż: „W spół­
czesna k ry ty k a literack a w P olsce“ (1907, str. 114); tegoż-
„P am iętn ik “ (1913, str. 31, 64, 132—133, 148—119, 156, 163—164,
219); W acław M oraczew ski: „P alu b a“ („K ry ty k a“, 1904, II,
str. 86—88) ; tegoż : „N ow ele“ („K rytyka“ 1907, str. 109) ; tegoż ■
„W iersze i d ra m a ty “ („K rytyka“, Í907, str. 224); M arja K o m o r­
nicka (W łast): „P alu b a“ („C him era“, 1905, IX, str. 331—332);
W ładysław Jabłonow ski: „P alu b a“ („Słow o P o lsk ie“, 1904, nr.
57); Czesław H alicz: „P alu b a“ („P rzegląd T ygodn.“ 1904, str.
69—70); J. A. K isielew ski: K. I. („Myśl P o lsk a “, 1906, n r. 22);
R ich ard M aria W e rn er: „H ebbel“ („D eutsche L ite ra tu rze itim g “,
1908 lu ty ); A ureli D rogoszew ski: „N ow ele“ („K siążk a“ 1907,
sir. 315) ; W iktor Gomulicki : „N ow ele“ („ K ra j“ 1906, nr. 43);
W acław ' G rabiński : „D obrodziej złodziei“ („K siążka“ 1907, sir.
432); Zygm unt K isielew ski: K. I. („R obotnik“ 1922, n r a 148
i 149); A natol S lern : „E m eryt m e ry to ry zm u “ („S k am a n d er“
1922, XVII, str. 1 0 6 -1 1 1 i XVIII, str. 1 8 8 -1 8 9 ); S tan isław Ba­
czyński: „P ogrom ca abso lu tu “ („Sztuka w alcząca“, 1923, str.
99—116)_; Stefan G rabiński: „Z pod ciem nej gw iazdy“ („K u rjer
L w ow ski“ 1922, nr. 163); Leon P iw iński: „Z pod ciem nej
gw iazdy“ („P rzegląd W arsz.“ 1922, nr. 10, str. 108); Zdzisław
D ębicki: K. I. („ P o rtre ty “, ser ja II, 1928, str. 237—250); Jan
T opass: K. I. („Pologne L ittéraire“, n r. 4 i w „Visages ď E cri-
v ains“, 1930); K azim ierz Czachow ski: „Sum ienie w spółczesnej
lite ra tu ry p olskiej“ („Tygodnik Illu str.“ 1929, n r. 37) ; S tan i­
slaw A dam czew ski: „W alka o treść“ .(„Pam iętnik W arsz.“ 1929,
nr. 2, str. 216—220); J. E. Skiw ski: „W alka o tre ść “ („K u rjer
P oznań.“ 1929, nr. 420) ; tegoż : K. I. .(„G azeta P o lsk a“, 1933,
nr. 314); K arol Ludw ik K oniński: „K atastro fa w ierności. U w agi
0...-„Pałubie“ K. 1-уo“ „(„Przegląd W ąpółcz.“ 1931, n r. 109); te­
goż: „Żeleńskiego atak u je Irzykow ski“ („G azeta L ite ra c k a “, 1933,
nr. 9); K onstanty T roczyński: P ró b a k ry ty k i „ P a lu b y “ („ P ro m “,
1933, n r. V ); W ilhelm F eldm an: „P iśm iennictw o polskie 1880—
1904“ (1905, III wyd., t. III, str". 231—232); tegoż: „W spółcze­
sn a lite ra tu ra p o lsk a“ (VI wyd., 1919, t. II, str. 197—198,
1. III, str. 23—24); tegoż i toż (VIII wyd., 1930, str. 422—424;
tam że uzupełnienie S tefana K ołaczkow skiego, str. 685—686);
Antoni P otocki: „P olska lite ra tu ra w spó łczesn a“ (1912, t. II,
sir. 277—279). v , >
— 379 —
K le in e r Jiiljusz, * 24. IV. 1886 we Lwowie. Tam że stu d ja gim na­
zjaln e i uniw ersyteckie, w r. 1908 doktorat filozolji. W latach
1910—1911 stu d ja w B erlinie i Paryżu. W r. 1912 docent hi-
sto rji lite ra tu ry polskiej w uniw . lwowskim. W 1. 1916—1920
prof. uniw . warsz., od 1920 prof, h isto rji literatu ry polskiej
w uniw . Ja n a K azim ierza we Lwowie. Od 1919 czlonek-kore-
sp o ndent, od 1927 członek czynny Polskiej Akadem ji U m iejęt­
ności. Od 1933 A kadem ik L iteratury. Studja i arty k u ły k ry ­
tyczne w różnych czasopism ach i w ydaw nictw ach zbiorow ych,
m i. w „B ibljotece W arszaw skiej“ (m. i. w r. 1906: „P afrjo -
tj'zm Słow ackiego“ ), „T ygodniku Illustrow anym “ (m. i. w r.
1906: „Ksia.żę M ichał Tw erski. Czw arte wcielenie K róla-D ucha“ .
„Słow ie P olskiem “, „P am iętniku L iterackim “, „Ateneum Pol-
sk iem “ (w r. 1908: „O da do m łodości“,), „Przew odniku n auko­
w ym i literack im “, „Sfinksie“, „Czasie“, ^K siążce“ , „M yśli Pol­
sk ie j“, „Przeglądzie W arszaw skim “, „Przeglądzie W spółczesnym “,
„W iadom ościach L iterackich“. Od roku 1924 redaguje w ydaw ­
nictw o „Dzieł w szystkich“ Słowackiego. O pracow ał oddzielne
w y d an ia’ utw orów Słowackiego (m. i. w r. 1920 „Beniowski“)
i K rasińskiego. — P race krytyczno - literackie w ydane osobno :
„U kład i Tekst Dzieł Juljusza Słowackiego. O pierw szem kry-

0 szkolnictw ie polskiem “ (1918); „Juljusz Słowacki. Dzieje tw ó r­


czości“ (1919—1927, 4 t., t. IV w 2-ch częściach; II wyd.
t І—П, 1923; III wvd. 1925; II wyd. t. III, 1928); „Proroctw o
k siędza P io tra “ (1924); „Sztychy“ (1925, wrażenia, sylwetki
1 refleksje, m. i : Żerom ski jako poeta pow stania styczniowego,
A ndrzej N iem ojew ski jako poeta i badacz literatury, Artyzm
S ienkiew icza); „K onstanty W ojciechow ski jako badacz literatu ry
p o lsk iej“ (1925. przem ów ienie); „O P anu Tadeuszu książce bu­
d u ją c e j“ (1925); „S tudja z zakresu literatu ry i filozofji“ (1925);
„ R o la ’ czasu w rodzajach literackich“ (1926); „Kilka uwag
o polskim rytm ie jam bicznym “ (1927); „Die Polnische L itera­
tu r “ (1929, H andbuch der L iteraturw issenschaft herausgegeben
von Dr. O skar W alzel Prof. an der Univ. B onn); „Zarys dzie­
jów literatu ry ’ polskiej. Tom pierwszy': Od początków piśm ien­
n ic tw a do końca rządów Stanisław a Augusta“ (1932); Mickie­
wicz. Tom pierw szy: Dzieje G ustaw a“ (1934, m onografia).

» V S Ë S ’t o ; 1920, ™
1 4 9 -1 5 0 i ,Pam. L iter.“ 1928); W acław Borow y: J K o Sło­
w ackim '(„P rzeg ląd Pedagog.“ 1920, z. I I I ) ; Bronisław Gubry-
now icz: J.K . o Słow ackim („Pam . Liter. 1924/25) , Jozef Ka
b ach - J К. o Słow ackim („Przegląd Współcz. , 49-0, Р' З ь
W ładysław Zaw istow ski: „J. К o m istyce Słow aduego („W iad
T ite r “ iq^S nr. 214); tegoż: J. K. („Gaz. Pol. 1933, n r 538).
K azimierz"- Czachow ski: „N iem iecki zarys literatu ry polskiej
( I i K ur Codz.“ 1931, nr. 261); tegoż: „ N o w y p odręcznik, lite­
r a игл polskiej“ („Czas“ 1931, nr. 293); tegoż: „Міскіелмсг
J К -a („Czas , 1934, nr. 20); Jan Lorentow icz: „L iteratu ra
— 380
polska od r. 1863 (1932, sir. 137— 138); T ym on T erleck i: „K a­
pitaln y podręcznik literatu ry p olskiej“ („Słow o P o lsk ie“ 1931,
nr. 321).

K om ornicka M arja (pseud. W łast) *25. VII. 18/0 (in n e źró d ła p o d ają
ro k 1876, naw et 1878, co jednak w ątpliw e w obec d at w ydania
jej u tw orów ) w G rabow ie n ad Pilicą. N auki w W arszaw ie i Cam ­
bridge. Z am ężna za poetą Janem L em ańskim . Około ro k u 1905
p rzeb y w ała w Paryżu. Z am ilkła przedw cześnie z p o w o d u obłędu.
P ierw sze u tw o ry w czasopism ach od r. 1891. D ra m a t „S krzyw ­
dzeni“ w „Przeglądzie P oznańskim “ Rabskiego w r. 189 !. Część I
lego d ra m a tu p. t. „N ow a ko b ieta“ w ystaw , w r. 1906 (ob.
ree. Ja n a Loren łow icza w „N ow ej Gazecie1“ W a rszaw a 1906,
nr. 210). W książce zbiorow ej „F o rp o cz ty “ (1895) n ap isan e j
przez W acław a N ałkow skiego, M arję K om o rn ick ą i Cezarego J e i­
le n tę jej utw ó r d ram atyczny: „P o w ró t id eałó w “, d w a szkice
ideow o-krylyczne oraz liry k a p ro zą i w ierszem (tam że o K-cj
W acław N ałkow ski, sir. 40 i 43— 19, i C ezary Jellen ta, sir.
173—174 i 177 przyp.). W iersze w „Życiu“ k rak . 1897—1898.
Pow ieść w spółczesna „H alszka“ w „Glosie" w arsz. 1900—1901.
Liczne u tw o ry w ierszem i p ro zą oraz k ry ty k a literac k a (p o d
pseud. W łast) i przekłady w „C him erze“ 1901—1907. W książce
zbiorow ej „Znicz“ (1903): „W św iątyni h y m e n u “. — O sobno
w yszły: „Szkice“ (1894); „Baśnie i p sa lm o d je“ (1900), „B iesy“
(1903). — N adto o K-cj: P io tr C hm ielow ski: „Z arv s n ajn . lit.
poi. 1864- 1897“ (IV wyd. 1898, sir. 282); W acław W olski-
M. K. („W zloty n a P a rn a s“, 1902, str. .36—53) ; M iriam -Prze-
sm ycki: „B aśnie i psalm o d je“ („C him era“ 1901. t. I. str.
151—153); W alery G ostom ski: „B aśnie i p sa lm o d je“ („A ten eu m “
1901, П, str. 149); J. L. (Jan L em ański): „B iesy“ („C h im era“,
1904, t. VII, sir. 142—143); W ilhelm F eld m a n : „P iśm ien n ictw o
P olskie 1 8 8 0-1904“ ¡ III wyd. 1905, t. III. str. 183— 184 i 201 -
205); tegoż: „W spółcz. lit. pol.“ (VIII wyd. 1930, str. 395—396);
J. L. (Jan L orentow icz) : M. K. („W ielka E n cy k lo p ed ja P o ­
w szechna Illu stro w an a“, t. XXXVII, 1906, str. 141— 112)'; W ła­
dysław Jabłonow ski: „K obiety poetki“ („D ziennik K ijo w sk i“,
1906, nr. 82); A ntoni P otocki: „P olska lite ra tu ra w sp ó łc ze sn a“
(1912, t. II, str. 1 1 2 -1 1 3 ); Ja n Ł oś: „W iersze p o lsk ie“ 1920,
sir. 394—396).

L em ański Jan do t. I. „sir. 317^. dodać: P rzeło ży ł Jo se p h a C o n rad a:


„M urzyn z załogi „X arcv za“ '(w „N ow ym P rzeglądzie Lit. i Szl.“
1920, i oddz. 1923). » .

L eśm ian Bolesław (w łaściw ie L esm an) * 1878 w W arszaw ie. G im na­
zjum i uniw . w ydział p raw n y w Kijowie. Od ro k u 1897 d ru ­
kow ał u tw ory poetyckie w „Życiu“ krak., „W ędrow cu" „T y ­
godniku Illustrow anym ", od ro k u 1901 w „C h im erze“ i in.
czasopism ach. Okolo r 1905 przeb y w ał w P aryżu. W r. 1911
z p o etą K azim ierzem W roczyńskim i ak to rem O rlińskim założył
w W arszaw ie T ea tr artystyczny, n a którego o tw arcie w y sła ­
wiono „Żart, satyrę, ironję i głębsze zn aczenie“ G rabbego
w przekładzie B erenta, w reży serji L eśm iana. W r. 1911 d ru ­
kow ał „N ieznaną pieśń S y ndbada“ w „M iesięczniku literac k im
i arty sty czn y m “. W I. 1915—1916 w „M yśli P o lsk iej" poezje
i artykuły. W r. 1921 poezje w „P onow ie“. Jest re je n te m w Za­
m ościu. Od 1933 A kadem ik L iteratu ry . — O sobno w vdal : „Sad
— 381 —
r o z s ta jn y ^ (1912, poezje); „Ł ąka“ (1920, poezje); E. A. Poe
„O pow ieści nadzw yczajne“ (1913, 2 t., przekład i w stęp ); dla
dzieci opracow ał „K lechdy Sezamowe“ (1913-); „Przygody Sind-
b a cliii żeglarza (1915, pow ieść fantastyczna). — Nowe poezje
w „K ultiirze (1931—1932), „Gazecie P olskiej“ i iii. czasopi­
sm ach. — O L-ie: Os lap O rtw in: „Ł ąka“ („Przegląd W arsz.“
listo p ad 1922, sir. 268—273); Jan N epom ucen Miller: B L
(„Z araza w G renadzie“, 1926, sir. 142—145); Otto F o rst de
B attaglia: В. L. („Pologne L ittéraire“, 1927, nr. 6); Antoni
L ange: „A propos de B. L.“ („Pologne L ittéraire“, ' 1927, nr.
11—12); Stefan N apierski: B. L. („W iadom. L iter.“ 1931, nr.
380); K azim ierz Czachow ski: „O poezji В. L-а“ („Czas“, 1933,
nr. 278); H ęrm in ja N aglerow a: B. L. („Gazeta Pol.“ 1934, nr. S)';
A dam Szczerbow ski: Brzegiem szalu w niepojętość zieloności.
O Ł ące Boi. L eśm iana (1934).

Makuszyński K ornel * 9. 1. 1884 w S tryju (na Podkarpaciu). N auki


gim nazjalne i w ydział filozoficzny n a uniw ersytecie we Lwo­
wie. Pieiwvsze u tw ory poetyckie drukow ał od ro k u 1902 w re ­
dagow anym przez Ja n a K asprow icza dodatku literackim „Slovra
P olskiego“. W lalach 1905—1914 rencenzent teatraln y „Słowa
P olskiego“. W yjazdy zagranicę do Paryża, W łoch i iii. krajów
zachodnio-europejskich. W r. 1914 kierow nik dram atyczny Te­
a tru Lwowskiego. W czasie w ojny internow any w Rosji. W la­
la ch 1915—1918 kierow nik artystyczny T eatru Polskiego w Ki­
jow ie. W I. 1916—1918 prezes Związku Literatów i D ziennika­
rzy polskich w Kijowie. Od r. 1918 osiadł w W arszawie.
W la tac h 1920—1924 recenzent teatralny „Rzeczpospolitej“, po­
tem w spółpracow nik literacki „II K ur je ra Codziennego“ i in ­
n y c h czasopism . Częste pobyty w Zakopanem. W roku 1926
za „P ieśń o O jczyźnie“ o trzym ał państw ow ą nagrodę literacką. —
O sobno w ydal: „Połów gw iazd“ (1907, poezje; II wyd. uzu­
p ełn io n e 1912); „Rzeczy w esołe“ (1909, now ele; przekład rosyj.
1911); „W kalejdoskopie“ (1910, w rażenia i szkice); „R om an­
tyczne his tor je “ (1910, now ele; przekład rosyj. 1911); „Dusze
z p a p ie ru “ (1911, 2 tomy, recenzje z teatru lw ow skiego);
„Szew c K opytko i kw aczor K w ak“ (1912. bajk a dla dzieci;
p rze k ład ukraiń. 1918); „Dziwne pow ieści“ (1911, now ele; prze­
k ład czeski 1922); „Zabaw a w szczęście“ (1912, utw ory powie­
ściow e: „K ról Azis“, „B allada o św. Jerzym “); „A w antury
a ra b sk ie “ (1913, now ele); „Po mlecznej drodze“ (1917, po­
w ieść; p rzek ład czeski 1928); „Perły i w ieprze“ (powieść, po­
p rze d zając a „Po mlecznej drodze“ ); „Bardzo dziwne b ajk i“
(d la dzieci); „Słońce w h erbie“ (1918, pow ieść); „Piosenki żoł­
n ie rsk ie “ (1919); „Żołnierz, djabeł i dziew czyna“ (1920, druga
ser ja piosenek żołnierskich); „N arodziny serca“ (1920, poezje);
„R ad o sn e i sm utne (192Ö, w rażenia); „Straszliw e przygody“
(w rażenia, z przedm ow ą Zdzisław a Dębickiego); „Moje listy“
(1923, w ra że n ia); „W esoły zw ierzyniec“ (1923, dla dzieci); „Pieśń
o O jczyźnie“ (1924, p oem at); „Żywot P an i“ (1924, hum oreski);
„O rlice“ (1924, hum oreski); „O duchach, d jabłach i kobietach“
(1924, h u m o resk i); „P iąte przez dziesiąte“ (1925, hum oreski);
„F a ta ln a szpilka“ (1925, now ele; przekład czeski 1928,:; „Ro­
m an tyczne i dziw ne pow ieści“ (1925, w ybór n ow el); „Bez­
grzeszne la ta “ (1925, w spom nienia autobiograficzne); „W yci­
n a n k i“ (1925, w rażenia i szkice); „Ponure igraszki“ _(1927,
humoreski)'.; „.Śmieszni ludzie“ (1928, opow iadania); „Piosenki
żo łnierskie' (1928, wyd. zbiorow e); „O dw óch takich co ukradli
księżyc“ (1928, pow ieść dla młodzieży).;, „Listy zebrane“ (1929,
- 382 -

w rażen ia); „Żyw ot P an i i inne św iecidełk a“ (1929, M je to n y );


„N ajw eselsze op o w iad an ia“ (1930, w y b ó r); „P rzy ja cie l w eso­
łego d ja b ła “ -(1930, pow ieść dla m łodzieży ); „W iersze ze b ran e“
(1931)‘; „Ze śro d y n a p ią te k “ (1931, h u m o re sk i); .„C zło w iek
znaleziony w n o cy “ (1932, pow ieść) ; „ P a n n a z m o k rą głow ą“
(1932, pow ieść día m łodzieży); „Sto dw ad zieścia p rzy g ó d Ko-
ziołka-M atołka“ (1932, d la dzieci); „D ruga księga p rzy g ó d Ko-
ziołka-M atołka“ (1933, dla dzieci); „T rzecia księga p rzy g ó d Ko-
ziołka-M atołka“ (1933, dia dzieci); „S krzyd laty ch ło p iec“ (1933,,
pow ieść d la m łodzieży); „Śpiew ający d ja b e ł“ (1934, w ra ­
żenia i szkice). — P oprzedził słow em w stęp n em „D ek am ero n “
B occaccia w p rzekładzie E d w a rd a Boyégo (1931). — O M-im:
W ilhelm F eld m a n : „W spółcz. lit. p o l.“ (VIH w yd. 1930, str.
385 і 572—575; tam że uzupełnienie S tefan a K ołaczkow skiego,
sir. 626 i 651); Zdzisław D ębicki: „ P o rtre ty “ (II, 1928, str.
185—198); Ja n Z ah rad n ík : „K ornel M akuszyński w e w klęsłem
zw ierciedle“ (1927); S tanisław S tro ń sk i: „D zisiejsi“ („W arsza­
w ian k a“ 1926, n r a 325 i 333); F e rd y n a n d H oesick: „Siła
fa ta ln a “ poezji Słow ackiego (1921, str. 154—156); Ja n L oren-
tow icz: „ L ite ra tu ra p olska od r. 1863“ (1932, str. 382 i 392—
393); L eon P om irow ski: „N ow a lite ra tu ra w n ow ej P o lsce“
(1933, str. 218); K azim ierz C zachow ski: R ad o sn y h u m o ry sta
(„Tyg. Illu str.“ 1929, n r. 26); tegoż: U p o etó w („C zas“ 1930,.
nr. 282).

Matuszewski Ignacy * 2. VI. 1858 w W ilanow ie j 10. VII. 1919 w W a r­


szawie. Syn Ignacego, b u c h a lte ra w b ro w a rz e wilanowskim .,
p o w sta ń ca r. 1863 i w ygnańca syberyjskiego, i E u fe m ji z L i­
sieckich. P o ukończeniu gim nazjum w W arszaw ie w r. 1875
w stą p ił tam że do Szkoły H andlow ej im. K ro n en b erg a, gdzie
zetk n ął się z g ru p ą m łodzieży socjalistycznej i p ra c o w a ł w ta j­
n y ch k ó łk ach robotniczych. Jako sty p en d y sta tej szkoły w y je­
c h a ł w r. 1878 n a dalsze studj a handlow e do L ipska. U częszczał
tam rów nież n a w ykłady filozoficzne, ale g łęb o k ą i rozległą
w iedzę estetyczną i historyczno-literacką, ja k ą p o siad ał, n a b y ł
głów nie n a drodze sam ouctw a. Od r. 1880 p r a c o w a ł'ja k o b u ­
ch a lte r w dom u bankow ym K ronenberga w W arszaw ie, p o ­
św ięcając się rów nocześnie literatu rze. P isać zaczął wcześnie,,
p ró b o w a ł też poezji, ale z tej dziedziny^ niew iele d rukow ał.
Rozpoczął od sp raw ozdań z lite ra tu ry niem ieckiej w „P rzeg lą­
dzie T ygodniow ym “ (1883—1892). O kazał też żyw e zaintereso-
w anie dla d o k try n spirytyzm u i okultyzm u europejskiego, k tó ­
ry c h b y ł jednym z n ajlep szy ch u n as znaw ców . Jak o k ry ty k
literack i w y b ija się n a m iejsce n aczelne od ro k u 1897, w 'k tó ­
ry m d ru k o w a ł stu d ju m p. t. „S ubjektyw izm w k ry ty c e “. W ia ­
ta c h 1898—1907 b y ł kierow nikiem literack im „T yg o d n ik a Illu-
strow anego“, k tó ry p od jego re d a k c ją m a sw ój n a jp ię k n ie jsz y
okres. W sp ó łp raco w ał n ad to w ró żn y c h w y d aw n ictw ach , m. i.
w „B ibljotece D zieł W yborow ych“, jako re d a k to r d ziału h u ­
m anistycznego „E ncyklopedji P ow szech n ej“ O rg elb ran d a. (1898—
1904), w „W ielkiej E ncyklopedji P ow szechnej Illu s tro w a n e j“,
„P o rad n ik u dla S am ouków “, „K siążce“, o statn io w „S finksie“
B ukow ińskiego i w „Myśli P olsk iej“ M ortkow icza. O statn ią
jego p ra c ą d ru k o w a n ą: „P otrzeby n a u k i polskiej w zak resie
lite ra tu ry po w szech n ej“ w I tom ie „N auki P o lsk ie j“ (1918)
W r. 1905 nagro d zo n y przez K om itet K asy M ianow skiego za
książkę o Słow ackim . Od r. 1907 w y k ład a h isto rję lite ra tu ry
pow szechnej i polskiej n a kobiecych k u rsa c h pedagogicznych,
od r. 1909 do m a rc a 1919 r. w T ow arzystw ie K u rsó w Ñ au-
— 383 -
k ow ych, późniejszej W olnej W szechnicy Polskiej. W latach
1912 1915 był prezesem Tow. L iteratów i D ziennikarzy P ol­
skich w W arszawie. W ro k u 1919 m ianow any profesorem u ni­
w ersy tetu w arszaw skiego, k ated ry już nie objął. D okładny ży­
ciorys i bibljografję opracow ał Jan M usźkowski w e w stępie
do w y d an ia zbiorowego „Pism w czterech tom ach “ (w yszedł
tylko tom I, 1925). — Osobno w ydane: „D jabeł w poezji.
H is to r ja i psychologja postaci uosabiających zio w literatu rze
p ięknej w szystkich n arodów i w ieków “ (1894, II wyd. 1899,
stu d ju m literacko-porów naw cze) ; „Czarnoksięstwo i m edjum izm “
(1896, studjum historyczno-porów naw cze; p rzedru k w I tom ie
„P ism “ ); „Swoi i obcy (Pokrew ieństw a i Różnice)“ (1897,
ÍI wyd. 1903, zarysy literacko-estetyczne, m. i. Subiektyw izm
w k rytyce, P rus, Sienkiewicz, Słowacki, B yron); „Słowacki
i n o w a sztuka (m odernizm ). Tw órczość Słowackiego w świetle
poglądów estetyki now oczesnej“ (1902, studjum krytyczno-po-
rów naw cze, II wyd. 1904, III wyd. 1911, 2 t., z przedm ow ą
łgn. C hrzanow skiego); „Tw órczość i T w órcy“ (1904, studja
i szkice estetyczno-literackie, m. i. Cele sztuki, Psychologja
k ry tyki, Mickiewicz w literaturze w szechśw iatow ej, W zniosłość
u Słow ackiego, F antastyczność u P rusa, Sieroszewski, Reymont,
Żeromski, W eyssenhoff, Daniłowski, Berent, W itkiewicz) ; „K ról
D u ch czy K rólow ie Duchy. Przyczynek do w yjaśnienia niektó­
ry c h pu n k tó w niedokończonej epopei Słowackiego“ (1910);
„W eyssenhoff i „L aury“ W yspiańskiego“ (1911, szkic polem iczny
z p ow odu feljetonów krytycznych | WeySenhoffal o W yspiań­
sk im ); „S tu d ja o W yspiańskim “ (1916); „Studja o Żeromskim
i W yspiańskim “ (1921). — O M-im: Cezary Jellenta: o „D jable
w p o ezji“ i polem ika z Matuszewskim („P raw da“ 1893); W ła­
dy sław Jabłonow ski; „Zarys poezji dem onicznej“ („Głos“ 1894^;
A ureli D rogoszew ski : „Swoi i obcy“ („Bibi. W arsz.“ 1897,
t. IV, str. 546—555); tegoż: „K rytyka i K rytycy“ („Ogniwo“,
1903, n r a 39—41); tegoż: „Słowacki i now a sztuka“ („P raw d a“,
1902, n r a 25—26); P io tr Chm ielowski: „Dzieje krytyki literackiej
w P olsce“ (1902, str. 438—445); Ign. Chrzanow ski: „Swoi i obcy“
(„K siążka“ 1903, nr. 4); tegoż: „Tw órczość i tw órcy“ („K urjer
W arsz.“ 1903, nr. 169); tegoż: „Słowacki i now a sztuka“
(„K siążka“, 1902, nr. 1); E dw ard Porębow icz: „Słowacki i now a
sz tu k a“ („P am iętnik L iter.“ 1901, str. 499—501); W ilhelm F eld­
m a n : „W spółczesna krytyka literacka w Polsce“ (1905, str. 246—
260); Stanisław Brzozow ski: „W spółczesna krytyka literacka
w P o lsce“ (1907, sir. 153—157); Stanisław T arnow ski: „Hi-
sto rja lite ra tu ry polskiej“ (1907, t. VI, cz. 2, str. 591—598);
W ładysław B ukow iński: „25-lecie Ign. Matuszewskiego („Sfinks'
1 9 0 9 ,'t. VIII, str. 196—208); Jutjusz K leiner: „Przeciw nik bo­
h a te ra w K rólu-D uchu“ („Sfinks“ 1910, t. IX¿ str. .—o 234;
o dpow iedź Matuszewskiego, tamże, str. 235—237) p la d e u sz So­
b olew ski: I. M. („K rytyka“, 1904, grudzień); Jan L o ren to w icz:
I M (, N ow a Gazeta“, 1910, nr. 52); Zdzisław Dębicki: I. M.
( K u rie r W a rs z “ 1919, nr. 191); Adam G rzym ała-Siedlecki:
I M. („T ygodnik Illu stro w an y “, .1919, nr. 29); W acław Siero-
T ren M o in c v iu v u ç lriP tf n “ f С т Я 7 Р , І Я Warsz.

T r y s k a i k ry ty cy “ (1923) ; ’ Jarosław t Iwaszkiewicz : „M atu­


szew ski a m y“ („W iadom ości L iterackie“ 1926, n r 149); Kazi­
m ierz Czachow ski: „P ism a“ Ign M-go („C z as, 1928, nr. 1 /3 ^
Ja n L orentow icz: „L iteratu ra polska od r. 1863 (1932, str. 440-
441).
— 384
Miciński Tadeusz. * 1873 (syn R udolfa, ur. w daw nej .K ongresów ce,
ale obyw atel a u strja c k i) t 1918 (bliższa d a ta n iezn an a, рсь
dobno ‘ w lutym p od m iasteczkiem C zerykow em w gub. Mo-
hylow skiej, źa m ordow any — w drodze do P o lsk i — przez po­
sterunek bolszew icki, w edług innej re la c ji przez ch ło p ó w b ia­
łoruskich d la grabieży, ob. w stęp A rtu ra G órskiego do I tom u
„P ism p o śm iertn y ch “ ; pierw szą o tein w iad o m o ść p o d ał „Czas“
k rakow ski w n o tatce red ak cy jn ej, po p rzed zającej a rty k u ł Alek­
sego S idorow a: „Ty zw yciężyłeś G alilejczyku!“ — 1922, n r. 122;
bliższe in fo rm ac je w „K urjerze W arszaw sk im “ z 7. VIII. 1925).
U kończył V gim nazjum w W arszaw ie. S tu d ja filozoficzne w K ra­
kow ie i w N iem czech. P obyt w H iszp an ji (ob. W in cen ty L u­
tosław ski: „Jeden łatw y żyw ot“, 1933, str. 222—226). Liczne
podróże. W la tac h 1915—1918 p rzeb y w ał w Rosji, w M oskwie
i P e te rsb u rg u ; jako oficer ośw iatow y w k o rp u sie D o w b o ra­
miuśnickiego. O jego działalności z tego o k resu (p o dobno b a r­
dzo w ydatn ej) b ra k dokładniejszych inform acy j. — P io tr Chm ie­
low ski („Z arys najnow szej lite ra tu ry p o lsk iej“, 1898, str. 370)
jako n ajw cześniejszy u tw ó r M-go p o d aje (bez o k reślen ia m iejsca
d ru k u ) o pow iadania: „Ł azarze“ (1895). L iczne u tw o ry i a rty ­
kuły w czasopism ach i w y d aw n ictw ach zb io ro w y ch , m. in.
w „Życiu“ krak. (od r. 1897: poezje, a rty k u ły k ry ty czn e,
„S łow acki i C alderon“ ), „M łodości“ (poezje), „K ry ty ce“ (m. in.
od 1901: poezje'; 1904: „B ezalieł“, „N oc św. J a n a “ ; 1907.
t. II, str. 9—23: „ T ra k ta t o piekle p o d h a ła ń sk ie m “ ; 1910, czer­
w iec—sierp ień : poem at „W iatr h aln y “ ; 1912, m arzec—kw iecień:
„M iłujcie, zw alczając w rogów sw oich“ ; 1914: „S ztu rm P ra g i“ ),
„C him erze“ (m. in. poezje, tom V II: „W ieczni w ęd ró w ce“,
tom IX: „M ew lana D żelaleddin Rumi. Z pierw szego i w tórego
D yw anu“), „A teneum “ C. Jellen ty (rp. in. p o ezje; 1903, m a­
rzec, str. 68—80, m aj, str. 1—14, czerw iec, str. 1—20, listo ­
p a d —grudzień, str. 76—102, 1904,,, luty, sir. 137—160, i kw ie­
cień —m aj, str. 102—121: poem at d ram a ty cz n y „N oc R ab in o w a“ ;
1903. lipiec, str. 5.4: „Ja trw am n a d w ieczność“ ; 1903, w rz e­
sień —październik, str. 17—29: cykl poezyj „K au k az“ ), „N o­
w em Słow ie“ (od 1902 poezje), „P o d o lan in ie“ (1901, n r a 22—
23: „P a n te ista “ ), „P rzeglądzie Z akopiańsk im “ (1902, n r. 48:
„ T a try “), „Słow ie P olskiem “ (1905, n r. 207: „T e a tr św ią ty n ia“),
„S finksie“ (1908, Lom I: „Jan z L ejd y “ ; 1908—1909,' to m y
II—V I: „N ieto ta“ ; 1912, m arzec—kw iecień: „W iedźm a u k ra iń ­
sk a“ ), książce zbiorow ej „N a n o w ą szkołę“ (1907, str. 111— 124:
„W rogow ie d u ch ó w “, d ram a t w 1 akcie z ro k u 1864), „T y g o d n ik u
Illu stro w a n y m “ (m. in. 1909, n r. 7, 8 i 9: „ F o r te c a 'm a r m u ­
ró w “ ; 1910: „C zarnobylskie dęby“), „P raw d zie“ (m. in. 1909,
lira 20—21 : „Myśl p olska u w spółczesnych p o etó w “ — n a te­
m at „D um y o h etm an ie“ Żerom skiego), „Sztuce“ H. Juszkie-
w icza (m. in. w tom ie II, 1912, str. 159: „M alarstw o w izy jn e“ ),
„Sw iecie“ (m. in. 1914, n r. 1: „C ierniow y w ieniec B u łg a rji“ ),
„N ow ej G azecie“ (m. in. 1914, nr. 1: „C yp rjan N o rw id “, w ró ż ­
n y ch n u m e ra c h poezje), „E chu literack o -arty sty czn em “ (1914),
książce zbiorow ej „N ow ina“ (1915, str. 35—38: „L u c ifer“ )
i t. d. — O sobno w ydane: „N auczycielka“ (now ela, odzn aczo n a
n a ko n k u rsie literack im „C zasu“. 1896, p rzed ru k , w „D ębach
C zarnobylskich“ ) ; „R esurrecturi, w iersz p ośw ięcony S łow ac­
kiem u (1899, odb. z „C zasu“, p rzedruk, w „Do źró d e ł du szy
polskiej ); ,Л\ m ro k u gw iazd“ (1902, poezje p isan e „w T atra ch ,
w Rzymie, n ad A tlantykiem , w h o ra c h p o le sk ic h “ ); „Do ź ró ­
deł duszy p o lsk iej“ (1906, zaw iera: „S traceń cy “ — 1900, „Re­
su rre c tu ri — 1899, „Do źródeł duszy p o lsk iej“ — odczyt
z r. IJOo, „T ak mi ojczyzny m ojej żal“, „Słow acki i C ald e ro n “
- 385 —

ь , і ; £ Т « КІЄ^ т і1 ^ т “ - І 8" . .K ró l D uch - Jaźń, poem at


Ä \ ľ OW£^ o ~ odczyt z r. 1905, „H ym n do w scho-
dzącej Ju trzen k i , „B itw a n ad Jalu ‘, „F undam enty now ej Poi-
? ); „K m az P atiom km “ (1906, d ram a t; w ystaw iony w T eatrze
im. Bogusławskiego, 6. III. 1925, w inscenizacji L eona S Schil­
lera, z dekoracjam i A ndrzeja i Zbigniewa Pronaszków , z mu-
zy k ą K arola Szym anowskiego, — oh. „W iadom. L iter.“ 1925
n i a bd i bl) ; Zycie now e“ (1907); „W m rokach złotego pa-
i™c u .~ Bazilissa le o fa n u , T ragedja z dziejów B izancjum
A w ieku (1909; w rękopisie krótsza redakcja w З-ch aktach
w ażna dla sceny); „Nietota, Księga tajem na T a tr“ (1910, p rzed­
tem w redakcji odm iennej w „Sfinksie“ 1908—1909, oprócz
zm ian redakcyjnych, do w ydania książkowego w łączono szereg
poezyj, n ad to z tom u VII „C him ery“ prozę p. t. „Różany
O błok“ — z ciekaw ą zm ianą: gdzie był „Bóg“ teraz „L ucifer“ ;
z .K ry tjd d " 1909: „H ańba n aro d u “ pod zm ienionym tytułem
ro zd ziału : „M ahatm a“); „Dęby Czarnobylskie“ (1911, now ele:
„N auczycielka“ — 1895, „M łodzian, dobierający oręża“ — 1894,
„N ad B ałtykiem “ — 1896, „Jaskółka“, „D ęby Czarnobylskie“ —
nagrodź, n a konkursie now elistycznym „Tygodnika Illu str.“ );
„W alka o C hrystusa“ (1911); „Ksiądz F au st“ (1913, pow ieść);
„W idm o W allenroda“ (1914, poem at dat. T atry 1908 — W ar­
szaw a 1914, w odm iennej redakcji bez tytułu druk. przedtem
w „K rytyce“, 1908, tom I, str. 2 4 3 -2 5 9 ); „W ita“ (1926, po­
w ieść, częściowo druk. w „K urjerze P oran n y m “ 1914, druk
p rze rw an y w skutek w ojny, napis, n a U krainie w r. 1913, w ydał
Ja n L orentow icz; wyd. wznów. 1930); „Pism a pośm iertne. Cykl
pierw szy: Lucyfer. W ydanie z rękopisów pod red ak cją A rtura
Górskiego i Czesław a L ataw ca: N iedokonany — P oem at; Menć-
M ené-Tliekel-U pharisim !... — Quasi una ph an tasia“ (1931, „Nie­
d o k o n an y “ — w red ak cji z roku 1907, inną red ak cję m iał po­
dobno M iciński przy sobie, gdy spotkała go śm ierć m ordercza;
pow ieść „Mené, Thekel, U pharisim “ — n apisan a w latach
1913—1914 podczas pobytu n a U krainie w gościnie u państw a
P o p ław sk ich ; wyd. poprzedza w stęp A rtura Górskiego, gdzie
też in fo rm acje o stanie niew ydanych. rękopisów M-go, oraz
stu d ju m Czesław a L ataw ca). — Lw ow ska „Gazeta P oranną
i W ieczorna“ (1914 nr. 1712) p. t. „Miciński o swoim dram acie“
p o d a ła recenzję z odczytu M-go: „Ks. Józef P oniatow ski“ (d ra­
m at ten p. t. „T erm opile Polskie“ — w „D rodze“ 1927). W raz
z Sew erem (Ign. M aciejow skim ) napisany w r. 1896 dram at:
„M arcin L u b a“ (wyd. w „K siążkach dla w szystkich“, 1905).—
„U ltim a T h u le“ (fragm enty — w „A strei“, 1924, str. 13_ n.);
„D ies irá e “ (fragm ent, w ydał A rtur Górski — w „W iad. L iter."
1925, n r. 64); „W K atedrze O rnaku" (fragm ent dochow anego
w rękopisie m isterjum dram atycznego z przeżyć społeczeństw a
polskiego w latach w ielkiej w ojny — w „N ow ych W iciach“,
P o zn an 1926, nr. 2). — W rękopisach nad to : utw o ry d ram a­
tyczne: „K ról H elu“, „U padek W enety“, „U w rót H adesu“ (po­
lem izuje, zw łaszcza z W yspiańskim , który ośmieszył M-go w „W y­
zw o leniu“, ob. Czesław Lataw iec: „W alka o duszę n aro d u
w tw órczości S tanisław a W yspiańskiego“, 1930), „Król^ W ężów“,
„W alka dusz“, reszta „N ocy Rabinow ej“, jednoaktów ki ze szpi­
ta la obłąk an y ch i z życia ja p o ń sk ie g o bez tytułów ; j k >wieści:
o b szerniejsza red a k cja i ciąg dalszy (II tom ; „W ity , „Zywia
S ło n eczna“ (na tle w alk Słow ian o w olność w czasie w ojny
b ałk ań sk iej; część 1-а dzieje się w Polsce i stanow i ciąg dal-

poczy
Obraz w spółczesnej literatury polskiej. Tom II.
— 386 -
Pozatem ręk o p isy rozp ro szo n e u ró żn y c h osób. P o d o b izn a a u to ­
grafu M-go w książce L ucyny K otarb iń sk iej : „W około te a tru “
(1930; w iersz z ro k u 1900 d la Józefa K o tarb iń sk ieg o ; ta m że
w spom nienia o M-im, str. 130—133): — O M-im: Je rz y Ż uław ­
ski: „W m ro k u gw iazd“ („Słow o P o l.“ 1902, n r. 188, D o d .);
S tanisław L ack: „W m ro k u gw iazd“ („N ow e S łow o“, 1902,
X, str. 254—255); T adeusz K onczyński: „W m ro k u gw iazd“
(„ Illu stra c ja P o lsk a“, 1902, n r. 26); tegoż: „Do źró d e ł duszy
p o lsk iej“ („M yśl P o lsk a“, 1906, n r. 16); W ład y sław Ja b ło n o w ­
ski: „W m ro k u gw iazd“ („A teneum “ 1903, zes(z yt I, str. 102—
106); A ntoni P otocki: „W m ro k u gw iazd“ („K siążk a“, 1902,
n r. 11); tegoż: „P o lsk a lite ra tu ra w sp ó łczesn a“ (1912, t. II,
str. 227—228 i 309—312); W ilhelm F eim a n : „W m ro k u gw iazd“
(„P rzegląd T ygodniow y“, 1902, n r. 24); tegoż: „P iśm ien n ictw o
polskie 1880—1904“ (III wyd. 1905, tom III, str. 200—204
i 212—213); tegoż: „W spółczesna lite ra tu ra p o lsk a “ (V III w yd.
1930. str. 269—280; tam że uzupełnienie S tefan a K o łaczkow ­
skiego, str. 623); Józefat N ow iński: „Do źró d e ł duszy p o lsk ie j“
(„Słow o P o l.“ 1906, n r a 39 i 41); W alery G ostom ski: „Do ź ró ­
deł duszy p o lsk iej“ („K siążka“, 1907, n r. 1); A dolf Now aczjTt-
ski: „O T. М-im “ („W czasy literac k ie“, 1906, str. 286—299);
E m il B reiter: „K niaź P atio m k in “ („P rzegląd S połeczny“, 1907,
nr. 15, str. 215); A dam G rzym ała-Siedlecki : „K niaź P a tio m k in “
(„C zas“, 1907, n r. 223); tegoż: „K onfesje sa m o tn y c h “ („N asz
K ra j“,1907, tom I, str. 121, 163, 201, 241 i 281); tegoż: „D ęby
C zarnobylskie“ („M useion“, lipiec 1912, str. 114—118); tegoż:
„X iądz F a u st“ („M useion“, m aj 1913, str. 47—54); tegoż: „D w a
poem aty M-go“ („K u rjer W arsz.“ 1931, nr. 167); S tan isław B rzo­
zow ski: „T. M. Z pow odu d ra m a tu „K niaź P a tio m k in “ („Sw it“
kijów . 1907, nr. 12); tegoż: „L egenda M łodej P o lsk i“ (II w yd.
1910, str. 211, 232, 344, 386, 468—473 i 487; p or. S te fa n ja Zdzie-
chow ska: „S ta n isła w B rzozow ski jako k ry ty k lite ra tu ry p o l­
sk iej“, 1927, str. 97—101); tegoż: „P am iętn ik “ (1913, slrľ 123;;
W acław M akow ski: O „K niaziu P atio m k in ie“ („ T ry b u n a “, 1907,
nr. 9, str. 20—24; polem ik a M icińskiego w n rze 11, str. 45—46);
Ju lja Oksza (K isielew ska): „Szlakiem a b s u rd u “ („Z lite ra tu ry
w spółczesnej“, 1912, str. 197—202, p rzed tem w „P rzeglądzie
N aró d .“ 1908); T adeusz N alepiński: O M-im („T ygodnik Illu s tr.“
1909. n r. 18); tegoż: „B azylissa T eofanu “ („K ry ty k a“, 1909,
t. II, str. 335—344); tegoż: „N ieiota“ („K ry ty k a“, ‘1910, t. II,
str. 309—319); H erb ert S and: „W spółczesna p o lsk a tw ó rczo ść
d ram a ty cz n a“ (1911, sir. 82—125); M ieczysław R ettin g er: O M-im
(„W śród w spółczesnych liry k ó w p o lsk ich “, 1913, str. 51—75);
tegoż: „O pow ieść o w cieleniu b o h a te rk i“ („W ita“ — „P rze g ląd
W spółczesny“, lipiec 1926, n r. 51, str. 129—133); Jó zef B ro d zk i:
„Z T ajem nic T atr. O „N ietocie“ M-go“ („Szkice społeczne i li­
te ra ck ie“, 1913, str. 171—181, odczyt z ro k u 1910); Z ygm unt
L. Z aleski: T. M. („Dzieło i tw ó rc a “, 1913, str. 243—253);
E d w ard W oroniecki: O T. M-im i „K siędzu F au śc ie“ („K ry ­
ty k a“, 1913, tom 38, str. 241—249 i 3 2 9 -3 3 8 ); A ndrzej P io tr
L ubicz: „B ankructw o n a tc h n ie n ia “ („Słow o P ol.“ 1908, n r a 371
i 373); L eon P ik u ła : „Xiądz F a u st“’ („E cho lit.-art.“ 1913, sie r­
pień —w rzesień) ; L eon C horom ański i Zygm unt K isielew ski: P o ­
lem ika o tw órczość M-go („W idnokrąg“, W arszaw a 1914, n ra
13—18; spraw ozd. w „K rytyce“, 1914,'l i , str. 317—318); Jó zef
Albin H erbaczew ski : „M istyczna m isty fik acja“ („I n ie w ódź n as
n a p okuszenie“, 1911,_ str. 121—142);' tegoż: „M agik M istyfi-
ciński“ („Amen. Iro n ic zn a n a u k a dla u m ysłow o d o jrz a ły c h
dzieci“, l9 l3 , str. 78—91); M. J. W ielopolska: „Mój n a jp ię k n ie j­
szy o M icińskim w y k ład “ („T ydzień P ol.“ 1920, n r. '3 1 ); Ja n
- 387 —
S tu r: „T rzy dzieła T adeusza Micińskiegcr1 („N a przełom ie. O sta­
rej i now ej poezji“, 1922, str. 57—85; przedtem w „Z droju",
1919—1920); Stanisław Przybyszew ski : „Moi w spółcześni. W śród
o b cy c h “ (1926, str. 273—276); tegoż: „Moi współcześni. W śród
sw o ich“ (1930, str. 39; por. w „K rytyce“, 1900, str. 45—47:
„Z zą kulis literackich“ : w yrok sądu honorow ego w spraw ie
S tan isław a Przybyszew skiego z Tadeuszem Micińskim i S ta­
n isław em W yrzykowskim , w ydany 26. XI. 1899); H anna Za­
h o rsk a : T. M. („Świat“, 1922, nr. 47); R ajm und Bergiel: „O T a­
deu sza M icińskiego“ („Głos N aro d u “, 1924, nr. 161); Stefan
Żerom ski: „In m em oriam Tadeusza Micińskiego“ („Elegje“, 1928,
str. 49—51, przem ów ienie n a akadem ji w Teatrze im. Bogu-
sław sM ego, 6. III. 1925; przedtem w „W iad. L iter.“ 1925,
n r. 64); Juljusz K aden-B androw ski : „P isarz O dśw iętny“ (;,Za
sto łem i n a ry n k u “, 1932, str. 40—48; przedtem w „W iad.
L iter.“ 1925, nr. 64); W iłam H orzyca: „A rchitektonika d ra­
m ató w M-go“ („F antazy“, 1925, nr. 1); tegoż: T. M. („W iad.
L ite r.“ 1925, nr. 64); tegoż: „Le P rince P atiom k in “ de Mi-
ciński („Pologne L ittéraire“, 1926, nr. 3); W iktor P opław ski:
„P o eta niezrozum iały“ („W iad. L iter.“ 1925, nr. 64); Stanisław
Ignacy W itkiewicz: „F orm alne w artości dzieł M-go“ („Wiad.
L ite r.“ 1925, nr. 64); F ranciszek Siedlecki: „Zakon b raci sło­
n ec zn y c h “ („W iad. L iter.“ 1925, nr. 64) ; „W iadom ości Lite­
ra c k ie “ (1925, nr. 64, pośw ięcony pam ięci T. M-go); W łady-
d y sła w R abski: „O statnia rozm ow a z М-im“ („K urjer W arsz.“
І925, n r. 66); Zygmunt W asilew ski: „T. M. i. jego ios“ („Ga­
zeta W arsz.“ 1925, n r a 74—75); Tadeusz K udliński: „K ilka
uw ag o języku zapom nianej książki“ („W ita“ — „Gazeta Lite­
ra c k a “, 1926, nr. 21); Zdzisław D ębicki: T. M. („P o rtre ty “,
II 1928, str. 47—63); Stefan R utyna: „Poeta O rnaku“ („Nowe
W ici“, P oznań 1926, nr. 2 i n ast.); Jarosław M iciński (syn):
„W spom nienia o T. М-im “ („K urjer Polski'“, 1928, lira 156
i 159); M ar ja n Szyjkow ski: „L iteratura w spółczesna (1930,
s tr 254—260); S tanisław M ałachow ski-Łem picki: „W ita“ („Ruch
L i t e r “ 1931 str. 216); W incenty- L utosław ski: „Lucyferyzm
T. M-go“ („T ygodnik lilu str.“ 1931, nr. 44); Jan L orentow icz:
, L ite ra tu ra polska od r. 1863“ (1932, str. 316 318 i 372); P a ­
w eł H ulka-L askow ski: „N iem ojew ski i M. w w alce o Lhry-
stu sa “ („W iad. L iter.“ 1933, nr. 473); M ichał Jan ik : N aj­
n o w sza poezja polska“ . (1903, str. 1 1 9 -1 2 0 ); Jan Los: W ier­
sze polskie“ (1920, str. 3 7 4 -3 7 9 ); K azim ierz Czachowski;
W ita“ ( Czas“, 1931, nr. 100); tegoż: „Pism a pośm iertne'^
M-go („Czas“ 1931, nr. 200); tegoż: „O Tadeuszu M icmskmr
(„G azetä P ol.“ 1932, nr. 1).

