Aro Jessikka - Trolle Putina. Prawdziwe Historie z Frontów Rosyjskiej Wojny Informacyjnej

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 546

Tę książkę dedykuję silnym kobietom z mojej rodziny.

Mojej babci Mannuce, która jako mała lotta[1] obserwowała


niebo przez lornetkę i broniła Finlandii.
Mojej babci Hilji, która uciekła z Karelii, zanim zajął ją okupant,
i nie pozwoliła na zawładnięcie własnym umysłem.
Mojej mamie Hilce, która jest tak pełna miłości.
Mojej siostrze Pipsie, która jest „Supreme Being”.
Moim ciociom Kaisu i Ritu, które pokazały, jak korzystać
z fińskiej wolności słowa.
JA

Uciekłam z ojczystej Finlandii pod koniec lutego 2017 roku. Tuż


przed wyjazdem wygłosiłam w Komendzie Głównej Policji
w Helsinkach wykład dla kierownictwa o rosyjskiej propagandzie
i zagrożeniach związanych z fake newsami.
W szkole uczono, że Finlandia jest jednym
z najbezpieczniejszych i najstabilniejszych krajów świata.
A jednak mnie, zwyczajnej dziennikarce państwowego nadawcy
radiowo-telewizyjnego Yle, odebrano prawo do nietykalności
osobistej z powodu uprawianego przeze mnie zawodu.
Kiedy wyjeżdżałam, mijało dwa i pół roku, odkąd zaczęły się
pogróżki i profesjonalne mieszanie mnie z błotem. Internetowe
fake newsy tak wyprały mózgi moim starym znajomym, że się
ode mnie odwrócili.
Niepodpisani z nazwiska autorzy artykułów w sieci przypięli
mi łatkę przestępczyni, oszustki i osoby chorej psychicznie. Obcy
ludzie sugerowali mi, żebym się zabiła. Ktoś uważał, że
powinnam się powiesić, według kogoś innego bardziej
pasowałoby do mnie „rosyjskie samobójstwo” – wepchnięto by
mnie pod metro, ale całe zdarzenie zostałoby „upozorowane na
mój świadomy czyn”. Jeszcze inny człowiek miał nadzieję, że
„ktoś właduje dziwce kulkę w czoło, w rosyjskim stylu”. Gdy
włączałam komputer lub sprawdzałam telefon, zalewała mnie
powódź fantazji na temat mojej śmierci.
W psychicznym znęcaniu się nade mną maczali palce
specjaliści od propagandy z Kremla. Bałam się, że w każdej chwili
przemoc może przenieść się z internetu do świata rzeczywistego.
***
Stałam się ofiarą nienawistnych ataków z jednego powodu:
jestem dziennikarką i interesuje mnie, jak działa propaganda
rozsiewana przez Kreml w fińskich mediach społecznościowych.
Kiedy we wrześniu 2014 roku zaczynałam głośne później na
świecie śledztwo dziennikarskie na temat rosyjskich trolli,
miałam 33 lata. Wiodłam spokojne życie i marzyłam o założeniu
rodziny. Nie posiadałam wrogów, nie interesowali się mną ani
kryminaliści, ani członkowie ekstremistycznych organizacji.
Jako dziennikarka specjalizowałam się w tematyce byłego
Związku Radzieckiego, propagandzie i ruchach radykalnych.
Wcześniej mieszkałam w Rosji i przez cały okres sprawowania
prezydentury przez Władimira Putina obserwowałam formy
nacisku na dziennikarzy, odnotowywałam przypadki pobić
i zabójstw. Ci z moich rosyjskich kolegów po fachu, którzy
z narażeniem życia badali nadużycia władzy, byli dla mnie
wzorami. Pisałam również o prowadzonym przez dżihadystów
w mediach społecznościowych werbunku do ich oddziałów oraz
o przestępczości zorganizowanej.
Ale dopiero artykuł dla Yle, mojego pracodawcy, o skutkach
nowych metod prowadzenia przez Kreml wojny informacyjnej
poza granicami Rosji pociągnął za sobą reakcję, którą specjaliści
od bezpieczeństwa określili jako niespotykaną.
Chciano mnie tak pognębić psychicznie, żebym dla własnego
dobra skończyła z badaniem rosyjskich operacji, nie
wspominając o donoszeniu o nich opinii publicznej.
W pracy przyzwyczaiłam się do drastycznych i brutalnych
treści, bo przecież informowałam o wojnach, klęskach
naturalnych, katastrofach samolotów i łamaniu praw człowieka.
Ale nic podczas mojej drogi zawodowej nie przygotowało mnie
na sytuację, w której musiałabym oglądać tysiące dotyczących
mnie samej, samoistnie rozprzestrzeniających się i nieraz
noszących znamiona przestępstwa postów, artykułów, obrazków,
prześmiewczych memów, piosenek i filmików.
Zanim wyjechałam z Finlandii, zrobiłam wszystko, żeby
zatrzymać hejt albo przynajmniej ograniczyć jego paraliżujący
wpływ na mnie i na moją pracę. Zgłaszałam Facebookowi,
Twitterowi i YouTube’owi dziesiątki fałszywych użytkowników,
którzy łamali regulaminy serwisów groźbami i wyzwiskami pod
moim adresem.
„Nie naruszają zasad naszej społeczności”, odpowiadali
internetowi giganci, chociaż było oczywiste, że łamano zarówno
regulaminy sieci, jak i prawo Finlandii. Media społecznościowe
usłużnie zaoferowały swoje usługi jako platformę państwowej
propagandy.
Wielokrotnie prosiłam fińskie organy bezpieczeństwa o pomoc
i podjęcie stosownych działań. Sfrustrowana szlochałam przed
policjantami, którzy mówili, że prawo krajowe nie daje narzędzi
prewencji ani nie pozwala na szybką interwencję. Jedyny sposób
to składać zawiadomienia o przestępstwie, lecz zanim zapadnie
prawomocny wyrok, miną lata. Spodziewałam się, że nawet
wymierzenie kary nie gwarantuje końca serii przestępstw.
I niestety miałam rację.
Kiedy dochodzenie ruszyło, pojawiły się prześmiewcze teksty
na temat śledczych oraz wyciekły tajne dokumenty policyjne. Gdy
pomimo tego sprawa była nadal badana, w sieci zaczęto mnie
obwiniać o wyciągnięcie jej na światło dzienne i podżegano
wściekłych ludzi do internetowego ataku na mnie.
Hejterzy umiejętnie wykorzystywali luki w fińskim prawie
i niegotowość władzy sądowniczej do stawienia czoła
zorganizowanemu rozpowszechnianiu fałszywych informacji.
Jako zewnętrzna specjalistka powołana przez parlamentarny
Komitet Zarządzający zaproponowałam zaktualizowanie prawa,
dzięki czemu wzmocniłby się potencjał obronny społeczeństwa
w wojnie informacyjnej przeciwko Rosji. W konsekwencji znów
ośmieszano mnie w internecie.
Ponieważ ani ja nie byłam w stanie przerwać tej nagonki, ani
nie mogły zrobić tego odpowiednie służby, spróbowałam
uśmierzyć jej objawy. Zabezpieczyłam dom przed włamaniem.
Zastrzegłam swoje dane osobowe w administracji państwowej
oraz wykupiłam ich ochronę w banku, żeby nikt nie mógł
popełnić przestępstwa, posługując się moimi personaliami.
Z prawnego punktu widzenia odpowiedzialność za moją sytuację
spoczywała na zatrudniającym mnie Yle i na policji.
Obowiązkiem pracodawcy jest ochrona pracownika, zadaniem
służb zaś tropienie przestępstw.
Ufałam im. Wierzyłam, że w swoim czasie sprawcy przestępstw
trafią przed sąd oraz uda się przynajmniej zminimalizować
wpływ nagonki na moje samopoczucie i warunki pracy. Muszę
jedynie przeczekać w bezpiecznym miejscu.
Lecz czas mijał. Nic nie powstrzymywało działań
przypominającego mafię, żądnego zemsty internetowego gangu,
którego misją było zniszczenie mojej wiarygodności, pozycji
zawodowej i całego życia. Alarm i zamki bezpieczeństwa nie
chroniły mnie przed internetową pseudoinicjatywą społeczną
mającą mnie ośmieszyć, do której zagoniono tysiące ludzi.
Pozostały mi dwie możliwości.
Mogłam dalej badać rosyjską wojnę informacyjną
i zapoznawać z nią ludzi. Jednocześnie byłabym cały czas
wystawiona na prześladowania i inne przestępstwa.
Możliwość numer dwa zakładała, że porzucam temat
i wycofuję się z życia publicznego. Najprawdopodobniej
pozostawiono by mnie w spokoju.
Wiedziałam, że architekci linczu manipulowali mną tak, żebym
wybrała drugą opcję. Z szacunku dla najdroższego mi fachu
dziennikarskiego oraz mojej ojczyzny wybrałam pierwszą.
Jeśli pod wpływem nacisku porzuciłabym ten temat,
złamałabym zasady etyki dziennikarskiej, zgodnie z którymi
należy zwalczać wszelkie zewnętrzne wpływy. Dziennikarskiej
władzy nie wolno po prostu przekazać komuś spoza redakcji.
Uginając się pod presją, złamałabym również obietnicę daną
odbiorcom: zadaniem mediów jest przekazywanie informacji
czytelnikom, słuchaczom i widzom. Jeśli z powodu lęku, który we
mnie wzbudzono, porzuciłabym badanie działalności
kremlowskich trolli i fake newsów, odebrałabym ludziom prawo
do pozyskiwania informacji, a więc część wolności słowa. Prawo
do zdobywania oraz przekazywania informacji i opinii jest
uniwersalne i przysługuje każdemu człowiekowi.
Dowiodłam już, że rosyjska dezinformacja w mediach
społecznościowych zagraża dialogowi obywatelskiemu
i bezpieczeństwu w wielu różnych krajach. Ostrzegałam opinię
publiczną przed Kremlem, który dążył do wykreowania
przyjaznego sobie klimatu w krajach zachodnich.
Po moich przestrogach rosyjskie trolle zaatakowały wybory
prezydenckie w Stanach Zjednoczonych w 2016 roku,
przyspieszyły wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej
w 2016 roku, lobbowały na rzecz niepodległości Katalonii w 2017
roku i podżegały do zamieszek podczas protestów żółtych
kamizelek we Francji w latach 2018–2019.
Moje teksty były szeroko cytowane. Uczniowie, dyplomaci oraz
specjaliści od ochrony danych osobowych i bezpieczeństwa
bardzo je cenili. Zapraszano mnie w różne części świata i zlecano
przeprowadzanie szkoleń. Udzielałam wywiadów i pomagałam
dziennikarzom śledzić propagandystów w ich krajach.
Ale gdy szłam ulicą w Finlandii, musiałam zerkać za siebie.
Badania nad ruchami radykalnymi pokazały, że nienawistne
teksty pociągają za sobą czyny powodowane nienawiścią.
W dotyczącym ruchów ekstremistycznych sprawozdaniu
Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z roku 2015 stwierdzano, że
szerzące się w mediach społecznościowych mowa nienawiści
i podżeganie do przemocy mogą zachęcić do użycia siły
zwłaszcza psychicznie niestabilne osoby. Bałam się, że jakiś
wrażliwszy odbiorca fake newsów zostanie podburzony do tego
stopnia, że mnie zaatakuje.
Policjanci przygotowali raport oceniający stopień grożącego mi
niebezpieczeństwa i doszli do tego samego wniosku: w Finlandii
mogłabym paść ofiarą impulsywnego użycia siły, jeśli
znalazłabym się w niewłaściwym czasie w niewłaściwym
miejscu.
Jedynie za granicą, jako anonimowa osoba, czułam się
bezpiecznie. Finlandia wciąż była jednym z najbezpieczniejszych
państw świata. Ale nie dla mnie.
I ponieważ nadal chciałam pracować jako dziennikarka, pisać
tę książkę, dzielić się wiadomościami i uświadamiać innych –
a oprócz tego prowadzić zwyczajne, nudne życie oraz spełnić
największe marzenie o ciąży i urodzeniu dziecka – musiałam
wyjechać.
Rozdałam swoje rzeczy, spakowałam się, zdemontowałam
system antywłamaniowy, wynajęłam mieszkanie
i zarezerwowałam bilet lotniczy w jedną stronę.
W dniu mojego wyjazdu w lutym 2017 roku, po tym, jak
skończyłam prezentację w sali zebrań Komendy Głównej Policji,
powiedziałam, że wyjeżdżam z Finlandii, żeby zaznać
normalnego życia. Komendant główny Seppo Kolehmainen
uścisnął mi dłoń i życzył bezpiecznej podróży.
Dwie godziny później odprawiłam się na lot. Nie wiedziałam,
czy w nowym kraju dostanę pozwolenie na pobyt i pracę oraz czy
wystarczy mi pieniędzy. Ale chciałam odzyskać wolność i byłam
gotowa zapłacić za nią krocie.
Przez całą podróż nie mogłam opanować płaczu.
Dopiero potem uświadomiłam sobie, jak podstępna jest
internetowa nagonka. Nie mogłam przed nią uciec, przekraczając
geograficzne granice państw. Przestępstwa popełniano
w internecie, który nie uznaje żadnych barier, więc przerażający
i przygnębiający charakter nienawistnych czynów dosięgnął też
mojego nowego domu.
Nie odzyskałam wolności nawet po zmianie kraju. Ale za
granicą mogłam czuć się bezpieczna fizycznie i dalej pracować
zgodnie ze swoim powołaniem.

WIEJSKI ZABIJAKA
Zanim międzynarodowa armia trolli Putina obrała mnie za cel,
wiodłam uporządkowane życie.
Poświęciłam się pracy dziennikarskiej i pisywałam teksty
o sprawach zarówno krajowych, jak i zagranicznych.
Uczestniczyłam w tworzeniu Yle Kioski – nowego projektu
w mediach społecznościowych, dzięki któremu zamierzaliśmy
dotrzeć do osób nieinteresujących się wiadomościami
dostarczanymi przez Yle w tradycyjnej formie.
Jako dziennikarka chciałam informować Finów o ważnych
sprawach. Przedstawiciele mojej branży są w Finlandii na
uprzywilejowanej pozycji. Rozpieszczano mnie swobodą, o której
większość dziennikarzy na świecie może jedynie pomarzyć.
Prawo karne i prawo pracy Finlandii, surowy kodeks etyczny
zawodu dziennikarza i samoregulacja mediów tworzyły
środowisko, w którym publikowanie artykułów było bezpieczne.
Tak przynajmniej myślałam.
Pod koniec 2013 roku śledziłam i relacjonowałam protesty
Ukraińców przeciwko skorumpowanemu prezydentowi
Wiktorowi Janukowyczowi. Gdy tak zwani prorosyjscy
separatyści wiosną 2014 roku pojawili się na Ukrainie i zaczęli
przejmować budynki organów państwowych oraz stacji
telewizyjnych, przekazywanie sprawdzonych wiadomości stało
się trudne również dla mnie, profesjonalistki w tej dziedzinie.
Obraz sytuacji był zaciemniany przez rosyjskie media i różne
dziwne strony internetowe, które wysuwały pod adresem
Ukrainy oskarżenia o agresywną postawę oraz kolportowały
informacje o rzekomo trwającej tam wojnie domowej.
W trakcie kariery zawodowej pisałam już o innym konflikcie
zniekształcanym przez propagandę – o wojnie rosyjsko-
gruzińskiej z roku 2008. Ale w wypadku Ukrainy w roku 2014
liczba pleniących się w mediach społecznościowych kampanii
dezinformacyjnych o światowym zasięgu była ogromna.
Zawsze interesowały mnie inne niż militarne sposoby nacisku,
wojny psychologiczne i wymierzona w cywilów manipulacja.
Trzecia Rzesza i Związek Radziecki zademonstrowały światu,
jak szybko polityczni przywódcy potrafią ujarzmić świadomość
ludzi i zrobić z nich lojalne sługi reżimu. Żeby pozostać przy
władzy i osiągnąć swoje cele, dyktator w praktyce musiał tylko
przejąć wolne media i zrobić z nich tubę propagandową –
stopniowo lub siłą.
W historii jednym z najskuteczniejszych sposobów uprawiania
propagandy wojennej jest dehumanizacja wroga, ukazywanie go
jako potwora. Skoro wróg został zdemonizowany, wojna
przeciwko niemu jest usprawiedliwiona, a żołnierze są
zmotywowani do walki w imię bezsprzecznie słusznej sprawy.
Badania mózgu pokazują, dlaczego dehumanizacja jest
skuteczna: umysł człowieka ma tendencję do segregowania
i dyskryminowania. Rasistowski język i nienawistne ukazywanie
na przykład Żydów, muzułmanów czy Ukraińców malują
przemawiające do umysłu obrazy i podjudzają do prześladowań.
Badanie mózgu rezonansem magnetycznym dowodzi, że ludzie
zazwyczaj obojętnie reagują na zdjęcia osób, które
charakteryzuje się jako narkomanów, bezdomnych lub
przesiedleńców. Naukowcy zajmujący się dehumanizacją
twierdzą, że powszechne jest odczłowieczanie nawet całych grup.
W badaniu udowodniono również, że im bardziej propaganda
dehumanizuje konkretną grupę, tym prawdopodobniejsza jest
akceptacja nienawistnej polityki wobec konkretnej zbiorowości
lub zbrojnego konfliktu z nią toczonego. Odczłowieczanie
prowadzi także do odmawiania pomocy przedstawicielom danej
grupy lub nawet do popierania wymierzonych w nią
prześladowań.
Ponieważ w historii demonizowanie prowadziło do ludobójstw
oraz zbrodni przeciwko ludzkości, w krajach zachodnich
nawoływanie do nienawiści jest prawnie zabronione.
W roku 2014 rosyjskie media państwowe długo
i konsekwentnie prezentowały Ukrainę jako kraj, którym rządzą
źli, znani z historii wrogowie: faszyści i naziści. Media agitowały,
że trzeba wyzwolić mieszkańców Ukrainy spod ich strasznych
rządów. Wielu rosyjskich żołnierzy, którzy zaciągnęli się do
armii, żeby uwolnić Ukrainę od faszystowskiej tyranii,
rozczarowało się na miejscu – nigdzie nie było widać faszystów.
Gdy badałam rozsiewane w internecie teorie spiskowe na
temat Ukrainy, zaciekawiła mnie rosyjska wojna informacyjna
skierowana przeciwko wspólnocie państw zachodnich.
Jesienią 2014 roku przeprowadziłam wywiad z Andriejem
Iłłarionowem. Niegdyś był on bliskim doradcą prezydenta Putina,
a na konferencji w Tallinnie wystąpił z wiele wyjaśniającą mową
o wojnie informacyjnej Kremla. Iłłarionow w 2005 roku uznał, że
Rosja przestała być krajem demokratycznym, przeprowadził się
do Stanów Zjednoczonych i zajął pracą naukową.
Niegdysiejszy bliski współpracownik Władimira Putina przez
rok udzielał wywiadów, które informowały Zachód o rosyjskiej
aktywności na Ukrainie. Iłłarionow ujawnił na przykład, że Rosja
zaczęła planować operację z ponaddziesięcioletnim
wyprzedzeniem. W Tallinnie opisywał, jak Rosjanie uczą się
prowadzenia wojny informacyjno-psychologicznej w szkołach
i na uniwersytetach oraz jak szkoli się do tego urzędników.
Opowiadał, że rosyjskie media nie są niezależne i stanowią część
machiny propagandowej realizującej interesy Kremla.
„W okresie rewolucji cyfrowej internetowa propaganda jest
łatwa i skuteczna, a ponadto w mgnieniu oka przekracza granice
państw”, podkreślił.
Zapytałam Iłłarionowa, dlaczego władze jego kraju prowadzą
wojnę informacyjną. Przyczyn drugorzędnych było sporo: Kreml
chciał wyjaśnić Rosjanom i zagranicy, dlaczego walczy na
Ukrainie. Ponadto Rosja pragnęła pokazać, kto tu jest szefem.
Ale był też inny powód.
„Dla Kremla najważniejsze jest poczucie, że może prowadzić
wojnę informacyjną. Tak jak wiejski zabijaka Rosja chce pokazać
światu, że może robić to, co tylko jej się spodoba”, powiedział mi
w przeprowadzonym dla Yle wywiadzie.

NOWOCZESNA BROŃ MASOWEGO RAŻENIA


Rosyjscy decydenci otworzyli nowy front wojny informacyjnej.
Celem byli cywile w Rosji i za granicą.
W Petersburgu, niespełna 400 kilometrów od Helsinek,
produkowano fałsz i przekłamania dla mediów
społecznościowych. Tak zwana fabryka trolli została
zdemaskowana, ponieważ odważni rosyjscy dziennikarze
przeniknęli do niej i upublicznili wszystkie zdobyte informacje.
Trolle otrzymywały miesięczne wynagrodzenie za to, że
w mediach społecznościowych udawały prawdziwe osoby
o wyrobionych poglądach, prowadziły fałszywe profile,
uaktualniały je i zapełniały internet pochwałami prezydenta
Władimira Putina oraz krytyką rosyjskiej opozycji i Stanów
Zjednoczonych.
Zhakowane i opublikowane zostały niektóre maile
pracowników i kierowników fabryki trolli. Według dokumentu
strategicznego, do którego dotarł internetowy serwis
informacyjny BuzzFeed, celem fabryki była „zmiana proporcji
komentarzy antyrosyjskich do prorosyjskich”. W praktyce
opłaceni zwolennicy Putina mieli za zadanie zmanipulować
dowolnie wybranego internetowego rozmówcę.
W Finlandii trolle działały już w najlepsze. Latem
przeprowadziłam wywiad na temat wojny hybrydowej ze
specjalistą do spraw cyberbezpieczeństwa, profesorem Jarnem
Limnéllem z Uniwersytetu im. Alvara Aalta w Helsinkach.
Limnéll powiedział, że rosyjskojęzyczne trolle komentowały jego
wpisy na Twitterze.
W tym samym czasie ówczesny minister obrony Finlandii Carl
Haglund poruszył publicznie temat rosyjskich nacisków
w internecie i oznajmił, że jego konta na Facebooku i Twitterze
były zalewane setkami mętnych wiadomości, zawsze gdy
publikował coś o Ukrainie. Wtedy zrozumiałam, że z Rosji
prowadzi się już kampanię przynajmniej przeciwko postaciom
mającym wpływ na fińską opinię publiczną.
Niepokoiło mnie potencjalne zagrożenie, które armia
fałszywych zwolenników Putina może stanowić dla
użytkowników internetu. Wielu mogło w nieświadomości śledzić,
udostępniać i czytać materiały, które pochodziły z fabryki trolli
w Petersburgu lub podobnej instytucji gdzieś indziej.
Z mojej perspektywy doktryna wojskowa Kremla, realizowana
za pomocą trolli i fake newsów, czyli „zabezpieczenie interesów
Rosji w przestrzeni informacyjnej”, zagrażała podstawowemu
prawu zwykłych ludzi: wolności słowa, w którym zawiera się
prawo do odbierania informacji zgodnych z prawdą.
W Finlandii po rosyjsku mówi ponad 70 tysięcy ludzi i to oni
moim zdaniem znajdowali się w największym
niebezpieczeństwie. Ale kto wie, być może inni też byli
manipulowani przez trolle. Chciałam zdobyć dokładne
informacje o ich technikach.
Media społecznościowe są dla operacji wpływu niezwykle
przyjazną przestrzenią. Badania pokazują, że ludzie nie traktują
szczególnie krytycznie wytwarzanych przez nie szybkich
bodźców. Wzorcowy materiał dla mediów społecznościowych
prowokuje, wzbudza uczucia, uzależnia i z tego powodu jest
idealny do wykorzystania w prowadzonych przez państwa
wojnach psychologicznych.
Wiele spośród funkcji mediów społecznościowych znajduje
zastosowanie również w międzynarodowych kampaniach
propagandowych. Dowolny użytkownik, również osoba
niepowiązana z Kremlem, może tanio stworzyć własną sieć
botów lub założyć farmę prywatnych fałszywych kont na
Facebooku i Twitterze.
W rękach rosyjskich specjalistów od technologii politycznych
Facebook oraz Twitter są jak broń masowego rażenia.
Czym prędzej trzeba było zacząć badania tego nowego
zjawiska.
Chciałam wyjaśniać sprawę we współpracy z Finami
korzystającymi z internetu. Zdecydowałam się na w pełni
tradycyjną metodę pracy dziennikarskiej: zadawałam pytania.
W apelu do czytelników opisałam krótko działania rosyjskich
trolli, a także poprosiłam zwykłych ludzi o podzielenie się ze mną
wiedzą i własnymi doświadczeniami z anonimami oraz
fałszywymi kontami, które rozsiewają agresywną rosyjską
propagandę.
Interesował mnie zwłaszcza wpływ trolli na zwykłych ludzi
i skuteczność akcji propagandystów, zwróciłam się więc z prośbą
do internautów, aby opowiedzieli mi, jak reagowali na takie
profile.
Ponieważ część komentatorów wydarzeń w Finlandii,
polityków starej gwardii i osób kształtujących opinię publiczną
nadal żyła w epoce finlandyzacji i autocenzury oraz miała
potrzebę zadowalania Rosji, podejrzewałam, że moja akcja
wzbudzi krytykę.
Nastawiłam się na odzew ze strony ekstremistów, komunistów,
zwolenników teorii spiskowych i fanów Putina, po czym we
wrześniu 2014 roku opublikowałam swój apel do czytelników.
Nie byłam jednak gotowa na to, że gdy mój artykuł trafi przed
oczy rosyjskich agentów wpływu, skończy się dla mnie życie
takie, jakie znałam do tamtej pory.

WSPÓLNY SEKRET
Po publikacji artykułu czas pracy i czas wolny zaczęły mi
upływać na śledzeniu operacji wymierzonych we mnie i w mój
projekt.
Moje kanały komunikacji zatkały się. Otrzymywałam z Rosji,
Kazachstanu i innych zakątków świata, w których mówi się po
rosyjsku, wielojęzyczne wiadomości, w których mnie wyzywano,
obwiniano o przestępstwa i życzono pozbawienia wolności. Ktoś
wykonał połączenie z ukraińskiego numeru telefonu, podczas
którego usłyszałam tylko wystrzał z broni. Nigdy nie przeżyłam
czegoś podobnego, nie doświadczył tego też nikt inny w Finlandii.
Czwartego dnia po publikacji mojego tekstu zaalarmowałam
przełożonego. Uznał, że powinniśmy się skontaktować z działem
bezpieczeństwa Yle.
Zauważyłam, że hejt był skutkiem poważniejszego zjawiska.
Głosiciel propagandy Rosji poza jej granicami, obywatel Finlandii
nazwiskiem Johan Bäckman, szerzył kłamstwa na mój temat na
rosyjskich stronach zawierających fake newsy.
Bäckman pracuje w Moskwie, w Rosyjskim Instytucie Studiów
Strategicznych (RISI) – centrum badawczym będącym częścią
administracji Putina. Instytut informuje, że dostarcza opinie
i ekspertyzy rosyjskiemu prezydentowi, rządowi i parlamentowi.
Przełożeni Bäckmana to mianowani przez Putina oficerowie
byłego KGB i obecnych rosyjskich służb wywiadowczych. W 2014
roku kierownikiem instytutu był generał porucznik Służby
Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej (SVR) Leonid
Rieszetnikow.
W tym samym roku Bäckman, jako przedstawiciel RISI,
zorganizował w Finlandii konferencję i udzielił nawet wywiadu
fińskiemu dziennikowi „Aamulehti”.
Równocześnie na rosyjskich stronach internetowych łgał, że
tworzę nielegalną bazę danych zwolenników Putina –
autentycznych osób mieszkających w Finlandii – oraz dostarczam
zebrane listy nazwisk Stanom Zjednoczonym i w ten sposób
szykanuję tutejszych Rosjan.
Bäckman, pracownik biura do spraw PR-u putinowskich służb
wywiadowczych, oskarżał mnie w praktyce o działalność
przestępczą. W ten sposób pozwolił mi poznać sposób nacisku na
krytyków władzy rodem z czasów ZSRR – publiczne nagonki.
Treść rosyjskich artykułów była niemalże identyczna, więc
wyglądało na to, że Bäckman rozesłał mediom oświadczenie.
Dziennikarze około 10 różnych serwisów internetowych
najprawdopodobniej skopiowali je w całości lub we fragmentach
na własne strony. Na potwierdzenie oczerniających mnie
zarzutów nie przedstawiono żadnych dowodów.
Mimo że część rosyjskich artykułów nie została opatrzona
nazwiskiem autora, szerokie grono czytelników uwierzyło w ich
treść. A ponieważ teksty zawierały moje dane kontaktowe,
napędzani przez kłamstwa wściekli ludzie zaczęli się do mnie
dobijać i mnie nękać.
Życie pokazało mi, dlaczego internetowa dezinformacja nie jest
jedynie abstrakcyjną przeszkodą pomiędzy rzeczywistymi
wydarzeniami a stanem wiedzy otoczenia lub zagrożeniem dla
wolności słowa, o którym mówi się w uroczystych
przemówieniach. Przekonałam się na własnej skórze, jak
wykorzystuje się fałszywe informacje, aby strategicznie
i skutecznie zmobilizować ludzi do nienawistnych czynów.
Ale rosyjska nagonka to był dopiero początek.
Bäckman to szeroko znany manipulator i krzewiciel kłamstw
Kremla. Umieszcza w sieci swoje zdjęcia z moskiewskimi
decydentami i członkami Dumy. Ciągle udziela wywiadów dla
państwowych środków masowego przekazu. Kanałowi
propagandowemu Russia Today (RT) powiedział, że rosyjską
dziennikarkę Annę Politkowską zabiły zachodnie media.
Pracodawcy sowicie wynagradzają Bäckmana. Krąży on po
Rosji i okupowanym Krymie, żeby szkolić żołnierzy, urzędników
i inne osoby „w metodach wojny hybrydowej Zachodu przeciwko
Rosji”.
Bäckman i jego moskiewski pracodawca RISI są zdania, że kraj
jest celem rusofobicznej wojny informacyjnej. Zachodni
dziennikarze to rzekomo propagandziści NATO. Informacja
skutecznie przeniknęła do powszechnej świadomości: według
przeprowadzonej w roku 2014 przez Centrum Lewady ankiety
ponad połowa Rosjan wierzy, że Rosja jest celem ataku
informacyjnego Ukrainy, Stanów Zjednoczonych i krajów
zachodnich. Oprócz tego 59 procent ankietowanych sądzi, że
rosyjskie media państwowe nie prowadzą wojny informacyjnej
przeciwko Ukrainie, i określa jako obiektywny przekazywany
przez nie obraz konfliktu w tym kraju.
W 2014 roku Bäckman ogłosił się fińskim przedstawicielem
ustanowionej przez Rosję na wschodniej Ukrainie nieuznawanej
Donieckiej Republiki Ludowej. Udał się tam, celem dołączenia do
rosyjskich wojsk, Fin Petri Viljakainen, który powiedział
dziennikowi „Helsingin Sanomat”, że Bäckman sfinansował mu
wizę i część kosztów podróży. Ukraińscy aktywiści zaliczają
Bäckmana do grupy zwolenników terroryzmu, ponieważ w 2014
roku w ten sposób zaklasyfikowano w tym kraju rosyjskie
działania wojskowe. W Finlandii przepisy dotyczące terroryzmu
zaostrzono w 2018 roku. Przestępstwem jest podróż na
terytorium jakiegokolwiek innego państwa, aby dopuszczać się
tam aktów terroru. Nielegalna jest również pomoc innym
w odbywaniu takich wypraw. Za tego rodzaju wsparcie można
uznać na przykład kupno biletu albo zaplanowanie trasy
przejazdu.
Bäckman organizuje także „wycieczki turystyczne” na obszary
zajęte przez Rosję i swoje przygody publikuje na YouTubie.
W jego podróżach propagandowych uczestniczyło już wielu
Finów.
Estonia zakazała Bäckmanowi wjazdu na teren swojego
państwa, zapewne dlatego, że w 2007 roku podburzał do
zamieszek w związku z planami przesunięcia tallińskiego
pomnika Armii Czerwonej, nazywanego Brązowym Żołnierzem.
Również w Mołdawii policja usunęła Bäckmana z przestrzeni
publicznej za prowokowanie niepokojów. W Moskwie
zorganizował on protesty przeciwko Norwegii, którą nazwał
krajem Breivika.
Bäckman działał długo również jako przedstawiciel rosyjskiej
grupy Świat bez Nazizmu i utworzył jej fiński oddział o nazwie
Finlandia bez Faszyzmu. Podający się za niezależną organizację
pozarządową Świat bez Nazizmu manipuluje ludźmi, prezentując
siebie jako twór skupiony na obronie praw człowieka, lecz służby
bezpieczeństwa Estonii domniemają, że prawdziwym jego celem
jest rozpowszechnianie rosyjskiej propagandy, w szczególności
niszczenie reputacji konkretnych osób – a więc organizowanie
nagonek. Bäckman powiedział publicznie, że otrzymuje
pieniądze od organizacji z Rosji i że ma nadzieję na więcej.
Krótko mówiąc, jego aktywność można określić jako działanie
lojalnego wobec Kremla agenta wpływu rosyjskiego wywiadu za
granicą.
W Finlandii Bäckman pielęgnuje wizerunek wiejskiego głupka,
którego „nie należy brać poważnie”. Jednocześnie składa
dziesiątki zawiadomień o popełnieniu przestępstwa przez
dziennikarzy i badaczy merytorycznie piszących
i wypowiadających się o Rosji. Bäckman mówi, że pracownicy
mediów są winni między innymi torturowania mieszkających
w Finlandii Rosjan. Wyjaśnianie bezpodstawnych oskarżeń
o przestępstwo wymaga dużo cennego czasu i energii, przez co
w Finlandii Bäckmanowi udało się wytworzyć wokół siebie
atmosferę strachu.
Niektóre fińskie redakcje od lat odrzucają tematy dotyczące
Bäckmana, ponieważ nie chcą mu „pozwolić na obecność
w mediach” – chociaż pozwalanie najróżniejszym zjawiskom „na
obecność w mediach” jest najważniejszym zadaniem
zachodniego dziennikarstwa. Wielu szefów redakcji uważa za
wygodniejsze ignorowanie Bäckmana niż informowanie o nim
i w konsekwencji marnowanie środków na jego prośby
o sprostowanie, nieuzasadnione zawiadomienia o popełnieniu
przestępstwa i odpieranie potencjalnych nagonek.
Również władze unikają Bäckmana oraz mówienia na jego
temat. Z tego powodu na porzuconej przez media i opinię
publiczną ziemi niczyjej ma on od lat przyzwolenie na
balansującą na granicy przestępstwa działalność wspierającą
Putina, schadzki z fińskimi politykami oraz wspieranie skrajnych
organizacji. Aktywność Bäckmana została zdemaskowana przez
dziennik „Ilta-Sanomat” i jego cenioną dziennikarkę Arję
Paananen, która specjalizuje się w sprawach Rosji. Z tego powodu
także ona stała się celem prześladowań.
We wrześniu 2014 roku Bäckman upatrzył sobie mnie jako cel
z czysto zawodowych pobudek: organizacje, które reprezentował,
rozsiewały rosyjską propagandę, również w mediach
społecznościowych, podczas gdy ja ją obnażałam. Mój plan
zdemaskowania rosyjskich trolli zagrażał celom i sukcesowi jego
pracodawcy.
Gdy tylko Bäckman zaczął, natychmiast do niego zadzwoniłam.
Zapytałam, dlaczego rozsiewa kłamstwa na mój temat.
Powiedział: „Taka jest polityka”. Kiedy poprosiłam, żeby
doprecyzował, na czyją rzecz i na czyją szkodę to robi, rozłączył
się i dalej prowadził swoje działania w internecie.
Przez półtora roku zwróciłam się do niego ponad 10 razy
z prośbą, aby sprostował rozpowszechniane przez siebie
fałszywe informacje na mój temat. Ile razy poprosiłam, tyle razy
odmówił.
Zamiast tego bombardował mnie wiadomościami prywatnymi.
Manipulował mną, obrażał mnie, czasem się do mnie przymilał,
zapraszał mnie na swoje konferencje do Moskwy, Petersburga
i na Krym oraz próbował wydobyć ze mnie informacje.
Bäckman obnosił się również z tym, że koordynuje
rozpowszechnianie informacji o morderstwie pewnej Rosjanki
w dzielnicy Laajasalo, i zachęcał mnie do śledzenia efektów jego
pracy. Nie przyjęłam zaproszenia, ale przyglądałam się z boku,
jak historia o odosobnionym przestępstwie we wschodnich
Helsinkach zaczęła krążyć po rosyjskich mediach całkowicie
zmieniona. Informowano w nich, tak jak podyktował Bäckman,
że Koalicja Narodowa, partia ówczesnego premiera Finlandii,
dopuściła się rusofobicznego morderstwa na tle politycznym[2].
Dla Bäckmana nie było świętości. Cynicznie wykorzystał śmierć
osoby prywatnej jako paliwo dla propagandy przeciwko
Finlandii. Upublicznił nazwisko kobiety na wielu platformach.
Niewątpliwie rozkoszuje się wpływami, które posiada
w rosyjskich środkach przekazu. Znaczące w kontekście ciągłej –
i sporej – popularności Bäckmana w tamtejszych mediach jest to,
że w erze Putina prawo do wypowiadania się zarezerwowane jest
tylko dla zaufanych ludzi Kremla, do których grona Bäckman
z pewnością należy.
W latach 2014–2016 próbował mnie złamać. Uparcie żądał ode
mnie spotkania twarzą w twarz. Zachęcał mnie i dawał mi do
zrozumienia, że moja sytuacja znacząco by się poprawiła, jeśli
tylko wyraziłabym na to zgodę. Obiecał skończyć z pisaniem na
mój temat w mediach społecznościowych, gdybym zdecydowała
się z nim zobaczyć. Oprócz tego powiedział, że rozmowa będzie
„naszym wspólnym sekretem”.
To, że chciał to zachować w tajemnicy, pokazało, że Bäckman
jest wyjątkowo świadomy niestosowności swoich działań. Tym
samym odsłonił się ze swoimi planem: dzięki zbliżeniu się do
mnie chciał ingerować w moją pracę. Z jego wiadomości łatwo
można było wywnioskować, że projekt poświęcony rosyjskim
trollom to temat, który szczególnie go martwi i w który chciałby
się wtrącić. Ogarniał mnie paraliż, gdy myślałam, które osoby
publiczne w Finlandii jeszcze wabił i kogo sobie podporządkował.
Kłamanie w mediach publicznych, notoryczne i bez mrugnięcia
okiem, pokazało, że Bäckman dobrze zna zagrywki
psychologiczne. Jeśli spotkałabym się z nim, spróbowałby
nakłonić mnie do współpracy lub zmanipulować tak, że moja
kariera byłaby zagrożona.
Odrzucałam propozycje i przeważnie odpowiadałam na jego
wiadomości milczeniem lub żądaniem sprostowania
rozpowszechnianych przez niego fałszywych informacji. Żadne
z jego kłamstw nie zostało jednak do tej pory zdementowane.
Kilka lat później siedziałam jako poszkodowana przed trójką
sędziów w sądzie rejonowym w Helsinkach. Oskarżyciel określił
proces jako precedensową sprawę dotyczącą nienawistnego
traktowania.
Gdy moja adwokatka zapytała, jak zmieniło się moje życie,
odkąd pojawił się w nim Johan Bäckman, wybuchłam płaczem.
DYPLOMATA – RENATAS JUŠKA

Trzy lata po tym, jak litewski dyplomata Renatas Juška stracił


stanowisko ambasadora Litwy na Węgrzech, śledztwo policji
w sprawie podsłuchu w jego telefonie zabrnęło w ślepą uliczkę.
Funkcjonariusze nie znaleźli odpowiedzi na nurtujące ich
pytanie: kto nielegalnie podsłuchiwał rozmowy Juški i jego
kolegów po fachu, nagrywał je, przerabiał i publikował na
YouTubie?
Winnym nie był żaden „Zydrunas Gerintas”, pod którego
nazwiskiem pliki umieszczono na YouTubie. Te personalia
brzmią z litewska, ale w rzeczywistości taka osoba nie istnieje.
Policja uzbierała trochę danych technicznych na temat
użytkownika odpowiedzialnego za udostępnienie nagrań. Zostały
one opublikowane za pośrednictwem urządzenia mobilnego
o nieznanym adresie IP. Litewscy funkcjonariusze wysłali
YouTube’owi wiele pytań, ale serwis nie zamierzał
współpracować – i nawet nie odpowiedział.
Śledczy przeanalizowali pliki. Na początku nagrania jednej
z rozmów zidentyfikowano dźwięk, który policja zinterpretowała
jako odgłos „włączania lub wyłączania urządzenia”.
Analiza techniczna potwierdziła przypuszczenia: nagrania
zostały zmodyfikowane i zmontowane według nowej kolejności,
więc nie były autentyczne. Innymi słowy, złożono je metodą
„wytnij i wklej” z wielu telefonów Juški i kolegów.
Ale na YouTubie zaprezentowano je jako jedną rozmowę.
Nagrania zostały najwyraźniej przygotowane pod kątem
zagranicznych odbiorców. Ktoś opatrzył je angielskimi tytułami
o cynicznym wydźwięku oraz napisami, które również
spreparowano.
Na nagraniach ambasador Juška przedstawiony jest jako osoba
niedbała i niegrzeczna, a więc nieodpowiednia, by piastować tak
odpowiedzialne stanowisko.
Jednocześnie na YouTubie pojawiły się nagrania innych
podsłuchanych rozmów. W nich ambasador Litwy w Baku, stolicy
Azerbejdżanu, rozmawiał z kolegami po fachu z Wilna.
Nagrania z YouTube’a rozpętały burzę w wielu różnych krajach
i zniszczyły kariery podsłuchanych dyplomatów. Ich prywatność
została pogwałcona, przestępstwo pociągnęło za sobą ofiary. Ale
policja nigdy nie znalazła winnego, nikomu nie postawiono
zarzutów ani nie wszczęto postępowania sądowego.
Nie był to pierwszy raz, gdy ambasador Renatas Juška został
skompromitowany. Z poprzednich skandali udało mu się wyjść
bez szwanku, ponieważ jego pracodawca, Ministerstwo Spraw
Zagranicznych Litwy, niezachwianie go wspierał. Ale
zmanipulowane nagrania, przez media nazwane błędnie
„wyciekami”, co sugerowało ich autentyczność, to już było za
wiele.
Po miesiącu publicznej presji i przesłuchań przed parlamentem
przełożeni kazali się Jušce spakować, opuścić stanowisko
w Budapeszcie i wrócić do domu.
W ciągu siedmiu lat Juška kilkakrotnie stał się obiektem
pomówień, bynajmniej nie przypadkiem. Obierano go za cel,
ponieważ zawsze walczył w obronie demokracji.

POPIÓŁ NA ZLEWIE
Broniący praw człowieka wizjoner Juška jest z wykształcenia
historykiem. Błyskotliwą karierę w Ministerstwie Spraw
Zagranicznych rozpoczął już jako dwudziestotrzylatek, w 1995
roku, pięć lat po zakończeniu brutalnej okupacji sowieckiej
i odzyskaniu przez Litwę niepodległości. W Ministerstwie Spraw
Zagranicznych specjalizował się przede wszystkim w sprawach
Białorusi, która znajdowała się pod silnymi wpływami rosyjskimi
nawet po upadku Związku Radzieckiego.
Jako młody dyplomata Juška pracował w Organizacji
Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), a następnie
jako doradca ambasadora Litwy w Mińsku. Wtedy po raz
pierwszy zetknął się z przemocą psychiczną.
Tak jak rosyjski wywiad ma w zwyczaju, ktoś odwiedził dom
Juški w stolicy Białorusi i zostawił popiół z papierosa na
kuchennym zlewie. Nikt z rodziny nie palił.
„Uznałem, że to nieprzyjemne, ale zaakceptowałem jako część
mojej pracy”, mówi Juška.
Na Białorusi był świadkiem niepokojącej politycznej
transformacji kraju. Widział, jak sfałszowano wybory, żeby
ulubieniec Kremla, rządzący autorytarnie od 1994 roku
prezydent Aleksandr Łukaszenka, pozostał przy władzy.
Na początku pozycja Łukaszenki była zagwarantowana dzięki
skorumpowanej administracji, odpowiedzialnej za przebieg
wyborów i zapełnianie urn sfałszowanymi głosami. Potem
konstytucję zmieniono tak, żeby mógł on sprawować stanowisko
prezydenta przez nieograniczoną liczbę kadencji.
Wolne media zostały uciszone. Łukaszenka był pokazywany
w telewizji codziennie i przedstawiał się jako jedyna postać,
której kandydaturę na głowę państwa można rozważać
poważnie. Regularnie krytykował Europę Zachodnią i Stany
Zjednoczone. Już w 1999 roku zaczęli znikać białoruscy
opozycjoniści i krytykujący reżim dziennikarze.
Inaczej niż teraz, jeszcze około 15 lat temu bezpośrednie
i jawne popieranie polityków lub działaczy opozycyjnych krajów
byłego ZSRR w kręgu dyplomatów reprezentujących kraje
zachodnie nie było powszechne. Zachód często maskował swoje
wsparcie, działając poprzez organizacje obywatelskie i fundacje.
Ale Litwa, dopiero co odrodzona demokracja w stylu
zachodnim, w której społeczeństwie pamięć o radzieckim ucisku
wciąż była żywa, wybrała inną linię: zaczęła bezpośrednio
rozmawiać z obrońcami demokracji w krajach byłego ZSRR.
Po tym, jak Juška wrócił z Mińska do Wilna w roku 2003, jego
praca w Ministerstwie Spraw Zagranicznych polegała właśnie na
tym: na wspieraniu opozycjonistów. Utrzymywał kontakty
z kruchą białoruską opozycją, organizacjami pozarządowymi
i politykami oraz udzielał im pomocy. Urzędnicy innych działów
w ministerstwie zajmowali się oficjalnymi kontaktami
z białoruskim rządem.
Juška był na przykład autorem koncepcji (wprowadzonej
w życie przez litewski rząd), by udzielić w Wilnie azylu
Europejskiemu Uniwersytetowi Humanistycznemu. Była to
jedyna działająca kiedykolwiek na Białorusi niezależna od
państwa uczelnia wyższa. Łukaszenka zamknął ją w 2004 roku
z przyczyn politycznych.
Wyjątkowy uniwersytet, który specjalizuje się w naukach
humanistycznych i społecznych, działa w Wilnie do dziś. Wielu
białoruskich studentów uzyskuje na nim dyplomy zgodne
z europejskimi standardami.
„Ministerstwo Spraw Zagranicznych Litwy było jednym
z pierwszych, jeśli nie pierwszym, które nawiązało bezpośrednie
kontakty z białoruską opozycją demokratyczną. To był śmiały
ruch i wszyscy wiedzieliśmy, że może pociągnąć za sobą niemiłe
konsekwencje”, mówi Juška.
Dla każdego, kto z bliska i na bieżąco przyglądał się rozwojowi
sytuacji na Białorusi, było oczywiste, że z błogosławieństwem
Moskwy Łukaszenka zbudował ostatnią wówczas dyktaturę
Europy. On i Kreml działali jak sojusznicy i współpracowali na
wszystkich polach. Białoruś oficjalnie rozpowszechniała
przekazy Rosji oraz broniła własnych i rosyjskich racji na arenie
międzynarodowej.
Ale duża część państw zachodnich nie traciła wiary w Rosję.
Czekały cierpliwie, aż Władimir Putin wprowadzi kraj na drogę
reform i demokracji. Zachód naprawdę chciał stworzyć układ
korzystny zarówno dla siebie, jak i dla władz kontrolowanych
przez byłego szpiega KGB i FSB.
We wczesnych latach sprawowania urzędu Putin
poinformował Zachód o chęci współpracy. Rosja była
strategicznym partnerem Unii Europejskiej i po zamachach
terrorystycznych w Stanach Zjednoczonych w 2001 roku
przysięgła walczyć przeciwko dżihadystom razem z grupą
zachodnich państw.
Wtedy publiczne rozmowy na temat rosyjskich tajnych operacji
wpływu oraz fake newsów przeciwko tym samym krajom, które
Rosja publicznie i oficjalnie wspierała, były bardzo rzadkie.
Gdyby ktoś wprost wyraził taką tezę, uznano by ją za teorię
spiskową.
Ale Juška i jego koledzy z Ministerstwa Spraw Zagranicznych
Litwy widzieli, w jakim kierunku zmierza Białoruś. Rosja
traktowała ją jako laboratorium i poligon doświadczalny dla
swoich służb wywiadowczych oraz „technologów politycznych”.
Jeśli plan zamknięcia Białorusi powiódłby się i odizolowano by
ją od dopływu informacji z Zachodu oraz od jego świata wartości,
jednocześnie uzależniając trwale ten kraj od Rosji, Kreml mógłby
używać podobnych form nacisku nie tylko u siebie w kraju, ale
również poza jego granicami.
Juška, trzydziestoparoletni wówczas dyplomata, martwił się
o dobro mieszkańców sąsiedniego państwa. Niespełna 40
kilometrów od Wilna naruszane były prawa człowieka, a za nic
miano wolności obywatelskie i demokrację. Kreml wtrącał się
w wewnętrzne sprawy Białorusi na każdym polu. Białorusini
znaleźli się w tarapatach i potrzebowali konkretnego wsparcia,
zarówno gospodarczego, jak i politycznego.
Juška nawiązywał kontakty z aktywistami demokratycznymi
kilku krajów, na przykład z ruchami oporu: gruzińską Khmarą,
ukraińskim pierwszym Majdanem i serbską młodzieżówką
Otpor. Podlegający mu dział pomagał Białorusinom dotrzeć do
darczyńców, organizować zebrania oraz planować kampanie na
rzecz praw człowieka i wartości europejskich.
Nowe wybory prezydenckie szykowano na rok 2006 roku
i najprawdopodobniej władze nosiły się z zamiarem ich
sfałszowania. Łukaszenkę typowano na zwycięzcę. Inni
kandydaci w jego mediach byli zupełnie niewidoczni.
Dzięki otrzymanym od Ministerstwa Spraw Zagranicznych
Litwy szerokim pełnomocnictwom Juška próbował wzmocnić
kruchą opozycję, która chciała skierować Białoruś na drogę
nowoczesnej zachodniej demokracji. Wymieniał pomysły
z demokratycznymi kandydatami na prezydenta Aleksandrem
Milinkiewiczem i Aleksandrem Kazulinem oraz ich sztabami
wyborczymi. W Wilnie dochodziło do regularnych spotkań
organizacji międzynarodowych zdelegalizowanych na Białorusi
i ich zachodnich patronów.
Białorusinów zachęcano do korzystania z wolności słowa
i wyrażania własnych opinii. Zanim doszło do wyborów w ich
kraju, w Gruzji i na Ukrainie, prozachodnio nastawieni
obywatele zorganizowali tak zwane kolorowe rewolucje –
pokojowe, gromadzące tłumy protesty, podczas których głoszono
postulaty zbliżenia się do Unii Europejskiej i Zachodu. Ludzie
chcieli się odciąć od skorumpowanych reżimów, które tkwiły
głęboko w kieszeni Rosji.
„Doradzaliśmy, wymyślaliśmy proeuropejskie slogany
i inicjatywy, pracowaliśmy nad sposobami drukowania
materiałów i kolportowania ich po całym kraju. Wkładaliśmy
dużo trudu, aby głos Białorusinów został usłyszany
w zagranicznych mediach”, mówi Juška.
Zwycięzca nadchodzących wyborów był znany już zawczasu.
Administracja Łukaszenki sama zaprezentowała system
głosowania przedterminowego, dzięki któremu łatwo było
popełnić fałszerstwo wyborcze.
Jeśli białoruska opozycja chciała osiągnąć wymierne rezultaty,
mogła jedynie wyjść na ulice, tak jak podczas kolorowych
rewolucji. Demonstracje były jedynym sposobem na pokazanie,
że w centrum Europy, na oczach wszystkich, przeprowadza się
ustawione wybory.
„Wybory” zostały zorganizowane 19 marca 2006 roku.
Powołana przez Łukaszenkę marionetkowa komisja wyborcza
orzekła, że frekwencja wyniosła 92,6 procent. Według oficjalnych
informacji Łukaszenka wygrał z przygniatającą przewagą
i w pierwszej turze otrzymał 82,6 procent głosów. Kandydat
opozycji Aleksandr Milinkiewicz uzyskał drugi wynik z sześcioma
procentami poparcia.
Opozycja natychmiast podważyła ten wynik. Według
szacunków niezależnego instytutu badawczego Łukaszenka
otrzymał w rzeczywistości tylko 40 procent głosów, co oznaczało,
że konieczna byłaby jeszcze druga tura. Dla samowładnego ojca
narodu, „Batki” Łukaszenki, byłby to najgorszy scenariusz
„kolorowych rewolucji”.
Ku zaskoczeniu wielu i zgrozie reżimu obywatele
zorganizowali masowe demonstracje. Mimo że u schyłku dnia
wyborów panowała ujemna temperatura, na placu
Październikowym w Mińsku zebrało się tysiące ludzi, głównie
studentów. Wdrapywali się na dachy autobusów, przemawiali,
zbudowali małe miasteczko namiotowe i skandowali: „Ojczyzna!
Wolność! Precz z Łuką!”.
Demonstranci spędzili na placu Październikowym pięć nocy
i dni. Dwór Łukaszenki nasłał KGB, żeby filmowało studentów.
Gdy to nie pomogło, przeciwko protestującym wysłano
agresywnych prowokatorów i zorganizowane grupy wściekłych
babuszek, które pomawiały studentów o służbę dla Stanów
Zjednoczonych.
Piątego dnia na plac ciężarówkami wjechały oddziały specjalne
policji, oddzieliły dziennikarzy, wciągnęły demonstrantów do
samochodów i zabrały ich do więzień. Banery, namioty, grille
i garnki protestujących zostały porozjeżdżane i potraktowane jak
śmieci.
Tak się skończyła białoruska „dżinsowa rewolucja”. Według
pogłosek podczas jej trwania prezydent Łukaszenka pozostawał
bezpieczny w bazie wojskowej w Grodnie.
Z powodu demonstracji litewski dyplomata Renatas Juška po
raz pierwszy stał się celem kampanii nienawiści.

PIERWSZE OSKARŻENIA
Skutkiem demonstracji była konferencja prasowa zwołana przez
KGB. Białoruski oddział służb bezpieczeństwa jest jedynym
w krajach byłego ZSRR, który nie zadał sobie trudu reorganizacji
albo zmiany wizerunku po upadku tego państwa.
W transmitowanych w telewizji wywiadach szef KGB Leonid
Jerin twierdził, że Stany Zjednoczone i kraje sąsiednie
przeprowadziły „ataki terrorystyczne” na Białorusi. Utrzymywał,
że białoruskie służby bezpieczeństwa skutecznie je zablokowały,
oraz publicznie wyliczył osoby, które rzekomo stały za
zorganizowaniem spisku. Byli to: litewski dyplomata Renatas
Juška, jego koledzy z Litwy oraz dwóch obywateli Stanów
Zjednoczonych, pracujących w organizacjach finansowo
wspierających działania na rzecz demokracji.
Jerin na konferencji prasowej pokazał nagranie wideo. W ten
sposób chciał przekonać widzów, że zawiązywał się
niebezpieczny antypaństwowy spisek. Na filmie przedstawiona
została dziwna, najwyraźniej wymyślona, wypowiedź młodego
Białorusina, w której ujawniał intrygę obcokrajowców. Według
mężczyzny ich celem było zatrucie białoruskich zbiorników
z wodą poprzez wrzucenie tam martwych szczurów.
Nazwisko Juški, „zwolennika metod terrorystycznych”, krążyło
po mediach Łukaszenki, które bezkrytycznie cytowały
oświadczenia przewodniczącego KGB. Według serwisów
informacyjnych na Litwie Juška i drugi wymieniony przez Jerina
litewski dyplomata „ingerowali w sprawę wyborów na Białorusi”.
To był jednak dopiero początek.
Mińsk wystosował wniosek do Interpolu, by Juškę wpisać na
listę poszukiwanych międzynarodowym listem gończym.
Litewskie służby bezpieczeństwa rozpatrzyły politycznie
motywowane pismo, ale uznały żądanie za bezpodstawne i Juška
nie został zatrzymany. Otrzymał jednak wytyczne, których
przestrzega do dziś: nie wolno mu już więcej wyjechać do Rosji
lub na Białoruś.
W kwietniu 2006 roku, miesiąc po oskarżeniach o terroryzm,
Juška stał się bohaterem kolejnego sterowanego z Rosji
zmyślonego skandalu.
Rosyjska stacja ORT, znana dziś jako Pierwyj Kanał,
opublikowała nagrania, do których „dotarł” jej dziennikarz
Michaił Leontiew. Ogłoszono, że są to autentyczne rozmowy
telefoniczne prowadzone przez Juškę, drugiego litewskiego
dyplomatę oraz przewodniczącego Komisji Obrony
i Bezpieczeństwa Parlamentu Gruzji Giviego Targamadzego.
Rozmowy były nie tylko nagrane, lecz również przerobione.
Według programu wyemitowanego na ORT oraz artykułu
opublikowanego równocześnie na stronie kanału taśmy
„dowodzą”, że Juška i pozostali rozmawiali o zamachu na
Aleksandra Milinkiewicza.
Czyli na tego samego demokratycznego polityka, który uzyskał
drugi wynik w sfałszowanych wyborach i miał poparcie Juški
oraz Ministerstwa Spraw Zagranicznych Litwy.
Jednym z celów rosyjskiej wojny informacyjnej jest
wzbudzenie wzajemnej nieufności pomiędzy osobami, przeciwko
którym jest ona prowadzona, a społeczeństwami, które
reprezentują. Kanał ORT dodał zmanipulowanym nagraniom
wiarygodności, komentując je twierdzeniem, że „nie ma
powodów, aby podważać ich autentyczność”. Telewizja
informowała również, że otrzymała plik ze źródła blisko
związanego z gruzińskimi służbami bezpieczeństwa.
„Nagranie jasno pokazuje, kto i w jaki sposób organizuje
pomarańczowe rewolucje”, łgało ORT.
Ponadto żeby dodać sobie wiarygodności, kanał podał nawet
numery podsłuchanych telefonów oraz dokładne daty powstania
nagrań.
Spreparowane rozmowy telefoniczne można do tej pory
znaleźć na wielu stronach internetowych gruzińskich, rosyjskich
i białoruskich serwisów informacyjnych. Ich rzekomy zapis, czyli
teksty rozpowszechnione w internecie, sugerują, że Juška, jego
kolega i Gruzin Targamadze rozmawiali o szwagrze tego
ostatniego, który miał się zgodzić na zamordowanie
Milinkiewicza za 10 lub 20 tysięcy amerykańskich dolarów.
Według tekstów Targamadze, pracujący nie tylko
w parlamentarnej Komisji Obrony i Bezpieczeństwa, lecz również
w sztabie proeuropejskiego prezydenta Gruzji Michaiła
Saakaszwilego, miał powiedzieć przez telefon, że „przysiągł na
własne dzieci: co noc marzy tylko o morderstwie”.
W swoich programach telewizyjnych Leontiew nazywał
Targamadzego sentymentalistą, a wszystkich trzech rozmówców
określił jako „przeciwników”, którzy nie tylko są przestępcami,
lecz również nie mają sumienia.
Z perspektywy czasu widać, że w transkrypcji nagrań maczała
palce nocna zmiana petersburskiej fabryki trolli. Ale w połowie
pierwszej dekady XXI wieku informacje, również te pochodzące
z Rosji, były traktowane poważniej niż dziś. W roku 2006 kanału
ORT nie postrzegano powszechnie jako tuby propagandowej
rozpowszechniającej fake newsy – inaczej niż obecnie.
Wtedy Leontiew był dziennikarzem z renomą. Dzisiaj
postrzega się go, tak jak wielu innych pracowników mediów
państwowych, jako wykonawcę operacji informacyjnych Kremla.
„ORT było wówczas tym samym, czym są dziś RT oraz Sputnik.
Ale wtedy dla wielu było zbyt wcześnie, żeby uświadomić sobie
ten fakt”, mówi Juška.
Dyplomata faktycznie rozmawiał przez telefon z innymi
wspomnianymi osobami. Tyle że nie powiedzieli niczego, o czym
donosił Leontiew.
„Rozpowszechniają zmyślone historie, najpierw w Rosji, potem
poza jej granicami. Sądzę, że to była jedna z pierwszych
rosyjskich operacji tego typu, przynajmniej w Gruzji i na Litwie.
I ponieważ nikt wcześniej nie zrobił niczego podobnego,
zadziałało to bardzo dobrze”.
Fake news o planach zamordowania Milinkiewicza trafił do
krajowych mediów na Litwie i w Gruzji. Juška i inni musieli
bronić się przed zarzutami i tłumaczyć dziennikarzom, że chodzi
o rosyjską prowokację.
„Jestem przekonany, że żaden normalny człowiek nie weźmie
na poważnie głupot zmyślonych przez Leontiewa. W następnym
swoim programie będzie mnie oskarżał o zamach na
Kennedy’ego i próbę przekopania tunelu z Londynu do Mumbaju.
Sprawa nie zasługuje na żaden poważniejszy komentarz”,
powiedział mediom Targamadze.
Wydarzenia zostały skomentowane przez innych
prominentnych gruzińskich polityków. Co najmniej jeden
z przeciwników Targamadzego wykorzystał sytuację do własnych
celów i zażądał, żeby „udowodnił on swoją niewinność”. Na
Litwie sprawa nie schodziła z pierwszych stron gazet przez kilka
tygodni.
„Chociaż wydawaliśmy oświadczenia dla mediów i mówiliśmy,
że rozmowy zostały sfałszowane i chodzi o rosyjską prowokację,
nie wszyscy nam uwierzyli. Pytali, dlaczego niby Rosja miałaby
wymyślić coś takiego, i uważali, że musi być coś na rzeczy”,
opowiada Juška.
Stało się oczywiste, że rozsiewane na zlecenie Kremla fake
newsy, łącznie z nielegalnie nagranymi i przerobionymi
prywatnymi rozmowami, są wykorzystywane do wzbudzenia
nieufności oraz wywołania burzy medialnych i mało
merytorycznych komentarzy politycznych w starannie
wybranych grupach docelowych. W tym wypadku byli to
gruzińscy i litewscy decydenci oraz media tych krajów, a więc
w praktyce szeroki krąg odbiorców.
Sprawa pociągnęła za sobą również rzeczową medialną analizę
i wywołała pytania o bezpieczeństwo połączeń telefonicznych na
Litwie. Gruzińskie władze podejrzewały, że za podsłuchem stoją
służby bezpieczeństwa Rosji, a dokładniej pracownicy dwóch
rosyjskich baz wojskowych, założonych na terenie Gruzji w 2006
roku. Z tego powodu uzasadnione jest przypuszczenie, że
rosyjskie służby bezpieczeństwa także zmanipulowały nagrania.
Ponieważ Litwa długo znajdowała się pod okupacją sowiecką,
w połowie pierwszej dekady XXI wieku jej władze były
szczególnie świadome rosyjskich dążeń do rozszerzenia
wpływów. Profesjonalne i pełne poświęcenia działania Juški na
rzecz demokracji oczywiście zostały docenione. Traktowano je
jako element trwającej dziesiątki lat litewskiej tradycji oporu.
Skandalizujące doniesienia nie wywołały poważnych tarć ani
nieufności między Jušką a jego przełożonymi. On sam mówi, że
jeszcze wtedy czuł się chroniony przez państwo, które
reprezentuje, chociaż był świadomy ryzyka związanego ze swoją
pracą.
„Z powodu opresji, prześladowań i wyroków więziennych
cierpią zawsze prawdziwi ludzie, działacze opozycji i aktywiści
społeczni, którzy potrzebują prawdziwego wsparcia. I prawdziwi
ludzie, dyplomaci i aktywiści, czyli zwyczajni żołnierze
i bojownicy o wolność, odpowiadają za takie przedsięwzięcia.
Ryzykują, że staną się celem nagonki. Mogą tylko mieć nadzieję,
że dowódcy ich obronią, gdy sprawa się rypnie. Ja byłem takim
żołnierzem”.
W litewskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych czasem
żartobliwie nazywano Juškę rewolucjonistą, ponieważ tak
aktywnie i otwarcie bronił praw obywateli sąsiedniego kraju.
Ale czas płynął i jeden skandal gonił kolejny, więc niektórzy ze
współpracowników Juški zaczęli powątpiewać w jego uczciwość
i kompetencje. Za jego plecami wypytywali, czy zrobił coś, czego
dyplomata nie powinien robić. Część uznała, że naprawdę
przekroczył granice przyzwoitości.
„Teraz mogę się tylko z tego śmiać. Obecnie Unia Europejska,
tak samo jak moja ojczyzna, publicznie organizuje spotkania,
żeby wesprzeć białoruską opozycję. Z całkiem uzasadnionych
powodów”.
Ale anonimowi sprawcy, którzy chcieli zaszkodzić Jušce
i innym obrońcom demokracji, czaili się za rogiem. Juška stał
niezłomnie na drodze, którą poruszał się ich czołg, i ani myślał
się odsunąć.

CYBERCZYSTKA
Litwa irytowała „technologów politycznych” z Kremla
prawdopodobnie od jakiegoś już czasu. Być może nawet od 1990
roku, gdy jako pierwsza republika radziecka ogłosiła
niepodległość i oderwała się od ZSRR. Władimir Putin sam
ujawnił swoje poglądy: rozpad Związku Radzieckiego był jego
zdaniem najgorszą geopolityczną katastrofą w historii.
Po kilku dekadach opóźnionego rozwoju gospodarczego
i społecznego, socjalizmu oraz stalinowskiego terroru Litwini
wybrali zwrot ku Zachodowi. Ponadtrzymilionowe państwo
zadecydowało w referendum o przystąpieniu do Unii
Europejskiej i NATO wiosną 2004 roku.
Pewna chcąca zachować anonimowość osoba, która udzieliła
wywiadu do tej książki, mówi, że litewscy dyplomaci nie bali się
poruszyć problematycznych kwestii polityki rosyjskiej ani na
zebraniach Unii Europejskiej i NATO, ani podczas rozmów
z rosyjskimi partnerami. Podnosili tematy naruszenia granic
państwowych Gruzji i Mołdawii oraz bezpieczeństwa
energetycznego. W 2006 roku Rosja zamknęła rurociąg Drużba
(Przyjaźń), żeby wywrzeć presję na Litwę.
Litewscy dyplomaci nieprzerwanie ponawiali pod adresem
Rosji żądania respektowania procesów demokratycznych, praw
człowieka, Umów o Partnerstwie i Współpracy oraz innych
międzynarodowych aktów prawnych. Dzielili się
z przedstawicielami pozostałych krajów Unii Europejskiej wiedzą
na temat podejrzanej strategii Kremla i pogarszających się
perspektyw bezpieczeństwa w Europie. Naprawdę ciężko
pracowali, żeby otworzyć oczy europejskim dyplomatom na
potencjał agresji Rosji.
W połowie lat dwutysięcznych Litwa była najprawdopodobniej
krajem, który najgłośniej mówił o trudnych tematach na forum
międzynarodowym. I to nie podobało się Rosji. Jej zdaniem
litewscy dyplomaci byli awanturnikami, potrafiącymi wpłynąć
na opinie w Unii Europejskiej i NATO.
Dlatego Kreml uderzył.
Jak to często bywa w wypadku rosyjskich ataków
internetowych, tematy, od których zaczyna się zakłócanie
publicznej wymiany opinii pojawiają się w lokalnych, pozornie
niezwiązanych z Rosją mediach, blogosferze, na profilach
polityków lub aktywistów. Albo pochodzą od zwykłych,
autentycznych i uczciwych obywateli, którzy po prostu wyrażają
swoje zdanie.
Albo biorą się znikąd.
Połączenie operacji z Kremlem jest niemożliwe do zauważenia.
Szczególnie dobrze zakamuflowane są powiązania z FSB i innymi
służbami bezpieczeństwa. Gdy nie ma sprawcy, Kreml może się
schować za oficjalnymi niejasnościami.
Zasadniczy sposób prowadzenia wojny informacyjnej
przedstawił w swojej książce, napisanej już w 1971 roku, Kullervo
Rainio, fiński badacz i członek parlamentu: metoda sprowadzała
się do manipulowania znaczeniem pojęć, co miało
zdezorientować ludzi. Dzięki niej na przykład określenie „ustrój
socjalistyczny” miało definiować demokrację.
Zmienianie sensu wyrażenia „mąż stanu” w języku litewskim
to jedna z operacji, która zaczęła się jakby w próżni.
Najpierw w litewskojęzycznym internecie zaczęły się pojawiać
nowe znaczenia. Potem dostały się one do prasy i publicznego
dyskursu o polityce. Związków z Kremlem lub FSB nie było
widać, ale w praktyce nikt inny nie miał ani interesu, ani sił, aby
rozkręcić tak szeroko zakrojoną i długotrwałą operację.
Pojęcie „mąż stanu” kojarzy się z mającym duże znaczenie dla
historii, cenionym i wpływowym politykiem. Niektórym być
może przyjdzie na myśl ważne dzieło z czasów antycznej Grecji,
słynny dialog Platona Polityk, w którym Sokrates, młodszy
Sokrates, matematyk Teodor z Cyreny oraz filozof rozmawiają
o definicji męża stanu, jego cechach oraz o wiedzy i filozofii.
Według definicji współczesnego słownika Merriam-Webster
„mąż stanu” to „mądry, zdolny i ceniony przywódca polityczny”.
Ale w litewskim internecie „mąż stanu”, valstybininkas, otrzymał
znaczenie przeciwnie: to członek tajnej, niebezpiecznej
i skorumpowanej grupy pochodzących z elit dewiantów
seksualnych.
Skandale z udziałem mężów stanu wybuchły mniej więcej
w 2005 roku, gdy po litewskim internecie zaczęto rozpuszczać
listy nazwisk. Wymieniono na nich wysokich urzędników,
polityków, dziennikarzy krajowych mediów, ówczesnych i byłych
szefów służb bezpieczeństwa oraz dowódców sił zbrojnych. To
właśnie oni byli rzekomymi litewskimi wichrzycielami.
Owym mężom stanu przypięto łatkę niegodnych zaufania
poprzez sianie bezpodstawnych, wulgarnych oskarżeń o próby
korupcji. Według internetowych trolli spora ich część była
homoseksualistami. W konserwatywnym społeczeństwie
najskuteczniejszym sposobem na oplucie drugiej osoby jest
odniesienie się do orientacji seksualnej w obraźliwym kontekście.
To naprawdę działa.
Wraz z upływem czasu historie trolli o „niebieskich mężach
stanu” – niebieski oznacza na Litwie homoseksualistę – nabierały
rozpędu. Twierdzono, że członkowie kliki szybko się wzbogacili,
pociągają za sznurki wszędzie tam, gdzie zapadają decyzje
dotyczące prowadzonej przez kraj polityki, oraz kontrolują każdy
urząd państwowy. Podstawą teorii spiskowej, której
rozpowszechnianiu przysłużyli się w końcu także dziennikarze
tradycyjnych mediów, była koncepcja, że kilku mężów stanu
steruje całym litewskim Ministerstwem Spraw Zagranicznych.
W internecie wciąż można znaleźć stare artykuły i podejrzane
blogi, gdzie toczą się na poważnie dyskusje o członkach kliki, ich
rzekomych tajnych kontaktach i zakonspirowanych działaniach.
W połowie pierwszej dekady XXI wieku internet nie pochłaniał
codziennie tyle uwagi człowieka co dziś. Ale sieć miała
wystarczający potencjał, żeby wzbudzić podejrzenie, że z mężami
stanu jest co najmniej coś nie tak. I co najgorsze: niektórzy
uwierzyli, że klan zagraża bezpieczeństwu kraju. Litwę należało
wręcz chronić przed tą niebezpieczną kliką.
Tak naprawdę na liście zostali wymienieni patrioci, którzy
pracowali w administracji państwowej, siłach zbrojnych, na
uczelniach wyższych i w mediach. Wielu z nich już po
odzyskaniu niepodległości przez Litwę reformowało kraj,
działało na rzecz przyjęcia go do Unii Europejskiej i NATO oraz
pomagało przejść przez trudny okres, również wtedy, gdy
u władzy byli głównie postkomuniści i pupil Kremla,
populistyczny prezydent Rolandas Paksas. W 2004 roku został on
oskarżony i skazany, ponieważ przyznał litewskie obywatelstwo
rosyjskiemu biznesmenowi, który finansował jego kampanię.
Liczni mężowie stanu wypowiadali się krytycznie na temat
polityki Putina i Łukaszenki. Reprezentowali też postawy
prozachodnie. Ale na forach internetowych i w komentarzach
pojawiały się nawet opinie, że mężowie stanu „tylko pozorują
walkę przeciwko Rosji”. „W rzeczywistości”, pisały trolle, są
rosyjskimi agentami i pracują na rzecz Putina.
Nagonka wykroczyła poza świat internetu.
Pod koniec lipca 2006 roku ceniony i doświadczony oficer
litewskich służb bezpieczeństwa, który pracował w konsulacie
Litwy w Grodnie, został znaleziony martwy w Brześciu, gdzie
miał przebywać w podróży służbowej. Okoliczności jego śmierci
były niejasne, a pierwsze doniesienia sprzeczne. Według części
źródeł z inicjatywy Rosjan lub Białorusinów zraniono go
śmiertelnie nożem lub zatruto. Inne donosiły, że wypadł z okna
własnego pokoju hotelowego na dziewiątym piętrze, być może
ktoś mu w tym pomógł. Niektórzy są zdania, że prawda o losie
oficera do tej pory pozostaje nieznana.
Nieżyjącego pracownika służb również wprost ośmieszano.
Niektóre środki przekazu oskarżały go o przesadzanie
z używkami i informowały o jego rzekomych problemach w życiu
prywatnym. Pojawiła się także teoria o mężach stanu. Podobno
wysłali oni borykającego się z kłopotami oficera do Grodna, gdzie
według niektórych miał „badać interesy kliki” związane
z rosyjskim gazem.
Krążyły również inne teorie. Według najpopularniejszej
mężczyzna zginął, ponieważ „był w posiadaniu zbyt wielu
informacji o nadużyciach kliki mężów stanu”. Miał prowadzić
własne śledztwo na temat „skradzionych w Wilnie milionów
dolarów amerykańskich, które należały do białoruskiej opozycji”.
Ona tymczasem tak naprawdę nigdy takich sum nie posiadała.
Jednak według autorów fake newsów „mężowie stanu zdołali
ukraść 40 milionów dolarów własnymi siłami lub razem
z białoruską opozycją, więc sprawę należy zbadać”. Bajkę
wałkowano w tej samej formie także na Białorusi, aby oczernić
opozycję jako opłacane pionki Stanów Zjednoczonych.
W roku 2006 na Litwie w ogóle nie mówiło się publicznie
o wojnie informacyjnej Rosji lub o zorganizowanych nagonkach.
Przed obszernym śledztwem Roberta S. Muellera z 2017 roku nikt
systematycznie nie zbierał mogących posłużyć w sądzie
dowodów na udział rosyjskich służb bezpieczeństwa
w szkodliwych operacjach internetowych.
Z tej przyczyny nie ma więc dowodów na to, że wypaczenie
znaczenia terminu „mąż stanu” lub powiązane ze śmiercią
oficera teorie spiskowe pochodziły z Kremla i jego
międzynarodowej machiny propagandowej. Ale służyły celom
Rosji: chodziło o wzbudzenie podejrzliwości, stworzenie
podziałów na Litwie, zniszczenie zaufania obywateli do
prozachodnich decydentów i administracji.
W następnych latach spore grono z zaszufladkowanych jako
mężowie stanu osób zostało powiązane również z innymi
skandalami. Można powiedzieć, że publiczna dyskusja na Litwie
była przynajmniej w części napędzana przez hejterów, gdy
w 2008 roku przeprowadzono wybory parlamentarne, a rok
później wybory prezydenckie. Już wcześniej było wiadomo, że
wielu mężów stanu nie może się ubiegać o kolejną kadencję lub
pracować dalej na dotychczasowym stanowisku.
Wygląda na to, że na Litwie i w Gruzji Rosja testowała
skuteczność trolli i kampanii dezinformacyjnych już w połowie
pierwszej dekady XXI wieku.
Według pewnego dobrze poinformowanego litewskiego
urzędnika, który śledził wydarzenia, liczba kłamstw w internecie
była ogromna. Trudno było je zdemaskować z powodu ich
przytłaczającej masy. Niektórzy spekulowali, że wpisy pochodzą
z ulicy Łotewskiej, czyli z ambasady Rosji w Wilnie.
Wtedy nikt by nawet nie uwierzył, że w ogóle istnieją opłacane,
motywowane politycznie i epatujące nienawiścią państwowe
trolle internetowe. Ale nawet teraz, w 2019 roku, wielu traktuje
historie o nich jak science fiction lub oznakę bujnej wyobraźni.
W Finlandii pionierski raport o opłacanym przez rosyjskie służby
bezpieczeństwa torpedowaniu opinii w internecie oraz wpływie
tych działań na postrzeganie kraju za granicą opublikował
w 2010 roku w czasopiśmie „niin&näin” ekspert do spraw
rosyjskich Jukka Mallinen.
W roku 2006 zaprzyjaźniony dziennikarz z Wyborga
powiedział Mallinenowi o znajomym, który uczył się w szkole
FSB rejonu wyborskiego. Osoba ta ujawniła, że już wtedy
studenci otrzymywali wynagrodzenie za ataki internetowe.
Wyszukiwanie w Google’u pokazało, że identyczne obelżywe
wycieczki osobiste i propagandowe bzdury wymierzone
w opozycjonistów publikowano hurtowo na wielu forach.
Mallinen wspomina, że jeszcze w 2010 roku w Finlandii nie
zdawano sobie sprawy z istnienia takiego zjawiska. Jego
pionierski artykuł nie sprowokował nikogo do rzeczowej dyskusji
ani nie spotkał się z zainteresowaniem.
Zamiast tego Mallinen stał się obiektem obraźliwych
i potencjalnie karalnych prorosyjskich komentarzy, przede
wszystkim dlatego, że wypowiadał się publicznie o łamaniu praw
człowieka podczas wojny w Czeczenii oraz organizował
w Finlandii dyskusje o życiu i publikacjach zamordowanej
w Rosji dziennikarki Anny Politkowskiej. Na dobre trafił na
celownik, gdy jako przewodniczący fińskiego PEN Clubu urządził
przed ambasadą Rosji w Helsinkach demonstrację ze świeczkami
ku pamięci Politkowskiej.
Zarówno w rosyjskich mediach państwowych, jak i w fińskiej
blogosferze Mallinenowi przyklejono łatkę zwolennika
terroryzmu. Pewien Fin, jak się później okazało: mający kontakty
z FSB i otwarcie mówiący o swoich związkach z antysystemową
gazetą „MV”, opublikował nagranie, na którym wyrażał
pragnienie, żeby FSB „zniszczyło Finów”, w tym Mallinena.
Złożone przez poszkodowanego zawiadomienia o przestępstwie
nie poskutkowały postawieniem zarzutów. Później z powodu
nagonki Mallinen musiał zrezygnować ze stanowiska
przewodniczącego fińskiego oddziału PEN Clubu, organizacji
działającej na rzecz wolności słowa. Mallinen ocenia, że Rosja
zaczęła rozwijać swoją strategię opartą na działaniu
internetowych trolli już na początku XXI wieku. W planach miała
także przejęcie władzy nad internetem za granicą.
Przed operacją w wywodzącym się z sanskrytu litewskim,
wyjątkowo pięknym i melodyjnym starym języku, „mąż stanu”,
valstybininkas, był zwykłym pojęciem. Ale obecnie mówienie
o mężach stanu wzbudza w niektórych ludziach na Litwie
skojarzenia ze spiskiem lub defraudacją państwowych pieniędzy.
Z perspektywy czasu szeroko zakrojona operacja zrealizowana
w przestrzeni informacyjnej Litwy zdaje się jedną z najbardziej
niszczycielskich tego typu akcji, przynajmniej spośród
zidentyfikowanych przypadków.
Również pod koniec pierwszej dekady XXI wieku Renatas Juška
miał otrzymać lekcję. Dotyczyła ona wykorzystywania funduszy
państwowych.

DĘBY
Wczesną wiosną 2009 roku prezydent Litwy mianował Juškę
nowym ambasadorem na Węgrzech.
Wtedy Juška był kierownikiem działu Ministerstwa Spraw
Zagranicznych, który zajmował się współpracą rozwojową
i umacnianiem demokracji. Stworzył go w roku 2006, po tym, jak
udało mu się przetrwać skandal z Milinkiewiczem.
„Byłem szczególnie dumny z nazwy działu: »umacnianie
demokracji«. Niektórzy nadal powątpiewali i zastanawiali się, czy
nie posuwamy się zbyt daleko, wpierając ją za granicą, oraz czy
ministerstwo nie stąpa po kruchym lodzie. Ja jednak byłem
przekonany, że nie możemy ustawać w działaniach”.
Ledwo ogłoszono nominację Juški na nowego ambasadora na
Węgrzech, wybuchł kolejny skandal.
I znów nie było sposobu, żeby powiązać go z działem FSB
odpowiedzialnym za rozpowszechnianie fake newsów. Ale
osiągnięcia petersburskiej fabryki trolli schodzą na dalszy plan,
gdy zestawi się je z absurdalnością nowych zarzutów. Skandal
z afgańskim parkiem był dobrze przygotowany, a intrygi
umiejętnie ze sobą połączone.
Sprawa ujrzała światło dzienne w litewskiej telewizji.
Pojawiła się sugestia, że Juška może mieć coś wspólnego ze
złym gospodarowaniem pieniędzmi podatników. W rozmowie
z dziennikarzem niezaprzeczalny ekspert, leśniczy, powiedział
dziennikarzowi, że nie wierzy, aby dęby mogły się przyjąć
w Afganistanie. „Pomysł ich zasadzenia w tym kraju jest bardzo
kiepski”, skomentował.
Materiał podważał sens przedsięwzięcia, którego nie
planowano. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Litwy nigdy nie
zamierzało sadzić dębów w Afganistanie.
„Nie mogłem uwierzyć, gdy zobaczyłem tę wiadomość
w dzienniku”, mówi Juška.
Kierowany przez Juškę dział ministerstwa faktycznie był
odpowiedzialny za odbudowę prowincji Ghor w środkowym
Afganistanie. Częścią przedsięwzięcia było założenie parku
i zasadzenie typowych dla regionu gatunków, które dobrze
czułyby się w tamtejszym klimacie.
W Afganistanie drzewa symbolizują pokój, a Litwa chciała
podarować tamtejszym mieszkańcom spokojne i ciche miejsce
nadające się do spędzania wolnego czasu. W czasie radzieckiej
okupacji Afganistanu drzewa używane były do operacji
wojskowych. Później ludzie palili drewno, aby uzyskać energię.
Duża część drzewostanu uległa zniszczeniu.
Na forum międzynarodowym zakładanie parków
w zniszczonym wojną Afganistanie traktowano powszechnie jako
gest dobrej woli. Oprócz Litwy robiło to też wiele innych krajów.
Dąb stał się bohaterem burzy medialnej nie przez przypadek.
Wybór manipulatorów padł na niego, ponieważ wiedzieli, że
wywoła on emocje odbiorców.
Dla Litwinów ten gatunek ma szczególne znaczenie. Dąb to
drzewo narodowe, symbolizuje siłę i państwo. W czasach
przedchrześcijańskich uchodził za święty. Litwę uważa się za
ostatni kraj w Europie, który przyjął chrześcijaństwo, i wielu jej
mieszkańców odczuwa z tego powodu dumę. Najsławniejszy
litewski dąb to Stelmužė, liczący sobie około półtora tysiąca lat.
Zgodnie z litewskim powiedzeniem mężczyzna jest silny jak dąb
Stelmužė.
Wielu dziennikarzy natychmiast zaczęło cytować fake newsa
o „idiotycznym” sadzeniu dębów przez Litwę w Afganistanie.
Wypytywali Juškę, czy został przekupiony, a decyzję o sadzeniu
świętego drzewa na dalekiej pustyni nazwali nieodpowiedzialną.
Chociaż na pustyni dęby nie zostały nigdy zasadzone,
w mediach wybuchła histeria. Mówiono i pisano, że państwo
wyrzuciło w błoto pieniądze przeznaczone na współpracę
rozwojową.
Część dziennikarzy połączyła oskarżenia o nierozsądne
sadzenie dębów z aferą dotyczącą mężów stanu oraz
skradzionymi milionami białoruskiej opozycji – które również
nigdy nie istniały – i żądała, żeby Juška został pociągnięty do
odpowiedzialności. Według teorii spiskowych był on przecież
zamieszany w oba oszustwa.
Wkrótce zaczęto wysuwać żądania odwołania Juški. Garść
parlamentarzystów wniosła publicznie o wszczęcie śledztwa
w jego jednostce. W tych warunkach – w trakcie trwania
kuriozalnego skandalu – Juška zainicjował dokładną kontrolę
wydatków w całym swoim dziale.
„Gdy człowiek staje się obiektem zarzutów, jedyną prawidłową
reakcją na nie jest porządne śledztwo. Ono odpowiada na każde
pytania. Bo czym innym można by z tym walczyć?”, komentuje.
Prace ruszyły. Parlament zaczął swoje śledztwo, a dział
kontroli wydatków państwa swoje. Stawiano pytania oraz
wertowano dokumenty i wyciągi z okresu ponad czterech
miesięcy. Funkcjonowanie działu Juški zostało sparaliżowane.
Część z jego pracowników niepokoiła się z powodu coraz
ostrzejszej krytyki i obawiała rezultatów śledztwa.
Koordynowanym przez Juškę projektom wspierającym
demokrację poświęcono niebezpiecznie dużo uwagi. Kilku
dziennikarzy i polityków próbowało wykorzystać skandal, żeby
ujawnić wspierane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych
organizacje z Białorusi i nawet tożsamość niektórych tamtejszych
opozycjonistów. Przyjmowanie pieniędzy z zagranicy na mocy
decyzji reżimu Łukaszenki było przestępstwem. Jeśli lista
nazwisk ujrzałaby światło dzienne, sprowadziłoby to na
białoruskich aktywistów wyroki pozbawienia wolności.
„Niektórzy urzędnicy naciskali na mnie, żebym odtajnił
wszystkie informacje, i żądali dostępu do nich, ponieważ chodziło
o pieniądze publiczne”.
Jušce udało się zapobiec ujawnieniu danych osobowych.
Informacje zostały udostępnione tylko kilku kontrolerom, którzy
zobowiązali się do zachowania tajemnicy. Wymagane przez Juškę
ograniczenia były całkowicie zasadne. Dokładnie dwa lata
później białoruski rząd wystosował oficjalne zapytanie dotyczące
wsparcia finansowego otrzymanego z Litwy przez pewnych
działaczy pracujących dla organizacji na rzecz praw człowieka.
Ponieważ treść odpowiedzi na pismo nie została dobrze
przemyślana, na jej podstawie Białoruś skazała w 2011 roku
obrońcę praw człowieka Alesia Bialackiego na cztery i pół roku
pozbawienia wolności, na podstawie zarzutów, które Unia
Europejska uznała za polityczne. Przyczyną kary były rzekome
oszustwa podatkowe.
„Dla Litwy to wielka porażka na arenie międzynarodowej
i wciąż mam pewne poczucie winy z powodu Alesia. Gdy byłem
odpowiedzialny za koordynowanie takich spraw, udało nam się
zapobiec podobnym wydarzeniom. A potem coś poszło nie tak”,
mówi Juška.
Bialackiego, działacza organizacji broniącej praw człowieka
Wiosna, zwolniono z więzienia w 2014 roku, niedługo przed
odbyciem całego wyroku. Sądzi on, że był to efekt
międzynarodowej presji. Po wyjściu na wolność powiedział, że
będzie dalej walczył przeciwko autorytarnemu rządowi.
W śledztwie w sprawie Afganistanu przeczesano wszystkie
możliwe wątki. Do Czaghczaranu, stolicy prowincji Ghor,
pojechała delegacja parlamentarzystów i innych osób
odpowiedzialnych za badanie sprawy, wraz z grupą
dziennikarzy. Znaleźli sfinansowany przez Litwę park, który
wciąż, tak jak zakładały plany, był w budowie.
Ale nie było tam żadnych dębów.
Zamiast nich w parku rosły afgańskie drzewa, w pełni
dopasowane do klimatu panującego w środkowej części kraju.
„Ci sami politycy, którzy zaatakowali mnie bez powodu, wzięli
udział w oficjalnej ceremonii zasadzenia drzew. Obrócili skandal
we własną kampanię wizerunkową, wykorzystując do tego te
same afgańskie drzewa, które w ich intencji miały doprowadzić
do mojego zwolnienia. Ponieważ sadzenie drzew to w pewnym
sensie nasz pomysł, tamtego dnia, po miesiącach stresu, byłem
w dobrym nastroju”.
Tak jak w Czaghczaranie nie hodowano dębów, tak
i w jednostce Juški nikt nie defraudował pieniędzy podatników.
Presja w dziale opadła i jej urzędnicy mogli wrócić do pracy.
Ponieważ jednostka dysponowała sporym budżetem, a Juška
wiedział, jak to jest być celem wojny informacyjnej, już lata
wcześniej przygotował się na zarzuty o korupcję. Zanim zaczął
urzędowanie w dziale współpracy rozwojowej i wzmacniania
demokracji Ministerstwa Spraw Zagranicznych, poprosił
państwowy urząd antykorupcyjny o zbadanie jego prywatnych
kont bankowych, majątku, pożyczek i dochodów. W czasie
skandalu z drzewami jego finanse przeczesano ponownie
i uwolniono go od wszystkich podejrzeń.
Okres, w którym Juška był podejrzewany o złe
wykorzystywanie środków przeznaczonych na współpracę
rozwojową i umacnianie demokracji, jest przez niego opisywany
jako szczególnie trudny. „Gdy ktoś ci mówi, że jesteś głupi, okej,
to jest jego sprawa. Wtedy po prostu wyjaśniasz, że
w Afganistanie nie ma dębów i nie ma planów zasadzenia ich
tam. Ale gdy mówią, że jesteś skorumpowany… Pamiętam, że
moja matka codziennie płakała. Sprawa bardzo martwiła rodzinę
i przyjaciół”.
Oprócz tego skandal o kilka miesięcy opóźnił nominację Juški
na stanowisko ambasadora na Węgrzech. Ale w końcu śledztwa
się zakończyły, podejrzenia uznano za bezzasadne i wyniki
dochodzeń ogłoszono w mediach. Nadwątlona reputacja Juški
mniej więcej wróciła do stanu poprzedniego, a on sam cieszył się,
że jego jednostka przeszła test pozytywnie.
Trudno powiedzieć, kto wymyślił szaloną historię o dębach,
która zawojowała litewskie media. Być może nawet powstała ona
w kraju. Ale był to tylko jeden szkodliwy epizod w szerszej,
organizowanej w Rosji przez lata kampanii strategicznej zarówno
przeciwko Jušce, jak i całemu litewskiemu Ministerstwu Spraw
Zagranicznych.
W końcu nadeszła chwila, gdy Juška stanął przed ówczesnym
prezydentem Valdasem Adamkusem i odebrał listy
uwierzytelniające ambasadora. Podczas ceremonii
zorganizowanej na początku czerwca ówczesny prezydent
podziękował mu za aktywną i fachową pracę na rzecz wspierania
demokracji na Białorusi i w Gruzji oraz realizowanie projektów
w Afganistanie. „Znam pańską historię. Jest pan tak młody
i doświadczył pan już tak wiele”, powiedział.
„Poczułem się dumny. Szczególnie dlatego, że zostało to
powiedziane w obecności mojej rodziny, która była obecna na
ceremonii”.
Juška miał 37 lat. W ten sposób został najmłodszym
ambasadorem Litwy. W końcu w lipcu 2009 roku rozpoczął pracę
w Budapeszcie.
OSTATNIA KROPLA
Na nowym stanowisku ambasador Renatas Juška starannie
stosował te same środki bezpieczeństwa co wcześniej.
Gdy jeszcze pracował w Mińsku, nie chodził do barów, nie
spotykał się z nieznajomymi ani nie robił niczego takiego, co
mogłoby mu zaszkodzić. Na Białorusi był świadkiem, gdy
łotewski dyplomata został sfilmowany w czasie uprawiania seksu
i zaczęto go publicznie oczerniać jako homoseksualistę. „Już
wtedy tajne służby Białorusi były skrajnie chamskie i brutalne”,
mówi Juška.
Chciał zabezpieczyć nie tylko siebie i swojego pracodawcę, lecz
również własnych współpracowników. Często zmieniał hasła,
używał kilku adresów mailowych i nie logował się na Facebooka
ani Twittera.
Aktywiści, z którymi był w kontakcie, pozostawali pod
obserwacją nienawistnych państwowych agentów. Gdy pracował
na Węgrzech, regularnie kontaktował się lub spotykał ze
znajomymi działaczami demokratycznymi z Serbii, Ukrainy,
Gruzji i Rosji.
Rosyjscy aktywiści chcieli od niego wskazówek dotyczących
organizacji pokojowych demonstracji ulicznych. Juška kilka razy
widział się z nimi twarzą w twarz i im doradzał.
Po sfałszowanych wyborach prezydenckich w Rosji w 2011
roku obywatele w różnych częściach kraju zorganizowali
masowe demonstracje przeciwko Putinowi. Rosyjskie służby
bezpieczeństwa wymieniły osoby, które chciały oskarżyć
o „zamieszki wywołane przez Zachód”.
Juška był jedną z nich. Rosyjskie fake newsy głosiły, że
zorganizował „na Litwie obóz szkoleniowy dla demonstrantów”.
To oczywiście nieprawda.
Nie mogło mu również przyjść na myśl, że w tym samym
okresie, gdy czytywał zmyślone wiadomości o tym, że brał
rzekomo udział w wielkich demonstracjach na placu Bołotnym
w Rosji, ktoś nagrywał jego rozmowy telefoniczne.
Ósmego lipca 2013 roku nieznana osoba o pseudonimie
operacyjnym „Zydrunas Gerintas” wrzuciła na
YouTube’a zmanipulowaną wersję rozmów telefonicznych Juški.
Człowiek o tym nazwisku nigdy wcześniej nie umieścił żadnego
wideo w sieci, nie zrobił tego również później.
Data publikacji została dobrze przemyślana. W lipcu 2013 roku
Litwa rozpoczęła półroczny okres prezydencji w Radzie Unii
Europejskiej.
Dwa dwunastominutowe nagrania noszą tytuły Tak Litwa
naprawdę traktuje Azerbejdżan. Część 1 oraz Tak Litwa naprawdę
traktuje Azerbejdżan. Część 2. Głosowi nie towarzyszy
poruszający się obraz. Zamiast tego widać zdjęcie portretowe
Juški oraz kształt anonimowej postaci męskiej. Zmieniają się
tylko angielskie napisy, których treść również częściowo została
wypaczona.
Oprócz tego słychać głos, który pochodzi z prywatnych rozmów
Juški i jego kolegi z Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Wilnie.
Chociaż część rozmów zmanipulowano, znajdują się tam też
autentyczne fragmenty.
Juška i jego rozmówca, który specjalizował się w tematyce
Wspólnoty Niepodległych Państw, rozmawiają po litewsku,
głównie o sprawach politycznych, jak na przykład
o wydarzeniach w Azerbejdżanie, Armenii, na Litwie i Węgrzech.
Napomykają również o Putinie i Rosji.
Nagrania sprawiają wrażenie jednej ciągłej rozmowy
telefonicznej. W rzeczywistości to kolaż wielu rozmów, odbytych
w różnych terminach. Jedne wypowiedzi pocięto i posklejano,
inne wyjęto z oryginalnego kontekstu.
Osoby mówiące po litewsku zauważają, że angielskie „napisy”
celowo zawierają błędy, a niektóre fragmenty dialogu nie zostały
nimi opatrzone.
Rozmowy telefoniczne zmanipulowano i upubliczniono, żeby
wzbudzić gniew na kilku frontach: na Litwie, w Azerbejdżanie
i Armenii. Litewską opinię publiczną najbardziej zainteresowały
komentarze Juški na temat premiera, które dzięki przerobieniu
nagrań nabrały obraźliwego wydźwięku.
Na nagraniu kolega mówi Jušce, że właśnie organizuje wizytę
premiera Litwy w Petersburgu u swojego ówczesnego rosyjskiego
odpowiednika Dmitrija Miedwiediewa. Juška żartobliwie
odpowiada, że na czas spotkania premierowi Litwy można
włożyć do kieszeni paczkę gum do żucia.
Była to aluzja do poprzedniego incydentu pomiędzy Rosją
i Litwą. W 2010 roku prezydent Litwy spotkała się z Putinem
w Helsinkach na pierwszym od wielu lat tak ważnym szczycie.
Podczas rozmowy Putin przez cały czas żuł gumę i robił to
w bardzo ostentacyjny sposób.
„To było co najmniej niegrzeczne. W rozmowie zażartowałem
więc: »Czemu nie wrzucisz gum do kieszeni naszego premiera,
żeby też mógł być cool?«. W rozmowie zaraz po żarcie
napomknąłem o zachowaniu Putina, ale w wersji z YouTube’a ten
fragment został usunięty”.
W litewskim powiedzeniu „żucie gumy” sugeruje głupotę
i niestosowne zachowanie. Ale ponieważ kontekst został
usunięty, komentarz dał pole do interpretacji. Premier Litwy
odebrał te słowa jako obrazę i krytykę pod swoim adresem,
wbrew intencjom Juški.
W rozmowie został wspomniany także Górski Karabach,
przedmiot długiego sporu między Azerbejdżanem i Armenią.
Juška mówi o nim, posługując się jego pierwotną nazwą –
Arcach – której Ormianie zaczęli oficjalnie używać później,
w 2017 roku. Juška powiedział koledze, że biernie wspiera
Armenię, ponieważ „to Stalin nakreślił granice, więc czemu
mamy bronić decyzji Stalina”.
Minął miesiąc, nim ktokolwiek zauważył nagrania
opublikowane na YouTubie przez Zydrunasa Gerintasa.
Jako pierwsi „znaleźli” je Azerowie. Zrobione metodą wytnij-
wklej nagranie wywołało burzę. Tamtejsi dziennikarze zaczęli
donosić o „wycieku dyplomatycznym” i wydzwaniać do Wilna
z prośbami o komentarz. W tym samym czasie na YouTubie
pojawiły się podsłuchane rozmowy ambasadora Litwy w Baku
z jego kolegami z Wilna. Tytuł drugiej serii nagrań brzmiał: Tak
Litwa naprawdę traktuje Turkmenistan. Również składały się
z dwóch części, w internecie umieścił je użytkownik o azerskim
imieniu i nazwisku Farid Madzhirov.
Długo przygotowywana operacja bazująca na
YouTubie osiągnęła cel. Pozyskane nielegalną drogą zapisy
rozmów telefonicznych stały się w litewskich mediach tematem
numer jeden, bynajmniej nie dlatego, że ktoś dotarł do nich,
łamiąc prawo.
Zamiast tego wiele środków przekazu upowszechniało
nagrania w wersji, w jakiej zostały opublikowane, oraz cytowało
je jako autentyczne i wiarygodne „przecieki”, które odsłaniają
„całkowity brak profesjonalizmu i głupotę” dyplomatów.
Mówiono na przykład, że Juška i jego kolega „nieodpowiedzialnie
plotkują” przez telefon.
Żaden dziennikarz nie poświęcił chwili, żeby zbadać nagrania
przed przygotowaniem o nich materiału. Poprosiłam pewnego
anonimowego specjalistę międzynarodowej klasy, żeby obejrzał
filmiki i ich posłuchał. Zauważył on, że słyszane w tle hałasy się
zmieniają, a zdania wyrwane są z kontekstu.
Na Litwie nagrania prezentowano w telewizyjnych
programach publicystycznych. Wielu dziennikarzy potępiało
dyplomatów i winiło ich za nieodpowiednie zachowanie. Na
początku absolutnie nikt się nie zastanawiał, jak w ogóle udało
się założyć podsłuch na linii telefonicznej używanej przez
dyplomatów.
Niektórzy dziennikarze zaogniali skandal, zmuszając
najważniejszych litewskich polityków do skomentowania nagrań.
Media były zainteresowane zwłaszcza fragmentami o gumie do
żucia. Części opinii publicznej myśl o dyplomatach mówiących
w obraźliwy sposób o premierze wydała się szczególnie
pociągająca.
„Dziennikarze wycięli najbardziej kontrowersyjne fragmenty
i ciągle je puszczali. To dało naprawdę dobry efekt. Ale gdy
przyglądało się temu z wiedzą prawniczą i ze świadomością, że
nie jest to materiał ani autentyczny, ani pozyskany legalnymi
metodami, miało się wrażenie, że do wszystkich mediów trafiły
teksty internetowych trolli. Trwało to trzy tygodnie”, wspomina
Juška.
Na drugi dzień po ukazaniu się wiadomości dziennikarze
podjęli nowy wątek. Pytali, co powinno się zrobić z dyplomatami:
czy należy ich wezwać do kraju, ponieważ „splamili wizerunek
grupy zawodowej”? Atmosfera wokół sprawy gęstniała coraz
bardziej.
Napędzeni przez wieści o skandalu liczni czytelnicy osądzili, że
plotkarzy „trzeba pociągnąć do odpowiedzialności”. Oczywiście
w litewskich mediach pojawiły się również artykuły
i komentarze, które brały dyplomatów w obronę.
Jedna z takich wypowiedzi pochodziła od doktora Nerijusa
Maliukevičiusa, politologa z Uniwersytetu Wileńskiego.
Stwierdził on wprost: „Wyciek informacji pochodzących
z rzekomych rozmów dyplomatów może być na rękę tym, którzy
chcą ukazać litewską służbę zagraniczną w złym świetle. Z tego
powodu dopatruję się w tej historii działań tajnych rosyjskich
służb”.
Ale w publicznych dyskusjach pojawiło się za mało tak
bezpośredniego wsparcia. Powszechna opinia brzmiała:
„dyplomatów trzeba wykopać”.
Rosyjska machina była ewidentnie zamieszana w tę sprawę.
Tamtejsze media opublikowały wiele piętnujących artykułów,
oczywiście z podaniem personaliów dyplomatów. Mała operacja,
która ujawniła zainteresowanie Kremla skandalem, rozpoczęła
się 5 sierpnia, sześć dni po tym, jak wybuchł on na Litwie.
Niemalże równocześnie w 100 procentach identyczny tekst
pojawił się na trzech różnych stronach. Wydawało się, że dwa
mniejsze serwisy informacyjne oraz posługujący się fałszywą
tożsamością bloger LiveJournal, wcześniej publikujący na
przykład informacje wewnętrzne z kręgu rosyjskich służb
bezpieczeństwa, dostali gotowy do opublikowania szablon,
wyglądający jednocześnie jak wpis z bloga i wiadomość z serwisu
informacyjnego. W uzgodnionych tekstach dyplomatów
nazywano nieprofesjonalnymi.
W rosyjskiej narracji dominował przekaz o „skandalu wokół
Partnerstwa Wschodniego”. Wskazuje to na jeden cel operacji:
uniemożliwienie realizacji priorytetów prezydencji Litwy
w Radzie Unii Europejskiej, dotyczących wzmocnienia relacji
pomiędzy wspólnotą i państwami Partnerstwa Wschodniego.
Wszystkie kraje należące do tej grupy – Armenia, Azerbejdżan,
Gruzja, Białoruś, Mołdawia i Ukraina – znajdowały się wówczas
pod silnymi wpływami Kremla. Zerwanie przez nie stosunków
z Unią usatysfakcjonowałoby Rosję.
Śledzący wydarzenia politolog Nerijus Maliukevičius mówi, że
czas przeprowadzenia operacji został dokładnie przemyślany: na
Litwie już za kilka miesięcy miał się odbyć szczyt z udziałem
przedstawicieli krajów Partnerstwa Wschodniego, traktowany
przez nią jako najważniejsze zadanie okresu prezydencji. „Celem
było ośmieszenie litewskich dyplomatów właśnie przed
szczytem”, mówi Maliukevičius.
Juškę i innych przedstawiono jako osoby, które wcale nie
szanują swoich partnerów, lecz paplają o nich przez telefon.
„Skandal dyplomatyczny” omawiano także w mediach na
Węgrzech, w kraju placówki Juški. Niektóre z miejscowych gazet
przewidywały oddalenie ambasadora oraz nazywały jego
i innych dyplomatów „przestępcami”.
Wciągnięte w sprawę zostało również litewskie Ministerstwo
Spraw Zagranicznych. Stosunek do Kremla był przychylniejszy
niż zaledwie rok później, gdy Rosja zaczęła wojnę na Ukrainie.
Litwa nie była jedynym krajem w Unii Europejskiej, który jakby
„zapomniał” o rosyjskiej agresji zbrojnej przeciwko Gruzji w 2008
roku. W 2013 roku w Wilnie, podobnie jak w wielu innych
stolicach europejskich, wyrażano chęć unormowania stosunków
z Rosją. Minister spraw zagranicznych Litwy spotkał się
z Siergiejem Ławrowem i publicznie uzasadniał potrzebę
„zresetowania” relacji z Rosją.
Gdy dziennikarze wydzwaniali i żądali komentarzy, premier
Litwy zaczął wydawać oświadczenia – bez uprzedniego zbadania,
co tak naprawdę się wydarzyło. Zanim wypowiedział się dla
mediów, nie zapytał dyplomatów o ich punkt widzenia. Trolle
z YouTube’a lub spisane naprędce przez dziennikarzy
interpretacje nagrań skutecznie go przekonały, że był
wyśmiewany przez członków służby dyplomatycznej własnego
kraju.
„Nasz ówczesny premier myślał, że mój żart o gumie do żucia
oznacza lekceważący stosunek do niego. Obraził się. Tak działa
manipulacja”, mówi Juška.
Chociaż głos zabrała prezydent Litwy i publicznie nazwała
sprawę prowokacją, również ona określiła rozmowy dyplomatów
jako „nieprofesjonalne”.
Mimo że od pierwszego dnia było jasne, że operację
zorganizowali Rosjanie, wielu czołowym litewskim politykom
przychodziło z trudnością zgodzić się z tym publicznie.
Powtarzali, że „nie wiedzą, kto to zrobił” i że „nie ma dowodów”.
Dużo łatwiej niż Rosję było winić własnych dyplomatów.
Gdy medialny skandal trwał już prawie trzy tygodnie, minister
spraw zagranicznych podjął decyzję. Dyplomaci utracili jego
zaufanie. Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu przedstawił
wniosek, żeby odesłać ambasadorów do domu. I poinformował
o tym również opinię publiczną.
Komisja Spraw Zagranicznych wysłuchała ambasadorów
w Budapeszcie i w Baku. Przeważająca część jej członków
wspierała Juškę i głosowała przeciwko jego odwołaniu. W komisji
przypuszczano, że kolejnym celem może stać się któryś z jej
członków.
Użytkownik YouTube’a, który naruszył prywatność
ambasadorów, odniósł sukces na wielu frontach. Zniszczył
wzajemne zaufanie między dyplomatami i państwowymi
decydentami. Poza tym u wielu czołowych polityków obudził
obawy przed Rosją. Tym sposobem troll „Zydrunas” wbił klin
również między członków komisji parlamentarnej
i najważniejszych ministrów.
Po tym, jak ambasadora w Budapeszcie, Juškę, i ambasadora
w Baku wysłuchano przed komisją, ten drugi postanowił sam
podać się do dymisji.
Dwa dni później, 28 sierpnia 2013 roku, minister spraw
zagranicznych poinformował rząd, że postanowił przedstawić
prezydentowi wniosek o odwołanie Juški – nie uwzględniwszy
zaleceń komisji.
Bitwa zakończyła się porażką.
Juška mówi, że cieszy się, ponieważ mimo wszystko zdążył
zrealizować swój ostatni pomysł, a zarazem ważny projekt
w Budapeszcie. Było to postawienie na terenie zamku w Budzie
pomnika króla Polski i wielkiego księcia Litwy Władysława
Jagiełły oraz jego żony Jadwigi, królowej Polski i córki króla
Węgier. Pomnik odsłonięto oficjalnie w październiku 2013 roku
w obecności ministrów spraw zagranicznych Węgier i Litwy oraz
wiceminister spraw zagranicznych Polski.
Juška wrócił do Wilna i pracował dalej w Ministerstwie Spraw
Zagranicznych, w dziale planowania. Udzielał mediom
wywiadów, w których próbował bronić swoich poczynań
i krytykował rząd za podjęcie pochopnej decyzji. Z tego powodu
otrzymał oficjalne upomnienie od ministerstwa.
Mimo to nie pozostawił tak tej sprawy. Nikt nie zażądał
dokładnego zbadania tego, kto zaplanował i przeprowadził
niezgodną z prawem operację. Bez odpowiedzi pozostało również
pytanie, jak to w ogóle możliwe, że rozmowy telefoniczne
dyplomatów pomiędzy Litwą i Węgrami, dwoma krajami NATO,
dało się przechwycić. Bezpieczeństwo służbowych połączeń nie
leżało w gestii pojedynczych pracowników.
„Postanowiłem walczyć i dotrzeć do prawdy. Pewnie było to
spowodowane moją buntowniczą i upartą naturą, ale przede
wszystkim tym, że byłem rozczarowany reakcją rządu na
skandal. To ja złożyłem na policji żądanie wszczęcia śledztwa, nie
władze. One tego nie zrobiły, chociaż zaatakowano ich
reprezentantów i ingerowano w pracę Ministerstwa Spraw
Zagranicznych”, mówi Juška.
Kontaktował się z przedstawicielami YouTube’a, wypełniał jego
formularze oraz wiele razy prosił o zablokowanie nielegalnie
pozyskanych i opublikowanych rozmów. Nie doczekał się
odpowiedzi. Wciąż jeszcze można znaleźć je na YouTubie.
Znieważające ambasadora w Baku nagrania usunięto dzień po
tym, jak podał się do dymisji.
Sześć miesięcy po „skandalicznych i niedyplomatycznych”
komentarzach Juški o gumie do żucia Rosja rozpoczęła działania
zbrojne przeciwko Ukrainie. Wśród władz Litwy krytyka
rosyjskiej polityki stawała się coraz powszechniejsza. Także
prezydent zaczęła wypowiadać się wprost i nawet nazywać Rosję
„państwem terroryzmu”, a Putina określać przezwiskiem
„Putler”.
Gdy odpowiedź na pytanie, kto umieścił w internecie nagrania,
była już prawie nieistotna w obliczu skutków skandalu – a więc
gdy kariera Juški leżała w gruzach – litewska policja
bezpieczeństwa w końcu zbadała sprawę. W marcu 2014 roku
w corocznym raporcie Departamentu Bezpieczeństwa Litwy
zawierającym ocenę zagrożeń dla państwa wymieniono sprawcę
operacji z YouTube’a: służby wywiadowcze Rosji.
Raport głosił, że do wycieku rozmów telefonicznych litewskich
dyplomatów w lipcu 2013 roku doszło za sprawą rosyjskich służb
wywiadowczych, których celem było ośmieszenie prezydencji
Litwy w Radzie Unii Europejskiej i Partnerstwie Wschodnim.
Zamierzały one również doprowadzić do tarć w wewnętrznej
polityce kraju.
„Należy zauważyć, że część międzynarodowych połączeń
z Litwy do krajów zachodnich i innych miejsc na świecie
przekierowywana jest przez sieci rosyjskich teleoperatorów.
Tamtejsze służby wywiadowcze mogą więc kontrolować
międzynarodowe rozmowy na Litwę i z Litwy”, pisano
w raporcie.
Wiadomość o kontrolowanych przez Moskwę połączeniach
zaszokowała kraj.
Rozmowy między Litwą i Węgrami, dwoma krajami NATO,
kierowano przez Federację Rosyjską. Chociaż było – albo
przynajmniej powinno być – wiadomo, że FSB nagrywa wszystkie
rozmowy w Rosji i zleca praktykantom spisywanie ich zawartości
oraz raportowanie przełożonym o najważniejszych z nich.
Latem 2014 roku Juška zrezygnował ze stanowiska
w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, udzielił ostatniego
obszernego wywiadu o swoim przypadku, wygłosił krytyczne
opinie o litewskiej dyplomacji i wyprowadził się do Brukseli. Pięć
lat pracował w Parlamencie Europejskim.
„Bruksela to moje dobrowolne wygnanie. Nie było łatwo,
ponieważ bardzo tęskniłem za domem i chciałem być z rodziną”.
Operacje internetowe na YouTubie wymierzone w Juškę i jego
kolegów były pierwszymi znanymi w historii krajów zachodnich
akcjami rosyjskich służb wywiadowczych łączącymi podsłuch
rozmów i ich publikację w internetowym serwisie wideo.
W późniejszym czasie rosyjski wywiad nagrywał, edytował
i udostępniał filmiki dotyczące Majdanu na Ukrainie, żeby
wywołać skandal wokół tamtych wydarzeń.
Już na początku roku 2014 opublikowano część lub części
rozmowy bądź rozmów telefonicznych asystent sekretarza stanu
USA Victorii Nuland, w której mówi ona „jebać UE”.
W światowych mediach odbiło się to szerokim echem,
szczególnie strony z fake newsami wycisnęły z tego, ile się da, ale
najwyraźniej nie doprowadziły do żadnych poważnych
wewnętrznych tarć. Celem takiej samej operacji po Litwie stała
się również Estonia, ale akcja okazała się dla jej organizatora
niewypałem.
Juška czuje dumę, ponieważ w ostatnich latach, szczególnie po
agresji Rosji na Ukrainę, jego ojczyzna jest pionierką i ekspertką
w sprawach demaskowania cyberataków w Unii Europejskiej
oraz NATO.
Specjaliści z dziedziny dezinformacji ostrzegali już
międzynarodową opinię publiczną, żeby przygotować się na tak
zwane materiały deep fake, które będą się upowszechniać
w przyszłości. Mogą to być na przykład nagrania stworzone przez
sztuczną inteligencję, lecz przypominające autentyczne.
Przypadek Renatasa Juški pokazuje, że Rosja jest w stanie siać
zniszczenie dzięki bez wątpienia dobrze obmyślanym, ale
technicznie niezbyt profesjonalnie wykonanym nagraniom
udostępnionym w internecie. Ataki sieciowe mogą się powieść
i bez udziału sztucznej inteligencji. Ale obrona przed nimi
wymaga, żeby cele operacji, którymi są bez wyjątku osoby
prywatne, były chronione i otoczone wsparciem.

WZIĘCIE ZAKŁADNIKÓW
„Doświadczenia dyplomaty Renatasa Juški dużo nas nauczyły”,
mówi ceniony na świecie litewski badacz Nerijus Maliukevičius.
Śledził on wymierzone w Juškę rosyjskie środki aktywne
zarówno w mediach tradycyjnych, jak i internetowych serwisach
społecznościowych już od czasu skandalu z planowanym
zamachem. W operacji na YouTubie doktor Maliukevičius
dopatrywał się intrygi Kremla jeszcze w trakcie jej trwania.
„To są klasyczne środki aktywne. Rosja wykradła tajne
informacje, przeprowadziła operacje psychologiczne
i opublikowała nagrania. Wiadomości przedostały się do mediów
i wzbudziły dyskusję o »braku zdolności dyplomatów do ochrony
swoich dróg komunikacji«. Potem również ministerstwo
przystąpiło do działania”.
Doktor Maliukevičius pracuje w Instytucie Stosunków
Międzynarodowych i Nauk Politycznych Uniwersytetu
Wileńskiego i wykłada na Litewskiej Akademii Wojskowej.
Jednym z jego zainteresowań naukowych jest społeczna
odporność na dezinformację.
Strategia Kremla polega na ciągłym stwarzaniu takich samych
warunków wszystkim tym, którzy działają na jego korzyść. Z tego
powodu na skandale nie wolno nigdy reagować w sposób, który
usatysfakcjonowałby Rosję, lub tak, żeby zrealizować własne cele
polityczne. „To jest jak wzięcie zakładnika. Szantażyście nie
można zapłacić okupu, którego żąda”.
Dla Renatasa Juški i innych dyplomatów skandal
z wykorzystaniem YouTube’a był wyjątkowo trudny, nie mogli
bowiem wypowiadać się o sprawie wprost lub wyrażać
publicznie swoich opinii – ponieważ można to było odebrać jako
działanie niedyplomatyczne. I tak też odbierano.
„Żeby oprzeć się sile takich operacji, państwa muszą robić
wszystko, co w ich mocy, żeby ochronić cele, w które wymierzone
są środki aktywne”, mówi Maliukevičius. I delikatnie zajmować
się przypadkami skomplikowanymi, często wkraczającymi
w sferę intymną. Do przygotowania się na ataki potrzebny jest
również staranny kontrwywiad.
Renatas Juška wolałby, żeby afera youtube’owa nigdy się nie
wydarzyła. Ale ponieważ do niej doszło, chciałby podzielić się
swoimi doświadczeniami i ma nadzieję, że w przyszłości stanie
się drogowskazem dla innych. „Mam cichą nadzieję, że moja
historia pomoże w podejmowaniu właściwych decyzji”.
Juška chce opowiadać o sprawie również z tego powodu, że
dyktatorzy bardzo szybko uczą się od siebie. „Jestem przekonany,
że wszystkie reżimy, a już w szczególności te, które dążą do
zniszczenia Europy, proponując jej swoje partnerstwo
w korupcji, zasługują na surowe traktowanie – nieważne, czy
chodzi o Putina w Rosji, Łukaszenkę na Białorusi czy
kogokolwiek innego”.
OPERACJE PSYCHOLOGICZNE

We wrześniu 2014 roku, parę dni po opublikowaniu mojego


apelu do czytelników, otworzył się drugi front walki przeciwko
mnie i mojej pracy.
Członek fińskiej siatki Johana Bäckmana umieścił na
Facebooku wyglądającą na profesjonalnie przygotowaną skargę,
skierowaną do parlamentarnego ombudsmana, rzecznika praw
obywatelskich. Według dokumentu razem z Yle, poprzez
publikację mojego artykułu, złamałam fińskie prawo
i doprowadziłam do dyskryminacji obywateli. Z tego powodu
ombudsman powinien zbadać legalność naszej działalności.
W Finlandii ombudsman nadzoruje praworządność władz.
Autora skargi oraz tych ludzi, którzy udostępniali jej tekst, nie
obchodziło, że do zadań ombudsmana nie należy kontrolowanie
dziennikarstwa ani tym bardziej jego legalności.
W rozpowszechnianiu pisma uczestniczyło ponad 100
autentycznych i fałszywych internautów, pomagając tym samym
w zaszufladkowaniu Yle i mnie jako przestępców.
W rezultacie do biura ombudsmana trafiło kilkanaście skarg
skopiowanych z mediów społecznościowych. Ombudsman
rozpatrzył pisma i orzekł, że nie stwierdza naruszenia prawa
przez Yle.
Dokładnie w tym samym czasie w mediach społecznościowych
krążyła informacja opublikowana przez Verkkomedia, serwis
z fake newsami, według której organizowane przez Yle
„polowanie na trolle” wywołało lawinę pozwów. Celem artykułu
było wzbudzenie jeszcze większej podejrzliwości wobec mnie.
Patrzyłam bezsilnie, jak zmyślona historia, jakobym „przyczepiła
porządnym ludziom łatkę opłaconych trolli”, zaczęła żyć
własnym życiem i opanowywać rozmowy w mediach
społecznościowych. Czułam się potraktowana niesprawiedliwie,
ponieważ nigdy nikogo nie dyskryminowałam, lecz
zdefiniowałam trolle jako osoby anonimowe lub posługujące się
fałszywą tożsamością.
Kariera szefa Verkkomedia to ciekawy przykład tego, jak
kremlowscy architekci propagandy rekrutują obcokrajowców do
swojej machiny, żeby zakamuflować powiązania
międzynarodowych operacji z Moskwą. Dezinformacja jest
bardziej wiarygodna, jeśli za rozpowszechnianiem
poszczególnych treści stoją pozornie nieszkodliwi i porządni
obywatele innych państw, a nie rosyjscy oficerowie wywiadu –
którzy oczywiście zza kulis dają wskazówki wykonawcom.
Redaktorem naczelnym strony był Janus Putkonen, reżyser
teatralny z miasta Loviisa w południowej Finlandii. Powiedział
on lokalnej gazecie, że prowadzi wojnę informacyjną w imię Rosji
i że spalił swoją książeczkę wojskową.
Po jesieni 2014 roku Putkonen dostał nową pracę. Został
włączony do kierownictwa założonego przez Rosję na wschodniej
Ukrainie międzynarodowego centrum propagandowego Doni
News.
Jest ono finansowane przez tamtejszą rosyjską administrację
cieni i ubiera przekazy Kremla w formę wiadomości z serwisu
informacyjnego. Oprócz rozpowszechniania propagandy
Putkonen i spółka odpowiadają za otoczenie tamtejszego terenu
działań wojennych ciasnym kordonem informacyjnym.
W późniejszym czasie wyciekły dokumenty, które ujawniły, że
dziennikarze wypowiadający się krytycznie o wschodniej
Ukrainie zostali zaklasyfikowani jako rusofoby i zabroniono im
wstępu na jej obszar.
Ubrany w mundur Putkonen pokazał się publicznie razem
z innym Finem, ochotnikiem Petrim Viljakainenem. Na zdjęciu na
rękawie tego drugiego widoczna jest odznaka rosyjskiego
wywiadu wojskowego – czarny nietoperz na żółtym tle. Putkonen
napastował i osobiście przesłuchiwał zachodnich dziennikarzy,
którzy chcieli się dostać na wschodnią Ukrainę.
Putkonen współpracuje z Johanem Bäckmanem. Razem robią
filmiki na YouTube’a i piorą ludziom mózgi, chcąc, by uwierzyli,
że wojna na Ukrainie to wina Stanów Zjednoczonych i Zachodu.
Gdy kariera Putkonena, dzięki funduszom otrzymywanym
bezpośrednio z Rosji, wykroczyła poza Finlandię, nadal oczerniał
mnie w Doni News. Według niego moje śledztwo w sprawie trolli
zniszczyło małżeństwa i spowodowało zwolnienia z pracy.
Oskarżenia brzmiałyby zabawnie, gdyby nie pochodziły od
osoby, która bierze udział w międzynarodowych operacjach
psychologicznych, czyli ułatwia Rosji prowadzenie tradycyjnej
wojny na Ukrainie, i przebywa w Donbasie z wywiadem
wojskowym agresora.

PRZEMOC PSYCHICZNA
Po moim artykule ktoś założył na Facebooku grupę i nazwał ją
„Rosyjska armia trolli”. Zadeklarowany przez nią cel to
protestowanie przeciwko szafującemu łatką trolli Yle –
uprawianym w sieci „bezpodstawnym piętnowaniu jako
rosyjskich trolli ludzi mających własną opinię” – czego nie
robiłam nigdy ani ja, ani tym bardziej nie zauważyłam, by robił
to mój pracodawca.
Bez pytania zostałam dodana do grupy, w której tagowano
mnie przy agresywnych rozmowach. Wewnętrzna dynamika
forum była pociągająca i wymowna. Jego administratorzy
i zawodowi propagandziści manipulowali mniej aktywnymi
członkami w sposób mający wszelkie znamiona operacji
psychologicznej. Moderatorzy zaprezentowali przykład
pożądanych sposobów prowadzenia rozmów. Krytycy
i nonkonformiści byli blokowani i szyderstwami skłaniani do
opuszczenia grupy.
Najaktywniejszymi dyskutantami były osoby o najwyraźniej
fałszywych tożsamościach, a także Johan Bäckman, Janus
Putkonen i ich prorosyjska sieć: zagorzali komuniści, aktywiści
skrajnej prawicy, czciciele Putina oraz ludzie, którzy mieli
głęboko wpojone tendencje antysystemowe. Zapełniali oni grupę
kremlowskimi fake newsami oraz śmieciowymi treściami,
wymierzonymi we mnie, a także innych dziennikarzy i badaczy.
Wielu ludzi, którzy dołączyli do grupy przypadkowo lub zostali
dodani przez znajomego, podążało za przykładem i poddawało
się w ten sposób jej wpływom.
Gdy śledziłam działanie armii trolli i innych podobnych
społeczności, zrozumiałam, że jedną z najbardziej podatnych na
fake newsy Kremla grup są osoby, które z powodu bezrobocia lub
z innej przyczyny spędzają dużo czasu w mediach
społecznościowych.
Dzięki algorytmom social mediów członkostwo w jednej grupie
hejterów otwiera nieskończone możliwości dołączenia do innych
podobnych. W bańce kłamstw Facebooka radykalizacja jest
w zasadzie dostępna za jednym kliknięciem. I dopóki użytkownik
sam podporządkowuje się ofertom podżegaczy i publikowanym
przez nich treściom, uważa się go za pożytecznego i pozwala na
dalszą przynależność do społeczności.
Na grupie „Rosyjska armia trolli” zachowania antyspołeczne
nagradzano. Jej członkowie, zarówno ci posługujący się
prawdziwymi personaliami, jak i ci używający fałszywych,
spekulowali, w jaki sposób współpracuję z zagranicznymi
służbami wywiadowczymi, wyzywali mnie od kłamców
i rusofobów oraz oskarżali o rozsiewanie nienawiści wobec
Rosjan. Fantazjowali o mojej śmierci, życzyli sobie ataku
atomowego na moje miejsce pracy i podawali w wątpliwość moje
zdrowie psychiczne. Znalazła się też spora porcja niestosownych
komentarzy na temat mojej płci, wyglądu i życia prywatnego.
Ta grupa i inne podobne zostały stworzone w tym samym celu:
miały legitymizować rosyjską propagandę, normalizować
przestępstwa, jak na przykład groźby i prześladowania, oraz
podżegać przeciwko tym, którzy krytykują Kreml lub ujawniają
związane z nim fakty. Administratorzy usprawiedliwiali otwartą
przemoc psychiczną wobec mnie argumentem, że bronią
wolności słowa. Według nich to ja jej zagrażałam.
Nikt nigdy nie poinformował członków grupy, że zgodnie
z fińskim prawem duża część ich przypominających pogróżki
komentarzy jest nielegalna, a wolność słowa w żadnym kraju nie
stanowi zasłony dla przestępstw. Im wulgarniej ktoś o mnie pisał,
tym więcej polubień uzyskiwał jego komentarz.
Śledziłam rozwój społeczności. Użytkownicy linkowali strony
z moimi publicznymi wystąpieniami i napisanymi przeze mnie
artykułami, by móc je ostro komentować. Każda moja wypowiedź
była krytykowana i przeinaczana.
Członkowie grupy połączyli siły, żeby znaleźć adresy mailowe
do ponad 260 moich kolegów i koleżanek z pracy oraz
przełożonych. Otrzymali oni wiadomości z informacją, że dążę do
zniszczenia wolności słowa. Celem akcji było wytworzenie
napięcia i wzbudzenie wzajemnej nieufności pomiędzy mną
a moimi pracodawcami oraz przedstawienie mnie nawet
w oczach zarządu jako kogoś, kto sprawia same problemy.
Próbowano zepchnąć mnie na margines nie tylko w dyskusji
publicznej, lecz także w moim własnym miejscu pracy.
Nigdy nie zabrałam głosu w dotyczących mnie wulgarnych
rozmowach. Kiedyś podczas mojego godzinnego występu w radiu
pojawiły się cztery wątki dyskusyjne, w których użytkownicy –
prawdziwi i obsługujący troll konta – pastwili się nad każdym
moim słowem.
Gdy czytałam ich komentarze, nie mogłam powstrzymać łez.
Zrozumiałam, że jeśli robiłabym dalej to, co do tej pory, mogę
równie dobrze sama zacząć wierzyć w ten konsekwentnie
kreowany obraz siebie jako potwora. I w najgorszym przypadku
zaczęłabym się bać udzielania wywiadów i publicznych
wystąpień – czyli zachowywać się tak, jak chciała tego grupa.
Zablokowałam najobrzydliwszych tagujących i zgłosiłam grupę
Facebookowi. Zasady serwisu zakazują tworzenia fałszywych
profili, publikowania nienawistnych treści i dokuczania.
Facebook odpowiedział. Według pracowników serwisu grupa,
w której fantazjowano o otruciu mnie, nie łamała jego zasad.
Zaledwie tydzień po moim apelu do czytelników byłam
wyczerpana. Razem z przełożonymi poszłam na spotkanie
z działem bezpieczeństwa Yle. Gdy omawialiśmy zdarzenia, jego
kierownik zapytał mnie, czy naprawdę chcę kontynuować
śledztwo o wpływie trolli na Finów.
Gdy odpowiedziałam twierdząco, westchnął. „W takim razie –
stwierdził – skontaktujemy się z państwowymi służbami
bezpieczeństwa”.
Kiedy te zapoznały się z sytuacją, przestrzegły mnie, że jeśli
planuję w najbliższej przyszłości podróż do Rosji, będę śledzona,
a moje kontakty z innymi zostaną wzięte pod lupę.
W rzeczy samej, planowałam podróż, tylko nie powiedziałam
o niej służbom.
Zamierzałam jechać do Petersburga badać fabrykę trolli.