Ostrowska B ronisław a z Brzezickich (pseud. E dm a Mierz) 1881


w W arszaw ie f 18. V. 1928. N auki w g u m a zju m ze n sk ^ m
w W arszaw ie W roku 1901 zaślubiła rzezbiarza Stanisław a
O strow skiego. W ro k u 1902 na konkursie .W ędrow ca“ otrzym ała
n a g ro d ę za sonet. W czasie w ojny na wychodz wie w R o sjr -
Pi ч т я nocľvckie • O nale“ (1902); „Jesienne hscie (1905, p ro za ),
S d ‘ 1905V M onelli“ M. Schw oba (1906, prze-
îd a d ) ; „ Ch us ty о b a rn e (1910); „Zielnik“ (1910, n a ­
d an ý w vjdzie w tom ie V „Pism poetyckich ); K rysia ( ЛИ
ło śn ica“, poem at dram atyczny, odznaczony na kontairsie
w ackiego, 1910, niew ydany, w yjdzie w o™ 6 Y ’Æ p W P An o-
k ic h “ V L iry k a fran cu sk a (serja I i II, 1911, przek ład y ), „Amo

■SSamSTÄ T 3 * Г Г р Л В Ъ »
- 388
ków 1916); „Z ra p tu la rz a . 1910—1917. P o ezje“ (C h ark ó w 1917);
„B ohaterski Miś“ (1919, opo w iad an ie pro zą, w „P ism ac h p o ­
etyckich“ m a być pom inięte, jako u tw ó r d la d zieci); „P ierścień
życia“ (1919, poezje p isan e 10. VII. — 25. VII. 1918); „W ybór
poezji“ O skara W. M iłosza (1919, p rz e k ła d ); „K siążka ju tr a
czyli T ajem n ica genjusza d ru k a rn i“ (1922, o p o w iad an ie p ro z ą );
„ T a rta k słoneczny“ . (1928, zaw iera m. i. p o em at: „K oło k red y
św ięconej“ ); „W sta re m lu strz e“ (1929, o p o w iad a n ia p ro z ą );
„R ozm yślania“ (1929, uw agi p ro zą z lat 1915—1924). — „P ism a
poetyckie“ (W ydanie p o śm iertn e z zasiłku D e p a rta m e n tu Sztuki
M. W. R. i t) . P. n ak ład e m W ydaw n ictw a J. M ortkow icza
w W arszaw ie, pod re d a k c ją L eona P iw ińskiego, z p rzed m o w ą
J a n a L echonia, w 6 tom ach obejm u je u tw o ry w yżej w y m ie­
nio n e z w yjątkiem przekładów , a pom n o żo n e w k ażd y m to­
m ie u tw o ram i z czasopism i ręk o p isó w ; od ro k u 1932 w yszły
d o tą d 4 tom y). — K siążki dla dzieci: „K siążeczka H alu si“
(1906); „O Ja n k u P la n e tn ik u “ (1908); „C órka W od n icy “ (1914);
„D la D zieci“ (1916); „Czy n as zn acie?“ (1918); „N aro d zin y
b a jk i“ (1923, obrazk i sceniczne); „B aśnie Polskie. I. S zklana
G óra“ (1923); „II. M adej“ (1923); „G w iazdka polskiego d zieck a“
(1924). — O O - i e j: W alery G ostom ski: „O p ale“ („K siążk a“,
1903, .n r. 1); tegoż: „P oezje“ („K siążka“, 1906, nr. 4); tegoż:
„C husty o fia rn e “ („K siążka“, 1912, n r. 1); S tan isław W om ela-
„O pale“ („T ydzień“, dod. „ K u rje ra Lw ow .“ 1902, n r. 50); E d w ard
L eszczyński: „P oezje“ („Głos N aro d u “, 1905, n r. 172); S ta n i­
slaw M iłaszew ski : „P ierścień życia“ („D ziennik P o w szech n y “,
W arsz. 1919, nr. 171); L eon P iw iński: „K siążka ju tr a “ („P rz e­
gląd W arsz.“ 1922, t. III, sir. 110); tegoż: „R ew elacy jn a p ro z a “
(„W iad. L ite r.“ 1929, n r. 292); tegoż": „P ism a O -iej“ („W iad.
L ite r.“ 1932, nr. 420); K arol W. Z aw odziński: „U p o etek “
(„W iad. L ite r.“ 1928, n r. 254 i sprostow an ie, n r. 257); tegoż-
„W sta re m lu strz e“ („P am . W arsz.“ 1929, n r. 1); Z o fja Szm yd-
to w a: „ T a rta k słoneczny“ („Pam . W arsz.“ 1929, n r. 1); M arja
D ąbrow ska: B. O. („W iad. L ite r.“ 1928, n r. 232); Ja ro sła w
Iw aszkiew icz : „P rze k ład y B. O-iej“ („W iad. L ite r.“ 1929, n r. 291);
K azim ierz C zachow ski: „ T a rtak słoneczny“ („C zas“, 1928, n r.
168); tegoż: „W sta re m lu strz e“ i „R ozm y ślan ia“ („C zas“ 1929,
nr. 8); tegoż: „P oezje B. O-iej“ („Czas“, 1932, n r. 196, c h a ­
ra k te ry s ty k a o g ó ln a); tegoż: „P o ln isch e L y rik “ („S lavische R u n d ­
sc h a u “. 1933, n r. 3); Zbigniew K u ch arsk i: „P oezje B. O -iej“
(„G azeta P ol.“ 1932. nr. 147); Stefan N ap iersk i: „P oezje B. O -iej“
„W iad. L ite r.“ 1933, n r. 507); W ilhelm F eld m a n : „W spółczesna
lite ra tu ra p o lsk a “ (VIII wyd. 1930, str. 398—400; tam że u zu ­
pełnienie S tefan a K ołaczkow skiego, sir. 649); Ja n Ł o ś: „W iersze
p olskie“ (1920, str. 399).

Przybyszewski S tan isław — do t. I, str. 333, d o d ać: w edle łaskaw ej


in fo rm ac ji d ra O ttona F o rs ta - B altaglii w niem . hist. lit. o P -kim
liczne w zm ianki u S oergeľa, N adlera, R. M. M eyera.

Rittner Tadeusz — do t. I, str. 339, dodać: w edle łask aw ej in fo rm a c ji


d ra O ttona F o r s ta - B altaglii o R-ze piszą ob szern ie: W ach e: „D er
O esterreichische R om an seit dem N eu b aro ck “ (1929) i N agi -
Zeidler: „D eutsch - O esterreichische L ite ra tu rg esc h ich te“ (to m III,
1933).

Rostworowski K arol H u b ert *3. XI. 1877 w R ybnej (pow . K rak o w sk i :.


Syn Joachim a; i H eleny z M oszyńskich. U czył się w g im n azju m
św. A nny w K rakow ie i w szkole roln iczej w C zernichow ie.
— 389 -
U m w ersy íe d u e stu d ja rolnicze w H alle (1898—1899), m uzyczne
i iilozohczne w Lipsku (1900—1907) i B erlinie (1907—1908)
1 odroze po Niemczech, W łoszech i F rancji. W 1. 1909—1914
p rzeb y w ał w Czarkow ach n ad Nidą, gdzie oddaw ał się stu ­
d io m n a d h isto rią rzym ską i żydowską. Z w ybuchem w ojnv
p rzen ió sł się do K rakow a, gdzie osiadł n a stałe. W r. 1932 otrzy­
m ał państw ow ą nagrodę literacką za „N iespodziankę“. W r 1933
dłuzszy pobyt k uracyjny w sa n ato rju m w Bystrej n a Śląsku,
.lest prezesem Związku Zawodowego L iteratów Polskich w K ra­
kowie. Od 1933 Akademik L iteratury. Od 1934 rad n y m iasta K ra­
kow a. — W spom nienia o studjach m uzycznych i o pierw szych
p ró b a c h te atraln y ch w książce zbiorow ej : „Pam ięci W ilhelm a
F eld m a n a“ (1922, str. 153—156). W yw iad: Jak pow stała „N ie­
sp o d zian k a“ („Głos N arodu“, 1928, nr. 354). A rtykuły krytyczne
i recen zje teatraln e R-go w czasopism ach krakow skich m in
w Ilustrow anym D zienniku Polskim “ (1919) i „Głosie N aro d u “
(1922) — recenzje z te atru krakow skiego; „W spraw ie reform y
te a tru („M aski“ 1919, str. 98—101); recenzje z utw orów d ra ­
m atycznych w „Książce“ (1922); „Myśli o teatrze“ (Autor i jego
d ra m a t — „Scena. P olska“ 1922, nr. 11—12, str. 67—68);
„O uzdrow ienie literatu ry polskiej“ („P olonia“, 1929, n r. 1876);
„M etam orfoza W yspiańskiego“ („Listy z te atru “, Kraków , paźdz.
1924. str. 27—29); „Jeszcze o „W eselu“ („11. K u rjer Lodz.“
1933, nr. 12); „O kryzysie teatralnym “ („Gazeta L iter.“ 1931,
n r. 3, 1932, n r a 7 i 9); przedm ow y do tdm ików poezyj : „Dom
m ó j“ J. Sztaudyngera (1926), „Salwa nad brukiem “ Kazim ierza
N. Gołby (1930). — W r. 1910 w ydał druk. jako m anuskrypt
k om pozycję m uzyczną, poprzedzoną poezjam i F ranc. Ksaw. Pu-
słow skiego: „C arm en saeculare. D ożynki (Poezja i m uzy k a)“.
O kom pozycjach m uzycznych Wlodz. Poźniak: M uzyka w K ra­
kow ie („Gaz. W arsz.“ 1929, nr. 93). — U tw ory literackie: „T an­
d e ta “ (1901., poezje, dedyk. Matce w Lipsku 15. VII. 1901,
o k ła d k a J. M ehoffera); (Tetralogia poetycka: I). „Pro m em oria“
(1907, dat. w C zarkow ach 27. VIH. 1907), II. „M aya“ (1908,
d at. w B erlinie — Czarkow ach 24. XII. 1907), III. „Ante łucis
o rtiu m “ (1908), IV. „Saeculum solutum “ (Í909); „Pod górę“
(1910, d ram a t w trzech obrazach, dat. w Czarkow ach 4. XI. 1909;
w ystaw , n a scenie krakow skiej jako kom edja: „B ratnie dusze“,
1918); „E cho“ (studjum dram atyczne, wystaw, n a scenie krak.
1. IV. 1911); „Via Crucis“ (poemat, w „Miesięczniku lit. i a rt.“
1911, t. II, n r a 10 i 11, sir. 3 2 1 -3 3 4 i 3 9 9 -4 1 6 ); „Żeglarze“
(stu d ju m dram atyczne w trzech aktach, w „M useionie“, 1912
m arzec, str. 73—127, kwiecień, str. 68—109 i maj, str. 57—102);
„Ju d asz z K ario th u “ (1913, II wyd. tegoż roku, d ram at w pięciu
ak tach, z 6 ilu stracjam i J. M ehoffera; dat. w Czarkow ach
22. IV. 1912; w ystaw . K raków 22. II. 1913 z Ludw ikiem Solskim
w ro li tytułow ej, W arszaw a T eatr Polski 12. III. 1918, P oznań
7. XII. 1925); „K ajus Cezar K aligula“ (1917, dram at w czterech
ak tach, z p o rtre te m au to ra przez J. M ehoffera; dat. w G órach
o III. 1916; w ystaw . W arszaw a T eatr Polski 11. XII. 1917!;
„M iłosierdzie (C h aritas)“ (1920, m isterjum w trzech aktach
z prologiem , w iersz dedykacyjny dat. w K rakow ie 16. I. 1920;
w vstaw . W arszaw a T ea tr P olski 5. X. 1920); „Straszne dzieci
(1922. h a j..i w trzech aktach, z ilustracjam i J. M ehoffera; dat.
w K rakow ie 5. V. 1921; w ystaw . K raków 19. XII. 1921 ;
Z m artw ychw stanie“ (1923, fantazja dram atyczna w czterech
częściach ku czci A dam a Mickiewicza; wystaw. W arszaw a
T e a tr P olski 15. XI. 1922, P oznań 8. II. 1923); A ntychryst'
(1925 trag e d ja w trzech ak tach ; wystaw. P oznan 24. 11. 192o);
.N iesp o d z ian k a“ (1929, praw dziw e zdarzenie w czterech ak tach ;
— 390
w ystaw . K raków 23. II. 1929, P o zn ań 4. IV. 1929, W arszaw a
T ea tr N arodow y 1929); „ P rze p ro w ad z k a“ (sztu k a w czterech
aktach, w ystaw ' P o zn ań 31. X. 1930, W a rsza w a T e a tr N a ro ­
dow y 1931); „U m ety “ (sztuka w czterech a k ta c h z epilogiem ,
w ystaw . K raków 15. V. 1932, W arszaw a T e a tr N aro d o w y 1933);
„Zygzaki“ (O św iecie — o sobie — o Bogu w iersze różne, 1932);
,’Czerw ony m a rsz “ (1930, frag m en t d ra m a tu z dziejów rew o ­
lu cji fra n c u sk ie j; in n y frag m en t z 1-szej o d sło n y w „Gazecie
L iter.“ 1932, nr! 7). — O Krim: E d w a rd L eszczyński: P ro b le m
etyczny w „Ju d aszu z K a rio th u “ K. H. R-go („M useion“ 1913,
m arzec, str! 37—46); M arja D ynow ska: K aju s C ezar K aligula
K. H. R-go („R ok P o lsk i“, 1917, czerw iec, str. 72—81); W il­
h elm F eld m a n : W spółcz. lit. pol. (VI w yd. 1919, t. III; toż,
V III w yd. 1930, str. 554—560; tam że u zup ełn ien ie S tefan a K o­
łaczkow skiego, str. 669); K arol Irzy k o w sk i: „B ra tn ie d u sze“
(„M aski“, n r. 16 z 1. VI. 1918, str. 318—320); tegoż: „S traszn e
dzieci“ („P rzegląd W arsz.“ 1922, t. III, str. 433); A dam Za­
g ó rsk i: „W alka o te a tr “ (1931, str. 216—230 i 239—251); T a­
deusz B oy-Żeleński: „ F lirt z M elpom eną“ (I. 1920, str. 246—255;
III. 1922,' str. 188—195; VI. 1926, str. 130—144; IX. 1930, str.
128—135; X. 1932, str. 243—247); S tefan P ap ée : „ T e a tr w sp ó ł­
czesny. P re m je ry p o znańskie“ (1931, str. 71—101); W acław Gru-
b iń sk i: „W m oim k o n fesjo n ale“ (1925, str. 123—139); A ntoni
M azanow ski: „P ogłosy M łodej P olski w d ram acie, pow ieści
i k ry ty ce lite ra c k ie j“ (1915, str. 23—26); Ja n Ł o ś: W iersze p o l­
skie (1920, str. 407—409); W ładysław R absk i: „ T e a tr po w o jn ie“
(1925, str. 51—56 i 143—147); Ja n L o ren to w icz: „N ow e d ą­
żenia tw órcze w te atrze“ („Św iat“ 1925, n r. 15); tegoż: „L ite­
r a tu r a p o lsk a od r. 1863“ (1932, str. 366—367 i 405—406); Àdolf
N ow aczyński: „N iespodzianka“ („P am flety“, 1930, str. 251—267;
przed tem w „W iad. L ite r.“ 1929); tegoż: C aligula („M yśl N a­
ró d .“ 1929, n r. 53); W ładysław Z aw istow ski: K. H. R. („G a­
zeta P o l.“ 1933, n r. 310); tegoż: „U m ety “ („P io n “, 1933.
nr. 2); Ju lju sz K aden - B androw ski: „P ióro, m iło ść i k o b ie ta“
(1931, str. 68—69); tegoż: „Z m artw ychw stan ie“ („Przegl. W arsz.“
1922, t. IV, str. 418); 'L u cju sz K om arnick i: „S traszn e dzieci“
(„Przegl. W arsz.“ 1922, t. III, str. 276—278); S tefan K ołaczkow ski:
W spraw ie „Z m artw y ch w stan ia“ („Przegl. W arsz.“ 1922, t. IV, str.
419—420); K arol L. K oniński: P olskie p o em aty o Ju d a szu („Głos
N a ro d u “, 1922, n r. 112); tegoż: „N iespo d zian k a“ („M yśl N a­
ró d .“ 1929, n r. 11); R ajm u n d B ergel: T ra d y c ja d ra m a ty k i lu d o ­
wej w te atrze K. H. R-go („Życie T e a tru “, 1926, n r. 9 ); tegoż-
N ow a faza tw órczości K. H. R-go („P o lo n ia“, 1926, n r. 231);
tegoż: K. Ii. R. jako d ra m a tu rg („Głos N aro d u “, 1927, n r. 351);
tegoż: K. H. R. („K u rje r P o zn ań .“ 1928, n r. 428); tegoż: „N ie­
sp o d z ian k a“ („M yśl N aró d .“ 1929, nr. 8); tegoż: Od sztuki do
p u b licy sty k i i od p u b licy sty k i do sztuki. N ow e d ra m a ty K. H.
R-go („T ęcza“, 1929, n r. 16); E m il B reiter: „S traszn e dzieci“
(„Ś w iat“ 1922, n r. 17); H an n a Z ah o rsk a: Ju d asz w lite ra tu rz e
i n a scenie („P rzegląd W ieczorny“ 1922, n r. 147); K o rn el Ma­
kuszyński: „S traszne dzieci“ i „Z m artw y ch w stan ie“ (,,R zeczposp.‘‘
1922. n r a 109—110 por., 313 i 315 p o r.); Ja n L ec h o ń : N ow e
średniow iecze w d ram a cie (o „N iespodziance“ — „ K u rje r Czer­
w ony“ 1929, n r. 242); tenże: o „N iespodziance“ („P am iętn ik
W arsz.“ 1929, nr. 4, str. 184—185); S tan isław W asylew ski:
„N iespodzianka“ n a odpuście (pieśń o d p u sto w a o id en ty czn y m
m otyw ie — „ K u rje r P o zn ań .“ 1930, nr. 410); W ład y sław T a r­
n aw ski: N a m arginesie „N iespodzianki“ (Jerzego Lilio, 1693—
1739: „ F a ta l C uriosity“ — „K u rje r P o zn ań .“ 1929, n r. 181; p o r.
tegoż: „H ist. lit. ang.“ II. 1930, str. 424—425); S tan isław A dam -
- 391 -
czew ski: Drogi i bezdroża tw órczości R-go („K u ltu ra“, 1932
nr. 18); Juljusz K leiner: „Polnische L ite ra tu r“ (1929, str. 99—
100); M arjan Szyjkow ski: W spółcz. lit. pol. (1923, str. 581—587);
tegoż: L ite ra tu ra w spółczesna (1930, śtr. 343—348); „G azeta
L ite ra c k a “ (nr. 7, kw iecień 1932, pośw ięcony K. H. R -m u);
M arjan C zuchnow ski: Godzina z K. H. R-im („Glos N aro d u “.
1930 n r. 130); W ładysław F olkierski: „P rzeprow adzka“ („Gaz.
W arsz.“ 1930, nr. 279); J. E. Skiwski: L aureaci ro k u 1932
(„R ocznik Liter, za ro k 1932“, str. 258); Tadeusz Ł opalew ski:
„N iespodzianka“ w teatrze w ileńskim („Rocznik Liter, za rok
1932“, str. 380); Leon P om irow ski: „N ow a literatu ra w now ej
P o lsce“ (1933, str. 275—283); Tadeusz Sinko: „H ellada i Rom a
w P olsce“ (1933, str. 326—334); K azim ierz Czachowski: T w ór­
czość d ram atyczna R-go („Gazeta L iter.“ 1932, kwiecień, n r. 7,
str. 102—104); tegoż: B ibljografja utw orów K. H. R-go (tamże,
str. 105).

R zym ow ski W incenty * 19. VII. 1883 w Mławie. S tudja gim nazjalne
w W arszaw ie, w ydział praw n y na uniw ersytecie w arszaw skim ,
w Genewie i (Mesie. W spółpracow ał przed w o jn ą w „Myśli
N iepodległej“, „P raw dzie“ i innych czasopism ach. Podczas w ojny
b ył intern o w an y przez Niemców. W roku 1916 redagow ał razem
z T adeuszem H ołów ką „W idnokrąg“ w W arszawie. W 1. 1917—
1918 w spółpracow ał w „Myśli P olskiej“. Podczas pobytu we
W łószech więziony i w ydalony przez rząd Mussoliniego. Obecnie
p u b licy sta oraz recenzent teatralny i literacki „K u rjera P o ra n ­
nego“/ N adto artykuły krytyczno-literackie w różnych czaso­
pism ach, m. in. w „Sztuce“ (Juszkiewicza, 1913), w „Pro arte“
(1919) i t. d. Od listopada 1933 Akademik L iteratury. — Osobno
w y d ał: „Szaniec W olnej Myśli“ (1909), „C horąży Białego Sztan­
d a ru “ (Rzecz o Ludw iku Straszewiczu, 1913), „Podboje Rosji“
(1915), „W arszaw a - R osji“ (1915), „Z tamtego św iata“ (1916),
„N iem cy a K oalicja“ (І916), „Łukasiński i T rau g u tt“ (1916),
„P olskie — A rcypolskie“ (1919), „Jak Józef P iłsudski w alczył
0 P olskę? Ż ycie" i czyny“ (1919), „Jak odzyskaliśm y w olność?“
(1920), „10 listopada 1918. W drugą rocznicę w yzw olenia P ol­
sk i“ (1920), „O m iłości ojczyzny“ (1920), „P roporzec P olski“
(1920), „Śląsk Górny a P olska“ (1921), „Sygnały H istorii
(1929), „R om an Dmowski, czciciel d ja b ła“ (1932), „W walce
1 b urzy: Tadeusz Hołówko n a tle e p o k i“ (1983). P rzekłady:
G. K. C hesterton: „Delegat anarchistów “ (1914), „Polska a bol-
szew izm “ (1920); M achiavelli: „Książę“ (1917), „Myśli o lu­
d ziac h “ (1922); Arden go Soffici: „Iro n ja i ż y c ie “ (1921); P ascal:
M odlitw y i rozm yślania“ (1921); G. P apini: „Pam iętniki P ana
Boga“ (1921), „T ragedje powsze'dnie“ (1921), „Dzieje C hrystusa
(1922), „Z w ierzenia“ (1923), „Od człowieka do Boga (1924);
M assimo B ontem pelli: „Syn dw óch m atek (1930). O Rz-im.
H erm in ja N aglerow a: W. Rz. („Gazeta Pol. 1033 n r. 335);
W ładysław Zaw istow ski: Żywot n a m iarę epoki („Pion , 1934,
n r. 3).

S ta ff L eopold * 14 XI. 1878 we Lwowie. Z rodziny m ieszczańskiej,


syn w łaściciela cukierni przy ul. Skarbkow skiej we .Lwowie.
T am że gim nazjum i rom anistyka (u prof. Porębow icza) n a
uniw . w ydziale filozoficznym . K olegował i przyjaźnił się ze Sta­
nisław em A ntonim Muellerem (autorem „H en ry k a P lisa , pó­
źniejszym dyrektorem B anku K redytowego w K rakow ie). B rał
żyw y udział w K ółku L iterackiem Czytelni A kadem icki^ sku-
p iającem liczne grono w ybitnych pozm ej pisarzj i a r k stow
— 392 —
(por. W ładysław K ozicki: „L w ow ski o kres tw ó rczo ści S taffa '“ —
w „W iadom ościach L ite r.“ 1929, nr. 289). Silny w pływ n a
kształtow anie się jego poglądów w y w arły n a jp ie rw d zieła
N ietzschego, z k tó ry c h i po tem n ie k tó re tłu m ac zy ł („Z w yso­
kich gór“ — w „Słow ie P ol.“ 1902, nr. 188; „Z genealogji m o ra l­
n o śc i“ 1905; „W iedza ra d o sn a ““, 1906; „A n ty c h ry st“ 1907; „N a­
rodziny tra g e d ji“ 1907; „E cce H om o“1, 1909¿ „N iew czesne roz­
w ażan ia“, 1912). W ro k u 1898 b y ł p rzew o d n iczący m lw ow ­
skiego kom itetu redakcyjnego „M łodości“ (w ydaw anego w K ra ­
kow ie czasopism a akadem ickiego, później m iesięcznika lite ra c ­
kiego i artystycznego p od re d a k c ją A dam a G rzym ały - Siedlec­
kiego). P rzybyszew ski n a p rzy sła n y ch m u p ró b a c h p o ety ck ich
S taffa nie p o zn a ł się. N iem a w ięc S taffa w „Ż yciu“. D opiero
n a łam ach „C him ery“ w ystępuje o d raz u b ard zo w y d atn ie, ró w ­
nocześnie w r. 1901 w ydaje (w łasnym n ak ład e m u G eb eth n era
i W olffa w W arszaw ie) „Sny o po tęd ze“, w y w o łu jąc n iem i
silne w rażenie i w ysu w ając się n a czołow e m iejsce w p oezji
polskiej. 19. IV. 1904 w ystaw ił h a scenie lw ow skiej p ierw szy
swój d ra m a t „S k arb “, k tó ry w yw ołał ożyw io n ą dy sk u sję, u zn a n y
za sztan d aro w y u tw ó r pokolenia. P rz y ja ź ń z Ja n em K asp ro w i-
w iczem i w spólne z n im w yjazdy do W łoch i w T a try (Z ako­
p an e i P o ro n in ). (O K asprow iczu L eopold a S taffa: „P o eta p esy ­
m izm u“ — szkic literac k i w „K rytyce“, 1902, I, str. 58—63;
„C ieniom J a n a K asprow icza“ — w iersz w „W iadom . L ite r.“ 1926,
nr. 147; „D okoła „H ym nów “ K asprow icza“ — u ry w k i z zap o ­
w iedzianej książki w spom nień literac k ich o K asp ro w iczu —
w „G azecie P o lsk ie j“ z 15. IV. 1933). N adto p o d ró że do F ra n c ji
i Niem iec. Od ro k u 1909 redagow ał w yd aw an ą p rzez K sięg arn ię
P olsk ą B e rn a rd a Połonieckiego we Lw ow ie se rję w y b o ró w z pism
ideow o - filozoficznych w y b itn y c h 'tw ó rc ó w k u ltu ry eu ro p ejsk iej
p. t. „S ym posion“ (w yszło 22 to m y ), P o d czas w o jn y trzy letn i
pobyt w Rosji. P otem osiadł w W arszaw ie. W ro k u 1927 za
„U cho igielne“ odznaczony p ań stw o w ą n a g ro d ą literack ą. W гоїш
1929 — n a g ro d ą literac k ą m iasta Lw owa. Od listo p a d a 1933
pierw szy w iceprezes P olskiej A kadem ji L ite ra tu ry . Z n iełiczuycn
szkiców literac k ich d ru k o w a n y ch w' czaso p ism ach : „O S tan i­
sław ie W yspiańskim “ (w „Tyg. Illu str.“ 1932, n r. 50, tegoż
ro k u w ygłoszone przed tem jako przem ów ienie n a u ro czy stej ak a­
dem ji k u czci W yspiańskiego z okazji zjazd u Z w iązków Z aw o­
dow ych L iterató w P olskich w K rakow ie). Z u tw o ró w p o ety c­
kich n ie k tó re d ru k o w an e tylko w cz aso p ism ach (np. fra g m e n t:
„W iosna lu d ó w “, zaczynający się słow am i: „O d gór do gór, od
m o rza do m o rza dziś Święto!“ — w „K ry ty ce“, 1906, t. I, sir.
109—110). L iczne p rze k ład y (ob. K azim ierz C zachow ski: „Bi-
b ljo g ra fja p rzek ład ó w S taffa“1 — w „W iadom ościach L ite r.““
1929, nr. 289). W ażniejsze (oprócz p o d an y ch w yżej z N ietzsch e­
go): G abriele ď A nnunzio: „D ziew ice sk a ł“ (1904), „N iew in n y “1
(1906), „T ry u m f śm ierci“ (1907) i „O gień““ (1910); „K w iatki
św iętego F ra n c isz k a z A ssyżu“ (1910, z w stęp em tłu m ac za ; ;
L eonardo d a V inci: „P ism a w y b ra n e“ (1913, 2 t., z w stępem
tłum acza) i „B ajk i“ (1928); J. W. G oethe: „C ierp ien ia m ło ­
dego W e rth e ra “ (1920) i „E legje rzym skie“ (1924); M ichał A nioł
B u o n a ro tti: „P o ezje“ (1922, z w stępem tłu m a c z a ); „Z ło ta le­
genda błogosław ionego Jak ó b a da V oragine“ (1922); P e tro n ju sz :
„U czta T ry m a łc h jo n a “ (1923, z w stępem tłu m a c z a ); „L iry cy
francuscy. W ybór poezyj od X do XX w iek u “ (1924, w y b ó r
utw o ró w 109 poetów , w tem 72 u tw o ry 49 au to ró w , p rzew ażn ie
daw niejszych, z XV—XVIII w., w p rzek ład zie S taffa). N adto
p rze k ład y L a R ochefoucauld, D iderota, fra n c u sk ic h u tw o ró w
K rasińskiego, antologij w schodnich F r. T oussaint, P. L ouys.
— 393 —
R. Tagore, E pikura, Sofistów greckich, E pikteta, H eraklita, Spi­
n ozy i i., K nuta H am suna, Jľ P. Jacobsena, Aug. S trindberga,
Selm y Lagerlof, Tom asza M anna, P ro sp e ra Merimee, Ii. Pon-
to p p id ana, Edm . de Amicis, W iktora M argueritte, Rom ain Rolland
(„Ja n K rzysztof“, I—IV, 1925—1927), C. M auclair, M arty Ostenso,
C laude Anet, G. H auptm anna, Jo h an a Bojera, Sim ony Bodève,
H. Banga, E. Ludwiga, Jakóba W asserm anna, Grazii Deledda,
F ran c. W erfla, G urm ara Gun¡narsslona i i. O pracow ał dwie
an tologje w spółczesnych poetów polskich: „N ajm łodsza pieśń
po lsk a" (1903.) i „Kwiat w spółczesnej poezji polskiej“ (1920).
O sobno w ydane utw ory oryginalne: „Sny o potędze“ (1901,
II wyd. 1905, III wyd. 1909, IV wyd. 1921, pop u larn e wyd.
jak o nr. 75 „W ielkiej B ibljoteki“, 1926, V wyd. 1931 w pierw -
szem w ydaniu ' zbiorow em „Pism “, tom I; ten cykl poezyj
o tw ie ra słynny sonet: „K ow al“, tu rów nież „D zwony“); „M istrz
T w ardow ski. Pięć śpiewów o czynie“ (poem at, 1902, II wyd.
1931 w tom ie III „Pism “); „Dzień duszy“ (1903, II wyd. 1908,
III wyd. 1912, IV wyd. 1922, V wyd. 1931 w tom ie II „P ism “,
p o ezje); „S karb“ (tragedia w trzech aktach, 1904, III wýd. 1921,
IV wyd. 1932 w tom ie V „P ism “ ; wystaw, w e Lw owie 19. IV.
1904 i w K rakow ie 16. IX. 1905 z Ludw ikiem Solskim w roli
S tra żn ik a Niezłomnego, ob. szkic p ortretow y przez W yspiań­
skiego rep ro d . przy H-em w yd.); „Ptakom niebieskim “ (1905,
II wyd. 1910, IV wyd. 1922, V wyd. 1932 w IV i VI tom ach
„ P ism “ p. t.„Ptakom niebieskim “ i „P ył z szat pielgrzym a",
poezje, tu m. i. „P iosnka ulicznika“, „Sonet szalony", cykl
.M o d litw a: I. O zbaw ienie zbrodniarzy. II. O sprzyjanie m ezna-
iącym cnoty. III. Jęk w yklętych zaułków “); „Godiwa (d ram at
w trzech, aktach, 1906, wyd. now e: ballada w 3 aktach, 19—.,
III w yd 1932 w VII tom ie „Pism “); „Gałąź kw itnąca“ (1908,
II w yd 1911 III wyd. 1922, IV wyd. 1932 w VIII tom ie „Pism “,
p o ez je ); „Igrzysko“ (1909, nowe wyd. 1922 III wyd. 1932
w IX tom ie „Pism “, d ram a t); „U śm iechy godzin (1910, n o w e ,
w yd 1922 III wyd. 1933 w X tomie „Pism “, poezje, tu m. i.
„K ry sta z pod p lo ta“, cykl „Siadem stopy a n ty c z n e j'); „W cie­
n iu m iecza“ (1911, now e wyd. 1922, III wyd. 1933 w. XI tom ie
P ism “ poezje); „To sam o“ (dram at w trzech aktach, 1912,
H wyd. 1923, III wyd. 1933 w XII tomie. „Pism “, . p ro z o ); „W a­
w rz y n y “ (d ra m at w trzech aktach, 1912, II wyd. 1923, III wyd.
1933 w XIV tom ie „P ism “ ); „Łabędź i ( L ira (1914 II wyd.
1923, III wyd. 1933 w X III tom ie „Pism poezje) ; „Siew doli

łeś ty lu d u “, „Jak P olska przetrw ała“, „Polsko, nie jestes ty


u 7 niew olnica“ . 0 F ran cjo !“, „Dzieci ołow iu“, „Ojczyzno
n a s z a “ i inne w iersze z lat wojny, n f dt01q ľ / ob№
zbiorem poprzednim cykl sonetów z roku 1905: „Gniew sp ia -
w iedliw y“ ) ; „Oczy o tc h ła n i“ (1919, weszły do „Żywiąc srę w c>-

ЛСеру“ f pT tón’f r i y n i e ^ ^ K o š d ó t e k w iejski“!1 „O strzesze n a;


s íe i“ ’Sady“ K artoflisko“, „Święto rosy“, „Gra ch m u r , „Mu-
- д а r ą r s :
fach. ’1920, nowe wyd w yjdzie !9 3 í w f ™ t
m iąca m uszla“ (1921, now e wyd. 1934 w XVIII t. „Pism pon
— 394 —
zm ienionym ty tu łem : „Sow iem p ió re m “, p o ezje; tu m. i. „N ok­
tu rn y “ ); „Żyw iąc się w locie“ (1922, no w e w yd. w yjdzie 1934:
w XIX t. „P ism “, p o em aty : „S onata księżycow a“, „O czy ot­
c h ła n i“, „H ym n do b a rw “, „P ean w iosen n y “, „P ieśń w ysokiego
w ic h ru “, „P rzed śp iew rad o śc i“, „W ino m iło ści“, „ T ry p ty k ew an­
geliczny“ ); „U cho igielne“ (1927, III w yd. 1929, n o w e w yd.
w yjdzie 1934 w XX t. „P ism “, poezje, tu m. i. „C horzy w p o ­
czekalni“, „O bjaw ienie“, „R adość“, „T a jem n ice“. „Ż eb rak “, „Po­
eta“, „In m em o riam “ W yspiańskiego, Ż erom skiego i K asp ro w i­
c z a ); „W ysokie d rzew a“ (1932, uk azały się z ko ń cem 1931, p o ­
ezje, tu m. i. „Ju d asz“, „Ł ach m an y “, „Jeśli istn ieje“. „P o p o ­
łudnie biednej niedzieli“, „K ow al słoneczn y “, „P o ctiw ała“ ). —
N ow e w iersze w czasopism ach, zw łaszcza w „K u ltu rz e“, „W ia­
dom ościach L ite ra c k ic h “, „Gazecie P o lsk ie j“. — „W y b ó r po-
ezyj“ (1911, 1920, 1923), „C hrystus i n ę d z a “ (w y b ó r poezyj
w w yd. „M in jatu ry “, 1924). — „P ism “ p ierw sze w y d an ie zbio­
row e w 20 to m a ch w ychodzi od ro k u 1931 n a k ła d e m W ydaw ­
n ic tw a J. M ortkow icza w W arszaw ie. —; O S-ie: A ureli D ro-
goszew ski: „Sny o p otędze“ („ P ra w d a “, 1901, n r. 51); tegoż:
„D zień duszy“ („O gniw o“, 1904, str. 32 i 56—57); Je rz y Żu­
ław ski: „M istrz T w ard o w sk i“ („Głos N a ro d u “ 1902, n r. 69);
K arol Irzykow ski: „M istrz T w ardow ski“ („P rzeg ląd “, 1902, nr.
232); tegoż: „Czyn i słow o“ (1913, str. 183—184); tegoż: „Z po­
w odu „P o łu d n icy “ — o S taffie i jego k ry ty k a c h “ („S kam an-
d e r“, 1921, t. II, str. 74—79); tegoż: „M otyw y d ra m a tu rg ii
S taffa“ („W iad. L iter.“ 1929, nr. 28); A dam G rzym ała-Sied-
lecki: „M istrz T w ardow ski“ („G azeta L w o w sk a“, 1902, n r a 83,
84 i 86) : tegoż : L. S. („Słow o P ol.“ 1902, n r. 162) ; tegoż
„G ałąź k w itn ą ca“ („K u rjer W arsz.“ 1908, n r. 198); tegoż:
„W cieniu m iecza“ („M useion“, kw iecień 1912, str. 121—127);
M arjan M assonius: „M istrz T w ardow ski“ („K siążka“ 1902, n r. 3 );
P io tr C hm ielow ski: „Ze w spółczesnego P a rn a s u “ („ K u rje r Co­
dzienny“, 1902, n r. 157); Ja n L orentow icz: „S k arb “ („G azeta
P o l.“ 1904, n r. 252); tegoż: „G odiw a“ („N o w a Gaz.“ 1906,
nr. 404); tegoż: „ L ite ra tu ra p olska od r. 1863“ (1932, str. 318—319,
380—381 i 406); W acław W olski : L. S. („W zloty n a P a r n a s “, 1902,
str, 133—143); O stap O rtw in: „S k arb “ („K ry ty k a“ 1904, I,
sir. 375—380); tegoż: „S zum iąca m u sz la“ („P rzeg ląd W arsz.“
1922, n r. 14, str. 264—268); tegoż: „U p o d sta w „staffizm u “
(„W iad. L ite r.“ 1929, n r. 289); S tanisław L ack : „S k arb “ („N ow e
S łow o“, 1904, str. 470—475); Ja n K aspro w icz: „S k arb („Słow o
P ol.“ 1904. n r. 193); W ilhelm F eld m an : „P iśm ien n ictw o p o l­
skie 1 8 8 0 -1 9 0 4 “, III wyd. 1905, t. III, str. 1 9 2 -1 9 7 i 208—211);
tegoż: „W spółczesna lite ra tu ra p o lsk a“ (V III w yd. 1930, str.
378—382, tam że uzup. S tefana K ołaczkow skiego, str. 650—65І
i 668); W łodzim ierz Spasow icz: „S k arb “ S taffa“ („P ism a“, t. IX,
1908, str. 297—306); S tanisław B rzozow ski: L. S. („K u ltu ra
i życie“, 1907, str. 122—158; przed tem w „K ry ty c e“ 1905);
tegoż: „L egenda M łodej P o lsk i“ (II wyd. 1910, str. 449—453);
Ja n Sten: L. S. („P isarze p olscy“, 1903, str. 123—126); tegoż:
L. S. („O W yspiańskim 'i inne szkice k ry ty cz n e“, 1906, str.
7 3 —84); B o h d an B reszel: „L. S. P ró b a sy n tezy “ („P rzeg ląd Ty-
godn.“ 1903, nr. 42); W alery G ostom ski: „P ta k o m n ieb iesk im “
(„K siążka“, 1906, n r. 4, str. 150—151); tegoż: „G odiw a“
(„K siążka“, 1907, n r. 5, str. 190); tegoż: „G ałąź k w itn ą ca“
(„K siążka“, 1909, n r. 10, str. 393—395); B. P ru sik : „L ad y Go-
d iva“ („N aro d n i L isty“, 1907, n r. 324; por. „ K u rje r W arsz.“
1908, n r. 71; zestaw ia u tw o ry Y rchlickiego i S ta ffa ); A dam
Z agórski: „Igrzysko“ („K ry ty k a“, 1909, II, str. 289—291); Ro­
m an Zrębow icz: „Igrzysko“ („K ry ty k a“, 1909, IV, str. 124—128);
- 395 —

n o m er k a ; ’i13“ “ 11 S taffa“ („Słowo Pol.“ 1909, n ra 93,


u tn ą P ę k a ls k i: „Staff a Licm ski“ („P raw d a“
1J09, n r a 9 і 10, p aralela literacka); Zygmunt L. Zaleski: „Po-
?naT a TTV°irCZf c S taífa“ (i,Dzieło Ì tw órca“ 1913, str. 63—
lOo); H erb ert Sand: „W spółczesna polska tw órczość d ram a­
ty czna .( U li, sir. 32—36 i 48—61); Marek R ap p ap o rt: „Kwe-
s tja polsko-ruska: Staffa „W aw rzyny“ (Lwów 1912); A ntoni
lo to c k i: „1 oiska literatu ra w spółczesna“ (1912, t. II str 228
i a r ? 4^ ? 09); Savitri: L - S. („M useion“, grudzień 1911,’ str. 98—
105); M ieczysław R ettm ger: L. S. („W śród w spółczesnych liry-
kow polsk ich “, 1913, str. 76—84); Jakób A ppensżlak: L. Š
(„P rzebudzenie“ , W arszaw a 1912, n ra 8, 10 i 11); Tadeusz D ą­
b ro w sk i: L S. („Sztuka“ 1913, t. III, str. 55 nast. i 93 n ast.) ;
S tan isław Skorupka: „P oeta m arzeń i m yśli“ („Z drój“, 1917
I, str. 63); W ładysław Kozicki: „Łabędź i L ira“ („K siążka“
1914, str. 285—286; „Słowo Pol.“ 1914, n ra 158 i 160); H enryk
ty c z y ń sk i : „K ult pogaństw a w m odernizm ie polskim “ („K urier
L w ow .“ 1919, nr. 308); Jan Łoś: „W iersze polskie“ (1920, str.
432—442); B ronisław Chlebowski: „L iteratura polska 1795—1905“
(1923. str. 427—429); E dw ard Porębow icz: „Lirycy F ran cu scy “
(„P rzegląd W arsz.“ 1924, nr. 37, str. 7 2 -7 8 ); W ładysław R ab­
sk i: „P ołudnica“ („T eatr po w ojnie“ 1925, str. 46—51); J a n
N epom ucen Miller: L. S. („Z araza w Grenadzie“, 192(3, str.
138—145); Zdzisław D ębicki: L. S. („P o rtrety “, 1927, str. 155—
172); Zygm unt W asilew ski: „L. S. W yobraźnia intelektualna“
(„P oeci i te a tr“, 1929, sir. 36—51, zestaw ia „Ucho igielne“
S ta ffa z „Księgą ubogich“ K asprow icza); W ładysław F olkierski:
„Sonet polski“ (1925, sir. 343); „W iadomości L iterackie“ (1929.
n r. 289, pośw ięcony Leopoldow i Staffow i); S tefanja Zdziechow-
sk a : „S taff w św ietle krytyki Brzozowskiego“ („Stanisław Brzo­
zow ski jako krytyk literatu ry polskiej“, 1927, str. 101—106);
M arjan Szyjkow ski: „L iteratu ra w spółczesna“ (1930, str. 260—
278); K azim ierz Czachowski: „Tom w ierszy o łasce Boskiej“
(„U cho igielne“ — w „Czasie“, 1928, nr. 11); tegoż: „Gościńcem,
pielgrzym a czyli o poezji Leopolda S taffa“ („Czas“, 1932, n r.'36);
L eo n P om irow ski: „W ysokie drzew a“ („K ultura“ 1932, nr. 9);
A leksander G uttry: „L. S. Der geistige F ü h re r der polnischen
D ich tung“ („Pologne L ittéraire“, 1931, nr. 57); W acław Borow y:
'L. S. (ang. „Slavonic Review“ XI, 1932, nr. 31 1 ddb.); K. W.
'Z aw odziński: „Staff w św ietle ostatnich w ierszy“ („Przegląd
W spółcz.“ 1933, nr. 132, str. 103—109); Tadeusz' Sinko: „Hel­
la d a i R om a w Polsce“ (1933, str. 296—299); Stefan N apier-
sk i: „P oezje S taffa“ („W iad. Liter.“ 1933,nr. 508); Paw eł
H ulka-L askow ski : L. S. („Gazeta Pol.“ 1933, nr. 307), Stani­
sław P iasecki: „Poezja m arki: Staff“ („Prosto z m ostu“, 1934,
str. 91—98, usiłuje podw ażyć znaczenie Staffa, ale opiera się
n a dow olnie w ybranych i nielicznych przykładach, w obec czego
błyskotliw e w yw ody m a ją ch arak ter feljetonow ej łatw izny i w tej
fo rm ie nie w ytrzym ują gruntow niejszej krytyki).

S tru g A ndrzej (pseudonim , w łaściw ie Tadeusz Gałecki) * 1873 w Kon-


stan ty n ó w ce pod Lublinem . N auki w gim nazjum lubelskiem
i w instytucie rolniczym w P uław ach. Jako działacz ośw iatow y
n a tereiiie ziemi lubelskiej aresztow any w r. 1894, w ięziony
w cytadeli w arszaw skiej i' zesłany do gubernji archangielskiej.
P o pow rocie do k ra ju polityczna p raca konspiracy jn a w P ol­
skiej P a r tji Socjalistycznej (nazw iska p arty jh e: tow arzysz Au­
gust', A ndrzej Galica). W roku 1901 odznaczony n a k o n k u rsie
Z w iązku N aiikow o-Literackiego we Lwowie pierw szą n ag ro d ą
396 -
za st udj um k rytyczne o Stefanie Żerom skim (d ru k . w zbiorow ym
tom ie „C h arak tery sty k L ite ra ck ich “, L w ów 1902, str. 1—47).
W rew o lu cji 1905—1906 ro k u b ra ł czynny u d ział w bo jo w y ch
w alkach p a rtji. Po likw idacji ru c h u w y jec h ał zag ran icę i o siad ł
w P aryżu. W 1. 1914—1915 w alczył w L eg jo n ach P iłsudskiego
jako u ła n po d Beliną. P otem p rze b y w a ł w Z akopanem . Po
w ojnie n a d a l czynny w P olskiej P a rtji S o cjalisty czn ej, z k tó rej
ram ien ia se n ato r R zeczypospolitej. Jako członek opozycyjnego
w stosu n k u do rzą d u obozu, nie p rz jy ą ł w listo p ad zie 1933
ofiarow anej m u godności A kadem ika L ite ra tu ry . O trzy m ał n a ­
grodę literac k ą Z agłębia D ąbrow skiego (p rz y zn a n ą ty lk o je d n o -
razow ó) i w r. 1933 n ag ro d ę literac k ą m. Łodzi. W czaso­
pism ach d ru k o w a ł m. i. stu d ju m o „ P o p io ła c h “ Żerom skiego —
w „O gniw ie“ 1904, str. 103—І04, 128—130, 152—154 i 174—176
tam że w r. 1903 in n e szkice k ry ty cz n o -lite ra ck ie ); opow ieść-
„T om ek“ — w „K ulturze P olski“ 1917; p rze d m o w a do to m u
u tw o ró w S tan isław a D ługosza: „P rzed złotym czasem ...“ (1917;;.
stu d ju m o D ostojew skim jako przed m o w a do „Z b ro d n i i k a ry “
w polskim przek ład zie „D zieł“ rosyjskiego p isa rz a (1928). —
O sobno w y d ał: „L udzie podziem ni“ (1908, III w yd. 1930; u tw o ry
now elistyczne pisane w K rakow ie i W arszaw ie 1905—1907:
N ekrolog. „Co złe to w gruzý“. W igilje. Z rę k i p rzy jaciela.
N a stacji. Zm ora. O jciec i syn; p rze k ład y czeski 1912, rosyj.
1924, w ęgier.); „Ju tro ...“ (1909, III wyd. 1930; pis. w P a ry ż u
1908; p rze k ład rosyj. 1925); „Ze w spom n ień stareg o sy m p a­
ty k a“ („L udzi podziem nych“ se rja druga, 1909, III w yd. 1930;
pis. w K rakow ie — P aryżu, 1907—1908: Z po w ro tem . O d ru ch y .
Ze w spom nień starego sy m p aty k a; p rze k ład y czeski 1912, ro ­
syjski 1925); „W tw ard ej służbie“ („L udzi p o d ziem n y ćh “ s e rja
trzecia, 1909, III w yd. 1930; pis. w P a ry ż u 1909: P rolog. Cie­
nie. Sielanka. O statnie listy ); „D zieje jednego p o cisk u “ (1910,
ost. wyd. 1929; p rze k ład y niem . 1912, ro sy j. 1924, holend.);.
„O jcow ie n a s i“ (1911, III wyd. 1930; pis. w P a ry ż u 1910: Mo­
giłka. Ic h syn. B estja. P an i parobek. P osiew śm ierci. P o la k i);
„ P o rtre t“ (pow ieść, 1913, III wyd. 1930; pis. w P a ry ż u 1912);
„C h im era“ (pow ieść, 1918, II wyd. 1930; pis. w Z akopanem
1916); „O dznaka za w iern ą służbę“ (1920, II w yd. 1931; pis.
w W arszaw ie 1920); „P ieniądz“ (pow ieść z obcego życia, 1921,.
II wyd. 1930; p ie rw o d ru k w „Sw iecie“ 1914; pis. w P ary żu
1913—1914; p rze k ład y rosyj. 1923, łotew ski 1924, czeski 1925);
„M ogiła nieznanego żo łn ierza“ (pow ieść, 1922, ost. wyd. 1931;
pis. w P oznaniu, W arszaw ie i S iedlcach; p rze k ład y czeski 1924,
rosyj. 1928); „K ro n ik a Św ieciechow ska“ (1924, w łaściw ie 1923,
II wyd. 1930; pis. w Z akopanem 1916: P o d ró ż n ao k o ło św iata.
Żywot lo rd a C am elford. Itałja. Z k ro n ik i św ięciechow skiej.
Sine plam y. Śm ierć C hińczyka); „P okolenie M ark a Šwidy“ (p o ­
w ieść, 1925, II wyd. 1929; p rze k ład rosyj. 1926); „ F o rtu n a k a ­
sje ra S piew ankiew icza“ (pow ieść, 1928;"p rz e k ła d ro sy j. 1929);
„K lucz o tc h ła n i“ (1929: Święte św iętych. K lucz p rzep aści. Żoł­
n ie rz z p od St. Beat. U czta zw ycięstw a. Ci, co p a m ię ta ją i;
„Żółty K rzyż“ (I. T ajem nica Renu. II. Bogow ie G erm anji.
III. O statni film Evy E v a rd ; 1932—1933). — Z biorow e w y d a­
nie „P ism “ n ak ład e m Tow. W ydaw niczego J. M ortkow icza
w W arszaw ie, 20 tom ów , 1930—Í931. — W ro k u 1933 d ru k o ­
w ał w „T ygodniku Illu stro w an y m “ pow ieść „M iljard y “ (zw ią­
zaną z „P ieniądzem “ ). — O S-u: W ilhelm F eld m a n — w „K ry ­
tyce“ 1911, IV; tegoż „W spółcz. Kt. pol.“ (VIII w yd. 1930, sir.
561—564; tam że uzupełnienie S tefana K ołaczkow skiego, str. 625);
A ntoni P otocki: „P o lsk a lit. w spółcz. (1912, t. II, 288—289);
Adam G rzym ała-Siedlecki: Rok 1863 w now ej lunecie — w „Mu-
397

“ ľ і 19u2 lnl|g ie1C’ s tr - 3~ 27¡ W łodzim ierz Jam polski -


:Д^іУІУсе lip.—sierp.; Anna Leo — w „Sfinksie“ 1913
k w iecień; N atal]a Jastrzębska — w „E chu iit.-art.“ 1913 kwie-
' рпЄп .; Kai-ol Irzykow ski: „Czyn i słow o“ (1913, str. 20—27 65—
< Mazanow ski: „Pogłosy Młodej P o lsk i“ (1915,
s t r 10/—109); Leon P iw iński — w „Przeglądzie W arsz.“ 1921
p azdz , ^1922 lipiec, 1924 styczeń, 1925 czerwiec, w „Swiecie
K siążki 192b nr. 1—3, w „Roczniku Literackim za ro k 1932“
nïÎL /0; ; ; 71; Z to s ła w Dębicki: „P o rtre ty “ (1, 1927, sir. 1 9 5 -
212); W iłam H orzyca — w „W iadom. L iter.“ 1926, nr. 153;
C zesław B oratyński: O idee społeczne w poezji — w „Głosie
L ite r.“ 1928, nr. 11; Z of ja G ruszczyńska: Malarz b o h aterstw a
polskiego — w „Antenie polskiej“, 1928, nr. 4; Jan L orento-
wicz : „ L iteratu ra polska od r. 1863“ (1932. str. 376—377 i 385—
386); Leon P om irow ski: „N ow a literatu ra w now ej P olsce“
(1933, str. 147—155); Em il B reiter: „Żółty K rzyż“ — w „W iadom
L ite r.“ 1932, nr. 465, 1933, nr. 523; Zygmunt L. Zaleski: „At­
titu d es et D estinées“ (1932, str. 2 9 4 -3 0 2 ); Jan T opass: L a tri­
logie ď A. S. — w „Pologne Litt.“ 1933, nr. 82; Kazim ierz Cza­
ch o w ski: „F o rtu n a k asjera Spiewankiewicza“ i „Klucz o tch łan i“ —
w „C zasie“ 1928, n r. 74 i 1929, nr. 149; tegoż: A. S. — w „Cza­
sie“ 1932, nr. 48; tegoż: Renesans powieści polskiej — w ".Cza­
sie“ 1933, nr. 93 (o „Żółtym K rzyżu“).

Wyspiański S tanisław (Mateusz Ignacy, 3-ch imion) * 15. I. 1869


w K rakow ie przy ul. K rupniczej nr. 15 (u rodziców m atki;
1 28. XI. 1907 w K rakow ie. Syii rzeźbiarza F ranciszka W-go
(flO . XI. 1901, syn urzędnika podatkowego w Krakowie, 1804—
1875, i W iktorji z G adulskich; o nim Jan D ü rr w ..II. Kur.
Codz.“ 1934, nr. 1, Dod., oraz: „Tow iańczycy krakow scy“ —
tam że nr. 22, Dod.; Tadeusz Żuk Skarszewski: „Ojciec poety“ —
„Gaz. L iter.“ 1926, nr. 4) i M arji z Rogowskich (f 1874). Lata
d zieciństw a u ojca w dom u Długosza u podnóża Wawelu. Po
śm ierci m atki w ychow yw ał sie, u jej siostry Janiny, zamężnej
za K azim ierzem Stankiewiczem, urzędnikiem Kasy Oszczędności
w K rakow ie (uczestnikiem zam achów rew olucyjnych), przy ul.
Zacisze 2 („Pam iętniki ciotki Janiny Slankiew iczow ej“ z lat 1874—
1897 w ydał Jan D ü rr w „Przeglądzie Powsz.“ maj i czerwiec
1932). W latach 1879—1887 uczył się w gim nazjum św. Anny,
gdzie kolegow ał i zaprzyjaźnił się ze Stanisław em E streicherem ,
H enrykiem Opieńskim, Józefem Mehofferem (z m łodszym o rok
L u cjan em Rydlem nie- kolegował, lecz już w czasach szkolnych
z a p rzy jaźn ił się). Do grona przyjaciół 'młodości (powiększonego
w czasie studjów uniw ersyteckich) należeli nadto : Karol Masz-
kow ski, Tadeusz Stryjeński, Ludw ik Janikow ski, Ja n Nowicki
i i. P rzebieg egzam inu i świadectwo dojrzałości podano w wy­
d aw nictw ie: ,,St. W-mii... w hołdzie młodzież krakow skich szkół
...i. L istopad 1932“. Po m aturze podróż po Galicji aż po Halicz,
w ro k u następ n y m w Opoczyńskie razem z prof. Wład. Łuszcz-
kiew iczem dla badań nad sztuką kościelną (Jan D ü rr: „N ieznana
k a rta z życia St. W-go“ — „Przegląd W arsz.“ 1925, nr. 50,
sir. 144—І52). Od najm łodszych lal pochłaniał książki, roz­
czy ty w ał się w Ujadzie, Dantem, Szekspirze, Goethem, poetach
p o lskich zw łaszcza rom antycznych, ale i w histo ry k ach pol­
skich, k tó ry ch znajdow ał w bibljoteczce w uja Stankiewicza.
W raz z kolegam i często byw ał w teatrze, sam b ra ł udział
w przedstaw ieniach am atorskich (Stanisław E streich er: „St. W.
jako a k to r“ — w w ydaw nictw ie: „W-mu T eatr Krak. 1932 ).
Od dziecka rysow ał wiele, na ławie szkolnej pisał już w iersze
— 398 —
(po m ijając w cześniejsze p ró b y , p ierw szy d o ch o w an y fra g m en t
d ram aty czn y : „B atory p od P skow em “ z r. 1886; in n e ju v en ilia
w VII i V III t. „D zieł“ ). P rz y ja ź ń z B rudzew skim i w K o rab n i-
k ach p od Skaw iną, gdzie b y w ał częstym gościem w 1. 1888—1889
(Jan D ü rr: „E ro ty k i W-go. N ieznany p am iętn ik p o ety “ — „T y ­
godnik 111.“ 1931, n r. 39; S tanisław W asylew ski: „D w ó r w Ko-
rab n ik ach . R ozm ow a z M arylą B ru d zew sk ą“ — „W iad. L ite r.“
1933, n r. 477). W 1. 1887—1890 stu d ja w k rak o w sk iej Szkole
Sztuk P ięk n y ch p od d y rek c ją M atejki, k tó ry w ogóle d ziełam i
sw em i silnie n a W-go oddziałał. R ów nocześnie zap isał się n a
w ydział filozoficzny uniw . Jagiellońskiego, ale n a stu d ja te nie
starczyło m u już czasu, zw łaszcza że w r. 1888 T adeusz Stry-i
jeń sk i w ciągnął W-go do p rac y n a d p o lic h ro m ją w kościele
M arjackim , m a lo w an ą przez M atejkę. (Do la t szk o ln y ch i u n i­
w ersyteckich W-go n ajlep szą rzeczow ą w a rto ść m a ją w sp o m n ie­
n ia prof. Stan. E stre ic h e ra : „Z la t szk o ln y ch Śt. W -go“ —
„Tyg. 111.“ 1907, n r. 51; „L a ta szkolne SI. W-go. — St. W.
w uniw ersytecie Jagiellońskim “ — 1933, odb. z „P rzeg ląd u
W spółcz.“ n r a 128 i 129, u zu p ełn io n a ilu s tra c ja m i; „M łodociane
w iersze St. W -go“ — „R uch L ite ra ck i“, 1932, n r. 9; n a m a te rja le
źródłow ym o p a rte są p ra c e Ja n a D iirra : „L a ta u n iw ersy te ck ie
St. W -go“ — „P rzegląd W arsz.“ 1923, n r. 27, str. 407—410,
і 1924, nr. 37, str. 61—64; „W krak o w sk iej Szkole Sztuk P ięk ­
n y c h “ — „II. K ur. Codz.“ 1933, nr. 315, D od.; „W. a k sią żk a
w la ta c h m łodzieńczych“ — „R uch L iter.“ 1930, n r. 3). O trzy­
m aw szy stypendjum , w y jech ał W. w r. 1890 zagranicę, p rze z
W iedeń, W łochy i S zw ajcarję do P aryża, w p o d ró ży po F ra n c ji
zajęły go zw łaszcza k a te d ry gotyckie, w d ro d ze p o w ro tn ej zw ie­
dził N iem cy (zaw adził i o B ay reu th dla o p ery w ag n ero w sk iej),
P rag ę Czeską, Śląsk i W ielkopołskę. N ajciekaw sze i n ajo b fitsze
z tej p o d ró ży szczegóły w listach W-go do Tad. S try jeń sk ieg o
(w ydał W łodz. Żuław ski — „C zas“, 1932, n r a 273, 275, 276
i 278; list z Lignicy — w „R oczniku ilu str. Tow. P rz y ja c ió ł
Sztuk P iękny ch w K rakow ie“, 1923, str. 8—9; iist z N o ry m b erg i —
w „L istach z te a tru “, K raków , P aźd ziern ik 1924, sir. 37—38;
list z W enecji — w „Gazecie L ite r.“ 1932, nr. 3; Ja n D ü rr: „P o ­
dróż W-go po W łoszech“ — „K u rje r W arsz.“ z 26. III. 1932).
Po pow rocie czterotygodniow a słu żb a w ojskow a. W sty czn iu
1891, po uzyskaniu now ego stypendjum , w y jazd n a stu d ja m a­
larsk ie do P aryża, dokąd do ro k u 1894 jeszcze trz y ra z y n a
dłużej w yjeżdżał.. W P ary żu pierw sze p ró b y d ram a ty cz n e, ja k o
lib re tta operow e, do k tó ry c h m uzykę m iał k o m p o n o w ać H en ­
ry k O pieński (d ochow ał się w pierw otnej re d a k c ji z ro k u 1893:
„D aniel“ ; daw niejsza, bo z ro k u 1892, pierw sza' re d a k c ja „L e­
gendy“, ale w y d an a przez poetę w form ie w ykończonej w ro k u
1897). (F elicjan Szopski: „W. a o p e ra p o lsk a “ — „Ťyg. 111.“
1907, n r. 50 — o p o m y słach m uzyczn y ch W -go; n ajw ięcej
szczegółów w a rty k u ła c h i w spom nieniach H en ry k a O pieńskiego:
„M arginesy au to rsk ie do „L egendy“ — „N ow a G azeta“, 1907,
n r. 137, dod. „Lit. i Szt.“ ; „Jego h a rfa m u zy czn a“ — ibid.
n r. 352; „M łodość W -go“ — ibid. n r. 367; „Z naczenie m uzyki
w d ra m a ta c h W -go“ — „S ztuka“, n r. 1, m arzec 1911; „M ło­
dość W-go i jego m uzyka“ — „ K u rje r P o zn ań .“ 1922, nr. 295;
„M uzyczna n a tu ra W -go“ — „ K u rje r P o zn ań .“ 27. XI. 1932;
w ostatn im arty k u le podano n iezn an y list do O pieńskiego; 40
listów W-go do O pieńskiego z lat ‘ 1891—1897 w y d ała J u lja
O ksza (K isielew ska): „Z m łodzieńczych lat St. W -go“ — P rz e ­
gląd N á r o d “ 1909, I, str. 202—22Ó і 327—354; o fik cy jn y m
liście z K o n stan ty n o p o la — „R uch L ite r.“ 1929, n r. 7, i „Ga­
zeta L iter.“ 1932, n r. 3). W ażnem źródłem do m ło d o ści W-go
- 399 —

L itew skim ' , 1908, n ra 2 2 8 -2 3 3 ; ze S trassburga 10. VIL 1890 -


w „C zasie' 2.) XII. 1909, przedruk, w „Nowej Gazecie“, 1909.
n r. ü9¿; z nad m orza we F ra n cji 1890 — „Czas“ 1909, nr. 82-
z rękopiśm iennego zbioru korzystali i cytują w yjątki: A. g ’.
Siedlecki i ad. Smko i Wine. T rojanow ski w sw ych p racach
0 W -im ; list z K rakow a 6. III. 1895 — w „L istach z T ea tru “
K rakow , paźdz. 1924, str. 3 8 -4 2 ). Tak samo tylko częściow i
w y d an e listy do K arola Maszkowskiego (10. XII 1890 — 23 X
1891, w „L am usie“, I, 1909, str. 237-257, i II, 1910, str. 3 5 1 -
391; frag m en ty listów z 3. IV. i 16. IV. 1892 przytacza Balię
w sw ej książce o W-im, str. 247 i 250—252). L isty z P ary ża
do w ujostw a Stankiew iczów (6. IX. 1893 — 6. VI 1894)
w „M askach“ 1918, str. 667—674 (nadto list z 8. X. 1891 —
w „Czasie“, 1932, nr. 295). (Zbiorow e w ydanie w szystkich
listó w W-go przygotow uje W łodzim ierz Żuławski). W związku
z p ra c ą konkursow ą nad w itrażem dla katedry lwowskiej („Po­
lo n ia“, 1894) n a p isa ł-W . w r. 1893 scenę dram atyczną: „K ró­
low a K orony P olskiej“ (niezakw aliťikow anä do druku przez re ­
d ak cję „Czasu", w ydana pośm . najp ierw w „Czasie“ 18. IV
1908). P ro je k tu w itrażu lwowskiego nie przyjęto do w ykonania,
n a to m ia st w latach 1896 i nasi. p racuje nad pow ierzoną mu
p o łic h ro m ją p rezb iterju m i w itrażam i w kościele F ranciszkanów
w K rakow ie. W 1. 1896—1897 ilustracje do „Iljady“ (reproduk.
w „Tyg. 111.“ obok przekładu R ydla; następnie w ydane przez
W-go z przekładem Jul. Słow ackiego: „H om era Iliada — Po­
m ó r — Gniew", 1903, tekst grecki opracow ał Leon Sternbach).
Od stycznia 1897 m ieszkał W. w pokoiku przy ul. Poselskiej 8,
II p., od lipca 1898 przy placu M arjackim 9, I p., po „W e­
selu “ przen ió sł się stąd n a K row odrze 157 (obecnie K row o­
d e rsk a 79, z w idokiem na Błonia i Kopiec Kościuszki, stąd
m alo w ane przez W-go w 1. 1904—1905). W r. 1897 należał
do pierw szego składu tow arzystw a artystów p. n. „Sztuka“
1 do najbliższych w spółpracow ników „Życia", założonego przez
Szczepańskiego, jego udział w tein piśmie, od którego się p rzej­
ściow o odsunął, n a b ra ł znaczenia dopiero za redakcji P rzyby­
szewskiego, k tó ry mu pow ierzył kierow nictw o artystyczne, od
n r u 40-go z 29. 'X. 1898 do n ru 12-go z 5. VII. 1899, poczem
n azw isko W-go znika ze składu redakcyjnego. W num erze
2 „Życia“ z 2) X. 1897 arty k u ł W-go o pom nikach Mickiewicza,
w n rze 7 z 6. XI. 1897 o kościele św. K rzyża w K rakow ie
O daw nej p o lichrom ji Kościoła św. K rzyża i o W itrażach Do­
m in ik ańskich pisał w I i II tom ach „Rocznika K rakow skiego“
Z 1 1898 i 1899. W r. 1897 w ydał osobno: „Legendę“, w r. 1898:
„M eleagra“. W „Zvciu“ z 26. XI. 1898 pierw odruk „W arsza­
w ian k i“, z 15. VIIÌ. 1899 — „K lątw y“. „W arszaw ianka“ w ysta­
w io n a n a scenie krakow skiej 26. XI. 1898. W r. 1898 jedyny
p o b y t w W arszaw ie (Jan D ü rr: „Pobyt W-go w W arszaw ie“ —
. II K ur. Codz." 1933, Dod. Kur. Lit.-Nauk. nr. 23; por. studjum
B orow ego o „N ocy L istopadow ej“). W r. 1900 i n a s t p o w stają
k a rto n y do w itraży w aw elskich i związane z niem i rapsody

racy jn y ch . O w pływ ie --------- . , . . , . ,


Sinko w e w stępie do V-go t. „Dzieł“ (str. LXXXVII), gdzie ko­
rz y sta ł i z niew ydanych listów W-go do prof. Ju ljan a Nowaka,
k tó ry w ogól с gorliw ie a dyskretnie zabiega! o los artysty, ży­
ciowo bardzo niezaradnego. (Ze w spom nień N ow aka o W-im :
— 400 —

„11. Kur. Codz.“, 1928, n r. 51 i 1932, n r. 330; „C zas“ — 1932,


n r. 273; „G azeta L ite r.“ 1932, n r. 3; „W -m u T e a tr K rak. 1932“,
iStr. 29—30 — tu dw a listy W -go). 18. IX. 1900 w kościele
św. F lo rja n a W. zaślu b ił T eofilę S pytków nę, k o b ietę z ludu,
daw niej dom ow nicę jego ciotki. W esele b ro n o w ick ie L u cjan a
R ydla ciało m a te rja ł życiow y do arcydzieła d ram aty czn eg o W -go:
„W esele“, w ystaw , n a scenie k rakow skiej 16. III. 1901. (Boy-
Żeleński; „P lo tk a o „W eselu“, 1922, i „Z atarg b o h ateró w „W e­
sela“ — w tom ie; „M arzenie i P y sk “, 1930, sir. 112—155; Stan.
E stre ic h e r: „N arodziny „W esela“ — 1926, odb. z „P rzeglądu
W spółcz;“, n r. 48; por. n a d to : W łodzim ierz T e tm a je r: „C hłop
polski n a u roczystości m ickiew iczow skiej“ — „Życie“, 1898,
p rze d ru k w tegoż a u to ra „N ocach L e tn ic h “, 1902, str. 51—72;
k o m en tarz L eona Płoszew skiego do wyd. „W esela" w „W ielkiej
B ibljotece“, 1928, n r. 3; ró żn e sądy o „W eselu“ streszcza i cy­
tu je S tanisław Cyw iński: „S ym bolika „W esela“ — 1931, odb.
z „Myśli N aro d o w ej“). D la sceny krak o w sk iej o p ra c o w a ł W.
„D ziady“ M ickiew icza (w ystaw . 31. X. 1901, w ydal W. osobno
w listop. 1901; z o cen : Józef T retiak : In sce n iza cja „D ziadów “ —
„C zas“ 1901. n r a 252. 253 i 255; Je rz y Ż uław ski: „D ziady“
w układzie W-go — „Głos N aro d u “ 1901. n r. 243—252; W łady­
sław B ogusław ski — „ K u rje r W arsz.“ 1901, n r. 305). N a scenie
krakow skiej w ystaw ił W. n astęp n ie: „W yzw olenie“ (28. 11.1903),
„P ro tesilasa i L ao d ąm ję“ (25. IV. 1903, z M o d rzejew sk ą)
i „B olesław a Śm iałego“ (7. V. 1903), poczem p o ró żn ił się z dyr.
te a tru Józefem K otarbińskim , gdyż ten nie p rz y ją ł „A k ro p o lis“
p. książkę K otarbińskiego o W -im ). W lip cu Ì903 p o b y t k u ­
ra c y jn y w R ym anow ie, w sierp n iu 1904 i 1905 w B a d -H all
W r. 1904 urządzenie w n ętrza D om u L ekarskiego p rzy ul. Ra-
dziw iłłow skiej w K rakow ie. W r. 1905 s ta ra n ia o d y rek c ję te a tru
krakow skiego i zw iązane z tem plan y inscen izacy jn e i w łasn y ch
d ram a tó w h isto ry czn y ch (ob. Józéf S kąpski: W. a te a tr k rak o w ­
ski — „II. K ur. Codz.“ 1927, n r. 328; L eon P ło szew sk i —
w „W -m u te a tr krak. 1932“, str. 12—25, w e w stępie do VI tom u
..D zieł“, o raz V III tom „D zieł“ ):. W czerw cu 1905 ra d n y m m ia­
sta K rakow a (ob. Józef S kąpski: W . jako ra d c a m iejsk i — „II.
K ur. Codz.“ 1927. n r. 332: Leon P łoszew ski we w stęp ie i tek­
sty w VIH t. „D zieł“ ). P rzygotow ane do w y d an ia w r. 1905
jako osobny d ru k poetyckie „O rędzie“ (H ym n Veni C rea to r) nie
w yszło (druk. później w „N ow ej R eform ie“. 1906, n r. 125, p rz e ­
d ru k w książce zbiorow ej „Na now ą szkołę“, 1907; L eon P ło ­
szew ski: St. W-go „O rędzie“, 1930, odb. z „Silva R e ru m “ ). R ap ­
tularze poety z lat 1904 i 1905 w V III t. „D zieł“. L isty do
A dam a C hm ielą z lal 1904— 1907 wyd. w „M iesięczniku lite­
rack im i arty sty cz n y m “ (1911. t. I, str. 121—135 i 240—246).
W ro k u 1905 o trzy m ał n agrodę m a larsk ą A kadem ji U m iejętn o ­
ści za pejzaże z K dpcenr K ościuszki oraz d y p lo m Tow. „P o l­
ska Sztuka S to so w an a“ z w ystaw y d ru k arsk iej za p rzeło m o w e za­
sługi arty sty czn e n a tern polu. W r. 1906 p o w o łan y n a k ated rę
m a larstw a dekoracyjnego i kościelnego w A kadem ii Sztuk P ięk ­
nych w K rakow ie. O statnie dw a la ta n a w si w W ęg rzcach pod
K rakow em . Ciężko chory, do ko ń ca b y ł czynny. W o sta tn im ro k u
życia w ydał drukiem Skałkę“, „C yda“, '„ P o w ró t O dysa“ „Sę­
dziów “. niem al w ykończył „Z ygm unta A ugusta“, z k tórego cztery
sceny d ru k o w a ł tegoż ro k u w czasopism ach k rak o w sk ich . W sta ­
nie beznadziejnym przew ieziony do lecznicy w K rakow ie, gdzie
u m arł. P o ch o w an y 2. XII. 1907 w G robach Z asłużonych n a
n a Skałce. D la krzew ienia k u ltu poety najw ięcej zro b ił W ilhelm
F eldm an, zarów no sw em i stu d jam i o poecie, w y d aw n ictw em
jego pism , ja k i ak c ją w „K rytyce“ (po śm ierci p o ety przez
— 401 -

dłuzszy czas stała ru b ry k a o W-im p. ,t. „Genjusz a społeczeń­


stw o W listopadzie 1932 uroczyście obchodzono w K rako­
w ie i w całym k ra ju dw udziestą p ią tą rocznicę zgonu poety. —
O sobne w ydania utw orów poety za jego życia: „ L e g e n d a “
(1897; pis. P aryż 1892 — Kraków 9. IX. 1897; II wyd. zm ie­
nio ne — druk. 6. V. 1904; o rękopisach inform uje A dam Chmiel
w I tom ie „Dzieł“, gdzie b ra k z w ydania oryginalnego z r. 1904
ry su n k ó w dekoracyj scenicznych; istnieją nadto ry su n k i 16-tu,
ja k sam arty sta nazw ał, „lalek teatraln y ch “, przedstaw iające
o soby z „Legendy“ ; w ystaw. wre Lwowie 1905, w w arszaw skim
T eatrze P raskim 1927); „ M e l e a g e r “ (Tragedja, 1898; pis,
P ary ż 1894 — K raków 9. III. 1897; II wyd. 1902; w ystaw .
K raków 14. III. 1908, Lwów7 15. XII. 1913; p rzekład rosyj.
1908 i 1914); „ W a r s z a w i a n k a “ (Pieśń z ro k u 1831, 1898;
p ie rw o d ru k w ,„Życiu“ z 26. XI. i 3. XII. 1898; pis. P aryż
12. VIII. 1893 — K raków 12. XI. 1898; II wyd. 1901; III wyd.
1902; IV wyd. 1903; V wyd. 1906; w ystaw. K raków 26. XI. 1898
z Solskizn w roli W iarusa, do roku 1932 grano 79 razy ; Lwów
2. VII. 1901, z M odrzejew ską w roli M arji (w yjątki recenzyj
z obu p rem jer podaje Juljusz Saloni w kom entarzu do wryd.
w „W ielkiej B ibljotece“, n r. 38, 1929); Poznań 29. XI. 1902;
W a rszaw a T eatr P olski 17. IX. 1915, N arodow y 1923; p rze­
k ła d y : chorw acki 1915, fiński 1916, niem. 1918, czeski 1918,
fran c. 1927); „ P r o t e s i l a s i L a o d a m i a “ (Tragedja, 1899,
p ie rw o d ru k wr „Przeglądzie P olskim “, lipiec 1899; pis. K ra­
ków7, lu ty 1899; II wyd. 1901; wystaw. K raków 25. IV. 1903,
z M odrzejew ską, Lw7ów 15. ХН. 1913; przekłady: esperanto 1908,
fran c. 1913, czeski 1920, ang. 1933); „ L e l e w e l “ (D ram at
w pięciu aktach osnuty n a tle w ypadków sierpniow ych w W ar­
szaw ie 1831-go roku, 1899; pis. Kraków, luty 1899 — p ier­
w o tnie d ał poeta tytuł: „Statyści“ ; wystaw. K raków 20. V. 1899,
W arszaw a T eatr N arodow y 28. XI. 1928); „ K l ą t w a “ (T ra­
gedja, 1899, p ierw odruk w „Życiu“ 15. VIII. 1899; pis. K ra­
ków , VI — І2. VII. 1899; II wyd. 1901; III wyd. grudzień
1904; w ystaw . W arszaw a T eatr w F ilh arm o n ji 6. XII. 1909,
T e a tr W ielki 22. III. 1910, K raków 3. XII. 1921, W arszaw a
T e a tr M ały 1926; przekłady: niem. 1908, czeski 1909, chorw .
1921, franc. 1925, II wyd. 1933); „ B o l e s ł a w Ś m i a ł y “
(poem at, część pierw sza: strofy I—XLVIII, 1900, pierw odruk
w „K rytyce“ — m aj 1900;. pis. styczeń, luty i maj 1900; II wyd.
1902 całość, dod ana tablica z rep ro d u k cją w itrażu: Święty
S tan isław ); „ K a z i m i e r z W i e l k i “ (poem at, 1900, pierw o­
d ru k w „Czasie“, czerw iec 1900; pis. styczeń, kwiecień i ma]
1900; II wyd. 1901, dodana tablica z reprodukcją w itrażu: Ka-
zim ierz W ielki; z następnych w ydań: popularn e — z p rzed­
m ow ą i objaśnieniam i A. G. Siedleckiego, „B ibljoteczka Urn-
w ersy tetó w Lud. i Młodzieży Szkolnej“, nr. 219 1920; p rze­
k ła d ‘ czeski 1931); „ L e g j o n “ (Scen dw anaście,1 9 0 0 ; Pi®- paz-
d ziern ik —listopad 1900; II wyd. 1901; wystaw. K rakow 28 XI.
1911, do r. 1932 grano 42 razy, W arszaw a T eatr N arodow y
1930V W e s e l e “ (D ram at w trzech aktach, 1901 m aj; pis.
1901 П wyd. koniec 1901 z datą 1902, III wyd. 1903; IV wyd,
1908’ pośm iertne pod red. A dam a Chmielą, uzupełnione z rę ­
k o pisu scenam i, które pierw otnie w chodziły w tekst u tw o ru ;
z n astęp n y c h wyd. z kom entarzem Leona Płoszewskiego w
Inei B ibliotece“ Nr. 3. 1928; wystaw. K rakow 16. III. 1901,
d o 'r o k u 1932 grano 153 razy, Lwów 24. V. 1901, W arszaw a —
w cześniej n a tajn y ch zebraniach i o w a r z y s k i c h częsciowo IeM r
M ały - m aj 1906, Z jednoczony - grudzień 1911 Rozm aitości
6 III 1915 Polski 7. XII. 1922, N arodow y 1932; W ilno -
26
O braz współczesnej literatury polskiej. Tom II.
— 402 —

listopad 1907, P e te rsb u rg 1912, P o zn ań — listo p ad 1918, p rz e d ­


tem zabro n io n e przez w ładze niem ieckie, k tó re w гоїш 1908
rozciągnęły zakaz n a w szystkie dzieła W yspiańskiego, R ed u ta
w W im ie 1926, Ł ódź 1932; p rze k ład fran c. 1917 — w ystaw .
1923 w te atrzy k u „A rt et A ction'1 w P ary żu , czeski 1919, an g .);
„ W y z w o l e n i e “ (D ram at w trze ch ak tach , 10. I. 1903; pis.
akt 11 — 4. 1. 1902, akt III — styczeń 1902, ak t I — kw iecień
1902, po tem u zu p ełn ian y i p o p ra w ia n y jeszcze w d ru k u ; 11 wyd.
10. II. 1906, z i-go wyd. opuszczono tu k o ń co w e o b ja śn ie n ie;
w ystaw . K raków 28: ił. 1903 p rzy osobistej re ż y se rji au to ra ,
do r. 1932 grano 51 raz y ; W arszaw a T e a tr P o lsk i 12. IV. 1916,
N arodow y 1924 tylko akt I; R ed u ta w W ilnie; p rz e k ła d fra n c );
„ B o l e s ł a w Ś m i a ł y “ (D ram at w trze ch ak tach , 1903; pis.
w rzesień 1902 — kw iecień 1903; w ystaw . K rak ó w 7. V. 1903,
do r. 1932 g ran y 39 razy, Lw ów 1906, W a rszaw a T e a tr Roz­
m aitości 15. XII. 1907, P o zn ań 1922; p rz e k ła d ch o rw . 1919;
0 stu d ja c h p o ety do d ram atu , p ro je k ta c h d ek o ra cy jn y c h i ko-
stjum ow ych, w yznaniach w ierszem n a ten tem at — ob. „D zieł“
t. III, sir. 496—499; n ad to A dam C hm iel: „A rch eo lo g ja d ra m a tu
„B olesław Śm iały“ St. W -go“, 1903, odb. z „C zasu" n r. 116B,
oraz w zw iązku z tern uw agi Józefa K otarb iń sk ieg o : „W służbie
sztuki i p o ezji“, 1929, str. 161—164); „A c h i 11 e i s “ (Sceny
dram aty czn e, 22. XII. 1903; pis. m arzec, m aj 1903 i do 3. X. 1903;
'wystaw . W a rszaw a T e a tr im. B ogusław skiego 14. XI. 1925,
K raków 7. XII. 1928) ; „A k r o p o 1 i s“ (D ram at w 4-ch ak tach ,
'29. III. 1904, do w y d an ia d o d an a : Część m u zyczna n a p isa ł Bo­
lesław R aczyński, oraz 4 tablice ilu s tra c y jn e ; pis. 1903 —
23. II. 1904; w ystaw . K raków II i IV ak t 1. XII. 1916; cało ść
29. XI. 1926, grano 23 razy, P o zn ań 1932); „ L e g e n d a “
(II w yd. 6. V. 1904, p. w yżej); „ N o c L i s t o p a d o w a “ (Sceny
d ram a ty cz n e, 15. VI. 1904; pis. 1900—1903, frag m en ty d ru k .
w „ E p itap h iu m S ew era“ 1902 i w „K ry ty ce“ 1903; op u szczo n a
w w yd an iu oryg. scena ze S łow ackim i S aty ram i — w V t.
„D zieł“ str. 557—558, tam że sir. 589—591, p rze d tem w „P ism ach
p o śm ie rtn y c h “ 1910: „Do „N ocy L isto p a d o w ej“ Część Mu­
zyczna“, dat. 23. VII. 1904; w ydanie z k o m en tarzem J u lju s z a
Saloniego w „W ielkiej B ibljotece“ N r. 56, 1930; w ystaw . K ra ­
ków 28. XI. 1908 z ilu stra c ją m uzyczną B olesław a R aczyńskiego,
d o r. 1932 grano 44 razy, .W arszaw a T ea tr R ozm aitości 2. XII.
1915, P olsk i 29. XI. 192Ì; por. A dam C hm iel: „Ze w sp o m n ień
„N ocy L isto p a d o w ej“ — w „K rytyce“ 1908, t. IÎ, sir. 424—432,
1 w „II. K ur. Codz." .1925, nr. 329, D od.); „T h e T rag icall
H istorie o f H a m 1 e t, P rin c e of D en m ark e By W illiam S h ak es­
peare. W edług tek stu polskiego Józefa P aszkow skiego, św ieżo
p rze czy tan a i p rze m y śla n a przez SI. W ysp iań sk ieg o “ (lu ty 1905;
pis. grudzień 1901 — luty 1905; u ry w k i z ręk o p isu opuszczone
w wyd. oryg. w V III t. „D zieł“, str. 484 n., p rze d tem J a n D ü rr —
w „Myśli N aró d .“ 1926, nr. 18); „ S k a ł k a “ (D ram at w trzech
aktach, p aździernik 1906, z d a lą 1907; pis. 1904—1905); „P. Cor-
neille’a C y d “ (T rag ed ja w pięciu aktach , tłó m aczy ł S tan isław
W yspiański, 4. III. 1907; p ie rw o d ru k scen H I — V a k tu I-go
w „N ow ej R eform ie“, 17. VI. 1906; D op ełn ien ie: „O pow iadanie
R odryga“ i „P ro lo g u s“ (tłum acza'), w p ro w ad zo n e — po w y d an iu
książki - do egzem plarza teatralnego, — w VII t. „D zieł“, str.
229 n. i 137 n„ tam że uw agi L eona Płoszew skiego, sir. 368 n .;
por. n ad to : Adam G rzym ała-Siedlecki: „M etam orfozy „C yda“ —
„S finks“, 1908, t. I, str. 75—89 i 263—278. i „Cyd W-go (G arść
w spom nień przed p re m ie rą )“ — „R zeczpospolita“, 1922, n r. 308
p o r.; w vstaw . K raków 26. X. 1907, z Ire n ą Solską w roli In fan tk i,
do r. 1932 grano 34 razy, W arszaw a T ea tr M ały 8. VI. 1909, P o-
— 403 —