OCHOTNIK – ROMAN BURKO


Drugiego marca 2014 roku Roman Burko, mieszkaniec
ukraińskiego Krymu, odbył wyjątkową rozmowę telefoniczną.
Dzwoniący do niego krymscy dziennikarze poprosili, żeby wziął
kamerę i pojawił się we wskazanym miejscu.
Trzy dni wcześniej nieoznakowani żołnierze zaczęli zajmować
budynki administracji w stolicy Krymu, Symferopolu. W dużej
części Ukrainy i świata zapanowała niepewność. Nikt nie
wiedział, co się dzieje ani kto jest winny.
A teraz nieoznakowani żołnierze wkroczyli do Sewastopola
nad brzegiem Morza Czarnego i przedostali się na teren 191
oddziału szkoleniowego marynarki wojennej Ukrainy.
Burko pospieszył do bazy wojskowej i zaczął filmować.
Trzydziestu mężczyzn w zielonych mundurach, z twarzami
przysłoniętymi czarnymi chustami, wykrzykiwało rozkazy do
ukraińskich oficerów. Aby wzmocnić przekaz, oddawali
w powietrze strzały z karabinów automatycznych.
Burko służył w młodości w armii ukraińskiej i rozpoznał, że to
jednostki specjalne rosyjskich sił zbrojnych.
Gdy wyciągnął kamerę, jeden z intruzów skierował broń w jego
stronę.
„Jeśli nie odłożysz kamery, zabiję cię”.
Burko nie przerwał filmowania, więc zamaskowani mężczyźni
zaczęli gnać w jego kierunku.
„Rzuciłem się do biegu i opuściłem teren bazy. Udało mi się
uciec, ponieważ w przeciwieństwie do nich nie miałem na sobie
ciężkiej kamizelki kuloodpornej”.
Gdy Burko dotarł do domu, wrzucił film na YouTube’a.
W niecałe 24 godziny obejrzano go ponad milion razy.
Burko zrozumiał, że przed rosyjską propagandą można
ochronić się tylko poprzez wyciąganie faktów na światło dzienne.
„Jestem wdzięczny rosyjskiemu żołnierzowi, który wycelował
we mnie broń. Rozwścieczył mnie i postanowiłem coś zrobić z tą
sprawą”.
To było pierwsze doświadczenie Burki z wojną informacyjną
Kremla – i wojną Rosji przeciwko jego ojczyźnie.
Razem z patriotycznie nastawionymi przyjaciółmi Burko dalej
pracował nad ujawnianiem tajnych rosyjskich działań
wojennych na Półwyspie Krymskim. Rosja przywoziła na jego
obszar więcej żołnierzy, przejmowała strategiczne punkty
i zagarniała kanały komunikacyjne.
Na początku marca 2014 roku, po zajęciu pierwszych baz przez
nieoznakowanych żołnierzy, nikt jeszcze nie wiedział, jak prędko
eskaluje rosyjska wojna hybrydowa. Nikt nie wiedział, że
przyniesie zmanipulowane referendum oraz przyłączenie Krymu
do Rosji w cieniu pseudodemokratycznej decyzji wyborców. Ani
że szybko zamieni się w maskowane działania zbrojne także na
wschodniej Ukrainie.
Nieświadomi powagi sprawy Burko i przyjaciele byli
początkowo niefrasobliwi. Nie ukrywali danych, za pomocą
których można było ich zidentyfikować, na przykład IP
komputerów lub adresów domowych. Skupili się na ujawnianiu
wygrzebanych informacji.
Ale wkrótce Burko dostał ostrzeżenie. Jego przyjaciel
podsłuchał rosyjskich żołnierzy, którzy udawali tutejszych i dla
zmylenia nazywali siebie samoobroną Krymu.
Rozmowy przez krótkofalówki Zello ujawniły, że żołnierze
zidentyfikowali Burkę i jego otoczenie, a także wiedzieli, gdzie
mieszkają on i jego kompani.
Ukraińscy aktywiści zdecydowali się skorzystać z jedynej
możliwości i zniknęli z Krymu. Burko wyjechał z Sewastopola do
oddalonego o 690 kilometrów Kijowa tylko z kilkoma T-shirtami
w plecaku. Nagle stał się bezdomnym uchodźcą wewnętrznym.
Podczas podróży nocował u znajomych. Wtedy powołał do życia
swój projekt.
Jest to międzynarodowa i nieformalna sieć ochotników, którzy
badają nielegalne działania zbrojne Rosji, a także jej operacje
wpływu na Ukrainie, w Syrii oraz innych krajach, po czym
ujawniają zebrane o nich informacje.
„Pewnej nocy siedzieliśmy na dachu i patrzyliśmy w gwiazdy.
Postanowiliśmy zbudować platformę, na której moglibyśmy
publikować wiadomości o rosyjskich zbrodniach i zbrodniarzach
wojennych”, powiedział mi Burko, gdy spotkaliśmy się w Kijowie.
Niecały miesiąc po tym, gdy zamaskowany rosyjski żołnierz
groził mu śmiercią i dwa tygodnie po wydaniu przez Stany
Zjednoczone, Unię Europejską oraz Kanadę pierwszych zakazów
wjazdu dla Rosjan, którzy naruszyli suwerenność Ukrainy,
i zamrożeniu ich środków, Burko uruchomił swoją stronę.
W jej tworzeniu pomógł programista, który tak jak Burko
uciekł z Krymu. Strona otrzymała nazwę InformNapalm.
„Glebę można skazić, powietrze i wodę można zatruć, ogniem
można za to oczyszczać. Chcemy za pomocą informacji palić
i ujawniać tajemnice Kremla”.
Grupa ochotników z InformNapalm utworzyła wspólnotę,
której członkowie, oddane ojczyźnie osoby prywatne,
wykorzystują przerwy w pracy na kawę i lunch oraz wolne
weekendy, żeby prowadzić wojnę informacyjną przeciwko
Federacji Rosyjskiej.
Najważniejszym celem ochotników jest wygranie wojny. A na
szlaku do zwycięstwa muszą zebrać i opublikować wystarczająco
dużo dowodów, żeby mieć pewność, że któregoś dnia
terroryzujący ich ojczystą Ukrainę rosyjscy zbrodniarze staną
przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym w Hadze
i odpowiedzą za swoje przestępstwa.
***
Mężczyzna, który używa pseudonimu Roman Burko, może mieć
23 lata, a może mieć i 40. Urodził się i wychował w Donbasie we
wschodniej Ukrainie na granicy z Rosją.
Burko, tak jak wielu innych ochotników z InformNapalm,
ukrywa prawdziwą tożsamość. „Warunki prowadzenia wojny
hybrydowej wymagają zastosowania hybrydowych strategii oraz
użycia hybrydowych narzędzi. Anonimowość to jedno z nich”,
mówi.
Oprócz tego podnosi ona poziom bezpieczeństwa. Zmniejsza
liczbę i skuteczność ataków propagandowych wymierzonych
przeciwko pojedynczym członkom grupy. Jest to również płaszcz
ochronny dla ich rodzin.
Krewni Romana Burki wciąż mieszkają na zajętym przez Rosję
wschodzie. Nie mają pojęcia, że Burko prowadzi uznaną na
świecie bazę otwartych źródeł, żeby ujawniać działania Rosji na
Ukrainie i je utrudniać.
„Jeśli posługiwałbym się swoim prawdziwym nazwiskiem,
krewni i przyjaciele mogliby łatwo zostać ze mną powiązani i ich
bezpieczeństwo byłoby zagrożone”.
Władze Rosji, petersburska fabryka trolli, chronieni przez
państwo rosyjskie cyberprzestępcy oraz służby wywiadowcze
polują na członków InformNapalm. Rozpuszczane w przestrzeni
informacyjnej Rosji teorie spiskowe głoszą, że Burko to tak
naprawdę oficer armii ukraińskiej, który pracuje dla tajnej
jednostki Ministerstwa Obrony – i tym samym związany jest
z NATO.
Jedna prorosyjska strona publikująca fake newsy upubliczniła
zdjęcie, które rzekomo przedstawia Burkę z rodziną. Na fotografii
widać możliwego do zidentyfikowania mężczyznę z żoną i małym
synkiem. Porównałam wygląd tamtego człowieka z wyglądem
Burki, z którym spotkałam się wiele razy, i mogę zapewnić, że to
nie on jest na zdjęciu.
Niewypowiedziana przez Rosję wojna na Ukrainie według ONZ
pochłonęła już ponad 13 tysięcy ofiar. Dwa miliony ludzi musiały
uciekać z domów.
Organizacje zajmujące się obroną praw człowieka donoszą
o egzekucjach, dręczeniu i dyskryminowaniu mniejszości na
okupowanych obszarach. Co piąty budynek szkolny w Donbasie
został uszkodzony w walkach, domy zniszczono i obrabowano.
Wojska okupacyjne cenzurują środki przekazu, organizują
punkty kontroli ludności i wyznaczają godzinę policyjną.
Rosyjskie operacje w Donbasie są realizowane pod osłoną
niejasności, a więc bez widocznych oficjalnych połączeń
z Kremlem, który jednak tak naprawdę je prowadzi.
Ograniczanie dostępu do wiadomości i tajność operacji to stara
technika prowadzenia wojny informacyjnej, pochodząca jeszcze
z czasów Związku Radzieckiego. W ten sposób dąży się do
sparaliżowania tego, przeciwko komu toczy się walkę,
i osłabienia jego zdolności podejmowania decyzji.
Ukrywanie nielegalnych działań umożliwia dalsze ich
prowadzenie bez interwencji drugiej strony lub osób trzecich
i w niektórych przypadkach pozwala uniknąć kary. Trudno jest
się bronić przed atakiem, gdy nie da się zidentyfikować
atakującego ani gdy nie przestrzega on zwyczajowych zasad
prowadzenia wojny.
Do dziś Kreml zdecydowanie zaprzecza obecności swoich
wojsk na terenie Ukrainy. Kontrolowane przez rosyjskie władze
media konsekwentnie budują obraz ukraińskiego wewnętrznego
konfliktu, kryzysu i wojny domowej, w której uczestniczą
„głównie miejscowi”.
Władze Rosji zakwalifikowały wszystkie szczegółowe
informacje dotyczące prowadzonych przez nie operacji jako
ściśle tajne.
Burko i jego przyjaciele chcą odsłonić te tajemnice.
Zgodnie z koncepcją InformNapalm ujawnianie w internecie
informacji wywiadowczych oraz rosyjskich sekretów jest
sprytnym i praktycznym sposobem osłabienia Kremla.
Administracja rosyjska musi wykorzystać swoje siły, żeby
reagować na zdemaskowanie tajemnic oraz odwracać od nich
uwagę świata.
Ochotnicy wielokrotnie zmusili Rosję do reakcji jedynie
poprzez publikowanie potwierdzonych, znajdujących oparcie
w rzeczywistości informacji.
„Może tym lub innym sposobem rosyjska władza będzie
musiała zużyć tak dużo środków na odpieranie działań
InformNapalm oraz zaprzeczenie jego doniesieniom, że w końcu
wpłynie to na decyzję rządu Władimira Putina o dymisji”, mówi
z nadzieją Burko.
Na początku inwazji wojskowej Kreml siał zamęt wśród
najważniejszych ukraińskich urzędników i polityków.
Dezorientacja doprowadziła do zwłoki w zorganizowaniu obrony
kraju przeciwko przedostającym się przez granicę
nieoznakowanym żołnierzom, czyli zielonym ludzikom.
Ale gdy wiosną 2014 roku Ukraina zaczęła operację obronną,
InformNapalm skupił się na zbieraniu takich informacji, które
mogłyby pomóc odpierającym ataki ukraińskim żołnierzom
w Donbasie.
„Zorientowaliśmy się, że wojna nie skończy się prędko,
w związku z tym ludzie muszą połączyć siły w walce przeciwko
agresorowi. Oprócz tego ten konflikt, w innej formie, może się
rozprzestrzenić na resztę Europy, więc konieczne jest, żeby
edukować o różnych formach wojny hybrydowej”, mówi Burko.
Część członków wspólnoty mieszka na obszarze, o który toczy
się konflikt. Na podstawie ich własnych obserwacji
InformNapalm zaczął tworzyć listę ciężkiego sprzętu
wojskowego, który Rosja w tajemnicy przetransportowała przez
granicę: granatników, pojazdów pancernych, systemów
rakietowych i dronów.
Opublikowano również informacje o zlokalizowaniu rosyjskich
punktów kontrolnych oraz dróg i innej infrastruktury używanej
przez zbrojne bojówki.
Latem 2014 roku, po rozpoczęciu regularnej kampanii
wojskowej w Donbasie, Burko razem z drugim ochotnikiem
zaczęli przygotowywać codzienne raporty o sytuacji na polu
bitwy.
Wieści o międzynarodowej wspólnocie ujawniającej tajemnice
wojskowe Kremla się rozniosły. Obecnie należą do niej zawodowi
dziennikarze, badacze ogólnodostępnych informacji, analitycy,
specjaliści do spraw wojskowych, teleinformatycy, graficy
i tłumacze. Nikt nie dostaje zapłaty za pracę. W roku 2018 jedna
z osób z grupy zachorowała na raka i potrzebowała pieniędzy na
operację, więc Burko zorganizował zbiórkę na pokrycie kosztów
leczenia.
Międzynarodowa opinia publiczna interesuje się rosyjską
aktywnością i zapotrzebowanie na potwierdzone wiadomości jest
duże. Ochotnicy działają wszędzie na świecie: na Ukrainie,
w krajach nordyckich, w Europie Środkowej, na Bliskim
Wschodzie, w Stanach Zjednoczonych i RPA. Artykuły
InformNapalm tłumaczone są na 30 języków. Ponieważ grupa
chciała, żeby dostęp do wiedzy o polityce Rosji miał również rząd
chiński, utworzyła chińskojęzyczną wersję serwisu.
InformNapalm szybko zdobył sobie szacunek w gronie
ekspertów. Dyplomaci, decydenci oraz ukraińskie organy
państwowe odpowiedzialne za obronę i wywiad wykorzystują
jego odkrycia we własnej działalności.
Ochotnicy słyszeli, że duża część władz Ukrainy akceptuje
poczynania InformNapalm. „Ale wsparcie moralne lub
akceptacja rządu ukraińskiego czy zagranicznego nie są ważne”,
mówi Burko. Jest przedstawicielem wolnych ludzi z różnych
zakątków świata, którzy nie mają pełnego zaufania do żadnego
rządu. „Ufamy wsparciu zwykłych ludzi – wsparciu Ukraińców,
nie żadnego rządu. Trzymamy się z dala od wszystkich
sformalizowanych organizacji. Nie jesteśmy częścią żadnego
systemu”.
Media ukraińskie regularnie cytują odkrycia ochotników
z InformNapalm. A Ukraińcy naprawdę ich kochają. Rzecznik
grupy, który regularnie udziela wywiadów i uczestniczy
w publicznych wydarzeniach, cieszy się wyjątkowym
traktowaniem na bazarach i w sklepach Kijowa. Sprzedawcy
rozpoznają go i w podziękowaniu oferują mu zniżki.
Stosunek rosyjskich państwowych środków przekazu do
InformNapalm jest inny. Najbardziej wpływowe media
o największym zasięgu deprecjonują grupę, ale często nawiązują
do jej działania mimochodem, mówiąc o niej jako o „projekcie
obywatelskim”, bez podania nazwy.
Roman Burko przypuszcza, że w wiadomościach nie wspomina
się o niej celowo. Dzięki temu rosyjscy odbiorcy nie znajdą
informacji publikowanych przez ich stronę. „Nasze śledztwa
mogłyby zniszczyć morale młodych Rosjan o mózgach
wypranych propagandą, których wysyła się do hybrydowej armii
rosyjskiej, żeby walczyli przeciwko faszystom – jak w rosyjskich
mediach określa się władze ukraińskie”.
Ale postawa trolli internetowych wobec ochotników
z InformNapalm jest bezpośrednia. W internecie pojawiają się
komentarze, że trzeba ich zabić.
***
Prorosyjskie trolle sprawiały problemy zwłaszcza na początku
działalności InformNapalm. Po tym, jak grupa utworzyła konta
w różnych językach na Twitterze, Facebooku i YouTubie,
zapełniły się one groźbami śmierci.
W fali komentarzy w mediach społecznościowych pojawił się
też drugi częsty wątek: podważano podstawy niepodległości
Ukrainy i ukraińską gotowość do obrony.
Specjaliści badali ruch w mediach społecznościowych
i sprawdzali różnych blogerów, którzy zostali zmobilizowani do
otwartego ataku na InformNapalm. Część internetowej
aktywności pochodziła z petersburskiej fabryki, część zaś od
autentycznych osób. Były to osoby, które pod wpływem
propagandy złożyły przysięgę na rosyjski świat.
„Ci ludzie mają ideologię. Nienawidzą publikowanych przez
nas wiadomości, ponieważ stoją one w sprzeczności
z oświadczeniami Putina. Dlatego nami gardzą i nas atakują”.
Prokremlowscy internauci modyfikowali swoje wiadomości
według tego, co i kiedy zostało opublikowane przez
InformNapalm. Czasem z pogardą pisali, że członkowie grupy są
opłacani przez wywiad Ukrainy, Izraela lub innych państw.
Zarzuty odbijano jakby za pomocą lustra. Gdy InformNapalm
publikował tekst o rosyjskich oficerach wywiadu zauważonych
na wschodzie kraju, trolle atakowały: „Ale wy sami pracujecie dla
ukraińskiego ministerstwa obrony!”.
„Na to była możliwa tylko jedna odpowiedź: no, ale na Ukrainie
jednak przebywają rosyjscy żołnierze”.
Sugerowanie, że członkowie InformNapalm są opłacani, było
całkowicie nietrafione.
Część z ochotników fizycznie bierze udział w wojnie obronnej
na wschodzie Ukrainy. Inni spośród aktywistów to weterani
operacji antyterrorystycznej ATO, rozpoczętej przez Ukrainę
wiosną 2014 roku.
Wygląda na to, że natręci z mediów społecznościowych działają
zgodnie z antyukraińską strategią Kremla. Próbują dzielić
i rządzić.
Za sprawą wojny informacyjnej wymierzonej w umysły
obywateli Kreml zaczął dzielić Ukrainę długo przed tym, zanim
nieoznakowani oficerowie wywiadu przekroczyli granicę, żeby
fizycznie zająć krajową infrastrukturę. Za pomocą internetowej
dezinformacji oraz podżegania dążono do podzielenia
ukraińskiego społeczeństwa na mniejsze, łatwiejsze do
zmanipulowania grupy.
Fałszywe informacje i działalność agentów wpływu miały być
sposobem na stworzenie przychylnej atmosfery dla okupacji na
Ukrainie oraz gotowości do pomocy okupantom zwłaszcza w tej
części społeczeństwa, która już z przyczyn historycznych bardziej
utożsamiała się z narodem rosyjskim niż ukraińskim. W tym
samym czasie na szeroką skalę rozsiewane były teorie
wymierzone w centralne władze Ukrainy.
Za pomocą sprofilowanych informacji część społeczeństwa
udało się nastawić prorosyjsko. W wielu przypadkach tak bardzo,
że w otrzymywanych informacjach ludzie nie dopatrzyli się
przekazu z Moskwy. Wskutek rosyjskich operacji część
mieszkańców obwodów donieckiego i ługańskiego poparła ich
„niepodległość”, czyli oderwanie się od Ukrainy i utworzenie
„republik ludowych”.
Doszło do tego, jeszcze zanim rosyjscy żołnierze zdążyli
wystrzelić choćby jedną rakietę.
Gdy rosyjscy rekruci wkroczyli na Ukrainę, żeby przejąć stacje
telewizyjne oraz budynki administracji, nadać zajętym obszarom
nowe nazwy, ogłosić ich niepodległość i zmienić miejscowe
władze na rosyjskich „ludowych przywódców”, część
mieszkańców tych terenów, za sprawą wojny informacyjnej,
uznała te działania za w pełni uzasadnione – nadal nieświadoma,
przez kogo tak naprawdę jest sterowana.
Im dłużej trwał zbrojny podbój wschodniej Ukrainy, tym
większa liczba mieszkańców tego obszaru zostawała poddana
praniu mózgu i zaczynała popierać marionetkowy rząd.
„Ukraińcy, tak samo jak każde inne demokratyczne
społeczeństwo, są mniej lub bardziej podzieleni. Z tego powodu
Kreml próbuje rozbić ich na mniejsze zideologizowane grupy
i nastawić je przeciwko sobie. To najniebezpieczniejszy aspekt
tych operacji”, mówi Burko.
Grupy trolli zorganizowane wokół internetowych platform
społecznościowych InformNapalm mają ten sam cel: nienawistne
ataki skierowane zostały głównie przeciwko Rosjanom
i rosyjskojęzycznym mieszkańcom Ukrainy i Rosji.
Dobrze wykształceni Ukraińcy znają historię swojego kraju
i wiedzą, że długo znajdował się on pod naciskiem Rosji, więc
w ich wypadku działania trolli nie dają takiego samego rezultatu.
Ochotnicy testowali różne techniki przeciwdziałania atakom
w internecie. Na profilach InformNapalm w mediach
społecznościowych oraz w komentarzach na własnych stronach
internetowych badali, kim są autorzy ataków, i dążyli do
ukrócenia gróźb.
Ochotnicy wyśledzili na przykład osobę, która groziła, że
przyjedzie na Ukrainę i zadźga nożem autora tekstów
InformNapalm. W niespełna godzinę udało się ustalić jej IP, adres
domowy, nazwisko i otczestwo. Groźby pochodziły ze
znajdującego się blisko Czeczenii obszaru Kaukazu.
„Napisaliśmy: »Cześć, kolego, wiemy, gdzie jesteś, więc nie ma
sensu się napinać«. Potem zamieściliśmy oświadczenie
informujące, że trolle z publikowanymi przez siebie groźbami są
mile widziani, ponieważ dowiemy się, gdzie mieszkają,
i przekażemy ich dane administratorom strony Myrotworec”.
Myrotworec, czyli Służba Pokojowi, to ukraiński serwis, który
wyspecjalizował się w wyszukiwaniu informacji o rosyjskich
terrorystach i antyukraińskich separatystach.
Po wydaniu oświadczenia liczba gróźb się zmniejszyła.
Wygląda na to, że ich autorzy najbardziej bali się ujawnienia
własnej tożsamości.
Ochotnicy wypróbowali również inną strategię.
Wykorzystywali zalewy komentarzy trolli do uzyskania
większego zasięgu swoich artykułów. Przynajmniej w latach
2014–2015 algorytm Facebooka działał tak, że im większa była
liczba wypowiedzi umieszczonych pod tekstem, tym częściej
wyświetlał się u osób subskrybujących stronę.
Z tego powodu każdy hejt opublikowany pod wiadomością
InformNapalm dawał jej większą liczbę odbiorców. Ochotnicy
nawet celowo dolewali oliwy do ognia i prowokowali trolle do
pisania kolejnych komentarzy. Dawało to większą widoczność,
ponieważ tak działał Facebook.
„Publikujemy tylko artykuły zawierające sprawdzone dane –
na przykład liczby, których wiarygodność trudno jest podważyć.
Oprócz tego część informacji zatrzymujemy dla siebie. Gdy trolle
próbują nas prowokować, uderzamy w nie tym, co mamy
w zanadrzu”.
Po przetestowaniu wszystkich trików InformNapalm
zrozumiał, że pozostawanie na pozycjach obronnych nie usunie
problemu. Z tego powodu zdaniem grupy należało odwrócić role
i przystąpić do kontrataku. Najwięcej korzyści przynosiło
zmuszenie trolli do obrony i wycofania się.
Według Burki w tym momencie większość odbiorców tekstów
InformNapalm nie jest w ogóle zainteresowana prokremlowską
propagandą, a i ochotnicy nie mają czasu, żeby ją czytać.
Najagresywniejsi użytkownicy są po prostu blokowani.
Internetowa wojna rosyjskich trolli przeciwko InformNapalm
nie skłoniła Burki i przyjaciół do porzucenia misji, którą jest
zmuszenie Kremla do przerwania strategicznego milczenia.

DZIELĄCY I RZĄDZĄCY
We wrześniu 2014 roku na Białorusi podpisana została pierwsza
umowa o zawieszeniu broni. Nie poprawiła ona sytuacji, co
doprowadziło do kolejnej – zawarcia protokołu Mińsk II.
Tuż przed drugą próbą, w styczniu 2015 roku, ochotnicy
z InformNapalm jako pierwsi znaleźli i opublikowali pewną
interesującą mapę. Były na niej zaznaczone granice pomiędzy
terenami zajętymi przez armię Rosji, rządzonymi przez milicję
Doniecką i Ługańską Republiką Ludową, oraz obszarami
kontrolowanymi przez wojska rządowe Ukrainy.
Zawieszenie broni było regularnie łamane i InformNapalm
obserwował sytuację. Grupa ujawniała każdą nową rosyjską
dostawę sprzętu na Ukrainę.
Ochotnicy rozpoznali i spisali w raportach około 50 różnych
rodzajów rosyjskiej broni, która została przetransportowana na
Ukrainę. Grupa zauważyła, że Rosja przewozi przez granicę
sporo stosunkowo nowego sprzętu, do którego obsługi potrzeba
dobrze przeszkolonych żołnierzy. Podstawą wyposażenia armii
w Donbasie była jednak, i jest nadal, stara broń z czasów ZSRR.
InformNapalm przez lata ujawniał szczegóły dotyczące
dokładnego rozlokowania sprzętu wojskowego. Grupa
namierzyła miejsca rozmieszczenia różnych modeli
transporterów opancerzonych, czołgów, wojskowych
samochodów ciężarowych, wozów dowodzenia, ciężkich
wyrzutni rakietowych, systemów wyrzutni rakietowych,
systemów rakiet taktycznych ziemia–powietrze, niszczycieli
czołgów i haubic.
Według Kremla niczego takiego nigdy nie przetransportowano
z Rosji na Ukrainę. Było to osobliwe oświadczenie, zważywszy na
fakt, że modeli umieszczonych w bazie danych InformNapalm
nigdy nie produkowano na Ukrainie ani nigdy nie zakupiono ich
od Rosji dla armii ukraińskiej.
Od lipca 2014 roku InformNapalm poświęcił się również
badaniom losu samolotu pasażerskiego linii Malaysia Airlines.
Został on zestrzelony rosyjskim pociskiem rakietowym ziemia–
powietrze, ale Kreml zaprzeczał, że to jego wina. Grupa Burki
zgromadziła dowody na udział Rosji w katastrofie i oficjalnie
przekazała je międzynarodowej komisji badawczej.
Na wschodniej Ukrainie InformNapalm zbierał również ważne
informacje potwierdzające wielkie inwestycje Rosji w wojnę
elektroniczną. Ochotnicy zaobserwowali kilka nowych rodzajów
rosyjskiego sprzętu wojskowego, na przykład zagłuszaczy
radiowych lub systemów, dzięki którym można śledzić sygnały
radiowe, i wiele modeli bezzałogowych samolotów
zwiadowczych.
W uaktualnionej w 2014 roku doktrynie wojskowej Rosji wojna
elektroniczna została zdefiniowana jako forma wojny
informacyjnej. Daje ona Kremlowi podobne korzyści jak
rozsiewanie propagandy i cyberataki: wyśledzenie zakłócania
radarów i kanałów informacyjnych przez wroga jest bardziej
skomplikowane niż namierzenie miejsc, w których
przeprowadził on ataki fizyczne. Dlatego przed metodami walki
elektronicznej trudno się obronić – albo kogokolwiek o nie
oskarżyć przed trybunałem wojskowym.
W 2015 roku InformNapalm zlokalizował w Ługańsku,
w zajętym przez wojsko urzędzie podatkowym, centrum, które
zakłócało fale radiowe w okolicy. Emitowany sygnał był kilka
razy mocniejszy niż ten pochodzący z nadajnika lokalnego
kanału telewizyjnego. Analitycy z InformNapalm doszli do
wniosku, że budynku byłego urzędu używa się jako swoistego
sztabu głównego rosyjskich wojsk prowadzących wojnę
elektroniczną na tym obszarze.
Później ochotnicy znaleźli nagranie wideo, na którym rosyjscy
żołnierze przechwalali się, mówiąc o „zabezpieczaniu tego
pieprzonego gówna”. Mieli na myśli nowoczesny system
Borisoglebsk-2 produkcji rosyjskiej, służący do walki
elektronicznej, który uważany jest za jednostkę centralną w tej
wojnie. Oprócz wielu innych sztuczek umie także zakłócać sieci
komórkowe.
Na przeanalizowanym przez InformNapalm filmie rosyjscy
żołnierze dumnie prezentują sprzęt. Jeden z nich mówi:
„Patrzcie, kurwa, bierzemy Ukry na cel i strzelamy. W ten sposób.
To nasz ukryty człowiek, co wszystko obserwuje. I patrzy na
Ukropię”.
„Ukry” to obraźliwe, potoczne określenie na Ukraińców,
Ukrainę z kolei pogardliwie nazywa się „Ukropią”.
Wydaje się, że Rosja testuje na Ukrainie nowoczesne sposoby
prowadzenia wojny elektronicznej i systemy wywiadu
radiowego, które szpiegują komunikację, przechwytują
wiadomości oraz zakłócają działanie sprzętu sił zbrojnych
Ukrainy.
W roku 2015 dowodzący siłami lądowymi Stanów
Zjednoczonych w Europie Ben Hodges powiedział, że Rosję
cechuje zdumiewająca zdolność prowadzenia wojny
elektronicznej, a armia USA powinna uczyć się od Ukraińców.
W końcu w lutym 2015 roku podpisano drugie zawieszenie
broni. I znów szybko je złamano, i znów pojawiły się raporty
InformNapalm.
Niedługo po tym, jak ochotnicy ujawnili, że rosyjscy żołnierze
zerwali rozejm, i zażądali od Kremla poszanowania dla zawartej
umowy, Rosja zaczęła wywierać naciski.

SŁUŻBY SPECJALNE OBSERWUJĄ SYTUACJĘ


Roman Burko i inni ochotnicy otrzymują wiele dowodów wprost
od rosyjskich żołnierzy. Część z nich umieszcza swoje zdjęcia
z wojny na Ukrainie w serwisach Facebook, WKontaktie
i Odnoklassniki.
Ochotnicy przeczesują media społecznościowe, zbierając
imiona i nazwiska żołnierzy, stopnie wojskowe oraz inne dane
personalne. Potem publikują ich posty, zdjęcia i filmy jako
dowody. Od czasu do czasu InformNapalm udostępnia dane
poszczególnych żołnierzy, na przykład numer telefonu lub adres
domowy.
Zapytałam Burkę o opinię na temat etyczności takiego
postępowania. Jego zdaniem przy publikowaniu informacji grupa
trzyma się określonych standardów. Ale InformNapalm zastrzega
sobie większe pole manewru, niż mają zwykli dziennikarze,
ponieważ jego misja jest inna. Oprócz przekazywania informacji
chodzi tu również o skuteczne działanie przeciwko wojnie
prowadzonej przez Rosję.
„Gdy na przykład podamy numer telefonu terrorysty – mówi
Burko, mając na myśli rosyjskich żołnierzy – to potem
dziennikarz lub ktokolwiek inny może do niego zadzwonić
i zapytać wprost o opinię na temat informacji opublikowanych
przez InformNapalm”.
Gdy na początku października 2015 roku siły powietrzne Rosji
zbombardowały Syrię, powodując śmierć kobiet i dzieci,
InformNapalm udostępnił informacje o rosyjskich lotnikach,
którzy dokonali nalotu. Dane osobowe wraz z adnotacją o służbie
wojskowej zostały opublikowane w języku angielskim, rosyjskim
i arabskim.
W związku z wydarzeniem ochotnicy przedstawili rosyjskiemu
dowództwu wojskowemu warunek: za każdym razem, gdy ich
armia złamie zawieszenie broni w Donbasie, zostaną ujawnione
nowe dane o lotnikach zabijających cywilów w Syrii.
Rosyjskie gazety i kanały telewizyjne oskarżały InformNapalm
o wystawianie na niebezpieczeństwo życia pilotów. Według
tamtejszych mediów Ukraina prowadziła wojnę informacyjną
przeciwko Rosji.
Przedstawiciel przychylnego Kremlowi moskiewskiego
instytutu badawczego udzielił wywiadu gazecie „Moskowskij
Komsomolec”, w którym powiedział, że „Kijów otworzył syryjski
front przeciwko Rosji”. Wbrew faktom stwierdził, że dane
pilotów zostały opublikowane przez władze Ukrainy. Według
niego sądziły one, że prowadzą wojnę hybrydową przeciwko
Rosji. „Dzięki temu widzimy, w jaki sposób próbują one
podburzyć opinię publiczną kłamstwami i przejaskrawionymi
faktami”, powiedział Denis Denisow z Instytutu Krajów
Wspólnoty Niepodległych Państw.
W tym samym artykule ujawnienie danych osobowych pilotów
zostało określone jako „absolutnie naganne”, padły w nim
również słowa: „Wygląda na to, że Moskwa musi odpowiedzieć
na tę prowokację”. Oś tekstu stanowiła wizja Kremla i z tej
perspektywy ataki lotnicze w Syrii kierowane były przeciwko
Daeshowi i działaniom terrorystycznym.
Dziennik dalej obwiniał ukraińskie władze. Według niego cała
„międzynarodowa społeczność musi przedsięwziąć środki
przeciwko Ukrainie, żeby uniknąć podobnych wypadków”.
W artykule nie wspomniano o cywilach zabitych przez
rosyjskie siły powietrzne, chociaż międzynarodowe organizacje
praw człowieka już wcześniej uzmysłowiły tę sprawę światowej
opinii publicznej.
Również Dmitrij Pieskow, rzecznik prasowy prezydenta
Władimira Putina, odpowiedział za pośrednictwem rosyjskich
mediów na żądania InformNapalm.
Piętnastego października 2015 roku PR-owiec Putina
poinformował, że opublikowanie na ukraińskich stronach
internetowych treści dotyczących uczestników operacji Sił
Powietrzno-Kosmicznych Federacji Rosyjskiej uważa się za wrogi
akt skierowany przeciwko Rosji i Rosjanom.
Według Pieskowa służby specjalne, czyli wywiadowcze,
obserwują sytuację i podejmą wszelkie niezbędne środki, żeby
zagwarantować bezpieczeństwo rosyjskim żołnierzom.
Oświadczenie wydane przez Pieskowa potwierdziło
przypuszczenia członków InformNapalm: rosyjski wywiad ich
obserwował.
Zawieszenie broni na Ukrainie cały czas było łamane. Z tego
powodu InformNapalm opublikował infografikę przedstawiającą
32 pilotów i nawigatorów, którzy wzięli udział w nalotach
bombowych na Syrię, wraz z ich stopniami wojskowymi,
przyporządkowaniem do oddziału, zdjęciami twarzy,
informacjami o edukacji wojskowej i roku jej ukończenia oraz
datami urodzenia.
I podobne informacje udostępniał również później.
Już po pierwszej publikacji Rosja nie tylko wywierała publiczną
presję na Ukrainę, lecz również próbowała tajnych
dyplomatycznych nacisków.
Strona InformNapalm jest zarejestrowana na Ukrainie, ale jej
zawartość znajdowała się na kanadyjskich serwerach. W grudniu
2015 roku ambasada Rosji w Kanadzie wystosowała wobec
tamtejszego Ministerstwa Spraw Zagranicznych oficjalne
żądanie. Dokument stanowił, że władze kraju muszą usunąć
„wrażliwe informacje opublikowane na kanadyjskich
serwerach”.
Kiriłł Kalinin, rzecznik prasowy ambasady Rosji w Ottawie,
powiedział kanadyjskim mediom, że „rząd Kanady został
odpowiednio poinformowany i strona rosyjska oczekuje
adekwatnej reakcji na ten problem dotyczący spraw
bezpieczeństwa”.
W praktyce Rosja zamierzała wykorzystać rząd kanadyjski jako
narzędzie, które posłuży do zerwania umowy o hostingu zawartej
z InformNapalm przez sprzedające miejsce na serwerze
prywatne przedsiębiorstwo.
Rosja chciała więc jako postronne państwo cenzurować
i usunąć poza zasięg odbiorców niekorzystne dla siebie
informacje. Gdyby to się udało, najwyższe kierownictwo
polityczne Rosji wystąpiłoby przeciwko wolności słowa.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych Kanady poinformowało, że
dotarły do niego wyrazy niepokoju Rosji, i przekazało sprawę
policji. Ta zaś, przynajmniej na gorąco, nie skomentowała tego
przypadku publicznie.
Już od momentu otwarcia strony Burko i jego przyjaciele
przygotowywali się na próby jej zlikwidowania. Z tego powodu
utworzyli kopie zapasowe witryny na serwerach w różnych
krajach. Jeśli w jednym z nich strona zostanie usunięta, można ją
natychmiast otworzyć w drugim.
„Rosja nie może przycisnąć wszystkich krajów świata.
Nietrudno zbudować taki system zabezpieczeń, gdy ma się
pojęcie o tej robocie”, mówi Burko.
On sam nie słyszał, jakoby w sprawie ich strony zostało
wszczęte jakiekolwiek śledztwo. Wygląda na to, że kanadyjska
policja nie dopatrzyła się naruszenia prawa, bo nie zajęła się
sprawą. Bazę danych oraz obszerne teksty na temat rosyjskich
pilotów i nawigatorów można nadal łatwo znaleźć na stronie
InformNapalm, tak samo jak szczegółowe informacje
o przeprowadzonych przez nich operacjach powietrznych
przeciwko cywilom.
Kiriłł Kalinin, rzecznik prasowy ambasady Rosji, został
natomiast wydalony z Kanady trzy lata później – wkrótce po tym,
jak tamtejszy rząd poinformował o przymusowym odesłaniu
z kraju czterech oficerów operacyjnych rosyjskiego wywiadu.
Według doniesień prasowych Kalinin przed swoim wyjazdem
rozpowszechniał wśród dziennikarzy w Ottawie wykradzione
informacje poufne i proponował im na Twitterze tematy
artykułów.
Ale otwarte skargi Kremla w sprawie upublicznienia nazwisk
lotników znalazły odzew w środkach masowego przekazu kilku
krajów. W paru artykułach, w ślad za Kremlem, spekulowano,
czy ujawnienie tych danych naraża siły powietrzne Rosji w Syrii
na ataki islamskich ekstremistów.
Część z rosyjskich mediów państwowych wyniosła debatę na
nowy poziom. Zaczęły one oskarżać InformNapalm o wspieranie
terrorystów z ISIS. I gdy takie zarzuty padły po raz pierwszy,
trolle rozpowszechniły je w mediach społecznościowych.
InformNapalm informował również, że jego członkowie
otrzymali groźby śmierci od rosyjskich służb bezpieczeństwa.
Wsparcie ogniowe dla ataków przeciwko InformNapalm
przyszło z niespodziewanej strony. Białoruscy rezerwiści
prowadzą trójjęzyczną witrynę internetową o nazwie Przegląd
Wojskowo-Polityczny, na której publikują teksty własne
i gościnne. Na stronie znajduje się informacja, że zawiera ona
odpowiedzi na obawy żołnierzy dotyczące – jak to zostało
nazwane – jednostronnych i niewyczerpujących tematu
doniesień medialnych o sprawach wojskowych Białorusi.
W grudniu 2015 roku Przegląd Wojskowo-Polityczny
wystartował z „rzetelną” serią artykułów specjalnych. Nazwał
grupę InformNapalm „przyjaciółmi ISIS” i z pogardą przypisywał
ochotnikom pracę dla Ministerstwa Obrony Ukrainy. Oprócz tego
opublikował informacje prywatne dotyczące członków ich
rodzin, często nadając im rasistowski wydźwięk.
Seria artykułów została zainaugurowana „dziennikarskim
śledztwem” dotyczącym jednego z białoruskich ochotników
w InformNapalm. W swojej ojczyźnie był on już wcześniej celem
ataków wiernego prezydentowi Aleksandrowi Łukaszence KGB.
Teraz białoruscy rezerwiści opublikowali jego imię, nazwisko
i kilka zdjęć, dzięki którym dało się go zidentyfikować, jego datę
urodzenia, informacje o wykształceniu, znajomości języków
obcych oraz działalności podczas Euromajdanu w Kijowie, imię
ojca wraz z datą urodzenia, niepotwierdzone wiadomości
o rodzinie ochotnika, nazwisko matki, informacje o jej
stosunkach z innymi ludźmi i rzekomych poglądach
politycznych – wszystko w pogardliwym tonie.
Na stronie zostały umieszczone również zdjęcie rzekomej
partnerki białoruskiego ochotnika, jej nazwisko i link do profilu
na Facebooku, adres zamieszkania obojga, numery telefonu
domowego oraz komórek.
Oprócz tego opublikowano informacje o wspólnym prywatnym
przedsiębiorstwie pary, a wszystko opatrzono oskarżycielskim
komentarzem, że biznes jest „w tak samo złym stanie jak sprzęt
wojskowy kijowskiej junty”.
W artykule sugerowano także, że aktywista otrzymuje
wynagrodzenie pieniężne od InformNapalm, i przeanalizowano
pochodzenie jego prapradziadków: w rasistowskim tonie
próbowano określić narodowość przodków i przedstawiono
konkluzję, że „w żyłach ochotnika najprawdopodobniej płynie
żydowska, polska i ukraińska krew”.
Na końcu serii artykułów ich autorzy wyznali, że badanie
sprawy było dużym poświęceniem, ponieważ wywoływała
w nich uczucie wstrętu.
Po spenetrowaniu życia prywatnego ochotnika i jego rodziny
białoruscy rezerwiści zaatakowali na swojej stronie Romana
Burkę. Jeden z autorów artykułów napisał, że na podstawie
„otwartych źródeł” przeprowadził badanie na temat osoby, która
jego zdaniem posługuje się tą tożsamością.
Konkluzja wysnuta na podstawie dowodów, które nie zostały
przedstawione, głosiła, że Burko to ukraiński oficer mający
podejrzane związki z wymienionym z nazwiska amerykańskim
żołnierzem. Opisane zostały również szczegóły życia prywatnego
rzekomej żony mężczyzny uznanego za Burkę, opublikowano jej
dane osobowe, informacje o znakach szczególnych i zdjęcia, które
podobno przedstawiały synów pary.
Strona usprawiedliwiała hejt tym, że jej celem jest „ochrona
Białorusi” przed ludźmi pokroju Burki i białoruskiego ochotnika.
Zdaniem autorów tekstów grupa InformNapalm to nic innego jak
specjalny projekt powołany do życia przez ukraińskie
Ministerstwo Obrony.
Historie białoruskiej strony krążyły w szerokim ekosystemie
wpływów prorosyjskiego internetu. Opublikowała je również
otwarta w 2014 roku przez osobę prywatną witryna z rosyjską
propagandą o nazwie Russkaja Wiesna.
Według danych z monitoringu ruchu w internecie Russkaja
Wiesna ma nawet ponad dwa miliony odsłon dziennie. Czytana
jest w Rosji, na Ukrainie, w Niemczech, Holandii i Stanach
Zjednoczonych. Strona codziennie publikuje w olbrzymich
ilościach i w wielu językach kremlowską propagandę i fake
newsy, choć reklamuje się jako źródło „tylko zweryfikowanych
informacji”.
Nazwa jest znacząca. Tym terminem kremlowscy architekci
propagandy ochrzcili zorganizowane w 2014 roku na Ukrainie
przez własne oddziały specjalne prorosyjskie zamieszki
i demonstracje. Nazwa nawiązuje do arabskiej wiosny, czyli
powstań przeciwko dyktatorom w Libii, Egipcie i Syrii w 2011
roku.
Ale próby zaszufladkowania InformNapalm jako podpory
organizacji terrorystycznych się nie powiodły. Nikt o zdrowych
zmysłach nie uwierzył w taką opinię.
Mimo wymierzonych w poszczególnych członków grupy
kłamstw, które szybko rozeszły się w sieci, InformNapalm może
kontynuować pracę, a wszystkie wersje językowe jego strony
internetowej nadal działają i zaspokajają potrzeby informacyjne
odbiorców. Opublikowano na niej nazwiska kolejnych lotników,
którzy wzięli udział w bombardowaniu Syrii, wraz z ich danymi
osobowymi, zdjęciami i stopniami wojskowymi.
Ponieważ Rosji nie udało się zrównać z ziemią imperium
InformNapalm ani drogą dyplomatyczną, ani za pomocą fake
newsów, ani przez starania trolli, spróbowała jeszcze innej
strategii.

PATRIOTYCZNI HAKERZY
Atak DDoS, czyli rozproszona odmowa usługi, jest
przeprowadzany na przykład za pomocą przekierowania na
konkretną stronę tak dużego ruchu, że serwer zaczyna odmawiać
dostępu i pada.
Po udanym ataku żaden z internautów nie da rady dostać się
na stronę, ponieważ ta się nie ładuje.
Podczas wielu bezsennych nocy programiści InformNapalm
bronili serwisu przed takimi atakami i naprawiali ich skutki.
Strona główna regularnie była ich celem.
Obecnie grupa używa Cloudflare’a – stworzonego przez
amerykańską firmę oprogramowania, które chroni ich witrynę
i blokuje kolejne ataki.
„Czasami przyprawiają nas o spory ból głowy, ponieważ są
zmasowane. W wielu przypadkach równocześnie przeprowadza
się kilka ataków”, mówi Burko.
Ale ochotnicy analizowali wszystkie wykorzystywane przez
hakerów metody oraz próbowali wyciągnąć z nich wnioski, by
odpowiadać na ataki skuteczniej.
Raz udało im się przekierować atak na serwer, na którym
strony utrzymują rosyjskie służby bezpieczeństwa FSB.
Ucieszyło ich to. Ponownie zdołali zmusić rosyjską machinę
bezpieczeństwa do użycia własnych zasobów najpierw do
odparcia ataków, a potem do zbadania, kto je przypuścił.
„Mamy nadzieję, że odkryli, że zrobiliśmy to my”.
Ukraina to ojczyzna wielu zdolnych hakerów. Część z nich
broni jej ochotniczo w szaleńczej cyberwojnie.
Cztery grupy hakerów, nazywające siebie haktywistami, są
w obronie kraju szczególnie aktywne. Nazywają się Trinity,
CyberHunta, Falcons Flame i RUH8. Gdy łączą siły przeciwko
Kremlowi, działają pod szyldem Ukrainian Cyber Alliance,
Ukraińskiego Cybersojuszu.
Gotowi do obrony ojczyzny haktywiści ufają ochotnikom
z InformNapalm. Dlatego od czasu do czasu wysyłają im dane
zebrane w wirtualnej przestrzeni. Często docierają do tajnych
informacji, na przykład korespondencji rosyjskich oficerów.
W takich przypadkach sieć Burki przetwarza pozyskane
wiadomości, analizuje je i na ich podstawie przygotowuje
raporty.
W kwietniu 2016 roku InformNapalm opublikował artykuły,
których podstawą było 30 gigabajtów maili i zawartości pobranej
z profili w mediach społecznościowych. Dane należały pierwotnie
do centralnych rosyjskich koordynatorów, których zadaniem jest
nadzorować bojówki, najemników i zwykłych poborowych
w Donbasie i w Syrii oraz dawać im instrukcje.
W swoich artykułach InformNapalm prezentuje screenshoty
maili oraz dokładnie objaśnia hierarchię dowodzenia pomiędzy
rosyjskimi koordynatorami i ochotnikami, stojącymi na czele
pozornie niezależnych oddziałów zbrojnych, oraz
administratorami stron z prokremlowską propagandą.
Wykradzione dane odsłoniły rozbudowaną sieć rosyjskich
agentów wpływu, którzy wydają rozkazy i udzielają rad wielu
grupom sabotażystów działających na Ukrainie. W świetle tych
informacji przywódca jednej z pozoru niezależnej organizacji
pozarządowej w Donbasie okazał się byłym oficerem rosyjskiej
FSB.
Materiały pokazały również, że Rosja przyznała wizy wielu
ochotnikom, którzy chcieli dołączyć do wspieranych przez nią
wojsk na wschodniej Ukrainie. Zgodnie z ukraińskim prawem
przekroczenie granicy państwa przez punkt kontroli, którego nie
obsadza armia Ukrainy, jest surowo zabronione.
W mailach znalazły się skany paszportów ochotników
hinduskiego, włoskiego i fińskiego oraz przyznane im przez Rosję
wizy turystyczne i biznesowe. InformNapalm opublikował
pozyskane z nich dane, które dołączył do dowodów
gromadzonych na potwierdzenie udziału tych osób w walkach na
wschodniej Ukrainie. Zeskanowany fiński paszport należał do
wspomnianego już Petriego Viljakainena.
Ukraińscy haktywiści mieli szczególnie dużo pracy w kwietniu
2016 roku. Dwie gotowe do obrony kraju grupy, Falcons Flame
i Trinity, włamały się do systemu informatycznego strony Anna
News, która zajmuje się publikowaniem fake newsów Kremla,
i zniszczyły jej zawartość, łącznie z kopiami zapasowymi.
Potem zamieściły na niej własną treść: linki do śledztw
InformNapalm oraz wiadomość wideo, którą mężczyzna w masce
Guy Fawkesa, symbolu grupy Anonymous, odczytywał wprost do
kamery.
„Jeśli oglądasz to nagranie, to znaczy, że oczyściliśmy
przestrzeń informacyjną z jeszcze jednej strony rosyjskich
terrorystów”.
Zamaskowany mężczyzna zwrócił się również do
administratorów serwisu Anna News i oświadczył, że hakerzy
przejęli wszystkie trzymane w tajemnicy informacje o nich
i o gościach witryny oraz skasowali kopie zapasowe strony.
Haktywiści przekazali te same dane również członkom
InformNapalm oraz ukraińskim służbom bezpieczeństwa.
Zamaskowany mężczyzna z nagrania zachęca widzów do
połączenia sił w walce o zwycięstwo nad Rosją: „Przestańcie
kupować rosyjskie towary, przestańcie wierzyć rosyjskim
mediom”. Mobilizuje ludzi do wspierania ukraińskich sił
zbrojnych oraz siebie nawzajem. „Nasza broń to rozum, wiara
i wolna wola. Każdy z was potrafi zadać wrogowi cios. Pomóżcie
tym, którzy potrzebują pomocy i bezpieczeństwa. Razem
jesteśmy siłą, która wygra wojnę”.
Grupa Romana Burki opublikowała artykuły o losie serwisu
Anna News i poinformowała o wielu nieudanych próbach
administratorów strony, aby przywrócić ją do działania.
„Zazwyczaj gdy strona pada, jej administrator może użyć
gotowego pliku kopii bezpieczeństwa. Ale haktywiści zastąpili go
własnym. Dwukrotnie próbowano przywrócić do życia Anna
News, ale kopia była uszkodzona. Nie dało się ponownie
uruchomić strony”, mówi Burko.
Patriotyczni ukraińscy haktywiści mieli jeszcze jednego asa
w rękawie.
Zrobili i zatrzymali u siebie kopię pierwotnej kopii zapasowej
serwisu Anna News. Według raportów InformNapalm haktywiści
zaproponowali administratorom strony wymianę: oddadzą im
skopiowany przez siebie plik, jeśli w zamian Rosja uwolni
ukraińskich jeńców wojennych.
Pytam Romana, czy działalność niektórych haktywistów może
być uznana za sprzeczną z ukraińskim ustawodawstwem, na
przykład z punktu widzenia ochrony przed cyberprzestępczością.
Burko potwierdza i dodaje: „Z drugiej strony zgodnie z naszą
konstytucją każdy obywatel ma obowiązek obrony niepodległości
Ukrainy i nienaruszalności jej terytorium. Ukraińskie
społeczeństwo obywatelskie zaprotestowałoby, gdyby
patriotyczni hakerzy usłyszeli z tego powodu zarzuty.
Prawdopodobnie wywołałoby to demonstracje”.
W tym samym czasie, gdy ukraińscy haktywiści odgrzebywali
rosyjskie tajemnice, nienawistne siły zafiksowane na punkcie
ujawnienia tożsamości Romana Burki prowadziły dalej własne
„badania”.

ODPOWIEDNI KANDYDACI
Federalnoje Agentstwo Nowostej, czyli RIA FAN, jest stroną
prowadzoną rzekomo z Ukrainy, ale tak naprawdę kieruje nią
petersburska fabryka trolli. Uderzyła w Romana Burkę we
wrześniu 2016 roku.
Autorzy rosyjskojęzycznego artykułu atakującego Romana
Burkę powołują się na źródło, którym miała być wymiana
korespondencji „pomiędzy personelem wojskowym ukraińskich
jednostek specjalnych a Ministerstwem Obrony Ukrainy”.
Materiał rzekomo pochodzi od grupy hakerek z Ukrainy
o nazwie Beregini. Zapytałam o nią wysokiego rangą
ukraińskiego dyplomatę, ale odpowiedział, że nigdy o niej nie
słyszał.
Opublikowany przez RIA FAN materiał wygląda, jakby składał
się ze zrzutów ekranu, które prezentują rzekomą rozmowę
grupową prowadzoną w aplikacji Messenger przez Burkę
i jakichś innych użytkowników Facebooka.
Ale wiadomości na czacie, które zdaniem fabryki trolli
„dowodzą powiązań Burki” z władzami, są pod względem treści
niezrozumiałe, przypuszczalnie wyrwane z pierwotnego
kontekstu i opatrzone komentarzem trolli. Być może zostały
również przerobione.
Mimo to RIA FAN oskarża wspomnianego z nazwiska
ukraińskiego kapitana o posługiwanie się pseudonimem Roman
Burko.
„Osoba, którą w artykule identyfikuje się jako mnie, nie jest
mną. Nadal wszędzie używa się tych samych, dobrze znanych
z radzieckich czasów sztuczek”, mówi Burko.
Również stacja telewizyjna Ministerstwa Obrony Federacji
Rosyjskiej, Zwiezda (Gwiazda), zaatakowała zarówno
InformNapalm, jak i brytyjskich dziennikarzy śledczych z grupy
Bellingcat, cytując słowa szefa resortu.
Ale ukraińscy ochotnicy byli zbyt zajęci przygotowywaniem
raportów i nie zwracali większej uwagi na obrzucanie ich błotem.
Jesienią 2016 roku Ukrainian Cyber Alliance włamał się do
skrzynek mailowych biura doradcy politycznego prezydenta
Władisława Surkowa oraz jego asystenta. Haktywiści przekazali
zdobyte dane wyłącznie członkom InformNapalm w celu ich
analizy i opublikowania.
Ochotnicy przeczesali zawartość służbowej poczty Surkowa
i stwierdzili jej autentyczność.
W opublikowanych artykułach przedstawili znaleziska jako
dowody na to, w jaki sposób krąg otaczający Putina uczestniczył
w planowaniu konfliktu przeciwko Ukrainie i jego inicjowaniu.
Maile pokazywały, że Surkow wspierał rosyjskie interesy w obu
marionetkowych państwach, które zostały utworzone na
wschodnich rubieżach kraju.
InformNapalm odkrył, że rosyjscy agenci i najważniejsi
dowódcy odpowiadający za najemników w Doniecku i Ługańsku
raportowali Surkowowi o przeprowadzonych sabotażach.
Opisywali w mailach, jak postępowały próby zdestabilizowania
sytuacji na okupowanych obszarach Ukrainy i co chcą
zrealizować w przyszłości.
W wiadomościach dyskutowano też o szczegółach operacji
w mediach i wyliczano odpowiednich kandydatów na nowych
wysokich urzędników w Ługańsku.
Włamanie i wyciek danych nazwany Surkow Leaks stał się
ważną wiadomością w światowych mediach. Niektórzy
dziennikarze nie wierzyli, że to naprawdę ukraińscy haktywiści
są odpowiedzialni za tak profesjonalny atak, więc podejrzewali
o niego służby wywiadowcze Stanów Zjednoczonych.
„Jestem bardzo szczęśliwy, że nasza organizacja mogła pomóc
w rozpowszechnianiu ważnych informacji, które zostały
pozyskane przez Ukrainian Cyber Alliance. To przybliża nas do
zwycięstwa”.
Kreml zaprzeczył jakiemukolwiek włamaniu i oznajmił, że
Surkow nie używał nawet poczty elektronicznej. Jakkolwiek by
było, jego doradca, na którego konto hakerzy również się dostali,
został zwolniony na początku 2017 roku.
Niedługo po sprawie Surkowa InformNapalm padł ofiarą
kolejnego ataku internetowego.
Tym razem chodziło o stronę, której założycielem
i właścicielem jest Aleksandr Dugin, nazywany okultystą-faszystą
człowiek uważany za najważniejszego doradcę Putina.
Dugin jest znany z wyjątkowo przemyślanych słownych ataków
na zachodni liberalizm i demokrację oraz z lansowania koncepcji
Eurazji – oznaczającej w zasadzie były Związek Radziecki.
Prowadził wykłady na nastawionych na dezinformację
międzynarodowych konferencjach organizowanych przez
prokremlowskich aktywistów oraz cieszących się silną pozycją
pracowników administracji państwowej, takich jak Johan
Bäckman. To właśnie on sprowadził Dugina do Finlandii, żeby
głosił swoje nauki.
Publikująca rosyjskojęzyczną propagandę Jewrazija, mała
i według mierników ruchu rzadko przyciągająca czytelników
strona Dugina, nazwała dwóch członków InformNapalm
„propagandzistami kijowskiej junty”.
W tym samym artykule zdyskredytowano innych
zagranicznych badaczy i ekspertów do spraw bezpieczeństwa.
Całą grupę nazwano „kadrami NATO szkolonymi w celu zajęcia
Rosji”.
Ale międzynarodowa opinia publiczna zareagowała
entuzjastycznie na odkrycia InformNapalm. Zarówno Rada
Europejska, jak i NATO używały analiz jako źródeł informacji do
przygotowania oświadczenia w odpowiedzi na rosyjską agresję.

KREML CHCE FILMÓW Z YOUTUBE’A


W roku 2017 Roman Burko i jego przyjaciele nadal zajmowali się
publikowaniem twardych faktów dotyczących działań Rosji na
Ukrainie, w Syrii i Polsce.
Ukraińscy haktywiści pomogli im zdemaskować właścicieli
i administratorów rosyjskich stron propagandowych, ujawnić
polityczną ingerencję Rosji w Polsce oraz potwierdzić, że Rosjanie
korzystają z usług najemników z Grupy Wagnera i innych firm
wojskowych.
Zidentyfikowali oni ponad dwa tysiące rosyjskich żołnierzy
w Donbasie, ujawnili na Ukrainie wspieranego przez FSB
człowieka zajmującego się zgłaszaniem fałszywych alarmów
bombowych i przekazali nowe informacje ukraińskim organom
bezpieczeństwa.
W marcu 2017 roku InformNapalm doniósł o nowych
kontratakach haktywistów, których celem była Rosja.
Już rok wcześniej haktywiści wykonali serię dyskretnych akcji,
a teraz przekazali dalej pozyskane dzięki nim informacje. Na
WKontaktie znaleźli grupy aktywnie rozsiewające kremlowską
propagandę, jak na przykład centrum analiz Aleksandra Dugina
o nazwie Katechon oraz NovorosInform – społeczność
propagandzistów, która próbowała wpływać na ukraińskie
środki przekazu.
Haktywiści dostali się do tych grup i znaleźli tam dowody na to,
że niczego nieprzeczuwający ludzie przyjmowali instrukcje od
Rosjan. Zgromadzone informacje zostały przekazane ukraińskim
organom bezpieczeństwa oraz, z wyłącznością na ich
opublikowanie, ochotnikom z InformNapalm.
Ci zaś zaprezentowali je na własnej stronie, łącznie z listą
czterech tysięcy nazwisk osób, które udostępniły swoje dane, by
uczestniczyć w działaniach wojsk najemnych lub pracować dla
Rosji w charakterze agentów.
Na podstawie zhakowanych informacji grupa wywnioskowała,
że obywatele Rosji prowadzili zorganizowaną wojnę
informacyjną przeciwko Ukrainie i rekrutowali do niej
ochotników. Wszystko to opłacali rosyjscy politycy, służby
wywiadowcze, biznesmeni i tym podobni.
Drugi znaczący sukces to ujawnienie dużej politycznej
kampanii wpływów, prowadzonej przez Aleksandra Usowskiego,
prokremlowskiego sabotażystę z Białorusi. Ukraińscy haktywiści
dostali się do komputera propagandzisty i przez miesiące śledzili
jego działalność.
Ponieważ Usowski zachował wszystkie stare maile, na światło
dzienne została wydobyta również jego korespondencja
z Instytutem Krajów Wspólnoty Niepodległych Państw –
sterowanym przez Kreml ośrodkiem propagandowym. Kieruje
nim człowiek numer dwa rosyjskiej Dumy, Konstantin Zatulin,
który jest członkiem partii Putina Jedna Rosja.
W mailach Usowski informował ludzi Zatulina, że jest skłonny
utworzyć „organizację pozarządową”, która działałaby
w środkach przekazu w Polsce, Czechach, na Słowacji i Węgrzech,
żeby propagować koncepcję rosyjskiego świata. Usowski wyliczył
budżet dla przedsięwzięcia i poprosił Rosję o pomoc finansową.
Wkrótce zaczął przygotowywać szkice not dla Zatulina, jako
ekspert udzielać wywiadów rosyjskiej telewizji i tworzyć siatki
kontaktów między różnorodnymi, również skrajnie
prawicowymi grupami w Polsce i innych krajach Europy
Wschodniej.
Usowski koordynował kilka projektów równocześnie. Próbował
zorganizować prorosyjską partię w Polsce i wzmocnić grupę
eurosceptyków, zamawiał i opłacał demonstracje, organizował
debaty promujące politykę Kremla, kontaktował się z polskimi
parlamentarzystami i podsycał antyukraińskie nastroje w całej
Europie Wschodniej.
Z przechwyconych maili wiadomo, że forsował również
szczegółowy projekt zdelegalizowania „rusofobii” w Polsce. Prosił
o 75 tysięcy euro na jego sfinansowanie.
Wymiana maili na Kremlu pokazuje, że jego pomysły podobały
się Zatulinowi. Usowski poszerzał plany i prosił o więcej
funduszy.
„Ogólnie rzecz biorąc, potrzebujemy 20 tysięcy euro, żeby
rozpocząć prace. Potem wszystko będzie w chuj piękne! Ukraina
będzie miała przeciwko sobie porządny front na Zachodzie, ukry
w Polsce zaraz zmiękną i przestaną się fotografować z polskimi
pomnikami i flagami Prawego Sektora (tak jak to robią teraz)”.
Z maili wynika, że planował on popularyzowanie przekazów
Kremla na wydarzeniach kulturalnych i za pomocą festiwalów
filmowych.
Hakerzy dotarli również do rozmów Usowskiego na
Messengerze. Okazało się, że otrzymał od rosyjskiego oligarchy
duże sumy, co najmniej 100 tysięcy euro, żeby zorganizować
prokremlowskie demonstracje w różnych częściach Polski, Czech
i Słowacji. Kontaktował się z aktywistami z różnych krajów
i kupił sobie samochód, ale w końcu stracił ostatnią transzę
dofinansowania. Według InformNapalm odcięcie źródła
pieniędzy wiązało się najprawdopodobniej z administracyjnymi
lub strategicznymi zmianami na Kremlu.
Jeden z projektów Usowskiego zakładał profanowanie
i niszczenie ukraińskich pomników. Za wykonanie tej brudnej
roboty sabotażysta zapłacił polskim nacjonalistom.
Po tym, jak Usowski przelał dwa tysiące euro na konto
bankowe córki polskiego aktywisty, na pomniku pojawiły się
prorosyjskie hasła. Na miejsce udało się sprowadzić mizerną
grupę ludzi, żeby wymachiwali sztandarami i się awanturowali.
Z wymiany wiadomości Usowskiego międzynarodowa opinia
publiczna mogła się również dowiedzieć, że Kreml oczekiwał
umieszczenia filmów na YouTubie, co miało być potwierdzeniem
przeprowadzenia udanego, zasługującego na wsparcie finansowe
przedsięwzięcia.
„…to nie jest śmieszne. Moskwa czeka na raport z Hruszowic
i Budapesztu, zależy od tego dalsze finansowanie projektu. Filmy
na YouTubie są BARDZO WAŻNE!”, napisał Usowski.
W wiadomościach wspominano wielokrotnie o przelewach
wykonanych za pośrednictwem Western Union, na przykład
płynących na Słowację. Pieniądze były przeznaczone na
organizację różnych wydarzeń. Jedno z najciekawszych odkryć
haktywistów dotyczyło powiązań Usowskiego z Mateuszem
Piskorskim, polskim politykiem i byłym posłem na Sejm.
Piskorski został aresztowany wiosną 2016 roku jako
podejrzany o współpracę z rosyjskimi służbami wywiadowczymi
i przyjmowanie pieniędzy oraz zadań operacyjnych.
Oprócz tego Piskorski sprawował funkcję reprezentanta Polski
w finansowanej przez Rosję, rzekomo niezależnej, organizacji
pozarządowej o nazwie Świat bez Nazizmu – tej samej, w której
przedstawicielem Finlandii był Johan Bäckman. Bäckman
otrzymywał od niej wsparcie finansowe, do czego przyznawał się
publicznie.
Piskorski próbował wrócić do parlamentu w 2015 roku razem
z utworzoną przez siebie partią o nazwie Zmiana. Należeli do niej
przeciwnicy kapitalizmu i antyimperialiści. W programie
pierwszego kongresu znalazła się propaganda pod postacią
opowieści prokremlowskich aktywistów o sytuacji w Donbasie.
Usowski i Piskorski komunikowali się przez Messengera.
Utrzymywali bliskie kontakty od 2014 roku. Razem zorganizowali
demonstracje popierające zniesienie sankcji międzynarodowych
wymierzonych w Rosję. Usowski prosił nawet Moskwę
o dofinansowanie, „żeby pomóc Mateuszowi Piskorskiemu
rozkręcać nowe przedsięwzięcie”, przez co prawdopodobnie
rozumiał popierającą Kreml grupę polityczną Piskorskiego.
Dzień przed aresztowaniem Piskorskiego Usowski rozmawiał
z nim o wspólnie planowanych imprezach politycznych oraz
o zorganizowaniu wycieczki polskich turystów do Doniecka.
Dane wykradzione przez hakerów pokazały, że Usowski
prowadził rozmowy również z innymi aktywistami politycznymi
w różnych częściach Europy Wschodniej. Jeśli można było ich
wykorzystać do celów Kremla, Usowski zawsze wysyłał im
pieniądze.
Prowadzona przez niego wymiana wiadomości według analiz
sporządzonych przez InformNapalm ukazuje wiele wydarzeń
ostatnich lat w zupełnie nowym świetle.
„Prorosyjskie demonstracje w Polsce i innych krajach Europy
Wschodniej były przeważnie wspierane przez Rosję. Za
rozmaitymi akcjami, począwszy od prostego zakupu głośnika,
a skończywszy na zorganizowaniu demonstracji lub półlegalnych
intrygach przy pomniku bojowników UPA, stoi często agent
Kremla, jak na przykład Usowski”.
Śledzenie drogi pieniędzy Kremla aż do źródeł – czyli śledzenie
działań zagranicznych aktywistów opłaconych przez Putina w ich
własnych ojczyznach – jest łatwe, jeśli tylko ma się pojęcie
o kodowaniu.
W posiadaniu InformNapalm jest jeszcze ponad 10 terabajtów
wiadomości prywatnych wymienianych pomiędzy politykami
wysokiego szczebla. Taka ich liczba w przeliczeniu na dokumenty
odpowiada zasobom dużej biblioteki.
Problemem jest tylko to, że Burko i jego przyjaciele nie mają
wystarczających zasobów, żeby przeanalizować tak wiele
informacji. Ich rozbiór jest żmudny, poza tym ochotnicy mają
również inne ważne rzeczy do zrobienia.
Przez lata ukraińscy hakerzy zdobyli dużo tego typu
materiałów. Tak szczegółowych i wiele wyjaśniających dowodów
nie da się pozyskać z innych źródeł.
Z materiałów udało się na przykład wyciągnąć informacje
o operacjach wpływu Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego
wymierzonych w ukraińską wspólnotę duchową, potajemnym
transporcie dronów z Rosji na Ukrainę i komunikacji
wewnętrznej 136 Brygady Strzelców Zmotoryzowanych
rosyjskich sił zbrojnych.
Hakerzy przekazali cały materiał Burce i jego grupie. Oni
z kolei opublikowali raporty, które są nadal cytowane
i rozpowszechniane przez ukraińskich dziennikarzy wśród
szerokiego grona odbiorców.

DOWODY
Od czasu do czasu zdarza się tak, że zdemaskowane przez
InformNapalm i hakerów organizacje oraz osoby wpadają
w histerię. Powodem jest jedynie to, że ich tajna i nielegalna
działalność polityczna została wyciągnięta na światło dzienne.
Burko podaje przykład. Jeden z najbardziej wpływowych
kremlowskich ideologów na okupowanych obszarach Ukrainy
przez nieuwagę pozwolił haktywistom zalogować się na własny
profil w mediach społecznościowych.
Oni, naśladując styl pisania propagandzisty, opublikowali
z jego konta post: „Chodźmy na Moskwę, atakujmy, powstańmy
przeciwko Putinowi!”.
Wpis rozprzestrzenił się jak pożar, wywołał panikę i trafił do
rosyjskich mediów. Propagandzista Kremla musiał poświęcić czas
na dementowanie fake newsa, który zrodził się dzięki operacji
ukraińskich haktywistów.
„A to nawet nic nie kosztowało. Najważniejszy wniosek jest
taki, że Rosja nie spodziewa się kontrataku. Spodziewa się, że się
przestraszysz i uciekniesz. A jeśli zaczynasz się przeciwstawiać
i uderzasz w jej ludzi, są zdezorientowani i nie wiedzą, co się
dzieje”.
Wywoływanie presji psychologicznej, na przykład wzbudzanie
strachu, nie jest zazwyczaj celem InformNapalm. Ale Burko
mówi, że ma świadomość również takich skutków.
„W idealnym świecie wróg po przeczytaniu informacji
odłożyłby broń i powrócił do zwyczajnego trybu życia. Albo
zrobiłby obrót o 180 stopni i zaczął walczyć przeciwko samemu
sobie”.
W czasie istnienia grupy jej członkowie przedstawiali swoje
odkrycia służbom bezpieczeństwa Ukrainy, najważniejszym
krajowym politykom, ukraińskim i zagranicznym dziennikarzom
oraz dyplomatom różnych państw.
Tylko w 2017 roku ochotnicy opublikowali 313 raportów, które
mają łącznie prawie 2500 wersji w innych językach,
zidentyfikowali 11 nowych modeli rosyjskiego sprzętu
wojskowego na Ukrainie, edukowali na konferencjach w Europie
i Stanach Zjednoczonych, a także spotkali się z ponad 120
dziennikarzami, ekspertami i dyplomatami.
Grupa Burki miała znaczący wpływ na to, jak Ukraińcy i cała
społeczność międzynarodowa zareagowali na rosyjską agresję.
Ukraina wniosła oskarżenie do Europejskiego Trybunału Praw
Człowieka z powodu rosyjskich działań zbrojnych i naruszania
praw człowieka na terenie kraju. Rosja potwierdza oficjalnie
swoją obecność i władzę na Krymie, ale w Donbasie już nie.
Dlatego Ukraina musi odsłonić prawdę i przedstawić dowody
na rosyjską obecność w Doniecku i Ługańsku – sterowanych
z Kremla „republikach ludowych”. Do oskarżenia dołączone
zostały informacje, które zebrał i zbadał InformNapalm.
Władze Ukrainy zgromadziły dowody od naocznych świadków,
strażników granicznych, rosyjskich żołnierzy, ukraińskich
ekspertów do spraw wojskowych i prokuratorów.
W lutym 2018 roku Iwan Liszczyna, zastępca ministra
sprawiedliwości Ukrainy i jej pełnomocnik w Europejskim
Trybunale Praw Człowieka, oficjalnie potwierdził, że część
wiadomości o rosyjskim sprzęcie wojskowym wraz z jego
lokalizacją oraz wykonane mu zdjęcia pochodzą od
InformNapalm.
Liszczyna sądzi, że w procesie istotne jest pokazanie
ewidentnych powiązań między systemem wprowadzonym
w Donbasie a armią Rosji.
Nieoficjalnie, nie podczas ciągnących się spraw sądowych, lecz
na stronach InformNapalm, zostały one już potwierdzone. Było to
możliwe dzięki działalności patriotów-ochotników, którzy
poświęcili się zbieraniu dowodów już w 2014 roku.
W kwietniu 2018 roku InformNapalm udostępnił wielki bank
informacji, w którym umieścił wszystkie swoje odkrycia
z ponadczteroletniego okresu prowadzenia badań. Według
ukraińskich mediów to największa istniejąca baza danych
dotycząca niewypowiedzianej przez Rosję wojny.
Tak jak to było w przypadku innych publikacji ochotników,
również te zasoby zostały przetłumaczone oraz są dostępne dla
wszystkich. Mogą być rozpowszechniane w mediach
społecznościowych i w mgnieniu oka rozchodzić się po świecie,
pokonując granice językowe, kulturowe i państwowe.
I właśnie z tego powodu trolle cały czas chcą uciszyć grupę
rozpowszechniającą informacje.

DONOSICIELE
Wiosną 2018 roku Roman Burko i inni ochotnicy zostali
zmuszeni, by stawić czoła prawdopodobnie najpoważniejszemu
atakowi, jaki kiedykolwiek przeciwko nim skierowano. Stawia on
pod znakiem zapytania dalszą pracę oraz zagraża misji
rozpowszechniania informacji.
Niewidzialni agresorzy wykorzystali zmyślone raporty
użytkownika dla administratorów Facebooka. Na portalu każdy
może zgłosić osobę lub stronę za złamanie zasad społeczności,
czyli za naruszenie regulaminu serwisu, według którego nie
wolno używać platformy na przykład do krzewienia mowy
nienawiści lub do nękania.
Chociaż ochotnicy nie wykorzystywali serwisu do żadnego ze
wspomnianych celów czy do publikowania innego rodzaju
zakazanej zawartości, ktoś słał Facebookowi donosy na nich.
Początkowo profile trzech ochotników zostały zamknięte na
miesiąc. Na wiele dni zablokowano również Burkę. Dla
właściciela konta oznacza to, że nie może publikować żadnych
informacji ani korzystać z aplikacji Messenger. Z punktu
widzenia grupy sytuacja była krytyczna.
Okazało się, że członkowie InformNapalm zostali zgłoszeni
przez innych użytkowników, a moderatorzy zablokowali ich
z powodu komentarzy umieszczonych przez nich wiele lat
wcześniej.
Według Burki zmasowane zgłaszanie członków InformNapalm
zostało przeprowadzone jak kampania. Sądzi on, że jest to skutek
działania botów Kremla lub stoją za tym członkowie grup
popierających władze Rosji. Trudno jest zapobiegać takim
atakom, a jeszcze trudniej je odpierać.
„Najwidoczniej rosyjskie farmy botów stworzyły program,
który automatycznie wyszukuje konkretne słowa we wszystkich
najpopularniejszych tekstach ukraińskich dziennikarzy
i blogerów, po czym zgłasza je administratorom Facebooka”.
Gdy zaczęto notorycznie zamrażać konta, ochotnicy robili
wszystko, co w ich mocy, żeby odnaleźć stare komentarze i inne
opublikowane przez siebie wpisy, a następnie usunąć popełnione
lata wcześniej wpisy mogące naruszać regulamin.
Ale problem w tym, że nie da się znaleźć komentarzy ani
poprzez zwykłe wyszukiwanie, ani za pomocą zaawansowanej,
używanej wówczas przez portal wyszukiwarki Graph.
A ponieważ Facebook nie udostępnia porządnych narzędzi
wyszukiwania, użytkownik nie jest w stanie znaleźć oraz usunąć
zgłoszonej zawartości.
Roman Burko napisał do obsługi użytkownika Facebooka, żeby
wyjaśnić sprawę, ale nie dostał zadowalającej odpowiedzi. Potem
grupa postanowiła zwrócić się publicznie do Facebooka
i poprosić o pomoc w sytuacji, gdy prawdopodobnie jest uciszana
przez majstrujące przy algorytmach rosyjskie boty.
„Obecna strategia Facebooka stawia w uprzywilejowanej
pozycji autorytarne władze Rosji i ich propagandę”.
Burko nie otrzymał odpowiedzi.
Po tym, jak trolle wykorzystały narzędzia Facebooka do
ingerowania w amerykańskie wybory prezydenckie,
przedstawiciele serwisu wielokrotnie powtarzali publiczne
oświadczenia, w których podkreślali, jak chronią „grupy
najbardziej narażone na atak”.
Przypadek InformNapalm pokazuje, że jednak muszą one
nadal walczyć o przetrwanie na platformie.
Od czasu do czasu przedstawione w wypaczonym kontekście
kłamstwa o ochotnikach pojawiają się w rosyjskich środkach
przekazu i na różnych prokremlowskich stronach internetowych:
RT, Sputnik i News Front oraz wielu innych.
Ale nawet rosyjskie fake newsy nie są w stanie zakłócić pracy
ochotników tak skutecznie jak kampania zgłaszania postów,
która doprowadziła do zamrażania kont na Facebooku.
***
W 2017 roku ukraińskie organizacje ochrony praw człowieka
poinformowały, że od momentu zajęcia Krymu na jego terenie
odnotowano 44 przypadki wymuszonego zaginięcia.
Najwięcej zdarzyło się pomiędzy marcem i majem 2014 roku.
Zaginionymi są osoby, które przez władze rosyjskie i grupy
udzielające im wsparcia zostały zaklasyfikowane jako
niebezpieczne. Jewhenija Zakrewska, ukraińska prawniczka
zajmująca się prawami człowieka, powiedziała prasie, że
Rosjanie szczególnie boją się złej sławy i tego, że ich działalność
zostanie wyciągnięta na światło dzienne.
Zaginieni to przede wszystkim Tatarzy krymscy, dziennikarze
tacy jak Roman Burko, aktywiści i osoby przybyłe z innych części
kraju.
Część zaginionych została wtrącona za kraty, część odnaleziono
martwą, część jest nadal poszukiwana. Lektura opowieści
więzionych osób jest przerażająca.
Można tylko przypuszczać, co przytrafiłoby się Burce, gdyby
nie opuścił Krymu po tym, jak odnalazł go radar rosyjskich
„oddziałów samoobrony”.
Co Roman Burko, który ledwo co uszedł z życiem, chciałby
powiedzieć ludziom nadal podważającym prawo Rosji do
nieusprawiedliwionej agresji? A tym, którzy wciąż nie wierzą
nawet w rosyjską wojnę informacyjną?
„Nie ma jednej odpowiedzi, ponieważ wszystko zależy od
człowieka. Najważniejsze to skupić się na potwierdzonych
faktach, analizować je i porównywać. Być może trafisz kiedyś na
celownik rosyjskiego żołnierza i dopiero wtedy uwierzysz, że
rzeczy, o których wcześniej czytałeś, są prawdą. Ja trafiłem.
Bardzo mnie to zmieniło, najprawdopodobniej na zawsze”.
W przyszłości InformNapalm chce działać w ten sam sposób co
teraz. Czy grupa zamierza publikować informacje prywatne
dotyczące prezydenta Rosji, które stawiają go w złym świetle?
Roman Burko przypuszcza, że Putin nie korzysta
z elektronicznych środków komunikacji i prawdopodobnie czyta
tylko prasę papierową.
I chociażby dotarło się do jego prywatnych wiadomości albo
w ogóle udało się go zastąpić kimś innym, według Burki problem
polega na tym, że nie przyniesie to żadnej większej zmiany. Rosja
nadal będzie prowadziła agresywną ekspansję.
W rosyjskim systemie kierownictwo zachęca podległych sobie
ludzi do wypełniania niezgodnych z prawem instrukcji, chociaż
wie, że jest to złe, a podwładni wykonują zadania bez specjalnego
rozkazu, ponieważ znają cele swoich panów.
„W Rosji jest tak wielu Putinów, że nic się nie zmieni, jeśli ten
zejdzie ze sceny. Zostanie zastąpiony nowym. Myślenie
imperialistyczne było głęboko zakorzenione w rosyjskim
społeczeństwie na długo przed Putinem. Ukraina walczy
o niepodległość od setek lat, więc to pewnie nie jest nasza
ostatnia wojna”.
Gdy Burko i jego grupa spotykają się z zagranicznymi
dziennikarzami przygotowującymi artykuły o tajnej wojnie Rosji,
muszą wciąż i wciąż wyjaśniać tę samą rzecz: świat się zmienił,
sprawy międzynarodowego bezpieczeństwa się zmieniły
i zmieniły się reguły gry. Na razie Rosja wyprzedza Zachód,
ponieważ to ona je wymyśliła.
„Rosjanie w tym momencie wygrywają tylko dlatego, że znają
zaktualizowane zasady. Europa próbuje jeszcze grać według
starych reguł. W wojnie hybrydowej musimy się zjednoczyć
i odeprzeć razem atak oraz odpłacić się Rosji pięknym za
nadobne”.
Mówiąc inaczej: zdaniem Burki trzeba odpowiadać Kremlowi
trollingiem, ponieważ on trolluje resztę świata.
I jeśli nowi ochotnicy chcą dołączyć do walki, Burko i jego
przyjaciele przyjmą ich serdecznie, żeby prowadzili własne
badania i publikowali je na stronie InformNapalm.
Burko ma też plan, jak zwyciężyć w tej grze. Trzeba dokopywać
się do nowych informacji i nadal je rozpowszechniać wśród
szerokiego grona odbiorców.
„Wygramy, jeśli liczni uczciwi dziennikarze będą przekazywali
całą zdobytą wiedzę międzynarodowej opinii publicznej. Przez to
rządy nie będą miały innego wyjścia niż zmobilizować się
i dyplomatycznymi sposobami zacząć wywierać presję na Rosję.
Na jej akcje po prostu nie wolno pozwolić. Być może myślisz, że
jestem rusofobem, ale to nieprawda. Jestem w połowie
Rosjaninem. Lecz cała moja dusza należy do Ukrainy i ona żąda
sprawiedliwości”.

MILIONY WYŚWIETLEŃ
Chociaż zimą 2014 roku nadal byłam nękana, moja praca
postępowała w dobrym tempie. Internauci wysyłali mi namiary
na trolle rozpowszechniające rosyjską propagandę w mediach
społecznościowych. Na przykład na Twitterze fałszywe konta
udostępniały brutalne filmy z YouTube’a, na których wspierana
przez Rosję milicja bije ukraińskich żołnierzy, a więc być może
dopuszcza się zbrodni wojennej. Rosyjskie akcje były chwalone
przez trolle.
Pozujący na zwykłą stację telewizyjną kanał RT, narzędzie
wykorzystywane w wojnie informacyjnej Rosji, używał
YouTube’a do rozpowszechniania nagrań, na których jego
dziennikarz okazuje radość, gdy rosyjscy żołnierze wystrzeliwują
rakiety w kierunku Ukrainy.
Niektóre z najpopularniejszych virali propagandowych
z YouTube’a zostały profesjonalnie wyreżyserowane, niczym
zachodnie teledyski muzyczne. Jedno z najbardziej poruszających
nagrań przedstawia ukraińskich żołnierzy idących na śmierć
oraz tracących kończyny z winy prezydenta i jego złej oceny
sytuacji. W praktyce wideo miało obniżyć morale sił zbrojnych
Ukrainy.
Rosyjska teoria spiskowa, wedle której Stany Zjednoczone
przyczyniły się do wybuchu konfliktu na Ukrainie, zyskała sporą
popularność. Na wspomnianym nagraniu amerykański oficer
przyznaje odznaczenie cierpiącemu w szpitalu rannemu
ukraińskiemu żołnierzowi.
Pomiędzy scenami pokazane są krótkie i wymowne
wiadomości, które określają Ukrainę jako „prawdziwego
agresora”. Widziałam, jak dzięki pracowitym trollom z Twittera
takie filmiki zbierały w ciągu kilku dni miliony odsłon.
Profesjonalnie przygotowane filmy przypominały te, które
analizowałam w moich wcześniejszych artykułach, gdy
zajmowałam się wykorzystywaniem mediów społecznościowych
do propagandy dżihadystów. W 2008 roku, podczas wojen
w Iraku i Afganistanie, pracowałam jako dziennikarka w dziale
zagranicznym największego fińskiego dziennika.
Wtedy z pomocą ekspertów analizowałam materiały, których
al-Kaida używała do prowadzenia werbunku w internecie. Już
w tamtym okresie mobilizowanie ludzi za pomocą mediów
społecznościowych do globalnej świętej wojny lub lokalnego
konfliktu przychodziło terrorystom bez trudu.
W zasadzie wystarczyło umieścić na YouTubie nagrane za
niewielkie pieniądze ekstremistyczne przemówienie lub
trzymające w napięciu propagandowe wideo wzbogacone
o chwytliwe pieśni bojowe. Gdy takie treści trafią do internetu,
stają się dostępne dla każdego użytkownika. Być może widz
zradykalizuje się za ich sprawą i dołączy do walki.
Analiza propagandy i celów stawianych jej przez dżihadystów
pokazała, że autorzy w pełni opanowali wykorzystanie symboli,
języka, muzyki i ilustracji w taki sposób, aby pozostawiły trwały
ślad w umyśle odbiorcy i trafiły do jego uczuć – taki sam cel mają
filmy rozpowszechniane przez rosyjskie boty na Twitterze.
Zastosowano techniki obrazowania dobrze pasujące do telewizji
i filmów, przemawiające do wielu zmysłów i mające zwabić
również widzów, którzy nie umieją czytać.
W historii właśnie ruchomy obraz i film były ważnymi
narzędziami używanymi do ustanawiania reżimów i ich
utrzymywania, tak było na przykład w przypadku nazistowskich
Niemiec lub Związku Radzieckiego.
Wygląda na to, że prowadzący kanał RT zrozumieli znacznie
wcześniej niż inne tradycyjne zagraniczne media, jak ważne są
filmy viralowe. To oni zaczęli udostępniać własne materiały
telewizyjne na Facebooku i YouTubie.
Poza tym RT umiejętnie lansował swoje nowe projekty
społecznościowe, na przykład In the Now, który żeby zwabić
widza, oferuje materiały z tej samej półki co filmiki z kotkami,
czyli lekkie i wyglądające na niezwiązane z polityką.
Fałszywe informacje rozprzestrzeniane dzięki kanałom
cyfrowym to tania i groźna broń. W sferze jej niebezpiecznego
oddziaływania znajdują się ludzie narażeni na omamienie
propagandą, którzy mają poczucie, że zostali porzuceni przez
społeczeństwo. Internetowe wspólnoty krzewiące nienawiść
oferują im przestrzeń, w której mogą bez skrępowania wyrażać
siebie i swój żal. Specjaliści od propagandy zbierają
zawiedzionych razem i dają im przekonanie, że ich frustracja jest
zasadna.
Im dłużej trwało dziennikarskie śledztwo, tym bardziej było
widoczne, że dżihadyści, kremlowscy propagandziści internetowi
i neonaziści grają według tych samych zasad na tych samych
boiskach: ich ostatecznym celem jest osłabienie
demokratycznych systemów Zachodu, doprowadzenie do
wymiany władz, wywołanie konfliktów i stworzenie zagrożenia
dla cywili, a przynajmniej zbudowanie atmosfery sprzyjającej ich
skrajnej polityce.
Zarówno dżihadyści, jak i Kreml oraz neonaziści wykorzystują
do swoich celów Facebooka, Twittera i YouTube’a.
Można wyraźnie dostrzec ważny powód, dla którego Kreml
z powodzeniem działa w sieci: sposoby korzystania
z poszczególnych serwisów nie zostały uregulowane przez spółki
internetowe, one z kolei nie są kontrolowane przez
amerykańskich polityków.
Część najbardziej agresywnych kanałów popierających Rosję
oraz tych należących do skrajnej prawicy została
skomercjalizowana – twórcy zarabiają na ich prowadzeniu.
Pieniądze za reklamy pochodzą niekiedy od amerykańskich firm.
Facebook czerpie korzyści z ekstremistów i trolli, ponieważ
sprzedaje im reklamy i widoczność.
Z tego powodu łatwo jest dojść do wniosku, że firmy z branży
mediów społecznościowych, łącznie z Google’em, umożliwiają
trolling oraz propagandę i są gotowe patrzeć przez palce, skąd
pochodzą pieniądze za reklamy.
BIZNESMEN – BILL BROWDER

W maju 2016 roku, gdy w Stanach Zjednoczonych toczyła się


burzliwa kampania prezydencka, dziennik „The New York
Times” opublikował artykuł o moim śledztwie dziennikarskim
w sprawie trolli i kampanii fake newsów, której padłam ofiarą.
Po ukazaniu się tekstu dostałam maila od czytelnika.
Odnoszący sukcesy inwestor i biznesmen Bill Browder napisał, że
przeczytał o mojej pracy. Wpadł w tarapaty, gdy prowadził firmę
inwestycyjną w Rosji Putina, i chciał dodać mi otuchy, a także
zachęcić do kontynuowania dziennikarskiego śledztwa, które
uznał za cenne.
Tego samego lata pojechałam się spotkać z Browderem. Biuro
jego firmy inwestycyjnej Hermitage Capital znajdowało się
w tętniącej życiem dzielnicy Mayfair w centrum Londynu. Na
ścianach pokoju zebrań wisiały dziesiątki oprawionych w ramki
artykułów, pochodzących z szanowanych gazet o światowym
zasięgu, które opowiadały o Browderze i dziele jego życia.
Na polu inwestycji Browder jest prekursorem, ale w ostatnich
latach poświęcił się śledzeniu powiązanego z władzami Rosji
międzynarodowego procederu prania brudnych pieniędzy oraz
łamania przez Rosjan praw człowieka i demaskowaniu takich
spraw.
Bill Browder to za czasów prezydentury Władimira Putina
prawdopodobnie najbardziej znieważana i gnębiona przez Kreml
osoba prywatna, będąca obywatelem państwa zachodniego.
Nie poprzestano jedynie na wymyślaniu fake newsów na jego
temat i oblewaniu go pomyjami. Wynajęto za wielkie pieniądze
prawników, lobbystów, biura PR, researcherów i gońców
sądowych. Rosja zasypywała Interpol wieloma nieuzasadnionymi
wnioskami o wydanie międzynarodowego listu gończego za
Browderem.
„Kreml wierzy w to, co mówi. Są ludzie, którzy wiedzą, że nie
jestem agentem CIA, ale tyle osób tak wiele razy powtórzyło to
twierdzenie, że w ludzkich umysłach na dobre zadomowił się taki
obraz mnie”, powiedział Browder, gdy spotkaliśmy się po raz
pierwszy.
Browder szacuje, że władze Rosji rocznie pakują w nagonkę na
niego nawet sto tysięcy dolarów.
Żeby zrozumieć, dlaczego stał się dla Kremla tak wielkim
kłopotem, trzeba spojrzeć wstecz, na historię Rosji.
Na początku Browder i Putin dogadywali się dobrze.
***
Urodzony w Chicago biznesmen Bill Browder założył w 1996 roku
w Rosji firmę Hermitage Capital Management. W obiecującym
postsowieckim środowisku szukał niedofinansowanych
rosyjskich przedsiębiorstw i wykładał pieniądze na ich
działalność. Szybko stał się największym inwestorem na terenie
Rosji.
Biznesmen prowadził interesy z organizacjami i osobami
prywatnymi z różnych części świata. Wartość firmy Hermitage
w szczytowym momencie wynosiła ponad cztery miliardy
dolarów i w 2006 roku płaciła w Rosji wyższe podatki niż
państwowa linia lotnicza Aerofłot i wielkie rosyjskie banki.
Działanie w rosyjskim środowisku biznesowym wiązało się
z wyzwaniami. Przestępczość gospodarcza kwitła, a oligarchowie
rozkradali majątki dopiero co sprywatyzowanych byłych firm
państwowych.
Jako inwestor Browder musiał toczyć walki z bezprawiem.
Oprócz prowadzenia własnego biznesu badał oszustwa
i defraudacje w rosyjskich firmach, na przykład w państwowym
przedsiębiorstwie z branży energetycznej Gazprom lub
w Sbierbanku, i dzielił się publicznie swoimi odkryciami.
Władimir Putin został prezydentem w chwili, gdy Browder
pracował w Rosji od czterech lat. Interesy nowej głowy państwa
i biznesmena były długo zbieżne, ponieważ Putin walczył z tymi
samymi oligarchami co i Browder. Zagrażali oni pozycji
prezydenta, wyciągając łapy po władzę.
Wtedy prezydent cenił jeszcze pracę Browdera jako
demaskatora przekrętów. „Gdy publikowaliśmy wyniki naszego
śledztwa, Putin, tak jak obowiązki nakazują, podejmował
działania na podstawie przekazanych mu przez nas danych.
Zwolnił kogoś lub wydał prezydenckie rozporządzenie”, mówi
biznesmen.
Putin podporządkował sobie oligarchów w 2003 roku.
Najbogatszy z nich, Michaił Chodorkowski, prezes prywatnej
firmy naftowej Jukos i sponsor antyputinowskich partii
opozycyjnych, został aresztowany i skazany za unikanie płacenia
podatków oraz defraudacje.
Zapadł wyrok pozbawienia wolności, a Jukos sprzedano za
śmiesznie niską cenę.
Zdjęcia i materiały wideo, które przedstawiały
prodemokratycznego magnata naftowego na stojąco
odpowiadającego na zarzuty w klatce w tylnej części sali sądowej,
skłoniły oligarchów do zawarcia umowy z Putinem.
Browder mówi, że po tych wydarzeniach wielu z nich zgodziło
się na przekazanie prezydentowi 50 procent swoich dochodów.
To była cena wolności. Nikt nie chciał trafić do klatki i być w niej
fotografowanym.
Browder wspomina, że od tamtego czasu Putin skupiał się na
zabezpieczeniu sobie korzyści materialnych. Zmiana jego
strategii miała również skutki dla działalności biznesmena.
W 2005 roku Browdera zatrzymano na rosyjskiej granicy,
zawrócono oraz nadano mu status osoby zagrażającej
bezpieczeństwu państwowemu Rosji. Wizę anulowano
i zakazano mu wjazdu do kraju. Browder przeprowadził się do
Wielkiej Brytanii, żeby kierować firmą z Londynu.
Dwa lata później 25 funkcjonariuszy rosyjskiego Ministerstwa
Spraw Wewnętrznych najechało moskiewskie biuro firmy
Browdera i jej kancelarię prawną. Jeden z amerykańskich
prawników próbował powstrzymać tych, którzy dopuścili się
nielegalnego wtargnięcia. Oddziały policji[3] dowodzone przez
podpułkownika Artioma Kuzniecowa pobiły mężczyznę
i zarekwirowały z biura komputery oraz tajne dokumenty.
Razem z policją zniknęły oryginalne zaświadczenia
o zarejestrowaniu firmy w Rosji oraz pieczątki.
Browder zatrudnił młodego utalentowanego prawnika
Siergieja Magnickiego i przekazał mu instrukcje. Należało
wyjaśnić faktyczną przyczynę nalotów i spróbować zapobiec
kolejnym akcjom policji – jakiekolwiek miałyby one być.
„Siergiej Magnicki był najbystrzejszym prawnikiem, jakiego
poznałem”, mówi Browder.
Magnicki sumiennie wykonywał swoją pracę. Dzięki niemu
światło dzienne ujrzała cała gmatwanina oszustw dokonywanych
przez administrację państwową.
Zarekwirowane dokumenty i pieczątki władza wykorzystała do
zarejestrowania na nowo trzech firm o nazwach Parfenion,
Machaon i Rilend.
Magnicki dowiedział się, że Parfenion włączono do firmy
z siedzibą w Kazaniu w południowej Rosji, którą niedługo przed
tym zarejestrowano na nazwisko skazanego za morderstwo
Wiktora Markielowa. Dwie pozostałe spółki, Machaon i Rilend,
drogą oszustwa zostały przekazane nowym właścicielom, na
których również spoczywały wyroki sądowe za przestępstwa.
Zmianę struktury własności firm potwierdził oficjalnym
dokumentem również sąd w Kazaniu. Po dokładniejszym
przyjrzeniu się sprawie okazało się, że tamtejszy sąd nie istnieje.
Miesiąc po nalotach firmy Hermitage’a zostały postawione
przed sądem w Petersburgu za rzekome przypadki łamania
umowy. Prawdziwego Hermitage’a nikt nie powiadomił
o oskarżeniu. Mimo że żądano w nim 376 milionów dolarów
odszkodowania.
Przed sądem zarzuty i żądania przedstawiła firma, która nigdy
nie korzystała z usług Hermitage’a ani nie inwestowała za jego
pośrednictwem – a więc nie była uprawniona do tego, żeby
dochodzić swoich praw ani tym bardziej ubiegać się
o odszkodowanie. Nie powstrzymało to petersburskiego sądu
arbitrażowego przed rozpatrywaniem fikcyjnych oskarżeń.
Wszystkie dokumenty, które poszkodowany przedstawił przed
wymiarem sprawiedliwości, zostały sfałszowane.
I co bardziej pomysłowe, w sądzie Hermitage był
reprezentowany przez nieznanych w firmie prawników,
z których usług nigdy nie korzystała.
Pseudoprawnicy przyznali, że roszczenia pozywającego są
same przez się uzasadnione, łącznie z żądaniem wypłaty
wyliczonego co do centa odszkodowania. Petersburski sędzia
uznał rzekome złamanie umowy za tak poważne, że oskarżający
nie musiał udowadniać, że to prawda.
Wyrok nakazywał, aby Hermitage zapłacił powodowi żądaną
przez niego sumę – 376 milionów dolarów.
Podobne fikcyjne wyroki zapadły przed moskiewskim
i kazańskim sądem arbitrażowym w sprawach dwóch innych
spółek wykradzionych Hermitage’owi.
Łącznie firmy Browdera zostały skazane przez trzy rosyjskie
sądy na zapłacenie odszkodowań w wysokości 973 milionów
dolarów. Tyle też wynosiły ich zyski w poprzednim roku.
Sztuczka z odszkodowaniami była sprytnym sposobem na to,
żeby po fakcie zmniejszyć zyski Hermitage’a. W ten sposób
nowym właścicielom spółek zabranych Hermitage’owi, którymi
byli skazani za przestępstwa pachołkowie Kremla, sztucznie
stworzono możliwość ubiegania się o zwrot podatku od
rosyjskiego skarbu państwa.
Firmy Hermitage’a zapłaciły za 2006 rok 230 milionów dolarów
podatku. Po zapadnięciu wyroków, w grudniu 2007 roku, przy
użyciu sfałszowanych dokumentów nowo mianowani właściciele
wnieśli wniosek o zwrot 230 milionów podatku.
Moskiewski urząd skarbowy podjął decyzję o wypłacie tej
olbrzymiej kwoty zaskakująco szybko – zaledwie w jeden dzień.
W praktyce została ona skradziona rosyjskim podatnikom.
Pieniądze przelano na dopiero co utworzone konta
kryminalistów – fałszywych właścicieli firm. Stamtąd środki
w mgnieniu oka popłynęły dalej, do głębokich kryjówek
w skomplikowanych, rozciągających się na cały świat labiryntach
firm parających się praniem brudnych pieniędzy lub tych
istniejących jedynie na papierze.
Tego wszystkiego dowiedział się wynajęty przez Browdera
utalentowany prawnik Siergiej Magnicki. Ustalił on nazwiska
przedstawicieli władz odpowiedzialnych za megaprzekręty
i badał sprawę dalej.
Hermitage dostarczył władzom Rosji obszerne zawiadomienie
o popełnieniu przestępstwa bazujące na odkryciach Magnickiego.
W liczącym 255 stron piśmie zostały szczegółowo
udokumentowane malwersacje firm oraz proces, który
doprowadził do wydania nakazu zapłaty fałszywych
odszkodowań.
Ponadto w zawiadomieniu o przestępstwie jasno
przedstawiono role w układzie funkcjonariuszy rosyjskiego
Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, Artioma Kuzniecowa
i Pawła Karpowa. Pozew dostarczono wszystkim najważniejszym
organom sądowym i policyjnym w Rosji.
Kopie otrzymali prokurator generalny Jurij Czajka, naczelnik
Departamentu Głównego Bezpieczeństwa Wewnętrznego
w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych Jurij Draguncow oraz
przewodniczący Komitetu Śledczego Aleksandr Bastrykin. Organ
kierowany przez tego ostatniego jest pod względem pełnionych
zadań w dużej mierze odpowiednikiem amerykańskiej policji
federalnej FBI.
Jeśli powiadomione jednostki natychmiast podjęłyby
odpowiednie działania w związku z zawiadomieniem złożonym
przez Hermitage, wielki przekręt na 230 milionów dolarów
i kradzież pieniędzy podatników zostałyby skutecznie
udaremnione. Pozew trafił bowiem do władz trzy tygodnie przed
tym, jak skarb państwa wypłacił zwrot podatków.
Ale nie podjęto odpowiednich działań.
Komitet Śledczy rozpoczął oczywiście jedno dochodzenie
i nawet przesłuchał część z osób uznanych za podejrzane. Ale
w czerwcu 2008 roku jeden z członków tej grupy, Artiom
Kuzniecow, który wcześniej przeprowadził nielegalne najazdy na
biuro Hermitage, został powołany do badania sprawy.
Również Paweł Karpow, inny funkcjonariusz Ministerstwa
Spraw Wewnętrznych, który umożliwił przeprowadzenie
operacji, otrzymał dostęp do akt śledztwa. W ten sposób został
drugim urzędnikiem „badającym” sprawę, w której sam był
podejrzanym.
Rosyjski Komitet Śledczy przeprowadził trzy przesłuchania
Siergieja Magnickiego. Przy składaniu zeznań w czerwcu 2008
roku Magnicki wskazał jako podejrzanych zarówno Kuzniecowa,
jak i Karpowa. W październiku tego samego roku potwierdził to,
co powiedział wcześniej, i obarczył te same osoby
odpowiedzialnością za zdefraudowanie 230 milionów dolarów
rosyjskich podatników.
Ale Komitet Śledczy nie dopatrzył się żadnego przestępstwa.
Na przykład według niego w pełni słuszny był wyrok sądu
w Petersburgu, skazujący Hermitage na podstawie
nieuzasadnionych oskarżeń na zapłacenie odszkodowania
w procesie, podczas którego firma nie była reprezentowana
przez adwokata, lecz przez potwierdzającego zasadność oskarżeń
fałszywego obrońcę.
Gdy tylko do Hermitage’u dotarły wiadomości, że urząd
skarbowy w Moskwie przeprowadził bezprawny zwrot podatku
na konta fałszywych właścicieli firm, wysłano osiem nowych
skarg.
Do rąk własnych dokładne i wyszczególnione informacje
o przestępstwie otrzymali prokurator generalny, kierownictwo
Departamentu Głównego Bezpieczeństwa Wewnętrznego
w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, wewnętrzna służba
bezpieczeństwa FSB, urzędnicy podatkowi, Centralny Bank
Federacji Rosyjskiej, Komitet Śledczy i Państwowy Audyt
Finansowy.
Rosyjskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, zamiast
w końcu zająć się badaniem jasno udokumentowanej sprawy,
zaczęło się mścić za nowe zawiadomienia o przestępstwie.
O całe oszustwo ministerstwo oskarżyło Hermitage Browdera.
Podejrzenia przestępstwa padły na amerykańskich prawników
zatrudnionych przez firmę i ruszyły śledztwa przeciwko nim.
Grożono im aresztem, więc musieli uciec z Rosji.
Rosjanin Siergiej Magnicki wciąż nie odpuszczał. Miało to swoje
konsekwencje.

GODZINA I 18 MINUT
W listopadzie 2008 roku policja wtargnęła do domu Siergieja
Magnickiego i dokonała aresztowania. Ministerstwo Spraw
Wewnętrznych oskarżyło prawnika o udział – razem z firmą
Hermitage Browdera – w spisku polegającym na unikaniu
płacenia podatków.
Magnicki trafił do więzienia. Strażnicy naciskali na niego, żeby
zmienił zeznania złożone przed Komitetem Śledczym, w których
wskazał rosyjskie władze jako podejrzane o popełnienie
przestępstwa.
Ponieważ Magnicki nie odwołał tego, co powiedział, strażnicy
zaczęli gnębić go bardziej. Nie dawano mu jedzenia i nie
pozwolono na odpoczynek w nocy. W celi tłoczyło się zbyt wiele
osób, było bardzo zimno i nie działała kanalizacja.
Magnicki zachorował i jego stan szybko się pogorszył. Raz
udało mu się dostać na dyżur więziennego lekarza, ale ten
stwierdził: „Trzeba było iść się leczyć na wolności”.
Siergiej Magnicki, audytor i prawnik, pisał do śledczych
i kierownictwa więzienia liczne skargi na nieludzkie traktowanie.
Bez skutku.
Po prawie rocznej udręce w więzieniu ponownie trafił do
Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i przed sąd. Jeszcze raz
złożył zeznania przeciwko tym samym funkcjonariuszom
i jeszcze raz potwierdził ich udział w intrydze, której skutkiem
była defraudacja pieniędzy rosyjskich podatników.
Trzy dni po przesłuchaniu przed sądem, 16 listopada 2009
roku, Magnicki został tak brutalnie skatowany w więzieniu, że
wkrótce zmarł. Śledztwo wszczęte wskutek starań rodziny
wykazało, że został pobity przez strażników gumowymi pałkami.
Zdjęcia wykonane przez patologa policyjnego ujawniają
spowodowane uderzeniami obrażenia na ramionach, kłykciach,
nadgarstkach i kolanach. Lektura oficjalnych wyników badania
przyczyn śmierci jest przygnębiająca: Magnicki doznał
poważnych uszkodzeń mózgu.
Śledztwo wykazało, że strażnicy więzienni celowo trzymali
personel ambulansu na zewnątrz tak długo, aż Magnicki zmarł
na podłodze celi: trwało to godzinę i 18 minut.
Siergieja Magnickiego zabił ten sam skorumpowany rosyjski
układ, który był przez niego demaskowany.
Gdy w Londynie spotkałam się z Billem Browderem po raz
pierwszy, powiedział mi, że postawił sobie za życiowy cel
pociągnięcie morderców Magnickiego do odpowiedzialności.
„Na początku próbowaliśmy dojść sprawiedliwości w Rosji,
ponieważ wydarzenia zostały dobrze udokumentowane. Ale nie
udało nam się”.
Przestępcy, którzy zaplanowali operację – zdemaskowani przez
Magnickiego przedstawiciele władzy państwowej – mimo
wysiłków Browdera nigdy nie ponieśli odpowiedzialności za
swoje czyny. Zamiast tego niektórych nagrodzono awansem.
Gdy Browder zrozumiał, że w Rosji nie dojdzie sprawiedliwości
dla Magnickiego, zaczął wymyślać sposoby na ukaranie
sprawców przestępstwa poza jej granicami.
Biznesmen stworzył koncepcję nowej ustawy, która nosiłaby
imię odważnego prawnika Magnickiego. Na jej mocy można by
nałożyć zakaz wjazdu na funkcjonariuszy organów
państwowych, którzy zamordowali Magnickiego oraz byli
odpowiedzialni za łamanie praw człowieka, i zamrozić ich
środki. Ukaranym sankcjami można by zakazać podróżowania na
przykład do Stanów Zjednoczonych i uniemożliwić korzystanie
z ich zagranicznego majątku.
„To pojawiło się jako nieśmiały pomysł, który potem się
rozwijał”, mówi Browder.
Zaczął przedstawiać swoją koncepcję innym.
W Stanach Zjednoczonych spotykał się z politykami, między
innymi z senatorami Johnem McCainem i Benem Cardinem,
opowiadał im o własnych doświadczeniach w Rosji oraz o losie
Magnickiego i referował swoje pomysły zmian ustawodawczych
wymierzonych wprost w przestępców.
Równocześnie Browder i jego pracownicy dalej prowadzili
śledztwa w Rosji.
Jedno ze źródeł tajnych informacji, Aleksandr Pierieplicznyj,
przekazał Browderowi twarde dowody: dokumenty bankowe,
które dowodziły udziału w spisku najwyższych rosyjskich
urzędników podatkowych.
Dwa lata później Pierieplicznyj zmarł w niewyjaśnionych
okolicznościach w wieku 44 lat. Browder sądzi, że został otruty,
tak jak bardzo wielu innych ludzi, których Kreml uznał za
„zdrajców”.
Na podstawie przeprowadzonych badań Browder i jego zespół
uruchomili powiązane z przypadkiem Magnickiego śledztwa
dotyczące prania brudnych pieniędzy w ponad 10 krajach na
całym świecie.
Z inicjatywy Browdera policja zaczęła badać los pieniędzy
wykradzionych rosyjskiemu skarbowi państwa na Cyprze,
w Szwajcarii, Estonii, na Łotwie, w Mołdawii, na Litwie, w Polsce,
Hiszpanii, Francji, Luksemburgu i Stanach Zjednoczonych.
W 2018 roku wniosek o wszczęcie śledztwa otrzymała od
Browdera również Centralna Policja Kryminalna Finlandii.
„Chcemy, żeby policja odebrała przestępcom pieniądze. To
naprawdę będzie dla nich nokaut”, mówi Browder.
Amerykański Departament Spraw Zagranicznych, Departament
Skarbu i Departament Sprawiedliwości oraz Rada
Bezpieczeństwa Narodowego zaczęły własne gruntowne śledztwa
w sprawach badanych przez Magnickiego. W swoich działaniach
wyjaśniających doszły do takich samych wniosków co on.
Ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama 14
grudnia 2012 roku podpisał ustawę noszącą imię Magnickiego.
Dokument o nazwie „Magnitsky Act” zabrania wstępu na teren
Stanów Zjednoczonych tym funkcjonariuszom rosyjskich służb
państwowych, którzy byli odpowiedzialni za uwięzienie
Magnickiego i znęcanie się nad nim lub czerpali z tego korzyści
finansowe.
Na mocy ustawy w Stanach Zjednoczonych można również
zamrozić majątek osób, na które nałożono sankcje, oraz
zablokować ich operacje finansowe. Istnieje ponadto możliwość
ograniczenia możliwości przemieszczania się i korzystania
z zasobów finansowych przedstawicielom rosyjskich organów
państwowych, którzy odpowiadają za łamanie praw człowieka
także w przypadkach niezwiązanych z Magnickim.
Prezydent Władimir Putin zemścił się za wprowadzenie nowej
ustawy.
Amerykańskie rodziny od długiego czasu adoptowały
niepełnosprawne, będące nosicielami wirusa HIV lub cierpiące
na inne poważne choroby dzieci z rosyjskich sierocińców. Jako
kontruderzenie za ustawę Magnickiego Putin przerwał tego
rodzaju procedury adopcyjne i zabronił kolejnych. Gdy
w styczniu 2013 roku zakaz wszedł w życie, prawie sto tysięcy
Rosjan zaprotestowało przeciwko temu absurdowi, maszerując
ulicami Moskwy.
„Ustawa Magnickiego rozwścieczyła Putina. Nic nie dotyka go
tak bardzo jak myśl, że to, co przywłaszczył sobie w Rosji, można
zamrozić poza jej granicami. Ustawa fundamentalnie zagraża
temu, dlaczego Putin pozostaje przy władzy – kradzieży
pieniędzy”, mówi Browder.
Premier Rosji Dmitrij Miedwiediew był tak wściekły, że groził
Browderowi na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos
w Szwajcarii.
Dziennikarze zapytali go o śmierć Magnickiego.
Premier odpowiedział:
„To przykre, że Siergiej Magnicki zmarł, ale Bill Browder nadal
żyje i jest wolny”.
Wkrótce zaczęły się też zmasowane działania Kremla
wymierzone wprost w Billa Browdera i jego dobre imię.
Pierwszy propagandowy rosyjskojęzyczny program telewizyjny
o Browderze wyemitowano w Rosji w marcu 2013 roku. Nadał go
kanał NTV, którego właścicielem jest Gazprom, koncern skarbu
państwa z branży energetycznej.
W filmie Bill Browder został oskarżony o kradzież miliardów
z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Historia ta ma
swoje korzenie w czasach rosyjskiego kryzysu gospodarczego
w 1998 roku, gdy państwo pożyczyło z Funduszu cztery i pół
miliarda dolarów. Pieniądze te naprawdę zniknęły.
Zgodnie z przesłaniem długiego filmu pseudodokumentalnego
rosyjską pożyczkę przywłaszczył sobie Browder.
Ponadto oskarżano w nim Browdera o to, że był największym
beneficjentem śmierci miliardera Edmonda Safry,
niegdysiejszego partnera w interesach. Oprócz tego Browder miał
odnieść osobiste korzyści ze śmierci Siergieja Magnickiego, który
nie tylko nie ujawnił żadnych przestępstw, ale i sam był czarnym
charakterem.
Pięć dni po wyemitowaniu filmu władze Rosji zaocznie
wytoczyły sprawę Browderowi i pośmiertnie przeciwko
Siergiejowi Magnickiemu.
W rosyjskich mediach zaroiło się od obrazów pustej klatki na
sali sądowej. Międzynarodowe organizacje broniące praw
człowieka, na przykład Amnesty International, oraz szefowie
Unii Europejskiej skrytykowały proces, będący „znamiennym
przykładem stanu praworządności w Rosji”.
Po wszczęciu postępowania przeciwko zmarłemu kilka lat
wcześniej Magnickiemu Zgromadzenie Parlamentarne Rady
Europy powołało specjalnego śledczego do zbadania sprawy
zabójstwa współpracownika Browdera.
Na podstawie raportu śledczego Zgromadzenie doszło do
wniosku, że Rosja zleciła znęcanie się nad Magnickim, i potępiło
działanie jej władz.
„Kreml nienawidzi takich raportów, tak samo jak nienawidzi
wszystkich projektów polegających na wielostronnej współpracy
rządowej, na przykład ONZ i Rady Europy”, mówi Browder.
Potem również Parlament Europejski zalecił nałożenie sankcji
na 32 przedstawicieli rosyjskiej władzy państwowej
zamieszanych w sprawę Magnickiego. Rezolucję przyjęto
jednogłośnie.
W lipcu 2013 roku, ponad trzy lata po tym, jak Magnicki został
skatowany na śmierć, rosyjski sąd skazał go za obchodzenie
podatków.
W tym samym czasie Bill Browder wciąż popularyzował
historię Magnickiego wśród opinii publicznej i przed
decydentami. Jego następnym celem było ukrócenie działań ludzi
łamiących prawa człowieka nie tylko w Rosji, lecz i na całym
świecie.

BENEFICJENT
Departament Skarbu Stanów Zjednoczonych opublikował
w kwietniu 2013 roku pierwszą listę osób obciążonych sankcjami
na mocy ustawy Magnickiego. Znalazło się na niej 18 nazwisk.
Wśród nich byli moskiewscy urzędnicy podatkowi, którzy
zaakceptowali nieuzasadnione zwroty podatków, śledczy
odpowiadający za nielegalne zarekwirowanie własności
Hermitage’a, kierownik więzienia na Butyrkach, w którym
przebywał Magnicki, oraz wielu sędziów uczestniczących
w przygotowaniu sfałszowanego procesu.
Kreml zareagował tego samego dnia.
Opublikował własną, najwyraźniej przygotowaną zawczasu,
listę osób objętych sankcjami.
Trafili na nią amerykańcy urzędnicy, którzy według Rosji „dali
przyzwolenie na znęcanie się i nieuregulowane zatrzymywanie
więźniów”. Na przykład emerytowany amerykański generał, były
kierownik więzienia Guantanamo. Kreml wymienił też
amerykańskich prawników, którzy według niego uczestniczyli
w procesie Wiktora Buta, owianego złą sławą rosyjskiego
przemytnika broni.
Rok później, w maju 2014, Stany Zjednoczone dodały do listy
Magnickiego 12 nowych nazwisk. W tym gronie znaleźli się
członkowie służby więziennej, urzędnicy podatkowi i skazany
zabójca z południowej Rosji, który na drodze oszustwa został
właścicielem jednej z firm należących do Hermitage’a i otrzymał
na swoje konto bezzasadny zwrot podatku.
W tym samym czasie amerykańscy ustawodawcy szykowali się
do następnego kroku.
Komisja Spraw Zagranicznych Senatu Stanów Zjednoczonych
zaakceptowała globalną ustawę Magnickiego, na podstawie
której rząd amerykański mógł nałożyć sankcje na przedstawicieli
władzy łamiących prawa człowieka nie tylko w Rosji, lecz także
w każdym innym kraju na świecie.
Ponieważ nazwisko Magnickiego wciąż krążyło
i kompromitowało reżim Putina, w listopadzie 2014 roku
wyemitowano kolejną wstrętną audycję uderzającą w Billa
Browdera.
Film pod tytułem Litera M został nadany na kanale NTV – tym
samym, który puścił pierwszy pseudodokument dotyczący
biznesmena. Produkcja prezentowała go jako agenta zarówno
amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej CIA, jak
i wywiadu zagranicznego Wielkiej Brytanii MI6.
Chałtura znów zdobyła milionową widownię.
Według twórców filmu Browder rzekomo realizował tajną
misję o nazwie Quake, której celem było zdestabilizowanie Rosji
i Ukrainy.
Znów padły stare oskarżenia, że Browder ukradł miliardy
z Międzynarodowego Funduszu Walutowego i odpowiadał za
morderstwo partnera biznesowego. Oprócz tego pomówiono go
o to, że stał za morderstwem rosyjskiego oligarchy Borisa
Bieriezowskiego w Wielkiej Brytanii. Na potwierdzenie
fałszywych tez zaprezentowano szeroki wachlarz podrobionych
dokumentów.
Jedno z tych pism, rzekomo pochodzące z CIA, „potwierdziło”,
że Browder to agent, który działał pod kryptonimem „Solomon”.
Na potrzeby filmu wywiadu udzielił fałszywy specjalista, były
agent francuskiego wywiadu wojskowego i walczący w Afryce
żołnierz najemny. Mężczyzna powiedział, że „jest w 100
procentach pewny, że Browder pracuje dla CIA i ma powiązania
ze śmiercią Bieriezowskiego”.
Na początku 2015 roku Browder opublikował wspomnienia
zatytułowane Red Notice. How I Became Putin’s No. 1 Enemy
(Czerwony alert. Jak zostałem wrogiem numer jeden Putina).
W książce Browder opowiada o tym, jak stał się celem ataków
putinowskich władz, opisuje własne biznesowe sukcesy
i katastrofę oraz prezentuje losy Siergieja Magnickiego.
Publikacja zdobyła uznanie recenzentów i w wielu krajach
uzyskała status bestsellera. Dzięki niej świat stał się bardziej
świadomy skali skorumpowania rosyjskich władz.
W grudniu 2015 roku ruszyła następna poważna operacja
przeciwko Browderowi, zainicjowana przez prokuratora
generalnego Jurija Czajkę.
Jako najwyższy oskarżyciel Czajka odpowiadał za wiele spraw
i za jego wiedzą oraz zgodą popełniono przestępstwa przeciwko
Hermitage’owi.
Zanim Czajka niespodziewanie zaatakował Browdera, rosyjski
działacz opozycyjny Aleksiej Nawalny wypuścił na YouTubie
ciekawy film dokumentalny na temat udziału prokuratora i jego
dwóch synów w mającej globalny zasięg aferze dotyczącej
luksusowych apartamentów.
Dokument śledczy Nawalnego opowiada również szerzej
o nalotach na firmy i ich przejęciach, przeprowadzonych pod
zwierzchnictwem Czajki i za jego akceptacją. Wnikliwy
i zawodowo przygotowany film doczekał się miliona wyświetleń.
Dwa tygodnie po opublikowaniu wideo Nawalnego telefon
Browdera zaczął dzwonić i wściekle wibrować. Rosyjscy
dziennikarze kontaktowali się z nim i pytali: czy naprawdę to
wszystko zrobił?
Gdy biznesmen próbował wyjaśnić, o co tym razem jest
oskarżany, okazało się, że Czajka napisał list otwarty do dużego
rosyjskiego dziennika „Kommiersant”.
W tekście, którym zapełnione były dwie strony gazety,
Browder został oskarżony o sfinansowanie dokumentu
Nawalnego dotyczącego Czajki. Oprócz tego autor twierdził, że
śledztwo przeprowadzone przez opozycjonistę to spisek CIA
mający na celu oczernienie rosyjskich służb bezpieczeństwa.
Obwiniał też Browdera o morderstwo i inne przestępstwa.
„Moja odpowiedź była taka, że film Nawalnego jest świetnym
przykładem dziennikarstwa śledczego. To spory komplement, że
posądzono mnie o jego wyprodukowanie, ale niestety to w całości
zasługa Aleksieja Nawalnego”, mówi Browder.
Niedługo potem rosyjski kanał NTV nadał trzeci film
obrażający Billa Browdera. Za Czajką powtórzono w nim tezę, że
biznesmen odpowiada za produkcję Nawalnego, rzekomo
nakręconą we współpracy „z kontaktami Browdera pracującymi
dla CIA i MI6”. Browder został również oskarżony o zamiar
zmanipulowania właściciela Gazpromu i NTV za pomocą
własnego majątku.
W tym samym czasie amerykański senat opracował projekt
ustawy Magnickiego o globalnym zasięgu, który dotarł do izby
niższej parlamentu, gdzie miał poczekać na omówienie w Komisji
Spraw Zagranicznych. Departament Skarbu USA dodał do
istniejącej już listy objętych sankcjami osób nazwiska pięciu
kolejnych rosyjskich urzędników.
W kwietniu 2016 roku międzynarodowa sieć dziennikarzy
śledczych opublikowała raport o rajach podatkowych, oparty na
wielkim wycieku tajnych danych. Teksty znane jako „Panama
Papers” ujawniły nowe informacje o obchodzeniu podatków
i praniu brudnych pieniędzy w różnych krajach.
Dzięki „Panama Papers” światło dzienne ujrzały też nowe
szczegóły dotyczące gospodarczych układów prezydenta
Władimira Putina.
Najobszerniejsze badania na temat beneficjentów odkrytego
przez Magnickiego układu, za pomocą którego prano brudne
pieniądze, przygotował Ośrodek Raportowania Zorganizowanej
Przestępczości i Korupcji (Organized Crime and Corruption
Reporting Project, OCCRP). Okazało się, że najlepszy przyjaciel
Putina z dzieciństwa, Siergiej Roldugin, z zawodu wiolonczelista,
otrzymał pożyczkę w wysokości dwóch miliardów dolarów i jej
spłata została umorzona.
„Innymi słowy, jestem przekonany, że Roldugin to tylko
właściciel konta, na którym Putin trzyma pieniądze, ponieważ
nie może ich trzymać na własnym rachunku. Sądzę, że Roldugin
to zaufany człowiek Putina, jeden z wielu”, mówi Browder.
Co najmniej 800 tysięcy dolarów będących w posiadaniu
przestępczej siatki, którą zdemaskował Siergiej Magnicki, zostało
wpłacone wprost na konto Roldugina w Szwajcarii.
Ta informacja okazała się przełomowa.
„Faktycznie Putin był beneficjentem przestępstwa, które
doprowadziło do śmierci Magnickiego. To dlatego Rosja jest tak
zainteresowana tym przypadkiem”.
To również powód, dla którego rosyjska policja nigdy nie
wzięła go pod lupę. Ale policjanci w wielu innych krajach badali
konta bankowe i zagmatwane powiązania firm widmo oraz
dotarli do nazwisk tych, którzy odnieśli korzyści z przestępstw.
Niezależne od Rosji europejskie organy sprawiedliwości
znalazły i zamroziły łącznie przynajmniej 10 milionów dolarów
związanych z przestępstwami ujawnionymi przez Magnickiego.
Na pieniądze natrafiły w Szwajcarii, Francji, Monako
i Luksemburgu.
Część z nich znajdowała się na koncie bankowym żony
wicemera Moskwy. Inne znalazły się na koncie męża
kierowniczki jednego z urzędów skarbowych w stolicy. Była ona
odpowiedzialna za wypłatę zwrotu podatku dla firm, który został
nielegalnie przechwycony.
Departamentowi Spraw Zagranicznych USA udało się wyśledzić
jedną szczególnie interesującą odnogę procederu. Chodzi o 14
milionów dolarów, które trafiły do Nowego Jorku, na Manhattan.
Niecałe trzy miesiące po fałszerstwie ze zwrotem podatku
znaczna część skradzionej sumy, po długiej drodze, dotarła na
szwajcarskie konto bankowe założone na firmę Prevezon
Holdings.
Właścicielem Prevezonu jest rosyjski biznesmen Denis Kacyw,
który dzięki więzom rodzinnym ma bezpośrednie kontakty
z najwyższymi władzami państwowymi. Jego ojciec, Piotr, to były
minister transportu obwodu moskiewskiego i prawdopodobnie
jeden z najbogatszych wysokich urzędników w Rosji.
Zanim pieniądze wylądowały na należącym do Kacywa juniora
rachunku Prevezonu, zostały przepuszczone przez konta różnych
firm widm i trafiły do Estonii, na Litwę i do Mołdawii. W 2012
roku szwajcarska policja zamroziła na tamtejszym koncie
Kacywa siedem milionów dolarów.
Amerykańska policja aresztowała Denisa Kacywa jako
podejrzanego o pranie brudnych pieniędzy, gdy miał kupić
luksusowe mieszkanie na Manhattanie. We wrześniu 2013 roku
amerykański Departament Sprawiedliwości zamroził środki
Kacywa powiązane z Hermitage’em.
Prawną pełnomocniczką Denisa Kacywa w Moskwie jest
Natalia Weselnicka, która pomaga rodzinie Kacywów od wielu
lat. Znanym faktem jest, że prawniczka reprezentowała również
wiele rosyjskich przedsiębiorstw państwowych.
Na początku kariery Weselnicka pracowała w prokuraturze
okręgowej w Moskwie, gdzie szybko awansowała.
Jej bliskie związki z rosyjską władzą mają charakter prywatny.
Była żoną wiceministra transportu okręgu moskiewskiego
Aleksandra Mitusowa, który jako przełożonego miał z kolei Piotra
Kacywa, ojca Denisa.
Oprócz tego, że Prevezon korzysta z pomocy Weselnickiej, płaci
za usługi również amerykańskiej kancelarii prawniczej o nazwie
Baker & Hostetler.
Denis Kacyw, wspierany przez Bakera & Hostetlera oraz
Weselnicką, zaprzeczył zarzutom dotyczącym ujawnionego przez
Magnickiego prania brudnych pieniędzy. Proces zakończył się
ugodą i sąd nakazał Kacywowi zapłacić w Stanach Zjednoczonych
karę w wysokości ponad sześciu milionów dolarów. Wtedy
nazwisko Weselnickiej nie było jeszcze szeroko znane, więc
media nie interesowały się ani nią, ani jej przedsięwzięciami.
Ale wkrótce miało się to zmienić.

PREMIERA
Niedługo po tym, jak międzynarodowa siatka dziennikarzy
opublikowała wiele ujawniające „Panama Papers”, ataki Kremla
na Billa Browdera przybrały na sile.
Rosyjski Pierwyj Kanał nadał dokument, w którym
przedstawiono sfałszowane dowody na rzekomy spisek
zawiązany przez Browdera z CIA i rosyjską opozycją. Według
filmu Amerykanie zwerbowali Browdera w 1986 roku, a także
namówili polityka opozycji Aleksieja Nawalnego do udziału
w charakterze agenta w tym samym projekcie: niszczeniu
rosyjskiej władzy.
W filmie najważniejszym „dowodem” był rzekomo komputer
znaleziony na Ukrainie, który, po złamaniu zabezpieczeń,
odsłonił łańcuch instrukcji od CIA dla Browdera i dalej od
Browdera dla Aleksieja Nawalnego.
Browder uważa, że w dokumencie najciekawsze były
spreparowane wiadomości z chatu, które jakoby wymieniał
z Nawalnym.
Sfałszowane rozmowy ułożono bezmyślnie, ponieważ na
podstawie dat ich wysłania Browder rzekomo przekazał
„instrukcje” Nawalnemu trzy lata po tym, jak Nawalny
poinformował, że odebrał te same wiadomości.
Po premierze filmu oglądający go w sposób krytyczny
widzowie odszukali kadry z kłamstwami i opublikowali je
w internecie. Część drobniejszych błędów poprawiono
w powtórce audycji. „Ale obraźliwe oskarżenia nie zostały
sprostowane”, mówi Browder.
Według filmu nadanego w stacji Pierwyj Kanał jedyna osoba,
która miała motyw do zabicia Magnickiego, to nikt inny jak
Browder, rzekomo wspierany przez CIA. Audycja kłamliwie
podawała, że tuż przed śmiercią prawnik planował świadczyć
przeciwko Browderowi i ujawnić jego oszustwa podatkowe.
Najważniejszy fałszywy dowód przedstawiony w dokumencie
stanowi „wykradziona z komputerów CIA” wymiana maili, która
„dowodzi”, że amerykańskie służby zaaranżowały śmierć
Magnickiego w więzieniu.
W programie Browder był oskarżany o kradzież państwu
rosyjskiemu 230 milionów dolarów za sprawą oszustwa przy
zwrocie podatków.
Film przedstawia również zmyślone przykłady przypisanych
Browderowi i Magnickiemu oszustw podatkowych oraz głosi
tezę, że na stanowiska dyrektorów firm
Hermiatage’u zatrudniano osoby z niepełnosprawnościami.
Ekipa filmowa postarała się również o dodatkowy dramatyczny
wątek: pojechała do Londynu sfilmować biuro
Hermitage’a i udawała ofiary, gdy tamtejszy personel wezwał na
miejsce policję.
W związku z emisją programu Pierwyj Kanał urządził
półtoragodzinną debatę w studiu.
Większość gości była zgodna co do tego, że przedstawiony
w filmie Browder jest bez wątpienia aferzystą. Jedną
z zaproszonych do studia osób był zastępca przewodniczącego
Dumy Państwowej, który określił biznesmena mianem pasożyta
przewodu pokarmowego.
„Goście w studiu prześcigali się w oczernianiu mnie. Połowa
mówiła, że Browder to dupek, a druga połowa, że Browder to
dupek do kwadratu”, wspomina biznesmen.
Rosyjskie państwowe kanały telewizyjne często nadają
wiadomości o rzekomych przestępstwach popełnionych przez
opozycjonistów, na przykład Pussy Riot czy Nawalnego,
„przypadkowo” tuż przed rozpoczęciem przez policję śledztwa
przeciwko nim.
Tym razem, wkrótce po emisji pełnego kłamliwych oskarżeń
filmu stacji Pierwyj Kanał, w Moskwie zaczęło się dochodzenie,
w którym badano „rzekomy udział Browdera w zamordowaniu
Magnickiego”.
Ponadto zaczęła się zwyczajowa nagonka. Do budynku
znajdującego się przy ambasadzie amerykańskiej w Moskwie
przyczepiono wielką planszę przedstawiającą Browdera, który
prowadzi na smyczy psa o twarzy Aleksieja Nawalnego.
Drugi olbrzymi plakat został rozpostarty na ścianie w pobliżu
biura opozycjonisty. Na nim Browder podtrzymuje Nawalnego na
pokładzie statku, tak że przypominają Leonarda DiCaprio i Kate
Winslet ze sławnej sceny z filmu Titanic.
Pod koniec tego samego miesiąca zaczęła się starannie
przygotowana międzynarodowa operacja, której celem było
zniszczenie dobrego imienia Browdera i przerwanie procesu
legislacji globalnej ustawy Magnickiego w Stanach
Zjednoczonych.
Kampania obracała się wokół mocnego filmu rosyjskiego
reżysera Andrieja Niekrasowa. Obraz pierwotnie został
zaprezentowany norweskiemu sponsorowi jako „projekt
dotyczący wolności słowa”. Nosił tytuł The Magnitsky Act – Behind
the Scenes (Za kurtyną Ustawy Magnickiego).
Na początku procesu jego realizacji Browder ufał
Niekrasowowi i udzielił mu wywiadu. Ale rezultat był inny, niż
reżyser dał do zrozumienia.
Na 27 kwietnia 2016 roku zaplanowano premierę filmu
Niekrasowa w Parlamencie Europejskim w Brukseli. Zaproszono
wpływowych europarlamentarzystów, a projekcja miała zostać
zwieńczona debatą panelową i przyjęciem koktajlowym.
Organizatorką projekcji i gospodynią wieczoru była fińska
europarlamentarzystka, bliska przyjaciółka Niekrasowa, Heidi
Hautala.
Rodziny Magnickiego nie zaproszono.
Tuż przed premierą Browder otrzymał informację o treści
filmu.
Według informatora, który widział film Niekrasowa,
udramatyzowana produkcja przytaczała jako fakty dokładnie te
same kłamstwa, które głosiły od lat zamieszane w morderstwo
Magnickiego rosyjskie władze i kremlowskie media.
Zgodnie z tezą filmu Magnicki nie został pobity w więzieniu,
nie był prawnikiem i nie raportował o działaniach
funkcjonariuszy Kuzniecowa i Karpowa ani nie przedstawiał
przeciwko nim dowodów. Browder i Magnicki rzekomo ukradli
Rosjanom 230 milionów dolarów, firmy Hermitage’a zostały
sprzedane legalnie, a nie przejęte wbrew prawu, w Radzie
Europy, Stanach Zjednoczonych czy w innym miejscu natomiast
nikt nie przygotował niezależnych badań o przypadku
Magnickiego.
Ponadto Niekrasow w filmie twierdził, że gruntownie zbadał
sprawę i że udowadnia tą produkcją, iż Browder jest łotrem,
a cała historia o pobiciu i zamordowaniu Magnickiego to tak
naprawdę kompletne oszustwo.
„W ten sposób Niekrasow obrócił kota ogonem. Użył
udzielonego przeze mnie wywiadu, żeby w pierwszej godzinie
filmu zbudować zaufanie, a potem stwierdza: »Ponieważ jestem
tak genialnym badaczem, znalazłem luki w opowieści, cała ta
historia to jedna wielka luka, a Browder publicznie kłamie«.
Z tych składników złożył do kupy film z zamiarem pokazania go
w Parlamencie Europejskim”.
Browder skontaktował się z dystrybutorami, przekazał im
prawdziwe informacje i zagroził wniesieniem sprawy
o zniesławienie, jeśli pokażą film.
Matka Siergieja Magnickiego wysłała do Parlamentu
Europejskiego list, w którym napisała, że każdy fragment filmu,
w którym Niekrasow minął się z prawdą, może być łatwo
zdemaskowany jako oszustwo na podstawie dziesiątków
autentycznych dokumentów.
Na premierę do Brukseli nie przyjechało zbyt wielu
europarlamentarzystów. Ale dwie osoby wspomniane przez
Magnickiego znalazły się na miejscu: Paweł Karpow, który był
jednym z policjantów biorących udział w intrydze, oraz Andriej
Pawłow, pełnomocnik właściciela banku USB Dmitrija Klujewa
w okresie, gdy popełniono przestępstwa badane przez
Magnickiego. Klujew został skazany za przestępstwa gospodarcze
i jest prawdopodobnie jedną z osób, które planowały intrygę.
Na miejscu pojawili się dziennikarze sześciu największych
rosyjskich stacji telewizyjnych w pełnej gotowości do
przygotowania materiałów o treści filmu Niekrasowa i reakcjach
parlamentarzystów.
Tuż przed projekcją całą galę odwołano.
Rosyjskie media rozkręciły skandal z powodu odwołania
premiery i uznały, że godziło to w wolność słowa i było dowodem
na cenzurę panującą na Zachodzie.
Rosyjscy dziennikarze przeprowadzili wywiady z kilkoma
osobami w prawie pustej sali. Jedną z nich była Natalia
Weselnicka, adwokatka Denisa Kacywa, podejrzanego
o ujawnione przez Magnickiego pranie brudnych pieniędzy.
Według artykułu rosyjskiej agencji prasowej Tass Weselnicka
należała do grona organizatorów imprezy. W ich imieniu
powiedziała rosyjskim mediom, że otrzymali oni od Billa
Browdera list, w którym groził im procesem, ponieważ, słowami
prawniczki, film ukazywał „drugą stronę historii, która różniła
się od wersji przedstawionej Zachodowi przez Browdera”.
Rosyjska stacja TV5 dowiedziała się nawet, że Weselnicka to
jedna z osób, które przekazały Niekrasowowi będące podstawą
filmu „prawdziwe dowody i potwierdzone opinie”.
Już po wszystkim Weselnicka napisała na Facebooku, że
Browder „napluł na wartości Unii Europejskiej i to uderzy
w niego jak tsunami”. W kolejnym poście ujawniła, że na
premierę udała się z delegacją, w skład której wchodził również
Paweł Karpow, jeden z podejrzanych o przestępstwo.
Zachodnie media poinformowały, że premiera się nie odbyła.
Wielu dziennikarzy, którzy nie mieli wcześniej pojęcia o aferze
Magnickiego, określiło odwołanie projekcji jako „spór o wolność
słowa w sercu Unii Europejskiej”.
W Norwegii operacja Niekrasowa odniosła duży sukces.
Tamtejsza prasa chwyciła się narracji o Browderze jako
bogatym biznesmenie, który wykorzystywał znajomości oraz
majątek, żeby „ograniczyć wolność słowa”. Film został
sfinansowany przez działającą na rzecz tejże norweską fundację,
a Niekrasow użył własnych kontaktów w Norwegii, aby
w wywiadach zmieszać Browdera z błotem.
„Pewien norweski aktywista powiedział mi, że ludzie lubią
opowieści, w których zły bogaty typek okłamuje wszystkich,
a potem godny zaufania szpakowaty artysta w średnim wieku
demaskuje jego oszustwa. A przecież w rzeczywistości
próbowałem zapobiec oczernianiu nieżyjącej osoby. To było dla
mnie najbardziej szokujące”.
Po tym, jak Niekrasow i jego norweski producent, firma Piraya
Film, stworzyli nienawistną atmosferę medialną wokół Browdera
oraz Magnickiego, wielu polityków z Norwegii zaczęło się bać, że
zostaną powiązani z biznesmenem, i zdystansowało się od niego.
„Nie mogłem lobbować na rzecz ustawy Magnickiego
w Norwegii. To przykre. Norwegia to jedyne miejsce, gdzie
rosyjska propaganda odniosła skutek”.
Wdowa po Siergieju Magnickim napisała listy do europejskich
stacji telewizyjnych, które zamierzały nadać film Niekrasowa.
Wkrótce nadawcy w Niemczech i Francji odwołali plany, a wiele
innych kanałów poprosiło Niekrasowa o dodatkowe wyjaśnienia.
Później, gdy film pokazano w Waszyngtonie i Moskwie,
Niekrasow ruszył w tournée i sprzedał „swoje badania”
Sputnikowi, RT i innym rosyjskim kanałom propagandowym.
Kilka razy przeprowadzono z nim wywiad, traktując go jako
specjalistę od sprawy Magnickiego, taka rozmowa ukazała się
również w dziale kulturalnym fińskiego dziennika „Helsingin
Sanomat”. W Finlandii film wyświetlano podczas festiwalu
Rakkautta ja Anarkiaa4] oraz Festiwalu Filmów
Krótkometrażowych w Tampere. Niekrasow powtórzył
w „Helsingin Sanomat” te same rzeczy, które mówił w rosyjskich
mediach państwowych – dumał, czy „Unia Europejska jest
obecnie jak Korea Północna, ponieważ tam też nie ma wolności
słowa ani możliwości wyświetlenia tego dokumentu”.
Później „Helsingin Sanomat”, cytując europarlamentarzystkę
Heidi Hautalę, donosił: „Hautala nie słyszała o rzekomych
powiązaniach Weselnickiej z Kremlem, mimo że znajduje się ona
pod obserwacją znanego zwolennika rosyjskiej opozycji Billa
Browdera”.
Takie powiązania faktycznie jednak istniały.