w le c im y 8. V. 1915, Rozm aitości 1921/22, Lw ów 1913, R eduta


w W ilnie i objazd po całej Polsce - 1927) ; „P o w r ó t O d y s a '1
(D ram at w trzech aktach, początek kw ietnia 1907; pis. 1904,
uzupełń. 1905 i 1906; wystaw. K raków 24. XI. 1917, Lw ów 1932);
„ S ę d z i o w i e “ (Tragedja, 10. X. 1907; pis. m arzec — kwiecień
1J00, przerób. 1907; w ystaw. Wilno 1908, W arszaw a T eatr Letni
16. IX. 1909, Rozm aitości 1923/24, Ateneum 1932, K raków
27; , X I‘. 1900 .§T£UZ° 37 razy ; przekłady: bułgarski 1921, czeski
1923, franc. 1925, niem. 1933). — W czasopism ach poeta dru k o ­
w ał: „ H e n r y k P o b o ż n y p o d L i g n i c ą “ (w „K urjerze
W arsz.“ 5. IV. 1903; pis. styczeń 1900 — łuty i m arzec 1902;
w yd. w VII t. „Dzieł“); „ P i a s t " (w „K rytyce“, czerw iec 1903;
w y k reślo n ą ze względów cenzuralnych w zrotkę XVII ogłosił
Tad. Sinko: „N ieznany epilog „P iasta" W-go" — „Czas" 1923,
n r. 255; pis. styczeń 1900 — styczeń, lipiec 1902; wyd. w VII t.
„D zieł“) ; „ P o c i e c h o m o j a t y, k s i ą ż e c z k o " (w „Chi­
m erze“, październik 1905); „ H y m n “ (w „Nowej Reform ie“,
3. VI. 1906, p. nadto w yżej; pis. w lutym 1905); V oltaire’a
„ Z a i r a “, ak t piąty (przekład, w „Nowej Reform ie“, 4. V. 1906;
n ad to inne fragm enty wyd. pośm .); „ Ś m i e r ć O f e l j i “ (Scena
d ram aty czn a, w „Nowej Reform ie“, 20. V. 1906; pis. kwiecień
1905, pop raw . 29. IV — 4. V. 1906; wystaw. K raków 2. IV. 1909;
p rze k ład chorw . 1920); cztery fragm enty dram atyczne z „Zy­
g m u n ta A ugusta“ : „ Z g o n B a r b a r y R a d z i w i ł ł ó w n y“
(w „Przegl. Pow sz.“ lipiec 1907; pis. 12. VI. 1907; w ystaw. K ra­
k ów 14. III. 1908), „ Z y g m u n t A u g u s t i B a r b a r a “
(w „N ow ej Ref.“ 27. VII. 1907; pis. 21. VII. 1907; w raz z sce­
n am i poprzed n ią i n astępną wystaw. W arszaw a T eatr Polski
2. X. 1915), „ Z y g m u n t A u g u s t “ (w „Nowej Ref.“ 17. VIII.
1907), „ , K r ó l Z y g m u n t A u g u s t “ (w „K rytyce“, w rze­
sień 1907) ; „J u 1 j u s z I I “ (Fragm ent dram atyczny — w „Prze­
glądzie Pow sz.“ październik 1907; pis. 1900—1905; wystaw.
W a rszaw a T eatr A rtystyczny 1. IX. 1911; nadto inny fragm ent
w yd. pośm .). — Po śmierci" poety osobno w ydano: „ D a n i e l “
(w „N ow ej Gazecie“ z 8. XII. 1907 w ydał H enryk O pieńsid;
osobno w ydał i objaśnił W ilhelm Feldm an, jako „Pism a po­
śm iertne. I “, 1908; pis. 1893; wystaw. W arszaw a 1932 w sali
R ad y M iejskiej); „Pism a pośm iertne. II. W iersze — Fragm enty
d ram aty czn e — Uwagi“ (1910, zebrał i objaśnił W ilhelm F eld­
m a n ); „ Z y g m u n t A u g u s t “ (Sceny dram atyczne, 1930, tekst
o p rac o w a ł i objaśnił Leon Płoszew ski; por. tegoż w ydanie
i k o m en tarz w VI t. „Dzieł“ ; pis. 1907; pierw odruki 4 scen za
życia poety j. w.; po śm ierci inne sceny i uryw ki druK.
w ró żn y c h czasopism ach; wystaw, w rozgłośni R adja P ol­
skiego we Lw owie 1931, T eatr w W ilnie 1932). Za życia
p o ety z jego listów do L eona Stępowskiego druk. 3 w iersze
w , N ow ej R eform ie“ 1903 (W ierszyk w akacyjny: I coz ko­
c h a n y panie Leonie..., Gdy przyjdzie mi ten św iat porzucic...,
N iech n ik t nad grobem m i nie plącze...), z listów do Stanisław a
E lja sza Radzikowskiego z r. 1904 w „Tygodniu dod. „K u rjera
L w ow skiego“ 1906 dw a wiersze. Po śm ierci poety ( w ydano
z rękopisów fragm enty dram atyczne: „Piastow ieze (1J03;
w w yd F eldm ana p. t. „N a krakow skim zam ku wesele ), >i”)ei-
m a r 1829“ (1904; po niem iecku; wyszedł też osobno p rzekład
p o lsk i A. E. Balickiego, 1932), „R udera“ (1904) „Feakow ic -
O kręt" (1905) .A ja s“ (1905), „Mąż“ (190o), „K roi K azim ierz
Jagiellończyk“ ’ (1905), „Jad w ig a- Hedvigis“ (1905-1907) „Sam uel
Z borow ski“ (1905-1907); Spisy m łodzieńczych utw orow i po­
m ysłów oraz W iadom ości o pom ysłach dram atycznych i utw o­
ra c h zniszczonych - zebra! i w ydał Leon Płoszew ski w VI t.
26*
— 404 —
„D ziel“ ; fragm enty rap so d ó w po ety ck ich : „Św ięty S tan isław “
(19Ö0—1902), „ W e m y h o ra “ (1900); d ro b n e w iersze i u ry w k i
od czasów gim n azjaln y ch do la t o sta tn ic h ; W iadom ości o w ier­
szach zniszczonych lub zaginionych p o d a ł L eon P ło szew sk i
w VII t. „D zieł“, tam że o w ierszach p rz y p isy w a n y ch W -m u
(z którego rękopisów om yłkow o w y d aw an o o d p isy w ierszy
F re d ry i S łow ackiego); D robne p ism a p ro z ą (m. L. „A rgum en­
tum do d ra m a tu k ró la B olesław a i b isk u p a S tan isław a“ z r. 1903
wyd. Tad. Sinko — w „C zasie“ 1924, p o p raw n ie Ja n D ü rr: „Do
genezy „B olesław a Śm iałego“ i „S kałki“ W -go“ — w „R u ch u
L iter.“ 1927, nr. 5; n astęp n ie Leon P łoszew ski w V III t. „D zieł“ );
P lan y inscenizacyjne — w VIII t. „D zieł“. O u w ag ach W-go
n a czy tan y ch przez niego k siążkach p isali Tad. S inko: „St.
W yspiańskiego p y ta jn ik i n a m arginesie „P iśm ien n ictw a“ W il­
h elm a F e ld m a n a “ („.Przegląd W spółcz.“ 1926, n r. 49, str. 218—
229 i n r. 50, str. 370—386), W łodzim ierz Ż uław ski: „K siążki,
k tó re W yspiański czytał z ołów kiem w rę k u “ („C zas“, 1930
n r a 282," 284, .285, 290, 291 i 292), K azim ierz C zachow ski:
„,W yspiański i B é ra rd “ („R uch L ite ra c k i“, 1927, n r. 2, str.
46—48уі O ręk o p isa ch W -go: Jan D ü rr: „Z ap o m n ian e au to g rafy
W yspiańskiego w M uzeum N arodow em w K rak o w ie“ (1926;,
A dam C hm iel w p rzy p isa ch do t. I—V „D zieł“, L eon P łoszew ski
w p rzy p isa ch do i. VI—V III „D zieł“. — W y d an ie zbiorow e:
„D zieła“, tom y I—V: D ram aty i T rag ed je' (1924—1929, ze
w stępam i biograficznem i i krytyczn o -literack iem i T ad eu sza Sinki.
tek st i p rzy p isy o p raco w ał A dam C hm iel), tom y VI—V III:
F ra g m en ty d ram atyczne. — Rapsody. P a ra fra z y . W iersze. —
P ism a p ro zą (1931—1932, w opracow aniu, ze w stęp am i i p rz y ­
p isam i L eona Płoszew skiego) ; „D zieła m a la rsk ie “ (1925, allum i
rep ro d u k cy j, ze w stępam i S tanisław a P rzybyszew skiego i T a­
deusza Żuka-Skarszew skiego ; indeks dzieł: od ro k u 1879 pozycyj
554 — o p rac o w a ł krytycznie S tanisław Sw ierz; u zu p e łn ia go
i w n ie k tó ry c h szczegółach p ro stu je katalo g w y staw y W-go
w Tow. P rz y jac ió ł Sztuk P ięknych w K rakow ie, lis to p a d -
grudzień 1932). — W yd. rysu n k ó w W-go do „Ilja d y “ p. w y­
żej. — N adto: S tanisław W yspiański i W ład y sław E k ie ls k i:
„A kropolis. P ro je k t zabudow ania W aw elu “ ¡(1908, odb. z „A r­
c h ite k ta “. II wyd. 1908, pom ysły i ry su n k i z la t 1904—1907,
por. V III t. „D zieł“, oraz u zupełnienia w a rty k u ła c h J a n a
D ü rra — „W -m u T ea tr K rak. 1932“, sir. 60—65, i „Tyg. Illu str.“
1932, n r. 50). — Z listów poety, opró cz w yżej p o d an y ch ,
ogłoszono: do F e rd y n a n d a H oesicka z 22. III. 1900 (o H ek to ­
rze — w F. H oesicka: „Sienkiew icz i W y sp iań sk i“, І918, str.
60—69), do E lizy P areń sk iej z r. 1901 („G los N a ro d u “, 4. III.
1923, „II. K u rje r Codz.“ 1932, nr. 336), do S zy m ona M atusiaka
w spraw ie „D ziadów “ z 21. X. 1901 (wyd. A dam Chm iel w „K ry ­
ty c e “ 1908, t. II, str. 424 n„ oraz p . t. „R yw al W -go“ —
w .,,11. K ur. Codz.“ 1924, nr. 335), do p. S ikorskiej w Czer­
nichow ie z 18. NIL 1904 w spraw ie k ilim u (w Tad. Sew e­
ry n a : „In d y w id u aln o ść p la sty c zn a W -go“, 1932, str. 20—21),
list z r. 1890 z P o zn an ia („Glos N aro d u “, 1921, n r. 273),
z W łoch („C zas“ 1919, n r. 333), frag m en t z listu o „W eselu“
(Czesław Jan k o w sk i w „K raju “, 1902, nr. 3), z listu o „W e­
selu “ („W olne S łow o“, K raków 1923, nr. 2). — O sta tn ia w ola
W-go („K u rjer L w ow ski“, 1909. nr. 222). — Ze w sp o m n ień
o W -im (oprócz w yżej p rzy to c zo n y c h ): H elen a d ’A b an co u rt
(„T ydzień R ad jo w y “ 1927. nr. 32), A dam Chm iel („Sztuki
P ięk n e“ 1926, nr. 1; o „W eselu“ — „G azeta L ite ra c k a “ 1926,
n r. 4; „W -m u T e a tr K rak. 1932“, sir. 35—39; w yw iad —
„Gaz. P o lsk a“ 1932, nr. 329; „Dom, w k tó ry m m ieszk ał i p isa ł
- 405 -
„W esele S. W.' — „II. Kur. Codz.“ Í932, nr. 330, d o d .); A ntoni
C hołoniew ski („,Świat“, 1907, nr. 52); W ojciech D ąbrow ski
(„I o prem jerze „W esela“ w K rakow ie“ — „Rzeczposp.“ 1922
nr. 350 p o r.); M arceli Nałęcz D obrow olski („W iosna „Młodej
P o lsk i“ — „K urjer W arsz.“ 1924, n ra 217—221 i 224); Kazi­
m ierz E hren b erg („K u rjer P o ra n n y “ 1927, nr. 322); Stanisław
E stre ic h e r I j,Pierw szy w iersz SI. W-go“ — „Czas“ 1923, nr.
255 — jest to uryw ek p rzekładu „L enory“ B ürgera; w re ­
cenzji z „Dzieł“ St. W-go — „Czas“ 1924, nr. 274; n adto
głów ne pozycje podane p o przednio); Tadeusz E streich er: W-go
p ro je k t k u rty n y te atru krakow skiego - „Czas“, 1932, n r. 295;
W ilhelm F eldm an (w przypisach do II tom u „Pism p ośm ier­
tn y c h “ W-go i w e „W spółcz. lit. poi.“ ; „S praw a te atraln a“
(W. a te a tr krakow ski) - „K rytyka“ 1905, I, sir. 309 n .;
„Do his tor j i „W esela“ — ibid. XIÎI, m arzec 1911, str. 151—155;
„O stosunki St. W-go. Ośw iadczenie“ — ibid. sir. 198; passim
w „K rytyce“ ); Józef Filipow ski (dyrektor D ru k arn i U niw er­
syteckiej, gdzie W. w ydaw ał swe książki: „W spom nienie
o St. W -im “, 1932); Adam Galis: „W tragicznym te atru skłonie“
(w yw iady z aktoram i „W esela“, „W arszaw ianki“ i „B olesław a
Śm iałego“ — „Tyg. 111.“ 1932, nr. 50); A rtur Górski (O „R oku
46“ — „R uch L iter.“ 1931, nr. 3); H ankiew iczow a (sio stra
żo n y: o w akacjach W-go w M ałopołsce Wsch. — „Ti. Kur.
Codz.“ 1933, nr. 11); Tadeusz Hiż („Przyjaźń i nieprzyjaźń
w życiu W-go“ — „Gaz. Pol.“ 1932, nr. 219; „Jak w różnych
la ta c h rozum iane było „W esele“ — ibid. nr. 329); F erdynand
H o esick: „Sienkiewicz i W yspiański“ '(Przyczynki i szkice.
1918, str. 57—73 i 241—332); Feliks Jasieński: ,„Manggha.
U ry w ek z ręko p isu “ („Miesięcznik Liter, i Art.“ 1911, t. I,
str) 409—413; stąd uryw ld w „Gaz. Pol.“ 1932, nr. 329); Cezary
Je lle n ta: „W spom nienie Czaru“ („Gaz. Pol.“ 1932, n r. 329); Ju lja
O ksza-K isielew ska: „Z literatu ry w spółczesnej“ (1912, str. 71—78,
p rzed tem w „Bluszczu“ 1907, nr. 49; „Młodość W yspiań­
skiego — „Bluszcz“ 1918); Gahrjel K orbut: „Sienkiewicz o W -im“
(„W iad L iter.“ 1925, nr. 61); Lucyna K otarbińska: „W około
te a tru “ (1930, str. 187-211, 222-241, 316—323 i passim ; Ze
w spom nień o W-im — „Świat“ 1914, nr. 50); Józef K otarbiński:
„Ze św iata u łu d y “ (1926, str. 2 9 5 -3 1 1 ),. tegoż: „W służbie
sztuki i. p o ezji“ (1929, str. 21, 5 6 -6 3 , 9 6 -106, 146-164, o pre-
m je ra c h krakow skich z lat 1901—1903, podaje też w yjątki
z re c e n z y j; str. 227—230 — Sprawa „A kropolis“ ; nadto książka
o W -im ); tegoż: „Uwagi o „W yzwoleniu“ (na tle rozm ow y
z autorem i za jego zgodą — „Glos N arodu“, 1903, nr. /3 );
Ks.: ,„U W yspiańskiego“ (wyw iad — „K urjer W arsz.“ 1903,
n r. 288); Ja n L achs (wyw iad — „Gaz. Pol.“ 1932, nr. 329);
S tanisław Lack (w „S tudiach o St. W -im“ ); J. Leszczyński:
„L egenda o krakow skiem „W eselu“ („Kur. P orań.“ 1922, nr. 341);
W incenty Ł ab u d a (Z dzieciństw a St. W-go — „N ow a Ref.
1924 n r 145; Szopka St. W-go — „II. Kur. Codz. 3. 1. 1930);
K arol M aszkow ski: „M alarskie spojrzenie na św iat St. W-go
(„K u rjer P oznań.“ 1932, nr. 544); Antoni J. Mikulski: S. W.
w szkole pow szechne5 („Gaz. Lit.“ 1932,_ nr. 31; Adolfy Nowa-
czyński: „W yspiander. Moje w spom nienia („P am llety , UdU,
str. 114—156, przedtem w „W iad. L iter.“ M928 nr. 231, p. t.
„O n i ja“ ); R yszard O rdyński: „Pan Stas ( Gaz. ł o i 193„,
n r 329V P (Z m łodości St. W-go - „Łan Młodzieży , 1 9 0 8 ,
s tr 2 5 1 -2 5 3 i 5 5 5 -5 5 9 ); Zenon P arvi: „Ze w spom m en o W-im
(„N ow a Ref.“ 1907, n ra 555 i 593; por „Sim ks 1908, I,
str. 1 8 8 -1 9 0 ); Z. P ar.: U W-go („K urjer Codz. W arsz. 1904,
n r S9)- Ks J P aw elski: „Z ostatnich chw il W-go („Czas
— 406 —
1907, n r. 275, stą d „ K u rje r W arsz.“ 30. XI. 1907); S tan isław
P rzybyszew ski („W spom nienie“ — „S finks“ 1908, I, str. 19—23,
por. K azim ierz C zachow ski: P rzybyszew sk i o W -im — „W iad.
C iter.“ 1928, 241; „Szlakiem duszy p o lsk iej“, 1917, sir. 51,
104. 114; Exegi m onum entům ... — w e w stępie do „D zieł m a la r­
sk ic h “ W-go, 1925, str. 9—17; „Moi w spółcześni. W śród o b cy c h “,
1926, str. 184; O W -im — „li. K ur. Codz.“ 1928, n r. 106 —
z II cz. „M oich w spółcz.“ ; „Moi w spółcześni. W śró d sw o ich “,
1930, str. 104—115, 117) ; B olesław R aczyński („N ap rzó d “ 1922,
n r. 277; 1924, nr. 273; „Głos P ra w d y “ Dod. lit. 1929, n r a 307
i 308; „C zas“ 1931, n r. 276; „Głos P lasty k ó w “ 1931, n r a 6—12;
„Czas' 1932, n r. 273; „Gaz. L iter.“ 1932. n r. 3; „Gaz. P o lsk a"
1932 n r. 329; „W -m u T ea tr K rak. 1932“,, str. 68—70); K azi­
m ierz R akow ski („Św iat“, 1907, nr. 50); W ład y sław SL. R eym ont
(Pogrzeb W yspiańskiego — „Tyg. 111.“ 1907, n r. 49) ; Sgr. : „W .
w W arszaw ie“ („Tyg. 111.“ 1907J n r. 11); A dam G rzym ała-
Siedlecki: „W yspiański“ (II wyd. 1918, sir. 328—333; Ze w sp o ­
m nień — „R zeczposp.“ 1922, nr. 308„ o raz w in n y c h stu d ja c h
i a rty k u ła c h o W -im ); F ran ciszek Siedlecki: „H e le n a M odrze­
je w sk a“ (1922); W a n d a S iem aszkow a: „T a rn o w sk i — W.“
(„Z d ró j“ 1919, t. IX, str. 70 n .); lejże: „ P ra w d a o „W eselu“
(„W -m u T ea tr K rak. 1932“, str. 95—98); T adeusz Żuk-Skar-
szew ski (w e w stępie do „D zieł m a la rsk ic h “, 1925, str. 19—82;
„G azeta L it.“ 1926, nr. 4); M ichał S okolnicki: „O sp o tk a n iu
P iłsudskiego z W -im “ („D roga“, 1923, n r. 5 ); Ire n a S o lsaa
(„W ysp. T e a tr K rak. 1932“, str. 53—54); Józef Sosnow ski:
„R eżyserskie n o ta tk i o inscenizacji „B olesław a Śm iałego“ („W -m u
T e a tr K rak. 1932“, str. 49—52); K onstan ty S rokow ski („Tyg. 111.“
1907, n r a 46, 49 i 50); Jan u sz S tępow sld (R ola starego ak to ra
w „W yzw oleniu“ W-go — „II. K ur. Codz.“ 1925, n r. 108; A kto­
rzy z p re m je ry „W esela“ — „Gazeta L it.“ 1926, n r. 4); T adeusz
Św iątek (Sigm a): Jak cenzurow ano W -go? („Gaz. L it.“ 1932,
nr. 3); B ro n isław Sw iba („II. Kur. Codz.“ 1932, n r. 330, D o d .);
E ugenjusz Św ierczew ski: Rozm ow y z a k to ra m i („W -m u T e a tr
K rak. 1932“, str. ,54—59); A leksander S zczepański: „W esele“
w W arszaw ie“ (w r. 1901 — „W iad. L ite r.“ 1933, n r. 502);
K azim ierz S zczepański: St. W. w „Życiu“ („II. K ur. Codz.“
1932, nr. 330, D od.); Maciej Szukiew icz: „Z p o b liża te a tr u “
(„Głos N a ro d u “, 1927, n ra 309—310); L udw ik T o m án ek (roz*-
mow'y z Czepcem i z w dow ą po W-im — „II. K ur. Codz.“ 1933,
N r. 1, Dod.. 1932, nr. 329); Jerzy T u rn a n : W. w g im n azju m
(„C zas“ 1925, nr. 25); H enryk U ziem bło: „Jego k o re k ta “ („C zas“
Ì932, nr. 273); A ntoni W aśkow ski („L isty z te a tru “, K rak ó w ,
paźdz. 1924, sir. 43—44; „Głos N aro d u “ 1924, n r. 234; „Gaz.
W arsz.“ 1929, n r. 77; .„Przegląd W spółcz.“ 1930, n r. 96; „W -m u
T ea tr K rak. 1932“, str. 66—67); S tan isław a W ysocka: „M oja
b a jk a “ („Czas“, 1932, nr. 273); A ntoni W ysocki („Gaz. L w ow .“
19Ì9, n r a 2 8 5 -2 8 6 ; „N a ró d “, Dod. lit. art. N r. 16 z 1. I. 1921;
„K u rje r W arsz.“ 1924, nr. 333; „R zeczposp.“ 1925, n r. 155, D od.;
„Myśl N aró d .“ 1926, n ra 19—22; „K u rje r W arsz.“ 19312, n r. 329);
G abrjela Z apolska (w yw iad — w ,„I Sfinks przem ów i...“ 1923,
str. 300—301); Boy-Żeleński: „H isto rja p ew n y ch m eb li“ („P lotki,
plotki...“ 1928, str. 141—148; por. wyżej p o d an e pozycje, n a d to :
„Ludzie żyw i“, 1929, str. 75—88 i ” 262; „L udzie i b y d lą tk a “,
1933, str. 266—269; „II. K u rjer Codz.“ 1932, n r. 336); Stefan
Ż erom ski („W spom nienie“ — o odw iedzinach z F eld m an em
u W-go w W ęgrzcaćh — w książce zbiorow ej : „P am ięci W il­
helm a F eld m a n a“, 1922, oraz w „E legjach “, І928, str. 83—85;
„R ew elacje Żerom skiego o W -im “ —~ o sto su n k u do w o jsk a
polskiego — „ K u rje r P o lsk i“ 1919, n r. 173, „D zienn. P o zn .“
- 407 —
1919, nr. 158); W łodzim ierz żuław ski (o K azim ierzu Bru-
dzew skim — „Czas'* 1932, nr. 273); tegoż: A leksander D ejean
(„C zas“ 193*2, nr. 295). — 2 num erów czasopism i innych wy­
d aw nictw zbiorow ych pośw ięconych W -mu: „A rchitekt“ (1905,
kw iecień: Dom Tow. Lekarskiego w K rakow ie), „N ow a Ga­
zeta“ (1907, nr. 352; 1914, nr. 560), „K rytyka“ (od grudnia
1907), „Sfinks“ (1908, zeszyt 1, sir. 16—46 Г 75—89), „T ygodnik
Illu stro w an y “ (1907, nr. 50; 1932, nr. 50), „T eka“ (1908, n r. 1),
„P o lski P o rad n ik G raficzny“ (Kraków , m arzec 1908), „Dzwon
P o lsk i“ (jednodniów ka. W arszaw a 13. XII, 1914), ' „M aski“ (1918,
n r. 34), „W iadom ości L iterackie“ (1925, nr. 98 — „A chilleis“ ;
1928, n r. 231), „L isty z te a tru “ (K raków 1924, paźdz., nr. 2,
sir. 21—52. — „Legjon“), „Gazeta L iteracka“ (1926, n r. 4 —
„W esele“ ; 1932, nr. 3); „Życie T eatru “ (1926, nr. 12 — „W e­
sele“ ), „A kropolis Stan. W-go w Teatrze im. J. Słowackiego
w K rakow ie“ (program te atraln y z 29. XI. 1926), „W iadom ości
T e a tra ln e “ (1927, nr. 52), „D w utygodnik L iteracki“ (Poznań
1932, nr. 6—7), „K urjer W arszaw ski“ (1932, nr. 1), „Gazeta
P o lsk a “ (1932, nr. 329), „Czas“ (1932, nr. 273; por. n ad to
T. Sinko: „Czas“ o W-im — „Czas“, 1923, nr. 255), „K u rjer
P o zn ań sk i“ (1932, nr. 544), „K urjer P oranný“ (1932, nr. 330),
„W yspiańskiem u T eatr K rakow ski 1907—1932“ (sir. 1—98;,
„ F ro n t T eatraln y “ (Wilno, listopad 1932, pozycja druga), „Ilu­
stro w an y K u rjer Codzienny“ (1932, nr. 330, dod. „K u rjer Li-
teracko-N aukow y“, n r. 48), „Przegląd W spółczesny“ (grudzień
1932, n r. 128, str. 290—350 i 414—417), ,„Myśl N arodow a“ (1932,
n r. 52), „R uch L iteracki“ (1932, nr. 9), „Polonista“ (paździer­
n ik — listopad 1932, rocznik II, zeszyt VI, str. 209—248). —
W ilhelm B arbasz: „Przegląd badań nad W yspiańskim (1897—
1930)“ — „Przegląd H um anist.“ V, 1930, sir. 143—160; P io tr
G rzegorczyk: „B adania nad W-im“ — „Gaz. Warsz. 1932,
n r 361- K arol W. Zaw odziński: „Na m arginesie jubileuszu
W -go“ — ,D roga“, 1933, nr. 9, str. 775—793; M anfred K ridl:
W spraw ie W-go“ — „W iad. L iter.“ 1933, nr. 526. M arja
K rzy m u sk a : S. W. („S tudja Literackie“, 1903, str. 54—82, za­
w ie ra też rzecz o Legendzie“, pierw odruk w „Bibl. W arsz.
1898, III z tego pow odu list W-go z '24. VIH. 1898, ob. „Dzieła^
W-gò I, str. 307—308); K azim ierz T etm ajer: „W ielki poete
( Tyg. 111.“ 1901, n ra 43—51, i w „N otatkach L iterackich
1916, str. 33—77; nad to : „Legjon“ SI. W-go — „Czas 1901,
n r a 42—44 i „Słow o“, n ra 64—66; Głos pożegnalny o \V -im
„S finks“, 1908, I, sir. 24; W yspiański (wiersz) „W iad.
l i i e r “ 1928 n r 231); Antoni Potocki: S. W. (Studjum lite
rack ie, 1902; por. tegoż: W. - w Melitele“, n o w o ro c z n i
literack i 1902 str. 2 5 3 -2 9 7 ; ree. P iotr Chmielowski — „Pani.
L i t e r “ ł , 1902, str. 6 8 6 -6 9 3 ); tegoż : „Polska Lit. Wspolcz_
ЄН і р і ї s tr 192—207 i 217—221); P iotr Chm ielowski: S W.
w ’ zbiorow ym tom ie „C harakterystyk literackich“, Wyd. „W ie­
dza i Życie“ wyd. II, 1902, str. 103—180, dotąd jed n a z n a j­
lepszych' p ra c krytycznych o W -im ); tegoż: .P01*^1
drlłw m in n w sz e i“ i 1902 str. 56—59 i rozdział: „F antazja jio-

lit. pol.“ 1900. t. VI, Str » t283;


e » »„Wfyzwolenie lia - d^lNwowaa Rte.
H e?“
1903 n r a 35—37; „Achilleis — „Słowo Poh 1904 nr. o j ,
N ajnow sze prace o St. W -im“ — „K urjer W arsz. 1904, nr.
105 i N ow a Ref.“ 1904, nr. 167); Stanisław Brzozow ski:
S ’ W ľako p o eta“ (1903, szkic krytyczny); tegoż: .„Legenda
M łodei P o l s k i “ (II wyd. 1910, str. 5 2 7 -5 8 6 ); iegoz: „SI. W.
“ Й Ї wvd poäm , ť v m t m m »
7. la t 1 9 0 5 — 1908 oraz z rękopisu; ree. A. G. Мешескі
— 408 -
w „M useionie“, w rzesień 1912, str. 103—108; S te fa n ja Zdzie-
chow ska: „S tanisław B rzozow ski jako k ry ty k lite ra tu ry p o l­
sk iej“ .1927, str. 133—144); tegoż: „P am iętn ik “ (1913, str. 212);
A ureli D rogoszew ski: S. W. („G łos“, 1902, n r a 19, 21, 23 i 25);
A ndrzej N iem ojew ski: S. W. (1903, ree. A ureli D rogoszew ski —
„O gniw o“ 1905', str. 203—205); tegoż: odczy ty o W -im („C ho­
ch o ł“ W-go w W arszaw ie, A rty sta i ep o k a m ickiew iczow ska,
Legionu, W esele i jego epoka, W yzw olenie w poem acie i w ży­
ciu — spraw ozd. „ K u rje r L w ow .“ 1905, n r a 106, 182, 183 i 186);
tegoż od czy t: W yspiański (spraw . „P rzeg ląd P o ra n n y “, 1907,
nr. 357); tegoż od czy t: „K lątw a“ (spraw . „P rzeg ląd P o ra n n y “,
1908, n r. 319); tegoż: K anonizacja W-go („M yśl N iep o d leg ła“,
1908, n r. 50, str. 68—72); tegoż: Język W-go („M yśl N iep .“
1917 n r. 402); S tanisław L ack: „S tu d ja o St. W -im “ (w yd.
zbiorow e z p rzed m o w ą SI. P ązurkiew icza, 1924, stu d ja z lat
1902—1908; ree. Tad. D ąbrow ski — „P ani. L ite r.“ 1907, VI,
str. 129 n . ; St. B rzozow ski: W spółcz. k ry t. lit. w Polsce, 1907,
str. 203—213, m ów i m. in.,, że L ack „należy do w y jątk o w y ch
w P olsce pisarzów , k tó rzy m a ją w sobie ten sk a rb n ajw y ższy :
m yśl w łasną, łam iącą się z w łasnem i za g ad n ien iam i“ ; W. F eld ­
m an : W spółcz. lit. pol. VI wyd. 1919, t. III, str. 20; Tad. Sinico-
P ierw szy h ie ro fa n t W-go — „P rzegląd W spółcz.“ 1925, t. XII,
nr. 33, str. 107—111); tegoż: „F rag m e n t p o w ieści“ (o St. W -im,
1924, p rzed tem w „K rytyce“ Í908); O stap O rtw in : O „W yzw o­
le n iu “ („K ry ty k a“ 1903, luty, str. 113—125; ree. Stan. B rzo­
zow ski: W spółcz. krył. lit. w Polsce, 1907, str. 137—138);
tegoż: „A chilleis“ („K ry ty k a“ 1904, I, str. 107—115 i 189—201);
teaoż : „ K o n stru k c ja te a tru W -go“ („K ry ty k a“, 1906, I, str. 33—39
i 216—223; ree. Tad. D ąbrow ski — j.Pam . L it.“ 1907, VI, str.
129 n .); tegoż: O „S kałce“ („K ry ty k a“, 1907, I, str. 27—34
i 157—168); tegoż: „Sędziow ie“ („K ry ty k a“ 1907, II, str. 429 n .);
tegoż: „O sam obójstw ie rzekom em O dysa słó w k ilk o ro “ („K u­
r je r L w ow .“ Dod. z 20 i 27. III. 1921); tegoż: „Z agadnienie
trag izm u w tw órczości W -go“ („P rzegląd W arsz.“ 1923, t. IV.
n r. 25, str. 25—41 — o książce K ołaczkow skiego); tegoż: „Mi-
ste rju m życia i śm ierci W -go“ („D roga“ 1927, n r. 12); tegoż:
„M om ent dziejow y w „W arszaw iance“ W -go“ („Słow o P o lsk ie“
1930, n r. 328); W ilhelm F eld m a n : „O tw ó rczo ści S tan isław a
W yspiańskiego i S tefana Żeromskiego. W ykłady, w ygłoszone n a
W yższych K u rsach W akacyjnych w Z akopanem w sie rp n iu
1904 ro k u “ (1905, str. 12—78." 137—150 i 164—168; ree. P io tr
C hm ielow ski — „K u rje r W arsz.“ 1904, n r. 105; St. L ack —
„N ow e S łow o“ 1904, sir. 518—528; T adeusz P in i — „P am . L it.“
1904, t. III, str. 717—719 i „K siążka“, 1905, str. 135—136);
tegoż: „N a w yżynach n eo ro m an ty zm u “ („P iśm ienn. poi. 1880—
1904“, III wyd.. t. III, 1905, str. 107—140'); tegoż: „W spółcz.
lit. poi. 1864—1917“ (VI wyd.. t. II, 1919, str. 83—128; toż w y d
V III, 1930. str. 297—347); W alery G ostom ski: „A rcy tw ó r d r a ­
m atyczny W-go „W esele“ (1908, odb. z „Pam . L ite r.“ VII, str.
278—315); tegoż: „P rzeszłość w teraźniejszo ści" („A k ro p o lis“ —
„Tyg. 111.“ 1904, n r a 33 n., str. 626—627 i 642—643); tegoż-
„ T ra g ed ja duszy polskiej — S. W. i jego id e ał n a ro d o w y “
(„P rzew . nauk. i liter.“ 1912, m arzec i n a s i.) ; Ja n Sten-
S. W. („P isarze P o lscy “, 1903, str. 163—168, wyd. ce n zu ro w an e
w W arszaw ie; te k st n iecen zu raln y w „D uszach w sp ó łc ze sn y ch “,
1902; p rzed tem w „K rytyce“, 1901, IV ); tegoż: „O W y sp iań ­
skim i in n e szkice k ry ty cz n e“ (1906, II wyd. 1907. str. 3—70;
p rzedtem w „K rvtyce“ 1903—1905); A dam G rzvm ála-Siedlecki :
„W yspiański. Cechy i elem enty iego tw ó rczo ści“ (1909, II wyd.
uzupełnione, 1918; ree. A lfred ' W ysocki — „Gaz. L w ow .“ 1909.
— 409 -
lira 227—230, i „Słow o“, 1909, n ra 280—283; P rzem ysław Mą-
czew ski — „Słowo P ol.“ 1909, n ra 604 i 606; Ju l ja Oksza (Ki­
sielew ska): „Z literatu ry w spółczesnej“, 1912, str. 163—182; —
p o d staw o w a p ra c a źródłow a, o p arta n a niew ydanej k o resp o n ­
d en cji poety z Rydlem i n a bezpośredniej znajom ości stosun­
ków m iejscow ych i atm osfery artystyczno-literackiej, i w k ry ­
tycznej ch a rak te ry sty ce tw órczości u stala szereg w ażnych m o­
m en tó w ; uzupełniają ją tegoż au to ra: „O „W arszaw iance“
W -go“ — „N ow y P rzegląd Lit. i Szt.“ 1920, t. II, str. 183—206;
C hłopicki i rom antycy — „Tyg. 111.“ 1915, nr. 38; Księżna Ł o­
w ick a w „N ocy L istopadow ej“ — „Tyg. 111.“ 1915, nr. 48; „Noc
L isto p ad o w a“ — „Rzeczposp.“ 1921, n ra 318, 319, 322, 323
i 327; P rzed p rem jerą „W yzw olenia“ — „K urjer W arsz.“ 1916,
n r. 100; „P ow rót O dysa“ — „Głos N arodu“, 1917, n ra 277—278
i 280—283; U kołyski „W esela“ — „Tyg. 111.“ 1915, str. 170—
171 i 179—180; Idee n arodow e W-go — „Gaz. W arsz.“ 1919,
n r a 74—76; „T rąby Jerychońskie“ — „Rzeczposp.“ 24. VIII.
1920; „Coś z tych królów — P iastów “ (o poliL spoi. ideada
W -go) — „K u rje r W arsz.“ 15. V. 1932; „Z nieprzebranej studni
„W esela“ (o rozpraw ie Cywińskiego) — „K urjer W arsz.“ 1932,
n r. 111; Pozytyw istyczna kołyska W-go — „K urjer W arsz.“
1932, nr, 300; W-go poezja śm ierci — „K urjer W arsz.“ 1932.
n r. 329; W. jako człowiek własnego te atru — „K urjer Pozn.“
1932, n r. 544; N u ta M arm arosch i „Sędziowie“ W-go — „Ku­
r je r W arsz.“ 1928, nr. 252; tegoż autora wcześniej drukow ane:
„W esele“ — „Głos“ 1901, nr. 14; „Bolesław Śmiały“ — „Gaz.
L w ow .“ 1903, nr. 109; W yspiański — „W ędrow iec“ 1903, nr. 47;
„A chilleis“ — „K u rjer W arsz.“ 1904, hr. 11; „Sędziowie“ —
„C zas“ 1907, nr. 252; S. W. — „Czas“ 1907, n ra 276—278;
W rocznicę zgonu W-go (P ró b a syntezy) — „Dzienn. Pozn.“
1908, n r a 296—299; W. na tle swego pokolenia — „Ateneum
P o l.“ 1908, I; „Początki d ram atu W-go“ — „Świat“ 1909, nr. 1);
Józef K otarbiński: „Pogrobow iec rom antyzm u. Rzecz o St.
W -im “ (1909, fragm enty przedtem w czasopism ach, zaw iera
źró d ło w y m a terja ł rzeczow y; w ażna recenzja P rzem ysław a Mą-
czew skiego — „Pam . L iter.“ 1910, IX, str. 603—623); Stanisław
K otow icz: Synteza i analiza „W esela“ St. W-go (1912; nadto
tegoż au to ra : W ątek ideow y w „B alladynie“ J. Słowackiego
i w „W eselu“ St. W-go, 1909; „W arszaw ianka“ St. W-go. Idea
i k o n stru k c ja — „Pam . L iter.“ 1915, XIII, str. 309—340; Roz­
b ió r „Sędziów “ St. W-go — „Pam. L iter.“ XIV, 1916, str. 66—81;
recen zje z w ydaw nictw o W-im — tam że str. 149—171 i 357
366); T adeusz Sinko: Antyk W yspiańskiego (1916, wyd. II uzu­
p ełn io n e i rozszerzone, 1922, p rac a podstaw ow a do w ątków
k lasy cznych W-go, nadto w części biograficznej o p arta n a n o ­
w ym m a terja le źródłow ym ; uzupełniają ją tegoż autora: W. i K ra­
siń sk i R ozw iązanie zagadek „Łegjonu“ i „W yzwolenia 1920;
R ap so dy historyczne St. W-go, 1923; T eatr W-go po dziesięciu
la ta c h — „M aski“ 1918, n ra 3 4 -3 6 ; „Boska K om edja W-go -
, P rzegląd W spółcz.“ 1925, t. X III; „Gdyby m e Przybyszew ­
ski “ — Czas“ 1922 nr. 60, oraz liczne m ne m ne artykuły
w czasopism ach, następnie w yzyskane lub streszczone we w stę­
p ach do t. І- V „D ziel“ W-go, 1924-1929; nadto : O w stępy
do dzieł W-go - „W iad. L iter.“ 1925, nr. 60; W spraw ie try-
loo-ii“ W-go - „R uch L iter.“ 1928, nr. 5; „Zygmimt August -
„C zas“ 1930, nr. 276; „Syntetyczność genjuszu W-go - (- ('Zas
1932, n r. 273; „T ajem nica C hochoła — II. Kur. Codz. 193-,
n r. 330, D od.; „H ellada i Rom a w Polsce ,1933, str. 9 3 , 185, 227,
953 i ’ 309 331): K azim ierz W óycicki: W yspiański i Szujski
(1917, źródłow e ośw ietlenie ważnego zagadnienia); W acław Bo­
— 410 —
row y: Ł azienki a „N oc L isto p ad o w a“ W yspiańskiego. Uwagi
h istoryczno-literackie (1918, p ra c a dla zag ad n ien ia p o d sta w o w a
i w ogółe jedno z n ajlep szy ch stu d jó w k ry ty cz n y ch o tw órczości
W~go; por. K. W. Ż aw odziński: W. w św ietle te o rji W acław a
Borow ego — „W iad. L iter.“ 1929, nr. 262); tegoż: „W isła w p o ­
ezji p olskiej“ (1932 i w tom ie stu d jó w : „K am ienne ręk a w iczk i“
1932, str. '313—324); tegoż: „Z now u do w as przychodzę..:.“
P rzyczynek do h isto rji p o p u la rn o śc i Słow ackiego i do p sycho-
logji W-go („R uch L iter.“ 1928, nr. 9); tegoż: S. W. (po ang.
w „T he Slavonic Review “, 1933, styczeń i k w iecień ); Stefan
K ołaczkow ski: S. W. Rzecz o trag e d jac h i trag izm ie (1922, za­
stosow anie te o rji Maxa S chelera; oddzielne ro zd ziały p rzedtem
w czasopism ach od r. 1918; ree. O rtw ina — „P rzeg ląd W arsz.“
1923, n r. 25); tegoż: S. W. et R ich a rd W agner („Pol. L itté­
r a ir e “ 1927, nr. 5; por. tegoż a u to ra : R y szard W ag n er .jako
tw ó rc a i te o rety k d ram atu , 1931); tegoż: W yspiański. K arla
z życia narodow ego („P rzegląd W spółcz.“ 1932, n r. 128, str.
311—317); S tanisław K olbuszew ski: S. W. a ro m an ty zm polski
.(1928; ree. Tad. Sinko — „C zas“, 1927, nr. 264.; St. K ołacz­
kow ski — „W iad. L iter.“ 1928, n r. 231; L. P ło szew sk i — „R uch
L iter.“ 1928; Eug. K u ch arsk i — „P am . L ite r.“ 1928); tegoż:
W izja Wrgo (1924, R apsod o Sw. S tan isław ie ); tegoż: „D a­
n ie l“ W-go (Jedn o d n ió w k a K oła P o lo n istó w U niw . P oznań.
1925); tegoż: W yspiańskiego „D zieł“ tom VI—V III („R uch L it.“
1932, n r a 1 i 10, 1933, nr. 4); tegoż: „B oży lew “ u W-go („R uch
L iter.“ 1930, nr. 3); tegoż: Relaicje o W -im („R u ch L ite r.“
1932, nr. 3); W incenty T rojan o w sk i: W. A rty sta — człow iek —
życie (1927, k o rzy sta ł ze źródłow ych m a te rja łó w b io g raficz­
nych, część tej p rac y druk. przed tem w „O d ro d zen iu “ 1910—
1911; ree. L. P łoszew ski — „R uch L ite r.“ 1928; W acław H u­
sarsk i — „W iad. L iter.“ 1928, n r. 231); L eon P ło szew sk i:
w stępy i p rzy p isy do „Z ygm unta A ugusta“ '(1930) o raz do
t. VI—VIII „D zieł“ W-go (1931—1932); tegoż: „W esele“ d aw ­
niej i dziś („T ęcza“ 1927, nr. 4); tegoż: W. w o rb icie M ickie­
w icza („R uch L iter.“ 1931, sir. 73); tegoż: S a ty ra literac k a
W-go („Tyg. 111.“ 1932, n r. 50); tegoż: L e k tu ra W-go w szkole
średniej („P o lo n ista“, 1932, t. II, str. 212—218); W ilh elm B ar-
b asz: W. n a tle ro m an ty zm u (1932, ośw ietla g ru n to w n ie stosunek
W-go do Słow ackiego; ree. Stan. K olbuszew ski — „R u ch L ite r.“
1932, nr. 10; Kaz. C zachow ski — „Gaz. P o l.“ 1932, n r. 343;
n ad to B arb asza: Ze studjów n ad rap so d a m i W-go — „P rze­
gląd W arsz.“ 1925, t. IV, n r a 49 i 50, str. 34—44 i 110—114;
O resteja W-go — „P rzegląd W spółcz.“ 1927, nr. 68, str. 404—
421; M otyw czaru, snu i m a rtw o ty w ra p s o d a c h Słow ackiego
i W-go — „W dni u h ołdu w aw elskiego“. Je d n o d n ió w k a akad.
m łodzieży: lw ow skiej ku czci Słow ackiego, 1927; E ch a „K or-
d ja n a “ w tw órczości W-go — „Pam . L ite r.“ 1928, XXV', sir.
98 n .); R ajm u n d Berget: Do źródeł d ra m a tu rg ji W-go („P am .
L ite r.“ 1931 XXVIII, str. 390—413); tegoż: D ra m a t w idm ow y
w „W eselu“ W-go (M yślenice 1931);' tegoż: „W esele“ W-go n a
scenie („Życie T e a tru “ 1927, nr. 2); tegoż: K o m en tato rzy i in­
te rp re ta to rz y (Z now szych p ra c o W -im' — „Głos N a ro d u “ 1923,
n r. 56); T adeusz P in i: N ajnow sze p rac e o St. W -im („Pam .
L iter.“ 1903. t. II, str. 704—707); tegoż: O arty zm ie p o ety („K m
r je r L w ow .“ 1917, n ra 537. 561 i 565); T adeusz D ąb ro w sk i:
Z najn o w szy ch p ra c o W -im („P am . L ite r.“ 1907, VI, str. 129—
138); tegoż: S cholia i scholastycy. Z n ajn o w szy ch p ra c o W -im
(„K ry ty k a“, 1909. II, str. 43—53); tegoż: K siążka z ry zy k o w n y m
tytułem (H oesicka „Sienkiew icz i W ysp iań sk i“ — „M aski“ 1918,
■dr. 255 n .); tegoż: „S kałka“ („ N o w e 'H a sła “, L w ów 1906, n r. 2,
— 411 -
p o d pseud M athas Q uincunx); tegoż: „P ow rót O dysa“ i „Cyd“
С K u rje r Lw ow.“ 1907, n ra 369 і 405). - Tadeusz Szvdlow-
sk i: S. W. (1930, m onografia artystyczna); tegoż: Tw órczość
W-go w dziedzinie sztuki m onum entalnej („Przegląd W spółcz.“
1927, nr. 68, str. 393—403; nad to : Dzieła m alarskie W-go —
P rzegląd W spółcz.“ 1926, t. XVII, sir. 325 n.; Zdobnictw o
książki w tw órczości W-go — „Przegląd W spółcz.“ 1928, tom
X X \, str. 522 n . ; W. jako artysta-plastyk — ,„I1. Kur. Codz.“
1932, n r. 330 D od.); St. L ack: O m alarsk ich dziełach W-go
(1904, w „S tudjach o St. W -im“, 1924); Tadeusz Sew eryn:
In d y w idualność plastyczna W-go (1932); Przecław Sm olik: Zdob­
nictw o książki w tw órczości W-go (1928); tegoż: Książka
St. W-go (1932); M ar ja n D ienstl: Znaczenie W-go dla polskiego
zd o b nictw a (1908, odb. z „A teneum Pol.“); Jan D ü rr: Ze studjów
n a d grafiką książkow ą W-go („Silva R erum “, 1925, t. II, str. 9);
tegoż: W yspiański — m alarz. K ilka uwag o ewolucji m alar­
skiej W-go („P olonista“ 1932, t. II, str. 248—248). W iktor
B rum e r: T eatr W-go (1933); Janina M oraw ska: Scena i wi­
d o w n ia te a tru W-go („Scena P olska“, 1924, nr. 2, str. 111—
142). — M arjan Albiński i H enryk Juszkiewicz: „N arodzie,
w różę, zm artw ychw staniesz...“ St. W. o nocy niewoli i o w sta­
jący m dniu jedności narodow ej (1916); M arjan A lbiński: Hamle-
to w y czyn W-go („P ro a rte “ 1919, zesz. XVI); Antoni Euzebjusz
B alicki: Bolesław Śmiały i św. Stanislaw Szczepanowski w poe­
zji polskiej (1905, str. 142—155); H enryk Balk: Z badań n ad
w y o b raźn ią artystyczną SI. W-go (1927); ks. W ładysław Bau-
d u rsk i: Gzem W. dla P olski (1908); Adam B ar: W. a p atrjo -
tyzm ro m an ty czn y („N ow a Ref.“ 1927, nr. 273) ; Otto F o rst
de B attaglia: St. W. (po niem. „Pologne Lilt.“ 1928, nr. 21);
G ustaw Bolesław B aum fełd: „Bolesław Śmiały“ (Spraw. gimn.
w S anoku za r. 1904 i „P raw da“, 1908. nr. 3—4); tegoż: Me­
to d y czn e objaśnienie d ram a tu St. W-go „W esele“ (1906, II wyd.
1917); A ntoni B eaupré: „W arszaw ianka“ i „Lelewel“ (ree. teatr.
„C zas“ 1898, nr. 273 i 1899, nr. 117); K azim ierz Bereżyński:
O rg an izato r narodow ej w yobraźni („Maski“ 1918, str. 6 n; );
Józef B irkenm ajer: Zapiski uczniowskie W-go („K urjer Poznań.“
1928, nr. 591); F ranciszek Bolek: N aród i lud w dziełach W-go
(G orlice 1912); A ndrzej Boleski: SI. W. jako poeta pow stania
L istopadow ego (1931); E dm und Borecki: St. W. („P rom ień“,
1903 s tr 31 84, 143, 195); Emil B reiter: O teorjach dram atu.
T ech n ik a „Sędziów “ („K rytyka“ 1909, II, sir. 297—304; nad to :
O „S kałce“ i „Pow rocie Odysa“ — „Społeczeństw o“ 1907, nr. 2;
„W arszaw ian k a“ i „Sędziowie“ — „Gaz. Pol.“ 1919, nr. 302;
„B olesław Śm iały“ — „Świat“ 1922, nr. 4); tegoż: „Masy co­
f aj ą się przed nieznanem ...“ („W iad. L iter.“ 1928, nr. 231); tegoż:
T rag iczny sam otnik („W iad. Liter." 1932, nr. 424); tegoż: S. W.
( W iad. L iter.“ 1932, nr. 467); Alfred B rodnicki: S. W., sym ­
b o lis ta naro d o w y („Ruch k u ltu raln y “, 1914, str. 199—203;;
Zbigniew B ro d zk i: P oezja sm utku (1911. p assim ); M ładysław
B ro n ie w sk i- W jako m alarz ("„Goniec Por. i Wiecz. 190/,
n r 554); A leksander B rückner: Dzieje literatu ry polskiej \y za­
ry sie (III wyd 1924, t. II, str. 42 5 -4 3 5 ); tegoż: G eschichte
d e r polnischen L ite ra tu r (II Aufl., Leipzig 1 9 2 3 , ^ str 2 9 2 -2 9 6 );
Je rz y R onard-B ujański : W yzwolenie w „Reducie („Gaz. Euer.
1926 n r 4 )' tegoż: W. — człowiek teatru (,„Spraw ozd. Pol.
Akad. U m iej’.“ 1930. nr. 10); tegoż: „H am let“ W-go („F ro n t
T e a tra ln y “, W ilno, listopad 1932, str. 79); tegoż: Zygm unt
— 412 —
B ulas: P lasty k a an ty czn a w w izjach W-go („II. K ur. Codz.“
1932, n r. 33Ü, D o d .); Ja n B ystrzycki; „W esele“ St. W-go (K rosno
1903); L eopold C aro: Id ea n aro d o w a w „W yzw oleniu" W-go
(„P rzegląd P ow sz.“ lu ty 1903, oraz w „K u n ow ej P o lsce“, 1923);
Stefan C hciuk: N asza dzisiejsza w iejsk a P o lsk a w „W eselu“
W-go, a jej rea ln e życie społeczne („G azeta R ad o m sk a“, 1906,
n r a 117, 1Ì9, 120, 1907, n r a 1, 10—12); B ro n isław C hlebow ­
ski: T w órczość W-go w św ietle k ry ty k i w spółczesnej („K siążk a“
1908, i „ P ism a“, tom I, 1912. sir. 383—391; u w zględnia w y­
d aw n ictw a z r. 1908); tegoż: T eátr W-go, jak o w y raz trag ed ii
duszy polskiej („ L ite ra tu ra P o lsk a 1/95— 1905“, w yd. 1923,
str. 512—551); tegoż: o W-im jako liry k u („P o ezja p o lsk a po
r. 1863“ — „Ę ncyk lo p ed ja P o lsk a“ Akad. U m iej. t. XXI, 1918,
sir. 558—-560); P. Chodniew icz: P okłosie: „W arsz aw ian k a“ („P o ­
ra d n ik Językow y“, 1904, nr. 9); A ntoni C hołoniew ski: „W e­
sele“ (,„N ow a Ref.“ 1901, n ra Í22—129); J. C opeau: Les „ J u ­
ges“ de W. („N ouvelle Revue F ra n ç a ise “ z 1. VIII. 1913);
A dam L ad a Cybulski: Z m ro k u jaśn ie jąc e słow o. Rzecz o tea­
trze SI. W-go (1922, II wyd. rozszerzon e i p o p raw io n e , 1931;
ree. Tad. Sinko — „C zas“ 1. II. 1922; n ad to tegoż au to ra :
0 W -im — „U A rt et les A rtistes“, P aris, m a rs 1908, n r. 36,
str. 601—603; W e rn y h o ra „W esela“ szatan em ? — „ K u rje r L w ow .“
7. V. 1922; K ilka słów o teatrze S łow a — „Głos N a ro d u “
6. i 7. V III. 1922);, A leksander B olesław Cyps: St. W. n a tle
swego te a tru (1921); S tanisław Cyw iński : O ptym izm „W esela“
(„ K u rje r L itew ski“, 1913. nr. 295); tegoż: W. a re w o lu c ja
w lite ra tu rz e („D ziennik W ileń.“ 29. XI. 1917); tegoż: W alki
z ro m an ty zm em („D ziennik W ileń.“ 3. IV. 1926); M arjan Czuch-
n o w sk i. N oc p o ch y lo n a n ad w spom nien iem („D w utyg. L ite­
ra c k i“, 1932, nr. 6—7); M arja D ąb ro w sk a: K ilka m yśli o W -im
(„Wiacl. L ite r.“ 1928, nr. 231); tejże: W. jak o p o eta p a ń stw a
(„P o lsk a Z b ro jn a“, 1932, nr. 329); M ieczysław D ąb ro w sk i: T w ó r­
czość m a la rsk a St. W-go („II. Kur. Codz.“ 1925, n r. 329, D o d .);
G ustaw D aniłow ski: O „W eselu“ (we „F rag m e n t p a m ię tn ik a “,
1906); Zdzisław D ębicki: S. W. („Gaz. Codz.“ W arsz. 1907.
n r 121); Ju lja D ickstein-W ieleżyńska: T ragizm W-go („P ani.
L iter.“ XXV, 1928, str. 252—266); Ja n D u rr: W. a M andeville
(„R uch L iter.“ 1932, nr. 9); tegoż: S ym fo n ja k ra k o w sk a W -go
(„II. K ur. Codz.“ 1932, nr. 330, D od.); R om an D yb o sk i: M odern
P o lish L ite ra tu re (O xford 1924, str. 92—103); tegoż: W. o H am ­
lecie („P rzegląd W spółcz.“ 1932, nr. 128, str. 335—350); K a­
zim ierz E h re n b erg : „Sędziow ie“ („P rzeg ląd P o ra n n y “ 1909,
n r a 248 i 250); E lz.: W. n a tle swego p o k o len ia („Słow o
P o l.“ 1901, nr. 489); L udw ik E m inpw icz: N oc L isto p a d o w a
St. W-go (Jasło 1909); Z. E rw in : „B olesław Śm iały“ i „S k ałk a“
W-go („S finks“ 1911, g rudzień); K arol E stre ic h e r (w iersz z o k a­
zji p rzygany w „Przeglądzie“ po p re m je rz e „W esela“, 29. V.
1901 — „L isty z te a tru “, K raków , pąźdz. 1924, str. 51); S ta­
n isław E stre ic h e r: S. W. W dw udziestą p ią tą ro czn icę jego
śm ierci (1932, odb. z „.C zasu“, nr. 273); P aw eł E ttin g e r : W.
jako m alarz („N ow a G azeta“, 1908, nr. 160, Dod. „Lit. i Szt.“ );
W ilhelm F allek : Szkice i S tudja o w pływ ie B iblji n a lite ra ­
tu rę p olską (1931); Ju lju sz F e ld h o rn : W-go p la n p rz e ró b k i
1 reinscen izacji H am leta („Życie T e a tru “ 1927, n r. 3—4 ); S ta­
nislaw F isc h e r: K ilka słów o W -im („D ziennik Cieszyń.“ 1907.
n r a 278, 280 i „Z aranie Śląskie“, 1908); Józef F la c h : S. W.
(B rody 1908); W ładysław F o lk iersk i: Cyd K o rn e la w P olsce
(1917. str. 66—84); tegoż: W-go „W esele“ w P ary żu („R zeczposp.“
1924, nr. 16); Vilim F ra n cie : W. w śró d C h o rw ató w („II. K ur.
Codz.“ 1933, nr. 106, D od.); A dam G aliński: M łoda P o lsk a.
— 413 —
P o ezja i D ram at. A utologja i L ite ra tu ra (1928, str. 192—268) ■
H en ry k Galie: M asinissa, Syzyf, Chochoł. Szkic społeczno-li-
te ra c k i ( „ lj'g . 111. 1907, nr. 11); Tadeusz Gałecki (Andrzej
S tru g ): „W yzw olenie“ („Ogniwo“ 1903, nr. 89); M arjan Ga-
w alew icz: „Legenda“ („Echo muz., teatr, i art.“ 1902, n r a 8—10,
13, 15); A ntoni Gaw iński: Jego m alarstw o • („N ow a Gaz.“ 1907,
n r. 352) ; tegoż : książkach W-go („Przegląd B iblioteczny“,
1908, n r. 2); Jakób Geszwind: „K lątw a“ („Gazeta P o ra n n a
i W iecz.“ 1922, nr. 6423); Stanisław Gołąb: P roblem w iny
w „W arszaw iance“ i w „N ocy L istopadow ej“ („Glos P ra w a “
1931. VIH, 5); W iktor Gomulicki: P ogadanka (o W-im — „K raj“,
Dod. „P rzegląd L iteracki“, 1907,nr. 43); A rtur Górski: S. W.
(„G lossy o ludziach i ideach“, 1930, sir. 19—26); Ignacy G ra­
b o w sk i: K rasaw ica („K u rjer W arsz.“ 1908, nr. 1); tegoż: „N oc
L isto p ad o w a“ („N ow a Gazeta“. 1908, nr. 553, Dod. „Lit. i Szt.“
n r. 33); Tadeusz G rabow ski: P oezja polska po roku 1863 (1903,
str. 271—277); tegoż: S. W. („Przegląd N aród.“ 1914, nr. 7);
tegoż: S. W. („K urjer Poznań.“ 1919, n ra 297—299); Tadeusz
S tan isław G rabow ski: W. w literatu ra ch słow iańskich („K ry­
ty k a “ 1912, X II); Zbigniew G rabow ski: W yspiański — dzisiaj
(„II. K ur. Codz.“ 1932, nr. 330, Dod.); W acław G rubiński:
0 „K lątw ie“ W-go. Szkic analityczny (1911); tegoż: W moim
k o n fesjo n ale (1925, sir. 3—34, recenzje teatralne, tu rów nież
przed ru k , szkic o „K lątw ie“); Aniela Gruszecka: O „K lątw ie“
W-go („P rzegląd W arsz.“ 1923, t. I, n ra 17 i 18, str. 2 8 7 -2 9 0
1 440); J. G rycz: W rocznicę „W arszaw ianki“ („II. Kur. Codz.“
1926, n r. 53); P io tr G rzegorczyk: L iteratura polska w przekładach
1928—1932 („Rocznik L iteracki za rok 1932“, 1933, str. 298 n .);
E m il H aecker: „Wyzwolenie.“ („N aprzód“ 1903, n ra 23, 25—28);
tegoż: H istoryczne tło „Legjonu“ („Listy z te atru “), Kraków,
paźdz. 1924, "sir. 30—37); Józef Albin H erbaczew ski: Ekspe-
ry m en to m an ia czyli Neo-H am letyzm („I nie wódź nas n a po­
kuszenie...“ 1911, str. 203—229); tegoż: Męczennik rom antyzm u
(„Amen. iro n iczn a nau k a dla umysłowo dojrzałych dzieci“, 1913,
str. 123—127); W itold A leksander H erget: Znaczenie teatru
W-go (Spraw ozd. P ry w. G imnazjum Realnego w Zakopanem,
1916, str. 7—19); H enryk Hescheles: „K lątw a“ („Chw ila“, Lwów
1922, n r. 1206); F erd ynand H oesick: „Siła fataln a“ poezji Sło­
w ackiego (1921, str. 131—137); Vlastimil H ofm ann: S. W. і Мі-
ku lasz Alesz („II. Kur. Codz.“ 1933, Dod. nr. 5) ; K arol Homo-
la cs: K ilka uwag o teatrze W-go („W ianki“, 1919, nr. 2, 1924,
n r 12); tegoż: W. P lastyk-P oela („Gazeta L iter.“ 1932, nr. 3);
W iłam H orzyca: Półbogi i sielanka. Rzecz o „Achilleidzie“
(„D zieje K o nrada“, 1930" str. 43—75; nadto tegoż au to ra: „Noc
L isto p ad o w a“ — „S kam ander“, 1922, zesz. XVI, str. 50—5^;
w
D zieła W-go Wiad. L iter.““ 1925, nr. 58; „Achilleis St.