NIEZAREJESTROWANI AGENCI
W tym samym czasie operacja przeciwko Billowi Browderowi
i ustawie Magnickiego zataczała coraz szersze kręgi
w Waszyngtonie. Najnowszy projekt nowego prawodawstwa
został przyjęty przez senat w grudniu 2015 roku i miał być
poddany obradom w Komisji Spraw Zagranicznych Izby
Reprezentantów.
„Putinowi sen z powiek spędzało to, że nazwisko Magnickiego
zostało umieszczone w globalnej ustawie. Rosyjskich decydentów
obraża, że stał się on symbolem zamrażania ich środków. Dlatego
wymyślili bardzo drogi lobbing w Waszyngtonie”.
Film Niekrasowa, który był częścią kampanii, został stworzony
tak, aby zbić widzów z tropu i zmusić do zastanowienia się, co
naprawdę stało się Magnickiemu i kto naprawdę jest przestępcą.
Każdy, kto obejrzał go bez wcześniejszej wiedzy na temat sprawy,
padł ofiarą dużej manipulacji.
Dlatego produkcję próbowano pokazać również Kongresowi
Stanów Zjednoczonych, strategicznie wybrawszy na projekcję
okres tuż przed momentem mającym zadecydować o losach
globalnej ustawy Magnickiego.
Za przeprowadzeniem operacji wpływów stali prawnicy,
lobbyści i firmy z branży medialnej, którzy kontaktowali się
z ustawodawcami i próbowali przekonać ich do sprzeciwiania się
ustawie lub przynajmniej usunięcia nazwiska Magnickiego z jej
nazwy. Kampania była prowadzona przez założoną
w Waszyngtonie organizację zajmującą się lobbingiem o nazwie
Human Rights Accountability Global Initiative Foundation,
w skrócie HRAGI, która została zarejestrowana w lutym tego
samego, 2016, roku.
Celem była wymiana: jeśli ustawa Magnickiego zostałaby
anulowana, amerykańskim rodzinom można by przywrócić
prawo do adoptowania rosyjskich dzieci.
Strona HRAGI już nie działa, ale nadal można ją znaleźć
w internetowym archiwum. W 2016 roku znalazło się na niej
zapewnienie, że ma za zadanie wzmocnić relacje pomiędzy
Stanami Zjednoczonymi i Rosją. Wygląda też na to, że za
pośrednictwem witryny organizacja przyjmowała darowizny.
Późniejsze śledztwa pokazały, że HRAGI została założona przez
Rosjanina, który otrzymał pieniądze odebrane Hermitage’owi –
Denisa Kacywa. Jego pełnomocniczka Natalia Weselnicka
reprezentowała organizację co najmniej raz.
Zespół Browdera dowiedział się, że jeden z lobbystów HRAGI to
Rinat Akhmetshin – obywatel Stanów Zjednoczonych i Rosji,
który według amerykańskich władz służył swego czasu
w wywiadzie wojskowym ZSRR.
Podwójne obywatelstwo w rosyjskim kontekście to ciekawe
zagadnienie z dziedziny bezpieczeństwa. Współczesne przepisy
państwowe Rosji zobowiązują każdego obywatela kraju do
posłuszeństwa wobec prawa i wykonywania rozkazów służb
odpowiedzialnych za bezpieczeństwo. Dotyczy to też osób
z podwójnym obywatelstwem.
W kwietniu 2016 roku organizacja HRAGI zapłaciła
Akhmetshinowi 10 tysięcy dolarów, po czym zaczął on lobbować
w Waszyngtonie przeciwko ustawie Magnickiego.
Jedną z ważniejszych osób, na których skupiała się kampania
lobbingowa Akhmetshina, był amerykański kongresmen Dana
Rohrabacher, przewodniczący podkomisji Izby Reprezentantów,
która zajmowała się tematami Europy, Eurazji i nowych
zagrożeń, a także znany zwolennik prezydenta Putina.
W maju Akhmetshin i drugi lobbysta odwiedzili Kongres.
Poprosili Danę Rohrabachera, żeby opóźnił procedowanie
globalnej ustawy Magnickiego oraz usunął z projektu jego
nazwisko.
W kwietniu na deputowanego Rohrabachera podziałały bodźce
wprost z Moskwy i otrzymał on materiały oczerniające
Browdera. Spotkał się tam z przedstawicielstwem rosyjskiej
administracji, którego co najmniej jeden członek, bliski doradca
Putina, był objęty sankcjami na mocy ustawy Magnickiego.
Przekazane Rohrabacherowi w Moskwie materiały na temat
Browdera zostały zaklasyfikowane jako tajne. Pochodziły
z prokuratury generalnej, czyli faktycznie od Jurija Czajki.
Amerykańska gazeta dotarła do owych materiałów. Zawierały
te same fałszywe oskarżenia, które zawarto w dokumencie
Niekrasowa, wielu innych rosyjskich filmach oraz długim liście
Czajki.
Zgodnie z treścią dokumentów „zmiana nastawienia do ustawy
Magnickiego w Kongresie może mieć korzystne skutki po stronie
rosyjskiej”. W Moskwie Rohrabacherowi pokazano również film
Niekrasowa.
Po spotkaniu z przedstawicielami rosyjskich władz
i z Akhmetshinem Rohrabacher zaczął w końcu opóźniać prace
nad globalną ustawą Magnickiego oraz, tak jak go poproszono,
zaproponował usunięcie nazwiska prawnika z tytułu ustawy.
Ponadto chciał pokazać film Niekrasowa Kongresowi Stanów
Zjednoczonych i urządzić przesłuchanie Browdera. Wnioski
odrzucono, więc pracownicy biura Rohrabachera zaczęli
organizować projekcję gdzie indziej i mailowo zaprosili na
uroczystość kongresmenów wraz z ich asystentami.
W połowie czerwca film Niekrasowa został wyświetlony
w muzeum mediów Newseum w Waszyngtonie, rzut kamieniem
od Wzgórza Kapitolińskiego.
Według medialnych doniesień w gronie widzów było kilku
asystentów kongresmenów oraz dwie osoby reprezentujące
Departament Spraw Międzynarodowych. Akhmetshin przybył
razem z Natalią Weselnicką.
Radio Wolna Europa zapytało Akhmetshina o finansowanie
wydarzenia, którego organizację wyceniło na przynajmniej 12,5
tysiąca dolarów. Akhmetshin powiedział, że rachunek pokryła
zajmująca się lobbingiem organizacja Kacywa HRAGI.
Faktycznie w sercu stolicy Stanów Zjednoczonych trwała
operacja, której celem było zatrzymanie amerykańskiego procesu
legislacyjnego. Rachunek zapłacił Denis Kacyw, który prał
pieniądze ukradzione rosyjskim podatnikom.
Po projekcji filmu Niekrasowa najwyższe rosyjskie władze
zaktywizowały się, żeby prowadzić grupową nagonkę na
Browdera. Siergiej Ławrow, minister spraw zagranicznych,
powiedział w rosyjskich mediach, że „morderstwo Siergieja
Magnickiego było skutkiem wielkiego oszustwa popełnionego
przez Browdera”. Prokurator generalny Czajka stwierdził, że film
Niekrasowa to „wyrok skazujący dla Browdera”.
Natalia Weselnicka oraz firma Kacywa Prevezon zatrudnili do
kampanii również amerykańskich prawników, specjalistów od
PR-u i byłych dziennikarzy mających rozbudowane sieci
kontaktów. Zadaniem tych osób było rozpowszechnianie
w Kongresie i w mediach fałszywych informacji zarówno
o Browderze, jak i Magnickim.
Jednym z zatrudnionych był Glenn Simpson, założyciel firmy
Fusion GPS, która przygotowała również głośne dossier
o zachowaniu Donalda Trumpa w hotelu w Rosji. Dokumenty
zawierały też szczegółowe informacje o jego życiu intymnym.
Simpson dotarł do mediów i rozpuścił na temat Browdera
fałszywe informacje o negatywnym wydźwięku.
„To dla Rosjan całkowicie akceptowalne: wypróbowują 99
różne sposoby i nie przeszkadza im, jeśli żaden nie zadziała.
W Rosji nadzór funduszy nie jest traktowany przez parlament
poważnie i nikt nie pyta, czy pieniądze zostały dobrze wydane”,
mówi Browder.
Odpowiednie amerykańskie przepisy prawne zobowiązują
zagranicznych agentów oraz lobbystów do zgłoszenia się
władzom i zarejestrowania się.
Bill Browder zauważył, że na prace nad ustawą próbowała
wpłynąć cała grupa powiązanych z Rosją lobbystów, ale żaden
z nich nie był zarejestrowany jako zagraniczny agent, tak jak
wymaga tego prawo.
W lipcu 2016 roku firma Browdera przygotowała skargę,
ponieważ podejrzewała, że zostało złamane prawo o lobbingu.
Zwróciła uwagę amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości
na organizację HRAGI, Akhmetshina, Simpsona, Weselnicką
i sześć innych osób.
„Tak jak zauważyliśmy w Waszyngtonie, Rosjanie znajdują
ludzi, którzy są gotowi do naginania prawa, i wykorzystują ich”.
W tym samym czasie, gdy na Wzgórzu Kapitolińskim Rosja
prowadziła operację wpływu przeciwko ustawie Magnickiego,
uaktywniły się rosyjskie trolle.
Administracja prezydenta Baracka Obamy stworzyła stronę
internetową wspierającą inicjatywę obywatelską o nazwie We
The People, dzięki której obywatele mogą przedstawić ważne
według nich pomysły zmian w prawodawstwie i zbierać listy
poparcia. Wiele z zaprezentowanych petycji ewoluowało
w ustawę.
Ktoś umieścił na stronie projekt, który żądał od Kongresu
anulowania ustawy Magnickiego.
Według petycji została ona przyjęta „pod wpływem lobbingu
dwóch oszustów (Browdera i Chodorkowskiego) i ośmiesza
amerykańskie ustawodawstwo”. Inicjatywa zebrała szybko
ponad 200 tysięcy podpisów.
„Jestem pewien, że akcję od początku do końca zorganizowano
w Rosji”, mówi Browder.
Inicjatywa nie przeszła.
Wcześniej, w czerwcu 2016 roku, zaraz po tym, jak Donald
Trump został kandydatem republikanów w wyborach
prezydenckich, Natalia Weselnicka i Akhmetshin spotkali się
w Trump Tower z Donaldem Trumpem juniorem oraz Paulem
Manafortem, kierownikiem kampanii wyborczej przyszłego
prezydenta.
Nikt nie wiedział o tym spotkaniu. Do czasu.

SANKCJE MAJĄ BYĆ ZNIESIONE


Sytuacja wokół Billa Browdera z pozoru się uspokoiła.
Ustawa przeciwko osobom łamiącym prawa człowieka w różnych
zakątkach świata została przegłosowana w Kongresie Stanów
Zjednoczonych w grudniu 2016 roku – z nazwiskiem Magnickiego
w treści.
Również prawodawcy wielu innych krajów zainteresowali się
wprowadzeniem u siebie narodowych wersji ustawy
Magnickiego. Estonia była kolejnym po Stanach Zjednoczonych
państwem, w którym wprowadzono ją w życie.
Wiosną 2017 roku Komisja Sprawiedliwości Senatu Stanów
Zjednoczonych zwróciła uwagę na zgłoszonych przez Browdera
niezarejestrowanych zagranicznych lobbystów.
Po tym, jak deputowany Rohrabacher znów był widziany
w towarzystwie Akhmetshina, CNN zapytało go, czy jego zdaniem
lobbysta ma związki z rosyjskimi służbami bezpieczeństwa.
Rohrabacher poinformował, że wcale nie wykluczałby tej
możliwości.
Więcej szczegółów na temat prób wpłynięcia Kremla na
Rohrabachera oraz prace nad ustawą Magnickiego ujrzało
światło dzienne latem 2017 roku, gdy ujawniono korespondencję
polityka z przedstawicielami rosyjskich władz. Rohrabacher
powiedział w Kongresie, że od stronnika prezydenta Władimira
Putina otrzymał informacje ukazujące ustawę Magnickiego
w złym świetle. Jeden z asystentów Rohrabachera, który z kolei
spotkał się z zatrudnionymi przez Natalię Weselnicką
przeciwnikami ustawy, został zwolniony.
Działająca od dłuższego czasu w cieniu Natalia Weselnicka
zyskała popularność na skalę całego mocarstwa w jedną noc, 7
lipca 2017 roku. Wtedy dziennik „The New York Times”
opublikował wiadomość, według której poprzedniego lata
Weselnicka spotkała się z osobami odpowiedzialnymi za
kampanię prezydencką Donalda Trumpa.
Według pierwszych informacji spotkanie zostało
zorganizowane, ponieważ Trumpowi juniorowi obiecano
pochodzące z rosyjskich źródeł materiały „obciążające”
kandydatkę demokratów Hillary Clinton.
Wkrótce okazało się, że na spotkaniu z ludźmi Trumpa
poruszano również inne tematy. Według prasy Weselnicka
i Akhmetshin rozmawiali o potrzebie zniesienia sankcji
bazujących na wynikach śledztwa Magnickiego.
W pierwszych artykułach Weselnicka zaprzeczyła swoim
powiązaniom z rosyjską władzą państwową i powiedziała, że
działała samodzielnie. Rosyjskiemu kanałowi RT udzieliła jednak
wywiadu, w którym zarzuciła Browderowi zmyślenie całej
historii o Magnickim i powiedziała, że chciała ostrzec Trumpa
juniora przed biznesmenem, którego nazwała „mistrzem
manipulacji”.
Gdy informacja o spotkaniu Weselnickiej wyszła na jaw,
Browder został wezwany jako świadek przed senacką Komisję
Sprawiedliwości.
W lipcu 2017 roku biznesmen złożył zeznania i opowiedział
o roli Weselnickiej w kampanii wpływu w Kongresie, której
celem było oddziaływanie na prace nad ustawą Magnickiego.
Każdego, kto uczestniczył w rozpowszechnianiu fałszywych
informacji o nim samym oraz o Magnickim, wymienił zarówno
Kongresowi, jak i mediom. „W czasie gdy prowadzili operacje
w Waszyngtonie, nie poinformowali, że działają w interesie
rosyjskich władz ani nie zarejestrowali się, tak jak prawo
nakazuje zagranicznym agentom”, powiedział w swoich
zeznaniach.
Natychmiast po tym, jak je złożył, Rosja wystosowała do
Interpolu nowy donos na Browdera. Z jego powodu biznesmen
stracił na krótki czas wizę do Stanów Zjednoczonych, ale została
ona przywrócona, gdy uznano, że zawiadomienie miało
przyczyny polityczne.
Pod krzyżowy ogień pytań Komisji Sprawiedliwości Senatu
trafiła Weselnicka.
Według niej przyjęcie ustawy Magnickiego w Stanach
Zjednoczonych było skutkiem trwającego od lat „antyrosyjskiego
lobbingu i wzniecania nienawiści wobec Rosji i Rosjan”.
Weselnicka powtórzyła fałszywe tezy, jakoby nikt nigdy
w Stanach Zjednoczonych nie zbadał niezależnie i profesjonalnie
losów Magnickiego, chociaż w rzeczywistości sprawę dogłębnie
przeanalizowano i opisano zarówno tam, jak i w Rosji oraz
innych europejskich krajach.
Oprócz tego na przesłuchaniu Weselnicka po raz kolejny
zaatakowała Browdera. Był on według niej kryminalistą, który
zrzekł się obywatelstwa Stanów Zjednoczonych, aby uniknąć
konieczności płacenia podatków. Prawniczka przedstawiła
również szczegółową, choć zmyśloną siatkę powiązań
przestępczych, którą rzekomo stworzył Browder.
Weselnicka powiedziała komisji, że uczestniczyła w spotkaniu
z Rohrabacherem zarówno w Rosji, jak i Waszyngtonie oraz była
współorganizatorką projekcji filmu Niekrasowa w Newseum.
Uwagę zwraca szczegółowość jej zeznań. Świadczy o tym, że
Weselnicka przez lata badała Browdera i jego działalność
zadziwiająco skrupulatnie.
Prawniczka znała każdy szczegół z publicznego życia
biznesmena, zapoznała się z jego przemówieniami i zacytowała
dokumenty z jego strony internetowej. Wymieniła piszących
o nim dziennikarzy oraz osoby, które współuczestniczyły we
wprowadzeniu w życie ustawy Magnickiego.
Zeznania Weselnickiej wyglądają jak nietypowy pokaz siły,
zwłaszcza że nazywa ona samą siebie prawniczką. Do typowych
zadań osoby wykonującej ten zawód nie należy jednak śledzenie
działalności prywatnego obywatela obcego kraju.
Nieoczekiwanie Weselnicka ujawniła wprost również to, że
działała jako źródło informacji dla rosyjskiego prokuratora
generalnego. W 2015 roku wysyłała zarówno jemu, jak i śledczym
„informacje o działalności przestępczej Browdera, dzięki której
zarobił miliardy w Rosji”.
Główny przekaz oświadczenia był taki sam jak ten
systematycznie rozpowszechniany od lat przez rosyjskie władze
zamieszane w morderstwo Magnickiego. Weselnicka dodała do
swojej wypowiedzi również wątek polityki zagranicznej: według
niej ustawa Magnickiego wpływa niekorzystnie „na stosunki
Stanów Zjednoczonych i Rosji”.

ZLECENIE
W 2017 roku ustawę Magnickiego przyjęto w Wielkiej Brytanii,
na Litwie i w Kanadzie. Po tym, jak została jednogłośnie przyjęta
w październiku w Kanadzie, Rosja znów zgłosiła Browdera
Interpolowi.
W sierpniu 2017 roku Departament Sprawiedliwości Senatu
Stanów Zjednoczonych przesłuchał Glenna Simpsona w związku
z jego zleceniem w Fusion GPS dotyczącym Browdera
i Magnickiego oraz jego kontaktami z Natalią Weselnicką,
Rinatem Akhmetshinem i innymi, którzy próbowali jako
niezarejestrowani zagraniczni agenci uniemożliwić
procedowanie ustawy Magnickiego w USA.
Przesłuchanie potwierdziło dwie sprawy: Simpson dostawał
wynagrodzenie za to, że profesjonalnie i systematycznie
poszukiwał materiałów stawiających Browdera w złym świetle.
Pensję wypłacała mu ta sama kancelaria prawna, która broniła
firmy Prevezon Denisa Kacywa w trakcie procesu dotyczącego
zdemaskowanego przez Magnickiego prania milionów dolarów.
Podczas przesłuchania okazało się również, że Simpson nie
zatroszczył się o sprawdzenie, kim dokładnie jest jego
zleceniodawca.
Lobbysta powiedział komisji, że jego firma Fusion GPS
wykonywała zlecenia dla kancelarii Baker & Hostetler, która
z kolei pracowała dla Prevezonu, klienta Weselnickiej.
Oficjalnie zadaniem Simpsona z polecenia Prevezonu było
wsparcie prawne. Powiedział, że nie znał motywów Denisa
Kacywa ani tym bardziej nie wiedział, kim jest jego ojciec.
Zgodnie z tym, co zeznał Simpson, kancelaria prawna Baker &
Hostetler zapłaciła mu za zbadanie interesów Browdera i jego
wcześniejszej działalności w Rosji oraz za przyjrzenie się jego
doświadczeniom „w obchodzeniu podatków”.
Simpson wypełniał swoje zadania głównie poprzez
analizowanie dokumentów otrzymanych z Baker & Hostetler
oraz publicznie dostępnych baz danych. Powiedział, że
współpracował z wieloma prawnikami.
Simpson powiedział komisji, że znalazł dowody na rzekome
obchodzenie podatków w Rosji przez Browdera. Zeznał, że
poprosił o dodatkowe informacje samego zainteresowanego. Ale
gdy ten odmówił, w 2014 roku Simpson zaczął składać na niego
doniesienia. W sumie trzy miały doprowadzić w jego intencji do
tego, że Browder pod przysięgą w Stanach Zjednoczonych
opowiedziałby więcej o swoich interesach.
Elementem zlecenia Simpsona było przekazanie tych
wiadomości o „osobie Browdera” mediom. Przyznał, że część
z udzielonych prasie informacji nie stawiała biznesmena
w dobrym świetle. Ponadto Simpson zarekomendował jakichś
dziennikarzy, których warto zaprosić do Newseum na projekcję
filmu Niekrasowa.
Simpson zaprzeczył, jakoby działał z polecenia kancelarii
Baker & Hostetler przeciwko Browderowi, żeby powstrzymać
procedowanie ustawy Magnickiego. Przyznał jednakże, że
kancelaria poleciła mu przekazać wyniki śledztwa Rinatowi
Akhmetshinowi, który z kolei lobbował przeciwko ustawie
w Kongresie. On sam podobno nie wiedział, że Akhmetshin to
lobbysta HRAGI.
Według Simpsona firma Fusion GPS nie mogła złamać
amerykańskiego prawa nakazującego rejestrację zagranicznych
agentów, ponieważ jej zleceniodawcą była amerykańska
kancelaria prawna.
Simpson podzielił się również opinią o Weselnickiej. Jego
zdaniem nie była ważną figurą na Kremlu, a ewentualne związki
z rosyjskimi służbami bezpieczeństwa „są w trakcie wyjaśnień”.
Simpson powiedział, że był zdumiony, gdy czytał informacje
o spotkaniu z Trumpem juniorem.
Zdaniem lobbysty dostarczenie pozwów Browderowi było
trudne. Ostatnia próba celowo została nagrana i umieszczona na
YouTubie. Na filmiku widać, jak wynajęty goniec zbliża się do
Browdera, mówi coś w nieprzyjazny sposób, idzie za nim do
samochodu i zmusza do ucieczki.
Podczas przesłuchania Simpson dumnie stwierdził, że ślad jego
pracy widać w papierach sądowych, chociaż nazwisko nigdzie
nie zostało wymienione.
Ale nie wspomniał o najważniejszym: składanie pozwów
przeciwko Browderowi nic nie dało.
Wszystkie zostały odrzucone przez sąd.
Browder poczynił ciekawą obserwację dotyczącą rosyjskich
umiejętności manipulowania wynikami wyszukiwania
w Google’u.
Na przykład amerykańskie czasopismo „New Republic”
opublikowało bazujący na fałszywych informacjach artykuł,
który przedstawia Browdera jako osobę niegodną zaufania,
podaje błędne informacje o zarzutach wysuniętych pod jego
adresem oraz odnosi się do zdobytego przez Glenna Simpsona
nieprzyjemnego filmu z YouTube’a przedstawiającego próbę
dostarczenia pozwu.
Artykuł „New Republic” długo wisiał na pierwszej stronie
wyników wyszukiwania Google’a, chociaż Browderowi
poświęcono tysiące innych tekstów.
„Jedna z taktyk Rosjan polega na umieszczeniu co najmniej
jednego krytycznego artykułu we w miarę dobrze ocenianym
tytule. Gdy im się to uda, wykorzystują technologię, żeby trafił on
na pierwszą stronę w rezultatach wyszukiwania i tam pozostał”.
Bill Browder wiele razy kontaktował się w tej sprawie
z amerykańskim Google’em, ale na próżno.
W grudniu 2017 roku prokuratorowi specjalnemu Robertowi S.
Muellerowi przydzielono zadanie zbadania działalności HRAGI.
Również agencja prasowa Bloomberg analizowała finansowanie
organizacji i odkryła, że Denis Kacyw podarował jej 150 tysięcy
dolarów oraz przekonał znajomych rosyjskich biznesmenów,
żeby przekazali jej znaczne sumy.

ODMAWIAMY ODPOWIEDZI NA PYTANIE


Później w tym samym roku nadeszła kolej Rinata Akhmetshina,
by złożyć zeznania przed senacką Komisją Sprawiedliwości.
Chciała ona wyjaśnić jego powiązania z Rosją i Weselnicką oraz
dokładnie wypytywała o spotkanie z zespołem Trumpa.
Co interesujące, Akhmetshin sam ujawnił komisji, że celem
zebrania w wieżowcu było „wpłynięcie” na kampanię Trumpa,
podgrzanie atmosfery debaty poprzez rozpuszczenie informacji
o „łajdaku” Browderze oraz zaprezentowanie faktów
o „zmyślonej bohaterskiej historii Siergieja Magnickiego”
i „oszustwie kierowanym przez Browdera”.
Wiele stwierdzeń Akhmetshina podczas przesłuchania do
złudzenia przypominało kłamstwa, które padły już wcześniej.
Wykorzystał on możliwość wypowiedzi przed komisją przede
wszystkim do tego, żeby oczernić Browdera.
Tak samo jak Weselnicka zdradził swój cel: chciał pokazać, że
administracji USA nie udało się porządnie sprawdzić historii
Browdera, co z kolei doprowadziło do powstania ustawy
Magnickiego i pogorszenia się stosunków amerykańsko-
rosyjskich.
Zaprzeczył, jakoby kiedykolwiek pracował dla wywiadu,
kontrwywiadu lub wywiadu wojskowego Rosji czy Związku
Radzieckiego, jednak w czasie służby w armii radzieckiej
znajdował się w jednostce wspierającej oddziały wywiadowcze.
Powiedział, że służył wtedy jako osobist, co według jego definicji
oznaczało członka służb specjalnych.
Potwierdził, że HRAGI zostało założone przez prawniczkę
Denisa Kacywa, czyli Weselnicką. Ale według niego celem
organizacji nie było zniesienie antyrosyjskich sankcji, aby
zadowolić Kreml.
Zamiast tego utrzymywał, że „spotykał się z członkami
amerykańskiego Kongresu i zachęcał do sprawdzenia faktów
dotyczących przypadku Magnickiego”.
Zapytany o pracę w HRAGI, początkowo nie odpowiedział, lecz
opisał, jak czytał rosyjskojęzyczne dokumenty od Baker &
Hostetler dotyczące oficjalnych wypowiedzi Magnickiego
i podobno znalazł w nich nieścisłości.
Według Akhmetshina brakowało części dokumentów,
a policjanci nie zostali wymieni z nazwiska. To było stare
oskarżenie rozpowszechniane z Rosji i wiele razy zostało już
obalone jako nieprawdziwe.
Akhmetshin doszedł do takiego samego wniosku jak Niekrasow
w swoim filmie: Magnicki nie zdemaskował żadnych
nieprawidłowości i przebieg zdarzeń był kompletnie inny, niż
podaje Browder. Biznesmen miał zmieniać swoje wersje.
Akhmetshin postanowił zaskarżyć Departament Bezpieczeństwa
Krajowego Stanów Zjednoczonych za to, że rzekomo skopiował
informacje pochodzące od Browdera bez zweryfikowania ich.
Akhmetshin twierdził, że nie reprezentował Denisa Kacywa ani
Prevezonu. Ale członkowie senackiej komisji otrzymali maile
dostarczone przez agencję Bloomberg, z których wynikało, że
lobbysta odpowiadał za kontakt z mediami w imieniu obu.
Oprócz tego Akhmetshin w swojej korespondencji służbowej
wskazywał na Glenna Simpsona, który w razie potrzeby może
udzielić więcej informacji.
Podczas przesłuchania Akhmetshin przedstawił również
własną wersję wydarzeń w Trump Tower: Natalia Weselnicka
zaprosiła go z małym wyprzedzeniem i nie opracowali
szczegółów spotkania. Akhmetshin tylko poinstruował
prawniczkę, jak zacząć rozmowę uprzejmym small-talkiem
i gratulacjami z okazji zwycięstwa Trumpa w prawyborach.
Według Akhmetshina Weselnicka przyniosła na spotkanie
własne badania, czyli dokumenty, które przedstawiały nadużycia
pewnych firm inwestycyjnych na polu obrotu papierami
wartościowymi i podatków, w okresie gdy znajdowały się pod
kierownictwem Browdera.
Firmy inwestycyjne i Browder mieli zatrudniać osoby
niepełnosprawne umysłowo, żeby otrzymać zniżkę podatkową
w wysokości 35 procent. Akhmetshin zgadywał, że Weselnicka
chciała „pokazać Trumpowi juniorowi rolę Browdera”.
Gdy członkowie Komisji Sprawiedliwości zapytali, dlaczego
dokumenty Weselnickiej były interesujące z punktu widzenia
kampanii Trumpa, Akhmetshin właściwie nie odpowiedział na
pytanie. Stwierdził, że na końcu notatki Weselnickiej
wspomniano, iż „firma inwestycyjna złamała prawo podatkowe
i przelała z Rosji 880 milionów dolarów”. Firma była według
Akhmetshina wielkim prywatnym darczyńcą finansującym
amerykańskich demokratów.
„I to oszustwo badała Weselnicka”, powiedział.
Lobbysta mówił również o stosunkach rosyjsko-
amerykańskich, które mogą się zepsuć z powodu kłamstwa, czym
zasugerował, że ustawa Magnickiego opiera się na fałszywych
przesłankach.
„Don Jr. powiedział: »Przyjdźcie z powrotem spotkać się
z nami, jak wygramy«”, zeznał.
Lobbysta przyznał również, że po tym, jak opinia publiczna
dowiedziała się o ich rozmowie w trakcie kampanii, dawał
Weselnickiej rady dotyczące ubioru i występów w mediach.
Członkowie komisji oznajmili, że chętnie zapoznaliby się
z dokumentami Weselnickiej, i zapytali, czy ich treść jest istotna
z punktu widzenia pracy HRAGI.
„Nie. One są ważne tylko dlatego, żeby pokazać, że osoba
stojąca za ustawą Magnickiego to łajdak, oszust i przestępca. Ale
poza tym nie”, odparł Akhmetshin.
Komisja chciała wiedzieć, czy Trump junior usłyszał to samo,
co Akhmetshin powiedział w Kongresie Stanów Zjednoczonych.
Według lobbysty tym razem było odrobinę inaczej, ponieważ
w jego ocenie „z tego mógł się narodzić temat, który poruszany
jest w kampanijnych debatach”, a członków Kongresu prosi tylko
o sprawdzenie faktów.
Na przesłuchaniu mowa była także o kolacji Weselnickiej,
kongresmena Rohrabachera i innych w Capitol Hill Club w 2016
roku oraz o spotkaniu Rohrabachera i Akhmetshina w Berlinie.
Rohrabacher podobno zapytał Akhmetshina, czy wie, „co się
dzieje w sprawie Prevezonu i Browdera”. On na przesłuchaniu
zapewnił, że nie prosił kongresmena o żadną interwencję,
ponieważ „z powodu funkcjonowania ustroju opartego na
podziale władz nawet prorok Mahomet nie mógłby pomóc
Prevezonowi, choćby chciał”.
„Dlatego sugerowanie, że kiedykolwiek próbowałem lobbować
za sprawami Prevezonu w jakikolwiek sposób, jest absurdalne
i błędne”.
Dziennikarz CNN Michael Weiss napisał artykuł o spotkaniu
Rohrabachera i Akhmetshina w Berlinie.
Bez przedstawienia żadnego dowodu Akhmetshin na
przesłuchaniu stwierdził, że Weiss być może otrzymał od
Browdera wynagrodzenie za artykuł, co nie było prawdą.
Gdy komisja poprosiła Akhmetshina o dokładniejsze
wiadomości na temat rzekomego honorarium dla dziennikarza,
jego adwokat oświadczył, że odmawiają odpowiedzi na pytanie.
Poza tym Akhmetshin zaprzeczył wszystkim zawodowym
powiązaniom z władzami Rosji. Zdradził jednak, że w 2016 roku
spotkał prokuratora generalnego Jurija Czajkę na urodzinach
Denisa Kacywa, którego z kolei opisał jako miłego człowieka.

LOBBYSTA PODEJRZANY O SZPIEGOSTWO


Departament Skarbu USA w grudniu 2017 roku dodał 13 nowych
nazwisk do listy osób objętych sankcjami na mocy ustawy
Magnickiego. Znalazł się na niej prawnik Andriej Pawłow,
którego podejrzewano o bycie jednym z głównych autorów
przekrętów powiązanych z Hermitage’em, a także syn
prokuratora Jurija Czajki, Artiom Czajka, który czerpał korzyści
majątkowe, wykorzystując pozycję zawodową ojca.
Kilka dni po zaktualizowaniu listy Jurij Czajka w rosyjskiej
telewizji ostro skrytykował Billa Browdera, nazywając go
przywódcą międzynarodowej szajki przestępczej, którego czeka
oskarżenie z powodu wielu oszustw podatkowych
i gospodarczych w Rosji oraz innych krajach.
Kanał propagandowy RT podał, że Browder jest podejrzewany
o udział w olbrzymim układzie przestępczym zajmującym się
praniem brudnych pieniędzy i został już skazany na 10 lat
pozbawienia wolności za obchodzenie podatków. Wspomniano
również, że lobbował w Stanach Zjednoczonych za
„antyrosyjskim ustawodawstwem”.
W kolejnych dniach zarówno minister spraw zagranicznych
Siergiej Ławrow, jak i Jurij Czajka w licznych wywiadach wylali
na Browdera wiadro pomyj.
Browder znów został zaocznie skazany w rosyjskim sądzie.
Tym razem dostał dziewięć lat pozbawienia wolności z powodu
obchodzenia podatków i unikania spłaty długów poprzez
ogłoszenie upadłości. Wcześniej rosyjski sąd podejrzewał go
o powiązania ze śmiercią trzech Rosjan, którzy byli zamieszani
w sprawę Magnickiego.
Trudno jest zrozumieć oczerniające Billa Browdera kłamstwa,
które są rozpowszechniane systematycznie od lat.
Browder mówi, że za sprawą różnych czynników z Rosji oraz
osób pracujących dla Rosjan granice między wolnością słowa
a zniesławieniem zostały przekroczone już zbyt wiele razy
i dlatego nie jest szczególnie zainteresowany pozywaniem osób
rozpowszechniających obraźliwe twierdzenia.
Nie złożył również zawiadomienia o przestępstwie przeciwko
ludziom rozsiewającym o nim kłamstwa, zresztą nie starczyłoby
mu na to czasu.
Zamiast tego skupił się na o wiele bardziej szkodliwych
przypadkach łamania prawa: chce, żeby na Zachodzie wszczęto
śledztwo w sprawie osób, które odnosiły korzyści majątkowe
z przestępstw ujawnionych przez Magnickiego, pragnie postawić
tych ludzi przed sądem oraz zdemaskować siatki zajmujące się
praniem brudnych pieniędzy.
Równocześnie Browder jeździ po świecie i wygłasza wykłady
o nadużyciach putinowskiej administracji i klimacie
inwestowania w Rosji. Prowadzi kampanie na rzecz praw
człowieka i rozmawia z zagranicznymi prawodawcami, starając
się, aby ustawa Magnickiego weszła w życie w jak największej
liczbie państw.
Niedawno w Waszyngtonie przedstawił dowody na
przeprowadzenie rosyjskiej operacji wpływu w Gwatemali.
Oprócz tego pisze scenariusz filmu o swoich przeżyciach w Rosji
Putina.
W styczniu 2018 roku za sprawą badań Magnickiego
hiszpańska prokuratura rozpoczęła śledztwo w sprawie
wyprania 30 milionów euro.
Gdy Browder pojechał do Hiszpanii, żeby spotkać się
z oskarżycielem znanym z procesów mafiosów, który odpowiadał
również za tę sprawę, został zatrzymany przez tamtejszą policję
i przesłuchany z powodu alertu Interpolu. Zmierzył się
bezpośrednio ze skutkami kłamstw rozpowszechnianych przez
Rosję.
W kwietniu 2018 roku wyszły na jaw nowe szczegóły spotkania
Natalii Weselnickiej i Trumpa juniora. NBC oraz „The New York
Times” podały, że powiązania Weselnickiej z Kremlem były dużo
bliższe, niż powiedziała.
Organizacja prowadzona przez prodemokratycznego aktywistę
Michaiła Chodorkowskiego zdobyła maile, w świetle których
Weselnicka już od roku 2014 działała jako informatorka dla
wysokiego urzędnika Kremla, prokuratora Jurija Czajki.
Prawniczka sama przyznała mediom, że kontaktowała się
z rosyjską prokuraturą generalną od roku 2013.
Członkowie amerykańskiej senackiej Komisji do Spraw
Wywiadu przesłuchali Weselnicką w marcu 2018 roku. Zeznania
nie zostały upublicznione, ale sama zainteresowana wyznała, że
odpowiadała na pytania o spotkanie z organizatorami kampanii
wyborczej Trumpa oraz notatkę o nim przygotowaną przez
Fusion GPS.
W lipcu 2018 roku z powodu łamania praw człowieka
i korupcji rząd amerykański rozszerzył sankcje przewidziane
globalną ustawą Magnickiego na trzech Nikaraguańczyków.
Gdy pachołki i krety Kremla zostają zdemaskowane, często
pozywają przeciwników.
Latem 2018 roku Akhmetshin wniósł oskarżenie cywilne
przeciwko Billowi Browderowi z powodu zniesławienia i zażądał
od niego miliona dolarów odszkodowania.
Twierdził, że Browder znieważył go na postawie błędnych
przesłanek, świadomie i mając na celu wyrządzenie mu szkody,
gdy nazwał go w mediach szpiegiem Rosji i narzędziem
rosyjskiego wywiadu oraz napisał na Twitterze, że lobbysta jest
oficerem GRU, wywiadu wojskowego Rosji.
Ponadto Akhmetshin twierdzi, że wypowiedzi Browdera miały
celowo nadszarpnąć jego dobre imię i narazić na
szwank reputację zawodową oraz poważnie zaszkodziły mu
w pracy i w sferze finansowej.
„Nikt w Waszyngtonie nie zatrudni lobbysty, którego
podejrzewa się o szpiegostwo na rzecz Rosji. To jest poważne
przestępstwo przeciwko Stanom Zjednoczonym”, pisze
Akhmetshin w swoim pozwie.
Twierdzi, że poniósł straty moralne z powodu zniesławienia.
Ponadto ludzie, którzy uwierzyli w zarzuty Browdera, nękali
Akhmetshina oraz mu grozili, co wywołało niepokój i napięcie
emocjonalne.
Oprócz tego podaje, że stracił umowę na kilka milionów
dolarów, ponieważ potencjalny klient uznał go za zbyt
„radioaktywnego”. Akhmetshin utrzymywał, że nigdy nie był ani
funkcjonariuszem GRU, ani szpiegiem Związku Radzieckiego lub
Rosji i nigdy nie pracował dla wywiadu.
Pozew cywilny Akhmetshina jest ciekawy, ponieważ użyto go
jako metody uprawiania polityki i rozpowszechniania kłamstw
o Billu Browderze. Biznesmen jest oskarżany o całkowicie
nieistotne przy zniesławieniu wielokrotne przewinienia, na które
nie przedstawiono dowodów. Zarzuty dotyczą
rozpowszechniania fałszywych informacji o Magnickim, oparcia
ustawy Magnickiego na nieprawdziwych założeniach i oszustw
podatkowych popełnionych wespół z Magnickim.
Wbrew faktom Akhmetshin w pozwie twierdzi, że
Departament Sprawiedliwości USA nie podjął żadnych działań,
gdy Hermitage doniósł mu o przypuszczalnych uchybieniach
przy rejestrowaniu zagranicznych agentów. Sam Akhmetshin był
godzinami przesłuchiwany przed Komisją Sprawiedliwości
Senatu właśnie z powodu listu od Hermitage’a, za sprawą którego
wszczęto śledztwo.
Nie wspomina w pozwie także o tym, że sam na oficjalnym
przesłuchaniu przed Komisją Sprawiedliwości nazwał Browdera
kłamcą, oszustem wśród inwestorów, łotrem, przestępcą
i oskarżył o płacenie dziennikarzowi CNN za pisanie
nieprzychylnych artykułów.
Również jeden ze zdemaskowanych przez Sergieja
Magnickiego funkcjonariuszy policji, Paweł Karpow, próbował
wytoczyć Browderowi proces w Londynie z powodu
zniesławienia. Biznesmen miał za sprawą strony internetowej
rozpowszechniać informacje, przez które Karpow otrzymał
w Wielkiej Brytanii „łatkę człowieka niegodnego zaufania”.
W 2013 roku Sąd Najwyższy Wielkiej Brytanii orzekł, że
powiązania Karpowa z państwem brytyjskim są słabe, a Rosja jest
bardziej naturalnym forum do analizowania jego sprawy i z tego
powodu ją odrzucił.
Oprócz tego nakazano Karpowowi pokryć koszty procesu
przeciwko Hermitage’owi w wysokości 650 tysięcy funtów. Nie
zrobił tego ani nie stawił się przed sądem w wyznaczonym dniu,
aby przekazać informacje o swoich dochodach.
Zamiast tego wysłał Hermitage’owi rosyjskojęzyczny paszkwil,
w którym poinformował, że dostaje „co miesiąc 17 tysięcy na
konto w Sbierbanku”.
W 2017 roku brytyjski sąd rozkazał zatrzymać Karpowa za
utrudnianie postępowania sądowego. To oznacza, że jeśli
kiedykolwiek przyjedzie do Wielkiej Brytanii, zostanie
aresztowany.
„Prowadzę prawną wojnę przeciwko rosyjskim służbom
zagranicznym – mówi Browder. – Żeby wygrać, muszę być
bardziej uparty niż politycy, którzy są leniwi i nie wykonują
swojej pracy”.

INTERESUJĄCA PROPOZYCJA
Wnioski amerykańskiego prokuratora specjalnego Roberta S.
Muellera stały się przyczynkiem do postawienia w połowie lipca
2018 roku nowych aktów oskarżenia.
Dwunastu oficerów rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU
pozwano jako podejrzanych o działanie w tajnym porozumieniu
i zhakowanie sieci danych, komputerów i kanałów
komunikacyjnych Partii Demokratycznej podczas kampanii
prezydenckiej w 2016 roku.
Trzy dni po wniesieniu oskarżenia prezydenci Władimir Putin
i Donald Trump spotkali się na szczycie w Helsinkach.
Rozmawiali w cztery oczy, bez doradców.
Szczyt doprowadził do wybuchu międzynarodowego skandalu.
Trump, który wcześniej nazwał śledztwo Muellera dotyczące
Rosji „oszustwem demokratów”, powiedział na konferencji
prasowej, że wierzy Putinowi, który zaprzeczył, jakoby Rosjanie
ingerowali w wybory w Stanach Zjednoczonych.
Ale Putin wykorzystał tę okazję, by w obecności przedstawicieli
najważniejszych mediów całego świata nadających z Helsinek
zaatakować Billa Browdera.
Na początku, żeby odpowiedzieć na dopiero co ogłoszone
publicznie oskarżenie Muellera wysunięte przeciwko 12 oficerom
rosyjskiego wywiadu wojskowego, odniósł się do umowy między
Stanami Zjednoczonymi i Rosją z 1999 roku. Reguluje ona
wymianę między oboma krajami osób podejrzanych
o przestępstwa.
Putin powiedział, że Muellerowi przysługuje prawo do
wysłania władzom rosyjskim oficjalnego pisma. Następnie mogą
one przesłuchać osoby, które prokurator specjalny podejrzewa
o złamanie prawa. Według prezydenta Rosja może pozwolić
przedstawicielom Stanów Zjednoczonych na obecność przy
przesłuchaniu.
Ale Putin postawił warunek: Rosji powinno się umożliwić
przesłuchanie amerykańskich urzędników, łącznie
z funkcjonariuszami wywiadu, którzy są podejrzewani
o nielegalną działalność na terenie Federacji Rosyjskiej.
Na konferencji prasowej, która skupiała uwagę całego
zachodniego świata, Putin wymienił jako przykład Billa
Browdera.
„Według naszych informacji partnerzy biznesowi Browdera
nielegalne zarobili w Rosji ponad półtora miliarda dolarów i nie
odprowadzili podatków ani do rosyjskiego, ani do
amerykańskiego skarbu państwa”, zażartował Putin w sali
balowej Pałacu Prezydenckiego.
W ten sposób prezydent Rosji wykorzystał swoją pozycję, żeby
jeszcze raz wytoczyć zarzuty od lat powtarzane przez
prokuratora generalnego Rosji, rosyjskie media, Natalię
Weselnicką, Andrieja Niekrasowa i Rinata Akhmetshina.
Według Putina Browder nielegalnymi sposobami zarobił
półtora miliarda dolarów. Oprócz tego Rosja ma silne podstawy
sądzić, że przelewy były obsługiwane przez oficerów wywiadu,
więc w jej interesie leży przesłuchanie wszystkich zamieszanych
w sprawę.
Wykorzystując to, co powiedziała Weselnicka Trumpowi
juniorowi, dodał, że „ogromna suma, 400 milionów dolarów,
trafiła do Stanów Zjednoczonych jako wsparcie dla kampanii
wyborczej Hillary Clinton” – tak jakby zadaniem prezydenta Rosji
było śledzenie wszelkich możliwych darowizn na amerykańską
kampanię wyborczą i informowanie o nich opinii publicznej.
Szczególnie że wspomnianych przezeń pieniędzy nigdy nie
przekazano.
Następnego dnia rosyjscy prokuratorzy opublikowali
sprostowanie do wypowiedzi Putina i stwierdzili, że Browder
darował na kampanię Clinton 400 tysięcy dolarów, a nie 400
milionów, jak powiedział prezydent. W rzeczywistości biznesmen
nie przekazał na ten cel ani centa. Prokuratorzy ogłosili również
listę amerykańskich przedstawicieli aparatu państwowego i osób
prywatnych, które ich zdaniem powinny być przesłuchane
w kwestii „powiązań z przestępstwem Billa Browdera”.
Ci, którzy figurowali na liście, w rzeczywistości pracowali jako
urzędnicy państwowi lub byli niezwiązani z administracją.
Wspierali prace nad ustawą Magnickiego w Stanach
Zjednoczonych lub badali klienta Weselnickiej pod kątem
związanego ze sprawą Magnickiego prania brudnych pieniędzy.
Na rosyjskiej liście znaleźli się były ambasador Stanów
Zjednoczonych w Moskwie, urzędnik Departamentu
Bezpieczeństwa Krajowego oraz były i obecny pracownik
Departamentu Spraw Zagranicznych. Jeden z nich pomógł
Browderowi forsować ustawę Magnickiego w latach 2011–2012,
gdy pełnił funkcję prezydenta organizacji praw człowieka
Freedom House.
Rosyjska prokuratura generalna ogłosiła, że przygotowuje się
do złożenia oficjalnego wezwania do przesłuchania osób
umieszczonych na liście.
Trump zareagował na propozycję, określając ją jako ciekawą.
Rzecznik prasowy Białego Domu powiedział, że prezydent
rozważy dopuszczenie rosyjskich śledczych do przesłuchania
tych osób. Senat za to odrzucił wniosek jednogłośnie.
Na temat ataku ze strony prezydenta Rosji wywiady z Billem
Browderem przeprowadziło wiele mediów. Biznesmen
powiedział Fox News, że Władimir Putin szczerze go nienawidzi,
ponieważ jest jedną z głównych postaci stojących za ustawą
Magnickiego, wymierzoną w majątki ludzi podobnych do
prezydenta Rosji – kleptokratów, przestępców i tych, którzy
występują przeciwko prawom człowieka.
„Putin rzuca oskarżeniami na prawo i lewo, ponieważ
odkryłem jego piętę achillesową, czyli pieniądze przechowywane
na Zachodzie. Dzięki ustawie Magnickiego dobierzemy się do
nich”.
Oprócz tego Putin popełnił kardynalny błąd.
Bill Browder nie jest obywatelem Stanów Zjednoczonych, lecz
Wielkiej Brytanii, więc Rosjanie nie mogą go przesłuchać,
powołując się na umowę amerykańsko-rosyjską.
W 2018 roku biznesmen nadal pracował nad wprowadzeniem
ustawy Magnickiego w Niemczech, Holandii, Danii, RPA, Szwecji,
Australii i na Ukrainie.

PRZYNĘTA
W lipcu 2018 roku Browder uruchomił śledztwo w sprawie
prania brudnych pieniędzy w estońskim Danske Banku. Odkryta
przez Magnickiego suma w wysokości trzech i pół miliona
dolarów doprowadziła go do australijskiego konta.
Serwis BuzzFeed opublikował w lutym 2019 roku reportaż
o podejrzanych przelewach Rinata Akhmetshina. Według
dokumentów otrzymał on „na konto i gotówką” ponad 400
tysięcy dolarów przed spotkaniem z zespołem Trumpa i po nim.
Duże sumy pochodziły zarówno od Denisa Kacywa, jak i od
innych bogatych Rosjan, którzy byli przeciwnikami ustawy
Magnickiego. Nie dla każdego przelewu znalazły się uzasadnienia
i nie wszystkie zostały uwzględnione przez Akhmetshina
w rejestrze lobbystów.
Śledczy zajmujący się sprawami bankowymi przekazali te dane
Departamentowi Skarbu i zespołowi Muellera.
Dziennikarze próbowali zdobyć komentarz Akhmetshina, ale
nie odpowiedział. Gdy pojawili się pod jego domem, zwrócił się
do nich: „Spierdalajcie stąd, OK?”.
Natalia Weselnicka powiedziała, że artykuł BuzzFeeda został
z góry opłacony.
W Stanach Zjednoczonych oczekiwano raportu końcowego
prokuratora specjalnego Roberta S. Muellera. Badał on rosyjską
ingerencję w wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych
w 2016 roku oraz wyjaśniał, czy Trump lub ktoś z jego
najbliższego kręgu świadomie współpracował z Rosją.
Mueller przez wiele lat pełnił funkcję dyrektora FBI, był
prokuratorem i śledczym, zasłużył się podczas wojny
w Wietnamie. Stanął na czele Federalnego Biura Śledczego
niedługo przed tym, jak dżihadyści rozbili samoloty o wieże WTC
i Pentagon, siedzibę Departamentu Obrony Stanów
Zjednoczonych. W konsekwencji ataków skupił siły FBI na
zwalczaniu terroryzmu. Na przewodniczącego zespołu do
badania sprawy rosyjskiej, która zahaczała o prezydenta, został
powołany na emeryturze.
Media, politycy obu obozów i zwolennicy teorii spiskowych
niecierpliwie czekali na wyniki. Wiele osób powiązanych
z prezydentem Trumpem lub Rosją zostało oskarżonych o inne
przestępstwa wyłącznie dzięki informacjom zebranym na etapie
śledztwa. Część z nich, na przykład Paul Manafort, skazano.
Bez odpowiedzi pozostawało jeszcze ważne pytanie: czy
prezydent niezgodnie z prawem współpracował z władzami
obcego państwa, co można by nazwać spiskiem? W marcu 2019
roku Mueller przedłożył tajny raport końcowy Departamentowi
Sprawiedliwości USA oraz prokuratorowi generalnemu
Williamowi Barrowi, aby na jego podstawie prowadzili dalsze
prace.
Barr przygotował streszczenie raportu, które w atmosferze
skandalu obiegło media w całych Stanach Zjednoczonych.
Według niego z podsumowania śledztwa Muellera wynikało, że
kampania prezydencka Trumpa nie była inspirowana przez
zorganizowaną działalność rosyjskiej administracji, ale takie
operacje niewątpliwie miały miejsce.
Trump był sprawdzany również pod kątem utrudniania
postępowania prawnego. Według streszczenia Barra w raporcie
„nie stwierdzono, że prezydent popełnił przestępstwo, ale nie
można go również całkowicie uwolnić od podejrzeń”.
Zwolennicy Trumpa i republikanie ucieszyli się, a wielu
demokratów nie uwierzyło w te wnioski. Prezydent opublikował
na Twitterze własną interpretację streszczenia, według której
został całkowicie uwolniony od wszelkich podejrzeń.
Media analizowały streszczenie Barra, starając się czytać
między wierszami, roztrząsały poszczególne słowa i żądały
natychmiastowego opublikowania całego raportu. Prokurator
specjalny razem ze swoim zespołem pozostał na uboczu tej
dyskusji.
Opinia publiczna poznała Rinata Akhmetshina dwa dni po
opublikowaniu streszczenia, chociaż jego nazwisko nawet się
w nim nie pojawiło. Lobbysta udzielił wywiadu, w którym
powiedział, że śledztwo Muellera było dla niego finansowym
ciosem w plecy, doprowadziło do wielu bezzasadnych ataków na
niego i wyrządziło mu wiele innych szkód.
Powiedział, że jest szczęśliwy, że śledztwo wreszcie dobiegło
końca, i czuje ulgę.
Z oświadczenia Akhmetshina można by wywnioskować, że
w kontekście jego osoby wszystkie działania śledczych już się
skończyły, przesłuchania były niepotrzebne, a podejrzenie
popełnienia oszustwa, zgłoszone Muellerowi i departamentowi
przez banki – bezpodstawne.
Liczący 448 stron raport końcowy prokuratora specjalnego
Roberta S. Muellera opublikowano 18 kwietnia 2019 roku, lecz
oczywiście nadal pozostaje częściowo utajniony. Dzieli się na
dwie części.
W pierwszej szeroko opisano rosyjskie aktywne
środki,активные мероприятия, czyli działalność służb
wywiadowczych przed wyborami prezydenckimi prowadzoną
w sieci, w tym w mediach społecznościowych. Prześwietlono
również korespondencję mailową oraz inne drogi, którymi
rosyjscy dyplomaci, szpiedzy i wabiki próbowali się
skontaktować z członkami zespołu odpowiedzialnego za
kampanię Trumpa, a także ich reakcje na propozycje z Rosji.
Mnogość podjętych przez Kreml prób wpłynięcia na wybór
prezydenta jedynego supermocarstwa świata pokazuje, że reżim
Putina bez zająknięcia realizował zza kulis swoje zadania. Zespół
Trumpa sprawiał wrażenie chciwego władzy i nieudolnego.
Wygląda na to, że tym ludziom było wszystko jedno, kim jest
osoba opowiadająca się za ich kandydatem, z jakiego kraju
pochodzi i jakie kierują nią motywy. Grunt, że popiera Trumpa.
Śledczy Muellera przesłuchali licznych świadków, którzy
uczestniczyli w spotkaniach z Rosjanami. Źródło części
pozyskanych wiadomości nie zostało podane, inna partia
informacji pochodzi prawdopodobnie od amerykańskiego
kontrwywiadu.
Dowodów na to, że kandydat Trump lub prezydent Trump ze
swoim zapleczem miał się dopuścić świadomej i celowej lub
skoordynowanej nielegalnej współpracy z Kremlem, ewentualnie
z jego poplecznikami, Mueller nie odnalazł.
A przynajmniej nie doszukał się na to twardych dowodów.
W połowie pierwszej części raportu pojawiły się znajome
nazwiska. Dzięki zeznaniom świadków i na podstawie
dokumentów Mueller podał jako przykład spotkanie sztabu
wyborczego z Weselnicką i Akhmetshinem w Trump Tower 9
czerwca 2016 roku.
Wszystko zaczęło się od maila wysłanego do Donalda Trumpa
juniora przez rosyjskiego znajomego rodziny, z którym
Trumpowie prowadzili interesy.
„Prokurator generalny Rosji (…) zaoferował, że przekaże na
cele kampanii Trumpa jakieś oficjalne dokumenty, które
wzbudziłyby podejrzenia wobec Hillary i jej postępowania wobec
Rosji oraz byłyby bardzo pożyteczne dla twojego ojca. Chodzi
oczywiście o pochodzącą z góry wrażliwą informację, to część
wsparcia, którego Rosja i jej rząd udzielają panu Trumpowi”.
Trump junior odpowiedział po kilku minutach.
„Jeśli jest tak, jak mówisz, to świetnie”.
Trump junior był więc świadomy, że „wrażliwe informacje
z góry” zostaną podane jego ojcu przez rosyjską władzę na tacy.
Według tego, co mu powiedziano, wiadomości miały być
przekazane przez prawnika przybyłego z Moskwy.
Z taką wiedzą zaprosił ludzi ze swojego najbliższego kręgu,
czyli męża siostry Ivanki Jareda Kushnera oraz szefa kampanii
wyborczej Paula Manaforta, żeby wysłuchali „informacji”
z Moskwy.
Trump młodszy chciał coś ukryć. Wymieniał maile dotyczące
sprawy, opatrzone tematem: „FW: Rosja – Clinton – prywatne
i poufne”.
Osoby aranżujące spotkanie w imieniu Weselnickiej podały
Muellerowi sprzeczne informacje na temat agendy.
Według jednego świadka celem miała być rozmowa z zespołem
Trumpa o ustawie Magnickiego, według drugiego przekazanie
przez Weselnicką „niekorzystnych informacji o Hillary Clinton”.
Zostało udowodnione, że na spotkaniu oskarżano Billa
Browdera o przestępstwa, których się nie dopuścił, i lobbowano
przeciwko ustawie Magnickiego.
Zmyślona historia o udziale Hillary Clinton w zmyślonych
przestępstwach wyglądała jak przynęta. Za jej pomocą chciano
skłonić żądny zwycięstwa sztab wyborczy Trumpa do otwarcia
drzwi Trump Tower.

NIE MOŻNA WYKLUCZYĆ


Operacja wpływu wymierzona w najbliższy krąg potencjalnego
przyszłego prezydenta Stanów Zjednoczonych była dobrze
przygotowana, chociaż na przesłuchaniu Akhmetshin twierdził
co innego.
Dziewiątego czerwca 2016 roku Natalia Weselnicka zaprosiła
Akhmetshina na lunch, w którym uczestniczyli też tłumacz,
z pochodzenia Rosjanin, oraz dwóch innych organizatorów
spotkania. Omawiano tematy, które miały zostać poruszone
podczas rozmowy ze sztabem Trumpa, i według świadków
Weselnicka „pokazała Akhmetshinowi dokument świadczący
o rzekomych przestępstwach gospodarczych popełnionych przez
Billa Browdera i fundusz hedgingowy Ziff Brothers oraz
późniejszych politycznych darowiznach dla Partii
Demokratycznej”.
Po posiłku grupa udała się do drapacza chmur przy Piątej Alei.
W pokoju zebrań pięćdziesięcioośmiopiętrowej wieży zaczęła
realizować plan ustalony podczas lunchu.
Latem 2016 roku globalna ustawa Magnickiego nadal
znajdowała się w Kongresie. A więc przynajmniej w teorii można
było wpłynąć na jej kształt lub nawet doprowadzić do jej
zarzucenia.
W drapaczu chmur najbliżsi współpracownicy Trumpa
usłyszeli historię o Billu Browderze oraz ustawie Magnickiego. Do
znanej, przekłamanej wersji zdarzeń według Kremla dodany
został jeden element – przełomowa informacja o tym, że
najgroźniejsza przeciwniczka Trumpa, Hillary Clinton z Partii
Demokratycznej, czerpała korzyści majątkowe z rzekomych
przestępstw Browdera.
Zespół Trumpa dowiedział się od gości, że „firmy powiązane
z Billem Browderem złamały prawo zarówno w Rosji, jak
i w Stanach Zjednoczonych”, obchodziły podatki i brały udział
w praniu brudnych pieniędzy. Potem zyski zostały przekazane na
kampanię wyborczą Clinton.
Mający podwójne obywatelstwo Akhmetshin uzupełnił historię
i poruszył sprawę sankcji zapisanych w ustawie Magnickiego
oraz adopcji rosyjskich dzieci przez obywateli Stanów
Zjednoczonych, tak jak też wcześniej powiedział senatowi. Trump
junior przypomniał gościom, że jego ojciec jest nadal osobą
prywatną, ale chciałby otrzymać od Weselnickiej dokładniejsze
informacje, w jaki sposób pieniądze trafiły do Hillary Clinton.
Takich informacji nie było.
Gdy okazało się, że Weselnicka nie ma nic do przekazania na
temat „wsparcia wyborczego przesłanego przez Cypr”, Jared
Kushner, mąż Ivanki, stracił cierpliwość i przez komunikator
iMessage wysłał do Manaforta wiadomość o treści „strata czasu”.
Z tego samego powodu wydał swojemu sekretariatowi
polecenie: powinni zadzwonić do Kushnera, żeby miał pretekst
do opuszczenia pokoju zebrań przed zakończeniem rozmów.
Według Muellera spotkanie trwało około 20 minut.
Podczas przesłuchania przed Senatem Weselnicka powiedziała,
że na spotkaniu nie próbowano nawiązywać relacji pomiędzy
nimi a ludźmi prowadzącymi kampanię Trumpa. Innym razem
stwierdziła, że miało ono charakter prywatny, ponieważ chciała
poinformować przyjaciela syna znajomej osoby, że w Kongresie
doszło do nielegalnej manipulacji przy uchwalaniu prawa oraz
nieprawidłowości – za które uznawała będącą przedmiotem
trwających prac globalną ustawę Magnickiego.
Ale żadna z pozostałych osób będących na miejscu nie
pamiętała, żeby Weselnicka choćby raz wspominała o Kongresie.
Zespół Muellera próbował wyjaśnić, czy zanim doszło do
spotkania, kandydat na prezydenta Trump wiedział o nim lub
o jego związkach z rosyjskimi sprawami. Na to nie znaleziono
twardych dowodów mających oparcie w dokumentach.
Prezydent Trump, który po roku namawiania i mimo braku
chęci wziął udział w przesłuchaniu przed śledczymi, rozwlekle
przedstawił swój punkt widzenia. Skupił się na tym, jak bardzo
nie pamięta całej sprawy ani tym bardziej nic o niej nie wie
i nawet nie ma pojęcia, czy był wtedy w Nowym Jorku lub
w Trump Tower, chociaż prawdopodobnie tak, lecz jeśli to
prawda, to nie pamięta dosłownie niczego, nie wie też, czy jego
liczne zapiski w kalendarzu pokrywają się z prawdą, jakkolwiek
nie ma powodów sądzić, że są błędne.
Ale jeden świadek powiedział coś innego: Trump junior
zawczasu ustnie poinformował ojca o spotkaniu, nie napomknął
jednak o związkach sprawy z Rosją.
Świadkiem tym był niegdysiejszy zaufany prawnik Trumpa
i jego prawa ręka, Michael Cohen. W 2019 roku został skazany na
karę pozbawienia wolności za liczne nadużycia popełnione
podczas kampanii Trumpa, do czego posłusznie się przyznał.
Zanim trafił do więzienia, powiedział też inne rzeczy, na
przykład, że Trump żądał od niego kłamania w swoim imieniu,
groził mu i używał niezrozumiałego dla postronnych kodu przy
rozdzielaniu niezwiązanych z pracą zadań.
Druga część raportu specprokuratora Muellera skupiała się na
innym typie przestępstwa: utrudnianiu postępowania prawnego.
Śledztwo w tej sprawie ruszyło, ponieważ na początku 2017
roku prezydent Trump podjął różne wątpliwe kroki wobec policji
federalnej. Najpierw zażądał lojalności od szefa FBI Jamesa
Comeya, potem go zwolnił i oświadczył, że odczuwał poważną
presję „z powodu Rosji”, lecz ustąpiła ona wraz z Comeyem.
W Stanach Zjednoczonych przez utrudnianie postępowania
rozumie się między innymi kłamstwo na oficjalnym
przesłuchaniu, zatajanie wiadomości przed śledczymi lub
wywieranie presji na świadków.
Pod lupę oprócz przypadku Comeya wzięto na przykład
przedłożone przez prezydenta agencjom wywiadowczym CIA
oraz NSA zapytania, co mogą zrobić, żeby rozwiać podejrzenia, że
miał on jakieś powiązania z rosyjską ingerencją w wybory.
Uwzględniono również wypowiedzi prezydenta, jakoby
prokuratora specjalnego Muellera miał dotyczyć konflikt
interesów, pełne złości tweety Trumpa krytykujące śledztwo
w sprawie powiązań z Rosją oraz polecenie dla urzędnika
Departamentu Sprawiedliwości, aby odwołać Muellera, a także
jego próby wpłynięcia na tę samą osobę, żeby zaprzeczyła
naciskom ze strony prezydenta. Prokurator specjalny analizował
każdą wątpliwą sytuację i wyjaśniał, czy Trump wraz z zespołem
celowo i świadomie przeszkadzał przedstawicielom administracji
państwowej odpowiedzialnym za badanie ich kontaktów z Rosją.
Oprócz innych przypadków utrudniania postępowania
w śledztwie pojawił się wątek oczerniania Billa Browdera
datowany na lato 2017 roku, czyli okres, gdy spotkanie
w wieżowcu trafiło na pierwsze strony gazet.
Prezydent Trump usłyszał zawczasu, że w „The New York
Times” ma się ukazać artykuł, i zataił przed prasą powiązania
gości z Rosją oraz wymienione maile – te, w których pisano
o ofercie przekazania informacji obciążających Hillary Clinton.
Hope Hicks, ówczesna rzeczniczka prasowa Białego Domu,
poradziła prezydentowi Trumpowi, żeby opowiedział
dziennikarzom „The New York Times” o tematach poruszanych
na spotkaniu. Śledczym Muellera zeznała, że najpierw prezydent
zabronił jej udzielać komentarzy dla prasy i zrobił to „w dziwny
i nietypowy sposób”.
Później tego samego dnia prezydent zapytał Hicks, o czym
rozmawiano na spotkaniu w Trump Tower. Rzeczniczka
odpowiedziała, tak jak sama została poinformowana, że chodziło
o rosyjskie adopcje.
„Więc to powiedz”, polecił prezydent.
Trump junior napisał szkic oświadczenia na temat spotkania,
do którego Hicks rzekomo chciała dodać szczegółowy opis
wydarzeń. Ale prezydent zażądał, żeby tekstu nie rozsyłać,
ponieważ było w nim „zbyt dużo informacji”, i znów energicznie
zachęcił do napomknięcia, że Trump junior miał krótkie
spotkanie „w sprawie rosyjskich adopcji”.
Dlatego Hicks jeszcze raz poinstruowała Trumpa juniora, żeby
oszczędnie udzielał informacji. Ale to mu nie pasowało. Chciał
kolejnych zmian w oświadczeniu i powiedział rzeczniczce, że
podczas spotkania rozmawiano również „o Hillary i jakichś
głupotach, a szybko ucięliśmy temat”. „Również moim zdaniem
tak by należało zrobić, ale szef się martwi, że będzie za dużo
pytań”, odpisała Hicks.
W końcu zmodyfikowane, skąpe w informacje oświadczenie
zostało wysłane do „The New York Times”. Nie podano w nim
nazwisk uczestników spotkania ani informacji
o przedstawianych przez nich twierdzeniach oczerniających
Hillary Clinton i Billa Browdera. Pominięto również wątek
dotyczący ustawy Magnickiego.
Hicks jeszcze raz zachęciła prezydenta do pełnej
transparentności.
„Wydałaś oświadczenie. Sprawa jest zamknięta”, powiedział
Trump.
„The New York Times” opublikował artykuł. I w konsekwencji
w środkach masowego przekazu pojawiły się informacje o tym,
że w redagowaniu oświadczenia uczestniczył sam prezydent.
„To była informacja dla »The New York Times«, (…) a nie
oświadczenie dla najwyższego trybunału sędziów”, skomentował
w mediach prezydent. Tydzień później jeszcze wrócił do sprawy:
„Ktoś miał informacje o mojej przeciwniczce – kto by się nie
zgodził na takie spotkanie”.
Pisemne odpowiedzi Trumpa udzielone śledczym Muellera
i dotyczące spotkania 9 czerwca były z punktu widzenia zarzutu
o utrudnianie postępowania pozbawione treści, a prezydent
znów niczego nie pamiętał. Zamiast tego opisywał szeroko, jak
bardzo był zajęty w okresie wieńczącym etap prawyborów.
Nie pamiętał również tego, czy spotkał się ze swoim sztabem
wyborczym 9 czerwca 2016 roku. Według kalendarza był rano
umówiony z Manafortem, ale nie jest pewien, czy na pewno się
widzieli. „To było ponad dwa lata temu, w okresie gdy codziennie
miałem wiele telefonów i kontaktowałem się z mnóstwem ludzi”.
Nie pamięta, żeby wiedział o spotkaniu swojego zespołu
z Weselnicką lub innymi osobami, i rzekomo nie wiedział, kto to
jest Natalia Weselnicka. Nie umiał sobie również przypomnieć,
czy podczas kampanii powiedziano mu, że Władimir Putin lub
rosyjski rząd wspierają jego kandydaturę albo że sprzeciwiają się
Hillary Clinton.
„Ale wiedziałem o jakichś raportach, z których wynikało, że
prezydent Putin uprzejmie wypowiadał się na mój temat”,
wyjaśnił Trump pisemnie śledczym Muellera.
Mueller zwrócił uwagę, że sam Trump w zasadzie wcale nie
pomógł w śledztwach dotyczących jego powiązań z Rosją oraz
utrudniania postępowania. Na przesłuchanie ustne w ogóle się
nie zgodził. Na dużo mniej praktyczne pisemne składanie zeznań
przystał dopiero po roku próśb i odpowiedział tylko na niektóre
pytania dotyczące Rosji.
W ponad 30 przypadkach napisał „nie pamiętam”, „nie mogę
sobie przypomnieć” lub „nie wiem”. Na pytania dotyczące
utrudniania postępowania w okresie zmiany na stanowisku
głowy państwa nie zgodził się odpowiedzieć nawet pisemnie.
Według Muellera działań prezydenta Trumpa w związku
z wydarzeniami z 9 czerwca 2016 roku lub okresu po nich
następującego nie można traktować jako utrudnianie
postępowania. Głównie z tego powodu, że zatajanie wiadomości
było wymierzone w prasę, a nie w samo śledztwo.
Równocześnie Mueller pisze, odnosząc się do wszystkich
przebadanych przypadków, że ponieważ dowody są
niewystarczające, nie można całkowicie wykluczyć tego, że
Trump utrudniał postępowanie.
Jeśli dałoby się taką wersję wykluczyć, śledztwo „by to
wykazało”.
Sprawa jest tym bardziej interesująca z punktu widzenia
Weselnickiej, Akhmetshina i reszty osób obecnych na spotkaniu
w Trump Tower, że w lipcu 2019 roku część treści raportu
Muellera była nadal utajniona.
Słowa, zdania, rozdziały i odwołania do źródeł zaczerniono na
podstawie czterech przesłanek: szkoda dla trwającego
postępowania, Wielka Ława Przysięgłych, informacje osobiste
i technika śledcza.
Zasłonięte fragmenty opisane jako „Wielka Ława Przysięgłych”
oznaczają, że osoby, informacje lub okoliczności nadal są
przedmiotem wyjaśnień. Główny raport analizujący powiązania
z Rosją został ukończony i prokurator specjalny zakończył prace,
jednak w czasie wykonywania zadania utworzył Wielką Ławę
Przysięgłych. Zazwyczaj jej członkowie aż do wniesienia
zarzutów pracują w tajemnicy.
Osiągnięciami Wielkiej Ławy Przysięgłych Muellera były na
przykład wnoszone stopniowo od 2017 roku zarzuty przeciwko
Centrum Analiz Internetowych z Petersburga i jej głównym
postaciom, hakerom rosyjskiego wywiadu wojskowego
i powiązanym z kampanią Trumpa Paulowi Manafortowi,
Rogerowi Stone’owi oraz Michaelowi Cohenowi.
Według informacji medialnych z wiosny 2019 roku Wielka
Ława Przysięgłych Muellera wciąż wytrwale pracuje. Wiele
fragmentów rozdziałów z raportu, w których opisano działania
Weselnickiej, Akhmetshina i innych lobbystów ze spotkania
w Trump Tower, zostało zaczernionych. Być może pojawią się
nowe zarzuty.
W ujawnionych częściach tekstu nie ma również informacji,
czy sztab Trumpa sprawdził grupę gości w rejestrze lobbystów
lub zapytał ich ustnie o dokonanie wymaganej przez
amerykańskie prawo rejestracji zagranicznych agentów, mimo że
szefowa grupy, Weselnicka, nawet nie mówiła po angielsku, lecz
po rosyjsku, i porozumiewała się za pośrednictwem tłumacza.
Na podstawie innych wiadomości zgromadzonych przez
śledczych i dotyczących najbliższych współpracowników Trumpa
łatwo jest wywnioskować, że tak ważny element sprawdzenia
gości nie przyszedł im do głowy.
Jeśli w ogóle wiedzieli o istnieniu rejestru agentów
zagranicznych.
Latem 2019 roku zapytałam Billa Browdera, co sądzi o tym, że
powiązani z najwyższą władzą Rosji szczególnie natarczywi
ludzie stojący za nagonką na niego i Magnickiego w końcu trafili
pod lupę Muellera.
„Wiedziałem, że Weselnicka i Akhmetshin próbowali zmieszać
z błotem mnie i Magnickiego od 2016 roku. Już wtedy wiele razy
próbowałem ich zdemaskować, ale mało kto zwracał na to
jakąkolwiek uwagę. Cieszę się, że prawda w końcu wyjdzie na
jaw”.

PRANIE BRUDNYCH PIENIĘDZY


Rosja wciąż gnębi Browdera.
W grudniu 2018 roku rosyjski dyplomata Konstantin Kosaczew
zażądał na spotkaniu z prezydentem Putinem, żeby Rosja
stworzyła oficjalną listę oczerniających ją obcokrajowców, którzy
„rozpowszechniają najbardziej niewybredne kłamstwa o naszym
kraju i narodzie”.
Zdaniem Kosaczewa ta oficjalna lista oszczerców powinna
nosić imię Billa Browdera. W tym samym czasie rosyjskie
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wydało za nim nowy list
gończy dla Interpolu.
Przeciwko Natalii Weselnickiej na początku 2019 roku
wniesiono do sądu oskarżenie z powodu utrudniania
postępowania w prowadzonej przez nią sprawie prania
brudnych pieniędzy w Prevezonie, firmie Denisa Kacywa.
Prawniczka przy współpracy prokuratora generalnego Jurija
Czajki spreparowała dowody na korzyść Prevezonu i przekazała
je władzom Stanów Zjednoczonych.
Gdy pojawił się akt oskarżenia przeciwko Weselnickiej,
rzecznik rosyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych podniósł
larum, zażądał od Stanów Zjednoczonych wyjaśnień i nazwał
zarzuty „zemstą”.
Browder pracował dalej, żeby doprowadzić do wszczęcia
policyjnego śledztwa w ujawnionej przez Magnickiego sprawie
prania brudnych pieniędzy. Znalazł dowody na ten proceder
w duńskim banku Nordea, złożył zawiadomienie o przestępstwie
oraz rozmawiał z parlamentem i prokuratorami Danii o stanie
nadzoru finansowego kraju.
Urzędnicy odpowiedzialni za tego typu kontrolę zostali
skrytykowani, ponieważ tylko upomnieli drugi bank podejrzany
o pranie brudnych pieniędzy, Danske Bank, lecz nie nałożyli na
niego żadnych sankcji. Pojawiły się przypuszczenia, że bank
uczestniczył także w innych oszustwach niż te ujawnione przez
Magnickiego, na przykład w rosyjskiej akcji prania brudnych
pieniędzy, którą ocenia się jako największą na świecie.
W lutym 2019 roku estoński nadawca publiczny poinformował,
że nadzór finansowy zamknął siedzibę główną banku w Estonii,
a on zaczął się wycofywać z działalności w kraju.
Estoński Danske Bank to jeden z banków, przez które
przepływały pieniądze odkryte przez Magnickiego. Według
informacji z kancelarii zaznajomionych ze sprawą prawników
pracownicy oddziału w Estonii pomagali klientom obchodzić
przepisy i również oni byli sprawdzani w ramach śledztwa.
Prezes Danske Banku zrezygnował ze stanowiska już w 2018
roku i przeprosił za możliwe pranie brudnych pieniędzy. W maju
2019 roku on i dziewięć innych osób z kierownictwa zostało
oskarżonych z powodu ignorowania podejrzanych przelewów
w estońskim oddziale. Proces trwa nadal.
W marcu Browder powiadomił szwedzką policję
o przestępstwie w związku z podejrzanymi przelewami na 176
milionów dolarów z Rosji do Swedbanku.
Własne śledztwo rozpoczął także organ specjalny Unii
Europejskiej – Europejski Urząd Nadzoru Bankowego. Chciał się
dowiedzieć, dlaczego duńscy i estońscy kontrolerzy finansowi nie
wzięli na cel sieci oszustw Danske Banku, której elementem była
sprawa odkryta przez Magnickiego.
Wiosną 2019 roku na światło dzienne wypłynęły nowe
informacje na temat tego, które operacje na świecie opłacono
pieniędzmi skradzionymi przez rosyjskie władze. Podejrzewano,
że w Hiszpanii zostały one użyte na rynku nieruchomości. Ale
prawdziwą bombą była informacja od łotewskiej organizacji
dziennikarzy śledczych Re:Baltica, która specjalizuje się
w sprawach Rosji i badała ujawnione przez Magnickiego
przelewy we współpracy ze Szwedzką Telewizją Państwową
(SVT).
Sponsor największej prorosyjskiej partii na Łotwie, Zgoda,
otrzymał 270 tysięcy euro od dwóch firm wykorzystanych do
prania brudnych pieniędzy. Informacje te wyciekły wraz
z dokumentami dotyczącymi przelewów pomiędzy Danske
Bankiem i Swedbankiem.
„Zgoda jest największą partią rosyjskojęzycznej mniejszości na
Łotwie. Otrzymała najwięcej głosów w wyborach
parlamentarnych, ale jak to zazwyczaj bywa, została zepchnięta
do opozycji z powodu polityki zagranicznej uznawanej za
prokremlowską”, donosi Re:Baltica.
W rzeczywistości część pieniędzy skradzionych w Rosji
i wypranych na Zachodzie użyto do budowania rosyjskich
wpływów poza granicami państwa.
Bill Browder złożył również zawiadomienie o przestępstwie
w łotewskim oddziale Swedbanku.
W tym samym czasie Parlament Europejski przyjął własną
ustawę Magnickiego. Debata dotyczyła tego, czy jej tekst
powinien zawierać nazwisko prawnika. Bill Browder udał się do
Podkomisji Praw Człowieka Parlamentu Europejskiego, aby
przedstawić swoje argumenty.
„Byłoby niemoralne i śmieszne, gdyby Unia Europejska usunęła
nazwisko Magnickiego, żeby zadowolić Putina”, napisał na
Twitterze.
Parlament Europejski w głosowaniu zadecydował
o umieszczeniu nazwiska prawnika w nazwie ustawy.
Wkrótce rosyjski Komitet Śledczy uderzył ponownie. Oskarżył
Browdera o kolejne morderstwo – tym razem ofiarą miał być
Rosjanin Aleksandr Pierieplicznyj, który kilka lat wcześniej
odpowiadał za wyciek wewnętrznych informacji i dostarczenie
ich biznesmenowi jako dowodów na pranie brudnych pieniędzy.
Zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach, jako
czterdziestoczterolatek, podczas joggingu w Wielkiej Brytanii,
a teraz Rosja twierdziła, że zamordował go Browder – chociaż nie
miała na to żadnych dowodów.
Szwedzka prokuratura postanowiła nie oskarżać Swedbanku
o ujawnione przez Magnickiego o pranie brudnych pieniędzy,
ponieważ w jej opinii czyny zdążyły się przedawnić. Bill Browder
zaskarżył decyzję.
Nagonka trwała. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Rosji
rozpoczęło nowe śledztwo w sprawie Browdera, ponieważ jako
„przywódca grupy przestępczej” poinformował on Departament
Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych o „rzekomym” praniu
brudnych pieniędzy przez Denisa Kacywa w 2012 roku. Według
oskarżenia Browder miał przekazać amerykańskim władzom
fałszywe informacje i podrobione dowody na temat obywateli
rosyjskich.
Wkrótce Rosja znów zwróciła się do Interpolu z wnioskiem
o ściganie Browdera. Brytyjscy parlamentarzyści skierowali do
władz międzynarodowej policji list otwarty, w którym
stwierdzali, że wiarygodność Interpolu stanie pod znakiem
zapytania, jeśli nie podejmie on poważnych działań przeciwko
rosyjskiej manipulacji.
Browder odwiedził izbę niższą brytyjskiego parlamentu, aby
opowiedzieć, jak Rosja zamieniła międzynarodowy system
prawny w broń, którą wykorzystuje do realizacji własnych
interesów. Interpol przeanalizował najświeższy rosyjski wniosek
przeciwko Browderowi i go odrzucił.
W maju Browder został zaatakowany na Twitterze przez
ambasadę Rosji w Australii, która opublikowała mema z jego
zdjęciem i tekstem zatytułowanym O działalności przestępczej
Williama Browdera.
Głosił on, że biznesmen ukradł z budżetu Rosji ponad 200
milionów dolarów i popełnił „inne poważne przestępstwa,
których zabrania »Konwencja Narodów Zjednoczonych
przeciwko międzynarodowej przestępczości zorganizowanej«”.
„Poprzez lobbowanie na rzecz ustawy Magnickiego Browder
próbuje uciec od odpowiedzialności”, można było przeczytać na
koncie ambasady, która swojego tweeta rozpuściła też wśród
licznych australijskich środków masowego przekazu, ewidentnie,
aby zasugerować im temat na materiał. W poście znalazł się
również link do strony Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rosji,
jednak w lipcu 2019 roku już nie działał.
Ambasada chciała zszargać dobre imię Browdera w Australii,
gdzie także działał na rzecz ustawy Magnickiego.
Wiosną 2019 roku lobbował za nią również we Francji, Szwecji
i Norwegii. W tym czasie w Nowym Jorku został uhonorowany
prestiżową nagrodą American Spirit za swoją aktywność
obywatelską, ponieważ udało mu się wprowadzić ustawę w życie
w Stanach Zjednoczonych i innych krajach świata.
Oskarżenie dotyczące podejrzanych przelewów bankowych
w Swedbanku zostało odrzucone przez szwedzkie władze w maju
2019 roku. Powodem było to, że operacje finansowe były
przeprowadzane, zanim w kraju wprowadzono surowsze prawo
dotyczące prania brudnych pieniędzy, a także przedawnienie
domniemanego przestępstwa.
W maju w Stanach Zjednoczonych znów rozszerzono listę osób
objętych sankcjami na podstawie ustawy Magnickiego. We
wcześniejszych latach zawsze była aktualizowana w grudniu,
tym razem nowe nazwiska pojawiły się z kilkumiesięcznym
opóźnieniem. Browder zbadał przyczyny zwłoki. Okazało się, że
wszystkie osoby odpowiedzialne za decyzje o objęciu sankcjami
nie mogły wykonywać pracy na przełomie 2018 i 2019 roku
z powodu najdłuższego w historii kraju zawieszenia działalności
rządu. Kongres zdążył już zbesztać za opóźnienie sekretarza
stanu Mike’a Pompeo i sekretarza skarbu Stevena Mnuchina.
Departament Skarbu objął sankcjami piątkę kolejnych Rosjan.
Równocześnie Departament Spraw Zagranicznych opublikował
decyzję i ogłosił, że wciąż oczekuje, aż Rosja postawi przed sądem
osoby, które odpowiadają za śmierć Magnickiego.
Tym razem sankcje w postaci zakazu wjazdu i zamrożenia
środków zostały nałożone na Giennadija Karłowa,
przedstawiciela kierownictwa Komitetu Śledczego rosyjskiego
Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, który próbował zataić
okoliczności aresztowania, pobicia i śmierci Siergieja
Magnickiego.
Był on również odpowiedzialny za kompletny brak reakcji na
skargi Magnickiego dotyczące pogarszania się stanu jego zdrowia
w więzieniu oraz za to, że prośby osadzonego o spotkanie
z rodziną zostały odrzucone.
Na listę trafiła również Jelena Trikulia z Komitetu Śledczego,
która także zatajała informacje o złym traktowaniu Magnickiego
i podpisała negatywną odpowiedź na wniosek o rozpoczęcie
śledztwa wyjaśniającego, kto znęcał się nad aresztowanym.
Na liście znalazło się także trzech innych Rosjan.
Kolejną osobą był Abuzajd Wismuradow, dowódca wojsk
specjalnych. Odpowiadał za operację, podczas której wojska
w Czeczenii nielegalnie aresztowały cywilów oraz znęcały się nad
nimi. Ofiary albo faktycznie były lesbijkami, gejami,
biseksualistami czy transseksualistami, albo były o to posądzane.
Drugim był Siergiej Kossijew, kierownik więzienia w rosyjskiej
części Karelii, który nadzorował znęcanie się nad więźniami, sam
w nim uczestniczył i próbował ukryć dowody.
Trzeci, Rusłan Gieriemiejew, to niegdysiejszy dowódca
osobistej gwardii bezpieczeństwa Ramzana Kadyrowa,
despotycznego przywódcy Czeczenii, który również jest objęty
sankcjami. Rosyjskie służby dwukrotnie usiłowały postawić
Gieriemiejewa przed sądem jako podejrzanego o zamordowanie
polityka opozycyjnego Borisa Niemcowa – na próżno, ponieważ
Komitet Śledczy storpedował te próby.
Po kolejnym rozszerzeniu listy osób objętych sankcjami
widniały na niej nazwiska łącznie 55 Rosjan. Według Billa
Browdera 42 z nich przyczyniło się do nielegalnego aresztowania
Siergieja Magnickiego i jego śmierci lub brało udział
w zdemaskowanych przez prawnika przestępstwach
gospodarczych.
„Pozostaje jeszcze 241 osób. Rząd amerykański posiada
wszystkie informacje”.
W tym samym czasie na podstawie globalnej ustawy
Magnickiego sankcjami objęty został Roberto Sandoval
Castañeda, łamiący prawa człowieka wysoki urzędnik
meksykański.
Meksykanin, który pełnił wiele publicznych funkcji w swoim
kraju, jest podejrzewany o defraudację publicznych środków
i przyjmowanie łapówek od organizacji zajmujących się
przemytem narkotyków. W jego ojczyźnie toczy się wiele śledztw
w sprawach z nim związanych. Teraz ma również zakaz wjazdu
do USA.
Pod koniec maja osoba prywatna odkryła, że Natalia
Weselnicka wspiera na Twitterze armię fałszywych kont
przypominających boty.
Publikowały one w 100 procentach identyczną wiadomość po
angielsku lub jej odrobinę zmodyfikowaną wersję.
„Potrzebujemy więcej ludzi tak nieustraszonych jak
prawniczka Natalia Weselnicka”, oświadczały trolle.
Później kolejna osoba prywatna ujawniła, że Weselnicką
wspiera dziesiątki kont armii trolli. Wiele z nich używało jako
zdjęcia profilowego fotografii pięknej kobiety, ale żadne nie
miało w ogóle obserwatorów. Po kilku dniach Twitter zamroził
konto Weselnickiej. Zazwyczaj dzieje się tak, gdy właściciel
podejrzewany jest o złamanie reguł serwisu.
RT natychmiast umieściła na swojej anglojęzycznej stronie
agresywny artykuł wyrażający poparcie dla Weselnickiej
i mieszający z błotem Browdera. W tekście drwiono z osób
prywatnych, które zdemaskowały trolle prawniczki, i podawano
niezgodnie z prawdą, że Browder jest już znany w Londynie
i Waszyngtonie jako człowiek »uciszający krytyków«”.
NIEPODBITA PIŁECZKA
Pod koniec października 2018 roku firma inwestycyjna Billa
Browdera złożyła doniesienie do fińskiej Centralnej Policji
Kryminalnej i prokuratury generalnej o zakrojonej na szeroką
skalę akcji prania brudnych pieniędzy w domniemanej fińskiej
odnodze sprawy badanej przez Magnickiego.
Według zawiadomienia w fińskiej Nordei i niektórych innych
firmach prano brudne pieniądze pochodzące ze
skorumpowanych układów. Zgodnie z zebranymi przez
Browdera dowodami łącznie wykorzystano 527 kont banku.
Przelewy trafiały do fińskiej Nordei od klientów biznesowych
obecnie nieczynnego z powodu skandalu estońskiego Danske
Banku oraz litewskiego Ūkio bankasa.
Według badań międzynarodowego Ośrodka Raportowania
Zorganizowanej Przestępczości i Korupcji (OCCRP) Ūkio to bank
komercyjny pewnego rosyjskiego biznesmena, podejrzewanego
o kierowanie od dłuższego czasu wielką rosyjską operacją prania
brudnych pieniędzy. Faktycznie była to zagraniczna – i z tego
powodu niewzbudzająca domysłów – filia architektów akcji,
w której otworzono fałszywe konta bez pytania kogokolwiek
o zgodę i za pomocą sfałszowanych dokumentów.
„Zazwyczaj pieniądze były przesyłane na należące do firmy
widmo konto offshore, czyli konto założone poza krajem,
w którym znajduje się bank. Potem były rozdzielane na mniejsze
sumy i przekazywane na konta offshore innych firm widm pod
płaszczem nieistniejących umów handlowych”, opisuje
działalność Ūkio OCCRP.
W lutym 2013 roku centralny Bank Litwy cofnął koncesję dla
Ūkio z powodu „działalności wysokiego ryzyka”.
Po tym, jak na Litwie ruszyło śledztwo w sprawie popełnionej
defraudacji i praca banku oficjalnie trafiła pod lupę, jego
założyciel wyjechał do Rosji. Litwa złożyła wniosek o ekstradycję,
ale odrzucono go i przyznano biznesmenowi azyl.
W czerwcu 2019 roku fińska Prokuratura Generalna
w odpowiedzi na wniosek Browdera opublikowała oświadczenie.
Według dokumentu wydanego przez prokurator specjalizującą
się w badaniu prania brudnych pieniędzy do podejrzanych
czynów opisanych w zawiadomieniu Hermitage’a Browdera
doszło w Estonii lub na Litwie, więc fińskie władze nie mają
uprawnień do wyjaśniania tej sprawy.
Oprócz tego w piśmie stało: „Według otrzymanego raportu
przelewy bankowe do fińskiej Nordei zostały wykonane głównie
ponad 10 lat temu, więc jako przestępstwo przedawniły się. Co do
zdarzeń po 2009 roku, nie ma podstaw podejrzewać, że bank lub
właściciele kont mieli świadomość podejrzanej działalności
w państwach bałtyckich (…). Z wniosku lub jego załączników nie
wynika, jakie okoliczności przemawiają za twierdzeniem, że
osoby działające w imieniu firm handlowych i Nordei przy
odbieraniu środków wiedziały, że zostały one pozyskane w Rosji
drogą przestępstw”.
Prokurator odnosi się również do obowiązującego w 2009 roku
prawa o identyfikacji klienta: „Na mocy 40. paragrafu najcięższą
karą za niedopełnienie obowiązku identyfikacji klienta była
grzywna, więc prawo do oskarżenia z powodu tych czynów
przedawniło się dwa lata po ich dokonaniu”.
Centralna Policja Kryminalna poinformowała, że
przeprowadziła po otrzymaniu wniosku Browdera wstępne
dochodzenie.
„Na podstawie tych danych nie możemy podejrzewać
przestępstwa ani wszcząć śledztwa”, głosi tekst oświadczenia
i odsyła po więcej informacji do prokurator Ritvy Sahavirty.
Bill Browder przedstawił na Twitterze własne stanowisko.
Według niego odpowiedź fińskich władz na wniosek o zbadanie
sprawy nie jest adekwatna do faktów. „Z dostarczonych przez nas
dokumentów wynika, że cała pochodząca z podejrzanych
przelewów suma 234 milionów dolarów przeszła przez oddział
Nordei w Finlandii i z tego powodu sprawa podlega także
fińskiemu prawodawstwu, nie tylko litewskiemu lub
estońskiemu”.
Według zebranych przez Browdera dowodów sprawa mętnych
przelewów zaczęła się w 2006 roku i trwała w 2015, więc nie
mogła ulec przedawnieniu.
To już drugi raz, kiedy fińskie władze odrzuciły podobny
wniosek o wszczęcie postępowania. Gazeta internetowa
„EUobserver”, która zajmuje się sprawami Unii Europejskiej,
poinformowała w 2013 roku, że odkryte przez Magnickiego sumy
w wysokości 199 500 dolarów trafiły przez mołdawską firmę do
fińskiego przedsiębiorstwa Saga Furs należącego do branży
futrzarskiej (dawniej Turkistuottajat).
Bill Browder powiedział wtedy publicznie, że za brudne
pieniądze kupowano towary luksusowe, zanim zwrócono je do
Rosji „jako czyste”. Fińskie władze umorzyły sprawę. Według
nich nie ma podstaw sądzić, że środki pochodziły z przestępstwa.
Ponadto nie doszłoby do niego w Finlandii, ponieważ Saga Furs
nie była świadoma, skąd się wzięły pieniądze, ani, nie
sprawdziwszy tego, nie popełniła zaniedbania. Pieniądze
przebyły tak skomplikowaną drogę, że firma nie wiedziała, skąd
pochodzą i na czyje futra będą wydawane.
Latem 2019 roku Browder oznajmił, że raczej udałoby się
wyjaśnić więcej tajemniczych przelewów i zapobiec kolejnym,
jeśli fińscy stróże prawa zbadaliby sprawę już w 2013 roku.
„Fińscy śledczy nie odbili piłeczki w sprawie Magnickiego i jest to
niewybaczalne”.
Browder wyraził rozczarowanie tym, że oskarżającego, a więc
jego samego, w ogóle nie przesłuchano, co wydawało mu się
nietypowe i różniło się od sposobu postępowania w innych
krajach. Zadeklarował, że zaskarży decyzje fińskiej policji
i prokuratury oraz dostarczy informacji o wszystkich
podejrzanych przelewach wychodzących z Finlandii od roku
2009.
Specjalizujące się w temacie inwestowania fińskie czasopismo
„Arvopaperi” przeprowadziło w czerwcu wywiad z Asko
Vatenem, nadkomisarzem Centralnej Policji Kryminalnej. Według
niego od decyzji policji nie da się wnieść odwołania. W tym
samym artykule prokurator Sahavirta powiedziała, że według
niej decyzja Browdera jest „dziwna”, ponieważ od decyzji
prokuratora generalnego – znów – nie można się odwołać.
„Skarga w tym przypadku nic nie da. Nie da się podjąć bardziej
niepodważalnej decyzji”, powiedziała.
Czasopismo donosi, że jeśli jednak w sprawie pojawią się nowe
dowody, da się ją ponownie otworzyć. Również urzędowa skarga,
na przykład do parlamentarnego ombudsmana, jest możliwa.
Bill Browder powiedział mi w lipcu 2019 roku, że także w kilku
innych krajach służby odpowiedzialne za nadzór nad
egzekwowaniem prawa na początku opierały się, gdy próbował
doprowadzić do wszczęcia śledztwa w sprawie podejrzanych
osób. W końcu biznesmen wymyślił sposób, żeby badania ruszyły
do przodu.
Na przykład w Danii i Estonii władze na początku odmówiły
uruchomienia procedur wyjaśniających wobec Danske Banku,
więc Browder podjął współpracę z dużą duńską gazetą. „Mój
artykuł wywołał taki skandal, że pociągnął za sobą reakcję
łańcuchową i wszczęto śledztwa w Estonii oraz Danii”.
W Finlandii Browder zamierza współpracować
z prawoznawcami i złożyć kolejne zawiadomienie
o przestępstwie na podstawie nowych danych.
„Jestem pełen wiary, że znajdziemy sposób, aby rozpocząć
śledztwo”.
***
Browder przez wiele lat przyznawał nagrodę imienia Siergieja
Magnickiego dziennikarzom, aktywistom i innym osobom
kontynuującym pracę prawnika, który dla dużej grupy stał się
źródłem inspiracji.
Po naszym pierwszym spotkaniu widziałam się z Browderem
wiele razy, żeby opisać, jak stał się celem jednej
z najważniejszych nagonek Putina.
Dwa dni przed jednym z naszych spotkań rosyjski prawnik
Nikołaj Gorochow został zrzucony z balkonu na trzecim piętrze.
Trafił na intensywną terapię z pęknięciem czaszki. Był
pełnomocnikiem rodziny Magnickiego i jednym z kluczowych
świadków. Przed próbą zamachu przygotowywał się do
przedstawienia w sądzie nowych dowodów.
Zapytałam Browdera, czy on sam jest fizycznie zagrożony i czy
ktoś go śledzi.
„Czasem tak, czasem nie. Wszystkie śmierci ich wrogów –
zatrucia, wypadki samochodowe, upadki z budynków
i samobójstwa… Takimi rzeczami jestem zaniepokojony”.
Gorochow przeżył, ale nadal cierpi na zaniki pamięci.
Powiedział prasie, że boi się o swoje życie, ale będzie
kontynuował pracę.
Liczba tekstów propagandowych dotyczących Browdera na RT
i Sputniku jest zdumiewająca.
Wszystkie mówią to samo: jest przestępcą. Wzięto go na
celownik również na kanale youtube’owym InfoWars
amerykańskiego dziennikarza śledczego Alexa Jonesa i nazwano
zdrajcą Stanów Zjednoczonych oraz globalistyczną marionetką.
Browder mówi, że kampanie fake newsów zazwyczaj nie
wpływają na niego negatywnie. Zamiast tego za ich sprawą stał
się spokojniejszy, myśli bardziej strategicznie i działa skuteczniej
w sytuacjach konfliktowych.
Jednak kampania filmowa Niekrasowa z 2016 roku
przysporzyła mu wielu zmartwień. Bał się, że jeśli z powodu
dokumentu ludzie zaczną podważać jego wiarygodność, akcja
Sprawiedliwość dla Magnickiego legnie w gruzach.
„Ale teraz, gdy już się z tym uporałem, mogę powiedzieć, że
kampanie okazały się nieskuteczne. Częściowo z tego powodu, że
jesteśmy dobrzy w ich zwalczaniu. One nawet mi już nie
przeszkadzają. Wygląda to jak wirtualna gra. Dopóki wszyscy są
bezpieczni, jestem spokojny”.
Część skutecznych kontrataków na rosyjskie operacje może być
wytłumaczona bogatym zapleczem jego zespołu. Personel jest
skuteczny i umie wykorzystywać swoje kontakty. Ma dobre
źródła i wiadomości wywiadowcze o planach Rosjan.
„Możemy więc ich śledzić, blokować i atakować. Możemy
zatrudniać prawników i robić wiele takich rzeczy, żeby z nimi
walczyć i wyrządzić im wiele szkód. Ale duża część ludzi nie ma
takich środków jak my”.
Browder zachęca wszystkich, którzy stali się celami nagonki,
żeby dzielili się swoimi doświadczeniami z mediami i politykami
oraz składali na policji zawiadomienia o przestępstwie. „Gdy
pierwszy raz o tym mówisz, patrzą na ciebie jak na obłąkanego –
ponieważ nikt nie umie sobie wyobrazić takiego zła. Ale gdy
wystarczająco dużo ludzi będzie o tym mówiło dostatecznie
długo, inni zorientują się, że to prawdziwy problem”.
Bill Browder nigdy nie myślał o tym, żeby zakończyć walkę.
„W moim przypadku powody, dla których to robię, są bardzo
poważne, łącznie ze skatowaniem i zamordowaniem kolegi.
Zrobię wszystko w imię sprawiedliwości”.
MOSKIEWSKI UNIWERSYTET PAŃSTWOWY

Rosja interesowała mnie od dzieciństwa. Słyszałam przecież od


babć historie o wojnie Związku Radzieckiego przeciwko
Finlandii. W 2005 roku, gdy studiowałam dziennikarstwo
i politykę międzynarodową na Uniwersytecie w Tampere,
wyjechałam na praktyki studenckie do Pietrozawodska
w rosyjskiej Karelii. Mieszkałam w strasznie zimnym budynku
z czasów radzieckich i pisałam artykuły do gazety „Karjalan
Sanomat”, fińskojęzycznego tygodnika ukazującego się w Rosji.
Oglądałam rosyjską telewizję, która ukazywała Putina jako
nieomylnego, wszystkowiedzącego męża stanu, i zrozumiałam, że
dziennikarstwo w Rosji w zasadzie rozumiano w odwrotny
sposób niż w krajach zachodnich.
Na Zachodzie dziennikarze patrzą władzom na ręce, są ich
komentatorami, korzystają z uniwersalnego prawa człowieka,
wolności słowa, żeby wyrażać się o nich negatywnie i je oceniać.
Rosyjskie dziennikarstwo, wierne najlepszym tradycjom
radzieckim, to posłuszna tuba propagandowa rządzących.
Jeśli dziennikarz krytykowałby reżim zbyt często albo
grzebałby za głęboko, mógłby podzielić los Anny Politkowskiej.
Politkowska, dziennikarka śledcza, została zamordowana
w roku 2006 – czyli tym samym, na który przypadła moja
wymiana na Moskiewskim Uniwersytecie Państwowym,
nazywanym oczkiem w głowie rosyjskiego systemu
edukacyjnego. Chodziłam na zajęcia na Wydziale
Dziennikarstwa, znajdującym się tuż przy Kremlu, i uczyłam się
języka rosyjskich mediów pod okiem uniwersyteckiej lektorki.
Materiał dydaktyczny pochodził często wprost z rosyjskich
środków masowego przekazu i z tego powodu nie nadawał się do
kształcenia akademickiego. Byłam jednak zbyt grzeczna, żeby
skrytykować metody dydaktyczne wykonującej tylko swoje
obowiązki uprzejmej lektorki w wieku przedemerytalnym.
Raz nauczycielka dała mi do czytania i analizowania wycinek
z państwowego dziennika „Rossijskaja Gazieta”. Tekst był
agresywnym felietonem, w którym oskarżano Finlandię
o rusofobię, rasizm i nienawiść do Rosjan. Lektorka poprosiła
mnie, żebym po rosyjsku skomentowała artykuł, a ja
próbowałam wytłumaczyć, że nie jest to prawda. Nie zaprzeczyła.
Po 10 latach od moich studiów na Moskiewskim Uniwersytecie
Państwowym dowiedziałam się, że Wydział Dziennikarstwa
podobno oferował wybranym studentom również naukę
prowadzenia wojny informacyjnej.
Rosyjski dziennikarz i bloger Władimir Jakowlew, który
studiował w Instytucie Doktryn Wojennych Wydziału
Dziennikarstwa, pisze o „propagandzie specjalnej”, której uczono
studentów. Była wymierzona w żołnierzy wroga, ale jej
elementów używano również wobec cywilów. „To skuteczna
broń, którą wykorzystuje się w jasnym celu: żeby mentalnie
powalić przeciwnika na matę”, pisze.
Na Moskiewskim Uniwersytecie Państwowym oficerowie
nauczali w tajemnicy propagandowych metod. Według
Jakowlewa ich lista jest długa. Najprawdopodobniej technikami
najczęściej wykorzystywanymi przez fabrykę trolli
i zagranicznych kremlowskich agentów wpływu są zgniły śledź,
wielkie kłamstwo oraz zasada „40:60”.
Zgniły śledź kojarzy się z przykrym zapachem, którym nasiąka
ubranie ofiary. Metoda polega na rozpowszechnianiu
nieprawdziwych i poruszających informacji, które mają się na
możliwie szeroką skalę przedostać do debaty publicznej. Jeśli
operacja ma się powieść, nazwisko ofiary w kontekście skandalu
powtarza się tak długo, żeby zaczęła budzić ohydne skojarzenia,
czyli śmierdzieć.
Również technika o nazwie wielkie kłamstwo przynosi
oczekiwane rezultaty. Polega na tym, żeby wymyślić gigantyczną
nieprawdę, która wydaje się zbyt nieprawdopodobna, aby
ktokolwiek mógł coś takiego wyssać z palca. Kłamstwo jest tak
ogromne, że wywołuje emocjonalne traumy wśród jego
odbiorców i determinuje sposób, w jaki będą się oni
w przyszłości odnosić do ofiary. Na przykład historia
o powiązaniach Hillary Clinton z kręgami pedofilskimi wyglądała
na wielkie kłamstwo.
Zasada „40:60” została wymyślona przez ministra propagandy
Trzeciej Rzeszy Josepha Goebbelsa. Jest jednym
z najważniejszych prawideł metod oddziaływania. Poprzez
podanie informacji w 60 procentach „odpowiadającej interesom
wroga”, czyli na przykład opartej na faktach, zdobywa się
zaufanie odbiorców. Manipulację popełnia się poprzez dodanie
do komunikatu 40 procent całkowitego kłamstwa.
Jakowlew zauważył, że wojskowa propaganda specjalna
wywołuje konsternację w szeregach wroga, ponieważ ludzka
świadomość zostaje zmanipulowana za pomocą nieprawdziwych
informacji.
Przeprowadzane przez rosyjskie służby bezpieczeństwa
operacje rozsiewania fake newsów nie są nowym wynalazkiem.
Według Petera Wrighta, byłego oficera i doradcy brytyjskiego
wywiadu oraz autora książki Łowca szpiegów (1987, wydanie
polskie 1991), radzieccy uciekinierzy ujawnili, że w roku 1958
szef KGB Aleksandr Szelepin otrzymał zadanie zmodernizowania
podległej mu służby. Miał opracować niemilitarne sposoby ataku
ZSRR na Zachód.
Szelepin zaprosił do Związku Radzieckiego najważniejszych
oficerów KGB służących za granicą i wraz z nimi opracowywał
pomysły. W efekcie powstała koncepcja zorganizowanego
rozpowszechniania nieprawdziwych informacji jako alternatywa
dla tradycyjnego sposobu prowadzenia wojny.
Skutkiem była prawdopodobnie pierwsza radziecka kampania
fake newsów: zmyślona historia o zerwaniu stosunków między
Związkiem Radzieckim i Chińską Republiką Ludową.
W tym samym okresie zdemaskowanych zostało wiele
sowieckich kampanii „kompromat”, czyli operacji, w których
wykorzystywano wrażliwe informacje z życia prywatnego
obywateli obcych państw, żeby zmusić ich do zdrady własnego
kraju i współpracy ze Związkiem Radzieckim.
Jeden z opisanych przez Wrighta przypadków dotyczył
nieujawniającego własnej orientacji seksualnej geja z Wielkiej
Brytanii, który pracował jako urzędnik dla marynarki podwodnej
swojego kraju oraz NATO. Za pomocą szantażu – grożono mu, że
jego homoseksualizm wyjdzie na jaw – zmuszony został do
przekazania tajnych dokumentów Związkowi Radzieckiemu.
Później zachodnie służby wywiadowcze aresztowały urzędnika
i został on w Wielkiej Brytanii skazany za zdradę stanu.
Zachowały się również inne dokumenty dowodzące
zorganizowanego wykorzystywania fake newsów w operacjach
dywersyjnych ZSRR. Instrukcja KGB Estońskiej Socjalistycznej
Republiki Radzieckiej z lat 60. objaśnia agentom, jak osłabiać
organizacje i grupy, które przez służby bezpieczeństwa zostały
uznane za „antyradzieckie” – nie tylko na terenie państwa, lecz
również poza jego granicami. Zalecane sposoby to prowokowanie
sporów ideologicznych pomiędzy członkami, oczernianie celów
grupy w oczach członków, wyolbrzymianie różnic pomiędzy
szeregowymi członkami i kierownikami oraz prowokowanie
członków do konkurowania ze sobą.
Ważnym sposobem pracy oficerów KGB było umieszczenie
w zasięgu członków wytypowanych grup takich materiałów,
które przyspieszały i wzmacniały procesy „rozsadzające
organizację lub grupę od środka”.
Putin to były agent KGB i FSB. Ma duże doświadczenie
w międzynarodowych operacjach wpływu i szpiegowaniu za
granicą, służył długo we wschodnich Niemczech. Zna tajniki
sabotażu, a w czasie swojej prezydentury wyniósł użycie starych
metod KGB na nowy poziom – stosuje je w mediach
społecznościowych.
Odkąd Putin sprawuje władzę, jego administracja regularnie
wykorzystuje zarówno rosyjskie środki masowego przekazu, jak
i globalne media społecznościowe jako narzędzia do niszczenia
zagranicznych celów, które uważa on za zagrożenie dla własnych
interesów.
Dążeniem rosyjskich trolli rozsiewających fake newsy jest
zdobycie władzy nad debatą publiczną i ludzką świadomością
globalnie, tak jak w kraju zrobiły to kontrolowane przez
administrację prezydenta kanały telewizyjne.
Nowoczesne formy budowania opierającego się na nienawiści
wpływu to zaadaptowane do współczesnej techniki stare metody
radzieckiego wywiadu.
RT oraz Sputnik, rosyjskie strony propagandowe o światowym
zasięgu, atakują krytyków Putina w kraju i za granicą. Boty, trolle
i memy popularyzują teorie spiskowe, nazywają Hillary Clinton
kryminalistką, udzielają poparcia Donaldowi Trumpowi
w wyborach na prezydenta, piętnują zachodnich przywódców
jako nazistów. Kremlowscy hakerzy atakują wolne wybory na
Zachodzie i zakładają szczujące na innych strony.
Kreml zatrudnia nie tylko trolli z petersburskiej fabryki, lecz
również płaci zagranicznym agentom wpływu pracującym pod
własnym nazwiskiem za to, że zapełniają media społecznościowe
szlamem.
Siecią dezinformacji kieruje Putin.
Pewna osoba, która uczestniczyła w wielu spotkaniach na
wysokim szczeblu, przekazała mi jako naoczny świadek ważną
opinię. Podczas zorganizowanej po naradach konferencji
prasowej Putin przeczytał oświadczenie. Jego podstawą był
zapewne tekst napisany przez urzędnika, ale prezydent
najprawdopodobniej własnoręcznie wprowadził poprawki
i uzupełnienia – w praktyce w każdym akapicie.
Jeśli ktoś sądzi, że prezydent jest sterowany, to ta informacja
dowodzi czegoś innego. Putin sam formułuje podstawowy
przekaz, który z Rosji wysyła się w świat.
Gdyby podczas moich studiów na Moskiewskim Uniwersytecie
Państwowym w 2006 roku ktoś nauczył mnie chociaż podstaw
prowadzenia rosyjskiej wojny informacyjnej, byłabym za to
wdzięczna. W późniejszych etapach mojej kariery, gdy zaczęłam
ją badać i sama stałam się jej ofiarą, przydałoby mi się to bardziej
niż analizowanie rozpowszechnianej przez prasę antyfińskiej
propagandy.
Chociaż to też nie poszło na marne.
DZIENNIKARZE – THOMAS NILSEN, ATLE STAALESEN
I TRUDE PETTERSEN

Ósmego marca 2017 roku norweski dziennikarz Thomas Nilsen,


który jechał służbowo do Rosji, znalazł się na granicy
państwowej. Ale strażnicy z FSB na przejściu Storskog-
Borisoglebsk oznajmili mu, że stanowi zagrożenie dla
bezpieczeństwa narodowego Federacji Rosyjskiej, i zabronili mu
wjazdu do kraju.
Thomas Nilsen jest cenionym dziennikarzem i ekspertem
w sprawach Arktyki i Rosji. Od wielu lat pełni funkcję redaktora
naczelnego międzynarodowego internetowego serwisu
informacyjnego o nazwie Independent Barents Observer. Jest
w Norwegii jednym z najważniejszych specjalistów w dziedzinie
bezpieczeństwa atomowego Rosji i tematyce okrętów
podwodnych.
Nilsen mieszka i prowadzi stronę w Kirkenes – z pozoru
idyllicznym mieście portowym położonym na kamienistym
półwyspie w północno-wschodnim zakątku Norwegii.
Wiele razy bez problemów przekraczał tę samą granicę, nawet
wtedy, gdy strażnicy reprezentowali jeszcze Związek Radziecki.
Tamtego marcowego dnia towarzyszył jako przewodnik
członkom Komisji Spraw Zagranicznych duńskiego parlamentu,
którzy udawali się do Murmańska – największego na świecie
miasta znajdującego się za Kołem Podbiegunowym.
Położony na poszarpanych brzegach Oceanu Arktycznego
Murmańsk jest dla Kremla szczególnie ważny strategicznie.
W czasie zimnej wojny był bazą dla wyposażonych w napęd
jądrowy okrętów podwodnych i lodołamaczy ZSRR.
Obecnie infrastruktura wojskowa rejonu Murmańska służy
Flocie Północnej – najsilniejszej w Rosji. Na obszarze tamtejszych
baz stacjonuje większość rosyjskich okrętów podwodnych
z napędem jądrowym.
Interesy Władimira Putina i jego ludzi na oferującym pola
naftowe i gazowe oraz tranzyt Oceanie Arktycznym mają
priorytet. Murmańskowi przypada centralna rola w planach
podporządkowania sobie tego obszaru.
Kontrola Thomasa Nilsena w punkcie granicznym Storskog–
Borisoglebsk zaczęła się zwyczajnie. Strażnik z FSB wziął jego
paszport, wstukał informacje z dokumentu do komputera i zadał
rutynowe pytanie: dokąd Nilsen jedzie.
„Do Murmańska”, padła odpowiedź.
Funkcjonariusz FSB kontynuował: „Co zamierza pan tam
robić?”.
„Pisać artykuły”, odpowiedział Nilsen.
Przeważnie dziennikarza spoza Rosji na granicy kontroluje
dwóch różnych pracowników FSB. Tak jak to zwykle bywa,
pierwszy poprosił na miejsce przełożonego, by sprawdził Nilsena
jeszcze raz.
Ale gdy ten tylko wszedł i spojrzał na ekran komputera,
rutynowa kontrola dobiegła końca.
Drugi funkcjonariusz wziął paszport Nilsena, poprosił
grzecznie o opuszczenie kolejki i zabrał go na zaplecze punktu
kontroli granicznej. Wtedy dziennikarz sądził jeszcze, że spotka
go to, czego doświadczyło wielu kolegów po fachu z regionu:
będzie musiał odpowiadać na szczegółowe pytania o cel swojej
podróży. Liczył, że po przesłuchaniu otrzyma pozwolenie na
przekroczenie granicy.
Na zapleczu trzech urzędników FSB poprosiło go, żeby usiadł.
Potem przekazali mu nowinę, po rosyjsku. Zgodnie z 27.
paragrafem prawa, które reguluje wjazd do Federacji Rosyjskiej
i wyjazd z niej, Nilsena nie można przepuścić dalej.
Uzasadnieniem decyzji miało być bezpieczeństwo narodowe.
Thomas Nilsen zapytał, dlaczego to właśnie jego uznano za
zagrożenie dla Rosji. Urzędnicy zasłonili się niewiedzą i polecili
mu skontaktować się z przedstawicielstwem dyplomatycznym
Rosji w Kirkenes, aby uzyskać więcej informacji.
FSB poinformowało Nilsena, że zakaz wjazdu ma obowiązywać
przez pięć lat. Jeśli w tym czasie będzie on próbował dostać się do
Rosji przez którekolwiek przejście graniczne, zostanie to uznane
za przestępstwo.
Urzędnicy, cały czas zachowujący się grzecznie
i profesjonalnie, podali Nilsenowi pismo, w którym wyliczone
zostały te same warunki. Poproszono go o złożenie podpisu,
opuszczenie posterunku granicznego i powrót do Norwegii.
„Sądząc po oznaczeniach na mundurach, były to osoby na
wysokich stanowiskach”, mówi Nilsen.
Duńscy towarzysze podróży zostali przepuszczeni do Rosji. On
w tym czasie musiał jechać autostopem 200 metrów w kierunku
Norwegii, ponieważ na obszarze pasa granicznego nie wolno
poruszać się pieszo.
FSB zabroniło mu wsiadać w szczególności do rosyjskich
samochodów.
Po pięciu minutach oczekiwania autostopowicz wsiadł do
samochodu norweskiego kierowcy, który wracał do Kirkenes
z wyprawy po tanią benzynę z Niklu, najbliższego rosyjskiego
miasteczka.
Bycie zaklasyfikowanym przez rosyjskie władze jako
zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego wiąże się
z poważnym, niebezpośrednio wyrażonym oskarżeniem. Według
definicji w Rosji w ten sposób definiuje się poważne
przestępstwa, na przykład terroryzm lub szpiegostwo.
Oczywiście Nilsen nie zrobił niczego przeciwko Federacji
Rosyjskiej. W zasadzie przestrzega prawa tak skrupulatnie, że
nigdy nie dostał nawet mandatu za przekroczenie prędkości.
Zakaz wjazdu na teren Rosji nie był jednak całkowitą
niespodzianką.
Przed przygodą na przejściu granicznym Nilsen i jego koledzy
po fachu byli celami wielu sterowanych z Rosji nienawistnych
ataków. Miały one uniemożliwić im uprawianie dziennikarskiego
fachu.
Teraz FSB oskarżyło Nilsena o to, że stanowi zagrożenie dla
bezpieczeństwa narodowego kraju. W perspektywie zakaz
wjazdu znacznie ograniczyłby dziennikarzowi możliwości
pisania artykułów o Rosji.
Wyglądało na to, że ideały serwisu informacyjnego Nilsena,
czyli niezależność oraz wysoki poziom dziennikarstwa i ogólnie
wolność prasy, idą na zderzenie czołowe z niesławną rosyjską
służbą bezpieczeństwa.
„Kreml uważa wielu dziennikarzy za groźbę dla tego, co FSB
nazywa bezpieczeństwem narodowym. Dziennikarstwo to
fundament wszystkich nowoczesnych społeczeństw, więc według
służb jest niebezpieczne dla ładu państwowego. Tutaj, na
obszarze arktycznym, media są bardzo istotne przy budowaniu
dobrze funkcjonujących transgranicznych relacji. Być może FSB
tego nie chce”, mówi Nilsen.
Pięcioletni zakaz wjazdu do Rosji utrudnia Nilsenowi pracę
zarobkową i uniemożliwia mu prywatne podróże.
Z tego powodu postanowił, że nie pozostawi swojego losu
w rękach FSB. Zdecydował, że dowie się, dlaczego został uznany
za zagrożenie dla bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej.
Thomas Nilsen – ambitny dziennikarz i człowiek honoru –
widział tylko jeden sposób, jak wyjaśnić sytuację i cofnąć
podejrzaną decyzję.
Pozwać do sądu tych, którzy nałożyli na niego zakaz wjazdu:
rosyjskie służby bezpieczeństwa.
***
W światowych rankingach oceniających wolność prasy i stan
demokracji Norwegia rokrocznie plasuje się w czołówce.
Mądre gospodarowanie zyskami z eksportu ropy spowodowało,
że obecnie to jedno z najbogatszych i najmniej skorumpowanych
państw świata. W przeciwieństwie do wielu europejskich
sąsiadów Rosji Norwegia jest całkowicie niezależna od rosyjskiej
energii.
Stabilne, wolne i bezpieczne państwo gwarantuje wyjątkowe
warunki pracy mediom takim jak Independent Barents Observer,
serwis prowadzony przez Thomasa Nilsena i jego kolegę Atlego
Staalesena.
Na stronie codziennie pojawiają się przenikliwe artykuły na
temat obszaru arktycznego, zarówno po angielsku, jak i po
rosyjsku.
„Autocenzura nigdy nie pojawi się w tej redakcji. Nie wpuścimy
jej do środka”, mówi Nilsen w siedzibie swojej gazety
internetowej w Kirkenes.
Na ścianie wisi ogromna papierowa mapa, która prezentuje
cały rozległy obszar interesujący zespół dziennikarzy: region
Morza Barentsa, czyli najbardziej wysunięte na północ krańce
Norwegii, Rosji, Finlandii i Szwecji. Oraz znajdujący się powyżej
Ocean Arktyczny.
Kirkenes i Biegun Północny dzieli ponad dwa tysiące
kilometrów morza o śmiertelnie niskiej temperaturze. W połowie
drogi z redakcji na północny kraniec ziemi leży lodowy
i zachwycająco piękny zdemilitaryzowany archipelag Svalbard.
Nilsen i Staalesen, przyjaciele od 20 lat, przeprowadzili się do
Kirkenes właśnie z powodu lokalizacji. Na pierwszy rzut oka jest
to senne kilkutysięczne miasto portowe, w którym szyldy uliczne
mają napisy po norwesku i po rosyjsku.
Oni uważają tymczasem, że Kirkenes to jedyny w swoim
rodzaju poligon i laboratorium doświadczalne służb
bezpieczeństwa Rosji. Gdy zajrzy się pod powierzchnię, można
zobaczyć ogromne napięcia polityczne i walkę o władzę
w przemyśle energetycznym. Od lat 60. Norwegia czerpie
korzyści z pól naftowych i gazowych na szelfie kontynentalnym,
który otacza wybrzeże kraju i na północy ciągnie się przez Morze
Barentsa na wysokości Kirkenes.
Rosyjski państwowy gigant energetyczny Rosnieft od dłuższego
czasu próbuje korzystać z bogatych norweskich zasobów nafty.
„Kirkenes to kopalnia skarbów dla dziennikarzy śledczych”,
mówią Staalesen i Nilsen.
Dlatego w 2002 roku przy kuchennym stole Staalesena zapadła
decyzja o założeniu Barents Observer. Przyjaciele chcieli
publikować artykuły powstające na obszarze arktycznym i jego
dotyczące.
Jako główne punkty zainteresowania wybrali przemysł
energetyczny, gospodarkę, politykę, bezpieczeństwo
i środowisko.
W regionie Morza Barentsa tradycja transgranicznej wspólnoty
ma długą historię. Zgodnie z pierwotnym założeniem Barents
Observer powstał, żeby wspierać demokrację, społeczeństwo
obywatelskie, prawa człowieka i wolne środki masowego
przekazu, zwłaszcza na obszarze byłego Związku Radzieckiego.
Dwa lata po upadku ZSRR przedstawiciele lokalnych władz
z najdalej wysuniętych na północ okręgów administracyjnych
czterech krajów podpisali w Kirkenes umowę o współpracy.
Ponieważ światowa polityka przeszła rewolucję, ludzie chcieli
wzmocnić łączące ich więzy i zagwarantować stabilność
w regionie.
Nilsen i Staalesen założyli stronę, aby zaspokajała tę samą
potrzebę: łączyła mieszkańców tego obszaru niezależnie od kraju
zamieszkania i dostarczała im ważnych informacji.
„Rosjanie, Norwegowie, Finowie i Szwedzi mieszkają blisko
siebie, ale patrząc przez pryzmat kultury, gospodarki,
społeczeństwa i tożsamości etnicznej, ludzie żyjący po różnych
stronach granicy bardzo się od siebie różnią”, mówi Staalesen.
Serwis internetowy przyjaciół zaczął stopniowo powstawać.
W 2005 roku, gdy stosunki między Rosją i innymi krajami
regionu Morza Barentsa wydawały się dobre, Staalesen otrzymał
ofertę pracy.
Chciała go zatrudnić organizacja o nazwie Norweski
Sekretariat Barentsa z siedzibą w Kirkenes. Jej zadaniem jest
promowanie i umacnianie rosyjsko-norweskiej współpracy
handlowej, a prowadzą ją trzy najdalej wysunięte na północ
okręgi kraju: Nordland, Troms oraz Finnmark[5]. Najważniejszą
rolę w tej strukturze odgrywają miejscowi politycy i kierownicy
lokalnej administracji.
Sekretariat otrzymuje od Ministerstwa Spraw Zagranicznych
Norwegii wsparcie finansowe, które rozdziela pomiędzy wspólne
projekty Norwegów i Rosjan. Sfinansował tysiące przedsięwzięć,
również prowadzonych razem przez norweską firmę z branży
energetycznej Statoil oraz rosyjski Rosnieft.
Gdy Staalesen przyjął propozycję, serwis Barents Observer stał
się własnością Sekretariatu. Wtedy współpraca dziennikarzy
i nowych właścicieli układała się jeszcze bez zarzutów, a strona
mogła się dzięki niej rozwijać. Również członkowie Sekretariatu
czuli, że serwis pomaga we wzmacnianiu współpracy w regionie.
Decyzje dziennikarskie dotyczące Barents Observer były
podejmowane przez twórców, a nie przez właścicieli – jak
zazwyczaj w środkach masowego przekazu.
Serwis się rozwijał. W 2009 roku Thomas Nilsen został
mianowany redaktorem naczelnym, a do zespołu dołączyła
Trude Pettersen.
Na bogatą w treści stronę natrafiali nowi czytelnicy z krajów
nordyckich. Przyciągała również rosyjskich internautów,
szczególnie z leżących niedaleko od granic Finlandii Murmańska
i Petrozawodzka.
Wiele artykułów przygotowanych przez redakcję Nilsena
trafiło do rosyjskich mediów, które wówczas nie były trzymane
przez władzę na tak krótkim postronku jak dziś.
Istnieje wiele możliwych odpowiedzi na pytanie, dlaczego
Barents Observer zaczął być dla FSB jak kamyk w bucie. Jedna
może dotyczyć sporego grona czytelników w Rosji, druga zaś –
tematycznego doboru wiadomości.