H ulew icz (Olwid ) : ,.

("P o lo gne ‘ L ill.‘r 7 9 2 6 7 "nr. 3); tegoż Г Matejko wska spuścizna


( Tvo- " Ili “ 1932, nr. 50); K arol Irzykow ski: Czyn i Słowo
(1913 s t r ’ 8 1 -8 2 , 85, 86, 148-150 i 2 4 3 -2 4 4 ); Jan Iw ański:
S W (K raków 1903); Zdzisław Jachim ecki: W. a W agner
(„G łos N aro d u “ VIII. 1916); A. J. Jacim irskij: N ow iejszaja
p o lsk a ]a lite ra tu ra (P etersburg 1908 t. I I ) ; W łodzim ierz Jam -
p o ls k i: „K lątw a“ („K u rjer Lwow. 1922, nr. 146); M ichał Jan ik :
— 414 —
N ajnow sza p oezja p o lsk a (1903, sir. 121—-133); tegoż: Ber-
w iński a W. („Pam . L ite r.“ 1932, XXIX, sir. 449—464); C zesław
Jankow ski: Z czeczotkow ej szk atu łk i. (1926, str. 62: szczegóły
0 „W eselu“ w W ilnie 1907); J. Ja n k o w sk i: St. W-go „Sędzio­
w ie“ n a scenie w ileńskiej („N ow a Gaz.“ 1908, n r. 77); T ad eu sz
Ja ro sz y ń sk i: W. jako a rty sta („K u rje r W arsz.“ 1907, n r. 330);.
T adeusz Ja w o rsk i: Id ea przew o d n ia w d ra m a ta c h W-go : W e­
sele, W yzw olenie, A kropolis (P o zn ań 1905); W ład y sław L eo p o ld
Ja w o rsk i: „W yzw olenie“ („Czas“ 1903, n r. 49); C ezary Je lle n ta :
Odczyty o W yspiańskim i Żerom skim w e L w ow ie (Spraw ozd.
„ K u rje r L w ow .“ 1906, n r a 291 i 293; „Gaz. L w ow .“ nr. 2 4 9 );
tegoż: D w a m łoty. Dialog m iędzy N ietzsch em a W -im („L it.
1 Szt.“ 1909, str. 81—83); tegoż: K oncepcje P o lsk i („G rający
szczyt“, 1912, str. 21—34); tegoż: F re sk i ko ścieln e L egionu
(„R ydw an“, 1912 styczeń, sir. 5—11); tegoż: P o ezja listo p ad o w a
W-go („R y dw an“, 1913 g ru d zie ń ); tegoż: „B olesław Ś m iały“
(„R ydw an“, 1919, t. V, str. 3 n .); Ju lju sz K ad en -B an d ro w sk i :
„N oc L isto p ad o w a“ („Życie“, 1911); tegoż: W y sp iań sk i w e F ra n ­
cji („Tyg. 111.“ 1912, nr. 44); tegoż: D ar w ieczności („Za
stołem i n a ry n k u “, 1932, str. 36—39, p rzed tem „W iad. L ite r.“
1928, n r. 231); tegoż: C hw ała W-go („Gaz. P o l.“ 1932, n r. 329);
tegoż: W. P rzem ów ienie w te atrze k rak o w sk im 27. XI. 1932
(„Tyg. 111.“ 1932, nr. 50); S tefan ja K alin o w sk a: W. („I L ib ri
del G iorno“, lipiec 1926); Ja ro sła w K am p e r: S. W. („L u m ir“,
P ra h a 1908, str. 118=—124); M. K an fer: W pływ W-go n a lite­
r a tu r ę żydo w ską („W -m u T ea tr K rak. 1932“, str. 80—83); Jó z ef
K an to r: T a try w poezji polskiej (1909, str. 47—49 i 251—260);
K azim ierz K aszew ski: Czy to p rze ło m ? (o „W eselu“ — „W ęd ro r
w iec“ 1901, n r a 45—48); W ład y sław K iliński: W. a p o lsk a
m yśl p o ro zb io ro w a (Spraw ozd. gimn. W adow ice 1914, str. 5—3 2 );
J u lja O ksza (K isielew ska): Z lite ra tu ry w spółczesnej (1912,
str. 43—45, 71—78, 79—89, 163—182, 197— 201); J a n A ugust
K isielew ski: Życie d ra m a tu (1907, str. 335—341 i 397—403);
Z ygm unt K isielew ski: „B olesław Śm iały" i „W esele“ („R o b o t­
n ik “ 1922, n r a 19 i 338); Ja n K leczyński: S. W. jak o m a la rz
(„Tyg. 111.“ 1907, n r. 11); tegoż: „B olesław Śm iały“ („Tyg. 111.“
1907, nr. 51); tegoż: S. W. („Tyg. 111.“ 1907, n r. 50); Ju lju sz
K leiner: T w órczość poetycka W-go („Słow o P o l.“ 1907, n r a 581
i 583); tegoż: P ierw sza faza w tw órczo ści p oetyckiej W-go
(„Słow o P o l.“ 1909, nr. 44); tegoż: D ie P o ln isc h e L ite ra tu r
(Í929, str. 87—90); Zenon K lem ensiew icz: O n ie k tó ry c h oso b ­
liw ościach języka W-go („Język P o lsk i“, 1927, n r a 1—2); W ła­
dysław K luger: N a m arginesie zbiorow ego w y d an ia W-go („S ilva
R e ru m “, 1925, t. I, str. 32); W ładysław K łyszew ski: „L elew el“
(„N ow a Gaz.“ 1908, dod. „Lit. i Szt.“ n r. 33); S tan isław P io tr
K oczorow ski: WT. n a scenie paryskiej („P rzeg ląd W spółcz.“ 1923,,
n r. 19, t. VII, str. 315—316); Jerzy K oller: „B olesław Śm iały“
(„D zienn. P o zn ań .“ 1922, n ra 246 i 248); L u cju sz K o m arn ic k i:
z te a tru („P rzegląd W arsz.“ 1922, t. I, str. 133—135 i 407—408);
T adeusz K onczyński: S. W. („B luszcz“ 1907, str. 545); F elik s
K oneczny: „W esele“ i „W yzw olenie“ („P rzeg ląd P o l.“ 1901 kw ie­
cień i Ì903 m a rz e c ); M arja K onopnicka: Jego d u ch („O Be­
n iow skim “, 1911, przed tem w „Tyg. 111.“ 1907, t. II, str. 1010);
W incenty K osiakiew icz : W. jako p o eta n a ro d o w y („S łow o“
1907. nr. 135); K azim ierz K osiński: W izja d ziejow a daw nej P o l­
ski u W-go („D roga“. 1933, n r a 1—3); Ire n a K osm ow ska:
O utw orze St. W-go p. t. „W esele“ (1908, B ib ljo tck a M acierzy
P o lsk ie j); Józef K o tarb iń sk i: „W yzw olenie“ („G łos N a ro d u “,
1903, n r a 48, 49—52); W ładysław K ozicki: „W yzw olenie“ („S łow o
P o l.“ 28. XI. 1927) ; tegoż : A nachronizm y i sam ow ole W -go
— 415 —
w „Ju ljiiszu 11“ („W iad. L iter.“ 1932, nr. 419); tegoż: W. jako
m alarz („Lwow. Wiad. Muz. i L iter.“ 1932, nr. 69); K azi­
m ierz K rauz: K onrad czy H am let (0 „W yzw oleniu“ — „P raw d a“
1903, str. 127, 141, 152); Adam K rechow iecki : „W esele“, „W ar­
szaw ian k a“, „Legenda“ („Gaz. Lwow.“ 1901, nr. 121, 154, 1905,
n r. 22); Vaclav K redba: S. W., genialni polsky basnik a ma-
lirz („Z lata P ra h a “, 1908, str. 179); M anfred 'K ridl: Pierw sze
w y d an ie zbiorow e dzieł W-go („Przegląd W arsz.“ 1924, t. IV,
n r. 38, str. 226—229); tegoż: L ite ra tu ra Polska w ieku XIX.
C z ę ś ć V, 2. M łoda P olska (1933, str. 150—171); Miroslav Kro-
p aczék : S. W. („D en“, P ra h a 1907, nr. 256); Juljan K rzyżanow ­
sk i: „W esele“ po angielsku. Rozm ow a z F lorjanem Sobieniow-
skim („W iad. L iter.“ 1928, nr. 231); Eugenjusz K ucharski:
W e rn y h o ra i Złoty Róg. In te rp re ta c ja symbolów „W esela“ („Prze­
gląd W spółcz.“ 1932, nr. 128, str. 318—334; odpow iada m u Ka­
ro l W. Z aw odziński: „W obronie tradycyjnej in terpretacji W e­
sela“ — tam że, styczeń 1933, sir. 140—144); Stanisław Lam :
S. W. (Jaro sław 1909); tegoż: Józef W eyssenhoff: O lau rach
W-go (Jaro sław 1910); tegoż: P olska literatu ra współcz. Cha­
ra k te ry sty k i i w ypisy (1924, str. 206—226); W ładysław Lam :
W. jak o m alarz („Dwutyg. L iter.“ 1932, nr. 6—7); Eugenjusz
L a n d : O pojm ow anie „W esela“ („Zycie T eatru“, 1928, n r. 12);
Ja n E m il L an k au : Idea „W esela“ W-go („Łan Młodzieży“, 1909,
n r. 2 ); Renzo L arco: W. jako m alarz („La Vita“, Roma І9 П ) ;
Czesław L ataw iec: W alka o duszę naro d u w tw órczości St. W-go
(1930); L ea: W esele W-go w T eatrze Poznańskim („Z drój“,
1919, t. VI, str. 30); J a n 'L e c h o ń : W. Przem ów ienie w Bibljo-
tece Polskiej w Paryżu, 21. I. 1932 („Gaz. Pol.“ 1932, nr. 43) ;
S tan isław Lechow ski: Szkic o W-im (1924); Kazimierz Łęczycki:
W esele W-go w Mińsku Litew skim („F ront T eatraln y “, Wilno,
listo p ad 1932, str. 22—24); tegoż: T eatr W-go na Wschodzie
(„II. K ur. Codz.“ 1933, Dod. Nr. 5); L eonard Lepszy: W. i Mal­
czew ski („Głos N aro d u “, dod. „Głos lit. i społ.“, 1901, n ra 10
i 12); M ieczysław L im anow ski: „W esele“ W-go w T eatrze Roz­
m aito ści („Myśl P olsk a“, 1915. Í, str. 133 n .); tegoż: W. n a
W eselu w B ronow icach („G:az. Pol.“ 1932, nr. 329); Jan Loren-
tow icz: D w adzieścia lat teatru (I, 1929, str. 383—477: prem jery
w arszaw skie z lat 1907—1928); tegoż: Po dziesięciu latach.
Id eo lo g ja W-go a now a Polska („Świat“, 1917, _nr. 4 8 )^ tegoż:
Dzieło W-go a czerw ie „przyczynków “ („Tydzień Polski , 1922,
rrs i ЛИГ Z T, , - .4 ^ c l -у i ¡л I o ( 7 h r ПІ П Я

1932,
Stľ Ł» JLW ^ ^ w w *— ____________
W -go” T K u rier W arsz.“ 1903, nr. 253; „Ilu stracja Pol.“ 1903,
str.' 871,’ 89Ò, 902; „Słowo P ol.“ 1903); tegoż: Treść in fo rm a
w poezji. U ryw ek ze studjum o W-im („K urjer Warsz. | J03,
n r a 220 i 221); W incenty Lutosław ski: „W esele“ („Słowo łoi .
1901, n r. 207; „Słow o“ wileń. 1926, nr. 16); E dw ard Łepkow-
sk i: M atejko i W. („II. Kur. Codz.“ 1932, nr. 330, dod ) ; M arja
Ł o p u sza ń sk a : Refleksje z pow odu w ystaw ienia „W esela W-go
(„P rzeb udzenie“, W arszaw a 1912, nr. 2); Jan Los: W iersze pol­
skie w ich dziejow ym rozw oju (1920, str. 356 374 i 418),
S tefan Ł ubieński: W. a d ram at m uzyczny (brak bhzszych d a t) ;
E w a Ł u sk in a: W. - Światowid („Zdrój , 1918, t. III, str. 49,
90 t IV, str. 22, 86, 121 n .); lejże: W. — „Odnowiciel Kościo­
łó w “ ( Czas“ W U n r 274); Przem ysław M ączewski: Konik
Ł z ^ e c k i w T roi (W-go „Achilleis“ - 1909, «dL z kw art.
L u d “ t. XV); tegoż: W ernyhora („Pam. Liter 1909, t. V ili,
str. 202—210); tegoż: Józefa Kotarbińskiego „Pogrobow iec ro ­
m a n ty zm u “ („Pani. L iter.“ 1910, IX, sir. 603—623); tegoż: o-
— 416 —
lęda W-go („Gaz. W arsz.“ 1913, n r. 319); tegoż: W. a W agner
(„M yśl N aró d .“ 1929, nr. 43—48); tegoż: K rak o w sk a szopka
a „W esele“ W-go („T ęcza“, 1931, nr. 41; por. „ K u rje r W arsz.“
1933, n r. 6); tegoż: N a m arg in esach „L egjo n u “. Do źró d e ł tw ó r­
czości W-go („Pani. L iter.“ 1932, XXIX, str. 93—112); tegoż:
W. a M ickiewicz („K u rjer W arsz.“ 1932, n r. 328); T adeusz Ma­
kow iecki: „R ząd d usz“ w „L elew elu“ W-go („R uch L ite r.“ 1928,
n r. 10); tegoż: „Z ygm unt A ugust“ („R uch L iter.“ 1931, str. 85.);
tegoż: W. i V eronese („R uch L iter.“ 1932, n r. 9 ); tegoż: D w ie
„L egendy“ („P o lo n ista“ Ii, 1932, str. 241—245); tegoż: Z agad­
nienie życia w tw órczości W-go i jego k o n sek w en cje a rty ­
styczne (1933, odb. ze S praw ozdań Tow. N auk. W arsz. XXV,
1932); W acław M akow ski: S. W. Szukanie dro g o w sk azu („ W ra ­
żenia i S tu d ja “, 1913, str. 67—87; p rzed tem w „K u ltu rz e“ 1907);
K ornel M akuszyński: „N oc L istopadow a“ („Słow o P o l.“ 1904,
n r a 377 i 379); tegoż: „L egenda“, „C yd“ („Słow o P o l.“ 1905,
n r. 49, 1907, nr. 506); tegoż: R ozpam ięty w an ia („W k alejd o ­
skopie“, 1910, str. 287—297; przedtem w „Słow ie P o l.“ 1907);
tegoż: „C yd“, „W esele“ („Rzeczposp.“ 1922, n r. 310 wiecz., 335
p o r.); Jadw iga M arcinow ska: Ciekawy w ysiłek tw ó rczy („A kro­
p o lis“ — „M yśl P o lsk a“, W arszaw a 1907, n r. 9, str. 135);
Z denka M arkovic: Das Begriff des D ram as bei W. (Zagreb 1915;
p rze k ład Stan. Kolbuszew skiego : „P ojęcie d ra m a tu u W -go“,
z przed m o w ą Stan. Dobrzyckiego, 1924); Ig n acy M atuszew ski:
„L egenda“ („Tyg. 111.“ 1898, nr. 25); tegoż: S łow acki i n o w a
sztuka (II w yd. 1904, str. 237, 395—396); tegoż: „S k ałk a“ („Tyg.
111.“ 1907, nr. 11); tegoż: Głos pożegnalny o W -im („S fin k s“.
1908, I, str. 25—26); tegoż: W eyssenhoff i „ L a u ry “ W y sp iań ­
skiego (Szkic polem iczny. O dbitka ze „S fin k sa“, 1910; ree.
M. K ridl — „K siążka“, 1911, nr. 5; Stan. K otow icz — „P ani.
L iter.“ 1916, XIV, str. 365—366); tegoż: W. i H am let („M yśl
P o lsk a“ 1915, I, str. 122—127 i 293—298); tegoż: M etafizyka
W-go („M yśl P o lsk a “ 1916, III, str. 195—200'); tegoż: S tu d ja
0 W -im (1916, odb. z „M yśli P ol.“); tegoż: S tu d ja o Żerom skim
1 W yspiańskim (1921, str. 147—235, za w ierają rzeczy o „S k alce“,
„H am lecie“, m etafizyce, W eyssenhoffie); S tan isław M ark o w sk i:
„B olesław Śm iały“ („K ur. P oznań.“ 1922, n r a 248 i 251); An­
to n i M azanow ski: S. W. („M łoda P olsk a w pow ieści, liryce
i d ram a cie“, 1902, sir. 175—189); tegoż: S. W. (Złoczów 19Ô7);
tegoż: „A chilleis“ („Bibi. W arsz.“ 1904, I I I ) ; A ntoni i M ikołaj
M azanow scy: P o d ręcznik do dziejów lit. pol. (w yd. IV, 1917,
str. 635—641); Józef M ehoffer: W. — Z jaw isko („C zas“ 1932.
n r. 273); Z ofja M ianow ska: O teatrze W-go („Gaz. W arsz.“ 1932,
n r. 361); Ja n N epom ucen M iller: Z araza w G renadzie (1926,
str. 131—135); tegoż: R ytm ika zdania W-go („Tyg. 111.“ 1932,
n r. 50); R om uald M inkiew icz: T chnienie w ieczności w p o ezji
St. W-go („U w iecznych w ró t tęsknicy“, 1910, str. 5—39, p rze­
m ów ienie n a obchodzie żałobnym w K rakow ie, 8. XII. 1907);
M inos: „W arszaw ian k a“ („Głos N aro d u “, 1898, n r. 272); Józef
K retz-M irski : St. W-go „A kropolis“ jako d ra m a t św iadom ości
n arodow ej (1910); tegoż: M istyka W-go (1924); tegoż: „A kro­
p o lis“ W-go a B iblja („P rzegląd W arsz.“ 1924, t. XI, str. 413 n .);
K azim ierz M issona: „W esele“ W-go (B rody 1904, II w yd. 1907;;
tegoż: „W yzw olenie“ W-go (K ołom yja 1905. II wyd. 1909); W il­
helm M itarski: W. jako d ek o ra to r („Słow o P o l.“ 1907, n r. 151);
tegoż: „P ow rót O dysa“, „S kałka“ („N ow a Gaz.“ 1908, n r a 213
i 331. Dod. „Liii. i Šzt.“ n r a 11 i 19); tegoż: „P o w ró t O dysa“
(„N ow a Ref.“ 1908, n r a 52 i 56); tegoż: „N oc L isto p a d o w a“
(„ K u rje r P o zn ań .“ 1908. nr. 277); tegoż: W. a D ü rer. Im p era-
ty w n o ść W-go („ K u rje r P o zn ań .“ 1908, n r. 45); tegoż: W.
— 417 -
a sztuka p olska („K u rjer Poznań.“ 1908, ига 25 і 45 — E cha
k ra k .); S tanisław Mleczko: W. o H am lecie („W iteź“, 1908,

L udw ik H ieronim M orstin: Legion W-go (1911); H anna M ortko-


w iczöw na: P odanie o W andzie. Dzieje w ątku literackiego (1927
str. 86—92 i 128—129); W alerja M arrenć - M orzkowska : S w ’
(„E ch o muz., art. i te atr.“ 1901, n ra 8—10; „W ieczory R odzinne“
1903, nr. 27); M aurice M uret: Protésilas et Laodam ie („Jo u rn al
des D éb ats“ 23. III. 1913; tam że polem ika w spóllłum acza utw oru
L ucien M aury, 1. IV. 1913); M ic h a l'M uterm ilch: S. W. („Społe­
czeń stw o“ 1907, n r a .9' і 10, str. 130 і 141); Tadeusz N alepiń-
ski: S. W. („Slovansky P ře h led “, 1908, V—VI, str. 195—204
і 246—252, po czesku, toż po rosyj. w „W iestniku Jew ro p y “
i odb. 1909); tegoż: H am let n a scenie („Nowa Gaz.“ dod. „Lit.
i Szt.“ 1910, n r a 9—11); tegoż: Anglik o W-im (H untly Carley —
„N ow a Gaz.“ dod. „Lit. i Szt." 1913, nr. 15—16); W ojciech
N ata n so n : R om antyzm W-go („Czas“ 1932, nr. 273); W itold
N oskow ski (W łodzim ierz Ł ad a ): Sm utna rocznica. W itraże fra n ­
ciszk ańskie („K u rjer W arsz.“ Í908, nr. 331); tegoż: „Noc L isto­
p a d o w a “ („K u rjer W arsz.“ 1908, nr. 334); Adolf Now aczyński:
„W esele“ („Słowo P ol.“ 1901, nr. 135); tegoż: Greckie tra-
goedye St. W-go („Co czasy niosą“, 1909, sir. 1—56; przedtem
w „S finksie“ 1908); Jan N ow akow ski: Dokoła pracow ni W-go.
„Sędziow ie“ rozegrali się we wsi huculskiej Jabłonicy? („K u rjer
P o zn ań .“ 1929, nr. 596); M arjan Olszewski: W. — tw órca
(„Ś w iat“, 1907, nr. 50); Józef O pieński: W-go kult książki
(„ P io n “ 1933, nr. 13); A rtur Oppm an (Or-Ot): W. (wiersz —
„W iad. L iter.“ 1928, nr. 231) ; ' Ryszard O rdyński: Szlakam i
Cyda („N ow a Ref.“ 1907, nr. 495); W incenty Jan Ostrow ski:
W y o b raźn ia ejdetyczna S. W-go (1934); Stefan P apée: „Bolesław
Śm iały“ („P rzegląd P o ra n n y “, Poznań 1922, nr. 292); Zenon
P a rv i: O ryginalna p rem jera („W esele“ — „K urjer Łódzki“,
19. III. 19Ò1); E d w ard Paszkow ski: S. W. („Dziennik K ijó w “
1907. n r. 265); Ks.J. Paw elski: „W esele“ („Przegląd Powsz.“
1901. IV — 1902, II); Tadeusz P eiper: Nowe ustosunkow ania
do W-go (w zw iązku z łódzką inscenizacją „W esela“ — „Glos
P o ra n n y “, Łódź 1933, nr. 43); Stanisław Pieńkow ski: „Bole­
sław Śm iały“ („Gaz. W arsz.“ 1922, n ra 21 i 27); tegoż: „W esele“
(„Gaz. W arsz.“ 1922, n ra 337—338); tegoż: M alarstwo W-gó
(„M yśl N a r ó d “ 1932, nr. 52); Jan Pietrzycki: Pow stanie listo­
p adow e w d ra m a ta c h St. W-go. Uwagi historyczne i literackie
(1909); S tanisław Pigoń: N a ziemi naszej („K urjer Lw owski“
1910 Dod n r. 13); tegoż: W ew nętrzna konstrukcja. „Legjonu“
(„Z epoki M ickiewicza“' 1922, str. 442—490; przedtem w „Sfink­
sie“ 1912); tegoż: O „W eselu“ St. W-go (tam że str. 491—503;
przed tem w „K urjerże P oznań.“ 1919); tegoż: Rozmowa o „W e­
selu “ („D zienn. W ileń.“ 1926, n ra 25 i 29)_; tegoż: Mickiewicz
w „L egjonie“ („Gaz. L iter.“ 1932, nr. 3); tegoż: Czy wciąż jeszcze
n ależy grać „D ziadv“ w inscenizacji W-go? („Dzień. Wiłen.
1929, n r a 230 i 231); Tadeusz P ini: Przedm ow a do w yboru
m yśli z dzieł W-go p. it. „Śpiewałem wielkość ojczystego
k raju ...“ (1909, str. 5—15); W iktor P iotrow icz: ,,W esele“ i „Wy-
• - ......................- • ’ ----- 1— “ 1930, str. 195—
Adam
jów nad
’XegjoneiTU J7 í h l 2 Í r tegoż : Do 'źródeł tw órczości St W-go
Ś tudjum o ...Legjonie“ (1913); tegoż: W. а Нешц („Przegiąć
W ielkop.“ 1913, n ra 12 n .); tegoż: D ram at grecki W-go („Sio-fto
27
Obraz w spółczesnej literatury polskiej. T. II.
— 418 —
P ol.“ 1913, nr. 581); tegoż: W. n a scenie lw ow skiej („M eleager“
i „P ro tesilas і L ao d a m ja“ 15. XII. 1913 — „K ry ty k a“, 1914,
I, str. 57—59); F eliks P lażek : P rz y le k tu rze W-go („C zas“
1932 n r. 273); Ad. P ło m ie ń cz y k : D w a stu d ja o „W eselu“ (Go-
stom ski i K otow icz — „K ry ty k a“, 1913, t. XL, str. 314—317);
Leon P łoszew ski: Kto w ie ? .(O u tw o ry W-go — „Gaz. Lit. 1932,
n r. 9); tegoż: W. n a scenie krakow skiej („R uch L ite r.“ 1927,
n r. 9); B olesław P o ch m a rsk i: O „P olskę żyw ą.“ M otyw rez u ­
rek c y jn y w poezji St. W-go („K u rjer L w ow .“ 1917, n r a 557,
572, 595); tegoż: O czw arty ak t „W esela“ („Gaz. L ite r.“ 1926,
n r. 4); tegoż: Czar Róży ' w „W eselu“ („W -m u T ea tr K rak.
1932“, sir. 84—86); L eon P o m irow ski: D ra m a t a rty sty w „W y­
zw oleniu“ („W -m u T ea tr K rak. 1932“, str. 45—48); tegoż:
S. W. („W alka o now y realizm “, 1933, str. 55—60); S tefan Po-
p ow ski: W. jako p la sty k („G azeta Codz.“ W arsz. 1907, n r. 137);
W iktor P o rd e s: Żydzi u W-go (R achel z „W esela“ — „W sch ó d “,
L w ów 1908, nr. 3); P ra e to r: „W esele“ jak o d ra m a t n a ro d o w y
(„P rzegląd N aró d .“ 1912, nr. 12); B ro n isław P re id l: W p ły w
Ja c k a M alczewskiego n a „W esele“ W-go („II. K ur. Codz.“ 1930,
n r. 111, D od.); W ładysław P ro k e sch : „W arsz aw ian k a“ („N ow a
Ref.“ 29. XI. 1898, recen zja te atraln a, i in n e tam że, n ad to
m. in.: „B olesław Śm iały“ — „'K urjer W arsz.“ 1903, n r. 129;
„A chilleis“ — „ K u rje r W arsz.“ 1904, nr. 1); B olesław P ru s :
P o ezja i poeci („Tyg. 111.“ 1909, str. 455—457); S tan isław
P rzybyszew ski : O dram acie i scenie (1905, str. 35); W ład y ­
sław R abski: „B olesław Śm iały“, „Sędziow ie“, „W esele“ („K u rjer
W arsz.“ 1907, nr. 347; 7. IX. І909; 1915, n r. 67 i 1922, n r. 338;
n a d to : S. W . — tam że 29. XI. 1907); Józef R a ch w a ł: C hochoł
„W esela“ („S finks“, grudzień 1911, t. XVI, str. 329—338); tegoż:
„L egjon“ St. W-go („K rytyka“ 1913, t. XL, str. 119 n., 183, 231,
289); tegoż: Sym bolizm w „D anielu“ W-go („P rzeg ląd W arsz.“
1923, 1. III, nr. 24, str. 353—361): tegoż: A snyk a W. („P rze­
gląd W arsz.“ 1924, t. IV, n r. 39, str. 325—339); tegoż': A kro­
polis St. W-go. Ź ródła i ideologja (1926); tegoż: „W arsza­
w ian k a“ (T a rn ó w 1928, Biblj. kryt. arcy d zieł lit. pol., n r. 43);
Ks. R adosław ski: Ju d y ta (Słow ackiego) i R ach ela („ P ra w d a “
1902, n r. 4) ; K o n ra d Rakow ski : „W arszaw ian k a“ („Życie, 1898,
n r. 46); tegoż: „B olesław Śm iały“ („Czas“ 1903, n r a 105—109;
n ad to tam że recen zje: „P rotesilas i L ao d a m ia“ — 1903, n r. 96;
„B olesław Śm iały“ — 1905, nr. 265; „W esele“ — 1905, n r. 195;
„B olesław Śm iały“ — 1906, n ra 141 i 202; „W yzw olenie“ —
Í906, n r. 127; „B olesław Śm iały“ — 1907, n r. 283; „C yd“ —
1907. n r. 248: u roczyste przedstaw ienie k u u czczeniu p am ięci
W-go — 1907. n r. 281; „L elew el“ — 1907, n r. 283; Cykl W y­
spiańskiego — 1907, n r. 287; „Zgon B a rb a ry R ad ziw iłłó w n y “
i ,„M eleager“ — 1908, nr. 63; „N oc L isto p ad o w a“ — 19Ò8,
n r a 274, 276, 1909, n r. 195; „Sędziow ie“ — 1909, n r. 273);
J. R em bieliński : O „Zygm uncie Auguście“ („M yśl N aró d .“ 1932,
n r. 3); W iliam R itte r: O W -im jako m a larzu („M ercu re de
F ra n c e “ z k w ietn ia 1908; ob. „Lit. i Szt.“ 1908, n r. 13);
Ignacy R o sn er: „W yzw olenie“ W-go (1903, odb. z „C zasu“,
n r a 66—68); K arol H u b ert R ostw orow ski: M etam orfoza W -go
(„L isty z te a tru “, K raków , paźdz. 1924, sir. 27—29); tegoż:
Jeszcze o „W eselu“ („II. K ur. Codz.“ 1933, n r. 12); L u d o m ir
R óżycki: St. W. a m uzyka („D ziennik P o l.“ 1909); M ichał R u­
sinek: M łodzi W -m u („W -m u T ea tr K rak. 1932“, str. 87—88);
L u cjan R ydel: Ze sztuki („Tyg. 111.“ 1896, n r a 37—40, o w sp ó ł­
p ra c y W-go z M atejką p rzy m alow aniu ko ścio ła M arjackiego) ;
tegoż: „W arszaw ian k a“ („C zas“ 1901, n r. 120, „Słow o P o l.“
1901. nr. 306); tegoż: S puścizna po W -im („C zas“ 1907, nr. 383);
— 419 —
Ju lju sz Saloni: Język dziel W-go („Gaz. L iter.“ 1932, n r 3) •
tegoż: Jak korzystać z w ydań szkolnych „W arszaw ianki“ i „Nocy
L isto p ad o w ej“ („P olonista“, II, 1932, str. 232—240); H erbert
S and: W spółczesna polska tw órczość dram atyczn a (1911, str.
9—20); Jakób Sandei: „M eleager“ St. W-go i jego stosunek
do starożytnej tragedji („T eka“, 1908, str. 104—110); tegoż:
„Sędziow ie“ („Dzień. P olski“, 1909, n ra 48 i 50); Leon Schilden-
te k i S chiller: „N ow y te a tr polski“ (po ang. w „The M ask“ 1909;
ob. ¿N ow a Rei'.“ 1909, nr. 346, „K urjer Lwow.“ nr. 358, „Słowo
P ol." nr. 380); tegoż: W. w literatu ra ch zachodnio-europejskich
(„K ry ty k a“, grudzień 1912, 1. XXXV, str. 305 n .); Stanisław
S ch n eider: „A chilleis“ („M uzeum“, XXI, 1905, str. 68—76); tegoż:
M otyw „ru sa ln y “ w poezji polskiej (Balladyna, Beniowski,
Dziady, W esele — „Pam . L iter.“ 1917, XV, str. 89—99); A rtu r
S ch ro ed e r: Styl k s ią ż k i. W-go („Czas“, 1932, nr. 273); S. Seid-
le r : Do genezy ,,W arszaw ianki“ („Ruch L iter.“ 1933, nr. 9);
A dam G rzym ała Siedlecki: Przybyszew ski i W. („K urjer W arsz.“
1927, n r. 337); F ranciszek Siedlecki: Reform a tealru a dram aty
W-go („Tyg. 111.“ 1912, nr. 49); W acław Sieroszewski: Głos
pożegnalny o W-іщ („Sfinks“ І908, I, str. 23—24); Tadeusz
Sinko: G enealogia Stańczyka (M achnicki z „K róla Zam czyska“
Goszczyńskiego — „Tyg. 111.“ 1922, nr. 27); Ludw ik Skoczylas:
0 SI. W -im. Życie i dzieła (1909); tegoż: W. jako poeta p ań ­
stw ow ości polskiej (1918); tegoż: S. W. (1932); tegoż: W. jako
d ra m a tu rg („W ysp. T eatr Krak. 1932“, str. 78—80); tegoż:
W. u T ow iańczyków („Gaz. L iter.“ 1932, nr. 3); W ładysław
Skoczylas: Sztuka plastyczna SI. W-go („Gazeta P olska“ 1932,
n r. 329); M. Skrudlik: P o rtre ty w łasne St. W-go („K rytyka“
1911, g rudzień); tegoż: W itraże SI. W-go („K rytyka“ 1912, gru­
dzień ); D aniel Sliwicki: Tw órczość literacka St. W-go (Lublin
1907).; F lo rja n S obieniow ski: S. , W. (-„Przegląd W ielkop.“ 1912,
n r a 49 n., 1913, n ra 1 n.); tegoż: Shaw i W. („Czas,“ 1927,
nr. 221); M ichał Sokolnicki: O SI. W-im („K rytyka“ 1909, IV,
str. 223—229); W łodzim ierz Spasowicz: „Kazimierz W ielki“
1 „W esele“ („K raj“ 1901, n ra 51—52, oraz w „P ism ach“ t. VIII.
1903); tegoż: „W yzw olenie“. Zagadka w postaci d ram atu —
„B olesław Śm iały“ („K raj“ 1903, n ra 11 12 i 37—39, oraz
w „P ism ac h “, t. IX, 1908, str. 91—147); Stefan S rebrny :_ Na
d ro d ze ku teatrow i W-go (O inscenizacji „W esela“ w Reducie —
„ K u rje r W ileń.“ 1926 i „Com oedia“, 1926, nr. 6); tegoż: Z du­
c h a m uzyki. Myśli o St. W-im („F ront T eatralny“, Wilno,
listo p ad '1932, str. 9—16); tegoż: W. a teatr („K urjer Wi­
l e ń “, 1932 nr. 273); K onstanty Srokow ski: „W yzwolenie
( Słow o P o l “ 3. III. 1903); Leopold Staff: Tren n a śm ierć St.
W-go („N ow a Ref.“ 1907, nr. 562); tegoż: O St. W-im („Tyg. III.“
1932, n r. 50. w ygłoszone jako odczyt na uroczystej akadeinji
Związku L iteratów w K rakow ie); T. M. Staniszewski: O W-im
i „W eselu" słów как ого (.laia, ono. z „сл л т
S tankiew iczow a: W spraw ie spuścizny literackiej po s. p St.
W -im („N ow a Ref.“ 1909, nr. 218; „Słowo Pol. 1909, n n 228);
Z ofja S korobohata-S
korobohata-Stankiew
tankiewiczów
iczówna:
na: W. jako m alarz („Bluszcz
1007 ctr ÍU7V F Starczew ski: S. W. w muzyce („Muzyka

27*
— 420 —
A dolf S trzelecki: „B olesław Śm iały“ („S łow o“ 1903, n r. 1ÛG);
Bogdan S uchodolski : W. i Brzozow ski. P ro b le m trad y cjo n alizm u
(„R uch L iter.“ 1932, nr. 9); E ugenjusz Św ierczew ski: „W esele“
(„N asz K ra j“, W ilno 1919, n r a 160, 161, 184); tegoż: S. W.
(„N asz K ra j“, 1919, n r. 183); tegoż: „B olesław Śm iały“ („P o l­
ska Z b ro jn a “, 1922, n r. 17); tegoż: „R ew izja“ d ra m a tu rg ji W-go
(„T ydzień P o lsk i“, 1922, n r. 9); B. S zarlitt: S ukcesy w iedeńskie
W-go („II. K u rje r Codz.“ 1932, nr. 330, D o d .); Ja n S zaro ta :
W yzw olenie SI. W-go w stosunku do jego dziel p o p rze d n ich
(1903); tegoż: „C yd“ („K rytyka“, 1907, sir. 433); L u d w ik Szcze­
p ań sk i: S. W. (jako m alarz — „Życie“ 1897, n r. 13); tegoż:
„W yzw olenie“ („ Ilu stra c ja P ol.“ 1903, sir. 121, 138, 158, 174,
198); A dam S zczerbow ski: „O zim ina“ i „W esele“ („M yśl N a­
ró d .“ 1926, nr. 17); S tanisław Szczutow ski: N ad głębiam i „W e­
se la“. T r aged ja rzeczyw istości polskiej (1932, odb. z „P rz e ­
glądu P ow sz.“ ); S tanisław S zpotański: Ö n ie k tó ry c h scenach
L egionu („Mies. lit. i. a rt.“ 1911, t. II, str. 560 п .); tegoż: P o l­
ski H am let i P o lsk i A chilles („T ęcza“ 1929, n r. 1); tegoż: Me­
h o ffe r o W -im („K u rjer W arsz.“ 1932, nr. 359); Maciej Szu-
kiew icz: M uzeum T e a tra ln e im. SI. W-go. P ro je k t (1917, odb.
z „II. K ur. Codz.“ ); A rnold Szyfm an: T e a tr W-go („Ś w iat“
1906, nr. 48); tegoż: „Sędziow ie“ (,„Ś w iat“ 1907, n r. :46);
M ar ja n S zyjkow ski: D zieje now ożytnej trag e d ji p olskiej. Typ
szekspirow ski (1923, str. 323—330); tegoż: W spółcz. lii. poi.
(1923, str. 544—580); tegoż: Lit. W spólcz. d la u ży tk u szkół
śred n ic h (1930, str. 318—342); S tanisław T arn o w sk i: Czyściec
Słow ackiego (1902, wyd. anonim ow e, II wyd. 1903, u M anza
w W ied n iu ); tegoż: H ist. lit. poi. (tom VI, cz. 2, 1907, sir.
511—550, p rzed tem w „Przeglądzie P o lsk im “ 1907; ree. W ład.
Ja b ło n o w sk i — „Myśl P o lsk a“, 1907 i „R o zp raw y i w raż. lit.“
1908. II wyd. 1913, str. 273—302; Józef T re tia k — „P rz e ­
gląd“, Lw ów 1908, nr. 203); tegoż: P oezja d ra m a ty c z n a XIX w.
(„E n cy k lo p ed ja P o l.“ Akad. Umiej., t . ' XXII, 1918, str. 67);
T ym on T erlecki: W izjoner p ań stw a polskiego („Gaz. L w ow .“
1932, n r. 278); L eon T reich: A lm anach des L ettre s F ra n ça ises
et E tran g ères (P a ris 1924, H, str. 44: S. W„ u n g ran d v isio n ­
n a ire p o lo n a is); Józef T re p k a: P o lich ro m ia K ościoła F ra n ­
ciszkańskiego w K rakow ie („Gaz. Lw ow .“ 1906, n r a 282 i 283);
M ieczysław T re te r: O scenograf)i St. W-go („II. K u rje r Codz.“
1932, nr. 330, D od.); S tanisław T urow ski: „W esele“ („D ziennik
P o zn ań .“ 1902, n r a 35, 36, 38 i 39); M arja T u rz y m a : „W yzw o­
len ie“ („N ow e S łow o“, 1903, str. 136); tejże: W. w te atrze k ra ­
kow skim („K u rjer Codz.“, W arsz. 1905. m \ 102); Ja u n u tis Vie-
n udis : O W -im po litew sku (w „Yiln. Żiźn.“,. ob. „G oniec P o r.
i W iecz.“ 1907, nr. 569); F ran liszek Y ondraczek: V zpom ínky n a
St. W -ho („N arodili L istv “, 1908, nr. 9); E le o n o ra z Ładziców -
W alickich B olesław ow a K. B.: Jak rozum ieć „W esele“ St. W-go
(W ilno 1908); M ichał W aligóra: W yzw olenie W yzw olenia (1929);
M ieczysław W allis: V/. jako p lastyk („W iad. L ite r.“ 1930, nr.
340); Stefan ja W arszaw sk a: P rzyczynek do genezy m is terju m
w „N ocy L isto p ad o w ej“ W-go („P am . L iter.“ 1925, XXI, 's ir .
238 п.) ; Leon W asilew ski (K. G rądzielski) D zieje lit. poi. (1911,
str, 377—382); Zygm unt W asilew ski: N ow y K onrad. R ozbiór
„W yzw olenia“ SI. W-go (1903, n astęp n ie w „Siadam i M ickiew i­
cza“, 1905, i р. 1. „K o n rad W-go — o sta tn ia fala ro m a n ­
tyzm u“ — w „M ickiewicz i S łow acki“, 1922, str. 248—309);
tegoż :_ „B ojesław Śm iały“ (1906 — w „W spółcześni“, 1923.
str. 259—271); tegoż: O poczuciu estetycznem żyw ej tra d y c ji
. (o „B olesław ie Śm iałym “ — w książce zbiorow ej :' „P am ięci
G adom skiego“, 1907, str. 206—213) ; legoż : „Sędziow ie“ („Słow o
— 421 -

S tan isław W asylew ski: Ł uk Odysseusza. H auptm ann a W ( Ga­


zeta P or. i W iecz.“ 1914, nr. 1692; por. „K rytyka“, 1914, n r. 3,
str. 211 n .); tegoż: Siódm y i ósm y tom W-go („W iad. L iter.“
1933, nr. 494); M ar ja n W aw rzeniecki: Glos pożegnalny o W-im
(„Sfinks 1908, I, str. 26); A. W eiter: o W-im (w żargonow ej
„M orgenstern“, W ilno 1908, nr. 2, por. M. K anter w „W -m u
te a tr K rak. 1932“, str. 82); W ładysław a W eychert-Szym anow ska:
K ilka słów o historycznym podkładzie w Legjonie W-go (1911);
Józef W eyssenhoff: Rozm owy literackie: Z A natolem o genjuszu.
O la u ra c h W yspiańskiego („Tyg. 111.“ 1909, n ra 29—31; pole-

p or. K. WT. Zaw odziński: N a m arginesie, jubileuszu W-go


„D ro ga“ 1933, nr. 9); Ignacy W ieniewski: Dwa oblicza Achillesa
(„W iad. L iter.“ 1925, nr. 98); Stanisław W indakiew icz: Dzieje
W aw elu (1925, str. 13—15, 20, 212, 216, 219—223); Józef
W iśniow ski: W. n a scenie krakow skiej („W -mu T eatr Krak.
1932“, str. 88—94, podaje daty prem jer, statystykę przedstaw ień
i o b sa d ę); Józef W ittlin: WL i skutki („Wiad. Lit.“ 1928, nr.
231); W ilhelm W łodek: K onrad z „W yzw olenia“ St. W-go
(B uczacz 1904, spraw , gim naz.); Ju ljan W ołoszynowski : N ad
ja k ąś rzeką, w jakim ś kraju... (,„K urjer P o ra n n y “, 1932, nr.
330); E d w ard W oroniecki: Śt. W. w świetle pism pośm iertnych
(„K ry ty k a“, 1911 styczeń); tegoż: „W esele“ w P aryżu („P an i“
1923, nr. 11—12, str. 53); K arol W róblew ski: Legenda (1908,
II wyd. tytuł. 1920); tegoż: Achilleis (1909); Stanisław a W y­
so ck a: U w agi o inscenizacji „Legjonu“ („Listy z te atru “, K ra­
ków , paźdz.1 1924, str. 44— 18); Alfred W ysocki: „Sędziowie“
(„Gaz. L w ow .“ 1908, n ra 261 i 262); Adam Zagórski: „Bole­
sław Śm iały“ („K u rjer Lwow.“ 1906, nr. 329); tegoż: „Sę­
dziow ie“ („K u rjer Lw ow.“ 1909, nr. 416); tegoż: W. a naród.
O dczyt w T eatrze Polskim , 28. XI. 1917 („W alka o te a tr“, 1931,
str. 67—85); G abrjela Zapolska: „W esele“ („Słowo Pol.“ 1901,
n r. 240, oraz w „I Sfinks przem ów i...“ 1923, str. 219—231,);
tejże: „W yzw olenie“ („II. P olska“ 1903, str. 194, i liczne prze­
d ru k i); Ja n Z arycz: P robierz teatralny Legionu („Rydw an“
1912, 'styczeń, str. 31—34); Rom an Zaw iliński: Modernizm w ję­
zyku (o błęd n y ch archaizm ach W-go — „P oradnik Język.“
1905, nr. 5); W ładysław Zaw istowski: S. W. poetą naszego
p o k o lenia („W -m u T ea tr K rak. 1932“, str. 7—11; n ad to : „Tyg.
111“ 1932 nr. 50); J. Zborow ski: Archaizow anie i archaizm y
językowe („Język P olski“, I, 1913); Stanisław Zetowśki: Studja
do pieśni pow stańczej (do „W arszaw ianki“ — „Przegląd Hu­
m a n is t“ 1931); B a rb a ra H alina Zielińska: Legenda I x II
St W-go (1928; ree. P rzem ysław Mączewski — „K urjer Poznan.
1929 nr. 83); T adeusz Żeleński (Boy): Recenzje z teatrów
k rak o w sk ich 1919—1922 i w arszaw skich 1923 1932 („F lirt
z M elpom eną“, 1920, str. 76—80 i 182—187; II, 1921, sir. 8 І—85;
III 1922 s tr 172—179; IV, 1924, str. 39—71 i 2 /6 —280;
V 1925 s tr 112—116; VI, 1926, sir. 199-212; VII, 1927, str.
2 3 8 -2 4 5 ; VIII, 1929, str. 137—141 i 2 65-270; X, 1932, sir.
30—34. 135—142 i 145—148; „Ludzie i B ydlątka , 1933, str.
146—168 i 266—269); W łodzim ierz Żuławski: W itraże W-go
(„M aski“ 1918, str. 242 n .); H enryk Życzyński: _ „Sędziowie
A naliza dram atu , z p u n k tu w idzenia kom pozycji i techniki
— 422 —
(„T eo rja d ra m a tu “ 1922, str. 202—209); tegoż: D yso n an se
w 'W-go „N ocy L isto p ad o w ej“ — P iekło w „N ocy L ist.“ W-go
(„Słow o P ol.“ 1922, u r a 276' i 283); tegoż: W. i Ib sen („Pam .
L iter.“ 1923, XX, str. 242—245); tegoż: Do genezy „D an iela“
W-go („Pam . L ite r.“ 1924/25, XXI, str. 237—238); tegoż: W er-
n y h o ra W-go („R uch L iter.“ 1927, nr. 9, sir. 269 n .); tegoż:
A. Mickiewicz w „Legjoriie“ W-go („Pam . L ite r.“ 1928, XXV,
str, 463 n .); tegoż: A rchitektonika „W yzw olenia“ W-go („R uch
L iter.“ 1929, nr. 2); K azim ierz C zachow ski: „P ow ieść o Uda-
łym W algierzu“ S tefana Żerom skiego (p o ró w n an ie z „A chil­
leis“ — „,Z iem ia K ielecka“, 1916, nr. 49); tegoż: W. a k siążk a
p o lsk a (F rag m e n t z o dczytu o W-im, w ygłoszonego 10. XI. 1927
w Tow. M iłośników K siążki w K rakow ie — „C zas“ 1927, n r.
278); tegoż: M isterium Z m artw y ch w stan ia („A kropolis“ — „Tyg.
111.“ 1927, nr. 5); tegoż: „A kropolis“ w K rak o w ie („W iad.
L ite r.“ 1926, nr. 154); tegoż: N a m argin esie n o w y ch książek
o W -im („Tyg. 111.“ 1928, nr. 2); tegoż: A p o stro fa o W -im
(„C zas“, 1928, nr. 126); tegoż: „D zieł“ W-go lom V („P rzeg ląd
W spółcz.“ 1929, t. XXIX, nr. 84, str. 171— 175); tegoż: ,„Zyg-
m u n t A ugust“ („Gaz. P ol.“ 1930, nr. 354); tegoż: „,D zieł“ W-go
tom VI („C zas“, 1931, nr. 276); tegoż: Ú w agi o te atrze W-go
(„W -m u T e a tr K rak. 1932“,, str. 7 Ì—73); tegoż: W. — poeta
życia rodzinnego („C zas“, 1932, nr. 273); tegoż: W ieszczy ton
w poezji W-go („Gaz. P ol.“ 1932, n r. 329); tegoż: W. w życiu
codziennem (R ozm ow y z Janem L acbsem i A dam em C hm ie­
lem — „Gaz. P o l.“ 1932, nr. 329); tegoż: W. i o W -im. Z n o ­
w ych w ydaw nictw („Gaz. P ol.“ 1932, n r. 343); tegoż: W.
P rzegląd n o w y ch w ydaw nictw („Czas“, 1933, n r. 71; n ad to
od І927 ró żn e recenzje z w ydaw nictw — w „Gazecie L ite r.“,
„R uchu L iter.“, „Czasie“, „W iadom. L it.“ ). — , Wł. Rogow ski-
P rzyczynek do b ib ljo g rafji p rac o W -im („D zw on P o lsk i“, W a r­
szaw a 13. XII. 1914, str. 13—17); E d w ard D ubanow icz i S tan i­
sław K ossow ski: B ibljografja literacka czasopism p o lsk ich za ro k
1901 (1902, str. 48, 74 i 82); S tanisław K ossow ski: toż za ro k
1902 (1903. str. 53 i 125—126); T adeusz B a lab an i Je rz y K o ller:
toż za ro k 1903 („Pam . L iier.“ 1904, III, str. 759—760); S tan i­
sław W asylew ski: B ib ljo g rafja h isto rji lite ra tu ry i k ry ty k i lite­
rackiej polskiej za ro k 1904 (1906, 'sir. 56—57);« S tefan Vrtel-
W ierczyński: toż za ro k 1905 (1907, str. 78—79 i 113); S tan i­
sław Ł em picki: toż za ro k 1906 (1909, str. 49, 87—88 i 122);'
K rzysztof A. K rzv szto łowicz i E dw in R osenfeld: toż za ro k
1907 (1911, str. 64—68, 80, 89 i 99); R ad o m ir V rtel: toż za
ro k 1908 i 1909 (1933, str. 114—121 i 138); S tefan W ierczyń-
ski: B ibljografja lite ra tu ry polskiej za ro k 1919 (1926, str. 123—
124); tegoż: toż za rok 1922 (1925, str. 113—115 i 129); P io tr
G rzegorczyk: B ibljografja lite ra tu ry polskiej 1928—1931 (w „R u­
chu L iter.“, p assim ); G abrjeł K orb u t: L ite ra tu ra P o lsk a (1921,
tom III, sir. 693—702 i 813—814; Wyd. II, 1931, to m IV. str.
260—270 i 350; D opełniacz I, 1933, Str. 37—38). — Z estaw iona
tu b ib ljo g ra fja o W -im jest znacznie obszerniejsza, niż w szystkie
p oprzednie, ale jeszcze nie w yczerpująca. P om inięto tu sp o ro
pozycyj n aw e t zn an y ch autorow i, ale b ła h y c h lub zu pełnie bez­
w artościow ych (kilka z ty ch o sta tn ic h dla p rz y k ła d u w ym ie­
niono w tekście), jakoleż — poza nielicznem i w y jątk am i —
o p raco w an ia szkolne. Są to m a te rja ły info rm acy jn e, w znacznej
części spraw d zo n e u źródła, ale do naukow ego o p rac o w a n ia
zupełnej b ib ljo g ra fji W-go w ym agające jeszcze p o w tó rn eg o sk o n ­
trolow ania. A utor tej książki będzie zobow iązany za w szelkie
n ad sy łan e m u sp ro sto w an ia lub uzupełnienia. In fo rm a cje o pre-
m je rach te a tra ln y c h są rów nież jeszcze niezupełne, bo o p a rte
— 423 —
w yłącznie n a m a terja lac h już drukow anych, z któ ry ch też nie
w szystkie m ogły być piszącem u dostępne. D la wygody pod­
ręcznej w yodrębniono pew ne działy oraz w ażniejsze p race k ry ­
tyczne, aczkolwiek i w śród pozostałej reszty, w ym ienionej w po­
rzą d k u alfabetycznym w edług autorów , m ieszczą się pozycje
0 trw alszem znaczeniu. P otrzebne w skazów ki znajdzie czytelnik
w tam ty ch opracow aniach krytycznych, zresztą i n azw iska
au to ró w w ystarczą przew ażnie jako orjentacja do dalszych p o ­
szukiw ań. Bibljografja, jeśli nie jest rozum ow ana, może byq
tylko inw entaryzacją. — N ajw iększe zbiory rysunków , dzieł
m alarskich, rękopisów i listów W-go u W łodzim ierza Żuław­
skiego w K rakow ie (zm arł w ro k u 1934; dalsze losy ty ch zbio­
ró w jeszcze nieznane).
Z ie liń sk i T adeusz, *14. IX. 1859 w S krzypczyńcach (w Kijows-zczyźnie),
syn u rzęd n ik a kontroli p ań stw a w Petersburgu, gdzie w lalach
1869—1876 odbył n au k i w niem ieckiem gim nazjum św. Anny
(ob.: „Jak zostałem filologiem ?“ — w „Filom acie“, 1929, zesz. U
1 IY). S tudja uniw ersyteckie w L ipsku (gdzie w r. 1880 dokto­
r a t za ro zp raw ę: „Die letzten Ja h re n des zweiten p an isch en
K rieges“ ), M onachjum i W iedniu. Podróże naukow e do W łoch
i Grecji. Od roku' 1882 w P etersburgu, najpierw jako nauczy­
ciel w' tem że gim nazjum św. Anny, następnie od 1884 o b jął
w y k ład y .filologji klasycznej iia uniw ersytecie jako docent, od
1887 jako p ro feso r (po h abilitacji w D orpacie n a podstaw ie ro z­
p ra w y : „Die Gliederung der altattischen Komödie“ ). O począt­
k ac h zaw odu akadem icldego ob. przedm ow ę autobiograficzną do
polskiego wyd. „Z życia idej“ (1925). Do w ojny p isał po n ie­
m iecku i rosyjsku. Ż dzieł niem ieckich w ażniejsze: „Cicero im
W an del der J a h rh u n d e rte “ (1897, IV wyd. 1918), „Die Reden
C iceros“ (1901), „Das Clausalgesetz in Cicero's R e d en ' (1904),
„D er constructive R hytm us in Cicero’s Reden“ (1913), „Die Be­
h an d lu n g d er gleichzeitigen Ereignisse bei H om er' (1901), „Die
M ärchenkom ödie in A then“ і in. Z dzieł rosyjskich: „Świat an ­
ty czny a m y“ (1901, tłum . n a 17 języków ), przekład i koniem
ta rz w szystkich dzieł Sofoklesa (І913 1915,, _ 3 tom y), ^„P raw o
rem iniscencji realnej u H om era", „Pochodzenie kom edji , cztery
to m y szkiców naukow o-popularnych i 1. p. W ydana (w 2o-ciole-
cie działalności naukow ej) w r. 1909 w P etersburgu b ibljografja
p ism Z-go zaw iera już paręset pozycyj, znacznie następnie po­
m nożonych. Od 1907 członek czynny Polskie,] A kadem p Um ie­
jętności od 1917 członek Rosyjskiej Akademji N auk (na m iejsce
Sienkiew icza, o którym m ow a akadem icka, rozszerzona następnie
w stu d ju m : „Idea Polski w dziełach Sienkiewicza wyd. poi.
1920) iiadto członek akadem ij naukow ych baw arskiej, b ry ty j­
skiej ’ paryskiej, rum uńskiej, bułgarskiej,_ czeskiej i i., dr. n .
h o n o ris causa' uniw . w W ilnie, fAVOWie^ Moskwie f e n a c h ,
O xfordzie Bernie morawskiemu Groningen (H olandja) i i. i 1er
sza p ra c a polska: „Starożytność antyczna ^ ^ f 0talcX f ep“ fe:
svczne“ ("napis 1907, wyd. 1909, przedruk. 1920, następnie
STmie ľ Po.cUt«i W b Wlal«*
n a k u rsa c h w P etersburgu pow stały :
Ä fT
n ^ f ,aMic-
la re ck a Mickiewicza. Uwagi n ad Gra^yn ^' M| los
kiew icza" ("wyd 1922, następnie w tomie „Z ojczystej m w j ,
iqPS odzie rów nież w łączono studjum o Sienkiewiczu z wyd
S ) , - S V c M e w ydal stu d ja o p ' O l f ^ f l j v l l J T o t ' ”

S ŕ r & S ŕ ’Ä p5 í'. 1»
w T o sS ä á ї о „C hłopach“ R .y m o n .a (d ,» Ł Ç k o p r ^ o . a
do p rzekładu A urory Beniam ino. 1928) i m. ia k ze p iace j
— 424 —
angielsku i holendeŕsku. W ro k u 1916 n a le ż a ł do d ep u tac ji,
w ysłanej do W ilsona z podziękow aniem za. ogłoszenie p o stu latu
całkow itej niepodległości Polski. O trzym ał k o m a n d o rję o rd e ru
„P olonia 'R estilu ta'C Od 1933 A kadem ik L ite ra tu ry . — Po p o l­
sku w yszły nad to osobno: Z cyklu: „W spółzaw odnicy ch rześci­
ja ń stw a “ : (I.) „R zym i jego relig ja“ (1920), (II.) „P ięk n a He­
le n a“ (1920, ІІ wyd. 1921), (III.) „H erm es T rism eg isto s“ (1920),
(IV.) „C hrześcijaństw o sta ro ży tn e a filo zo fja rzy m sk a“ (1921);
„R eligja G recji sta ro ż y tn e j“ (Í921, w y d an a też w ję zy k ach ro ­
syjskim , estońskim , angielskim , fra n cu sk im i czeskim ; stan o w i
część 1 „Religij św iata antycznego“ ); „Św iat an ty cz n y a m y “
(1922); „H isto rja k u ltu ry an ty czn ej“ (1922— 1924, 2 to m y );
„Irezyona. K lechdy attyckie“ (І922, 2 s e rje ); „G recja. B udow ­
nictw o — P la sty k a — K ra jo b raz“ (1923); „ L ite ra tu ra slaro*-
żytnej Grecji. Z arys ogólny“ (1. E p oka niepodiegłości. II. E p o k a
pow szech n a — 1923— 1931); „Z życia idej. S e rja I “ (1925, w y­
b ó r studjów i szkiców z lat Î899—19Ì7: Id ea u sp raw ie d li­
w ienia; Ď ionizos w relig ji i poezji; Ifig en ja; A ntygona; S finx;
0 sile nieczystej; P arlam en ta ry z m w rep u b lice rzy m sk iej; Ostra^
kolo g ja; P io sn k a robo cza; P ro z a a rty sty cz n a i jej lo sy ; Bóg
1 d o b ro ); „R eligję św iata antycznego“ : II. „R eligja h ellen izm u “
(1925, przed tem po ro sy jsk u ); III. „H ellenizm a Ju d a izm “ (1927,
2 tom y, dzieło oryginalnie przez a u to ra n a p isa n e po p o lsk u );
IV. „R eligja R zeczypospolitej R zym skiej“ (Część I, 1933); „So-
fokles. i jego tw órczość tragiczna“ (1928); „F ilh elleń sk ie p o e­
m aty B y ro n a“ (1928); „K leo p atra“ (1929); „W łościaństw o w li­
te ra tu rz e p o lsk iej“ (1929); „Świat antyczny. I. Starożytlnbść
bajeczna. II. G recja niepodległa“ (1930—1933, p rze d tem po ro ­
syjsku). — L iczne stu d ja i szkice w czaso p ism ach po lsk ich ,
m. in. w „Przeglądzie Filologicznym “, „P rzeg ląd zie H is to r y c z ­
n y m “, „Przeglądzie H um anistycznym “ (m. in. 1922: „R y tm ik a
p ro zy pięknej i jej psychologiczne p o d sta w y “, 1924: „La le­
gende de la toison d ’o r“ ), „E osie“, „K w artaln ik u K lasy czn y m “,
„F ilom acie“, „Przeglądzie P ow szechnym “, „P rzeglądzie W arszaw ­
skim “ (m. in. 1924: „F ranciszek G rillp arzer“, 1925: „H o m er —
W ergiljusz — D an te“ ), „Przeglądzie W sp ó łczesn y m “, „W iedzy
i Życiu“, „P rzeglądzie F ilozoficznym “ (m. in. 1925: „P o w stan ie
grzechu w św iadom ości starożytnej G recji“ ), „P am iętn ik u W a r­
szaw skim “ (m. in. 1929: „Z tragicznego o k resu k u ltu ry grec­
k ie j“, 1931: „P raw o do p a ro d ji“, „A ntyk N ietzschego“, „M anja
tw ó rcz a“), „T ygodniku II lu stro w an y m “ (m. in. 1923: „C óra
N em ezydy“ ), „W iadom ościach L iterack ich “, „B luszczu“ (m. in.
1923: „S afona“, 1922: „U p ra ź ró d e ł kom edji (P la u t)“ ), „A strei“
(1924: „Poszukiw acze śladów “ Sofoklesa i' d ra m a t sa ty ro w y “ ),
„K u rjerze P o lsk im “, „Gazecie P o lsk iej“ (zw łaszcza w 1. 1933
i 1934 częste arty k u ły ), „Isk ra c h “, „P ionie“ i t. p. — O Z-im:
życiorys w „K w artaln ik u K lasycznym “ (1928, str. 330—333);
Ja n P a ran d o w sk i: T. Z. („O dw iedziny i sp o tk a n ia“, 1934, sir. 87—
106; przed tem w „P am iętn ik u W arsz.“ 1929); W itold K lin g er:
T. Z. („P rzegląd W spółczesny“, luty 1930, n r. 94, str. 161—172);
Stefan S re b rn y : T. Z. („Pologne L itté ra ire “, 1927, n r. 14, po
n iem ,); S tanisław W itkow ski: „Złote gody n au k o w e prof. Z-go“
(„D ziennik L w ow .“ 1929, nr. 344); W iłam H o rzy ca: „L itera­
tu ra G recka“ („W iad. L iter.“ 1924, n r. 27); G ustaw P rz y c h o c k i:
„Jubileusz T. Z-go“ - („K u rjer W arsz.“ 1930, n r. 141);' Ig n acy
W ieniew ski: „Z życia idei“ („W iad. L iter.“ 1926, n r. 107); te­
goż: „R eligja hellenizm u“ („W iad. L iter.“ 1926, n r. 111); tegoż:
„Sąd n a d jud aizm em “ („W iadom . L iter.“ 1927. n r a 194 i 198,
1928, nr. 219); tegoż: „B esuch bei T. Z.“ („P ologne L itt.“ 1927,
nr. 14);. P aw eł H ulka-L askow ski : „N a m arginesie książki p ro f.
— 425 —
T adeusza Z-go“ („Wiaclom. L iter.“ 1927, ига 196 і 202, polem i­
zuje z W ieniew skim ) ; la d e u s z Sinko: „H ellada i Rom a w P o l­
sce ^ (1933^ sir. 383—384); K azim ierz Czachow ski: „Pięćdziesiąt
tom ów „B ibljoteki L aureatów N obla“ („W iad. L iter.“ 1928
n r. 210, w skazuje k an d y d atu rę Z-go do nagrody literackiej N obla,
co i później przy różnych okazjach kilkakrotnie p rzy p o m in a);
tegoż: „A pologja hellenizm u“ („Czas“, 1928, nr. 171); tegoż:
„S ofokles“ („Lw ow skie W iadom . Muz. i L iter.“ 1928, nr. 34);
tegoż : U źródeł d ram a tu “ („Gazeta Pol.“ 1930, nr. ’ 190) ; te­
goż: „Schyłek starożytnej literatu ry greckiej“ („Gazeta P ol.“
1931 n r. 354); tegoż: „U źró d ła k u ltu ry europejskiej“ („Świat“,
1933, n r. 24); tegoż: T. Z. („G azeta Pol.“ 1933, nr.' 324).
Ż eleński T adeusz (pseud. Boy) * 21. XII. 1874 w W arszawie. Syn m u­
zyka W ładysław a i W andy z G rabow skich. W rolni 1892 ukoń­
czył gim nazjum św. Anny w K rakow ie, w r. 1900 w ydział le­
k arsk i uniw ersytetu Jagiellońskiego, poczem na dalsze stu d ja m e­
dyczne w yjechał do P aryża. W latach 1904—1908 pracow ał jako
asy sten t n a klinice chorób dziecinnych przy uniw ersytecie k ra­
kow skim . W ydał kilka rozpraw lekarskich, m. in.: „T rzy p rzy­
p ad k i tężca leczone surow icą przeciw tężcową B ujw ida“ (1901),
„O p o jaw ien iu się. ciałek szpiku kostnego (myelocytów) we krw i
n iem ow lęcej“ (1904, razem z Teodorem Cybulskim), „O paste­
ry zacji m leka dla niem ow ląt“ (1905), „K ropla m leka“ (1905),
„K ilka słów o t. zw. objaw ie K erniga“ (1905), „B iura p o rad y
d la m atek w K rakow ie“ (1906, odb. z „Czasu“ ), „Prem je dla
m a tek “ (1907). Od ro k u 1906 należał do głównych tw órców
Zielonego Balonika, k ab aretu artystyczno-literackiego w t. zw. Ja­
m ie M ichalikow ej (C ukierni Lwowskiej M ichalika) przy ulicy
F lo rjań sk ie j w K rakow ie. W latach 1908—1914 pracow ał jako
lek arz kolejow y. W ro k u 1909 w ydał swój pierw szy przekład
arcydzieł lite ra tu ry francuskiej: „Fizjologję m ałżeństw a“ Bal­
zaka, zaczątek późniejszej Bibljoteki Boya. W 1. 1919—1922 re ­
cenzent te a tra ln y „Czasu“. Od 1922 przeniósł się do W arszawy.
W 1. 1922—1923 kierow nik literacki T eatru Polsldego. W latach
1923—1931 recenzent teatraln y i w spółpracow nik literacki „Kur-
je ra P o ran n eg o “, następnie recenzent z teatrów w arszaw skicn
„II. K ur,jera Codziennego“, w spółpracow nik „W iadomości Lite­
ra c k ic h “ (tu m. in. ostatnio stu d ja o Fredrze). O fiarowyw anej
m u w sw oim czasie przez uniw ersytet poznański katedry lite­
r a tu ry francuskiej nie przyjął. K ilkakrotnie odznaczony F ra n ­
cuską L egją H onorow ą (Î922 krzyż kaw alerski, 1927 krzyż
•oficerski, І934 kom andorja). O trzym ał w roku 1928 nagrodę
Polskiego Tow. W ydaw ców Książek, w roku 1933 nagrodę lite­
ra c k ą m iasta W arszaw y. Od listopada 1933 Akademik ^L itera­
t u r y . — M łodzieńcze pró b y poetyckie: sonety druk. w „Swiecie“
k rak o w sk im w r. 1895 (staraniem K azim ierza Tetm ajera, b ra ta
ciotecznego Ż-go). Osobno w ydane cykle piosenek k ab areto ­
w ych (od ro k u 1907) i innych utw orów w ierszem („Słońce je­
sien n e“, 1915; „Z mojego dzienniczka“, 1916) w łączone do tom u
poezyj p. t. „S łów ka“' (najpełniejsze w ydanie „ ju b ile u sz o w e ,
1931.' z p rzedm ow ą i kom entarzem autora; pierw sze wyd. z roku
1913 i kilka w ydań następnych). — Z przedm ów do przekła-
d ó w p o w sta ły S tudja i szkice z literatury francuskiej (1У20)
i „N ow e stu d ja z literatu ry francuskiej“ (1922), w now em roz-
szerzonëm w ydaniu p. t. „Mózg i P łeć“ (Studja z literatu ry tran -
cuskiej, 3 tom y, 1926—1928); m onografia: Molier i L L l ) . —
Z biory recenzyj z te atru krakow skiego z lat 191.3 1 9 -- i z tea­
tró w w arszaw skich od roku 1923 p. t. „F lirt z M elpom eną (10
tom ów , 1920—1932), n astęp n e tomy pod odrębnem i ty tu łam i:
— 426 —