NIE TAKA ZWYKŁA STACJA BENZYNOWA


Jednym z tematów, które Barents Observer nieprzerwanie śledzi,
jest funkcjonowanie firmy Rosnieft. Redaktor naczelny Thomas
Nilsen nazywa ją czynnikiem kluczowym dla działań Rosji na
obszarze arktycznym.
„Historia pokazuje, że jest dla Kremla nieprawdopodobnie
ważny”.
Rosnieft to największe w Rosji przedsiębiorstwo zajmujące się
wydobyciem ropy naftowej i największa notowana na światowej
giełdzie firma z branży petrochemicznej.
Eksperci zgadzają się co do tego, że tania ropa naftowa w Rosji
się kończy. Z tego powodu trzeba ją wydobywać z zimniejszych,
głębszych i trudniej dostępnych obszarów. Rosnieft chce
rozszerzyć działalność na Norwegię, gdzie perspektywy na
wydobycie surowca są obiecujące. Ale rosyjski gigant to nie taka
zwykła stacja benzynowa. Równocześnie pozyskuje ropę i nią
handluje oraz dba o polityczne interesy Kremla.
Głód Rosnieftu jest nie do zaspokojenia. Administracja
prezydenta Władimira Putina siłą przejęła Jukos, prywatną firmę
Michaiła Chodorkowskiego, jego samego skazała na więzienie na
podstawie spreparowanych dowodów, a przedsiębiorstwo tanio
sprzedała Rosnieftowi podczas ustawionej aukcji, chociaż
nabywca nie cieszył się wówczas dzisiejszą świetnością.
Faktyczną władzę w Rosniefcie sprawują ludzie Putina.
W minionych latach firma funkcjonowała jako drukarnia
pieniędzy dla najbliższego kręgu prezydenta, czyli siłowników –
funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa.
Prezesem Rosnieftu jest agent FSB Igor Sieczin. Jego najbliższy
doradca to Andriej Patruszew, który również ukończył Akademię
Federalnej Służby Bezpieczeństwa.
W Rosji wielu agentów FSB, tak jak było to również w epoce
Związku Radzieckiego i jej poprzednika, KGB, jest delegowanych
do pracy w dużych firmach. Otrzymują jednocześnie pensję od
służb bezpieczeństwa oraz od przedsiębiorstwa.
Ten system gwarantuje, że fabryki obstawione przez FSB służą
interesom nie tylko udziałowców, lecz również reżimu.
Igor Sieczin znany jest jako drugi, zaraz po prezydencie,
najpotężniejszy człowiek w Rosji. Ich bliska współpraca trwa od
1994 roku. Za kadencji Putina i Dmitrija Miedwiediewa Sieczin
piastował ważne stanowiska w administracji prezydenckiej.
W 2004 roku, gdy Sieczin pełnił funkcję wicepremiera, FSB
utworzyła oddział P, który odpowiada za przemysł, a przede
wszystkim za szczególnie dochodowy biznes naftowy. W tym
samym roku Sieczin został powołany na prezesa zarządu
Rosnieftu.
Dwa lata później Rosnieft otrzymał większe wsparcie wprost
z Łubianki, moskiewskiej siedziby głównej FSB: Andriej
Patruszew, zastępca kierownika oddziału, rozpoczął tam pracę
w charakterze doradcy Sieczina.
Później Putin odznaczył Patruszewa Orderem Honoru za jego
dokonania na polu zawodowym.
W 2006 roku Rosnieft we współpracy z Gazpromem, w którego
zarządzie Patruszew również zasiada, zaczął planować odwierty
na złożu Sztokman, leżącym w rosyjskiej części Oceanu
Arktycznego.
Rosnieft prowadzi interesy w różnych zakątkach świata, na
przykład w Wenezueli, na Kubie, w Kanadzie, Stanach
Zjednoczonych, Brazylii, Turkmenistanie, na Białorusi, w Gruzji,
na Ukrainie i w Iraku.
Spośród krajów będących partnerami biznesowymi Rosnieftu
Gruzja i Ukraina musiały się bronić przeciwko atakom rosyjskich
wojsk. Turkmenistan i Białoruś to byłe republiki Związku
Radzieckiego, które nigdy nie znalazły sposobu, aby zerwać się ze
smyczy Kremla.
W Stanach Zjednoczonych rosyjskie służby wywiadowcze
przeprowadziły liczne wymagające wysiłku operacje, za pomocą
których próbowały wpłynąć na wynik wyborów prezydenckich
w 2016 roku.
Potencjalny klient Rosnieftu otwiera drzwi przed FSB,
umożliwiając jej nieskrępowane działania na obszarze polityki
energetycznej, oraz przed odbywającymi ekspresowe bezwizowe
podróże agentami, którzy lobbują za interesami najbliższych
kręgów Putina. Dzieje się to na ziemi klienta.
Agenci FSB czasem zakładają maskę prezesa firmy naftowej,
czasem dyplomaty. Aby zawarcie umowy się powiodło,
przeprowadza się operacje wpływu wymierzone zarówno
w najważniejszych decydentów, jak i w opinię publiczną.
Po podpisaniu umowy prowadzony przez siłowników Rosnieft
w praktyce ma bezpośredni kanał wpływu na wewnętrzne
sprawy kraju w dziedzinie polityki energetycznej – na przykład
na ceny energii lub jej dystrybucję. Jeśli więc od zarządzanego
przez rosyjską FSB Rosnieftu zależy temperatura w domach
wyborców podczas lodowatych zim lub zatrudnienie
miejscowych na świetnie opłacanych stanowiskach w przemyśle
energetycznym, ingerencja służb bezpieczeństwa w sprawy
wewnętrzne danego kraju okazuje się dziecinnie prosta.
Barents Observer Nilsena i Staalesena to prawdopodobnie
jedyne medium, które uważnie śledzi działania Rosnieftu na
obszarze arktycznym.
I publikuje fakty na ich temat.

OSTENTACYJNA HERBATKA PRZY SĄSIEDNIM


STOLIKU
Nie da się wskazać jednego konkretnego wydarzenia, które
uruchomiło powiązane z FSB operacje przeciwko Barents
Observer.
Jednym z czynników może być publikowanie
rosyjskojęzycznych wiadomości skierowanych do rosyjskiego
odbiorcy. Od początku bieżącego tysiąclecia administracja
prezydenta Putina krępuje dużą część krajowych mediów, tak że
stały się one tubą propagandową władzy.
Dziennikarze śledczy, którzy krytycznie odnoszą się do
poczynań władzy, są w Rosji bezkarnie zabijani. Przeważająca
część mieszkańców kraju nie ma dostępu do opartych na faktach
wiadomości w swoim języku, dotyczących korupcji i nadużyć
władzy.
„Przeważnie rosyjskie służby bezpieczeństwa nie przejmują
się, co się o nich pisze w Londynie. Interesuje je to, co zostało
opublikowane w Rosji. A nasz serwis cieszy się dużą
popularnością w północno-zachodniej Rosji”, mówi Nilsen.
Drugim punktem zapalnym mogą być dziennikarskie wartości
Barents Observer, które, w oparciu o zachodnią zasadę wolności
prasy, przyświecają wszystkim działaniom redakcji.
Gdy Staalesen, Nilsen i Pettersen piszą o Rosji, często podnoszą
tematy przemilczane przez kremlowskie media. Norwegowie
chcą zaoferować platformę wypowiedzi osobom, którym w Rosji
każe się milczeć.
Gazeta udziela głosu przede wszystkim organizacjom
obywatelskim, idącym pod prąd oficjalnej polityki. Dziennikarze
przeprowadzają wywiady z lokalnymi obrońcami praw
człowieka i politykami opozycji oraz członkami społeczności
LGBT.
Z powodu otwartości na osoby, które w Rosji zostały zepchnięte
na pozycję „przeciwnika”, albo przekazywania informacji, które
są tam określane jako „homopropaganda”, priorytety gazety
Nilsena stoją w sprzeczności z interesami FSB.
Zanim zaczęły się problemy, Barents Observer informował na
przykład o poczynaniach Aleksandra Sieriebriannikowa,
murmańskiego blogera znanego pod pseudonimem Blogger51.
Sieriebriannikow swoimi analitycznymi wpisami demaskuje
korupcję w lokalnej administracji. W 2011 roku opublikował
zdjęcia okrętu podwodnego o napędzie jądrowym, który zapalił
się w Murmańsku.
Rok później lokalni włodarze zmyślili historię kryminalną
przeciwko Sieriebriannikowowi i oskarżyli go o ekstremizm.
Udało im się znaleźć zdjęcie blogera w militarnym nakryciu
głowy, co próbowali wykorzystać jako dowód jego rzekomo
skrajnych poglądów.
W obliczu prawa jednak się im nie powiodło, ponieważ
w sądzie nie udało się dowieść „ekstremizmu”
Sieriebriannikowa.
Ale jak to bywało w Związku Radzieckim, gdzie polityczni
dysydenci byli zamykani w szpitalach psychiatrycznych, nie
skończyło się tylko na procesie: władze Rosji doszły do wniosku,
że Sieriebriannikow wymaga badania psychiatrycznego.
Został do niego zmuszony.
Żadne z wielkich rosyjskich mediów nie zrobiło materiału na
ewidentnie warty uwagi temat naruszania praw człowieka. Ale
Barents Observer opublikował serię szczegółowych artykułów,
również po rosyjsku.
„Dla nas ważne jest, żeby wspierać ludzi, którzy samodzielnie
prowadzą blogi, takich jak Sieriebriannikow. On zajmuje się
pracą, której nie mogą wykonywać przedstawiciele mediów
kontrolowanych przez państwo rosyjskie”, mówi Nilsen.
Rosyjscy szpiedzy mieli na oku Staalesena, Pettersen i Nilsena,
jeszcze zanim pojawiły się problemy w Norwegii. Czasem, gdy
dziennikarze spotykali się ze swoimi źródłami informacji
w Murmańsku, zauważali, że są śledzeni.
„Rzucanie cienia” to metoda, którą w Rosji wykorzystuje się nie
tylko przeciwko dziennikarzom, lecz również przeciw
zagranicznym dyplomatom i pracownikom zachodnich
organizacji.
„Od czasu do czasu przy stoliku obok znikąd pojawia się pijący
herbatę mężczyzna. Chodzi o to, by uświadomić nam i naszym
źródłom, że jesteśmy obserwowani. Są w tym naprawdę dobrzy”.
Zajmujący się obserwacją agenci nigdy nie posunęli się dalej,
ponieważ Barents Observer działa zgodnie z zasadami otwartości
oraz swobodnego przepływu informacji. Żeby zagwarantować
rzetelność i wiarygodność tekstów, nie podaje się w nich
informacji z anonimowych źródeł.
Niektórzy czytelnicy podają w wątpliwość wszystkie treści
dotyczące Rosji i utrzymują, że to fake newsy.
„Ponieważ pokazujemy źródła, czytelnicy mogą sami ocenić
wiarygodność i rzetelność artykułów. Poza tym wierzymy, że
dzięki naszej transparentności FSB może się nawet czegoś
nauczyć o wolnym przepływie informacji w Norwegii. Choć
chyba jesteśmy naiwni”.
Ale zasługą kawiarnianych gości jest to, że Nilsen i jego koledzy
zaczęli bardziej dbać o bezpieczeństwo gromadzonych informacji
i ochronę swoich źródeł. Teraz powiadamiają swoje kontakty, że
ich dane mogą wyciec na przykład na skutek włamania do
komputera.
Do tej pory nie zaobserwowali żadnych szczególnych prób
zhakowania strony lub jej usunięcia.
Barents Observer cieszy się dużym uznaniem dziennikarzy
z obszaru Morza Barentsa za sprawą rozległej wiedzy
dziennikarzy serwisu na temat regionu arktycznego.
W szczególności dotyczy to spraw rosyjskich, przemysłu
wojskowego i kwestii bezpieczeństwa, w tym bezpieczeństwa
jądrowego. Ponieważ publikowane tam raporty stoją na wysokim
poziomie i inne media często je cytują, Barents Observer” jest
opiniotwórczym środkiem przekazu.
Amerykański dziennik „The New York Times” zaczął cytować
gazetę w 2012 roku. Niebawem po wybuchu wojny domowej
w Syrii Barents Observer jako pierwszy poinformował o tajnym
rosyjskim transporcie. Trzy nowe śmigłowce bojowe zostały
przewiezione z bazy Floty Północnej w Siewieromorsku do
Murmańska i stamtąd dalej do Syrii.
Zdaniem przyjaciół o żadnym z ich dziennikarskich śledztw nie
można powiedzieć, że jest „zbyt wrażliwe” i z tego powodu
irytuje Kreml. Na dobrą sprawę sytuacja ma się zgoła inaczej:
dziennikarze serwisu ani razu nie ujawnili rosyjskich tajemnic
państwowych ani innych danych mogących zagrozić
bezpieczeństwu narodowemu Rosji.
Zasoby finansowe Barents Observer są małe, więc pole do
prowadzenia śledztw dziennikarskich jest dość ograniczone.
„Niektóre z naszych artykułów być może zawierają wrażliwe
informacje. Ale zazwyczaj piszemy ogólnie, chociaż w tekstach
czasem pojawiają się zagadnienia wojskowe”, mówi Staalesen.
Jako przykład podaje wielkie inwestycje rosyjskich sił
zbrojnych w pobliżu granic z Norwegią i Finlandią. „Robimy
o tym artykuły. Ale nie kopaliśmy zbyt głęboko. Powiedziałbym
nawet, że zbyt płytko”, mówi.
To informacje, które Barents Observer podał jako pierwszy,
mogły wywołać wymierzone w Staalesena i Nilsena operacje
wpływów.
Ostatecznie jednak otwarta ofensywa rosyjskiego dyplomaty
ruszyła na oczach światowej społeczności dziennikarskiej
wkrótce po tym, jak Nilsen napisał pewien konkretny artykuł.

PRZEMÓWIENIE KONSULA
Niecały miesiąc po nielegalnej aneksji Półwyspu Krymskiego
przez Rosję Thomas Nilsen opublikował poprzedzony rzetelnymi
badaniami artykuł pod tytułem Współpraca w regionie Morza
Barentsa w nowej groźnej epoce Putina.
Przeanalizował negatywne skutki niedawnej i przyszłej
rosyjskiej agresji na obszarze wokół Morza Barentsa. Wyliczył
starannie najświeższe wrogie działania władz wymierzone
w społeczeństwo obywatelskie Rosji, blogerów opozycyjnych
i media.
Nilsen pisze, że agresja Kremla obudzi strach, który z kolei
podsunie na myśl zakończenie współpracy z Rosją przez
instytucje, firmy, administrację państwową i obywateli Szwecji,
Norwegii i Finlandii.
Rosyjski atak być może zepsuje też relacje międzyludzkie, które
budowane były w regionie Morza Barentsa przez ponad 20 lat.
Według Nilsena wypowiedzi Putina nie zachęcają ludzi do
lokalnej współpracy, w której z zasady i zgodnie z podpisaną
w latach 90. umową może wziąć udział każdy.
Nilsen wspomina inwazję Rosji na Krym dwukrotnie. Wielu
ludzi w Europie uznało ją za zwrot w rosyjskiej polityce, ale ci,
którzy pracowali w Rosji, zauważyli, że zmiana zaczęła się już
wcześniej.
„Putin zniszczył media i społeczeństwo obywatelskie oraz
zamknął w więzieniach tych, którzy sprzeciwiali się jego
reelekcji. Przedstawił również nowe regulacje dotyczące
zagranicznych agentów. Krym to kolejny etap w długotrwałym
procesie”.
Pod koniec kwietnia 2014 roku, mniej więcej trzy tygodnie po
opublikowaniu artykułu Nilsena, ponad setka dziennikarzy ze
Szwecji, Norwegii, Rosji i Finlandii przyjechała do Kirkenes na
konferencję, której tematem była wolność słowa.
Wspólnota dziennikarzy regionu arktycznego, powstała jeszcze
w czasach ZSRR, zbiera się co roku w celu przedyskutowania
lokalnych spraw. Zapraszani są również prelegenci spoza
mediów, aby podzielili się swoją wiedzą i przedstawili inne
spojrzenie.
Na konferencji dotyczącej wolności słowa rosyjski fotograf
opowiedział o swoich doświadczeniach z aresztowania najpierw
w Murmańsku, a potem w Moskwie.
Policja z Kirkenes oraz przedstawiciele norweskich okręgów
administracyjnych mówili o sprawach bieżących. Panowała
dobra i budująca atmosfera.
Uległa jednak zmianie, gdy zaczął przemawiać przedstawiciel
dyplomatyczny Rosji w Kirkenes, konsul generalny Michaił
Noskow.
Konsul ostro zaatakował serwis Barents Observer. Jego uwaga
skupiła się na artykułach dotyczących zajęcia Krymu. Z pychą
ogłosił: „Wszyscy powinniśmy mieć świadomość, że absolutnie
nie chodzi o aneksję, lecz o ponowne zjednoczenie”.
Ponadto stwierdził, że podawane przez Barents Observer
informacje „szkodzą stosunkom rosyjsko-norweskim”. Jego
zdaniem artykuły na stronie „reprezentują stanowisko
norweskiego rządu i tak można je traktować”.
„Ponieważ Barents Observer należy do Sekretariatu Barentsa,
który wykłada pieniądze na jego działalność, wpływ właściciela
oraz źródło finansowania odbijają się w treści gazety”, oznajmił
Noskow.
Na ponad pół godziny skupił na sobie uwagę wszystkich
dziennikarzy obecnych w sali. Tapani Leisti, który reprezentował
na miejscu fińską agencję informacyjną Yle, wysłuchał przemowy
konsula i napisał artykuł o oskarżeniach Rosjanina.
Zgodnie z relacją Leistiego Noskow powiedział, że Barents
Observer nie może używać, pisząc o prezydencie Putinie, takiego
języka, jakim się posłużył.
„Według konsula do serwisu lepiej pasowałaby nazwa »Russia
Observer«, ponieważ innymi krajami regionu Morza Barentsa
zajmuje się on zdecydowanie rzadziej niż Rosją. Noskow nie
sprecyzował tych zarzutów, gdy publiczność, która zebrała się, by
dyskutować o wolności słowa, poprosiła o uzasadnienie”, napisał
Leisti na stronie Yle Uutiset.
Przemówienie zaszokowało słuchaczy. Gdy tylko konsul
skończył, wstał rosyjski dziennikarz i podważył jego opinię.
Noskow dolał oliwy do ognia, oświadczając, że uznaje pytania
Rosjanina za „prowokację, na którą nie będzie reagował”.
Głos zabrał redaktor naczelny Barents Observer Thomas
Nilsen. Ponownie wyłożył konsulowi podstawowe zasady
zachodniej wolności słowa i dostarczania odbiorcom informacji
oraz doprecyzował sprawę struktury własności portalu.
„Powiedziałem, że redakcja może swobodnie wybierać tematy
i ani konsul, ani nikt inny nie ma na to żadnego wpływu.
Zaproponowałem również, żeby udzielił nam wywiadu lub sam
napisał swoją opinię. Nigdy nie odpowiedział”, mówi Nilsen.
Później Nilsen i Staalesen drobiazgowo przeanalizowali
wypowiedź dyplomaty. Nie wszystko udało się dokładnie
zanotować na bieżąco przy porannej kawie. Dobór słów,
przedmiot krytyki i miejsce wygłoszenia mowy zostały dokładnie
zaplanowane.
Było jasne, że dyplomata nie działał na własną rękę, lecz
wspierali go przełożeni pracujący w Ministerstwie Spraw
Zagranicznych. Prawdopodobnie co najmniej przeczytali
zawczasu i zaakceptowali przemowę – a być może sami ją
napisali.
Niesławne wystąpienie konsula uruchomiło szybko eskalującą
i całkowicie niespotykaną w historii nordyckich mediów serię
wypadków, która doprowadziła do jednostronnego
wypowiedzenia umowy Thomasa Nilsena dotyczącej
sprawowania przez niego funkcji redaktora naczelnego
i pogrzebania pierwszej wersji Barents Observer.
Miesiąc po przemowie konsula Thomas Nilsen i Atle Staalesen
wzięli udział w kolejnym z regularnie organizowanych zebrań
z właścicielem Barents Observer, czyli Sekretariatem Barentsa.
Zauważyli, że jego członkowie stali się ostrożni. Zaczęli
podważać dziennikarską niezależność serwisu, a więc w praktyce
powtórzyli przedstawione przez konsula na konferencji niejasne
zarzuty.
Właściciele zażądali od redakcji gwarancji. Orzekli, że Barents
Observer nie może „nigdy więcej” opublikować niczego, co
„mogłoby zaszkodzić współpracy norwesko-rosyjskiej”.
„To było alarmujące. Właściciele poinformowali nas, że nie
powinniśmy pisać na pewne tematy”.
Na spotkaniu nie zapadła decyzja. Ale bezpośrednim skutkiem
wypowiedzi rosyjskiego dyplomaty, wedle którego Barents
Observer reprezentuje oficjalne stanowisko Norwegii, było
dążenie właścicieli do reorganizacji.
Wydali Nilsenowi i Staalesenowi polecenie służbowe: muszą
zebrać propozycje zorganizowania Barents Observer na nowo,
tak żeby portal bardziej uniezależnił się od lokalnej
administracji. Dzięki temu miała się rzekomo wzmocnić pozycja
strony jako wolnego medium.
Newsroom zaczął działać zgodnie z poleceniem i wymyślać
rozwiązania.

PŁYWAJĄC NA BIEGUNIE PÓŁNOCNYM


W lipcu 2014 roku ruszyła nowa wielka inwestycja energetyczna
Rosji i Norwegii. Rosnieft we współpracy ze Statoilem zaczął
badać cztery pola naftowe w norweskiej części Morza Barentsa.
Realizacja planu badawczego, któremu nadano kryptonim
„Pingwin”, rozpoczęła się na szelfie wokół Norwegii, w miejscu,
które Rosnieft określił jako najbardziej obiecujące i najobfitsze na
całym morzu.
W tym samym czasie Nilsen, Pettersen i Staalesen projektowali
schemat funkcjonowania serwisu, który zadowoliłby właścicieli,
najwyraźniej motywowanych przez ataki rosyjskiego dyplomaty.
Sporządzili listę pomysłów: stronę można ściśle umocować we
wspólnych zasadach etycznych branży medialnej. Redakcja
mogłaby oficjalnie wdrożyć kodeks zasad norweskich środków
masowego przekazu.
Zaproponowali również powołanie nowej organizacji lub
firmy, która odpowiadałaby za działalność informacyjną Barents
Observer. Pomysły zostały przedstawione zarządowi Sekretariatu
i w grudniu każdy z nich uzyskał akceptację. Na zebraniu zapadła
decyzja o zwiększeniu dziennikarskiej niezależności
i podwyższaniu poziomu profesjonalizmu.
„Chcieli odciąć się od opinii, że państwo norweskie finansuje
stronę i w ten sposób ją kontroluje”, mówi Nilsen.
Kiedy już redakcji zaczęło się wydawać, że można znów
poświęcić się przygotowywaniu wiadomości, dwa miesiące
później, na kolejnym spotkaniu z właścicielem, wszystko zostało
wywrócone do góry nogami. Poprzednio zaakceptowane
propozycje odrzucono.
„Zrozumieliśmy, że w grę nie wchodził błąd ani polityczna
szkoda. Chodziło o szerszy plan uciszenia Barents Observer”.
Redakcja cały czas pisała artykuły. Wiosną 2015 roku znów
opublikowała jako pierwsza ważną dla światowej polityki
informację. Tym razem dotyczyła Svalbardu.
Na archipelagu żyją niedźwiedzie polarne. Oprócz tego
mieszkają tam norwescy badacze Arktyki oraz grupa około 500
pracujących przy wydobyciu węgla Ukraińców i Rosjan. Rosyjska
kolonia nazywa się Barentsburg i zlokalizowany tam konsulat
Rosji jest najbardziej wysuniętą na północ placówką
dyplomatyczną na świecie.
Status Svalbardu określono w traktacie z 1920 roku. Na jego
mocy archipelag został zdemilitaryzowany. Znajduje się pod
panowaniem Norwegii, ale dostęp do jego bogactw naturalnych
mają obywatele wszystkich państw, które podpisały umowę,
w tym także Rosjanie.
Kreml, po tym, jak zaczął obsadzać wojskiem obszar arktyczny,
ciągle zgłaszał trudności z przestrzeganiem ratyfikowanego przez
dziesiątki krajów Traktatu Spitsbergeńskiego. Wyrażał również
zaniepokojenie tym, że Norwegowie mają przewagę na
Svalbardzie, i wskazywał na dokument jako na dowód, że prawo
wstępu na obszar archipelagu przysługuje wszystkim.
„Ponieważ Rosja nie podziela opinii Norwegii w sprawie
Traktatu Spitsbergeńskiego, stosunek Norwegów do Rosjan na
Svalbardzie jest najprawdopodobniej najdrażliwszym tematem
w naszym kraju”, mówi Staalesen.
Dwieście sześćdziesiąt kilometrów od najbardziej wysuniętego
na wschód punktu zdemilitaryzowanego archipelagu Svalbard
dziać zaczęło się już w 2014 roku. Rosyjskie siły zbrojne
rozpoczęły budowę dużej bazy wojskowej na należącej do Rosji
wyspie – Ziemi Aleksandry. W nowoczesnym kompleksie
wojskowym w Nagurskim, którego powierzchnia wynosi 1,4
hektara, znajdują się ciężki sprzęt, samoloty i rakiety ziemia–
powietrze najnowszej generacji.
W 2005 roku w Longyearbyen, stolicy Svalbardu, nie było
punktu kontroli granicznej. Obszaru tego strzegła norweska straż
przybrzeżna, a raz w roku zawijała tam fregata norweskiej
marynarki wojennej.
W kwietniu Nilsen zauważył, że odpowiadający za przemysł
zbrojny Rosji wicepremier Dmitrij Rogozin udał się w podróż na
Biegun Północny.
Rogozin był w pierwszej grupie przedstawicieli rosyjskich
władz, na którą Stany Zjednoczone, Unia Europejska, Kanada
i Norwegia nałożyły sankcje zaraz po tym, jak Rosja zaczęła
inkorporację Krymu.
Rogozin zyskał sobie sławę prowokatora z mediów
społecznościowych. Na Twitterze doradzał krytykującym Rosję
Japończykom popełnienie samobójstwa rytualnego oraz groził
Węgrom i Rumunii nalotami bombowymi. Zakaz wjazdu na teren
kraju i inne sankcje związane ze sprawą Ukrainy skwitował
w mediach zdaniem: „Czołgi nie potrzebują wiz”.
W zasięg radaru Thomasa Nilsena Rogozin wpadł, gdy na
Instagramie i Facebooku opublikował materiał ze swoich
podróży. Treść postów pokazała, że w drodze na Biegun Północny
zatrzymał się w Barentsburgu na archipelagu Svalbard. Tym
samym złamał sankcje, które zakazywały mu wstępu na teren
Norwegii.
Barents Observer opublikował o tym artykuły. Ministerstwo
Spraw Zagranicznych Norwegii dowiedziało się o sprawie od
dziennikarzy serwisu, którzy zadzwonili tam i poprosili
o komentarz. Tekst był cytowany w wielu mediach.
„Rogozin specjalnie wystawił stosunki rosyjsko-norweskie na
próbę. Wiedział, że jego podróż była pod względem politycznym
delikatna”, mówi Nilsen.
Wicepremier Rogozin nie tylko chwalił się publicznie, że
wbrew prawu odbył podróż na wyspę niedźwiedzi polarnych.
Oprócz tego drwił z Norwegów.
Po powrocie opublikował bowiem na Twitterze linki do
artykułów Barents Observer i innych mediów, żeby dać
wybrzmieć temu, że złamał nałożone na niego sankcje, a także
reakcji Ministerstwa Spraw Zagranicznych Norwegii.
W odniesieniu do Norwegów napisał między innymi: „są
zazdrośni, że pływamy po Biegunie Północnym” oraz „po walce
próżne jest wymachiwanie pięściami”.
Nilsen i koledzy dalej opisywali sprawę. Norweskie
Ministerstwo Spraw Zagranicznych publicznie ogłosiło, że
oczekuje od ambasady Rosji w Oslo wyjaśnień dotyczących
podróży Rogozina.
Niedługo potem drugi rosyjski polityk wysokiego szczebla
podgrzał atmosferę wokół kryzysu dyplomatycznego. Pierwszy
wiceprzewodniczący Dumy Leonid Kałasznikow publicznie
podważył prawo Norwegii do Svalbardu.
„Dla Rosji Morze Barentsa i cały obszar arktyczny to w zasadzie
szlak do dwóch oceanów. Nie można od nas żądać, żebyśmy mieli
być przed kimś odpowiedzialni”, powiedział.
Barents Observer znów o tym doniósł i znów został zacytowany
przez światowe media.
Po tym zdarzeniu Norwegia zmieniła zasady wjazdu na teren
kraju oraz zasady dotyczące żeglugi powietrznej. Przed wizytą
Rogozina na Svalbardzie nie został skontrolowany żaden
paszport ani nie zostało sprawdzone żadne nazwisko – obecnie
wszyscy muszą poinformować Urząd do spraw Migracji o swoim
przybyciu z wyprzedzeniem wynoszącym 48 godzin. Rosyjscy
przewoźnicy samolotowi muszą zaś dostarczać władzom listy
pasażerów.
Rok przed prowokacją Rogozina rosyjski dyplomata w Kirkenes
bezpodstawnie oskarżył Barents Observer o publikowanie
informacji szkodzących dwustronnym relacjom rosyjsko-
norweskim. Chociaż tak naprawdę szkody w stosunkach obu
państw wyrządzali rosyjscy politycy.
Prawdopodobnie wielojęzyczne i mające szeroki zasięg
artykuły Barents Observer, pokazujące wysokich przedstawicieli
rosyjskich władz z drwiną komentujących złamanie sankcji,
sprowokowały tych, którzy źle życzyli gazecie.
Już w następnym miesiącu norwescy właściciele Barents
Observer zdetonowali bombę.

NIE MA SENSU KOMENTOWAĆ ZMYŚLONYCH


INFORMACJI
Sekretariat Barentsa, który chciał dbać o dobre stosunki między
Norwegią a Rosją, wpadł na rozwiązanie problemu, który po akcji
rosyjskiego dyplomaty sam sobie stworzył.
Zgodnie z linią nakreśloną przez Sekretariat redakcja nie
powinna przestrzegać etyki dziennikarskiej – reguł, według
których postępują również inne profesjonalne norweskie media.
Niespodziewana decyzja rozeszła się po mediach krajowych
i zagranicznych. Dziennikarze sprzeciwiali się krokowi
Sekretariatu, protestowały przeciwko niemu norweskie
organizacje prasowe, łącznie z redaktorami naczelnymi. Ale
nawet szeroko zakrojona krytyka nie skłoniła właścicieli Barents
Observer do cofnięcia decyzji, która nadwątlała filary
zachodniego dziennikarstwa.
Sekretariat nie zmienił zdania.
Z tego powodu Nilsen i Staalesen nie próbowali więcej
rozwiązywać problemu wewnętrznie. Razem z dziennikarką
Trude Pettersen i fotografem Jonasem Karlsbakkiem
opublikowali na stronie Barents Observer oświadczenie.
Napisali, że Sekretariat zagraża wolności słowa, podejmuje
decyzje, które naruszają podstawowe zasady etyki
dziennikarskiej, ogranicza działalność gazety i w praktyce stosuje
cenzurę. Czytelników poinformowali, że Barents Observer nie
powinien być dłużej uznawany za niezależne źródło informacji.
Oświadczenie sprowokowało właścicieli do kolejnych posunięć.
Sekretariat oskarżył Nilsena o nielojalność, udzielił mu
ostrzeżenia i skarcił za opublikowanie tekstu bez
przedyskutowania tego z właścicielami.
Przez lato sytuacja nie drgnęła. Najważniejsi politycy
Sekretariatu skupili się na wyborach do samorządu
terytorialnego, które przeprowadzono we wrześniu. Zwolnienie
redaktora naczelnego położyłoby się cieniem na kampanię
wyborczą, więc wszyscy czekali, aż głosy zostaną oddane
i zliczone.
Po wyborach, 28 września 2017 roku, Stig Olsen, przedstawiciel
Sekretariatu z okręgu Nordland, zwolnił Thomasa Nilsena ze
sprawowania obowiązków redaktora naczelnego Barents
Observer. Decyzja miała skutek natychmiastowy.
W wypowiedzeniu Nilsena znów obwiniano o nielojalność i złe
wywiązywanie się z obowiązków redaktora naczelnego.
Jeszcze raz redakcja Barents Observer została zmuszona do
przekazania czytelnikom wiadomości o decyzji Sekretariatu.
Dziennikarze napisali kolejne oświadczenie, w którym podali, że
właściciel niszczy ich trzynastoletnią pracę na rzecz wolności
słowa i prawa człowieka do zdobywania informacji.
Zwolnienie natychmiast wywołało ponowną falę protestów
w prasie krajowej i zagranicznej. Stowarzyszenie Dziennikarzy
Norweskich publicznie zaoferowało Nilsenowi nieodpłatne
wsparcie w procesie sądowym przeciwko Sekretariatowi.
Zwolnienie wyglądało bowiem na nieuzasadnione i wobec tego
niezgodne z prawem.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych Norwegii, które
finansowało Sekretariat, ogłosiło, że wspiera niezależny i wolny
Barents Observer, a także publicznie wyraziło nadzieję, że
„właściciele będą pracować na rzecz budującej atmosfery”.
Media zainteresowały się przyczynami dziwnego konfliktu
i zaczęły badać sprawę. Niedługo potem dziennikarz
norweskiego państwowego nadawcy NRK natrafił na
przełomową informację.
Chcący zachować anonimowość wysoki urzędnik norweski
ujawnił NRK, że funkcjonariusz rosyjskiego FSB szczególnie
naciskał na władze, żeby „uciszyły” Barents Observer.
Informator powiedział NRK, że FSB nie była zadowolona
z powodu „mieszania się” Barents Observer w relacje rosyjsko-
norweskie, i ocenił, że prawdopodobnie skierowała podobne
wnioski również do innych decydentów w Norwegii.
Dziennikarz poprosił ambasadę Rosji w Oslo o zabranie głosu
w sprawie domniemanych nacisków FSB na prasę. Otrzymał
odpowiedź, że „nie ma sensu komentować zmyślonych
informacji”.
Jeden gubernator okręgowy, członek Sekretariatu, udzielił za to
wywiadu. Powiedział, że opinia o wpływie FSB jest dla niego
„całkiem nowa i totalnie zadziwiająca”. Poprosił NRK
o przedstawienie dowodów i oznajmił, że doniesienia Barents
Observer na temat Rosji nigdy nie odbiły się na decyzjach
dotyczących swobody redakcji.
Ujawnienie życzenia FSB, aby norweskie władze zamknęły
stronę, wraz z publicznym atakiem konsula Rosji w Kirkenes na
konferencji dziennikarzy sprzed roku, wywołało w Norwegii
niepokój.
W obu wrogich próbach wywarcia wpływu przez obce państwo
podstawą był ten sam nieprawdziwy argument o rzekomej
szkodliwości strony dla stosunków rosyjsko-norweskich. Pojawiły
się pytania, czy rosyjskie służby bezpieczeństwa użyły za
kulisami jeszcze innych form nacisku, żeby zamknąć serwis,
piętnowany przez nie jako siejący ferment.
Oczywiście potencjalne podejrzane relacje pomiędzy działającą
w przemyśle energetycznym FSB oraz norweskimi politykami
szczebla lokalnego lub krajowego były dobrze ukryte. Służba
bezpieczeństwa ma kilka sposobów: kontakt z wybraną osobą,
przekupstwo, nacisk lub nawet szantaż. Według opublikowanego
przez fińską Policję Ochronną informatora służby urabiają swój
cel nawet latami, stopniowo przy tym budując zaufanie.
Nie jest wykluczone, że służbom bezpieczeństwa udało się
podejść jakichś norweskich polityków samorządu terytorialnego,
których skłoniły następnie do pracy dla siebie lub Rosnieftu oraz
działań skierowanych przeciwko wolności prasy. W każdym
razie uzasadnione jest przypuszczenie, że ujawniony przez media
publiczne wniosek FSB o zamknięcie internetowej gazety nie był
jedynym krokiem służb.
Interesy rosyjskiego konsula z Kirkenes, FSB, Rosnieftu – który
wówczas oczekiwał 20 procent udziałów w obiecującym
przedsięwzięciu na Norweskim Szelfie Kontynentalnym –
i Sekretariatu Barentsa stały się zbieżne: wszyscy chcieli
„utrzymać dobre stosunki pomiędzy Rosją i Norwegią”.
I te dwustronne stosunki, według logiki FSB, miały być
zagrożone przez Barents Observer oraz jego rzetelne artykuły.
„Widzimy tylko małe fragmenty większej układanki. Jest jasne
jak słońce, że wpływ Rosji na właścicieli był większy niż to, co
ujrzało światło dzienne. Jego część to ogólne dążenie do dobrych
stosunków z Rosjanami”, mówi Nilsen.
Plan właścicieli, żeby za sprawą wyrzucenia Nilsena zastraszyć
resztę załogi oraz mianować na nową redaktor naczelną Trude
Pettersen, aby serwis uprawiał „dziennikarstwo” służące dobrym
rosyjsko-norweskim stosunkom, spalił na panewce.
Cała redakcja złożyła wypowiedzenie.
„To oczywiste. Żaden norweski dziennikarz nie pracowałby
w takich warunkach. Na pewno nie. Gdy Atle i Trude odeszli,
Barents Observer został pogrzebany”.

RODZI SIĘ NOWA GAZETA


Zespół pierwszego Barents Observer postanowił zacząć od
początku.
Norwegia to drogi kraj. Zamianę dobrego i dającego stały
zarobek miejsca pracy na niepewność związaną
z nieprzynoszącym zysku przedsięwzięciem uważa się za
szaloną.
Decyzja była więc trudna.
„Wielu myślało, że nie damy rady, niektórzy myślą tak nadal.
Mamy duże doświadczenie w zawodzie i rozumieliśmy, że
założenie nowej gazety nie będzie łatwe. Ale nie wyobrażaliśmy
sobie, że moglibyśmy nie prowadzić serwisu internetowego”,
mówią Staalesen i Nilsen.
Nie mieli w zasadzie żadnego kapitału, z wyjątkiem własnych
laptopów. Mimo to wynajęli biuro w centrum Kirkenes i w 48
godzin uruchomili własny serwis informacyjny o nazwie
Independent Barents Observer. Stara strona, której właścicielem
wciąż jest Sekretariat Barentsa, nadal istnieje, ale nie jest
uaktualniana.
Przyjaciele rozpoczęli kampanię crowdfundingową, która trwa
do dziś, i otrzymali finansowanie wprost od czytelników, a potem
od różnych organizacji.
Od pierwszego dnia informowali, że Independent Barents
Observer działa zgodnie z zasadami norweskiej etyki
dziennikarskiej. Nie będzie się poddawał ingerencjom
z zewnątrz.
Były właściciel zareagował gniewem na niezależny serwis
internetowy. Zagroził im wytoczeniem procesu o prawa autorskie
do nazwy serwisu, które rzekomo należały do niego. Jeśli sprawa
trafiłaby do sądu, rozprawa potrwałaby krótko: nazwę Barents
Observer wymyślił Atle Staalesen, a nie Sekretariat, co dało się
łatwo udowodnić.
W krajach nordyckich w ogóle nie zdarza się, żeby politycy
grozili procesem pracownikom środków masowego przekazu
w związku z nazwą. Media są oczywiście stawiane przed sądem
z wielorakich przyczyn, a nawet skazywane, na przykład za
zniesławienie, ale w krajach nordyckich nie jest znany inny taki
przypadek – nie zdarza się, żeby władze groziły dochodzeniem
sprawiedliwości w sądzie z powodu nazwy gazety.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych Norwegii znów
interweniowało i poinformowało Sekretariat, że nie przystoi mu
wydawać państwowych pieniędzy na proces przeciwko
niezależnej gazecie.
Sekretariat do dziś nie wycofał swojego oskarżenia, ale również
nie podjął w związku z nim żadnych działań.
Groźba sprowokowała wzrost wsparcia dla przyjaciół.
Norweski ekspert specjalizujący się w sprawach ZSRR oraz
w polityce na obszarze arktycznym zaczął zbierać podpisy pod
petycją, aby wyrazić uznanie dla rzetelności twórców serwisu.
Petycja miała na celu nakłonienie Sekretariatu Barentsa do
zaprzestania nacisków, wycofania roszczeń dotyczących nazwy
oraz umożliwienia jej swobodnego uprawiania dziennikarstwa
bez kolejnych ingerencji. Tekst podpisało 45 badaczy
uniwersyteckich z Norwegii, Szwecji i Finlandii.
Nowy serwis Nilsena, Pettersen i Staalesena skupił się na
przygotowywaniu anglojęzycznych informacji dotyczących
opisanych już tematów. W pierwszym roku działalności
z powodu małych zasobów finansowych zmuszeni byli
zrezygnować z publikowania po rosyjsku.
Nie zaprzestali jednak działalności informacyjnej, prowadzili ją
tak jak dawniej, zanim konsul i byli właściciele wytoczyli
bezpodstawne zarzuty. Mogli swobodnie podróżować i zbierać
wiadomości w Rosji. Przez chwilę nikt nie próbował ograniczać
ich dziennikarskiej wolności.
Wiosną 2016 roku dziennikarze zauważyli, że Rosja znów
zwiększyła aktywność wojsk w okolicach Svalbardu. Oddziały
spadochroniarzy zaczęły prowadzić ćwiczenia w skrajnych
warunkach oraz planować kolejne blisko Bieguna Północnego.
Na zdemilitaryzowany obszar lotniska w Longyearbyen Rosja
zaczęła samolotami przerzucać instruktorów wojskowych i psie
zaprzęgi. Nawet krótka wizyta naruszała punkt Traktatu
Spitsbergeńskiego zabraniający tam wstępu wojsku.
Nowy Independent Barents Observer opublikował teksty
o uczestniczących w operacji czeczeńskich jednostkach
specjalnych, które wykorzystały Svalbard do międzylądowania.
Światowe media ponownie odwoływały się do artykułów
przyjaciół i szeroko je cytowały.
Gazeta wciąż śledziła również tematykę energetyczną. Donosiła
o wszystkich inicjatywach Rosnieftu i innych rosyjskich firm z tej
branży oraz o wspólnych przedsięwzięciach Statoilu i Rosnieftu
na obszarze arktycznym i w Norwegii.
Życie toczyło się dalej.
Po roku przerwy, w październiku 2016, Independent Barents
Observer uruchomił rosyjskojęzyczną wersję serwisu.
Miesiąc później wypłynęła rosyjska stop-lista. Thomas Nilsen
przekonał się, że znalazło się na niej jego nazwisko.

ZAWIERA TAJEMNICE PAŃSTWOWE


Kreml żywił urazę do Norwegii od momentu, gdy ta
zaakceptowała nałożone na Rosję przez Unię Europejską sankcje
spowodowane wydarzeniami na Ukrainie i zaczęła je
pieczołowicie wprowadzać w życie. Decyzja utrudniła również
plany Rosnieftu związane z odwiertami w Norwegii, ponieważ
własne możliwości i technologia firmy są ograniczone.
Według rosyjskich dyplomatów Norwegia nie prowadzi
samodzielnej polityki zagranicznej, lecz „z boku obserwuje, co
Unia Europejska robi w jej imieniu”.
Konsul rosyjski w Kirkenes oznajmił, że Rosja „bardzo, bardzo
cierpliwie” czekała, aż Norwegia zrezygnuje z sankcji.
A ponieważ „przekroczyła granice, Rosja musi przygotować listę
osób, które nie będą wpuszczane na teren kraju”.
„Oko za oko”, mówi Nilsen. Rosja odpowiada na akcję
kontrakcją.
Dwudziestego ósmego listopada 2016 roku przedstawiciel
ambasady Norwegii w Moskwie został wezwany do rosyjskiego
Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Wręczono mu listę, na której
widniały nazwiska osób niepożądanych w Rosji. Nazwisk tych nie
ujawniono. Było to niezgodne z rosyjskim prawem.
Norweskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych poinformowało
Moskwę, że nie zamierza być organem, który skontaktuje się
z wymienionymi osobami i poinformuje je o zakazie wjazdu do
Rosji. Dystrybucja rosyjskich stop-list nie należy bowiem do
obowiązków ministerstwa.
Umieszczenie na czarnej liście nazwiska redaktora naczelnego
Thomasa Nilsena było odwetem za nałożenie przez Unię
Europejską sankcji na rosyjskiego „dziennikarza” Dmitrija
Kisielowa.
Kisielow jest dyrektorem założonej w 2013 roku
międzynarodowej państwowej agencji informacyjnej Rossija
Siewodnia (Rosja dziś). Publikuje ubraną w formę newsów
propagandę Kremla z internetu, radia i mediów
społecznościowych. Redaktorką naczelną jest szefowa RT,
drugiego międzynarodowego medium propagandowego Kremla,
Margarita Simonjan.
Według Kremla całkowicie uprawnione jest nałożenie sankcji
na zachodnich dziennikarzy, ponieważ analogiczne zostały
nałożone na Kisielowa.
Tak zwana stop-lista najwyraźniej weszła w życie trzy miesiące
później, ponieważ dwóm norweskim członkom parlamentu
cofnięto wizę do Rosji. Niedługo potem rosyjska ambasada w Oslo
rozesłała według długiego rozdzielnika długi mail do norweskich
środków masowego przekazu, również do Independent Barents
Observer.
W wiadomości tej praktycznie cała Norwegia była oskarżana
o „antyrosyjską retorykę”.
Zanim mail został rozesłany, duża część norweskich mediów
zrobiła to, co do nich należy, i poinformowała o wzmożonych
operacjach wywiadowczych Rosji w Norwegii.
W marcu 2017 roku funkcjonariusze FSB na przejściu
Storskog–Borisoglebsk usadzili Nilsena w pokoju na zapleczu
budynku na granicy, powiedzieli, że stanowi zagrożenie dla
bezpieczeństwa narodowego Rosji, i odebrali mu prawo do
wjazdu na teren kraju.
Dwa dni po tym incydencie ambasada Rosji w Oslo
opublikowała na swojej stronie internetowej oświadczenie dla
prasy. Pismo wymieniało Nilsena, wskazywało zdumiewające
uzasadnienia dla stworzenia stop-listy i sugerowało, że
dziennikarz zostałby ponownie wpuszczony do Rosji, „gdyby
Norwegia odstąpiła od antyrosyjskich sankcji”.
Bierno-agresywny wydźwięk tekstu jest typowy dla rosyjskich
oficjalnych oświadczeń. W tym piśmie krajom zachodnim
przypisano największą winę za wszystkie problemy
dyplomatyczne.
Tekst jednak nie dostarczył informacji Nilsenowi, Staalesenowi
czy komukolwiek innemu, dlaczego właśnie Independent Barents
Observer znalazł się na liście w ramach kary za zaostrzenie
sankcji. Nie podano żadnych szczegółów dotyczących rzekomych
nadużyć serwisu ani nie przedstawiono na nie dowodu.
Wbrew temu, co twierdzi FSB, ani Nilsen, ani Independent
Barents Observer nie zagrażają bezpieczeństwu narodowemu
Rosji. Oni wykonują swoją dziennikarską pracę.
„Nie tylko podajemy pozytywne informacje, lecz również
piszemy o problematycznych stosunkach. Jeśli nie
informowalibyśmy o wyzwaniach na północnych granicach, nie
wykonywalibyśmy naszej pracy w przemyślany sposób”, mówi
Nilsen.
Zaraz po tym, jak zakaz wjazdu do Rosji dla Nilsena trafił do
mediów, Stowarzyszenie Dziennikarzy Norweskich wystosowało
protest wprost do ambasady rosyjskiej. Stowarzyszenie
Dziennikarzy Europejskich zaalarmowało Radę Europy.
Nilsen zdecydował, że poruszy niebo i ziemię, aby się
dowiedzieć, dlaczego właśnie jego spośród wszystkich
norweskich dziennikarzy wciągnięto na listę.
„Prawo gwarantuje mi dostęp do tej informacji. Skłonienie
rosyjskiego sądu do usunięcia mnie z listy w imię wolności słowa
jest trudne, ale nie niemożliwe”, powiedział pewnego razu, gdy
spotkaliśmy się w Kirkenes.
Mający dać na to odpowiedź proces sądowy trwa lata.
Znana grupa rosyjskich prawników zajmująca się obroną praw
człowieka, Komanda 29 (Grupa 29), zaoferowała Nilsenowi
pomoc. Chciała reprezentować go w sądzie i pomóc
w dochodzeniu.
Najpierw Nilsen zaczął wysyłać listy.
Zgodnie z rosyjskim prawem władze są zobowiązane
odpowiedzieć w ciągu siedmiu dni. Nilsen oficjalnie zwrócił się
do placówki FSB na przejściu granicznym, Ministerstwa Spraw
Zagranicznych Rosji oraz jednostki straży granicznej FSB
w Murmańsku.
W piśmie poprosił o wszystkie informacje związane z decyzją,
na mocy której został zaklasyfikowany jako zagrożenie dla
bezpieczeństwa narodowego. Każdy organ, który otrzymał list,
przerzucił odpowiedzialność na inne. Murmańskie FSB
oznajmiło, że sprawa go nie dotyczy. Ministerstwo Spraw
Zagranicznych i nadgraniczne FSB poinformowały, że to nie one
podjęły decyzję.
Potem Nilsen i jego prawnicy wszczęli pierwszy proces
przeciwko nadgranicznemu posterunkowi FSB. Argumentowali,
że to on wcielił w życie zakaz wjazdu do Rosji.
Oskarżenie skierowano do odpowiedniego sądu blisko granicy
z Norwegią, on odrzucił je jednak, nawet się z nim nie
zapoznawszy. Według sądu nie wniesiono żadnej sprawy ani też
jej rozstrzygnięcie nie należy do wymiaru sprawiedliwości.
W końcu Nilsenowi i jego prawnikom udało się uruchomić
proces w sądzie w Moskwie.
„Cały czas zdawaliśmy sobie sprawę, że decyzja nie została
podjęta przez strażników granicznych, ale w Moskwie,
w kwaterze głównej FSB na Łubiance”.
Niespodziewanie w październiku 2017 roku Nilsen otrzymał
wezwanie do sądu w Moskwie na godzinę 9.30 następnego dnia.
W tak krótkim czasie prawnicy nie zdążyliby przygotować się do
rozprawy ani też Nilsen nie dałby rady dotrzeć z Kirkenes do
Moskwy.
Poza tym jego nazwisko wciąż widniało na stop-liście i nadal
zaklasyfikowany był jako zagrożenie dla bezpieczeństwa
narodowego. Gdyby spróbował się przedostać przez granicę,
zostałby uznany za przestępcę.
W grudniu 2017 roku moskiewski sąd ponownie zajął się
sprawą. Prawnik Nilsena pojawił się na miejscu. Posiedzenie
odbyło się za zamkniętymi drzwiami i trwało stosunkowo krótko.
Sąd zgodził się z FSB: Nilsena nie można wpuścić do Rosji.
Najbardziej zaskakujące było to, że prawnik nie mógł zobaczyć
uzasadnienia wyroku. Powodem miał być fakt, że „zawiera ono
tajemnice państwowe”.
Ukrywanie decyzji sądu przed pełnomocnikiem prawnym jest
sprzeczne z rosyjskimi przepisami.
Następnie Nilsen i jego prawnicy wnieśli sprawę do Sądu
Najwyższego Federacji Rosyjskiej. Zażądali uznania
pięcioletniego zakazu wjazdu za niezgodny z prawem i jego
cofnięcia.
Na posiedzeniu w maju 2018 roku Sąd Najwyższy rozstrzygnął
sprawę na korzyść FSB, które rzekomo miało prawo do
zawrócenia Nilsena.
Zgodnie z wyrokiem służba bezpieczeństwa również nie musi
podawać publicznie przyczyn, dla których dziennikarzowi nie
wolno przekraczać granicy.
Nilsen z prawnikami odwołał się do Europejskiego Trybunału
Praw Człowieka w Strasburgu. W listopadzie 2018 roku otrzymał
stamtąd list oznajmiający, że jego przypadek został przyjęty do
rozpatrzenia.
„Sprawa Nilsen przeciwko Rosji numer 58505/18 jest obecnie
w toku”, powiedział dziennikarz latem 2019 roku.
Ale ocenił, że dochodzenie sprawiedliwości potrwa lata.
W Trybunale na rozpatrzenie czekają tysiące spraw wytoczonych
Rosji przez jej obywateli. Sporo z nich jest zdaniem Nilsena
pilniejszych i poważniejszych niż jego przypadek.
„Mimo to czekam na rozpatrzenie swojej sprawy. Barents
Observer wygra i w ten sposób po raz kolejny zrobi coś na rzecz
naszego najwyższego priorytetu: wolnego i niezależnego
dziennikarstwa na północnych obszarach nadgranicznych
Norwegii i Rosji”.
W czerwcu 2019 roku Arja Paananen, dziennikarka specjalna
fińskiej gazety codziennej „Ilta-Sanomat”, napisała, że Rosja ma
już na koncie ponad 1500 decyzji Trybunału, których nie wcieliła
w życie. Niedawno nawet wprowadzono tam prawo, na mocy
którego można odmówić wykonania decyzji Trybunału.

KURSK
Wielu obcokrajowców, którym bez rozsądnego
uargumentowania zakazuje się wjazdu na terytorium Rosji, godzi
się z losem i nie wnosi sprawy do sądu. Ale Thomas Nilsen chce
wykonywać swoje obowiązki: podróżować, spotykać się z ludźmi
i informować.
„Żeby pracować, muszę mieć możliwość wyjazdu do Rosji.
Nigdy nie zostałem skazany za przestępstwo. No, zostałem
wydalony ze Związku Radzieckiego w 1990 i 1991 roku, ale to
było inne państwo i tamto postanowienie już nie obowiązuje”.
To nie jest pierwszy raz, gdy Nilsen walczy z FSB o wolność
słowa. Wpadł w tarapaty już w 1995 roku, gdy razem
z organizacją ekologiczną Bellona badał odpady radioaktywne
rosyjskiej Floty Północnej, a zagrożenia z nimi związane zostały
opisane w raporcie.
FSB, wówczas kierowana przez Władimira Putina, najechała
biuro Bellony w Murmańsku i skonfiskowała dokumenty oraz
komputery. Kilka miesięcy później służba bezpieczeństwa
zatrzymała jednego z badaczy, Aleksandra Nikitina, i zamknęła
go w areszcie na tyłach siedziby FSB w Petersburgu – Wielkiego
Domu.
Nikitin został oskarżony o szpiegostwo i był przetrzymywany
w zamknięciu 10 miesięcy. Nilsen i trzeci z badaczy, Igor Kudrik,
musieli udowodnić, że nie są szpiegami.
Obszerny raport o tym, jak rosyjska flota nieodpowiedzialnie
pozbywa się odpadów radioaktywnych, opublikowano na
szczycie grupy G8 w Moskwie. Pisały o nim media o globalnym
zasięgu.
Chociaż rosyjska konstytucja nie pozwala na utajnianie
informacji dotyczących środowiska, FSB zdelegalizowała raport,
przez co stał się pierwszą zakazaną publikacją
w postkomunistycznej Rosji. Ponieważ z powodu tej decyzji jego
rozpowszechnianie stało się trudne, Nilsen i koledzy postanowili
opublikować go w internecie jako medium wolnym od obostrzeń.
Uwięzionego Nikitina ułaskawiono trzy dni przed tym, jak
Władimir Putin został prezydentem Rosji. Ale obecnie
organizacja ekologiczna uznawana jest za „zagranicznego
agenta”, musiała więc zamknąć rosyjskie biuro.
Opłaceni przez Kreml użytkownicy mediów
społecznościowych, część rosyjskich polityków i osoby, które
poddały się wpływowi kremlowskich operacji psychologicznych,
być może uważają decyzję Thomasa Nielsena o wytoczeniu
procesu Rosji i jej służbom bezpieczeństwa za prowokację.
Nilsen mówi, że oczywiście istnieją też tacy ludzie, którzy
sądzą, że zwyczajne dziennikarstwo to prowokacja. Nie jest to
jednak zachodni sposób myślenia.
„To nie jest prowokacja, tylko próba umożliwienia naszemu
serwisowi pracy. Jestem dziennikarzem, mam prawa. Rozumiem,
że to, co mnie spotkało, powiązane jest ze światową polityką, ale
wspierają mnie koledzy oraz norweskie i międzynarodowe
organizacje zrzeszające dziennikarzy”.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych Norwegii jest świadome
kłopotów Nilsena. Nie wiadomo, czy podniosło ten temat – albo
czy zamierza podnieść w przyszłości – w rozmowach ze stroną
rosyjską.
Nilsena wcale nie interesuje, czy norweskie Ministerstwo
Spraw Zagranicznych zamierza wpłynąć na zakaz wjazdu dla
Rosjan. Nie chce, żeby wydarzenie zostało upolitycznione.
„Robię to całkiem sam i wyłącznie we własnym imieniu.
Prosiłem ministerstwo, żeby pozostało na uboczu. Ponadto nie
wierzę, żeby zdołało cokolwiek zdziałać”.
Czasem nawet długie procesy zapędzonych w ślepą uliczkę
rosyjskich dziennikarzy kończą się sprawiedliwym wyrokiem.
W październiku 2017 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka
skazał Federację Rosyjską za prześladowanie dziennikarza.
Wysłannik czasopisma „Nowaja Gazieta” przeprowadził
wywiad z rodzinami ofiar katastrofy okrętu podwodnego Kursk
z 2000 roku. Skrytykowały one ówczesnego ministra obrony za
zatajanie informacji o wypadku. Rosyjski sąd skazał autora
artykułu i redaktora naczelnego za zniesławienie. Gazeta
odwołała się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i po 12
latach doczekała się wyroku skazującego Rosję na wypłatę
odszkodowań zarówno dziennikarzowi, jak i jego pracodawcy.
Propagandziści Kremla często próbują skompromitować
zachodnie systemy prawne. Ale jeśli można je wykorzystać do
osiągnięcia własnych celów, wydają się one całkiem dobre.
Dmitrij Kisielow, objęty sankcjami Unii Europejskiej szef agencji
propagandowej „Rossija Siewodnia”, przetestował w Europejskim
Trybunale Praw Człowieka, jak działa jego zakaz wjazdu.
Sędziom zaprezentowano dowody na jego przestępstwa oraz
przykłady mowy nienawiści z jego mediów wymierzonej
w Ukrainę. Sankcje zostały utrzymane.
Według Nilsena wypadek okrętu podwodnego Kursk na Morzu
Barentsa był dla rządów Putina kamieniem milowym. Wyglądało
to tak, jakby prezydent po raz pierwszy zrozumiał, jak ważna jest
totalna kontrola nad mediami w kraju i za granicą.
Rosyjskie władze przez 48 godzin zatajały wiadomości
o katastrofie Kurska, na którego pokładzie przebywało 118
członków załogi. Potem poinformowały opinię publiczną, że
faktycznie odnalazły okręt podwodny, ale nie ma to żadnego
znaczenia.
Wówczas rosyjskie media były jeszcze częściowo wolne.
Telewizja NTV nadawała relacje wprost z miejsca zdarzeń
i informowała o całkowitej dezorganizacji działań ratunkowych.
„W telewizji było widać, że władze nie są w stanie
przeprowadzić tej operacji. Mieli jeden ratunkowy pojazd
podwodny, który ledwo utrzymywał się na powierzchni i nie
zanurzał się pod wodę”.
Gdy media podały wiadomość o jałowej akcji, zarówno
Norwegia, jak i Wielka Brytania zaoferowały pomoc. Brytyjczycy
zaproponowali wysłanie okrętu ratowniczego na miejsce
wypadku, ale Putin odrzucił wsparcie i oznajmił, że Rosja poradzi
sobie sama.
Po tygodniu Rosjanie przyjęli propozycję, ale było już za późno.
Gdy brytyjscy i norwescy nurkowie dotarli do okrętu, aby
sprawdzić sytuację, wypełniała go woda. Późniejsze badania
dowiodły, że część załogi przeżyła niecały dzień. Okazało się, że
wiadomości rozpowszechniane przez rosyjskie media są
zmyślone.
Gdy Kursk tonął, Putin był na wakacjach nad Morzem
Czarnym. Nilsen pamięta, jak rodziny ofiar zastanawiały się
w mediach, dlaczego prezydent nie pojawił się na miejscu. Putin
pojechał do Murmańska dopiero tydzień później.
W rosyjskiej telewizji można było zobaczyć załamanych
członków rodzin ofiar, którzy obwiniali prezydenta o to, że nie
skorzystał z zagranicznej pomocy. Na YouTubie nadal znajduje
się wideo, na którym matka jednego ze zmarłych członków
załogi, płacząc, krzyczy na Putina i dowództwo floty podczas
konferencji prasowej.
Na nagraniu widać, jak dwóch mężczyzn zbliża się do niej.
Potem lekarka lub sanitariuszka wbija kobiecie strzykawkę,
a ona upada.
„Myślę, że w tym momencie Putin zaczął się bać mediów
i postanowił, że już nigdy nie pozwoli im na swobodne
dokazywanie”, mówi Nilsen.
Niedługo po tym, jak NTV poinformowała o wypadku, kontrolę
nad nią przejęli FSB i rząd. Według doniesień władz katastrofa
została spowodowana przez amerykański okręt podwodny, który
uderzył w rosyjski – chociaż śledztwo pokazało, że wybuchła
jedna z torped Kurska.

ZABLOKUJCIE TĘ GAZETĘ, DO CHOLERY


Na początku 2019 roku kremlowscy architekci wojny
informacyjnej utworzyli nowy front przeciwko globalnej
i swobodnej działalności Independent Barents Observer. Nie
przebierano w środkach, a operacja służyła niedawno obranemu
celowi Kremla, czyli odcięciu Rosjan od zagranicznego internetu.
Z pozoru przyczyną kolejnych „środków aktywnych” był
opublikowany w styczniu przez Independent Barents Observer
artykuł o mieszkającym w Szwecji saamskim homoseksualiście.
Tekst ukazał się w szwedzkich mediach, a potem został
umieszczony na stronie Nilsena po angielsku i rosyjsku.
Mężczyzna opowiadał o swoim trudnym życiu, które spędził na
ukrywaniu orientacji seksualnej i jej zaprzeczaniu. W końcu
postanowił wyjść z szafy. W wywiadzie otwarcie powiedział, że
mierzył się z problemami emocjonalnymi i autoagresywnymi
myślami. Teraz jest dumnym saamskim gejem, który pomaga
homoseksualnej młodzieży z problemami psychicznymi i dzieli
się swoim doświadczeniem.
Niebawem po publikacji rozmowy do redakcji w Kirkenes
przyszedł list. Nie było na nim żadnych oficjalnych pieczęci czy
oznakowań, ale nadawcą była rosyjska służba nadzoru
komunikacji Roskomnadzor. W Rosji znana jest z cenzurowania
treści autorstwa działaczy opozycji, w tym tych, które zawierają
krytykę Putina.
Pismo oznajmiało, że na stronie Nilsena umieszczona jest
informacja, której rozpowszechnianie w Federacji Rosyjskiej jest
prawnie zabronione. Roskomnadzor wskazał na fragment,
w którym mężczyzna opowiadał szczegółowo o swoich planach
samobójczych i okropnym cierpieniu.
Według służby tekst zawierał „zachętę do samobójstwa,
informacje o próbie samobójczej i informacje o możliwych
sposobach popełnienia samobójstwa”.
Nilsen otrzymał 24 godziny na usunięcie artykułu z serwisu.
W innym wypadku cała strona miała zostać zablokowana
w Rosji.
„Dla mnie, dla redaktora naczelnego, całkowicie wykluczone
było usunięcie wywiadu, który jest moim zdaniem bardzo
dobry”.
Ponieważ Nilsen nie zastosował się do zalecenia i wywiad
nadal jest na stronie, Roskomnadzor odciął dostęp do
Independent Barents Observer użytkownikom w Rosji. Teraz
informacje z regionu Morza Barentsa mogą oni czytać tylko za
pomocą sieci VPN i Tor.
Absurdalna, ograniczająca wolność słowa decyzja
Roskomnadzoru wywołała skandal w Rosji i w krajach
nordyckich. Opozycyjny polityk Aleksiej Nawalny napisał na
Twitterze, że podatnicy łożą na pensje dla funkcjonariuszy służby
nadzoru komunikacji, żeby mogła mieć ona na oku norweskie
strony i żądać od nich usuwania artykułów. „Nasz kraj jest
bardzo bogaty”, stwierdził.
Członek Dumy Witalij Milonow wypowiedział się o sprawie
w wywiadzie, w sposób noszący znamiona mowy nienawiści:
„Zablokujcie tę gazetę, do cholery. Ona promuje zepsucie i za jej
ideologią stoją ludzie o psychice queer”.
Artykuł o Saamie jest jednym z najbardziej klikalnych
w historii Independent Barents Observer. Szczególnie popularna
jest jego rosyjskojęzyczna wersja. Ponadto mężczyzna, który
udzielił wywiadu, powiedział publicznie, że gdy usłyszał
o działaniach Rosji, najpierw zaniemówił, a potem się
zdenerwował. „Twierdzą, że zachęcam ludzi do samobójstw,
mimo że jest zupełnie odwrotnie. Chcę im pomagać”, mówi.
Thomas Nilsen pozwał Roskomnadzor do sądu. Wspierała go
rosyjska organizacja praw człowieka ADC Memoriał, która
walczy z dyskryminacją. Według Nilsena oraz akademickich
prawoznawców z Rosji nadzór komunikacji interpretuje zarówno
artykuł, jak i rosyjskie prawo po prostu błędnie. W tekście nie ma
niczego, co zachęcałoby do samobójstwa, ani wskazówek, jak je
popełnić.
Moskiewski sąd rozpatrzył sprawę 12 lipca 2019 roku.
„Naszym głównym argumentem jest to, że Roskomnadzor
podjął decyzję, która nie ma oparcia w prawie”.
Wyrok miał być wydany we wrześniu.
Chociaż Roskomnadzor oficjalnie uzasadniał zablokowanie
strony prawem zabraniającym podawania przyczyn samobójstw
w mediach, według pewnego dobrze poinformowanego źródła,
które pracuje w rosyjskiej administracji, „decyzja została podjęta
na wyższym szczeblu”. Innymi słowy, jeśli dostęp do strony
Nilsena i Staalesena nie zostałby odcięty z powodu artykułu
o Saamie, na pewno znalazłoby się inne uzasadnienie dla tego
posunięcia.
Na wyższym szczeblu niż Roskomnadzor jest tylko niesławna
FSB, a ponad nią jedynie najważniejsi ludzie w państwie.
Nilsen chciałby wiedzieć, dlaczego FSB i polityczne
kierownictwo Rosji do szaleństwa boją się wolnego przepływu
informacji, społeczeństwa obywatelskiego i niezależnych
dziennikarzy.
„Nie ma żadnej »obcej agresji«, która chce niszczyć Rosję.
Dziennikarstwo i społeczeństwo obywatelskie pomagają państwu
odnosić sukcesy. Szkoda, że FSB nie chce się rozwijać”.
Metody kremlowskich sługusów w Norwegii są proste
i przypominają te stosowane przez nich w innych krajach:
bezpośrednie żądania zamknięcia mediów, nieuzasadniona
krytyka i oskarżenia oraz oczernianie dziennikarzy jako
wykonawców poleceń polityków.
I te metody działają.
Chociaż rosyjska służba bezpieczeństwa nie zdołała uciszyć
Nilsena i Staalesena, udało jej się wytworzyć dystans między
Independent Barents Observer a częścią dziennikarzy i lokalnej
wspólnoty. Postawa niektórych osób wobec przyjaciół i ich pracy
uległa zmianie, a oni sami słyszeli więcej nieuzasadnionych
negatywnych komentarzy.
Dziennikarze regionu Morza Barentsa zaczęli spierać się o to,
czy zakaz wjazdu do Rosji dla Nilsena trzeba w ogóle uznać za
naruszenie wolności słowa, a więc atak na prawa człowieka.
Może się to wydawać zaskakujące, ale norwescy dziennikarze nie
zgodzili się na potępienie decyzji władz Rosji – chyba że zakaz
wjazdu rosyjskiego mistrza propagandy Dmitrija Kisielowa do
Europy zostałby również potępiony.
W norweskiej tradycji ludowej Rosja przedstawiana jest jako
niedźwiedź, którego nie wolno budzić. Na razie niedźwiedź śpi
zadowolony.
Spośród 16 krajów członkowskich NATO, z którymi sąsiaduje
Rosja, Norwegia jest jedynym, który nie musiał się bronić
w wywołanej przez nią wojnie lub innym konflikcie zbrojnym.
Ani Norwegia w całości, ani żadna jej część nie były nigdy
okupowane przez Rosję.
Aby niedźwiedź dalej spał, konieczne są przyjazne stosunki
sąsiedzkie i ostrożność. Norweskie władze krajowe zazwyczaj nie
wahają się publicznie krytykować agresji Kremla, ale wielu
mieszkańców północnej części kraju oraz tamtejszych polityków
współpracuje z Rosjanami. Część z nich martwi się o swoje
interesy, część autentycznie boi się, że niedźwiedź się obudzi.
W Kirkenes mieszkają tacy, którzy uciszają wymierzoną w Kreml
krytykę i oponują wobec sankcji.
Od skał Kirkenes do Rosji jest blisko – mniej niż 20 minut jazdy
samochodem. Podróż do Oslo trwa ponad dobę.
Ale problematyczne postawy niektórych ludzi nie
przeszkadzają Nilsenowi i Staalesenowi. W nielicznych rosyjskich
niezależnych środkach przekazu decyzja o szukaniu korzeni stop-
listy w Moskwie wywołała tylko pozytywne reakcje. Przyjaciele
otrzymują z Rosji dużo wsparcia i serdecznych wiadomości.
W oczekiwaniu na proces w Europejskim Trybunale Praw
Człowieka kontynuują swoją docenianą na świecie pracę i śledzą
na przykład ćwiczenia wojskowe rosyjskiej Floty Północnej.
Donosili również o działaniach Ministerstwa Obrony i raporcie,
który opisywał „politykę Norwegii na Svalbardzie jako
potencjalne zagrożenie wojenne”.
Gazeta jako pierwsza poinformowała, że rosyjscy aktywiści
LGBT byli przesłuchiwani przez FSB po udziale w marszu Pride
w Kirkenes.
„Observer” rozszerzył obszar swoich działań również na Chiny,
toteż liczba zagranicznych odbiorców się zwiększa. Serwis omija
blokadę Roskomnadzoru dzięki rozsyłaniu rosyjskojęzycznego
newslettera i umieszczaniu całych artykułów w mediach
społecznościowych. W tym momencie przyjaciele pracują nad
nowymi platformami służącymi rozpowszechnianiu informacji
w Rosji.
„Observer” śledzi uważnie współpracę Rosnieftu z norweskimi
firmami – a także wszystkie inne bieżące wydarzenia z regionu
Morza Barentsa.
SAWUSZKINA 55

W lutym 2015 roku przeprowadzałam wywiady z fińskimi


internautami i sprawdzałam tropy, które zostały mi podsunięte
po ukazaniu się mojego apelu do czytelników. Jednocześnie
organizowałam podróż do Petersburga. Chciałam dowiedzieć się
czegoś na temat fabryki trolli, o której istnieniu wówczas
wiedziało jeszcze niewielu.
Pracodawca wyznaczył mi na partnera w delegacji Mikę
Mäkeläinena, doświadczonego dziennikarza zajmującego się
sprawami zagranicznymi. Do roli lokalnej przewodniczki udało
nam się znaleźć świetną rosyjską dziennikarkę Irinę Tumakową.
Przy ulicy Sawuszkina na obrzeżach Petersburga mieści się
firma o nazwie Centrum Analiz Internetowych, której branża
w oficjalnym rejestrze to rozwój oprogramowania i badanie
opinii publicznej. Przez internetową stronę pośrednictwa pracy
rekrutowała nowe osoby: copywriterów, optymalizatorów
wyszukiwarki, content managerów i projektantów graficznych.
Pracownikom obiecała świetną jak na petersburskie warunki
pensję miesięczną w wysokości od 400 do 650 euro.
Do obowiązków na wielu stanowiskach zaliczało się
publikowanie i moderowanie internetowych treści
w dwunastogodzinnym systemie zmianowym, włączając w to
noce. Co ciekawe, od aplikantów na niektóre pozycje wymagano
znajomości języka angielskiego.
Ale my chcieliśmy więcej szczegółowych informacji. Na moją
prośbę Irina zadzwoniła pod numer podany w ogłoszeniu
i oznajmiła, że jest zainteresowana stanowiskiem copywritera.
Zapytała, na jaki temat pisałaby na tym stanowisku.
Rekruterka powiedziała, że copywriterzy mieliby pisać newsy,
szczególnie dotyczące polityki, również po angielsku. Zadania
content managera byłyby takie same: pisanie artykułów na
zlecone tematy polityczne, także po angielsku. Gdy Irina zapytała,
w jakim celu używa się w pracy wyszukiwarek, usłyszała, że
więcej informacji otrzyma podczas rozmowy kwalifikacyjnej.
Innymi słowy, dostaliśmy twarde dowody na to, że w 2015 roku
Petersburg był ośrodkiem wielojęzycznej, globalnej, wywierającej
wpływ polityczny operacji propagandowej w mediach
społecznościowych, polegającej na publikacji fake newsów
i prowadzonej 24 godziny na dobę.
Rosyjska dziennikarka śledcza Aleksandra Garmażapowa już
w 2013 roku przeniknęła do fabryki i napisała świetny
demaskatorski artykuł dla czasopisma „Nowaja Gazieta”. Jej
zdaniem otrzymanie posady było łatwe. Rekruterka
opowiedziała, jak wielu przedstawicieli władzy, łącznie
z członkami Dumy Państwowej, zna osobiście. Wspomniała
również, że uczestniczyła w obozie politycznym Seliger, który
organizowany jest przez sterowaną z Kremla organizację
młodzieżową Naszi.
Garmażapowa ujawniła, że pracownikom polecano uprawianie
hejtu pod adresem Stanów Zjednoczonych i opozycjonisty
Aleksieja Nawalnego. Zanim dziennikarka odeszła z fabryki,
nagrała efekty pracy wszystkich trolli na
pendrive’a i opublikowała te informacje w artykule.
W czasie naszego pobytu w Petersburgu wiele razy
spotykaliśmy się z Garmażapową i byliśmy pod fabryką. Na
parterze trzypiętrowego budynku trwała jedna z operacji:
produkowano tam fake newsy na stronę RIA FAN. Teksty
rzekomo były pisane na Ukrainie, ale tak naprawdę powstawały
w Rosji.
Spotkaliśmy się z kierownikiem „newsroomu”, Jewgienijem
Zubariewem, i przeprowadziliśmy z nim wywiad, stojąc w gęstej
śnieżnej zawierusze przed budynkiem fabryki. Zaprzeczył,
jakoby zatrudniał trolli lub zarządzał budżetem przeznaczonym
na propagandę w mediach społecznościowych. Jednak na
podstawie wiadomości uzyskanych z wiarygodnych źródeł udało
nam się ustalić, że ci sami propagandziści pracowali zarówno
przy jego fake newsach, jak również w innych, zajmujących się
komentowaniem w mediach społecznościowych działach fabryki.
„Oskarżenia, że nasze biuro zajmuje się trollingiem, to
całkowita nieprawda. W takie twierdzenia wierzą prości ludzie.
Myślę, że to skutek wojny propagandowej”, powiedział nam
Zubariew z poważnym wyrazem twarzy.
Ponadto oznajmił, że stronę RIA FAN założono tylko w celach
biznesowych. Powiedział, że prowadził negocjacje na przykład
z rosyjskim Sbierbankiem i szukał możliwych sposobów
zarobkowania. A na stronie nie było wtedy ani nie ma teraz
reklam, paywalli ani ofert dla czytelników, więc nie przynosi ona
dochodów.
Do jednej rzeczy Zubariew jednak się przyznał: jego strona
publikowała niezweryfikowane informacje. „Tak samo jak
wszystkie inne media”, dodał.
W fabryce światła paliły się przez całą dobę. Uzasadnienie dla
nocnych zmian było moim zdaniem tylko jedno: możliwość
prowadzenia pracy i wywierania wpływu w różnych strefach
czasowych. Ingerencja w dyskusje internetowe i oddziaływanie
na opinie na bieżąco, w trakcie trwania wymiany poglądów, na
przykład w Stanach Zjednoczonych, wymagały, aby ludzie
w petersburskiej strefie czasowej pracowali dniami i nocami.
Przed podróżą ostrzegano mnie, że budynku prawdopodobnie
pilnuje FSB. Poszczęściło nam się do tego stopnia, że sam
pracujący tam strażnik potwierdził bezpośrednie powiązania
władz rosyjskich z fabryką.
Unikatowego odkrycia udało mi się dokonać, gdy drugiego dnia
razem z Iriną robiłam zdjęcia i filmowałam teren przed
budynkiem fabryki oraz wejście do niego. Strażnik wyszedł na
zewnątrz, zganił nas, zagroził wezwaniem policji i strzelił gafę.
Powiedział – co zostało uwiecznione na nagraniu – że musimy
odejść, ponieważ to „budynek rządowy”.
Takie budynki w Rosji znajdują się pod szczególnym nadzorem.
Specjalny status został im przyznany na mocy rozporządzenia
prezydenckiego z 1998 roku. Do tej grupy zaliczają się posterunki
policji, bazy wojskowe, biura FSB i elektrownie atomowe.
Ponieważ strażnik nazwał siedzibę Centrum Analiz
Internetowych „budynkiem rządowym”, potwierdziło się, że nie
jest to instytut badawczy ani komercyjna agencja informacyjna,
lecz część struktury państwowej.
Próbowaliśmy zagadać także dziesiątki pracowników, którzy
wychodzili z budynku i wchodzili do niego o 9.00 rano
i wieczorem, gdy jedną zmianę zastępowała kolejna, ale nikt nie
chciał z nami rozmawiać. Ludzie zasłaniali twarze kapturami
i mijali nas odwróceni w inną stronę.
Niektórzy mówili, że nie wolno im nam niczego powiedzieć.
Potem dowiedziałam się, że podpisali rygorystyczną umowę
o zachowaniu tajemnicy.
Po powrocie do domu przygotowaliśmy z Miką sporo raportów
dla różnych kanałów i programów Yle. Z mojej inicjatywy jeden
artykuł z podróży został przetłumaczony na angielski, ponieważ
zawierał wiele wcześniej niepublikowanych zdjęć oraz
szczegółów, które były istotne dla odbiorców nie tylko
w Finlandii, lecz także na całym świecie.
Nasze artykuły miały szeroki zasięg w kraju i za granicą. Temat
wzbudził zainteresowanie szczególnie w środowisku
międzynarodowych służb wywiadowczych, ale również eksperci
do spraw bezpieczeństwa, władze i dyplomaci różnych krajów
oraz – co dla mnie najważniejsze – liczni czytelnicy podziękowali
za udostępniony im artykuł. Później nasze teksty były cytowane
także w badaniach akademickich i raportach dotyczących
bezpieczeństwa.
Nękanie znów się nasiliło i tym razem celem stał się również
mój kolega Mika Mäkeläinen. Trolle z Twittera oskarżały nas
o przekupienie osób, z którymi przeprowadziliśmy wywiady
w Petersburgu. W komentarzach na Facebooku pojawiły się
opinie, że nasze artykuły opierają się na kłamstwie. Nasze
profesjonalne zdjęcia zostały wklejone do szyderczego mema,
który przedstawiał symbol NATO połączony ze swastyką.
Zostaliśmy nazwani medialnymi prostytutkami, które darzą Rosję
nienawiścią i zasiewają to uczucie wśród innych.
Kolejny raz dzięki kampaniom w mediach społecznościowych
udało się zwieść zwyczajnych Finów tak, żeby uwierzyli
w kłamstwa o mnie i o moim koledze, chociaż pisaliśmy swoje
artykuły, przestrzegając wszystkich dziennikarskich zasad,
kierując się etyką zawodową i mając na uwadze prawo
obowiązujące w Finlandii oraz Rosji. Niezliczeni ludzie
rozpowszechniali nieuzasadnione oskarżenia i negowali
informacje, które chcieliśmy im przekazać o nowej rosyjskiej
technice prowadzenia wojny informacyjnej.
Najbardziej niepojęte było to, że zwyczajni Finowie, o których
można by pomyśleć, że mają ukończoną szkołę i umieją czytać,
chętniej robili osobiste wycieczki, niż zapoznawali się
z artykułami i przyswajali ich treści.
W tym architekci rosyjskiej wojny informacyjnej są naprawdę
dobrzy: prowadzą etycznie nieakceptowalne, czasem nielegalne
operacje, łamią prawa człowieka lub międzynarodowe przepisy,
ale krytykę i hejt przekierowują od siebie na tego, kto przekazał
informacje. Czułam się bardzo osobliwie, gdy czytałam
o „prowadzeniu propagandy” przez siebie i przez Mikę, podczas
gdy lepszym adresem dla tych zarzutów byłaby rosyjska fabryka
trolli i jej strategowie.
Ale im bardziej zagłębiałam się w temat tej książki, czyli
operacje polegające na niszczeniu dobrego imienia, tym bardziej
byłam pewna, że kremlowscy władcy rynsztoka nie tylko
skutecznie odwracali uwagę. To była również starannie
zaplanowana i w wielu przypadkach działająca strategia.
Rosyjską propagandę szczególnie wykorzystuje się przeciwko
osobom prywatnym, ponieważ jest skuteczna: piętnuje cele
i osłabia wiarygodność ich przekazu.
W operacji wzięli też udział znani i wpływowi Finowie. Peter
Saramo, urzędnik parlamentu, członek i sekretarz fińskiej
Wielkiej Komisji, która decyduje o sprawach Unii Europejskiej,
wyzywał mnie na Facebooku na grupie Rosyjska armia trolli.
Były poseł partii socjaldemokratycznej Mikko Elo latem 2018
roku kontynuował zaczęte poprzedniej jesieni wypisywanie
dwuznacznych bzdur o mnie na blogu dziennika „Uusi Suomi” na
Facebooku.
Również sławni przyjaciele Bäckmana z Facebooka dodali coś
od siebie do rosnącej w mediach społecznościowych sterty łajna.
Byli to biznesmen Peter Iiskola z firmy przewoźnika promowego
St. Peter Line i prawnik Jon Hellevig, który wcześniej groził
gwałtem fińskiej śpiewaczce operowej Karicie Mattili na jej
tablicy na Facebooku, gdy odmówiła występu z putinistą. Hellevig
na przykład nazwał mnie na profilu Bäckmana „nazistowską
dziwką”. W 2018 roku za znieważenie Karity Mattili i groźby
karalne został skazany na 60 dni pozbawienia wolności
w zawieszeniu i odszkodowanie za szkody moralne w wysokości
2800 euro.
Bäckman wciąż wypisywał do mnie wiadomości.
Kilka miesięcy po publikacji naszych artykułów, aby podsycić
gniew jeszcze bardziej, na Facebooku sięgnięto po narzędzie
Wydarzenia. Za jego pomocą można zorganizować jakiekolwiek
przedsięwzięcie i zachęcić kogokolwiek do dołączenia do niego.
Anonimowi aktywiści zaplanowali wydarzenie, na które zaprosili
ludzi, żeby wyrazili sprzeciw wobec „Fabryki trolli Yle”.
Atmosferę na stronie podgrzewano za pomocą wyzwisk
kierowanych pod adresem Miki i moim, postulatów zamknięcia
naszej agencji informacyjnej, a także gróźb pikietowania pod jej
siedzibą z żądaniami wyjaśnień w sprawie „rozpowszechniania
propagandy przez pracowników Yle” oraz transparentami
informującymi o przestępstwach zatrudnionych tam osób i ich
szefów.
W końcu pod budynkiem pojawiła się garstka ludzi. Chociaż
demonstrantów było znacznie mniej niż komentatorów na
stronie wydarzenia, operacja pokazała, że można skutecznie
i anonimowo korzystać z Facebooka, aby podburzyć ludzi do
nienawistnego protestu i wyciągnąć ich z domów na ulice.
Dwa lata później okazało się, że fabryka trolli wykorzystała tę
samą opcję na Facebooku, żeby zorganizować prawdziwe
demonstracje w Stanach Zjednoczonych: jedna z nich
protestowała przeciwko emigrantom i muzułmanom, druga,
urządzona na tej samej ulicy, brała ich w obronę. Pracownicy
fabryki śmiali się, gdy w innym kraju ludzie tańczyli tak, jak im
zagrano.
Ci, którzy mnie nękali, spróbowali zagrania o charakterze
psychologicznym, dotyczącego mojego życia osobistego. Ktoś
wysłał na mój prywatny numer telefonu SMS-a, przedstawił się
jako mój ojciec, który zmarł 20 lat wcześniej, oraz poinformował,
że żyje i mnie obserwuje.
Ponieważ ojciec nie był osobą publiczną, zrozumiałam, że
kimkolwiek jest nadawca wiadomości, musiał dokładnie zbadać
historię mojego życia oraz używa brutalnej manipulacji, by
odciągnąć moją uwagę od pracy.
Na szczęście przeczytałam tę wiadomość, akurat gdy miałam
się spotkać z przyjacielem. Gdy go zobaczyłam, przytuliłam go
mocno, żeby utrzymać się na nogach. Policja nie zdobyła
o nadawcy żadnych informacji.
NAUKOWIEC – MARTIN KRAGH

Martin Kragh, ekspert w dziedzinie spraw rosyjskich ze


Sztokholmu, opublikował w styczniu 2017 roku pracę naukową
o współczesnych wyrafinowanych metodach wpływu Kremla
wymierzonych w jego ojczystą Szwecję.
Dwa miesiące później trzydziestosześcioletni naukowiec był
wychudzony, nie mógł spać ani skupić się na pracy na
stanowisku kierownika badań i programów w Szwedzkim
Instytucie Spraw Międzynarodowych.
Zamiast tego Kragh, ceniony specjalista, tkwił pośrodku
dziwnej medialnej burzy, której ton nadawały rosyjskie
państwowe środki masowego przekazu, szwedzcy neonaziści
i skrajna lewica, trolle z YouTube’a i pewni, powiązani z Rosją,
dziennikarze ze szwedzkich mediów.
Nie chodziło o to, że doktor Kragh nie umiał przyjmować
rzeczowej i konstruktywnej krytyki swoich prac. W czasie
imponującej kariery akademickiej jego artykuły, książki
i wystąpienia były często oceniane, recenzowane oraz publicznie,
także żywiołowo, dyskutowane – tak jak to bywa w przypadku
innych ludzi ze świata nauki.
Kragh sam mówi, że zwyczajowa krytyka akademicka jest
ważna i sam szczególnie chętnie ją przyjmuje. „Jeśli w świecie
nauki jest się innego zdania albo zna się lepiej na konkretnym
temacie, można napisać własny artykuł. Można dopracowywać
metodologię, dostarczyć nowych danych i w ten sposób
przysłużyć się rozwojowi dziedziny. To jest najważniejszy cel
badań”.
Ale w tym wypadku celem „krytyków” nie było przysłużenie się
nauce.
Kragh nie usłyszał profesjonalnej, dobrze uargumentowanej
i popartej wynikami badań naukowych opinii. Zamiast tego jego
nazwisko, osoba, wiarygodność zawodowa, etos i dobre imię
zostały sponiewierane w szwedzkim środowisku naukowym za
pomocą kłamstw, sugestii, przekłamanych oskarżeń oraz teorii
spiskowych.
Czasami ataki wymierzone w Kragha były powiązane – tak
jakby ktoś sterował nimi zza kulis.
Hejt i oskarżenia były produkowane nie tylko w dających
anonimowość mrocznych odmętach internetu. Skandal
największego kalibru rozkręcił – przy wsparciu ogniowym
rosyjskich mediów państwowych – dział kulturalny
„Aftonbladet”, największej szwedzkiej gazety popołudniowej.
Sprowokował on innych dziennikarzy szwedzkich mediów
tradycyjnych, aby dołączyli do niewybrednej pisaniny o Kraghu.
Ataki, pozornie wyglądające na koordynowane z kraju, były
wyprowadzane z dwóch skrajnych politycznych skrzydeł –
prawicy i lewicy. Historia pokazuje, że grupy ekstremistyczne
znane są ze swojej podatności na kremlowskie międzynarodowe
operacje wpływu.
Jednocześnie przeciwko Kraghowi i powiązanym z nim osobom
prowadzono innowacyjne ataki internetowe, co nadało kampanii
nowy wymiar.
Brutalna operacja wymierzona w naukowca to wyjątek
w Szwecji, która znajduje się w grupie krajów przodujących na
świecie pod względem wolności słowa, przestrzegania praw
człowieka i ogólnego dobrobytu obywateli.
Chociaż od lat 90. w państwie tym nasila się nękanie
dziennikarzy zajmujących się działalnością neonazistów, to oni,
naukowcy i społeczeństwo obywatelskie w perspektywie
światowej cieszą się stosunkowo dużymi swobodami i prawami,
nie są niepokojeni ani poddawani naciskom.
„To hejt, dezinformacja i kłamstwa. Ale jeśli moja sytuacja
rodzinna i zawodowa byłaby wtedy inna i nie otrzymałbym
wsparcia, być może leżałbym teraz w rynsztoku”, mówi Kragh.

FASZYZM ROŚNIE W SIŁĘ


Publikacja, która pociągnęła za sobą nieodwracalne zmiany
w życiu naukowca, nosi tytuł Russia’s Strategy for Influence
Through Public Diplomacy and Active Measures: the Swedish Case
(Rosyjska strategia wpływu poprzez dyplomację i środki
aktywne: przykład Szwecji).
Artykuł napisany przez doktora Martina Kragha i jego kolegę,
praktykanta Sebastiana Åsberga, został opublikowany
w specjalizującym się w sprawach wojskowych
i dyplomatycznych periodyku „Journal of Strategic Studies”.
Dbające o wysoki poziom czasopismo ma długą tradycję i jest
wydawane przez brytyjski uniwersytet badawczy King’s College
London.
W artykule, zgodnie z zasadami naukowej dyscypliny,
zaprezentowano prowadzone z Rosji operacje wpływu w stylu
KGB, które niedawno wykorzystano do wywarcia nacisku na rząd
Szwecji i jej siły zbrojne, wprowadzenia w błąd prasy,
zmanipulowania obywateli oraz wyrządzenia im szkody.
Można powiedzieć, że otwarto i przejrzano walizkę rosyjskich
służb bezpieczeństwa, w której znajdowały się narzędzia
wykorzystywane w Szwecji. Przykład po przykładzie
zaprezentowano użyte w operacjach sfałszowane dokumenty
dyplomatyczne, propagandę z mediów społecznościowych,
wspieranie radykalnych grup oraz włączanie w szwedzki obieg
informacji przekazu płynącego z administracji Putina.
Artykuł Kragha demaskuje również powiązania między
aktywnymi w Szwecji organizacjami prokremlowskimi a Rosją.
Tekst jest łatwy do zrozumienia również dla czytelnika bez
akademickiego przygotowania. Jednym z najważniejszych odkryć
autorów są dowody na to, jak rosyjscy dyplomaci i politycy
aktywnie wtrącają się w szwedzką politykę.
Przegląd autorstwa Kragha jest przyczynkiem do badań na
skalę globalną. Zawiera bowiem nowe przeanalizowane
informacje o wojnie informacyjnej Rosji przeciwko Szwecji
i politycznym wpływie wykraczającym poza rosyjskie granice.
Artykuł rzuca również światło na ślady Kremla w szwedzkich
mediach i za ich pośrednictwem – w debacie publicznej. Wylicza
najważniejsze kanały rozpowszechniania rosyjskiej
dezinformacji w Szwecji oraz te, które ją za nimi podawały.
Szerzące rosyjską propagandę szwedzkie środki masowego
przekazu powtarzają bezkrytycznie przesłanie o Ukrainie jako
państwie faszystowskim i w ten sposób usprawiedliwiają
działania wojenne Rosji na jej terytorium. Artykuł Kragha
pokazuje na przykładach obieg stworzonych przez Kreml historii
w szwedzkich mediach.
Dokładniej prześledzono aktywność jednego tradycyjnego
środka przekazu: popołudniówki „Aftonbladet”, która przez lata
opublikowała na temat Ukrainy wiele tekstów przypominających
te pochodzące z rosyjskich mediów kontrolowanych przez
państwo.
Tylko w 2014 roku dział kulturalny gazety zamieścił ponad 30
artykułów o krajach byłego ZSRR, których przewodni temat to
„faszyzm na Ukrainie”.
„Aftonbladet”, naginając fakty, regularnie opisywał „faszyzm”
jako rosnącą w siłę opcję polityczną na Ukrainie, co
w rzeczywistości nie było zgodne z prawdą.
Nazywał również tamtejszą sytuację kryzysem, a nie wojną lub
rosyjską agresją.
„Aftonbladet” dawał nawet do zrozumienia, że kryzysu
udałoby się uniknąć, gdyby polityka zagraniczna Carla Bildta
była inna. W praktyce sugerował więc, że działania znanego na
świecie ze swych zdolności i dążeń do umacniania pokoju
ministra spraw zagranicznych Szwecji były jednym
z pierwotnych i bezpośrednich powodów wojny, chociaż wina
leżała po stronie Kremla.
Dział kulturalny opisuje również Unię Europejską i NATO
w taki sposób, jakby brał przykład z kremlowskiej propagandy.
Ponadto Kragh i Åsberg analizowali, w jaki sposób redakcja
popołudniówki kadziła ukraińskiej skrajnie lewicowej partii
Borotba, która w 2016 roku okazała się organizacją
marionetkową Kremla.
Dokładnie przedstawiono też wpisy w prokremlowskich
mediach społecznościowych opublikowane przez niektórych
dziennikarzy działu kulturalnego „Aftonbladet”, a także
rozpowszechniane przez nich teorie spiskowe. Oprócz tego
opisano powiązania części pracowników popołudniówki
z Israelem Szamirem, pochodzącym z Rosji głosicielem kłamstwa
oświęcimskiego i międzynarodowej propagandy.
Naukowa analiza na temat stron kulturalnych „Aftonbladet”
jest bezkompromisowa, ale wyważona: chociaż autorzy głównie
ustosunkowują się negatywnie wobec będącej celem rosyjskiej
wojskowej agresji Ukrainy, fakty są takie, że od czasu do czasu
krytykują również politykę Władimira Putina.
To, że redakcja kulturalna „Aftonbladet” produkuje korzystne
dla Kremla artykuły, znalazło odbicie również w badaniach
w Finlandii. Rok przed publikacją Kragha Fiński Instytut Spraw
Międzynarodowych nazwał popołudniówkę jedynym szwedzkim
środkiem przekazu, który umniejsza wagę wojny prowadzonej
przez Rosję na Ukrainie i w ogóle podważa fakt jej wybuchu.
Fińscy badacze zauważyli, że dział kulturalny skupił się na
krytyce szwedzkiej polityki zagranicznej w kontekście Ukrainy.
Oprócz tego oskarżał o „rusofobię” inne szwedzkie media –
a więc te, które przekazywały prawdziwe informacje na temat
sytuacji. Wniosek z fińskiego raportu był taki, że artykuły,
felietony i komentarze czytelników umieszczane na stronach
kulturalnych zawierają kremlowską narrację dostosowaną do
szwedzkiego odbiorcy.
Mimo uzasadnionej krytyki w kraju i za granicą dział
kulturalny pod kierownictwem Åsy Linderborg utrzymywał
przyjętą linię. Równocześnie dbał o swój wizerunek jako
ostatniego bastionu wolności słowa w Szwecji.
Jakimś trafem tę samą technikę autoreklamy wykorzystują
siejące kremlowską propagandę operacje wpływów, strony z fake
newsami i wyznawcy teorii spiskowych.
Wiele mediów doceniło wyniki badań Kragha i je cytowało.
Dział kulturalny „Aftonbladet” ich nie docenił.
Przystąpił do zemsty.

WOJNA INFORMACYJNA I KWESTIA NATO


Gruntowne, prezentujące wysoki poziom anglojęzyczne badanie
Martina Kragha zostało zauważone na świecie.
Media, takie jak brytyjski BBC, „The Guardian” i „Huffington
Post”, przygotowały na jego podstawie materiał do serwisów
informacyjnych, a ówczesny minister obrony Wielkiej Brytanii
Michael Fallon odniósł się do artykułu publicznie. Tekst był
ściągany ze strony „Journal of Strategic Studies” rekordową
liczbę razy.
Wielu szwedzkich badaczy zainspirowało się artykułem
i Kragh stał się rozchwytywanym przez media specjalistą.
Przekazywał swoją wiedzę o sztuczkach stosowanych przez
Kreml w Szwecji i pomagał dziennikarzom zainteresowanym
dalszym badaniem sprawy.
Ale dział kulturalny „Aftonbladet” wdrożył przeciwko
Kraghowi kampanię, jakiej wcześniej nikt nie widział.
Kierowniczka działu, Åsa Linderborg, miała zauważalny
wpływ na debatę publiczną w Szwecji. Mimo że w ostatnich
latach nakład „Aftonbladet” spadł, a liczba jego czytelników
zmalała, jest on wciąż jednym z największych dzienników
w krajach nordyckich i ma najbardziej klikalną stronę
internetową spośród wszystkich szwedzkich gazet.
Tak jak inne popołudniówki „Aftonbladet” oferuje sporo
rzeczowych i profesjonalnych tekstów, ale przeważnie artykuły
są bardzo subiektywne, a ich język przejaskrawiony. Dobór treści
i styl jest taki sam jak w innych zachodnich gazetach tego typu –
mają na celu wzbudzanie emocji i szukanie skandalu.
„Aftonbladet” powinien przestrzegać etyki zawodowej, tak jak
cała zbiorowość szwedzkich dziennikarzy. Kodeks dziennikarski
wymaga między innymi szacunku dla bohaterów artykułu.
Osoby, które są w tekście krytykowane, powinny mieć możliwość
przedstawienia własnej opinii, niczyich poglądów politycznych
nie można opisywać w obraźliwy sposób.
Zasady te są praktycznie takie same we wszystkich redakcjach
w krajach nordyckich i różnią się tylko niuansami. Ów kodeks
etyczny ma na celu zapobieżenie niestosownym atakom na
poszczególne osoby i zagwarantowanie, że dziennikarz będzie
trzymał się faktów.
„Aftonbladet” ani razu nie poprosił Kragha o komentarz do
dotyczących go krytycznych artykułów.
„Raz dziennikarze z »Aftonbladet« zapytali mnie, jaką metodą
prowadziłem badania ich publikacji. Odpowiedziałem:
analizowałem tekst. Oprócz tego nie zapytali mnie o nic”.
W publikowanej miesiącami serii listów do redakcji nie tylko
podważano badania Kragha, lecz również wylewano na nie
pomyje.
Dział kulturalny opublikował pierwszy artykuł o Kraghu 9
stycznia 2017 roku, dwa dni po ukazaniu się artykułu badacza.
Autorem tekstu był Martin Aagård, dziennikarz tego działu.
Redaktor Aagård nazwał badanie Kragha „atakiem” na
„Aftonbladet” i „polowaniem na czarownice”. Pracodawca
naukowca, Szwedzki Instytut Spraw Międzynarodowych – który
nie był odpowiedzialny za opublikowanie artykułu – został
oskarżony o „putinizm”. Informujący w rzetelny sposób
o badaniu krajowi dziennikarze padli ofiarą drwin. Według
Aagårda Kragh miał nazwać jednego z autorów publikujących
w jego dziale „agentem Putina”, czego tak naprawdę naukowiec
nie zrobił.
„Aftonbladet” chyba nie wierzył, że czytelnicy sprawdzą fakty
u źródeł, a więc w publikacji Kragha.
Przez styl tekstu przebija wyniosłość autora. Również język
wielu innych artykułów popołudniówki na temat Kragha bardziej
przypomina anonimowego bloga niż artykuł w dużej nordyckiej
gazecie, której działalność reguluje prawo.
Następnego dnia ukazał się tekst autorstwa szefowej działu,
Linderborg. W odważnym artykule badanie Kragha zostało
pogardliwie nazwane częścią „wojny informacyjnej w kwestii
NATO”.
„Prawdopodobnie w polowaniu na »Aftonbladet Kultura«
chodzi przede wszystkim o to, że Szwecja nie należy jeszcze do
NATO. Artykuł [Kragha] jest częścią wojny informacyjnej, której
celem jest rzucenie cienia podejrzeń na wszystkich oponujących
wobec dołączenia naszego kraju do sojuszu wojskowego”.
W ten sposób autorka zasugerowała, że doktor Kragh ma
ukryte motywy: za pomocą swojego tekstu działa na rzecz
dołączenia Szwecji do NATO.
Technika przenoszenia ciężaru dyskusji z operacji politycznych
Kremla na zło powodowane przez NATO była znana już
w czasach Związku Radzieckiego. Władze rosyjskie uważają
sojusz za osaczającego Rosję agresora.
Ta opinia cały czas forsowana jest wśród mieszkańców
Finlandii, Szwecji i reszty świata. Kremlowskie wyobrażenia na
temat sojuszu wojskowego udało się na drodze wojny
informacyjnej z sukcesem zaszczepić opinii publicznej wielu
krajów.
Podniesienie jako tematu debaty spraw NATO, a nie Rosji, to
sposób Kremla na odwrócenie uwagi od surowej oceny jego
polityki. Z punktu widzenia psychologii najłatwiej
i najskuteczniej udaje się to poprzez piętnowanie krytyków
i badaczy jako lobbystów i pachołków strasznego NATO.
W czasie swojej kariery doktor Kragh nie zabrał głosu
w sprawie możliwego dołączenia Szwecji do NATO ani razu.
W ten sposób tekst nagiął prawdę, a uczciwość i wiarygodność
badacza rozsypały się w proch.
Åsa Linderborg kontynuowała: „Tak zwana analiza dotycząca
Rosji i Putina jest jak słuchanie histerycznie samogrającego
pianina (…), niemuzykalna publiczność po występie variete
wstaje z miejsc, żeby klaskać, bo tego się od niej oczekuje”.
Odkrycia Kragha zostały w tekście nazwane również atakiem
na wolność prasy. Kierowniczka działu obiecała czytelnikom, że
ona i jej zespół będą nadal pisać, „co chcą, w sposób, jaki chcą,
nawet w sytuacji, gdy nikt inny nie będzie bronił ich prawa do
tego”.
Tak właśnie się stało. Pomiędzy styczniem a czerwcem 2017
roku największa nordycka popołudniówka opublikowała ponad
10 artykułów, w których podważano zdolności Kragha,
powtarzano niemające oparcia w rzeczywistości oskarżenia
i napędzano atmosferę skandalu wokół pracodawców badacza
oraz „Journal of Strategic Studies”. Osoby, które publicznie
popierały Kragha i jego pracę, zostały odmalowane w gazecie
w szczególny sposób.
Aby umniejszyć autorytet badacza, wykorzystano również
kolumnę przeznaczoną na teksty gości.
Jeden z autorów na poważnie przejął się wiarygodnością
publikacji „Journal of Strategic Studies”, ponieważ „członkowie
jego redakcji pochodzą z państw NATO lub państw z nim
związanych, co niesie za sobą ryzyko stronniczości”. Żeby to
udowodnić, autor tekstu sprawdził osoby uczestniczące w pracy
nad czasopismem i opublikował listę ich ojczyzn.
Drugi gość stwierdził, że przegląd Kragha przypomina mu
o maccartyzmie, który zdefiniował jako polowanie w Stanach
Zjednoczonych w latach 50. na osoby podejrzane o posiadanie
komunistycznych poglądów. Trzeci autor, Aleksiej Sachnin,
wiosną tego samego roku pracujący również dla rosyjskiej
propagandowej stacji RT, oskarżył Kragha o propagowanie teorii
spiskowych.
Tuż przed zorganizowanymi we wrześniu tego samego roku
wielkimi rosyjskimi ćwiczeniami wojskowymi Zapad 2017
Sachnin pojechał na Wyspy Alandzkie, żeby organizować
szwedzko-rosyjską „demonstrację pokojową”. Na obozie
uczestników między innymi sprzeciwił się prawu Szwecji do
samoobrony przed zewnętrznymi zagrożeniami politycznymi.
Hannu Himanen, były ambasador Finlandii w Moskwie,
nazwał obóz na Alandach rosyjską operacją mającą wpłynąć na
opinię publiczną w Szwecji i Finlandii.
Kampania wymierzona w Kragha wciąż trwała i wiosną 2017
roku „Aftonbladet”, pod wodzą Linderborg, nazywał tekst
badacza nienaukowym i niedemokratycznym bełkotem.
Kierowniczka działu kulturalnego zażądała, żeby uniemożliwić
wolny dostęp do artykułu, a więc w praktyce zastosować cenzurę.
Był to osobliwy postulat jak na osobę, której zależy na obronie
wolności słowa – w rozumieniu Linderborg prawo do swobodnej
wypowiedzi nie rozciąga się na badaczy.
Taka wybiórcza koncepcja jest daleka od pierwotnego
nordyckiego pojmowania tej fińsko-szwedzkiej innowacji sprzed
ponad 250 lat. Wolność słowa gwarantuje każdemu taką samą
możliwość wysyłania i odbierania informacji oraz opinii, bez
z góry narzuconych ograniczeń.
Åsa Linderborg przedstawiła pomysł powołania „komisji
badania wypadków”, która jej zdaniem powinna przyjrzeć się
artykułowi Kragha. Pomysł częściowo podchwyciły szwedzkie
media.
Jan Scherman, były szef TV4, największej szwedzkiej telewizji
komercyjnej, ogłosił, że Kragha należy „sprawdzić”. Według
niego krytyka naukowca wymierzona w dziennikarzy
„Aftonbladet” była nie na miejscu i przypominała tworzenie
„rejestru poglądów”, a więc w praktyce prześladowanie za
poglądy.
Åsiktsregistrering to w języku szwedzkim słowo o bardzo
silnym negatywnym zabarwieniu. Oznacza przede wszystkim
uprawianą przez państwo nielegalną inwigilację politycznych
poglądów obywateli i gromadzenie informacji na ich temat. Tego
Martin Kragh się nie dopuścił.
W ostatnim opublikowanym wiosną artykule Linderborg
spreparowała cytat. Poinformowała, że Kragh żądał od niej
cenzury, co również nigdy się nie zdarzyło.
Zazwyczaj działy kulturalne nordyckich stacji telewizyjnych
i radiowych oraz gazet tradycyjnych i internetowych publikują
artykuły o pisarzach, artystach, operze, teatrze, kinie i innych
zjawiskach związanych ze sztuką.
Teksty o polityce, sprawach zagranicznych i krajowych oraz
sporcie są z kolei przygotowywane przez wyspecjalizowane
działy, w których pracują obeznani w danym temacie
dziennikarze.
Z jakichś przyczyn dział kulturalny „Aftonbladet” całkowicie
porzucił swoje pierwotne zadanie, zajął się pisaniem o Martinie
Kraghu i Rosji i zaczął politykować.
A wiele innych szwedzkich mediów podążyło jego śladem.

BŁĘDNE INFORMACJE, SŁABE BADANIE


W prowadzonej zazwyczaj w kulturalny sposób szwedzkiej
dyskusji publicznej od dłuższego czasu unika się jednego tematu.
Tak samo jak w Finlandii i wielu innych krajach, również
w Szwecji do dziś w społeczeństwie ważną rolę odgrywają
tęskniący za ZSRR komuniści, byli maoiści i staliniści, którzy
wpadli w orbitę wpływów wschodnich polityków i służby
bezpieczeństwa w czasach zimnej wojny.
Pod względem wyznawanej ideologii są to więc osoby zaliczane
do skrajnej lewicy, ukształtowane przez Związek Radziecki i jego
politycznych technologów.
Część z nich nigdy nie uwolniła się od sposobu myślenia
wyznawanego przez prezydenta Putina. Uważa on, że rozpad
ZSRR był największą katastrofą geopolityczną w XX wieku,
i chciałby cofnąć to wydarzenie.
Szwedzcy komuniści nigdy nie dostali się do parlamentu. Ale
porozpraszane grupy częściowo się zradykalizowały i zdobyły
pewną pozycję zwłaszcza w życiu kulturalnym.
„Chociaż szwedzcy komuniści nie chcą propagować
współczesnej ideologii Putina jako takiej, własne
antyimperialistyczne, antyamerykańskie i antyzachodnie poglądy
czynią ich podatnymi na jego wpływ i przydatnymi Kremlowi do
rozpowszechniania teorii spiskowych”, mówi Jukka Mallinen,
badacz Rosji, znawca szwedzkiego komunizmu.
Tygodnik Partii Komunistycznej „Proletären” opublikował
w 2007 roku tekst o życiu Åsy Linderborg pod tytułem O tej, która
wykonuje w »Aftonbladet Kultura« swoją pracę marzeń.
Według życzliwego artykułu Linderborg dzięki rodzicom
należy do kolejnego już w rodzinie pokolenia „zaangażowanych
komunistów”, a jej babcia pochodziła z Rosji. Jako nastolatka
Linderborg była przewodniczącą lokalnej młodzieżówki
komunistycznej i mówiono o niej, że wtedy chętniej pisywała
gniewne artykuły przeciwko imperializmowi Stanów
Zjednoczonych, niż odrabiała prace domowe.
Część z wypowiedzi Linderborg z roku 2007 może być uznana
za wywrotową. Powiedziała na przykład, że szwedzcy
zwolennicy komunizmu są na pozycjach obronnych, ale „potem
przyjdzie czas na atak”. Jej zdaniem rewolucja może się udać
tylko poprzez organizowanie demonstracji i strajków oraz
kolportowanie broszur.
„Lewica nie musi być jednomyślna we wszystkich kwestiach,
ale ruch robotniczy powinien działać razem na wielu polach.
Radykalizacja socjaldemokracji jest ze wszech miar potrzebna”,
powiedziała dla „Proletären”.
Ostatnimi laty, jako kierowniczka działu, na przykład
upamiętniała tak zwany Dzień Zwycięstwa w Rosji, używając
przy tym kremlowskich pojęć propagandowych.
Uroczystość obchodzona jest na początku maja. Czołgi
i wyrzutnie rakiet jadą w paradzie przez ulice Moskwy,
a myśliwce na niebie rozpylają kolory rosyjskiej flagi. Celem jest
upamiętnienie zwycięstwa Związku Radzieckiego nad faszystami
w wielkiej wojnie ojczyźnianej, jak nazywa drugą wojnę
światową Kreml.
W 2015 roku na stronach kulturalnych „Aftonbladet”
Linderborg podziękowała Armii Czerwonej za wolność
i opublikowała swoją wersję wydarzeń z okresu drugiej wojny
światowej.
„W dzisiejszej rusofobicznej atmosferze powinno się pamiętać,
że Związek Radziecki uratował świat przed nazizmem.
Powinniśmy być wdzięczni, że zwycięzcą została Armia
Czerwona, a nie faszyści. 8 i 9 maja świętujemy 70 lat wolności”,
napisała.
Linderborg nie wspomniała o represjach wojska ZSRR,
gułagach, okupacji sąsiednich krajów ani torturach cywilów. Nie
wyjaśniła także dokładniej znaczenia używanego przez siebie
terminu „rusofobiczny”. W Rosji Putina jest on lansowany jako
odpowiednik wcześniejszego określenia „antyradziecki”.
Rosyjskie władze sięgają po niego na przykład, gdy chcą
napiętnować tych, którzy przedstawiają uzasadnioną krytykę
polityki zagranicznej Kremla, sytuacji wewnętrznej w kraju
i ciągłego łamania praw człowieka. Ten termin powtarzany jest
nieprzerwanie na całym świecie i nawet poza granicami Rosji
stosuje się go, by kogoś napiętnować.
Teksty działu kulturalnego „Aftonbladet” wzbudziły krytykę
w innych szwedzkich gazetach. Na przykład konkurencyjna
popołudniówka „Expressen” uznała hołd oddany przez
Linderborg Armii Radzieckiej za „nieodpowiednie i uwłaczające
upraszczanie wielkiej tragedii”.
Rozpętana przez Linderborg kampania przeciwko doktorowi
Kraghowi to ewidentna próba wywarcia wpływu na jego
działalność naukową i osłabienia jego wiarygodności w Szwecji.
Spokojny sen i zdolność wykonywania pracy badawczej
Martina Kragha zaczęły cierpieć w momencie, gdy wielu innych
szwedzkich dziennikarzy wzięło kłamstwa „Aftonbladet” za
pewnik i zaczęło je cytować.
Jako pierwsze na przynętę złapały się „Journalisten”, gazeta
Stowarzyszenia Dziennikarzy Szwedzkich, oraz „Dagens Media”,
czasopismo zajmujące się branżą medialną i marketingową.
W „Dagens Media” Linderborg powiedziała, że jest
„zszokowana” twierdzeniami Kragha, i zagroziła, że skontaktuje
się z brytyjskim wydawcą „Journal of Strategic Studies”, żeby
poprosić o usunięcie tekstu badacza. Stwierdziła, że artykuł
Kragha jest „nienaukowy, bezczelny i obraźliwy w swoich
oskarżeniach”, oraz wyraziła zaniepokojenie, że jego wnioski
były szeroko cytowane w szwedzkich i zagranicznych mediach.
„Ponieważ dotyczące nas oszczercze informacje rozeszły się
w prasie krajowej i obcej, musimy jakoś ukrócić te plotki”,
powiedziała Linderborg.
Również „Journalisten” opublikował artykuły kładące nacisk
na ten sam aspekt tematu. Chociaż czasopismo szwedzkich
dziennikarzy powinno dbać o przestrzeganie kodeksu
zawodowego, nikt nie zapytał poddanego druzgocącej krytyce
Kragha o opinię – zamiast tego zaufano szefowej działu
kulturalnego „Aftonbladet” jako jedynemu źródłu. Redaktor
naczelna „Journalisten” Helena Gierta otwarcie podzieliła opinię
Linderborg na temat badania Kragha.
Duża część dziennikarzy i innych osób związanych z mediami
w Szwecji czyta te gazety. Za ich pośrednictwem interpretacja
Linderborg o nierzetelności badań Kragha przedostała się do
całego środowiska.
„Journalisten” opublikował ponadto opinię badacza, który
nawet nie specjalizuje się w sprawach rosyjskich. Jest za to
oficjalnie powiązany z głoszącym myśl rewolucyjną czasopismem
„Internationalen”, wydawanym przez trockistowską szwedzką
Partię Socjalistyczną.
Wiosną 2017 roku widziałam się z Kraghem w Kopenhadze na
seminarium poświęconym rosyjskiej wojnie informacyjnej.
Dziennikarze wydzwaniali do niego i w ślad za Linderborg
żądali, żeby wyjaśnił, dlaczego „rozpowszechnia błędne
informacje w swoim słabym badaniu”.
Martin Kragh był wyraźnie wstrząśnięty.
W tym samym czasie, 24 godziny po opublikowaniu
uzyskującego szeroki zasięg artykułu, inny dziennikarz mediów
tradycyjnych, który wyjątkowo poparł pracę Kragha, stał się
celem innowacyjnego cyberataku.
W 2017 roku Martin Kragh sam również padł ofiarą wielu
internetowych przestępstw, co przed publikacją jego pracy nigdy
się nie zdarzyło. W sieci pojawiły się strony z fake newsami
i fałszywe profile, których zadaniem było zniszczyć dobre imię
Kragha w tym środowisku.
Jego koledzy otrzymali maile, które bardzo przypominały te
wysyłane przez rosyjski wywiad wojskowy GRU w ramach ataku
na amerykańskich demokratów. Od samego Kragha próbowano
mailowo wyłudzić dane.
Pod koniec 2018 roku, po tym, jak Kragh opublikował post na
swojej stronie poświęconej działaniom rosyjskich trolli, została
ona oznaczona jako „pornograficzna” i dostęp do niej uległ
ograniczeniu. Nie wiadomo, skąd pochodziły ataki, chociaż
dowody, na przykład adresy IP, wskazywały na Rosję.
„Ataki internetowe były bardziej zaawansowane niż moje
umiejętności techniczne – mówi Kragh – ale ich cel jest oczywisty:
przestraszyć wszystkich tak, żeby nie wspierali publicznie mnie
i drugiego autora badania. Nie sposób jednak dowiedzieć się, kto
je przeprowadził lub zlecił”.
Ataki internetowe przeciwko Kraghowi trwają nadal. Zanim
opublikował swoje badania, nikt nie próbował włamywać się do
komputera naukowca lub jego znajomych.

ANTI-EUROMAIDAN SWEDEN
Anti-Euromaidan Sweden to szwedzkojęzyczna część
międzynarodowej, pod względem treści jednolitej, sieci grup na
Facebooku. Nazwa odnosi się do demonstracji, które Ukraińcy
zorganizowali w Kijowie na placu Niepodległości (Majdan
Nezałeżnosti) na przełomie roku 2013 i 2014, aby zaprotestować
przeciwko prorosyjskiemu prezydentowi Wiktorowi
Janukowyczowi. Ruch społeczny nazwano Euromajdanem,
a nazwa grupy na Facebooku została wybrana tak, aby go
zdeprecjonować.
Prokremlowski Janukowycz odpowiedział na protesty
obywateli siłą. Rozkazał oddziałom specjalnym policji rozpędzić
ludzi, którzy żądali demokratyzacji Ukrainy i wyjścia ze strefy
wpływów Kremla. Demonstranci, mimo przemocy sił zbrojnych
i ofiar śmiertelnych, nie poddali się. W końcu Janukowycz podał
się do dymisji i uciekł do Rosji.
W nazwanej Antyeuromajdanem międzynarodowej sieci na
Facebooku profesjonalni i działający globalnie propagandziści
Kremla oraz osoby używające fałszywej tożsamości organizują
operacje psychologiczne i rozpowszechniają przesłanie
rosyjskich władz. Szwedzka grupa pod względem metod
działania jest jak Rosyjska armia trolli na fińskim Facebooku –
służy jako arena mobilizacji krajowych wyznawców teorii
spiskowych i pożytecznych idiotów. Pakuje się w nich rosyjską
propagandę, żeby klikali „lubię to” i udostępniali obrażające
zachodnich polityków memy, fake newsy oraz wychwalające
Kreml, choć udające neutralne, treści z blogów.
Gdy pisałam tę książkę, szwedzkojęzyczna grupa Anti-
Euromaidan Sweden liczyła trochę ponad 1100 członków.
Znamienna dla jej wewnętrznej komunikacji jest rozmowa, której
uczestnicy wychwalają Władimira Żirinowskiego, jednego
z najczęściej uciekających się do postprawdy rosyjskich
polityków, jako „głosiciela faktów”. Członkowie grupy dzielą się
również viralowymi filmikami, przedstawiającymi Ukrainę jako
państwo nazistowskie, oraz linkami do treści z serwisu wideo RT
o nazwie Ruptly.
W prorosyjskich grupach mediów społecznościowych jedną
z najaktywniejszych postaci jest reżyserka Maj Wechselmann,
która pisywała analizy o Rosji i Ukrainie dla działu kulturalnego
„Aftonbladet” i jest znana na przykład z ochotniczej pracy
w przypochlebiającej się Kremlowi fałszywej organizacji
pozarządowej Szwedzcy Lekarze na Rzecz Praw Człowieka
(SWEDHR).
Organizacja ściągnęła na siebie uwagę w 2015 roku, gdy
rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zacytowało jej
raport w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Według dokumentu
syryjski dyktator Baszszar al-Asad nie użył broni chemicznej
przeciwko rodakom. Żaden z przedstawicieli SWEDHR nie miał
adekwatnej wiedzy na ten temat, a w wielu niezależnych
raportach ONZ udowodniono, że wspierany przez Rosję al-Asad
wykorzystywał broń chemiczną, zwłaszcza sarin, żeby uśmiercać
cywilów.
Wechselmann zmieszała Kragha z błotem w wielu artykułach
w cenionych szwedzkich gazetach, na przykład w „Göteborgs-
Tidningen” i „Upsala Nya Tidning”.
Tak jak fińskojęzyczna grupa Rosyjska armia trolli, również
szwedzki Anti-Euromaidan Sweden był wykorzystywany jako
platforma służąca do koordynowania nagonek na poszczególne
osoby. Tamtejsza społeczność systematycznie oczerniała na
przykład dziennikarkę szwedzkiego radia państwowego Marię
Persson Löfgren i piszącego o wojnie informacyjnej Kremla
dziennikarza Patrika Oksanena.
Na początku 2017 roku członkowie grupy dzielili się radami,
jak złożyć skargę na Martina Kragha jego drugiemu pracodawcy,
Uniwersytetowi w Uppsali. W tym samym czasie w dziale
kulturalnym „Aftonbladet” pisano – jak w wielu poprzednich
tygodniach – o nic niewartym artykule badacza.
A skrzynka mailowa Uniwersytetu w Uppsali zaczęła się
zapychać. W potoku skarg powtarzało się żądanie: Kragha i jego
tekst na temat narzędzi wpływów rosyjskich w Szwecji należy
prześwietlić pod kątem podejrzenia o naukowe nadużycia.
W Szwecji, gdzie nauka i etyka badaczy stoją na wysokim
poziomie, takie oskarżenia traktowane są poważnie. Gdy do
uniwersyteckiej komisji wyjaśniającej potencjalne oszustwa
trafia skarga, na przykład podejrzenie o plagiat lub sfałszowanie
źródeł, zaczyna się szczegółowe wyjaśnianie sprawy.
Zazwyczaj oskarżenia o oszustwo naukowe pochodzą ze
środowiska akademickiego, które przedstawia przykłady
i dowody na popełnione przestępstwo.
Wystosowałam do uniwersytetu zapytanie o skargi wniesione
przeciwko Kraghowi. Ewidentnie nie zostały złożone przez
innych naukowców. Wiele z pism było politycznymi opiniami,
w części pojawiły się osobiste wycieczki, część podpisano
fałszywymi nazwiskami. W żadnym nie wskazano konkretnie
i naukowo, w jaki sposób Kragh popełnił rzekome oszustwo.
Zgodnie z zasadami komisja etyki uniwersytetu musi zbadać
również skargi, które pochodzą od osób posługujących się
fałszywą tożsamością – chociaż z punktu widzenia prawa
problematyczne jest to, że oskarżony o oszustwo nie otrzyma
informacji o oskarżającym.
Jeden z autorów skargi wysłał komisji życiorys redaktora
naczelnego „Journal of Strategic Studies” jako dowód na
„stronniczość publikacji”. Inny napisał, że artykuł Kragha nie jest
w ogóle naukowy, lecz stanowi rusofobiczną propagandę
i podżega do wojny zachodnie służby bezpieczeństwa.
„Ludzie pisali do uniwersytetu na przykład: »Nie lubię Martina
Kragha«, »Martin Kragh to agent Pentagonu« czy »Martin Kragh
zagraża bezpieczeństwu narodowemu Szwecji«. I w rzeczy samej
być może zagrażam bezpieczeństwu narodowemu, ale to nie jest
mimo wszystko oszustwo naukowe”, żartuje Kragh.
Jedną ze skarżących była Maj Wechselmann, aktywna
w mediach społecznościowych autorka tekstów dla działu
kulturalnego „Aftonbladet” i zwolenniczka syryjskiego dyktatora
Baszszara al-Asada. Inny skarżący został zdemaskowany przez
szwedzkie media jako posługujący się fałszywą tożsamością. Pod
pseudonimem „Jegor Putiłow” ukrywała się osoba, która
przeprowadziła się z Rosji do Szwecji, gdzie pracowała dla
prawicowej populistycznej partii Szwedzcy Demokraci.
Jednocześnie, używając innej tożsamości, pisywała artykuły do
szwedzkich gazet.
Putiłow działał w Szwecji przynajmniej pod pięcioma różnym
pseudonimami. Według szwedzkich ekspertów do spraw
bezpieczeństwa został zakwalifikowany jako „zagrożenie dla
bezpieczeństwa”. Tak samo jak Åsa Linderborg żądał usunięcia
tekstu Kragha ze swobodnego dostępu. Ponadto zatrudnił
kancelarię prawną z Londynu, aby nękała kierownictwo „Journal
of Strategic Studies”, które zdecydowało o opublikowaniu tekstu.
Prawnicy fałszywego autora skargi grozili redakcji pozwem do
sądu.
Jedno pismo do uniwersyteckiej komisji pochodziło od
biznesmena Carla Meurlinga, który wcześniej próbował działać
w radykalnym skrzydle młodzieżówki Szwedzkich Demokratów
i prowadził interesy z rosyjskim przedsiębiorstwem
państwowym Gazprom. Meurling nie miał żadnego
wykształcenia akademickiego.
Dziewięć miesięcy po opublikowaniu artykułu Kragha do
Uniwersytetu w Uppsali wciąż napływały skargi.
Z powodu ich niestosownej treści stało się jasne, że autorzy
mieli motywy polityczne i chodziło o zorganizowaną kampanię.
Zarzuty oszustwa miały się przysłużyć oczernieniu Kragha
pośród członków szwedzkiej wspólnoty akademickiej i w jego
własnym miejscu pracy.
Informacja, jakoby Kragh miał być badany pod zarzutem
naukowego oszustwa, szybko rozeszła się po szwedzkich mediach
i wśród aktywistów skrajnej lewicy. Również członek parlamentu
z ramienia Partii Zielonych, Carl Schlyter, udostępnił wiadomość
na Twitterze, tak samo jak jeden dziennikarz najbardziej
cenionego w szwedzkim radiu serwisu informacyjnego Medierna.
Chociaż Uniwersytet w Uppsali uwolnił Kragha od podejrzeń,
wiadomość o „naukowym oszustwie” zdążyła się już
rozprzestrzenić i gdzieniegdzie została wzięta za prawdę. Kragh
przeznaczał czas pracy i energię głównie na wyjaśnianie
insynuacji i naprawianie szkód wyrządzonych przez fałszywe
pogłoski. Jego dobre imię zostało splamione.
Dziennikarze, którzy donosili o naukowym oszustwie, nie
prześledzili sprawy do końca. Informacje o bezzasadności skarg
ani tym bardziej ich nienaukowej zawartości nie zostały
opublikowane.
Kragh był obserwowany również przez skrajną prawicę.