„Okno n a życie“ (1933), „L udzie i b y d lą tk a “ (1933). — Z biory


szkiców literac k ich i feljetonów w sp ra w a c h sp o łeczn y ch : „B re-
w e rje “ (1925, tu m. in. „Mój objazd p a s te rs k i“ i „Jak zostałem
literate m “ ), „P an i H a ń sk a “ (1925), „W S o rb o n ie i g dzieindziej“
(1927, w rażen ia p aryskie, z w stępem A ntoniego Potockiego
p. t. „B oy w P a ry ż u “ ; po fra n cu sk u : „Mes C onfessions“, 1928;,
„Plotki, plotki...“ (1928, tu m. in. „O św ięte p raw o do p rz e c in k a “,
„ H isto rja p ew n y ch m ebli“ — w edług p ro je k tu W yspiańskiego,
„Mój p ro c e s“ — z „C zasem “ ), „Ludzie żyw i“ (1929, o P rz y b y ­
szew skim , W yspiańskim , Żm ichow skiej, F re d rz e, M ickiewiczu,
W ojtkiew iczu, G rottgerze i W ład, Ż eleńskim ), „D ziew ice k o n ­
sy sto rsk ie“ (1929, o ro zw odach), „P iekło k o b ie t“ (1930, w sp ra ­
w ie m acierzyństw a), „P ija n e dziecko w e m gle“ (1929), „B ron-
zow nicy“ (1930, o M ickiewiczu), „M arzenie i p y sk “ (1930, tu
m. in. „ P lo tk a o „W eselu“ W yspiańskiego“ — p rzed tem we „ F lir­
cie z M elpom eną“, Z atarg boh ateró w „W esela“, „W iatro lo g ja“ —
p rzed tem w e „F lirc ie z M elpom eną“ ), „Słow a cienkie i g ru b e“
(1931), „Zm ysły... zm ysły...“ (1931, tu m. in. „Mój ro m a n s z F ra n ­
c ją “), „Jak skończyć z piekłem ko b iet?“ (1931), „Z nasz-li ten
k raj? ...“ (1931, C yganeria •K rakow ska), „N asi o k u p an c i“ (1932),
„Sm iech, uśm iech i zgroza“ (1933), „W akacje z p ry d u m k ą “
(1933, tu m. in. „D okoła śm ierci M ickiew icza“ o raz „B rzy d k a
książk a“ — odpow iedź Irzykow skiem u). — O p raco w ał w y d an ia
N arcyzy Żm ichow skiej: „B iała R óża“ (1929), „Czy to p o w ieść?“
(1929), „P o g an k a“ (1930, w „B ibljotece N aro d o w ej“ ), „N ar-
cyssa i W anda. L isty do W andy G rabow sk iej“ (1930), „L isty do
b ra ta E ra z m a “ (w „P am iętniku W arsz.“ 1930); Ja k ó b a W oj­
ciechow skiego: „R az kiedyś a obecnie“ (1933). — „A ntologja
lite ra tu ry fra n c u sk ie j“ (1922, we w łasn y ch p rz e k ła d a c h ) i k o ­
m entow ane w y d an ia utw orów M oliera i L a R o ch efo u cau ld —
w „B ibljotece N aro d o w ej“. — P rz ek ła d y arc y d zieł lite ra tu ry fra n ­
cuskiej, czyli B ibljoteka B oya: M ontaigne (1917), M arivaux (1916),
R abelais (1915), C rébillon syn (1917), D zieje T rista n a i Izoldy,
C onstant, X. P révost, B eaum archais, R ousseau, Villon, D iderot,
B alzac (od 1909), M olier (1912), V erlaine, L aclos (1912), Vol­
taire, B ran tô m e (1914), C hateaubriand, M érim ée, M ontesquieu,
B e rn a rd in de S aint-P ierre, G autier, D escartes (1918), L isty p a n n y
de L espinasse, Lesage, Racine, M urger, M usset (1920), S ten d h al
(od 1921), P ascal (1921), L a R ochefoucauld (1923), M arja de L a
F ay ette (1928), P ieśń o R olandzie (1932), C h am fo rt (1933) —
dotąd 107 tom ów . Od ro k u 1930 jed n o lite w y d an ie zb iorow e
„B ibljoteki B oya“ — do końca 1933 w yszło 66 tom ów . P o za tą
se r ją p rze k ład y „D am y kam eljow ej“ Al. D um asa, sy n a (1930);
„K om edji o człow ieku, k tó ry zaślubił niem o w ę“, A natola F ra n -
ce’a (1912). — O Ż-im: A ntoni C hołoniew ski: P io sen k i „Zielo­
nego B alonika“ („ K ra j“ 1908, nr. 46); W ilhelm F eld m a n : P io ­
senkarz Zielonego B alonika („K ry ty k a“, 1910, V).; tegoż: „W sp ó ł­
czesna lit. pol.“ (VIII wyd. 1930, str. 469—470; tam że u zu p e ł­
nienie S tefan a K ołaczkow skiego — str. 684—686); A dam Ł ad a
C ybulski: P sy ch e p o lsk a w kabarecie. Boy p io sen k arz (1911);
tegoż: P sy ch e p o lsk a w kabarecie. O szopce k rak o w sk iej (1911);
Roger B attag lia: Boy (1918); S tanisław M iłaszew ski: Bov jako
k ry ty k te a tra ln y („N ow y P rzegląd L ite ra tu ry i S ztu k i“ " 1920.
t. II, str. 99 n .); W acław B orow y: Boy jako tłu m acz („P rzegląd
W arsz.“ 1922, tom III, nr. 7, str. 25—62); tegoż: O ryginalność
w p rze k ład a ch B oya („P rzegląd W arsz.“ 1922, tom ІЇЇ, n r. 9,
str. 352—404); tegoż: O język Boya (polem ika z p rof. K azim ie­
rzem N itschem — „P rzegląd W arsz.“ 1923, to m VII, n r. 19,
str. 126—136. nr. 21, str. 436—439, tom V III, n r. 22. str. 135—
136); E d w ard P orębow icz: K siążka o M olierze („P rzeg ląd W arsz.“
- 427 —
1924, t. XIII, nr. 37, sir. 78—80); Zdzisław D ębicki: P o rtre ty “
(II, 1928 str. 201 213) ; M anfred Iírid ! : „Ludzie żyw i“ („Przegląd
W społcz. 1930, nr. 93, sir. 1 4 1 -1 4 9 ); Jan L echoń: 75 tom ów
p rzekładów Boya („W iad. L iter.“ 1924, nr. 23); tegoż: Boy
0 Mickiewiczu („P am iętnik W arsz.“ 1930, nr. 1, str. 244—248);
S tanisław Pigoń: O bronzaci!, bronzow nikacli i b ro n zo b u rcy
(1930); Ire n a K rzyw icka: Trois faces de Boy-Żeleński ( Po­
logne L itt.“ 1928, nr. 17); tejże: Nieznany, pisarz („W iad.” Li­
ter. 1930, nr. 324); J. L. Skiw ski: P roblem at Boya ( W iad.
L ite r.“ 1929, nr. 272); tegoż: M alarz atm osfery („Tyg. 111.“
1931. n r. 24); tegoż: życie ułatw ione („W iad. L iter.“ 1931,
n r. 47); tegoż: Dlaczego b ro n ię Boya? („Tyg. Illu str.“ 1933,
n r. 15, por. nadto tam że n r a 12, ,13 i 14 — polem ika z Irzy­
k o w sk im ); tegoż: Boy-Żeleński („Gaz. Pol.“ 1933, n r. 308);
R om an B ogdani: P ra w d a o bojach Boya z „Czasem“ („Czas“
1928, n r. 68); K arol Irzykow ski: Benjam ínek. Rzecz o Boyu-
Ż eleńskim (1933; por. odpow iedź Boya w „W akacjach z pry-
d u m k ą “ ); Czeslaw7 Lechicki: Boy-Żeleński we w klęsłem zw ier­
c iad le (1933); tegoż: P ra w d a o Boyu-Żeleńskim. Głosy krytyczne.
Z eb rał i w stępem poprzedził... (1933, tu glosy różnych prze-
ciwmików7 B oya); Tym on T erlecki: Boy ^publicysta („Słowo
P o l.“ 1930, nr. 134); K arol Ludw ik K oniński: Dwńe m isje
B o y a („M yśl N aród.“ 1931, nr. 5); tegoż: Żeleńskiego atakuje
Irzy k o w sk i („Gaz. L iter.“ 1933. nr. 9); Stanisław E streich er:
K siążka Boya o krakow skiej cyganerji („Czas“ 1931, n r. 287
1 o d b .); W incenty Rzym ow ski: P ap ier i kruszec w7 shrwie lite­
rac k iej („Tyg. 111.“ i 931, nr. 45); Jan Paraińdowsld : InstyJ
tu t B oya („K u ltu ra“ 1931, nr. 1); F ranek L. Scimeli: L’enfant
te rrib le de la Pologne (P aris 1932) ; Jerzy E ugenjusz Pło-
m ień sk i: W alka o Boya („Lwow7skie Wiad. Muz. i L iter.“ 1929,
n r. 43); M ieczysław B rahm er: Z krytyki teatraln ej („Przegląd
W spółcz.“ 1924, tom XI, str. 146 n .); Stefan K rzyw oszew ski:
„ F lirt z M elpom eną“ („Świat“, 1925, nr. 48); Jan L orentow icz:
„ L ite ra tu ra polska od r. 1863“ (1932, str. 325—326, 444 i 446);
A dolf N ow aczyński : Balzac w7 Polsce i w7 Niem czech („Szkice
lite ra c k ie “ 1918, str. 37—42, przedtem w „Swiecie“ 1909);
A dam G alis: W izyta u Boya-Żeleńskiego („Tyg. 111.“ 1933, nr. 9);
Z ygm unt Czerny: o przekładach Boya („Rocznik L iteracki za
ro k 1932“, 1933, str. 186—195); Stanisław Piasecki: „Prosto
z m o stu “ (1934, str. 114—118 i 195—202); K azim ierz Cza-
ch o w sk i: F lirt — P lo tk i („Lwów7. Wiad. Muz. i Lit.“ 1928,
n r. 27); tegoż: B ibljoteka Boya („Lwow. Wiad. Muz. i L iter.“
1928, nr. 32—33); tegoż: Okno n a E uropę („Wiad. L iter.“ 1928.
n r. 258); tegoż: Ludzie żywi („W iad. L iter.“ 1929, nr. 277);
tegoż: Miłość i F lir t („Tygodnik Illustr.“ 1929, nr. 2); tegoż:
P lato n o Boyu ( „ L w7ow 7. Wiad. Muz. i Liter.“ 1929, nr. 4 1 ) ;
tegoż: L ite ra tu ra fran cu sk a w7 przekładach Boya-Żeleńskiego7
(„II. K ur. Codz.“ 1930, nr. 12, i osobny przedruk nakładem Bi-
bijo teki B oya); tegoż: Jubileuszow e w ydanie Bibljoteki Boya
(„Lw ow. W iad. Muz. i L iter.“ 1930, nr. 51); tegoż: Dwaj Ty­
ta n i p rac y tw órczej („Lw ow. W iad. Muz. i L iter.“ 1930, n r^ 59) j
tegoż: Boya-Żeleńskiego książka o K rakowie („Gazeta Liter.
1932 n r 6); tegoż: Jubileusz i Misja. Boy-Żeleński jako krytyk
i w ydaw ca („І1. K ur. Codz.“ 1933, nr. 37); tegoż: O statni
sezon te atró w w arszaw skich („Ludzie i bydlątka“ — „Czas“
1933, nr. 266).
Żeromski Stefan (pseud. M aurycy Zych. Józef Kalenia ) * 1. XI. 1864
w S traw czynie (Kieleckie) f 20. XI. 1925 w W arszawie. Syn
W incentego ( j 1883) i Józefy z K aterlów ( f 1879), z rodziny
— 428 —
szlacheckiej zru jn o w a n ej w p o w stan iu styczniow em , sk ro m n y ch
dzierżaw ców fo lw arcznych, w dzieciństw ie p isa rz a p rzen o szący ch
się z m iejsca n a m iejsce, aż około ro k u 1868 osiedli w Cieko-
lach p od K ielcam i, w śró d G ór Św iętokrzyskich, w po b liżu Ł y­
sicy, u w ylotu doliny W ilkow skiej. M iejscow ość tę, jak o Ga-
w ronki, N iem raw e, Głogi, W ygnanka, o pisy w ał Ż erom ski k ilk a­
k ro tn ie („Syzyfow e p ra c e “, gdzie też m a te rja ł au to b io g raficzn y
z lat dziecinnych i szkolnych, „ P ro m ie ń “, „P o p io ły “, „P uszcza
Jo d ło w a“ i i.). U czył się w gim nazjum w K ielcach (1876—
1887), gdzie m. in. nauczycielem polskiego b y ł A. G. Bem.
U czniem pilnym nie był. n a to m ia st zaw czasu o d d aw ać się p o ­
czął lek tu rze książek i sam ouctw u o raz p isa ć w iersze. W токи
1882 „T ygodnik Mód i P ow ieści“ w y d ru k o w a ł jego p rzek ład
„P rag n ie n ia“ L erm ontow a, „P rzyjaciel D zieci“ — w iersz „Pieśń
ro ln ik a “. K olegow ał z W acław em M achajskim , w sp o m n ian y m
w „W ybiegu in sty n k tu “ i podobno w zorem życiow ym A ndrzeja
R ad k a z „Syzyfow ych P ra c “ (ob. przy p is W a cław a Borow ego
w w yd an iu „E legij“, str. 385—386). N ieo d w zajem n io n a p ie rw sz a
m iłość do bliskiej k uzynki L udw iki D unin-B orkow skiej, ucieczka
z dom u sio stry Olesi , (zaślubiła R o sjan in a), n a g ła śm ierć o jc a
(po w cześniejszej stracie u k ochanej m atk i) zb ieg ają się w k ró t­
kich o d stę p ac h czasu. Zdany n a w łasne siły z a ra b ia k o rep e­
tycjam i, p o d u p ad a n a zdrow iu i grozi m u nędza, za n ie d b u je
się w n a u c e i p rz y m a tu rze obciął się z m atem aty k i. W r. 1887
p rzen o si się do W arszaw y, gdzie — z b ra k u m a tu ry n ie
m a jąc w stępu n a u n iw ersy tet — zapisuje się n a in sty tu t w ete­
ry n a ry jn y , n a d a l u trzy m u jąc się korep ety cjam i. B ierze u d ział
w ta jn y c h k ó łk a ch sam okształceniow ych, a do n ajb liższy ch 1
p rzy ja ció ł n ależą M achajski i R om an D m ow ski. W k w ietn iu
1888 areszto w an y i kilka tygodni w ięziony w Cytadeli. W ycień­
czony, do czego p rzy c zy n ia ją się i p ozatem głodow e w a ru n k i
życia, n a dłuższym w ypoczynku u k rew n y ch w K ieleckiem .
W ro k u 1889 m ęczące gonitw y za lekcjam i i w ęd ró w k i po r e ­
d ak c ja ch w arszaw sk ich p rze rw an e tyfusem głodow ym i p o b y ­
tem w szpitalu. W tym że ro k u d ru k u je p ierw sze no w ele: „A cn
gdybym dożył kiedyś tej pociechy...“ i „E legję“ w „T ygodniku
P ow szech n y m “, „Z dziennika: P sie p ra w o “ — w „G łosie“.
Z pow odu sta n u zdrow ia zm uszony do w yjazd u n a w ieś, tru d n i
się g u w ern erk ą w ró żn y c h stro n a c h k ra ju , n a P odlasiu, w L u ­
belskiem , m. in. w N ałęczow ie. W pierw szy ch k ro k a c h lite­
rac k ich pom aga m u w ydatnie p o zn an a w tych la ta c h w red a k cji
„W ędrow ca“ O ktaw ja z Radziw iłlow iczów , w d o w a po inży n ierze
Rodkiew iczu, w zór życiow y Madzi z ,„E m an c y p an tek “ P ru sa
i Jo a si z „L udzi B ezdom nych“. Z najom ość ta p rze ch o d zi w głę­
bo k ą m iłość i d o p ro w a d za do m ałżeństw a w r. '1892. P rz e d ­
tem. w styczniu 1892 pierw szy w yjazd zagranicę, przez K ra ­
ków i W iedeń do Z urichu, potem parom iesięczn y p o b y t w K ra­
kow ie i w ycieczka w T atry. O bszerne w y jątk i z listó w do n a ­
rzeczonej z o k re su tej pod ró ży pod aje S tan isław Piołun-N oy-
szew ski w źródłow ej i do b io g rafji p isa rz a w la ta c h 1864—
1900 podstaw ow ej książce: „Stefan Żeromski. Dom, dzieciństw o
i m ło d o ść“ (1928). Z p om ocą swego kolegi Z ygm unta W asi­
lewskiego a p rzy p o p arc iu K arłow icza i P ru sa o trzy m u je p o ­
sadę p om ocnika b ib ljo te k a rz a p rzy ów czesnem p o lsk iem Mu­
zeum N arodow em w R appersw ÿlu (w S zw ájcarji), gdzie p r a ­
cu je w latach 1892—1896 i w sp rzy ja ją cy c h w aru n k a c h k li­
m atycznych p o p ra w ia stan zdrow ia, silnie zagrożony g ru źlicą
płuc. S tam tąd p o d ró ż u je po S zw ajcarji, do P a ry ż a i D rezna.
Do czasów ra p p e rsw y isk ich m a te rja ł źró d ło w y w Z ygm unta
W asilew skiego „W spom nieniach o Jan ie K asp ro w iczu i Ste-
— 429 —

la n ie Żerom skim “ (1927, tam że ch arak tery sty k a Ż-go, druk


p rzed tem w „Myśli N aród.“ 1926-1927), oraz w arty k u le W ła­
d y sław a Kłyszewskiego (w „Tyg. Illu str.“ 1925," nr. 49).
W zw iązku z p ra c ą w R ap p ersw ylu pozostają też dw a póź­
n iejsze pism a publicystyczne Ż-go: „S praw a R appersw ilska.
G łosy S tefana Żeromskiego, D ra Feliksa K opery i W ładysław a
K łyszew skiego z w stępem S tanisław a Szpotańskiego“ ' (1911) oraz
„O p rzyszłość Rappersw ilu. T ow arzystw o przyjació ł R appers-
w ilu. U dow odnienie zarzutów , poczynionych zarządow i m u­
zealn em u“ (1911). W ro k u 1894 w ydaje w krakow skiem w y­
d aw n ictw ie „groszow em “ pod pseud. Maurycego Zycha opow ia­
dan ie : „Do swego Roga“ (razem z Sewera-M aciejowskiego pod
pseud. G ryfa: „Do sw oich“), zamieszczone następnie w ^ R o z­
d zio b ią n as kruki, w ro n y “. Za pierw szy tom „O pow iadań“
(1895) otrzy m ał od w ydaw cy 75 rubli, za „Rozdziobią nas kruki,
w ro n y “ — 75 koron. W sierpniu 1896 r. opuścił Rappersw yl,
p rze n ió sł się do N ałęczow a, następnie(po nieudanych zabie­
gach w K ielcach w spraw ie w ydaw ania dziennika, czego od­
biciem literackiem — „P rom ień“ ) do W arszawy, gdzie o trzy ­
m a ł stanow isko bibljolekarza w bibljotece O rdynacji Zam oy­
sk ich pod zw ierzchnictw em Tadeusza K orzona (posadę tę zaj­
m o w ał w 1. 1897—1904). W chodzi w tedy w środow isko Polskiej
P a r tji Socjalistycznej i podziem nej pracy ośw iatow ej. Nieco
szczegółów o Ż-im (m. in. na str. 92—95 o przyjacielu jego
z ty ch czasów R osjaninie Tatarow ie, w ystępującym w dzia­
łaln o ści p arty jn ej pod nazw ą „Księcia“ albo Giedroycia) oraz
tło epoki w Józefa G rabca (D ąbrow skiego): „Czerw ona W ar­
szaw a przed ćw ierć w iekiem “ (1925). Mieszkanie Ż-go w ofi­
cy n ach p ałac u Błękitnego przy ul. Żabiej było nieraz sch ro ­
n ieniem dla działaczy socjalistycznych, z którego korzystali
m. in. Józef P iłsudski i Stanisław W ojciechowski. Żeromski był
je d n ak w łaściw ie tylko „sym patykiem “ partyjnym . O zw iązkach
Ż-go z ru ch em socjalistycznym pobieżnie inform uje oraz po­
d aje nieco szczegółów do m aterjału życiowego w „Ludziach
b ez d o m n y ch “ S tanisław P osner: „S. Ż. C harakterystyka w świe­
tle w sp o m n ień “ (1926). W roku 1898 za w ydanie „U tw orów
p o w ieściow ych“ (razem z „Prom ieniem “, druk. przedtem w „Glo­
sie“ ) o trzy m ał 100 rubli. Za w ydanie W książce „Syzyfowych
p r a c “ (druk. przed tem w „Nowej Reform ie“ za h o n o rarju m
o d w iersza) nie o trzy m ał nic, w skutek trudności finansow ych
firm y w ydaw niczej. W spom nienia z pobytu latem 1897 u sio­
stry ciotecznej M ärji z Saskich A lbrechtow ej w D ąbrow ie Gór­
niczej d ały podnietę do „Ludzi Bezdom nych“ (pierw otny ty ­
tu ł „H u tn ik “, n astęp n ie zarzucony i plan pow ieści zmieniony,
gdyż tym czasem u k azała się pod takim tytułem pow ieść A rtura
Gruszeckiego. Co do uw agi w książce Ńoyszewskiego n a str.
350 por. w yjaśnienie córki tego pisarza, Anieli Gruszeckiej
w „W iad. L iter.“ 1930, n r. 359). O trzym ane za tę pow ieść h o ­
n o ra rju m 1000 ru b li za nak ład tysiąca egzem plarzy (norm alny
w ów czas n ak ład a w yjątkow o w ysokie honorarjum ) i w krótce
potem rów nież 1000 ru b li za drugie wydanie rozchw ylanej
o d razu pow ieści było oznaką rozpoczynającej się sław y p i­
sarza. W gru d n iu 1899 w w m ieszkaniu Żeromskich za n d arm erja
ro sy jsk a d okonała rew izji, podczas której zabrano^ rękopisy
P o p io łó w “ i w trzech cz w arty ch opracow anej pow ieści z ro k u
1830/31 p. t. „ Isk ry “, k tó ra m iała stanow ić drugie po „1 o-
jh o ła ch “ ogniw o zam ierzonej trylogji historycznej. Rękopisu
„Isk ier“ — "mimo sta ra ń — nie zwrócono, jedynie m a ter jały do
’ P opiołów “ udało się żonie Żeromskiego z wielkim trudem w ydo­
być. (D rugi raz rękopis „P opiołów “ dostał się podczas rew izji
— 430 —
w N ałęczow ie w ręce ża n d a rm e rji lubelskiej, k tó ra k ilk an aście
w ykończonych rozdziałów za k w estio n o w ała i za trzy m a ła ). W io-
sń ą 1902 ro k u po odd an iu do d ru k u „P o p io łó w “ ..(opracow anycn
poraz trzeci) w tow arzystw ie szw agra d ra R a fa ła R adziw iłłow i-
cza w yjazd do W łoch, n a R iw jerę, K orsy k ę i do P ary ża.
(L isty Ź-go z lej p o d ró ży w „Myśli N aró d .“ 1927, n r. 17. Z tej
podróży, "z p o d ró ży do W łoch w ro k u 1906—1907 i z p o b y tu
n a w ybrzeżu b reta ń sk ie m w e F ra n c ji latem 1911 d o ch o w ały
się n o ta tk i Ż-go, w ydane p. t. „D ziennik p o d ró ży “, w o p ra c o ­
w aniu H a n n y 1 M ortkow iczów ny, 1933, w p rz y p isa c h w sk azan o
zw iązki ty ch n o ta tek z tw órczością lite ra c k ą p isa rz a). Z p o ­
w odu złego sta n u zd ro w ia po opuszczeniu w io sn ą ro k u 1901
posady w bib tjo tece Z am oyskich dłuższy p o b y t w Z ak o p a­
nem , d okąd i przed tem w yjeżdżał. W la tac h 1905—1908 p rze­
byw a często w N ałęczow ie, gdzie b u d u je sobie ch a tę w stylu
zakopiańskim w edług p ro jek tu p rzy ja cie la a rc h ite k ty J a n a W it­
kiewicza, o raz zajm u je się p ra c ą ośw iatow ą. O d ziałaln o ści n a ­
łęczow skiej in fo rm u ją E. L. M igasiński („W sp o m n ien ia o S.
Ż-im“, 1927) i M ieczysław B iernacki („S. Ż. i jego id eo lo g ja“,
1926). W czasie rew o lu cji 1905 ro k u areszto w an y i w ięziony
n a ra tu sz u W W arszaw ie przechodzi o stre zap alen ie ślepej kiszki
(por. Ż-go w spom nienia o M arjanie A bram ow iczu — druki,
w „Przeglądzie W arsz.“ 1925 i w „E leg jach “ ). Po w ypuszczeniu
„p o ra d zo n o “ m u w y jech ać zagranicę, u d ał się w ięc do Z ako­
panego, gdzie sp o tk a ł się ponow nie i zbliży ł z P iłsu d sk im .
Od ro k u 1908 dłuższy pobyt w P aryżu, sk ąd ro b i w ycieczki
do W łoch, S zw ajearji i Anglji. P od koniec ro k u 1912 w ró cił
do k ra ju i po p ó łto ra ro c zn y m pobycie w K rak o w ie zam ieszkał
w Z akopanem , gdzie spędził lata w ojenne, zd ala od polityki,,
gdyż b y ł przeciw nikiem w alki po stro n ie któ reg o k o lw iek z za­
borców a n ad to przew idyw ał klęskę n ie m ieck o -au strjack ą, z a j­
m ow ał się n ato m ia st gorliw ie p ra c ą ośw iato w ą i urządzaniem
w iejskich b ib ljo tek ru ch o m y c h n a P odhalu. W ro k u 1918 za­
m ieszkał w N ałęczow ie z ch o ry m a u k o ch an y m synem A da­
m em (* 8. IX. 1899), którego śm ierć 31. VII. 1918 odczuł b a r ­
dzo boleśnie (por. „O A dam ie Żerom skim w sp o m n ien ie“, p i­
sane w Z akopanem w kw ietniu i m a ju 1919 ro k u ). W n astęp n y m
ro k u rozszedł się z żoną, z k tó rą jednak n a d a l u trzy m y w a ł sta ły
i p rzy ja zn y k o n ta k t intelektualny. P rzeszedłszy n a kalw in izm ,
ożenił się p o w tó rn ie z A nną Zaw adzką, p o zn a n ą w Z ak o p an em
n a krótko przed w ielką w ojną. M ieszkał o d tąd w W arszaw ie
lub w K onstancinie pod W arszaw ą. M iesiące letn ie w ra z z ż o n ą
i có rk ą M oniką spędzał n a polskiem w ybrzeżu. O sto su n k u
Ż-go do polskiego m o rza in fo rm u je Stefan P ap ée w rzeczy o B er­
n ard z ie C hrzanow skim (wyd. osobno, 1928, i w „K w iatach
n a ugorze“, 1929). O sta ra n ia c h o n ag ro d ę N o b la d la Ż-go,
podejm o w an y ch (bezskutecznie bo opieszale) w la ta c h 1920—
1924, szczegóły n a podstaw ie m a te rja łu źródłow ego p o d aje K a­
zim ierz C zachow ski w „W iadom . L iter.“ 1927, n r. 205. W r o k u
1925 o trzy m ał Ż. p ań stw o w ą n ag ro d ę literac k ą za „W ia tr od
M orza“, tegoż ro k u w ielką w stęgę o rd e ru P o lo n ia R estituía.
Ż. b ra ł bardzo żyw y udział w organ izo w an iu ru ch u lite ra c ­
kiego w Polsce, b y ł in ic ja to re m i orędow nikiem p ro je k tu Aka-
dem ji L iteratu ry , założycielem S traży P iśm ien n ictw a' P olskiego
i polskiego oddziału m iędzynarodow ej org an izacji literack iej
P. E. N. Club’ów, w ro k u 1920 pierw szym prezesem Zw iązku
Zaw odow ego L iterató w P olskich w W arszaw ie. Z ab ierał też
głos w ró żn y c h sp ra w a c h p ublicznych (zob. „E leg je“ ). Z m arł
n a anew ryzm se rc a n a zam ku królew skim , gdzie zajm o w ał p rz y ­
dzielone m u przez rzą d m ieszkanie. P ogrzeb (n a koszt p a ń s tw a )
— 431 —
b y ł w sp an iałą m an ifestacją narodow ą. Zw łoki wielkiesro p isarza
pochow ano n a cm entarzu kalw ińskim w W arszaw ie, a w ro k u
i P fz.ell lesieno je staraniem rodziny z grobu tym czasow ego
do oddzielnego grobow ca. W roku 1928 w zniesiono ku iego
czci pierw szy, skrom ny pom nik w Nałęczowie. — B ibliografie
pism Z-go w ydanych za jego życia zestaw ił K azim ierz Cza-
cnow ski — ' --
dań
gin aln ych
(w Przeglądzie W spółcz.“ nr. 139 z lis to p a d a ^ io s T Г osobna
o d b .)4 W ydania oryginalne: „ O p o w i a d a n i a “ (1895: Za­
pom nienie. D októr Piotr. Cokolwiek się zdarzy... Ananke. Z m ierzch
Złe przeczucie. Po Sedanie. Pokusa. Siłaczka. Oko za oko. Nie-
dzielą. Z dziennika. — Od Ii-go wyd. z roku 1900 p isarz usu-
n ą ł o sta tn i z tych utw orów , w łączony dziś do E legii“. —
V wyd. 1923); „ R o z d z i ó b i ą n a s k r u k i , w r o ’ny.ľ.“ (Ob­
razk i z ziem i mogił i krzyżów , 1896, pod pseud. M aurycego
Z ycha: Rozdziobią nas kruki, wrony... Mogiła. Źródło. W sidłach
niedoli. Poganin. Do swego Boga. — IV wyd. 1923; przekład
niem . 1903, rosyj. 1926);, „ U t w o r y p o w i e ś c i o w e “ (1898:
N a pokładzie. O żołnierzu tułaczu. Tabu. Cienie. K ara. Le­
genda o b racie leśnym . Prom ień. — Od Iii-go wyd. z ro k u 1904
u su n ięto „P ro m ień “, w ydaw any odtąd oddzielnie. — V wyd.
1923; ree. A rtu ra Górskiego w „Życiu“ krak., 1898, sir. 512);
„ S y z y f o w e p r a c e“ (pow ieść w spółczesna, 1898, pod pseud.
M aurycego Z ycha; IV wyd. z roku 1910 p. t. „A ndrzej Radek
czyli Syzyfow e, p rac e“ ; od V-go wyd. z roku 1919, p ierw o tn y
ty tu ł; VI a w łaściw ie VIII wyd. 1924; przekład rosyj. 1923
i 1926; m a te rja ł źródłow y i krytyczny zebrał S tan isław 'A d am ­
czew ski w kom entarzu do „Syzyfow ych p ra c “ w „W ielkiej
B ib ljo tece“ nr. 142, 1930; tam że przytoczone recenzje; nadto
m. in. Ja n K asprow icz w „K urjerze Lwow.“ z 7. XI. 1897
i w „P ism ac h “, tom XX, 1930, str. 120—125); „ L u d z i e b e z ­
d o m n i “ (powieść, 1900, 2 to m y ;. V a w łaściw ie VII wyd.
1923; p rzek ład czeski 1910, rosyj. 1926; m aterja ł źródłow y
i k ry ty czn y zeb rał K onrad Górski w kom entarzu do „Ludzi
b ezd o m n y ch “ w „W ielkiej B ibljotece“ nr. 143, 1930; tam że p rzy ­
toczone recenzje; ze w spółczesnych ocen krytycznych n ajw aż­
n iejsze; A ntoni P otocki: O „czującem w iedzeniu“ Ź-go — w „Bi­
b ljo tece W arsz.“ 1900, tom I, oraz w „Szkicach i w rażeniach
literac k ich “, 1903, str. 235—262; Ignacy M atuszewski: Pow ieść
sp o łeczna i fo rm u ły estetyczne — w „Tygodniku 111.“ 1900,
n r a 6 i 7. oraz w „T w órczość i T w órcy“, 1904, i w „S tudjach
o Żerom skim i W yspiańskim “, 1921, str. 5—21; K arol Ludw ik
K om iński: P ro b lem at „L udzi bezdom nych“ — „N asze drogi“
1925, nr. 2) ; „P o p i o ł y“ (pow ieść z końca XVIII i początku
XIX w ieku, 1904, 3 tom y; przedtem w „Tyg. Illu str.“ od ro k u
1902; V wyd. 1922; w ydanie ilustrow ane z barw nem i planszam i
M ichała B orucińskiego oraz rysunkam i i w inietam i E d w ard a
B artło m iejczy k a; p rze k ład y niem. 1904, czeski 1909, estoń. 1911,
szwedz. 1923, rosyj. 1926, ang. 1928, franc. 1930. w łoski 1930,
jap o ń ski 1931; polski m a te rja ł recenzyjny zestaw ił S tanisław
W asylew ski: „B ibljografja hist. lit. i kryt. lit. poi. za rok 1904“,
1906, sir. 59; z w spółczesnych ocen krytycznych w ażniejsze;
Ign. M atuszew ski: Ź. i „P opioły“ — w „Tyg. 111.“ 1904,
n r. 20—22. oraz w „S tudjach o Żer. i W ysp.“ 1921, str. 35—
60; P io tr C hm ielow ski w „Słow ie P ol.“ 19Ò4, n ra 18—20; W ło­
dzim ierz Spasow icz — w „ K raju “ 1901 n r a 46—49 i w „Pi­
sm ach “, t. IX. 1908, str. 251—273; Tadeusz Gałecki (Andrzej
S trug) — w „O gniw ie“ 1904, str. 103—104, 128—130, 152—154,
- 432 -
174—176; W acław T okarz: E p o k a nap o leo ń sk a w „ P o p io ła c h “ —
w „Przeglądzie W szechpolskim “, 1904, sir. 98— 109; W ik to r
H alin: K azim ierz i Ja n M achniccy — w „P rzeglądzie P o w sz.“
1927; S tanisław L ack: — w „N ow em Słow ie“, 1904, sir. 320—
328; M arja K om ornicka (W łast) — w „C him erze“ 1905, t. IX,
str. 323—329; H en ry k G alie: E po k a nap o leo ń sk a w „ P o p io ła c h “ —
w „Bibi. W arsz.“ 1904 i osobno w „K siążkach d la w szy stk ich “.
1905; Ja n B audouin dc C ourtenay: K rzew iciele zdziczenia, 1905;
F eliks A raszkiew icz : Oddźw ięk idei staszicow skich w „P o p io ­
ła c h “ Ż-go — w „Głosie L ubek“ 1926, nr. 17; A dam C zartkow -
ski: Ź ródła h isto ry czn e „P opiołów “ — w „K urj. W arsz.“ z 26. X.
1931. por. nad to L eon K ruczkow ski w „W iad. L ite r.“ 1932,
n r. 422, oraz w książce Noyszewskiego str. 343; M ałachow ski-
Ł em picki: W olnom ularstw o u R eym onta i Ź-go — w „R u ch u
L iter.“ 1928, nr. 7; Leon P iw iński: O „P o p io ła c h “ po angiel­
sku — w „W iadom . L iter.“ 1929, n ra 278 i 295; M arja H oble-
ró w n a : T ech n ik a i artyzm „P opiołów “ Ź-go, B ro d jr 1929);
„ A r y m a n m ś c i s i ę . — G o d z i n a “ (1904, III wyd. 1923;
p rzek ład czeski razem z innem i now elam i, 1907; p rz e k ła d ro sy j.
raz em z in n em i utw oram i, 1914; „A rym an m ści się“ druk.
przed tem w „A teneum “ z m arca 1901 i w „K ry ty ce“ 1901,
V i VI, „G odzina“ — w „K rytyce1-1 1902, IV i V) ; „P r o m i e ń “
(powieść, III wýď. a I wyd. oddzielne, 1904, IV w yd. oddzielne
a w ogóle VI wyd. 1923; przekłady rosyj. 1914 i 1926, czeski
1921); „ E c h a l e ś n e “ (1905, z ch ro m o ty p ją Ja c k a M alczew ­
skiego; II w yd. 1920; przekłady rosyj. w raz z in n em i u tw o ­
ram i, II wyd. 1909, niem. 1917. bułgarski w raz z in n em i u tw o ­
ram i, 1923); „ P o w i e ś ć o U d a ł y m W a l g i e r z u “ (1906;
III wÿd. 1923; w ydanie ilustrow ane przez Z ygm unta K am iń-
skiego — 1925; p rze k ład y rosyj. 1914, franc. 1923; z ocen kryt.
w ażniejsze: Ign. M atuszew ski: Poem at p ro zą Ż-go — w „Tyg.
111.“ 1906 i w „S tu d jach o Żer. i W ysp.“ 1921, sir. 22—34;
W iktor G om ulicki — w „K raju “ 1906, nr. 22; Ja n L o ren to w icz —
w „N ow ej Gaz.“ 1906, n ra 314 i 316; S tan isław T u ro w sk i —
w „C zasie“ 1906, n ra 233—235; Kazim ierz C zachow ski — w „Zie­
mi K ieleckiej“, 1916, nr. 49); „ D z i e j e g r z e c h u “ (pow ieść,
1908, 2 tom y; VI wyd. 1924; przekłady niem. 1910, ro sy j. 1914,
1915, 1917 i 1926, chorw acki 1916, czeski 1919, d u ń sk i 1920,
łotew ski 1927; polski m a te rja ł recenzyjny zestaw ił R ad o m ir
V rtel: „B ibljografja hist. lit. i ' kryt. lit. p ó l.'z a ro k 1908 i 1909“,
1933, str. 126—127; z ocen krytycznych w ażniejsze: Ign. M a­
tuszew ski: Ź. i „D zieje grzechu“ — w „Sfinksie“ '1908, t. I i II,
oraz w „S tu d jach o Żer. i W ysp.“ 1921, sir. 61— 125; S tan isław
Brzozow ski — w „Społeczeństw ie“, 1908, n ra 15 i 16; M ichał
Sobeski : Ź-go „D zieje grzechu“, 1908; Józef W ey ssen h o ff —
w „Bibi. W arsz.“ 1908, t. III, str. 174—183; tegoż: G am ratk a
w literatu rz e polskiej — w „Tyg. 111.“ 1909, t. II, str. 832—833;
Z dzisław D ębicki: E w a P o b ra ty ń sk a przed sądem — o u rz ą ­
dzonej w P ete rsb u rg u teoretycznej rozpraw ie sądow ej n a d E w ą
i o w yroku u niew inniającym — w „Tyg. 111.“ 1909, t. I, str. 401
(por. nadto o sądzie p etersburskim Y w arszaw skim — „C zas“
1909, n r. 105; „ K u rje r L w ow ski“ 1909. n r a 216 i 270; „P rze­
gląd P o ra n n y “ 1909, nr. 126); W acław M akow ski: N a ’tem at
„D ziejów grzechu“ — w „W iteziu“ 1908, sir. 193—197 i 245—
249, oraz we „W rażeniach i S tu d jac h “, 1913, str. 43—58; An­
toni P otocki: W ielki Inkw izytor — w „Tyg. Illu slr.“ 1908,
str. 186 i 206; T adeusz R ittń er — w. „Swiecie“ 1908, n r. 13;
Żelisław G rotow ski: „P ro b lem at społeczny w now ieści p o lsk iej“ —
w „Bibi. W arsz.“ 1908, t. II, str. 535—565: T adeusz R akow iecki:
„Szkice k rytyczne o tw órczości Ż-go“, 1910; M. G rzyw o-D ąbrow -
— 433 -
sk a: P sy ch o lo g ja p ro sty tu tk i, 1928); „ D u m a o h e t m a n i e “
(1908; V wyd. 1923; m a te rja i re c en zy jn y zestaw ił R ad o m ir
V rtel : „B ib ljo g ra fja hist. lit. i'k r y t. lit. pól. za ro k 1908 і 1909“,
1933, str. 125— 126; z ocen k ry ty cz n y ch w ażniejsze: T adeusz D ą­
b ro w sk i (B ezim ienny) —- w „K ry ty ce“ 1909, t. IV, str. 322;
W alery G ostom ski — w „Przeglądzie P ow szech .“ 1909, t. 109,
str. 96—102; Ignacy G rabow ski — w „K urj. W arsz.“ 1908,
n r. 247; Ja n L oren to w icz: W tragicznej godzinie — w „Tyg.
111.“ 1908, t. II, str. 774—775 i 796—797; T adeusz M iciński:
Myśl p o lsk a u w sp ółczesnych poetó w — w „P raw d zie“ 1909,
n r a 20 i 21; T adeusz R akow iecki: D um a o h etm an ie St. Ź-go,
1909; W incenty R zym ow ski — w „M yśli N iepodl.“ 1909, n r. 91,
str. 305—309); „ S ł o w o o b a n d o s i e “ (1908, III wyd. 1920;
dat. w grudniu, 1907; zaw iera m. in.: „M łodości!“ — d ru k .
p rzed tem w „S finksie“ 1908, t. I, str. 201; z ocen k ry t.: S ta­
n isław A dam czew ski: T rzy ody do m łodości — M ickiewicza,
A snyka i Ż-go — w „S finksie“, 1913, t. I, str. T61—174);
„R ó ż a “ (d ra m a t niesceniczny, 1909, p od pseud. Józefa Ka-
te rli ; IV w yd. 1923; w ystaw , n a scenie T ea tru im. B ogusław ­
skiego w W arszaw ie w r. 1926; w T eatrze M iejskim w K rak o ­
w ie 1928; z ocen k ry ty c z n y c h : S tan isław B rzozow ski: S karga
to straszn a. Rzecz o „R óży“ Józefa K aterli, 1910; W acław N a ł­
k o w ski: V otum se p a ra tu m — w „W olnem Słow ie“, 1910, n r. 72—
73; R om uald M inkiew icz: D ra m a t duszy polskiej — w „K ry ­
tyce“ 1909, t. IV, str. 108—116; Boy-Żeleński — we „F lircie
z M elpom eną“, VII. 1927, str. 31—38; Zygm unt W asilew ski —■
w „M yśli N aró d .“ 1926, nr. 11, i w „P oeci i te a tr “, 1929,
str. 229—236); „ S u ł k o w s k i “ (trag ed ja, 1910; IV wyd. 1923;
dat. P ary ż 1910; w ystaw , w T eatrze P olskim w W arszaw ie
8. XI. 1917, w T ea trze R ozm aitości w W arszaw ie 1924; w Te­
atrz e M iejskim w e L w ow ie 1919; w T eatrze M iejskim w K ra ­
kow ie 1932; z ocen k ry ty c z n y c h : A ntoni P oto ck i — w „Tyg.
111.“ 1910, n r a 32 n . ; Ja n L oren to w icz: T rag ed ja „szaleń stw a p o l­
skiego“ — w „N ow . Gaz.“ 1910, Dod. „Lit. i Szt.“ n r a 27—29;
Józef W ittlin : B o h aterstw o n a scenie — w „S k am an d rze“, 1922,
t. III. str. 520, o raz w „W ojna, P okój i D usza P o ety “, 1925;
A dam Z agórski — w „W alce o te a tr “, 1901, str. 207—215; Boy-
Ż eleński: „ F lirt z M elpom eną“, IV. 1924, str. 265—268); „ U r o d a
ż y c i a “ (pow ieść, 1912, 2 1, III wyd. 1925; p rze k ład y czeski
1912, niem . 1915, chorw - 1915, w łoski 1920 i 1928, szw edzki
1922, fiń sk i 1924, rosyj. 1925; z ocen k ry ty cz n y ch : S av itri —
w „S finksie“ 1912 sie rp ień —w rzesień ; M. J. W ielopolska —
w „K ry ty ce“ 1912 listo p a d ; A ntoni C hołoniew ski: A eroplan
P io tra R ozłuckiego — w „S łow ie“, 1912, n r. 170; A dam G rzym ała-
S iedlecki — w „M useionie“ 1912 sierpień, str. 73—83; po
szw edzku m. in. F re d rik Böök — w „Sv. D agli“ z 6. XI. 1922;
Ad. S ten d e r-P e te rse n — w „G öteborgs H. o ch S. T id n in g “
z 21. XI. 1922; Olle H olm berg — w „N ya Dagligt A lleb an d a“
z 2. XII. 1922; O lof R abenius — w „S tockholm s D ag b lad et“
z 3. XII. 1922); „ W i e r n a R z e k a “ (K lechda dom ow a, 1912;
IV w yd. 1925; p rz e k ła d y czeski 1912, chorw . 1914, niem . 1915,
w łoski 1916 i 1926, szw edzki 1921, rosyj. 1926, łotew ski 1931;
po r. S tan isław P iohm -N oyszew ski: D w ór w N iezdołach. W ą­
te k rzeczyw istości w „W iernej Rzece“ St. Ż-go — „Tyg. 111“
1926, n r a 14 i 15, o raz w książce o Ż-im, 1928, str. 355—374;
z ocen k ry ty c z n y c h : A dam G rzym ała-Siedlecki — w „M useionie“
1913 styczeń—luty, str. 132—144; Ju lju sz K lein er: Ż. jak o poeta
p o w sta n ia styczniow ego — w „R uchu k u ltu ra ln y m “ 1913 i w „Szty­
c h a c h “, 1925, str. 69—85; Zygm unt G erstm an n : W iern a R zeka'
St. Ż-go, S tan isław ó w 1913; Ja n Z yw ar: H isto rjo z o fja ro k u
Obiaz w spółczesnej literatu ry polskiej. T . II. 28
— 434 -
1863 — w „K urjerze L w ow .“ z 22 i 26—28. III. 1913; W in cen ty
Rzym ow ski — w „Sztuce“ 1913, t. III, sir. 220 n .; S tefan G acki —
w ,E chu lit.-art,“ 1913, n r. 6—7; po szw edzku m. in. A nders
O esterling — w „Svenska D agbladet“ z 27. XI. 1921; K jell S tröm -
berg — "w „S tockholm s T idninges“ z 11. XII. 1921; Ad. Sten-
der-P etersen — w „G öteborgs Ы. o. S. T id n in g “ z 3. II. 1922;
Olle H olm berg — w „N. I). A llehanda“ z 15. XII. 1921; Felix
B ryk — w „F igaro“ z 17. XII. 1921; E k H n — w „SocialD e-
m o k raten “ z 14. III. 1922; — są to w szystko o b szern e re c en zje);
„ S e n o s z p a d z i e “ (1915); „ S e n o s z p a d z i e i Sen
o c h l e b i e “ (II wyd. rozszerzone, 1916, III wyd. 1923: Sen
0 szpadzie. N agi bruk. N okturn. Z odczytem . Z em sta je st m oją.
Nullo. L ite ra tu ra a życie polskie. Sen o ch leb ie ; — u tw o ry p i­
sane w la tach 1905—1915; z pow odu „ L ite ra tu ry a życie p o l­
skie“ — K arol Irzykow ski: Rzeczy n iep o trzeb n e — w „N ow ej
Ret'.“ 1916, nr. 643; Ignacy M atuszew ski — w „S tu d ja ch o Żer.
1 W ysp.“ 1921, str. 140—146; G ladius: O ju tro lite ra tu ry —
w „W ieku N ow ym “ 1916 n ra 4531—4536; T adeusz P in i: O p rz y ­
szłe drogi literatu ry polskiej, 1916; S tanisław L am : O ideologję
przyszłej lite ra tu ry polskiej, 1917); „ W a l k a z s z a t a n e m “
(Pow ieść. I. N a w r a c a n i e J u d a s z a. 1916; — dat. w Za­
kopanem , 1913; II. Z a m i e ć . 1916; — dat. w W y żn ich H a-
-gach, lipiec 1914; III. C h a r i t a s . 1919; — dat. 1914/1918;
II wyd. 1921; p rzekłady rosyj. 1926, czeski 1927; z ocen k ry ­
tycznych: Ign. M atuszew ski — w „M yśli P o lsk ie j“ 1916, t. V,
i w „S tudjach o Żer. i W ysp.“ 1921, str. 126—139; Ju lju sz K lei­
n e r — w „Sfinksie“ 1917, nr. 99, str. 101—108; tegoż: Ż-go
W alka z szatanem — w „Księdze pam iąlk. gimn. im. D ługosza“,
L w ów 1928; A dam G rzym ała-Siedłecki — w „Tyg. 111.“ 1919,
str. 704—705, 736—737 i 798—799; W ilhelm F eld m an — w „N o­
wej Ref.“ 1919, n r a 303 i 304; Jerzy B an d ro w sk i — w /S ło ­
w ie P ol.“ 1919, n r a 254, 256, 258 i 260; Ja n L ech o ń — w „Ska-
m andrze“, 1921, t. II, str. 52—53; T. M ikulski: Ju lja n P a d u c h —
w „R uchu L iter.“ 1932, n r. 6; H an n a M ortkow iczów na : D ra m a­
tyczne dzieje rękopisu .— w „W iad. L iter.“ 1932, n r. 26; ks.
cir. Czesław Sokołow ski: P ro b lem at n aw ró ce n ia w n ajn o w szej
pow ieści Żeromskiego, 1917; por. S tefan Y rtel-W ierczyński : „Bi-
b ljo g ra fja lite ra tu ry polskiej za ro k 1919“, 1926, str. 127);
„ W s z y s t k o i n i c “ („P opiołów “ — sp raw a druga. F rag m en t,
1919; ІІ wyd. 1923; p ie rw o d ru k w „N ow ej Ref.“ 1914, za k o ń ­
czony słow am i, że rzecz p rz e rw a n a z pow odu w stąp ien ia au to ra
do Legjonów , n astęp n ie w „Myśli P o l “ 1916, n r. 1; p rz e k ła d
w łoski w raz z innem i utw oram i, 1928; z ocen k ry ty c z n y c h :
W ilhelm F eldm an — w „N ow ej Ref.“ 1919, n r a 303' i 304;
A dam G rzym ała-Siedlecki — w „Tyg. 111.“ 1919, n r. 30) ; „W i-,
s i a “ (1918: N ow y ląd. W isła; II wyd. 1920; w y d an ie ilu stro ­
w ane przez Z ygm unta K am ińskięgo, 1925; p rze k ład fran c. 1924;
p ierw o d ru k „Nowego ląd u “ i „W isły“ — w „M yśli P o lsk ie j“
1917 i 1918; z ocen k ry ty cz n y ch : W acław B orow y — w „P rze-
g] Izie W arsz.“ 1922, t. ІІ, str. 31, o raz w „W isła w p oezji p o l­
skiej“, 1922, ostatnio w tom ie stu d jó w „K am ienne ręk a w iczk i“,
1932, str. 330—336); „ P o c z ą t e k ś w i a t a p r a c y “ (1918, n a ­
stępnie w „B iczach z p iask u “ ) ; „P r o j e k t A k a d e m j i L i t e -
r a t u r y P o l s k i e j “ (1918; por. n ad to „E legje“ ); „ O r g a n i ­
z a c j a i n t e l i g e n c j i z a w o d o w e j “ (1919, n astę p n ie w „Bi­
czach z p ia sk u “); „O A d a m i e Ż e r o m s k i m w s p o m n i e ­
li i e“ (1919, „jako rękopis w 55 egzem plarzach p o d an e do druku,
d la grona osób, k tó re ła sk ą m iłości, p rz y ja ź n i i opieki d arz y ły
zm arłego“ ; dostępne pow szechnie d opiero z w yd. pośm ., 1926;
p rzedtem inform ow ał Ign. C hrzanow ski: T re n y Ż-go — w „K urje-
- 435 -

rze P o zn ań .“ 1926, n r a 52 i 54; por. n a d to : W ik to r P io tro w icz :


„W n aw iasie lite ra c k im “, 1930, str. 166—169); „ I n t e r a r m a “
(1920: F ra n c ja . Iła w a — K w idzyn — M alborg. T o w arzy stw o
p rz y ja c ió ł P om orza. N a p ro b o stw ie w W yszkow ie. S am b o r
i M estw in); „ P o n a d ś n i e g b i e l s z y m s i ę s t a n ę “ (1921,
w łaściw ie 1920, d ra m a t w 3 a k ta c h ; w ystaw - w W arszaw ie
1919 — por. spis recenzyj w S tefan a V rtela-W ierczyńslciego „Bibl.
lit. poi. za ro k 1919“, 1926, str. 127; w T eatrze M iejskim w K ra­
kow ie 1920.; p rze k ład fran c. 1923; z ocen k ry ty cz n y ch : W ła­
d y sław R abski: „ T e a tr po w o jn ie“, 1925, str. 37—41; Boy-Że­
leń sk i: „ F lirt z M elpom eną“, I. 1920, str. 227—236; W acław G ra­
b iński: „W m oim k o n fesjo n a le“, 1925, str. 179—181); „ B i a ł a
r ę k a w i c z k a “ (sztu k a w 3 ak tac h z prologiem i epilogiem .
1921; w ystaw , w T eatrze P o lsk im w W arszaw ie 8. III. 1921;
z ocen k ry ty c z n y c h : W ład y sław R abski: „ T e a tr po w o jn ie“,
1925, str. 77—83; W acław G ra b iń sk i: „W m oim k o n fesjo n a le“,
1925, str. 182—184); „ W i a t r o d M o r z a “ (1922; II wyd.
tegoż ro k u ; p rze k ład h iszpań. 1931; m a te rja ł rec en zy jn y zesta­
w ił S tefan Y rtel-W ienczyński: „B ib łjo g rafia lite ra tu ry polskiej
za ro k 1922“, 1925, str. 119; z w ażniejszych ocen k ry ty cz n y ch :
E m il B reiter — w „S k am an d rze“, 1922, zesz. XIX, str. 252—258;
K arol L ilienfeld-K rzew ski — w „D rodze“, 1922, n r a 9—11; Ja n
L orentow icz — w „,T ygodniu P o lsk im “, 1922, n r a 24—26; Jan
N epom ucen M iller — w „P o n o w ie“, 1922, n r. 5, str. 144—145;
A dolf N ow aczyński — w „M yśli N aró d .“ 1922, nr. 15; S tefan
P ap ée — w „D zienn. P o z n a ń .“ 1922, n r. 88; Ja n P aran d o w sk i —
w „K u rjerze P o zn ań .“ 1922, nr. 165; Leon P iw iń sk i — w „P rze­
glądzie W arsz.“ 1922, nr. 10, t. IV, str. 102—106; M ieczysław
R ettinger — w „ P o łu d n iu “, 1922, n r. 3, str. 47—50; W incenty'
R zym ow ski — w „Św ięcie“ 1922, n r. 24; A dam G rzym ała-
Siedlecki — w „R zeczpospolitej“ 1922, n r a 96 por., 99 wiecz.,
103 por. i 106 por. ; T eo d o r T yc — w „S trażn icy Z ac h o d n iej“
1922, n r. 3, str. 88—93; S tanisław T y n c — w „P o m o rzu “ dod.
liter. „G azety G d ań sk iej“, 1922, n r. 19; po szw edzku Ad. Sten-
d er-P e terse n — w ;,G öteborgs H. och S. T idnin g “ z 28. VII. 1922,
d uży fe lje lo n ); , „ Ś n o b i z m i p o s t ę p “ (1923; o cena k ry ­
tyczna W a cław a Borow ego — w „Przeglądzie W arsz.“ 1923,
n r. 19, t. VII, str. 102—106; Stan. D zikow ski — w „Gazecie
L w ow .“ z 16. II. 1923 i n ast. o ra z z 14. III. 1923, tam że
W acław M oraczew ski — 27 i 28. II. 1923 — p o lem ik a z Dzi­
k o w sk im ); „ P o m y ł k i “ ,(1923: P om yłki. Złe spojrzenie. P a-
v oncello; p rz e k ła d rosyj. 1926; z ocen k ry t.: W ład y sław Za-1
w istow ski — w „ P a n i“, 1923, nr. 7—8; Leon P iw iń sk i —
w „P rzeglądzie W arsz.“ 1923, n r. 27; Z. W ojtow icz: G w ara
lu d o w a i sta ro p o lszczy zn a w „ P o m y łk a ch “ a „Snobizm i po­
stę p “ Ź-go — w „T w órczość M łodej P o lsk i“, 1924, n r. 4);
„ T u r o ń “ (1923, d ra m a t w trzech aktach, w ystaw , w W a r­
szaw ie 1923; dat. w K o n stan cin ie 28. I. 1923; z ocen k ry ty cz­
n y c h : W ład y sław R abski: „ T e a tr po w ojnie“, 1925, str. 205—209;
W iktor P io tro w icz: „W n aw ia sie literac k im “, 1930, str, 157—160;
K aro l Irzykow ski — w „S k am an d rze“ 1923, t. IV, str. 114;
R ajm u n d B ergel: P ia st czy Szela? — w „G łosie N aro d u “ 1924,
n r â 28, 31 i 32; K aro l W. Z a w o d z iń sk i. — w „S łow ie“ w ileń.
1923 i 1926); „ M i ę d z y m o r z e “ (1924,: w łaściw ie 1923, z p o r­
tretem a u to ra ; z ocen k ry ty c z n y c h : Adam, G rzym ała-Siedlecki —
w „R zeczpospolitej“ 1924, n r. 8; C zesław Jan k o w sk i — w „Sło­
w ie“ w ileń. 1924, n r. 1 ; W ład y sław K ozicki — w „Słow ie
P o l.“ 1924,n r. 10; Ja n L o rentow icz — w „ P a n i“ 1923, n r.
11—12); „ S p r a w a K a s y M i a n o w s k i e g o “ (1924, p rze d ru k
w „ E leg ja ch “); „ U c i e k ł a m i p r z e p i ó r e c z k a . . . “ (1924,
28*
— 436 -

k om edja w 3 aktach, dat. 7. I. 1924; II wyd. 1925; p rze k ład го-


syj. 1925; w ystaw , w T eatrze N arodow y m w W arszaw ie oraz
w W ilnie i K rakow ie — 1925; m a te rja ł rec en zy jn y om ó w ił
Leon P łoszew ski w „P rzeglądzie W arsz.“ 1925, n r .' 46, t. XVI,
str. 76—80; z ocen k ry ty cz n y ch : W acław B o ro w y : O „P rze­
pióreczce“ Ż-go, 1925; Jerzy E ugenjusz P ło m ień sk i: P ro b le m
p rac y w „P rzepióreczce“ Ż-go, 1926; Boy-Żeleński: „ F lirt z Mel­
p om eną“, V. 1925, str. 270—278; Ja n L o ren to w icz — w „L i­
stach z te a tru “, K raków , n r. 5, lu ty —m arzec 1925; A lek san d er
P atk o w sk i: „U ciekła m i P rzepióreczka...“ Ź-go i reg jo n alizm —
w „K urjerze P ol.“ 1925, n r a 79 i . 85); ^ P r z e d w i o ś n i e “
(powieść, 1925, w łaściw ie 1924; dat. w K on stan cin ie 21. IX. 1924;
sześć przek ład ó w rosyj. z r. 1925, p rz e k ła d y sło w ack i .1925,
czeski 1926, ch o rw . Ї928, litew ski 1930, ło tew sk i; m a te rja ł
recenzyjny om ów ił Leon P łoszew ski w „P rzeglądzie W arsz.“
1925, n r. 46, t. XVI, str. 67—76; z ocen k ry ty c z n y c h : T adeusz
Sinko: In ten c je i tendencje „P rzedw iośn ia“ — w" „P rzeg ląd zie
.W spółcz.“ 1925, nr. 45, str.' 116—135; Leon P iw iń sk i — w „P rze­
glądzie W arsz.“ 1925, nr. 41, str. 221—224; K aro l Irzy k o w sk i:
B urzliw a rze k a rzeczy — w „W iad. L ite r.“ 1925, n r. 53; Jan
N epom ucen M iller : „P rzedw iośnie“ z p ersp ek ty w y „P rze d św itu “ —
w „W iad. L ite r.“ 1925, n r. 90; W ładysław B ro n iew sk i: Sześć
przekładów ro sy jsk ic h „P rzedw iośnia“ — w „W iad. L ite r.“ 1925,
n r. 91; Z ofja S tarow ieyska-M orstinow ą: N ajn o w szy s 3rstem k ry ­
tyki literack iej i Jeszcze o „P rzed w io śn iu “ ' — w „W iad. L ite r.“
1925, nr. 65, i 1926, nr. 109; E ugenjusz Z d ro jew sk i: GlQbia
i przeciętność. „P rzedw iośnie“ Ż-go i „N oc i Swit“ .W eyssen­
hoffa — w „W iad. L iter.“ 1925, n r. 80; M. J. W ielo p o lsk a:
Hotentotj^zm literack i i S am ożerstw o p olsk ie — w „W iad. Li-
te r.“ 1925, n r a 83 i 84; M arja D ąb ro w sk a — w „B luszczu“
1925, n r. 3; S tefan P ap ée : D w a p okolen ia w „P rze d w io śn iu “
i Żołądek i lite ra tu ra — w poznań. „P rzeglądzie P o ra ń .“ 1925,
n r. 35 i 129; S tanisław W asylew ski: My i w y — w „Słow ie P o l.“
1925, n r. 18; Ju l ju s z G erm an — w „Słow ie P o l.“ 1925, n r a
32, 34 i 35; S tanisław C yw iński — w „D zienn. W ilen .“ 1925,
n r a 9 i 11; K. H. R ostw orow ski o Ż-im — p or. „W iad. L it.“
1925, nr. 78; Juljusz K leiner: P ożegnanie m esjan izm u — w „Sło­
w ie P ol.“ 1925, nr. 101; Ju lja n B ronow icz: St. Ż-go tra g e d ja
pom yłek. 1926; S tanisław K asztelow icz: W allen ro d y zm „ P rze d ­
w iośnia“ St. Ż-go, 1926; M anfred K ridl: Ż. w św ietle m ark -
S'7-1™ - w „Przeglądzie W spółcz.“ 1926, t. X VIII, str. 273;
W acław N aake-N akęski: S altom ortale w ielkiego p isarza, P o zn ań
1925; M arjan B rona: Miłość „zagm atw anych ch ło p czy k ó w “. Ce-
zary B aryka — A tanazy B azakbal, Łódź 1932; A. G rzym ała-
Siedlecki: P ochody n a Belw eder w „P rzed w io śn iu “ — w „K urje-
rze P oznań.“ 1926, nr. 191; Józef B irk e n m ajer: F in a ł „P rze d ­
w iośnia — w „K urjerze P oznań.“ 1926, n r. 208, p or. też n r. 185;
o „szklanych d o m ach “ — K arol K lein w „R u ch u L ite r.“ 1926
llr- W acław B orow y tam że 1929, nr. 3, L. R a th tam że 1930.
n ľ: í. ’ ,o1(itr G rzegorczyk tam że 1931, nr. 1); „ B i c z e z p i a ­
s k u _ (Szkice publicystyczne, 1925: P oczątek św iata p racy .
U rganizacja inteligencji zaw odowej. D rożyzna i Z am oyszczyzna,
N ow a W arszaw a); „ P u s z c z a J o d ł o w a “ (1926, w łaściw ie
i j г . az a s,1(* bezpośrednio po śm ierci p isarza, k tó ry prze-
gtądał. jeszcze k o rek tę d ru k a rsk ą ; z ocen. E u g en ju sz L an d —
w Ziemi 1925, n r 9; W iktor P iotrow icz: „W 'n aw iasie lite­
rackim , 1930, str. 161—165). — Z biorow e w y d an ie „P ism “
n ak ład em Tow. W ydaw niczego J. M ortkow icza w W arszaw ie,
od r. 1924, w ydanie p o p u la rn e w p ren u m e ra cie od r 1928
(o pow odzeniu tego w ydania ciekaw e in fo rm ac je w Swiecie
— 437 —

K siążki“ 1928, n r. 1—3, str. 52—53). Od ro k u 1908 w y chodziły


rów nolegle dw a w y d an ia zbiorow e dzieł Ź-go w p rzek ład zie
ro sy jsk im . — U tw o ry i arty k u ły ro zp ro szo n e z e b ra ł i k ry ty czn ie
o p ra c o w a ł W acław B orow y w tom ie p. t. „ E l e g j e i in n e
p ism a literack ie i sp ołeczne“, 1928. W y d an ie to n ie objęło
d ra m a tu „G rzech“ (o n im in fo rm u je St. K n au ff w „K u rje rz e
W arsz.“ 1928, n r. 1), którego „Akt p ierw szý “ d ru k o w a ł a u to r
w książce zbiorow ej k u uczczeiiiu Al. Św iętochow skiego p. t.
„ P ra w d a “ (1899, o d ru k u tym in fo rm o w a li S tefan P ap ée
w „W iad. L ite r.“ 1926, n r. 35—36, i K azim ierz C zachow ski
w „K u rje rz e L w ow .“ z 20. X. 1926), o ra z p o w iastk i „Mu­
rz y n e k “ (w ydanej w w y p isa ch szko ln y ch Ju lju sz a B alickiego
i S tan isław a M aykow skiego: „Miej serce. T rzeci ro k n a u k i ję ­
zyka polskiego w szkołach śre d n ic h ogóln o k sztąłcący ch “, 1930,
p. t.: „O pew n y m w ielkim p a n u i jego m ały m m u rz y n k u “ ). —
Istn ie ją n ad to osobne w y d an ia p o p u la rn e n ie k tó ry c h u tw o ró w
n ow elistycznych, „W sid ła c h n ie d o li“, 1922 — w y b ó r now el,
„D la m łodzieży. W ybór z p ism “, 1922, 2 części, „W czoraj
i dziś“, 1925, 2 se rje — w y b ó r now el. — L uźno d ru k o w ą n e po
cz aso p ism ach listy Ż-go zestaw ił G abrjel K o rb u t: „ L ite ra tu ra
pol.“ II wyd. 1931, tom IV, sir. . 289—295, i „D opełniacz. I “,
1933, str. 39, gdzie rów nież n ajo b sze rn iej w skazów ki do lite­
r a tu r y o Ź-kim. — K rytyczne om ów ienie lite ra tu ry o Ż-im d a ł
Ja n H ulew icz: S. 2. S tan i p o stu la ty b a d a ń — w „P rzeglądzie
W spółcz.“ 1933, nr. 135—136, str. 225—234, i n r. 139, str. 213—
226; Ire n a D rozdow icz-Jurgielew iezow a: T w ó rczo ść St. Ż-go.
S tan b ad a ń i p o stu la ty n a p rzy sz ło ść — w „R u ch u L ite r.“,,
1928, n r. 8. — W ażniejsze w y d aw n ictw a i n u m e ry czaso ­
pism pośw ięcone Ż-mu: „W ilno Ż erom skiem u“, 1926; „T ygodnik
Illu s tro w an y “ 1925, n r. 49 — zaw iera a rty k u ły B erenta, K adena-
B aiidrow skiego, C hoynow skiego, Sieroszew skiego, G rubińskiego,
Goetla. K łyszew skiego, H orzycy, Zaw istow skiego ; „W iadom ości
L ite ra ck ie“ 1925, n r. І03 — m. in. a rty k u ły B reitera, D ąb ro w ­
skiej, D aszyńskiego, H orzycy, Irzykow skiego, Iw aszkiew icza, Ka-
dena-B androw skiego, K ołaczkow skiego, M illera, N ałkow skiej, Szy­
m anow skiego, Z agórskiej; „Św iat“ 1925, n r. 48; „Z iem ia“' 1926,
nr. 1; „K sięga p am iątk o w a K ielczan (1856—1904)“, 1925. —
Z lite ra tu ry o Ż-im: S tan isław A dam czew ski: Serce n ien asy co n e
(1930, ree. W acław a Borow ego w „W iad. L iter.“ 1930, n r. 351,;
L eo n a P om irow skiego w „Pam . W arsz.“ 1930, n r. 2 ; Ja n a H ule­
w icza w „Pam . L ite r.“ 1930; Ire n y D rozd o w icz-J urgiclew iczo wej
w „R uchu L ite r.“ 1930, nr. 4; K azim ierza Czachow skiego w „Gaz.
P o l.“ z 19. IV. 1930 i w „C zasie“ 1930, n r. 118). — S tan isław
W yrzykow ski: M aurycy Zych („Życie“, 1897, n r. 8 ); Ja n Lo~
ren to w ic z: N asi m łodzi. S.' Ż. — w „Przegl. T ygodn.“ 1898, n ra
39 n . ; tegoż: „ L ite ra tu ra p o lsk a od r. 1863“ ; 1932, str. 326—330,
383—385 i 407—408; Ig n acy M atuszew ski: „S tu d ja o Żerom ­
skim i W y sp iań sk im “ (1921); A dolf N ow aczyński : Stefan Że­
rom ski. S tu d ju m — w „K ry ty ce“ 1901, tom II, str. 18—24
i 91— 106; A ureli D rogoszew ski: S. Ż. („G łos“ 1902, n r a 2—5,
7—9); Ja n S ten: „P isarze p o lsc y “ (1903, str. 3—13, tek st o b cięty
p rzez cenzurę ro sy jsk ą ; zu pełniejszy w „D uszach w sp ó łczesn y ch “,
1902; por. tegoż: o „L udziach B ezdom nych“ w „K ry ty ce“ 1900,
str. 297—298, o „ P o p io ła c h “ tam że 1904, t. I, str. 303—306,
o „A rym anie“ tam że 1904, t. II, str. 55—56, o „W algierzu“ tam że
1906, t. II, str. 422—423); T adeusz G ałecki (A ndrzej S tru g ):
S. Ż. (w zbiorow ych „C h arak tery sty k a ch L ite ra c k ic h “, Lw ów
1902, II w yd., str. 1—47); W ilhelm F eld m a n : „O tw órczości
S tan isław a W yspiańskiego i S tefan a Żerom skiego“ (1905; tegoż-
o „D ziejach g rzechu“ w „K rytyce“, 1908, t. I, str. 140—148,
— 438 —
0 „Dumie- a h etm an ie“ w „K rytyce“ 1908, t. II, s ir. 355—362.,
n ad to p. w yżej); legoż: „Piśm iem i. pal. 1880—1904“ (III w yd.
1905, t. II, str. 209—224: A rtystyczny ro zw ó j pow ieści. L iry k a
im p e raty w n a St. Z-go); tegoż: W spółcz.' lit. poi. (VIII wyd,
1930, str. 280—297; tam że uzupełnienie S tefan a K ołaczkow ­
skiego, str. 619—621 i 666—667).;Antoni M azanow ski: „M łoda
P o lsk a“ (1902, str. 52—64); tegoż: „Pogłosy Młodej. P o lsk i“'
(1915, str. 103—107); A ntoni P otocki ja k w yżej i „P o lsk a lit.
w spółcz.“ (1912, tom II, str. 48—56 i 273.—277); A. J. Ja c i-
m irsk ij: P iew iec strad a n ij błagorodnich dusz („R u ssk aja M ysi“.
1906, X, str. 95—111); S tanisław B rzozow ski: „O S tefanie Że­
rom sk im “ (1904); tegoż: „W spółczesna pow ieść p o lsk a “ (1906,.
str. 172—185); tegoż“) „Sam n a sam z klęską.“ (w „Legendzie.
M łodei P o lsk i“, II wyd. 1910, str. 481—524); tegoż: „P am iętn ik “
(1913,' str. 27, 122—123, 175—176 i 213; p o r. S tefan ja Zdzie-
c h o w sk a : „S tanisław B rzozow ski jako kry ty k Kt. p o l.“ 1927.,
str. 121—132; K arol Irzykow ski: P ojedynek dw ó ch d u ch ó w —
w „W iad. L iter.“ 1925, n r. 103); K arol Irzy k o w sk i: „C zyn
1 słow o“ (1913, str. 138—148, 318-320, 343—345, 355—363;
n ad to p. w yżej; tegoż: Z. jako p isa rz społeczny — w „S ztu k a
i Życie“, 1926,'. n r. 2); Tadeusz R akow iecki: Szkice k ry ty czn e
o tw órczości Ż-go (1910); H erbert S and: W spó łczesn a p o lsk a
tw órczość d ram a t. (1911, str. 36—60); W acław M akow ski: Za­
m ia r i dzieło w tw órczości Z-go (w „S finksie“ 1913 lipiec,
str. 95—116); F. C ichocki: S. Z. (Suw ałki 1913); J. M. M uszkow -
ski: „Sum ienie ru c h u “ (1914, str. 146—165); Józef A lbin H er-
baczew ski: P atologja niew oli (;,I nie wódź n a s n a p o k u szen ie“,
1911, str. 143—165, „A m en“, 1914, str. 102—113); W łodzim ierz
Jam p o lsk i: S. Z. duchow y wódz pokolenia (1924, II w yd. 1930);
Stanisław B aczyński: „Sztuka w alcząca“ (1923, str. 13—2 6);
tegoż: „N asi P ow ieściopisarze“ (1928, sir. 213—271); S tan isław
P taszycki: S. Z. w Lubelskiem („Ziem ia L ubel.“ 1925, n r. 287);
J. K rzesław ski: Z. w 1905 r. („R obotnik“ 1925, n r. 321); T a­
deusz Ł opalew ski: Z. a m uzyka („Tyg. W ileń.“ 1925, n r. 9 ):
tegoż: Z w ierciadło sum ienia polskiego (tam że, n r. 12); tegoż::
Z. jak o poeta czynu zbrojnego (W ilno 1926); C ezary J e lle n la :
Z. w obec piękna m u z y k i'(„ M u z y k a “ 1925, n r. 11—Í2 ); S tefan
K ołaczkow ski: S. Z. („Przegląd W spółcz.“ 1926, n r. 45, str.
102—110); Józef K allenbach: R eym ont a Z. („P rzegląd W spółcz.“
1926, nr. 46, str. 2 5 3 -2 5 9 ); Jan N epom ucen M iller: : „Z a­
ra z a w G renadzie“ (1926, str. 145—178); T eofil W o jeń sk i-
S. Z. R ozbiór treści ideow ej (1926); Stefan P ap ée : T e a tr St. Z-go
(P oznań 1926); tegoż: Z. i Reymont. P ró b a p a ra le li cech i zn a­
czenia („P rzy jaciel Szkoły“, 1926, n r. 7); E tto re Lo G atto: Ste­
fano Żerom ski (R om a 1926); Leon P o m iro w sk i: S. Z. w sieci
k ryty czn y ch pom yłek („Glos P ra w d y “ 1926, n r. 59 i 66); tegoż:
„D oktryna a tw órczość“ (1928, str. 58—60); tegoż: „W alka
0 now y realizm “ (1933, str. 47—53); K azim ierz Z ieleniew ski:
Z. — w ielbiciel książki („Przegląd B ibliograficzny“, 1925, str.
325 n .); W acław B orow y: Z. i św iat książek 1 („P rzeg ląd
W spółcz.“ 1926, n r. 51, str. 9—33, i osobna o d b .); H en ry k
U łaszyn : Z. a język polski („Przegląd W spółcz.“ 1926, n r. 50,
str. 417—435); Józef B irkenm ajer: Z. jako lingw ista („Języ k
P o lsk i“ 1926, nr. 5—6); tegoż polem ika z U łaszynem w „R u­
ch u L iter.“ 1927, nr. 2; F ra n k W olłm an: Z. a R eym ont (B ra­
tislav a 1926); S tefan ja W arszaw ska: Z. a Słow acki („H. K u rv e r
Coclz.“ 1926, nr. 67); J. E. Skiw ski: K ilka m yśli o Ż-im
1 żerom szczyźnie (W arszaw a 1926); tegoż: Z. p isa rz i ap o sto ł
(„P oza w ieszczbiarstw em i p e d a n te rja “, 1929, str. 22—92; o cen a
kryt. W acław a Borowego w „Pani. W arsz.“ 1929, zesz. I ) ;
^ 439 —
W. B ieůlriew icz: Z m łodości Ź-go („W arszaw ian k a“ 1926, n r. 316;;
Jó z ef U jejski: O statni W ajd elo ta (1927, przed tem w „Gaz. L i­
ie r.“ 1926, n r a 5 i 6); tegoż: Z m ło d y c h la t St. Ż-go („Ruch
L ite r.“ 1927, n r. 9); S. S kalski: P o stacie le k arsk ie w u tw o ­
r a c h Ż-go („L ekarz P o lsk i“, 1926, n r a 4—6); Ks. T. C zerw iński:
D o okoła St. Ź-go (K ielce 1926); X. C harszew ski: Z b o jó w
o Ż-go (W łocław ek 1926, 2 b ro sz u ry ); I. D eu tsch e r: R ozm ow a
z Ż-im („N asz P rz eg lą d “, 1925, nr. 320); S tanisław W ędkiew icz-
1 . w Szw ecji („P rzegląd W spółcz.“ 1923, n r a 9—10, str. 168—
169); Ja n Ś lu r: „N a p rze ło m ie“ (1922, str. 31—38 i 44—46);
S tan isław P ień k o w sk i: „M aski życia“ (1926 str. 20—36); Jadw iga
P etraży ck a-T o m ick a: C zynniki etyczne w u tw o ra c h Ż-go (w „S ło­
wo 1 o b ra z “, 1921); B e rn a rd C hrzanow ski: Szkoła w tw ó r­
czości St. Ż-go („P rzy jaciel S zkoły“ 1926, nr. 7); A n to n in a So-
ko licz: O tw ó rczo ści Ż-go n a tle ro zw o ju społecznego w P olsce
(M oskw a 1925, z p rzed m o w ą H. S. K am ieńskiego); Z. O b rzu d :
P o e ta p a to su i zagadki życia („ K u rje r L w ow .“ 1926, n r a 12—16);
A ntoni L ange: „P o ch o d n ie w m ro k u “ (1926, str. 7—48); W ła­
d y sła w Ja n k o w sk i: Z le k tu ry Ż-go („R uch L iter.“ 1927, n r. 3);
P io tr G rzegorczyk: C o n rad i Ź. („R uch L ite r.“ 1927, n r. 5);
K. H offm an: Ze w spom nień n ałęczow skich („K u rjer W arsz.“
1928, n r. 186); E ugenjusz 'L an d : N ałęczów a Ż. (II. K ur. Codz.“
1928. 195, dod. nr. 29); Ks. F eliks M ieszkis (C zerski): „Re­
w o lu cja“ (1928, str. 215—239); S tanisław P ig o ń : Z p ra c o w n i
arty sty cz n ej St. Ż-go („R uch L ite r.“ 1928, nr. 8); Ire n a D roz-
dow icz-Jurgieiew iczow a : „T ech n ik a pow ieści Ż-go“ (1929); Jan
O ffenberg: S tan um y słó w m łodzieży akadem ickiej u n iw ersy ­
te tu w arszaw skiego w la ta c h 1885—1890 (1929, w sp o m in a
o Ż-im ); R om an D yboski: M odem P o lish L ite ra tu re (1921, str.
54—58); Ju lju sz K lein er: „D ie P o ln isc h e L ite ra tu r“ (1929, str.
93—94); Ja ro sła w Iw aszkiew icz: St. Ż. et Wł. R eym ont („P°"
logne L itt.“ 1926, nr. 2); Otto F o rst de B attag lia: St. Ż. („P o ­
logne L itt.“ 1928, n r. 19) ; H en ry k K am ieński] (przeł. Ja n
B a rsk i) : O St. Ż-im („W iad. L ite r.“ 1927, n r. ' 192) ; W an d a
P ech n ik ó w n a : „O dnaleziony c z as“ Ż-go („W iad. L iter.“ 1928.
n r. 241); W iłam H orzyca: P a te r ecstaticus („D ro g a“ 1928,
śtr. 1127—1.142); Józef W asow ski: Credo społeczne Ż-go („W iel­
kie Czasy“, 1928, str. 136—142); M ar ja n Szyjko w ski: Lit.
w spółcz. (1930, str. 283—300); Ju lju sz K ad e n -B an d ro w sk i: Ste­
fan Żerom ski. P ro ro k niepodległości (1930); tegoż: Za sto ­
łem i n a ry n k u (1932, str. 49—59); W ładysław Pobóg-M ali-
n o w sk i: S. Ż. Życie i tw ó rczo ść (Złoczów 1930); Ja n H ule­
w icz: Ż. a ideologja polityczno-społeczna „G łosu“ („R uch L ite r.“
1930, n r. 2); tegoż: K oncepcje histo rio zo ficzn e Ż-go („R u ch
L ite r.“ 1930, nr. 6); tegoż: Ź ródła ideologji społeczno-poli­
tycznej St. Ź-go („P am . L ite r.“ 1930, t. XXVÍI, str. 449—472);
Z ygm unt L. Z aleski: A ttitudes et D estinées (1932, str. 197—226);
N elly N ucći: A lcuni elem enti sociali e n azio n alisti d ell’o p era
le tte ra ria di Stefano Ź. (R om a 1932; spraw ożd. W an d y Wÿ-
ho w skiej de A ndreis w „P am . L ite r.“ 1932, t. XXIX, str. 547—
553); A dam G aliński: M łoda P olska. Część III. P ow ieść liry czn a
(1930, str. 13—224); K azim ierz C zachow ski: M orze w p rze d ­
w o jen n ej tw ó rczo ści Ż-go („R uch L iter.“ 1932, nr. 7),

Ż uław ski Je rz y * 14. VIL 1874 w L im anow skiem f 10. V III. 1915
w D ębicy p o d T arn o w em (w szpitalu w ojsko w y m n a tyfus)
N auki g im nazjalne w K rakow ie, stu d ja filozoficzne w u n iw er­
sytecie w B em ie szw ajc., gdzie w ŕ. 1899 d o k to ra t za ro z ­
p raw ę „D as P ro b le m d e r K au sa lität bei S pinoza“. W ro k u 1900
— 440 —
razem z Janem Stenem (Ludw ikiem B ru n e re m ) red ag o w ał
w K rakow ie „K rytykę“, zailim o b ją ł ją W ilhelm F eld m an . Czas
pew ien jaleo nauczyciel gim nazjalny w K rakow ie. N ależał do
w spółpracow ników „Życia“ krak . N adto d ru k o w a ł w ró żn y c h
czasopism ach. P ierw sze u tw o ry od r. 1892. W ro k u .1909
głośna jego k a m p an ja p u b licystyczna p rze riw F eld m an o w i (o b
„Szkice literack ie“, str. 219—302, n ad to W ilh elm a F e ld m a n a :
„P ro dom o et pro a rte “, 1909, oraz polem ikę p ra so w ą , ze sta­
w ioną w R adom ira V rtela „B ibljografji h isto rji lite ra tu ry i k ry ­
ty k i literackiej polskiej za ro k 190Ś i 1909“, 1933, str. 19).
Od ro k u 1914 w L egjonach P iłsudskiego. — O sobno w ydane:
„N a stru n a c h duszy, poezje, garść I “ (1895); „Pax, dw ie stro fy
prozą, z k o n k u rsu literackiego C zasu“ (1896); „Interm ezzo,
poezje“ (1897); „Poezje. S erja I I “ (1900); „Poezje. S e rja Г'
(II wyd. 1901); B enedykt S pinoza“ (1902, stu d ju m ); „Z d o m u
niew oli“ (1902, p o ezje); „O pow iadania p ro z ą “ (1902); „P ro le­
gom ena“ (1902, uw agi i szkice); „D yktator. P ro lo g i c z te ry
akty z krw aw y ch dni 1863 r.“ (1903, II w yd. 1907 ; w y sta w
w e Lw ow ie 22. I. 1903); „N a sreb rn y m globie. R ękopis z księ­
życa“ (pow ieść, 1903, III wyd. 1912, now e w yd. 1921; p rze­
kład y niem . 1914, czeski 1916, wągier. 1922, ro sy j. 1925, u k ra in
1927); „P okłosie“ (1904, p oezje); „E ros i P syche. Pow ieść
sceniczna w siedm iu ro zd z iała ch “ (1904, II w yd. 1905, IV w yd.
1909, V wyd. z przedm ow ą T adeusza Sinki, 1921; w ystaw , w e
Lw owie 27. II. 1904; cztery przek ład y ro sy j. z lat 1906—1910,
p rzekłady n a inne języki, w łoski 1929; p rz e ró b k a n a lib retto
do o p ery L udom ira Różyckiego) ; ,„W ianek m irto w y . D ra m a t
w czterech ak ta c h “ (1905, II wyd. 1912; w ystaw , w e L w ow ie
2. IX. 1903); „Ijola. D ram at w czterech a k ta c h “ (1905, III w yd.
1912, z przedm ow ą au to ra zw róconą do Ire n y S o lsk iej; w y staw ,
w e Lw owie 7. III. 1905; dw a p rzekłady ro sy j. 1910 i 1913);
„Gra. T ry p ty k sceniczny“ (I. L iterat i akto rk a. II. P rz y jac iel bez­
interesow ny. III. F in ał kom edji. — 1905, II w yd. 1912; w ystaw
w e Lw owie 15. II. 1906; p rzekład rosy). 1912); „Xięgi n ie­
k tóre z Żydow skich pism Starego Z akonu w y b ra n e “ (1905);
„L a B estia (D onna Aluica). D ram at w pięciu a k ta c h “ (1907,
II wyd. p. t. „D onna A luica“, 1919, z dopiskiem a u to ra ; w ystaw
we Lw ow ie 7. XI. 1906: p rzekład niem . 1913); „T ak ed a Izumo.
T erak o ja czyli W iejska szkółka. H istoryczny d ra m a t ja p o ń sk i
w jednym akcie“ (1907, p rze k ład ): „P oezje“ (1908, 4 to m y :
tom I: Sonety. 1892—1906; tom I I :'S ta n c e o pieśni. 1896. Po
budki. 1894—1898. R apsody szaleńca. 1896. N aro d zin y P sy ch y
1897. Lotos. 1894—1898. Cień. 1895. Życie. 1898—1903. Ja n R iche
p in : Gwiazdy. P rzekład. 1896; tom I II : Z Jadżur-W edy. 1897
Ananke. 1898. K senofanes. 1896. W ezw anie. 1899. M ojżesz. 1896.
W idzenia Jecheskielow e. P rzekład. 1902. Z k siąg Ijo b a C ierpli
wego. P rzekład. 1902—1903. Z kaznodziejskiej księgi Salom ona
P rzekład. 1895. Święty Szym on Słupnik. Ï903.' Z T alm udu. 1899
Spinoza. 1896. N ad m orzem . 1896. O statni p ro ro k . 1898. S tary
Bóg. 1901. Są tajem nice... 1897. T rzy ronda. 1896. Z poezyj
F ry d e ry k a Nietzschego. 1903. T a try w m głach. 1895; to m IV :
Anioł n a grobach. 1896. W iosenne kw iaty. 1892 — 1899. Bez
tytułu. 1902. F au st Ї Mefistofeles, 1894, Sm utki. 1893— 1897.
Po drodze. 1904— 1906. — Z apow iedziane n a ro k 1909 w y d an ie
to m u V-go Poezyj w now ym układzie nie w yszło. N ad to po
czasopism ach poezje późniejsze n ie ze b ra n e); „K uszenie szatan a
O pow iadania p ro z ą “. (1909, III wyd. 1914: K uszenie szatana;
M odlitwa. 1895. Pax. 1896. Z dom u ojców. 1897. M atka. 1898.
B iały szczur. 1898. P o uczcie. 1900.Rozmowa z ‘djabłem . 1901.
Z p apierów po niedoszłym sam obójcy. 1902. O kruchy. 1896-—
— 441 —

1899.); „B ajka o człow ieku szczęśliw ym . N ow e o p o w iad a n ia“


(1910, now e wyd. 1914: B ajk a o człow ieku szczęśliw ym . 1905.
Rom eo i Ju ljetta. 1905. H egesias P eisith an a to s. 1905. Ja k D on
Q uixote pogodził H am leta z D on Juanem . 1906. V eneri et
Rom ae. 1905. D w a d n i w A lpach. 1907. N a G em m i jesienią. 1907.
T aran tella, 1908. L ist Seneki do L ucyljusza. P rz e k ła d .); „Za
cenę łez“. K om edja om yłek w trz e c h a k ta c h “ (1910; w ystaw ,
w e L w ow ie 4. X. 1909; p isan e w B ernie szw ajcarsk im 1894 —
K rakow ie 1909; p rz e k ła d ro sy j. 1909); „Z w ycięzca“ (pow ieść,
część II try lo g ji „N a sre b rn y m globie“, 1910, now e w yd. 1916,
1921; p rze k ład y rosyj. 1911, 1914, 1925; ukraiń . 1927); „S ta ra
ziem ia“ (pow ieść, część III trylogji, 1911, n o w e w yd. 1921;
p rz e k ła d rosyj. 1928; u k raiń . 1928); „K oniec M esjasza. D ra ­
m a t w IV a k ta c h “ (1911; p rze k ład h eb ra jsk i, 1924); „G ród słońca.
B aśń d ram a ty cz n a w trz e c h a k ta c h “ (Ì9 1 1 ); „Szkice literack ie:
K siążki — M yśli — L udzie“ (1913: L egen d a T a tr (T e tm a je ra ).
1911. O idei M ickiew iczow skiej. 1910. N a d a c h u o b se rw a to r;um.
1898. Sym bol i ,„naga d u sz a“ (o P rzybyszew sk im ). 1900. P ro ­
m eteusz żydow ski (o K siędze Ijo b a). 1902. M ałpie zw ierciadło
'(o N ow aczyńskim ). 1912. D iabolo suadente... (o F eld m an ie)
1909— 1912.); „P rzed zw ierciadłem praw dy. Szkice filozoficzne“
(1914: B enedykt S pinoza człow iek i ■dzieło. 1899. F ilozofia
a cyw ilizacja. 1899. N iezn an y m yśliciel w spółczesny (Ila riu So-
coliu). 1900. S yntety czn y m onizm w te o rji p o zn an ia (zarys h isto ­
ry czny). 1902.); „L aus F em inae. ■P ow ieść w spółczesna. Część
I. P o w ró t“ (1914); „Część II. P ro fe so r B u try m “ (1916, z p rze d ­
m ow ą Z dzisław a D ębickiego); „M iasta u m a rłe “ (1918: M iasta
u m arłe. 1910. D w a listy z podróży. 1903. Śm ierć b o h a te ra (Kli­
m ek B achleda). 1910. Z M onachjum (Salom e O. W ilde’ä). 1905.
N oc F ezulańska. Po siedm iu lataich. 1913. E rm ete Zacconi. 1906.
K ilk a uw ag o sztuce ak to rsk iej. L isty o sztuce. 1907). — N adto
w „N ow ym P rzeglądzie L ite ra tu ry i S ztuki“, 1921, t. IV, sir. 80 n.
i 233 n. : „N ow y D o nkiszot“ (dw a pierw sze ak ty p o em atu d ra ­
m atycznego, ob. tam że n o ta tk ę red a k cji, str. 281). — N ieo b jęty
żadnem w ydaniem zbiorow em b ard zo ro zpow szech n io n y w iersz
z w o jn y І914 ro k u : „T e sta m en t“ (Synkow ie moi, poszedłem
w b ó j) p rzed ru k , m. in. w p o d ręc zn ik u A dam a G alińskiego:
„M łoda P olska. P o ezja i d ra m a t“ (1928, str. 90). — O Ż-im :
P io tr C hm ielow ski: „D zieje k ry ty k i literack iej w P o lsce“ (1902,
str. 456—460); tegoż: „N ajnow sze p rą d y w poezji n asze j“ (1901,
str. 113—125); W ilhelm F eld m a n : „P iśm iennictw o P olskie 1880—
1904“ (III w yd. 1905, to m III, str. 84—86 i 97—99, tom IV,
str. 202—204); tegoż: „W spółcz. lit. pol.“ (V III wyd. 1930,
str. 359—360); A ntoni P o to ck i: „P o lsk a lit. w spółcz.“ (1912.
t. II, str. 111—112, '229—231 i 287); M arjan Szyjkpw skL
„W spółcz. lit. p o l.“ (1923, str. 379—383 i 538); Ja n Ł oś: „W ier­
sze p o lsk ie“ (1920, str. 344—345); W acław W olski: J. Ź. („W zloty
n a P a r n a s “, 1902, str. 80—90); M ichał Ja n ik : „N ajn o w sza
p o ez ja p o lsk a “ (1903, str. 99—108); Ja n Sten: J. Ż. („P isa­
rze p o lsc y “, 1903, str. 113—120); tegoż: „W ianek m irto w y “
(„O W yspiańskim i in n e szkice k ry ty cz n e“, 1906, str. 87—98);
Z ygm unt W asilew ski: „W ianek m irto w y “ i „E ro s i P sy ch e“
(^W spółcześni“, 1923, str. 283—301); Ja n A ugust K isielew ski:
„E ro s i P sy c h e “ („ P a n m u sa io n “, 1906, str. 56—63); tegoż: „L a
B estia (D onna A luica)“ („Życie d ra m a tu “, 1907, str. 407—414);
K o rnel M akuszyński: „Za cenę łez“ („D usze z p a p ie ru “, 1911.
t. I, str. 47—59); Z bigniew B rodzki: J. Ź. („Szkice społeczne
i literac k ie“, 1913, str. 130—136); A ureli D rogoszew ski : „Na
sre b rn y m globie“ („K siążka“, 1904, str. 104—105); W alery Go-
sto m sk i: „P o ezje“ („K siążka“, 1909, str. 490—491); A dam Grzy-
— 442 —
m ala-Siedlecki (Q uis) : „N a sreb rn y m globie“, „Z w ycięzca“, „S ta ra
ziem ia“,-„K oniec M esjasza“, „G ród sło ń ca“, („M useion“ grudzień
1911, str. 115—129); tegoż: J. t . („T ygodnik 111.“ 1915, n r. 34);
L ucjan R ydel: J. 1. .(„Ì1. Tygodnik P o lsk i“, 1915, str. 64—65);
Ja n Sitow ski: „D w ory i dw orki w L im anow szczyźnie“ (P io trr
ków 1918); F e rd y n a n d H oesick: „S iła fa ta ln a “ p oezji Słow acr
kiego“ (1921, str. 108—111); T adeusz S inko: „H ellad a i R om a
w P olsce“ (1933, str- 326—334); W ładysław K ozicki: „L au s
F em inae: P o w ró t“ („K siążka“, 1914, str. 386—388); Roy-Żełeń-
ski: „E ros i P sy ch e“ („F lirt z M elpom eną“, III, 1922, str. 58—
61). — (W dow a po p isarzu , Dr. K azim iera Ż uław ska (ad res
w skaże Związek A utorów D ram aty czn y ch w W arszaw ie) w li­
ście do redakcji, drukow anym w „Gazecie P o lsk ie j“ (1932, n r. 1),.
zaw iadam ia, iż n a żądanie udzieli źródłow y ch in fo rm acy j o ży­
ciu i tw órczości Jerzego Żuławskiego).

Do autorów tu pominiętych w skazów ki b ibljograficzn e w IV tom ie


2-go wyd. „ L iteratu ry P olsk iej“ K o rb u ta i w V III w yd. „W sp ó ł­
czesnej L ite ra tu ry P o lsk iej“ F eld m an a; u zu p ełn ien ia w „B ibljo-
g rafji L ite ra tu ry P o lskiej“ P io tra G rzegorczyka w „R u ch u L ite­
rac k im “.
v \v
Biblioteka Śląska c

102358 II

PAŃSTWOWE WYDA Щ K zg 1 2858/67 120 000


DWIE.
WE LWOW
poleca :
najnowsze trzytomowe dzieło dające pełny przegląd
współczesnych prądów i kierunków literackich w Polsce
KAZIMIERZA CZACHOWSKIEGO:

OBRAZ WSPÓŁCZESNEJ LITERATURY POLSKIEJ


1884—1933
Tora I: Naturalizm i Neoromantyzm . . zŁ 8'—
Tora II : Neoromantyzm i Psychologizm . zł. 9 -—
Tom III : Ekspresjonizm (w przygotowaniu).

Ulubioną lekturą młodzieży, niezbędną przy nauce


łaciny, historji, języka polskiego jest bogato ilustrowana

M I T O L O G J A
wierzenia i podania Greków i Rzymian opracowane
przez świetnego stylistę JANA PARANDOWSKIEGO.

NOW OŚCI!
STANISŁAWA MACHNIEWICZA:

ESTETYKA ŻYCIA CODZIENNEGO


Zarysy estetyczne i zagadnienia sztuki współczesnej
dzieło wydane po bibljofilsku, na doskonałym papierze
bogato ilustrowane — najodpowiedniejszy podarunek
dla dorosłych i dojrzalszej młodzieży. Cena zł. 14'—

WŁADYSŁAWA W IT W IC K I E G O :

W I A D O M O Ś C I O S T Y L A C H
Charakterystyki stylów w architekturze, rzeźbie, ma­
larstwie, stroju i piśmie od czasów Egiptu po dni
dzisiejsze. Dzieło zawierające ponad 500 ilustracyj,
które uplastyczniają przystępnie i przejrzyście podane
wiadomości, stanowi jedyny w swoim rodzaju, najsto­
sowniejszy dla młodzieży podręcznik historji sztuki.

BIBLJОТЕКА ŻYCIORYSÓW WIELKICH LUDZI


w pięknych, czerwonych, płóciennych oprawach ze
złoceniami. Ukazały się 3 pierwsze tomy w cenie
zł. 4'40 za tom.
1. Leopold Staff : MICHAŁ ANIOŁ.
2. Stanisław. Wasylewski : REJ Z NAGŁOWIC.
3. Tadeusz Żeleński (Boy) : BALZAC.
Tomy Życiorysów Wielkich Ludzi będą stanowić
ozdobę każdej bibljoteki domowej, szkolnej i publicznej.

You might also like