SKRAJNA PRAWICA POMAGA KREMLOWI


Chociaż nagonka przeciwko Kraghowi i współautorowi artykułu
Sebastianowi Åsbergowi zaczęła się z lewego skrzydła sceny
politycznej, w sprawę udało się zaangażować również
wykonującą rozkazy niewidzialnych przywódców skrajną
prawicę.
Wielu nordyckich neonazistów pozostaje pod wielkim
wrażeniem kampanii PR-owiej Putina. Dla nich prezydent jest
taki, jak pokazuje go kremlowska machina propagandowa: to
mistrzowski dżudoka, umięśniony rybak, pilot sił zbrojnych
i dowódca wojskowy, który wzmacnia „zdrowy nacjonalizm”,
niszcząc muzułmańskich terrorystów najpierw w Czeczenii,
a potem w Syrii. W dyskursie skrajnej prawicy łamanie praw
człowieka lub potencjalne zbrodnie wojenne przeciwko cywilom
nie zajmują ważnego miejsca.
W Szwecji, tak samo jak w Finlandii, najbardziej wpływowa
i najbardziej widoczna grupa neonazistów to Nordycki Ruch
Oporu. Członkowie organizacji współpracują ponad granicami
państw i fantazjują o zorganizowaniu brutalnej rewolucji.
Popierają postulat zamknięcia Finlandii i Szwecji przed
uchodźcami, podżegają do nienawiści wobec obcokrajowców,
maszerują z flagami po miastach i wykrzykują wulgarne bzdury.
Publikują internetową propagandę, wrzucają ideologiczne memy
i filmy do mediów społecznościowych oraz rekrutują kolejnych
członków, przede wszystkim młodych mężczyzn, żeby pomagali
szerzyć się ideologii.
Nordyccy neonaziści atakują wszystkich tych, w których widzą
wrogów ich idealnego społeczeństwa. Obecnie do tej grupy
zaliczają się na przykład dziennikarze tradycyjnych mediów,
którzy piszą krytycznie o rosyjskiej polityce.
Nordycki Ruch Oporu od wielu lat utrzymuje kontakt
z rosyjskimi ekstremistami. Szczególnie ciepłe relacje ma
z Rosyjskim Ruchem Imperialnym, który lansuje wojskową
nacjonalistyczną dyktaturę, a jego paramilitarne skrzydło
Partizan brało udział w wojnie Rosji przeciwko Ukrainie. Według
szwedzkich analityków były wicepremier Rosji Dmitrij Rogozin,
twórca skrajnie prawicowej partii Rodina (Ojczyzna), ma związki
z rosyjskimi ekstremistami.
W 2017 roku szwedzki sąd skazał trzech członków Nordyckiego
Ruchu Oporu na karę więzienia za przestępstwa, które popełnili
w południowej Szwecji, w okolicach Göteborga, na przełomie lat
2016 i 2017. Neonaziści zainstalowali samodzielnie wykonane
ładunki wybuchowe w biurze swoich przeciwników politycznych
i w pobliżu ośrodka dla uchodźców. Tuż przed sekretną akcją
dwóch jej pomysłodawców, Anton Thulin i Viktor Melin, wzięło
udział w tygodniowym paramilitarnym szkoleniu w rejonie
Petersburga.
Po mediach społecznościowych rozchodziły się zdjęcia Thulina
i Melina w wojskowych mundurach i uzbrojonych
w kałasznikowy. Organizatorem kursu był Rosyjski Ruch
Imperialny.
W Szwecji na wielu skrajnie prawicowych stronach
z propagandą i kanałach YouTube’a wyraża się sympatię dla Rosji
Władimira Putina. Według szwedzkich specjalistów putinizm
neonazistów jest zazwyczaj skutkiem ich antyamerykańskiej
i antyglobalistycznej postawy oraz wyobrażenia Rosji jako
ostatniej wyspy „tradycyjnych wartości”, która sprzeciwia się na
przykład „nieuregulowanej” emigracji.
Wielu putinistów i skrajnie prawicowych działaczy
zaatakowało Kragha i jego kolegę wirtualnie. Jednym
z agresorów był podejrzany kolektyw z YouTube’a o nazwie
Granskning Sverige (GS, Analiza Szwecja).
Szwedzki dziennikarz Mathias Ståhle przeniknął do GS
i dowiedział się, że przywódcy grupy rekrutowali jej członków
wprost z Facebooka i nie zadawali zbyt wielu pytań na rozmowie
kwalifikacyjnej, która była prowadzona przez Messengera.
GS wypłacał swoim pracownikom pensję, jeśli osiągnęli
wyznaczone przez przełożonych cele: chodziło o wydzwanianie
z awanturami do szwedzkich dziennikarzy, badaczy i innych
osób publicznych zabierających głos w sprawach stosunku
Szwecji do uchodźców i emigrantów.
Ci, którzy telefonowali pod zmyślonym nazwiskiem, mieli
sprowokować cel, na przykład obrażając go czy oskarżając
o kłamstwo, rozpowszechnianie fake newsów lub ukrywanie
przestępstw popełnionych przez obcokrajowców. Rozmowa
miała być nagrywana.
Po tym opłacani telefoniczni dręczyciele mieli edytować
nagranie, w szczególnie kreatywny sposób poprzestawiać
pierwotną kolejność wypowiedzi w taki sposób, aby zaatakowany
wyszedł na głupka, umieścić je na YouTubie oraz udostępnić na
Facebooku. Gdy nagranie rozchodziło się po mediach
społecznościowych i zostawało wyświetlone odpowiednią liczbę
razy na YouTubie, dręczyciel był wynagradzany sumą około 100
euro.
Przedstawiciele GS twierdzili, że ich projekt to dziennikarstwo
obywatelskie. Ale w rzeczywistości popularyzowali neonazizm
i wystawiali porządnych ludzi na gniew odbiorców
zmanipulowanych przez nagrania.
Chociaż nie znaleziono twardych dowodów na wpływ Rosji lub
sprzyjających jej osób na działalność GS, jego metody
przypominają te stosowane podczas rosyjskich operacji
w Europie i Stanach Zjednoczonych.
Kontrolowane przez państwo media propagandowe Rosji, jak
na przykład Sputnik, śledzą uważnie występki GS oraz cytują
teksty z jego strony. W Szwecji powołują się na nią zasadniczo
tylko witryna neonazistów Fria Tider i różni blogerzy polityczni.
GS obrało sobie Kragha za cel.
Szwed przedstawiający się jako Erik Johansson wydzwaniał
maniakalnie do naukowca. Telefonował również do jego miejsca
pracy i obwiniał kolegów Kragha o rusofobię. Domagał się też
informacji o Sebastianie Åsbergu, który w 2017 roku odbywał
praktyki pod okiem Kragha w Szwedzkim Instytucie Spraw
Międzynarodowych.
Erik Johansson, który potem został zdemaskowany jako Fabian
Fjalling, pięćdziesięcioletni propagator kłamstwa oświęcimskiego
z południowej Szwecji, pisał o swojej aktywności również na
Twitterze i obiecał opublikować nagranie. Wszystkie rozmowy,
włączając te, które Kragh natychmiast zakończył, zostały
zarejestrowane i dołączone do osobliwego filmu dokumentalnego
na YouTubie pod tytułem Rosyjska groźba. Czy jest zmyślona, czy
też nas okłamano.
Kanał GS wraz z nagraniami zostały usunięty
z YouTube’a wiosną 2018 roku, gdy serwis stał się w szwedzkich
mediach obiektem szerokiej publicznej krytyki po tym, jak
pozwolił na mowę nienawiści. Mimo to wielu członków grupy
wciąż nagrywa i publikuje filmiki na licznych kanałach
wspieranych przez GS, jak również w rosyjskim serwisie
WKontaktie.
Teksty GS na temat Kragha były cytowane również
w międzynarodowym serwisie internetowym Sputnik. Według
nich publikujący propagandę neonazistów serwis Fria Tider był
„szwedzkim dziennikiem”, z kolei GS to „projekt dziennikarzy
obywatelskich, którzy demaskują fake newsy i kłamstwa”.
Według anonimowego artykułu Sputnika aktywiści z GS
dzwonią do dziennikarzy, polityków i osób mających wpływ na
opinię publiczną, żeby „zadawać im niewygodne pytania, których
dziennikarze mainstreamowych mediów unikają wszelkimi
sposobami”.
Wnioski z badania Kragha na temat rosyjskich wpływów
w Szwecji były według Sputnika elementem „antyrosyjskiej
paranoi w całej Skandynawii”.
Artykuł wzmógł ataki przeciwko autorom artykułu: Kragh
zaczął otrzymywać od działaczy skrajnej prawicy i czytelników
serwisu z różnych części Europy groźby śmierci.
Miesiąc po opublikowaniu badania Kragha również na RT
pojawił się oczerniający go tekst. Rosyjskojęzyczny artykuł
oskarżycielsko nazwał go częścią intrygi, w której jego
wspólnikami są szwedzki koncern medialny Bonnier
i amerykański Departament Stanu.
RT podzielał opinię działu kulturalnego „Aftonbladet”,
ponieważ twierdził, że Kragh jest osobiście odpowiedzialny za
niszczenie wolności słowa w Szwecji.
Autor artykułu dla RT zasługuje na to, by przedstawić go
dokładniej. Nazywa się Israel Szamir, ma podwójne
obywatelstwo Szwecji i Rosji, jest redaktorem rosyjskojęzycznego
tygodnika skrajnych nacjonalistów „Zawtra” oraz
przedstawicielem WikiLeaks Juliana Assange’a w Rosji. Jego syn,
Johannes Wahlström, to reprezentant tego serwisu w Szwecji,
mający na swoim koncie również teksty dla działu kulturalnego
„Aftonbladet”.
Strona WikiLeaks uczestniczyła w zakłócaniu wyborów
prezydenckich w USA. Zachodnie służby wywiadowcze uznają ją
za narzędzie wojskowego i zagranicznego wywiadu rosyjskiego.
Jej działania na rzecz Rosji i Trumpa zostały gruntownie
prześledzone w raporcie prokuratora specjalnego Roberta S.
Muellera.
Założyciela WikiLeaks Juliana Assange’a od dłuższego czasu
podejrzewano o gwałt w Szwecji, jednak uciekł z kraju i nie dało
się go postawić przed sądem.
W momencie pisania książki, w lipcu 2019 roku, Assange
siedział w więzieniu śledczym w Wielkiej Brytanii i czekał na
proces ekstradycyjny do Stanów Zjednoczonych, gdzie jest
oskarżony między innymi o szpiegostwo i włamania do
komputerów we współpracy z rosyjskim wywiadem wojskowym.
Israel Szamir uczestniczył w 2015 roku w operacji przeciwko
brytyjskiemu dziennikarzowi Luke’owi Hardingowi. Książka
Brytyjczyka pod tytułem Mafijne państwo Putina została
opublikowana w Rosji w dziwnej wersji i bez zgody autora.
Pierwotnie opisywała lata pracy Hardinga w Moskwie jako
korespondenta „The Guardian” oraz to, jak stał się celem
obserwacji i ataków ze strony FSB.
Ale rosyjska wersja książki otrzymała nowy tytuł i jej treść
została całkowicie wypaczona: nazwa zmodyfikowanego
wydania to Nikt oprócz Putina. Przedmowę do skradzionej
i spustoszonej publikacji napisał Israel Szamir, który oskarża
Hardinga o szerzenie w „The Guardian” kłamstw na temat
WikiLeaks, prowadzenie wojny informacyjnej oraz wyrządzanie
szkody państwom zachodnim.
„The New York Times” dowiedział się o ukrytych powiązaniach
Szamira z białoruskim KGB. Ponadto dziennikarz utrzymuje
bliskie stosunki z dziennikarzem działu kulturalnego
„Aftonbladet” i lewicowym aktywistą Aleksiejem Sachninem,
który brał udział w „pacyfistycznym obozie” na Wyspach
Alandzkich i wylewał szambo na Kragha nie tylko w szwedzkiej
popołudniówce, lecz również w mediach rosyjskich. W 2018 roku
rzetelne rosyjskie radio Echo Moskwy ujawniło, że zarówno
Szamir, jak i Sachnin sprawują kierownicze stanowiska
w rosyjskiej organizacji, która głosi ultralewicową narrację
i organizuje protesty.
Sachnin udzielił długiego wywiadu dla gazety „Komsomolskaja
Prawda”, jednej z najbardziej nastawionych na sensacje
i najpoczytniejszych rosyjskich popołudniówek. Aktywista
stwierdził – tak samo jak „Aftonbladet”, czyli wbrew prawdzie –
że Martin Kragh działał za sprawą swojego artykułu na rzecz
przyłączenia Szwecji do NATO. Naukowiec został również
oskarżony o bycie agentem Departamentu Stanu USA.
Pracujący w charakterze asystenta w „Aftonbladet” Sachnin
przeprowadził także kampanię w jednym z największych
rosyjskich kanałów telewizyjnych, Wiesti. Według aktywisty
wolność słowa w Rosji ma się znacznie lepiej niż w Szwecji, która
w rankingu niezależności prasy organizacji Reporterzy bez
Granic znajduje się 140 miejsc wyżej.
Sachnin na jednym oddechu powiedział, że Szwecja to kraj
totalitarny i że wolałby mieszkać w Rosji niż tam.
W rzeczywistości wcześniej uciekł do Szwecji z powodu
politycznych prześladowań w ojczyźnie. W 2019 roku wrócił do
Rosji.
Sachnin miał szerokie poparcie szwedzkich dziennikarzy, osób
kształtujących opinię publiczną i polityków Partii Lewicy, na
przykład jej byłego przewodniczącego Larsa Ohly’ego
i ówczesnych parlamentarzystów z jej ramienia, Hansa Lindego
i Alego Esbatiego.
Historia Kragha to jedyny znany w państwach nordyckich
przypadek, gdy dziennikarz krajowej prasy lub jego asystent
oczernia rodaka w mediach kontrolowanych przez Rosję.
Potencjalne szerzenie oszczerstw na terenie drugiego kraju
i w innym języku jest sprawą poważniejszą niż tylko zwykłe
złamanie zasad etycznych obowiązujących w zawodzie.
W rosyjskojęzycznych mediach Kragh został obrażony również
przez drugiego Szweda, biznesmena Karla Lundströma, który
pisuje do internetowej gazety neonazistów Fria Tider.
Rodzina Martina Kragha mieszka w Rosji. Badacz często
wyjeżdża tam w sprawach służbowych i aby się spotkać
z bliskimi. Ponieważ w rosyjskich mediach krążą kłamstwa na
jego temat, trafił pod obserwację tamtejszych służb
bezpieczeństwa.
Wiele innych osób, które wcześniej były obrażane w rosyjskich
mediach, stało się potem celem nagonki, fizycznego ataku lub
zamachu. W 2012 roku, po tym, jak rozpoczęła się trzecia
kadencja Władimira Putina, prezydent przystąpił w telewizji do
wyzywania opozycjonistów od agentów Zachodu. Wielu innych
podążyło za jego przykładem.
W takim politycznym kontekście „Aftonbladet” dalej prowadził
ataki na Kragha – w biały dzień, na oczach wszystkich. Przez
długi czas żaden ze szwedzkich środków masowego przekazu nie
zainteresował się głębiej wyjątkowo obraźliwymi wycieczkami
osobistymi pod adresem Kragha i skierowaną przeciw niemu
międzynarodową kampanią nienawiści.

POSTANOWILI, ŻE JESTEM TYM ZŁYM


Wkrótce po tym, jak „Aftonbladet” przypuścił pierwsze ataki, do
Martina Kragha zaczęły docierać plotki.
Ktoś rozpuszczał kłamstwa na jego temat w środowisku jego
kolegów. Według najbardziej szalonych historyjek miał zostać
zwolniony z pracy w Szwedzkim Instytucie Spraw
Międzynarodowych. Koledzy pytali Kragha: „Czy to prawda, że
cię wyrzucili?”.
Według badacza najlepszym sposobem na ucięcie plotek był
powrót do pracy. Nadal udzielał mediom wywiadów, kształcił
studentów, prowadził badania i organizował konferencje. Jego
pracę zacytowano i doceniono w magazynach „The Financial
Times”, „The New York Times”, „The Washington Post” i „The
Economist”. Tekst będący przyczyną skandalu został przywołany
w ponad 50 zagranicznych artykułach.
Od czasu do czasu Kragha ogarniała niepewność. Myślał, że
życie byłoby łatwiejsze, gdyby skupił się na innym temacie
badawczym. Ale jeśli porzuciłby ten, którym zajmował się do tej
pory, dręczyciele dopięliby swego.
W 2018 roku nagonka przycichła, choć przypadkowi ludzie
wciąż rozpuszczali dotyczące go teorie spiskowe. Ale gdy
spotkaliśmy się pod koniec roku w związku z pracami nad
książką, Kragh powiedział, że teraz jest lepiej przygotowany na
rozpowszechnianie błędnych informacji o sobie.
W najburzliwszym okresie Kragh prowadził pamiętnik. Chciał
przeanalizować, w jaki inny sposób powinien postępować, jeśli
kiedyś znów ruszyłaby podobna kampania.
Zauważył, że została mu przypięta łatka osoby, którą nie jest.
W usta włożono mu cudze słowa, jego motywy i renoma były
podważane niezliczoną ilość razy. Nie był prezentowany jako
badacz, który przestrzega etycznych norm zachodniego świata
nauki i innych zawodowych standardów. Zamiast tego został
odmalowany jako motywowany politycznie lobbysta NATO.
Krążące wokół Martina Kragha opowieści zawsze były
jednocześnie antyukraińskie, antyeuropejskie, antyzachodnie
i antynatowskie.
„Zabawne jest to, że ja nawet nie mam szczególnie
wyrobionych poglądów na temat NATO. Natomiast całkowicie
popieram demokrację, sprawiedliwość i prawo. To też zdaje się
dużym problemem dla moich przeciwników”.
Wiele osób z Zachodu staje się celem rosyjskiej kampanii
dezinformacyjnej z zaskoczenia – nie mają żadnego
doświadczenia, nie są wyszkolone w kwestiach bezpieczeństwa
i brak im wprawy w kształtowaniu własnego wizerunku. Co
Kragh, znający nagonkę z autopsji, poradziłby ludziom,
przeciwko którym wyprowadzony został agresywny atak
informacyjny?
„Pierwsze uczucie to szok. Ważne, żeby zrozumieć, że trafiło się
w środek gównoburzy i nie ma się żadnego wpływu na czas jej
trwania ani kierunek rozwoju”.
Na początku wiele szwedzkich mediów tradycyjnych, które
poddały się wpływowi „Aftonbladet”, dało się wciągnąć
w skandal, czym pogorszyły sytuację. Kragh podkreśla, że
nagonkę urządza się po to, żeby jej ofiara popełniła błąd, który
w normalnych warunkach by się jej nie przytrafił.
Naukowiec próbował się bronić i odpowiadać na niektóre
komentarze profesjonalnych dziennikarzy zmobilizowanych
przez „Aftonbladet”. Ale próby się nie powiodły.
„Tak po prawdzie, powiedziałem mediom pewne rzeczy,
których nie powinienem był mówić, ponieważ byłem
w naprawdę złym humorze. Moje słowa zostały wyrwane
z kontekstu, chociaż w rzeczywistości padły z moich ust. To był
błąd, ponieważ dzięki temu debata, zamiast się zakończyć, trwała
nadal”.
Jeśli dziennikarze dzwoniliby jeszcze raz i żądali komentarzy
do swoich stronniczych lub zawierających błędne informacje
artykułów, Kragh nie tylko nie odpowiedziałby na ich pytania, ale
w ogóle nie odebrałby telefonu.
Ponadto podjął świadomą decyzję o wzięciu pod kontrolę
myśli, przez co rozumie aktywne zapominanie przykrych
wydarzeń i łączących się z nimi ludzi.
Gdy w Google’a, zwłaszcza na terenie Szwecji, wpisuje się
„Martin Kragh”, od dłuższego czasu otrzymuje się bogatą listę
zawierających kłamstwa ordynarnych blogów. To zaskakujące,
ponieważ badacz udzielił rzetelnym mediom niezliczonej liczby
wywiadów i można by się spodziewać, że one pojawią się jako
pierwsze w wynikach, uważającego siebie za poważne narzędzie
wyszukiwania Google’a.
Nagonki są jednak przygotowywane profesjonalnie i rosyjskie
media oraz grający nieczysto blogerzy często umieją lepiej
optymalizować wyniki wyszukiwania, niż robią to zachodnie
środki przekazu.
Dla ofiar szemranych kampanii wsparcie publiczne i prywatne
są niezwykle ważne. Na początkowym etapie skandalu Martin
Kragh poprosił o radę między innymi prawnika, ale poradzono
mu nie kierować sprawy do sądu.
Wielu spośród najbardziej cenionych szwedzkich badaczy
zajmujących się Rosją oraz dziennikarzy publicznie potwierdziło
jakość pracy Kragha, opublikowało neutralne lub przychylne
artykuły i w ten sposób przywróciło mu dobre imię oraz
wiarygodność w kraju.
Kragh przypomina, że w poszukiwaniu uniwersalnych
najskuteczniejszych środków przeciwko politycznym atakom
wymierzonym w osoby prywatne otwarte społeczeństwa nie
mogą chwytać się metod autorytarnych reżimów.
W takim społeczeństwie wolno działać na przykład jako
opłacany rosyjski troll lub pożyteczny idiota i rozpowszechniać
fałszywe informacje. Dlatego trzeba to zaakceptować.
„Nie cieszę się, że do tego doszło. Ale dzięki temu
wyhodowałem sobie grubszą skórę, pancerną. Po tym
doświadczeniu, mam nadzieję, będzie trochę trudniej wytrącić
mnie z równowagi”.
Martin Kragh powiedział, że jest gotowy na wypadek, gdyby
ataki trwały nadal.
Wskutek przebytych doświadczeń obecnie nie ufa niektórym
zachodnim dziennikarzom w takim stopniu jak wcześniej.
Niestety część z nich ma do zrealizowania polityczne cele, które
wpływają na ich dziennikarskie decyzje w stopniu większym niż
etyka zawodowa.
Kragh nadal ma nadzieję, że media tradycyjne w przyszłości
wykażą się namysłem, zanim połkną przynęty profesjonalnego
agenta wpływu. Gdy zobaczył, że część z nich akceptuje jawne
kłamstwa i rozpowszechnia je wraz z mętnymi oskarżeniami,
zrozumiał, że jego obraz w szwedzkich środkach masowego
przekazu to dzieło zawodowych propagandzistów.
„Uznali, że jestem tym złym, więc szukali więcej złych rzeczy
na mój temat”.
Do Martina Kragha nadal docierają fałszywe opinie i sugestie
na jego temat, które opierają się na kłamstwach
rozpowszechnionych w szwedzkich mediach. Niektórzy pytają,
czy to prawda, że jego przełożony ze Szwedzkiego Instytutu
Spraw Międzynarodowych się od niego odciął. Wzięło się to stąd,
że taką wiadomość rozpuściła szwedzka agencja informacyjna
TT.
„W wielu wypadkach mediom nie udało się dostarczyć
informacji na mój temat. Jeśli tylko szwedzcy dziennikarze by do
mnie zadzwonili i spytali, co się tak naprawdę wydarzyło,
mógłbym im zaprezentować kontekst”.
Takie rozważania Martin Kragh prowadził jeszcze podczas
naszego spotkania w 2018 roku. Dobrze, że w spokojnym okresie
przygotował się na atak i nabrał sił, ponieważ niebawem
potrzebował ich ponownie.

PSEUDO-ANONYMOUS
„Anonymous” to nazwa, którą określa siebie międzynarodowa
grupa hakerów. Dla opinii publicznej są oni bardziej neutralni
niż na przykład rosyjski wywiad wojskowy GRU, który został
całkowicie skompromitowany z powodu oskarżeń wniesionych
na podstawie śledztwa prokuratora specjalnego Roberta S.
Muellera.
Ale niepodpisane wiadomości, które pojawiły się na starej
stronie hakerów, nie wyglądały na neutralne. Sprawiały
wrażenie, jakby ich autor miał polityczny cel. Przy
umieszczonych tam dokumentach pojawiły się na przykład
teksty, w których ostrymi epitetami obrzucano, bez rozsądnego
umotywowania, wymienionych z nazwiska brytyjskich
polityków. Pojawiały się twierdzenia, że Wielka Brytania
„prowadzi wojnę informacyjną przeciwko wszystkim”.
Równie dziwaczne były umieszczone tam dokumenty. Znalazła
się wśród nich na przykład strona paszportu zawierająca dane
personalne osoby prywatnej z Wielkiej Brytanii oraz adresy
zwykłych ludzi. A oprócz nich ogromna liczba papierów, które
rzekomo należały do brytyjskiego think tanku Institute for
Statecraft i pochodziły z prowadzonych przez niego projektów.
Institute for Statecraft to ulokowany w Londynie ośrodek
badawczy, który skupia się między innymi na analizowaniu
rosyjskich operacji wpływu i wielu innych bieżących tematów,
wydawaniu publikacji oraz organizowaniu konferencji. Jednym
ze znaczących źródeł finansowania dla niego jest Ministerstwo
Spraw Zagranicznych Wielkiej Brytanii, a w gronie jego
założycieli znajduje się były pracownik brytyjskiego Ministerstwa
Obrony Christopher Donnelly.
Instytut organizuje również różne przedsięwzięcia, z których
jedno dotyczy w szczególności demaskowania
rozpowszechnianej przez Rosję dezinformacji i obrony przed nią.
Projekt nosi miano Integrity Initiative i w jego ramach Instytut
próbuje stworzyć międzynarodową sieć naukowców i innych
działaczy z różnych części Europy, którzy zajmują się tym
problemem.
Hakerzy włamali się do baz danych Instytutu, pozyskali
stamtąd dokumenty, być może je edytowali i uporządkowali,
a następnie wrzucili do internetu. Część trafiła do sieci
w listopadzie 2018 roku, później dodano jeszcze kilka kolejnych
partii.
Pierwsze informacje o umieszczonych w internecie
dokumentach – których autentyczności nie da się w żaden sposób
stwierdzić – opublikowały rosyjskie media państwowe. RT
i Sputnik trąbiły o sprawie w wielu różnych językach, a trolle
rozprowadzały informacje po mediach społecznościowych.

DEMOKRATYCZNY PROBLEM
Martin Kragh skontaktował się ze mną przed Bożym
Narodzeniem w 2018 roku. „W ostatnich tygodniach ataki
przeciwko mnie znacząco się nasiliły. RT i Sputnik opublikowały
informacje wykradzione brytyjskiemu think tankowi. Podobno
jestem kierownikiem nordyckiej grupy w Integrity Initiative,
które prowadzi MI6”, powiedział.
MI6 to brytyjski wywiad zagraniczny, według RT i Sputnika
kierujący think tankiem. Tym razem Kragh został połączony
z dwoma teoriami spiskowymi naraz.
W Szwecji gazety reprezentujące skrajne polityczne poglądy
zdążyły już podchwycić tę historię i napisać artykuły na jej temat.
Pierwszy był „Internationalen”, który także wcześniej ciężko
pracował nad sprawą Kragha, nie zadając sobie trudu, żeby
prosić go o komentarz. Według gazety badacz był trybikiem
w brytyjskiej fabryce trolli, mającej powiązanie ze Szwecją. Przy
artykule umieszczono zdjęcie Kragha i zasugerowano jego
związki również z wywiadem wojskowym Wielkiej Brytanii.
Zaczęła się kolejna runda walki z badaczem. Zresztą nie tylko
z nim, lecz także z wieloma innymi ludźmi z rozmaitych części
Europy – z tymi, których nazwiska zostały w jakimś kontekście
wspomniane w wykradzionych lub za takie uznanych
dokumentach.
Tym razem Martin Kragh zaczął dokładnie śledzić operację.
Analizował jej rozprzestrzenianie się w wymiarze krajowym,
a potem światowym, pod względem zaadaptowania jej
w poszczególnych państwach i w wersji celowo oderwanej od
rosyjskiego kontekstu.
Rosyjskie media państwowe w ciągu jednego dnia
opublikowały na temat wycieku danych 62 artykuły w różnych
europejskich językach. Według analizy przeprowadzonej przez
Kragha oznacza to, że operacja była zawczasu dobrze
przygotowana, a więc RT i Sputnik być może otrzymały „skądś”
i we właściwym czasie wiadomość o włamaniu. Tego samego
wieczoru podchwyciła temat również agencja informacyjna RIA
Novosti.
RT i Sputnik gorliwie publikowały też tweety o tej sprawie.
W swoich tekstach kremlowskie media propagandowe
twierdziły, że „wykradzione dokumenty” zawierają wiele
sensacyjnych treści, jak na przykład plany Integrity Initiative,
żeby w marcu 2014 roku zaminować tereny wokół Sewastopola,
co uniemożliwiłoby „ponowne zjednoczenie” Krymu z Rosją.
W artykułach rozważano również wersję wydarzeń, jakoby
Integrity Initiative uczestniczyło w próbie zamordowania
Siergieja Skripala.
Materiały, które nazwano wykradzionymi, wyglądają w dużej
mierze jak szkice i plany Instytutu. Zawierają ponadto dane
osobowe, ale według spostrzeżeń Kragha nie ma żadnych
informacji o tym, jakoby wymienieni byli zatrudnieni przy
projekcie lub działali na jego rzecz w inny sposób.
W jednym z dokumentów naprawdę podano, że Kragh
prowadzi „grupę nordycką”, chociaż w rzeczywistości niczego
takiego nie robił ani nie był z nią związany w żaden inny sposób.
Z początkiem 2019 pojawiły się kolejne teorie spiskowe na
temat Martina Kragha rozpowszechniane przez
„Internationalen” i trolle internetowe. Jego strona została
zaatakowana i zdjęta. Potem w sieci rozeszły się pogłoski, jakoby
brał on udział w planowaniu antydemokratycznego przewrotu.
Posługujący się fałszywym nazwiskiem Jegor Putiłow, który
wcześniej żądał ocenzurowania badania Kragha na temat Rosji,
wrócił do dyskusji i napisał tekst na bloga Kenta Ekerotha, byłego
parlamentarzysty z ramienia Szwedzkich Demokratów, na temat
działalności Kragha w brytyjskiej organizacji „prowadzącej
w krajach Unii Europejskiej medialne nagonki, żeby
dyskryminować niechcianych polityków i urzędników”.
W lutym innym, znanym już wcześniej autorom atakujących
Kragha tekstów, Aleksiejowi Sachninowi i Johannesowi
Wahlströmowi, udało się opublikować oczerniający badacza
artykuł w czasopiśmie „Nowaja Gazieta”. Wkrótce Israel Szamir
napisał na Facebooku, że badacz to drugi największy wróg Rosji
w Europie Północnej.
Martin Kragh policzył, że między listopadem 2018 a lutym 2019
roku rosyjskie media opublikowały ponad 600 artykułów
dotyczących włamania do komputerów, mieszając przy tym
z błotem brytyjski instytut. Treść tych tekstów to wciąż na nowo
powtarzane te same teorie spiskowe. Kreml dążył do tego, żeby
sprawa dostała się do krajowych mediów i do sieci, i chciał, żeby
artykuły były wiarygodne.
W lutym dział kulturalny „Aftonbladet”, największej
popołudniówki krajów nordyckich, uderzył ponownie. Według
tekstów napisanych przez jego szefową, Åsę Linderborg, Kragh to
zagrożenie dla demokracji i polityczny wróg, który służy
interesom innych państw, pracuje w tajnej państwowej służbie
bezpieczeństwa Wielkiej Brytanii i pod pozorem prowadzenia
badań stygmatyzuje krytykujący NATO ruch pacyfistyczny.
„Z tego powodu szwedzkie media oraz Policja Bezpieczeństwa
powinny zbadać Kragha”, napisała Linderborg.
Parę dni później autor z działu kulturalnego „Aftonbladet”
twierdził, że „zgodnie z wykradzionymi dokumentami (…) Kragh
podejrzewany jest o służenie w przeszłości obcemu krajowi,
konkretnie brytyjskiemu wywiadowi” oraz że „sprzedaje (błędne)
informacje o rodakach”. Nie przedstawiono żadnych dowodów
na potwierdzenie tych tez.
Stopniowo rzetelniejsze szwedzkie media zaczęły zwracać
uwagę na traktowanie Martina Kragha. Dziennik „Svenska
Dagbladet” oraz wiele innych ważniejszych gazet ruszyło
z artykułami o wyjątkowej kampanii i w końcu poproszono
Kragha wprost o komentarze.
Doniesienia wzbudziły w Szwecji duże zainteresowanie
i sprowokowały do rozmów. Rozmach, z jakim prorosyjscy
aktywiści prowadzili nagonkę w kraju, był dla wielu całkowitą
niespodzianką, chociaż trwała ona już trzeci rok.
Martin Kragh zaskarżył dział kulturalny „Aftonbladet” również
do rady nadzorującej etykę pracy szwedzkich dziennikarzy.
Znów nie został poproszony o komentarz na temat
oczerniających go i zwierających kłamstwa artykułów.
Nienawistna kampania wpływów przeciwko badaczowi trwa
w sieci nadal. W 2019 roku próbował zainteresować sprawą
wymiar sprawiedliwości. Prokuratura nie zajęła się nią, chociaż
w świetle szwedzkiego prawa wiele osobistych wycieczek
i przedstawionych publicznie, lecz niepopartych dowodami
twierdzeń zdaje się nosić znamiona przestępstwa.
W lipcu zakres obowiązków Åsy Linderborg w „Aftonbladet”
uległ zmianie i została zwykłą reporterką. Już nie prowadzi
działu kulturalnego.
Mimo kłamstw Martin Kragh wciąż pracuje, wykłada, szkoli na
konferencjach i udziela mediom wywiadów.
W najczarniejszych scenariuszach ofiara nienawistnych
kampanii zaczyna się bać, że ataki nigdy się nie skończą, a ktoś
zechce zrealizować groźby śmierci. Kragh ma żonę i dwójkę
małych dzieci, więc należało przedsięwziąć środki
bezpieczeństwa.
Mimo to zdaniem badacza nikt nie powinien się bać
przynajmniej tego, że olbrzymie grono odbiorców – w kraju z co
najmniej dobrze rozwiniętą edukacją – weźmie obraźliwe
kłamstwa i teorie spiskowe za prawdę. „Każdy, kto potencjalnie
może stać się celem nagonki, powinien zrozumieć, że poważni
ludzie, którzy rozumieją to zjawisko, umieją odróżnić obrzucanie
błotem od faktów”.
TROLLE W AKCJI

W maju 2015 roku opublikowano wyniki mojego badania na


temat skutków operacji wpływu i sposobów działania trolli,
oparte na odpowiedziach nadesłanych po apelu do czytelników.
Po intensywnych miesiącach, spędzonych na prowadzeniu
śledztwa dziennikarskiego, przedstawiłam techniki i kanały
prowadzenia w mediach społecznościowych zaawansowanych
i mniej zaawansowanych rosyjskich operacji oraz pokazałam ich
przykłady.
Dowiedziałam się, że agresywne, anonimowe i posługujące się
fałszywą tożsamością osoby uciszały zwykłych użytkowników
internetu, grożąc im i atakując je w mediach społecznościowych.
Tego typu akcje rozpoczynały się zawsze po tym, jak ludzie
przytaczali informacje stawiające rosyjskie władze w złym
świetle lub przedstawiali krytyczne opinie na ich temat.
Fałszywi internauci mielili w kółko te same kłamstwa, jak na
przykład: „Putin chce pokoju i rozmów, prezydent Ukrainy dąży
do wojny, Rosja nie złamała prawa międzynarodowego,
dołączając Krym do swojego terytorium”. Częściowo udało im się
zrealizować cel: ludzie uwierzyli w niektóre z tych fałszerstw.
Ponieważ trolle zapełniły sieć swoimi teoriami, niektórzy
z użytkowników internetu nie wiedzieli już, co jest prawdą, a co
nieprawdą w sprawie ukraińskiej.
Tak jak podejrzewałam przy rozpoczęciu mojego śledztwa,
rosyjskie trolle odniosły sukces polegający na tym, że odebrały
ludziom prawo do przyjmowania informacji opartej na faktach,
które jest najważniejszym składnikiem kształtowania opinii,
i w ten sposób manipulowały publiczną debatą w Finlandii.
W artykułach przedstawiłam przykłady technik
wykorzystywanych przez trolle na całym świecie:
rozpowszechnianie memów i filmików na YouTubie o treściach
wojennych, użycie automatycznych botów, tworzenie sieci
podejrzanych grup na Facebooku.
Moim zdaniem najbardziej przygnębiającym skutkiem działań
posługujących się fałszywymi profilami propagandzistów było to,
że zdobyli zaufanie zwyczajnych Finów. Oni z kolei przekazywali
rozpowszechniane przez trolle informacje członkom własnej
sieci kontaktów.
Były też dobre wiadomości: wielu ludzi zauważyło operacje
przeprowadzane pod osłoną anonimowości i fałszywych profili,
ale rozpoznało je jako starą propagandę w nowych mediach,
dzięki czemu nie miały one na nich żadnego negatywnego
wpływu.
Moje artykuły opowiadające o działaniach i wpływie trolli
uzyskały szeroki zasięg. Z powodu międzynarodowego
zainteresowania serwis Yle wypuścił je także po angielsku
i rosyjsku. W badaniach i środkach masowego przekazu moje
ustalenia cytowane są nadal, kilka lat po opublikowaniu tekstów.
Jedno z mediów, które wymieniłam w artykułach jako miejsce
swawoli rosyjskich propagandzistów i anonimowych
użytkowników, to strona o nazwie MV-lehti (Gazeta MV). Jest to
fińskojęzyczny serwis z fake newsami, który pojawił się
w internecie w 2014 roku, a jego pierwotna nazwa, Mitä
vittua??!! (Co, kurwa??!!), jest bardzo wymowna. Strona
publikowała odziane w formę wiadomości z serwisu
internetowego – czyli z tytułem, zdjęciami i podpisami –
amatorskie, wulgarne i skandaliczne teksty, w większości
anonimowe. Już w latach 2014–2015 codziennie wychodziło wiele
„artykułów”.
MV-lehti tłumaczyła materiały z zagranicznych stron
internetowych, wyolbrzymiała przestępstwa popełnione przez
muzułmanów i uchodźców, oskarżała Yle oraz inne media
tradycyjne o kłamstwa i teorie spiskowe. Przyciągnęła moją
uwagę, ponieważ przekładała na fiński artykuły z rosyjskiego
serwisu propagandowego RT. Agresywne teksty z MV
przypominały mi anonimowe strony rosyjskich trolli. Ponadto
fińska gazeta internetowa stosowała – i aktywnie stosuje nadal –
złotą zasadę rosyjskiej propagandy: „40:60”.
Pod artykułami MV dodała wtyczkę z komentarzami
Facebooka. Dzięki niej każdy czytelnik mający profil w serwisie
społecznościowym i każdy administrator farmy trolli może
napisać poniżej tekstu własną opinię o tym, dokąd jego zdaniem
zmierza świat. W związku z tym usługa była w aktywnym użyciu
od dłuższego czasu: pola z komentarzami gościły fałszywych
użytkowników, którzy wykrzykiwali rasistowską mowę
nienawiści, polecali Putina jako receptę na wszystkie zachodnie
problemy i rozsiewali teorie spiskowe, sprawiając przy tym
wrażenie osób cierpiących na poważne choroby psychiczne.
Któregoś razu naliczyłam stu fałszywych użytkowników, którzy
błyskawicznie skomentowali artykuł zaraz po jego ukazaniu się.
Sprawiali wrażenie, jakby ich zadaniem było sterowanie
rozmową w taki sposób, by sprowadzić ją do poziomu rynsztoka.
Oprócz tego MV publikowała całkowicie zmyślone artykuły.
Przechwalała się, że „donosi o sprawach, które mainstreamowe
media chcą przemilczeć”. Hasło to zostało zapożyczone
z rosyjskiego RT.
MV atakowała każdego, kto oceniał lub krytykował zawartość
albo działalność strony. Gdy Juha Vainio, pracownik wydającego
czasopisma lokalne koncernu Lännen Media, napisał artykuł
prasowy o wpływach MV z reklam i zasięgu serwisu, ten
wulgarnie go zaatakował i obiecał wypłacić nagrodę każdemu,
kto przekaże stronie wrażliwe wiadomości na temat życia
prywatnego dziennikarza.
Cztery godziny po opublikowaniu mojego artykułu o wpływie
trolli i ich technikach MV oraz powiązane z serwisem strony
o podobnej treści zaczęły mnie odczłowieczać na niespotykaną
wcześniej skalę.
Kilka lat później prokurator Juha-Mikko Hämäläinen nazwał tę
działalność próbą zniszczenia mojego życia i ingerencji w moją
pracę.

DZIENNIKARSKI PAJAC
Pierwszy artykuł MV nazwał mnie pajacem dziennikarstwa
śledczego i wystawił na pośmiewisko moje badania na temat
fabryki trolli w Petersburgu. Według zaburzonego pojmowania
rzeczywistości autorów tekstów na stronę nazwałam ich
„rosyjskimi trollami, ponieważ krytykują zachodnie elity
i iluminatów”. Ponadto serwis doniósł kłamliwie, że przeciwko
mnie złożono już wiele zawiadomień o popełnieniu przestępstwa,
i przytoczył oczerniający mnie wpis z bloga, którego prowadził
były poseł partii socjaldemokratycznej Mikko Elo.
Tekst został dołączony do mema, który składał się z mojego
zdjęcia portretowego i angielskiego tekstu: JESSIKKA ARO FAKE
NEWS JOURNALIST DEBUNKED. Opublikowano również numer
mojego telefonu służbowego, kolejny już raz.
Wcześniej widziałam, że ten sam obraźliwy mem był wysyłany
mailowo do kierowników krajowych mediów i ministrów rządu
Finlandii.
Gdy przyglądałam się temu, w jaki sposób MV rozpuszcza
historyjkę na facebookowej grupie, zauważyłam, jak naturalnie
wywiera wpływ na członków tej prawdziwie nienawistnej
wspólnoty. Wśród komentujących znalazł się mój stary znajomy
z Tampere. Nawet jego, rozsądnego człowieka, który mnie zna, za
pomocą agresywnego artykułu udało się skłonić do publicznego
wypisywania bzdur na mój temat: „to moja stara znajoma. była
kiedyś całkiem do rzeczy. nie wiem co jej odjebało że uwierzyła
w to gówno. myślałem że jest mądrzejsza”.
Ponownie zostałam naocznym świadkiem błyskawicznej
zmiany poglądów, jaka zaszła u konkretnej osoby pod wpływem
kłamstwa. W tym przypadku udało się zmanipulować mojego
starego znajomego. W jednej chwili.
W nadchodzących dniach podobne atakujące mnie artykuły
ukazały się na powiązanej z MV stronie uberuutiset.fi oraz
blogach publikujących teorie spiskowe.
Autorzy historii z MV ślepo podążali za przykładem opłacanego
przez Kreml Johana Bäckmana.
W fabryce trolli przełożeni regularnie dawali pracownikom
instrukcje, co danego dnia należy wypisywać w internecie.
Wydaje się, że anonimowi w dużej mierze autorzy tekstów MV
otrzymali następujące wskazówki, jak pisać o mnie: Jessikka Aro
to propagandzistka NATO i oszustka, Jessikka Aro wytrzasnęła
rosyjskie trolle z własnej głowy, Jessikka Aro stygmatyzuje
prawdziwych ludzi jako opłacone trolle i popełnia przestępstwa.
Żadne z tych twierdzeń nie było prawdą.
Sieć fińskich fanatyków Putina, Johan Bäckman i inni
prorosyjscy ekstremiści znów jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki przystąpili do ataku i publikowali o mnie zdumiewające
rzeczy w mediach społecznościowych, podżegając przy tym
naśladowców i fałszywych użytkowników do kontunuowania
pisaniny na mój temat.
Bäckman reklamował MV na Facebooku i Twitterze. Był
szczególnie zainteresowany publikowanymi na portalu
artykułami na mój temat. Później wystąpił również w nagraniu
na kanale YouTube’a należącym do Katechonu, think tanku
głównego ideologa Kremla Aleksandra Dugina. Na wideo
Bäckman kłamał, że MV to najpopularniejszy środek masowego
przekazu w Finlandii.
W tamtym momencie, gdy kampania nienawiści przeciwko
mnie trwała dziewięć miesięcy, zastanawiałam się nad złożeniem
zawiadomienia o przestępstwie. Z mojego punktu widzenia
twierdzenia rozpowszechniane w mediach społecznościowych
można było określić jako szkalowanie, ponieważ były nieprawdą,
a także wzbudzały w odbiorcach pogardę wobec mnie.
Zniesławienie w Finlandii jest przestępstwem i wyglądało na to,
że śledzące każdy mój ruch nienawistne trolle z mediów
społecznościowych próbowały normalizować bezprawną
pisaninę, gdy twierdziły mętnie, że to „element wolności słowa”
oraz „zwykła informacja zwrotna dla dziennikarza o jego pracy”.
Zaczęłam dokumentować hejt i zebrane materiały pokazałam
prawnikom. Ich komentarze potwierdziły moje przypuszczenia:
najprawdopodobniej policja wszczęłaby śledztwo, a w sądzie
udałoby mi się wygrać. Jeden ze specjalistów zauważył, że
działalność dręczycieli nosiła znamiona przestępczości
zorganizowanej, co być może podwyższyłoby wyrok.
Ale miałam wątpliwości. Walki w sądzie trwają latami. Nie
zostałam dziennikarką po to, żeby się kłócić z ekstremistami
przed wymiarem sprawiedliwości. Zdobyłam umiejętności
niezbędne dla specjalisty, którego praca polega na pisaniu
artykułów i dostarczaniu odbiorcom informacji, a nie zabieganiu
o obecność w rubrykach kryminalnych.
I mówiąc wprost, byłam pewna, że jeśli przekazałabym
materiały policji i ta uruchomiłaby śledztwo, moi dręczyciele
uderzyliby bardziej agresywnie niż wcześniej.
Postanowiłam żyć dalej tak normalnie, jak tylko się da, jakby
nagonki w ogóle nie było. Chciałam się skupić na licznych
interesujących tematach. Walka przed sądem ograniczyłaby mi
możliwość wykonywania ukochanej pracy. Z drugiej strony w ten
sam sposób wpływała na mnie również nagonka.
Chociaż nie złożyłam zawiadomienia o przestępstwie, w ciągu
kolejnego półrocza kampania przeciwko mnie stała się ostrzejsza.
Próbowałam się opierać jej wpływowi, ale groźby śmierci
i wylewane na mnie pomyje towarzyszyły mi w drodze z pracy
do domu, na urlopie, wieczorami i nocami.
W styczniu 2016 roku, po tym, jak jedna z grup trolli
z Facebooka znów opublikowała naruszające moją prywatność
kłamstwa, a MV stalkowała mnie podczas urlopu w Tajlandii,
skrytykowała moją szminkę, nazwała mnie trollem NATO
w bikini i pozwoliła fałszywym użytkownikom, by ci używali
rasistowskiego języka, nazywając mnie „wiadrem na spermę
czarnuchów”, i fantazjowali o zgwałceniu mnie w barowej
toalecie, złożyłam obszerne zawiadomienie o przestępstwie.
Bałam się przebywać sama poza domem. Powiedziałam policji,
że podżegający do nienawiści internetowi dręczyciele
sprowadzili na mnie faktyczne niebezpieczeństwo. Dostałam tak
dużo wiadomości z bezpośrednio wyrażonymi groźbami, że
uznałam za kwestię czasu, aż jakaś osoba sprowokowana przez
MV zaatakuje mnie fizycznie.
Wydawało się, że policja potraktowała moje zawiadomienie
poważnie. Ale już szykowała się kolejna kampania. Na
umożliwiającą dzielenie się plikami audio stronę SoundCloud
wrzucono ośmieszającą mnie profesjonalnie nagraną piosenkę.
W „zabawnym” utworze kolejny raz zostałam nazwana
propagandzistką NATO i Stanów Zjednoczonych, powtórzyły się
w nim także twierdzenia, jakobym sama wymyśliła rosyjską
armię trolli.
Opatrzone angielskimi napisami wideo pojawiło się również na
YouTubie. Na filmiku pod tytułem Jessikka Aron trollijahti
(Polowanie na trolle Jessikki Aro) aktorka ubrana w obcisły
kostium superbohaterki, z nałożoną blond peruką, udaje mnie
i tropi nieistniejące trolle Putina, wymachując przy tym flagami
NATO oraz Stanów Zjednoczonych.
Na filmiku moja postać szaleje w redakcji Yle i z bronią w ręku
pod Kremlem, na moskiewskim placu Czerwonym. „Ja” jestem
zestawiana z Mary Goodnight, bohaterką filmu o Bondzie
Człowiek ze złotym pistoletem, którą straszą różne potwory. Moje
doświadczenia zostały zdewaluowane, a ze mnie, ofiary
potencjalnych przestępstw, zrobiono wariatkę.
Pod koniec filmiku grająca mnie aktorka wpada pod samochód.
Zawodowo zorganizowano również rozpowszechnianie
teledysku i piosenki. Anonimowe trolle z Twittera udostępniały
linki do utworu prawdziwym użytkownikom platformy
i koncernom medialnym, również w Rosji, oraz żądały
puszczania go w stacjach radiowych.
Kiedy akcja na Twitterze, mimo upływu miesięcy, nie tylko nie
słabła, lecz spowodowała dalsze rozpowszechnianie wulgarnych
artykułów z MV, zgłosiłam platformie społecznościowej jedno
z kont. Automatyczna odpowiedź głosiła, że użytkownik nie
naruszył regulaminu, chociaż wyraźnie wskazałam, że
przynajmniej dwie zasady zostały złamane: konto było
anonimowe i udostępniało treści sprzeczne z prawem.
W odpowiedzi wysłałam Twitterowi przykłady potencjalnych
przestępstw popełnionych przez użytkownika konta i napisałam,
że będę musiała zwrócić się do policji, żeby zamknęła profil, jeśli
serwis nie podejmie odpowiednich kroków.
Twitter odpowiedział tą samą automatyczną wiadomością.
Wygląda na to, że dba o prawo anonimowych hejterów do
rozpowszechniania na platformie kłamstw i poniżających treści
na temat innych ludzi.
W tym samym czasie znajomi z Facebooka informowali mnie,
że ich profile zostały zaśmiecone opłaconymi reklamami strony
trolli. Sponsorowany post zawierał kłamstwa na temat mojej
działalności, rozpowszechniał link do piosenki i kierował ludzi na
anonimową stronę, żeby drwili ze mnie razem z innymi
internautami.
Dzięki temu już wiosną 2016 roku w Finlandii okazało się, że
Facebook osiąga spore zyski ze sprzedaży widoczności twórcom
nienawistnych, anonimowych, prorosyjskich i potencjalnie
nielegalnych treści. Patrząc przez pryzmat skutków, było
wszystko jedno, czy materiał ten został wypuszczony w mediach
społecznościowych przez petersburskie biuro, czy przez
opłaconych prywatnych fińskich przedsiębiorców – jego zasięg
nie pozostawiał wątpliwości, że musiało to sporo kosztować.
Ponownie zaatakowano także mojego pracodawcę. Ktoś
skopiował wiadomości o mnie z intranetu Yle, czyli wewnętrznej
sieci komunikacji używanej przez pracowników, dołączył link do
piosenki i informacje o niej, a następnie wysłał to wszystko
z fałszywego adresu mailowego do moich kolegów
i przełożonych. W intranecie było podane, że szkolę dziennikarzy
Yle w zakresie działań trolli i cyberataków. Jednocześnie
zachęcano, by nie rozpowszechniać tej wiadomości dalej.
W tym samym czasie Johan Bäckman, pijąc do kampanii
z piosenką, nadal naśmiewał się ze mnie na Messengerze.
Zapytał: „jak leci Mary Goodnight widać zajęłaś drugie miejsce
w wojnie informacyjnej ;)”.
W tym momencie byłam całkowicie wykończona. Zrobiłam
zrzuty ekranu każdej z ponad 100 manipulatorskich wiadomości
Bäckmana i dostarczyłam je policji.
On natomiast przekazał naszą wymianę wiadomości lub jej
część rosyjskiej stronie z fake newsami o nazwie Russia Beyond
the Headlines, która zacytowała dostarczone źródło w swoich
artykułach.
Znów byłam całkowicie bezsilna wobec rozwoju wydarzeń. Już
wcześniej przyjęłam kontrstrategię: mówiłam publicznie i przy
każdej możliwej okazji o wyjątkowej kampanii, której celem się
stałam, a także o tym, w jaki sposób próbuje się mnie ośmieszyć
i uciszyć. Sama pisałam na ten temat posty w mediach
społecznościowych i udzielałam wywiadów.
Do pewnego momentu moja strategia była skuteczna. Kiedy
informacje na temat tego, co mnie spotkało, się rozeszły,
zaczęłam dostawać wiadomości od ludzi, którzy stali się celami
podobnych kampanii.
W Finlandii obiektem ataków zostali Saara Jantunen, badaczka
pracująca dla sił zbrojnych, ekspertka w sprawach wojny
informacyjnej, oraz Jukka Mallinen, pisarz i tłumacz.
Johan Bäckman, trolle i ekstremiści oczerniali również piszącą
o Związku Radzieckim w negatywnym tonie Imbi Paju oraz
interesującą się wojną informacyjną Kremla Sofi Oksanen. Celem
hejtu stała się także była minister z Partii Zielonych, obecna
europarlamentarzystka Heidi Hautala, ponieważ poruszyła temat
łamania przez Kreml praw człowieka.
Na początku myślałam, że jest to tylko operacja nacisku
wymierzona w Finlandię i fińską debatę publiczną, ale potem
skontaktował się ze mną szwedzki dziennikarz Patrik Oksanen,
żeby opowiedzieć swoją historię.
On również napisał artykuł o rosyjskiej wojnie informacyjnej
i natychmiast stał się celem drwin trolli z Facebooka oraz ataków
neonazistów i ekstremistów z YouTube’a, zaczęły go także
poniżać prorosyjskie fałszywe organizacje pozarządowe.
Pojawiły się niesmaczne memy i prześmiewcze obrazki na jego
temat. Gdy na grupie trolli zaczęto szerzyć kłamstwa, że jest
pedofilem, dziennikarz wytoczył ich autorowi sprawę w sądzie
i wygrał.
Po tym, jak Oksanen i wielu innych skontaktowało się ze mną,
zaczęłam rozumieć, że atakowanie krytyków to kremlowska
strategia stosowana na całym świecie.
I ponieważ była ona szkodliwa, zagrażała wolności słowa,
demokracji i bezpieczeństwu narodowemu w wielu państwach,
trzeba było ją zdemaskować. Zaczęłam planować tę książkę.
ANALITYCZKA – JELENA MILIĆ

W Pradze w 2016 roku na konferencji poświęconej kwestiom


bezpieczeństwa poznałam Serbkę Jelenę Milić. Organizatorzy
wiedzieli, że mamy podobne doświadczenia, więc nas sobie
przedstawili.
Okazało się, że w ojczyźnie Milić musiała poprosić o wsparcie
państwowych służb bezpieczeństwa, gdy stała się celem
bezwzględnej i nienawistnej prorosyjskiej kampanii, która
została podchwycona przez liczne serbskie media.
Razem przedstawiłyśmy słuchaczom prezentację o rosyjskich
trollach, fake newsach i nagonkach.
Biografia Jeleny Milić jako taka jest znana. Analityczka
poświęciła życie na rozwiązywanie skomplikowanych etnicznych
i politycznych konfliktów na Bałkanach oraz umacnianie
demokracji w tym regionie.
W 2016 roku magazyn „Politico” nazwał Milić jedną z 28
najbardziej wpływowych postaci Europy. Ponadto Serbka
informuje społeczeństwo o rosyjskich wrogich operacjach
wpływu na Bałkanach.
Przed rozpoczęciem kampanii nienawiści rodacy od czasu do
czasu z szacunkiem zagadywali ją na ulicy i pytali o opinię na
temat bieżących spraw społecznych. Ale im dłużej trwała
nagonka, tym częstsze stawały się wiadomości, w których
Serbowie życzyli jej śmierci lub gwałtu.
W najtrudniejszym okresie kilka godzin typowego dnia
upływało Milić na dbaniu o bezpieczeństwo własne i fizyczną
nietykalność. Policja ochraniała ją przez całą dobę.
Żeby móc iść do sklepu po mleko lub przespacerować się
z domu do centrum, Milić musiała poinformować
funkcjonariuszy o swoich planach dwie godziny wcześniej.
Przyjęła ochronę policyjną, ponieważ grozili jej przedstawiciele
ruchów ekstremistycznych, z których część miała wyroki za
użycie przemocy, a inni byli bezpośrednio powiązani
z prokremlowskimi skrajnie prawicowymi grupami
nacjonalistów.
Nawet córka Milić – osoba prywatna, która nie ma nic
wspólnego z pracą matki – otrzymała na Facebooku pogróżki.
Pochodziły od skrajnie prawicowego aktywisty i fanatycznego
zwolennika prezydenta Putina, który miał powiązania również
z rządem Serbii.
Milić liczyła, że krajowi dziennikarze opublikują artykuły
o wyjątkowym nacisku, któremu została poddana, i jego źródle:
rosyjskim kanale propagandowym Sputnik i fabrykach trolli,
rozsiewających w serbskich mediach ohydne plotki na jej temat.
Dziennikarze nie byli zainteresowani grą Krymu
w bałkańskich środkach masowego przekazu. Ku rozczarowaniu
Milić woleli zrobić z tragedii rozrywkę. „Chcieli opisywać i śledzić
moje życie prywatne pod ochroną policji, żeby stworzyć program
reality show. Odmówiłam”.
Po miesiącu życia pod parasolem służb Milić zrezygnowała
z obstawy. Uznała, że to niesprawiedliwe, ponieważ wielu jej
rodaków musiało w trudniejszych życiowych sytuacjach obejść
się bez podobnego wsparcia. „Policjanci okazali się mili
i pomocni. Ale akcja chronienia mnie była niedofinansowana
i sprawiła, że moje życie stało się trudniejsze niż wcześniej”,
mówi Milić.
Oprócz tego złożyła na policję wiele zawiadomień
o przestępstwie w tych środkach przekazu, które w jej ocenie
dopuściły się zniesławienia jej osoby.
Ale zdawało się, że zawiadomienia, jedno po drugim, albo
gdzieś grzęzły, albo przepadały w policyjnych archiwach.
„Jestem przykładem na to, dlaczego powiedzenie »każda
popularność to dobra popularność« przestało być zgodne
z prawdą. Muszę odbudować swoją zniszczoną reputację
całkowicie od podstaw”, mówi Milić.
***
Jelena Milić prowadzi w Belgradzie think tank CEAS (Centar za
evroatlantske studije, Centrum Badań Euroatlantyckich), który
przygotowuje badania i raporty, organizuje konferencje,
prowadzi szkolenia i działa na rzecz wzmocnienia
prozachodniego nurtu polityki w Serbii i na całych Bałkanach.
Celem organizacji jest wspieranie dążeń kraju do wstąpienia do
NATO i Unii Europejskiej, przez co zostanie włączony
w zachodnią wspólnotę wartości.
To oznacza, że Milić ma dużo pracy. Delikatnie mówiąc, Serbia
wciąż jest na drodze do stabilnej demokracji i praworządności.
Sytuację komplikują kremlowskie operacje wpływu w różnych
częściach Bałkanów.
W ostatnich latach, przy dużej pomocy reżimu Władimira
Putina, rządy państwa zaczęły się zbliżać ku autokracji. Kreml
dba o mit Serbii jako lojalnej sojuszniczki Rosji, jej „siostry”, i ten
przekaz rozpowszechnia. Rosyjskie wpływy wśród Serbów
przenikają w głąb społeczeństwa i mają długą tradycję. Podczas
podróży z międzynarodowego lotniska w Belgradzie do centrum
miasta jedna z pierwszych reklam na trasie wychwala bliską
rosyjsko-serbską współpracę energetyczną.
Bilbord, który został sfinansowany przez rosyjskiego giganta
energetycznego Gazprom Nieft i jego przedstawiciela w Serbii,
obiecuje „partnerstwo na przyszłość”. Na obrazku flagi serbska
i rosyjska są ze sobą pięknie splecione.
Wielu Serbów chełpi się, że ich rząd ma „dobre stosunki”
z Rosjanami, oraz czuje dumę z powodu wielkich rosyjskich
inwestycji w kraju – chociaż naprawdę dużo większy kapitał niż
Rosja lokuje w Serbii Unia Europejska.
W Belgradzie, stolicy podzielonej obecnie na wiele państw byłej
Jugosławii, ślady wojny są nadal widoczne i przypominają
o wielkim potencjale zniszczenia, który niesie ze sobą
propaganda. Podczas spaceru po centrum miasta Milić pokazuje
mi wysoki budynek. Jego ściany rozpadły się. Powyginane
stalowe podpory sterczą z pokruszonego betonu.
W latach 90. był jeszcze cały. Działał w nim serbski radiowo-
telewizyjny nadawca państwowy RTS.
Gdy w latach 90. krajowy reżim uciekał się do zbrodni
wojennych i ludobójstwa, głównie muzułmanów oraz
Chorwatów, kontrolowana przez władzę stacja telewizyjna RTS
agitowała i usprawiedliwiała okrucieństwo. Państwowa telewizja
dostarczała do domów treści, które dehumanizowały
wspomniane grupy, i w ten sposób podżegała do przemocy
wobec mieszkańców Bośni i Sarajewa.
W 1999 roku NATO rozpoczęło interwencję przeciwko
podejrzewanej o zbrodnie wojenne władzy i przeprowadziło
naloty powietrzne. Jednym z celów ataku była siedziba główna
publicznych mediów, które zaprzęgnięto do rozsiewania
propagandy reżimu.
Po zakończeniu wojny nikt nie odbudował dawnej siedziby RTS
ani innych zbombardowanych budynków.
„Jako przyczynę podaje się zbyt wysokie koszty”, mówi Milić.
Obecnie Kreml wykorzystuje interwencję w propagandzie
skierowanej do mieszkańców Bałkanów. Oskarża NATO
o przestępstwa i zawyża liczbę cywilnych ofiar nalotów.
„W swoich wiadomościach Moskwa ciągle demonizuje NATO,
ale nigdy nie wspomina o przyczynach interwencji. W ten sposób
wpływa na lokalną prasę i pisze od nowa serbską historię”,
opowiada Milić.
Analityczka brała udział w kompletowaniu aktów oskarżenia
przeciwko zbrodniarzom wojennym i stawianiu ich przed
Międzynarodowym Trybunałem Karnym dla byłej Jugosławii.
Duża część z nich jest cały czas na wolności.
„Jednym z problemów Serbii jest to, że wielu spośród
podejrzanych o zbrodnie wojenne wciąż piastuje wysokie
stanowiska w serbskiej policji, siłach zbrojnych lub władzach
państwowych. W ten sposób legitymizują bezprawie, a do
tego pociągają za sznureczki w niektórych mediach”, mówi Milić.
Badania CEAS pokazały, że Kreml wpływa nawet na to, jak
Serbia zbiera oskarżenia przeciwko zbrodniarzom wojennym
i prowadzi śledztwo. Postawienie ich przed sądem to jeden
z najważniejszych warunków przystąpienia kraju do Unii
Europejskiej. Kreml nie chce, żeby wspólnota powiększyła się
o Serbię, więc w jego interesie jest, aby zatrzymać procesy
oskarżonych o okrucieństwa.
Integracja Bałkanów z Unią Europejską i NATO oznaczałaby, że
sprawujący władzę oligarchowie i zbrodniarze wojenni utraciliby
zarówno źródło dochodów z łapówek, jak również władzę nad
wymiarem sprawiedliwości.
Z tego powodu oligarchowie sprzeciwiają się członkostwu
Serbii w obu międzynarodowych układach.
Kreml karmi wszystkie antynatowskie i antyunijne siły. A Milić
reprezentuje politykę sprzyjającą Unii Europejskiej i NATO.
Inaczej mówiąc, interesy Kremla na Bałkanach i interesy
założycielki CEAS w jej ojczyźnie są sprzeczne. Dlatego Milić stała
się celem kampanii, która w praktyce polega na przemocy
psychicznej.
I chyba też dlatego, że think tank opublikował zbyt wiele
rzetelnych i demaskatorskich raportów o operacjach wpływu
Kremla. Albo ponieważ Milić sprzeciwia się rosyjskiej demokracji
w sposób publiczny i dobrze widoczny.
W 2013 roku Aleksandr Czepurin, ambasador Rosji
w Belgradzie, przedstawił w wywiadzie dla mediów oficjalne
stanowisko Kremla w sprawie integracji Serbii z Zachodem.
Według dyplomaty Serbia jest „sojusznikiem Rosji”. Oświadczył
on, że nigdy „nie zrozumie ani tym bardziej nie zaakceptuje
nikogo, kto za 30 srebrników wpycha kraj do NATO”. Dodał przy
tym, że rany zadane przez bombardowania sił sojuszu i śmierć
cywili są wciąż świeże, nie tylko w Serbii.
Metafora 30 srebrników, za które Judasz wydał Jezusa
zabójcom, posłużyła ambasadorowi do zaszufladkowania jako
chciwych na pieniądze zdrajców wszystkich zwolenników
dołączenia Serbii do NATO.
Więc również Jeleny Milić.
W reakcji na wypowiedź ambasadora analityczka
opublikowała list otwarty.
Milić uważnie przeanalizowała wypowiedzi dyplomaty i punkt
po punkcie wykazała ich powierzchowność, fałszywy przekaz
i obraźliwy wydźwięk. Oprócz tego udzieliła ambasadorowi
wyczerpującej lekcji na temat kierunku rozwoju polityki
wewnętrznej kraju, a także tego, jak mógłby skorzystać na
związaniu się z Zachodem.
Czepurin nie zareagował na list. Brudną robotę odwaliła idąca
krok w krok za Kremlem serbska skrajna prawica.

LISTA ZDRAJCÓW
Pierwszą podejrzaną i w istocie putinowską organizacją, która
jawnie obrała sobie jako cel Milić, czym być może złamała prawo,
był prawicowy Serbski Narodowy Ruch Naši.
Grupa, która głosiła prokremlowskie i antyunijne postulaty,
powstała w Serbii w 2006 roku – rok po tym, jak jeden
z głównych ideologów Kremla, Władisław Surkow, założył
w Rosji podobną, nacjonalistyczną i hołubiącą Putina organizację
Naszi, sprawiającą wrażenie, jakby została zrodzona z potrzeb
prawdziwego społeczeństwa obywatelskiego.
„Naši” znaczy po serbsku to samo co „naszi” po rosyjsku.
Serbowie rozpowszechniają ekstremistyczną ideologię i putinizm
odziane w szaty patriotyzmu. Tak jak kremlowska organizacja
Naši atakuje obrońców praw człowieka, naukowców
i prozachodnich polityków.
Grupa cieszy się w Serbii akceptacją, o czym świadczy fakt, że
jej przywódca Ivan Ivanović publikuje gościnnie teksty w wielu
serbskich mediach.
W roku 2014 grupa Naši przeprowadziło atak internetowy.
Opublikowało w sieci listę 30 znanych w kraju osób
publicznych o liberalnych poglądach i nazwała je zdrajcami.
Na liście znaleźli się ówczesny premier Serbii, sympatyzujący
z Zachodem aktorzy, pisarze, badacze i dziennikarze
z niezależnych mediów. Członkowie ruchu Naši napiętnowali ich
wszystkich, bez uzasadnienia, jako tych, którzy najbardziej
nienawidzą Serbii. Na liście widniało również nazwisko Jeleny
Milić.
Serbska prokuratura generalna wszczęła proces sądowy
przeciwko podejrzewanej o dyskryminację organizacji. Milić
i pozostałe osoby okrzyknięte zdrajcami wezwano na świadków.
W 2017 roku Milić wraz z resztą oczernianych przesłuchano
przed sądem. Ona i dwóch innych świadków powiedzieli
wymiarowi sprawiedliwości, że wciągnięcie na listę uważają za
dręczenie.
Ale inne osoby z listy nie uznały łatki oszusta za uciążliwą.
Przewodniczący organizacji Naši powiedział przed sądem, że
grupa wymieniła w internecie każdego, kogo uważa za
działającego wbrew serbskiej konstytucji.
Sąd uchylił wszystkie zarzuty.
Lista to był jednak dopiero początek.
W 2016 roku szturm przeciwko Jelenie Milić przypuszczono
z całą siłą. Kampania ruszyła niedługo po tym, jak CEAS
opublikował dwa anglojęzyczne raporty o wpływie Rosji na
Bałkanach.
W tekstach dokładnie przeanalizowano ciepłe
i wielowymiarowe stosunki między Kremlem a Serbią.
Przedstawione zostały dwustronne spotkania najważniejszych
polityków obu krajów w drugiej dekadzie XXI wieku oraz listy
poruszanych przez nich spraw.
Raporty CEAS prześwietlają również przedsięwzięcia Kremla,
którymi ten przywiązuje Serbię do siebie: umowy w sprawie
handlu naftą i gazem, wspólne ćwiczenia wojskowe oraz
rosyjskie „prezenty”, takie jak warte krocie myśliwce MiG, które
miały się przyczynić do „uratowania i zmodernizowania”
serbskich sił powietrznych.
„Serbski rząd otwiera drzwi rosyjskim złowrogim wpływom”,
mówi Milić.
Badania szczegółowo opisują również korumpowanie
serbskich polityków i kierowników mediów przez Rosję.
Poruszają także temat kremlowskich prób odizolowania Serbii od
świata zachodniego i uniemożliwienia jej dołączenia do Unii
Europejskiej i NATO. Ponadto jest mowa o wsparciu Rosji dla
totalitarnych działaczy politycznych w Czarnogórze i Kosowie
oraz o jej sympatiach dla skrajnej prawicy.
Oprócz tego raporty think tanku Milić wymieniają ponad setkę
mediów rozpowszechniających kremlowską propagandę.
Ogromna część z nich nie ma nawet wymaganych w Serbii
licencji na działanie, ale mimo to kształtują opinię publiczną.
Takim środkiem masowego przekazu jest serbski oddział
rosyjskiego Sputnika. W uroczystościach z okazji pierwszej
rocznicy jego powstania uczestniczył nawet ówczesny prezydent
Serbii.
Za zgodą prezydenta czy bez niej, Sputnik stał się dość
popularnym źródłem informacji w Serbii. Podaje wiele
wiadomości jako pierwszy i w ten sposób wygrywa zawody
z innymi mediami, które go cytują.
W lutym 2016 roku Milić i jej pracownicy urządzili pierwszą
konferencję, na której przedstawili wyniki swoich raportów
o wpływie Rosji. Publiczne deprecjonowanie tekstów zaczęło się
jeszcze przed ich opublikowaniem. Jedna z tub propagandowych
Kremla, strona internetowa Pravda, wprost zażądała odwołania
konferencji.
Sputnik jako jeden z pierwszych poinformował o raportach.
Narracja serwisu polegała na ich krytykowaniu. Oprócz tego
poświęcił uwagę żakietowi, który Milić miała na sobie podczas
konferencji. Według autora Sputnika jej strój był „stalinowski”.
Serwis z radością donosił również o prorosyjskiej
i antynatowskiej demonstracji, która tego samego dnia odbyła się
w Belgradzie.
W tym samym czasie ekstremiści i internauci o fałszywych
tożsamościach utworzyli w mediach społecznościowych drugi
front. Fantazje o śmierci Milić, obrzydliwe zniesławienia, które
w Finlandii mogłyby zostać uznane za przestępstwo, czyli
obraźliwe i kłamliwe informacje oraz szczegółowe opisy aktów
przemocy wymierzonych w dyrektorkę CEAS, zaczęły masowo
pojawiać się na jej kontach w mediach społecznościowych.
Wybrano cel i trolle przeprowadziły atak, taki sam jak w moim
przypadku. Po tym, jak pojawiły się fake newsy o Milić
i mieszające ją z błotem komentarze, zgraja postronnych
obserwatorów spędzających czas w internecie podchwyciła temat
i zaczęła rozpowszechniać kłamstwa w swoich sieciach
kontaktów.
Hejt skierowany na Milić bardzo przypominał ten, którego
ofiarą padłam ja. Miał na celu zastraszyć ją, uciszyć, osłabić
moralnie i poniżyć seksualnie. Według internautów Milić to na
przykład „opłacana przez NATO dziwka, a partyzanci będą jebać
jej neoliberalną, faszystowską matkę”, „dziwka, która ssie
amerykańskie chuje i powinna skończyć w klinice aborcyjnej”,
„sterta gówna” oraz „agentka zagranicy, która, mam nadzieję,
wyda wszystko, co od nich zarobi, na leczenie”.
Ponadto hejterzy pisali w wiadomościach, że Milić „skończy na
dnie rowu” oraz „powinna się powiesić i umrzeć”.
Zwróciły się do niej również postacie powiązane bezpośrednio
z Kremlem. Jedną z nich był obywatel Serbii Nemanja Ristić,
przypochlebiający się Kremlowi aktywista skrajnej prawicy
i założyciel popularnego serwisu informacyjnego B92.
W przeszłości o Risticiu mówiono i pisano między innymi po
tym, jak zagroził ambasadorowi Stanów Zjednoczonych w Serbii.
Zamieszcza on w mediach społecznościowych rosyjską
propagandę i popularyzuje logo niesławnej FSB.
W marcu 2016 roku Ristić wysłał do biura Milić mail, w którym
oskarżał ją o to, że pracuje dla NATO i otrzymuje za to pieniądze,
co jego zdaniem zakończy jej karierę błyskawicznym procesem
sądowym i możliwie najsurowszym wyrokiem. Sam sojusz został
przez niego opisany w przedziwny sposób: miała to być
„organizacja przestępcza, która produkuje i dystrybuuje heroinę,
zabija cywili i kradnie”.
Ristić nie odpuścił Milić. W następnym miesiącu udostępnił na
Facebooku fake newsa, jakoby dyrektorka CEAS była uzależniona
od kokainy i alkoholu.
Ristić nie jest żółtodziobem. W latach 90. był członkiem
organizacji przestępczej i odsiedział wyrok dziewięciu lat
pozbawienia wolności za zamordowanie konkurującego z nim
członka gangu. Po tym został wiele razy skazany za nielegalne
posiadanie broni.
Oprócz tego wydano za nim międzynarodowy list gończy,
ponieważ podejrzewano go o udział we wspieranym przez Rosję
zamachu stanu w Czarnogórze w 2016 roku.
Celem wywrotowców było wdarcie się do parlamentu w dniu
wyborów, zamordowanie premiera i powołanie rządu, który nie
dopuściłby do dołączenia kraju do NATO.
Służby bezpieczeństwa Czarnogóry i grupa dziennikarzy
śledczych Bellingcat poinformowały, że w spisku brali udział
rosyjscy agenci wpływu oraz osoby opłacane przez Rosję. Zza
kulis sterował nim przede wszystkim rosyjski Instytut Studiów
Strategicznych (RISI) – pracodawca Johana Bäckmana.
Prokuratura podejrzewa, że Ristić rekrutował demonstrantów,
których zadaniem było zaatakowanie budynku parlamentu.
Poszukiwały go zarówno Czarnogóra, jak i Interpol.
Na razie serbski wymiar sprawiedliwości nie wydał go sądowi
w Czarnogórze, który prowadzi sprawę, więc Ristić został
skazany zaocznie na siedem lat pozbawienia wolności.
Tego, w jakich kręgach obraca się Serb, można się dowiedzieć
z rozpowszechnionego w mediach społecznościowych zdjęcia, na
którym towarzyszy ministrowi spraw zagranicznych Rosji
Siergiejowi Ławrowowi oraz rosyjskim oficerom.
Mimo wszystko część serbskich środków masowego przekazu
traktuje Risticia jako specjalistę. W wywiadzie w jednym talk-
show poruszył wątek dotyczący kotów dyrektorki CEAS, chociaż
to nie one były głównym tematem programu.
Najwyraźniej Risticiowi zależało, by Milić dowiedziała się, że
jej życie prywatne jest pod obserwacją.
Prawnik think tanku złożył na policji zawiadomienie
o przestępstwie popełnionym przez Risticia. Dokument przepadł,
chociaż autor próbował dowiadywać się o jego losy.
„Mój prawnik powiedział, że zrobiliśmy wszystko, żeby pchnąć
sprawę do przodu. Ale nic się nie stało. Państwo serbskie nie chce
posłać Risticia do więzienia”.

NAJEMNICZKA I NATOWSKIE OBLICZE ZŁA


CEAS nie tylko był publicznie krytykowany, lecz również padł
ofiarą ataków internetowych. Doprowadziły one do tego, że
badania o rosyjskich operacjach na chwilę zniknęły
z publicznego dostępu.
Z powodu wielu ataków DDoS strona internetowa think tanku
padła i nie działała przez kilka dni, więc nikt nie mógł się dzięki
niej zapoznać z wynikami badań ani z innymi wiadomościami.
Wskutek akcji przestały funkcjonować również skrzynki mailowe
pracowników centrum.
Gdy w maju 2016 roku CEAS opublikował drugą część badań na
temat Rosji, ruszyła nowa lawina. Tym razem w kampanii brały
udział także mające większy wpływ na opinię publiczną niż
internetowi komentatorzy krajowe dzienniki, czasopisma
i kanały telewizyjne.
Materiał o Jelenie Milić, celowo rozpowszechniany w serbskich
mediach, zawierał wyłącznie hejt. Przypominał treści, które na
przykład w krajach nordyckich rozchodzą się zazwyczaj jedynie
po nienormowanych żadnymi regułami najciemniejszych
zakątkach internetu.
W Serbii materiał pojawił się w gazetach i telewizji – chociaż
część serbskich środowisk dziennikarskich twierdzi, że
przestrzega etyki zawodowej, i mimo uregulowania działalności
środków masowego przekazu, przynajmniej na papierze.
Najbrudniejszą kampanię prowadziły popołudniówka
„Informer”, dziennik „Srpski Telegraf” oraz kanał telewizyjny TV
PINK.
W 2016 roku „Informer” twierdził, że jest jedną
z najpopularniejszych serbskich gazet, a jego dzienna sprzedaż to
ponad 100 tysięcy egzemplarzy. Trudno to potwierdzić, ponieważ
nie ma wystarczająco wiarygodnych danych na temat zasięgów
serbskich mediów.
Oprócz rozpowszechniania fake newsów, teorii spiskowych
i plotek o sławnych osobach „Informer” lojalnie wspiera politykę
rządu, byłego premiera i obecnego prezydenta Aleksandara
Vučicia oraz inicjatywy Kremla i grup skrajnie prawicowych.
W okresie poprzednich wyborów prezydenckich w Serbii
„Informer” rozpowszechniał dodatek specjalny, którego
sponsorem był rosyjski gigant energetyczny Gazprom.
W ogromnej części zachodnich mediów pomiędzy
reklamodawcami a dziennikarzami jest gruba zapora ogniowa –
to znaczy, że reklamodawcy nie mogą nakazywać, o czym pisze
się w gazetach.
Wygląda na to, że w Serbii nie jest ona tak szczelna.
W artykułach „Informera” Milić została określona jako
lobbystka NATO, co w tym kontekście miało negatywny
wydźwięk. Gazeta połączyła ją z teoriami spiskowymi, zgodnie
z którymi organizacja planuje sprowokowanie konfliktu w Serbii.
Według jednego tekstu Milić rzekomo „groziła pobiciem
mężczyźnie, który sprzeciwiał się sojuszowi”. W drugim włożono
w jej usta słowa, których nigdy nie użyła. Miała powiedzieć:
„Serbowie zapracowali sobie na bombardowania NATO”.
Kampania trwała, a z Milić zrobiono w gazetach szpiega
Sojuszu Północnoatlantyckiego i Chorwacji. Według „Informera”
jej misją miało być rozpowszechnianie fałszywych wiadomości
i wzbudzanie niepokoju wśród mieszkańców Serbii.
Gazeta włożyła sporo wysiłku w wymyślenie skandalizujących
tytułów, głoszących, że Milić jest opłacana i „sterowana” przez
NATO oraz podejrzanych zachodnich patronów. Według
„Informera” zadanie CEAS polega na zdestabilizowaniu sytuacji
w Serbii i sianiu chaosu.
W artykułach popołudniówki jest ziarnko prawdy. CEAS
faktycznie otrzymuje finansowanie z wielu zachodnich
i międzynarodowych źródeł, na przykład z Open Society
Foundation George’a Sorosa, Rockefeller Brothers Fund,
funduszu na dyplomację publiczną NATO i wielu innych.
Ale think tank nie ukrywa swoich źródeł finansowania i na
stronie internetowej prezentuje wszystkie informacje dotyczące
budżetu. Dla „Informera” dane to podstawa teorii spiskowych.
Z poszanowaniem najlepszych tradycji propagandowych gazeta
z rozwagą wybiera zdjęcia Milić. Publikuje tylko takie, na których
ma ona dziwny wyraz twarzy, wygląda niekorzystnie lub jest
zezłoszczona. Tak samo jak Gazeta MV w Finlandii lub fabryka
trolli w Rosji.
„Informer” sprzedawał numery specjalne, których okładka
przedstawiała na przykład twarz Milić z podpisem: „Oblicze
natowskiego zła”.
„Zawsze wyglądam brzydko. Udaje im się mnie przedstawić,
jakbym była świrniętą ciocią ze strychu”, mówi analityczka.
Takie działania miały na celu wywołanie wrażenia, że Milić jest
niestabilna emocjonalnie i pod każdym względem odpychająca.
W tradycyjnych mediach informacyjnych wybiera się zawsze
zdjęcie, które przedstawia osobę tak, jak wygląda ona
w rzeczywistości. Jeśli nie ma ku temu uzasadnionych powodów,
nie pokazuje się niezamierzonych brzydkich grymasów.
„Informer” nie był zainteresowany weryfikacją faktów. W 2016
roku anonimowe trolle utworzyły na Facebooku fałszywy profil,
który miał rzekomo należeć do Jeleny. Prowadząca go osoba
pisała w postach, że zastanawia się nad kandydowaniem
w przeprowadzanych w Serbii za rok wyborach prezydenckich.
Wpis wywołał lawinę prześmiewczych komentarzy, w których
grupowo odmawiano Milić szans na objęcie stanowiska.
„Informer” podłapał historyjkę i przedstawił ją jako
prawdziwą. Tytuł krzyczał: Bardzo zabawne! Jelena Milić ogłosiła,
że będzie startować w wyborach na prezydenta Serbii.
I znowu wściekła opinia publiczna zaczęła słać groźby
prawdziwej Milić. Chociaż od początku nie miała żadnego
związku z tą opowieścią ani nie rozważała kandydowania na
stanowisko głowy państwa.
Wymierzona w Milić kampania popołudniówki „Informer” jest
pod względem rozsiewanych treści w 100 procentach spójna z tą,
którą rosyjski Sputnik prowadzi za pomocą serii fake newsów.
A „Informer” nie był jedynym serbskim środkiem masowego
przekazu, który ruszył w ślad za sterowanym przez Kreml
Sputnikiem.
Wiele krajowych mediów przedstawiało podobny punkt
widzenia i podgrzewało krucjatę czytelników przeciwko
„szpiegowi pracującemu dla NATO”.
Think tank Milić badał teorię spiskową, według której „NATO
prowadzi na Bałkanach eksterminację”. Zrzucone w 1999 roku na
Belgrad bomby zawierały uran zubożony, który według
wzbudzającej strach historii spowodował w Serbii masowe
zachorowania na raka i śmierć cywili.
Ta teza została naukowo obalona. Mimo to w kraju urządza się
międzynarodowe konferencje, których tematem jest „wywołana
przez NATO epidemia raka”.
Część serbskich mediów wciąż przeprowadza wywiady
z rzekomymi specjalistami, którzy sprzeciwiają się członkostwu
kraju w NATO, ponieważ Sojusz podobno „prowadzi wojnę
jądrową przeciwko Serbii”.
W tych samych środkach masowego przekazu Milić została
pogardliwie nazwana „gwiazdką NATO” i „najemniczką NATO”.
Gdy szefowa CEAS razem z ekspertem do spraw zdrowotnych
wydała publiczne oświadczenie i ogłosiła, że chodzi o kampanię
fake newsów, napastujące ją media wywołały kolejną falę hejtu.
W jej usta znów włożono słowa, których nie wypowiedziała:
podobno była zdania, że „uran wpływa korzystnie na organizm”.
Zdaje się, że cel publicznie piętnujących Jelenę Milić tekstów to
zniszczenie zaufania, którym jest darzona.
Oprócz tego poddano próbie relacje łączące dyrektorkę
z finansowymi patronami think tanku i środowiskami
dyplomatycznymi.
Cel udało się osiągnąć. Przynajmniej częściowo.

POŻYCZKA Z BANKU
Wskutek kampanii ucierpiały zdolność Jeleny Milić do pracy oraz
jej życie prywatne. Twórcom nagonki udało się również zaburzyć
funkcjonowanie think tanku.
W lipcu 2016 roku, cztery miesiące po opublikowaniu raportu
na temat rosyjskich operacji wpływu, biuro CEAS w Belgradzie
straciło doświadczoną pracowniczkę. Gdy odebrała telefon,
usłyszała od nieznajomego groźbę. „Pracowniczka przestraszyła
się i postanowiła zakończyć pracę. W takiej sytuacji nie jest łatwo
znaleźć nowe osoby lub zatrzymać zatrudnione”, mówi Milić.
Również poszukiwania prawnika, który zgodziłby się zająć
sprawami zgłaszanymi na policję przez Milić, były trudne
i wymagały czasu. Wielu bało się, że hejt wymierzony w Milić,
uderzy również w nich.
Oprócz tego ludzie mieszkający w sąsiedztwie siedziby think
tanku zaczęli skarżyć się właścicielowi lokalu, który
wynajmowała Milić. Przed uruchomieniem fali hejtu byli mili.
Ale kiedy do opinii publicznej dotarły pierwsze fałszywe
oskarżenia, zaczęli natarczywie wypytywać, dlaczego pozwolił
wprowadzić się do swoich pomieszczeń organizacji o tak złej
opinii.
Problemy się piętrzyły.
Późnym latem 2016 roku córka Milić wróciła do domu
i z niedowierzaniem popatrzyła na matkę. Okazało się, że
znajomi dziewczyny przeczytali w internetowej gazecie
plotkarskiej „Tračara”, że analityczka wzięła kredyt na operację
powiększenia biustu, żeby „zadowolić swojego amerykańskiego
chłopaka”.
Milić była wstrząśnięta. Tak samo jak wiele innych dotyczących
jej fake newsów, również ten zawierał ziarnko prawdy. Istotnie
wzięła kredyt, lecz nie na operację plastyczną, tylko na leczenie
zębów.
W artykule zacytowano nieznanego Milić urzędnika z banku,
którego klientką wcale nie była. Oprócz tego wypowiedział się
fałszywy policjant, który potwierdził, że kobieta poddała się
operacji powiększenia biustu, ponieważ ma młodszego chłopaka.
Milić wyciągnęła wnioski. Tylko ktoś, kto miał dostęp do jej
prywatnych danych bankowych, mógł udostępnić je gazetom,
które następnie zajęły się przekręcaniem faktów.
Na dodatek jej córka zastanawiała się, czy ta „wiadomość” to
prawda.
„To mnie przeraziło. Zaczęłam się martwić o rzetelność
informacji, które docierają do naszych dzieci. Nie jest miło, gdy
człowiek zda sobie sprawę, że wielu młodych ludzi czyta takie coś
i wypytuje córki: »Co twoja matka w ogóle odpierdala?«”.

WBREW INTERESOM SERBII


W kampanii brał udział również serbski kanał telewizyjny, który
ma większe grono odbiorców niż gazety.
PINK to prywatna ogólnokrajowa stacja telewizyjna, która
z powodu swojej pozycji powinna przestrzegać zasad
licencyjnych dla mediów. W ofercie kanału znajduje się sporo
reality shows, produkcji niewysokich lotów opartych na głębokiej
ingerencji w życie prywatne ludzi oraz nieprzyzwoitych
programów plotkarskich.
Właścicielem stacji jest były towarzysz partyjny eksprezydenta
Slobodana Miloševicia. O polityce mówi się na kanale wyłącznie
ustami niegdysiejszej głowy państwa.
Wydaje się, że PINK i „Informer” wymieniają się informacjami.
Redaktor naczelny gazety obraził Milić, gdy była gościem
w porannym programie telewizji, a popołudniówka publikuje
bardzo klikalne fake newsy o analityczce.
W listopadzie 2016 roku CEAS poprosił „Informera” oraz PINK
o sprostowanie fałszywych informacji na temat Milić i think
tanku. Równocześnie zagroził mediom wniesieniem sprawy do
sądu.
„Oprócz publikowania innych fake newsów PINK i »Informer«
twierdziły, że dostajemy od zagranicznych patronów o wiele
mniej pieniędzy niż w rzeczywistości. Chcieliśmy, żeby to też
sprostowali”.
Zgodnie z serbskim prawem media powinny skorygować
błędne informacje. Jeśli tego nie zrobią, muszą zapłacić grzywnę.
Prośba o sprostowanie, którą CEAS dostarczył również do
wiadomości władz, nie powstrzymała drwin.
Po rocznym procesie sąd nakazał opublikowanie sprostowania
błędnych informacji tylko redaktorowi naczelnemu Draganowi
Vučićeviciowi i nałożył na gazetę karę w wysokości tysiąca euro.
Ale kanał telewizyjny PINK nie musiał niczego prostować.
„Informer” opublikował krótki tekst, w którym skorygował
część wcześniejszych kłamstw. Ale nie wspomniał, że robi to
z powodu wyroku sądowego.
W porównaniu ze stratami, które fake newsy popołudniówki
wyrządziły dobrej opinii i bezpieczeństwu Milić, krótkie
sprostowanie nie było wielkim wynagrodzeniem krzywd.
Również niektórzy serbscy politycy wzięli udział
w linczowaniu analityczki. Jeszcze większa była liczba tych,
którzy nie zareagowali w żaden sposób, chociaż widzieli, co się
dzieje.
Wielbiący Putina i skrajną prawicę Vojislav Šešelj, skazany za
zbrodnie wojenne lider Serbskiej Partii Radykalnej, nazwał na
Twitterze Milić i dwie inne aktywistki z organizacji
pozarządowych „faszystowskimi dziwkami”.
Ale były premier Serbii i obecny prezydent Aleksandar Vučić
nadał nagonce nowy wymiar.
Na początku 2017 roku dyrektorka CEAS została zaproszona do
wieczornego talk-show stacji PINK, aby rozmawiać o krajowych
sprawach bieżących z Vučiciem, ówczesnym premierem. Już
wtedy bojkotowała kanał, ale zdecydowała się wykorzystać
szansę i powiedzieć, co myśli o poglądach właścicieli stacji i jej
strategii dziennikarskiej.
Transmitowana na żywo debata stawała się coraz gorętsza.
Vučić wygarnął Milić z zaskoczenia: „Wszystko, co pani robi, jest
wbrew interesom naszego kraju”.
Milić natychmiast wstała z krzesła i wyszła w trakcie
programu.
„Słowa premiera były bezpośrednim wezwaniem dla każdego
szaleńca, żeby mnie zabić. On wiedział, że zrezygnowałam
z ochrony policyjnej, i mimo to powiedział tak publiczne”,
wspomina Milić.
Wiele serbskich mediów, z PINK i „Informerem” na czele,
ponownie zaatakowało Milić i wykorzystało do tego jej wyjście ze
studia. Według gazet była „królową dram”.
„Gdy media przedstawiają mnie w pozytywnym świetle, ludzie
na ulicy patrzą na mnie przyjaźnie. Ale gdy publikowane są
krytykujące mnie artykuły, niektórzy przechodnie wyglądają tak,
jakby chcieli się na mnie rzucić”.
Program telewizyjny z udziałem premiera pociągnął za sobą
też inne skutki. Wielu kolegów Milić po fachu, na przykład
członków międzynarodowego środowiska dyplomatycznego,
zaczęło jej uniknąć i dbać o to, by nie dali się przyłapać w jej
towarzystwie w miejscach publicznych.
Gdy jest się celem ataku, którym sterują produkujące fake
newsy rosyjskie i rządowe media, prowadzenie think tanku
okazuje się sporym wyzwaniem. Milić musiała poświęcić sporo
czasu na blokowanie uderzających w nią setek kont w mediach
społecznościowych.
„Nie wiem, ile dni życia poświęciłam na raportowanie profili
Facebookowi i Twitterowi oraz przedstawianie im dowodów na
nękanie mnie”.
Od żadnej z tych platform nie otrzymała pomocy. Zamiast tego
Twitter zamknął jej własne konto, być może z powodu akcji
zorganizowanego i bezpodstawnego zgłaszania go
administratorom serwisu.
W lipcu 2016 roku CEAS zorganizował kolejną konferencję. Na
wydarzenie Milić zaprosiła przedstawicieli wybranych mediów.
Nie zwróciła się do tych, które rozpowszechniają fake newsy, ani
do rosyjskich kanałów propagandowych. „Prowadzę NGO
i odpowiadam przed moimi darczyńcami, radą i sumieniem”,
powiedziała.
Opublikowała oświadczenie, w którym poinformowała, że
CEAS nie zaprasza na konferencję Sputnika ani platform, które
publikują zapożyczone z niego fake newsy. Ponadto stwierdziła,
że Sputnik nie jest środkiem masowego przekazu, który uprawia
dziennikarstwo.
Ten natomiast zaprotestował. Według niego CEAS piętnuje
i wyklucza prawdziwe media. Również wielu innych
wpływowych dziennikarzy skrytykowało decyzję Milić i stanęło
w obronie „wolności słowa” i propagandowych publikacji.
Vukašin Obradović, przewodniczący serbskiego związku
dziennikarzy, napisał komentarz, w którym zadrwił z Milić.
„Dziennikarze rozpętali burzę i orzekli, że nie mogę zabronić
pojawienia się na konferencji Sputnikowi i innym. Pytali, kim
jestem, żeby decydować, które media są prawdziwymi środkami
przekazu, a które nie. Wielu tutejszych dziennikarzy niepokoi się
fake newsami i tym, jaki miały wpływ na wybory w Stanach
Zjednoczonych, ale nie widzą, co się dzieje w ich własnym kraju”.

FAKE-CEAS
W lipcu 2017 roku pracownicy think tanku zauważyli, że Jelena
Milić prawdopodobnie jest obserwowana. Ktoś próbował wejść
do biura siłą i dyrektorka znów musiała zawiadomić policję.
Pracownicy think tanku zbadali sprawę dokładniej. Okazało
się, że na Facebooku powstała strona podszywającej się pod CEAS
organizacji SEAS, a jej czołowe postacie śledziły działalność
prawdziwego CEAS.
SEAS to skrót od serbskiej nazwy oznaczającej Centrum
Współpracy Euroazjatyckiej. Pseudoorganizacja pojawiła się na
Facebooku w tym samym czasie, w którym CEAS opublikował
raporty o wpływach Rosji.
Nieznana osoba ściągnęła logo think tanku oraz skrót nazwy
i umieściła je jako znaki rozpoznawcze na nowo utworzonej na
Facebooku stronie. Prowadzi się tam dziwaczne dyskusje o NATO
i Serbii, jak również porusza inne tematy polityczne oraz
udostępnia materiały do złudzenia przypominające te, których
autorem było CEAS.
Administratorzy strony także zarejestrowali fundację. SEAS
podaje, że jest socjo-konserwatywnym think tankiem, podczas
gdy CEAS określa swój profil jako socjo-liberalny. Milić i jej
pracownicy zauważyli ponadto podejrzane zbieżności w sloganie
fałszywej organizacji i adresie jej strony internetowej.
Później think tank SEAS zorganizował konferencję dotyczącą
NATO. Jej termin wypadał podejrzanie blisko Belgradzkiego
Tygodnia NATO, będącego kongresem organizowanym przez
CEAS Milić już siódmy rok.
Założycielem organizacji i jej oficjalnym przedstawicielem jest
mieszkający na Białorusi Vencislav Bujić. Korzysta on aktywnie
z mediów społecznościowych, opublikował na przykład
świadczące o przyjaznych stosunkach zdjęcie przedstawiające
jego i osoby prywatne z Serbii, które walczyły na wschodniej
Ukrainie po stronie Rosji.
Wiadomo o nim też, że utrzymywał kontakt z nękającym
wcześniej Milić Nemanją Risticiem, który w momencie pisania
tego rozdziału ogłaszał otwarcie na swoim profilu na Facebooku,
że pracuje dla rosyjskiej FSB.
Okazało się również, że Bujić prowadził szczegółowe rozmowy
o planowanym w Czarnogórze zamachu z osobą podejrzewaną
o bycie jego wykonawcą.
Według Milić niektórym serbskim dziennikarzom wydaje się,
że Bujić jest prawdziwym specjalistą od spraw NATO i Rosji, więc
publikują rozmowy z nim w swoich gazetach. „W wywiadach
Bujić bezczelnie kłamał, że CEAS i SEAS to ta sama organizacja”.
Ponadto nawiązał on bezpośredni kontakt ze sponsorami think
tanku Milić i publikował ośmieszające ją posty z fałszywego
konta.
Dwudziestego szóstego lipca 2017 roku Bujić wrzucił do
mediów społecznościowych zaskakujące zdjęcie. Stoi na nim we
władczej pozycji z drugim członkiem założycielem fałszywej
organizacji przed belgradzkim biurem prawdziwego CEAS.
Prawnik Milić wyjaśnił sprawę. Okazało się, że nie ma
legalnych sposobów na powstrzymanie zakłócającej pracę think
tanku fałszywej organizacji. Z tego powodu CEAS obrał jako
strategię badanie i demaskowanie jej działalności.
W 2018 roku Komisja Spraw Zagranicznych Senatu Stanów
Zjednoczonych opublikowała raport o wojnie informacyjnej
Kremla pod tytułem Putin’s Asymmetric Assault on Democracy in
Russia and Europe: Implications for U.S. National Security
(Asymetryczny atak Putina na demokrację w Rosji i Europie:
implikacje dla bezpieczeństwa narodowego USA). Zacytowano
w nim analizę Milić i prawdziwego CEAS.
SEAS zaatakował w mediach społecznościowych natychmiast.
Obrzucił Milić obraźliwymi epitetami i wystawił ją na kolejne
groźby. Oprócz tego fałszywy think tank udostępniał badania
CEAS opatrzone złośliwymi wstępami.
Facebook, który wysyła swoich przedstawicieli na
międzynarodowe konferencje, by przekonywali widownię, że
serwis naprawdę wykonuje ciężką pracę, by ukrócić nienawistne
operacje wpływu i „chronić narażone na ataki społeczności
i użytkowników”, pozwala prześladowcom działać dalej. Tym
sposobem umożliwia prowadzenie często ewidentnie łamiących
prawo nagonek na Milić i jej osiągnięcia.
We wrześniu 2018 roku zgłosiłam Facebookowi Nemanję
Risticia, założyciela pseudo-CEAS Vencislava Bujicia i stronę jego
organizacji, która miała ponad 1300 niczego niedomyślających
się obserwujących.
Facebook szybko odpowiedział na mój raport dotyczący strony.
Poinformował, że „być może nie przestrzega regulaminu
serwisu”, więc platforma zajmie się badaniem jej treści i usunie
wszystko, co nie jest zgodne z jej standardami.
Ale strony nie usunął.
Na dwa pozostałe raporty Facebook do sierpnia 2019 roku nie
zareagował w żaden sposób.

NIEPOKOJĄCA ZMIANA PRZY WŁADZY


CEAS, którym Milić kierowała przez lata, złożył 16 zawiadomień
o przestępstwie dotyczących 16 różnych zidentyfikowanych osób
i tuzina anonimowych autorów, których podejrzewa się
o zniesławienie dyrektorki lub grożenie jej.
Na próżno.
Ostatni do tej pory cyberatak na stronę CEAS przeprowadzono
na początku roku 2018. Gazety popołudniowe nadal polują na
dyrektorkę think tanku, a skazany za zbrodnie wojenne Vojislav
Šešelj w lipcu 2018 roku powiedział w serbskiej telewizji, że Milić
ma wszy we włosach łonowych.
Jednym z najpoważniejszych skutków nagonki jest to, że
zabiera ona środki, czas, energię i odwraca uwagę ofiary od jej
właściwej pracy. Milić broni się przed hejtem, prostuje błędne
wiadomości, czyta groźby śmierci i gwałtu, buduje od nowa sieci
kontaktów, zamiast zająć się zadaniami swojego think tanku:
badaniami, raportami, organizowaniem konferencji,
zdobywaniem nowych informacji i udostępnianiem ich
czytelnikom oraz uczestniczeniem w debatach publicznych.
Z powodu nieustającego rozpowszechniania oszczerstw część
patronów ma mieszane uczucia i podważa sens finansowania
think tanku. Ale ponieważ wiele międzynarodowych organizacji
i donatorów doświadcza obecnie zorganizowanych ataków, nie
chcą, aby kampania wymierzona w Milić wpłynęła negatywnie
na ich stosunki z CEAS.
Operacja wzbudziła nieufność i wywołała konflikty pomiędzy
serbskimi organizacjami pozarządowymi i dziennikarzami,
chociaż z założenia są oni po ten samej stronie: bronią
praworządności, porządku, praw człowieka i szukają sposobów
na ukrócenie korupcji.
Liczba serbskich instytucji, które przez lata wspierały
publicznie pracę CEAS, jest bliska zeru. Milić mówi, że think tank
jest izolowany, a ona czuje się jak kulawa kaczka – chociaż nadal
może podejmować decyzje, to jest bezradna i nie cieszy się
zaufaniem.
Owszem, za granicą jej działalność jest znana. Milić to ceniona
specjalistka, a jej prace cytowane są na przykład w raportach
amerykańskiego Departamentu Stanu. W 2016 roku w publikacji
o prawach człowieka wspomniał on o brudnej nagonce, której
ofiarą padła dyrektorka CEAS.
Mimo trudnej sytuacji, gdy jedna część krajowych mediów ją
bojkotuje, a druga miesza z błotem, Milić pracuje dalej: publikuje
badania o ważnych sprawach bezpieczeństwa w Serbii i na
Bałkanach oraz proponuje ich rozwiązania, działa na rzecz
współpracy z NATO i członkostwa w sojuszu, udziela wywiadów
międzynarodowym mediom i edukuje w kraju oraz za granicą.
„Myślę, że w przyszłości ataki na mnie nie ustaną i w dalszym
ciągu nikt nie zostanie za nie ukarany – zwłaszcza jeśli serbska
polityka skręci jeszcze bardziej w stronę Rosji”.
Ale jeżeli integracja Serbii z Zachodem będzie trwała, system
prawny zostanie zreformowany, a stosunek reżimu do mediów
i organizacji obywatelskich zmieni się na zdrowszy, jej sytuacja
być może się poprawi.
Milić sądzi, że jeśli groźby zostaną zrealizowane i jej wrogowie
zaatakują ją fizycznie, państwo powoła się na zaoferowaną jej
w 2016 roku ochronę policyjną i powie, że próbowało ją osłaniać.
Ale tak naprawdę ten sam rząd sprawia, że nagonka przybiera
na sile, ponieważ oferuje atakującym otwarty poligon.
W 2017 roku CEAS opublikował broszurę, w której informował
o bieżących ćwiczeniach wojskowych prowadzonych przez NATO
i przez Rosję. Ministerstwo Obrony Serbii wystosowało
odpowiedź, według której tekst Milić zawiera nieprawdziwe
informacje. „Najważniejszymi trollami Rosji w Serbii są tutejsi
ministrowie i członkowie serbskiego establishmentu, wliczając
w to Kościół prawosławny i szkolnictwo wyższe”, mówi mi Milić
w Belgradzie.
Największym jej zmartwieniem jest to, że sytuacji nie
kontrolują nawet serbskie władze, ponieważ Rosjanie przejęli
nad nimi kontrolę bez zgody Serbów. „A jeśli Rosja da serbskim
decydentom bezpośrednie instrukcje, think tanki i organizacje
pozarządowe jako pierwsze definitywnie zostaną zrównane
z ziemią”.
Zdaniem Milić największy problem Serbii polega na tym, że nie
ma ona doświadczenia z demokracją. „Z tego powodu jesteśmy
bardziej podatni na operacje rosyjskiego wywiadu. To, co
widzimy teraz, nie jest jeszcze codziennością, ale może się nią
stać. Potrzebujemy wolnego dziennikarstwa śledczego, które nie
tylko skupi się na korupcji, lecz także opublikuje artykuły
o rosyjskich fake newsach oraz opowie o sprawie serbskiemu
społeczeństwu. Poza tym potrzebujemy porządnego
wykształcenia i systemu prawnego”.
Milić zastanawia się, na ile prawdopodobny jest fizyczny atak
na nią. Gdy zapytałam, co zamierza zrobić, jeśli jej sytuacja się
pogorszy, powiedziała: „Nie wiem. Nie mam zbyt dużo środków.
A ten problem dotyczy nie tylko mnie. Bardziej mnie martwi to,
że jestem tylko jednym przykładem na to, dokąd zmierza sytuacja
w regionie”.
Latem 2019 roku żadne ze złożonych przez Milić zawiadomień
o przestępstwie wciąż nie zostało rozpatrzone.
CO, KURWA??!!

Z biegiem czasu Gazeta MV ewoluowała w rasistowską stronę


oferującą pełen asortyment hejtu. Nie mogła nie wykorzystać
sytuacji, gdy jesienią 2015 roku uchodźcy z Syrii, Iraku
i Afganistanu masowo szukali azylu w Europie: straszyła nimi,
podsycała nienawiść wobec nich, a także oferowała bezpieczne
miejsce wszelkiej maści rasistom, neonazistom, islamofobom
i dziwakom snującym teorie spiskowe, aby mogli tam rozsiewać
nienawistne fantazje.
Gdy władze i społeczeństwo obywatelskie Finlandii zaczynały
rozwijać potrzebny dziesiątkom tysięcy uchodźców system
wsparcia, MV nazywała wszystkich poszukujących azylu
gwałcicielami, terrorystami i wszarzami. Użycie języka, a więc
sprawa podstawowa w każdym medium informacyjnym, było
przemyślane i miało na celu manipulację: MV wprowadziła do
fińszczyzny nowe zwroty, które opisywały obcokrajowców
w sposób obraźliwy i uogólniający. Jednym z nich było „brodate
dziecko” (partalapsi), co odnosiło się do rzekomych prób
zaniżenia wieku przez wszystkich uchodźców w urzędach
zajmujących się ich sprawami, aby otrzymać azyl.
Drugi neologizm, który stworzyła MV, to matu, skrót od słowa
złożonego maahantunkeutuja, które oznacza intruza siłą
wdzierającego się do kraju i rzekomo pasuje do każdego
uchodźcy. Matu popełniał przestępstwa i żył na koszt fińskiej
opieki społecznej. Do lipca 2019 roku MV opublikowała
przynajmniej 450 artykułów, w których słowo to pojawia się
przynajmniej raz. Neologizm szybko wszedł do powszechnego
użytku wśród rasistów działających w mediach
społecznościowych.
Czytelnicy ciągle byli straszeni również inwazją muzułmanów
i islamizacją. Gazeta postawiła sobie za cel lansowanie koncepcji,
według której fińskie społeczeństwo za sprawą muzułmańskich
uchodźców popadło w kryzys egzystencjalny, a Finki potrzebują
ochrony przed azylantami-gwałcicielami. MV była głównym
forum popularyzacji w całym kraju pomysłu rasistowskich
patroli ulicznych organizacji Soldiers of Odin.
Serwis opublikował również mapę ośrodków dla uchodźców,
które zostały ekspresowo założone w Finlandii. Gdy przyglądało
się dyskusji, którą wszczęła na ten temat MV – na przykład
publicznie snuła agresywne fantazje o „spuszczaniu psów”
w dających uchodźcom schronienie miejscowościach – łatwo było
wywnioskować, że jej misją jest sprowokowanie fizycznego
konfliktu pomiędzy czytelnikami a azylantami.
Aktywiści MV, na przykład Marco de Wit, który lansował
publicznie Johana Bäckmana i pobierał nauki na wschodniej
Ukrainie u Janusa Putkonena, objeżdżali dookoła Finlandię
i organizowali demonstracje przeciwko uchodźcom. Protestujący
maszerowali przez spokojne osiedla mieszkaniowe i krzyczeli:
„Dżihadyści precz!”.
Rozpalanie złości w mediach społecznościowych odbywało się
na naprawdę szeroką skalę. Chociaż MV nie zachęcała do
przemocy wprost, to podniecała gniew, na skutek czego fińscy
rasiści gdzieniegdzie zmobilizowali się, aby okazać go przed
ośrodkami dla uchodźców. Szczególnie jesienią 2015 roku, ale
również później, pod wieloma placówkami gromadziły się
zwołane za pomocą mediów społecznościowych nienawistne
demonstracje.
W pewnych miejscowościach próbowano podpalić ośrodki.
W Kouvoli, Yliviesce i Oulu w kierunku budynków poleciały
butelki zapalające, w Imatrze bomba dymna, w Siilinjärvi do
służącego jako awaryjne zakwaterowanie szpitala wleciały
granaty dymne, a w Lammi próbowano podłożyć ogień.
W Kankaanpie doszczętnie spalono budynek, w którym
planowano urządzić ośrodek. Policja zbadała te sprawy i w części
z nich zapadły wyroki. Również w Lahti miał miejsce rasistowski
incydent, gdy przyjeżdżającym do ośrodka uchodźcom wyszedł
naprzeciw demonstrant ubrany w pelerynę Ku Klux Klanu,
wymachując fińską flagą.
Co ciekawe, gazeta zarabiała dzięki Google Ads. Fińskie firmy
kupowały od Google’a pakiet reklam, a on pokazywał je na
stronie MV. Gdy przewodnicząca młodzieżówki
Socjaldemokratycznej Partii Finlandii, Hanna Huumonen, zaczęła
kampanię skierowaną do reklamodawców, służącą
poinformowaniu ich o zawartości MV i skłonieniu do usunięcia
reklam, gazeta agresywnie zaatakowała ją fake newsami.
Strona prześladowała i atakowała poszczególnych obrońców
praw człowieka, działaczy na rzecz uchodźców oraz pastorów.
Agresywnie skrytykowane zostały również publiczna działalność
i poglądy oficerów sił zbrojnych, urzędników państwowych oraz
żołnierzy. Markku Mantila, były dyrektor do spraw komunikacji
w kancelarii rady ministrów, który mówił publicznie o rosyjskich
operacjach wpływu przeciwko Finlandii i o fińskich
przeciwdziałaniach, znalazł na stronie MV fotomontaż ze swoją
twarzą spuszczaną w sedesie.
Strona zaoferowała się skrajnym politykom, zwolennikom
zamknięcia granic przed emigrantami i eurosceptykom jako
platforma anonimowych wypowiedzi. MV od długiego czasu
dbała o szczególną relację łączącą ją z Laurą Huhtasaari,
kandydatką Partii Finów[6] na stanowisko prezydenta
w wyborach w 2018 roku. Serwis regularnie publikował nagrania
polityczki umieszczane na YouTubie. Żądała ona na nich na
przykład usunięcia z fińskiego prawa karnego zapisów
zakazujących nawoływania do nienawiści.
MV to portal ekstremistów, który gromadzi najagresywniejsze
i najbardziej antyzachodnie materiały.
Już w 2014 roku redaktorem naczelnym strony ogłosił się Ilja
Janitskin. Fin bez sukcesów wydawał pisemko dla snobów, miał
na swoim koncie trzy wyroki za przestępstwa narkotykowe i inne
za pobicia, a wcześniej był członkiem gangu motocyklowego
Bandidos, który Centralna Policja Kryminalna uznała za
zorganizowaną grupę przestępczą.
Podczas wystąpień publicznych Janitskin był energicznym
i przyciągającym uwagę założycielem strony. Prawdę mówiąc,
prezentował się tak energicznie i tak bardzo przyciągał uwagę, że
wzbudzało to podejrzenia. Wprost żebrał o uwagę władz.
Jednocześnie na stronie publikowano łamiące prawo anonimowe
artykuły, których twórców raczej trudno byłoby postawić przed
sądem. Nazywając rzecz po imieniu, Janitskin sprawiał wrażenie
wabika – kogoś, kto ma za zadanie zasłaniać i chronić tożsamość
innych autorów z MV.
W Rosji ściągnięcie uwagi mediów i władz, żeby ukryć jeszcze
poważniejsze działania, nazywa się dywersją. Janitskin, który aby
uniknąć konsekwencji, uciekł do Barcelony, sam powiedział
w wywiadzie udzielonym na potrzeby audycji telewizyjnej Yle, że
Gazeta MV była dla niego „niespodzianką”, chociaż gdzie indziej
twierdził, że to jego własne przedsięwzięcie.
Ponadto z innych źródeł można wywnioskować, że Janitskin
był całkowicie świadomy czekającego go w Finlandii śledztwa
i wiszących nad nim oskarżeń. Jednocześnie inni autorzy tekstów
na stronie mogli pozostać anonimowi, ukrywając się za tarczą
zaoferowaną im przez redaktora naczelnego.
Zaczęłam podejrzewać, że MV i przypominające ją do złudzenia
strony zarejestrowane na nazwisko Janitskina to praca na
zamówienie. Prawdopodobnie ich prowadzenie zlecił ktoś, kto
wolał pozostać w cieniu i z zadowoleniem śledził zza kulis
błazenady, którym „redaktor naczelny Gazety MV” Janitskin
oddawał się przed innymi ludźmi i w mediach
społecznościowych.
Ale kto?

DLACZEGO YLE ZATRUDNIA NARKOMANÓW?


W lutym 2016 roku, miesiąc po tym, jak po cichu złożyłam na
policji zawiadomienie o przestępstwie, otrzymałam za swoją
serię artykułów o rosyjskich trollach nominację do Wielkiej
Nagrody Dziennikarskiej przyznawanej przez koncern medialny
Bonnier. W Finlandii jest to najbardziej prestiżowe wyróżnienie
w branży.
Niedługo po ogłoszeniu nominacji MV znów uderzyła pełną
parą.
Spędzałam miły wieczór przy świecach w spokoju wiejskiego
domowego zacisza, gdy na telefon służbowy przyszedł SMS
z nieznanego numeru. Nadawca pytał złośliwie, czy nadal
smakuje mi feta. Chodziło mu o niebezpieczny narkotyk –
amfetaminę.
„Mam nadzieję, że nie kupujesz jej za pieniądze podatników.
A tak w ogóle, nie wiem, czy twój pracodawca o tym wiedział, ale
teraz wie”, dodał.
Gdy przeczytałam wiadomości, zaschło mi w ustach z napięcia
i wstydu. Zrozumiałam, że moja prywatność została na zawsze
zniszczona, tylko jeszcze nie wiedziałam, jak i gdzie do tego
doszło. Nie odważyłam się zajrzeć do mediów
społecznościowych.
I nie musiałam. Przyjaciele poinformowali mnie o wszystkim,
co się tam działo, tak delikatnie, jak to było tylko możliwe.
MV opublikowała artykuł pod tytułem Jessikka Aro on tuomittu
huumerikollinen (Jessikka Aro ma na koncie wyrok za narkotyki).
Jako dowód pokazała zdjęcia starych dokumentów z sądu
rejonowego w Hyvince, który skazał mnie na karę grzywny.
Napisany według zasady „40:60” okropny artykuł, który
zawierał przedpotopowe, pochodzące z początku XXI wieku
wiadomości na temat stanu mojego zdrowia i zdjęcie strzykawki
z narkotykami, rozszedł się błyskawicznie w mediach
społecznościowych oraz sprowokował czytelników do
komentarzy w stylu: „Pierdolona dziwka od amfy, z tego jest tak
rąbnięta i jej kłamstwa o trollach są tak chore”.
Zadzwoniłam do Attego Jääskeläinena, swojego przełożonego,
redaktora naczelnego Yle Wiadomości, i opowiedziałam mu, co
się stało.
W 2004 roku zostałam skazana przez sąd rejonowy w Hyvince
na grzywnę w wysokości 300 euro za zażywanie narkotyków
w 2002 roku. Według diagnozy lekarza zapadłam wtedy na
poważną chorobę – uzależnienie od amfetaminy.
Dzięki wsparciu kochającej rodziny, policji z Hyvinki i fińskiej
służby zajmującej się pomocą w problemach z uzależnieniami już
w 2003 roku byłam zdrowa i zbudowałam swój świat od nowa.
To było doświadczenie życiowe, którego raczej nie rozgłaszałam,
ale byłam za nie wdzięczna i czułam dumę, że z tego wyszłam.
A teraz moja prywatna historia była dostępna w całym
internecie – przekłamana, wyolbrzymiona i używana jako broń
przeciwko mnie oraz temu, co robię zawodowo. Ludzie, którzy
mnie nie znali, uwierzyli w opowiastkę MV w wersji, w jakiej
została podana. Dostawałam przez Messengera propozycje seksu
za pieniądze, nieznajomi chcieli mi sprzedać narkotyki i śmiali
się z mojej pracy.
Chociaż mój przełożony podszedł do sprawy delikatnie
i profesjonalnie, nie mogłam spać i płakałam. W środku nocy
wysłałam artykuł policji, podziękowałam jej za pomoc
w rozwiązaniu problemów, które były moim udziałem w ciągu
dwóch ostatnich dekad, oraz poprosiłam, żeby dodać tekst
o narkotykach do aktów prowadzonego śledztwa.
Również moja rodzina była głęboko wstrząśnięta artykułem.
Moja odważna siostra Pipsa Aro napisała na Facebooku post,
w którym brała mnie w obronę; był udostępniany przez innych
i uzyskał szeroki zasięg. W rezultacie również ona trafiła do
Gazety MV i stała się ofiarą hejtu ze strony członków Soldiers of
Odin oraz neonazistów.
Przestraszona obserwowałam, jak MV dalej zajmuje się sprawą.
W swoich skandalizujących wiadomościach serwis opublikował
więcej szczegółów, na przykład dołączone do wyroku informacje
ze śledztwa, które sama jako dwudziestodwulatka w zaufaniu
przekazałam policji.
Aktywiści z MV skontaktowali się z moimi przełożonymi
i zażyczyli sobie wyjaśnień, dlaczego Yle zatrudnia narkomanów,
zażądali zwolnienia mnie oraz zagrozili kolejnymi
demaskatorskimi odkryciami. MV opublikowała informację po
angielsku, według której „okazało się, że Jessikka Aro została
skazana za bycie dilerką narkotykową NATO”, i wymieniła moje
prawdziwe oraz rzekome kontakty z dziennikarzami
i dyplomatami, a także skrytykowała zorganizowane przez Unię
Europejską wydarzenie, podczas którego zaznajamiałam
uczestników z mechanizmami rosyjskiej propagandy.
Artykuły MV błyskawicznie dostały się na jej strony siostrzane,
Uber Uutiset i Fincrime, blogi neonazistów, związaną
z neonazistowskim Fińskim Ruchem Oporu stronę
Magneettimedia oraz fora dyskusyjne, na przykład
Hommafoorumi należące do Partii Finów, Suomi24 i Ylilauta.
Po kilku dniach zakończony i pogrzebany przeze mnie przed 15
laty wątek życia prywatnego, czyli należąca do spraw kręgu
rodzinnego kara za narkotyki, była analizowana, przy
wymienieniu mojego nazwiska, nawet w felietonie dziennika
„Iltalehti”. Tekst miał podnosić na duchu, ale z jego powodu
informacja o moim życiu prywatnym rozeszła się jeszcze szerzej.
Nieznajomi mi czytelnicy „Iltalehti” zabierali w mediach
społecznościowych głos w mojej prywatnej sprawie, która nie
powinna ich zajmować.
A w ten sposób moje nazwisko docierało do jeszcze szerszego
grona odbiorców. Wykładana przez żołnierzy na Moskiewskim
Uniwersytecie Państwowym taktyka zgniłego śledzia działała:
przesiąkałam smrodem skandalu coraz bardziej.
Gdy czytałam opinie obcych ludzi na mój temat i bardzo
podkoloryzowane domniemania o pojedynczym wydarzeniu
z mojego życia, czułam całkowite odrealnienie.
Tak, popełniłam w młodości sporo błędów, ale zapłaciłam za
nie wysoką osobistą cenę, dużo większą niż 300 euro na poczet
państwa fińskiego. O tym anonimowe strony ze szlamem nic nie
wspomniały.
Chociaż Gazeta MV rozpowszechniała straszne opisy wydarzeń
z 2002 roku, byłam nadal jedyną osobą, która wiedziała, jak moje
życie wtedy wyglądało, jak bardzo cierpiałam z powodu swojej
koszmarnej choroby i jak rozpaczliwie chciałam się jej pozbyć.
Usłyszałam wyrok z dokładnie jednego powodu: na
przesłuchaniach byłam wobec policji uczciwa i moja szczerość
była formą wołania o pomoc. Miałam perspektywy na dobry start
i wiele oczekiwałam od życia, ale ono rozpadło mi się w rękach.
W bzdurnych artykułach nie było jednak mowy o tym, że na
moje wołanie odpowiedziano. Policjantka, która przesłuchiwała
mnie na posterunku w Hyvince, czuwała nade mną również
potem. Nie wiem, czy to było jej zadanie służbowe, ale mi
pomogła.
Przez kolejne pół roku policjantka dzwoniła do mnie, pytała, co
słychać i jak postępuje leczenie, oraz dopingowała, żebym
pozostała czysta. W roku 2003 poza mamą i siostrą nie miałam
wokół siebie zbyt wielu zaufanych dorosłych, którzy mogliby się
mną zaopiekować.
Ta policjantka interesowała się mną i wciąż jestem jej za to
wdzięczna. Równie wdzięczna jestem ówczesnemu fińskiemu
systemowi wsparcia społecznego i opieki zdrowotnej, który łożył
ponad 200 euro na dobę, żeby pokryć koszty mojego długiego
leczenia.
O tym MV nie poinformowała. Zamiast tego krzyczała, że być
może przenoszę powiązane z narkomanią i wywołujące odrazę
choroby zakaźne, mój mózg nie działa, jak powinien, i cierpię
z powodu omamów oraz jestem w psychozie amfetaminowej.
Ponadto kłamała, że miałam przy sobie 50 działek i zachęcałam
poważnie chorą kobietę do zażycia narkotyków. To miało służyć
zniszczeniu wiarygodności napisanych przeze mnie rzetelnych
artykułów, które były nominowane do najbardziej prestiżowej
fińskiej nagrody dziennikarskiej.
Wsparcie przełożonych było bezwarunkowe. Mój bezpośredni
zwierzchnik dzwonił kilka razy, by sprawdzić, jak się czuję,
a najwyższy kierownik rozmawiał ze mną podczas swojego
urlopu. Niebawem, z inicjatywy Miki Pettersona, redaktora
naczelnego Fińskiej Agencji Informacyjnej, ponad 20 szefów
krajowych mediów opublikowało szczególny wspólny apel, co
zdarzyło się po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat. Sygnatariusze
przysięgli, że będą chronić swoich dziennikarzy, którzy stali się
celami niewybrednych kampanii.
Taki komunikat był potrzebny. Duża grupa dziennikarzy
widziała, co ze mną zrobiono, i obawiała się, że straciłaby
prywatność, gdyby w poszukiwaniu informacji drążyła zbyt
głęboko.
Kilka tygodni później, podczas transmisji na żywo, otrzymałam
za artykuły o trollach Wielką Nagrodę Dziennikarską Bonniera.
Chociaż wyglądałam na szczęśliwą, w środku byłam
w rozsypce. Moje życie zostało zniszczone.
Chciałam się dowiedzieć, kto stał za ohydnymi artykułami dla
MV, podpisanymi jako „Ilja J.”. Wysłałam zapytanie do sądu
rejonowego w Hyvince, gdzie pod koniec szkoły podstawowej
odbywałam praktyki zawodowe. Zapytałam, kto zamówił
informacje dotyczące mojego wyroku i komu zostały one
udostępnione.
Odpowiedź przyszła szybko: Johan Bäckman.
A więc pracujący dla Federacji Rosyjskiej zagraniczny
propagandzista wojenny pisywał pod pseudonimem „Ilja J.” dla
MV – agresywnej strony, która podawała się za fińską.
W czasie trwania dochodzenia policja zatrzymała Bäckmana
i sprawdziła jego sprzęt. Na komputerze znaleziono więcej
dowodów na to, że wysyłał Ilji Janitskinowi obraźliwe artykuły
dotyczące mojej grzywny, a redaktor naczelny je publikował.
„Ilja, wrzuć to też na Fincrime, będzie pewnie lepsza
widoczność w wyszukiwarce Google’a”, poinstruował Bäckman
swojego kryminalnego wspólnika.
MV była rosyjską operacją informacyjną, jak podejrzewałam
już w 2015 roku. Z tego powodu jej zemsta okazała się tak
straszna.

NA CELOWNIKU POLICJA, PROKURATURA


I SĘDZIA
Wiosna 2016 roku mijała, a MV wciąż regularnie mi dogryzała.
Poprzez powtarzanie w nieskończoność artykułów i skuteczne
linkowanie starych tekstów w nowo opublikowanych
manipulowała wynikami wyszukiwania Google’a i zatruwała je.
Chociaż napisałam setki artykułów na strony internetowe
wielkich mediów, po wpisaniu w wyszukiwarkę „Jessikka Aro”
pojawiały się głównie bzdury na mój temat. Nagrodzone śledztwo
dziennikarskie w sprawie trolli, wszystkie inne opublikowane
w internecie przez ponad 15 lat artykuły oraz teksty innych
dziennikarzy na temat mojego badania były na szarym końcu
rezultatów wyszukiwania. Wielu ludzi, którzy szukali moich
tekstów przez Google’a, musiało przedzierać się przez multum
artykułów MV, zanim znalazło nagrodzone śledztwo.
Ktoś dodał informacje o mojej jedynej karze za narkotyki
najpierw do fińskojęzycznego artykułu na Wikipedii, a potem do
jego angielskiej wersji. Wiedziałam, że mogłabym się odwołać do
obowiązującego w Unii Europejskiej prawa do bycia
zapomnianym i poprosić Google’a o usunięcie wyników
wyszukiwania, które są przedmiotem śledztwa policji, ale miałam
mnóstwo innych rzeczy do zrobienia.
Nie uważałam również, że to ewidentna ofiara przestępstw
powinna wykorzystywać swój czas na pisanie do Google’a próśb
o usunięcie wyników wyszukiwania. Było jasne, że zarabiający
rocznie dziesiątki miliardów dolarów koncern i napędzana siłami
ochotników Wikipedia nie umieją zapobiec przestępstwom
wymierzonym w osoby prywatne albo naprawić szkód
wyrządzonych przez fake newsy i rozpowszechniające je trolle.
Ponieważ giganci sami nie sprzątali tego, za co byli
odpowiedzialni, również ja, zwykła użytkowniczka, nie
powinnam na to poświęcać swojego czasu. W dłuższej
perspektywie serwowanie bzdur splami ich markę, nie moją.
Śledztwo trwało. Cztery miesiące po złożeniu przeze mnie
zawiadomienia o przestępstwie policja wydała niespotykane
oświadczenie: zachęciła każdą ofiarę MV do tego samego.
Helsińskie służby podały publicznie, że podejrzewają Johana
Bäckmana o prześladowanie mnie, a Ilję Janitskina o poważne
zniesławienie.
Prześladowanie uznano w fińskim kodeksie karnym za
przestępstwo zaledwie kilka lat wcześniej. Nowy paragraf
dotyczył śledzenia oraz kontaktów zarówno w świecie
rzeczywistym, jak i w sieci. Zazwyczaj typowymi prześladowcami
byli niezrównoważeni ekspartnerzy, a w Finlandii w związku
z tego rodzaju przestępstwem nigdy nie prowadzono tak
szerokiego dochodzenia.
Latem 2016 roku MV opublikowała oficjalne dokumenty, które
dotąd pozostawały tajne. Według nich helsińska policja
podejrzewała serwis o wiele przypadków zniesławienia oraz
innych przestępstw i wystąpiła do sądu rejonowego w Helsinkach
o uniemożliwienie dalszej działalności informacyjnej jemu oraz
stronie siostrzanej Uber Uutiset. Służby dowiedziały się, kto
hostuje MV, i wniosły również o sądową decyzję nakazującą
operatorowi strony zakończenie publikowania jej treści.
Autorom MV miejsce na serwerze udostępniała, i w ten sposób
zarabiała na dziesiątkach potencjalnych przestępstw, firma
NPNetworking. Jej właścicielem był Aleksi Kinnunen, twórca
forum dyskusyjnego Ylilauta, spędzającego policji internetowej
sen z powiek gniazda anonimowych internetowych hejterów.
Przeciw popularnej wśród młodzieży stronie już kilka lat
wcześniej składano liczne zawiadomienia o zniesławieniu.
Sąd rejonowy w Helsinkach stwierdził, że ponieważ nie
wszystkie treści na stronie MV są potencjalnie niezgodne
z prawem, uniemożliwienie działania całemu serwisowi
zagroziłoby wolności słowa, więc zablokowanie go nie zostało
zasądzone. Decyzja wymiaru sprawiedliwości rozeszła się
szeroko po mediach tradycyjnych, a Kinnunen powiedział
publicznie, że kończy współpracę z MV. Ale jeszcze w tym samym
roku serwis został przeniesiony na serwer francuskiej strony
hostingowej, gdzie działał długo.
MV, tak samo jak wiele innych stron skrajnej prawicy, jest
chroniona przed atakami hakerów. Serwis kupił od
amerykańskiej firmy Cloudflare działające w chmurze
zabezpieczenie i dlatego jest osłaniany na przykład przed
atakami DDoS. W 2017 roku w Stanach Zjednoczonych Cloudflare
stał się przedmiotem ostrej krytyki, po tym, jak zapewnił ochronę
propagandowym stronom neonazistów.
Śledztwo postępowało, a MV zaczęła prowadzić kampanię
przeciwko helsińskiej policji, prokuratorowi zajmującemu się
sprawą i przede wszystkim kierującemu czynnościami śledczemu
Harriemu Saaristoli.
Gdy zbiegły do Hiszpanii Janitskin otrzymał wezwanie, aby
stawić się na posterunku helsińskiej policji na przesłuchanie
w sprawie podejrzenia o przestępstwa, Gazeta MV opublikowała
otrzymane przez niego pismo i opatrzyła nadętym komentarzem.
Komentujący artykuł fałszywi internauci spekulowali, czy
mogłam zażywać narkotyki razem z „chorymi psychicznie
lewackimi policjantami”.
Niezliczeni aktywiści z MV i niepodpisani pod artykułami
autorzy latami bezpodstawnie obrażali Saaristolę, nazywając go
skorumpowanym przestępcą. Składano wnioski o rozpoczęcie
dochodzenia w sprawie jego działań, pojawiły się także
twierdzenia, że torturował Janitskina. W jednym artykule MV
spekulowano, że Saaristola i prokurator mogli zostać
zamordowani.
Gdy w październiku 2016 roku w sądzie rejonowym
w Helsinkach po raz pierwszy zapadła zaoczna decyzja
o zatrzymaniu Janitskina z powodu trwającego śledztwa, jako
między innymi podejrzanego o poważne zniesławienia
i nawoływanie do nienawiści, a także wydano europejski nakaz
aresztowania i złożono wniosek do władz hiszpańskich
o ekstradycję, aktywiści MV podburzyli dziesiątki ludzi do
agresywnej demonstracji przed budynkiem sądu.
Cel demonstracji to nic innego jak wywarcie presji na
niezawisły wymiar sprawiedliwości. Zwołani na protest ludzie
wychwalali Janitskina jako bohatera walki o wolność słowa,
wykorzystywali fińską wolność zgromadzeń, żeby wyzywać
sędzię od lewactwa i ogłaszali, że „zbadają jej życiorys”. Na
miejscu demonstracji Marco de Wit napastował informującą
o sprawie profesjonalną dziennikarkę Yle Merję Niilolę.
Ponadto ktoś filmował posiedzenie sądu, chociaż sędzia
zakazywał tego wiele razy. Nagrania zostały opublikowane na
YouTubie i w serwisie Gazeta MV.
Oprócz sędzi widać na nich również kierującego śledztwem
Saaristolę, którego zdjęcia wcześniej nie dało się łatwo znaleźć
w internecie. Ekstremiści wypreparowali je z nagrania i przez
lata używali do zilustrowania licznych obraźliwych artykułów.
Profesjonalni architekci operacji psychologicznych, którzy
ukrywali się pod zapewnianą przez Gazetę MV osłoną
anonimowości, zaczęli również lansować nowy termin: „policja
polityczna”, w skrócie „polpo”. Według nich miała być
największym i porównywalnym z sowieckim NKWD wrogiem
narodu fińskiego, ponieważ „gnębiła” – używając słów MV –
„obrońców praw człowieka”, takich jak Janitskin lub Bäckman.
W alternatywnej rzeczywistości Gazety MV „wolność słowa” to
zatem coś, czego można swobodnie używać do obrony ludzi,
którzy notorycznie szkalują innych, i rosyjskich agentów
wpływu, stłumienia rzeczowej debaty społecznej, uciszenia
krytyki oraz atakowania dziennikarzy, sędziów, policjantów,
członków organizacji pozarządowych i obrońców praw
człowieka.
I co nie mieści się w głowie, niezliczeni czytelnicy MV łykają
takie przesłanie.

PARLAMENTARZYSTA
W tym samym czasie, latem 2016 roku, moje życie w Finlandii
zaczęło być uciążliwe.
Wzięłam udział w dyskusji panelowej podczas festiwalu
Maailma Kylässä (Świat w wiosce), prezentującego kultury całego
świata. Jej tematem była mowa nienawiści jako zagrożenie dla
wolności słowa. Organizator debaty reklamował ją i umieścił listę
uczestników, w tym również moje nazwisko, na Twitterze
i w mailowych zaproszeniach rozesłanych do członków
parlamentu.
Na platformie natychmiast uaktywniły się trolle udostępniające
artykuły MV, ponadto głos zabrał parlamentarzysta z ramienia
Partii Finów Mika Raatikainen. Fałszywi użytkownicy otagowali
w swoich wpisach dotyczących MV organizatora debaty, a polityk
podziękował mu za zaproszenie i dodał: „Chętniej niż tych figur
słucham mediów obiektywnych i stroniących od narkotyków.
A więc takich osób, które naprawdę popierają wolność słowa.
Dziesięć lat na Bliskim Wschodzie i drugie dziesięć w policji
narkotykowej w pewien sposób rozszerzyło moje horyzonty”.
W ślad za podejrzewaną o przestępstwo MV parlamentarzysta
z Partii Finów sugerował więc, że albo ja zażywam narkotyki
i sprzeciwiam się wolności słowa, albo robi to jakiś inni panelista.
Oba zarzuty były niedającymi mi spokoju plotkami
z anonimowych i podejrzanych o łamanie prawa stron
internetowych. Uznałam za niepokojące, że członek parlamentu
używa swojego autorytetu do rozsiewania opinii będących
poniżej poziomu wszelkiej krytyki.
Ponieważ debata była otwarta dla wszystkich, sądziłam, że na
widownię mogą chcieć się dostać agresywni natręci. Razem
z organizatorem przygotowaliśmy się na wypadek prób
zakłócenia porządku.
Mimo tego, gdy siedziałam na scenie, zauważyłam Juhę
Molariego, jednego z aktywnych pomocników Gazety MV, który
wpatrywał się we mnie z uśmieszkiem mającym oznaczać
groźbę. Wyciągnął kamerę i nagrywał wszystko, co mówiłam.
Molari nękał mnie w sieci od czasów opublikowania mojego
pierwszego artykułu o trollach i napisał do MV pod własnym
nazwiskiem dziesiątki artykułów, których wymowa była zawsze
taka sama: jestem narkomanką, kryminalistką, kłamię i cierpię
na choroby psychiczne. Profesjonalnie mieszał z błotem również
wielu innych, na przykład Saarę Jantunen, badaczkę pracującą
dla Fińskich Sił Zbrojnych, i Torstiego Siréna, specjalizującego się
w wojnie informacyjnej docenta Wyższej Szkoły Obrony
Narodowej.
Sytuacja stała się patowa. Chociaż na miejscu byli ochroniarze,
nikt nie mógł zrobić nic, żeby zatrzymać stalking, który
z perspektywy osoby postronnej wyglądał na normalne
nagrywanie debaty.
Po zakończeniu dyskusji drugi panelista, dziennikarz i polityk
samorządowy Abdirahim „Husu” Hussein, powiedział, że
zachowanie Molariego i nagrywanie tego, co mówiłam, również
mu przeszkadzało. Gdy wychodziłam, musiałam się rozglądać
dookoła, żeby się upewnić, czy stalker nie ma zamiaru śledzić
mnie w drodze do domu.
Następnego dnia Molari użył nagrań jako podstawy do
spekulowania na swoim blogu, czy zażywam narkotyki, czy nie,
co MV oczywiście zacytowała. Złożyłam w tej sprawie
zawiadomienie o przestępstwie. Policja podejrzewa go
o prześladowanie, poważne zniesławianie i naruszanie
prywatności. W momencie pisania tej książki w jego sprawie
toczyło się śledztwo.
Postanowiłam, że nie będę się więcej narażać na tak niezdrowe
sytuacje. Ograniczyłam udział w wydarzeniach publicznych,
chociaż byłam na nie ciągle zapraszana. Tak zrealizowało się
podstępne zagrożenie, o którym dyskutowaliśmy podczas panelu:
zorganizowany gniew ograniczył mi w Finlandii swobodę
wypowiedzi i trybu życia, a także zmusił do zmiany miejsca
zamieszkania.
Kiedy poinformowałam o tym policję, dowiedziałam się, że nie
chroni ona osób prywatnych. Zażądałam podjęcia środków od
wielu państwowych organów bezpieczeństwa i zawsze słyszałam
to samo: „Fińskie prawo nie pozwala na ingerencję inaczej niż
przez złożenie zawiadomienia o przestępstwie”.
Moje poprzednie zawiadomienie stało się pretekstem do
zemsty na mnie.
Przekazałam fińskim służbom pozdrowienia z zagranicy:
pewien wysoki urzędnik do spraw bezpieczeństwa, który za
pomocą mediów śledził moją sytuację, poinformował mnie, że
u niego w kraju prorosyjscy propagandziści są obserwowani i ma
się ich pod kontrolą. Jego zdaniem moje położenie stało się nie do
zniesienia, a działania fińskiej policji nie wyglądały mu na
przekonujące.
Chociaż śledztwo posuwało się naprzód i decydowano się na
kolejne kroki wobec sprawców, z tego, co wiem, raczej nie
podjęto żadnych środków zapobiegawczych.
Fińska policja była więźniem słabego systemu prawnego.
A ja byłam więźniem prześladowców oraz pseudomediów,
które z każdego mojego otwarcia ust robiły wielką sprawę, w ślad
za czym kolejni ludzie wysyłali mi złośliwe wiadomości i życzyli
śmierci. W najgorszym okresie publikowano o mnie trzy fake
newsy dziennie.
Poinformowałam policję, że rozważam wyprowadzkę,
ponieważ dobrze znani funkcjonariuszom prorosyjscy
ekstremiści robią ze mną, co tylko chcą, a także z tego powodu, że
w mojej ojczyźnie nie mogę korzystać z gwarantowanego mi
przez konstytucję prawa do nietykalności.
Policjanci mnie wysłuchali, ale nie mogli zrobić nic więcej.

KRET
W październiku 2016 roku policja poinformowała prasę, że
podejrzewa, że ktoś pracujący w Yle pomógł Johanowi
Bäckmanowi mnie gnębić. Według służb ta osoba miała
przekazywać informacje o mojej pracy i miejscu mojego pobytu.
Gdy wiadomość rozeszła się po gazetach, koledzy byli zszokowani
i próbowali się dowiedzieć, o kogo z załogi chodzi.
Nie mogłam tego powiedzieć, dlatego że zgodnie z prawem
w czasie trwania śledztwa takie rzeczy trzeba zachować
w tajemnicy. I ponieważ chodziło o osobę prywatną, ujawnianie
jej nazwiska nie byłoby uzasadnione etyką dziennikarską.
Również prasa nie podawała, kim jest ten człowiek.
Kret został wydalony z Yle.
Próbowałam przekierować uwagę kolegów na szersze zjawisko
i odpowiadałam im zawsze: „Nie pytajcie kto, lecz pytajcie, gdzie
jeszcze. Wiadome jest, że rosyjskie służby wywiadowcze
wychowywały agentów i donosicieli w wielu różnych
organizacjach, co czasem trwało dekady”.
Było jasne, że sabotażyści, w języku potocznym krety,
pracowali w Yle, ale nie tylko tam. Pewien fiński badacz
opowiedział mi, jak rosyjscy szpiedzy, wykorzystując
dyplomatyczną przykrywkę, kontaktowali się z nim, zapraszali
na lunch i proponowali współpracę. Fałszywi dyplomaci chcieli
wygłosić wykłady na jego uniwersytecie oraz razem z nim
„budować wspólny front, żeby odeprzeć islamizację Europy”.
Naukowiec odmówił.
Ciekawe odkrycie skłoniło mnie, żeby spojrzeć z nowej
perspektywy na zawartość strony MV oraz, szerzej, na
antyislamską histerię rozpowszechnianą na całym świecie przez
strony z fake newsami. Budowanie frontu przeciwko
muzułmanom oraz dopieszczanie wszelkiej maści rasistów,
neonazistów i islamofobów było rdzeniem działalności MV.
Ale coraz więcej czasu pochłaniało mi ocenianie, jak poważnie
zagrożone jest moje bezpieczeństwo, i reakcje na ataki.
Utwierdzałam się w przekonaniu, że mogłabym żyć bezpiecznie
tylko w innym kraju, takim, gdzie nie wypuszcza się na mój temat
dwóch fake newsów dziennie, które docierają do dziesiątków
tysięcy odbiorców.
Janitskin dalej ukrywał się za granicą. Był podejrzewany
o wiele różnych przestępstw, na przykład o naruszenie praw
autorskich z powodu kopiowania przez MV setek artykułów
z mediów tradycyjnych, oszustwa przy zbiórce publicznej,
poważne zniesławienia i nawoływanie do nienawiści. Pod koniec
października 2016 roku hiszpańska policja aresztowała go
i przekazała sądowi w Madrycie.
Wymiar sprawiedliwości Hiszpanii zwolnił Janitskina i nałożył
na niego zakaz opuszczania miejsca pobytu w oczekiwaniu na
proces ekstradycyjny. Gdy dotarł do domu w Barcelonie,
przeprowadził na Facebooku relację na żywo, podczas której
razem z mężczyznami nazywanymi po rosyjsku przyjaciółmi
opróżnił mieszkanie i zniszczył dowody.
Potem zniknął.
Kampania nienawiści przeciwko mnie trwała od dwóch lat
i poszukiwany przez władze główny sprawca był nadal na
wolności. Hejt, który lał się na mnie ze strony czytelników MV,
przekroczył granice mojej wytrzymałości. Obcy ludzie
wypytywali, gdzie mieszkam, mówili, że zrobią mi z życia piekło,
nazywali mnie dziwką na spidzie, podawali się za
zaniepokojonych moją działalnością dilerską ojców rodzin,
oskarżali mnie o poświęcanie nadmiernej uwagi ciapatym
i czarnym, kłamstwa oraz trolling, a także przekazywali kolejnym
internautom obrażające mnie artkuły z MV.
Zaczęłam szukać okazji do wyjazdu z Finlandii. Gdy
odpowiednia się nadarzyła, w lutym 2017 roku po cichu
zniknęłam.
BADACZ – ELIOT HIGGINS

Tego dnia niebo nad wschodnią Ukrainą zasnute było chmurami.


Nad ich warstwą unosił się samolot pasażerski linii Malaysia
Airlines, który leciał z Amsterdamu do stolicy Malezji Kuala
Lumpur.
Rejs o numerze MH17 odbywał się według rozkładu
codziennie. Siedemnastego lipca 2014 roku na pokładzie maszyny
było 15 członków załogi oraz 283 pasażerów, w tym 80 dzieci.
Dużą część podróżujących stanowili wczasowicze, którzy mieli na
plażach Azji Południowo-Wschodniej przeżyć przygodę swoich
marzeń. Do Australii na konferencję leciało sześciu badaczy
zajmujących się AIDS.
W przestrzeni powietrznej nad Donieckiem łączność
z boeingiem 777 się zerwała. Po raz ostatni samolot pojawił się na
radarze 50 kilometrów od ukraińsko-rosyjskiej granicy.
Światowe media zaczęły podawać coraz to nowe informacje
o wstrząsającym zdarzeniu, do którego doszło w połowie
spokojnego lipca. Zaraz po przeczytaniu pierwszych doniesień
zgłosiłam pracodawcy chęć wzięcia nadgodzin i pojawiłam się
wcześniej na mojej nocnej zmianie w newsroomie Yle.
Ci, którzy wiedzieli, co to chaos stanu wojennego na
wschodniej Ukrainie, przeczuwali najgorsze. Lecący w kierunku
Rosji samolot zniknął nad terytorium, na którym rosyjski wywiad
wojskowy i sterowani z Kremla dowódcy wojskowi walczyli
przeciw ukraińskiej armii z użyciem ciężkiego sprzętu.
Na tym obszarze wojsko zestrzeliło już wcześniej ukraińskie
samoloty transportowe. Trzy dni przed katastrofą malezyjskiego
samolotu, niedaleko miejsca, gdzie spadł, mówiący po rosyjsku
uzbrojeni separatyści strącili jeszcze jeden ukraiński wojskowy
samolot transportowy.
W newsroomie przy informacjach od międzynarodowych
agencji prasowych mrugało jaskrawoczerwone słowo URGENT.
„Według amerykańskich służb wywiadowczych samolot
pasażerski został zestrzelony rakietą”.
W dniu tej tragedii fanklub organizacji paramilitarnych puszył
się na WKontaktie strąceniem nowego ukraińskiego samolotu
transportowego. Treści zamieszczone w serwisie
społecznościowym były pierwszą poszlaką wskazującą na
przyczynienie się wspieranych przez Kreml bojowników do
śmierci prawie 300 osób niemających z wojną żadnego związku.
Wyglądało na to, że separatyści zestrzelili maszynę pasażerską
przez przypadek, wziąwszy ją za ukraiński samolot wojskowy.
Gdy pracujący dla mediów korespondenci w końcu dotarli na
odległe pole na wschodniej Ukrainie i zaczęli wysyłać redakcjom
zdjęcia dymiącego wraku, stało się jasne, że żaden z pasażerów
lotu MH17 nie mógł przeżyć.
Pośrodku poczerniałych i powykręcanych kawałków boeinga
rozrzuconych po polu wyróżniało się tylko kilka niezniszczonych
przedmiotów, na przykład mały pluszowy miś z czarnymi
okrągłymi oczkami i przewodnik wydawnictwa Lonely Planet po
Bali i Lombok. Gdy pisałam wiadomości o katastrofie na stronę
Yle, musiałam powstrzymywać łzy.
Ponad dwa tysiące kilometrów na północny zachód od
opanowanych przez ekstremistów peryferii, w Leicester
w Wielkiej Brytanii, Eliot Higgins, trzydziestopięcioletni,
interesujący się konfliktami bloger i dziennikarz obywatelski,
czytał w internecie wiadomości o katastrofie. Postanowił
sprawdzić, co naprawdę stało się podczas lotu.
Wcześniej Higgins badał wojnę domową w Syrii i inne krwawe
spory, do których doszło po arabskiej wiośnie. Jest ekspertem od
broni – samoukiem, opisywanym w mediach jako jednoosobowe
służby wywiadowcze. W analizach opiera się na przeczesywaniu
otwartych źródeł, czyli publicznie dostępnych materiałów.
Kilka dni przed katastrofą samolotu Higgins założył
Bellingcata, finansowaną społecznie platformę dla specjalistów
piszących o wojnach i konfliktach. Chciał, żeby strona była
w całości poświęcona analizowaniu otwartych źródeł i różnym
technikom ich badania.
Gdy usłyszał o katastrofie, zaczął grzebać w mediach
społecznościowych. Szybko znalazł ciekawe wideo, które tego
samego dnia zostało nagrane na wschodniej Ukrainie
i opublikowane. Widać na nim, jak przecinającą wsie drogą na
lawecie transportowana jest wyrzutnia rakiet. Miejsce
nakręcenia filmu było nieznane.
Wideo usunięto z internetu tego samego wieczoru, ale Higgins
zdążył je sobie zapisać. Znalazł nazwę przedstawionego na
nagraniu systemu rakiet. Żeby określić położenie kolumny
transportowej, porównał punkty orientacyjne na nagraniu
i zdjęciach satelitarnych.
O pomoc w potwierdzeniu miejsca nakręcenia wideo Higgins
poprosił swoich obserwatorów z mediów społecznościowych.
Wielu odpowiedziało na ten apel i przekazało nowe informacje.
Kierunek, w którym jechała laweta, ustalono po
przeanalizowaniu miejsca i strony ustawienia kamery. Higgins
ostatecznie upewnił się co do swojego odkrycia dzięki Google
Earth.
Wieczorem, jeszcze w dniu katastrofy, na stronie Bellingcata
zostały opublikowane pierwsze wyniki przeprowadzonych na
otwartych źródłach badań: radzieckiej produkcji laweta
z systemem rakiet Buk jechała na południe ze Śnieżnego na
wschodniej Ukrainie – zajętego przez separatystów miasta
leżącego blisko granicy z Rosją. Higgins ocenił, że broń ma
związek z katastrofą malezyjskiego samolotu, i uznał, że film
nakręcono około 10–15 kilometrów od miejsca, w którym runęła
maszyna.
W ten sposób Eliot Higgins wydobył na jaw pierwsze konkretne
informacje dotyczące losu lotu MH17, rozproszone do tej pory
w mediach społecznościowych. Tym samym zaczął rzucać światło
na udział Kremla w śmierci prawie 300 ludzi.
Wszystko to Higgins robił we własnym domu. Oficjalny
międzynarodowy komitet badawczy nie zdążył jeszcze dotrzeć na
miejsce, żeby sprawdzać czarne skrzynki.
Pod przewodnictwem Eliota Higginsa internetowa wspólnota
Bellingcat zaczęła układać puzzle i kawałek po kawałku
odsłaniać udział rosyjskiej armii i organów nią kierujących we
wstrząsającej tragedii.
Z tego powodu Eliot Higgins i Bellingcat stali się celem
zorganizowanej i trwającej nadal nagonki Kremla.

RZETELNE I BEZSTRONNE
Eliot Higgins, niegdysiejszy maniak gier komputerowych i były
pracownik ośrodka dla uchodźców, nie zaczął interesować się
lotem MH17 przez przypadek.
Jeszcze przed założeniem Bellingcata miał nietypowe hobby:
codziennie przeczesywał 600 kanałów na YouTubie, wybierał
perełki, po czym analizował i publikował odkrycia na blogu,
cenionym przez dziennikarzy i ekspertów do spraw konfliktów.
Przez wiele lat Higgins dzięki nagraniom
z YouTube’a demaskował okrucieństwa i terroryzm w Syrii,
Egipcie i Libii. Jako pierwszy ujawnił przed międzynarodową
opinią publiczną, że syryjski dyktator Baszszar al-Asad i jego
administracja w 2013 roku używali przeciwko swoim rodakom
broni chemicznej. Higgins dowiedział się tego z nagrań, które na
YouTubie umieścili mieszkańcy Syrii. Wykorzystywał swoje
umiejętności również po to, żeby pomóc Human Rights Watch,
międzynarodowej organizacji zajmującej się prawami człowieka,
w badaniu zbrodni przeciwko ludzkości.
Na początku Higgins blogował, ponieważ nie znalazł
w mediach tradycyjnych wystarczająco dużo rzetelnych
informacji na temat wydarzeń w Libii, Syrii i Egipcie.
„Śledziłem konflikty i widziałem, co się o nich postuje
w mediach społecznościowych. Widziałem też, że dziennikarze
nie korzystają z tych materiałów. Pomyślałem, że chcę sam pisać
o ciekawych rzeczach, o których nie pisze nikt inny”, wspomina.
Gdy Higgins publikował, dziennikarze chwalili go za znajomość
tematu i cytowali jego odkrycia w artykułach. Ale otrzymywał
również wrogie opinie. Kiedy raz po raz prezentował kolejne
dowody na przestępstwa władz Syrii, internetowa siatka
wspierająca dyktatora al-Asada i jego sojusznika, prezydenta
Putina, przystępowała do ataku.
„Wyhodowałem sobie grupę, która naprawdę mnie nienawidzi.
Trolle są ze mną dłużej, niż mam dzieci”.
Duże doświadczenie Higginsa i gotowość do spędzania długich
godzin w sieci przygotowały go do kontrataków, które władze
Rosji i tamtejsza machina propagandowa uruchomiły z powodu
jego badań nad lotem MH17.
Oprócz tego RT, narzędzie rosyjskiej wojny informacyjnej,
zajęła się Higginsem jeszcze przed katastrofą: we wrześniu 2013
roku, gdy badacz ujawnił, że al-Asad używał w Syrii broni
chemicznej, w porannym programie na RT London podano,
niezgodnie z prawdą, że bloger oskarżył o takie metody walki
syryjską opozycję i rebeliantów.
Higgins złożył skargę na audycję RT do regulującego
działalność mediów brytyjskiego urzędu o nazwie Office of
Communications (OfCom) i poprosił o zbadanie, czy
przekazywane przez kanał informacje na jego temat były
rzetelne i bezstronne.
RT odpowiedziała na skargę obszernym dokumentem
przygotowanym przez zarabiającą miliony kancelarię prawną
Harbottle & Lewis, według którego informacje podawane przez
stację były zgodne z prawdą. Nie na miejscu było to, że w celu
jego napisania przetrząśnięto media społecznościowe Higginsa,
a znalezisk użyto, by zrobić z niego „rusofoba”. Tego piętnującego
terminu rosyjskie władze używają, gdy próbują przedstawić
zagranicznych specjalistów prezentujących uzasadnioną krytykę
jako rasistów, przeciwników Rosji lub ludzi mających wobec niej
uprzedzenia.
Odpowiedź RT odniosła zamierzony skutek: OfCom ogłosił, że
informacje RT na temat Higginsa są „rzetelne i bezstronne”.
Chociaż nie były one zgodne z prawdą.
Zaskakujące orzeczenie dodało Higginsowi siły do podjęcia
decyzji. Postanowił, że jeśli kiedykolwiek jeszcze stanie się
obiektem fake newsów RT, jego następna skarga do OfComu
będzie bardziej szczegółowa niż pierwsza.
Gdy badacz zaczął odsłaniać informacje o roli rosyjskich sił
zbrojnych w zniszczeniu samolotu pasażerskiego na Ukrainie,
stał się celem regularnej nagonki RT.
A także stałym gościem na niemal wszystkich rosyjskich
stronach z fake newsami.

„ZDJĘCIA SATELITARNE”
Nieustannie rosnąca międzynarodowa wspólnota internetowa
Bellingcat nie tylko badała los samolotu pasażerskiego, lecz
również zaczęła szerzej zajmować się rosyjskimi działaniami
zbrojnymi przeciw Ukrainie. W związku ze śledztwem w sprawie
lotu MH17 zainaugurowana została seria artykułów
analizujących prowadzące do katastrofy utajnione i nielegalne
wojskowe operacje Rosji.
Grupa wygrzebała więcej postów z mediów społecznościowych,
filmów i zdjęć, dzięki którym można było dokładniej wyznaczyć
drogę lawety z rakietami. Bellingcat opublikował wszystkie
dowody, które zdołał zweryfikować.
Wrzucone do sieci fotografie i inne materiały dowodziły
niezaprzeczalnie, że na znalezionej przez Higginsa lawecie
brakuje przynajmniej jednej rakiety. Znajdowała się więc gdzieś
indziej, być może została wystrzelona w niebo.
Badanie katastrofy było utrudniane przez wysiłki Kremla oraz
mediów służących jego interesom, za pomocą których tuszowano
prawdę o wydarzeniach. Rozsiewały one fałszywe teorie
i spychały winę za katastrofę na wszystkich innych, tylko nie na
po cichu wspieranych i uzbrajanych przez Rosję dowódców
wojskowych na terytorium Ukrainy.
Rozsiewanie kłamstw i obwinianie Ukrainy zaczęło się zaraz po
katastrofie. Według największych rosyjskich gazet oraz stacji
telewizyjnych sprawa lotu MH17 to „ukraińska prowokacja” i być
może „spisek, który ma doprowadzić do zamordowania
Władimira Putina”.
Ministerstwo Obrony Rosji opublikowało zdjęcia satelitarne,
które Bellingcat przestudiował i uznał za fałszerstwo. Rosyjski
resort wpuścił do mediów również nieprawdziwe informacje na
temat trasy samolotu oraz przekłamane dane z radarów.
Państwowy Pierwyj Kanał pokazał rzekomo autentyczne „zdjęcia
satelitarne”, na których w Photoshopie dodano ukraińskiego
myśliwca strzelającego w powietrzu w stronę malezyjskiego
samolotu.
Jeśli władze Rosji mogłyby zadecydować, ich teorie
zawładnęłyby światowymi mediami i zmanipulowały opinię
publiczną.
Oficjalne śledztwo potrwa latami, więc zweryfikowane
informacje na temat katastrofy będą dostępne dopiero po jego
zakończeniu. Tę pustkę informacyjną chciała zapełnić Rosja – ale
aktywne badania Bellingcata raz po raz udaremniały jej próby.
Dzięki pracy grupy publiczna dyskusja o locie MH17 bazowała
na zweryfikowanych dowodach i faktach, a to w znacznym
stopniu wpłynęło na zrozumienie przyczyn katastrofy przez
odbiorców z całego świata.
Z tego powodu Rosja odczuwa wobec Bellingcata gorzką
nienawiść.
W 2014 roku pracę rozpoczął również Międzynarodowy Zespół
Śledczy (Joint Investigation Team). Prowadzi on oficjalne
śledztwo i stawia przed sądem odpowiedzialnych za katastrofę.
Przewodniczy mu holenderska prokuratura generalna oraz
policja. Grupa współpracuje ze służbami policyjnymi w wielu
różnych krajach.
Już we wrześniu, dwa miesiące po wypadku, badacze
z międzynarodowego zespołu skontaktowali się z Higginsem
i poprosili go o przedstawienie krok po kroku wszystkich odkryć
Bellingcata, ponieważ mogą one pomóc w śledztwie. Bloger
spotkał się z nimi w Londynie i przekazał im informacje.
Bellingcat regularnie publikował zbiorcze raporty o tym, co
udało się znaleźć, i porządkował zebrane materiały dotyczące
katastrofy – w tym te propagandowe, pochodzące z rosyjskiego
Ministerstwa Obrony. Jeden z najważniejszych członków grupy,
Aric Toler, przedstawił analizę teorii spiskowych, które rozeszły
się na temat lotu MH17. Teksty były często cytowane
w światowych mediach i dzięki nim obraz przyczyn tragedii stał
się dokładniejszy.
Mniej więcej rok po założeniu Bellingcata spotkałam Higginsa
po raz pierwszy. Wtedy na własne oczy zobaczyłam, jak wielki
wpływ on i jego grupa mają ma światowe dziennikarstwo.
Około 900 dziennikarzy zebrało się w norweskim Lillehammer,
żeby uczyć się najlepszych praktyk i poznawać najnowsze trendy
dziennikarstwa śledczego. W największej sali konferencyjnej
Higgins szczegółowo przedstawił metody Bellingcata użyte do
badania katastrofy i osiągnięte dzięki nim rezultaty.
Dziennikarze śledczy to niełatwa i sceptyczna widownia. Ale
gdy Higgins skończył prezentację, otoczyli go rozentuzjazmowani
słuchacze. Filmowano go, robiono mu zdjęcia i nagrywano z nim
wywiady – tak natarczywie, że Higgins musiał się wypowiadać
niemalże przyciśnięty plecami do ściany.
Stało się jasne, że umiejętności w badaniu otwartych źródeł –
a więc w dziedzinie, której wielu dziennikarzy nie ma
opanowanej – dały Higginsowi status międzynarodowej
supergwiazdy w gronie pracowników mediów tradycyjnych.
W środowisku informacyjnym ukształtowanym przez
kremlowskich agentów propagandy stosunek do niego był zgoła
przeciwny.

ZADAWAJ NIEWYGODNE PYTANIA


Jesienią 2014 roku powstał serwis Russia Insider – strona
internetowa skierowana do międzynarodowej opinii publicznej,
która rozpowszechnia uformowaną na kształt newsa rosyjską
propagandę. Publikująca po rosyjsku i angielsku witryna, tak jak
wiele innych stron z fake newsami, podaje, że jest prowadzonym
wspólnymi siłami projektem z dziedziny „dziennikarstwa
obywatelskiego”. Utrzymuje również, że zajmuje się
„demaskowaniem bzdur”.
Serwis zbiera od odbiorców darowizny. Prosi o wpłaty,
sprzedaje reklamodawcom miejsce na stronie i oferuje
zarejestrowanym czytelnikom dostęp bez reklam. Ma ambitne
cele i nieustannie rekrutuje ochotników do różnych zadań przy
tworzeniu strony, na przykład autorów tekstów, dziennikarzy
zbierających materiały wideo i audio, menedżerów
YouTube’a i tłumaczy. Latem 2018 roku zgłosiłam pod fałszywym
nazwiskiem chęć tworzenia dziennikarstwa obywatelskiego, ale
nigdy nie otrzymałam odpowiedzi.
Russia Insider publikuje sensacyjne artykuły na temat
„superbroni Putina, o której Zachód nie słyszał”, wychwala
prezydenta Trumpa i spekuluje, czy w Wielkiej Brytanii ktoś
przeprowadza serię zamachów przeciwko rosyjskim
emigrantom. Strona przedstawia Stany Zjednoczone jako gniazdo
upadku i publikuje rubrykę pod tytułem Kwestia żydowska,
której autorzy skupiają się na demonizowaniu Żydów.
Duża część artykułów podpisana jest pseudonimem, więc ich
twórcy są anonimowi. Ktoś napisał tekst o pochwalnym
wydźwięku, określony jako „fantastyczny wywiad z człowiekiem
ze ścisłego kręgu”, w którym wypowiada się żołnierz Specnazu,
jednostki specjalnej rosyjskiego wywiadu wojskowego.
Zwyczajny dziennikarz obywatelski nie zostanie łatwo
dopuszczony do rozmowy z najwyższą świętością. W świetle
innych tekstów zamieszczonych na stronie nie jest wykluczone,
że anonimowi autorzy Russia Insider sami pracują w rozległym
aparacie wywiadowczym Rosji albo otrzymują stamtąd tematy
artykułów.
Kilka miesięcy po powstaniu strony Russia Insider zaatakowała
ona Eliota Higginsa. Pierwszy wątpliwej jakości tekst, podpisany
przez Marka Chapmana, nazwał blogera dildem naturalnej
wielkości i zestawił go z bohaterem animowanej serii South
Park – gadającą kupą nazywającą się Mr. Hankey. Część
czytelników mogła zinterpretować artykuł jako satyrę
wymierzoną we wpływową osobę publiczną, ale był to początek
długiej i niewybrednej kampanii.
Po tym tekście serwis Russia Insider opublikował co najmniej
100 ośmieszających artykułów o Higginsie i jego grupie.
Udowadniają one, że tak zwani ochotnicy cały czas mają blogera
na oku i śledzą dotyczące go artykuły opublikowane
w profesjonalnych mediach, tweety go dotyczące i raporty
Bellingcata. Potem na ich podstawie anonimy piszą nienawistne
i obraźliwe informacje.
Według zakrawających na mowę nienawiści opowieści z Russia
Insider Higgins podlizuje się NATO i rządowi Stanów
Zjednoczonych, jest parodią samego siebie, ma obsesję, oszukuje
oraz jest idiotą. Serwis „wie”, że bloger regularnie odwiedza
kwaterę główną NATO, skąd mają być sterowane jego prace.
Badania Bellingcata są rzekomo propagandą amerykańskich
władz.
W jednym z najbardziej absurdalnych artykułów Russia
Insider wprost zachęca czytelników, żeby zlokalizowali komputer
Higginsa i go zarekwirowali. Jednocześnie mobilizuje ich do
wzięcia udziału w zbliżającym się otwartym wykładzie badacza
w Waszyngtonie i przeszkadzania mu w jego wygłaszaniu.
Russia Insider zachęca czytelników, żeby robili to, czego „nie
robią media mainstreamowe: zadawajcie Eliotowi Higginsowi
niewygodne pytania, przynieście telefon z aparatem, żeby nagrać
odpowiedzi”.
W żadnym z ponad 100 artykułów prawdziwość obraźliwych
twierdzeń nie została udowodniona, nie zrobiono tego również
w tekstach, w których nie wyzywa się blogera wprost. Zasadą
normalnego dziennikarstwa jest, że krytykowana osoba może
przedstawić swoje stanowisko – Russia Insider nigdy o nic
Higginsa nie zapytał. Być może dlatego, że nie chodzi
o „dziennikarstwo obywatelskie”, tylko o operację wpływu.
Ale Sputnik, młodszy brat rosyjskiego kanału RT, próbował
skontaktować się z Higginsem – na swój sposób.

WRÓŻENIE Z HERBACIANYCH FUSÓW


Oddział Sputnika w Wielkiej Brytanii również napisał o Higginsie
wiele obraźliwych artykułów. Jeden z agresywniejszych tekstów
narodził się, gdy ceniona brytyjska gazeta „The Guardian” podała
informację o badaniu Bellingcata dotyczącym ognia
artyleryjskiego kierowanego z terytorium Rosji ponad granicą
z Ukrainą.
Sputnik się wściekł. Jego autor z Edynburga wysłał Higginsowi
nietypowy zestaw pytań. Chciał wiedzieć, czy bloger otrzymywał
pieniądze ze Stanów Zjednoczonych, a także w jaki sposób grupa
dziennikarzy obywatelskich może znaleźć dowody na
bezpośrednie rosyjskie ataki wojskowe przeciwko Ukrainie,
skoro prawdopodobnie nie potrafią tego NATO i państwa
zachodnie.
Higgins znał sposoby działania Sputnika i naciski, które
wywierał na niego przy zadawaniu pytań.
„Ich metoda polega na tym, żeby połączyć niezwiązane ze sobą
wypowiedzi oraz zadać mi pytania ich dotyczące.
Odpowiedziałem na nie, ponieważ były głupie, nieprawdziwe
i śmieszne”.
W rezultacie powstała teoria spiskowa. Według niej Higgins
„jest powiązany” z amerykańską organizacją National
Endowment for Democracy, która ma działać na zlecenie CIA.
W rzeczywistości zajmuje się ona wsparciem finansowym
instytucji pracujących na rzecz praw człowieka i demokracji.
Sputnik powiązał Higginsa również z protestami Ukraińców na
Majdanie, które autor określił – wiernie podążając za rosyjską
narracją – przewrotem. Jak się można było spodziewać, tekst
zmiażdżył badania Bellingcata.
Następnego dnia serwis znów zaatakował. W dziale z opiniami
pojawił się anonimowy tekst, według którego źródła
wykorzystywane przez grupę są niewiarygodne i stronnicze oraz
służą wspieraniu interesów Stanów Zjednoczonych i NATO.
Jeśli chodzi o zaufanie, najwięcej do życzenia pozostawiają
źródła własne Sputnika. Jako komentatorzy i autorzy tekstów
pojawiają się tam fałszywi specjaliści, którzy albo w ogóle nie są
znani na świecie, albo zna się ich, ale nie dzięki zasługom
intelektu.
Tym razem Sputnik zacytował jako „eksperta” Erica Draitsera,
ekscentrycznego autora piszącego na blogu politycznym Stop
Imperialism. Bloger powiedział, że Bellingcat ma złą opinię i jest
znany z rozsiewania dezinformacji. Higginsa obwinił
o przekłamane wypowiedzi oraz nieuzasadnione obwinianie
Rosji.
Artykuł zawierał również link do wywiadu dla internetowego
Radia Sputnik, w którym rozprawiano na temat „dziwnych badań
i fałszywych dowodów” Bellingcata.
Na przestrzeni lat Sputnik opublikował niezliczone artykuły
oczerniające Higginsa. Według nich bloger jest stronniczym
amatorem, pracuje dla rządów Stanów Zjednoczonych i Ukrainy
oraz rozpowszechnia fałszywe informacje.
Eliot Higgins mówi, że nie ma czasu na czytanie tekstów
serwisu. „Sputnik opublikował wiele artykułów po angielsku, ale
pisuje się je również w innych językach. Nie jestem do końca
pewien dlaczego. Nie mam zamiaru ich czytać ani robić z nimi
czegokolwiek”.
Czasem kremlowscy propagandziści łączą siły. Latem 2015
roku wspólną operację zorganizowały Sputnik i RT, a przede
wszystkim In The Now. Dopiero potem program został wyłączony
spod splamionego szyldu stacji RT i stał się z pozoru niezależną
od niej stroną oferującą viralową propagandę.
Platformą, od której rozpoczęła się operacja, był YouTube. In
The Now najpierw umieścił w serwisie obraźliwe wideo na temat
Bellingcata. Gdy jego członkowie wspomnieli swoim fanom
o nagraniu, profil In The Now zwrócił się do Higginsa i poprosił
go o wywiad „do filmu dokumentalnego”. Bloger odrzucił ofertę,
odpowiadając, że nie udziela wywiadów rosyjskim kanałom
propagandowym – ma wystarczająco dużo próśb o rozmowę ze
strony prawdziwych mediów.
Niedługo potem dołączyło się rosyjskojęzyczne konto RT na
Twitterze. Ktoś umieścił na nim post mówiący, że „dziennikarz
obwiniający Moskwę o fałszowanie danych dotyczących lotu
MH17 boi się udzielić wywiadu dla RT”. Sputnik poprowadził
operację dalej i opublikował anonimowy artykuł, w którym
ochotnicy z Bellingcata zostali nazwani nieudolnymi
pseudobadaczami, a tweety Higginsa określono jako głupie,
śmieszne i obraźliwe dla prowadzącej In The Now Anissy Naouai.
Sputnik nie uzasadnił swoich tez.
Następna ofensywa RT ruszyła parę miesięcy później. Była to
ewidentna zemsta za raporty Higginsa i Bellingcata, o których
często donosiły profesjonalne media z całego świata.
Pierwszy z tekstów, które zdenerwowały RT, demaskował cały
rosyjski arsenał wojskowy na Ukrainie. Raport został
opublikowany przez amerykański think tank Atlantic Council,
a Eliot Higgins był jednym z ekspertów-współautorów.
Bellingcat przygotował również nową analizę o locie MH17,
w której zebrane zostały wszystkie do tej pory zdobyte
informacje o powiązaniach Kremla z katastrofą.
Rankiem w dniu opublikowania tego raportu RT rozpoczęła
trwającą tydzień kampanię. W pierwszym artykule podważano
prawdziwość informacji zdobytych przez Bellingcata i jego
metody badawcze. Eliot Higgins został przedstawiony jako
wyrzucony z pracy w biurze trzydziestosześciolatek, który nie ma
nawet doświadczenia w swojej dziedzinie ani wyższego
wykształcenia. Według RT bloger był amatorem, a praca całej
grupy to „wróżenie z herbacianych fusów na dnie kubka”.
Telewizja wysłała nawet pracownika, żeby stalkował Higginsa,
ponieważ „chciała się dowiedzieć, kim jest człowiek stojący za
Bellingcatem”. W reportażu telewizyjnym przedstawiony jako
satyryk dziennikarz Nimrod Kamer udał się pociągiem do
Leicester, domniemanego rodzinnego miasta blogera,
i powiedział, że chce „spotkać Higginsa twarzą w twarz”.
Dynamicznie zmontowany materiał pokazuje, jak Kamer kręci się
po mieście, wypytuje o Higginsa pracowników recepcji w biurach
i do niego wydzwania.
Pod koniec materiału reporter RT puka do drzwi mieszkania,
a gdy te się otwierają, mówi, że szuka Eliota. W progu stoi matka
blogera. Kamer kończy swój raport życzeniem, żeby Higgins się
przed nimi nie „ukrywał”.
Po emisji reportażu, gdy program przeniósł się znów do studia,
dziennikarz odniósł się do napisanego przez Higginsa dla Atlantic
Council artykułu o Rosji i zasugerował, że think tank ma
powiązania z amerykańskim rządem.
Potem RT zrobiła coś zaskakującego. Chociaż rosyjskie
programy propagandowe zazwyczaj używają głupiej metody
oczerniania krytyków polegającej na przypisaniu im zmyślonych
powiązań ze służbami wywiadowczymi Stanów Zjednoczonych,
to z pracownikiem CIA można przeprowadzić dobry wywiad, jeśli
tylko to, co mówi, pasuje do historii. Żeby skrytykować Higginsa,
do audycji zaproszono byłego urzędnika amerykańskiego
wywiadu. Ray McGovern, stały gość RT, powiedział przed
prowadzącym i dużą widownią, że Higgins jest przede wszystkim
tematem do żartów.
Tak jak zazwyczaj, RT specjalnie minęła się z prawdą, gdy
stwierdziła, że Higgins „się ukrywał”. W rzeczywistości Kamer
rankiem w dniu nakręcenia swojego reportażu poinformował
blogera, że chce przeprowadzić z nim rozmowę, ale nie
powiedział, że ukaże się ona w RT.
Jednak Higgins już wcześniej widział materiały Kamera dla
stacji, więc ostrożnie przygotował odpowiedź i zakomunikował,
że w tym momencie to niemożliwe, ale oczywiście można się
z nim umówić na wywiad w późniejszym terminie.
Uzgodnili więc datę spotkania, ale Kamer mimo to pojechał
z Londynu do Leicester, żeby nakręcić dramatyczny reportaż
z pościgu, i publicznie stwierdził, że Higgins „się ukrywa”.
Najbardziej kuriozalne było to, że RT odwiedziła nawet dom
matki Higginsa. On sam nie mieszkał pod tym adresem od ośmiu
lat.
„Kamer pojechał do mojego dawnego domu, w którym mieszka
mama, i szpiegował, wypytując, gdzie jestem. Mama była
naprawdę w szoku”, opowiada bloger.
Tego samego dnia RT opublikowała jeszcze jeden materiał,
w którym badacz został nazwany kompletnym oszustem
i „kanapowym analitykiem”. Znów wybrano do wywiadu osoby
niemające żadnej wiedzy o omawianym temacie, czyli wojnie
w Syrii – ale to nie stanowiło problemu, ponieważ wyznaczono
im ważniejsze zadanie: obrażanie Higginsa.
Bloger mówi, że zna wielu pracowników RT. Część z nich
w prywatnych rozmowach ujawniła, że podziwia jego działalność
i że była nawet na jego wykładach w Londynie. Ale ludzie ci boją
się, że zostaną wyrzuceni z pracy, jeśli ktoś zobaczy ich
w towarzystwie Higginsa.
„Ufają, że nie powiem nikomu o naszych rozmowach, ponieważ
w innym wypadku będą mieli kłopoty. W świecie kreowanym
przez RT jestem częścią antyrosyjskiego spisku. Kierownictwo
kanału naprawdę w to wierzy, ale kamerzyści, dziennikarze
i producenci po prostu tam pracują. Przykro mi z ich powodu. Są
w pułapce w organizacji, od której nie da się uciec”.
Wielu z zatrudnionych w RT zaczęło pracę dla kanału zaraz po
studiach i nie znało faktycznej natury stacji. Gdy chcieli pchnąć
karierę do przodu i przejść do prawdziwych mediów, nikt nie
zgodził się ich przyjąć – RT zatruła ich CV.
HAKERZY W NATARCIU
Na początku 2015 roku na skrzynce pocztowej Eliota Higginsa na
Gmailu zaczęły się pojawiać fałszywe alerty bezpieczeństwa.
Według powiadomień ktoś próbował się zalogować na jego konto
pocztowe i z tego powodu Higgins powinien „sprawdzić
podejrzaną próbę dostania się do jego skrzynki oraz zmienić
hasło”. Mail zawierał linki i zachęcał, by w nie kliknąć.
Higgins uznał wiadomości za próby wyłudzenia danych
i pomyślał, że hakerzy chcą zdobyć dane jego karty płatniczej.
Szybko zapomniał o wiadomościach.
Później bloger przeczytał artykuł o zajmującej się
cyberbezpieczeństwem firmie ThreatConnect, która
przeanalizowała ataki na systemy informatyczne Partii
Demokratycznej i skrzynkę mailową Johna Podesty, szefa
kampanii Hillary Clinton w okresie poprzedzającym wybory
prezydenckie w Stanach Zjednoczonych.
Ktoś dostał się do systemów demokratów i włamał do
prywatnej poczty Podesty na Gmailu. Gdy zbliżał się dzień
wyborów, maile zostały opublikowane na prowadzonej przez
Juliana Assange’a, gromadzącej wykradzione dokumenty stronie
WikiLeaks, aby zmieszać Partię Demokratyczną z błotem. Już na
świeżo, jeszcze przed postępami badań prokuratora specjalnego
Roberta S. Muellera, cyberataki zostały połączone z służbami
wywiadowczymi Rosji.
Higgins zauważył, że opublikowany w artykule screen maila
użytego do wykradzenia informacji Krajowemu Komitetowi
Partii Demokratycznej oraz Podeście wyglądał znajomo.
Przeszukał swoją skrzynkę poprzez wpisywanie w jej
wyszukiwarkę występujących w wiadomości zwrotów i znalazł
siedem o identycznej treści. Po dokładniejszym przyjrzeniu się
zauważył, że wysłane mu maile zawierały dokładnie te same
błędy gramatyczne i literówki co wiadomości, za pomocą których
hakerzy dostali się do systemów demokratów.
Linki z maili nie wzbudzały podejrzeń, ale prowadziły do stron
ze szkodliwym oprogramowaniem.
Zespół Bellingcata zbadał sprawę dokładniej. Podejrzane
wiadomości trafiły również do Arica Tolera i Veliego-Pekki
Kivimäkiego. Już w marcu 2015 roku Kivimäkiego, fińskiego
programistę i jednego z ważniejszych członków grupy,
próbowano szpiegować za pomocą maili. Wygląda na to, że
hakerzy próbowali dostać się do jego konta na Gmailu i być może
głębiej, do jego danych na komputerze.
Z uwagi na swoje członkostwo we wspólnocie ochotników
Kivimäki nie był zaskoczony tym, że ktoś postronny interesuje się
zawartością jego komputera. Ponieważ zajmuje się on w grupie
tymi samymi wydarzeniami co oficjalny zespół śledczy, było
według niego prawdopodobne, że hakerzy chcieli sprawdzić, jak
wiele wie on oraz inni badacze. Przed Kivimäkim takie maile
trafiły do ukraińskich aktywistów, pracowników NATO
i śledczych badających katastrofę.
Podejrzewano, że hakerzy są z Rosji, a Kivimäki przekazał
wiadomość do zbadania służbom bezpieczeństwa.
Po tym, jak Higgins zrozumiał, że jego grupa stała się celem
akcji hakerów, podejrzane maile zostały dostarczone dwóm
różnym firmom zajmującym się cyberbezpieczeństwem. Badanie
potwierdziło, że adresy mailowe, IP oraz linki były dokładnie
takie same jak te, których rosyjska grupa hakerów Fancy Bear
użyła do nielegalnego przejęcia danych amerykańskiej Partii
Demokratycznej i Johna Podesty. Tamto włamanie było częścią
kremlowskiej zorganizowanej kampanii, mającej wynieść
Donalda Trumpa na stanowisko prezydenta Stanów
Zjednoczonych.
Po raz pierwszy Fancy Bear wysłał wiadomość do Bellingcata
siedem miesięcy po rozpoczęciu badania losów lotu MH17. Do
lipca 2016 roku członkowie grupy odebrali łącznie 27
wiadomości, z których większość trafiła do Higginsa.
ThreatConnect, firma zajmująca się bezpieczeństwem danych,
twierdzi, że atakujący próbowali na różne sposoby przekierować
odbiorcę maila na strony, które wyszpiegowałyby jego hasło. Jeśli
podążyłby za instrukcjami, mógłby otworzyć rosyjskim hakerom
wstęp do własnego komputera.
Tak się jednak nie stało. We wszystkich narzędziach
komunikacji Bellingcat używa dwustopniowego logowania. To
znaczy, że oprócz nazwy użytkownika i hasła wymagane jest
uwierzytelnienie na przykład przez telefon.
„Nie dotykaliśmy maili od Fancy Bear. Nie jesteśmy idiotami,
którzy otwierają wszystkie wiadomości. Zupełnie inaczej ma się
sprawa w przypadku sześćdziesięcioletniego pracownika, który
klika we wszystko, ponieważ się nie zna. My się znamy, więc to
nie był dla nas problem”, mówi Higgins.
Trzy lata po otrzymaniu pierwszej podejrzanej wiadomości
śledztwo prokuratora specjalnego Roberta S. Muellera w sprawie
rosyjskiego zorganizowanego wpływu na wybory prezydenckie
w Stanach Zjednoczonych zaowocowało aktem oskarżenia,
według którego funkcjonowanie grupy Fancy Bear było operacją
wywiadu wojskowego GRU.
W 2018 roku media donosiły, że próbował on włamać się
również do systemów informatycznych Międzynarodowego
Zespołu Śledczego zajmującego się katastrofą MH17. Według
holenderskich władz Rosja chciała wyszpiegować informacje na
temat badania, ale została zatrzymana.
W 2018 roku zadzwoniłam do rzecznika prasowego grupy
i poprosiłam o więcej informacji na potrzeby tej książki. Nie
chciał jednak skomentować sprawy.
Cyberataki przeciwko Bellingcatowi trwały nadal. Hakerzy
znaleźli sposób, żeby ominąć dwustopniowy system logowania.
SEKS-HOBBY
CyberBerkut to zorganizowane zrzeszenie prokremlowskich grup
hakerów, znane na przykład z ataków na strony rządu Ukrainy.
Nazwa mówi wszystko o jego faktycznym charakterze: Berkut to
ukraińska niesławna policja, którą prorosyjski prezydent Wiktor
Janukowycz szczuł do ataku na protestujących przeciwko niemu
demonstrantów na Majdanie w Kijowie.
Wygląda na to, że w środowisku cyfrowym CyberBerkut robi to
samo z demokratycznymi, wałczącymi o wolność dziennikarzami
i obrońcami praw człowieka. Specjaliści podejrzewają, że grupa
jest powiązana z aparatem służb bezpieczeństwa Rosji. Pozostaje
pytanie, jak ścisłe są te więzy.
Rosyjskie media państwowe chętnie wykorzystywały jako
źródła materiały skradzione i opublikowane przez CyberBerkut.
Na przykład stacja informacyjna Wiesti zacytowała wiadomości
z jego strony i stworzyła wymyślony szkielet organizacji,
w którym Aric Toler, badacz z Bellingcata, został przedstawiony
jako powiązane z NATO narzędzie służb bezpieczeństwa Ukrainy.
Również drugi analityk Bellingcata, Rosjanin Rusłan Lewiew,
stał się celem ataku CyberBerkuta. Bloger pomagał grupie
przy wielu projektach i jego nazwisko umieszczono na przykład
w szczegółowym, opartym na otwartych źródłach artykule, który
prezentował żołnierzy oddziałów specjalnych rosyjskich sił
zbrojnych na Ukrainie.
W tekście Lewiewa, najpierw opublikowanym na rosyjskiej
platformie blogowej LiveJournal, przedstawiono nazwiska
poszczególnych żołnierzy, ich funkcje, zdjęcia oraz związki
z rosyjskim Specnazem. W tamtym czasie Lewiew miał hasła do
strony Bellingcata, więc mógł na niej publikować, ale nie miał
szerszych uprawnień do zarządzania nią.
Dwudziestego czwartego lutego 2016 roku osoba postronna
zalogowała się na stronę Bellingcata i opublikowała na niej treści
niemające związku z poruszaną tam tematyką. Były to materiały
przechwycone z prywatnych narzędzi komunikacji Lewiewa.
Hakerzy zamieścili w serwisie zdjęcia blogera wiszącego u dachu
za pomocą zrobionego w plecach piercingu i nazwali go
„seksualnym perwersem”, chociaż jego hobby nie miało nic
wspólnego z seksem. Na stronę trafiły także jego numer telefonu,
adres, strona paszportu z danymi osobowymi, nazwisko jego
dziewczyny oraz informacje o jego randkach i życiu erotycznym.
Na początku nie było jasne, w jaki sposób hakerzy zdołali
ominąć dwustopniowe logowanie. ThreatConnect przyjrzał się
przypadkowi i wyjaśnił, że najpierw ktoś włamał się do starej
skrzynki mailowej Lewiewa. Potem dostał się na jego stare konto
na LiveJournal i użył mechanizmu odzyskiwania hasła. Na
poczcie, do której się włamał, znalazł nazwę użytkownika i hasło
do strony Bellingcata.
Ponadto hakerzy przejęli konto Lewiewa na iCloud, które nie
wymagało dodatkowego uwierzytelniania, i pobrali z niego
zdjęcia. Gdy tylko bloger dowiedział się o włamaniu, odciął
osobom postronnym dostęp do swoich danych.
Ludzie z ThreatConnect wywnioskowali, że hakerzy albo
złamali dwustopniowy system logowania Lewiewa opierający się
na uwierzytelnianiu SMS-em, albo mieli bezpośredni dostęp do
rosyjskiej strony Yandex oferującej skrzynki mailowe.
Obejście prywatności korespondencji jest w Rosji łatwe, jeśli
pracuje się dla państwowych służb bezpieczeństwa lub działa
pod ich patronatem.
Według scenariuszy ThreatConnect Fancy Bear oraz
CyberBerkut mogły współpracować i koordynować ataki
przeciwko Bellingcatowi, choć jest równie prawdopodobne, że
tego nie robiły, lecz walczyły przeciwko temu samemu wrogowi.
Akcja przeprowadzona na stronie miała dwa cele. Poprzez
konta Lewiewa hakerzy chcieli wyszpiegować informacje na
temat Bellingcata. Jednocześnie próbowano ośmieszyć blogera
zarówno w oczach jego kolegów, jak i publicznie.
Żaden z tych zamiarów się nie powiódł. Gdy tylko Eliot Higgins
dowiedział się o nieadekwatnej treści na stronie, usunął ją.
„Hakerzy na pewno szukali maili wymienianych przez Lewiewa
i CIA, ale żadnych nie znaleźli, ponieważ one nie istnieją.
Oczywiście nie jest miło, gdy wyciekają informacje prywatne, ale
nic się nie stało. W zasadzie nikogo to nie zainteresowało”, mówi.

DZIENNIKARZ Z PAYPALEM PROWADZI WOJNĘ


INFORMACYJNĄ
Jako kolejny do nagonki na Bellingcata i Higginsa dołączył
Brytyjczyk Graham Phillips, który podaje się w mediach
społecznościowych za niezależnego dziennikarza
obywatelskiego.
Phillips zebrał najważniejsze fake newsy opublikowane na
temat grupy i połączył je w ohydnym wpisie na blogu,
przedstawiającym Higginsa jako kłamcę i rusofoba do szpiku
kości. Post, wierny przekazowi rosyjskich mediów, oskarżał
blogera o manipulowanie zdjęciami i nagraniami, ale nie
przedstawiał na to żadnego dowodu.
Często prorosyjskie wpisy na internetowych blogach sprawiają
wrażenie „zwyczajnego” obrzucania błotem, które jest
indywidualną akcją i nie wygląda na powiązane
z wielojęzycznymi kampaniami Kremla.
Z tego powodu przypadkowy czytelnik, który nie widział
innych elementów tej samej operacji ani nie zna tła sprawy,
może uznać blog za wiarygodny. Ale doświadczenie zawodowe
Phillipsa dowodzi, że jego wpisy to nie jest zwykłe internetowe
mieszanie z błotem, lecz część większej kampanii.
Graham Phillips jako profesjonalista brał udział w rosyjskiej
wojnie propagandowej na Ukrainie. Już od 2013 roku hulał po
zbuntowanych terenach Donbasu. Dwa lata po rozpoczęciu
działalności został zdemaskowany jako narzędzie FSB. Ekspert
i bloger Robert Schultz, który zajmuje się poszukiwaniem
twardych dowodów na działania Rosji na Ukrainie, zbadał
działalność Phillipsa i zgromadził liczne zdjęcia, na których,
w mundurze i z bronią, jest on w towarzystwie żołnierzy
„Donieckiej Republiki Ludowej”. Fotografie pokazują, że Phillips
odnosi się do nich z szacunkiem i uśmiecha się po otrzymaniu od
FSB medalu za pracę propagandową.
Dowody odnalezione przez Schultza pokazują, że Phillips
przygotowuje materiały dla RT oraz gazety rosyjskich sił
zbrojnych „Zwiezda”. Jeszcze przed 2015 rokiem potwierdzono,
że utrzymuje bliskie kontakty z osobami związanymi z armią
rosyjską, które nadzorują dostarczanie przez Rosję materialnego
wsparcia na teren Ukrainy.
Ukraina z kolei, powołując się na bezpieczeństwo narodowe,
zabroniła Phillipsowi wjazdu na teren kraju już w 2014 roku, a jej
rząd wysłał brytyjskim władzom ostrzeżenie dotyczące
działalności tego „dziennikarza”.
To nie ostudziło zapału Phillipsa. Jak również fakt, że
zawodowcy z brytyjskich mediów nazwali nieetycznym
przesłuchiwanie przez niego ukraińskich jeńców wojennych, co
on przedstawiał jako dziennikarstwo. Na skutek tego Phillips, po
tym, jak został sfotografowany razem z wspieranymi przez Rosję
żołnierzami, którzy właśnie zajęli Debalcewe, został zatrzymany
przez brytyjską straż graniczną.
Brytyjczyk, tak jak wielu innych ludzi, którzy zawodowo
rozpowszechniają rosyjską propagandę, sam puszył się udziałem
w operacjach informacyjnych Kremla. Powiedział, że jest
żołnierzem w wojnie propagandowej Rosji toczonej przeciwko
Ukrainie. Przynajmniej raz podczas swoich podróży chroniły go
uzbrojone rosyjskie służby wywiadowcze.
Phillips to aktywny użytkownik mediów społecznościowych.
Często publikował informacje na Twitterze, jednak w listopadzie
2018 roku serwis w końcu zamknął jego konto. Ale na kanale na
YouTubie, który ma ponad 133 300 obserwatorów, naprawdę
rozpieszcza widzów. Obiecuje wszystkie swoje materiały
umieścić w pierwszej kolejności właśnie na You Tubie. Notuje
w serwisie duże zasięgi: według liczników propaganda viralowa
miała miliony wyświetleń.
W lipcu 2019 roku Graham Phillips opublikował nagranie, na
którym kręci się z kamerą po Salisbury, opowiadając o otrutym
Siergieju Skripalu i jego córce i snując spekulacje o ich zaginięciu.
Doprawione dramatyczną muzyką nagranie zostało uznane za
dziwne i wyreżyserowane.
Również finansowanie działalności Phillipsa wygląda jak
u innych pseudoniezależnych dziennikarzy – prosi o pieniądze
wprost swoich widzów. Uruchomił wiele publicznych zbiórek, na
przykład w serwisach JustGiving lub Indiegogo. Mówi, że zebrane
środki wykorzystuje do uprawiania „obiektywnego
i niezależnego dziennikarstwa, które jest alternatywą dla
zwykłych mediów mainstreamowych”, oraz do przekazywania
informacji z Wielkiej Brytanii, Europy, Rosji i Donbasu. Wiele
z akcji składkowych nie powiodło się: na przykład w 2017 roku
Phillips zgromadził jedynie 1800 funtów, ale mimo to miał środki,
żeby jeździć po Rosji i wschodniej Ukrainie.
Platforma JustGiving usunęła co najmniej jedną z kampanii
Phillipsa i odmówiła przekazania na jego konto zebranych
środków. Jednakże jeszcze w 2018 roku propagandzista szukał
funduszy przez amerykańską stronę Indiegogo, lecz nie
informował potencjalnych darczyńców o swoich powiązaniach
z rosyjską armią.
Poza tym Phillips zbiera pieniądze dzięki kalifornijskiej
usłudze płatniczej PayPal. Sumy przekazywane w ten sposób nie
są widoczne dla osób trzecich, więc o jego zyskach nie ma
informacji. Każdy może celowo lub przez przypadek sfinansować
jego etycznie wątpliwą wojnę informacyjną służącą interesom
Kremla.
Gdy badałam wymierzone w Eliota Higginsa kampanie
dezinformacyjne, spotkałam się z wolącym zachować
anonimowość brytyjskim ekspertem zajmującym się mediami
społecznościowymi. Osoba ta powiedziała, że wiele razy
informowała zarówno PayPala, jak i YouTube’a o działalności
Phillipsa i sugerowała tym platformom, żeby zamknęły jego
konta. Na razie oba serwisy oraz Indiegogo pozwalają blogerowi
działać dalej.
„Finansowani przez odbiorców pseudodziennikarze to
stosunkowo nowe zjawisko – mówi ekspert. – Ale w ostatecznym
rozrachunku to oszuści, którzy żerują na ludzkiej
łatwowierności”.
Graham Phillips cały czas prowadzi swoje operacje.
W obraźliwych artykułach na temat Higginsa próbuje uzasadnić
nieprawdziwe oskarżenia poprzez zachęcanie czytelników do
przeglądania treści oznaczonych hasztagiem #Bellingcrap.
Zrobiłam to, do czego namawiał Phillips. Hasztag jest aktywnie
używany przez fałszywe profile, wyznawców teorii spiskowych
i pożytecznych idiotów Kremla, a pod nim wylewa się szambo na
Bellingcata, Wielką Brytanię, demokrację, wolność słowa oraz
inne cenne sprawy.

KREML MAILUJE I PLAGIATUJE


Bellingcat został zaatakowany również bezpośrednio z Kremla.
Na początku kwietnia 2016 roku wspólnotę obrała sobie za cel
Marija Zacharowa, rzeczniczka rosyjskiego Ministerstwa Spraw
Zagranicznych. W swoim oświadczeniu, jako osoba
reprezentująca oficjalną państwową i prowadzoną przez
prezydenta Putina politykę zagraniczną, powiedziała z pogardą
o Bellingcacie, że to „instrument, za pomocą którego odwraca się
uwagę od badania tragicznych losów malezyjskiego boeinga”.
Zacharowa kontynuowała w tym samym tonie: według niej cel
Bellingcata to „dalsze wykorzystywanie wszystkich możliwych
kłamstw, żeby stworzyć quasi-dowody przeciwko Rosji – znów
chodzi o danie międzynarodowym odbiorcom zmyślonych
świadectw rosyjskiej agresji”.
Tak jak zawsze, wypowiedzi Zacharowej krążyły w światowych
mediach. Podobne błędne tezy zostały poprzednio przedstawione
przez rosyjskie Ministerstwo Obrony.
Eliot Higgins postanowił skontaktować się z oboma resortami.
Wysłał do nich maile z prośbą o dodatkowe wyjaśnienia
dotyczące ich stanowisk. Przedstawił listę wcześniejszych
oskarżeń i dodał, że Bellingcat nigdy nie fabrykował wiadomości
ani tym bardziej nie przedstawiał fałszywych dowodów.
Grzecznie poprosił, aby w końcu rząd Federacji Rosyjskiej podał
dowody na nieprawdziwość informacji publikowanych przez
grupę.
„Myślałem, że nie zareagują, ale postanowiłem mimo to
spróbować, dla żartu”, mówi Higgins.
Z Rosji przyszła odpowiedź.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych w mailu z 14 kwietnia po
raz kolejny podważyło wiarygodność Bellingcata
i w nieprecyzyjny sposób odniosło się do przedstawionych
w zachodnich mediach „podejrzeń”. W odpowiedzi zachęcano:
„Może Pan sam sprawdzić, googlując w World Wide Web,
zwłaszcza jeśli uważa się Pan za specjalistę w wyszukiwaniu
informacji w internecie”. Oprócz tego ochotników oskarżano
o współpracę z ukraińską administracją oraz drwiono z Higginsa:
„Nigdy nie używa Pan informacji dostarczonych przez inne
strony konfliktu, co daje powód, żeby podejrzewać Pana
o stronniczość”.
Pod mailem nikt się nie podpisał. Anonimowe pismo
reprezentujące stanowisko rosyjskiego Ministerstwa Spraw
Zagranicznych nie wymieniało ani jednego konkretnego
przykładu „kłamstwa” Bellingcata.
Higgins odpowiedział i jeszcze raz poprosił o dowody. Ponadto
wyraził opinię, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych wysuwa
obraźliwe twierdzenia, których nie może odpowiednio uzasadnić.
Wobec oskarżenia o stronniczość przypomniał nadawcy
wiadomości, że Bellingcat badał wszystkie świadectwa
pochodzące z Ministerstwa Obrony Rosji, ale raz za razem
wykazywał, że ono kłamie. Higgins poprosił o komentarz w tej
sprawie.
Niecały tydzień później dział rosyjskiego Ministerstwa Spraw
Zagranicznych zajmujący się kontaktem z mediami znów
odpowiedział. Ton maila był już znany. Autor wykładał
Higginsowi: „Pański upór zostałby sensowniej spożytkowany,
jeśli próbowałby Pan lepiej wypełniać wybraną przez siebie rolę
internetowej tajnej policji”.
Nadawca upierał się, że Ministerstwo Obrony już przedstawiło
dowody na kłamstwa – chociaż do dziś niczego takiego nie
zrobiło.
W mailu znalazło się również wielokrotnie wygłaszane przez
prezydenta Putina oświadczenie o sytuacji wojskowej na
Ukrainie: „Nikt nie przedstawił dowodów na obecność rosyjskich
żołnierzy na terytorium ukraińskim. Nie da się tego zrobić,
ponieważ nie ma tam ani nigdy nie będzie żadnych wojsk Rosji”.
Na końcu przedstawiciel rosyjskiego Ministerstwa Spraw
Zagranicznych wymienił rzekome przykłady kłamstw
Bellingcata: zdjęcia pojazdów ciągnących lawetę, zdjęcia lawety,
zdjęcia dymu po odpaleniu rakiety i tak dalej.
Ochotnicy z Bellingcata przeanalizowali maila i porównali go
z tym, co wcześniej pojawiło się na rosyjskich blogach. Okazało
się, że najważniejsze oskarżenia w nim zwarte to w zasadzie
plagiat starego posta opublikowanego na LiveJournal.
Przynajmniej cztery główne tezy zostały wprost skopiowane od
autora, który używał pseudonimu albert-lex.
LiveJournal to popularna rosyjska platforma blogowa, która już
w roku 2014 okazała się jednym z najważniejszych miejsc
rozpowszechniania propagandy opłacanych trolli.
Czy albert-lex był jednym z nich, czy przypadkowym
blogerem? Niezależnie od tego, co było prawdą, rosyjskie
Ministerstwo Spraw Zagranicznych ukradło jego tekst,
wykorzystało w swojej korespondencji i rozpowszechniło go dalej
jako własną pracę, żeby udowodnić, że Bellingcat kłamie.
Było jasne, że twierdzenia zarówno blogera, jak i Ministerstwa
Spraw Zagranicznych znów okazały się nieprawdziwe – co też
jest łatwe do udowodnienia.

ANTY-BELLINGCAT
W lipcu 2016 roku Bellingcat opublikował nowy raport.
Podsumował swoje ustalenia z dwóch pierwszych lat badań
i przedstawił dokładną oś czasu prezentującą operacje rosyjskich
wojsk na wschodniej Ukrainie. Znajdowały się na niej
szczegółowe informacje o ruchach konkretnych brygad
i zadaniach poszczególnych żołnierzy w eskorcie, w asyście której
laweta z systemem Buk została doprowadzona na rosyjsko-
ukraińską granicę.
W raporcie opisano reakcje Kremla na katastrofę MH17 oraz
przedstawiono i obalono wymyślone przez rosyjskich
decydentów dowody, na przykład dane o trasie lotów, informacje
z radarów, zdjęcia satelitarne. Ponadto podważono publiczne
oświadczenia wysokich polityków i Ministerstwa Spraw
Zagranicznych.
Czterdziestodwustronicowy raport, tak jak poprzednie, był
często cytowany w profesjonalnych mediach na całym świecie.
I tak jak wcześniej Bellingcat stał się tematem produkowanych
w Rosji fake newsów.
Rosyjski serwis o nazwie Siewodnia, określający się jako
„strona informacyjno-analityczna”, opublikował
czterdziestotrzystronicowy raport pod tytułem AntiBellingcat.
Oprócz wymierzonej w grupę krytyki witryna publikuje również
propagandę Kremla po rosyjsku. Od czasu do czasu uzupełnia
ofertę profesjonalnie przygotowanymi artykułami na temat
spraw bieżących, żeby sprawiać wrażenie wiarygodnego
medium. Według Jukki Mallinena, fińskiego badacza spraw
rosyjskich, treść wskazuje na to, że Kreml finansuje stronę lub ją
wspiera. Autorzy piszą jak zawodowcy, język stoi na dobrym
poziomie, a demagogia przybiera stosunkowo inteligentną formę,
co nie jest oczywiste w mediach przypochlebiających się
Kremlowi.
Opublikowany przez stronę raport AntyBellingcat nie zawiera
informacji o jego autorach. Zamiast tego informuje się w nim, że
„pokazuje opinie i oceny faktycznie niezależnych ekspertów,
specjalistów, dziennikarzy i zwyczajnych internautów, których
łączy pragnienie zdemaskowania kłamców z Bellingcata”.
Autorzy raportu zasługują na pochwałę z powodu swojej
nieustępliwości. Ale mimo ambitnych założeń bardzo w nim
„namącili”. W tekście pojawiają się nieprawdziwe informacje na
temat odkryć Bellingcata, a samą grupę oskarża się o oszustwa.
Prawie wszystkie dostarczone przez nią dowody zostały
podważone. Tekst kończy się butną obietnicą dalszego
ujawniania „kłamstw kanapowych specjalistów z Bellingcata
i innych podobnych grup”.
Brak autorów i podejrzana treść nie powstrzymały
kontrolowanych przez państwo rosyjskich mediów od cytowania
raportu. Kilka miesięcy później opublikowano jego ciąg dalszy
pod tytułem AntiBellingcat 2. Raport szybko znalazł się
w nagłówkach anglojęzycznych RT i Sputnika. Nadal, lata później,
jego fragmentów używa się przy pisaniu wymierzonych
w Bellingcata artykułów, chociaż wszystkie zawarte w nich
twierdzenia zostały zdemaskowane jako nieprawdziwe.
W tym samym czasie Higgins zauważył kolejne ciekawe
zjawisko. Około 30 podobnych do siebie rosyjskojęzycznych
obraźliwych artykułów rozeszło się po internecie w ciągu mniej
więcej 30 godzin. Część pojawiła się na platformie blogowej
LiveJournal, część w centralnych mediach rosyjskich, ale każdy
z tekstów zawierał ten sam główny przekaz.
„To były te same stare bzdury. Na przykład, że niemiecka
gazeta »Spiegel Online« musiała przeprosić, ponieważ opierała
się na naszych badaniach, biorąc nas za ekspertów”.
Ochotnicy zbadali serię osobliwych wpisów i zorientowali się,
że ktoś najprawdopodobniej porozsyłał przekłamany tekst
o Eliocie Higginsie, którego części zostały następnie
opublikowane przez dziennikarzy i blogerów. W niektórych
mediach dodano grafikę lub informacje o tle wydarzeń, ale
w każdym przypadku podstawa była ta sama.
Dalsze badanie pokazało, że teksty zostały opublikowane na
powiązanych ze sobą stronach internetowych i blogach, z których
część była bezpośrednio związana z Centrum Analiz
Internetowych, słynną rosyjską fabryką trolli.
Według Higginsa wymierzone w niego operacje fabryki trolli
kończą się fiaskiem. Ta konkretna była nieskuteczna, ponieważ
teksty opublikowano tylko po rosyjsku i przez to podstawowe
grono odbiorców było ograniczone. Bloger otrzymuje „od wielu
szalonych ludzi” dziwaczne materiały wszelakiego typu na
własny temat, więc 30 artykułów trolli nie zrobiło na nim
większego wrażenia.
„Jeśli w internecie pojawiają się prorosyjskie komentarze,
wszyscy myślą, że pochodzą od rosyjskich opłaconych trolli. Więc
jedyna rzecz, która się trollom udała, to utwierdzenie wszystkich
w przekonaniu, że jakakolwiek przychylna Rosji osoba to
opłacony rosyjski troll. To jest dopiero genialna kampania”, mówi
Higgins.
We wrześniu 2016 roku kierowany przez władze Holandii
zespół badawczy zajmujący się katastrofą MH17 zorganizował
międzynarodową konferencję prasową. Zazwyczaj wyniki
śledztw upubliczniane są dopiero podczas procesu, ale z powodu
dużego międzynarodowego znaczenia sprawy członkowie
komisji postanowili podzielić się wstępnymi ustaleniami, jeszcze
zanim trafiła ona do sądu.
W czasie dwóch lat śledztwa zespół przebadał tysiące
kawałków wraku samolotu, przetestował 20 systemów broni,
przeanalizował pięć miliardów stron internetowych oraz zbadał
pół miliona nagrań wideo i zdjęć.
Przesłuchano ponad 200 świadków, odsłuchano ponad
150 tysięcy przechwyconych połączeń telefonicznych
i przeanalizowano trzy i pół tysiąca podsłuchanych rozmów.
Wszystko zostało udokumentowane w sześciu tysiącach
oficjalnych raportów. Śledczy wysłali 60 oficjalnych próśb do 20
różnych krajów i otrzymali zagraniczną pomoc. W specjalnie
przygotowanych warunkach zespół odpalił rakietę
i przeprowadził test wyrzutni rakiet.
Dziennik „Helsingin Sanomat” poinformował w 2017 roku, że
eksperyment z systemem Buk został przeprowadzony rok
wcześniej w Finlandii. Na potrzeby śledztwa testowo wystrzelono
rakietę kupioną niegdyś od Rosji. Prezydent Sauli Niinistö
powiedział w rozmowie z dziennikiem „Iltalehti”, że zadanie
wykonały fińskie siły zbrojne, a na miejscu byli też holenderscy
urzędnicy.
Wstępne wyniki śledztwa potwierdziły wcześniejsze ustalenia
Bellingcata.
Tego samego dnia brytyjska RT znów zaatakowała. Telewizja
nazwała Higginsa kanapowym blogerem oraz stworzyła
kompilację dramatycznych klipów, których część była wycięta
z prezentacji Higginsa, a część z filmów o Rambo.
RT podała te same ubliżające informacje o Higginsie, które
rozsiewała od lat: bloger „został zwolniony z pracy
w administracji, wyrobił sobie nazwisko dzięki analizowaniu
broni użytej w konflikcie w Syrii, ale nie miał zaplecza ani
wykształcenia związanego z militariami, nigdy nie był w Syrii ani
nie zna słowa po arabsku”.
RT jako materiał wykorzystała bardzo stary wywiad
z Higginsem, odniosła się do wypocin zwartych w AntiBellingcat,
a ponadto oparła na informacjach od blogera, w rzeczywistości
kierownika PR-u w think tanku Putina, a jednocześnie
pracownika produkujących systemy Buk zakładów Ałmaz-Antiej,
które od momentu katastrofy przedstawiały fałszywe
świadectwa.
Nowe wideo RT to podręcznikowy przykład wymierzonej
w Higginsa obraźliwej propagandy. Zazwyczaj zachodnie środki
masowego przekazu nie publikują treści takich jak te, ponieważ
dziennikarstwo, przynajmniej według naukowej definicji,
powinno bazować na faktach, zajmować bieżącymi sprawami
oraz cechować się niezależnością oraz reprezentatywnością.
W nagraniu na przykład nie pojawiła się informacja, że Higgins
to znany na świecie specjalista i pomocnik międzynarodowych
organizacji walczących o prawa człowieka. RT specjalnie
pominęła również współpracę blogera z uniwersytetami, na
przykład z King’s College, oraz niezliczone odkrycia Bellingcata.
Wideo zostało pocięte tak, żeby Higgins sprawiał wrażenie
możliwie głupiego i niewiarygodnego.
„Wiele rzeczy w klipie jest niezgodnych z prawdą. To fake
news. Nie da się nie zorientować podczas jego oglądania, że
nagranie jest nieuczciwe i naprawdę poniżej poziomu.
Wykorzystanie moich starych wypowiedzi to sposób na
zaatakowanie mnie. Telewizji nie interesuje, jeśli 100
specjalistów mówi, że mam rację: dziennikarze wybiorą tego
jedynego, który mówi, że jestem w błędzie”.
Higgins postanowił ponownie złożyć skargę na RT do
nadzorującego brytyjskie media OfComu. Uznał przypadek za tak
oczywisty, że był pewien swojej wygranej i sądził, że RT będzie
musiała co najmniej go przeprosić.
W Wielkiej Brytanii OfCom przyznaje licencje wszystkim
komercyjnym stacjom telewizyjnym i radiowym oraz wyznacza
etyczne standardy obowiązujące nadawców. Gdy ich nie
przestrzegają, mogą stracić pozwolenie na działalność. Zasady
zakładają uczciwe traktowanie ludzi w programach. Jeśli
sugeruje się, że wskazana osoba winna jest nadużycia, powinno
się zaoferować jej możliwość skomentowania sprawy oraz
przedstawienia własnej perspektywy.
Doniesienia RT o Higginsie były dalekie od uczciwości
i zgodności z zasadami. Bloger wierzył, że jego skarga przyniesie
pożądany skutek. Postanowił czekać na rozstrzygnięcie.

PRZYNIOSĘ BROŃ NA SPOTKANIE


Czasem bezpieczeństwo osób, które stały się celami rosyjskich
operacji fake newsów, naprawdę jest zagrożone. Eliot Higgins
otrzymuje dużo wiadomości od czytelników, ale do tej pory nie
dostał gróźb, które uznałby za poważne.
W dwóch przypadkach interweniowały organy
bezpieczeństwa. Na przykład w 2016 roku Higgins brał udział
w konferencji prasowej Międzynarodowego Zespołu Śledczego
w Holandii i wygłosił wykład na lokalnym uniwersytecie.
Przed wystąpieniem pewien użytkownik Twittera napisał
w poście, że zamierza przynieść broń na spotkanie z Higginsem.
Bloger go zablokował.
Ale gdy dotarł na uniwersytet, dowiedział się, że dwóch
policjantów zostało wysłanych, by zabezpieczać jego wykład.
Funkcjonariusze śledzili go na Twitterze i zareagowali na groźbę.
Higgins uznał za słuszne, że nie musiał sam podejmować
działań. Zazwyczaj zgłasza grożących mu użytkowników
administracji Twittera, ale z jego doświadczeń wynika, że serwis
reaguje na zgłoszenia nieadekwatnie.
Niekiedy organizatorzy takich wydarzeń traktują
niebezpieczeństwo poważnie. Niektórzy wynajmują dla niego
ochronę. Tak było na przykład na Łotwie, w kraju sąsiadującym
z Rosją, gdzie opinia publiczna jest bardziej niż w wielu innych
państwach świadoma niebezpieczeństw płynących zza
wschodniej granicy.
„Władze niektórych państw przykładają dużą wagę do
bezpieczeństwa i na podstawie swoich szacunków przewidują,
czy potrzebujemy ochrony. Gdy na Łotwie idziemy do restauracji,
ochroniarze siedzą przy stoliku obok i śledzą sytuację. Potem
pracownicy restauracji patrzą na ochroniarzy, patrzą na nas
i zastanawiają się, kim jesteśmy i dlaczego tak się nas traktuje. To
jest dobre, to jak mieć uzbrojonego taksówkarza”.
Raz Higgins musiał zgłosić sprawę na policję. Aktywista
z Twittera stworzył pod jego nazwiskiem serię stron
internetowych, opublikował na nich obraźliwe nagrania oraz
adres, pod którym rzekomo mieszka bloger.
„Istnieje granica między obrażaniem a atakowaniem. Można
się spodziewać, że w internecie obrzucą cię błotem i nic na to nie
poradzisz. Ale gdy ludzie zaczynają publikować twój adres
i zdjęcia twojego domu, ta granica zostaje przekroczona”.
Higgins skontaktował się z platformą, na której założono
strony, i udało mu się doprowadzić do ich usunięcia. Ale gdy
stalker utworzył nowe, Higgins zgłosił go na policję
i poinformował swoich obserwatorów z mediów
społecznościowych, że sprawa natręta jest badana.
Wkrótce stalker przepadł. Jednocześnie z Twittera zniknęło
stadko profili nienawistnych trolli. W badaniu przypadku pomógł
służbom Higgins.
„Niestety policja nie miała w ogóle pojęcia, jak się zająć sprawą.
Poprosili mnie, żeby to zrobił i przekazał im informacje. Natręt
był nieostrożny, a jego strony źle zrobione, więc znalazłem jego
IP. Sześć miesięcy później policja zapytała, czy doszło do mnie coś
od niego. Zaprzeczyłem i usłyszałem w odpowiedzi: »OK, sprawa
zamknięta«. Pomyślałem: o cholera”.
Zdaniem Higginsa zrobienie przeciwko niemu czegoś
niebezpiecznego byłoby naprawdę głupie: ma bowiem dobre
stosunki z dziennikarzami i organami bezpieczeństwa, które
śledzą jego aktywność. „Jeśli ktoś zaczyna rzucać we mnie
gównem na poważnie, zwraca to uwagę nie tylko dziennikarzy,
lecz również polityków, władz i wywiadu wojskowego, który
bardzo interesuje się tym, co robię, chociaż nie mówi tego wprost.
Znajomi znajomych mówią, że kibicują Bellingcatowi”.
Ponieważ Higgins od dawna jest celem nagonki, wie, że
z biegiem czasu człowiek przestaje zwracać uwagę, że jest
mieszany z błotem. Dla niego straciło to znaczenie, gdy
Międzynarodowy Zespół Śledczy potwierdził, że malezyjski
samolot naprawdę został zestrzelony rosyjskim pociskiem.
„Tak przecież twierdziliśmy od dłuższego czasu. Wszystkie
dziwne teorie nagle zostały uznane za bzdury. Nawet w mediach
tradycyjnych wcześniej ciągle pytano, czy Bellingcat ma rację. Ale
po oświadczeniu komisji badawczej stosunek do nas się zmienił:
»Oczywiście, oni we wszystkim mieli rację«”.
GŁĘBOKIE PAŃSTWO
W lutym 2017 roku w grupie mediów oczerniających Eliota
Higginsa pojawiła się ciekawa strona rozpowszechniająca
rosyjską propagandę. SouthFront publikuje artykuły i nagrania
w wielu językach na temat działań rosyjskich sił zbrojnych
w Syrii.
Serwis nazywa zamieszczane przez siebie materiały
dziennikarstwem obywatelskim, ale część informacji o ruchach
rosyjskich oddziałów i operacjach jest tak szczegółowa, że mogą
one pochodzić tylko od samych żołnierzy. Już w 2016 roku
w moim raporcie dotyczącym cyberwojny snułam
przypuszczenia, że strona wygląda na podejrzaną operację
informacyjną wywiadu wojskowego, ponadto sama stałam się
tematem ośmieszającego artykułu, który się tam ukazał.
Pewien wolący zachować anonimowość działacz obywatelski,
którego niepokoi prowadzona przez Rosję wojna informacyjna,
powiedział mi, że przeniknął do SouthFront, żeby
przygotowywać materiał na stronę, i oferował jej oparte na
faktach rzetelne artykuły – na próżno. Przed publikacją
administratorzy przerabiali jego teksty tak, żeby wychwalały
Kreml, i arbitralnie usuwali fakty.
SouthFront przedstawił anonimową „opinię” o Bellingcacie,
w której oskarżał grupę o niedbałość i rozpowszechnianie
przekłamanych informacji. Ochotnicy zostali nazwali
instrumentem wojny hybrydowej przeciwko Rosji
i „przypominającą hydrę formą głębokiego państwa służb
wywiadowczych”.
Higgins wcale nie był zaskoczony, gdy znalazł się na celowniku
SouthFront.
Zawsze interesowały go teorie spiskowe, więc zwrócił uwagę
na koncepcję „deep state”. Rosyjskie trolle wierzą, że Stany
Zjednoczone rządzone są przez „deep state”, czyli funkcjonującą
poza demokratycznymi instytucjami tajemniczą administrację
cieni, która związana jest z kompleksami przemysłowo-
zbrojeniowymi.
Według przeprowadzonej w 2018 roku ankiety część
Amerykanów wierzy, że w Stanach Zjednoczonych
najprawdopodobniej istnieje „deep state”. Tamtejsi politolodzy
nie znaleźli na to dowodów. Teorię tę zaczęto dyskutować
publicznie podczas kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa, ale
szeroką popularność zyskała po tym, jak objął on stanowisko
głowy państwa.
Na jej rzecz działali aktywnie były główny strateg Trumpa
Steve Bannon, jego strona z fake newsami Breitbart News oraz
sam prezydent. Jednym z najaktywniejszych adwokatów „deep
state” jest znana osobistość amerykańskich mediów
społecznościowych, Alex Jones, który prowadził na YouTubie
skrajnie prawicowy program InfoWars. Stamtąd teorie spiskowe
skutecznie rozchodziły się do ekstremistycznych grup na całym
świecie. W Finlandii materiały Jonesa i koncepcja „deep state”
były rozpowszechniane między innymi przez zajmujący się
teoriami spiskowymi serwis Vastavalkea oraz Gazetę MV.
SouthFront bezpodstawnie zarzucił więc Higginsowi
i Bellingcatowi uczestnictwo w spisku „deep state”. Oskarżenie
jest ciekawe, zwłaszcza że opublikowała je wielojęzyczna
platforma propagandowa, która sama nie podaje nazwisk swoich
administratorów, a mimo to przedstawia się jako rzetelna strona
informacyjna.
Higgins określa teorię jako zdumiewającą.
„Ponieważ byłem krytyczny wobec Trumpa, a InfoWars trąbiło
o »deep state«, część ludzi wierzy, że biorę udział w spisku
wymierzonym w prezydenta. Niektórzy zadają sobie wiele trudu,
żeby wymyślić i rozwinąć te teorie. I to, że oni w nie wierzą, czyni
je dla mnie jeszcze zabawniejszymi”.
W tym samym czasie, gdy serwis SouthFront, prowadzący
również popularną stronę na Facebooku, łączył Higginsa ze
spiskiem, Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rosji lansowało
nową międzynarodową operację: stworzyło oficjalną witrynę,
która według Higginsa ma publikować fake newsy z różnych
stron świata. Zgodnie z oficjalną informacją resortu strona była
reakcją na powołanie specjalnego organu Unii Europejskiej, East
StratCom, który demaskuje rosyjskie kampanie dezinformacyjne
w krajach członkowskich.
Osobliwością rosyjskiej strony jest to, że fake newsami nazywa
profesjonalne dziennikarstwo, chociażby brytyjską gazetę „The
Guardian” oraz inne media tradycyjne. Kłamstwa publikowane
na przykład przez SouthFront, Gazetę MV czy RT nigdy nie
dostały się na listę ministerstwa.
Ambasada Rosji w Wielkiej Brytanii wspomniała Higginsa
w poście na Twitterze, żeby zwrócił uwagę na nową stronę.
Bloger uznał to za oficjalną wiadomość z Rosji: „Jesteś pod naszą
obserwacją”.
„Pokazali mi tweeta. Pomyślałem, że to zabawne. I że to
idiotyzm”.
W kolejnym miesiącu, marcu 2017 roku, Rosja jeszcze raz
zdradziła się ze swoją obsesją na punkcie Bellingcata. Stany
Zjednoczone zbombardowały meczet w Syrii, wskutek czego
śmierć poniosło 10 osób cywilnych. Rosyjskie Ministerstwo Spraw
Zagranicznych opublikowało oświadczenie, żeby powiedzieć:
„Bellingcat bez wątpienia nas o to oskarży”. W rzeczywistości
grupa zbadała już sprawę i jako sprawców wskazała Stany
Zjednoczone.
„Ministerstwo Obrony Rosji naprawdę wierzy, że jesteśmy
częścią amerykańskiej operacji wywiadowczej skierowanej
przeciwko ich krajowi. Więc to, że obwiniliśmy Amerykę
o zabijanie cywili, całkowicie zbiło Rosjan z tropu”.
Higgins ma jednak ważniejsze rzeczy do roboty niż czytanie
rosyjskich kłamstw na własny temat. Pomógł Google’owi
dopracować internetową aplikację i rozszerzenie przeglądarki
Chrome, które segregują, lokalizują, tagują wideo
z YouTube’a oraz wspomagają badaczy w pisaniu wspieranych
informacjami od czytelników analiz nagrań związanych
z konfliktami. Higgins szkolił policjantów i na podstawie
materiałów z mediów społecznościowych pomógł ukraińskim
służbom wyjaśnić sprawę morderstwa.
Bellingcat cały czas publikuje zweryfikowane fakty. Podał
informacje o związkach rosyjskiego wywiadu wojskowego ze
strąceniem malezyjskiego samolotu, udziale rosyjskich oficerów
w ataku ogniowym na ukraiński Mariupol w 2015 roku
i o laboratoriach rosyjskiej broni chemicznej w Syrii. Badał przy
współpracy z czytelnikami również wiele innych konfliktów,
w których Rosja nie była stroną.
Bellingcat zaczął publikować artykuły po arabsku, francusku
i hiszpańsku oraz organizować w Europie i Stanach
Zjednoczonych warsztaty, na których członkowie grupy
prowadzą szkolenia, jak badać otwarte źródła.
W styczniu 2018 roku brytyjski organ regulujący działalność
mediów OfCom podjął decyzję w sprawie skargi Higginsa na RT.
Prawnicy rosyjskiej telewizji przygotowali szczegółową i długą
odpowiedź na zarzuty blogera i stwierdzili, że sposób
przedstawiania informacji w ich środkach masowego przekazu
był uzasadniony.
Ku zaskoczeniu wielu specjalistów OfCom znów uznał, lojalnie
wobec prawników RT, że artykuły o Higginsie są „rzetelne
i bezstronne”.
Dla Higginsa była to przyczyna zawodu, szczególnie że długo
naczekał się na rozwiązanie sprawy. Ale z sytuacji wyniknęło też
coś dobrego.
„Zauważyłem, że RT zaczęła prosić mnie o komentarz częściej
niż wcześniej. I wygląda na to, że skarga zmniejszyła ich zapał do
pisania o mnie. A zatem odniosła jakiś skutek”.
Ale niebawem również OfCom został zmuszony, aby
potraktować RT poważnie. W marcu 2018 roku w brytyjskim
Salisbury rosyjscy agenci wywiadu wojskowego otruli byłego
oficera tych samych służb, Siergieja Skripala, i jego córkę.
Sposób przekazywania wiadomości o otruciu w RT sprowadzał
się do tego, że OfCom otworzył wiele postępowań wyjaśniających
wobec potencjalnego złamania zasad nadawania serwisów
informacyjnych i programów o sprawach bieżących.
W maju 2018 roku prezydent Władimir Putin nadal
wprowadzał zamęt w kwestii przyczyn katastrofy malezyjskiego
samolotu. Jego platformą wypowiedzi stało się rokrocznie
organizowane w Petersburgu międzynarodowe forum
gospodarcze, w którym brali udział ważni politycy, prezydenci,
prezesi firm o globalnym zasięgu i media. Spotkanie wysokiego
szczebla to idealny moment na rozpoczęcie udanej operacji
informacyjnej.
Putin na scenie rozmawiał z prezydentem Francji
Emmanuelem Macronem i innymi ważnymi panelistami.
Poprzedniego dnia Międzynarodowy Zespół Śledczy opublikował
nowe informacje oraz pochwalił aktywność Bellingcata.
Putin zaatakował śledczych: „Jeśli nie zostaną przeprowadzone
dokładne badania, będzie nam szczególnie trudno przyjąć
konkluzje zespołu, który pracuje bez nas”, powiedział.
Najwidoczniej prezydent mógłby zaakceptować komisję
badawczą, tylko jeśli w jej składzie znaleźliby się przedstawiciele
rosyjskiej administracji, najlepiej z Ministerstwa Obrony, z tego
samego działu, który opublikował nieprawdziwe zdjęcia
satelitarne przedstawiające ukraińskiego myśliwca strącającego
malezyjski samolot.
John Micklethwait, redaktor naczelny agencji prasowej
Bloomberg, który moderował panel, zadał Putinowi kolejne
pytanie: „Czy to znaczy, że pana zdaniem rakieta nie należała do
armii rosyjskiej?”. Chociaż zostało to już wiele razy potwierdzone
zarówno przez Bellingcata, jak i międzynarodową komisję, Putin
odpowiedział: „Oczywiście, że nie. W żadnym wypadku”.
Miesiąc później, w czerwcu 2018 roku, roku Dmitrij Poljanski,
zastępca przedstawiciela Rosji przy ONZ, podtrzymał tę linię
i oznajmił, że Bellingcat używa „fejków”. Gdy grupa poprosiła
o dowody, dyplomata opublikował na Twitterze wykorzystane
w jej badaniach zdjęcie przedstawiające lawetę z systemem Buk
i stwierdził, że kierunek, w który jeden samochód rzuca cień, nie
może być przeciwny do kierunku cienia rzucanego przez drugi
samochód.
„To wbrew prawom fizyki. To zdjęcie to FEJK. Kłamiecie nawet
przy takich drobnostkach. Jak ktokolwiek może wam zaufać?”,
napisał Poljanski.
Aric Toler z Bellingcata odpowiedział mu i wytłumaczył, że nie
ma racji.
Ale dyplomata nie odpuścił. W czwartą rocznicę katastrofy
napisał list do Rady Bezpieczeństwa ONZ, w którym zażądał
gruntownego i obiektywnego międzynarodowego śledztwa –
chociaż takie trwało już czwarty rok. Ponadto nazwał członków
Bellingcata pseudobadaczami, którzy znani są z szerzenia fake
newsów.
Już w kolejnym miesiącu ambasador podjął nowe próby
wpływu. Amerykańska gazeta „Washington Post” opublikowała
rzetelny artykuł na temat działań Bellingcata i rosyjskich prób
utrudniania mu pracy. Wspomniane zostały również wysiłki
Poljanskiego wymierzone w badaczy.
Kontratak był natychmiastowy: dyplomata napisał do
redaktora naczelnego „Washington Post” długi list po angielsku,
który został opublikowany również na stronie rosyjskiego
przedstawicielstwa przy ONZ. Poljanski poinformował, że jest
„bardzo rozczarowany” z powodu opublikowania artykułu, który
jego zdaniem „nie spełnia kryteriów jakościowych bezstronnego
dziennikarstwa”. Oprócz tego przedstawił Rosję jako ofiarę
i stwierdził, że nieustannie wspiera ona próby znalezienia
winnych wypadku. Przy tym skrytykował zarówno Bellingcata,
jak i holenderskich badaczy.
W tym samym czasie okazało się, że serwis WikiLeaks – który
publikując wykradzione przez hakerów maile, sam prowadził
kampanię przeciwko kandydatce na prezydenta Hilary Clinton –
także zwrócił uwagę na Bellingcata.
W rozmowach na wewnętrznym czacie WikiLeaks, które
wyciekły do internetu, użytkownik o nicku „wikileaks” – czyli
prawdopodobnie sam Julian Assange – twierdził, że Bellingcat
jest częściowo finansowany przez brytyjskie Ministerstwo
Obrony. Fałszywe i nieudowodnione twierdzenie szybko
roztrąbiono jako fakt, między innymi w RT oraz Sputniku, skąd
dziko płoziło się dalej. Wszystkie najbardziej podejrzane strony
informowały, że Bellingcat dostaje pieniądze od brytyjskiego
wywiadu zagranicznego MI6, tak samo jak ja i Martin Kragh.
W grudniu 2018 roku brytyjski OfCom opublikował wyniki
badania na temat sposobu, w jaki RT donosiła o sprawie
Skripalów. Po przeanalizowaniu 10 programów, wszystkich
dowodów i odpowiedzi RT orzeczono, że siedem audycji złamało
zasady bezstronności, trzy nie. W związku z tym OfCom zajął
wyjątkowo twarde stanowisko i oznajmił, że uznaje złamanie
zasad za bardzo poważny czyn przeciwko regułom działania
mediów i rozważa wymierzenie kary przewidzianej przez prawo.
RT została poproszona o dodatkowe informacje w celu dalszego
rozpatrywania sprawy.
DURNE ARTYKUŁY
Mimo nagonki Eliot Higgins i kierowany przez niego Bellingcat
pracują dalej – demaskują to, co Kreml desperacko próbuje
ukryć. Na początku 2019 roku komisje spraw zagranicznych
parlamentów trzech krajów bałtyckich, Łotwy, Litwy i Estonii,
wspólnie wysunęły kandydaturę Bellingcata do nagrody
Pulitzera. Jest to najbardziej prestiżowa amerykańska nagroda
dla dziennikarzy, którą przyznaje się za szczególnie duże
osiągnięcia.
Wygląda na to, że rosyjskim władzom państwowym nie udało
się swoimi działaniami wywrzeć pożądanego negatywnego
wpływu na działalność kierowanej przez Higginsa wspólnoty
badaczy.
„Cóż, RT może rozpuszczać nagrania z negatywnymi treściami
na mój temat. Ale dla mnie, jeśli oglądasz ten kanał, jesteś
stracony. Nagrania RT nie działają na nikogo, kto ma na mnie
jakikolwiek poważny wpływ. Ludzie, z którymi się spotykam, nie
zwracają uwagi na RT albo nigdy o tej stacji nie słyszeli. A jeśli
słyszeli, to są po mojej stronie”.
Higgins uważa, że każdy atak Kremla to potwierdzenie
znaczenia pracy wykonywanej przez Bellingcata. Ponadto
władzom Rosji już od początku trudno jest zniszczyć zaufanie do
grupy, ponieważ korzysta ona jedynie z informacji, które są
dostępne publicznie, i zaznacza, skąd pochodzą.
Czasem ludzie pytają Higginsa, dlaczego pisze o Rosji „tak
dużo”. Robi tak, ponieważ Kreml cały czas kłamie.
„Gdyby Rosjanie nie kłamali, nie mielibyśmy o czym pisać.
Pojawiło się przekonanie, że to mistrzowie propagandy – a to
nieprawda. Oni kłamią, a zachodnie media nie patrzą na ich
kłamstwa wystarczająco krytycznie. Powinny robić to od lat, ale
wielu dziennikarzy mówi: »To takie trudne, nie damy rady tego
sprawdzić« albo »Istnieją dwa punkty widzenia na sprawę
i prawda leży zawsze gdzieś pośrodku«. Przedstawianie różnych
perspektyw w dziennikarstwie działa, tylko jeśli wszystkie
odpowiadają rzeczywistości”.
Zamiast pozwalać „durnym rosyjskim artykułom” utrudniać
mu pracę, Higgins woli się skupić na wspólnym przedsięwzięciu
z Międzynarodowym Trybunałem Karnym. Wykorzystywanie
dowodów pochodzących z mediów społecznościowych
w procesach sądowych jest skomplikowane i nie zostało
uregulowane żadnymi międzynarodowymi umowami. Higgins
chce pomóc w ich wypracowaniu, żeby zbrodniarze wojenni
i inni kryminaliści odpowiedzieli za swoje czyny.
Bloger szkoli pracowników organów nadzorujących
przestrzeganie prawa, członków organizacji obywatelskich
i innych aktywistów, żeby wykorzystywali dochodzenia
prowadzone w mediach społecznościowych w sposób, który
może przynieść pożytek podczas procesu sądowego.
Ale nowicjusze mogą być zaniepokojeni perspektywą stania się
celem zorganizowanej rosyjskiej nagonki. Co Higgins,
supergwiazda badań otwartych źródeł i inspiracja dla wielu
ludzi, doradziłby tym, których interesuje branie pod lupę spraw
rosyjskich?
„Rób to. Trzeba mieć świadomość, że jeśli staniesz się zbyt
znany i lubiany, Kreml spróbuje zaatakować twoją pracę. Jeśli
masz na sumieniu coś, o czym reszta nie wie – na przykład
zamordowałeś kogoś lub byłeś dilerem narkotykowym – raczej
się do tego nie bierz”.
Eliot Higgins obiecuje również pomóc wszystkim, którzy staną
się celem poważnych operacji organizowanych przez struktury
państwowe.
„Propagandziści uważają, że to wojna informacyjna. Ja nigdy
nie chciałem być wmieszany w wojnę informacyjną, ale jeśli oni
chcą, żebym stał się jej częścią, to, do cholery, na pewno będę
walczyć”.
Higgins rozważał możliwość postawienia przed sądem tych,
którzy rozsiewali w mediach zniesławiające materiały o nim
i jego pracy. Są to na przykład rosyjskie Ministerstwo Obrony,
Ministerstwo Spraw Zagranicznych i być może
przedstawicielstwo Rosji przy ONZ.
Wielu prawników już zgłosiło się do pomocy. Część
powiedziała, że może zaoferować wsparcie w procesie nawet za
darmo – również przeciwko Rosjanom.

OSKARŻENIA
W czerwcu 2019 roku Międzynarodowy Zespół Badawczy zwołał
konferencję prasową. Ogłosił, że czterem osobom zostaną
postawione zarzuty w związku z ich udziałem w zestrzeleniu
samolotu pasażerskiego na wschodniej Ukrainie. Są to Igor
Girkin, znany również jako Igor Striełkow, Siergiej Dubinski, Oleg
Pułatow i Leonid Charczenko. Ten ostatni jest Ukraińcem, reszta
to Rosjanie. Girkin to były oficer FSB, który w momencie
katastrofy sprawował funkcję ministra obrony „Donieckiej
Republiki Ludowej”. Dubinski to oficer wywiadu wojskowego
GRU.
Badacze potwierdzili opublikowane już wcześniej przez
Bellingcata informacje, według których osoby te pełniły służbę
dla Rosji. Według śledczych między Rosjanami a ukraińskimi
separatystami istniały wojskowe zależności.
Osoby, przeciwko którym wysunięto oskarżenia, odpowiadały
za transport wyprodukowanej w ZSRR wyrzutni rakiet Buk
z Rosji na Ukrainę – tej samej, w której brakowało jednej rakiety
i której istnienie oraz trasę Eliot Higgins ustalił już wieczorem
w dniu katastrofy.
Całą czwórkę oskarża się o zamordowanie 298 osób. Pierwszy
proces odbędzie się w Holandii w marcu 2020 roku.
Rosja nie wsparła dochodzenia. Międzynarodowy zespół
ponownie zwrócił się do niej o pomoc. Oficjalne śledztwo trwa.
PROCES

Przez lata próbowałam przestrzegać przed rosyjskimi operacjami


trolli i kampaniami fake newsów nie tylko ogromną rzeszę
odbiorców, lecz również gigantów mediów społecznościowych.
Jeszcze przed wyborami prezydenckimi w Stanach
Zjednoczonych w 2016 roku napisałam po angielsku raport dla
międzynarodowego think tanku Martens Centre. Wyjaśniłam
w nim, jak wygląda wykorzystywanie mediów
społecznościowych przez Kreml, czyli uprawianie przez niego
trollingu, oraz nazwałam je zagrożeniem dla bezpieczeństwa
narodowego, na które trzeba odpowiedzieć na przykład surowszą
legislacją. Rosja cały czas rozszerzała arsenał nieetycznych metod
wpływu, ograniczała wolność słowa i radykalizowała ludzi poza
granicami swojego terytorium.
Rosyjskie operacje umożliwiały przede wszystkim zachodnie
megafirmy: Facebook, Twitter, YouTube i Google. Te albo nie
przykładały się dostatecznie do przestrzegania prawa w krajach,
w których działały, albo w ogóle nie zwracały uwagi na przepisy
i oferowały swoje platformy zawodowcom do szerzenia
propagandy.
Próbowałam dawać wskazówki wspomnianym firmom, żeby
podjęły bardziej zdecydowane kroki wobec siejących nienawiść
aktywistów wykorzystujących ich platformy, oraz
prawodawcom, żeby odważniej regulowali działalność tych firm.
Gdy w Stanach Zjednoczonych trwała kampania prezydencka,
ostrzegałam nawet przed atakami na wybory. Mój raport
ponownie został szeroko doceniony i zacytowano go w ponad 70
publikacjach na całym świecie.
Problem został już dostrzeżony wśród europejskich polityków
sprawujących władzę. Później, latem 2016 roku, Komisja
Europejska poinformowała, że oczekuje od firm prowadzących
serwisy społecznościowe usunięcia w ciągu 24 godzin mowy
nienawiści z platform. Organ śledził rozwój sytuacji i po roku
poinformował, że sytuacja się poprawiła. Ale każdy, kto ma
dostęp do Facebooka, Twittera lub YouTube’a, może potwierdzić,
że zalecenia nadal nie są przestrzegane.
W maju 2016 roku informowałam o rosyjskich trollach
próbujących wpłynąć na wybór przywódcy jedynego światowego
supermocarstwa. Potem, w listopadzie tego roku, Donald Trump
został wybrany na 45. prezydenta Stanów Zjednoczonych.
W następnym roku Departament Sprawiedliwości Stanów
Zjednoczonych powołał prokuratora specjalnego, który miał
zbadać rosyjską ingerencję w wybory. Byłam w szoku, gdy
czytałam wiadomości. Operacje fabryki trolli przeprowadzone
w USA były podobne do tych, które według moich obserwacji
zostały wymierzone w Ukrainę, Finlandię – i we mnie samą.
Badania wykazały, że Centrum Analiz Internetowych wykupiło
na Facebooku reklamy, którymi oczerniało Hillary Clinton,
kandydatkę demokratów na urząd prezydencki, jako
patologicznie kłamiącą kryminalistkę. Fabryka trolli prowadziła
na Facebooku grupy, w których wzniecała nienawiść wobec
obcokrajowców i muzułmanów. Udało jej się dotrzeć do wielu
odbiorców ze Stanów Zjednoczonych, którzy nie mieli pojęcia, że
zamiast treści powstających w kraju śledzą to, co wypisują trolle.
Trolle zorganizowały wspierające Trumpa wiece w całych
Stanach Zjednoczonych i reklamowały jego kandydaturę
ogromnemu gronu obserwatorów na Twitterze.
Ponieważ ciągle brałam udział w międzynarodowych
konferencjach i opowiadałam o swoim temacie, spotykałam
przedstawicieli Google’a, YouTube’a, Facebooka i Twittera,
z którymi przeprowadzałam ciekawe rozmowy. Na przykład
jesienią 2017 roku na konferencji dziennikarskiej
w Waszyngtonie pracownicy Google’a podeszli do mnie po mojej
prezentacji i powiedzieli, że chcą porozmawiać.
Było to ich zadanie służbowe, przydzielone im przez
kierownika PR, który wysłuchał mojego wystąpienia.
Przedstawiciele zespołu Google’a chcieli poznać więcej
szczegółów na temat zorganizowanych prorosyjskich
i ekstremistycznych kampanii na platformach firmy, która
zarządza również YouTube’em.
Byłam zaskoczona, jak to możliwe, że jeszcze nie wiedzą
wystarczająco dużo na ten temat, i wyraziłam zdumienie na głos.
Był to ważny temat dyskusji, szczególnie w gronie osób
zajmujących się bezpieczeństwem czy wywiadem, i poruszano go
w obszernych artykułach w mediach o międzynarodowym
zasięgu. Niektórzy reklamodawcy zdążyli już się wycofać ze
współpracy z Google’em, ponieważ reputacja ich marek została
nadszarpnięta przez agresywne kanały na YouTubie.
Ale gdy otrząsnęłam się z zaskoczenia – spowodowanego
również tym, że przedstawiciele Google’a zabronili mi nagrywać
rozmowę, którą chciałam wykorzystać w swojej książce –
postanowiłam w duchu ochotniczego aktywizmu obywatelskiego
przekazać im kolejne informacje. To, co mówiłam, wstrząsnęło
nimi. Zaczęli się skarżyć, jak trudno jest zbudować algorytmy,
które usuwają fake newsy z wyników wyszukiwania. Nie wiem,
jaki skutek wywarły przekazane przeze mnie wiadomości ani czy
w ogóle jakiś wywarły.
Inny przedstawiciel Google’a podszedł do mnie po pewnej
prezentacji w Europie i powiedział, że firma zwróciła już uwagę
na optymalizowanie wyników wyszukiwania przez trolle i że
sprawa „była dyskutowana” w wewnętrznym gronie.
Ale zaznaczył, że nikt w to nie ingerował, ponieważ
„dziennikarze nazwaliby to cenzurą”. Powiedziałam mu, że
w tym wypadku nie wiadomo, czym jest cenzura, a czym wolność
słowa. Uzgodniliśmy, że wyślę mu listę znanych nienawistnych
stron, które podejrzewane są o przestępstwa lub
rozpowszechnianie agresywnej propagandy, żeby Google mógł
usunąć ich zawartość z wyników wyszukiwania. Zrobiłam tak,
jak obiecałam, ale treści te nadal znajdują się na czele wyników
wyszukiwania.
Moje spotkania z przedstawicielami Twittera i Facebooka były
równie frustrujące: small talki i narzekanie. Reprezentanci obu
firm obiecywali działać, jeśli sama deklarowałam, że chcę
ciągnąć sprawę oraz wysłać im więcej wiadomości o nękających
mnie kontach i grupach.
Z powodu mojego położenia, gdy tonęłam w hejcie
i potrzebowałam pomocy policji oraz fińskiego wymiaru
sprawiedliwości, żeby poradzić sobie z codziennymi sprawami
w czasie swojej ucieczki za granicę, doszłam do wniosku, że
dostarczanie informacji byłoby marnowaniem moich skromnych
zapasów energii. Zgłosiłam już nękanie administracji platform,
tak jak tego wymagały.
Jeśli tylko firmy przestrzegałyby własnych instrukcji
i regulaminów usług oraz zaleceń krajowych i tych wydawanych
przez Unię Europejską, wszyscy byliby traktowani równo. Żaden
użytkownik Facebooka, Twittera, Google’a ani YouTube’a nie
powinien być zmuszany do tworzenia siatki kontaktów
i osobistego spotykania się za granicą z przedstawicielami tych
firm, żeby usunąć konta rozpowszechniające niezgodny
z prawem syf z własnego środowiska informacyjnego.
Na pewnej konferencji zapytałam elokwentną przedstawicielkę
Facebooka, jakie środki firma podjęła, żeby uchronić
użytkowników przed zorganizowanymi przez państwo
nielegalnymi kampaniami w środowisku cyfrowym. Zaczęła
wtedy snuć opowieść, że Facebook chroni grupy najbardziej
narażone na atak oraz usuwa z platformy fałszywe profile i fake
newsy. Po tej wypowiedzi serwis był używany na przykład
w Mjanmie, żeby podżegać do eksterminacji ludu Rohingja –
a zatem Facebook dalej ma dużo do zrobienia w kwestii ochrony
grup najbardziej narażonych na atak.
Gdy Stany Zjednoczone rozpoczęły badania wymierzonych
w wybory działań trolli oraz innych operacji, publicznie głos
zabrali byli pracownicy firm prowadzących serwisy
społecznościowe i poinformowali, że opuścili je już dawno temu.
Według nich zarząd jest zainteresowany tylko rozwijaniem usług
oraz intensyfikacją komunikacji i nie oferuje środków, żeby
polepszyć bezpieczeństwo użytkowników, choć kierownictwo
działu bezpieczeństwa już lata wcześniej zidentyfikowało trolle
i agresywnych użytkowników próbujących wywierać wpływ.
Przedstawiciele Facebooka zostali przesłuchani w senacie
Stanów Zjednoczonych z powodu rozpowszechniania reklam
wykupionych przez rosyjską fabrykę trolli. Materiały te trafiły
przed oczy ponad 120 milionów Amerykanów. Za reklamy
zapłacono rublami, co stało się powodem krytyki serwisu ze
strony senatu.
Na początku 2018 roku prokurator specjalny Robert S. Mueller,
który kieruje śledztwem w sprawie rosyjskich operacji wpływu
wymierzonych w wybory prezydenckie w Stanach
Zjednoczonych, wydał akt oskarżenia przeciwko 12
pracownikom fabryki trolli.
Według dokumentu działająca w Petersburgu tajna instytucja
zakłócała wybory i wiążące się z nimi procesy demokratyczne od
2014 roku. Wtedy też zaczęła się moja udręka, ponieważ
poruszyłam w dyskusji publicznej temat trolli. Dzięki aktowi
oskarżenia zrozumiałam, dlaczego tak się stało.

„ILJA, I LOVE YOU!”


W czerwcu 2018 roku dziesiątki osób stłoczyły się pod salą 510
sądu rejonowego w Helsinkach. Liczba miejsc na widowni
w pomieszczeniu jest ograniczona, więc każdy z kolejki liczył na
jedno dla siebie.
O przestrzeń przeznaczoną dla przedstawicieli fińskich
i zagranicznych mediów tradycyjnych walczyło kilkudziesięciu
aktywistów z MV i słynnych hejterów z YouTube’a, którzy na
żywo udostępniali w internecie relację z rozprawy. Według nich
chodziło o proces pokazowy, który miał doprowadzić do
przyłączenia Finlandii do NATO.
Gdy strażnicy otwarli drzwi, zapanował zamęt. Tylko mała
część oczekujących przed salą zmieściła się w środku, a aktywiści
MV zajęli połowę miejsc zarezerwowanych dla mediów. Jakaś
osoba, która została za drzwiami, krzyknęła: „Ilja, I love you!”.
Zabieranie strefy na widowni przeznaczonej dla tradycyjnych
środków masowego przekazu było tak zorganizowane, że
wyglądało na zaplanowaną operację, służącą zaburzeniu
przebiegu procesu oraz utrudnieniu przekazywania rzetelnych
informacji z sądu.
Na sali była trójka oskarżonych.
Johana Bäckmana oskarżano o poważne zniesławienie,
prześladowanie i podżeganie do poważnego zniesławienia.
Prokurator Juha-Mikko Hämäläinen uznał wymierzoną we mnie
kampanię za „wpływanie za pomocą informacji”, którego celem
było utrudnienie mi pracy.
Bäckman robił, co w jego mocy, żeby uniknąć procesu. Wiele
razy mówił, że chciałby ze mną „ugody”, ale ponieważ w tym
samym czasie nadal mnie oczerniał, moim zdaniem nie spełnił
podstawowych warunków do jej zawarcia. Na przesłuchaniu
powiedział policji, że ugoda „byłaby także korzystna dla władz”.
Później za pośrednictwem adwokata Jyrkiego Leivonena
złowieszczo poinformował, że gdybym się zgodziła, „umowa
mogłaby dotyczyć również innych rzeczy niż te, o których
decydować wolno sądowi rejonowemu”.
Poczułam, że to nacisk. Poczułam również, że Bäckman
próbował mnie kupić i w ten sposób sprawić, abym zamilkła.
Wyglądał na gotowego zrobić cokolwiek, byleby tylko nie trafić
do mediów i uniknąć splamienia nazwiska ujawnieniem, że
działa jako anonimowy autor z Gazety MV i pozował do
wspólnych fotografii ze swoim kryminalnym partnerem
Janitskinem. Ostatnią „próbę zawarcia ugody” Bäckman podjął
w piątek w tygodniu poprzedzającym początek procesu. Za żadną
cenę nie zgodziłabym się na nią i zdecydowanie odrzuciłam
wszystkie propozycje. Przechodziły mnie dreszcze na samą myśl,
jak wiele ważnych dla społeczeństwa spraw rosyjskim agentom
wpływu w Finlandii i za granicą udało się usunąć z pola widzenia
dzięki pieniądzom.
W sądzie na ławie oskarżonych siedział też założyciel MV Ilja
Janitskin, który po długich perypetiach został zatrzymany
w Andorze i przekazany fińskiemu wymiarowi sprawiedliwości.
Przeciwko niemu wysunięto zarzut poważnego zniesławienia.
Trzecią oskarżoną była Asta Tuominen, podejrzana
o zastępowanie Janitskina i dbanie o sprawy MV, gdy redaktor
naczelny nie mógł tego robić. W serwisie pojawiała się pod
pseudonimem T2. Oskarżano ją o poważne zniesławienie.
Byłam poszkodowaną i przyjechałam do Finlandii tylko na
rozprawę. Siedziałam w przednim rzędzie z dwojgiem
adwokatów, Martiną Kronström i Rasmusem Sotamą, oraz mamą,
która miała być dla mnie wsparciem. Ze względów
bezpieczeństwa zostałam odizolowana od oskarżonych
oraz widowni ścianką i wolno mi było przemieszczać się tylko
w towarzystwie policji tymi samymi korytarzami, którymi
wprowadzano na salę więźniów.
Podżeganie ludzi do zakłócania rozprawy zaczęło się
punktualnie. Trzy tygodnie wcześniej, gdy Janitskin był już
w Finlandii w areszcie śledczym, jego następca na czele MV, Juha
Korhonen, powiedział na YouTubie, że się z nim widział.
Janitskin zachęcił swoich fanów do protestowania przed sądem
rejonowym, a Korhonen przekazał to życzenie wiernym MV
czytelnikom o wypranych mózgach. Przed rozprawą nowy
naczelny wiele razy mobilizował na YouTubie grono odbiorców
gazety do przyjścia pod budynek sądu, żeby robić zdjęcia mnie,
czyli według Korhonena osobie „odpowiedzialnej za cały ten
burdel”, zadawać mi pytania i publikować w mediach
społecznościowych wszystkie „kłamstwa” przedstawione przeze
mnie podczas rozprawy. Zachęcał też, żeby czytelnicy MV
podchodzili do dziennikarzy wykonujących pracę, czyli
w zasadzie, żeby im przeszkadzali.
Dowodzona przez Korhonena wspólnota nienawiści
zgromadzona wokół MV spekulowała na YouTubie i jego czacie,
którędy wejdę na salę; rzekomo miały być to „drzwi strachu” –
jak w kręgu przestępców mówi się na drzwi boczne.
W alternatywnej rzeczywistości MV, którą zawodowi
propagandziści stworzyli dzięki wieloletniemu wciskaniu
kłamstw, zachęty Korhonena uznawano za normalną „wolność
słowa”.
Na kanale YouTube można włączyć funkcję SuperChat. Dzięki
niej osoby śledzące transmisję na żywo mają możliwość
wykupienia widoczności dla swoich komentarzy. To
wykorzystywane od 2017 roku narzędzie zostało zapożyczone ze
stron pornograficznych, na których widzowie streamów mogą
składać striptizerom płatne propozycje.
Dzięki komentarzom na SuperChacie aktywiści z MV zbierali
od widzów pieniądze na przykład na „wsparcie Ilji” i czasem
podczas transmisji udawało się zgromadzić setki euro. Jesienią
2018 roku za pomocą Twittera publicznie dałam znać o tym
policji, ponieważ wiedziałam, że SuperChatu nie reguluje prawo
i było co najmniej kwestią interpretacji, czy przeprowadzona za
jego pomocą zbiórka jest legalna, czy nie. Policja podziękowała
mi za informację.
Przed procesem na kanale MV na YouTubie pojawił się
przeprowadzony przez fana wywiad z Bäckmanem, a czat został
wykorzystany do podsycania nienawiści. Pewien stały widz
streamów zagroził w komentarzach, że przyjdzie do sądu
i „Jessikka przez przypadek potknie się na schodach”, że „mnie
zdyscyplinuje” oraz „zaatakuje na schodach, ponieważ akurat
skończył mu się wyrok w zawieszeniu”.
Ponieważ MV już wcześniej obwiniała mnie o uruchomienie
policyjnego śledztwa, teraz przypisywała mi główną
odpowiedzialność za zorganizowanie „nieuczciwego” procesu
przeciwko „obrońcy praw człowieka” Bäckmanowi i „obrońcy
wolności słowa” Janitskinowi. W zasadzie to prawda, ich
aktywność zaczęła być badana z mojego powodu. Przeczytałam
w protokole śledztwa w sprawie przestępstw popełnionych przez
Janitskina, że złożone przeze mnie w styczniu 2016 roku
zawiadomienie było początkiem sprawy, która stała się głośna na
cały kraj. Ale to nie ja byłam winna przestępstwom popełnionym
przez oskarżonych.
Proces trwał cztery dni. Liczba dokumentów objętych
śledztwem okazała się ogromna, chociaż zawierała się w niej
mniej niż dziesiąta część hejtu, który przez lata stworzyła na mój
temat MV.
Podczas śledztwa policja odkryła ciekawe operacje finansowe:
za pomocą PayPala Asta Tuominen otrzymała dziesiątki tysięcy
euro, tak samo zresztą jak jej partner. Wpłaty sprawiały wrażenie
pensji, ale według Tuominen była to „pożyczka” od Janitskina.
Brakowało jednak na nią dokumentów. Oprócz tego odebrała
dziesiątki tysięcy euro w formie bitcoinów – ulubionej
kryptowalucie rosyjskich hakerów. Miały być one przekazane
przez „prywatnego filantropa”.
Bäckman na oskarżenia o poważne zniesławienie
i prześladowanie zareagował, mówiąc, że jego działania to
normalna polityczna rozmowa. Gdy Janitskin został oskarżony
o opublikowanie 27 agresywnych tekstów w Gazecie MV,
powiedział, że nie był odpowiedzialny za treści publikowane
przez serwis.
Według pełnomocników oskarżonych duża część zarzutów
powinna być uchylona, a żądane przeze mnie odszkodowanie,
łącznie 130 tysięcy euro, to zbyt dużo.
Cztery dni słuchałam za ścianką, jak przy każdej okazji
oskarżeni oraz ich pełnomocnicy próbowali udowodnić, że
fałszywe twierdzenia na mój temat są prawdą. Ponadto
dowodzili, że z powodu artykułów „odniosłam korzyści”. Zaniżali
również liczbę opublikowanych tekstów: według Janitskina było
ich mniej niż 100. Policzyłam je razem z moimi pełnomocnikami
i okazało się, że artykułów było ponad 220, z czego 170 zostało
opublikowanych w okresie, gdy „redaktorem naczelnym” był
właśnie on.
Na przerwach w posiedzeniach aktywiści MV przeprowadzali
wywiady z Bäckmanem, wspierali go oraz wyśmiewali moje
wypowiedzi.
Obrażali również świadków, których powołałam.
Marco de Wit na wideo nagranym przed drzwiami do sali
rozpraw zasugerował, że jestem z moim przełożonym, byłym
redaktorem naczelnym Yle Attem Jääskeläinenem, w jakichś
niestosownych relacjach i pod jego okiem zażywałam narkotyki.
W tym samym czasie Atte Jääskeläinen zeznawał za zamkniętymi
drzwiami, jak kampania nienawiści wpłynęła na moją zdolność
do pracy dziennikarskiej.
Fani Bäckmana i Janitskina zastanawiali się, czy wszystkie
posady w mediach dostałam „dzięki dobrym stosunkom”, oraz
rozgłaszali jako fakt to, że brałam narkotyki w pracy od początku
mojej kariery.
Również przewodniczący składu sędziowskiego Mitja Korjakoff
stał się obiektem wulgarnych wyzwisk i rasistowskich,
nienawistnych artykułów.
Obecni w sądzie i przygotowujący wiadomości o procesie
dziennikarze z mediów tradycyjnych padli ofiarą gniewu obcych
ludzi. Pod salą demonstranci wrzeszczeli na nich i ich wyzywali.
Jednemu dziennikarzowi próbowano uniemożliwić wejście na
salę poprzez przyparcie go do ściany, drugi został dźgnięty
łokciem w żebra tak, że pojawił się siniak. Rebekka Härkönen
z koncernu medialnego Lännen Media – która stała się celem
nienawistnej kampanii MV po mnie, gdy napisała artykuł
o uchodźcy pomagającym ofiarom nożownika w Turku[7] – padła
w sądzie ofiarą przemocy psychicznej. Obcy mężczyzna podszedł
do niej, popatrzył na nią agresywnie i powiedział, że wygląda „na
bardziej nachlaną niż na zdjęciach”. W mediach
społecznościowych dziennikarze obecni na procesie byli
wyzywani i obrażani.
Policja zdecydowanie ingerowała w działania co najmniej
jednego blisko związanego ze środowiskiem MV kanału, gdy jego
twórcy fantazjowali o zabiciu dziennikarki podczas procesu.
Zostali oni przesłuchani, a ich kanał zamknięto.
Zanim Bäckman, pracownik think tanku Putina, i jego
kryminalny wspólnik Ilja Janitskin zaczęli podżegać do
nienawiści, tak bezpośredni, brutalny i szeroko wyrażany gniew
wobec dziennikarzy był w Finlandii czymś nieznanym.
Teraz ten sposób działania – zorganizowane nękanie
dziennikarzy oraz członków społeczeństwa obywatelskiego –
wygląda na nową normalność. Zupełnie tak jak ataki na media
i wolnych obywateli za kadencji Putina w Rosji, a także Trumpa
w Stanach Zjednoczonych. Tam prezydent mówi o „wrogich
narodowi” pseudomediach oraz rozpowszechnia teorie spiskowe.
Jeden z jego zwolenników wysłał rurobomby do siedziby głównej
CNN i do wielu innych amerykańskich mediów.
WYROK
W październiku 2018 roku sąd rejonowy w Helsinkach wydał
wyrok. Uznał oskarżonych za winnych wszystkich popełnionych
przeciwko mnie przestępstw i orzekł, że teksty wymierzone we
mnie nie mają nic wspólnego z wolnością słowa, działalność
skazanych była zaplanowana, a Janitskin kierował się chęcią
zemsty.
Sąd wymierzył Bäckmanowi wyższą karę, niż żądał tego
prokurator – rok więzienia w zawieszeniu. Janitskin otrzymał rok
i dziesięć miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności,
w czym zawierały się sankcje za przestępstwa, które popełnił
przeciwko innym ofiarom, oszustwo w zbiórce publicznej,
naruszenie przepisów o ochronie informacji niejawnej,
podżeganie do nienawiści i naruszenie praw autorskich.
Pisanina o Hannie Huumonen, która działała na rzecz bojkotu
reklam na stronie MV, sprowadziła na Janitskina karę grzywny
w wysokości 10 500 euro za poważne zniesławienie.
Trzecia oskarżona dostała trzy miesiące w zawieszeniu.
Łącznie trójka skazanych musiała wypłacić mi odszkodowanie
w wysokości ponad 80 tysięcy euro. Wszyscy odwołali się do Sądu
Apelacyjnego w Helsinkach od całego wyroku.
W rosyjskich mediach państwowych proces był nagłaśniany
jako dowód na zepsucie systemu sądowniczego w Finlandii,
a mnie oskarżano o gnębienie ludzi działających na rzecz
wolności słowa i praw człowieka. Serwis informacyjny fabryki
trolli RIA FAN żądał dla Bäckmana i Janitskina obniżenia wyroku
w instancji odwoławczej. Według opublikowanego przez agencję
Ria Nowosti komentarza najgorszym prześladowcą byłam ja.
Kampania Gazety MV oraz innych stron z hejtem i fake
newsami przeciwko mnie na tym się nie skończyła.
CZŁOWIEK ŚCISŁEGO KRĘGU – LIZ WAHL

Amerykańska prezenterka wiadomości Liz Wahl zakończyła


karierę w rosyjskiej stacji RT podczas transmisji na żywo.
O odejściu myślała od wielu miesięcy.
Na początku marca 2014 roku Wahl, tak jak zwykle, prowadziła
serwis informacyjny w studiu RT America w centrum
Waszyngtonu.
Ale nagle zaczęła ignorować tekst biegnący na ekranie
promptera i przekazała ostatnią wiadomość od siebie.
„Nie mogę być częścią finansowanego przez Rosję kanału, który
wybiela działalność Putina. Jestem dumna z bycia Amerykanką
i wierzę w przekazywanie prawdy. Dlatego po tej transmisji
kończę pracę”, powiedziała widzom.
Gdy odeszła od stanowiska dla prowadzącego, rosyjski
przełożony zawołał ją do biura i zażądał wyjaśnień. Wahl
powtórzyła to, co właśnie powiedziała publicznie, i zamknęła za
sobą drzwi redakcji po raz ostatni.
Liz Wahl to doświadczona dziennikarka i profesjonalistka.
Urodziła się na Filipinach w położonej w regionie stolicy kraju,
Manili, bazie amerykańskiej marynarki wojennej Subic Bay,
w rodzinie wojskowego.
Dziadkowie Wahl doświadczyli, czym jest radziecka agresja
i okupacja. W 1956 roku znaleźli azyl w Stanach Zjednoczonych,
ponieważ w rodzinnych Węgrzech służby bezpieczeństwa
wspierane przez ZSRR atakowały ludzi, którzy powstali, żeby
sprzeciwić się komunistycznym władzom.
Dla rosyjskiego kanału RT Wahl pracowała dwa i pół roku.
Widziała na własne oczy, jak rosyjscy kierownicy wiadomości,
którzy odpowiadali za przekazywane treści, notorycznie
i niezgodnie z etyką dziennikarską wtrącali się w proces
przygotowania programów w waszyngtońskim biurze stacji.
Gdy rosyjskie operacje wojskowe na Ukrainie stały się
zmasowane, kierownicy kanału uniemożliwiali Wahl i innym
podwładnym uprawianie dziennikarstwa opartego na faktach.
Tuż przed tym, jak zakończyła pracę, ktoś dopuścił się
ingerencji w jej materiał o Ukrainie. Stało się jasne, że na
Półwysep Krymski wdarli się rosyjscy żołnierze.
Zadaniem dziennikarza jest przekazanie odbiorcom informacji
o bieżących zdarzeniach i ich przebiegu. Z tego powodu Wahl
nagrała wywiad z amerykańskim kongresmenem, którego
zapytała o opinię na temat rosyjskiej okupacji Ukrainy.
W ostatecznej wersji nadanej przez RT nie było już tego
fragmentu. Rosyjscy redaktorzy poprosili montażystów o jego
wycięcie.
Według rozpowszechnianej przez RT oficjalnej narracji na
Ukrainie nie miały miejsca żadne operacje militarne rosyjskich
sił zbrojnych.
„Przed wojną sytuacja nigdy nie była tak zła – mówi Wahl. –
Wolno było zadawać pytania gościom, ale teraz nie mogłam
nawet tego. W RT dziennikarz ma oczerniać i deprecjonować
Ukrainę”.
Przełożeni polecili Wahl również przygotowanie materiałów
o ukraińskim „nowym neonazistowskim rządzie”, chociaż taki
w ogóle nie powstał.
W tym samym czasie kanał rozpowszechniał teorie spiskowe,
według których Stany Zjednoczone, Unia Europejska
i amerykańska CIA były sprawcami problemów na Ukrainie.
Wahl uważała, że to, co robi kierownictwo, narusza zasady
normalnej pracy dziennikarskiej i jest nieetyczne. Kanał na
przykład wspierał dyktatora Syrii Baszszara al-Asada, który
prowadził przerażającą wojnę przeciwko cywilom.
Dziennikarce nie podobało się, że RT otwarcie oczernia jej
ojczyznę. Rosyjscy kierownicy ciągle życzyli sobie artykułów,
które uwypuklały słabe strony amerykańskiego społeczeństwa.
Wahl nie chciała brać udziału w przesłanianiu prawdy
i przeinaczaniu faktów.
Wiosną 2014 roku wielu nie wiedziało, czym w zasadzie RT jest
albo czyje interesy natarczywie realizuje w polityce
międzynarodowej.
Zanim kanał rozpoczął nadawanie w Stanach Zjednoczonych,
porzucił swoją wiele mówiącą nazwę Russia Today i zaczął
reklamować siebie jako rzetelne źródło informacji.
Wypowiedź Wahl o tym, że RT wybiela działalność prezydenta
Władimira Putina, była publicznym wyjawieniem wewnętrznych
informacji. W ten sposób pierwszy raz odkryta została
prawdziwa natura kanału.
Jej specjalne przesłanie natychmiast stało się tematem
doniesień medialnych.
„Gdy wychodziłam ze studia, mój telefon wręcz eksplodował.
Wiadomość szybko rozeszła się dosłownie dookoła świata. Nie
oczekiwałam czegoś takiego”.
Przyszło tak dużo próśb o wywiad od profesjonalnych stacji
informacyjnych, że nawet nie zdążyła odpowiedzieć wszystkim.
Przez wiele dni Wahl odwiedzała studia programów CNN, MSNBC
oraz innych międzynarodowych gigantów medialnych
i opowiadała o pracy dla rosyjskiej machiny propagandowej.
Później złożyła zeznania na temat rosyjskiej wojny
informacyjnej w Kongresie Stanów Zjednoczonych.
Kierownictwo RT nie było zadowolone.
Nikt nie zadał sobie trudu, żeby słowem skomentować
wysuniętą przez Wahl uzasadnioną i mającą oparcie
w rzeczywistości zawodową krytykę treści RT.
Zamiast przedstawić merytoryczne argumenty, RT rozpoczęła
kampanię wymierzoną w Wahl, do której prowadzenia użyła
własnych kanałów rozpowszechniania informacji.
Stacja podważała zdrowie psychiczne byłej pracowniczki,
wplątywała ją w dziwne teorie spiskowe oraz prowokowała
wpływowe prokremlowskie gwiazdy YouTube’a i trolli
internetowych do prowadzenia nagonki.
***
Na początku przedstawiciele RT skontaktowali się z Liz Wahl
i dążyli do zatrudnienia jej jako dziennikarki w biurze
w Waszyngtonie.
W 2011 roku Wahl pracowała w małej amerykańskiej stacji
informacyjnej na Marianach Północnych na Oceanie Spokojnym
i rozważała powrót na kontynent.
Wtedy w Stanach Zjednoczonych nie informowano o Rosji
Putina równie nieprzychylnie lub równie często jak po
rozpoczęciu wojny na Ukrainie. Dzięki zmianie nazwy RT nie
miała tak złej opinii jak dziś. W branży medialnej telewizję
reklamowano poprzez zestawianie jej z cieszącym się zaufaniem
brytyjskim nadawcą publicznym BBC.
Kierownik wiadomości RT obejrzał reportaż Liz o katastrofie
elektrowni atomowej w Fukushimie i postanowił ją zatrudnić.
Przedstawił dziennikarce swoją telewizję jako „międzynarodową
stację, która skupia się na sprawach przemilczanych przez
wielkie media”.
Ten sam slogan nadal jest wykorzystywany przy reklamowaniu
kanału, także wśród widzów. Podczas negocjacji z Wahl
kierownik porównał RT America do angielskojęzycznej telewizji
Al-Dżazira, która informuje o sprawach świata arabskiego.
Liz Wahl się wahała. Zapytała o dziennikarską niezależność.
„Szefowie odpowiedzieli, że pogląd o jej braku w RT to
»myślenie zimnowojenne«, i się śmiali. Według nich takie opinie
to kwestia wizerunku Rosji, od którego chcieli odejść. I dlatego
zdecydowali się prowadzić międzynarodowy kanał”.
Ale prawdziwą misję kanału odsłoniła parę lat później
pracująca w Rosji redaktorka naczelna Margarita Simonjan. Jej
oświadczenie jest prawdopodobnie najszczerszym opisem roli
stacji, jaki powstał do tej pory.
„RT to broń Kremla w wojnie informacyjnej”, powiedziała
Simonjan. Broń, która w praktyce jest gotowa do użycia.
W ramach popełnianego celowo oszustwa redaktorka i jej
podwładni systematycznie zatajali tę informację przez widzami
i cyfrowymi nadawcami ich programów.
Przedstawiciele RT nie wspominali również, że stacja jest
bronią Kremla w wojnie informacyjnej, gdy w urzędach
regulujących działalność mediów w różnych krajach ubiegali się
o licencję na nadawanie. Tej bardzo ważnej informacji nie
podano także personelowi stacji, przynajmniej w biurze
w Waszyngtonie.
Wahl rozważała otrzymaną propozycję pracy, przeglądając
treści nadawane przez kanał.
W 2011 roku nie była to jeszcze całodobowa fabryka
propagandy, która non stop wpuszcza w międzynarodowy obieg
ewidentne pochlebstwa na temat Putina lub niewiarygodne
kłamstwa.
„Publikowała też materiały, które były w 100 procentach
prawdziwe i profesjonalne. Ale zawsze skupiano się w nich na
problemach dotyczących Europy i Stanów Zjednoczonych, nigdy
Rosji”.
W końcu Wahl przyjęła propozycję.
Na początku praca w nowym miejscu wyglądała tak samo jak
w jakiejkolwiek redakcji serwisów informacyjnych. Wahl
przeprowadzała wywiady, przygotowywała programy oraz
prowadziła je popołudniami i wieczorami o 16.00, 17.00 i 19.00.
Zbierała informacje, od czasu do czasu jechała w podróż
służbową i przygotowywała reportaże wideo. Na niektórych
zmianach jej zadaniem było zapraszanie gości, którzy mieli na
żywo udzielać wywiadów w nadchodzących programach.
Rutyna była znajoma.
Ale to, które wiadomości będą podane w serwisie
informacyjnym, z jakiego punktu widzenia się je przedstawi
i które osoby poprosi się o wypowiedź w wywiadzie, zależało od
przełożonych.
„Na pierwszy rzut oka wydawało się, że dziennikarz ma dużo
swobody. Ale po drodze zaczynało się zauważać, że wolność jest
tylko wtedy, gdy krytykuje się Stany Zjednoczone, kraje Zachodu
lub Unię Europejską. Kiedy materiał dotyczył Rosji lub jej
sojuszników, wolności w ogóle nie było”.
Kierownicy byli zadowoleni, gdy na zebraniach redakcji Wahl
proponowała tematy dotyczące bieżących problemów
społecznych w Stanach Zjednoczonych.
Na przykład protesty obywateli przeciwko amerykańskim
władzom zawsze były chodliwym tematem, a artykuły ich
dotyczące – szczególnie mile widziane. Często w informacjach RT
rzeczywiste wydarzenia wyolbrzymiano i odrywano od
faktycznego kontekstu.
W czasie pracy w rosyjskiej stacji jednym z obszarów, którym
Liz Wahl zajmowała się szczególnie dokładnie, był powstały
jesienią 2011 roku ruch Okupuj Wall Street (Occupy Wall Street).
Inicjatywa obywatelska, która sprzeciwiała się nierównościom
gospodarczym i broniła praw człowieka, zorganizowała serię
dużych protestów ulicznych. Żywiołowe grupy demonstrantów
przez długi czas zbierały się wokół terenu giełdy na Manhattanie
i żądały zmniejszenia władzy banków i naprawienia innych
dysproporcji.
Ruch obywatelski to, obiektywnie rzecz biorąc, temat ważny
dla każdego środka masowego przekazu i rzecz sama w sobie
wymagająca śledzenia, ale RT w dostarczaniu informacji
o Okupuj Wall Street posunęła się zbyt daleko.
Podczas pracy dla kanału Wahl widziała metody
wykorzystywania autentycznego niepokoju ludzi związanego
z tym, w jaki sposób państwo próbowało pokonać kryzys
finansowy oraz ratować upadające banki pieniędzmi z podatków.
Telewizja chciała udowodnić, że „cała amerykańska demokracja
jest w ruinie”.
Dziennikarze zostali wysłani, aby w czasie demonstracji
filmować patrolujących ulice uzbrojonych po zęby policjantów.
W ten sposób można było nadać wydarzeniom dramatyczny
wydźwięk i go podkreślać.
„To było jak obsesja”, opowiada Wahl.
RT przez długi czas angażowała wokół tej sprawy wielu
dziennikarzy w całych Stanach Zjednoczonych. Multum
korespondentów opowiadało o wydarzeniach na żywo z Nowego
Jorku, Oakland i wielu innych miejsc, w których odbyły się
protesty.
Za pomocą takiego wyolbrzymiania zdarzeń RT chciała
pokazać, że „media mainstreamowe”, które donoszą
o wydarzeniach w bardziej wyważony sposób, nie są faktycznie
zainteresowane frustracją demonstrantów.
W opozycji do nich prezentowała się jako najbardziej
wiarygodne medium.
„Stacja naprawdę umiejętnie bawi się troskami ludzi
zdenerwowanych na rząd. A także takich, którzy czują, że
społeczeństwo ich zawiodło”.
Gdy demonstracje ruchu Okupuj Wall Street zaczęły wygasać,
RT była ostatnim medium, które wciąż żądało komentarzy od
zebranych na ulicach garstek aktywistów.
Według RT media korporacyjne porzuciły protestujących.
W ten sposób stacja pogardliwie określała wszystkie inne
amerykańskie środki masowego przekazu, również te
finansowane z pieniędzy publicznych.
„To zaszło tak daleko, że zdaniem pracowników próbowaliśmy
wskrzesić trupa. Ale kierownik był niewzruszony: trzeba dalej
robić materiały”.
Jeszcze sporo później, w rocznicę powstania ruchu Okupuj
Wall Street, RT nadal produkowała taśmowo wiadomości
o skandalizujących tytułach.
Również drugi obszar zainteresowań RT pokazuje, że kanał
próbował działać na rzecz interesów politycznych Kremla.
Według spostrzeżeń, które Wahl poczyniła w swoim miejscu
pracy, była nim historia żołnierki amerykańskiej piechoty
Chelsea Manning, wcześniej znanej jako Bradley Manning.
Amerykanka była podejrzewana o to, że w 2010 roku
przekazała prowadzącym stronę WikiLeaks Juliana
Assange’a tajemnice wojskowe, do których miała dostęp w pracy,
co doprowadziło do rozejścia się ich po mediach krajowych i za
ich pośrednictwem po całym świecie.
W grupie materiałów przekazanych przez Manning było na
przykład nagranie z Iraku pokazujące amerykańskich żołnierzy,
którzy z helikoptera zastrzelili pracowników agencji prasowej
Reuters. Ponadto znalazło się tam również kilkaset tysięcy depesz
dyplomatycznych zawierających tajne treści.
Informacje wywołały duży międzynarodowy skandal
i poskutkowały krytyką amerykańskiej armii i dyplomacji.
W ramach pracy Liz Wahl miała śledzić proces Manning
i przekazywać dotyczące go wiadomości „naprawdę porządnie”.
Punkt widzenia został z góry narzucony przez redakcję.
„Na RT Manning była małym człowieczkiem, który ujawnił
nadużycia władz potężnych Stanów Zjednoczonych i samotnie
bronił wolności słowa. Z tego powodu amerykańscy decydenci
chcieli ją uciszyć”.
Są też inne interpretacje. Przeciwko Manning wniesiono
oskarżenie i skazano za wiele przestępstw, również za
naruszenie Espionage Act. Prawo to zabrania na przykład
ingerencji w operacje wojskowe i wpływania na nie, wspierania
wroga podczas wojny i sprzeciwiania się rozkazom.
Ale dla RT wyroki na Manning były tylko potwierdzeniem tego,
że „wolność słowa w Stanach Zjednoczonych jest ograniczana”.
Przeważnie profesjonalne media informacyjne nie wynoszą na
piedestał osób, których dotyczą publikowane przez nie
informacje. Wyjątkiem są działy sportowe mediów krajowych lub
lokalnych, informujące o osiągnięciach zawodników
w zawodach. RT nie tylko donosiła o działalności Manning, lecz
również czciła ją jako bohaterkę.
Także Edward Snowden, zleceniobiorca amerykańskiej
wewnętrznej agencji wywiadowczej National Security Agency,
który przekazał światowej prasie chronione prawem tajne
informacje o działalności amerykańskiego wywiadu cywilnego,
otrzymał od RT nieadekwatnie dużo pochwał i uwagi.
Stało się tak tylko z jednego powodu: również Snowdenowi
udało się przedstawić jako potwora armię i służby
bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, czyli największych
wrogów władz Rosji.
Dla medium, które, słowami jego własnej redaktor naczelnej,
funkcjonuje jako broń władz w wojnie informacyjnej i którego
ewidentnym zadaniem jest zniszczenie zaufania do Stanów
Zjednoczonych, demaskacje Manning i Snowdena były jak wielka
wygrana na loterii.
Oboje sprawili, że wojna informacyjna RT stała się łatwa: stacja
nie musiała wymyślać informacji o poważnych problemach
amerykańskich służb bezpieczeństwa, które stawiałyby je w złym
świetle.
Manning i Snowden udostępnili wszystkim takie informacje.
A RT musiała tylko je bez końca powtarzać, wyolbrzymiać
i wykrzykiwać na cały świat głośniej, niż wymagały tego
standardy dziennikarstwa, społeczeństwa czy wolności słowa.

JEDYNE WIARYGODNE MEDIUM


Liz Wahl nie wychodziła każdego ranka do pracy z poczuciem, że
jest tylko trybikiem w globalnej machinie propagandowej.
Nie czuła, żeby jej przełożeni zmuszali ją wprost do robienia
czy mówienia czegokolwiek. Ale stopniowo w umysłach
członków zespołu zasiewano ziarna autocenzury.
W największym niebezpieczeństwie byli młodzi pracownicy bez
wcześniejszego doświadczenia w zwyczajnych mediach
informacyjnych, gdzie stosuje się normalne dziennikarskie
praktyki, gwarantujące oparcie informacji na faktach.
„Jeśli nie wiedziałeś, jak przygotowuje się tło dla artykułów, jak
sprawdza się wiarygodność źródeł lub jak weryfikuje się fakty,
RT uznawała cię za dziennikarza idealnego”.
W redakcji, którą prowadzą kierownicy zatwierdzeni przez
Kreml, dziennikarz idealny jest zupełnie kimś innym niż
w tradycyjnych mediach informacyjnych.
Według spostrzeżeń Wahl przełożeni w RT America cenili tych,
którzy pracowali według ich wytycznych i darzyli nienawiścią
władze Stanów Zjednoczonych.
„Idealny dziennikarz starannie cytował gości RT i był gotowy
uciec się do półprawdy oraz teorii spiskowych
w przygotowywanych przez siebie materiałach, zawsze gdy
mogły one postawić NATO, Unię Europejską i Stany Zjednoczone
w złym świetle”.
Tak postępujący pracownik szybko awansował w strukturach
organizacji.
Jeśli natomiast członek załogi sprawiał na przełożonych
wrażenie, że jego sposobu pracy nie da się zmienić, i regularnie
podważał opinie kierownictwa, kariera stawała w miejscu.
Formowanie sposobu myślenia dziennikarza odbywało się
również pod postacią informacji zwrotnej o przygotowanych
przez niego materiałach. Jeśli z biegiem czasu pracownik
automatycznie nie zaczął sam siebie cenzurować i wykonywać
zadań według życzeń kierowników, ci wkraczali do akcji.
„Dawali złą ocenę. Albo ktoś z przełożonych edytował gotowy
tekst, usuwał zdania, zmieniał je lub sprawiał, że stawały się
bardziej sugestywne”.
W redakcji stworzono niecodzienną atmosferę. Według
spostrzeżeń Wahl dominował antysystemowy sposób myślenia,
który nadawał kierunek wszystkim działaniom.
Wahl widziała na własne oczy, jak wielu z jej kolegów –
również obywateli Stanów Zjednoczonych – dało się wciągnąć
w rozsiewane w biurze teorie spiskowe.
„Tam masz poczucie, że walczysz przeciwko siłom rządzącym
światem”.
Rosyjscy przełożeni nie ujawniali, skąd albo od kogo sami
otrzymują zadania i polecenia. Pod tym względem atmosfera
pracy w redakcji była tajemnicza i zagadkowa.
Czasami rosyjscy producenci przeglądali listy tematów z góry
zaplanowanych na następny dzień i je usuwali.
„Nie było ku temu żadnego koniecznego lub oczywistego
powodu. Oprócz tego, że jakaś wyższa instancja zabroniła
zajmowania się daną kwestią”.

„WOREK NA GŁOWĘ I DO FURGONETKI”


Jednym z ważniejszych stałych zadań Liz Wahl było umawianie
rozmówców na wywiady w studiu.
Dzwoniła do gości nadchodzących programów, uzgadniała
termin rozmowy oraz tematy, które miały zostać poruszone.
Następnie, podczas nagrania, przeprowadzała rozmowę zgodnie
z ustaleniami.
Nie wszyscy byli mile widziani jako goście w studiu RT i nie
wszystkich zapraszano równie chętnie na wywiady prowadzone
zdalnie. Ale stacja zawsze była otwarta na zwolenników teorii
spiskowych, ekstremistów i osoby sfrustrowane zachodnim
sposobem życia.
„RT znajduje takich ludzi i daje im pole do rozsiewania swojego
gniewu czy poczucia rozczarowania władzami Stanów
Zjednoczonych, systemem i generalnym obrotem spraw”.
Czasem rosyjscy producenci programu wybierają gości do
wywiadów, czasem dziennikarze dostają zadanie znalezienia
komentatora o „alternatywnych” poglądach.
„Zdrowy sceptycyzm to część demokracji. Ale im bardziej
zdenerwowany był gość, tym było bardziej prawdopodobne, że
stacja będzie dalej wykorzystywać jego wypowiedzi”.
Wiele z najbardziej bojowych wywiadów udzielili stali
uczestnicy programów. Bywało, że pojawiali się co miesiąc
i powtarzali wciąż te same opinie.
W czasie gdy Liz Wahl zdobywała doświadczenie w RT, do
grupy najbardziej pożądanych komentatorów politycznych
zaliczali się na przykład Nigel Farage – brytyjski
europarlamentarzysta i krzykliwy eurosceptyk, Alex Jones –
głosiciel teorii spiskowych w mediach społecznościowych i autor
strony InfoWars oraz Steven Seagal – aktor filmów akcji.
W marcu 2012 roku, w okresie prezydentury Baracka Obamy,
Wahl przeprowadziła wywiad na żywo z Alexem Jonesem.
Aktualnym tematem było rozporządzenie wykonawcze, które
przyznawało głowie państwa prawo do wprowadzenia w razie
potrzeby stanu wyjątkowego. RT kładła w programach nacisk na
opinie krytyków, których zdaniem była to „kolejna próba
przejęcia bardzo rozległej władzy”.
Kiedy Wahl zadała Alexowi Jonesowi pytanie, czy Amerykanie
powinni być zaniepokojeni sytuacją, ten odpowiedział:
„Amerykanie powinni być wyjątkowo zaniepokojeni sytuacją”.
Potem Jones mówił o „prezydencie, który potajemnie morduje
Amerykanów, zleca zakładanie nam na głowę worków
i wrzucanie do czarnych furgonetek, żebyśmy przepadli bez
wieści”.
Raz Wahl otrzymała polecenie, aby przeprowadzić rozmowę
z aktorem Stevenem Seagalem. W świecie kultury popularnej jest
on znany z tego, że zawyża swoje osiągnięcia i umiejętności
w sztukach walki.
W wywiadzie dla RT aktor, który w dziedzinie polityki
zagranicznej nie zdobył żadnego wykształcenia ani nie ma żadnej
wiedzy na ten temat, zaprezentował swoje poglądy polityczne.
Prezydenta Władimira Putina nazwał silnym przywódcą. „Nie
umiem opisać słowami podekscytowania, jakie odczuwali
producenci, gdy chodziło o Seagala. Był jedną z najbardziej
pociesznych osób, z którą rozmawiałam. Ale dla RT był to VIP”,
mówi Wahl.
Później Seagal otrzymał rosyjskie obywatelstwo. Podczas
ceremonii, którą RT dumnie transmitował na cały świat,
prezydent osobiście wręczył mu paszport. Po tym Seagal nadal
był potakiwaczem Putina.
Często programy RT są tak żenujące, że wyglądają jak
wyreżyserowane przedstawienie. Niektórzy pytają, czy również
goście RT, tak jak dziennikarze, otrzymują instrukcje.
„Nie w tym rzecz – mówi Wahl. – Im nie trzeba mówić, co mają
robić. W Stanach Zjednoczonych można znaleźć ludzi
podzielających poglądy płynące z Kremla, którzy gotowi są
powiedzieć rzeczy stawiające kraj w bardzo złym świetle.
Ponadto nie wszyscy goście RT mają taki sam zdrowy rozsądek”.
Wahl kilka razy przeprowadziła wywiad z Nigelem Farage’em,
brytyjskim politykiem, ówczesnym przewodniczącym Partii
Niepodległości Zjednoczonego Królestwa i eurodeputowanym.
W tamtym czasie nie był on znany jako eurosceptyk tak
powszechnie jak dziś.
W RT prezentowała go jako zdrajcę Parlamentu Europejskiego,
który zapewnia odbiorcom „inną perspektywę” i namiętnie
krytykuje Unię Europejską.
Później Farage stał się twarzą Brexitu. Przypadkowo czy nie,
wystąpienie Wielkiej Brytanii ze wspólnoty było silnie forsowane
również przez trolle internetowe i RT. Po długiej kampanii
Brytyjczycy wiosną 2016 roku zagłosowali za wyjściem.
„Gdy się zorientowałam, w jakim kierunku idą sprawy,
zrozumiałam, dlaczego Farage był ulubionym gościem RT. Nie
pojawiał się często w zachodnich mediach, ale dla nas był VIP-
em”.
Sposób rekrutacji pracowników mówił o charakterze stacji
równie dużo, co dobór gości do programów. Dziennikarze, którzy
nie mieli możliwości otrzymania posady w liczących się
amerykańskich mediach, na RT, kanale prowadzącym
finansowaną przez władze Rosji wojnę informacyjną, byli
gwiazdami.
Na przykład jedna z prezenterek stacji, internetowa
influencerka Abby Martin, dała się poznać jako zwolenniczka
teorii spiskowej „Nowy Porządek Świata” oraz koncepcji, według
której wpływowe elity uciszają masy za pomocą mediów
korporacyjnych, a ataki terrorystyczne z 11 września 2001 roku
były spiskiem wąskiego kręgu ludzi. RT nagrodziła Martin
własnym stałym programem.
Tak jak zauważyła Wahl, RT zatrudniała ludzi, którzy są gotowi
do publicznego mówienia kuriozalnych rzeczy.
Redakcja nie uważała za etycznie wątpliwe również tego, że
pracownik robi materiały o swojej rodzinie. Tak sytuacja
wyglądała w przypadku byłego przedstawiciela Rosji przy ONZ
w Nowym Jorku. Jego córka pracowała w RT i bez przeszkód
przygotowywała o ojcu wiadomości, które zarazem dotyczyły
rosyjskiej polityki.
„Chociaż przeważająca część reporterów RT to obywatele
Stanów Zjednoczonych, którzy mają amerykańskie pochodzenie,
»najtrudniejsze« tematy przydzielano do opracowania
Rosjanom – mówi Wahl. – Dostawali oni na przykład materiały,
w których Stany Zjednoczone były pokazywane w złym świetle.
Rosyjscy dziennikarze zajmowali się tym, co w amerykańskim
prezenterze lub reporterze wzbudziłoby opór”.

ULUBIENIEC PRASY
RT America przyglądała się wyborom prezydenckim w Stanach
Zjednoczonych już w 2012 roku. Stacja trąbiła o swoim ulubieńcu
Ronie Paulu z Teksasu, kandydacie w prawyborach w Partii
Republikańskiej. Polityk zaczął się ubiegać o elekcję w 2011 roku,
gdy Wahl była nadal nową pracowniczką.
Dziennikarze RT zostali poinformowani, że gdy podają
informacje o Paulu, pozwalają na obecność w mediach
kandydatowi, którego mainstreamowe środki masowego
przekazu „uciszają”, a prasa traktuje nieodpowiednio.
Późniejsze badania profesjonalnych dziennikarzy pokazały, że
Paul faktycznie był pokazywany w mediach rzadziej niż inni
kandydaci.
Ale dla RT był on w praktyce jedynym kandydatem.
Gdy Wahl zapoznała się z politycznymi poglądami Paula,
zrozumiała, skąd bierze się obsesja stacji na jego punkcie. Opinie
kandydata na temat polityki zagranicznej państw zachodnich
były najkrytyczniejsze. Sprzeciwiał się interwencji Stanów
Zjednoczonych na arenach międzynarodowych.
Tym samym oddawał przysługę Kremlowi, już wtedy
planującemu operację na Ukrainie, w które zdecydowanie
wtrąciła się światowa opinia publiczna.
Później Ron Paul ustąpił miejsca Mittowi Romneyowi, który
został kandydatem republikanów na prezydenta. On z kolei
przegrał z wybranym po raz drugi Obamą.
RT miała także inne polityczne zadania do zrealizowania,
ewidentnie mające przynieść korzyści Rosji. Lobbowała
przeciwko ustawie Magnickiego, na rzecz której działał Bill
Browder. Jako odwet za sankcje nałożone na jej mocy Kreml
zakazał amerykańskim rodzinom adopcji chorych rosyjskich
dzieci. Wahl miała za zadanie przygotować materiał o rosyjskim
chłopcu, nad którym znęcali się amerykańscy rodzice adopcyjni.
„Niestety to były fakty, ale ponieważ Kreml w tym samym
czasie wprowadzał zakaz adopcji, materiał miał konkretny cel:
pokazać na konkretnym przykładzie, jak okropnie rosyjskie
dzieci są traktowane w Stanach Zjednoczonych”.
W rzeczywistości większość zaadoptowanych z Rosji dzieci
miała się dobrze i była odpowiednio traktowana. Ale tak jak to
w RT często bywało, materiałów nie przygotowywano, mając na
uwadze zasady etyczne.
Z czasem opowieść stworzona przez kanał z wielu
pojedynczych wątków uformowała obraz Stanów Zjednoczonych
opinię, który był przekłamany i nie miał odbicia
w rzeczywistości.
Jeśli amerykański wyborca kształtowałby swoje poglądy tylko
na podstawie doniesień RT i na tej podstawie podjął decyzję, na
kogo zagłosować, miałaby ona słabe uzasadnienie.

VIRALOWA MANIPULACJA
Jednym z obszarów szczególnego zainteresowania rosyjskiej
telewizji działającej na terytorium Stanów Zjednoczonych
i skierowanej zarówno do Amerykanów, jak i do szerszej
publiczności, była tak zwana krytyka medialna.
Według RT nie jest to jednak kulturalna, formułowana zgodnie
z akademickimi zwyczajami, dobrze uargumentowana rozmowa
na temat praktyk dziennikarskich czy kryteriów stawianych
serwisom informacyjnym albo innych elementów nowoczesnego
przekazywania informacji. Stacja za nic ma metody wykładane
na uniwersytetach, rozważane na codziennych spotkaniach
wewnętrznych redakcji lub badane w różnych częściach świata.
Zamiast tego „krytyka medialna” według RT była i jest nadal
monotonnym, powtarzającym się i niewymagającym wysiłku
umysłowego obrażaniem mediów tradycyjnych. Stacja regularnie
oskarża je o to, co robi sama, czyli o zatajanie prawdy,
rozpowszechnianie propagandy, przekłamywanie wiadomości
i spychanie winy na innych.
RT z pogardą wyraża się o „zachodnich mediach
korporacyjnych”, które dążą do zysków ekonomicznych kosztem
poszukiwania prawdy.
I jako receptę na wymyślony przez siebie problem, czyli
propagandę rozpowszechnianą przez zachodnie media, stacja
zaoferowała siebie.
„Ponieważ telewizji nie krępowała konieczność przynoszenia
zysków, a jej najwyższy cel stanowi prawda, według własnej
opinii była jedynym środkiem przekazu, który mógł
nieskrępowanie pisać prawdę. To był jeden sposób na pokazanie,
dlaczego RT jest lepsza niż media zachodnie”.
Wewnętrzne debaty redakcyjne o relacji z widzami sporo
ujawniały. Pracownicy RT nigdy nie otrzymali informacji
o liczbie widzów programów, nie było to również przedmiotem
analizy. W zwyczajnych mediach tradycyjnych producenci śledzą
wskaźniki popularności i rozmawiają o nich ze swoim zespołem.
Wahl miała wrażenie, że liczba widzów kanału nie jest istotna.
Zamiast tego wiele uwagi poświęcano aktywności w mediach
społecznościowych. Wszystkie odcinki programów telewizyjnych
trafiały na YouTube’a. Sukces wyznaczało to, jak chętnie
widzowie rozpowszechniali treści z RT.
„Priorytetem było wyjście z wiadomościami na zewnątrz
i uzyskanie dużego ruchu w internecie. Liczby wyświetleń na
YouTubie to »ważna sprawa«”.
RT America umie dobrze wykorzystywać media
społecznościowe. Ma ponad milion obserwatorów na Facebooku
i chociaż część z nich to bez wątpienia opłacone trolle, stację
śledzi również mnóstwo autentycznych ludzi z różnych zakątków
świata, którzy w dobrej wierze udostępniają jej treści i dają im
lajki – nie wiedząc, jak szczelnej cenzurze są one poddawane i jak
bardzo ukierunkowane są politycznie.
Kanały na YouTubie należące do RT oraz innych mediów
koncernu są prowadzone przez zawodowców i oferują dużą
paletę wpływu politycznego przedstawionego w formie rozrywki
i newsów.
RT, tak jak autorzy rosyjskojęzycznych stron z dezinformacją
oraz trolle utrzymujące własne witryny, wie, jak przyciągnąć
użytkowników mediów społecznościowych. Wabikami są seks,
przemoc, urocze filmiki ze zwierzętami, strach, nienawiść
i materiały manipulujące uczuciami.
Niedotyczące polityki viralowe hity są przynętą, która
przyciąga niczego nieprzeczuwającą widownię do propagandy.
Gdy widz otwiera jedno interesujące nagranie RT, algorytm
YouTube’a podsuwa mu mnóstwo podobnych.
Nie trwa długo, nim za pomocą algorytmu widza udaje się
wciągnąć w odmęty ekstremistycznego myślenia, teorii
spiskowych i treści takich jak świętowanie rosyjskich żołnierzy
popełniających zbrodnie wojenne na Ukrainie.
Wśród najpopularniejszych filmików RT jest na przykład
nagranie zarejestrowane przez wzburzonego i do głębi
wstrząśniętego mężczyznę. Widać na nim policjanta z Salt Lake
City, który według relacji autora nagrania zastrzelił jego psa
przebywającego na własnym podwórku.
Na wideo, które na YouTubie ma ponad 20 milionów odsłon,
mężczyzna rozpacza po psie i krzyczy na policjanta.
Z nagrania nie wynika, co się stało oprócz tego albo czy wersja
wydarzeń zaprezentowana przez mężczyznę w ogóle jest zgodna
z prawdą. Ale fragment wzbudza nieodparte wrażenie, że to, co
przeżywa mężczyzna, zasługuje na udostępnienie i jest
zaprezentowane w sposób dokładny i odpowiadający
rzeczywistości.
Drugi popularny filmik dotyczy australijskiej pary, która
uprawiała seks na poboczu drogi i trafiła na zdjęcia serwisu
Google Street View. Wideo przypominające pod względem formy
newsa wyświetlono ponad trzy miliony razy.
Niewielu widzom przychodzi na myśl, że nagrania te
umieszczono za rosyjskie pieniądze na kanale, którego zadaniem
jest służyć rosyjskiemu bezpieczeństwu w sferze informacyjnej.
I o to właśnie w tym wszystkim chodzi.
RT potrafi umiejętnie obchodzić się z różnymi grupami
docelowymi. Aby przyciągnąć mężczyzn, wiadomości na kanale
są komentowane przez gwiazdę porno.

„SFINGOWANE OPERACJE PSYCHOLOGICZNE”


Czas upływał, a Wahl wykonywała swoje zadania w biurze RT
America w stolicy Stanów Zjednoczonych. Misja pracodawcy,
którą było zmieszanie jej kraju z błotem, wzbudzała w niej coraz
większy niepokój.
Zgodnie ze standardami dziennikarstwa media powinny
patrzeć rządzącym na ręce. Ich zadanie polega na kontrolowaniu
działań rządu i tych, którzy sprawują władzę.
„Ale było oczywiste, że RT nie wypełniała swojej szlachetnej
misji i nie obserwowała polityków. Waliła w nasze siły zbrojne,
przywódców i styl życia”.
Wahl zaczynała mieć dość. Jej koledzy przygotowywali fake
newsy, według których rebelianci w Syrii używali broni
chemicznej przeciwko cywilom i odpowiadali za śmierć kobiet
i dzieci. Naprawdę winę za atak na nich ponosiła administracja
wspieranego przez Rosję dyktatora Baszszara al-Asada.
Liz Wahl sądziła, że sposób, w jaki jej pracodawca donosi
o wydarzeniach w Syrii, jest przerażający.
„Nagrania pokazywały martwe dzieci, a gość RT twierdził
w wywiadzie, że chodzi o spychanie winy na innych i jest to
spisek zachodnich mediów. To było niepokojące. Jeśli gdzieś
przeprowadza się atak chemiczny, media mają obowiązek
przynajmniej spróbować się dowiedzieć, kto za nim stoi”.
Gdy rosyjskie działania zbrojne na wschodniej Ukrainie
nabrały rozmachu, RT milczał na temat prawdziwych wydarzeń,
jednocześnie informując odbiorców, że jest zdecydowanie
najlepszym i najrzetelniejszym medium.
Wahl zaczęła czuć odrazę wobec pracodawcy. Nadszedł czas,
żeby odejść.
Poprowadziła ostatnią transmisję na żywo, powiedziała
widzom RT, że kanał rozpowszechnia propagandę
i usprawiedliwia politykę Putina, po czym zrezygnowała z pracy.
„Nikt nie może zatrzymać tej machiny na stałe, ale
przynajmniej można próbować zwiększać świadomość ludzi.
Chciałam się przyczynić do szerzenia prawdy”.
Po odejściu Wahl otrzymała wsparcie oraz dopingujące do
działania wiadomości od wielu kolegów z RT. Podzielali oni jej
opinię na temat kierunku rozwoju kanału. Dzięki temu, że
dziennikarka zdemaskowała pracodawcę, ujawniły się również
niepokoje innych zatrudnionych tam osób dotyczące zasad
redakcyjnych stacji.
Gdy informacja o odejściu prezenterki RT i jej krytyce podczas
transmisji na żywo obiegła świat, również obcy ludzie wysyłali jej
wiadomości z wyrazami wdzięczności i szacunku za jej odważną
postawę.
Gdy jej przełożeni zauważyli, że „wydanie specjalne” Wahl
rozpowszechnia się w nieopanowany sposób, i zaczęli
otrzymywać prośby o wywiad od mediów tradycyjnych,
wkroczyli do akcji.
Dwa dni po odejściu Liz Wahl RT opublikowała na swojej
stronie anonimowy artykuł, w którym sugerowała, że
zachowanie prezenterki było nieprofesjonalne.
Zgodnie z przesłaniem tekstu „dziennikarze różniący się
poglądami przeważnie mówią o swoich niepokojach
przełożonym i jeśli problemu nie da się rozwiązać, to odchodzą
jak profesjonaliści”. Ponadto pisano: „Ale jeśli ktoś robi
z osobistej decyzji wielki publiczny show, nie chodzi mu o nic
innego jak o autopromocję”.
Również Margarita Simonjan, redaktorka naczelna globalnego
giganta informacyjnego, użyła swojego autorytetu, żeby
przedstawić kanał jako ofiarę i skierować uwagę gdzie indziej.
Simonjan zrzuciła winę na zachodnie środki masowego
przekazu, które rozpowszechniały wiadomości o odejściu Wahl.
Według redaktorki naczelnej stacja musiała stawić czoła
anonimowemu nawałowi ostrej krytyki płynącej ze wszystkich
mediów informacyjnych.
Jej zdaniem chodziło o „typową wojnę między środkami
masowego przekazu, w której RT stoi sama przeciwko setkom
tysięcy zachodnich mediów”.
Cztery lata później o Simonjan dowiedziała się szeroka
publiczność. Redaktorka przeprowadziła wywiad z dwoma
agentami rosyjskiego wywiadu wojskowego, a więc zaoferowała
im swój kanał jako otwartą platformę wypowiedzi. Mężczyźni
byli podejrzani o otrucie w Wielkiej Brytanii rosyjskiego
podwójnego agenta Siergieja Skripala i jego córki.
Brytyjskie władze wystawiły już za tą dwójką międzynarodowy
list gończy, ale Simonjan pozwoliła im przedstawić w studiu
opowieść o „turystycznej podróży”, która „przez przypadek”
doprowadziła ich również do domu Skripalów.
Drugi potężny atak zaczął się trzy dni po odejściu Wahl. Paul
Joseph Watson, popularna persona z YouTube’a, uczeń Alexa
Jonesa z InfoWars, głosiciel idei kremlowskich i skrajnie
prawicowych, wyśmiał Wahl przed swoją ogromną widownią.
Na nagraniu zatytułowanym The Truth About RT Host Liz
Wahl’s Resignation Watson nazywa to, co zrobiła dziennikarka,
cyniczną sztuczką, która cuchnie świętoszkowatością. W praktyce
powtórzył więc oskarżenia RT.
Filmik, w którym Watson podważa nawet atak Rosji na Krym,
ma ponad 180 000 wyświetleń. Jego autentyczni widzowie
i użytkownicy o fałszywych tożsamościach wysyłali Wahl
nienawistne wiadomości.
Wkrótce również z innych źródeł wybiło szambo.
RT transmitowała w Waszyngtonie prowadzone w Moskwie
debaty telewizyjne o pasywno-agresywnym wydźwięku,
w których skupiono się na niszczeniu opinii Liz Wahl.
Dyskutanci rozważali, czy odejście Wahl mogło być dokładnie
zaplanowaną pułapką i sabotażem zorganizowanym przez grupę
think tanków neokonserwatystów, określanych w programie
obraźliwym slangowym określeniem „neo-con”.
Ktoś z RT śledził w mediach społecznościowych poczynania
zarówno dziennikarzy, jak i badaczy, którzy zamieszczali tweety
o odejściu Wahl i przeprowadzali z nią wywiady.
Stacja napisała o nich, że mają obsesję na punkcie Rosji. Kanał
przeprowadził wywiad również z osobą przedstawiającą się jako
„krytyk medialny”, która potoczyście prezentowała widzom RT
polityczne teorie spiskowe.
„Wojna, którą rozpętano przeciwko RT, to w rzeczywistości
walka o przywództwo wśród neo-conów realizujących pewne
zadania polityczne”, ocenił sytuację gość.
Na stronach RT w sieci i profilach w mediach
społecznościowych odejście Liz Wahl zostało przedstawione
odbiorcom jako „sfingowana psy-op”. Najwyraźniej próbowano
przez to powiedzieć, że Wahl realizowała wcześniej zaplanowaną
operację psychologiczną.
Dokładniej rzecz ujmując, takie słowa zawierają sugestię, że
Wahl pracowała lub współpracowała z siłami zbrojnymi lub
służbami bezpieczeństwa, ponieważ to one są przeważnie
jedynymi organami w zachodnich demokracjach, które prowadzą
takie operacje.
Uważnie obserwowano również posty samej dziennikarki.
Zostały one zebrane, zamieszczone w artykułach internetowych
i opatrzone szyderczymi komentarzami.
Była koleżanka z RT Abby Martin brała udział w tej publicznej
nagonce. Wykorzystała swój program, żeby przedstawić Liz jako
jedną z „neo-conów”.
Według Wahl to w Stanach Zjednoczonych słowo
propagandowe, które RT zapożyczyła i przystosowała do swoich
potrzeb. W praktyce taka łatka zostaje przypięta wszystkim,
którzy publicznie krytykują politykę władz Rosji.
„Neo-con” to skrót od angielskiego słowa neoconservative
(neokonserwatysta). Słownik Merriam-Webster definiuje
neokonserwatyzm jako ideologię polityczną, która opowiada się
za bronieniem demokracji i narodowych interesów Stanów
Zjednoczonych w stosunkach międzynarodowych, również
metodami wojskowymi.
Nikt poza RT lub niezliczonymi, zaktywizowanymi przez fake
newsy stacji trollami nigdy nie użył w kontekście Wahl słowa
„neo-con” ani nie określił w ten sposób jej poglądów.
„Ponieważ słowo jest tak śmieszne, nie niesie ze sobą żadnego
znaczenia. To obelga używana tylko przez nich. Nie jestem
pewna, czy same trolle wiedzą, co to znaczy. Nigdy nie uważałam
i nie uważam się za neo-cona. Ale najwidoczniej nim byłam”.
Po tym, jak RT i Watson, kolega Alexa Jonesa, regularnie
przedstawiali Wahl jako neo-cona, którego kontrolują inni neo-
coni, sprowokowani przez teorie spiskowe odbiorcy zaczęli
szukać kontaktu z Wahl.
Według nich dziennikarka była neo-conem, dowcipem
amerykańskiej CIA i medialną marionetką zachodnich elit
trzymających władzę.
Przez jakiś czas Wahl udawało się unikać internetowych
szykan. Ale gdy RT zaczęła produkować fake newsy na jej temat,
a wiadomości od ludzi, którzy wzięli je za prawdę, nabrały
agresywniejszego tonu, zdaniem dziennikarki sytuacja stała się
niepokojąca.
Część z tekstów publikowanych na jej temat zawierała treści
antysemickie, ponieważ nazywano ją „żydowską marionetką”.
Gdy nie była już w stanie dalej ignorować wiadomości,
zmieniła taktykę.
„Wykorzystywałam każdą sposobność, żeby opowiadać wszem
i wobec o działaniach RT. Próba uciszenia mnie dodała mi
odwagi do obalania kłamstw i ujawniania prawdziwej wersji
zdarzeń. Tak więc kanał w pewien sposób zachęcił mnie do
dalszej walki”.
Ponieważ hejt i teorie spiskowe rozpleniły się w internecie,
nienawiścią zatruta została również strona Wahl na Wikipedii.
Wierni etyce zawodowej dziennikarze pisali oczywiście
prawdziwe i rzetelne artykuły o jej życiu, których można by użyć
jako źródeł informacji do biogramu. Ale anonimowi autorzy
z Wikipedii skorzystali z sytuacji i zacytowali niestosowny
i obraźliwy artykuł na temat byłej prezenterki. W ten sposób
rdzeniem całego biogramu był przez długi czas tylko jeden tekst
z RT.
„Obrażał mnie, sugerował, że cierpię na depresję i jestem
niestabilna psychicznie”.
Wahl napisała do Wikipedii i wyjaśniła, że dotyczący jej artykuł
jest niezgodny z prawdą, a jego źródło jest nierzetelne
i rozpowszechnia kłamstwa.
Zanim ktoś poprawił błędne informacje, były one obecne
w internetowej encyklopedii co najmniej przez miesiąc –
stanowczo za długo, biorąc pod uwagę, jak wielu ludzi wiosną
2014 roku szukało informacji o Wahl i trafiło na zawierający
błędy artykuł.
„Mleko się rozlało. W świecie, w którym informacja rozchodzi
się szybko, ludzie chcą sprawdzić wiarygodność jej źródła na
Wikipedii”.
Według Wahl regularna nagonka przeciwko niej odniosła
zamierzony skutek. Dziennikarka musiała przystąpić do obrony
siebie i swoich motywów.
Początkowo, gdy zdemaskowała RT, zrobiła to, co uważała za
słuszne. Chciała rozpocząć debatę o roli rosyjskich mediów
w przekazywaniu informacji dotyczących konfliktu na Ukrainie.
Ale RT zwróciła reflektory na prezenterkę, żeby zrealizować
jeden konkretny cel – zniszczyć jej wiarygodność.
I ponieważ Wahl chciała postępować, jak należy, została
wciągnięta w rozpętany w internecie konflikt, który sięgał także
poza cyberświat.
„Uważam, że kampania była skuteczna. Podała w wątpliwość
moją wiarygodność i odwróciła uwagę od propagandy Rosji, jej
polityki oraz działań na Ukrainie”.
Czasem Wahl żałowała tego, co zrobiła.
„To zniszczyło mi życie i wpłynęło na sprawy prywatne. Nie
jestem pewna, czy efekty były tego warte”.

ALEX JONES ATAKUJE


Po odejściu z ośrodka wojny informacyjnej rosyjskich władz Liz
Wahl podróżuje po świecie. Zaznajamia specjalistów i zwykłych
ludzi z tematyką operacji wpływu Kremla i cyberwojen.
Jej prezentacje na konferencjach są bardzo cenione.
Dziennikarka oferuje swoje doświadczenie i umiejętności przy
wielu projektach, którymi próbuje się odpowiedzieć na
informacyjną agresję Kremla wymierzoną w kraje zachodnie.
W 2015 roku, zanim opinia publiczna zauważyła wpływ
rosyjskich trolli, propagandy i fake newsów na wybory
prezydenckie w Stanach Zjednoczonych, Wahl była jednym
z pierwszych ekspertów, którzy przedstawiali w Kongresie
dowody informacyjnych ataków Kremla.
Na przesłuchaniu opisała, jak media społecznościowe i internet
są wykorzystywane do rozpowszechniania kłamstw
i propagandy.
Z perspektywy czasu można powiedzieć, że jej świadectwo ma
znaczenie historyczne, ponieważ jest jednym z pierwszych
wnikliwych i publicznych ostrzeżeń przekazanych
amerykańskim przywódcom politycznym przed tym, co mogłoby
stać się w przyszłości.
Przed tym, co mogłoby się stać, gdyby zjawisko zostało
zignorowane.
„Powodem funkcjonowania RT jest oferowanie odbiorcom
przestrzeni, w której mogą wzajemnie karmić swoje uprzedzenia.
To swego rodzaju sekta. Ludzie czują, że należą do grupy
oświeconych, która walczy przeciwko establishmentowi”, zeznała
Wahl.
Polityków zachęcała, żeby zaczęli odpowiadać na działania
Kremla, któremu zależy na zmanipulowaniu odbiorców.
„Najlepszą bronią przeciwko tej szybko rozprzestrzeniającej się
kampanii jest prawda. Musimy tylko walczyć w jej imieniu”.
Rosyjskie władze znów zaatakowały Wahl, tym razem przy
użyciu In The Now – należącego do RT programu w mediach
społecznościowych.
Tego samego dnia, gdy Wahl składała zeznanie w Kongresie, In
The Now opublikował raport wideo, w którym powtórzono
wymyślone już lata wcześniej przez RT teorie spiskowe na temat
dziennikarki.
Na nagraniu przesłuchanie w Kongresie nazwano „zlotem
krytyków Rosji”. Jednocześnie zganiono plany, które zakładały
finansowanie przez władze USA przeciwdziałań wymierzonych
w rosyjską propagandę.
Tak jak wszystkie inne materiały RT, również ten umieszczono
na YouTubie. W momencie pisania książki nagranie miało
według liczników ponad 111 tysięcy odsłon. Pole komentarzy
zostało zaśmiecone setkami niecenzuralnych wpisów, sugestii
i zniewag, których autorami były osoby obce dziennikarce.
Najprawdopodobniej wiele z tych komentarzy wyczerpałoby
definicję zniesławienia w kodeksie karnym przynajmniej
niektórych krajów, ale w In The Now oczywiście nikt ich nie
moderował.
We wrześniu 2018 roku zgłosiłam wideo YouTube’owi za
pomocą jego własnego formularza i napisałam, że celem
nagrania jest dręczenie Wahl.
Do dziś nie dostałam odpowiedzi. Nie wyjaśniono mi również,
dlaczego filmik, który został wyprodukowany tylko po to, żeby
wyprać ludziom mózgi, jest powszechnie dostępny. Podobnie jak
inne tego typu nagrania.
Można by pomyśleć, że amerykańską firmę YouTube
zainteresuje to, że obce państwo korzysta z jej usług i produktów
do zorganizowanego politycznego dręczenia obywatelki Stanów
Zjednoczonych.
Wielbiący Kreml antyamerykański ekstremista Alex Jones,
kiedyś stały gość programów Wahl, wziął udział w ataku
przeprowadzonym na własnym kanale. Sposób, w jaki to zrobił,
sugerował, że działał na zlecenie RT.
Jones wyciął zeznania Wahl, podkładał swój głos pod obraz,
sarkastycznie komentował jej wypowiedzi i złośliwie się śmiał.
Powtórzył oskarżenia RT, że odejście Wahl było rzekomo
ustawione. Poza tym stwierdził, że dziennikarka wykorzystuje
„narrację Białego Domu”, i nazwał przesłuchanie „chorą
sytuacją”.
Z kolei kolega Jonesa Rob Dew nazwał Wahl agentką rządu
opłacaną przez władze.
Alex Jones zrobił spin-off przesłuchania Wahl i włożył w jej
usta słowa, których nie wypowiedziała. Zastosował do tego
metody fałszywej argumentacji i robienia z siebie ofiary, które są
wykorzystywane przez pachołków Kremla również w innych
krajach.
Jones przypisał też Wahl zmyślone cytaty. Stwierdził, że
nazwała sektą „wszystkich ludzi, którzy nie zgadzają się
z establishmentem”. Dziennikarka nigdy tak nie powiedziała.
W dalszym fragmencie wideo Jones zaczyna krzyczeć podczas
lektury cytatów z przesłuchania Wahl. Słowa dziennikarki są jego
zdaniem „całkowitym żartem”.
Jones był świadomy, że jego odbiorcy nigdy nie sprawdzą
prawdziwości jego słów i wezmą tę wersję za niepodważalną.
Część z nich straci zaufanie do Wahl, część być może zaatakuje ją
słownie.
Tak samo jak było w przypadku RT, In the Now, Watsona i ich
naśladowców, filmiki Jonesa, na których ośmieszał Wahl, przez
długi czas znajdowały się na YouTubie. InfoWars usunięto, ale
nagranie skopiowano na inne kanały – mimo że łamie reguły
YouTube’a i oskarża się w nim Wahl o bycie opłacaną agentką, co
prawdopodobnie jest niezgodne z prawem oraz głęboko narusza
jej dziennikarską wiarygodność.
Wyszukiwanie w przeglądarce Google’a hasła „Liz Wahl”
pokazuje, że wciąż w całym internecie trwa nagonka na
dziennikarkę. Wszystkie nienawistne artykuły małpują kampanię
rozpętaną przez RT.
Wahl długo pracowała w Waszyngtonie dla stacji
informacyjnej Newsy. Podróżuje po Europie i Stanach
Zjednoczonych. Ma na koncie krótkie filmy dokumentalne
o rosyjskiej wojnie hybrydowej, operacjach wpływu
i rozpowszechnianych w sieci teoriach spiskowych. Często
występuje jako ekspertka do spraw Rosji w CNN i wielu innych
mediach. Ponadto prowadzi międzynarodowe konferencje
i startuje w wyborach do Izby Reprezentantów Stanów
Zjednoczonych przeprowadzanych w 2020 roku.
Wygląda na to, że operacja przeciwko niej jednak się nie
powiodła – atakującym nie udało się jej uciszyć.
Liz Wahl mówi, że aby nie zwariować wskutek nagonki, sama
musi sobie przypominać, kim jest i czego broni. „Jeśli ktoś cię
nęka, a propagandziści widzą, że operacja idzie dobrze, będą
prowadzić ją dalej. Ale dopóki ofiary opowiadają o swoich
doświadczeniach i zjawisko istnieje w debacie publicznej,
nękanie nie jest tak skuteczne. To samo dotyczy propagandy”.
Ponieważ również wiele innych osób stanie się w przyszłości
celem zorganizowanej nagonki, Liz Wahl postanowiła podzielić
się ważnym doświadczeniem: od presji, którą wywiera na nią
obce państwo, pozwalają jej uciec podnoszące na duchu
wiadomości pochodzące od osób ceniących jej pracę.
„Inspirujące maile od obywateli Ukrainy i krajów bałtyckich,
którzy są bardzo zaniepokojeni wpływami Rosji, dodają mi
odwagi. Dzięki nim czuję, że postępuję słusznie”.
W 2017 roku Departament Sprawiedliwości Stanów
Zjednoczonych zażądał od RT zarejestrowania się jako
zagraniczny agent. Latem 2018 roku zamknięto dwie
częstotliwości, na których nadawana była RT America, co
znaczyło w praktyce, że nie docierała już więcej do tych, którzy
nie oglądają telewizji satelitarnej.
RT skomentowała sprawę jako „niebezpieczną i brzemienną
w skutkach”.
Mimo obostrzeń nadal pełną parą produkuje w USA
propagandę. Programy stacji wciąż są umieszczane na YouTubie
oraz udostępniane na Facebooku, Twitterze i LinkedIn.
Kanał wciąż się rozrasta.
Na przykład we wrześniu 2018 roku szukał dziennikarzy do
biura w Miami, żeby mówili o „rzeczach, które mainstreamowe
media przemilczają”.

POWRÓT
Ośmielona wyrokiem sądu rejonowego w Helsinkach i na
życzenie mojego pracodawcy Yle zaczęłam planować powrót do
Finlandii na końcówkę 2018 roku. Mimo to obawiałam się
o własne bezpieczeństwo tak samo jak wtedy, gdy wyjeżdżałam,
ponieważ wyrok nie położył kresu przestępstwom przeciwko
mnie.
Z mojego spokojnego azylu za granicą śledziłam, jak czołowi
działacze Partii Finów krytykują decyzję sądu. Populistycznie
porównywali wyrok wypłaty odszkodowania do kary, na którą
wymiar sprawiedliwości skazał obcokrajowców gwałcących
i seksualnie molestujących dzieci w Finlandii.
„Trwające siedem lat wykorzystywanie dziecka.
Odszkodowania za straty moralne 10 tysięcy euro. Wpędzenie
dziennikarki Yle w zły nastrój. Odszkodowania za straty moralne
80 tysięcy euro. Ponieważ sankcje za popełnione przestępstwa są
ceną, którą społeczeństwo wyznacza za krzywdę chronionej
prawem osoby, można powiedzieć, że hierarchia wartości
naszego nie jest zbyt dobrze uporządkowana”, napisał na
Facebooku przewodniczący partii Jussi Halla-aho.
Laura Huhtasaari, występująca publicznie jako kandydatka na
stanowisko prezydenta, napisała na Twitterze, że dostałam
„35 tysięcy euro za straty moralne spowodowane zniesławianiem
mnie”. Polityczka pytała: „Kiedy będziemy mieć rząd, który
traktuje poważnie gwałty na dzieciach?”.
Przewodniczący parlamentarnego Komitetu Zarządzającego,
Juho Eerola z Partii Finów, podważał zasadność kary
wymierzonej Janitskinowi i skomentował w mediach
społecznościowych: „Spróbuj zestawić wyrok, który dostał ten
Irakijczyk, z wyrokiem pewnego faceta, który napisał w swojej
gazecie internetowej, że tacy są ci ludzie z Bliskiego Wschodu. No
k.rw.!”.
To, co Halla-aho napisał w sprawie przyznanego mi
odszkodowania za straty moralne w wysokości 80 tysięcy euro,
miało najmniej wspólnego z prawdą. Sąd zasądził dla mnie
również inne odszkodowania i zwroty z powodu strat
finansowych, wydatków poniesionych na leczenie szpitalne
i utraty dochodu, a więc kwota odszkodowania, które polityk
miał na myśli, nie zbliżyła się nawet do 80 tysięcy euro. Wpis
o „wpędzeniu dziennikarki Yle w zły nastrój” był celowym
umniejszaniem przestępstwa, które sąd uznał za skrajne
i niespotykane.
Również wpis Eeroli na temat „internetowej gazety” nie mówił
prawdy. MV podżegała do nienawiści, opisywała Żydów jako
szczury, zachęcała do spuszczania psów w miejscach, gdzie
mieszkają muzułmanie, oraz kłamała, że wymieniona z nazwiska
osoba prywatna „w mokrych majtkach dogadza intruzom
z zagranicy”.
Wolność słowa gwarantuje wszystkim prawo do krytykowania
odszkodowań nałożonych przez sąd na Janitskina, Bäckmana
i Tuominen. Ale nieoparte na faktach komentarze pokazały, że
czołowi działacze Partii Finów lepiej rozumieją skazanych
z Gazety MV niż ofiary.
Debata w mediach społecznościowych wyglądała jak część
kampanii rozpoczętej wiosną 2018 roku w internetowej gazecie
partyjnej Suomen Uutiset (Fińskie Wiadomości), której
redaktorem naczelnym był Matias Turkkila. Ilja Janitskin, po tym,
jak prawie dwa lata uciekał przed policją, siedział wtedy
w areszcie śledczym w Vancie.
W opublikowanym w gazecie anonimowym tekście podano, że
według Janitskina nie znaleziono żadnych dowodów na
finansowanie jego działalności rublami lub na jego powiązania
z Rosją. Były redaktor naczelny jako największe swoje
przestępstwo wskazał w tekście to, że „zdobył zbyt wielu
czytelników”, a w więzieniu był we własnym mniemaniu z tego
powodu, że MV „pisała krytyczne artykuły o NATO i EU”.
Żadne z tych zdań nie było prawdą. Mimo to Turkkila
opublikował artykuł tuż przed rozprawą przeciwko Janitskinowi,
w którym oprócz mnie było wielu innych pokrzywdzonych.
Wyglądało na to, że gazeta Partii Finów próbowała wpłynąć na
sąd – albo przynajmniej dać możliwość wpływania Janitskinowi.
Artykuł wprost oczyszczał go z oskarżeń o poważne
przestępstwa, czyli działał tak samo jak MV już od dłuższego
czasu.
Reakcje tych, którzy przeczytali tekst, pokazywały, jak działają
próby kształtowania opinii. Czytelnicy gazety Partii Finów
twierdzili, że Janitskin jest niewinny, zapowiadali wyroki dla
„anarchistów” z administracji państwowej, świata polityki
i mediów, określali policję obraźliwym epitetem „polityczna”
oraz postulowali uwolnienie aktywisty MV.
Część czytelników przywoływała w komentarzach
muzułmańskich gwałcicieli dzieci i innych „wyrządzających
szkodę emigrantów”. Niektórzy dochodzili do wniosku, że Stany
Zjednoczone i Unia Europejska próbowały wpłynąć na wynik
wyborów w Finlandii, ale MV na pewno nie dostawała pieniędzy
z Rosji. To, z jakim zaangażowaniem toczono tę dyskusję,
przywodziło na myśl sektę, która wytworzyła się wokół
Janitskina wśród obserwatorów jego serwisu. Czytelnicy Suomen
Uutiset chwalili serwis za mówienie prawdy.
Każdy ma prawo do przeprowadzenia wywiadu z osobą
osadzoną w areszcie śledczym. Ale ta rozmowa została
opublikowana w gazecie partyjnej, więc jej jedynym celem było
wspieranie polityki Partii Finów. Zatem w interesie partii leżało
pomaganie MV. Gazeta zaś w zorganizowany sposób niszczyła
fińskie społeczeństwo i system prawny, a także publikowała
obraźliwe artykuły o najnowszym dowódcy wywiadu fińskich sił
zbrojnych oraz wielu innych oficerach.
Fake newsy, które potęgowały gniew wyborców i umacniały
ich uprzedzenia, przeradzały się w poparcie dla Partii Finów
i wywoływały popyt na ich antyemigracyjną politykę. Ale
wspólne prowadzenie kampanii przez kierownictwo partii i jej
dział komunikacji w obronie publikującego kremlowski hejt szefa
MV to jak na fińskie standardy wyjątkowa brudna gra
i niepatriotyczna działalność. Zwłaszcza że serwis Suomen
Uutiset jest finansowany z dotacji państwowej na komunikację,
a więc z pieniędzy podatników.
Podczas śledztwa, dzięki analizie sprzętu elektronicznego,
policja zapoznała się z wewnętrzną komunikacją zespołu MV
oraz obowiązującym w nim podziałem pracy. Zadania były
przydzielane autorom zamieszczanych treści za pomocą
grupowej rozmowy w aplikacji WhatsApp.
W styczniu 2016 roku Janitskin podesłał współrozmówcom link
do artykułu o ośrodkach dla uchodźców oraz „kłamstwach,
praniu mózgów, szlamie” Yle. Tekst zawierał również sugestię, że
dziennikarze mojego pracodawcy popierają przemoc. Na stronie
umieszczono go już wcześniej, ale Janitskin uznał, że czegoś
w nim brakuje, ponieważ zapytał grupę: „Czy ktoś da radę to
sprawdzić?”. Odpowiedź od pomocników przyszła szybko.
„Ilja, na pewno lepiej, żebyś nie publikował takiego gówna –
w sensie, zanim to nie będzie poprawione”
„Ja mogę”
„tytuł też był do dupy :)”
„jest napisany w całkowicie gówniany sposób”
W opublikowanym tekście poprawiono język. Ale sugestia,
jakoby pracownicy Yle byli zwolennikami przemocy, nie została
skorygowana. Artykuł nadal znajduje się na stronie i przeczytało
go 16 tysięcy ludzi.
Śledztwo policyjne ujawniło również szczegóły operacji
wymierzonych w innych dziennikarzy. Jeden z krytyków MV
został w wewnętrznej grupie na WhatsAppie nazwany przez
Janitskina „natoszczakiem” i „konkretnym chujem”. Niebawem
po sypnięciu wyzwiskami naczelny udostępnił kompanom link
do gotowego i opublikowanego już tekstu o tej osobie.
W artykule profesjonalny dziennikarz, określony przez
Janitskina podczas dyskusji mianem „konkretnego chuja”, jest
obraźliwie nazywany „lewakiem”, „wariatem”, „natoszczakiem”
i „trollem”. Tekst, zawierający również zdjęcie tej osoby, nadal
znajduje się w internecie.
„Gazetę internetową” prowadzoną według tych zasad
solidarnie wspierają członkowie Partii Finów. W wielu innych
zachodnich krajach otwarte poparcie polityków szczebla
krajowego dla prorosyjskiego serwisu trolli, obrzucającego
błotem osoby prywatne, sprowokowałoby opinię publiczną do
merytorycznej debaty. Albo miałoby poważniejsze skutki.

MIEJSCE POBYTU DO WIADOMOŚCI


PUBLICZNEJ
Przykład MV i Bäckmana zadziałał: pisanina na mój temat trwała
nadal, dostawałam również groźby i życzenia śmierci. Ale
ponieważ trzyosobowy skład sędziowski potraktował moją
sytuację poważnie, ufałam fińskiej policji oraz zatrudnianym
przez mojego pracodawcę specjalistom od bezpieczeństwa
i wierzyłam, że będą chronić moją nietykalność po tym, jak
wrócę do kraju.
Na początku grudnia przyjechałam do Finlandii, aby wystąpić
na konferencji i zorganizować sobie przeprowadzkę. Dostałam
zaproszenie na seminarium Parlamentu Europejskiego, podczas
którego razem z fińskimi eurodeputowanymi Sirpą Pietikäinen
i Nilsem Torvaldsem miałam mówić o zagrożeniach dla wolności
prasy. Na widowni oczekiwano głównie licealistów.
Niedługo przed tym wydarzeniem okazało się, że aktywiści MV,
którzy podczas rozprawy siedzieli za moimi plecami, wspierając
Bäckmana i Janitskina, namawiali w mediach społecznościowych
swoich kolegów, żeby zgłosili uczestnictwo w seminarium, po
czym pojawili się na widowni. Zarejestrowała się na przykład
Tiina Keskimäki, która została w 2016 roku zaangażowana do MV
jako rzeczniczka serwisu, specjalistka od PR-u i osobista
przedstawicielka Janitskina.
Keskimäki podaje się za influencerkę z mediów
społecznościowych. Jej specjalnością jest składanie zgodnych
z interesami Janitskina skarg na policjantów i innych urzędników
państwowych badających przestępstwa, o które jest on
podejrzany. Wiele z tych pism jest bezzasadnych
i przygotowanych tylko po to, żeby obciążyć administrację
dodatkową pracą. Gdy pojawiły się informacje o pracy Keskimäki
dla MV, została ona usunięta ze swojego odpowiedzialnego
stanowiska w okręgu Koalicji Narodowej w podhelsińskiej
Vancie. Aktywistka złożyła również bezzasadne zawiadomienie
o rzekomo popełnionym przeze mnie przestępstwie
i opublikowała ponad 100 postów, w których mnie obrażała, na
przykład nazywając kryminalistką.
Organizatorzy seminarium poświęconego wolności prasy
zdecydowali, że skazani za nawoływanie do nienawiści albo
chodzący za mną krok w krok aktywiści MV nie zostają
wpuszczeni do sali.
Rankiem 7 grudnia 2018 roku wyszłam z domu, aby udać się do
Sali Europejskiej w centrum Helsinek. Oczekiwałam inspirującej
rozmowy z europarlamentarzystami i młodzieżą. Gdy opuściłam
klatkę schodową, zobaczyłam, że w moim kierunku, wbijając we
mnie wzrok, idzie specjalistka MV od PR-u, Tiina Keskimäki.
Po południu aktywistka napisała na WKontaktie, że widziała
mnie w helsińskiej dzielnicy Ruoholahti. W ten sposób ujawniła
moją lokalizację wielu czytelnikom MV. Byłam wstrząśnięta.
Zgodnie z instrukcją policji, chcąc nie chcąc, musiałam się
stosować do zasad bezpieczeństwa i planować przemieszczanie
się w taki sposób, by nie spotkać ludzi, których MV
sprowokowała do nienawiści wobec mnie.
I na początku grudnia, gdy jeszcze nawet nie przywiozłam do
domu mebli, pomocnica obrażającego mnie od lat w mediach
społecznościowych Janitskina upubliczniła informację o miejscu
mojego pobytu – czyli okolicy, w której mieszkałam.
W ten sposób za sprawą Keskimäki byłam wystawiona na
niebezpieczeństwo zorganizowanego nękania, a ponadto na
groźbę być może nie tylko wirtualnego, lecz również fizycznego
ataku. Aktywistka zrobiła to świadomie, ponieważ latem była
w sądzie podczas każdej rozprawy i wysłuchiwała szczegółowych
informacji o skutkach kampanii nienawiści.
Musiałam poinformować policję o nowym zagrożeniu.
W praktyce moja sytuacja nie różniła się niczym od tej sprzed
ucieczki.
Z powodu obecności eurodeputowanych w Sali Europejskiej
w Helsinkach zaprowadzono ścisłą kontrolę bezpieczeństwa, a na
zewnątrz porządku pilnowały dwa auta policyjne. Debata
o zagrożeniach dla wolności przebiegła dynamicznie. Ale na
ulicy, przed swoim fińskim domem, znów byłam jak zwierzę, na
które trwa nagonka.

WSPÓLNY MIANOWNIK
Wróciłam do pracy w Yle w styczniu 2019 roku. Zapoznawałam
się z rutyną, nowymi obowiązkami i współpracownikami.
Fińskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, Ministerstwo
Sprawiedliwości oraz Ministerstwo Nauki i Kultury już wcześniej
rozpoczęły wdrażanie projektu służącego skuteczniejszemu
zwalczaniu prawnie karalnej mowy nienawiści oraz
prześladowania i chciały wysłuchać osób związanych z tym
zagadnieniem.
Na zaproszenie wzięłam udział w spotkaniu prowadzonym
przez arcybiskupa Kariego Mäkinena. Przekazałam grupie
roboczej swoje propozycje zaostrzenia kar, które w 2017 roku
przedstawiłam Komitetowi Zarządzającemu parlamentu. Według
mojego sprawozdania zorganizowane kampanie oparte na
próbach zniesławienia i groźbach, nękanie oraz inne
przestępstwa już od dłuższego czasu były popełniane nie tylko
względem dziennikarzy, lecz również duchownych, policjantów,
oficerów, prokuratorów i sędziów. Raz jeszcze przedstawiłam
swoją koncepcję, według której to prokuratura generalna
podejmowałaby decyzję o ściganiu za te czyny, aby nie składać
zbyt dużego ciężaru na barki ofiary.
Przy stole siedzieli też inni dziennikarze, przedstawiciele
wspólnoty muzułmańskiej, Romowie i nie biali Finowie.
W obecności urzędników wszyscy podzielili się tym samym
doświadczeniem: mowa nienawiści jest powszechna, a ludzie
o innym kolorze skóry muszą jej słuchać codziennie, gdy
poruszają się po mieście.
Jeden z przedstawicieli władz powiedział, że pierwotnie projekt
nie dążył do zmian prawnych. Ale podczas spotkania okazało się,
że mogą być one potrzebne.
Zaczęłam śledzić odzew na moje propozycje. Dwa lata
wcześniej, gdy Juho Eerola z Partii Finów sprawował funkcję
przewodniczącego Komitetu Zarządzającego, moje pomysły były
jak głos wołającego na puszczy. Lecz po mojej wypowiedzi
również inne grupy, które wymieniłam jako ofiary mowy
nienawiści i prześladowań, na przykład policjanci, prokuratorzy,
a później także sędziowie, zażądali zmian w prawie, żeby
zapanować nad nagonkami i prześladowaniami.
Niszczenie mojej reputacji trwało dalej, tak jakby żaden wyrok
nigdy nie zapadł.
Pod koniec stycznia policzyłam, że począwszy od okresu, na
który przypadła rozprawa, tylko w Gazecie MV opublikowano
o mnie co najmniej 13 nowych artykułów. Całkowita liczba
tekstów szkalujących mnie bez podawania dowodów zaczęła
wynosić już około 230.
Nowe artykuły przedstawiały mnie w ten sam sposób co
wcześniejsze: kłamię, mam problemy ze zdrowiem psychicznym
i przywidzenia, jestem uzależniona od narkotyków, ograniczam
wolność słowa, prześladuję innych i prowadzę za pieniądze
wojnę informacyjną dla zagranicznych służb bezpieczeństwa.
Pojawiło się też kilka nowych bezpodstawnych oskarżeń:
rzekomo stawałam w obronie ludobójcy oraz spędzałam czas
w towarzystwie terrorysty. W jednym z tekstów zostałam
poniżona seksualnie. Świeże artykuły miały według liczników
łącznie ponad 250 tysięcy odsłon.
Tymi tekstami znów udało się skłonić zwyczajnych Finów do
obrażania mnie. Autentyczni czytelnicy i właściciele fałszywych
kont snuli przypuszczenia, że potrzebuję pieniędzy na
amfetaminę; wciągnęłam nosem fundusze zebrane od sponsorów
na wydanie książki, a projekt, który rzekomo realizuję, to
oszustwo; dawałam dupy w nadziei na otrzymanie prochów
i mam żółtaczkę typu C, która często występuje u narkomanów.
Niektórzy dyskutowali o pieprzeniu mnie i możliwości kupczenia
mną.
Jeden użytkownik publicznie rozważał, czy powinno się mnie
załatwić uderzeniem bejsbola w potylicę tak mocno, że odpadnie
mi głowa.
Miałam powód przypuszczać, że wiele z komentarzy pod tymi
artykułami to podlegające na mocy fińskiego prawa karze
zniesławienia i groźby. Ale w uniwersum MV, gdzie nie ma
takiego zjawiska jak mowa nienawiści, sprawa wyglądała inaczej
i to ja byłam kryminalistką.
Pod koniec stycznia MV opublikowała główną wiadomość
opatrzoną nagłówkiem YLE:n Jessikka Arosta jatetty rikosilmoitus
poliisille (Zawiadomienie na policję w sprawie Jessikki Aro).
Według artykułu miałam zniesławić autora z serwisu, który brał
udział w protestach pod hasłem „Uwolnić Janitskina”.
W rzeczywistości nie wiedziałam nic o tej osobie. Mimo to
w tekście podano, jakobym stała za wyrządzeniem jej oraz
reprezentowanej przez nią skrajnie prawicowej organizacji
Suomi Ensin (Najpierw Finlandia) „wielkiej szkody”.
Artykuł informował, że również autor z MV złożył na mnie
doniesienie. Aby ułatwić czytelnikom nawigację w internecie,
w tekście umieszczono link do strony o nazwie Materiały do
pozwu wzajemnego przeciwko Jessikce Aro. Celem było
zmobilizowanie ludzi do składania w mojej sprawie kolejnych
doniesień. Artykuł, w którym nazwano mnie kryminalistką, miał
ponad 20 tysięcy wyświetleń.
Według tego, co ogłaszał Ilja Janitskin, co najmniej od grudnia
2018 roku znów był on redaktorem naczelnym MV. W wywiadzie
wideo, który przeprowadził z nim były gangster Eikka
Lehtosaari, powiedział, że odświeża stronę i będzie na niej
prowadził swoją kampanię przed wyborami do parlamentu.
Również inni aktywiści serwisu zgłosili swoje kandydatury.
Rozpowszechniający w mediach społecznościowych skrajnie
prawicową i czasem prokremlowską propagandę Junes Lokka
i Tiina Wiik próbowali dostać się do parlamentu z okręgu
wyborczego Oulu. Owa dwójka znana jest z tego, że organizowała
w Finlandii międzynarodowe spotkanie integracyjne skrajnej
prawicy o nazwie Awakening. Lokka nęka dziennikarzy
telefonami, nagrywa rozmowy i publikuje je na YouTubie, skąd
trafiają dalej na stronę MV.
Lokka razem z Wiik regularnie przygotowują również
profesjonalnie wykonane nagrania wideo, których celem jest
obrażanie ludzi i prowokowanie innych, aby prowadzili na temat
ofiar wulgarną publiczną dyskusję. Czasem w takich debatach
uczestniczą tysiące internautów. Pod względem metod
prowadzenia działalności przypomina to zdemaskowaną
w Szwecji dziwną fabrykę trolli, której ofiarą padł badacz Rosji
Martin Kragh.
Dziennik „Iltalehti” zbadał przeszłość kryminalną kandydatów
do parlamentu. Okazało się, że Lokka był w latach 2016–2018
skazywany za nieposłuszeństwo wobec policji, dwa przestępstwa
narkotykowe i nawoływanie do nienawiści. Wiosną 2019 roku
postawiono mu kolejne zarzuty, między innymi w sprawie
rozpowszechniania obraźliwych informacji dotyczących życia
prywatnego różnych osób.
Z ramienia małych partii kandydowali również
przedstawicielka Janitskina Tiina Keskimäki, youtuber z Suomen
Kansa Ensin (Najpierw Naród Finlandii) Marco de Wit oraz Jenni
Uotila. De Wit był skazany za wyrządzenie szkody
przedstawicielowi aparatu państwowego i poważne oszustwa
kredytowe, a Uotila miała na koncie przestępstwo z bronią palną,
napaść, nieposłuszeństwo wobec przedstawiciela aparatu
państwowego, prowadzenie samochodu pod silnym wpływem
alkoholu oraz dwa zniesławienia.
Tych ludzi z MV, oprócz kandydowania w wyborach i wyroków
za przestępstwa, łączył jeszcze ktoś: Johan Bäckman, specjalista
od PR-u rosyjskich służb wywiadowczych, który w Rosji był
przedstawiany jako wydawca MV.
Jenni Uotila pozowała do wspólnych zdjęć i występowała na
nagraniach zarówno z Bäckmanem, jak i z Janitskinem, Lokka
dzięki Bäckmanowi kandydował w wyborach, a de Wit
podróżował po zajętych przez Rosję obszarach wschodniej
Ukrainy w towarzystwie Bäckmana i Janusa Putkonena, żeby
nadawać stamtąd propagandę.
Był jeszcze jeden wspólny mianownik. Ja.
Lokka razem z Tiiną Wiik przygotował obraźliwe nagrania
o mnie jako „dziwce na spidzie”. Wspólnie śledzili mnie, gdy
wybierałam się na prezentację na Uniwersytet w Oulu. De Wit
opublikował na YouTubie wiele filmików, w których nazywał
mnie trollem NATO, a jeszcze gorzej wyzywał mnie na stronie
internetowej Laiton lehti (Nielegalna gazeta), w pełni świadomy,
że jego wpisy są poniżej poziomu krytyki. Cała trójka przez lata
upierała się, że nie ma żadnych rosyjskich trolli.
Uotila przed rozpoczęciem procesu groziła zaatakowaniem
mnie na schodach sądu rejonowego. Według informacji
„Helsingin Sanomat” trafiła z tego powodu na policyjne
przesłuchanie.
Rozpowszechnianie mowy nienawiści przez skazanych za
wiele przestępstw kumpli Bäckmana wyglądało na bardziej lub
mniej zorganizowane. A ja nie byłam ich jedynym celem.

W KLUBIE OFICERSKIM
Johan Bäckman prowadzi wojnę informacyjną na wielu frontach.
Regularnie publikuje treści, w których opowiada o niej ze
szczegółami. Występuje w miejscach i rolach świadczących o jego
bliskich relacjach z najważniejszymi osobami w Rosji.
Jedną z podróży na Krym odbył tuż przed wydaniem wyroku.
W jej trakcie zaprezentował się w poście w mediach
społecznościowych, a jego do tej pory jasna broda była
przefarbowana na kolor ciemnobrązowy.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych Finlandii klasyfikuje Syrię
jako kraj, który ze względów bezpieczeństwa „powinno się
bezzwłocznie opuścić”. Jesienią 2018 roku jedyni Finowie, którzy
tam przebywali, to kilku bojowników Państwa Islamskiego wraz
z rodzinami.
Tymczasem w październiku 2018 roku w Syrii pojawił się
ubrany w orientalny strój Fin z ciemną brodą – Johan Bäckman.
Wiele razy w ciągu dnia na filmikach nagranych z użyciem kijka
do selfie raportował o udanych spotkaniach „jego rosyjskiej
delegacji” w Damaszku i Aleppo. Unikał filmowania rosyjskich
członków grupy, ale na pewno były to ważne osoby, ponieważ
w harmonogramie podróży znalazła na przykład rozmowa
o kryzysie uchodźczym z rządem Syrii.
„Rosyjska delegacja została serdecznie przyjęta w Syrii,
ponieważ stosunki obu państw są w tym momencie szczególnie
ciepłe. (…) Minister spraw socjalnych i pracy Syrii otrzymała
Medal Honoru Eurazji i złoty pamiątkowy medal Za Wyzwolenie
Palmyry”, relacjonował Bäckman.
Ponadto donosił, że fontanna w damasceńskim klubie
oficerskim miło bulgotała, gdy czekano na przybycie syryjskich
generałów. Po spotkaniu opublikował wspólne zdjęcie
z syryjskim „naczelnym dowódcą armii”.
Tematami rozmów ze wspierającym syryjskiego przywódcę al-
Asada wielkim muftim były rzekomo kwestie polityczne
i zachodnie pseudomedia. Według Bäckmana w kraju panował
spokój, chociaż podróż była gorączkowa.
Niedługo po tej wyprawie Bäckman usłyszał wyrok. Już dzień
później w nadawanym na kanale Rossija magazynie twierdził, że
„nie można w ogóle krytykować Jessikki Aro, ponieważ traktuje
to jako prześladowanie i zniesławienie, w związku z czym złożyła
wiele zawiadomień o przestępstwie przeciwko osobom
negatywnie ją oceniającym”.
W drugim wywiadzie Bäckman opisał mnie jako hiperaktywną
pronatowską działaczkę i udostępnił blog, na którym twierdzono,
że Yle gromadzi tajny rejestr, a ja odbyłam szkolenie w bunkrze,
z którego państwa bałtyckie prowadzą wojnę informacyjną.
Chociaż został właśnie skazany za prześladowanie mnie,
poważne zniesławienie i podżeganie do poważnego
zniesławienia – i chociaż miał świadomość, jaką krzywdę
wyrządziły mi takie opinie – powtórzył oszczerstwa
rozpowszechniane na mój temat już od czterech lat.

ZAPAMIĘTAJCIE TO
Nadeszła wiosna i wybory.
Śledziłam, jak Johan Bäckman wpływa na debatę w Finlandii
i zaszczepia w mediach społecznościowych poglądy Kremla.
Równocześnie własne operacje, czasem zbieżne pod względem
treści z tą Bäckmana, prowadziła cały czas Gazeta MV i sieć wielu
podobnych do niej stron.
Johan Bäckman ma długie międzynarodowe doświadczenie
w ingerowaniu w wybory i obracanie ich wyników na korzyść
Kremla. W listopadzie 2018 roku w głosowaniu urządzonym
w Doniecku zadecydowano o głowie państwa i członkach rady
ludowej fikcyjnego państwa. Bäckman pokazał dokumenty, które
udowadniały, że razem z Janusem Putkonenem w czasie
„wyborów” działali jako „zagraniczni obserwatorzy
reprezentujący Republikę Finlandii”. Papiery wystawiła doniecka
marionetkowa administracja.
Później okazało się, że głową państwa został „wybrany”
faworyt Bäckmana, Denis Puszylin. Podczas uroczystości objęcia
urzędu Fin pozował do wspólnego zdjęcia razem z nim oraz
z premierem Krymu, Siergiejem Aksionowem. Jako zagraniczny
obserwator wyborów Bäckman utrzymywał, że objeżdżał różnie
lokale wyborcze, i potwierdził, że wszystko przebiegło zgodnie
z prawem.
Rada Europejska była innego zdania. Jednomyślnie uznała
wybory za nielegalne i bezprawne. Według Unii Europejskiej
złamały one umowy międzynarodowe, osłabiły znaczenie
postanowień z Mińska i naruszyły prawo Ukrainy do
samostanowienia oraz obowiązujące w tym kraju przepisy.
Wynik wyborów uznano za nieważny.
Już przed głosowaniem Rada Europejska przewidywała, że
Rosja w pełni wykorzysta swoje szerokie wpływy uzyskane dzięki
wspieranym przez siebie ekstremistom. Pracujący w Moskwie
pod zwierzchnictwem oficerów rosyjskiego wywiadu Johan
Bäckman był żywym przykładem tych wpływów.
Bäckman zaczął ingerować w fińskie wybory już lata temu.
W listopadzie 2016 roku napisał złowróżbnie na Facebooku:
„Wybory w Finlandii zostaną rozstrzygnięte przez MV. Czyta ją
750 tysięcy osób tygodniowo.
Zapamiętajcie to!
Nic dziwnego, że za naczelnym jest wydany nakaz
aresztowania.
Stoją za tym lewaki”.
Na swoich licznych profilach w mediach społecznościowych
promował Gazetę MV, RT, posty działaczy MV i inne źródła fake
newsów, na przykład radio internetowe AD należące do zastępcy
redaktora naczelnego MV Juhy Korhonena oraz teksty ze strony
Nettiuutiset.
Jedną ze strategii wojny informacyjnej Kremla w krajach
zachodnich jest wspieranie skrajnej prawicy i grup
nacjonalistycznych oraz aranżowanie kontaktów między nimi.
Johan Bäckman zgromadził w Finlandii wiele z nich, a wśród
znajomych na jednym z dwóch należących do niego kont na
Facebooku jest sporo ekstremistów.
Od dłuższego czasu w mediach społecznościowych było widać
wsparcie Bäckmana i MV dla polityczki Partii Finów Laury
Huhtasaari. Aktywista wprost reklamował kandydaturę do
parlamentu Junesa Lokki, ale gwarantował także widoczność
innym członkom Partii Finów. Chociaż czasami pozornie
krytykuje przewodniczącego Jussiego Halla-aha, to w ogólnym
rozrachunku swoją aktywnością w internecie wspiera partię.
Ważnym tematem jest dla niego rzekome sfałszowanie fińskich
wyborów. Bäckman wmawia swoim obserwatorom, że były one
tak skrajnie nieuczciwe, że tylko „chory psychicznie” może uznać
je za przejrzyste i zgodne z prawem. Rzekome oszustwo ma
uderzać szczególnie w grupę wyborców, która jest „ważna dla
Partii Finów”.
Bäckman publicznie rozpowszechniał dowód na to, że
próbował kupić na Facebooku polityczne reklamy wspierające
partię. Na zrzucie ekranu widać, jak próbuje zapłacić za
widoczność artykułu, który według niego „mówił o ingerencji
Unii Europejskiej i NATO w wybory w Finlandii”.
Była to angielskojęzyczna wersja tekstu, który ukazał się na
zawierającej fake newsy stronie Nettiuutiset. Tytuł brzmiał:
Finnish Politicians Accuse EU and NATO of Meddling in Finnish
Elections (Fińscy politycy oskarżają Unię Europejską i NATO
o wtrącanie się w wybory w kraju).
Jednym z wymienionych polityków był Olli Immonen z Partii
Finów, którego zarzuty o rzekome wpływanie Unii Europejskiej
na krajowe wybory oraz uciszanie osób o innych poglądach były
cytowane również w serwisie partii Suomen Uutiset.
Strona Nettiuutiset przestała działać w marcu 2019 roku. Ale
link do artykułu widać na opublikowanym przez Bäckmana
zrzucie ekranu, który pokazuje również, że Facebook żąda od
niego „potwierdzenia tożsamości” w celu dokończenia zakupu.
Aktywista napisał, że platforma społecznościowa ogranicza
reklamę polityczną w Stanach Zjednoczonych, ale nie
w Finlandii. Jest więc możliwe, że chciał kupić od Facebooka
więcej skierowanych do Finów lub mieszkańców innych krajów
politycznych przesłań.
Teorie mówiące, że Unia Europejska i Facebook ingerują
w wybory, a media mainstreamowe uprawiają „cenzurę”,
rozsiewali również inni działacze z Partii Finów. Wiosną Jussi
Halla-aho twierdził, że Yle usunęło ze swojego serwisu wideo jego
odpowiedzi udzielone w czasie debaty wyborczej.
W rzeczywistości ten program, tak samo jak wiele innych,
zniknął z sieci z powodu błędu technicznego. Ale widownia, którą
Halla-aho i Partia Finów uczulili na to, by nie ufać
„mainstreamowym mediom”, uwierzyła w jego wersję.
Ilja Janitskin próbował zwerbować kogoś, kto będzie wywierał
wpływ w mediach społecznościowych. Późnym wieczorem 26
marca 2019 roku napisał na swoim koncie na WKontaktie, że
„szuka płatnego trolla na Facebooka”.
„Potrzebuję kilku aktywnych osób. Kontakt przez wiadomość
prywatną”, ogłosił.
Pracodawca miał zorganizować trollom również narzędzia,
ponieważ Janitskin podał w poście, że bierze na siebie miesięczny
abonament za programy o nazwie Crave i Hootsuite. Ten drugi
służy do zarządzania kampaniami marketingowymi w mediach
społecznościowych, można dzięki niemu prowadzić wiele profili
i planować publikacje treści na różnych platformach. A więc jest
to praktyczne narzędzie do skutecznego trollowania.
Następnego dnia Dmitrij Gurbanow, aktywista działający
w mediach społecznościowych i zajmujący się demaskowaniem
skrajnej prawicy, opublikował ogłoszenie Janitskina, po czym ten
usunął swój post.
Nie wiem, jakie zadania miały być przydzielone trollom ani czy
te w ogóle już pracowały. Ale Janitskin sam pod własnym
nazwiskiem wypisywał w mediach społecznościowych różne
rzeczy na mój temat i twierdził, że według tego, co mówię, mam
tajnego pomocnika lub agenta. Sugerował również, że zataiłam
prawdę przed sądem.
Tym samym dawał do zrozumienia, że popełniłam
przestępstwo, ponieważ złożyłam fałszywe zeznania.

NAGRODA
Jako przeciwwaga do łatki kryminalistki przytrafiła mi się
przyjemna rzecz.
Ambasada Stanów Zjednoczonych w Helsinkach zapytała, czy
przyjmę przyznaną mi przez Departament Stanu nagrodę
International Women of Courage Award. Uroczystość jej
wręczenia miała się odbyć w Waszyngtonie.
Co roku najważniejsi dyplomaci przyznają wyróżnienie
dziesięciu kobietom, które z poświęceniem działają na rzecz
praw człowieka i zdradzają zdolności przywódcze. Nagrodę
ustanowiła była sekretarz stanu Condoleezza Rice w 2007 roku.
Odpowiedziałam: „Oczywiście!”.
Według uzasadnienia na decyzję jury złożyły się moje
dokonania od 2014 roku, a więc opublikowane artykuły,
aktywność w mediach społecznościowych pod hasztagiem
#StopKremlinTrolls, wykłady, ta książka i wszczęte przeze mnie
procesy sądowe.
Wysłano mi oficjalne zaproszenie, które podpisał nominowany
przez Donalda Trumpa sekretarz stanu Mike Pompeo. On miał
przemawiać na ceremonii, a pierwsza dama Melania Trump
miała wręczyć nagrodę mnie i dziewięciu innym kobietom.
Otrzymałam plan ponaddwutygodniowej, skrojonej specjalnie
pode mnie podróży. Miałam poznać rząd Stanów Zjednoczonych,
poprowadzić wykłady, spotkać się z organizacjami
dziennikarskimi i studentami Uniwersytetu Północno-
Zachodniego oraz odwiedzić redakcję gazety „Chicago Tribune”.
Z największą niecierpliwością oczekiwałam na spotkanie
z innymi inspirującymi kobietami.
Pomyślałam, że możliwość przedstawienia w Stanach
Zjednoczonych mojego badania nad trollami jest bardzo cenna.
Szczególnie w momencie, gdy wciąż trwało tam oficjalne
śledztwo dotyczące tego, jak kremlowscy trolle i agenci załatwili
Trumpowi wygraną w wyborach.
Jeszcze nie wolno było nikomu powiedzieć o nagrodzie,
informacja o niej miała zostać ujawniona dopiero podczas
ceremonii na początku marca. W oczekiwaniu na podróż
pracowałam dalej w Yle oraz szkoliłam ludzi na temat
niebezpieczeństw związanych z propagandą.
W lutym opublikowałam na Facebooku nową obrażającą mnie
grafikę, która rozchodziła się po mediach społecznościowych, aby
zobaczyli ją moi znajomi. Celem pochodzącego z MV mema miało
być ośmieszenie mnie jako narkomanki.
Znajomi dodawali mi otuchy i zachęcali do dalszej pracy bez
zwracania uwagi na nękanie.
Ale jedna osoba weszła na moją tablicę, żeby rozsiewać
kłamstwa. Nieznany mi do tamtej pory „Angus Gallagher”
napisał, mając mnie na myśli, że nikt nie powinien dać się
oszukać, ponieważ „ta dziewczyna nie jest dziennikarką, tylko
trollem NATO, który dostaje pieniądze na prowadzenie kampanii
dezinformacyjnej przeciwko Finlandii. Integrity Initiative to
lalkarz, który pociąga tę marionetkę za sznurki”.
Znajomi bronili mojego honoru, ale Gallagher ciągnął dalej.
Jego zdaniem ludziom z mojego otoczenia nakłamano i powinni
się oni dowiedzieć, co to Integrity Initiative. Ja rzekomo aktywnie
uczestniczyłam w akcjach destabilizowania regionu
i próbowałam zniszczyć zaufanie do fińskiej demokracji.
Gdy zaprzeczałam, Gallagher wrzucał coraz wyższe biegi.
Podobno amerykański think tank Atlantic Council „płaci” mi za
pośrednictwem swojego „helsińskiego oddziału”, nie ma więc nic
zaskakującego w tym, że temat mnie tak irytuje. Moje działania
są rzekomo sponsorowaną przez państwo kampanią
dezinformacyjną i efektem zagranicznych ingerencji. Finowie
powinni być „wdzięczni” Gallagherowi za informacje.
Przypomniałam mu o karach za zniesławienie, a moi koledzy
wyśmiali go tak, że opuścił rozmowę.
Jeden znajomy znalazł link: Gallagher był anglojęzycznym
autorem Sputnika, który w latach 2016–2017 napisał dla tego
serwisu co najmniej 38 tekstów. Zastanawiał się w nich, czy
liberalne media wzniecą trzecią wojnę światową, oceniał, że
tylko Rosja przetrwa apokalipsę zombie, krytykował tych, którzy
ostrzegali przed kampaniami dezinformacyjnymi Kremla oraz
opowiadał historie o „kobietach, które zyskały opinię
europejskich dziwek i kłamczyń”, a także o „cybertrollach” NATO
i Unii Europejskiej.
Według szefa Sputnika, z którym dziennikarze BBC
przeprowadzili wywiad w 2017 roku, Gallagher udzielał się
ochotniczo i publikował w serwisie swoje opinie, które podzielała
„duża część odbiorców”. Poproszony o komentarz profesor
uniwersytecki dostrzegł w jego tekstach typowy dla autorów
Sputnika „paranoiczny punkt widzenia”.
A teraz Gallagher uznał moją ścianę na Facebooku za istotne
forum rozpowszechniania bzdur Kremla i kłamstw o mnie.
Sprawa pokazała, że nie wszyscy, którzy służyli rosyjskiej
propagandzie, pracowali w fabryce przy ulicy Sawuszkina.
Globalne trollowanie w mediach społecznościowych zapewne
również należało do zakresu obowiązków „ochotników” ze
Sputnika.
Facebook krótko przed tym poinformował, że usunął wykryte
skoordynowane nieautentyczne działania, przez co rozumiał
trolling. Z Rosji kierowano operacją, w której udział brało 364
fałszywych stron oraz profili oddziałujących w krajach
bałtyckich, Azji Środkowej, na Kaukazie oraz w Europie
Środkowej i Wschodniej.
Na usuniętych niby niezależnych stronach i profilach
dyskutowano o pogodzie, podróżach, sporcie, gospodarce lub
polityce. Niektóre sprzeciwiały się NATO, inne lansowały ruch
protestów, jeszcze inne dotyczyły zapobiegania korupcji. Liczba
obserwatorów była spora: około 790 tysięcy użytkowników
śledziło jedną lub więcej stron. Trolle kupiły również reklamy za
około 135 tysięcy dolarów, a pierwsza z nich pochodzi już z 2013
roku. Ponadto z pomocą owych stron próbowano zorganizować
w realnym świecie prawie 200 wydarzeń.
Według dyrektora Facebooka do spraw cyberbezpieczeństwa
zlikwidowane strony i profile były powiązane z moskiewskimi
pracownikami agencji prasowej Sputnik. W moim rozumieniu
oświadczenie to znaczyło, że obok innych zadań personel
Sputnika utrzymywał również sieć kont trolli i stron z fake
newsami.
Na sugestię amerykańskiej policji Facebook usunął również 107
prowadzonych z Rosji stron, grup i kont na Facebooku oraz 41
profili na Instagramie, których właściciele podawali się za
Ukraińców i rozpowszechniali informacje na przykład o „sytuacji
zdrowotnej w szkołach”.
Według Facebooka od strony technicznej aktywność
przypominała czasem to, co działo się w internecie w okresie
wyborów uzupełniających w Stanach Zjednoczonych w 2018
roku. Z kolei tamte zachowania były podobne do zbadanych już
akcji fabryki trolli w Petersburgu.
Konto Angusa Gallaghera ze Sputnika nie wpadło jeszcze
w sieci Facebooka.

MV JAKO KANAŁ WOJNY INFORMACYJNEJ


KREMLA
W tym samym czasie w fińskojęzycznych mediach
społecznościowych – gdzie nadal istnieje duża liczba mętnych
i radykalizujących swoich obserwatorów aktywnych stron, grup
i profili dotyczących emigracji, polityki Rosji, Bliskiego Wschodu
i innych tematów – przedwyborcza atmosfera stawała się coraz
gorętsza.
Główna akcja toczyła się w Gazecie MV, która stworzyła nowe
kanały w mediach społecznościowych, żeby dotrzeć do większej
liczby odbiorców.
W MV agitowano za Janitskinem i innymi kandydatami małych
partii. Niektóre z nich, na przykład Ruch Siedmiu Gwiazd,
koalicjant redaktora naczelnego, wykupowały ogłoszenia
wyborcze swoim kandydatom na będącej przestrzenią łamania
prawa stronie MV.
Dla wielu nadal nie było jasne, że puszący się swoją fińskością
serwis publicznie i otwarcie dba o interesy Rosji. Do lipca 2019
roku opublikował liczne fińskojęzyczne artykuły, przy których
jako źródło informacji lub zdjęć wymieniona była RT. Innymi
słowy, MV tłumaczy na fiński i oferuje fińskiemu odbiorcy treści
stacji Russia Today, która jest narzędziem kremlowskiej globalnej
wojny informacyjnej.
MV udostępnia również prowadzone przez RT, często
opatrzone angielskimi napisami i skierowane do odbiorców na
całym świecie transmisje live aktualnych wydarzeń. Fiński serwis
chętnie korzysta z klipów pochodzących z należącej do
rosyjskiego nadawcy strony Ruptly.
Roczny nieograniczony dostęp do nagrań serwisu, jego
streamów i dokładniej nieokreślonych treści oferowanych przez
partnerów w wypadku osób prywatnych i rozwijających się
mediów kosztuje 125 euro. Ceny umowy dla wielkich środków
masowego przekazu nie zostały podane. Nie wiem, jak MV sama
siebie definiuje, ale ponieważ ewidentnie jako klient publikuje
transmisje live z Ruptly, płaci kremlowskiej machinie wojny
informacyjnej przynajmniej 125 euro rocznie – jeśli nie ma
darmowego dostępu na wykorzystywanie treści
„w odpowiednich celach”.
Żeby ukryć swoje rosyjskie pochodzenie, Ruptly utrzymuje
siedzibę główną w Berlinie. Niemiecki serwis informacyjny T-
Online zbadał „agencję wideo” i dowiedział się, że ma ona co
najmniej dwie spółki córki: Redfish i Maffick. One też są
powiązane przez właścicieli z rosyjskim aparatem państwowym
oraz rozpowszechniają popularną i umiejętnie przygotowaną
viralową dezinformację bez komunikowania odbiorcom, kto tak
naprawdę za nimi stoi.
Przetłumaczone na fiński przez Gazetę MV treści z RT i Ruptly
współgrają z politycznymi interesami Kremla. Europę pokazuje
się w nich jako siedlisko demoralizacji i przestępczości, które jest
niestabilne z powodu niezadowolenia mieszkańców i ciągłych fal
protestów. Powodem chwiejnej sytuacji na Zachodzie – oprócz
skorumpowanych przywódców – są uchodźcy i jacykolwiek
ludzie „wyglądający na obcokrajowców”. O dużych problemach
Rosji nie wspomina się ani słowem.
MV umieszcza w swoich tekstach kremlowskie filmiki, na
przykład o antyislamskiej demonstracji organizacji English
Defence League w Londynie, zatrzymaniu lidera WikiLeaks
Juliana Assange’a oraz protestach żółtych kamizelek we Francji.
Wiele materiałów MV, które pochodzą od RT, prezentuje
uchodźców w dramatycznych, „zagrażających Zachodowi”
sytuacjach. Już wcześniej Finom pokazywano filmy z Ruptly
o „opróżnianiu obozu intruzów w Mediolanie”, „usuwaniu siłą
przez policję nielegalnych obozów przesiedleńców” oraz
„budowanych w Maroku przez Niemcy centrach dla wydalanych
nieletnich intruzów”.
W rzeczywistości chodzi o uchodźców, możliwe ofiary handlu
ludźmi czy emigrantów i niepełnoletnich. Ale MV chce pokazać
szukających azylu jako wrogów fińskiej kultury i sposobu życia,
więc używa rasistowskiego słowa „intruz” oraz pisze
o nielegalnych emigrantach.
W 2018 roku badacze z Uniwersytetu w Tampere policzyli, że
temat „sprzeciwu wobec emigracji”, jeśli potraktuje się tak
również doniesienia o muzułmanach, pojawia się w połowie
newsów MV. Według naukowców autorzy serwisu mają nadzieję,
że ich aktywność wpłynie zarówno na fińską debatę publiczną,
jak i na politykę. Nie uważają, żeby rozpowszechniali rosyjską
propagandę, lecz próbują „konkurować z wypaczonym
dziennikarstwem, uważanym za pronatowskie i prozachodnie”.
RT nie jest jedynym rosyjskim państwowym
współpracownikiem MV.
W 2015 roku Sputnik zaczął publikować napisane słabym
fińskim artykuły propagandowe. Ale miał problem: w zasadzie
nikt w Finlandii ich nie czytał i serwis skończył działanie po
niecałym roku. Dzięki MV fińskojęzyczny Sputnik otrzymał
jednak drugie życie.
MV opublikowała dziesiątki artykułów, przy których jako
źródło podaje otwarcie Sputnika lub Sputnik News. Umieszczone
w internecie tłumaczenia rosyjskich materiałów również budzą
emocje. Przykładem jest informacja, że „białych mężczyzn
w Szwecji nie bierze się do pracy w policji z powodu parytetów
uwzględniających emigrantów”. Przełożone przez anonimów
artykuły Sputnika opisują „niebezpieczeństwa, którym Rosja
stawia czoło na własnych granicach”, oraz szczegółowo
przedstawiają sprawę gwałcenia i mordowania dziewczynek
przez bojowników Państwa Islamskiego.
W wielu artykułach MV w charakterze źródła wykorzystano
zarówno Sputnika, jak i RT.
Co najmniej dwa artykuły są tłumaczeniem tekstów
pseudoagencji informacyjnej RIA FAN, należącej do
petersburskiej fabryki trolli. Jeden z nich to materiał, według
którego Stany Zjednoczone transportowały drogą lotniczą z Iraku
do Albanii grupy zbrojne mudżahedinów. W artykułach
opierających się na tekstach trolli znajdują się odesłania do
źródeł, między innymi do Sputnika oraz do strony Aleksandra
Dugina, geopolityka ze ścisłego kręgu Putina i przyjaciela
Bäckmana. Oba artykuły przetłumaczył z rosyjskiego na fiński
autor MV o pseudonimie T9, który nie ujawnia swojego nazwiska.
Łącznie do lipca 2019 roku MV opublikowała co najmniej 326
artykułów, których podstawę zaoferowały RT, Sputnik lub Ruptly.
Ponieważ tekstów nieposiadających odniesień do źródeł jest
w MV bardzo dużo, trudno powiedzieć, jak wiele oprócz nich to
przetłumaczone na fiński produkty kremlowskiej machiny
propagandowej, przy których „zapomniano” nadmienić o ich
pochodzeniu.
W części artykułów w fińskim serwisie, do których kiedyś
załączono rosyjski livestream z aktualnymi „wiadomościami”,
jeszcze dziś można oglądać transmisje na żywo z RT po angielsku.
Kremlowski teatr wojny informacyjnej działa więc bez przerwy
na MV, czym wpływa na poglądy fińskich widzów, ich postawy
i z dużym prawdopodobieństwem zachowanie, także przy urnie
wyborczej.
W lipcu 2019 roku brytyjski urząd nadzoru mediów OfCom
nałożył na RT London karę w wysokości 223 tysięcy euro za
przekazywanie nieobiektywnych informacji o zamachu na
Skripalów.
Z tego, co wiem, nikt nie nadzoruje treści rozpowszechnianych
wśród Finów przez siatkę RT za pośrednictwem MV.
Fiński serwis jednocześnie wyolbrzymia groźbę zamachów
terrorystycznych popełnianych przez dżihadystów, oczernia
uchodźców jako islamskich ekstremistów, gwałcicieli,
nielegalnych przybyszów, brutalnych kryminalistów,
poszukiwaczy wygodnego życia, brodate dzieci czy azylantów-
turystów i przedstawia Władimira Putina jako silnego prezydenta
oraz przywódcę, który trzyma terrorystów w garści.
Według MV rosyjski lider planuje wysłać do Syrii 150 tysięcy
żołnierzy, aby zmieść ISIS z powierzchni ziemi. Kremlowskiej
propagandzie wojskowej służy powtarzanie w kółko nagrań RT,
które podają, że rosyjska flota wystrzeliwuje rakiety w kierunku
punktów zajętych przez islamskich terrorystów.
Również inne źródła, na które regularnie powołuje się MV, oraz
proszeni o wypowiedź zaufani komentatorzy są dowodem na
nienawistny i ekstremistyczny charakter strony. Oprócz już
wspomnianych serwis wykorzystuje treści takich stron jak Zero
Hedge, Global Research oraz SouthFront. W kilku artykułach
cytowane są platformy informacyjne rosyjskich sił zbrojnych
„Zwiezda”.
W dziesiątkach artykułów MV powołuje się na teorie spiskowe
strony InfoWars, które przedstawia jak autentyczne informacje.
Jako jeden z pierwszych serwis opublikował po fińsku kuriozalne
opinie na temat stanu zdrowia Hillary Clinton z okresu jej
kampanii wyborczej. Źródłem doniesień były klipy
z YouTube’a Paula Josepha Watsona, który współpracuje
z Alexem Jonesem prowadzącym stronę InfoWars, a MV pytała
czytelników, czy Clinton występuje pod wpływem narkotyków.
Królem strony jest Trump. Gazeta drwiła z „lewaków” po jego
wygranej.
W uniwersum MV jest jeszcze kilka innych ważnych osób. Są to
Nigel Farage, brytyjski polityk, twarz Brexitu, stały komentator
RT, Alex Jones, twarz stacji, Marine Le Pen, zadłużona w Rosji
francuska skrajnie prawicowa polityczka, oraz Viktor Orbán,
tłamszący z pomocą Putina społeczeństwo obywatelskie
prezydent Węgier.
A spośród Finów są to oczywiście Junes Lokka, Tiina Wiik,
Johan Bäckman, Laura Huhtasaari, członkowie rasistowskich
patroli ulicznych Soldiers of Odin, neonaziści, aktywiści
ultraprawicowej małej partii Rajat kiinni (Zamknąć granice)
i wielu innych znanych w Finlandii wyznawców teorii
spiskowych.

ULUBIONE STRONY SKRAJNEJ PRAWICY


W czasie wyborczej wiosny 2019 roku spotykałam ludzi, którzy
przeczytali artykuły o nagonce na mnie i wyroku za jej
prowadzenie. Wielu z nich było naprawdę zaskoczonych, gdy
mówiłam, że MV wciąż normalnie działa. Kilka osób dopytywało
ze śmiechem: „Czy ktoś jeszcze to czyta?”.
Owszem, czyta, chociaż pewnie nikt z najbliższego kręgu moich
rozmówców.
MV cieszyła się szczególną popularnością, zawsze gdy
uchodźcy popełniali przestępstwa. Na przykład pojedynczy
opublikowany w styczniu anonimowy artykuł, w którym
delektowano się „nazwiskami i zdjęciami głównych sprawców
z grupy gwałcicieli z Oulu”, miał ponad 100 tysięcy czytelników.
Gdy wybory się zbliżały, niektórzy przedstawiciele aparatu
państwowego oraz politycy, jak na przykład minister
sprawiedliwości Antti Häkkänen (Koalicja Narodowa), zabierali
publicznie głos i informowali, że nie zauważono żadnych prób
wpływu.
Ja się za to martwiłam. Wojna informacyjna Kremla przeciwko
Finom toczona za pomocą MV bez wątpienia powinna stać się
przedmiotem debaty poświęconej ingerencji w wybory. Podobnie
operacje niewidoczne dla masowej widowni, prowadzone po
rosyjsku w kremlowskich mediach i skierowane do
mieszkających w Finlandii Rosjan, trzeba publicznie analizować,
również w języku rosyjskim. W moskiewskich mediach Partia
Finów jest reklamowana jako najpopularniejsze fińskie
ugrupowanie.
Żeby wyjaśnić pytającym, kto czyta MV, zbadałam stronę za
pomocą Alexy i innych narzędzi do analizowania ruchu
w internecie. Alexa podaje liczbę odwiedzin i zbiera wiadomości
o tych, którzy otwierali witrynę, ale jej wyniki nie są w 100
procentach wiarygodne. Mogą być jednak potraktowane jak
ogólne metadane, wskazujące, kto jest odbiorcą strony.
Wyniki z Alexy mówiące, które strony odwiedzają internauci
korzystający z MV, dają do myślenia. Zgodnie z danymi
największe podobieństwo zachodzi między nią a stroną
o tematyce przestępczej Murha.info (Morderstwo.info). Na
drugim miejscu jest serwis Partii Finów Suomen Uutiset, który
według Alexy w lipcu 2019 roku był również stroną najczęściej
podającą linki do materiałów serwisu MV, zaraz po nim samym.
Inne narzędzie do analizy stron, Similar Sites, potwierdziło, że
MV ma wiele wspólnego z Murha.info i gazetą Partii Finów.
Badanie ruchu w internecie pozwoliło scharakteryzować co
najmniej jedną grupę czytelników MV. Analiza pokazuje
wyraźnie, że są to zwolennicy Partii Finów. W zasadzie
zauważyłam już wcześniej, że przecież trolle od lat udostępniały
linki do serwisu na Hommafoorumi, forum dyskusyjnym Partii
Finów. Spotykało się to z dobrym odbiorem i pochwałami.
Właśnie na Hommafoorumi od co najmniej 2016 roku
rozpowszechniany był również dotyczący mnie, bazujący na
artykułach MV anonimowy hejt. We wciąż trwającej, liczącej
sobie 16 stron dyskusji udostępniane i komentowane są
agresywne artykuły o mnie, przez które Janitskin został skazany
za poważne zniesławienie, oraz nowsze, opublikowane po
procesie. Jednocześnie wielu dyskutantów całkowicie podważa
istnienie rosyjskich trolli siejących propagandę i podaje linki do
tekstów napisanych przez sieć Bäckmana. Miło było zobaczyć, że
kilka odważnych osób próbowało mnie bronić przed potężnym
hejtem ze strony innych uczestników rozmowy.
W roku 2016 roku badanie przeprowadzone na Uniwersytecie
w Turku pokazało, że spośród wszystkich partii najczęściej
Gazecie MV wierzą członkowie Partii Finów. Wtedy jedna trzecia
jej polityków powiedziała, że „darzy stronę zaufaniem”. Przed
wyborami samorządowymi w 2017 roku pewien kandydat
z ramienia partii udzielił wywiadu i stwierdził, że w porównaniu
z Yle oraz „Helsingin Sanomat” MV to dobre źródło informacji. To
również prawda, że parlamentarzyści z Partii Finów, którzy
cieszą się najdłuższym stażem, krytykują publicznie MV rzadziej
niż na przykład Yle lub inne „media mainstreamowe”.
Z drugiej strony Google Trends, które bada częstotliwość
wyszukiwania poszczególnych haseł, podaje, że ci sami ludzie,
którzy wpisywali w wyszukiwarkę „MV”, chcieli też dostać się na
strony gazety Partii Finów, Laiton lehti, utrzymywanej przez
aktywistę Marka de Wita z organizacji Suomen Kansa Ensin, oraz
PT-media, kolejnego nieprzestrzegającego zasad dziennikarskich
i nastawionego na fake newsy serwisu.
Według Google Trends MV była wyszukiwana w Finlandii
szczególnie często w marcu, przed wyborami do parlamentu,
oraz w styczniu, gdy w kraju wiele mówiło się o przestępstwach
seksualnych przeciwko nieletnim w Oulu, o które byli podejrzani
uchodźcy.
Według danych tych samych internautów co MV przyciągała
również strona z fake newsami Kansalainen oraz witryna ruchu
neonazistowskiego Kansallinen Vastarinta.
Odpowiadając na pytania tych, którzy zastanawiają się, czy
ktokolwiek jeszcze czyta MV, podaję również dane
z opublikowanego przez Reuters Institute przy Uniwersytecie
w Oksfordzie Digital News Report za 2018 rok. Według badania
w tygodniu je poprzedzającym stronę MV odwiedziło cztery
procent Finów.
Zapoznałam się z uzyskaną za pomocą Alexy listą najczęściej
wyszukiwanych słów, które generują ruch na stronie. Oprócz
tych najbardziej oczywistych znajdowało się tam też moje
nazwisko. Byłam dla MV jak wabik. Gdy ludzie szukają informacji
o mnie albo o mojej pracy, części spośród nich zdarza się
otworzyć również artykuły z Gazety MV. Do lipca 2019 roku
serwis opublikował o mnie ponad 240 bzdurnych tekstów.
Według własnych liczników MV mają one ponad cztery miliony
wyświetleń.
Niszczenie mojego dobrego imienia to jeden problem. Oprócz
tego MV od lat karmi ludzi, a w szczególności zwolenników Partii
Finów, stworzonymi przez Kreml rasistowskimi i, co już
udowodniono w sądzie, podżegającymi do nienawiści
wiadomościami, a także szerzy pogląd, że nie ma czegoś takiego
jak wojna informacyjna Kremla – do tego zaś używa
przetłumaczonych na fiński artykułów pochodzących
z rosyjskich mediów propagandowych.

GÓWNOBURZA
Osiem dni przed wyruszeniem w podróż, aby odebrać nagrodę
przyznaną przez Departament Stanu Stanów Zjednoczonych,
otrzymałam ustną wiadomość z ambasady amerykańskiej
w Helsinkach. Poinformowano mnie, że wyróżnienie
International Women of Courage nie zostanie mi wręczone,
podróż nie dojdzie więc do skutku
Po długich przygotowaniach nie mogłam zrozumieć, dlaczego
wszystko odwołano. Nie otrzymałam żadnej pisemnej informacji
ani tym bardziej uzasadnienia decyzji.
Żeby móc polecieć do Stanów Zjednoczonych, zrezygnowałam
ze szkoleń w Brukseli oraz w różnych zakątkach Finlandii.
Ponieważ nagrodę cofnięto zaledwie kilka dni przed wyjazdem,
nie zdołałam ich już przeprowadzić.
Poprosiłyśmy z moją prawniczką o pisemną informację, kto
dokładnie uchylił decyzję o przyznaniu mi nagrody i dlaczego.
Siódmego marca, podczas ceremonii w Waszyngtonie,
sekretarz stanu Mike Pompeo podziękował dziesiątce kobiet za
ich doniosłą pracę. Z małym wyprzedzeniem czasowym na moje
miejsce został wybrany ktoś inny.
W tym samym okresie skupiający się na polityce zagranicznej
magazyn „Foreign Policy” opublikował w internecie artykuł,
który opowiadał o mojej pracy dotyczącej trolli oraz
o przestępstwach, których padłam ofiarą. Wspomniano w nim
również, że brałam udział w organizowaniu demonstracji, gdy
Trump i Putin spotkali się na szczycie w Helsinkach w 2018 roku.
Gazeta dokonała odkrycia: amerykańscy urzędnicy, którzy
udzielili wywiadu, powiedzieli, że przyczyną nieprzyznania mi
nagrody był mój tweet krytykujący prezydenta Stanów
Zjednoczonych. Dyplomaci uznali to za błąd i według jednego
z nich sprawa wywołała „gównoburzę”.
Ale w artykule rzecznik Departamentu Stanu mówił o mnie
jako o kandydatce, co sugerowało, że nagroda nigdy nie została
mi przyznana, i stwierdził, że chodziło o „problem ze
skoordynowaniem komunikacji między ambasadami
i kandydatkami”.
W Stanach Zjednoczonych artykuł wywołał mały skandal.
Robert Menendez z Partii Demokratycznej, człowiek numer dwa
Komisji Spraw Zagranicznych Senatu, która nadzorowała
Departament Stanu, udostępnił artykuł na Twitterze i napisał:
„Stany Zjednoczone przyznają tę nagrodę kobietom, które tak jak
Jessikka powstają przeciwko dyktatorom i ryzykują życie dla
podstawowych praw człowieka, również dla wolności prasy.
Powinniśmy traktować dziennikarzy lepiej niż Rosja”.
O awanturze w ślad za „Foreign Policy” informowały również
inne media o globalnym zasięgu, a ja zostałam poproszona
o wywiady na żywo dla amerykańskich kanałów telewizji
informacyjnych.
Nie uznałam jednak za stosowne, żeby udzielać wywiadów. Nie
chciałam być elementem amerykańskich wewnętrznych napięć
związanych z polityką administracji prezydenta Trumpa. Podczas
transmisji musiałabym samodzielnie udowodnić prawdziwość
historii i sama oskarżać rzecznika Departamentu Stanu
o rozsiewanie błędnych informacji.
Nawet bez tego cofnięcie przyznania mi nagrody wyglądało na
sprzeczne z zasadami dobrej i transparentnej administracji
państwowej Stanów Zjednoczonych. Wątpliwości budziło
również to, że nadal nie otrzymałam żadnej pisemnej informacji.
Anulowanie nagrody stało się dla mnie również przyczyną strat
materialnych z powodu odwołanych szkoleń. I dlatego nie
chciałam spekulować o niezakończonej jeszcze sprawie przed
amerykańską widownią.
Dziennikarze w Finlandii potraktowali skandal jak
profesjonaliści, a ja udzieliłam im wielu wywiadów.
Następnego ranka po opublikowaniu artykułu oglądałam
poranne wiadomości na kanale mojego pracodawcy.
W Dystrykcie Kolumbii urządzono konferencję prasową, na
której wypowiadał się Robert Palladino, rzecznik Departamentu
Stanu, doświadczony urzędnik państwowy wysokiego szczebla.
W nadawanym w całej Finlandii serwisie informacyjnym
mojego pracodawcy twierdził z miną pokerzysty, że nigdy nie
przyznano mi żadnej nagrody.
„Błędnie poinformowaliśmy tę osobę, że została finalistką. To
była pomyłka i nasza wina”.
„A więc ona nie była finalistką?”
„Nie. Przykro nam z powodu pomyłki”, paplał Palladino.
Dziennikarze oczywiście nie zostawili na nim suchej nitki,
mimo to powtórzył błędne informacje. Sprowokowani
kłamstwami rzecznika trolle, skrajna prawica i złośliwi ludzie
zaczęli szydzić ze mnie w mediach społecznościowych.
Moderatorka MV Asta Tuominen, która za zniesławienie mnie
otrzymała już jeden wyrok, w nowym artykule w serwisie
nazwała mnie manekinem NATO, który nie dostał nagrody
obrończyni praw człowieka po tym, jak skrytykował Trumpa.
W tym samym tekście napisała, że łkałam w czasie procesu,
i spekulowała na temat procedur w sądzie rejonowym. W drugim
prześmiewczym artykule na MV stwierdzono, że fantazjuję
i wytrzasnęłam rosyjskie trolle z głowy. Ponownie wspomniana
została moja grzywna za narkotyki.
Tego było już za wiele.
Fakt, że w ostatniej chwili cofnięto przyznaną mi nagrodę,
o którą nie prosiłam, to jedno. Nie zostałam dziennikarką, żeby
otrzymywać laury, chciałam jedynie informować ludzi
o ważnych rzeczach. Napisałam serię artykułów o trollach,
ponieważ miałam nadzieję, że dzięki temu ludzie, również
w Stanach Zjednoczonych i innych krajach na świecie, dowiedzą
się, jak rozpoznawać propagandę w mediach społecznościowych.
Ale to, że rzecznik Departamentu Stanu rozpowszechniał
błędne informacje na temat wycofania nagrody i w ten sposób
napędzał hejt wokół mnie, było już poniżej wszelkiego poziomu.
Słowa rzecznika zacytował na przykład „The New York Times”.
W 2017 roku dziennik otrzymał Nagrodę Pulitzera za serię
artykułów, do których przeprowadził wywiad ze mną
i z badaczką Saarą Jantunen o trollach, nagonce oraz wojnie
informacyjnej.
Następnego dnia Eliot L. Engel, przewodniczący Komisji Spraw
Zagranicznych Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych,
opublikował oświadczenie. Tym razem fakty się zgadzały.
Kongresmen z Partii Demokratycznej napisał na stronie
internetowej komisji, że anulowanie nagrody jest w jego opinii
skandaliczne, oraz wyraził zaniepokojenie informacją, jakoby
wynikało to z mojej krytyki Trumpa.
„Jednym z najważniejszych znaków rozpoznawczych Stanów
Zjednoczonych jest zawarte w pierwszej poprawce prawo do
wolności słowa, które znajduje się pośród najistotniejszych zasad
demokratycznych, a Departament Stanu wspiera je za granicą.
To, że Departament Stanu cofnął nagrodę za pracę na rzecz tego
prawa, jest naprawdę haniebne”, napisał Engel.
Owszem, pisałam na Twitterze o Trumpie i odpowiadałam na
jego wpisy, w których przed dziesiątkami milionów swoich
obserwatorów bez żadnego logicznego uzasadnienia krytykował
„skorumpowane media jako wroga narodu”. Udostępniałam
również artykuły z gazet, w których podliczono przeprowadzone
w czasie kadencji Trumpa ataki na śledztwo Muellera.
Ale nikt nie wiedział, co dokładnie zdarzyło się przed moim
planowanym przyjazdem do Stanów Zjednoczonych. Na prośbę
o informację od mojej pełnomocniczki do tej pory nie
odpowiedziano.
Uważam za prawdopodobne, że jakaś wysoko postawiona
w administracji Stanów Zjednoczonych osoba uznała cały temat
rosyjskich trolli za zbyt delikatny i moje tweety stały się
pretekstem do anulowania podróży. Dzięki temu trolling Kremla
pozostałby przemilczany w Waszyngtonie, gdzie właśnie
w marcu oczekiwano z niecierpliwością na raport Muellera
mający zdemaskować fabrykę trolli oraz operacje rosyjskich
agentów i ich możliwe powiązania z prezydentem.
Magazyn „Foreign Policy” ocenił, że administracja Trumpa
uskutecznia autocenzurę. W praktyce ktoś się bał, na przykład
zemsty, jeśli nagroda zostałaby przyznana właśnie mnie. Z tego
powodu ktoś postanowił na wszelki wypadek usunąć moje
nazwisko z listy nagrodzonych.
Trump i jego zespół robili również dziwniejsze rzeczy, żeby
ukryć własne powiązania z Rosją. W marcu 2019 roku, gdy
wybuchł skandal z nagrodą, prezydent był badany przez
prokuratora specjalnego pod kątem zwolnienia lub prób
zwolnienia osób demaskujących te powiązania i utrudniania
postępowania.
Obudziła się też wschodnia Ukraina. Profesjonalny
propagandzista Janus Putkonen drwił z anulowania nagrody,
pisał, że jestem zawodową kłamczynią i w interesie Zachodu
prowadzę wojnę informacyjną. Jego zdaniem zostałam poniżona
przez „moich mistrzów”.
Potem zaatakowała mnie fabryka trolli razem ze swoimi
agentami wpływu.
Należąca do niej agencja fake newsów RIA FAN opublikowała
artykuł, według którego „wyrobiłam sobie nazwisko głośnymi
tekstami”. Ponadto autor twierdził, że moje dziennikarskie
śledztwa „były zawsze oceniane jako tendencyjna i selektywna
interpretacja faktów, że to seria błędów logicznych oraz
wykorzystywanie ewidentnych zachodnich klisz
propagandowych do celów osobistych”.
Rzekomo zrobiłam z Rosji „własnego wroga numer jeden” dużo
wcześniej, niż stało się to powszechne, a także zanim
establishment Stanów Zjednoczonych zaczął polowanie na
czarownice z powodu rzekomej ingerencji Rosjan w wybory
prezydenckie w 2016 roku. Trolle zacytowały Palladina
i przypisały mi wypowiedź, w której miałam obwiniać
najważniejszych dyplomatów Stanów Zjednoczonych
o polityczną cenzurę.
Fabryka znalazła odpowiedniego komentatora do artykułu.
Aleksandr Malkiewicz, podający się za dziennikarza uczestnik
różnych projektów Kremla, powiedział, że zasługuję „na jakąś
nagrodę pocieszenia i możliwe jest, że my jej taką przygotujemy.
W ten sposób damy do zrozumienia, że Rosja nie obraża się za
krytykę”.
Anulowaniem nagrody delektowano się też w innych
rosyjskich mediach, ponieważ za sprawą jednego skandalu
można było ośmieszyć zarówno mnie, jak i Stany Zjednoczone.
Ożywiło się mnóstwo rosyjskojęzycznych użytkowników
Twittera.
I wiele było jeszcze przede mną.
Aleksandr Malkiewicz wysłał do mnie wiadomość prywatną na
Messengerze, w której poinformował, że chciałby się spotkać ze
mną osobiście i w imieniu wszystkich profesjonalnych
dziennikarzy w Rosji wręczyć mi nagrodę za oddanie, z jakim
bronię wolności słowa.
Nie odpowiedziałam na tę wiadomość.
Malkiewicz był wcześniej redaktorem naczelnym skierowanej
do Amerykanów strony USA Really?, która powiązana jest
z fabryką trolli. Pod względem zawartości serwis wygląda jak
anglojęzyczna Gazeta MV, lecz ma zielony layout zapożyczony od
RIA FAN. Specjalizuje się w budzących strach artykułach
„o gwałcących nielegalnych emigrantach” i tak dalej.
Według informacji medialnych Malkiewicz próbował urządzić
demonstrację pod Białym Domem. A gdy chciał się dostać do
Stanów Zjednoczonych, został zatrzymany i przesłuchany przez
FBI, ponieważ nie zarejestrował się jako zagraniczny agent,
mimo że prowadził nastawioną na obywateli Stanów
Zjednoczonych rosyjską operację informacyjną USA Really?
Napisałam na LinkedIn artykuł o Malkiewiczu i ogłosiłam, że
nie przyjmę zaproponowanej przez niego nagrody pocieszenia,
którą uznaję za ohydną operację wpływu. Poinformowałam
również, że dla jego kampanii fake newsów w ogóle nie powinno
być miejsca w cywilizowanych społeczeństwach.
Jest mi wszystko jedno, czy Malkiewicz czyta LinkedIn. Od 2014
roku albo publikuję, albo przekazuję policji do zbadania
wszystkie niestosowne próby wpływu wymierzone we mnie
i w moją pracę.
Oglądałam w internecie, jak podczas uroczystej gali Melania
Trump wręcza szklane rzeźby kobietom wykonującym wspaniałą
pracę na rzecz praw człowieka w różnych zakątkach świata.
Cieszyłam się z powodu każdej z nich, lecz żałowałam, że nie
było mi dane z nimi porozmawiać.

CO, KURWA??!! PO RAZ DRUGI


Kongres Stanów Zjednoczonych ma prawo wszczynania śledztw.
Są one jak oczy i uszy narodu.
W czasie kadencji prezydenta Kongres przeprowadzi dziesiątki
śledztw w sprawie domniemanych nadużyć. Jedno z nich zaczęło
się, gdy administracja Trumpa zabroniła dziennikarzowi wstępu
na konferencję prasową do Białego Domu, ponieważ, jak
stwierdzono, mówiąc o prezydencie, „wybuchnął”.
Republikanie zazwyczaj blokowali akty oskarżenia będące
rezultatem śledztw wszczętych przez demokratów. Ale za ich
sprawą do opinii publicznej docierają informacje o osobliwych
wydarzeniach.
Dowiedziałam się, że to, jak mnie potraktowano, stało się
przyczyną śledztwa.
Niecały miesiąc po tym epizodzie pojawiły się wyniki.
Dochodzenie wszczęte przez senatora Roberta Menendeza
polegało na gruntownym prześwietleniu oświadczeń rzecznika
Departamentu Stanu. Zauważono, że afera z nagrodą dolała
oliwy do ognia i lista przestępstw, których wcześniej padłam
ofiarą, się wydłużyła.
Personel pracujący dla senatorów zbadał dokumenty
i porównał je z komunikatami Departamentu Stanu. Zauważono,
że otrzymałam nagrodę, a słowa Palladina nie były zgodne
z faktami.
Dowody wskazywały na to, że zostałam poproszona
o informacje na temat prowadzonych przeze mnie kont
w mediach społecznościowych, a ja wysłałam je do Waszyngtonu.
Wyobrażałam sobie, że organizatorzy chcieli otrzymać te dane,
ponieważ czasem zamieszczają je w programach lub na stronie
internetowej, na wypadek gdyby słuchacze konferencji chcieli
dowiedzieć się więcej o referencie.
Ale w moim przypadku senatorowie uznali prośbę za
wyjątkowo niestosowną i poważną, szczególnie „w kontekście
ciągłych, dobrze udokumentowanych i szkodliwych ataków
prezydenta Trumpa na media”.
Opublikowali list oraz czterdziestostronicowy raport ze
śledztwa, który został przekazany Steve’owi A. Linickowi,
inspektorowi generalnemu amerykańskiego Departamentu
Stanu. Poproszono go o dokładne zbadanie, dlaczego nagroda dla
mnie została cofnięta. Pod listem oprócz Roberta Menendeza
podpisała się siódemka innych senatorów z Partii
Demokratycznej. Gdy kończyłam pracę nad tą książką, nie
wiedziałam, jak potoczyły się dalsze działania wyjaśniające.
Przekazałam raport fińskim mediom. Teraz, gdy sprawa
została oficjalnie zbadana, łatwiej było mi ją komentować, więc
udzieliłam wywiadu telewizyjnego CNN. Dostałam dużo słów
zachęty do dalszej pracy z Finlandii i z całego świata.
Bez takiego wsparcia nie przebrnęłabym przez to, co miało
nadejść.

NAGRODA POCIESZENIA
Byłam w Szwajcarii na konferencji radiowej, na którą
wydelegowało mnie Yle, gdy któregoś dnia o 23.00 czasu
lokalnego zaczęłam dostawać dziwne wiadomości na Twitterze.
Nadawcą był Samppa Granlund, kandydat z ramienia Partii
Finów w wyborach samorządowych z 2017 roku, który przysłał
mi zrzut ekranu z artykułem MV i twierdził, że powinnam się
wstydzić. Otworzyłam wiadomość udostępnioną przez
Granlunda. To nie było przyjemne doświadczenie.
„Skończyły się teorie spiskowe i zagadki. Prawda o szopkach
Jessikki Aro” – ogłaszały artykuły MV. Czytelników zachęcano do
przyjrzenia się szkicowi struktury, według którego
w międzynarodowej organizacji sprawowałam funkcję
konsultantki oraz wykonywałam zadania operacyjne.
Artykuły nazywały mnie trollem NATO i podawały, że pracuję
dla zachodniej fabryki trolli oraz mam własną, a oprócz tego
odgrywam podwójną rolę. Liczba czytelników: ponad 55 tysięcy.
Tak jak w przypadku Martina Kragha informacje wykorzystane
w artykułach były albo faktycznie, albo tylko rzekomo
wykradzione ulokowanemu w Wielkiej Brytanii think tankowi
i rozrzucone po internecie, podobno przez grupę Anonymous. Na
Wyspach sprawą zajęła się specjalizująca się w poważnych
przestępstwach National Crime Agency. Przypadek został uznany
za pierwszą znaną operację hack and leak przeciwko Wielkiej
Brytanii.
Brytyjski Institute of Statecraft, który stał się celem ataku
komputerowego, podał, że podejrzewa o jego przeprowadzenie
rosyjski wywiad wojskowy. Szwedzki badacz Martin Kragh,
o którym również twierdzono, że jest pracownikiem wywiadu
Wielkiej Brytanii, odkrył, że wykradzione materiały najpierw
długo krążyły po RT i Sputniku, skąd stopniowo przeciekały do
mediów z fake newsami funkcjonujących w różnych krajach
i w różnych językach.
W Finlandii tymi mediami były strony internetowe Vastavalkea
i Gazeta MV. W mediach społecznościowych z wykradzionych
materiałów wyciskali co się dało między innymi Janus Putkonen,
Ilja Janitskin, pracujący dla MV oraz radia AD Juha Korhonen,
działacze Partii Finów i wielu innych.
Gdy MV rozpowszechniała artykuły na WKontaktie, czytelnicy
wraz z internautami o fałszywych personaliach życzyli mi
więzienia i nazywali „dziwką od amfy” oraz „starą babą, która
ma luźną pizdę”.
Artykuły były podsyłane moim przełożonym, czym próbowano
zniszczyć nasze wzajemne zaufanie. Po tym, jak jeszcze dwóch
fińskich dziennikarzy zapytało mnie o te informacje, po raz
kolejny uświadomiłam sobie, jaki jest cel przygotowywania przez
trolle anonimowych treści: przekazywane przez nich teorie miały
być udostępnione szerszemu gronu odbiorców za pośrednictwem
mediów tradycyjnych.
Sytuacje, w których musiałam odpowiadać na pytania
dotyczące twierdzeń pochodzących z pseudomediów, były
absurdalne. Twierdzono, że jestem chorą psychicznie i cierpiącą
na psychozy dilerką narkotyków, kłamczynią, agentką
brytyjskich służb wywiadowczych oraz trollem NATO, chodzę po
domach za tysiąc euro, być może występuję w telewizji pod
wpływem narkotyków i daję dupy.
Tego typu stwierdzenia skomentowałabym chętnie, ale tylko
w sądzie, w obecności sędziów i mojej adwokatki.
Dwudziestego siódmego marca 2019 roku, tuż przed
opublikowaniem artykułów bazujących na wykradzionych
danych, Ilja Janitskin napisał na WKontaktie znaczący
komentarz: „W sprawie MV najbardziej wkurwia, że wyroki
dostali niewłaściwi ludzie. Ale ponieważ nie puściłem pary z ust,
sędziowie się pomylili… Tak twierdzę, to napisałem ja”.
Miał na myśli przesłuchania przez policję i rozprawę
z ubiegłego roku, kiedy to zeznawał wyłącznie na swój temat,
w dodatku w oszczędny sposób.
Komentarz potwierdził moją teorię: za pośrednictwem
Janitskina wpływać na opinię publiczną próbowały ważne osoby.
Od początku przypuszczałam, że redaktor naczelny jest tylko
przynętą, lepem na muchy, który skupiał na sobie uwagę aparatu
państwowego, żeby chronić innych. Janitskin sprawiał wrażenie,
że żałuje swojej roli jako tego, których musi odbyć karę
w więzieniu, i w praktyce potwierdził istnienie szerszej
działalności przestępczej MV. Wyroki dostaliby również inni, jeśli
tylko podałby nazwiska.
Pracujący w Moskwie Bäckman, który pisał pod pseudonimem
Ilja J., oraz Asta Tuominen, czyli T2, zostali już zdemaskowani.
Ale przeważająca część autorów, programistów i innych osób
działających na rzecz strony była wciąż nieznana. Zaczęły się
pojawiać coraz liczniejsze pytania, kto jeszcze spośród
bezpośrednio lub pośrednio wspieranych przez Kreml autorów,
neonazistów, nacjonalistów lub nawet aktualnych polityków
Partii Finów ukrywa się pod pseudonimami.
Ponieważ nazwiska są ukryte, cień podejrzeń pada na wielu.
Ukrywanie tożsamości autorów publicznie dostępnych tekstów
nie jest normalną praktyką dziennikarską. W ten sposób próbuje
się tylko uciec od odpowiedzialności albo trafienia w wir
krytycznej debaty publicznej. Toteż MV powinna ujawnić
nazwiska wszystkich osób działających za kulisami.
W kwietniu doszło do kolejnej, co najmniej pozornej, zmiany
warty. Funkcja redaktora naczelnego została z wielkimi
honorami przeniesiona na wschodnią Ukrainę, na teren działań
wojennych Rosji. Janus Putkonen, nowy szef serwisu,
przechwalał się w powitalnym artykule, że „niosąca
odpowiedzialność na swoich barkach” redakcja Nowej Gazety MV
jest tam, gdzie jest on.
„A więc tutaj, w Donbasie. Jeśli władze mają jakąś sprawę, to –
trzeba to podkreślić – tutaj wezwania do sądu nie dojdą za
pomocą zwykłej poczty z Zachodu; niech więc wysyłają maile
albo przybiegną tutaj ponad liniami frontów i granicami (…)”.
Johan Bäckman przeprowadził z Putkonenem wywiad do
mediów społecznościowych i wylewnie pogratulował mu nowej
pozycji.

WYBORY
W kwietniu występowałam w Waszyngtonie na otwartym
seminarium gazety „Washington Post” oraz organizacji
Reporterzy bez Granic. Tego samego dnia, gdy ukazał się
coroczny ranking wolności prasy, opowiadałam o trollach, fake
newsach i nękaniu dziennikarzy, do którego obecnie oprócz
Kremla przyczyniał się również prezydent Trump.
Finlandia awansowała w rankingu na drugie miejsce na
świecie. Jedną z przyczyn były wyroki sądu rejonowego wydane
na moich prześladowców. Stany Zjednoczone, z powodu
podsycających nienawiść do mediów wypowiedzi prezydenta
Trumpa oraz wynikającego z nich zagrożenia dla bezpieczeństwa
dziennikarzy, spadły na 48. miejsce, do grupy państw
z zauważalnymi problemami. Rosja była na 149. miejscu.
Na świecie było jeszcze tylko kilka krajów przypominających
pod względem wolności prasy Norwegię, Finlandię i Szwecję. To
dziwne, że według fińskich trolli i skrajnej prawicy wolność
słowa w kraju jest ograniczana.
Tak się złożyło, że w tym samym czasie, gdy odbywał się nasz
panel, opublikowano raport Muellera. Z radością zauważyłam, że
20 początkowych stron jego pierwszej części było poświęconych
tylko badaniu operacji prowadzonych przez fabrykę trolli
w Stanach Zjednoczonych.
Raport zaczyna się od ujawnienia działalności petersburskiego
Centrum Analiz Internetowych, czyli fabryki trolli. Przed
wyborami, z odpowiednim wyprzedzeniem, zaczęła ona
prowadzić ostrożne działania w „fioletowych”, czyli
niezdecydowanych stanach, żeby przekonać niezdecydowanych
wyborców do poparcia Trumpa. Był on właśnie faworytem
Kremla, a Putin publicznie opisał go w 2015 roku jako
„bezsprzecznie utalentowanego, wręcz jedynego w swojej klasie”.
Najpierw rosyjscy szpiedzy podczas podróży do Stanów
Zjednoczonych stworzyli mapę nastrojów wyborczych – bez
wymaganej wobec agentów rejestracji. Potem fałszywi
internauci, podający się za obywateli Stanów Zjednoczonych,
stworzyli na Facebooku epatujące nienawiścią do
obcokrajowców, zajmujące się trollingiem i publikowaniem fake
newsów strony, na które zwabili prawdziwych Amerykanów.
W sterowanej z Petersburga wirtualnej wspólnocie dzielono się
memami dehumanizującymi Hillary Clinton, muzułmanów czy
Meksykanów oraz innymi agresywnymi treściami.
W grupach, tak samo jak w fińskich mediach
społecznościowych i w Gazecie MV, wzniecano strach
i podżegano do nienawiści wobec obcokrajowców. Logika stojąca
za takim działaniem trolli była jasna: ludzi bojących się
obcokrajowców łatwiej jest skłonić do głosowania na kandydata
sprzeciwiającego się zagranicy albo przynajmniej takiego, który
może być nazwany konserwatywnym i ostrożnym w polityce
emigracyjnej.
Trump był właśnie takim kandydatem.
W raporcie opisano również działania hakerów rosyjskiego
wywiadu wojskowego i ludzi z WikiLeaks na korzyść Trumpa,
a przeciwko Patrii Demokratycznej oraz Hillary Clinton.
Ale Johan Bäckman – którego moskiewski pracodawca RISI już
w 2017 roku został zdemaskowany po zaplanowaniu trollingu
i cyberoperacji mających wynieść Trumpa na prezydenta –
wyśmiał w mediach społecznościowych śledztwo Muellera jako
„kryminalną próbę przejęcia władzy”.
W Finlandii Marco de Wit, aktywista z MV, „prowadził
kampanię wyborczą” i w centrum Helsinek wykrzykiwał skrajne
hasła o „intruzach”. Dookoła zebrała się młodzież, aby go
wybuczeć, doszło do bijatyki. W zajściach uczestniczył również
były ławnik sądu rejonowego Miki Sileoni, który został odwołany
z funkcji po tym, jak próbował w sądzie prowadzić kampanię na
rzecz Janitskina oraz rozpowszechniał w mediach
społecznościowych niestosowne materiały o mnie i o sędzim.
Gdy opublikowałam tweeta na temat tych wydarzeń, znów
zaczęli gnębić mnie neonaziści. Aktywiści z Narodowego Ruchu
Oporu już wcześniej napisali o mnie sporo niecenzuralnych
artykułów i tak też zrobili tym razem. Pod tekstem komentator
o pseudonimie hh1488 zapytał, „czy można będzie niebawem
powiedzieć, że Aro spowodowała własną śmierć swoimi głupimi
antyfińskimi opiniami”. Komentarz potem usunięto ze strony, ale
serię oczerniających mnie artykułów już nie.
Zanim Finowie ruszyli do urn, udzieliłam wielu wywiadów,
w których opisywałam rosyjskie ataki na wybory w krajach
zachodnich. Przypominałam, że nie wszystkie próby wywarcia
wpływu mają charakter punktowy i przypadają tuż przed
głosowaniem lub w jego trakcie. Ingerencja jest długim i ciągłym
nadmiernym podkreślaniem pewnych punktów widzenia.
Jednym ze sposobów wywarcia wpływu jest normalizacja mowy
nienawiści i stworzenie poparcia dla skrajnej prawicy.
Na przykład długa i wymierzona w szerokie grono odbiorców
operacja w stylu MV nie mogła nie wpłynąć także na ludzi, którzy
pierwotnie nie popierali Partii Finów. Tych wyborców udało się
przestraszyć „groźnymi intruzami, którzy gwałcą i popełniają
przestępstwa”.
Według liczników kliknięć ze strony MV do lata 2019 roku
artykuły, w których pojawia się rasistowskie słowo matu (intruz),
były czytane ponad cztery miliony razy. Tekstów zawierających
to określenie opublikowano ponad 430.
MV mową nienawiści zaszczepiła w umysłach wyborców
strach, który wyleczyć miałoby głosowanie na Partię Finów i ich
agresywną politykę emigracyjną.
Teuvo Hakkarainen, ubiegający się o reelekcję kandydat
z ramienia Partii Finów, który już przed laty reklamował Gazetę
MV w mediach społecznościowych i pozował na wspólnych
zdjęciach z trzymającym rękę na jego ramieniu Johanem
Bäckmanem, prowadził swoją kampanię za pomocą samochodu.
Do jego boków przykleił napisy: „Intruzie, skąd przychodzisz –
tam wracasz” oraz „Azylanci-turyści wszyscy precz”.
Ludzie, którzy rozpowszechniali i czytali treści MV,
przyczyniali się również do łamania ciszy wyborczej. Szczególnie
kandydaci Sojuszu Lewicy i Zielonych oraz ci, którzy nie mieli
fińskich korzeni, w mediach społecznościowych spotkali się
z brutalną mową nienawiści i groźbami.
W Helsinkach fizycznie zaatakowano kolportującego materiały
wyborcze kandydata o niefińskim pochodzeniu. Timo Soini,
minister spraw zagranicznych, jeszcze do niedawna członek
Partii Finów, został zaatakowany na targach w Vancie, chociaż
nie kandydował w wyborach. Napastnik miał na sobie kurtkę
rasistowskich patroli ulicznych Soldiers of Odin. MV od 2015 roku
bębniła o organizacji i wspierała jej rozwój.
Przed dniem głosowania Gazeta MV nie dobiła do wyniku ze
swojego najlepszego okresu – 750 tysięcy czytelników
tygodniowo – ani, jak życzył sobie Bäckman, nie rozstrzygnęła
wyniku wiosennych wyborów w 2019 roku.
Ale pokazały one, że poprzez tłumaczenie na fiński
kremlowskich narzędzi wojny informacyjnej oraz podżeganie do
nienawiści wobec obcokrajowców Gazeta MV mocno przysłużyła
się Partii Finów, która oparła kampanię na sprzeciwie wobec
emigracji.
Uzyskała ona poparcie wyższe o prawie 10 punktów
procentowych, niż pokazywały sondaże. Był to drugi wynik.
Przegrała z Socjaldemokratyczną Partią Finlandii tylko
nieznacznie – o 0,2 punktu procentowego.
Z list Partii Finów wybrani zostali kolejni podżegacze skazani
za mowę nienawiści. Jeden próby podpalenia ośrodków dla
uchodźców nazwał „eliminacją”, a drugi mówił w parlamencie
o walce z obcymi gatunkami, mając na myśli emigrantów.
Mandat poselski otrzymał również Sebastian Tynkkynen, który
był skazany za nawoływanie do nienawiści oraz uczestniczył
w obozie „Seliger” organizowanym przez putinowską organizację
młodzieżową.
Johan Bäckman ubolewał nad przegraną Partii Finów o 0,2
punktu procentowego. Porażka była jego zdaniem skutkiem
„mediopolu”, czyli wojny hybrydowej fińskich środków przekazu
i oszustwa. „Rzeczywiste poparcie” partii w uczciwych wyborach
wynosiłoby jego zdaniem co najmniej 25 procent.
Według zagranicznych obserwatorów wybory w Finlandii były
wolne i uczciwe.
Pracodawca Bäckmana, moskiewski ośrodek RISI, już jakiś czas
wcześniej zaplanował, że będzie rozpowszechniał wśród
Amerykanów teorię spiskową o sfałszowanych wyborach.
W Stanach Zjednoczonych szeroko rozeszła się także opinia,
zgodnie z którą „nielegalni emigranci” mieli oddać milion
bezprawnych głosów.
Jedną z części składowych strategicznego ataku Kremla
przeciwko zachodnim mediom, ich polityce i demokracji jest też
zniechęcanie pewnych grup wyborców. Jeśli na przykład
liberałowie nie idą na wybory, ponieważ głosowanie „się nie
opłaca” albo „jest fałszowane”, Rosja na tym korzysta.
Wiosną w ramach obowiązków służbowych zbierałam
informacje do mojego obszernego artykułu na temat
nienawistnych operacji wpływu wymierzonych w wybory. Ale
znów zostałam zmuszona, żeby wykorzystywać czas pracy i czas
wolny do pisania zawiadomień o przestępstwie, a nie do
zajmowania się dziennikarstwem.

WYPRANY MÓZG GROZI


Wciąż podróżowałam. W towarzystwie dwóch dziennikarzy
mówiłam o zagrożeniach dla wolności prasy przed brytyjskim
parlamentem. Pojechałam do Doliny Krzemowej, żeby
w głównych siedzibach firm razem z innymi ofiarami przemocy
w mediach społecznościowych opowiadać zarządom Facebooka,
Twittera i Google’a wraz z YouTube’em, do jakich nadużyć
dochodzi na ich platformach.
Powiedziałam przedstawicielom firm, że przyjechałam do
Doliny Krzemowej, żeby osobiście przekazać im raporty
dotyczące wymierzonych we mnie oraz w inne osoby kampanii
opartych na mowie nienawiści, ponieważ na moje zgłoszenia
w internecie nikt nie zareagował. Żądałam od nich podjęcia
środków przeciwko ciągle popełnianym przestępstwom
i nieustannie szerzonej propagandzie, a także przekazałam im
listę wielu innych osób prywatnych z Finlandii, które są w ich
serwisach regularnie nękane.
Byli ze mną przedstawiciel mieszkającego w Mjanmie ludu
Rohingja Tun Khin oraz Amerykanie Ethan Lindenberger i Lenny
Pozner. Tun Khin opowiedział, jak media społecznościowe
zostały wykorzystane do podżegania do ludobójstwa ludu
Rohingja, a Ethan Linderberger zaprezentował użycie ich do
agitacji na rzecz ruchu antyszczepionkowego.
Lenny Pozner był zmuszony do wielokrotnych przeprowadzek.
Jego syn Noah został zamordowany podczas strzelaniny w szkole
Sandy Hook w 2012 roku, ale w mediach społecznościowych
twierdzi się, że chłopiec wcale nie istniał, a Pozner jest
„pozorantem na ćwiczeniach”. Teorię tę rozpowszechnił Alex
Jones z InfoWars, którego naśladowcy grożą mężczyźnie
śmiercią. Lenny angażuje się w sprawy ofiar Jonesa i innych
podżegaczy, ale groźby nie ustają i musi przebywać w ukryciu.
Oczekiwałam konkretów. Po naszej wizycie Twitter usunął
jedno konto generała odpowiadającego za ludobójstwo z Mjanmy,
a Facebook zamknął grupę antyszczepionkowców. Ale
w fińskojęzycznych mediach społecznościowych marionetki
Kremla i hejterzy do dziś mogą deptać prawa innych ludzi.
Gdy dziennik „Helsingin Sanomat” doniósł o mojej podróży,
werbalnie zaatakowali mnie czytelnicy MV.
Do akcji wkroczył nadkomisarz fińskiej policji Jari Taponen,
który zarówno w MV, jak i w Suomen Uutiset był nazywany
„funkcjonariuszem politycznym”. Poinformował mnie, że pewien
skierowany do mnie tweet na temat narkotyków
prawdopodobnie spełnia definicję zniesławienia i dodał, że
policja może zająć się sprawą. Podziękowałam i odpowiedziałam,
że chciałabym śledztwa.
Wkrótce razem z Taponenem staliśmy się celem tych samych
hejterów. Ponadto jeden anonimowy fińskojęzyczny użytkownik
Twittera napisał, że gdy „następnym razem zobaczy mnie
w centrum handlowym na Ruoholahti”, podejdzie i powie, jaką
jestem narkomanką. To oznaczało, że jakiś człowiek robiący
zakupy w tym samym miejscu w mojej dzielnicy mnie
obserwował. Potem opublikował informacje o tym, jak spędzam
wolny czas. I zagroził, że będzie mnie nękał również
w przyszłości.
W Finlandii zatrważająco wielu ludziom wyprano mózgi do
tego stopnia, że uwierzyli, iż poniżanie innych na podstawie
artykułów, które według orzeczenia sądu łamią prawo, oraz
prześladowanie kogoś w internecie jest „normalnym
korzystaniem z wolności słowa”. Wzbudzali oni wielki strach
i włączali autocenzurę, nie tylko we mnie.
Niecałe pół roku po powrocie rozważałam ponowną
wyprowadzkę.

REKRUTACJA NOWYCH CZŁONKÓW


Po wyborach MV, pod pozornym kierownictwem Janusa
Putkonena, rozwijała się i zmieniła nazwę na Nową Gazetę MV.
W kwietniu „w wywiadzie specjalnym” nowy naczelny
pozwolił na przeprowadzenie operacji informacyjnej przeciwko
fińskim mediom przywódcy gangu motocyklowego Putina.
Wcześniej wiosną dziennik „Iltalehti” odkrył, że grupa Nocne
Wilki utworzyła swój oddział w Finlandii, a liczbę jego członków
szacowano na około 10 osób. Na czele ultranacjonalistycznej
międzynarodowej grupy stoi Aleksandr Załdostanow, były
dentysta, który znany jest też pod pseudonimem „Chirurg”.
Na lidera grupy i jego ludzi Stany Zjednoczone nałożyły
sankcje, ponieważ na początku wojny na Ukrainie brali oni
udział w atakach oddziałów wspieranych przez Rosję. Gang
utrzymuje bliskie kontakty z rosyjskimi służbami
bezpieczeństwa, a Załdostanow sam odpowiada za karanie
nielojalnych członków.
Po artykule „Iltalehti” Załdostanow publicznie zaatakował
fińską Centralną Policję Kryminalną i Policję Ochronną oraz
zagroził im procesem sądowym. Oprócz tego Arja Paananen,
specjalizująca się w sprawach Rosji dziennikarka „Ilta-Sanomat”,
poinformowała, że pewien człowiek, identyfikujący się z fińskim
oddziałem grupy, chciał skomentować jej artykuł o Nocnych
Wilkach. Przypuszcza ona, że jednym z zadań gangu jest także
wpływanie na fińskie media.
MV oferuje wilkom taką możliwość. Na zamieszczonym przy
artykule zdjęciu uśmiechnięty Janus Putkonen pozuje
z Załdostanowem. W tekście zaś pozwala mu na wypowiedź, że
Nocne Wilki nie są organizacją przestępczą, ponieważ
prawdziwą organizacją przestępczą jest amerykański wywiad
CIA.
Za pośrednictwem MV lider grupy zażądał przeprosin od
fińskich mediów mainstreamowych. Putkonen pod koniec
artykułu stwierdził z nadzieją: „Prawda o Nocnych Wilkach
pozwoliłaby Finom zrozumieć, że patriotyczni motocykliści
z Rosji nie stanową zagrożenia, że sytuacja ma się zupełnie
odwrotnie: przy ich pomocy można zbudować przyjazne stosunki
i braterstwo ponad granicami”.
MV rozpoczęła serię artykułów o Nocnych Wilkach, w których
podaje adres stron internetowych gangu. W praktyce fiński
serwis bierze więc udział w operacji hybrydowej przeciwko
Ukrainie i jest platformą rekrutacji mających działać w Finlandii
członków gangu, który współpracuje z Putinem.
Również Johan Bäckman opublikował wspólne zdjęcie
z Załdostanowem i poinformował z dumą, że fińskie Nocne Wilki
uczestniczyły w wydarzeniu w Sewastopolu na Krymie. Liderowi
grupy powiedział, że w Finlandii jego motocykliści są bardzo
popularni.
„Chirurg to świetny typ”, zachwycał się Bäckman.
ARTYKUŁY O TROLLACH W KONGRESIE
Od początku lata 2019 roku moja tożsamość została skradziona co
najmniej trzy razy. Na moje nazwisko za pobraniem zamówiono
z zagranicznego sklepu internetowego „tabletki na powiększenie
penisa”. Poczta nawet je do mnie dostarczyła, chociaż adres
został podany błędnie.
Zadzwoniła do mnie opieka społeczna z regionu Päijät-Häme
i poprosiła o dokładniejsze informacje na temat przesłanej przeze
mnie skargi na niewłaściwe traktowanie dziecka. Nie mogłam ich
udzielić, ponieważ niczego takiego nie zgłaszałam. Po
wyjaśnieniu sprawy zasugerowano mi, żebym złożyła
zawiadomienie o przestępstwie.
Trzecia kradzież tożsamości to czysta przemoc psychiczna. Do
brytyjskiej organizacji, która w MV została niezgodnie z prawdą
oskarżona o wypłacanie mi pensji za prowadzenie wojny
informacyjnej, wysłano pocztówki z Helsinek podpisane moim
nazwiskiem. Były na nich obrazki kotów i psów.
Według ich treści jestem „najlepszą niezależną
zleceniobiorczynią specjalizującą się w zadaniach obronnych,
jaką można kupić za pieniądze”. Rzekomo moim łóżkowym
partnerem był pewien minister spraw zagranicznych, a ponadto
fantazjowałam o „mokrej robocie w stylu CIA”. Termin „mokra
robota” oznacza w rosyjskiej mafii i służbach wywiadowczych
zamachy lub morderstwa na zlecenie.
Pocztówki zawierały różne polityczne sugestie i układały się
w portret psychologiczny pewnej osoby ze świata fińskiej
polityki. Części treści nie zrozumiałam. Brytyjski odbiorca
dostarczył uzupełniających informacji: były to aluzje do spraw,
które poruszali pracownicy w trakcie podsłuchanych rozmów.
Pokazałam teksty specjalistom do spraw rosyjskich. Byli tego
samego zdania co ja: charakter pisma zdradzał, że autorem jest
osoba rosyjskojęzyczna. Luke Harding, którego FSB odwiedzała
w jego domu w Moskwie, powiedział kiedyś, że pracownicy
wywiadu Rosji mają obsesję na punkcie seksu. Na to też
wyglądało.
Pocztówki wpływały negatywnie na moją pracę, a więc
również na realizację ustawowych zadań Yle. Dotyczyły
bezpośrednio serwisu Yle Kioski, dla którego pracowałam.
Powierzyłam więc sprawę ekspertom.
Raport grupy roboczej prowadzonej przez arcybiskupa seniora
Kariego Mäkinena był gotowy na wiosnę. Duchowny napisał, że
mowa nienawiści jest tak samo destrukcyjna dla osób, w które
została wymierzona, jak i dla całego społeczeństwa, państwa
prawa i wolności słowa. Grupa domagała się od rządu nowych
kroków w tej sprawie i zaproponowała, żeby mowa nienawiści
była ścigana z urzędu.
Zespół pracujący nad zagadnieniem odniósł się do
przypadków, w których hejter nie uznał decyzji sądu za karę, lecz
za nagrodę. Stwierdził więc, że z tego powodu powinno się
przeanalizować środki, którymi dysponuje policja kryminalna,
aby interweniować w przypadku pojawienia się mowy
nienawiści, oraz zobowiązać serwisy internetowe i partie
polityczne do większej odpowiedzialności za jej zwalczanie.
MV odpowiedziała na projekt prześmiewczym artykułem.
Uwagę poświęcono przede wszystkim mnie i arcybiskupowi
Mäkinenowi, który od lat nazywany był przez serwis między
innymi arcyszatanem, zgniłym biskupem i tak dalej. Na
Hommafoorumi, forum Partii Finów, analizowano równie
kuriozalne rzeczy co na MV: propozycje grupy roboczej zostały
uznane za „niszczenie wolności słowa” w Finlandii.
W czerwcu do programu rządu włączono uwagę o ingerencji w
przypadku mowy nienawiści. Jeśli zamiast socjaldemokratów
wybory wygrałaby Partia Finów, sytuacja mogłaby być inna.
W lipcu poszłam na urlop.
Skupiłam się na książce. W trakcie wprowadzania ostatnich
poprawek zwróciła się do mnie Komisja Spraw Zagranicznych
Izby Reprezentantów Kongresu Stanów Zjednoczonych. Zostałam
powołana jako świadek na przesłuchanie przed Podkomisją do
Spraw Europejskich. Tematem były ataki dezinformacyjne
Kremla w Europie, a deputowani chcieli usłyszeć propozycje
działań Stanów Zjednoczonych w kwestii lepszej ochrony przed
rosyjską wojną informacyjną.
Przygotowałam oświadczenie i 16 lipca razem z trzema innymi
zaproszonymi ekspertami złożyłam zeznania w Kongresie.
Przesłuchanie było transmitowane na żywo na stronie Komisji
i na YouTubie.
Opowiedziałam o wynikach swojego śledztwa dziennikarskiego
w sprawie trolli i podkreśliłam, że w tym momencie nikt nie ma
pełnego obrazu wszystkich operacji Kremla przeciwko
poszczególnym osobom ani tym bardziej ich skutków. Z tego
powodu zaproponowałam, że cele, przeciwko którym są
prowadzone operacje, należy chronić znacznie lepiej niż teraz.
Jako konkretne środki wymieniłam na przykład
międzynarodową współpracę służb policyjnych
i wywiadowczych oraz badanie i demaskowanie operacji
w trakcie ich trwania, a nie dopiero po latach, gdy zdążyły już
wywrzeć wpływ na umysły i zachowanie ludzi.
„Być może nadszedł czas, żebyśmy zaczęli mówić o farmach
trolli Kremla i cyfrowej dezinformacji w taki sposób, aby
pokazać, czym naprawdę są: skupiskami przestępców
i przestępstwami internetowymi – powiedziałam. – Ci przestępcy
nie chcą naszych pieniędzy, lecz pragną kontrolować nasze
myśli”.
Powiedziałam też, że Kreml ingeruje w sprawy Zachodu nie
tylko w trakcie wyborów, a człowiekowi przesiąkniętemu
dezinformacją trudno jest zadecydować, na kogo lub na jaką
opcję polityczną zagłosować. Kathleen Hall Jamieson,
amerykańska profesor zajmująca się komunikacją, pokazała
w swoich badaniach, że rosyjskie trolle oraz cyberataki Kremla
miały decydujący wpływ na wynik końcowy wyborów
prezydenckich w 2016 roku. Poprzez polaryzowanie
i rozpowszechnianie sprofilowanych informacji internetowe
kampanie wpłynęły na decyzje 80 tysięcy osób w trzech różnych
stanach. Z ich powodu wygrał Trump. W mediach
społecznościowych propaganda, bez żadnych ostrzeżeń, trafia
również do dzieci i to powinno zostać ukrócone. Pod koniec
przesłuchania deputowany Jim Costa skomentował pomysł
przeprowadzenia badań wpływu i powiedział, że być może do
rozwiązania tego problemu należy wykorzystać zmiany
w prawie.
W następnym tygodniu w Kongresie przesłuchiwany był
prokurator specjalny Mueller. Według niego Trumpa można
oskarżyć o utrudnianie postępowania zaraz po tym, jak skończy
się jego kadencja. Mueller ostrzegł również przed tym, o czym
mówiłam wcześniej w tym samym miejscu: rosyjskie próby
wpływu na wybory trwają „właśnie teraz, gdy tutaj siedzimy”.
Po zeznaniach otrzymałam bardzo wiele pokrzepiających
wiadomości z Finlandii i ze świata. Równocześnie Junes Lokka
zrobił na YouTubie czterogodzinne wideo, w którym wyzywał
mnie, członków Izby Reprezentantów oraz innych specjalistów.
Internauci rozmawiający na czacie na jego kanale ocenili, że
w parlamencie „byłam na spidzie”.
Czułam dumę, że nawet Kongres Stanów Zjednoczonych mógł
skorzystać z fińskiej wiedzy eksperckiej i przeprowadzonych
przy udziale wielu Finów badań nad trollami.
W lipcu 2019 roku nie miałam jeszcze dziecka, o którym
marzyłam, gdy pięć lat wcześniej zaczęła się fala wymierzonych
przeciwko mnie przestępstw.
Ale miałam zaszczyt poznać bohaterów tej książki i przekazać
ich wyjątkowe historie. Są to ludzie, którzy poświęcają się w imię
praw człowieka i w imię wolności. Stali się dla mnie jak
członkowie rodziny.
Sądzę, że dałam z siebie wszystko.
PODZIĘKOWANIA

Pupsu.
Renatas, Bill, Liz, Eliot, Martin, Jelena, Thomas, Atle, Roman
Patrik Oksanen, Jukka Mallinen, Arja Paananen, Saara Jantunen,
Imbi Paju
Ben Nimmo
Rosa Guevara
Christina Försgård
Janne Huuskonen
Atte Jääskeläinen
Timo Kämäräinen
Kari Nissinen
Mika Rahkonen
Kjetil Stormark
Pasi Eronen
Jarno Limnéll
Alex King
Janne „Rysky” Riiheläinen
Aki Heikkinen
Antti Hirvonen
Timo Knuutila
Tomi Huhtanen
Heikki Aittokoski
Paul Hacker
Pekka Virkki
Jakub Janda
Jakub Kalenský
Markku Mantila
Marko Enqvist
Jyri Rantala
Jussi Tuovinen
Jarmo Mäkelä
Torsti Sirén
Aki-Mauri Huhtinen
Kari, Jussi, Jukka, Virve
CC
Saleem Khan
Aki Kuosmanen
Sam Kingsley
Thomas, Miikka, Satjiv
Antti Suhonen
Jaakko Vuorinen
Teri Schulz
Marjaana Toiviainen
Juho Pylvänäinen
Mika Mäkeläinen
Irina Tumakowa
Rebekka Härkönen
Laura Saarikoski
Nanne Husman
Juha-Antero Puistola
James Mashiri
Ana Mitrunen
Jaakko Pietiläinen
Timo Ernamo
Timo Julkunen
Marko Lavikkala i wszyscy inni z Yle
Kai Kotiranta
Seppo, Mikko, Harri, Ari
Martina Kronström
Katleena Kortesuo
Niko
Anna
Specjalne podziękowania dla superodważnych rosyjskich
dziennikarzy.
Dziękuję wszystkim znajomym i nieznajomym, którzy
dopingowali mnie swoimi wiadomościami.
Dziękuję również organizatorom konferencji i szkoleń oraz
mojemu Uniwersytetowi.
Za granty dziękuję:
Ministerstwu Nauki i Kultury Finlandii,
Fundacji Koneen Säätiö.
Dziękuję tym, którzy zamówili moją książkę w przedsprzedaży,
w szczególności są to: Harri Susi, Peter Forsgård, Andrew
Weisburd, Janne Niemensivu, Ari Valtanen, Jyrki Kasvi, Mikko
Laakso, Matti Vanhanen, Vesa-Pekka Grönfors, Mika Ollikainen,
Juho Mikkonen, Timo Knuutila, Juha Teraväinen, Yrjö Lipasti,
Tuomas Kontinen, Christina Otero, Markus Montola, Timo
Ruohomäki.
Źródła i dalsze lektury

Ja

Oletko joutunut Venäjän trolliarmeijan kohteeksi – kerro


kokemuksistasi. Yle Uutiset 15.9.2014. https://yle.fi/uutiset/3-
7470016
Jessikka Aron Trollijahti. YouTube, Venäjän trolliarmeijan
(VTA) laulu-ja soitinyhtye 26.2.2016.
https://www.youtube.com/watch?v=igOa1EXKzTI
Tuomittu huumerikollinen ja narkomaani Jessikka Aro pitää
suomalaisia huumehoitoja tuloksettomina. YouTube, Mitä
Vittua??!! 29.2.2016. https://www.youtube.com/watch?
v=_1xSnB3Ret8
MV-lehdessä puhutaan poliisin ja syyttäjän murhasta – Poliisi
hermostui: Tämä ylittää kaikki rajat. Yle Uutiset 2.11.2016, dostęp
5.8.2019. https://yle.fi/uutiset/3-9267637
Hybridi- ja informaatiovaikuttamiseen varautuminen
lainsäädännön ja Suomen kansalaisten perusoikeuksien
näkökulmasta. Parlament Finlandii. 8.2.2017.
https://www.eduskunta.fi/FI/vaski/JulkaisuMetatieto/Documents/EDK-
2017-AK-104038.pdf
The Cyberspace War: Propaganda and Trolling as Warfare
Tools. 05/2016, dostęp 26.7.2019.
https://sage.altmetric.com/details/7574376
Väkivaltaisen ekstremismin tilannekatsaus 2/2015. Ministerstwo
Spraw Wewnętrznych Finlandii
Dehumanizing the Lowest of the Low: Neuroimaging Responses
to Extreme Out-Groups. Pub Med 17.10.2006, dostęp 7.8.2019.
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/17100784/
A Brain’s Failure to Appreciate Others May Permit Human
Atrocities. Duke Today 14.12.2011, dostęp 7.8.2019.
https://today.duke.edu/2011/12/dehumanize
Kiovassa osoitettiin mieltää hallituksen EU-päätöstä vastaan. Yle
Uutiset 22.11.2013, dostęp 8.8.2019. https://yle.fi/uutiset/3-6947768
Palkkasoturi pettyi Ukrainan sotaan: pelkkää propagandaa eikä
yhtään fasistia. Verkkouutiset 25.03.2015, dostęp 8.8.2019.
https://www.verkkouutiset.fi/palkkasoturi-pettyi-ukrainan-
sotaan-pelkkaa-propagandaa-eika-yhtaanfasistia-33791/
Putinin ex-neuvonantaja: „Venäjä sotii Ukrainaa vastaan –
suunniteltu 11 vuotta”. Yle Uutiset 14.9.2014, dostęp 7.8.2019.
https://yle.fi/uutiset/3-7470317
XIX Open Society Forum. Welcome Words and Keynote by Andrei
Illarionov. Youtube, Avatud Eesti Fond 25.9.2014, dostęp 7.8.2019.
https://www.youtube.com/watch?v=MdhyrHEzld4
Putinin entinen neuvonantaja Yle Uutisille: Venäjä
informaatiosotii Suomessa – „Haluaa näyttää, kuka on pomo”. Yle
Uutiset 19.9.2014, dostęp 7.8.2019. https://yle.fi/uutiset/3-7480089
Где живут тролли. И кто их кормит. „Nowaja Gazieta”
7.9.2013, dostęp 7.8.2019.
https://www.novayagazeta.ru/articles/2013/09/07/56253-gde-
zhivuttrolli-i-kto-ih-kormit?print=true
Documents Show How Russia’s Troll Army Hit America.
Buzzfeed News 2.5.2014, dostęp 7.8.2019.
https://www.buzzfeednews.com/article/maxseddon/documents-
show-how-russias-troll-army-hit-america
Kyberturva-asiantuntija Limnéll: „Suomi on
hybridisodankäynnin kohteena – Tätä ei pidä hyssytellä”. Yle
Uutiset 13.9.2014, dostęp 7.8.2019. https://yle.fi/uutiset/3-7371020
Haglund: Venäjä käy informaatiosotaa – virheelliset uutiset
valtiojohdon hyväksymiä. Yle Uutiset 12.9.2014, dostęp 7.8.2019.
https://yle.fi/uutiset/3-7469446
The Readers’ Editor: Pro-Russia Trolling Below the Line on
Ukraine Stories. „The Guardian” 4.5.2014, dostęp 7.8.2019.
https://www.theguardian.com/commentisfree/2014/may/04/pro-
russia-trolls-ukraine-guardian-online
Disinformaation kentällä tapahtuu. Väkivallaton maanpuolustus
ja sen henki. 6.3.2016.
http://uusimaanpuolustus.blogspot.com/2016/03/disinformaationkentalla-
tapahtuu.html
Nain Bäckman lietsoo Suomi-vihaa Venäjällä. „Ilta-Sanomat”
15.10.2012, dostęp 7.8.2019. https://www.is.fi/kotimaa/art-
2000000548896.html
Blog Johana Bäckmana, dostęp 7.8.2019.
https://kohudosentti.blogspot.com
Kotiläksyksi sodankäynti Hesaria ja Yleä vastaan. „Aikalainen”.
13.12.2012, dostęp 8.8.2016
https://aikalainen.uta.fi/2012/12/13/kotilaksyksi-
sodankayntihesaria-ja-ylea-vastaan/
Information Warfare. Juri Levada Analytical Centre 12.11.2014.
https://www.levada.ru/en/2014/11/12/information-warfare/
Kohudosentti ja demaripoliitikko edustavat Itä-Ukrainan
kapinallisia Suomessa. Yle Uutiset 25.7.2014, dostęp 7.8.2019.
https://yle.fi/uutiset/3-7376165
Pieksämäeltä sotilaaksi Itä-Ukrainaan – Petri Viljakainen
odottaa rintamalle pääsyä Donetskin liepeillä. „Helsingin
Sanomat” 31.7.2015, dostęp 8.8.2019.
https://www.hs.fi/ulkomaat/art-2000002842087.html
Бекман Эркки Йохан / Bäckman Erkki Johan / Bekman Erkki
Johan. Myrotworec. https://psb4ukr.org/criminal/bekman-erkki-
jokhan/
Terrorismilaki tiukentuu – jatkossa terrorismin itseopiskelu ja
Suomeen matkustaminen iskun tekemiseksi ovat rikoksia. Lännen
media 8.11.2018, dostęp 5.8.2019.
https://www.ts.fi/uutiset/kotimaa/4148766/Terrorismilaki+tiukentuu++jatkoss
(Inter)National Terrorism Singularity. InformNapalm. 7.7.2015,
dostęp 8.8.2019. https://informnapalm.org/en/inter-national-
terrorism-singularity/
Kanał Johan Bäckmana na YouTubie Pronssisoturi. Dostęp
8.8.2019. https://www.youtube.com/user/Pronssisoturi
Jessikka Aro’s Prize-winning Stories on Russian Propaganda
2015. Yle Kioski 2016. Dostęp 9.8.2019.
https://kioski.yle.fi/omat/jessikka-aros-prize-winning-stories-on-
russian-propaganda
The Spokesman – Documentary from a Aldrimer.no. YouTube,
Kjetil Stormark. 17.4.2016. Dostęp 8.8.2019.
https://www.aldrimer.no/prorussisk-finskaktivist-tiltalt/
Statement on the issue of pro-Russian propaganda activity in
Finland. Embassy of Ukraine in Helsinki. 8.12.2017.
https://finland.mfa.gov.ua/en/presscenter/comments/8243-zajava-
pro-problemu-prorosijsykoji-propagandistsykoji-dijalynosti-u-
finlyandiji
Strona internetowa organizacji Suomi Ilman Fasismia. Dostęp
8.8.2019. http://antifasistit.blogspot.com/
Bäckman on tehtaillut yli 90 valitusta ja rikosilmoitusta.
„Helsingin Sanomat” 2.12.2012, dostęp 7.8.2019.
https://www.hs.fi/sunnuntai/art-2000002596812.html
Tutkinnanjohtaja kumoaa venäläismedian väitteet Laajasalon
murhasta: „Täyttä puutaheinää”. „Ilta-Sanomat” 21.10.2014.
https://www.is.fi/kotimaa/art-2000000824360.html
Journalistien häirintä on totta – ja se on saatava loppumaan.
„Journalisti-lehti” 20.6.2018, dostęp 9.8.2019.
https://www.journalisti.fi/ajankohtaiset/hairinta-on-totta-ja-se-on-
saatava-loppumaan/
Jessikka Aroon uhattiin iskeä oikeudessa. Lännen Media,
14.6.2019, dostęp 9.8.2019.
https://www.ts.fi/uutiset/kotimaa/3985063/Jessikka+Aroon+uhattiin+iskea+oik
Venäjän valtionmedia löysi tavan kertoa Bäckmanin ja
Janitskinin tuomiosta. „Ilta-Sanomat” 20.10.2018, dostęp 9.8.2019.
https://www.is.fi/ulkomaat/art-2000005871022.html
Three Internet Trolls Convicted of Systematic Defamation. „The
New York Times”, 19.10.2018.
https://www.nytimes.com/2018/10/19/world/europe/finland-
internet-trolls-defamation.html
Ilja Janitskinin ja Johan Bäckmanin toiminnan
suunnitelmallisuus korotti korvaukset poikkeuksellisen suuriksi –
vankilan Janitskin saattaa kuitenkin välttää. „Helsingin Sanomat”,
19.10.2018. https://www.hs.fi/kotimaa/art-2000005870311.html
Kaikki MV-sivuston rikoksista tuomitut valittivat
rangaistuksistaan – Janitskin sai lähes kaksi vuotta vankeutta, Yle
Uutiset 13.12.2018, dostęp 9.8.2019. https://yle.fi/uutiset/3-
10552424
Onko Jessikka Aro sortunut jälleen koviin huumeisiin? MV-Lehti
21.09.2017, dostęp 9.8.2019. https://mvlehti.net/2017/09/21/onko-
jessikka-arosortunut-jalleen-koviin-huumeisiin/
Al-Qaidan verkkolehti on joukkomurhaajan niksipalsta.
„Helsingin Sanomat” 30.1.2011.
Terroristit mainostavat verkossa. „Helsingin Sanomat”
15.11.2010
Jihadistisivuilla myös suomalaisia keskustelijoita. „Helsingin
Sanomat” 15.11.2010
Pelko on terroristien tehokkain ase. „Helsingin Sanomat”
5.10.2010.
Selkkaus vetää puoleensa ulkomaalaisia taistelijoita. „Helsingin
Sanomat” 2.7.2009.
Marttyyreita värvätään innokkaasti YouTubessa. „Helsingin
Sanomat” 27.7.2008.
Ääri-islamistien propaganda leviää verkossa. „Helsingin
Sanomat” 27.7.2008.
Артём Гришанов – Мобилизационный ролик / Mobilization
video / War in Ukraine (English subtitles), YouTube 2.2.2015.
https://www.youtube.com/watch?
v=bIPCvCERghQ&feature=youtu.be
Deadly Thunder: Exclusive close-up footage of GRAD missile
launcher in action (Ukraine, 2.09.2014).
https://www.youtube.com/watch?v=_KCzUCJzpig
В.Яковлев. Методы боевой спецпропаганды – Андрей
Илларионов – Live-Journal. 17.8.2015.
https://aillarionov.livejournal.com/846809.html
Spycatcher. Peter Wright. 1987
Yle Kioski Investigated: This is How Pro-Russia Trolls
Manipulate Finns Online – Check the List of Forums Favored by
Propagandists. Yle Kioski 24.6.2015, dostęp 7.8.2019.
https://kioski.yle.fi/omat/troll-piece-2-english
This is What Pro-Russia Internet Propaganda Feels Like – Finns
Have Been Tricked into Believing in Lies. Yle Kioski 24.6.2015,
dostęp 7.8.2019. https://kioski.yle.fi/omat/this-is-what-pro-russia-
internet-propagandafeels-like
My Year as a Pro-Russia Troll Magnet: International Shaming
Campaign and an SMS from Dead Father. Yle Kioski, 9.11.2015.
https://kioski.yle.fi/omat/my-year-as-a-pro-russia-troll-magnet
How Finland became a battleround in the Russia-NATO
information war. Russia Beyond the Headlines 10.6.2016, dostęp
5.8.2019. https://www.rbth.com/international/2016/06/10/how-
finland-became-a-battleground-inthe-russia-nato-information-
war_602129
Американские спецслужбы собирают банк данных о
финнах, которые поддерживают политику Путина.
Политическое образование 29.10.2016.
http://lawinrussia.ru/content/amerikanskie-
specsluzhbysobirayut-bank-dannyh-o-finnah-kotorye-
podderzhivayut-politiku
Йохан Бекман: Многие финские журналисты являются
завербованными сотрудниками американо-прибалтийских
спецслужб. Русская народная линия 19.09.2014.
http://ruskline.ru/news_rl/2014/09/19/johan_bekman_mnogie_finskie_zhurna
Йохан Бекман: В Финляндии формируют банк данных о
сторонниках политики Путина. Notum Info 23.09.2014
http://www.notum.info/news/politika/joxan-bekman-v-finlyandii-
formiruyut-bank-dannyix-ostoronnikax-politiki-putina
Yle Kioski Traces the Origins of Russian Social Media
Propaganda – Never-before-seen Material from the Troll Factory
20.2.2015. http://kioski.yle.fi/omat/at-theorigins-of-russian-
propaganda
Ylen Jessika Aro näkee trolleja. YouTube, Marco de Wit 8,
18.6.2018. https://www.youtube.com/watch?v=02Dnnox1PLY
Vapauttakaa Johan Bäckman. Sinikivi około 22.10.2018, dostęp
26.7.2019. http://www.sinikivi.com/sinikiven-
paakirjoitukset/populaari/573-vapauttakaajohan-backman?
fbclid=IwAR34JzGL3GXRpHYmVpWGzn1eO3O2Lp1oZ2dRQBhHwXfmrW-
3Ic1aI_8s4
181102 Nyt puhuu Johan Bäckman. YouTube Mikko Hamunen
2.11.2018, dostęp 26.7.2019. https://www.youtube.com/watch?
v=8mUvrghoHLc&feature=youtu.be&fbclid=IwAR1NfTTTSjaUSjYXXvn0WRDv
J-ZoLHo
Materiaalia vastakanteeseen Jessikka Arosta. Suomi Ensin
16.11.2018, dostęp 26.7.2019. http://suomiensin.com/?p=488
Käräjäoikeus erotti Ilja Janitskinia näkyvästi tukeneen
lautamiehen – Mies kutsui julkisuudessa MV-lehden perustajan
oikeudenkäyntiä „ihan täysin poliittiseksi”. „Helsingin Sanomat”
5.12.2018, dostęp 26.7.2019. https://www.hs.fi/kotimaa/art-
2000005921747.html
YLE:n Jessikka Arosta jätetty rikosilmoitus poliisille. MV-Lehti
21.1.2019, dostęp 26.7.2019. https://mvlehti.net/2019/01/21/ylen-
jessikka-arostajatetty-rikosilmoitus-poliisille/
Ylen Nato-mannekiini Jessikka Aro jäi ilman
ihmisoikeuspalkintoa – solvasi Trumpia. MV-Lehti 7.3.2019, dostęp
26.7.2019. https://mvlehti.net/2019/03/07/ylen-nato-mannekiini-
jessikka-aro-jai-ilman-ihmisoikeuspalkintoa-solvasi-trumpia/
Examining the State Department’s Claims about the
International Women of Courage Award and Jessikka Aro. United
States Senate Committee on Foreign Relations 28.3.2019, dostęp
26.7.2019.
https://www.foreign.senate.gov/imo/media/doc/SFRC%20Dem%20staff%20rep
%203-28-19.pdf
Jymy-paljastus Vastavalkealta: „Uusia paljastuksia Jessikka Aron
läntisestä trollitehtaasta!”. MV-Lehti 31.3.2019, dostęp 26.7.2019.
https://mvlehti.net/2019/03/31/jymy-paljastus-vastavalkea-
medialta-uusia-paljastuksiajessikka-aron-lantisesta-
trollitehtaasta/
Lännen trollitehdas rakensi tubettajaverkoston Venäjälle
mielipidevaikuttamiseen – rahoituksen jäljet peitelty. MV-Lehti
31.3.2019, dostęp 26.7.2019. https://mvlehti.net/2019/03/31/lannen-
trollitehdas-rakensi-tubettajaverkoston-venajalle-
mielipidevaikuttamiseen-rahoituksen-jaljet-peitelty/
Toimittaja Jessikka Aro ulkomailta rahoitettu hybridivaikutta.
YouTube, AD-nettiradio 2.4.2019.
https://www.youtube.com/watch?v=ODIQmSyahXk
‘Highly Likely’ GRU Hacked UK Institute Countering Russian
Fake News. SkyNews 6.3.2019, dostęp 26.7.2019.
https://news.sky.com/story/highlylikely-moscow-hacked-uk-
agency-countering-russian-disinformation-11656539
Jessikka Aro kävi Facebookin, Twitterin, Youtuben ja Googlen
pääkonttoreissa kertomassa, millaista on olla vihapuheen
kohteena, kun netin ilmiannot eivät johda mihinkään. „Helsingin
Sanomat” 11.5.2019, dostęp 26.7.2019.
https://www.hs.fi/kulttuuri/art-2000006101908.html
Vihapuhe FM 17.7.2019: Yhdysvaltain alahuone kuulee Putin-
trolleista. You-Tube ASYL tekee kaiken oikein 17.7.2019, dostęp
26.7.2019. https://www.youtube.com/watch?v=pfXs-2YmqNQ
Russian Troll Factory and Prominent Propaganda Journalist
Targer me Over the US State Dept Award Cancellation. Jessikka
Aro LinkedIn, 12.3.2019. https://www.linkedin.com/pulse/russian-
troll-factory-prominentpropaganda-journalist-jessikka-aro/
Rankaistavan vihapuheen levittäminen netissä. Prokuratura
Generalna Finlandii 21.12.2012, dostęp 26.7.2019.
https://www.valtakunnansyyttajanvirasto.fi/material/attachments/valtakunn
34-11_tyoryhmaraportti.pdf
Ukraine: Night Wolves and Unidentified Military Men Seize Key
Crimea Site. „The Guardian” 28.2.2014, dostęp 26.7.2019.
https://www.theguardian.com/world/2014/feb/28/ukraine-night-
wolves-military-seize-crimea
Venäjä listi yli 600 Isiksen jihadistia yhdessä ilmaiskussa! MV-
Lehti 21.11.2015, dostęp 26.7.2019.
https://mvlehti.net/2015/11/21/venaja-listi-yli-600-isiksen-
jihadistia-yhdessa-ilmaiskussa/?
fb_comment_id=961506043914605_961811220550754
Demokraattien presidenttiehdokas Hillary Clinton esiintyy
huumeiden voimalla? MV-Lehti 9.8.2016, dostęp 26.7.2019.
https://mvlehti.net/2016/08/09/demokraattien-presidenttiehdokas-
hillary-clinton-esiintyyhuumeiden-voimalla/
Eilen USA lennätti Irakista Albaniaan 155 mujahedin-soturia.
MV-Lehti 26.8.2016, dostęp 26.7.2019.
https://mvlehti.net/2016/08/26/eilen-usalennatti-irakista-
albaniaan-155-mujahedin-soturia/
Controversial Syrian cleric denies Russian atrocities. „Irish
Times” 1.12.2016, dostęp 26.7.2019.
https://www.irishtimes.com/news/politics/controversialsyrian-
cleric-denies-russian-atrocities-1.2889294
Lähes kolmasosa perussuomalaisista luottaa MV-lehteen.
„Suomen Kuvalehti” 21.12.2016, dostęp 26.7.2019.
https://suomenkuvalehti.fi/jutut/kotimaa/lahes-kolmasosa-
perussuomalaisista-luottaa-mv-lehteen/’
Nato Says Viral News Outlet is Part of „Kremlin Misinformation
Machine”. BBC 11.2.2017, dostęp 26.7.2019.
https://www.bbc.com/news/blogstrending-38936812
Вести в 22:00 с Алексеем Казаковым от 19.10.2018. YouTube
Россия 24 19.10.2018, dostęp 26.7.2019.
https://www.youtube.com/watch?
v=dQ0dXCs710g&feature=youtu.be
Declaration by the High Representative on Behalf of the EU on
the „Elections” Planned in the So-Called „Luhansk People’s
Republic” and „Donetsk People’s Republic” for 11 November 2018.
Rada Europejska 10.11.2018, dostęp 26.7.2019.
https://www.consilium.europa.eu/fi/press/press-
releases/2018/11/10/declaration-of-the-high-representativeon-
behalf-of-the-eu-on-the-elections-planned-in-the-so-called-
luhanskpeople-s-republic-and-donetsk-people-s-republic-for-11-
november-2018/
Russia’s Secret Media Center in Europe. T-Online 16.11.2018,
dostęp 26.7.2019. https://www.t-
online.de/nachrichten/deutschland/id_84584050/mittenin-berlin-
russlands-heimliche-medienzentrale-in-europa.html
EU-NATO Cyber Trolls Claim New Wave of Migrant Sex Attacks
Just Pro-Kremlin Fake News. Sputnik News 1.7.2017, dostęp
26.7.2019. https://sputniknews.com/blogs/201701071049361889-
eu-migrant-sex-attackkremlin-fake-news/
Removing Coordinated Inauthentic Behavior from Russia.
Facebook Newsroom 17.1.2019, dostęp 26.7.2019.
https://newsroom.fb.com/news/2019/01/removing-cib-from-russia/
Engel Decries Reported State Department Retaliation Against
Journalist for Criticizing Trump. U.S House of Representatives
Committee on Foreign Affairs 8.3.2019, dostęp 26.7.2019.
https://foreignaffairs.house.gov/2019/3/engel-decries-reported-
state-department-retaliation-against-journalist-forcriticizing-
trump
Финская журналистка лишилась престижной премии за
критику Трампа в соцсети Twitter. RIAFAN 9.3.2019, dostęp
26.7.2019. https://riafan.ru/1158868-finskaya-zhurnalistka-
lishilas-prestizhnoi-premii-za-kritikutrampa-v-socseti-twitter
Teuvo Hakkarainen teippasi auton kylkeen „Matu, mistä tulet?
Sinne menet” ja selitteli tarkoittaneensa maaseudun tulevaisuutta
ja muitakin asioita – soitimme. „Helsingin Sanomat” 18.3.2019,
dostęp 26.7.2019. https://www.hs.fi/nyt/art-2000006039659.html
Immonen: EU pyrkii vaikuttamaan Suomen vaaleihin –
toisinajattelijat halutaan vaientaa Facebookissa. Suomen Uutiset
22.11.2018, dostęp 26.7.2019.
https://www.suomenuutiset.fi/immonen-eu-pyrkii-vaikuttamaan-
suomenvaaleihin-toisinajattelijat-halutaan-vaientaa-
facebookissa/
Report on the Investigation into Russian Interference in the 2016
Presidential Election. U.S Department of Justice marzec 2019,
dostęp 26.7.2019. https://www.justice.gov/storage/report.pdf
IL selvitti kaikkien eduskuntaan pyrkivien taustan: Nämä 125
ehdokasta on tuomittu rikoksista. „Iltalehti” 4.4.2019, dostęp
26.7.2019. https://www.iltalehti.fi/politiikka/a/b2f391d1-b1e4-4e8c-
9d1c-1a9fd0674b5d
Puheenvuoro Yön Susille: „Kirurgin” erikoishaastattelu UMV-
Lehdelle. MV-Lehti 23.4.2019, dostęp 26.7.2019.
https://mvlehti.net/2019/04/23/yonsusien-kirurgin-erikoishaastis-
umv-lehdelle/
Fake News and Public Executions: Documents Show a Russian
Company’s Plan for Quelling Protests in Sudan. CNN 25.4.2019,
dostęp 26.7.2019. https://edition.cnn.com/2019/04/25/africa/russia-
sudan-minvest-planto-quell-protests-intl/index.html
New Documents Raise Questions Over State Dept. Move to
Rescind Honor for Trump Critic. CNN 28.3.2019, dostęp 26.7.2019.
https://edition.cnn.com/2019/03/28/politics/state-department-sfr-
dems-iwoc/
Yön susien „Kirurgi” uhkaa Suomen poliisia oikeudella. „Ilta-
Sanomat” 29.3.2019, dostęp 26.7.2019.
https://www.is.fi/ulkomaat/art-2000006051776.html
Putinin mp-jengi Yon Sudet levittäytyi Suomeen - ensimmäinen
kerho jo toiminnassa. „Iltalehti” 28.3.2019, dostęp 26.7.2019.
https://www.iltalehti.fi/kotimaa/a/5664d976-cf33-49dd-98b9-
d189145b5d97
Foreign Affairs Committee Live. Parliamentlive 11.6.2019,
dostęp 26.7.2019. https://parliamentlive.tv/Event/Index/385a6d4c-
3764-4570-8796-54f873a054aa
Russian Disinformation Attacks on Elections: Lessons from
Europe. U.S. House of Representatives Committee on Foreign
Affairs 16.7.2019, dostęp 26.7.2019.
https://foreignaffairs.house.gov/2019/7/russian-
disinformationattacks-on-elections-lessons-from-europe
Robert Mueller testimony to Congress on Trump and Russia –
watch live. You-Tube Guardian News 24.7.2019, dostęp 26.7.2019.
https://www.youtube.com/watch?v=mvQdmp490I4
How are Alexa’s Traffic Rankings Determined? Alexa Support.
Dostęp 26.7.2019. https://support.alexa.com/hc/en-
us/articles/200449744-How-are-Alexa-s-traffic-rankings-
determined-
Artykuły Angusa Gallaghera napisane do 26.7.2019
https://sputniknews.com/authors/angus_gallagher/?
fbclid=IwAR0CG_1Bz-
Wem0203KzKvn2gkTJejBcmxNVnKL0UMNVnOktFZn6XWxhv5JIE
Sanat ovat tekoja Vihapuheen ja nettikiusaamisen vastaisten
toimien tehostaminen. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych
Finlandii 2019, dostęp 26.7.2019.
http://julkaisut.valtioneuvosto.fi/bitstream/handle/10024/161613/SM_23_19_Sa
sequence=1&isAllowed=y
2019 World Press Freedom Index – A Cycle of Fear. Reporters
Without Borders, dostęp 26.7.2019. https://rsf.org/en/2019-world-
press-freedom-index-cycle-fear
Viharikokset käräjäoikeuksissa vuonna 2018. Ministerstwo
Sprawiedliwości Finlandii 2019, dostęp 26.7.2019.
https://api.hankeikkuna.fi/asiakirjat/80ac0a59-5434-4983-
b89ee2ab0013ba21/f8cd2930-307a-4c79-9df3-
d36defb38e91/MUISTIO_20190524105518.pdf
USAreally? https://usareally.com/
Operation ‘Integrity Initiative’: British informational war against
all. Part 4. Anonymous, 4.1.2019 , dostęp 5.8.2019.
https://www.cyberguerrilla.org/blog/operation-integrity-initiative-
british-informational-war-against-allpart-4/
Operation „Integrity Initiative”. British informational war
against all. Part 7. Anonymous. 25.3.2019.
https://www.cyberguerrilla.org/blog/operationintegrity-initiative-
british-informational-war-against-all-part-7/
Haastattelussa: Ilja Janitskin. Suomen uutiset 23.5.2018, dostęp
5.8.2019. https://www.suomenuutiset.fi/haastattelussa-ilja-
janitskin/
YLE:n bikinitrolli Jessikka Aro jorasi estotta Bangkokissa. Näin
Naton kannattaja juhlii uutta vuotta! MV-Lehti 2.01.2016, dostęp
9.8.2019. https://mvlehti.net/2016/01/02/ylen-bikinitrolli-jessikka-
aro-jorasi-estottabangkokissa-nain-naton-kannattaja-juhlii-uutta-
vuotta/
MV-lehti vaatii Jessikka Aron eroa ja julkaisee pian lisätietoa
hänen rankasta huumetaustastaan. MV-Lehti 23.02.2016, dostęp
9.8.2019. https://mvlehti.net/2016/02/23/mv-vaatii-jessikka-aron-
eroa-julkaisee-pian-lisatietoahanen-rankasta-huumetaustastaan/
Tilaa illaksi tai viikonlopuksi: Jessikka Aron saa nyt tonnilla!
MV-Lehti 8.07.2016, dostęp 9.8.2019.
https://mvlehti.net/2016/07/08/tilaaviikonlopuksi-jessikka-aron-
saa-nyt-tonnilla/
Suonensisäisistä huumeista tuomittu Jessikka Aro avautuu. MV-
Lehti 21.09.2016, dostęp 9.8.2019.
https://mvlehti.net/2016/09/21/suonensisaisista-huumeista-
tuomittu-jessikka-aro-avautuu/
Nato-trollien ja mädättäjien verotulot verovuonna 2015. MV-
Lehti 01.11.2016, dostęp 9.8.2019.
https://mvlehti.net/2016/11/01/nato-trollien-jamadattajien-
verotulot-verovuonna-2015/
Gay-pornotähti, peniksestään tunnettu upseeri ja Jessikka Aro:
Putinilla kaksi ehdokasta Ranskan presidentinvaaleissa. MV-Lehti
11.02.2017, dostęp 9.8.2019. https://mvlehti.net/2017/02/11/gay-
pornotahti-peniksestaantunnettu-upseeri-ja-jessikka-aro-
putinilla-kaksi-ehdokasta-ranskanpresidentinvaaleissa/
Tähän loppui foliohattuilu ja arvailu Jessikka Aron touhuista –
Katso! MV-Lehti 31.03.2019, dostęp 9.8.2019.
https://mvlehti.net/2019/03/31/tahanloppui-foliohattuilu-ja-
arvailu-jaessikka-aron-touhuista-katso/
Jymy-paljastus Vastavalkealta: „Uusia paljastuksia Jessikka Aron
läntisestä trollitehtaasta!” MV-Lehti 31.03.2019, dostęp 9.8.2019.
https://mvlehti.net/2019/03/31/jymy-paljastus-vastavalkea-
medialta-uusia-paljastuksiajessikka-aron-lantisesta-
trollitehtaasta/
I inne artykuły z Gazety MV, Vastavalkea i Uberuutiset.
Mafiavaltio. Luke Harding. 2011

Dyplomata – Renatas Juška

This is how Lithuania really treats Azerbaijan. Part 1. Youtube,


Zydrunas Gerintas 8.7.2013, dostęp 8.8.2019.
https://www.youtube.com/watch?v=bFGf9E089SY&t=113s
This is how Lithuania really treats Azerbaijan. Part 2. YouTube,
Zydrunas Gerintas 8.7.2013, dostęp 8.8.2019.
https://www.youtube.com/watch?v=VR715pxdkhI
The Square. Film by Yuri Hashtshavatski.
В парламенте Грузии предлагают провести экспертизу
аудиозаписи, представленной в программе Однако. Nawiny
19.04.2006, dostęp 8.8.2019.
https://naviny.by/rubrics/politic/2006/04/19/ic_news_112_232311
Вильнюсские дипломаты попали в западню Москвы
(Lietuvos Rytas, Литва). ИноСМИ 24.04.2006, dostęp 8.8.201.
http://old.memo.ru/hr/hotpoints/caucas1/msg/2006/04/m98420.htm
Вильнюсские дипломаты попали в западню Москвы.
ИноСМИ 24.04.2006, dostęp 8.8.2019.
https://inosmi.ru/world/20060424/226990.html
Суда не будет, однако. Газета 26.4.2006, dostęp 8.8.2019.
https://www.gazeta.ru/2006/04/25/oa_197425.shtml
Vapauden voitto. Lepomäki, Elina, 2018
Statesman. Platon. 360 EKR. Tłumaczenie: B. Jowett.
http://classics.mit.edu/Plato/stateman.html
Lietuvą užvaldė „valstybininkų” klanas? TV3T 26.3.2008, dostęp
8.8.2019. https://www.tv3.lt/naujiena/lietuva/188549/lietuva-
uzvalde-valstybininku-klanas
Secret Agent’s Death is Under Re-Investigation. „Baltic Times”
13.1.2010, dostęp 8.8.2019.
https://m.baltictimes.com/article/jcms/id/123491/
Valta puhuu rahan äänellä. „Niin&Näin” 2/2010.
https://netn.fi/sites/www.netn.fi/files/netn102-18.pdf
Русская политика – 13. YouTube Интересная политика.
23.4.2011. https://www.youtube.com/watch?v=DU1EGwDuz2M
President presented letters of credence to Lithuania’s
Ambassador to Hungary. President of the Republic of Lithuania.
7.6.2007.
http://www.adamkus.lt/en/activities/press_releases/president_presented_lette
Литовские дипломаты уволились из-за утечки разговора о
гнилых армянах. Лента 2.8.2013, dostęp 8.8.2019.
https://lenta.ru/news/2013/08/02/diplomats/
Lietuvos ambasadorius Azerbaidžane prašo atšaukti jį iš
pareigų. Delfi 2.8.2013, dostęp 8.8.2019.
https://www.delfi.lt/news/daily/lithuania/lietuvos-ambasadorius-
azerbaidzane-praso-atsaukti-ji-is-pareigu.d?id=61995743
Azerbaijan’s ambassador to Lithuania calls leaked recordings
„provocative action”. 15Min 2.8.2013, dostęp 8.8.2019.
https://www.15min.lt/en/article/in-lithuania/azerbaijan-s-
ambassador-to-lithuania-calls-leaked-recordingsprovocative-
action-525-358589
Скандал с телефонными переговорами литовских
дипломатов: начались первые отставки. Blogspot,
myoppositopinion 4.8.2013, dostęp 8.8.2019.
http://myoppositopinion.blogspot.com/2013/08/blog-
post_2104.html
Скандал вокруг „Восточного партнерства”: опубликованы
переговоры дипломатов об армянах. Накануне 5.8.2013,
dostęp 8.8.2019. https://www.nakanune.ru/articles/17989/
Большой скандал в МИДе. „Литовский Курьер” 8.8.2013,
dostęp 8.8.2019. https://www.kurier.lt/boljshoj-skandal-v-mide/
Скандал вокруг „Восточного партнерства”: опубликованы
переговоры дипломатов об армянах. Bezformata 5.8.2013,
dostęp 8.8.2019.
http://chelyabinsk.bezformata.com/listnews/vostochnogo-
partnerstvaopublikovani/13259884/
Iš „Youtube” pašalinta dalis tariamai Lietuvos diplomatų įrašų.
„Kauno Diena” 5.8.2013, dostęp 8.8.2019.
https://kauno.diena.lt/naujienos/lietuva/saliespulsas/youtube-
pasalinta-dalis-tariamai-lietuvos-diplomatu-irasu-408006
Ambassador to Hungary in diplomatic fracas. „Budapest
Business Journal” 5.8.2013, dostęp 8.8.2019.
https://bbj.hu/politics/ambassador-to-hungaryin-diplomatic-
fracas_67356
Большой скандал в маленьком доме. Live Journal,
konsul_777_999 18.8.2013, dostęp 8.8.2019. https://konsul-777-
999.livejournal.com/2022670.html
Seimo komitetas ketina svarstyti ambasadorių elgesį. „Kauno
Diena” 20.8.2013, dostęp 8.8.2019.
https://kauno.diena.lt/naujienos/lietuva/salies-pulsas/seimo-
komitetas-ketina-svarstyti-ambasadoriu-elgesi-410030
YouTube-gate? Ambassador scandal repercussions in Lithuania.
„Budapest Business Journal” 20.8.2013, dostęp 8.8.2019.
https://bbj.hu/politics/youtubegate-ambassador-scandal-
repercussions-in-lithuania_67927
L. Linkevičius siūlymą dėl ambasadorių pateiks penktadienį.
„Kauno Diena” 21.8.2013, dostęp 8.8.2019.
https://kauno.diena.lt/naujienos/lietuva/politika/llinkevicius-
siulyma-del-ambasadoriu-pateiks-penktadieni-410233
Lithuanian Foreign Minister Decides to Recall Ambassadors
from Hungary and Azerbaijan but Keep Them in Diplomatic Corps.
15 Min 23.8.2013, dostęp 8.8.2019
https://www.15min.lt/en/article/politics/lithuanian-
foreignminister-decides-to-recall-ambassadors-from-hungary-
and-azerbaijan-butkeep-them-in-diplomatic-corps-526-363404
Seimo komitetas nepritarė ambasadorių Vengrijoje ir
Azerbaidžane atšaukimui. „Kauno Diena” 26.8.2013, dostęp
8.8.2019. https://kauno.diena.lt/naujienos/lietuva/salies-
pulsas/seimo-komitetas-nepritare-ambasadoriu-vengrijojeir-
azerbaidzane-atsaukimui-410899
Ambasadoriai Vengrijoje ir Azerbaidžane atvyko į Seimo
komiteto posėdį. „Kauno Diena” 26.8.2013, dostęp 8.8.2019.
https://kauno.diena.lt/naujienos/lietuva/salies-
pulsas/ambasadoriai-vengrijoje-ir-azerbaidzane-atvyko-iseimo-
komiteto-posedi-410826
Teiks siūlymą atšaukti ambasadorius. „Kauno Diena” 28.8.2013,
dostęp 8.8.2019.
https://kauno.diena.lt/naujienos/lietuva/politika/teiks-siulyma-
atsauktiambasadorius-411169
Vyriausybė siūlo atšaukti ambasadorius Vengrijoje ir
Azerbaidžane. „Kauno Diena” 28.8.2013, dostęp 8.8.2019.
https://kauno.diena.lt/naujienos/lietuva/salies-pulsas/vyriausybe-
siulo-atsaukti-ambasadorius-vengrijoje-ir-azerbaidzane-411250
Отозваны послы Литвы в Азербайджане и Венгрии. Sputnik
News 29.8.2013, dostęp 8.8.2019.
https://az.sputniknews.ru/world/20130829/299296419.html
Two Lithuanian Ambassadors Removed from Office After Phone
Tapping Scandal. Baltic News Network 29.8.2013, dostęp 8.8.2019.
https://bnnnews.com/lithuanian-ambassadors-removed-office-
phone-tapping-scandal-102193
Lithuania’s President Recalls Azeri and Hungarian Ambassadors
who Referred to Karabakh on Phone. Arka News Agency 30.8.2013,
dostęp 8.8.2019.
http://arka.am/en/news/politics/lithuania_s_president_recalls_azeri_and_hung
Užsienio reikalų komitetas vėl nagrinės slaptą įrašytų diplomatų
pokalbių istoriją. „Kauno Diena” 9.10.2013, dostęp 8.8.2019.
https://kauno.diena.lt/naujienos/lietuva/salies-pulsas/uzsienio-
reikalu-komitetas-vel-nagrinesslapta-irasytu-diplomatu-pokalbiu-
istorija-417532
R. Juška prašo išsiaiškinti, kas nutarė netirti diplomatų pokalbių
paviešinimo. „Kauno Diena” 29.1.2014, dostęp 8.8.2019.
https://kauno.diena.lt/naujienos/lietuva/politika/r-juska-praso-
issiaiskinti-kas-nutare-netirti-diplomatupokalbiu-paviesinimo-
613306
Oroszok hallgathatták le a budapesti litván nagykövetet. HGV
17.3.2014, dostęp 8.8.2019.
https://hvg.hu/vilag/20140317_Oroszok_hallgathattak_le_a_budapesti_litv#utm
Dusintas diplomatas R. Juška davė grąžos valdžiai. „Lrytas”
23.7.2014, dostęp 8.8.2019.
https://lietuvosdiena.lrytas.lt/aktualijos/dusintas-diplomatasr-
juska-dave-grazos-valdziai.htm
Lithuanian State Security Department warns ordinary citizens to
beware of Russian spies. Delfi 22.9.2014, dostęp 8.8.2019.
https://en.delfi.lt/politics/lithuanian-state-security-department-
warns-ordinary-citizens-to-bewareof-russian-spies.d?
id=65916552
Teismas iš naujo spręs dėl buvusio ambasadoriaus R. Juškos
papeikimo. „Kauno Diena” 16.10.2015, dostęp 8.8.2019.
https://kauno.diena.lt/naujienos/lietuva/salies-pulsas/teismas-
naujo-spres-del-buvusio-ambasadoriausr-juskos-papeikimo-
715452
Budapešte įsikūrė Jogaila ir Jadvyga. Delfi. 30.10.2013, dostęp
8.8.2019. https://www.delfi.lt/news/daily/emigrants/budapeste-
isikure-jogailair-jadvyga.d?id=63166886
The President Who Dared to Call Putin’s Russia What it Is: A
Terrorist State. The Daily Beast. 13.4.2017, dostęp 8.8.2019.
https://www.thedailybeast.com/the-president-who-dared-to-call-
putins-russia-what-it-is-a-terroriststate
„Fuck The EU! Exactly!” – Victoria Nuland & Geoffrey Pyatt.
YouTube, FreiBILDfuerAlle 6.2.2014, dostęp 8.8.2019.
https://www.youtube.com/watch?v=CL_GShyGv3o

Operacje psychologiczne

Infosoturi Janus vaihtoi kiväärin kirjaimiin, „Loviisan Sanomat”


24.2.2015.
Janus Putkonen ja DONi News – disinformaatiota ja
harhaanjohtamista. Vartiopaikalla – Idän ja lännen välissä.
16.10.2017. https://vartiopaikalla.blogspot.com/2017/10/janus-
putkonen-ja-doni-news.html
EgorovaLeaks: Filtering and Control of Foreign Journalists in
DPR. InformNapalm 8.9.2016. Dostęp 8.8.2019.
https://informnapalm.org/en/foreignjournalists-in-dpr/
Suomalainen „infosoturi” Janus Putkonen nousi Ukrainan
kapinallismedian johtohahmoksi. Yle Uutiset 31.10.2015, dostęp
8.8.2019. https://yle.fi/uutiset/3-8416989
In the Donetsk People’s Republic, It’s Impossible to Tell What’s
Real. Vice 5.12.2016, dostęp 8.8.2019.
https://www.vice.com/en_nz/article/ppa8pz/jake-hanrahan-
ukraine-donetsk
Massiivinen tietovuoto Donetskissa – Todistaa yhteydet
Venäjään. „Iltalehti” 7.08.2016, dostęp 8.8.2019.
https://www.iltalehti.fi/ulkomaat/a/2016080722024403
Russia Opens Visas for Terrorists Operating in Ukraine – Leaked
Passport Data of Mercenaries. InformNapalm 4.4.2016, dostęp
8.8.2019. https://informnapalm.org/en/russia-opens-visas-
terrorists-operating-ukraine/
Verkkostudio: Bäckman valtiovieraana Donbassissa – DONi
haastattelu ja raportti, toukokuu 2016. YouTube, Verkkomedia
JanusPutkonen 16.5.2016, dostęp 8.8.2019.
https://www.youtube.com/watch?v=8KneQtA9u_o
Vinkki valtamedian prestituuteille (uudelleenjulkaistu Doni
Newsista). Blogspot, juhopiikki 17.3.2016, dostęp 8.8.201.9
https://juhopiikki.blogspot.com/2016/03/vinkki-valtamedian-
prestituuteille.html
Grupa Venäjän trolliarmeija (Rosyjska armia trolli) na
Facebooku https://www.facebook.com/groups/389891377829035/
Näkökulma: „Bäckmanin väitöstilaisuus oli kuin koomisesta
näytelmästä”. „Ilta-Sanomat”. 10.11.2012, dostęp 8.8.2019.
https://www.is.fi/kotimaa/art-2000000557444.html
„Venäjä haluaa puolueettoman Ukrainan”. „Aamulehti” 4.3.2014,
dostęp 8.8.2019. https://riss.ru/images/pdf/articles/Aamulehti-
Guzenkova.pdf
Представитель РИСИ посетил Сирию и Ливан. RISI
23.9.2015, dostęp 8.8.2019. https://riss.ru/events/20662/
Леонид Петрович Решетников. РИСИ. Dostęp 8.8.2019.
https://riss.ru/profile/prime/
Dokumenty śledztwa: Esitutkintapöytäkirja Nro 5500/R/5741/16
ja liitteet. Policja w Helsinkach. 26.8.2016.
Ochotnik – Roman Burko

Death Toll Up To 13,000 In Ukraine Conflict, Says UN Rights


Office. RFE/RL. 26.2.2019, dostęp 8.8.2019.
https://www.rferl.org/a/death-toll-up-to-13-000-in-ukraine-
conflict-says-un-rights-office/29791647.html
Donbass in Flames. Guide to the Conflict Zone. Prometheus 2017.
https://prometheus.ngo/wp-
content/uploads/2017/04/Donbas_v_Ogni_ENG_web_1-4.pdf
InformNapalm, dostęp 8.8.2019. https://informnapalm.org/
Map of the Demarcation Line Between the Forces in Donbass
Based on the Minsk Agreement. InformNapalm 11.1.2015, dostęp
26.7.2019. https://informnapalm.org/en/map-demarcation-line-
forces-donbass-based-minskagreement/
Weaponry of the Russian Federation in the War against Ukraine.
InformNapalm 2018.
Russian Electronic Warfare. The role of Electronic Warfare in
the Russian ArmedForces. FOI. 09/2018. https://www.foi.se/rest-
api/report/FOI-R—4625—SE
A Nest of Electronic Warfare Forces of Russian Federation in
Luhansk Tax Administration Office Building. InformNapalm
2.8.2015, dostęp 8.8.2019. https://informnapalm.org/en/nest-
electronic-warfare-forces-russianfederation-luhansk-tax-
administration-office-building/
Russia’s Winning the Electronic Warfare. „Foreign Policy”
21.10.2015, dostęp 8.8.2019.
https://foreignpolicy.com/2015/10/21/russia-winning-
theelectronic-war/
Russian R-378B jamming station identified in Donbas.
InformNapalm 10.8.2016, dostęp 8.8.2019.
https://informnapalm.org/en/russian-r-878bdonbas/
Украинский популярный блогер оказался кадровым
офицером ВСУ: Русская Весна публикует документы
Управления информационных технологий Минобороны
Украины. Русская весна 24.7.2015
https://rusvesna.su/news/1437727181
How Much Does the Russian Information War Cost?
InformNapalm 19.11.2015, dostęp 26.7.2019.
https://informnapalm.org/en/how-muchdoes-the-russian-
information-war-cost/
War in Syria. Russian Reporters Continue Disclosing the Killer-
Pilots’ Names. InformNapalm 9.10.2015. Dostęp 8.8.2019.
https://informnapalm.org/en/war-in-syria-russian-reporters-
continue-disclosing-the-killer-pilots-names/
Украинские сайты разместили личные данные российских
летчиков, воюющих в Сирии, „Московский комсомолец”
13.10.2015. https://www.mk.ru/politics/2015/10/13/ukrainskie-
sayty-razmestili-lichnye-dannyerossiyskikh-letchikov-
voyuyushhikh-v-sirii.html
Песков назвал враждебными действиями появление
сайтов с данными пилотов ВКС. 15.10.2015, dostęp 8.8.2019.
https://www.mk.ru/politics/2015/10/15/peskov-nazval-
vrazhdebnymi-deystviyami-poyavleniesaytov-s-dannymi-pilotov-
vks.html
Shelling The Ukrainian and Syrian Civilians Must Be Paid.
InformNapalm 15.10.2019, dostęp 8.8.2019.
https://informnapalm.org/en/shelling-theukrainian-and-syrian-
civilians-must-be-paid/
A Ukrainian Website Is Outing Russian Soldiers, and Moscow
Wants Canada to Stop It. Vice 17.12.2015, dostęp 26.7.2019.
https://news.vice.com/article/a-ukrainian-website-is-outing-
russian-soldiers-and-moscow-wants-canadato-stop-it
Canada-Linked Website Exposing Pilots’ Identities to Extremists,
Russians Say. „Ottawa Citizen” 18.12.2015, dostęp 26.7.2019.
https://ottawacitizen.com/news/politics/canada-linked-website-
exposing-pilots-identities-toextremists-russians-say
Russian embassy spokesperson in Ottawa among four diplomats
expelled from Canada. „The Globe and Mail” 6.4.2018, dostęp
8.8.2019. https://www.theglobeandmail.com/politics/article-
russian-embassy-spokesperson-in-ottawaamong-diplomats-
expelled-for/
InformNapalm – проект специальных структур
минобороны Украины (ДОКУМЕНТЫ). РУССКАЯ ВЕСНА
8.2.2016, dostęp 26.7.2019.
http://rusvesna.su/recent_opinions/1454880002
Ukrainian hackers defacing the Russian propaganda site ANNA
News (Video), InformNapalm 30.4.2016, dostęp 8.8.2016.
https://informnapalm.org/en/ukrainian-hackers-anna-news/
В Минобороны России высмеяли доказательства
британских блогеров о военных РФ в Донбассе. Звезда
8.9.2016, dostęp 26.7.2019.
https://tvzvezda.ru/news/vstrane_i_mire/content/201609081820-
z4y1.htm
Горелый запах Информнапалма: волонтеры, которых
кормит Минобороны Украины. Федеральное агентство
новостей 9.9.2016, dostęp 26.7.2019. https://riafan.ru/553573-
gorelyi-zapah-informnapalmavolontery-kotoryh-kormit-
minoborony-ukrainy
InformNapalm рассказал, что в ГРУ „воруют, плохо кормят
и давят на психику”. LIFE 20.9.2016, dostęp 26.7.2019.
https://life.ru/t/%D0%B0%-
D1%80%D0%BC%D0%B8%D1%8F/905882/informnapalm_rasskazal_chto_v_g
SurkovLeaks: 1GB Mail Cache Retrieved by Ukrainian
Hacktivists. InformNapalm 25.10.2016, dostęp 26.7.2019.
https://informnapalm.org/en/surkovleaks/
Breaking Down the Surkov Leaks. Medium 25.10.2016, dostęp
26.7.2019. https://medium.com/dfrlab/breaking-down-the-surkov-
leaks-b2feec1423cb
Русскоязычная Школа Для Натовских Политруков. News
Front 27.10.2016, dostęp 26.7.2019. http://news-
front.info/2016/10/27/russkoyazychnayashkola-dlya-natovskix-
politrukov/
Украина слила личные данные российских пилотов
террористам ИГИЛ, „Московский комсомолец”, 28.10.2015,
dostęp 8.8.2019. https://www.mk.ru/politics/2015/10/28/ukraina-
slila-lichnye-dannye-rossiyskikhpilotov-terroristam-igil.html
В Эстонии НАТО готовит кадры для оккупации России.
ЕВРАЗИЯ 28.10.2016, dostęp 26.7.2019.
http://evrazia.org/news/47013
SurkovLeaks (Part 2): Hacktivists Publish New Email Dump.
InformNapalm 3.11.2016, dostęp 26.7.2019.
https://informnapalm.org/en/surkovleakspart2/
Журналистикa Информнапалм – И Не Информ, И
НеНапалм. News Front. 24.11.2016, dostęp 26.7.2019. http://news-
front.info/2016/11/24/zhurnalistika-informnapalm-i-ne-inform-i-
ne-napalm/
Kremlin Financing Polish Radicals: Tasks, Payments, and
Reporting to Moscow. InformNapalm 18.3.2017, dostęp 26.7.2019.
https://informnapalm.org/en/kremlin-financing-polish-radicals-
tasks-payments-reportingmoscow/
Poland Detains pro-Kremlin Party Leader for ‘spying’, „The
Guardian” 19.5.2016, dostęp 8.8.2019.
https://www.theguardian.com/world/2016/may/19/poland-detains-
pro-kremlin-party-leader-mateusz-piskorski-spying
UCA: Hunting Down Russian Propagandists on an Industrial
Scale. InformNapalm 24.3.2017, dostęp 26.7.2019.
https://informnapalm.org/en/ucahunting-russian-propagandists-
industrial-scale/
Private Military Companies in Russia: Carrying Out Criminal
Orders of the Kremlin. InformNapalm, dostęp 26.7.201.9
http://informnapalm.rocks/private-military-companies-in-russia-
carrying-out-criminal-orders-of-thekremlin
Russian Citizen Making Hoax Bomb Threats Against Ukrainian
Infrastructure with FSB Support. InformNapalm 10.8.2017, dostęp
26.7.2019. https://informnapalm.org/en/russian-citizen-making-
hoax-bomb-threats-againstukrainian-infrastructure-with-fsb-
support/
MIP and InformNapalm Volunteers Present Evidence of
Involvement of the Kremlin’s Private Military Companies in
Aggression in Donbas. Ministry of Information Policy of Ukraine
31.8.2017, dostęp 26.7.2019. https://mip.gov.ua/en/news/1947.html
InformNapalm Identifies Over 1,000 Russian Military Personnel
in Donbas. Ukrinform 26.10.2017, dostęp 26.7.2019.
https://www.ukrinform.net/rubric-defense/2331997-
informnapalm-identifies-over-1000-russianmilitary-personnel-in-
donbas.html
Северо-Атлантический блок регулярно и целенаправленно
готовит русскоязычных специалистов для работы на
просторах бывшего Советского Союза. Sputnik News
10.10.2017, dostęp 26.7.2019. https://ru.sputnik-
news.ee/news/20171010/7478614/estonija-proshla-ocherednaja
uchjoba-natovskije-politruki.html
В Эстонии опять состоялись курсы по подготовке
политруков НАТО. EurAsia Daily 12.10.2017, dostęp 26.7.2019.
https://eadaily.com/ru/news/2017/10/12/v-estonii-opyat-sostoyalis-
kursy-po-podgotovkepolitrukov-nato
SurkovLeaks (Part 3): Analysis of the Correspondence of Surkov’s
First Deputy Inal Ardzinba. InformNapalm 22.11.2017, dostęp
26.7.2019. https://informnapalm.org/en/surkovleaks-part-3-
analysis-correspondencesurkovs-first-deputy-inal-ardzinba/
Russian Neo-Nazis in the Ranks of Wagner PMC. InformNapalm
1.6.2018, dostęp 26.7.2019. https://informnapalm.org/en/russian-
neo-nazis-in-theranks-of-wagner-pmc/
InformNapalm Volunteer Intelligence Community: Achievements
of 2017 and Happy New Year 2018! InformNapalm 14.1.2018,
dostęp 26.7.2019. https://informnapalm.org/en/informnapalm-
volunteer-intelligencecommunity-achievements-of-2017-and-
happy-new-year-2018-video/
Ivan Lishchyna: „The ECHR is One of the Best International
Institutions to Help Ukraine Establish Russia’s Aggression”. „The
Ukranian Week” 15.2.2018, dostęp 26.7.2019.
https://www.pressreader.com/ukraine/the-
ukrainianweek/20180215/281582356093797
Proofs of the Russian Aggression: InformNapalm Releases
Extensive Database of Evidence. InformNapalm 12.4.2018, dostęp
26.7.2019. https://informnapalm.org/en/proofs-of-the-russian-
aggression-informnapalm-releasesextensive-database-of-
evidence/
Ukrainian OSINT Sleuths Release Largest Existing Database of
Evidence of Russian Aggression in Ukraine. Euromaidan Press
25.4.2018, dostęp 26.7.2019.
http://euromaidanpress.com/2018/04/25/informnapalmrelease-
huge-osint-database-of-evidence-of-russian-aggression-in-
ukraine/
Facebook InformNapalm English 25.5.2018, dostęp 26.7.2019.
https://m.facebook.com/story.php?
story_fbid=1744863948935284&id=920861058002248
Facebook muzzles free media. InformNapalm 26.5.2018, dostęp
26.7.2019. https://informnapalm.org/en/facebook-muzzles-free-
media/
Application of the International Convention for the Suppression
of the Financing of Terrorism and of the International Convention
on the Elimination of All Forms of Racial Discrimination (Ukraine
v. Russian Federation), International Court of Justice, 7.6.2019.
https://www.icj-cij.org/en/case/166
44 people disappeared in Crime during the annexation –
CrimeaSOS, Human Rights Information Centre, 31.8.2017, dostęp
8.8.2019.
https://humanrights.org.ua/en/material/u_krimu_a_chas_aneksiji_znikali_44_

Biznesmen – Bill Browder

Arrest of Sergei Magnitsky. Dostęp 8.8.2019.


https://www.russian-untouchables.com/eng/arrest/
Cardin List. Corrupt Russian Officials Involved in $230 Million
Corruption and Death of Sergei Magnitsky Must Be Banned to
Enter the US. Russian Untouchables. 2010. https://www.russian-
untouchables.com/eng/cardin-list/
Russia and Moldova Jackson-Vanik Repeal and Sergei Magnitsky
Rule of Law Accountability Act of 2012. Public Law. U.S. Treasury
14.12.2012. https://www.treasury.gov/resource-
center/sanctions/programs/documents/pl112_208.pdf
Browder had Everything to Gain from Magnitsky’s Death. RT
(Russia Today) 9.7.2012. https://www.rt.com/russia/klyuev-
browder-benefits-magnitskys-707/
Magnitsky Fallout. Did Prime Minister Medvedev physically
threaten Russia’s most acid billionaire critic? 29.1.2013, dostęp
9.8.2019. https://qz.com/48602/russian-prime-minister-medvedev-
bill-browder-hermitagecapital-physical-threat-accusation-davos/
Список Браудера. NTV 6.3.2013, dostęp 9.8.2019.
https://www.ntv.ru/peredacha/proisschestvie/m4001/o149336/video/
Putin: Magnitsky’s Death a ‘tragedy’, no Malice Involved. RT
(Russia Today) 27.4.2013. https://www.rt.com/russia/magnitsky-
list-no-ground-498/
‘Sheriff of Wall Street’ pursues case linked to death of Russian
lawyer. „The Telegraph”. 15.9.2013.
https://www.telegraph.co.uk/finance/financialcrime/10311071/sheriff-
of-wall-street-pursues-case-linked-to-death-ofrussian-lawyer.html
Глазами Шерлока Холмса. Литера M. NTV 16.11.2014, dostęp
9.8.2019. https://www.ntv.ru/peredacha/Litera_M/last24369808
Treasury Targets Additional Ukrainian Separatists and Russian
Individuals and Entities. U.S. Department of the Treasury
19.12.2014, dostęp 26.7.2019. https://www.treasury.gov/press-
center/press-releases/pages/jl9729.aspx
Чайка. Фильм Фонда борьбы с коррупцией. YouTube Алексей
Навальный 1.12.2015, dostęp 9.8.2019.
https://www.youtube.com/watch?v=eXYQbgvzxdM
Генпрокурор ответил на запрос, „Коммерсантъ”, 14.12.2015,
dostęp 9.8.2019. https://www.kommersant.ru/doc/2876887
European Parliament cancels show of film about Magnitsky on
Browder’s order – lawyer. Tass. 27.4.2016.
https://tass.com/politics/872893
Скандал в Европарламенте: показ фильма-расследования о
Магнитском отменен. ТАСС. 27.4.2016.
https://tass.ru/mezhdunarodnaya-panorama/3245083
Этот фильм перечеркивает все, что сделала наша
комисси. „Новая газета” 2.5.2016, dostęp 9.8.2019.
https://www.novayagazeta.ru/articles/2016/05/02/68456-171-etot-
film-perecherkivaet-vse-chto-sdelala-nashakomissiya-187
Heidi Hautala haluaa Putin-myönteiseksi väitetyn dokumentin
esiin – Yle ja Arte epäröivät julkaisua. „Helsingin Sanomat”.
3.5.2016. https://www.hs.fi/kulttuuri/art-2000002899480.html
US Criminal Grand Jury Convened to Examine Involvement of
Son of Senior Russian Government Official in $230 Million Fraud
exposed by Sergei Magnitsky. Law and Order in Russia, 27.5.2016,
dostęp 9.8.2019. http://lawandorderinrussia.org/2016/us-criminal-
grand-jury-convened-toexamine-involvement-of-son-of-senior-
russian-government-official-in-230-million-fraud-in-magnitsky-
case/
Browder Tries to Silence Film Revealing $230Mln Tax Dodge
Scheme in Russia. Sputnik News 12.6.2016.
https://sputniknews.com/world/201606121041199305-us-russia-
documentary-museum/
‘He Was Not Killed, He Died’: Kremlin Critic’s Magnitsky Movie
Premiers in US, Exposing Browder. RussiaToday (RT) 14.6.2016,
dostęp 26.7.2019. https://www.rt.com/news/346642-magnitsky-
film-shown-washington/
Controversial Magnitsky Film Set for Norway Screening Within 2
Weeks. Sputnik News 14.6.2016, dostęp 8.8.2019.
https://sputniknews.com/europe/201606141041283420-magnitsky-
film-director-norway/
Complaint regarding the violation of US Lobbying Laws by the
Human Rights Accountability Global Initiative Foundation and
others by Hermitage Capital Management („Hermitage”).
Hermitage Capital Management. 15.6.2016.
https://www.grassley.senate.gov/sites/default/files/judiciary/upload/Russia%2
31-17%2C%20Magnitsky%20Act%20-%202016-%2007-
15%20HCM%20Complaint%20to%20FARA%20%28003%29_Redacted.pdf
EXCLUSIVE: Russian TV: Bill Browder is CIA agent, recruited
Navalny. Browder furious! Navalny sues! YouTube, Russia Insight
17.7.2016. https://www.youtube.com/watch?
v=DOx78CBq0Ck&t=120s
Russian ‘Gun-For-Hire’ Lurks In Shadows Of Washington’s
Lobbying World. RFE/RL. 17.7.2016, dostęp 9.8.2019.
https://www.rferl.org/a/rinat-akmetshinrussia-gun-for-hire-
washington-lobbying-magnitsky-browder/27863265.html
Andrei Nekrasovin kohudokumentista tuli massiivinen
poliittinen puheenvuoro. „Helsingin Sanomat”. 21.9.2016.
https://www.hs.fi/kulttuuri/art-2000002921959.html
Oletko putinisti, Andrei Nekrasov? „Helsingin Sanomat”
21.9.2016. https://www.hs.fi/hstv/art-2000002950224.html
Russian Lawyer Nikolai Gorokhov Thrown From Window Was a
Witness for the U.S. Government. The Daily Beast 23.3.2017, dostęp
9.8.2019. https://www.thedailybeast.com/russian-lawyer-nikolai-
gorokhov-thrown-fromwindow-was-a-witness-for-the-us-
government
US Congressman Talks Russian Money laundering with alleged
ex-spy in Berlin. CNN. 4.5.2017, dostęp 8.8.2019.
https://edition.cnn.com/2017/05/04/politics/rohrabacher-
prevezon/index.html
Heidi Hautala kumoaa kansainvälisessä mediassa liikkuneita
tietoja: asianajaja Veselnitskaja ei ollut järjestämässä Magnitski-
dokumentin esitystä. „Helsingin Sanomat”, 12.7.2017.
https://www.hs.fi/paivanlehti/12072017/art-2000005287786.html
Russia: Magnitsky Act lobbyist Browder responsible Trump Jr.
scandal – Veselnitskaya *EXCLUSIVE*. YouTube, Ruptly 19.7.2017,
dostęp 9.8.2019. https://www.youtube.com/watch?
v=pxDKTKaJmck
GOP Lawmaker Got Direction From Moscow, Took It Back to
D.C. The Daily Beast 19.7.2017, dostęp 9.8.2019.
https://www.thedailybeast.com/gop-lawmakergot-direction-from-
moscow-took-it-back-to-dc
A Top Rohrabacher Aide Is Ousted After Russia Revelations. „The
Atlantic”. 20.7.2017, dostęp 9.8.2019.
https://www.theatlantic.com/politics/archive/2017/07/top-
rohrabacher-aide-fired-after-russia-revelations/534288/
Interview of Glenn Simpson. US Senate Judiciary Committee.
22.8.2017. https://www.documentcloud.org/documents/4345537-
Fusion-GPSSimpson-Transcript.html
Interview of Rinat Akhmetshin. US Senate Committee on the
Judiciary. 14.11.2017.
https://www.judiciary.senate.gov/imo/media/doc/Akhmetshin%20Transcript_
Testimony of Natalia Veselnitskaya Before the United States
Senate Committee on the Judiciary. 20.11.2017.
https://www.judiciary.senate.gov/imo/media/doc/2017-11-
20%20Veselnitskaya%20to%20CEG%20(
June%209%20Meeting).pdf
Moscow Court Sentences US-Born Investor Browder to 9 Years
for Massive Tax Fraud. RT (Russia Today) 29.12.2017.
https://www.rt.com/russia/414540-moscow-court-sentences-us-
investor/
Global Magnitsky Act. Economic Sanctions Policy and
Implementation. U.S. Department of State.
https://www.state.gov/global-magnitsky-act/
Trump Tower Russian Lawyer, Natalia Veselnitskaya, Exposed in
Swiss Corruption Case. The Daily Beast 29.1.2018, dostęp
30.7.2019. https://www.thedailybeast.com/trump-tower-russian-
lawyer-natalia-veselnitskayaexposed-in-swiss-corruption-case
Complaint. Jury Trial Demanded. United District Court for the
District of Columbia. Rinat Akhmetshin against William Browder.
12.7.2018. https://www.politico.com/f/?id=00000164-9117-d20a-
a96f-959700d60002
UK ‘fraudster’ Browder Briefly Detained in Spain on Russian
Warrant, Tweets from Police Car. Russia Insider 30.5.2018.
https://www.rt.com/news/428189-browder-detained-spain-russia/
Veselnitskaya Says Browder Orchestrated Scandal Around
Meeting With Trump Jr. Sputnik News 9.8.2017.
https://sputniknews.com/us/201708091056301291-veselnitskaya-
browder-media-scandal/
Moscow Court Sentences William Browder to 9 Years in
Absentia. Sputnik News 29.12.2017.
https://sputniknews.com/world/201712291060402264-hermitage-
capital-foundation-browder-sentence/
Russian Prosecutor General Asks US to Initiate Criminal Case
Against Browder. Sputnik News 24.10.2017.
https://sputniknews.com/russia/201710241058499762-russia-us-
browder-criminal-case/
E-Mails Show Lawyer Veselnitskaya In Close Communication
With Top Russian Officials. RFE/RL. 27.4.2018, dostęp 9.8.2019.
https://www.rferl.org/a/e-mails-show-lawyer-veselnitskaya-in-
close-communication-withtop-russian-officials/29196636.html
News conference following talks between the presidents of Russia
and the United States. President of Russia. 16.7.2018.
http://en.kremlin.ru/events/president/news/58017
Putin Appears to Be Targeting U.S. Officials Who Worked on
Russia. „Washington Post” 19.7.2018.
https://www.washingtonpost.com/world/nationalsecurity/putin-
appears-to-be-targeting-us-officials-who-worked-tosanction-
russia/2018/07/19/289059ac-8b67-11e8-8aea-
86e88ae760d8_story.html
New Criminal Case Launched in Russia Against William Browder
– Prosecutors. Sputnik News 19.11.2018.
https://sputniknews.com/world/201811191069925590-russia-
browder-criminal-case/
Senator Wants ‘Browder List’ of Foreigners Who Bad-Mouth
Russia. „The Moscow Times” 26.12.2018, dostęp 30.7.2019.
https://www.themoscowtimes.com/2018/12/26/senator-wants-
browder-list-of-foreigners-who-badmouth-russia-a63968
A Lobbyist at The Trump Tower Meeting Received Half A Million
Dollars in Suspicious Payments. BuzzfeedNews 4.2.2019, dostęp
26.7.2019.
https://www.buzzfeednews.com/article/emmaloop/trump-tower-
meetingrussian-lobbyist-akhmetshin-suspicious-p
Estonian Regulator to Close Danske Bank Unit: TV Report.
Reuters 19.2.2019, dostęp 30.7.2019.
https://www.reuters.com/article/us-danske-bank-
moneylaundering-estonia-idUSKCN1Q815X
Suspected Money Laundering in Swedbank SVT 20.2.2019, dostęp
30.7.2019. https://www.svt.se/special/swedbank/english/
Bill Browder Faces ‘Trumped Up’ Charges in Russia Over
‘Poisoning’ of Putin Whistleblower in Surrey. „The Telegraph”
2.3.2019, dostęp 30.7.2019.
https://www.telegraph.co.uk/news/2019/03/02/bill-browder-
facestrumped-charges-russia-poisoning-putin-whistleblower/
Mega-Donor to Pro-Russian Party Benefits from Magnitsky and
Azerbaijani Laundromats. Re:Baltica 20.3.2019, dostęp 26.7.2019.
https://en.rebaltica.lv/investigations/dirty-money/
Mega-Donor to Pro-Russian Party Benefits from Magnitsky and
Azerbaijani Laundromats. Re: Baltica 22.3.2019, dostęp 30.7.2019.
https://en.rebaltica.lv/investigations/dirty-money/
Russian Lobbyist at Trump Tower Meeting ‘Happy and Relieved’
Mueller Probe Over. ABCNews 26.3.2019, dostęp 26.7.2019.
https://abcnews.go.com/Politics/russian-lobbyist-trump-tower-
meeting-happy-relieved-mueller/story?id=61943196
Robert Mueller’s Grand Jury is Still Working ‘Robustly’ Even
After Special Counsel Submitted Final Report to Justice
Department. CNBC 27.3.2019, dostęp 26.7.2019.
https://www.cnbc.com/2019/03/27/robert-muellersgrand-jury-still-
working-even-after-final-report.html
Browder Files Criminal Complaint Against Swedbank in Estonia.
Reuters 3.4.2019, dostęp 30.7.2019.
https://www.reuters.com/article/us-europemoneylaundering-
swedbank/browder-files-criminal-complaint-againstswedbank-in-
estonia-idUSKCN1RF1AX
Swedbank Chairman Resigns Amid Money Laundering Scandal.
„Financial Times” 5.4.2019, dostęp 30.7.2019.
https://www.ft.com/content/65a2dcd6-5761-11e9-91f9-
b6515a54c5b1
Russia Asks Interpol to Arrest Kremlin Critic Bill Browder Again
– Letter. Reuters 9.4.2019, dostęp 30.7.2019.
https://uk.reuters.com/article/russiabrowder/russia-asks-interpol-
to-arrest-kremlin-critic-bill-browder-againletter-idUKL8N21Q5ZK
Last Stop for Some of Danske Bank’s Dirty Money: Spanish Real
Estate. Bloomberg 10.4.2019, dostęp 30.7.2019.
https://www.bloomberg.com/news/articles/2019-04-10/last-stop-
for-some-of-danske-s-dirty-money-spanishreal-estate
Interpol’s Integrity at Risk Over Russia’s Attempts to Force the
International Arrest of Bill Browder. „The Telegraph” 13.4.2019,
dostęp 30.7.2019.
https://www.telegraph.co.uk/news/2019/04/13/interpols-integrity-
risk-russiasattempts-force-international/
Investor Browder files Swedbank money laundering complaint in
Latvia. Reuters 17.4.2019, dostęp 30.7.2019.
https://www.reuters.com/article/useurope-moneylaundering-
swedbank-browd-idUSKCN1RT0PM
Report On The Investigation Into Russian Interference In The
2016 Presidential Election. Volume I of II. US Department of
Justice. 04/2019.
https://www.justice.gov/storage/report_volume1.pdf
Report On The Investigation Into Russian Interference In The
2016 Presidential Election. Volume II of II. US Department of
Justice. 04/2019.
https://www.justice.gov/storage/report_volume2.pdf
Ex-Danske CEO Borgen Charged Over Money Laundering Case:
Report. Reuters 7.5.2019, dostęp 30.7.2019.
https://www.reuters.com/article/us-danskebank-
moneylaundering/former-danske-bank-ceo-borgen-charged-
overestonia-case-report-idUSKCN1SD1P3
Ten Former Danske Bank Managers Charged Over Estonia Case:
Berlingske. Reuters 8.5.2019, dostęp 30.7.2019.
https://www.reuters.com/article/us-danske-bank-
moneylaundering-idUSKCN1SE1JF
Sweden Rejects Browder Appeal Over Swedbank Money
laundering Complaint. Reuters 15.5.2019, dostęp 30.7.2019.
https://uk.reuters.com/article/uk-europe-moneylaundering-
swedbank-idUKKCN1SL1EA
The Troika Laundromat’s Friendly EU Banker. OCCRP 15.5.2019,
dostęp 9.8.2019. https://www.occrp.org/en/troikalaundromat/the-
troikalaundromats-friendly-eu-banker
Treasury Targets Additional Individuals Involved in the Sergei
Magnitsky Case and Gross Violations of Human Rights in Russia.
U.S. Department of the Treasury 16.5.2019, dostęp 30.7.2019.
https://home.treasury.gov/news/press-releases/sm691
Treasury Works with Government of Mexico Against
Perpetrators of Corruption and their Networks. U.S. Department of
the Treasury 17.5.2019, dostęp 26.7.2019.
https://home.treasury.gov/news/press-releases/sm692
Päätös Dnro 129/42/18. Prokuratura Generalna Finlandii
11.6.2019.
Valtionsyyttäjältä tyrmäys Nordeaa rahanpesusta syyttäneen
William Browderin suunnitelmille – „Kantelu ei kannata”.
„Arvopaperi” 12.6.2019. Dostęp 9.8.2019.
https://www.arvopaperi.fi/uutiset/valtionsyyttajaltatyrmays-
nordeaa-rahanpesusta-syyttaneen-william-
browderinsuunnitelmille-kantelu-ei-kannata/62d373b7-18be-
4b8b-942b-58e49e6005a4
Russian lawyer from Trump Tower meeting kicked off Twitter.
RT (Russia Today) 18.6.2019, dostęp 30.7.2019.
https://www.rt.com/news/462099-trump-tower-lawyer-twitter/
Sergei Magnitsky and beyond – fighting impunity by targeted
sanctions. Resolution 2252 (2019). Parliamentary Assembly.
http://assembly.coe.int/nw/xml/XRef/Xref-XML2HTML-en.asp?
fileid=25352&lang=en
United States of America v. Defendant Natalya Vladimirovna
Veselnitskaya. Obstruction of Justice. United States District Court,
Southern District of New York. https://www.justice.gov/usao-
sdny/press-release/file/1123676/download
Browder, Bill. Red Notice. Kuinka minusta tuli Putinin vihollinen
numero yksi. 2015.

Dziennikarze – Thomas Nilsen, Atle Staalesen, Trude Pettersen

Supreme Court Sides with FSB, Says Barents Observer Editor


Poses Threat to Russia’s National Security. The Barents Observer
25.5.2018. https://thebarentsobserver.com/en/2018/05/supreme-
court-sides-fsb-saysbarents-observer-editor-poses-threat-russias-
national-security
The Barents Observer is Now Blocked in Russia. Independent
Barents Observer 19.2.2019, dostęp 30.7.2019.
https://thebarentsobserver.com/en/civil-society-and-
media/2019/02/barents-observer-nowblockedrussia?
fbclid=IwAR0Yp8sHQoa8FIDiM3KuHWNiGsQa1ZUk_5ltJAUglS78VgwwScofno
Kilde til NRK: Russisk etterretning ba Norge om a bringe
BarentsObserver til taushet. NRK 3.10.2015, dostęp 9.8.2019.
https://www.nrk.no/norge/kildetil-nrk_-_-russisk-etterretning-ba-
norge-om-a-bringe-barentsobservertil-taushet-1.12583998
Owners clamp down on Barents Observer, BO, 21.5.2015, dostęp
9.8.2019. https://barentsobserver.com/en/politics/2015/05/owners-
clamp-downbarentsobserver-21-05
Owners fire BarentsObserver editor. Barents Observer 28.5.2015,
dostęp 9.8.2019.
https://barentsobserver.com/en/society/2015/09/owners-
firebarentsobserver-editor-28-09
Expelled Barents Observer editor is on sanction list. BO, 3.3.2017,
dostęp 9.8.2019. https://thebarentsobserver.com/en/civil-society-
andmedia/2017/03/expelled-barents-observer-editor-was-
sanction-list
От попыток самоубийства к счастью и гордости.
Independent Barents Observer 14.1.2019, dostęp 30.7.2019.
https://thebarentsobserver.com/ru/obshchestvennost/2019/01/ot-
popytok-samoubiystva-k-schastyu-igordosti
From Suicide Attempts to Happiness and Sami Pride. The
Barents Observer 10.1.2019, dostęp 30.7.2019.
https://thebarentsobserver.com/en/life-andpublic/2019/01/suicide-
attempts-happiness-and-pride
Barents Observer editor takes FSB to court. The Barents
Observer 15.6.2017, dostęp 9.8.2019.
https://thebarentsobserver.com/en/civil-society-
andmedia/2017/06/barents-observer-editor-takes-fsb-court-over-
travel-ban
Blogger 51 accused of extremism. Barents Observer 16.8.2013,
dostęp 9.8.2019.
https://barentsobserver.com/en/society/2013/08/blogger-51-
accusedextremism-16-08
Chechen special forces instructors landed on Svalbard. The
Barents Observer 13.4.2016, dostęp 9.8.2019.
https://thebarentsobserver.com/en/2016/04/chechen-special-
forces-instructors-landed-svalbard
Moscow bans the Barents Observer from Russian Internet.
Bellona 20.2.2019, dostęp 9.8.2019.
https://bellona.org/news/russian-human-rights-issues/russian-
ngo-law/2019-02-moscow-bans-the-barents-observer-
fromrussian-internet
Moscow City Court rejected a German expert’s lawsuit against
the FSB. ADC (Anti-Discrimination Centre) 26.6.2019, dostęp
9.8.2019. https://adcmemorial.org/www/18018.html?lang=en
Arja Paanasen kommentti: Kiviä lentää ikkunaan Moskovasta.
„Ilta-Sanomat” 29.6.2019, dostęp 26.7.2019.
https://www.is.fi/ulkomaat/art2000006157439.html?
fbclid=IwAR0_FyMGqQYKv9lRCYSg2UOn98Rk3FIUPGPOiT4aURhe6xhfSiJgkB
TA

Naukowiec – Martin Kragh

Rapporten kommer inte från UI. „Aftonbladet”, 11.1.2017.


https://www.aftonbladet.se/kultur/a/08Kk0/rapporten-kommer-
inte-fran-ui
Grundlös attack mot Aftonbladet. „Aftonbladet”, 15.1.2017.
https://www.aftonbladet.se/kultur/a/erEvK/grundlos-attack-mot-
aftonbladet
Analysen liknar viskningsleken. „Aftonbladet”, 19.1.2017.
https://www.aftonbladet.se/kultur/a/kgBL6/analysen-liknar-
viskningsleken
En välkommen tillnyktring i Rysslandsdebatten. „Aftonbladet
Kultur”, 30.6.2017.
https://www.aftonbladet.se/kultur/a/4PmKE/en-valkommen-
tillnyktringi-rysslandsdebatten
Häxjakten måste få ett slut. „Aftonbladet” 9.1.2017, dostęp
9.8.2019. https://www.aftonbladet.se/kultur/a/Kgva7/haxjakten-
maste-fa-ett-slut
Försvara det fria ordet. „Aftonbladet” 10.1.2017. dostęp 9.8.2019.
https://www.aftonbladet.se/kultur/a/ErWvo/forsvara-det-fria-
ordet
Det är jag som är „Putins agent”. „Aftonbladet” 17.1.2017,
dostęp 9.8.2019. https://www.aftonbladet.se/kultur/a/LR44R/det-
ar-jag-som-ar-putins-agent
Svenska medier måste hålla rent framför egen dörr.
„Aftonbladet” 7.2.2019, dostęp 9.8.2019.
https://www.aftonbladet.se/kultur/a/G1W8Jq/svenskamedier-
maste-halla-rent-framfor-egen-dorr
Karin Olssons utbrott döljer sakfrågan. „Aftonbladet” 12.2.2019,
dostęp 9.8.2019.
https://www.aftonbladet.se/kultur/a/XwX77x/karin-olssons-
utbrott-doljersakfragan
Linderborg vantolkar Rysslandsrapporten. „Aftonbladet”
6.3.2019, dostęp 9.8.2019.
https://www.aftonbladet.se/kultur/a/J1VbGm/linderborgvantolkar-
rysslandsrapporten
Åsiktsregistreringen fortsätter, „Aftonbladet”, 14.3.2017, dostęp
9.8.2019.
https://www.aftonbladet.se/kultur/a/dApd1/asiktsregistreringen-
fortsatter
Forskarna duckar kritiken, „Aftonbladet”, 22.2.2017, dostęp
9.8.2019. https://www.aftonbladet.se/kultur/a/8aqQx/forskarna-
duckar-kritiken
Code of Ethics for Press, Radio and Television in Sweden.
Pressens Opinionsnämnd, dostęp 26.7.2019. https://po.se/about-
the-press-ombudsman-andpress-council/code-of-ethics-for-press-
radio-and-television-in-sweden/
Grupa Anti-Euromaidan Sweden na Facebooku 30.1.2017,
dostęp 9.8.2019.
https://www.facebook.com/groups/antieuromaidan.sweden/permalink/12136
Martin Kragh trollar bort kritiken. „Internationalen” 8.3.2017,
dostęp 9.8.2019. http://www.internationalen.se/2017/03/martin-
kragh-trollar-bortkritiken/
Оппозиционер Сахнин перестал ругать Путина и попал в
немилость в ЕС. Youtube (Россия24) 17.4.2017, dostęp 30.7.2019.
https://www.youtube.com/watch?
v=vS8IoTO7gvc&feature=youtu.be&fbclid=IwAR2Zib1hVio73IJ_E6B4Azs3hqL
Suomi ei päästänyt venäläisalusta Ahvenanmaalle – nyt Venäjä
ärähti: „Päätös vaikuttaa oudolta”. „Iltalehti” 8.9.2017, dostęp
26.7.2019. https://www.iltalehti.fi/kotimaa/a/201709082200381912
Skrämselpropagandan från Natos trojanska hästar.
„Internationalen” 18.1.2019, dostęp 30.7.2019.
http://www.internationalen.se/2019/01/skramselpropagandan-
fran-natos-trojanska-hastar/
MSBs interna mejl avslöjar: myndigheten förbereder
antidemokratisk kupp. Samhällsnytt 24.1.2019, dostęp 30.7.2019.
https://samnytt.se/msbsinterna-mejl-avslojar-myndigheten-
forbereder-antidemokratisk-kupp/
Вас заставят поменять свое мнение. „Новая газета”
5.2.2019, dostęp 30.7.2019.
https://www.novayagazeta.ru/articles/2019/02/05/79440-vas-
zastavyatpomenyat-svoe-mnenie?
fbclid=IwAR3grB4Z3iQHoW3x5kV7tpeuS6comfRQDskYf4VC09yVaGTOwuUAQ
Aftonbladet ägnar sig åt ren smutskastning. „Expressen”
8.2.2019, dostęp 30.7.2019.
https://www.expressen.se/kultur/aftonbladet-agnar-sig-atren-
smutskastning/
Oksanen: Cyberstölden, förtalskampanjen och kulturchefen som
tappar fattningen. „Hela Hälsingland” 12.2.2019, dostęp 30.7.2019.
https://www.helahalsingland.se/artikel/ledare-
centerpartistisk/oksanen-cyberstoldenfortalskampanjen-och-
kulturchefen-som-tappar-fattningen
Martin Kragh är ett demokratiskt problem, „Aftonbladet Kultur”
21.2.2019. https://www.aftonbladet.se/kultur/a/0E1nm6/martin-
kragh-ar-ettdemokratiskt-problem
Ovetenskaplig forskning bakom mediekriget. „Aftonbladet
Kultur”, 26.2.2019.
https://www.aftonbladet.se/kultur/a/5V5plX/ovetenskaplig-
forskningbakom-mediekriget
Det här är min historia med Kragh. „Aftonbladet” 16.3.2019,
dostęp 9.8.2019. https://www.aftonbladet.se/kultur/a/ddxaMz/det-
har-ar-min-historiamed-kragh
JK utreder inte Martin Kraghs förtalsanmälan mot Aftonbladet.
„Aftonbladet” 21.5.2019.
https://www.aftonbladet.se/nyheter/a/awKxvM/jk-utrederinte-
martin-kraghs-fortalsanmalan-mot-aftonbladet
Åsa Linderborg blir senior reporter på Aftonbladet.
„Aftonbladet” 11.7.2019, dostęp 9.8.2019.
https://www.aftonbladet.se/nyheter/a/WbanrK/asalinderborg-blir-
senior-reporter-pa-aftonbladet

Analityczka – Jelena Milić

Even less than the „30 pieces of silver” is more, mister Chepurin,
it is a pity that you do not understand. CEAS 18.10.2013.
https://www.ceas-serbia.org/en/announcements/1691-less-is-also-
more-than-the-30-pieces-of-silvermister-chepurin-it-is-a-pity-that-
you-do-not-understand
NATO demokrate u Staljinovom šinjelu (video). Sputnik News
22.2.2016, dostęp 9.8.2019. https://rs-
lat.sputniknews.com/autori/201602221103452465-nato-ceas-
srbija-staljin/.
Zapadna Lobistkinja Načisto Prolupala: Jelena Milić kao
mafijašica, preti batinama kritičarima NATO! „Informer” 3.3.2016,
dostęp 9.8.2019. https://informer.rs/vesti/politika/256810/zapadna-
lobistkinjanacisto-prolupala-jelena-milic-kao-mafijasica-preti-
batinama-kriticarimanato
„Tražim pomilovanje…” za Jelenu Milić. Sputnik News 29.3.2016,
dostęp 9.8.2019. https://rs-
lat.sputniknews.com/autori/201603291104435696-jelena-milic-
pomilovanje/
Eyes Wide Shut - Strengthening of the Russian Soft Power in
Serbia – Goals, Instruments and Effects. CEAS, 6.7.2016.
https://www.ceas-serbia.org/en/ceas-publications/study-eyes-
wide-shut
Jelena Milić organizuje konferenciju za samu sebe. Sputnik News
24.8.2016, dostęp 9.8.2019. https://rs-
lat.sputniknews.com/drustvo/201608241107879946-Jelena-Milic-
konferencija-Sputnjik/
(Foto/Video) Lice Nato Zla! Jelena Milić izgubila kontrolu:
Psovala, Vređala pravdajući zločinačku agresiju na Srbiju!
„Informer” 14.9.2016, dostęp 9.8.2019.
https://informer.rs/vesti/politika/289090/foto-video-licenato-zla-
jelena-milic-izgubila-kontrolu-psovala-vredjala-
pravdajucizlocinacku-agresiju-srbiju
Svi Šokirani Ponašanjem Takozvane Nato Lobistkinje: Jelena
Milić u stvari radi za Ruse?! „Informer” 15.9.2016, dostęp 9.8.2019.
http://informer.rs/vesti/politika/289258/svi-sokirani-ponasanjem-
takozvane-nato-lobistkinjejelena-milic-stvari-radi-ruse
Suspect In Alleged Montenegrin Coup Plot Pictured With Lavrov
In Belgrade. RFE/RL. 14.12.2016, dostęp 9.8.2019.
https://www.rferl.org/a/montenegrocoup-plot-suspect-instagram-
lavrov-ristic/28176472.html
Balkan Gambit: Part 2. The Montenegro Zugzwang. Bellingcat
25.3.2017, dostęp 9.8.2019. https://www.bellingcat.com/news/uk-
and-europe/2017/03/25/balkan-gambit-part-2-montenegro-
zugzwang/
Vilify and Amplify. CEAS 20.12.2017. https://www.ceas-
serbia.org/en/ceaspublications/7443-vilify-and-amplify-2
Jelena Milić osporava pogubne posledice NATO bombardovanja.
Sputnik News 24.3.2017, dostęp 9.8.2019. https://rs-
lat.sputniknews.com/drustvo/201703241110509899-CEAS-NATO-
bombardovanje-posledice/
Montenegrin Court Confirms Charges Against Alleged Coup
Plotters. RFE/RL, 8.6.2017, dostęp 9.8.2019.
https://www.rferl.org/a/montenegro-coupcharges-
confirmed/28535744.html
Vencislav The Virgin-From fake CEAS through pro-Kremlin
mercenaries in Ukraine and accused of attempted terrorism in
Montenegro to the movement Do not drown Belgrade - hostile
operation by Vencislav Bujić, SEAS Foundation and its network of
collaborators. CEAS, 26.3.2018. https://www.ceas-
serbia.org/en/ceas-publications/6977-vencislav-the-virgin-from-
fake-ceas-throughpro-kremlin-mercenaries-in-ukraine-and-
accused-of-attempted-terrorismin-montenegro-to-the-movement-
do-not-drown-belgrade-hostile-operation-by-vencislav-bujic-seas-
foundation-and-its-network-of-collaborators
Jelena Milić Pljunula Na Srpske Žrtve: CEAS osporava podatke o
broju poginulih i posledicama Nato Agresije. „Informer” 24.3.2017,
dostęp 9.8.2019. https://informer.rs/vesti/politika/322381/jelena-
milic-pljunula-srpskezrtve-ceas-osporava-podatke-broju-
poginulih-posledicama-nato-agresije
Dokazano! Jelena Milić Radi Za Britanske Službe: „Anonimusi”
objavili dokumenta sa imenima britanskih agenata”! „Informer”
4.12.2018, dostęp 9.8.2019.
https://informer.rs/vesti/politika/410828/dokazano-jelenamilic-
radi-britanske-sluzbe-anonimusi-objavili-dokumenta-
imenimabritanskih-agenata
Crooked Jelena Milic Beating Dead Horse – Helping Almost
Defunct Serbian Pro-Kremlin Group. SEAS 19.5.2018, dostęp
9.8.2019. https://seas.foundation/en/2018/05/19/183
Serbs Convicted in Montenegro Returns Home Awaiting Appeals.
Balkan Insight 13.5.2019, dostęp 9.8.2019.
https://balkaninsight.com/2019/05/13/serbs-convicted-in-
montenegro-return-home-awaiting-appeals/
Strona fałszywego CEAS na Facebooku, dostęp 9.8.2019.
https://www.facebook.com/seasfoundation/

Badacz – Eliot Higgins

Bellingcat, dostęp 9.8.2019. https://www.bellingcat.com/


Ofcom Broadcast Bulletin Issue Number 247. The Office Of
Communications 18.3.2013, dostęp 30.7.2019.
https://www.ofcom.org.uk/__data/assets/pdf_file/0023/46652/obb247.pdf
The Wall Street Journal Thinks Russian Hackers are Super
Smart, and Super Stupid. Russia Insider 6.11.2014, dostęp
30.7.2019. http://russia-
insider.com/en/media_watch/2014/11/07/01-12-
06pm/wall_street_journal_thinks_russian_hackers_are_super_smart_and
Profile of MH17 „Expert”: Eliot Higgins Cracked Nazi Enigma
Machine Using Only YouTube and Google Earth. Russia Insider
19.1.2015, dostęp 30.7.2019. http://russia-insider.com/en/media-
criticism/profile-mh17-expert-eliot-higgins-cracked-nazi-enigma-
machine-using-only-youtube-and
Guardian Corrects Anti-Russian Story Based on ‘Research’ of
Own Reporter. Sputnik News 19.2.2015, dostęp 30.7.2019.
https://sputniknews.com/military/201502191018504330/
Tracking the Trailers: Investigation of MH17 Buk’s Russian
Convoy. Bellingcat 13.5.2015, dostęp 30.7.2019.
https://www.bellingcat.com/news/uk-
andeurope/2015/05/13/tracking-the-trailers-investigation-of-
mh17-buksrussian-convoy/
MH17 – Forensic Analysis of Satellite Images Released by the
Russian Ministry of Defence. Bellingcat 31.5.2015, dostęp
30.7.2019. https://www.bellingcat.com/news/uk-and-
europe/2015/05/31/mh17-forensic-analysis-ofsatellite-images-
released-by-the-russian-ministry-of-defence/
The Weird World of MH17 Conspiracy Theories. Bellingcat
7.8.2015, dostęp 30.7.2019. https://www.bellingcat.com/news/uk-
and-europe/2015/08/07/mh17-conspiracies/
GPS Enthusiast Eliot Higgins Gets Creamed by an Actual
Journalist. Russia Insider 19.5.2015, dostęp 30.7.2019.
https://russia-insider.com/en/politics/transparent-fraud-eliot-
higgins-defends-fake-mh17-evidence/ri7085
Sputnik’s MH17 Reporting Spins Out of Control. Bellingcat
24.7.2015, dostęp 30.7.2019. https://www.bellingcat.com/news/uk-
and-europe/2015/07/24/sputniks-mh17-reporting-spins-out-of-
control/
„Reading tea Leaves”: German Expert Questions Bellingcat’s
MH17 Photo Scoop. RT (Russia Today) 5.6.2015, dostęp 30.7.2019.
https://www.rt.com/news/265138-bellingcat-mh17-images-
debunked/
Russophobia Exists, but Overusing the Term Is
Counterproductive. Russia Insder 8.6.2015, dostęp 30.7.2019.
https://russia-insider.com/en/russophobiaexists-overusing-term-
counter-productive/ri7813
Bellingcat on Its Way to Brussels. Russia Insider 12.6.2015,
dostęp 30.7.2019. https://russia-insider.com/en/bellingcat-its-way-
brussels/ri7956
The Debate Over MH17 Has Been an Embarrassment to The West
(and Russia). Russia Insider 18.7.2015, dostęp 30.7.2019.
https://russia-insider.com/en/debate-over-mh17-has-been-
embarrassment-west-and-russia/ri8806
Poroshenko Sanctions BBC. Russia Insider 17.9.2015, dostęp
30.7.2019. https://russia-insider.com/en/politics/poroshenko-
sanctions-bbc/ri9781
MSM-source Leicester citizen journo torn to shreds over MH17.
YouTube, RT UK 8.10.2015, dostęp 30.7.2019.
https://www.youtube.com/watch?
v=LqDvTgbgmjg&list=PLPC0Udeof3T48YMaClFdtWl6l_D6WDwRW&index=3
Mr. Bellingcat to Face Public in Washington DC on Tuesday.
Break Out the Popcorn. Russia Insider 4.4.2016. https://russia-
insider.com/en/politics/immediate-release-question-time-atlantic-
council-and-bellingcats-eliothiggins/ri13728
Belling the BEAR. ThreatConnect 28.9.2016, dostęp 30.7.2019.
https://www.threatconnect.com/blog/russia-hacks-bellingcat-
mh17-investigation/#post_content
Bellingcat accuses Russia of faking videos showing jets dropping
bombs on ISIS. RT (RussiaToday) 8.10.2015, dostęp 30.7.2019.
https://www.rt.com/news/317971-bellingcat-russia-syria-videos-
geolocation/
Wer Steckt Hinter dem Rechercheprojekt Bellingcat? RT hat sich
Auf die Suche gemacht. youtube RT Deutsch 10.10.2015, dostęp
30.7.2019. https://www.youtube.com/watch?v=-
a1dn9wAHm8&list=PLPC0Udeof3T48YMaClFdtWl6l_D6WDwRW&index=2
Bellingcat Shows He Doesn’t Understand a Damn Thing About
Russia’s Syrian Campaign. Russia Insider 27.10.2015, dostęp
30.7.2019. https://russiainsider.com/en/military/bellingcat-strikes-
again-shows-he-doesntunderstand-damn-thing-about-russias-
syrian
Playlista RT (Russia Today) YouTube
https://www.youtube.com/playlist?
list=PLPC0Udeof3T48YMaClFdtWl6l_D6WDwRW
КиберБеркут взломал интернет-проекты Антона
Геращенко. Русское Агентство Новостей 29.10.2015, dostęp
30.7.201.9 http://xn–-8sbeyckrgcbzinq9j.ru-an.info/новости/
киберберкут-взломал-интернет-проекты-антона-геращенко/
КиберБеркут выявил связь СБУ и Геращенко с российскими
„правозащитниками”. „Вести” 29.10.2015, dostęp 30.7.2019-
https://www.vesti.ru/doc.html?id=2681008&cid=7
Unnecessary Mystery: US Still Won’t Say What It Knows About
MH17. Russia Insider 18.1.2016, dostęp 30.7.2019. https://russia-
insider.com/en/unnecessary-mystery-us-still-wont-say-what-it-
knows-about-mh17/ri12266
Russian Ministry of Foreign Affairs Plagiarizes LiveJournal Posts
in MH17 Response. Bellingcat 22.4.2016, dostęp 30.7.2019.
https://www.bellingcat.com/news/uk-and-europe/2016/04/22/mfa-
plagiarism/
Mr. Bellingcat to Face Public in Washington DC on Tuesday.
Break Out the Popcorn. Russia Insider 4.4.2016, dostęp 30.7.2019.
http://russia-insider.com/en/politics/immediate-release-question-
time-atlantic-council-andbellingcats-eliot-higgins/ri13728
Response from the Russian Ministry of Foreign Affairs to
Bellingcat Regarding Fakery Allegations. Russian Ministry of
Foreign Affairs 14.4.2016, dostęp 30.7.2019.
https://www.bellingcat.com/resources/articles/2016/04/14/response-
from-the-russian-ministry-of-foreign-affairs-to-
bellingcatregarding-fakery-allegations/
The Falsification of Open Sources About MH17: Two Years Later
by and for Investigative Journalists, dostęp 30.7.2019.
http://www.segodnia.ru/sites/default/files/pdf/The%20Falsification%20of%20
Anti-Bellingcat Reports Debunk Myths about MH17 Crash and
Russia’s Hand in It. Sputnik News 17.09.2016, dostęp 30.7.2019.
https://sputniknews.com/russia/201609171045405756-mh17-lies-
report/
MH17: le nouveau rapport qui accable Bellingcat. Sputnik News
20.9.2016, dostęp 30.7.2019.
https://fr.sputniknews.com/international/201609201027840617-
ukraine-russie-mh17/
Whither Bellingcat in The Age of Trump? South Front 20.2.2017.
https://southfront.org/whither-bellingcat-in-the-age-of-trump/
NATO Invades Neutral Swedish Beach. Russia Insider 27.6.2017,
dostęp 30.7.2019. https://russia-insider.com/en/politics/nato-
invades-neutralswedish-beach/ri20221
Russia: ‘No reason’ to Trust Bellingcat MH17 Investigation –
Putin. Youtube, Ruptly 25.5.2018, dostęp 30.7.2019.
https://www.youtube.com/watch?v=M14o4o-Xk1A
Profile of MH17 „Expert”: Eliot Higgins Cracked Nazi Enigma
Machine Using Only YouTube and Google Earth. Russia Insider
19.1.2015. https://russiainsider.com/en/media-criticism/profile-
mh17-expert-eliot-higginscracked-nazi-enigma-machine-using-
only-youtube-and
GPS Enthusiast Eliot Higgins Gets Creamed by an Actual
Journalist. Russia Insider 19.5.2015. https://russia-
insider.com/en/politics/transparent-fraudeliot-higgins-defends-
fake-mh17-evidence/ri7085
EXCLUSIVE: The West’s Go-to MH17 Expert Is a Social Media
Hack Who Pushed Syria Chemical Attack Lies. Russia Insider
16.1.2015. https://russiainsider.com/en/germany/exclusive-wests-
go-mh17-expert-social-mediahack-who-pushed-syria-chemical-
attack-lies
Buk-ohjus räjäytettiin Suomessa - katso kuva Alankomaiden
salaisesta MH17-testistä. „Iltalehti” 22.7.2017, dostęp 26.7.2019.
https://www.iltalehti.fi/kotimaa/a/201707212200278475
British Media: If Couch Potato Eliot Higgins Says It It Must Be
True. Russia Insider 2.10.2018. https://russia-
insider.com/en/british-media-if-couchpotato-eliot-higgins-says-it-
it-must-be-true/ri24946
NATO-Funded Blogger Eliot Higgins Hurls Obscenities at Critics
Instead of Facts. Russia Insider 18.6.2018. https://russia-
insider.com/en/mediacriticism/nato-funded-blogger-eliot-higgins-
hurls-obscenities-criticsinstead-facts/ri23831

Człowiek ścisłego kręgu – Liz Wahl

RT America’s Liz Wahl resigns live on air. YouTube RT America.


5.3.2014, dostęp 9.8.2019. https://www.youtube.com/watch?
v=2h79v9uirLY
About Abby Martin, Liz Wahl and Media Wars. RT (Russia
Today) 6.3.2014. https://www.rt.com/op-ed/about-liz-wahl-media-
wars-126/
Brainwash Level – ‘Neocons’: Staged Liz Wahl Psy-Op Exposure
Explodes on Twitter. RT (Russia Today) 20.3.2014.
https://www.rt.com/usa/liz-whalneocons-twitter-101/
New Report Reveals how ‘American Neocons’ Stage Attacks
Against Alternative Media. RT (Russia Today) 20.3.2014.
https://www.rt.com/usa/neoconsstage-attack-alternative-media-
965/
RT reacts to anchor Liz Wahl quitting on air. RT America,
6.3.2014. https://www.rt.com/usa/rt-reacts-liz-wahl-042/
The Truth About RT Host Liz Wahl’s Resignation. YouTube Paul
Joseph Watson, 7.3.2014, dostęp 9.8.2019.
https://www.youtube.com/watch?v=HIiiwe6TUtY
Revelan que la renuncia pública en RT fue ideada por
neoconservadores de EE.UU. Actualidad RT. 20.3.2014.
https://actualidad.rt.com/actualidad/view/122894-ataques-
neoconservadores-eeuu-medios-alternativos
Confronting Russia’s Weaponization of Information. United
States House Committee on Foreign Affairs. 15.4.2015.
https://docs.house.gov/meetings/FA/FA00/20150415/103320/HHRG-
114-FA00-Wstate-WahlE-20150415.pdf
Infowars Calls Out Former RT Reporter, YouTube Alex Jones Fan
22.5.2015 (kopia oryginalnego nagrania Aleksa Jonesa), dostęp
9.8.2019. https://www.youtube.com/watch?v=kTWtujuoxoY
Question That: RT’s Military Mission. DFRLab, 8.1.2018, dostęp
9.8.2019. https://medium.com/dfrlab/question-that-rts-military-
mission-4c4bd9f72c88
‘UK’s Gigantic Propaganda Mill is Hyping up the New Cold War
with Russia’– Max Blumenthal. RT (Russia Today) 19.12.2018.
https://www.rt.com/uk/446866-uk-integrity-initiative-cold-war/
[1] Lotta – członkini kobiecej organizacji obrony cywilnej Lotta
Svärd (Miecz Lotty), istniejącej w latach 1920–1944, tutaj:
członkini jej młodzieżowego oddziału (wszystkie przypisy
pochodzą od tłumaczki).
[2] W październiku 2014 roku przewodniczący młodzieżowego
okręgu Koalicji Narodowej w Helsinkach, Jukka-Matti
Romppainen, w ataku szału zamordował 58-letnią Rosjankę.
Przyczyną było to, że kobieta zwróciła Romppainenowi uwagę na
niewłaściwe traktowanie wyprowadzonego przez niego psa.
[3] Policja to służba porządkowa, która zastąpiła w Rosji milicję
dopiero 1 marca 2011 roku.
[4] Rakkautta ja Anarkiaa (Miłość i Anarchia) to największy
i najbardziej różnorodny festiwal filmowy w Finlandii. Odbywa
się rokrocznie jesienią, pokazy organizowane są w całym kraju.
[5] Pierwszego stycznia 2020 roku z okręgów Troms i Finnmark
powstał jeden okręg, co spowodowało pewne zmiany
w strukturze Sekretariatu.
[6] Partia Finów (Perussuomalaiset) – narodowo-
konserwatywna, eurosceptyczna partia polityczna. W momencie
kończenia książki (lato 2019) była drugą siłą w fińskim
parlamencie. We wspomnianych wyborach prezydenckich Laura
Huhtasaari zdobyła 6,9% głosów, co było trzecim wynikiem.
[7] Pierwszy w Finlandii zamach przeprowadzony przez
islamskiego terrorystę zdarzył się 18 sierpnia 2017 roku. Przybyły
rok wcześniej uchodźca marokańskiego pochodzenia zaatakował
nożem przypadkowych przechodniów na rynku w Turku. Dwie
osoby zginęły, osiem zostało rannych.
Putinin trollit. Tositarinoita Venäjän infosodan rintamalta
Copyright © Jessikka Aro 2019
Original edition published by Johnny Kniga publishers, 2019
Polish edition published by agreement with Jessikka Aro and Elina Ahlback Literary Agency,
Helsinki, Finland
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo SQN 2020
Copyright © for the Polish translation by Marta Laskowska 2020
The translation of this work has been supported by the FILI

Redakcja – Joanna Mika


Korekta – Grzegorz Krzymianowski
Projekt typograficzny i skład – Joanna Pelc
Adaptacja okładki – Paweł Szczepanik / BookOne.pl
All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek
inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana
elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu
bez pisemnej zgody wydawcy.
Drogi Czytelniku,
niniejsza książka jest owocem pracy m.in. autora, zespołu redakcyjnego i grafików.
Prosimy, abyś uszanował ich zaangażowanie, wysiłek i czas. Nie udostępniaj jej innym,
również w postaci e-booka, a cytując fragmenty, nie zmieniaj ich treści. Podawaj źródło ich
pochodzenia oraz, w wypadku książek obcych, także nazwisko tłumacza.
Dziękujemy!
Ekipa Wydawnictwa SQN
Wydanie I, Kraków 2020
ISBN EPUB: 9788381297950
ISBN MOBI: 9788381297943

Wydawnictwo SQN pragnie podziękować wszystkim, którzy wnieśli swój czas, energię i
zaangażowanie w przygotowanie niniejszej książki:
Produkcja: Kamil Misiek, Joanna Pelc, Joanna Mika, Dagmara Kolasa
Design i grafika: Paweł Szczepanik, Marcin Karaś, Agnieszka Jednaka
Promocja: Piotr Stokłosa, Aldona Liszka, Szymon Gagatek, Tomasz Czernich
Sprzedaż: Tomasz Nowiński, Patrycja Talaga, Karolina Żak
E-commerce: Tomasz Wójcik, Szymon Hagno, Łukasz Szreniawa, Marta Tabiś
Administracja i finanse: Klaudia Sater, Monika Płuska, Honorata Nicpoń, Ewa Koza
Administracja i finanse: Klaudia Sater, Monika Płuska, Honorata Nicpoń, Ewa Koza
Zarząd: Przemysław Romański, Łukasz Kuśnierz, Michał Rędziak
www.wsqn.pl
www.sqnstore.pl
www.labotiga.pl
Spis treści
Okładka
Strona tytułowa
Ja
Dyplomata – Renatas Juška
Operacje psychologiczne
Biznesmen – Bill Browder
Moskiewski Uniwersytet Państwowy
Dziennikarze – Thomas Nilsen, Atle Staalesen i Trude Pettersen
Sawuszkina 55
Naukowiec – Martin Kragh
Trolle w akcji
Analityczka – Jelena Milić
Co, kurwa??!!
Badacz – Eliot Higgins
Proces
Człowiek ścisłego kręgu – Liz Wahl
Podziękowania
Źródła i dalsze lektury
Strona redakcyjna

You might also like